Pieniądz niejałowy i jałowy monetaryzm
Pieniądz nie jest jałowy. Stwierdzenie
"jałowy" ma sugerować, \e pieniądz jako
podstawowy wynalazek cywilizacyjny nie
przynosi efektów społeczeństwu. Gdyby
tak rzeczywiście było, rynek ju\ dawno
zrezygnowałby z pieniądza.
Pieniądz to znakomity wynalazek, bez
którego Krzysztof Mazur nie byłby w
stanie napisać polemiki do mojego
artykułu. Bez pieniądza społeczeństwo
pozostaje na prymitywnym poziomie
gospodarczym, gdzie dominuje wymiana
towar za towar, a podział pracy jest
utrudniony. Przy barterze dwie
zainteresowane strony muszą spełnić
1
warunek zbie\ności potrzeb. Jak
rozwiązać problem śpiewaka operowego,
który chce kupić jajka? Jak ekonomista
ma kupić chleb? Jak filozof ma kupić
buty? Jak Eistein ma zatrudnić kogoś do
sprzątania mu domu? Jak publicysta
tygodnika "Najwy\szy Czas!" ma zdobyć
lekarstwa? Widzimy wyraznie, \e takie
transakcje byłyby niezwykle trudne do
wykonania bez pieniądza przez problem
zbie\ności potrzeb. Niemniej jednak,
kiedy pojawi się pieniądz, sytuacja
zmienia się radykalnie. Teraz ka\dy z tych
specyficznych zawodów sprzedaje swoje
usługi bezpośrednio zainteresowanym, a
ci płacą mu dobrem, za które on nabędzie
rzecz przez siebie po\ądaną.
2
W ten sposób wykształca się wymiana
pośrednia. Ekonomista wykłada uczniom
na tematy gospodarcze i w zamian od
nich zdobywa dobro, za które kupi chleb.
Takie dobra właśnie stają się
"pieniędzmi", poniewa\ nie słu\ą ani do
produkcji, ani konsumpcji. Słu\ą jako
środek wymiany między jednostkami.
Dzięki takiemu zabiegowi znacznie
poszerza się pole do specjalizacji. Podział
pracy zaczyna kwitnąć, poniewa\ znika
problem zbie\ności potrzeb. Oprócz tego
ułatwiona jest akumulacja kapitału: od
teraz nie jestem inwestorem mając 10
jabłek, 2 skrzynki, 3 rowery, 6
pracowników. Od teraz mam określoną
sumę pieniędzy, za które mogę nabyć
dokładnie te rzeczy, jakie do inwestycji
3
będą mi potrzebne. Nie trzeba dodawać,
\e akumulowanie kapitału umo\liwia
jeszcze dalszy podział pracy i pogłębiania
specjalizacji.
Nie dość, \e jako kapitalista mogę
zakupywać niezbędne dobra
inwestycyjne, pracę i ziemię, to na
dodatek mogę kalkulować. Jestem w
stanie porównać wielkość nakładów w
stosunku do wielkości wyników. Mierzę
pieniądzem koszty, jakie ponoszę, i
odejmuje je od przychodów obliczając
ró\nicę. Dzięki temu jestem w stanie
stwierdzić, czy spełniam potrzeby
konsumenta w sposób satysfakcjonujący
w stosunku do innych biznesów na
rynku. Mechanizm zysków i strat
obrazuje, czy środki, jakie zakupiłem po
4
aktualnych cenach przyniosły
konsumentowi satysfakcję, czy te\
konsumenci zdecydowali się na kupno
innych dóbr, produkowanych przez
konkurentów. Zatem bez pieniądza nie
ma tak\e przedsiębiorczości.
Pamiętamy wykład Carl Megnera i tezę o
tym, \e wartość dóbr wy\szego rzędu,
czyli dóbr produkcyjnych, zale\y tylko i
wyłącznie od oczekiwanej wartości dóbr
ni\szego rzędu, jakie wyprodukują.
"Oczekiwana wartość" jest tworzona przez
prywatnych właścicieli, przez
przedsiębiorców, którzy "spekulują",
"oczekują", czyli konkretniej mówiąc
wyceniają czynniki produkcji w
zale\ności, od tego, jakich spodziewają się
zysków przy ich u\yciu. Jeśli na przykład
5
zakupiłem pracę i ziemię za 100 złotych,
a produkt sprzedałem za 99 złotych, to
wyraznie widać, \e zmarnotrawiłem
środki. Ale zadajmy sobie pytanie: skąd to
się bierze?
Sprzeda\ po 99 bierze się oczywiście z
gustów konsumenta. Konsumenci nie byli
zbytnio zainteresowani moim produktem i
skierowali swoje zainteresowanie na
produkty bardziej im potrzebne. To
oznacza, \e praca i ziemią, jakie
zatrudniłem po 100, zostały
zmarnotrawione i powinny pójść na
produkcję dóbr zaspokajających inne
bardziej naglące potrzeby. Ten
mechanizm obrazuje, jacy przedsiębiorcy
są dobrzy, a jacy zli. Mechanizm zysków i
6
strat jest mo\liwy tylko i wyłącznie przy
istnieniu pieniądza.
Teraz zastanówmy się jeszcze, co by było,
gdybyśmy całkowicie wyeliminowali
niepewność z naszego świata. Załó\my, \e
wszyscy dokładnie jesteśmy w stanie
przewidzieć co nas spotka jutro, pojutrze,
za rok, za godzinę etc. Nie
potrzebowalibyśmy pieniądza w ogóle!
Skoro wiem, \e na przykład muszę jutro
zakupić o określonej godzinie chleb, to po
co mam dzisiaj po wypłacie trzymać
pieniądze w kieszeni? Zaraz po zarobieniu
ich umieszczę je w jednodniowym
projekcie inwestycyjnym tak, aby jutro
tu\ przed zakupem chleba, otrzymać
trochę więcej grosza ni\ mam po
zarobieniu. W takim świecie nikt nie
7
trzymałby pieniądza jako dobra
natychmiastowo płynnego (czyli takiego,
jakie mo\e praktycznie w ka\dej chwili
zostać zamienione na dobro
konsumpcyjne lub produkcyjne),
poniewa\ wiedziałby, kiedy dokładnie
chce ten pieniądzu upłynnić.
