88 Â
WIAT
N
AUKI
Maj 1998
O
prócz ksià˝ek ∏atwych w czyta-
niu i mniej ∏atwych, ale g∏o-
Ênych, ukazujà si´ i takie, które
do ogó∏u prawie nie docierajà. Ba, na-
wet w∏asna, rzek∏bym, publicznoÊç
(w tym przypadku – naukowa) nie zda-
je sobie czasem sprawy z wagi i zna-
czenia pewnych wydawnictw. Nie
ukrywam, ˝e od lat jestem entuzjastà
serii Studia Copernicana wydawanej
we Wroc∏awiu, a prowadzonej przez
prof. Paw∏a Czartoryskiego; gdybym to
ja rozdziela∏ nagrody za wk∏ad w roz-
wój nauki, uhonorowa∏bym i Jego, i ca-
∏y komitet redakcyjny z seniorem prof.
Marianem Biskupem, i mi´dzynarodo-
we grono autorów prac tej serii szcze-
gólnym wyró˝nieniem.
Dawno zanik∏a w polskich naukach
historycznych tradycja wydawania tek-
stów êród∏owych, przy tym popraw-
nych pod wzgl´dem edytorskim. To
˝mudne zadanie, gdy chodzi o Êrednio-
wiecze, wymaga wy˝szych kwalifika-
cji, wy˝szego wtajemniczenia; nie tylko
znajomoÊci ∏aciny Êredniowiecznej i póê-
noÊredniowiecznej z jej rozmaitymi lo-
kalnymi wariacjami, ale przede wszyst-
kim paleografii. Nie wystarczy prze-
wertowaç lub zgromadziç dostatecznà
porcj´ miarodajnych r´kopisów, trzeba
je odczytaç, co niekiedy przypomina
prac´ nad rozszyfrowywaniem Enigmy.
Trzeba te˝ ustaliç ich filiacje, wiek i ko-
lejnoÊç czasowà, by zmian wprowadza-
nych przez kopistów nie uznaç za ory-
gina∏. Jedna z ostatnich publikacji tej se-
rii dr. Jacka Soszyƒskiego, z roku 1995,
oparta ju˝ na analizie komputerowej
(taksonomii numerycznej, zresztà nie
pierwszy raz w Polsce u˝ytej), zajmo-
wa∏a si´ wy∏àcznie... ustaleniem filiacji
mi´dzy zaledwie 22 z przesz∏o 400 r´-
kopisów XIII-wiecznej Kroniki papie˝y
i cesarzy Marcina Polaka, jednego z cie-
kawszych umys∏ów swego stulecia.
Ograniczy∏a si´ do r´kopisów pozosta-
jàcych w zbiorach polskich lub z Polski
pochodzàcych, a jednak nie by∏a to wca-
le abstrakcyjna zabawa naukowa. Oka-
za∏o si´, ˝e prawie równolegle rozwi-
ja∏y si´ w Polsce dwie „rodziny” prze-
kazów tego dzie∏a...
Ka˝dy, kto liznà∏ nieco historii, zapy-
ta w tym miejscu, jak si´ majà XIII-
-wieczne r´kopisy do Kopernika i tytu-
∏u ca∏ej serii? Otó˝ Studia Copernicana
skierowa∏y si´ szcz´Êliwie ku bardzo
p∏odnemu polu badaƒ – wszystkiego,
co Kopernika poprzedzi∏o. W pe∏ni za-
sadnie, bo choç prze∏omowa praca Ko-
pernika ukaza∏a si´ ju˝ drukiem, sam
przecie jej autor pracowaç móg∏ wy∏àcz-
nie nad materia∏ami r´kopiÊmiennymi.
Tym sposobem otrzymujemy coraz wi´-
cej informacji o „renesansie zapomnia-
nym”, czyli w∏aÊnie o XIII wieku. To
wiek Alberta Wielkiego i Tomasza
z Akwinu, którzy nie byli bynajmniej
samotnymi gwiazdami intelektu na tle
ogólnej ciemnoty, lecz synami epoki ju˝
niezwykle twórczej. Jej dorobek zaprze-
paszczono w du˝ej cz´Êci w XIV stule-
ciu, zwanym „wiekiem kryzysu” (okre-
Êlenie zresztà, moim zdaniem, prze-
sadne; tak˝e i po nim dosz∏o parokrot-
nie w ró˝nych dziedzinach do zerwa-
nia ciàg∏oÊci, bez wojny stuletniej i epi-
demii d˝umy, a bohater ksià˝ki dziÊ
omawianej oka˝e si´ w∏aÊnie cz∏owie-
kiem XIV wieku).
