Miller Linda Lael Kobieta leoparda

background image

LINDA LAEL MILLER

Kobieta leoparda

The Leopard’s Woman

Tłumaczyła: Wiktoria Melech

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Olivia Stillwell leżała ze skrępowanymi do tyłu rękami na brudnej,

pokrytej rdzą podłodze dżipa, a z każdym kolejnym wstrząsem i podskokiem

samochodu przybywało jej sioców na ciele. Nie poddając się jeszcze do kooca

paraliżującemu ją przerażeniu, mówiła sobie w duchu, że to wspaniała

przygoda, którą będzie musiała kiedyś opisad, oczywiście jeśli przeżyje.

Ostre meksykaoskie słooce piekło niemiłosiernie, parzyło odsłonięte ręce

i nogi. W koocu miała na sobie tylko bawełnianą bluzkę bez rękawów i szorty.

Długie do ramion kasztanowe włosy splątane były od potu i kurzu, który

pokrywał całą jej twarz i szyję. Męczyły ją mdłości, czuła się jak homar, którego

za chwilę mają wrzucid do garnka z wrzątkiem.

Nie znaczy to, że chciała, żeby jej porywacze wreszcie się zatrzymali.

Wcale też nie marzyła o tym, żeby znaleźd się już tam, dokąd ją wieźli.

Zamknęła oczy, by chod w ten sposób uciec przed ostrym blaskiem

słooca. Nie zaznała jednak ulgi, bo w wyobraźni widziała znowu kolorowe

obrazy z kiczowatych filmów sensacyjnych oglądanych przed laty.

Pięd lat temu, gdy ukooczyła studia, wuj Errol, który był autorem

popularnych powieści romansowo-przygodowych, czytanych przede wszystkim

przez kobiety, przyjął ją do pracy w swojej grupie badawczej. Od razu polubiła

to zajęcie i świetnie sobie radziła. Pokonując trudności i stopniowo nabywając

doświadczenia, Olivia objęła w koocu kierownictwo nad całym zespołem i to

ona decydowała teraz o szczegółach badao zlecanych przez wuja.

Swoją pozycję zawdzięczała ciężkiej pracy i nowatorskim pomysłom,

chociaż wielu ludzi nie wierzyło, że doszła do tego samodzielnie. Ponieważ była

jedyną żyjącą krewną Errola McCauleya, ponieważ to on ją wychował i

wykształcił, prawie wszyscy uważali, że ta wspaniała kariera została jej jakby

background image

ofiarowana na przysłowiowej srebrnej tacy.

Już chyba z tysiąc razy uderzyła policzkiem o podłogę dżipa. I za każdym

razem, krzywiąc się z bólu, była skłonna oddad tę pracę każdemu chętnemu.

Łzy popłynęły jej z oczu i z ulgą stwierdziła, że nie jest tak bardzo

odwodniona, jeśli może płakad. Westchnęła. Jeszcze dziś przed południem była

taka szczęśliwa. Jadła obiad na tarasie swojego pokoju w hotelu, osłonięta

przed słoocem markizą w biało-czerwone pasy. Właśnie ukooczyła

dwutygodniowe badania – wuj Errol pisał książkę o bogatej Amerykance, która

po wielu perypetiach życiowych wychodzi za mąż za matadora – i postanowiła

wynagrodzid to sobie kupując kilka wyrobów ceramicznych w osiedlu

artystów-garncarzy, o którym gdzieś przeczytała.

Olivia też miała własne koło garncarskie i mały piec do wypalania. Dobrze

sobie z tym radziła i to, co zrobiła, zamierzała sprzedawad na wystawach i w

galeriach. Bardzo lubiła też pracowad dla wuja Errola i podniecały ją przygody,

które się z tą pracą wiązały. Ale coraz częściej myślała o zmianie

dotychczasowego trybu życia. Chciała mied dziecko.

Wypytawszy dokładnie recepcjonistkę o drogę, Olivia wyjechała z

kempingu wynajętym samochodem. Gdzieś na pustyni skręciła w złym

kierunku, co zapoczątkowało całe pasmo nieszczęśd.

Najpierw przegrzał się silnik małego sedana, który sprawiał wrażenie

niezawodnego, kiedy opuszczała zaciszne turystyczne miasteczko San Carlos.

Chłodnica eksplodowała, gorąca woda wytrysnęła spod maski i oczywiście

samochód nie mógł już dalej jechad.

Dziewczyna nie zaniepokoiła się tym zbytnio. Zdarzało się już jej bywad w

różnych opałach w najdzikszych rejonach świata, w takich krajach jak Kolumbia,

Maroko czy Nepal. Miała ze sobą butelkę z wodą, olejek zapobiegający

oparzeniom słonecznym i czapkę z daszkiem. Nie wątpiła ani przez chwilę, że

background image

jeśli pójdzie pieszo, wkrótce odnajdzie osadę garncarzy. A tam znajdzie się ktoś,

kto bezpiecznie odwiezie ją do hotelu.

Nałożyła przeciwsłoneczne okulary, wysmarowała twarz i ramiona

olejkiem ochronnym, głowę nakryła jaskrawo-różową baseballową czapką i

ufnie ruszyła przed siebie drogą pokrytą koleinami. Kilka jakichś

przestraszonych zwierzątek przebiegło przed nią. Olivia starała się zapamiętad

ich wygląd i rozmiary. Im więcej szczegółów zapamięta, tym bardziej uszczęśliwi

wuja Errola, który lubił wtrącad takie ciekawostki do swoich książek.

Minęła jednak godzina i nie było widad żadnego śladu osady. Wokół tylko

pustynia i kaktusy, a na horyzoncie majaczyły jakieś góry. Olivia była już bardzo

zmęczona. Nagle opuściła ją brawura, poczuła, że najzwyczajniej zaczyna się

bad.

I właśnie wtedy daleko na wstędze drogi ukazał się dżip, wzniecający

bure tumany kurzu.

Wkrótce, ślizgając się na piachu, samochód zatrzymał się obok Olivii.

Natychmiast zorientowała się, że ci mężczyźni z karabinami, spoglądający na nią

pożądliwie, wcale nie mają zamiaru jej pomóc. Odwróciła się i zaczęła biec

przez pustynię. Gorący piasek parzył jej stopy poprzez podeszwy sandałów,

złapali ją więc bez większego trudu.

Olivia krzyczała i walczyła z determinacją, przekonana, że chcą ją

zgwałcid, a potem zostawid tu na pewną śmierd. Młodszy z dwóch bandidos

uderzył ją w twarz. Wtedy drugi mężczyzna chwycił go za rękę, uniemożliwiając

zadanie kolejnego ciosu, i krzyknął coś wściekle po hiszpaosku.

Wykręcili jej ręce do tyłu i skrępowali w przegubach. Związali też nogi w

kostkach i zakneblowali usta. W czasie walki zgubiła czapkę.

Olivia straciła poczucie czasu i nie umiałaby powiedzied, kiedy to

wszystko się stało i jak długo trwała ta podróż. Miała wrażenie, jakby jechali już

background image

całe dni, ale wiedziała przecież, że tak naprawdę minęło dopiero kilka godzin.

Zdenerwowana przekręciła się na bok, wydając cichy jęk. W gardle czuła palący

smak żółci, bolały ją wszystkie mięśnie i kości. Ale najgorszy był strach. Widziała

kiedyś film o okrutnym losie młodych dziewcząt złapanych do niewoli w

Meksyku i wspomnienie to wciąż ją prześladowało.

Samochód zatrzymał się niespodziewanie na wyboistej drodze i

dziewczyna uderzyła silnie głową o tył fotela. Serce podskoczyło jej do gardła.

Starszy mężczyzna, w koszuli przepoconej na wylot, przeszedł na tył

wozu, chwycił mocno Olivię za ramię i postawił na nogi. Przez chwilę, jak we

śnie, widziała jego kołyszącą się sylwetkę, a potem zrobiło jej się ciemno przed

oczami.

Jej prześladowca znów powiedział coś gwałtownie po hiszpaosku, szybko

i w jakimś żargonie, tak że Olivia nic nie zrozumiała. Wyjął szmaciany knebel i

przytknął jej do ust butelkę. Zaczęła pid łapczywie. Krzyknął na nią i zabrał

zbawczą wodę. Zrozumiała, że ma popijad małymi łykami. Skinęła głową i znów

poczuła w ustach chłodny płyn o metalicznym i jakby siarkowym smaku, ale dla

niej wspanialszy od ambrozji.

W koocu senor zabrał jej manierkę i gestem nakazał, żeby znów się

położyła. Posłuchała go bez oporu, a on nakrył ją pasiastym kocem, takim, jakie

sprzedaje się turystom na bazarach, razem z gipsowymi statuetkami, obrusami i

tanią biżuterią. Dżip ruszył ponownie. Pod tym grubym wełnianym kocem

cierpiała okrutnie z gorąca, ale zarazem doceniała wyświadczoną jej

uprzejmośd. Bez tej osłony bezlitosne słooce spaliłoby ją żywcem.

Jechali wciąż i jechali. Olivia to traciła, to znów odzyskiwała świadomośd.

Tyle jeszcze pozostało rzeczy, których nie zdążyła dokonad – zdobycie pozycji w

świecie sztuki, małżeostwo, dzieci, wygrana w totalizatora... Tak bardzo chciała

żyd! Z drugiej jednak strony, jeśli, jak przypuszczała, ma byd sprzedana, lepiej

background image

byłoby umrzed.

Tak jakby miała jakąś możliwośd wyboru...

Następnego postoju nawet nie zauważyła, bo myślami była w zupełnie

innym świecie. Wspaniały Connecticut... Stary dom wuja, pamiętający stare

czasy, gdzie szczęśliwa i bezpieczna robiła na kole garncarskim dzbany, wazony i

miski na owoce, żeby je potem wystawid na sprzedaż na miejscowych targach

rzemiosła.

Nieznośny meksykaoski upał stopniowo malał. Nadciągnął chłód, który

ocucił w koocu dziewczynę, przywołując ją do gorzkiej rzeczywistości. Teraz

naprawdę była zadowolona, że ma koc.

Dżip toczył się dalej, podskakując na każdym wyboju i wpadając we

wszystkie dziury. Od czasu do czasu znienacka się przechylał, miotał boleśnie

Olivią, rzucając ją na żelazne konstrukcje foteli. Udało się jej wysunąd spod koca

na tyle, by się trochę rozejrzed. Zobaczyła rój cudownych srebrnych gwiazd

świecących na czarnym niebie.

Żegnaj, Olivio! Jaka szkoda, że już tego nigdy więcej nie zobaczysz!

Na myśl o śmierci poczuła ogromny żal. Miała zaledwie dwadzieścia sześd

lat, a świat był zdecydowanie zbyt piękny, żeby go opuszczad.

Dżip wspinał się pod górę, zjeżdżał w dół i znów jechał pod górę.

Wreszcie stanął. Usłyszała nowe głosy, wyłącznie męskie, mówiące w

miejscowym narzeczu. Wówczas zemdlała.

Gdy się ocknęła, pomyślała, że jest już na tamtym świecie. W pokoju, w

którym się znajdowała, wszystko pokryte było płótnem o bladym, pastelowym

wzorze, który podkreślał jego biel. Panował tu przyjemny chłód. Za otwartymi

oknami turkusowe, opalizujące jak alabaster fale załamywały się na piaszczystej

plaży.

Olivia chciała coś powiedzied, ale uniemożliwił jej to silny ból gardła.

background image

Usiadła na łóżku, wyciągając ręce spod pledu. Miała na sobie luźny

kretonowy szlafroczek. Skóra na rękach była czerwona i łuszczyła się mimo

grubej warstwy uśmierzającego ból kremu.

Chod otaczał ją taki luksus – na stole w pobliżu stała karafka z zimną

wodą, a obok kryształowa patera ze świeżymi owocami – Olivia poczuła lęk.

Przywieziona tu została przez bandidos, więc to wszystko nie wróżyło nic

dobrego. Może ma czekad w tym domu, aż wywiozą ją do Ameryki Południowej

albo jeszcze gdzieś dalej, na przykład do Libii? Żeby do tego nie dopuścid, musi

teraz odnaleźd swoje ubranie i uciec przez taras. Będzie szła pieszo, jeśli nie da

się inaczej. A jeśli szczęście jej dopisze, nie zawaha się przed kradzieżą

samochodu. Nie potrzebuje kluczyków: w czasie pracy nad ostatnią książką

wuja nauczyła się zapalad silnik, łącząc wyrwane ze stacyjki przewody.

Ostrożnie, krzywiąc się z bólu, jaki sprawiało jej poparzone i posiniaczone

ciało, Olivia odrzuciła pled i wyskoczyła ze wspaniałego łóżka z baldachimem. W

tej samej chwili kolana się pod nią ugięły i niewiele brakowało, a runęłaby na

biały, puszysty dywan.

Wgramoliła się z powrotem na łóżko i opadła na materac. W głowie jej

huczało nawet od tak niewielkiego wysiłku i czuła mdłości. Powinna była

uciekad. Chod tyle już przeżyła, była pewna, że najgorsze dopiero ją czeka. Ale

nie miała sił.

Kiedy nagle otworzyły się drzwi, wstrzymała oddech. Ukazała się w nich

Meksykanka

o

miłej

powierzchowności,

pięddziesięcio,

a

może

sześddziesięcioletnia. Była boso, ubrana w różową bawełnianą sukienkę. Jej

uśmiech budził zaufanie.

Jeśli nawet ta kobieta była zamieszana w handel żywym towarem, na

pewno nie zdawała sobie z tego sprawy. Powitała ją po hiszpaosku. Były to

pierwsze uprzejme słowa, jakie Olivia usłyszała od chwili, kiedy opuściła hotel w

background image

San Carlos. Meksykanka podeszła do łóżka.

Olivia zapytała niepewnie, czy kobieta mówi po angielsku, a ona w

odpowiedzi przecząco potrząsnęła głową.

– Maria – powiedziała, wskazując na siebie palcem. A potem pytającym

gestem zwróciła się do niej.

– Olivia – odpowiedziała dziewczyna.

Maria uśmiechnęła się, nalała z karafki zimnej wody i delikatnie

podsunęła szklankę do ust Olivii, która piła z wdzięcznością, czując, jak mijają

mdłości. Ostrożnie usiadła, opierając się o poduszki, i spojrzała w sufit. Było tyle

rzeczy, o które chciała zapytad, ale rozmowa z tą poczciwą Marią wywołałaby

tylko ból gardła i nadwerężyłaby i tak napięte już nerwy.

Widocznie zasnęła, bo gdy otworzyła oczy, światło słoneczne od strony

tarasu nie było już tak silne i padało na kamienną podłogę w innym miejscu.

Ktoś zapukał do drzwi. Olivia, sądząc, że to Maria, wcale się nie zaniepokoiła.

Do pokoju wszedł jednak jakiś nieznany człowiek.

Olivia nigdy jeszcze nie widziała tak pięknie zbudowanego mężczyzny. Był

więcej niż średniego wzrostu. Gęste, czarne włosy, trochę za długie, zaczesane

były gładko do tyłu. Skóra miała barwę drzewa sandałowego, zęby były

nieprawdopodobnie białe. Uwagę przykuła szczególnie barwa jego oczu: nie

brązowa, czy czarna, jak u większości Meksykanów, ale o niezwykłym

fiołkowym odcieniu.

Olivia miała wszelkie powody, by sądzid, że oto przybył sam handlarz

żywym towarem, i chociaż bolało ją gardło, otworzyła usta, wydając chrapliwy

okrzyk.

Mężczyzna zatrzymał się i spojrzał do tyłu, jakby oczekując, że zobaczy

tam jakiegoś potwora, a potem uśmiechnął się i zamknął drzwi.

Olivia wydała z siebie jeszcze jeden chrapliwy jęk, uklękła, wymacała jakiś

background image

owoc w stojącej obok łóżka misce i rzuciła nim przez pokój. Przeleciał obok jego

głowy i rozbił się o drzwi.

– Stój, ty rajfurze! – wrzasnęła.

Zaśmiał się i oparł dłonie w rękawiczkach na smukłych biodrach. Miał na

sobie białe bawełniane spodnie z błyszczącymi srebrnymi nitami na szwach,

wysokie czarne buty i kremową koszulę rozpiętą do połowy i odsłaniającą pierś.

Wyglądał tak, jakby nagle ożył jeden z legendarnych bohaterów wuja

Errola.

– Z zadowoleniem stwierdzam, że kupiłem kobietę z charakterem –

powiedział.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Estaban Ramirez przygotował się na owocowy ogieo zaporowy, jako że

miska stojąca przy łóżku ciągle jeszcze pełna była jabłek, bananów, owoców

granatu i pomaraoczy – ale nic się nie działo. Jego uroczy, chod z lekka

przypieczony słoocem gośd klęczał na środku łóżka, patrząc na niego wzrokiem

przerażonym, a jednocześnie hardym i wyzywającym.

Uczuł ucisk w najgłębszym zakamarku serca i zrozumiał, że w jego życiu

stało się coś nieoczekiwanego i że już nie będzie ono takie jak dotąd.

Opanował się jednak. Stwierdził, że zaczyna byd sentymentalny.

Ulitował się nad tą kobietą, chod, jak podejrzewał, litośd była ostatnią

rzeczą, jakiej oczekiwała nawet w takich okolicznościach. Uniósł do góry obie

ręce w geście pojednania. Chciał w ten sposób dad jej do zrozumienia, iż ma

wobec niej przyjazne zamiary i że jest tutaj bezpieczna.

– Jak się pani nazywa? – zapytał uprzejmie doskonałą angielszczyzną.

Obawiał się, czy straszne przeżycia i bezlitosne meksykaoskie słooce nie

wywołały u tej kobiety zaburzeo umysłu.

– A cóż może pana obchodzid moje nazwisko? – odpowiedziała po chwili

buntowniczego wahania. Ręce złożyła na piersi, wysunięty podbródek miał

świadczyd o stanowczej woli oporu. Mimo bąbli i oparzeo pokrywających

spaloną słoocem skórę była tak piękna, jak piękny jest krajobraz Meksyku.

Estaban z trudem zapanował nad sobą. Nigdy przedtem nie spotkał tak

hardej kobiety, nawet w czasie swoich częstych podróży do Stanów

Zjednoczonych. Był zarazem oczarowany i rozwścieczony jej zuchwałością.

– Żądam, żeby mnie pan uwolnił – powiedziała stanowczo. – Jeśli pan

tego nie zrobi, to obiecuję, że znajdę sposób, żeby sprowadzid tu policję!

Estaban uśmiechnął się, zachwycony jej wojowniczą postawą i już trochę

background image

uspokojony. Błyszczące, jasne oczy tej kobiety świadczyły o zdecydowanym

charakterze, co upodabniało ich do siebie.

– To bardzo odległa częśd Meksyku – powiedział z miejscowym

akcentem. – Zupełne pustkowie... Proszę mi wierzyd, lepiej, żeby miała pani do

czynienia ze mną niż z federales. Pytam panią ponownie, senorita. Jak się pani

nazywa?

– A pan? – odcięła się rozjuszona jak schwytany skorpion.

Zdawał sobie sprawę, że powinien ją uspokoid. Maria zbeszta go, jeśli

przekona się, że od razu nie usunął obaw gościa. Ale bawiła go taka gra.

Bliskośd tej kobiety działała na niego wyjątkowo ekscytującego.

– Estaban Ramirez – przedstawił się w koocu z uśmiechem.

Zmarszczyła brwi i odgarnęła opadające na twarz piękne włosy o

miedzianym połysku.

– Estaban. To odmiana imienia Steven, prawda?

Gdy skinął głową potakująco, przyjrzała mu się uważnie, jakby

zastanawiając się, czy imię to do niego pasuje.

– Z całą pewnością nie wygląda pan na faceta, do którego ludzie mogliby

mówid „Steve” – zaopiniowała.

Estaban z trudem powstrzymał się od śmiechu, ale rozbawienie i tak było

widoczne w jego ciemnoniebieskich, odziedziczonych po amerykaoskiej matce

oczach.

– Ma pani rację – zgodził się. – Ja także nie uważam, żeby imię Steve do

mnie pasowało. Ale pani wciąż nie powiedziała mi jak się nazywa.

– Olivia – rzuciła wreszcie. – Olivia Stillwell. Nie sądzę, żeby to miało

jakieś znaczenie. Niewolnicy nie potrzebują przecież imion.

– Nie jest pani niewolnicą, panno Stillwell. Jest pani niezamężna,

prawda?

background image

Estaban zadał to pytanie tonem obojętnym, jakby nie przywiązując do

niego większej wagi, ale natychmiast zdał sobie sprawę, że i ranczo, i kopalnie

srebra odziedziczone po dziadku, wszystko, co posiadał i wszystko, o czym

kiedykolwiek marzył, straciło nagle znaczenie; najważniejsza była w tej chwili jej

odpowiedź.

