Ludzie緕domni

Ludzie bezdomni - streszczenie szczeg贸艂owe

Tom I

Wenus z Milo

Tego dnia Tomasz Judym wraca艂 przez Pola Elizejskie z Lasku Bulo艅skiego, dok膮d zawsze je藕dzi艂 kolej膮 obwodow膮. Dzie艅 by艂 upalny, powietrze przesycone zapachem akacji. Zbli偶a艂a si臋 pora spacer贸w i Pola zacz臋艂y zape艂nia膰 si臋 nadje偶d偶aj膮cymi karetami. Judym usiad艂 na 艂awce pod kasztanowcem, zajmuj膮c miejsce tu偶 obok niani z dwojgiem dzieci. Odpoczywaj膮c, obserwowa艂 wykwintnie ubranych ludzi, spaceruj膮cych po chodnikach. Po jakim艣 czasie wolnym krokiem ruszy艂 na plac Zgody. Wreszcie uda艂 si臋 w g艂膮b ogrodu des Tuileries i skierowa艂 si臋 w stron臋 ko艣cio艂a Saint-Germain-l鈥橝uxerrois. Przez ca艂y czas rozmy艣la艂 o swym kawalerskim mieszkaniu na Boulevard Voltaire, kt贸re zajmowa艂 od roku i kt贸re odstr臋cza艂o go pustk膮 艣cian i banalno艣ci膮 sprz臋t贸w. Nie chcia艂o mu si臋 pracowa膰 ani i艣膰 do kliniki.

Zatrzyma艂 si臋 przy Luwrze i spogl膮daj膮c na m臋tne wody Sekwany, postanowi艂 zwiedzi膰 pa艂ac. Po chwili dotar艂 do g艂贸wnego wej艣cia i zacz膮艂 przechadza膰 si臋 po ch艂odnych salach pierwszego pi臋tra. Zadowolony z odpoczynku od wrzawy ulicy paryskiej i upa艂u, siad艂 na 艂awce przy pomniku Wenus z wyspy Melos. Wcze艣niej widzia艂 pos膮g, lecz nie zwraca艂 na niego uwagi. Teraz, wyra藕nie odpr臋偶ony panuj膮cym ch艂odem, zacz膮艂 wpatrywa膰 si臋 w oblicze marmurowej pi臋kno艣ci. Dopiero po jakim艣 czasie u艣wiadomi艂 sobie, 偶e ma przed sob膮 wizerunek Afrodyty i mimo woli w pami臋ci od偶y艂a legenda o powstaniu kobiety z piany morskiej. Zamy艣lony, nie zwr贸ci艂 uwagi na osoby, kt贸re przechodzi艂y obok. Ockn膮艂 si臋 dopiero w贸wczas, kiedy us艂ysza艂 kilka zda艅 wypowiedzianych po polsku. Zdziwiony, ujrza艂 cztery osoby 鈥瀙ozaparyskie鈥.

Na przedzie sz艂y dwie m艂ode panienki, z kt贸rych starsza mia艂a oko艂o siedemnastu lat. Za nimi pod膮偶a艂a powoli starsza kobieta, z siwymi w艂osami i nadal pi臋kn膮 twarz膮. Obok niej sz艂a panna dwudziestokilkuletnia, prze艣liczna i smuk艂a. Wszystkie stan臋艂y przed pos膮giem i podziwia艂y go w milczeniu. Starsza pani odczu艂a zm臋czenie i usiad艂a na 艂aweczk臋. Judym wsta艂 i odszed艂 na bok, zwracaj膮c na siebie uwag臋 panien. Jedynie starsza, poch艂oni臋ta przegl膮daniem informatora, nie zauwa偶y艂a m臋偶czyzny. Judym z zainteresowaniem wpatrywa艂 si臋 w jej twarz i nieznacznie 艣ledzi艂 jej ruchy. W pewnej chwili zauwa偶y艂, 偶e i ona przygl膮da mu si臋 spod lekko opuszczonych powiek. Tymczasem najstarsza z panien zbli偶y艂a si臋 do pos膮gu i zacz臋艂a wpatrywa膰 si臋 w wizerunek bogini z zaciekawieniem. Judym skupi艂 uwag臋 na niej i stwierdzi艂, 偶e dziewczyna stara si臋 zapami臋ta膰 rysy Wenus.

Starsza dama wspomnia艂a, 偶e wcze艣niej widzia艂a inn膮 rze藕b臋 z marmuru, przedstawiaj膮c膮 scen臋 mitologiczn膮, lecz nie wiedzia艂a, czy mo偶e pokaza膰 j膮 swoim podopiecznym. Jedna z panien u艣miechem stwierdzi艂a, 偶e s膮 w Pary偶u i nale偶y 鈥瀠moczy膰 wargi w pucharze rozpusty鈥. M艂odsza z panienek, Wanda, uzna艂a, 偶e trac膮 czas na zwiedzanie, zamiast spacerowa膰 po ulicach. Judym, przys艂uchuj膮cy si臋 rozmowie, poczu艂 si臋 jak intruz. Mia艂 ochot臋 przy艂膮czy膰 si臋 do dialogu, lecz sta艂 bezradnie. W pewnej chwili, s艂ysz膮c, 偶e panie maj膮 zamiar i艣膰 obejrze膰 鈥濧mora i Psyche鈥, zaproponowa艂, 偶e mo偶e wskaza膰 im najbli偶sz膮 drog臋.

Dostrzegaj膮c niezadowolenie starszej damy, przeprosi艂 za sw贸j nietakt, wyja艣niaj膮c, 偶e w Pary偶u bardzo rzadko ma okazj臋 s艂ysze膰 polsk膮 mow臋. Doda艂, 偶e od pi臋tnastu miesi臋cy przebywa w mie艣cie, pracuj膮c w klinikach w dziedzinie chirurgii. Dama przedstawi艂a si臋 jako Niewadzka, m艂odsze panienki nazywa艂y si臋 Orsze艅skie, a pi臋kna brunetka 鈥 Joanna Podborska. Po chwili spyta艂a, czy Judym zna kogo艣 o tym nazwisku z Wo艂ynia, lecz m臋偶czyzna wyja艣ni艂, 偶e pochodzi z Warszawy, gdzie studiowa艂 medycyn臋. Jego ojciec by艂 szewcem i mia艂 warsztat przy ulicy Ciep艂ej. Wanda by艂a zaskoczona, w jaki spos贸b syn szewca zosta艂 lekarzem. Starsza dama podziwia艂a odwag臋 Judyma, kt贸ry otwarcie wyjawi艂 swoje pochodzenie. Judym u艣miechn膮艂 si臋 ironicznie i zapyta艂 Joann臋, jakie wra偶enie zrobi艂 na niej pos膮g Wenus. Dziewczyna zarumieni艂a si臋, zawstydzona, a panna Natalia odpar艂a, 偶e bogini jest prze艣liczna.

Po jakim艣 czasie znale藕li si臋 w Sali, gdzie sta艂a rze藕ba 鈥濧mor i Psyche鈥, w milczeniu podziwiali pos膮gi. Judym ze smutkiem stwierdzi艂, 偶e jego rola zosta艂a ju偶 wype艂niona i nie mo偶e d艂u偶ej towarzyszy膰 damom. Nieoczekiwanie dla niego pani Niewadzka zapyta艂a o najwygodniejszy transport do Wersalu. Wyja艣ni艂, 偶e mog膮 jecha膰 tramwajem. Zaproponowa艂, 偶e sprawdzi po艂膮czenie i szybko odszed艂. Kiedy wr贸ci艂 z informacjami, panna Wanda oznajmi艂a, 偶e jedzie z nimi. Niewadzka przeprosi艂a za zachowanie wnuczki, lecz Judym powiedzia艂, 偶e z ogromn膮 przyjemno艣ci膮 b臋dzie im towarzyszy艂. Poczu艂 sympati臋 do m艂odszej Orsze艅skiej, cho膰 ponownie pomy艣la艂, 偶e wtargn膮艂 do towarzystwa poznanych pa艅. Rozumia艂 doskonale swoj膮 ni偶sz膮 pozycj臋 spo艂eczn膮.

Po wyj艣ciu z muzeum Judym po偶egna艂 si臋 z paniami i oddali艂 si臋. Jad膮c omnibusem w stron臋 Vincennes rozmy艣la艂 o zdarzeniu, kt贸re uzna艂 za wyj膮tkowo szcz臋艣liwe. Po raz pierwszy zbli偶y艂 si臋 do dam z towarzystwa, o kt贸rych marzy艂 b臋d膮c studentem. Nazajutrz obudzi艂 si臋 wcze艣niej ni偶 zazwyczaj, oko艂o dziesi膮tej ruszy艂 pieszo w stron臋 stacji. Z niepokojem oczekiwa艂 przybycia nowych znajomych. Powr贸ci艂y wspomnienia domu rodzinnego, brudnej kamienicy, w kt贸rej mieszka艂 z rodzicami. W tej chwili o rodzinie i jej 偶yciu my艣la艂 jak o czym艣 zupe艂nie obcym i odleg艂ym. Panie, kt贸re pozna艂 poprzedniego dnia, sta艂y si臋 dla niego kim艣 bliskim i 偶a艂owa艂, 偶e nie nadchodz膮. Postanowi艂 jecha膰 do Wersalu, uk艂oni膰 si臋 im z daleka i wymin膮膰. S膮dzi艂, 偶e nie przysz艂y na um贸wione spotkanie ze wzgl臋du na jego pochodzenie.

Nieoczekiwanie us艂ysza艂 g艂os Wandy, odwr贸ci艂 si臋 zaskoczony, dostrzegaj膮c starsz膮 dam臋, panny Orsze艅skie i Podborsk膮. Weso艂o rozmawiaj膮c, wsiedli do tramwaju. Zapyta艂 pann臋 Natali臋, co spodoba艂o si臋 jej w Pary偶u. Dziewczyna z u艣miechem odpar艂a, 偶e podoba si臋 jej wszystko, co sprawia przyjemno艣膰. Wanda odpowiedzia艂a podobnie jak siostra i uprzedzaj膮c pytanie Tomasza, wyja艣ni艂a, 偶e Joasi podoba艂y si臋 pos膮gi. Drwi艂a z lekarza, 偶e do tej pory nie widzia艂 jeszcze 鈥濺ybaka鈥, cho膰 jest znawc膮 i pary偶aninem. M臋偶czyzna odpowiedzia艂, 偶e jest jedynie pospolitym chirurgiem. Po chwili przypomnia艂 sobie, 偶e przed rokiem widzia艂 wspomniany obraz i wra偶enie, jakie wywiera艂 na ogl膮daj膮cych. Pami臋ta艂 pi臋kne damy, p艂acz膮ce ze wzruszenia i westchnienia t艂umu. Nagle zacz膮艂 pada膰 deszcz i Judym zas艂oni艂 panie swoj膮 osob膮.

Tramwaj zajecha艂 na plac przed pa艂acem wersalskim. Tomasz zacz膮艂 torowa膰 swym towarzyszkom drog臋 w艣r贸d t艂umu zwiedzaj膮cych w pewnym momencie panna Natalia przytuli艂a si臋 do niego. Popatrzy艂 na ni膮 rozmarzony i wtedy 艣mia艂o spojrza艂a mu prosto w oczy. Deszcz z wolna przesta艂 pada膰, Judym poda艂 rami臋 babci Niewadzkiej i ruszyli do Wersalu. Po jakim艣 czasie oprowadza艂 panie znu偶ony, gdy偶 ju偶 wcze艣niej zwiedza艂 pa艂ac. Judym 艣ledzi艂 wzrokiem pi臋kn膮 pann臋 Podborska, kt贸ra stara艂a si臋 ukry膰 doznawane wra偶enia. W drodze powrotnej zatrzymali si臋 w Saint-Cloud. Zachwycone panie patrzy艂y na panoram臋 Pary偶a. M艂ody chirurg z uwag膮 przygl膮da艂 si臋 Joannie, zastanawiaj膮c si臋, kogo mu przypomina. Na dworcu Saint-Lazare rozsta艂 si臋 z damami. Niewadzka powiadomi艂a go, 偶e nast臋pnego dnia wyje偶d偶aj膮 do Trouville, a stamt膮d do Anglii. Po偶egna艂 je ostentacyjnie i troch臋 ju偶 zm臋czony wr贸ci艂 do swojego mieszkania.

W pocie czo艂a

Od tych wydarze艅 min膮艂 rok. Jednego z ostatnich dni czerwca Tomasz Judym obudzi艂 si臋 w Warszawie. Dochodzi艂a dziesi膮ta rano i przez otwarte okno us艂ysza艂 ha艂as, dobiegaj膮cy z ulicy Widok. Wyjrza艂 na dziedziniec, obserwuj膮c str贸偶a, kt贸ry co艣 t艂umaczy艂 damie w czarnej mantylce. Czu艂 si臋 m艂ody i silny, cho膰 zm臋czony po podr贸偶y z Pary偶a.. Wsiadaj膮cy do poci膮gu ludzie niczym nie r贸偶nili si臋 od Francuz贸w, co napawa艂o lekarza optymizmem. Po d艂ugim 艣nie z rado艣ci膮 wita艂 widok Warszawy. Natychmiast pomy艣la艂 o krewnych. Odczu艂 konieczno艣膰 odwiedzenia ich, by ujrze膰 znajome twarze.

Wyszed艂 z hotelu i ruszy艂 wraz z t艂umem. Po jakim艣 czasie znalaz艂 si臋 na ulicy Ciep艂ej. Tu i 贸wdzie chodzili roznosiciele wody sodowej. Jedna z roznosicielek, odarta niemal do naga, sta艂a pod murem. Na trotuarze siedzia艂a stara, schorowana 呕yd贸wka, sprzedaj膮ca gotowany b贸b, groch, fasol臋 i ziarna dyni. Z prawej i lewej strony mie艣ci艂y si臋 sklepiki. Dalej wida膰 by艂o otwarte okna pracowni. Zewsz膮d wygl膮da艂y twarze ludzkie 鈥 chore, chude, zoboj臋tnia艂e na sw贸j los, pokryte plamami. Judym szed艂 szybko, mrucz膮c co艣 do siebie. Z dala dostrzeg艂 bram臋 kamienicy, w kt贸rej niegdy艣 mieszka艂 i zbli偶y艂 si臋 do niej z uczuciem 鈥瀎a艂szywego wstydu鈥. Pomy艣la艂, 偶e b臋dzie musia艂 wita膰 si臋 z lud藕mi ni偶szego stanu, wszed艂 i skierowa艂 kroki do oficyny.

