Tytuł oryginału:
Merry Christmas
Pierwsze wydanie:
Harlequin Presents 1997
Redaktor serii:
Krystyna Barchańska
Korekta:
Janina Szrajer
Ewa Popławska
© 1997 by Emma Darcy
© for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o., Warszawa 1999
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu
z Harlequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek
podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych
- jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin
i znak serii Harlequin Romance są zastrzeżone.
Skład i łamanie: Studio Q
Printed in Spain by Litografia Roses, Barcelona
ISBN 83-7149-487-4
Indeks 360325
ROMANCE - 454
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Wujku Nick, pytałeś, co bym chciała dostać na
Gwiazdkę. Pamiętasz? - odezwała się zaczepnym tonem
Kimberly.
Nick nie lubił, kiedy jego dwunastoletnia siostrzenica
przybierała taką wojowniczą postawę. Jak wiele dziewcząt
w jej wieku, naprawdę umiała być przykra i nieznośna.
Odkąd Rachel przyszła do nich na niedzielny obiad, Kim
berly demonstracyjnie zamknęła się w swoim pokoju i sie
działa tam z ponurą miną, nie wystawiając nosa na ze
wnątrz. Teraz nagle pojawiła się w salonie. Widać było,
że za wszelką cenę pragnie zakłócić spokój wujka i jego
gościa.
- No i co? - mruknął niezobowiązująco zza płachty
gazety, by ukryć uczucie złości, jakie go ogarnęło.
Dziennik, który czytała Rachel, opadł z szelestem na
podłogę. Nick był pewien, że jego przyjaciółka obdarzyła
w tym momencie dziewczynkę pogodnym, zachęcającym
uśmiechem. Na próżno się stara, pomyślał. I tak nie prze
kona małej do siebie.
- Chcę dostać moją prawdziwą mamę - oznajmiła
Kimberly.
6 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
Dosłownie go zamurowało. Serce zaczęło mu bić
w piersi jak oszalałe, w głowie poczuł kompletną pustkę.
Na szczęście zasłonięty był płachtą gazety, dzięki czemu
siostrzenica nie mogła zobaczyć w tym momencie wyrazu
jego twarzy. Szybko jednak otrząsnął się z zaskoczenia
i zaczął rozważać, dlaczego dziewczynka wpadła na taki
pomysł. Czy była to tylko zabawa w podchody, fanta
zje typowe dla nastolatek, czy też naprawdę coś wiedzia
ła? Opuścił gazetę i popatrzył na nią z udawanym zdzi
wieniem.
- O czym ty mówisz? - spytał niedbałym tonem.
Kimberly najwyraźniej przejrzała jego grę. Nick zrozu
miał to, widząc groźne błyski w jej oczach.
- Doskonale wiesz, o czym mówię, wujku. Po śmierci
mamy i taty adwokat musiał cię o wszystkim poinformo
wać. W przeciwnym wypadku nie mógłbyś zostać moim
prawnym opiekunem.
Nick na wszelki wypadek postanowił zachować jeszcze
ostrożność.
- O czym niby miałby mnie informować adwokat?
- zapytał.
- O tym, że jestem adoptowanym dzieckiem - cisnęła
mu prosto w twarz siostrzenica.
Wyraźnie się zmieszał. Kimberly nie miała prawa o ni
czym wiedzieć. Jego siostra aż do przesady dbała o to, by
całą sprawę trzymać w najgłębszej tajemnicy. Po koszmar
nym wypadku, który zdarzył się rok temu, Nick postano
wił nie wyjawiać sekretu, dopóki Kimberly nie ukończy
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
7
osiemnastu lat. Uznał, że dość już przeżyła, tracąc w dra
matycznych okolicznościach oboje rodziców. Dodatkowe
obciążenia mogłyby jeszcze bardziej osłabić jej i tak moc
no naruszone poczucie bezpieczeństwa.
- Gdzieś na świecie żyje moja prawdziwa mama - po
wiedziała Kimberly. Z urazą popatrzyła na Rachel. - To
z nią chciałabym spędzić Boże Narodzenie - zwróciła się
ostrym tonem do Nicka.
Zrozumiał, że czeka go naprawdę poważna rozmowa,
więc odłożył gazetę i spojrzał w oczy swojej siostrzenicy.
- Od jak dawna o tym wiesz? - zapytał spokojnie.
- Od wieków - burknęła dziewczynka.
- Kto ci przekazał tę informację? - Nick zadał na
stępne pytanie.
Z pewnością zrobił to Colin, pomyślał. Szwagier był
łagodnym człowiekiem, niemal całkowicie zdominowa
nym przez swoją żonę, jednakże zachował wrodzoną god
ność i prawość, dzięki czemu kierował się w życiu zasa
dami, które uważał za słuszne.
- Nikt nie musiał mi mówić - odparła wyniośle Kim
berly. - Sama wszystko odkryłam.
Czyżbym za wcześnie skapitulował? - pomyślał Nick.
Jakim cudem Kimberly zdołałaby bez niczyjej pomocy
wpaść na trop swego pochodzenia?
Gdyby ktoś szukał do adopcji dziecka, które byłoby
podobne do członków swojej przybranej rodziny, nie
mógłby trafić lepiej. Kimberly śmiało można by uznać za
jedną z rodu Hamiltonów. Była wysoka i długonoga, jak
8 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
Nick i jego siostra, Denise, miała takie same gęste, czarne
włosy i nawet charakterystyczne zakola u ich nasady, któ
re Hamiltonowie dziedziczyli z pokolenia na pokolenie.
Zielone oczy, zamiast ciemnobrązowych, mogły stanowić
wypadkową koloru tęczówek matki i ojca, gdyż Colin
miał oczy orzechowe. Gdyby siostra oznajmiła Nickowi,
że Kimberly jest jej rodzoną córką, nawet nie przyszłoby
mu na myśl, by to kwestionować.
Dlaczego więc zrobiła to Kimberly?
- Mogłabyś mi wyjaśnić, co cię skłoniło do podobnego
wniosku? - poprosił spokojnie.
- Fotografie - odparła z przekonaniem, że oto przed
stawia niezbity dowód na potwierdzenie swoich konkluzji.
Nie miał pojęcia, o czym siostrzenica mówi.
Kimberly podbiegła do stolika, gdzie stała patera
z owocami, którymi Nick poczęstował Rachel, porwała
z niej wisienkę, włożyła ją do ust i zaczęła żuć ostentacyj
nie. Przycisnęła ramiona do ledwo rozwiniętych dziew
częcych piersi i z wojowniczym błyskiem w oczach cze
kała na reakcję dorosłych.
Burza wisiała w powietrzu.
Nick zerknął na Rachel. Młoda kobieta taktownie uda
wała brak zainteresowania niesnaskami w jego rodzinie.
Patrzyła w balkonowe okno, z którego roztaczał się rozle
gły widok na zatokę w Sydney. Jednakże była mimowol
nym świadkiem całej sceny. Nick poczuł nagle, że mimo
intymnych stosunków, jakie łączą go z tą kobietą, wolałby
teraz pozostać z siostrzenicą sam na sam.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
9
- To ściśle prywatna, rodzinna sprawa... - zaczął.
- Jasne. - Rachel szybko poderwała się z krzesła i ze
zrozumieniem uśmiechnęła się do Nicka. - Zostawiam
was samych.
Docenił jej takt. Wspaniała z niej kobieta, pomyślał.
Zdolna, inteligentna, mająca doskonałe kontakty z ludźmi.
Jedynie Kimberly nieustannie wprawia ją w zakłopotanie.
Łączą nas nawet zainteresowania zawodowe.
Rachel Pearce była bowiem doradcą inwestycyjnym, zaś
Nick bankowcem. Oboje mieli po trzydzieści kilka lat. Mo
gliby stanowić znakomitą parę, jednakże... w ich związku
brakowało jakichś nieuchwytnych, magicznych więzi.
Kiedy Rachel wstała z krzesła, promienie słoneczne roz
świetliły jej kasztanowe włosy, dzięki czemu prosta, krótka
fryzura przypominała imponujący, miedziany hełm.
Jaka ona w dodatku szykowna i pełna seksu, pomyślał
Nick. Naprawdę nie wiem, czego więcej mógłbym ocze
kiwać od kobiety? Mimo to nie powinienem jej wtajemni
czać w takie rodzinne sekrety, jak adopcja Kimberly. Je
szcze na to za wcześnie.
Nick również podniósł się z krzesła, gotów przejąć kon
trolę nad sytuacją.
- Dziękuję ci, że nas odwiedziłaś, Rachel - powiedział.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Mam nadzieję...
- Zerknęła na Kimberly, która właśnie częstowała się na
stępną wisienką, zdecydowanie ignorując gościa swojego
wuja. Rachel spojrzała smutnym wzrokiem na Nicka, bez
radnie wzruszyła ramionami i skierowała się do wyjścia.
10
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
- Nawet jeśli moja prawdziwa mama mnie nie zechce,
i tak nie pozwolę, żebyś mnie posłała do tej twojej szkoły
z internatem! - krzyknęła Kimberly. - Nie myśl sobie, że
tak łatwo się mnie pozbędziesz.
Rachel zamarła w progu drzwi salonu.
Nick nareszcie zrozumiał, dlaczego Kimberly jest dziś
taka agresywna. Poprzedniego wieczoru rzeczywiście roz
mawiał z Rachel na temat wyboru szkoły dla siostrzenicy
i Kimberly, mimo iż od dawna powinna być w łóżku, mu
siała ich podsłuchiwać.
- Nikt nie zamierza się ciebie pozbywać. Chodzi nam
wyłącznie o twoje dobro - wyjaśnił rzeczowo.
- O wasze dobro - podkreśliła dziewczynka. - Nie je
stem głupia, wujku.
- Masz rację. Dlatego pragnę cię posłać do najlepszej
szkoły.
- Większość dziewcząt uznałaby to za przywilej - do
dała z naciskiem Rachel. - Ja czułam się wyróżniona, bę
dąc uczennicą PLC.
- Trele-morele - odparowała Kimberly. - Powiesz
wszystko, bylebym tylko z wami nie mieszkała. Myślisz,
że nie wyczuwam, kiedy ktoś mnie nie chce?
- Dość tego - rzucił ostrzegawczo Nick.
Wiedział, że Rachel bardzo się starała dogadać z jego
siostrzenicą, ale jakoś nie umiały znaleźć wspólnej płasz
czyzny porozumienia.
- Dlaczego mam mieszkać w internacie, wujku? - na
ciskała Kimberly. - Jeśli naprawdę zależy ci tylko na mo-
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
11
im wykształceniu, mogłabym chodzić do tej szkoły i po
lekcjach wracać do domu. Przecież PLC znajduje się
w Sydney.
- Zbyt wiele czasu spędzasz sama - odparł. - Przyda
łoby ci się towarzystwo rówieśniczek.
- To twój pomysł czy panny Pearce? - spytała zjadliwie.
- Zamierzałem porozmawiać o tym z tobą po świę
tach. Nie powinnaś podsłuchiwać.
- Gdyby mama Denise chciała posłać mnie do drogiej,
prywatnej szkoły, zrobiłaby to już dawno temu - powie
działa drżącym głosem dziewczynka. W jej oczach zalśni
ły łzy. - Mama i tata mnie kochali. Dla ciebie jestem kulą
u nogi, wujku.
Żal w głosie Kimberly nie był udawany. Nicka ogarnął
smutek. Ani on, ani nikt inny nie był w stanie zastąpić
dziecku rodziców. Sam także cierpiał po śmierci Denise
i szwagra. Miał tylko jedną siostrę, która w dodatku wy
chowała go w zastępstwie zmarłej matki. Colin zaś od
początku małżeństwa we wszystkim wspierał brata żony.
Po ich odejściu Nick z ogromnym wysiłkiem próbował
włączyć do swojego życia nastoletnią dziewczynkę, lecz
nie żałował, że podjął się tego zadania i wziął na siebie
odpowiedzialność.
- Mylisz się, Kimberly - zapewnił ją. - Jesteś mi po
trzebna jak nikt inny na świecie.
- Nie wierzę - zachlipała dziewczynka. - Niespodzie
wanie zwaliłam ci się na kark i teraz próbujesz przerzucić
mnie gdzie indziej.
12
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
- Nieprawda.
Kimberly wierzchem dłoni otarła z oczu łzy, rozmazu
jąc je po całej twarzy.
- Jeśli moja prawdziwa mama zechce być ze mną, raz
na zawsze pozbędziesz się kłopotu. Ty i twoja przyjaciółka
nie będziecie musieli zajmować się dłużej cudzym dziec
kiem. - Popatrzyła złowrogo na Rachel. - Tak samo nie
chcę ciebie, jak ty mnie, panno Pearce.
Rachel westchnęła ciężko. Czuła się bezsilna wobec
wrogiej postawy siostrzenicy Nicka.
- Idź już - poradził jej spokojnie.
- Przykro mi, Nick.
- Nie martw się, to nie twoja wina.
- Jasne, bo to ja jestem winna! - Ton głosu Kimberly
niebezpiecznie balansował na granicy histerii. - Zepsułam
wam randkę. To ja powinnam sobie stąd pójść!
Pędem ruszyła ku drzwiom. Nick odwrócił się, by za
trzymać biegnącą dziewczynkę, lecz jego ramię zawisło
w powietrzu, gdyż mała była szybsza. Minęła stojącą
w progu salonu Rachel i z impetem dopadła drzwi wej
ściowych. Przystanęła tylko na chwilę, by krzyknąć:
- Jeśli cokolwiek ci na mnie zależy, wujku Nick, przy
prowadzisz mi na Gwiazdkę moją prawdziwą mamę. Mo
że nam wszystkim wyjdzie to na dobre!
ROZDZIAŁ DRUGI
Dziś także nie przyszedł ten długo oczekiwany list od
Denise Graham, w którym miały być najnowsze informa
cje o Kimberly i fotografie dokumentujące kolejny rok jej
życia.
Meredith Palmer ogarnął niepokój. Jeszcze próbowała
z nim walczyć. Weszła do mieszkania i zamykając drzwi,
odcięła się w ten sposób od reszty świata. Ponownie prze
rzuciła pocztę wyjętą przed chwilą ze skrzynki. Świątecz
ne kartki, wyciągi bankowe, reklamowe broszurki. Kiedy
zawartość wszystkich kopert leżała już na stoliku, Mere
dith zrozumiała, że niestety, nie pomyliła się. Nie było
żadnej przesyłki od Denise Graham.
List i zdjęcia przychodziły zwykle w ostatnim tygodniu
listopada. Powtarzało się to niezmiennie przez ostatnie
jedenaście lat. Tymczasem był już czternasty grudnia
i dręczące Meredith nieokreślone uczucie, że zaszło coś
złego, szybko zmieniało się w pewność. Denise Graham,
przynajmniej taka, jaką Meredith poznała dzięki listom,
wydawała jej się osobą niezwykle skrupulatną i sumienną.
O ile więc przesyłka od niej nie zaginęła w powodzi świą-
14 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
tecznej korespondencji, w domu Grahamów naprawdę
zdarzyło się jakieś nieszczęście.
Czyżby jakaś poważna choroba? A może wypadek?
Poczuła bolesny ucisk w gardle. Dobry Boże, spraw,
żeby tylko nic złego nie spotkało Kimberly, modliła się
gorąco. Czeka ją przecież wspaniałe życie. Meredith
szczerze w to wierzyła. Jedynie ta nadzieja łagodziła żal
matki, która niegdyś zgodziła się oddać w obce ręce swoje
dziecko.
Należy odrzucić najczarniejszy scenariusz. Być może
odszedł adwokat, który zajmował się prawną stroną
adopcji, a potem został łącznikiem między Meredith a no
wą rodziną jej córeczki. Zawsze, kiedy zmieniała adres,
co zdarzyło się przynajmniej z sześć razy, zanim oszczę
dziła dość pieniędzy, by kupić obecne mieszkanie, zawia
damiała o tym prawnika, a on potwierdzał otrzymaną in
formację. Jeśli teraz jego miejsce zajął ktoś mniej skrupu
latny, być może zaniedbał dopełnienia obowiązków.
Meredith podeszła do biurka, stojącego w rogu salonu,
i wyjęła notatnik z telefonami. Dziś było już za późno, by
kontaktować się z kancelarią adwokacką, postanowiła jed
nak, że zrobi to jutro z samego rana i od razu poczuła się
lepiej.
Konstruktywne działanie zawsze jest lepsze niż próżny
niepokój, jednakże Meredith nie umiała całkiem pozbyć
się obaw. Włączyła telewizor, by wysłuchać wieczornych
wiadomości, lecz nie dotarło do niej ani jedno słowo. Ze
zdziwieniem popatrzyła na trzymany w ręku pusty kieli-
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 15
szek. W ogóle nie pamiętała, kiedy wypiła nalane doń
wino. Pomyślała, że warto przygotować sobie jakiś posi
łek. Podeszła do lodówki, otworzyła drzwiczki i przez
chwilę bezmyślnie gapiła się na jej zawartość. W końcu
zrozumiała, że podjęcie decyzji, jakie produkty wyjąć, by
ugotować coś na kolację, przekracza jej możliwości.
Zamknęła więc lodówkę i zrezygnowała z gotowania.
Musiał jej wystarczyć ser, pikle i krakersy.
Wiedziała, skąd bierze się jej niepokój. Formalnie nie
miała żadnych praw, by upominać się o informacje doty
czące córeczki. Jeśli Denise Graham postanowiła prze
rwać korespondencję, Meredith musiała przyjąć to z po
korą. Cała umowa między obiema kobietami opierała się
na zaufaniu. Wynikała ze współczucia, jakim przybrana
matka darzyła tę rodzoną, która musiała oddać swoje
dziecko. Jeśli adwokat z jakichś powodów polecił Denise,
by zerwała wszelkie kontakty z naturalną matką Kimberly,
Meredith nic nie mogła zrobić.
Poczucie bezradności i beznadziei pozbawiło ją apety
tu. Siedziała odrętwiała, pogrążona w ponurych rozmyśla
niach. Nie od razu zareagowała na dźwięk dzwonka. Zerk
nęła na zegarek. Było kilka minut po ósmej. Nie oczeki
wała dziś żadnego gościa i nie miała ochoty, by ktokol
wiek składał jej wizytę. Pomyślała jednak, że to któryś
z sąsiadów potrzebuje pomocy, więc w końcu postanowiła
otworzyć drzwi.
Jako osoba samotna nauczyła się zachowywać środki
ostrożności. Założyła w drzwiach solidny łańcuch, by nikt
16 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
niepożądany nie mógł wtargnąć do domu. Zerknęła więc
przez niewielką szparę i - jakby w szczelinie materii cza
su - zobaczyła mężczyznę, którego już nigdy w życiu nie
spodziewała się ujrzeć.
Ich oczy się spotkały. Tylko ten jeden mężczyzna umiał
wzbudzić w Meredith tyle uczuć naraz: podniecenie, na
dzieję, oczekiwanie...
Podobnie było trzynaście lat temu. Kiedy teraz wpatry
wała się w niego, wydawało jej się, że czas nagle zaczął
się cofać. Aż do bólu ściskała klamkę, by nie stracić do
końca poczucia rzeczywistości.
- Przepraszam, czy mam przyjemność z panną Mere
dith Palmer? - Znajomy głos poruszył uśpione od dawna
struny w duszy Meredith, przywołał wspomnienia cudow
nej bliskości, przynależności do kochanej osoby.
Mężczyzna nie rozpoznał jej. Nie miała co do tego
wątpliwości. Gdyby było inaczej, nie zwróciłby się do niej
tak oficjalnie. Kiedyś nazywał ją Merry. Swoją Szczęśliwą
Gwiazdką. To zdrobnienie kojarzyło się jej z najwspanial
szymi świętami Bożego Narodzenia*, jakie kiedykolwiek
przeżyła.
- Tak - potwierdziła.
Dotąd cierpiała na myśl o tym, co zdarzyło się trzyna
ście lat temu. Jaki szok przeżyła, kiedy siostra Nicka przy
sięgła, że brat po wypadku całkiem zapomniał o swojej
szesnastoletniej kochance. Meredith nie miała żadnych
Merry Christmas (ang.) - Wesołych Świąt Bożego Narodzenia (przyp. tłum.).
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
17
szans sprawdzić, czy Denise mówi prawdę, czy kłamie,
ponieważ ukochany natychmiast po opuszczeniu szpitala
wyjechał na dwuletnie stypendium do Stanów Zjednoczo
nych. Nawet nie wiedział, że zostanie ojcem.
- Nazywam się Nick Hamilton - powiedział i raptem
zamilkł, jakby chciał pozbierać myśli i zastanowić się, po
co naprawdę tu przyszedł.
Meredith poczuła bolesny ucisk w żołądku. Wizyta Ni
cka musiała mieć związek z Kimberly. Czyżby odkrył, że
jest jego córką? A może małej przydarzyło się coś złego
i Nick miał ją o tym powiadomić?
- Jestem bratem Denise Graham - dodał.
- Bratem Denise - powtórzyła. - Zatem przyszedł pan
w sprawie Kimberly. Przesyłka... - z trudem przełknęła
ślinę - powinna była dotrzeć dwa tygodnie temu.
- Wiem o tym - odparł ze współczuciem. - Czy mogę
wejść? Tyle spraw musimy wyjaśnić.
Pokiwała głową. Od trzynastu lat marzyła o tym, by ten
mężczyzna się pojawił. Teraz marzenie się ziściło. No i co
z tego?
- Co się dzieje z Kimberly? - spytała, otwierając sze-
rzej drzwi, by wpuścić Nicka do środka.
- Wszystko jest w porządku - zapewnił szybko. -
Przykro mi, że pani się martwiła, panno Palmer-
Meredith zamrugała powiekami, by powstrzymać na-
pływające do oczu łzy. Nikt z jej bliskich nie wiedział, że
jest matką, jako że z nikim nie umiała dzielić tej bolesnej
tajemnicy. Któż zresztą potrafiłby zrozumieć tęsknotę mat-
18 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
ki za dzieckiem, którego nigdy nawet nie tuliła w ramio
nach? Przed laty zmuszono ją przecież, żeby dla dobra
maleństwa natychmiast po urodzeniu oddała je do adopcji.
- Dziękuję za dobrą wiadomość - wykrztusiła i ge
stem ręki wskazała Nickowi drogę do salonu.
Nie chciała, by zauważył, jak bardzo ją poruszyła jego
bliskość, zrozumienie i współczucie, które jej okazał.
Z przesadną starannością zamykała wejściowe drzwi.
Solidny zamek chronił ją przed złodziejami i włamywa
czami, ale nie zdołał uchronić przed zmorami przeszło
ści... A przeszłość ta w osobie Nicka właśnie wkroczyła
w progi jej domu. Meredith nie miała pojęcia, co będzie
dalej.
- Ładne mieszkanie - zauważył uprzejmie Nick.
Meredith zaśmiała się histerycznie. Banalny komple
ment wypowiedziany przez dawnego kochanka przywołał
ją do rzeczywistości. Odetchnęła głęboko, by opanować
emocje i zaczęła odgrywać rolę układnej pani domu.
- Dziękuję - odparła.
Popatrzyła na swojego gościa. Stał w niewielkim holu
prowadzącym do saloniku, zwrócony do niej profilem,
i przez króciutką chwilę zobaczyła znowu dwudzie
stodwuletniego Nicka Hamiltona. Ona miała wtedy szes
naście lat i oboje świata poza sobą nie widzieli.
Od tamtej pory upłynęło dużo czasu. Nick nadal był
porażająco przystojny, lecz w jego czarnych włosach lśni
ły gdzieniegdzie srebrne nitki. Rysy jego twarzy wyostrzy
ły się, stały się bardziej dojrzałe. Ubrany był w kosztowny,
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 19
elegancki garnitur. Strój świadczył o tym, że dobrze mu
się wiodło. Prawdopodobnie był już żonaty i miał dzieci.
Meredith nieraz myślała o tym, że ukochany ułożył
sobie życie, dlaczego więc teraz serce ją zabolało? Może
dlatego, że Nick był tak blisko i tak samo jak niegdyś
magnetyzował ją spojrzeniem ciemnych oczu. Owych pa
miętnych letnich wakacji gotowa była pójść za nim na
koniec świata.
Ciekawe, jakie teraz zrobiła na nim wrażenie? Nie była
już taka młoda; nagle poczuła się w dodatku mało atra
kcyjna i zaniedbana. Po całym dniu pracy jej cera nie
wyglądała zbyt świeżo, tusz do rzęs rozmazał się, pozo
stawiając pod oczami ciemne smugi. Fryzurę także miała
w nieładzie; nie czesane od rana gęste włosy, które niegdyś
kojarzyły się Nickowi z plastrem miodu, przypominały
teraz raczej rozwichrzoną strzechę. Buty zsunęła z nóg tuż
po powrocie do domu, stała więc teraz w samych poń
czochach.
Na szczęście strój ratował jej honor. W jedwabnej bluz
ce w geometryczne wzory, które powtarzały się na dole
spódnicy, wyglądała naprawdę elegancko. W niczym nie
przypominała nastolatki w skąpym plażowym kostiumie.
Dla niej także czas nie stanął w miejscu.
- Przepraszam, że tak się w panią wpatruję - odezwał
się Nick. - Ale pani i Kimberly jesteście do siebie uderza
jąco podobne. Obie macie oczy o takim samym niespoty
kanym odcieniu zieleni. Aż trudno uwierzyć...
- Sądziłam, że ona jest bardziej podobna...
20 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
Do ciebie, chciała powiedzieć, ale na szczęście w porę
ugryzła się w język. Przecież Nick nie miał pojęcia, że jest
ojcem Kimberly. A gdyby się o tym dowiedział? Czy
zmieniłoby to jego życie?
- Gdybym kiedykolwiek panią spotkał, z pewnością
bym to pamiętał - oświadczył niespodziewanie. Jeszcze
raz uważnym spojrzeniem obrzucił całą jej postać. - Tak,
to na pewno chodzi o te oczy - szepnął bardziej do siebie
niż do Meredith.
Pragnęła krzyknąć, że przecież się spotkali, że byli
bardzo blisko, ale oczywiście nie odważyła się tego zrobić.
- Przepraszam za moje zachowanie. Czuję się trochę
skrępowany, bo nigdy dotąd nie znalazłem się w podobnej
sytuacji - wyznał Nick z czarującym uśmiechem. - Za
zwyczaj nie brakuje mi ogłady.
- Proszę się rozgościć - powiedziała Meredith, kieru
jąc się w stronę kuchni. - Podać panu coś do picia? Może
kieliszek wina? Chyba że woli pan kawę albo herbatę...
Była spięta i starała się to zamaskować konwencjonal
nym zachowaniem.
Nick zawahał się przez chwilę, jakby grając na zwłokę.
- A czy pani napije się ze mną wina? - spytał.
- Chętnie. - Meredith bardzo pragnęła przedłużyć ich
spotkanie, jakkolwiek bolesne i bezowocne by ono było.
Przyniosła z lodówki otwartą butelkę białego wina, za
dowolona, że może się czymś zająć. Obecność Nicka kom
pletnie wytrąciła ją z równowagi. Po co on tu przyszedł?
Czego od niej chce?
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 21
Nick krążył po salonie, to przystając przed biblioteczką
i uważnie lustrując jej zawartość, to podziwiając roślinne
kompozycje dzieła Meredith czy też wspaniały widok na
ocean, jaki roztaczał się z panoramicznych okien jej apar
tamentu.
Ciekawe, czy mu się u mnie podoba, pomyślała.
Jak to przypadek rządzi życiem człowieka. Gdyby tak
wcześnie nie zaszła w ciążę i nie musiała porzucić szkoły,
by zniknąć ludziom z oczu, pewnie nigdy nie zajęłaby się
kwiaciarstwem. Tymczasem trafiła do domu siostry swojej
macochy. Siostra mieszkała w Sydney, gdzie prowadziła
kwiaciarnię. Meredith pomagała jej w pracy i wtedy właś
nie odkryła w sobie talent, który później zaowocował cał
kiem dochodowym biznesem.
- Czy pani dzieli z kimś ten apartament? - zapytał.
- Nie. Cały należy do mnie - odparła z dumą.
Eleganckie, samodzielne mieszkanie dobitnie świad
czyło o tym, że jest w pełni niezależną kobietą sukcesu.
Wiele czasu, pracy i serca włożyła w jego urządzenie,
starannie dobierając każdy element wyposażenia. Pragnęła
stworzyć wnętrze przytulne, jasne i kolorowe, co w pełni
jej się udało. Dobrze się czuła w swoim mieszkaniu i to
było najważniejsze. Właściwie nieistotne, co Nick sądzi
o nim. Zniknął z jej życia trzynaście lat temu, zatem uwa
żała, że nie miał prawa czegokolwiek krytykować.
- Proszę, to pańskie wino. - Meredith przesunęła kie
liszek po blacie łączącym kuchnię z salonem.
- Dziękuję - powiedział Nick. - Czy pani wyszła za
22
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
mąż? - zapytał, sięgając po kieliszek. Jeszcze raz uważnie
rozejrzał się dokoła, jakby oceniał wartość wnętrza, w któ
rym przebywał.
- Nie - odparła krótko. - To mieszkanie i wszystko, co
mam, zawdzięczam własnej ciężkiej pracy i odrobinie szczę
ścia. A pan? Czy osiągnął pan coś wyłącznie dzięki kobiecie?
W pewnym sensie na pewno tak, pomyślała. Siostra
rozpostarła nad nim parasol ochronny, nie uświadamiając
mu nawet faktu, że ponosi odpowiedzialność za młodą
kobietę i dziecko. Dzięki temu, nie troszcząc się o nic,
mógł swobodnie zająć się swoją karierą. Denise Graham
posunęła się nawet do tego, że sama zaopiekowała się jego
córeczką.
- Przepraszam, nie to miałem na myśli - tłumaczył się
zmieszany Nick.
- Dlaczego zatem pan mnie sprawdza? - spytała bez
ogródek. - Czego pragnie pan się dowiedzieć?
Nick skrzywił się nieznacznie.
- Oboje musimy poradzić sobie z niezwykle delikatną
sytuacją. Chciałbym ustalić, co sądzi pani o spotkaniu
z Kimberly. Czy nie wpłynęłoby ono niekorzystnie na ży
cie, jakie teraz pani prowadzi.
