SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA Darcy Emma

background image

Tytuł oryginału:

Merry Christmas
Pierwsze wydanie:
Harlequin Presents 1997

Redaktor serii:
Krystyna Barchańska
Korekta:
Janina Szrajer

Ewa Popławska

© 1997 by Emma Darcy
© for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin

Enterprises sp. z o.o., Warszawa 1999

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu
z Harlequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek

podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych

- jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy wydawnictwa Harlequin
i znak serii Harlequin Romance są zastrzeżone.
Skład i łamanie: Studio Q

Printed in Spain by Litografia Roses, Barcelona

ISBN 83-7149-487-4
Indeks 360325
ROMANCE - 454

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Wujku Nick, pytałeś, co bym chciała dostać na

Gwiazdkę. Pamiętasz? - odezwała się zaczepnym tonem
Kimberly.

Nick nie lubił, kiedy jego dwunastoletnia siostrzenica

przybierała taką wojowniczą postawę. Jak wiele dziewcząt
w jej wieku, naprawdę umiała być przykra i nieznośna.
Odkąd Rachel przyszła do nich na niedzielny obiad, Kim­
berly demonstracyjnie zamknęła się w swoim pokoju i sie­
działa tam z ponurą miną, nie wystawiając nosa na ze­
wnątrz. Teraz nagle pojawiła się w salonie. Widać było,
że za wszelką cenę pragnie zakłócić spokój wujka i jego
gościa.

- No i co? - mruknął niezobowiązująco zza płachty

gazety, by ukryć uczucie złości, jakie go ogarnęło.

Dziennik, który czytała Rachel, opadł z szelestem na

podłogę. Nick był pewien, że jego przyjaciółka obdarzyła
w tym momencie dziewczynkę pogodnym, zachęcającym
uśmiechem. Na próżno się stara, pomyślał. I tak nie prze­
kona małej do siebie.

- Chcę dostać moją prawdziwą mamę - oznajmiła

Kimberly.

background image

6 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

Dosłownie go zamurowało. Serce zaczęło mu bić

w piersi jak oszalałe, w głowie poczuł kompletną pustkę.

Na szczęście zasłonięty był płachtą gazety, dzięki czemu
siostrzenica nie mogła zobaczyć w tym momencie wyrazu

jego twarzy. Szybko jednak otrząsnął się z zaskoczenia

i zaczął rozważać, dlaczego dziewczynka wpadła na taki
pomysł. Czy była to tylko zabawa w podchody, fanta­
zje typowe dla nastolatek, czy też naprawdę coś wiedzia­
ła? Opuścił gazetę i popatrzył na nią z udawanym zdzi­

wieniem.

- O czym ty mówisz? - spytał niedbałym tonem.

Kimberly najwyraźniej przejrzała jego grę. Nick zrozu­

miał to, widząc groźne błyski w jej oczach.

- Doskonale wiesz, o czym mówię, wujku. Po śmierci

mamy i taty adwokat musiał cię o wszystkim poinformo­
wać. W przeciwnym wypadku nie mógłbyś zostać moim
prawnym opiekunem.

Nick na wszelki wypadek postanowił zachować jeszcze

ostrożność.

- O czym niby miałby mnie informować adwokat?

- zapytał.

- O tym, że jestem adoptowanym dzieckiem - cisnęła

mu prosto w twarz siostrzenica.

Wyraźnie się zmieszał. Kimberly nie miała prawa o ni­

czym wiedzieć. Jego siostra aż do przesady dbała o to, by
całą sprawę trzymać w najgłębszej tajemnicy. Po koszmar­
nym wypadku, który zdarzył się rok temu, Nick postano­
wił nie wyjawiać sekretu, dopóki Kimberly nie ukończy

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

7

osiemnastu lat. Uznał, że dość już przeżyła, tracąc w dra­
matycznych okolicznościach oboje rodziców. Dodatkowe
obciążenia mogłyby jeszcze bardziej osłabić jej i tak moc­
no naruszone poczucie bezpieczeństwa.

- Gdzieś na świecie żyje moja prawdziwa mama - po­

wiedziała Kimberly. Z urazą popatrzyła na Rachel. - To
z nią chciałabym spędzić Boże Narodzenie - zwróciła się
ostrym tonem do Nicka.

Zrozumiał, że czeka go naprawdę poważna rozmowa,

więc odłożył gazetę i spojrzał w oczy swojej siostrzenicy.

- Od jak dawna o tym wiesz? - zapytał spokojnie.
- Od wieków - burknęła dziewczynka.
- Kto ci przekazał tę informację? - Nick zadał na­

stępne pytanie.

Z pewnością zrobił to Colin, pomyślał. Szwagier był

łagodnym człowiekiem, niemal całkowicie zdominowa­

nym przez swoją żonę, jednakże zachował wrodzoną god­
ność i prawość, dzięki czemu kierował się w życiu zasa­
dami, które uważał za słuszne.

- Nikt nie musiał mi mówić - odparła wyniośle Kim­

berly. - Sama wszystko odkryłam.

Czyżbym za wcześnie skapitulował? - pomyślał Nick.

Jakim cudem Kimberly zdołałaby bez niczyjej pomocy
wpaść na trop swego pochodzenia?

Gdyby ktoś szukał do adopcji dziecka, które byłoby

podobne do członków swojej przybranej rodziny, nie
mógłby trafić lepiej. Kimberly śmiało można by uznać za

jedną z rodu Hamiltonów. Była wysoka i długonoga, jak

background image

8 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

Nick i jego siostra, Denise, miała takie same gęste, czarne
włosy i nawet charakterystyczne zakola u ich nasady, któ­
re Hamiltonowie dziedziczyli z pokolenia na pokolenie.
Zielone oczy, zamiast ciemnobrązowych, mogły stanowić
wypadkową koloru tęczówek matki i ojca, gdyż Colin
miał oczy orzechowe. Gdyby siostra oznajmiła Nickowi,
że Kimberly jest jej rodzoną córką, nawet nie przyszłoby
mu na myśl, by to kwestionować.

Dlaczego więc zrobiła to Kimberly?

- Mogłabyś mi wyjaśnić, co cię skłoniło do podobnego

wniosku? - poprosił spokojnie.

- Fotografie - odparła z przekonaniem, że oto przed­

stawia niezbity dowód na potwierdzenie swoich konkluzji.

Nie miał pojęcia, o czym siostrzenica mówi.
Kimberly podbiegła do stolika, gdzie stała patera

z owocami, którymi Nick poczęstował Rachel, porwała
z niej wisienkę, włożyła ją do ust i zaczęła żuć ostentacyj­
nie. Przycisnęła ramiona do ledwo rozwiniętych dziew­
częcych piersi i z wojowniczym błyskiem w oczach cze­
kała na reakcję dorosłych.

Burza wisiała w powietrzu.
Nick zerknął na Rachel. Młoda kobieta taktownie uda­

wała brak zainteresowania niesnaskami w jego rodzinie.
Patrzyła w balkonowe okno, z którego roztaczał się rozle­
gły widok na zatokę w Sydney. Jednakże była mimowol­
nym świadkiem całej sceny. Nick poczuł nagle, że mimo
intymnych stosunków, jakie łączą go z tą kobietą, wolałby
teraz pozostać z siostrzenicą sam na sam.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

9

- To ściśle prywatna, rodzinna sprawa... - zaczął.
- Jasne. - Rachel szybko poderwała się z krzesła i ze

zrozumieniem uśmiechnęła się do Nicka. - Zostawiam
was samych.

Docenił jej takt. Wspaniała z niej kobieta, pomyślał.

Zdolna, inteligentna, mająca doskonałe kontakty z ludźmi.

Jedynie Kimberly nieustannie wprawia ją w zakłopotanie.
Łączą nas nawet zainteresowania zawodowe.

Rachel Pearce była bowiem doradcą inwestycyjnym, zaś

Nick bankowcem. Oboje mieli po trzydzieści kilka lat. Mo­
gliby stanowić znakomitą parę, jednakże... w ich związku
brakowało jakichś nieuchwytnych, magicznych więzi.

Kiedy Rachel wstała z krzesła, promienie słoneczne roz­

świetliły jej kasztanowe włosy, dzięki czemu prosta, krótka
fryzura przypominała imponujący, miedziany hełm.

Jaka ona w dodatku szykowna i pełna seksu, pomyślał

Nick. Naprawdę nie wiem, czego więcej mógłbym ocze­
kiwać od kobiety? Mimo to nie powinienem jej wtajemni­
czać w takie rodzinne sekrety, jak adopcja Kimberly. Je­
szcze na to za wcześnie.

Nick również podniósł się z krzesła, gotów przejąć kon­

trolę nad sytuacją.

- Dziękuję ci, że nas odwiedziłaś, Rachel - powiedział.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Mam nadzieję...

- Zerknęła na Kimberly, która właśnie częstowała się na­
stępną wisienką, zdecydowanie ignorując gościa swojego
wuja. Rachel spojrzała smutnym wzrokiem na Nicka, bez­
radnie wzruszyła ramionami i skierowała się do wyjścia.

background image

10

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

- Nawet jeśli moja prawdziwa mama mnie nie zechce,

i tak nie pozwolę, żebyś mnie posłała do tej twojej szkoły
z internatem! - krzyknęła Kimberly. - Nie myśl sobie, że
tak łatwo się mnie pozbędziesz.

Rachel zamarła w progu drzwi salonu.
Nick nareszcie zrozumiał, dlaczego Kimberly jest dziś

taka agresywna. Poprzedniego wieczoru rzeczywiście roz­
mawiał z Rachel na temat wyboru szkoły dla siostrzenicy
i Kimberly, mimo iż od dawna powinna być w łóżku, mu­
siała ich podsłuchiwać.

- Nikt nie zamierza się ciebie pozbywać. Chodzi nam

wyłącznie o twoje dobro - wyjaśnił rzeczowo.

- O wasze dobro - podkreśliła dziewczynka. - Nie je­

stem głupia, wujku.

- Masz rację. Dlatego pragnę cię posłać do najlepszej

szkoły.

- Większość dziewcząt uznałaby to za przywilej - do­

dała z naciskiem Rachel. - Ja czułam się wyróżniona, bę­
dąc uczennicą PLC.

- Trele-morele - odparowała Kimberly. - Powiesz

wszystko, bylebym tylko z wami nie mieszkała. Myślisz,
że nie wyczuwam, kiedy ktoś mnie nie chce?

- Dość tego - rzucił ostrzegawczo Nick.
Wiedział, że Rachel bardzo się starała dogadać z jego

siostrzenicą, ale jakoś nie umiały znaleźć wspólnej płasz­
czyzny porozumienia.

- Dlaczego mam mieszkać w internacie, wujku? - na­

ciskała Kimberly. - Jeśli naprawdę zależy ci tylko na mo-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

11

im wykształceniu, mogłabym chodzić do tej szkoły i po
lekcjach wracać do domu. Przecież PLC znajduje się
w Sydney.

- Zbyt wiele czasu spędzasz sama - odparł. - Przyda­

łoby ci się towarzystwo rówieśniczek.

- To twój pomysł czy panny Pearce? - spytała zjadliwie.
- Zamierzałem porozmawiać o tym z tobą po świę­

tach. Nie powinnaś podsłuchiwać.

- Gdyby mama Denise chciała posłać mnie do drogiej,

prywatnej szkoły, zrobiłaby to już dawno temu - powie­
działa drżącym głosem dziewczynka. W jej oczach zalśni­
ły łzy. - Mama i tata mnie kochali. Dla ciebie jestem kulą
u nogi, wujku.

Żal w głosie Kimberly nie był udawany. Nicka ogarnął

smutek. Ani on, ani nikt inny nie był w stanie zastąpić
dziecku rodziców. Sam także cierpiał po śmierci Denise
i szwagra. Miał tylko jedną siostrę, która w dodatku wy­
chowała go w zastępstwie zmarłej matki. Colin zaś od
początku małżeństwa we wszystkim wspierał brata żony.
Po ich odejściu Nick z ogromnym wysiłkiem próbował
włączyć do swojego życia nastoletnią dziewczynkę, lecz
nie żałował, że podjął się tego zadania i wziął na siebie
odpowiedzialność.

- Mylisz się, Kimberly - zapewnił ją. - Jesteś mi po­

trzebna jak nikt inny na świecie.

- Nie wierzę - zachlipała dziewczynka. - Niespodzie­

wanie zwaliłam ci się na kark i teraz próbujesz przerzucić
mnie gdzie indziej.

background image

12

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

- Nieprawda.

Kimberly wierzchem dłoni otarła z oczu łzy, rozmazu­

jąc je po całej twarzy.

- Jeśli moja prawdziwa mama zechce być ze mną, raz

na zawsze pozbędziesz się kłopotu. Ty i twoja przyjaciółka
nie będziecie musieli zajmować się dłużej cudzym dziec­
kiem. - Popatrzyła złowrogo na Rachel. - Tak samo nie
chcę ciebie, jak ty mnie, panno Pearce.

Rachel westchnęła ciężko. Czuła się bezsilna wobec

wrogiej postawy siostrzenicy Nicka.

- Idź już - poradził jej spokojnie.
- Przykro mi, Nick.
- Nie martw się, to nie twoja wina.
- Jasne, bo to ja jestem winna! - Ton głosu Kimberly

niebezpiecznie balansował na granicy histerii. - Zepsułam
wam randkę. To ja powinnam sobie stąd pójść!

Pędem ruszyła ku drzwiom. Nick odwrócił się, by za­

trzymać biegnącą dziewczynkę, lecz jego ramię zawisło
w powietrzu, gdyż mała była szybsza. Minęła stojącą
w progu salonu Rachel i z impetem dopadła drzwi wej­
ściowych. Przystanęła tylko na chwilę, by krzyknąć:

- Jeśli cokolwiek ci na mnie zależy, wujku Nick, przy­

prowadzisz mi na Gwiazdkę moją prawdziwą mamę. Mo­
że nam wszystkim wyjdzie to na dobre!

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Dziś także nie przyszedł ten długo oczekiwany list od

Denise Graham, w którym miały być najnowsze informa­
cje o Kimberly i fotografie dokumentujące kolejny rok jej
życia.

Meredith Palmer ogarnął niepokój. Jeszcze próbowała

z nim walczyć. Weszła do mieszkania i zamykając drzwi,
odcięła się w ten sposób od reszty świata. Ponownie prze­
rzuciła pocztę wyjętą przed chwilą ze skrzynki. Świątecz­
ne kartki, wyciągi bankowe, reklamowe broszurki. Kiedy
zawartość wszystkich kopert leżała już na stoliku, Mere­
dith zrozumiała, że niestety, nie pomyliła się. Nie było
żadnej przesyłki od Denise Graham.

List i zdjęcia przychodziły zwykle w ostatnim tygodniu

listopada. Powtarzało się to niezmiennie przez ostatnie

jedenaście lat. Tymczasem był już czternasty grudnia

i dręczące Meredith nieokreślone uczucie, że zaszło coś
złego, szybko zmieniało się w pewność. Denise Graham,

przynajmniej taka, jaką Meredith poznała dzięki listom,
wydawała jej się osobą niezwykle skrupulatną i sumienną.
O ile więc przesyłka od niej nie zaginęła w powodzi świą-

background image

14 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

tecznej korespondencji, w domu Grahamów naprawdę
zdarzyło się jakieś nieszczęście.

Czyżby jakaś poważna choroba? A może wypadek?
Poczuła bolesny ucisk w gardle. Dobry Boże, spraw,

żeby tylko nic złego nie spotkało Kimberly, modliła się
gorąco. Czeka ją przecież wspaniałe życie. Meredith
szczerze w to wierzyła. Jedynie ta nadzieja łagodziła żal
matki, która niegdyś zgodziła się oddać w obce ręce swoje
dziecko.

Należy odrzucić najczarniejszy scenariusz. Być może

odszedł adwokat, który zajmował się prawną stroną
adopcji, a potem został łącznikiem między Meredith a no­
wą rodziną jej córeczki. Zawsze, kiedy zmieniała adres,
co zdarzyło się przynajmniej z sześć razy, zanim oszczę­
dziła dość pieniędzy, by kupić obecne mieszkanie, zawia­
damiała o tym prawnika, a on potwierdzał otrzymaną in­

formację. Jeśli teraz jego miejsce zajął ktoś mniej skrupu­
latny, być może zaniedbał dopełnienia obowiązków.

Meredith podeszła do biurka, stojącego w rogu salonu,

i wyjęła notatnik z telefonami. Dziś było już za późno, by
kontaktować się z kancelarią adwokacką, postanowiła jed­
nak, że zrobi to jutro z samego rana i od razu poczuła się

lepiej.

Konstruktywne działanie zawsze jest lepsze niż próżny

niepokój, jednakże Meredith nie umiała całkiem pozbyć
się obaw. Włączyła telewizor, by wysłuchać wieczornych
wiadomości, lecz nie dotarło do niej ani jedno słowo. Ze

zdziwieniem popatrzyła na trzymany w ręku pusty kieli-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 15

szek. W ogóle nie pamiętała, kiedy wypiła nalane doń
wino. Pomyślała, że warto przygotować sobie jakiś posi­

łek. Podeszła do lodówki, otworzyła drzwiczki i przez
chwilę bezmyślnie gapiła się na jej zawartość. W końcu
zrozumiała, że podjęcie decyzji, jakie produkty wyjąć, by
ugotować coś na kolację, przekracza jej możliwości.
Zamknęła więc lodówkę i zrezygnowała z gotowania.
Musiał jej wystarczyć ser, pikle i krakersy.

Wiedziała, skąd bierze się jej niepokój. Formalnie nie

miała żadnych praw, by upominać się o informacje doty­
czące córeczki. Jeśli Denise Graham postanowiła prze­
rwać korespondencję, Meredith musiała przyjąć to z po­
korą. Cała umowa między obiema kobietami opierała się
na zaufaniu. Wynikała ze współczucia, jakim przybrana
matka darzyła tę rodzoną, która musiała oddać swoje
dziecko. Jeśli adwokat z jakichś powodów polecił Denise,
by zerwała wszelkie kontakty z naturalną matką Kimberly,

Meredith nic nie mogła zrobić.

Poczucie bezradności i beznadziei pozbawiło ją apety­

tu. Siedziała odrętwiała, pogrążona w ponurych rozmyśla­
niach. Nie od razu zareagowała na dźwięk dzwonka. Zerk­
nęła na zegarek. Było kilka minut po ósmej. Nie oczeki­
wała dziś żadnego gościa i nie miała ochoty, by ktokol­
wiek składał jej wizytę. Pomyślała jednak, że to któryś
z sąsiadów potrzebuje pomocy, więc w końcu postanowiła
otworzyć drzwi.

Jako osoba samotna nauczyła się zachowywać środki

ostrożności. Założyła w drzwiach solidny łańcuch, by nikt

background image

16 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

niepożądany nie mógł wtargnąć do domu. Zerknęła więc
przez niewielką szparę i - jakby w szczelinie materii cza­
su - zobaczyła mężczyznę, którego już nigdy w życiu nie
spodziewała się ujrzeć.

Ich oczy się spotkały. Tylko ten jeden mężczyzna umiał

wzbudzić w Meredith tyle uczuć naraz: podniecenie, na­

dzieję, oczekiwanie...

Podobnie było trzynaście lat temu. Kiedy teraz wpatry­

wała się w niego, wydawało jej się, że czas nagle zaczął
się cofać. Aż do bólu ściskała klamkę, by nie stracić do
końca poczucia rzeczywistości.

- Przepraszam, czy mam przyjemność z panną Mere­

dith Palmer? - Znajomy głos poruszył uśpione od dawna
struny w duszy Meredith, przywołał wspomnienia cudow­
nej bliskości, przynależności do kochanej osoby.

Mężczyzna nie rozpoznał jej. Nie miała co do tego

wątpliwości. Gdyby było inaczej, nie zwróciłby się do niej
tak oficjalnie. Kiedyś nazywał ją Merry. Swoją Szczęśliwą
Gwiazdką. To zdrobnienie kojarzyło się jej z najwspanial­
szymi świętami Bożego Narodzenia*, jakie kiedykolwiek
przeżyła.

- Tak - potwierdziła.
Dotąd cierpiała na myśl o tym, co zdarzyło się trzyna­

ście lat temu. Jaki szok przeżyła, kiedy siostra Nicka przy­
sięgła, że brat po wypadku całkiem zapomniał o swojej
szesnastoletniej kochance. Meredith nie miała żadnych

Merry Christmas (ang.) - Wesołych Świąt Bożego Narodzenia (przyp. tłum.).

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

17

szans sprawdzić, czy Denise mówi prawdę, czy kłamie,
ponieważ ukochany natychmiast po opuszczeniu szpitala
wyjechał na dwuletnie stypendium do Stanów Zjednoczo­
nych. Nawet nie wiedział, że zostanie ojcem.

- Nazywam się Nick Hamilton - powiedział i raptem

zamilkł, jakby chciał pozbierać myśli i zastanowić się, po
co naprawdę tu przyszedł.

Meredith poczuła bolesny ucisk w żołądku. Wizyta Ni­

cka musiała mieć związek z Kimberly. Czyżby odkrył, że

jest jego córką? A może małej przydarzyło się coś złego

i Nick miał ją o tym powiadomić?

- Jestem bratem Denise Graham - dodał.
- Bratem Denise - powtórzyła. - Zatem przyszedł pan

w sprawie Kimberly. Przesyłka... - z trudem przełknęła
ślinę - powinna była dotrzeć dwa tygodnie temu.

- Wiem o tym - odparł ze współczuciem. - Czy mogę

wejść? Tyle spraw musimy wyjaśnić.

Pokiwała głową. Od trzynastu lat marzyła o tym, by ten

mężczyzna się pojawił. Teraz marzenie się ziściło. No i co
z tego?

- Co się dzieje z Kimberly? - spytała, otwierając sze-

rzej drzwi, by wpuścić Nicka do środka.

- Wszystko jest w porządku - zapewnił szybko. -

Przykro mi, że pani się martwiła, panno Palmer-

Meredith zamrugała powiekami, by powstrzymać na-

pływające do oczu łzy. Nikt z jej bliskich nie wiedział, że

jest matką, jako że z nikim nie umiała dzielić tej bolesnej

tajemnicy. Któż zresztą potrafiłby zrozumieć tęsknotę mat-

background image

18 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

ki za dzieckiem, którego nigdy nawet nie tuliła w ramio­
nach? Przed laty zmuszono ją przecież, żeby dla dobra
maleństwa natychmiast po urodzeniu oddała je do adopcji.

- Dziękuję za dobrą wiadomość - wykrztusiła i ge­

stem ręki wskazała Nickowi drogę do salonu.

Nie chciała, by zauważył, jak bardzo ją poruszyła jego

bliskość, zrozumienie i współczucie, które jej okazał.
Z przesadną starannością zamykała wejściowe drzwi.
Solidny zamek chronił ją przed złodziejami i włamywa­
czami, ale nie zdołał uchronić przed zmorami przeszło­
ści... A przeszłość ta w osobie Nicka właśnie wkroczyła
w progi jej domu. Meredith nie miała pojęcia, co będzie
dalej.

- Ładne mieszkanie - zauważył uprzejmie Nick.

Meredith zaśmiała się histerycznie. Banalny komple­

ment wypowiedziany przez dawnego kochanka przywołał

ją do rzeczywistości. Odetchnęła głęboko, by opanować

emocje i zaczęła odgrywać rolę układnej pani domu.

- Dziękuję - odparła.
Popatrzyła na swojego gościa. Stał w niewielkim holu

prowadzącym do saloniku, zwrócony do niej profilem,
i przez króciutką chwilę zobaczyła znowu dwudzie­
stodwuletniego Nicka Hamiltona. Ona miała wtedy szes­
naście lat i oboje świata poza sobą nie widzieli.

Od tamtej pory upłynęło dużo czasu. Nick nadal był

porażająco przystojny, lecz w jego czarnych włosach lśni­
ły gdzieniegdzie srebrne nitki. Rysy jego twarzy wyostrzy­
ły się, stały się bardziej dojrzałe. Ubrany był w kosztowny,

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 19

elegancki garnitur. Strój świadczył o tym, że dobrze mu
się wiodło. Prawdopodobnie był już żonaty i miał dzieci.

Meredith nieraz myślała o tym, że ukochany ułożył

sobie życie, dlaczego więc teraz serce ją zabolało? Może
dlatego, że Nick był tak blisko i tak samo jak niegdyś
magnetyzował ją spojrzeniem ciemnych oczu. Owych pa­
miętnych letnich wakacji gotowa była pójść za nim na
koniec świata.

Ciekawe, jakie teraz zrobiła na nim wrażenie? Nie była

już taka młoda; nagle poczuła się w dodatku mało atra­

kcyjna i zaniedbana. Po całym dniu pracy jej cera nie
wyglądała zbyt świeżo, tusz do rzęs rozmazał się, pozo­
stawiając pod oczami ciemne smugi. Fryzurę także miała

w nieładzie; nie czesane od rana gęste włosy, które niegdyś

kojarzyły się Nickowi z plastrem miodu, przypominały
teraz raczej rozwichrzoną strzechę. Buty zsunęła z nóg tuż
po powrocie do domu, stała więc teraz w samych poń­
czochach.

Na szczęście strój ratował jej honor. W jedwabnej bluz­

ce w geometryczne wzory, które powtarzały się na dole
spódnicy, wyglądała naprawdę elegancko. W niczym nie
przypominała nastolatki w skąpym plażowym kostiumie.
Dla niej także czas nie stanął w miejscu.

- Przepraszam, że tak się w panią wpatruję - odezwał

się Nick. - Ale pani i Kimberly jesteście do siebie uderza­

jąco podobne. Obie macie oczy o takim samym niespoty­

kanym odcieniu zieleni. Aż trudno uwierzyć...

- Sądziłam, że ona jest bardziej podobna...

background image

20 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

Do ciebie, chciała powiedzieć, ale na szczęście w porę

ugryzła się w język. Przecież Nick nie miał pojęcia, że jest
ojcem Kimberly. A gdyby się o tym dowiedział? Czy
zmieniłoby to jego życie?

- Gdybym kiedykolwiek panią spotkał, z pewnością

bym to pamiętał - oświadczył niespodziewanie. Jeszcze
raz uważnym spojrzeniem obrzucił całą jej postać. - Tak,
to na pewno chodzi o te oczy - szepnął bardziej do siebie
niż do Meredith.

Pragnęła krzyknąć, że przecież się spotkali, że byli

bardzo blisko, ale oczywiście nie odważyła się tego zrobić.

- Przepraszam za moje zachowanie. Czuję się trochę

skrępowany, bo nigdy dotąd nie znalazłem się w podobnej
sytuacji - wyznał Nick z czarującym uśmiechem. - Za­

zwyczaj nie brakuje mi ogłady.

- Proszę się rozgościć - powiedziała Meredith, kieru­

jąc się w stronę kuchni. - Podać panu coś do picia? Może

kieliszek wina? Chyba że woli pan kawę albo herbatę...

Była spięta i starała się to zamaskować konwencjonal­

nym zachowaniem.

Nick zawahał się przez chwilę, jakby grając na zwłokę.
- A czy pani napije się ze mną wina? - spytał.
- Chętnie. - Meredith bardzo pragnęła przedłużyć ich

spotkanie, jakkolwiek bolesne i bezowocne by ono było.

Przyniosła z lodówki otwartą butelkę białego wina, za­

dowolona, że może się czymś zająć. Obecność Nicka kom­
pletnie wytrąciła ją z równowagi. Po co on tu przyszedł?
Czego od niej chce?

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 21

Nick krążył po salonie, to przystając przed biblioteczką

i uważnie lustrując jej zawartość, to podziwiając roślinne
kompozycje dzieła Meredith czy też wspaniały widok na
ocean, jaki roztaczał się z panoramicznych okien jej apar­

tamentu.

Ciekawe, czy mu się u mnie podoba, pomyślała.
Jak to przypadek rządzi życiem człowieka. Gdyby tak

wcześnie nie zaszła w ciążę i nie musiała porzucić szkoły,
by zniknąć ludziom z oczu, pewnie nigdy nie zajęłaby się
kwiaciarstwem. Tymczasem trafiła do domu siostry swojej
macochy. Siostra mieszkała w Sydney, gdzie prowadziła
kwiaciarnię. Meredith pomagała jej w pracy i wtedy właś­
nie odkryła w sobie talent, który później zaowocował cał­

kiem dochodowym biznesem.

- Czy pani dzieli z kimś ten apartament? - zapytał.
- Nie. Cały należy do mnie - odparła z dumą.
Eleganckie, samodzielne mieszkanie dobitnie świad­

czyło o tym, że jest w pełni niezależną kobietą sukcesu.

Wiele czasu, pracy i serca włożyła w jego urządzenie,

starannie dobierając każdy element wyposażenia. Pragnęła
stworzyć wnętrze przytulne, jasne i kolorowe, co w pełni

jej się udało. Dobrze się czuła w swoim mieszkaniu i to

było najważniejsze. Właściwie nieistotne, co Nick sądzi
o nim. Zniknął z jej życia trzynaście lat temu, zatem uwa­
żała, że nie miał prawa czegokolwiek krytykować.

- Proszę, to pańskie wino. - Meredith przesunęła kie­

liszek po blacie łączącym kuchnię z salonem.

- Dziękuję - powiedział Nick. - Czy pani wyszła za

background image

22

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

mąż? - zapytał, sięgając po kieliszek. Jeszcze raz uważnie
rozejrzał się dokoła, jakby oceniał wartość wnętrza, w któ­
rym przebywał.

- Nie - odparła krótko. - To mieszkanie i wszystko, co

mam, zawdzięczam własnej ciężkiej pracy i odrobinie szczę­
ścia. A pan? Czy osiągnął pan coś wyłącznie dzięki kobiecie?

W pewnym sensie na pewno tak, pomyślała. Siostra

rozpostarła nad nim parasol ochronny, nie uświadamiając
mu nawet faktu, że ponosi odpowiedzialność za młodą
kobietę i dziecko. Dzięki temu, nie troszcząc się o nic,
mógł swobodnie zająć się swoją karierą. Denise Graham
posunęła się nawet do tego, że sama zaopiekowała się jego
córeczką.

- Przepraszam, nie to miałem na myśli - tłumaczył się

zmieszany Nick.

- Dlaczego zatem pan mnie sprawdza? - spytała bez

ogródek. - Czego pragnie pan się dowiedzieć?

Nick skrzywił się nieznacznie.

- Oboje musimy poradzić sobie z niezwykle delikatną

sytuacją. Chciałbym ustalić, co sądzi pani o spotkaniu
z Kimberly. Czy nie wpłynęłoby ono niekorzystnie na ży­
cie, jakie teraz pani prowadzi.