Dlatego te\ \aden z nas nie trzymałby
pieniądza w kieszeni, na koncie, w szafce,
tylko natychmiast by się pieniądza
pozbywał. Popyt na pieniądz malałby w
sposób zastraszający, a jak wiemy
zgodnie z prawem popytu, ni\szy popyt
prowadzi do spadku ceny. Cena pieniądza
leciałaby na łeb na szyję, czyli spadałaby
jego siła nabywcza (pamiętamy, \e cena
pieniądza to siła nabywcza, a nie stopa
procentowa jak mówią Keynesiści). Ceny
8
dóbr i usług leciałyby nonstop w górę. W
świecie pewnym, gdzie doskonale znamy
naszą przyszłość, pieniądz spełnia
funkcję tylko numeraire, stateczną
jednostką rozliczeniową, a nie środkiem
wymiany (Mises, Human Action).
Podsumujmy zatem. Pieniądz to
podstawowa rzecz, jaka umo\liwia nam
funkcjonowanie w świecie niepewnym.
Pieniądz tak\e to podstawowy wynalazek
cywilizacji, pchający do przodu podział
pracy. Pieniądz umo\liwia tak\e
skuteczne przeprowadzanie inwestycji i
akumulowanie kapitału, a więc dalszy
rozwój cywilizacji. Stopa procentowa, jaka
reguluje poziom inwestycji jest
sprowadzana do pienię\nej postaci np.
100 w zamian za 110 za rok (stopa 10%).
9
Gdyby nie było pieniądza, ka\de dobro
miałoby swoją stopę i niemo\liwe byłoby
sprowadzenie jej wspólnego mianownika
(10 jabłek za 11 jabłek za rok, 10 gruszek
za 15 za rok, 10 malin za 13 za rok - i jak
policzyć stopę?). Pieniądz równie\
umo\liwia przeprowadzenie kalkulacji.
Jeśli w przypadku A miałem następujące
dobra: 1 samochód, 4 szyny, 8 szklanek,
4 pietruszki, a rok pózniej w przypadku
B: 4 skrzynki, 30 ksią\ek, 14 świateł i 18
rzodkiewek, to skąd mogę wiedzieć, czy
osiągnąłem zyski czy poniosłem straty?
Nie mogę. W gospodarce monetarnej po
prostu sprawdzam ile mam pieniędzy, a
ile ich wcześnie wydałem i łatwo widzę
ró\nicę między przypadkiem A i B.
10
To by było na tyle, jeśli chodzi o
nieekonomiczne stwierdzenia typu
"pieniądz jest jałowy". Bez pieniądza, nie
ma \ycia. Jeśli Krzysztof Mazur uwa\a, \e
pieniądz nie gra głównej roli w procesie
wymiany, tworzenia, produkcji,
konsumpcji, czyli po prostu \ycia na co
dzień, to ciekawe, co tę rolę gra? I jeśli
rzeczywiście kasa jest jałowa, to ja się z
chęcią jego pieniędzmi zaopiekuje.
Chodzę na tyle długo po świecie, \e
zdą\yłem się zorientować o witalnej roli
pieniądza.
Warto tak\e zwrócić uwagę na fragment
laborystycznej teorii wartości, jaka
pojawiła się w artykule autora:
"Prawdziwą wartość tworzy jedynie
praca". Po naukach Austriaków,
11
Czytelnicy "Strony Prokapitalistycznej"
doskonale sobie zdają sprawę, \e praca
nie tworzy wartości. Nie tworzy jej kapitał
i nie tworzy jej ziemia. "Wartość" bierze
się z tego, \e jakieś dobro jest w stanie
zaspokoić naszą potrzebę. Z tego i tylko i
wyłącznie z tego, z niczego innego. Praca,
ziemia, kapitał to tylko środki do
realizacji tego celu. Natomiast sama
wartość wynika właśnie z tego, \e coś jest
dobrem u\ytecznym dla konsumenta.
Poprawne zdanie brzmi: praca tworzy (nie
sama, wraz z ziemią i kapitałem) dobro,
które mo\e mieć wartość.
Prawo Saya mówi, \e dobra wymieniają
się za dobra. Aby cokolwiek po\ądać
(popyt), najpierw potrzebna jest wcześniej
produkcja (poda\). Nie mo\na
12
konsumować bez produkowania.
Właściciel dobra A, najpierw musi
wyprodukować poda\ dobra A, które
sprzeda i dopiero potem jest w stanie
zademonstrować swój popyt na dobra B,
C, D. To nie ma nic wspólnego z "pracą"
jako czynnikiem produkcji. Jeśli jestem
właścicielem ziemi, to mogę ją
wynajmować (poda\) i pozyskać
pieniądze, za które zakupię sobie jakieś
dobra (popyt stworzony przez sprzedaną
wcześniej poda\). Stąd właśnie Keynesiści
się mylą, poniewa\ konsumpcja nie
tworzy mo\liwości po\ądania (popytu).
Konsumpcja niszczy tę mo\liwość.
Skonsumowanie jest zniszczeniem
oszczędności. Oszczędność zaś jest
13
zródłem popytu, poniewa\ dzięki niej
mo\na czegoś po\ądać (Say, Traktat).
Następnie Krzysztof Mazur przeskakuje
na Fishera. Tutaj wypada zacytować cały
fragment:
Dlatego dziwić mo\e interpretacja
M.Machaja sprowadzająca teorię Fischera
do pochwały dodruku pieniądza, gdy\ w
rzeczywistości jest na odwrót. To właśnie
keynesiści nie mogąc wprost zanegować
równania Fischera zaproponowali aby
równanie to odczytywać "od tyłu" i tym
samym uzasadnić swoją metodę na
pobudzanie popytu poprzez dodruk
papieru.
Fisher pochwala druk pieniądza i zaraz w
skrócie przedstawimy jego teorię, aby
14
ostatecznie się z nią rozprawić. Na
początek jeszcze przypomnijmy zasadę
dotyczącą pieniądza: pieniądz jest dobrem
pośrednim pełniącym funkcję środka
wymiany. Zatem nie jest ani dobrem
konsumpcyjnym, czyli ostatecznie
zjadanym, ani dobrem kapitałowym
zu\ywanym w produkcji. Stąd w
przeciwieństwie do wszystkich innych
dóbr, pieniądz nie jest po\ądany ze
względu na swoją fizyczną ilość, realną
rzeczywistą obfitość, tylko jest po\ądany
ze względu na swoją siłę nabywczą. W
pewnych skrajnych przypadkach ilość
mo\e odegrać rolę, ale to nie zmienia
zasadniczo naszej analizy (na przykład do
transakcji mniejszych, kupna zapałek,
złoto się nie nadaje, potrzebne są jakieś
15
monety groszowe; o to nie ma się co
martwić, z pomocą przyjdzie rynek).