Meredith poczuła nagły zawrót głowy. Czy aby się nie
przesłyszała? Nick naprawdę proponuje jej spotkanie z có
reczką? Do tej pory żywiła nieśmiałą nadzieję, że może
kiedyś, w przyszłości, gdy Kimberly będzie pełnoletnia
i samodzielna, zdoła ją zobaczyć. Ale teraz, gdy mała
miała zaledwie dwanaście lat?
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
23
- Czy pańska siostra na to pozwoli? - spytała z obawą.
- Moja siostra i szwagier prawie rok temu, tuż przed
Bożym Narodzeniem, zginęli w wypadku samochodo
wym - wyjaśnił spokojnie Nick. - Od tamtej pory ja opie
kuję się Kimberly.
Meredith zamarła. Denise i Colin Grahamowie nie ży
ją. Od niemal dwunastu miesięcy. Tyle razy w tym czasie
myślała o nich, wyobrażała sobie, jak żyją szczęśliwie
jako rodzina, dzieląc tę radość z dzieckiem, jej córeczką.
Cieszą się tym, co dla niej, Meredith, jest niedostępne.
A tymczasem ich nie było już wśród żywych. Kimberly
przez cały rok pozbawiona była matki, pozbawiona swo
ich przybranych rodziców...
- Zostałem uznany prawnym opiekunem siostrzenicy
- kontynuował Nick. - O pani nic nie wiedziałem. Nie
miałem pojęcia, że moja siostra regularnie kontaktuje się
z rodzoną matką adoptowanego dziecka.
Przymknęła oczy. Trudno jej było znieść myśl, że Nick
nie zdaje sobie sprawy, z kim ma do czynienia. Niewiele
brakowało, by nigdy nie dowiedział się o jej istnieniu...
- Dopiero dziś otrzymałem pani adres od prawnika.
Początkowo nie chciał mi go dać. Przekonywał mnie, że
śmierć Denise automatycznie przerwała jakiekolwiek re
lacje między panią a moją rodziną. Radził, bym nie pró
bował ich utrzymywać.
O Boże! - jęknęła w duchu Meredith. A więc chodziło
o strach. Bali się, bym nie wtargnęła w ich życie...
- Dlaczego więc jednak skontaktował się pan ze mną?
24 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
- spytała słabym głosem. Gorycz przepełniała jej serce.
Nawet po śmierci przybranych rodziców nie miała żad
nych praw do swojego dziecka.
- Zrobiłem to na prośbę Kimberly. Chciałaby...
Uniosła nieco powieki, by popatrzeć na twarz Nicka.
Malował się na niej niechętny grymas. Był przeciwny
temu spotkaniu. Przyszedł na nie wbrew radom prawnika,
wbrew własnym przekonaniom.
- Chciałaby... mieć obok siebie swoją prawdziwą mat
kę... na Boże Narodzenie.
Na Boże Narodzenie. Tylko na Boże Narodzenie. Tak
jak jej ojciec... Meredith poczuła przeszywający ból
w piersiach. Ścisnęła dłońmi kuchenny blat, ale nie star
czyło jej siły, by utrzymać się na nogach. Zemdlała.
Nick podniósł nieprzytomną Meredith z podłogi i od
ruchowo przytulił ją do piersi. Mięśnie mu stężały. Nie
z powodu wysiłku. Meredith mimo wysokiego wzrostu
nie była ciężka; miała delikatną, kruchą budowę ciała
i ważyła niewiele. Tylko to dziwne wrażenie, że tutaj,
w jego ramionach, zawsze było jej miejsce...
Przecież to bez sensu. Nigdy przedtem nie spotkał
tej kobiety, więc skąd się wzięło uczucie, że właśnie
ona była postacią z jego snów, która teraz objawiła mu się
jako istota z krwi i kości. Może stąd, że miała takie same
oczy jak Kimberly? Dlatego wydała mu się kimś zna
jomym?
Czynił sobie wyrzuty, że mówiąc prosto z mostu, w ja-
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
25
kiej sprawie przyszedł, zachował się zbyt obcesowo, nie
licząc się z uczuciami i wrażliwością tej kobiety. Meredith
wystarczająco zdenerwował brak wiadomości od Denise;
nagła wizyta jej brata jeszcze bardziej ją poruszyła, mimo
iż Nick zapewniał, że z Kimberly wszystko jest w porząd
ku. Na efekt nie trzeba było długo czekać.
Nie stój jak baran, skarcił sam siebie. Rusz się i zacznij
działać. Trzeba ocucić zemdloną.
Sofa w salonie okazała się zbyt krótka, żeby można
było na niej wygodnie ułożyć Meredith. Powinien zanieść
ją do sypialni. Obok jednego z regałów dostrzegł lekko
uchylone drzwi, więc skierował się w ich stronę.
Poruszyła się, kiedy ostrożnie kładł ją na łóżku. Z jej
gardła wydobył się przeciągły jęk. Brzmiało w nim tyle
cierpienia, że serce krajało mu się z żalu. Ujął dłoń Mere
dith, lekko ściskając bezwładne palce, jakby chciał jej
w ten sposób przekazać swoje ciepło i siłę, dać sygnał, że
nie jest sama.
Pomyślał, że powinien podać jej szklankę wody. Roze
jrzał się dokoła, szukając drzwi do łazienki, i aż go zamu
rowało. Na wszystkich ścianach sypialni wisiały fotografie
przedstawiające Kimberly. Od najwcześniejszego dzieciń
stwa niemal po dzień dzisiejszy.
Większość z tych zdjęć oglądał już przedtem, i to wiele
razy, jednakże dopiero w takiej ilości robiły niesamowite
wrażenie.
Przypomniał sobie błagalny głosik Kimberly i jej wy
powiedziane przez łzy słowa: „Jeśli moja prawdziwa ma-
26 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
ma zechce być ze mną..." Zdjęcia na ścianach świadczyły
o tym, że słowo „zechce" nawet w części nie wyrażało
bolesnego pragnienia obcowania z własnym dzieckiem,
jakie żywiła Meredith.
Nick zaczął rozmyślać o prawach moralnych i legal
nych. Uważał Kimberly za członka swojej rodziny, ale
w o ile większym stopniu była ona nim dla kobiety, która
wydała ją na ten świat? A jeśli dla dziewczynki chęć spot
kania się z matką jest tylko chwilowym kaprysem?
Hector Burnside, wieloletni doradca prawny Denise,
radził mu, by pozostawił wszystko tak, jak jest.
- Nie wiesz, w co się pakujesz - ostrzegł. - Grunt mo
że okazać się grząski.
Z pewnością kierował się doświadczeniem. W ciągu
wielu lat praktyki zawodowej zdążył poznać różne strony
ludzkiej natury. Nick stanął przed poważnym dylematem.
Obiecał Kimberly, że przekaże jej odpowiedź od rodzonej
matki. Nie wiedział, czy dotrzymując obietnicy, spełni
marzenia, czy też przywoła koszmary. Było już jednak za
późno, by się wycofać z obranej drogi.
ROZDZIAŁ TRZECI
To nie był tylko sen. Nick naprawdę trzymał ją za rękę.
Fala ciepłych uczuć, która zalała Meredith, zmyła
strach przed nieznanym i uspokoiła myśli, kotłujące się
w jej głowie. Początkowo bardzo się zmieszała, kiedy
stwierdziła, że leży w łóżku, a Nick siedzi tuż obok niej,
szybko jednak przypomniała sobie, co się wcześniej
zdarzyło.
- Chyba zemdlałam - powiedziała ze zdziwieniem.
Głos Meredith wyrwał Nicka z zadumy. Gwałtownie
uniósł głowę i popatrzył na nią.
- Tak. Nadal jest pani bardzo blada. Przynieść pani
szklankę wody?
Meredith spróbowała unieść się nieco i podeprzeć na
łokciu. Cały pokój zawirował jej przed oczami. Bezradnie
opadła z powrotem na poduszkę.
- Bardzo proszę - odparła słabym głosem. - Może po
czuję się nieco lepiej. - Zacisnęła powieki, walcząc z na
pływającymi mdłościami. - Przepraszam - wyszeptała.
- To wszystko moja wina. - Nick podniósł się z łóżka.
- Zaraz wracam.
Szok i zbyt dużo wina na pusty żołądek, doszła do
28 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
wniosku Meredith. Pożałowała, że tak niewłaściwie się
odżywia. Nie chciała, by Nick uznał ją za osobę chorowitą,
niezdolną sprostać trudnym sytuacjom. Gotów jeszcze raz
przemyśleć, czy może, choćby na krótko, spotkać się
z Kimberly.
Tęsknota za córką przepełniała jej serce tak bardzo, że
gotowa była na każde cierpienie, byle tylko móc ją zoba
czyć, posłuchać jej głosu, poznać myśli i uczucia...
Co będzie, jeśli wywarła na Nicku niekorzystne wraże
nie? Jeśli zmieni zdanie i odwoła swoją propozycję? Wte
dy straci jedyną szansę, by spotkać się z Kimberly. Zde
cydowana zapobiec temu za wszelką cenę, spuściła nogi
z łóżka i stanęła, próbując odzyskać równowagę. Zanim
Nick wrócił do sypialni ze szklanką wody, była już w sta
nie ją wypić.
Odstawiła pustą szklankę na nocny stolik i chciała po
dziękować Nickowi za troskę, kiedy zorientowała się, że
nie patrzy na nią, lecz z grymasem na twarzy przygląda
się fotografiom, zapełniającym całą ścianę nad łóżkiem.
Meredith zdawała sobie sprawę, jak ta ekspozycja musi
przytłaczać kogoś, kto nie obcował z nią na co dzień. Nie
oczekiwała, by ktokolwiek rozumiał jej matczyną potrzebę
podpatrywania, choćby w tak ograniczonym zakresie, ży
cia utraconego dziecka. Wiedziona instynktem nikomu jej
nie prezentowała.
- Nie zapraszałam pana do tego pokoju - powiedziała,
uprzedzając potencjalne zarzuty Nicka. - To prywatne
miejsce. Nikt nie ma tu wstępu! - zawołała. - Pan obcuje
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 29
z Kimberly na co dzień. Ja zaś tylko dzięki tym fotogra
fiom mogę obserwować rozwój mojej córki.
Dopiero w tej chwili, słuchając rozpaczliwych wyjaś
nień Meredith, Nick zrozumiał, co ta kobieta musiała prze
żywać od dnia narodzin Kimberly, pojął ogrom jej rozpa
czy i tęsknoty za utraconym dzieckiem.
- Zdecydowałam się oddać ją do adopcji, bo myślałam,
że tak będzie dla niej najlepiej. To nie znaczy, że mniej ją
przez to kochałam - oświadczyła z pasją Meredith.
- Przykro mi - burknął zmieszany Nick. - Nie wie
działem... nie sądziłem... - Wykonał ręką jakiś nieokre
ślony gest. - Przepraszam, że nie byłem lepiej... przygo
towany do naszego spotkania.
Skąd ojciec jej dziecka, który pojawił się nagle i zapro
ponował jej spotkanie, o jakim nawet nie śmiała marzyć,
mógł wiedzieć, ile to dla niej znaczyło? Cierpiała tylko,
patrząc na niego, czując jego bliskość, która przywoływała
wspomnienie podwójnej straty.
- Nie chciałem wdzierać się w pani prywatność - po
wiedział. - Przeniosłem panią do sypialni, by mogła pani
dojść do siebie. Jeśli woli pani zostać teraz sama...
Zrobił krok do tyłu, jakby chciał wyjść z pokoju.
Meredith ogarnęła panika. Czyżby Nick pragnął sko
rzystać z okazji i uciec, gdyż zaistniała sytuacja go prze
rosła? Straciłaby jedyną szansę spotkania córki. Za nic nie
wolno jej do tego dopuścić.
- Błagam, niech pan nie wychodzi. Obiecuję, że już
nie zemdleję - dodała drżącym głosem.
30
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
Nick patrzył na nią przenikliwie, niemal przewiercał ją
spojrzeniem na wylot. Deprymowało to Meredith, pozba-j
wiało resztek pewności siebie. Zostań, błagała go w du-j
chu. Musimy się jakoś porozumieć.
- Poczekam na panią w salonie - odparł Nick.
Wyraźnie jak najszybciej chciał opuścić pomieszcze-
nie, które go przytłaczało.
Odetchnęła z ulgą, słysząc te słowa. Jej policzki zaró
żowiły się nieco, nadając twarzy świeży, zdrowy wygląd.
- Idę z panem. - Wstała szybko, bojąc się stracić
Nicka z oczu choćby na chwilę. - Zjem kolację i od razu
poczuję się lepiej.
Wstając z łóżka, zachwiała się nieco. Nick natychmiast
był tuż obok niej, gotów służyć pomocnym ramieniem.
- Proszę się na mnie oprzeć - polecił. - Podprowadzę
panią do sofy. Potem przyniosę pani coś do jedzenia. Musi
mi tylko pani powiedzieć, co mam wyjąć z lodówki.
- Sama to zrobię - zaprotestowała słabo.
- Nie ma mowy. - Nick zdecydowanie przejął kontrolę
nad sytuacją.
Początkowo Meredith chciała okazać swoją niezależ
ność. Teraz uznała, że właściwie nie jest to ważne. Jeśli
Nick się nią zajmie, ona zyska trochę czasu, by w pełni
dojść do siebie i zrobić na nim wrażenie osoby odpowie
dzialnej, zdolnej sprostać spotkaniu z Kimberly. Tylko to
się liczy.
Wsparła się zatem na ramieniu Nicka i poczuła, jak
w tym momencie stwardniały mu mięśnie. Niewątpliwie
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
31
zareagował tak na jej dotyk, tylko dlaczego? Z niechęci
do jakiegokolwiek fizycznego kontaktu z nią czy też z po
żądania? Niegdyś pragnął jej aż do bólu.
O czym ty myślisz, kiedy jest tyle ważniejszych spraw,
skarciła samą siebie.
Mimo to, kiedy szli razem do salonu, przez cały czas
była boleśnie świadoma bliskości Nicka i nic nie mogła
na to poradzić. Wdychała zapach jego wody po goleniu,
tej samej, której używał przed laty. Przypominała sobie,
jak wówczas ów mężczyzna doprowadzał ją do utraty
zmysłów, wyostrzając je jednocześnie, tak że każda woń
stawała się bardziej intensywna, kolor jaśniejszy, dźwięk
mocniejszy, dotyk bardziej...
Odetchnęła z ulgą, kiedy Nick posadził ją w końcu na
sofie, a sam szybko udał się do kuchni, jakby i on miał
dosyć ich bliskości, tyle że z całkiem innych powodów
niż ona.
- Wystarczy mi kanapka - zawołała, widząc, jak Nick
studiuje zawartość jej lodówki. - Chleb leży na dolnej
półce.
Nick wyjął bochenek chleba, masło, paczkę sera pokro
jonego w plasterki i pomidory, potem włączył opiekacz.
Widać było, że swobodnie porusza się po kuchni. Cieka
we, jak sobie radzi na co dzień, pomyślała Meredith. Czy
jest żonaty?
Śmiało mogła zadać mu to pytanie, ale nie zrobiła tego.
Z niechęcią pomyślała o jakiejś kobiecie u jego boku.
Przypomniała sobie, jak nieszczęśliwa była, próbując do-
32 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
gadać się ze swoją macochą. Ciekawe, czy Kimberly cierpi
tak samo jak ona niegdyś. Straciła rodziców, którzy ją
wychowywali, a teraz musi przebywać z obcą kobietą,
która zbytnio o nią nie dba, toleruje jej obecność jedynie
ze względu na Nicka.
Meredith z własnego doświadczenia wiedziała, jak czu
je się dziecko niechciane przez macochę. Właśnie ta sytu
acja mogła skłonić Kimberly do poszukiwania biologicz
nej matki.
W jaki sposób jednak w ogóle dowiedziała się o jej
istnieniu? To niepodobne do Denise Graham, by wyjawiła
prawdę dziecku, które wychowywała jako własną córkę.
Nick Hamilton może mieć do powiedzenia na ten temat
więcej, niż jest skłonny przyznać.
- Od jak dawna Kimberly wie, że jest adoptowanym
dzieckiem? - spytała. Przeczucie podpowiadało jej, że
dziewczynka zdobyła tę wiedzę już po śmierci przybra
nych rodziców.
- Odkryła prawdę tydzień przed wypadkiem, w któ
rym zginęli Denise i Colin - odparł Nick. - Widocznie
Denise przeglądała fotografie i zastanawiała się wraz
z mężem, które z nich pani wysłać. Kimberly podsłuchała
ich rozmowę i ze strzępków informacji ułożyła sobie cały
obrazek. - Nick zasępił się. - Od dziecka miała brzydki
zwyczaj podsłuchiwania rozmów dorosłych. Była jedyna
czką, brakowało jej towarzystwa rodzeństwa, i może dla
tego...
- Czy powiedziała przybranym rodzicom o swoim od-
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 33
kryciu? - przerwała Nickowi Meredith. Z niepokojem po
myślała, że Kimberly mogła przecież poczuć się winna
temu, co się później stało.
Nick pokręcił głową.
- Chciała najpierw sama wszystko przemyśleć. Zasta
nowić się, jak wykorzystać tę wiedzę.
Odetchnęła z ulgą. Przynajmniej Kimberly nie będzie
żyła obciążona świadomością, że w jakikolwiek sposób
przyczyniła się do śmierci przybranych rodziców.
- Potem cały jej dotychczasowy świat legł w gruzach
- kontynuował Nick. - Zaszło tyle zmian, że dziewczynka
instynktownie trzymała się tego, co było jej znane, zamiast
tropić jakieś fantasmagorie.
- To znaczy, że pan z nią o tym nie rozmawiał?
- Uznałem, że lepiej tego nie robić. Utrata jednych
rodziców była dla Kimberly wystarczająco bolesnym
przeżyciem. Nie chciałem powiększać jej bólu. - Nick
skrzywił się nieznacznie. - Jak się okazało, mała sama
borykała się ze swoim odkryciem. Zaledwie kilka dni temu
powiedziała mi o wszystkim.
Meredith obserwowała z salonu, jak jedyny mężczy
zna, którego kochała, szykuje dla niej kanapki, i zastana
wiała się, co poczuł, kiedy Kimberly wystąpiła z nieocze
kiwaną prośbą, by odnalazł jej prawdziwą matkę. Z pew
nością nie był na to przygotowany. Jednakże Nick Hamil
ton nie unikał drażliwych spraw. Umiał stawiać im czoło
i postępować tak, jak uważał za słuszne. Kiedy Meredith
dowiedziała się, że jest w ciąży, nie wątpiła, że Nick za-
34
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
chowa się jak mężczyzna. Ślepo wierzyła w jego odwagę
i poczucie odpowiedzialności.
- Naprawdę ci się roi, że ten zamożny chłopak po
college'u zostanie z tobą? - kpiła jej macocha. - Natych- j
miast dał drapaka, kiedy mu uświadomiłam, ile masz lat.
Tacy jak on nie wikłają się w afery z wiejskimi szesnasto- j
latkami, które były dla nich jedynie wakacyjną przygodą.
Jednakże Meredith ani wtedy, ani teraz nawet przez
chwilę nie myślała, że Nick „dał drapaka".
To prawda, przeżył szok, kiedy się dowiedział, ile ona
ma naprawdę lat. Meredith pozwalała mu wierzyć, że jest
o wiele starsza. Wyglądała dość poważnie. Tak desperacko
pragnęła ofiarować Nickowi wszystko, czego pragnął, że
powtarzała sobie, iż w miłości wiek nie ma znaczenia.
Nick był innego zdania. Przedstawił Meredith swoje
racje. Miała jeszcze dwa lata do matury, a potem, gdyby
zamierzała kontynuować edukację, czekały ją studia. Nic
nie powinno jej krępować podczas dokonywania życio
wych wyborów. Miłość, która ich łączy, musi jeszcze po
czekać.
Dał jej swój adres, żeby mogli wysyłać sobie bożonaro
dzeniowe życzenia, jeśli oboje będą chcieli podtrzymać
znajomość. To wszystko. Żadnych zobowiązań do czasu,
póki Meredith nie skończy dwudziestu jeden lat...
- Dlaczego mamy czekać tak długo? - zaprotestowała.
- Przecież już za dwa lata będę pełnoletnia.
- To za wcześnie - odparł ze smutkiem Nick. - Całe
życie stoi przed tobą otworem. Jeszcze nie wiesz, co chcia-
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 35
łabyś z nim zrobić. Czułbym się podle, gdybym ci prze
szkodził w realizacji twoich planów. Ja również nie mogę
dłużej tu pozostać. Im bardziej się zaangażujemy, tym
trudniej będzie nam się rozstać.
Wyjechał nazajutrz po tym, jak jej macocha nakryła ich
w intymnej sytuacji. Urządziła wtedy karczemną awantu
rę, oskarżając Nicka o wykorzystywanie nieletniej. Nick
przeżył szok, ale mimo to nie pozwolił, by nieżyczliwa
kobieta zbrukała to, co dla nich było pięknym i wzniosłym
przeżyciem. Opuszczając Meredith, zrobił jej nadzieję na
wspólną przyszłość, jeśli ich miłość przetrwa próbę czasu.
Zostawił także swój adres. Trudno zatem uznać, że „dał
drapaka".
Meredith zdawała sobie sprawę, że wiadomość o tym,
iż zostanie ojcem, będzie dla niego kolejnym szokiem.
Zawsze przecież używał zabezpieczenia. Nie miała poję
cia, jak to się stało, że zaszła w ciążę, jednak była pewna,
że Nick jej nie zawiedzie. Był taki troskliwy, odpowie
dzialny i honorowy. Nie mieściło jej się w głowie, że
mógłby ją zostawić na lodzie.
Nawet teraz, po tylu latach, czuła ból, wracając myśla
mi do Gwiazdki, która nadeszła po narodzinach jej dzie
cka. Niecierpliwie oczekiwała kartki od Nicka. Spodzie
wała się, że poda jej swój adres w Ameryce, a wtedy ona
poinformuje go o tym, co się zdarzyło. Wyobrażała sobie,
jak Nick wsiada w samolot, wraca do domu, odbiera
dziecko od swojej siostry. Potem oboje biorą ślub i...
Życzenia od Nicka nigdy nie nadeszły. Meredith otrzy-
36 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
mała jedynie od Denise pierwszą obiecaną przesyłkę ze
zdjęciami Kimberly.
Powoli zaczęła więc godzić się z faktem, że Denise j
Graham powiedziała jej prawdę: Nick nie pamiętał nic
z tego, co zdarzyło się podczas pamiętnych wakacji
w okresie Bożego Narodzenia. Być może rzeczywiście
stracił pamięć lub też świadomie wykreślił dawną kochan
kę ze swojego życia. Jakkolwiek było, nie mogła już zmie
nić decyzji w sprawie oddania dziecka. Klamka zapadła.
Rok później Meredith uległa jednak pokusie, by poje
chać pod podany jej niegdyś przez Nicka adres. Minęły
właśnie dwa lata od jego wyjazdu do Ameryki, miała więc
nadzieję, że zdążył już wrócić. Postanowiła stanąć z nim
twarzą w twarz i nareszcie się dowiedzieć, czy nadal ją
kocha, czy też o niej zapomniał. Tymczasem zastała drzwi
zamknięte na kłódkę. Grahamowie wyprowadzili się i nikt
z sąsiadów nie wiedział, dokąd. Urwał się ostatni ślad, jaki
mógł zaprowadzić Meredith do ojca jej dziecka.
Powtarzała sobie, że życie musi toczyć się dalej. Żyła
więc, pracowała, a w wolnych chwilach oddawała się ma
rzeniom, których nie zdołała pogrzebać. Wyobrażała sobie
powrót Nicka i szczęśliwe zakończenie ich historii.
No i wrócił. Stał przed nią jak całkiem obcy człowiek.
Naprawdę nie pamiętał, że niegdyś się znali, że tyle ich
łączyło. Pojawił się w jej domu na prośbę dziecka, które
uważał za swoją siostrzenicę.
Kiedy Nick z tacą pełną kanapek podszedł do sofy, na
której siedziała Meredith, jej serce zaczęło bić tak szybko,
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
37
iakby za chwilę miało wyskoczyć z piersi. Nick pochylił
się, by postawić tacę na stoliku do kawy. Długie rzęsy,
które Kimberly po nim odziedziczyła, rzucały cień na
smagłe policzki. Meredith niemal czuła na wargach dotyk
pełnych, zmysłowych ust, przypomniała sobie gorące, peł
ne pasji pocałunki... Broniła się przed pożądaniem, które
nagle ogarnęło ją z niepohamowaną siłą.
- Czy pan jest żonaty? - spytała. Jeśli okaże się, że
Nick jest zajęty, może przestanie o nim myśleć, przestanie
go pragnąć i skupi się wyłącznie na omówieniu szczegó
łów spotkania z Kimberly.
- Nie - odparł krótko, siadając w fotelu po drugiej
stronie stołu.
Chwilowe uczucie ulgi, jakie ogarnęło Meredith na
dźwięk tego krótkiego słowa, szybko minęło. Przecież
w dzisiejszych czasach nie wszyscy biorą ślub.
- A może mieszka pan na stałe z jakąś kobietą?
- Nie - odparł znowu, przyglądając się jej uważnie. Me
redith miała nadzieję, że nie zauważył, jaką radość sprawiło
jej to oświadczenie. - Zatrudniłem panią, która opiekuje się
Kimberly po południu, kiedy mała wraca ze szkoły. Zajmuje
się nią także wieczorami, jeśli ja muszę dokądś wyjść. Teraz
też są razem. Nieźle dogadują się ze sobą.
Nick wyraźnie chciał zapewnić Meredith, że jest do
brym opiekunem swojej osieroconej siostrzenicy. Uśmie
chnęła się, prawidłowo odczytując jego intencje.
- Cieszę się - odparła. Sama nie wiedziała, co napra
wdę w tej chwili czuje.
38
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
Nick wpatrywał się w nią tak intensywnie, że uśmiech
powoli znikał z jej twarzy.
- Proszę jeść - zakomenderował szorstkim tonem.
Meredith szybko chwyciła kanapkę, zadowolona, że ma
czym zająć ręce. Ser i pomidory nigdy dotąd tak bardzo
jej nie smakowały.
Życie nagle otwarło przed nią nowe możliwości, więc
postanowiła z nich skorzystać.
Nick Hamilton znów był blisko niej, jako prawny opie
kun ich córki. W dodatku nie związany z inną kobietą.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Nick wpatrywał się w rozjaśnioną uśmiechem twarz
Meredith i ponownie nie mógł oprzeć się wrażeniu, że
skądś zna tę kobietę. Był pewien, że nigdy dotąd się nie
spotkali. Nie wierzył w te różne bzdury o znajomości
w poprzednim wcieleniu, mimo to nie umiał w racjonalny
sposób wytłumaczyć uczuć, które nim teraz miotały. Na
wet niewinny dotyk jej dłoni wywoływał w nim dreszcze.
Dlaczego tak się działo? Fizycznie Meredith nie była prze
cież bardziej atrakcyjna niż Rachel. Zbyt szczupła, nie
miała ani tych ponętnych krągłości, co jego przyjaciółka,
ani jej urody. Mimo to działała na niego porażająco i nic
nie mógł na to poradzić.
Poczuł się zmęczony wizytą; zapragnął, żeby jak naj
szybciej się skończyła. Właściwie nie musiał jej przedłu
żać, skoro okazało się, że nic nie stoi na przeszkodzie
spotkania córki z matką. Jednakże Bóg tylko wiedział,
czym to wszystko się skończy.
Nick natomiast wiedział jedno: Kimberly za nic nie
ustąpi. Tak długo będzie nalegać na spotkanie, aż w końcu
do niego dojdzie. Właściwie czułby się nie w porządku,
40 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
gdyby je uniemożliwił, choć bał się, że sprawy wymkną
mu się spod kontroli.
- Czy najbliższa sobota odpowiada pani? - spytał. -
Moglibyśmy spotkać się w trójkę w porze lunchu.
Twarz Meredith jeszcze bardziej się rozjaśniła. Jej blask
skojarzył się Nickowi z bożonarodzeniową choinką.
- Każdy dzień i każda pora mi odpowiada - odparła
żarliwie.
Nick zmarszczył brwi. Odpowiedź Meredith wydała
mu się cokolwiek nie przemyślana.
- Czyżby pani nigdzie nie pracowała?
- Prowadzę własny interes i dzięki temu mogę dowol
nie rozporządzać swoim czasem - powiedziała szybk
i nie bez pewnej dumy w głosie.
- Czym się pani zajmuje? - Kimberly z pewnością bę
dzie chciała to wiedzieć, Nick także poczuł ciekawość.
- Mam firmę o nazwie „Czar zieleni". Współpracuj
z hotelami i restauracjami, którym aranżuję zieleń w ic
wnętrzach.
Niezły interes. Nick popatrzył uważniej na niewielką
kwiatową kompozycję umieszczoną na stoliku do kaw
Już wcześniej wpadła mu w oko. Niby nic wielkiego: trzy
piękne kwiaty różnej długości skomponowane z kilko
rodzajami liściastych gałązek. Elegancja i prostota.
- To pani dzieło? - upewnił się.
- Tak. Podoba się panu?
- Nawet bardzo. Czy ukończyła pani jakieś studia
tystyczne?
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 41
Meredith wyraźnie ucieszyła reakcja Nicka.
- Nie. Wszystkie umiejętności nabyłam w czasie lat
praktyki.
- Cóż, jak widać, praktyka jest najlepszym nauczycie
lem - stwierdził. - Ma pani wrodzony talent artystyczny.
- Lubię tę pracę. - W zielonych oczach Meredith za
lśniły wesołe iskierki. - Obcowanie z roślinami dostarcza
człowiekowi tyle radości. Potrafią ożywić każde, najbar
dziej nawet ponure wnętrze.
Ty także, pomyślał. Zastanawiał się, czy w życiu Me
redith jest jakiś mężczyzna. Nie była zamężna i nie mie
szkała z nikim na stałe, ale to jeszcze wcale nie znaczyło,
że jest osobą samotną. Mogła mieć z kimś podobny układ
jak on z Rachel. Nagle, nie wiedzieć czemu, ta myśl go
zirytowała. Zupełnie irracjonalnie zapragnął, żeby oboje
byli całkiem wolni. Muszę jak najszybciej stąd wyjść,
uznał. Meredith zjadła już kanapki, jej cera przyjemnie się
zaróżowiła. Wszelkie objawy omdlenia minęły. Mógł
z czystym sumieniem opuścić jej mieszkanie.
- Czy zna pani tę restaurację w pobliżu gmachu opery?