Meredith poczuła nagły zawrót głowy. Czy aby się nie

przesłyszała? Nick naprawdę proponuje jej spotkanie z có­
reczką? Do tej pory żywiła nieśmiałą nadzieję, że może
kiedyś, w przyszłości, gdy Kimberly będzie pełnoletnia
i samodzielna, zdoła ją zobaczyć. Ale teraz, gdy mała
miała zaledwie dwanaście lat?

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

23

- Czy pańska siostra na to pozwoli? - spytała z obawą.

- Moja siostra i szwagier prawie rok temu, tuż przed

Bożym Narodzeniem, zginęli w wypadku samochodo­
wym - wyjaśnił spokojnie Nick. - Od tamtej pory ja opie­

kuję się Kimberly.

Meredith zamarła. Denise i Colin Grahamowie nie ży­

ją. Od niemal dwunastu miesięcy. Tyle razy w tym czasie

myślała o nich, wyobrażała sobie, jak żyją szczęśliwie
jako rodzina, dzieląc tę radość z dzieckiem, jej córeczką.

Cieszą się tym, co dla niej, Meredith, jest niedostępne.
A tymczasem ich nie było już wśród żywych. Kimberly

przez cały rok pozbawiona była matki, pozbawiona swo­

ich przybranych rodziców...

- Zostałem uznany prawnym opiekunem siostrzenicy

- kontynuował Nick. - O pani nic nie wiedziałem. Nie

miałem pojęcia, że moja siostra regularnie kontaktuje się

z rodzoną matką adoptowanego dziecka.

Przymknęła oczy. Trudno jej było znieść myśl, że Nick

nie zdaje sobie sprawy, z kim ma do czynienia. Niewiele
brakowało, by nigdy nie dowiedział się o jej istnieniu...

- Dopiero dziś otrzymałem pani adres od prawnika.

Początkowo nie chciał mi go dać. Przekonywał mnie, że

śmierć Denise automatycznie przerwała jakiekolwiek re­

lacje między panią a moją rodziną. Radził, bym nie pró­
bował ich utrzymywać.

O Boże! - jęknęła w duchu Meredith. A więc chodziło

o strach. Bali się, bym nie wtargnęła w ich życie...

- Dlaczego więc jednak skontaktował się pan ze mną?

background image

24 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

- spytała słabym głosem. Gorycz przepełniała jej serce.
Nawet po śmierci przybranych rodziców nie miała żad­
nych praw do swojego dziecka.

- Zrobiłem to na prośbę Kimberly. Chciałaby...
Uniosła nieco powieki, by popatrzeć na twarz Nicka.

Malował się na niej niechętny grymas. Był przeciwny
temu spotkaniu. Przyszedł na nie wbrew radom prawnika,
wbrew własnym przekonaniom.

- Chciałaby... mieć obok siebie swoją prawdziwą mat­

kę... na Boże Narodzenie.

Na Boże Narodzenie. Tylko na Boże Narodzenie. Tak

jak jej ojciec... Meredith poczuła przeszywający ból

w piersiach. Ścisnęła dłońmi kuchenny blat, ale nie star­
czyło jej siły, by utrzymać się na nogach. Zemdlała.

Nick podniósł nieprzytomną Meredith z podłogi i od­

ruchowo przytulił ją do piersi. Mięśnie mu stężały. Nie
z powodu wysiłku. Meredith mimo wysokiego wzrostu
nie była ciężka; miała delikatną, kruchą budowę ciała

i ważyła niewiele. Tylko to dziwne wrażenie, że tutaj,
w jego ramionach, zawsze było jej miejsce...

Przecież to bez sensu. Nigdy przedtem nie spotkał

tej kobiety, więc skąd się wzięło uczucie, że właśnie
ona była postacią z jego snów, która teraz objawiła mu się

jako istota z krwi i kości. Może stąd, że miała takie same

oczy jak Kimberly? Dlatego wydała mu się kimś zna­

jomym?

Czynił sobie wyrzuty, że mówiąc prosto z mostu, w ja-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

25

kiej sprawie przyszedł, zachował się zbyt obcesowo, nie
licząc się z uczuciami i wrażliwością tej kobiety. Meredith
wystarczająco zdenerwował brak wiadomości od Denise;

nagła wizyta jej brata jeszcze bardziej ją poruszyła, mimo
iż Nick zapewniał, że z Kimberly wszystko jest w porząd­

ku. Na efekt nie trzeba było długo czekać.

Nie stój jak baran, skarcił sam siebie. Rusz się i zacznij

działać. Trzeba ocucić zemdloną.

Sofa w salonie okazała się zbyt krótka, żeby można

było na niej wygodnie ułożyć Meredith. Powinien zanieść

ją do sypialni. Obok jednego z regałów dostrzegł lekko

uchylone drzwi, więc skierował się w ich stronę.

Poruszyła się, kiedy ostrożnie kładł ją na łóżku. Z jej

gardła wydobył się przeciągły jęk. Brzmiało w nim tyle
cierpienia, że serce krajało mu się z żalu. Ujął dłoń Mere­
dith, lekko ściskając bezwładne palce, jakby chciał jej

w ten sposób przekazać swoje ciepło i siłę, dać sygnał, że
nie jest sama.

Pomyślał, że powinien podać jej szklankę wody. Roze­

jrzał się dokoła, szukając drzwi do łazienki, i aż go zamu­

rowało. Na wszystkich ścianach sypialni wisiały fotografie

przedstawiające Kimberly. Od najwcześniejszego dzieciń­
stwa niemal po dzień dzisiejszy.

Większość z tych zdjęć oglądał już przedtem, i to wiele

razy, jednakże dopiero w takiej ilości robiły niesamowite
wrażenie.

Przypomniał sobie błagalny głosik Kimberly i jej wy­

powiedziane przez łzy słowa: „Jeśli moja prawdziwa ma-

background image

26 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

ma zechce być ze mną..." Zdjęcia na ścianach świadczyły
o tym, że słowo „zechce" nawet w części nie wyrażało
bolesnego pragnienia obcowania z własnym dzieckiem,

jakie żywiła Meredith.

Nick zaczął rozmyślać o prawach moralnych i legal­

nych. Uważał Kimberly za członka swojej rodziny, ale
w o ile większym stopniu była ona nim dla kobiety, która
wydała ją na ten świat? A jeśli dla dziewczynki chęć spot­
kania się z matką jest tylko chwilowym kaprysem?

Hector Burnside, wieloletni doradca prawny Denise,

radził mu, by pozostawił wszystko tak, jak jest.

- Nie wiesz, w co się pakujesz - ostrzegł. - Grunt mo­

że okazać się grząski.

Z pewnością kierował się doświadczeniem. W ciągu

wielu lat praktyki zawodowej zdążył poznać różne strony
ludzkiej natury. Nick stanął przed poważnym dylematem.

Obiecał Kimberly, że przekaże jej odpowiedź od rodzonej
matki. Nie wiedział, czy dotrzymując obietnicy, spełni
marzenia, czy też przywoła koszmary. Było już jednak za

późno, by się wycofać z obranej drogi.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

To nie był tylko sen. Nick naprawdę trzymał ją za rękę.
Fala ciepłych uczuć, która zalała Meredith, zmyła

strach przed nieznanym i uspokoiła myśli, kotłujące się
w jej głowie. Początkowo bardzo się zmieszała, kiedy
stwierdziła, że leży w łóżku, a Nick siedzi tuż obok niej,
szybko jednak przypomniała sobie, co się wcześniej
zdarzyło.

- Chyba zemdlałam - powiedziała ze zdziwieniem.
Głos Meredith wyrwał Nicka z zadumy. Gwałtownie

uniósł głowę i popatrzył na nią.

- Tak. Nadal jest pani bardzo blada. Przynieść pani

szklankę wody?

Meredith spróbowała unieść się nieco i podeprzeć na

łokciu. Cały pokój zawirował jej przed oczami. Bezradnie
opadła z powrotem na poduszkę.

- Bardzo proszę - odparła słabym głosem. - Może po­

czuję się nieco lepiej. - Zacisnęła powieki, walcząc z na­
pływającymi mdłościami. - Przepraszam - wyszeptała.

- To wszystko moja wina. - Nick podniósł się z łóżka.

- Zaraz wracam.

Szok i zbyt dużo wina na pusty żołądek, doszła do

background image

28 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

wniosku Meredith. Pożałowała, że tak niewłaściwie się
odżywia. Nie chciała, by Nick uznał ją za osobę chorowitą,
niezdolną sprostać trudnym sytuacjom. Gotów jeszcze raz
przemyśleć, czy może, choćby na krótko, spotkać się
z Kimberly.

Tęsknota za córką przepełniała jej serce tak bardzo, że

gotowa była na każde cierpienie, byle tylko móc ją zoba­
czyć, posłuchać jej głosu, poznać myśli i uczucia...

Co będzie, jeśli wywarła na Nicku niekorzystne wraże­

nie? Jeśli zmieni zdanie i odwoła swoją propozycję? Wte­
dy straci jedyną szansę, by spotkać się z Kimberly. Zde­
cydowana zapobiec temu za wszelką cenę, spuściła nogi
z łóżka i stanęła, próbując odzyskać równowagę. Zanim
Nick wrócił do sypialni ze szklanką wody, była już w sta­
nie ją wypić.

Odstawiła pustą szklankę na nocny stolik i chciała po­

dziękować Nickowi za troskę, kiedy zorientowała się, że
nie patrzy na nią, lecz z grymasem na twarzy przygląda
się fotografiom, zapełniającym całą ścianę nad łóżkiem.

Meredith zdawała sobie sprawę, jak ta ekspozycja musi

przytłaczać kogoś, kto nie obcował z nią na co dzień. Nie
oczekiwała, by ktokolwiek rozumiał jej matczyną potrzebę
podpatrywania, choćby w tak ograniczonym zakresie, ży­
cia utraconego dziecka. Wiedziona instynktem nikomu jej
nie prezentowała.

- Nie zapraszałam pana do tego pokoju - powiedziała,

uprzedzając potencjalne zarzuty Nicka. - To prywatne
miejsce. Nikt nie ma tu wstępu! - zawołała. - Pan obcuje

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 29

z Kimberly na co dzień. Ja zaś tylko dzięki tym fotogra­
fiom mogę obserwować rozwój mojej córki.

Dopiero w tej chwili, słuchając rozpaczliwych wyjaś­

nień Meredith, Nick zrozumiał, co ta kobieta musiała prze­
żywać od dnia narodzin Kimberly, pojął ogrom jej rozpa­

czy i tęsknoty za utraconym dzieckiem.

- Zdecydowałam się oddać ją do adopcji, bo myślałam,

że tak będzie dla niej najlepiej. To nie znaczy, że mniej ją
przez to kochałam - oświadczyła z pasją Meredith.

- Przykro mi - burknął zmieszany Nick. - Nie wie­

działem... nie sądziłem... - Wykonał ręką jakiś nieokre­
ślony gest. - Przepraszam, że nie byłem lepiej... przygo­
towany do naszego spotkania.

Skąd ojciec jej dziecka, który pojawił się nagle i zapro­

ponował jej spotkanie, o jakim nawet nie śmiała marzyć,
mógł wiedzieć, ile to dla niej znaczyło? Cierpiała tylko,
patrząc na niego, czując jego bliskość, która przywoływała
wspomnienie podwójnej straty.

- Nie chciałem wdzierać się w pani prywatność - po­

wiedział. - Przeniosłem panią do sypialni, by mogła pani

dojść do siebie. Jeśli woli pani zostać teraz sama...

Zrobił krok do tyłu, jakby chciał wyjść z pokoju.
Meredith ogarnęła panika. Czyżby Nick pragnął sko­

rzystać z okazji i uciec, gdyż zaistniała sytuacja go prze­
rosła? Straciłaby jedyną szansę spotkania córki. Za nic nie
wolno jej do tego dopuścić.

- Błagam, niech pan nie wychodzi. Obiecuję, że już

nie zemdleję - dodała drżącym głosem.

background image

30

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

Nick patrzył na nią przenikliwie, niemal przewiercał ją

spojrzeniem na wylot. Deprymowało to Meredith, pozba-j

wiało resztek pewności siebie. Zostań, błagała go w du-j
chu. Musimy się jakoś porozumieć.

- Poczekam na panią w salonie - odparł Nick.
Wyraźnie jak najszybciej chciał opuścić pomieszcze-

nie, które go przytłaczało.

Odetchnęła z ulgą, słysząc te słowa. Jej policzki zaró­

żowiły się nieco, nadając twarzy świeży, zdrowy wygląd.

- Idę z panem. - Wstała szybko, bojąc się stracić

Nicka z oczu choćby na chwilę. - Zjem kolację i od razu
poczuję się lepiej.

Wstając z łóżka, zachwiała się nieco. Nick natychmiast

był tuż obok niej, gotów służyć pomocnym ramieniem.

- Proszę się na mnie oprzeć - polecił. - Podprowadzę

panią do sofy. Potem przyniosę pani coś do jedzenia. Musi
mi tylko pani powiedzieć, co mam wyjąć z lodówki.

- Sama to zrobię - zaprotestowała słabo.
- Nie ma mowy. - Nick zdecydowanie przejął kontrolę

nad sytuacją.

Początkowo Meredith chciała okazać swoją niezależ­

ność. Teraz uznała, że właściwie nie jest to ważne. Jeśli
Nick się nią zajmie, ona zyska trochę czasu, by w pełni
dojść do siebie i zrobić na nim wrażenie osoby odpowie­
dzialnej, zdolnej sprostać spotkaniu z Kimberly. Tylko to
się liczy.

Wsparła się zatem na ramieniu Nicka i poczuła, jak

w tym momencie stwardniały mu mięśnie. Niewątpliwie

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

31

zareagował tak na jej dotyk, tylko dlaczego? Z niechęci
do jakiegokolwiek fizycznego kontaktu z nią czy też z po­
żądania? Niegdyś pragnął jej aż do bólu.

O czym ty myślisz, kiedy jest tyle ważniejszych spraw,

skarciła samą siebie.

Mimo to, kiedy szli razem do salonu, przez cały czas

była boleśnie świadoma bliskości Nicka i nic nie mogła
na to poradzić. Wdychała zapach jego wody po goleniu,
tej samej, której używał przed laty. Przypominała sobie,

jak wówczas ów mężczyzna doprowadzał ją do utraty

zmysłów, wyostrzając je jednocześnie, tak że każda woń
stawała się bardziej intensywna, kolor jaśniejszy, dźwięk
mocniejszy, dotyk bardziej...

Odetchnęła z ulgą, kiedy Nick posadził ją w końcu na

sofie, a sam szybko udał się do kuchni, jakby i on miał
dosyć ich bliskości, tyle że z całkiem innych powodów
niż ona.

- Wystarczy mi kanapka - zawołała, widząc, jak Nick

studiuje zawartość jej lodówki. - Chleb leży na dolnej
półce.

Nick wyjął bochenek chleba, masło, paczkę sera pokro­

jonego w plasterki i pomidory, potem włączył opiekacz.

Widać było, że swobodnie porusza się po kuchni. Cieka­
we, jak sobie radzi na co dzień, pomyślała Meredith. Czy

jest żonaty?

Śmiało mogła zadać mu to pytanie, ale nie zrobiła tego.

Z niechęcią pomyślała o jakiejś kobiecie u jego boku.
Przypomniała sobie, jak nieszczęśliwa była, próbując do-

background image

32 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

gadać się ze swoją macochą. Ciekawe, czy Kimberly cierpi
tak samo jak ona niegdyś. Straciła rodziców, którzy ją
wychowywali, a teraz musi przebywać z obcą kobietą,

która zbytnio o nią nie dba, toleruje jej obecność jedynie
ze względu na Nicka.

Meredith z własnego doświadczenia wiedziała, jak czu­

je się dziecko niechciane przez macochę. Właśnie ta sytu­

acja mogła skłonić Kimberly do poszukiwania biologicz­

nej matki.

W jaki sposób jednak w ogóle dowiedziała się o jej

istnieniu? To niepodobne do Denise Graham, by wyjawiła

prawdę dziecku, które wychowywała jako własną córkę.
Nick Hamilton może mieć do powiedzenia na ten temat
więcej, niż jest skłonny przyznać.

- Od jak dawna Kimberly wie, że jest adoptowanym

dzieckiem? - spytała. Przeczucie podpowiadało jej, że
dziewczynka zdobyła tę wiedzę już po śmierci przybra­
nych rodziców.

- Odkryła prawdę tydzień przed wypadkiem, w któ­

rym zginęli Denise i Colin - odparł Nick. - Widocznie
Denise przeglądała fotografie i zastanawiała się wraz
z mężem, które z nich pani wysłać. Kimberly podsłuchała
ich rozmowę i ze strzępków informacji ułożyła sobie cały
obrazek. - Nick zasępił się. - Od dziecka miała brzydki
zwyczaj podsłuchiwania rozmów dorosłych. Była jedyna­
czką, brakowało jej towarzystwa rodzeństwa, i może dla­

tego...

- Czy powiedziała przybranym rodzicom o swoim od-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 33

kryciu? - przerwała Nickowi Meredith. Z niepokojem po­
myślała, że Kimberly mogła przecież poczuć się winna
temu, co się później stało.

Nick pokręcił głową.
- Chciała najpierw sama wszystko przemyśleć. Zasta­

nowić się, jak wykorzystać tę wiedzę.

Odetchnęła z ulgą. Przynajmniej Kimberly nie będzie

żyła obciążona świadomością, że w jakikolwiek sposób
przyczyniła się do śmierci przybranych rodziców.

- Potem cały jej dotychczasowy świat legł w gruzach

- kontynuował Nick. - Zaszło tyle zmian, że dziewczynka

instynktownie trzymała się tego, co było jej znane, zamiast
tropić jakieś fantasmagorie.

- To znaczy, że pan z nią o tym nie rozmawiał?
- Uznałem, że lepiej tego nie robić. Utrata jednych

rodziców była dla Kimberly wystarczająco bolesnym
przeżyciem. Nie chciałem powiększać jej bólu. - Nick
skrzywił się nieznacznie. - Jak się okazało, mała sama

borykała się ze swoim odkryciem. Zaledwie kilka dni temu
powiedziała mi o wszystkim.

Meredith obserwowała z salonu, jak jedyny mężczy­

zna, którego kochała, szykuje dla niej kanapki, i zastana­
wiała się, co poczuł, kiedy Kimberly wystąpiła z nieocze­
kiwaną prośbą, by odnalazł jej prawdziwą matkę. Z pew­
nością nie był na to przygotowany. Jednakże Nick Hamil­
ton nie unikał drażliwych spraw. Umiał stawiać im czoło
i postępować tak, jak uważał za słuszne. Kiedy Meredith
dowiedziała się, że jest w ciąży, nie wątpiła, że Nick za-

background image

34

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

chowa się jak mężczyzna. Ślepo wierzyła w jego odwagę
i poczucie odpowiedzialności.

- Naprawdę ci się roi, że ten zamożny chłopak po

college'u zostanie z tobą? - kpiła jej macocha. - Natych- j
miast dał drapaka, kiedy mu uświadomiłam, ile masz lat.
Tacy jak on nie wikłają się w afery z wiejskimi szesnasto- j
latkami, które były dla nich jedynie wakacyjną przygodą.

Jednakże Meredith ani wtedy, ani teraz nawet przez

chwilę nie myślała, że Nick „dał drapaka".

To prawda, przeżył szok, kiedy się dowiedział, ile ona

ma naprawdę lat. Meredith pozwalała mu wierzyć, że jest
o wiele starsza. Wyglądała dość poważnie. Tak desperacko

pragnęła ofiarować Nickowi wszystko, czego pragnął, że
powtarzała sobie, iż w miłości wiek nie ma znaczenia.

Nick był innego zdania. Przedstawił Meredith swoje

racje. Miała jeszcze dwa lata do matury, a potem, gdyby
zamierzała kontynuować edukację, czekały ją studia. Nic
nie powinno jej krępować podczas dokonywania życio­
wych wyborów. Miłość, która ich łączy, musi jeszcze po­
czekać.

Dał jej swój adres, żeby mogli wysyłać sobie bożonaro­

dzeniowe życzenia, jeśli oboje będą chcieli podtrzymać
znajomość. To wszystko. Żadnych zobowiązań do czasu,
póki Meredith nie skończy dwudziestu jeden lat...

- Dlaczego mamy czekać tak długo? - zaprotestowała.

- Przecież już za dwa lata będę pełnoletnia.

- To za wcześnie - odparł ze smutkiem Nick. - Całe

życie stoi przed tobą otworem. Jeszcze nie wiesz, co chcia-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 35

łabyś z nim zrobić. Czułbym się podle, gdybym ci prze­

szkodził w realizacji twoich planów. Ja również nie mogę
dłużej tu pozostać. Im bardziej się zaangażujemy, tym
trudniej będzie nam się rozstać.

Wyjechał nazajutrz po tym, jak jej macocha nakryła ich

w intymnej sytuacji. Urządziła wtedy karczemną awantu­
rę, oskarżając Nicka o wykorzystywanie nieletniej. Nick
przeżył szok, ale mimo to nie pozwolił, by nieżyczliwa
kobieta zbrukała to, co dla nich było pięknym i wzniosłym
przeżyciem. Opuszczając Meredith, zrobił jej nadzieję na

wspólną przyszłość, jeśli ich miłość przetrwa próbę czasu.
Zostawił także swój adres. Trudno zatem uznać, że „dał
drapaka".

Meredith zdawała sobie sprawę, że wiadomość o tym,

iż zostanie ojcem, będzie dla niego kolejnym szokiem.
Zawsze przecież używał zabezpieczenia. Nie miała poję­
cia, jak to się stało, że zaszła w ciążę, jednak była pewna,
że Nick jej nie zawiedzie. Był taki troskliwy, odpowie­
dzialny i honorowy. Nie mieściło jej się w głowie, że

mógłby ją zostawić na lodzie.

Nawet teraz, po tylu latach, czuła ból, wracając myśla­

mi do Gwiazdki, która nadeszła po narodzinach jej dzie­
cka. Niecierpliwie oczekiwała kartki od Nicka. Spodzie­
wała się, że poda jej swój adres w Ameryce, a wtedy ona
poinformuje go o tym, co się zdarzyło. Wyobrażała sobie,

jak Nick wsiada w samolot, wraca do domu, odbiera

dziecko od swojej siostry. Potem oboje biorą ślub i...

Życzenia od Nicka nigdy nie nadeszły. Meredith otrzy-

background image

36 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

mała jedynie od Denise pierwszą obiecaną przesyłkę ze
zdjęciami Kimberly.

Powoli zaczęła więc godzić się z faktem, że Denise j

Graham powiedziała jej prawdę: Nick nie pamiętał nic
z tego, co zdarzyło się podczas pamiętnych wakacji

w okresie Bożego Narodzenia. Być może rzeczywiście
stracił pamięć lub też świadomie wykreślił dawną kochan­
kę ze swojego życia. Jakkolwiek było, nie mogła już zmie­
nić decyzji w sprawie oddania dziecka. Klamka zapadła.

Rok później Meredith uległa jednak pokusie, by poje­

chać pod podany jej niegdyś przez Nicka adres. Minęły

właśnie dwa lata od jego wyjazdu do Ameryki, miała więc
nadzieję, że zdążył już wrócić. Postanowiła stanąć z nim
twarzą w twarz i nareszcie się dowiedzieć, czy nadal ją
kocha, czy też o niej zapomniał. Tymczasem zastała drzwi
zamknięte na kłódkę. Grahamowie wyprowadzili się i nikt
z sąsiadów nie wiedział, dokąd. Urwał się ostatni ślad, jaki
mógł zaprowadzić Meredith do ojca jej dziecka.

Powtarzała sobie, że życie musi toczyć się dalej. Żyła

więc, pracowała, a w wolnych chwilach oddawała się ma­
rzeniom, których nie zdołała pogrzebać. Wyobrażała sobie
powrót Nicka i szczęśliwe zakończenie ich historii.

No i wrócił. Stał przed nią jak całkiem obcy człowiek.

Naprawdę nie pamiętał, że niegdyś się znali, że tyle ich
łączyło. Pojawił się w jej domu na prośbę dziecka, które
uważał za swoją siostrzenicę.

Kiedy Nick z tacą pełną kanapek podszedł do sofy, na

której siedziała Meredith, jej serce zaczęło bić tak szybko,

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

37

iakby za chwilę miało wyskoczyć z piersi. Nick pochylił
się, by postawić tacę na stoliku do kawy. Długie rzęsy,
które Kimberly po nim odziedziczyła, rzucały cień na
smagłe policzki. Meredith niemal czuła na wargach dotyk

pełnych, zmysłowych ust, przypomniała sobie gorące, peł­
ne pasji pocałunki... Broniła się przed pożądaniem, które
nagle ogarnęło ją z niepohamowaną siłą.

- Czy pan jest żonaty? - spytała. Jeśli okaże się, że

Nick jest zajęty, może przestanie o nim myśleć, przestanie
go pragnąć i skupi się wyłącznie na omówieniu szczegó­

łów spotkania z Kimberly.

- Nie - odparł krótko, siadając w fotelu po drugiej

stronie stołu.

Chwilowe uczucie ulgi, jakie ogarnęło Meredith na

dźwięk tego krótkiego słowa, szybko minęło. Przecież
w dzisiejszych czasach nie wszyscy biorą ślub.

- A może mieszka pan na stałe z jakąś kobietą?
- Nie - odparł znowu, przyglądając się jej uważnie. Me­

redith miała nadzieję, że nie zauważył, jaką radość sprawiło

jej to oświadczenie. - Zatrudniłem panią, która opiekuje się

Kimberly po południu, kiedy mała wraca ze szkoły. Zajmuje
się nią także wieczorami, jeśli ja muszę dokądś wyjść. Teraz
też są razem. Nieźle dogadują się ze sobą.

Nick wyraźnie chciał zapewnić Meredith, że jest do­

brym opiekunem swojej osieroconej siostrzenicy. Uśmie­
chnęła się, prawidłowo odczytując jego intencje.

- Cieszę się - odparła. Sama nie wiedziała, co napra­

wdę w tej chwili czuje.

background image

38

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

Nick wpatrywał się w nią tak intensywnie, że uśmiech

powoli znikał z jej twarzy.

- Proszę jeść - zakomenderował szorstkim tonem.

Meredith szybko chwyciła kanapkę, zadowolona, że ma

czym zająć ręce. Ser i pomidory nigdy dotąd tak bardzo

jej nie smakowały.

Życie nagle otwarło przed nią nowe możliwości, więc

postanowiła z nich skorzystać.

Nick Hamilton znów był blisko niej, jako prawny opie­

kun ich córki. W dodatku nie związany z inną kobietą.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Nick wpatrywał się w rozjaśnioną uśmiechem twarz

Meredith i ponownie nie mógł oprzeć się wrażeniu, że
skądś zna tę kobietę. Był pewien, że nigdy dotąd się nie
spotkali. Nie wierzył w te różne bzdury o znajomości
w poprzednim wcieleniu, mimo to nie umiał w racjonalny
sposób wytłumaczyć uczuć, które nim teraz miotały. Na­
wet niewinny dotyk jej dłoni wywoływał w nim dreszcze.
Dlaczego tak się działo? Fizycznie Meredith nie była prze­
cież bardziej atrakcyjna niż Rachel. Zbyt szczupła, nie
miała ani tych ponętnych krągłości, co jego przyjaciółka,
ani jej urody. Mimo to działała na niego porażająco i nic
nie mógł na to poradzić.

Poczuł się zmęczony wizytą; zapragnął, żeby jak naj­

szybciej się skończyła. Właściwie nie musiał jej przedłu­
żać, skoro okazało się, że nic nie stoi na przeszkodzie
spotkania córki z matką. Jednakże Bóg tylko wiedział,
czym to wszystko się skończy.

Nick natomiast wiedział jedno: Kimberly za nic nie

ustąpi. Tak długo będzie nalegać na spotkanie, aż w końcu
do niego dojdzie. Właściwie czułby się nie w porządku,

background image

40 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

gdyby je uniemożliwił, choć bał się, że sprawy wymkną
mu się spod kontroli.

- Czy najbliższa sobota odpowiada pani? - spytał. -

Moglibyśmy spotkać się w trójkę w porze lunchu.

Twarz Meredith jeszcze bardziej się rozjaśniła. Jej blask

skojarzył się Nickowi z bożonarodzeniową choinką.

- Każdy dzień i każda pora mi odpowiada - odparła

żarliwie.

Nick zmarszczył brwi. Odpowiedź Meredith wydała

mu się cokolwiek nie przemyślana.

- Czyżby pani nigdzie nie pracowała?
- Prowadzę własny interes i dzięki temu mogę dowol­

nie rozporządzać swoim czasem - powiedziała szybk
i nie bez pewnej dumy w głosie.

- Czym się pani zajmuje? - Kimberly z pewnością bę

dzie chciała to wiedzieć, Nick także poczuł ciekawość.

- Mam firmę o nazwie „Czar zieleni". Współpracuj

z hotelami i restauracjami, którym aranżuję zieleń w ic
wnętrzach.

Niezły interes. Nick popatrzył uważniej na niewielką

kwiatową kompozycję umieszczoną na stoliku do kaw
Już wcześniej wpadła mu w oko. Niby nic wielkiego: trzy
piękne kwiaty różnej długości skomponowane z kilko
rodzajami liściastych gałązek. Elegancja i prostota.

- To pani dzieło? - upewnił się.
- Tak. Podoba się panu?
- Nawet bardzo. Czy ukończyła pani jakieś studia

tystyczne?

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 41

Meredith wyraźnie ucieszyła reakcja Nicka.

- Nie. Wszystkie umiejętności nabyłam w czasie lat

praktyki.

- Cóż, jak widać, praktyka jest najlepszym nauczycie­

lem - stwierdził. - Ma pani wrodzony talent artystyczny.

- Lubię tę pracę. - W zielonych oczach Meredith za­

lśniły wesołe iskierki. - Obcowanie z roślinami dostarcza
człowiekowi tyle radości. Potrafią ożywić każde, najbar­
dziej nawet ponure wnętrze.

Ty także, pomyślał. Zastanawiał się, czy w życiu Me­

redith jest jakiś mężczyzna. Nie była zamężna i nie mie­
szkała z nikim na stałe, ale to jeszcze wcale nie znaczyło,
że jest osobą samotną. Mogła mieć z kimś podobny układ

jak on z Rachel. Nagle, nie wiedzieć czemu, ta myśl go

zirytowała. Zupełnie irracjonalnie zapragnął, żeby oboje
byli całkiem wolni. Muszę jak najszybciej stąd wyjść,
uznał. Meredith zjadła już kanapki, jej cera przyjemnie się
zaróżowiła. Wszelkie objawy omdlenia minęły. Mógł
z czystym sumieniem opuścić jej mieszkanie.

- Czy zna pani tę restaurację w pobliżu gmachu opery?
- Tak.

