21/02/08
Fot. ONS Co trzeci Brytyjczyk uważa, że do wypadku, w którym zginęła księżna Diana, nie doszło przypadkowo. Co drugi twierdzi, że nie wszystkie okoliczności zdarzenia wyjaśniono. Mija 10. rocznica śmierci matki przyszłego króla Anglii
Nie pomogło ani trwające ponad 2 lata śledztwo policji francuskiej, ani wznowione w styczniu 2004 i zakończone w grudniu 2006 r. niezwykle drobiazgowe dochodzenie Scotland Yardu. Wciąż co trzeci poddany brytyjskiej Korony podejrzewa, że Królowa Ludzkich Serc padła ofiarą spisku. Ktoś obliczył i media bezmyślnie to powtarzają, że powstało już ponad 36 tys. teorii, wyjaśniających „prawdziwe” okoliczności jej śmierci. Taka liczba to oczywiście absurd, gdyż samo wyliczenie tylu koncepcji wypełniłoby grubą książkę. Ale jeśli nawet ta liczba jest tysiąc razy mniejsza, wystarcza, by spiskowe teorie pobudzały wyobraźnię i stwarzały okazję do niezłego zarobku dla autorów sensacyjnych powieści, pseudobiografii czy scenariuszy filmowych. Przypomnijmy więc fakty, których nikt nie kwestionuje.
31 sierpnia 1997 r. Diana i ówczesny towarzysz jej życia Dodi al-Fayed wyszli z paryskiego hotelu Ritz. Wiedząc, że przed drzwiami czeka tłum paparazzich, skorzystali z tylnego wyjścia. Za kierownicą mercedesa 300 zasiadł Henri Paul, księżnej towarzyszył ponadto jej ochroniarz Trevor Rees-Jones. Fotoreporterzy nie dali się oszukać i, widząc odjeżdżającą limuzynę, ruszyli za nią. W tunelu Pont d’Alma rozpędzony samochód uderzył w betonowy filar. Al-Fayed i Paul zginęli na miejscu, Diana zmarła 3 godziny po przewiezieniu do szpitala, Rees-Jones został ciężko ranny.
Po stwierdzeniu zgonu i zbadaniu obrażeń ciało Diany zabalsamowano i przewieziono do Anglii. 6 września księżna Walii została pochowana w posiadłości rodu Spencerów – Althorp, na wysepce pośrodku sztucznego jeziora. Analizy laboratoryjne wykazały, że Henri Paul miał we krwi 1,7 promila alkoholu i śladowe pozostałości po lekach antydepresyjnych. Z badań śladów na jezdni wynikało, że samochód, który prowadził, jechał co najmniej z szybkością 160 km/h, biegli nie wykluczyli, że nawet 190 km.
Wszystko wydawało się więc jasne. Jednak jeszcze przed
pogrzebem Diany pojawiły się pierwsze wątpliwości dotyczące
zarówno samego wypadku, jak i sposobu prowadzenia śledztwa.
Początkowo były to czyste spekulacje. Zastanawiano się, dlaczego
zmiażdżony samochód usunięto z tunelu już półtorej godziny po
wypadku, i sugerowano, że chodziło o zatarcie śladów. W
pośpiechu, z jakim balsamowano ciało księżnej, widziano z kolei
zabieg mający uniemożliwić jego dokładne zbadanie. Oliwy do ognia
dodała wiadomość o zaginięciu taśm z kamer w tunelu, na których
podobno zarejestrowano moment wypadku.
Nie wiadomo, czy takie nagrania w ogóle istniały, ale pole do snucia teorii spiskowych zostało otwarte. Zwłaszcza gdy potwierdziły się pogłoski, że na miejscu wypadku bardzo szybko znaleźli się agenci brytyjskiego wywiadu MI6. Co prawda władze natychmiast wyjaśniły, że Diana – jak wszyscy członkowie rodziny królewskiej – podlegała z urzędu ochronie, jednak nie wszyscy dali wiarę, że chodziło tylko o rutynowe działania. Największe poruszenie wywołały opowieści o białym Fiacie Uno, który wyjechał z tunelu kilka sekund po wypadku. Do francuskiej prasy przeciekły informacje, że na roztrzaskanej masce mercedesa znaleziono ślady białego lakieru i okruchy szkła z reflektorów innego wozu. Świadkowie mieli zeznać, że widzieli w fiacie mężczyznę w wieku około 40 lat i dużego psa na siedzeniu.