- Tak.
Nick postanowił, że usiądą na odkrytym tarasie pod
parasolem. Podejrzewał, że matka i córka mogą być spięte
podczas pierwszego spotkania. Uznał, że piękny widok na
zatokę i kolorowe tłumy spacerowiczów pozwolą rozluź
nić nieco atmosferę.
- Zatem jesteśmy umówieni. Zarezerwuję stolik na
dwunastą. - Nick wstał, łagodząc uśmiechem swoje dość
42 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
nagłe wyjście. - Wątpię, żeby Kimberly mogła czekać
dłużej. Teraz też nie mogę nadużywać jej cierpliwości.
Wiem, że nie położy się spać, dopóki nie wrócę i nie zdam
jej szczegółowych relacji na pani temat.
- Oczywiście. - Meredith również podniosła się z so
fy, by odprowadzić gościa do drzwi. - Mam nadzieję...
- Zamilkła na chwilę, w jej oczach pojawił się wyraz tak
ogromnej tęsknoty, że Nick poczuł ostre ukłucie w sercu.
- Proszę powiedzieć Kimberly, że z niecierpliwością
oczekuję naszego spotkania. Jestem panu ogromnie wdzię
czna, panie Hamilton.
Nawet okruchy z pańskiego stołu są lepsze niż nic,
pomyślał Nick.
W drodze do domu nie mógł się pozbyć tej ponurej
myśli. Nigdy przedtem nie zastanawiał się, jak czuje się
matka, zmuszona oddać swoje dziecko do adopcji. Przez
cały czas miał przed oczami ściany sypialni Meredith
wytapetowane zdjęciami Kimberly. Niewątpliwie ciężko
przeżyła oddanie obcym ludziom swojej córeczki. Co ją
skłoniło do podjęcia tak dramatycznej decyzji? Czy pod
jęła ją sama, czy też stała się ofiarą czyichś nacisków?
Może purytanska rodzina, która pozamałżeńską ciążę nie
letniej uznała za niewyobrażalną hańbę, odmówiła dziew
czynie wszelkiej pomocy przy wychowywaniu maleństwa.
Meredith musiała być bardzo młoda, kiedy zaszła
w ciążę. Trudno ocenić wiek kobiety, ale zdaniem Nicka
teraz nie miała więcej niż dwadzieścia parę lat. Zapewne
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
43
wtedy, jako przerażona piętnasto- czy szesnastolatka, być
może cierpiąca na poporodową depresję, pozbawiona ja
kiegokolwiek oparcia ze strony bliskich, nie zdołała
udźwignąć ciężaru odpowiedzialności związanej z wy
chowaniem dziecka. Jak łatwo było zauważyć, do dziś
serdecznie tego żałowała. „Oddałam Kimberly, bo sądzi
łam, że tak będzie dla niej najlepiej" - przypomniał sobie
Nick jej pełną beznadziejnego smutku wypowiedź.
Powinien był spytać, czy między nią a jego siostrą ist
niały jakieś relacje, które sprawiły, że to właśnie Denise
została przybraną matką Kimberly. Następnym razem ko
niecznie musi o to zapytać.
Zanim Kimberly powiedziała mu o fotografiach, zakła
dał, że adopcja została przeprowadzona zwykłym trybem.
Siostra i szwagier często mu wspominali, że złożyli w sto
sownym urzędzie podanie o adopcję i byli na liście ocze
kujących. Kiedy był w Stanach, otrzymał od nich list z in
formacją o dziecku. Uznał, że ich starania pomyślnie się
zakończyły. Żadnych innych szczegółów z tym związa
nych nigdy nie poznał.
Dlaczego trzymali całą sprawę w sekrecie? Dlaczego
zobowiązali się wysyłać rodzonej matce zdjęcia jej dzie
cka? Czyżby Denise dręczyło jakieś poczucie winy?
On sam, widząc na twarzy Meredith Palmer ogromną
tęsknotę za córeczką, czuł się winien, że dziewczynka
pozostaje pod jego opieką. Jednakże przez całe życie uwa
żał ją za członka swojej rodziny, zawsze darzył jak najcie
plejszymi uczuciami i wzdragał się na samą myśl o tym,
44 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
że mógłby ją komukolwiek oddać, nawet jej rodzonej
matce. Prawdopodobnie będą musieli ustalić, ile czasu
każde z nich będzie spędzać z Kimberly w przyszłości.
Wszystko zależało od tego, jak przebiegnie spotkanie
matki i córki. W tej chwili nie umiał przewidzieć, jak
dziewczynka na nie zareaguje. Nie wiedział, czego tak na
prawdę w skrytości ducha się spodziewa i czego pragnie.
Kimberly zasypała go pytaniami, kiedy tylko przekro
czył próg domu.
- Jak wygląda moja mama? Czy jest ładna? Czy chce
mnie zobaczyć? Czy umówiłeś nas na spotkanie?
- Na trzy ostatnie pytania odpowiedź brzmi: tak! A te
raz pozwól mi chwilę odsapnąć - poprosił.
Dziewczynka drżała z podniecenia, machała rękami jak
małe dziecko, koński ogon powiewał jej na wszystkie
strony. W zielonych oczach, tak bardzo podobnych do
oczu Meredith Palmer, malował się upór i determinacja.
- Wujku Nick, nie bądź potworem! Umieram z nie
cierpliwości. Natychmiast muszę się wszystkiego do
wiedzieć.
- Pozwól, że najpierw zapłacę pani Armstrong za opie
kę nad tobą - poprosił Nick. - Czy ktoś do mnie dzwonił,
Frań? - zwrócił się do kobiety, która już spakowała swoją
robótkę ręczną i czekała gotowa do wyjścia
- Tylko panna Rachel Pearce. Prosiła, żeby był pan
uprzejmy jeszcze dziś wieczorem do niej zatelefonować.
- Dziękuję, Fran. - Nick dołączył napiwek do umó
wionej zapłaty. - Życzę pani dobrej nocy.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
45
- Dobranoc. A ty, Kimberly, kładź się zaraz do łóżka.
Musisz się porządnie wyspać.
- Dobrze, pani Armstrong. Natychmiast się położę,
kiedy wyduszę z wujka wszystkie informacje.
To było bardzo adekwatne określenie. Kimberly zaczę
ła męczyć Nicka, gdy tylko drzwi zamknęły się za jej
opiekunką. Nick poczuł, że musi się czegoś napić. Ciężkim
krokiem podszedł do barku i nalał wina do kieliszka.
Wzmacniający trunek był mu niezwykle potrzebny, by
zdołał sprostać serii szczegółowych pytań, jakimi zasypała
go dziewczynka. Kiedy już zaspokoiła pierwszą cieka
wość, zaczęła rozważać, w co powinna się ubrać w sobotę,
by wywrzeć jak najlepsze wrażenie na kobiecie, która dała
jej życie.
- Rozumiem twoje podniecenie, Kimberly - powie
dział łagodnie Nick - ale musisz pamiętać, że sobotnie
spotkanie ma służyć jedynie twojemu poznaniu się z mat
ką. Nie przekształć go przypadkiem w rozgrywkę, w któ
rej wykorzystasz pannę Palmer przeciwko mnie...
- Skądże znowu, wujku! - zaprotestowała szczerze
Kimberly.
- .. .lub przeciwko Rachel - dokończył Nick. - Panna
Palmer jest osobą bardzo wrażliwą. Nadal mocno przeży
wa fakt, że musiała oddać swoje jedyne dziecko do adopcji
- ciągnął. - Nie wplątuj jej przypadkiem w spory na temat
twojej szkoły.
- Sądzisz, że ją obchodzi, co ja o tym myślę?
- T a t i tr> harrt^n Ohrhnrlyi ia ws7vstkn CO wiąże Sie
46
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
z tobą. Poczułaby się nieszczęśliwa i bezradna, nie mając ]
na ten temat nic do powiedzenia. Straciła prawo do decy-
dowania o twoim losie, kiedy przystała na adopcję.
- To nie w porządku! - wybuchnęła Kimberly. - Ona
jest przecież moją prawdziwą matką!
- Chcesz ją poznać, czy wykorzystywać? - drążył
Nick.
- Oczywiście, że tylko poznać... - odparła bez prze
konania Kimberly.
- Mam nadzieję, że nie zachowasz się jak egoistka
- ciągnął bezlitośnie Nick. - Dla Meredith Palmer spot
kanie z tobą jest spełnieniem największego marzenia jej
życia.
- Skąd wiesz?
- Na wszystkich ścianach jej sypialni wiszą twoje fo
tografie. Meredith Palmer patrzy na nie codziennie, kiedy
się budzi i kiedy zasypia. Na ich podstawie stworzyła so
bie wyobrażenie o tobie. Chciałbym, żeby mogła być
z ciebie dumna. Powinnaś jej to umożliwić już choćby ze
względu na pamięć o twojej przybranej matce, która ko
chała cię i troszczyła się o ciebie jak o rodzoną córkę.
Chciałbym, żeby Meredith Palmer przekonała się, iż De-
nise Graham dobrze wychowała jej dziecko.
Kimberly nachmurzyła się.
- Mama nie miałaby nic przeciwko mojemu spotkaniu
z Meredith, prawda, wujku? Skoro wysyłała jej zdjęcia,
na pewno chciała, żeby ona wiedziała, jak dorastam.
- Masz rację. Byłoby jej jednak przyjemnie, gdyby
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 47
panna Palmer uznała cię za dobrze wychowaną dziew
czynkę - powtórzył. - Mama przywiązywała dużą wagę
do twojego wychowania.
W oczach Kimberly zalśniły łzy.
- Obiecuję, że będę grzeczna. Mama Denise nie będzie
się za mnie wstydzić tam w niebie - wyszeptała.
Nick uściskał serdecznie dziewczynkę, a potem poca
łował ją w czubek głowy. Bardzo kochał Kimberly; była
jedynym pozostałym mu członkiem rodziny. Należała do
niego. Wiedział jednak, że odtąd, ilekroć na nią spojrzy,
przypomni sobie Meredith Palmer, żyjącą miłością do
dziecka, z którego zrezygnowała. Poczuł się uwikłany
w sytuację bez wyjścia.
- Twoja prawdziwa matka na pewno stwierdzi, że je
steś wspaniała - powiedział. - Będziesz najpiękniejszym
prezentem, jaki kiedykolwiek otrzymała na Gwiazdkę.
- Chciałabym, żeby mnie polubiła - westchnęła Kim
berly.
- Nie martw się. Na pewno cię polubi. - Nick pocało
wał ją w czoło. - A teraz marsz do łóżka. Życzę ci miłych
snów.
- Dobranoc, wujku. Dziękuję za wszystko. - Cmoknę
ła Nicka w policzek i wybiegła z salonu. Zatrzymała się
na chwilę w holu prowadzącym do sypialni. - Ja także
marzyłam o poznaniu mojej prawdziwej matki! - krzyk
nęła. - Odkąd się dowiedziałam, że jestem adoptowanym
dzieckiem, o niczym innym nie myślałam.
Kimberly pobiegła do sypialni, nie czekając na reakcję
48
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
Nicka. Chodziło jej tylko o to, by powierzyć mu swój
sekret.
Nick został sam, rozmyślając o minionym dniu. Po raz
kolejny zadawał sobie pytanie, dlaczego Meredith zrobiła
na nim tak silne wrażenie, dlaczego wydawało mu się, że
już kiedyś ją spotkał. Niewykluczone, że widział ją na
jakiejś fotografii. Jeśli Denise ją znała, mogła pojawić się
na którymś z licznych zdjęć w zbiorze siostry. Dlaczego
jednak właśnie tę kobietę zapamiętał spośród dziesiątków
innych? Czemu właśnie ona przypominała mu postać z je
go snów, które od lat go nawiedzały, łudząc nadzieją...
Dotąd, mimo licznych prób, nie zdołał odnaleźć swojej
przysłowiowej drugiej połówki jabłka. Może więc nowo
poznana kobieta stała się symbolem jego nie ziszczonych
pragnień? A także wyrazem nadziei, że nie wszystko stra
cone, bo żyje gdzieś istota tylko i wyłącznie dla niego
przeznaczona, jego bratnia dusza, i jeśli nie ustanie w po
szukiwaniach, kiedyś ją w końcu odnajdzie.
Zacisnął zęby. Koniec fantazjowania. Kiedy ponownie
spotka Meredith Palmer w sobotę, na pewno jego wraże
nia nie będą już takie silne.
Wstał z kanapy i poszedł do kuchni, by zatelefonować
do Rachel. Co prawda dochodziła już jedenasta, ale jego
przyjaciółka rzadko kładła się spać przed północą. Prosiła,
by do niej zadzwonił. Miał nadzieję, że rozmowa z Rachel
pomoże mu odzyskać zachwianą równowagę ducha.
Kiedy usłyszał w słuchawce raźny głos przyjaciółki,
bezwiednie porównał go z melodyjnym głosem Meredith.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
49
- Tu Nick - powiedział krótko.
- Miło cię słyszeć - ucieszyła się Rachel. - Dostałam
zaproszenie na bożonarodzeniowy koktajl na jachcie Har-
veya Sinclaira. Ma się odbyć w sobotni wieczór. Czy ze
chcesz mi towarzyszyć?
Harvey Sinclair był znaczącą postacią światowej finan-
sjery. Rachel z pewnością chętnie pójdzie na przyjęcie, na
którym można nawiązać wiele pożytecznych kontaktów.
W innej sytuacji Nick odruchowo odpowiedziałby „tak",
ale tym razem się zawahał, szukając sposobu na to, by
grzecznie wykręcić się od towarzyskiej powinności. Po
stanowił być szczery.
- Chyba nie będę mógł - odparł. - Akurat na sobotę
zaplanowałem spotkanie Kimberly z jej matką. Nie mam
pojęcia, jak sprawy dalej się potoczą.
- W porządku, Nick. Chcesz trzymać rękę na pulsie.
To zrozumiałe. Nie martw się. Znajdę kogoś, kto ze mną
pójdzie.
Nick zawsze podziwiał sposób, w jaki Rachel szybko
umiała ocenić sytuację. Dzięki temu nie mieli kłopotów
z porozumiewaniem się ze sobą.
- Mam nadzieję, że to spotkanie pomoże Kimberly
- dodała.
- Dziękuję za wyrozumiałość. Przepraszam, że mała
tak niegrzecznie cię potraktowała. Chciałbym...
- Ależ nic się nie stało. Kimberly jest jeszcze dziec
kiem, a tyle ostatnio przeżyła. Ufam, że da mi spokój,
kiedy pozbędzie się niektórych problemów.
50 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
- Zatem baw się dobrze, Rachel. Do zobaczenia.
Rachel naprawdę była wspaniałym kompanem. Życzli
wym, wyrozumiałym, łatwym we współżyciu. W ich
związku brakowało jedynie pasji.
Uosobieniem pasji była natomiast Meredith Palmer.
Ta myśl sprawiła, że Nicka ogarnął niepokój. A także
nie dająca się okiełznać pokusa.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Meredith powoli przechadzała się szeroką promenadą
wzdłuż nabrzeża. Do umówionego spotkania z Kimberly
i Nickiem Hamiltonem miała jeszcze sporo czasu, gdyż
wyszła z domu o wiele wcześniej, niż trzeba. Gdyby zo
stała tam choćby chwilę dłużej, niechybnie po raz kolejny
zmieniłaby ubranie. Od rana nie mogła się zdecydować,
jaki strój włożyć, by zrobić jak najlepsze wrażenie na
swojej córce.
Przerzuciła całą szafę, przymierzyła wiele zestawów,
aż w końcu wybrała dopasowany żakiet z krótkimi ręka
wami uszyty z pikowanej bawełny w żółty kwiatowy
wzorek na białym tle i wąską spódniczkę z tego samego
materiału, kończącą się tuż nad kolanami. Do tego włożyła
jasnożółte pantofle na wysokich obcasach i dobraną kolo
rystycznie torebkę. Wyglądała naprawdę elegancko.
Zależało jej na aprobacie Kimberly, ale sama przed
sobą przyznała, że chodziło o coś jeszcze. Pragnęła po
dobać się Nickowi. Kiedy po raz drugi na nią spojrzy...
Nie miała pojęcia, jakim człowiekiem stał się w ciągu
tych lat, kiedy się nie widzieli, jakie zmiany zaszły w jego
charakterze, ale wspomnienia słodkich chwil ich mło-
52 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
dzieńczej miłości sprawiały, że serce biło jej szybko
w nadziei i oczekiwaniu. Niektóre marzenia mimo upły
wu czasu nie tracą mocy.
Był jasny, pogodny dzień. W połyskujących wodach
zatoki odbijało się błękitne, bezchmurne niebo, dach bu
dynku opery lśnił z daleka, oświetlany promieniami słoń
ca, błyszczały tysiące białych bąbelków w kilwaterach,
jakie ciągnęły za sobą płynące jachty i promy. W takim
dniu każdy człowiek czuje, że życie jest piękne.
Promenada pełna była uśmiechniętych turystów i uli
cznych sprzedawców. Krzykliwe, kolorowe dekoracje
przypominały, że zbliża się Boże Narodzenie. Święty Mi
kołaj przechadzał się dostojnie, pozdrawiając dzieci, a wę
drowni muzykanci śpiewali ulubione przez wszystkich ko
lędy. Szczęście i radość unosiły się w powietrzu. Meredith
przestała się martwić faktem, że Kimberly chciała ją mieć
przy sobie jedynie w święta. Od czegoś trzeba zacząć.
Nick Hamilton nie pamiętał, że dziś właśnie wypadała
rocznica ich pierwszego spotkania. Gdyby tylko mógł
spojrzeć na nią takimi samymi oczami jak trzynaście lat
temu, łącząca ich magiczna więź znowu by ożyła.
Do dwunastej brakowało jeszcze dziesięciu minut, kie
dy Meredith wypatrzyła wśród tłumów Nicka. Stał odwró
cony do niej bokiem, łokcie oparł o balustradę. Patrzył na
pobliski przystanek taksówek wodnych, które kursowały
dla potrzeb widzów opery.
Meredith natychmiast się zatrzymała, by uspokoić od
dech i mocno bijące serce. Spojrzała na towarzyszącą Ni-
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
53
ckowi dziewczynkę. Mimo iż widziała tylko jej plecy, nie
miała wątpliwości, że to Kimberly... Jej córeczka...
Dziecko, które stało się już panienką.
Była wysoka i szczupła, jak większość szybko rosną
cych dzieci. Miała na sobie cytrynowozielone legginsy
i pasujący do nich podkoszulek. Na białym tle wydruko
wane były pomarańcze i cytryny. Ciemny koński ogon
ściągnęła elastyczną opaską w cytrynowym kolorze. Ca
łości stroju dopełniały adidasy w tym samym odcieniu
i białe skarpetki.
Kimberly najwyraźniej lubiła jasne kolory. Meredith
ucieszyła się z dokonanego wyboru. Jej kostium powinien
spodobać się córce.
Nick Hamilton odwrócił głowę. Ich oczy się spotkały.
Meredith znowu poczuła przyspieszone bicie serca. Czy
tym razem ją rozpoznał? Czy otwarły się zatrzaśnięte klap
ki w jego pamięci? Przez chwilę wpatrywał się w nią tak,
jakby była zjawą, fatamorganą, w której istnienie nie może
uwierzyć.
Szybko jednak otrząsnął się z transu i dotknął ramie
nia Kimberly. Powiedział do niej coś, czego z tej odległo
ści Meredith nie usłyszała. Dziewczynka natychmiast od
wróciła wzrok od tafli wody. Na jej żywej twarzy malo
wało się podniecenie, oczy lśniły niecierpliwym oczeki
waniem.
Meredith ruszyła w jej stronę. Przyspieszyła kroku, że
by jak najprędzej zmniejszyć dzielący je dystans. Pragnęła
zawołać „tu jestem!", pochwycić swoje dziecko w ramio-
54 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
na, uściskać je z miłością, której przez tyle lat nie mogła
wyrazić, poczuć, że w końcu naprawdę są razem.
Nick uniósł rękę, wskazując Kimberly kierunek, i chy
ba coś jeszcze do niej powiedział. W tym momencie wzrok
dziewczynki spoczął na postaci Meredith. Zamarła w bez
ruchu, szeroko otworzyła oczy. Nick wykonał gest, jakby
chciał ostrzec Meredith, by zwolniła kroku.
Zapiekły ją łzy pod powiekami. Nie powinna okazywać
nadmiaru emocji. Dla swojej córki jest przecież zupełnie
obcą osobą. Na jej zaufanie i miłość dopiero musi za
pracować.
Uśmiechnij się, powiedziała sama do siebie. Na razie
musi ci to wystarczyć.
- To właśnie jest twoja matka... Meredith Palmer -
usłyszała cichy głos Nicka.
Kimberly nadal trwała w bezruchu, z napięciem pa
trząc na zbliżającą się do niej kobietę.
- Tak się cieszę, że mogłam cię spotkać - powiedziała
drżącym głosem Meredith. -To dla mnie ogromne szczęście.
- Pani jest taka piękna - dobiegł ją nabożny szept
dziewczynki.
- Ty też - odparła spontanicznie Meredith.
Kimberly naprawdę była ładna. Połączenie zielonych
oczu matki z ciemnymi włosami ojca dało olśniewający
efekt. Dziewczynka odziedziczyła najlepsze cechy po
swoich rodzicach.
- Powinnaś się przywitać - przypomniał łagodnym to
nem Nick.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 55
Kimberly zaczerwieniła się i natychmiast wyciągnęła
rękę do Meredith.
- Dzień dobry. Przepraszam, że tak głupio na początku
się zachowałam. Wujek Nick uprzedził mnie, że pani jest
bardzo ładna, ale nie spodziewałam się, że aż tak. Pani
mogłaby być modelką! Słowo!
Wargi Meredith zadrżały niebezpiecznie ze wzruszenia.
Szczery zachwyt Kimberly sprawił jej niekłamaną przyje
mność. Opanowała się i uścisnęła miękką, jeszcze niemal
dziecięcą dłoń córki. Dotyk ciepłej, aksamitnej skóry był
najmilszym wrażeniem, jakiego od lat doznała.
- Nie było dnia, żebym o tobie nie myślała. Zastana
wiałam się, gdzie jesteś, co porabiasz - powiedziała mięk
kim, pełnym uczucia głosem. - Pocieszała mnie tylko
świadomość, że masz naprawdę dobrych rodziców, Kim
berly. Przykro mi, że ich straciłaś. - Mocniej ścisnęła dłoń
córki. - Żałuję, że w tych trudnych chwilach nie było
mnie przy tobie - dodała.
- Nie szkodzi - usłyszała cichą, nieśmiałą odpowiedź.
- Miałam wujka Nicka. On jest w porządku.
- Co za komplement! - zawołał Nick. - Ostatnio na
zywałaś mnie potworem. Daj mi na piśmie, że zmieniłaś
zdanie. Będzie pani świadkiem, panno Palmer?
Żart Nicka rozluźnił napiętą atmosferę. Meredith
uśmiechnęła się, szczęśliwa, że tych dwoje tak dobrze
potrafi się porozumieć. Widać było, że oboje szczerze się
kochają. Kimberly nie działa się krzywda, skoro Nick się
nią opiekował.
56 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
- Może byśmy tak coś zjedli? - zaproponował w tym
momencie. - Nie wiem, jak panią, panno Palmer, ale mnie
poranne emocje tak wyczerpały, że po prostu umieram
z głodu.
Meredith podziwiała Nicka za naturalny, niewymuszo
ny sposób zachowania. Zdecydowanie ułatwiało to ich
kontakt.
- Doskonały pomysł - poparła go i niby od niechcenia
wyciągnęła rękę do Kimberly, uśmiechem dodając jej od
wagi.
Dziewczynka wsunęła rączkę w jej dłoń.
- Wujek Nick powiedział, że w tej restauracji jest
fantastyczne jedzenie. Mam nadzieję, że będzie pani sma
kowało.
- Na pewno.
Jakżeby inaczej? W tak pięknie położonej restauracji
i w najlepszym towarzystwie, jakie mogła sobie wyma
rzyć? Z ogromnym trudem ukrywała przepełniające jej
serce uczucia. Jedynie lęk, by nie przytłoczyć nimi dzie
cka, zdołał ją powstrzymać przed nadmierną ekspresją.
Lekko tylko ściskała dłoń córki, kiedy szli razem, rozma
wiając o swoich upodobaniach kulinarnych.
Ogródek przy restauracji oddzielał od chodnika długi
rząd rosnących w donicach krzewów. Kelner spytał Nicka
o nazwisko, po czym poprowadził ich do stolika usytuo
wanego tuż nad samą wodą. Ogromny parasol dostarczał
dobroczynnego cienia, chroniąc biesiadników przed ośle
piającym słonecznym światłem.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
57
Roztaczał się przed nimi doskonały widok na Fort De-
nison, niewielką wysepkę pośrodku zatoki, na której nie
gdyś wysadzano najgroźniejszych przestępców. Skazań
com wydzielano niewielkie, skrupulatnie dozowane racje
żywności. Ja też czułam się jak skazaniec, pomyślała Me
redith, wspominając długie miesiące wyczekiwania na
przesyłkę zawierającą zdjęcia Kimberly. Ich liczba nigdy
nie była w stanie zaspokoić jej głodu wiadomości o córce.
Ukradkiem przypatrywała się teraz dziewczynce, sycąc
wzrok bogactwem szczegółów, których żadna fotografia
nie mogła przekazać.
Kelner postawił na stole dzbanek z wodą schłodzoną
kostkami lodu i podał karty dań. Wszyscy troje zajęli się
wyborem potraw. Meredith zauważyła, że Kimberly co
chwila dyskretnie na nią zerka. Miała nadzieję, że zyskała
aprobatę w oczach córki.
Meredith było wszystko jedno, co zamówi. Wiedziała,
że i tak nie poczuje smaku żadnej z potraw. Kiedy kelner
ponownie zjawił się przy ich stoliku, Kimberly poprosiła
o panierowany filet z ryby oraz frytki. Meredith zdecydo
wała się na to samo. Nick wybrał jakieś danie z kurczaka
i porcję sałaty dla całej trójki. Spytał Meredith, czy wypije
z nim na spółkę butelkę wina, lecz odmówiła. Nie chciała,
by alkohol choćby minimalnie zaćmił jej zmysły. W tej
sytuacji i dorośli, i dziecko zadowolili się sokiem.
- Wujek Nick powiedział, że mieszka pani w Balmo-
ral. Czy lubi pani plażę? - spytała Kimberly.
- Bardzo. Wychowałam się w Coff's Harbour, na pół-
58 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
nocnym wybrzeżu. - Zerknęła przelotnie na mężczyznę,
który właśnie tam ją poznał. Widać było, że nazwa nad
morskiego miasteczka z niczym mu się nie kojarzy. - Pla-
ża była moim terenem zabaw - dodała, zwracając się ku
Kimberly. - Po przyjeździe do Sydney zawsze wybiera-
łam mieszkania w pobliżu morza.
- Dlatego, że przypomina pani dom?
Meredith pokręciła głową. Macocha nigdy nie stworzy-
ła jej prawdziwego domu.
- Nie. Po prostu lubię spacerować brzegiem morza,
oddychać świeżym morskim powietrzem, uprawiać sur-
fing. A ty lubisz pływać?
- Mhm - mruknęła Kimberly. - Ostatnio jestem
w tym niezła - dodała jakby od niechcenia, ale widać
było, że oczy płoną jej dumą.
- W tym roku została mistrzynią szkoły w swojej gru- J
pie wiekowej - wyjaśnił Nick. - Czuje się w wodzie jak
ryba.
Kimberly zaśmiała się, zadowolona.
- Wujek Nick obiecał nauczyć mnie surfingu podczas
letnich wakacji.
- To wspaniale - odparła z entuzjazmem Meredith.
Serce lekko zakłuło ją na wspomnienie, jak trzyna-
ście lat temu zdobywała pod kierunkiem Nicka tę samą
umiejętność. Uwielbiała wspinać się po falach nie tyl
ko dlatego, że dostarczało jej to wspaniałych emocji. Czu
ła się szczęśliwa, bo Nick był blisko. Razem dzielili ra
dość.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 59
Boże, jak wiele straciła. Lata, które mogli spędzić
wspólnie, bezpowrotnie minęły. Cieszyła się, że Kimberly
ma tak znakomite stosunki ze swoim ojcem, ale kiedy na
nich patrzyła, jej ból stawał się większy. Wspomnienia
o tym, co przeżyli przez ostatnie dwanaście lat, nie nale
żały do niej.
- Panno Palmer... - zaczęła z wahaniem Kimberly.
Panno Palmer... Zabolała ją ta forma. Ciągle była dla
rodzonej córki obcą osobą.
- Słucham, kochanie? - Meredith uśmiechem pokryła
dręczące ją myśli.
- Przed chwilą miała pani taką smutną twarz. Czy to
ja coś złego powiedziałam?
- Skądże. Po prostu... żałuję, że nie mogłam cię do
pingować, kiedy zdobywałaś mistrzostwo.
- Mama zawsze przychodziła na wszystkie moje za
wody.
- Jestem pewna, że była bardzo dumna z ciebie - po
wiedziała Meredith ciepłym tonem, choć serce ją zabolało.
Kimberly nazwała Denise „mamą"... Jednakże Denise
Graham już nie żyła i to nie ona będzie patrzeć, jak dziew
czynka uczy się windsurfingu. Należy przerwać grzebanie
w przeszłości i skupić się na tym, co przyniesie przy
szłość.
Kimberly zaczęła niespokojnie kręcić się na krześle.
- To takie dziwne. Wiem że ty... że pani - poprawiła
się szybko - jest moją prawdziwą mamą, ale mama...
wyglądała jak każda mama, a pani jest taka młoda i...
60 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
- Nie wiesz, jak się do mnie zwracać? - pomogła jej
Meredith.
- Wujek Nick podpowiadał, że może po imieniu,
jeśli pani się zgodzi. „Panno Palmer" brzmi tak oficjalni
- Mów do mnie Merry - zaproponowała odruchowi
zanim zdążyła się zastanowić.
- Merry... To zdrobnienie od Meredith, prawda?
spytała Kimberly. - Czy tak nazywają cię przyjaciele?
Meredith zawahała się, zerkając na Nicka. Patrzył na
nią badawczo. Imię „Merry" też z niczym mu się nie ko-
jarzyło. Chyba dlatego spontanicznie wyznała córce:
- Tylko jedna osoba na całym świecie tak mnie n;
wała.