Nick postanowił, że usiądą na odkrytym tarasie pod

parasolem. Podejrzewał, że matka i córka mogą być spięte
podczas pierwszego spotkania. Uznał, że piękny widok na
zatokę i kolorowe tłumy spacerowiczów pozwolą rozluź­
nić nieco atmosferę.

- Zatem jesteśmy umówieni. Zarezerwuję stolik na

dwunastą. - Nick wstał, łagodząc uśmiechem swoje dość

background image

42 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

nagłe wyjście. - Wątpię, żeby Kimberly mogła czekać
dłużej. Teraz też nie mogę nadużywać jej cierpliwości.
Wiem, że nie położy się spać, dopóki nie wrócę i nie zdam

jej szczegółowych relacji na pani temat.

- Oczywiście. - Meredith również podniosła się z so­

fy, by odprowadzić gościa do drzwi. - Mam nadzieję...
- Zamilkła na chwilę, w jej oczach pojawił się wyraz tak
ogromnej tęsknoty, że Nick poczuł ostre ukłucie w sercu.
- Proszę powiedzieć Kimberly, że z niecierpliwością
oczekuję naszego spotkania. Jestem panu ogromnie wdzię­
czna, panie Hamilton.

Nawet okruchy z pańskiego stołu są lepsze niż nic,

pomyślał Nick.

W drodze do domu nie mógł się pozbyć tej ponurej

myśli. Nigdy przedtem nie zastanawiał się, jak czuje się
matka, zmuszona oddać swoje dziecko do adopcji. Przez
cały czas miał przed oczami ściany sypialni Meredith

wytapetowane zdjęciami Kimberly. Niewątpliwie ciężko
przeżyła oddanie obcym ludziom swojej córeczki. Co ją

skłoniło do podjęcia tak dramatycznej decyzji? Czy pod­

jęła ją sama, czy też stała się ofiarą czyichś nacisków?

Może purytanska rodzina, która pozamałżeńską ciążę nie­
letniej uznała za niewyobrażalną hańbę, odmówiła dziew­
czynie wszelkiej pomocy przy wychowywaniu maleństwa.

Meredith musiała być bardzo młoda, kiedy zaszła

w ciążę. Trudno ocenić wiek kobiety, ale zdaniem Nicka
teraz nie miała więcej niż dwadzieścia parę lat. Zapewne

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

43

wtedy, jako przerażona piętnasto- czy szesnastolatka, być
może cierpiąca na poporodową depresję, pozbawiona ja­
kiegokolwiek oparcia ze strony bliskich, nie zdołała
udźwignąć ciężaru odpowiedzialności związanej z wy­
chowaniem dziecka. Jak łatwo było zauważyć, do dziś
serdecznie tego żałowała. „Oddałam Kimberly, bo sądzi­
łam, że tak będzie dla niej najlepiej" - przypomniał sobie
Nick jej pełną beznadziejnego smutku wypowiedź.

Powinien był spytać, czy między nią a jego siostrą ist­

niały jakieś relacje, które sprawiły, że to właśnie Denise
została przybraną matką Kimberly. Następnym razem ko­
niecznie musi o to zapytać.

Zanim Kimberly powiedziała mu o fotografiach, zakła­

dał, że adopcja została przeprowadzona zwykłym trybem.
Siostra i szwagier często mu wspominali, że złożyli w sto­
sownym urzędzie podanie o adopcję i byli na liście ocze­
kujących. Kiedy był w Stanach, otrzymał od nich list z in­
formacją o dziecku. Uznał, że ich starania pomyślnie się
zakończyły. Żadnych innych szczegółów z tym związa­
nych nigdy nie poznał.

Dlaczego trzymali całą sprawę w sekrecie? Dlaczego

zobowiązali się wysyłać rodzonej matce zdjęcia jej dzie­
cka? Czyżby Denise dręczyło jakieś poczucie winy?

On sam, widząc na twarzy Meredith Palmer ogromną

tęsknotę za córeczką, czuł się winien, że dziewczynka
pozostaje pod jego opieką. Jednakże przez całe życie uwa­
żał ją za członka swojej rodziny, zawsze darzył jak najcie­
plejszymi uczuciami i wzdragał się na samą myśl o tym,

background image

44 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

że mógłby ją komukolwiek oddać, nawet jej rodzonej
matce. Prawdopodobnie będą musieli ustalić, ile czasu
każde z nich będzie spędzać z Kimberly w przyszłości.

Wszystko zależało od tego, jak przebiegnie spotkanie

matki i córki. W tej chwili nie umiał przewidzieć, jak
dziewczynka na nie zareaguje. Nie wiedział, czego tak na­
prawdę w skrytości ducha się spodziewa i czego pragnie.

Kimberly zasypała go pytaniami, kiedy tylko przekro­

czył próg domu.

- Jak wygląda moja mama? Czy jest ładna? Czy chce

mnie zobaczyć? Czy umówiłeś nas na spotkanie?

- Na trzy ostatnie pytania odpowiedź brzmi: tak! A te­

raz pozwól mi chwilę odsapnąć - poprosił.

Dziewczynka drżała z podniecenia, machała rękami jak

małe dziecko, koński ogon powiewał jej na wszystkie
strony. W zielonych oczach, tak bardzo podobnych do

oczu Meredith Palmer, malował się upór i determinacja.

- Wujku Nick, nie bądź potworem! Umieram z nie­

cierpliwości. Natychmiast muszę się wszystkiego do­

wiedzieć.

- Pozwól, że najpierw zapłacę pani Armstrong za opie­

kę nad tobą - poprosił Nick. - Czy ktoś do mnie dzwonił,
Frań? - zwrócił się do kobiety, która już spakowała swoją
robótkę ręczną i czekała gotowa do wyjścia

- Tylko panna Rachel Pearce. Prosiła, żeby był pan

uprzejmy jeszcze dziś wieczorem do niej zatelefonować.

- Dziękuję, Fran. - Nick dołączył napiwek do umó­

wionej zapłaty. - Życzę pani dobrej nocy.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

45

- Dobranoc. A ty, Kimberly, kładź się zaraz do łóżka.

Musisz się porządnie wyspać.

- Dobrze, pani Armstrong. Natychmiast się położę,

kiedy wyduszę z wujka wszystkie informacje.

To było bardzo adekwatne określenie. Kimberly zaczę­

ła męczyć Nicka, gdy tylko drzwi zamknęły się za jej
opiekunką. Nick poczuł, że musi się czegoś napić. Ciężkim
krokiem podszedł do barku i nalał wina do kieliszka.
Wzmacniający trunek był mu niezwykle potrzebny, by
zdołał sprostać serii szczegółowych pytań, jakimi zasypała
go dziewczynka. Kiedy już zaspokoiła pierwszą cieka­

wość, zaczęła rozważać, w co powinna się ubrać w sobotę,
by wywrzeć jak najlepsze wrażenie na kobiecie, która dała

jej życie.

- Rozumiem twoje podniecenie, Kimberly - powie­

dział łagodnie Nick - ale musisz pamiętać, że sobotnie
spotkanie ma służyć jedynie twojemu poznaniu się z mat­
ką. Nie przekształć go przypadkiem w rozgrywkę, w któ­
rej wykorzystasz pannę Palmer przeciwko mnie...

- Skądże znowu, wujku! - zaprotestowała szczerze

Kimberly.

- .. .lub przeciwko Rachel - dokończył Nick. - Panna

Palmer jest osobą bardzo wrażliwą. Nadal mocno przeży­
wa fakt, że musiała oddać swoje jedyne dziecko do adopcji

- ciągnął. - Nie wplątuj jej przypadkiem w spory na temat
twojej szkoły.

- Sądzisz, że ją obchodzi, co ja o tym myślę?

- T a t i tr> harrt^n Ohrhnrlyi ia ws7vstkn CO wiąże Sie

background image

46

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

z tobą. Poczułaby się nieszczęśliwa i bezradna, nie mając ]
na ten temat nic do powiedzenia. Straciła prawo do decy-
dowania o twoim losie, kiedy przystała na adopcję.

- To nie w porządku! - wybuchnęła Kimberly. - Ona

jest przecież moją prawdziwą matką!

- Chcesz ją poznać, czy wykorzystywać? - drążył

Nick.

- Oczywiście, że tylko poznać... - odparła bez prze­

konania Kimberly.

- Mam nadzieję, że nie zachowasz się jak egoistka

- ciągnął bezlitośnie Nick. - Dla Meredith Palmer spot­
kanie z tobą jest spełnieniem największego marzenia jej
życia.

- Skąd wiesz?
- Na wszystkich ścianach jej sypialni wiszą twoje fo­

tografie. Meredith Palmer patrzy na nie codziennie, kiedy
się budzi i kiedy zasypia. Na ich podstawie stworzyła so­
bie wyobrażenie o tobie. Chciałbym, żeby mogła być
z ciebie dumna. Powinnaś jej to umożliwić już choćby ze
względu na pamięć o twojej przybranej matce, która ko­
chała cię i troszczyła się o ciebie jak o rodzoną córkę.
Chciałbym, żeby Meredith Palmer przekonała się, iż De-
nise Graham dobrze wychowała jej dziecko.

Kimberly nachmurzyła się.

- Mama nie miałaby nic przeciwko mojemu spotkaniu

z Meredith, prawda, wujku? Skoro wysyłała jej zdjęcia,
na pewno chciała, żeby ona wiedziała, jak dorastam.

- Masz rację. Byłoby jej jednak przyjemnie, gdyby

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 47

panna Palmer uznała cię za dobrze wychowaną dziew­
czynkę - powtórzył. - Mama przywiązywała dużą wagę
do twojego wychowania.

W oczach Kimberly zalśniły łzy.
- Obiecuję, że będę grzeczna. Mama Denise nie będzie

się za mnie wstydzić tam w niebie - wyszeptała.

Nick uściskał serdecznie dziewczynkę, a potem poca­

łował ją w czubek głowy. Bardzo kochał Kimberly; była

jedynym pozostałym mu członkiem rodziny. Należała do

niego. Wiedział jednak, że odtąd, ilekroć na nią spojrzy,
przypomni sobie Meredith Palmer, żyjącą miłością do
dziecka, z którego zrezygnowała. Poczuł się uwikłany

w sytuację bez wyjścia.

- Twoja prawdziwa matka na pewno stwierdzi, że je­

steś wspaniała - powiedział. - Będziesz najpiękniejszym

prezentem, jaki kiedykolwiek otrzymała na Gwiazdkę.

- Chciałabym, żeby mnie polubiła - westchnęła Kim­

berly.

- Nie martw się. Na pewno cię polubi. - Nick pocało­

wał ją w czoło. - A teraz marsz do łóżka. Życzę ci miłych
snów.

- Dobranoc, wujku. Dziękuję za wszystko. - Cmoknę­

ła Nicka w policzek i wybiegła z salonu. Zatrzymała się

na chwilę w holu prowadzącym do sypialni. - Ja także
marzyłam o poznaniu mojej prawdziwej matki! - krzyk­
nęła. - Odkąd się dowiedziałam, że jestem adoptowanym
dzieckiem, o niczym innym nie myślałam.

Kimberly pobiegła do sypialni, nie czekając na reakcję

background image

48

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

Nicka. Chodziło jej tylko o to, by powierzyć mu swój
sekret.

Nick został sam, rozmyślając o minionym dniu. Po raz

kolejny zadawał sobie pytanie, dlaczego Meredith zrobiła
na nim tak silne wrażenie, dlaczego wydawało mu się, że

już kiedyś ją spotkał. Niewykluczone, że widział ją na
jakiejś fotografii. Jeśli Denise ją znała, mogła pojawić się

na którymś z licznych zdjęć w zbiorze siostry. Dlaczego

jednak właśnie tę kobietę zapamiętał spośród dziesiątków

innych? Czemu właśnie ona przypominała mu postać z je­
go snów, które od lat go nawiedzały, łudząc nadzieją...

Dotąd, mimo licznych prób, nie zdołał odnaleźć swojej

przysłowiowej drugiej połówki jabłka. Może więc nowo
poznana kobieta stała się symbolem jego nie ziszczonych
pragnień? A także wyrazem nadziei, że nie wszystko stra­
cone, bo żyje gdzieś istota tylko i wyłącznie dla niego
przeznaczona, jego bratnia dusza, i jeśli nie ustanie w po­
szukiwaniach, kiedyś ją w końcu odnajdzie.

Zacisnął zęby. Koniec fantazjowania. Kiedy ponownie

spotka Meredith Palmer w sobotę, na pewno jego wraże­
nia nie będą już takie silne.

Wstał z kanapy i poszedł do kuchni, by zatelefonować

do Rachel. Co prawda dochodziła już jedenasta, ale jego
przyjaciółka rzadko kładła się spać przed północą. Prosiła,
by do niej zadzwonił. Miał nadzieję, że rozmowa z Rachel

pomoże mu odzyskać zachwianą równowagę ducha.

Kiedy usłyszał w słuchawce raźny głos przyjaciółki,

bezwiednie porównał go z melodyjnym głosem Meredith.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

49

- Tu Nick - powiedział krótko.
- Miło cię słyszeć - ucieszyła się Rachel. - Dostałam

zaproszenie na bożonarodzeniowy koktajl na jachcie Har-
veya Sinclaira. Ma się odbyć w sobotni wieczór. Czy ze­
chcesz mi towarzyszyć?

Harvey Sinclair był znaczącą postacią światowej finan-

sjery. Rachel z pewnością chętnie pójdzie na przyjęcie, na
którym można nawiązać wiele pożytecznych kontaktów.

W innej sytuacji Nick odruchowo odpowiedziałby „tak",
ale tym razem się zawahał, szukając sposobu na to, by
grzecznie wykręcić się od towarzyskiej powinności. Po­
stanowił być szczery.

- Chyba nie będę mógł - odparł. - Akurat na sobotę

zaplanowałem spotkanie Kimberly z jej matką. Nie mam
pojęcia, jak sprawy dalej się potoczą.

- W porządku, Nick. Chcesz trzymać rękę na pulsie.

To zrozumiałe. Nie martw się. Znajdę kogoś, kto ze mną
pójdzie.

Nick zawsze podziwiał sposób, w jaki Rachel szybko

umiała ocenić sytuację. Dzięki temu nie mieli kłopotów
z porozumiewaniem się ze sobą.

- Mam nadzieję, że to spotkanie pomoże Kimberly

- dodała.

- Dziękuję za wyrozumiałość. Przepraszam, że mała

tak niegrzecznie cię potraktowała. Chciałbym...

- Ależ nic się nie stało. Kimberly jest jeszcze dziec­

kiem, a tyle ostatnio przeżyła. Ufam, że da mi spokój,
kiedy pozbędzie się niektórych problemów.

background image

50 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

- Zatem baw się dobrze, Rachel. Do zobaczenia.
Rachel naprawdę była wspaniałym kompanem. Życzli­

wym, wyrozumiałym, łatwym we współżyciu. W ich
związku brakowało jedynie pasji.

Uosobieniem pasji była natomiast Meredith Palmer.
Ta myśl sprawiła, że Nicka ogarnął niepokój. A także

nie dająca się okiełznać pokusa.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Meredith powoli przechadzała się szeroką promenadą

wzdłuż nabrzeża. Do umówionego spotkania z Kimberly
i Nickiem Hamiltonem miała jeszcze sporo czasu, gdyż
wyszła z domu o wiele wcześniej, niż trzeba. Gdyby zo­
stała tam choćby chwilę dłużej, niechybnie po raz kolejny
zmieniłaby ubranie. Od rana nie mogła się zdecydować,

jaki strój włożyć, by zrobić jak najlepsze wrażenie na

swojej córce.

Przerzuciła całą szafę, przymierzyła wiele zestawów,

aż w końcu wybrała dopasowany żakiet z krótkimi ręka­
wami uszyty z pikowanej bawełny w żółty kwiatowy
wzorek na białym tle i wąską spódniczkę z tego samego
materiału, kończącą się tuż nad kolanami. Do tego włożyła

jasnożółte pantofle na wysokich obcasach i dobraną kolo­

rystycznie torebkę. Wyglądała naprawdę elegancko.

Zależało jej na aprobacie Kimberly, ale sama przed

sobą przyznała, że chodziło o coś jeszcze. Pragnęła po­
dobać się Nickowi. Kiedy po raz drugi na nią spojrzy...

Nie miała pojęcia, jakim człowiekiem stał się w ciągu

tych lat, kiedy się nie widzieli, jakie zmiany zaszły w jego
charakterze, ale wspomnienia słodkich chwil ich mło-

background image

52 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

dzieńczej miłości sprawiały, że serce biło jej szybko
w nadziei i oczekiwaniu. Niektóre marzenia mimo upły­
wu czasu nie tracą mocy.

Był jasny, pogodny dzień. W połyskujących wodach

zatoki odbijało się błękitne, bezchmurne niebo, dach bu­
dynku opery lśnił z daleka, oświetlany promieniami słoń­
ca, błyszczały tysiące białych bąbelków w kilwaterach,

jakie ciągnęły za sobą płynące jachty i promy. W takim

dniu każdy człowiek czuje, że życie jest piękne.

Promenada pełna była uśmiechniętych turystów i uli­

cznych sprzedawców. Krzykliwe, kolorowe dekoracje
przypominały, że zbliża się Boże Narodzenie. Święty Mi­
kołaj przechadzał się dostojnie, pozdrawiając dzieci, a wę­
drowni muzykanci śpiewali ulubione przez wszystkich ko­
lędy. Szczęście i radość unosiły się w powietrzu. Meredith
przestała się martwić faktem, że Kimberly chciała ją mieć
przy sobie jedynie w święta. Od czegoś trzeba zacząć.

Nick Hamilton nie pamiętał, że dziś właśnie wypadała

rocznica ich pierwszego spotkania. Gdyby tylko mógł
spojrzeć na nią takimi samymi oczami jak trzynaście lat
temu, łącząca ich magiczna więź znowu by ożyła.

Do dwunastej brakowało jeszcze dziesięciu minut, kie­

dy Meredith wypatrzyła wśród tłumów Nicka. Stał odwró­
cony do niej bokiem, łokcie oparł o balustradę. Patrzył na
pobliski przystanek taksówek wodnych, które kursowały
dla potrzeb widzów opery.

Meredith natychmiast się zatrzymała, by uspokoić od­

dech i mocno bijące serce. Spojrzała na towarzyszącą Ni-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

53

ckowi dziewczynkę. Mimo iż widziała tylko jej plecy, nie
miała wątpliwości, że to Kimberly... Jej córeczka...
Dziecko, które stało się już panienką.

Była wysoka i szczupła, jak większość szybko rosną­

cych dzieci. Miała na sobie cytrynowozielone legginsy
i pasujący do nich podkoszulek. Na białym tle wydruko­
wane były pomarańcze i cytryny. Ciemny koński ogon
ściągnęła elastyczną opaską w cytrynowym kolorze. Ca­
łości stroju dopełniały adidasy w tym samym odcieniu
i białe skarpetki.

Kimberly najwyraźniej lubiła jasne kolory. Meredith

ucieszyła się z dokonanego wyboru. Jej kostium powinien
spodobać się córce.

Nick Hamilton odwrócił głowę. Ich oczy się spotkały.

Meredith znowu poczuła przyspieszone bicie serca. Czy

tym razem ją rozpoznał? Czy otwarły się zatrzaśnięte klap­
ki w jego pamięci? Przez chwilę wpatrywał się w nią tak,

jakby była zjawą, fatamorganą, w której istnienie nie może

uwierzyć.

Szybko jednak otrząsnął się z transu i dotknął ramie­

nia Kimberly. Powiedział do niej coś, czego z tej odległo­
ści Meredith nie usłyszała. Dziewczynka natychmiast od­
wróciła wzrok od tafli wody. Na jej żywej twarzy malo­
wało się podniecenie, oczy lśniły niecierpliwym oczeki­
waniem.

Meredith ruszyła w jej stronę. Przyspieszyła kroku, że­

by jak najprędzej zmniejszyć dzielący je dystans. Pragnęła

zawołać „tu jestem!", pochwycić swoje dziecko w ramio-

background image

54 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

na, uściskać je z miłością, której przez tyle lat nie mogła

wyrazić, poczuć, że w końcu naprawdę są razem.

Nick uniósł rękę, wskazując Kimberly kierunek, i chy­

ba coś jeszcze do niej powiedział. W tym momencie wzrok
dziewczynki spoczął na postaci Meredith. Zamarła w bez­
ruchu, szeroko otworzyła oczy. Nick wykonał gest, jakby
chciał ostrzec Meredith, by zwolniła kroku.

Zapiekły ją łzy pod powiekami. Nie powinna okazywać

nadmiaru emocji. Dla swojej córki jest przecież zupełnie
obcą osobą. Na jej zaufanie i miłość dopiero musi za­
pracować.

Uśmiechnij się, powiedziała sama do siebie. Na razie

musi ci to wystarczyć.

- To właśnie jest twoja matka... Meredith Palmer -

usłyszała cichy głos Nicka.

Kimberly nadal trwała w bezruchu, z napięciem pa­

trząc na zbliżającą się do niej kobietę.

- Tak się cieszę, że mogłam cię spotkać - powiedziała

drżącym głosem Meredith. -To dla mnie ogromne szczęście.

- Pani jest taka piękna - dobiegł ją nabożny szept

dziewczynki.

- Ty też - odparła spontanicznie Meredith.

Kimberly naprawdę była ładna. Połączenie zielonych

oczu matki z ciemnymi włosami ojca dało olśniewający
efekt. Dziewczynka odziedziczyła najlepsze cechy po
swoich rodzicach.

- Powinnaś się przywitać - przypomniał łagodnym to­

nem Nick.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 55

Kimberly zaczerwieniła się i natychmiast wyciągnęła

rękę do Meredith.

- Dzień dobry. Przepraszam, że tak głupio na początku

się zachowałam. Wujek Nick uprzedził mnie, że pani jest
bardzo ładna, ale nie spodziewałam się, że aż tak. Pani
mogłaby być modelką! Słowo!

Wargi Meredith zadrżały niebezpiecznie ze wzruszenia.

Szczery zachwyt Kimberly sprawił jej niekłamaną przyje­
mność. Opanowała się i uścisnęła miękką, jeszcze niemal
dziecięcą dłoń córki. Dotyk ciepłej, aksamitnej skóry był
najmilszym wrażeniem, jakiego od lat doznała.

- Nie było dnia, żebym o tobie nie myślała. Zastana­

wiałam się, gdzie jesteś, co porabiasz - powiedziała mięk­
kim, pełnym uczucia głosem. - Pocieszała mnie tylko
świadomość, że masz naprawdę dobrych rodziców, Kim­
berly. Przykro mi, że ich straciłaś. - Mocniej ścisnęła dłoń
córki. - Żałuję, że w tych trudnych chwilach nie było
mnie przy tobie - dodała.

- Nie szkodzi - usłyszała cichą, nieśmiałą odpowiedź.

- Miałam wujka Nicka. On jest w porządku.

- Co za komplement! - zawołał Nick. - Ostatnio na­

zywałaś mnie potworem. Daj mi na piśmie, że zmieniłaś
zdanie. Będzie pani świadkiem, panno Palmer?

Żart Nicka rozluźnił napiętą atmosferę. Meredith

uśmiechnęła się, szczęśliwa, że tych dwoje tak dobrze
potrafi się porozumieć. Widać było, że oboje szczerze się
kochają. Kimberly nie działa się krzywda, skoro Nick się
nią opiekował.

background image

56 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

- Może byśmy tak coś zjedli? - zaproponował w tym

momencie. - Nie wiem, jak panią, panno Palmer, ale mnie
poranne emocje tak wyczerpały, że po prostu umieram
z głodu.

Meredith podziwiała Nicka za naturalny, niewymuszo­

ny sposób zachowania. Zdecydowanie ułatwiało to ich
kontakt.

- Doskonały pomysł - poparła go i niby od niechcenia

wyciągnęła rękę do Kimberly, uśmiechem dodając jej od­
wagi.

Dziewczynka wsunęła rączkę w jej dłoń.

- Wujek Nick powiedział, że w tej restauracji jest

fantastyczne jedzenie. Mam nadzieję, że będzie pani sma­
kowało.

- Na pewno.
Jakżeby inaczej? W tak pięknie położonej restauracji

i w najlepszym towarzystwie, jakie mogła sobie wyma­
rzyć? Z ogromnym trudem ukrywała przepełniające jej
serce uczucia. Jedynie lęk, by nie przytłoczyć nimi dzie­
cka, zdołał ją powstrzymać przed nadmierną ekspresją.
Lekko tylko ściskała dłoń córki, kiedy szli razem, rozma­
wiając o swoich upodobaniach kulinarnych.

Ogródek przy restauracji oddzielał od chodnika długi

rząd rosnących w donicach krzewów. Kelner spytał Nicka
o nazwisko, po czym poprowadził ich do stolika usytuo­
wanego tuż nad samą wodą. Ogromny parasol dostarczał
dobroczynnego cienia, chroniąc biesiadników przed ośle­
piającym słonecznym światłem.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

57

Roztaczał się przed nimi doskonały widok na Fort De-

nison, niewielką wysepkę pośrodku zatoki, na której nie­
gdyś wysadzano najgroźniejszych przestępców. Skazań­
com wydzielano niewielkie, skrupulatnie dozowane racje
żywności. Ja też czułam się jak skazaniec, pomyślała Me­
redith, wspominając długie miesiące wyczekiwania na

przesyłkę zawierającą zdjęcia Kimberly. Ich liczba nigdy
nie była w stanie zaspokoić jej głodu wiadomości o córce.

Ukradkiem przypatrywała się teraz dziewczynce, sycąc

wzrok bogactwem szczegółów, których żadna fotografia

nie mogła przekazać.

Kelner postawił na stole dzbanek z wodą schłodzoną

kostkami lodu i podał karty dań. Wszyscy troje zajęli się
wyborem potraw. Meredith zauważyła, że Kimberly co
chwila dyskretnie na nią zerka. Miała nadzieję, że zyskała
aprobatę w oczach córki.

Meredith było wszystko jedno, co zamówi. Wiedziała,

że i tak nie poczuje smaku żadnej z potraw. Kiedy kelner
ponownie zjawił się przy ich stoliku, Kimberly poprosiła
o panierowany filet z ryby oraz frytki. Meredith zdecydo­
wała się na to samo. Nick wybrał jakieś danie z kurczaka
i porcję sałaty dla całej trójki. Spytał Meredith, czy wypije
z nim na spółkę butelkę wina, lecz odmówiła. Nie chciała,
by alkohol choćby minimalnie zaćmił jej zmysły. W tej
sytuacji i dorośli, i dziecko zadowolili się sokiem.

- Wujek Nick powiedział, że mieszka pani w Balmo-

ral. Czy lubi pani plażę? - spytała Kimberly.

- Bardzo. Wychowałam się w Coff's Harbour, na pół-

background image

58 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

nocnym wybrzeżu. - Zerknęła przelotnie na mężczyznę,
który właśnie tam ją poznał. Widać było, że nazwa nad
morskiego miasteczka z niczym mu się nie kojarzy. - Pla-

ża była moim terenem zabaw - dodała, zwracając się ku
Kimberly. - Po przyjeździe do Sydney zawsze wybiera-
łam mieszkania w pobliżu morza.

- Dlatego, że przypomina pani dom?

Meredith pokręciła głową. Macocha nigdy nie stworzy-

ła jej prawdziwego domu.

- Nie. Po prostu lubię spacerować brzegiem morza,

oddychać świeżym morskim powietrzem, uprawiać sur-
fing. A ty lubisz pływać?

- Mhm - mruknęła Kimberly. - Ostatnio jestem

w tym niezła - dodała jakby od niechcenia, ale widać
było, że oczy płoną jej dumą.

- W tym roku została mistrzynią szkoły w swojej gru- J

pie wiekowej - wyjaśnił Nick. - Czuje się w wodzie jak
ryba.

Kimberly zaśmiała się, zadowolona.

- Wujek Nick obiecał nauczyć mnie surfingu podczas

letnich wakacji.

- To wspaniale - odparła z entuzjazmem Meredith.
Serce lekko zakłuło ją na wspomnienie, jak trzyna-

ście lat temu zdobywała pod kierunkiem Nicka tę samą
umiejętność. Uwielbiała wspinać się po falach nie tyl­
ko dlatego, że dostarczało jej to wspaniałych emocji. Czu­
ła się szczęśliwa, bo Nick był blisko. Razem dzielili ra­
dość.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 59

Boże, jak wiele straciła. Lata, które mogli spędzić

wspólnie, bezpowrotnie minęły. Cieszyła się, że Kimberly
ma tak znakomite stosunki ze swoim ojcem, ale kiedy na
nich patrzyła, jej ból stawał się większy. Wspomnienia
o tym, co przeżyli przez ostatnie dwanaście lat, nie nale­
żały do niej.

- Panno Palmer... - zaczęła z wahaniem Kimberly.

Panno Palmer... Zabolała ją ta forma. Ciągle była dla

rodzonej córki obcą osobą.

- Słucham, kochanie? - Meredith uśmiechem pokryła

dręczące ją myśli.

- Przed chwilą miała pani taką smutną twarz. Czy to

ja coś złego powiedziałam?

- Skądże. Po prostu... żałuję, że nie mogłam cię do­

pingować, kiedy zdobywałaś mistrzostwo.

- Mama zawsze przychodziła na wszystkie moje za­

wody.

- Jestem pewna, że była bardzo dumna z ciebie - po­

wiedziała Meredith ciepłym tonem, choć serce ją zabolało.

Kimberly nazwała Denise „mamą"... Jednakże Denise
Graham już nie żyła i to nie ona będzie patrzeć, jak dziew­
czynka uczy się windsurfingu. Należy przerwać grzebanie

w przeszłości i skupić się na tym, co przyniesie przy­

szłość.

Kimberly zaczęła niespokojnie kręcić się na krześle.

- To takie dziwne. Wiem że ty... że pani - poprawiła

się szybko - jest moją prawdziwą mamą, ale mama...
wyglądała jak każda mama, a pani jest taka młoda i...

background image

60 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

- Nie wiesz, jak się do mnie zwracać? - pomogła jej

Meredith.

- Wujek Nick podpowiadał, że może po imieniu,

jeśli pani się zgodzi. „Panno Palmer" brzmi tak oficjalni

- Mów do mnie Merry - zaproponowała odruchowi

zanim zdążyła się zastanowić.

- Merry... To zdrobnienie od Meredith, prawda?

spytała Kimberly. - Czy tak nazywają cię przyjaciele?

Meredith zawahała się, zerkając na Nicka. Patrzył na

nią badawczo. Imię „Merry" też z niczym mu się nie ko-

jarzyło. Chyba dlatego spontanicznie wyznała córce:

- Tylko jedna osoba na całym świecie tak mnie n;

wała.

- Twoja matka? - padło natychmiastowe pytanie.
- Nie.
- Zatem kto? - drążyła Kimberly. Ciekawość w niej;

narastała.

