Autor: yeans-girl
Beta: 1-3 my_vampire
4-7 Renee
8-9, 11 Leah
10 Wyjątkowa
12 chochlica1
13-14 tchopic
15 – choco.latte
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Spełnione marzenie
BPOV:
Obudziły mnie ciepłe promienie słońca, nigdy jeszcze nie wstałam z łóżka z uśmiechem na ustach.
Dziś był ten pierwszy raz. Czułam się szczęśliwa jak nigdy dotąd, spełniło się moje największe
marzenie! Nie... to nie było marzenie, o czymś takim nawet nie było mowy w moich najśmielszych
fantazjach. Ale od początku. Poszłam na casting do programu You Can Dance i dostałam się! Tak,
ja, Isabella Swan osoba, która ma wielki problem z koordynacją leci do Los Angeles na warsztaty!
Taniec jest moją pasją odkąd skończyłam 5 lat. Na początku trenowałam balet, to on był moja
miłością, do czasu kiedy nie odkryłam, że hip hop sprawia mi dużo więcej przyjemności. A co jeśli
wczoraj po prostu miałam farta, a tak naprawdę się nie nadaję? Na krótką chwilę mój dobry humor
pękł jak bańka mydlana, ale na myśl o jutrzejszej przygodzie pojawił się znów. Spakowałam się
wczoraj, a samolot wylatuje dopiero o 20.30. Przed odlotem pójdę pożegnać się z Leah i Jacobem.
Leah jest moją najlepsza przyjaciółką od... praktycznie zawsze, a Jacob moim chłopakiem. Chodzę
z nim odkąd skończyłam 15 lat, czyli już dwa lata. Chodzę do drugiej klasy LO, mieszkam w Forks.
Weszłam do domu Leah jak zawsze, czyli bez pukania. Nigdy tego nie robimy. Moja przyjaciółka
mieszkała z dwiema siostrami i dwoma braćmi więc w domu zawsze jest dosyć głośno. W drodze do
jej pokoju wpadłam na Janne, siostrę Leah młodszą od nas o rok.
- Cześć, Bella! Gratuluję ci! Nawet nie wiesz jak się cieszę! Rany!
Będziesz w telewizji! Wow! - krzyczała podekscytowana. Zawsze uważałam ją za lekko roztrzepaną
i zwariowaną.
- Hej! Dzięki, też się bardzo cieszę. - odpowiedziałam grzecznie - Leah u siebie?
- Tak. Pokłóciła się dzisiaj z Samem, nie jest w najlepszym stanie.
- Już od jakiegoś czasu nie układało się między nimi, mam nadzieję,
że to nic poważnego.
Już miałam wejść do jej pokoju, kiedy usłyszałam cichy płacz dochodzący
zza drzwi.
- Leah?
- Bella, jak dobrze, że jesteś! - rzuciła mi się na szyję.
- Co się stało kochanie?
- Sam powiedział, że ma już dosyć!- wyłkała - Nie chce mnie
już! Powiedział mi wprost, że mu się znudziłam!
- Co za kretyn! Dlaczego Jacob mi nic nie powiedział? - Sam jest
najlepszym przyjacielem mojego chłopaka, pamiętam jak obaj starali się o nas. Jack o mnie, a Sam
o Leah. Sam nawet bardziej, o co czasami byłam zazdrosna.
- Leah, może lepiej będzie jeśli zostanę z tobą. Nie pojadę do LA, wezmę udział w następnej edycji.
Jeśli jestem dobra to na drugi rok też się dostanę, wtedy już nie będę miała obiekcji do tego czy
miałam farta czy nie. Co ty na to?
- Bella! Z konia spadłaś?! Nie! Nie ma szans! Marzyłaś o tym od... od
pierwszej edycji! Ja nawet nie zasługuję na takie poświęcenie z twojej
strony przecież...
- Dobra! Ok.! Tylko nie mów, że nie zasługujesz na takie poświęcenie!
Wiesz że jesteś dla mnie najważniejsza! - przerwałam jej. Kiedy
miałam rok moi rodzice się rozwiedli, a ja musiałam przeprowadzić się z
mamą do Phoenix. Tato został tu. Siedem lat temu moja mama ponownie
wyszła za mąż, ja wróciłam do taty, do Forks. Leah poznałam podczas
wakacji (każde spędzałam z tatą), miałam wtedy jakieś cztery lat. Od razu ją pokochałam, zdarzały
się nam sprzeczki ale szybko się kończyły. W Phoenix miałam tylko jednego przyjaciela, któremu
zawsze mogłam ufać. Cały czas za nim tęsknie. On pewnie już dawno o mnie zapomniał, przed
moją przeprowadzką obiecaliśmy sobie, że po maturze pójdziemy do Akademii Tańca w Londynie,
nadal mam zamiar tam pójść. Przecież obiecałam, nawet jeśli wiem, że go nie spotkam pójdę do tej
szkoły. Nie chcę złamać obietnicy. Mówiąc szczerze nawet gdybym wygrała YCD (co raczej się nie
zdarzy) wole ATL niż to stypendium na Broadwayu. Z moją bratnią duszą straciłam kontakt kiedy
dwa miesiące po przyjeździe do Forks zgubiłam komórkę, którą dostałam od mamy. Nadal nie
mogę się z tym pogodzić... Nie mam już jego numeru on nie ma mojego - Czasem zastanawiam się
czy próbował do mnie dzwonić - Dogadywałam się z nim nawet lepiej niż z Leah. Ciągle mam go
przed oczami. Zastanawiam się czy nadal jego włosy są miedziane i takie sterczące jak kiedyś.
- Kochanie, jeśli coś będzie nie tak zadzwoń. Pamiętaj, że cię kocham.
- musiałam się w końcu odezwać. Znów rzuciła mi się na szyję.
- Wiem. Też cię kocham. Będzie dobrze, jesteś najlepsza! Bello, nawet sobie nie wyobrażasz jak
będę tęsknić! Pa! - pocałowałyśmy się w policzek i wyszłam. Pora odwiedzić Jacoba. Na nowinę o
moim wyjeździe nie zareagował tak, jak sobie wyobrażałam. Szczerze? Powiedział wprost, że się
nie cieszy. Czekało mnie pożegnanie z nim. To będzie trudne... Zapukałam do drzwi.
- Witaj Isabello. Wejdź! - otworzył Billy Black, jego ojciec i przyjaciel mojego taty.
- Jacob jest na górze.
- Dzień dobry, Billy! - nie przepadałam za nim, ale co zrobić? W przedpokoju usłyszałam rozmowę
dochodzącą z salonu. Widać Billy' emu coś się pomyliło Jacoba nie było na górze. Mój ukochany
rozmawiał przez telefon z Samem! Pomyślałam, że nie zaszkodzi trochę posłuchać. Przecież to
przez niego cierpiała Leah!
- Mówię ci stary, z tym You Can Dance to chyba jakiś żart! Nawet nie
powiedziała, że ma zamiar wziąć udział w tym castingu. Jutro wyjeżdża... Nie, nie wiem na ile...
Co?... Skąd niby mam to wiedzieć! Nie oglądasz tego badziewia? Nikt nie wie ile mu przyjdzie
siedzieć w tych stanach, co program ktoś odpada... Tak... Mam nadzieję, że odpadnie jak
najszybciej! Nigdy mi się nie podobało to, że tańczy. Teraz jeszcze to gówno!... Dobra stary muszę
już kończyć, nara!
Łzy zaczęły płynąć mi strumieniami. Musiałam wrócić do samochodu, nie mogłam mu się pokazać w
takim stanie! Jak on mógł?! Wytarłam oczy chusteczką i zapukałam do drzwi ponownie. Całe
szczęście, że Billy wyszedł.
- Bella! Witaj kochanie - pocałował mnie w czoło. - Wejdź
słońce.
- Cześć, Jack. - przywitałam się.
- Napijesz się czegoś?
- Nie dzięki. Przyszłam się tylko pożegnać.
- Posłuchaj, wiem, że zrobiłem ci przykrość moją reakcją. Ale to był szok! Wjeżdżasz niewiadomo
na ile tak daleko ode mnie! Przemyślałem to wszystko i cieszę się razem z tobą.
- Wiem. - powiedziałam smutno. Miałam dodać do tego nutkę sarkazmu.
Ale pomyślałam, że lepiej na razie nie zdradzać mu, iż podsłuchiwałam.
No cóż, nie mam konkretnych planów związanych z tą wiedzą.
- Znasz mnie lepiej niż ja sam się znam. - ta jasne.
- Jacob, muszę się już zbierać.
- Pa kochanie, będę tęsknić! - chciał mnie pocałować w usta ale ja chytrze
nastawiłam mu policzek. Nie mam ochoty teraz na mizianie się z nim.
- Ja też, pa!
Zrobiłam zakupy żywnościowe, powłuczyłam się po mieście. Kocham Forks, mniej niz Phoenix, ale
jednak kocham. Nie wiem jak zdołam spędzić tyle czasu poza nią...
Wróciłam do domu o 18:30. Miałam jeszcze półtorej godziny do wylotu. Około 19 musiałam być na
lotnisku. Pora się zbierać. Po raz pierwszy będę lecieć samolotem! W dodatku pierwszą klasą razem
z resztą uczestników
programu! Aaaaa! Lecę samolotem! Lecę samolotem! No pięknie zachowuję się jak małe dziecko.
ROZDZIAŁ DRUGI
To koniec
BPOV:
Nareszcie wsiadałam do samolotu. Ta cała odprawa... koszmar. Przypadło mi miejsce obok jakiejś
wysokiej, opalonej brunetki i dziewczyny z kruczoczarnymi, krótkimi włosami wyglądającej jak
chochlik. Siedziała po mojej prawej stronie, nachylała się nad przejściem i rozmawiała z jakimś
poważnie wyglądającym blondynem. Cały czas coś paplała, z pewnością
cierpiała na nadmiar energii. Ah, boję się żebym sobie czegoś nie zrobiła. Z moim brakiem
koordynacji… w prawdzie znika w tańcu ale poza nim jest widoczny, aż za bardzo. Jeśli ktoś widział
mnie tylko na scenie na pewno nie ma pojęcia, że jestem niezdarą. Osoby, które znam z poza zajęć
tanecznych dziwią się jakim cudem tańczę…
- Cześć! Jestem Chelsea Nox. - przedstawiła się brunetka siedząca przy oknie.
- Isabella Swan, będę się cieszyć jak będziesz mówić mi Bella.
- Hej! Ja jestem Alice Brandon. - wtrąciła ta druga.
- Bella. Miło mi.
- Mi też. - nachyliła się i pocałowała mnie w policzek. - Czuję, że będziemy dobrymi przyjaciółkami.
To - wskazała na blondyna, z którym wcześniej rozmawiała - jest Jasper Whitlock.
- Cześć. - wtrącił Jasper.
- Ja jestem Bella, a to Chelsea. - kiwnęłam głową w stronę sąsiadki.
- Jestem z Forks, Jazz z Port Angeles, a wy? - spytała Alice.
- Ja z Nowego Jarku. - powiedziała Chelsea - A ty Bella?
- Forks. Ale przez dziesięć lat mieszkałam w Phoenix.
- Dlaczego się przeprowadziłaś?
- Tu się urodziłam. Po rozwodzie moich rodziców wyjechałam z mamą do Phoenix. Znowu wyszła za
mąż, a ja wróciłam do taty.
- Aha. Do której szkoły chodzisz?
- Do trzeciej klasy LO, a ty Alice?
- W pierwszej i drugiej klasie chodziłam do liceum w Port Angeles, ale w tym roku się
przeprowadziłam i rodzice przepisali mnie do szkoły w Forks.
- Super! Nie widziałam cię nigdy.
- Bo dopiero pójdę po raz pierwszy. To cudownie, że będziemy chodzić do szjkoły razem! Chciała
bym mieć jakieś lekcje z tobą!- krzyknęła z zadowoleniem. Wstała i zaczęła skakać po samolocie. -
Takie zachowanie jest w ogóle dopuszczalne?
- Okej Alice usiądź! - posłuchała. Usiadła, a zaraz po tym rzuciła mi się na szyję.
- Nie wiesz jak ja się cieszę!
- Oj Alice! Ja też się cieszę! - od razu ją polubiłam.
- Bello, nie sądzisz, że Jasper jest cudowny? - szepnęła.
- Wiesz, nigdy nie pociągali mnie blond faceci, ale jest niczego sobie, i najwyraźniej wpadłaś mu w
oko. - Jazz prawie ślinił się na jej widok.
- Głupstwa gadasz.
- Coś ty! Mówię prawdę!
- Myślisz, że powinnam do niego wystartować?
- Jasne!
- Okej. - najwyraźniej się ucieszyła, uśmiechnęła się jakimś uśmiechem, który mówił „wiem coś,
czego ty nie wiesz” - Tobie też Bello znajdziemy chłopaka.
- Proszę, Alice nie baw się w swatkę!
- Dobra, ale i tak ci kogoś znajdę. - poddałam się, nie chcę kłócić się z
nią, bo i tak przegram, a że jestem już zajęta powiem jej później. Niech się dziecko cieszy.
Spojrzałam w lewo, Chelsea śpi. Było późno wszyscy spali. Oprócz mnie i Alice oczywiście, przy niej
nie da się zasnąć. Zresztą i tak nie jestem śpiąca.
- Co tańczysz? - odezwała się nagle.
- Hip hop i popping. Wcześniej trenowałam balet. Ale głównie Hip hop. A ty?
- Ja preferuję taniec towarzyski - salsa, rumba, tango. Czasem też jumpstyle.
- Cieszysz się z YCD?
- Cieszę ale boje się Hip hopu.
- To nie jest takie trudne. Mogę ci pomóc, ale ty musisz pomóc mi w rumbie. - zaśmiałam się
rumba była moją piętą achillesową.
- Dzięki! Jasne, że ci pomogę.
Ziewnęłam i odpłynęłam w objęcia morfeusza. Rano obudził mnie głos w głośnikach
powiadamiający o lądowaniu i podniecony pisk Alice.
- Bella wstawaj! Lądujemy! Jesteśmy już w Los Angeles.
- Okej, okej już wstaje. Cześć Chelss!
- Dzień dobry Bello. Jak się spało?
- Wspaniale. - zabrzmiało to trochę sarkastycznie, Alice wzruszyła rękami. Samolot wreszcie
wylądował i wszyscy wyszliśmy na halę przylotów. Przywitała nas Kinga Rusin i zaprowadziła do
autobusu.
- Bella, usiądź ze mną. - zaproponowała Alice.
- Dzięki Alice.
- Dziś zaczynam operację zdobyć Jaspera .
- W takim razie powodzenia, ale on i tak jest już zdobyty. – uśmiechnęłam się przebiegle.
- Nie gadaj głupot!
- Nie znasz mnie. Ja nigdy nie gadam głupot. - w sumie powiedziałam prawdę. Przez resztę drogi
Alice paplała o tym jaki to Jazz jest wspaniały, piękny itd. Już dawno przestałam jej słuchać.
Dojechaliśmy. Nareszcie. Zanim wzięłyśmy wszystkie szpargały i wyszłyśmy z autobusu kilka osób
już dostało pokoje. Miałam nadzieję, że będę z Alice i Chelss,
przynajmniej ta druga tyle nie mówi. Ale ta już dawno została przydzielona do jakichś dziewczyn.
- Alice Brandon, Rosalie - cudownie! Z Alice też nie będę - Hale i Isabella Swan, pokój 520! A
jednak! Dziewczyna o imieniu Rosalie była wysoką blondynką, aż zdziwiłam się, iż nie jest modelką
tylko tancerką a może modelką też jest? Rosalie... eee . Nie usłyszałam jej nazwiska. Cudownie
Bello!
EPOV:
Stałem obok Mika i Taylora czekając na przydział zastanawiając się czy nie przyjdzie mi czasem
dzielenie pokoju z jakimiś lamusami pokroju Erica.
- Edward, co ty w ogóle tańczysz? - ile razy mam odpowiadać Taylerowi na to pytanie? Nie, zaraz
on pytał pierwszy raz.
- Przede wszystkim Hip hop.
- Alice Brandon, Rosalie Hale i Isabella Swan, pokój 520! – moje serce odmówiło współpracy żeby
zaraz zacząć bić pięć razy szybciej. Isabella Swan? Moja Bella?! Tutaj?! Nie to złe pytanie, przecież
ona była boginią tańca, oto raczej kur** mogłem zapytać sam siebie. Co ja tu robię? TU, z moją
najlepszą przyjaciółką. W jednej edycji. Zrobiłem krok w jej stronę. Ale co jeśli ona mnie nie
pamięta? Przecież nie odzywała się od 7 lat. Po jej przeprowadzce utrzymywaliśmy jeszcze ze sobą
kontakt, ale kiedy jednego poj******* razu chciałem do niej zadzwonić coś mówiło mi, że nie ma
takiego numeru. Od tego czasu dzwonię tam codziennie z nadzieją, że może kiedyś usłyszę jej
cudowny głos. Od kiedy pojawiła się z Renee w Phoenix staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. To
jej mogłem o wszystkim powiedzieć. Zawsze kręciło się koło mnie stado dziewczyn, które mogłem
zmieniać jak rękawiczki, ale mnie interesowała tylko moja Bella, ta z kolei była jednym jedynym
wyjątkiem, który za mną nie ganiał. Co mi w tym przypadku cholernie nie odpowiadało. Jako
chłopiec byłem strasznie wstydliwy. W Belli zakochałem się już gdy miałem siedem albo osiem lat,
ale zyskałem odwagę by jej to wyznać już gdy skończyłem 10. Nie, nie zyskałem odwagi, po prostu
już dłużej nie mogłem bez niej żyć. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj poszedłem wyznać
jej miłość, czego nie zrobiłem. Okazało się, że ona miała dla mnie ważniejszą wiadomość
- Edwardzie, wyjeżdżam do taty do Forks - powiedziała, rzuciła mi się na szyję i zaczęła płakać. Ja
razem z nią. Wtedy obiecaliśmy sobie, że nieważne co się stanie i tak nigdy o sobie nie zapomnimy
(co ona prawdopodobnie już dawno zrobiła), a gdy skończymy liceum wyjedziemy do Akademii
Tańca do Londynu, ciekawy jestem czy ona też tam będzie.
Postanowiłem sobie, że nieważne co się stanie i tak tam pojadę. Koło Belli też kręcił się niezły
sznureczek adoratorów. W Phoenix przynajmniej miałem wgląd w to z kim się spotyka i mogłem jej
pilnować, a w Forks co? Figa z makiem! Zaraz jak tylko dostanę klucz muszę zdzwonić do Lauren -
mojej dziewczyny. Nigdy jej nie kochałem, ale nie
mogłem jakoś z tym skończyć, bo jak to Edward Cullen bez dziewczyny? Co by inni na to
powiedzieli? Lauren była najpopularniejsza w szkole, traktowałem ją raczej jak trofeum niż
ukochaną. Chodząc cały czas kłamałem, że ją kocham. Hola! Powiedziałem to tylko raz, kiedy
zostałem przez nią zmuszony... Zawsze kochałem Bells, a teraz kiedy wróciła, już nie dam rady
dalej okłamywać Lauren.
- Edward! - z rozmyślań wyrwał mnie głos Mika - Coś ty taki zamyślony? My z Taylorem dostaliśmy
już pokoje. Jak coś to 206. Trzymaj się stary!
- Nara!
- Edward Cullen - nareszcie ja, ciekawe z jakimi lamusami będę. – Jasper Whitlock i Emmett
McCarty - pokój 561!
Po podpisach na liście wywnioskowałem, że Jasper jest blondynem a Emmett ciemnowłosy i bardo
umięśniony, przypominający niedźwiedzia. Nareszcie znaleźliśmy nasz pokój, wyglądało na to, że
moi współlokatorzy już się znali.
- Jestem Emmett, a to Jasper. - podał mi rękę niedźwiedź grizzly.
- Edward.
Wszyscy zabraliśmy się do rozpakowywania. Emmett i Jasper rozmawiali o czymś, ja byłem zbyt
pochłonięty wspominaniem lat spędzony z Bellą. Dopiero moje imię wyrwało mnie z zamyślenia.
- Sorry, nie dosłyszałem pytania.
- Wpadła ci w oko jakaś laska? Kojarzysz Alice? Panna spodobała się naszemu Jasperowi.
- Nie, nie kojarzę, która to? - Całe szczęście pytanie Emmetta było tak zadane, że na pierwszy jego
człon nie musiałem odpowiadać.
- Niska, z czarnymi nastroszonymi włosami. Podobna do chochlika i wszędzie jej pełno.
- Emo ona wcale nie wygląda jak chochlik! - zbuntował się Jazz i rzucił poduszką we współlokatora.
- Dalej nie wiem która to.
- Nie odpowiedziałeś na wcześniejsze pytanie Edwardzie. - a jednak mieszkanie z nimi, a w
szczególności z Emmettem będzie zabawne, ale i trudne. Miałem się im teraz niby zwierzać?
- Jeszcze nie miałem czasu się rozglądnąć.
- To niby o kim cały czas tak zawzięcie myślisz?
- O tobie, Emmettcie, i o...
- Co?! Edward jesteś gejem? - zrobił minę jakby się naprawdę przestraszył.
- Tak, i mam zamiar rzucić się na ciebie jak tylko Jasper wyjdzie z pokoju. Albo nie zrobię to teraz.
–zrobiłem kilka kroków w jego stronę, aby go przestraszyć.
- Boże! Jazz ratuj mnie! - ale ten widocznie nie miał zamiaru go posłuchać leżał na podłodze i
skręcał się ze śmiechu.
- Emo, daj spokój. Nie znasz się na żartach? Żartowałem tylko! Czego ty widocznie nie zauważyłeś,
bo Jazz od razu się zorientował. - zaczął śmiać się jeszcze głośniej, a ja przyłączyłem się do niego.
Po chwili zawtórował nam Emmett.
- A teraz was przepraszam muszę zadzwonić do mojej dziewczyny. - oznajmiłem, kiedy już nam
przeszło. Poszedłem do parku znajdującego się obok hotelu aby spokojnie porozmawiać z Lauren.
Odebrała po dwóch sygnałach.
- Cześć kotku! Już na miejscu?
- Cześć Lauren. Tak już dolecieliśmy.
- I jak podoba ci się? Ludzie mili?
- Tak wszystko jest jak najbardziej wporzo. Musimy pogadać.
- To super! - pisnęła do słuchawki. - coś ty taki poważny?
- Bo musimy poważnie pogadać.
- O czym kochanie?
- O nas. - słyszałem w telefonie cichy jęk. - Przepraszam, ze tak przez telefon, ale nie wytrzymam
do powrotu.
- Nie rozumiem. - zbytnio mądra to ona nie jest
- Lauren, to koniec. Już nic do ciebie nie czuję, nie chcę cię oszukiwać.
- Jak to nie kochasz mnie już? - chyba zaczęła płakać.
- Prawdę mówiąc nigdy cię nie kochałem. - jak zacząłem mówić to powiem lepiej już wszystko.
