1
Magdalena Grycman DOM MALOWANY
Te wspomnienia napisałam dla Przemka i Bartka.
Dedykuję je również tym wszystkim, którzy obawiają się adopcji.
Niestety tekst okazał się zbyt obszerny (44 strony) jak na możliwości
naszego systemu, dlatego publikujemy część która się zmieściła. Myślę że
będzie to powieść w odcinkach ...
26 marca 1999
W końcu, po rocznym oczekiwaniu, otrzymałam informację o dwóch
chłopcach Przemku i Bartku czekających na adopcję. W noc poprzedzającą
pierwsze spotkanie z nimi nie mogliśmy zasnąć. O piątej rano przy
kuchennym stole piliśmy poranną kawę. Po drodze do Gdańska nie
odezwaliśmy się do siebie słowem.
Wiedzieliśmy, że przed nami spotkania z chłopcami miały dwie rodziny, ale
ze względu na zachowanie Bartka rezygnowały. Chłopcy byli więc
dwukrotnie odrzuceni. Rozmyślałam, jakie zachowania tak małego chłopca
mogły być aż tak odpychające. W rozmowie telefonicznej z opiekunem
prawnym dzieci zapytałam o nie. Chciałam być choć trochę przygotowana.
Pani Kasia odpowiedziała, że Bartek bardzo silnie protestuje i wszystko
neguje.
Jedno spojrzenie na chłopców i wiedzieliśmy, że właśnie na nich
czekaliśmy.
Pierwsze słowa Przemka: "Pomogę tatowi", kiedy podczas pierwszego
spotkania w domu dziecka rozsypały się Józkowi kredki.
Gdy wreszcie już razem jechaliśmy do naszego domu, Przemka bolał
żołądek. Wymiotował po drodze. Trzymał wymioty w buzi, bardzo starał
się nie pobrudzić samochodu, by być grzecznym. Podobno w domu dziecka
często powtarzał Bartkowi, że jak nie będzie grzeczny, to tata i mama po
nich nie przyjdą.
28 marca 1999
Już drugi dzień jestem mamą Przemka i Bartka. Postanowiłam, że będę
zapisywała to, co się zdarza, by nie uleciało mi z pamięci.
30 marca 1999
Bartek rzeczywiście przez pierwsze dwa tygodnie swoim zachowaniem
sprawiał nam kłopoty. Na wszystko mówił nie. Gdy staraliśmy się, by coś
zrobił, rzucał się i wrzeszczał wniebogłosy. Jeżeli to nie skutkowało,
zaczynał gryźć.
2
Rano, gdy byłam wypoczęta, zdecydowałam, że spróbuję
"przytrzymywania". Trzymałam go mocno, a Bartek krzyczał i wrzeszczał.
Wyrywał się, próbował kopać i gryźć. Czas upływał, trzymałam go nadal.
Co jakiś czas powtarzałam, że go kocham i że wiem, co dla niego dobre.
Bartek ze wszystkich sił próbował uwolnić się, coraz bardziej bolały mnie
ręce, ale wiedziałam, że muszę wytrzymać. Oboje byliśmy spoceni.
Koszulka Bartka była cala mokra. Słabł i zaczynał na nowo ze zdwojoną
siłą. Później zaczynał przysypiać ze zmęczenia, ale dalej nie przestawał
protestować. Zaczęły nachodzić mnie myśli, że chyba jednak nie
wytrzymam. Wtedy poczułam, że Bartek zaczyna poddawać się, że nie
wyrywa się już tak mocno. Po chwili spocony i zmordowany zaczął
krzyczeć: "Ja będę grzeczny. . . Ja będę grzeczny. . . . "Uspokajał się
coraz bardziej, a ja zwalniałam uścisk. Jeszcze kilka razy powtarzaliśmy
przytrzymywanie z Bartkiem. Ale już nigdy nie trwało to tak długo i miało
o wiele spokojniejszy przebieg.
1 kwietnia 1999
Zdjęcia naszej rodziny wiszą w kuchni i pokoju. Przemek i Bartek wskazują
zdjęcia na których Józek i ja jesteśmy z Mateuszem lub na zdjęcia małego
Mateuszka. (Mateusz to mój dorastający syn, który nie tylko zaakceptował
decyzję o adopcji, ale też nie obawiał się o miejsce w moim sercu).
Chłopcy mówią: "Tu tata, a tu Przemek, tu Bartek, a mama tam, tu
Mateusz. Tu Przemek
z tatą" - Przemek wskazuje zdjęcie, gdzie Józek stoi z naszym znajomym
japończykiem.
3 kwietnia 1999
Dzisiaj poszliśmy na spacer i po drodze zaszliśmy do naszych sąsiadów, by
się przywitać. W domu oddalonym o 500 metrów mieszkają dwie
dziewczynki trochę starsze od chłopców. Chciałam, by poznali się, gdyż
pewnie latem będą chcieli czasami razem bawić się. Gdy wracaliśmy,
chłopcy z dumą pokazali mi różne przedmioty, które podczas krótkiego
pobytu u dziewczynek zdążyli pochować w kieszeniach. Byliśmy już w
połowie drogi, ale oczywiście wróciliśmy, by oddać wszystkie te zdobycze.
Chłopcy byli bardzo smutni i chyba pierwszy raz w życiu dowiedzieli się, że
z cudzego domu zabierać niczego nie wolno. Przez kolejnych kilka dni
starałam się bardzo wyraźnie dzieciom rozgraniczać to, co nasze i to, co
cudze. Co wolno, a czego nie. Starałam się też możliwie krótko wyjaśniać,
dlaczego tak jest. Z zadowoleniem stwierdziłam, że moje starania dość
szybko odniosły skutek. Kiedy odwiedziła nas znajoma i powiedziała do
dzieci, że jeśli będą dalej tak się bawić to im zabierze zabawkę, chłopcy
rezolutnie odpowiedzieli: "Nie możesz tego zrobić, bo z cudzego domu
niczego zabierać nie wolno"
4 Kwietnia 1999
3
Mój tato na święta Wielkiej Nocy przywiózł aparat i mnóstwo rzeczy do
ubrania dla chłopców. Zrobiliśmy im dużo zdjęć podczas pierwszych
naszych wspólnych świąt.
7 kwietnia 1999
Dzisiaj rozwiesiłam zdjęcia Przemka i Bartka w ich pokoju i w kuchni.
Wyszły przepięknie. Szczególnie jedno, gdy przytuleni w koszulkach w
czerwone paski śmieją się siedząc w naszym łóżku.
10 kwietnia 1999
Przemek z łatwością układa puzzle. Jest zdolny i ma motywację do każdej
aktywności. Gdy powiedziałam, że pewnie wyrośnie na profesora albo
kogoś wybitnego odrzekł, że nie chce być profesorem, chce być mamy i
taty.
11 kwietnia 1999
"My nie mamy rodziców "- powiedział Bartek wieczorem siedząc w naszym
łóżku. "To nie ja powiedziałem" - zawołał przestraszony Przemek. "Nie
mieliście taty i mamy, ale teraz już zawsze będziemy z wami. Nawet, gdy
będziecie niegrzeczni" -powiedziałam, przypominając sobie wszystkie
starania Przemka.
12 kwietnia 1999
Dziś pojechaliśmy w odwiedziny do domu dziecka, w którym przebywał
Bartek i Przemek. Powiedzieliśmy o tym dzieciom. Spotkaliśmy się z
lekarką, opiekunem prawnym i panią dyrektor. Wszyscy oni zrobili na nas
bardzo dobre wrażenie. Odebraliśmy karty i książeczki zdrowia dzieci.
Zawieźliśmy też niepotrzebne naszym chłopcom ubranka. Może innym się
przydadzą. Kilkakrotnie powtarzaliśmy dzieciom, co dziś będziemy robić.
Mówiliśmy, że wpierw odwiedzimy dom dziecka, potem pójdziemy do Mc
Donalda, a gdy wrócimy do domu, chłopcy będą pomagać tacie w piwnicy.
Przemek i Bartek z upodobaniem w kółko powtarzali plan dnia, upewniając
się kilkakrotnie, czy na pewno tak się stanie.
14 kwietnia 1999
Józek robi łóżka dla dzieci. Szesnaście lat temu własnoręcznie zrobił łóżko
Mateuszkowi. Nasze dzieci śpią w zrobionych przez Józka łóżkach. To już
w naszym domu stało się tradycją. Miło mi, gdy o tym myślę.
15 kwietnia 1999
Dziś w nocy Przemek obudził się z płaczem. Najpierw myśleliśmy, że może
go coś boli. Później wzięłam go w ramiona i pozwoliłam, by wypłakał się.
4
Mówiłam do niego, by płakał, ile chce, że może nawet płakać bardzo
głośno, bo dobrze móc płakać, gdy mama jest blisko. Przemek płakał
około pól godziny, a ja kołysałam go i tuliłam. Czułam, że właśnie tego
potrzebuje. Potem, kiedy już się wypłakał, poprosił o swoją ukochaną
miętową herbatkę i usnął u taty.
16 kwietnia 1999
Wieczorem, gdy wszyscy razem leżeliśmy w łóżku, mówiłam naszym
chłopcom, że to właśnie ich wybraliśmy i że bardzo długo na nich
czekaliśmy. Że bez nich było nam bardzo smutno. Przemek na to, że mu
też było smutno, ale cały czas śnił o Królu Lwie. Następnego dnia
poszliśmy do sklepu i kupiliśmy bajkę o Królu Lwie.
20 kwietnia 1999
Minęło kilka dni. Mamy już maskotkę Króla Lwa, piłkę z Królem Lwem,
kolorowanki z Sinbą i Nalą. Nawet moja siostra przysłała nam w paczce
koszulki bawełniane z aplikacjami Króla Lwa, żółtą dla Bartka, a niebieską
dla Przemka.
21 kwietnia 1999
Dzisiaj poszliśmy wszyscy razem do kościoła. Dziękowaliśmy Panu Bogu za
naszą rodzinę. Za to, że jesteśmy razem -Bartek, Przemek, Mateusz,
Mama i Tata.
23 kwietnia 1999
Gdy Józek wychodzi do pracy, dzieci upewniają się pytając za każdym
razem: "Czy tatuś na pewno wróci? ". Po wyjściu Józka pytają o to jeszcze
kilkakrotnie w ciągu dnia. Umówiliśmy się, że jeśli Józek będzie mógł, to z
pracy do nas zadzwoni. Dzieci czekają na jego telefony. Za każdym
razem, kiedy ktoś dzwoni, pytają : "To tata dzwoni ?"
25 kwietnia 1999
Pojechałam z chłopcami z wizytą do mojej siostry, by poznali swoich
kuzynów. Byliśmy razem w ZOO. Dzieci biegały po lesie. Starszy syn Kasi
Mikołaj był wobec chłopców szczególnie opiekuńczy. Podzielił się swoimi
zabawkami, podarował zegarki, które bardzo im się podobały, opowiadał
bajki na dobranoc. Dzieci zasnęły zadowolone. Bardzo polubiły dom Kasi.
W drodze powrotnej wymieniali po kolei wszystkich członków jej rodziny.
26 kwietnia 1999
Bartek staje się bardziej delikatny i chętniej słucha poleceń. Zdarza się, że
mówi nawet" poproszę ". Tuli swoje przytulanki, rano w naszym łóżku
5
przytula się do taty. Przemek natomiast jakby odbijał sobie cały ten czas,
gdy był grzeczny "za dwóch". Zaczyna miewać humory. Czasem, gdy coś
nie jest po jego myśli, płacze wniebogłosy, krzyczy i - co mnie najbardziej
niepokoi-zamyka się w sobie. Ucieka w najdalszy kąt i wrzeszczy, że
zniszczy swój namiot lub inną ukochaną zabawkę. Krzyczy przez około 15-
20 min i nic wtedy do niego nie dociera. Najlepiej zostawić go samego,
pozwolić, by się wyzłościł i wykrzyczał. Raz udało mi się szybko go
uspokoić, gdy pozwoliłam mu rzucać lekkimi przedmiotami na jego górne
łóżko. Podawałam mu je po kolei i mówiłam :" Rzuć najmocniej jak
potrafisz ". Przemuś zaabsorbowany rzucaniem szybko się wyzłościł,
zaczął się uśmiechać i cały zły nastrój minął. Nie zawsze jednak to
pomaga.
27 kwietnia 1999
Największą radością naszych chłopców jest pójście na basen. Obaj to
wprost uwielbiają. Dni tygodnia mijają, ale najważniejszy to ten, gdy
idziemy na basen. Chodzimy tam w środy i w soboty. Chłopcy potrafią już
skakać do głębokiej wody, zanurzają głowy. W ogóle nie boją się niczego.