Stan膮艂 przed drzwiami, prowadz膮cymi na poddasze i zapuka艂. Nikt mu jednak nie odpowiedzia艂, a z drzwi s膮siednich wychyli艂a si臋 trzynastoletnia dziewczynka, wyja艣niaj膮c, 偶e przed chwil膮 widzia艂a ciotk臋 i kto艣 musi by膰 w domu. W tej samej chwili kto艣 zacz膮艂 krzycze膰 i przeklina膰. Dziecko odpar艂o, 偶e to babka, wariatka. Judym z zaciekawieniem zajrza艂 do 艣rodka i w k膮cie dostrzeg艂 kobiet臋, przywi膮zan膮 do haka. Instynktownie wycofa艂 si臋 i zacz膮艂 wypytywa膰 dziewczynk臋, czemu nie oddadz膮 babki do szpitala. Odrzek艂a, 偶e nie ma miejsc, a poza tym nie maj膮 pieni臋dzy, by p艂aci膰 za jej pobyt.

Judym uciek艂 po schodach. Na dziedzi艅cu ujrza艂 gromad臋 dzieci i ciotk臋 Pelagi臋, od lat mieszkaj膮c膮 u brata Tomasza, Wiktora. Odczuwa艂 odraz臋 i politowanie. Ciotka cmokn臋艂a go we w艂osy, pytaj膮c, kiedy przyjecha艂. Wyja艣ni艂, 偶e wr贸ci艂 poprzedniego dnia i zacz膮艂 dopytywa膰 o Wiktora. Us艂ysza艂, 偶e brat pracuje w fabryce, a w wolnych chwilach czyta ksi膮偶ki. Ciotka poinformowa艂a go, 偶e Wiktor rzadko bywa w domu i czasami znika na kilka dni. Tomasz obieca艂, 偶e wr贸ci wieczorem, lecz w ko艅cu zapyta艂 o adres fabryki, w kt贸rej pracowa艂a bratowa. Szybko oddali艂 si臋 z tego miejsca i ruszy艂 w stron臋 przedmie艣cia, do fabryki cygar.

Po chwili Judym zosta艂 wprowadzony przez str贸偶a do ogromnej sali, w kt贸rej siedzia艂o oko艂o stu kobiet, pochylaj膮c si臋 nad sto艂ami. W jednej z izb Tomasz dostrzeg艂 bratow膮, sklejaj膮c膮 papierowe etykiety. Kiedy zauwa偶y艂a go, po jej twarzy sp艂yn臋艂y dwie 艂zy. M臋偶czyzna podszed艂 do niej i powiedzia艂, 偶e b臋dzie na ni膮 czeka艂 na dziedzi艅cu fabrycznym o dwunastej. W po艂udnie Judymowa zbieg艂a ze schod贸w i z rado艣ci膮 powita艂a lekarza. Potem ruszy艂a szybko w stron臋 domu, przy kamienicy zapyta艂 j膮 o brata. Odpowiedzia艂a, 偶e Wiktor jada obiady u Wajs贸w. Brat nie zjawi艂 si臋, wi臋c Judym po偶egna艂 si臋, obiecuj膮c, 偶e przyjdzie wieczorem. O zmierzchu ruszy艂 w stron臋 ulicy Ciep艂ej, lecz t艂um robotnik贸w, wracaj膮cych do dom贸w, nape艂ni艂 go odraz膮. Postanowi艂, 偶e odwiedzi brata kiedy indziej i wszed艂 do wykwintnej restauracji.

Nast臋pnego dnia obudzi艂 si臋 o pi膮tej rano i poszed艂 do Wiktora, kt贸ry powita艂 go rado艣nie, cho膰 ich rozmowa odby艂a si臋 tonem urz臋dowym. Tomasz zaproponowa艂, 偶e odprowadzi brata i wyszli na ulic臋. Wiktor dopytywa艂 si臋, czy Judym zamierza zosta膰 w Warszawie. Lekarz odpar艂, 偶e chcia艂by zosta膰 w mie艣cie, lecz nie wie, czy zdo艂a si臋 utrzyma膰. Judym powiedzia艂, 偶e by艂 w fabryce cygar i bratowa nie powinna tak ci臋偶ko pracowa膰. Brat odpar艂, 偶e 偶al mu 偶ony, lecz sytuacja zmusi艂a ich do tego, by zacz臋艂a prac臋. Po chwili doda艂, 偶e Tomasz jest teraz panem, a on zwyk艂ym cz艂owiekiem. Nie zazdro艣ci艂 mu, 偶e ciotka zabra艂a go od rodzic贸w i zapewni艂a wykszta艂cenie. On natomiast musi do wszystkiego doj艣膰 prac膮 w艂asnych r膮k. Judym poczu艂 si臋 ura偶ony tymi s艂owami. Wiktor z 偶alem m贸wi艂, 偶e ciotka wzi臋艂a Tomasza, poniewa偶 by艂 przystojniejszy, a potem odwiedza艂 ich rzadko, wystrojony w mundur i nie zwraca艂 uwagi na biednie ubranego brata.

W milczeniu doszli do dzielnicy fabrycznej i zatrzymali si臋 na wzg贸rzu, z kt贸rego widzieli szare budynki bez okien i wysokie kominy. Nagle us艂yszeli g艂os, wo艂aj膮cy Wiktora i od strony ulicy zbli偶y艂 si臋 do nich m艂ody m臋偶czyzna o jasnych w艂osach, brat wyja艣ni艂, 偶e to nowy pomocnik in偶yniera. Wiktor, dumny z sukces贸w Tomasza, poprosi艂 znajomego o to, by m贸g艂 on zwiedzi膰 fabryk臋. Wkr贸tce odszed艂 do stalowni, a Judym razem z pomocnikiem ruszy艂 przez kolejne sale, gdzie produkowano 偶elazo. Zaciekawiony, przygl膮da艂 si臋 pracy robotnik贸w. W rogu olbrzymiej szopy sta艂o naczynie w kszta艂cie gruszki, w kt贸rym wytapiana by艂a stal. Przy naczyniu sta艂o kilku ludzi. W pewnej chwili robotnik zanurzy艂 w roztopionej rudzie d艂ugie narz臋dzie i Judym rozpozna艂 w tej czarnej postaci swojego brata.

Mrzonki

Powr贸t z letnich wczas贸w doktora Antoniego Czernisza stanowi艂 dla 艣wiata lekarskiego bardzo wa偶ne wydarzenie. Nazwisko lekarza znane by艂o r贸wnie偶 naukowemu 艣wiatu z zagranicy, gdzie cieszy艂 si臋 wi臋kszym uznaniem ni偶 w Warszawie. Antoni Czernisz wywodzi艂 si臋 ze sfery ludzi biednych. Dzi臋ki w艂asnemu uporowi uko艅czy艂 szko艂y i zdoby艂 s艂aw臋. Po czterdziestym roku 偶ycia o偶eni艂 si臋 z niezwykle pi臋kn膮 kobiet膮, pochodz膮c膮 ze zrujnowanej rodziny p贸艂arystokratycznej. Tomasz Judym, kt贸ry zna艂 Czernisza z czas贸w studenckich, w pierwszych dniach wrze艣nia z艂o偶y艂 mu wizyt臋 i zosta艂 zaproszony do grona lekarzy. W po艂owie nast臋pnego miesi膮ca odby艂a si臋 pierwsza 艣roda lekarska. Judym wybra艂 si臋 na spotkanie z w艂asnym odczytem, kt贸ry napisa艂 b臋d膮c jeszcze w Pary偶u.

W chwili, kiedy mia艂 przekroczy膰 bram臋 domu, ogarn膮艂 go strach. Pomimo tego nacisn膮艂 guzik dzwonka i po chwili znalaz艂 si臋 w salonie, wype艂nionym rozmawiaj膮cymi m臋偶czyznami. Co chwil臋 do pokoju wchodzi艂a nowa osoba, a kiedy salon i przyleg艂e gabinety zape艂ni艂y si臋 zupe艂nie, doktor Czernisz zawiadomi艂 zebranych, 偶e doktor Tomasz Judym odczyta prac臋 pod tytu艂em 鈥濳ilka uwag czy S艂贸wko w sprawie higieny鈥.

Tomasz zacz膮艂 czyta膰. We wst臋pie poruszy艂 kwesti臋 wsp贸艂czesnego stanu higieny. Dostrzeg艂 pe艂ne drwiny spojrzenia zebranych, lecz dalszy ci膮g wyk艂adu wyra藕nie zainteresowa艂 s艂uchaczy. Zacz膮艂 wi臋c opowiada膰 o miejscach i zjawiskach, kt贸re widzia艂 w Pary偶u. Potem zacz膮艂 m贸wi膰 o Warszawie, o biednej dzielnicy 偶ydowskiej i 偶yciu na wsi. Zgromadzeniu s艂uchali go w milczeniu. Judym zacz膮艂 m贸wi膰, 偶e wszelkie objawy warunk贸w, w kt贸rych 偶yj膮 najbiedniejsi, s膮 rezultatem wielu przyczyn, w tym oboj臋tno艣ci lekarzy. Nie zwa偶aj膮c na ironiczne komentarze, twierdzi艂, 偶e obowi膮zkiem lekarzy jest szerzenie higieny w艣r贸d biednych. By艂 zdania, 偶e lekarz dzisiejszy 鈥 to lekarz ludzi bogatych.

Po jego s艂owach kilku doktor贸w poprosi艂o o g艂os, lecz Judym nie przerywa艂, pomimo, 偶e szmer na sali stawa艂 si臋 coraz g艂o艣niejszy. Opinia, i偶 lekarze powinni interesowa膰 si臋 miejscami, w kt贸rych mieszkaj膮 ich pacjenci, wywo艂a艂a liczne protesty. Lekarze byli przekonani, 偶e wizja Tomasza jest idylliczna, lecz m艂odzieniec broni艂 z uporem swojego pogl膮du. Uwa偶a艂, 偶e lekarze lekcewa偶膮 i pomijaj膮 przyczyny chor贸b u ludzi biednych, a mogliby wykorzystywa膰 swoj膮 pozycj臋 do u艣wiadamiania ciemnoty. Zako艅czy艂 sw贸j odczyt, pomijaj膮c cz臋艣膰 trzeci膮 i usiad艂. Atmosfera sta艂a si臋 trudna do zniesienia, doktor Czernisz by艂 wyra藕nie zak艂opotany.

Nagle z krzes艂a podni贸s艂 si臋 staruszek, doktor Kalecki i w imieniu koleg贸w podzi臋kowa艂 Tomaszowi za wyk艂ad, kt贸ry 艣wiadczy艂, 偶e jest osob膮 z sercem gor膮cym i tkliwym. Nast臋pnie przyst膮pi艂 do om贸wienia odczytu od strony krytycznej. Pomin膮艂 kwestie 偶ycia biedoty w Pary偶u i nawi膮za艂 do sytuacji w kraju. Uwa偶a艂, 偶e los biedak贸w nie zale偶y od lekarzy. Lekarze mog膮 jedynie u艣wiadamia膰 鈥瀖ot艂och folwarczny鈥 i wp艂ywa膰 na jego chlebodawc贸w. Wy偶sze klasy s膮 hojne, je艣li chodzi o ja艂mu偶n臋, wielu lekarzy spieszy z pomoc膮, po艣wi臋caj膮c sw贸j czas, zdrowie i 偶ycie ubogim. Stwierdzi艂, 偶e zarzuty Judyma s膮 bezpodstawne 鈥 powstaj膮 przecie偶 liczne wystawy higieniczne, towarzystwa przeciw偶ebracze, przytu艂ki noclegowe, funduje si臋 k膮piele dla ludu i rozmaite zabawy. Uzna艂 Tomasza za cz艂owieka m艂odego, kt贸remu serce podyktowa艂a s艂owa pe艂ne goryczy.

Nast臋pnie g艂os zabra艂 doktor P艂owicz. Uzna艂, 偶e Judym b艂臋dnie narzuca艂 lekarzom obowi膮zek ulepszenia stosunk贸w spo艂ecznych. S艂owa, 偶e lekarze pomagaj膮 wy艂膮cznie bogatym, uzna艂 za formaln膮 napa艣膰. By艂 jednak przekonany, 偶e z czasem m艂odszy kolega inaczej b臋dzie postrzega艂 sw贸j zaw贸d i zmieni zdanie. Zwr贸ci艂 uwag臋, 偶e lekarze nie maj膮 w艂adzy, jak膮 Judym im przypisywa艂. Zapad艂o k艂opotliwe milczenie, kt贸re przerwa艂 Judym, prosz膮c o dodanie kilku s艂贸w. Wyzna艂, 偶e nie zamierza艂 obra偶a膰 stanu lekarskiego, lecz pragn膮艂 uczci膰 go, wspominaj膮c o roli, jak膮 odgrywa w spo艂ecze艅stwie. Nawo艂ywa艂 do wydania uchwa艂y i walki z g艂upot膮 spo艂ecze艅stwa i niszczenia 藕r贸de艂 chor贸b. Jego wyw贸d zosta艂 ostro skrytykowany i zacz膮艂 powoli traci膰 odwag臋.

Podczas kolacji, siedz膮c u boku doktorowej, czu艂 narastaj膮c膮 w艣ciek艂o艣膰. Nikt nie zwraca艂 na niego uwagi, widzia艂 drwi膮ce spojrzenia. Posi艂ek sko艅czy艂 si臋 p贸藕no i Tomasz opu艣ci艂 szybko mieszkanie Czernisza. W bramie kilku uczestnik贸w zebrania po偶egna艂o si臋 z nim szybko i zosta艂 sam. Po chwili do艂膮czy艂 do niego m臋偶czyzna, kt贸rego zauwa偶y艂 na spotkaniu. By艂 to doktor Chmielnicki, kt贸ry szed艂 w tym samym kierunku co Judym. Po kilkunastu krokach, wyzna艂, 偶e szczerze wsp贸艂czu艂 m艂odszemu koledze. Tomasz odpar艂, 偶e 偶a艂uje teraz, i偶 przeczyta艂 sw贸j referat, poniewa偶 zosta艂 przez wszystkich wykpiony. Chcia艂 udowodni膰 lekarzom, co powinni robi膰 pod naciskiem zimnego rozumu. Rozmawiaj膮c, doszli do mieszkania Judyma i Chmielnicki przywo艂a艂 doro偶k臋. Na po偶egnanie rzuci艂, 偶e medycyna to interes jak ka偶dy inny. M艂odzieniec odpar艂, 偶e pewnego dnia medycyna b臋dzie wytycza艂a drogi 偶ycia masom ludzkim i 艣wiat w贸wczas odrodzi si臋. Starszy kolega okre艣li艂 jego s艂owa jako mrzonki.