- Dlaczego TERAZ to mówisz? - wrzeszczała.
- Bo nie chciałem cię zranić.
- Za późno!
- Teraz to wiem.
- Jak można zerwać z kimś kogo się kochało przez ponad rok? Nawet jeśli to było tylko udawane!
- Wolałaś chodzić z kimś kto cię nie kocha? - zapytałem spokojnie.
- Nie powinieneś nigdy mnie oszukiwać! Teraz te swoje dobre intencje wsadź w dupę!
- Lauren, nie chciałem cię zranić. Naprawdę sądziłem, że cię kocham. Teraz wiem, że jednak nie!
- Teraz wiesz? Dziwne! Jak można się zakochać w kimś w jeden dzień?!
- Lauren ja...
- Bujaj się! przerwała mi i rzuciła słuchawką.
- ... ją kocham od zawsze! - szepnąłem ale i tak mnie nie słyszała.
ROZDZIAŁ TRZECI
Edward
RPOV:
Po godzinie spędzonej na rozpakowywaniu się mogłam stwierdzić, że trafiły mi się najlepsze
współlokatorki jakie mogłam sobie wymarzyć.
Zakręcona, pełna energii Alice i piękna, trochę małomówna Bella. Na szczęście - albo i nie - nie
musiałyśmy się martwić o układanie ciuchów w szafkach. Wszystko robiła za nas All. Może i nie
byłoby to takie straszne gdyby obyło się bez rewizji.
- Wow! Rosalie! Ta bluzka jest cudowna - wrzasnęła trzymając w ręce moją marynarską bluzkę od
Chanel.
- Spokojnie Alice, nie ekscytuj się. Skoro jesteś taka chętna do rozpakowywania mnie, pójdę
porozmawiać z moim partnerem od tańca. - Na casting poszłam razem z Jasperem tańczymy razem
od dwóch lat. Cieszę się, że razem dostaliśmy się do YCD.
- Bello, mogę cię zostawić z potworem?
- Co? Co? - chyba wyrwałam ją z zamyślenia.
- Rosalie nie widziałam go, a ty? - zapytała ni stąd ni zowąd Alice.
- Kogo? - Bella tym pytaniem była równie zdziwiona co ja.
- Tego księcia co cię zbudził ze snu Śpiąca Królewno! - odpowiedziała.
- Hahaha - niby taka nieśmiała, ale jednak sarkazm jest jej mocną stroną.
- Okej, idę.
Zapukałam do drzwi pokoju, którego numer dostałam smsem od Jaspera.
- Cześć Jazz! - pocałowałam go w policzek.
- Rose. Chodź, wejdź.
Weszłam i zauważyłam wielkiego chłopaka o ciemnych, kręconych włosach. Wspomniałam, że był
BOSKI!?
- Poznaj Emmetta i Edwarda. - A więc mój bóg miał na imię Emmett. Cudownie.
- To moja partnerka Rosalie.
- Miło nam - obaj uścisnęli mi rękę.
- Jasper, chciałam zapytać czy nie wpadlibyście jutro o dwudziestej do mojego pokoju. Alice chce
zorganizować jakąś imprezę.
- Jesteś w pokoju z Alice?! - krzyknął Jazz, najwyraźniej usatysfakcjonowany tym faktem.
- No tak. I nie martw się, ty też jej wpadłeś w oko. To do zobaczenia jutro. Bye!
BPOV:
Obudziły mnie jęki Alice.
- Cholera! Nie mam się w co ubrać!
- Alice spokojnie! Nie drzyj się! W ogóle to która godzina? - zapytałam zaspana.
- Już 10:15 Bello.
- Co? Jak to? A śniadanie? - zerwałam się z łóżka.
- Rosalie nam przyniesie. - Uff... Ta to ma głowę na karku. W odróżnieniu o Alice.
- Okej, a ty dlaczego tutaj siedzisz?
- Bo nie mam się w co ubrać!
- Wariatka! - rzuciłam w nią poduszką.
Dzisiaj nie było jeszcze zajęć, więc Alice rzuciła hasło zakupy. Rosalie też była z tego powodu
rozentuzjazmowana, więc co ja biedna miałam zrobić? Musiałam iść. Co jak co, ale sklepy w Los
Angeles są zaje*****! Kupiłam sobie rurki, bluzkę i straszną mini, którą wcisnęła mi All mówiąc, że
ślicznie w niej wyglądam. Nie powiem, spódnica była piękna. Potem poszłyśmy po jedzenie na
wieczór. Jak wróciłyśmy do hotelu była godzina osiemnasta. Pięknie! Za dwie godziny miało się
zacząć. Miałam poznać wielu nowych ludzi. Tak twierdziła Alice.
- Bello musimy porozmawiać. - Co temu chochlikowi znowu strzeliło do głowy?
- Niby o czym?
- Opowiedz mi o sobie. W Forks masz wielu przyjaciół?
- Kilku się znajdzie.
- A chłopaka?
- Do tego pijesz ty fretko jedna!
- Kochasz go? - Zaraz, ja jej nie powiedziałam, że mam kogoś.
- Tak. - Chyba tak. Ale tego już nie mogłam jej powiedzieć.
Zrobiła minkę urażonego dziecka.
- Straciłaś możliwość zabawy w swatkę?
Pokiwała głową nie zmieniając swojej miny.
- Możesz zawsze znaleźć chłopaka dla Rosalie.
- Rose?
- Tak? - zapytała do tej pory pogrążona w myślach.
- Chodzisz z kimś?
- Nie.
- Dzięki! - pisnęła Alice.
O 20:30 wszystko było już gotowe. Zdziwiło mnie tylko, że nikt jeszcze nie przyszedł. No tak,
należy się modnie spóźnić. Piętnaście minut później impreza była całkowicie rozkręcona.
- Mogę prosić? - zapytał jakiś niezbyt przystojny typ.
- Czemu nie.
- Jestem Mike.
- Bella.
Tańczyłam z Erickiem, Taylorem, Mikiem, Jasperem, Emmettem i znów z Mikiem. Tak przez trzy
godziny. Na dzisiaj dam sobie spokój. Jutro pierwsze warsztaty i nie mam zamiaru być na nich
zmęczona. Usiadłam koło Alice i Rose. Ta pierwsza flirtowała z Jasperem, który jak się okazało był
partnerem Rose. Emmett zaś za wszelką cenę próbował przypodobać się Rosalie. Nie poznałam
jeszcze trzeciego współlokatora chłopaków, ale ponoć był miły.
- Zatańczysz? - zapytał zza moich pleców jakiś nieziemsko cudowny baryton.
- Przykro mi, ale nie mam już na dzisiaj sił. Następnym razem. Odwróciłam się w jego stronę żeby
zapamiętać go na następny raz.
Boże! Te włosy! Rozczochrane i miedziane. Identyczne jak te należące do mojego przyjaciela.
- Zresztą czemu nie, jedna piosenka nie zaszkodzi - uśmiechnęłam się do niego.
- Cieszę się, że jednak zmieniłaś zdanie. - Uśmiechnął się i podał mi rękę.
Cholera! Ten uśmiech! To był Edward? Nie, na pewno nie. Za dużo szczęścia jak na jedno życie.
Zresztą gdyby nawet to był on, powiedziałby chociaż "Hej Bells!" jak to miał w zwyczaju. Chyba, że
mnie nie poznał. Czy ja się mogłam aż tak zmienić?
Zaczęliśmy się poruszać w rytm piosenki Britney Spears "Circus"*. Jak on tańczył! Czy to możliwe,
żeby Edward się sklonował? Jeśli tak, ja chcę jednego klona! Nie, ja nie chcę klona. Chcę mojego
przyjaciela. Wreszcie nabrałam odwagę i spojrzałam mu w oczy. Miałam nadzieję, że one będą np.
piwne i będę mogła stwierdzić, iż to nie Edward, ale te też oczywiście musiały być zielone. Nie, to
niemożliwe. Piosenka się skończyła. Zabrzmiał kawałek Taylor Swift "Love Story"**.
- Mogę? - zapytał.
- Oczywiście. - Przysunęłam się do niego.
Teraz wiem. To był on. Nikt nie mógł tak pachnieć! Dobrze pamiętam ten zapach, wdychałam go
przez cały czas gdy był w pobliżu, a w pobliżu był w każdej chwili. To znaczy, że cholera jasna mnie
nie pamięta! Zaczęłam przeklinać się w myślach za to, że zgubiłam telefon, że moja matka się
przeprowadziła i za to, iż on też zmienił miejsce zamieszkania. Nagle muzyka ucichła.
- Dziękuję, że jednak znalazłaś czas. Ale i tak od zatańczenia ze mną następnym razem się nie
wymigasz - posłał mi łobuzerski uśmieszek.
- Nie mam zamiaru E... - w porę ugryzłam się w język. Nie mogłam powiedzieć mu "nie mam
zamiaru się wykręcić Edwardzie". Do końca pobytu nie mogę pokazać, że go znam. Jakby się mógł
poczuć gdyby dowiedział się, że to ja jestem tą niezdarną Bellą? Jego dawną przyjaciółką, która
pakowała się w kłopoty, a on zawsze ją z nich wyciągał. Są cztery prawdopodobne wersje.
Pierwsza, nie pamięta mnie. Druga, pamięta, ale chce o mnie zapomnieć. Trzecia, coś mu tam
dzwoni, ale nie wie w którym kościele i myślał, że po tańcu ze mną przypomni sobie kim jestem.
Czwarta i w ogóle nieprawdopodobna, pamięta mnie, ale nie jest pewny czy ja go kojarzę.
Usiadłam do stolika, gdzie nadal odbywały się ostre flirty.
- Jasper? Emmett? Sorry, że przeszkadzam, ale już idę do pokoju - podszedł do nas mój bóg.
- Dobra Edward idź - uśmiechnął się do mnie. - My też zaraz przyjdziemy.
EDWARD! To on! Mój Edward! Miałam w oczach łzy. Kiedy odszedł od naszego stolika pobiegłam do
łazienki i zaczęłam ryczeć. Płakałam jakąś godzinę, dopóki wszyscy goście nie wyszli.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Romeo i Julia
BPOV:
Cudownie, mam tańczyć z największym lalusiem wszystkich edycji. Tańczyliśmy do jakiejś
nieznanej mi melodii. Wbrew pozorom, jakoś nam szło. Nie tak dobrze jak Alice i Rosalie, ale
jednak wychodziło. Dostałam nawet drugą pochwałę tego dnia. Pierwsza była oczywiście na
wcześniejszych zajęciach. Kolejne warsztaty były z breakdance, a bałam się ich jak cholera. Mam
się kręcić na głowie bez żadnego urazu? Wątpię w to, czy dam radę. Kiedy wszyscy weszli do sali,
choreograf ogłosił, że dzisiaj będziemy uczyć się tylko podstaw, do kręcenia na głowie przejdziemy,
gdy wszyscy je opanują. Zbawienie! Nie szło mi wcale najgorzej. Mike nie radził sobie w ogóle. Za
to Edward tańczył, jakby był do tego stworzony.
- To były ostatnie zajęcia, jak na dzisiaj. Teraz idźcie na obiad, a potem macie czas wolny, aż do
kolacji. Wyjdziemy do restauracji, więc włóżcie ubrania wieczorowe - oznajmiła nam prowadząca.
- Bella, idziesz? - Alice pociągnęła mnie za rękę.
Sala, w której jedliśmy posiłki, była wielka. Ściany koloru kremowo-bordowego, a kanapy obszyte
czerwonym materiałem. Na stołach leżały czerwone obrusy. Na obiad podano zupę ogórkową i
jakieś mięso. Zjadłyśmy i poszłyśmy do pokoju.
- To o której macie te swoje randki? - zapytałam.
- Za godzinę. Bello, na pewno nie chcesz iść z nami? - Kolejnym plusem Alice (w prawdzie często
zamieniającym się w minus) była opiekuńczość.
- Nie, nie chcę.
- Okej, w takim razie pomożesz mi? - Nasz pokój zamienił się na chwilę w salon piękności.
- Z chęcią, ale ja się na tym nie znam.
- To bardzo proste, Bello. Możesz kręcić włosy Rose.
- No chodź, zrób mnie na bóstwo. - Rosalie pociągnęła mnie w stronę fotela, na którym usiadła i
podała mi wałki.
Zabrałyśmy się do roboty. Kiedy skończyłyśmy z blondyną, przyszła kolej na Alice. Rose ubrała
krótką niebieską sukienkę i białe baleriny, a All równie skąpą kieckę w kolorze szkarłatu i czarne,
wysokie szpilki.
- Wróćcie przed kolacją! - krzyknęłam, zamykając za nimi drzwi. - Co ja będę sama robić?
Przed wyjazdem wyciągnęłam z torby spakowane wcześniej książki. Strasznie tego teraz
żałowałam.
- Dobra, Swan, rusz dupę i pofatyguj się do księgarni - nakazałam sobie.
Ubrałam japonki i wyszłam z domu. Szłam powoli, starannie oglądając ulice Miasta Aniołów. Nie
miałam pojęcia, gdzie jest tu jakaś księgarnia. Zauważyłam idących przede mną chłopaków. O nie!
Jednym z nich był Mike, pozostałych dwóch nie zdążyłam zidentyfikować, bo skręcili za rogiem. Po
chwili zorientowałam się, że weszli do jakiegoś budynku. Spojrzała na
napis: bookshop. - Cholera! - przeklęłam w myślach. Czego taki Newton może szukać w księgarni?
Korciła mnie ta myśl, więc postanowiłam jednak wejść.
- Cześć, piękna! Przyszłaś po jakąś książkę? - Mike i Taylor stali oparci o ścianę, przy wejściu. I
mam odpowiedź na swoje pytanie, sami tutaj nie przyszli, widocznie ten trzeci jest bardziej
rozgarnięty i to on przyszedł po coś do czytania.
- Cześć, chłopcy! Rose i Alice poszły na spotkanie, a mnie zachciało się coś przeczytać -
wytłumaczyłam, wiedząc, że nie da za wygraną.
- Może pomóc ci czegoś poszukać? - zaoferował się Newton.
- Obawiam się, że wcześniej sam byś się zgubił między tymi regałami, niż coś znalazł.
Odwróciłam się i poszłam na polowanie. Nie wiedziałam czego szukam. Na jednym z regałów
zauważyłam "Wichrowe wzgórza" i od razu po nie sięgnęłam.
- Cholera! - Książka leżała na najwyższej półce. Z moim 160 cm wzrostu nie mam szans jej
dosięgnąć.
- Pomóc ci? - zapytał jakiś chłopak.
- Chciałam wziąć "Wichrowe wzgórza", ale nie dosięgnę - wyjaśniłam.
Chłopak z łatwością zdjął książkę z półki i mi ją podał.
- Proszę, ale obawiam się, że znasz ją już na pamięć. - Odwróciłam się w stronę rozmówcy.
Edward!
- Chcę mieć swoją, a nie ciągle wypożyczać ją z biblioteki - uśmiechnęłam się.
- Rozumiem, inni mieszkańcy Forks też mają prawo ją wypożyczyć. - Posłał mi łobuzerski uśmiech.
- Właśnie. Jeszcze raz dziękuję.
- Drobiazg.
Zaraz, zaraz, czy ja powiedziałam mu, że jestem z Forks? Nie, nawet mu się nie przedstawiłam. To
pewnie sprawka tego chochlika.
- A ty co kupujesz? - Nęciło mnie to pytanie. Pokazał mi egzemplarz "Romea i Julii".
- "Romeo i Julia"? Ty zapewne też już to czytałeś.
- Masz racje, czytałem, ale to było dawno. Od jakiegoś czasu, mam uraz do tego typu książek, a
szczególnie tej.
- W takim razie, miłego czytania - powiedziałam, bo zbliżała się moja kolej do płacenia.
- Nawzajem! - krzyknął za mną, kiedy oboje już zapłaciliśmy. Odwróciłam się w jego stronę i
zauważyłam, że podchodzi do Mika i Taylora. Więc to on był z nimi!
Po naszym dzisiejszym spotkaniu, coraz bardziej zastanawiałam się, czy mnie pamięta. Chwilami
prowadził rozmowę tak, jakby chciał sprawdzić czy go pamiętam, a chwilami zachowywał się,
jakbyśmy dopiero co się poznali. Już za nim nie nadążam. Dawniej wiedziałam o nim wszystko.
Teraz nawet nie wiem czy kogoś ma. Zamyślona nie zauważyłam, kiedy dotarłam do pokoju.
Położyłam się na łóżku i wzięłam książkę. "Wichrowe Wzgórza" - moja ulubiona książka odkąd
nauczyłam się czytać, tak jak i "Romeo i Julia". Edward dobrze o tym wiedział. Często siedzieliśmy
u niego w ogrodzie na huśtawce i czytaliśmy tę powieść z podziałem na role. Romeo - Edward
Cullen, Julia - Bella Swan.
- Koniec z rozmyślaniem, weź się lepiej do czytania! - skarciłam się w myślach.
Otworzyłam książkę i cała się w niej pogrążyłam.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Ty w ogóle znasz alfabet?
BPOV:
Tak się zaczytałam, że nie zwróciłam uwagi, która godzina. Kolacja miała się zacząć za godzinę, a
dziewczyn wciąż nie było… Dokończyłam czytać „Wichrowe wzgórza” i zaczęłam się szykować. W
końcu, ile można na nie czekać? Na początek postanowiłam wziąć gorący prysznic. Gdy
skończyłam, szybko się wytarłam, obwinęłam ręcznikiem i weszłam do pokoju.
- Cześć, Bello! – Alice z Rosalie już zdążyły się przebrać i teraz czesały włosy.
- Jak tam wasze spotkanie?
- Bello, Jasper jest taki cudowny… - Aha, zaczyna się! Teraz ciągle będę słyszała, jaki Jasper
cudowny, jaki miły, jak świetnie całuje…
- W niczym nie jest lepszy od Emmetta! – przerwała jej Rose.
- Nie kłóćcie się, lepiej pomóżcie mi się ubrać! – Co jest gorsze od kumpelki paplającej wciąż o
chłopaku? Oczywiście dwie koleżanki nawijające o swoich związkach…
- Bello, dobrze się czujesz?
- Tak All. Dlaczego pytasz? – Wiedziałam dlaczego. Bądź co bądź, lepsze bycie strojonym przez te
dwie, niż słuchanie o Jazzie i Emmettcie.
- Bo poprosiłaś nas żebyśmy pomogły ci się przygotować. Rose, bierzemy się do pracy!
Zaczęło się piekło. Nie przepadam za byciem lalką Barbie, ale podobało mi się to, co dziewczyny ze
mną zrobiły. Włosy upięły mi w kok, gdzieniegdzie zostawiając luźne pasemka. Makijaż też był
raczej delikatny. Teraz czekała mnie najgorsza tortura – ciuchy.
- Ubierz tę sukienkę. – Alice rzuciła we mnie kawałkiem zielonego materiału.
- Co to niby jest?
- Jak to co? Sukienka.
- Nie uważasz, że jest trochę… skromna? – Była naprawdę krótka, nie sięgała nawet połowy ud i
ten wielki dekolt w kształcie litery V…
- Chcesz coś bardziej ekstrawaganckiego? Okej, po prostu myślałam, że wolisz minimalizm.
- Nie, nie chodzi mi o to. Skromna, czyli krótka i zbyt wydekoltowana. – Naprawdę jest taka tępa,
czy tylko taką udaje?
- Bello, nie przesadzaj! Kiedy masz zamiar pokazywać swoje wdzięki? – wtrąciła się Rose.
- Nigdy. – Jakie wdzięki? Ja nie mam żadnych wdzięków i nie mam zamiaru pokazywać moich
chudych nóg.
- Nie gadaj tle, tylko przebieraj się.
Posłuchałam jej. Poszłam do łazienki, żeby ubrać to coś.
- Bello pod spód ubierz to – All podała mi jakąś siatkę – i nie próbuj się wymigiwać!
W reklamówce była czarna koronkowa bielizna. Zabiję Alice! Zresztą kto będzie widział, co mam
pod spodem? Nikt. A przyjaciółka się ucieszy. Ubrałam bieliznę, sukienkę i wróciłam do pokoju.
- No, no, Bello! Cudownie wyglądasz! – Rosalie zazwyczaj była szczera. Mogłam jej uwierzyć, wolę
jej ufać, niż znać prawdę…
- Co ty gadasz, Rose? Bella wygląda bosko!
- Dziękuję, wy też. Idziemy?
- Gotowe podbić Los Angeles?
- Jasne, All!
Poszłyśmy do hallu koło recepcji, gdzie miała odbyć się zbiórka. Myślałam, że będziemy ostatnie,
ale brakowało jeszcze kilku osób, w tym Emmetta, Jaspera i Edwarda.
- Rose, jestem przekonana, że to twój Emmett się stroi i zatrzymuje moje słońce! Ja chcę już go
zobaczyć! – wmawiała przyjaciółce Alice.
- Jeśli tak bardzo chcesz zobaczyć słońce, to wyjdź na dwór albo wyjrzyj przez okno, jeszcze nie
zaszło.
- Dziewczyny, przestańcie się kłócić! Zachowujecie się jak małe dzieci – warknęłam. Podziałało,
przymknęły się. Nie odzywałam się już, dopóki nie pojawiły się obiekty westchnień moich
towarzyszek.
- Rosalie, moja piękna, nareszcie mogę cię znowu zobaczyć! – krzyknął Emmett, chociaż stał tuż
obok. Zapewne chciał pochwalić się swoją nową zdobyczą. Jasper nic nie mówiąc, pocałował Alice w
policzek. O jednego wariata mniej. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy ruszyliśmy w drogę, dalej nie
wiedząc dokąd nas zabierają.
- Mogę wiedzieć, co cię tak śmieszy, Bello? – Nie zauważyłam idącego obok mnie Edwarda. Był
ubrany w czarny garnitur, białą koszulę i zielony krawat, w identycznym odcieniu jak moja
sukienka. To było zaplanowane?
- Śmieję się z Rose i Ema – wyjaśniłam krótko. Zaraz! Czy on zapytał się „Mogę wiedzieć, co cię tak
śmieszy, BELLO?” Moje serce zatrzepotało mocniej. Cholera! Może jednak mnie pamiętał… Kiedyś
na pewno się tego dowiem. Oby jak najszybciej!
- Są niemożliwi – zaśmiał się - Jak myślisz, dokąd idziemy? – popatrzył na mnie, równocześnie
obdarowując mnie tym swoim uśmiechem.
- Nie mam pojęcia, Edwardzie. – Również odwzajemniłam gest.
Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu. Cały czas zastanawiam się z jakiego powodu użył mojego
imienia. Czy dlatego, że chciał, aby moje imię mówiło: „Nadal cię pamiętam, a ty mnie kojarzysz?”,
czy dowiedział się, jak się nazywam od swoich współlokatorów. Na wszelki wypadek sama też
powiedziałam „Edwardzie”. Zerkałam na niego, kiedy na mnie nie patrzył. W pewnym momencie
nasze spojrzenia się skrzyżowały i uśmiechnęliśmy się do siebie nawzajem, kolejny raz tego
wieczoru. Po mniej więcej godzinie drogi, dotarliśmy na miejsce. Zabrali nas do ekskluzywnego
klubu salsy. Był wtorek, a w środę miały odpaść pierwsze osoby. Przypuszczam, że dlatego tu
dzisiaj przyszliśmy. Jeszcze dobrze nie weszliśmy do sali, a na parkiecie już tańczyły pierwsze pary.
Między innymi Jasper i Alice oraz Emmett i Rose.
- Pamiętasz? Obiecałaś, że nie wymigasz się od zatańczenia ze mną. – Edward wyciągnął do mnie
dłoń.
- Skoro obiecałam… - uśmiechnęłam się lekko i podałam mu moją.
Okazało się, iż Edward jest świetny nie tylko w hip hopie, z salsą też sobie wspaniale radzi. Tańczy
się z nim o wiele lepiej niż z Mikiem (co zauważyłam już na imprezie Alice), tak gładko, jakbyśmy
nie byli ludźmi, tylko… sama nie wiem… nimfami. Bez wątpienia był najlepszym tancerzem, z jakim
kiedykolwiek miałam do czynienia i w dodatku potrafiliśmy się zgrać. Melodia, która leciała w
głośnikach była mi nieznana, ale niezwykle wpadała w uszy. Jestem pewna, że jutro będę cały czas
ją nucić. Dzisiejszego wieczoru salsa wdarła się do najlepszej dziesiątki… piątki moich ulubionych
tańców. Gdy piosenka się skończyła, Edward poprosił żebym zatańczyła z nim jeszcze trochę, a
później poszliśmy do baru czegoś się napić. Potem znowu mój bóg parkietu poprosił o piosenkę, z
której zrobiło się kolejne cztery. W międzyczasie do tańca porwali mnie Taylor z Mikiem. Szło mi
bardzo ciężko w porównaniu z moim eks przyjacielem.
EPOV:
Obudziłem się, kiedy do pokoju zaczęły zaglądać nieśmiało pierwsze promienie słońca. Wczorajszy
wieczór był jednym z najlepszych. Tak, jak każdy inny spędzony z Bellą. Przez ten cały czas z dala
od niej, nie zdawałem sobie sprawy, że tak okropnie mi jej brakowało. Owszem wiedziałem, iż
tęsknie za nią jak wariat, ale aż tak?! Emmett i Jasper jeszcze spali, a do śniadania zostały dwie
godziny, więc postanowiłem wziąć się do czytania „Romea i Julii”. Uwielbiałem tę książkę, bo
przypominała mi przyjaciółkę… Wczoraj z ust wypsnęło mi się jej imię, a ona obdarowała mnie tym
samym. Już zapomniałem, jak brzmiało moje imię w jej ustach. Od wyjazdu z Phoenix bardzo się
zmieniła. No, może nie tyle zmieniła, co jej cechy się wyostrzyły. Jest o wiele ładniejsza, tańczy
wiele lepiej (zanim ją zobaczyłem na warsztatach, nie sądziłem, że to w ogóle jest możliwe),
zaobserwowałem, iż jest bardziej zdeterminowana i wstydliwa. Ciekawy jestem, jak z jej
koordynacją…
Przewróciłem się na brzuch i zabrałem do czytania.
- Co czytasz, Edi? – Z lektury wyrwał mnie głos Emmetta. Nawet nie zwróciłem uwagi, kiedy się
obudził. Jazz nadal spał.
- „Romea i Julię”
- Co to jest za książka? – Szczęka mi opadła. Po tonie jego głosu mogłem się zorientować, że nie
żartuje…
- Stary, naprawdę nigdy nie słyszałeś o tej książce Szekspira? – Jasper się właśnie obudził, widać
równie zdziwił go brak wiedzy Ema o literaturze klasycznej.
- A ten to kto? – Blondyn zrobił minę identyczną jak moja.
- Lepiej by było, gdybyś się już nie odzywał.
- O czym to jest?
- To dramat. Głównie o miłości – wytłumaczyłem.
- Dasz przeczytać, jak skończysz? – Jasper postanowił napić się wody, którą wypluł prosto na twarz
Emmetta.
- Emo, a ty w ogóle znasz alfabet? – zapytał współlokator.
- No ba, Watermanie. A, be, ce, de, e… - zaczął recytować – ef, gie, ha…
- Dobra, spoko, wierzymy ci! – Rzuciłem w niego książką – Masz, ja już przeczytałem.
- Dziękuję, Edwardzie – powiedział z miną pierwszoklasisty, który dostał właśnie swoja pierwszą
lekturę.
Wstałem i wyciągnąłem z szafki czarną bluzkę i zwykłe dżinsy. Poszedłem do łazienki wziąć zimny
prysznic i się ubrać. Cały czas śmiałem się z kolegi.
- Ed, co ty tam tyle robisz? Mamy tylko jedną łazienkę, a do śniadania zostało trzydzieści minut! –
Emmett nie potrafił być cierpliwy, zwłaszcza, jeśli w grę wchodziło śniadanie albo inny posiłek.
Wyszedłem jak najszybciej, nie chcąc narażać się współlokatorowi. Głodny Emmett, to zły Emmett.
Po śniadaniu były zajęcia z rumby, która była piętą Achillesową Belli. Ciekawe, jak sobie teraz z nią
radzi… Mi zawsze szło w niej lepiej i zawsze ją prowadziłem. Bella była lepsza w tangu i oczywiście
jako baletnica. Dałbym wszystko, aby móc zatańczyć z nią na tych zajęciach, ale mi przypadła
Tanya, a Belli ten przebrzydły Newton. Jeszcze wczoraj go lubiłem, jednak teraz miałem go
serdecznie dość. Kleił się do mojej przyjaciółki jak mucha do szyby! W rumbie też mu nie szło, tak
samo jak mojej partnerce.
Jak tak dalej pójdzie, cała nasza czwórka pożegna się dzisiaj z Los Angeles…
- Newton! – Choreograf wydarł się na Mika. - Jak ty tańczysz? Czy zatańczyć poprawie rumbę jest
tak trudno? Zamień się z Cullenem! – Co? Naprawdę mam tańczyć z Bellą?! Muszę za to później
podziękować wymiennikowi.
- Ruchy, Newton! – krzyczał dalej Harry Hilton, ten choreograf.
- Dlaczego nie mogę dalej tańczyć z Bellą?
- Uważam, że ty i Tanya świetnie do siebie pasujecie. Ty obciążasz Isabellę, a Denali yy…
zapomniałem imienia… Cullen… ee…
- Edwarda – dodałem niepewnie.
- Właśnie, Edwarda! – Kiwnął w moją stronę z podziękowaniem. – Nie mamy wieczności, szybko!
Mike podszedł do Tani, a ja do Belli.
- Witam, panno Swan – uśmiechnąłem się do niej.
- Dzień dobry, Edwardzie – odwzajemniła uśmiech. Znowu wypowiedziała moje imię, uwielbiam to.
– Ostrzegam, że jestem kiepska w rumbie. Ale chyba troszeczkę lepsza od niego.– Popatrzyła w
stronę naszych starych partnerów usiłujących tańczyć.
- Skromność to podstawa, Bello. – Boże! Jak ona się rumieni! Dawniej była raczej skromna w
kontaktach z „obcymi”. – Ale też sądzę, że tańczysz lepiej od Tani i Mika. To co? Do roboty,
partnerko?
- Do roboty! Tylko Edwardzie, mógłbyś…
- Nie ma sprawy, Bells, będę cię prowadził – przerwałem jej.
- Dziękuję. – Jej policzki zrobiły się czerwone. Nadal rumieniła się, jak sama to kiedyś uznała, „w
niekomfortowych dla siebie sytuacjach”.
Zaczęliśmy tańczyć. Szło nam naprawdę dobrze. Po prostu jesteśmy dla siebie idealnymi
partnerami…
ROZDSZIAŁ SZÓSTY
Pamiętasz mnie?
BPOV:
Warsztaty z rumby się skończyły. Sala powoli pustoszała, ja też zabrałam się do wyjścia. Sama, bo
dziewczyny poszyły gdzieś z Emmettem i Jasperem. Teraz mieliśmy godzinną przerwę i obiad, a
następnie kolejne zajęcia, tym razem z poppingu. Zaczęłam myśleć o tym, jak dobrze ćwiczyło mi
się z Edwardem rumbę. Zresztą wszystko lubiłam z nim tańczyć. Był niepowtarzalnie seksowny,
gdy się ruszał. Swan, co ty sobie wyobrażasz? Pomyśl co by zrobił Jacob, gdyby usłyszał twoje
myśli!
- Hej, Bells, zaczekaj! – usłyszałam aksamitny baryton. Zatrzymałam się, Edward dobiegł do mnie i
zatrzymał się. – Mogę cię o coś zapytać?
- To pytaj – uśmiechnęłam się do niego zachęcająco. – O co chodzi?
- Pamiętasz mnie, prawda? – Spuścił wzrok.
- Pamiętam. Jak mogłabym cię zapomnieć? – Próbowałam uchwycić jego spojrzenie, ale
nadaremnie. – Jak mogłeś w ogóle myśleć, że cię kiedykolwiek zapomnę?
- Przepraszam, Bello. – Wreszcie na mnie popatrzył.
- Nie masz mnie za co przepraszać. Kiedy się zorientowałeś, że ja to ja?
- Zaraz pierwszego dnia. Kiedy tylko zostałaś przydzielona do pokoju – uśmiechnął się łobuzersko.
Czyli pamiętał mnie przez cały czas… nawet wtedy na imprezie Alice. Wiedział, jeszcze zanim ja go
poznałam. To, że poprosił mnie do tańca, oznaczało, iż przynajmniej trochę za mną tęsknił.
- Tęskniłem za tobą, Bells. – Przytulił mnie do siebie.
- Ja za tobą też. – Wtuliłam się w jego umięśniony tors.
- Moglibyśmy wybrać się gdzieś wieczorem? Porozmawiać? – Wyswobodził mnie z uścisku. –
Musimy nadrobić zaległości.
- Pewnie – przystałam na jego propozycję. - Umówimy się potem na warsztatach?
- Okej. To na razie – uśmiechnął się na pożegnanie i poszedł do siebie. Popatrzyłam jeszcze przez
chwilkę, jak się rusza i poszłam do mojego apartamentu. Ciekawe jakby to było, gdybym się nie
przeprowadziła. Czy tak jak Jasper i Rosalie bylibyśmy partnerami i czy nadal byśmy się przyjaźnili.
Podczas tej krótkiej wymiany zdań poczułam, jakby nasza przyjaźń się odradzała. Dałabym
wszystko, aby tak było… Nawet nie zorientowałam się kiedy znalazłam się w pokoju. Dziewczyny
siedziały na łóżkach i obmyślały kreacje na dzisiejsze randki.
- Nareszcie, Bello. – Ally wstała i przytuliła mnie. – Co myślisz o tym stroju? – Pokazała mi kolejną
skąpą sukienkę, tym razem różową, zwiewną i wiązaną pod biustem.
- Jest śliczna! – Spodobała mi się, mimo że była bardzo wydekoltowana.
- Dziękuję – ucieszyła się. – Bells, ja z Rose dzisiaj znowu wychodzimy, nie masz nam tego za złe,
prawda?
- Nie wiem skąd w ogóle taki pomysł. Przecież nie mogę zabronić wam iść z tymi waszymi
ciachami. – Z dnia na dzień więzi między nami były silniejsze. Bez żadnych skrupułów mogłam
nazwać je przyjaciółkami. Dzisiejszy dzień jest moim najlepszym tutaj, a do wieczora jeszcze dużo
czasu. Nagle poczułam wieki przypływ pozytywnej energii, którą musiałam się natychmiast
podzielić z moim chłopakiem.
- Pójdę na chwilkę zadzwonić, okej? – To było pytanie retoryczne. Wiedziałam jaka będzie ich
odpowiedź, ale jednak chciałam, żeby poczuły się tak jak ja, kiedy pytają mnie czy mogą wyjść.
- Jasne! – krzyknęły chórem.
Wyjęłam z torby telefon i wyszłam na korytarz. Szybko wybrałam numer Jacoba. Mój chłopak
odebrał po dwóch sygnałach.
- Bella! – usłyszałam pisk w słuchawce. – Jak ja za tobą tęsknię! Co u ciebie? – Kiedy zaczął
mówić, łzy napłynęły mi do oczu. Isabello, nie możesz płakać z byle powodu! - skarciłam się w
myślach.
- U mnie cudownie, ale strasznie za tobą tęsknię! Nie wiedziałam jak bardzo, póki cię nie
usłyszałam. A co słychać w Forks?
- W szkole spoko, u mnie też. Z Leą również bez zmian. – Ścisnęłam nerwowo słuchawkę. – Od
czasu zerwania z Samem nie pojawiła się ani razu w szkole. Obawiam się, że jest coraz gorzej,
Bello. – Bałam się, że wypowie te słowa. – Nie che ze mną rozmawiać. Wczoraj poszedłem, żeby
się z nią spotkać, ale nie chciała mnie widzieć. Rozmawiałem z Jane i z jej matką.
- Co powiedziały? – przerwałam mu nerwowo.
- Leah chce się przepisać do szkoły w Port Angeles. – Łzy, które wcześniej nazbierały się w moich
oczach, teraz wypłynęły. Tyle, że z innego powodu. – Zadzwoń do niej, kochanie.
- Oczywiście, że zadzwonię.
- Skarbie, nie denerwuj się tak. – Jego głos był niezwykle czuły. Gdybym była teraz w domu,
pocałowałby mnie z identyczną miłością. – Kocham cię, Bello i strasznie tęsknie!
- Ja też cię kocham, słońce, ale jestem pewna, że tęsknię bardziej. – Chciałam rozładować trochę
te nerwy, więc powiedziałam ostatnie słowa jak małe dziecko próbujące się przekomarzać. – Pa!
Rozłączyłam się i wybrałam kolejny, równie dobrze znany mi numer. W tym przypadku nikt nie
odbierał. Co to to nie, moja droga! Będę dzwonić, aż odbierzesz. Podniosła słuchawkę za jakimś
dwunastym razem.
- Słucham. – Jej głos był tragiczny! Jak u stuletniej babuni, zaspany, ochrypnięty i można było
wyczuć, że płakała.
- Hej, Leah! To ja. – Cały zbiór mojej pozytywnej energii ulotnił się jeszcze w trakcie rozmowy z
Jacobem.
- Wiem, że to ty, Bello – powiedziała bez emocji. – Jake na mnie naskarżył?
- Nie - skłamałam. - To już nawet nie można zadzwonić do przyjaciółki bez zbędnych podejrzeń?
- Przepraszam, kochana.
- Nie szkodzi. Niby na co miał zakablować mi Jacob? – Zamilkła. – Moja droga, jak się powiedziało
a, to trzeba powiedzieć b. – Nadal cisza. – To nie jest śmieszne! Jeśli się zaraz nie odezwiesz,
wsiadam w pierwszy samolot i wracam do Forks!
- Dobrze już! – Załkała. – Nie martw się, mnie też to nie śmieszy. Zresztą nic już nie wydaje mi się
zabawne. – Dopiero teraz w jej głosie pojawiły się emocje. Smutek. Nic poza tym. – Bello, powiedz
mi prawdę, czy ja rzeczywiście jestem taka beznadziejna za jaką mnie uważają?
- Oczywiście, że nie, skarbie – powiedziałam z czułością. – Kto cię niby uważa za beznadziejną?
- Wszyscy, ze mną i Samem na czele. – I znów ten pusty głos.
- Kpiłam ci już prezent, ale skoro zmieniłaś swój stosunek do Emo, będę musiała go zwrócić…
Moja przyjaciółka nie tolerowała użalających się nad sobą emosów, których w Forks jest wiele. Nie
rozumiała, jak można widzieć świat w szarych kolorach, bo zawsze była bardzo pogodna i
zwariowana. Chociaż tylko w stosunku do obcych była skryta, boję się, że teraz zamknęła się nawet
na przyjaciół.
- Bello, już ci mówiłam, że mi naprawdę nie jest do śmiechu, a co do nich, to nie zmieniłam zdania,
ale zaczęłam ich rozumieć.
- Przepraszam. Leah, jeszcze nie wiadomo gdzie będą występy na żywo, ale prawdopodobnie
między nimi, a warsztatami będzie czas na odwiedzenie rodziny. To porozmawiamy na spokojnie.
- A co u ciebie słychać? Cały czas mówimy o mnie, o tobie w ogóle. Opowiadaj. – Głos nadal miała
mętny, ale na szczęście zmienił barwę na trochę weselszy.
- U mnie w porządku. Pamiętasz, opowiadałam ci o Edwardzie, moim przyjacielu z Phoenix?
- Oczywiście, że tak. – Zaśmiała się? Wydaje mi się, że się rozpogodziła.
- Widzisz, on też tu jest!
- To wspaniale! Tym bardziej, że po tym, jak straciłaś z nim kontakt, byłaś taka załamana…
- Tak, ale wyszłam z tego, bo miałam ciebie i ty też wyjdziesz – powiedziałam stanowczo.
- Wiem. Pa, Bello! Kocham cię i tęsknię!
Rozśmieszyła mnie tym pożegnaniem. Tak samo zakończyłam rozmowę z Jacobem.
- Nawet nie wiesz, jak ja za tobą tęsknie! I pamiętaj, że zawsze cię kocham! Pa! – Rozłączyłam się.
Mam nadzieję, iż po naszej rozmowie chociaż trochę się rozweseli. Może przynajmniej porozmawia
z Jacobem. Nie zostało mi już wiele czasu do obiadu, więc postanowiłam wysłać mu smsa.
Cześć, kochanie. Właśnie skończyłam rozmawiać z Leah. Chyba troszkę ją pocieszyłam. Proszę,
odwiedź ją. Nie wiedziałam, że jest aż tak źle. Może dobrze by było, gdyby Sam z nią porozmawiał?
Z tego co wiem ich ostatnia rozmowa nie była zbyt delikatna. Kocham, Bella.
Stanęłam pod drzwiami do naszego pokoju. Mój nastrój kompletnie nie pasuje do tego tam w
środku… Weszłam. Alice i Rosalie urządziły sobie w łazience salon piękności, więc mogłam
spokojnie usiąść i pomyśleć. Nie wiem czy powinnam iść na to spotkanie z Edwardem. Kompletnie
nie nadaję się na wesołe pogawędki o starych czasach. Jestem z dala od osoby, która jest dla mnie
bardzo ważna i cierpi, a ja nie mogę zrobić nic innego, jak tylko porozmawiać z nią przez telefon…
Z drugiej strony nie chcę znowu stracić przyjaciela. Przez tyle lat próbowałam się pogodzić z jego
stratą, kolejnego rozstania nie wytrzymam…
Położyłam się na łóżku, na którym wcześniej usiadłam, zamknęłam oczy i nadal rozmyślałam o
Leah.
- Bello, nie zwróciłyśmy uwagi kiedy wróciłaś. – Dziewczyny właśnie wyszły i wyrwały mnie z
zamyślenia. – Tak sobie tutaj cichutko siedzisz…
- Musiałam pewne sprawy przemyśleć – uśmiechnęłam się do nich.
- Okej. Denerwujecie się przed dzisiejszym wieczorem?
Rose właśnie dała mi kolejny powód, dla którego powinnam spotkać się dzisiaj z Edwardem. To
może być mój ostatni wieczór w mieście aniołów.
- Ja nie. Będę tutaj tyle, ile na to zasługuję.
- Tak śpieszno ci do domu, Bello? – zapytała Alice.
- Trochę. Moja przyjaciółka jest w złym stanie – wyznałam szczerze. – Zdradzicie mi swoje plany
na wieczór?
- Chłopcy zabierają nas na kolację. Nie mamy pojęcia gdzie. – Aż paliły się do tego spotkania. – A
ty co masz zamiar robić?
- Hmm… - zawahałam się przez chwilę. Nie wiem czy chcę, aby wiedziały – przyjaciel zaprosił
mnie… yy… sama nie wiem gdzie.
Nawet nie zapytałam gdzie się wybieramy, ale znając Edwarda, na pewno będziemy się dobrze
bawili.
Obiad i reszta warsztatów minęły bardzo szybko. Za godzinę miał po mnie przyjść. Musiałam się
zacząć przygotowywać. Na moim łóżku leżała śliczna niebieska sukienka podobna do tej, którą
miała na sobie All, a na niej karteczka:
Droga Bello!
Mamy nadzieję, że twoje spotkanie będzie udane. Zostawiamy ci tę sukienkę (jeśli jej nie ubierzesz
to po tobie!), ponieważ ci się podobała.
Twoja Rosalie i Alice.
PS. Nie wróć wcześniej niż my i pamiętaj o bezpieczeństwie!
Nie wiem dlaczego, ale liścik mnie rozśmieszył. Z chęcią ubiorę sukienkę, którą przygotowały dla
mnie dziewczyny. W sam raz nadaje się na dzisiejsze spotkanie. Edward lubił niebieski. Wybieramy
się do kina, a później na kolację. Mam nadzieję, że nie w tym samym lokalu, co Alice, Rosalie,
Emmett i Jasper.
Poszłam wziąć zimny prysznic z nadzieją, że ukoi moje nerwy. Tak też się stało. Ubrałam się w
sukienkę, i białe baleriny. Włosy postanowiłam zostawić rozpuszczone. Weszłam do pokoju i
usiadłam na łóżku, zostało mi jeszcze pół godziny, więc mogę się jeszcze zrelaksować. Dzisiaj cały
czas jestem zdenerwowana. Najpierw bałam się o Leah, potem kto odpadnie programu, a teraz nie
wiem, jak wypadnie kino i kolacja z Edwardem. A propos pożegnania się z YCD, odpadło siedem
osób. Nie znałam ich bliżej, nawet nie pamiętam, jak miały na imię. Zdaje się, że jedna nazywała
się Alex, druga… eee… nie pamiętam.
Rozległo się pukanie do drzwi, spojrzałam na zegarek. 18:01, nawet nie zauważyłam kiedy to pół
godziny minęło. Pobiegłam otworzyć. Stanęłam jeszcze przed drzwiami, wzięłam kilka głębokich
oddechów i chwyciłam za klamkę. W progu stał bóg, ubrany w dżinsy i jasną, niebieską koszulę.
Pięć guzików pod szyją było rozpięte i mogłam zobaczyć kawałek jego klatki piersiowej.
- Witaj, Bello – uśmiechnął się czarująco i pocałował mnie w policzek. – Pięknie wyglądasz.
- Cześć, ty też – odwzajemniłam uśmiech.
- Możemy iść? – zapytał, podając mi dłoń.
- Oczywiście.
