Paula Marshall
Ich czworo
PROLOG
Wiosna 1812 roku
Atena Filmer, uboga dwudziestolatka, córka z nieprawego łoża.
miała w życiu jeden cel, a mianowicie dobrze wyjść za mąż. Była
zdecydowana poślubić mężczyznę bogatego i utytułowanego. Gdyby
jej się udało, zapewniłaby dostatek i wysoką pozycję nie tylko sobie,
lecz także matce. Dzisiaj całkiem niespodziewanie los się do niej
uśmiechnął; zyskała nareszcie sposobność urzeczywistnienia śmiałych
planów, a tymczasem matka próbowała ją namówić do rezygnacji z
takiej okazji!
- Na miłość boską! Ateno, jeśli naprawdę chcesz przyjąć
propozycję pani Tenison, błagam cię, byś kierowała się rozsądkiem.
Nie przeczę, że oceniam fakty na podstawie własnych smutnych
doświadczeń, ale nie chciałabym, żeby moja historia się powtórzyła.
Obawiam się, że również skończysz jako samotna matka na zabitej
deskami prowincji. Wolałabym, żebyś została ze mną, w domu.
Wioska na prowincji wspomniana przez Charlotte Filmer leżała w
pobliżu opactwa Steepwood. Była to Steep Ride. Obie panie
mieszkały w skromnym domku, nazwanym nieco zbyt szumnie
Datchet House. Niedaleko rzeka Steep przecinała granty opactwa.
Pani Filmer miała powody, by martwić się o córkę. Atena była nie
tylko mądra, lecz także wytrwała i stanowcza, wręcz uparta! Pod tym
względem stanowiła przeciwieństwo łagodnej i ustępliwej matki,
która raz tylko zboczyła z właściwej drogi i została za to surowo
ukarana.
Przed laty poznała młodzieńca, w którym się zakochała, lecz nie
dane im było się połączyć. Uchodziła za panią Filmer, ale nie była
nigdy mężatką. Jedyną pociechą, radością i dumą była dla niej piękna
córka.
- Droga mamo - odparła Atena, pochylając się, żeby czule
ucałować Charlotte - pojechałabym jako dama do towarzystwa, a
także przyjaciółka Emmy. Na pensji była moją najlepszą koleżanką.
Nie wątpisz chyba, że pani Tenison będzie nas obie krótko trzymać, a
poza tym nie dopuści, bym przyćmiła Emmę, ponieważ chce ją dobrze
wydać za mąż.
- Na pewno postawi na swoim - powiedziała zatroskana pani
Filmer. - Nie rozumiem tylko, czemu nie zatrudniła statecznej pani w
średnim wieku do opieki nad córką, zamiast przekonywać ciebie,
żebyś dotrzymywała towarzystwa tej pannie i nad nią czuwała. Jesteś
niewiele starsza i sama potrzebujesz przyzwoitki.
- Ależ, mamo, wiesz, jaka bojaźliwa jest Emma. Byłaby całkiem
zbita z tropu, gdyby stale miała ją na oku surowa dama. Ze mną jest
zaprzyjaźniona, na pensji zawsze jej broniłam przed złośliwymi
koleżankami, a mimo niewielkiej różnicy wieku jestem dla niej
autorytetem, lecz zarazem wiele nas łączy. W razie czego będę mogła
wstawić się za nią u lady Dunlop, która zaprosiła do siebie
Tenisonów. To ona będzie dla Emmy surowym cerberem.
Poza tym, czy chcesz mnie pozbawić londyńskich przyjemności
tylko dlatego, że ciebie przed laty spotkało nieszczęście? Byłaś
młodziutka i łatwowierna. Jestem dużo starsza niż ty wtedy, więc
lepiej od ciebie wiem, jakie pułapki czyhają na niewinną dziewczynę i
jak okrutni bywają ludzie z towarzystwa.
- Masz rację - westchnęła Charlotta. - Ale...
- Żadnego ale - odparła stanowczo Atena. Do tej pory wygrywała
wszystkie słowne potyczki z matką.
Nie miała najmniejszych wątpliwości, że musi jechać. Gdy tego
popołudnia pani Tenison wystąpiła z niezwykłą propozycją, Atena
pomyślała: nareszcie! To była sposobność, której od dawna
wypatrywała. Niebiosa spełniły prośbę powtarzaną w jej modlitwach
od pewnego czasu.
- Kochanie, zastanów się nad tym. Być może po namyśle uznasz,
że oferta Tenisonów nie jest wcale tak korzystna, jakby się z pozoru
wydawało. Na dobrą sprawę zostaniesz zaliczona do ich służby. Dama
do towarzystwa stoi tylko o szczebel wyżej niż guwernantka. Wiem,
że pani Tenison obiecała dać ci odpowiednie suknie, ale z pewnością
nie będą to stroje modne ani twarzowe, bo nie chce, żebyś
rywalizowała z jej Emmą.
- Jak miałabym z nią współzawodniczyć? - zdziwiła się Atena. -
W przeciwieństwie do mnie Emma pasuje do obecnego ideału urody.
Wszystkim podobają się teraz filigranowe, niebieskookie blondynki, a
ja mam szare oczy, ciemne włosy i jestem wysoka.
Charlotta wolała nie wspominać, że gdy Atena przyjeżdża na bal
do sali redutowej w Abbot Quincey, wszyscy się za nią oglądają,
chwaląc też jej rozum i znakomite maniery, mimo że jako szarooka
brunetka nie odpowiada modnemu kanonowi kobiecej urody. Lepiej
nie wbijać jej w dumę, bo i tak miała o sobie nazbyt dobre mniemanie.
Zamiast chwalić urodę córki, pani Filmer odparła pojednawczym
tonem:
- Nadal sądzę, że powinnaś się jeszcze zastanowić. Przede
wszystkim weź pod uwagę, że gdyby ktokolwiek dowiedział się, a
nawet podejrzewał, że jesteś nieślubnym dzieckiem, byłabyś
skompromitowana.
- Mamo, przemyślę to dziś wieczorem i rano powiem ci, co
postanowiłam. - Atena dumnie uniosła głowę.
Wcale nie zamierzała powtórnie rozważać argumentów za i
przeciw, bo już podjęła decyzję. Nadarzyła się sposobność i trzeba ją
wykorzystać. Pani Tenison na pewno nie pozwoli rozwinąć skrzydeł
damie do towarzystwa swojej córki, lecz Atena obiecała sobie, że
znajdzie sposób, żeby zabłysnąć w londyńskim towarzystwie i
postarać się o zamożnego męża.
Śmiała i rzeczowa Atena zastanawiała się czasami, jaki powinien
być jej wybranek. Miała nadzieję, że trafi jej się przystojny młody
mężczyzna, bogaty, z arystokratycznym tytułem. Mierzyła wysoko, bo
nie należała do kobiet zadowalających się byle czym.
Rzecz jasna nie mogła pozwolić, żeby matka lub pani Tenison
poznały jej prawdziwe intencje, które skłoniły ją do przyjęcia
zaskakującej propozycji. Musi być skromna, uprzejma i wdzięczna
swym dobroczyńcom, jak przystało na ubogą panienkę.
W rezultacie gdy wraz z matką została zaproszona do Tenisonów
w celu omówienia szczegółów związanych z posadą, pani domu
uznała, że Atena całkiem niesłusznie uchodzi za pannę samowolną
oraz skłonną do głośnego wyrażania własnych opinii. Emma nie kryła
radości, kiedy usłyszała, że przyjaciółka będzie jej damą do
towarzystwa. Rozpromieniła się, gdy Atena weszła ze swoją matką do
salonu. Zareagowała żywiołowo.
- Och, Ateno! - krzyknęła, podbiegając do przyjaciółki i biorąc ją
za rękę. - Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że postanowiłaś z nami
jechać! Zapomnę o wszelkich obawach, jeśli ty będziesz przy mnie.
- Dość, dość, moja panno - wtrąciła pani Tenison lodowatym
tonem. - Zachowujesz się niewłaściwie. Pamiętaj, że Atena będzie
tylko damą do towarzystwa, a nie serdeczną przyjaciółką, więc
powinnaś nazywać ją panną Filmer. Nie spoufalaj się, moje dziecko.
Ty i tylko ty zostaniesz przedstawiona księciu regentowi. Mam
nadzieję, że panna Filmer rozumie, gdzie jest jej miejsce.
- Naturalnie, proszę pani. - Atena skłoniła się z udawaną pokorą. -
Mam towarzyszyć pannie Tenison i być na jej rozkazy. Nie
zamierzam się spoufalać.
- Gdy będziemy w naszym gronie, mów do mnie po imieniu -
poprosiła uradowana Emma. - Na pensji byłyśmy przecież
najlepszymi przyjaciółkami.
- To prawda - odparła chłodno pani Tenison - ale nie wspominaj o
tym w towarzystwie. Życzyłam sobie tego spotkania, aby
poinformować pannę Filmer, jakie będą jej obowiązki. Przed
wyjazdem zamierzam się ponadto zająć jej strojami. Ty, Emmo,
otrzymasz kilka sukien uszytych przez krawcową z Northampton, lecz
większość twoich toalet wykona na miejscu londyńska modystka.
Atena nie miała wątpliwości, że pani Tenison postanowiła jasno i
wyraźnie dać jej do zrozumienia, jaką pozycję będzie zajmować
podczas wyprawy do Londynu. Upewniła się, że ma rację, gdy
wyniosła dama ponownie zabrała głos.
- Jeśli przedstawione warunki dotyczące posady nie podobają się
pani, wolę teraz o tym usłyszeć. Chcę od początku uniknąć wszelkich
niedomówień.
- Nie mam żadnych zastrzeżeń, proszę pani - odparła Atena.
Unikała smutnego wzroku matki patrzącej w jej stronę.
- Mam nadzieję, że nie spodziewa się pani wynagrodzenia za
swoje usługi. Otrzyma pani stosowne ubranie oraz wyżywienie.
Nagrodą jest sam wyjazd do Londynu w pełni sezonu. Powinna czuć
się pani wyróżniona, towarzysząc młodej damie z dobrej rodziny.
Zapomniała dodać, pomyślała sarkastycznie Atena, że jej córka
jest bogatą dziedziczką, która jedzie do Londynu, żeby znaleźć męża z
odpowiednim dochodem i arystokratycznym tytułem. Tenisonowie nie
byli wprawdzie krezusami, ale na posag Emmy wynoszący piętnaście
tysięcy funtów powinien się skusić przynajmniej baronet. Poza tym
miała też odziedziczyć majątek bogatej ciotki, starej panny.
Nie czekając na odpowiedź Ateny, pani Tenison zwróciła się do
jej matki.
- Spodziewam się, że i pani jest szczęśliwa, że złożyłam córce tak
wspaniałą propozycję.
Urocza pani w średnim wieku raz jeszcze zerknęła błagalnie na
Atenę. Była śliczna i powściągliwa - zupełne przeciwieństwo
przystojnej i obcesowej pani Tenison. Gdyby do salonu wszedł obcy
człowiek, uznałby pewnie, że Emma to jej córka, Atena zaś jest
latoroślą majestatycznej pani domu.
Charlotta Filmer wcale nie była zadowolona, ale nie mogła mówić
o tym szczerze, bo protektorka Ateny stała się w Steep Ride
towarzyską wyrocznią. Jej opinia była prawem dla miejscowej
socjety, liczyli się z nią nawet arystokraci.
- Skoro Atena chce jechać... - zaczęła niepewnie Charlotta Filmer.
- A zatem wszystko ustaliłyśmy - przerwała obcesowo pani
Tenison, wedle swego życzenia interpretując te słowa.
Energicznie
zadzwoniła
na
służbę
i
kazała
przynieść
podwieczorek. Doszły ją słuchy, że w wielkim świecie posiłek ten
staje się modny, więc zaczęła go podawać zamiast poobiedniej
przekąski. Za nic nie zdradziłaby się przed tymi dwiema biedaczkami,
że jest szczerze uradowana, bo znalazła dla córki odpowiednią damę
do towarzystwa, która niewiele kosztuje. Na dodatek łatwo wmówiła
tej dziewczynie i jej matce, że wyświadcza im prawdziwy zaszczyt.
- Naprawdę świetnie, milordzie! - zachwycał się Hemmings,
kamerdyner Adriana Drummonda, lorda Kinlocha. - Znakomicie nam
się udało! Cudownie!
Miał na myśli fular, który po kilku minutach usilnych starań nie
bez trudu zawiązał wedle najnowszej mody.
Adrian powątpiewał w kunszt swego kamerdynera i wartość jego
arcydzieła, odwrócił się więc w stronę usadowionego wygodnie w
fotelu kuzyna, Nicka Camerona, który w milczeniu obserwował
przedstawienie, jakim była dla niego poranna toaleta Adriana.
- Nick, jak wyglądam? - usłyszał naglące pytanie.
- Może być?
W przeciwieństwie do Adriana starającego się uchodzić za lwa
salonowego, Nick pogardliwie odnosił się do modnych błahostek i
okazywał to, ubierając się tak zwyczajnie i skromnie, jakby nadal
przebywał w górzystej Szkocji, gdzie Adrian nie bywał od lat. Kiedy
go pytano, czemu przestał odwiedzać rodzinne strony, skąd wyjechał
jako chłopiec, odpowiadał z teatralnym patosem:
- Któż chciałby utknąć na takim pustkowiu?
Nick przechylił głowę na bok i odparł z namysłem, jakby zadano
mu pytanie o rokowania dotyczące wojny w Europie:
- Naprawdę zależy ci na mojej opinii, Adrianie?
- Oczywiście, Nick. Bardzo cenię twoje zdanie.
- W takim razie wiedz, że nie pojmuję, dlaczego tracisz tyle czasu,
zastanawiając się, jak zawiązać wokół szyi kawałek tkaniny. Nie
wystarczy prosty węzeł? Po co zaprzątać sobie głowę takim
drobiazgiem?
- Tobie uchodzi lekceważenie obyczajów panujących w
towarzystwie - odparł wyniośle Adrian, chcąc przypomnieć kuzynowi,
że pochodzą z różnych sfer - ale ja ze względu na stanowisko
zajmowane w wielkim świecie muszę być nienaganny. Wykluczone,
żebym wyglądał jak gajowy.
- Ja też wcale go nie przypominam - odrzekł Nick, spoglądając na
porządne, choć bardzo tradycyjne spodnie z granatowego materiału,
na surdut, prosty fular i wyglansowane buty od najlepszego szewca. -
Rozumiem, w czym rzecz. Jego lordowska mość powinien hołdować
najnowszej modzie.
Gdy byli chłopcami i dorastali razem, taka uwaga skończyłaby się
bójką, ponieważ Adrian rzuciłby się na niego z pięściami, żeby
wymóc cofnięcie obraźliwych słów, Nick z pewnością nie dałby za
wygraną, chcąc udowodnić, ze ma rację, więc turlaliby się po ziemi,
walcząc zawzięcie. Potem wstaliby i na dowód prawdziwej przyjaźni
uścisnęliby sobie ręce. Nick miał sporo zdrowego rozsądku, który
Adrian instynktownie szanował. Dzięki temu wielokrotnie unikali
gniewu starszych.
- Węzeł jest zadowalający, ale wydaje mi się, milordzie, gdyby
przesunąć go odrobinę w lewo, byłby idealny. Czy mogę...
Adrian odwrócił się w stronę kamerdynera, a gdy poprawka
została dokonana, z zadowoleniem popatrzył na swoje odbicie w
lustrze i powiedział:
- O to mi właśnie chodziło. Człowiek nie wie nigdy, jak naprawdę
wygląda. Zakłada milcząco, że nieźle się prezentuje.
- Racja - mruknął leniwie Nick. - Czy mogę zapytać, dlaczego tak
ci dzisiaj zależy na dobrej prezencji?
- Przecież jedziemy do Hyde Parku. Niech wszyscy zobaczą, że
staram się dbać o wygląd. Moim zdaniem to ważne, z pewnością
przyznasz mi rację.
- Stale jeździmy do Hyde Parku, ale rzadko przed wyjazdem
robisz tyle ceregieli.
Adrian gestem odprawił Hemmingsa, który zrobił już, co do niego
należało. Kuzyni siedzieli teraz naprzeciwko siebie. Adrian czuł się
nieswojo, ponieważ spodnie miał tak dopasowane, że siadanie w nich
groziło katastrofą, podkreślały jednak zgrabne nogi. A o to właśnie
chodziło.
- Prawda jest taka, że matka nie daje mi spokoju w kwestii
ożenku. Przyjdzie mi chyba skapitulować i ulec jej namowom.
Tłumaczy, że nie mam dziedzica, byłbym więc ostatnim lordem
Kinloch. Postanowiłem znaleźć sobie posażną i ładną dziedziczkę. Nie
mogę poślubić brzyduli, choćby opływała w dostatki, bo wtedy nie
potrafiłbym wypełnić życzenia mamy i spłodzić potomstwa. Chcę
żony urodziwej jak moja droga Kitty. Szkoda, że nie mogę jej
poślubić. Z łatwością postarałbym się wtedy o dzieci.
Śliczna Kitty była utrzymanką Adriana, który podarował jej
mieszkanie w modnej części Chelsea i dochowywał wierności jak
ślubnej małżonce. Był znacznie bardziej oddany tej dziewczynie niż
większość arystokratów swoim legalnym połowicom.
- Aha - mruknął Nick, który słuchał wynurzeń prostodusznego
kuzyna, z trudem powstrzymując śmiech. - Rozumiem, w czym rzecz.
Pojadę z tobą i pomogę ci ułożyć listę odpowiednich kandydatek.
- Wspaniale! - zawołał Adrian. - Wiedziałem, że mi pomożesz,
skoro zrozumiesz, jaka to ważna sprawa. - Wstał i dodał z zapałem: -
Do diaska! A więc ruszajmy. Im szybciej znajdę sobie żonę, tym
prędzej mama przestanie mi dokuczać.
- Pozwolę sobie jednak zauważyć, że sezon dopiero się zaczyna -
odparł Nick. - Nie wszystkie piękne panny, które są do wzięcia,
przyjechały już do Londynu. Na twoim miejscu wcale bym się tak nie
spieszył.
- Masz rację - odparł pogodnie Adrian. - A co z tobą Nick? Może
weźmiesz ze mnie przykład. Wprawdzie twoi rodzice nie wypominają
ci, że jeszcze nie doczekali się dziedzica, ale mógłbyś się o niego
postarać. Tyle lat minęło od tamtej historii z Florą Campbell. Pora,
żebyś o niej zapomniał. Chyba zacznę ci wytykać starokawalerstwo.
Najwyższy czas, żebym także cię strofował, bo dotychczas jedynie ty
mnie krytykowałeś.
- Nie warto - odparł pogodnie Nick, puszczając mimo uszu słowa
dotyczące Flory. - Kawalerski stan bardzo mi odpowiada. Nie
spotkałem jeszcze kobiety godnej zaufania i wartej poślubienia. Ale
kto wie? Może wkrótce ją poznam.
Nick nie wierzył w to, co mówił. Przygoda z Florą Campbell na
zawsze pozbawiła go złudzeń na temat kobiet, ale nie zamierzał
rozmawiać o tym z Adrianem. Postanowił tylko pilnować kuzyna, bo
nieuchronnie zaczną się wokół niego gromadzić damy polujące na
bogatych mężów dla swych córek.
Nick i Adrian stanowili zupełne przeciwieństwo. Ten pierwszy
był posępnym brunetem, upartym, rozumnym i cynicznym; drugi to
wesoły blondyn, ufny i niezbyt lotny. Obaj byli wysocy. Adrian
zdobył się kiedyś na błyskotliwą uwagę, co mu się zdarzało
niesłychanie rzadko.
- Gdybym był królem, ciebie mianowałbym premierem.
Nick także miał świadomość, że wiele ich łączy. Dotychczas nie
było między nimi poważniejszych nieporozumień. Wziął Adriana pod
rękę i poszli do stajni, gdzie czekała nowa kariolka zaprzężona w dwa
dorodne konie.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Na miłość boską, Emmo, stójże prosto - syknęła pani Tenison do
córki. - Podnieś głowę. Bierz przykład z Ateny. Ona przynajmniej
zdaje sobie sprawę, jak powinna się trzymać panna z dobrego domu.
- Staram się, mamo - wyjąkała Emma. - Przecież wiesz, że nie
znoszę tłumu.
- Dość mam tego biadolenia - skarciła ją surowo matka. - Okaż
należny szacunek pani domu, gdy wejdziemy na podest, a ty, Ateno,
trzymaj się z tyłu, żebyś nie zwracała na siebie uwagi.
- Naturalnie, proszę pani - odparła potulnie Atena.
Wraz z Tenisonami przyjechała na bal do lady Leominster, który
zawsze odbywał się w połowie kwietnia i otwierał londyński sezon. W
tym czasie całe wytworne towarzystwo zjeżdżało do stolicy.
Tenisonowie zaczęli już bywać. Wraz ze swą protektorką lady
Dunlop, która stale im towarzyszyła, uczestniczyli w kilku
skromniejszych spotkaniach angielskiej socjety, ale na razie nie
zawarli ciekawych znajomości, bo wszyscy młodzi mężczyźni
poznani w czasie owych wieczorów byli już żonaci.
Emma prezentowała się całkiem nieźle, lecz wyglądała na
prowincjuszkę w różowej szyfonowej kreacji uszytej przez krawcową
z Northampton. Jasne loki podpięte były pąkami czerwonych
różyczek o bladozielonych listkach. Nosiła skromną biżuterię:
naszyjnik z pereł i nieduże, zwisające perłowe kolczyki.
Jej matka miała dość rozsądku, by uznać, że słynne klejnoty
Tenisonów - ogromne szmaragdy otoczone brylantami - nie pasują do
młodziutkiej panny o subtelnej urodzie. Gdyby jednak włożyła je
Atena, stanowiłyby znakomite dopełnienie jej urody.
Pani Tenison dopilnowała, żeby dama do towarzystwa nie
przyćmiła jej córki. Temu celowi służyła ciemnoszara, jedwabna
sukienka z niewielkim dekoltem, niemodna i jeszcze gorzej skrojona
niż strój Emmy. Chcąc zyskać całkowitą pewność, że Atena nie
będzie rzucać się w oczy, pani Tenison poleciła jej włożyć duży
czepek z lnu i koronki, który zasłaniał pół twarzy i zakrywał ciemne
włosy, gładko zaczesane i zwinięte w tak ciasny kok, że nawet po
zdjęciu paskudnego czepka nikt by się nie domyślił, jak pięknie falują.
Atena cierpliwie znosiła wszystkie szykany, bo w przeciwnym
razie nie mogłaby nawet marzyć o uczestnictwie w wydarzeniu
towarzyskim tej rangi co bal u Leominsterów. Dookoła widziała
najznakomitszych angielskich arystokratów sunących wolno po
schodach ku podestowi, na którym gospodarze witali zaproszonych
gości. Państwo Tenisonowie zdążyli już zamienić kilka słów z
przybyłymi na bal kuzynami. Był wśród nich najbardziej utytułowany
ich krewny, markiz Exford.
Atena polubiła pana Tenisona, który zawsze był dla niej
uprzejmy. Gdy wkrótce po przyjeździe do londyńskiego domu zastał
ją w bibliotece zaabsorbowaną lekturą, ucieszył się, że w
przeciwieństwie do Emmy i pani Tenison naprawdę interesowała się
stojącymi na półkach tomami. Zaczął doradzać, co powinna
przeczytać, i sporządził listę godnych polecenia książek.
Emma i jej matka nie zabierały Ateny ze sobą na wizyty do
krewnych i znajomych, jako że podczas tych kameralnych spotkań
towarzyskich duchowe wsparcie nie było potrzebne, ilekroć więc
miała wolne popołudnie, pan Tenison z chęcią słuchał jej sprawozdań
dotyczących lektur oraz prywatnych wypraw w świat nauki.
Ucieszył się, że jego protegowana dobrze zna łacinę. Atena
szczerze ubolewała, że na pensji dla młodych panien nie nauczono jej
greki. Gdy przed dzisiejszym balem siedzieli razem w salonie,
czekając, aż panie będą gotowe jechać do pałacu Leominsterów na
Piccadilly, zapytał, nie kryjąc zdziwienia:
- Droga panno Filmer, czy naprawdę musi pani nosić na głowie to
brzydactwo?
Atena nie życzyła sobie, aby z jej powodu zaczęła się
niepotrzebna kłótnia, do której doszłoby niezawodnie, gdyby pan
Tenison próbował się za nią wstawić. Poza tym zdążyła się już
przekonać, że w sprzeczkach z żoną szybko dawał za wygraną.
Zdrowy rozsądek podpowiadał zresztą, że pani Tenison mogłaby
nabrać podejrzeń, gdyby jej mąż zaczął jawnie okazywać wyjątkową
serdeczność osobie tak nisko stojącej w hierarchii społecznej jak
panna Filmer.
- Ważne jest - tłumaczyła Atena - żeby to nasza kochana Emma
błyszczała w towarzystwie. Muszę pozostać w cieniu, aby żadnemu
dżentelmenowi nie przyszło do głowy, że przybyłam do Londynu w
celu szukania męża. Nie zamierzam stwarzać fałszywych pozorów,
skoro nie mam posagu. Moim obowiązkiem jest wspierać Emmę, by
w tłumie nabrała śmiałości i dobrze się bawiła. Niewątpliwie zdaje
pan sobie sprawę, jak bardzo się denerwuje, gdy otacza ją mnóstwo
ludzi.
Pan Tenison ponuro kiwał głową.
- Jestem świadomy, dlaczego moja żona namówiła cię, drogie
dziecko, żebyś nam towarzyszyła, ale nie podoba mi się, że w tym
stroju wyglądasz jak własna ciotka.
- Wiedziałam, co mnie czeka, i przystałam na takie warunki -
odparła Atena, zdumiona własną dwulicowością. Jakże przekonująco
grała rolę pokornej sługi! - Błagam, niech pan nie zaprząta sobie
głowy moimi sprawami.
- Jak sobie życzysz - odparł pan Tenison.
Rozmowę przerwało wejście jego żony prowadzącej speszoną
Emmę, którą paraliżowała trema przed towarzyskim debiutem i
spotkaniem z tyloma znanymi osobami.
Atena rozglądała się teraz po ogromnej sali balowej oświetlonej
setkami
kandelabrów.
Obserwowała
eleganckich
mężczyzn
zabawiających rozmową panie, spoglądała na tańczących i
spacerujących. Największym cudem tego wieczoru był fakt, że w
ogóle się tu znalazła.
Stała za Tenisonami, którzy oczywiście siedzieli wygodnie, i
zastanawiała się z roztargnieniem, jak rozpocząć swoją kampanię.
Zadanie okazało się trudniejsze, niż przypuszczała. Niewątpliwie sam
Napoleon Bonaparte na początku kariery miał podobne dylematy i
proszę, jak wysoko zaszedł: został cesarzem Francji!
Jej ambicje nie były tak wygórowane, lecz powinna dołożyć
starań, żeby je urzeczywistnić. Nie wolno zmarnować szansy.
Zapewne to kwestia szczęścia, lecz jeśli los się do niej uśmiechnie, na
pewno będzie umiała zrobić z tego użytek.
Jedno było oczywiste: dziś wieczorem w sali balowej nie
brakowało przystojnych młodzieńców, a wielu z nich obrzucało
taksującymi spojrzeniami Emmę oraz inne panny na wydaniu. Bez
wątpienia próbowali oszacować ich posagi i zastanawiali się, czy
warte są zachodu.
Te rozważania o majątku boleśnie uświadomiły Atenie jej własne
ubóstwo. Na domiar złego była dzieckiem z nieprawego łoża. Gdyby
ktoś się o tym dowiedział, taka rewelacja stanowiłaby bardzo poważną
przeszkodę dla korzystnego zamążpójścia. Chcąc odsunąć od siebie
ponure myśli, rozejrzała się po sali, spoglądając spod falbanek
ohydnego czepka.
Próbowała wśród obecnych na balu gości wypatrzyć młodzieńca,
na którego warto by zastawić sidła. Było wielu panów w różnym
wieku noszących mundury. Powinna rozejrzeć się wśród nich czy też
szukać kandydata na męża między londyńskimi dandysami? Może
podstarzały mężczyzna w pretensjach byłby łatwiejszy do zdobycia
niż płochy młodzieniec? Wzdrygnęła się na samą myśl o takiej
ewentualności.
- Ateno, jaka szkoda, że nie siedzisz obok mnie - powiedziała
płaczliwym tonem Emma, spoglądając na nią przez ramię. - Może
wtedy nie dokuczałyby mi nudności.
- Bzdura - przerwała jej pani Tenison. - Skoro już tu jesteś, musisz
stanąć na wysokości zadania. Poza tym, zaraz będziesz miała tancerza.
Kuzyn Exford sam zaproponował, że przedstawi nas kilku
odpowiednim młodzieńcom i właśnie tu idzie z dwoma przystojnymi
dżentelmenami.
Emma jęknęła cicho, natomiast Atena zwróciła głowę, żeby
spojrzeć na zbliżającego się markiza Exforda oraz jego znajomych i
upewnić się, czy pani Tenison właściwie ich określiła.
Jeden rzeczywiście wyglądał zachwycająco. Atena nie widziała
dotąd równie pięknego mężczyzny. Był to doskonale ubrany, wysoki,
bardzo jasny blondyn.
Towarzyszył mu młody człowiek, którego nie nazwałaby
wytwornym. Raczej sprawiał wrażenie niebezpiecznego. Wysoki,
atletycznej budowy, przypominał znane Atenie z rycin postaci
bokserów i zapaśników. Był brunetem o ciemnej karnacji, twarz miał
wyrazistą, rysy ostre, oczy i włosy czarne jak noc. Nikt by go nie
wziął za Adonisa.
- Dzień i noc - mruknęła do siebie Atena.
Pan Tenison usłyszał tę uwagę. Lekko odwrócił głowę ku Atenie i
rzekł równie cicho:
- Jak zwykle, moja droga, poczyniłaś celne spostrzeżenie, lecz
który z nich jest dniem, a który nocą?
Te zagadkowe słowa dałyby jej do myślenia, gdyby markiz nie
rozpoczął natychmiast oficjalnej prezentacji. Tenisonowie podnieśli
się z krzeseł. Atena stała za nimi, zastanawiając się, jak wypada
zachować się w takiej sytuacji i w jaki sposób okazać uszanowanie
markizowi oraz jego wysoko urodzonym znajomym. Po chwili uznała,
że skinienie głową wystarczy. Jak pomyślała, tak zrobiła.
Rozpoczęła się niespieszna wymiana uprzejmości. Młody blondyn
nazywał się Adrian Drummond, nosił tytuł lorda Kinloch, pochodził z
Argyll. Towarzyszył mu pan Nicholas Cameron z Strathdene Castle w
Sutherland. Zarumieniona Emma z trudem wykrztusiła kilka słów.
Skromna dama do towarzystwa została przedstawiona niejako
mimochodem.
Nick i Adrian spędzili początek wieczora, obserwując nieznajome
panie obecne na balu. Jak zwykle, mało która sprostała ich wysokim
wymaganiom. Podczas owej lustracji Nick powiedział do Adriana
przyciszonym głosem:
- Skoro jest tu sama śmietanka, trudno spodziewać się w tym
sezonie wielu prawdziwych piękności.
- Na Boga, masz rację - westchnął boleśnie Adrian. - Matkę czeka
kolejne rozczarowanie. Żadna z tych panien nie umywa się do Kitty.
Kuzyn z konieczności przyznał mu rację. Właśnie wtedy podszedł
do nich markiz Exford i oznajmił radośnie:
- Jest tu dzisiaj śliczna mała klaczka. Chciałbym, żebyście ją sobie
obejrzeli, moi obwiesie, na wypadek, gdybyście obaj rwali się do
żeniaczki. Kinloch mówi, ze masz takie plany - zwrócił się do Nicka.
- Niech mówi za siebie. Mnie się nie spieszy. Po co komu taka
kula u nogi?
- W klubie panowie robią zakłady, że przed końcem tego sezonu
obaj dacie się złapać. Jeśli tak rzeczywiście myślisz, Cameron,
postawię przeciwko nim kilka funtów. Daj mi znać, gdybyś zmienił
zdanie.
Nick nie miał ochoty być obiektem plotek i zakładów
zawieranych przez znudzonych lekkoduchów, natomiast Adrian
uśmiechnął się lekko. Z równie pogodnym wyrazem twarzy
przyglądał się teraz Emmie.
- Jestem zachwycony, że mogę panią poznać - oznajmił całkiem
szczerze.
Urodziwych panien było w tym roku jak na lekarstwo, z
przyjemnością więc obserwował tę blondyneczkę, ładniutką, choć
trochę bezbarwną, wyróżniającą się korzystnie na tle innych dam.
Przemknęło mu przez głowę, że gdyby się z nią ożenił, płodzenie
potomstwa byłoby przyjemnym zajęciem. Na dodatek Exford szepnął
mu, że panna ma całkiem duży posag. Okrągła sumka.
Z drugiej strony jednak ta wiadomość nie miała większego
znaczenia. Adrian był właścicielem niemal połowy szkockich dóbr.
Tylko książę Sutherland był od niego bogatszy. Młody arystokrata
mógł zatem wybrać żonę, kierując się wyłącznie swoimi
upodobaniami.
Atena spostrzegła, że Emma trzepoce rzęsami, i domyśliła się od
razu, że urodziwy arystokrata zrobił na jej podopiecznej ogromne
wrażenie. Różnił się bardzo od nieopierzonych młokosów bywających
na balach w ich rodzinnych stronach. Pochylił wysoką postać, skłonił
się Emmie i powiedział:
- Zostałem już wprawdzie zaangażowany do kilku pierwszych
tańców, ale byłbym zachwycony, gdyby zechciała pani zarezerwować
dla mnie kadryla.
Emma spąsowiała, zerknęła na Atenę, potem na rozpromienioną
matkę i odparła:
- Będę zaszczycona, milordzie.
- Ależ skąd - rzucił natychmiast i dodał uprzejmie: - To pani
wyświadcza mi prawdziwy zaszczyt.
Emma ponownie spłonęła rumieńcem i obiecała zatańczyć
kadryla. Zadowolony Adrian dodał z wyszukaną grzecznością:
- Wierzę, że wybaczą nam państwo, jeśli się oddalimy. Pora,
abym odnalazł damę, z którą mam teraz zatańczyć. Wrócę przed
kadrylem.
- Omal nie zemdlała, kiedy ją zaprosiłeś - powiedział Nick, gdy
oddalili się nieco. - Naprawdę chcesz zalecać się do tej płochliwej
szarej myszki? Dla ciebie się chyba nadaje, lecz mnie nie odpowiada
taka kandydatka na żonę.
- Lubię nieśmiałe panienki, ale ty, stary draniu, wolisz uparte i
wygadane lub potrzebujące opiekuńczego męskiego ramienia.
Podejrzewałem nawet, że porwiesz do tańca jej damę do towarzystwa.
Pewnie nudzi się śmiertelnie, stojąc przez cały wieczór za krzesłem
podopiecznej.
- Mówisz o szarookiej Palladzie - odparł Nick. - Spod tego
paskudnego czepka ledwie było widać oczy panny Filmer. Ma ładną
figurę, więc na tej podstawie zgaduję, że jest niewiele starsza od
panny Tenison. Dziwna sprawa.
- Pallada? - spytał zdziwiony Adrian. - Ojciec Emmy wspomniał
chyba, że ma na imię Atena.
Nick wybuchnął śmiechem. Nie ulegało wątpliwości, że wiedza o
greckiej mitologii, wbita Adrianowi do głowy podczas studiów w
Oksfordzie, już się ulotniła.
- Atena jest antyczną boginią mądrości - tłumaczył. - Ma wiele
przydomków. Nazywano ją między innymi szarooką Palladą. Jej
atrybutem była sowa, ale wątpię, żeby panna Filmer miała przy sobie
taką pupilkę.
- Oby nie! - zaprotestował Adrian. - Zresztą podczas balu sowa się
nie przyda. - Po namyśle dodał: - Nick, czasami wygadujesz okropne
bzdury.
Ledwie odeszli, pani Tenison zaczęła strofować córkę, która jej
zdaniem nie dość skwapliwie przyjmowała awanse lorda Kinlocha.
- Wierz mi, moje dziecko, bardzo się dziwię. Przystojny i bardzo
bogaty mężczyzna prawi ci komplementy, a ty się rumienisz, jąkasz i
nie potrafisz zdobyć się na nic więcej. Przed tobą wielka szansa: gdy
ten młodzieniec odezwie się do ciebie, musisz podtrzymywać
rozmowę, a jeśli zechce zatańczyć z tobą po raz wtóry; natychmiast
przyjmij zaproszenie.
- Ale mnie naprawdę jest słabo, mamo - szepnęła Emma. -
Okropnie tu gorąco, a on wydaje się tak... - Chciała powiedzieć, że
jest zalękniona, bo Adrian przypomina księcia z bajki, na pewno więc
nie zainteresuje się taką wiejską prostaczką jak ona.
Przysłuchująca się tej rozmowie Atena była zdziwiona, że pan
Tenison nie próbuje choć trochę bronić córki. Z goryczą pomyślała, że
gdyby lord Kinloch zaprosił ją do tańca, z ochotą i wdziękiem
przyjęłaby jego propozycję. Współczuła Emmie, ale chwilami
ogarniało ją zniecierpliwienie. Rozumiałaby wahanie przyjaciółki,
gdyby to ciemnowłosy i smagły Nicholas Cameron chciał porwać ją
na parkiet.
Nie podobało się Atenie uważne, taksujące spojrzenie, jakim ich
obrzucił. Czuła je na sobie, ale była pewna, że z powodu ohydnego
stroju niewiele widział. Zastanawiała się, czy wyjazd do Londynu nie
był jedną wielką pomyłką. Jak ma oczarować wybranego mężczyznę,
jeśli stoi tutaj ubrana jak strach na wróble, zmuszona do milczenia
przez srogą chlebodawczynię?
- Naprawdę jestem niezdrowa - powtórzyła Emma.