- Twoja matka? - padło natychmiastowe pytanie.
- Nie.
- Zatem kto? - drążyła Kimberly. Ciekawość w niej;
narastała.
Meredith poczuła dziką, niemal prymitywną satysfa-
keję z faktu, że Nick słucha jej, nie wiedząc, że o nimi
mowa.
- Twój ojciec, Kimberly. Twój rodzony ojciec. Wy
znał, że kiedy mnie zobaczył, poczuł się tak, jakby świa-
tełka ze wszystkich choinek na świecie zapłonęły nagle
w jego duszy. Spytał, jak mam na imię, a kiedy się dowie
dział...
Niespodziewanie zachłysnęła się; wspomnienia stały
się tak żywe.
- To co wtedy? - Kimberly z napięciem wpatrywała
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
61
się w Meredith. Pragnęła jak najwięcej dowiedzieć się
o swoim ojcu.
Meredith nie miała już odwrotu. Świadoma, że Nick
jest tuż obok i słucha każdego jej słowa, dokończyła:
- „Meredith? - powtórzył. To do ciebie nie pasuje.
Będę cię nazywał Merry". Roześmiałam się wtedy i spy
tałam, dlaczego.
- A co on na to? - dopytywała się niecierpliwie Kim
berly.
- Poznaliśmy się w okresie Bożego Narodzenia. Twój
przyszły ojciec patrzył na mnie takim roziskrzonym wzro
kiem... Nigdy nie zapomnę, co mi wtedy odpowiedział.
Zamilkła na chwilę, walcząc ze łzami, które zbierały
jej się pod powiekami. Kimberly tkwiła w bezruchu, chci
wie chłonąc każde jej słowo.
Nick również milczał.
Meredith zapatrzyła się na stary fort. Odległa, zapo
mniana historia, pomyślała. Tylko ja pamiętam tamte sło
wa sprzed lat. Nadal słyszała głos Nicka, który je wtedy
wypowiadał.
„Będę nazywał cię Merry, bo jesteś moją Szczęśliwą
Gwiazdką".
ROZDZIAŁ SZÓSTY
„Jakby światełka ze wszystkich choinek na świecie za-
płonęły nagle w jego duszy".
Piękna wizja, uznał Nick. Jak urzeczony wpatrywał się
w kobietę, która ją wyczarowała. Wiele dałby za to, aby
poznać myśli tej tajemniczej istoty, która od pierwszej
chwili ich spotkania stanowiła dla niego nie lada zagadkę.
Nawet nie próbował nazwać uczuć, jakie ogarnęły gol
kiedy dostrzegł ją w tłumie. Ona też go zauważyła. Stanęła
wtedy nieruchomo, wpatrzona tylko w niego, a jakaś mag-
netyczna siła ciągnęła ich ku sobie.
Meredith była atrakcyjną kobietą, ale Nick zdawał so-
bie sprawę, że nie to jest dla niego najważniejsze. Spotkali
się tak niedawno, a on nie mógł pozbyć się uczucia, że zaś
ją od lat, że jest mu niezwykle bliska. Tylko dlaczego?
Czyżby naprawdę właśnie o niej śnił, a teraz sen stał siej
jawą?
Niezbyt pochlebnie myślał o ojcu Kimberly. Kimkol-
wiek był tamten złotousty facet, zachował się jak ostatni
łobuz. Pięknymi słówkami oczarował swoją Gwiazdkę,
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 63
a kiedy już ją posiadł, zostawił ciężarną na pastwę losu,
nie poczuwając się wobec niej do żadnych zobowiązań.
Tęsknota, która pojawiała się w oczach Meredith, ile
kroć wspominała dawnego kochanka, świadczyła o tym,
że jej uczucie do niego było naprawdę silne i niezniszczal
ne jak skała. Tymczasem drań porzucił ją wraz z dziec
kiem. Musiał to być dla niej ogromny cios.
Sama była wtedy niemal dzieckiem; niewinną, naiwną,
utną, z pewnością po raz pierwszy zakochaną panienką.
Najdziwniejsze wydawało się to, że nie żywiła urazy do
kochanka, który nie umiał stanąć na wysokości zadania.
Związane z nim wspomnienia pielęgnowała jak delikatną
roślinę.
- Jakie to romantyczne - westchnęła Kimberly. Za
chwyciła ją ta piękna historia. - Dziękuję, Merry, że wszy
stko mi opowiedziałaś.
- Były to najpiękniejsze święta Bożego Narodzenia
w moim życiu. A nasze dzisiejsze spotkanie jest dla mnie
najwspanialszym wydarzeniem od tamtej pory...
- Na pewno przeżyłaś niejedną cudowną chwilę - po
wiedziała niepewnym tonem Kimberly. Nawet nie umiała
sobie wyobrazić, jak mogłyby wyglądać takie puste lata.
Dwanaście nijakich Gwiazdek. Dla niej był to zawsze
radosny, szczęśliwy okres. - Czy nie miałaś żadnej bliskiej
rodziny? - spytała z troską.
Meredith ze smutkiem pokręciła głową.
- Moja matka zmarła, kiedy skończyłam osiem lat.
Cztery lata później ojciec powtórnie się ożenił. Jako czter-
64 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
nastolatka straciłam i jego. Ogromna fala zmyła go ze
skały, na której siedział, łowiąc ryby. Utonął, a ja zostałam
sama z macochą. - Na twarzy Meredith pojawił się gry
mas niechęci.
- Nie lubiłaś jej? - drążyła Kimberly.
- Trudno nam się razem współżyło.
Kimberly wymownie spojrzała na Nicka. Bezbłędnie
odczytał jej intencje. Dziewczynka nie życzyła sobie po
siadania macochy. Jeśli myślał o poślubieniu Rachel, po
winien to jeszcze dokładnie rozważyć.
Jednakże Nickowi nie Rachel była w głowie. Zapo
mniał o niej tak szybko, jakby stanowiła mało znaczący
epizod w jego życiu. Wszystkie jego myśli krążyły wokół
kobiety, która siedziała teraz naprzeciwko niego.
- Założę się, że macocha pragnęła się ciebie pozbyć
- ciągnęła Kimberly.
- Masz rację - przyznała Meredith. - Stale dawała mi
odczuć, że jestem dla niej kulą u nogi. Kiedy w wieku
szesnastu lat zaszłam w ciążę, zrobiła wszystko, żeby
mnie upokorzyć. Obrzuciła mnie najgorszymi wyzwiska
mi, chociaż na żadne z nich nie zasłużyłam. - Twarz Me
redith złagodniała. - Kochałam twojego ojca, Kimberly.
Był jedynym mężczyzną w moim życiu.
Nick poczuł niczym nie uzasadnioną zazdrość, słysząc
te słowa. Facet, który zostawił Meredith na pastwę losu,
nie zasługiwał na tyle czułości i uczucia z jej strony.
- Dlaczego więc cię opuścił? - dociekała Kimberly.
- Właśnie wtedy, kiedy spodziewałaś się jego dziecka.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 65
- Czasem sprawy wymykają nam się spod kontroli.
Nie zawsze mamy wpływ na bieg wydarzeń, Kimberly
- odparła Meredith.
- Na przykład kiedy? - spytał Nick o wiele bardziej
szorstkim tonem, niż zamierzał. W końcu przeszłość Me
redith Palmer to nie jego sprawa. Kimberły miała prawo
zadawać pytania swojej matce, natomiast on nie powinien
się wtrącać.
Meredith obrzuciła go głębokim spojrzeniem swoich
zielonych oczu.
- On miał dwadzieścia jeden lat - odparła spokojnie.
- Kiedy się dowiedział, że ja mam zaledwie szesnaście,
uznał, iż powinniśmy poczekać, aż dorosnę. Rozstaliśmy
się więc, zawierając umowę, że co roku będziemy się
kontaktować na Boże Narodzenie.
- Dlaczego nie powiadomiłaś go od razu, że nosisz
w sobie jego dziecko? - dociekała Kimberly. - Przecież
to było ważniejsze niż jakieś tam umowy.
- Próbowałam to zrobić, ale on wyjechał za granicę
i nie wiedziałam, gdzie go szukać.
- Potem nadeszły przecież kolejne święta Bożego Naro
dzenia. Czy on napisał do ciebie? - nie ustępowała Kimberly.
Meredith pokręciła głową.
- Nie wiem. Nawet jeśli to zrobił, jego list nigdy do
mnie nie dotarł.
- Dlaczego potem nie wrócił do ciebie?
- Czas płynie, ludzie się zmieniają. Może poznał inną
kobietę i zapomniał o mnie?
66 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
- To niemożliwe! - zawołała szczerze Kimberly. - Je-
steś taka piękna! Nie rozumiem, jak mógł o tobie zapo-
mnieć.
Nick dojrzał ból w oczach Meredith i poczuł się winien,
że dopuścił do tej rozmowy. Uznał, że powinien się wtrącić.
- Twój ojciec mógł nie wrócić z tysiąca innych powo-
dów, Kimberly - powiedział. - Ponieważ nikt z nas ich i
nie zna, proponuję, byśmy zmienili temat. Panna Palmer
z pewnością wolałaby porozmawiać o czymś weselszymi
- Ach tak! - Kimberly poczuła się zakłopotana. - Wu-
jek Nick powiedział, że zajmujesz się kwiatami. Jakie
lubisz najbardziej? - Dziewczynka odetchnęła z ulgą, za
dowolona, że udało jej się wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
Na ten temat Meredith mogła rozmawiać swobodnie i
z zapałem. Zaczęła opowiadać o swoim zawodzie, a Kim-
berly patrzyła na nią jak urzeczona.
Szkoda, że do mnie nie odnosi się z taki zapałem, po-
myślał z zazdrością Nick. A właściwie, dlaczego tak mil
na tym zależy? - zdenerwował się w następnej chwili. Tak
silne pożądanie kobiety, którą ledwo co poznał, było w je-
go życiu całkiem nowym doświadczeniem. Samokontrola
była wrodzona jego naturze. W obecności Meredith zmie-
niał się nie do poznania.
Czemu ta kobieta tak bardzo opanowała moje myśli? 1
- zastanowił się. Dlaczego nawiedza mnie w snach? Była
piękna, to prawda, ale to nie jej uroda tak go fascynowała
Nick, podobnie jak Kimberly, zupełnie nie rozumiał, jak
ktoś mógłby zapomnieć Meredith Palmer.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
67
Ucieszył się, kiedy kelner przyniósł zamówione dania.
Meredith ledwo coś skubnęła na talerzu, za to Nick zmusił
się, by zjeść nie tylko całą swoją porcję, lecz także lwią
część sałatki. Przynajmniej innych chciał oszukać, że do
całej sprawy podchodzi spokojnie i beztrosko.
Kimberly od czasu do czasu w trakcie rozmowy doma
gała się, by Nick wyjaśnił jej coś dokładniej, za to Mere
dith Palmer ani razu nie spróbowała pociągnąć go za ję
zyk. Czuł, że )&) ostrożność wynika z obawy, by z jakichś
powodów nie zakończył zbyt szybko spotkania i nie zabrał
Kimberly do domu. A może on działał na nią równie moc
no, jak ona na niego, i dlatego próbowała ukryć swoje
emocje, by w przyszłości nie stały się przeszkodą w jej
spotkaniach z córką?
- Wujku Nick, czy Meny mogłaby nas jutro odwie
dzić? Chciałabym jej pokazać nasze mieszkanie i wszy
stkie moje skarby. - Żarliwa prośba Kimberly przerwała
Nickowi rozważania.
- Czy miałaby pani na to ochotę? - spytał Meredith.
Pragnął, żeby znowu popatrzyła na niego takim wzro
kiem, jak na początku ich spotkania. W ciągu minionej
godziny rzucała mu jedynie krótkie, uprzejme spojrzenia,
tymczasem on pragnął się upewnić, czy naprawdę ich za
uroczenie jest wzajemne.
- Tak - odparła krótko. - O ile nie sprawi to panu
kłopotu, panie Hamilton - dodała natychmiast.
W jej oczach dojrzał błagalną nadzieję na coś więcej
niż okazjonalną wizytę. Poczuł gwałtowny ucisk w sercu.
68 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
- Nie. Serdecznie panią zapraszam.
To była prawda. Pragnął mieć tę kobietę nie tylko
w swoich snach, lecz także w realnym życiu. Musiał się
przekonać, co naprawdę ich łączy.
- Dziękuję panu - odparła z promiennym uśmiechem]
Meredith.
- Proszę mówić do mnie Nick - powiedział spontani-
cznie. - Czy ja mógłbym nazywać cię Meredith?
Na chwilę jakiś cień zasnuł jej oczy, jakby naszło ją
mroczne wspomnienie z przeszłości. Szybko jednak jej
twarz znowu się rozjaśniła.
- Tak, będzie mi bardzo miło - odparła.
Kimberly zaczęła omawiać szczegóły jutrzejszego
spotkania, ale Nicka w ogóle to nie interesowało. Ważna
było jedno: coś szczególnego zaczęło się rodzić między
nim a Meredith. Pragnął to wykorzystać. Jutro zrobię na-
stępny krok, postanowił.
Nieważne, co zdarzyło się w przeszłości. Teraz, kiedy
kobieta z jego snów przybrała realne kształty, miał przyj
szłość w swoich rękach.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Meredith kilka razy odetchnęła głęboko, daremnie pró
bując opanować nerwowe podniecenie. Pragnęła trochę się
uspokoić, zanim naciśnie dzwonek do drzwi apartamentu,
w którym mieszkał Nick Hamilton. Znakomita lokalizacja
świadczyła o zamożności i wysokiej pozycji społecznej
jego właściciela. Meredith nie mogłaby sobie pozwolić na
mieszkanie w tej ekskluzywnej dzielnicy. Za chwilę miała
przekroczyć próg drzwi, za którymi był świat bogactwa,
świat ludzi sukcesu. Trudno się dziwić, że zżerały ją nerwy.
Nick zawsze należał do grona elity, jednakże Meredith
nie zdawała sobie z tego sprawy. Zrozumiała to dopiero
wtedy, kiedy szukając go przed laty, zjawiła się pod poda
nym przez niego adresem. Denise i Colin Grahamowie
mieszkali wówczas we wspaniałym domu w Pittwater.
Rzucająca się w oczy zamożność tych ludzi była jednym
z powodów, dla których zdecydowała się powierzyć im
swoje dziecko. Pragnęła, aby jej córeczka miała to wszy
stko, czego ona nie mogła jej zapewnić, aby, podobnie jak
jej ojciec, mogła czerpać korzyści wynikające z przyna
leżności do klasy uprzywilejowanej.
Bogactwo i przywileje nie zastąpią jednak matczynej
70 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
miłości, a właśnie miłość była teraz potrzebna Kimberly
najbardziej. Meredith z całego serca pragnęła obdarzyć
nią swoje dziecko, jeśli tylko Nick Hamilton na to pozwo-i
li. Dzisiejsze zaproszenie świadczyło o tym, że zamierzał
im pomóc w nawiązaniu zerwanych więzi.
Czy sam także postanowił zaistnieć w jej życiu ? Chyba!
nie powinna robić sobie zbyt dużych nadziei. Nick co
prawda przestał być oficjalny, ale jednak nazywał ją Me
redith, a nie Merry. To ogromna różnica. Nie pamiętał, ca
ich niegdyś łączyło i nie było sensu mu tego uświadamiać.
Jeśli nawet cokolwiek miało się między nimi wydarzyć,
wszystko musieli zacząć od początku.
Jeszcze raz głęboko nabrała tchu i nacisnęła przycisk
dzwonka. Kimberly zapewne od dawna kręciła się w pobliżu
drzwi, gdyż już po pierwszym sygnale pojawiła się w progu
szerokim gestem zapraszając Meredith do środka.
- Wspaniale wyglądasz! - zawołała z radosnym
uśmiechem, chwytając ją za rękę. - Jesteś bardzo ładnie
ubrana.
Meredith miała na sobie obcisłe jasnozielone spodnie
i luźny biały podkoszulek. Specjalnie wybrała ulubione
kolory swojej córki.
- Ty też - pochwaliła Kimberly ubraną w pomarań
czowe szorty i obcisłą bluzeczkę.
- Takie tam... stare ciuchy. - Dziewczynka lekcewa
żącym machnięciem ręki zbyła komplement i zamykają
wejściowe drzwi, pociągnęła gościa do środka. - Chodź,
Merry. Oni są na tarasie.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
71
Jacy oni? Do Meredith, zajętej oglądaniem ultranowo
czesnego i kosztownego wyposażenia przedpokoju, do
piero po chwili dotarły słowa Kimberly. Stanęła w miejscu
jak wryta.
- To znaczy kto? - spytała z niepokojem. Nick nie
uprzedził, że oprócz niej będą jeszcze inni goście. Nie była
na to przygotowana.
Kimberly wzruszyła ramionami.
- Wujek Nick i jego znajoma. Niespodziewanie przy
szła do nas około pół godziny temu. Nazywa się Rachel
Pearce. Chcę, żeby ciebie poznała.
Ołowiany ciężar legł Meredith na sercu. Nick był jed
nak związany z inną kobietą. I to dość blisko, skoro czuła
się w jego domu na tyle swobodnie, by wpadać bez uprze
dzenia o dowolnej porze.
- Zajmie nam to tylko kilka minut - przekonywała
Kimberly. - Potem pokażę ci mój pokój.
Meredith musiała szybko wyrwać się z odrętwienia,
i skupić uwagę na córce. Kimberly nie zdawała sobie spra
wy, że osoba Rachel Pearce ma dlajej matki jakiekolwiek
znaczenie. Chciała tylko, żeby obie panie się poznały.
Meredith tak bardzo pragnęła odwiedzać swoją córkę...
Gotowa była zapłacić za to każdą cenę. Postanowiła zatem
znieść również spotkanie z przyjaciółką Nicka.
- Lubisz ją, Kimberly? - spytała.
- Raczej jest w porządku - padła mało entuzjastycz
na odpowiedź. - Czasem zachowuje się protekcjonal
nie, ale na ogół bywa sympatyczna. Nie bój się, Mer-
72
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
ry. Rachel będzie dla ciebie miła. Ze względu na wujka
Nicka.
Bystre dziecko, pomyślała Meredith.
- Chodźmy zatem ich przywitać - powiedziała z wy
muszonym uśmiechem.
- Świetnie! - ucieszyła się Kimberly. - Rachel pac
z zazdrości na twój widok.
Ciekawe, czy mała jest po prostu ze mnie dumna,
też knuje jakąś małą intrygę, pomyślała Meredith.
mogła długo się nad tym zastanawiać, gdyż Kimberly
zdecydowanym ruchem pociągnęła ją w stronę przeszklo-
nych drzwi prowadzących na taras.
Wyrastające z ogromnych glinianych mis czerwone
i fioletowe bugenwille pięły się po balustradzie. Na wyło
żonej niebiesko-zieloną terakotą podłodze stał eleganci
komplet jadalny, dwa nieduże stoliki i trzy leżaki.
Nick Hamilton i jego rudowłosa towarzyszka siedzieli
przy stole, pogrążeni w rozmowie. Na dźwięk otwiera-
nych drzwi obrócili głowy i oboje wstali.
Nick miał na sobie eleganckie stalowoniebieskie szor
ty i luźną jasnoczerwoną koszulę, która znakomicie pod
kreślała szerokość jego ramion i muskularną klatkę pier
siową.
Rachel Pearce zaś wyglądała tak, jakby przed chwilą
zeszła z okładki Vogue'a. Od stóp do głów ubrana była
w markowe stroje. Meredith poczuła się przy niej jak ko
pciuszek.
Obcisła bluzeczka, włożona do świetnie uszytych spod-
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 73
n
i z białego lnu, eksponowała doskonałe kształty przyja
ciółki Nicka. Pasujący do całości ubioru żakiet wisiał nie
dbale przerzucony przez oparcie krzesła. Na dłoniach Ra
chel pobrzękiwały srebrne bransoletki, w uszy wpięła
ogromne srebrne kółka, które tworzyły wyrafinowany
kontrast z jej miedzianymi włosami.
Oto kobieta pod każdym względem odpowiednia dla
Nicka Hamiltona, pomyślała Meredith.
- To jest moja prawdziwa matka - oznajmiła triumfal
nym tonem Kimberly. Podtekst tych słów, skierowanych
do Rachel, był aż nadto oczywisty.
- Kimberly, to nie jest właściwy sposób prezentacji
- skarcił dziewczynkę Nick.
- Nic się nie stało. Mała jest po prostu bardzo podnie
cona - odparła pobłażliwie Rachel, poufałym gestem ści
skając Nicka za ramię. Z zainteresowaniem popatrzyła na
Meredith. Uśmiechnęła się do niej serdecznie.
- Bardzo mi miło. Jestem Rachel Pearce - powiedziała
ciepłym głosem, wyciągając rękę do Meredith.
Meredith ujęła podaną dłoń.
- Meredith Palmer. Cała przyjemność po mojej stronie,
panno Pearce - odezwała się uprzejmie tonem, jakiego
używała w stosunku do potencjalnych klientów.
- Mówmy sobie po imieniu - zaproponowała Rachel.
- Zgadzasz się?
- Oczywiście. Dzień dobry, Nick - dodała lekkim to
nem.
Zauważyła, że badawczo przygląda się jej nogom. Na
74 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
dźwięk swego imienia przeniósł spojrzenie na twarz Me-
redith i z napięciem spojrzał jej w oczy. Dlaczego tak na j
mnie patrzy? - pomyślała. Sprawdza, czy trzymam stronę
Kimberly przeciwko kobiecie, której on pragnie? Oceniaj
czy będę jego sojusznikiem, czy wrogiem?
- Rzeczywiście dobry - powiedział Nick. - Kolejny
piękny dzień. Przyłączysz się do nas, Meredith, czy też...
- Merry chce zobaczyć mój pokój - odpowiedziała za
nią Kimberly. - Wyjęłam wszystkie albumy z fotografia-
mi i sportowe trofea, i...
- Widzę, że decyzja już zapadła - przerwał wyliczankę 1
Nick.
- Tak. Jeśli mi wybaczycie... - Meredith uśmiechnęła
się do Rachel i do Nicka.
- Oczywiście. Pewnie chcesz jak najszybciej nadrobić 1
zaległości - powiedziała ze zrozumieniem Rachel. W jej
zachowaniu brak było choćby śladu zazdrości o zaintere-
sowanie, jakim Kimberly obdarza swoją matkę.
- Zaprosiliśmy Meredith na podwieczorek - przypo-j
mniał Kimberly Nick. - W ferworze prezentacji nie zapo-
mnij, że zamierzamy także coś zjeść.
- Przygotowałam miskę wiśni i wielką torbę chipsów -
odparła Kimberly. - Zawołaj nas, kiedy upieczesz mięso.
- Obiecuję! - przyrzekł Nick. Puścił oko do Meredith
i uśmiechnął się do niej tak ciepło, że mocniej zabiło jej
serce. - Nie będziesz skazana tylko na wiśnie i chipsy.
Meredith odpowiedziała mu wymuszonym uśmieche
skinęła głową Rachel i poszła za córką.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 75
- No i co o niej myślisz? - dopytywała się konfiden
cjonalnym szeptem Kimberly, kiedy obie znalazły się już
w wyłożonym puszystym dywanem przedpokoju.
- Zbyt mało ją znam - odparła ostrożnie Meredith.
- Jest ładna, elegancka i ma nienaganne maniery. Moje
pierwsze wrażenie jest pozytywne.
Kimberly prychnęła, wykrzywiając buzię.
- Nie chcę, żeby wujek Nick z nią się ożenił. Wtedy
przestanie mieć dla mnie czas.
- Sądzę, że nie masz racji. Nick bardzo się o ciebie
troszczy.
- Ona przyniosła formularze zapisów do PLC. Sama
kiedyś chodziła do tej szkoły. Przekonuje wujka Nicka, że
dla mojego dobra powinien mnie umieścić w internacie.
- PLC cieszy się znakomitą opinią - odparła Meredith,
świadoma, że ta ekskluzywna prywatna szkoła jest rów
nież bardzo droga. Pozwolić sobie na nią mogli tylko
nieliczni. Chciałaby, żeby jej dziecko tam uczęszczało,
jednakże nie za wszelką cenę. Szczęście Kimberly wyda
wało jej się najważniejsze.
- Nie chcę przebywać w internacie - oznajmiła
wojowniczym tonem dziewczynka. - Rachel pragnie po
zbyć się mnie z domu, żeby mieć wujka Nicka tylko dla
siebie.
Trudno powiedzieć, czy to prawda, czy tylko wymysł
zbuntowanej nastolatki. Uczciwość nakazywała Meredith
powstrzymać się z osądem. Uznała, że wybierze drogę
pośrednią.
76 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
- O ile wiem, uczniowie szkół z internatem mogą]
weekendy spędzać w domu - zauważyła.
Kimberly popatrzyła na nią żałośnie.
- No i co z tego? W sobotę wieczorem Rachel i wujek
Nick zwykle dokądś wychodzą. Mną opiekuje się wtedy
pani Armstrong. Zatem co za różnica, czy zostanę w szkol
le z innymi dziewczętami, czy w domu.
- Pozostaje jeszcze niedziela - przypomniała z uśmie-
chem Meredith.
- Ona zagląda do nas i w niedziele. Przy niej wujej
jest całkiem inny niż wtedy, gdy jesteśmy sami - skrzy-
wiła się Kimberly.
Dziewczynka milczała ponuro przez całą drogę do swoi
jego pokoju. Meredith nie bardzo wiedziała, co z tym
fantem zrobić. Nie tak wyobrażała sobie rano przebieg
dzisiejszego spotkania. Któż mógł przewidzieć, że będzie
musiała poradzić sobie z konfliktem, który narastał mię
dzy Kimberly a jej ewentualną przyszłą macochą i Ni-
ckiem. A może Nick oczekiwał, że właśnie ona znajdzie
jakieś rozwiązanie tej sprawy?
Dotarły do pokoju na końcu korytarza. Kimberly poło
żyła już dłoń na klamce, kiedy nagle zamarła w bezruchu.
Obrzuciła Meredith zagadkowym spojrzeniem.
- Wiesz, co byłoby najlepsze? - spytała nagle.
- Nie. Słucham cię uważnie.
Kimberly przez chwilę jeszcze się wahała.
- Wujek Nick chce cię zaprosić na święta do Pearl
Beach. To takie miasteczko na środkowym wybrzeżu,
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
77
około dwóch godzin od Sydney. Pojedziesz z nami, Me-
redith?
Spędzić Boże Narodzenie z córką? Czy mogłaby sobie
wyobrazić większe szczęście?
- Tak. Z największą ochotą.
- Będziesz mieszkać w tym samym domu, co my -
poinformowała z zadowoleniem Kimberly. - Na pewno ci
się spodoba, bo stoi na plaży.
- Już jestem zachwycona.
- I nie będzie tam panny Pearce.
Meredith przezornie nie skomentowała ostatniego zda
nia. Co ona knuje, pomyślała z niepokojem, widząc po
dejrzane błyski w oczach córki. Odetchnęła z ulgą, kiedy
Kimberly uśmiechnęła się figlarnie i dodała konspiracyj
nym szeptem:
- Byłoby najlepiej, gdyby wujek Nick poślubił ciebie
zamiast Rachel. Moja w tym głowa, żeby tak się stało.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Zapadał zmierzch. Wędrowali razem brzegiem morza
Mężczyzna, kobieta i dziecko. Meredith zapragnęła, żeby
ta sielanka trwała wiecznie. Miała prawo do marzeń, do
póki ani Nick, ani Kimberly nie znali ich treści.
To była ich pierwsza noc w Pearl Beach; pierwsz
z dziewięciu wspólnych nocy, jakie zamierzali spędzi
w tym pięknym otoczeniu. Tylko we trójkę. Jutro wypa-
dała Wigilia. Na dzisiejszy wieczór nie mieli żadnych
planów. Chcieli tylko napawać się radością, że wszystki
codzienne sprawy zostawili w Sydney. Zaczynał się cu
downy, magiczny okres świąt Bożego Narodzenia.
Meredith nie wątpiła, że dla niej będą to radosne, wy-
jątkowe dni. Po raz pierwszy miała obok siebie swój
rodzinę. Dziecko i jego ojca.
Postanowiła na razie nie myśleć o tym, co się stanie
kiedy skończą się świąteczne ferie. Wolała cieszyć się każ-
dą darowaną chwilą, obecnością dwojga najdroższych dla
niej ludzi na świecie.
Chociaż Nick przywiózł z Sydney dość zapasów, które
ulokowali w kuchni wakacyjnego domu, mimo to kupili
w miasteczku hamburgery i frytki na wynos, jak wiele
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
79
innych rodzin, które nie mają ochoty zawracać sobie
głowy gotowaniem po długim, męczącym dniu. Kim-
berly wymyśliła, że wrócą do domu plażą. Meredith po
dejrzewała, że ten pomysł był częścią chytrego planu jej
córki. Postanowiła wyswatać matkę ze swoim wujkiem,
zatem chciała im stworzyć jak najwięcej romantycznych
sytuacji.
Dziewczynka biegła teraz przed dorosłymi, uskakując
zręcznie przed nadchodzącymi falami. Cieszyła się, że
matka i wujek idą tuż za nią, podziwiają jej wyczyny; są
blisko, troszczą się o nią jak rodzice... Co prawda nie
miała pojęcia, że Nick jest jej ojcem, ale przecież był
prawnym opiekunem, a to mniej więcej to samo. Meredith
zastanawiała się, co on w tym momencie myśli, co czuje...
Szedł obok niej, tak jak przed laty, piasek chrzęścił im
pod stopami. Fale biły o brzeg, morska bryza rozwiewała
włosy, nozdrza chłonęły świeży zapach słonej wody. Nick
był tak blisko; mogła go dotknąć, czuła ciepło bijące od
jego ciała. Pamięć wywołała obrazy, które rozpaliły Me
redith gwałtownym pożądaniem. Jaka szkoda, że musi je
ukrywać.
O dziwo, nie czuła już bólu na myśl o Rachel Pearce,
bólu, który dręczył ją przez cały ostatni tydzień. Może
sprawił to dystans, a może magia tej nocy, ale Rachel
wydawała się teraz Meredith kimś zupełnie nierealnym.
Prawdziwi byli tylko Nick, Kimberly i ona. Ich wspólny
spacer, słuchanie tych samych odgłosów, zmysły wy
ostrzone na odbiór tych samych doznań.