Podałam mu swoją i ruszyliśmy w drogę. Edward miał już bilety do kina, ale nie chciał mi zdradzić
na co mnie zabiera. Szczerze mówiąc, obojętnie mi jaki film wybrał, chociaż znając jego, będzie to
coś idealnego. Wiedział jakie filmy lubię, a mój gust się nie zmienił. Dla mnie ważniejsze było to,
żeby z nim porozmawiać i popatrzyć na niego. Kiedy tak szliśmy, od czasu do czasu zerkałam na
niego i przyłapałam go, na tym, że on też na mnie zerkał.
- Nie, Phil wyraźnie dał mi do zrozumienia, że nie jestem mile widziana w domu. – Alice uniosła do
góry brew – Bił mnie i Renee, a ona nie chciała go zostawić. Mówiła, że wtedy będzie jeszcze
gorzej.
Kazała mi wracać do taty – zaszlochałam.
Dziewczyny nie pytały mnie o nic więcej. Nie odzywały się. Miałam ochotę wybiec z pokoju i rzucić
się
na szyję Edwardowi. Dziwne, jemu nigdy nie mówiłam, co się działo w domu. Esme
prawdopodobnie
się domyślała i dlatego chciała wybić z głowy mamie to małżeństwo. Ed pewnie też o ty trochę
wiedział, bo nie próbował zatrzymać mnie w domu za wszelką cenę, ale widziałam w jego oczach
ten
targający nim ból. Teraz wszystko zaczęło mi się sklejać w jedną całość. Bał się o mnie. Esme i
Carlise też i dlatego prosili mnie, żebym znacznie częściej u nich nocowała. Moja godzina policyjna
też przesunęła się o kilka godzin. Chciał dla mnie dobrze – wszyscy chcieli. Będę musiała później z
nim porozmawiać. Phil przed ślubem był taki miły, potem zrobił się podłą świnią. Nienawidziłam go
z
całego serca, tak jak nie cierpiałam tej ciszy panującej w pokoju. Zawsze są rozgadane, a wtedy,
gdy
trzeba mówić milkną. Ah! Chcę do Edwarda! – zawyłam w myślach. Wyciągnęłam telefon z kieszeni
i
napisałam do niego wiadomość:
Mo emy si potem spotka i pogada ?
ż
ę
ć
ć
Bella
W oczekiwaniu na odpowiedź zaczęłam liczyć sobie w myślach. Kiedy dotarłam do trzydziestu pięciu
usłyszałam dźwięk oznajmujący, że dostałam sms-a.
Bardzo ch tnie, ale w tpi eby dzisiaj nas gdzie wypu cili. Co si sta o? Co wa nego? Mo e jutro?
ę
ą ę ż
ś
ś
ę
ł
ś
ż
ż
Edward
Taa, racja. Dzisiaj nas nigdzie nie wypuszczą. W końcu środa, najpierw dowiemy się, kto odpadł a
potem impreza pożegnalna. Nie ma szans żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać.
Jasne, mo e by jutro. O ile jeszcze tutaj b d …
ż
ć
ę ę
B.
Od czasu, kiedy straciliśmy kontakt marzyłam, aby wysłać sms-a do Edwarda. Niestety nie miałam
jego numeru. Dał mi go dopiero wczoraj na kolacji. Jak tylko wrócę do domu zapiszę go wraz z
adresem we wszystkich notesach, jakie tylko znajdę.
Oj b dziesz, b dziesz. Zrobimy tak, je li które z nas dzisiaj odpadnie wymkniemy si w nocy,
ę
ę
ś
ś
ę
zaszyjemy gdzie w hotelu i porozmawiamy. Okej? Mo esz mi chocia powiedzie , co si sta o?
ś
ż
ż
ć
ę
ł
Jak ja mam mu opisać to wszystko w jednej wiadomości?
Okej. Powiem ci jak si spotkamy. Do zobaczenia za chwilk .
ę
ę
Właśnie weszłam do sali posiłkowej. Na śniadanie był jak zawsze stół szwedzki. Było na nim
wszystko, na co tylko miało się ochotę. Zazwyczaj wybierałyśmy płatki z mlekiem. Był chyba każdy
rodzaj. Brałam czekoladowe kulki Nesquik, Alice Kangusy, Rosalie Fit, a Angela zwykłe,
kukurydziane.
Zajęłyśmy miejsce przy czteroosobowym stoliku. Ja siedziałam koło Angeli, naprzeciwko dziewczyn,
które zazwyczaj wybierały takie miejsca, aby dobrze było im widać Jaspera i Emmetta.
- To co zawsze? – sąsiadki pokiwały głowami a więc jak co dzień poszłam do śniadanie.
Nasypałam jedzenia do czterech miseczek, zalałam gorącym mlekiem i postawiłam na posrebrzaną
tacę. Była ona elegancka, jak i każda inna rzecz w tym pomieszczeniu.
- Pomóc ci? – nieziemski głos zza moich pleców sprawił, że się przestraszyłam i z jednej miseczki
wylało się trochę mleka. – Ojej, przepraszam Bello. Nie zauważyłem…
- Nic się nie stało Edwardzie – przerwałam mu.
- Daj zaniosę ci to – wziął ode mnie jedzenie i zaniósł je do stolika. – Proszę bardzo.
- Dzięki.
- Koniecznie musisz i powiedzieć, co jest nie tak – szepnął tak abym tylko ja usłyszała.
- Nie uważacie, że Cullen jest cudowny? – zapytała Angela gdy tylko ten znalazł się w bezpiecznej
odległości od nas. – Jego włosy są takie piękne, a głos taki seksowny – kiedy tak mówiła
rozmarzona
poczułam lekkie ukłucie w dołku. Byłam zazdrosna o Edwarda?
- Nie łódź się Ang. Jasper mówił, że ma już kogoś na oku – kolejne ukłucie. – Ale masz rację, jego
włosy są seksowne.
Kiedy Al wypowiedziała te słowa zaczęłam fantazjować o tej bujnej, miedzianej czuprynie
znajdującej
się pomiędzy moimi palcami. O jego pełnych ustach złączonych z moimi w jedno i jego rękach
błądzących po moich plecach i tali.
Kurde Swan! Nie mo esz tak o nim my le . Potem znów b dziesz rycza a po nocach kiedy znajdzie
ż
ś ć
ę
ł
sobie dziewczyn
ę – wrzasnęłam mentalnie.
Potem były warsztaty, obiad i znowu warsztaty. Tym razem te, na których mieliśmy się dowiedzieć
kto odpadnie. Nerwy mnie zżerały. Nie dlatego, że mogę wrócić do domu ale dlatego, że nie chcę
żegnać się z Edwardem, Alice, Rose i resztą. Z drugiej strony tęsknię za tatą, Jacobem i Leah.
Wiem,
że w Forks jestem bardziej potrzebna niż tutaj ale jednak wolę tu zostać. Przez te lata z dala od
mojego przyjaciela tłumiłam w sobie wiele emocji. Z nikim nie mogłam porozmawiać o tym co mnie
trapi. Jakbym się każdego wstydziła. Z Edwardem czułam się inaczej, mogłam mu mówić o czym
tylko chciałam, wiedziałam, że mnie nie wyśmieje ale zrozumie. Kiedy tylko go widzę mam ochotę
wskoczyć mu na szyję i przytulić się do niego z całej siły. Przy nim nie czuję, że jest mi źle. Nawet
jeśli trochę popłaczę zaraz zły humor odchodzi. Inni kiedy jestem smutna siedzą cicho i ubolewają
razem ze mną. Edward natomiast mówi, że każdy medal ma dwie strony i pomaga znaleźć mi tę
drugą.
- i Anabella Lennox – usłyszałam głos prowadzącej. Cholera jasna! Znowu „przespałam” coś
ważnego. I co ja mam teraz zrobić? Nie mogę spytać dziewczyn, bo zaraz będą chciały wiedzieć o
czym tak zawzięcie myślałam. Najlepiej będzie stać i się nie ruszać. Jeśli odpadłam zaraz zaczną się
ze mną żegnać i mówić jak im przykro.
- To co z tą rozmową? – rozległ się anielski baryton. Tym razem z prawej strony, nie zza pleców jak
miał to w zwyczaju.
- Naprawdę możemy się spotkać? Zrobisz to dla mnie? Muszę z tobą porozmawiać przed wyjazdem.
- Bells, a możesz mi powiedzieć przed jakim wyjazdem? – nie mogłam pojąć jego zdumienia.
- No, przed powrotem do domu – wytłumaczyłam spokojnie.
- Nie rozumiem cię. Przecież żadne z nas nie odpadło – co? Jestem jeszcze w programie?
- Oh, nie słyszałam nazwisk i byłam przekonana, że wracam do domu.
- Wiesz co? Może jednak się spotkamy bo widzę, że coś cię niepokoi. Po imprezie w pralni? Nikt o
tej porze nie będzie robić prania a więc będzie spokój.
Resztę dnia i całe to spotkanie pożegnalne rozmyślałam co mam mu powiedzieć. Zapytać się go
wprost: Edwardzie czy ty od początku wiedziałeś jaki naprawdę jest Phil? To dlatego nie
próbowałeś mnie za wszelką cenę zatrzymać w Phoenix? Nie tego drugiego pytania nie zadam. Była
godzina 23, czyli jeszcze tylko godzinę będę musiała siedzieć i patrzyć jak Alice obmacuje się z
Jasperem a Rosalie z Emmettem? Całe szczęście była jeszcze Angela i Jessica. Za tą drugą zbytnio
nie przepadłam ale od czasu do czasu zamieniałyśmy kilka słów. Podszedł do nas Ben i poprosił Ang
do tańca a zaraz za nim zjawił się Eric i porwał Jessice. Przeszukałam wzrokiem salę w
poszukiwaniu Edwarda ale po nim ani śladu. Czyli zostałam sama, no może nie do końca sama bo
właśnie zauważyłam zmierzającego w moją stronę Mika. Cholera! Zresztą, lepsze to niż patrzenie
na tę czwórkę. Złapał moją dłoń i zaciągnął mnie na parkiet. Wtedy właśnie zauważyłam mojego
przyjaciela tańczącego z tą zdzirą Tanyą. Kiedy jego partnerka mnie zauważyła przytuliła się do
niego mocniej i szepnęła mu cos do ucha. Nie wiem co to było ale Edward popatrzył się w moją
stronę i uśmiechnął się pokrzepiająco. Nie mam pojęcia w co ta tania lalka Barbie pogrywa ale
kłucie w pobliżu serca tym razem się nasilało. Co to było? Zazdrość? Tak, tego jestem pewna. Ale
dlaczego to czuję? Boję się, że znajdzie sobie inną przyjaciółkę? Nie wiem. Piosenka dobiegła
końca, a w głośnikach zabrzmiała całkiem inna, wolna melodia. To się wpakowałam! Że niby mam
tańczyć przytulanego z… Newtonem?! Fuj!
- Odbijany? – mój rycerz! Ten to dopiero ma wyczucie.
Odwróciłam się do niego i zarzuciłam ręce na szyję.
- Mój wybawco – szepnęłam mu do ucha.
- Popatrz na minę Mika – obrócił mnie tak abym mogła zobaczyć twarz Mika tańczącego w tej chwili
z uwieszoną na nim Jessica. Zachichotałam. – Jeszcze pół godziny. Wytrzymasz?
- Pewnie. Dziękuję ci.
- Dla ciebie wszystko – oznajmił i posłał mi swój firmowy uśmieszek.
Już nic nie mówił. Pozwolił mi się wczuć w taniec. Cieszyć się każdą jego sekundą. Wdychać swój
zapach. W tej właśnie chwili uświadomiłam sobie skąd ta zazdrość. Moja miłość do niego powróciła,
a może wcale sobie nie poszła. Stara miłość nie rdzewieje. Teraz rozumiem to powiedzenie. Ja go
kocham! Nadal kocham Edwarda. Nikt się nie może dowiedzieć. Tylko, że, cholera, ja jestem
kiepską aktorką. Moje uczucia widać jak na dłoni. Co mam zrobić z Jacobem? Czy teraz, kiedy
odkryłam do kogo tak naprawdę coś czuję będę potrafiła z nim być? W ciągu tak krótkiej chwili role
się odwróciły. Mój chłopak stał się przyjacielem, a przyjaciel ukochanym. Będę potrafiła z tym żyć?
EPOV:
Rozkoszowałem się czasem spędzonym z moją Bellą, wdychając jej zapach, czując, że jest przy
mnie i rozmyślając co ją może trapić. Odkąd tylko poprosiła mnie o rozmowę, cały czas
zastanawiało mnie o co może chodzić. Gdyby nie była taka smutna nie obchodził by mnie temat i
przyczyna. Mogę z nią rozmawiać o czym zechce. Cieszę się z tego po prostu, że jestem obok niej i
ufa mi. Kolejna piosenka się skończyła a ja nadal czułem niedosyt.
- Bello, nie możemy już dzisiaj tańczyć razem, bo jeśli nas przyłapią mogą coś opacznie zrozumieć
– nie byłem pewny co do mojej racji. Wmawiałem sobie, że ją mam. Ah! Chciałbym aby mieli
powody by opacznie zrozumieć nasze spotkanie i żeby to opacznie wcale nie było opacznie. – Do
zobaczenia za chwilkę!
Dziewczyna kiwnęła głową na znak, że się zgadza i odeszła do stolika, przy którym Emmett i Jazz
miziali się ze swoimi pannami. Współczułem Belli, iż musi to oglądać. Wiedziałem, że tak będzie
dlatego nie słuchałem ich próśb aby z nimi usiąść i dołączyłem do Taylora, Erica, Mika i Bena. Kiedy
wróciłem na swoje miejsce rozmawiali o jakiejś dziewczynie. Nie byłem w stanie jeszcze powiedzieć
o kim.
- Ona mieszka gdzieś koło Port Angeles – wyjaśniał pozostałym Newton. – Nie mogę oderwać od
niej wzroku. Jest taaka seksowna – mówiąc to patrzył uparcie na coś, a raczej kogoś za moimi
plecami.
Byłem ciekawy o kim rozmawiają ale nie na tyle żeby się na chama odwracać. Jakby się dziewczyna
poczuła? Wystarczy, że Mike rozbiera ją spojrzeniem.
- Ty ją znasz najlepiej, w końcu byłeś z nią parom kiedyś na warsztatach – Tyler też mówił i patrzył
na tą samą dziewczynę z tyłu.
- Tak, ale Cullen zna ją dużo lepiej. Prawda Edwardzie? – zapytał oskarżycielsko.
- Nie mam pojęcia o kogo wam chodzi.
- Jak to o kogo? O Swan - o nie, od mojej Belli to łapy precz Newton.
- Aha, no tak, przyjaźnimy się – odpowiedziałem niewinnie.
- Umówisz mnie z nią?
- Wątpię czy byłaby zainteresowana – tak, to szczera prawda. – Zresztą Bella ma chłopaka w Forks
– dodałem. Wolę aby umawiała się z tym Jacobem czy jak mu tam niż z Mikiem albo Taylorem.
Czas do końca imprezy dłużył się niemiłosiernie. Rozstałem się z nią zaledwie chwilę temu, a już
tak bardzo tęskniłem. Mimo, iż siedziała na drugim końcu sali i wystarczyło tylko obrócić się do tyłu
aby na nią spojrzeć. Tocząca się rozmowa przy stoliku też mi nie pomagała. Mówili o niej jak o
jakimś przedmiocie. Pannie, która preferuje jednorazowe „spotkania”. Kiedy spotkanie nareszcie się
skończyło pobiegłem szybko do miejsca, w którym się umówiliśmy. Pralnia znajdowała się na
jedenastym piętrze i rzadko ktoś z niej korzystał. Ludzie woleli tą na parterze. Usiadłem na
podłodze w najciemniejszym punkcie pokoju i oparłem się o ścianę w oczekiwaniu na moją
królewnę. Po jakimś czasie usłyszałem na korytarzu kroki, które rozpoznałbym wszędzie. Weszła do
pomieszczenia niepewnie otwierając drzwi.
- Edwardzie? – zapytała cichutko.
- Tu jestem – wstałem i pociągnąłem ją za rękę w miejsce gdzie wcześniej siedziałem. – O czym
chciałaś zemną porozmawiać?
- Ymm – zawahała się – ty i Esme wiedzieliście jaki jest Phil, prawda?
A więc o tym chciała ze mną rozmawiać. Wiedziałem, że kiedyś o to zapyta.
- Tak. Po mieście krążyły o nim plotki, którym Renee nie wierzyła. Moja mama, dzięki temu, że jest
prawniczką, wypytywała o niego znajomych w pracy. Niedorzeczne, zdaniem Renee, opowieści
zostały potwierdzone. Miał nawet sprawę w sądzie, ale dzięki temu, iż był wpływowym człowiekiem
oczyścili go z zarzutów. Twoja mama sądziła, że został wrobiony. Nie wierzyła Esme. Kiedyś nawet
opowiedziała Philowi o rozmowie z moimi rodzicami i zapytała wprost czy miał sprawę. Następnego
dnia przyszedł do nas do domu i powiedział żebyśmy nie wtykali nosa w nieswoje sprawy, bo
inaczej cię skrzywdzi – mówiąc to nie miałem odwagi spojrzeć jej w oczy. Właśnie miałem się
przyznać, że jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie, że oprócz niej nic się dla mnie nie liczy.
Oczywiście mogłem opuścić kilka istotnych spraw, ale nigdy nie okłamałem Belli i nie zamierzam
tego robić. – Uderzył w czuły punkt. Wiedzieliśmy, że musimy sobie darować. Nawet Esme od razu
się poddała. Poprosiła Renee o spotkanie i namówiła ją aby odesłała cię do Forks. Dlatego kiedy
przyszłaś cała zapłakana, żeby powiedzieć, iż wyjeżdżasz musiałem udawać zaskoczenie. Płakałem
po nocach, nie mogłem zasnąć wiedząc, że się wyprowadzasz a jednocześnie chciałem tego. Dla
twojego dobra. Do pożegnania zostało jeszcze kilka tygodni więc zacząłem coraz częściej zapraszać
cię do siebie po szkole i na nocleg. Tak abyś jak najmniej czasu spędzała w domu. Pewnego dnia,
kiedy poszłaś z mamą na zakupy zadzwoniłem do Phila i powiedziałem – wziąłem głęboki wdech i
przemyślałem to co zaraz powiem aby nie zabrzmiało to jak wyznanie miłości czy coś w tym stylu –
żeby pod żadnym pozorem nie ważył się ciebie dotknąć. Jeśli chce może wziąć mnie. Zgodzę się
nawet na śmierć tylko niech trzyma się od ciebie z daleka. Nie mam pojęcia co odpowiedział bo
kiedy skończyłem mówić stchórzyłem i wyłączyłem się. Potem wyjechałaś.
- Edwardzie, nie miałam pojęcia, że to aż tak wyglądało. Co do twoich ostatnich słów to nie
darowała bym sobie gdyby coś ci się stało.
- Bello…
- Cii – przerwała mi. – Nie chcę się z tobą kłócić i mówić, że wolała bym żeby coś stało się mnie bo
to oczywiste. Ale dziękuję ci. Nie masz nawet pojęcia ile to co zrobiłeś dla mnie znaczy. Ile ty dla
mnie znaczysz. Co nie zmienia faktu, że zachowałeś się nader nieodpowiedzialnie – powiedziała z
lekkim uśmiechem i położyła głowę na moim ramieniu. To był taki niemy znak, że chce chwilkę to
wszystko przemyśleć. Ja też myślałem. Nie dokładnie o moim wyznaniu tylko o niej. O tym jaka
jest piękna kiedy tak się nad czymś zastanawia. Jak przygryza dolną wargę kiedy ją coś nurtuje.
Jak słodko się rumieni. Nie zdawałem sobie sprawy, że dziewięcioletni chłopiec może zakochać się
na zabój. Kochać tę samą dziewczynę przez dziesięć lat. Jeszcze od czasów piaskownicy. To nie
była dokładnie to samo uczucie, bo moja miłość do Belli Swan rosła, rośnie i rosnąć będzie z dnia
na dzień
- Bells? – zapytałem po dłuższej chwili ciszy aby zobaczyć czy ma już ochotę rozmawiać.
Dziewczyna popatrzyła na mnie więc uznałem to za pozwolenie na dokończenie pytania. – Bił cię?
Pokiwała twierdząco głową – Renee też. Codziennie. Wiesz, nie ma dnia żebym się nie zastanawiała
czy mama jest cała. Strasznie się o nią boję.
- Rozumiem cię. Kiedy zaczął was tak traktować?
- Po ślubie. Wcześniej był potulny jak baranek. Cieszyłam się, że Renee będzie miała takiego męża.
Nigdy nie myślałam, iż będę ją musiała namawiać do rozwodu.
Łzy zaczęły jej płynąć z oczu. Widok płaczu zawsze mnie rozczulał. Szczególnie u mojej
przyjaciółki. Byłem wtedy skłonny do wszystkiego, byleby tylko się uśmiechnęła.
- Edwardzie, proszę, nie rozmawiajmy już o mnie i mojej rodzinie. Powiedz lepiej co słychać u
Esme i Carlisle’a.
- Dobrze. Tęsknią za tobą. Nie wiesz nawet jak się ucieszyli kiedy powiedziałem im, że cię
spotkałem.
Nie mogą się doczekać żeby cię zobaczyć – nie skłamałem. Moi rodzice kochają Belllę jak swoją
córkę i byli niezmiernie szczęśliwi gdy powiedziałem im, że ona też tu jest. Muszę zadzwonić do
nich jutro i zapytać czy podobał im się odcinek i czy widzieli moją przyjaciółkę. – maja nadzieję, że
przyjedziesz na wakacje do Phoenix.
- Jasne – obdarowała mnie najpiękniejszym uśmiechem, takim jakie należą tylko do niej, po czym
ziewnęła.
- No, moja panno, czas iść spać. Strasznie się zasiedzieliśmy – nie chciałem się żegnać ale jeśli
zaraz się nie położymy będziemy zmęczeni jutro na zajęciach.
Bella zrobiła urażoną minę ale wstała i poczłapała cichutko w stronę drzwi.
– Edward? Dziękuję ci.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Lista
BPOV:
Kolejne siedem dni minęło w zastraszającym tempie. Od czasu rozmowy z Edwardem moje
samopoczucie się polepszyło i na zajęciach też szło mi dużo lepiej. Dostałam kilka pochwał, co mnie
bardzo zaskoczyło. Teraz czekało mnie najgorsze, a mianowicie pakowanie. Jutro o tej porze mam
się znaleźć na lotnisku. Nie wiem jaki kierunek przybierze mój lot. Czy wrócę do Forks i moja
kariera z YCD się skończy czy do Nowego Jorku gdzie tak naprawdę dopiero się zacznie. Teraz jest
mi już obojętnie i tak daleko zaszłam. Nie jeden człowiek chciałby to osiągnąć. Chociaż gdzieś w
głębi duszy czuję iskrę pragnienia dostania się do szesnastki i walczenia z całych sił. Pewnie ta
iskierka przez cały tydzień mobilizowała mnie do jeszcze cięższej pracy niż do tej pory. Co
wcześniej wydawało mi się nie możliwe. Dzięki temu wiem, że zawsze mogę dać z siebie więcej i
jeśli tylko przejdę dalej pokażę na co mnie stać. Rozmyślałam i równocześnie wkładałam ciuchy do
torby podróżnej zostawiając ubrania na dziś i na jutro.