Smutek

Pi膮tego pa藕dziernika doktor Judym wyszed艂 na spacer w Aleje Ujazdowskie. Min膮艂 bram臋 i powoli ruszy艂 w g艂膮b parku, by unikn膮膰 miejsc zape艂nionych spacerowiczami. W duszy Tomasza obudzi艂a si臋 zazdro艣膰 wzgl臋dem bogactwa innych. Nie przypomina艂a w niczym 艣lepej zawi艣ci, jak膮 odczuwali jego przodkowie, lecz przybra艂a charakter g艂臋bokiego 偶alu. Patrz膮c na jesienne widoki, poczu艂 agoni臋 w艂asnych marze艅. Zaczyna艂 rozumie膰, 偶e na 艣wiecie nie jest kim艣 wyj膮tkowym. Wszystko, czym do tej pory 偶ywi艂a si臋 jego m艂odzie艅cza dusza, musia艂o pozosta膰 tylko marzeniami. Od jakiego艣 czasu smutek towarzyszy艂 mu nieod艂膮cznie, przenika艂 wszystkie my艣li. Judym szed艂 z g艂ow膮 zwieszon膮 i chcia艂 skierowa膰 si臋 w stron臋 pa艂acu, lecz zatrzyma艂y go p臋dz膮ce karety. Wspar艂 si臋 na barierce i zacz膮艂 wpatrywa膰 w jad膮ce w powozach osoby. Ujrza艂 nadje偶d偶aj膮cy wolancik i nagle poczu艂 si臋 tak, jakby otoczy艂y go promienie s艂o艅ca i zapach r贸偶. W powozie ujrza艂 trzy panny, kt贸re spotka艂 w Pary偶u. Natalia odwr贸ci艂a g艂ow臋 i pozna艂a go. Kiedy nie艣mia艂o podni贸s艂 r臋k臋 do kapelusza, skin臋艂a mu g艂ow膮 i powiedzia艂a co艣 do swych towarzyszek. W贸wczas panna Joanna i Wanda r贸wnie偶 spojrza艂y na Judyma, kt贸ry w ostatniej chwili dostrzeg艂 u艣miech na twarzy Podborskiej. Wolant szybko znikn膮艂 mu z oczu i Tomasz ruszy艂 dalej, zatopiony w marzeniach.

Praktyka

Wkr贸tce na drzwiach mieszkania Judyma i u wej艣cia do sieni kamienicy zosta艂a wywieszona tabliczka z wyszczeg贸lnieniem godzin przyjmowania pacjent贸w. Lekarz przyjmowa艂 w godzinach popo艂udniowych, mi臋dzy pi膮t膮 a si贸dm膮, a ranki sp臋dza艂 w szpitalu na oddziale chirurgicznym, gdzie wype艂nia艂 obowi膮zki asystenta. Sumiennie siedzia艂 w gabinecie w godzinach wizyt chorych, cho膰 przez pierwsze miesi膮ce nie zjawi艂 si臋 ani jeden pacjent. Mieszkanie sk艂ada艂o si臋 z trzech pokoi: gabinetu, poczekalni i sypialni, urz膮dzonych skromnie w imi臋 zasady, 偶e luksusowe wyposa偶enie w niczym nie pomo偶e pacjentom.

Obowi膮zki gospodyni przej臋艂a pani Walentowa, 偶ona w臋drownego bednarza, a czasami wyr臋cza艂a j膮 pi臋tnastoletnia c贸rka, Zo艣ka. Obie panie szybko obj臋艂y w艂adz臋 w mieszkaniu Judyma, kt贸ry nie m贸g艂 zrezygnowa膰 z ich us艂ug, poniewa偶 zaczyna艂y wtedy p艂aka膰 i 偶ali膰 si臋 na swoj膮 n臋dz臋. Nieraz doktor zastanawia艂 si臋, gdzie znikaj膮 艣wiece, nafta, w臋giel, cukier i wiele innych rzeczy. Pocz膮tkowo stara艂 si臋 traktowa膰 gospodyni臋 i jej c贸rk臋 偶yczliwie, po miesi膮cu stara艂 si臋 wprowadzi膰 w艂asne rz膮dy, lecz w listopadzie podda艂 si臋 i zosta艂 ca艂kowicie zdominowany. W godzinach przyj臋膰 siedzia艂 sztywno wyprostowany i czeka艂. Po up艂ywie kilku tygodni zacz膮艂 czyta膰 ksi膮偶ki, a gospodyni drzema艂a w poczekalni. Jesieni膮 mia艂 tylko jednego pacjenta, starego introligatora z s膮siedniej kamienicy, od kt贸rego nie pobra艂 honorarium za wizyt臋.

W marcu w gabinecie zjawi艂a si臋 chuda dama w czerni, o zmizernia艂ej twarzy i spyta艂a o doktora Judyma. Tomasz dozna艂 mi艂ego uczucia na my艣l, 偶e w艂a艣nie nadarza si臋 okazja zarobienia pierwszego rubla i zacz膮艂 wypytywa膰 pacjentk臋 o dolegliwo艣ci. Kobieta pocz膮tkowo zacz臋艂a 偶ali膰 si臋, lecz po chwili wspomnia艂a o stowarzyszeniu, kt贸re mia艂o na celu nawracanie dziewcz膮t ze 藕le obranej drogi. Po dw贸ch godzinach wspomnia艂a o braku 艣rodk贸w i poprosi艂a o wsparcie finansowe. Judym bez wahania wyj膮艂 rubla, kobieta zanotowa艂a co艣 w kajeciku i znikn臋艂a za drzwiami.

Pocz膮tki kariery Tomasza okaza艂y si臋 ci臋偶kie. Fundusz, pozostawiony przez ciotk臋, szybko wyczerpa艂 si臋, kredyt u sklepikarza nie by艂 sp艂acony, a przysz艂o艣膰 rysowa艂a si臋 raczej mgli艣cie. Od chwili jego odczytu na spotkaniu u doktora Czernisza, Judym czu艂 si臋 odsuni臋ty od koleg贸w, kt贸rzy witali go uprzejmie, lecz nie wdawali si臋 w bli偶sz膮 znajomo艣膰. Pod koniec marca zjawi艂a si臋 u niego bratowa z wiadomo艣ciami o Wiktorze. Po godzinie p艂aczu odesz艂a do fabryki, pozostawiaj膮c Judyma z ponurymi my艣lami. Musia艂 pomaga膰 rodzinie brata i wspiera膰 ich finansowo, lecz sam znalaz艂 si臋 w trudnej sytuacji. Rozgoryczony, uda艂 si臋 do szpitala. Z pracy wyszed艂 wcze艣niej ni偶 zazwyczaj i z uczuciem odrazy uda艂 si臋 do mieszkania przy Cichej.

W domu zasta艂 jedynie ciotk臋, kt贸ra powita艂a go niech臋tnie jako spadkobierc臋 siostry, wykl臋tej przed wieloma laty. Po zmroku wyszed艂 stamt膮d i skierowa艂 si臋 do cukierni, w kt贸rej czasami czyta艂 dzienniki. Na rogu spotka艂 Chmielnickiego, kt贸ry zapyta艂 go, czy idzie do pacjenta. Judym z gorycz膮 odpar艂, 偶e nie ma chorych i chcia艂 si臋 po偶egna膰, lecz lekarz zatrzyma艂 go. Razem udali si臋 do cukierni i Chmielnicki zacz膮艂 opowiada膰 偶arty, z kt贸rych Tomasz 艣mia艂 si臋 z grzeczno艣ci. W pewnej chwili Chmielnicki zapyta艂 go, czy nie chcia艂by pojecha膰 na prowincj臋. Szuka艂 asystenta dla swojego znajomego, doktora W臋glichowskiego, kt贸ry by艂 dyrektorem zak艂adu w Cisach. Po odej艣ciu lekarza, Tomasz pogr膮偶y艂 si臋 w rozmy艣laniach. Mia艂 nadziej臋, 偶e po powrocie do Warszawy jego sytuacja zmieni si臋. 呕al mu by艂o opuszcza膰 miasto, wie艣 zna艂 wy艂膮cznie z letnich wycieczek i perspektywa zamieszkania w艣r贸d p贸l przygn臋bia艂a go.

Nazajutrz w godzinach przyj臋膰 Tomasz Judym zasiad艂 w gabinecie i czeka艂 na wizyt臋 W臋glichowskiego. Przed sz贸st膮 zjawi艂 si臋 m臋偶czyzna oko艂o pi臋膰dziesi臋cioletni, o sympatycznej twarzy, skromnie ubrany. Lekarz badawczym wzrokiem zmierzy艂 skromne wyposa偶enie gabinetu i zapyta艂 m艂odzie艅ca, czy chce jecha膰 do Cis贸w w charakterze asystenta. Szczerze wyzna艂, 偶e nie wie nawet, w jakim regionie znajduje si臋 wspomniana miejscowo艣膰. W臋glichowski spyta艂 go, dlaczego chce wyjecha膰 z Warszawy. Tomasz wyja艣ni艂, 偶e nie ma na razie z czego 偶y膰 i wspomnia艂 o niefortunnym odczycie w domu Czernisza, kt贸ry nie spodoba艂 si臋 zebranym. W臋glikowski zacz膮艂 m贸wi膰 o warunkach pracy w Cisach.

do dyspozycji gabinet na w艂asn膮 praktyk臋. Do jego obowi膮zk贸w nale偶a艂a opieka nad niewielkim szpitalem, nale偶膮cym do pani Niewadzkiej. Tomasz, s艂ysz膮c znajome nazwisko, odpar艂, 偶e rok temu pozna艂 dam臋 i jej wnuczki oraz Podborsk膮 w Pary偶u. Dyrektor zak艂adu, 偶egnaj膮c si臋, poprosi艂, aby Judym zastanowi艂 si臋 nad jego propozycj膮. M艂odzieniec zapewni艂 go, 偶e da odpowied藕 nast臋pnego dnia. Po wyj艣ciu go艣cia Judym podj膮艂 decyzj臋 i postanowi艂 wyjecha膰. W pami臋ci od偶y艂y wspomnienia z Pary偶a, my艣l o Joasi Podborskiej wzbudzi艂a w nim g艂臋bok膮 t臋sknot臋.

Swawolny Dyzio

W ostatnich dniach kwietnia Tomasz Judym zako艅czy艂 swoje sprawy, spakowa艂 si臋 i wyjecha艂 z Warszawy. W poci膮gu zaj膮艂 miejsce w wagonie drugiej klasy i skupi艂 si臋 na widoku za oknem. Nagle drzwi otworzy艂y si臋 i do przedzia艂u wesz艂a chuda dama, prowadz膮c za r臋k臋 dziesi臋cioletniego ch艂opczyka. Kobieta usiad艂a na sofie i zacz臋艂a przygl膮da膰 si臋 towarzyszom podr贸偶y. Po chwili, omdlewaj膮cym g艂osem, poprosi艂a synka, Dyzia, aby usiad艂. Ch艂opiec zignorowa艂 s艂owa matki i z uwag膮 zacz膮艂 ogl膮da膰 guziki munduru oficera, siedz膮cego w k膮cie przedzia艂u. Po chwili dostrzeg艂 pa艂asz, wisz膮cy na haku i si臋gn膮艂 po bro艅, lecz oficer delikatnie odsun膮艂 malca od siebie. W贸wczas Dyzio postanowi艂 przedosta膰 si臋 do okna i ruszy艂 w tym kierunku, nie zwa偶aj膮c na nogi pasa偶er贸w. Pomimo krzyk贸w dam i oficera zdo艂a艂 stan膮膰 na kanapach i wychyli艂 si臋 za szyb臋. Matka zwr贸ci艂a mu uwag臋, 偶e nie powinien tak bardzo si臋 wychyla膰, lecz ponownie zosta艂a zlekcewa偶ona.

W pewnej chwili malec przechyli艂 si臋 przez okno, a oficer chwyci艂 go za pasek i wci膮gn膮艂 do wagonu. Ch艂opiec wyszarpa艂 si臋 i rzuci艂 do okna, a kiedy zosta艂o mu to zabronione, zacz膮艂 kopa膰 nogami. Udr臋czona matka prosi艂a, aby si臋 uspokoi艂, lecz Dyzio pokaza艂 jej j臋zyk i zostawiono go w spokoju. Po pewnym czasie usiad艂 mi臋dzy mam膮 a Judymem i wkr贸tce zaatakowa艂 lekarza, wierc膮c mu patykiem nog臋. Matka zaklina艂a go, aby si臋 uspokoi艂, poniewa偶 konduktor mo偶e zn贸w wyrzuci膰 ich z przedzia艂u. Ch艂opiec popatrzy艂 na matk臋 i zacz膮艂 podrzuca膰 kapelusz Judyma. Po jakim艣 czasie zm臋czy艂 si臋 i ku zadowoleniu zebranych, zasn膮艂. Lekarz opu艣ci艂 przedzia艂 i na kolejnej stacji z satysfakcj膮 przeni贸s艂 si臋 do innego wagonu. Wkr贸tce jednak ujrza艂 dam臋 i Dyzia, wchodz膮cych do wagonu, kt贸ry zajmowa艂.

Oko艂o trzeciej po po艂udniu poci膮g wjecha艂 na stacj臋, na kt贸rej Judym wysiad艂. Dalsz膮 drog臋 mia艂 odby膰 powozem. Najpierw uda艂 si臋 do baru, by kupi膰 papierosy, a kiedy wyszed艂, zobaczy艂 dam臋 z Dyziem, sadowi膮c膮 si臋 w jego powozie. Zakl膮艂 i w pierwszej chwili nie chcia艂 jecha膰, lecz po obliczeniu pozosta艂ych mu funduszy, zbli偶y艂 si臋 do kobiety i wymieni艂 z ni膮 kilka grzeczno艣ciowych uwag. Wkr贸tce ruszyli do Cis贸w. Kiedy wyjechali za miasto skupi艂 ca艂膮 uwag臋 na widoku za oknem. Krajobraz zachwyca艂 go i by艂 tak r贸偶ny od tego, kt贸ry pami臋ta艂 z dzieci艅stwai. Po jakim艣 czasie Dyzio obudzi艂 si臋 i zacz膮艂 艂askota膰 Tomasza w 艂ydk臋. M臋偶czyzna pocz膮tkowo nie zwraca艂 na to uwagi, maj膮c nadziej臋, 偶e malec znudzi si臋, w ko艅cu zdecydowanym ruchem odsun膮艂 r臋k臋 艂obuziaka. Ch艂opiec zacz膮艂 wi臋c wk艂ada膰 b艂oto do buta lekarza i w ko艅cu Judym powiedzia艂, 偶e je艣li si臋 nie uspokoi, to zer偶nie mu sk贸r臋. Dyzio u艣miechn膮艂 si臋 z艂o艣liwie i rozsmarowa艂 gar艣膰 b艂ota na nodze m艂odzie艅ca.