80
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
- Popatrrzcie, ile gwiazd jest na niebie! Po prostu mi
liony! - zawołała z przejęciem Kimberly.
- Normalne zjawisko poza miastem. Brak smogu, spa
lin, więc i widoczność jest dobra. To wszystko - skomen
tował Nick.,
- Jakie to mało romantyczne, wujku! - zaprotesto
wała.
- Ale prawdziwe.
K i m b e r l y fuknęła niezadowolona. Jej zabiegi nie przy
niosły dotą.ąd żadnych rezultatów. Dla Meredith były moc
no krępujące, a Nick udawał, że nie widzi starań małej
swatki.
- P r a w i e jesteśmy w domu - oznajmiła Kimberly.
- P r a w i e - przyznał sarkastycznie Nick.
Drewniany, otoczony werandą dom zbudowano na wy
sokich fundamentach, dzięki czemu przesuwające się pia
ski wydm nie dosięgały ścian. Strome schody prowadziły
na w e r a n d ę , z której roztaczał się piękny widok wprost na
morze. W czasach, kiedy dom powstawał, nie obowiązy
wały j e s z c z e przepisy budowlane, nakazujące pozostawia
nie neutralnego pasa gruntu wzdłuż brzegu.
- Chyba od razu pójdę do łóżka - oświadczyła Kim
berly. - Jestem bardzo zmęczona, a jutro chcę rano wstać.
- Doskonały pomysł - poparł ją Nick.
- Ale to ciebie to nie dotyczy - dodała natychmiast. - Za
wcześnie na spanie.
- Czy ja nie mam prawa być zmęczony? - przekom
rzał się N i c k .
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA gl
- Zawsze mi powtarzałeś, że przed snem musisz się
trochę zrelaksować - przypomniała mu surowym tonem.
, powinieneś wypić na dobranoc małego drinka.
- Mhm - mruknął niezobowiązująco Nick.
- Najlepiej Irish coffee - podpowiedziała dziewczyn
ka. - Tak świetnie ją przyrządzasz. Usiadłbyś sobie z fili
żanką na werandzie, popatrzył na gwiazdy, posłuchał szu
mu morza. To znakomity relaks.
- Znakomity. - Nick zamyślił się.
- Merry mogłaby odpoczywać razem z tobą. Tak cięż
ko ostatnio pracowała, miała tyle zamówień na świąteczne
dekoracje... Irish coffee będzie ci smakować, Merry - za
pewniła matkę.
- Czy zechcesz dotrzymać mi towarzystwa, Meredith?
- spytał, śmiejąc się, Nick. - Wypijemy coś na dobranoc,
policzymy gwiazdy, a szum morza ukołysze nas do snu.
Propozycja wydawała się całkiem niewinna. Właściwie
dlaczego nie miałabym przedłużyć sobie tego cudownego
wieczoru? - pomyślała Meredith.
- Z przyjemnością - odparła z uśmiechem.
- Zatem wszystko ustalone! - oznajmiła z satysfakcją
Kimberly i popędziła do domu, jakby nagle przybyło jej
energii. Jakoś nie widać było po niej ani krzty zmęczenia.
Nick westchnął głęboko. W końcu doczekał się małego
sam na sam z Meredith Palmer. Dotąd żadna kobieta nie
trzymała go tak na dystans, jak ona. Żadna też nie intry
gowała go w takim stopniu i nie wpędzała w głęboką fru-
82
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
strację. Może teraz zdoła czegoś więcej się o niej dowie
dzieć.
Kimberly, mała intrygantka, nie grzeszyła nadmiarem
subtelności, byle tylko doprowadzić do sytuacji, która dla
niej samej byłaby najbardziej korzystna. Nick obawiał się,;
że nachalne zabiegi dziewczynki przyniosą odwrotny sku-
tek. Meredith jeszcze bardziej się od niego oddali, zamiast
zbliżyć. Zauważył, jak bardzo się spięła, kiedy Kimberly
pobiegła przed siebie, zostawiając ich samych.
- Przykro mi, że mała postawiła cię w tak niezręcznej
sytuacji - powiedziała, patrząc z obawą na Nicka. - Za
pewniam, że nie zachęcałam jej do takich... takich akcji.
- Wiem o tym aż za dobrze, Meredith - odparł sucho
Nick.
- Nie chciałabym sprawiać ci kłopotów - dodała.
Nick usłyszał niepokój w jej głosie. Zabolało go to.
- Nie sprawiasz mi żadnych kłopotów - zapewnił
szczerze. - Przestań się niepotrzebnie martwić.
Chyba jej nie przekonał. Przez całą drogę do domu szli
obok siebie w ciężkim milczeniu. Nick zastanawiał się, co
jeszcze mógłby powiedzieć, by ją uspokoić. Tak bardzo
pragnął, by otworzyła się przed nim.
- Łatwo ci mówić - odezwała się nagle. W jej głosie
nie brzmiała ani jedna nuta oskarżenia, jedynie głębokie,
długo skrywane cierpienie. - W każdej chwili możesz za
brać Kimberly, znowu trzymać ją ode mnie z daleka, jeśli
nowa sytuacja zacznie zbytnio ci doskwierać.
Zatrzymał się, przerażony. Dlaczego takie straszne my-
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 83
śli chodzą jej po głowie? Odruchowo wyciągnął rękę i po
łożył ją na ramieniu Meredith.
Nie miała wyjścia, także musiała się zatrzymać.
_ Czy naprawdę sądzisz, że jestem takim bezdusznym
draniem? Aż tak nisko mnie oceniasz? - zapytał z żalem.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, że zbyt mocno ściska ją
za ramię.
Meredith przez długą chwilę stała zupełnie nieruchomo,
bojąc się poruszyć czy nawet głębiej odetchnąć. Nick po
spiesznie zwolnił uścisk i delikatnym ruchem odwrócił ją
ku sobie.
- Meredith... - powiedział miękko. - Przecież ja...
Wpatrywała się w niego nie widzącym wzrokiem.
- Skąd mogę wiedzieć, jakim człowiekiem jesteś teraz?
- spytała.
Nickowi dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa. Co ona
miała na myśli, mówiąc „teraz"? Przecież nie znaliśmy się
w poprzednim wcieleniu! Dość tych głupot, natychmiast
skarcił sam siebie. Lepiej się zastanów, w jaki sposób do
trzeć do Meredith.
- Jestem tym samym człowiekiem, który odwiedził cię
dziesięć dni temu, aby doprowadzić do twojego spotkania
z córką - oświadczył porywczo.
- Zrobiłeś to dla niej czy dla siebie? - odparowała
Meredith, patrząc Nickowi prosto w oczy. - Bo przecież
nie dla mnie. Jestem dla ciebie kimś obcym. Nawet nie
wiem, czym to wszystko się skończy.
- Nie chodziło o mnie, Meredith. - Nick rozumiał, co
84 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
musi czuć kobieta, pozbawiona legalnego prawa do swo-
jego dziecka, niepewna, czy znowu nie straci z nim kon-
taktu. Naprawdę serdecznie jej współczuł. - Przyszedłem
do ciebie na prośbę dziecka, które pragnęło poznać swój
rodzoną matkę. Nie wiedziałem, czym się skończy nasz
spotkanie i nadal nie wiem, jak się dalej sprawy potoczą
Wy obie o tym zdecydujecie.
Meredith nie przekonały jego słowa.
- Doskonale wiesz, że nie mam tu nic do powiedzenia.
Wszystko zależy od twojej wielkoduszności - odparła,
Ujął w dłonie jej twarz. Zmusił Meredith, by spojrzała
mu w oczy i przekonała się o szczerości jego intencji.
- Skoro tak sądzisz, to uwierz przynajmniej w moją
wielkoduszność - poprosił.
- Dlaczego mam w nią wierzyć? - wyszeptała.
- Bo mi zależy.
- Na mnie? - upewniła się, z niedowierzaniem i udrę-
ką patrząc na Nicka.
Nick chciał już powiedzieć, że nigdy dotąd żadna inna
kobieta nie zrobiła na nim takiego wrażenia jak ona, ale
zdążył ugryźć się w język. Wiedział, że nie tego Meredith
oczekiwała. W tym momencie potrzebne jej było poczucie
bezpieczeństwa. Delikatnie przesunął palcem po jej poli
czku i uśmiechnął się ciepło.
- Naprawdę nie potrafisz uwierzyć, że głęboko ci
współczuję? Wiem, co straciłaś. Chciałbym wynagrodzić
ci te lata, które musiałaś spędzić z dala od swojej córki.
Meredith opuściła powieki, kilka razy nerwowo prze-
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 85
łknęła ślinę. Nick widział, jak walczy sama ze sobą, by
przyjąć za dobrą monetę wszystko, co powiedział. Odru
chowo wsunął jej za ucho pasmo włosów rozwiewanych
przez wiatr. Chyba nawet tego nie zauważyła.
- To bardzo miło z twojej strony, że mnie tutaj zapro
siłeś - wyrecytowała w końcu uprzejmą formułkę, jakiej
można by oczekiwać od wdzięcznego i dobrze wychowa
nego gościa. - Postaram się nie być dla ciebie ciężarem.
Poczuł gwałtowny ucisk w sercu. Jak bardzo ta kobieta
czuła się tu wyobcowana!
- Meredith, po prostu bądź sobą - poprosił żarliwie.
- Ciesz się tym Bożym Narodzeniem - dodał w jak naj
lepszych intencjach.
Zagryzła wargę, w jej oczach zalśniły łzy.
- Tylko Bożym Narodzeniem? - spytała ochryple.
Nick nie zrozumiał jej pytania. Zmarszczył czoło, pró
bując podążyć za tokiem jej myśli.
- Mam nadzieję, że potem też będziesz cieszyć się
życiem - odparł. Naprawdę tego pragnął. Martwiło go, że
niechcący stał się przyczyną jej łez.
- To niemożliwe. Powiedziałeś przecież, że Kimber-
ly... że chciała mieć matkę na święta.
- O Boże! A ty pomyślałaś sobie... - Jak mogłem być
tak niewrażliwy, przeraził się Nick. - Meredith, od tego
wszystko się zaczęło, ale teraz jestem pewien, że już ni
gdy się nie rozstaniecie. Przecież widać, jak dobrze wam
razem!
Długo powstrzymywane łzy popłynęły strumieniem po
86 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
jej policzkach. Nickowi serce krajało się z żalu. Wziąj
Meredith w ramiona i mocno przytulił ją do siebie. Pra-
gnał ukoić jej ból, przekonać, że lata przeraźliwej samo-
tności ma już za sobą. Cichy płacz przeszedł w gwałtowny
szloch. Ciało Meredith drżało konwulsyjnie.
- Nie żałuj sobie łez - szeptał Nick, gładząc ją po
włosach. - Płacz dobrze ci zrobi. Zbyt długo tłumiłaś pra-
wdziwe uczucia.
Hamulce puściły. Szlochała coraz mocniej, coraz bar-
dziej przejmująco, aż nagle wszystkie siły ją opuściły.
Gdyby Nick nie trzymał jej mocno, pewnie by upadła.
Nick cierpiał wraz z nią. Pragnął zapewnić Meredith,
że w końcu dotarła do domu i o nic nie musi się martwić.
On zdejmie z niej wszystkie troski, otoczy ją opieką. Już
nigdy nie pozna, co to ból i samotność.
Po raz pierwszy w życiu tak bardzo pragnął zatroszczy
się o kobietę. Bo właśnie ona, Meredith, była tą, na którą
czekał. Już nie miał wątpliwości, że to o niej śnił w ciągu
minionych lat. Nareszcie spotkał ją na jawie.
Merry... Tak właśnie o niej myślał, ale jeszcze nie
umiał nazwać jej tym imieniem. Zbyt mocno kojarzyło mu
się z mężczyzną, którego niegdyś kochała. Żałował... Nie
nie żałował niczego, co zdarzyło się w przeszłości. Gdyby
nie było Kimberly, on i Meredith pewnie nigdy by się nie
poznali.
O Boże! Całkiem zapomniał o Kimberly!
W domu paliły się światła. Jeśli dziewczynka była
świadkiem całej sceny, z pewnością wyciągnęła mylne
żalu. Wziął
siebie. Pra-
zliwej sarno-
v
gwałtowny
adząc ją po
tłumiłaś pra-
j, coraz baw
ją opuściłyj
>y upadła.
ić Meredithj
się martwić.
i opieką. Juz
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
87
wnioski. Na pewno jest więcej niż szczęśliwa, że ich spro
wokowała. Nick postanowił jutro z nią porozmawiać
i wszystko wyjaśnić.
Teraz musiał się zająć wyłącznie Meredith. Przestała
już płakać. Może była wyczerpana, lub zabrakło jej łez.
A jeśli po prostu w jego ramionach poczuła się lepiej?
Nick pomyślał nagle, że chciałby z nią się kochać. Tak
doskonale do siebie pasowali. Wyobraził sobie, jak błądzi
dłońmi po jej ciele i zadrżał z pożądania. Wiedział, że
natychmiast musi je opanować. Meredith była wystarcza
jąco roztrzęsiona. Nie zamierzał jej płoszyć nazbyt śmia
łym zachowaniem.
- Kimberly! - krzyknęła nagle. Odepchnęła Nicka od
siebie i popatrzyła w oświetlone okna domu. Na jej twarzy
malowało się przerażenie. Jak mogła zapomnieć o obecno
ści córki!
- Nie przejmuj się - uspokoił ją Nick. - Kimberly na
pewno poszła już do łóżka.
Zakłopotana Meredith zamrugała powiekami.
- Przykro mi...
- Niepotrzebnie. To mnie jest przykro, że doszło do
nieporozumienia. Nie zaprosiliśmy cię tu na próbę, źle to
zrozumiałaś. Zapewniam, że moje intencje były inne.
- Całkiem się w tym pogubiłam. - Meredith westchnę
ła głęboko i odsunęła się od Nicka.
Nie chciał tracić fizycznego kontaktu z nią. Uwolnił ją
z objęć, ale za to po przyjacielsku wziął za rękę i z uśmie
chem poprowadził w stronę domu. Posłusznie dreptała
88 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
obok niego, pozwalając, by trzymał jej dłoń w swojej!
Nick był zadowolony z tego małego zwycięstwa.
- Kiedy już zasiądziemy na werandzie, a ja przyniosę!
Irish coffee, porozmawiamy o tym, jak chcesz ułożyć swo-
je stosunki z Kimberly.
Meredith podziękowała nieśmiałym uśmiechem.
- Rok temu, po śmierci Denise i Colina, ja i Kimberly
spędziliśmy bardzo smutne święta - ciągnął Nick. - Teraz,
dzięki temu, że jesteś z nami... - że znowu mamy rodzinę,
pomyślał - będą radosne jak dawniej, Merry.
Meredith zachwiała się gwałtownie i wstrzymała od-
dech. Z nadzieją popatrzyła na Nicka, a on w tym momen-
cie poczuł się tak, jakby w jego duszy zapłonęły światełk
ze wszystkich choinek świata. Dopiero po chwili uświado-
mił sobie, że po raz pierwszy to on, a nie jej dawny ko
chanek, nazwał ją Merry. Zrozumiał, że gotów jest wal-
czyć z cieniem o prawo do jej serca.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Nick puścił rękę Meredith, by jako pierwsza mogła
wejść na werandę. Serce biło jej jak szalone, krew pulso
wała w skroniach. Mocno zacisnęła dłoń na poręczy. Nad
ludzkim wysiłkiem zmusiła drżące nogi do wspinaczki po
schodkach.
Kiedy Nick nazwał ją „Merry", pomyślała, że czas się
cofnął. Nie pamiętał, co zdarzyło się trzynaście lat temu,
a mimo to patrzył na nią z takim samym uczuciem jak
wtedy. Czyżby historia zaczynała się powtarzać?
W tym momencie przypomniała sobie o Rachel Pearce.
Wydawało się prawie nierealne, żeby Nick mógł mieć
jakąkolwiek inną kobietę niż ona, Meredith Palmer, jed
nakże Rachel istniała. Prawdopodobnie ona i Nick od
dawna byli kochankami.
Przez chwilę Meredith poczuła się jak balonik, z które
go uszło powietrze. Szybko jednak otrząsnęła się z tego
stanu. Może nawet Nick interesował się Rachel, ale teraz
wyraźnie był zauroczony jej osobą. A jeśli to tylko wy
twory mojej chorej wyobraźni? - pomyślała z niepoko
jem. Kiedy po latach znowu znalazła się w ramionach
Nicka, poczuła, że sercem i duszą należy tylko i wyłącznie
90 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
do tego jednego, jedynego mężczyzny. Być może dlatego
wydawało jej się, że on pragnie jej równie mocno, jak ona
jego-
Meredith stanęła na werandzie i chciała wejść do domu,
- Proponuję, żebyś została na zewnątrz i poczekała,aż
zrobię kawę - powiedział Nick. - Odpocznij trochę.
Z przyjemnością cię obsłużę.
Był bardzo uprzejmy; dawał jej szansę, by doszła do
siebie po niedawnej chwili słabości.
- Dziękuję, Nick - odparła z uśmiechem.
- To nie potrwa długo - obiecał.
Nic a nic się nie zmienił, pomyślała. Zawsze był i po-
został subtelnym człowiekiem, dbającym o uczucia in-
nych. Pewne cechy charakteru są stałe. Gdyby nie utrata
pamięci o tym, co niegdyś ich łączyło, byłby tym samym
Nickiem, co wtedy. A jeśli to tylko moje pobożne życze-
nia? - pomyślała.
Rachel Pearce pozostała w Sydney, co wcale nie zna-
czyło, że Nick o niej zapomniał. Z relacji Kimberly
wynikało, że był mocno zaangażowany w związek
z tą kobietą. W przeciwnym razie nie omawiałby z nią
tak ważnych spraw, jak przyszła edukacja jego siostrze-
nicy. Gotów był nawet wybrać dla niej tę samą szkołę,
którą ukończyła Rachel. Co z tego, że nie byli dotąd for-
malnie związani? Mogli zakładać, że pobiorą się w przy-
szłości.
Na razie jednak nie są małżeństwem, pomyślała z sa-
tysfakcją Meredith.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 91
Czy to źle, że nachodziły ją podobne myśli? Że pragnę-
t mężczyzny, który należał do innej kobiety? Liczy się
prawo pierwszeństwa. Najpierw należał do niej.
Teraz też nie była mu obojętna. Nie chodziło tylko
o słowa. Kiedy trzymał ją, szlochającą, w swoich ramio
nach, czuła, że naprawdę bardzo mu na niej zależy.
Co by się stało, gdyby mu wyznała, że Kimberly jest
także jego córką?
Poczułby się winny.
No i co z tego? Niech się czuje. Przecież zostawił ją
samą z dzieckiem. Nie było go przy niej wtedy, kiedy
najbardziej go potrzebowała.
Ale nie ze swojej winy. Meredith chciała być spra
wiedliwa.
Gdyby teraz z nią się związał, powinien to zrobić
z własnej woli. Z miłości do niej, a nie z poczucia obo
wiązku. W przeciwnym wypadku ich związek nie miałby
żadnych szans. Musiała zatem uzbroić się w cierpliwość
i czekać. To wszystko, co mogła zrobić. Przymknęła oczy
i zasłuchała się w szum morskich fal.
- Dwie kawy podano - oznajmił Nick, wchodząc z ta
cą na werandę.
W tym momencie spokój Meredith prysł jak bańka
mydlana. Bliskość tego mężczyzny powodowała pragnie
nia, z którymi bezskutecznie próbowała walczyć.
- To dopiero jest życie - powiedział, stawiając na stole
tacę z dwoma kubkami gorącego napoju. Odsunął krzesło
i usiadł naprzeciwko Meredith. - Z dala od hałaśliwych
i
92 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
tłumów, z dala od pracy. Tylko słońce, piasek i woda. Nie
wyobrażam sobie lepszych wakacji.
Pod tym względem także się nie zmienił, pomyślała
Meredith.
- Czy praca bankowca jest bardzo stresująca? - spyta-
ła. Była wdzięczna Nickowi, że rozpoczął niezobowiązu-
jącą konwersację.
- Czasami tak. Trzeba uważnie śledzić rynek waluto-
wy. Jednakże mnie to nie przeraża. Jestem dobrze przygo-
towany do zawodu - odparł z pewnością siebie człowieka
sukcesu.
- Zatem warto było skończyć Harvard.
- Skąd wiesz, że tam studiowałem? - spytał ze zdzi-
wieniem.
Serce Meredith zaczęło bić w piersi jak oszalałe. Co
mu odpowiedzieć?
Że Kimberly coś o tym wspomniała? Zbyt ryzykowne.
Nick z łatwością mógłby to sprawdzić. Nie mogła też
skłamać, że przeczytała o tym w jakiejś gazecie, gdyż nie
miała pojęcia, czy gdziekolwiek pisano coś o Nicku. Co
zatem pozostawało... poza wyznaniem prawdy?
- Dowiedziałam się od twojej siostry - odparła, unika
jąc jego przenikliwego spojrzenia.
- Dlaczego Denise opowiadała ci o mnie?
Boże, znowu kłopotliwe pytanie. Jedno kłamstwo po
ciąga za sobą następne.
- Chciałam jak najwięcej dowiedzieć się o rodzinie,
której członkiem miało zostać moje dziecko - wybrnęła.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 93
- Już wcześniej zamierzałem cię zapytać o twoje rela
cje z Denise - przypomniał sobie Nick. - Zdążyłem się
zorientować, że adopcja Kimberly nie przebiegła zwy
kłym trybem. O ile wiem, z reguły nie ma kontaktów mię
dzy rodziną naturalną a rodziną przybraną dziecka.
Meredith musiała coś odpowiedzieć. Zaspokoić cieka
wość Nicka, nie zdradzając jednocześnie, że jest ojcem
dziewczynki. Postanowiła przedstawić mu jedynie nagie
fakty.
- Macocha wstydziła się przed sąsiadami mojej ciąży,
więc zostałam wysłana do jej siostry mieszkającej w Syd
ney. Lekarz robiący mi badania opiekował się również
twoją siostrą. Zostałam umieszczona w szpitalu, który
w porozumieniu z rządową agencją zajmował się sprawa
mi adopcji. Denise znała pewną osobę, która pomogła jej
załatwić zaadoptowanie właśnie mojego dziecka.
- Czyżby wiązała się z tym jakaś łapówka?
- Nie wiem. Pytałeś o moje powiązania z Denise, więc
ci wyjaśniam, skąd się wzięła nasza znajomość.
- Mów dalej - poprosił Nick. Nie podobało mu się to,
co usłyszał.
- Początkowo nie chciałam oddać dziecka...
- Czyżby moja siostra i owa wspomniana przez ciebie
osoba wymusiły na tobie tę decyzję? - przerwał Nick.
Relacja Meredith wyraźnie go wzburzyła.
Meredith powoli sączyła mocno doprawioną alkoholem
kawę. Pragnęła rozgrzać się od środka. Nick był zszoko
wany i zły. Uznała, że nie ma sensu podsycać w nim ne-
w
94 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
gatywnych emocji. Przeszłości i tak nie można już zmie
nić. Poza tym Denise i Colin Grahamowie naprawdę byli
dobrymi rodzicami dla Kimberly.
- Przedstawili mi swój punkt widzenia - wyjaśniła
Nickowi. - Wysłuchałam ich, a potem długo się nad tym
zastanawiałam. Nie oddałabym dziecka komuś, o kim ni
czego bym nie wiedziała. Wierzyłam, że twoja siostra
ofiaruje mojej córeczce wszystko, co najlepsze. Obiecała
przesyłać mi zdjęcia, żebym dzięki nim mogła choć trochę
poznać życie Kimberly. To wszystko. Podpisałam doku
menty adopcji, przekonana, że moje dziecko otrzyma
lepsze warunki niż te, które ja mogłabym mu zapewnić.
- Zmuszono cię do podjęcia takiej decyzji - mruknął
Nick. Poczucie przyzwoitości mówiło mu, że sprawę za
łatwiono nie fair.
- Dokonałam wyboru - odparła spokojnie.
- Pod presją. Wiem, jak władczą osobą umiała być
moja siostra.
- Zrobiła dla Kimberly wszystko, czego oczekiwałam.
Przez kilka minut rozważał ostatnie słowa Meredith.
- Wierzę ci - odezwał się w końcu. - Denise rzeczy
wiście miała mocno rozwinięty instynkt macierzyński. Na
si rodzice zmarli, kiedy byłem dzieckiem, i ona zajmowała
się mną bardziej jak matka niż jak siostra.
Wiem o tym, pomyślała, ale tym razem nie zdradziła
się ze swoją wiedzą.
- Denise i Colin byli dobrymi ludźmi. - W głosie Ni-
cka brzmiał nie udawany smutek.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 95
Z zadumą popatrzył na Meredith. Nieposłuszne serce
znowu zaczęło szybciej bić jej w piersi.
- Jednakże moja siostra, która sama tak bardzo pragnę
ła mieć dziecko, nie powinna była wykorzystywać twojej
słabości - dodał.
Meredith wypiła łyk kawy, by pograć na zwłokę. Nie
słysząc jej komentarza, Nick zapatrzył się w morze.
Wszystko ma swoje miejsce i czas, pomyślała. Nie warto
rozpamiętywać tego, co dawno minęło.
- Wcześniej proponowałeś rozmowę o moich przy
szłych spotkaniach z Kimberly - przypomniała delikatnie.
- Masz rację - odparł. Sięgnął po kubek z kawą, zado
wolony ze zmiany tematu. - Powiedz mi zatem, czego
oczekujesz.
Odetchnęła z ulgą. Nick był wspaniałym mężczyzną.
Kochała go i niczego tak bardzo nie pragnęła, jak szczę
śliwego rozwiązania ich spraw.
- To zależy od twoich planów - powiedziała. - Kim
berly wspomniała mi, że zamierzasz ją posłać do PLC.
- Rozumiem. - Twarz Nicka wykrzywił grymas nie
chęci. - Pewnie wierciła ci dziurę w brzuchu, żebyś po
parła jej stanowisko. Ona sądzi, że świadomie skazuję ją
na wygnanie do szkoły z internatem.
- Niezupełnie tak było. - Meredith zyskała sposob
ność, by wyjaśnić dręczące ją wątpliwości. - Zastanawiała
się raczej nad tym, jakie miejsce zajmie w twoim życiu,
kiedy już poślubisz Rachel Pearce.
- Skąd przyszedł jej do głowy taki pomysł? - Nick
96 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
zmarszczył brwi. - Nigdy ani słowem nie wspominałem
o małżeństwie z Rachel.
Serce Meredith waliło jak oszalałe. Nick nie był zaan
gażowany w związek z inną kobietą! Znowu przełknęła
łyk kawy, w nadziei, że to pomoże jej odzyskać spokój.
- W ostatnią niedzielę wpadła do nas, by podrzucić
formularze, które trzeba wypełnić, starając się o przyjęcie
do szkoły i przy okazji wyznała mi, że ubiegłego wieczoru
spotkała ponownie wielką miłość swojego życia.
Ta informacja przedstawiała niedzielną scenę w cał
kiem odmiennym świetle. Być może Nick był zbyt dumny,
by przyznać, że Rachel wystawiła go do wiatru, ale jeśli
naprawdę cierpiał, znakomicie ukrywał swoje uczucia.
- Musiałeś przeżyć szok - powiedziała, bacznie obser
wując reakcję Nicka.
- Nie. Tylko trochę się zdziwiłem. Cieszy mnie jej
szczęście. Właśnie w niedzielę wybierała się na randkę
z ukochanym.
Dlatego wyglądała jak modelka z żurnala, domyśliła się
Meredith. Najważniejsze, że Nick był wolny i nie miał
wobec Rachel żadnych zobowiązań. Czy jego serce rów-
nież było wolne?
- Jak mocno byłeś z nią związany?
- Chcesz wiedzieć, czy poczułem się zraniony? - do
myślił się Nick.
- No cóż... Nie mogłeś oczekiwać takiego obrotu
sprawy.
- Byliśmy przyjaciółmi. - Nick uśmiechnął się. Na je-
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 97
go twarzy nie widać było nawet cienia smutku czy żalu.
Nic się między nami nie zmieniło. Gdyby Rachel cze
gokolwiek potrzebowała, zawsze może na mnie liczyć.
Tego samego spodziewam się po niej.
- To miłe - mruknęła Meredith.
_ Rachel w ogóle jest bardzo miła. Niestety, nie umiała
dogadać się z Kimberly. Najwyraźniej nie ma daru obco
wania z dziećmi.
W ubiegłym roku nikomu nie byłoby łatwo zdobyć
sympatii Kimberly, pomyślała Meredith. Dziewczynka
mocno przeżyła utratę przybranych rodziców. Z pewno
ścią dała Rachel silny odpór.
- Poza tym, jak sądzę, Kimberly myślała potem tylko
o tobie - zauważył Nick. - Kiedy się dowiedziała, że jest
adoptowanym dzieckiem, pragnęła jedynie poznać rodzo
ną matkę. No i dopięła swego.
Fala miłego ciepła rozlała się Meredith koło serca. Gdy
by jeszcze Nick chciał z nią być... Jej życie stałoby się
wreszcie pełne.
- Kimberly czuje się szczęśliwa, kiedy jest z tobą - po
wiedział Nick.
- Wiem. Chociaż niewątpliwie w przyszłości nieraz
się poróżnimy.
- Małe burze czasem są potrzebne. Oczyszczają atmo
sferę. Ważne, żeby je przetrwać. Co sądzisz o posłaniu
Kimberly do PLC? - zmienił temat.
Przez wiele godzin jak prawdziwi rodzice rozmawiali
o przyszłości swojego dziecka. Zastanawiali się, co było-
98 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
by dla niego najlepsze, zgodni w tym, że ich plany powin-
ny zyskać aprobatę Kimberly. Doszli do wniosku, że naj
ważniejsze jest dla niej poczucie bezpieczeństwa, świado
mość, że zawsze będą stali u jej boku.
Meredith w roli matki czuła się wspaniale. Nareszcie
mogła współdecydować o losach córki, ponosić za nią
odpowiedzialność. Czas minął tak szybko, że zdziwiła się,
kiedy Nick zauważył, iż dochodzi już północ. Rano Kim
berly niewątpliwie wcześnie postawi ich na nogi, gdyż
sama obudzi się podniecona i pełna energii.
Razem weszli do domu. Meredith zdawała sobie spra
wę, że nie tylko Kimberly będzie podniecona. Ona już
teraz czuła się tak podekscytowana i naładowana energią,
że wydawało jej się mało prawdopodobne, aby zdołała
choć na chwilę zmrużyć oko.