- Zdajecie sobie sprawę, że to już naprawdę będzie nasz ostatni taniec w Los Angeles? – zapytałam
Rose i Alice.
- Chciałabym tu jeszcze zostać. Zostało mi trochę miejsca w walizce. Mogłabym dokupić jeszcze
trochę ubrań.
- Alice, pomyśl, w Nowym Jorku też kupisz całą masę ciuchów. Zostaw sobie jeszcze miejsce.
- Skąd założenie Bello, że ja pojadę do NY. Ty zasługujesz na to o wiele bardziej.
- To prawda, każdy widział jak wytrwale i sumiennie pracowałaś – do rozmowy wtryniła się Rosalie.
- Nie wydaje mi się – obstałam przy swoim. – Co zrobicie kiedy któreś z was nie przejdzie dalej?
Mam na myśli z waszej czwórki – dodałam.
- Ja się nad tym nie zastanawiałam. Zresztą wszyscy jesteśmy z Waszyngtonu i w dodatku z Forks
do Port Angeles jest bliziutko.
- Tak, Al. Tylko ja mam gorzej. Emmett jest z Tennessee – powiedziała płaczliwym głosem
blondynka.
- Kto ci kazał szukać chłopaka tak daleko? Edward też mieszka szmat drogi od nas.
- Przepraszam was bardzo szanowne koleżanki ale co do tego ma mój przyjaciel? – mocno
podkreśliłam ostatnie słowo.
- Bello, przyciągacie się jak dwa magnesy. Nie mów, ze nie zauważyłaś.
Coś w tym jest. Rzeczywiście się przyciągamy. Gdyby tak nie było nie spotkalibyśmy się tu ani
nigdzie indziej. Wolę nie przyznawać racji Alice pod tym względem. Zrobiłam minę, która
zaprzeczała słowom mojej przyjaciółki.
- Dobrze, niech ci będzie ale zobaczysz, że jeszcze zatańczymy z Rosalie na twoim weselu.
Oj chciałabym – uśmiechnęłam się sama do siebie. Ostatniej nocy miałam dziwny sen. Mianowicie
śniło mi się, że wyznałam Edwardowi miłość na co on powiedział, że mam problem i żebym
przypadkiem nie próbowała nic robić w kierunku zdobycia jego, bo nigdy nie poczuje do mnie nic
więcej. Dodał jeszcze, że nasza przyjaźń nie ma sensu. Kiedyś obiecałam sobie, że mu powiem
jakim uczuciem do niego pałam ale po takim śnie nie mam zamiaru tego robić. Wolę być jego
przyjaciółką niż byłą koleżanką, o której wspomnienia powodują u niego odruch wymiotny.
Kiedy wszystkie moje ciuchy wylądowały w walizce zapytałam współlokatorek:
- To co? Gotowe zejść na dół i zobaczyć listę szesnastki?
Obie przytaknęły i wyszłyśmy z pokoju. Lista miała pojawić się o jedenastej a było za pięć.
Wsiadłyśmy do windy i zjechałyśmy na parter. Gdzie przed tablicą z wielkim napisem „You Can
Dance” pchali się wszyscy uczestnicy do których dołączyłyśmy.
- Bells? Rose? Pamiętajcie, że nie ważne co się stanie i tak was kocham – krzyknęła Alice.
- Wiem, ja też was kocham – odkrzyknęłam.
W tym samym momencie pojawili się jurorzy z listą w ręku i przypięli ją we właściwym miejscu .
Niektóre osoby zaczęły odchodzić od tablicy ze spuszczonymi głowami, a inne skakać niczym
dwuletnie dzieci. Zajęło mi dużo czasu zanim dopchałam się wystarczająco aby zobaczyć listę, na
której widniały nazwiska:
1. Angela Weber
2. Jessica Stanley
3. Rosalie Hale
4. Tanya Denali
5. Chelsea Nox
6. Alice Brandon
7. Ella Apple
8. Isabella Swan
9. Jasper Whitlock
10. Ben Cheney
11. Mike Newton
12. Emmett McCarty
13. Tyler Crawley
14. Edward Cullen
15. Eric Yorkie
16. Jack Swith
Czyli…? Nie to nie możliwe. Sprawdziłam listę jeszcze raz i rzeczywiście pod numerem osiem
widniało moje nazwisko. Jadę do Nowego Jorku? Teraz zacznie się dla mnie prawdziwe You Can
Dance. Najważniejsze jest to, iż będę tam z moimi przyjaciółkami i Edwardem. Dopiero teraz
dotarło do mnie, że on też jedzie. Podskoczyłam kilka razy ze szczęścia, chociaż obiecałam sobie,
że nie zrobię tego i pobiegłam w stronę dziewczyn.
- Czujecie? Jesteśmy w programie! Witaj, Nowy Jorku! – krzyknęła Alice.
- Nie przypuszczałam, że będzie tam moje nazwisko ale jednak – powiedziałam głośniej niż by
wypadało.
Bello? – usłyszałam znajomy aksamitny baryton za moimi plecami i odwróciłam się w stronę jego
posiadacza. – Gratuluję!
Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on ucałował mnie w szyję. Myślę, że źle trafił, a jego zamiarem był
mój rozpalony od rumieńców policzek. – Ja tobie też gratuluję – wyszeptałam do jego ucha i
zaczęłam wdychać jego zapach zanim się ode mnie odsunie.
I zrobił to. Czułam niedosyt ale perspektywa spędzenia z nim kolejnego tygodnia odsunęła moje
pragnienie na drugi plan. Odwróciłam głowę w tył aby zobaczyć co robią moje przyjaciółki. Mogłam
się domyśleć. Obydwie wisiały na Jasperze i Emmettcie i całowały ich.
- Ed, proszę, zabierz mnie stąd. Nie każ mi na nich patrzeć – poprosiłam.
Mój kompan chwycił moją dłoń i pociągnął mnie do windy. Kiedy drzwi się zamknęły zapytał:
- Bells, zastanawiam się, dlaczego tak cię odstrasza publiczne okazywanie uczuć. Przecież to nic
strasznego. To tak jakbyś oglądała jakiś film.
- Nie, to całkiem coś innego – zaprzeczyłam. – Widzisz, kiedy oglądam film wiem, że te wszystkie
uczucia nie są prawdziwe. Są odgrywane przez aktorów, a scenariusze napisali ludzie ze zbyt
wybujałą wyobraźnią. Filmy niczym nie różnią się od bajek. No może tylko tym, że te drugie
zazwyczaj są animowane i występują w nich wróżki i inne niedorzeczne stworzenia. Fabuła w
jednym i w drugim jest tak samo nie realna.
Dojechaliśmy na piętro, na którym mieściła się nasza pralnia. Domyśliłam się, iż właśnie tak
Edward chce mnie zabrać. Gdy weszliśmy do pomieszczenia usiedliśmy w tym samym miejscu co
tydzień temu w nocy.
- Co się z tobą stało, moja Bello? Dawniej byłaś inna, a teraz przestałaś wierzyć w miłość –
szepnął.
- Bo to uczucie nie istnieje – zaczęłam bawić się kosmykami moich włosów. - Ludzie sobie je
wyimaginowali i tak bardzo starali się w nie uwierzyć, że stało się dla nich prawdziwe. Ale po
świecie chodzą też osoby, którym poszukiwanie drugiej połówki nie opętała mózgu – wyjaśniłam.
- A Jacob? Nie kochasz go?
- Już sama nie wiem – nie, nie kocham go. – Jeśli się mylę i miłość istnieje to powinno się
okazywać ją na każdym kroku, a nie tylko w domowym zaciszu.
- Gdzie ta Bella, która sama uczyła mnie wierzyć, że każdy może pokochać? – zapytał.
- Nie, Edwardzie. Uczyłam cię, że każdy może pokochać ciebie – wyjaśniłam to małe
niedomówienie. – Jednak nie ma na świecie dziewczyny, która byłaby ciebie warta.
- Nie potrzeba mi każdej – urwał jak gdyby chciał coś jeszcze dodać ale w ostatniej chwili zmienił
zdanie. – No, koleżanko. Pora się zbierać – podał mi rękę, tak abym mogła bez problemu wstać.
Następnego dnia obudził mnie okropny dźwięk budzika. Nienawidziłam go z całego serca. Był taki…
twardy, blaszany, nieugięty jakby pewny siebie. Nic dziwnego zresztą. Gdybym była tym
pioruńskim budzikiem i miała taki dźwięk też byłabym pewna, że obudzę wszystkich dookoła.
Zawsze kiedy słyszałam ten odgłos marzyłam aby budził mnie ten aksamitny baryton. Jeden mały,
wredny zegarek a odsunął w niepamięć mój znakomity humor. Jedno z moich wielkich, kiedyś
nieosiągalnych marzeń spełnia się i to ze zdwojoną siłą. Mogłam ogłosić ten rok jako najlepszy w
moim życiu.
- Bello, do cholery, wyłącz to ustrojstwo! – wrzasnęła Alice
Tak pogrążyłam się w myślach, iż nie zauważyłam, że to coś nadal dzwoni. Poczłapałam więc w
stronę komody, na której stał zegarek.
- Dobra, pora się budzić. Rose, wstawaj! – dziewczyna podeszła do łóżka Rosalie i zerwała z niej
kołdrę.
Do tej pory to Alice była śpiochem i to my musiałyśmy ją budzić. Widocznie była tak
podekscytowała wizją tysiąca nowych sklepów i ciuchami od sławnych projektantów, że spanie nie
było już dla niej priorytetem. Była godzina piąta, za godzinę musiałyśmy się stawić na zbiórkę, a o
siódmej miałyśmy już być w samolocie. Wieczorem rozmawiałam z rodzicami i obiecali mi, że
zjawią się w środę aby zobaczyć mój pierwszy występ na żywo. Jacob i Leah też obiecali, że
przyjadą ale niestety dopiero za dwa tygodnie. Mam nadzieję, że będą mieli okazje dotrzymać
obietnicy. Nie mogę się doczekać aby przedstawić ich Edwardowi. W końcu tyle o sobie już
słyszeli…
Wpół do ósmej samolot już wzbił się w powietrze. Tym razem przyznawali miejsca w takiej
kolejności jaka zapisana była na liście szesnastki. Ja siedziałam między Ellą, a Jasperem. Do tej
pory nie miałam jeszcze przyjemności porozmawiać z moją sąsiadką, była równie nieśmiała co ja.
Wydawało mi się, że wstydziła się Jazza. Ciekawa jestem czy zachowuje się tak również do innych
osobników płci przeciwnej. Porozmawiałyśmy trochę o programie, jego wadach i zaletach i na
jeszcze kilka błahych tematów.
- Zastanawiam się – zaczął Jasper – czy Alice mówiła coś o mnie?
Taa i to nawet sporo rzeczy. Gdy wracała ze spotkań z nim zdradzała nam każdy, nawet
najmniejszy i do niczego nie potrzebny szczegół.
- A owszem. Cały czas o tobie gada. Nie musisz się martwić, są to same superlatywy.
- Tego akurat jestem pewnie – powiedział i zachichotał, a ja mu zawtórowałam.
Gołym okiem widać, iż ta dwója jest w sobie szaleńczo i bezwarunkowo zakochana. Chyba powoli
zaczynam wierzyć w miłość. Chociaż wiem, że i tak w moim życiu się nigdy nie pojawi. To znaczy
już w nim jest, ale jednostronna, nieodwzajemniona, bo Edward mnie nigdy nie zechce. Zresztą
powiedziałam mu, że żadna dziewczyna na niego nie zasługuje. Słowa te odnosiły się również do
mnie. Skończę jako stara panna siedząca w bujanym fotelu i dziergająca na drutach szaliczki dla
dzieci z okolicy i marząca o własnej gromadce dzieci biegających w te i z powrotem po domu. Może
od czasu do czasu zaglądnie do mnie ktoś znajomy, a może chociaż raz do drzwi zapuka mój
przyjaciel, który przyjdzie w odwiedziny z piękną, jasnowłosą żoną i trójką bystrych, pięknych
brzdąców podobnych do swojego taty.
- Bello? Co jest, dlaczego jesteś taka smutna? – zapytał mój sąsiad.
- Nie jestem smutna. Jedynie zmęczona – płynnie skłamałam. – Zdrzemnę się chwilkę. Obudzisz
mnie? – zapytałam Jaspera, bo Ella już dawno smacznie spała.
- Pewnie. Śpij.
Praktycznie cały lot przespałam. Miałam dziwny sen. Ktoś mnie gonił, a ja uciekałam.
Najdziwniejsze było to, że się nie bałam. Czułam się wręcz niewyobrażalnie bezpiecznie. Od
podążającego za mną mężczyzny biło ciepło. Między naszymi ciałami można było poczuć dziwnie
znajomą elektryczność. Sen mnie zmęczył, ale w głębi duszy byłam… szczęśliwa. Zazwyczaj kiedy o
czymś lub o kimś myślałam przed zaśnięciem to śniło mi się to. Tym razem tak nie było, ponieważ
myślałam o Edwardzie. Cieszyłam się, że zaraz go zobaczę i, że oboje będziemy, przynajmniej
przez tydzień, w programie.
- Hej, łabędziu, budź się – Jasper szturchnął mnie łokciem w rękę. Zabolało.
- Ałł! Już nie spałam – zaczęłam pocierać miejsce, w które mój sąsiad przyładował.
- Skąd miałem wiedzieć? Miałaś zamknięte oczy.
Miał rację nie mógł wiedzieć, zapewne nie przeszło mu nawet przez głowę to, że mogłam przez
godzinę siedzieć z zamkniętymi oczami i rozmyślać.
Samolot zaczął lądować, a ja zbierać swoje manatki, których swoją drogą było sporo, bo rano kiedy
Alice zobaczył, że zostało mi jeszcze całkiem sporo miejsca upchnęła jakiś swoje drobiazgi.
- Ella, obudź się. Lądujemy – lekko szturchnęłam dziewczynę ręką.
- Już? – zapytała i ziewnęła. – W takim razie ile ja spałam?
- Praktycznie cały lot – teatralnie wzruszyła rękami.
Samolot stał już dawno na ziemi, a tłum ludzi zaczął marsz w kierunku drzwi. Nie było czasu żeby
szukać dziewczyn. Zresztą siedziały one kilka siedzeń wcześniej. Nie zwróciłam uwagi kiedy
znalazłam się w hali przylotów. Podeszłam do taśmy i czekałam na swoją walizkę. Torba All właśnie
podjechała, a dziewczyna nie mogła poradzić sobie ze ściągnięciem jej. Ciekawa jestem co by
zrobiła gdyby nie pomoc Emmetta. Ten podniósł ją praktycznie jednym paluszkiem. Przy taśmie
zaczęło robić się coraz więcej przestrzeni, a po mojej walizce ani śladu. Kiedy wreszcie się pojawiła
ludzie stojący przede mną zasłonili mi ją, wychyliłam się bardziej ale ta zniknęła.
- Cholera! – zaklęłam cicho.
- Tego szukasz? – odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam Edwarda z moją torbą w ręce.
- Tak, dziękuję ci. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła – uśmiechnęłam się.
- Drobiazg – odwzajemnił gest.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Znam drogę swą
BPOV:
Nigdy się jeszcze nie denerwowałam tak jak w tej chwili. Chodzę po pokoju tam i z powrotem, a
ręce trzęsą mi się jak u staruszki. Jeszcze tydzień temu powiedziałaby, że nie ma się czym
denerwować, to tylko pierwszy live. Ale prawda jest taka, iż to nie tylko pierwszy, live ale pierwszy
występ na żywo przed tysiącami ludzi. Co, jeśli się zbłaźnię? Co, jeśli pomylę kroki? A jak się
przewrócę? Przecież ze mną i z moim brakiem koordynacji to wszystko możliwe. W prawdzie, kiedy
tańczę wcale tego nie widać, jednakże czasami los się odwraca, prawda?
W ubiegłym tygodniu po dojechaniu do hotelu, odbyło się losowanie. Losowaliśmy taniec, a co za
tym - idzie partnerów. Ja wyciągnęłam kartkę z napisem jive tak jak i Eric. Co to oznacza? Że
mamy tańczyć razem. Nie jest to może wymarzony partner, ale zawsze lepszy on niż Mike. Ten z
kolei przypadł Alice. Z ich prób można by zrobić scenariusz do filmu. Gwarantuję, że byłaby to
najlepsza komedia roku. Nawet może dziesięciolecia. Dzień w dzień Ally wracała do pokoju z miną
męczennika i od progu zaczynała narzekać na Mika.
Zbyt wiele się nie zmieniło od czasu „przeprowadzki” z Los Angeles. Nadal dzieliłam pokój z Rosalie
i Alice, tyle, że dołożyli nam jeszcze Jessicę, która działa na nerwy. Cały czas mówi, jaka to ona
jest boska i czego to ona nie potrafi. Dzisiaj rano wkurzyła mnie doszczętnie. Mianowicie zaczęła
mówić, iż Edward ją podrywa i że ślini się na jej widok. Oczywiście od razu wiedziałam, że kłamie,
ponieważ mój przyjaciel czuje obrzydzenie do blondyn – metkownic. Zresztą Ed się nie ślini. Jak
tylko próbuję sobie wyobrazić boga, któremu leci ślina, zaczynam się śmiać. Jedno wiem.
Mieszkanie w jednym pokoju z Jessicą Stalney wcale nie będzie miłe.
Za zaledwie pół godziny miało rozpocząć się show. Powoli zaczęto zajmować miejsca na widowni, a
ja z uporem maniaka wypatrywałam mamy i taty, którzy gdzieś tam są. Nie przyszli za kulisy, aby
dodać mi otuchy tak jak rodzice innych uczestników, bo wiedzieli, że bym tego nie chciała.
Nagle poczułam czyjeś ręce na swoich oczach.
- Zgadnij, kto to – usłyszałam głos, który mógłby należeć do Myszki Miki.
- Edwardzie, wiem, że to ty. Mógłbyś chociaż raz przemówić głosem Kaczora Donalda dla zmyłki –
powiedziałam, odwracając się w jego stronę.
- Dzięki za radę. Z pewnością następnym razem tak zrobię. – Posłał mi swój firmowy uśmieszek. –
Nie denerwuj się tak, młoda. Niedługo wydepczesz dziurę w parkiecie. – Oboje wybuchliśmy
śmiechem.
- Rano słyszałam o tobie fascynujące rzeczy. Nie wiedziałam, że preferujesz blondynki.
- Taa, lubię tylko blondynki i rude. Na brunetki nie mogę patrzeć. – Zerknął na moje włosy, udając
obrzydzenie i potargał mi je. Odwzajemniłam gest na skutek czego mój towarzysz złapał mnie i
zaczął łaskotać.
- Puść mnie wariacie! Zostaw, Ed! – Śmiałam się, krzyczałam i próbowałam wydostać się z jego
uścisku.
- Jak ty do mnie powiedziałaś?! – To tylko pogorszyło sprawę. Nienawidził tego skrótu i zaczął mnie
jeszcze bardziej torturować.
- Edward? Bella? – usłyszeliśmy czyjś głos za plecami. Gdzieś w mojej pamięci pojawił się ten głos,
ale był tak zamglony, że nie miałam pojęcia, do kogo należy. Odwróciliśmy się.
- Mamo! Tato! – Mój przyjaciel rzucił się w ramiona rodziców.
Podejść? Sama nie wiem. Przecież nie widzieliśmy się tyle czasu, ale z drugiej byliśmy kiedyś
prawie rodziną. Zagadka rozwiązała się sama. Esme i Carlisle podeszli do mnie.
- Bells, jak miło cię widzieć! – matka Edwarda ucałowała mnie w pliczek, a Carlisle uścisnął dłoń. –
Co u ciebie? Tak bardzo tęskniliśmy, słońce.
- Dobrze, dziękuję. – uśmiechnęłam się. – W-was też miło widzieć –jąkałam się, bo nie byłam
pewna, jakiej formy mam użyć.
- Bello, Edwardzie, powodzenia – powiedział Carlisle, po czym poklepał nas po ramionach i razem z
Esme poszli zając swoje miejsca.
Kiedy tylko rodzice mojego przyjaciela się oddalili, wznowiłam swoją wędrówkę w tę i z powrotem.
Zaczęłam żałować, że poszłam wtedy na casting i jestem teraz tu, gdzie jestem. Boję się wyjść na
scenę i tańczyć. Rozglądnęłam się dookoła, aby zobaczyć, czy się już zaczęło. Wszyscy uczestnicy
znajdowali się nadal za kulisami, więc jeszcze się nie. Zobaczyłam Jessicę, która pawie wisiała na
Edwardzie i szeptała mu coś do ucha. Stał tyłem i nie widziałam jego miny. Poczułam gwałtowny
przypływ emocji. Nie mogłam dobrać do tego uczucia odpowiedniej nazwy. Prawdopodobnie
najbardziej pasowałoby słowo zazdrość, ale nie jest możliwe, abym była zazdrosna o tego
chłopaka. Kolejny raz wznowiłam wędrówkę po pomieszczeniu, tym razem nie myśląc o niczym.
Wpatrywałam się przed siebie moje nogi pracowały, a mózg spał.
- Bella. – Edward szedł obok mnie krok w krok i próbował wybudzić z tego stanu.
- Przepraszam, zamyśliłam się. – Bo niby jak miałam to inaczej nazwać? Nawet gdybym trochę
pogłówkowała i znalazła odpowiednią nazwę, miałby mnie za idiotkę.
- Ok. Za dziesięć minut wychodzimy na scenę. Ja i Jess tańczymy jako pierwsi. Będzie dobrze,
Bello.
- Mam nadzieję. – Uśmiechnęłam się i dodał mu buziaka w policzek.
Na parkiet weszła prezenterka. Przywitała się z widzami, przedstawiła jurorów i zapowiedziała nas.
Tancerzy. Wbiegliśmy na scenę i zaczęliśmy tańczyć układ do piosenki Metro Station – Shake it.
Kombinacja nie była trudna i wykonałam ją bez nawet najmniejszej pomyłki. Teraz każdy miał się
zaprezentować. Nie robiłam żadnych wyszukanych ruchów. Zwykły hip-hop.
Dopiero kiedy zeszłam ze sceny i usiadłam, zdałam sobie sprawę, że jeden taniec już za mną.
Jeszcze tylko jeden, no góra dwa. Wszyscy zaczęliśmy się wpatrywać w wielki ekran ustawiony za
kulisami, na którym było widać wszystko, co działo się na scenie. Prowadząca właśnie wywołała
parę numer jeden, a ja trzymałam kciuki tak mocno, jak tylko dałam radę. W normalnych
okolicznościach nie trzymałabym kciuków za Jesscię, ale te nie były normalne. Tańczyła z
Edwardem i po prawdzie również od niej zależało, czy mój przyjaciel będzie tańczył solówkę, czy
nie.