Meredith poczuła dziką, niemal prymitywną satysfa-

keję z faktu, że Nick słucha jej, nie wiedząc, że o nimi
mowa.

- Twój ojciec, Kimberly. Twój rodzony ojciec. Wy­

znał, że kiedy mnie zobaczył, poczuł się tak, jakby świa-
tełka ze wszystkich choinek na świecie zapłonęły nagle
w jego duszy. Spytał, jak mam na imię, a kiedy się dowie­
dział...

Niespodziewanie zachłysnęła się; wspomnienia stały

się tak żywe.

- To co wtedy? - Kimberly z napięciem wpatrywała

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

61

się w Meredith. Pragnęła jak najwięcej dowiedzieć się
o swoim ojcu.

Meredith nie miała już odwrotu. Świadoma, że Nick

jest tuż obok i słucha każdego jej słowa, dokończyła:

- „Meredith? - powtórzył. To do ciebie nie pasuje.

Będę cię nazywał Merry". Roześmiałam się wtedy i spy­
tałam, dlaczego.

- A co on na to? - dopytywała się niecierpliwie Kim­

berly.

- Poznaliśmy się w okresie Bożego Narodzenia. Twój

przyszły ojciec patrzył na mnie takim roziskrzonym wzro­
kiem... Nigdy nie zapomnę, co mi wtedy odpowiedział.

Zamilkła na chwilę, walcząc ze łzami, które zbierały

jej się pod powiekami. Kimberly tkwiła w bezruchu, chci­

wie chłonąc każde jej słowo.

Nick również milczał.
Meredith zapatrzyła się na stary fort. Odległa, zapo­

mniana historia, pomyślała. Tylko ja pamiętam tamte sło­
wa sprzed lat. Nadal słyszała głos Nicka, który je wtedy
wypowiadał.

„Będę nazywał cię Merry, bo jesteś moją Szczęśliwą

Gwiazdką".

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

„Jakby światełka ze wszystkich choinek na świecie za-

płonęły nagle w jego duszy".

Piękna wizja, uznał Nick. Jak urzeczony wpatrywał się

w kobietę, która ją wyczarowała. Wiele dałby za to, aby
poznać myśli tej tajemniczej istoty, która od pierwszej
chwili ich spotkania stanowiła dla niego nie lada zagadkę.

Nawet nie próbował nazwać uczuć, jakie ogarnęły gol

kiedy dostrzegł ją w tłumie. Ona też go zauważyła. Stanęła
wtedy nieruchomo, wpatrzona tylko w niego, a jakaś mag-
netyczna siła ciągnęła ich ku sobie.

Meredith była atrakcyjną kobietą, ale Nick zdawał so-

bie sprawę, że nie to jest dla niego najważniejsze. Spotkali
się tak niedawno, a on nie mógł pozbyć się uczucia, że zaś

ją od lat, że jest mu niezwykle bliska. Tylko dlaczego?

Czyżby naprawdę właśnie o niej śnił, a teraz sen stał siej

jawą?

Niezbyt pochlebnie myślał o ojcu Kimberly. Kimkol-

wiek był tamten złotousty facet, zachował się jak ostatni
łobuz. Pięknymi słówkami oczarował swoją Gwiazdkę,

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 63

a kiedy już ją posiadł, zostawił ciężarną na pastwę losu,
nie poczuwając się wobec niej do żadnych zobowiązań.

Tęsknota, która pojawiała się w oczach Meredith, ile­

kroć wspominała dawnego kochanka, świadczyła o tym,
że jej uczucie do niego było naprawdę silne i niezniszczal­
ne jak skała. Tymczasem drań porzucił ją wraz z dziec­
kiem. Musiał to być dla niej ogromny cios.

Sama była wtedy niemal dzieckiem; niewinną, naiwną,

utną, z pewnością po raz pierwszy zakochaną panienką.
Najdziwniejsze wydawało się to, że nie żywiła urazy do
kochanka, który nie umiał stanąć na wysokości zadania.
Związane z nim wspomnienia pielęgnowała jak delikatną
roślinę.

- Jakie to romantyczne - westchnęła Kimberly. Za­

chwyciła ją ta piękna historia. - Dziękuję, Merry, że wszy­
stko mi opowiedziałaś.

- Były to najpiękniejsze święta Bożego Narodzenia

w moim życiu. A nasze dzisiejsze spotkanie jest dla mnie
najwspanialszym wydarzeniem od tamtej pory...

- Na pewno przeżyłaś niejedną cudowną chwilę - po­

wiedziała niepewnym tonem Kimberly. Nawet nie umiała
sobie wyobrazić, jak mogłyby wyglądać takie puste lata.
Dwanaście nijakich Gwiazdek. Dla niej był to zawsze
radosny, szczęśliwy okres. - Czy nie miałaś żadnej bliskiej
rodziny? - spytała z troską.

Meredith ze smutkiem pokręciła głową.

- Moja matka zmarła, kiedy skończyłam osiem lat.

Cztery lata później ojciec powtórnie się ożenił. Jako czter-

background image

64 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

nastolatka straciłam i jego. Ogromna fala zmyła go ze
skały, na której siedział, łowiąc ryby. Utonął, a ja zostałam
sama z macochą. - Na twarzy Meredith pojawił się gry­
mas niechęci.

- Nie lubiłaś jej? - drążyła Kimberly.
- Trudno nam się razem współżyło.

Kimberly wymownie spojrzała na Nicka. Bezbłędnie

odczytał jej intencje. Dziewczynka nie życzyła sobie po­
siadania macochy. Jeśli myślał o poślubieniu Rachel, po­
winien to jeszcze dokładnie rozważyć.

Jednakże Nickowi nie Rachel była w głowie. Zapo­

mniał o niej tak szybko, jakby stanowiła mało znaczący
epizod w jego życiu. Wszystkie jego myśli krążyły wokół
kobiety, która siedziała teraz naprzeciwko niego.

- Założę się, że macocha pragnęła się ciebie pozbyć

- ciągnęła Kimberly.

- Masz rację - przyznała Meredith. - Stale dawała mi

odczuć, że jestem dla niej kulą u nogi. Kiedy w wieku
szesnastu lat zaszłam w ciążę, zrobiła wszystko, żeby
mnie upokorzyć. Obrzuciła mnie najgorszymi wyzwiska­
mi, chociaż na żadne z nich nie zasłużyłam. - Twarz Me­
redith złagodniała. - Kochałam twojego ojca, Kimberly.
Był jedynym mężczyzną w moim życiu.

Nick poczuł niczym nie uzasadnioną zazdrość, słysząc

te słowa. Facet, który zostawił Meredith na pastwę losu,
nie zasługiwał na tyle czułości i uczucia z jej strony.

- Dlaczego więc cię opuścił? - dociekała Kimberly.

- Właśnie wtedy, kiedy spodziewałaś się jego dziecka.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 65

- Czasem sprawy wymykają nam się spod kontroli.

Nie zawsze mamy wpływ na bieg wydarzeń, Kimberly

- odparła Meredith.

- Na przykład kiedy? - spytał Nick o wiele bardziej

szorstkim tonem, niż zamierzał. W końcu przeszłość Me­
redith Palmer to nie jego sprawa. Kimberły miała prawo

zadawać pytania swojej matce, natomiast on nie powinien
się wtrącać.

Meredith obrzuciła go głębokim spojrzeniem swoich

zielonych oczu.

- On miał dwadzieścia jeden lat - odparła spokojnie.

- Kiedy się dowiedział, że ja mam zaledwie szesnaście,
uznał, iż powinniśmy poczekać, aż dorosnę. Rozstaliśmy
się więc, zawierając umowę, że co roku będziemy się
kontaktować na Boże Narodzenie.

- Dlaczego nie powiadomiłaś go od razu, że nosisz

w sobie jego dziecko? - dociekała Kimberly. - Przecież
to było ważniejsze niż jakieś tam umowy.

- Próbowałam to zrobić, ale on wyjechał za granicę

i nie wiedziałam, gdzie go szukać.

- Potem nadeszły przecież kolejne święta Bożego Naro­

dzenia. Czy on napisał do ciebie? - nie ustępowała Kimberly.

Meredith pokręciła głową.

- Nie wiem. Nawet jeśli to zrobił, jego list nigdy do

mnie nie dotarł.

- Dlaczego potem nie wrócił do ciebie?
- Czas płynie, ludzie się zmieniają. Może poznał inną

kobietę i zapomniał o mnie?

background image

66 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

- To niemożliwe! - zawołała szczerze Kimberly. - Je-

steś taka piękna! Nie rozumiem, jak mógł o tobie zapo-
mnieć.

Nick dojrzał ból w oczach Meredith i poczuł się winien,

że dopuścił do tej rozmowy. Uznał, że powinien się wtrącić.

- Twój ojciec mógł nie wrócić z tysiąca innych powo-

dów, Kimberly - powiedział. - Ponieważ nikt z nas ich i
nie zna, proponuję, byśmy zmienili temat. Panna Palmer

z pewnością wolałaby porozmawiać o czymś weselszymi

- Ach tak! - Kimberly poczuła się zakłopotana. - Wu-

jek Nick powiedział, że zajmujesz się kwiatami. Jakie

lubisz najbardziej? - Dziewczynka odetchnęła z ulgą, za
dowolona, że udało jej się wybrnąć z niezręcznej sytuacji.

Na ten temat Meredith mogła rozmawiać swobodnie i

z zapałem. Zaczęła opowiadać o swoim zawodzie, a Kim-

berly patrzyła na nią jak urzeczona.

Szkoda, że do mnie nie odnosi się z taki zapałem, po-

myślał z zazdrością Nick. A właściwie, dlaczego tak mil
na tym zależy? - zdenerwował się w następnej chwili. Tak
silne pożądanie kobiety, którą ledwo co poznał, było w je-
go życiu całkiem nowym doświadczeniem. Samokontrola

była wrodzona jego naturze. W obecności Meredith zmie-
niał się nie do poznania.

Czemu ta kobieta tak bardzo opanowała moje myśli? 1

- zastanowił się. Dlaczego nawiedza mnie w snach? Była
piękna, to prawda, ale to nie jej uroda tak go fascynowała
Nick, podobnie jak Kimberly, zupełnie nie rozumiał, jak
ktoś mógłby zapomnieć Meredith Palmer.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

67

Ucieszył się, kiedy kelner przyniósł zamówione dania.

Meredith ledwo coś skubnęła na talerzu, za to Nick zmusił
się, by zjeść nie tylko całą swoją porcję, lecz także lwią
część sałatki. Przynajmniej innych chciał oszukać, że do
całej sprawy podchodzi spokojnie i beztrosko.

Kimberly od czasu do czasu w trakcie rozmowy doma­

gała się, by Nick wyjaśnił jej coś dokładniej, za to Mere­
dith Palmer ani razu nie spróbowała pociągnąć go za ję­
zyk. Czuł, że )&) ostrożność wynika z obawy, by z jakichś
powodów nie zakończył zbyt szybko spotkania i nie zabrał
Kimberly do domu. A może on działał na nią równie moc­
no, jak ona na niego, i dlatego próbowała ukryć swoje
emocje, by w przyszłości nie stały się przeszkodą w jej
spotkaniach z córką?

- Wujku Nick, czy Meny mogłaby nas jutro odwie­

dzić? Chciałabym jej pokazać nasze mieszkanie i wszy­
stkie moje skarby. - Żarliwa prośba Kimberly przerwała
Nickowi rozważania.

- Czy miałaby pani na to ochotę? - spytał Meredith.
Pragnął, żeby znowu popatrzyła na niego takim wzro­

kiem, jak na początku ich spotkania. W ciągu minionej
godziny rzucała mu jedynie krótkie, uprzejme spojrzenia,
tymczasem on pragnął się upewnić, czy naprawdę ich za­
uroczenie jest wzajemne.

- Tak - odparła krótko. - O ile nie sprawi to panu

kłopotu, panie Hamilton - dodała natychmiast.

W jej oczach dojrzał błagalną nadzieję na coś więcej

niż okazjonalną wizytę. Poczuł gwałtowny ucisk w sercu.

background image

68 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

- Nie. Serdecznie panią zapraszam.
To była prawda. Pragnął mieć tę kobietę nie tylko

w swoich snach, lecz także w realnym życiu. Musiał się
przekonać, co naprawdę ich łączy.

- Dziękuję panu - odparła z promiennym uśmiechem]

Meredith.

- Proszę mówić do mnie Nick - powiedział spontani-

cznie. - Czy ja mógłbym nazywać cię Meredith?

Na chwilę jakiś cień zasnuł jej oczy, jakby naszło ją

mroczne wspomnienie z przeszłości. Szybko jednak jej
twarz znowu się rozjaśniła.

- Tak, będzie mi bardzo miło - odparła.

Kimberly zaczęła omawiać szczegóły jutrzejszego

spotkania, ale Nicka w ogóle to nie interesowało. Ważna
było jedno: coś szczególnego zaczęło się rodzić między
nim a Meredith. Pragnął to wykorzystać. Jutro zrobię na-
stępny krok, postanowił.

Nieważne, co zdarzyło się w przeszłości. Teraz, kiedy

kobieta z jego snów przybrała realne kształty, miał przyj
szłość w swoich rękach.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Meredith kilka razy odetchnęła głęboko, daremnie pró­

bując opanować nerwowe podniecenie. Pragnęła trochę się
uspokoić, zanim naciśnie dzwonek do drzwi apartamentu,
w którym mieszkał Nick Hamilton. Znakomita lokalizacja
świadczyła o zamożności i wysokiej pozycji społecznej

jego właściciela. Meredith nie mogłaby sobie pozwolić na

mieszkanie w tej ekskluzywnej dzielnicy. Za chwilę miała
przekroczyć próg drzwi, za którymi był świat bogactwa,
świat ludzi sukcesu. Trudno się dziwić, że zżerały ją nerwy.

Nick zawsze należał do grona elity, jednakże Meredith

nie zdawała sobie z tego sprawy. Zrozumiała to dopiero
wtedy, kiedy szukając go przed laty, zjawiła się pod poda­
nym przez niego adresem. Denise i Colin Grahamowie
mieszkali wówczas we wspaniałym domu w Pittwater.
Rzucająca się w oczy zamożność tych ludzi była jednym
z powodów, dla których zdecydowała się powierzyć im
swoje dziecko. Pragnęła, aby jej córeczka miała to wszy­
stko, czego ona nie mogła jej zapewnić, aby, podobnie jak

jej ojciec, mogła czerpać korzyści wynikające z przyna­

leżności do klasy uprzywilejowanej.

Bogactwo i przywileje nie zastąpią jednak matczynej

background image

70 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

miłości, a właśnie miłość była teraz potrzebna Kimberly
najbardziej. Meredith z całego serca pragnęła obdarzyć
nią swoje dziecko, jeśli tylko Nick Hamilton na to pozwo-i
li. Dzisiejsze zaproszenie świadczyło o tym, że zamierzał
im pomóc w nawiązaniu zerwanych więzi.

Czy sam także postanowił zaistnieć w jej życiu ? Chyba!

nie powinna robić sobie zbyt dużych nadziei. Nick co
prawda przestał być oficjalny, ale jednak nazywał ją Me­
redith, a nie Merry. To ogromna różnica. Nie pamiętał, ca
ich niegdyś łączyło i nie było sensu mu tego uświadamiać.

Jeśli nawet cokolwiek miało się między nimi wydarzyć,
wszystko musieli zacząć od początku.

Jeszcze raz głęboko nabrała tchu i nacisnęła przycisk

dzwonka. Kimberly zapewne od dawna kręciła się w pobliżu
drzwi, gdyż już po pierwszym sygnale pojawiła się w progu
szerokim gestem zapraszając Meredith do środka.

- Wspaniale wyglądasz! - zawołała z radosnym

uśmiechem, chwytając ją za rękę. - Jesteś bardzo ładnie
ubrana.

Meredith miała na sobie obcisłe jasnozielone spodnie

i luźny biały podkoszulek. Specjalnie wybrała ulubione
kolory swojej córki.

- Ty też - pochwaliła Kimberly ubraną w pomarań­

czowe szorty i obcisłą bluzeczkę.

- Takie tam... stare ciuchy. - Dziewczynka lekcewa­

żącym machnięciem ręki zbyła komplement i zamykają

wejściowe drzwi, pociągnęła gościa do środka. - Chodź,

Merry. Oni są na tarasie.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

71

Jacy oni? Do Meredith, zajętej oglądaniem ultranowo­

czesnego i kosztownego wyposażenia przedpokoju, do­
piero po chwili dotarły słowa Kimberly. Stanęła w miejscu

jak wryta.

- To znaczy kto? - spytała z niepokojem. Nick nie

uprzedził, że oprócz niej będą jeszcze inni goście. Nie była
na to przygotowana.

Kimberly wzruszyła ramionami.
- Wujek Nick i jego znajoma. Niespodziewanie przy­

szła do nas około pół godziny temu. Nazywa się Rachel
Pearce. Chcę, żeby ciebie poznała.

Ołowiany ciężar legł Meredith na sercu. Nick był jed­

nak związany z inną kobietą. I to dość blisko, skoro czuła
się w jego domu na tyle swobodnie, by wpadać bez uprze­
dzenia o dowolnej porze.

- Zajmie nam to tylko kilka minut - przekonywała

Kimberly. - Potem pokażę ci mój pokój.

Meredith musiała szybko wyrwać się z odrętwienia,

i skupić uwagę na córce. Kimberly nie zdawała sobie spra­
wy, że osoba Rachel Pearce ma dlajej matki jakiekolwiek
znaczenie. Chciała tylko, żeby obie panie się poznały.
Meredith tak bardzo pragnęła odwiedzać swoją córkę...
Gotowa była zapłacić za to każdą cenę. Postanowiła zatem
znieść również spotkanie z przyjaciółką Nicka.

- Lubisz ją, Kimberly? - spytała.
- Raczej jest w porządku - padła mało entuzjastycz­

na odpowiedź. - Czasem zachowuje się protekcjonal­
nie, ale na ogół bywa sympatyczna. Nie bój się, Mer-

background image

72

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

ry. Rachel będzie dla ciebie miła. Ze względu na wujka
Nicka.

Bystre dziecko, pomyślała Meredith.

- Chodźmy zatem ich przywitać - powiedziała z wy­

muszonym uśmiechem.

- Świetnie! - ucieszyła się Kimberly. - Rachel pac

z zazdrości na twój widok.

Ciekawe, czy mała jest po prostu ze mnie dumna,

też knuje jakąś małą intrygę, pomyślała Meredith.
mogła długo się nad tym zastanawiać, gdyż Kimberly
zdecydowanym ruchem pociągnęła ją w stronę przeszklo-
nych drzwi prowadzących na taras.

Wyrastające z ogromnych glinianych mis czerwone

i fioletowe bugenwille pięły się po balustradzie. Na wyło
żonej niebiesko-zieloną terakotą podłodze stał eleganci
komplet jadalny, dwa nieduże stoliki i trzy leżaki.

Nick Hamilton i jego rudowłosa towarzyszka siedzieli

przy stole, pogrążeni w rozmowie. Na dźwięk otwiera-
nych drzwi obrócili głowy i oboje wstali.

Nick miał na sobie eleganckie stalowoniebieskie szor­

ty i luźną jasnoczerwoną koszulę, która znakomicie pod­
kreślała szerokość jego ramion i muskularną klatkę pier­
siową.

Rachel Pearce zaś wyglądała tak, jakby przed chwilą

zeszła z okładki Vogue'a. Od stóp do głów ubrana była
w markowe stroje. Meredith poczuła się przy niej jak ko­
pciuszek.

Obcisła bluzeczka, włożona do świetnie uszytych spod-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 73

n

i z białego lnu, eksponowała doskonałe kształty przyja­

ciółki Nicka. Pasujący do całości ubioru żakiet wisiał nie­
dbale przerzucony przez oparcie krzesła. Na dłoniach Ra­
chel pobrzękiwały srebrne bransoletki, w uszy wpięła
ogromne srebrne kółka, które tworzyły wyrafinowany
kontrast z jej miedzianymi włosami.

Oto kobieta pod każdym względem odpowiednia dla

Nicka Hamiltona, pomyślała Meredith.

- To jest moja prawdziwa matka - oznajmiła triumfal­

nym tonem Kimberly. Podtekst tych słów, skierowanych
do Rachel, był aż nadto oczywisty.

- Kimberly, to nie jest właściwy sposób prezentacji

- skarcił dziewczynkę Nick.

- Nic się nie stało. Mała jest po prostu bardzo podnie­

cona - odparła pobłażliwie Rachel, poufałym gestem ści­
skając Nicka za ramię. Z zainteresowaniem popatrzyła na
Meredith. Uśmiechnęła się do niej serdecznie.

- Bardzo mi miło. Jestem Rachel Pearce - powiedziała

ciepłym głosem, wyciągając rękę do Meredith.

Meredith ujęła podaną dłoń.
- Meredith Palmer. Cała przyjemność po mojej stronie,

panno Pearce - odezwała się uprzejmie tonem, jakiego
używała w stosunku do potencjalnych klientów.

- Mówmy sobie po imieniu - zaproponowała Rachel.

- Zgadzasz się?

- Oczywiście. Dzień dobry, Nick - dodała lekkim to­

nem.

Zauważyła, że badawczo przygląda się jej nogom. Na

background image

74 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

dźwięk swego imienia przeniósł spojrzenie na twarz Me-
redith i z napięciem spojrzał jej w oczy. Dlaczego tak na j
mnie patrzy? - pomyślała. Sprawdza, czy trzymam stronę
Kimberly przeciwko kobiecie, której on pragnie? Oceniaj
czy będę jego sojusznikiem, czy wrogiem?

- Rzeczywiście dobry - powiedział Nick. - Kolejny

piękny dzień. Przyłączysz się do nas, Meredith, czy też...

- Merry chce zobaczyć mój pokój - odpowiedziała za

nią Kimberly. - Wyjęłam wszystkie albumy z fotografia-
mi i sportowe trofea, i...

- Widzę, że decyzja już zapadła - przerwał wyliczankę 1

Nick.

- Tak. Jeśli mi wybaczycie... - Meredith uśmiechnęła

się do Rachel i do Nicka.

- Oczywiście. Pewnie chcesz jak najszybciej nadrobić 1

zaległości - powiedziała ze zrozumieniem Rachel. W jej
zachowaniu brak było choćby śladu zazdrości o zaintere-
sowanie, jakim Kimberly obdarza swoją matkę.

- Zaprosiliśmy Meredith na podwieczorek - przypo-j

mniał Kimberly Nick. - W ferworze prezentacji nie zapo-
mnij, że zamierzamy także coś zjeść.

- Przygotowałam miskę wiśni i wielką torbę chipsów -

odparła Kimberly. - Zawołaj nas, kiedy upieczesz mięso.

- Obiecuję! - przyrzekł Nick. Puścił oko do Meredith

i uśmiechnął się do niej tak ciepło, że mocniej zabiło jej
serce. - Nie będziesz skazana tylko na wiśnie i chipsy.

Meredith odpowiedziała mu wymuszonym uśmieche

skinęła głową Rachel i poszła za córką.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 75

- No i co o niej myślisz? - dopytywała się konfiden­

cjonalnym szeptem Kimberly, kiedy obie znalazły się już
w wyłożonym puszystym dywanem przedpokoju.

- Zbyt mało ją znam - odparła ostrożnie Meredith.

- Jest ładna, elegancka i ma nienaganne maniery. Moje
pierwsze wrażenie jest pozytywne.

Kimberly prychnęła, wykrzywiając buzię.

- Nie chcę, żeby wujek Nick z nią się ożenił. Wtedy

przestanie mieć dla mnie czas.

- Sądzę, że nie masz racji. Nick bardzo się o ciebie

troszczy.

- Ona przyniosła formularze zapisów do PLC. Sama

kiedyś chodziła do tej szkoły. Przekonuje wujka Nicka, że
dla mojego dobra powinien mnie umieścić w internacie.

- PLC cieszy się znakomitą opinią - odparła Meredith,

świadoma, że ta ekskluzywna prywatna szkoła jest rów­
nież bardzo droga. Pozwolić sobie na nią mogli tylko
nieliczni. Chciałaby, żeby jej dziecko tam uczęszczało,

jednakże nie za wszelką cenę. Szczęście Kimberly wyda­

wało jej się najważniejsze.

- Nie chcę przebywać w internacie - oznajmiła

wojowniczym tonem dziewczynka. - Rachel pragnie po­
zbyć się mnie z domu, żeby mieć wujka Nicka tylko dla
siebie.

Trudno powiedzieć, czy to prawda, czy tylko wymysł

zbuntowanej nastolatki. Uczciwość nakazywała Meredith
powstrzymać się z osądem. Uznała, że wybierze drogę
pośrednią.

background image

76 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

- O ile wiem, uczniowie szkół z internatem mogą]

weekendy spędzać w domu - zauważyła.

Kimberly popatrzyła na nią żałośnie.
- No i co z tego? W sobotę wieczorem Rachel i wujek

Nick zwykle dokądś wychodzą. Mną opiekuje się wtedy
pani Armstrong. Zatem co za różnica, czy zostanę w szkol

le z innymi dziewczętami, czy w domu.

- Pozostaje jeszcze niedziela - przypomniała z uśmie-

chem Meredith.

- Ona zagląda do nas i w niedziele. Przy niej wujej

jest całkiem inny niż wtedy, gdy jesteśmy sami - skrzy-

wiła się Kimberly.

Dziewczynka milczała ponuro przez całą drogę do swoi

jego pokoju. Meredith nie bardzo wiedziała, co z tym

fantem zrobić. Nie tak wyobrażała sobie rano przebieg

dzisiejszego spotkania. Któż mógł przewidzieć, że będzie
musiała poradzić sobie z konfliktem, który narastał mię­

dzy Kimberly a jej ewentualną przyszłą macochą i Ni-
ckiem. A może Nick oczekiwał, że właśnie ona znajdzie
jakieś rozwiązanie tej sprawy?

Dotarły do pokoju na końcu korytarza. Kimberly poło­

żyła już dłoń na klamce, kiedy nagle zamarła w bezruchu.

Obrzuciła Meredith zagadkowym spojrzeniem.

- Wiesz, co byłoby najlepsze? - spytała nagle.
- Nie. Słucham cię uważnie.

Kimberly przez chwilę jeszcze się wahała.
- Wujek Nick chce cię zaprosić na święta do Pearl

Beach. To takie miasteczko na środkowym wybrzeżu,

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

77

około dwóch godzin od Sydney. Pojedziesz z nami, Me-
redith?

Spędzić Boże Narodzenie z córką? Czy mogłaby sobie

wyobrazić większe szczęście?

- Tak. Z największą ochotą.
- Będziesz mieszkać w tym samym domu, co my -

poinformowała z zadowoleniem Kimberly. - Na pewno ci

się spodoba, bo stoi na plaży.

- Już jestem zachwycona.
- I nie będzie tam panny Pearce.

Meredith przezornie nie skomentowała ostatniego zda­

nia. Co ona knuje, pomyślała z niepokojem, widząc po­

dejrzane błyski w oczach córki. Odetchnęła z ulgą, kiedy
Kimberly uśmiechnęła się figlarnie i dodała konspiracyj­

nym szeptem:

- Byłoby najlepiej, gdyby wujek Nick poślubił ciebie

zamiast Rachel. Moja w tym głowa, żeby tak się stało.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Zapadał zmierzch. Wędrowali razem brzegiem morza

Mężczyzna, kobieta i dziecko. Meredith zapragnęła, żeby
ta sielanka trwała wiecznie. Miała prawo do marzeń, do
póki ani Nick, ani Kimberly nie znali ich treści.

To była ich pierwsza noc w Pearl Beach; pierwsz

z dziewięciu wspólnych nocy, jakie zamierzali spędzi
w tym pięknym otoczeniu. Tylko we trójkę. Jutro wypa-
dała Wigilia. Na dzisiejszy wieczór nie mieli żadnych
planów. Chcieli tylko napawać się radością, że wszystki
codzienne sprawy zostawili w Sydney. Zaczynał się cu­
downy, magiczny okres świąt Bożego Narodzenia.

Meredith nie wątpiła, że dla niej będą to radosne, wy-

jątkowe dni. Po raz pierwszy miała obok siebie swój

rodzinę. Dziecko i jego ojca.

Postanowiła na razie nie myśleć o tym, co się stanie

kiedy skończą się świąteczne ferie. Wolała cieszyć się każ-
dą darowaną chwilą, obecnością dwojga najdroższych dla
niej ludzi na świecie.

Chociaż Nick przywiózł z Sydney dość zapasów, które

ulokowali w kuchni wakacyjnego domu, mimo to kupili
w miasteczku hamburgery i frytki na wynos, jak wiele

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

79

innych rodzin, które nie mają ochoty zawracać sobie
głowy gotowaniem po długim, męczącym dniu. Kim-

berly wymyśliła, że wrócą do domu plażą. Meredith po­
dejrzewała, że ten pomysł był częścią chytrego planu jej
córki. Postanowiła wyswatać matkę ze swoim wujkiem,
zatem chciała im stworzyć jak najwięcej romantycznych
sytuacji.

Dziewczynka biegła teraz przed dorosłymi, uskakując

zręcznie przed nadchodzącymi falami. Cieszyła się, że
matka i wujek idą tuż za nią, podziwiają jej wyczyny; są
blisko, troszczą się o nią jak rodzice... Co prawda nie
miała pojęcia, że Nick jest jej ojcem, ale przecież był
prawnym opiekunem, a to mniej więcej to samo. Meredith
zastanawiała się, co on w tym momencie myśli, co czuje...

Szedł obok niej, tak jak przed laty, piasek chrzęścił im

pod stopami. Fale biły o brzeg, morska bryza rozwiewała
włosy, nozdrza chłonęły świeży zapach słonej wody. Nick
był tak blisko; mogła go dotknąć, czuła ciepło bijące od

jego ciała. Pamięć wywołała obrazy, które rozpaliły Me­

redith gwałtownym pożądaniem. Jaka szkoda, że musi je
ukrywać.

O dziwo, nie czuła już bólu na myśl o Rachel Pearce,

bólu, który dręczył ją przez cały ostatni tydzień. Może
sprawił to dystans, a może magia tej nocy, ale Rachel
wydawała się teraz Meredith kimś zupełnie nierealnym.
Prawdziwi byli tylko Nick, Kimberly i ona. Ich wspólny
spacer, słuchanie tych samych odgłosów, zmysły wy­
ostrzone na odbiór tych samych doznań.

background image

80

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

- Popatrrzcie, ile gwiazd jest na niebie! Po prostu mi­

liony! - zawołała z przejęciem Kimberly.

- Normalne zjawisko poza miastem. Brak smogu, spa­

lin, więc i widoczność jest dobra. To wszystko - skomen­
tował Nick.,

- Jakie to mało romantyczne, wujku! - zaprotesto­

wała.