– A czy puściłby mnie pan, gdybym była mężatką? Jeśli spodziewał się

pan dziewicy, to trafił pan na niewłaściwą kobietę.

Serce Estabana biło niespokojnie. Powinno mu byd wszystko jedno, czy

Olivia Stillwell żyła już z jakimś mężczyzną, czy nie, a jednak okazało się, że jest

to dla niego ważne.

– Jak już powiedziałem przedtem, nie jest pani więźniem. Kiedy tylko

poczuje się pani lepiej, może pani stąd odejśd.

Z widocznym niedowierzaniem zmrużyła swoje cudowne szare oczy.

– Zostałam porwana, senor Ramirez, sprowadzona tutaj wbrew swej woli.

A pan sam przyznał, że mnie kupił.

– To prawda. Kupiłem panią. Przypuszczałem, że tak będzie lepiej, niż

pozwolid, by zawieziono panią gdzieś – wzruszył lekko ramionami – gdzie nie

miałaby pani szansy trafid na cywilizowanych ludzi.

– Chcę wrócid do domu.

– I wróci pani. Kiedy tylko pani wydobrzeje.

– Nie. Muszę opuścid to miejsce natychmiast. Jeśli tylko zadzwoni pan do

mego wuja w Connecticut, on zrobi wszystko, żeby mnie stąd zabrad.

Estaban wywnioskował z jej słów, że nie miała ani męża, ani przyjaciela.

Gdyby ktoś taki istniał, nie musiałaby dzwonid do jakiegoś wuja. Poczuł dziwną

radośd, ale w następnej sekundzie zadrżał na myśl o jej wyjeździe.

Przeżywając w głębi ducha te sprzeczne uczucia, był jednocześnie na

siebie wściekły i miał jednak nadzieję, że się nie zdradził. Poznał w życiu wiele

background image

kobiet z całego świata, znacznie bardziej wykształconych i piękniejszych. Na cóż

była mu potrzebna ta rudowłosa istota pokryta piegami i oparzeniami, w

dodatku tak impertynencka?

– Do najbliższego telefonu jest sto pięddziesiąt mil – powiedział starając

się, by zabrzmiało to przekonywająco. Już dwa razy zapewniał pannę Stillwell,

że jest wolna, ale, jak widad, w dalszym ciągu mu nie wierzyła.

Chod wydawało się to niemożliwe, twarz Olivii poczerwieniała jeszcze

bardziej.

– Ale wuj będzie się o mnie niepokoił.

– W Meksyku wszystko odbywa się w zwolnionym tempie – odpowiedział

Estaban.

– W nagłych wypadkach na pewno posługuje się pan krótkofalówką.

Można by tą drogą przesład wiadomośd.

Była uparta i trudno się było temu dziwid. Przeżycia, które miała za sobą,

nie należały do najprzyjemniejszych.

Estaban westchnął.

– Nie mam krótkofalówki. Żyjemy tutaj prawie tak jak nasi przodkowie.

Zauważyła, że zatrzymał wzrok na lampie naftowej stojącej na stoliku

przy łóżku. Olivia spojrzała do góry, gdzie pod sufitem zainstalowany był

nowoczesny żyrandol.

– Mamy generator dostarczający energii elektrycznej do bojlera i

urządzeo kuchennych – wyjaśnił.

Pokiwała głową z nie skrywaną irytacją.

– Nie ma tu radia? – zapytała tonem nieufnego turysty. – Ani telefonu,

ani telewizora, ani faksu?

Uśmiechnął się. Miał ochotę podejśd do łóżka i delikatnie wziąd

dziewczynę w ramiona, ale nie chciał jej przestraszyd.

background image

– Niestety. Żyjemy w prymitywnych warunkach. Maria ma mały telewizor

na baterie. Nie sądzę jednak, żeby mogły panią bawid filmy z kiepskim

dubbingiem, które ogląda.

Położyła się z powrotem, naciągając pled aż pod szyję, i powiedziała,

lekko wydymając dolną wargę:

– Nie zależy panu wcale, żeby mi pomóc, senor Ramirez.

Uśmiechnął się znowu, sięgając do klamki u drzwi. Ta uparta kobieta nie

wierzyła ani jednemu jego słowu.

– Tak pani uważa? Gdyby nie moja interwencja, panno Stillwell,

najprawdopodobniej marzyłaby teraz pani o śmierci.

Otworzyła szeroko oczy na myśl o tym, co mogłoby się z nią stad, ale

chwilę później znów pojawił w nich stalowy błysk.

– Proszę mi wybaczyd, że nie dziękuję panu za trzymanie mnie w tym

domu jak w więzieniu – odrzekła twardo.

Estaban westchnął. Rzeczywiście, chyba powinien jak najprędzej odwieźd

tę dziewczynę do wuja, ale... Miał wrażenie, że z jej wiotkiej postaci, emanuje

jakaś magnetyczna energia. Całym ciałem, całym swoim jestestwem rwał się do

niej i z trudem panował nad sobą.

– Nigdy nie oczekiwałbym wdzięczności ze strony rozpieszczonej

amerykaoskiej smarkuli, która jest na tyle nierozsądna, by samotnie włóczyd się

po pustyni – odpowiedział ostro, jakby w samoobronie i odwrócił się do

wyjścia.

Następny owoc rozbił się o drzwi, które zdążył zamknąd za sobą. Śmiał się

w duchu, idąc przez hol.

Chod kochał swoje ranczo, czuł się tutaj bardzo samotny. Pełna energii

panna Stillwell mogłaby na kilka dni urozmaicid jego monotonny tryb życia.

Niedługo po odejściu Estabana Maria przyniosła lunch, cudowną

background image

gazpacho, zimną hiszpaoską zupę z pomidorów, ogórków, cebuli i ryżu

duszonych w oliwie z dodatkiem pieprzu i octu winnego. Widząc jej życzliwośd,

Olivii zrobiło się wstyd z powodu tych porozbijanych, porozrzucanych po całej

podłodze owoców. Podczas gdy z zakłopotaniem jadła zupę, Maria robiła

porządek w pokoju z łagodnym, domyślnym uśmiechem na twarzy.

– Żałuję, że nie mówi pani po angielsku – powiedziała Olivia, gdy

skooczyła jeśd, a Maria zabierała tacę. – Mogłybyśmy porozmawiad.

Opowiedziałabym pani o moim wuju Errolu i o nagrodach, jakie zdobyłam dzięki

mojej ceramice, a pani mogłaby opowiedzied mi o swoim szefie. Senor Ramirez

to drao, ale pewnie go pani lubi.

Maria słuchała uprzejmie, chociaż najwyraźniej rozumiała z tego

niewiele, może tylko kilka pojedynczych wyrazów, a kiedy Olivia przerwała,

uśmiechnęła się i powiedziała coś grzecznie.

Po wyjściu Marii Olivia wstała i na wciąż jeszcze chwiejnych nogach

poszła do znajdującej się obok łazienki. Na szczęście była tam instalacja

wodociągowa.

Gdy już znalazła się z powrotem w łóżku, próbowała ułożyd plan ucieczki,

ale czuła w dalszym ciągu zamęt w głowie. Nie było w tym nic dziwnego, skoro

zaledwie dzieo przedtem smażyła się na meksykaoskim słoocu. Zamknęła oczy i

zasnęła, a gdy obudziła się po kilku godzinach, Maria właśnie zapalała lampę

stojącą obok łóżka. Na białym wiklinowym stoliku w rogu pokoju przygotowany

już był skromny posiłek.

Buenos noches – pozdrowiła ją Maria.

W świetle lampy pokój stał się jeszcze bardziej przytulny i Olivia mogłaby

łatwo zapomnied, że w tym domu jest tylko niewolnicą. Kolacja składała się z

niezbyt ostro przyprawionego ryżu wymieszanego z kawałkami kury, czerwonej

i zielonej papryki, marchewki i cebuli.

background image

Gdy Maria wróciła, by zabrad puste talerze i srebrne sztudce, Olivia nie

omieszkała jej podziękowad. Twarz gospodyni rozjaśniła się w uśmiechu.

Po wyjściu Marii powróciło uczucie samotności. Mimo bariery językowej

dobrze się czuła w towarzystwie gospodyni tego domu i była jej wdzięczna za

okazaną pomoc. Wiedziała, że to właśnie Maria umyła ją na początku, zaraz po

jej przybyciu na ranczo. Przypominała to sobie mgliście, jak przez sen. To Maria

posmarowała jej rany antyseptyczną maścią, a oparzenia – leczniczym olejkiem.

Winna była tej milczącej przyjaciółce ogromną wdzięcznośd.

Nie mogąc już dłużej leżed, postanowiła zaryzykowad i wyjśd na taras. Byd

może dom jest otoczony tylko żywopłotem, a wtedy, za kilka dni, kiedy poczuje

się silniejsza, przeskoczy przezeo i ucieknie. Nie jest też wykluczone, że jej pokój

znajduje się na parterze.

Otworzyła szerokie drzwi balkonowe i znalazła się na tarasie. Gorące

tropikalne powietrze i piękno przyrody zaparły jej dech w piersi.

Nie był to Meksyk piachu, pająków i kaktusów, jaki zapamiętała na chwilę

przed porwaniem. O, nie! Rosły tu palmy sięgające nieba usianego migocącymi

gwiazdami, a złote światło księżyca ślizgało się po wodzie tak intensywnie

niebieskiej, że kolor ten widoczny był pomimo zapadających ciemności.

Bezpośrednio pod tarasem rozciągał się wyłożony kamieniami i

marmurem dziedziniec z ogromną fontanną, basenem i otaczającymi je

tropikalnymi roślinami kwitnącymi niebiesko, różowo i żółto, tworzącymi jakby

rajski ogród. Wszystko to było oświetlone przez księżyc, gwiazdy i chwiejne

płomienie grubych świec wstawionych do szklanych, ozdobnych kloszy.

Oczarowana tym widokiem Olivia szła wzdłuż balustrady, szukając zejścia

na dół. Mogłaby wykąpad się w basenie, gdyby pokonała tych kilka metrów, ale

na to nie starczyło jej odwagi.

Nagle woda w basenie zabulgotała i zapieniła się. Olivia była absolutnie

background image

nie przygotowana na pojawienie się Estabana. Szedł wyłożonym kafelkami

pomostem zupełnie nagi w niewiele osłaniającym go mroku.

Olivia stała przez chwilę jak zahipnotyzowana, chod wiedziała, że

powinna się cofnąd. Gdy spojrzał do góry, oblała się rumieocem. On jednak

wcale się nie speszył i ukazując w uśmiechu zęby białe jak orchidee zapytał:

– Czy nie zechciałaby pani przyłączyd się do mnie? Zmieszana, że

przyłapano ją na podglądaniu nagiego mężczyzny, przeszła do ofensywy,

usiłując ukryd wzburzenie.

– Przecież pan mnie kupił. Może mi pan to rozkazad. Estaban zaśmiał się

głośno, a dźwięk ten w gorącej ciemności podziałał na nią jak pieszczota. Piersi

Olivii nabrzmiały i stały się ciężkie; poczuła ostry, przenikający ją na wskroś ból.

– A jeśli rozkażę zejśd na dół, będzie pani posłuszna?

– Oczywiście, że nie.

Rozłożył ręce, wciąż na nią patrząc.

– No tak – rzekł, wzdychając z rezygnacją. – Trudno znaleźd w dzisiejszych

czasach naprawdę dobrą, posłuszną i oddaną niewolnicę.

Olivia zagryzła dolną wargę, gratulując sobie, że nie próbowała wcześniej

przeskoczyd przez balustradę.

– Twierdzi pan, że nie ma tu elektryczności – zaatakowała go ponownie,

usiłując desperacko zmienid temat. Nagle przyszła jej do głowy myśl, że życie

niewolnicy Estabana wcale nie musi byd takie straszne.

– Chodzi pani o to? – wskazał na basen. – Mówiłem już, że mamy

przenośny agregat. A nawet kilka.

Olivia skrzyżowała ręce na piersi.

– Mam nadzieję, że będzie się pan trzymał ode mnie z daleka, senor

Ramirez. Żądam, by mnie pan natychmiast uwolnił.

– Proszę bardzo, szczęśliwej drogi – powiedział Estaban. – Radziłbym

background image

tylko, żeby kierowała się pani na północ i wzięła ze sobą tyle wody, ile da się

udźwignąd. I proszę unikad następnego porwania. Miała pani i tak dużo

szczęścia za pierwszym razem.

A niech to! Olivia była wściekła. Samotna wyprawa przez pustynię była

bez wątpienia zbyt niebezpieczna. Senor Ramirez oczywiście miał rację – Ach

tak, dziękuję panu – powiedziała chłodno. Estaban ponownie zanurzył się w

basenie, wystawiając na zewnątrz tylko muskularne ręce. Olivia miała wrażenie,

że zamknął przy tym swoje piękne, zmysłowe oczy, rozkoszując się ciepłem

falującej wody.

– Może pani robid, co pani chce, Olivio – odezwał się po krótkiej chwili

głosem spokojnym i opanowanym. – Jak już zdecyduje się pani wyruszyd przez

pustynię, proszę się nie krępowad i w razie potrzeby powiedzied porywaczom,

żeby sprowadzili panią tutaj. Będę szczęśliwy, mogąc ponownie panią kupid, i

spodziewam się, że po raz drugi nie zażądają ode mnie tak wysokiej ceny.

– Zwrócę panu wszystko, jak tylko będę mogła pójśd do banku.

Otworzył oczy, a ona poczuła, że jego wzrok przenika nie tylko przez

kamienną balustradę tarasu, ale i poprzez cienką tkaninę szlafroczka, który

miała na sobie.

– Nie wątpię, że zamierza mi pani zapłacid – odpowiedział suchym tonem

– ale ja mam dośd własnych pieniędzy. Musi pani pomyśled o innym

wyrównaniu długu wdzięczności, panno Stillwell.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Olivia przekonywała samą siebie, że Estaban żartował. Nie może przecież

spodziewad się, że dostanie ją w zamian za okup zapłacony bandytom. Ale już

samo takie przypuszczenie wystarczyło, by całkowicie wyprowadzid ją z

równowagi. Uciekła do swojego pokoju i zatrzasnęła drzwi na taras.

Nawet meksykaoskie słooce nie wywołałoby większych rumieoców niż te,

od których płonęły teraz jej policzki. Stała w przydmionym romantycznym

świetle lamp naftowych, zasłaniając twarz rękami. Mimo rozpaczliwych prób

nie mogła pozbyd się myśli, które krążyły jej po głowie.

Poza jednym, dawno zapomnianym romansem z czasów studiów Olivia

nie miała żadnych doświadczeo z płcią przeciwną. Mężczyzna, z którym żyła

jakiś czas, utwierdził ją tylko w przekonaniu, że zbyt dużo jest przesady w tym,

co się mówi o miłości.

Teraz, gdy poznała Estabana Ramireza, nie tyle rozum, co ciało zmusiło ją

do zmiany zdania. Już sama jego obecnośd wywoływała dziwny niepokój i

nieważne było, czy rozmawiają o rzeczach poważnych, czy o jakichś

błahostkach. Prawdę mówiąc, nie była już pewna, czy w ogóle zależy jej na

jakiejkolwiek konwersacji, czy też na czymś więcej.

Wróciła znowu do łóżka, ale nie udało się jej pozbyd wciąż powracającego

obrazu Estabana, idącego nago przez dziedziniec.

Zrozumiała, że to, co robili mężczyźni i kobiety w powieściach wuja

Errola, w niczym nie przypominało nieśmiałych pieszczot, jakich zaznała w

czasie spotkao z romantycznym poetą w Northwestern. Przeniknął ją

gorączkowy dreszcz. Jakże łatwo mogła teraz wyobrazid sobie taką sytuację z

Estabanem: jak władczo, silnym ciałem napiera na nią, bierze w swoje

posiadanie.

background image

Zamknęła oczy, usiłując zapanowad nad wewnętrznym wzburzeniem i

pożądaniem przenikającym całe ciało. Zagryzła wargę, próbując zwrócid myśli w

inną stronę, ale ta scena uparcie powracała w rozgorączkowanej wyobraźni. A

może to, co czytała w książkach i oglądała w kinie, nie było fikcją? Może

rzeczywiście nie zna jeszcze dobrze pragnieo swego ciała i trzeba było dopiero

takiego mężczyzny jak Estaban, żeby...

Przestao! – ofuknęła siebie, naprawdę przerażona tym, że nie panuje nad

własnymi myślami. Senor Ramirez twierdzi, że kupił ją, chcąc jej oszczędzid

gorszego losu. Niewykluczone, że jednak kłamie. On sam może byd handlarzem

niewolników, kolejnym ogniwem w łaocuchu przestępców; karmi ją i pielęgnuje

tylko w tym celu, by później korzystnie odsprzedad. No bo dlaczego nie chce jej

pomóc w nawiązaniu kontaktu z wujem?

Leżała tak wpatrzona w sufit, ciągle rozmyślając o swojej absurdalnej

sytuacji. Sen nie nadchodził...

W jednym z wyobrażanych scenariuszy była sprzedana jakiemuś

plugawemu typowi czy wręcz zmuszona do prostytucji. Na samą myśl o tym

przenikał ją dreszcz przerażenia.

W drugim – leżała z Estabanem na tym właśnie łóżku i robiła to... Od tej

wizji oblewała się gorącym potem.

A gdyby tak rano okazało się, że zachorowała na zapalenie płuc i ma silną

gorączkę, albo że przynajmniej ma grypę...

Przed świtem Olivia zapadła w drzemkę; we śnie męczyły ją jakieś

koszmarne wizje. Gdy obudziła się rano, czuła się tak, jakby przez całą noc

nosiła ciężkie kamienie.

Na krześle leżała jej bluzka i spodnie – pocerowane, uprane i

wyprasowane. Była też bielizna. Pomyślała, że łatwiej znieśd niewolę, gdy ma

się własne rzeczy.

background image

Szybko się umyła i wysmarowała specjalnym olejkiem aloesowym,

którym Maria leczyła ją przedtem, a teraz zostawiła przy jej ubraniu.

Wyszczotkowała włosy, umyła zęby i zasłała łóżko. Dopiero wtedy odważyła się

przekroczyd próg pokoju, po raz pierwszy, odkąd tu przybyła.

Dom miał coś w rodzaju półpiętra, otoczonego ze wszystkich stron

balustradą, poniżej znajdował się wewnętrzny dziedziniec. Stały tam w

pięknych dzbanach soczyście zielone rośliny, była też fontanna otoczona

kamienną ławą. Słychad było przytłumiony świergot niewidocznych ptaków.

Olivia zeszła na dół po kamiennych stopniach. Umysł jej pracował

intensywnie. Wygląd i cały wystrój tego domu mogłyby posłużyd wujowi do

jego nowej książki. Chciała zapamiętad jak najwięcej, zanim znajdzie papier i

pióro, żeby to wszystko opisad.

Z każdą chwilą nabierając śmiałości, Olivia przystąpiła do badania

wnętrza domu. Notowała w pamięci najdrobniejsze szczegóły. Natrafiła na

obszerną salę jadalną, co znaczyło, że Estaban, chociaż jego dom stał na

odludziu, prowadzi jakieś życie towarzyskie. Ściany gabinetu zastawione były

książkami nie tylko w języku angielskim i hiszpaoskim, ale również francuskim.

Pomyślała, że jej gospodarz musi byd człowiekiem wykształconym. Solidne,

rzeźbione biurko świadczyło o zamiłowaniu do pięknych przedmiotów.

Ujrzawszy pokój wyposażony we wszelkiego rodzaju sprzęt do

uprawiania kulturystyki, Olivia uśmiechnęła się w duchu: przynajmniej

częściowo wyjaśniało to, dlaczego Estaban był tak dobrze zbudowany.

We frontowej części domu znajdował się piękny pokój z oknami od sufitu

do podłogi, wychodzącymi na błyszczące morze. Ściany były jasno-beżowe z

turkusowym i bladoróżowym akcentem. Dawało to wrażenie niezwykłej

harmonii barwy pokoju z barwą oceanu.

Po kilku zaledwie chwilach przebywania w tym pokoju, w jego kojącej

background image

atmosferze, przy dźwiękach słyszanej podświadomie cichej muzyki, Olivia

poczuła się całkiem odprężona. Zapragnęła utrwalid w ceramice te przepyszne

kolory i kształty, prawdziwą duszę Meksyku.

– Dzieo dobry.

Drgnęła, zaskoczona nieoczekiwanym głosem, odwróciła się i zobaczyła

Estabana stojącego przy drzwiach na stopniach prowadzących do salonu.

– Dzieo dobry – odpowiedziała, mając nadzieję, że udało jej się

zapanowad nad własnym głosem. Nie chciała, by wiedział, jak bardzo się go boi,

jak opanował jej myśli i sekretne zakamarki duszy, do których sama nigdy

przedtem nie zaglądała.