Ostatnio wszyscy przestali pływać, gdy moje dwa maluchy skakały z
trampoliny. Józek ich asekurował i płynął z każdym w stronę drabinki.
Chłopcy lubią też zjeżdżać na zjeżdżalniach, grać w piłkę. W ostatnią
sobotę po basenie poszliśmy do sauny. Na próbę postanowiliśmy pójść
tym razem z dziećmi. Zamierzaliśmy maksymalnie skrócić nasz pobyt w
saunie, gdyby im się nie spodobało. Chłopcy zachowywali się wprost
idealnie. Byli bardzo grzeczni, nawet chcieli spróbować zanurzyć się w
bardzo zimnej wodzie. Wszyscy wróciliśmy bardzo zadowoleni i z
apetytem zjedliśmy kolację.
28 kwietnia 1999
Gdy w sobotę byliśmy razem na spacerze, Przemek powiedział:" Tatusiu,
jak patrzę, jaki Bartuś jest grzeczny, to mi się serce raduje". Z
zaskoczeniem i uśmiechem spoglądamy na siebie i nadziwić się nie
możemy, skąd u Przemka takie celne obserwacje.
29 kwietnia 1999
Bartek rano leży z tatą w łóżku i mówi :"Tatuś, ale ty masz ładne okulary",
po chwili dodaje "Tatuś, ty jesteś ładny". Józek tuląc Bartusia - śmieje się.
30 kwietnia 1999
Dzisiaj odbyła się pierwsza sprawa w sądzie o adopcję Przemka i Bartka.
Pani sędzia wypytywała nas bardzo szczegółowo o motywy naszej decyzji.
Potem zapytała, czy w swojej decyzji braliśmy również pod uwagę to, że
może ona doprowadzić do rozbicia naszego małżeństwa. Następnie
zwróciła się opinię do opiekuna prawnego dzieci Pani Kasi, która
6
powiedziała, że jest to dla nich ostatnia szansa, że dwukrotne odrzucenia
miały poważny wpływ na ich stan emocjonalny. Pani Kasia dodała również
kilka słów uznania na nasz temat. Sędzia odroczyła sprawę i skierowała
nas na kolejne badania do Rodzinnego Ośrodka przy sądzie w Elblągu.
Najsmutniejsze jest to, że całe to postępowanie trwa tak długo. Mamy
kwalifikację dwóch niezależnych ośrodków adopcyjnych, w których
badania kwalifikujące nas na rodzinę adopcyjną trwały około roku. Nasze
dzieci zbyt długo też nie miały rodziny. Szkoda, że tak działa polskie
prawo.
1 maja 1999
Chłopcy w czasie śniadania wymieniają wszystkich członków naszej
rodziny. Mówią na zmianę, przekrzykując się :"Jest Tata Grycman, Mama
Grycman, Mateusz Grycman, Wiliam Grycman /to nasz pies, którego
kupiliśmy razem z domem, gdyż poprzedni gospodarze chcieli go uśpić/,
Borutka Grycman /nasza czarna kotka/, Rudzik Grycman /nasz rudy kot,
jak z reklamy Wiscas/, Buraczek chory Grycman, Buraczek zdrowy
Grycman. ", wymieniają z ogromnym zapałem. Buraczek chory, to nasz
bury kotek, który ostatnio był operowany i razem z dziećmi odbieraliśmy
go z lecznicy.
Gdy po południu Józek wychodził z garażu, Przemek powiedział: "Pan Bóg
dał nam dobrych rodziców " - i jakby nigdy nic zaczął dalej bawić się piłką.
Józkowi stanęły w oczach łzy.
2 maja 1999
Koleżanka Józka z pracy zaprosiła naszych chłopców na urodziny jej
czteroletniego synka Olka. Ubrałam chłopców elegancko, kupiliśmy też
prezent dla Olka i wszyscy wybraliśmy się na urodziny. Chłopcy bardzo ten
wyjazd przeżywali. Starałam się przed wyjazdem wszystko im wyjaśnić,
ale po drodze cały czas dopytywali się bez końca. Na urodzinach bardzo
starali się, odpowiednio zachować. Wręczyli Olkowi prezent. Jeżeli chcieli
się bawić czymś, co nie było w zasięgu ich ręki lub jeść to, co było na stole
dorosłych, pytali, czy mogą to wziąć. Najważniejszym wydarzeniem było
zdmuchiwanie świeczek. Moi chłopcy, mimo, że urodzin nie mieli,
zdmuchiwali je chyba z sześć razy. Później inne dzieci też to chciały robić.
Co ciekawe - najmniej zdmuchiwaniem świec był zainteresowany sam
solenizant.
3 maja 1999
Przemek układa puzzle. Coś mu nie wychodzi i mówi do siebie głośno
często powtarzaną przeze mnie kwestię. "To nic nie szkodzi, najważniejsze
to próbować" "Właśnie tak, Przemusiu " -wołam i cieszę się, że pamięta i
stosuje w praktyce to, co do niego mówię.
7
4 maja 1999
Chłopcy mają wspaniały apetyt. Wszystko im smakuje. Od samego
początku dopytywali się o tzw. "dokładki". Bartek bardzo lubi kiełbaski,
szyneczki i różne mięsa. Przemek zaś preferuje kefiry, jogurty i twarożki.
Obaj bardzo lubią owoce. Bartka cieszą nowe smaki nieznanych mu
wcześniej potraw.
5 maja 1999
Pojechałam z chłopcami samochodem do miasta na zakupy. Gdy
wsiadaliśmy z zakupami do samochodu, przystanęła moja znajoma i
zapytała: "Skąd u ciebie tacy chłopcy?" Nie zdążyłam jeszcze nic
powiedzieć, gdy Przemek z rozbrajającą szczerością odpowiedział ; "Z
Domu Korczaka"
6 maja 1999
Chłopcy podczas zakupów sprawiają mi kłopoty. Uciekają, nie reagują na
moje zakazy, zabierają innym z koszyków co popadnie, wkładają do
naszego kosza i nie pozwalają odłożyć na miejsce. Zlana potem obiecuję
sobie solennie wybierać się do sklepów razem z chłopcami tylko w razie
konieczności i to razem z Józkiem.
7 maja 1999
Wczoraj była piękna pogoda ,więc siedzieliśmy na ławce w ogrodzie. Po
raz pierwszy otworzyłam dzieciom puszkę ze słonymi orzeszkami. Z
zaciekawieniem pytały: " Co tam jest ?" . Wszystkim orzeszki bardzo
smakowały. Kiedy dziś otwierałam puszkę z coca-colą, , dzieci w głos
zawołały: "Hura, słone orzeszki!"
9 maja 1999
Pojechaliśmy całą rodziną na Pierwszą Komunię Świętą do Mikołaja,
starszego syna mojej siostry. Chłopcy wreszcie mogli poznać wszystkie
ciocie i wszystkich wujków. Pierwszy raz zobaczyli też babcię, która nie
mogła przyjechać na święta Wielkiej Nocy, gdyż była bardzo chora. Dzieci
wracały bardzo zadowolone.
W drodze powrotnej wymieniały po kolei wszystkich członków naszej
rodziny. Obserwujemy, że nasi synkowie coraz bardziej są związani ze
swoimi kuzynami, których "na zawsze" chcą zaprosić do naszego domu.
14 maja 1999
Nasz najstarszy syn- już osiemnastoletni -jest dla chłopców bardzo ważny.
Raz w tygodniu Mateusz zabiera dzieci na salkę gimnastyczną, gdzie grają
w piłkę. Chłopcy nie mogą się tego doczekać. Sam też, bez niczyjej
8
namowy, proponuje, że zabierze dzieci na plac zabaw. Czasami układa też
z Przemkiem puzzle lub wymyśla chłopcom różne ćwiczenia. Jestem z
niego dumna.
19 maja 1999
Ostatnio mieliśmy spore kłopoty z zachowaniem Przemka. Nie słuchał,
starał się postawić zawsze na swoim, coraz częściej też zaczęły pojawiać
się jego złe humory. Co gorsza Bartek naśladował zachowania starszego
brata. Jednego przedpołudnia poczułam się bezsilna i z utęsknieniem
czekałam na powrót Józka z pracy. Gdy wrócił i zobaczył, w jakim jestem
stanie, zaproponował, bym zrobiła sobie krótki odpoczynek, a sam zajął
się dziećmi. Później w nocy długo rozmawialiśmy i zastanawialiśmy się co
dalej robić Na drugi dzień wprowadziłam dzieciom jasne i krótkie dwie
zasady. Zasada pierwsza: MAMA MÓWI RAZ. Zasada druga : DZIECI
SŁUCHAJĄ I WYKONUJĄ TO, O CO PROSI MAMA. Jeżeli je złamią idą do
swojego pokoju i pozostają w nim tak długo, dopóki nie przeproszą za
swoje zachowanie. Starałam się być bardzo konsekwentna. Józef bardzo
mnie w tym wspierał. Prosiłam też od czasu do czasu, by chłopcy
powtarzali te zasady na głos. Obaj w ciągu tygodnia znacznie poprawili
swoje zachowanie.
22 maja 1999
Na polnej drodze dzieci kierują samochodem, siedząc na kolanach Józka.
Na początku stale przekomarzali się, kto ma kierować pierwszy. By jakoś z
tymi kłótniami sobie poradzić, proponujemy odliczanki. Po kilku razach
Przemek zorientował się, że ten, który kieruje drugi, zawsze kieruje do
domu. Od tej chwili nie mamy już żadnych problemów. Bartek chce
kierować pierwszy, a dla Przemka ważniejsze jest, by to on prowadził
samochód w drodze do domu.
26 maja 1999
Dziś Dzień Matki. Dostałam od moich chłopców laurkę. Na jednej stronie
życzenia, na drugiej rysunek od Przemka ze słonkiem i domkiem, trzecią
stronę zajął Bartuś dość abstrakcyjną artystyczną wypowiedzią. Ostatnia
strona należała do mojego najstarszego syna Mateusza, który graficznie
całość opracował. Laurkę powiesiłam w sypialni i cały dzień z ogromną
przyjemnością na nią zerkałam.
27 maja 1999
Dzieci stają się nastawione bardziej pozytywnie wobec obcych. Gdy
pojechaliśmy po sadzonki kwiatów, zauważyły przez okno starszego pana.
" O Dziadek !" z radością zawołały i zaczęły machać do niego rączkami.
"Ale to nie nasz dziadek"- po chwili powiedział Przemek "nasz jest
ładniejszy, to obcy dziadek" - szybko dodał. "To nic nie szkodzi "-
9
stwierdzili chłopcy i dalej machali uśmiechając się do nieznajomego.
28 maja 1999
Poszliśmy dzisiaj po południu w odwiedziny do naszych znajomych, którzy
mają piątkę dzieci. Chłopcy bardzo się ucieszyli, gdyż już raz byli tam ze
mną w gościnie i bardzo polubili się z dziećmi znajomych. Gdy wracaliśmy,
zapytali, czy byli grzeczni. Oboje mówiliśmy, jak bardzo się cieszymy z ich
zachowania. "Byliśmy grzeczni. . . . i nadal jesteśmy" -z dumą powiedział
Przemek.
29 maja 1999
Bartek prawie codziennie rano wbiega pierwszy do naszej sypialni z
uśmiechem od ucha do ucha i woła "Dzień dobry rodzice"
Od kilku dni chłopcy wieczorem słuchają bajki o Jasiu i Małgosi. Przemek
pyta mnie, czy chciałabym mieszkać w domku na kurzej nóżce.
Słownictwo, jakiego używają , staje się coraz bogatsze.
1 czerwca 1999
Dzień Dziecka. Kupiliśmy chłopcom plastikowy basen i huśtawki . Józek
zawiesił huśtawki na jabłonkach. Do piaskownicy nalaliśmy wody. Jest
upalnie, więc chłopcy chlapią się i huśtają. Prawie przez cały dzień bawią
się na dworze. Są już pięknie opaleni i tryskają zdrowiem.
Dziś do Mateusza przyszedł jego przyjaciel Majki. Będzie nocował w
naszym domu. Chłopcy cały czas, mimo moich upomnień, wbiegają do
pokoju Mateusza. Młodzież nie spławia dzieciaków, poświęca im chwile na
wspólne wygłupy. Nie pierwszy raz obserwuję, że nawet w czasie spotkań
z kolegami Mateusz potrafi zająć się dziećmi.
7 czerwca 1999
Na pływalni wynajęliśmy mały basen i zaprosiliśmy na urodziny naszych
chłopców dzieci znajomych i sąsiadów. Przyszła ich chyba ze dwudziestka .