Zwiększając ilość bułek zwiększamy ilość
konsumowanych bułek czyli bardziej
zaspokajamy potrzeby głodu. Jeśli na
rynek wejdą nowe bułki, to mamy więcej
ich "u\ytkowników". Zatem nowi
"u\ytkownicy" nie zabierają niczego
poprzednim, bowiem tamci nadal mogą
się po\ywiać dostępną \ywnością (chocia\
niewątpliwie zmieni się cena bułek).
Analogicznie jest z dobrami
produkcyjnymi. Jeśli zwiększamy ilość
maszyn produkujących samochody, to w
ten sposób rośnie potencjał produkcyjny
kraju, przez co całe społeczeństwo ma się
lepiej. Nowe maszyny, jakie trafiają na
rynek, nie niszczą poprzednich. Owszem,
16
wpłyną na ich ceny, ale rosnący zasób
kapitału oznacza bogacące się ogółem
społeczeństwo.
W przypadku pieniądza liczy się tylko jego
cena czyli tylko jego siła nabywcza, a nie
fizyczna ilość jak w przypadku dóbr
konsumpcyjnych czy inwestycyjnych.
Zatem nowe pieniądze, podobnie jak przy
ka\dym innym dobrze, prowadzą do
zmiany cen, do spadku wartości
trzymanych przez wszystkich jednostek
pienię\nych. Nowe maszyny, równie\
prowadzą do spadku cen maszyn, ale jest
ich fizycznie więcej, tote\ społeczeństwo
mo\e wytworzyć więcej bogactwa. Nowe
bułki prowadzą do spadku cen bułek, ale
jest ich przez to więcej, tote\
społeczeństwo mo\e skuteczniej
17
zaspokajać potrzeby głodu. Natomiast
nowe pieniądze prowadzą po prostu do
spadku ceny pieniądza tj. do
rozwodnienia jego siły nabywczej. Tyle i
nic więcej. Zwiększona poda\ pieniądza
zmniejsza jego wartość, gdy\ jego fizyczna
ilość nie gra roli. Nikt nie zjada
banknotów, ani nie napędza nimi pieców.
Pieniądz jest warty tylko dlatego, \e ma
siłę nabywczą i ta właśnie siła nabywcza
spada przy rosnącym druku pieniądza.
Jeśli wydrukujemy nowe pieniądze, to
otrzymają je określeni ludzie. Właśnie
dzięki temu zabiegowi będą mogli
zwiększyć swoją konsumpcję bez
produkowania. Pytanie brzmi: jak to ma
się do prawa Saya? Jak to mo\liwe, skoro
ustaliliśmy, \e nie mo\e być konsumpcji
18
bez produkcji? Skoro najpierw trzeba coś
wyprodukować (poda\), aby mieć
mo\liwość po\ądania dóbr na rynku
(popyt)? Odpowiedz jest jasna:
korzystający z druku pieniądza mogą
zwiększać swoją konsumpcję, poniewa\
korzystają z produkcji innych ludzi.
Czyści producenci dostarczają na rynek
dóbr i usług, które słu\ą konsumentom i
w zamian za to otrzymują pieniądze, za
jakie sami zaopatrzą się w po\ądane przez
siebie rzeczy. Jednak\e ich siła nabywcza
spadnie na skutek zwiększonej poda\y,
zatem drukujący zakupi sobie towary
dzięki temu, \e część bogactwa czystym
producentów zostanie przez niego
skonsumowana. Właśnie dlatego inflacja
(czyli druk pieniądza) jest ukrytym
19
podatkiem. Bo pewne osoby mogą
konsumować (nowe pieniądze) czyli
zgłaszać na rynku popyt, przez to \e
odebrana zostanie część popytu ludzi,
którzy go stworzyli (sprzedana poda\).
Nawet jeśli drukujący nie przeje
bezpośrednio wydrukowanych pieniędzy i
rozpocznie z nich inwestycję. Wtedy i tak
jego kroki nie wynikają z oszczędności,
tylko z redystrybucji bogactwa, a więc
odebrania go innym ludziom wbrew ich
woli.
Teraz mo\emy przejść do równania
Fishera, które wygląda z sposób
następujący:
M*V = P*T
20
M oznacza zasób pieniądza, V jest
"szybkością obiegu pieniądza", P to
"ogólny poziom cen", a T wolumen
wymiany czyli liczba dóbr wymienianych
na pieniądz. Oznacza to, \e jeśli
przemno\ymy liczbę pieniądza przez
"prędkość", jaką obiega całą gospodarkę,
to wielkość ta będzie zawsze równa
średniemu poziomowi cen
przemno\onemu przez liczbę dóbr, na
jakie pieniądz jest wymieniany. Z pozoru
rzecz wydaje się w porządku, w swojej
ksią\ce Fisher podaje przykład na
poziomie jednej transakcji, wymiany 10
funtów cukru w zamian za 70 centów. W
tym przypadku:
21
M=70 zł. (poda\ pieniądza), V=1 (szybkość
obiegu), P=7 zł/funt (poziom ceny), T=10
funtów (wolumen).
Widzimy zatem, \e równanie jest zwykłą
nieu\yteczną tautologią. Mo\na to
trywialnie podsumować: wydawane
pieniądze = pieniądze otrzymywane. Stąd
te\ albo jest to \adna nowina, jaka nam
nie pomo\e zbytnio, albo jest to nowina,
jaka poprowadzi nas w złą stronę, jeśli
zaczniemy w oparciu o nią budować
teorię. Ka\dy ekonomista, który wymyśli
coś takiego, ma ciągotki, aby znacznie
poszerzyć aparat, jaki stworzył. Fisher
rozciąga ten wzór na całą gospodarkę,
czyniąc z V "szybkość obiegu" pieniądza w
przeciągu roku, a z P robi "ogólny poziom
cen" liczony koszykiem rozmaitych dóbr,
22
ustalonym w oparciu o statystyki.
Wielkość T zostaje zastąpiona Y, czyli
dochodem, tudzie\ po prostu PKB. W ten
sposób dochodzi do wniosku, \e poda\
pieniądza przemno\ona przez wskaznik
"szybkości" jest równa "poziomowi cen"
przemno\onemu przez produkt (darujemy
sobie głębsze dywagacje nad równaniem
dotyczącego tego, w jakich jednostkach
mo\e być "szybkość" oraz co mo\e być
mno\one przez poziom cen).