- Dość, panno Tenison, dość! - powiedziała ze złością jej matka.
Pan Tenison próbował załagodzić spór.
- Moja droga, nie sądzisz, że należałoby wziąć pod uwagę
obiekcje naszej córki?
- Wykluczone, panie mężu - usłyszał od poirytowanej małżonki. -
Powinieneś zauważyć, jak jest kapryśna. Najwyższy czas, by dorosła.
Nie słyszałam, żeby Atena narzekała albo żaliła się na swój los.
Gdybyśmy przejmowali się marudzeniem Emmy, w ogóle nie
wyjechalibyśmy do Londynu.
Pan Tenison umilkł i Atena wcale mu się nie dziwiła. Nie
powiedział ani słowa do chwili, gdy lord Kinloch zjawił się ponownie
w towarzystwie Nicka, którego właśnie zachęcał do tańca z damą do
towarzystwa.
- Muszę lepiej poznać tę rodzinę - tłumaczył kuzynowi. - Dobrze
byłoby przeciągnąć surową mentorkę na swoją stronę.
Nick powstrzymał się od wszelkich uwag, ale chętnie by mu
uświadomił, że zachowanie apodyktycznej matki wymownie
świadczyło o nastawieniu całej familii. Gdyby Adrian zaczął się starać
o Emmę, nie musiałby wcale zjednywać sobie damy do towarzystwa,
żeby osiągnąć cel. Wszyscy i tak patrzyli na niego życzliwym okiem.
Jednak mimo pociągającej aparycji i świadomości własnej pozycji
młody lord Kinloch był raczej skromny. Zarówno on, jak i pani
Tenison starannie planowali kolejne posunięcia, ale ich zamiary
spełzły na niczym. Życie i literatura znają wiele takich przypadków.
Ledwie młody człowiek pochylił głowę w ukłonie, Emma zerwała
się na równe nogi i z poszarzałą twarzą opuściła pędem salę balową,
zatykając sobie dłonią usta i pojękując cicho. Pani Tenison
natychmiast wstała i ruszyła za córką. Atena chciała im towarzyszyć,
ale pan Tenison zawołał, także wstając:
- Nie! - W jego głosie było tyle stanowczości, że Atena
natychmiast usłuchała. - Niech matka się nią zajmuje, skoro
zlekceważyła skargi i błaganie o pomoc. - Taktownie wybrnął z
niezręcznej sytuacji, mówiąc do lorda, który nagle został bez
partnerki: - Jestem przekonany, że nie chce pan stracić tańca,
proponuję więc, żeby panna Filmer zastąpiła Emmę. Niewątpliwie ani
ona, ani też moja żona nie miałyby nic przeciwko temu.
- Ale co się stało pańskiej córce? - spytał troskliwie wrażliwy
Adrian. - Nie chciałbym się bawić, gdy młoda dama jest cierpiąca.
- Rzadko jej się zdarzają takie niedyspozycje, poza tym, na
szczęście, dość szybko mijają - odparł rzeczowo pan Tenison. - Ateno,
zgodzisz się zatańczyć z jego lordowską mością, prawda?
Czy się zgodzi? Naturalnie współczuła biednej Emmie, ale nic nie
mogła poradzić na to, że cieszy się, bo ma wreszcie sposobność, aby
oczarować bogatego i przystojnego arystokratę, pana z panów. Adrian
po chwili wahania podał jej ramię i powiedział:
- Będę wdzięczny, jeśli zechce mi pani towarzyszyć.
Atena dygnęła i lekko pochyliła głowę w ukłonie, a wówczas za
duży czepek spadł i wylądował u stóp Adriana. Zakłopotana podniosła
lniane paskudztwo, żeby je natychmiast włożyć, ale pan Tenison
uprzedził ją pierwszy po nie sięgnął.
- Dosyć tego, moja droga. Po co ryzykować, że na parkiecie znów
spadnie? Byłoby to nad wyraz krępujące.
Adrian nie słyszał tych słów, bo wpatrywał się z zachwytem w
uwolnioną od szpecącego kamuflażu Atenę Filmer. Dodajmy, że ta
pomogła trochę losowi. Przed wejściem do sali balowej zniknęła na
chwilę w gotowalni. Rozluźniła ciasny kok, wyjęła z włosów kilka
szpilek i okryła je czepkiem, który stał się nagłe za ciasny, spadł więc
przy pierwszym gwałtowniejszym ruchu.
Nawet okropna szara sukienka nie mogła przyćmić urody młodej
damy, którą Adrian porównywał w myśli do cudownych posągów
oglądanych we Włoszech podczas wielkiej podróży po Europie,
odbywanej w towarzystwie Nicka.
Ten ostatni także przyglądał się Atenie. Szarooka Pallada okazała
się prawdziwą boginią. Oczywiście nie było przy niej sów,
zwyczajowych starożytnych atrybutów, miała jednak przenikliwe i
władcze spojrzenie swej imienniczki, którym mierzyła zauroczonego
Adriana, uśmiechając się lekko.
Co oznaczał ten uśmieszek? Nick czytał w ludzkiej twarzy jak w
otwartej księdze. Gdy podróżował po Włoszech, przypadkowo wpadł
mu w ręce starodruk z rycinami przedstawiającymi grę fizjonomii oraz
miny, które nieuchronnie zdradzają odczucia i zamierzenia osoby
przybierającej dany wyraz twarzy.
Z doświadczenia wiedział, że te drobne wskazówki zwykłe bardzo
dużo mówią o człowieku. Rzadko grywał hazardowo, bo uważał takie
rozrywki za stratę czasu, ale umiejętność interpretowania wyrazu
twarzy graczy była dodatkowym atutem, ilekroć miał ochotę usiąść
przy zielonym stoliku.
Gdy jednak zapragnął ożenić się z pewną młodą i piękną
dziewczyną, pochopnie zlekceważył wyraźne symptomy. Z czasem
odkrył, że zalety owej damy są pozorne, co zresztą od dawna miała
wypisane na twarzy. Wtedy stał się podejrzliwy wobec wszystkich
kobiet.
A zatem co oznaczał uśmieszek panny Ateny Filmer? W
przeciwieństwie do Emmy Tenison oraz wielu innych dam nie
wydawała się wcale porażona urodą i wspaniałą prezencją Adriana.
Nick odniósł wrażenie, że wygląda na osobę, która postawiła na
swoim i coś ważnego osiągnęła. Taki wyraz twarzy przybierają
mężczyźni po zwycięskiej partii tenisa lub wędkarze, którym udało się
złowić ogromną rybę.
Nick doszedł do wniosku, że ma do czynienia z istotą
niebezpieczną. Prawdziwa piękność: brunetka o szarych oczach i
wspaniałej figurze. Czemu i on stoi bez ruchu, wpatrując się jak
urzeczony w zdemaskowaną kokietkę noszącą imię antycznej bogini
mądrości? Wzdrygnął się, odzyskując zimną krew i w końcu zwrócił
uwagę na pana Tenisona, który poprosił, żeby usiadł i dotrzymał mu
towarzystwa. Adrian odszedł z Pallas Ateną, by zająć miejsce w
szeregu tancerzy.
Nick posłuchał, bo chciał dowiedzieć się czegoś więcej o
tajemniczej piękności. Rozmowa dotyczyła ogólnie znanych spraw;
mówili o londyńskim sezonie, wojennych nowinach z Hiszpanii,
zamieszkach wzniecanych w hrabstwach środkowej Anglii przez
wywodzących się i pospólstwa luddystów.
Po pewnym czasie Nick zmienił temat i wkrótce dowiedział się,
że nowi znajomi mieszkają niedaleko opactwa Steepwood. Nazwa
miejscowości kojarzyła mu się ze skandalem dotyczącym właściciela
majątku, kobieciarza i hulaki, markiza Sywella, który poślubił ubogą
pannę bez żadnych koneksji w atmosferze skandalu. Była to
wychowanka zarządcy markiza, bardzo młoda dziewczyna.
Młodziutka
markiza
wkrótce
zniknęła
w
tajemniczych
okolicznościach. Krążyły słuchy, ze została usunięta, bo znudziła się
Sywellowi, co zważywszy na jego zaszarganą reputację, było całkiem
prawdopodobne. Na razie sprawa przycichła. Czekano na powrót
markizy albo dowody wskazujące na to, że Sywell lub ktoś inny
pozbył się jej definitywnie. Gdyby pojawiły się podobne rewelacje,
plotkom nie byłoby końca.
- Zna pan Sywella? - zapytał Nick. - Naprawdę taki z niego
potwór, jak ludzie mówią?
- Znacznie gorszy - odparł krótko pan Tenison. - Nie bywam u
tego szubrawca. Nikt go nie odwiedza. Szczerze mówiąc, procesuję
się z nim o granice majątków. Przywłaszczył sobie znaczny obszar
mojej ziemi, rzecz jasna nie po to, żeby z niej zrobić właściwy użytek.
Jedynym celem było dokuczenie kolejnemu sąsiadowi.
Nick kiwnął głową. A zatem plotkarze mieli rację. Sywell był
istotnie żałosnym nikczemnikiem, na domiar złego uciążliwym dla
okolicznych mieszkańców.
Najwyższy czas dowiedzieć się czegoś o Pallas Atenie. Nick z
pozoru obojętnie przyglądał się, jak urodziwa panna stara się
oczarować jego kuzyna.
- Dama do towarzystwa pańskiej córki jest znacznie młodsza od
pań sprawujących podobne funkcje. Większość z nich to kobiety w
średnim wieku. Panna Filmer wydaje się niewiele starsza od swojej
podopiecznej.
- W rzeczy samej - przytaknął skwapliwie pan Tenison. - Jak pan
miał okazję zauważyć, nasza droga Emma jest bardzo nerwowa. Moja
żona uznała, że towarzystwo surowej opiekunki całkiem by ją
przytłoczyło. Na szczęście udało się znaleźć właściwą osobę, która
będzie mieć pieczę nad Emmą, nie wzbudzając w niej lęku.
Panna Filmer jest niewiele starsza i na pensji chroniła ją przed
szykanami koleżanek szydzących z chorobliwej nieśmiałości. Tak się
szczęśliwie złożyło, ze dzięki posadzie panna Filmer może tegoroczny
sezon spędzić w Londynie. Jej matka jest ubogą wdową i nie mogłaby
sobie pozwolić na tak kosztowną eskapadę.
Nick podejrzewał, że pan Tenison nie zamierzał idealizować
małżonki, przypisując jej nazbyt szlachetne motywy, z krótkiej relacji
sporo się jednak dowiedział. Uboga dziewczyna z prowincji stanęła
niespodziewanie przed życiową szansą, bo poznała jednego z
najbogatszych kawalerów Zjednoczonego Królestwa. Dlatego
tajemniczo się uśmiechała.
Być może krzywdził ją tymi podejrzeniami, ale istniało spore
prawdopodobieństwo, że się nie mylił. Zdobywane latami
doświadczenie pozwalało mu tak sądzić. Jakby na potwierdzenie tych
domysłów, pan Tenison nieświadomie dał mu do ręki kolejny
argument, mówiąc:
- Panna Filmer jest absolutnie wyjątkową dziewczyną, ponieważ
uroda idzie u niej w parze z niepospolitym rozumem, którego brak
mojej drogiej Emmie. Wielokrotnie prowadziłem z panną Filmer
nadzwyczaj ciekawe rozmowy, w których ujawniła intelektualną
dojrzałość ponad swój młody wiek. Sądzę, że dopisało nam szczęście,
bo nie moglibyśmy znaleźć dla Emmy lepszej towarzyszki. To
kochane dziecko wiele się od niej może nauczyć.
Nick krótko obserwował obie panny, lecz szczerze w to wątpił.
Uwagi pana Tenisona dowodziły jednak, że Atena zasługuje na swoje
imię. Czas pokaże, czy osądził ją zbyt surowo, gdy uznał, że poluje na
bogatego męża.
Tymczasem na parkiecie Atena potwierdzała jego ocenę, starając
się dopomóc łaskawemu losowi. Najpierw czarowała Adriana
urokliwą nieśmiałością.
- Mam nadzieję, że choć przez chwilę zechce pani cieszyć się
balem. Należy się pani odrobina rozrywki. To okropnie nudne zajęcie
stać tam i baczyć nieustannie na płochliwe dziewczątko Tenisonów -
oznajmił pogodnie.
- Och, pan Tenison okazał mi wiele życzliwości, nalegając, żebym
zatańczyła - odparła z wdziękiem Atena. - Zadbał wszak o partnera
dla mnie, gdy zaproponował nam wspólny taniec, prawda? Jestem
pewna, że uczynił tak, żeby nagła niedyspozycja biednej Emmy nie
była dla pana zbyt wielką przykrością.
- Droga panno Filmer - odparł z prostotą Adrian. - Od chwili gdy
spadł ten okropny czepiec, jestem pod pani urokiem i cieszę się, że
tańczę z panią, a nie z tą szarą myszką. - Nagle zdał sobie sprawę, że
prawiąc komplementy Atenie, wyraża się niepochlebnie o jej
podopiecznej, dodał więc pospiesznie: - Oczywiście nie chciałem
powiedzieć o niej nic złego, ależ skąd... - Umilkł, świadomy, że
cokolwiek teraz doda, tylko pogorszy sprawę.
- Nie wątpię - zapewniła Atena. - Biedactwo, cierpi katusze. Tłum
zawsze ją przerażał.
- Ale nie panią, ośmielę się zauważyć - wpadł jej w słowo Adrian.
Przy kolejnej figurze rozdzielili się na pewien czas, zajął się więc
układaniem komplementów, które nie zawierałyby przytyków wobec
tamtej strachliwej panienki. Gratulował sobie w duchu, że znalazł
prawdziwą piękność. Gdyby ją poślubił i wypełnił małżeńskie
obowiązki, ród Drummondów z pewnością doczekałby się wielu
spadkobierców.
Nim taniec dobiegł końca, Atena znalazła sposób, aby dać
Adrianowi do zrozumienia, że ich oczarowanie jest wzajemne. Gdy
oznajmił, że chce podtrzymywać nową znajomość, podała mu
londyński adres Tenisonów. Nie był głupcem, od razu pojął, że tylko u
nich
może
ją
widywać,
musi
zatem
okazywać
pozorne
zainteresowanie szarej myszce.
Mógłby właściwie przekonać Nicka, żeby ten udawał jej
adoratora, podczas gdy on sam zajmie się Ateną. Po chwili uznał, że
to nie jest dobry pomysł. Nick pod żadnym pozorem nie zgodzi się
bałamucić tamtej panny. Był na to zbyt prostolinijny.
Tymczasem Nick dotrzymywał towarzystwa panu Tenisonowi aż
do powrotu pani Tenison i nieco lepiej czującej się Emmy.
Dyskutowali o poglądach Platona na zasady moralne.
- Szklanka wody z odrobiną brandy dodała sił naszej córce -
oznajmiła matrona, daremnie szukając wzrokiem Ateny i Adriana. -
Gdzie jest panna Filmer? - zapytała męża. - Mam nadzieję, że się nie
rozchorowała. To byłoby ponad moje siły. Emma potrzebuje opieki.
Pan Tenison przepraszającym tonem wyjaśnił, że za jego namową
lord Kinloch, który nagle został pozbawiony miłej rozrywki, bo stracił
partnerkę do tańca, zaprosił pannę Filmer.
- Ach, tak - rzuciła pani Tenison lodowatym tonem.
Jedno spojrzenie na Nicka upewniło ją, że to nie jest odpowiedni
partner dla Emmy. Nie nosił tytułu lorda, nie mówiło się o nim w
towarzystwie, a jego nazwisko nie figurowało na liście potencjalnych
kandydatów na męża, którą sporządziła ze swą protektorką, lady
Dunlop.
Z braku innych tancerzy Nick zostałby pewnie doceniony, gdyby
zaprosił Emmę, której oddał swoje krzesło. Uchronił go od tej
konieczności powrót Adriana i Pallas Ateny. Ta ostatnia, zachwycona
jawnym zainteresowaniem lorda Kinlocha, natychmiast pokornie
stanęła za Tenisonami, chociaż uprzejmie nalegał, że przyniesie jej
krzesło. Nie chciała zrażać do siebie pani Tenison bardziej, niż to było
konieczne, żeby nie odesłano jej do Northampton.
Surowej matronie wystarczył rzut oka na rozpromienioną twarz
Ateny, jakże inną od bladej twarzyczki Emmy.
- Gdzie twój czepek, Filmer? Co z nim zrobiłaś? - burknęła.
Ku wielkiemu rozbawieniu Ateny z ust Adriana, urażonego
atakiem na urodziwą dziewczynę, padła natychmiast opryskliwa
uwaga.
- Spadł, łaskawa pani, bo nie jest stosowny dla panny Filmer,
która bardzo się różni od brzydul zmuszonych ukrywać paskudne
oblicza!
Te ostre słowa, zabawne i miłe dla Ateny, nieprzyjemnie
zaskoczyły panią Tenison, która musiała teraz ugłaskać młodego
człowieka, upatrzonego na męża dla Emmy.
- Ależ tak - odparła, zerkając na męża, co rzadko jej się zdarzało. -
Proszę go więcej nie wkładać, panno Filmer.
Aha, nagle przestała mnie traktować jak służącą, pomyślała
Atena. Lord Kinloch oszczędził jej upokorzenia, jakim było noszenie
paskudnego nakrycia głowy. Ledwie o tym pomyślała, uderzyło ją, że
pan Cameron przygląda jej się z dziwną miną.
W przeciwieństwie do niego stawiała dopiero pierwsze kroki w
dziedzinie czytania z ludzkich twarzy, była jednak na tyle
spostrzegawcza, by pojąć, że nie cieszy się jego sympatią. Nie przejęła
się tym, ponieważ nie na niego zagięła parol. Jednak zważywszy na
ton, którym nierozłączni kuzyni odzywali się do siebie, lepiej go do
siebie nie zrażać.
Nim zdążyła to przemyśleć, Nick skłonił się przed nią.
- Mam nadzieję, że zechce pani zaszczycić mnie kolejnym tańcem
- usłyszała jego niski, ponury głos, całkiem inny niż urokliwy i jasny
tenor lorda Kinlocha.
Nadarzała się znakomita sposobność, aby umocnić zawartą
właśnie znajomość z Adrianem oraz jego nieodłącznym towarzyszem.
- Z najwyższą radością - odparła, rzucając mu spojrzenie
niewiniątka, choć nie kryła przed sobą, że chce oczarować Adriana, a
Nick także był tego świadomy.
Z domyślnym uśmiechem podał jej ramię i poprowadził na
parkiet.
- Ateno - zaczął, spoglądając na jej czarujący profil - szarooka
Pallado, zastanawiam się, czy ma pani własną sowę?
Ciekawiło go, czy jest na tyle wykształcona, żeby pojąć
mitologiczną aluzję. Gdy odwróciła się w jego stronę, szare oczy
rozświetlił niezwykły blask. Przeczuwała, że rozmowa z panem
Cameronem będzie całkiem inna niż konwersacja z jego kuzynem.
Ciekawe, co pan Tenison mu o niej powiedział. Uznała, że nie warto
udawać nieśmiałej panienki.
- Panie Cameron, noszę wprawdzie imię greckiej bogini mądrości,
ale nie dysponuję jej atrybutami. W Northampton rzadko spotyka się
sowy.
- Ale mądrości nie brakuje, jak sądzę. Proszę mi zdradzić, czy
pani młoda podopieczna często miewa podobne ataki? - rzucił nieco
uszczypliwym tonem.
Stali już w tanecznym szeregu i nim wykonali pierwszą figurę,
odwróciła głowę, żeby na niego popatrzeć.
- To nie są żadne ataki - odparła chłodno. - Jestem pewna, że pan
Tenison rozmawiał z panem na ten temat. Jestem damą do
towarzystwa Emmy, nie lekarzem, ale mam pewność, że po prostu
nerwy odmówiły jej posłuszeństwa. Gdy nabierze pewności siebie,
przykre objawy ustąpią.
- Pani ma sprawić, żeby poczuła się pewniej? Moim zdaniem
obecność młodej damy, która ma na nią tak duży wpływ jak pani,
zamiast pomóc, tylko zaszkodzi.
- W takim razie jest pan w błędzie - odrzekła Atena. Jego mina i
ton głosu świadczyły, że ma w nim wroga, chociaż nie wiedziała,
czemu się do niej uprzedził. - Tak się składa, że w mojej obecności
panna Tenison nabiera śmiałości, podobnie jak wówczas, gdy
uczęszczałyśmy się razem na pensję. Natomiast poczynania innych
osób dają odmienne rezultaty.
Nie powiedziała wprost o władczej matce Emmy, ponieważ takie
słowa byłyby niewłaściwe i nieuprzejme. Zdziwiła się, że pan
Cameron, sprawiający wrażenie spostrzegawczego człowieka, nie
zauważył, że pani Tenison przytłacza nieśmiałą córkę.
- Zrobimy z siebie widowisko, jeśli będziemy tu stać i rozmawiać,
podczas gdy inni tańczą.
Brawo, panno Filmer, pomyślał natychmiast Nick. Okazała się
bystra ponad jego oczekiwania; oto ryzykantka, która doskonale wie,
czego pragnie. Jednego był pewny - Adrian nie jest godnym
przeciwnikiem dla panny tak śmiało dążącej do celu.
Uznał, że później zastanowi się spokojnie nad tym, dlaczego tak
wrogo reaguje na samą myśl, że Atena Filmer zagięła parol na
Adriana i chce go poślubić. Teraz nie był w stanie bez emocji myśleć
o niej i o jej oczywistych zamiarach.
Tańczyli w milczeniu. Nick przyglądał się ukradkiem pannie
Filmer i odkrył, że zgodnie z jego przewidywaniami pod okropną
szarą sukienką ukrywają się posągowe kształty dorównujące pięknej
twarzy o klasycznych rysach.
W drodze powrotnej kuzyn Adrian nieustannie zachwycał się
urodą i wdziękiem panny Filmer.
- Cudowna! - wykrzykiwał raz po raz. - Pierwsza klasa, co, Nick?
Oczywiście Nick przyznał mu rację. Wprawdzie podejrzewał
Atenę o interesowność i próbę złapania bogatego męża, lecz na razie
nie chciał zrażać do siebie Adriana, krytykując jego wybrankę. Jak
większość niezbyt rozgarniętych młodzieńców, młody Kinloch bywał
niesłychanie uparty. Nick wiedział z doświadczenia, że jeśli teraz
przeciwstawi się kuzynowi, ten z jeszcze większą determinacją będzie
wielbił nową piękność która pojawiła się w londyńskich salonach.
- Zastanawiam się, kim są jej rodzice - odparł wymijająco. - Po
rozmowie z panią Tenison jestem pewny, że nie zgodziłaby się, aby
przyjaciółką i damą do towarzystwa jej córki została osoba bez
odpowiednich koneksji.
- Ta ich córka to szara myszka, prawda? - rzucił lekceważąco
Adrian. - Całkiem niepodobna do mojej Ateny.
Ach, tak! Moja Atena! Dobry Boże, pomyślał rozbawiony Nick.
Wystarczył jeden taniec i godzina spędzona w towarzystwie panny
Filmer, by Adrian uznał ją za swoją.
- Nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek był równie
oczarowany panną po tak krótkiej znajomości - zaryzykował. - Nic o
niej nie wiesz.
- Wręcz przeciwnie: należy do naszej sfery, jest urodziwa i
dowcipna - odparł Adrian. - Zauważyłem, że rozmawialiście przed
rozpoczęciem tańca. O czym, na miłość boską, skoro jej piękność i
postawa nie zrobiły na tobie wrażenia?
- O sowach - oznajmił z powagą Nick. - Dowiedziałem się, że w
Northampton są rzadkością.
- O sowach! - zawołał Adrian. - To nie jest ulubiony temat
młodych panien. Skoro nie potrafiłeś zdobyć się na nic więcej, żeby ją
zaciekawić, wcale się nie dziwię, że nie miała szans, aby cię
zachwycić swoimi przymiotami.
Nick powstrzymał się od uwagi, że celem panny Filmer nie było
wcale olśnienie jego skromnej osoby. Sam również nie starał się jej
oczarować, oboje więc nie byli sobą zachwyceni. Na razie nie warto o
tym dyskutować.
Może Adrian znudzi się wkrótce przemądrzałą panną zmuszającą
go do myślenia, choć na razie jest zachwycony jej rozumem i
bystrością. Znacznie bardziej pasowałby do tamtej szarej myszki,
która przez cały wieczór wpatrywała się w niego z uwielbieniem i
smutkiem, świadoma, że to piękna towarzyszka znajduje się w
centrum uwagi.
Nick postanowił uważnie śledzić rozwój sytuacji, bo zdawał sobie
sprawę, że zauroczony Adrian nie ustanie w wysiłkach, aby zdobyć
urodziwą pannę, skoro był przekonany, że ślub z nią położy kres
nagabywaniom matki, zatroskanej o dziedzica rodowych posiadłości.
ROZDZIAŁ DRUGI
- Filmer, idziesz z nami do madame Felice. Musisz założyć
czepek, ale na wizyty go nie wkładaj, bo najwyraźniej denerwuje
lorda Kinlocha.
Pani Tenison gotowa była na wiele, byle tylko mu się
przypodobać, ponieważ ze wszystkich młodzieńców przedstawionych
Emmie zajmował w towarzystwie najwyższą pozycję. Jego pytanie,
czy może ich wkrótce odwiedzić, odebrała jako oznakę
zainteresowania swoją jedynaczką.
Lady Dunlop oznajmiła, że skoro Emma ma wejść do londyńskiej
socjety, powinna ubierać się u najmodniejszej krawcowej, madame
Felice. Pani Tenison także zdała sobie sprawę, że choć stroje córki na
prowincji sprawiały wrażenie eleganckich, nie nadają się dla młodej
damy, która ma być przedstawiona u dworu.
Znajdujący się przy Bond Street salon madame Felice był
prawdziwą Mekką bogatych elegantek. Właścicielka słynęła nie tylko
z dobrego gustu, lecz także z urody. Nie wiedziano, skąd pochodzi i
jak znalazła się w Londynie. Chodziły słuchy, że ma zamożnego
opiekuna. To by tłumaczyło, że mogła sobie pozwolić na wynajęcie
drogiego lokalu oraz nadzwyczaj wytworny i kosztowny wystrój
wnętrz.
Atena bez żalu szła za Emmą, jej matką oraz lady Dunlop, która
znów obiecała wstawić się za nimi, bo mówiło się, że madame Felice
starannie dobiera klientki i wiele pań odprawia z kwitkiem. Atena
przyjrzała się pomieszczeniu umeblowanemu jak salon damy z
towarzystwa. Nietypowe były tylko dyskretnie rozmieszczone duże
lustra.
Urodziwa dziewczyna zachęciła panie, żeby usiadły na długiej
kanapie, przed którą umieszczono stół ozdobiony bukietem
wiosennych kwiatów w kryształowym wazonie. Ani śladu madame
Felice oraz szytych i sprzedawanych przez nią kreacji. Pokojówka
wkrótce podała lemoniadę w srebrnym dzbanku i poszła zaanonsować
klientki.
- Pracownia jest na zapleczu - wyjaśniła z respektem łady Dunlop.
Podobnie jak pani Tenison, była mocnej budowy i, o ile to w ogóle
możliwe, nosiła się z jeszcze większą godnością. Jej zmarły mąż
piastował urząd burmistrza Londynu. Odziedziczyła po nim ogromny
majątek. - Wiecie, że ojczysty język madame to francuski, lecz jej
angielski jest całkiem niezły. Otóż i ona.
Jak można się było domyślić, madame okazała się uosobieniem
wytworności. Miała na sobie bladoniebieską dzienną suknię o
wysokiej talii, skrojoną z klasyczną prostotą. Niewielki, wydłużony
kołnierzyk z falbanką zawiązała w prosty supeł. Emma, która
obawiała się, że będzie namawiana do noszenia wymyślnych kreacji,
na widok skromnego stroju madame szybko nabrała otuchy. Atena
żałowała szczerze, że nie stać jej, aby tu się ubierać.
Wszystkie panie wstały. Gdy madame Felice podeszła bliżej i
przywitała je skinieniem głowy, wydało się Atenie, że gdzieś ją
wcześniej widziała, co oczywiście było niemożliwe, bo według
opowieści lady Dunlop madame przed dwoma laty przybyła do
Londynu z południa Anglii, a wcześniej mieszkała w Paryżu. Dopiero
niedawno otworzyła pracownię przy Bond Street.
- Proszę usiąść - powiedziała z uroczym francuskim akcentem,
gdy lady Dunlop dokonała oficjalnej prezentacji. Madame usadowiła
się w fotelu i dodała: - rozumiem, że chodzi o stroje dla panny
Tenison. Ciekawe wyzwanie i prawdziwa przyjemność, bo należy
zachować urok niewinności, a zarazem przyciągnąć uwagę, co nie jest
łatwe, lecz nie wątpię, że mi się uda. - Popatrzyła na Atenę i zapytała:
- Czy dla panny Filmer także mam zaprojektować stroje?
Pani Tenison, która rozpromieniła się, słuchając miłych uwag na
temat swej jedynaczki, żachnęła się na te słowa.
- Ależ skąd. Obawiam się, że panny Filmer nie stać na drogie
kreacje.
- Szkoda - odparła uprzejmie madame Felice. - W takim razie
zajmijmy się panną Tenison.
Natychmiast przystąpiła do pracy. Wezwała kilka podręcznych,
które przyniosły żurnale, wzorniki, kupony jedwabiu, satyny i
muślinu, naręcza wstążek oraz bukiety jedwabnych kwiatów, które
uznała za odpowiednie dla Emmy. Podano jej ołówek i mały
szkicownik, w którym zaczęła pospiesznie rysować eleganckie
kreacje. Pokazywała je Emmie i pytała ją o zdanie co do kroju i
koloru.
Pani Tenison, która przywykła o wszystkim decydować,
zaprotestowała uprzejmie, lecz stanowczo.
- Jeśli pani nie ma nic przeciwko temu, sama wybiorę stroje dla
córki. Obawiam się, że w tych kwestiach brak jej dostatecznego
rozeznania.
Emma, która doskonale się bawiła i od czasu do czasu zerkała na
Atenę, jakby pytała ją o radę, teraz ze spuszczoną głową wodziła
spojrzeniem od madame do przyjaciółki. Ta z uśmiechem na ustach
obserwowała dyskretne machinacje francuskiej krawcowej. Już sobie
przypomniała, skąd się znają.
Zorientowała się, gdy madame Felice zaczęła rysować. Stało się
dla niej jasne, na czyjej twarzy widziała ostatnio wyraz ogromnego
zajęcia i skupienia. A jednak... Czy to możliwe? Wytworna, elegancka
madame Felice, która przybyła do Anglii z Paryża i po krótkim czasie
spędzonym w południowych hrabstwach przeniosła się do Londynu,
miałaby w rzeczywistości okazać się lekkomyślną uciekinierką,
fatalnie ubraną prowincjuszką Louise Hanslope, towarzyszką zabaw
Ateny z dziecinnych lat?
Podobno Louise była córką tajemniczej francuskiej emigrantki,
adoptowaną przez Hanslope'ów, którzy nie doczekali się własnego
dziecka. Jako młodziutka dziewczyna została posłana do terminu u
krawcowej w Northampton. Korespondowała wtedy z Ateną, chociaż
ta była od niej kilka lat młodsza.
Dwie pokrzywdzone przez los istoty szybko znalazły wspólny
język i się zaprzyjaźniły. Gdy Louise została markizą Sywell,
przyjaźń znowu rozkwitła. Razem wędrowały po zaniedbanych
gruntach dawnego opactwa, zauroczone ich dzikim pięknem.
Atena po raz ostatni widziała się z Louise na krótko przed jej
zniknięciem. Malowały wówczas z różnych stron pokryty runami głaz
umieszczony w zagajniku, uchodzącym od wieków za święte miejsce.
Atena raz po raz podnosiła wtedy głowę, żeby spoglądać na Louise
pochłoniętą bez reszty wyczarowanymi na papierze wizjami, które
dowodziły ogromnego talentu, wyczucia koloru i mistrzostwa
rysunku. Teraz ułatwiły jej zaistnienie w świecie mody. Obrazki
Ateny, choć poprawne, nie wyróżniały się niczym szczególnym.
Po namyśle Atena doszła do wniosku, że prawdopodobnie się
pomyliła. Jednak to łudzące podobieństwo... To nie może być
przypadek. Chyba miała rację. Mimo wszystko brakowało jej
całkowitej pewności, że rozpoznaje zaginioną markizę, która zamiast
umrzeć albo głodować na zimnym poddaszu, jest prawdziwą
wyrocznią w kwestiach stroju, modystką rozchwytywaną przez damy
z arystokratycznych rodów.
- Chętnie wysłucham pani uwag - powiedziała filigranowa
madame Felice do pani Tenison - ale muszę przypomnieć, że to panna
Emma ma nosić moje suknie. Z pewnością nie będzie dobrze się w
nich czuła, jeśli nie uwzględnię jej gustu i życzeń.
- Te stroje są wyjątkowo skromne - oburzyła się pani Tenison.
- Podkreślają urok młodzieńczej niewinności - odparła madame
Felice. - Jeśli się pani nie podobają, radzę pójść gdzie indziej.
Lady Dunlop energicznie pokręciła głową, ryzykując zburzenie
kunsztownej fryzury, pani Tenison powiedziała więc skwapliwie:
- Och, wykluczone, madame. Zdaję się na pani wybór. Proszę
decydować.
Atena z trudem skryła uśmiech, widząc natychmiastową
kapitulację srogiej damy. Zaniosła się udawanym kaszlem, gdy
Emma, uwolniona spod kurateli groźnej matki, wtrąciła uradowana:
- Och, madame, przyszedł mi do głowy wspaniały pomysł. Czy
wszystkie moje suknie, niezależnie od tkaniny i kroju, mogą być
białe? Sadzę, że ten kolor idealnie by do mnie pasował, zwłaszcza
gdyby ozdobić stroje liliami świętego Jana, białymi krokusami i
drobnymi frezjami.
Atena po raz pierwszy była świadkiem, że Emma sprzeciwia się
matce i forsuje własne zdanie. Nawiasem mówiąc, wszystkie jej
sugestie świadczyły o dobrym guście. Gdyby wcześniej mogła
decydować, nie nosiłaby pospolitych i nadmiernie zdobionych kreacji
wybranych przez panią Tenison.
- Ale... - zaczęła ta ostatnia, lecz umilkła, czując na sobie karcący
wzrok madame. - Niech i tak będzie.
Po tym drobnym incydencie wszystko poszło jak z płatka. Emma i
madame Felice wspólnie wybrały swoje i dodatki, charakteryzujące
się szlachetną prostotą. Rozbawiona Atena zdołała pochwycić
spojrzenie madame sprawdzającej długość kuponu białego jedwabiu,
który jedna z podręcznych udrapowała na ramionach Emmy.
Kiedy pani Tenison i lady Dunlop patrzyły w inną stronę, Atena
odważyła się na porozumiewawcze mrugnięcie, które dawniej było
umówionym sygnałem obu panien. Madame wprawdzie nie mrugnęła,
ale uśmiechnęła się tajemniczo. Aha, nie pomyliłam się, pomyślała
Atena. Odnalazła dawną przyjaciółkę, lecz jakże odmienioną! Teraz
pozostało jedynie odnowić znajomość, chociaż nie miała pojęcia, jak
tego dokona pod czujnym spojrzeniem dwu zawistnych harpii. Tak
nazywała w duchu obie wyniosłe damy.
Nie doceniła pomysłowości madame Felice, która wkrótce pod
błahym pretekstem wyszła do pracowni na zapleczu. Szybko wróciła,
niosąc bukiecik kwiatów z białego jedwabiu i stos kartek. Odczekała,
aż podręczne odejdą do swoich zajęć, i podała szkice Atenie.
- Nie wątpię, że to panią zainteresuje - zagadnęła ubogą damę do
towarzystwa stojącą z boku przy dużym lustrze. - Moje rysunki.
Proszę je przejrzeć, a my tymczasem dokończymy przymiarkę. -
Francuski akcent był teraz silniejszy niż przedtem.
Atena posłusznie wzięła plik szkiców i zaczęła je oglądać.
Na pierwszym rzeczywiście był projekt sukni spacerowej, jak to
mówią, w sam raz dla niej. Pod rysunkiem widniała notatka: „Byłoby
ci w tym do twarzy". Kolejny arkusz okazał się skreślonym
pośpiesznie liścikiem.
Madame napisała:
Widzę, że moja dawna przyjaciółka nie dała się zwieść pozorom.
Czy odnowimy znajomość? Harująca w pocie czoła niewolnica miewa
chyba wychodne i może odwiedzić wybrankę losu, która cudem
wyrwała się na swobodę.
List nie był podpisany, ale wiadomość jasna i zrozumiała.
Madame Felice alias Louise, markiza Sywell, chciała się zobaczyć z
Ateną bez towarzystwa wścibskich harpii.
Do końca wizyty Atena pozostała na uboczu, przeglądając szkice
wytwornych kreacji, okryć, czepków, rękawiczek, a nawet parasolek.
Szczególnie udane pokazywała lady Dunlop, zgodnie je podziwiały.
Pani Tenison nie zważała na nic, pogrążona w rozterce na widok
sukien i dodatków dla Emmy, które uznała za przesadnie skromne i
całkiem nieodpowiednie. Wszyscy prócz niej byli ogromnie
zadowoleni i wkrótce zaczęli szykować się do wyjścia. Atena
wręczyła madame szkice i powiedziała:
- Serdeczne dziękuję za rady i sugestie. Na pewno z nich
skorzystam.
- To wielka radość, że mogłam się pani trochę przysłużyć.
Ubieranie panny Emmy jest dla mnie prawdziwą przyjemnością.
Sądzę, że rozkwitnie, gdy nabierze pewności siebie. Ufam, że jest pani
dla niej właściwą towarzyszką.