Co ciekawe, synowie ziem Polski mie-
li doÊç znaczny udzia∏ w dziele tej epoki.
Najs∏ynniejszy z nich to sam ojciec opty-
ki, Witelo, syn Turynga, mieszczanina,
i Êlàskiej Polki doÊç wysokiego rodu, stàd
identyfikujàcy si´ raczej z rodzinà i kra-
jem matki. Obok niego pary˝anin Fran-
ko z Polski, pierwszy znany nam polski
astronom, autor zachowanego w licz-
nych r´kopisach po ca∏ej Europie opisu
torquetum, instrumentu do pomiarów
astronomicznych wynalezionego nieco
wczeÊniej. Wreszcie – ów Marcin „Po-
lak”; pochodzi∏ ze Âlàska Opawskiego
i edukowa∏ si´ w Pradze, a na swoje ar-
cybiskupstwo gnieênieƒskie pod koniec
˝ycia nie zdà˝y∏ dojechaç. „Polakiem”
zwali go jednak wspó∏czeÊni, najwidocz-
niej wi´c sam si´ z Polskà identyfikowa∏.
Na Âlàsku Opawskim zresztà mówiono
wtedy jeszcze Êlàskim narzeczem polsz-
czyzny, nie po czesku. No i Benedykt Po-
lak, franciszkanin z Wroc∏awia, towa-
rzysz azjatyckiej wyprawy w∏oskiego
franciszkanina, Jana Piano de Carpino,
pos∏a papie˝a Innocentego IV do chana
Mongo∏ów; spisana po powrocie opo-
wieÊç Benedykta znaczàco uzupe∏ni∏a
relacj´ szefa ekspedycji.
Ówczesnà stolicà ˝ycia umys∏owe-
go ziem polskich nie by∏o Gniezno,
Kraków ani Poznaƒ, lecz Wroc∏aw –
administracyjne zaplecze srebronoÊne-
go Êlàskiego eldorado, przyciàgajàce
pe∏nych witalnoÊci i rozmachu ludzi
z terenu Niemiec. ˚ywio∏ niemiecki
jeszcze miasta ca∏kowicie nie zdomino-
wa∏, melan˝ kultur i tradycji rodzi∏ cie-
kawych ludzi i ciekawe myÊli. Do ta-
kich postaci nale˝a∏ bohater kolejnej,
ostatnio wydanej, pracy pióra Jerzego
Burchardta. By∏ nim XIV-wieczny le-
karz, zakonnik wroc∏awski Tomasz,
m´drzec Êredniowiecznej medycyny
europejskiej, autor kilku cennych prac,
oczywiÊcie ∏aciƒskich, rozsianych g∏ów-
nie po niemieckoj´zycznej Europie
Ârodkowej utrzymujàcej zwiàzki z Wro-
c∏awiem, w póêniejszych wiekach pra-
wie kompletnie zapomniany.
Zajà∏ si´ nim dr Jerzy Burchardt z
Wroc∏awia, nieoceniony wieloletni ba-
dacz dorobku Witelona, jeden z rzad-
kich dziÊ, powiedzmy szczerze, ludzi,
co prac´ historyka pojmujà w rzetelny,
XIX-wieczny sposób, nie ograniczajàc
si´ do czytania kolegów. (Wzruszy∏o
mnie notabene jego podzi´kowanie dla
˝ony, dr Danuty Burchardt, te˝ naukow-
ca, osoby, jak wiem, bardzo niepe∏nego
zdrowia i wyjàtkowej dzielnoÊci, nie tyl-
ko za pomoc w redakcji tekstu, ale i za...
stworzenie mu warunków, by móg∏
w ogóle zajàç si´ pracà „w obecnej trud-
nej sytuacji bytowania pracowników
naukowych”!)
Kapitalne studium poÊwi´cone dzie∏u
Tomasza Regimen sanitatis o ochronie
zdrowia, zwanej od staro˝ytnoÊci higie-
RECENZJE I KOMENTARZE
Ludzie wy˝szego wtajemniczenia
HIGIENA WEDLE TOMASZA Z WROC¸AWIA. Jerzy Burchardt. Wydawnictwa IHN
PAN. Studia Copernicana, XXXVI. Warszawa 1997.