Wszyscy razem odśpiewaliśmy sto lat. Dzieci były bardzo szczęśliwe.
Bartkowi i Przemkowi najbardziej podobał się tort na którym były kolorowe
galaretki. Tym razem to nasze dzieci zdmuchiwały swoje świeczki na
własnym urodzinowym torcie.
10 czerwca 1999
Pojechaliśmy z chłopcami na wycieczkę nad morze. Dzieci biegały po plaży
i po wodzie tak, że przemoczyły swoje spodenki. Zrobiłam im piękną serię
zdjęć, gdy wbiegają w morskie fale. Powiesiłam je w korytarzu.
10
13 czerwca 1999
Jedziemy samochodem. Przemek powtarza na głos zasady jazdy na
rowerkach. "Mamusiu, nie wolno wyjeżdżać za linię" "Właśnie tak
syneczku-potwierdzam. " "Jak będę wyjeżdżać za linię, to może
przejechać mnie samochód. . . i nie będę wtedy miał mamy. Wtedy tylko
Bartek i Mateusz będzie miał mamusię " - Tłumaczy sobie .
15 czerwca 1999
Poszliśmy z chłopcami do wesołego miasteczka. Dzieciom bardzo podobała
się zjeżdżalnia. Chciały zjeżdżać i zjeżdżać bez końca. Bardzo ładnie
wspólnie bawiły się. Gdy wdrapali się na górę Przemek czekał na Bartka i
odwrotnie. Nawoływali się przez cały czas. Miło było patrzeć .
17 czerwca 1999
Jutro z moim Ośrodkiem wyjeżdżam na turnus rehabilitacyjny. Po
tygodniu Józek z chłopcami do mnie dołączy. Mateusz też wyjeżdża z
kolegami. Spakowałam już wszystkie rzeczy dla Józka, Mateusza i
chłopców. Nakleiłam też na tablicy karteczki z dniami oczekiwania i
zaznaczyłam serduszkami dzień, w którym dzieci przyjadą do mnie.
Codziennie rano chłopcy będą odklejać jedną karteczkę. Myślę, że nasze
pierwsze rozstanie minie nam możliwie szybko. Będę też codziennie
dzwonić.
21 czerwca 1999
Minął już czwarty dzień turnusu. Kilka razy dziennie rozmawiałam z
chłopcami przez telefon. Bardzo już tęsknię za nimi. Dzięki karteczkom
Przemek nauczył się wszystkich dni tygodnia. Józek mówił Przemkowi, jak
bardzo jest z niego dumny. Dzisiaj, gdy rozmawialiśmy przez telefon,
opowiadał, że rano przy śniadaniu wszystkie dni tygodnia wymieniał też
Bartek. Przemek mu w tym pomagał. Wyglądało to mniej więcej tak.
"Poniedziałek"- podpowiada Przemek. "Poniedziałek "- powtarza Bartek. "I
co dalej?"- woła nasz malutki. "Wtorek"-szepce Przemek. "Wtorek"-
wtóruje Bartek. Co dalej ? "Środa" itd. Na zakończenie Bartuś zwraca się
do taty- " Tatuś, ze mnie też jesteś dumny ?".
24 czerwca 1999
Józek opowiada mi przez telefon o tym, jak chłopcy zaczęli interesować się
sprawami płci. Bartuś i Przemuś leżą z tatą w łóżku i rozmawiają. "A
kobiety mają piersi, a my nie "- stwierdza Bartek "Tatuś, a my mamy
pitolki, a co ma mama ?- pyta dociekliwie Bartulek. Józek zamilkł na
chwilę, szukając w głowie najlepszej odpowiedzi. "Najlepiej to zapytajmy
mamę" -wybawia Józka od trudnej odpowiedzi Przemuś.
11
28 czerwca 1999
Chłopcy już są ze mną ! Na przywitanie opowiadają mi, co robili dziś w
domu i co widzieli po drodze. Biegną do mojego pokoju. Na łóżku
rozłożyłam dla nich prezenty. Dmuchane piłki plażowe, plastikowego mini
golfa i słodycze. Dzieci od razu chwytają piłki i wybiegają, by grać nimi na
dworze. Minął zaledwie tydzień, a prawie bym zapomniała, jakie z nich
szybkie iskierki.
1 lipca 1999
Podczas spaceru, gdy jesteśmy na polnej drodze puszczam ręce chłopców.
Co jakiś czas wołam to Przemka, to Bartka. Za każde przybiegnięcie do
mamy dostają buziaka.
6 lipca 1999
Na dobranoc dzieci lubią słuchać bajek z kaset magnetofonowych.
Ostatnim przebojem jest bajka o Herkulesie, której słuchają już chyba
dziesiąty raz. Chłopcy chcą być silni, zwinni i szybcy jak Herkules.
10 lipca 1999
Jadąc z nami samochodem, Przemek powtarza na głos "Z cudzego domu
nie można zabierać ani małej, ani dużej rzeczy" /chwila ciszy / i dalej
kontynuuje coraz smutniejszym głosem ", ani nic, . . . . . . . . ani paletki.
"- Jaką to paletkę i u kogo musiał zobaczyć i zapragnąć nasz średni synek?
17 lipca 1999
Podczas spaceru uczę dzieci jak zachowywać się na drodze. Kiedy
jesteśmy na ruchliwej ulicy, nie wolno puszczać rąk mamy. Ale, gdy już
jesteśmy na polnej drodze i zawołam ich, mają szybko zejść na pobocze i
stanąć twarzą do jadącego samochodu lub ciągnika. Bartek uczy się
bardzo szybko i uważnie naśladuje starszego brata.
20 lipca 1999
Dzisiaj, gdy tylko zaobserwowałam u Przemka początki złego humoru, od
razu zaproponowałam -"Choć Przemulku mocno porzucamy na łóżko
klocki, pamiętasz, jak już to robiliśmy?" Przemek chętnie zgodził się.
Podczas rzucania krzyczał -"Jestem bardzo zły". Trzy razy napełniałam
pudło z klockami. I tym razem pomogło.
26 lipca 1999
U obu chłopców obserwujemy nieufność wobec obcych. Dzieci niechętnie
witają się. Czasami zdarza się, że w ogóle nie chcą się przywitać. Na
12
początku, gdy ktoś zadaje im pytanie, nie chcą na nie odpowiadać. Jeżeli
odpowiadają, to bardzo cicho, odwracając przy tym głowy w drugą stronę.
Obserwujemy, że "złe zachowania" nasilają się również w trakcie
odwiedzin gości lub naszych wyjść z domu w nowe, nieznane otoczenie.
Szczególnie Przemek miewa wtedy dużo częściej swoje "złe humory". Musi
upłynąć jeszcze trochę czasu, by chłopcy czuli się bezpiecznie nie tylko w
domu, gdy jesteśmy sami.
3 sierpnia 1999
Wieczór nastraja nas zwykle do rozmów. Często zdarza się to, gdy razem
leżymy już w łóżkach. Dzieci bardzo lubią ten wspólnie spędzany czas.
Myślimy też, że jest on naszym dzieciom szczególnie potrzebny.
Wieczorem chłopcy są bardzo wyciszeni, przytulają się do nas, tulą się też
do siebie i dużo z nami rozmawiają.
" A dzieci w domu Korczaka nie mają takiego domku "- mówi Przemek.
" Teraz nie mają, ale na pewno przyjadą po nich inni rodzice "-
odpowiedziałam.
"To wtedy zostaną tylko same Panie -"skwitował zadowolony Przemuś.
11 sierpnia 1999
Dziś Bartek z tatą wstali rano i razem zjedli wczesne śniadanie. Podczas
śniadania Bartek bardzo rezolutnie stwierdził: "Dzisiaj Przemek i mama już
nas nie dogonią "
20 sierpnia 1999
Mijają wakacje. Już czuję w powietrzu jesień, codziennie wydarza się
wiele, ale jakoś nie mam ochoty na pisanie. Zakończyły się wreszcie
sprawy sądowo-prawne. Mamy nasze dzieci wpisane do dowodów
osobistych. Nie mogłam napatrzyć się na ten wpis. Z radością i dumą
zaglądałam do swojego dowodu przez pierwsze dni.
W trakcie wakacji gościliśmy w naszym domu kuzynów - Mikołaja i Alka,
synów mojej siostry. Chłopcy grali w różne gry, kąpali się razem w
basenie, bawili się w ogrodzie, pomagali mi też chętnie przy sadzeniu
kwiatów. Czuję i z niemałą radością obserwuję, że moja siostra kocha
chłopców. Powiedziała mi , że przed adopcją myślała, że taka miłość jest o
wiele trudniejsza. Teraz dzięki niej odczuwa miłość do moich dzieci jako
wspaniały dar i że jej losy już na dobre i złe będą związane z moimi
dziećmi. Byliśmy też z naszymi chłopcami nad morzem i na wyprawie
jachtem po Jezioraku. Był to wspaniały czas.
23 sierpnia 1999
Któregoś razu Przemek zapytał "Mamusiu czemu tak na nas patrzysz ?"
"Bo bardzo was kocham" - odpowiedziałam. Po kilku dniach Przemek prosi
mnie "Mamusiu, zapytaj mnie, czemu tak na Ciebie patrzę ?" "Czemu tak
13
na mnie patrzysz Przemusiu" - pytam zgodnie z życzeniem mojego synka.
"Bo cię kocham mamusiu" odpowiada bardzo zadowolony .
25 sierpnia 1999
Przygotowujemy się do chrzcin naszych chłopców. Odbędą się one 28
sierpnia w kwidzyńskiej katedrze. Zaprosiliśmy rodzinę, przyjaciół i
znajomych. Wszystkich z dziećmi. Będzie około pięćdziesięciu osób.
Kupiłam chłopcom piękne granatowe lakierki. Uszyłam im też na tą
okoliczność spodenki z granatowej wełny. Obiad zjemy w restauracji . Po
obiedzie chcę podać lody i owoce oraz ciasta domowej roboty. Dzisiaj
zrobiłam wszystkie potrzebne zakupy.
30 września 1999
Czas mija nam bardzo szybko. Pierwszego września nasi chłopcy poszli po
raz pierwszy do przedszkola. Ja natomiast wróciłam do pracy. Trochę
obawiałam się, czy nie wrócą wcześniejsze zachowania , które
obserwowaliśmy wcześniej. Zdecydowaliśmy, że gdyby tak się działo,
wezmę urlop wychowawczy. W pierwszych dniach pojawiało się trochę
trudności, ale nauczycielka dzieci- Pani Grażynka- ze wszystkim sobie
poradziła. Gdy wczoraj zapytałam ją, czy chłopcy byli grzeczni,
odpowiedziała :"W naszej grupie wszystkie dzieci są grzeczne. "
Usłyszałam taką jej odpowiedz i zrobiło mi się błogo na sercu. Moje dzieci
mają szczęście, że trafiły na taką Panią.
3 października 1999
Przemek budzi się rano i przybiega do naszego łóżka: " Mamusiu, jaki ja
teraz jestem grzeczny." Pewnie, że jesteś grzeczny syneczku-
odpowiadam. " " Mamusiu, ale jak byłem w domu Korczaka, to byłem
niegrzeczny" Milknę. Jak długo jeszcze Dom Korczaka będzie wracał w
rozmowach z moim synkiem?. Jeszcze długo, bardzo długo, mówię sama
do siebie.
8 października 1999
W trakcie spędzanych wspólnie popołudni często malujemy, słuchamy
kaset, czytamy. Z dumą stwierdzamy z Józkiem, że chłopcy uczą się
szybko, a co ważniejsze, że bardzo to lubią. Przemek po kilkakrotnym
wysłuchaniu kasety, zna ją na pamięć. Nie mogę w to uwierzyć. Z
podziwem i ze zdziwieniem pytam: "Przemku, jak ty to robisz?" "Mamusiu,
po prostu pomyślałem" -odpowiada mój synek.
Zauważam również jak zacieśniają się więzi między całą trójką moich
dzieci. Tak duża różnica wieku między chłopcami, a Mateuszem sprawiła,
że w pewnych sytuacjach mój najstarszy syn zachowuje się jak tata.
10 października 1999
14
Od samego początku dzieci z ogromnym zawzięciem rysują domy. Takich
rysunków zebrałam już chyba ze dwadzieścia.
27 października 1999
Postanawiamy z Józkiem wyjechać na tydzień, by odpocząć. Oboje
czujemy się zmęczeni. Sama nie czuję się najlepiej. Zmęczenie widzę
również na twarzy mojego męża. Prosimy moich rodziców, aby przyjechali
i w trakcie naszej nieobecności zaopiekowali się chłopcami. Mateusz
obiecał, że pomoże dziadkom. Przygotowuję kilka wskazówek, które, jak
sądzę, mogą pomóc rodzicom. Wieszam je na lodówce.