Jess miała na sobie długą, czarną suknię, a do nadgarstka przypięty bukiet z krwistoczerwonych
róż. Musze przyznać, iż w tym stroju prezentowała się nieźle, a nawet bardzo dobrze. Jej partner
miał czarny garnitur, pod którym była jasno czerwona koszula i krawat identycznego koloru jak
róże na ręce partnerki.
Zaczęła lecieć muzyka. Piosenkę musiał zasugerować Edward gdyż wiem, że należała do jego
ulubionych. Było to Tango triste śpiewane przez Jack Różańskiego. Pierwszy raz spotkałam się z
utworem tego typu w You Can Dance. Ah, ten Edward!
Moja współlokatorka poruszała się sztywno i próbowała być wyzywająca, a na twarzy mojego
przyjaciela kłębiło się wiele emocji. Zdenerwowanie, które tak bardzo chciał ukryć. Rozbawienie
spowodowane ruchami Jess i powaga, która oddawała nastrój tańca. Tę ostatnią widzieli wszyscy, a
dwie pierwsze tylko ja i może Esme. Obie znałyśmy go na wylot.
Większość uwag jurorów na temat Edwarda była pozytywna, a te odnośnie jego partnerki bardzo
podzielone. Gdy patrzyłam, jak tańczą, w głębi duszy poczułam zazdrość. Dałabym wszystko, aby
stanąć teraz koło mojego przyjaciela i to właśnie z nim zatańczyć pierwszy taniec na żywo.
Okazało się, że Eric i ja byliśmy piątą parą. Tancerze, którzy byli przed nami, zaskakująco wchodzili
i schodzili ze sceny. Tak to jest, kiedy się czegoś boi. Czas wtedy szybciej leci, ale kiedy się na coś
czeka, niemal stoi w miejscu.
Kiedy prowadząca wywołała nas na parkiet, zdawało mi się, że nie będę mogła się poruszyć, a co
dopiero zatańczyć. Ale gdy muzyka zaczęła grać, zawładnęły mną nowe emocje. Nieznane. Nagle
nie liczyło się dla mnie nic poza mną i Erickiem. Chciałam dać z siebie wszystko i w jednej chwili
przypomniałam sobie słowa Edwarda „Będzie dobrze, Bello.” Wcześniej to zdanie wydawało mi się
tylko zwykłym zdaniem wypowiedzianym, aby mnie uspokoić. Dopiero teraz, kiedy wyszłam na
scenę, nabrały dla mnie całkiem nowego znaczenia. Uwierzyłam w siebie. Słowa mojego przyjaciela
pozwoliły mi na to, bo zdałam sobie sprawę, że są one wypowiedziane od serca. Naprawdę tak
myślał. Zaczęłam tańczyć. Melodia, którą wybrał dla nas choreograf, nie była jakaś znana. Po
prostu muzyka, bez tekstu. Mimo tego była piękna i tańczyło się do niej fenomenalnie. Dopiero jak
utwór się skończył, przypomniałam sobie o obecności jurorów, widowni i reszty uczestników, którzy
oglądali mnie za kulisami. Poczułam jak po moim ciele spacerują mrówki. Uświadomiłam sobie, że
zrobiłam to. Zatańczyłam bez upadku czy pomyłki i w dodatku lepiej niż na próbach. Tak,
Edwardzie, było dobrze.
- Pozwól, Ericku, że zaczniemy od Belli – przemówił juror Paul Smith**. – Powiem szczerze, że
mnie zaskoczyłaś. Oczywiście, w dobrym tego słowa znaczeniu. Na próbach byłaś niesamowita, a
to, co zrobiłaś teraz… nie mam pojęcia, jak to nazwać. Po prostu jestem w szoku. Tańcz tak dalej,
a będzie dobrze. – Zamurowało mnie. Czyli nie tylko ja widziałam, iż dałam z siebie dużo więcej niż
do tej pory. – Eric, ty również zatańczyłeś super, ale mam wrażenie, że stopowałeś Bellę, nie
dawałeś jej pokazać tego, co miała nam wszystkim do zaoferowania. Przede wszystkim byłeś za
poważny. Dla tancerza emocje też się liczą, a u ciebie stanowczo brakowało mi uśmiechu i takiego
powera na twarzy, jaki miała twoja partnerka.
- James, co sądzisz o tej parze? – zapytała prezenterka.
- Oficjalnie mogę uznać, że Isabella zatańczyła dziś najlepiej ze wszystkich dziewczyn. Na jej
twarzy było widać pasję do tańca i zadowolenie z tego, co robi i jak to robi.
Po tych słowach zostaliśmy odesłani z powrotem za kulisy, gdzie Alice i Rosalie już na mnie czekały
i kiedy tylko przeszłam przez drzwi, rzuciły się na szyję. Wariatki.
- Bells, naprawdę byłaś najlepsza! – krzyknęłam mi do ucha panna Brandon i złożyła na moim
policzku całusa.
- Taa, jak dalej tak będziesz tańczyć, to wygrasz! – Rose zaatakowała moje drugie ucho i policzek.
Nie przepadam, jak ktoś mów mi takie komplementy…
- Dziękuję wam, ale uważam, że byłyście dużo lepsze ode mnie. – Uśmiechnęłam się.
W czasie, kiedy ostatnia para tańczyła, my pogadałyśmy jeszcze chwilę o błahych tematach. W
sumie, dla kogo błahe, dla tego błahe. Dla Alice i Rosalie na pewno nie, ponieważ nawijały cały czas
o swoich chłopakach. Tak nawiasem mówiąc, to współczuję Jasperowi, który tańczył z Tanyą.
Biedak.
Po przerwie wszyscy uczestnicy zostali wywołani na scenę i poproszeni o ustawienie się w rzędzie.
Przewodniczący jury, James Cook, wstał i zabrał głos.
- Zdaję sobie sprawę, że był to wasz pierwszy występ na żywo i towarzyszyły mu okropne nerwy,
ale większość z was poradziła sobie z nimi doskonale. Jak już wcześniej mówiłem, parą, która
zatańczyła najlepiej, była Bella i Eric. – Kolejny raz mnie dzisiaj zatkało. – Więc są oni dzisiaj wolni
od solówek.
Kolejna gromada mrówek zaczęła spacer po moich rękach, nogach, wszędzie. Tym razem
przedostały się one nawet do mózgu. Odwróciłam się do Erica, który stał za mną i przytuliłam go.
Gdy chciałam wrócić o poprzedniej pozycji, moje oczy spotkały boskie zielone tęczówki. Nie
musiałam myśleć, aby wiedzieć, do kogo należą. Uśmiechnęłam się, a mój Edward bezgłośnie
powiedział „Gratuluję”. Zatopiłam się w tych oczach. Nie słuchałam, co mówi James. Ocknęłam się
dopiero, kiedy Jessica rzuciła się na szyję swojemu partnerowi, tym samym przerywając nasz
kontakt wzrokowy. Domyśliłam się, że oni też mają dzisiaj tańczenie już z głowy.
- Za chwilę w solówkach spotkamy Tanye i Jaspera, Chelsea i Mika oraz Elle i Tylera.
Biedny Jasper. Przez tę jędzę musiał się stresować w solówkach. Alice podbiegła do niego zaraz po
tym, jak ten przekroczył próg pokoju, w którym wszyscy się znajdowaliśmy.
- Hej, Bells, – Edward podszedł do mnie. – Jak wrażenia?
- Wszystko okej. Tylko szkoda, że z Jazzem tak się potoczyło. – Uśmiechnęłam się smutno. –
Myślisz, że gdyby, nie daj Bóg, odpadł, nadal byłby z Alice?
To pytanie nurtowało mnie już od jakiegoś czasu.
- Tak. Są sobie przeznaczeni. Zobaczysz, jeszcze zatańczymy na ich weselu. – Uśmiechnął się
pogodnie. – Gratuluję wspaniałego występu, Bells. Mało kto po pierwszym razie dostaje tyle
komplementów od jurorów. Mnie, szczerze mówiąc, też zaimponowałaś.
- Dziękuję, Edwardzie. Wiesz, dzięki dzisiejszemu występowi jedno wiem, znam drogę swą*.
- Zawsze ją znałaś. Od dawna wiedziałaś, że taniec jest twoją drogą i pasją.
- W sumie masz rację. Bądź, co bądź, teraz naprawdę czuję, że ją znam. Wcześniej nawet tobie o
tym nie mówiłam, ale nie potrafiłam sobie znaleźć miejsca na świecie. Z początku, kiedy
trenowałam balet, nie sądziłam, że moim własnym światem będzie taniec – wyznałam.
- A ja swoje miejsce znam od chwili, gdy cię poznałem, bo zawsze jest ono przy tobie. – Posłał mi
swój krzywy uśmiech.
- I vice versa - powiedziałam. Mój przyjaciel zapewne się nie domyślił, że moje słowa miały
podwójne dno. – Idziemy zobaczyć solówki?
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. – Dałam mu kuksańca w bok.
Kiedy wróciłyśmy do pokoju, byłam padnięta od nadmiaru emocji. Najpierw denerwowałam się
występem, potem dałam z siebie wszystko, następnie bałam się werdyktu, a na samym końcu
martwiłam się o Jaspera. Na szczęście okazało się, że niesłusznie. Z programu odpadli Chelsea i
Tylor. Odczuwałam lekkie wyrzuty sumienia z ich powodu. Sama nie wiem dlaczego. Z drugiej
strony byłam szczęśliwa, że mogę spać spokojnie aż do następnej środy. Cholerna środa! Dawniej
nie lubiłam poniedziałków i niedziel, a środa należała do mojego ulubionego dnia. Gusta się
zmieniają. No ale czemu akurat to musiał być ten dzień? Przecież ma taką ładną nazwę. Znowu
zachowuję się jak małe dziecko. Co się ze mną dzieje? Mój światopogląd zmienił się o sto
osiemdziesiąt stopni, i to w miesiąc. Ot co You Can Dance robi z ludźmi. Jednakże cieszę się, że tu
jestem. Gdyby nie, to nie wiem, czy spotkałabym Edwarda. Ostatnimi czasy ta myśl bardzo często
zaprząta mi głowę. Ah!
- Ale się działo! – krzyknęła podekscytowana Alice, która właśnie wróciła ze schadzki z Jasperem
pod naszym pokojem.
- Masz na myśli twoje spotkanie czy cały dzień? - spytałam z kpiarskim uśmieszkiem.
- Ymm… cały dzień. – Zarumieniła się, a Rosalie i ja popatrzyłyśmy na siebie znacząco. Znałyśmy
ją już trochę czasu i jeszcze nigdy się nie zaczerwieniła. Przed chwilką musiało się coś wydarzyć i to
coś bardzo ważnego dla naszej współlokatorki.
- Wyobrażacie sobie, że tak będzie co tydzień? – Rosalie wyglądała na zadowoloną.
- Tak, i nie mam pojęcia, co o tym myśleć – wyznałam.
Rano wstałam tak zmęczona, jak gdybym w ogóle nie spała. Za jakąś godzinę dowiem się, z kim
spędzę najbliższe siedem dni na sali treningowej. Mam nadzieję, że nie będzie to Mike. Mogę
tańczyć wszystko z każdym, tylko nie z nim. Tego nawet nie można nazwać tańcem. Nie wiem,
jakim cudem on się tu dostał i przetrwał aż jeden odcinek na żywo.
Po śniadaniu wszyscy udali się na losowanie tańca i partnera. Losy były wrzucone do kapelusza,
który trzymała Kate Harman, trzeci juror, a przed nią ustawiła się długo kolejka. Najpierw
dziewczyny, a następnie chłopcy.
Gdy w końcu nastąpiła moja kolej, na której widniał zgrabnie wykaligrafowany napis:
Walc angielski
Nie najgorzej. Chociaż nie przepadałam za tym stylem, ponoć byłam w nim całkiem dobra.
Teraz Kate zaczęła wykrzykiwać nazwy tańców, a uczestnicy po kolei podchodzić. Pierwsza była
Rosalie, która miała tańczyć doping wraz z Mikiem. Kiedy nasze oczy się spotkały, posłałam jej
pełne współczucia spojrzenie.
- Walc angielski! – Oto moja chwila prawdy.
Zaczęłam iść w kierunku jurorki, a za krótką chwilę podszedł do mnie Edward. Moja ręka nie
pytając mnie o zgodę przesunęła się w kierunku ust.
- E-edward? – zapytałam zdziwiona.
- Witaj, partnerko. – Uśmiechnął się, a ja wtuliłam się w niego.
Czuję, że ten tydzień będzie bardzo udany. Teraz nie będę musiała denerwować się o moje dalsze
losy, bo tym razem jestem bezpieczna. Zresztą przy nim nigdy nic mi nie grozi.
*
Kolejne trzy dni minęły bezproblemowo. Prawie cały czas spędzałam z moim przyjacielem na sali
treningowej. Choreograf wymyślił nam naprawdę zawodowy układ. Mimo iż należał on do
najtrudniejszych, z jakimi kiedykolwiek miałam styczność, wychodził nam bez zarzutów. Stanowczo
większą część tańczyłam razem z Edwardem. Rzadko kiedy mieliśmy wykonać jakieś kroki
samodzielnie. Przez cały czas trzymaliśmy się tak blisko siebie, że taniec wydawał się niemal
erotyczny. Dawno nie bawiłam się tak dobrze, tańcząc.
Dzień w dzień Edward się spóźniał. Nie było treningu, na który nie przyszedłby o dziesięć minut
później, a w dodatku zawsze na wejściu sypał jakimiś dowcipami. Nie wiem, jak wytrzymam
kiedykolwiek na normalnej, sztywnej próbie. Gdy jestem z moim przyjacielem, nic nie jest na
miejscu. Nie, nic nie jest tak jak powinno, kiedy nie ma go przymnie. Tak sformułowane zdanie
brzmi dużo lepiej.
Poniedziałkowy trening skończył się szybciej niż powinien, więc postanowiliśmy, że wybierzemy się
na lody. Kawiarnia znajdowała się niedaleko hotelu i mogliśmy w ciągu dnia wychodzić do niej,
kiedy chcemy. Panował tam miły nastrój, który nadawał się w sam raz do rozmowy z przyjacielem,
czy nawet wybrania się na randkę.
- Opowiedz mi o Jacobie – zagadnął Edward, kiedy zajadaliśmy się lodami.
- Wiesz, zależy mi na nim, ale nie jest do końca taki, o jakim zawsze marzyłam. Szczerze mówiąc,
to w ogóle taki nie jest. Co zrobić, przecież ideały nie istnieją. Wolę być z nim niż sama –
odpowiedziałam.
- Zmieniłaś się. Gdzie podziała się ta Bella, która tak bardzo dążyła do celu i była taka
zdeterminowana w szukaniu ideału? Przestałaś wierzyć w miłość.
- Taa, bo takowa nie istnieje. Trzeba brać z życia to, co ci ono daje, a nie prosić o więcej. Są na
świecie osoby, które nie mają nikogo.
- Dawno temu to ja byłem takiego zdania, a ty zawsze wierzyłaś w prawdziwą miłość i mnie też
tego nauczyłaś. Wiem, że mój ideał istnieje – powiedział hardo.
- Sam widzisz, ludzie się zmieniają. Mam nadzieję, iż znajdziesz swoją drugą połówkę pomarańczy.
Tylko się zbytnio nie łódź. Nie ma kobiety nieskazitelnej.
- Wiem, Bello. Mój ideał ma wady, ale mi one nie przeszkadzają.- Uśmiechnął się i zachichotał,
jakby chciał rozweselić trochę tę grobową atmosferę.
- W takim razie życzę powodzenia w poszukiwaniu – również się rozpogodziłam.
Chłopak otworzył usta, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie.
Jednak ideały istnieją. Moim jesteś ty, Edwardzie. Szkoda, że nigdy nie będziemy razem.
http://neige.wrzuta.pl/audio/2Vzpdrvdsbg/andrzej_piaseczny_-
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Cudowny tydzień
BPOV:
Czas w tym tygodniu upływał niemiłosiernie szybko. Po dniach ciężkich i jednocześnie niezwykle
przyjemnych prób nadeszła środa. To właśnie dzisiaj wieczorem miałam zatańczyć z Edwardem
nasz układ przed setkami ludzi w studio i tysiącami telewidzów. Za kilka godzin miałam spotkać się
z moim chłopakiem i przyjaciółką. Najgorsze jest to, że nadejdzie chwila, której bałam się od
samego początku. Spotkanie Jacob vs. Edward. Mój chłopak vs. moja prawdziwa miłość. W dodatku
muszę zatańczyć t a k i układ z moim przyjacielem na oczach Jake’a. Co mnie podkusiło żeby go
tutaj zapraszać?
Przynajmniej nie martwiłam się o występ. Wiem, że pójdzie nam dobrze. Jednak, jeśli powinie nam
się noga nerwy będą podwójne. O Edwarda martwiłabym się nawet bardziej niż o siebie. W końcu
to on powinien wygrać ten program. Zasługuje na to.
Cała nasza paczka siedziała przy stoliku i jadła obiad, jeśli można to tak nazwać. Moje przyjaciółki
były pochłonięte szeptaniem czegoś do swoich chłopaków. Wolałam nie myśleć jaki temat miały te
rozmowy. Edward, tak jak i ja, był pogrążony w myślach. Wiem, że nie dotyczyły one dzisiejszego
występu. Chłopak powtarzał mi przez tydzień, że nie ma się czym zadręczać, bo kiedy robimy coś
razem zawsze wyjdzie to perfekcyjnie. Jakbym nie wiedziała. Cofnęłam się w myślach o kilka lat i
zobaczyłam dwóję małych dzieci usiłujących przygotować sobie kanapki. Ja miałam wtedy sześć lat,
a on siedem. Nasze mamy pojechały na zakupy do centrum handlowego, a my zostaliśmy po raz
pierwszy sami w domu. Nie przeszkadzała nam samotność, bo leciał akurat maraton filmowy, więc
zasiedliśmy przed telewizorem i zaczęliśmy oglądać. Po pewnym czasie mój przyjaciel stwierdził, że
jest głodny i poprosił mnie abym pomogła mu przygotować jakiś posiłek. Tłumaczyłam mu, że to
nie wypali, ponieważ nigdy nie gotowałam. Chłopak wpierał mi, że to bardzo łatwe i setki razy
widział jak robi to Esme. W końcu się zgodziłam. Gdy „kanapki” były wreszcie gotowe ściany w
kuchni oraz wszystkie meble upaprane były Nutellą*. Mimo, że po powrocie rodziców czekało nas
wielkie sprzątnie mięliśmy przy tym kupę zabawy. Uśmiechnęłam się do swoich wspomnień.
Wracając do posiłku, na drugie była ryba z frytkami. Jedno z moich ulubionych dań. Więc, dlaczego
nie zjadłam ani jednego kęsa? Cała porcja za to była idealnie rozmamłana po talerzu. Od samego
rana nasze zawsze rozgadane grono było wyjątkowo cicho. Między Emmettem a Rosalie
niewątpliwie coś zaszło. Po wczorajszym wieczorze oboje zmienili się. Alice również rano dużo
rozmyślała. Była nieobecna.
Do mojej głowy znowu weszły natrętne myśli dotyczące spotkania, które niestety musi się dzisiaj
odbyć. Wiem, że Jacob nie przepada za Edwardem, który choć mi tego nie okazuje, również nie lubi
mojego chłopaka. Boże, przecież oni nawet nigdy się nie widzieli! Muszę pogadać o tym z Leą. Ona
na pewno polubi mojego przyjaciela. Z wzajemnością.
- Dobrze, możecie już przestać ćwierkać gołąbeczki? – zabrałam głos chcąc odciąć się od moich
rozmyślań.
- Bello, co ci to da? Przecież nie zjadłaś ani kęsa i przez cały czas tylko grzebiesz widelcem w
talerzu – trafnie zauważył Jasper.
- Tak, ale to tylko dla tego żeby na was nie patrzeć i nie słuchać waszych rozmów – wyjaśniłam
niepewnie. Wszyscy zaczęli chichotać.
Uwielbiałam spędzać z nimi czas, chociaż czułam się nieswojo, kiedy dziewczyny tuliły się do swoich
ukochanych. Mój też był w pobliżu, ale nie mogłam tak po prostu rzucić się na niego. Co by sobie o
mnie pomyślał? Często fantazjowałam o tym jakby to było chodzić na potrójne randki. W Forks
czasami wychodziliśmy gdzieś w czwórkę. Ja z Jacobem, a Leah z Samem. Tęsknię za tym, ale
wiem, że spotkania moje i Jake’a byłyby teraz inne. Już nigdy nie będę czuła takiej satysfakcji i
zadowolenia z randek z moim chłopakiem jak wcześniej.
- Bello, poznasz nas dzisiaj z twoją przyjaciółką i chłopakiem?
I co ja mam odpowiedzieć Alice? Muszę się zgodzić i mieć uśmiech na twarzy, żeby myśleli, że się
cieszę a jeśli nie zrobiłabym tego to nadal nieobecny Edward mógłby zacząć się czegoś domyślać.
- Oczywiście.
*
Za pół godziny się zacznie. Widownia powoli zajmuje swoje miejsca, a moje nerwy z minuty na
minutę stają się coraz większe. Za chwilkę zobaczę Leę i Jake’a. Rzucę się na szyję mojej
przyjaciółki i zacznę tulić ją z całej siły. Zapytam co z dzieckiem, a później równie mocno zacznę
przytulać mojego chłopaka. Będzie dobrze musi być.
- Bella! – Usłyszałam krzyk za moimi plecami. Wiedziałam do kogo należy ten głos Leah.
Odwróciłam się i tak jak sobie wcześniej zaplanowałam uwiesiłam się jej na szyi.
- Tak się cieszę, że jesteś. Stęskniłam się. Co z dzieckiem? – Szybko zadawałam pytania.
- Też tęskniłam. Odliczałam dni do naszego spotkania. Bello, ja nie jestem i nigdy nie byłam w
ciąży. Rozumiesz? To była pomyłka! Wszystko wróciło do normy! – Dziewczyna szlochała cicho, a ja
poczułam jak kamień spadł mi z serca. Jeżeli wszystko jest teraz jak dawniej to znaczy, że Leah
znowu jest z Samem. Dla mnie już nic nie będzie takie jak przed moim wyjazdem – pomyślałam.
- To cudownie! – Uścisnęłam ja mocniej, a następnie wyswobodziłam.
Za moją przyjaciółką stał Jacob i Sam. Sam! Tak się cieszę, że znów są razem.
- Jake, nareszcie! – Wtuliłam się w jego tors.
- W końcu mogę cię dotknąć kochanie. Patrzenie w ekran telewizora i oglądanie twoich zdjęć
zabijało mnie – wyznał. – Całe szczęście, że Billy zainwestował w czterdziesto dwu calowy sprzęt.
Przynajmniej widziałem cię dokładniej – dodał z łobuzerskim uśmiechem, którego nigdy nie
odważyłabym się porównać z tym Edwarda.