Miał na sobie zakurzone czarne spodnie do konnej jazdy, z takimi samymi

jak poprzednio błyszczącymi srebrnymi nitami na szwach, równie zakurzoną

białą koszulę rozpiętą na spoconej muskularnej piersi i krótką skórzaną

kamizelkę.

Ktoś inny w takim stroju wyglądałby po prostu głupio. Ale gdy się

patrzyło na Estabana, przychodziły do głowy najbardziej fantastyczne, wręcz

niebezpieczne skojarzenia.

Estaban przyglądał się jej ślicznej, rozwichrzonej główce.

– Czy dobrze się pani czuje?

Twarz Olivii płonęła. Stała i wpatrywała się w niego jak zaczarowana. Nie

bardzo wiedziała co ma powiedzied.

– Chyba niełatwo jest gospodarowad w takim miejscu – odezwała się

wreszcie. – A właściwie co to za gospodarstwo?

Uśmiechnął się szeroko i opierając się o drzwi wyjaśnił:

– To jest ranczo. Hodujemy tu konie i bydło. Mam też kilka kopalo

srebra...

To wszystko może byd kłamstwem – znów powtórzyła sobie Olivia –

background image

przykrywką dla handlu żywym towarem, a nawet, kto wie, przemytu

narkotyków. Na myśl o tym cofnęła się o krok, niezdolna zapanowad nad

przerażeniem widocznym w jej szeroko otwartych oczach.

Estaban przez moment patrzył na nią zaintrygowany, a potem posłał jej

jeden ze swoich zabójczych uśmiechów.

– Niech się pani uspokoi, panno Stillwell. Gdybym zamierzał zaciągnąd

panią do mego łóżka i bezlitośnie wykorzystad, to czyż naprawdę zwlekałbym

tak długo?

Olivia poczuła się jednocześnie obrażona i uspokojona. Oczywiście, nie

chciała byd zaciągnięta do łóżka ani wykorzystana bez litości, jak to określił

Estaban, ale nie mogła też pozbyd się związanych z nim marzeo.

Ponieważ nie bardzo wiedziała, co odpowiedzied, odwróciła się, udając,

że zainteresował ją widok za oknem.

Gdy mężczyzna położył ręce na jej ramionach, wzdrygnęła się. Nie

słyszała, kiedy się zbliżył.

Dotyk Estabana był nieprawdopodobnie delikatny i czuły. Tak mógł

zachowywad się raczej poeta, a nie bandido z sercem dzikiego zwierzęcia.

Odwrócił Olivię twarzą do siebie i przyglądał się jej uważnie cudownymi

fiołkowymi oczami, w których ujrzała oszołomienie i zarazem wyzwanie. Potem

ją pocałował.

Olivia zesztywniała. Żadne doświadczenie życiowe, ani nawet senne

marzenia ostatniej nocy nie mogły równad się z tym, co się stało. Było to jak

porażenie piorunem. Zachwiała się i Estaban musiał przytrzymad ją mocniej w

ramionach, by nie upadła.

Smakował jej wargi, jakby były pokryte miodem. Po chwili zmusił ją do

otwarcia ust. Zaatakował je językiem delikatnie, ale stanowczo. Olivia czuła się

tak, jakby tu, w tym zalanym słoocem salonie była zdobywana szturmem.

background image

Podniecenie przeniknęło ją na wskroś.

Kiedy w koocu oderwał się od niej, w dalszym ciągu wspierała się o jego

mocny tors. Była oszołomiona niepojętą siłą własnego pożądania.

Uniósł rękę i pogłaskał ją po policzku, a potem kciukiem zaczął wodzid po

jej dolnej wardze.

– Wybacz mi – odezwał się. – Jesteś tu moim gościem i nie powinienem

był tego wykorzystywad.

Olivia nic nie odpowiedziała. Bała się, że zaraz wybuchnie płaczem. Ciągle

jeszcze była pod wrażeniem jego pocałunków i nowego, przerażającego

uczucia, że właśnie przekroczyła jakąś granicę. W niezwykły sposób Estaban

Ramirez na zawsze odmienił jej osobowośd. Czuła się teraz jakby silniejsza,

pełna życia, była bardziej sobą niż kiedykolwiek przedtem... Ale tego właśnie się

bała.

Patrzył na nią jeszcze przez chwilę jak na obcą osobę, a potem odwrócił

się i opuścił pokój, nakładając po drodze skórzane rękawice do konnej jazdy.

Została sama. Przez długą chwilę stała nieruchomo, jak statua pośrodku

fontanny na dziedziocu, marząc o tym, by wrócił i jednocześnie dziękując Bogu,

że tego nie zrobił.

W koocu udało jej się zapanowad nad sobą i chod jeszcze nie całkiem

uspokojona, postanowiła kontynuowad zwiedzanie domu. Maria, na którą

natknęła się w dużej, jasnej kuchni, zmusiła ją, by zjadła śniadanie: świeży chleb

z mąki kukurydzianej, owoce i coś w rodzaju jogurtu.

Gdy skooczyła jeśd, chciała sama pozmywad naczynia, ale Maria

przegoniła ją z kuchni, machając białym fartuchem i zalewając niezrozumiałym

potokiem hiszpaoskich słów. Olivia zobaczyła leżący na ławce w przedsionku

duży słomkowy kapelusz, nałożyła go na głowę dla ochrony przed słoocem i

wyszła, by rozejrzed się po terenie przylegającym do domu.

background image

Estaban i jego ludzie krzyczeli coś głośno w zagrodzie, z nad której unosił

się kurz. Olivia zawróciła do domu. Oślepiające słooce było jeszcze dla niej zbyt

ostre. Dalsze poszukiwania zawiodły ją do gabinetu, gdzie zaczęła przeglądad

oprawne w skórę albumy. Były tu powklejane wycinki z gazet i tygodników,

zarówno hiszpaoskich, jak i angielskich, z opisami bohaterskich wyczynów

jakiegoś „El Leopardo”.

Olivią wstrząsnął dreszcz. Albumy te najwyraźniej były dziełem Marii i

dziewczyna bez trudu domyśliła się, że „El Leopardo” to nikt inny jak sam

Estaban Ramirez. Wzburzona przejrzała kilka artykułów w języku angielskim i

zorientowała się pobieżnie w ich treści. To, czego się dowiedziała, zdumiało ją.

Chyba zbyt pospiesznie zaklasyfikowała go jako handlarza żywym towarem...

Wytrącona z równowagi wyszła z domu i ruszyła w kierunku białej plaży.

Leopard! Niewiele brakowało, a uwierzyłaby, że znalazła się w świecie powieści

wuja Errola. I byłoby to całkiem zabawne, gdyby nie było tak przerażające.

Leopard... Musiała przyznad, że pseudonim ten pasował do Estabana. Byd

może on sam jest też tak podstępny, jak to zwierzę, osacza ofiarę, powala ją na

ziemię i rozszarpuje zębami... Olivia szła wzdłuż plaży ścieżką obrośniętą gęstą

tropikalną roślinnością, a myśli jej plątały się coraz bardziej.

Leopard... Jaką jednak mogła mied pewnośd, że Ramirez nie jest

handlarzem żywym towarem albo gangsterem przemycającym narkotyki, tak

jak przedtem sądziła? Wprawdzie bardzo szybko przekonał ją, że będzie mogła

wrócid do domu, jak tylko „wydobrzeje” i, chociaż żartował z niej

niemiłosiernie, nie zaciągnął jej do swego łóżka. Ale to wcale nie znaczy, że ci,

którzy ją tutaj przywieźli, nie pracują dla niego. Olivia bywała już w różnych

tarapatach, ale ta sytuacja nie dawała się z niczym porównad.

Gdy doszła do zatoczki ukrytej wśród palm i gęstych zarośli, usiadła na

ziemi, zdjęła kapelusz i zrzuciła z nóg sandały. Przesypywała między palcami

background image

piasek, biały i delikatny jak mąka.

W tym odległym, zacisznym miejscu wreszcie odetchnęła z ulgą. Pomimo

dręczących ją niepokojów tu poczuła się jak w raju.

Zdjęła krępującą ją bluzkę i spodnie i zaczęła brodzid w sięgającej do pasa

wodzie, w której odbijał się niezwykły błękit nieba i która była tak czysta, że

widad było małe białe kamyki na dnie. Chłodna woda działała jak balsam na

skórę Olivii, zanurzyła się więc cała, by zamoczyd także włosy.

Gdy podniosła się z kropelkami wody perlącymi się na rzęsach i zaczęła

chłonąd rozkoszny spokój tego miejsca, ujrzała stojącego na brzegu Estabana.

Przyglądał się jej z tajemniczym uśmiechem.

El Leopardo – pomyślała zachwycona, ale natychmiast ogarnęła ją

panika. Rzeczywiście, skradał się jak leopard. I był zapewne równie

niebezpieczny!

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Trochę za późno zakryła rękami piersi. Niewielka to pociecha, że Estaban

był tak samo zaskoczony wówczas, gdy ujrzał ją przy basenie. Jej sytuacja nie

stawała się przez to ani trochę mniej niebezpieczna. – Co pani tu robi? – zapytał

wreszcie, stojąc na wprost niej z rękami opartymi o biodra. Cały, od czubka

głowy aż po obcasy eleganckich wysokich butów, pokryty był kurzem.

– A o co panu właściwie chodzi?

– To miejsce należy do mnie – odpowiedział Estaban.

Olivia znowu poczuła się tak, jakby wróciła do utraconego raju. Ona była

Ewą, a ten stojący na brzegu mężczyzna – Adamem.

– Bardzo mi przykro. Nieoczekiwanie uśmiechnął się.

– Nie sądzę.

– Czyżbym musiała prosid o pozwolenie na wykąpanie się w oceanie? –

zapytała, ciągle wzburzona.

Estaban zaczął się rozbierad.

– To nie jest ocean – wyjaśnił sucho. – To jest zatoka. – Urwał i pochylił

głowę, jakby chciał się jej uważnie przyjrzed. – Mam nadzieję, że nie będzie pani

tak nierozsądna, żeby wypłynąd na otwarte morze, panno Stillwell. Są tam

niebezpieczne prądy, a można też trafid na rekiny.

Rekinów i prądów najmniej się w tej chwili obawiała.

– A może przyszedłby pan wykąpad się trochę później? – zapytała

beztroskim tonem, chod ogarniało ją coraz większe zdenerwowanie, widziała

bowiem, że zdjął już koszulę i sięga do paska spodni.

Estaban potrząsnął głową, usiadł na piasku i gwałtownym szarpnięciem

ściągnął jeden but.

– To pani może przyjśd później – powiedział, ściągając drugi but i

background image

odrzucając go na bok. Sprawiał wrażenie z lekka poirytowanego. – Madre de

Dios, wy, Amerykanki, tyranizujecie ludzi, chod tyle mówicie o wolności i

prawach jednostki.

– Ależ, na miłośd boską, nie chciałam urazid pana męskiej godności.

Zasugerowałam tylko, że mógłby pan odłożyd swoją kąpiel na inną porę. A poza

tym nie mogę przecież stąd wyjśd, gdy pan się tak na mnie gapi. – Odetchnęła

głęboko. – Ponadto proszę nie obrażad wszystkich kobiet w moim kraju tylko

dlatego, że akurat mnie pan nie lubi.

Estaban wsta) i zaczął zdejmowad spodnie. Błysnął zębami w uśmiechu,

zanim zdążyła odwrócid głowę.

– Jest mi gorąco, jestem brudny i zmęczony, panno Stillwell. Przez cały

dzieo marzyłem o chłodnej kąpieli w tej zatoczce. Jeśli nie ma pani ochoty

kąpad się razem ze mną, to niech pani wyjdzie na brzeg.

Odrzucił na bok spodnie, uśmiechnął się do niej szelmowska i wbiegł do

wody.

Chod Olivia bardzo starała się odwrócid oczy, mimo woli spojrzała w jego

kierunku.

Mój Boże, nawet Michał Anioł nie wyrzeźbiłby takiego mężczyzny! Tylko

dzieło samego Boga może mied tyle wdzięku i perfekcji, pomyślała.

W chwilę później Estaban znalazł się w kryształowo przezroczystej wodzie

zatoki o kilka kroków od Olivii, – Jest pani śliczna – powiedział tak, jakby oglądał

jakieś dzieło sztuki w muzeum.

– Niech pan przestanie się na mnie gapid – wybuchnęła dziewczyna, ale

nie zabrzmiało to tak stanowczo, jakby sobie życzyła. Całą siłą woli usiłowała

ukryd podniecenie, jakie w niej wywoływał.

– Ani myślę – odpowiedział ze śmiechem.

Olivia ruszyła w kierunku miejsca, gdzie zostawiła swoje rzeczy. Wybiegła

background image

szybko z wody, chwyciła ubranie i zaszyła się w gęste listowie. Zaczęła tam

gorączkowo wciągad na mokre ciało bluzkę i spodnie, co wcale nie było łatwe.

– Piękny sposób traktowania gości – powiedziała ze złością. – Myślałam,

że po tym wszystkim, co tu przeszłam, będę mogła spokojnie się wykąpad, a

tymczasem...

Estaban znowu się roześmiał. Olivia nie była w stanie oderwad od niego

oczu. Widziała mieniące się od słooca krople wody na jego włosach, na rzęsach,

na piersi...

– Niech pani nie odchodzi – poprosił. – Pani cnocie nic przy mnie nie

grozi, obiecuję.

– O, tak! – wybuchnęła Olivia. Jej rozczarowanie z powodu nieudanej

kąpieli przekraczało granice rozsądku.

– Z pana prawdziwy Zorro!

– Proszę zostad – powtórzył łagodnie.

I chociaż rozgniewana Olivia miała szczery zamiar odejśd, posłuchała go i

usiadła na ciepłym piasku. Sama nie wiedziała, dlaczego nie miała ochoty

rezygnowad z towarzystwa tego czarującego, chod tak irytującego ją człowieka.

Poza tym nie czuła się zdolna do jakiegokolwiek działania.

– Zostaję nie dlatego, że pan mnie o to prosi – powiedziała ze

stanowczym wyrazem twarzy. – Po prostu chcę tu byd i to wszystko.

– Jak pani sobie życzy – odpowiedział bez sprzeciwu.

– Czy mogłaby mi pani rzucid mydło?

Była to zwykła prośba, a kawałek mydła, który przyniósł ze sobą, leżał w

zasięgu jej ręki. Olivia podała mu je, a kiedy Estaban zaczął myd włosy, poczuła

się tak, jakby była jego żoną, pomagającą mężowi w kąpieli.

Zrobiło się jej gorąco. Nie powinna była dopuszczad do siebie takich

myśli.

background image

Oparła czoło na zgiętych kolanach, w nadziei że bicie serca się uspokoi i

powróci normalny oddech. Ale oczyma wyobraźni cały czas widziała siebie

leżącą z Estabanem, nie tu na plaży, ale w chłodnym, zacienionym pokoju, na

gładkim, lnianym prześcieradle. Mówiła sobie w duchu, że powinna

natychmiast wstad i pójśd prosto do domu, ale nie ruszyła się z miejsca, w

dziwny sposób pozbawiona swojej zwykłej silnej woli.

Estaban wyszedł z wody i usiadł obok niej na piasku. Kątem oka

zauważyła, że wokół bioder miał owinięty ręcznik.

– O, Boże! – wyrwało jej się.

Dotknął ręką podbródka Olivii, delikatnie obrócił jej twarz ku swojej i

pocałował ją. Gdy jego język znalazł się w jej ustach, a druga ręka objęła jej

pierś, Olivia pomyślała, że wstrząs, jakiego doznaje, powinien zostad określony

przez sejsmografy całego świata jako 9, 9 stopni w skali Richtera.

Drżała, gdy ostrożnie układał ją na piasku. Po chwili sam położył się na

niej. I chociaż dotykała rękami jego silnego, mokrego torsu, nie była w stanie

odepchnąd go od siebie. Wiedziała, że powinna przynajmniej spróbowad mu się

oprzed, ale nie mogła tego uczynid. On tymczasem poruszył się na niej, dając jej

odczud twardośd i siłę swego ciała. Przedzielał ich teraz tylko ręcznik i jej

ubranie. Nachylił nad nią swą piękną twarz i zaczął ją całowad, delikatnie,

namiętnie...

Wreszcie uwolnił jej usta i Olivia odetchnęła z ulgą, ale zdążyła tylko

nabrad powietrza do płuc, kiedy zaczął delikatnie gryźd ją w szyję. Gdy obnażył

wreszcie spragnione jego ust piersi, dziewczyna westchnęła zanurzyła ręce we

włosach Estabana i przyciągnęła go mocno do siebie, niezdolna już teraz do

najmniejszego protestu.

Gdy leniwie poruszyła się pod nim na piasku, Estaban zręcznie odwrócił

się na wznak, pociągając ją za sobą tak, że teraz to ona leżała na nim. Wcisnął

background image

uda między jej nogi i objął jej biodra, napierając na nią ze stalową siłą.

Nic już nie mogło uratowad Olivii.

Wewnątrz niej działo się coś, o czym przedtem tylko czytała. Coś, dzięki

czemu znalazła się jakby w nowym, nieznanym świecie.

Po kilku chwilach, długich jak wiecznośd, nastąpił szczytowy moment.

Napięła się cała do granic wytrzymałości. Ciałem jej wstrząsnęła eksplozja

rozkoszy. Odrzuciła głowę do tyłu i wydała cichy, zduszony okrzyk. Estaban nie

wypuszczał jej z objęd tak długo, aż wreszcie minął spazm rozkoszy, a

wyczerpana Olivia opadła na piasek.

– El Leopardo... – wyszeptała, zbyt jeszcze oszołomiona, żeby myśled

logicznie.

Ale Estaban mocno chwycił ją za ramiona i zapytał:

– Co powiedziałaś?

Olivia patrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem, ciągle jeszcze leżąc na

piasku z odsłoniętą piersią.

– Nazwałam cię El Leopardo – odpowiedziała wreszcie zmieszana.

– Ale dlaczego, powiedz! – wychrypiał i z lekka nią potrząsnął.

Olivia zawahała się. Nie wiedziała, czy powiedzied o albumach z

wycinkami prasowymi, które znalazła w jego gabinecie. Domyśliła się, że to jego

prywatne sprawy i że chyba nie życzyłby sobie, żeby wiedziała o jego

bohaterskich wyczynach.

Niemniej jednak te wyczyny miały miejsce.

– Po prostu przyszło mi na myśl porównanie z leopardem, to wszystko –

odpowiedziała, drżąc całym ciałem pod jego bacznym spojrzeniem.

Zwolnił ucisk na jej ramionach, a Olivii zrobiło się jakby żal, że straciła z

nim ten fizyczny kontakt.

– I nie słyszałaś, żeby ktoś tak o mnie mówił? – zapytał znów po dłuższej

background image

chwili, patrząc nie na Olivię, ale na falującą topazowo-błękitną powierzchnię

zatoki. – Czy nie spotkałaś tu jakichś podejrzanych facetów?

Dziewczyna dotknęła ręką jego ramienia, drugą z roztargnieniem zapinała

staniczek. Odpowiedziała spokojnie, z uśmiechem:

– Przecież w ogóle nie znam twoich ludzi. O co ci chodzi, Estabanie?

Dlaczego tak się tym przejmujesz?

Podniósł się gwałtownie i sięgnął po spodnie, nie zwracając uwagi na to,

że ręcznik owijający jego biodra opadł na piasek.

Odwróciła się.

– Nie mogę ci teraz tego wyjaśnid – odpowiedział, ubierając się. – Wracaj

do domu, Olivio, i zostao tam, dopóki ci nie powiem, że możesz bezpiecznie

poruszad się po ranczo.

Olivia zauważyła, że angielszczyzna Estabana stawała się bardziej

chropawa, kiedy był czymś zaniepokojony. Owładnęła nią chęd przypodobania

mu się, ale jednocześnie coś w niej samej nieustannie sprzeciwiało się temu

nowemu zagrożeniu dla jej i tak już ograniczonej wolności.

– Nie mam najmniejszego zamiaru – powiedziała. – Nie jestem kretem,

potrzebuję światła, słooca i świeżego powietrza. Mówiłeś, że nie zamierzasz

mnie więzid.

Estaban rzucił jej ostre spojrzenie.

– Powiedziałem tak i jest to prawda. Ja nigdy nie kłamię.

Olivia wstała, oparła ręce na biodrach i spojrzała mu prosto w twarz.

– Trudno cię zrozumied. Zatrzymujesz mnie tu, ale odmawiasz wszelkich

wyjaśnieo. Teraz sugerujesz, że może mi grozid niebezpieczeostwo, ale nie

chcesz nic więcej powiedzied. Czy to jest w porządku?

– Tak musi byd – odpowiedział krótko, jakby wyczerpywało to sprawę. A

potem ruszył ścieżką prowadzącą do jego pięknego domu. Olivia poszła za nim,

background image

ale bynajmniej nie dlatego, że chciała byd posłuszna jego rozkazom. Po prostu

zatoka i cudowne otoczenie straciły już dla niej swój urok.