Policja po kilku dniach ustaliła, że uno należało do paparazzo Jamesa Andansona. Fotograf przyznał, że był feralnego dnia w tunelu, jednak zapewnił, że nie brał udziału w kolizji. Na karoserii jego wozu odkryto odpryski ciemnej farby, ale ekspertyza wykluczyła, by pochodziły z mercedesa, którym jechała Diana. Tak przynajmniej głosił oficjalny komunikat. Jego wiarygodność została nadszarpnięta trzy lata później – 5 maja 2000 r. w lesie pod Nantes znaleziono spalony wrak samochodu. W środku znajdowały się całkowicie zwęglone zwłoki. Ich identyfikację umożliwiły dopiero testy DNA. Okazało się, że ofiarą jest 54-letni James Andanson. Miesiąc później trzech zamaskowanych mężczyzn włamało się do paryskiego biura agencji Sipa, dla której pracował. Zniknął jego laptop i twardy dysk z komputera stacjonarnego. Sprawców kradzieży nie znaleziono. Wyznawcy teorii spisku nie mieli wątpliwości, że byli to agenci tajnych służb – brytyjskich lub francuskich, a Andanson zginął, gdyż wiedział za dużo. Zdaniem policji i rodziny popełnił samobójstwo.
Nie ma przestępstwa bez motywu. Pierwszy i najczęściej
podchwytywany trop wskazał ojciec Dodiego al-Fayeda, egipski
miliarder, właściciel 7-piętrowego londyńskiego domu towarowego
Harrods i klubu piłkarskiego Fulham, Mohamed al-Fayed. Jego zdaniem
śmierć Diany była – jak to ujął na konferencji prasowej w
Waszyngtonie – „morderstwem na tle rasowym”. Precyzując myśl,
wyjaśnił, że brytyjska rodzina królewska chciała za wszelką
cenę zapobiec małżeństwu księżnej Walii z jego synem. Gdyby do
tego doszło, następcy tronu – książęta William i Harry staliby
się bowiem pasierbami muzułmanina. Na to konserwatywni lokatorzy
pałacu Buckingham nie mogli się zgodzić. Sugestia natychmiast
znalazła zwolenników w świecie arabskim, egipski prawnik Nabih
Alwasi pozwał do sądu królową Elżbietę II i zażądał niemal
200 tysięcy dolarów odszkodowania za udział w antyislamskim
spisku.
Oskarżenie było tak idiotyczne i absurdalne, że musiało trafić na pierwsze strony tabloidów. Al-Fayedowi, który bez wątpienia stał za tą prowokacją, o nic innego nie chodziło – teoria spisku została nagłośniona i dotarła do milionów czytelników. Równolegle snuto spekulacje związane z księciem Karolem. Jeśli ktoś z rodziny krónalewskiej mógł mieć motyw do zbrodni – to przede wszystkim on. Po rozwodzie z Dianą stał bowiem przed dramatycznym wyborem – albo korona, albo małżeństwo z Camillą Parker- -Bowless. Brytyjski monarcha jest także głową Kościoła anglikańskiego i szanse, by tę godność otrzymał rozwodnik, który ożenił się po raz drugi, były znikome.
Śmierć Diany rozwiązywała wszystkie problemy – książę z napiętnowanego rozwodnika zmieniał się w godnego współczucia wdowca. Co więcej, mógł znów myśleć realnie i o koronie, i o ślubie z Camillą. W 2003 r. zwolennicy tej teorii uzyskali nieoczekiwane wsparcie. Dziennik „Daily Mirror” opublikował list, jaki 10 miesięcy przed śmiercią Diana napisała do zaufanego kamerdynera Paula Burella. Z listu wynikało, że księżna boi się o życie i przypuszcza, że ktoś próbował uszkodzić hamulce w jej samochodzie. W tekście znajdowało się imię lub nazwisko podejrzanego, jednak redakcja z obawy przed procesem zaczerniła je. Kamerdyner osobiście przekazał list redakcji, nie wyjaśnił jednak, dlaczego zrobił to dopiero 6 lat po wypadku.