W贸wczas Tomasz kaza艂 furmanowi zatrzyma膰 pow贸z, wyskoczy艂 na drog臋, prze艂o偶y艂 ch艂opca przez kolano i wymierzy艂 mu oko艂o trzydziestu klaps贸w. Nie zwraca艂 uwagi na rozdzieraj膮cy krzyk damy i szarpanie za r臋kawy. Wreszcie wepchn膮艂 malca do powozu, wzi膮艂 walizk臋 i kaza艂 furmanowi odjecha膰. Rozgniewany, postanowi艂 p贸j艣膰 pieszo. Po paru minutach marszu zacz膮艂 偶a艂owa膰 decyzji, lecz nie zamierza艂 zawr贸ci膰 powozu. Zm臋czony upa艂em dotar艂 do pobliskiej wsi i zacz膮艂 wypytywa膰 o mo偶liwo艣膰 wynaj臋cia koni. Wreszcie jaki艣 m艂ody gospodarz zgodzi艂 si臋 odwie藕膰 go do Cis贸w. Po drodze zatrzymali si臋 przy sklepie z trunkami i Judym kupi艂 butelk臋 alkoholu dla ch艂opa. Potem zacz臋艂a si臋 szale艅cza jazda i lekarz poczu艂 prawdziw膮 satysfakcj臋. W pewnym momencie pijany wo藕nica 藕le wymanewrowa艂 wozem i m艂odzieniec poczu艂, 偶e spada. Podni贸s艂 si臋 ubrudzony glin膮 i zacz膮艂 艣mia膰. Ch艂op zupe艂nie pijany, zasn膮艂 na wozie i Tomasz znalaz艂 si臋 w rozpaczliwej sytuacji.

Zbli偶a艂 si臋 wiecz贸r, wi臋c ruszy艂 w stron臋 widocznego w oddali miasteczka. Przeszed艂 spory kawa艂ek, kiedy us艂ysza艂 t臋tent nadje偶d偶aj膮cych koni. W jednej z amazonek rozpozna艂 pann臋 Natali臋. Dziewczyna spojrza艂a na niego przelotnie, u艣miechn臋艂a si臋 i odwr贸ci艂a do towarzysz膮cego jej m艂odzie艅ca. Judym us艂ysza艂 艣miech panny Wandy i wkr贸tce je藕d藕cy znikn臋li mu z oczu. Przez chwil臋 sta艂 nieruchomo, nieszcz臋艣liwy, w ko艅cu zdo艂a艂 dotrze膰 do miasta. Otoczy艂a go natychmiast zgraja 呕ydk贸w, od kt贸rych dowiedzia艂 si臋, 偶e jest w Cisach. Na miejscu portier zaprowadzi艂 go do mieszkania, gdzie z ulg膮 wyk膮pa艂 si臋 i przebra艂. Od艣wie偶ony stan膮艂 przy oknie i wpatrywa艂 si臋 w w膮sk膮 alejk臋 m艂odych drzew. Czu艂 w sobie si艂臋 budz膮cej si臋 do 偶ycia przyrody i chcia艂 j膮 spo偶ytkowa膰 pracuj膮c. By艂 przekonany, 偶e w艂a艣nie tu b臋dzie mia艂 szans臋 pracowa膰 dla ludzi, by odda膰 艣wiatu to, co od niego wzi膮艂.

Cisy

Zak艂ad kuracyjny Cisy le偶a艂 w dolinie pomi臋dzy dwoma 艂a艅cuchami wzg贸rz. Zak艂ady k膮pielowe mie艣ci艂y si臋 w gmachu zwanym 鈥濿incentym鈥, wybudowanym w pobli偶u jednego ze staw贸w. Dalej rozci膮ga艂 si臋 wspania艂y park, pa艂ac i liczne zabudowania maj膮tku ziemskiego Cisy. Nast臋pnego dnia po przyje藕dzie Tomasz Judym zwiedza艂 miejscowo艣膰, sk艂ada艂 wizyty i poznawa艂 tajemnice o艣rodka. By艂 oszo艂omiony tym, co widzia艂 i tym, czego si臋 uczy艂. Pozna艂 sk艂ad chemiczny 藕r贸de艂, budow臋 maszyn, doprowadzaj膮cych wod臋 do wanien, uczy艂 si臋 prowadzenia hotelu. Dowiedzia艂 si臋, 偶e zak艂ad by艂 instytucj膮 akcyjn膮 i mia艂 dwudziestu kilku wsp贸lnik贸w. Obowi膮zki prezesa rady akcjonariuszy pe艂ni艂 wybitny adwokat, mieszkaj膮cy na sta艂e w Moskwie. Funkcj臋 administratora pe艂ni艂 Jan Bogus艂aw Krzywos膮d Chobrza艅ski, a kasjera 鈥 pan Listwa, m膮偶 damy, kt贸r膮 Judym pozna艂 w poci膮gu i ojczym ma艂ego Dyzia. Po jakim艣 czasie lekarz pozna艂 histori臋 zak艂adu.

Miejscowo艣膰 by艂a znana z w贸d leczniczych ju偶 na pocz膮tku ubieg艂ego wieku. 殴r贸d艂a znajdowa艂y si臋 w parku otaczaj膮cym stary rodowy zamek i tylko dzi臋ki uprzejmo艣ci w艂a艣ciciela maj膮tki korzysta艂y z nich r贸偶ne osoby. Od niepami臋tnych czas贸w ziemie nale偶a艂y do rodziny Niewadzkich. W latach siedemdziesi膮tych tego wieku ma偶 pani Niewadzkiej opu艣ci艂 kraj i powr贸ci艂 do Cis贸w jako schorowany starzec. Cierpienie zmieni艂o jego pogl膮dy i po艣wi臋ci艂 si臋 wy艂膮cznie na czynieniu dobra dla innych. Wszystkie si艂y spo偶ytkowa艂 na urz膮dzenie zak艂adu leczniczego w Cisach. Podarowa艂 instytucji miejscowo艣膰 przyleg艂膮 do 藕r贸de艂, stworzy艂 sp贸艂k臋, zach臋caj膮c do zakupienia akcji przyjaci贸艂. Najwi臋kszym udzia艂owcem by艂 kupiec znad Bosforu, Leszczykowski. W pierwszych latach stanowisko dyrektora obj膮艂 cz艂owiek nieodpowiedzialny, kt贸ry chcia艂 urz膮dzi膰 z miejscowo艣ci kurort europejski. Budowa willi i gmach贸w poch艂on臋艂a mas臋 pieni臋dzy i okaza艂o si臋, 偶e przedsi臋wzi臋cie chyli si臋 ku upadkowi. Do Cis贸w zacz臋li zje偶d偶a膰 arystokraci dla rozrywki. W tym czasie zmar艂 stary Niewadzki i okaza艂o si臋, 偶e zak艂ad przynosi straty. W贸wczas do zarz膮du zg艂osi艂 si臋 Leszczykowski, pokry艂 deficyt w艂asnymi 艣rodkami, a na stanowisko dyrektora zaproponowa艂 doktora W臋glichowskiego.

W臋glichowski rozpocz膮艂 budow臋 stacji leczniczej i przedstawia艂 swoje projekty radzie zarz膮du. Cz臋艣膰 inwestycji op艂aca艂 Leszczykowski, kt贸ry by艂 wdowcem i cz艂owiekiem bogatym. Z pochodzenia syn ubogiego szlachcica, do maj膮tku doszed艂 ogromn膮 prac膮. Pomimo bogactwa, 偶y艂 skromnie, pewn膮 sum臋 przeznacza艂 dla pasierb贸w 鈥 Grek贸w, a reszt臋 pieni臋dzy wysy艂a艂 tym, kt贸rzy zwracali si臋 do niego z pro艣b膮 o pomoc. Najwa偶niejsz膮 spraw膮 dla niego by艂 zak艂ad w Cisach, gdzie zamierza艂 kiedy艣 wr贸ci膰.

W kilka dni po przyje藕dzie do zak艂adu Judym otrzyma艂 list z Konstantynopola. W taki spos贸b Leszczykowski zawar艂 z nim znajomo艣膰 i przesy艂a艂 r贸wnie偶 swoj膮 fotografi臋. Staruszek prosi艂 go o cz臋st膮 korespondencj臋 i zdj臋cie, licz膮c, 偶e obaj b臋d膮 si臋 wspierali w prowadzeniu zak艂adu. Od chwili przej臋cia o艣rodka przez W臋glichowskiego up艂yn臋艂o kilkana艣cie lat i Cisy zyska艂y renom臋. Administrator, Krzywos膮d Chobrza艅ski, by艂 starym kawalerem, kt贸ry w latach m艂odo艣ci zwiedzi艂 ca艂膮 Europ臋. Zna艂 kilka j臋zyk贸w, posiad艂 ogromn膮 wiedz臋 z r贸偶nych dziedzin nauki i ch臋tnie pomaga艂 w r贸偶norakich pracach. Stanowisko obj膮艂 dzi臋ki protekcji Leszczykowskiego i po powrocie do kraju zamieszka艂 w Cisach. Kiedy Judym po raz pierwszy uda艂 si臋 do mieszkania administratora, u wej艣cia na schody ujrza艂 gromadk臋 dzieci folwarcznych. Nad nimi sta艂 Krzywos膮d, a na por臋czy ganku siedzia艂 oswojony sok贸艂, kt贸rego m臋偶czyzna leczy艂 przez ca艂膮 zim臋. Tomasz wszed艂 do 艣rodka, w艂a艣ciciel przyj膮艂 go 偶yczliwie i zacz膮艂 m贸wi膰 o zmianach, jakie chce wprowadzi膰 w Cisach.

Pan Hipolit Listwa, kasjer, okre艣lany by艂 przez administratora 鈥瀗iedo艂臋g膮鈥 i 鈥瀙rzed臋t膮 fujar膮鈥. Ca艂kowicie zdominowany przez 偶on臋 i pasierba, odpoczywa艂 w zimnej i wilgotnej kancelarii, w艣r贸d kwit贸w i rachunk贸w. Czu艂, 偶e tak naprawd臋 偶yje w chwili, kiedy opuszcza艂 progi domu. By艂 koz艂em ofiarnym w ka偶dym zatargu z Dyziem, a jakiekolwiek pr贸by przeciwstawienia si臋 ch艂opcu, ko艅czy艂y si臋 interwencj膮 ma艂偶onki.

Kwiat tuberozy

Poznawanie Cis贸w zaj臋艂o Judymowi sporo czasu i pocz膮tkowo nie m贸g艂 zwiedzi膰 podlegaj膮cego mu szpitaliku. Nadzieja samodzielnej pracy n臋ci艂a go. Krocz膮c szerok膮 alej膮 odczuwa艂 prawdziw膮 rado艣膰. Min膮艂 szerok膮 drog臋 wjazdow膮 do pa艂acu i nowo wybudowany ko艣ci贸艂, za kt贸rym w艣r贸d drzew sta艂 budynek szpitala. Lekarz nie zamierza艂 wchodzi膰 tam bez swojego zwierzchnika, wi臋c najpierw poszed艂 obejrze膰 ko艣ci贸艂. W艂a艣nie ksi膮dz odprawia艂 msz臋. Judym zbli偶y艂 si臋 do prezbiterium i w 艂awkach kolatorskich dostrzeg艂 znajome z Pary偶a: Natali臋, Wand臋 i Joann臋. M艂odzieniec uk艂oni艂 si臋, a panna Natalia delikatnie skin臋艂a g艂ow膮. Przez chwil臋 spotka艂 spojrzeniem weso艂e oczy panny Joasi. Nabo偶e艅stwo sko艅czy艂o si臋 i Tomasz opu艣ci艂 ko艣ci贸艂 z t艂umem.

Po jakim艣 czasie wysz艂y r贸wnie偶 dziewcz臋ta w towarzystwie ksi臋dza. Judym przywita艂 si臋 z nimi i przedstawi艂 proboszczowi, kt贸ry zaprosi艂 ich na 艣niadanie. Posi艂ek up艂yn膮艂 w mi艂ej atmosferze, a nast臋pnie m臋偶czy藕ni udali si臋 do gabinetu na papierosa. Nagle ksi膮dz zerkn膮艂 w stron臋 okna i na jego twarzy odmalowa艂a si臋 niech臋膰. Drog膮 na plebani臋 szed艂 m艂ody kuracjusz zak艂adu, Karbowski, kt贸rego widzia艂 w dniu przyjazdu do Cis贸w w towarzystwie Natalii. Ksi膮dz wyja艣ni艂 mu, 偶e Karbowski pochodzi z dobrej rodziny i nami臋tnie gra w karty, ogrywaj膮c innych chorych. Rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi i do salonu wszed艂 kuracjusz. Karbowski przywita艂 panny, ksi臋dza uca艂owa艂 w rami臋, poda艂 d艂o艅 lekarzowi i zasiad艂 obok panny Wandy. M艂odzieniec przez chwil臋 rozmawia艂 z pann膮 Podborsk膮, a potem spojrza艂 na pann臋 Natali臋 nie ukrywaj膮c swych uczu膰. Joanna pr贸bowa艂a zwr贸ci膰 uwag臋 Karbowskiego na siebie, wyra藕nie zatrwo偶ona sytuacj膮 mi臋dzy m艂odymi. Nieoczekiwanie Natalia zapyta艂a, jak d艂ugo Karbowski zostanie w Cisach. Odpar艂, 偶e prawdopodobnie b臋dzie przebywa艂 w zak艂adzie d艂ugo, cho膰 ju偶 straci艂 nadziej臋 na odzyskanie zdrowia.

Panna Joanna wsta艂a ze swego miejsca i ponagli艂a towarzyszki do wyj艣cia. Podborska po偶egna艂a si臋 z proboszczem i Judymem. Potem do lekarza podesz艂a panna Natalia i przez chwil臋 poczu艂, 偶e odda艂by wiele, by dziewczyna cho膰 przez jedn膮 godzin臋 tak t臋skni艂a za nim jak za Karbowskim. Panny odjecha艂y wolantem, a Karbowski z wyrazem cierpienia na twarzy patrzy艂 za nimi. Judym zazdro艣ci艂 mu uczu膰, kt贸re m艂odzieniec odczuwa艂. Zrozumia艂, 偶e Natalia jest zakochana w kuracjuszu. Na chwil臋 zapomnia艂 o swych idea艂ach, o pracy w szpitalu i ch臋ci niesienia pomocy. Poczu艂 ogromny 偶al i zazdro艣膰, 偶e on nigdy nie b臋dzie tak wykwintny i kochany przez pi臋kn膮 pann臋 Orsze艅sk膮.

Przyjd藕

Judym siedzia艂 przy otwartym oknie swego mieszkania. Przed chwil膮 ucich艂a burza, lecz co chwil臋 jeszcze odzywa艂y si臋 dalekie gromy. M臋偶czyzna czu艂 ogromn膮 rado艣膰. Tajemnicza rado艣膰 kierowa艂a jego wzrok ku ko艅cowi alejki, tam w艂a艣nie ulatywa艂o jego serce. Czeka艂 na co艣 nies艂ychanego, na czyje艣 przyj艣cie.