Zdałam sobie sprawę, że gdzieś w głębi duszy moje serce za nim tęskniło. W końcu tyle czasu
wydawało mi się, że go kocham. Nie, wtedy go kochałam i zawsze będę go darzyć takim uczuciem.
Kochać jak przyjaciela. Za plecami moich gości pojawiła się Alice i zaczęła mi machać. Wyglądało to
naprawdę komicznie, bo musiała podskakiwać abym ją zauważyła. Moja Ally.
- Ymm… to jest moja współlokatorka i nowa przyjaciółka Alice. – Wskazałam palem na osobę za
nimi.
- Cześć – przywitali się wszyscy chórem.
- Ślicznie tańczysz. Jestem Leah, a to Sam i Jacob.
- Dzięki, Bella dużo o was opowiadała. To jest Rosalie, Jasper, Emmett i Edward – kiwnęła głową na
coś za mną. Odwróciłam się i zauważyłam resztę. Machali właśnie do nowopoznanych osób.
- Wy musicie być Leah, Jacob i… Sam. – zabrał głos mój przyjaciel. Edward i Jake mierzyli się
wzrokiem. Zdawać by się mogło, że prowadzą jakąś niemą rozmowę. Nie miałam pojęcia o co
mogło im chodzić, ale czułam… satysfakcję. Nie wiem dlaczego.
- Kiedy wracacie?
- Wiesz Bello, w piątek wieczorem mamy samolot. Także mamy trochę czasu na plotki –
odpowiedziała mi dziewczyna.
- Gotowa? – spytał Cullen patrząc się na mnie.
- Wydaje mi się, że tak – uśmiechnęłam się.
Kilka minut po tym jak goście z Forks poszli zająć swoje miejsca rozpoczął się program.
Tradycyjnie na samym początku wszyscy tańczyliśmy wspólnie, a następnie oczekiwaliśmy na
swoją kolej. Edward i ja byliśmy ostatnią parą, więc do czasu występu wymyśliłam już całą masę
wypadków, które mogą mi się zdarzyć na scenie, ale kiedy stanęłam na jej środku, a walc „Sunrise,
Sunset”** zagłuszył otaczającą nas ciszę, wszystkie myśli wyparowały z mojej głowy. Liczyłam się
tylko ja, mój partner i muzyka. Podobnie jak tydzień temu tyle, że tym razem stał koło mnie ktoś
bardzo bliski memu sercu. Zaczęliśmy poruszać się lekko po scenie. Czułam się taka lekka jakbym
latała. Całkowicie oddałam się dźwiękom i Edwardowi.
Opinie po naszym występie nie różniły się od tych z zeszłego tygodnia, były jedynie bardziej
pozytywne. Tak jak założyłam solówkę mieliśmy z głowy. My tak, ale Angela, Ella, Rose, Mike, Jack
i Eric niestety nie. Całe szczęście nie musiałam się żegnać z przyjaciółką. Zostało jeszcze dwanaście
osób i niebawem ktoś z nam odpadnie i podzieli los Elli oraz Erick’a. Biedny chłopak, tak dobrze się
z nim przygotowywało układ. Rzecz jasna do Edwarda nie można go nawet porównywać, ale nie
było najgorzej. Ella zaś była taką miłą dziewczyną. Pamiętam jak siedziałam koło niej w samolocie
podczas lotu do Nowego Jorku. Taka dobra, skryta i nieśmiała pewnie dlatego odpadła.
Kolejnego dnia jak tylko otworzyłam oczy zdałam sobie sprawę, że treningi z moim przyjacielem
skończyły się i nie mam gdzie się śpieszyć. Nie ważne z kim miałabym tańczyć tym razem to nie
będzie to samo. Gdy skończyłyśmy się ubierać popędziłyśmy na dół aby wylosować nazwisko
partnera. Nerwy zaczęły mnie zżerać. Na szczęście jeden uśmiech Edwarda Cullena je ukoił.
Chłopak podszedł do mnie i szepnął:
- Z nikim nie będzie mi tak dobrze jak z tobą. – Żałowałam, że to pytanie nie miało podwójnego
dna.
Chwilę po tym wylosowałam karteczkę z napisem poping, a moim partnerem okazał się nie kto inny
jak Mike Newton.
*Nutella – czekoladowo-orzechowy krem wykorzystywany głównie do kanapek.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Nutella
- jakby ktoś nie wiedział ;)
**
http://ggaba.wrzuta.pl/audio/2xINvbtzGME/sunrise_sunset_walc_angielski
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Kocham
BPOV:
- Cholera jasna, Mike! Byłbyś na tyle łaskawy, aby nie deptać mi po palcach?! - wydarłam się na
swojego partnera, kiedy jego nogi po raz setny tego dnia znalazły się na moich.
- Przepraszam, Bello, ja nie…
- Wiem, wiem, nie chciałeś. Dzisiaj bardzo często to powtarzasz. Przestań chodzić po moich palcach,
bo jak nie skończysz mnie przepraszać, to głos ci całkowicie wysiądzie i jak wtedy będziesz dziękować
jury za ZNAKOMITE oceny? – zapytałam. Nie dało się ukryć, że mój głos był przesiąknięty sarkazmem.
Chwila, nie, wróć. Jednak się dało. Mike uznał, że naprawdę jest taki wybitny. Szkoda mi takich ludzi.
Nic dodać, nic ująć. W tym tygodniu wrzeszczałam więcej niż przez cały pobyt w programie. Mój
partner po prostu działał mi na nerwy. Bo, cholera, czy treningi są po to ,żeby urządzać sobie tutaj
show pod tytułem „Doskonały Mike Newton”?! Spojrzał więcej razy na swoje odbicie w lustrze niż na
mnie, a uwierzcie mi, patrzy na mnie bardzo często. Co za palant! Całe szczęście, że muszę spędzać z
nim jedynie jakieś sześć godzin dziennie. Po „treningach” mam czas dla przyjaciół. Więź, która
powstała między nami, z dnia na dzień jest silniejsza. Teraz już naprawdę wiem, że mogę na nich
liczyć. Codziennie po próbach spotykamy się w kawiarni, która mieści się na rogu naszego hotelu.
Obgadujemy naszych partnerów i partnerki oraz obżeramy się pysznymi ciastkami. Gdyby nie taniec,
przytyłabym z dwa kilogramy. Osobiście nie zależy mi na figurze supermodelki jak Alice czy Rose, ale
nie chcę być z kolei gruba. Oprócz męczarni z Newtonem dwa kolejne dni zapowiadają się miło.
Oczywiście nie będę miała nie wiadomo ile wolnego czasu, aby spędzić go z przyjaciółmi, ale zawsze
to coś. Właśnie jestem w drodze na spotkanie z Leą. Nareszcie będę mogła z nią porozmawiać.
Umówiłyśmy się w kawiarni wystarczająco oddalonej od naszego hotelu, abyśmy mogły spokojnie
pogadać. Rzecz jasna ja jak zawsze spóźniona. Nie potrafię przyjść na czas nawet w Forks, więc co
dopiero w tak zatłoczonym Nowym Jorku. Swoją drogą, to miasto nie jest dla mnie. Na chodnikach
zbyt dużo przepychających się ludzi, a na ulicach kilkukilometrowe korki. Kompletnie nie rozumiem,
po jaką cholerę jeździć tutaj autem. Pieszo byłoby dużo szybciej. Są jeszcze metra, ale żeby pojechać
gdzieś takim, trzeba być punktualnym. Przyspieszyłam kroku i za kilka minut znalazłam się w
umówionym budynku.
- Bello! – Leah siedziała przy jednym ze stolików i machała do mnie ręką.
- Hej! Wiem, spóźniłam się, przepraszam – zaczęłam się tłumaczyć.
- Spokojnie. Jesteś o czasie. Specjalnie kazałam ci przyjść piętnaście minut wcześniej, bo wiedziałam,
że zjawisz się spóźniona.
Usiadłam i zabrałam się do przeglądanie menu. Nie było tam żadnych wyszukanych potraw.
Zamówiłyśmy dwa ambasadory. Kawiarnia była niesamowicie przytulna. Na zewnątrz stały metalowe
stoliki pomalowane na biało, na których były jakby wyżłobione kwieciste wzory oraz krzesła do
kompletu. W środku stała wielka gablota, a w niej niewyobrażalna ilość ciast. Typowa amerykańska
ciastkarnia. Byłam w niej jedynie raz, ponieważ Alice wyciągnęła nas tu na kawę, która, nawiasem
mówiąc, była przepyszna.
- Dobra, a teraz opowiadaj – ponagliła mnie Leah, kiedy kelnerka przyniosła nasze ciastka.
- Ale o czym?
- Jak to o czym? O programie. O twoich znajomych. O Edwardzie – wytłumaczyła.
Zaczęłam mówić o You Can Dance. Opowiadałam o wszystkim, co mi się tylko przypomniało.
Począwszy od bardzo śmiesznych historyjek, skończywszy na nudnych i nieważnych. Streściłam
pierwszą pogawędkę z Alice. Kto by pomyślał, że się zaprzyjaźnimy. Dziewczyna była wprost
rozrywana przez energię. Chwilami się jej bałam. Od samego początku mi zaufała, przecież nie
znałyśmy się nawet osiem godzin, a ta już wyznała mi, że podkochuje się w Jasperze. Zupełne
przeciwieństwo mnie i Lei.
- A co z Edwardem? – zapytała.
- Jak to co? Przyjaźnimy się. Dzięki temu, że tutaj jestem, więź między nami jest równie mocna, co
dawniej. Przez te lata brakowało mi go. Nie zdawałam sobie wcześniej tak bardzo z tego sprawy.
Oczywiście tęskniłam, ale teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo.
- Bells, ty go kochasz.
- Co?! – wydarłam się na nią. – Jasne, że nie. Tylko się przyjaźnimy.
Leah wciągnęła mocno powietrze i pokręciła przecząco głową.
- Nie. Znam cię jak nikt inny i widzę. Patrzysz na niego w sposób, w który nigdy nawet nie zerknęłaś
na Jacoba. On traktuje cię tak samo. Słucha każdego słowa wypowiedzianego przez ciebie, jakby to
była świętość. Coś, co leczy smutki, może wybawić świat od złego. – Zachichotałam. – To nie jest
zabawne. Jesteś zakochana. Przejrzyj w końcu na oczy! Kochasz go od dziecka. Tylko dlaczego jeszcze
tego nie zauważyłaś? – Chciałam jej przerwać, ale nie pozwoliła mi dojść do słowa. – Od naszego
przyjazdu prawie w ogóle nie rozmawiasz z Jacobem, a jeżeli już, to twój głos ma całkiem inną barwę.
Tak jakbyś już za nim nie szalała. Ty go nigdy nie kochałaś. Zawsze gdzieś w głębi twojej duszy był
Edward. Myślisz, że nikt nie zauważa, jak czasami nazywasz tym imieniem swojego chłopaka? Może i
robisz to podświadomie, ale Jake to widzi.
Po tych słowach moje myśli zdominowała jedna myśl - „Kocham go?”. Przez ostatnie tygodnie brałam
to za zauroczenie spowodowane naszą długą rozłąką. Ale nie. Z minuty na minutę słowa Lei
wydawały mi się coraz bardziej prawdziwe. Kocham go! Zawsze go kochałam. Zerwanie z Jacobem nie
wchodzi w grę. Znaczy się, nie teraz i nie tutaj. Zorientowałby się, że to przez Edwarda. Nie chcę, aby
ktokolwiek obarczał mojego… przyjaciela przeze mnie. Nie ma szans, by kiedykolwiek polubił mnie
tak bardzo, jak ja jego. Łzy zakręciły mi się w oczach.
- Bella, do cholery jasnej, ocknij się! – Głos Lei przywrócił mnie z powrotem na ziemię.
- Myślisz, że ja go kocham?
- Nie. Ja to wiem - odpowiedziała, patrząc mi się prosto w oczy. – Musisz z nim porozmawiać.
- Nie mogę. Najpierw musiałabym zerwać z Jacobem, a ten od razu zorientowałby się, o co chodzi.
Nie chcę, aby miał pretensje do Edwarda, który nawet nie odwzajemnia moich uczuć. Leah, boję się.
To może całkowicie zrujnować naszą przyjaźń. Jeśli on nie czuje do mnie tego samego, to będzie
głupio czuł się w moim towarzystwie i znowu go stracę.
- Po pierwsze, dam sobie głowę uciąć, że ty dla niego też nie jesteś tylko przyjaciółką. Po drugie, ty się
męczysz. Po co nadal jesteś z Jake’iem, skoro go już tak bardzo nie lubisz? Rozumiem, że nie chcesz,
by domyślił się, że to przez Edwarda, ale jak on się będzie czuł, kiedy zorientuje się, że go okłamujesz?
Już nie jest pewny twoich uczuć. Słyszałam, jak rozmawiał wczoraj z Samem.
- Dobrze, obiecuję, że z nim pogadam, ale po powrocie. A uwierz mi, jak będę dłużej tańczyć z
Mike’iem, to szybko stąd wylecę – zaśmiałam się.
- Aż taki okropny? – spytała dociekliwie.
- Gorzej. Na próbach nie zajmuje się niczym, z wyjątkiem zerkania w lustro i deptania mi po nogach.
Wieczorna próba prawie nie różniła się od porannej. Może z wyjątkiem tego, że w sali, w której
tańczyliśmy, tym razem nie było tyle luster i Mike bardziej skupiał się na mnie i krokach. Marne
szanse, aby mój partner przyswoił sobie je do środy. Popping to najgorszy styl dla Mike’a, jaki mógł
wylosować. Wygląda jak klown!
- Start? – zapytał.
Podeszłam do magnetofonu, a kiedy zabrzmiały pierwsze dźwięki
, zaczął się pokaz cyrkowy. Skakał
jak małpa w klatce.
1 Freestyle – Push up http://w175.wrzuta.pl/audio/7uxzsvNc7DR/freestylers_-_push_up
Po dwóch godzinach męczarni gorszych niż u diabła w piekle, nareszcie mogłam pójść do pokoju i
odświeżyć się przed wieczorną imprezą. Jutro Leah, Sam i Jacob wracają do domu, a ja chcę, żeby
lepiej poznali moją nową ekipę.
Kiedy weszłam do pokoju, zauważyłam, że zmienił się on w salon piękności. Na szczęście byłam do
tego w stu procentach przygotowana.
- Bello! Ubierz się w te ciuchy, co leżą na twoim łóżku, a później Rose i ja zajmiemy się tobą –
zapiszczała rozentuzjazmowana Alice. Postąpiłam tak, jak mi kazała. Kłótnia z nią pogorszyłaby
jedynie sprawę. Pamiętam, że jako dziecko miałam taką wielką głowę lalki, która była po to, aby ją
czesać i malować. Jeżeli moja przyjaciółka myśli, że pozwolę jej zrobić z siebie taką zabawkę, to się
grubo myli. Nie dość, że każdej środy przed występem muszę się męczyć u stylistki, to jeszcze nie
mogę spokojnie wyjść spotkać się ze znajomymi, bo moje współlokatorki mają skrzywienie mózgu na
punkcie mody.
Nie było tak źle. Było okropnie! Dziewczyny uznały, że to ostatni dzień mój wraz z Jacobem, i że
powinnam wyglądać najpiękniej jak się da. Tylko że ja nie czułam specjalnej potrzeby spodobania się
mojemu chłopakowi. Gdzieś głęboko zależało mi, żeby to Edward zwrócił na mnie uwagę. Gdyby tylko
on się o tym dowiedział, to straciłabym go na zawsze. Bałby się mnie i nasza wznowiona przyjaźń
znowu przestałaby istnieć.
Muszę przyznać, że to, co Alice i Rosalie ze mną zrobiły, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Miałam na sobie zieloną sukienkę bez ramiączek do połowy uda i czarne delikatne baleriny. Włosy
miałam spięte w luźny, niechlujny kok.
- Bello, Jacob i Edward padną jak cię zobaczą. – Już to widzę.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Jego usta na moich…
Ostatni wieczór z moimi przyjaciółmi, minął niesamowicie szybko. Obyło się bez jakichś
poważniejszych sprzeczek. Pomijając to, że Jacob i Edward nie dogadywali się najlepiej. Nie wiem czy
robili to specjalnie, ale jeśli jeden coś zaproponował, to drugi całkowicie się z tym nie zgadzał. W
dodatku cały wieczór mierzyli się wzrokiem. Tak jakby, to była broń, która naprawdę może zabić.
Wiedziałam, że Jake jest dziecinny, ale Edwarda uważałam raczej za bardziej dorosłego. W pewnej
chwili Edward udał się do toalety, a za chwilkę poleciał za nim mój chłopak. Nie ma pojęcia co tam
robili, ale zeszło im z tym dość długo. Resztę imprezy przetańczyliśmy wszyscy razem na parkiecie.
Następnego dnia Leah, Sam i Jacob mieli powrotny lot do domu.
Występ z Mikiem też jakoś minął. Nie obyło się bez solówki, ale byłam na to w stu procentach
gotowa. Niestety, mój partner musiał pożegnać się z programem, ale ja zostałam. Wiem, że ja też
trochę zawaliłam, ale nie mogłam się skupić. Tego wieczora każdy sam miał się wystylizować,
ponieważ stylistka zachorowała. Ustaliliśmy między sobą strój, o fryzurze nie było mowy. I to był
wielki błąd. Mike przyszedł uczesany jak kopia Isaaca Newtona
. Od początku programu nie ścinał
włosów, a więc już trochę mu podrosły, co sprawiło, że szopa była gigantyczna. Zrozumiałabym takie
uczesanie gdyby chłopak był barokowym uczonym, ale ludzie, żyjemy w dwudziestym pierwszym
wieku. Taki image nie przejdzie. Pewnie dlatego miał mało głosów. Wyobrażam sobie jak widzowie
kładli się ze śmiechu no podłodze. Ja musiałam, to w sobie jakoś zdusić.
Oprócz Mike’a odpadła również jedna z moich współlokatorek – Jessica. W sumie to się
cieszę. Wiem, że nie powinnam być zadowolona z ich nieszczęścia, ale oboje zaczynali mnie
denerwować. Ok., przyznam, że może byłam trochę zazdrosna o podrywającą Edwarda, Jessicę. Ale
zasłużyła sobie! Z Bellą Swan się nie zadziera, a jeśli już, to trzeba ponieść tego konsekwencje. Nawet
nie miałam zamiaru iść i pożegnać się z nimi. Cholerni prześladowcy! On mój, a ona Edwarda. Mają za
swoje. Kolejny występ już mnie tak nie zadowolił. Odpadł Eric Yorkie i Angela Weber. Z chłopakiem
nie miałam większej styczności, ale dziewczynę polubiłam. Była, że tak powiem, szarą myszką. Mało
się odzywała i raczej trzymała się z daleka od wszelkich imprez. Imponowała mi tym. Miała charakter
podobny do mnie. Czasami lubiłam sobie usiąść obok niej i z nią pogadać. Była całkowitym
przeciwieństwem Alice i Rose, a odpoczynek od nich, od czasu do czasu, jest przydatny. Do końca
zostało coraz mniej programów. Niedługo ktoś z nas będzie musiał się z nami rozstać. To jedna z tych
nieuniknionych rzeczy, które nie pozwalają spać po nocach. Tamtego wieczora tańczyłam z
Emmettem, a próby były tylko trochę gorsze od tych z Edwardem. Chłopak przez cały czas żartował i
mnie rozśmieszał. Chociaż na chwilę mogłam się oderwać od otaczającej mnie, ponurej rzeczywistości
i myśleniu o Edwardzie.
2
http://pl.wikipedia.org/wiki/Isaac_Newton
Wczoraj występowałam z Jackiem Smithe’m. Był niezwykle dobry w tym co robił, ale również
strasznie sztywny. Nie znał się na żartach, a na przerwy nie wyrażał zgody. Czułam się tak, jakbym
była jego więźniem, a nie partnerką o takich samych uprawnieniach jak on. Pewnego dnia powiedział
mi, że zamierza wygrać program i nie obchodzi go to, czego będzie musiał się dopuścić, więc lepiej
żebym zeszła mu z drogi. Nie powiem, zależało mi żebym była tutaj przynajmniej dopóki Edward nie
odpadnie, a wiem, że to szybko nie nastąpi, ale nie oddałabym za to wszystkiego. Ogólnie, dzień był
dla mnie trudny. Odpadła Tanya i znowu cieszyłam się z cudzego nieszczęścia, ale jak padło nazwisko
Jaspera, zrobiło mi się okropnie przykro. Chłopak był zagrożony już wcześniej dwa razy, ale teraz nie
przeszedł. Do trzech razy sztuka – jak to się mówi. Alice szybko się nie pozbiera po rozstaniu z
ukochanym. Na początku myślałam, że to tylko zauroczenie, ale to prawdziwa miłość. Dziewczyna
przepłakała całą noc i nadal płacze. Boi się, że po powrocie do domu Jasper nie będzie jej już chciał, a
to kompletne brednie. Dawno nie widziałam tak kochającej się pary. Wydaje mi się, że przez cały czas
dogadywali się lepiej niż ja i Jacob. A myślałam, że z nas była przykładna para.
Nadeszła moja kolej do losowania. Podeszłam do kulistego naczynia i wyjęłam kartkę. Z
każdym z nich tańczyłam i jeśli nie padnie na mojego ostatniego partnera, będę zadowolona.
Edward Cullen
Na początku nie mogłam w to uwierzyć. Lepiej być nie może. Ostatni program przed finałem,
do którego prawdopodobnie i tak nie przejdę, a tu przytrafiła mi się okazja, spędzenia całego
tygodnia z Edwardem. Byłam tak zaabsorbowana tym, że będę tańczyć z Edwardem, że nie
doczytałam nazwy tańca.
Hip-Hop
Boże, dziękuję! Może nie będzie tak źle. Może zdołam zatańczyć w finale. Z takim partnerem i
moim tańcem wszystko jest możliwe.
Muszę przyznać, że choreograf się postarał, przy wymyślaniu nam układu. W prawdzie był on
strasznie trudny, ale warto było go ćwiczyć, bo po opanowaniu kroków w pełni, wygląda nieziemsko.
Sama piosenka
przypadła mi do gustu. Stroje też były niczego sobie. Nawet nasz wcześniejszy występ
razem, nie był tak perfekcyjnie opanowany. A za nami zaledwie trzy dni. Pozostało nam jeszcze drugie
tyle i wiem, że zdołamy dopracować go jeszcze lepiej. Nie wiem jak udało nam się w tak krótkim
czasie tyle zrobić. Tym bardziej, że więcej rozmawialiśmy i wygłupialiśmy się.
- Edward? Co będzie jak znowu się rozstaniemy? – zapytałam go na jednej z prób.
- Bells, przecież wiesz, że mamy zamiar studiować w tym samym miejscu. Zawsze się odnajdziemy.
Po jego odpowiedzi zrobiło mi się lżej na sercu. Ale co, jeśli to nie prawda i już nigdy więcej
nie zobaczę tych pięknych, szmaragdowych tęczówek?