Pierwszy błąd Fishera to zało\enie, \e w
trakcie transakcji występuje równość
wartości. Dobrze wiemy, \e 70 złotych
wcale nie są równe 10 funtom cukru tylko
są nierówne dla ka\dej ze stron wymiany,
bo właśnie dlatego to wymiany dochodzi.
Jedna strona bardziej wartościuje cukier
23
w stosunku do pieniędzy, a druga vice
versa. Dlatego dochodzi w ogóle do
handlu. Proszę, proszę, Menger obala
klasyczny paradygmat w 1871 i wystarczy
40 lat, aby prominentny ekonomista,
uwa\ający siebie za subiektywistę,
stworzył aparat zaprzeczający
nierówności wymiany przy transakcji. W
1911 roku Irving Fisher napisał kilka
artykułów w American Economic Review
jak równie\ ksią\kę pod tytułem The
Purchasing Power of Money: Its
determination and relation to credit,
interest and crises. Od tego czasu będzie
kojarzony głównie ze swoim słynnym
równaniem ilustrującym ilościową teorię
pieniądza, na bazie której profesor
24
Friedman skonstruuje swoją teorię i
dostanie Nobla.
Ale tak naprawdę, jak zauwa\a Murray
Rothbard, ta równość nic nam nie mówi.
Sama konstrukcja równości mo\e nam
powiedzieć o to\samości matematycznej,
ale nie powie nam nic o wartościach i
tym, jak aktorzy wartościują ró\ne części
składowe. Równie dobrze mo\emy
skonstruować następujący wzór ilościowej
teorii pieniądza:
M*V = P*T + A*(B/A) - B + C0- 1
Gdzie, A = liczba oczu Mateusza Machaja,
B = liczba koszul Krzysztofa Mazura, C =
liczba osób, która w trakcie pisania tego
przeze mnie zjada szpinak. Nadal
równanie pozostaje spełnione i wszystko
25
się zgadza. I nadal jest to zwykłe
równanie matematyczne, jakie nic mówi
nam absolutnie nic o zale\nościach, ani o
tym, co wpływa na co.
Mimo to Fisher wyciąga wnioski ze
swojego równania, chocia\ są one
nieuprawnione. Jedyne, co jest prawdziwe
w równaniu to fakt: liczba wydawanych
pieniędzy jest równa liczbie
otrzymywanych pieniędzy. Równanie nic
nie mówi nam o tym, co to jest popyt na
pieniądz i jak jest determinowany.
Równanie po prostu mówi nam, \e 70
centów=70 centów. Brawo! Nie ma to jak
odkrywczość naukowa.
To, \e zachodzi równość matematyczna,
to jeszcze nie oznacza, \e cokolwiek
26
powoduje cokolwiek w naszym wzorze.
Twierdzenie, \e na przykład popyt na
pieniądz zale\y od którejś z tych wielkości
we wzorze Fishera w oparciu o li tylko ten
wzór, jest tak samo uzasadnione jak
twierdzenie, \e popyt na pieniądz zale\y
od liczby osób konsumujących aktualnie
szpinak, liczby koszul Krzysztofa Mazura
i oczu Mateusza Machaja. Aby
przestudiować zale\ności, musimy
analizować zachowania ludzkie, ludzkie
działanie, human action, a nie stworzone
przez nas matematyczne równania, które
są li tylko arytmetyczną tautologią.
Kolejny błąd Fishera to dwie absurdalne
wielkości: "szybkość obiegu" i "średni
poziom cen". Nie ma czegoś takiego jak
"szybkość obiegu", poniewa\ to sugeruje
27
błędnie, \e decyzje gospodarcze aktorów
rynkowych są regulowany jakimś
automatycznym wskaznikiem. Pieniądz
"nie obiega" gospodarki, tylko zmienia
właściciela. To zasadnicza ró\nica,
bowiem w ka\dej danej chwili pieniądz
znajduje się w czyimś saldzie
gotówkowym i nie płynie przez \adne
gospodarcze rury. Kiedy dochodzi do
wymiany "towar za pieniądz", to towar
przechodzi od osoby A do osoby B, a
pieniądz przechodzi od B do A. Widzimy
zatem, \e popyt zale\y od indywidualnych
preferencji aktorów rynkowych, którzy
wartościują kolejne jednostki pieniądza,
jaki trafia do ich kieszeni. Właśnie w ten
sposób Mises zintegrował teorię wartości z
teorią monetarną. Sprawdzanie
28
"szybkości obiegu" jest mylące i nasuwa
błędne analogie.
Mimo to właśnie "średni poziom cen" jest
największą zbrodnią intelektualną, jakiej
mógł się dopuścić ekonomista uwa\any
za subiektywistę. Jak się liczy ten
koszyczek? Ano pierwszym krokiem jest
skupienie się na dobrach
konsumpcyjnych zakupywanych przez
gospodarstwa domowe. Statystycznie
sprawdza się procent pieniędzy
wydawanych na wódkę, na chleb, na
mieszkania, na samochód etc. W wyniku
"zmierzenia" poszczególnych wydatków,
przypisane są im wybrane wagi. Suma
tych\e wag wynosi jeden zgodnie z
wymogami ekonometrycznymi.
29
Wyjaśniając laikowi: sprowadzmy
sytuację do biednego gospodarstwa
domowego, jakie wydaje większość
pieniędzy na jedzenie, a pozostałą
niewielką część na inne wydatki.
Powiedzmy, \e wydaje ta osoba 90% na
chleb za złotówkę, a 10% na cukierki za 2
złote (upraszczam sytuację, \ebyśmy się
zbyt długo nie obracali w tej matematyce,
która nam do niczego nie posłu\y poza
ilustracją błędnych tez monetarystów).