Estaban nie mógł pozbyd się niepokoju, jaki wywołały słowa Olivii,

przypominające mu dni, kiedy nazywano go Leopardem. Czuł, jak jeżą mu się

włosy na głowie. Wiedział już, że od chwili przybycia Olivii na ranczo

niebezpieczeostwo wisi w powietrzu. Jego dawny instynkt, ciągle jeszcze

niezwykle wyostrzony, chociaż minęły już lata od czasu, gdy brał udział w

akcjach, które przysporzyły mu śmiertelnych wrogów, teraz ostrzegał go, że coś

jest nie w porządku. Zafascynowany tą piękną Amerykanką zignorował sygnały

ostrzegawcze, które odezwały się gdzieś głęboko w jego podświadomości.

Po tym co przeżył, w każdej chwili musiał zachowad czujnośd, ale teraz...

Obejrzał się za Olivią, która wlokła się za nim z ponurą miną, i przyszła mu

na myśl rzecz pozornie całkiem nieprawdopodobna. A jeśli przysłano ją

umyślnie, żeby się na nim zemścid?

To idiotyczny pomysł, skarcił siebie w duchu i ruszył dalej. Nie był jednak

tak naiwny, żeby nie doceniad wrogów. Trzeba dowiedzied się, o co tu chodzi, a

potem samodzielnie rozwiązad ten problem.

A tymczasem musi zadbad, aby Olivii Stillwell nie stała się jakaś krzywda. I

nie pozwolid, by ona zaszkodziła innym.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Gdy w kilka minut później Olivia wpadła do swego pokoju, stwierdziła, że

była już tu przed nią Maria. Skromny południowy posiłek składający się z sałatki

owocowej i niewielkich kanapek czekał na nią na tacy na szklanym blacie

wiklinowego stolika, na łóżku zaś leżała długa, przejrzysta, szmaragdowozielona

suknia z luźnymi rękawami i dużym dekoltem obszytym falbanką.

Dziewczyna uspokoiła się trochę na myśl o życzliwości gospodyni i zaczęła

dokładniej oglądad suknię. Prawdopodobnie należała ona do Marii, ale została

zwężona w szwach tak, żeby goszcząca u senora Ramireza Amerykanka mogła

założyd coś innego prócz własnych spodni i bluzki.

Ale Amerykanka nie miała specjalnej ochoty się przebierad. Poszła do

łazienki, spryskała twarz chłodną wodą, po czym wróciła do stołu i usiadła z tak

wielką godnością, jakby miała jeśd obiad w Białym Domu w towarzystwie swego

sławnego wuja, a nie samotnie w pokoju, który był dla niej złotą klatką. Zjadła

miniaturowe kanapki i sałatkę owocową. Schowała suknię do pustej szafy,

zrzuciła sandały i wyciągnęła się na łóżku.

Wciąż bolały ją stłuczenia i oparzenia, a pocałunki i pieszczoty Estabana

bezpośrednio po kąpieli w morzu tak ją osłabiły, że nie mogła sobie teraz

pozwolid na żaden wybuch złości.

Ziewnęła, przymknęła oczy i zapadła w drzemkę.

Po pewnym czasie usłyszała jakieś dźwięki: tupot nóg, stuki, szepty.

Bardzo powoli budziła się z głębokiego, spokojnego snu, aż wreszcie usiadła

przestraszona. Pamiętała teraz tylko to, że została porwana. Jakby nigdy nie

było życzliwej Marii ani pieszczot Estabana w turkusowej zatoczce. Dopiero gdy

rozejrzała się wokoło i odetchnęła głęboko kilka razy, przypomniała sobie, gdzie

się znajduje. Pomimo wszelkich obaw i podejrzeo była tu bezpieczna i dobrze

background image

traktowana.

A jednak zdarzyło się coś nowego. W holu byli jacyś obcy ludzie.

Włożyła bluzkę, przygładziła potargane włosy, podeszła do drzwi i

nacisnęła klamkę.

Zobaczyła dwóch osobników, ubranych jak członkowie bandy Pancho

Villi; każdy z nich miał w ręku karabin. Olivii zabrakło tchu.

– Gdzie jest senor Ramirez? – zapytała stanowczym głosem.

Obaj strażnicy zaczęli jednocześnie mówid coś szybko po hiszpaosku.

Olivia nie zrozumiała, czy pilnują, żeby nigdzie stąd nie wyszła, czy też chcą ją

gdzieś zabrad. Żadna z tych ewentualności nie była dla niej pocieszająca.

– No dobrze – powiedziała z całą brawurą, na jaką było ją stad. – Sama go

znajdę.

Oznajmiwszy to, zrobiła krok w kierunku drzwi wyjściowych, ale wtedy

obaj strażnicy zastąpili jej drogę, wystawiając przed siebie karabiny.

Znaczyło to, że miała zostad tu, w tym pokoju.

Olivia starała się jednak nie ulegad panice. Powtórzyła głośno,

stanowczym tonem, wymawiając wyraźnie każde słowo:

– Przyprowadźcie tutaj senora Ramireza!

Wyższy z mężczyzn położył brudną rękę na ramieniu dziewczyny i

delikatnie odepchnął ją od drzwi. A potem, jakby coś sobie przypomniawszy,

wyciągnął z kieszeni kamizelki złożoną kartkę papieru i podał jej.

„Ci ludzie mają panią ochraniad. Proszę uważad i ich nie drażnid. Jeśli

będzie się pani bała, może pani przyjśd do mnie i spad ze mną. E. R.”

Ta sytuacja staje się coraz bardziej podobna do scen z książek wuja,

pomyślała Olivia, oblewając się gorącym rumieocem. Estaban zaprasza ją do

swego łóżka, na korytarzu stoją strażnicy z karabinami... Dobry materiał na film

sensacyjny!

background image

Zmięła kartkę i rzuciła ją na podłogę. Jeden ze strażników zamknął za nią

drzwi, a w chwilę potem usłyszała zgrzyt klucza przekręcanego w zamku.

Była przytłoczona nadmiarem wrażeo. Odczuwała na przemian

rozczarowanie, złośd, niepewnośd, strach. Nie mogła myśled o Estabanie, bo

wywoływało to niepożądane uczucia w najgłębszych zakamarkach jej duszy,

zwróciła się więc myślami w stronę wuja.

Została uwięziona tu, w Meksyku, i Bóg jeden wie, jaki czeka ją los, a

wszystko to dlatego, że Errol McCauley postanowił napisad książkę o damie z

wielkiego świata i matadorze. Wujek siedzi sobie teraz bezpiecznie i spokojnie

w osiemnastowiecznej rezydencji w Connecticut, odpoczywa w swojej

posiadłości w Vail albo na plaży na wybrzeżu Georgii i popija białe wino. I

oczywiście nawet nie podejrzewa, że porwano ją, powieziono w nieznane

piaszczystą drogą i sprzedano człowiekowi zwanemu Leopardem.

Rozdygotana Olivia chodziła po pokoju tam i z powrotem.

Najzabawniejsze w całej tej sytuacji było to, że jeśli w ogóle kiedykolwiek uda

się jej wrócid do Stanów, wuj Errol, słysząc jej opowieśd, zatrze tylko ręce i

poprosi o więcej szczegółów. To byłby dla niego świetny temat! Zamiast

współczucia otrzymałaby od wuja odpowiednio wysokie honorarium i bilet na

samolot do jakiejś uroczej miejscowości, by mogła tam odpocząd i odzyskad

dawną energię.

Zatrzymała się na środku pokoju. Może wuj był ekscentryczny, może miał

zmienne humory, ale kochała go bardzo i teraz tęskniła za nim ogromnie.

Piętnaście lat temu rodzice umieścili jedenastoletnią Olivię z dala od

wszystkich w surowej szkole z internatem w Nowej Anglii. Wkrótce potem

oboje zginęli w wypadku samochodowym we Francji. Wuj Errol przyjechał

natychmiast, zabrał nieszczęśliwą, zagubioną dziewczynkę i zapisał do średniej

szkoły paostwowej w Connecticut, gdzie nie musiała już nosid szkolnego

background image

mundurka i każdego dnia po lekcjach mogła wracad do domu.

Olivia westchnęła. Tak, na pewno dzieciostwo spędzone z wujem Errolem

różniło się od życia jej rówieśnic. Nie było w tym nic dziwnego. Ale to on i jego

przyjaciel James siedzieli ramię w ramię na jej recitalach fortepianowych i

różnych szkolnych występach. Wuj Errol miał dla niej więcej uczud i

serdeczności niż rodzona matka i ojciec. Z nim czuła się bezpieczna i kochana, a

całe miasto odnosiło się do nich z wyrozumiałością, bo mieszkało tu wielu

artystów i nikt niczemu się nie dziwił.

Usiadła zasępiona na skraju łóżka. Zawsze miała pewne poczucie winy, że

tak bardzo kocha wuja Errola, że lubi przebywad z nim i pracowad. Mogło to

wyglądad na zdradę wobec rodziców, za którymi nie tęskniła i o których w ogóle

nie myślała. Prawdę mówiąc, nie znała ich dobrze. Od pierwszej klasy

uczęszczała do szkoły z internatem, rodzice bardzo rzadko telefonowali i pisali,

jeszcze rzadziej przyjeżdżali. Kiedy wuj Errol nie mógł zabierad jej do siebie na

wakacje – albo zostawała w szkole, albo wyprawiano ją do jakiejś

„zaprzyjaźnionej” rodziny, gdzie dorośli o niej natychmiast zapominali, a dzieci

niemiłosiernie jej dokuczały.

Dlatego też Olivia uważała, że jej szczęśliwe dzieciostwo zaczęło się

dopiero w wieku jedenastu lat, kiedy to brat matki zabrał ją do siebie na stałe.

W oczach dziewczyny ukazały się łzy. Wuj Errol przyszedł jej wówczas z

pomocą i przez wiele lat był z nią zawsze razem. Ale teraz jest już dorosła i musi

sama radzid sobie w życiu.

Pytanie tylko jak?

Estaban stał w salonie przy oknie, podziwiając zachód tropikalnego

słooca i ognisty odblask na niespokojnym morzu. Po powrocie z zatoki wziął

prysznic, ale chłodny strumieo wody nie ugasił do kooca tlącego się w nim żaru.

background image

Miał jednak teraz ważniejsze problemy, niż kontemplowanie urody Olivii.

Wróciła przeszłośd, o której wolałby zapomnied.

Dziesięd lat temu, kiedy Estaban po ukooczeniu długich studiów w Anglii

pozostał w Europie i żył tam niczym biblijny „syn marnotrawny”, dziadek

wezwał go z powrotem do domu.

O nieposłuszeostwie nie było mowy. Dziadek Abuelito cieszył się o wiele

większym szacunkiem niż jakiś zwykły el patron na odległym, bogatym

meksykaoskim ranczo. To właśnie on zajął się młodym Estabanem po tym, jak

chłopiec stracił obojga rodziców. W wychowaniu wnuczka dzielnie pomagała

dziadkowi Maria.

Estaban zawsze wiedział, że jego przeznaczeniem jest zostad na ranczo. A

gdy zauważył, że zdrowie dziadka pogorszyło się, postanowił wziąd sprawy w

swoje ręce.

Nauczył się wszystkiego o hodowli bydła, o rasowych koniach i

zarządzaniu kopalniami srebra. Kopalnie były wprawdzie już prawie

wyeksploatowane, ale Abuelito od pierwszego dnia po odkryciu złóż tak mądrze

mini gospodarował, że zyski urosły do ogromnych sum złożonych w bankach

amerykaoskich i szwajcarskich.

Odosobnienie, w jakim żył na ranczo, było dla Estabana trochę męczące,

szczególnie po śmierci dziadka. Chociaż bardzo lubił swoją pracę, to jednak od

czasu do czasu ogarniał go jakiś dziwny niepokój. Nie mógł wtedy ani jeśd, ani

spad.

I właśnie podczas jednego z takich okresów, kiedy pojechał do stolicy,

żeby się trochę rozerwad, spotkał tego Amerykanina. Zawsze potem Toma

Castlberry’ego nazywał w myślach Amerykaninem.

Przez następne miesiące Estaban natykał się na niego dosłownie

wszędzie. W koocu Amerykanin opowiedział mu długą i intrygującą historię o

background image

tym, jak to rząd pewnego wrogiego paostwa postanowił założyd bazę

operacyjną na pustynnych terenach Meksyku. Na dowód tego przedstawił

wstrząsające dokumenty. Wkrótce Estaban wraz z kilku godnymi zaufania

ludźmi został zwerbowany jako agent kontrwywiadu.

Teraz, stojąc przy oknie, uśmiechnął się gorzko na wspomnienie tamtych

lat. Była to oferta, która skusiłaby każdego młodego, ambitnego człowieka,

marzącego na dodatek o podniecających przygodach.

No i miał przygód aż nadto dużo. Gdy tamci zaczęli gromadzid wojskowy

sprzęt techniczny, a nawet wyrzutnie krótkiego zasięgu, Estaban kierował akcją

wywiadowczą w ich obozie. Nie było to zadanie bezpieczne, czego dowodem

były liczne blizny na jego ciele, ale przeszkodziło wrogiej działalności.

Wtedy to właśnie Estaban używał pseudonimu „El Leopardo”,

pseudonimu, który niedawno przypomniał mu Amerykanin, kiedy spotkali się w

małej cantinie w stolicy Meksyku. Przed rozstaniem agent powiedział:

– Uważaj na siebie. Tym razem chyba wygraliśmy, ale jest jeszcze

mnóstwo ludzi, którzy chcieliby nam zaszkodzid, a niektórzy z nich wiedzą

dobrze, kim jesteś. Zyskałeś kilku niebezpiecznych wrogów.

Słowa te dźwięczały w uszach Estabana, kiedy wrócił z nagrzanej słoocem

plaży. Nie przejmował się zbytnio tym, że sam narażał się na

niebezpieczeostwo. Lubił trudne sytuacje, bo radził sobie w nich dobrze. Teraz

jednak, niezależnie od jego woli, została w to wplątana Olivia, a myśl, że

mogłoby się jej coś przytrafid, napełniała go wściekłością i przerażeniem.

Ze złości uderzył pięścią w parapet. Odwrócił się i dopiero teraz zauważył

Marię, która musiała już tu stad od kilku minut. Z uśmiechem podała mu

szklaneczkę brandy i powiedziała po hiszpaosku:

– Śliczna Olivia nie jest zachwycona tym, że ma pozostad w swoim

pokoju. Chce się z tobą widzied.

background image

Zamyślony Estaban nie odwzajemnił uśmiechu – nie miał zbyt wielu

powodów do radości. Po powrocie do domu zastał dziś kuriera z Departamentu

Stanu, który przybył z przerażającą wiadomością: Tom Castleberry, amerykaoski

agent, który przy pierwszej akcji nazwał Estabana Leopardem, został znaleziony

martwy w pokoju jakiegoś taniego motelu. Okoliczności tej śmierci były na tyle

zagadkowe, że Departament Stanu poczuł się zmuszony do ostrzeżenia innych,

którzy mogli byd następnymi potencjalnymi ofiarami.

Estaban, natychmiast gdy się o tym dowiedział, nakazał postawid

strażników pod drzwiami Olivii.

– Panna Stillwell może prosid o co chce. Ale ja tu jestem el patron i nie

przyjmuję poleceo kobiety.

Maria uniosła brwi ze zdziwieniem.

– Wydaje mi się, że ta kobieta jest inna – odważyła się wyrazid swą

opinię. – Ona pasuje do tego miejsca i do ciebie.

Estaban pocałował Marię w czoło. Niegdyś niaoczyła go, gdy był

dzieckiem, a teraz stała się jego przyjaciółką.

– Znowu oglądałaś te naiwne amerykaoskie filmy – zażartował, ale w

głębi duszy widział Olivię leżącą w łóżku u jego boku, siedzącą z nim przy

jednym stole, odbywającą z nim wspólną przejażdżkę konną po okolicy, którą

tak kochał. Oczyma wyobraźni ujrzał ją brzemienną, z jego dzieckiem w łonie.

Pragnienie, by poczud bliskośd jej ciała przy swoim było tak silne, że aż

sprawiało mu ból.

Uśmiechnął się smutno do Marii, po czym ruszył zdecydowanie do

wyjścia. Gdy przechodził obok basenu spojrzał w górę, w stronę tarasu, z

którego obserwowała go dwa dni temu piękna Amerykanka. Tym razem taras

był pusty... Pomyślał ze smutkiem, że jeśli nawet poradzi sobie z

niebezpieczeostwem grożącym mu ze strony dawnych wrogów, to i tak nie ma

background image

co marzyd o przyszłości z Olivią. Ona uważa go za gangstera, a poza tym

pochodzą z dwóch różnych światów.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Olivia spędziła kilka niespokojnych godzin dręczona na przemian

rozczarowaniem i bezsilną złością. Wreszcie pojawiła się Maria, dźwigająca

stertę bogato oprawionych książek i małe, obciągnięte aksamitem puzderko.

Z życzliwym uśmiechem na migi dała Olivii do zrozumienia, że może

jeszcze przez kilka godzin spokojnie odpoczywad, a potem ma się przebrad do

obiadu. W puzderku leżała para pięknych, starych, srebrnych grzebieni, a książki

– drogie, angielskie wydania klasyków – obiecywały wspaniałą rozrywkę.

Nie mając właściwie żadnego wyboru, a jednocześnie czując wielką

wdzięcznośd za książki, dziewczyna skinęła głową na znak, że przyjmuje

propozycję Marii, i zabrała się do czytania. Później włożyła luźną, niezwykle

twarzową zieloną suknię, zaczesała do góry gęste, bursztynowe włosy i wpięła

w nie fantazyjnie dwa stare grzebienie. Chociaż krój sukienki był trochę

niemodny, to jednak dzięki srebrnym ozdobom i staromodnemu uczesaniu

Olivia wyglądała nadzwyczaj wytwornie, jak dziewczyna z obrazu Gibsona.

Obserwując swoje odbicie w łazienkowym lustrze, wydała się sobie kimś

obcym, widzianym po raz pierwszy. Wyglądała jak kobieta doświadczona,

inteligentna i zmysłowa, świadoma swej kobiecej siły. Zdolna osiągnąd

wszystko, co zaplanuje.

Uśmiechnęła się, a lustrzane odbicie odpowiedziało jej uśmiechem.

– Czekałam na ciebie już od dawna – powiedziała głośno do siebie.

Estaban przyszedł po nią osobiście, a na widok Olivii w jego cudownych,

fiołkowych oczach odbił się niekłamany zachwyt. Szepnął coś do siebie po

hiszpaosku i jego niezrozumiałe słowa zabrzmiały w uszach Olivii jak prawdziwa

pieszczota. Wstała.

– Nie chcę byd traktowana jak więzieo, Estabanie – powiedziała głośno

background image

lekko drżącym głosem. – Jeśli mi nie ufasz, to nie mów, że jesteś moim

przyjacielem.

Wyglądał wspaniale, ubrany w ciemne spodnie, koszulę z bufiastymi

rękawami i czarną skórzaną kamizelkę ozdobioną błyszczącymi srebrnymi

nitami. Na każdym innym, nawet najprzystojniejszym mężczyźnie strój ten

byłby teatralnie sztuczny; na nim leżał naturalnie i pasował jak ulał.

– Ufam ci – odpowiedział w zadumie – chod przyznam szczerze, że sam

nie wiem dlaczego. – Wziął ją za ramię. – Wyglądasz dziś uroczo – dodał,

prowadząc ją obok strażników przy drzwiach, którzy spoglądali na nich z jakąś

nieokreśloną dezaprobatą.

Rozkoszny dreszcz przeniknął Olivię, ale przecież nie mogła tak łatwo

ustąpid. Musiała mied pewnośd, że sytuacja się zmieni.

– Zabierzesz ich stąd?

– Już ich nie ma – odpowiedział.

Poprowadził ją nie na dół schodami, lecz przez podwójne drzwi w głębi

holu. Po chwili znaleźli się w tej części domu, gdzie bez wątpienia były jego

osobiste apartamenty. Chod pierwszy pokój słabo oświetlały świece i Olivia

niewiele mogła zobaczyd, zorientowała się jednak, że było to obszerne

pomieszczenie z solidnymi, prostymi meblami. W głębi inne otwarte drzwi

prowadziły na duży taras. Widad było przez nie usiane gwiazdami niebo.

Kątem oka zauważyła zarys szerokiego łoża na grubych nogach, pod

czymś w rodzaju baldachimu. Przełknęła ślinę pełna rozkosznych przeczud.

Działo się z nią coś dziwnego. Jej serce pełne było sprzecznych uczud.

Olivia, jaką była do tej pory, chciała stąd uciec jak najprędzej i jak najdalej,

wrócid do ukochanego wuja. Nowa, niebezpiecznie odmieniona Olivia pragnęła

tu pozostad na zawsze i oddad się Estabanowi w tę cudowną meksykaoską noc.