1. Jeżeli Przemek nie chce iść do przedszkola, żeby go zachęcić dobrze
zapytać:
A może byś dziś zabrał któreś puzzle?. Możesz wybrać te, które
chcesz zabrać ze sobą. Do tej pory to zawsze skutkowało.
2. Zawsze rano 6. 15 - 7. 00 leżymy razem w łóżku - później ubieramy
chłopców.
3. Wieczorem dzieci idą do pokoju i wybierają, bajkę której chcą
słuchać na dobranoc.
4. Przemusiowi należy ograniczać słodycze.
5. Zawsze należy zakładać pieluchy na spanie popołudniowe i nocne.
Dzieci śpią po południu w zależności od tego, czy spały w
przedszkolu.
6. Chłopcy na śniadanie jedzą wybrane płatki z mlekiem
7. Po śniadaniu dzieci dostają witaminy do ssania (są w kuchni, w
drugiej szufladzie od dołu )
8. Gdyby któreś zachorowało, podaję telefony naszego lekarza.
9. Gdybyście mieli jakieś problemy, Państwo Maciejewscy zaoferowali
również pomoc.
10.
Jeżeli dzieci nie słuchają i zaczynają się wzajemnie "nakręcać"
złym zachowaniem, należy odesłać je do pokoju, aż przeproszą za
swoje wybryki. Nie bójcie się dać im czasu, by mogły się wypłakać.
11.
Jeżeli chcecie wyjść z dziećmi do miasta - proponujemy tylko
we dwójkę inaczej jest ich bardzo trudno upilnować. Najlepiej, kiedy
jednego trzyma babcia, drugiego dziadek.
15
12.
Na cztery pierwsze dni przyszykowałam komplety ubranek.
Posegregowane leżą w pokoju dzieci.
13.
Buty Bartka, to te z wkładkami specjalistycznymi.
14.
W czwartek dzieci idą do logopedy i na ćwiczenia
rehabilitacyjne ( zeszyt Przemka zostawiłam w Ośrodku )
Proszę też, by chłopcy codziennie odklejali karteczkę na przygotowanym
na lodówce specjalnym kalendarzu, po to, by miały pewność kiedy
wrócimy.
5 listopada 1999
Po powrocie długo rozmawiamy z rodzicami. Okazuje się, że podczas
naszej nieobecności przeżyli razem z chłopcami sporo trudnych chwil.
Dzieci wracały do zachowań sprzed sześciu miesięcy. Chwilami krzyczały,
żeby Dziadkowie "Wynosili się z domu", pluły, chowały się, nie słuchały
poleceń. Rodzice mieli chwile wątpliwości, czy sobie poradzą. Rodzice nic
nam jednak o tych zdarzeniach nie mówili, choć dzwoniliśmy codziennie.
W miarę upływających dni wprowadzali swoje własne reguły postępowania
z wnukami. Wypracowali nowe sposoby bycia z naszymi chłopcami.
Jeździli razem do koni i na wspólne spacery po lesie. Przemek np. mówił
"Będziemy TYMI rękawiczkami ( tymi, które dostali od dziadków ) lepić
bałwana, jak spadnie śnieg. a później będziemy go rozwalać" Z czasem
nieufność dzieci do Dziadków zmalała i zaczęli snuć wspólne plany na
przyszłe lato.
11 listopada 1999
Podczas pobytu nad morzem myślę dużo o naszych synkach. O trzeciej
nad ranem piszę kilka spostrzeżeń. Tak bardzo chce zrozumieć, z czego
wynikają trudności, na które napotykamy.
BARTEK
W związku z tym, że opancerzył się nie musiał być w świecie, w którym
było mu źle. Swoim zachowaniem pokazywał głównie złość. Dziś-dzięki jej
odreagowaniu, ma szansę odkrywać w sobie miłość, której w nim coraz
więcej. Jest szczery w ukazywaniu każdego uczucia. Prawdziwy w każdym
calu. Nie zawsze zdaje sobie sprawę z konsekwencji. Stąd daje się
"podpuszczać" Przemkowi . Szczególnie, gdy Przemek boi się o coś sam
zapytać, bądź też samemu coś zrobić. Bartek jest odważny. Nie ma w nim
strachu ani lęku. W swojej szczerości i naturalności jest rozkoszny, nawet,
gdy mówi" nie". Bartek przeżywa teraz wspaniałą przygodę odkrywania
siebie. Przeszłości nie pamięta.
PRZEMEK
Jest lękliwym chłopcem. Jest bardzo zdolny, ma dobrze rozwinięte
16
myślenie przyczynowo-skutkowe. Często, gdy boi się, wysyła swego brata
na tzw. pierwszy ogień. Życie, które spędził w domu dziecka nauczyło go
"grania pod publikę". On wie, jak się spodobać. Co zrobić, aby zadowolić
dorosłego. Tej wiedzy dzięki swojej inteligencji używa. Pewnie jeszcze
wiele razy będzie zachowywał się tak, by się przypodobać. Może też nie
pozbyć się strachu, że zostanie odrzucony. Do tej pory Przemek był za
Bartka odpowiedzialny. Mówił" I dla Bartka. . . . . nigdzie nie pójdę bez
Bartka. . . . ale czy Bartek będzie z nami. . ? -pytał" Teraz może sobie
wreszcie odpocząć, nie musi stale uważać, bo wreszcie ma pewność, że
Bartkowi nic się nie stanie. Przemuś pamięta.
17 listopada 1999
Dzieci z dumą pokazują pochwały, które przynoszą z przedszkola. W
Bartka dzienniczku znajdują się następujące wpisy: " Bartuś jest aktywny
na zajęciach", "Bartuś bardzo ładnie tańczy walczyka", natomiast u
Przemka :"Przemuś zasłużył na piątkę był bardzo aktywny na zajęciach",
"Przemuś posprzątał wszystkie zabawki -brawo"
18 listopada 1999
Dzisiaj byliśmy na zajęciach pokazowych w przedszkolu. Bartek podczas
zajęć stawał na głowie, biegał. Zajmował się sobą. Gdy miał odpowiadać
na pytania, jedynie czasami powtarzał zdania, które zasłyszał od obok
siedzących kolegów i koleżanek. Koncentrował się na bardzo krótko.
Bartek wyraźnie odstawał od grupy. Co mnie zasmuciło. Przypomniałam
sobie jednak , jaki ogromny postęp zrobił przez ostatni czas poczułam się
nieco lepiej. Przemek zachowywał się bez zastrzeżeń, a nawet wyróżniał
się dojrzałością wypowiedzi i zachowania. Tak więc średnia wyszła całkiem
niezła.
25 Listopad 1999
Chłopcy jadąc z nami samochodem na zakupy prześcigają się w ofertach,
co kupią mamusi wówczas, gdy będą duzi. Mam otrzymać w prezencie
złotą suknię, koronę i złote pantofelki, kwiat do samego nieba i 22
szczeniaczki. Tatuś natomiast dostanie narzędzia. Bardzo nas ucieszyła
perspektywa takich wspaniałych prezentów.
5 Grudnia 1999
Chłopcy czekają na Mikołaja. Czyszcząc i szykując buty, zastanawiają się,
jak Mikołaj wejdzie do naszego domu. Może oknem?
6 Grudnia 1999
Rankiem z pokoju dobiegają rozradowane głosy dzieci. Mamo, Tato
17
,Mikołaj do nas przyszedł! Wszystkie prezenty znoszą nam do łóżka.
Oglądamy je wspólnie. Przemuś dostał maskotkę z bajki o Królu lwie-
Sinbę. Bartek tygryska z Kubusia Puchatka. Chłopcy dostali również
czekoladowe Mikołaje i słodycze. Cały dzień objadają się słodyczami, zaś
wieczorem zasypiają przytuleni do Sinby i tygryska.
12 grudnia 1999
Cieszy mnie, że dzieci zaczynają nazywać swoje uczucia. Mam nadzieję, że
dzięki temu łatwiej będzie im oceniać własne zachowanie. Rano przed
wyjściem Przemek wrzeszczy wniebogłosy, chowa się za szafą. Nie wiem,
co robić i jak go uspokoić. Najgorsze to, że nie znajduję żadnej racjonalnej
przyczyny takiego zachowania. Jeszcze przed chwilą chciał iść na spacer.
Możliwie konsekwentnie i spokojnie doprowadzam do ubrania chłopców i
do wyjścia na dwór. Po kilku minutach możemy już rozmawiać o
zachowaniu Przemka. "Przemulku, powiedz, co się stało. Dlaczego tak
wrzeszczałeś ?" "Mamusiu, bo byłem bardzo zły." "Na co?" pytam . "Nie
wiem na co, ale byłem bardzo zły."
15 grudnia 1999
Chłopcy piszą listy do Mikołaja. Skrzętnie zapisuje na świątecznych
kartkach ich życzenia.
List Przemka do Świętego Mikołaja.
Kochany, Drogi Mikołaju,
Przynieś mi piłkę, samolot, co się naciska i on odlatuje. Przynieś mi
puzzle. Proszę mi przynieś Mikołaju kasetę video. Oby Ci się nic nie stało
w drodze.
List Bartusia do Świętego Mikołaja.
Kochany Mikołaju,
Przynieś mi malutką piłkę, co się kopie aż do nieba. Jeszcze samolot i
pilota do samolotu. Jeszcze kasetę, której nie mamy o Muminkach.
Kocham ciebie.
25 grudnia 1999
Święta Bożego Narodzenia spędziliśmy w gronie rodzinnym w naszym
domu. Na Wigilię przyjechali Dziadkowie. Wszyscy krzątaliśmy się po
domu przygotowując Wieczerzę. Mateusz nakrywał do stołu, dzieci lepiły
pierogi. Babcia dekorowała ciasta. Głównymi kucharzami był Dziadek i mój
mąż, którzy przygotowywali ryby i wigilijny barszcz z uszkami. Gdy
zabłysła pierwsza gwiazdka wszyscy zasiedliśmy do wieczerzy.
26 grudnia 1999
Oglądamy zdjęcia w rodzinnych albumach. Moi synkowie mają już dwa
18
albumy pełne fotografii. Na pierwszej stronie jednego z nich jest sala w
której chłopcy bawili się w Domu Korczaka. Przemek na zdjęciu z
ukochaną panią, chłopcy z kolegami i koleżankami w domu dziecka.
Przemek bierze album do ręki i zaczyna nagle bić te zdjęcia. Nie mówi
przy tym ani słowa. Zbiera mi się na płacz. Wychodzę z pokoju.
29 grudnia 1999
Chłopcy uwielbiają bawić się w małą dzidzię. Na zmianę podczas zabawy
są tatą lub mamą i synkiem. Otulają się kocem, całują, mówią czułe
słówka, karmią pomarańczkami i ciasteczkami. Są wobec siebie bardzo
opiekuńczy. Przybiegają i proszą o nagrody dla dzidzi. W trakcie tych
zabaw są bardzo wyciszeni. Czasami włączam się w te zabawy i z radością
obserwuję, jak maluchy naśladują nasze codzienne czynności.
3 stycznia 2000
Cały czas wśród popołudniowych zabaw króluje zabawa w mamę, tatę i
malutką dzidzię. Dzieci okrywają się całe poduszkami, chowają do norki i
wołają mnie, bym je ratowała i z norek wyciągnęła. Każą się karmić, nosić,
pieścić i całować. W trakcie tych zabaw nie umieją chodzić. Raz dzidzią
jest Bartek, po czym następuje zmiana i naszą malutką dzidzią jest
Przemek. W taki sposób nadganiamy czas, którego moim chłopcom
zabrakło.
2 marca 2000
Nie pisałam ponad dwa miesiące. Nie mogłam, bałam się zapeszyć, nie
potrafiłam zmierzyć się z tą wiadomością, by wreszcie móc napisać, że stał
się cud, że jestem w ciąży. To przedziwne, a jednocześnie przecież tak
oczywiste, że kiedy już dawno przestaje się czekać, wtedy właśnie
zdarzają się największe niespodzianki. Nie mam żadnych wątpliwości, że
tak stało się dzięki temu, że adoptowaliśmy chłopców.