Jak liczymy "koszyk"? Wyciągamy
średnią, ale nie zwykła średnią
arytmetyczną, tylko wa\oną, przypisując
wagi poszczególnym dobrom w zale\ności
od struktury wydatkowej. I tak cena
chleba jest wa\niejsza w "koszyku" i
dostaje wagę 0,9 , natomiast cukierki
30
mniej wa\ne dostają wagę 0,1. Teraz
liczymy "średni poziom cen": 0,9*1 +
0,1*2 = 1,1. Widzimy, \e jeśli chleb
podro\eje o złotówkę, to wpływ na koszyk
będzie zdecydowanie większy ni\
zdro\enie o złotówkę cukierków. Kiedy za
rok podniosą się jakieś ceny (lub spadną)
zmierzymy znowu "średni poziom cen" i w
ten sposób wyliczymy procentową ró\nicę
między dniem dzisiejszym a tym za rok
(tak się liczy dzisiaj wskaznik inflacji).
W ten sposób profesor Fisher rozszerza
swoją analizę na całość gospodarki i
bierze pod uwagę więcej dóbr
konsumpcyjnych, na jakie gospodarstwa
wydają pieniądze. Następnie w oparciu o
wzór stwierdza, \e "szybkość obiegu jest
stała" i autorytarnie sobie decyduje, \e
31
"średni koszyk cen" ma być stały i nie
zmieniający się: (zaznaczone wartości na
czarno są stabilne):
M*V = P*PKB
Teraz Irving Fisher, jak to mówi Friedman
jeden z największych ekonomistów,
których wyprodukowała Ameryka,
zauwa\a, \e aby "poziom cen" pozostał
stabilny w miarę jak rośnie produkcja,
nale\y zwiększać poda\ pieniądza, aby
ceny nie spadały. W ten sposób ka\dy
kraj ma prowadzić swoją własną politykę
pienię\ną i stabilizować "koszyk", aby tak
rozumiana inflacja była zerowa. Tote\ nie
ma nic dziwnego w moich wypowiedziach
na temat tez monetarystów: ich celem jest
drukowania pieniądza o określony stały
32
przyrost rok rocznie, aby "koszyk"
pozostawała stabilny, a "wartość
pieniądza" pozostawała niezmieniona.
Keynesizm natomiast ma zdecydowanie
bardziej skomplikowany aparat ni\
zwykłe równanie Fishera, poniewa\
skupia się na takich rzeczach jak
"mno\nik", "optymalna płaca", "sztywność
nominalna", "popyt efektywny", "niedobór
popytu", "paradoks zapobiegliwości",
"pułapka płynności", "zwierzęce
instynkty" itd. Aparat Keynesistów jest
znacznie bogatszy ni\ monetarystów (co
oczywiście nie oznacza, \e jest słuszny) i
nie da się go prosto wsadzić w równanie
Fishera. Chocia\ mo\na się pokusić o
prostą ilustrację. Keynesiści uwa\ają, \e P
jest cały czas stałe, bo ceny nie drgają i
33
dlatego zwiększając M, rośnie PKB, a
zatem popyt, zatrudnienie itd. Tak samo
uwa\ają monetaryści do czasu a\ nie
pojawi się wzrost cen. Stąd monetaryści
są Keynesistami do momentu, gdy
przyrost PKB zostanie wyrównany
równoległym przyrostem "poziomu cen"
tak, aby ten nie spadał na skutek rozwoju
(cokolwiek miałoby to znaczyć). Nawiasem
mówiąc lata 70 oznaczają krach systemu
keynesistowskiego, poniewa\ stała się
rzecz niezrozumiała: rosły ceny i
bezrobocie. Nastąpiła silna inflacyjna
recesja; coś, co nigdy w świecie
Keynesistów nie mogło zaistnieć i było
permanentnie odrzucane jako
niemo\liwość.
34
Na początek warto podwa\yć naukowy
fundament teorii monetarystycznej.
Przyjrzyjmy się troszkę bli\ej
ekonomicznym okiem na "średni poziom
cen". Có\ to takiego i w czym jest to
wyra\ane? Jest to rzekoma "wartość
pieniądza". Świetnie, ale w jakiej
jednostce wyra\ana: w uśrednianych
cenach dóbr konsumpcyjnych. Zatem
"wartość pieniądza" jest mierzona w...
jednostkach pieniądza. Dosyć ciekawe
podejście, aby wartość pietruszki mierzyć
wartością pietruszki. Fisher chce mierzyć
wartość pieniądza sumując rozmaite
dobra, ale poniewa\ nie wie, jak dodać do
siebie samochody, cebulę, tytoń etc. to
zamienia je z powrotem na ceny wyra\ane
w pieniądzu po to, aby... wskazać wartość
35
pieniądza. Interesujący fenomen, z
pewnością, aczkolwiek ten punkt teorii
mamy za sobą: monetaryzm nie wyjaśnia
wartości pieniądza tylko udaje \e to robi
(Hoppe, How Fiat Money is Possible?).
Oczywiście austriacka odpowiedz jest
inna ni\ podejście głównego nurtu.
Pieniądz jest wartościowany przez
jednostki w transakcjach w zamian za
dobra, jakie Ci oferują. Standardowe
mikroekonomiczne transakcje generują
system cenowy, jaki umo\liwia
sprowadzanie wszystkich cen do
wspólnego pienię\nego mianownika. To
jak bardzo chcemy trzymać pieniądz, albo
aktualnie posiadany, albo ten który
dopiero trafi do naszych kieszeni, określa
jego wartość. Stąd wartość pieniądza to
36
paleta wielu wymian, mo\liwości zamiany
w ka\dej chwili pieniądza na jakieś dobro.
Ksią\kę, chleb, samochód, młotek,
cokolwiek. Właśnie ta "rynkowość" (czyli
po\ądanie przez wszystkich aktorów
rynkowych, Menger, Principles) nadaje
pieniądzowi wartość. W \adnym wypadku
nie jest to jakiś "średni poziom cen", a jest
to cały wachlarz cen. Stąd "średni poziom
cen" jest pustą statystyczną wielkością,
która ani nie niesie ze sobą \adnej
wartości teoretycznej, ani nie powie nam
zbyt wiele o rzeczywistości. Wprost
przeciwnie: mo\e nas zwiezć na skrzydła
monetaryzmu-keynesizmu.
Wiemy ju\, \e "ogólny poziom cen" nie
odzwierciedla wartości pieniądza i nie
pokazuje zdecentralizowanego charakteru
37
wymiany. Ka\da gospodyni domowa mo\e
wymyślić swój własny koszyk i sama
określać swoje własne wydatki. W ten
sposób właśnie Mises uzasadniał, i\
statystyczne gromadzenie danych
dotyczących indywidualnych wielkości
tylko sprawia wra\enie naukowości, a w
rzeczywistości nie ma związku z realnym
procesem gospodarczym.