Zwierzenia

Rozdzia艂 po艣wi臋cony pami臋tnikowi Joasi Podborskiej, w kt贸rym dziewczyna opisuje swoje refleksje, spostrze偶enia i wspomnienia. Wraca pami臋ci膮 do czas贸w nauki w Kielcach, podj臋cia pierwszej pracy w Warszawie. Wspomina wra偶enia z wizyty w miejscach swego dzieci艅stwa.

Tom II

Poczciwe prowincjonalne idee

W czasie sezonu doktor Judym mia艂 sporo pracy. Wstawa艂 wcze艣nie rano, zwiedza艂 izby k膮pielowe, sprawdza艂 porz膮dek w 艂azienkach i u 藕r贸de艂, a przed 贸sm膮 by艂 ju偶 w szpitalu. Od dziesi膮tej do pierwszej po po艂udniu przyjmowa艂 w gabinecie chorych. Nowa praca poch艂on臋艂a go ca艂kowicie. Otoczony m艂odymi kobietami, zmieni艂 si臋 we franta, modnie odzianego i weso艂ego. 呕ycie w zak艂adzie, wype艂nione lud藕mi, oszo艂omi艂o go. Sta艂 si臋 osob膮 powszechnie lubian膮, kt贸rej damy zwierza艂y si臋 z najg艂臋bszych sekret贸w. Czasami, kiedy p贸藕no wraca艂 do domu, zastanawia艂 si臋 nad pi臋knem 偶ycia, kt贸re teraz wi贸d艂.

Na balach i zebraniach bywali niekiedy mieszka艅cy pa艂acu. W贸wczas najwi臋ksz膮 uwag臋 skupia艂a na sobie panna Natalia. M臋偶czy藕ni uwielbiali pi臋kn膮 dziewczyn臋, kt贸ra doskonale zdawa艂a sobie spraw臋 z wra偶enia, jakie robi. Zawsze jednak zachowywa艂a si臋 ozi臋ble i oboj臋tnie. R贸wnie偶 Tomasz zwr贸ci艂 sw膮 uwag臋 na Orsze艅sk膮. O艣mielony powodzeniem u dam, zbli偶y艂 si臋 do niej na jednym z bal贸w. Zach臋cony rozmow膮 i ta艅cami, do kt贸rych go wybiera艂a kilkakrotnie, wspomnia艂 o Karbowskim, kt贸ry wyjecha艂 z Cis贸w. Dziewczyna spojrza艂a w贸wczas tak niech臋tnie na niego, 偶e nie potrafi艂 wypowiedzie膰 wi臋cej s艂贸w. 呕ycie, jakie wi贸d艂, stawa艂o mu na przeszkodzie, aby w pe艂ni zaj膮膰 si臋 sprawami szpitala. Szpital powsta艂 w艂a艣ciwie dopiero za jego bytno艣ci w zak艂adzie. Do tej pory budynek sta艂 opuszczony i s艂u偶y艂 do sk艂adowania r贸偶nych rzeczy. Opiek臋 nad szpitalikiem sprawowa艂 doktor W臋glichowski.

W budynku rzadko zjawiali si臋 chorzy, wynajdywani najcz臋艣ciej przez proboszcza, panienki lub Niewadzk膮. Judym, zbli偶aj膮c si臋 do budynku, odczuwa艂 z艂o艣膰, 偶a艂uj膮c, 偶e budynek by艂 niewykorzystany. Po tym, jak urz膮dzi艂 w nim gabinet, zacz臋li przychodzi膰 do niego 呕ydzi i wszelka biedota. Nast臋pnie zabra艂 si臋 do uporz膮dkowania sal. Ka偶dy sprz臋t zdobywa艂 sam, licz膮c na szczodro艣膰 ludzi. Na jego zlecenie otoczono budynek nowym parkanem, a ogrodnik zajmowa艂 si臋 sadem. Na dozorczyni臋 pozyska艂 pani膮 Wajsmanow膮, kt贸rej pensj臋 op艂aca艂 dzi臋ki 偶yczliwo艣ci Leszczykowskiego. Kolejnym krokiem by艂o pozyskanie 偶ywno艣ci dla chorych. Pochlebstwami zyska艂 przychylno艣膰 plenipotenta, kt贸ry zobowi膮za艂 si臋 do dostarczania zapas贸w. W po艂owie lata szpital by艂 ju偶 w miar臋 urz膮dzony i wype艂niony chorymi. Rada, kieruj膮ca zak艂adem, przypatrywa艂a si臋 dzia艂aniom Judyma nieco ironicznie. W臋glichowski czasami odwiedza艂 szpitalik, udziela艂 rad m艂odemu lekarzowi, kt贸ry za wszelk膮 cen臋 chcia艂 go pozyska膰 dla swojej idei.

Pod koniec sierpnia liczba go艣ci w zak艂adzie zacz臋艂a si臋 zmniejsza膰. Kuracjusze wracali do dom贸w i zapanowa艂 og贸lny smutek. Tomasz ze zdwojon膮 si艂膮 przyst膮pi艂 do swojej pracy. W pierwszych dniach wrze艣nia w folwarcznych czworakach dzieci zacz臋艂y chorowa膰 na febr臋. W kr贸tkim czasie szpital by艂 przepe艂niony chorymi. Lekarz nie wiedzia艂, co robi膰 dalej. Pewnego dnia otrzyma艂 bilet od pani Niewadzkiej, kt贸ra prosi艂a, aby niezw艂ocznie przyszed艂 do pa艂acu. Starsza pani przedstawi艂a mu propozycj臋 panny Podhorskiej, kt贸ra postanowi艂a odda膰 pok贸j, by tam umie艣ci膰 chorych na malari臋. Starsza pani postanowi艂a zrobi膰 niespodziank臋 Joasi na urodziny i przeznaczy艂a star膮 piekarni臋 na szpitalik dla dzieci. Chcia艂a aby Podborska mog艂a tam zajmowa膰 si臋 鈥瀊rudasami鈥. Judym, s艂ysz膮c te s艂owa, poczu艂 niesmak.

Starcy

Doktor W臋glichowski mieszka艂 w domku na wzg贸rzu, nale偶膮cym do Leszczykowskiego. Szczeg贸lnie zadowolona z przestronnej willi by艂a 偶ona dyrektora, Laura. U pa艅stwa W臋glichowskich prawie ka偶dego dnia gromadzili si臋 znajomi: Listwa, Chobrza艅ski, plenipotent Worszewicz, proboszcz, Judym oraz kilku sta艂ych kuracjuszy. Osoby te darzy艂y si臋 szczer膮 sympati膮 i przyja藕ni膮. Krzywos膮d szybko sta艂 si臋 praw膮 r臋k膮 dyrektora, kt贸ry uleg艂 nieodpartemu urokowi administratora. M艂ody lekarz nie zdo艂a艂 jednak wyjedna膰 sobie jakiego艣 pos艂uchu, czu艂, 偶e oddziela ich jaki艣 mur, kt贸rego nie by艂 w stanie przekroczy膰. Na 偶ycie patrzyli oni przez pryzmat przesz艂o艣ci, a wszystko, co wsp贸艂czesne traktowali jako co艣 b艂ahego i najcz臋艣ciej 艣miesznego. Tymczasem Tomasz 偶y艂 wy艂膮cznie tera藕niejszo艣ci膮, a dawne rzeczy go nudzi艂y. Szybko u艣wiadomi艂 sobie, 偶e musi wsp贸艂dzia艂a膰 z nimi tak, by dawa膰 poczucie, i偶 sami co艣 robi膮. Zrozumia艂 te偶, 偶e nie dokona 偶adnych zmian, je艣li nie b臋dzie 偶y艂 w zgodzie z administratorem. W tym celu, po zako艅czeniu sezonu letniego, zacz膮艂 pomaga膰 staruszkowi i wyr臋cza艂 go w wielu rzeczach. Wszystkim spodoba艂a si臋 gorliwo艣膰 lekarza, lecz kiedy stara艂 si臋 forsowa膰 w艂asne pomys艂y, odsuwano go delikatnie od zaj臋cia.

Sp臋dza艂 wiele godzin na rozmy艣laniach o ulepszeniach, kt贸re chcia艂by wprowadzi膰, a potem sam zabiera艂 si臋 do pracy. Ju偶 w zimie sta艂 si臋 w Cisach osob膮 niezb臋dn膮. Wszyscy zwracali si臋 do niego z pro艣b膮 o pomoc, a Judym snu艂 si臋 po drogach, odwiedzaj膮c chorych. Jedynym wsp贸lnikiem, kt贸ry go popiera艂, by艂 Leszczykowski. Pocz膮tkowo stara艂 si臋 on przekona膰 rad臋 do pomys艂贸w Tomasza, lecz spotka艂 si臋 ze zdecydowanym sprzeciwem. W贸wczas poleci艂 m艂odzie艅cowi korzystanie z tzw. 鈥瀋ichej kasy鈥. W lutym do zak艂adu przyjecha艂a komisja rewizyjna, z艂o偶ona z trzech wybranych os贸b z grona wsp贸lnik贸w. Judym postanowi艂 przedstawi膰 im swoj膮 propozycj臋 polepszenia 偶ycia w folwarcznych czworakach. Sw贸j plan przedstawi艂 W臋glichowskiemu, prosz膮c, aby m贸g艂 wzi膮膰 udzia艂 w posiedzeniu komisji. Dyrektor zdecydowanie odm贸wi艂, wyja艣niaj膮c, 偶e lekarz nie jest cz艂onkiem zarz膮du. Judym poczu艂 si臋 g艂臋boko ura偶ony i odszed艂 do siebie. Nieoczekiwanie zjawi艂 si臋 u niego stary Hipolit z zaproszeniem na kolacj臋 od pani Laury.

Tomasz stara艂 si臋 przedstawi膰 sw贸j pomys艂 osuszenia Cis贸w, lecz Krzywos膮d uzna艂, 偶e nie mo偶na niszczy膰 basenu, poniewa偶 woda zaleje w贸wczas 艂膮k臋, na kt贸rej posadzili drogie krzewy. Judym z uporem twierdzi艂, 偶e podmok艂e tereny dzia艂aj膮 szkodliwie na chorych. Jeden z cz艂onk贸w komisji przyzna艂 mu racj臋. W臋glichowski powiedzia艂 偶artobliwie, 偶e m艂odzi lekarze 偶yj膮 ideami, a opini臋 Tomasza uzna艂 za fikcj臋. M艂odzieniec odpar艂, 偶e jeden artyku艂, opisuj膮cy negatywny wp艂yw zak艂adu na kuracjuszy, mo偶e sprawi膰, 偶e Cisy upadn膮 w ci膮gu roku. Krzywos膮d zarzuci艂 mu, 偶e wykorzystuje pieni膮dze Leszczykowskiego, kt贸ry zapewne pokrywa wszelkie wydatki. M艂ody doktor zawstydzi艂 si臋, zamilk艂 i usiad艂 na uboczu.

Po wyje藕dzie komisji projekt osuszenia o艣rodku upad艂 definitywnie. Judym wyczuwa艂 niech臋膰 administratora i dyrektora, cho膰 starali si臋 by膰 dla niego uprzejmymi. Upokorzony, s膮dzi艂, 偶e staruszkowie wyr贸wnuj膮 z nim prywatne rachunki, nie mog膮c znie艣膰 jego m艂odo艣ci i zapa艂u. By艂 przekonany, 偶e W臋glichowski nie uwa偶a go za lekarza r贸wnego sobie, kt贸ry uwolni艂 si臋 spod jego wp艂ywu. Dyrektor rozmy艣la艂 o tym, w jaki spos贸b przep臋dzi膰 asystenta z Cis贸w. Obawia艂 si臋 jednak, 偶e Judym w ramach zemsty zaszkodzi zak艂adowi. W pierwszych dniach marca nasta艂a odwil偶. Rzeka wezbra艂a i zniszczy艂a prowizoryczn膮 tam臋 nad pierwszym stawem. Judym sta艂 i patrzy艂 na brudn膮 wod臋, kiedy zbli偶yli si臋 do niego administrator i dyrektor. M艂odzieniec z uporem nadal twierdzi艂, 偶e osuszenie terenu jest konieczne i zapyta艂, co najpierw zrobi艂by Niemiec, gdyby przej膮艂 Cisy 鈥 urz膮dzi艂by sal臋 taneczn膮 czy osuszy艂 staw. M臋偶czy藕ni odeszli, nie odpowiadaj膮c na jego pytanie.

鈥濼a 艂za, co z oczu twoich sp艂ywa鈥︹

Oszcz臋dno艣ci, od艂o偶one przez Tomasza, umo偶liwi艂y Wiktorowi wyjazd za granic臋. Wczesnym rankiem, w lutym, rodzina Wiktora ruszy艂a doro偶k膮 na dworzec kolejowy, gdzie mia艂o nast膮pi膰 po偶egnanie. Judymowa rozpaczliwie prosi艂a m臋偶a, aby jej nie porzuci艂, kiedy b臋dzie z dala od domu. On obiecywa艂, 偶e napisze natychmiast po otrzymaniu pierwszej pracy. U艣ciska艂 偶on臋 i dzieci i odszed艂. Kobieta d艂ugo patrzy艂a za nim, a potem chwyci艂a za r臋k臋 c贸rk臋 i ruszy艂a do doro偶ki.

O 艣wicie

Wczesnym rankiem Tomasz wybra艂 si臋 na wizyty do chorych z okolicznych wsi. By艂y to pierwsze dni kwietnia i m艂ody lekarz odczuwa艂 jaki艣 sentyment na widok budz膮cej si臋 do 偶ycia przyrody. W oddali dostrzeg艂 nadje偶d偶aj膮c膮 bryczk臋, w kt贸rej siedzia艂a panna Podborska. Zaintrygowany, sk膮d o tak wczesnej porze wraca艂a nauczycielka, wyszed艂 naprzeciwko wolantu. Dziewczyna dostrzeg艂a go i w pierwszej chwili zdawa艂a si臋 by膰 przestraszona jego widokiem. M臋偶czyzna pozdrowi艂 j膮 i z u艣miechem zapyta艂, sk膮d jedzie. Odpar艂a, 偶e by艂a u spowiedzi w Woli Zameckiej. Judym jako lekarz poradzi艂, aby uwa偶a艂a na swoje zdrowie. Patrzy艂 na urodziw膮 pann臋 i serce bi艂o mu mocniej.