Zapragnęła przyjąd do swego łona jego nasienie, urodzid i wychowad dziecko

background image

tak piękne jak on sam. Chciała przenieśd tu swoje koło garncarskie i piec do

wypalania i odtwarzad w glinie proste i zarazem niezwykłe piękno tego kraju.

Maria przygotowała stół na tarasie, gdzie migotały świece, a ciepłe

powietrze przesycone było zapachem bujnych kwiatów. Butelkę wina

umieszczono już w srebrnym wiaderku, różnorodne potrawy stały

przygotowane w naczyniach z grawerowanymi pokrywkami. Nakrycie dla

dwóch osób stanowiła porcelana z Limoges – Olivia rozpoznała to na pierwszy

rzut oka, ponieważ wuj Errol był kolekcjonerem – i srebro rodowe.

Dziewczyna pozwoliła Estabanowi, by podsunął jej krzesło. Cały czas

czuła się jak ktoś zupełnie inny. Widziała jasno, że w jej osobowości zaszły

ogromne zmiany i zastanawiała się tylko, w jakim stopniu przyczyniły się do

tego burzliwe przeżycia ostatnich dni.

Zdecydowana nie ulegad ani urokowi Estabana, ani księżyca

oświetlającego pokój, powiedziała:

– A więc nie będziesz już mnie więzid w moim pokoju? To taki

barbarzyoski zwyczaj.

Estaban skosztował wina z powagą zdradzającą prawdziwego konesera, a

potem napełnił kieliszek Olivii.

– Barbarzyoski? Pomyśl lepiej, co spotkad może kobietę samotnie

spacerującą w tych rejonach Meksyku.

Dziewczyna westchnęła. Nie była w stanie się z nim kłócid. Co się stało?

Gdzie się podziała jej duma i upór? W niezrozumiały dla niej sposób Estaban,

którego początkowo uważała za wroga, stał jej się bliski... Nie chciała już

opuszczad ani tego mężczyzny, ani jego pięknego domu, ale czy ich związek

miałby szanse przetrwania? Pochodzą przecież z tak różnych środowisk

społecznych, mają całkiem inne podejście do życia, inne aspiracje.

– A czy w ogóle jest takie miejsce, gdzie można czud się całkiem

background image

bezpiecznie? – szepnęła w zamyśleniu.

Estaban na szczęście nie udawał, że nie wie, o co jej chodzi. On także

cenił sobie wolnośd, kochał ranczo chodby tylko dlatego, że mógł tutaj, niczym

dziewiętnastowieczny rozbójnik, bez przeszkód włóczyd się po całej rozległej

krainie.

– Masz rację. Ale chyba nie byłoby dobrze, gdyby człowiek cały czas czuł

się bezpiecznie.

Olivia wypiła łyk wina. Było doskonałe.

– Czy mieszkasz tu przez okrągły rok? – zapytała.

– Nie – odpowiedział Estaban. – Mam mieszkanie w Santa Fe, dużo też

podróżuję.

Olivia pomyślała o wszystkich tych miastach i krajach, które sama

zwiedziła, i znowu westchnęła.

– Ja także – powiedziała. – Teraz jednak mam wrażenie, że dotarłam do

kresu i że wszystko, co widziałam, słyszałam i przeżyłam, powinnam wyrazid w

sztuce.

– W sztuce? – Estaban był szczerze zaintrygowany.

W gorących słowach, zapominając na kilka minut o nieokreślonym

charakterze ich znajomości, opowiedziała mu o nagrodach i swoich skromnych

sukcesach.

– Prawdopodobnie nie dojdę w ten sposób do fortuny, w każdym razie

nieprędko, ale nie to jest najważniejsze. Mam dobrze płatną pracę i

zaoszczędziłam już dośd pokaźną sumę, bo nie wydaję zbyt wiele.

Uśmiechnął się.

– Opowiedz mi o swoim dzieciostwie. Założę się, że miałaś piegi, włosy

zaplecione w mysie ogonki i stale podrapane kolana.

Olivia roześmiała się.

background image

– Nie pomyliłeś się przynajmniej co do dwóch rzeczy. Byłam piegowata i

nosiłam mysie ogonki. A na podrapane kolana nie pozwalano mi, dopóki wuj

Errol nie zabrał mnie ze szkoły z internatem.

Zrelacjonowała mu pokrótce, jak naprawdę wyglądało jej dzieciostwo, a

gdy skooczyła, poczuła się trochę głupio. Zazwyczaj nie zwierzała się z tego

nikomu.

Estaban opowiedział jej o swoim dziadku i o tym, jak dorastał na ranczo.

On także był w różnych szkołach, głównie w Europie, ale miał z nich całkiem

inne wspomnienia. Właśnie tam nauczył się, jak można żyd w harmonii z

zasadami zarówno dawnej, jak i dzisiejszej epoki. Mówił o tym z taką lekkością i

wdziękiem, że Olivia szczerze mu zazdrościła. Słuchając miłego głosu i słów

wytwornych jak to wino, wiedziała już, że jest za późno na jakiekolwiek próby

oporu. Czuła, że doszła już do siebie po niedawnych silnych przeżyciach i... tak,

oczywiście, była gotowa pójśd po kolacji z Estabanem do łóżka! Ale to

przerażało ją bardziej niż cokolwiek innego.

Gdy już skooczyli jeśd, Estaban, oparty plecami o poręcz krzesła, z

wyrazem pewnego zakłopotania na twarzy powiedział:

– Olivio, musisz byd bardzo ostrożna. Są pewni ludzie...

Serce Olivii zabiło niespokojnie, tak jak wówczas, gdy oglądała album

Marii z wycinkami z gazet.

– Jacy ludzie? Estaban zawahał się.

– Ludzie, którzy są moimi wrogami. Jeśli zauważą tu twoją obecnośd – a

chciałbym wierzyd, że to się nie stanie – to potraktują cię jako doskonały obiekt

zemsty. Czekają już od dłuższego czasu na taką okazję.

Dziewczynie ciarki przeszły po krzyżu, ale powiedziała spokojnie:

– Jestem pewna, że nikt nie dostanie się do domu. Strażnicy nikogo by

nie przepuścili.

background image

– To prawda, ufam swoim ludziom.

– Zawsze możesz odesład mnie do Stanów – powiedziała Olivia, ale w

głębi serca pragnęła, by jej odmówił.

Estaban przyglądał się jej jakiś czas w skupieniu.

– Czy nie sądzisz, Olivio, że między nami coś się zaczyna dziad? –

powiedział po chwili. – Coś, co sprawia, że nie jesteśmy już sobie obcy, jak na

początku... Zostao... Chciałbym się przekonad, co to jest.

Olivia spojrzała do góry na cudowny bezmiar gwiazd lśniących jak

ozdobne nity na kamizelce Estabana i odetchnęła z ulgą. Księżyc oblewał

srebrnym blaskiem morze, bujną tropikalną roślinnośd i poszarpane szczyty gór

na horyzoncie.

– Ja także – wyszeptała w koocu.

Wtedy ujął jej ręce, a od jego dotyku krew popłynęła żywiej w żyłach

dziewczyny.

– Więc zostao – powiedział zduszonym głosem. – Wolno ci będzie

poruszad się swobodnie po domu. Ale bez eskorty nie wolno ci zrobid kroku na

taras.

– A czy teraz nie jesteśmy na tarasie?

– Oczywiście, ale ja jestem z tobą. A Manolito i Luis są na dole, na

dziedziocu. Inaczej nie byłabyś tutaj bezpieczna.

Olivia nie wiedziała, co ma odpowiedzied. Czuła narastające podniecenie.

Nie umiałaby szczerze wyjaśnid, jakiej ewentualności obawiała się bardziej: czy

tego, że zostanie porwana przez tajemniczych wrogów Estabana, czy tego, że

zakocha się bez pamięci w Leopardzie i zrezygnuje dla niego z dotychczasowego

stylu życia. Jeszcze nie tak dawno ta druga ewentualnośd była zupełnie nie do

pomyślenia. Ale teraz...

Olivia oddała się romantycznym marzeniom. Drżała od ogarniającego jej

background image

ciało niebezpiecznego żaru, a każdy gest Estabana, chodby najbardziej

niewinny, coraz bardziej rozbudzał jej zmysły.

Ostatecznie, ku wielkiemu rozczarowaniu Olivii i zarazem uldze, nie

zaniósł jej do swego łóżka. Odprowadził tylko, oszołomioną winem, do jej

pokoju.

Nie mogła spad tej nocy. Długo rozmyślała nad swoim losem. Wreszcie

nad ranem podjęła ostateczną decyzję.

Wszystkie te piękne marzenia były tylko marzeniami. Musi opuścid ten

dom i wrócid do swojego dawnego świata, zanim uzależni się od Estabana, jak

inni uzależniają się od kokainy czy opium. Tęsknota za nim stała się głęboką,

nieodpartą potrzebą drążącą jej wnętrze i tylko w ucieczce była jakaś nadzieja.

Umyła się i ubrała w spodnie i bluzkę. Ponieważ na wiklinowym stoliku

nie czekało na nią, jak poprzednio, śniadanie, doszła do wniosku, że Estaban nie

zmienił zdania i odprawił strażników. Przeszła ostrożnie przez pokój do ciężkich

drzwi.

Nie były zamknięte, a w holu nie natknęła się na żadnego ze strażników.

Szybko zeszła schodami na dół. Wśliznęła się do gabinetu, żeby sprawdzid, czy

są tam jeszcze albumy z wycinkami prasowymi o Estabanie. Niestety, zniknęły.

Zła była na siebie, że nie przeczytała wtedy angielskich relacji o wyczynach

Leoparda.

A może nie chciała wówczas poznad wtedy całej prawdy o nim?

W kuchni Maria, która ubijała ciasto w misce, uśmiechnęła się do niej i

gestem ręki wskazała stół w pobliżu okna. Na progu, z karabinem na kolanach,

siedział jeden z ludzi Estabana. Ziewnął szeroko, kiedy Olivia usiadła i zabrała

się do śniadania.

Dziewczyna zjadła, pozmywała talerze i odstawiła je na miejsce. Ale nie

spieszyła się z wyjściem. Udając, że interesuje ją audycja radiowa, której

background image

słuchała Maria przy prasowaniu sterty bawełnianych koszul, Olivia

obserwowała spod oka strażnika siedzącego w drzwiach.

Może był zmęczony nocnym czuwaniem, a może po prostu leniwy, bo

ziewnął głośno, a potem zdrzemnął się oparty o framugę drzwi.

Po jakimś czasie, który Olivii wydawał się wiecznością, Maria wyszła z

kuchni ze świeżo uprasowanymi koszulami. Olivia odczekała dobrą minutę na

wypadek, gdyby Maria chciała tu wrócid, a potem ominęła strażnika, który

chrapał na dobre i czmychnęła przez drzwi.

Kobieca intuicja powiodła ją w stronę zabudowao koło domu. Tym razem

dopisało jej szczęście. Kiedy otworzyła drzwi szopy, dostrzegła, że pod

zakurzoną plandeką stoi tam jakiś przedmiot. Targana na przemian nadzieją i

obawą, uniosła róg płachty.

Wbrew temu, co mówił, Estaban nie wyrzekł się całkiem udogodnieo

współczesnej cywilizacji. Ukrytym pojazdem był czerwony dżip z napędem na

cztery koła i wszelkimi możliwymi udogodnieniami.

Wstrzymując oddech, szarpnęła drzwiczki od strony kierowcy i otworzyła

je. Ze zdumieniem stwierdziła, że kluczyki leżą na dywaniku, przy pedale gazu.

Podeszła z powrotem do drzwi, które zostawiła uchylone, żeby wpuścid trochę

światła słonecznego, i uważnie rozejrzała się na wszystkie strony.

Wróciła do samochodu, usiadła za kierownicą, przymknęła oczy i

przekręciła kluczyk w stacyjce.

Silnik od razu zaskoczył.

Nie do wiary! Czyżby tym razem miała aż tyle szczęścia? Jednak gdy tylko

otworzyła oczy, srodze się rozczarowała: strzałka wskaźnika paliwa podskoczyła

i po chwili opadła. Zbiornik był prawie pusty.

Dziewczyna zgasiła silnik i oparła czoło o kierownicę.

– Do diabła i alleluja! – mruknęła i te dwa słowa oddawały wiernie stan

background image

jej ducha.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Jeśli jest tu samochód, nie mówiąc już o kilku akumulatorach – myślała

Olivia, starannie poprawiając plandekę przykrywającą pojazd – to musi też byd

gdzieś benzyna.

Niestety, nie miała czasu jej szukad. W każdej chwili mógł ją tu ktoś

zaskoczyd. Rozejrzała się bacznie, zanim wyszła z szopy. Drzwi były

wystarczająco szerokie, żeby mógł przez nie wyjechad samochód, tym bardziej,

że otwierały się na obie strony. Olivia zamknęła je, odetchnęła głęboko i

zawróciła w stronę domu.

Strażnik – Olivia słyszała, jak Maria mówiła do niego Pepito – spał nadal.

Ogromne, zakurzone sombrero z cichym chrzęstem ocierało się o framugę

drzwi. Przeraźliwe chrapanie przechodziło stopniowo w głośne sapanie.

Wyglądało na to, że się budził.

Olivia wyminęła go ostrożnie i podeszła do lodówki. Wydostała z niej

butelkę wody sodowej i posłała niewinny uśmiech strażnikowi, który właśnie się

ocknął i natychmiast spojrzał na nią podejrzliwie.

Podniosła do góry pełną szklankę:

– Za Los Estados Unidas – powiedziała.

Pepito wydał z siebie dźwięk, który po meksykaosku miał pewnie znaczyd

na „zdrowie”. Nie ulegało wątpliwości, że nie kochał swoich północnych

sąsiadów, a niaoczenie kobiety uważał zapewne za coś uwłaczającego jego

godności.

Olivia uśmiechnęła się triumfalnie i wyszła z kuchni. Nie miała ochoty

wracad do swego pokoju, chod polubiła już to miejsce. Poszła do salonu i

wyjrzała przez okno, napawając się widokiem nieprawdopodobnie soczystej

zieleni drzew na tle słonecznego turkusowego morza i ostrymi barwami

background image

tropikalnych kwiatów. Zapragnęła znowu znaleźd się na białym piasku plaży w

zatoce, leżed u boku Estabana, czud dotyk jego rąk błądzących po jej ciele... Od

tych myśli rumieoce wystąpiły jej na policzki, a w głowie zaczęło wirowad.

Odwróciła się gwałtownie od okna. I wtedy pojawił się on.

– Nic dziwnego, że nazywają cię Leopardem – powiedziała.

Chciała, żeby zabrzmiało to jak żart, ale obecnośd Estabana działała na

nią obezwładniająco i w jej słowach można raczej było usłyszed ustępliwośd i

pokorę.

Estaban cały pokryty był kurzem, ale ani trochę nie szkodziło to jego

męskiej urodzie. Miała przed sobą człowieka, który doskonale znał swoją

wartośd. Patrzył na nią w taki sposób, że zrobiło się jej gorąco.

To ją upokarzało. Jej pożądanie rzucało się w oczy jak neonowy napis nad

głównym wejściem do kasyna w Las Vegas. A jednak wydawało się, że Estaban

wcale tego nie zauważa.

– Maria znalazła te rzeczy dla ciebie i uprała je – powiedział, podając jej

jakieś drelichowe i bawełniane części garderoby. – Przebierz się w to i przyjdź

do mnie do jadalni. Zjemy coś razem, a po sjeście wybierzemy się na

przejażdżkę.

Serce Olivii drgnęło z radości, ale jednocześnie uczuła żal ściskający za

gardło.

– Czy to znaczy, że odwozisz mnie do Stanów? Estaban przyglądał się jej

dłuższą chwilę z nieprzeniknionym wyrazem na swej arystokratycznej twarzy, a

potem potrząsnął głową.

– Nie. Zniknęło stado moich najlepszych koni. Prawdopodobnie

powędrowały na południe. Muszę je odnaleźd.

Postąpiła krok w jego kierunku.

– I zabierasz mnie ze sobą? Dlaczego?

background image

– Bo tu nie mogę zostawid cię samej.

– Sam mówiłeś, że mogę byd bezpieczna tylko tutaj, pod opieką

strażników.

Przeciągnął ręką po kruczoczarnych włosach.

– Nie byłbym w stanie skupid myśli na poszukiwaniu koni, jeślibym musiał

cały czas niepokoid się o ciebie. Nie spieraj się ze mną. Zrób to, o co cię proszę.

Od momentu kiedy Olivia poznała tego mężczyznę, stale toczyła ze sobą

walkę. Z jednej strony chciała uciec, głównie dlatego, by zrobid na złośd

pewnemu siebie Leopardowi, z drugiej jednak – przejażdżka konna z jego

ludźmi była czymś, o czym dawno marzyła.

– Nie jeżdżę dobrze na koniu – wyznała, gdy Estaban był już w połowie

drogi do drzwi.

Nie odwrócił się nawet i odrzekł tak, jakby to załatwiało całą sprawę:

– Ale ja jeżdżę całkiem dobrze. I wyszedł z pokoju.

Olivia poszła na górę i obejrzała to, co przyniósł jej Estaban. Były tam

dwie używane bawełniane koszule z długimi rękawami i dwie pary znoszonych

dżinsów.

Zdjęła z siebie bieliznę i szorty i włożyła ubranie, które prawdopodobnie

zostawił jakiś pracownik opuszczając ranczo. Musiał byd szczupłym mężczyzną,

bo chociaż koszule pasowały na Olivię doskonale, to spodnie opięte były na

biodrach. Tylko w pasie były trochę za luźne.

Mimo to, gdy dziesięd minut później pojawiła się w jadalni, wyraz oczu

Estabana świadczył, że podoba mu się w tym stroju. Wstał, pomógł jej zająd

miejsce przy stole, i ponownie usiadł.

Musiał się przedtem wykąpad w basenie, bo nie było już śladu kurzu ani

na jego włosach, ani na rękach. Zdążył się też przebrad. Olivia pozazdrościła mu,

że mógł bez przeszkód rozkoszowad się chłodem wody morskiej, podczas gdy

background image

ona smażyła się tu, w upale.

Maria podała lunch, składający się z owoców, pokrojonej w cienkie

plasterki wędliny i świeżo przez nią upieczonego chleba. Potem opuściła pokój z

uśmiechem, który mówił, że wie już to, co Estaban i Olivia dopiero muszą

odgadnąd.

– A co z Marią? – zapytała Olivia. – Czy nic jej tu nie grozi?

– Nie będzie sama – odpowiedział Estaban, siedząc wygodnie na krześle i

bez skrępowania świdrując wzrokiem Olivię. – Zostawiam tu dwóch ludzi. A

poza tym, to nie Maria jest ich celem.

Po posiłku, podczas którego Estaban był wyjątkowo małomówny i cały

czas pożerał Olivię wzrokiem, Maria weszła, by zebrad naczynia ze stołu.

Estaban wstał, odsunął krzesło Olivii i położył lekko rękę na jej plecach.

Dziewczyna wstrzymała oddech. On jednak poprosił ją tylko, aby wstała i

poprowadził wewnętrznym dziedziocem w stronę schodów.

– Czas na sjestę – wyjaśnił. – W Meksyku odpoczywamy w najgorętszej

porze dnia.

Serce Olivii tłukło się niespokojnie. Podniecał ją ciężar ręki Estabana na

plecach, podniecało samo senne słowo „sjesta”.

– Nie jestem zmęczona – powiedziała drżącym głosem. Blask jego

uśmiechu starczyłby za trzy reflektory.

– Ale będziesz, obiecuję ci – oświadczył tajemniczo. Minęli korytarz i

weszli do jego pokoju. Policzki Olivii płonęły jaskrawą czerwienią, lecz tym

razem nie mogła obwiniad o to słooca.

– Nie jestem twoją zabawką – szepnęła niepewnie. Estaban wyciągnął jej

kraciastą koszulę z dżinsów.

– Jesteś jak dojrzały owoc, jak słodka, soczysta brzoskwinia. Z trudem

powstrzymywałem się, żeby nie schrupad cię od razu tam, w jadalni.

background image

Olivia chciała mu się oprzed, ale zabrakło jej siły woli. Gdy Estaban

rozpinał jej koszulę, wstrzymała oddech. Zaczął zsuwad ją powoli z jej ramion,

lecz w pewnym momencie nie wytrzymał i gwałtownym szarpnięciem zerwał z

niej ubranie.

Z powodu oparzeo i meksykaoskiego upału Olivia nie miała na sobie

stanika. Jego oczom ukazały się nagie, pełne piersi, jędrne niczym dojrzałe

owoce.

Madre de Dios – wychrypiał Estaban, a w głosie jego zabrzmiało

zdumienie, jakby po raz pierwszy odkrył piękno kobiecego ciała. A potem objął

ją w talii, pochylił się nad nią i językiem zaczaj wodzid po jej piersiach, aż

wreszcie Olivia jęcząc odchyliła się do tyłu w jego uścisku.