Atena tylko skinęła głową, bo czuła się winna. Próbując
oczarować lorda Kinlocha i odciągnąć go od Emmy, zdecydowanie
szkodziła dziewczynie, zamiast jej pomagać. Jednak nie brakowało
młodych mężczyzn gotowych starać się o bogatą dziedziczkę, nie
należy więc zamartwiać się z powodu jednego kandydata do jej ręki.
Mimo wszystko uwagi dawnej przyjaciółki sprawiły, ze Atena
poczuła się nieswojo. Na pocieszenie powiedziała sobie, że jeśli sama
nie zadba o swój los, nikt inny tego nie zrobi.
Następnego dnia powtarzała w duchu tę złotą myśl schodząc do
salonu, gdy lord Kinloch z nieodłącznym kuzynem, panem
Cameronem, złożył obiecaną wizytę. Wcześniej postanowiła sobie, że
w pierwsze wolne popołudnie pójdzie na Bond Street, aby odnowić
dawną przyjaźń z Louise... a raczej z madame Felice, jak należało ją
obecnie nazywać.
Teraz nie bez złośliwości zastanawiała się, czy lord Kinloch
chodzi gdziekolwiek bez swego antypatycznego kuzyna. Czuła się
nieswojo pod jego ironicznym spojrzeniem. Obserwował ją uważnie,
choć zachowywała należny dystans i powagę, siedząc z dala od całego
towarzystwa. Nie nosiła już czepka. Po burzliwej rozmowie w cztery
oczy, którą pan Tenison odbył ze swą małżonką, po wczesnym
obiedzie oznajmiono jej, że nie musi już wkładać tego nakrycia
głowy.
Adrian był zachwycony kolejnym spotkaniem z Ateną, mimo że
podczas tej wizyty musiał zwracać się głównie do Tenisonów.
- Mam dla państwa nadzwyczaj ciekawą nowinę - oznajmił
przyjaźnie. - Otrzymałem właśnie nową kariolkę i postanowiłem
niezwłocznie wziąć udział w wyścigu z Londynu do Brighton.
Zamierzam rozgłosić, że gotów jestem założyć się z każdym o
dowolną sumę.
- W granicach rozsądku - dodał ironicznie Nick.
- Ależ oczywiście - przytaknął z powagą Adrian, choć takie
zastrzeżenie nie przyszło mu do głowy. - Nie jestem na tyle głupi,
żeby dla kaprysu tracić cały majątek.
Nick darował sobie uwagę, że kuzyn nie ma wprawy w
powożeniu nowiutką kariolką, a udział w trudnym wyścigu jest dla
niedoświadczonego amatora wielkim ryzykiem i może skończyć się
tragicznie.
Pani Tenison wyręczyła go i oznajmiła bez wahania:
- Obawiam się, milordzie, że wyścigi kariolek są niebezpieczne
dla powożących. Zaledwie przed tygodniem dwaj lekkomyślni
młodzieńcy mknęli z pełną szybkością do Brighton, gdy na drodze
przed nimi pojawiła się wielka chłopska fura. Doszło do zderzenia
trzech pojazdów. Jeden z panów złamał rękę, drugi nogę.
- A biedny rolnik? - wyrwało się Atenie.
- Relacja go nie uwzględnia - utrącił Nick. - Mówi się tylko o
dwóch lekkomyślnych kretynach. Nikogo dziś nie obchodzi
biedaczyna, w pocie czoła zarabiający na kawałek chleba, pozbawiony
przez tamtych zdolności do pracy.
- Zapewniam, że nie będę robić żadnych głupstw - zapewnił
Adrian, ale Nick, znając jego przesadny, wręcz bezmyślny optymizm,
raczej w to wątpił, nie chciał jednak krytykować go w obecności
Tenisonów.
- Moim zdaniem takie wyścigi są niebezpieczne - odezwała się
wystraszona Emma. - Proszę, niech pan na siebie uważa, milordzie, i
nie podejmuje zbyt wielkiego ryzyka.
- Powożenie nie jest trudniejsze od jazdy konnej - zapewnił
Adrian, który dyskutował już o tym z Nikiem, ale był zdecydowany
postawić na swoim, bo miał wielką ochotę na udział w wyścigu. -
Wielu panów ścigało się do Brighton. Wyszli z tego cało.
Atena uważała, że Adrian nie ma zadatków na zwycięzcę w
wyścigu, który wymagał znacznej wprawy i trzeźwej oceny sytuacji
na trasie, ale nie mieszała się do rozmowy, póki Nick jej nie
sprowokował, mówiąc:
- A co panna Filmer sądzi o udziale Adriana w tak ryzykownym
przedsięwzięciu?
- Nie mnie krytykować zamiary lorda Kinlocha, nie widziałam
zresztą, jak powozi kariolką. Skoro uważa się za dostatecznie biegłego
w tej sztuce, musimy uszanować jego decyzję.
Z drwiącą miną Nick pomyślał niechętnie, że panna Filmer
powinna być mężczyzną, bo wtedy łatwiej mogłaby spożytkować
wyjątkowy talent do udzielania taktownych i wymijających
odpowiedzi, Z coraz większym szacunkiem myślał o rozumie Ateny,
ale rosła w nim także niechęć do jej dwulicowości.
- Brawo, panno Filmer! - zawołał Adrian, nieświadomy, że jej
uwagi były dwuznaczne. - Cieszę się, że nie wszyscy moi przyjaciele
są ponurakami. Jeśli zdecyduję się na udział w wyścigu, pani na
pewno będzie mnie dopingować.
- Obiecuję, milordzie.
- Dość tych ceremonii - powiedział rozpromieniony, uśmiechając
się do wszystkich. - Zyskałem nowych przyjaciół, nalegam więc, żeby
panie były ze mną po imieniu. A pan może mi mówić Kinloch - dodał,
zwracając się do Tenisona.
Matka Emmy była uszczęśliwiona tak wielką poufałością ze
strony potomka znanego arystokratycznego rodu. Nieświadoma, że to
Atena jest obiektem westchnień Adriana, dziękowała mu wylewnie,
myśląc z niecierpliwością o dniu, kiedy będzie mogła relacjonować
krewnym i znajomym, co się dzieje w pałacu jej córki, lady Kinloch.
Nicka z kolei umieściła na wyjątkowo długiej liście osób, których nie
lubiła.
- Mimo wszystko - wtrącił oschle pan Tenison - podzielam obawy
pana Camerona. Czy to rozsądne, Kinloch, startować w wyścigu bez
należytego przygotowania?
- Pan Tenison zawsze krytykuje rozrywki młodzieży - ofuknęła go
żona. - Jestem pewna, że lord Kinloch wie, co robi. Zapewniam, że
będziemy wiernie kibicować, ilekroć zechce pan się ścigać, milordzie!
Rozmówcy podzielili się wkrótce na dwie grupy. Adrian zwracał
się głównie do trzech pań, a Tenison przyciszonym głosem wdał się w
uczoną dysputę z Nickiem, przerwaną na balu powrotem Emmy.
- Jeśli reszta towarzystwa nie ma nic przeciwko temu, zapraszam
do biblioteki. Posiadam rzadki egzemplarz dzieł zebranych Szekspira,
o którym wczoraj panu wspomniałem. Z pewnością wart jest
obejrzenia.
- Proszę się nie krępować i śmiało zabrać Nicka do biblioteki -
odparł Adrian, który usłyszał tę uwagę. - wertowanie starych tomów
przywróci mu dobry humor.
- Jeżeli pani domu nie ma nic przeciwko temu...- powiedział z
ociąganiem Nick.
- Ależ skąd - przerwała pani Tenison. - Zrobimy wszystko, żeby
nasi goście dobrze się tu czuli.
Była uradowana, że wraz z córką - no i z Filmer, ale ona się nie
liczyła - będą miały Adriana tylko dla siebie. Jeszcze bardziej
ucieszyła się, gdy Nick powiedział ze złośliwą satysfakcją:
- Pójdę, ale pod jednym warunkiem: panna Filmer musi nam
towarzyszyć. Z tego, co słyszałem, wynika, że i pani jest molem
książkowym.
Śliski gad, pomyślała zirytowana Atena. Natychmiast przejrzała
jego gierki. Postanowił odsunąć ją od Adriana, żeby ten, chcąc nie
chcąc, zajął się Emmą. Niestety, trudno byłoby jej teraz znaleźć
pretekst do odmowy i wykręcić się od wyprawy do biblioteki.
Propozycję Nicka entuzjastycznie poparł pan Tenison. Błędnie
zakładał, że Atena nie ma ochoty uczestniczyć w bezsensownej
paplaninie, która zacznie się, gdy nieliczne osoby obdarzone rozumem
i zdrowym rozsądkiem opuszczą salon.
Lekko uśmiechnięty Nick podał ramię niezadowolonej Atenie,
która zdobyła się na wymuszony uśmiech i udawała, że ceni sobie
wyróżnienie, które ją spotkało. Przeczuwał, że w drodze powrotnej
Adrian zrobi mu karczemną awanturę, bo Atena wyszła, toteż nie
mógł jej wielbić ukradkiem.
Na szczęście jako jedyna z całego towarzystwa praktycznie
zachęcała go do udziału w wyścigu, podczas gdy wszyscy inni
próbowali go od tego odwieść. Adrian gotów był się założyć, że
gdyby panie mogły ścigać się kariolkami, Atena byłaby prawdziwą
mistrzynią.
Oczyma wyobraźni widział, jak zachęca do wysiłku swoją
drużynę, z roztargnieniem więc słuchał, co mówią obie panie... a
właściwie pani Tenison, bo Emma siedziała jak trusia, w milczeniu
podziwiając urodziwego Adriana, który z kolei w duchu
rozpamiętywał wszystkie walory Ateny.
W bibliotece panowie kontynuowali rozmowę na temat rzadkich
wydań dzieł Szekspira. Atena z uwagą się jej przysłuchiwała. Znała
wszystkie sztuki genialnego dramatopisarza, ale z sonetami nie
zdążyła się jeszcze zapoznać. Pan Tenison zdjął z półki cenny tom,
żeby pokazać go Nickowi, który był zachwycony starodrukiem.
Po chwili zwrócił się do Ateny.
- Obawiam się, że panna Filmer jest znudzona.
- Ależ skąd - odparła dość ostrym tonem. - Z ogromnym
zainteresowaniem słucham wyjaśnień pana Tenisona, bo dzięki niemu
zdobywam wiedzę, której sama pewnie bym nie uzyskała.
- Zapewniam pana - rzekł z uśmiechem pan Tenison - że Atena
zasługuje na swoje miano i jak mityczna Pallada zawsze ma na
wszystko stosowną odpowiedź.
- W rzeczy samej - przyznał Nick. - Mądra, spokojna i taktowna.
Prawdziwy ideał.
Atena miała ochotę spoliczkować Nicka. Poznała go już na tyle
dobrze, aby wiedzieć, że ukradkiem stara się jej dokuczyć.
Prostolinijny pan Tenison nie dopatrzył się dwuznaczności w uwadze
swego rozmówcy, z zapałem więc pokiwał głową.
Odłożył tom dzieł Szekspira, sięgnął na niższą półkę i wyjął jedną
z ustawionych na niej olbrzymich ksiąg. Ostrożnie umieścił ją na stole
i otworzył, mówiąc do słuchaczy:
- Jestem przekonany, że zaciekawi was ten piękny wolumin.
Zawiera cudowne ryciny przedstawiające greckie bóstwa. Oto Atena z
nieodłączną sową.
Znów mowa o tym nocnym ptaszysku! Na widok sowy Atena i
Nick po raz pierwszy wymienili porozumiewawcze uśmiechy, które
odmieniły ich jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Sroga twarz
Nicka, którego Atena widziała zawsze z kwaśną miną, nagle
złagodniała, a ciemne oczy, zwykle ponure, rozjaśnił blask
świadczący o poczuciu humoru. Zniknęła surowość, a pogodne,
męskie oblicze tchnęło nieodpartym urokiem.
Atena także wyglądała inaczej. Przedtem sprawiała wrażenie
nazbyt dumnej i wyniosłej, ponieważ w ten sposób broniła się przed
okrucieństwem nieprzyjaznego świata. Teraz i ona złagodniała.
Oboje w mgnieniu oka pojęli, że mają podobną wizję świata, i
niespodziewane odkrycie zbiło ich z tropu. Chcąc to ukryć,
jednocześnie wyciągnęli ręce, żeby wskazać interesujący szczegół
wizerunku Pallady, a ich dłonie zetknęły się przypadkowo.
Porozumiewawczy uśmiech wprawił ich w zakłopotanie, ale
reakcja na dotknięcie była całkowitym zaskoczeniem, bo podczas
tańca na balu u Leominsterów nie odczuwali takich doznań. To było
jak grom z jasnego nieba... jakby nagle ogarnął ich płomień. Na
krótką chwilę zostali we wszechświecie całkiem sami.
Pan Tenison nieświadomy, że jego słuchacze niespodziewanie
doznali olśnienia i poznali swą prawdziwą naturę, kontynuował
wykład, biorąc ich milczenie za niemą zachętę do dalszych wynurzeń.
Atena opamiętała się pierwsza i szybko zapanowała nad dziwną
reakcją swego ciała na dotknięcie Nicka. Cofnęła dłoń i potarła ją,
zastanawiając się, skąd u niej tak niezwykłe doznania pod wpływem
bliskości mężczyzny, którego nie lubiła i który jawnie okazywał jej
niechęć.
Nick doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co czuje. Na miłość
boską, tylko tego mu brakowało! Nagle zapragnął uwodzicielskiej
syreny, która wpadła w oko jego kuzynowi. Znał siebie na tyle, by
wiedzieć, że powodem żywiołowej niechęci do tej panny mogła być
zwykła zazdrość, ponieważ nie on stał się obiektem jej westchnień.
Mniejsza z tym. Surowo przywołał do porządku ciało, które
momentalnie zareagowało na bliskość Ateny.
Przez moment stanowili jedność, która jednak szybko przestała
istnieć. Atena była równie podniecona jak Nick, lecz jako
niedoświadczona panna nie zdawała sobie sprawy z tego, co się z nią
dzieje. Podczas ogólnej rozmowy zdradzała roztargnienie i była tego
świadoma, natomiast pan Tenison w niczym się nie zorientował.
- Czy można nazwać Atenę czarodziejką? Umiała wszak zmienić
swoją postać i rzucać uroki - odezwała się Atena.
Nick, który odzyskał już panowanie nad sobą, pomyślał złośliwie:
Twoja bogini nie była czarodziejką, ale ty na pewno nią jesteś, skoro
tak na mnie działasz.
Pan Tenison z powagę rozważał pytanie.
- Z naszego punktu widzenia owszem, ale starożytni Grecy nie
śmieliby tak o niej mówić.
Przewracał strony, a dwoje milczących słuchaczy bez sprzeciwu
pozwoliło mu kontynuować zaimprowizowany wykład. Nareszcie pan
Tenison wyciągnął z kieszeni zegarek i krzyknął:
- O Boże! Pora wrócić do salonu. Drogi panie Cameron, nie chcę
być posądzony o nieuprzejmość wobec pańskiego kuzyna, ale
podejrzewam, że nie jest bibliofilem.
- Ani trochę - przytaknął Nick i dodał, kłamiąc w żywe oczy: -
Moim zdaniem ucieszył się, gdy wyszedłem, bo nie życzy sobie,
żebym wtrącał swoje trzy grosze do jego pogawędki z pańską córką.
- Ona także nie ma pociągu do ksiąg - odparł zasmucony pan
Tenison. - W przeciwieństwie do panny Filmer, która, jak pan słyszał,
zadaje niezwykle ciekawe pytania.
Nick pomyślał, że wie teraz o tej młodej damie dużo więcej, lecz
głośno tego nie powiedział. Gdy wrócili do salonu, Adrian opowiadał
znów o wyścigu kariolek. Wkrótce goście pożegnali się, bo czekała
ich przejażdżka po Hyde Parku, do którego obiecali w najbliższym
czasie zabrać Tenisonów. Na odchodnym Adrian powiedział:
- Mam nadzieję, że kiedy dojdzie do wyścigu, pojawią się
państwo na starcie przy moście Westminster. Jestem pewny, że nie
pożałujecie. Zapowiada się wspaniała zabawa.
Wkrótce Atena dostała wychodne i zgodnie z obietnicą złożyła
wizytę w pracowni madame Felice. Płonęła z ciekawości i pragnęła
się wreszcie dowiedzieć, w jaki sposób Louise Hanslope, alias
markizie Sywell udało się zniknąć bez śladu, a potem stać się
wyrocznią mody dla londyńskich wyższych sfer, podczas gdy pół
hrabstwa Northampton szukało jej zwłok. Przypomniała sobie, co
kiedyś powiedziała jej bojaźliwa Emma.
- Chodzą słuchy, że markiza jest kolejną ofiarą klątwy
Steepwood. Wierzysz w te pogłoski? Jak to się stało, że nagłe zaginęła
albo, uchowaj Boże, została zamordowana? Wszyscy w okolicy
twierdzą, że ludziom mieszkającym na ziemi od wieków poświęconej
grozi straszliwy koniec. Dawne opactwo to jedno z takich miejsc.
- Bzdurne zabobony, kochanie - strofowała ją Atena najłagodniej,
jak umiała. - Naczytałaś się gotyckich powieści pani Radcliffe, ale
zwróć uwagę, że ich akcja dzieje się w odległych krajach. Na
angielskiej prowincji nie zdarzają się morderstwa ani porwania.
- Ale markiza zaginęła - upierała się Emma.
Trudno było temu zaprzeczyć, a teraz Atena całkiem
niespodziewanie miała poznać prawdę. Na szczęście ani jej
podopieczna, ani pani Tenison nie poznały Louise, kiedy ta była żoną
markiza, nie zorientowały się więc, kim naprawdę jest madame Felice.
Dawna przyjaciółka ucieszyła się z odwiedzin, uściskała Atenę i
pocałowała ją w policzek, a następnie zaprowadziła do swego
mieszkania nad pracownią. Gdy usiadły w przytulnym saloniku z
oknami wychodzącymi na ulicę, kazała podać herbatę i ciasteczka.
- Teraz możemy uciąć sobie miłą pogawędkę - oznajmiła po
wyjściu pokojówki. - Dziwisz się pewnie, że osiadłam na Bond Street,
a ja chciałabym wiedzieć, jak zostałaś damą do towarzystwa biednej
Emmy. Rozumiesz chyba, czemu mi jej żal: przez swoją okropną
matkę nie ma nawet odrobiny swobody. Właściwie należy jej
współczuć, mimo że ma pokaźny posag.
Atena znowu poczuła się winna, gdy uświadomiła sobie, że
dodatkowo pogarsza sytuację, próbując zagarnąć dla siebie Adriana,
który już oczarował Emmę. Szybko zmieniła temat, żeby zapomnieć o
wyrzutach sumienia.
- Moja historia jest krótka. Pani Tenison miała dość zdrowego
rozsądku, aby zrozumieć, że jeśli przydzieli Emmie srogą i
wymagającą damę do towarzystwa, że tak powiem na swój obraz i
podobieństwo, skutki będą żałosne. Miło z jej strony, że rozmówiła
się z moją mamą i zaproponowała mi tę posadę. W zamian za pobyt w
Londynie przez cały sezon mam dotrzymywać towarzystwa Emmie.
- Chcesz powiedzieć, że ten babsztyl ci nie płaci? - spytała z
niedowierzaniem Louise. - Traktuje cię gorzej niż służącą!
- Owszem, lecz z powodu mego urodzenia nie wypada, żebym
dostawała od niej pensję. Ale nie martw się. Pan Tenison jest dla mnie
bardzo życzliwy. Mogę bez ograniczeń korzystać z jego biblioteki,
chętnie ze mną rozmawia.
- Mam nadzieję, że nie jest przesadnie życzliwy - odparła Louise.
- Panowie w pewnym wieku, zwłaszcza mężowie dam takich jak pani
Tenison, są zagrożeniem dla każdej ładnej kobiety, a ty jesteś
prześliczna, choć fatalnie ubrana.
- Do tej pory nie słyszałam od niego żadnej niestosownej uwagi.
Zachowuje się wobec mnie jak należy. Nie sądzę, by jego
postępowanie się zmieniło, ale gdyby mi się narzucał, zapewniam cię,
że pod byle pretekstem wrócę do domu.
- Dzięki, że mnie uspokoiłaś. Zawsze podziwiałam twój zdrowy
rozsądek. Nadeszła pora, żebym opowiedziała ci swoją historię, która
bardziej, niż bym tego chciała, przypomina opowieści pani Radcliffe.
Dawniej sądziłam, że takie przygody, których sama później
doświadczyłam, to wierutne bzdury dla rozleniwionych sawantek.
Niestety, mnie to się naprawdę przytrafiło. Pamiętasz, jaka byłam
młoda i niedoświadczona, gdy poślubiłam markiza Sywell? W złą
godzinę wypowiedziałam słowa małżeńskiej przysięgi, oddając się w
ręce ukrytego pod maską szlachetności nikczemnika. To był najgorszy
dzień mego życia. Tamten człowiek, przed ślubem czarujący, zmienił
się nie do poznania. Stałam się jego więźniem, niewolnicą.
Umilkła i odwróciła głowę. Atena pogłaskała ją po ramieniu i
powiedziała:
- Skoro tak ci trudno, nie mówmy o tym.
- Nie - odparła Louise, która szybko wzięła się w garść i
odzyskała zwykły spokój. - Nie chodzi jedynie o to, że rozmowa o
tym sprawia mi przykrość. Zrozum, że w obecności niewinnej
panienki nie wypada mi wspominać, ile wycierpiałam przez tamtego
strasznego człowieka... Powiem tylko, że zmienił moje życie w piekło,
o którym nikomu wolałabym nie opowiadać.
Pewnego dnia, gdy byłam u kresu sił i bałam się, że zabije mnie
podczas jednego z częstych napadów wściekłości, postanowiłam uciec
i rozpocząć nowe życie. Na szczęście wyuczyłam się zawodu, a w
Londynie miałam przyjaciółkę, modną krawcową Marie de
Coulanges, emigrantkę jak moja matka. U niej się schroniłam.
Pewien znajomy, którego nazwisko muszę na razie zachować w
tajemnicy, bo gdyby mój prześladowca dowiedział się, kto mnie
wspierał,
życie
tamtego
człowieka
także
byłoby
w
niebezpieczeństwie, pomógł mi zabrać tyle mężowskiego złota, ile
zdołałam unieść. Dał mi też całą swoją gotówkę.
Uciekłam nocą, świadoma, że moje zniknięcie ściągnie na
markiza podejrzenie o morderstwo. Bardzo się cieszyłam, że odpłacę
mu pięknym za nadobne i przysporzę cierpień. Niech wszyscy myślą,
że na Steepwood ciąży klątwa, a złe moce znowu domagają się ofiar.
Popełniłam wielki błąd, gdy poślubiłam tamtego potwora, bo nie
można nazwać go inaczej, ale tym razem podjęłam właściwą decyzję.
Wyobrażasz sobie moją radość, gdy za zgromadzoną kwotę dzięki
pomocy londyńskiej przyjaciółki otworzyłam pracownię krawiecką na
Bond Street i zaczęłam świetnie prosperować. Po raz pierwszy w
życiu poczułam się bezpieczna i szczęśliwa.
Atena skinęła głową. Doskonale zdawała sobie sprawę, że Louise
nie miała łatwego życia, gdy terminowała, ucząc się zawodu, i z
przykrością dowiedziała się teraz, że jej egzystencja jako markizy była
jeszcze gorsza.
- W ogóle się nie skarżyłaś - powiedziała w końcu. - Powinnaś
mnie poprosić o pomoc.
- Tobie również jest trudno - odparła Louise, kręcąc głową. -
Twoja obecna posada najlepiej o tym świadczy. Dzięki naszej
przyjaźni i twoim listom przetrwałam długie lata terminowania w
zawodzie, nie popadając w rozpacz. Teraz mogę się za to
odwdzięczyć.
Nie mogę cię ubrać tak wytwornie, jak na to zasługuje twoja
uroda i figura, bo twoja chlebodawczyni zacznie coś podejrzewać, ale
uszyję ci skromne, eleganckie suknie, rozpoznawalne dla wszystkich,
którzy mają dobry gust i bystre oko. Głupi babsztyl nie potrafi docenić
takich kreacji, bo woli toalety przeładowane zdobieniami. Na
szczęście udało mi się uchronić przed nimi biedną Emmę.
Wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, a Louise dodała:
- Gdy dopijemy herbatę, zabiorę cię na dół, do pracowni. Wezmę
szybko miarę i zrobimy wstępną przymiarkę. Nareszcie będziesz
wyglądała niemal tak, jak powinnaś. Czemu i ty pod koniec sezonu
nie miałabyś wyjść za mąż? Rzecz jasna, o ile znajdziesz
odpowiedniego mężczyznę. Mam nadzieję, że pani T. nie zmusi
biednej Emmy do poślubienia jakiegoś utytułowanego potwora.
Adrian Kinloch z pewnością nie wyglądał na monstrum. Atena
przeznaczyła go dla siebie, lecz wolała nie rozwijać tego tematu.
- Musisz jednak wiedzieć, że nie mam z czego zapłacić. Jeśli
zechcesz udzielić mi kredytu…
- Bzdura! - zaprotestowała stanowczo Louise. - Chyba nie
rozumiesz, co mówię. Uznajmy, suknie za twoją wyprawę. Prawda, że
to dobre rozwiązanie? Chcę się odwdzięczyć za twoją dobroć.
- Nie zasługuję na taki dar - odparła zakłopotana Atena, z
poczuciem winy myśląc o swoich machinacjach względem Adriana.
- Kolejna bzdura, kochanie. No, pora wziąć miarę. Nie chcę
słyszeć żadnych protestów. Od dziś ja cię ubieram, a moje słowo jest
prawem.
- Przystanę na to pod warunkiem, że odnowimy naszą przyjaźń,
skoro mamy po temu sposobność.
- Zgoda - powiedziała Louise i wstała.
Każdy jej ruch i gest był dystyngowany, idealnie pasował do
subtelnej urody, filigranowej postaci i złocistych włosów.
- Najpierw zajmiemy się nową suknią, a następnie, żeby uczcić
spotkanie po latach, przejdziemy się po Bond Street. Gdy wspominam
opactwo Steepwood, brakuje mi jedynie świeżego powietrza i
pięknych widoków. Tutaj oddycha się znacznie gorzej, ale
przynajmniej będziemy na dworze przez krótki czas.
- Dobrze - przytaknęła Atena.
Wstała i poszła za Louise. Powtarzała sobie, że gdy wyjdą z
saloniku, powinna nazywać ją madame Felice.
Obie damy spędziły uroczą godzinę, projektując nowe suknie dla
Ateny. Potem włożyły czepki i narzuciły szale. Ramię przy ramieniu
szły zatłoczoną ulicą, mijając tłumy kobiet i mężczyzn w różnym
wieku. Atena uświadomiła sobie, że po raz pierwszy od chwili, gdy po
przyjeździe do Londynu wysiadła z powozu Tenisonów, czuje się
szczęśliwa.
Roześmiane przyjaciółki rozmawiały swobodnie, jakby rozstały
się wczoraj, a nie przed kilku laty. Przy pożegnaniu obie uznały
wspólnie spędzone popołudnie za niezwykle przyjemne. Potem Louise
wróciła do swojej pracowni, Atena zaś do Tenisonów.
Ta ostatnia z pewnością byłaby poważnie zaniepokojona, gdyby
wiedziała, że śledziło ją czujne oko nieprzyjaznego obserwatora.
Wśród przechodniów był Nick Cameron, który po południu ćwiczył w
sali Jacksona. Rozpoznał nie tylko Atenę, lecz także jej przyjaciółkę.
Pewien znajomy wskazał mu słynną madame Felice, gdy otwartym
powozem odbywała przejażdżkę po Hyde Parku.
- Dam głowę, że ta harda paniusia ma hojnego protektora -
oznajmił pogardliwie.
Nick pokiwał głową. Nie miał zwyczaju obmawiać kobiet, ale w
głębi duszy przyznał rację znajomemu. Dlaczego panna Atena Filmer,
z pozoru młoda i nieskazitelna dama do towarzystwa, pokazywała się
publicznie z właścicielką obleganej przez damy z londyńskiej socjety
pracowni krawieckiej? Rozmawiały niczym stare znajome. Różnie
mówiono o madame Felice.
Jakie to może mieć konsekwencje dla reputacji panny Filmer?
Czy sprytna ślicznotka rzeczywiście jest tak niewinna, jak się z
pozoru wydaje? Nick postanowił to sprawdzić.
ROZDZIAŁ TRZECI
- Bal maskowy ! - zawołała pełna wątpliwości pani Tenison. -
Naprawdę uważasz, że powinniśmy w nim uczestniczyć?
- Nie wszyscy zaproszeni są zobowiązani nosić maski, a raczej
specjalny maskaradowy strój złożony z obszernego płaszcza zwanego
dominem oraz maseczki. Teraz nie ma takiego przymusu - tłumaczył
nieco zafrasowany pan Tenison. - Zresztą bal wydają Mortimerowie, a
to najwyższa londyńska arystokracja, nie powinniśmy więc obawiać
się kompromitacji. Będą tam wszystkie osoby z towarzystwa.
- Wyłącznie błękitna krew - dodała cicho Atena, która
natychmiast podchwyciła modne określenie najlepszych angielskich
rodów.
- W rzeczy samej - przytaknął Tenison, a jego żona powiedziała
ostrym tonem:
- Nie widzę powodu, żeby balowe kreacje zasłaniać obszernymi
płaszczami. Na szczęście można pokazać się i bez nich.
- Sądzę, mamo - wtrąciła trochę nieśmiało Emma - że chodzi o to,
aby trudniej było rozpoznać gości.
Jej ojciec był zadowolony, natomiast Atena nieco ubawiona, że
Emma, dotychczas pokorna niczym niewolnica, odważyła się
wreszcie sprzeciwić dominującej i autokratycznej matce. Oboje
uznali, każde na własną rękę, że towarzyski debiut wyraźnie dodał
zahukanej Emmie pewności siebie. Niewątpliwie przyczyniła się do
tego i madame Felice, zdecydowana słuchać uwag córki, a nie
apodyktycznej matki.
Atena postanowiła włożyć suknię uszytą dla niej w sekrecie przez
Louise z szafirowego jedwabiu, skrojoną nienagannie, lecz tak
skromną, że pani Tenison nie poznała się na jej uderzającej
wytworności. Jedyną ozdobę stanowił bukiecik jedwabnych
niezapominajek.
- Żadnej biżuterii - oznajmiła autorytatywnie Louise w czasie
ostatniej przymiarki.
- Nie mam kosztowności - odparła Atena, trochę zasmucona.
- I bardzo dobrze - uznała Louise stanowczym tonem madame
Felice. - Większość kobiet przesadnie się nimi obwiesza.
- Nie żałujesz, że zostawiłaś swoje? - spytała zaciekawiona Atena.
- Trochę, choć nie miałam ich dużo. W przeciwieństwie do innych
pań nie wkładałam nigdy wszystkiego naraz! - Wręczyła Atenie
niewielki wachlarz koloru niezapominajek. - Prezent ode mnie.
Obiecaj, że gdy bogato wyjdziesz za mąż, czego jestem pewna,
wszystkie stroje będziesz zamawiać wyłącznie u mnie.
Pani Tenison nie zorientowała się, że szafirowa kreacja jest
dziełem madame Felice, ale gdy przyglądała się wchodzącej do sali
balowej Atenie, mimo woli podziwiała jej urodę. Przodem szła Emma
ubrana w śliczną białą sukienkę, która podkreślała jej niewątpliwe
atuty. Dla pani Tenison i ta kreacja była zbyt skromna, ale Emma po
raz pierwszy, odkąd pokazała się w towarzystwie, promieniała
szczęściem, bo nie musiała nosić przesadnie ozdobnych toalet.
- Przyszła moja śliczna - szepnął Adrian do Nicka.
Obaj przyglądali się gościom wstępującym po marmurowych
schodach. Wraz z Tenisonami przybyła lady Dunlop, która obrzuciła
badawczym spojrzeniem suknię Ateny. Nikt z owego towarzystwa nie
włożył jeszcze maseczek.
Adrian i Nick nosili weneckie stroje maskaradowe. Wielkie nosy
podobne do ptasich dziobów zmieniły ich nie do poznania. Wielu
gości włożyło wymyślne stroje, inni, wśród nich także lady Dunlop,
przybyli ubrani jak na zwykły bal.
Nick uważnie przyjrzał się Atenie. Biedna Emma nie przyciągnęła
spojrzeń żadnego z panów. Nie wspomniał Adrianowi, że suknia
prześlicznej damy do towarzystwa została uszyła najprawdopodobniej
przez madame Felice.
Atena coraz bardziej go intrygowała. Niech to diabli! Skoro
musiał stracić głowę dla jakiejś kobiety, czemu nie dla skromnej
panienki z dobrej rodziny? Gdyby chciał się ożenić, na co wcale nie
miał ochoty, posag wybranki byłby dla niego bez znaczenia. Pod
względem majątku nie mógł równać się z Adrianem, ale żył dostatnio
i, jak mówią ludzie zamożni, stać go było na więcej niż innych.
Cóż za ironia losu! Dał się oczarować pięknej odalisce, która
zagięła parol na jego kuzyna, głównie dla majątku. Był o tym
absolutnie przekonany. Po chwili zreflektował się i uznał, że ta myśl
niepotrzebnie wyprowadziła go z równowagi. Przecież Tenisonowie z
tym samym zamiarem przywieźli córkę do Londynu: chcieli dobrze
wydać ją za mąż.
Wygląda na to, że panna Filmer nie może liczyć na bogatych
rodziców, którzy wprowadziliby ją do towarzystwa. W takim razie
skąd wzięła pieniądze na kosztowną suknię? I dlaczego przyjaźni się z
kobietą o podejrzanej reputacji?
Znajomy Nicka mówił, że madame Felice jest czyjąś utrzymanką,
bo przybyła nie wiadomo skąd i natychmiast otworzyła luksusową
pracownię krawiecką w najdroższej dzielnicy Londynu. Chodziły
słuchy, że ma bogatego protektora, ale ku ogólnemu zdziwieniu nie
pokazywała się w męskim towarzystwie.
Adrian paplał trzy po trzy, gdy zamyślony Nick próbował
rozwiązać zagadkę. Po chwili zadał sobie pytanie, dlaczego tak go
absorbują tajemnice panny Ateny Filmer. Czy wyłącznie z chęci
uchronienia kuzyna Adriana przed małżeństwem z wyrachowaną
kokietką?
Wzdrygnął się, ponieważ nagle powróciły wspomnienia. Przed
laty zamierzał poślubić dziewczynę, którą uznał za uroczą i niewinną.
Razem się wychowywali. Łudził się nadzieją, że wyjdzie za niego,
gdy oboje dorosną, a on skończy studia. Niestety...
Wrócił do rzeczywistości i zaczął słuchać paplaniny Adriana.
Zatłoczona sala balowa nie była odpowiednim miejscem na
roztrząsanie dawnych nieszczęść. Po chwili skupił się na rozmowie z
kuzynem.
- Szczerze pragnę natychmiast zaprosić do tańca Atenę - mówił
Adrian - ale Tenisonowie oczekują, że najpierw zatańczę z Emmą,
spełnię więc ich życzenie, a ty poproś Atenę. Wyda się oczywiste, że
potem i ja ulituję się nad pogardzaną damą do towarzystwa, na którą
nikt prócz ciebie nie zwrócił uwagi. Rzecz jasna ty powinieneś w
odpowiedniej chwili sprzątnąć mi sprzed nosa Emmę. Dzięki temu nie
budząc podejrzeń, mogę liczyć przynajmniej na jeden taniec z Ateną.
Nick chciał oznajmić, że nie zamierza przykładać ręki do tych
knowań, ale zaskoczył samego siebie, mówiąc:
- Zgoda, skoro tego sobie życzysz. Uprzedzam jednak, że po raz
dragi nie przystanę na taki plan.
Co mu strzeliło do głowy? Przecież obiecywał sobie, że nie
pomoże Adrianowi starającemu się o względy Ateny. Postąpił wbrew
sobie! Oto jednak nadarzyła się sposobność, żeby sprowokować Atenę
do ujawnienia chytrych machinacji. Otóż to! Zaakceptował pomysły
Adriana, żeby go chronić, a nie by spędzić z Ateną trochę czasu.
Uspokojony, zgodnie z umową podszedł do Tenisonów i zaprosił
do tańca sprytną pannę, chociaż wcale nie zamierzał poprowadzić jej
na parkiet. Miał lepszy pomysł, żeby zbić z tropu tę imienniczkę
Pallas Ateny i wytrącić jej z ręki wszelkie atuty.
Stała w milczeniu za Tenisonami, czując na sobie spojrzenia
wielu mężczyzn zachwyconych figurą podkreśloną strojem uszytym
przez Louise. Obserwowała kuzynów idących w ich stronę przez
zatłoczoną salę balową. Rozpoznała ich mimo przebrania.
Zerknęła na Adriana, który z prawdziwą kurtuazją skłonił się
przed Emmą. Ta spłonęła rumieńcem i podała mu rękę. Odeszli razem
na parkiet. Ku wielkiemu zdziwieniu Ateny Nick Cameron ukłonił się
jej i zapytał najuprzejmiej, jak potrafił:
- Panno Filmer, nie ma pani jeszcze partnera, prawda? Będę
zaszczycony, jeśli zechce pani ze mną zatańczyć.
- Bardzo chętnie - odparła, skłoniwszy głowę.
Wbrew pozorom nie mijała się z prawdą. Nick Cameron budził w
niej obawy, ale nie potrafiła mu odmówić, ponieważ czuła do niego
dziwną skłonność. Ponadto zachował się wyjątkowo sympatycznie, bo
nikt od niego nie oczekiwał, że zechce stanąć na parkiecie ze skromną
damą do towarzystwa.