Furman wyja艣ni艂, 偶e w rzeczywisto艣ci szukali panienki Natalii. Wzburzona panna Podborska wysiad艂a z bryczki. Id膮c obok Tomasza poinformowa艂a go, 偶e Natalia wyjecha艂a z Karbowskim bez zgody starszej pani, kt贸ra strasznie to prze偶y艂a. Dowiedzieli si臋, 偶e dziewczyna przebywa w Woli Zameckiej, gdzie wysz艂a za m膮偶 za ukochanego i razem z nim wyjecha艂a za granic臋. Podborka czu艂a wyrzuty sumienia, 偶e jako powiernica swej uczennicy, mylnie s膮dzi艂a, 偶e zauroczenie kuracjuszem minie. Judym pr贸bowa艂 j膮 uspokoi膰, t艂umacz膮c, 偶e nie ma w tym jej winy. Nagle Podborska powiedzia艂a, 偶e pewnie wiadomo艣膰 ta sprawia mu przykro艣膰, poniewa偶 r贸wnie偶 by艂 zakochany w Orsza艅skiej. Zaprzeczy艂 z u艣miechem, zapewniaj膮c, 偶e nigdy nie kocha艂 si臋 w Natalii. Panna Joanna po偶egna艂a si臋 z nim, a kiedy pomaga艂 jej wsi膮艣膰 do powozu, ogarn臋艂a go czu艂o艣膰. Potem 偶a艂owa艂, 偶e nie rozmawiali d艂u偶ej, 偶e nie wypowiedzia艂 tylu wa偶nych dla niego s艂贸w. Ruszy艂 w stron臋 wsi i w艣r贸d b艂otnistej dr贸偶ki dojrza艂 艣lady trzewik贸w nauczycielki. Wyobrazi艂 sobie posta膰 dziewczyny i zrozumia艂, 偶e to w艂a艣nie j膮 kocha.

W drodze

Na pocz膮tku czerwca Judymowa otrzyma艂a list od Wiktora. Przebywa艂 w Szwajcarii i prosi艂 j膮, by przyjecha艂a do niego. Kobieta sprzeda艂a wi臋c dobytek, uzyska艂a paszport i wyruszy艂a w drog臋. Kupi艂a bilety dla siebie i dzieci do Wiednia, gdzie mia艂 czeka膰 na ni膮 znajomy Wiktora. W Wiedniu u艣wiadomi艂a sobie, 偶e jest na obcej ziemi, w艣r贸d obcych ludzi. Po kilkugodzinnym postoju ruszy艂a do Winterturu w Szwajcarii. W poci膮gu ogarn臋艂a j膮 rozpacz, kiedy ws艂uchiwa艂a si臋 w rozmowy, kt贸rych w og贸le nie rozumia艂a. Udr臋czona, zasn臋艂a w ko艅cu i przespa艂a stacj臋, na kt贸rej powinna wysi膮艣膰. Znale藕li si臋 na male艅kiej stacyjce i Judymowa by艂a zagubiona. Ruszy艂a w stron臋 miasta w oddali, modl膮c si臋 do Boga o pomoc. W pewnej chwili dostrzeg艂a w doro偶ce m艂od膮 par臋 i jaki艣 wewn臋trzny instynkt podpowiedzia艂 jej, 偶e to w艂a艣nie do nich powinna zwr贸ci膰 si臋 z pro艣b膮 o wyratowanie z opresji. Us艂ysza艂a, 偶e rozmawiaj膮 po polsku i z p艂aczem rzuci艂a si臋 ku kobiecie. M臋偶czyzna z艂o偶y艂 reklamacj臋 w kasie biletowej, dzi臋ki czemu Judymowa mog艂a ruszy膰 w dalsz膮 drog臋.

Oboje jechali do W艂och. M艂oda dama wypytywa艂a j膮, sk膮d jedzie i, us艂yszawszy nazwisko, zapyta艂a, czy jej krewnym jest Tomasz Judym. Karbowski z u艣miechem stwierdzi艂, 偶e m艂oda 偶ona mia艂a wielbicieli z r贸偶nych sfer towarzyskich. Wkr贸tce ruszyli w dalsz膮 podr贸偶. Na stacjach Natalia rozmawia艂a z Judymow膮, troszcz膮c si臋 szczeg贸lnie o Karolin臋. Judymowa obserwowa艂a ich, 偶ycz膮c panience szcz臋艣cia i b艂ogos艂awie艅stwa bo偶ego. W Amstetten Karbowscy rozstali si臋 z Judymow膮. Po kilku dniach rodzina Wiktora dojecha艂a na miejsce. Na peronie czeka艂 na nich Wiktor, kt贸rego 偶ona powita艂a wym贸wkami, 偶e pozwoli艂 im wyruszy膰 w tak dalek膮 drog臋. M臋偶czyzna zaprowadzi艂 ich do wynajmowanego mieszkania i poszed艂 do pracy. Dzieci pobieg艂y z nim i Judymowa zosta艂a sama.

Po jakim艣 czasie us艂ysza艂a 艣piew, dochodz膮cy z ulicy. Wyjrza艂a przez okno i po drugiej stronie ulicy dostrzeg艂a jak膮艣 salk臋, w kt贸rej na drewnianych sto艂eczkach siedzia艂o kilkudziesi臋ciu inwalid贸w. Nagle poczu艂a 偶al i rozp艂aka艂a si臋. Z zadumy wyrwa艂o j膮 pukanie do drzwi i przera偶ona wpu艣ci艂a jakiego艣 m臋偶czyzn臋, kt贸ry zacz膮艂 krzycze膰 i wymachiwa膰 r臋koma. Nie rozumia艂a, co do niej m贸wi i zacz臋艂a ziewa膰. Po jakim艣 czasie wr贸ci艂 Wiktor w towarzystwie zdenerwowanego nieznajomego i dzieci. Wyja艣ni艂 偶onie, 偶e Franek i Karolina zniszczyli winoro艣l Szwajcara. Po kr贸tkiej rozmowie okaza艂o si臋, 偶e musz膮 opu艣ci膰 mieszkanie. Rozgoryczony Wiktor oznajmi艂 偶onie, 偶e zamierza wyjecha膰 do Ameryki. Zrozpaczona kobieta zrozumia艂a, 偶e ju偶 nigdy nie wr贸ci do Warszawy i osun臋艂a si臋 na 艂贸偶ko.

O zmierzchu

W 偶yciu Tomasza Judyma rozpocz膮艂 si臋 szczeg贸lny okres. Wype艂nia艂 te same obowi膮zki, prowadzi艂 szpital, zajmowa艂 si臋 chorymi, lecz w jego sercu co艣 si臋 zmieni艂o. Z niecierpliwo艣ci膮 wyczekiwa艂 wieczor贸w, poniewa偶 po zmierzchu panna Joanna przychodzi艂a do parku w towarzystwie Wandy. Tam przypadkowo spotyka艂y lekarza i w tr贸jk臋 spacerowali po alejkach. Judym w my艣lach nazywa艂 Podborsk膮 鈥瀗arzeczon膮鈥, cho膰 do tej pory nie wyjawi艂 jej swoich uczu膰 ani nie poprosi艂 o r臋k臋. Kocha艂 w niej wszystko: urod臋, dobro膰, inteligencj臋 i wyrozumia艂o艣膰. T臋skni艂 za dziewczyn膮, lecz jednocze艣nie ogarnia艂a go trwoga na my艣l, 偶e kiedy艣 ukochana zniknie. M贸g艂 na ni膮 patrze膰, my艣le膰 o niej, lecz ba艂 si臋, 偶e wyznanie uczu膰 odbierze mu Joasi臋.

Pewnego dnia, w po艂owie czerwca, szed艂 na wizyty do jednej z odleglejszych wiosek. Nagle na zakr臋cie dr贸偶ki dojrza艂 pann臋 Podborsk膮. Wyja艣ni艂a, 偶e chodzi tu na spacery ka偶dego dnia, a on wiedzia艂, 偶e sk艂ama艂a, poniewa偶 przysz艂a tu, by go spotka膰. Wyjawi艂a, 偶e ma lekk膮 wad臋 serca. Zatroskany, poradzi艂, aby nie przem臋cza艂a si臋. U艣miechn臋艂a si臋 i zapyta艂a, czy je藕dzi艂 tramwajem na ulic臋 Ch艂odn膮, poniewa偶 widzia艂a go kilka razy trzy lata temu. Zaskoczony Judym chcia艂 si臋 dowiedzie膰, dlaczego zwr贸ci艂a na niego uwag臋, lecz dziewczyna nie odpowiedzia艂a. Przez jaki艣 czas szli w milczeniu. Podborska nie chcia艂a i艣膰 do wsi i postanowi艂a poczeka膰 na m臋偶czyzn臋 przy wzg贸rzu. Wizyty przed艂u偶y艂y si臋 do wieczora i Tomasz z rozpacz膮 my艣la艂, 偶e ukochana wr贸ci艂a ju偶 zapewne do pa艂acu. Ucieszy艂 si臋, kiedy zobaczy艂, 偶e czeka na niego. Ruszyli w stron臋 Cis贸w. Judym powiedzia艂, 偶e domy艣la si臋, dlaczego Joanna przed laty zwr贸ci艂a na niego uwag臋 鈥 by艂 przekonany, 偶e przeczu艂a w贸wczas to, 偶e on w艂a艣nie b臋dzie jej m臋偶em. Nie okaza艂a zdziwienia i zapyta艂a, czy wszystko przemy艣la艂. Odpar艂, 偶e tak i dopiero wtedy poczu艂, jak bardzo jej pragn膮艂. Obj膮艂 j膮, a dziewczyna rozp艂aka艂a si臋 ze szcz臋艣cia. Podnios艂a g艂ow臋, a lekarz poca艂owa艂 j膮.

Szewska pasja

Krzywos膮d od jakiego艣 czasu odk艂ada艂 szlamowanie stawu. W pierwszej po艂owie czerwca do zak艂adu zjechali kuracjusze i prac przy osuszaniu zbiornika nie mo偶na by艂o uko艅czy膰. Robotnicy zacz臋li chorowa膰 na febr臋, administrator dosta艂 gor膮czki. Krzywos膮d zarz膮dzi艂 wi臋c wykonanie rynny, kt贸r膮 woda sp艂ywa艂a do rzeki, nios膮c ze sob膮 b艂oto. Judym, skupiony na mi艂o艣ci, nie wiedzia艂 o niczym. Pewnego dnia zaskoczony zauwa偶y艂 rynn臋 i dowiedzia艂 si臋, 偶e szlam jest spuszczany do rzeczki, z kt贸rej wod臋 bior膮 mieszka艅cy wioski. Lekarz w pierwszej chwili chcia艂 ustali膰, dok膮d p艂yn膮 艣cieki, lecz nagle jego wzburzenie min臋艂o. Poczu艂 szcz臋艣cie i zapomnia艂 o zatruwanej rzece. Ockn膮艂 si臋 dopiero na widok administratora i W臋glichowskiego, stoj膮cych przy zbudowanej 艣luzie

Poczu艂 niemal fizyczny wstr臋t do m臋偶czyzn i postanowi艂 nie wypowiada膰 si臋 na temat szlamowania stawu. Ze z艂o艣ci膮 pomy艣la艂, 偶e zak艂ad leczniczy dostarcza najciemniejszej warstwie ludu zmulon膮 wod臋 do picia i zawr贸ci艂 w stron臋 staruszk贸w. Pocz膮tkowo zignorowali go, udaj膮c, 偶e prowadz膮 o偶ywion膮 dyskusj臋. Judym z trudem opanowa艂 gniew. Ironicznie stwierdzi艂, 偶e rola Cis贸w w historii okolicy jest jedynie reklam膮 i k艂amstwem, kt贸rym karmi si臋 kuracjuszy. Jako lekarz nie zgadza艂 si臋, aby szlam by艂 wyrzucany do rzeki. Oburzony W臋glichowski odpar艂, 偶e m艂odzieniec miesza si臋 w sprawy, kt贸re nie powinny go interesowa膰. Nakaza艂 administratorowi, by wynaj膮艂 dodatkowych ludzi do szlamowania i za艣mia艂 si臋, czekaj膮c na reakcj臋 Judyma. Tomasz ze spokojem nazwa艂 dyrektora 鈥瀞tarym os艂em鈥. Wtedy Krzywos膮d ruszy艂 w stron臋 m艂odzie艅ca z zaci艣ni臋tymi pi臋艣ciami, lecz ten zdo艂a艂 chwyci膰 go i odepchn膮膰 od siebie. Administrator wpad艂 do bagna, a m艂ody lekarz, za艣lepiony gniewem, odszed艂, przeklinaj膮c g艂o艣no.

Gdzie oczy ponios膮

Wieczorem Judym otrzyma艂 list od W臋glichowskiego, kt贸ry w obliczu zaistnia艂ych wydarze艅, rozwi膮zywa艂 umow臋. Lekarz by艂 przygotowany na to i stara艂 si臋 nie my艣le膰 o niczym. Potem zacz膮艂 zastanawia膰 si臋, dlaczego nie wr贸ci艂 do domu przed awantur膮 i poczu艂 ogromn膮 偶a艂o艣膰. Przez chwil臋 zapomnia艂 o narzeczonej, lecz teraz my艣li o niej sta艂y si臋 bolesne i zacz膮艂 rozumie膰 swoj膮 bezsilno艣膰. Z 偶alem my艣la艂 o rozstaniu, kt贸re wkr贸tce mia艂o nast膮pi膰. W pewnej chwili Podborska zjawi艂a si臋 przy oknie jego pokoju, a on z b贸lem przytuli艂 dziewczyn臋 do serca. Powiedzia艂, 偶e opuszcza Cisy nast臋pnego dnia i wyja艣ni艂, 偶e nie m贸g艂 post膮pi膰 inaczej. Odesz艂a szybko, a Tomasz siedzia艂, rozmy艣laj膮c, do p贸藕nej nocy. Z uczuciem t臋sknoty ogarnia艂 wzrokiem mieszkanie, kt贸re by艂o jego domem w ci膮gu ostatniego roku. Zrozumia艂, 偶e nie ma si艂y, by to wszystko opu艣ci膰.

Zacz膮艂 zastanawia膰 si臋, w jaki spos贸b przeprosi膰 administratora i W臋glichowskiego. Postanowi艂 zjedna膰 sobie 偶on臋 dyrektora, wyjecha膰 na jaki艣 czas i wr贸ci膰 do Cis贸w, by zacz膮膰 nowe 偶ycie. We藕mie cichy 艣lub z Joasi膮 jeszcze w tym miesi膮cu. Zasn膮艂 nad ranem i obudzi艂 si臋 z my艣l膮, 偶e musi opu艣ci膰 zak艂ad. Spakowa艂 si臋 i oko艂o 贸smej by艂 got贸w, by jecha膰 w贸zkiem pocztowym na stacj臋. Po raz ostatni obszed艂 szpital, z u艣miechem zadowolenia i triumfu. Wr贸ci艂 do pokoju i pospiesznie zapina艂 walizk臋. Wtedy wr贸ci艂o bolesne wspomnienie czas贸w, kiedy mieszka艂 u ciotki i musia艂 spieszy膰 si臋 na lekcje. Odczu艂 swoj膮 samotno艣膰 i uspokoi艂 si臋 dopiero na dworcu. Podr贸偶 min臋艂a mu w jakim艣 odr臋twieniu, rozpami臋tywaniu tego, co min臋艂o. Czu艂 si臋 s艂abym i skrzywdzonym, 偶a艂owa艂 miejsc, kt贸re pokocha艂 i ze wzruszeniem wspomina艂. Na jakiej艣 stacji, na kt贸rej czeka艂 na przesiadk臋, ujrza艂 w t艂umie ludzi znajom膮 twarz in偶yniera Korzeckiego.