Oczywiście ani Elżbieta II, ani książę Karol nie
organizowali zamachu osobiście. Od tego mają tajne służby.
Mohamed al-Fayed wynajmował najlepszych detektywów, wydawał setki
tysięcy funtów, by udowodnić, że w spisku maczali palce agenci
MI6. Dwóch nawet zdemaskował, ale osiągnął niewiele – obaj
przyznali, że faktycznie obserwowali Dianę, lecz robili to
legalnie, zgodnie z przepisami o ochronie kontrwywiadowczej
najważniejszych osób w państwie.
Szpiegowanie szpiegów nie było jednak całkowicie bezowocne. Detektywi odkryli bowiem, że księżnę podsłuchiwali agenci… wywiadu amerykańskiego. Gdy ta informacja trafiła do mediów, natychmiast pojawiły się sugestie, że spryciarze z MI6 dla całkowitego zatarcia śladów zlecili „brudną robotę” kolegom z CIA. W ten sposób spisek zaczął nabierać charakteru ogólnoświatowego. Kilka tygodni później wybuchła kolejna bomba – poważny dziennik „The Independent”, powołując się na anonimowego informatora w policji francuskiej, podał, że Diana w momencie śmierci była w ciąży. No i wszystko ułożyło się w spójną, spiskową całość. Ciąża oznaczała, że księżna poważnie myśli o wyjściu za Dodiego. Znaleziono nawet jubilera z Monte Carlo, który miał wziąć miarę z jej palca, by przygotować zaręczynowy pierścionek. Co prawda sam zainteresowany tego nie potwierdził, ale nie miało to już znaczenia dla twórców teorii. Według nich rozmowy kochanków podsłuchali Amerykanie, podzielili się informacjami z Brytyjczykami, ci przekazali je rodzinie królewskiej i zapadł wyrok. Po jego wykonaniu ciało Diany pośpiesznie zabalsamowano, gdyż formaldehyd uniemożliwia rozpoznanie wczesnej ciąży.
Dodatkowym argumentem na rzecz tej hipotezy stały się zdjęcia wykonane przez paparazzich na plaży w Saint Tropez, na których dostrzeżono lekko zaokrąglony brzuch księżnej. Protokół medyczny podpisany przez lekarkę Dominique Lecomte i stwierdzający jednoznacznie, że Diana nie była brzemienna, uznano za mistyfikację, której dokonał kolejny wywiad – tym razem francuski. Okazało się bowiem – i jest to jedyny stuprocentowo pewny element tego rozumowania – że kierowca Henri Paul był tajnym współpracownikiem francuskich służb specjalnych.
Po podjęciu decyzji o zamachu należało ją wykonać, co
nie było łatwym zadaniem. W niemal wszystkich teoriach spiskowych,
które wyjaśniają, jak tego dokonano, kluczową rolę odgrywa Henri
Paul. Kamery w hotelu Ritz zarejestrowały kilka scen poprzedzających
jego wyjście z hotelu. Zachowuje się zwyczajnie, porusza pewnie,
nic nie wskazuje, by miał we krwi – jak wykazały pośmiertne
analizy – 1,7 promila alkoholu. Dalsze rozważania idą w kilku
kierunkach. Jedna z hipotez głosi, że Paul był trzeźwy w tunelu
został potrącony przez inny samochód – tajemnicze białe uno.
Przy ogromnej szybkości wystarczało muśnięcie, by stracił
panowanie nad kierownicą i uderzył w stalowe przęsło. Dla
udowodnienia, że to on zawinił, ponieważ prowadził w stanie
kompletnego upojenia, podmieniono próbki krwi. Fotoreportera
Andansona, który jechał tuż za mercedesem i mógł być świadkiem
zamachu, zlikwidowano.