- Ale prawdziwe.
K i m b e r l y fuknęła niezadowolona. Jej zabiegi nie przy­

niosły dotą.ąd żadnych rezultatów. Dla Meredith były moc­

no krępujące, a Nick udawał, że nie widzi starań małej
swatki.

- P r a w i e jesteśmy w domu - oznajmiła Kimberly.
- P r a w i e - przyznał sarkastycznie Nick.
Drewniany, otoczony werandą dom zbudowano na wy­

sokich fundamentach, dzięki czemu przesuwające się pia­
ski wydm nie dosięgały ścian. Strome schody prowadziły

na w e r a n d ę , z której roztaczał się piękny widok wprost na
morze. W czasach, kiedy dom powstawał, nie obowiązy­
wały j e s z c z e przepisy budowlane, nakazujące pozostawia­

nie neutralnego pasa gruntu wzdłuż brzegu.

- Chyba od razu pójdę do łóżka - oświadczyła Kim­

berly. - Jestem bardzo zmęczona, a jutro chcę rano wstać.

- Doskonały pomysł - poparł ją Nick.
- Ale to ciebie to nie dotyczy - dodała natychmiast. - Za

wcześnie na spanie.

- Czy ja nie mam prawa być zmęczony? - przekom

rzał się N i c k .

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA gl

- Zawsze mi powtarzałeś, że przed snem musisz się

trochę zrelaksować - przypomniała mu surowym tonem.
, powinieneś wypić na dobranoc małego drinka.

- Mhm - mruknął niezobowiązująco Nick.
- Najlepiej Irish coffee - podpowiedziała dziewczyn­

ka. - Tak świetnie ją przyrządzasz. Usiadłbyś sobie z fili­
żanką na werandzie, popatrzył na gwiazdy, posłuchał szu­
mu morza. To znakomity relaks.

- Znakomity. - Nick zamyślił się.
- Merry mogłaby odpoczywać razem z tobą. Tak cięż­

ko ostatnio pracowała, miała tyle zamówień na świąteczne
dekoracje... Irish coffee będzie ci smakować, Merry - za­

pewniła matkę.

- Czy zechcesz dotrzymać mi towarzystwa, Meredith?

- spytał, śmiejąc się, Nick. - Wypijemy coś na dobranoc,
policzymy gwiazdy, a szum morza ukołysze nas do snu.

Propozycja wydawała się całkiem niewinna. Właściwie

dlaczego nie miałabym przedłużyć sobie tego cudownego

wieczoru? - pomyślała Meredith.

- Z przyjemnością - odparła z uśmiechem.
- Zatem wszystko ustalone! - oznajmiła z satysfakcją

Kimberly i popędziła do domu, jakby nagle przybyło jej
energii. Jakoś nie widać było po niej ani krzty zmęczenia.

Nick westchnął głęboko. W końcu doczekał się małego

sam na sam z Meredith Palmer. Dotąd żadna kobieta nie
trzymała go tak na dystans, jak ona. Żadna też nie intry­
gowała go w takim stopniu i nie wpędzała w głęboką fru-

background image

82

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

strację. Może teraz zdoła czegoś więcej się o niej dowie­
dzieć.

Kimberly, mała intrygantka, nie grzeszyła nadmiarem

subtelności, byle tylko doprowadzić do sytuacji, która dla
niej samej byłaby najbardziej korzystna. Nick obawiał się,;
że nachalne zabiegi dziewczynki przyniosą odwrotny sku-
tek. Meredith jeszcze bardziej się od niego oddali, zamiast
zbliżyć. Zauważył, jak bardzo się spięła, kiedy Kimberly
pobiegła przed siebie, zostawiając ich samych.

- Przykro mi, że mała postawiła cię w tak niezręcznej

sytuacji - powiedziała, patrząc z obawą na Nicka. - Za­
pewniam, że nie zachęcałam jej do takich... takich akcji.

- Wiem o tym aż za dobrze, Meredith - odparł sucho

Nick.

- Nie chciałabym sprawiać ci kłopotów - dodała.
Nick usłyszał niepokój w jej głosie. Zabolało go to.
- Nie sprawiasz mi żadnych kłopotów - zapewnił

szczerze. - Przestań się niepotrzebnie martwić.

Chyba jej nie przekonał. Przez całą drogę do domu szli

obok siebie w ciężkim milczeniu. Nick zastanawiał się, co

jeszcze mógłby powiedzieć, by ją uspokoić. Tak bardzo

pragnął, by otworzyła się przed nim.

- Łatwo ci mówić - odezwała się nagle. W jej głosie

nie brzmiała ani jedna nuta oskarżenia, jedynie głębokie,

długo skrywane cierpienie. - W każdej chwili możesz za­

brać Kimberly, znowu trzymać ją ode mnie z daleka, jeśli
nowa sytuacja zacznie zbytnio ci doskwierać.

Zatrzymał się, przerażony. Dlaczego takie straszne my-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 83

śli chodzą jej po głowie? Odruchowo wyciągnął rękę i po­
łożył ją na ramieniu Meredith.

Nie miała wyjścia, także musiała się zatrzymać.
_ Czy naprawdę sądzisz, że jestem takim bezdusznym

draniem? Aż tak nisko mnie oceniasz? - zapytał z żalem.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, że zbyt mocno ściska ją
za ramię.

Meredith przez długą chwilę stała zupełnie nieruchomo,

bojąc się poruszyć czy nawet głębiej odetchnąć. Nick po­
spiesznie zwolnił uścisk i delikatnym ruchem odwrócił ją
ku sobie.

- Meredith... - powiedział miękko. - Przecież ja...
Wpatrywała się w niego nie widzącym wzrokiem.
- Skąd mogę wiedzieć, jakim człowiekiem jesteś teraz?

- spytała.

Nickowi dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa. Co ona

miała na myśli, mówiąc „teraz"? Przecież nie znaliśmy się
w poprzednim wcieleniu! Dość tych głupot, natychmiast
skarcił sam siebie. Lepiej się zastanów, w jaki sposób do­
trzeć do Meredith.

- Jestem tym samym człowiekiem, który odwiedził cię

dziesięć dni temu, aby doprowadzić do twojego spotkania
z córką - oświadczył porywczo.

- Zrobiłeś to dla niej czy dla siebie? - odparowała

Meredith, patrząc Nickowi prosto w oczy. - Bo przecież
nie dla mnie. Jestem dla ciebie kimś obcym. Nawet nie
wiem, czym to wszystko się skończy.

- Nie chodziło o mnie, Meredith. - Nick rozumiał, co

background image

84 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

musi czuć kobieta, pozbawiona legalnego prawa do swo-

jego dziecka, niepewna, czy znowu nie straci z nim kon-

taktu. Naprawdę serdecznie jej współczuł. - Przyszedłem
do ciebie na prośbę dziecka, które pragnęło poznać swój
rodzoną matkę. Nie wiedziałem, czym się skończy nasz

spotkanie i nadal nie wiem, jak się dalej sprawy potoczą
Wy obie o tym zdecydujecie.

Meredith nie przekonały jego słowa.

- Doskonale wiesz, że nie mam tu nic do powiedzenia.

Wszystko zależy od twojej wielkoduszności - odparła,

Ujął w dłonie jej twarz. Zmusił Meredith, by spojrzała

mu w oczy i przekonała się o szczerości jego intencji.

- Skoro tak sądzisz, to uwierz przynajmniej w moją

wielkoduszność - poprosił.

- Dlaczego mam w nią wierzyć? - wyszeptała.
- Bo mi zależy.
- Na mnie? - upewniła się, z niedowierzaniem i udrę-

ką patrząc na Nicka.

Nick chciał już powiedzieć, że nigdy dotąd żadna inna

kobieta nie zrobiła na nim takiego wrażenia jak ona, ale
zdążył ugryźć się w język. Wiedział, że nie tego Meredith
oczekiwała. W tym momencie potrzebne jej było poczucie
bezpieczeństwa. Delikatnie przesunął palcem po jej poli
czku i uśmiechnął się ciepło.

- Naprawdę nie potrafisz uwierzyć, że głęboko ci

współczuję? Wiem, co straciłaś. Chciałbym wynagrodzić
ci te lata, które musiałaś spędzić z dala od swojej córki.

Meredith opuściła powieki, kilka razy nerwowo prze-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 85

łknęła ślinę. Nick widział, jak walczy sama ze sobą, by
przyjąć za dobrą monetę wszystko, co powiedział. Odru­
chowo wsunął jej za ucho pasmo włosów rozwiewanych
przez wiatr. Chyba nawet tego nie zauważyła.

- To bardzo miło z twojej strony, że mnie tutaj zapro­

siłeś - wyrecytowała w końcu uprzejmą formułkę, jakiej
można by oczekiwać od wdzięcznego i dobrze wychowa­
nego gościa. - Postaram się nie być dla ciebie ciężarem.

Poczuł gwałtowny ucisk w sercu. Jak bardzo ta kobieta

czuła się tu wyobcowana!

- Meredith, po prostu bądź sobą - poprosił żarliwie.

- Ciesz się tym Bożym Narodzeniem - dodał w jak naj­
lepszych intencjach.

Zagryzła wargę, w jej oczach zalśniły łzy.

- Tylko Bożym Narodzeniem? - spytała ochryple.
Nick nie zrozumiał jej pytania. Zmarszczył czoło, pró­

bując podążyć za tokiem jej myśli.

- Mam nadzieję, że potem też będziesz cieszyć się

życiem - odparł. Naprawdę tego pragnął. Martwiło go, że
niechcący stał się przyczyną jej łez.

- To niemożliwe. Powiedziałeś przecież, że Kimber-

ly... że chciała mieć matkę na święta.

- O Boże! A ty pomyślałaś sobie... - Jak mogłem być

tak niewrażliwy, przeraził się Nick. - Meredith, od tego
wszystko się zaczęło, ale teraz jestem pewien, że już ni­
gdy się nie rozstaniecie. Przecież widać, jak dobrze wam
razem!

Długo powstrzymywane łzy popłynęły strumieniem po

background image

86 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

jej policzkach. Nickowi serce krajało się z żalu. Wziąj

Meredith w ramiona i mocno przytulił ją do siebie. Pra-
gnał ukoić jej ból, przekonać, że lata przeraźliwej samo-
tności ma już za sobą. Cichy płacz przeszedł w gwałtowny
szloch. Ciało Meredith drżało konwulsyjnie.

- Nie żałuj sobie łez - szeptał Nick, gładząc ją po

włosach. - Płacz dobrze ci zrobi. Zbyt długo tłumiłaś pra-
wdziwe uczucia.

Hamulce puściły. Szlochała coraz mocniej, coraz bar-

dziej przejmująco, aż nagle wszystkie siły ją opuściły.
Gdyby Nick nie trzymał jej mocno, pewnie by upadła.

Nick cierpiał wraz z nią. Pragnął zapewnić Meredith,

że w końcu dotarła do domu i o nic nie musi się martwić.
On zdejmie z niej wszystkie troski, otoczy ją opieką. Już
nigdy nie pozna, co to ból i samotność.

Po raz pierwszy w życiu tak bardzo pragnął zatroszczy

się o kobietę. Bo właśnie ona, Meredith, była tą, na którą
czekał. Już nie miał wątpliwości, że to o niej śnił w ciągu

minionych lat. Nareszcie spotkał ją na jawie.

Merry... Tak właśnie o niej myślał, ale jeszcze nie

umiał nazwać jej tym imieniem. Zbyt mocno kojarzyło mu
się z mężczyzną, którego niegdyś kochała. Żałował... Nie
nie żałował niczego, co zdarzyło się w przeszłości. Gdyby
nie było Kimberly, on i Meredith pewnie nigdy by się nie
poznali.

O Boże! Całkiem zapomniał o Kimberly!
W domu paliły się światła. Jeśli dziewczynka była

świadkiem całej sceny, z pewnością wyciągnęła mylne

żalu. Wziął

siebie. Pra-

zliwej sarno-
v

gwałtowny

adząc ją po

tłumiłaś pra-

j, coraz baw

ją opuściłyj

>y upadła.
ić Meredithj

się martwić.

i opieką. Juz

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

87

wnioski. Na pewno jest więcej niż szczęśliwa, że ich spro­
wokowała. Nick postanowił jutro z nią porozmawiać

i wszystko wyjaśnić.

Teraz musiał się zająć wyłącznie Meredith. Przestała

już płakać. Może była wyczerpana, lub zabrakło jej łez.
A jeśli po prostu w jego ramionach poczuła się lepiej?

Nick pomyślał nagle, że chciałby z nią się kochać. Tak

doskonale do siebie pasowali. Wyobraził sobie, jak błądzi
dłońmi po jej ciele i zadrżał z pożądania. Wiedział, że
natychmiast musi je opanować. Meredith była wystarcza­

jąco roztrzęsiona. Nie zamierzał jej płoszyć nazbyt śmia­

łym zachowaniem.

- Kimberly! - krzyknęła nagle. Odepchnęła Nicka od

siebie i popatrzyła w oświetlone okna domu. Na jej twarzy
malowało się przerażenie. Jak mogła zapomnieć o obecno­
ści córki!

- Nie przejmuj się - uspokoił ją Nick. - Kimberly na

pewno poszła już do łóżka.

Zakłopotana Meredith zamrugała powiekami.

- Przykro mi...
- Niepotrzebnie. To mnie jest przykro, że doszło do

nieporozumienia. Nie zaprosiliśmy cię tu na próbę, źle to
zrozumiałaś. Zapewniam, że moje intencje były inne.

- Całkiem się w tym pogubiłam. - Meredith westchnę­

ła głęboko i odsunęła się od Nicka.

Nie chciał tracić fizycznego kontaktu z nią. Uwolnił ją

z objęć, ale za to po przyjacielsku wziął za rękę i z uśmie­
chem poprowadził w stronę domu. Posłusznie dreptała

background image

88 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

obok niego, pozwalając, by trzymał jej dłoń w swojej!
Nick był zadowolony z tego małego zwycięstwa.

- Kiedy już zasiądziemy na werandzie, a ja przyniosę!

Irish coffee, porozmawiamy o tym, jak chcesz ułożyć swo-

je stosunki z Kimberly.

Meredith podziękowała nieśmiałym uśmiechem.
- Rok temu, po śmierci Denise i Colina, ja i Kimberly

spędziliśmy bardzo smutne święta - ciągnął Nick. - Teraz,
dzięki temu, że jesteś z nami... - że znowu mamy rodzinę,

pomyślał - będą radosne jak dawniej, Merry.

Meredith zachwiała się gwałtownie i wstrzymała od-

dech. Z nadzieją popatrzyła na Nicka, a on w tym momen-
cie poczuł się tak, jakby w jego duszy zapłonęły światełk
ze wszystkich choinek świata. Dopiero po chwili uświado-
mił sobie, że po raz pierwszy to on, a nie jej dawny ko
chanek, nazwał ją Merry. Zrozumiał, że gotów jest wal-

czyć z cieniem o prawo do jej serca.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Nick puścił rękę Meredith, by jako pierwsza mogła

wejść na werandę. Serce biło jej jak szalone, krew pulso­
wała w skroniach. Mocno zacisnęła dłoń na poręczy. Nad­
ludzkim wysiłkiem zmusiła drżące nogi do wspinaczki po
schodkach.

Kiedy Nick nazwał ją „Merry", pomyślała, że czas się

cofnął. Nie pamiętał, co zdarzyło się trzynaście lat temu,
a mimo to patrzył na nią z takim samym uczuciem jak

wtedy. Czyżby historia zaczynała się powtarzać?

W tym momencie przypomniała sobie o Rachel Pearce.

Wydawało się prawie nierealne, żeby Nick mógł mieć

jakąkolwiek inną kobietę niż ona, Meredith Palmer, jed­

nakże Rachel istniała. Prawdopodobnie ona i Nick od
dawna byli kochankami.

Przez chwilę Meredith poczuła się jak balonik, z które­

go uszło powietrze. Szybko jednak otrząsnęła się z tego
stanu. Może nawet Nick interesował się Rachel, ale teraz
wyraźnie był zauroczony jej osobą. A jeśli to tylko wy­
twory mojej chorej wyobraźni? - pomyślała z niepoko­

jem. Kiedy po latach znowu znalazła się w ramionach

Nicka, poczuła, że sercem i duszą należy tylko i wyłącznie

background image

90 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

do tego jednego, jedynego mężczyzny. Być może dlatego
wydawało jej się, że on pragnie jej równie mocno, jak ona

jego-

Meredith stanęła na werandzie i chciała wejść do domu,

- Proponuję, żebyś została na zewnątrz i poczekała,aż

zrobię kawę - powiedział Nick. - Odpocznij trochę.
Z przyjemnością cię obsłużę.

Był bardzo uprzejmy; dawał jej szansę, by doszła do

siebie po niedawnej chwili słabości.

- Dziękuję, Nick - odparła z uśmiechem.
- To nie potrwa długo - obiecał.
Nic a nic się nie zmienił, pomyślała. Zawsze był i po-

został subtelnym człowiekiem, dbającym o uczucia in-
nych. Pewne cechy charakteru są stałe. Gdyby nie utrata
pamięci o tym, co niegdyś ich łączyło, byłby tym samym
Nickiem, co wtedy. A jeśli to tylko moje pobożne życze-
nia? - pomyślała.

Rachel Pearce pozostała w Sydney, co wcale nie zna-

czyło, że Nick o niej zapomniał. Z relacji Kimberly
wynikało, że był mocno zaangażowany w związek
z tą kobietą. W przeciwnym razie nie omawiałby z nią
tak ważnych spraw, jak przyszła edukacja jego siostrze-
nicy. Gotów był nawet wybrać dla niej tę samą szkołę,
którą ukończyła Rachel. Co z tego, że nie byli dotąd for-
malnie związani? Mogli zakładać, że pobiorą się w przy-
szłości.

Na razie jednak nie są małżeństwem, pomyślała z sa-

tysfakcją Meredith.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 91

Czy to źle, że nachodziły ją podobne myśli? Że pragnę-

t mężczyzny, który należał do innej kobiety? Liczy się

prawo pierwszeństwa. Najpierw należał do niej.

Teraz też nie była mu obojętna. Nie chodziło tylko

o słowa. Kiedy trzymał ją, szlochającą, w swoich ramio­
nach, czuła, że naprawdę bardzo mu na niej zależy.

Co by się stało, gdyby mu wyznała, że Kimberly jest

także jego córką?

Poczułby się winny.
No i co z tego? Niech się czuje. Przecież zostawił ją

samą z dzieckiem. Nie było go przy niej wtedy, kiedy
najbardziej go potrzebowała.

Ale nie ze swojej winy. Meredith chciała być spra­

wiedliwa.

Gdyby teraz z nią się związał, powinien to zrobić

z własnej woli. Z miłości do niej, a nie z poczucia obo­

wiązku. W przeciwnym wypadku ich związek nie miałby
żadnych szans. Musiała zatem uzbroić się w cierpliwość
i czekać. To wszystko, co mogła zrobić. Przymknęła oczy
i zasłuchała się w szum morskich fal.

- Dwie kawy podano - oznajmił Nick, wchodząc z ta­

cą na werandę.

W tym momencie spokój Meredith prysł jak bańka

mydlana. Bliskość tego mężczyzny powodowała pragnie­
nia, z którymi bezskutecznie próbowała walczyć.

- To dopiero jest życie - powiedział, stawiając na stole

tacę z dwoma kubkami gorącego napoju. Odsunął krzesło

i usiadł naprzeciwko Meredith. - Z dala od hałaśliwych

background image

i

92 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

tłumów, z dala od pracy. Tylko słońce, piasek i woda. Nie
wyobrażam sobie lepszych wakacji.

Pod tym względem także się nie zmienił, pomyślała

Meredith.

- Czy praca bankowca jest bardzo stresująca? - spyta-

ła. Była wdzięczna Nickowi, że rozpoczął niezobowiązu-

jącą konwersację.

- Czasami tak. Trzeba uważnie śledzić rynek waluto-

wy. Jednakże mnie to nie przeraża. Jestem dobrze przygo-
towany do zawodu - odparł z pewnością siebie człowieka
sukcesu.

- Zatem warto było skończyć Harvard.
- Skąd wiesz, że tam studiowałem? - spytał ze zdzi-

wieniem.

Serce Meredith zaczęło bić w piersi jak oszalałe. Co

mu odpowiedzieć?

Że Kimberly coś o tym wspomniała? Zbyt ryzykowne.

Nick z łatwością mógłby to sprawdzić. Nie mogła też
skłamać, że przeczytała o tym w jakiejś gazecie, gdyż nie
miała pojęcia, czy gdziekolwiek pisano coś o Nicku. Co
zatem pozostawało... poza wyznaniem prawdy?

- Dowiedziałam się od twojej siostry - odparła, unika­

jąc jego przenikliwego spojrzenia.

- Dlaczego Denise opowiadała ci o mnie?

Boże, znowu kłopotliwe pytanie. Jedno kłamstwo po­

ciąga za sobą następne.

- Chciałam jak najwięcej dowiedzieć się o rodzinie,

której członkiem miało zostać moje dziecko - wybrnęła.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 93

- Już wcześniej zamierzałem cię zapytać o twoje rela­

cje z Denise - przypomniał sobie Nick. - Zdążyłem się

zorientować, że adopcja Kimberly nie przebiegła zwy­
kłym trybem. O ile wiem, z reguły nie ma kontaktów mię­
dzy rodziną naturalną a rodziną przybraną dziecka.

Meredith musiała coś odpowiedzieć. Zaspokoić cieka­

wość Nicka, nie zdradzając jednocześnie, że jest ojcem
dziewczynki. Postanowiła przedstawić mu jedynie nagie
fakty.

- Macocha wstydziła się przed sąsiadami mojej ciąży,

więc zostałam wysłana do jej siostry mieszkającej w Syd­
ney. Lekarz robiący mi badania opiekował się również
twoją siostrą. Zostałam umieszczona w szpitalu, który
w porozumieniu z rządową agencją zajmował się sprawa­
mi adopcji. Denise znała pewną osobę, która pomogła jej
załatwić zaadoptowanie właśnie mojego dziecka.

- Czyżby wiązała się z tym jakaś łapówka?
- Nie wiem. Pytałeś o moje powiązania z Denise, więc

ci wyjaśniam, skąd się wzięła nasza znajomość.

- Mów dalej - poprosił Nick. Nie podobało mu się to,

co usłyszał.

- Początkowo nie chciałam oddać dziecka...
- Czyżby moja siostra i owa wspomniana przez ciebie

osoba wymusiły na tobie tę decyzję? - przerwał Nick.
Relacja Meredith wyraźnie go wzburzyła.

Meredith powoli sączyła mocno doprawioną alkoholem

kawę. Pragnęła rozgrzać się od środka. Nick był zszoko­
wany i zły. Uznała, że nie ma sensu podsycać w nim ne-

background image

w

94 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

gatywnych emocji. Przeszłości i tak nie można już zmie­
nić. Poza tym Denise i Colin Grahamowie naprawdę byli
dobrymi rodzicami dla Kimberly.

- Przedstawili mi swój punkt widzenia - wyjaśniła

Nickowi. - Wysłuchałam ich, a potem długo się nad tym
zastanawiałam. Nie oddałabym dziecka komuś, o kim ni­
czego bym nie wiedziała. Wierzyłam, że twoja siostra
ofiaruje mojej córeczce wszystko, co najlepsze. Obiecała
przesyłać mi zdjęcia, żebym dzięki nim mogła choć trochę
poznać życie Kimberly. To wszystko. Podpisałam doku­
menty adopcji, przekonana, że moje dziecko otrzyma
lepsze warunki niż te, które ja mogłabym mu zapewnić.

- Zmuszono cię do podjęcia takiej decyzji - mruknął

Nick. Poczucie przyzwoitości mówiło mu, że sprawę za­
łatwiono nie fair.

- Dokonałam wyboru - odparła spokojnie.
- Pod presją. Wiem, jak władczą osobą umiała być

moja siostra.

- Zrobiła dla Kimberly wszystko, czego oczekiwałam.

Przez kilka minut rozważał ostatnie słowa Meredith.
- Wierzę ci - odezwał się w końcu. - Denise rzeczy­

wiście miała mocno rozwinięty instynkt macierzyński. Na­

si rodzice zmarli, kiedy byłem dzieckiem, i ona zajmowała
się mną bardziej jak matka niż jak siostra.

Wiem o tym, pomyślała, ale tym razem nie zdradziła

się ze swoją wiedzą.

- Denise i Colin byli dobrymi ludźmi. - W głosie Ni-

cka brzmiał nie udawany smutek.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 95

Z zadumą popatrzył na Meredith. Nieposłuszne serce

znowu zaczęło szybciej bić jej w piersi.

- Jednakże moja siostra, która sama tak bardzo pragnę­

ła mieć dziecko, nie powinna była wykorzystywać twojej
słabości - dodał.

Meredith wypiła łyk kawy, by pograć na zwłokę. Nie

słysząc jej komentarza, Nick zapatrzył się w morze.
Wszystko ma swoje miejsce i czas, pomyślała. Nie warto
rozpamiętywać tego, co dawno minęło.

- Wcześniej proponowałeś rozmowę o moich przy­

szłych spotkaniach z Kimberly - przypomniała delikatnie.

- Masz rację - odparł. Sięgnął po kubek z kawą, zado­

wolony ze zmiany tematu. - Powiedz mi zatem, czego
oczekujesz.

Odetchnęła z ulgą. Nick był wspaniałym mężczyzną.

Kochała go i niczego tak bardzo nie pragnęła, jak szczę­
śliwego rozwiązania ich spraw.

- To zależy od twoich planów - powiedziała. - Kim­

berly wspomniała mi, że zamierzasz ją posłać do PLC.

- Rozumiem. - Twarz Nicka wykrzywił grymas nie­

chęci. - Pewnie wierciła ci dziurę w brzuchu, żebyś po­
parła jej stanowisko. Ona sądzi, że świadomie skazuję ją
na wygnanie do szkoły z internatem.

- Niezupełnie tak było. - Meredith zyskała sposob­

ność, by wyjaśnić dręczące ją wątpliwości. - Zastanawiała
się raczej nad tym, jakie miejsce zajmie w twoim życiu,

kiedy już poślubisz Rachel Pearce.

- Skąd przyszedł jej do głowy taki pomysł? - Nick

background image

96 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

zmarszczył brwi. - Nigdy ani słowem nie wspominałem
o małżeństwie z Rachel.

Serce Meredith waliło jak oszalałe. Nick nie był zaan­

gażowany w związek z inną kobietą! Znowu przełknęła
łyk kawy, w nadziei, że to pomoże jej odzyskać spokój.

- W ostatnią niedzielę wpadła do nas, by podrzucić

formularze, które trzeba wypełnić, starając się o przyjęcie
do szkoły i przy okazji wyznała mi, że ubiegłego wieczoru
spotkała ponownie wielką miłość swojego życia.

Ta informacja przedstawiała niedzielną scenę w cał­

kiem odmiennym świetle. Być może Nick był zbyt dumny,
by przyznać, że Rachel wystawiła go do wiatru, ale jeśli
naprawdę cierpiał, znakomicie ukrywał swoje uczucia.

- Musiałeś przeżyć szok - powiedziała, bacznie obser­

wując reakcję Nicka.

- Nie. Tylko trochę się zdziwiłem. Cieszy mnie jej

szczęście. Właśnie w niedzielę wybierała się na randkę
z ukochanym.

Dlatego wyglądała jak modelka z żurnala, domyśliła się

Meredith. Najważniejsze, że Nick był wolny i nie miał
wobec Rachel żadnych zobowiązań. Czy jego serce rów-
nież było wolne?

- Jak mocno byłeś z nią związany?
- Chcesz wiedzieć, czy poczułem się zraniony? - do­

myślił się Nick.

- No cóż... Nie mogłeś oczekiwać takiego obrotu

sprawy.

- Byliśmy przyjaciółmi. - Nick uśmiechnął się. Na je-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 97

go twarzy nie widać było nawet cienia smutku czy żalu.

Nic się między nami nie zmieniło. Gdyby Rachel cze­

gokolwiek potrzebowała, zawsze może na mnie liczyć.

Tego samego spodziewam się po niej.

- To miłe - mruknęła Meredith.
_ Rachel w ogóle jest bardzo miła. Niestety, nie umiała

dogadać się z Kimberly. Najwyraźniej nie ma daru obco­
wania z dziećmi.

W ubiegłym roku nikomu nie byłoby łatwo zdobyć

sympatii Kimberly, pomyślała Meredith. Dziewczynka
mocno przeżyła utratę przybranych rodziców. Z pewno­
ścią dała Rachel silny odpór.

- Poza tym, jak sądzę, Kimberly myślała potem tylko

o tobie - zauważył Nick. - Kiedy się dowiedziała, że jest
adoptowanym dzieckiem, pragnęła jedynie poznać rodzo­
ną matkę. No i dopięła swego.

Fala miłego ciepła rozlała się Meredith koło serca. Gdy­

by jeszcze Nick chciał z nią być... Jej życie stałoby się
wreszcie pełne.

- Kimberly czuje się szczęśliwa, kiedy jest z tobą - po­

wiedział Nick.

- Wiem. Chociaż niewątpliwie w przyszłości nieraz

się poróżnimy.

- Małe burze czasem są potrzebne. Oczyszczają atmo­

sferę. Ważne, żeby je przetrwać. Co sądzisz o posłaniu
Kimberly do PLC? - zmienił temat.

Przez wiele godzin jak prawdziwi rodzice rozmawiali

o przyszłości swojego dziecka. Zastanawiali się, co było-

background image

98 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

by dla niego najlepsze, zgodni w tym, że ich plany powin-

ny zyskać aprobatę Kimberly. Doszli do wniosku, że naj­
ważniejsze jest dla niej poczucie bezpieczeństwa, świado­
mość, że zawsze będą stali u jej boku.

Meredith w roli matki czuła się wspaniale. Nareszcie

mogła współdecydować o losach córki, ponosić za nią
odpowiedzialność. Czas minął tak szybko, że zdziwiła się,
kiedy Nick zauważył, iż dochodzi już północ. Rano Kim­

berly niewątpliwie wcześnie postawi ich na nogi, gdyż
sama obudzi się podniecona i pełna energii.

Razem weszli do domu. Meredith zdawała sobie spra­

wę, że nie tylko Kimberly będzie podniecona. Ona już
teraz czuła się tak podekscytowana i naładowana energią,
że wydawało jej się mało prawdopodobne, aby zdołała
choć na chwilę zmrużyć oko.

Przystanęła obok drzwi przydzielonego jej pokoju.
- Dziękuję za twoją wspaniałomyślność. Dobrej nocy,

Nick.

- Miłych snów - rzucił w odpowiedzi.