Poczu艂 niemal fizyczny wstr臋t do m臋偶czyzn i postanowi艂 nie wypowiada膰 si臋 na temat szlamowania stawu. Ze z艂o艣ci膮 pomy艣la艂, 偶e zak艂ad leczniczy dostarcza najciemniejszej warstwie ludu zmulon膮 wod臋 do picia i zawr贸ci艂 w stron臋 staruszk贸w. Pocz膮tkowo zignorowali go, udaj膮c, 偶e prowadz膮 o偶ywion膮 dyskusj臋. Judym z trudem opanowa艂 gniew. Ironicznie stwierdzi艂, 偶e rola Cis贸w w historii okolicy jest jedynie reklam膮 i k艂amstwem, kt贸rym karmi si臋 kuracjuszy. Jako lekarz nie zgadza艂 si臋, aby szlam by艂 wyrzucany do rzeki. Oburzony W臋glichowski odpar艂, 偶e m艂odzieniec miesza si臋 w sprawy, kt贸re nie powinny go interesowa膰. Nakaza艂 administratorowi, by wynaj膮艂 dodatkowych ludzi do szlamowania i za艣mia艂 si臋, czekaj膮c na reakcj臋 Judyma. Tomasz ze spokojem nazwa艂 dyrektora 鈥瀞tarym os艂em鈥. Wtedy Krzywos膮d ruszy艂 w stron臋 m艂odzie艅ca z zaci艣ni臋tymi pi臋艣ciami, lecz ten zdo艂a艂 chwyci膰 go i odepchn膮膰 od siebie. Administrator wpad艂 do bagna, a m艂ody lekarz, za艣lepiony gniewem, odszed艂, przeklinaj膮c g艂o艣no.

Gdzie oczy ponios膮

Wieczorem Judym otrzyma艂 list od W臋glichowskiego, kt贸ry w obliczu zaistnia艂ych wydarze艅, rozwi膮zywa艂 umow臋. Lekarz by艂 przygotowany na to i stara艂 si臋 nie my艣le膰 o niczym. Potem zacz膮艂 zastanawia膰 si臋, dlaczego nie wr贸ci艂 do domu przed awantur膮 i poczu艂 ogromn膮 偶a艂o艣膰. Przez chwil臋 zapomnia艂 o narzeczonej, lecz teraz my艣li o niej sta艂y si臋 bolesne i zacz膮艂 rozumie膰 swoj膮 bezsilno艣膰. Z 偶alem my艣la艂 o rozstaniu, kt贸re wkr贸tce mia艂o nast膮pi膰. W pewnej chwili Podborska zjawi艂a si臋 przy oknie jego pokoju, a on z b贸lem przytuli艂 dziewczyn臋 do serca. Powiedzia艂, 偶e opuszcza Cisy nast臋pnego dnia i wyja艣ni艂, 偶e nie m贸g艂 post膮pi膰 inaczej. Odesz艂a szybko, a Tomasz siedzia艂, rozmy艣laj膮c, do p贸藕nej nocy. Z uczuciem t臋sknoty ogarnia艂 wzrokiem mieszkanie, kt贸re by艂o jego domem w ci膮gu ostatniego roku. Zrozumia艂, 偶e nie ma si艂y, by to wszystko opu艣ci膰.

Zacz膮艂 zastanawia膰 si臋, w jaki spos贸b przeprosi膰 administratora i W臋glichowskiego. Postanowi艂 zjedna膰 sobie 偶on臋 dyrektora, wyjecha膰 na jaki艣 czas i wr贸ci膰 do Cis贸w, by zacz膮膰 nowe 偶ycie. We藕mie cichy 艣lub z Joasi膮 jeszcze w tym miesi膮cu. Zasn膮艂 nad ranem i obudzi艂 si臋 z my艣l膮, 偶e musi opu艣ci膰 zak艂ad. Spakowa艂 si臋 i oko艂o 贸smej by艂 got贸w, by jecha膰 w贸zkiem pocztowym na stacj臋. Po raz ostatni obszed艂 szpital, z u艣miechem zadowolenia i triumfu. Wr贸ci艂 do pokoju i pospiesznie zapina艂 walizk臋. Wtedy wr贸ci艂o bolesne wspomnienie czas贸w, kiedy mieszka艂 u ciotki i musia艂 spieszy膰 si臋 na lekcje. Odczu艂 swoj膮 samotno艣膰 i uspokoi艂 si臋 dopiero na dworcu. Podr贸偶 min臋艂a mu w jakim艣 odr臋twieniu, rozpami臋tywaniu tego, co min臋艂o. Czu艂 si臋 s艂abym i skrzywdzonym, 偶a艂owa艂 miejsc, kt贸re pokocha艂 i ze wzruszeniem wspomina艂. Na jakiej艣 stacji, na kt贸rej czeka艂 na przesiadk臋, ujrza艂 w t艂umie ludzi znajom膮 twarz in偶yniera Korzeckiego.

Poznali si臋 w Pary偶u, a p贸藕niej towarzyszy艂 m臋偶czy藕nie w przeja偶d偶ce po Szwajcarii. Nieoczekiwanie in偶ynier podszed艂 i lekarz spojrza艂 na niego niech臋tnie. Korzecki usiad艂 obok i zacz膮艂 wypytywa膰 o prac臋, lecz Judym odpar艂, 偶e nie jest w stanie teraz rozmawia膰. M臋偶czyzna okaza艂 wyrozumia艂o艣膰 i zaproponowa艂, by lekarz pojecha艂 z nim do Zag艂臋bia, gdzie b臋dzie m贸g艂 odpocz膮膰, a p贸藕niej podj膮膰 prac臋. Tomasz odrzuci艂 propozycj臋, lecz po chwili pomy艣la艂, 偶e w Warszawie nie ma gdzie si臋 zatrzyma膰. Znajomy obieca艂, 偶e nie b臋dzie mu si臋 narzuca艂 i ruszy艂 do kasy, by kupi膰 bilet do Sosnowca. Judym popatrzy艂 na niego i odetchn膮艂 z ulg膮. W poci膮gu przez jaki艣 czas jecha艂 sam w przedziale, ciesz膮c si臋, 偶e nie jedzie do Warszawy. Potem wszed艂 Korzecki i zacz膮艂 czyta膰 ksi膮偶k臋. Lekarz obserwowa艂 go i nieoczekiwanie poczu艂 ogromn膮 t臋sknot臋 za Podborsk膮. Oko艂o godziny pi膮tej po po艂udniu m臋偶czyzna podni贸s艂 si臋 i powiedzia艂, 偶e dojechali na miejsce.

Przed stacj膮 czeka艂 na nich wynaj臋ty pow贸z i ruszyli do kopalni 鈥濻ykstus鈥. Judym patrz膮c na ziemi臋, zniszczon膮 ha艂dami mia艂u w臋glowego, czu艂 g艂臋boki smutek. Zatrzymali si臋 przed kantorem i Korzecki, zostawiwszy Tomasza w pierwszej izbie, uda艂 si臋 dalej. Lekarz zauwa偶y艂 na stoliku pi贸ro i skrawek papieru. Zacz膮艂 pisa膰 list do Joanny, pe艂en t臋sknoty i b贸lu po rozstaniu. Nagle zorientowa艂 si臋, 偶e Korzecki stoi za nim. M臋偶czyzna przeprosi艂 go, 偶e mimo woli przeczyta艂 pierwsze s艂owa. Lekarz podar艂 papier i schowa艂 skrawki do kieszeni. Towarzysz oznajmi艂 mu, 偶e musz膮 jecha膰 dalej, do jego mieszkania. Judym oznajmi艂 mu, 偶e nie b臋dzie nic jad艂, a wtedy Korzecki z przekor膮 powiedzia艂, 偶e ka偶e mu zje艣膰 befsztyk w imieniu panny Joanny. Potem u艣cisn膮艂 serdecznie m艂odzie艅ca, kt贸ry czu艂 si臋 upokorzony i zmieszany.

Po drodze min臋li budynek lecznicy, przed kt贸rym sta艂 t艂um ludzi. Korzecki poinformowa艂 go, 偶e m贸g艂by obj膮膰 stanowisko lekarza przy kopalni, lecz Tomasz chcia艂 przez kilka dni odpocz膮膰. Dojechali przed pi臋trowy odrapany dom. Mieszkanie Korzeckiego by艂o skromne. Po kolacji m臋偶czyzna wyzna艂, 偶e chcia艂by, aby lekarz przyj膮艂 stanowisko przy kopalni. Liczy艂 na to, 偶e Judym ukoi jego nerwy i umo偶liwi poznanie 偶ycia i 艣mierci, by m贸g艂 zachowa膰 wobec nich oboj臋tno艣膰. Ostatnimi czasy ba艂 si臋 nawet sypia膰.

Tomasz doradzi艂, aby zmieni艂 tryb 偶ycia, po艣wi臋ca艂 wi臋cej czasu na rozrywk臋. Korzecki odpar艂, 偶e musi pracowa膰, by zarabia膰 na swoje przyjemno艣ci. Nie potrafi艂 r贸wnie偶 unika膰 wzrusze艅. Opowiedzia艂 o 艣mierci ma艂ego ch艂opca, kt贸remu podarowa艂 czerwony kapelusik, przywieziony z Mediolanu. Kiedy dowiedzia艂 si臋, 偶e malec nie 偶yje, stara艂 si臋 zaj膮膰 prac膮, aby o tym nie my艣le膰, a偶 pewnego wieczoru ujrza艂 dziwn膮 czerwon膮 plam臋 sun膮c膮 po 艣cianie i us艂ysza艂 艣miech dziecka. Po tym wydarzeniu wyjecha艂 na kilka dni, by zapomnie膰. Judym uzna艂, 偶e znajomy ma chore nerwy, lecz m臋偶czyzna odpar艂, 偶e ma zanadto wyedukowan膮 艣wiadomo艣膰.

Glikauf!

Nast臋pnego dnia Judym obudzi艂 si臋 w pustym mieszkaniu. Wydawa艂o mu si臋, 偶e zn贸w jest w Pary偶u, na Boulevard Voltaire. Szybko opu艣ci艂 nieprzyjemne pomieszczenie i wyszed艂 na spacer po mie艣cie. Czu艂 si臋 nieszcz臋艣liwy, ogarni臋ty rozpacz膮 i zagubiony. Otaczaj膮cy go krajobraz, widok nieotynkowanych ruder, d藕wi臋k dzwonka kopalni 鈥 wszystko to sprawia艂o, 偶e nie potrafi艂 okre艣li膰 swych uczu膰. W milczeniu mija艂 ludzi. Jaki艣 m臋偶czyzna zatrzyma艂 go, oznajmiaj膮c, 偶e pan in偶ynier chce z nim rozmawia膰. Judym wszed艂 do drewnianego domu i spotka艂 si臋 z Korzeckim.

Lekarz chcia艂 zobaczy膰 kopalni臋 i wkr贸tce udali si臋 do szybu. Zjechali w d贸艂 i Judym obserwowa艂 ludzi, kt贸rzy pracowali w korytarzach, konie, ci膮gn膮ce szeregi w贸zk贸w. Po jakim艣 czasie znale藕li si臋 w miejscu, gdzie nie by艂o o艣wietlenia i jedyne 艣wiat艂o pada艂o z kagank贸w, kt贸re nie艣li w r臋kach. Czasami mijali drzwi, kt贸re doprowadza艂y powietrze i Korzecki pozdrawia艂 pracuj膮cych tam ludzi s艂owem 鈥濭likauf!鈥 (na szcz臋艣cie!). Judym pomy艣la艂, 偶e jest w tym s艂owie co艣, co 艣ciska za serce. W my艣lach r贸wnie偶 on pozdrawia艂 g贸rnik贸w tym s艂owem. Nagle ogarn臋艂a go ogromna t臋sknota za Joasi膮, bardziej bolesna ni偶 w chwili po偶egnania.

W pewnym momencie Korzecki odszed艂, zostawiaj膮c Tomasza w towarzystwie starego g贸rnika. M臋偶czyzna zacz膮艂 wyja艣nia膰, w jaki spos贸b wyrabiaj膮 calizn臋 mi臋dzy chodnikami. Doktor o艣wietli艂 lamp膮 艣cian臋 i odni贸s艂 wra偶enie, 偶e znajduje si臋 w odwiecznej puszczy. Wyobrazi艂 sobie, 偶e ogromne drzewa zalewa morze i na przestrzeni setek lat zmieniaj膮 si臋 one w w臋giel. Z zamy艣lenia wyrwa艂 go g艂os in偶yniera. Ruszyli dalej chodnikiem do szybu i wyjechali wind膮 na g贸rn膮 platform臋. W pewnej chwili Judym us艂ysza艂 w ciemno艣ciach czyj艣 g艂os. Korzecki wyja艣ni艂 mu, 偶e to poganiacz m贸wi do konia, by ci膮gn膮艂 dalej w贸zki, do kt贸rych prawdopodobnie przyczepiono o jeden wi臋cej. Kiedy zwierz臋 nie chce ruszy膰, bije go batem. Lekarz odpar艂, 偶e to powinno by膰 zabronione, lecz in偶ynier doda艂, 偶e nie ma ju偶 si艂y zabrania膰.

Pielgrzym

W kilka dni p贸藕niej Judym wraz z Korzeckim udali si臋 do in偶yniera Kalinowicza. Powietrze by艂o parne, zanosi艂o si臋 na burz臋. Lokaj wprowadzi艂 ich do salonu i po chwili do pokoju wszed艂 gospodarz domu. Po kr贸tkiej rozmowie przeszli do s膮siedniego gabinetu, gdzie za sto艂em siedzia艂a c贸rka Kalinowicza, Helena. Nieoczekiwana wizyta m臋偶czyzn zawstydzi艂a pann臋. Korzecki w towarzystwie Heleny, kt贸ra rozmawia艂a z nim swobodnie i 偶yczliwie, spochmurnia艂. Lekarz zauwa偶y艂, 偶e znajomy patrzy na pann臋 w zamy艣leniu, z pewnym rodzajem niech臋ci. Nagle do salonu wszed艂 m艂odzieniec dwudziestokilkuletni, syn in偶yniera. M艂ody Kalinowicz nawi膮za艂 o偶ywion膮 rozmow臋 z Korzeckim, kt贸rej Tomasz przys艂uchiwa艂 si臋 ze smutkiem.