Wyciągnął rękę, a ona podała mu dłoń. Natychmiast ogarnęły ich
te same emocje, którymi wczoraj oboje byli wielce zaskoczeni. Nick z
kamienną twarzą poprowadził Atenę w głąb sali balowej, gdzie
zebrało się już wiele par, które zasłoniły ich przed spojrzeniami
Tenisonów. Zamiast przyłączyć się do tancerzy, poszedł dalej,
mówiąc cicho:
- Wiem, że jesteśmy tu głównie dla rozrywki, ale chyba wiadomo
pani, że lord Mortimer ma wspaniałą bibliotekę należącą do
najzasobniejszych
w
Anglii.
W
tej
dziedzinie
może
współzawodniczyć nawet z lordem Hollandem. Zastanawiam się, czy
zamiast tańczyć, nie zechciałaby pani wraz ze mną rzucić okiem na
jego zbiory. Nie można przepuścić takiej okazji.
- Panie Cameron, nie wypada mi opuszczać sali balowej i
zwiedzać biblioteki w towarzystwie młodego mężczyzny, o ile nie ma
z nami przyzwoitki - odparła po chwili wahania. - Nawet miłość do
ksiąg nie stanowi w tym wypadku dostatecznego usprawiedliwienia.
Oczy Nicka zabłysły w otworach weneckiej maski, a
haczykowaty nos upodobnił go na moment do jastrzębia
wypatrującego zdobyczy, lecz trwało to zaledwie ułamek sekundy i
Atena uznała, że ponosi ją wyobraźnia, ale utwierdziła się w swoich
odczuciach, gdy dodał niemal znudzony:
- Aż tak się pani przejmuje tym, co wypada? Zapewniam, że w
mojej obecności jest pani najzupełniej bezpieczna. Można by
powiedzieć, że raczej pani mi zagraża. Nikt z pewnością nie zauważy
naszej nieobecności, a ja będę zaszczycony, jeśli zdołam trochę
poszerzyć pani wiedzę. Nie jest moim celem szarganie pani reputacji.
Atena rozejrzała się wokół. Nick Cameron robił na niej tak
ogromne wrażenie, że najchętniej umknęłaby z sali balowej, żeby
uchronić się przed gwałtownymi uczuciami, które ją ogarniały, ilekroć
był w pobliżu.
Otaczał ich jednak tłum łudzi, a nagła ucieczka naraziłaby ją na
plotki, chociaż Nick w ogóle by nie ucierpiał. Popychał ją delikatnie,
ale stanowczo, ku podwójnym drzwiom. Była całkiem zbita z tropu.
- Skoro rzeczywiście mogę panu zaufać...
- Zapewniam, że nic pani nie grozi. - Otworzył przed nią drzwi na
korytarz. Bez opora dała się prowadzić. - Będę z panią równie szczery
jak pani ze mną. Rozumiem, dlaczego wzdraga się pani przed
wspólnym zwiedzaniem biblioteki Mortimerów, i przyrzekam
zachowywać się jak przystało na dżentelmena.
Zdrowy rozsądek podpowiadał Atenie, że gdyby pan Nicholas
Cameron naprawdę żywił dla niej szacunek, nie zachęcałby do
złamania zakazów obowiązujących wszystkie damy z ich sfery. Ten
sam zdrowy rozsądek zachęcał, żeby wykorzystała sposobność i
wypytała Camerona, z jakiego powodu żywi do niej jawną niechęć.
Utwierdzało ją w tym przekonaniu wrogie spojrzenie czarnych
oczu widocznych w otworach maski. Może rozmowa prowadzona sam
na sam pomoże odkryć, czemu się do niej uprzedził.
Jeszcze bardziej zastanawiające było to, czy Cameron czuje się
tak samo dziwnie, ilekroć jej dotyka. A może tylko ona doznaje tych
niezwykłych wrażeń?
Oczywiście nie ma mowy, żeby straciła dla niego głowę, skoro
wyglądem i zachowaniem różni się całkowicie od bohaterów jej
dziewczęcych snów. Nie przypominał Apolla ani innych greckich
bogów, których często podziwiała, oglądając ryciny zamieszczone w
grubych tomach z bibliotecznych zbiorów pana Tenisona. Nie
przemawiał do niej głosem łagodnym i pełnym uwielbienia.
W przeciwieństwie do Camerona Adrian Kinloch był
prawdziwym ideałem. Nawet z wyglądu był podobny do Apollina.
Jego kuzyn przypominał raczej Marsa, o którym Szekspir pisał, że
budzi lęk i skłania do posłuchu. Wydawał się przyziemny, a kiedy
zwracał się do Ateny, w jego głosie zawsze pobrzmiewała drwina. Był
wprawdzie mądry i wykształcony, ale nie miał osobistego uroku,
który cechował przystojnego i lekkomyślnego Adriana.
Wszystkie te myśli kłębiły się w głowie Ateny, gdy bez słowa szła
za swoim wrogiem (tak myślała o Nicku) w głąb korytarza
ozdobionego popiersiami rzymskich cesarzy. Wkrótce uchyliły się
przed nimi drzwi biblioteki lorda Mortimera. Nick zamknął je i
powiedział:
- Najwyższy czas, panno Filmer, żebyśmy się lepiej poznali.
Proszę mi łaskawie zdradzić, jak to możliwe, ze stać panią na balową
kreację od najdroższej londyńskiej krawcowej, skoro uchodzi pani za
pannę z dobrej, lecz biednej rodziny. W towarzystwie jest pani
przedstawiana jako dama do towarzystwa córki Tenisonów. Ubogie
dziewczęta nie mogą sobie pozwolić na zakup kreacji madame Felice.
Atena zbladła i odwróciła się, chwytając gałki dwuskrzydłowych
drzwi.
- Dość! - rzuciła przez ramię najsurowiej, jak potrafiła. - Nie
zamierzam się przed panem tłumaczyć. Popełniłam błąd, zgadzając się
panu towarzyszyć. Zostałam tu zwabiona pod fałszywym pretekstem.
Proszę mnie natychmiast odprowadzić do sali balowej. Nie chcę
więcej mieć z panem do czynienia i nie będę słuchać kłamliwych
insynuacji.
Nick oparł się plecami o kolumnę podtrzymującą sufit, na którym
namalowany był Zeus porywający Europę.
- Proszę nie dramatyzować - odparł drwiąco. - Zadałem pytanie
nasuwające się również wielu innym osobom. Moja ciekawość jest
tym silniejsza, że widziałem panią na Bond Street w towarzystwie
owej damy nie tylko słynącej z bajecznych strojów, które szyje i
sprzedaje, lecz także pozbawionej zasad moralnych. Skąd pani ją zna,
mój śliczny motylku z prowincji? Co jest warta pani niewinność,
skoro jest pani jej przyjaciółką i powiernicą?
Atena popatrzyła na niego i odparła równie ostro jak przedtem:
- To moje sprawy, które nie powinny pana obchodzić. Odmawiam
odpowiedzi na impertynenckie pytania.
Otworzyła drzwi i już miała wyjść, ale Nick chwycił ją za
ramiona i obróci, a potem cofnął dłonie. Przez ułamek sekundy
poczuła jego gwałtowność i siłę.
- Na Boga, pani, musisz odpowiedzieć, bo sprawy mojego kuzyna
uważam za swoje, a ty owinęłaś go sobie wokół małego palca. Stale
jesteś obecna w jego myślach, nieustannie o tobie mówi, zwodzi tamtą
biedną dziewczynę oraz jej rodziców, udając, że się nią interesuje.
Cóż to za chytry planik? A może dalekowzroczna kombinacja? Proszę
mi tylko nie wmawiać, że kocha go pani nad życie. Doceniam pani
rozum, ale nie dam się oszukać.
- Nie mam zamiaru oszukiwać ani pana, ani innych - odparła
chłodno Atena. - To pan mnie zwiódł i zwabił tu pod pozorem
wspólnego zwiedzania biblioteki lorda Mortimera, żeby odbyć nade
mną sąd.
Nick mimo woli podziwiał jej odwagę i ognisty temperament. Pod
wpływem gwałtownych uczuć jeszcze bardziej wypiękniała. Musiał
walczyć ze sobą, żeby nie wziąć jej w ramiona, więc grzmiał nadal i
karcił ją, głęboko przekonany, że ma do tego prawo.
- Moim zdaniem wyszłaby pani cało i z gorszych opałów. Pani
boska imienniczka ma powody do dumy ze swej naśladowczyni.
Niestety, trudno uwierzyć, że jest pani szczera wobec mnie i swoich
pracodawców zarówno w kwestii oczarowania mego kuzyna, jak i
pochodzenia tej kosztownej sukni.
- Powtarzam, że to nie pańska sprawa. Nie powinno pana
obchodzić, gdzie się ubieram. Czy ja pytam o adres pańskiego krawca
albo szewca? Nawiasem mówiąc, gdyby mnie to w ogóle
interesowało, powiedziałabym, że wygląda pan jak wiejski fornal, a
nie jak krewny najwytworniejszego kawalera z londyńskiej socjety,
dla którego mam wiele czułości.
- Nadto śmiało! - obruszył się Nick. - A jednak mam pewność, że
pani mija się z prawdą, jeśli chodzi o uczucia żywione dla mego
kuzyna, i zamierzam tego dowieść.
Atena chciała wyjść i nie bacząc na konsekwencje, wrócić
samotnie do sali balowej, ale coś ją podkusiło, żeby spytać:
- Czyżby? Jaki to dowód?
- Taki - odparł, niespodziewanie objął ją i dotknął wargami jej ust.
Skrywane pożądanie wzmocnione jej oporem i stanowczością
odebrało mu rozsądek; co gorsza, sprawiło, że zapomniał o honorze.
Atena znała tylko matczyne pocałunki. Nie całował jej dotąd
żaden mężczyzna. W pierwszej chwili chciała odepchnąć Nicka, ale
natychmiast powróciły wrażenia, które ogarnęły ją w bibliotece pana
Tenisona, gdy na moment zetknęły się ich dłonie. Tak samo jak Nick
stała się bezbronna wobec swego zauroczenia.
Nick zreflektował się pierwszy i przerwał namiętny uścisk.
Rozsądek podpowiadał, że muszą wrócić do Sali balowej, nim zagra
muzyka i zacznie się kolejny taniec. Z pewnością zauważono by
nieobecność jednej z par.
- I cóż, pani? - powiedział, odsuwając się. Z kpiącą miną
obserwował jej zarumienioną twarz. Wyglądała całkiem inaczej niż
przed chwilą, podczas sprzeczki. - Czy po tym nadal będzie mi pani
wmawiać, że to mój kuzyn jest obiektem czułych westchnień? A może
wszystkim mężczyznom z równym zapałem oddaje pani pocałunki?
Rozmarzona Atena natychmiast wróciła do rzeczywistości.
- Och, jest pan obrzydliwy! - zawołała. - Chodźmy natychmiast do
sali balowej! Proszę więcej do mnie się nie odzywać. Zapewnił pan,
że jest dżentelmenem, i natychmiast złamał pan słowo. Czy w ogóle
można panu ufać?
Cóż miał na to odpowiedzieć? Mówiła prawdę, a nie mógł
wyznać, że nawet jeśli go nie zachęca, przez samą swą obecność
stanowi nieodpartą pokusę.
- Nie - przyznał spokojnie. - Trudno zaprzeczyć, że postąpiłem
niewłaściwie, i proszę, żeby wybaczyła mi pani zachowanie niegodne
dżentelmena, ale wziąwszy...
- Dość, panie Cameron. Nie będę niczego brała pod uwagę i
proszę nie liczyć, że panu wybaczę. Wracam natychmiast do sali
balowej, a pan niech robi, co chce. Nie dam się przebłagać. Gdyby
dotrzymał pan słowa, chętnie obejrzałabym z panem biblioteczne
zbiory lorda Mortimera, lecz w tej sytuacji...
Atena uczyniła tak, jak zapowiedziała. Minęła drzwi i samotnie
poszła w głąb korytarza. Po chwili Nick ruszył za nią, targany
sprzecznymi uczuciami. Z jednej strony niczemu nie zaprzeczyła, co
stawiało jej niewinność pod znakiem zapytania, z drugiej strony
jednak podziwiał jej nieustępliwość i hart ducha.
W uszach nadal brzmiała mu uwaga dotycząca jego
powierzchowności: wyglądał rzekomo jak wiejski fornal. Zdobył się
na wymuszony uśmiech. O tak, panna Filmer trafnie dobierała
określenia. Podczas sprzeczki argumentowała i dawała odpór jego
słowom jak wytrawny prawnik w sali sądowej. Potrafiła natychmiast
wykorzystać każdą jego niezręczność.
Mniejsza z tym. Były ważniejsze sprawy. Straciłby twarz, gdyby
dama powierzona jego opiece wróciła samotnie do sali balowej,
wzbudzając plotki. Musiał temu zapobiec.
Okazało się, że nie ma powodu do obaw, bo całe towarzystwo
było zaabsorbowane najnowszym skandalem wywołanym przez lorda
Byrona i lady Caroline Lamb. Chwilowe zniknięcie prowincjonalnej
piękności przeszło niezauważone i nie wzbudziło żadnych
komentarzy.
Wszyscy goście wpatrywali się w zarumienione oblicze lady
Caroline, która stała na brzegu parkietu i kłóciła się z Byronem. Ten
odwrócił się i utykając, wyszedł z sali, ścigany spojrzeniami gapiów i
tancerzy. Rano będzie o tym mówić cały Londyn!
Tylko pani Tenison coś podejrzewała, bo gdy Atena wróciła na
swoje miejsce za jej krzesłem, usłyszała cierpką uwagę:
- Gdzieś była, Filmer? Nie widziałam cię na parkiecie, a potem
lady Caroline wywołała taki zamęt, że nie mogłam dostrzec Emmy i
lorda Kinlocha! Gdyby lady Caroline była moją córką, na pewno
dopilnowałabym, żeby nie kompromitowała się publicznie. Podobno
jej mąż zasiadł do kart w jednym z salonów i nie można go wezwać,
aby przywołał żonę do porządku, toteż matce owej damy przyszło ją
utemperować, z tego co wiem, nie po raz pierwszy.
Atena milczała, bo nie mogła się przyznać, że odczuwa ulgę na
myśl o niestosownym zachowaniu lady Caroline, które usunęło w cień
jej niefortunną przygodę. Na szczęście nie musiała nic mówić, bo
nadejście
Emmy
i
Adriana
skłoniło
panią
Tenison
do
natychmiastowego wygłoszenia długiej tyrady, w której chwaliła
własne metody wychowawcze. Oznajmiła Adrianowi, że wpoiła córce
zasady, dzięki którym jej rodzina oraz przyszły mąż nie muszą się
obawiać towarzyskiej kompromitacji.
- Nie wątpię w to i doceniam pani starania - odparł taktownie
Adrian. - Panna Emma jest prawdziwym jednorożcem wśród młodych
dam, prawda? - dodał po chwili.
Miało to być niewinne pochlebstwo, a tymczasem jego słowa
wywołały jawne zdumienie słuchaczy. Troje Tenisonów otworzyło
szeroko oczy. Nick, który także przyłączył się do nich, mruknął do
kuzyna:
- Mylisz pojęcia, Adrianie. Miałeś chyba na myśli perłę.
- Ach, tak? - zawołał pogodnie Adrian. - Panno Emmo, proszę o
wybaczenie. W młodości nie przykładałem się zbytnio do nauki, ale
Nick jest porządnie obkuty, jak więc coś pomieszam, zawsze ratuje
mnie z opresji.
Atena obrzuciła Nicka wzrokiem jadowitego bazyliszka i wtrąciła
z niewysłowioną słodyczą:
- Moim zdaniem jednorożec to symbol równie właściwy jak perła.
Jedno i drugie oznacza niewinność.
Poczuła na sobie ukradkowe spojrzenia pana Tenisona oraz
Nicka, natomiast Adrian, trochę zmieszany z powodu swego faux pas,
od razu poweselał i odparł pogodnie:
- Naprawdę, panno Filmer? Muszę to zapamiętać, może się
przydać w konwersacji. Jestem pani wdzięczny za tę uwagę.
Zerknął na nią ponownie, a w jego spojrzeniu był i jawny podziw,
i szczere uwielbienie. Pan Tenison omal się nie roześmiał i żeby to,
ukryć, wydał odgłos przypominający atak kaszlu. Nick oznajmił
chłodno:
- Panna Filmer ma niezwykłe wyczucie językowe. Z takim
talentem byłaby wspaniałą pisarką. Wystarczy tylko stworzyć ciekawą
akcję. Kto wie, czy już nie układa jakiejś intrygi.
Atena nie musiała odpowiadać na dwuznaczny komplement, bo
pan Tenison, jak zawsze jowialny, wtrącił pogodnie:
- Proponuję, żebyśmy przeszli do jadalni. Zarówno taniec, jak i
obserwowanie pląsów sprawiają, że człowiekowi zasycha w gardle.
Trzeba się odświeżyć i przepłukać gardła. Nam wszystkim dobrze to
zrobi.
Teraz Atena stłumiła wybuch śmiechu, bo pojęła, że pan Tenison
lepiej od żony, córki i znajomych orientuje się w zaistniałej sytuacji.
Zawsze był wyjątkowo bystrym obserwatorem i równie szybko jak
ona rozszyfrował wszelkie podteksty, które pojawiły się w rozmowie.
Emma z uwielbieniem spojrzała na zapatrzonego w Atenę Adriana i
powiedziała cicho:
- Miło, że nazwał mnie pan jednorożcem. To wyjątkowe
stworzenie, ale gdybym miała się porównać z jakimś stworzeniem,
wskazałabym na polną myszkę.
To wyznanie sprawiło, że Adrian po raz pierwszy przyjrzał się jej
uważnie.
- Ależ skąd! Myszka zupełnie tu nie pasuje. Moim zdaniem
przypomina pani raczej... - Zawiesił głos, ponieważ zabrakło mu
konceptu, jak skończyć. Po chwili namysłu dodał pod wpływem
nagłego impulsu: - Mam! Jest pani niczym mała pliszka. O ile się nie
mylę, to miła ptaszyna o pogodnym usposobieniu i wesoło
błyszczących oczkach. Mam rację, Nick?
- Naturalnie - usłyszał w odpowiedzi. - Do jej zalet dodałbym
wyjątkową skromność i prostotę oraz brak próżności właściwej innym
ptakom. - Nick skłonił się przed Emmą, która stropiła się i spłonęła
rumieńcem, a jednak odparła uprzejmie:
- Myślę, że pan mi pochlebia, ale… cieszę się, że jestem podobna
do pliszki.
Pani Tenison miała pewne zastrzeżenia, ale jej mąż był
zadowolony, bo lord Kinloch raczył wreszcie spojrzeć łaskawym
okiem na ich jedynaczkę, zamiast wzdychać do jej damy do
towarzystwa. Tenison nie oburzał się, widząc, jak wielki pan zabiega
o względy Ateny, lecz martwiło go, że Emma służy za parawan.
Na równi z Nickiem zdawał sobie sprawę, że Adrian nie pasuje do
Ateny. Gdyby się pobrali, po tygodniu byłaby nim śmiertelnie
znudzona, a on nie miałby pojęcia, o czym z nią rozmawiać. Na dalszą
metę wolałby zapewne widzieć przy sobie oddaną wielbicielkę, niż
zabiegać nieustannie o względy swej pani.
Dla Ateny stosowniejszy byłby Nick Cameron. Ci dwoje zawsze
znaleźliby temat do rozmowy. Niestety, młodzież często dokonuje
błędnych wyborów, ugania się za niewłaściwymi osobami i marzy o
niebieskich migdałach, choć w zasięgu ręki ma prawdziwy skarb.
Pan Tenison ocknął się z zadumy i wziął pod ramię małżonkę,
żeby odwrócić jej uwagę i udaremnić kolejną towarzyską gafę. Z
ukrywanym rozbawieniem obserwował Nicka Camerona, który
pośpiesznie zaanektował dla siebie Atenę, żeby Kinlochowi przypadła
Emma. Pan Tenison miał świadomość, że niewielkie jest
prawdopodobieństwo, by jeden z nich oświadczył się ubogiej Atenie,
która nie ma posagu ani rodzinnych koligacji. Niech przynajmniej
przez jakiś czas cieszy się umizgami obu wielbicieli, nawet jeśli nic z
tego nie wyniknie.
Ani pan Tenison, ani też nikt z jego towarzystwa nie spostrzegł,
że pewien mężczyzna obserwuje Atenę z równą ciekawością, jak
czynił to Nick w czasie przypadkowego spotkania na Bond Street.
Arystokrata w średnim wieku o urodziwej, wyrazistej twarzy stał w
pewnej odległości od nich. Towarzyszył mu nieco młodszy
dżentelmen. Gdy mijała ich Atena wraz z pozostałymi osobami,
starszy mężczyzna zwrócił się nagle do swego sąsiada.
- Wie pan, kim jest piękność, którą prowadzi Cameron?
- Nie, książę, ale mogę popytać. Nawiasem mówiąc, pozwolę
sobie jednak zauważyć, że jest dla pana trochę za młoda.
- Skoro już o tym mowa, Tupman - odparł chłodno książę
Inglesham - od śmierci żony w ogóle nie interesuję się kobietami.
Młode i stare są mi równie obojętne, ale tamta ogromnie przypomina
osobę, którą poznałem w latach młodzieńczych.
A to ciekawostka! W odniesieniu do kobiet reputacja księcia była
nienaganna, jeśli nie liczyć faktu, że ożenił się z sekutnicą, która
zmieniła jego życie w piekło, a na koniec w ataku wściekłości
wyzionęła ducha.
- Proszę zdać się na mnie - odparł Tupman. - Dyskrecja
zapewniona. Poszli do jadalni. Znam Camerona, ostrożnie go
wypytam, kim jest panna, której towarzyszy.
- Jak pan chce - powiedział książę z jawną obojętnością i
westchnął. Osobliwe podobieństwo zrobiło na nim spore wrażenie, ale
nie chciał się z tym zdradzić przed Tupmanem.
Nick, Adrian i pan Tenison znaleźli cichy kąt, gdzie usiadły panie,
a sami podeszli do stołu z potrawami i napojami. Nick oddalił się
nieco i wtedy spostrzegł osławionego plotkarza Tupmana, który
zmierzał w jego stronę z pełnym talerzem i kieliszkiem wina.
- Witaj, Cameron, widziałem cię na parkiecie. Kim była piękność,
z którą tańczyłeś? Jak zwykle zagarniasz dla siebie najlepsze kąski,
stary draniu. Jak ty to robisz?
- Panna Atena Filmer towarzyszy Emmie, córce Tenisonów.
- Tej dziedziczce z Northampton? Znaczny posag, ale jako
debiutantka nie zrobiła w towarzystwie furory, prawda? Ile warta jest
panna Filmer?
- Nie mam pojęcia. Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy. Zbyt krótko
się znamy. Dopiero niedawno przedstawiono mnie jej i Tenisonom.
- Ślicznotka z prowincji? Musisz mnie później przedstawić.
- Naturalnie - odparł Nick, gorączkowo szukając pretekstu, żeby
pożegnać się i odejść, zanim nadejdzie Adrian i zacznie wyśpiewywać
peany na cześć Ateny, podjudzając w ten sposób wścibskiego
plotkarza, gotowego natychmiast sprzedać wszelkie rewelacje w
londyńskich salonach. - Przepraszam, ale na mnie już czas. Muszę
wracać do znajomych.
Nick spiesznie pożegnał Tupmana, który patrzył za nim, nie
kryjąc zdziwienia. Nick Cameron miał opinię narwańca, ale rzadko
bywał równie niecierpliwy. Co go napadło, że tak się nabzdyczył?
Trzeba to sprawdzić.
Tupman postanowił natychmiast wrócić do księcia Ingleshama,
powiedzieć mu, jak nazywa się panna, i uważnie obserwować reakcję.
Czekało go spore rozczarowanie. Inglesham zachował spokój i nie
okazał najmniejszego poruszenia. Z całkowitą obojętnością słuchał
wieści o pięknej dziewczynie.
- Aha, pochodzi z Northampton - rzekł. - A zatem podobieństwo
jest złudne. Mimo to dziękuję, że zadał pan sobie tyle trudu.
Tylko Nick Cameron zachował czujność i nie dał się zwieść.
Kierowany instynktem, który dotąd nigdy go nie zawiódł, obserwował
Tupmana, gdy tamten wrócił do księcia i natychmiast zaczął
perorować z ożywieniem.
Ciekawe, dlaczego Inglesham zaczął się nagle interesować Ateną
Filmer? Niezawodny instynkt podpowiadał Nickowi, że Tupman
zdawał raport księciu, bo chciał się wkraść w jego łaski, płaszcząc się
przed nim i świadcząc rozmaite usługi. Znany był z tego, że schlebia
wszystkim wysoko postawionym osobistościom, i jego zachowanie
należało uznać za normalne. Dziwne wydawało się natomiast, że
Inglesham korzysta z jego pomocy.
Zauważył również powszechne zainteresowanie Ateną wśród
panów obecnych na balu, którzy natychmiast wypatrzyli piękność w
małym kółku Tenisonów. Nick wcale się temu nie dziwił. Pozbawiona
cienia kokieterii Atena przyciągała natychmiast zachwycone
spojrzenia. Bez żadnych szczególnych starań osiągnęła swój cel i
zrobiła furorę w towarzystwie. Oczywiście suknia od madame Felice
była doskonałą oprawą.
W rezultacie pewien sprytny plan spalił na panewce, bo gdy po
kolacji Adrian w towarzystwie podszedł do Ateny, żeby zaprosić ją do
tańca, tak wszystko ukartowawszy, żeby Tenisonowie nie poczuli się
urażeni, musiał odejść z kwitkiem, ponieważ okazało się, że obie
panny są wprost rozrywane i mają już mnóstwo zamówionych tańców.
Szczęśliwie dla Emmy panowie odprawieni przez Atenę zwracali
się do niej, dzięki czemu stała się najbardziej obleganą z debiutantek
obecnych na balu. Gdy po sromotnej klęsce Adriana i Nicka obie
panny odeszły, prowadzone na parkiet przez innych szczęśliwców,
oburzona pani Tenison powiedziała:
- Co ich wszystkich napadło, mężu? Dlaczego Atena znalazła się
nagle w centrum uwagi? Przecież jest nikim, a jej suknia zdaje się
więcej niż skromna.
- Ale to urocze dziewczę o nieskazitelnych manierach. Nawiasem
mówiąc, Emma też wygląda dziś nadzwyczaj korzystnie i wielu
panów okazuje jej zainteresowanie.
Pani Tenison skrzywiła się, ale musiała przyznać, że mąż ma
rację.
- Moja droga, nie zazdrość Atenie tej chwili tryumfu - dodał
pojednawczym tonem. - Młodzieńcy chętnie będą z nią tańczyć, ale
kiedy się dowiedzą o jej ubóstwie, żaden się nie oświadczy.
Tymczasem nasza Emma ma w ręku dwa atuty: posag i urodę.
Zapewniam cię, że z czasem rozkwitnie i poczuje się pewnie w
wytwornym towarzystwie. Wierz mi, biednej Atenie nie ma czego
zazdrościć.
- No dobrze, byle ta Filmer nie zapomniała, gdzie jest jej miejsce.
Ta Filmer, jak pani Tenison z upodobaniem nazywała Atenę,
bawiła się doskonale. Budziła ogólny zachwyt, a ponadto miała
sposobność, by udowodnić Nickowi, że podoba się nie tylko jego
kuzynowi, lecz także innym panom.
Nie powinien się nigdy dowiedzieć, że ani jeden spośród
adoratorów nie budził w niej takich uczuć jak on sam - kłamca i
arogant. Celem Ateny nadal było usidlenie Adriana Kinlocha. Gdyby
się pobrali, jego majątek i stanowisko w wielkim świecie zapewniłyby
Charlotcie Filmer towarzyską pozycję, która słusznie jej się należała.
Skoro to małżeństwo wymaga poświęcenia, Atena była na nie gotowa.
Wykonując skomplikowane figury tańca, czuła na sobie
spojrzenie przygnębionego Adriana. Nick Cameron z kamienną
twarzą obserwował tańczących. Atena nie miała wątpliwości, że tego
wieczoru zrobiła w londyńskim towarzystwie prawdziwą furorę.
Adrian będzie szaleć za nią jeszcze bardziej, by pokonać
konkurentów. Dlaczego w głębi duszy nie potrafiła się tym cieszyć?
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Przed chwilą dostarczono przez posłańca bilecik adresowany do
pani. Ten człowiek nie chciał czekać na odpowiedź.
Kamerdyner Tenisonów wręczył Atenie niewielki list, gdy po
balu u Mortimerów w radosnym nastroju zeszła na późne śniadanie.
Służba nie wiedziała, jak się odnosić do panny Filmer, która
zawsze była nadzwyczaj uprzejma i znała swoje miejsce - gdzieś
między państwem a nimi. Szeptano po kątach, że jej owdowiała matka
ukrywa jakąś tajemnicę, ale nikt ze służących nie miał pojęcia, o jaki
sekret chodzi, co naturalnie podsycało ciekawość. Pani Filmer
przyjechała w ich strony nie wiadomo skąd i nie miała chyba rodziny,
bo przez te wszystkie lata nikt jej nie odwiedził.
Atena uprzejmie podziękowała kamerdynerowi i weszła do
pustego salonu, by na osobności przeczytać list. Nie życzyła sobie,
żeby pani Tenison wzięła ją w krzyżowy ogień pytań, starając się
dowiedzieć, kto pisze i w jakiej sprawie. Jedyną osobą zamieszkałą w
Londynie, która mogła wysłać list do Ateny, była Louise, alias
madame Felice. Im mniej zadufana w sobie matrona będzie wiedziała
o ich znajomości, tym lepiej.
List był krótki. Louise pisała:
Otrzymałam wiadomość wielkiej wagi i muszę porozmawiać z
zaufaną osobą o możliwych następstwach opisanych w wiadomości
wydarzeń. Prócz Ciebie nie mam w Londynie żadnej przyjaciółki.
Błagam, abyś zechciała mnie odwiedzić najszybciej, jak to możliwe.
MF
Atena zmięła list. Co się stało? Skąd ten niepokój i pośpiech?
Postanowiła zajrzeć na Bond Street tego samego dnia po popołudniu.
Louise i ona nie miały nikogo, komu mogły zaufać, powinny więc
trzymać się razem, aby wspólnie stawić czoło wrogiemu światu.
Przyszła do jadalni na krótko przed panem Tenisonem, który
wpadł tam mocno poruszony, co mu się zdarzało niesłychanie rzadko.
Trzymał w ręku list znacznie obszerniejszy niż bilecik doręczony
Atenie.
- Moje drogie - zaczął drżącym głosem - z domu przyszły
niepokojące wiadomości. Doszedłem do wniosku, że lepiej będzie,
jeśli sam je wam przekażę, zanim przeczytacie o tym w gazetach. Bez
wątpienia dziś albo jutro ukaże się artykuł w Morning Post. Adwokat
Simpkin donosi mi bez zwłoki, że przed paroma dniami markiz
Sywell został znaleziony na podłodze swej sypialni w dawnym
opactwie. Był martwy. Procesowałem się z nim i mój prawnik uznał
za stosowne natychmiast zawiadomić mnie o tym fakcie. Markiza
zamordowano z wyjątkowym okrucieństwem, a sprawca lub sprawcy
pozostają nieznani.
- Kolejne zabójstwo! - wykrzyknęła pani Tenison. - Niedawno
zginął nieszczęsny premier, pan Spencer Perceval, zastrzelony przez
tego szaleńca Bellinghama. Nikt z nas nie może czuć się bezpieczny. -
Na znak rozpaczy przyłożyła chusteczkę do oczu, ale szybko przyszła
do siebie i perorowała dalej: - Zresztą wcale nie żałuję tego człowieka.
Nie mówię o Percevalu, mam na myśli markiza. Z pewnością nie
będziemy nosić po nim żałoby. Przecież to sąsiad, nie krewny.
- Szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek po nim
rozpaczał - odparł pan Tenison. - Wyjątkowy szubrawiec. Z drugiej
strony jednak nie życzyłem mu śmierci.
- Klątwa - szepnęła Emma. - Kolejne nieszczęście spowodowane
przekleństwem ciążącym na opactwie Steepwood. Najpierw zaginęła
markiza, teraz jej mąż został zamordowany. Może oboje padli ofiarą
tego samego zabójcy.
Emma rozpłakała się, ale nie miała przy sobie chusteczki. Atena
podała jej swoją i zauważyła:
- To brzmi przekonująco. Czy w liście prawnika są wzmianki o
podejrzanych? Co na to władze?
Pan Tenison popatrzył na zapłakane panie i z wdzięcznością
zerknął na opanowaną Atenę, która jak zwykle była uosobieniem
zdrowego rozsądku.
- Nie. Morderstwo jest równie tajemnicze jak zaginięcie markizy.
Moim zdaniem główna trudność polega na tym, że osób skłóconych z
Sywellem jest mnóstwo, ja sam się do nich zaliczam, ale na tej
podstawie nie należy zakładać, że ktoś z nas usunął go z tego świata.
Atena kiwnęła głową. Domyślała się, że otrzymany niedawno
bilecik dotyczy tych samych wieści. Trudno się dziwić, że Louise
chciała natychmiast się z nią naradzić. Jedno nie ulegało wątpliwości:
przez najbliższy tydzień zamordowany markiz będzie głównym
tematem rozmów i plotek, a następnie pojawi się inna nowina. Kto
wspominał jeszcze zastrzelonego niedawno premiera?
- Sywell zamordowany. Szczerze mówiąc, wcale się nie dziwię,
zwłaszcza po lekturze złośliwej satyry na jego temat, którą ostatnio
wydano w Londynie.
Nick Cameron i Adrian spotkali George'a Tupmana, idąc do
sportowej sali Jacksona. Zatrzymał ich, aby przekazać nowinę, którą
właśnie otrzymał w liście od brata zamieszkałego w pobliżu opactwa
Steepwood.
- Tupman, jaką złośliwą satyrę masz na myśli? - zapytał Nick.
- Nie czytałeś? No tak, skoro przyjechałeś do Londynu jakiś czas
po jej opublikowaniu, nie masz pojęcia, jakie tu powstało
zamieszanie. To paszkwil na Sywella pod tytułem Nikczemny markiz.
Bohater nazywa się Rapeall, a oprócz niego postawiono pod
pręgierzem chyba niemal połowę ludzi z towarzystwa. Jeśli chociaż
część tego, co zostało w tej książce napisane, jest prawdą, większość
osób z naszej sfery miała powód, żeby znienawidzić Sywella.
- Podobno markiz miał wielu wrogów, a inni się go sali.
Domyślasz się, kto zabił, Tupman? Gdybym zaproponował mały
zakład, na kogo byś postawił? - spytał Nick.
- Pewnie służący albo buntownicy zwani luddytami. Zapewne
ktoś z gminu. Nie wierzę, by człowiek z naszej sfery zamordował
Sywella. Mogę założyć się o wszystko, że mam rację!
- Nie znałem go - wtrąci! Adrian. - Naprawdę był takim
nikczemnikiem, jak twierdzi autor satyry? Chciałbym przeczytać tę
rzecz.
- Prawdopodobnie dopuścił się czynów znacznie gorszych niż te
opisane w książce - dodał Nick. - Miałem nieszczęście raz się z nim
zetknąć. Chłostał do nieprzytomności nieszczęsnego lokaja za
rzekome uchybienie etykiecie. Jakaś błahostka! Z trudem
powstrzymałem się od tego, żeby nie wyrwać mu bata. Najchętniej
jego bym wychłostał, ale byłem wtedy chłopcem i napaść na markiza
nie uszłaby mi płazem. Teraz nic by mnie nie powstrzymało.
- Mówi się, że znowu działa klątwa rzucona na Opactwo
Steepwood - powiedział Tupman. - Jest o niej wzmianka w paszkwilu.
Chętnie pożyczę ci swój egzemplarz, Kinloch, jeśli przyrzekniesz, że
mi go zwrócisz. Nawiasem mówiąc, o tobie autor nie wspomina, z
czego powinieneś się cieszyć. Innym nadano obrzydliwe pseudonimy.
Ten pismak bez litości się z nich natrząsa.
Adrian nie był pewny, czy istotnie ma powody do radości, że go
pominięto. Wolałby zostać wyszydzony, ale zauważony.
- A zatem klątwa ciążąca na opactwie Steepwood znowu działa -
odparł w końcu.
- Ludzie zawsze wymyślają bzdury, gdy usłyszą o tajemniczej i
nagłej śmierci - powiedział stanowczo Nick. - Kto dziś wierzy w takie
głupstwa?
- Na przykład ja - przyznał Adrian. - Historia naszej rodziny
zawiera mnóstwo takich opowieści. W Szkocji jest wiele miejsc
dotkniętych klątwą. Dobrze o tym wiesz, drogi kuzynie.
Nick wzruszył tylko ramionami i podziękował Tupmanowi za
przekazanie wiadomości. Kuzyni ruszyli dalej. Niespodziewanie
ujrzeli pannę Filmer wchodzącą do pracowni krawieckiej madame
Felice.
- Ależ to Atena! - zawołał Adrian. - Cóż za szczęśliwy zbieg
okoliczności! Wejdźmy tam pod byle pretekstem. Będę mógł z nią
porozmawiać.
- Nie zapominaj o pogłoskach krążących na temat madame -
przypomniał Nick. - Jeśli ktoś z plotkarzy zobaczy, że tam wchodzisz,
ludzie zaczną wygadywać o tobie niestworzone rzeczy. Nie sądzę,
żeby ci się to spodobało. Poza tym warto zadać sobie pytanie, czego
panna Filmer tam szuka. Nie stać jej przecież na suknie od madame
Felice. Tym dziwniejsze wydaje się, że wczoraj nosiła taką kreację.
- Jesteś tego pewny? - spytał z niedowierzaniem Adrian. - Jej
suknia nie wydała mi się strojna. Moim zdaniem niewiele się różniła
od codziennej. Nie dostrzegam tu żadnej tajemnicy.
Nick mimo woli pomyślał, że mylna ocena stroju Ateny to
kolejny dowód, że ci dwoje do siebie nie pasują. Adrianowi podobały
się kreacje ozdobne i wystawne, których ona nie chciałaby nosić.