Dziś na pewno będą miłe, pomyślała Meredith. Z bó­

lem rozstawała się teraz z ukochanym, ale mieli przecież
spać pod jednym dachem, połączeni serdeczną komitywą,

jutro zaś wydawało się pełne obietnic i dobrej nadziei.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Nick nie mógł zasnąć. Leżał w łóżku, w pogrążonej

w ciemnościach sypialni, i rozmyślał o Meredith Palmer.
Uosabiała wszystko, czego kiedykolwiek oczekiwał od ko­
biety. Nadała jego życiu sens, wniosła weń coś specjalnego,

trudnego do nazwania. Zastanawiał się tylko, w jakim sto­
pniu na jego stosunek do niej miały wpływ sny, w których
ta niezwykła istota pojawiała się w ciągu minionych lat.

Działała na niego tak silnie jak żadna inna kobieta do

tej pory. Dzisiejszego wieczoru ledwo pohamował pokusę,

by przekroczyć dozwolone granice i zbliżyć się do niej
najbardziej, jak to tylko możliwe. Aby zachować kontrolę

nad pożądaniem, posłużył się wymówką o pobudce, którą
zrobi im rano Kimberly. Poszli więc spać, każde do swo­

jego pokoju, co nie zmieniało faktu, że pragnął Meredith

aż do bólu. Chciał trzymać ją w ramionach, smakować
słodycz jej ust, delektować się gładkością skóry. Gdyby
byli sami, nie wahałby się ujawnić pragnień, które go
dręczyły, ale ze względu na Kimberly wolał uniknąć zbyt
pospiesznych ruchów.

Rozsądek podpowiadał, że należy uzbroić się w cierp­

liwość i czekać. Meredith nie zamierzała odejść. Nick mu-

background image

100 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

siał zyskać pewność, że cokolwiek zrobi, okaże się to
dobre dla nich wszystkich.

Uznał, że stał się cud. Śnił o kobiecie, która nagle

zmaterializowała się w jego życiu. Czy jednak naprawdę
senna zjawa była tylko tworem jego wyobraźni? Kiedy
w czasie dzisiejszej rozmowy Meredith wspomniała
o Harvardzie, przyszło mu do głowy, że mogli się spotkać
właśnie na uczelni. Co prawda nie rozumiał, jak mógł ją
zapomnieć, ale to przynajmniej wyjaśniałoby, dlaczego
pojawiła się potem w jego snach.

Zastanawiało go jeszcze jedno zdanie, które Meredith

wcześniej wypowiedziała. „Skąd mogę wiedzieć, jakim
człowiekiem jesteś teraz". Prawdopodobnie nawiązywała
do tego, co opowiadała jej o nim Denise, chociaż z drugiej
strony...

Instynkt podpowiadał mu, że jest coś, co powinien wie-

dzieć o Meredith Palmer, i gdyby tylko głęboko pogrzebał
w pamięci, wydobyłby to na światło dzienne. Jednakże,,
mimo iż bardzo się starał, jego wysiłki, jak dotąd, spełzły
na niczym.

Nagle wydało mu się, że ktoś otwiera drzwi. Wyrwany

z rozmyślań, nadstawił uszu. Czyżby się przesłyszał? Nie
Odgłos znowu się pojawił. Nick czekał teraz, aż zaskrzypi
drewniana podłoga w korytarzu. W starych domach trud-
no poruszać się bezszelestnie. Stało się tak, jak się spo-
dziewał: podłoga zaskrzypiała. Ciekawe, czy wstała Kim-
berly, czy Meredith?

Pewnie któraś z nich musiała skorzystać z toalety

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

101

Włazience jednak panowała cisza. Nie słychać było szu-

mupuszczanej wody. Po kuchni także nikt się nie poru­

szał. Nick leżał nieruchomo, czekając, co dalej nastąpi.

Nic się nie wydarzyło. Zaczął się denerwować. Ciekawość

zamieniła się w niepokój. Wstał z łóżka, żeby sprawdzić,
co się dzieje.

W szparze pod drzwiami żadnej z sypialni nie dostrzegł

smugi światła. W salonie również było ciemno. Idąc głów­
nym korytarzem, rozdzielającym dom na dwie części, za­
uważył lekko uchylone drzwi wejściowe. Sączyła się przez
nie do wnętrza srebrzysta poświata księżyca.

Czyżby nocny maruder wyszedł na zewnątrz? Nick

ruszył przed siebie, zapominając, że ma na sobie jedynie
krótkie spodenki, w których zaczął sypiać, odkąd zamie­
szkała z nim Kimberly. Bezzwłocznie musiał się przeko­
nać, kto o tej porze jest na nogach.

Na werandzie nie było nikogo. Nick wytężył słuch. Nic

jednak nie zakłócało spokojnego szumu morza. Zbliżył się

do balustrady, by rozejrzeć się po plaży. Tuż przy brzegu,

w miejscu, gdzie załamują się fale, dostrzegł jakąś samo­
tną postać. Uświadomił sobie, że skądś zna ten obraz.

Właśnie taką scenę widywał często w swoich snach:

granatowe niebo usiane gwiazdami, plaża, nad brzegiem
morza stoi kobieta. Jest odwrócona tyłem, więc nie widzi

jej twarzy, jedynie włosy falujące w lekkich podmuchach

nocnej bryzy.

Kobieta czeka. Tęskni za kimś, kto mógłby ukoić jej

długą samotność.

background image

102 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

W tym momencie Nick zrozumiał, że kobieta czeka

właśnie na niego. Nie wiedział, skąd się wzięło to niezłom-
ne przekonanie, ale było na tyle silne, by kazać mu ruszyć
w stronę nawołującej go syreny.

Śnił, ale tym razem sen spełniał się na jawie. Wyraźnie

czuł zapach słonej morskiej wody, łagodny wiatr muskał

jego twarz, piasek chrzęścił pod stopami. Ogarnęło go

podniecenie.

Kobieta musiała usłyszeć, że on nadchodzi, a może tylko

wyczuła jego obecność. Powoli, jakby z niedowierzaniem,

zaczęła obracać się w jego stronę. Pasma rozwiewanych wia­
trem włosów zasłaniały jej twarz, wokół bioder zamotaną
miała jakąś miękką tkaninę. Sterczące piersi dodawały tej
syrfidzie zmysłowej, uwodzicielskiej kobiecości.

Nick stanął w miejscu. Czekał, by dojrzeć twarz wy­

śnionej kobiety. Pragnął zobaczyć jej szeroko otwarte
oczy, w których najpierw objawiłoby się zdziwienie, a po­
tem radość; znak, że go poznaje, serdecznie wita, przyzy­
wa do siebie...

I zdarzyło się to, co wielekroć powtarzało się w jego

snach. Kobieta drżała wpierw na widok nocnego intruza,
a potem jej twarz rozjaśniło uczucie szczęścia. To nie zja­

wa stała przed nią, lecz mężczyzna z krwi i kości. Zielone
oczy patrzyły na niego z oczekiwaniem i nadzieją.

W tym momencie sen zawsze się urywał. Nick nigdy

nie przekroczył niewidzialnej bariery dzielącej go od jego
marzenia. Wymarzona kobieta znikała, nim zdołał jej do­
sięgnąć.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

103

Lepki pot zrosił mu czoło. Mięśnie stężały, serce za­

częło walić jak po szybkim biegu. Zacisnął dłonie w pię­
ści. Ogarnęła go determinacja. Jeśli to nie jest sen, nic go
nie powstrzyma tej nocy.

Zdecydowanym krokiem ruszył naprzód.
Zjawa nie rozpłynęła się we mgle.
Kobieta stała nad brzegiem morza i czekała.
Nick wyciągnął ręce i dotknął jej ramienia. Poczuł jak­

że realne ciepło ciała. Odetchnął pełną piersią. To napra­
wdę nie był sen.

- Kim jesteś? - wychrypiał obcym nawet dla jego

własnych uszu głosem.

Kobieta chyba nie zrozumiała pytania. A może wydało

jej się niewłaściwe? Błądziła wzrokiem po twarzy Nicka,
jakby szukała w niej zapamiętanych szczegółów i rozpo­

znawała je na nowo.

- Kim jesteś? - powtórzył z bolesną determinacją.
Nie wiesz? - pytały jej oczy.
- Jestem Merry - wyszeptała.

Meredith dostrzegła zmieszanie w oczach Nicka i serce

zaczęło jej krwawić z bólu. On nadal niczego nie pamiętał.
Kiedy podszedł do niej, dostrzegła na jego twarzy wyraz
takiej determinacji i pasji, że przez chwilę pomyślała, iż
pamięć minionych wydarzeń mu wróciła. Jednak teraz nie
było to ważne. Liczyły się tylko uczucia, które pokonały
barierę czasu.

Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość... Jakie znacze­

nie mogły mieć te pojęcia w obliczu pragnienia, które

background image

104 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

w obojgu wzbierało z nieodpartą siłą. Dla Meredith ich
ponowne spotkanie miało magiczny urok. To nic, że imię
którym niegdyś Nick ją nazywał, z niczym mu się teraz
nie kojarzyło.

- Nie mogłam zasnąć - szepnęła, patrząc na niego

z miłością. - Myślałam o tobie.

- Na pewno o mnie? Czy też... - Wyraźnie zmagał się

z wątpliwościami, które Meredith niechcący zasiała w je­
go umyśle.

- O tobie, Nick. Tylko o tobie - zapewniła go, kładąc

ręce na jego nagich ramionach. Od tak dawna marzyła
o tym, żeby go dotknąć.

Płomień pożądania, jaki zapłonął w oczach Nicka za

sprawą jej dotyku, był dla Meredith najcenniejszą nagrodą
za lata oczekiwania i tęsknoty. Nick ujął w dłonie jej
twarz, pochylił się i zbliżył usta do jej warg. Meredith
stanęła na palcach, by przyspieszyć moment, o którym od
tak dawna marzyła.

Teraz marzenia się spełniły. Nick długo smakował sło­

dycz jej ust, wkładając w pocałunek tyle pasji, ile może
narosnąć tylko podczas bolesnego, długiego oczekiwania.

Meredith wsunęła palce we włosy ukochanego, zacis­

nęła je mocno, jakby już nigdy nie chciała go od siebie
puścić. Nawet nie wiedziała, że potrafi być tak zaborcza.

Nick tulił ją do siebie, przyciągał coraz bliżej i bliżej...

Mięśnie miał napięte do granic wytrzymałości. Pragnął
dać jej wszystko, co mógł ofiarować, i wiedział, że Mere­
dith podziela to pragnienie.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 105

- Muszę cię mieć teraz, natychmiast - wyszeptał żar­

liwie. - Chcesz tego?

- Tak - padła krótka, cicha odpowiedź.
- Ale nie tutaj, nie na piasku...
- Gdziekolwiek zechcesz.
- Chodźmy na werandę. Tam będzie nam wygodnie.
- Dobrze - zgodziła się od razu.
Wypuścił Meredith z objęć, chwycił ją za rękę i oboje

w radosnym podnieceniu pobiegli w stronę domu. Rozpie­
rała ich energia, unosiło ekstatyczne poczucie wolności,
świadomość, iż nic nie stanie na drodze do spełnienia.
Będą mieli czas, by cieszyć się sobą nawzajem, smakować
każdą chwilę tej magicznej nocy. Mogliby teraz sięgnąć
gwiazd. Ich dusze szybowały wysoko, a morskie fale biły
o brzeg zgodnie z rytmem dwóch mocno bijących ludz­
kich serc.

Kiedy doszli do podnóża schodów, Nick przytrzymał

ją za rękę, by mogła opłukać stopy z piasku pod kranem,

który niegdyś kazał tam zamontować. Meredith wsunęła
nogę pod strumień wody, a wtedy Nick zaczął głaskać jej
łydki, pieścić stopy i palce. Pochyliła się, by odwzajemnić
pieszczotę, jednakże on szybko zakręcił kran, po czym ujął

ją za ramiona i z napięciem popatrzył jej w oczy.

- Sprawiasz, że czuję... - Zamilkł, nie kończąc

zdania.

- Co? - zapytała, by go ośmielić.
- Chciałbym, żeby to było... Pozwól, bym kochał się

z tobą, Meredith.

background image

106 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

Objęła go za szyję, przytulając głowę do jego piersi.

- Myślałam, że już nigdy się nie zjawisz, ale jednak

przyszedłeś. - Westchnęła głęboko, przepełniona uczu-
ciem nieopisanego szczęścia. - Właśnie za tobą tęskniłam
Nick.

Przytulił ją do siebie jeszcze mocniej.
- Jestem. Nastał kres czekania, Meredith - oświadczył

głosem pełnym triumfu, jak wojownik po wygraniu trud­
nej batalii. Z miną zwycięzcy niosącego zdobyczne trofe­
um wziął Meredith na ręce i zaniósł do zabudowanej czę-
ści werandy, gdzie przygotowane były dodatkowe miejsca
do spania.

W pomieszczeniu było duszno. Nick położył Meredith

na łóżku nakrytym bawełnianą kapą, po czym otworzył
okna, by wpuścić do wnętrza świeże powietrze.

Meredith uśmiechnęła się, widząc jego starania, ale

śmiech zamarł jej na ustach, kiedy Nick ściągnął spodenki
i wyprostował się. Stał przed nią całkiem nagi. Taki pięk­
ny, tak nieprawdopodobnie męski. Ogarnęło ją gwałtowne
podniecenie.

Szybko pozbyła się jedwabnej nocnej koszulki i majte­

czek. Teraz już nic nie dzieliło ich ciał. W tym momencie
Nick wyciągnął do niej ręce, a ona padła mu w ramiona,
gotowa dawać i przyjmować to, na co czekała w ciągu tylu
długich, pustych lat.

Została stworzona do miłości. Nie dane jej było zaznać

rozkoszy macierzyństwa, czuć dziecięcych warg ssących
nabrzmiałą pierś, ale wiedziała, że teraz ojciec tego dzie-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 107

cka wynagrodzi jej wszystko, co straciła. Kochał ją, a ona

skniła za jego miłością, pełną pasji, wolną od wszelkich

zahamowań.

- Nick -jęknęła cicho i to wystarczyło, by rzucił ją na

łóżko, gotów ofiarować wszystko, o co go błagała.

Szczęśliwa, zaspokojona, długo potem tuliła go do siebie,

delikatnie masując zmęczone mięśnie. Ciągle drżała z roz­
koszy, jaką przeżyła, kiedy połączyły się ich ciała. Owocem
takiego zbliżenia przed laty było ich dziecko. Czy podobny
cud może się powtórzyć? Czy Nick chciałby tego?

Naszła ją refleksja, że być może zbyt wiele oczekuje

po jednej nocy miłości, lecz szybko pozbyła się tej myśli.
To, co się zdarzyło, było czymś więcej niż tylko aktem
erotycznym. Teraz Meredith nie miała już wątpliwości, że
uczucia Nicka są równie silne, jak jej własne. Miłość nie
umarła.

Merry. Nick wielokrotnie powtarzał w myślach to imię.

Było w nim coś równie magicznego, jak w ich spotkaniu.

- Meredith - powiedział na głos, próbując zagłuszyć

natrętne echo. - Nasze przeżycie okazało się piękniejsze
niż wszystkie marzenia - wyszeptał, unosząc się, by mus­
nąć ustami jej wargi. Dziękował za to, co mu ofiarowała.
Był pewien, że żaden inny mężczyzna nie został tak hojnie
przez nią obdarowany jak on. Przetoczył się na plecy
i przyciągnął Meredith do siebie. Położył jej głowę na
swojej piersi. Ich nogi nadal były splecione w intymnym
uścisku.

background image

108

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

Pasowali do siebie doskonale. Jak ona mogła kochać

innego mężczyznę? - przemknęło mu przez myśl. On ni-
gdy dotąd żadnej kobiety nie darzył takim uczuciem.

- To prawdziwy cud - wyszeptała Meredith. - Magia

Gwiazdki. Bożego Narodzenia.

Gwiazdka. Szczęśliwa Gwiazdka...
Merry...
Nick przypomniał sobie, jaki smutek pojawił się na

twarzy Meredith, kiedy opowiadała Kimberly o historii
tego imienia.

A co jemu powiedziała dzisiejszej nocy?
„Właśnie za tobą tęskniłam".
Dziwne. Poznali się przecież niewiele ponad tydzień

temu. Wcześniej jednak padały z jej ust słowa świadczące
o tym, że tęsknota i oczekiwanie trwały o wiele dłużej niż
tydzień.

„Myślałam, że już nigdy się nie zjawisz". Dziwne sło­

wa. Co mogły znaczyć, skoro tak krótko się znali?

A co znaczyło to, że w ciągu tylu lat nawiedzała go

w snach?

Nick pogładził długie jedwabiste włosy, które tyle razy

mu się śniły, lecz nigdy nie mógł ich dotknąć. Ujął w palce
kilka pasemek i zaczął się nimi bawić. Włosy były tak
samo prawdziwe, jak prawdziwa była kobieta, która na
wpół drzemała u jego boku. Ułożyła się wygodniej i wes­
tchnęła z zadowolenia. Błogi spokój po pełnych pasji
chwilach, pomyślał.

Delikatnie gładził Meredith po plecach. Zachwycała

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 1 0 9

jedwabista gładkość jej skóry. Była piękna fizycznie

i duchowo. Wyobrażał sobie, że tak wyglądałaby kobieta
z jego snów, gdyby kiedykolwiek przybrała materialne
kształty.

Próbował sobie przypomnieć, kiedy zaczął o niej śnić.

Na pewno nie w szkole ani w college'u. Potem następo­
wała biała plama w pamięci, spowodowana urazem cza­
szki. Nabawił się go podczas uprawiania surfingu, tuż
przed wyjazdem na Uniwersytet Harvarda.

Rekonwalescencja zajęła mu trochę czasu. Na szczęście

przypomniał sobie wszystko, czego się nauczył. Dzięki
temu mógł kontynuować studia. Wtedy pojawiły się te sny.
Początkowo sądził, że w ten sposób odreagowuje frustra­
cję. Potem szukał odmiennych interpretacji majaków sen­
nych, ale jedno nie ulegało wątpliwości: zaczęły się po

wypadku, kiedy całkowicie stracił pamięć, a potem mo­
zolnie, z kawałków układanki, próbował ją posklejać.

Po krzyżu przebiegł mu niemiły dreszcz.
Biała plama w pamięci obejmowała także okres Boże­

go Narodzenia sprzed trzynastu lat.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Meredith obudziło delikatne pukanie do drzwi. Zerwa"

się gwałtownie i zaczęła rozglądać w poszukiwaniu Ni-

cka. Nigdzie go nie było. Po chwili dotarło do niej, że ni-
znajduje się już na werandzie, lecz w swojej sypialni.
W dodatku sama.

- Nie śpisz już, Merry? - usłyszała z korytarza pytanie

Kimberly.

O Boże, jestem zupełnie naga, pomyślała spanikowana

Meredith. Jeśli Kimberly wpadnie do głowy, żeby tu

wejść... Po chwili dostrzegła leżącą w nogach łóżka noc-
ną koszulę i majteczki. Szybko włożyła koszulę przez gło-
wę, a majteczki wepchnęła pod poduszkę.

- O co chodzi, Kimberly? - odezwała się w końcu.
- Wujek Nick powiedział, że jeśli chcemy kupić jakąś

porządną choinkę, to musimy się już zbierać, bo inaczej
wszystkie ładniejsze drzewka zostaną sprzedane.

Zatem Nick wstał i był na nogach! Która to godzina?

Meredith zerknęła na zegarek. Dochodziła dziewiąta.
Późno! Odrzuciła kołdrę, szybko wstała z łóżka i pobiegła
do garderoby.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

U l

_ Przykro mi, że zaspałam, Kimberly. Zaraz będę go­

towa- Czy łazienka jest wolna?

- Tak. Ja i wujek już się kąpaliśmy.
No tak, Kimberly prawdopodobnie zerwała się o szó­

stej, a może jeszcze wcześniej. Gdyby nakryła ich na we­
randzie... Dzięki Bogu Nick pomyślał o tym, co może
zdarzyć się o poranku. Pewnie śpiącą jak kamień przeniósł

ją do sypialni.

Teraz musiała się pospieszyć. Włożyła szlafrok, chwy­

ciła czystą bieliznę, żółte szorty i bluzeczkę, w które za­
mierzała dziś się ubrać. Zarumieniona, z mocno bijącym
sercem, podeszła do drzwi, otworzyła je gwałtownym
szarpnięciem i omal nie wpadła na Kimberly, która nadal

szwendała się pod jej sypialnią.

- Naprawdę mi przykro, że zaspałam, kochanie - po­

wtórzyła. - Powinnaś mnie wcześniej obudzić.

- Nie ma sprawy - uspokoiła ją córka. Jej twarz pro­

mieniała zadowoleniem. - Wujek Nick powiedział, że roz­
mawialiście do późna w nocy. - W oczach Kimberly lśniły
iskierki zadowolenia. Cieszyła się, że jej mistrzowska ma­
nipulacja zaczyna przynosić owoce. - Dobrze się bawiłaś,

Merry?

Rumieniec na policzkach Meredith znacznie się pogłębił.
- Tak, nieźle. Muszę się pospieszyć. - Z tymi słowami

ruszyła do łazienki, świadoma, że na jej ciele nadal wido­
czne są ślady po miłosnej nocy z Nickiem.

- Wujek Nick powiedział, że nigdy dotąd nie czuł się

tak wspaniale - oznajmiła z triumfem Kimberly.

background image

112

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

Meredith zatrzymała się z ręką na klamce. Serce wy.

pełniła jej radość. Uśmiechnęła się do swojej córki... do
ich córki.

- To dobrze - odparła.
- I dodał jeszcze, że nie zamierza ożenić się z Rachel

Pearce - ciągnęła Kimberly. - Kamień spadł mi z serca.

- Cieszę się, że przynajmniej o to nie musisz się już

martwić - powiedziała do córki.

Kimberly popatrzyła krytycznym wzrokiem na rozczo­

chrane włosy matki.

- Zajmij się teraz sobą - poradziła życzliwie. - Nie

musisz się tak bardzo spieszyć. Poczekamy na ciebie.

Weszła w końcu do łazienki. Słowa Kimberly dodały jej

skrzydeł. Nick podobno powiedział, że jeszcze nigdy nie czuł
się tak wspaniale. Ona również. Było jej nawet lepiej niż
kiedyś, bo teraz już nic nie stało na przeszkodzie miłości: ani

jej zbyt młody wiek, ani niechętna ich związkowi rodzina.

Zaś ich córka gorąco pragnęła, żeby byli razem.

Stojąc w kabinie prysznicowej i namydlając ciało,

wspominała magiczne chwile minionej nocy, rozpamię­
tywała uczucia, jakie wzbudzał w niej Nick. Czasami
w ciągu tych trzynastu lat zastanawiała się, czy przypad­
kiem nie upiększa wspomnień związanych z tym mężczy­
zną. Tymczasem rzeczywistość okazała się wspanialsza,
niż mogła sobie wyobrazić.

Po kąpieli zakręciła kurek kranu i opuściła kabinę.

Podeszła do umywalki, sięgnęła po kosmetyczkę. Kryty­
cznym spojrzeniem obrzuciła swoje odbicie w lustrze.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 1 1 3

Kimberly miała rację: powinna natychmiast zrobić po­

rządek z włosami. Sól morska i wiatr zmieniły jej fryzurę

w ptasie gniazdo. Umyła więc i włosy, a potem za pomocą
okrągłej szczotki i suszarki próbowała jako tako doprowa-
dzić je do ładu. Na zakończenie zabiegów toaletowych
umalowała wargi, pociągnęła tuszem rzęsy i uznała, że
może już pokazać się córce i Nickowi.

Pobiegła do sypialni, by zabrać stamtąd aparat fotogra­

ficzny. Wspólne kupowanie ich pierwszej choinki było tak

ważnym wydarzeniem, że należało uwiecznić je na kliszy.
Meredith chciała utrwalić wszystko, co wiązało się z tym
Bożym Narodzeniem.

Idąc korytarzem, usłyszała głosy Nicka i Kimberly. Jej

najbliżsi wesoło przekomarzali się w kuchni. Uśmiechnęła
się do siebie. W życiu zdarzają się małe burze, jak powiedział
Nick, ale nie są one w stanie zachwiać podstawami dobrej
rodziny. Meredith przypomniała sobie, że powinna raz jesz­
cze porozmawiać z Kimberly o przyszłej szkole, skoro spra­

wa jej wyboru nie wiązała się już z osobą Rachel Pearce.

Kiedy weszła do kuchni, rozmowa ucichła, a dwie pary

oczu natychmiast zwróciły się w jej stronę.

- Ślicznie ci w żółtym kolorze - zachwyciła się Kim­

berly. - Prawda, wujku Nick?

- Wygląda piękniej niż słońce - przyznał z uśmiechem.

Meredith zauważyła jednak, że jest trochę spięty. Wy­

czuła również, że chciałby jej zadać kilka pytań, lecz nie
może zrobić tego w obecności Kimberly.

- Dziękuję wam obojgu za komplementy - powiedzia-

background image

1 1 4 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

ła. - Zaś tobie również za to, że zatroszczyłeś się o mnie
- dodała, patrząc tylko na Nicka.

- Nie ma za co. Naprawdę byłaś wykończona. Mam

nadzieję, że dobrze spałaś.

- Zbyt dobrze. Żałuję, że nie obudziłam się wcześniej

Razem z tobą, Nick, dodały jej oczy.

- Przed nami jeszcze wiele dni - odparł. - Na płytce

grzeje się kawa. Masz ochotę się napić?

- Zachowaliśmy dla ciebie także kilka bułeczek - do

dała Kimberly.

- Starczy czasu, żebym coś zjadła? - upewniła się Me-

redith. - Nie chcę, żeby przez moje opóźnienie zabrakło
dla nas ładnych drzewek.

- Twoje zdrowie jest ważniejsze niż kupno choinki

- oświadczył stanowczym tonem Nick, z góry ucinając
wszelką dyskusję.

Meredith usiadła przy kuchennym stole, szczęśliwa, że

nareszcie ktoś się o nią troszczy. Dotąd sama musiała dbać
o siebie. Jak dobrze być członkiem kochającej rodziny.

- Wujek i ja postaramy się, żeby te święta były dl

ciebie naprawdę wyjątkowe - oświadczyła Kimberly, po­
dając Meredith bułeczki, podczas gdy Nick nalewał jej
kawę. - Powinnaś zapomnieć o wszystkich poprzednich
kiedy byłaś sama.

Łzy wzruszenia napłynęły Meredith do oczu. Szybko

zamrugała powiekami i uśmiechnęła się do córki.

- Już teraz są wyjątkowe - wyszeptała. Zaczęła jeść

bułeczkę, powoli popijając ją kawą.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 1 1 5

podczas śniadania z przyjemnością obserwowała po­

grążonych w rozmowie Nicka i Kimberly. Pod wieloma

względami byli do siebie tak bardzo podobni. Zaczęła się
zastanawiać, czy jej decyzja o niewracaniu do przeszłości
naprawdę była słuszna. Chyba jednak powinna poinfor­
mować Nicka, że to on jest ojcem Kimberly. Miał pełne
prawo o tym wiedzieć.

Zdawała sobie sprawę, iż nie będzie to łatwa rozmowa.

Zwłaszcza że ostatniego wieczoru gładko prześliznęła się

po faktach dotyczących adopcji dziewczynki. Wtedy kie­
rowały nią szlachetne pobudki. Nie chciała obciążać Nicka
wiedzą, której poznanie mogło sprawić mu ból. W końcu
ogromną rolę w całej sprawie odegrała jego zmarła siostra.
Odpowiedzialność za brata, do której nieustannie się po­
czuwała, chęć pozbawienia go wszelkich kłopotów, nigdy
nie pozwoliły jej wyznać mu prawdy o tym, co łączy go

z Kimberly.

Teraz jednak okoliczności się zmieniły. Rachel Pearce

znikła ze sceny. Nick darzył ją, Meredith, takim samym
uczuciem jak przed laty. W tej sytuacji nie będzie musiał
czuć się winny czy do czegokolwiek zobowiązany, kiedy

pozna fakty. Przecież nie ponosił odpowiedzialności za to,
co się niegdyś stało. Z pewnością to zrozumie.

Potem wspólnie powiedzą o wszystkim Kimberly.

Dziewczynka przeżyje niniejszy szok, jeśli usłyszy prawdę
z ust obojga rodziców. Spokojnie udzielą jej wyjaśnień,
więcej uwagi poświęcając ich wspólnej przyszłości niż
temu, co minęło. Uznała, że porozmawia z Nickiem dzi-

background image

116

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

siejszej nocy. Najpierw jednak będą się kochać. Uśmiech-
nęła się do siebie. Nic złego się nie stanie, skoro ich
uczucie jest tak silne.

- Najadłaś się już, Merry? - spytała Kimberly.
- Jestem gotowa do wyjścia! - zawołała ochoczo, zry­

wając się od stołu i chwytając leżący na blacie aparat,

- Wspaniale! No, to idziemy. - Kimberly wzięła matkę

za rękę i pociągnęła ją ku drzwiom. - W tym roku może­
my kupić większą choinkę, wujku Nick, bo będziemy ją
nieść we troje.

Meredith uśmiechnęła się do Nicka i ze zdziwieniem

spostrzegła jakiś chmurny grymas na jego twarzy. Kiedy
się zorientował, że ona na niego patrzy, natychmiast także
się uśmiechnął, ale pierwsze wrażenie głęboko zapadło jej
w pamięci. Nick wyglądał tak, jakby coś go dręczyło.
W czasie drogi do miasteczka zastanawiała się, o co mu
chodzi.

Ciężarówka z choinkami stała dokładnie naprzeciwko

domu towarowego. Drzewka różnej wielkości oparte były
o bok samochodu. Przedsiębiorczy sprzedawca różnymi
sposobami zachęcał klientów do kupna.

Kimberly i Nick powoli przeszli wzdłuż rzędu choinek,

oceniając ich wady i zalety. Od czasu do czasu zatrzymy-
wali się i stawiali prosto upatrzone drzewko, by dokładnie

je obejrzeć. Meredith trzymała się z boku, co chwila pstry-

kając kolejne zdjęcie, dopóki Kimberly gorąco przeciwka
temu nie zaprotestowała.

- Jesteś taka sama jak każda mama, Merry. Wszystko

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

117

musisz uwiecznić na fotografii. Tracisz przez to najlepszą
zabawę.

Reakcja córki wydała się jej całkiem naturalna. Scho­

wała aparat do futerału i ochoczo przyłączyła się do Kim­
berly i Nicka. On jednakże ostro zaprotestował przeciwko
zachowaniu siostrzenicy.

- Zrób tyle zdjęć, ile tylko chcesz, Meredith - powie­

dział. - Przecież wiesz o fotografiach, które Denise wy­
syłała do twojej matki - zwrócił się do Kimberly.