Â
WIAT
N
AUKI
Maj 1998 89
nà, to kolejne ju˝ w Studia Copernicana
wydawnictwo jego prac – pierwsze, kil-
kusetstronicowe, przygotowa∏ nauko-
wo... amerykaƒski premonstratens, czy-
li norbertanin, Theodore James Antry,
którego zaciekawi∏ wroc∏awski premon-
stratens z XIV wieku, niezbyt interesu-
jàcy dla amerykaƒskich wydawców.
Ale te˝ ów Tomasz – jaki˝ to Êwietny
dokument rozwoju myÊli medycznej!
Autentycznej: Tomasz, wówczas wzi´ty
lekarz, po epidemii d˝umy wyniesiony
za poÊwi´cenie do godnoÊci tytularnego
biskupa Sarepty, nie para si´ czarami ani
zabiegami magicznymi, odwo∏ujàc si´
do formu∏ religijnych. To prawdziwy le-
karz, spadkobierca wiedzy i umiej´tno-
Êci staro˝ytnych, które Europa Êrednio-
wieczna przej´∏a za poÊrednictwem
autorów arabskich, ale te˝ – co si´ zaraz
oka˝e – doÊwiadczeƒ ludowego leczni-
ctwa pos∏ugujàcego si´ zio∏ami. Od˝e-
gnuje si´ wr´cz od zabiegów astrojatrycz-
nych, od badania wp∏ywu cia∏ niebies-
kich na organizmy ˝ywe na Ziemi; nie
wyklucza wp∏ywu Ksi´˝yca na cz∏owie-
ka, ale jego zdaniem lekarz powinien kie-
rowaç si´ tym, co rejestrujà zmys∏y.
Wi´cej, stosowane przezeƒ kuracje mu-
szà znajdowaç poparcie w praktyce, a on
ma legitymowaç si´ w∏asnym doÊwiad-
czeniem. Tomasz sam zresztà wymienia
tych, których wyleczy∏ (by∏ wÊród jego
pacjentów cesarz Karol IV, ówczesny
w∏adca Czech, a wi´c i Âlàska, za∏o˝yciel
uniwersytetu w Pradze).
Praca Burchardta mimochodem raz
jeszcze dyskwalifikuje pob∏a˝liwoÊç,
z jakà wielu historyków medycyny od-
nosi si´ do Êredniowiecznych praktyk
leczniczych. To nie by∏a magia ani sys-
tem zabobonów; ci lekarze mylili si´,
g∏ównie za staro˝ytnymi, ale wiedzieli
ju˝ bardzo du˝o. Burchardt uzupe∏ni∏
prace Tomasza bezcennym s∏ownikiem
lekarstw i terminów medycznych, któ-
rymi ten si´ pos∏uguje; s∏ownik powsta∏
w konsultacji z botanikami, a lista ha-
se∏, jak si´ zorientowa∏em, obejmuje spo-
ro zió∏ nie znanych ani staro˝ytnym, ani
Arabom, natomiast zbieranych i u˝yt-
kowanych w celach leczniczych na te-
renie Europy Ârodkowej, poza strefà kli-
matycznà Morza Âródziemnego. A To-
masz zna nie tylko ich polskie i czeskie
nazwy, ale te˝ niemieckie!
Przy okazji znajdujemy u Tomasza
Êwiadectwa wielu ciekawych przemian
kulturowych. Jego wspó∏czeÊni du˝o je-
dzà, jego zdaniem – grubo za du˝o; po-
twierdza to znanà z innych przekazów
powszechnà sk∏onnoÊç ludzi tej epoki
do ob˝arstwa. I dowiadujemy si´, ˝e ci,
co nie za˝ywajà ruchu w celu ochrony
zdrowia (tak, tak!), zast´pujà jego brak
kàpielami. Chodzi naturalnie o ∏aêni´
parowà, znanà ju˝ staro˝ytnym, tu od
prawieków s∏owiaƒskà. Normanów
epoki wareskiej na Rusi rozpoznawa∏o
si´ po tym, ˝e byli brudni i brzydko
pachnieli; kiedy wtopili si´ ju˝ w s∏o-
wiaƒski Êwiat, kupcy „ruscy” ˝àdali w
uk∏adach z Bizancjum... kàpieli! ¸azie-
bnictwo – dorzuc´ – i czystoÊç zlikwi-
dowa∏ dopiero renesans, przypisawszy
∏aêniom rozprzestrzenianie chorób
wenerycznych.
Nawet te marginalne wiadomoÊci ilu-
strujà, jakie bogactwo materia∏u niesie
seria wydawnicza prowadzona przez
historyków obdarzonych ciekawoÊcià
i – sumiennych. Bo te cechy, jak widaç,
mogà iÊç w parze.
Stefan Bratkowski