- Mimo wszystko nie radziłbym ci bez wyraźnego powodu
wdzierać się do tego raju wytwornych dam.
- Okropny jesteś, Nick - zauważył Adrian. - Jak zwykle wylewasz
mi na głowę kubeł zimnej wody, lecz...
- Niemal zawsze mam rację - przerwał Nick, biorąc go pod ramię
i zmuszając do marszu; byle dalej od nieodpartej pokusy.
Gdy Atena weszła do salonu, Louise natychmiast znalazła powód,
żeby znaleźć się z nią sam na sam. Szybko zakończyła rozmowę z
klientką i poszła z gościem na górę nakazując służbie, by przez
najbliższe półgodziny pod żadnym pozorem jej nie przeszkadzano.
Zamiast podać herbatę, zbliżyła się do kredensu, gdzie stała
karafka z maderą i kilka kieliszków. Dwa zapełniła do połowy i jeden
podała Atenie.
- Wypij. Podejrzewam, że nim skończę, będziesz musiała się
pokrzepić.
Niezmącony spokój, podziwiany zawsze przez Atenę, gdzieś
zniknął. Louise upiła mały łyk, wzdrygnęła się i odstawiła kieliszek.
- Do rzeczy. Nie chcę marnować twojego cennego czasu. Napisał
do mnie zaufany przyjaciel ze Steepwood, z pomocą którego stamtąd
uciekłam. List zawiera wstrząsające nowiny. Nie darzyłam męża
uczuciem po tym, jak zorientowałam się, że udawał szaleńczo
zakochanego, aby skłonić mnie do małżeństwa. Mimo to nie życzyłam
mu źle.
Nieświadomie powtórzyła zdanie wypowiadane niemal przez
wszystkich, którzy słyszeli o śmierci Sywella.
- Znaleziono go w sypialni. Został okrutnie, brutalnie
zamordowany. Tożsamość mordercy pozostaje tajemnicą. Sywell
odprawił całą służbę, nawet kamerdynera Solomona Burnecka, został
więc całkiem sam. Gdyby nie to, biedny Solomon byłby pierwszym
podejrzanym, bo uchodzi za nieślubnego syna markiza, a na dodatek
był źle traktowany. Trudno o lepszy motyw do morderstwa.
Louise zamilkła na chwilę.
- Markiz zginął po długiej walce, pocięty własną brzytwą.
Wszędzie była krew. Oczywiście przypomniano sobie natychmiast o
moim zniknięciu, lecz od swego informatora wiem, że okoliczności
morderstwa wskazują wyraźnie, iż nie mogła tego dokonać kobieta.
Cień podejrzenia pada na lorda Yardleya. Ostatnio znów pokłócił się
straszliwie z Sywellem w miejscu publicznym. Prowadzący śledztwo
będą jednak mieć spore trudności z ustaleniem listy podejrzanych, bo
markiz był zwaśniony z wieloma osobami, a większości z nich dał
powody, aby życzyły mu śmierci.
- Tak - przyznała Atena. - Wiadomo mi, że pan Tenison również
był z nim skłócony, ale trudno podejrzewać go o zbrodnię. Nawiasem
mówiąc, ma alibi, bo od połowy kwietnia nie opuszczał Londynu.
- Jestem ci winna jeszcze jedną informację - ciągnęła Louise.-
Znajomy twierdzi, że władze postanowiły wznowić śledztwo w
sprawie zaginionej markizy i prowadzą je nader energicznie. Pojawiło
się domniemanie, że żona wprawdzie nie zabiła, ale wynajęła
morderców. Teraz rozumiesz, dlaczego cię wezwałam.
- Wątpię, żebyś znalazła się na liście potencjalnych morderców -
powiedziała oszołomiona Atena. - Kto cię zna, nie śmie podejrzewać,
że przyłożyłabyś rękę do zbrodni.
- Zapewne, lecz oprócz ciebie nie mam przyjaciół - odparła ze
smutkiem Louise. - Gdy przebywałam opactwie Steepwood, prawie
nie spotykałam się z ludźmi. Po ślubie z Sywellem stałam się
praktycznie jego więźniem. Kiedy wychodziłam, mogłam jedynie
spacerować po najbliższej okolicy. Wcześniej byłam prostą szwaczką.
W miasteczku poza tobą nie miałam żadnych przyjaciół.
Jest również inna trudność: nie zamierzam się ujawnić nawet po
to, żeby dowieść swojej niewinności. Lepiej, by nikt nie dowiedział
się o moim nowym życiu. Tamten rozdział uważam za definitywnie
zamknięty. Popełniłam błąd, wychodząc za łajdaka, i drogo za to
zapłaciłam. Ze smutkiem muszę wyznać, że nie podjęłabym takiej
decyzji, gdyby John Hanslope mój opiekun, nie uznał, że dobrze na
tym wyjdę, jeśli przyjmę oświadczyny.
- Dlaczego prowadzący śledztwo podejrzewają hrabiego
Yardleya? - zapytała nieco zbita z tropu Atena. - Moim zdaniem to
przypuszczenie jest równie absurdalnie jak przypisywanie winy tobie.
Spotkałam go raz jeden i w przeciwieństwie do markiza zrobił na
mnie wrażenie człowieka spokojnego i godnego szacunku.
- Racja - przytaknęła Louise.- Teraz rozumiesz, dlaczego
chciałam z tobą porozmawiać. Jesteś uosobieniem zdrowego rozsądku
i zadajesz właściwe pytania. Moim zdaniem większość mężczyzn,
zwłaszcza po pijanemu, zachowuje się w sposób urągający zdrowemu
rozsądkowi, jeśli w grę wchodzą ich pieniądze lub honor. Możemy
tylko zgadywać, czemu Yardley zrobił markizowi karczemną
awanturę, a także czy tamta kłótnia miała jakiś związek z
morderstwem.
- To mi przypomina skomplikowaną układankę. Nie mamy
wzorcowego obrazka, brakuje wielu istotnych elementów, jest też dla
mnie zagadką, według jakiego klucza należy porządkować te, które
mamy. Zadanie trudne... wręcz niemożliwe do wykonania -
zastanawiała się Atena.
- Owszem, lecz jeśli mam być szczera, w całej tej sprawie
interesuje mnie tylko jeden aspekt. Żadna z nas nie może zdradzić, że
jestem zbiegłą markizą. Jeśli ktokolwiek zapyta, jak zaczęła się nasza
przyjaźń, powinnyśmy mieć przygotowaną wiarygodną odpowiedź,
aby zmylić czujność ewentualnych przeciwników. Niestety, trzeba
skłamać.
Obie młode kobiety bezradnie wpatrywały się w siebie. Nagle
Atena wybuchnęła śmiechem, chociaż nie było jej wesoło.
- Gdybym została wziętą pisarką, ułożenie efektownej i
pasjonującej opowieści nie stanowiłoby dla mnie najmniejszego
problemu. Nikt by się nie zorientował, że kłamię, ale teraz...
- Szczerze mówiąc, też mam pustkę w głowie - przyznała Louise.
- Tyle nakłamałam, zanim pod fałszywym nazwiskiem osiadłam na
Bond Street, że brak mi już pomysłów.
- Jak ci się podoba taka historyjka - zaczęła Atena, marszcząc
brwi i starając się odpowiednio ubrać w słowa pierzchające myśli. -
Jak zapewne wiesz, przez jakiś czas miałam francuską guwernantkę.
Możemy powiedzieć, że jej młodsza siostra przyjechała do nas na
krótkie wakacje.
Rozumie się samo przez się, że ty nią byłaś. Kiedy przyszłam do
twojej pracowni z panią Tenison i Emmą, od razu cię poznałam, bo
zachowałaś drobną posturę i dziewczęcą urodę. Moim paniom o tym
nie wspomniałam, ponieważ uznałam, że to nie ich sprawa.
Atena była wstrząśnięta, że z taką łatwością ułożyła przekonującą
fabułkę. Niemal słyszała kpiący głos Nicka: Ależ z pani intrygantka i
kłamczucha, Ateno! Imienniczka godna antycznej bogini, która u
Homera łże jak z nut. Ocknęła się z zadumy, gdy Louise pochwaliła
jej opowiastkę.
- To powinno wystarczyć - uznała. - Chyba rozumiesz, dlaczego
jestem taka ostrożna. Nie sądzę, żeby mnie odnaleźli, ale trzeba brać
pod uwagę najgorsze. Jednego nauczyłam się ze wszystkich
życiowych doświadczeń: wystarczy przekonujące kłamstwo, a reszta
opowieści niech będzie prosta i prawdziwa. Nadmiar wyjaśnień
prowadzi do katastrofy.
- Okropny jest ten świat - skonstatowała Atena i serdecznie
ucałowała przyjaciółkę. - Dlaczego ubogie dziewczęta muszą posuwać
się do podstępów, żeby przetrwać?
Myślała nie tylko o Louise, lecz także o sobie, ponieważ życiowe
perturbacje zmusiły ją do samodzielnych poszukiwań na małżeńskim
rynku, skoro nie mogła liczyć na pomoc matki. Mimo wszystko
zdawała sobie sprawę, że jej sytuacja była lepsza od położenia Louise,
która nigdy nie miała nikogo, kto wprowadziłby ją do wyższych sfer.
Znalazła wprawdzie kandydata na obrońcę i opiekuna, lecz ten po
ślubie zmienił się w potwora.
Louise obserwująca uważnie wyraz twarzy Ateny, rozważała po
raz pierwszy, czy nie nadszedł czas, by podzielić się z nią sekretem
dotyczącym swego pochodzenia, lecz doskonale wiedziała, że
przyjaciółka dźwiga ciężkie brzemię i obciążanie jej ponad miarę nie
pomoże żadnej z nich. Lepiej zachować te rewelacje na później, kiedy
nowina o potwornej śmierci markiza trochę spowszednieje.
Obu pozostało jedynie dopić maderę i powspominać dawne dobre
czasy, żeby na chwilę zapomnieć o smutnej teraźniejszości.
- Zimny trup! Na miłość boską! Ciekawe, który z niezliczonych
wrogów postanowił nareszcie z nim skończyć.
Ta uwaga wygłoszona przez damę należała do najłagodniejszych
uwag, jakimi dzieliły się osoby z wyższych sfer po usłyszeniu
wiadomości o brutalnym zamordowaniu markiza. Ilekroć w
towarzystwie pojawiał się starszy syn hrabiego Yardleya, szeptano po
kątach, że jego ojca podejrzewa się o udział w zbrodni.
Marcus, wicehrabia Angmering od razu rzucał się w oczy.
Wysoki i mocno zbudowany, podobnie jak Nicholas Cameron, twarz
miał raczej wyrazistą niż urodziwą i gęstą, złotorudą czuprynę. Poza
tym przedkładał wygodę nad elegancję i nie aspirował nigdy do miana
dandysa.
- Najgorsze jest to, że wszyscy znajomi traktują mnie jak obłożnie
chorego. Wygląda na to, że każdy wie, co mi jest, ale nikt się nie
kwapi, żeby mnie o tym poinformować - zwierzał się Nickowi i
Adrianowi, gdy pewnego dnia spotkał ich w Hyde Parku. - Ci, których
szczególnie nie lubię, omijają mnie szerokim łukiem, żeby nie złapać
tych miazmatów, a prawdziwi przyjaciele udają pogodnych i
zapewniają o swej sympatii! Do głowy by mi nie przyszło, żeby
podejrzewać ojca o mordercze skłonności, ale to nie jest żaden
argument, prawda? W ten sposób dowodzę tylko, że jestem oddanym
synem.
- Istotnie. W naszych czasach to prawdziwa rzadkość - przyznał
Nick.
Adrian, który dosłownie zrozumiał uwagi Marcusa, wypytywał
troskliwie:
- Mam nadzieję, Angmering, że nie zapadłeś na groźną chorobę.
Nie miał pojęcia, dlaczego Nick i Marcus zgodnie wybuchnęli
gromkim śmiechem.
- Przyzwoity z ciebie gość, Kinloch. - powiedział Marcus. -
Gdyby coś ze mną było nie tak, trzymałbym się od ciebie z daleka.
Zapewniam, że jestem w dobrej formie. Odkąd do miasta dotarła
nowina o zamordowaniu Sywella, brak mi tylko cierpliwości, bo
wszyscy wygadują bzdury na mój temat?
- Och, odetchnąłem z ulgą - rzekł uspokojony Adrian i dodał: -
Nie chcę przez to powiedzieć, że pochwalam morderstwo, ale Sywell
sam się prosił o taki los. Przeczytałem niedawno świetną książkę na
jego temat. Rzecz nosi tytuł „Nikczemny markiz" . Nick twierdzi, że
sportretowano w niej wielu ludzi z naszej sfery. Tak czy inaczej cieszę
się, że jesteś zdrów. Sywell nam wszystkim bruździł i dawał do ręki
mocne argumenty tym okropnym radykałom, którzy obrzucają błotem
całą Izbę Lordów. Może po jego śmierci wreszcie się uciszą.
- Wątpliwe - odparli jednocześnie Nick i Marcus. Ten ostatni
dodał rzeczowo: - Najdziwniejsze jest to, że Sywell zginął dokładnie
tak, jak opisano w książce.
- Cały pokój we krwi, denat zamordowany swoją własną brzytwą!
- krzyknął wstrząśnięty Adrian.
- Otóż to - przytaknął Marcus. - Albo mamy do czynienia z
wyjątkowym zbiegiem okoliczności, zwłaszcza że gdy paszkwil został
opublikowany, Sywell cieszył się dobrym zdrowiem... względnie
dobrym - poprawił się szybko i ciągnął swoje wywody: - albo
morderca czerpał inspiracje z książki.
Wszyscy trzej przez kilka chwil rozważali, każdy na swój sposób,
haniebną śmierć markiza. W końcu Nick postanowił zmienić temat i
wykorzystać fakt, że natknęli się na Marcusa. Zaczął go wypytywać o
Tenisonów z Steep Ride w hrabstwie Northampton.
- Wiem, Angmering, że twoja rodzina pochodzi ze Steepwood.
Może ich tam widywałeś? Niedawno przyjechali do Londynu. Ich
córka będzie przedstawiona na królewskim dworze.
- Tenison? - zastanawiał się Marcus. - Tak, poznałem go na balu
w salach redutowych Abbot Quincey, kiedy tam ostatnio bawiłem.
Przyzwoity facet, ma w sobie coś z uczonego. Z przyjemnością
uciąłem sobie z nim pogawędkę na temat dziejów opactwa, które
później stało się własnością naszej rodziny. Ojciec także ma go za
uczciwego człowieka. Pamiętam jedynaczkę Tenisonów: filigranowa,
cichutka, tyranizowana przez władczą matkę.
- Miała damę do towarzystwa? - zapytał Nick, wykorzystując
okazję do zdobycia informacji.
- Czy ja wiem? Kto by pamiętał te damulki? - wzruszył
ramionami Marcus.
Słuchający nieuważnie Adrian natychmiast się obruszył.
- Tę, która jej obecnie towarzyszy, na pewno byś zauważył,
Angmering. Jest wyjątkowo piękna, usuwa w cień córkę Tenisonów,
nie czyniąc żadnych starań w tym kierunku. Pochodzi z tych samych
okolic.
Nick i Marcus nie widzieli dotąd u Adriana podobnego ożywienia.
Był wyraźnie oburzony, że ktoś nie oddał sprawiedliwości Atenie.
- Jak się nazywa ta perła, Kinloch? Musi być naprawdę
wyjątkowa, skoro dla niej zapomniałeś o innych dzierlatkach.
- Miarkuj się, Angmermg! Panna Atena Filmer jest prawdziwą
damą, ma nieskazitelne maniery i wzorowo wypełnia swoje
obowiązki, pomagając córce Tenisonów odnaleźć się w wielkim
świecie. Prawda, Nick?
- Można tak powiedzieć - padła ostrożna odpowiedź.
- Filmer... - rzekł Marcus. - Nie przypominam sobie nikogo o tym
nazwisku. Skoro na tobie, Kinloch, zrobiła tak ogromne wrażenie, z
pewnością zauważyłbym ją, gdyby pojawiła się na horyzoncie.
- Nic straconego - odciął się Adrian, nadal w wojowniczym
nastroju. - Masz doskonałą sposobność, żeby ją poznać.
Spodziewałem się, że Tenisonowie zechcą dziś po południu odwiedzić
Hyde Park, bo pogoda jest prześliczna, i widzę, że udało mi się ich
namówić. Już tu są! Przekonam rodziców panny Emmy, że młode
damy zamiast jechać landem, powinny wybrać się z nami na
przechadzkę, sam więc ocenisz. Niewątpliwie potem zgodzisz się ze
mną, że nie wszystkie damy do towarzystwa są podstarzałymi
brzydulami.
Pomaszerował w głąb alejki, którą jechało otwarte lando
Tenisonów. Marcus w zamyśleniu odprowadził go wzrokiem.
- Powiedz mi, Cameron, co napadło Kinlocha? Chyba nie
zakochał się w jakiejś prostaczce, w zwykłej damie do towarzystwa!
Akurat jego nigdy bym nie posądził o skłonność do mezaliansu. Nie
zadziera nosa, ale trudno nazwać go lekkoduchem.
Nick zadziwił samego siebie, broniąc Ateny.
- Poczekaj, Marcusie, aż sam zobaczysz tę pannę. Naprawdę jest
urodziwa... a także mądra.
- Mądra! O bogowie! W takim razie o czym rozmawia z
Kinlochem?
Nick wybuchnął śmiechem. Dawno się nie widzieli i dlatego
zapomniał, że obaj są równie spostrzegawczy. Angmering od razu
trafił w dziesiątkę, potwierdzając jego wątpliwości co do małżeństwa
Adriana z Ateną. Nim zdążył odpowiedzieć na ostatnią uwagę,
dobiegł go przeciągły gwizd. Tak nieoczekiwanie Marcus zareagował
na widok Adriana prowadzącego pod ręce dwie młode damy.
- Dobry Boże! Już wiem, co miał na myśli. Tamta mała trochę
podrosła od naszego ostatniego spotkania. Teraz jest całkiem znośna.
Miła buzia, ładna figurka. Ale jej dama do towarzystwa... Prawdziwa
piękność, bez dwóch zdań!
Nick spojrzał spode łba na starego przyjaciela. Też coś! Co za
dużo, to niezdrowo! Atena zyskała kolejnego wielbiciela! To chyba
czary... jak w Śnie nocy letniej Szekspira. Marcus skłonił się nisko obu
paniom, gdy Adrian go im przedstawił.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Jesteś szczęściarzem,
Kinloch! U obu ramion prawdziwe ślicznotki. Idąc po panie,
zapowiedziałeś, że przyprowadzisz dwie wyjątkowe piękności, i
dotrzymałeś słowa.
Emma uroczo się zarumieniła. Dawniej byłaby całkiem zbita z
tropu takimi pochwałami, ale tamte czasy już minęły.
- Pan nam pochlebia, milordzie - odparła Atena.
- Bez tytułomanii, panno Filmer. Proszę mi mówić Angmering.
Mam nadzieję, że i panna Emma zechce tak się do mnie zwracać.
Spotkaliśmy się w okresie Bożego Narodzenia w salach redutowych
Abbot Quincey.
- Jestem zaszczycona, że raczył mnie pan zapamiętać, Angmering
- odparła nieśmiało Emma.
- Co też pani mówi! Jak mógłbym zapomnieć? Wydaje mi się, że
nie poznałem wtedy pani towarzyszki. Na pewno też utkwiłaby mi w
pamięci.
Atena jak zwykłe czuła na sobie gniewne spojrzenie Nicka. Od
razu polubiła szczerego i bezpośredniego Angmeringa.
- Nie spotkaliśmy się, ponieważ moja mama chorowała i nie
byłam na balu.
- Mieszka pani w Abbot Quincey, panno Filmer?
Atena pokręciła głową.
- Nie. Moja owdowiała matka osiadła przed laty w niewielkiej
wiosce zwanej Steep Ride po drugiej stronie Steepwood. To urocza
osada, pewnie dlatego, że taka maleńka.
Steep Ride, powtórzył w myślach Nick. Trzeba zapamiętać tę
nazwę. Już wiedział, gdzie szukać informacji o pannie Filmer i jej
pochodzeniu. Szedł sam za Adrianem prowadzącym Emmę i
Marcusem, który podał ramię Atenie. Z ponurą miną przysłuchiwał
się ich rozmowie.
Po kilku chwilach niezobowiązującej konwersacji Marcus
oznajmił:
- Panno Filmer, moje gratulacje! Odkąd przyjechałem do
Londynu, wszyscy rozmawiają ze mną, jakby mieli do czynienia z
dziwakiem albo szaleńcem. Jest pani pierwszą osobą, która zachowuje
się normalnie.
- Gdyby chciał pan dowieść, że ma w sobie coś z oryginała lub
ekscentryka, z pewnością nic by pana nie powstrzymało, lecz na razie
nie oczekuję takich niespodzianek. Domyślam się, że morderstwo
popełnione na osobie markiza oraz więzy łączące pańską rodzinę ze
Steepwood zachęcają innych do szukania sensacji. Plotkarze
uwielbiają melodramatyczne sytuacje.
- Dobrze powiedziane. - Marcus uśmiechnął się do Ateny. -
Dzięki pani bawi mnie teraz ich postępowanie, które do tej pory
uważałem za irytujące. Nick Cameron powiedział, że jest pani mądra,
i miał rację.
- Naprawdę tak mówił? - odparła chłodno Atena. - Uchodzi za
rozumnego człowieka, więc jego uznanie powinno mi pochlebiać.
- Uwaga Nicka z pewnością nie była pochlebstwem. Jestem
pewny, że zgodzi się ze mną.
Atena miała w tej kwestii spore wątpliwości. Jej zaufanie wobec
Camerona stało pod znakiem zapytania, natomiast z każdą minutą nie
bez irytacji utwierdzała się w przekonaniu, że nadal ją przyciąga
niczym magnes. Ilekroć wchodziła do sali balowej czy bawialni albo
jak dziś jechała do Hyde Parku, odruchowo szukała go wzrokiem.
Co gorsza, zwyczajne spotkanie stawało się dla niej ogromnym
przeżyciem. Tak samo czuła się, gdy pewnego razu przypadkiem
wypiła bardzo mocny alkohol, który natychmiast uderzył jej do
głowy.
Wstydziła się przyznać, że sama obecność tego mężczyzny
wprawia ją w upojenie. Zastanawiała się, jak on reaguje na jej widok.
Zwykle odnosiła wrażenie, że go denerwuje. Kiedy się pojawiała,
krzywił usta i obrzucał ją chłodnym taksującym spojrzeniem.
Idący za Marcusem i Ateną Nick był równie poruszony. Przez
głowę przebiegały mu podobne myśli i spostrzeżenia. Mimo woli
podsłuchiwał tamtych dwoje i utwierdzał się w przekonaniu, że musi
zdobyć jak najwięcej informacji na temat panny Filmer.
Ostateczną decyzję podjął, gdy z powozu stojącego za drzewami
wysiadł książę Inglesham i podszedł do nich, prowadząc na srebrnej
smyczy wielkiego charta rosyjskiego. Gdy pies podbiegł do Ateny,
natychmiast uległ jej urokowi. Jak wszystkie samce, zaczął się do niej
łasić pan musiał go przywołać do porządku.
- Angmering, drogi przyjacielu, przedstaw mnie swojej
towarzyszce, żebym mógł ją przeprosić za niefortunne zachowanie
mego zwierzaka, który wabi się Iwan Groźny, a zachowuje się jak
mały kotek, więc przy nadawaniu imienia zaszła chyba jakaś pomyłka
- powiedział, jak zwykle opanowany. Ukłonił się nisko Atenie.
Kolejny wielbiciel, pomyślał z wściekłością Nick. Powinni ją
nazwać Afrodytą, a nie Ateną. Imię bogini miłości byłoby w tym
wypadku stosowniejsze, bo najwyraźniej wszyscy mężczyźni gotowi
są paść do jej stóp. Gdyby została kurtyzaną, z pewnością nie
narzekałaby na brak adoratorów.
Marcus natychmiast przedstawił Atenę księciu... oraz Iwanowi,
który skomlał z ukontentowania. Pochyliła się, żeby pogłaskać
kształtny łeb szlachetnego zwierzęcia, które radośnie polizało jej dłoń.
Książę odciągnął go i uniżenie przepraszał, a na koniec rzekł:
- Droga panno Filmer, mogę tylko powiedzieć, że nie
przypominam sobie, żeby kiedykolwiek zachował się w ten sposób.
Do tej pory znany był z niechęci do ludzi. Za mną także nie przepada.
Jego serdeczność powinna pani schlebiać.
Znowu mowa o schlebianiu! Atena uśmiechnęła się, a Nick
zacisnął zęby, co nie było łatwe, bo rozmawiając z księciem, starał się
zachować przyjemny wyraz twarzy. Inglesham miał opinię pustelnika
i rzadko szukał towarzystwa ludzi ze swojej sfery. Chodziły słuchy, że
w młodości przeżył zawód miłosny, a jego małżeństwo okazało się
tragiczną pomyłką. Po śmierci żony zdecydowanie odsunął się od
świata. No i proszę, teraz wpadła mu w oko panna Atena Filmer.
W tym momencie nastąpił gwałtowny zwrot w monologu
wewnętrznym Nicka Camerona, który nagle zrozumiał, że spotkała go
straszliwa przygoda: sam też zakochał się w pannie Atenie Filmer i
każdego samca - obojętnie mężczyznę lub zwierzę - traktował jak
rywala! Nie, to nie do zniesienia! Z pewnością doświadczał jedynie
zwykłej żądzy. Naturalnie, nie czuł nic więcej...
W głębi serca wiedział jednak, że kłamie. Potrafił oszukać innych,
nawet Atenę, ale nie mógł zwodzić samego siebie. Nie ulegało
wątpliwości, że książę jest zachwycony nową znajomą.
- Atena - powiedział. - Szlachetne imię. Wolno spytać, czy
występuje często w pani rodzinie?
- Nie sądzę - odparła wymijająco, bo nie znała żadnych krewnych,
ale nie mogła tego zdradzić księciu. - Mama nazwała mnie tak,
ponieważ jej ojciec był wybitnym znawcą antyku i uważał to imię za
ładne.
- Przypadło urodziwej właścicielce - odparł szarmancko książę,
starając się panować nad Iwanem, który z uwielbieniem wpatrywał się
w Atenę i chętnie znów polizałby jej dłoń. - Jeśli dobrze zrozumiałem
wyjaśnienia Angmeringa, przyjechała pani do Londynu z Tenisonami
i przyjaźni się z ich córką. To rodzina ze Steepwood w hrabstwie
Northampton, prawda? Słyszałem, że Tenison ostatnio wszedł w spór
z nieżyjącym markizem Sywellem.
- Możliwe - odparła Atena, starając się jak najmniej mówić o
rodzinnych stronach. - Wydaje mi się, że był to spór graniczny.
- Gdyby pani mieszkała we własnym domu, nie u przyjaciół,
dałbym pani w prezencie Iwana, ponieważ obawiam się, że wasze
rozstanie będzie dla niego trudną próbą. Pochodzi pani ze Steepwood?
Czy dobrze zrozumiałem? Ma pani krewnych? Na pewno matkę.
Do diabła, o co mu chodzi, pomyśleli jednocześnie Marcus i Nick.
Obaj podejrzewali, że książę usiłuje zdobyć względy Ateny Filmer, co
było założeniem nader śmiałym, jeśli wziąć pod uwagę jego reputację,
nienaganną pod każdym względem.
- Szczerze mówiąc, mało wiem o rodzinnych koligacjach -
odparła Atena, coraz bardziej zakłopotana tą indagacją.
Starannie ukrywała wszelkie objawy lekkiego zdenerwowania, na
które Nick był jednak szczególnie wyczulony, i dlatego zaraz
pomyślał, że książę trafił chyba w czułe miejsce. Chętnie by się
dowiedział, czemu służą te wszystkie pytania. Do diabła, jakie plany
ma książę wobec panny Filmer?
Atena zadawała sobie to samo pytanie. Z roztargnieniem głaskała
po głowie Iwana, który przestał się wyrywać i znacznie spokojniej
wyrażał teraz swoje uwielbienie. Pomyślała, że gdyby nie była tylko
ubogą znajomą Tenisonów, z radością przyjęłaby podarunek księcia.
Nie miała nigdy psa. Pani Filmer balansowała na granicy
ubóstwa. Miała stały dochód zapewniający skromne utrzymanie,
trzymała więc kota, którego łatwiej było wykarmić.
- Mamy kota jak czarownice ze starych baśni - powiedziała kiedyś
z westchnieniem.
Książę również uświadomił sobie, że jak na początek znajomości
jest przesadnie dociekliwy, i zmienił temat. Zaczął omawiać
polityczne nowiny. Wspomniał o luddystach, którzy zabili kupca w
hrabstwie York, mówił o żałosnej doli angielskiego pospólstwa.
- To wojna - dodał, a Nick i Marcus zgodnie pokiwali głowami. -
Nawet bez rozruchów i francuskiej blokady sytuacja wyglądałaby
fatalnie. Teraz grozi nam klęska. Młody Byron miał rację,
przemawiając w Izbie Lordów, ale wyraził tylko swoje oburzenie i nie
zaproponował konkretnych posunięć, które ulżyłyby ludowi w
cierpieniu.
Na szczęście przestał wypytywać o moich widmowych kuzynów,
pomyślała Atena, ale te sprawy są równie przygnębiające. Niemal
odetchnęła z ulgą, gdy Adrian prowadzący Emmę zawrócił,
wychodząc naprzeciw jej i Angmeringowi.
- Tam, do kata, co się z wami dzieje? Nick, czemu zostaliście...
Przerwał mu Iwan, który pod wpływem nagłej niechęci do
przybysza zaczął szczekać jak szalony.
- Niedobry pies - skarcił go książę. - Muszę zaprowadzić cię do
powozu. Wybacz, Kinloch, że tak nagle odchodzę, ale nie mogę
pozwolić, by Iwan się panoszył. Porozmawiamy innym razem. Cieszę
się, że spotkałem tak miłe towarzystwo i zostałem pani
przedstawiony, panno Filmer. To dla mnie prawdziwy zaszczyt. -
Skłonił się i pociągnął za sobą psa.
- Mówcie, co się stało! - rzucił Adrian, patrząc za nim. -
Zatrzymał was? Podobno to istny pustelnik, tak mówią. Dziwnie na
panią spoglądał, Ateno. Jego pies również.
Wszyscy stłumili śmiech wywołany bezceremonialną uwagą.
Zdarzało się czasami, że prostoduszny Adrian od razu trafiał w sedno,
podczas gdy jego subtelniejsi rozmówcy krążyli wokół sprawy. To
była właśnie jedna z takich chwil.
- Sądzę, Adrianie, że zwrócił na mnie uwagę tylko z powodu
osobliwego zachowania swego charta - odparła Atena, starając się
mówić spokojnie i rzeczowo.
Miała świadomość, że mija się z prawdą. Gdy książę zadawał
pytania, wyczuwała w nich pewną natarczywość, ale nie potrafiła
określić, z czego to wynika. Może wpadła mu w oko, a może istotnie
interesowali go krewni Filmerów. Nie była świadoma, że jej myśli są
odbiciem rozważań Nicka.
Marcus także uznał zachowanie księcia za dziwne, ale nim zdążył
wyrazić swoją opinię; zbliżyła się do nich bardzo elegancka i
urodziwa kobieta, na oko trzydziestoparoletnia. Szła pod rękę ze
znacznie starszym siwym mężczyzną.
- Cameron! Nick Cameron, ach, to ty! Tak mówiłam, ale Laxford
nie był całkiem pewny. Ostatnio wzrok mu się pogorszył. Ogromnie
się cieszę z tego spotkania. Tyle lat minęło. Trzeba wam wiedzieć -
zwróciła się do słuchaczy, jakby przemawiała na zebraniu - że w
dzieciństwie Nick i ja zawsze trzymaliśmy się razem. Ach, to były
piękne dni - westchnęła i dodała pospiesznie: - Nie przedstawisz mnie
znajomym, Nick? Lorda Kinlocha pamiętam sprzed lat.
Podczas tej perory wiekowy mąż stał obok niej jak słup soli.
Atena spostrzegła, że Nick wcale nie jest zachwycony wylewnym
powitaniem lady Laxford. Na jego twarzy ujrzała wyraz, który pojawił
się, ilekroć zamierzał ją surowo napiętnować. Ukłonił się niedbale,
zwracając się do kobiety, nie użył arystokratycznego tytułu i
powiedział krótko:
- Jak sobie życzysz, Floro.
Lodowatym tonem dokonał prezentacji wymuszonej przez damę o
ślicznej twarzy i przenikliwym wzroku. Atena ze zdziwieniem
stwierdziła, że głównie ona jest nim przeszywana.
A zatem towarzyszka zabaw Nicka była dość bystra, aby szybko
się zorientować, że Emma nie jest obiektem jego zainteresowania! Od
razu postawiła na Atenę. Ciekawe, co na tej podstawie można
wywnioskować na temat charakteru owej damy... oraz jej przyjaźni z
Nickiem. Zaczęła się ogólna rozmowa, w której Nick nie brał udziału,
chociaż lady Laxford próbowała go do niej wciągnąć.
- Dlaczego jesteś taki milczący? To do ciebie niepodobne -
powtarzała raz po raz.
Nie reagował na te zaczepki, tylko stanął z boku, starając się
zwrócić na siebie uwagę lorda Laxforda, którego roztargnione
spojrzenie świadczyło, że podeszły wiek przyćmił mu nieco umysł.
Mimo to znacznie młodsza żona często zagadywała go przyjaźnie,
lecz zaraz podejmowała wątek, wiedząc, że nie doczeka się
odpowiedzi. W końcu ku ogólnej uldze mąż pociągnął Florę Laxford
za ramię i ochrypłym tonem mruknął coś niezrozumiale, na co
zareagowała stłumionym piskiem.
- Naturalnie, mój drogi - powiedziała. - Wracamy do powozu.
Tam odpoczniesz. Au revoir. Żegnam nowych i starych znajomych.
Odeszła, machając ręką na pożegnanie, ciągnąc za sobą swego
pana i władcę, który, jak kąśliwie zauważył Nick, był jej całkowicie
uległy. Wszyscy patrzyli po sobie, nie wiedząc, jak skomentować to
spotkanie. Marcus, jak zwykle nie przebierając w słowach,
wypowiedział uwagę, która właściwie nie powinna paść w
towarzystwie.
- Boże miłosierny, jakaż ona męcząca! Cameron, naprawdę byłeś
z nią blisko w zamierzchłych czasach dzieciństwa?
- Przez jakiś czas - padła odpowiedź, a ostry ton nie zachęcał do
kontynuowania rozmowy.
Niespodziewane spotkanie z Florą Campbell było dla Nicka
prawdziwym wstrząsem. Jego dawna wybranka zachowała urodę, ale
zadawał sobie pytanie, czy zawsze była taka płytka. Daremnie
próbował odepchnąć smutne wspomnienia, nagle wywołane z lamusa
pamięci, gdy stanął twarzą w twarz z Florą.
Na szczęście przyłączył się do nich daleki kuzyn Marcusa, który
poprosił, aby ten poszedł z nim w głąb parku, gdzie została reszta
towarzystwa, i osobiście zapewnił jego matkę, że żadnemu z
Yardleyów nie grozi natychmiastowe aresztowanie pod zarzutem
zamordowania Sywella. Adrian wykorzystał sposobność, żeby podać
ramię Atenie, a Nick dotrzymywał towarzystwa Emmie. Uznał ją za
miłą, lecz niezbyt interesującą.
- Ulżyło mi, gdy mama poprosiła Atenę, aby pojechała z nami do
Londynu - wyznała szczerze Emma. - W szkole trzymałyśmy się
razem, początkowo uchodziłam za jej podopieczną. Niektóre
koleżanki dokuczały mi, ponieważ byłam mała i sporo młodsza, lecz
Atena szybko przywołała je do porządku. Mam wobec niej ogromny
dług wdzięczności, którego nigdy nie zdołam spłacić.
Takiego wizerunku Ateny dobrej i opiekuńczej Nick dotąd nie
znał. Całkiem możliwe, pomyślał z ironią, że dbała o Emmę, żeby
wkraść się w łaski jej rodziców. Im więcej się dowiadywał, tym
bardziej chciał poszerzyć swoją wiedzę na jej temat.
Poza tym spotkanie z Florą Campbell obudziło w nim
podejrzliwość wobec wszystkich kobiet i motywów ich postępowania.
Nie zapomniał, że kiedyś byli przyjaciółmi, a potem łączyło ich coś
więcej. Żartowali razem, spacerowali i szukali miłych rozrywek. Nick
miał pewność, że dobrze ulokował swoje uczucia. Przed wyjazdem na
uniwersytet, gdzie miał dokończyć studia, oświadczył się i został
przyjęty. Ustalili, że pobiorą się po jego powrocie do domu.
Do ślubu nie doszło. Pod nieobecność Nicka Flora poznała
wiekowego lorda Laxforda, który rozglądał się za młodą żoną. Był
niezmiernie bogaty, jego fortuna dorównywała majątkowi Adriana.
Nicka czekało bolesne rozczarowanie. Zamiast poślubić ukochaną,
której uczucia był absolutnie pewny, musiał wysłuchiwać nowin o jej
wspaniałym ślubie z innym.
Najgorsze miał jeszcze przed sobą. Przy pierwszej sposobności,
która nadarzyła się pół roku później, surowo skarcił Florę i zarzucił jej
złamanie przyrzeczenia, ale został wyśmiany.
- Nick, kochanie moje, nie bądź głupcem - odparła kobieta,
uważana przez niego za wzór cnót. - Nic się nie zmieniło. Teraz
możemy cieszyć się sobą, kiedy zechcemy. Gdy Laxford odejdzie na
wieczny spoczynek, a zapewne nie pożyje długo, dostanę spadek,
który zrobi z nas bogaczy i pozwoli opływać w dostatki. Wtedy się
pobierzemy. Dlaczego mielibyśmy poprzestawać na zwykłej
wygodzie, skoro możemy zagarnąć ogromny majątek?