3 marca 2000
Podczas jazdy samochodem do miasta opowiadamy sobie często różne
historyjki. Chcę przypomnieć moim chłopcom o adopcji. Opowiadam o
tym, jak bardzo denerwowaliśmy się i jak nie mogliśmy zasnąć noc przed
spotkaniem z nimi. O tym, że przez wiele miesięcy, gdy czekaliśmy na
nich, bardzo za nimi tęskniliśmy. A w chwilach największej tęsknoty
wołałam głośno; Bartusiu, Przemusiu gdzie jesteście!?! Gdy ich po raz
pierwszy zobaczyliśmy, od pierwszego momentu było jasne, że to właśnie
na nich czekaliśmy. Dzieci słyszą, że jestem wzruszona, gdy opowiadam tę
historię. “ Mamusiu, powiedz jeszcze raz, jak nas wołałaś”, proszą chłopcy.
Bartusiu, Przemusiu, gdzie jesteście, -wołam ponownie głośno. Chłopcy są
wyraźnie bardzo zadowoleni i proszą, bym tą historię powtórzyła im
jeszcze raz.
19
5 marca 2000
Tatusiu, czy z tęsknoty można umrzeć? Można tak tęsknić za kimś, że nie
chce się żyć-odpowiada Józek. Tatusiu jak to dobrze, że nas macie, bo
gdyby nas nie było, to byście umarli -stwierdza Przemek. Jestem bardzo
rada, gdy słyszę te słowa.
6 marca 2000
Trafieniem w dziesiątkę był zakup gry w piłkarzy. Chłopcy, gdy tylko
przychodzą z przedszkola, dopominają się, by w nią zagrać. W piłkarzyki
gra nawet Józek i Mateusz. Nie ma dnia, by moi mężczyźni nie rozegrali ze
sobą przynajmniej dwóch meczy. Codziennie bawią się przy tym
wspaniale. Ich podekscytowane głosy dobiegają do mnie z pokoju obok.
10 marca 2000
Nadal rysowanie domków jest “obsesją” moich dzieci. Podpowiadam, by
narysowały coś innego, lecz w końcu i tak pojawia się domek. Co prawda
koło niego zaczęła pojawiać się buda psa i kwiatki, ale dom nadal jest
głównym tematem ich rysunków.
17 marca 2000
Już od tygodnia leżę w szpitalu. Miałam już trzy krwotoki, ale moje
dziecko nadal żyje. Czuję się chwilami bardzo źle. Niepokój ściska mi
gardło. Staram się odganiać czarne myśli ,które mnie coraz częściej
nachodzą.
18 marca 2000
Chłopcy przychodzą w odwiedziny do chorej mamy. Przemek jest poważny
i ma oczy okrągłe z przerażenia. Bartek natomiast, gdy wbiega do sali, już
od drzwi woła:” Mamuś, o soczek, mogę wypić? A tam śliweczki” –
pokazuje na słoik z moimi ulubionymi oliwkami. Chce biegać po całej sali.
Znudzony, chwyta Józka za rękę i mówi:” Tatuś, chodźmy już do domu. ”
W tych chwilach Józek jest niezastąpiony. Odwiedził mnie także
Mateuszek. Pyta o szanse na przeżycie dziecka. Jest zaniepokojony i stara
się być mi bardzo pomocnym. Czuję się bardzo blisko z całą moją rodziną.
Czuję ich wsparcie i miłość.
20 marca 2000
Józek dzwoni z samego rana i składa “sprawozdanie” z ostatnich godzin.
Opowiada jak chłopcy pytają go : “Czemu mamusię boli brzuszek?”- Józek
mówi, że z mamusi brzuszka leci krew i że stale jest potrzebny pan
doktor. Pytają, czy jeszcze długo będę w szpitalu. Tak długo, jak pan
20
doktor zdecyduje-odpowiada dzieciom Józek. “Pewnie dlatego tak długo
mamusia musi być w szpitalu, bo dzidzia w brzuszku cały czas szuka
mamy i nie może znaleźć”.
21 marca 2000
Informacje, które otrzymuję od lekarzy nie są pomyślne Nadal istnieje
wysokie zagrożenie utraty tej ciąży. Dziś płaczę i boję się. To już piąty
krwotok. Nie mogę się pozbierać.
24 marca 2000
Otrzymaliśmy wyniki badań prenatalnych. Będziemy mieli zdrową córkę.
Dwa wspaniałe x-sy i 46 chromosomów widnieje na wyniku. Taka
informacja była nam bardzo potrzebna. Znowu wstępuje we mnie
nadzieja. Każdy dzień nabiera szczególnego znaczenia.
26 marca 2000
Chłopcy odwiedzają mnie w szpitalu. Dziś szczególny dzień – rocznica, gdy
jesteśmy razem. Niestety leżę, nawet nie mogę na chwilkę wstać. Biorę po
kolei moje maluchy do łóżka i szepczę im do uszka, jak wiele szczęścia mi
dają. Wiem, że szczególnie Przemek odczuwa, że już tyle czasu nie ma
mnie w domu. Jest jakby obrażony. Pytam go wprost “Przemku jesteś zły,
że mama leży w szpitalu, a nie jest z wami ? “Tak”- odpowiada
naburmuszony. Tulę go i tłumaczę, jak tylko najlepiej potrafię, dlaczego tu
jestem. Mówię mu, że bardzo tęsknię, że bardzo chciałabym być już w
domu i jest mi smutno, że nie jestem z nimi.
Później bawimy się w głuchy telefon, ta zabawa całkowicie rozładowuje
napięcie. Śmiejemy się. Zawsze “po drodze” coś przekręcimy. Chłopcy
bawią się świetnie i chcą bawić się jeszcze i jeszcze.
27 marca 2000
Prawie codziennie, po odebraniu chłopców z przedszkola, Józek choć na
chwilę przychodzi z nimi do szpitala. Zabawa w głuchy telefon staje się
stałym elementem odwiedzin. Józek tak świetnie potrafi zorganizować ten
czas. Daje sobie znakomicie radę w tej trudnej sytuacji. Wspiera mnie i
stara się tak zorganizować życie pomiędzy szpitalem a domem by tą
nietypową sytuację dzieci odczuły możliwie jak najmniej dotkliwie.
Kocham i podziwiam mojego męża.
31 marca 2000
Nadal krwawię, więc o powrocie do domu nie ma mowy. Przyjeżdżają do
mnie rodzice. Odwiedza również siostra. Wielki krwiak, który zagnieździł
się w mojej macicy, cały czas zagraża naszej nie narodzonej córeczce.
21
Z lękiem patrzę w najbliższą przyszłość. Staram się myśleć pozytywnie,
choć jest to bardzo trudne . Spotkania z dziećmi bardzo mi w tym
pomagają.
2 kwietnia 2000
Niedziela, dzień, który tak lubię spędzać w domu z najbliższymi. Około 12-
tej chłopcy z Józkiem odwiedzają mnie w szpitalu. Rano, tuż po śniadaniu,
rozmawiałam z nimi przez telefon. Dzisiaj Bartek tak pięknie rozmawiał,
chyba po raz pierwszy był to dialog . Zdawał pytania, wysłuchiwał uważnie
odpowiedzi, sam też odpowiadał, gdy go pytałam. Przemek jest starszy,
więc rozmowy telefoniczne z nim już od jakiegoś czasu były całkiem
sensowne. Lecz dziś jest ten dzień, gdy nie mogę wyjść z podziwu, ciesząc
się nową umiejętnością Bartka
Popołudnie. Znowu się lękam. Wystarczy trochę więcej krwi, a strach
wypełnia mi serce. To trwa już tak długo. Jak mam znajdować siłę, by
przetrzymać?
28 kwietnia 2000
Fizyczny ból już poza mną. Moja córeczka urodziła się martwa. Pan Bóg
zabrał ją do siebie. Kochałam ją od samego poczęcia i tak długo walczyłam
o jej życie. Jeszcze nie mogę się z nią pożegnać.
1 maja 2000
Jutro wychodzę ze szpitala. Cieszę się, że wreszcie będę w domu z moimi
dziećmi. Znowu co rano będą przybiegać do mojego łóżka i mój najstarszy
też, jakby od niechcenia, od czasu do czasu do naszego łóżka się
wślizgnie.
Czekam też na mojego męża, który w złych i dobrych chwilach jest przy
mnie zawsze. Czekam na jego ramiona. Tak bardzo mi ich teraz potrzeba,
bym mogła się w nich schronić i wypłakać.
2 maja 2000
Jeszcze nie chcą mnie wypuścić. Boją się jakiejś infekcji. Nie potrafię tu
już być sama.
5 września 2000
Czas płynie nam bardzo szybko. Lato minęło. Czytam wszystkie swoje
zapiski i przypominam sobie minione chwile. Przez te cztery miesiące
chłopcy wydorośleli. Przemuś już nie siusia , a Bartulek ma za sobą 10
suchych nocy . Zawsze, gdy dzieci były smutne, że się posiusiały,
mówiłam im, że nic nie szkodzi, że każdemu może się zdarzyć. Gdy dzieci
22
były szczególnie smutne, mówiłam, że im na to pozwalam, że mogą
siusiać, ile chcą. I proszę -czas moczenia nocnego już za nami.
12 września 2000
Dzieci nadal bawią się w małą dzidzię. Nie jest to zabawa codzienna, ale
powtarza się ok. jeden raz w tygodniu. Raz Przemek, a raz Bartek wchodzi
pod moją bluzkę i udaje, że jest małą dzidzią. Bartusiu, czy chcesz wyjść
na świat ? – nie chcę- woła cieniutkim głosem mój maluszek. Przemuś
przynosi mi biszkopty i karmimy dzidziusia przez dziurkę pomiędzy
guzikami. Później Przemek jest małą dzidzią. Bartek z ogromną łatwością
prosi mnie, bym go urodziła. Pakuje się pod bluzkę –“Mamusiu, bawimy
się jeszcze raz-“ woła zadowolony znowu i znowu. Przemek się bardziej
ociąga -takie to różne podejścia do świata prezentują moi chłopcy.
15 października 2000
Mój najstarszy syn, Mateusz rozpoczął studia. Teraz będzie już tylko
powracać na soboty i niedziele i może wakacje. Zabrał wszystkie
najpotrzebniejsze rzeczy ze swojego pokoju. Dom opustoszał. Nie słychać
na okrągło tętniącej muzyki oraz przekomarzań mojego nastolatka.
Chłopcy śpią czasami w jego pokoju, traktując to jako wyróżnienie.
Planujemy, że wiosną, gdy zaadaptujemy strych dla Mateusza na stałe
chłopcy zamieszkają w jego pokoju, a Mateusz będzie miał więcej
niezależności i swobody, gdy będzie wracał do domu.
18 października 2000
Mateusz jest najstarszy, Bartek najmłodszy, a ja jestem najśredniejszym
synem mamy – powiedział dziś Przemek.
20 października 2000
Przemek z dumą opowiada, że Mateusz poszedł na studia, a on na drugi
rok pójdzie do zerówki. Nie omieszkał jednak dodać, że Bartek nie.
Bartkowi robi się przykro. Na to Przemuś takimi słowami pociesza
braciszka: “ Mateusza nie ma w domu, bo studiuje. Ma tam ciężką robotę,
ze znajściem żony i nie płacze”.
21 października 2000
“Pan Bóg jest duchem, jest niebem, które bierze dzieci do mamy”. Dziś
tak o Bogu wypowiedział się Przemuś. Dech mi zaparło. Jestem bardzo
szczęśliwa, że to, co tak bardzo potrzebne w życiu -wiarę- Przemek już
posiada.
22 października 2000
23
Pojechaliśmy z chłopcami na wakacje do ciepłych krajów, do Tunezji. U
nas jesień, a tu wspaniałe słońce. Opalamy się, kosztujemy specjałów
kuchni tunezyjskiej, trochę zwiedzamy. Ale przede wszystkim jesteśmy
stale razem. Chłopcy codziennie kilkakrotnie kąpią się w basenie. Dzieci
odważnie nurkują i robią postępy w samodzielnym pływaniu. To zasługa
Józka, jego podejścia i systematyczności, ale przede wszystkim zapału i
chęci naszych maluchów. Dziś Józek obiecał chłopcom nocną kąpiel w
basenie. Dzieci z wypiekami na twarzy i dumą mi to oznajmiają.
26 października 2000
Bartek wspaniale udaje muezina nawołującego do modlitwy. Śpiewnym
głosem woła wszystkich do modlitwy: ”Ludzie, chodźcie do Boga,
będziemy się modlić, chodźcie wszyscy z całego świata. Bo jak nie
przyjdziecie, to będzie za późno”.
27 października 2000
Wynajęliśmy samochód. Dziś wyruszamy na przylądek Bon i do gorących
źródeł Korbus. Przed nami wspólna przygoda. Bartek nazywa mnie
“mamuleczek”. Jest mi bardzo miło, gdy mój synek tak się do mnie
zwraca.