Teraz pomyślmy dalej. Dlaczego spełniać
warunek Fishera? Dlaczego mamy
"stabilizować" koszyk? Załó\my ju\ nawet,
\e rzeczywiście ten koszyk ma jakiś sens,
to dlaczego mamy go stabilizować? Jeśli
na rynku pojawiają się nowe produkty,
doskonalone są procesy kapitalistyczne,
to naturalne jest \e spadają ceny, bowiem
kapitalistyczny system to masowa
38
produkcji dla masowego konsumenta.
Dlaczego ceny mają nie spaść? Co jest
złego w spadających cenach pod wpływem
wzrostu produktywności?
Mylą się ci, którzy sądzą, i\ zakłóca to
ekonomiczną kalkulację. Ceny nie mają
być "stabilne" (zresztą nie ma takiej
mo\liwości, aby były), tylko mają być
rynkowe. Bowiem jak są rynkowe, to są
przewidywalne przez aktorów rynkowych,
którzy uwzględniają wahania siły
nabywczej w aktualnej strukturze
cenowej. Na przykład, jeśli okazuje się, \e
nagle odkryto dodatkowe zło\a złota, jakie
zostaną wydobyte w przeciągu roku, to
oczekiwania aktorów rynkowych
prowadzą do wzrostu cen. Skoro bowiem
oczekują wzrostu cen na skutek większej
39
ilości pieniądza, to zaczynają pieniądz
szybciej wydawać zanim ceny się
podniosą, prowadząc w ten sposób do
przyspieszenia procesu dostosowawczego
i szybszego wzrostu cen (jak ka\da
spekulacja zresztą). Tak samo, jeśli
przewiduje się, \e spadną zdecydowanie
ceny w jakiejś bran\y, to aktualne ceny
akcji w tej bran\y, zaczynają uwzględniać
plany na przyszłość i ceny lecą w dół ju\
dzisiaj.
W spadających cenach nie ma nic złego, o
czym mo\e się przekonać ka\dy
u\ytkownik komputera. Malejące ceny są
efektem działań wolnego rynku i nie
widzę powodu, dla którego nale\y
krytykować taki stan rzeczy. Stąd nadal
40
chęć "stabilizacji koszyka" jest dla nas
nadal niezrozumiała.
Następny problem to kwestia
nacjonalizacji pieniądza. Aby
przeprowadzić operację "stabilizacji",
konieczne jest popieranie głębokiego
interwencjonizmu państwowego w system
bankowości i systemu pienię\nego. Czy
nale\y uznać to za krok właściwy? Irving
Fisher rozpisuje się w swojej ksią\ce, \e
tak, to jest słuszne, bowiem tak jak
państwo dba o jednostki miar i wag, tak
samo ma dbać o "jednostkę pienię\ną"
(chocia\ jak widzieliśmy to \adna
jednostka, bowiem trudno nazwać
wyra\enie jakieś wartości w jej
jednostkach jednostką). Milton Friedman,
który widzi kilka powa\nych miejsc, gdzie
41
państwo ma interweniować w gospodarkę,
właśnie tutaj zaznacza jasno, \e opowiada
się za etatyzmem. Dostarczyć "monetarne
otoczenie" czyli po prostu przejąć
całkowicie rynek pienię\ny. Jaka
moralność kryje się za takim podejściem,
tego ju\ nie wiemy, bowiem profesor
Friedman, podobnie jak reszta Szkoły
Chicagowskiej nie opiera swoich teorii na
uniwersalnej teorii własności.
Kolejna kwestia to kursy walutowe. W
systemie takim mamy znacjonalizowane
waluty krajowe i ka\dy z krajów anga\uje
się w politykę pienię\ną prowadząc do
wahań swojej waluty. Przez to osłabiona
jest wymiana międzynarodowa, co
powinno niepokoić ka\dego zwolennika
wolnego handlu. Jeśli na świecie mamy
42
jeden pieniądz, wymiana jest
zintegrowana (nie myślę tutaj oczywiście o
dolarze, euro ani o "mundo" czy te\
niczym takim, tylko po prostu o
rynkowym pieniądzu czyli kruszcu). Jeśli
mamy wiele walut, to wymiana jest
osłabiona i krajom łatwiej się anga\ować
z politykę merkantylistyczną.
Inna jeszcze pretensja do koncepcji
monetarystów to całkowicie sztuczny i
absolutnie nienaukowy podział świata na
"kraje". Tak samo jest to zauwa\alne we
wszelkich teoriach "międzynarodowych
stosunków gospodarczych". Teoria
ekonomiczna jest jedna i jest stosowalna
do krajów, województw, miast, rodzin,
kontynentów. Nie ma potrzeby dostarczać
nowej teorii dla wymiany
43
międzynarodowej. Ale có\ począć, skoro
dla monetarystów i Keynesistów
odseparowanie sfery mikro od makro jest
na porządku dziennym. Niemniej jednak
jest to podejście błędne i podział na kraje,
z których ka\da "stabilizuje" swoją
walutę, jest arbitralny. A dlaczego ka\de
województwo ma nie mieć swojej waluty i
nie stabilizować koszyka? Dlaczego nie
ka\de miasto? Dlaczego nie ka\da
wioska? Dlaczego nie ka\da osoba? Jaka
jest zasadnicza ekonomiczna ró\nica
między sztucznym politycznym tworem a
mniejszą jednostką terytorialną?
Wyraznie widać, \e monetarystyczna
teoria jest autorytarna do bólu (podobnie
zresztą jak analizy propoda\owca Roberta
Mundella, laureata Nagordy Nobla
44
piszącego o "optymalnych obszarach
walutowych", cokolwiek miałoby to
znaczyć). Koncepcja "stabilizacji" indeksu
cenowego prowadzi w konsekwencji do
absurdu, jaki widać wy\ej. Niech ka\dy
ma własną walutę i ją "stabilizuje". Wtedy
podział pracy by się skończył niezwykle
szybko, a ka\dy z nas umarłby z głodu.
Podejście jest zupełnie nie do pomyślenia
i tak samo powinniśmy traktować
propozycje monetarystów na podział
krajów na bloki walutowe, z których
ka\dy wojuje na narodowe pieniądze.
Ró\nica jest tylko w rozmiarze, zasada
pozostaje ta sama.