Dziewczynka pokiwała głową, zdziwiona nagłą zmianą

nastroju wujka.

- Moja siostra robiła to każdego roku. Dzięki aktual­

nym zdjęciom twoja mama poznawała na bieżąco życie
swojego dziecka. Było to wszystko, co miała.

Meredith ze zdumieniem słuchała patetycznych słów

Nicka. Nie zdawała sobie sprawy, że tak mocno poruszyła
go umowa, którą ona zawarła z jego siostrą.

- Meredith wytapetowała tymi zdjęciami ściany swojej

sypialni - ciągnął. - Najlepsze z nich powiększyła, żeby
dokładniej móc cię widzieć.

- Nick... - zaczęła Meredith. Jej zdaniem nie powinien

opowiadać tego wszystkiego Kimberly. Dlaczego ich córka
miałaby się czuć winna czemuś, co działo się poza nią?

- Powinna wiedzieć, ile to dla ciebie znaczyło - wy­

jaśnił.

- Sama dokonałam wyboru - przypomniała mu.
- Jako szesnastolatka? - spytał z powątpiewaniem.
- Nie wracajmy do przeszłości - poprosiła. - Co było,

background image

118

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

minęło. - Meredith popatrzyła na córkę i uśmiechnęła się
do niej. - Masz rację, Kimberly - powiedziała. - Bycie
razem jest lepsze niż zdjęcia.

To były święte słowa. Meredith niepotrzebne już były

żadne fotografie. Nareszcie mogła przeżywać wszelkie
blaski i cienie realnego życia. Podeszła do córki i uściska-
ła ją serdecznie.

- Które drzewko najbardziej ci się podoba? - spytała,
Kimberly popatrzyła na nią z uczuciem, wyraźnie wi­

docznym w jej dużych zielonych oczach.

- Ja też o tobie myślałam, Merry. Przez cały rok, odkąd

tylko dowiedziałam się o twoim istnieniu. Żałowałam, że
nie mam twojej fotografii. Bardzo byłam ciekawa, jak
wyglądasz.

- Rozumiem cię. Brak wiedzy bardzo przytłacza, pra­

wda? - dodała ze współczuciem.

Kimberly pokiwała głową.

- Nie złość się na wujka, że o wszystkim mi opowie­

dział - poprosiła. - Cieszę się, że to zrobił, Merry. Dzięki
temu wiem, że zawsze ci na mnie zależało.

- Nie złoszczę się na niego. Zrobił to z myślą o mnie.

Dziękuję, Nick. - Wyciągnęła do niego rękę.

Nick westchnął.
- Kochająca matka zasługuje na więcej... Mam po-

mysł! Daj mi aparat, to uwiecznię moment, kiedy obie
wybieracie choinkę.

Meredith roześmiała się i wręczyła Nickowi aparat

fotograficzny. Przykro jej było, że tak bardzo wszystko

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

119

przeżywa. Zmartwi się jeszcze bardziej, kiedy wieczorem

dowie się całej prawdy. Było Boże Narodzenie, którego
podniosłej atmosfery nie chciała niczym zakłócić. Może

lepiej będzie, jeśli o wszystkim poinformuje go później,
kiedy ich stosunki bardziej się zacieśnią.

Nie była jednak pewna słuszności takiej decyzji. Trud­

no przecież być z kimś blisko i jednocześnie ukrywać
przed nim tak ważną tajemnicę. Biła się z myślami, co
powinna zrobić.

Wybrała wraz z Kimberly wysoką choinkę o gęstych,

symetrycznie rozmieszczonych gałązkach. Nick zrobił im

zdjęcie na tle tego drzewka, a potem zapłacili za nie i we
trójkę ponieśli do domu.

Jak członkowie prawdziwej rodziny, pomyślała Meredith.

Cudownie mieć obok siebie najbliższych. Zwłaszcza w okre­
sie Bożego Narodzenia każdy powinien zaznać tego szczę­
ścia. W ciągu minionych lat zdążyła poznać, co to samo­

tność, brak ludzi kochających i kochanych. Nick i Kimberly
rok temu także przeżyli utratę bliskich im osób. Czy poznanie

prawdy, świadomość, że stanowią pełną rodzinę, pozwoli im

szybciej zapomnieć o tamtej tragedii? A może rzuci to cień

na drogie ich sercom wspomnienia?

„Brak wiedzy bardzo przytłacza", przypomniała sobie

słowa, które wypowiedziała do Kimberly. To przeważyło

jej decyzję.

Dzisiej szej nocy wyzna Nickowi całą prawdę. Potem obo­

je zastanowią się, jak opowiedzieć o wszystkim Kimberly.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Niewiedza zabijała Nicka. Przez cały czas myślał tylko

o tym, co mogło się wydarzyć trzynaście lat temu. Wysilał
pamięć, ale na próżno. Meredith nie wiedziała, co go
dręczy, a on bał się zadać jej to najważniejsze pytanie: czy

jest ojcem Kimberly. Jeśli się mylił, uznałaby go za sza-

leńca, który próbuje utożsamiać się z jej dawnym kochan­
kiem. Nie chciał tego, ale... musiał poznać prawdę.

Chodził tam i z powrotem po pokoju, z niecierpliwo­

ścią oczekując nadejścia godziny, kiedy mógłby zadzwo­
nić do starych przyjaciół. Jeśli ktokolwiek znał szczegóły
bożonarodzeniowej eskapady sprzed trzynastu lat, to tylko
Jerry i Dave. Obaj od początku do końca towarzyszyli mu
podczas tamtych długich wakacji.

Popatrzył na stojącą w rogu pokoju ogromną choinkę

Co za paradoks! Kolejne Boże Narodzenie. Wieczorem

wszyscy troje będą wieszać ozdoby na drzewku...

Szczęśliwa Gwiazdka...

- Wspaniała choinka, prawda, Merry?

Nick odwrócił się szybko. W progu stała Kimberly

wraz z Meredith, ubraną w biały obcisły jednoczęściowy
kostium kąpielowy. Jej widok jak zwykle zaparł mu dech

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

121

w piersiach. Była pięknie opalona na miodowozłocisty
kolor, jej gładka skóra lśniła jak jedwab, aż się prosiła, by
jej dotknąć. A te piękne długie nogi... Nick przypomniał
sobie, jak nocą oplatały go w intymnym uścisku i poczuł
gwałtowny przypływ pożądania.

- Nie przebrałeś się w kąpielówki - skarciła go Kim-

berly.

- Wcześniej włożyłem je pod szorty - odparł z roz­

targnieniem.

- No, to chodź z nami na plażę - ponagliła go dziew­

czynka.

- Później do was dołączę. Przypomniałem sobie właś­

nie, że pilnie muszę do kogoś zatelefonować.

- Interesy w Wigilię! Co za pomysł - jęknęła Kim-

berly.

- To nie zajmie mi dużo czasu - obiecał Nick.
- Ale my chcemy, żebyś zniósł nam deskę.
Nick pokręcił głową.
- Jest za słaby wiatr do windsurfingu. Poczekajmy do

lunchu. Może wtedy mocniej powieje.

Kimberly westchnęła z rozczarowaniem. Meredith ła­

godnie ścisnęła jej rękę.

- Nie kłóć się z Nickiem. Chodźmy na plażę. Marzę

o kąpieli.

- No, to goń mnie! Kto będzie ostatni w wodzie, ten

przegrywa!

Kimberly pobiegła naprzód, a Meredith, śmiejąc się

głośno, ruszyła za nią w pościg.

background image

122 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

Nick kierowany nieuświadomionym impulsem poszedł

na werandę. Stał przy balustradzie i obserwował dwie po-
stacie biegnące po piasku. Meredith... Kobieta z jego sen-
nych marzeń, teraz realna i namacalna, w tak naturalny
sposób zaczęła stanowić część jego życia... Kimberly..
Kiedy biegnie, jej ciemne włosy związane w koński ogon
powiewają na wietrze. Ileż w niej podobieństwa do człon-
ków jego rodziny... Czyżby naprawdę była jego córką?
Nick mocno zacisnął dłonie na poręczy. Musi się tego
dowiedzieć.

Wrócił do domu i skierował kroki prosto do kuchni,

gdyż tam właśnie wisiał na ścianie telefon. Nick wczes­
nym rankiem dzwonił już do Jerry'ego i Dave'a, ale nikt
nie odpowiadał. Zaczynały się święta; obaj mogli dokądś
wyjechać.

Trzej przyjaciele nie utrzymywali ze sobą regularnych

kontaktów. Praca Jerry'ego zawiodła go do Melbourne,
a Dave ożenił się z Angielką i osiadł na stałe w Londynie.
Wymieniali okolicznościowe kartki i z rzadka umawiali
się na drinka czy kolację, jeśli akurat spotkali się w tym
samym mieście. Jednakże pamięć dawnej przyjaźni była
tak silna, że Nick nie miał wątpliwości, iż może liczyć na
ich pomoc, jeśli tylko będą w stanie jej udzielić. Najważ-
niejsze, żeby zastać któregoś z nich w domu.

Najpierw wykręcił numer Jerry'ego. Nikt się nie

zgłosił.

Sfrustrowany Nick obliczył w pamięci, która godzina

jest teraz w Londynie. Wyszło mu, że około drugiej w no-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

123

cy. Trudno. Potrzeba odkrycia prawdy przeważyła wszel-

kie rozterki. Wykręcił międzynarodowy numer kierunko­
wy, Potem wybrał kolejne cyfry i w napięciu czekał na
odzew. Odetchnął z ulgą, kiedy usłyszał łoskot niezdarnie
podnoszonej słuchawki.

- Dave? - upewnił się gorączkowo.
- Tak. A kto mówi? - wymruczał zaspanym głosem

przyjaciel Nicka.

- To ja, Nick Hamilton. Przepraszam, że...
- Do diabła, bracie, czy wiesz, która tu jest godzina?
- Wiem, ale wcześniej nie mogłem się dodzwonić.
- No tak, idą święta... Linie są zajęte... Więc o co

chodzi?

- To dla mnie bardzo ważne, Dave. Potrzebna mi twoja

pomoc.

- W porządku. Wal śmiało.
Nick odetchnął głęboko, by dodać sobie odwagi.
- Pamiętasz naszą wyprawę tuż po skończeniu colle­

ge'u kiedy to wylądowałem w szpitalu z urazem czaszki?

- No jasne, że pamiętam. Szaleliśmy na desce, aż miło,

dopóki nie oberwałeś po głowie.

- Jakie miejscowości odwiedziliśmy? - spytał z napię­

ciem Nick.

- I żeby się tego dowiedzieć, budzisz mnie w środku

nocy? - obruszył się Dave.

- Chodzi o coś więcej. Chcę, żebyś mi przypomniał,

co się wtedy zdarzyło. Mam całkowitą dziurę w pamięci.
Pomóż mi ją załatać.

background image

124 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

- No dobrze. Niech chwilę pomyślę... Najpierw za-

trzymaliśmy się w Boomerang niedaleko Forster. Wspa-
niałe miejsce do windsurfingu. Pewnego dnia towarzyszy.
ło nam stado delfinów...

- Co dalej? - naciskał Nick.
- Chyba Flynn's w Port Macuuarie.
- A potem?
- South West Rocks, na wschód od Kempsey.
- Następnie?
- Sawtell. Niedaleko Coff's Harbour.
Rodzinne strony Meredith! Nick z trudem przełknął

ślinę.

- Czy gdzieś tam nie związałem się przypadkiem z ja­

kąś dziewczyną? - spytał.

- A, takie buty! Panienka wróciła i nie daje ci spokoju?

- zarechotał lubieżnie Dave.

Nick przymknął oczy. Żebyś wiedział, że nie daje mi

spokoju, pomyślał.

- To znaczy, że był ktoś? - domagał się jasnej i kon­

kretnej odpowiedzi.

- No jasne! Wpadłeś po uszy, chłopie! Za nic nie chcia­

łeś opuścić swojej damy. Powiedziałeś, że możemy jechać

dalej, jeśli mamy ochotę. Ty znalazłeś coś o niebo lepsze­

go niż surfing i końmi by cię stamtąd nie wyciągnął.

- Dlaczego więc nie zostałem?
- Stara tamtej dziewczyny powiedziała ci, że mała li­

czy zaledwie szesnaście lat. Faktycznie była ciut za młoda
na to, coście tam razem wyprawiali. W końcu odzyskałeś

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

125

rozum i ruszyliśmy w dalszą drogę. Ale nie byłeś już sobą.

Twój upadek w Tweed Heads był kompletnie bez sensu,
bracie- Tak wypuścić wiatr z żagla! Po aferze w Coffs
miałeś głowę zajętą czymś innym niż deska.

Wszystko się zgadzało. Nickowi brakowało ostatniej

informacji.

- Jak ona miała na imię, Dave?
- Do licha, myślisz, że pamiętam?
- Spróbuj sobie przypomnieć - nalegał. Serce mocno

waliło mu w piersi.

- Nawet nie jestem pewien, czy w ogóle je poznałem

- zastanawiał się głośno Dave. - Nazywałeś ją tak jakoś...
- Roześmiał się głośno. - To na pewno nie było jej pra­
wdziwe imię.

- A pamiętasz je?
- Jasne! - Dave znowu się roześmiał. - Pasowało do

tamtej pory roku. Mówiłeś o niej Merry. Moja Szczęśliwa
Gwiazdka.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Nick zapisał liczbę zdobytych punktów, potem zebrał

i potasował karty. Na jego twarzy malowało się zmęcze­
nie. Przez cały wieczór wydawał się być nieobecny my-
ślami; przytomniał jedynie wtedy, kiedy Kimberly zada­

wała mu jakieś pytanie, na które musiał odpowiedzieć.
Meredith miała nadzieję, że Nick znajdzie w sobie dość
siły, by jeszcze trochę z nią posiedzieć, gdy ich córka
pójdzie już do łóżka.

Dzień spędzili bardzo aktywnie: pływali, uprawiali

windsurfing, dekorowali choinkę. Ubiegłej nocy Nick
przespał niewiele godzin, a wstał o świcie wraz z Kimber­
ly. Meredith zastanawiała się, co zrobi, jeśli Nick zapro­
ponuje, żeby dziś wcześnie poszli spać?

- Tym razem to już naprawdę ostatnia rozgrywka,

Kimberly - oświadczył stanowczo, rozkładając karty na
stole.

- Gra za bardzo mnie wciągnęła, żebym chciała iść do

łóżka, wujku Nick - zaprotestowała dziewczynka.

Szala zwycięstwa przechylała się to na jedną, to na

drugą stronę. W tym momencie prowadził Nick. Meredith

w przedbiegach zrezygnowała z wygranej. Rozmyślanie

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

127

o tym, jak wyznać Nickowi prawdę o ich związku, tak ją

zaabsorbowało, że nie mogła skoncentrować się na grze

w remika.

- Już i tak ci się udało. Prosiłaś, abyśmy pozwolili ci

zostać z nami dopóty, dopóki w telewizji nadają „Kolędy
przy blasku świec".

- Program dopiero przed chwilą się skończył.
- Umowa to umowa, moja panno.
- Wobec tego muszę wygrać - oznajmiła z nadąsaną

miną Kimberly, układając w dłoni karty.

Ku swojej radości i skrytej uldze rzeczywiście wygrała.

Być może dzięki dyskretnej pomocy Nicka. Tak czy owak
nie było już żadnych przeszkód w udaniu się na spoczy­
nek. Kimberly odtańczyła wokół stolika taniec zwycięzcy,

uściskała i wycałowała Nicka oraz Meredith, tęsknym
wzrokiem obrzuciła stos prezentów pod choinką i pobieg­
ła do swojej sypialni.

Po wyjściu dziewczynki w pokoju zapanowało przykre

napięcie. Meredith odczuwała je każdym nerwem swojego
ciała. Ogarnęły ją wątpliwości. Czyżby Nick poniewczasie
żałował, że tak na oślep rzucił się w jej ramiona? Popa­

trzyła na niego badawczo, ale niczego nie mogła odczytać
z wyrazu jego twarzy. Pochylony nad stolikiem porządko­
wał karty. Starannie włożył je do kasetki, po czym wstał,

by odnieść ją do szuflady.

Meredith także wstała z krzesła. Drżącymi rękami ze­

brała brudne szklanki i zaniosła je do zlewu. Przez cały
czas zastanawiała się, co jest nie w porządku. Po raz pier-

background image

128 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

wszy tego dnia byli sami. Od rana niecierpliwie czekała
na ten moment. Na przemian ogarniały ją strach i podnie­
cenie. Teraz oczekiwana chwila nadeszła, ale Nick wcale
się nie cieszył z towarzystwa ukochanej.

Opłukała szklanki, postawiła je na suszarce, żeby ob-

ciekły, po czym z sercem przepełnionym lękiem wróciła
do salonu. Jednak mimo obaw nie zmieniła wcześniejsze­
go postanowienia. Powie Nickowi prawdę. Lepiej o czymś
wiedzieć, niż żyć w niewiedzy.

Kiedy weszła do pokoju, Nick stał wpatrzony w świą­

tecznie przystrojoną choinkę. Odwrócił się na odgłos jej
kroków.

- Możemy przejść na werandę? - zapytał. - Nie

chciałbym, żeby Kimberly podsłuchała naszą rozmowę.

Meredith pokiwała głową i ruszyła za Nickiem, boleś­

nie świadoma jego bliskości. Popatrzyła na niego uważnie,
a on wskazał jej jeden z wiklinowych foteli, na których
siedzieli i rozmawiali ubiegłej nocy. Najwyraźniej coś in-
nego niż kochanie się było mu w głowie. Jeśli odczuwał
pożądanie, starannie tłumił swoje uczucia.

Przyszło jej na myśl, że niepokoi go teraz beztroską

z jaką zachowywali się wczoraj w nocy. Być może chciał
się dowiedzieć, czy ona w jakiś sposób się zabezpieczyła.
Ogarnięci miłosną gorączką oboje nie pomyśleli o konse-
kwencjach. Powinna teraz żałować swojej niefrasobliwo-
ści, ale z niewiadomych powodów nie miało to dla niej
żadnego znaczenia.

Nick poczekał, aż Meredith usiądzie w fotelu, po czym,

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 129

zaciskając pięści, podszedł do barierki. Przez kilka minut
wpatrywał się w morze, zanim zdecydował się spojrzeć jej
głęboko w oczy.

- To ja trzynaście lat temu nazwałem cię Merry - po­

wiedział spokojnie. - O mnie myślałaś, kiedy wyjaśniałaś
całą sprawę Kimberly.

Zszokowana Meredith nie mogła wykrztusić słowa.

Nick o wszystkim już wiedział. Niczego nie musiała mu
wyjawiać.

- Zdawałaś sobie sprawę, że niczego nie pamiętałem?

- spytał.

W jego głosie słyszała bolesne nuty. Serce ścisnęło

jej się z żalu. W głowie miała mętlik. Zastanawiała się,
jak i kiedy Nick odkrył, że poznali się już przed laty.
Uznała, że to nieważne. Przecież sama nade wszystko
pragnęła, by poznał prawdę. Jednakże nawet przez chwilę
nie przypuszczała, że on pierwszy otworzy wrota prze­

szłości.

- Tak - odparła, odpowiadając na zadane jej pytanie.

- Twoja siostra opowiedziała mi o wypadku. Kiedy ty­
dzień temu mnie odwiedziłeś, zrozumiałam, że Denise
mówiła prawdę. Rzeczywiście straciłeś pamięć.

- Nadal niczego nie pamiętam - stwierdził.
- Zatem... Wybacz, nic już nie rozumiem.
- Dziś zadzwoniłem do Dave'a. Dave'a Ketteridge'a

- uściślił. - Towarzyszył mi tamtego lata.

Dave był jednym z dwóch przyjaciół Nicka. Meredith

pamiętała ich obu. Drugi nazywał się Jerry Thompson.

background image

130 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

Wszyscy trzej od iat się przyjaźnili i prawdopodobnie
utrzymywali ze sobą stały kontakt. A zatem przez cafe
popołudnie, kiedy razem pływali na desce, a potem wie­
czorem, grając z nimi w karty, wiedział już, że jest ojcem
Kimberly. Doskonale ukrywał tę wiedzę, czekając na mo-
ment, kiedy będą mogli spokojnie porozmawiać.

- Dlaczego mnie nie zawiadomiłaś? - spytał z napię-

ciem w głosie. - Nawet nie dałaś mi szansy, żebym...
żebym... - Długo tłumione uczucia wybuchły z niepoha­
mowaną siłą. - Meredith, do licha! Nosiłaś w łonie moje
dziecko. Należało mi o tym powiedzieć!

Nie miała innego wyjścia. Musiała go zranić. Dla ich

wspólnego dobra musiała wyjawić mu całą prawdę.

- Zrobiłam, co tylko mogłam, żeby cię odszukać, Nick.
- Spotkałaś się z moją siostrą. - W głosie Nicka

brzmiało oskarżenie.

- Tak. Zostawiłeś mi jej adres, gdybym po roku chciała

do ciebie napisać. Kiedy odkryłam, że jestem w ciąży,
moja macocha... - Po co zaczęła o tym mówić? Przecież
to nie należało do sprawy. Westchnęła głęboko i ciągnęła
opowieść, starając się, by głos jej nie drżał. - Wsiadłam

w autobus jadący z CofFs Harbour do Sydney...

- Macocha wyrzuciła cię z domu?
- Niezupełnie. Jej siostra powiedziała, że da mi schro­

nienie, jeśli zgodzę się dla niej pracować. Była właściciela
ką kwiaciarni. Miałam przyjechać do niej do Sydney, ale
najpierw wstąpiłam pod adres, który mi podałeś.

- I nie zastałaś mnie.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

131

_ Tak. Twoja siostra poinformowała mnie, że otrzyma­

łeś stypendium na Uniwersytecie Harvarda i wrócisz do­
piero za dwa lata.

- Mogłaś poprosić Denise, żeby dała ci mój adres

w Stanach.

Meredith popatrzyła mu prosto w oczy.

- Właśnie to zrobiłam. Popełniłam jednak błąd, mó­

wiąc jej, że jestem w ciąży.

- Co to znaczy „błąd"? - spytał Nick.
Milczała przez chwilę. Nie wiedziała, jak mu to naj-

oględniej powiedzieć. Westchnęła ciężko i przedstawiła
sprawę tak samo, jak Denise zrobiła to przed laty.

- Twoja siostra nie chciała, żebyś zniszczył swoją do­

brze zapowiadającą się karierę i wrócił do domu z powodu

jakiejś tam dziewczyny, o której zdążyłeś już zapomnieć.
Dziewczyny, która zamierzała obarczyć cię odpowiedzial­
nością za dziecko. A przecież ty nie mogłeś jej na siebie
przyjąć. Denise uznała, że taka smarkula jak ja nie jest dla

ciebie odpowiednią żoną. Jej zdaniem byłabym tylko ka­
mieniem u twojej szyi.

- Naprawdę moja siostra to wszystko powiedziała? -

Nick nie mógł otrząsnąć się z szoku.

- Z jej punktu widzenia to były słowa rozsądku - od­

parła beznamiętnym tonem.

- I co się potem zdarzyło?
- Nie uwierzyłam jej. Pomyślałam... że to ona mnie

nie chce. - Meredith z bólem w oczach popatrzyła na Ni­
cka. - Bo nie dopuszczałam do siebie myśli, że twoje

background image

132

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

uczucia do mnie się zmieniły. Uznałam, że twoja siostra
skłamała, twierdząc, iż o mnie zapomniałeś.

Nick westchnął głęboko. Ogromny ciężar legł mu na

sercu.

- A jednak to była prawda... ale nie całkiem. Śniłaś mi

się. W ciągu tych lat wielokrotnie nawiedzałaś mnie w snach.
Kiedy zatem ujrzałem cię w drzwiach twojego mieszkania...
Niepewność doprowadzała mnie do szaleństwa.

- Dlatego postanowiłeś zadzwonić do Dave'a.
- Były jeszcze inne powody. Pewne słowa, które bez­

wiednie padły z twoich ust, moje uczucia do ciebie...

- Próbowałam odnaleźć Dave'a - powiedziała cicho

Meredith. - A także Jerry'ego. Tylko oni mogli doprowa­
dzić mnie do ciebie.

Nick zesztywniał.
- Jerry wiedział, gdzie mnie szukać. Znał mój adres,

gdyż pisałem do niego.

- W książce telefonicznej Sydney nazwisko „Thom­

pson" zajmuje pięć bitych stron - wyjaśniła Meredith;
- Dlatego najpierw próbowałam znaleźć Ketteridge'a.

- No tak, tamtego roku Dave spakował plecak i poże-

glował w nieznane.

- Jego ojciec pożalił mi się, że rodzina dostaje od niego

sporadycznie kartki z różnych stron świata. Ostatnia przy-
szła z Turcji. Dave pisał w niej, że wybiera się do Indii.
Jego rodzice wiedzieli, że przebywasz w Stanach, jednak
nie znali twojego adresu. Podyktowali mi numer telefonu
Jerry'ego.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 133

- Czyżby on ci nie pomógł? - nie mógł uwierzyć Nick.
- Słuchawkę podniosła jego matka. Poinformowała

mnie krótko, że syn wyprowadził się z domu, a ona dość

ma telefonów od zawiedzionych panienek, które z uporem

wydzwaniają do niego. Oświadczyła, że gdyby Jerry miał
ochotę ze mną się skontaktować, sam by to zrobił. Ledwo
udało mi się zapytać o ciebie, lecz ona odparła, że w two­
im przypadku obowiązuje ta sama zasada.

Nick odszedł od barierki i nerwowymi krokami zaczął

tam i z powrotem chodzić po werandzie.

- Mogłaś spróbować wysłać list pod adresem uniwer­

sytetu - oznajmił, przystając na chwilę.

- Tak sądzisz? - Popatrzyła na niego z wyzwaniem

w oczach. - Wszystkie drzwi zamykano mi przed nosem.
Twoja siostra zapewniła, że całkiem o mnie zapomniałeś.
Pani Thompson okazała mi wzgardę. Minęły miesiące,
odkąd mnie opuściłeś. Dałeś drapaka, jak określiła to moja
macocha.

- Nieprawda - bronił się Nick. - Wyjechałem wyłącz­

nie dla twojego dobra.

- Szkoda, że sam mi o tym nie powiedziałeś! Ale cie­

bie przecież tu nie było.

- Do diabła! - wybuchnął Nick. - Jednak miałem pra­

wo o wszystkim wiedzieć.

- Powinieneś zatem mieć pretensję do swojej siostry.

- Nuty cierpienia słyszalne w jej głosie raniły serce Nicka.
- Ona znała cię najlepiej. Sama podjęła za ciebie decyzję.

Nick przymknął oczy, potarł czoło, potrząsając głową.

background image

134

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

- Tak mi przykro. Myślałem... W ciągu tylu lat, tylu

lat... Należało mi o wszystkim powiedzieć.

- I tylko mnie winisz o to, że nikt nie wyznał ci

prawdy?

- Nieprawda! - Nick otworzył oczy. Malowała się

w nich bezmierna udręka. Zacisnął dłoń w pięść i uderzał
nią miarowo w drugą rękę. - Próbuję coś zrozumieć, po­
układać sobie w głowie.

- Zrozumieć - powtórzyła z ironią Meredith. Odeszła

od Nicka i stanęła przy barierce, wpatrując się w morze,
które przez tyle lat było niemym świadkiem jej cierpienia.
Nawet za milion lat nie zdołasz zrozumieć, jak ja się wtedy
czułam. I potem, przez następne lata.

Westchnął ciężko.
- Zdaję sobie sprawę, że w dużym stopniu Denise po­

nosi winę za to, co się stało. Nie potępiam ciebie, Merry.
Po prostu chciałbym...

- Myślisz, że ja nie? - przerwała mu nieswoim głosem.

Nick znowu rozdrapywał stare rany. Czuła, jak w gard­

le rośnie jej ogromna kula. Z trudem przełknęła ślinę
i uniosła wysoko głowę, żeby popatrzeć na gwiazdy świe­
cące hen, na niebie.

- Oddałam dziecko Denise dlatego, że była członkiem

twojej rodziny i przynajmniej wiedziałam, że poznasz na­
szą córeczkę i okażesz jej miłość za nas dwoje. Ciągle

jednak wierzyłam... Jak zbawienia oczekiwałam kartki od

ciebie na Boże Narodzenie. Obiecałeś, że napiszesz, o ile
twoje uczucia do mnie się nie zmienią.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

135

Meredith zamilkła. Serce biło jej mocno.
- Nie wierzyłam, że o mnie zapomniałeś - ciągnęła.

- Nie miałam jednak pewności, czy wciąż mnie pragniesz,
jeśli tak, skreślisz do mnie choć kilka słów, powtarzałam
sobie. Wtedy będę mogła odpisać, powiem ci o naszym
dziecku. Ty zaś wrócisz do mnie i wszystko będzie cudow­
nie. Do końca życia będziemy razem.

- Ale ja nie napisałem. - Nick nie umiał ukryć bólu

przebijającego w jego głosie.

- Tak. Wtedy zrozumiałam, że klamka zapadła. Odda­

łam swoje dziecko i nic już tego nie mogło zmienić.

Nick milczał.

- Tak bardzo mnie to dręczyło, że po upływie dwóch

lat, kiedy zbliżał się termin twojego powrotu z Harvardu,

ponownie udałam się do domu Denise, gotowa na wszy­
stko, byle tylko ciebie zobaczyć. Tylko po to, żeby się
przekonać... Żeby stwierdzić, czy straciłeś pamięć, czy też
po prostu mnie nie chcesz.

- I zastałaś tam obcych ludzi - dokończył Nick. - Po

zaadoptowaniu dziecka Denise i mój szwagier kupili no­

wy dom i natychmiast wyprowadzili się ze starego.

Meredith skrzywiła się.
- No cóż, przynajmniej dotrzymała słowa i co roku

przesyłała mi fotografie.

- Co w końcu doprowadziło mnie do ciebie - odparł

Nick.

W oczach Meredith pojawiły się łzy.
- Ciągle wierzyłam, że do mnie wrócisz. Kiedy otwo-

background image

136 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

rzyłam drzwi i zobaczyłam, że to ty stoisz w progu, przez
chwilę pomyślałam... Pomyślałam, że moje marzenie się
spełniło.

- O Boże! - Nick z rozpaczą potrząsnął głową. - i co

mam ci powiedzieć?

Że mnie kochasz i już nigdy mnie nie opuścisz, porny.

ślała Meredith. Tak bardzo chciała usłyszeć te słowa

znaleźć się w ramionach Nicka i poczuć, że naprawdę od.
nalazła swój dom.

Trzask otwieranych drzwi wejściowych wyrwał oboje

z bolesnego odrętwienia. Nick odwrócił się, żeby spraw­
dzić, co się dzieje. Meredith przyglądała się bezradnie, jak
Kimberly, smutna mała postać, wchodzi na werandę i

z niepokojem patrzy to na nią, to na Nicka. Czuła, że jest
niepożądanym gościem, mimo to zdobyła się na odwagę,
żeby ujawnić swoją obecność i stanąć z nimi twarzą
w twarz.