30 października 2000
Dziś Przemek zapytał: “Dlaczego nie mam zdjęć, gdy byłem mały, ani
nawet żadnej kasety. Dlaczego nie pamiętam, kto mnie urodził i czemu
byłem w domu dziecka?” Wypowiedział to jednym tchem. Zatkało mnie,
mimo, że wydawało mi się, że na ”trudne pytania” jestem gotowa
odpowiadać. Powiedział to z taką złością pomieszaną ze smutkiem. Gdy
chciałam odpowiadać po kolei na te wszystkie pytania odwrócił się i
powiedział, że go oczy szczypią. Wzięłam go na kolana i powiedziałam, że
urodziła go mama, która nie mogła być razem z nim. Gdy tak się dzieje,
dzieci mieszkają w domu dziecka. Tam czekają na nową mamę. Że ja całe
życie czekałam właśnie na swojego Przemka i Bartka i dzięki temu
mogliśmy się spotkać, i dzięki temu możemy być razem. Przemek nie
chciał tego słuchać. Może chciałam mu powiedzieć za dużo, ta cała
sytuacja rozdygotała mnie. Zrobiło mi się przeraźliwie smutno, gdy
patrzyłam w oczy mojego dziecka, serce wprost ściskało mi się z bólu.
Będę musiała poczekać na kolejną taką chwilę. Może uda nam się wyjść z
niej w lepszych nastrojach.
2 listopada 2000
Z tunezyjskich wakacji Bartek i Przemek najbardziej pamiętają meduzę i
ryby, które widzieli nurkując pod wodą. Wyglądają tak pięknie, gdy
opaleni biegają po plaży. Co wieczór opowiadałam chłopcom wymyśloną
historyjkę o sześciu braciach: Kajtku, Tajtku, Dajtku, Majtku, Lajtku i
24
Fajtku i ich rodzicach. Jest ona przebojem naszego pobytu. Chłopcy
słuchają jej z wypiekami na twarzy i szeroko otwartymi oczami. Nie mogą
się jej wprost doczekać. A szóstka braci żyje wśród nas każdego dnia, gdy
dopytują się o ciąg dalszy i najdrobniejszy nawet szczegół ich życia i
przygód.
5 listopada 2000
Po powrocie z Tunezji nasza koleżanka pyta Bartka; “A tobie co
najbardziej podobało się w Tunezji?” – Bartek myśli, myśli i nagle twarz
mu się rozjaśnia “MAMA” - odpowiada.
10 listopada 2000
Dzieci piszą w swoich zeszytach literki. Przemek potrafi już napisać
wszystkie imiona członków rodziny. Bartek pisze samodzielnie tata.
Chłopcy chętnie i z uwagą piszą w swoich zeszytach literki i różne esy
floresy. Co chwilę przynoszą nam i z dumą pokazują pierwsze
eksperymenty w pisaniu.
14 listopada 2000
Dziś byliśmy na zajęciach pokazowych w przedszkolu. Nie mogę poznać
mojego Bartka. Jest taki uważny i wsłuchany w swoją panią. To nie ten
sam Bartek, który w zeszłym roku stawał na głowie i był zajęty własną
osobą. Pękam z dumy. Przemek jest jak zwykle uważny i dokładny.
Przygryza dolną wargę, jest trochę stremowany. Jak to Przemek. Widzę
tylko swoje dzieci. Chłopcy zerkają na nas, uśmiechają się. Każdym
spojrzeniem chcę dodać im otuchy. Józek mruga i uśmiecha się do dzieci.
Po zajęciach wszyscy razem wracamy do domu.
19 listopada 2000
Józek wyjechał. Jest niedziela. Dzieci od samego rana wstały w złych
humorach. Razem jemy śniadanie. Po śniadaniu chcę iść z dziećmi i psami
na spacer. Przemek nie chce się ubierać. Zaczyna krzyczeć. Wrzeszczy w
niebogłosy, że mnie nienawidzi. Jest wściekły. Żadna moja uwaga słowna
do niego nie dociera. Potrząsam nim, krzyczę “co się z tobą dzieje,
Przemku opamiętaj się”. Zaczyna się ze mną szarpać. Próbuję go
przytrzymać, chcąc uchronić go przed atakiem złości, który go ogarnia.
Wyrywa się, bije mnie, kopie i szczypie. Staję się coraz słabsza, zaczynam
płakać. Czuję się załamana i bezsilna wobec takiego ataku złości. Nie
radzę sobie. Takie zachowanie Przemka powtarza się kilkukrotnie w ciągu
dnia. Próbuję starego sposobu z rzucaniem klocków, nie skutkuje. Staram
się być spokojna i konsekwentna, ale Przemek jest tak rozchwiany, że i ja
czuję się coraz gorzej. Dobre momenty dnia to wspólne gotowanie zupy i
kolorowanie dinozaura. Tłumaczę sobie, ze nagromadziło się w nim tyle
złości związanych ze złymi doświadczeniami z przeszłości. Może to dobrze,
25
że je wyrzuca z siebie. W związku z tym, że przy mnie czuje się
bezpiecznie, pozwala sobie właśnie ze mną iść na całość, zwłaszcza, że nie
ma w domu taty. Jak mam reagować na takie zachowania? Chyba będę
musiała poszukać pomocy.
23 listopada 2000
Dzieci tak jak w ubiegłym roku dyktują mi listy do Świętego Mikołaja.
List Przemka
Drogi, przepiękny, wspaniały Święty Mikołaju!
Poproszę na Gwiazdkę robota i jeszcze ładny kwiatek, żeby mamulka
gdzieś go posadziła. Przynieś mi także paletkę ze sznurkiem i przywiązaną
piłeczką. Jeszcze bym poprosił jojo świecące.
List Bartka
Kochany, dobry Mikołaju.
Przynieś mi małego dmuchanego żółwika i małą rybkę i jojo, że w górę i w
dół i jeszcze przyczepiony sznurek do paletki z piłką i dmuchaną choinkę.
25 listopada 2000
Dziś, gdy Przemek zaczyna wrzeszczeć, rzuca kurtką, nie chce się ubierać
i kopie buty, jestem wyjątkowo spokojna. Nie biorę tego do siebie. Daję
mu wewnętrznie prawo, by złościł się, nie mam siły na nic, wiem, że nie
złości się na mnie, a na mamę, która go zostawiła - tak sobie tłumaczę (
nie wiem, czy dobrze ) jego zachowanie. Jakoś dziś mi z tym łatwiej.
Przemek wyje, wrzeszczy, a ja nic nie mówię, jestem anielsko wprost
spokojna, nie wiem skąd spłynął na mnie ten spokój? Może jestem tak
bardzo zmęczona, że na inne zachowanie nie mam już siły? Idę do pokoju
dzieci, siadam samiusieńka w kącie, sięgam po kartki nadal nie mówiąc
ani słowa i zaczynam rysować. Rysuję mazakiem wielki znak zakazu.
Pogrubiam kontury, Przemek przestaje płakać, zaczyna przyglądać mi się
zaciekawiony. Rozmawiam z Bartkiem i mówię, że wszystkim nam wolno
się złościć, ale pewnych rzeczy robić nie wolno. Bartuś mówi, że nie
można dotykać prądu. Rysuję jedynkę i kontakt, a następnie go
przekreślam. Po pierwsze - nie wolno nikomu dotykać prądu - mówię.
“Gdybyśmy dotykali prąd, to moglibyśmy umrzeć” - mówi Bartek. Właśnie
tak, bardzo cicho powtarzam. Dzieci z zaciekawieniem mi się przyglądają.
Rysuję dwójkę, a następnie dzieci z wielkimi bokserskimi rękawicami. Po
drugie nie wolno się bić, cichutko powtarzam. “Może narysuj, że nie wolno
bić i kopać mamy” - mówi Przemek. Dobrze, nadal rysuję nic nie mówiąc.
Dorysowujemy jeszcze przekreśloną kurtkę na ziemi i przekreślamy
rozwalone buty. Rysuje tylko moja ręka, a mnie ogarnia coraz większy
26
spokój. Dzieci przyłączają się do rysowania, pogrubiają kontury, kolorują.
Przemek wiesza nasze arcydzieło na lodówce. Do końca dnia nie opuszcza
mnie poczucie spokoju. Jak dobrze.
25 grudnia 2000
Święta Bożego Narodzenia minęły rodzinnie. Przyjechał Mateusz,
dziadkowie, ciocia Gosia. Była z nami też Natasza z Ukrainy. Chłopcy nie
mogli doczekać się Mikołaja. Przygotowali wierszyki i piosenki. Przemuś
recytował; “Jesteś z nami choinko wśród naszej rodziny. . . ”, a Bartek
śpiewał: “Pójdźmy wszyscy do stajenki”. W tym roku Mateusz był wprost
rewelacyjnie przebrany. Nawet ja miałam kłopot z jego rozpoznaniem.
Odegrał bardzo starego i bardzo poczciwego Świętego Mikołaja – takiego,
o którym marzyłam w dzieciństwie. "
3 stycznia 2001
Bartek jak co rano wstaje radosny i uśmiechnięty. Jest jedną wielką
radością, jest taki rozkoszny, jak potrafi być tylko szczęśliwe dziecko.
Wśród potoku słów, których nie jest w stanie przerwać nic i nikt –
stwierdza :”Mamuleczek, ale my to jesteśmy bardzo szczęśliwą rodziną.”
21 stycznia 2001
Wyjeżdżamy na narty. Już od trzech dni pakuję torby i walizki. Mateusz
ma sesję, więc nie pojedzie z nami. Niby mniej o jedną osobę, ale i tak na
dole stoi już pięć wypchanych toreb, siatki i jeszcze cały sprzęt narciarski.
Jesteśmy pewni, że dla chłopców będzie to ogromna frajda. Są tacy
sprawni i chętni. . .
22 stycznia 2001
Nasz cztero i pięciolatek, już po pierwszym dniu wjeżdża sam na wyciągu.
Nie bez dumy stwierdzamy, że i do nart mają smykałkę. Stale ze sobą
rywalizują. Jutro chcemy wykupić im lekcję u instruktora narciarstwa.
24 stycznia 2001
Z lekcji narciarstwa raczej nici. Instruktor stwierdził, że nie może uczyć
naszych maluchów, gdyż każdy robi to, co chce i w ogóle go nie słucha.
Nasi chłopcy zaś błagają, że chcą jeździć z mamą i tatą i nie chcą żadnego
„ucznia”. Przyjdzie, więc nam jeździć na płaskich stokach. W tym roku nici
z adrenaliny.
25 stycznia 2001
Dzieci cieszą się ze wspólnych wakacji. Jesteśmy wreszcie cały czas
razem. Bawimy się świetnie. Przebojem tego sezonu stała się gra w bilard
27
(który kupiliśmy w tutejszym sklepie z zabawkami) oraz gry w karty.
Gramy w wojnę i makao. Dzieci rozpoznają cyferki, wiedzą, ile to tyle
samo, wiedzą też, która karta jest silniejsza. Zaczynają nawet poprawnie
nazywać kolory.
27 stycznia 2001
Dziś jedziemy do gorących źródeł w Basenowa. Są one oddalone o 12 km
od miejsca w którym mieszkamy. Przemek obawia się, czy źródła nie będą
za gorące, i podkreśla, że chce być cały czas z mamą. Pakujemy klapki,
stroje, ręczniki i szykujemy się, by na mrozie kąpać się i hartować.
Wszyscy jesteśmy zachwyceni. Postanawiamy, że jeszcze raz podczas
tego pobytu wybierzemy się do źródeł. Są miejsca, gdzie woda jest tak
gorąca, że parzy. Gdy przejdzie się kawałek dalej, jest trochę
chłodniejsza. Mrozu –10 stopni nie czuje się wcale. Po kąpieli zjadamy
smażony ser popijając Coca-colą.
30 stycznia 2001
Szykujemy się na bal przebierańców. Chłopcy chcą być Zorro, Batmanem,
człowiekiem pająkiem, rycerzem lub supermanem. Przynoszę do domu
całą siatkę różnych przebrań. Biegają przebrani po domu. Po chwili obaj
chcą być Batmanem, człowiekiem pająkiem itp. Rozpoczyna się kłótnia z
wydzieraniem sobie strojów, która kończy się wielkim płaczem. W efekcie
obaj niezadowoleni leżą w łóżkach. Na drugi dzień sama szykuję stroje.
Informuję, że Bartusiowi najbardziej pasował strój Batmana, więc on
dzisiaj będzie Batmanem. Natomiast Przemek najładniej wyglądał w stroju
rycerza, więc dzisiaj będzie za niego przebrany. Pomagam w przebraniu
każdemu z osobna. Chłopcy uśmiechnięci i zadowoleni wychodzą na bal,
na którym bawią się znakomicie.