Według innej Paulowi podano środki odurzające o opóźnionym działaniu. Wyszedł więc z hotelu w pełni sił, a kilka minut później stracił kontrolę nad sobą i wozem. Śladu narkotyków nie wykryto w krwi, gdyż do badań przekazano fałszywą próbkę. Dlaczego jednak wywiad – francuski lub brytyjski – wybrał rozwiązanie, w którym musiał zginąć jego agent? Bo zdradził – odpowiada David Cohen, autor książki „Diana. Śmierć bogini”. Paul pracował oficjalnie jako szef ochrony Ritza, zarabiał około 30 tys. dolarów rocznie, ale zgromadził majątek wielokrotnie przekraczający jego dochody. Na kontach w zagranicznych bankach zdeponował ponad pół miliona dolarów. Skąd je miał? Cohen, a w ślad za nim inni łowcy sensacji, sugeruje, że działał na kilku frontach, być może również w świecie zorganizowanej przestępczości i handlarzy narkotyków. Gdy to odkryto, postanowiono za jednym zamachem rozwiązać 2 problemy – pozbyć się wiarołomnego agenta i niewygodnej księżnej.
Stałym elementem większości teorii spiskowych jest
obecność w nich Żydów. Nic zatem dziwnego, że i ten wątek
pojawił się w rozważaniach nad przyczynami śmierci księżnej.
Egipski dziennikarz Mohamed Ragab w książce „Kto zabił Dianę?”
zasugerował, że głównym celem zamachu wcale nie była ona, lecz…
Dodi al-Fayed, a mówiąc precyzyjniej: jego ojciec. Błyskotliwa
kariera i fortuna zdobyta przez arabskiego biznesmena stanęła
kością w gardle żydowskim konkurentom, zwłaszcza że działał w
intratnej i zastrzeżonej ponoć dla nich branży handlowej. Nie ma
skuteczniejszego sposobu ugodzenia ojca jak zabicie mu ukochanego
syna. I tajne służby Izraela, być może we współpracy z MI6,
zrobiły to. Śmierć Diany była natomiast tylko przykrywką,
odwracającą uwagę śledczych od rzeczywistych powodów zamachu.
Mohamed al-Fayed nigdy nie odciął się od tych sugestii, wręcz
przeciwnie – wielokrotnie przedstawiał się jako ofiara
rasistowskich uprzedzeń. Fakt, że książka ukazała się w jego
ojczystym Egipcie, pozwala przypuszczać, że był jej inspiratorem.
Czarę goryczy władz brytyjskich przelały opowieści o „łowcach skór”. Według najbardziej szokujących teorii Diana mogła przeżyć wypadek, jednak potem ją po prostu dobito. Ratownicy mieli celowo opóźniać wydobycie ciała z rozbitego samochodu, zamiast przez kilka – robili to przez 35 minut. Potem podejrzanie długo powstrzymywali się przed podjęciem zabiegu przywracającego pracę jej serca, które w pewnym momencie przestało bić. Wreszcie zadziwiająco wolno jechali do szpitala – trasę z tunelu d’Alma do szpitala Pitié Salpetriere można pokonać nocą w 5 minut, tymczasem przejazd karetki trwał niemal pół godziny. Gdy dotarła do celu, na ratunek było już za późno. Nad „niesprawnym” przebiegiem akcji mieli cały czas czuwać agenci brytyjskiego wywiadu. Pod wpływem tak przerażających oskarżeń rząd premiera Blaira podjął pod koniec 2003 r. decyzję o wznowieniu śledztwa. Na czele ekipy dochodzeniowej stanął cieszący się wielkim autorytetem i nieposzlakowaną opinią emerytowany szef Scotland Yardu sir John Stevens. Prace ruszyły na początku następnego roku i trwały ponad 30 miesięcy. Zbadano wszystko – 6 tys. stron dokumentów z pierwszego śledztwa, zgromadzone wówczas dowody rzeczowe, rewelacje prasowe i relacje świadków. Szczególnie wnikliwie sprawdzano hipotezy o podmianie próbek krwi Henri Paula i ciąży Diany. W celach porównawczych pobrano materiał genetyczny od rodziców kierowcy i stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, że do podmiany nie doszło. Analiza zachowanych próbek krwi księżnej wykluczyła, by spodziewała się dziecka.