Jeszcze inny problem to naiwna wiara w
państwo. Monopol ma to do siebie, \e
tworzony jest po to, aby utrzymywać
45
przywileje i czerpać z tego profity. Tak
samo jest z pieniądzem. Jeśli państwo
wprowadza monopol na emisję pieniądza i
nacjonalizuje go, to tylko naiwniak będzie
sądził, \e robi to po to, aby cokolwiek
stabilizować. Ma to taki sam związek jak
tworzenie przez państwo feudalnego
kartelu prawników, którzy będą
"stabilizować" ceny za usługi radcowskie.
Monopol to monopol i oznacza korzyści
dla wybranych. Tak samo działa państwo:
tak, aby zapewnić sobie kolejne zródło
finansowania. Nie po to państwo tworzy
monopol, aby potem odcinać sobie \yłę i
ograniczać się w drukowaniu pieniądza
tylko do przyrostu PKB. Profesor
Friedman od czasu do czasu, tak
powiedzmy raz na 10 lat, wyra\a swoje
46
rozczarowanie tym, \e \aden bank
centralny nie dostosował się do jego
zaleceń i słynnej reguły kilku procent
rocznie. Có\. Dla Austriaków nie ma w
tym nic dziwnego.
Kolejna sprawa to kwestia czysto
techniczna. O ile procent ma przyrastać
poda\ pieniądza? Odpowiedzi
monetarystów wahają się od 3-5%. To ile
zatem? 3% czy 5%? Ró\nica jest niemała.
I jak mają te pieniądze wpływać do
gospodarki? Z miesięcznymi
aktualizacjami czy rocznymi? Czy jednym
ruchem na koniec roku czy 12 razy na
koniec miesiąca? I z którego wskaznika
poda\y pieniądza ma korzystać bank
centralny? M1? M2? M2-A? M3? M4?
47
MZM? Czy uwzględniać jakieś MMMF
(specyficzne fundusze)?
Odpowiedz Austriaków jest równie\
prosta. Nale\y przywrócić wolny rynek
pieniądza i pozostawić to mechanizmowi
rynkowemu oraz instytucjom tworzony na
bazie dobrowolnych umów i
poszanowania prawa własności. Lokaty
natychmiastowe pozostają zatrzymane w
skarbcu i nie są wydawane innym
podmiotom rynkowym na jakąkolwiek
działalność. Lokaty terminowe są
przeznaczane przez banki i inne
instytucje kredytowe w rozmaite projekty
inwestycyjne z zaznaczeniem, kto jest
aktualnym właścicielem pieniądza i kiedy
nadchodzi okres spłaty (w wieku XX
pojawiła się moda na tworzenie lokat
48
terminowych z procentem, które wcale
terminowe nie są, bo banki zastrzegają, \e
pieniądze są cały czas do odebrania i
jednocześnie je po\yczają; to dalej jest
ekspansja kredytowa, bowiem to li tylko
zmiana nazwy z "na \ądanie" na
"terminowa do odebrania w ka\dej chwili"
- prakseologicznie nie ma ró\nicy).
I ostatni, ale chyba najwa\niejszy dla
makroekonomii problem: efekt
Cantillona. Tak samo jak Fisherologia
pomija zupełnie kwestię tego, \e ceny są
indywidualne i mają charakter
zdecentralizowany, nie mający związku z
"P", tak samo zapomina o tym, \e
pieniądze nie wchodzą do gospodarki
nierówno. Jeśli zwiększamy poda\
pieniądza, to nowe pieniądze nie wchodzą
49
równiusieńko do gospodarki i nie
sprawiają, \e wszystkie ceny skaczą o tyle
samo. Takim naiwnym monetarystą był
Ralph Hawtrey; Friedman jest
zdecydowanie zbyt inteligentną osobą,
aby powtarzać jego błędy, dlatego
zauwa\a efekty Cantillona, które nazywa
"efektami pierwszej rundy". Niemniej
jednak zapomina o nich całkowicie i
wraca z powrotem do swoich
ekonometrycznych wyliczeń.
Mimo to zdarza mu się napomknąć od
czasu do czasu na temat zmian cel
relatywnych. Przecie\, jeśli pieniądze
trafiają najpierw do mnie, to ja je wydaję i
ja korzystam. "P" skoczy powiedzmy o 5%,
ale to nie oznacza, \e wszyscy mają
pieniądze warte o 5% mniej. To oznacza,
50
\e całe moje bogactwo zostało zbudowane
na konsumowaniu kapitału innych ludzi,
a nie ma mojej kreatywności. Inni stracą
w zale\ności od tego, kiedy do nich te
pieniądze dotrą. W ten sposób "helikopter
Friedmana" pomija wa\ne
mikroekonomiczne problemy i skupia się
na wysoce zagregowanych wielkościach.
Największą jednak niesprawiedliwością
profesora Friedmana jest twierdzenie
wraz z współautorką Anną Schwartz w
Monetary Trends (1982), \e chocia\
"efekty pierwszorundowe" się pojawiają, to
jednak \aden autor nie wykazał tego
systematycznie w oparciu o dane. Chocia\
jak wiemy, to nie dane, tylko poprawna
teoria się liczy, to jednak Friedman mógł
nie zapominać o niesamowitym dziele
51
Murraya Rothbarda America's great
Depression, w którym mo\emy dokładnie
zobaczyć w oparciu o dane, \e austriacka
teoria o zakłóceniu relatywnych cen ma
za sobą poparcie empiryczne. Nie ma
wątpliwości, \e Milton Friedman zna tę
ksią\kę, bowiem z jej powodu, miał
przyjemność się kiedyś zdenerwować.
Poza tym Friedman mógłby chocia\
zajrzeć do mainstreamowego NBER, gdzie
Fryderk Mills prowadził badania
potwierdzające większy wpływ pieniądza
na rynek kapitałowy ni\ konsumpcyjny
(Skousen, Structure of Production).
To tyle, jeśli chodzi o monetaryzm, który
jak zauwa\a pewien internauta, nie ma
drugiej nogi, na jakiej mo\e stać.
Wystarczy go leciutko pchnąć i ju\ upada.
52
Wróćmy do tekstu Krzysztofa Mazura:
poprzestawanie na stwierdzeniu, \e
większa wydajność, zwiększa produkcję i
obni\a ceny jest połowiczne, gdy\ z
podstawowego schematu określającego
wpływ popytu i poda\y na określenie ceny
równowagi wynika, \e zwiększenie poda\y
obni\a cenę, czego skutkiem mo\e być
zwiększony popyt, gdy\ na "tańsze" dobra
stać więcej osób, w związku z tym
następuje przesunięcie krzywej popytu co
mo\e umo\liwić powrót ceny do
poprzedniego poziomu ale przy wy\szym
popycie i poda\y a to na skutek wzrostu
zasobności portfeli nabywców.