10 luty 2001
Zima za oknem, śnieg. Już od tygodnia jesteśmy w domu. Moi chłopcy
leżą chorzy w łóżkach. Są wprost nieznośni. Wymyślanie stale nowych
zabaw oraz zajmowanie ich tak, by się ciągle nie kłócili, zajmuje mi bardzo
dużo czasu. Kartka z plusami i minusami wisi na lodówce. W ten sposób
najlepiej sobie radzę, a chłopcy nie są za bardzo rozbrykani. Próbowaliśmy
już wielu sposobów. Ten jest zdecydowanie najlepszy. Józek ma u dzieci
dużo większy autorytet. Czasami, a jest to zdecydowanie za często, dzieci
włażą mi na głowę. Dziś myślę o sobie jako mamie nie najlepiej.
12 luty 2001
Mam wyraźny kryzys. Dzieci chorują, za oknem ciemno i buro. Nie mam
siły na nieustanne łagodzenie konfliktów między maluchami. Nie mam siły
na ich humory. Czasami myślę, że nie nadaję się na mamę.
28
Po chorobach chłopów wracam do pracy. Nie mogę się wyrobić. Za dużo
napięcia wokoło. W sobotę rano siadam w fotelu i płaczę. Przemek
podchodzi do mnie ma okrągłe z przestrachu oczy. „Mamusiu czemu
płaczesz?” – pyta. Nie jestem w stanie nic mu odpowiedzieć. ” Czy Tatuś
Cię nie kocha?”- pyta dalej moje dziecko. „Tatuś mnie kocha, po prostu
nie daję sobie rady w pracy.” „Mamusiu, to nie idź tam i zostań w domu” -
rozsądnie podsumowuje Przemek. Prawdziwy powód do płaczu i sensowne
podsumowanie sprawiają, że dzień jest dla mnie dużo łatwiejszy.
Powtarzam sobie słowa Przemka.
8 marca 2001
Dzisiaj rozmawiałam z wychowawczynią chłopców, panią Grażynką. W
przedszkolu chłopcy sprawiają spore problemy. Nie ma dnia, w którym nie
pobiliby się. Długo o nich rozmawiamy. Może nadszedł czas, by ich
rozdzielić - zastanawiam się głośno. W oddzielnych grupach będą mogli
samodzielnie nawiązywać przyjaźnie, nie obciążając się sobą wzajemnie.
Może właśnie to swoim zachowaniem chcą nam pokazać. Pani Grażynka
jest tego samego zdania. Mówi, że myślała już o tym wcześniej, ale
chciała poczekać na moje zdanie. Postanawiamy, że od poniedziałku
Przemek rozpocznie zajęcia w przedszkolnej zerówce. W domu, po
powrocie z przedszkola, rozmawiam z chłopcami. Mówię, że w związku z
tym, że Przemek jest starszy i bardzo chce już uczyć się czytać, od
poniedziałku na próbę pójdzie do grupy „grafitowej”. Mówię, że Bartek też
już jest duży i wreszcie czas, aby pobył bez Przemka. Jestem pewna, że ta
nowa sytuacja się wam spodoba - dodaję. Bartoszek nie wygląda na
specjalnie zadowolonego. Przemek natomiast jest wyraźnie nową
propozycją zainteresowany. Zobaczymy, co nowego ta zmiana nam
przyniesie.
12 marca 2001
Dzisiaj minął pierwszy dzień rozłąki braci. Przemek tryska energią,
wyraźnie z tej zmiany zadowolony. Bartek w przedszkolu płakał i
koniecznie chciał iść do Przemka. No cóż, jestem pewna, że musimy to
przeczekać, by mój najmłodszy nauczył się być już oddzielnie, bez brata i
na dodatek w nowej sytuacji.
16 marca 2001
Minął tydzień. Sytuacja powoli normuje się. Bartek wraca z przedszkola
coraz bardziej zadowolony i coraz mniej w przedszkolu brakuje mu brata.
W domu chłopcy są też znacznie grzeczniejsi. Dużo mniej się kłócą. Chyba
właśnie takich rozwiązań potrzebowali.
18 marca 2001
29
Wyjeżdżamy na sobotę i niedzielę nad morze. Już tydzień temu
zarezerwowaliśmy miejsca w hotelu. Mimo że jest dość chłodno, mamy
nadzieję, że nadmorski wiatr i spacer nad morzem doda nam sił. Dzieci jak
starzy bywalcy wchodzą do hotelu. Rozglądają się wokoło „Mamusiu, a w
jakim języku tu się mówi ?” -pyta Przemek. „Tutaj będziemy mówić po
polsku” - odpowiadam.
4 kwietnia 2001
Przemek otrzymuje w przedszkolu same pochwały. Często na zajęciach
zdobywa najwięcej punktów z całej grupy. Do domu przynosi pochwały
następującej treści: „Przemek zdobył 10 punktów za aktywność na
zajęciach. Znowu pobił rekord grupy! Gratuluję!”, ”Przemek wspaniale
przygotował swoją pracę domową. Dziękuję również całej rodzinie za
udział”, ” Przemek zdobył 10 pestek na zajęciach matematycznych, to
kolejny rekord grupy”
10 maja 2001
Przemek przychodzi z przedszkola. „Tatusiu dzisiaj były bardzo trudne
zajęcia w przedszkolu. Nikt nie potrafił odpowiedzieć pani na pytanie.
Nawet ja!”- takie zdanie o sobie ma mój synuś. Gdy Józek powtarza mi te
słowa, uśmiecham się. Spoglądamy z Józkiem na siebie
porozumiewawczo.
12 maja 2001
Nasza kotka Boruta będzie miała małe. Przygotowaliśmy jej koszyczek
wyściełany ciepłym szalem.
17 maja 2001
Jedziemy samochodem. Bartek zwraca się do Przemka „Kochany
braciszku, naucz mnie czytać”. „Dobrze” - zgadza się Przemek. „Popatrz,
tam jest o, a tu pisze delikatesy”. „A teraz naucz mnie liczyć” - prosi
Bartek. Przemek rozkłada ręce i mówi: „Zobacz, wystarczy, że rozłożysz
rączki i będziesz liczyć :10, 20, 30, 40, 50, 60, 70, 80, 90, 100.” „Acha, to
łatwo”- mówi zadowolony Bartuś. Dziś wyjątkowo nasze dzieci się nie
kłócą.
18 maja 2001
Jutro urodziny Bartka. Między 19 maja, a 7czerwca jak co roku
wyprawiamy chłopcom wspólnie urodziny. Jest piątek, więc już dzisiaj
Bartek i Przemek wzięli do przedszkola słodycze, by poczęstować koleżanki
i kolegów. Zamówiłam też tort w pobliskiej cukierni. Dzisiaj przyjadą dzieci
mojej siostry. Zaprosiłam również dzieci sąsiadów i znajomych. Zapowiada
się więc, jak w zeszłym roku, wspaniała zabawa na basenie.
30
26 maja 2001
Dziś Dzień Matki. Mam całą trójkę mych synów w domu. To prawdziwa
radość. Dzieci stoją przy moim łóżku z konwaliami w rękach. Bartek
recytuje pięknie wierszyk „mama usiadła przy oknie, mama ma oczy
mokre. . .” Mój najstarszy ma dla mnie płytę z nagraniami poezji
śpiewanej.
27 maja 2001
Dzisiaj dzieci występują na scenie teatru. Przedszkole z okazji Święta
Matki przygotowało dzieci do występu. Na scenie wraz z nimi występują
ich panie. Przemek tańczy krakowiaka. Jestem pod wrażeniem Bartoszka.
Jest taki szczery i odważny, gdy występuje. Cały dzień mam przed oczami
jego buźkę i oczka. Nagrywam też występy na kamerę video. Później
razem z Józkiem i chłopcami wspólnie je oglądamy.
29 maja 2001
Boruta urodziła trzy kotki. Mają już imiona. Przemek opiekuje się
Kropeczką, Bartek Paszczakiem, a ja mam zajmować się małą Mi. Tak
postanowili chłopcy. Dzieci codziennie oglądają, jak kotki rosną.
Porównują, bardzo uważnie obserwują i komentują wszystkie nowości.
18 czerwca 2001
Jest piękna pogoda, więc co wieczór wybieramy się na wycieczki rowerowe
przed lub po kolacji. Dzisiaj Przemek stwierdził, że są nawet lepsze od
spacerów z psami. Bartek przez cały czas jest uśmiechnięty, buzia mu się
nie zamyka. Jest zadziwiająco wytrzymały. Dzieci na swoich małych
rowerkach przejeżdżają 8 km dziennie. Powiedziałam im, że z nimi można
jechać nawet dookoła świata. Na razie jednak okrążamy na rowerach
naszą wieś.
Kupiłam chłopcom kapelusze podróżnicze, jak na obieżyświatów przystało.
Przemkowi koloru khaki, a Bartkowi beżowy. Wyglądają w nich
przepięknie.
Dziś dni Kwidzyna. Chłopcy w nowych kapeluszach obserwują sztuczne
ognie wybuchające o północy. W tym roku były wyjątkowo piękne. Mimo
zmęczenia i bardzo późnej pory, zadowoleni wracamy do domu. Dzieci są
zachwycone, że nie śpią i wraz z dorosłymi siedzą wyjątkowo długo. W
drodze powrotnej zasypiają na tylnym siedzeniu samochodu. Wnosimy
śpiące maluchy do pokoju. Rozbieramy, a one nadal śpią nawet nie
mrugną. Otulamy je ciepłymi kołderkami. Zrobiło się bardzo chłodno.
Zanim gaszę światło, zerkam na moje kochane buźki. To najpiękniejszy
widok na świecie.
31
7 lipca 2001
Wyprawy rowerowe trwają nadal. Ogromną przyjemnością chłopców jest
bycie liderem tzn. prowadzenie naszego peletonu. Największą radość
sprawiają im zmiany podczas drogi. W przyszłym roku musimy pomyśleć o
zakupie nowych rowerków z większymi kółkami.
23 lipca 2001
Wybraliśmy się wszyscy razem na stadion. Zorganizowaliśmy mecz piłki
nożnej. Jedną drużyną był Przemek z Mateuszem, drugą Bartek z tatą. Ja
kibicowałam obu drużynom. Patrzyłam, jak biegają po boisku. To
przyjemny widok. Bardzo lubię, gdy jesteśmy razem i całą rodziną
spędzamy popołudnia. Po meczu chłopcy byli tak zmęczeni, że rowerami z
Józkiem wybraliśmy się sami. Trochę samotności we dwoje również przyda
się i nam od czasu do czasu.
7 sierpnia 2001
Dzisiaj, gdy Bartek otworzył oczy, powiedział do Taty: „Tatusiu dzisiaj nie
spałem jak zabity, dzisiaj spałem jak odbity”- tak swój zły sen
skomentował Bartek. Codziennie po powrocie z przedszkola chłopcy kąpią
się w basenie, który rozstawiliśmy na lato. Tak się zahartowali, że w ogóle
nie chorują. Gdy piszę te słowa, odpukuję w niemalowane drewno.
20 sierpnia 2001
Tak to właśnie jest, gdy odpukuję w niemalowane drewno i wierzę w
przesądy. Bartek jest chory. Gdy poszłam z nim do lekarza, bezpośrednio
po wejściu do gabinetu wyrecytował :”Wujku, doktoze jestem chory, boli
mnie bzuch i ucho i jesce kasle.” Powiedział sam prawie wszystko. Prócz
dodania kilku szczegółów nic więcej nie musiałam mówić. Wujek doktor
przebadał dokładnie Bartka, zapisał lekarstwa, zakazał kąpieli w basenie
przez 10 dni. Najgorszy był oczywiście zakaz kąpieli. Bartek po 100 razy
dziennie pyta, kiedy będzie mógł się kąpać. Bardzo rozpacza, wchodzi pod
stół, płacze, tak trudno mu pogodzić się z zakazem kąpieli. Biorę go więc
na kolana i przytulam. Może mamy ramiona sprawią, że ten zakaz stanie
się łatwiejszy do zniesienia.
31 sierpnia 2001
Od 1 września organizuję jak co roku turnus rehabilitacyjny. Przygotowuję
na ten wyjazd komplety ubrań dla siebie i dzieci. Dzieci przyjadą po kilku
dniach, abym wszystko mogła spokojnie rozplanować.
2 września 2001
32
Dzwonię do chłopców dwa razy dziennie. Wczoraj Przemek nie mógł
zasnąć, a dziś od samego rana Bartek nagle rozpłakał się podczas
rozmowy telefonicznej -„Chcę do mamy!” Na szczęście już jutro
poniedziałek i chłopcy przyjeżdżają.