Tak, minął nam cały tydzień. Nadszedł czas półfinału. Jest nas sześcioro, a przejdzie jedynie
troje. Jak ten czas szybko leci. Wydaje się jakbym dopiero wczoraj tu przyjechała. Kiedy przypadła
nasza kolej do wystąpienia daliśmy z siebie wszystko. Pokazaliśmy, że nie znaleźliśmy się tutaj bez
powodu. Jurorzy nas pochwalili i powiedzieli, że chętnie zobaczą nas oboje za tydzień w finale, ale to
3
Piosenka do tańca Edwarda i Belli http://yukarii.wrzuta.pl/audio/8ZZUi8CzzUQ/amerie_-_gotta_work
nie od nich zależy kto się do niego dostanie. Teraz wszystko zależy od widzów. Nie mamy na to
wpływu. Jedyne co możemy zrobić to trzymać kciuki. W tej chwili został nam tylko jeden solowy
taniec
. Ja i Edward zostaliśmy przy swoim stylu. Kolejny raz muszę przyznać, że mój przyjaciel ma
wielki talent. Ja również byłam z siebie zadowolona. Gdy zdałam sobie sprawę, że to, być może, mój
ostatni taniec na tej scenie, żołądek podszedł mi do gardła. Osoby, które odpadną w tym odcinku, nie
wracają do domu ponieważ jutro przylatuje cała szesnastka, aby wspólnie zatańczyć w finale. Czyli to
jednak nie jest mój ostatni taniec. Ściśle rzecz biorąc jakby nie patrzeć, pozostanie jeszcze jeden, albo
i więcej, ale prawdopodobnie nie będzie mi dane stanąć na tych deskach samej, a co dopiero znowu z
Edwardem. Rozległ się głos zapraszający wszystkich na scenę. Moja chwila prawdy. Albo przechodzę
dalej albo nie.
- Troje z was mieliśmy okazję oceniać po raz ostatni, a przed drugą połową najcięższy tydzień w ich
życiu, ale jestem pewien, że podołają. Uczestnicy, na których najczęściej głosowano to Jack Smith –
na trybunach rozległy się piski, a chłopak wykonał jakiś popisowy skok. – Edward Cullen – kolejne
salwy krzyków, ale tym razem były one głośniejsze i w większości przeważały damskie głosy. Nie
dziwie im się. W końcu ten oto stojący za mną młody bóg, był tego wart. Odwróciłam się do tyłu,
rzuciłam mu się na szyję i cmoknęłam w policzek. – Ostatnim, a właściwie ostatnią finalistką jest…
Isabella Swan!
Co? Kto? Nie, to nie możliwe. Nie przesłyszałam się? Nagle poczułam, że unoszę się w
powietrzu. To Edward mnie podniósł i okręcił nas kila razy dookoła własnej osi. Zaraz potem podeszły
do nas Alice i Rosalie.
- Gratulację – krzyknęły synchronicznie.
Nagle mina mi zrzedła. One nie przeszły dalej. Ale mimo tego były szczęśliwe.
- Przykro mi, dziewczyny – szepnęłam.
- Bells, daj spokój. Cieszymy się z twojego szczęścia. Nawet nie marzyłyśmy o finale – powiedziała
Alice i obie przytuliły mnie i ucałowały w policzek.
- No, no Bello! Gratuluję! – I zostałam zamknięta w duszącym, niedźwiedzim uścisku.
- Emm, puść, bo udusisz. – Momentalnie posłuchał.
Kiedy weszliśmy za kulisy wszyscy byli rozradowani. Byłam z siebie dumna, ale najbardziej
cieszyło mnie to, że jeszcze będę mogła zatańczyć z Edwardem. I z Jackiem. Nie, z tańca z tym drugim
się nie cieszę.
W pewnej chwili zakręciło mi się w głowie i z trudem ustałam na nogach. Złapałam się lekko
stojącego obok mnie Edwarda.
- Nic ci nie jest? Zbladłaś.
- Nie, nic. Pójdę do pokoju się położyć.
4
http://kasiulka123.wrzuta.pl/audio/9xlHwP9HXbH/bodyrox_ft._luciana_-_yeah_yeah
5
Piosenka do solówki Edwarda http://paszti.wrzuta.pl/audio/67jYE9bN743/lil_wayne_-_a_milli
- Idę z tobą – stwierdził.
- Nie! Ty idź z innymi świętować. Poradzę sobie.
- Nie bądź głupia. Zresztą wole spędzić czas z tobą niż z innymi. Później może nie być na to czasu –
upierał się.
W końcu się zgodziłam. Trudno skupić się na czymkolwiek kiedy jest się w pobliżu tak
przystojnego mężczyzny. Szliśmy w milczeniu. Po otworzeniu kluczem drzwi do pokoju, przystanęłam
na chwilę.
- Edward, dziękuję – powiedziałam.
Mój wzrok natrafił na jego zielone oczy. Hipnotyzujące. Nie wiem jak długo wpatrywaliśmy
się w siebie, ale wydawało się to wiecznością. Potem już sprawy potoczyły się niezwykle szybko. Jego
usta na moich. Moje dłonie w jego miedzianych włosach. Jego gładkie palce na moich plecach.
Łapczywe otwieranie drzwi. Dojście do sypialni. Jego ciało na moim i wreszcie on we mnie.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Finał
Obudziło mnie przyjemne ciepło, którego źródłem była ręka Edwarda leżąca na mojej talii.
Obrazy z zeszłej nocy napłynęły mi do głowy. Mimowolnie się uśmiechnęłam. To co zrobiliśmy
ewidentnie było złe. Nie byliśmy nawet pijani. Zdradziłam Jacoba. Nie ważne, że już go nie kocham.
Liczy się tylko to, iż został zdradzony. Zawsze wyklinałam w myślach tego kto zrobił coś podobnego
innej osobie, a teraz nawet nie jest mi zbyt smutno z tego powodu. Jedynie czuję na sercu ciężar.
Wyrzuty sumienia.
Delikatnie podniosłam okrywające nas prześcieradło i pozbierałam swoje ciuchy, które zeszłej
nocy zostały ze mnie zdarte w euforii. Niewiele z nich nadaje się do noszenia. Tak samo było z
rzeczami Edwarda. Wszystko co mieliśmy wczoraj na sobie leżało na podłodze. Moje oczy zauważyły
bokserki mojego przyjaciela. To oznacza, że teraz leży w moim łóżku tak jak pan Bóg go stworzył.
Poczułam rumieniec wkradający się na moje policzki. Poszłam do łazienki i próbowałam zrobic ze
sobą porządek, a nie było łatwo pozbyć się fryzury, która ukazywała to wszystko co przeszły moje
włosy zeszłej nocy. Po długim prysznicu wyszłam z pokoju którym nadal spał mężczyzna moich
marzeń. Na jego ustach mogłam zauważyć mały uśmiech. Podeszłam do okna i patrzyłam jak Nowy
Jork budzi się do życia. Ulice tego miasta praktycznie w dzień tak samo ja i w nocy są okropnie
zatłoczone, ale nad ranem wszyscy odsypiają. Czasami tylko po chodniku przebiegnie ktoś spieszący
się do pracy. Niesamowicie wygląda to wszystko gdy jest pusto. Można wtedy zaobserwować dużo
więcej. Chciałabym przebyć jeszcze przed wyjazdem te wszystkie uliczki i zakamarki. Od czasu
przyjazdu nie miałam czasu zwiedzać, ani udać się na zakupy. Nowy Jork widziałam jedynie tylko w
czasie podróży z lotniska tutaj oraz z hotelu do studia. To, że mój pokój mieści się na dwunastym
piętrze też nie pomaga. Gdybym mieszkała tak wysoko w Forks mogłabym podziwiać całe miasto i
okolice, a tu mogę jedynie patrzeć na ulicę, ciąg sklepów, w którym mieści się również klub nocny i
równie wysoki biurowiec po przeciwnej stronie.
Moje myśl z powrotem zaczęły krążyć wokół ostatniej nocy, a kamień na moim sercu stawał
się jeszcze większy. Pokładłam nadzieję, w treningach, które mogą zając moją głowę, a później, po
powrocie do domu, porozmawiam z Jacobem. Czy żałuję? Nie wiem. Chyba nie. Wcześniej w ogóle
nie żałowałam, a teraz sama nie wiem. Nie wstydzę się tego co zrobiłam. Wstydzę się siebie i tylko
siebie.
Edward zaczął się budzić, a ja spanikowałam. Kompletnie nie wiedziałam jak mam się
zachować. A co jeśli to była tylko chwila zapomnienia z jego strony? A jeśli on tego w ogóle nie
chciał? Co sobie o mnie pomyśli? Przecież może czuć do mnie odrazę. Raz zdradziłam, jaka jest
pewność, że nie zrobię tego po raz drugi? Jeśli mój kochanek poprosiłby mnie abyśmy ponownie się
tego dopuścili nie sprzeciwiałabym się. Jestem jego. Zawsze byłam.
- Witaj, królewno – przywitał się po czym ziewnął i przeciągnął się.
- Hej! – Tylko na tyle mnie było stać. Mój żołądek związał się w supeł. Odwróciłam się z powrotem do
okna aby pozwolić mu się ubrać.
- Bello, chce żebyś wiedziała, że nie żałuję tego ani trochę. – Podszedł do mnie od tyłu i mnie przytulił.
– A ty? Nie chciałaś tego, prawda?
Stanęłam przodem do mojego przyjaciela i spojrzałam mu głęboko w oczy uważając aby w
nich nie zatonąć.
- Absolutnie nie. Było cudownie. Jest mi jedynie trochę ciężko z tym, że zdradziłam Jacoba. Nie wiem
czy potrafię sobie to wybaczyć.
- Mogę wziąć winę na siebie. Przecież mogłem się temu oprzeć. Sęk w tym, iż tego chciałem i nie
potrafiłem. Zrobiłem to pamiętając o tym, że masz chłopaka. Zachowałem się egoistycznie, ale
pragnąłem cię odkąd cię znowu spotkałem. Jako nastolatek również podkochiwałem się w tobie
potajemnie – wyznał. Chwilkę, podkochiwał? To znaczy, że on również mnie kocha? Nie, nie mogę tak
myśleć.
- Edwardzie, będąc z tobą zapominam o Jake’u. To nie jest twoja wina. Ty nie masz dziewczyny i
nikogo nie zraniłeś – zaszlochałam.
- Dobra, koniec użalania się nad sobą, Bello. Idziemy na śniadanie. Poczekaj tu, a aj polecę się
przebrać szybciutko. – Zrobiłam minę zbolałego psa. – Bells, nie mogę iść w tym samym w czym
byłem wczoraj. Co sobie ludzie pomyślą? Swoją droga cieszę się, że Alice wyjechała. Zapomniałem o
niej, a nie byłoby miło gdyby nas przyłapała.
Cholera jasna! Ja też zapomniałam. To był chyba jedyny plus tego, że moja przyjaciółka
opadła, ale całe szczęście zobaczę się z za dwa dni. A teraz czas zejść na dół i rozpocząć najtrudniejszy
tydzień w życiu.
Każdy dzień zaczynał się od treningów i kończył się również na nich. Nie było nawet czasu aby
porozmawiać z Edwardem. Kiedy ćwiczyliśmy razem nie mogliśmy pozwolić sobie na żadną przerwę,
bo czasu na trening było naprawdę mało. Do opracowania każdy z nas miał trzy układy. Dwa z
partnerem i jeden solo. Tak jak przypuszczałam Jack próbował wprowadzić nasz taniec na najwyższy
szczebel drabiny. Obawia się, że chciał udowodnić jurorom, że jest od nich dużo lepszy. Nie było by w
tym nic strasznego gdyby tak rzeczywiście było. Chłopak ma trudności z zapamiętywaniem kroków,
przez co tracimy dużo czasu, który moglibyśmy wykorzystać na dopracowywaniu ruchów, aby te były
synchroniczne. Tak, z tym też zdarzają mu się problemy. Za bardzo się spieszy. To nie tak, że Edward
robi wszystko idealnie. Jemu też zdarzają się pomyłki kiedy jest bardzo zmęczony. Podziwiam go za
to, że ma do mnie cierpliwość, bo ja z kolei nie jestem dobra w tańcach standardowych, a naszym
zadaniem jest złączyć trzy dowolne gatunki. Z tym, że musimy zatańczyć tango, jeden trzech
podanych tańców standardowych i dowolny. Z moim drugim partnerem – Jack’iem tańczę tylko
dowolny, czyli foxtrot. Sama wybrałam Dancehall.
~*~*~*~~*~*~
Naszedł ten dzień – wielki finał. Za kulisami atmosfera jest naprawdę napięta. Edward
próbuje mnie uspokajać, ale nie zbyt mu to wychodzi. Sam jest zdenerwowany, ale próbuje to ukryć.
Gdybym nie znała go tak dobrze nie zauważyłabym tego. Na widowni znowu siedzą moi bliscy. Renee
tym razem przyleciała sama, ale towarzystwa dotrzymywała jej Esme i Carlisle. Oni też przylecieli
pooglądać swojego syna.
Program się rozpoczął, na wielkich monitorach ustawionych w poczekalni można podziwiać
taniec uczestników, którzy odpadli. Mieli na przygotowanie się do występu jedynie trzy dni, ale
wyszło im to bardzo dobrze. Może to dlatego, że nie mieli już żadnych zmartwień. Tańczyli aby
pokazać czego się nauczyli podczas pobytu tutaj i w Los Angeles.
Po krótkim czasie nadeszła pora na występy finałowe. Najpierw tańczyliśmy solówki. Jako, że
ja miałam najmniejszy numer musiałam zacząć. Dałam z siebie wszystko, ale ciężki tydzień dawał po
sobie poznać. Nie miałam zbyt wiele energii, a całe pokłady tego, co mi zostało musiałam rozłożyć na
pozostałe dwa występy. Tak samo było z Edwardem i Jack’iem. Ten pierwszy miał po oczami bardzo
widoczne podkowy. Na treningach próbował dopracować wszystkie układy jak najlepiej. Następnie
przyszła kolej na mój występ z Jack’iem. Trochę się poplątaliśmy, bo chłopak pomylił kroki, ale myślę,
że nie zauważył tego nikt, kto nie zna ich kolejności. Występ z moim ukochanym był całkiem inny.
Edward tańczył jak nigdy, chociaż chwilami myślałam, ze zemdleje. Całe szczęście dotrwał do końca.
Tego dnia postanowiłam nie słuchać opinii jurorów, aby nie stresować się tak bardzo. Stałam
na scenie, ale starałam się myśleć o czymś przyjemnym i tylko od czasu do czasu kiwać głową.
Słuchanie komentarzy odnośnie występu było dużo gorsze od samego tańca. Czasami potrafili
naprawdę zrównać twoje ego z ziemią.
Prezenterka wywołała finalistów na scenę, a kolana się pode mną ugięły. Obawiałam się, że
nie dam rady zrobić kroku. Cudem przemierzyłam dystans dzielący mnie od miejsca, w którym
miałam się stawić.
- Występ każdego z was był zniewalający, – zaczął przewodniczący – ale tylko jeden uczestnik może
wziąć udział w warsztatach. – Złapaliśmy się wszyscy za ręce. – A z pewnością nie będzie to – uściski
naszych dłoni stały się mocniejsze – Jack Smith. –
Puściłam jego dłoń, razem z moim przyjacielem uścisnęliśmy go i przybliżyłam się w stronę
Edwarda. Jego ręka, która do tej pory trzymała moją obwinęła moje ramie i przyciągnęła mnie w jego
stronę. Poczułam się lepiej. W duchu modliłam się, aby to Edward wygrał.
- Gratulujemy ci, że doszedłeś tak daleko – juror zwrócił się do zawiezionego chłopaka, którego oczy
wydały mi się lekko szkliste. – A osobą, która zasłużyła sobie by wygrać jest –Edward Cullen, Edward
Cullen, Edward Cullen – Edward Cullen!
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Podwójna zdrada
Pięknie, tydzień temu wróciłam do domu, a jeszcze nie zerwałam z Jacobem. Wręcz
przeciwnie. Przespałam się z nim. O ile można to w ogóle nazwać seksem. Jake był moim
pierwszym partnerem i wydawało mi się, że jest dobry w zaspakajaniu mnie, ale teraz, kiedy
moje seksualne doświadczenia poszerzyły się o drugiego partnera, z czystym sercem mogłam
powiedzieć, że nie jest ani w jednej czwartej tak dobry jak Edward.
Wczoraj w nocy poszłam do mojego chłopaka, aby się z nim rozstać. Chciałam
powiedzieć, że nasz związek nie ma szans, ale nie dał mi dojść do słowa. Nie chciałam się z
nim pieprzyć. Wszystko potoczyło się tak szybko, że nie miałam jak tego przerwać. Nasz
stosunek był, że tak powiem, jednostronny. Dał przyjemność tylko Jacobowi, ja nie doszłam.
A przyczyną tego był pewien młody bóg.
Dwa tygodnie później siedziałam w poczekalni do lekarza rodzinnego, gdzie zostałam
wysłana przez Charliego. Moje poranne wymioty i dziwny humor sprawiły, że ojciec zaczął
się martwić. Mogłabym przysiąc, iż to tylko nerwy. Mój organizm odreagowywał czas
spędzony na treningach i występach. Drzwi gabinetu się otworzyły i wyszła z nich młoda
kobieta, która była przede mną. Moja kolej. Wyminęłam się w progu z poprzednią pacjentką.
- Dzień dobry, Isabella Swan? – zapytała lekarka. Na jej identyfikatorze widniał nazwisko
Pauline Stewart.
- Dzień dobry. Tak, to ja.
Kobieta nakazała mi usiąść i przystąpiła do całego cyklu badań. Trwało to dość długo.
- Czy ostatnimi czasy uprawiała pani stosunek płciowy? – zapytała w pewnym momencie.
Rumieniec natychmiastowo oblał moją twarz. Kiwnęłam głową delikatnie i patrzyłam się na
swoje stopy. – W takim razie proszę udać się do apteki i kupić test ciążowy.
Zatkało mnie. Czy to możliwe żebym ja…? Ale kiedy? Z Jacobem? Nie, to nie
możliwe. Możliwe? Zaczęłam ciężko oddychać, a z moich oczu leciały łzy jak grochy.
Szybko podziękowałam i prawie biegiem udałam się do apteki. Kupiłam trzy różne testy, aby
mieć pewność. Po powrocie do domu od razu postanowiłam je wykonać. Czekając na wynik,
chodziłam po pokoju tam i z powrotem. Oczekiwanie dłużyło się niesamowicie. Wreszcie
nadeszła chwila prawy. Wzięłam do ręki pierwszy test, a ten wskazywał wynik pozytywny.
Identycznie było z dwoma pozostałymi. Szybko chwyciłam telefon i zadzwoniłam do osoby,
której chciałam powierzyć tajemnicę. Po kilka sygnałach usłyszałam uradowany głos mojej
przyjaciółki.
- Halo? – zapytała.
- Alice – zaczęłam płaczliwie – jestem w ciąży.
- Co? Bello, z kim? – pytała dziewczyna. Nie wiem czy cieszyła się z nowiny, czy smuciła.
Wydaje mi się, że i to, i to. Bo co jeśli to dziecko Jacoba, będę zmuszona z nim być. Wiem
jak to jest, kiedy nie ma się pełnej rodziny. A jeżeli noszę pod sercem dziecko Edwarda… To
byłoby największe szczęście jakie przytrafiło mi się przez całe życie. Wizyta u ginekologa
wszystko rozstrzygnie, ale trzeba czekać do jutra. Co odpowiedzieć przyjaciółce?
- Nie wiem – szepnęłam do słuchawki. – Niestety, przypuszczam, że Jacoba.
Wymieniłam jeszcze z Alice kilka zdań i rozłączyłam się. Jak ja powiem Charliemu i
Renee? Zanim wróciłam do domu, rozmawiałam z ojcem. Gdy zapytał co powiedział lekarz,
skłamałam i odpowiedziałam, że nic mi nie jest. Nie wiem czy uwierzył. Nigdy nie byłam
dobrą aktorką. Postanowiłam, że porozmawiam z Jacobem. Chwyciłam kluczyki od mojego
auta i pojechałam.
Zaparkowałam na podjeździe Blacków i zapukałam do drzwi. Ich dom był mały i
drewniany. Zawsze wydawał mi się zimny. Barwa ścian i z zewnątrz, i wewnątrz budziła we
mnie coś w rodzaju niechęci do tego miejsca. Zastukałam jeszcze raz, ale nadal nikt nie
otwierał. Auto Jacoba stało przed garażem, więc na pewno był w domu. Chwyciłam za
klamkę i lekko skrępowana weszłam do środka.
- Jake?! – krzyknęłam, ale nie doczekałam się odpowiedzi. Uchyliłam drzwi do jego pokoju.
To, co tam zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jacob i Leah zachowujący
się jak para królików.
- Przyszłam tylko powiedzieć, że to już koniec – burknęłam przez łzy. – Nie chce mieć już nic
wspólnego z żadnym z was! – krzyknęłam i pobiegłam do auta trzaskając drzwiami.
Ruszyłam w drogę powrotną do domu.
Tak, zdradzona przez najlepszą przyjaciółkę. Poznałyśmy się jeszcze w przedszkolu.
Prędzej spodziewałabym się tego po Jacobie. Łzy, które zamazywały mi obraz nie pozwoliły
mi jechać dalej. Zatrzymałam auto na poboczu. Oparłam głowę o kierownicę i trwałam jakiś
czas w takiej pozycji. Ból mnie ścisnął i przygniótł. Co jeśli dziecko jest jego? Nie dowie się
o tym. Nie może. Nie potrafiłabym już z nim być.
W prawie identycznej sytuacji znalazł się Sam. Dziewczyna zdradziła go z jego
najlepszym kumplem. Tyle, że on nie jest w ciąży. Leah zawsze była dwulicowa w stosunku
do innych, tylko przy mnie była normalna. Przynajmniej tak mi się wydawało, teraz wiem, że
nie do końca tak było. Ufałam jej, więc wierzyłam, że jest szczera w stosunku do mnie.
Potrząsnęłam głową, wytarłam łzy i przekręciłam kluczyki w stacyjce. Pora ruszać.
Postaram się już nie myśleć o Jacobie i Lei. Niedługo będę miała swoje dziecko i teraz tylko
to jest dla mnie ważne. Pozostało jeszcze najtrudniejsze. Powiedzieć Renee i Charliemu, ale
zrobię to dopiero wtedy, gdy będę wiedziała kto będzie ojcem.
W końcu dojechałam do domu. Zauważyłam na podjeździe samochód ojca Jacoba.
Tylko jego tu brakowało, pomyślałam i weszłam do środka. W przedpokoju szybko
ściągnęłam kurtkę i buty, po czym udałam się do pokoju.
- Wróciłam, tato! – krzyknęłam będąc na schodach.
Nie miałam siły na nic. Przebrałam się w piżamę i weszłam pod kołdrę. Długo
przekręcałam się z boku na bok, zanim odpłynęłam.