Estaban wziął ją na ręce i ułożył na łóżku. Zdjął z niej sandałki i dżinsy, a

kiedy próbowała wstad, obawiając się siły namiętności, którą w niej rozpalił,

przytrzymał ją silnie za biodra. Zakwiliła żałośnie jak dziecko i objęła go obiema

rękami za głowę, podczas gdy on całował jej drżące uda, aż wreszcie dosięgnął

zuchwale jej najskrytszego, najczulszego miejsca.

Olivia kurczowo uchwyciła się brzegów łóżka, oszołomiona tym, co się

stało.

– Estaban – powiedziała zdławionym głosem. – Och... Estaban...

Podłożył dłonie pod jej pośladki, uniósł ją lekko i dalej rozkoszował się nią

jak dojrzałym, soczystym owocem brzoskwini, do którego przedtem ją

porównał.

Olivia krzyknęła z rozkoszy. W szczytowym momencie jej ciało wygięło się

w łuk nad łóżkiem. Jeśli nawet Estaban obawiał się, że ktoś ją usłyszy, to nie dał

tego po sobie poznad. Odczekał, aż osiągnęła szczyt ekstazy i opadła wpół

przytomna, z przymkniętymi oczami na łóżko.

Jak przez mgłę dotarło do niej, że Estaban rozebrał się i położył obok niej.

background image

Pieścił teraz łagodnie jej brzuch, a jego nagośd ponownie pobudziła jej wrażliwe

ciało.

– Proszę – wyszeptała, gdyż tylko do tego była zdolna w tym momencie.

Jednak on, chociaż wiedział, czego pragnie Olivia, nie spełnił jej życzenia.

Pokręcił głową i powiedział:

– Nie, dulce. Odpocznij teraz. – Jego głos był chrapliwy, hipnotyzujący. –

Odpocznij...

Zasnęła, jednak gdzieś w głębi jej duszy tlił się niepokój.

Dla Estabana wszystko to było tylko grą. Bawił się tym, że rozbudził w niej

pożądanie, ale odmawiał jej całkowitego spełnienia. Czyżby stanowiło to dla

niego jeszcze jeden rodzaj rozrywki?

Obudziła się o zmierzchu. Lekki morski wietrzyk chłodził jej ciało i mokre

od łez powieki. Miejsce obok było puste, ale pościel przesiąkła zapachem

Estabana, a w powietrzu czud było jego wodę kolooską.

Olivia usiadła, objęła rękami kolana, oparła na nich głowę i zaszlochała.

Tak, stało się to, czego obawiała się najbardziej – zakochała się w Leopardzie.

Ale najgorsze, że jej miłośd nigdy nie będzie miała szansy na spełnienie. Prędzej

czy później będzie musiała go opuścid. On zresztą i tak tylko bawił się jej ciałem.

Estaban wrócił jakby przywołany jej myślami i cicho zbliżył się do łóżka.

Podniosła na niego zaczerwienione, opuchnięte oczy.

– Idź do diabła, nie dotykaj mnie! – syknęła, odsuwając się. – Już się mną

pobawiłeś!

Był szybki jak zwierzę, którego imię nosił. Zanim zdążyła przesunąd się na

drugi koniec łóżka, złapał ją, owinął prześcieradłem i przewrócił na plecy.

– Co to znaczy? – zapytał. – O czym ty mówisz? Rozzłoszczona Olivia

próbowała go zaatakowad, ale była skrępowana ciasno przylegającym

prześcieradłem, które jak kaftan bezpieczeostwa uniemożliwiało jej

background image

jakiekolwiek ruchy.

– Uważasz, że to takie zabawne? Rozbudzid we mnie pożądanie,

doprowadzid do szaleostwa swoimi pieszczotami, a potem tak po prostu

odejśd?!

Krew uciekła mu z twarzy, przez moment patrzył na nią zaskoczony, a

potem chłodno, chod wyraźnie rozgniewany, zapytał:

– Czy nie było ci ze mną dobrze?

– Dobrze? Nawet nie próbowałeś mnie zadowolid, po prostu mnie

sprawdzałeś, jak samochód przed wynajęciem.

Estaban zacisnął mocno szczęki. Najwyraźniej tracił panowanie nad sobą.

– A więc tak – wydusił z siebie w koocu. – Zadręczasz się tym, że chciałem

cię uszanowad. Widzę, że jednak fałszywie cię oceniłem. Nie lubisz byd

traktowana jak dama. – Jedną ręką zdarł z niej prześcieradło, a drugą zaczął

rozpinad swoją koszulę. – Zgoda, moja śliczna, będzie tak, jak sobie życzysz.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Jak magik, który ściąga obrus ze stołu, nie tłukąc porcelanowej zastawy,

zdarł z niej prześcieradło. Niczym za dotknięciem różdżki czarodziejskiej Olivia

opadła na materac i leżała bez ruchu całkowicie naga.

Z trudem przełykała ślinę, patrząc, jak jej zdobywca rozbiera się. Jeśli

zachowała odrobinę honoru, to powinna stawid mu opór, chod gdzieś w

najgłębszej podświadomości wiedziała, że w rzeczywistości chce przegrad.

– Nawet o tym nie myśl – szepnęła, żeby zachowad resztki przyzwoitości.

Zamrugał powiekami i odpowiedział:

– Ciii... Nie bój się. Będziesz mnie jeszcze błagad, żebym cię do kooca

posiadł.

Położył się na niej, jedną ręką przytrzymał głowę Olivii i zaczął ją całowad.

Próbowała zacisnąd usta, ale on był uparty. W koocu z jękiem musiała ustąpid.

– Skooczony łotr z ciebie – powiedziała z trudem, gdy na moment

oderwał się od jej ust.

Si – zgodził się Estaban. Nie przejmował się jej słowami. – Nie jesteś już

dziewicą, prawda? – Nie pytał, lecz jakby stwierdzał fakt, całując ją i pieszcząc

coraz gwałtowniej.

– Nie – potwierdziła Olivia zdyszanym głosem.

– Przyjmiesz mnie więc bez bólu i sprawi ci to tylko rozkosz. Przewrócił

się na wznak i wziął Olivię na siebie, opierając jej nogi na swoich biodrach.

Oszołomiona dziewczyna przymknęła oczy, gdy przycisnął ją do swego

silnego i twardego ciała. Uniósł ją lekko, a wtedy poczuła, że zbliża się do niej

coś jak pocisk, który ma przebid burtę łodzi.

– O, Boże! – krzyknęła ochryple, czując, jak wślizguje się w nią wolno, ale

zdecydowanie.

background image

– Otwórz oczy i patrz na mnie – rozkazał Estaban. Olivia z nieprzytomnym

wyrazem twarzy zamrugała oczami. Bynajmniej nie chciała prowadzid teraz

żadnej konwersacji.

Estaban, trzymając mocno biodra dziewczyny, uniósł ją wysoko, a potem

delikatnie opuścił na dół. Powtórzył to po raz drugi, trzeci, aż wreszcie wszedł w

nią do kooca.

– Co ja teraz robię z tobą, Olivio? – zapytał rzeczowo. Olivia zadrżała od

doznawanej rozkoszy. Przygryzła z lekka wargi i odpowiedziała mu dosadnym

słowem. Pozwolił, by usiadła na nim, i zaczął pieścid jej piersi.

– Powiedz, Olivio, dobrze Ci ze mną? Chyba dobrze, prawda? Ale czy

tylko w takich momentach jesteś ze mną szczęśliwa?

Olivia nie była w stanie nic odpowiedzied. Estaban znowu chwycił mocno

jej biodra i zaczął je powoli podnosid i opuszczad.

– Nie! – zaszlochała.

– Dlaczego nie? – Gładził ręką jej brzuch, zmuszając ją do czekania. Teraz

całkowicie nad nią panował.

Olivia była cała rozpalona.

– Och, Estabanie, nie wiem, przysięgam, że nie wiem!

– Uprzedzałem cię. Od dziś już zawsze będziesz moja.

– Tak... – wyjęczała Olivia.

W tym krótkim słowie zawarte było całe bogactwo znaczeo: poddanie

się, rozkosz, opór, wściekłośd.

Przekręcił się, nie tracąc ani na sekundę kontaktu z jej ciałem i znów

zaczął ją gwałtownie całowad. A potem... uniósł głowę, spojrzał badawczym

wzrokiem na twarz dziewczyny i wszedł w nią z całą siłą.

Olivia wpiła się palcami w jego plecy – to było coś, o czym tylko czytała,

czego nie znała aż do tego cudownego, a zarazem tragicznego dnia, gdy znalazła

background image

się w łóżku Estabana. Ucisk obejmujących ją twardych ud, rytmiczne ruchy

mężczyzny doprowadzały ją do szaleostwa.

Gdy wreszcie stało się to, na co czekała, gdy przyszło wielkie

zaspokojenie, miała wrażenie, jakby właśnie wyskoczyła z samolotu i

spadochron się nie otworzył. Ale nie czuła strachu. Leciała w dół wiedząc, że

kiedy uderzy o ziemię, nastąpi ostateczne wyzwolenie, po którym nic już nie

będzie.

Wyprężyła się nagle w ramionach Estabana, wydając przeraźliwy krzyk,

jak gdyby krzyk dzikiej rozpaczy, i na kilka sekund całkowicie straciła

świadomośd tego kim jest i gdzie się znalazła.

Gdy oprzytomniała, Estaban osiągał właśnie stan najwyższej ekstazy. Z

odchyloną do tyłu głową, z odsłoniętymi zębami i napiętymi mięśniami na piersi

i ramionach kochał ją mocno, głęboko...

A gdy już oddawał jej wszystko, mówił coś niewyraźnie po hiszpaosku,

Olivia zaś pieściła go, szepcząc czułe słowa.

Wreszcie opadł z jękiem na Olivię i przygarnął ją mocniej do swego

szczupłego, muskularnego ciała.

Olivia uśmiechnęła się i nie myśląc już o żadnym grożącym jej

niebezpieczeostwie, zamknęła oczy. Delikatny wietrzyk przedostawał się przez

kotarę zasłaniającą taras i kojąco chłodził jej nagie ciało.

Oparty na łokciu Estaban przyjrzał się śpiącej Olivii i pomyślał, że chyba

całkiem zwariował. Nie miał najmniejszego zamiaru uwodzid tej Amerykanki.

Należał się jej raczej porządny klaps niż to pełne rozkoszy i żaru przeżycie,

jakiego zaznała. Chcąc sprawid jej przyjemnośd, sam uległ nieodpartej pokusie.

Zachwyconym wzrokiem powiódł po jej nagim, pięknym ciele. Biodra

miała wystarczająco szerokie, by urodzid dziecko, silne uda wytrzymały

gwałtownośd i namiętnośd jego pieszczot. Wyobraził sobie, jak zaokrągli się i

background image

zmieni jej figura, kiedy będzie nosid w sobie jego dziecko.

W tym momencie podjął decyzję. Zrozumiał, że nie będzie w stanie

wyjechad o zachodzie słooca, tak jak zamierzał, na poszukiwanie zaginionych

koni.

Odsunął na potem tę sprawę i zaczął wodzid wskazującym palcem po

kształtnych wargach Olivii, z lekka opuchłych od pocałunków. Zamrugała

powiekami i spojrzała na niego ślicznymi jasnoszarymi oczami, uśmiechając się

promiennie.

Ogromne wzruszenie przeniknęło Estabana do głębi. Pocałował ją

delikatnie.

– Potrzebuję ciebie – powiedział zdławionym głosem, mając nadzieję, że

nie zdradził się do kooca, ile było w tym nieoczekiwanej dla niego samego

prawdy.

– Przytul mnie – szepnęła. – Pozwól, że cię Dopieszczę. – Odsunęła się,

żeby zrobid mu miejsce, kusząc go tak, jak chłodna woda zatoki kusi w upalny

dzieo.

Słysząc jej słowa, Estaban poczuł, jak wszystko w nim napręża się i

wibruje, niczym struna gitary, napięta do takich granic, że przy lada szarpnięciu

albo pęknie sama, albo cały instrument rozleci się w kawałki. Przygarnął ją z

jękiem, wziął pod siebie i zaczął zachłannie całowad jej usta.

A ona była całkowicie gotowa, wilgotna i ciepła. Z przymglonymi oczami,

z cichym jękiem ulgi wygięła się do tyłu i przyjęła go do siebie, a Estaban doznał

takiego uczucia, jakby powrócił do domu po wielu latach tułaczki.

Gdy wreszcie, znacznie, znacznie później, Olivia mogła już myśled

logicznie i jeszcze raz przeanalizowała wszystko, co się stało, nie miała cienia

wątpliwości, że przy pierwszej okazji powinna uciec z Meksyku. Przerażona była

background image

władzą, jaką miał nad nią ten mężczyzna. Jeśli pozostanie z nim dłużej i zajdzie

w ciążę, jeszcze trudniej będzie wyrwad się z jego objęd. Poza tym senor

Ramirez prowadził bardzo niebezpieczne życie. Gdyby tu została, musiałaby

dzielid z nim te niebezpieczeostwa, a z pewnością nie ominęłoby to też ich

dziecka.

Estaban i tak nigdy się z nią nie ożeni. Zawsze będzie kobietą Leoparda,

ale nigdy jego żoną. Mężczyźni tacy jak on poślubiają jedynie kobiety z tej samej

klasy społecznej i tej samej religii. Każda inna traktowana będzie jak kochanka.

A Olivia była wszechstronnie wykształcona. Jej wuj, prowadzący

awanturniczy tryb życia, zabierał ją ze sobą na safari do Afryki, pokazywał

piramidy w Egipcie, razem zdobywali szczyty Tybetu. Sama też przeżyła wiele

ciekawych przygód w trakcie badao związanych z jego kolejnymi książkami. Przy

wszystkich swoich umiejętnościach nie nauczyła się jednak nigdy jeździd konno.

Z żalem przypomniała sobie o tym o zmierzchu, kiedy obserwowała

Estabana i jego ludzi siodłających konie. Niepewnośd musiała się odbid na jej

twarzy, gdy Pepito podjechał na osiodłanym koniu, prowadząc ze sobą ładną,

bardzo narowistą kasztankę. Wymamrotał coś po hiszpaosku i podał jej cugle.

Olivia z determinacją uchwyciła się siodła, włożyła stopę w strzemię i

podciągnęła się do góry. Klacz kręciła się i podskakiwała. Dziewczyna uchwyciła

się kurczowo łęku siodła. Teraz miała konia. Może uda jej się uciec... Ale czy

rzeczywiście chciała uciec?

Gdy rozważała w myślach ten trudny problem, Estaban wydał rozkaz, by

sformowad kolumnę. Wziął w rękę uzdę klaczy, na której siedziała dziewczyna,

zmuszając ją w ten sposób, żeby podążyła za jego ogierem. Olivia podskakiwała

na twardym siodle, ale jakoś udało się jej utrzymad równowagę. Wkrótce

potem jechali już przez piaszczyste pustkowie – Estaban z Olivią na przedzie, a

czternastu uzbrojonych ludzi tuż za nimi.

background image

Przez jakiś czas odczuwała boleśnie każdy wstrząs, dopiero po jakimś

czasie przyzwyczaiła się do rytmicznego kołysania się konia. Wiedziała, że

następnego dnia będzie cała obolała.

Spod oka obserwowała Estabana, czekając, kiedy i on się zmęczy, ale noc

już zapadła, a po nim nie widad było śladu znużenia. W koocu, gdy księżyc był

już wysoko i kojoty zaczęły ponuro wyd, zatrzymał się przy jakiejś chacie

stojącej na urwisku. Wokół niej rosło w rzadkiej trawie kilka karłowatych drzew.

Był tu też żłób dla koni i zardzewiała ręczna pompa.

Estaban powiedział coś swoim ludziom, którzy od razu rzucili się ochoczo,

żeby napoid konie i ugasid własne pragnienie. Przerzucił nogę przez kooski

grzbiet i zeskoczył na ziemię. Nie robił wcale wrażenia zmęczonego.

Chwycił Olivię w pasie i zdjął ją z siodła, a ona oparła się lekko o niego,

zanim stanęła na ziemi. Przez chwilę nie wypuszczał jej z objęd i dziewczyna

była pewna, że zaraz ją pocałuje. Nie zrobił tego jednak. Domyśliła się, że

sprzeniewierzyłby się w ten sposób męskiemu kodeksowi postępowania i

zdradziłby ze swymi uczuciami.

– Wejdź. – Ręką wskazał na chatę, która stała oparta o urwisko. – Jest

tam lampa i pudełko zapałek na stole. Na lewo od drzwi.

Wypowiedział to władczym tonem, nie mając najmniejszych wątpliwości,

że będzie mu posłuszna jak tresowane szczenię.

– A jeśli są tam pająki i szczury? – wyszeptała nieśmiało.

– Obronię cię przed nimi – odszepnął Estaban, nie ukrywając

rozbawienia.

– No tak, wreszcie będziesz prawdziwym Robin Hoodem – odgryzła się

złośliwie Olivia.

Poszła wolno w stronę chaty. Miała nadzieję, że sarkazm w jej słowach

był wystarczająco wyraźny, by ostudzid władcze zapędy Estabana.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

W chacie panowały nieprzeniknione ciemności, śmierdziało kurzem i

myszami. Widad od dawna nikt tu nie mieszkał. Olivia najchętniej zawróciłaby

do Estabana i przytuliła się do niego, ale nie mogła przecież tak się

kompromitowad.

Wyprostowała się, głęboko odetchnęła i po omacku zaczęła szukad

zapałek, o których wspomniał Estaban. Znalazła je, zapaliła jedną o szorstką

framugę drzwi. Rozszedł się zapach siarki i w nikłym świetle dojrzała lampę, stół

ze świecą stojącą pośrodku, dwa liche krzesła i sznurową pryczę bez materaca.

Zdjęła zabrudzone szkło lampy naftowej i spróbowała ją zapalid.

Bezskutecznie. Tylko sobie okopciła palce. Zaklęła pod nosem. Z ciemności na

zewnątrz dochodziły niewyraźne odgłosy rozmowy i ochrypłe śmiechy ludzi

Estabana.

Co tak naprawdę wiedziała o tym człowieku? A jeśli całkowicie pomyliła

się w ocenie Estabana Ramireza? Może kiedy popiją tam sobie, odda ją swoim

ludziom? Rozejrzała się po nędznym pomieszczeniu, zatrzymując dłużej wzrok

na nie obiecującym wygody łóżku. Chyba Estaban nie sądzi, że mogłaby tu

spad? Ale jeśli nie tu, to gdzie?

Stara podłoga nie zaskrzypiała, ani nie brzęknęły błyszczące ostrogi, gdy

mężczyzna wszedł do chaty. A jednak dziewczyna wiedziała, że to był on,

wyczuła jego obecnośd poprzez skórę, tak jak wyczułaby żar płonącego ogniska.

Cicho zamknął za sobą drzwi i głosem pełnym zadumy powiedział:

– W dzieciostwie bardzo lubiłem to miejsce. Kiedy byłem zły lub obrażony

na kogoś, przez jakiś czas ukrywałem się w tej chacie, a dziadek udawał, że nie

wie, gdzie jestem.

Olivia przez moment spróbowała sobie wyobrazid chłopca, który szukał

background image

tu schronienia przed ludźmi, żeby w samotności znaleźd ukojenie duszy.

– Chyba nie zostaniemy tutaj na noc? – zapytała, by ukryd ogarniające ją

wzruszenie. Nie powinna tak się tym wszystkim przejmowad, tym bardziej że

ma zamiar uciec i nigdy nie wrócid.

Estaban westchnął. Ściągnął rękawiczki i kapelusz z szerokim rondem,

który podczas jazdy zawieszał sobie zwykle na plecach.

– Zostaniemy – odrzekł poważnie i dodał: – Tę noc spędzimy tutaj. I ciesz

się z tego – nocleg pod gołym niebem byłby niebezpieczny.

Olivia wzdrygnęła się, co wywołało uśmiech na twarzy Estabana.

Wyregulował kopcącą lampę naftową i wyszedł z chaty. Wrócił po kilku

minutach z dwoma zrolowanymi kocami, pojemnikiem z wodą i parą

skórzanych sakw podróżnych. Mimo że Olivia trochę się go bała, była

zadowolona z jego obecności.

Podszedł do pryczy, uderzył ręką, by strzepnąd kurz, a potem nakrył ją

jednym z koców. Drugi położył na podłodze.

– Naprawdę masz zamiar się tu położyd? – zapytała Olivia, czując

ogarniające ją zmęczenie, irytację i strach.

Estaban skinął głowa potakująco.

– Tak, dulce. I ty też, chyba że wolisz towarzystwo szczurów.

Olivia nic nie odpowiedziała, tylko zmarszczyła ze złości brwi. Estaban

znów się zaśmiał. Przystawił do stołu jedno z lichych krzeseł i stuknął nim o

podłogę, wzbijając obłok kurzu.