4 września 2001
Czytam artykuł Wojciecha Eichelbergera na temat bezpłodności oraz
zapłodnień in vitro we wrześniowym „Zwierciadle”. Pewne fragmenty tego
artykułu mówią również o adopcji jako innej możliwości rodzicielstwa.”
Miałem szczęście spotkać małżeństwa, które w porę dochodziły do
wniosku, że skoro nie mogą mieć własnych dzieci, przygarną te, które już
są na tym świecie. Adopcja jest ogromnym szczęściem dla opuszczonych
dzieci. Niestety, w Polsce postrzegana jest jako coś upokarzającego, jako
gorsza forma rodzicielstwa. Pokochanie nie swojego dziecka i zajęcie się
nim mądrze i z szacunkiem wymaga szczególnego wysiłku serca i
psychicznych kwalifikacji. Szkoda, że ludzie wysiadują latami w
poczekalniach klinik, zamiast wziąć do domu dzieci, które już są i tylko o
tym marzą. ” Po podjęciu decyzji że zaadoptujemy dzieci, chcieliśmy coś
więcej na ten temat przeczytać. Starałam się więc znaleźć jakąś literaturę
na ten temat. Szczególnie interesujące dla mnie wtedy byłyby praktyczne
doświadczenia osób, które jak my zdecydowali się na taką formę
rodzicielstwa. Niestety, niczego w polskim piśmiennictwie nie znalazłam.
Nie pamiętam nic prócz jakiś statystyk i teoretycznych pseudonaukowych
rozważań. Mam również podobne refleksje na temat odbioru adopcji, że
postrzegana jest w Polsce jako gorsza forma rodzicielstwa. Często jest
przed dziećmi ukrywana, jakby była czymś wstydliwym. Czasem ukrywa
się fakt adoptowania dzieci nawet przed najbliższą rodziną. Osobiście
również podczas rozmów spotkałam się z wieloma stereotypami na ten
temat i nie sądzę, by coś zmieniło się w ostatnim czasie. A przecież fakt
zaadoptowania chłopców jest największym cudem, jaki zdarzył się w
naszym życiu. Miłość do nich, choć może nie najłatwiejsza, nadaje głębszy
sens memu życiu, wypełnia moje dni. Choć nie jestem biologiczną mamą
moich dzieci, nie mogłabym kochać ich mocniej i pełniej. Czuję, że każdy
ich lęk, radość czy ból stają się moim. Jestem również biologiczną matką i
w miłości rodzicielskiej, którą przeżywam nie widzę różnicy. Gdybym
jednak bardzo głęboko starała się jej doszukiwać to. . . moje adoptowane
dzieci są w lepszej sytuacji - z dość prozaicznego powodu - miłość do nich
przyszła w czasie, gdy byłam starsza i mądrzejsza.
16 września 2001
Czas ”Króla lwa” i „Herkulesa” niestety bezpowrotnie minął. Opętał nas
czas Pokemonów i Dydzimonów, których z całego serca nie lubię.
Chłopcom podobają się te stworzone potworki ich walki i jacyś X- meni.
Ostatnio zdenerwowana takim zalewem przemocy nie pozwalam im
włączać kanałów ,w których nadawane są te filmy
33
20 września 2001
Wyjeżdżamy do naszych przyjaciół w Szwajcarii. Decydujemy się na jazdę
samochodem. Przed nami dwa dni podróży, aż do włoskiego kantonu.
Dzieci są bardzo szczęśliwe, gdyż lubią podróżować z rodzicami. Tak długa
podróż pierwszy raz przed nimi.
22 września 2001
Podróż minęła bez większych przygód. Po drodze śpimy w Czechach.
Nasi znajomi mieszkają w pięknym domku nad jeziorem Lago di Lugano.
Dzieci od pierwszego momentu czują się tu znakomicie. Przemek
podekscytowany budzi się wcześnie rano pierwszego dnia pobytu.
Mamusiu noce w Szwajcarii są dłuższe niż w Polsce - tak tłumaczy sobie
fakt wcześniejszego niż zwykle obudzenia. Dzieci też bardzo polubiły
Bogusię. Grają z nią w różne gry, opowiadają swoje historie. Podczas
całego pobytu są naturalne i pogodne. Nasz pobyt obfituje w wiele
atrakcji. Pierwszy dzień spędzamy na basenie. Dzieci są urzeczone ciepłem
wody i gościnnością wujka i cioci. Chciałyby, by mama i tata, też pracowali
na basenie, tak jak wujek i ciocia. Podczas drugiego dnia zwiedzamy
zamek Sworców i katedrę w Mediolanie. Wspinamy się na samą górę,
wędrujemy po dachu, obchodzimy całą dookoła. Największą atrakcją
pobytu stał się wyjazd do Gardalandu - słynnego wesołego miasteczka
położonego nad jeziorem Garda. Tam pływamy podwodnymi łódkami,
jeździmy na rolerkasterach, oglądamy filmy z efektami specjalnymi,
spływamy wodospadem. Robimy dzieciom przy okazji ogromną liczbę
zdjęć. Na nich są stale uśmiechnięte i zadowolone. Gdy późnym
wieczorem autostradą suniemy do domu przyjaciół, zasypiają zmęczone i
pełne wrażeń. Nic dziwnego, to było wielkie, emocjonujące przeżycie.
Spacerujemy po Lugano i Morcote. Jedziemy w góry na spacer z psami.
Podziwiamy surowość przyrody i piękno krajobrazu. Szwajcaria zostanie
nam jeszcze długo w pamięci. Chłopcy osłuchują się z kolejnym językiem.
Poznają nowe miejsca i nowych miłych ludzi. Wracamy obdarowani
zabawkami i prezentami dla chłopców.
20 październik 2001
Przemek jest wytrwały. Wczoraj cały dzień sam ćwiczył wymowę głoski
„r”. Przy każdej sposobności wciąż na nowo, próbował. Mówiłam mu, jaka
jestem z niego dumna, że tyle razy próbuje i że za tyle prób należy mu się
nagroda. Wcześniej potrafił już mówić „r”, ale jedynie z pomocą palca,
który pomagał wprowadzać język w drgania. Dzisiaj dzięki intensywnym
ćwiczeniom potrafi samodzielnie bez żadnej pomocy mówić wspaniałe,
dźwięcznie wibrujące „r”.
23 października 2001
34
Kupiłam chłopcom w nagrodę gipsowe maski do malowania i dekorowania.
Po powrocie do domu zrobiliśmy porządki w ogrodzie, pozamiataliśmy
liście, rozpaliliśmy ognisko i usmażyliśmy na nim kiełbaski. Gdy zrobiło się
ciemno, zabraliśmy się wreszcie za dekorowanie masek. Przemek wycinał
części papierowe, Bartek nakładał folię aluminiową, ja modelowałam
twarze, a Józef przygotowywał gipsowe bandaże i wszystko oklejał.
Chłopcy byli szczęśliwi, że razem pracujemy. Skończyliśmy i odłożyliśmy
maski do wyschnięcia. Jutro czeka nas malowanie i dalsze dekorowanie.
5 listopada 2001
Ostatnio naszą ulubioną rozrywką jest gra w skojarzenia. Chłopcy
prześcigają się w pomysłach. Co łączy te słowa : może być do telewizora,
może być do robota i kieruje samolotem, odpowiedz brzmi – Pilot-. Lub
inny: Może być błyskawiczny, stoi w Malborku i można go budować z
piasku oczywiście chodzi o- zamek-. Najbardziej jednak za serce ujęło
mnie skojarzenie wymyślone przez Bartusia. „To jest bardzo piękne, to się
bardzo kocha i bez tego nie można żyć. ” -nim zdążyłam się zastanowić i
spróbowałam odpowiedzieć, Bartek mi podpowiada: „-Dzieci – przecież -
no mama, nie wiesz?” - woła oburzony. „Oczywiście, że tak” mówię
ucieszona. Zamykam oczy, słyszę je. Z dumą i satysfakcją powtarzam
skojarzenie wymyślone przez Bartusia Józkowi.
12 listopada 2001
Zajmuje nas nie tylko wymyślanie skojarzeń, ale również rymowanek.
Przemek prosi mnie „Mamusiu, powiedz świnka.” Gdy powtarzam, z
zadowoleniem dokańcza „twój tata skacze jak sprężynka.” Są też
rymowanki dużo bardziej wyraziste np. Powiedz „wanną.” - „Twój tata
kąpie się z gołą panną.” Wymyślamy przeróżne rymowanki i zaśmiewamy
się, mimo że Józek na takie eksperymenty patrzy dość podejrzliwym
okiem.
5 grudnia 2001
Wyjeżdżamy z Józkiem po raz drugi sami. Jesteśmy zmęczeni i
przepracowani. Przez ostatni czas byłam przede wszystkim mamą. Chcę
znów odnaleźć się jako żona. Poczuć radość bycia tylko we dwoje. Dzieci
czekają na odmianę, jaką będzie opieka dziadków. Cieszą się na ich
przyjazd i wspólne zabawy.
10 grudnia 2001
To, z czym na koniec chcę się zmierzyć - myśli o biologicznych rodzicach
moich dzieci. Dopiero teraz mogę o tym pisać. Jest to nadal dla mnie
trudne. Dzięki kobiecie, która zdecydowała się urodzić Przemka i Bartka,
mamy dwójkę chłopców. Często powtarzam sobie, że tak właśnie miało
być, że było to nam przeznaczone. Takie myśli bardzo mi pomagają.
35
Jednak uczucie wdzięczności miesza mi się ze złością na rodziców, którzy
ich zostawili.
Przemek i Bartek też będą musieli sobie z tym poradzić. Będą zadawać
pytania i poszukiwać na nie odpowiedzi. A tak chciałabym ich uchronić od
wszystkiego, co bolesne i trudne. Chcę pozbyć się uczucia złości, gdyż
tylko w taki sposób pomogę moim dzieciom zmierzyć się z podobnymi
uczuciami.
Zostałam zaproszona na spotkanie, które zostało zorganizowane przez
Ośrodek Adopcyjny, dla tych, którzy przygotowują się do roli rodziców
adopcyjnych i zastępczych. Był na nich sędzia sądu rodzinnego,
dziewczyna, która wychowywała się 15 lat w domu dziecka, ojciec z
rodzinnego domu dziecka, psycholog, córka matki prowadzącej rodzinę
zastępczą i ja - matka adopcyjna. Padało wiele pytań dotyczących naszych
rodzicielskich i dziecięcych doświadczeń. Opowiadałam trochę o dzieciach i
swoich poszukiwaniach. To spotkanie uzmysłowiło mi, że nie lękam się już
ani genetycznych, ani wczesnodziecięcych obciążeń moich dzieci .Nawet
jeżeli istnieją nie mają większego znaczenia. Nie boję się, że w przyszłości
chłopcy mogą chcieć odszukać swoich rodziców .To ich prawo. Żaden
człowiek nie jest własnością drugiego człowieka.
Ja CHCĘ być mamą Przemka i Bartusia. Chcę z nimi dzielić życie. Nikt i nic
nie może przekreślić miłości, którą czuję.
Czy mówić o adopcji? A dlaczego nie?
Jednak sami musimy poczuć, że nie ma w niej nic złego. To trudne, gdyż
społeczne i potoczne opinie są wręcz odwrotne. Lęki i stereotypy krążą na
jej temat, tak jak ciemne, nieznane chmury. Adopcja jest ukrywana przed
złymi i wścibskimi ludźmi, a rodzice adopcyjni wpadają nawet na pomysł,
by wyjechać jak najdalej w obawie przed ujawnieniem prawdy. Prawda
jest wartością. Nasze dzieci na nią zasługują.
Po spotkaniu podeszła do mnie dziewczyna, wychowanka domu dziecka,
dziś mężatka. Mówiła , że dzięki temu, że na swojej drodze spotkała
dobrych ludzi, przetrwała i dziś chce zrobić wszystko, by domów dziecka
nie było. Spojrzałyśmy sobie w oczy i uścisnęłyśmy się bez słów.
Te wspomnienia kończą się. Moje dzieci tak jak my ich - zaadoptowały nas
jako mamę i tatę, a Mateusza jako starszego brata. Opisałam jak przez
ponad dwa lata stawaliśmy się rodziną .Na początku wspomnienia te
pisałam tylko dla Przemka i Bartka. Dzisiaj chcę ofiarować je tym
wszystkim, którzy obawiają się adopcji. Jeżeli pomogą w podjęciu decyzji
lub obalą jakiś stereotyp warto było zdecydować się na ich publikację."