Z pogardą odwrócił się od Flory, a wszystkie młodzieńcze ideały
nagle legły w gruzach. Przeżyty zawód uczynił z niego cynika wrogo
nastawionego nie tylko do kobiet, lecz także do wszystkich ludzi. Nie
potrafił i nie chciał żałować, że ją stracił, bo nie była tego warta, ale
jej postępki całkiem go odmieniły. Potem znowu szukała z nim
porozumienia, bo Laxford wbrew jej przypuszczeniom okazał się
wyjątkowo długowieczny, ale unikał jej jak ognia.
Dziś zaskoczyła go, kiedy był w większym gronie, nie mógł więc
jasno i wyraźnie dać do zrozumienia, że nie życzy sobie być
nagabywany. Nieuchronnym skutkiem ubocznym tego spotkania było
jednak spotęgowanie wrogości Nicka wobec Ateny.
Postanowił następnego dnia zwrócić się z prośbą o pomoc do
Hugh Camerona, kuzyna pracującego w ministerstwie spraw
wewnętrznych, który z pewnością poleci mu jakiegoś byłego
śledczego. Niech ten człowiek pojedzie do Steepwood, żeby powęszyć
na miejscu i dowiedzieć się, kim naprawdę jest panna Atena Filmer.
Miał nadzieje, że wyniki poufnego śledztwa pozwolą mu
odzyskać spokój i zapomnieć o zwodniczej czarodziejce z hrabstwa
Northampton. Albo nie. To całkiem możliwe!
ROZDZIAŁ PIĄTY
Hugh Cameron chętnie zgodził się pomóc Nickowi, do którego
miał słabość, zwłaszcza że drugi z najbliższych krewnych imieniem
Jack, kapitan siedemdziesiątego trzeciego regimentu szkockiego, był
w rodzinie czarną owcą, i Hugh nie chciał mieć z nim nic wspólnego.
- Polecam Jacksona - radził Nickowi. - Jest cholernie dyskretny.
Zdradzę ci pewien sekret. Odejście Jacksona ze służby zostało
ukartowane, żebyśmy mogli poufnie korzystać z jego usług. Teraz jest
wolny. Nie pytam, jakie masz dla niego zlecenie. On sam często
mawia, że w takich sprawach lepiej trzymać język za zębami.
- Jestem ci bardzo wdzięczny. Gdzie go znajdę?
Kuzyn Hugh udzielił potrzebnych informacji i dodał:
- A przy okazji... Pewnie się ucieszysz, jeśli powiem, że kuzyn
Jack został wysłany na antypody i ma pilnować więźniów w kolonii
karnej nad Zatoką Botany, przestanie cię więc zasypywać listownymi
prośbami o wsparcie.
Jackson okazał się dokładnie taki, jak wyobrażał go sobie Nick.
Był surowy, dość krępy, ale silny. Nie pytał, dlaczego Nickowi zależy
na wszelkich informacjach dotyczących panny Ateny Filmer oraz jej
rodziny. Kiwnął tylko głową i powiedział szorstko:
- Proszę mieć świadomość, że moje odkrycia mogą się panu nie
spodobać. Zawsze uprzedzam o tym klientów, bo czasami dostaje mi
się od nich, kiedy przynoszę złe wieści, a przecież ich nie tworzę,
tylko ujawniam.
- Mniejsza z tym, czy nowiny będą dobre, czy złe. Chcę usłyszeć
wszystko, czego pan się dowie - zapewnił Nick. - Z pewnością nie
będę na pana zły, jeśli informacje mi się nie spodobają.
Jackson znowu kiwnął głową.
- I słusznie. Lubię wiedzieć, na czym stoję.
Nie zapytał, czy dziewczyna jest ładna, bo szósty zmysł
podpowiedział mu, że pan Nicholas Cameron nie zawracałby sobie
głowy brzydulą. Zatrzymał dla siebie wiadomość, że inne osoby też są
zainteresowane wszystkim, co dzieje się w Steepwood w hrabstwie
Northampton. Wiadomo: dyskrecja zapewniona.
Jackson siedział w sprawie po uszy. Władze zleciły mu
przeprowadzenie dyskretnego śledztwa dotyczącego tragicznej śmierci
Sywella, podjął się też prywatnego dochodzenia. Teraz dostał trzecie
zlecenie. Trudność polegała na tym, że musiał być ostrożny niemal do
przesady, natomiast ewidentny pożytek to potrójne honorarium i
koszta podróży płacone tylko raz.
Emma została przedstawiona księciu regentowi, który ogromnie ją
rozczarował.
- Otyły staruch - opowiadała Atenie, nie kryjąc zawodu. - Po
prostu okropny. Tata mówił, że w młodości był przystojny, ale
brzydko się zestarzał. Pokazano mi tłustą staruchę, która jest jego
metresą. Wygląda na to, że książę gustuje w brzydocie.
Tak, Emma błyskawicznie doroślała. Wieczorem, w dniu
dworskiej prezentacji, Tenisonowie wydali małe przyjęcie dla
najbliższych przyjaciół. Biedna Atena musiała znów włożyć szarą
domową suknię, ponieważ do pani Tenison dotarło wreszcie, że ta
Filmer zaćmiewa jej Emmę. Nie pozwolono jej także siąść z
najmilszymi gośćmi do kolacji, która poprzedziła wieczorne
spotkanie.
Mimo tego afrontu wielbiciele nadal adorowali Atenę, choć z
daleka. Adrian zamierzał nawet wyrazić swoje oburzenie, lecz Nick
uświadomił mu, że taka uwaga byłaby nietaktowna.
- Co gorsza - dodał - głupi babus mógłby odprawić tę biedaczkę i
straciłbyś możliwość widywania Ateny.
- Masz rację - przytaknął Adrian. Ledwie Atena weszła do salonu,
gdzie po kolacji zebrali się goście, ruszył prosto do niej. - Stara
megiera nie pozwoliła pani usiąść z nami do stołu - powiedział. -
Chciałem jej powiedzieć, co o tym myślę, ale Nick mnie powstrzymał.
- I słusznie - odparła, trochę zdziwiona, że Cameron uchronił ją
od przykrej reprymendy ze strony rozgniewanej chlebodawczyni. -
Moim zdaniem pani Tenison trochę żałuje, że przywiozła mnie do
Londynu, a pańska interwencja byłaby dla niej pretekstem, aby mnie
odprawić.
Nic o tym nie wiedząc, była bliższa prawdy, niż jej się wydawało.
Pani Tenison oznajmiła mężowi, że Filmer powinna wrócić do
hrabstwa Northampton.
- Popełniłabyś wielki błąd, moja droga - tłumaczył łagodnie, -
Emma zaczyna rozkwitać, co w znacznym stopniu zawdzięcza pannie
Filmer, która skutecznie namawia ją do pokonywania nieśmiałości.
- Filmer zagięła parol na Kinlocha - odparła ze złością jego żona -
a ja miałam nadzieję, że on zainteresuje się Emmą. Nie zwróci na nią
uwagi, dopóki będzie się uganiał za damą do towarzystwa. Nawiasem
mówiąc, Filmer nie wie, gdzie jej miejsce. Zachowuje się jak
wytworna dama z wyższych sfer.
- Owszem - przytaknął pan Tenison. - Moim zdaniem to bardzo
dobrze. Większość pań towarzyszących młodym dziewczętom
przytłacza je, natomiast panna Filmer dzięki nienagannym manierom
dyskretnie zachęca Emmę do większej otwartości.
Co do Kinlocha, pozwól, żeby sam decydował. Mimo swej
prostoduszności, nie jest wcale podatny na wpływy. Poza tym odnoszę
wrażenie, że sprawa nie jest przesądzona. Kinloch bez wątpienia
uwielbia Atenę, ale pamiętaj, że należy tu uwzględnić także odczucia
drugiej strony...
- Jeśli chcesz przez to powiedzieć - przerwała niegrzecznie pani
Tenison - że Filmer nie skorzysta z okazji, żeby go zbałamucić i
zaciągnąć do ołtarza, to bardzo się mylisz.
- Ale z pewnością mam rację - odparł łagodnie - twierdząc, że
panna Filmer jest rozumną młodą damą, a Kinloch, przy wszystkich
zaletach, w najmniejszym stopniu nie dorównuje jej pod tym
względem. Czas pokaże, jak się sprawy ułożą, moim zdaniem jednak
niepotrzebnie się martwisz.
Pan Tenison nie uważał za stosowne opowiedzieć żonie o
wszelkich zawiłościach tej sprawy. Jej umysł nie był dość lotny, by
pojąć, dlaczego wątpliwe jest, żeby Atena i lord Kinloch stanęli przed
ołtarzem. W ich znajomości istniały tajemne, podskórne nurty. Pani
Tenison była głucha i ślepa na symptomy widoczne dla jej męża i
dowodzące, że Nick Cameron nie jest typowym ubogim krewnym
trzymającym się Kinlocha.
Przede wszystkim nie dostrzegała jego mądrości i gruntownego
wykształcenia, które nie miało dla niej wartości. Lekceważyła je
również u Ateny i własnego męża. Oceniała łudzi powierzchownie i
pan Tenison obawiał się, że jeśli nie stanie się ostrożniejsza i nadal
będzie ostentacyjnie szukać Emmie męża, efekty tych zabiegów mogą
być przeciwne do spodziewanych.
A tymczasem Adrian chętnie zapraszał Atenę do tańca, a przy
okazji zaszczycał uwagą także Emmę, bo nie miał innego sposobu,
żeby zbliżyć się do obiektu swych westchnień. Młodsza z panien była
tak naiwna, że wątpliwości dręczące matkę w ogóle nie postały jej w
głowie. Lubiła Adriana. Kiedy zaproponował, żeby przeszli do holu i
dla rozrywki zagrali w wista, nie posiadała się z radości.
Marcus Angmering miał być jej partnerem, Adrian i Atena
tworzyli drugą parę. Partyjkę raz po raz przerywały wybuchy
śmiechu, bo nikt nie traktował serio tej rozgrywki. Nick Cameron,
skłonny do kpin obserwator, z rozbawieniem stwierdził, że na
podstawie zachowania uczestników partii wista sporo można
powiedzieć o ich naturze.
Marcus szarżował i nieodmiennie mierzył siły na zamiary, nie
licząc się z możliwościami. Emma była rozważna, lecz nie potrafiła
spamiętać zasad. Adrian grał jak psotny chłopak, którym w istocie
był, natomiast Atena oceniała warianty rozgrywki w sposób
przekraczający intelektualne możliwości pozostałych graczy.
Jak na ironię, stale przegrywała przez Adriana. Nick
przypuszczał, że gdyby miał ją za partnerkę, ograliby wszystkie pary
gotowe zmierzyć się z nimi podczas dzisiejszego przyjęcia. Partyjka
wista skończyła się zwycięstwem Marcusa i uradowanej Emmy, która
cieszyła się jak dziecko, bo do tej pory zawsze przegrywała.
- Zostałeś pokonany, Kinloch, i tytułem okupu musisz jak
najszybciej postawić nam wszystkim bilety do teatru. Panie zwierzyły
mi się, że nie widziały dotąd żadnego spektaklu. Najwyższy więc
czas, żeby im to umożliwić.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - Adrian uśmiechnął się na
myśl, że zyska doskonałą sposobność, aby w ciemnej loży ścisnąć
rączkę Ateny. Kto wie, może zdoła nawet skraść jej całusa. - Nick
także powinien z nami pójść.
- Trudno, mus to mus - odparł Cameron. Daleki był od
niewdzięczności, lecz się zirytował, że Atena i Adrian spędzą razem
kolejny wieczór.
- Kto panią nauczył tak dobrze grać w karty? - zapytał Atenę, gdy
mijała go po zakończeniu partyjki wista, żeby usunąć się w cień i nie
drażnić przeczulonej pani Tenison, zbyt długo zatrzymując Adriana
dla siebie.
- Pan Tenison - odparła - oraz nasz pastor. Zapraszają mnie do
stolika, jeśli brakuje do pary. Emma nie ma talentu do kart, a jej ojciec
szybko odkrył, że mnie go nie brakuje, zostałam więc na stałe
włączona do ich kółka. Pani Tenison gra z pastorem.
Sielski obrazek z życia prowincji, pomyślał Nick. Nie wątpił, że
Atena błyskawicznie opanowała zasady gry.
- Nie chciałbym grać przeciwko pani o duże pieniądze - wyznał
pół żarem, pół serio.
- Ach, tak? - Uniosła brwi. - Wydaje mi się, że w ogóle nie życzy
pan sobie mieć ze mną do czynienia, niezależnie od tego, czy chodzi o
pieniądze, czy też nie.
Nieopatrznie dała mu sposobność do kolejnego złośliwego ataku.
- Droga Pallas Ateno, moim zdaniem pieniądze są jednym z
najważniejszych powodów, dla których Adrian i ja tak często panią
widujemy. Szczerze mówiąc, nie sądzę, żeby chodziło pani o moje
zasoby.
Atena zdziwiła się, że tak ją zabolała nonszalancka uwaga
wypowiedziana pod jej adresem. Przykrość była tym większa, że
słowa zawierały sporo prawdy.
- Jest pan grubiański - odparła. - Żegnam, a na odchodnym
powiem tylko, że w pańskiej obecności czy też z dala od pana w ogóle
nie myślę o pieniądzach.
Czy naprawdę miała łzy w oczach? Nie chciał jej dotknąć do
żywego, a jednak mu się udało. Sądził, że jest odporniejsza na
krytykę. Zawsze bez trudu parowała jego ciosy. Dlaczego tym razem
było inaczej? Niespodziewanie zaczął się usprawiedliwiać.
- Ateno, niech mi pani daruje, choć moje słowa były
niewybaczalne. Nie miałem prawa tak powiedzieć, ale…
- Och, zawsze ma pan jakieś ale - przerwała stanowczo. Chwila
słabości minęła. - Proszę darować sobie dalszy ciąg tych wywodów.
Niewątpliwie znalazł pan już inny sposób, żeby mnie skrytykować.
Gdyby okazała się równie szlachetna jak wymowna, byłaby
prawdziwym skarbem. Mimo wszystko sprawiła, że Nick poczuł się
jak szubrawiec. Otworzył usta... ale było już za późno na
usprawiedliwienia. Nie potrafił od razu znaleźć odpowiednich słów, a
tymczasem Atena oddaliła się, ucinając dyskusję. Gdyby pobiegł za
nią, prosząc o wybaczenie, z pewnością zaczęłyby się płotki.
Jak na złość, mimo woli przysłużył się Adrianowi, który właśnie
nadchodził, szukając Ateny.
- Moja śliczna, moja droga, wydaje się pani znużona. Czy mam
znaleźć cichy zakątek, gdzie odpocznie pani z dała od zgiełku?
Atena przytaknęła i oboje zniknęli Nickowi z oczu. Przestał się
obwiniać i pomyślał o dochodzeniu Jacksona. Miał nadzieję, że
uzyska informacje, dzięki którym w lepszym świetle ujrzy kobietę,
którą tak niefortunnie pokochał.
Jackson zdążył już zainstalować się w najtańszym zajeździe
Abbot Quincey. Poprzedniego dnia przybył do Northampton i wynajął
konia, żeby dotrzeć jeszcze dalej, aż do Steepwood. Miejscowy
oberżysta był plotkarzem i chętnie rozprawiał o markizie oraz jego
zbiegłej żonie. Nie potrzebował szczególnej zachęty, by perorować na
ulubiony temat.
- Dla mnie prawdziwą tajemnicą jest to, dlaczego nikt wcześniej
nie wykończył tego łajdaka. To był wcielony diabeł. Jedno mogę
powiedzieć na jego obronę: przez wiele lat mieliśmy o kim plotkować.
- A plotek nie brakowało - mruknął Jackson, zasłaniając twarz
kuflem spienionego, cienkiego piwa.
- A jakże, panie. Na moje oko lord Yardley nie zamordował
markiza. To pan z panów. Prędzej bym uwierzył, że dokonała tego
żona Sywella. A, to całkiem inna historia. Nie ma wątpliwości, że
okrutnie z nią postępował. Nie raz i nie dwa chodziła z podbitym
okiem. Damy się tak nie traktuje.
- Podobno nie była prawdziwą damą - wtrącił sucho Jackson. - Jak
sądzicie, kto zabił markiza?
- Trudno powiedzieć. Nawiasem mówiąc, nie sądzę jednak, żeby
to markiza... no, chyba że wynajęła zbira, który za pieniądze zrobił, co
trzeba. Nie wiadomo nawet, czy biedaczka żyje. Wielu święcie
wierzy, że mąż ją ukatrupił, ale ciała nie znaleziono. Nawet jeśli zabił,
nie można było oskarżyć drania, bo i o co? Teraz jest za późno, nawet
gdyby trup się znalazł.
- Jednak nie ma dowodu, że zabił żonę - drążył Jackson.
- Ano tak. Jeszcze kufelek?
- Nie odmówię - odparł Jackson, mając nadzieję, że zdobywanie
informacji dotyczących panny Ateny Filmer okaże się łatwiejsze niż
żmudne dochodzenie w sprawie zamordowanego Sywella i jego
zaginionej żony.
Hugh Cameron dał Jacksonowi do zrozumienia, że sam książę
regent życzy sobie jak najszybszego wykrycia sprawcy morderstwa.
Najwyraźniej uznał, że kolejny skandal wśród ludzi z towarzystwa jest
nie do przyjęcia.
Jackson nie dbał, ile afer ujawni się w wyższych sferach, byle
tylko hojnie mu płacono za ich rozpracowanie. Jednemu wielce się
dziwił, a mianowicie, że głównymi bohaterami dwu największych i
najnowszych skandali stali się mieszkańcy cichego zakątka w
hrabstwie Northampton.
Nie wierzył w osobliwe zbiegi okoliczności, próbował więc
ustalić, jaki związek istnieje między Sywellem, jego żoną oraz panną
Ateną Filmer. Nie był jednak przesadnie podejrzliwy. Rządowe
zlecenie dotyczyło wprawdzie okolic Steepwood, ale wątpił, aby
wiązało się bezpośrednio z dwoma prywatnymi śledztwami.
Przestał wypytywać o Sywella, żeby obcy człowiek przesadnie
zainteresowany miejscowymi sensacjami nie wydał się oberżyście
podejrzany. Nie stracił jednak wiele, ponieważ wszyscy bywalcy
zajazdu z ożywieniem rozmawiali o zamordowanym markizie.
Wystarczyło jedynie nadstawić ucha. Jackson udawał, że drzemie, i
przysłuchiwał się namiętnie prowadzonej dyskusji. W ten sposób
uzyskał więcej informacji, niż gdyby sam zadawał pytania.
Jedna z zasłyszanych pogłosek szczególnie go zaciekawiła. W
rozmowie padło nazwisko Tenisona na dowód, że markiz potrafił
zrazić do siebie nawet ludzi wyjątkowo łagodnych.
- Poszło o grunta leżące między ziemiami należącymi do opactwa
Steepwood a majątkiem Tenisona, który zarzekał się, że wytoczy
Sywellowi proces, jeśli tamten nie ustąpi. Podobno markiz
wrzeszczał, że gdyby żyli w dawnych czasach, kazałby Tenisona
powiesić za jawny opór wobec żądań wielkiego pana. Pastor mówi, że
Tenison był wściekły. Po raz pierwszy w życiu tak się zdenerwował.
- Aż tak, by zabić?
- Może, kto wie?
Z tego wniosek, że chlebodawca panny Filmer należał do grona
ludzi poszkodowanych przez tamtego szaleńca, co dla Jacksona
stanowiło doskonały pretekst, aby go odwiedzić i przesłuchać, a przy
okazji zadać kilka pytań dotyczących tajemniczej młodej damy.
Następnego dnia o świcie pokazało się słońce, a niebo przybrało
odcień jasnego błękitu. Pogoda zachęcała do przejażdżki po wioskach
rozrzuconych wokół ziem dawnego opactwa. Jackson dosiadł konia i
ruszył, szukając wiarygodnego pretekstu do odwiedzin w starym
zamczysku. Najpierw jednak musiał zakończyć dochodzenie w
sprawie panny Filmer.
Wybrał się do osady Abbot Giles. Jechał główną ulicą,
rozglądając się uważnie, jakby czegoś szukał. Staruszka z koszykiem
prowadząca na długiej smyczy równie wiekowego psa sprawiała
wrażenie osoby znającej wszystkie miejscowe plotki.
Jackson wiedział, że rodziny Filmerów i Tenisonów mieszkają w
Steep Ride. Zakładał, że na prowincji wszyscy się znają, ale wiedział
z doświadczenia, że lepiej kluczyć, zamiast wprost wypytywać, bo
takie podejście do sprawy bardziej się opłaca. Zsiadł z konia,
przywiązał uzdę do najbliższej furtki, zdjął podniszczony kapelusz i
podszedł do staruszki.
- Przepraszam panią, mogę prosić o pomoc? Podano mi chyba
błędny adres. Mam odwiedzić Datchet House, gdzie mieszka osoba,
której poszukuję, ale nie mogę znaleźć tego domu.
Dwoje bystrych oczu lustrowało go z jawnym zaciekawieniem.
- Bo go tutaj nie ma. Źle pana poinformowali. Wolno spytać, o
kogo chodzi?
- O pannę Atenę Filmer. Mam jej dostarczyć list.
- Ach, panna Filmer! Tak, rzeczywiście mieszka w Datchet
House, ale żeby tam trafić, trzeba jechać do Steep Ride. Wszystko
panu wytłumaczę. Prosta droga. Nie zastanie pan Ateny. W domu jest
tylko jej matka. Panna Filmer wyjechała do Londynu jako dama do
towarzystwa córki Tenisonów.
Bystre oczy patrzyły z coraz większym zaciekawieniem.
- Widzę, że jest pani znakomicie poinformowana. W takim razie
pozwolę sobie zadać kolejne pytanie, licząc na dalszą pomoc. Bardzo
mi zależy na odnalezieniu markizy Sywell rzecz jasna, o ile jeszcze
żyje. Może wie pani, gdzie jej szukać?
- Dziwne, że pan o nią pyta.. Mnie nic nie wiadomo, ale młoda
dama, o której pan wspomniał, mogłaby pomóc. Wiem, że przyjaźniła
się z Louise Sywell. Odkryłam to przypadkiem. Często droga wypada
mi przez grunta należące go opactwa i kilka razy widziałam, jak
spacerowały pogrążone w rozmowie. Tak się złożyło, że na dzień
przed zniknięciem markizy dostrzegłam ją w zagajniku uważanym za
święte miejsce, obok kamienia pokrytego runami. Wydawało mi się,
że biedactwo płacze.
A zatem markiza przyjaźniła się ze znajomą Nicka Camerona! To
dopiero rewelacja! Chciał zadać kolejne pytanie, ale staruszka
uradowana, że ma z kim podzielić się ogólnie znanymi plotkami,
dodała ochoczo:
- Nic dziwnego, że się zaprzyjaźniły. Pochodzenie ich obu jest
dość tajemnicze. Matka panny Filmer podaje się za wdowę, ale mam
w tej kwestii spore wątpliwości. Przyjechała tu, gdy Atena była
niemowlęciem, i od tamtej pory nikt z krewnych nie przybył do niej w
odwiedziny.
Sprawia wrażenie przyzwoitej kobiety, ale każdy przyzna, że jej
życiowa sytuacja jest osobliwa. Trudno powiedzieć, czy pan Filmer w
ogóle istniał. Wielu w to wątpi. Rzecz jasna, nie twierdzę, że panna
Filmer różni się od innych panienek z dobrych domów. Mówią, że to
prawdziwa mądrala, ale nie można czynić jej z tego zarzutu. Co
jeszcze chciałby pan wiedzieć? Chętnie pomogę.
- Byłbym zobowiązany, gdyby zechciała pani dać mi londyński
adres chlebodawców panny Filmer. Chciałbym mieć pewność, że list,
który wiozę, zostanie jej doręczony. Jestem pani niezmiernie
wdzięczny za okazaną pomoc - oznajmił Jackson najzupełniej
szczerze. - Czy mogę znać pani imię i nazwisko? Pozwolę sobie
podziękować również listownie.
- Jak pan sobie życzy. Jestem Amy Rushmere, panna. Mieszkam
na końcu ulicy, ostatni dom po tej stronie. Proszę do mnie wstąpić.
Napiszę adres Tenisonów, a pan tymczasem pokrzepi się filiżanką
herbaty.
Jackson chętnie przyjął zaproszenie starej plotkarki, która
oszczędziła mu roboty. Czy wspomnieć przedstawicielom władz o
przyjaźni łączącej markizę z panną Filmer? Wolał najpierw odszukać
młodą damę w Londynie i dyskretnie przesłuchać. Niewykluczone, że
markiza powiedziała serdecznej przyjaciółce o jakimś drobiazgu,
wówczas nieistotnym, który dzięki umiejętnie zadanym pytaniom
nagle wypłynie i rzuci nowe światło na sprawę. A może po prostu
zwierzyła się pannie Filmer, nim zniknęła?
Panna Rushmere niewiele więcej miała do powiedzenia, ale z
ciekawością pytała o Londyn.
- Byłam w Londynie tylko raz jako młoda dziewczyna -
opowiadała. - Domyślam się, że zaszły tam wielkie zmiany.
Jackson przyznał jej rację, pożegnał się i ruszył w dalszą drogę.
Uznał, że warto pojechać do Steep Ride, ale ta wizyta nie była dla
niego interesująca. Wystarczył rzut na Datchet House, aby się
upewnić, że w małym domku żyje się skromnie, ale jego mieszkanki
nie głodują. Pani Filmer nie miała żadnego zajęcia, a zatem musiała
posiadać stały dochód. Może roczną rentę?
Jackson nie odwiedził jej, żeby nie wzbudzać sensacji. Uznał, że
stara plotkarka powiedziała mu wszystko, co powinien wiedzieć o
matce i córce. Pani Filmer przez dwadzieścia lat trzymała w sekrecie
tożsamość zagadkowego kochanka, trudno więc oczekiwać, że teraz w
zdawkowej rozmowie z nieznajomym ujawni przypadkiem jego
nazwisko.
Sprawdził wcześniej, że jedyny bank w okolicy znajduje się w
Abbot Quincey, gdzie było też kilka sklepów i niewielka sala
redutowa nad oberżą Pod Aniołem, gdzie odbywały się miejscowe
bale. Na co dzień mieszkańcy zbierali się tam, żeby pogwarzyć i
wymienić ploteczki.
Jackson postanowił się tam udać. To idealne miejsce, żeby poznać
i przekupić urzędnika bankowego, który dostarczy mu potrzebnych
informacji. Tymczasem kontynuował śledztwo dotyczące śmierci
Sywella i zaginięcia jego żony. Przekupienie urzędnika okazało się
łatwiejsze, niż przypuszczał.
Wcześniej zaszedł do banku Jordana i przyjrzał się chudemu,
słabowitemu kasjerowi, ze skwaszoną miną siedzącemu za jedynym
bankowym kontuarem. Jackson podał mu czek na pięć funtów,
wystawiony przez ministerstwo skarbu i poprosił o wydanie pięciu
suwerenów, co stanowiło równowartość tej sumy.
- Rzadko się widuje prawdziwego suwerena - westchnął urzędnik,
sięgając po czek i przesuwając po blacie monety.
- Nie ma też wielu prawdziwych suwerenów. - Jackson pozwolił
sobie na grę słów.
- Racja, proszę pana. Bankier Jordan marnie płaci.
- Chciałby pan zarobić trochę grosza, co? - odparł Jackson,
bawiąc się w Mefistofelesa. Kasjer miał być jego doktorem Faustem.
- Zamierza pan rozdać swoje suwereny?
- Jeśli zechce pan wstąpić dzisiaj do oberży i odpowiedzieć na
kilka pytań, za każde wypłacę pół suwerena, o ile przyrzeknie mi pan
dyskrecję.
- Nie jestem kretynem, żeby gadać na prawo i lewo o swoich
sprawach. Będę punktualnie o siódmej, więc niech mnie pan nie
zawiedzie.
Jackson przyrzekł stawić się niezawodnie i dotrzymał słowa.
Usiadł przy kominku, pod zepsutym zegarem wiszącym na brudnej
ścianie. Przed nim stało naczynie z piwem. Nie wątpił, że kasjer
przyjdzie o umówionej godzinie, i miał rację.
- Pytaj, kolego - rzucił pogodnie urzędnik, który w wyobraźni już
wydawał swoje pieniądze.
- Przejdźmy tam - zaproponował Jackson, wskazując ławę w
zacisznym kącie sali, z dala od innych gości.
Zamówił piwo dla kasjera.
- Domyślam się, że pani Charlotta Filmer jest klientką waszego
banku.
- Tak, proszę pana, zgadza się. To było pierwsze pytanie?
- Owszem. - Jackson położył na stole monetę. - Zapracujmy teraz
na drugą połówkę. Czy słusznie mniemam, że ma stały dochód,
kwartalnie przelewany na jej konto?
- Jasne. - Kasjer uśmiechnął się szeroko. Poszło jak z płatka.
Obowiązywała go wprawdzie tajemnica bankowa i nie powinien
ujawniać informacji o klientach, ale niech to diabli wezmą. Suwereny
były nieodpartą pokusą.
- Oto kolejna moneta za odpowiedzi na dwa pytania. Czy
należność przesyłana jest przelewem? Z którego banku?
Ale łatwizna! Kasjer wiedział, jak zaspokoić ciekawość nowego
znajomego.
- Przelew na sto funtów, płatny kwartalnie. Od Couttsa.
- A teraz wypijmy, żeby uczcić dobrze wykonane zadanie.
Jackson przesunął po blacie stołu dwie monety. Przepili do siebie,
a potem Jackson z miną poważną i groźną pochylił się ku swemu
rozmówcy.
- Jeśli ktokolwiek dowie się, o czym rozmawiamy, każę wypruć ci
flaki, zatem miej się na baczności.
- Jak mamę kocham, nie pisnę ani słówka - zapewnił skwapliwie
kasjer. - Prędzej umrę. Może pan na mnie polegać.
- Dobrze. Nie lubię, gdy znajomym przytrafiają się niebezpieczne
wypadki. Proszę cieszyć się swoją fortunką i zapomnieć o naszym
spotkaniu. I jeszcze jedno: niech pan omija tę oberżę, dopóki stąd nie
wyjadę, czyli do końca tygodnia.
Jackson rozparł się wygodnie na krześle i sączył piwo. Panna
Atena Filmer była owocem miłości, a jej matce wysyłano pieniądze
przelewem od Couttsa. Ten bank słynął z dyskrecji. Jackson nie miał
szans, aby dowiedzieć się, kto płaci. Chyba nie było jeszcze wypadku,
żeby ci od Couttsa zdradzili tajemnicę bankową. Ich klientami byli
wyłącznie ludzie majętni i wysoko postawieni, co wiele mówiło o
fundatorze.
Co więcej, panna Filmer okazała się przyjaciółką Louise Sywell,
Należało zbadać ten ślad. Ważna informacja dla pana Nicholasa
Camerona. Jackson uznał, że nim złoży raport każdemu z trzech
zleceniodawców, musi przesłuchać niezwykłą i mądrą pannę Filmer,
której nazwisko pojawiało się przy każdej sposobności.
Nieokreślone przeczucie, którego w trakcie śledztwa nigdy nie
lekceważył, podpowiadało mu, że zapewne tylko ona może go
doprowadzić do zaginionej markizy. Nie przejmował się brakiem
dowodów potwierdzających przeczucie.
Gdy po powrocie do Londynu odwiedzi Tenisonów, wypyta
Atenę o kontakty z żoną Sywella, powołując się na zlecenie z
ministerstwa spraw wewnętrznych, które dawało mu takie
uprawnienia. Rzecz jasna, nie ujawni, że prowadzi również prywatne
śledztwo dla Nicka Camerona, zbierając dane na temat jej
pochodzenia i reputacji!
Jackson miał jeszcze do wykonania ostatnią misję: powinien
dostać się do gmachu dawnego opactwa. Dokonał tego, włamując się
nocą do środka, ale nie znalazł żadnych interesujących śladów, bo
sypialnia, gdzie zginął Sywell, po morderstwie została starannie
wysprzątana. Łatwość, z jaką wślizgnął się do zamku pod nieobecność
Burnecka, który poszedł się upić, dowodziła, że morderca również nie
napotkał żadnych przeszkód. Kamerdynera Jackson poznał w oberży
Pod Aniołem, ale ich rozmowa nic nie dała.
- Nie było mnie tamtej nocy - powiedział Burneck. - Poszedłem
do knajpy. Z tuzin kumpli może to potwierdzić. - Nic więcej nie udało
się z niego wyciągnąć.
Jackson sądził, że gdyby zamknąć drania na jakiś czas w
więziennej celi i dać mu solidny wycisk, inaczej by śpiewał, nie było
jednak żadnych poszlak ani dowodów usprawiedliwiających jego
aresztowanie. Lepiej wrócić do Londynu i pod pretekstem zadania
kilku pytań Tenisonowi przyjrzeć się niezwykłej pannie Filmer.
Cholera jasna, o co mu chodzi? Tak myślał Nick Cameron, raczej
zrezygnowany niż wściekły, na widok księcia Ingleshama, który szedł
w stronę ich kółka, dyskutującego z ożywieniem po wysłuchaniu
kwartetu Haydna na wieczorku muzycznym u lady Dunlop.
Książę, uważany dotąd za odludka i od lat unikający kontaktów
towarzyskich, nagle opuścił swoją pustelnię i zaczął bywać.
Gdziekolwiek się pojawiał, najpóźniej po pięciu minutach składał
Tenisonom wyrazy uszanowania, jakby od dawna się nie widzieli.
Zapewne należało to przypisać roztargnieniu.
Okazał się bibliofilem, podobnie jak pan Tenison. Ledwie
przywitał się z resztą towarzystwa, zaczynali obaj uczoną dysputę na
ciekawiące ich tematy, co byłoby zachowaniem typowym dla panów
w średnim wieku, gdyby nie fakt, że książę nieodmiennie starał się
wciągnąć do rozmowy Atenę. Dzisiaj wszyscy troje z uznaniem
wypowiadali się na temat niedawno odegranego utworu.
Atena przy każdej sposobności pokazywała się od najlepszej
strony. Jako panna wielce oczytana śmiało włączała się do tej
wymiany zdań, natomiast Adrian, który niewiele z tego rozumiał, stał
obok i bałwochwalczo wpatrywał się w ukochaną, podziwiając jej
rozum i wdzięk.
Nick, znacznie od niego bystrzejszy, zadawał sobie pytanie, czy to
uczoność pana Tenisona zwabiła księcia do ich towarzystwa, czy też
zainteresowania naukowe stanowią jedynie parawan umożliwiający
mu podziwianie Ateny i ustawiczne zachęcanie jej, żeby wypowiadała
swoje zdanie. Nawiasem mówiąc, panna Filmer i bez tego była dość
wymowna, uznał ponuro Nick, bo przekonał się kilkakrotnie, że nie
brak jej celnych określeń, a język ma ostry.
Do towarzystwa przyłączyły się pani Tenison i Emma, obie nieco
zbite z tropu. Wróciły z jadalni i z trudnością nadążały za
dyskutującymi, którzy omawiali teraz kwestię etymologii nazw
miejscowości otaczających opactwo Steepwood, takich jak Steep Ride
i tym podobne. Książę powtarzał każdą z nich, jakby starał się
wszystkie zapamiętać.
- Pani mieszka w Steep Ride, prawda? - zwrócił się nagle do
Ateny. - Przypuszczam, że gdy nadchodzą zimowe wieczory, pani
ojciec i pan Tenison wiodą długie, interesujące rozmowy.
- Niestety - odparła, podobnie jak Nick zaskoczona, że książę tak
interesuje się jej sprawami. - Mój ojciec od dawna nie żyje. Mieszkam
z matką, która nie zdecydowała się na powtórne zamążpójście.
Książę spochmurniał, złożył jej wyrazy współczucia i podjął
przerwaną dyskusję, którą Adrian określił później jako czczą
gadaninę. Porównywano nazwy miejscowości występujące w
środkowej Anglii z tymi na północy i na południu, wykazując
podobieństwa i różnice.
Zazwyczaj Nick z przyjemnością uczestniczył w tego rodzaju
dysputach, ale wątpliwości i zastrzeżenia dotyczące księcia i jego
postępowania tym razem go zniechęciły. Natrętna myśl, że Inglesham
wykorzystuje swoją wiedzę jako zasłonę dymną, aby wkraść się w
łaski Ateny, zepsuła mu wieczór.
Do tej pory z trudem znosił umizgi łaszącego się do niej Adriana,
swego przyjaciela i kuzyna, ale widok księcia, mężczyzny w średnim
wieku, zachowującego się identycznie, był dla niego znacznie
trudniejszą próbą. Gdy Inglesham wkrótce się pożegnał, Nick pozostał
ponury. Podczas kolejnej przerwy w koncercie goście zaproszeni na
kolację ruszyli do jadalni. Wykorzystał niewielkie zamieszanie,
chwycił ramię Ateny i powiedział przez zaciśnięte zęby:
- Ożywiona wymiana poglądów z pewnością nadwątliła pani siły,
droga Pallado. Duch ochoczy, ale ciało mdłe. Trzeba się wzmocnić.
Pani Tenison zachwalała przygotowane na dzisiejszy wieczór potrawy
i napoje. Pozwoli pani, że zaprowadzę ją do jadalni? A może zamiast
normalnej kolacji woli pani spożywać pokarm bogów, czymkolwiek
on jest?
Zachował się bardzo śmiało. Po takim wstępie nie mogła
odmówić. Dała się zaprowadzić do sali, gdzie lokaje roznosili na
srebrnych tacach kanapki z łososiem, zimnym mięsem i pasztetem, a
na długim stole ustawiono mnóstwo wymyślnych i pięknie podanych
dań.