– Usiądź tu – zaprosił ją gestem. – Podam ci kolację. Co w tej chacie może

dad mi do jedzenia? – pomyślała Olivia. Pieczonego psa stepowego? Usiadła

jednak posłusznie.

Ze zmęczenia słaniała się już na nogach i była bardzo głodna. Estaban

wydobył z torby owoce, dwa wymiętoszone amerykaoskie słodkie batony,

background image

plastikową torbę z ciastkami roboty Marii i kilka kanapek z konserwowym

mięsem.

– A co z twoimi ludźmi? – zapytała Olivia z pewnym poczuciem winy.

Estaban nachylił się i delikatnie pocałował ją w czoło.

– Mają własny prowiant, dulce – wyjaśnił.

Uspokojona Olivia jadła z apetytem. Tymczasem Estaban, nie czując

najwidoczniej głodu, wyszedł z chaty. Wrócił po chwili z miską gorącej wody,

którą postawił na krześle obok łóżka.

Olivia spojrzała na niego z bolesnym wyrazem twarzy, a on zrozumiał od

razu, o co chodzi, zaśmiał się i wziął ją za rękę.

Potem przeszedł przez pokój i dmuchnięciem zgasił lampę. W chacie

zapanowały nieprzeniknione ciemności, jakby chmura przesłoniła księżyc.

Zaskoczona Olivia stała przy stole.

Nagle poczuła, że Estaban obejmuje ją, bez najmniejszego wysiłku niesie

na łóżko i ostrożnie rozbiera. Był zwinny i szybki jak dziki kot z dżungli, którego

imię tak doskonale do niego pasowało.

Gdy była już naga, zaczął ją myd namoczonym kawałkiem jakiejś chustki.

Najpierw obmył jej twarz i ręce, a potem przeszedł do bardziej intymnych części

ciała. Olivia zadrżała.

– Zimno ci? – zapytał Estaban dziwnym głosem. Potrząsnęła głową.

– Nie, ale czy zamierzasz się ze mną kochad? – zapytała zaniepokojona.

– Tak, moja dulce – odpowiedział. – I to zaraz.

– Ale... – Olivia jęknęła cicho. – Będę krzyczed, nie zdołam się

powstrzymad i wszyscy mnie usłyszą.

Estaban zaśmiał się tylko i mył ją dalej.

– Oni już doskonale wiedzą, co się dzieje. A zresztą krzycz, krzyczałaś już i

na plaży, i potem w domu podczas sjesty. Nie jest dla nikogo tajemnicą, moja

background image

mała, że było ci rozkosznie.

Policzki Olivii spłonęły rumieocem.

Wyciągnęła się na łóżku, które okazało się całkiem wygodne i kołysało się

jak hamak. Nakryła się połową koca. Słyszała pluskanie wody, gdy on się mył,

ale w ciemności nie widziała nawet zarysu jego postaci.

– Dlaczego zabrałeś mnie tu ze sobą? – zapytała, całkowicie zapominając

o swej dumie.

– Mówiłem już – odpowiedział łagodnie, podchodząc do łóżka. Nie

położył się jednak obok niej, obrócił ją na brzuch i usiadł na niej okrakiem. –

Chciałem cię uchronid przed moimi wrogami.

Olivia czuła, jak drażni jej łono, na moment przymknęła oczy.

– A kto ochroni mnie przed tobą, Leopardzie? – zapytała.

Mężczyzna nic nie odpowiedział. Nachylił się nad nią i w ciemnościach

odnalazł rozchylone usta dziewczyny. Olivia zesztywniała, zacisnęła wargi, lecz

pod wpływem pieszczot Estabana poddała się. Tym razem postanowiła nie

stawiad oporu...

– Krzyczałam? – z niepokojem zapytała znacznie później, kiedy była już w

stanie mówid.

– Chyba tak – odpowiedział, przytulając ją mocno do siebie.

Nie wyglądało, żeby miał jej to za złe. Olivia kopnęła go lekko.

– Ach, ci mężczyźni!

Zaśmiał się i przyciągnął ją do siebie.

– Uważaj, bo zmuszę cię do powtórnego krzyku, który może zabrzmied o

oktawę wyżej.

Olivia nie miała najmniejszej wątpliwości, że byłby do tego zdolny. Nie

uczyniła jednak najmniejszego ruchu, żeby się od niego odsunąd.

background image

– Czy myślisz, że jutro odnajdziemy konie? – zapytała. Estaban odgarnął

wilgotne kosmyki z jej twarzy.

– Może jutro, a może pojutrze. Znajdziemy na pewno. Olivia westchnęła i

położyła głowę na jego ramieniu.

Zastanawiała się w duchu, jak Estaban zareagowałby, gdyby powiedziała

mu, że się w nim zakochała. Potraktowałby to pewnie jako wspaniały dowcip.

– Śpij – rzekł, jakby odgadując jej niepokój.

Olivia przymknęła oczy. Gdy je otworzyła, blady świt rozjaśniał wnętrze

chaty. Estaban wciąż leżał przy niej. Uśmiechnął się:

– Wszystko w porządku?

Olivia patrzyła przez chwilę na niego, a potem spróbowała wyśliznąd się z

jego objęd. On jednak przytrzymał ją mocno za biodra i nie pozwolił odejśd.

Kochali się jeszcze raz. Tym razem powoli, spokojnie, wpatrzeni w swoje

zmącone najgłębszą rozkoszą źrenice aż do kooca...

Po ponownej kąpieli w misce z gorącą wodą i po obfitym śniadaniu

wsiedli na konie. Olivia wdzięczna była Marii, która dała jej na drogę słomkowy

kapelusz. Osłaniał ją teraz nie tylko od słooca, ale i przed ciekawskim wzrokiem

ludzi Estabana.

Gdy odważyła się spojrzed na Pepita, uśmiechnął się do niej, co ją bardzo

zażenowało. No tak, jej reputacja wśród tych ludzi była teraz nienajlepsza.

Znowu zaczęła intensywnie rozmyślad o ucieczce.

W południe, gdy słooce było w zenicie, zatrzymali się w przemiłym

domku dawnej misji katolickiej, z dzwonnicą i białymi ścianami z wypalonej

cegły. Podczas gdy konie piły wodę z koryta, a ludzie odpoczywali na kamiennej

podłodze w zacienionym miejscu na dziedziocu, Estaban i Olivia rozmawiali w

kaplicy z księdzem. Dziewczyna niewiele zrozumiała z tej konwersacji. Usiadła

więc przy stole, popijając z rozkoszą zimną wodę z dzbanka.

background image

– Czy padre coś wie o zaginionych koniach? – zapytała, gdy wyszli z

kaplicy. Zrozumiała tylko jedno słowo wypowiedziane przez księdza – sjesta – i

przypuszczała, że zatrzymają się tutaj tak długo, aż spiekota zmaleje.

– Nie pytałem go wcale o konie – odpowiedział Estaban, otwierając drzwi

prowadzące do jasnego pokoju. Jedynym wyposażeniem był tu krucyfiks na

ścianie i dwa proste łóżka.

– To o czym tak długo rozmawialiście? – zapytała Olivia, siadając na

jednym z łóżek i ściągając buty.

Estaban z filuternym błyskiem w oczach podniósł ją i przyciągnął do

siebie.

– On uważa, że powinniśmy wziąd ślub.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Olivia miała wrażenie, że nagle zakołysała się pod nią ziemia.

– Wziąd ślub? – wykrztusiła z trudem, jakby w ogóle nie rozumiejąc, o co

chodzi. Absolutnie nie spodziewała się, że Estaban kiedykolwiek poruszy tę

sprawę.

Dotknął pieszczotliwie jej nosa.

Padre mówi, że bez wątpienia przez całą wiecznośd będziemy się

smażyd w ogniu piekielnym, jeśli natychmiast nie uregulujemy tej sprawy.

– To brzmi interesująco – odparła Olivia, starając się zapanowad nad

swoim głosem.

Estaban uśmiechał się i oparłszy ręce na jej ramionach, pieszczotliwie

głaskał jej kark.

– Nie wypadło to zbyt romantycznie, prawda? – spytał w koocu.

– Co? Czy mam to traktowad jako oświadczyny?

– Tak – odpowiedział Estaban z westchnieniem, jakby sam dziwiąc się

temu, co robi. – Wyjdź za mnie, Olivio. Zostao ze mną. Śmiej się ze mną, śpij ze

mną, podziwiaj piękno tego kraju razem ze mną.

– Estabanie, jest tyle problemów... – przerwała.

– Poradzimy sobie z nimi – odparł z ustami przy jej ustach. – Gdzie jest

powiedziane, że wszystkie problemy, rzeczywiste czy hipotetyczne, mają byd

załatwione przed ślubem? Tego, co zaczęło się między nami, nie można już

zatrzymad, dulce. Ja nie mogę powstrzymad się od dotykania ciebie, a zostałem

wychowany w przekonaniu, że w życiu mężczyzny może byd tylko jedna kobieta

i że ma ją miłowad i szanowad ponad wszystkie inne.

Łzy szczęścia zabłysły w oczach Olivii, ale ciągle jeszcze się bała.

Uspokajała się z wolna pod wpływem jego czułych pocałunków.

background image

Estaban ujął jej twarz, otarł palcem łzy z policzków Olivii i dokooczył:

– Wierzę, że właśnie ty jesteś tą kobietą.

– Ale – przypomniała sobie nagle o praktycznych aspektach sprawy – nie

zrobiliśmy próby krwi, nie mamy zezwolenia...

Rozbawiony Estaban zaśmiał się, ukazując białe zęby, i wyjaśnił jej

cierpliwie:

– Ile razy mam ci przypominad, mój mały, uparty kwiatuszku pustynny?

Jesteśmy w samym sercu Meksyku – starego Meksyku. To, co tutaj może się

zdarzyd, nie miałoby miejsca w żadnym innym zakątku tego kraju, tym bardziej

przy jego północnej granicy.

Serce Olivii biło jak młotem. Pomyślała, że wujkowi Errolowi spodobałaby

się taka niezwykła sytuacja. Zawsze przekonywał ją, że należy śmiało chwytad

każdą okazję, brad z życia pełnymi garściami, ile się tylko da. Kochała Estabana

bezgranicznie, marzyła o tym, żeby byd jego żoną i jego kobietą.

– Zgadzam się – powiedziała w koocu. I dodała: – Ale się boję.

Estaban nachylił się nad nią i wyznał cicho:

– Ja też się boję.

Poszli razem do padre, który udzielił im ślubu na dziedziocu, w cieniu

rosnącego tam, starannie pielęgnowanego liściastego drzewa. I chociaż Olivia

nie rozumiała ani jednego słowa, całą duszą uczestniczyła w ceremonii. Jedno

tylko psuło urok tej chwili: Estaban nie powiedział jej jeszcze ani razu, że ją

kocha.

Jednak Olivia po wielu doświadczeniach wiedziała, że nie ma w życiu nic

doskonałego, a Estaban wyznał jej przecież, że jest dla niego „tą jedyną

kobietą”, którą należy kochad i szanowad.

– Czy ten ślub będzie uznany za ważny w Stanach Zjednoczonych? –

zapytała, gdy znowu byli sami w małym pokoiku z kamienną podłogą.

background image

Estaban skrzyżował ręce na piersi, podniósł głowę i z całkowitym

przekonaniem powiedział:

– Został uznany w Niebie. Gdybyś wróciła do swego kraju i poślubiła tam

innego mężczyznę, byłabyś bigamistką. To byłby grzech.

Olivia zbladła. Nie była przesadnie religijna, ale wierzyła w Boga i w

nienaruszalnośd ślubów małżeoskich.

Estaban przyglądał się jej przez chwilę, a potem usiadł na jednym z łóżek i

zaczął zdejmowad buty. Kiedy już to uczynił, położył się wygodnie. Westchnął

głęboko, poprawił się na łóżku, ziewnął, nakrył twarz kapeluszem i natychmiast

zasnął.

Zdezorientowana i wściekła Olivia miała ochotę go udusid. Przed chwilą

uczestniczyli w ceremonii ślubnej, ich związek został uświęcony, a teraz jej mąż

położył się i chrapie! Nie pozostawało jej nic innego, jak również się położyd na

drugim łóżku. Leżała tak miotana niespokojnymi myślami i próbowała pogodzid

się z faktem, że wyszła za mąż.

Tak zaczynał się jej miodowy miesiąc. Pan młody spał w najlepsze, a ich

małżeoskie łoże było pryczą zakonnika.

A jednak czuła się szczęśliwa, tak szczęśliwa, że nie mogła zasnąd. Wstała,

wymknęła się po cichu z pokoju i wyszła przed dom, żeby popatrzed na

pustynię. Dostrzegła rosnący w pewnej odległości kaktus z różowymi kwiatami i

zapragnęła nagle przyjrzed mu się z bliska, dotknąd go i sprawdzid, czy pachnie.

Chciała na zawsze utrwalid w pamięci ten szczególny odcieo różowego koloru.

Rozejrzała się dokoła i stwierdziła, że misja wygląda jak opuszczona –

wszyscy, podobnie jak Leopard, spali, korzystając z pory sjesty. Postanowiła

wyjśd poza mur i obejrzed ten kaktus. Wróci, zanim ktokolwiek zauważy jej

nieobecnośd. I nie ze strachu przed Estabanem musi się śpieszyd – poznała już

bezlitosne meksykaoskie słooce i wie, czym może się skooczyd zbyt długie

background image

przebywanie na pustyni.

Kwiaty pustynnego kaktusa były tak piękne, że wzruszona ich widokiem

Olivia uczuła ucisk w gardle, a w jej oczach pojawiły się łzy. Już miała wracad do

oddalonej o mniej niż sto metrów misji, kiedy zwróciła uwagę na skałę o

dziwnym kształcie. To mogło byd ciekawe, warte odtworzenia później w glinie.

Poszła w tamtym kierunku.

A potem zwabiły ją jakieś cienie o pastelowych barwach, majaczące na

horyzoncie. Olivia jak zahipnotyzowana, oszołomiona wrażeniami i cudownymi

widokami, szła coraz dalej w głąb pustyni. I dopiero gdy szukając schronienia

przed słoocem usiadła w cieniu szopy z rozwalonym dachem, zorientowała się,

że straciła z oczu dom misyjny.

Rozejrzała się nerwowo po surowej i dzikiej, ale mimo to pięknej okolicy.

Powinna czym prędzej odnaleźd drogę powrotną... Ale jak?

Estaban przeciągnął się błogo po przebudzeniu. Teraz, gdy nadchodził

chłodny wieczór, on, Olivia i jego ludzie mogliby udad się znowu na

poszukiwanie zaginionych koni. Spojrzał na sąsiednie łóżko, pewien, że jego

żona leży tam zwinięta w kłębek, najprawdopodobniej naga z powodu upału.

Jednak łóżko było puste.

Lodowaty dreszcz wstrząsnął Estabanem. Jednak w następnej chwili

mężczyzna stłumił w sobie paniczny strach. Olivia z pewnością obudziła się

przed nim i wyszła nacieszyd oczy urokami tego zakątka. Albo siedzi sobie w

ogrodzie, ulubionym miejscu mnichów, gdzie mogą kontemplowad tajemnice

duszy.

Przed drzwiami stało wiadro pełne chłodnej wody, z wyszczerbionym

emaliowanym czerpakiem. Estaban nabrał pełen czerpak, napił się łapczywie, a

potem oblał kark zimną wodą. Wtedy dopiero poszedł szukad Olivii.

background image

Po drodze napotkał padre, który zaczął mu opowiadad o planach

urządzenia sal sypialnych i lekcyjnych w budynku misyjnym, żeby mogły tu

mieszkad i uczyd się dzieci. Padre nawiązał już kontakt z przedstawicielami

pewnej organizacji w Stanach Zjednoczonych, która miała dostarczyd

podręczniki, wyposażenie i kilku nauczycieli, ale potrzebne były pieniądze na

samą budowę. Wielkie pieniądze.

Estaban słuchał spokojnie, chod ciągle zastanawiał się, gdzie też może byd

Olivia. Od czasu do czasu potakiwał głową.

– Moglibyśmy tu przyjąd czterdzieści lub nawet pięddziesiąt dzieciaków.

Opuszczone, zagubione sieroty, które wegetują na ulicach naszych zatłoczonych

miast – zakooczył wielebny ojciec.

Estabana ogarnęło dziwne, niepokojące uczucie, jakby ktoś zarzuciwszy

mu sznur na szyję ciągnął go gdzieś w niewiadomym kierunku.

Si – powiedział. – Pomogę wam. A teraz niech ojciec mi pomoże... Czy

widział ojciec Olivię?

– Twoją żonę? – zdziwił się padre. – Sądziłem, że jest z tobą, mój synu.

Estaban nie był już w stanie dłużej go słuchad, ani opanowad rosnącego

niepokoju. Opuściła go, chod przyrzekła dzielid z nim życie. Okłamywała go,

byleby tylko dogodzid mężczyźnie, który, jej zdaniem, po prostu kupił ją na

własnośd. Co gorsza, zapewne jest w wielkim niebezpieczeostwie. Na pustyni

może zdarzyd się tyle nieszczęśliwych wypadków, tyle tu czeka zdradliwych

pułapek i tak łatwo zgubid drogę. Mogła natknąd się na jego wrogów albo znów

wpaśd w ręce takich typów jak ci, którzy ją porwali poprzednim razem.

Estaban zsunął kapelusz na plecy i wszedł do cichej, pogrążonej w mroku

kaplicy. Nie był w kościele od śmierci dziadka, ale doskonale pamiętał, jak

należy się tu zachowad. Zanurzył palce w naczyniu ze święconą wodą,

przeżegnał się, ukląkł. Nie było tu bogatego ołtarza, jakie spotyka się w innych

background image

parafiach. Na ścianie wisiał surowy, drewniany krzyż.

Estaban klęczał przed balustradą u stóp ołtarza i modlił się tak żarliwie,

jak nigdy jeszcze nie zdarzyło mu się w dorosłym życiu.

– Ochroo ją, Panie! – szepnął, wpatrując się w krzyż. Pochylił głowę,

złożył ręce. – Błagam Cię, ochroo ją!

Zapadała noc, a Olivia nie miała pojęcia, w którą stronę się udad.

Spragniona i przerażona wiedziała, że błądząc pogorszy tylko swoją sytuację.

Powietrze pustynne, tak bezlitośnie gorące w dzieo, nagle ochłodziło się, a

przecież po zapadnięciu zmroku mogło byd jeszcze zimniej.

Myślą cofnęła się do ostatniej nocy, gdy wiła się i jęczała z rozkoszy na

sznurowym łóżku. Zatęskniła do opiekuoczych ramion Estabana.

Wracając do smutnej rzeczywistości pomyślała, że Estaban z pewnością

odkrył już jej zniknięcie. Byd może przypuszcza, że po prostu go opuściła, i zły na

nią, wcale nie zamierza jej szukad.

– Estabanie! – wyszeptała z rozpaczą.

Zrobiło się całkiem ciemno. Próbowała spad skulona, drżąc od

przenikliwego chłodu pustyni. Gwiazdy nad nią wydawały się takie olbrzymie,

ale liczenie ich, jak to czasem robiła w trudnych chwilach, nie przyniosło

spodziewanej ulgi. Zasypiała, budziła się wstrząsana dreszczami i znów zapadała

w drzemkę. Nagle przyśniło się jej, że słyszy rżenie koni i pobrzękiwanie ostróg.

Coś twardego pchnęło ją w pierś. Okazało się to aż nadto realne.

Otworzyła oczy i z przerażeniem stwierdziła, że to przystawiona do jej

żeber lufa karabinu, błyszcząca w jasnym świetle księżyca i gwiazd. Mężczyzna,

którego Olivia nigdy przedtem nie widziała, trzymał palec na spuście.

Uśmiechnął się do niej, nie wypuszczając karabinu z ręki.

– Tak. To kobieta Leoparda – powiedział, przesadnie akcentując

background image

angielskie słowa. Rozejrzał się dokoła w jakiś teatralny sposób. – Ramireza tu

nie ma. Stracił konie, stracił kobietę... Niedobrze. Czyżby to znaczyło, że

Leopard nie jest już tym mężczyzną, za jakiego zawsze go uważaliśmy? –

Odchylił głowę do tyłu i zaśmiał się ochryple.

W pierwszej chwili Olivia przeraziła się, ale wiedziała, że nie wolno jej

poddawad się słabości. Chociaż karabin w dalszym ciągu uciskał jej pierś,

spróbowała pomału wstad. Jeśli byli tu jacyś inni bandidos, to doskonale się

ukryli, bo poza tym mężczyzną nikogo nie mogła wypatrzyd.

– Kim pan jest? – zapytała tak, jakby mogła zmusid go do odpowiedzi.

– Pancho – powiedział, sięgając do jej bluzki i jednym szarpnięciem

stawiając Olivię na nogi. – Czy zostaniemy przyjaciółmi?