Przystanęła obok drzwi przydzielonego jej pokoju.
- Dziękuję za twoją wspaniałomyślność. Dobrej nocy,
Nick.
- Miłych snów - rzucił w odpowiedzi.
Dziś na pewno będą miłe, pomyślała Meredith. Z bó
lem rozstawała się teraz z ukochanym, ale mieli przecież
spać pod jednym dachem, połączeni serdeczną komitywą,
jutro zaś wydawało się pełne obietnic i dobrej nadziei.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Nick nie mógł zasnąć. Leżał w łóżku, w pogrążonej
w ciemnościach sypialni, i rozmyślał o Meredith Palmer.
Uosabiała wszystko, czego kiedykolwiek oczekiwał od ko
biety. Nadała jego życiu sens, wniosła weń coś specjalnego,
trudnego do nazwania. Zastanawiał się tylko, w jakim sto
pniu na jego stosunek do niej miały wpływ sny, w których
ta niezwykła istota pojawiała się w ciągu minionych lat.
Działała na niego tak silnie jak żadna inna kobieta do
tej pory. Dzisiejszego wieczoru ledwo pohamował pokusę,
by przekroczyć dozwolone granice i zbliżyć się do niej
najbardziej, jak to tylko możliwe. Aby zachować kontrolę
nad pożądaniem, posłużył się wymówką o pobudce, którą
zrobi im rano Kimberly. Poszli więc spać, każde do swo
jego pokoju, co nie zmieniało faktu, że pragnął Meredith
aż do bólu. Chciał trzymać ją w ramionach, smakować
słodycz jej ust, delektować się gładkością skóry. Gdyby
byli sami, nie wahałby się ujawnić pragnień, które go
dręczyły, ale ze względu na Kimberly wolał uniknąć zbyt
pospiesznych ruchów.
Rozsądek podpowiadał, że należy uzbroić się w cierp
liwość i czekać. Meredith nie zamierzała odejść. Nick mu-
100 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
siał zyskać pewność, że cokolwiek zrobi, okaże się to
dobre dla nich wszystkich.
Uznał, że stał się cud. Śnił o kobiecie, która nagle
zmaterializowała się w jego życiu. Czy jednak naprawdę
senna zjawa była tylko tworem jego wyobraźni? Kiedy
w czasie dzisiejszej rozmowy Meredith wspomniała
o Harvardzie, przyszło mu do głowy, że mogli się spotkać
właśnie na uczelni. Co prawda nie rozumiał, jak mógł ją
zapomnieć, ale to przynajmniej wyjaśniałoby, dlaczego
pojawiła się potem w jego snach.
Zastanawiało go jeszcze jedno zdanie, które Meredith
wcześniej wypowiedziała. „Skąd mogę wiedzieć, jakim
człowiekiem jesteś teraz". Prawdopodobnie nawiązywała
do tego, co opowiadała jej o nim Denise, chociaż z drugiej
strony...
Instynkt podpowiadał mu, że jest coś, co powinien wie-
dzieć o Meredith Palmer, i gdyby tylko głęboko pogrzebał
w pamięci, wydobyłby to na światło dzienne. Jednakże,,
mimo iż bardzo się starał, jego wysiłki, jak dotąd, spełzły
na niczym.
Nagle wydało mu się, że ktoś otwiera drzwi. Wyrwany
z rozmyślań, nadstawił uszu. Czyżby się przesłyszał? Nie
Odgłos znowu się pojawił. Nick czekał teraz, aż zaskrzypi
drewniana podłoga w korytarzu. W starych domach trud-
no poruszać się bezszelestnie. Stało się tak, jak się spo-
dziewał: podłoga zaskrzypiała. Ciekawe, czy wstała Kim-
berly, czy Meredith?
Pewnie któraś z nich musiała skorzystać z toalety
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
101
Włazience jednak panowała cisza. Nie słychać było szu-
mupuszczanej wody. Po kuchni także nikt się nie poru
szał. Nick leżał nieruchomo, czekając, co dalej nastąpi.
Nic się nie wydarzyło. Zaczął się denerwować. Ciekawość
zamieniła się w niepokój. Wstał z łóżka, żeby sprawdzić,
co się dzieje.
W szparze pod drzwiami żadnej z sypialni nie dostrzegł
smugi światła. W salonie również było ciemno. Idąc głów
nym korytarzem, rozdzielającym dom na dwie części, za
uważył lekko uchylone drzwi wejściowe. Sączyła się przez
nie do wnętrza srebrzysta poświata księżyca.
Czyżby nocny maruder wyszedł na zewnątrz? Nick
ruszył przed siebie, zapominając, że ma na sobie jedynie
krótkie spodenki, w których zaczął sypiać, odkąd zamie
szkała z nim Kimberly. Bezzwłocznie musiał się przeko
nać, kto o tej porze jest na nogach.
Na werandzie nie było nikogo. Nick wytężył słuch. Nic
jednak nie zakłócało spokojnego szumu morza. Zbliżył się
do balustrady, by rozejrzeć się po plaży. Tuż przy brzegu,
w miejscu, gdzie załamują się fale, dostrzegł jakąś samo
tną postać. Uświadomił sobie, że skądś zna ten obraz.
Właśnie taką scenę widywał często w swoich snach:
granatowe niebo usiane gwiazdami, plaża, nad brzegiem
morza stoi kobieta. Jest odwrócona tyłem, więc nie widzi
jej twarzy, jedynie włosy falujące w lekkich podmuchach
nocnej bryzy.
Kobieta czeka. Tęskni za kimś, kto mógłby ukoić jej
długą samotność.
102 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
W tym momencie Nick zrozumiał, że kobieta czeka
właśnie na niego. Nie wiedział, skąd się wzięło to niezłom-
ne przekonanie, ale było na tyle silne, by kazać mu ruszyć
w stronę nawołującej go syreny.
Śnił, ale tym razem sen spełniał się na jawie. Wyraźnie
czuł zapach słonej morskiej wody, łagodny wiatr muskał
jego twarz, piasek chrzęścił pod stopami. Ogarnęło go
podniecenie.
Kobieta musiała usłyszeć, że on nadchodzi, a może tylko
wyczuła jego obecność. Powoli, jakby z niedowierzaniem,
zaczęła obracać się w jego stronę. Pasma rozwiewanych wia
trem włosów zasłaniały jej twarz, wokół bioder zamotaną
miała jakąś miękką tkaninę. Sterczące piersi dodawały tej
syrfidzie zmysłowej, uwodzicielskiej kobiecości.
Nick stanął w miejscu. Czekał, by dojrzeć twarz wy
śnionej kobiety. Pragnął zobaczyć jej szeroko otwarte
oczy, w których najpierw objawiłoby się zdziwienie, a po
tem radość; znak, że go poznaje, serdecznie wita, przyzy
wa do siebie...
I zdarzyło się to, co wielekroć powtarzało się w jego
snach. Kobieta drżała wpierw na widok nocnego intruza,
a potem jej twarz rozjaśniło uczucie szczęścia. To nie zja
wa stała przed nią, lecz mężczyzna z krwi i kości. Zielone
oczy patrzyły na niego z oczekiwaniem i nadzieją.
W tym momencie sen zawsze się urywał. Nick nigdy
nie przekroczył niewidzialnej bariery dzielącej go od jego
marzenia. Wymarzona kobieta znikała, nim zdołał jej do
sięgnąć.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
103
Lepki pot zrosił mu czoło. Mięśnie stężały, serce za
częło walić jak po szybkim biegu. Zacisnął dłonie w pię
ści. Ogarnęła go determinacja. Jeśli to nie jest sen, nic go
nie powstrzyma tej nocy.
Zdecydowanym krokiem ruszył naprzód.
Zjawa nie rozpłynęła się we mgle.
Kobieta stała nad brzegiem morza i czekała.
Nick wyciągnął ręce i dotknął jej ramienia. Poczuł jak
że realne ciepło ciała. Odetchnął pełną piersią. To napra
wdę nie był sen.
- Kim jesteś? - wychrypiał obcym nawet dla jego
własnych uszu głosem.
Kobieta chyba nie zrozumiała pytania. A może wydało
jej się niewłaściwe? Błądziła wzrokiem po twarzy Nicka,
jakby szukała w niej zapamiętanych szczegółów i rozpo
znawała je na nowo.
- Kim jesteś? - powtórzył z bolesną determinacją.
Nie wiesz? - pytały jej oczy.
- Jestem Merry - wyszeptała.
Meredith dostrzegła zmieszanie w oczach Nicka i serce
zaczęło jej krwawić z bólu. On nadal niczego nie pamiętał.
Kiedy podszedł do niej, dostrzegła na jego twarzy wyraz
takiej determinacji i pasji, że przez chwilę pomyślała, iż
pamięć minionych wydarzeń mu wróciła. Jednak teraz nie
było to ważne. Liczyły się tylko uczucia, które pokonały
barierę czasu.
Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość... Jakie znacze
nie mogły mieć te pojęcia w obliczu pragnienia, które
104 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
w obojgu wzbierało z nieodpartą siłą. Dla Meredith ich
ponowne spotkanie miało magiczny urok. To nic, że imię
którym niegdyś Nick ją nazywał, z niczym mu się teraz
nie kojarzyło.
- Nie mogłam zasnąć - szepnęła, patrząc na niego
z miłością. - Myślałam o tobie.
- Na pewno o mnie? Czy też... - Wyraźnie zmagał się
z wątpliwościami, które Meredith niechcący zasiała w je
go umyśle.
- O tobie, Nick. Tylko o tobie - zapewniła go, kładąc
ręce na jego nagich ramionach. Od tak dawna marzyła
o tym, żeby go dotknąć.
Płomień pożądania, jaki zapłonął w oczach Nicka za
sprawą jej dotyku, był dla Meredith najcenniejszą nagrodą
za lata oczekiwania i tęsknoty. Nick ujął w dłonie jej
twarz, pochylił się i zbliżył usta do jej warg. Meredith
stanęła na palcach, by przyspieszyć moment, o którym od
tak dawna marzyła.
Teraz marzenia się spełniły. Nick długo smakował sło
dycz jej ust, wkładając w pocałunek tyle pasji, ile może
narosnąć tylko podczas bolesnego, długiego oczekiwania.
Meredith wsunęła palce we włosy ukochanego, zacis
nęła je mocno, jakby już nigdy nie chciała go od siebie
puścić. Nawet nie wiedziała, że potrafi być tak zaborcza.
Nick tulił ją do siebie, przyciągał coraz bliżej i bliżej...
Mięśnie miał napięte do granic wytrzymałości. Pragnął
dać jej wszystko, co mógł ofiarować, i wiedział, że Mere
dith podziela to pragnienie.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 105
- Muszę cię mieć teraz, natychmiast - wyszeptał żar
liwie. - Chcesz tego?
- Tak - padła krótka, cicha odpowiedź.
- Ale nie tutaj, nie na piasku...
- Gdziekolwiek zechcesz.
- Chodźmy na werandę. Tam będzie nam wygodnie.
- Dobrze - zgodziła się od razu.
Wypuścił Meredith z objęć, chwycił ją za rękę i oboje
w radosnym podnieceniu pobiegli w stronę domu. Rozpie
rała ich energia, unosiło ekstatyczne poczucie wolności,
świadomość, iż nic nie stanie na drodze do spełnienia.
Będą mieli czas, by cieszyć się sobą nawzajem, smakować
każdą chwilę tej magicznej nocy. Mogliby teraz sięgnąć
gwiazd. Ich dusze szybowały wysoko, a morskie fale biły
o brzeg zgodnie z rytmem dwóch mocno bijących ludz
kich serc.
Kiedy doszli do podnóża schodów, Nick przytrzymał
ją za rękę, by mogła opłukać stopy z piasku pod kranem,
który niegdyś kazał tam zamontować. Meredith wsunęła
nogę pod strumień wody, a wtedy Nick zaczął głaskać jej
łydki, pieścić stopy i palce. Pochyliła się, by odwzajemnić
pieszczotę, jednakże on szybko zakręcił kran, po czym ujął
ją za ramiona i z napięciem popatrzył jej w oczy.
- Sprawiasz, że czuję... - Zamilkł, nie kończąc
zdania.
- Co? - zapytała, by go ośmielić.
- Chciałbym, żeby to było... Pozwól, bym kochał się
z tobą, Meredith.
106 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
Objęła go za szyję, przytulając głowę do jego piersi.
- Myślałam, że już nigdy się nie zjawisz, ale jednak
przyszedłeś. - Westchnęła głęboko, przepełniona uczu-
ciem nieopisanego szczęścia. - Właśnie za tobą tęskniłam
Nick.
Przytulił ją do siebie jeszcze mocniej.
- Jestem. Nastał kres czekania, Meredith - oświadczył
głosem pełnym triumfu, jak wojownik po wygraniu trud
nej batalii. Z miną zwycięzcy niosącego zdobyczne trofe
um wziął Meredith na ręce i zaniósł do zabudowanej czę-
ści werandy, gdzie przygotowane były dodatkowe miejsca
do spania.
W pomieszczeniu było duszno. Nick położył Meredith
na łóżku nakrytym bawełnianą kapą, po czym otworzył
okna, by wpuścić do wnętrza świeże powietrze.
Meredith uśmiechnęła się, widząc jego starania, ale
śmiech zamarł jej na ustach, kiedy Nick ściągnął spodenki
i wyprostował się. Stał przed nią całkiem nagi. Taki pięk
ny, tak nieprawdopodobnie męski. Ogarnęło ją gwałtowne
podniecenie.
Szybko pozbyła się jedwabnej nocnej koszulki i majte
czek. Teraz już nic nie dzieliło ich ciał. W tym momencie
Nick wyciągnął do niej ręce, a ona padła mu w ramiona,
gotowa dawać i przyjmować to, na co czekała w ciągu tylu
długich, pustych lat.
Została stworzona do miłości. Nie dane jej było zaznać
rozkoszy macierzyństwa, czuć dziecięcych warg ssących
nabrzmiałą pierś, ale wiedziała, że teraz ojciec tego dzie-
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 107
cka wynagrodzi jej wszystko, co straciła. Kochał ją, a ona
skniła za jego miłością, pełną pasji, wolną od wszelkich
zahamowań.
- Nick -jęknęła cicho i to wystarczyło, by rzucił ją na
łóżko, gotów ofiarować wszystko, o co go błagała.
Szczęśliwa, zaspokojona, długo potem tuliła go do siebie,
delikatnie masując zmęczone mięśnie. Ciągle drżała z roz
koszy, jaką przeżyła, kiedy połączyły się ich ciała. Owocem
takiego zbliżenia przed laty było ich dziecko. Czy podobny
cud może się powtórzyć? Czy Nick chciałby tego?
Naszła ją refleksja, że być może zbyt wiele oczekuje
po jednej nocy miłości, lecz szybko pozbyła się tej myśli.
To, co się zdarzyło, było czymś więcej niż tylko aktem
erotycznym. Teraz Meredith nie miała już wątpliwości, że
uczucia Nicka są równie silne, jak jej własne. Miłość nie
umarła.
Merry. Nick wielokrotnie powtarzał w myślach to imię.
Było w nim coś równie magicznego, jak w ich spotkaniu.
- Meredith - powiedział na głos, próbując zagłuszyć
natrętne echo. - Nasze przeżycie okazało się piękniejsze
niż wszystkie marzenia - wyszeptał, unosząc się, by mus
nąć ustami jej wargi. Dziękował za to, co mu ofiarowała.
Był pewien, że żaden inny mężczyzna nie został tak hojnie
przez nią obdarowany jak on. Przetoczył się na plecy
i przyciągnął Meredith do siebie. Położył jej głowę na
swojej piersi. Ich nogi nadal były splecione w intymnym
uścisku.
108
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
Pasowali do siebie doskonale. Jak ona mogła kochać
innego mężczyznę? - przemknęło mu przez myśl. On ni-
gdy dotąd żadnej kobiety nie darzył takim uczuciem.
- To prawdziwy cud - wyszeptała Meredith. - Magia
Gwiazdki. Bożego Narodzenia.
Gwiazdka. Szczęśliwa Gwiazdka...
Merry...
Nick przypomniał sobie, jaki smutek pojawił się na
twarzy Meredith, kiedy opowiadała Kimberly o historii
tego imienia.
A co jemu powiedziała dzisiejszej nocy?
„Właśnie za tobą tęskniłam".
Dziwne. Poznali się przecież niewiele ponad tydzień
temu. Wcześniej jednak padały z jej ust słowa świadczące
o tym, że tęsknota i oczekiwanie trwały o wiele dłużej niż
tydzień.
„Myślałam, że już nigdy się nie zjawisz". Dziwne sło
wa. Co mogły znaczyć, skoro tak krótko się znali?
A co znaczyło to, że w ciągu tylu lat nawiedzała go
w snach?
Nick pogładził długie jedwabiste włosy, które tyle razy
mu się śniły, lecz nigdy nie mógł ich dotknąć. Ujął w palce
kilka pasemek i zaczął się nimi bawić. Włosy były tak
samo prawdziwe, jak prawdziwa była kobieta, która na
wpół drzemała u jego boku. Ułożyła się wygodniej i wes
tchnęła z zadowolenia. Błogi spokój po pełnych pasji
chwilach, pomyślał.
Delikatnie gładził Meredith po plecach. Zachwycała
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 1 0 9
jedwabista gładkość jej skóry. Była piękna fizycznie
i duchowo. Wyobrażał sobie, że tak wyglądałaby kobieta
z jego snów, gdyby kiedykolwiek przybrała materialne
kształty.
Próbował sobie przypomnieć, kiedy zaczął o niej śnić.
Na pewno nie w szkole ani w college'u. Potem następo
wała biała plama w pamięci, spowodowana urazem cza
szki. Nabawił się go podczas uprawiania surfingu, tuż
przed wyjazdem na Uniwersytet Harvarda.
Rekonwalescencja zajęła mu trochę czasu. Na szczęście
przypomniał sobie wszystko, czego się nauczył. Dzięki
temu mógł kontynuować studia. Wtedy pojawiły się te sny.
Początkowo sądził, że w ten sposób odreagowuje frustra
cję. Potem szukał odmiennych interpretacji majaków sen
nych, ale jedno nie ulegało wątpliwości: zaczęły się po
wypadku, kiedy całkowicie stracił pamięć, a potem mo
zolnie, z kawałków układanki, próbował ją posklejać.
Po krzyżu przebiegł mu niemiły dreszcz.
Biała plama w pamięci obejmowała także okres Boże
go Narodzenia sprzed trzynastu lat.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Meredith obudziło delikatne pukanie do drzwi. Zerwa"
się gwałtownie i zaczęła rozglądać w poszukiwaniu Ni-
cka. Nigdzie go nie było. Po chwili dotarło do niej, że ni-
znajduje się już na werandzie, lecz w swojej sypialni.
W dodatku sama.
- Nie śpisz już, Merry? - usłyszała z korytarza pytanie
Kimberly.
O Boże, jestem zupełnie naga, pomyślała spanikowana
Meredith. Jeśli Kimberly wpadnie do głowy, żeby tu
wejść... Po chwili dostrzegła leżącą w nogach łóżka noc-
ną koszulę i majteczki. Szybko włożyła koszulę przez gło-
wę, a majteczki wepchnęła pod poduszkę.
- O co chodzi, Kimberly? - odezwała się w końcu.
- Wujek Nick powiedział, że jeśli chcemy kupić jakąś
porządną choinkę, to musimy się już zbierać, bo inaczej
wszystkie ładniejsze drzewka zostaną sprzedane.
Zatem Nick wstał i był na nogach! Która to godzina?
Meredith zerknęła na zegarek. Dochodziła dziewiąta.
Późno! Odrzuciła kołdrę, szybko wstała z łóżka i pobiegła
do garderoby.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
U l
_ Przykro mi, że zaspałam, Kimberly. Zaraz będę go
towa- Czy łazienka jest wolna?
- Tak. Ja i wujek już się kąpaliśmy.
No tak, Kimberly prawdopodobnie zerwała się o szó
stej, a może jeszcze wcześniej. Gdyby nakryła ich na we
randzie... Dzięki Bogu Nick pomyślał o tym, co może
zdarzyć się o poranku. Pewnie śpiącą jak kamień przeniósł
ją do sypialni.
Teraz musiała się pospieszyć. Włożyła szlafrok, chwy
ciła czystą bieliznę, żółte szorty i bluzeczkę, w które za
mierzała dziś się ubrać. Zarumieniona, z mocno bijącym
sercem, podeszła do drzwi, otworzyła je gwałtownym
szarpnięciem i omal nie wpadła na Kimberly, która nadal
szwendała się pod jej sypialnią.
- Naprawdę mi przykro, że zaspałam, kochanie - po
wtórzyła. - Powinnaś mnie wcześniej obudzić.
- Nie ma sprawy - uspokoiła ją córka. Jej twarz pro
mieniała zadowoleniem. - Wujek Nick powiedział, że roz
mawialiście do późna w nocy. - W oczach Kimberly lśniły
iskierki zadowolenia. Cieszyła się, że jej mistrzowska ma
nipulacja zaczyna przynosić owoce. - Dobrze się bawiłaś,
Merry?
Rumieniec na policzkach Meredith znacznie się pogłębił.
- Tak, nieźle. Muszę się pospieszyć. - Z tymi słowami
ruszyła do łazienki, świadoma, że na jej ciele nadal wido
czne są ślady po miłosnej nocy z Nickiem.
- Wujek Nick powiedział, że nigdy dotąd nie czuł się
tak wspaniale - oznajmiła z triumfem Kimberly.
112
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
Meredith zatrzymała się z ręką na klamce. Serce wy.
pełniła jej radość. Uśmiechnęła się do swojej córki... do
ich córki.
- To dobrze - odparła.
- I dodał jeszcze, że nie zamierza ożenić się z Rachel
Pearce - ciągnęła Kimberly. - Kamień spadł mi z serca.
- Cieszę się, że przynajmniej o to nie musisz się już
martwić - powiedziała do córki.
Kimberly popatrzyła krytycznym wzrokiem na rozczo
chrane włosy matki.
- Zajmij się teraz sobą - poradziła życzliwie. - Nie
musisz się tak bardzo spieszyć. Poczekamy na ciebie.
Weszła w końcu do łazienki. Słowa Kimberly dodały jej
skrzydeł. Nick podobno powiedział, że jeszcze nigdy nie czuł
się tak wspaniale. Ona również. Było jej nawet lepiej niż
kiedyś, bo teraz już nic nie stało na przeszkodzie miłości: ani
jej zbyt młody wiek, ani niechętna ich związkowi rodzina.
Zaś ich córka gorąco pragnęła, żeby byli razem.
Stojąc w kabinie prysznicowej i namydlając ciało,
wspominała magiczne chwile minionej nocy, rozpamię
tywała uczucia, jakie wzbudzał w niej Nick. Czasami
w ciągu tych trzynastu lat zastanawiała się, czy przypad
kiem nie upiększa wspomnień związanych z tym mężczy
zną. Tymczasem rzeczywistość okazała się wspanialsza,
niż mogła sobie wyobrazić.
Po kąpieli zakręciła kurek kranu i opuściła kabinę.
Podeszła do umywalki, sięgnęła po kosmetyczkę. Kryty
cznym spojrzeniem obrzuciła swoje odbicie w lustrze.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 1 1 3
Kimberly miała rację: powinna natychmiast zrobić po
rządek z włosami. Sól morska i wiatr zmieniły jej fryzurę
w ptasie gniazdo. Umyła więc i włosy, a potem za pomocą
okrągłej szczotki i suszarki próbowała jako tako doprowa-
dzić je do ładu. Na zakończenie zabiegów toaletowych
umalowała wargi, pociągnęła tuszem rzęsy i uznała, że
może już pokazać się córce i Nickowi.
Pobiegła do sypialni, by zabrać stamtąd aparat fotogra
ficzny. Wspólne kupowanie ich pierwszej choinki było tak
ważnym wydarzeniem, że należało uwiecznić je na kliszy.
Meredith chciała utrwalić wszystko, co wiązało się z tym
Bożym Narodzeniem.
Idąc korytarzem, usłyszała głosy Nicka i Kimberly. Jej
najbliżsi wesoło przekomarzali się w kuchni. Uśmiechnęła
się do siebie. W życiu zdarzają się małe burze, jak powiedział
Nick, ale nie są one w stanie zachwiać podstawami dobrej
rodziny. Meredith przypomniała sobie, że powinna raz jesz
cze porozmawiać z Kimberly o przyszłej szkole, skoro spra
wa jej wyboru nie wiązała się już z osobą Rachel Pearce.
Kiedy weszła do kuchni, rozmowa ucichła, a dwie pary
oczu natychmiast zwróciły się w jej stronę.
- Ślicznie ci w żółtym kolorze - zachwyciła się Kim
berly. - Prawda, wujku Nick?
- Wygląda piękniej niż słońce - przyznał z uśmiechem.
Meredith zauważyła jednak, że jest trochę spięty. Wy
czuła również, że chciałby jej zadać kilka pytań, lecz nie
może zrobić tego w obecności Kimberly.
- Dziękuję wam obojgu za komplementy - powiedzia-
1 1 4 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
ła. - Zaś tobie również za to, że zatroszczyłeś się o mnie
- dodała, patrząc tylko na Nicka.
- Nie ma za co. Naprawdę byłaś wykończona. Mam
nadzieję, że dobrze spałaś.
- Zbyt dobrze. Żałuję, że nie obudziłam się wcześniej
Razem z tobą, Nick, dodały jej oczy.
- Przed nami jeszcze wiele dni - odparł. - Na płytce
grzeje się kawa. Masz ochotę się napić?
- Zachowaliśmy dla ciebie także kilka bułeczek - do
dała Kimberly.
- Starczy czasu, żebym coś zjadła? - upewniła się Me-
redith. - Nie chcę, żeby przez moje opóźnienie zabrakło
dla nas ładnych drzewek.
- Twoje zdrowie jest ważniejsze niż kupno choinki
- oświadczył stanowczym tonem Nick, z góry ucinając
wszelką dyskusję.
Meredith usiadła przy kuchennym stole, szczęśliwa, że
nareszcie ktoś się o nią troszczy. Dotąd sama musiała dbać
o siebie. Jak dobrze być członkiem kochającej rodziny.
- Wujek i ja postaramy się, żeby te święta były dl
ciebie naprawdę wyjątkowe - oświadczyła Kimberly, po
dając Meredith bułeczki, podczas gdy Nick nalewał jej
kawę. - Powinnaś zapomnieć o wszystkich poprzednich
kiedy byłaś sama.
Łzy wzruszenia napłynęły Meredith do oczu. Szybko
zamrugała powiekami i uśmiechnęła się do córki.
- Już teraz są wyjątkowe - wyszeptała. Zaczęła jeść
bułeczkę, powoli popijając ją kawą.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 1 1 5
podczas śniadania z przyjemnością obserwowała po
grążonych w rozmowie Nicka i Kimberly. Pod wieloma
względami byli do siebie tak bardzo podobni. Zaczęła się
zastanawiać, czy jej decyzja o niewracaniu do przeszłości
naprawdę była słuszna. Chyba jednak powinna poinfor
mować Nicka, że to on jest ojcem Kimberly. Miał pełne
prawo o tym wiedzieć.
Zdawała sobie sprawę, iż nie będzie to łatwa rozmowa.
Zwłaszcza że ostatniego wieczoru gładko prześliznęła się
po faktach dotyczących adopcji dziewczynki. Wtedy kie
rowały nią szlachetne pobudki. Nie chciała obciążać Nicka
wiedzą, której poznanie mogło sprawić mu ból. W końcu
ogromną rolę w całej sprawie odegrała jego zmarła siostra.
Odpowiedzialność za brata, do której nieustannie się po
czuwała, chęć pozbawienia go wszelkich kłopotów, nigdy
nie pozwoliły jej wyznać mu prawdy o tym, co łączy go
z Kimberly.
Teraz jednak okoliczności się zmieniły. Rachel Pearce
znikła ze sceny. Nick darzył ją, Meredith, takim samym
uczuciem jak przed laty. W tej sytuacji nie będzie musiał
czuć się winny czy do czegokolwiek zobowiązany, kiedy
pozna fakty. Przecież nie ponosił odpowiedzialności za to,
co się niegdyś stało. Z pewnością to zrozumie.
Potem wspólnie powiedzą o wszystkim Kimberly.
Dziewczynka przeżyje niniejszy szok, jeśli usłyszy prawdę
z ust obojga rodziców. Spokojnie udzielą jej wyjaśnień,
więcej uwagi poświęcając ich wspólnej przyszłości niż
temu, co minęło. Uznała, że porozmawia z Nickiem dzi-
116
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
siejszej nocy. Najpierw jednak będą się kochać. Uśmiech-
nęła się do siebie. Nic złego się nie stanie, skoro ich
uczucie jest tak silne.
- Najadłaś się już, Merry? - spytała Kimberly.
- Jestem gotowa do wyjścia! - zawołała ochoczo, zry
wając się od stołu i chwytając leżący na blacie aparat,
- Wspaniale! No, to idziemy. - Kimberly wzięła matkę
za rękę i pociągnęła ją ku drzwiom. - W tym roku może
my kupić większą choinkę, wujku Nick, bo będziemy ją
nieść we troje.
Meredith uśmiechnęła się do Nicka i ze zdziwieniem
spostrzegła jakiś chmurny grymas na jego twarzy. Kiedy
się zorientował, że ona na niego patrzy, natychmiast także
się uśmiechnął, ale pierwsze wrażenie głęboko zapadło jej
w pamięci. Nick wyglądał tak, jakby coś go dręczyło.
W czasie drogi do miasteczka zastanawiała się, o co mu
chodzi.
Ciężarówka z choinkami stała dokładnie naprzeciwko
domu towarowego. Drzewka różnej wielkości oparte były
o bok samochodu. Przedsiębiorczy sprzedawca różnymi
sposobami zachęcał klientów do kupna.
Kimberly i Nick powoli przeszli wzdłuż rzędu choinek,
oceniając ich wady i zalety. Od czasu do czasu zatrzymy-
wali się i stawiali prosto upatrzone drzewko, by dokładnie
je obejrzeć. Meredith trzymała się z boku, co chwila pstry-
kając kolejne zdjęcie, dopóki Kimberly gorąco przeciwka
temu nie zaprotestowała.
- Jesteś taka sama jak każda mama, Merry. Wszystko
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
117
musisz uwiecznić na fotografii. Tracisz przez to najlepszą
zabawę.