Jak na złość Atena nie miała dziś apetytu. Z niechęcią patrzyła na
jedzenie. Dlaczego tak bardzo martwiła ją wrogość Camerona? Czemu
jej nie lubił? Niczym go przecież nie uraziła. Czy to jej wina, że
najpierw Adrian, a teraz książę byli nią zachwyceni?
Dostrzegła szydercze spojrzenia rzucane przez Nicka, gdy
Inglesham rozmawiał z panem Tenisonem, ale nie mogła wyznać, że
sama też czuje się zakłopotana jawną atencją księcia, i byłaby
wdzięczna, gdyby nie zaszczycał jej tak często swoją uwagą.
- Jednego nie rozumiem, panie Cameron - powiedziała w końcu. -
Skoro pan nie darzy mnie sympatią, po co szuka pan mego
towarzystwa i wciąga mnie do rozmowy? Działam panu na nerwy.
Dlaczego chodzi pan za mną, chociaż pańska obecność jest mi
przykra? Chyba że chce pan trzymać mnie z dala od Adriana.
Trafiła w sedno. Mimo woli po raz kolejny podziwiał jej
spostrzegawczość i talent do wyciągania odpowiednich wniosków.
- Rozważmy inny wariant - zaproponował. - Dlaczego nie chce
pani przyjąć do wiadomości, że i ja należę do grona pani wielbicieli?
Ma ich pani tylu, że składanie hołdów Atenie Filmer stało się modne.
Jej zdaniem tylko ostatnie zdanie było zgodne z prawdą, bo nie
potrafiła uwierzyć, że Nick gotów jest przyznać się z własnej woli do
podobnego zauroczenia. Jaka szkoda! Ilekroć zapominał o wrogości,
stawał się przemiły, wprost czarujący. Swobodnie rozmawiał o
sprawach, które ją interesowały, były zaś czarną magią dla Adriana.
Grała z nim w szachy u Tenisonów, a także we wspaniałej londyńskiej
siedzibie w centrum Londynu nad brzegiem Tamizy, gdzie Adrian
zapraszał całe towarzystwo.
Pewnego dnia Nick zastał ją w bibliotece, do której Adrian w
ogóle nie wchodził. Podziwiała sztychy wiszące na ścianach ponad
niskimi szafami, w których ustawiono książki. Widziała je nie po raz
pierwszy. Wcześniej pytała już Adriana, skąd pochodzą i przez kogo
są sygnowane. Popatrzył na nią, jakby nie rozumiał, o co chodzi, i
odparł lekceważąco:
- Wydaje mi się, że dziadek kupił je w czasie wielkiej podróży po
Europie.
Wobec tak oczywistego braku zainteresowania to Nick musiał
zaspokoić ciekawość Ateny.
- Autorem sztychów jest włoski artysta nazwiskiem Piranesi, a
przedstawiają znane rzymskie zabytki i sceny uliczne.
- W naszej rodzinie Nick jest najmądrzejszy - przyznał kiedyś
Adrian w rozmowie z Ateną. - Ma również talent plastyczny. Czasami
sam maluje i rysuje.
W głębi ducha żałowała, że Adrian nie jest równie uczony i
zdolny. Szkoda, że nie budzi w niej odczuć równie mocnych jak Nick,
który nawet okazując jawną niechęć, wydawał się fascynujący.
Wszelkie próby wyrwania się spod jego uroku okazały się daremne.
- Dlaczego jest pani dzisiaj taka milcząca? - zapytał Nick: Widząc
lokaja z tacą, sięgnął po kieliszek białego wina i podał go Atenie.
- Sądziłam, że nie lubi pan, gdy się odzywam - usłyszał w
odpowiedzi.
- Tylko wówczas, gdy Inglesham pani schlebia - wyrwało mu się
wbrew woli. - Czy wiadomo pani, że jest bogatszy od Adriana? Może
warto by się nim zainteresować? To byłoby wspaniałe ukoronowanie
londyńskiego sezonu, gdyby została pani księżną. Czymże jest zwykły
hrabia wobec takiego magnata?
- Proponuję toast, panie Cameron. - Atena śmiało uniosła
kieliszek. - Za pańskiego kuzyna Adriana, który w przeciwieństwie do
pana jest dobrze wychowany. Brak panu ogłady, a jego dobre serce
znaczy dla mnie więcej od pańskiej mądrości. Zadowolony?
Dygotała tak mocno, że kieliszek drżał w jej dłoni, gdy podniosła
go do ust. Nick poczuł się winny. Uwaga na temat dobrego serca
Adriana sprawiła, że ogarnął go wstyd. Na domiar złego w gniewie
Atena wyglądała piękniej niż kiedykolwiek, a jej głos budził tajemne
pragnienia.
Nick znów przyznał w duchu, że mimo podejrzeń co do motywów
postępowania Ateny nie tylko jest w niej zakochany do szaleństwa,
lecz także szaleńczo zazdrosny o każdego mężczyznę, który na nią
spojrzał, na którego ona popatrzyła łub do którego się uśmiechnęła.
Jego nie obdarzała uśmiechem. Zbyt często bywał wobec niej
grubiański, żeby na to zasłużyć. Ogarnęły go żal i rozgoryczenie.
- Ateno - zaczął - przepraszam... - Ukradkiem westchnął z ulgą,
gdy mu przerwała, bo zabrakło mu słów.
- Nie - rzuciła, stawiając kieliszek na stole, przy którym się
zatrzymali. - Nie chcę pańskich przeprosin, o ile miał pan zamiar je
wygłosić. Trochę się pan zagalopował, za późno więc na skruchę. A
teraz proszę mi wybaczyć. Nie mam apetytu. Poszukam milszego
towarzystwa.
Nie próbował jej zatrzymać. Odeszła wyprostowana, jakby kij
połknęła, choć serce jej się krajało, ponieważ miała pewność, że z
Nickiem Cameronem byłaby szczęśliwa, a dobroduszny Adrian
pozostanie tylko namiastką.
Tenisonowie i Atena z apetytem jedli późne śniadanie, gdy
kamerdyner oznajmił, że niejaki Jackson chce rozmawiać z panem
Tenisonem oraz jego rodziną w związku ze śledztwem dotyczącym
śmierci markiza Sywella. Przesłuchanie powinno odbyć się
natychmiast, bo sprawa była pilna, a Jackson działał z ramienia
ministerstwa spraw wewnętrznych i mógł rozmawiać z każdą osobą
mającą ważne dla niego informacje.
Jackson nie wspomniał o zaginionej markizie, bo nie chciał, żeby
panna Filmer wyczuła, o co chodzi. Jeśli ma coś do ukrycia,
uprzedzona przygotuje wiarygodną historyjkę. Należało ją zaskoczyć
pod pretekstem urzędowej rozmowy z Tenisonem.
- Śmierć Sywella! - zawołał pan Tenison, rzucając gazetę
Morning Post, którą czytała pijąc kawę i jedząc bułeczki. - Cóż to ma
wspólnego ze mną? Byłem w Londynie, kiedy został zamordowany.
Jakich informacji użytecznych dla prawników albo ministra spraw
wewnętrznych mógłbym udzielić?
- Może dowiedzieli się o sporze granicznym? - podpowiedziała
pani Tenison, która w kwestiach praktycznych wykazywała sporo
zdrowego rozsądku.
- Zapewne. Obawiam się, że trzeba przyjąć tego Jacksona. Niech
czeka w moim gabinecie. Zaraz tam przyjdę.
- Chyba władze nie podejrzewają, że papa ma coś wspólnego z tą
zbrodnią? - spytała po wyjściu ojca przerażona Emma.
- Markiz został zamordowany tej samej nocy, kiedy byliśmy
wszyscy na balu u lady Cowper. Dwieście osób widziało twego ojca.
Tamten człowiek zapewne wyjaśnia tylko drobne wątpliwości -
zauważyła Atena.
Emma od razu poweselała, a pani Tenison niechętnie przyznała,
że ta Filmer ma wprawdzie sporo wad, lecz nie brak jej rozumu. Tak
czy inaczej śledczy nie zajął wiele czasu panu Tenisonowi, który
wkrótce wrócił, aby oznajmić, że jego żona, córka i jej dama do
towarzystwa także będą przesłuchane.
Jackson rzekomo chciał im zadać kilka pytań dla uściślenia
informacji zebranych podczas pobytu w Steepwood. Nie miał ochoty
przesłuchiwać pani Tenison ani Emmy, ale postanowił z nimi
porozmawiać, by uśpić czujność Ateny. Pan Tenison sam
zaproponował, żeby panna Filmer poszła na pierwszy ogień.
- Moja córka będzie śmielsza, jeśli przekona się, że jej
przyjaciółka wyszła z tej rozmowy bez szwanku. Panna Filmer jest
wyjątkowo roztropną młodą damą.
- Dla mnie bez różnicy, która będzie odpowiadać pierwsza. Może
być panna Filmer. W drugiej kolejności przesłucham pańską żonę i
córkę.
Prywatnie Jackson był ciekaw panny Filmer, o której wszyscy
znajomi oraz jego rozmówcy wyrażali się z dużym uznaniem.
Przeczuwał, że sporo może się od niej dowiedzieć.
- Najpierw ja? Ale po co? - spytała, równie zdziwiona jak nieco
wcześniej pan Tenison.
- Ten człowiek chce też rozmawiać z panią Tenison i Emmą.
- No dobrze, lecz nadał trudno przyjąć do wiadomości, że
konieczność nakazuje przesłuchanie kogokolwiek z nas.
Atena niczym nie dała po sobie poznać, że jest poważnie
zaniepokojona. Doskonałe pamiętała gorącą prośbę Louise, żeby pod
żadnym pozorem nie zdradziła jej tożsamości. Prawdziwe nazwisko
madame Felice musi pozostać tajemnicą nawet dla przedstawiciela
rządu Jego Królewskiej Mości.
Pan Tenison poinformował ją, że Jackson działa na zlecenie
ministerstwa spraw wewnętrznych, a nawet pośrednio samego księcia
regenta. Z pewnością nie wiedział, gdzie przebywa zaginiona markiza
i pod jakim nazwiskiem się ukrywa. Trzeba mieć się na baczności i
skłamać, o ile zajdzie taka potrzeba, żeby chronić przyjaciółkę, która
powierzyła jej swoją tajemnicę.
Gdy Atena weszła do gabinetu pana Tenisona, Jackson z
udawanym zaciekawieniem wyglądał przez okno. Dopiero gdy została
zaanonsowana przez kamerdynera, odwrócił się i obrzucił ją bystrym
spojrzeniem oczu przypominających ślepia lwów, które widziała na
rycinach w grubych woluminach pana Tenisona.
- Panna Atena Filmer, prawda? Zechce pani usiąść, moja droga.
Zadam kilka prostych pytań, na które z pewnością bez trudu pani
odpowie.
- Mam taką nadzieję - odparła z miłym uśmiechem.
Jackson także uśmiechnął się promiennie, ukazując zęby ostre jak
u drapieżnika. Przypominał złego wilka z bajki o Czerwonym
Kapturku, który spytał wilka: „Dlaczego masz takie wielkie zęby?”
Na co wilk odpowiedział: „Żeby cię lepiej zjeść".
Atena podejrzewała, że Jackson, z wyglądu niezbyt rozgarnięty
prostak o nie najlepszych manierach, jest człowiekiem bystrym i
niebezpiecznym. Pan Tenison nie zdołał od razu go przejrzeć, o czym
nie wiedziała.
Najpierw zadał kilka banalnych i niegroźnych pytań, po których
zaczęła się zastanawiać, czemu służy to przesłuchanie. Dotyczyły
głównie jej zajęcia w domu Tenisonów i codziennego życia w
hrabstwie Northampton.
- Czy znała pani markiza? - spytał w końcu Jackson, gdy uznał, że
uśpił już czujność Ateny i może sobie pozwolić na wprowadzenie do
rozmowy wątku zaginionej markizy bez obawy, że przesłuchiwana się
spłoszy.
- Nie. Raz jeden widziałam go z daleka, gdy beształ
nieszczęsnego stajennego, który czymś go zirytował. Nie mam
pojęcia, o co poszło. Wszystkie uczennice szkoły pani Guarding
ostrzegano, żeby trzymały się od niego z daleka.
- Ach, tak. - Kiwnął głową i znów popatrzył w okno, udając
znudzonego rozmową.
Atena łudziła się nadzieją, że przesłuchanie niedługo dobiegnie
końca, a niebezpieczne tematy w ogóle nie zostaną poruszone.
Przekonała się wkrótce, że jest w błędzie.
- A jego żona... markiza - zapytał Jackson znudzonym głosem. -
Podobno była niewiele starsza od pani. Znałyście się?
Póki się da, należało mówić prawdę.
- Trochę. Jako mała dziewczynka mieszkała w naszej okolicy.
Czasem razem się bawiłyśmy. Pewnego dnia nie zjawiła się w naszym
umówionym miejscu, zniknęła na dobre i pojawiła się znów w
naszych stronach, gdy po ślubie markiz przywiózł ją do swej
posiadłości.
Nie poznałam młodej damy jadącej powozem, ale później
natknęłam się na nią, spacerując po terenach należących do dawnego
opactwa. Podeszła do mnie i przedstawiła się jako moja towarzyszka
zabaw z dzieciństwa. Widywałyśmy się potem od czasu do czasu.
- Ach, tak - skwitował Jackson.
Szósty zmysł podpowiadał mu, że panna Filmer mówi prawdę...
lecz nie całą. Z jej zachowania nie można było nic wywnioskować.
Całkowicie nad sobą panowała, a piękne dłonie złożyła na kolanach
spowitych materią brzydkiej sukienki.
- Widziała ją pani ostatnio? Rzecz jasna, nim zaginęła. Czy
wspomniała, dokąd zamierza się udać? Oczywiście nie wykluczam, że
padła ofiarą zabójstwa.
Atena uznała, że bez ryzyka może powiedzieć prawdę o swoim
ostatnim spotkaniu z Louise.
- Po raz ostatni widziałyśmy się na kilka dni przed jej
zniknięciem. Była znakomitą akwarelistką. Jak wiele młodych dam
spotkałyśmy się często, żeby razem malować i gawędzić. Tamtego
dnia rozstawiłyśmy sztalugi przy głazie pokrytym runami, w dawnym
świętym gaju. Nic nie wskazywało na to, że Louise zamierza
wyjechać. Wiedziałam tylko, że jest bardzo nieszczęśliwa.
Sama prawda, uznał Jackson. Panna Atena Filmer patrzyła mu
prosto w oczy. Mimo nieprawego pochodzenia była prawdziwą perłą
wśród młodych dam. Zastanawiał się, kim jest jej nieznany ojciec.
Długo milczał, jakby analizował jej słowa. Chciał w ten sposób
wytrącić ją z równowagi.
- Panno Filmer, muszę pani uświadomić, że należy mówić prawdę
i tylko prawdę, bo chodzi o sprawę państwowej wagi. Wiele od niej
zależy. Czy wie pani, gdzie należy szukać markizy albo kto jej
pomaga? Popełnione zostało przerażające morderstwo, w które może
być zamieszana. Należy ją przesłuchać. Nie wykluczam, że okaże się
współwinna.
Teraz pora na kłamstwo. Atena miała nadzieję, że jej Bóg
wybaczy, bo oszukiwała, aby chronić boleśnie doświadczoną przez
życie przyjaciółkę.
- Nie, proszę pana. Nie mam pojęcia.
Atena uznała, że im mniej powie, tym lepiej na tym wyjdzie.
Louise ją tego nauczyła. Okazało się, że to dobra rada.
- Naprawdę?
- Tak, proszę pana.
- Podczas długich spacerów nie wspominała o znajomych, którzy
mogliby udzielić jej schronienia?
Ktoś z okolic Steepwood sporo wypaplał. Ciekawe kto. Mniejsza
z tym. Louise wyznała Atenie, że ma tam zaufanego człowieka, ale
nie wspominała o nim, gdy spotykały się w Steepwood, więc
odpowiedź przecząca udzielona dociekliwemu rozmówcy była
prawdziwa.
Jackson szczerze podziwiał pannę Filmer. Piękna, mądra, a do
tego sprytna. Był przekonany, że mówiła prawdę, dopóki nie zadał
ostatniego pytania dotyczącego miejsca pobytu Louise Sywell. Nie
miał pojęcia, skąd pewność, że wtedy skłamała.
Zdawał sobie sprawę, że nic więcej z niej nie wyciągnie. Ta
spryciara nie da się podejść ani zastraszyć. Przekonał się o tym,
słuchając jej ostrożnych i wyważonych odpowiedzi, których udzielała
szybko i zwięźle. Po prostu koronkowa robota.
Zaczął z innej beczki.
- Jestem przekonany, że na równi ze mną pragnie pani schwytania
sprawcy okrutnego mordu, nim popełni kolejne przestępstwo.
Zapewne chce pani również ujrzeć znów swoją przyjaciółkę, o ile ta
jeszcze żyje. Podam pani adres, pod którym można mnie znaleźć. Jeśli
przypomni sobie pani informację, która może być pomocna w
śledztwie, proszę mnie natychmiast powiadomić. Będę zobowiązany,
jeśli weźmie to pani pod uwagę. Odda pani krajowi ogromną
przysługę.
Ostatnie zdanie zdziwiło Atenę. Nie mogła pojąć, z jakiego
powodu
zamordowanie
Sywella
dotyczy
ważnych
spraw
państwowych. Nieszczęścia Louise tym bardziej. Niewiele brakowało,
aby spytała o to Jacksona, lecz po namyśle doszła do wniosku, że im
mniej się odzywa, tym dla niej lepiej.
- Mogę już iść? - spytała nadzwyczaj chłodno i podniosła się z
krzesła.
- Oczywiście, panno Filmer.
Gdy odwróciła się do niego plecami i położyła dłoń na klamce,
dodał jeszcze:
- Czy jest pani całkiem pewna, że niczego nie pominęliśmy?
- Naturalnie, proszę pana - odparła i spojrzała na niego z
promiennym uśmiechem.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
- Przesłuchiwał panią w sprawie o morderstwo Sywella i
zaginięcie jego żony? Ale po co?
Nick Cameron nadszedł, gdy Emma opowiadała Adrianowi o
wczorajszej wizycie Jacksona. Ubawiły go pełne niedowierzania
słowa Adriana.
Tenisonowie, Atena, Nick, Adrian oraz Marcus Angmering
wybrali się razem do Richmond, żeby urządzić sobie piknik na brzegu
Tamizy. Adrian zaproponował Emmie i Atenie miejsce w swojej
kariolce, ale pan Tenison uprzejmie, lecz stanowczo oznajmił, że
dziewczęta pojadą landem z nim i panią Tenison.
Nick także nie chciał ryzykować podróży kariolką. Wolał dosiąść
konia, a potem zostawić go w stajni znajdującej się w pobliżu gospody
i piechotą dojść nad rzekę. Gdy nadszedł, towarzystwo szykowało się
do uczty na świeżym powietrzu.
Służący rozpakowali wiklinowe kosze piknikowe. Naczynia z
potrawami i napojami umieścili na lnianym obrusie ozdobionym
koronką. Marcus, który na prośbę Adriana po odmowie Nicka
zdecydował się jechać kariolką, z wolna dochodził do siebie po
mocnych wrażeniach. Przez całą drogę daremnie próbował namówić
Adriana, żeby ten zastanowił się poważnie, nim stanie do wyścigu na
trasie do Brighton.
Marcus obawiał się, że Adrian zamiast ustanowić nowy rekord,
złamie kark podczas wielce ryzykownego przedsięwzięcia! Usiłował
taktownie dać mu do zrozumienia, że byłoby wskazane, aby jeszcze
trochę potrenował. Teraz słuchał uważnie Emmy, która miłym,
przyciszonym głosem opowiadała o wczorajszym przesłuchaniu.
- Sądziliśmy, że zależy mu tylko na rozmowie z papą, ale
postanowił też zadać kilka pytań mamie, Atenie i mnie. Papa uznał, że
lepiej się zgodzić, bo odmowa byłaby źle widziana.
- Doszedłem do wniosku, że gdybym się wzbraniał, tamten
człowiek mógłby nas podejrzewać o ukrywanie informacji ważnych
dla śledztwa.
Nick wiedział, że pracujący dla niego Jackson wrócił niedawno ze
Steepwood.
Jako
zleceniodawca
niecierpliwie
czekał
na
sprawozdanie. Zastanawiał się też, czy powierzona przez niego
sprawa ma jakiś związek z rządowym śledztwem w sprawie
zamordowania Sywella. Czyżby zlecono je temu samemu agentowi?
- Jest dla mnie zrozumiałe, że śledczy uznał za stosowne pana
przesłuchać - powiedział Nick, starając się zachować spokój - ale nie
pojmuję, czemu niepokoił panie. Kto mu dał takie pełnomocnictwo?
- Ten agent nazywa się Jackson - wyjaśnił pan Tenison. -
Domyślam się, że chciał sprawdzić, czy ktoś z mojej rodziny i
domowników przyjaźnił się z zaginioną markizą, i dzięki temu może
mieć jakieś informacje dotyczące jej miejsca pobytu, o ile biedaczka
jeszcze żyje. Chodzą słuchy, że mąż ją zamordował. A jeśli idzie o
uprawnienia tamtego człowieka, udowodnił, że działa na zlecenie
ministerstwa spraw wewnętrznych, i wskazał bardzo wysoko
postawionego mocodawcę. Więcej nie mogę ujawnić.
Nicka zaciekawiła ta odpowiedź. Ile srok próbuje złapać za ogon
ten cwany Jackson? Kiedy wreszcie przyjdzie złożyć sprawozdanie?
Najwyższa pora, by ujawnił informacje dotyczące pochodzenia Ateny.
- Czy państwo zdołali mu pomóc? - spytał, zwracając się do
Emmy, nie do stojącej obok Ateny, zgaszonej i milczącej.
- Ja ani trochę - usłyszał w odpowiedzi. - Natomiast jeśli dobrze
pamiętam, Atena przez jakiś czas widywała markizę, ale nie sądzę,
żeby tamten pan uzyskał od niej ważne informacje.
Na odchodnym Jackson powiedział Atenie, że wspomniał pani
Tenison o jej przyjaźni z Louise, a to oznaczało nieustanny grad pytań
dotyczących zaginionej markizy.
- Moim zdaniem to niedopuszczalne, żeby prostak wypytywał
damę z towarzystwa o jej dawne znajome. Dziwię się, Ateno, że nie
dostała pani spazmów - wtrącił z oburzeniem Adrian.
Był tak wstrząśnięty i zatroskany, że Marcus Angmering zmierzył
go badawczym spojrzeniem, jakby odkrył nareszcie, w czym rzecz.
Obiektem westchnień Kinlocha była piękna dama do towarzystwa, a
nie cichutka młoda dziedziczka.
Atena uspokoiła Adriana i wyjaśniła jego wątpliwości, mówiąc:
- Ten człowiek nie jest prostakiem. Kiedy mnie przesłuchiwał, był
nadzwyczaj uprzejmy. Ma lepsze maniery od niejednego dżentelmena
z grona moich znajomych.
Adrian nie zauważył ukradkowego spojrzenia, którym obrzuciła
Nicka.
- Ateno, jeśli w przyszłości ktokolwiek z towarzystwa panią
obrazi, proszę mnie natychmiast zawiadomić. Obiecuję przywołać go
do porządku. Daję pani na to moje słowo!
- Pan Jackson także wobec mnie zachowywał się uprzejmie -
wtrąciła Emma. - Nim zaczęło się przesłuchanie, byłam mocno
wystraszona, ale szybko mnie uspokoił. Z mamą było podobnie.
- A więc znała pani markizę - zwrócił się Marcus do Ateny. -
Często zastanawiałem się, kim była kobieta, która zdecydowała się
poślubić Sywella.
Jestem w sytuacji bez wyjścia, pomyślała Atena. Nie miała ochoty
rozmawiać o przyjaciółce, ale popełniłaby spory nietakt, odmawiając
odpowiedzi na zadanie nie wprost pytanie Marcusa. Wydawało się
całkiem naturalne, że interesuje go osoba Sywella, a także zaginiona
markiza, skoro wielu plotkowało, jakoby jego ojciec był zamieszany
w tę sprawę. Gdyby Atena nabrała wody w usta, zapewne uznano by
to za niewłaściwe.
- Była młoda i bardzo ładna - odparła z namysłem. - Poznałyśmy
się w dzieciństwie, potem gdzieś ją wysłano. Nie mam pojęcia dokąd i
dlaczego. Gdy markiz przywiózł ją do Steepwood, natknęłam się na
nią podczas spaceru. Odnowiłyśmy dawną znajomość. Wydawała się
samotna i nieszczęśliwa. Zniknęła równie nagle, jak się pojawiła. Jak
powiedziałam panu Jacksonowi, nie mam pojęcia, gdzie się udała. Nic
więcej nie wiem. Ogromnie żałuję, że straciłam dobrą znajomą.
Czasem razem malowałyśmy i rysowałyśmy. Obawiam się, że to
wszystko, co mogę powiedzieć.
- Dziękuję, panno Filmer. Mam nadzieję, że swoim pytaniem nie
sprawiłem pani przykrości. Utrata przyjaciół to bolesne przeżycie.
Atena kiwnęła głową. Nick, podobnie jak Jackson, cynicznie
zastanawiał się, czy powiedziała całą prawdę o swoich kontaktach z
markizą. Ciekawe, kiedy tajny agent raczy go wreszcie poinformować
o wynikach poufnego śledztwa w sprawie jej pochodzenia. Nick
chętnie by się od niego usłyszał, skąd pomysł, żeby ją przesłuchać.
Czego naprawdę próbował dowiedzieć się Jackson?
- Trudno uwierzyć, że osoby z naszego grona są na różne sposoby
zamieszane w sprawę Sywella i jego zaginionej żony. A z pozoru
sprawiamy wrażenie radosnej gromadki znajomych, którzy przybyli
na piknik i zasiedli nad Tamizą, czekając niecierpliwie, aż służba
przygotuje dania i napoje.
- Na szczęście - wtrącił Adrian - nigdy nie miałem z nim do
czynienia. Wygląda na to, że był okropny.
- Moim zdaniem najwyższa pora o nim zapomnieć - oznajmił pan
Tenison i zmienił temat. Zaczął komentować najnowsze wiadomości
dotyczące wojny w Hiszpanii.
Następnego popołudnia Nick czytał w salonie swojego
londyńskiego mieszkania, które znajdowało się niedaleko siedziby
lorda Byrona, gdy lokaj zaanonsował Jacksona.
Były podwładny ministerstwa spraw wewnętrznych tryskał
energią. Nick miał nadzieję, że powodem jawnego zadowolenia jest
owocna podróż do hrabstwa Northampton. Uznał, że nim Jackson
złoży sprawozdanie, należy trochę przywołać go do porządku i
pokazać, gdzie jego miejsce, zaczął więc dość ostro.
- Długo pan kazał na siebie czekać. Niecierpliwię się od chwili,
gdy zostałem poinformowany, że moje zlecenie nie było jedynym,
które skłoniło pana do niejawnej wizyty w Steepwood.
Aha, sprytny ten Nick Cameron, pomyślał Jackson, uśmiechając
się porozumiewawczo.
- Rozumiem. Tenison puścił farbę, tak?
Nick skinął głową.
- Inni również. Czego się pan dowiedział o pannie Filmer?
Podobno jest zamieszana w sprawę zamordowanego Sywella i
zaginionej markizy, ale mniejsza z tym. Ma pan dla mnie jakieś
informacje?
- Owszem, ale jestem trochę zawiedziony, bo niewiele tego jest -
odparł Jackson, który uważał, że lepiej mówić prawdę, bo to się
opłaca. - Wiele poszlak wskazuje na to, że panna Filmer jest
dzieckiem z nieprawego łoża. Jej matka uchodzi za wdowę i od
początku pobytu w hrabstwie Northampton cieszy się nieskazitelną
reputacją. Nieżyjący rzekomo pan Filmer to wielce enigmatyczna
postać. W tamtej okolicy go nie znają.
Przez dwadzieścia lat u wdowy ani razu nie gościł nikt z rodziny.
Pociągnąłem za język miejscową plotkarkę, która dyskretnie dała mi
do zrozumienia, że panna Filmer niemal na pewno jest nieślubnym
dzieckiem. Użyłem też innych sposobów i dowiedziałem się, że jej
matka otrzymywała i nadal otrzymuje roczną rentę, płatną kwartalnie
przelewem wystawionym przez bank Couttsa. Nie wiadomo, kto
wpłaca pieniądze.
Ku memu ubolewaniu, tutaj ślad się urywa, bo u Couttsa
obowiązuje
bezwzględna
tajemnica
bankowa.
Dyskrecja
gwarantowana, nie mam więc szans, by pójść dalej tym tropem. Renta
nie jest wysoka, lecz umożliwia obu paniom względnie dostatnie
życie. Obawiam się, że nie zdołam ustalić, kim jest ojciec panny
Filmer, ponieważ nie sposób dowiedzieć się, gdzie mieszkała jej
matka, zanim przyjechała do Steep Ride,
Dodam, że mimo plotek dotyczących narodzin dziecka pani
Filmer cieszy się w tamtej okolicy sporym szacunkiem, jest
przyjmowana w miejscowych salonach, uczy w szkółce niedzielnej i
w miarę swoich możliwości wspiera najuboższych.
Kolejna ciekawa wiadomość dotyczy znajomości łączącej pannę
Filmer z markizą Sywell, której była przyjaciółką i powiernicą. Moim
zdaniem zna miejsce pobytu zaginionej, choć stanowczo temu
zaprzecza. Wiele się mówi o jej mądrości i przekonałem się, że to
prawda.
Atena była zatem nieślubnym dzieckiem, odrzuconym przez
stosunkowo zamożnego człowieka. Informacje, które zdobył Jackson,
wyjaśniały jej postępowanie. Nickowi zrobiło się żal Ateny. Szukała
nie tylko bogactwa, lecz przede wszystkim szacunku i pozycji w
towarzystwie. Z pewnością zdawała sobie sprawę, że obie z matką w
każdej chwili mogą być z niego wykluczone. Gdyby Atena wyszła za
Adriana, jej znaczenie tak by wzrosło, że mogłaby patrzeć na innych z
góry.
- Wspomniał pan - zaczął ostrożnie Nick - że panna Filmer jest
również zamieszana w sprawę morderstwa popełnionego w
Steepwood.
- Jej związek z tą sprawą jest dość luźny. Chodzi o to, że panna
Filmer zapewne wie, gdzie obecnie przebywa markiza. Na moje
wyczucie niewiele więcej da się ustalić na temat pań Filmer. Matka
ma opinię wyjątkowo dyskretnej, a córka wyraźnie ją naśladuje.
Jackson nie wspomniał o podziwie żywionym dla Ateny, odkąd
poznał ją osobiście, ale dał do zrozumienia, że zrobiła na nim
ogromne wrażenie.
- Mam rozumieć, że uważa pan moje zlecenie za wypełnione?
- Owszem, chyba że dostarczy mi pan nowych wskazówek.
Nick pokręcił głową.
- Nie dysponuję żadnymi, a zatem pozostaje mi tylko zapłacić
panu i podziękować za pomoc. Mam nadzieję, że inne dochodzenia
dalej pana zaprowadzą.
Teraz Jackson zaprzeczył ruchem głowy.
- Słaba nadzieja. Sprawa Sywella wciąż pozostaje zagadką. Nawet
jeśli markiza zostanie odnaleziona, wątpię, by posiadała użyteczne
informacje.
- Pan nie uważa jej za zmarłą?
- Intuicja, która rzadko mnie zawodzi, podpowiada, że ta dama
żyje, ponadto w moim mniemaniu panna Filmer nie powiedziała całej
prawdy.
- Niedomówienia to jej specjalność - zauważył Nick, wręczając
Jacksonowi należność. Kazał mu pójść do kuchni, gdzie czekał
służący z pożegnalnym kuflem piwa.
Nick został sam. Zapomniana książka leżała na podłodze.
Niezależnie od rewelacji Jacksona z niedawnej rozmowy wynikała dla
niego jedna, jedyna prawda: mniejsza z tym, czy Atena jest, czy nie
jest nieślubnym dzieckiem oraz czy pomogła w ucieczce Louise
Sywell; żadna z tych wiadomości nie rozwiązywała jego problemów.
Czuł się jak rozbitek na wzburzonym oceanie. Był pewny jedynie
tego, że nie wolno mu zdradzić, skąd czerpał wiadomości. Atena nie
powinna się dowiedzieć, że Jackson szpiegował ją na jego polecenie.
Z pewnością uznała, że była przesłuchiwana z powodu swej przyjaźni
z Louise. Udział Nicka w tej sprawie musiał na razie pozostać
wstydliwą tajemnicą.
Było pogodne popołudnie, a od wizyty Jacksona, która
spowodowała w domu Tenisonów spore zamieszanie, upłynęło kilka
dni.
- Wyjdziesz za Adriana, jeżeli ci się oświadczy? - spytała Emma.
- Dlaczego uważasz, że mógłby to zrobić? - odparła Atena.
Siedziały w salonie. Miały zajmować się haftem, lecz Emma odłożyła
tamborek i kartkowała powieść, nim zagadnęła Atenę.
- Wpatruje się w ciebie z jawnym uwielbieniem. Zastanawiałam
się, co do niego czujesz. Nie wydaje mi się, żebyś i ty była nim
równie zauroczona.
Emma okazała się nadzwyczaj spostrzegawcza. Szybko nabierała
pewności siebie i towarzyskiej ogłady i coraz rzadziej ulegała
władczej matce.
- Owszem - przytaknęła po namyśle Atena.
- Tak myślałam - odparła ze smutkiem Emma.
- Bardzo go lubię - dodała pospiesznie Atena.
Skoro miała przyjąć oświadczyny Adriana, których jednak
oczekiwała wbrew temu, co powiedziała Emmie, należało okazać
szczery zapał i cieszyć się na myśl o rychłym ślubie.
Problem w tym, że ilekroć Atena zastanawiała się nad
konsekwencjami małżeństwa, rozmyślając nie tylko o wspólnej
sypialni, lecz także o codziennym życiu we dwoje, perspektywa
dzielenia łoża i spędzania czasu z Adrianem stawała się coraz mniej
pociągająca. Im lepiej go poznawała, tym większe ogarniały ją
wątpliwości.
Przyczyniało się do tego rosnące uznanie i podziw dla Nicka
Camerona. Z nim zawsze miałaby o czym rozmawiać, choć pewnie
rzadko byliby tego samego zdania. Wspólne dni byłyby wspaniałe.
Atena wolała nie myśleć o cudownych nocach!
Gdy dawniej planowała małżeństwo z mężczyzną bogatym i
utytułowanym, nie zastanawiała się nad konsekwencjami owej
decyzji, ale teraz coraz częściej o nich myślała i z wolna ogarniały ją
wątpliwości, czy potrafi z zimną krwią zawrzeć taki związek. Co
gorsza, od początku znajomości z Adrianem robiła wszystko, żeby go
do siebie przyciągnąć. Teraz nieco ochłodła, czego nie spostrzegł, i
nadal uważał ją za pewną zdobycz.
Ciekawe, czy Nick zauważył zmianę. Och, dosyć tego! Dlaczego
tak uporczywie o nim myślała? Ostatnio przestał jej dokuczać.
Zapewne pogodził się z decyzją kuzyna pragnącego mieć ją za żonę,
bo nie chciał mu robić przykrości.
- Moim zdaniem Adrian do ciebie nie pasuje - oznajmiła
niespodziewanie Emma. - Nie wydaje mi się, żeby cię kochał. Jest po
prostu olśniony.
Atenę ponownie zdumiała przenikliwość młodej przyjaciółki.
Trafne obserwacje dowodziły, że, podobnie jak ojciec, ma bystry
umysł. Jej uwagi były dodatkową zachętą do rozważań, jak należy
postąpić z Adrianem.
Gdyby oświadczył się na początku znajomości, Atena przyjęłaby
go natychmiast, bez najmniejszego wahania. Teraz żywiła coraz
więcej poważnych wątpliwości, co dowodziło, jak bardzo teoria różni
się od praktyki.
Przed wyprawą do Londynu Atena nie miała żadnych skrupułów i
gotowa była, nie słuchając głosu serca, poślubić mężczyznę bogatego
i utytułowanego, ale wszystkie zdarzenia, które zaszły od tamtej pory,
stopniowo otwierały jej oczy, uświadamiając, że była wyjątkowo
naiwna.
- To dobry człowiek - powiedziała, starając się raczej dodać sobie
odwagi, niż wyjaśnić Emmie powody swojej decyzji.
- I dlatego należy postępować z nim uczciwie - odparła Emma,
sięgając po tamborek z haftem. Zmieniła temat, pytając, jakim
kolorem powinna wyszywać kwiatowy wzór.
Atena uważnie obserwowała swą podopieczną. Skąd tej
dziewczynie przyszło do głowy, żeby martwić się, czy Adrian
właściwie ulokował swoje uczucia? Nagle doznała olśnienia i pojęła,
że Emma jest w nim zakochana. Pasował do niej ten dobroduszny i
uczciwy młodzieniec, z którym byłaby szczęśliwa, bo nie żądałaby od
niego rzeczy, których nie byłby w stanie jej dać.
Niespodziewane odkrycie jeszcze bardziej zbiło Atenę z tropu.
Dotąd nie brała pod uwagę możliwości, że sprytne machinacje,
którymi próbowała zapewnić sobie szczęśliwe życie, mogą kogoś
unieszczęśliwić. Dopiero teraz pojęła, dlaczego Nick Cameron tak
bardzo ją krytykował, i w głębi ducha przyznała mu trochę racji.
Książę Inglesham miał gościa, a właściwie przyjmował
człowieka, który został do niego wezwany. Przed nim z obojętną miną
stał dawny śledczy polecony przez samego lorda Liverpool.
Do tej pory, gdy osoby równie wysoko postawione jak Inglesham
korzystały z usług Jacksona, rozmawiał z nim podwładny, na przykład
sekretarz albo zaufany lokaj. Ciekawe, cóż to za ważna misja
spowodowała, że książę fatygował się osobiście. Jackson czekał, aż
tajemnica zostanie wyjawiona a gdy nadeszła ta chwila, ogarnęło go
rozbawienie.