Te jednoznaczne konkluzje znalazły się w raporcie końcowym, przedstawionym w grudniu 2006 r. O tym, że sir Stevens nie dopuścił się żadnych manipulacji, świadczyło potwierdzenie doniesień o podsłuchiwaniu Diany przez wywiad amerykański oraz tajnej współpracy Paula z wywiadem francuskim. Nie zmieniało to jednak faktu, że przyczyną wypadku była nadmierna prędkość i utrata panowania nad samochodem przez pijanego kierowcę. Autor raportu zdecydowanie odrzucił możliwość udziału osób trzecich w sprowokowaniu katastrofy. Mimo to co trzeci Brytyjczyk pozostał nieprzekonany.
Dlaczego społeczeństwo, które uchodzi za jedno z
najbardziej racjonalnych w Europie, tym razem dało się uwieść
zatrącającym o absurd teoriom spiskowym? Odpowiedzi szukają
socjologowie, psychologowie, medio- i religioznawcy. Diana, która
dzięki umiejętnej grze z mediami stała się najbardziej znaną
kobietą świata, w masowej wyobraźni przekształciła się w
bohaterkę z pogranicza rzeczywistości, mitu i baśni. Chociaż
pochodziła z zamożnej, arystokratycznej rodziny, widziano w niej
Kopciuszka, który w cudowny sposób znalazł swego księcia. Kolejne
rozdziały jej życia też kojarzyły się z baśniami – była
dobrą dziewczyną dręczoną przez Królową Śniegu, czyli Elżbietę
II, potem Piękną w objęciach Bestii, czyli Karola, wreszcie
szczęśliwą kochanką arabskiego szejka. Gdyby w tym momencie bajka
skończyła się sentencją „i żyli długo i szczęśliwie”,
prawdopodobnie jej gwiazda zaczęłaby powoli blednąć. Stało się
jednak inaczej. Jak w klasycznym melodramacie zamiast szczęścia
nadeszła śmierć. Kto bez zastanowienia potrafi wymienić
szczęśliwych kochanków? Na pytanie o nieszczęśliwych odpowiadamy
bez wahania – Romeo i Julia, Tristan i Izolda… Umberto Eco
powiedział, że „nic bardziej nie zapada w pamięć publiczności,
jak śmierć bohaterów romansu”. Teoretyk religii Gerardus van der
Leeuw niemal wiek temu zauważył, że „nagła śmierć jest
zjawiskiem tak nienaturalnym, że człowiek stara się znaleźć jej
przyczynę. Robi to nawet wbrew temu, co podpowiada mu rozum, wbrew
oczywistym faktom”.
Śmierć Diany była i nagła, i nienaturalna. I właśnie śmierć
definitywnie przeniosła ją z realnego świata do sfery mitu.
Bardziej lub mniej świadomie przyczyniła się do tego również
decyzja rodziny Spencerów o pochowaniu księżnej na wyspie. W
tradycji celtyckiej i staroangielskiej wyspy były bowiem miejscem
wiecznego pobytu heroicznych postaci, wystarczy wspomnieć Avalon i
króla Artura. Niepogodzony z utratą syna Mohamed al-Fayed stworzył
z kolei dostosowane do dzisiejszych wyobrażeń fundamenty mitu –
wiarę w nieprzypadkowe przyczyny śmierci, wszechobecność tajnych
służb, złowrogie intrygi wielkich tego świata. Media utrwaliły
tę konstrukcję i Diana żyje już dzisiaj w innym wymiarze –
dostępnym tylko dla bohaterów legend i baśni. Zwyczajni
śmiertelnicy coraz częściej nazywają ją „boginią”, a w
świcie bogiń możliwe jest wszystko.
Kazimierz
Pytko