Reakcja córki wydała się jej całkiem naturalna. Scho
wała aparat do futerału i ochoczo przyłączyła się do Kim
berly i Nicka. On jednakże ostro zaprotestował przeciwko
zachowaniu siostrzenicy.
- Zrób tyle zdjęć, ile tylko chcesz, Meredith - powie
dział. - Przecież wiesz o fotografiach, które Denise wy
syłała do twojej matki - zwrócił się do Kimberly.
Dziewczynka pokiwała głową, zdziwiona nagłą zmianą
nastroju wujka.
- Moja siostra robiła to każdego roku. Dzięki aktual
nym zdjęciom twoja mama poznawała na bieżąco życie
swojego dziecka. Było to wszystko, co miała.
Meredith ze zdumieniem słuchała patetycznych słów
Nicka. Nie zdawała sobie sprawy, że tak mocno poruszyła
go umowa, którą ona zawarła z jego siostrą.
- Meredith wytapetowała tymi zdjęciami ściany swojej
sypialni - ciągnął. - Najlepsze z nich powiększyła, żeby
dokładniej móc cię widzieć.
- Nick... - zaczęła Meredith. Jej zdaniem nie powinien
opowiadać tego wszystkiego Kimberly. Dlaczego ich córka
miałaby się czuć winna czemuś, co działo się poza nią?
- Powinna wiedzieć, ile to dla ciebie znaczyło - wy
jaśnił.
- Sama dokonałam wyboru - przypomniała mu.
- Jako szesnastolatka? - spytał z powątpiewaniem.
- Nie wracajmy do przeszłości - poprosiła. - Co było,
118
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
minęło. - Meredith popatrzyła na córkę i uśmiechnęła się
do niej. - Masz rację, Kimberly - powiedziała. - Bycie
razem jest lepsze niż zdjęcia.
To były święte słowa. Meredith niepotrzebne już były
żadne fotografie. Nareszcie mogła przeżywać wszelkie
blaski i cienie realnego życia. Podeszła do córki i uściska-
ła ją serdecznie.
- Które drzewko najbardziej ci się podoba? - spytała,
Kimberly popatrzyła na nią z uczuciem, wyraźnie wi
docznym w jej dużych zielonych oczach.
- Ja też o tobie myślałam, Merry. Przez cały rok, odkąd
tylko dowiedziałam się o twoim istnieniu. Żałowałam, że
nie mam twojej fotografii. Bardzo byłam ciekawa, jak
wyglądasz.
- Rozumiem cię. Brak wiedzy bardzo przytłacza, pra
wda? - dodała ze współczuciem.
Kimberly pokiwała głową.
- Nie złość się na wujka, że o wszystkim mi opowie
dział - poprosiła. - Cieszę się, że to zrobił, Merry. Dzięki
temu wiem, że zawsze ci na mnie zależało.
- Nie złoszczę się na niego. Zrobił to z myślą o mnie.
Dziękuję, Nick. - Wyciągnęła do niego rękę.
Nick westchnął.
- Kochająca matka zasługuje na więcej... Mam po-
mysł! Daj mi aparat, to uwiecznię moment, kiedy obie
wybieracie choinkę.
Meredith roześmiała się i wręczyła Nickowi aparat
fotograficzny. Przykro jej było, że tak bardzo wszystko
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
119
przeżywa. Zmartwi się jeszcze bardziej, kiedy wieczorem
dowie się całej prawdy. Było Boże Narodzenie, którego
podniosłej atmosfery nie chciała niczym zakłócić. Może
lepiej będzie, jeśli o wszystkim poinformuje go później,
kiedy ich stosunki bardziej się zacieśnią.
Nie była jednak pewna słuszności takiej decyzji. Trud
no przecież być z kimś blisko i jednocześnie ukrywać
przed nim tak ważną tajemnicę. Biła się z myślami, co
powinna zrobić.
Wybrała wraz z Kimberly wysoką choinkę o gęstych,
symetrycznie rozmieszczonych gałązkach. Nick zrobił im
zdjęcie na tle tego drzewka, a potem zapłacili za nie i we
trójkę ponieśli do domu.
Jak członkowie prawdziwej rodziny, pomyślała Meredith.
Cudownie mieć obok siebie najbliższych. Zwłaszcza w okre
sie Bożego Narodzenia każdy powinien zaznać tego szczę
ścia. W ciągu minionych lat zdążyła poznać, co to samo
tność, brak ludzi kochających i kochanych. Nick i Kimberly
rok temu także przeżyli utratę bliskich im osób. Czy poznanie
prawdy, świadomość, że stanowią pełną rodzinę, pozwoli im
szybciej zapomnieć o tamtej tragedii? A może rzuci to cień
na drogie ich sercom wspomnienia?
„Brak wiedzy bardzo przytłacza", przypomniała sobie
słowa, które wypowiedziała do Kimberly. To przeważyło
jej decyzję.
Dzisiej szej nocy wyzna Nickowi całą prawdę. Potem obo
je zastanowią się, jak opowiedzieć o wszystkim Kimberly.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Niewiedza zabijała Nicka. Przez cały czas myślał tylko
o tym, co mogło się wydarzyć trzynaście lat temu. Wysilał
pamięć, ale na próżno. Meredith nie wiedziała, co go
dręczy, a on bał się zadać jej to najważniejsze pytanie: czy
jest ojcem Kimberly. Jeśli się mylił, uznałaby go za sza-
leńca, który próbuje utożsamiać się z jej dawnym kochan
kiem. Nie chciał tego, ale... musiał poznać prawdę.
Chodził tam i z powrotem po pokoju, z niecierpliwo
ścią oczekując nadejścia godziny, kiedy mógłby zadzwo
nić do starych przyjaciół. Jeśli ktokolwiek znał szczegóły
bożonarodzeniowej eskapady sprzed trzynastu lat, to tylko
Jerry i Dave. Obaj od początku do końca towarzyszyli mu
podczas tamtych długich wakacji.
Popatrzył na stojącą w rogu pokoju ogromną choinkę
Co za paradoks! Kolejne Boże Narodzenie. Wieczorem
wszyscy troje będą wieszać ozdoby na drzewku...
Szczęśliwa Gwiazdka...
- Wspaniała choinka, prawda, Merry?
Nick odwrócił się szybko. W progu stała Kimberly
wraz z Meredith, ubraną w biały obcisły jednoczęściowy
kostium kąpielowy. Jej widok jak zwykle zaparł mu dech
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
121
w piersiach. Była pięknie opalona na miodowozłocisty
kolor, jej gładka skóra lśniła jak jedwab, aż się prosiła, by
jej dotknąć. A te piękne długie nogi... Nick przypomniał
sobie, jak nocą oplatały go w intymnym uścisku i poczuł
gwałtowny przypływ pożądania.
- Nie przebrałeś się w kąpielówki - skarciła go Kim-
berly.
- Wcześniej włożyłem je pod szorty - odparł z roz
targnieniem.
- No, to chodź z nami na plażę - ponagliła go dziew
czynka.
- Później do was dołączę. Przypomniałem sobie właś
nie, że pilnie muszę do kogoś zatelefonować.
- Interesy w Wigilię! Co za pomysł - jęknęła Kim-
berly.
- To nie zajmie mi dużo czasu - obiecał Nick.
- Ale my chcemy, żebyś zniósł nam deskę.
Nick pokręcił głową.
- Jest za słaby wiatr do windsurfingu. Poczekajmy do
lunchu. Może wtedy mocniej powieje.
Kimberly westchnęła z rozczarowaniem. Meredith ła
godnie ścisnęła jej rękę.
- Nie kłóć się z Nickiem. Chodźmy na plażę. Marzę
o kąpieli.
- No, to goń mnie! Kto będzie ostatni w wodzie, ten
przegrywa!
Kimberly pobiegła naprzód, a Meredith, śmiejąc się
głośno, ruszyła za nią w pościg.
122 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
Nick kierowany nieuświadomionym impulsem poszedł
na werandę. Stał przy balustradzie i obserwował dwie po-
stacie biegnące po piasku. Meredith... Kobieta z jego sen-
nych marzeń, teraz realna i namacalna, w tak naturalny
sposób zaczęła stanowić część jego życia... Kimberly..
Kiedy biegnie, jej ciemne włosy związane w koński ogon
powiewają na wietrze. Ileż w niej podobieństwa do człon-
ków jego rodziny... Czyżby naprawdę była jego córką?
Nick mocno zacisnął dłonie na poręczy. Musi się tego
dowiedzieć.
Wrócił do domu i skierował kroki prosto do kuchni,
gdyż tam właśnie wisiał na ścianie telefon. Nick wczes
nym rankiem dzwonił już do Jerry'ego i Dave'a, ale nikt
nie odpowiadał. Zaczynały się święta; obaj mogli dokądś
wyjechać.
Trzej przyjaciele nie utrzymywali ze sobą regularnych
kontaktów. Praca Jerry'ego zawiodła go do Melbourne,
a Dave ożenił się z Angielką i osiadł na stałe w Londynie.
Wymieniali okolicznościowe kartki i z rzadka umawiali
się na drinka czy kolację, jeśli akurat spotkali się w tym
samym mieście. Jednakże pamięć dawnej przyjaźni była
tak silna, że Nick nie miał wątpliwości, iż może liczyć na
ich pomoc, jeśli tylko będą w stanie jej udzielić. Najważ-
niejsze, żeby zastać któregoś z nich w domu.
Najpierw wykręcił numer Jerry'ego. Nikt się nie
zgłosił.
Sfrustrowany Nick obliczył w pamięci, która godzina
jest teraz w Londynie. Wyszło mu, że około drugiej w no-
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
123
cy. Trudno. Potrzeba odkrycia prawdy przeważyła wszel-
kie rozterki. Wykręcił międzynarodowy numer kierunko
wy, Potem wybrał kolejne cyfry i w napięciu czekał na
odzew. Odetchnął z ulgą, kiedy usłyszał łoskot niezdarnie
podnoszonej słuchawki.
- Dave? - upewnił się gorączkowo.
- Tak. A kto mówi? - wymruczał zaspanym głosem
przyjaciel Nicka.
- To ja, Nick Hamilton. Przepraszam, że...
- Do diabła, bracie, czy wiesz, która tu jest godzina?
- Wiem, ale wcześniej nie mogłem się dodzwonić.
- No tak, idą święta... Linie są zajęte... Więc o co
chodzi?
- To dla mnie bardzo ważne, Dave. Potrzebna mi twoja
pomoc.
- W porządku. Wal śmiało.
Nick odetchnął głęboko, by dodać sobie odwagi.
- Pamiętasz naszą wyprawę tuż po skończeniu colle
ge'u kiedy to wylądowałem w szpitalu z urazem czaszki?
- No jasne, że pamiętam. Szaleliśmy na desce, aż miło,
dopóki nie oberwałeś po głowie.
- Jakie miejscowości odwiedziliśmy? - spytał z napię
ciem Nick.
- I żeby się tego dowiedzieć, budzisz mnie w środku
nocy? - obruszył się Dave.
- Chodzi o coś więcej. Chcę, żebyś mi przypomniał,
co się wtedy zdarzyło. Mam całkowitą dziurę w pamięci.
Pomóż mi ją załatać.
124 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
- No dobrze. Niech chwilę pomyślę... Najpierw za-
trzymaliśmy się w Boomerang niedaleko Forster. Wspa-
niałe miejsce do windsurfingu. Pewnego dnia towarzyszy.
ło nam stado delfinów...
- Co dalej? - naciskał Nick.
- Chyba Flynn's w Port Macuuarie.
- A potem?
- South West Rocks, na wschód od Kempsey.
- Następnie?
- Sawtell. Niedaleko Coff's Harbour.
Rodzinne strony Meredith! Nick z trudem przełknął
ślinę.
- Czy gdzieś tam nie związałem się przypadkiem z ja
kąś dziewczyną? - spytał.
- A, takie buty! Panienka wróciła i nie daje ci spokoju?
- zarechotał lubieżnie Dave.
Nick przymknął oczy. Żebyś wiedział, że nie daje mi
spokoju, pomyślał.
- To znaczy, że był ktoś? - domagał się jasnej i kon
kretnej odpowiedzi.
- No jasne! Wpadłeś po uszy, chłopie! Za nic nie chcia
łeś opuścić swojej damy. Powiedziałeś, że możemy jechać
dalej, jeśli mamy ochotę. Ty znalazłeś coś o niebo lepsze
go niż surfing i końmi by cię stamtąd nie wyciągnął.
- Dlaczego więc nie zostałem?
- Stara tamtej dziewczyny powiedziała ci, że mała li
czy zaledwie szesnaście lat. Faktycznie była ciut za młoda
na to, coście tam razem wyprawiali. W końcu odzyskałeś
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
125
rozum i ruszyliśmy w dalszą drogę. Ale nie byłeś już sobą.
Twój upadek w Tweed Heads był kompletnie bez sensu,
bracie- Tak wypuścić wiatr z żagla! Po aferze w Coffs
miałeś głowę zajętą czymś innym niż deska.
Wszystko się zgadzało. Nickowi brakowało ostatniej
informacji.
- Jak ona miała na imię, Dave?
- Do licha, myślisz, że pamiętam?
- Spróbuj sobie przypomnieć - nalegał. Serce mocno
waliło mu w piersi.
- Nawet nie jestem pewien, czy w ogóle je poznałem
- zastanawiał się głośno Dave. - Nazywałeś ją tak jakoś...
- Roześmiał się głośno. - To na pewno nie było jej pra
wdziwe imię.
- A pamiętasz je?
- Jasne! - Dave znowu się roześmiał. - Pasowało do
tamtej pory roku. Mówiłeś o niej Merry. Moja Szczęśliwa
Gwiazdka.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Nick zapisał liczbę zdobytych punktów, potem zebrał
i potasował karty. Na jego twarzy malowało się zmęcze
nie. Przez cały wieczór wydawał się być nieobecny my-
ślami; przytomniał jedynie wtedy, kiedy Kimberly zada
wała mu jakieś pytanie, na które musiał odpowiedzieć.
Meredith miała nadzieję, że Nick znajdzie w sobie dość
siły, by jeszcze trochę z nią posiedzieć, gdy ich córka
pójdzie już do łóżka.
Dzień spędzili bardzo aktywnie: pływali, uprawiali
windsurfing, dekorowali choinkę. Ubiegłej nocy Nick
przespał niewiele godzin, a wstał o świcie wraz z Kimber
ly. Meredith zastanawiała się, co zrobi, jeśli Nick zapro
ponuje, żeby dziś wcześnie poszli spać?
- Tym razem to już naprawdę ostatnia rozgrywka,
Kimberly - oświadczył stanowczo, rozkładając karty na
stole.
- Gra za bardzo mnie wciągnęła, żebym chciała iść do
łóżka, wujku Nick - zaprotestowała dziewczynka.
Szala zwycięstwa przechylała się to na jedną, to na
drugą stronę. W tym momencie prowadził Nick. Meredith
w przedbiegach zrezygnowała z wygranej. Rozmyślanie
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
127
o tym, jak wyznać Nickowi prawdę o ich związku, tak ją
zaabsorbowało, że nie mogła skoncentrować się na grze
w remika.
- Już i tak ci się udało. Prosiłaś, abyśmy pozwolili ci
zostać z nami dopóty, dopóki w telewizji nadają „Kolędy
przy blasku świec".
- Program dopiero przed chwilą się skończył.
- Umowa to umowa, moja panno.
- Wobec tego muszę wygrać - oznajmiła z nadąsaną
miną Kimberly, układając w dłoni karty.
Ku swojej radości i skrytej uldze rzeczywiście wygrała.
Być może dzięki dyskretnej pomocy Nicka. Tak czy owak
nie było już żadnych przeszkód w udaniu się na spoczy
nek. Kimberly odtańczyła wokół stolika taniec zwycięzcy,
uściskała i wycałowała Nicka oraz Meredith, tęsknym
wzrokiem obrzuciła stos prezentów pod choinką i pobieg
ła do swojej sypialni.
Po wyjściu dziewczynki w pokoju zapanowało przykre
napięcie. Meredith odczuwała je każdym nerwem swojego
ciała. Ogarnęły ją wątpliwości. Czyżby Nick poniewczasie
żałował, że tak na oślep rzucił się w jej ramiona? Popa
trzyła na niego badawczo, ale niczego nie mogła odczytać
z wyrazu jego twarzy. Pochylony nad stolikiem porządko
wał karty. Starannie włożył je do kasetki, po czym wstał,
by odnieść ją do szuflady.
Meredith także wstała z krzesła. Drżącymi rękami ze
brała brudne szklanki i zaniosła je do zlewu. Przez cały
czas zastanawiała się, co jest nie w porządku. Po raz pier-
128 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
wszy tego dnia byli sami. Od rana niecierpliwie czekała
na ten moment. Na przemian ogarniały ją strach i podnie
cenie. Teraz oczekiwana chwila nadeszła, ale Nick wcale
się nie cieszył z towarzystwa ukochanej.
Opłukała szklanki, postawiła je na suszarce, żeby ob-
ciekły, po czym z sercem przepełnionym lękiem wróciła
do salonu. Jednak mimo obaw nie zmieniła wcześniejsze
go postanowienia. Powie Nickowi prawdę. Lepiej o czymś
wiedzieć, niż żyć w niewiedzy.
Kiedy weszła do pokoju, Nick stał wpatrzony w świą
tecznie przystrojoną choinkę. Odwrócił się na odgłos jej
kroków.
- Możemy przejść na werandę? - zapytał. - Nie
chciałbym, żeby Kimberly podsłuchała naszą rozmowę.
Meredith pokiwała głową i ruszyła za Nickiem, boleś
nie świadoma jego bliskości. Popatrzyła na niego uważnie,
a on wskazał jej jeden z wiklinowych foteli, na których
siedzieli i rozmawiali ubiegłej nocy. Najwyraźniej coś in-
nego niż kochanie się było mu w głowie. Jeśli odczuwał
pożądanie, starannie tłumił swoje uczucia.
Przyszło jej na myśl, że niepokoi go teraz beztroską
z jaką zachowywali się wczoraj w nocy. Być może chciał
się dowiedzieć, czy ona w jakiś sposób się zabezpieczyła.
Ogarnięci miłosną gorączką oboje nie pomyśleli o konse-
kwencjach. Powinna teraz żałować swojej niefrasobliwo-
ści, ale z niewiadomych powodów nie miało to dla niej
żadnego znaczenia.
Nick poczekał, aż Meredith usiądzie w fotelu, po czym,
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 129
zaciskając pięści, podszedł do barierki. Przez kilka minut
wpatrywał się w morze, zanim zdecydował się spojrzeć jej
głęboko w oczy.
- To ja trzynaście lat temu nazwałem cię Merry - po
wiedział spokojnie. - O mnie myślałaś, kiedy wyjaśniałaś
całą sprawę Kimberly.
Zszokowana Meredith nie mogła wykrztusić słowa.
Nick o wszystkim już wiedział. Niczego nie musiała mu
wyjawiać.
- Zdawałaś sobie sprawę, że niczego nie pamiętałem?
- spytał.
W jego głosie słyszała bolesne nuty. Serce ścisnęło
jej się z żalu. W głowie miała mętlik. Zastanawiała się,
jak i kiedy Nick odkrył, że poznali się już przed laty.
Uznała, że to nieważne. Przecież sama nade wszystko
pragnęła, by poznał prawdę. Jednakże nawet przez chwilę
nie przypuszczała, że on pierwszy otworzy wrota prze
szłości.
- Tak - odparła, odpowiadając na zadane jej pytanie.
- Twoja siostra opowiedziała mi o wypadku. Kiedy ty
dzień temu mnie odwiedziłeś, zrozumiałam, że Denise
mówiła prawdę. Rzeczywiście straciłeś pamięć.
- Nadal niczego nie pamiętam - stwierdził.
- Zatem... Wybacz, nic już nie rozumiem.
- Dziś zadzwoniłem do Dave'a. Dave'a Ketteridge'a
- uściślił. - Towarzyszył mi tamtego lata.
Dave był jednym z dwóch przyjaciół Nicka. Meredith
pamiętała ich obu. Drugi nazywał się Jerry Thompson.
130 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
Wszyscy trzej od iat się przyjaźnili i prawdopodobnie
utrzymywali ze sobą stały kontakt. A zatem przez cafe
popołudnie, kiedy razem pływali na desce, a potem wie
czorem, grając z nimi w karty, wiedział już, że jest ojcem
Kimberly. Doskonale ukrywał tę wiedzę, czekając na mo-
ment, kiedy będą mogli spokojnie porozmawiać.
- Dlaczego mnie nie zawiadomiłaś? - spytał z napię-
ciem w głosie. - Nawet nie dałaś mi szansy, żebym...
żebym... - Długo tłumione uczucia wybuchły z niepoha
mowaną siłą. - Meredith, do licha! Nosiłaś w łonie moje
dziecko. Należało mi o tym powiedzieć!
Nie miała innego wyjścia. Musiała go zranić. Dla ich
wspólnego dobra musiała wyjawić mu całą prawdę.
- Zrobiłam, co tylko mogłam, żeby cię odszukać, Nick.
- Spotkałaś się z moją siostrą. - W głosie Nicka
brzmiało oskarżenie.
- Tak. Zostawiłeś mi jej adres, gdybym po roku chciała
do ciebie napisać. Kiedy odkryłam, że jestem w ciąży,
moja macocha... - Po co zaczęła o tym mówić? Przecież
to nie należało do sprawy. Westchnęła głęboko i ciągnęła
opowieść, starając się, by głos jej nie drżał. - Wsiadłam
w autobus jadący z CofFs Harbour do Sydney...
- Macocha wyrzuciła cię z domu?
- Niezupełnie. Jej siostra powiedziała, że da mi schro
nienie, jeśli zgodzę się dla niej pracować. Była właściciela
ką kwiaciarni. Miałam przyjechać do niej do Sydney, ale
najpierw wstąpiłam pod adres, który mi podałeś.
- I nie zastałaś mnie.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
131
_ Tak. Twoja siostra poinformowała mnie, że otrzyma
łeś stypendium na Uniwersytecie Harvarda i wrócisz do
piero za dwa lata.
- Mogłaś poprosić Denise, żeby dała ci mój adres
w Stanach.
Meredith popatrzyła mu prosto w oczy.
- Właśnie to zrobiłam. Popełniłam jednak błąd, mó
wiąc jej, że jestem w ciąży.
- Co to znaczy „błąd"? - spytał Nick.
Milczała przez chwilę. Nie wiedziała, jak mu to naj-
oględniej powiedzieć. Westchnęła ciężko i przedstawiła
sprawę tak samo, jak Denise zrobiła to przed laty.
- Twoja siostra nie chciała, żebyś zniszczył swoją do
brze zapowiadającą się karierę i wrócił do domu z powodu
jakiejś tam dziewczyny, o której zdążyłeś już zapomnieć.
Dziewczyny, która zamierzała obarczyć cię odpowiedzial
nością za dziecko. A przecież ty nie mogłeś jej na siebie
przyjąć. Denise uznała, że taka smarkula jak ja nie jest dla
ciebie odpowiednią żoną. Jej zdaniem byłabym tylko ka
mieniem u twojej szyi.
- Naprawdę moja siostra to wszystko powiedziała? -
Nick nie mógł otrząsnąć się z szoku.
- Z jej punktu widzenia to były słowa rozsądku - od
parła beznamiętnym tonem.
- I co się potem zdarzyło?
- Nie uwierzyłam jej. Pomyślałam... że to ona mnie
nie chce. - Meredith z bólem w oczach popatrzyła na Ni
cka. - Bo nie dopuszczałam do siebie myśli, że twoje
132
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
uczucia do mnie się zmieniły. Uznałam, że twoja siostra
skłamała, twierdząc, iż o mnie zapomniałeś.
Nick westchnął głęboko. Ogromny ciężar legł mu na
sercu.
- A jednak to była prawda... ale nie całkiem. Śniłaś mi
się. W ciągu tych lat wielokrotnie nawiedzałaś mnie w snach.
Kiedy zatem ujrzałem cię w drzwiach twojego mieszkania...
Niepewność doprowadzała mnie do szaleństwa.
- Dlatego postanowiłeś zadzwonić do Dave'a.
- Były jeszcze inne powody. Pewne słowa, które bez
wiednie padły z twoich ust, moje uczucia do ciebie...
- Próbowałam odnaleźć Dave'a - powiedziała cicho
Meredith. - A także Jerry'ego. Tylko oni mogli doprowa
dzić mnie do ciebie.
Nick zesztywniał.
- Jerry wiedział, gdzie mnie szukać. Znał mój adres,
gdyż pisałem do niego.
- W książce telefonicznej Sydney nazwisko „Thom
pson" zajmuje pięć bitych stron - wyjaśniła Meredith;
- Dlatego najpierw próbowałam znaleźć Ketteridge'a.
- No tak, tamtego roku Dave spakował plecak i poże-
glował w nieznane.
- Jego ojciec pożalił mi się, że rodzina dostaje od niego
sporadycznie kartki z różnych stron świata. Ostatnia przy-
szła z Turcji. Dave pisał w niej, że wybiera się do Indii.
Jego rodzice wiedzieli, że przebywasz w Stanach, jednak
nie znali twojego adresu. Podyktowali mi numer telefonu
Jerry'ego.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 133
- Czyżby on ci nie pomógł? - nie mógł uwierzyć Nick.
- Słuchawkę podniosła jego matka. Poinformowała
mnie krótko, że syn wyprowadził się z domu, a ona dość
ma telefonów od zawiedzionych panienek, które z uporem
wydzwaniają do niego. Oświadczyła, że gdyby Jerry miał
ochotę ze mną się skontaktować, sam by to zrobił. Ledwo
udało mi się zapytać o ciebie, lecz ona odparła, że w two
im przypadku obowiązuje ta sama zasada.
Nick odszedł od barierki i nerwowymi krokami zaczął
tam i z powrotem chodzić po werandzie.
- Mogłaś spróbować wysłać list pod adresem uniwer
sytetu - oznajmił, przystając na chwilę.
- Tak sądzisz? - Popatrzyła na niego z wyzwaniem
w oczach. - Wszystkie drzwi zamykano mi przed nosem.
Twoja siostra zapewniła, że całkiem o mnie zapomniałeś.
Pani Thompson okazała mi wzgardę. Minęły miesiące,
odkąd mnie opuściłeś. Dałeś drapaka, jak określiła to moja
macocha.
- Nieprawda - bronił się Nick. - Wyjechałem wyłącz
nie dla twojego dobra.
- Szkoda, że sam mi o tym nie powiedziałeś! Ale cie
bie przecież tu nie było.
- Do diabła! - wybuchnął Nick. - Jednak miałem pra
wo o wszystkim wiedzieć.
- Powinieneś zatem mieć pretensję do swojej siostry.
- Nuty cierpienia słyszalne w jej głosie raniły serce Nicka.
- Ona znała cię najlepiej. Sama podjęła za ciebie decyzję.
Nick przymknął oczy, potarł czoło, potrząsając głową.
134
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
- Tak mi przykro. Myślałem... W ciągu tylu lat, tylu
lat... Należało mi o wszystkim powiedzieć.
- I tylko mnie winisz o to, że nikt nie wyznał ci
prawdy?
- Nieprawda! - Nick otworzył oczy. Malowała się
w nich bezmierna udręka. Zacisnął dłoń w pięść i uderzał
nią miarowo w drugą rękę. - Próbuję coś zrozumieć, po
układać sobie w głowie.
- Zrozumieć - powtórzyła z ironią Meredith. Odeszła
od Nicka i stanęła przy barierce, wpatrując się w morze,
które przez tyle lat było niemym świadkiem jej cierpienia.
Nawet za milion lat nie zdołasz zrozumieć, jak ja się wtedy
czułam. I potem, przez następne lata.
Westchnął ciężko.
- Zdaję sobie sprawę, że w dużym stopniu Denise po
nosi winę za to, co się stało. Nie potępiam ciebie, Merry.
Po prostu chciałbym...
- Myślisz, że ja nie? - przerwała mu nieswoim głosem.
Nick znowu rozdrapywał stare rany. Czuła, jak w gard
le rośnie jej ogromna kula. Z trudem przełknęła ślinę
i uniosła wysoko głowę, żeby popatrzeć na gwiazdy świe
cące hen, na niebie.
- Oddałam dziecko Denise dlatego, że była członkiem
twojej rodziny i przynajmniej wiedziałam, że poznasz na
szą córeczkę i okażesz jej miłość za nas dwoje. Ciągle
jednak wierzyłam... Jak zbawienia oczekiwałam kartki od
ciebie na Boże Narodzenie. Obiecałeś, że napiszesz, o ile
twoje uczucia do mnie się nie zmienią.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
135
Meredith zamilkła. Serce biło jej mocno.
- Nie wierzyłam, że o mnie zapomniałeś - ciągnęła.
- Nie miałam jednak pewności, czy wciąż mnie pragniesz,
jeśli tak, skreślisz do mnie choć kilka słów, powtarzałam
sobie. Wtedy będę mogła odpisać, powiem ci o naszym
dziecku. Ty zaś wrócisz do mnie i wszystko będzie cudow
nie. Do końca życia będziemy razem.
- Ale ja nie napisałem. - Nick nie umiał ukryć bólu
przebijającego w jego głosie.
- Tak. Wtedy zrozumiałam, że klamka zapadła. Odda
łam swoje dziecko i nic już tego nie mogło zmienić.
Nick milczał.
- Tak bardzo mnie to dręczyło, że po upływie dwóch
lat, kiedy zbliżał się termin twojego powrotu z Harvardu,
ponownie udałam się do domu Denise, gotowa na wszy
stko, byle tylko ciebie zobaczyć. Tylko po to, żeby się
przekonać... Żeby stwierdzić, czy straciłeś pamięć, czy też
po prostu mnie nie chcesz.
- I zastałaś tam obcych ludzi - dokończył Nick. - Po
zaadoptowaniu dziecka Denise i mój szwagier kupili no
wy dom i natychmiast wyprowadzili się ze starego.
Meredith skrzywiła się.
- No cóż, przynajmniej dotrzymała słowa i co roku
przesyłała mi fotografie.
- Co w końcu doprowadziło mnie do ciebie - odparł
Nick.
W oczach Meredith pojawiły się łzy.
- Ciągle wierzyłam, że do mnie wrócisz. Kiedy otwo-
136 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
rzyłam drzwi i zobaczyłam, że to ty stoisz w progu, przez
chwilę pomyślałam... Pomyślałam, że moje marzenie się
spełniło.