To raczej nie jest poprzestawanie, a raczej
dokładne analizowanie zale\ności popyt-
53
poda\. Natomiast autor w swojej
wypowiedz pomieszał kwestię
"zwiększonego popytu" (przesunięcie się
całej krzywej popytu) ze "zwiększonym
popytem przy ni\szej cenie" (czyli
poruszaniem się po niezmienionej krzywej
popytu). Gdyby rzeczywiście serio
potraktować te tezę, to cena jakiegoś
dobra nigdy nie mo\e spaść na skutek
rosnącej poda\y, bo wpadamy w
paradoks: rośnie poda\, spada cena,
rośnie popyt, a jak rośnie popyt, to rośnie
cena. W rzeczywistości przy wzroście
poda\y, zaczyna spadać cena, a zwiększa
się "liczba po\ądana" (funkcja popytu się
nie zmienia; przesuwamy się wewnątrz
funkcji).
54
Zresztą popatrzmy na to od rynku
pieniądza. Jeśli zwiększa się liczba dóbr i
usług, to oznacza wzrost popytu na
pieniądz, bowiem poszerza się znacznie
struktura gospodarcza i więcej aktorów
rynkowych pragnie posiadać w swoim
saldzie gotówkowym pieniądze. Popyt na
pieniądz rośnie, co przy stałej poda\y
pieniądza (lub niewiele się zmieniającej,
jak złoto), oznacza wzrost jego ceny czyli
siły nabywczej. A więc wraz ze wzrostem
spadają ceny, co nawet widać w
nieszczęsnym równaniu Fishera.
Na koniec jeszcze warto poruszyć kwestię
procentu, o jakiej pisał w artykule
Krzysztof Mazur. Procent nie wynika z
ryzyka; sam procent bierze się z bardziej
fundamentalnej siły ani\eli ryzyko. Nawet
55
jeśli nie ma ryzyka, to procent i tak jest,
bo człowiek wartościuje inaczej środki ni\
cele (inaczej dobra dzisiejsze, a inaczej
przyszłe). Natomiast uwaga następująca
jest istotna:
W odniesieniu do polemicznego tekstu
M.Machaja opublikowanego w "NCz" a
dotyczącego lichwy nale\y zwrócić uwagę,
\e opłaty za korzystanie z maszyny
nazywamy czynszem dzier\awnym,
wypłaty z tytułu posiadania akcji to
dywidenda, nadwy\ka ze sprzeda\y
ksią\ki ponad koszty wytworzenia i
sprzeda\y to właśnie zysk a korzyści z
wypo\yczenia środków pienię\nych jako
jednego z aktywów to właśnie
oprocentowanie a relacja tych korzyści do
wielkości po\yczonego kapitału to stopa
56
procentowa i faktycznie stopa procentowa
odnosi się jedynie do pieniądza, gdy\ jest
to określenie na cenę pieniądza a chyba
po to wymyślamy sobie ró\ne terminy
\eby pewne rzeczy systematyzować i
wiedzieć o czym rozmawiamy a nie po to
by zale\nie od potrzeby raz
"procentowaniem" nazywać zyski ze
sprzeda\y, innym razem czynsz za
wydzier\awienie komuś środka trwałego a
jeszcze innym oprocentowanie kredytu.
Wszystkie te rzeczy są stopą procentową.
Jeśli zakupuję maszynę i zaczynam ją
sprzedawać, to dostaję "renty" za
wynajem. Ró\nica między rentą a
zakupem to właśnie procent. Tak samo
jest z biznesem. Zakupuję środki
produkcji, inwestuję kapitał, jaki tworzy
57
produkt sprzedawany po jakiejś cenie.
Ró\nica jest procentem. Stopa
procentowa jest zyskiem, jaki występuje w
ka\dej bran\y w ka\dym elemencie
oznaczającym inwestycję w coś dzisiaj po
to, aby mieć zysk za jakiś czas.
Oczywiście zysk nie jest jednolity, bo
świat jest pełen zmian i nie ma \adnej
magicznej równowagi na realnym rynku.
Jednak\e gdybyśmy się znowu pokusili o
czyste teoretyzowanie, aby zrozumieć
działanie pewnych sił, to się przekonamy,
jak wygląda świat pewny.
Gdyby wszystko było przewidywalne w
100%, to kapitał rozpłynąłby się równo po
wszystkich bran\ach i procent z tytułu
renty maszyny byłby taki sam jak procent
bankowy (nie uwzględniamy tutaj takich
58
elementów jak na przykład zarządzanie,
zysk dla właściciela etc.). Jeśli bowiem
wynajem maszyny byłby bardziej
opłacalny ni\ po\yczanie na procent, to
kapitał przeniósłby się w bran\ę
po\yczania maszyn wyrównując zyski.
Artykuł Krzysztofa Mazura poruszał
jeszcze inne kwestie, między innymi o
bankach islamskich (które rzekomo
partycypują w stratach, podczas gdy
przeprowadzają tak mocną inwigilację
klientów, \e a\ strach), na które akurat
tutaj ju\ nie ma miejsca.
Co do samego systemu bankowego, to
wiadomo, \e jest on dzisiaj
przeetatyzowany za sprawą polityki
pienię\nej i fiskalnej. Stąd niezbędna jest
59
jego natychmiastowa reforma w stronę
likwidacji Rady Polityki Pienię\nej (ale
oczywiście nie zrobienia z niej
ministerstwa). To chyba tyle i zapraszam
jak zawsze do dyskusji. Najchętniej
widziałbym jakiegoś zagorzałego
monetarystę, który jest gotów dzielnie
bronić tez profesora Friedmana.
Mateusz Machaj
(18 sierpnia 2003)
60
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
pieniadz i polityka monetarnaPieniądz i polityka monetarna ćwde Soto Pieniadz kredyt i cykle R168 22 Listopad 1995 Wojna o wielkie pieniądze2 17 Timery oraz przetwarzanie w jałowym czasie aplikacji (2)Jak o pieniądzach myślą bogaci i dlaczego biedni robią błąd, myśląc inaczejfunkcje pieniądzapieniadze nie sa ci potrzebnewięcej podobnych podstron