- Dlaczego nie jesteś w łóżku, Kimberly? - warknął

Nick.

- Nie mogłam zasnąć - wyjaśniła drżącym głosikiem

dziewczynka. - Wstałam, żeby jeszcze raz zerknąć na pre­

zenty.

- Raczej, żeby nas szpiegować - uściślił Nick. - Kim­

berly ma brzydki zwyczaj podsłuchiwania.

- Naprawdę podsłuchiwałaś? - Meredith widziała, i

ich córka także cierpi, podobnie jak oni.

Kimberly w milczeniu pokręciła głową.
- Wcale nie zamierzałam tego robić - odezwał

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 137

walcząc ze łzami. - Okno było otwarte, a wy rozmawia­

liście ... mówiliście, że...

_ Nie twoja sprawa! - huknął Nick, sam zbyt przybity,

by zdawać sobie sprawę, że nie ma racji.

To, o czym rozmawiali, dotyczyło również Kimberly.

pziewczynka miała prawo o wszystkim wiedzieć.

_ Czy jesteś moim prawdziwym ojcem, wujku Nick?

- zapytała z dziecięcą bezpośredniością.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Kimberly nawet nie zdawała sobie sprawy, że łzy spły-

wają jej po policzkach. Błagalnym wzrokiem w milczeniu
wpatrywała się w Nicka. Rozpaczliwie pragnęła, by przy.
wrócił ład w jej małym świecie, który właśnie zachwiał się
w posadach. Bezwiednie mięła w palcach rąbek nocnej ko­
szulki, jakby ten cienki materiał mógł stanowić dla niej choć­
by niewielką podporę. Z rozczochranymi włosami, okalają­
cymi jej zmartwioną twarzyczkę, wyglądała jak zagubiona
sierotka. Meredith pragnęła utulić ją w ramionach, podaro­
wać jej spokój i utracone poczucie bezpieczeństwa. Jednakże
stała nieruchomo, gdyż nie do niej, lecz do Nicka dziewczyn­
ka zwracała się z niemym zapytaniem.

Sama nie czuła się zbyt pewnie. Ona i Nick tak napra­

wdę nie rozwiązali dręczących ich problemów, nie wie­
działa zatem, jaka przyszłość ich czeka. Nie mogła zapew­
nić Kimberly, iż od tej pory wszyscy troje będą już razem,
szczęśliwi jako pełna rodzina. Wszystko zależało od Ni­
cka. Tylko on mógł odpowiedzieć ich córce na pytanie,
które widniało w jej błagalnym wzroku.

Jednakże ten dorosły mężczyzna był równie zagubią

jak jego dziecko. Z przerażeniem myślał o tym, co zdoł

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

139

podsłuchać Kimberly. Właśnie dowiedziała się, jaką rolę

odegrali w jej życiu przybrani rodzice: odebrali ją rodzo­

nej matce, zataili przed Nickiem fakt jego ojcostwa,
a przed nią prawdę o naturalnych rodzicach. Zrobili wszy­
stko, co w ludzkiej mocy, by jej matka i ojciec nie mogli

się ponownie spotkać i związać ze sobą.

Okrutna, przerażająca prawda sprawiła, że świat, który

Nick i Kimberly znali, runął jak domek z kart. Jego ele­
mentów nie można już było poskładać od nowa. Jakkol­
wiek by się starali, nigdy nie byłby taki sam. Co w tej

sytuacji Nick powinien powiedzieć albo zrobić? Żadne
z nich nie było przygotowane na to, co się stało. Wszystko
działo się zbyt szybko. Jednakże tym bardziej należało
mądrze postąpić.

Meredith z napięciem oczekiwała na rozwój sytuacji.

Wydawało jej się, że wieki minęły, zanim Nick wykonał
pierwszy ruch. Powoli zbliżył się do Kimberly, przykucnął
przed nią, tak że ich twarze znalazły się na tym samym
poziomie, i delikatnie zaczął gładzić dłonie dziewczynki.

- To prawda, maleńka - odparł. - Jestem twoim rodzo­

nym ojcem.

Kimberly zagryzła wargę. Milczała, zbyt poruszona, by

wyrzec choćby słowo.

- Jednak aż do dziś nic o tym nie wiedziałem, kochanie

- ciągnął Nick. - Ale teraz...

- Jak mogłeś zapomnieć o Merry? - Dramatyczne py­

tanie wyrwało się nagle prosto z głębi udręczonego dzie­
cięcego serduszka.

background image

140

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

Meredith poczuła łzy pod powiekami. Moje dziecko

walczy o mnie, pomyślała z czułością. Jak szybko powsta-
ły rodzinne więzy! A może zawsze istniały, czekając na
moment, kiedy będą mogły się zacieśnić?

Nick westchnął głęboko i delikatnie starł łzy z twarzy

córki.

- Nie zapomniałem o niej świadomie, Kimberly. po

rozstaniu z Merry doznałem urazu czaszki. To spowodo­
wało, że wydarzenia tuż sprzed wypadku całkiem zatarły
się w mojej pamięci. Fakt, że spotkałem i pokochałem
twoją matkę, że byliśmy razem tak blisko, jak mogą być
zakochani w sobie kobieta i mężczyzna. Jednak mimo lu­

ki w pamięci postać Merry nawiedzała mnie w snach.
Oczywiście nie wiedziałem, kim ona jest i czy istnieje
naprawdę. We śnie zawsze umykała mi, zanim zdołałem
się do niej zbliżyć, ale czułem, że gdyby kiedykolwiek mi
się to udało, owa istota podarowałaby mi szczęście, o ja­
kim nawet nie mógłbym marzyć. Tak też się stało. Obda­
rzyła mnie córeczką. Tylko że przez wiele lat nie wiedzia­
łem o tym, że jestem ojcem, a moje dziecko przebywa tak
blisko mnie. Zawsze jednak czułem, że łączy mnie z tobą

jakaś magiczna więź, Kimberly.

Teraz już obie, Kimberly i jej matka, jawnie szlochały.

Na szczęście nikt w tej chwili nie patrzył na Meredith.

Kimberly nerwowo przełykała ślinę.
- A gdybyś... gdybyś wiedział? Czy wróciłbyś, żeby

poślubić mamę?

- Tak - odparł bez wahania Nick. - Chciałbym być dla

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

141

cebie prawdziwym ojcem. A gdybym tylko zobaczył

Merry,, od nowa bym się w niej zakochał.

Serce Meredith zabiło niespokojnie. Czy Nick mówił

szczerze, czy też starał się jedynie ukoić Kimberly?

- Dlaczego mama trzymała Merry z dala od ciebie?

- zapytała z wyrzutem Kimberly. - To było podłe, wujku
Nick! Po prostu podłe!

Dziewczynka znowu zaczęła rozpaczliwie szlochać.
Nick natychmiast chwycił ją w ramiona i mocno przytulił

do piersi. Kimberly zarzuciła mu ręce na szyję, łkając nie­
ustannie. Opłakiwała utratę wiary w ludzi, których przez lata
uważała za swoich rodziców. Kochała ich i była pewna, że
darzą ją takim samym uczuciem.

Nick podprowadził Kimberly do najbliżej stojącego fo­

tela, usiadł w nim, posadził córkę na swoich kolanach
i zaczął gładzić ją po plecach.

Meredith niewiele mogła zrobić. Bezradnie stała z bo­

ku i przypatrywała się całej scenie, gotowa służyć pomo­
cą, gdyby któreś z jej bliskich o to poprosiło. Walczyła
z napływającymi do oczu łzami, gdyż wiedziała, że ich
widok jeszcze bardziej zasmuciłby Kimberly.

W końcu dziewczynka trochę się uspokoiła. Przestała szlo­

chać, jedynie od czasu do czasu męczyła ją czkawka. Wyczer­

pana płaczem, siedziała na kolanach Nicka wtulona w jego ra­
miona. Była spragniona pieszczot jak mały kociak.

- Kimberly, twoja mama postąpiła niewłaściwie zarówno

w stosunku do mnie, jak i do Merry - powiedział łagodnym
tonem Nick. - Jednak i ona, i tata bardzo cię kochali. Nie

background image

142

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

wiedzieli, co naprawdę łączyło mnie z Merry. Działał;
z przekonaniem, że czynią to dla twojego dobra. Zrobili
wszystko, co mogli, by zapewnić ci szczęśliwe życie.

Nick spojrzał na Meredith, szukając w jej oczach zro­

zumienia. Zareagowała natychmiast na jego niemą prośbę.
Przykucnęła obok swojej córki i zaczęła głaskać ją po
nóżkach, które z zimna pokryły się gęsią skórką.

- Kochanie, na wszystkich fotografiach, które twoja

mama mi przysyłała, zawsze widziałam radosne, szczęśli­

we, roześmiane dziecko - zapewniła dziewczynkę. - Mo­
głam wpatrywać się w te zdjęcia godzinami. Tak jak po­
wiedział ci Nick, wszystkie wiszą na ścianach mojej sy­
pialni. Nie przekreślaj minionych lat. Zachowaj o nich jak
najlepsze wspomnienia. Nie wyrosłabyś na tak wspaniałą
pannę, gdyby mama i tata nie stworzyli ci dobrego, peł­
nego miłości domu.

- Przecież ty także byś mnie kochała - odezwała się

pełnym smutku głosikiem Kimberly.

- To prawda. Kocham cię. Jesteś moim najdroższym

skarbem. Zawsze byłaś i będziesz. Nic tego nie zmieni

- oświadczyła Meredith.

- Ale mama mnie tobie odebrała. Powiedziałaś...
- Nieprawda. Źle mnie zrozumiałaś - przerwała szyb­

ko Meredith. - Sama oddałam cię Denise, ponieważ mogła
zaopiekować się tobą lepiej, niż ja zdołałabym wtedy to
zrobić. I ona, i twój tata znakomicie wywiązali się z ro-
dzicielskich zadań. Nie wiem, czy ja i Nick, gdyby do-
mnie wrócił, umielibyśmy być lepszymi rodzicami.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

143

Kimberly przez chwilę rozważała ostatnie słowa Meredith.
- Ale przynajmniej miałabym prawdziwych rodziców

- powiedziała w końcu.

- Za to masz ich teraz. - Meredith odgarnęła wilgotny

kosmyk włosów z bladej twarzyczki swojej córki i uśmie­
chnęła się do niej ciepło. - Czyż nie jesteś szczęśliwa,
wiedząc, że są przy tobie i cię kochają?

Twarz Kimberly rozjaśniła się, lecz po chwili wykrzy­

wił ją ponury grymas.

- Ty i wujek Nick byliście źli na siebie - powiedziała.
- Nieprawda. - Meredith nadal się uśmiechała. - Nick

był smutny, gdyż niczego nie pamiętał, a mnie martwiło,
że muszę wszystko mu wyjaśniać. Ale szczęśliwie mamy
to już za sobą, prawda, Nick?

- Tak jest. Zdołaliśmy uporządkować nasze sprawy

- zapewnił Kimberly.

Dziewczynka usadowiła się wygodniej, by popatrzeć

mu prosto w oczy.

- Czy znowu zakochałeś się w Merry? - spytała z roz­

brajającą bezpośredniością.

Meredith wstrzymała oddech. Nick patrzył na nią, a

w jego ciemnych oczach kłębiło się tyle emocji, których
nie umiała rozszyfrować. Błagał ją o przebaczenie? Prosił,
by go zrozumiała?

- Nigdy nie przestałem jej kochać - odparł. - Nawet

wtedy, gdy widywałem ją tylko w snach.

Wielkie nieba! Czyżby to była prawda? - pomyślała

Meredith.

background image

144 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

- Czy teraz ją poślubisz? - upewniła się Kimberly.

Oto dziecięca logika! Nick wpadł w pułapkę, którą sam

na siebie zastawił, próbując ukoić rozpacz swojej córki.

Jednakże on wcale nie wyglądał jak człowiek, który

znajduje się pod presją. Ani na chwilę nie spuszczał wzro­
ku z Meredith.

- Jeśli tylko mnie zechce - odparł.

Kimberly zwróciła się ku matce.

- Wyjdziesz za niego, Merry?
Meredith wstała z fotela. Poczuła, że drżą jej kolana.

Dwie pary oczu wpatrywały się w nią z napięciem, czeka­

jąc na odpowiedź. Bardzo chciała odpowiedzieć twierdzą­

co, ale wciąż nie była pewna, czy Nick pragnie ją poślubić
z własnej i nieprzymuszonej woli, czy też gotów jest zro­

bić to wyłącznie dla dobra swojej córki. A właściwie jakie
to ma znaczenie? Jeśli działa w dobrej wierze, ona nie
powinna się wahać.

- Tak - odparła zdecydowanie.

Kimberly zeskoczyła z kolan ojca, podbiegła do matki

i uściskała ją mocno.

- Właśnie o tym marzyłam, Merry! - zawołała urado­

wana. - Chciałam, żeby wujek Nick cię poślubił, bo wtedy

już zawsze moglibyśmy być razem.

Teraz Nick wstał z fotela. Wyglądał jak człowiek, który

właśnie zrzucił z pleców ogromny ciężar. Jeśli nawet drę
czyły go obawy, czy podoła odpowiedzialności, jaką na
siebie przyjął, w żaden sposób nie dał tego po sobie po-
znać. Wprost przeciwnie. Wydawało się, że otrzymał od

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 145

życia dokładnie to, czego od dawna pragnął. Meredith
miała nadzieję, że się nie myli.

Popatrzył na nią z wdzięcznością, po czym delikatnie

ścisnął ramię córki.

- Może byś przestała nazywać mnie wujkiem? - spy­

tał. - Mów do mnie Nick, tak jak Merry.

- Dobrze, Nick.
Nick poklepał ją po policzku, uśmiechając się pobłażliwie.
- A teraz wracaj do łóżka, dziecinko. Jutro Boże Na­

rodzenie.

- Rozumiem. Ty i Merry macie swoje sprawy. Pewnie

będziecie się całować. - Kimberly też umiała okazać po­
błażliwą łaskawość.

- Tego możesz być pewna.
Dziewczynka zachichotała.
Meredith była zachwycona, że jej dziecko tak szybko

przyszło do siebie po dramatycznym przeżyciu. Pewność,

że rodzice zostaną z nią na zawsze, pozwoliła jej odzyskać
radość i beztroskę.

- Dobranoc, wuj... to znaczy Nick. Dobranoc, Merry.
- Życzymy ci miłych snów - odparli jednocześnie.
Kimberly żwawym krokiem podeszła do wejściowych

drzwi i tam zatrzymała się na chwilę.

- Wesołych świąt! - zawołała, uśmiechając się do Ni­

cka i Merry. - Szczęśliwej Gwiazdki i... wspaniałego No­
wego Roku!

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Kiedy Kimberly znikła w głębi holu, Nick objął Mere-

dith w talii i obrócił ją twarzą ku sobie. Czuła, że serce
bije jej niespokojnie, pełne na przemian lęku i pod­
niecenia.

- Dziękuję ci - powiedział Nick, patrząc na nią ciepło

oczami koloru czekolady. - Za to, że jesteś, że urodziłaś
moje dziecko, ale przede wszystkim dziękuję ci, że na
mnie czekałaś.

- Och, Nick! - Uczucie ulgi przeniknęło Meredith od

stóp do głów. - Przykro mi, że wtedy straciłam nadzieję,
przestałam cię szukać. Ja...

- Cicho, maleńka. - Nick położył palec na jej ustach.

- To ja nie miałem racji. Ty nie musisz z niczego się
tłumaczyć. - Delikatnie pogładził ją po karku. - Dopiero

teraz zrozumiałem, choć pewnie i tak nie do końca, jak
bardzo przeżyłaś to wszystko. Żałuję, że nawet przez chwi­
lę czyniłem ci jakiekolwiek wyrzuty.

Serce Meredith zaczęło bić normalnym rytmem. Zdo­

była się nawet na lekki uśmiech.

- No cóż, przynajmniej już nie jestem dla ciebie zbyt

młoda.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 147

-

Chyba nigdy nie byłaś. Uczucie nie kieruje się rozsąd­

kiem. Zdaniem Dave'a nigdy nie doszłoby do wypadku,

gdybym nie miał głowy zaprzątniętej czym innym niż sur-

fing. Pewnie myślałem o tym, by do ciebie powrócić. Chyba
właśnie motyw powrotu przewijał się w moich snach.

Już po raz kolejny wspominał o tym śnie.
- Co dokładnie ci się śniło? - spytała zaciekawiona.
- Sceneria była podobna jak wczorajszej nocy. Ty sta­

łaś na plaży, wpatrzona w morze. Czekałaś na mnie. Nigdy
nie powiedziałaś ani słowa, mimo to wiedziałem, że mnie

przywołujesz. Szedłem do ciebie, a kiedy już byłem do­

statecznie blisko, odwracałaś się, jakbyś słyszała moje kro­

ki, a na twojej twarzy pojawiał się zapraszający uśmiech.
- Nick westchnął. - Wtedy moje nogi stawały się ciężkie

jak z ołowiu, nie mogłem ruszyć z miejsca. Stałem więc

i bezradnie patrzyłem, jak rozpływasz się we mgle.

- Jakie to dziwne - szepnęła Meredith. - Czasami,

zwłaszcza po spacerze plażą, nie mogłam zasnąć. Leżałam

w ciemnościach i myślałam o tobie. Przypominałam so­
bie, jak zwykłam stawać przy brzegu i podziwiać twoje
wyczyny na desce. Chyba w głębi serca wtedy ciebie przy­

woływałam.

Spojrzeli sobie w oczy, porażeni siłą uczucia, które

zdolne jest pokonać czas i przestrzeń.

Nick westchnął ciężko.
- Żałuję, że nie mogłem odpowiedzieć na wołanie. Ale

dzięki Kimberly, która tak bardzo chciała odnaleźć i spot­

kać swoją matkę...

background image

148

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

- Ona jest wspaniała, prawda? - weszła mu w słowo

Meredith.

Nick uśmiechnął się szeroko.

- Podobna do swojej matki.
- I do ojca. Ma twoje włosy...
- A za to twoje oczy.

Meredith ogarnęło uczucie niewysłowionego szczęścia.

- Czyż to nie cudowne, że możemy być teraz jej ro­

dzicami? Och, przepraszam! - zawołała, przypomniawszy
sobie o śmierci Denise i Colina. - Niezręcznie się wyra­
ziłam. Nie pomyśl, broń Boże, iż cieszy mnie to, co stało
się z twoją siostrą i szwagrem. Po prostu...

- Wiem. - Nick przytulił ją mocniej, ogrzewając cie­

płem swojego ciała. - Zachowałaś się bardzo ładnie, mó­
wiąc Kimberly dobre słowa o jej przybranych rodzicach.
Zważywszy na to, jak egoistycznie postąpiła Denise... 1

- To nie był tylko egoizm - szybko zaprotestowała.

Czuła się teraz tak szczęśliwa, że nic, cokolwiek kiedyś
się wydarzyło, nie miało już dla niej znaczenia. - Twoja
siostra myślała o tobie, pragnęła, żebyś osiągnął sukces.

Potrząsnął głową.
- Myślała o sobie, nie o mnie. O tym, czego ona dla

mnie chciała. Moje pragnienia się nie liczyły.

- A jednak odniosłeś zawodowy sukces - przypomnia­

ła mu. Nie chciała, by Nick żywił niedobre uczucia w sto­

sunku do kobiety, która tak wiele zrobiła dla niego i dla
Kimberly. - Powinieneś się z tego cieszyć. Widać prze­
cież, że lubisz swoją pracę.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 149

_ Twój „Czar zieleni" również znakomicie prosperu­

je Zatem i ty możesz mówić o sukcesie. Czy jednak

osiągnięcia zawodowe mogą nam wynagrodzić to, co utra­

ciliśmy?

Meredith objęła ramionami Nicka i popatrzyła mu głę­

boko w oczy.

- Tamte czasy już minęły. Nie warto płakać nad roz­

lanym mlekiem. Należy patrzeć w przyszłość. Tyle mamy
do zrobienia.

Twarz Nicka nagle się rozpogodziła. Uśmiechnął się

przewrotnie, w czym bardzo przypominał Kimberly.

- Ty musisz przygotować kwiaty na wesele.
- A będziemy je wyprawiać?

- Oczywiście - oświadczył z zapałem Nick. Po chwili

roześmiał się głośno. - Kimberly nigdy by nam nie daro­
wała, gdybyśmy ją pozbawili przyjemności uczestniczenia
w takim wydarzeniu.

- Naprawdę chcesz mnie poślubić? - upewniła się.
- Masz jakieś wątpliwości? - spytał Nick.
Teraz już nie miała żadnych. Życie zatoczyło koło

i wszystko wróciło nareszcie na swoje miejsce. Pewna siły
miłości, której nic już nie stanie na przeszkodzie, lubiła
trochę poprzekomarzać się z Nickiem.

- No cóż, Kimberly w mniejszym lub większym sto­

pniu wpłynęła na twoją decyzję - odparła z łobuzerskim
błyskiem w oku.

- Jedynie ją przyspieszyła, kochanie. Bo jesteś moim

największym kochaniem. Wierzysz w to, prawda, Merry?

background image

150

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

Uśmiechnęła się ciepło i powoli pokiwała głową.

- Nazywasz mnie Meny...
- Pragnąłem to robić już wcześniej. To imię tak bardzo

do ciebie pasuje. Sądziłem jednak, że to on je wymy-
ślił. Nie chciałem, byś kojarzyła mnie z kochankiem, któ-
ry cię porzucił. - Nick skrzywił się. - Co za ironia losu

- Przykro mi, że nie pamiętasz tamtych dni, ale zapew-

niam cię, że nic się nie zmieniło. Kocham cię tak samo jak
wtedy. Nigdy nie przestałam - dodała.

- Moja najdroższa Merry...

Nick pochylił głowę i powoli przesunął ustami po jej

wargach, smakując ich słodycz. Chciał wszystkimi zmy­
słami czuć bliskość ukochanej kobiety, cieszyć się magią
chwil, które odtąd mieli przeżywać razem.

Pocałunek tylko rozpalił ich pożądanie. Zapragnęli do­

świadczyć takiej bliskości, jakiej zaznali ubiegłej nocy.
Tym razem miała być jeszcze wspanialsza, gdyż wiedzieli

już, że lata rozłąki i tęsknoty minęły. Znowu byli razem.

Radość rozpierała ich serca. Natychmiast musieli ją wy­
razić.

- Śpij ze mną - mruknął Nick. - Chcę być z tobą przez

całą noc.

Wspaniały pomysł... ale przecież nie byli w domu

sami.

- Nie wiem, czy to rozsądne - zawahała się Meredith.

- Jeśli Kimberly zastanie nas rankiem w łóżku...

- Tym bardziej się ucieszy - zapewnił Nick. - I tak

uważa, że pobieramy się o wiele za późno.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

151

Meredith westchnęła.
- Znasz ją lepiej niż ja.
-Szybko się uczysz. Poza tym masz nade mną tę prze­

wagę, że jesteś kobietą.

- Doskonale sobie radzisz z naszą córką, Nick. - Me-

redim roześmiała się i mocniej przytuliła do ukochanego.
- Uwielbiam na was patrzeć, kiedy jesteście razem.

Nick lekko pocałował ją w skroń.
- Ona jest cząstką ciebie. Zawsze była dla mnie kimś

absolutnie wyjątkowym.

Myślała o tym przez cały czas, kiedy się kochali. Nick

był wyjątkowym mężczyzną. Razem poczęli wyjątkowe
dziecko. Łączące ich uczucie także było wyjątkowe.
A najbardziej wyjątkowe miały się stać dla niej te cudow­
ne święta Bożego Narodzenia.

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY

- Mam dla was jeszcze jeden prezent - oznajmiła Kimber-

ly. Z góry cieszyła się niespodzianką, jaką sprawi rodzicom.

Nick zastanawiał się, co jego córka może chować w za­

nadrzu. Wszystkie paczki leżące pod choinką zostały już
rozpakowane. Po podłodze walały się sterty podartych
papierów.

- Tam już nic nie ma. - Merry wskazała miejsce pod

drzewkiem.

Kimberly roześmiała się radośnie.

- Zastanawiałam się nad tym ubiegłej nocy. Nigdy nie

zgadniecie, co wymyśliłam.

- Możemy zagrać w dwadzieścia pytań? - spytał Nick
Chyba nigdy dotąd nie był tak szczęśliwy jak teraz. Na­

reszcie miał obok siebie całą rodzinę. Wszyscy troje rozłożyli
się wygodnie na dywanie i chłonęli tę cudowną, niepowta­
rzalną atmosferę pierwszego dnia Bożego Narodzenia.

- Zwierzę, roślina czy kamień? - zadał pierwsze pytanie.
- To jest pomysł, a nie rzecz - oznajmiła Kimberly.

Była bardzo zadowolona z siebie.

- Wobec tego poddaję się! - Nick zabawnie przewrót

oczami.

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 153

- Ja również - dodała Meredith. - To stanowczo zbyt

trudne dla mnie.

_ Wiedziałam, że nigdy nie zgadniecie! - zawołała

triumfem Kimberly. - Zdecydowałam się na szkołę z in-

ternatem. Będę tam przebywać od poniedziałku do piątku,
żebyście mieli więcej czasu dla siebie, Merry. Podaruję
wam prawdziwy, długi miodowy miesiąc. Będziecie sami,
tylko ty i Nick.

- Och! - Jedynie na taki okrzyk umiała się zdobyć

Meredith. Zaczerwieniła się gwałtownie, ciągle skrępowa­
na faktem, że Kimberly nakryła ich dziś rankiem w jed­
nym łóżku. - Znakomity pomysł, córeczko, ale czy napra­

wdę tego chcesz?

- Teraz, kiedy już wiem, że oboje będziecie ze mną

w weekendy, nie mam nic przeciwko temu, żeby w ciągu
tygodnia przebywać w internacie. Towarzystwo tylu
dziewczynek w moim wieku może być nawet zabawne.

- Jesteś pewna? - Nicka wzruszyła troska córki, lecz

jednocześnie poczuł niechęć na myśl o rozłące. Wciąż

nie mógł nacieszyć się faktem, iż rodzina jest w komp­
lecie.

- Absolutnie! - odparła zdecydowanie. - Merry po­

może mi kupić odpowiednie ubrania do szkoły. A w czasie

weekendów będę miała wam tyle ciekawych rzeczy do
opowiadania. - Nagle dziewczynka zmarszczyła brwi. -
Jest tylko jedna sprawa...

- Zawsze możesz zmienić zdanie - natychmiast po­

wiedział Nick.

background image

154 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

- Chodzi mi o panią Armstrong. Zawsze była dla mnie

taka miła. Nie chciałabym, żeby straciła pracę.

Nick był dumny z córki. Troska o nianię udowodniła

że potrafi zachować się wielkodusznie. Jednak nie umiała
zdobyć się na to uczucie wobec Rachel. Co prawda nie
było obaw, że starsza pani mogłaby zająć miejsce, które
Kimberly w głębi duszy przeznaczyła dla Merry.

- Nie martw się o panią Armstrong. Coś wymyślimy

żeby nie została na lodzie - obiecał Nick.

Kimberly odetchnęła z ulgą.

- To świetnie. Ona wciąż czeka na wnuczka. Jej córka

zaczęła starać się o dziecko, ale jak dotąd bez powodzenia.

Na dźwięk słowa „dziecko" Nick popatrzył na Merry.

Przypomniał sobie ich poranną rozmowę. Wstrząsnęło nim,
że ani razu nie użył zabezpieczenia, kiedy się kochali. Nigdy
nie pozwalał sobie na taką beztroskę wobec innych kobiet,
ale Merry była kimś szczególnym. Przy niej kompletnie tracił
głowę, nie myślał o konsekwencjach. Ona zresztą też, bo
w pewnej chwili zapytała go, czy miałby coś przeciwko
drugiemu dziecku. Przecież o niczym innym nie marzył!

Z oczu Merry odczytał, że myśli o tym samym. Gwiazd­

kowe dziecko, tak jak Kimberly. I gdyby przyszło na świat,
tym razem mógłby być przy jego narodzinach. Ujął dłoń
Merry i ścisnął ją lekko na znak, że jest przy niej. Na zawsze.

- Mam pomysł! - zawołała Kimberly. - Przecież wy

moglibyście mieć małe dziecko! Pani Armstrong byłaby
zachwycona!

Nieoczekiwane oświadczenie córki zaskoczyło ich. 1

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA

155

Co byś powiedziała na to, gdybyśmy naprawdę się

o nie postarali? - spytał Nick.

-Mówisz serio? - zapiszczała z podniecenia Kimberly.
- Jak najbardziej. - Nick uśmiechnął się do córki.
Kimberly zaklaskała w dłonie.

_ Zawsze chciałam mieć siostrę albo brata - powie­

działa. Oczy rozbłysły jej radością na myśl o rodzeństwie.

Gdybyście od razu wzięli się do roboty, za rok obcho­

dzilibyśmy święta w powiększonym składzie.

Czyż może być coś lepszego niż rodzina, zwłaszcza

w Boże Narodzenie? - pomyślał Nick.

- Musisz obiecać, że zabierzesz mnie do sklepu, kiedy

będziesz robić zakupy dla dziecka - Kimberly zwróciła
się do matki. - Wszystkie prawdziwe mamy tak robią.

Prawdziwa mama... Dziewczynka była szczęśliwa, że

i ona ją ma.

Merry się nie myliła. To prawdziwy cud, że zeszli się

razem, że sprawy przybrały tak doskonały obrót.

Nick sycił oczy szczególnym pięknem tej wyjątkowej

kobiety, którą kochał i zamierzał kochać na wieki. Ona
sprawiła, że w jego sercu zapłonęły światełka ze wszy­
stkich choinek na świecie.

Jego Szczęśliwa Gwiazdka. Szczęśliwa Gwiazdka ich

wszystkich.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Darcy Emma Gwiazda serialu(1)
054 Darcy Emma Gwiazda estrady
Darcy Emma Bracia Finn 01 Wyspa szczęścia
Szczęśliwa gwiazda, Teksty
Darcy Emma Ślub
248 Darcy Emma Nie igraj ze mna
52 Darcy Emma James Family 1 Rozbitkowie
Darcy Emma Tańcząca z demonami
SZCZĘŚLIWA GWIAZDA Akcent
Darcy Emma Ślub(1)
48 Darcy Emma Punkt krytyczny
Darcy Emma Wizyta na Capri(1)
Darcy Emma Ślub(1)
Darcy Emma Stylowy romans
0188 Darcy Emma Poskromić dzikość serca
Darcy Emma Weekend w Tokio

więcej podobnych podstron