- O Boże! - Nick z rozpaczą potrząsnął głową. - i co
mam ci powiedzieć?
Że mnie kochasz i już nigdy mnie nie opuścisz, porny.
ślała Meredith. Tak bardzo chciała usłyszeć te słowa
znaleźć się w ramionach Nicka i poczuć, że naprawdę od.
nalazła swój dom.
Trzask otwieranych drzwi wejściowych wyrwał oboje
z bolesnego odrętwienia. Nick odwrócił się, żeby spraw
dzić, co się dzieje. Meredith przyglądała się bezradnie, jak
Kimberly, smutna mała postać, wchodzi na werandę i
z niepokojem patrzy to na nią, to na Nicka. Czuła, że jest
niepożądanym gościem, mimo to zdobyła się na odwagę,
żeby ujawnić swoją obecność i stanąć z nimi twarzą
w twarz.
- Dlaczego nie jesteś w łóżku, Kimberly? - warknął
Nick.
- Nie mogłam zasnąć - wyjaśniła drżącym głosikiem
dziewczynka. - Wstałam, żeby jeszcze raz zerknąć na pre
zenty.
- Raczej, żeby nas szpiegować - uściślił Nick. - Kim
berly ma brzydki zwyczaj podsłuchiwania.
- Naprawdę podsłuchiwałaś? - Meredith widziała, i
ich córka także cierpi, podobnie jak oni.
Kimberly w milczeniu pokręciła głową.
- Wcale nie zamierzałam tego robić - odezwał
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 137
walcząc ze łzami. - Okno było otwarte, a wy rozmawia
liście ... mówiliście, że...
_ Nie twoja sprawa! - huknął Nick, sam zbyt przybity,
by zdawać sobie sprawę, że nie ma racji.
To, o czym rozmawiali, dotyczyło również Kimberly.
pziewczynka miała prawo o wszystkim wiedzieć.
_ Czy jesteś moim prawdziwym ojcem, wujku Nick?
- zapytała z dziecięcą bezpośredniością.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Kimberly nawet nie zdawała sobie sprawy, że łzy spły-
wają jej po policzkach. Błagalnym wzrokiem w milczeniu
wpatrywała się w Nicka. Rozpaczliwie pragnęła, by przy.
wrócił ład w jej małym świecie, który właśnie zachwiał się
w posadach. Bezwiednie mięła w palcach rąbek nocnej ko
szulki, jakby ten cienki materiał mógł stanowić dla niej choć
by niewielką podporę. Z rozczochranymi włosami, okalają
cymi jej zmartwioną twarzyczkę, wyglądała jak zagubiona
sierotka. Meredith pragnęła utulić ją w ramionach, podaro
wać jej spokój i utracone poczucie bezpieczeństwa. Jednakże
stała nieruchomo, gdyż nie do niej, lecz do Nicka dziewczyn
ka zwracała się z niemym zapytaniem.
Sama nie czuła się zbyt pewnie. Ona i Nick tak napra
wdę nie rozwiązali dręczących ich problemów, nie wie
działa zatem, jaka przyszłość ich czeka. Nie mogła zapew
nić Kimberly, iż od tej pory wszyscy troje będą już razem,
szczęśliwi jako pełna rodzina. Wszystko zależało od Ni
cka. Tylko on mógł odpowiedzieć ich córce na pytanie,
które widniało w jej błagalnym wzroku.
Jednakże ten dorosły mężczyzna był równie zagubią
jak jego dziecko. Z przerażeniem myślał o tym, co zdoł
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
139
podsłuchać Kimberly. Właśnie dowiedziała się, jaką rolę
odegrali w jej życiu przybrani rodzice: odebrali ją rodzo
nej matce, zataili przed Nickiem fakt jego ojcostwa,
a przed nią prawdę o naturalnych rodzicach. Zrobili wszy
stko, co w ludzkiej mocy, by jej matka i ojciec nie mogli
się ponownie spotkać i związać ze sobą.
Okrutna, przerażająca prawda sprawiła, że świat, który
Nick i Kimberly znali, runął jak domek z kart. Jego ele
mentów nie można już było poskładać od nowa. Jakkol
wiek by się starali, nigdy nie byłby taki sam. Co w tej
sytuacji Nick powinien powiedzieć albo zrobić? Żadne
z nich nie było przygotowane na to, co się stało. Wszystko
działo się zbyt szybko. Jednakże tym bardziej należało
mądrze postąpić.
Meredith z napięciem oczekiwała na rozwój sytuacji.
Wydawało jej się, że wieki minęły, zanim Nick wykonał
pierwszy ruch. Powoli zbliżył się do Kimberly, przykucnął
przed nią, tak że ich twarze znalazły się na tym samym
poziomie, i delikatnie zaczął gładzić dłonie dziewczynki.
- To prawda, maleńka - odparł. - Jestem twoim rodzo
nym ojcem.
Kimberly zagryzła wargę. Milczała, zbyt poruszona, by
wyrzec choćby słowo.
- Jednak aż do dziś nic o tym nie wiedziałem, kochanie
- ciągnął Nick. - Ale teraz...
- Jak mogłeś zapomnieć o Merry? - Dramatyczne py
tanie wyrwało się nagle prosto z głębi udręczonego dzie
cięcego serduszka.
140
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
Meredith poczuła łzy pod powiekami. Moje dziecko
walczy o mnie, pomyślała z czułością. Jak szybko powsta-
ły rodzinne więzy! A może zawsze istniały, czekając na
moment, kiedy będą mogły się zacieśnić?
Nick westchnął głęboko i delikatnie starł łzy z twarzy
córki.
- Nie zapomniałem o niej świadomie, Kimberly. po
rozstaniu z Merry doznałem urazu czaszki. To spowodo
wało, że wydarzenia tuż sprzed wypadku całkiem zatarły
się w mojej pamięci. Fakt, że spotkałem i pokochałem
twoją matkę, że byliśmy razem tak blisko, jak mogą być
zakochani w sobie kobieta i mężczyzna. Jednak mimo lu
ki w pamięci postać Merry nawiedzała mnie w snach.
Oczywiście nie wiedziałem, kim ona jest i czy istnieje
naprawdę. We śnie zawsze umykała mi, zanim zdołałem
się do niej zbliżyć, ale czułem, że gdyby kiedykolwiek mi
się to udało, owa istota podarowałaby mi szczęście, o ja
kim nawet nie mógłbym marzyć. Tak też się stało. Obda
rzyła mnie córeczką. Tylko że przez wiele lat nie wiedzia
łem o tym, że jestem ojcem, a moje dziecko przebywa tak
blisko mnie. Zawsze jednak czułem, że łączy mnie z tobą
jakaś magiczna więź, Kimberly.
Teraz już obie, Kimberly i jej matka, jawnie szlochały.
Na szczęście nikt w tej chwili nie patrzył na Meredith.
Kimberly nerwowo przełykała ślinę.
- A gdybyś... gdybyś wiedział? Czy wróciłbyś, żeby
poślubić mamę?
- Tak - odparł bez wahania Nick. - Chciałbym być dla
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
141
cebie prawdziwym ojcem. A gdybym tylko zobaczył
Merry,, od nowa bym się w niej zakochał.
Serce Meredith zabiło niespokojnie. Czy Nick mówił
szczerze, czy też starał się jedynie ukoić Kimberly?
- Dlaczego mama trzymała Merry z dala od ciebie?
- zapytała z wyrzutem Kimberly. - To było podłe, wujku
Nick! Po prostu podłe!
Dziewczynka znowu zaczęła rozpaczliwie szlochać.
Nick natychmiast chwycił ją w ramiona i mocno przytulił
do piersi. Kimberly zarzuciła mu ręce na szyję, łkając nie
ustannie. Opłakiwała utratę wiary w ludzi, których przez lata
uważała za swoich rodziców. Kochała ich i była pewna, że
darzą ją takim samym uczuciem.
Nick podprowadził Kimberly do najbliżej stojącego fo
tela, usiadł w nim, posadził córkę na swoich kolanach
i zaczął gładzić ją po plecach.
Meredith niewiele mogła zrobić. Bezradnie stała z bo
ku i przypatrywała się całej scenie, gotowa służyć pomo
cą, gdyby któreś z jej bliskich o to poprosiło. Walczyła
z napływającymi do oczu łzami, gdyż wiedziała, że ich
widok jeszcze bardziej zasmuciłby Kimberly.
W końcu dziewczynka trochę się uspokoiła. Przestała szlo
chać, jedynie od czasu do czasu męczyła ją czkawka. Wyczer
pana płaczem, siedziała na kolanach Nicka wtulona w jego ra
miona. Była spragniona pieszczot jak mały kociak.
- Kimberly, twoja mama postąpiła niewłaściwie zarówno
w stosunku do mnie, jak i do Merry - powiedział łagodnym
tonem Nick. - Jednak i ona, i tata bardzo cię kochali. Nie
142
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
wiedzieli, co naprawdę łączyło mnie z Merry. Działał;
z przekonaniem, że czynią to dla twojego dobra. Zrobili
wszystko, co mogli, by zapewnić ci szczęśliwe życie.
Nick spojrzał na Meredith, szukając w jej oczach zro
zumienia. Zareagowała natychmiast na jego niemą prośbę.
Przykucnęła obok swojej córki i zaczęła głaskać ją po
nóżkach, które z zimna pokryły się gęsią skórką.
- Kochanie, na wszystkich fotografiach, które twoja
mama mi przysyłała, zawsze widziałam radosne, szczęśli
we, roześmiane dziecko - zapewniła dziewczynkę. - Mo
głam wpatrywać się w te zdjęcia godzinami. Tak jak po
wiedział ci Nick, wszystkie wiszą na ścianach mojej sy
pialni. Nie przekreślaj minionych lat. Zachowaj o nich jak
najlepsze wspomnienia. Nie wyrosłabyś na tak wspaniałą
pannę, gdyby mama i tata nie stworzyli ci dobrego, peł
nego miłości domu.
- Przecież ty także byś mnie kochała - odezwała się
pełnym smutku głosikiem Kimberly.
- To prawda. Kocham cię. Jesteś moim najdroższym
skarbem. Zawsze byłaś i będziesz. Nic tego nie zmieni
- oświadczyła Meredith.
- Ale mama mnie tobie odebrała. Powiedziałaś...
- Nieprawda. Źle mnie zrozumiałaś - przerwała szyb
ko Meredith. - Sama oddałam cię Denise, ponieważ mogła
zaopiekować się tobą lepiej, niż ja zdołałabym wtedy to
zrobić. I ona, i twój tata znakomicie wywiązali się z ro-
dzicielskich zadań. Nie wiem, czy ja i Nick, gdyby do-
mnie wrócił, umielibyśmy być lepszymi rodzicami.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
143
Kimberly przez chwilę rozważała ostatnie słowa Meredith.
- Ale przynajmniej miałabym prawdziwych rodziców
- powiedziała w końcu.
- Za to masz ich teraz. - Meredith odgarnęła wilgotny
kosmyk włosów z bladej twarzyczki swojej córki i uśmie
chnęła się do niej ciepło. - Czyż nie jesteś szczęśliwa,
wiedząc, że są przy tobie i cię kochają?
Twarz Kimberly rozjaśniła się, lecz po chwili wykrzy
wił ją ponury grymas.
- Ty i wujek Nick byliście źli na siebie - powiedziała.
- Nieprawda. - Meredith nadal się uśmiechała. - Nick
był smutny, gdyż niczego nie pamiętał, a mnie martwiło,
że muszę wszystko mu wyjaśniać. Ale szczęśliwie mamy
to już za sobą, prawda, Nick?
- Tak jest. Zdołaliśmy uporządkować nasze sprawy
- zapewnił Kimberly.
Dziewczynka usadowiła się wygodniej, by popatrzeć
mu prosto w oczy.
- Czy znowu zakochałeś się w Merry? - spytała z roz
brajającą bezpośredniością.
Meredith wstrzymała oddech. Nick patrzył na nią, a
w jego ciemnych oczach kłębiło się tyle emocji, których
nie umiała rozszyfrować. Błagał ją o przebaczenie? Prosił,
by go zrozumiała?
- Nigdy nie przestałem jej kochać - odparł. - Nawet
wtedy, gdy widywałem ją tylko w snach.
Wielkie nieba! Czyżby to była prawda? - pomyślała
Meredith.
144 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
- Czy teraz ją poślubisz? - upewniła się Kimberly.
Oto dziecięca logika! Nick wpadł w pułapkę, którą sam
na siebie zastawił, próbując ukoić rozpacz swojej córki.
Jednakże on wcale nie wyglądał jak człowiek, który
znajduje się pod presją. Ani na chwilę nie spuszczał wzro
ku z Meredith.
- Jeśli tylko mnie zechce - odparł.
Kimberly zwróciła się ku matce.
- Wyjdziesz za niego, Merry?
Meredith wstała z fotela. Poczuła, że drżą jej kolana.
Dwie pary oczu wpatrywały się w nią z napięciem, czeka
jąc na odpowiedź. Bardzo chciała odpowiedzieć twierdzą
co, ale wciąż nie była pewna, czy Nick pragnie ją poślubić
z własnej i nieprzymuszonej woli, czy też gotów jest zro
bić to wyłącznie dla dobra swojej córki. A właściwie jakie
to ma znaczenie? Jeśli działa w dobrej wierze, ona nie
powinna się wahać.
- Tak - odparła zdecydowanie.
Kimberly zeskoczyła z kolan ojca, podbiegła do matki
i uściskała ją mocno.
- Właśnie o tym marzyłam, Merry! - zawołała urado
wana. - Chciałam, żeby wujek Nick cię poślubił, bo wtedy
już zawsze moglibyśmy być razem.
Teraz Nick wstał z fotela. Wyglądał jak człowiek, który
właśnie zrzucił z pleców ogromny ciężar. Jeśli nawet drę
czyły go obawy, czy podoła odpowiedzialności, jaką na
siebie przyjął, w żaden sposób nie dał tego po sobie po-
znać. Wprost przeciwnie. Wydawało się, że otrzymał od
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 145
życia dokładnie to, czego od dawna pragnął. Meredith
miała nadzieję, że się nie myli.
Popatrzył na nią z wdzięcznością, po czym delikatnie
ścisnął ramię córki.
- Może byś przestała nazywać mnie wujkiem? - spy
tał. - Mów do mnie Nick, tak jak Merry.
- Dobrze, Nick.
Nick poklepał ją po policzku, uśmiechając się pobłażliwie.
- A teraz wracaj do łóżka, dziecinko. Jutro Boże Na
rodzenie.
- Rozumiem. Ty i Merry macie swoje sprawy. Pewnie
będziecie się całować. - Kimberly też umiała okazać po
błażliwą łaskawość.
- Tego możesz być pewna.
Dziewczynka zachichotała.
Meredith była zachwycona, że jej dziecko tak szybko
przyszło do siebie po dramatycznym przeżyciu. Pewność,
że rodzice zostaną z nią na zawsze, pozwoliła jej odzyskać
radość i beztroskę.
- Dobranoc, wuj... to znaczy Nick. Dobranoc, Merry.
- Życzymy ci miłych snów - odparli jednocześnie.
Kimberly żwawym krokiem podeszła do wejściowych
drzwi i tam zatrzymała się na chwilę.
- Wesołych świąt! - zawołała, uśmiechając się do Ni
cka i Merry. - Szczęśliwej Gwiazdki i... wspaniałego No
wego Roku!
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Kiedy Kimberly znikła w głębi holu, Nick objął Mere-
dith w talii i obrócił ją twarzą ku sobie. Czuła, że serce
bije jej niespokojnie, pełne na przemian lęku i pod
niecenia.
- Dziękuję ci - powiedział Nick, patrząc na nią ciepło
oczami koloru czekolady. - Za to, że jesteś, że urodziłaś
moje dziecko, ale przede wszystkim dziękuję ci, że na
mnie czekałaś.
- Och, Nick! - Uczucie ulgi przeniknęło Meredith od
stóp do głów. - Przykro mi, że wtedy straciłam nadzieję,
przestałam cię szukać. Ja...
- Cicho, maleńka. - Nick położył palec na jej ustach.
- To ja nie miałem racji. Ty nie musisz z niczego się
tłumaczyć. - Delikatnie pogładził ją po karku. - Dopiero
teraz zrozumiałem, choć pewnie i tak nie do końca, jak
bardzo przeżyłaś to wszystko. Żałuję, że nawet przez chwi
lę czyniłem ci jakiekolwiek wyrzuty.
Serce Meredith zaczęło bić normalnym rytmem. Zdo
była się nawet na lekki uśmiech.
- No cóż, przynajmniej już nie jestem dla ciebie zbyt
młoda.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 147
-
Chyba nigdy nie byłaś. Uczucie nie kieruje się rozsąd
kiem. Zdaniem Dave'a nigdy nie doszłoby do wypadku,
gdybym nie miał głowy zaprzątniętej czym innym niż sur-
fing. Pewnie myślałem o tym, by do ciebie powrócić. Chyba
właśnie motyw powrotu przewijał się w moich snach.
Już po raz kolejny wspominał o tym śnie.
- Co dokładnie ci się śniło? - spytała zaciekawiona.
- Sceneria była podobna jak wczorajszej nocy. Ty sta
łaś na plaży, wpatrzona w morze. Czekałaś na mnie. Nigdy
nie powiedziałaś ani słowa, mimo to wiedziałem, że mnie
przywołujesz. Szedłem do ciebie, a kiedy już byłem do
statecznie blisko, odwracałaś się, jakbyś słyszała moje kro
ki, a na twojej twarzy pojawiał się zapraszający uśmiech.
- Nick westchnął. - Wtedy moje nogi stawały się ciężkie
jak z ołowiu, nie mogłem ruszyć z miejsca. Stałem więc
i bezradnie patrzyłem, jak rozpływasz się we mgle.
- Jakie to dziwne - szepnęła Meredith. - Czasami,
zwłaszcza po spacerze plażą, nie mogłam zasnąć. Leżałam
w ciemnościach i myślałam o tobie. Przypominałam so
bie, jak zwykłam stawać przy brzegu i podziwiać twoje
wyczyny na desce. Chyba w głębi serca wtedy ciebie przy
woływałam.
Spojrzeli sobie w oczy, porażeni siłą uczucia, które
zdolne jest pokonać czas i przestrzeń.
Nick westchnął ciężko.
- Żałuję, że nie mogłem odpowiedzieć na wołanie. Ale
dzięki Kimberly, która tak bardzo chciała odnaleźć i spot
kać swoją matkę...
148
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
- Ona jest wspaniała, prawda? - weszła mu w słowo
Meredith.
Nick uśmiechnął się szeroko.
- Podobna do swojej matki.
- I do ojca. Ma twoje włosy...
- A za to twoje oczy.
Meredith ogarnęło uczucie niewysłowionego szczęścia.
- Czyż to nie cudowne, że możemy być teraz jej ro
dzicami? Och, przepraszam! - zawołała, przypomniawszy
sobie o śmierci Denise i Colina. - Niezręcznie się wyra
ziłam. Nie pomyśl, broń Boże, iż cieszy mnie to, co stało
się z twoją siostrą i szwagrem. Po prostu...
- Wiem. - Nick przytulił ją mocniej, ogrzewając cie
płem swojego ciała. - Zachowałaś się bardzo ładnie, mó
wiąc Kimberly dobre słowa o jej przybranych rodzicach.
Zważywszy na to, jak egoistycznie postąpiła Denise... 1
- To nie był tylko egoizm - szybko zaprotestowała.
Czuła się teraz tak szczęśliwa, że nic, cokolwiek kiedyś
się wydarzyło, nie miało już dla niej znaczenia. - Twoja
siostra myślała o tobie, pragnęła, żebyś osiągnął sukces.
Potrząsnął głową.
- Myślała o sobie, nie o mnie. O tym, czego ona dla
mnie chciała. Moje pragnienia się nie liczyły.
- A jednak odniosłeś zawodowy sukces - przypomnia
ła mu. Nie chciała, by Nick żywił niedobre uczucia w sto
sunku do kobiety, która tak wiele zrobiła dla niego i dla
Kimberly. - Powinieneś się z tego cieszyć. Widać prze
cież, że lubisz swoją pracę.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 149
_ Twój „Czar zieleni" również znakomicie prosperu
je Zatem i ty możesz mówić o sukcesie. Czy jednak
osiągnięcia zawodowe mogą nam wynagrodzić to, co utra
ciliśmy?
Meredith objęła ramionami Nicka i popatrzyła mu głę
boko w oczy.
- Tamte czasy już minęły. Nie warto płakać nad roz
lanym mlekiem. Należy patrzeć w przyszłość. Tyle mamy
do zrobienia.
Twarz Nicka nagle się rozpogodziła. Uśmiechnął się
przewrotnie, w czym bardzo przypominał Kimberly.
- Ty musisz przygotować kwiaty na wesele.
- A będziemy je wyprawiać?
- Oczywiście - oświadczył z zapałem Nick. Po chwili
roześmiał się głośno. - Kimberly nigdy by nam nie daro
wała, gdybyśmy ją pozbawili przyjemności uczestniczenia
w takim wydarzeniu.
- Naprawdę chcesz mnie poślubić? - upewniła się.
- Masz jakieś wątpliwości? - spytał Nick.
Teraz już nie miała żadnych. Życie zatoczyło koło
i wszystko wróciło nareszcie na swoje miejsce. Pewna siły
miłości, której nic już nie stanie na przeszkodzie, lubiła
trochę poprzekomarzać się z Nickiem.
- No cóż, Kimberly w mniejszym lub większym sto
pniu wpłynęła na twoją decyzję - odparła z łobuzerskim
błyskiem w oku.
- Jedynie ją przyspieszyła, kochanie. Bo jesteś moim
największym kochaniem. Wierzysz w to, prawda, Merry?
150
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
Uśmiechnęła się ciepło i powoli pokiwała głową.
- Nazywasz mnie Meny...
- Pragnąłem to robić już wcześniej. To imię tak bardzo
do ciebie pasuje. Sądziłem jednak, że to on je wymy-
ślił. Nie chciałem, byś kojarzyła mnie z kochankiem, któ-
ry cię porzucił. - Nick skrzywił się. - Co za ironia losu
- Przykro mi, że nie pamiętasz tamtych dni, ale zapew-
niam cię, że nic się nie zmieniło. Kocham cię tak samo jak
wtedy. Nigdy nie przestałam - dodała.
- Moja najdroższa Merry...
Nick pochylił głowę i powoli przesunął ustami po jej
wargach, smakując ich słodycz. Chciał wszystkimi zmy
słami czuć bliskość ukochanej kobiety, cieszyć się magią
chwil, które odtąd mieli przeżywać razem.
Pocałunek tylko rozpalił ich pożądanie. Zapragnęli do
świadczyć takiej bliskości, jakiej zaznali ubiegłej nocy.
Tym razem miała być jeszcze wspanialsza, gdyż wiedzieli
już, że lata rozłąki i tęsknoty minęły. Znowu byli razem.
Radość rozpierała ich serca. Natychmiast musieli ją wy
razić.
- Śpij ze mną - mruknął Nick. - Chcę być z tobą przez
całą noc.
Wspaniały pomysł... ale przecież nie byli w domu
sami.
- Nie wiem, czy to rozsądne - zawahała się Meredith.
- Jeśli Kimberly zastanie nas rankiem w łóżku...
- Tym bardziej się ucieszy - zapewnił Nick. - I tak
uważa, że pobieramy się o wiele za późno.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
151
Meredith westchnęła.
- Znasz ją lepiej niż ja.
-Szybko się uczysz. Poza tym masz nade mną tę prze
wagę, że jesteś kobietą.
- Doskonale sobie radzisz z naszą córką, Nick. - Me-
redim roześmiała się i mocniej przytuliła do ukochanego.
- Uwielbiam na was patrzeć, kiedy jesteście razem.
Nick lekko pocałował ją w skroń.
- Ona jest cząstką ciebie. Zawsze była dla mnie kimś
absolutnie wyjątkowym.
Myślała o tym przez cały czas, kiedy się kochali. Nick
był wyjątkowym mężczyzną. Razem poczęli wyjątkowe
dziecko. Łączące ich uczucie także było wyjątkowe.
A najbardziej wyjątkowe miały się stać dla niej te cudow
ne święta Bożego Narodzenia.
ROZDZIAŁ SZESNASTY
- Mam dla was jeszcze jeden prezent - oznajmiła Kimber-
ly. Z góry cieszyła się niespodzianką, jaką sprawi rodzicom.
Nick zastanawiał się, co jego córka może chować w za
nadrzu. Wszystkie paczki leżące pod choinką zostały już
rozpakowane. Po podłodze walały się sterty podartych
papierów.
- Tam już nic nie ma. - Merry wskazała miejsce pod
drzewkiem.
Kimberly roześmiała się radośnie.
- Zastanawiałam się nad tym ubiegłej nocy. Nigdy nie
zgadniecie, co wymyśliłam.
- Możemy zagrać w dwadzieścia pytań? - spytał Nick
Chyba nigdy dotąd nie był tak szczęśliwy jak teraz. Na
reszcie miał obok siebie całą rodzinę. Wszyscy troje rozłożyli
się wygodnie na dywanie i chłonęli tę cudowną, niepowta
rzalną atmosferę pierwszego dnia Bożego Narodzenia.
- Zwierzę, roślina czy kamień? - zadał pierwsze pytanie.
- To jest pomysł, a nie rzecz - oznajmiła Kimberly.
Była bardzo zadowolona z siebie.
- Wobec tego poddaję się! - Nick zabawnie przewrót
oczami.
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 153
- Ja również - dodała Meredith. - To stanowczo zbyt
trudne dla mnie.
_ Wiedziałam, że nigdy nie zgadniecie! - zawołała
triumfem Kimberly. - Zdecydowałam się na szkołę z in-
ternatem. Będę tam przebywać od poniedziałku do piątku,
żebyście mieli więcej czasu dla siebie, Merry. Podaruję
wam prawdziwy, długi miodowy miesiąc. Będziecie sami,
tylko ty i Nick.
- Och! - Jedynie na taki okrzyk umiała się zdobyć
Meredith. Zaczerwieniła się gwałtownie, ciągle skrępowa
na faktem, że Kimberly nakryła ich dziś rankiem w jed
nym łóżku. - Znakomity pomysł, córeczko, ale czy napra
wdę tego chcesz?
- Teraz, kiedy już wiem, że oboje będziecie ze mną
w weekendy, nie mam nic przeciwko temu, żeby w ciągu
tygodnia przebywać w internacie. Towarzystwo tylu
dziewczynek w moim wieku może być nawet zabawne.
- Jesteś pewna? - Nicka wzruszyła troska córki, lecz
jednocześnie poczuł niechęć na myśl o rozłące. Wciąż
nie mógł nacieszyć się faktem, iż rodzina jest w komp
lecie.
- Absolutnie! - odparła zdecydowanie. - Merry po
może mi kupić odpowiednie ubrania do szkoły. A w czasie
weekendów będę miała wam tyle ciekawych rzeczy do
opowiadania. - Nagle dziewczynka zmarszczyła brwi. -
Jest tylko jedna sprawa...
- Zawsze możesz zmienić zdanie - natychmiast po
wiedział Nick.
154 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
- Chodzi mi o panią Armstrong. Zawsze była dla mnie
taka miła. Nie chciałabym, żeby straciła pracę.
Nick był dumny z córki. Troska o nianię udowodniła
że potrafi zachować się wielkodusznie. Jednak nie umiała
zdobyć się na to uczucie wobec Rachel. Co prawda nie
było obaw, że starsza pani mogłaby zająć miejsce, które
Kimberly w głębi duszy przeznaczyła dla Merry.
- Nie martw się o panią Armstrong. Coś wymyślimy
żeby nie została na lodzie - obiecał Nick.
Kimberly odetchnęła z ulgą.
- To świetnie. Ona wciąż czeka na wnuczka. Jej córka
zaczęła starać się o dziecko, ale jak dotąd bez powodzenia.
Na dźwięk słowa „dziecko" Nick popatrzył na Merry.
Przypomniał sobie ich poranną rozmowę. Wstrząsnęło nim,
że ani razu nie użył zabezpieczenia, kiedy się kochali. Nigdy
nie pozwalał sobie na taką beztroskę wobec innych kobiet,
ale Merry była kimś szczególnym. Przy niej kompletnie tracił
głowę, nie myślał o konsekwencjach. Ona zresztą też, bo
w pewnej chwili zapytała go, czy miałby coś przeciwko
drugiemu dziecku. Przecież o niczym innym nie marzył!
Z oczu Merry odczytał, że myśli o tym samym. Gwiazd
kowe dziecko, tak jak Kimberly. I gdyby przyszło na świat,
tym razem mógłby być przy jego narodzinach. Ujął dłoń
Merry i ścisnął ją lekko na znak, że jest przy niej. Na zawsze.
- Mam pomysł! - zawołała Kimberly. - Przecież wy
moglibyście mieć małe dziecko! Pani Armstrong byłaby
zachwycona!
Nieoczekiwane oświadczenie córki zaskoczyło ich. 1
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
155
Co byś powiedziała na to, gdybyśmy naprawdę się
o nie postarali? - spytał Nick.
-Mówisz serio? - zapiszczała z podniecenia Kimberly.
- Jak najbardziej. - Nick uśmiechnął się do córki.
Kimberly zaklaskała w dłonie.
_ Zawsze chciałam mieć siostrę albo brata - powie
działa. Oczy rozbłysły jej radością na myśl o rodzeństwie.
Gdybyście od razu wzięli się do roboty, za rok obcho
dzilibyśmy święta w powiększonym składzie.
Czyż może być coś lepszego niż rodzina, zwłaszcza
w Boże Narodzenie? - pomyślał Nick.
- Musisz obiecać, że zabierzesz mnie do sklepu, kiedy
będziesz robić zakupy dla dziecka - Kimberly zwróciła
się do matki. - Wszystkie prawdziwe mamy tak robią.
Prawdziwa mama... Dziewczynka była szczęśliwa, że
i ona ją ma.
Merry się nie myliła. To prawdziwy cud, że zeszli się
razem, że sprawy przybrały tak doskonały obrót.
Nick sycił oczy szczególnym pięknem tej wyjątkowej
kobiety, którą kochał i zamierzał kochać na wieki. Ona
sprawiła, że w jego sercu zapłonęły światełka ze wszy
stkich choinek na świecie.
Jego Szczęśliwa Gwiazdka. Szczęśliwa Gwiazdka ich
wszystkich.