W pewnej chwili dialog mi臋dzy m臋偶czyznami zszed艂 na temat higieny. M艂ody Kalinowicz uwa偶a艂, 偶e epidemi臋 w ma艂ych miasteczkach nale偶y zwalcza膰 za pomoc膮 przymusu. Korzecki nie chcia艂 si臋 wypowiada膰, uznaj膮c, 偶e nie wie, w jaki spos贸b nale偶a艂oby to zrobi膰. Za oknem zrobi艂o si臋 ciemno i rozszala艂a si臋 burza. Panna Helena z trwog膮 spogl膮da艂a na 偶ywio艂, a Korzecki stwierdzi艂, 偶e biednym musi by艂 cz艂owiek, kt贸ry pod膮偶膮 teraz drog膮. Por贸wna艂 w臋drowca do pielgrzyma, kt贸ry w drodze si臋 trudzi przy blasku gromu. Judym zbli偶y艂 si臋 do okna. My艣la艂 o narzeczonej, w nadziei czeka艂 na jakie艣 wiadomo艣ci od niej. Wys艂a艂 ju偶 do Joasi list i poda艂 adres, pod kt贸rym obecnie mieszka艂. Panna Kalinowicz zaprosi艂a go艣ci na herbat臋 i przeszli do salonu.

M艂ody Kalinowicz usiad艂 obok lekarza i zapyta艂 go o prac臋. Tomasz odpar艂, 偶e z ch臋ci膮 chcia艂by pracowa膰 przy kopalni, lecz na razie planuje rozezna膰 si臋 w panuj膮cych tu stosunkach. M艂odzieniec nie ukrywa艂 swej niech臋ci do Zag艂臋bia. Stary in偶ynier wyja艣ni艂, 偶e przyczyn膮 wielu wypadk贸w w kopalni jest lekcewa偶enie przepis贸w przez g贸rnik贸w. Po kolacji do Korzeckiego podszed艂 lokaj z wiadomo艣ci膮, 偶e kto艣 na niego czeka. Judym by艂 przekonany, 偶e to pos艂aniec z listem od Podborskiej i wyszed艂 za znajomym. Dostrzeg艂 in偶yniera w towarzystwie m臋偶czyzny z paczk膮 i zrozumia艂, 偶e przesy艂ka nie jest dla niego. Korzecki zdenerwowa艂 si臋, widz膮c Tomasza na schodach. Wyja艣ni艂, 偶e to przemytnik z zam贸wionym wcze艣niej materia艂em na ubranie. Lekarz doradzi艂, aby podano pos艂a艅cowi kieliszek w贸dki, by nie zachorowa艂 i sam zani贸s艂 mu alkohol. W dwie godziny p贸藕niej Judym i Korzecki wracali do domu. In偶ynier zacytowa艂 fragment wiersza o pielgrzymie, kt贸ry nie zna艂 domu rodzinnego.

鈥濧sperges me鈥︹

W s膮siedztwie mieszkania Korzeckiego sta艂 dom, w kt贸rym czasami in偶ynier bywa艂 z wizyt膮. Mieszka艂a w nim uboga rodzina szlachecka. Pewnego dnia Judym, po powrocie ze spaceru, zasta艂 ucznia gimnazjum, kt贸ry rozmawia艂 z Korzeckim. By艂 to Olek Daszkowski, kt贸ry zjawi艂 si臋 z pro艣b膮 o wizyt臋 lekarza u chorej na p艂uca matki. In偶ynier tego dnia by艂 ma艂om贸wny. Odprowadzi艂 Daszkowskiego do powozu, obiecuj膮c, 偶e wkr贸tce ich odwiedzi. W pewnej chwili po jego twarzy sp艂yn臋艂y dwie 艂zy. Oko艂o czwartej dojechali do Zabrzezia. Na powitanie lekarza wyszed艂 m膮偶 chorej i zaprowadzi艂 go do 偶ony.

Judym stwierdzi艂 suchoty w ostatnim stadium. Poczu艂 dziwny smutek, nie wiedz膮c, czy powinien powiedzie膰 prawd臋. Kobieta wyjawi艂a, 偶e bardzo pragnie 偶y膰, poniewa偶 opiekuje si臋 dzie膰mi i gospodarstwem. Tomasz zaleci艂, by du偶o wypoczywa艂a. Spojrza艂 na chor膮, kt贸ra siedzia艂a na 艂贸偶ku i modli艂a si臋 cicho. Z jej oczu p艂yn臋艂y 艂zy. Cisz臋 rozdar艂 krzyk pawia. Kobieta poruszy艂a si臋 i powiedzia艂a, 偶e si臋 boi. Lekarz stara艂 si臋 j膮 uspokoi膰. Poprosi艂a, by cho膰 o kilka miesi臋cy przed艂u偶y艂 jej 偶ycie, by wiedzie膰, co stanie si臋 z Olesiem. Judym zerkn膮艂 na ch艂opca, kt贸ry p艂aka艂. Chora 偶a艂owa艂a, 偶e Korzecki ich nie odwiedza. Po kolacji lekarz wr贸ci艂 do Sosnowca. Wydawa艂o mu si臋, 偶e ta chora kobieta, kt贸rej ju偶 nie m贸g艂 pom贸c, sta艂a si臋 najbli偶sz膮 mu istot膮. W oddali us艂ysza艂 krzyk pawia.

Dajmonion

Tomasz Judym otrzyma艂 posad臋 lekarza fabrycznego i zamieszka艂 w pobli偶u kopalni w臋gla. Wieczorami spotyka艂 si臋 z Korzeckim, kt贸ry by艂 tu jego jedynym znajomym. Towarzystwo m臋偶czyzny m臋czy艂o jednak doktora, poniewa偶 wprowadza艂o jak膮艣 trwog臋 i bolesny niepok贸j. Pewnego popo艂udnia, w sierpniu, pos艂aniec przyni贸s艂 list od in偶yniera, napisany na skrawki papieru. Judym, przyzwyczajony do dziwactw znajomego, bez szczeg贸lnego niepokoju przeczyta艂 cytat z 鈥濧pologii Sokratesa鈥. Pomimo tego wezwa艂 pow贸z i ruszy艂 do kancelarii Korzeckiego. W bramie zatrzyma艂 go furman, kt贸ry krzycza艂 co艣 o in偶ynierze. Lekarz przesiad艂 si臋 i konie ruszy艂y galopem.

Przed mieszkaniem Korzeckiego sta艂 t艂um ludzi. Lekarz wszed艂 do 艣rodka i ujrza艂 in偶yniera, le偶膮cego na sofie, w ubraniu, ubrudzonym krwi膮, z roztrzaskan膮 g艂ow膮. Oszo艂omiony, przymkn膮艂 drzwi i usiad艂. W otwartej szufladzie dostrzeg艂 atlas anatomiczny, otwarty na karcie z rysunkiem g艂owy, na kt贸rym narysowana by艂a linia, prowadz膮ca od ty艂u czaszki do lewego oka. Nagle otworzy艂y si臋 drzwi i do pomieszczenia wszed艂 wysoki blondyn. Nie zauwa偶ywszy lekarza, zbli偶y艂 si臋 do zw艂ok i patrzy艂 na nie ze zdumieniem. Potem pochyli艂 si臋, pr贸buj膮c obudzi膰 Korzeckiego, wreszcie znieruchomia艂. Judym przygl膮da艂 mu si臋 w milczeniu. M臋偶czyzna usiad艂 obok n贸g in偶yniera i oddycha艂 z trudem, szepcz膮c jakie艣 s艂owa.

Rozdarta sosna

Rankiem przed 贸sm膮, Judym skierowa艂 si臋 w stron臋 dworca. By艂 pocz膮tek wrze艣nia. Poprzedniego dnia otrzyma艂 kartk臋 od narzeczonej z wiadomo艣ci膮 o przyje藕dzie. Razem z Niewadzk膮 i pann膮 Wand膮 jecha艂y do Drezna, gdzie mia艂y spotka膰 si臋 z Karbowskimi. Babcia chcia艂a sp臋dzi膰 dwa dni w Cz臋stochowie, wi臋c Joasia mog艂a na jeden dzie艅 jecha膰 do Zag艂臋bia, by spotka膰 si臋 z kuzynk膮. Podkre艣li艂a s艂owa, 偶e nie chce nikogo odwiedza膰. Judym czyta艂 list z b贸lem. Na dworzec szed艂, zastanawiaj膮c si臋, co mog艂a oznacza膰 ta informacja. Z daleka dostrzeg艂 narzeczon膮, wysiadaj膮c膮 z wagonu.

Przez chwil臋 nie mogli wypowiedzie膰 ani s艂owa. Rozkoszowa艂 si臋 mo偶liwo艣ci膮 u艣ci艣ni臋cia jej delikatnej d艂oni. Potem ruszyli uliczk膮, rozmawiaj膮c o rzeczach b艂ahych. Podborska spyta艂a, czy poka偶e jej miejscowe fabryki, u偶ywaj膮c w stosunku do niego formy 鈥瀙an鈥. Nie zaprotestowa艂, s艂ysz膮c tak oficjalny ton. Technik oprowadza艂 ich po halach, obja艣niaj膮c 鈥瀔uzynce鈥 doktora, w jaki spos贸b funkcjonuj膮 maszyny. Po po艂udniu Tomasz zaprowadzi艂 Joasi臋 na obrze偶a miasta, do dom贸w swoich pacjent贸w. Nagle zapyta艂 dziewczyn臋, gdzie zamieszkaj膮. D艂ugo nie odpowiada艂a, a jej oczy roz艣wietli艂 blask. W ko艅cu odpar艂a, 偶e tam gdzie on zechce, nawet tu, by mog艂a pomaga膰 mu w pracy.

Chcia艂a, by za艂o偶yli szpital taki jak w Cisach. Spyta艂, czy umie prowadzi膰 dom. W odpowiedzi us艂ysza艂, 偶e wstawa艂a ka偶dego dnia wcze艣nie, by od gospodyni uczy膰 si臋 gotowania i prasowania. Zacz臋艂a opowiada膰 o tym, jak b臋dzie wygl膮da艂 ich wsp贸lny dom. Nie chcia艂a du偶ego mieszkania, urz膮dzonego wykwitnie i bogato. Chcia艂a prostych mebli jak u najubo偶szych ludzi, kt贸rym b臋d膮 oddawali wszystko, co inni zamieniaj膮 w zbytek. Judym przyzna艂 jej racj臋. Patrzy艂a na niego z uwielbieniem, kiedy m贸wi艂a o tym, jak b臋d膮 pomaga膰 biednym. Nagle Tomasz zapyta艂, co stanie si臋 z cha艂upami, kt贸re widzieli przed chwil膮. Spojrza艂a na niego zdumiona, nie rozumiej膮c, co mia艂 na my艣li. Wyja艣ni艂, 偶e musi zburzy膰 chaty, poniewa偶 nie mo偶e patrze膰 na umieraj膮cych od cynku ludzi.

Wyrwa艂 r臋k臋, kt贸r膮 Podborska uj臋艂a delikatnie i odezwa艂 si臋 g艂osem szorstkim, obcym. Wyzna艂, 偶e kocha j膮 ponad wszystko, a mi艂o艣膰 do niej zmieni艂a go. Odk膮d przyjecha艂 do Sosnowca, nie potrafi odzyska膰 spokoju. Pochodzi艂 z mot艂ochu, a ona tego nie rozumia艂a. Patrzy艂 na ludzi, kt贸rzy umierali w wieku trzydziestu lat, poniewa偶 byli ju偶 starcami. Czu艂 si臋 za to odpowiedzialny, poniewa偶 by艂 lekarzem i jako lekarz mia艂 艣wiadomo艣膰, dlaczego tak si臋 dzieje. Otrzyma艂 wszystko i teraz musi sp艂aci膰 d艂ug, wyrzekaj膮c si臋 w艂asnego szcz臋艣cia i mi艂o艣ci. Joasia wyszepta艂a, 偶e ona go nie zatrzyma przed tym, co zamierza zrobi膰. M臋偶czyzna odpar艂, 偶e wie o tym, ale z czasem, b臋d膮c z ni膮, stanie si臋 dorobkiewiczem. Przez jaki艣 czas szli obok siebie w milczeniu. Droga zaprowadzi艂a ich do lasu, gdzie usiedli pod drzewem. Joasia nie patrzy艂a na ukochanego, cho膰 czu艂a jego rami臋, wsparte na jej ramieniu. Zacz臋艂a p艂aka膰. Judym nie podni贸s艂 g艂owy. Po d艂ugiej godzinie us艂ysza艂 jej g艂os cichy, 偶ycz膮cy mu szcz臋艣cia. Wsta艂a i odesz艂a w stron臋 dworca kolejowego. Tomasz siedzia艂 d艂ugo w lesie, potem ruszy艂 przed siebie. Czu艂 nienawi艣膰 i wzgard臋 do widocznej w oddali kopalni. W pewnej chwili zatrzyma艂 si臋 nad brzegiem wody. Ponad drzewami us艂ysza艂 odg艂os odje偶d偶aj膮cego poci膮gu. W pobli偶u dostrzeg艂 kar艂owate sosny. Jedna z nich ros艂a nad brzegiem zwaliska. Osuwaj膮ca si臋 ziemia poci膮gn臋艂a za sob膮 cz臋艣膰 korzeni. Po艂owa pnia zosta艂a na g贸rze, a reszta ros艂a nad wyrw膮. Judym rzuci艂 si臋 na ziemi臋, by nikt go nie widzia艂. Pod sob膮 s艂ysza艂 huk wystrza艂贸w dynamitu i prochu w korytarzach kopalni. Nad g艂ow膮 widzia艂 rozdart膮 sosn臋. Wydawa艂o mu si臋, 偶e s艂yszy jaki艣 p艂acz, lecz nie wiedzia艂, kto p艂acze 鈥 czy to Joasia, czy grobowe lochy kopalni czy te偶 rozdarta sosna.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ludzie
baciary jak si臋 bawi膮 ludzie
fr ks m艂odzi ludzie i starzy ludzie
Jak ludzie 艣redniowiecza wyobra偶ali sobie 艣mier膰 i jakie odc, wypracowania
Ludzie najs艂absi i najbardziej potrzebuj膮cy w 偶yciu spo艂ecze艅stwa, Konferencje, audycje, reporta偶e,
Znaniecki - Ludzie tera藕niejsi, Etnologia i Antropologia kultury, Antropologia kulturowa
Fiodor Dostojewski Biedni Ludzie
Niech ludzie si臋 dowiedz膮
LALKA-LUDZIE BEZDOMNI-r贸偶ne sposoby naracji, Szko艂a, J臋zyk polski, Wypracowania
Ludzie istniej膮 dla siebie nawzaje1
Ludzie w Czerni, spiskowe teorie itp
STARZY LUDZIE W AUTOBUSIE, J. Kaczmarski - teksty i akordy
Jakie slowa ludzie najczesciej wypowiadaja przed smiercia, !!!Na Weso艂o-HUMOR-DOWCIPY-艢MIESZNE

wi臋cej podobnych podstron