Wzrok dziewczyny świadczył, że nie jest zachwycona taką propozycją, ale

mimo to odpowiedziała:

– Tak, możemy byd przyjaciółmi. Ale teraz jedyne, co może pan zrobid, to

wsiąśd na konia, odjechad stąd i zostawid mnie w spokoju.

Pancho roześmiał się i potrząsnął głową:

– Za dużo bym stracił. Jest taki człowiek, który zapłaci mucho dinero za

kobietę, którą kocha Leopard. – W ciemności zabłysły jego oczy, gdy kciukiem

podparł podbródek Olivii. – Będzie zachwycony, jak dostanie cię w swoje ręce i

będzie mógł przesład Ramirezowi wiadomośd, że świetnie się z tobą zabawia.

Olivii zrobiło się czarno przed oczami. Pomyślała, że jeszcze chwila i runie

na ziemię u stóp Pancha.

– Leopard kocha wiele kobiet – wykrztusiła wreszcie, zdobywając się na

odwagę. – Nie będzie tęsknił do jednej z nich.

Pancho pokręcił głową, najwyraźniej się z nią nie zgadzając.

– Nie. Estabanowi Ramirezowi zależy teraz na jednej kobiecie. I to ty nią

jesteś. Obserwowaliśmy was. Chodź, jedziemy!

background image

Związał do tyłu ręce Olivii i posadził ją na swojego konia. Pojechali w

ciemną noc, Bóg wie dokąd.

Olivia była oszołomiona i niemal chora ze strachu. Wszystko wskazywało

na to, że ów człowiek, do którego ją wieziono jak piracką brankę, w niczym nie

będzie przypominał Estabana.

O świcie dotarli do skalistego wzniesienia, a następnie zielonym stokiem

zjechali w dół, gdzie stał okazały dom z czerwonej cegły. Olivia dostrzegła

basen, kort tenisowy i zagrodę pełną koni o lśniącej sierści.

To pewnie te, które zginęły ze stada Estabana, podpowiedział jej szósty

zmysł.

Zbliżył się do nich wysoki mężczyzna o blond włosach i przenikliwych

niebieskich oczach. Otaksował ją wzrokiem niczym jakiś przedmiot.

– To jest kobieta Leoparda – oznajmił Pancho z dumą w głosie.

Niebieskie oczy zabłysły.

– Świetnie – powiedział blondyn i, chociaż jego angielski był lepszy niż

Panchy, jednak i w nim wyczuwało się wyraźnie hiszpaoski akcent. Przeciągnął

ręką po nodze Olivii, zaciskając boleśnie palce wokół jej kostki, gdy usiłowała się

wyrwad. – Bardzo dobrze. Pozostaje nam tylko czekad. Leopard zjawi się na

pewno.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Olivia starała się za wszelką cenę zachowad zimną krew, ale w tych

okolicznościach nie było to łatwe.

– Kim pan jest? – zapytała swojego nowego prześladowcę, który

bezceremonialnie wepchnął ją do domu, nie zamierzając wcale rozwiązywad jej

rąk. – Handlarzem narkotyków? A może handlarzem żywym towarem?

Meksykanin stał przy pięknie rzeźbionym kredensie w wielkim salonie,

nalewając brandy do kryształowego kieliszka. Zaśmiał się cicho i podniósł

kieliszek, jakby wznosząc toast.

– Ach, nic strasznego. Zarabiam na życie, sprzedając broo i współpracuję

z rządami pewnych krajów.

Nie była to wielka pociecha dla Olivii. Znalazła się w rękach człowieka,

który bez wahania sprzedałby nawet własny kraj, gdyby mu tylko zaoferowano

odpowiednią cenę. A cóż dla takiego sprzedad kobietę?

– Co poróżniło pana z Estabanem Ramirezem? – zapytała.

Tajemniczy człowiek uśmiechnął się. Był bardzo przystojny, ale w jego

spojrzeniu czaiło się coś, co zdradzało podłośd charakteru i czyniło atmosferę w

pokoju trudną do zniesienia.

– Przeszkodził mi w dokonaniu pewnej transakcji, dzięki której mogłem

zarobid miliony dolarów. Zostałem niemal zrujnowany i potrzebowałem kilku

lat, żeby znowu stanąd na nogi. Mój plan jest całkiem prosty: odpłacę się

Ramirezowi i będę miał pewnośd, że nigdy czegoś podobnego już nie zrobi.

Olivia poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Ten człowiek zamierza zabid

Estabana! Chod bardzo wzburzona, na zewnątrz zachowała całkowity spokój.

– Ośmieszy się pan tylko – powiedziała podobnie jak on beznamiętnym

głosem, wymawiając wyraźnie każde słowo. – Przecież ja dla niego nic nie

background image

znaczę.

Obrzucił ją wzrokiem, w którym było lekceważenie, ale i pewne

zainteresowanie.

– Coraz lepiej. Jak widzę, gotowa jesteś kłamad, żeby ocalid Leoparda. A

intuicja podpowiada mi, że on gotów jest uczynid jeszcze więcej, żeby ocalid

ciebie, senorita. Jestem pewien, że oddałby za ciebie własne życie.

Olivia zacisnęła mocno powieki, ze wszystkich sił starając się opanowad.

Zbyt wiele zależało od tego, czy potrafi zachowad trzeźwośd umysłu. Przede

wszystkim zależało od tego życie Estabana. I oczywiście jej własne.

– Myli się pan.

– Zobaczymy – odpowiedział. – A tymczasem przekonamy się, czy

rzeczywiście jesteś tak pociągająca. – Odstawił pusty kieliszek, klasnął w dłonie,

że aż zaskoczona Olivia wzdrygnęła się, i zawołał:

– Juana!

Niemal natychmiast pojawiła się szczuplutka meksykaoska dziewczynka.

Si, senor Leonesio?

Olivia zauważyła, że mężczyzna nie przejął się tym, że wypowiedziane

zostało jego imię, chociaż prawdopodobnie nie zamierzał się przedstawiad.

Ostrym tonem wydał Juanie polecenie po hiszpaosku. Olivia zorientowała się,

że ta dziewczynka jest tutaj także więźniem.

Kiedy Leonesio skooczył mówid, Juana zwróciła się do Olivii, która

siedziała na małej kanapce, i powiedziała jakieś jedno słowo, najwidoczniej

mające byd rozkazem. W ogromnych, czarnych oczach widniało błaganie, żeby

Olivia była jej posłuszna.

Olivia wstała, bo wszystko wydawało się jej lepsze niż towarzystwo

Leonesia. Czując ból w każdym mięśniu, w ślad za Juaną opuściła pokój.

Pięknymi drewnianymi schodami weszły na górę.

background image

– Niech pani nie próbuje uciekad – szepnęła Juana, z trudem wymawiając

angielskie słowa, gdy były już same w łazience. Przecięła więzy na rękach Olivii i

mówiła dalej: – Nawet wiatr donosi Leonesiowi o wszystkim, co się dzieje

wokół.

Olivia, rozcierając bolące przeguby, stwierdziła ze zdumieniem:

– Mówisz po angielsku.

– Nie bardzo. Znam tylko kilka słów...

– Czy ty... Co ty tu robisz?

– On mówi, że kiedy dorosnę, zostanę jego kobietą. Będzie mnie uczyd,

jak mam mu dawad przyjemnośd – odpowiedziała z goryczą w głosie.

Olivia wstrząsnęła się od przenikającego ją dreszczu.

– A kto jest teraz jego kobietą?

– On ma wiele kobiet. – Juana spojrzała na Olivię ze współczuciem. –

Myślę, że i ciebie weźmie na jakiś czas do łóżka.

Olivia potrząsnęła głową:

– Wolę raczej umrzed.

– Jeśli mu odmówisz, wychłoszcze cię.

– O Boże! – jęknęła przerażona Olivia.

Juana wsypała do wody sól o zapachu jaśminowym i gestem zaprosiła

Olivię do kąpieli. Dziewczyna była zdecydowana stawiad Leonesiowi opór w

każdy możliwy sposób, ale czuła się tak brudna, wprost lepiła się od kurzu i

potu, że kąpiel mogła jej tylko pomóc w uzyskaniu lepszego samopoczucia.

Zdjęła buty, dżinsy, bluzkę, bieliznę i weszła do wanny. Juana stała w

pobliżu, ale odwróciła oczy, kiedy Olivia myła szamponem włosy i szorowała

obolałe ciało. Po kąpieli wytarła się dużym, miękkim, świeżym ręcznikiem i

dostała przejrzysty, długi, biały szlafrok, bardzo gustowną koronkową bieliznę i

parę sandałków.

background image

Juana zaprowadziła Olivię do luksusowo urządzonej sypialni i przy

toaletce zaczęła jej suszarką układad włosy. Gdy już skooczyła, powiedziała:

– Przyniosę coś do jedzenia. Pani musi byd silna. Olivii wcale nie chciało

się jeśd, ale uchwyciła sens słów Juany. Niewykluczone, że od tego zależed

będzie jej własne życie i życie Estabana.

Trzeba maksymalnie wykorzystad każdą najmniejszą sposobnośd. Gdy

Juana opuściła pokój, zamykając za sobą drzwi na klucz, Olivia rzuciła się do

dwuskrzydłowych drzwi prowadzących na taras.

Poniżej było duże kamienne patio, sięgające aż do basenu. Olivia oceniła,

że po skoku z wysokości prawie dwóch pięter na pewno skręciłaby sobie kark.

Wróciła do pokoju i zaczęła chodzid tam i z powrotem, pochłonięta

planami ucieczki. Ostatecznie jednak nie wymyśliła nic sensownego. Chociaż

była osobą przedsiębiorczą, tym razem z wielką przykrością musiała przyznad

się do bezsilności. Dopóki Estaban jej nie uwolni, nic nie może zrobid.

– To robota Leonesia – powiedział Estaban, gdy o zmroku wraz z Pepitem

natrafili na miejsce, skąd Olivia została porwana.

W krytycznych momentach Estaban przypominał sobie prawo

Murphy’ego: jeśli tylko może zdarzyd się coś złego, to na pewno się zdarzy.

Leonesio de Luca Santana był najbardziej zagorzałym, najokrutniejszym,

najbardziej mściwym z jego wrogów. Porwania Olivii mógł dokonad któryś z

ludzi Leonesia, a były to łotry spod ciemnej gwiazdy.

– Plotki okazały się prawdziwe, Pepito. On tu wrócił.

Si – krótko odpowiedział Pepito. Na usilne żądanie Estabana bardzo

rzadko rozmawiali o dawnych czasach i o ludziach, którym pomieszali szyki.

– Wracaj do misji po pozostałych – spokojnie rozkazał Estaban. – Wiesz,

gdzie mieszka Leonesio, gdy przyjeżdża do Meksyku?

background image

Si – kiwnął głową Pepito. – W majątku St. Thomasów. – I po chwili

dodał z wyraźnym zadowoleniem: – Będziemy walczyd.

Estaban pomyślał, że Olivia znajdzie się w wielkim niebezpieczeostwie,

kiedy zaczną świszczed kule.

– Nie, jeśli się uda, musimy unikad walki. Chcę tylko odzyskad żonę, żywą i

całą.

Si – zgodził się natychmiast Pepito, ale minę miał sceptyczną. Obaj

dobrze wiedzieli, że z takimi ludźmi jak Leonesio nie pójdzie im łatwo.

Estaban nakazał ręką swemu amigo, żeby już jechał, sam też wskoczył na

siodło i ruszył w kierunku majątku, który niegdyś należał do innych właścicieli.

Gdy Estaban był jeszcze chłopcem, mieszkał tam Enrique St. Thomas, jego

przyjaciel. Matką Enrique’a była ognista Meksykanka, a ojcem pełen

temperamentu Francuz. Gdy Estaban wraz z dziadkiem przyjeżdżali do nich z

wizytą, odnosili wrażenie, że cały dom przesiąknięty jest namiętną miłością,

jaką darzyli się wzajemnie St. Thomasowie. Oboje niestety zmarli podczas

epidemii grypy jakieś dziesięd lat temu.

Jadąc na poszukiwanie Olivii, Estaban zastanawiał się, gdzie może się

teraz znajdowad Enrique. Dobrze byłoby znowu spotkad starego przyjaciela.

Dotarli na miejsce w całkowitych ciemnościach. Przywiązał konia do

drzewa wśród palm rosnących gęsto wokół znajomego domu.

Nie ulegało wątpliwości, że porwanie Olivii było pułapką. Leonesio chciał

zemścid się za zniweczenie jego planów i wiedział, że Estaban na pewno

przyjedzie po Olivię. Tylko na to czekał.

Estaban westchnął. Przysięgał sobie, że już nigdy więcej nie będzie

mieszał się w takie sprawy, ale było to zanim płomienno-włosa Amerykanka

odmieniła jego życie. Nie mając wyboru, Estaban Ramirez znów stał się

Leopardem. I nawet był rozczarowany, że z taką łatwością udało mu się ominąd

background image

stojących gdzieś w ukryciu strażników.

Obiad podany został w patio w pobliżu basenu, na stole osłoniętym

parasolem. Polecono Olivii, żeby tam przyszła.

Dołączyła do Leonesia z chłodną godnością, na pozór spokojna i

opanowana, chod w rzeczywistości tak napięta, że z trudem opanowywała

drżenie. Może to tylko było nierealne marzenie, ale mogłaby przysiąc, że

Estaban znajduje się gdzieś niedaleko. Wydawało jej się nawet, że słyszy bicie

jego serca.

– Przyjdziesz dzisiaj do mnie na noc – oznajmił Leonesio, upiwszy łyk

czerwonego wina.

– Niech pan nawet o tym nie marzy – odpowiedziała wprost Olivia. –

Wolałabym raczej spad z jaszczurką.

Leonesio zaśmiał się głośno.

– Ale harda! Nic dziwnego, że Leopard szaleje za tobą.

Olivia zmusiła się do wypicia odrobiny wina i skosztowania wykwintnego

jedzenia.

– Będzie pan bardzo rozczarowany. Senor Ramirez już się mną znudził.

Kupił sobie nową, bardziej interesującą kobietę.

– Ciebie też kupił? – Leonesio odstawił kieliszek i rozparł się w krześle z

zadowoloną miną.

– Jak widzę, zainteresowało to pana. Gotowa jestem się założyd, że

paoscy rodzice nieraz się zastanawiali, skąd ma pan taki charakter.

Leonesio roześmiał się znowu:

– Sami chcieli, żebym taki był – stwierdził z przekonaniem. – Ale

mówiliśmy o tym, że Ramirez cię kupił.

– Dwóch mężczyzn porwało mnie na drodze, gdy zepsuł mi się wynajęty

background image

samochód – powiedziała tak, jakby tego rodzaju przygody zdarzały jej się

codziennie. – Odsprzedali mnie senorowi Ramirezowi, a ja uciekłam od niego,

jak tylko nadarzyła się okazja. I wtedy zostałam schwytana przez paoskich ludzi.

– Przerwała, mając nadzieję, że wróg uwierzy w jej kłamstwa.

Nagle zobaczyła... Estabana, który bezszelestnie przeskoczył ogrodzenie

za plecami Leonesia. A więc przyjechał po nią! Modliła się w duchu, by się nie

zdradzid wyrazem twarzy.

– Życie niewolnicy nie jest łatwe, panie Leonesio – mówiła dalej. – Bo tak

się pan nazywa, prawda? A czy ma pan jakiś pseudonim?

Leonesio chciał coś odpowiedzied, lecz nie zdążył nawet otworzyd ust,

gdyż w tym momencie Estaban schwycił swojego wroga za gardło i ściągnął go z

krzesła na ziemię.

– Nie ruszaj się. Nawet nie próbuj... – mruknął Estaban przez zęby,

wzmacniając ucisk. – A więc mam cię, tchórzu!

Estaban dopiero teraz spojrzał na Olivię i na widok jej przezroczystego

stroju aż zmrużył oczy.

– Później porozmawiamy o twoim udziale w tej awanturze – powiedział.

– A tymczasem wejdź do domu i zostao tam, dopóki po ciebie nie przyjdę.

Zrozumiałaś?

Olivia nie była już pewna, czy uwolnienie z rąk Leonesia rzeczywiście

polepszyło jej sytuację. Estaban nie ukrywał wściekłości i mogła sobie

wyobrazid, co usłyszy z jego ust, kiedy do kooca rozprawi się z Leonesiem.

Rozczarowana pomyślała, że Estaban nie okazał cienia radości na jej widok, nie

objął jej ani nie pocałował. Bez słowa poszła do domu.

Razem z Juaną siedziały na skórzanej kanapie w gabinecie i aż

podskoczyły, gdy rozległy się strzały. Olivia pobiegła do drzwi, pewna, że

Estaban został zabity i straciła go na zawsze.

background image

Zderzyła się z nim w korytarzu. Widocznie strzały były tylko sygnałem dla

jego ludzi.

– Nie jesteś zbytnio posłuszna moim rozkazom, dulce – powiedział

ponurym głosem.

Olivia przypadła do jego piersi:

– Chyba już zawsze taka będę. Ale kocham cię Estabanie. I czy uwierzysz

mi, czy nie, nigdy już nie chcę byd z dala od ciebie.

Odsunął ją i spojrzał smutno w jej oczy pełne łez.

– Zostaniesz ze mną? Ale przecież uciekłaś...

– Wcale nie uciekłam. Podziwiałam kwiaty kaktusa i inne ciekawe rzeczy.

Po prostu zabłądziłam... – Zaniosła się płaczem, a potem nabrała tchu i mówiła

dalej: – Zanim przyjechałam do tego zwariowanego kraju i zanim spotkałam

ciebie, żyłam tak, jak chciał wuj Errol, nie decydowałam o niczym. A teraz po raz

pierwszy czuję, że naprawdę jestem sobą, wiem, czego chcę, i nie zrezygnuję z

tego!

Estaban uśmiechnął się na znak, że ją zrozumiał. Objął Olivię i ucałował.

Upłynął miesiąc.

Wuj Errol w białym garniturze, takim, jakie nosi się w tropikach, wyglądał

na uszczęśliwionego, tak jak w podobnej sytuacji byłaby szczęśliwa matka

panny młodej.

Kiedy tylko Olivia zadzwoniła do niego z Mexico City i powiedziała, że

chociaż są już z Estabanem poślubieni, chcą jednak, by na ranczo odbyła się

oficjalna ceremonia, przyjechał, przywożąc piec do wypalania i koło

garncarskie.

Olivia uśmiechała się w duchu, obserwując wuja z tarasu przylegającego

do jej pokoju. Cały dziedziniec przybrany był kwiatami i szarfami, a długie stoły

background image

uginały się od mnóstwa wyśmienitych potraw przyrządzonych przez Marię.

Goście, którzy zjawili się z różnych stron świata, spacerowali, popijając

szampana w świetle popołudniowego słooca.

Estaban stanął za Olivią, objął ją ramieniem i pocałował w szyję. Miała na

sobie długą białą suknię z ogromnym dekoltem odsłaniającym ramiona.

– Szczęśliwa? – zapytał.

– O, tak, jestem szczęśliwa! – odpowiedziała, oparłszy głowę na jego

ramieniu.

Obrócił ją twarzą ku sobie. Namiętny pocałunek zapowiadał cudowną,

rozkoszną noc. Była jeszcze oszołomiona, kiedy wziął ją pod rękę i wprowadził

do domu, żeby mogli tam jeszcze raz złożyd przysięgę małżeoską.

– Nie spodziewaj się tylko, że obiecam ci posłuszeostwo – ostrzegła go

Olivia.

Estaban roześmiał się serdecznie.

– Nie uwierzyłbym ci ani przez chwilę, nawet gdybyś przyrzekła – odrzekł.

– Kocham cię, senora Ramirez, Kocham cię właśnie taką, jaką jesteś! Nawet nie

próbuj się zmieniad!

W odpowiedzi Olivia uśmiechnęła się oczami, sercem, całą twarzą.

– I ja cię kocham, mój Leopardzie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Miller Linda Lael Kobieta leoparda
Miller Linda Lael Śmiałe posunięcia
28 Miller Linda Lael Śmiałe posunięcia (Jak się pozbierać)
03 Linda Lael Miller Kobieta Leoparda
nierozerwalne wiezy linda lael miller
Linda Lael Miller Jak się pozbierać (inny tytuł Śmiałe posunięcia)
50 Miller Linda Leal Ucieczka z Kabrizu
Harlequin Orchidea 028 Miller Linda Leal Śmiałe posunięcia
Miller Linda Leal Jak się pozbierać (Śmiałe posunięcia)
O028 Miller Linda L Śmiałe posunięcia
028 Miller Linda Leal Smiale posuniecia
43 Turner Linda Kobieta w czerwieni
Co mowia mezczyzni co slysza kobiety Linda Papadopoulos
5 żywienie kobiet ciężarnych
KOBIETA

więcej podobnych podstron