- Powiedziano mi, że jest pan dyskretny i zapewniono, że można
na panu polegać - zaczął z wahaniem książę. - Nie chcę wzbudzać
plotek i narażać się na obmowę. Jest moim życzeniem, żeby ustalił
pan tożsamość i pochodzenie pewnej młodej damy oraz jej matki.
Obie mieszkają w hrabstwie Northampton, w osadzie o nazwie Steep
Ride. Będę z panem szczery, proszę więc nie doszukiwać się w moich
słowach ukrytych znaczeń.
Jackson kiwnął głową.
- Rozumiem, wasza książęca mość. Zapewniam, że potrafię
milczeć jak grób.
I co dalej ? - zapytał w duchu. Miał znowu jechać do Steepwood?
Czy Inglesham również interesował się panną Ateną Filmer?
Wszystko na to wskazuje. Tłumacząc, w czym rzecz, książę
mruczał i zawieszał głos, jakby był znudzony nie przywiązywał
większej wagi do przedstawianej sprawy, ale Jackson nie dał się
zwieść pozorom.
- Przypuszczam, że pani Filmer zamieszkała tam z córką wkrótce
po jej narodzinach. Ze względu na wspólne interesy muszę zdobyć o
nich jak najwięcej informacji.
Śledczy przybrał minę sfinksa. Lord Liverpool uprzedzał, że ten
człowiek jest mistrzem kamuflażu, słuchał z głową przechyloną na
bok, z kamienną twarzą i malującym się na niej wyrazem skupienia.
Chłonął każde słowo Ingleshama, który nie domyślał się, że jego
rozmówca rozważa, czy grać z nowym zleceniodawcą w otwarte
karty.
Na dobrą sprawę wiedział już wszystko, czego można było
dowiedzieć, o młodej damie i jej matce. Jeśli zachowa to w sekrecie,
wystarczy przejechać się do Steep Ride i szybko wrócić, udając, że
pospiesznie wypełnił życzenie księcia.
Była też inna ewentualność: przekazać księciu zebrane już
informacje, tłumacząc, że podczas dochodzenia w sprawie śmierci
Sywella i zaginięcia jego żony wypłynęło także nazwisko pań Filmer,
starał się więc jak najwięcej o nich dowiedzieć. Taka strategia
oznaczała jednak, że honorarium wypłacone przez księcia będzie
mniejsze.
Po namyśle Jackson uznał za stosowne uczciwie postawić sprawę
i powiedział, starannie dobierając słowa.
- Tak się złożyło, wasza książęca mość, że mogę natychmiast
udzielić potrzebnych informacji dotyczących panny Filmer i jej matki.
- Jak to? - żachnął się książę. - Mam nadzieję, że nic im nie grozi?
Chyba nie ciąży na nich podejrzenie?
- Ależ skąd - zapewnił Jackson i wyjaśnił księciu, że otrzymał
poufne zlecenie z ministerstwa spraw wewnętrznych i prowadząc
śledztwo w tej sprawie, dowiedział się o przyjaźni łączącej pannę
Atenę Filmer z zaginioną markizą. - Sprawdziłem ten trop, który
zresztą daleko mnie nie zaprowadził, ponieważ młoda dama
zaprzeczyła, jakoby znała obecne miejsce pobytu markizy.
- Proszę kontynuować - nalegał Inglesham.
Jackson wyjawił, czego się dowiedział, pracując dla Nicka
Camerona. Nie wspomniał jedynie, że ten ostatni także interesował się
Ateną.
- Coutts - powtórzył z roztargnieniem książę. - Stamtąd
przelewane są pieniądze.
- Owszem, co oznacza, że ślad tu się urywa. Tajemnica bankowa,
wasza książęca mość.
- Istotnie - przytaknął Inglesham znużonym tonem - Chętnie
poznałbym wszystkie szczegóły tej sprawy ale dla moich celów
wystarczy to, czego się teraz od pana dowiedziałem. Domyślam się,
kto wpłacił pieniądze. Powiada pan, że panna Filmer jest piękna i
mądra, i jej matka stanowi prawdziwy wzór cnót, choć o narodzinach
córki krążą rozmaite plotki.
- W rzeczy samej, wasza książęca mość. Gdybym pojechał do
Steep Ride po raz drugi, zmarnowałbym tylko pieniądze, bo jestem
przekonany, że nic więcej nie zdołam tam ustalić.
- Zapewne. Widzę, że jest pan uczciwym człowiekiem.
Książę podszedł do pięknego mahoniowego biurka, otworzył
szufladę, wyjął z niej pękatą sakiewkę i podał Jacksonowi.
- Daję panu całą kwotę, jaką przeznaczyłem na załatwienie tej
sprawy. Jeżeli w przyszłości będę potrzebował zaufanego człowieka,
bez wahania znów pana zatrudnię.
Po wyjściu Jacksona książę z miną smutną, a zarazem pełną
nadziei podszedł do biurka i wyjął ze skrytki miniaturę. Był to portret
urodziwej młodej kobiety ubranej zgodnie z modą sprzed dwudziestu
lat.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek znów cię zobaczę - powiedział,
całując niewielką podobiznę. - Nie zasłużyłem na tyle dobroci, ale
sądzę, że Bóg w swej łaskawości daje mi drugą szansę.
Adrian podjął decyzję. Londyński sezon dobiegał końca. Nie
ulegało wątpliwości, że Nick jest przeciwny jego małżeństwu z Ateną.
Zapewne matka też będzie zgłaszać zastrzeżenia. Jednak do tej pory
niczego mu nie odmówiła, a gdy przekona się, jak piękna i mądra jest
jego ukochana, z pewnością pochwali wybór.
Poślubienie Ateny było dla Adriana tym korzystniejsze, że
zaspokajając własne pragnienia, mógł przy okazji spełnić życzenie
krewnych, dając rodzinie dziedzica, którego domagano się od niego
przy każdym spotkaniu.
Atena przyjechała do Londynu bez rodziców. Adrian postanowił
zwrócić się do pana Tenisona, który był tu jej opiekunem. Nie miał
pojęcia, co ten ostatni o nim myśli. Pani Tenison zawsze była
uprzedzająco grzeczna, pewnie dlatego, że chciała upolować Adriana
dla swojej Emmy, ale ta, choć śliczna, nie mogła równać się z Ateną.
Gdyby nie to, pewnie zainteresowałby się jednak córką
Tenisonów. Między innymi z tego powodu nie był pewny, jak pan
Tenison zareaguje na jego oświadczyny. Patrzy na człowieka, jakby
widział owada na szpilce. Nieważne, pomyślał Adrian, skoro nie z
nim chciałbym się ożenić. A więc do dzieła!
Tak właśnie myślał poprzedniego wieczoru, gdy wraz z całym
towarzystwem pojechał do teatru. Marcus Angmering obiecał z nimi
pójść, lecz w końcu się wymówił.
- Muszę ruszać na wieś do krewnych. Ojciec zlecił mi załatwienie
kilku spraw. Straszna nuda, ale cóż robić.
Plotkowano, że Angmering swego ojca również ma za wielkiego
nudziarza, lecz mimo to stawał zawsze jego obronie.
Następnego dnia po południu Adrian zajechał przed dom
Tenisonów. Ubrał się staranniej niż zwykle, a jego fryzura była
prawdziwym dziełem sztuki. Wahał się przez kilka minut, a potem
zebrał całą odwagę i kazał służącemu zapukać do frontowych drzwi.
Czekał na zaproszenie w zamkniętym powozie. Nie wziął kariolki,
żeby uchronić nieskazitelną powierzchowność przed kaprysami
pogody.
Na szczęście pan Tenison był w domu i znalazł dla niego czas.
Kazał od razu poprosić gościa do gabinetu. Na widok przesadnie
wyelegantowanego Adriana nie dał po sobie poznać, że wie, na co się
zanosi. Obrzucił go badawczym spojrzeniem. Adrian nie był pewny,
jakie wrażenie wywarł na pannie Filmer, ale nie miał wątpliwości, że
jej chlebodawca odnosi się do niego z lekceważeniem.
- Co pana do mnie sprowadza? Czym mogę służyć? - zapytał.
- Tak, tak, w istocie - mamrotał zdenerwowany Adrian. -
Zwróciłem się do pana, bo panna Atena Filmer nie ma krewnych w
Londynie i pan jest teraz jej opiekunem. Uznałem, że byłoby
niewłaściwe, gdybym się jej oświadczył, nie pytając o zdanie osoby
sprawującej nad nią pieczę.
- To się panu chwali - powiedział rzeczowo Tenison, trochę
zdziwiony, że Adrian wypowiedział jednym tchem tak długie i
skomplikowane zdanie. Najwyraźniej miłość dobrze wpłynęła na jego
umysł.
- Czy mogę porozmawiać z panną Filmer w cztery oczy?
- Owszem, ale najpierw uprzedzę ją, z czym pan przychodzi.
Zechce pan poczekać w salonie. Porozmawiam z nią i poproszę, żeby
tam przyszła.
Wszystko poszło jak z płatka, uznał Adrian, siedząc w
niewielkim, ładnym pokoju i czekając na swą wybrankę. Był
przekonany, że nim opuści ten dom, będą po słowie. Od pierwszego
spotkania mieli się ku sobie. Nie brał pod uwagę możliwości, że
Atena odrzuci jego oświadczyny.
Pan Tenison poszedł na górę, żeby powiedzieć pannie Filmer o
wizycie Adriana. Od razu wspomniał, że chodzi o oświadczyny.
Kiedy dawniej wyobrażała sobie ten dzień, spodziewała się, że
oszaleję z radości. Teraz jednak była w rozterce. Radość mieszała się
z obawą. Atena wcale nie była pewna, czy odważy się na decydujący
krok.
Podczas rozmowy z panem Tenisonem starała się nie okazywać
wzruszenia, toteż nie domyślił się, że targają nią sprzeczne uczucia.
Chyba jednak czymś się zdradziła, ponieważ na odchodnym dodał:
- Wiesz, moja droga, że propozycja jego lordowskiej mości
zadecyduje o całym twoim życiu. Mam nadzieję, że zastanowisz się
dobrze, nim dasz mu odpowiedź.
Niespodziewanie oczy Ateny napełniły się łzami.
- O tak, na pewno - odparła z prostotą. - Nie może być inaczej,
ale... - Zamilkła.
- Co chciałaś powiedzieć, moja droga?
- Bywa, że kiedy marzenia się spełniają, rzeczywistość okazuje
się odmienna od naszych oczekiwań.
Pan Tenison skinął głową.
- Wiem, co masz na myśli. Jedno ci powiem: zaufaj Bogu i bądź
wierna sobie, a na pewno nie popełnisz błędu.
Powtarzała w myśli jego słowa, gdy zeszła na dół i stanęła twarzą
w twarz z uśmiechniętym Adrianem. Bała się go urazić, bo wcześniej
dawała mu do zrozumienia, że jest dla niej kimś więcej, niż był w
istocie, miał więc prawo oczekiwać, że od razu zostanie przyjęty.
Gdy przemówił, jej obawy natychmiast się potwierdziły.
- Och, Ateno, z pewnością wie pani, dlaczego tu jestem. Nawet
jeśli Tenison o tym nie wspomniał, niewątpliwie domyśla się pani, w
jakim celu składam dzisiejszą wizytę. Nie mogę bez pani żyć, a moim
największym pragnieniem jest poślubić panią najszybciej, jak to
możliwe.
Był tak uradowany i pełen zapału, że ukląkł na jedno kolano i
ucałował jej ręce.
Pozostań wierna sobie... Tak radził pan Tenison.
Atena postawiła na całkowitą szczerość i uznała, że nim Adrian
opuści ten dom, musi poznać jej tajemnicę. Spoważniał, bo milczała, a
spodziewał się, że od razu zostanie przyjęty. Atena delikatnie, lecz
stanowczo uwolniła dłonie z uścisku i powiedziała:
- Zanim panu odpowiem, powinnam coś wyznać.
- Nie ma takiej potrzeby - odparł i znów poweselał. - Wystarczy
krótkie tak.
Atena pokręciła głową i speszona wyznała:
- Trzeba panu wiedzieć, że jestem nieślubną córką. Na domiar
złego nie mam pojęcia, kim był czy może jest mój ojciec. Nie wydaje
mi się możliwe, żeby pańska rodzina zgodziła się przyjąć kobietę bez
nazwiska, majątku i krewnych.
Musiała przyznać, że stanął na wysokości zadania i nie okazał
żadnych oznak wzburzenia.
- Droga Ateno - odparł z prostotą - moją wybranką jest pani,
mniejsza o rodziców. Nie ich zamierzam poślubić. To wyznanie nie
zmieni uczuć, które dla pani żywię, pytam więc raz jeszcze: czy
zechce pani za mnie wyjść?
Gdyby teraz przyjęła oświadczyny, uczyniłaby to z dwóch
powodów, a oba wydawały się niewystarczające. Po pierwsze, ujęła ją
wielkoduszność Adriana, który nie przejmował się jej wątpliwą
sytuacją życiową; po drugie, mogła go przyjąć z litości, żeby nie
skrzywdzić zacnego człowieka o dobrym sercu.
Rozsądek podpowiadał, że teraz Adrian jest pewny swego i
naprawdę chce ją poślubić, lecz zapewne pożałuje swojej decyzji, gdy
zaczną się plotki, a to pewne, że ludzie będą plotkować. Mogłabym
zgodzić się na ślub, gdybym szczerze go kochała, lecz wcale tak nie
jest, pomyślała. Lubię go, nawet bardzo, ale to nie wystarczy.
Im dłużej milczała, tym bardziej Adrian pochmurniał.
- Nie spodziewałem się odmowy - rzekł zasmucony. - Sądziłem,
że i pani darzy mnie uczuciem.
Postanowiła go pocieszyć, odwlec decyzję i starannie dobierając
słowa, zażądać zwłoki, żeby dać mu czas na zrozumienie wagi decyzji
oraz jej konsekwencji. Niedawna chwila szczerości mogła ją drogo
kosztować, ale przyniosła pewną ulgę sumieniu przygniecionemu
brzemieniem kłamstw.
- Adrianie, nie jestem pewna, co do pana czuję - tłumaczyła. -
Moim zdaniem pan również powinien lepiej rozeznać się w swoich
uczuciach. Proponuję, żebyśmy na pewien czas odłożyli decyzję.
Upewnijmy się, czy naprawdę chcemy wziąć ślub.
Adrian energicznie pokręcił głową.
- Wiem na pewno, że pragnę się z panią ożenić.
- Czy moje wahanie nie jest dla pana sygnałem, że mamy o sobie
fałszywe wyobrażenie?
Zakłopotanie malujące się na jego twarzy dowodziło, że nie był w
stanie zrozumieć ostatniej uwagi. Atena mimo woli pomyślała, że
Nick Cameron nie miałby z tym najmniejszych trudności. Ewidentne
różnice między tymi dwoma mężczyznami uświadomiły jej, dlaczego
waha się, nie mogąc przyjąć oświadczyn Adriana.
- Proszę spokojnie się nad tym zastanowić - przekonywała. - Nie
poniesiemy żadnej szkody, odkładając decyzję. Proponuję tydzień
zwłoki. W ten sposób zyskamy trochę czasu, żeby się lepiej poznać.
- Znam panią bardzo dobrze - upierał się Adrian. - Chcę, żeby
została pani moją żoną.
- Nie odrzuciłam oświadczyn - powtórzyła Atena, z wolna tracąc
cierpliwość. - Proszę tylko, żeby poczekał pan trochę na moją
odpowiedź.
- Obiecuje pani udzielić jej wkrótce? Tydzień zwłoki nie jest mi
potrzebny, ale przyjmuję do wiadomości pani życzenie.
- Zapewniam, że nie jest moim zamiarem przez długi czas pana
zwodzić.
- Mam nadzieję. Mimo wszystko nie sądzę, żeby mnie pani
odprawiła z kwitkiem.
- Możemy nie wspominać nikomu o tej rozmowie?
- Skoro pani sobie tego życzy...
- Naturalnie. To będzie nasza tajemnica.
Już po wszystkim. Adrian pochylił się i ucałował jej dłoń. Gdy
wychodził,
twarz
miał
smutną.
Atena
stała
nieruchomo,
odprowadzając go wzrokiem. Została sama, a jej chytry plan spełzł na
niczym. Oto kres śmiałych rojeń, które snuła, odkąd dowiedziała się,
że ma jechać z Tenisonami do Londynu.
Pan Tenison doradził jej, żeby pozostała wierna sobie, więc go
posłuchała. Jak wysoką cenę przyjdzie jej za to zapłacić?
ROZDZIAŁ SIÓDMY
- Odważyłem się, Nick. Zadałem jej pytanie. Oświadczyny są
łatwiejsze, niż sądziłem. Poprosiła o tydzień do namysłu i nalegała,
żebyśmy zachowali naszą rozmowę w sekrecie, nie sądzę jednak, aby
miała do mnie pretensje, że ci powiedziałem. Oczywiście nikomu
poza tobą nie zdradzę naszej tajemnicy.
- Tak, tak - odparł z roztargnieniem Nick. - Domyślam się, że
mówisz o Atenie Filmer.
- Naturalnie! Byłem całkowicie pewny, że mnie przyjmie, póki
nie poprosiła o czas do namysłu. Mimo to nie sądzę, żeby mi
odmówiła. Sam wiesz, że kobiety lubią wodzić nas za nos.
- Masz rację - przyznał Nick, zastanawiając się jednocześnie,
dlaczego Atena po tylu staraniach odwlekała decyzję, zamiast od razu
przyjąć oświadczyny Adriana.
Z pewnością miała swoje powody. Znowu coś knuła. Być może
trzymała biedaka w zawieszeniu, chcąc umocnić swój wpływ i jeszcze
bardziej przywiązać go do siebie, ryzykowała jednak, że wielbiciel
przejrzy na oczy i zmieni zdanie. Nick był przekonany, że jeśli
wszystko pójdzie po jej myśli, pod koniec tygodnia Adrian usłyszy
entuzjastyczne „tak".
- Jesteś świadomy, że twoja matka będzie wstrząśnięta, gdy dowie
się, że nie wybrałeś żadnej z bogatych dziedziczek, które pokazały się
podczas tegorocznego sezonu?
Nie wspomniał kuzynowi o swoim odkryciu dotyczącym
pochodzenia Ateny, bo musiałby ujawnić, że nasłał szpiega na jego
ukochaną oraz jej rodzinę. Obawiał się, że ich długoletnia przyjaźń
byłaby wtedy zagrożona.
- Serdeczne dzięki. Nie chciałbym żadnej z nich, nawet gdyby mi
dopłacali. Są okropnie zarozumiałe i uważają, że robią człowiekowi
łaskę, zgadzając się za niego wyjść.
- Dobrze powiedziane - przytaknął Nick.
Gdy dowiedział się, że Atena ma poślubić Adriana, ogarnęło go
poczucie beznadziejności. Bił się z myślami, targały nim sprzeczne
uczucia. Pragnął się z nią zobaczyć, rzucić jej w twarz całą prawdę o
nieprawym pochodzeniu i oskarżyć o oszukiwanie swego kuzyna.
Zarazem nie chciał jej więcej widzieć, ponieważ takie spotkanie
byłoby zbyt bolesne.
- Skąd ta ponura mina, chłopie? Myślałem, że się ucieszysz.
Powinieneś mi pogratulować.
- Zrobię to, gdy panna Filmer przyjmie twoje oświadczyny -
odparł Nick.
Postanowił niespodziewanie opuścić Londyn i złożyć wizytę
siostrze mieszkającej w hrabstwie Hamp, która stale skarżyła się, że
zbyt rzadko go widuje. Najpierw jednak zamierzał rozmówić się z
Ateną.
- Och, Louise, tyle mam ci do powiedzenia. Moje życie ostatnio
tak bardzo się skomplikowało, że z tęsknotą myślę o spokojnej
egzystencji w Steep Ride. Chciałam od niej uciec, bo nudził mnie ten
spokój, a teraz już mam... O Boże! - Atena zachowała się w sposób,
który całkiem zaskoczył jej przyjaciółkę. Wybuchnęła płaczem.
- Cicho, już cicho. To do ciebie niepodobne - szeptała Louise,
przytulając ją czule.
- Wiem. Zwykle jestem dzielna. Nie pamiętam, kiedy ostatnio
płakałam. Prawda jest taka, że muszę dokonać wyboru, lecz
cokolwiek postanowię, źle się to skończy. Tak mi się przynajmniej
wydaje.
Atena znalazła czas, aby odwiedzić Louise, ponieważ chciała ją
ostrzec przed węszącym w Steepwood Jacksonem, którego
dociekliwość mogła zniweczyć starania przyjaciółki, żeby zatrzeć za
sobą wszelkie ślady i zmienić tożsamość. Ponadto Atena pragnęła się
z nią zaradzić co do oświadczyn Adriana.
Od czego zacząć? Lojalność wobec Louise nakazywała od razu
wspomnieć o Jacksonie, Od czasu do czasu pociągając nosem,
opowiedziała
zatem
o
jego
odwiedzinach
i
zagadkowym
przesłuchaniu.
- Mam nadzieję, że się nie zdradziłam, ale nie jestem pewna, czy
mi uwierzył.
- Skoro wszystkiemu zaprzeczyłaś, zdany jest wyłącznie na swoje
domysły.
- Masz rację - przyznała Atena. - Wahałam się jednak, czy do
ciebie przyjść z obawy, że jestem śledzona. Widzisz tę dużą torbę?
Mam w niej zapasowy czepek i szal. Gdy byłam daleko od domu
Tenisonów, zaszyłam się w ciemnym kącie i zamieniłam je, a tamte
schowałam do torby, żeby utrudnić szpiegowi zadanie.
- Byłabyś wspaniałym spiskowcem. - Louise popatrzyła na nią z
podziwem.
Atena znów zaszlochała.
- Nick Cameron powiedziałby, że nadano mi imię właściwej
bogini. Grecka Atena też oszukiwała i zmieniała postać.
Louise od razu zwróciła uwagę, że pojawia się nowe nazwisko.
Dotychczas Atena mówiła tylko o Adrianie Kinlochu. Inne osoby z
towarzystwa wspominała sporadycznie.
- Jeśli powiedziałaś mi całą prawdę, a wiem, że tak jest, raczej nie
ma powodu do obaw. Jackson nie odnajdzie mnie za twoim
pośrednictwem. Czy to już wszystko, co ci leży na sercu? Moim
zdaniem z tego powodu nie warto ronić łez!
Ten żarcik sprawił, że Atena uśmiechnęła się smutno.
- Nie, mam też inny problem. Rzecz w tym, że... lord Kinloch
oświadczył mi się i nie wiem, jaką dać mu odpowiedź. Wczoraj
poprosiłam o tydzień do namysłu, a wciąż nie mam pojęcia, jaką
podjąć decyzję.
- Mówimy o tym Kinlochu, który jest właścicielem jednej trzeciej
Szkocji? - upewniła się Louise.
- Tak. Przed wyjazdem do Londynu uważałam, że taki człowiek
byłby idealnym kandydatem na męża: przystojny, opływający w
dostatki, utytułowany. Czegóż więcej może pragnąć uboga
dziewczyna? Muszę też przyznać, że od pierwszego spotkania
starałam się oczarować Adriana, ponieważ od razu zwrócił na mnie
uwagę.
- W takim razie nie rozumiem, dlaczego masz trudności z
podjęciem decyzji. Łatwo się domyślić, że taki kandydat do ręki jest
spełnieniem marzeń każdej panny, zwłaszcza biednej.
- Och, Louise, to nie takie proste. Rzecz w tym, że on jest...
niezbyt lotny. Przypomina zabawnego szczeniaka. Bardzo go lubię
jako przyjaciela, ale lęk mnie ogarnia na samą myśl, że mogłabym
zostać jego żoną. Szczerze mówiąc, niewiele mamy ze sobą
wspólnego. Zastanawiam się nawet, czy on mnie kocha. Emma
Tenison, moja podopieczna, twierdzi, że go olśniłam.
Jak będzie wyglądało nasze życie, kiedy minie pierwsze
zauroczenie? Adrian w końcu odkryje, że nic nas nie łączy, że moje
pasje i zainteresowania dla niego są po prostu nudne. Jeśli zgodzę się
za niego wyjść, zrobię to, ponieważ jest bogaty i ma arystokratyczny
tytuł. Nie będę się wtedy różniła od sprzedajnej dziewki. Czy
wychodząc za niego, mogę pozostać wierna sobie?
- Nie kochasz go ani trochę? - spytała z namysłem Louise. - W
ogóle? A zatem byłoby to małżeństwo z rozsądku trochę dziwne, bo
przez ciebie ułożone.
- Owszem. Najważniejsze jest, że nie kocham Adriana. Dobrze to
ujęłaś.
Louise pochyliła się, ujęła dłonie Ateny i spojrzała jej prosto w
oczy.
- Moja droga, tylko jedno mogę ci doradzić. Nie mam prawa za
ciebie decydować, ale pamiętaj, że sama popełniłam wielki błąd,
wychodząc za Sywella głównie po to, żeby poczuć się bezpiecznie na
tym świecie i zyskać wstęp do wyższych sfer.
Pokazał mi się od najlepszej strony, ale po ślubie odrzucił
kamuflaż i ujawnił prawdziwą twarz. Muszę przyznać, że do pewnego
stopnia oboje nawzajem się oszukiwaliśmy. Zrozum, lord Kinloch nie
przypomina Sywella, lecz wiele jest przyczyn sprawiających, że
ludzie czują się nieszczęśliwi.
- Dobra z ciebie dziewczyna. - Atena pocałowała Louise w
policzek. - Zapamiętam te słowa.
- Doskonale. A teraz skoro znam wszystkie twoje sekrety,
powinnam nareszcie zdradzić ci swój. Nie można wykluczyć, że też
jestem nieślubną córką. Wspomniałaś, że tak jest w twoim przypadku.
Muszę przyznać, że sama nie wiem, jak to ze mną jest. Brak dowodów
na potwierdzenie którejś z wersji. Gdyby się okazało, że jestem
prawowitym dzieckiem, należałabym do jednego z najznakomitszych
angielskich rodów i z racji wysokiego urodzenia przysługiwałoby mi
wiele przywilejów, których zostałam pozbawiona.
Umilkła. Atena szybko odzyskała typową dla niej pogodę ducha.
- Mamy pecha, co? Powoli zaczynam się przekonywać do teorii,
że na wszystkich, którzy mieszkają wokół opactwa Steepwood,
naprawdę ciąży klątwa.
- Istotnie prześladuje nas zły los. Co do klątwy, również
zaczynam podejrzewać, że coś jest na rzeczy, ale obyśmy się myliły -
odparła Louise. - Moja opowieść przypomina tę, którą od ciebie
słyszałam. Różni je pewien ważny szczegół. Istnieje duże
prawdopodobieństwo, że moi rodzice jednak się pobrali.
Ojciec nazywał się Rupert Cleeve, hrabia Angmering. Był
głównym spadkobiercą swego ojca noszącego tytuł hrabiego i w
rodzinie Yardleyów uchodził za czarną owcę. W czasie wielkiej
rewolucji pojechał do Francji, głęboko przekonany, że idea wolności,
równości i braterstwa zmieni świat na lepsze.
Gdy zaczął się terror, wraz z młodą Francuzką, którą pokochał,
wrócił do Anglii. Pobrali się przed wyjazdem z Francji albo tuż po
jego powrocie do ojczyzny. Mój tata nie przewidział gwałtownej
reakcji swego ojca na fakt, że jego żona była katoliczką. Nazywała się
Marie de Ferrers.
Z niewiadomego powodu dziadek nienawidził papistów, o czym
tata nie miał pojęcia. Gdy hrabia dowiedział się, jakiego wyznania jest
wybranka jego syna, natychmiast go wydziedziczył, do czego ze
względu na status majątku i tytułu miał pełne prawo, a następnie
wypędził z rodzinnego domu.
Louise posmutniała i przerwała na chwilę opowieść.
- Podobno ojciec opuścił Anglię i wrócił do Francji,
poprzysiągłszy sobie, że jego noga nie postanie w rodzinnym kraju
dopóty, dopóki rodzina nie pojedna się z Marie. Tak się złożyło, że
oboje wkrótce umarli. Matka zapadła na suchoty, a ojciec został zabity
podczas paryskich zamieszek w 1793 roku.
Po śmierci rodziców zniknęły wszystkie dokumenty. John
Hanslope, mój opiekun, twierdził, że zniszczył je dziadek, żeby
uniemożliwić córce Ruperta, czyli mnie, powrót do rodziny i
odzyskanie należnych praw. Wolał oddać wszystko dalekiemu
kuzynowi. W ten sposób zostałam sama na świecie, bez grosza przy
duszy.
Mój opiekun był przekonany, że rodzice wzięli ślub, ale nie
posiadał dokumentu potwierdzającego, że taka ceremonia miała
miejsce. Teraz znasz historię i wiesz, że jestem nie tylko nieszczęsną
żoną Sywella, lecz także odrzuconą przez Yardleyów lady Louise.
Konieczność zmusiła mnie, żebym zarabiała na życie jako wiejska
szwaczka, a potem jako londyńska modystka.
Przyjaciółki popatrzyły na siebie i niespodziewanie zaczęły się
śmiać.
- Gdybym czytała powieść o takiej fabule, uznałabym, że autorka
jest grafomanką - dodała Louise. - Twierdziłabym, że to całkowita
bzdura, ale mój opiekun, człowiek nadzwyczaj rzetelny i prawy,
zapewniał, że tak naprawdę było.
- A mój chlebodawca, pan Tenison, zwykł mawiać, że prawdziwe
życie jest często bardziej nieprawdopodobne od romantycznych
powieści, bez trudu więc uwierzyłam w każde twoje słowo.
- Wiem, że twoje opowieści również są prawdziwe.
- W moim przypadku nie ma żadnych wątpliwości: jestem
nieślubną córką. Skoro twoi rodzice się pobrali, niewątpliwie ten fakt
został gdzieś odnotowany. Należy rozpocząć poszukiwania. Człowiek
taki jak Jackson na pewno znalazłby potrzebny dokument.
- Nie stać mnie, żeby go wynająć - odparła Louise. - Moje
dochody wystarczają na godziwe utrzymanie, pracownia stale
wymaga sporych nakładów i niewiele zostaje. Z czasem na pewno się
wzbogacę, ale na razie... - Uroczo wzruszyła ramionami. W każdym
poruszeniu Louise było tyle wdzięku, że Atena nie miała żadnych
wątpliwości co do jej francuskich korzeni.
Atena miała o czym myśleć w drodze powrotnej do domu
Tenisonów. Dziś wypadało jej wychodne, nie ciążyły więc na niej
żadne obowiązki. Pani Tenison i Emma poszły z wizytą do lady
Dunlop. Atena zamknęła się w bibliotece i z ciekawością przeglądała
prawnicze księgi, szukając ustaw i akt procesowych, które mogłyby
przyczynić się do wyjaśnienia sytuacji nieszczęsnej Louise. Czytała
właśnie komentarz na temat zasad dziedziczenia, gdy do biblioteki
wszedł kamerdyner. Jego mina wyrażała jawną dezaprobatę.
- Panno Filmer, przyszedł pan Nicholas Cameron i pyta, czy może
z panią rozmawiać. Powiedziałem, że jest pani w domu sama, lecz
mimo to nalega, żeby go pani przyjęła, choćby na kilka chwil.
Atena zawahała się, niepewna, jak postąpić, bo zdawała sobie
sprawę, że nie wypada młodej damie rozmawiać z mężczyzną w
cztery oczy, ale ciekawiło ją, dlaczego Nick chce się z nią widzieć.
Może Adrian wspomniał mu o oświadczynach? To chyba najprostsze
wyjaśnienie. Nick zapewne przyszedł ją skarcić i namówić do ich
odrzucenia.
Atena podjęła decyzję.
- Powiedz panu Cameronowi, że przyjmę go tutaj, w bibliotece,
ale może zostać tylko kilka minut.
Kamerdyner jeszcze bardziej spochmurniał, słysząc jej polecenie,
lecz bez słowa poszedł je wypełnić. Okazało się, że wyraz twarzy
kamerdynera nie był nawet w połowie tak ponury jak mina Nicka.
Atena domyślała się, że lada chwila zostanie napiętnowana.
Splotła ręce za plecami i stała wyprostowana na tle mapy świata
ozdabiającej jedną ze ścian. Spokojnie przyglądała się gościowi, ale
nie zaproponowała, żeby usiadł.
- Czego pan sobie życzy? - spytała.
Nick ukłonił się sztywno, jakby witał nieznajomą.
- To zapewne nie moja sprawa, ale słyszałem, że Adrian się pani
oświadczył.
Atena nie zdołała się powstrzymać i przerwała lodowatym tonem:
- W rzeczy samej nie powinien się pan tym interesować, ale
proszę kontynuować. Jestem bardzo ciekawa, co ma pan na ten temat
do powiedzenia.
- Oto moje zdanie: przypuszczam, że trzyma go pani w
zawieszeniu, żeby udowodnić, jak bardzo jest od pani zależny, albo
czeka pani na korzystniejszą propozycję małżeństwa, na przykład ze
strony Ingleshama. - Nick umilkł.
Atena nie miała pojęcia, jak wielkie zrobiła na nim wrażenie,
kiedy ujrzał ją na tle ogromnej mapy: piękną, wysoką i dumną.
Ogarnięty rozpaczą i wściekłością dodał:
- Wiadomo mi, że do tej pory wszystkich pani okłamywała,
ukrywając prawdę dotyczącą swego pochodzenia. Ciekawe, jaka
byłaby reakcja ludzi z naszej sfery, gdyby wyszło na jaw, że jest
pani...
Nick przerwał. Nie był w stanie wypowiedzieć głośno tego słowa.
Nie potrafił rozmawiać z nią jak ograniczony plotkarz... a raczej jak
bezwzględny okrutnik gotowy rzucić jej w twarz, że jest nieślubną
córką. Od razu domyśliłaby się, że poznał prawdę dzięki chytrym
machinacjom.
Atena pobladła, lecz zachowała spokój. Nadal wyglądała
przepięknie, a bladość upodobniła ją do marmurowych posągów bogiń
w gmachu londyńskiego sądu. Wypisz wymaluj grecka Pallada! Mimo
niechęci szczerze ją podziwiał.
- Proszę mówić dalej - powiedziała. - Jestem pewna, że to nie
koniec pańskiej tyrady. Skoro zadał pan sobie tyle trudu, żeby tutaj
przyjechać, nie należy zatrzymywać się w pół drogi.
Wydawała się spokojna, ale serce jej pękało. Z pewnością
zasłużyła na ostrą reprymendę za sprytne knowania mające na celu
oczarowanie Adriana, ale nie mogła znieść, że Nick jest dla niej tak
surowym sędzią. Gotowa była stawić czoło całemu światu, ale wobec
niego czuła się bezbronna.
Nie można pozwolić, żeby o tym wiedział.
- Dobrze - odparł. Skoro zaczął tę rozmowę, musi ją doprowadzić
do końca, chociaż serce przepełniała mu gorycz. - Wiem, że jest
pani... osobą bez nazwiska, żeby nie ujmować tego nazbyt dosadnie.
Znowu umilkł.
- Proszę mówić śmiało - zachęcała. - Jestem nieślubną córką. Boi
się pan użyć tego określenia? Ja pozbyłam się takich obaw. Adrian
także nie był wstrząśnięty, kiedy mu o tym powiedziałam. Jeśli
przyjmę jego oświadczyny, weźmie mnie za żonę ze świadomością, że
jestem dzieckiem z nieprawego łoża, które nie zna swego ojca.
Panie Cameron, niepotrzebnie się pan fatygował. Sama zdecyduję,
czy mam wyjść za lorda Kinlocha, a pan nie będzie miał żadnego
wpływu na moje postanowienie. Nigdy i pod żadnym pozorem. Nie
zamierzam również pytać, jak poznał pan mój sekret, ale się
domyślam.
Nick daremnie szukał właściwych słów. Cóż miał powiedzieć? Że
była uczciwa i prostolinijna? W głębi duszy żywił nadzieję, że taka
właśnie jest, lecz nie śmiał się do tego przyznać. Podjęła wielkie
ryzyko, wyznając całą prawdę Adrianowi, który okazał się znacznie
szlachetniejszy lub znacznie głupszy od niego.
Nick uznał, że zachował się skandalicznie, przychodząc do domu
jej chlebodawców, gdzie czuła się względnie bezpieczna, żeby ją
szantażować. Tak, choćby się wypierał, szantaż to jedyne właściwe
określenie jego postępku.
- Proszę mi wybaczyć - powiedział. - Gdybym wiedział...
Atena najchętniej by się rozpłakała, bo uświadomiła sobie, że
Nick od pierwszej chwili uważał ją za samolubną harpię. Do tej pory
łudziła się, że zobaczy w niej młodą, bezradną dziewczynę, samotnie
zmagającą się z okrutnym światem, dla której jedyną nadzieją na
poprawienie sytuacji życiowej jest małżeństwo z człowiekiem wysoko
postawionym, takim jak Adrian.
Musiała dać mu nauczkę. Nie można pozwolić, żeby postawił na
swoim. Jeszcze przed chwilą była zdecydowana posłuchać głosu
sumienia i odmówić Adrianowi, skoro jednak Nicholas Cameron, a z
nim cały świat, nie wierzy w jej prawość i uczciwość, zdecydowała
się przyjąć oświadczyny.
- A co chciałby pan wiedzieć? Że nie jestem sprytną kusicielką, za
jaką mnie pan uważa? Mam dla pana niespodziankę. Zanim pan się tu
zjawił, uznałam, że nie poślubię Adriana, lecz pańskie zachowanie
skłoniło mnie do zmiany tej decyzji. Skoro pańskim zdaniem niewiele
różnię się od ulicznicy kupczącej sobą za grosze, cóż mam do
stracenia? Sprzedam się za dobrą cenę.
Nie mam panu nic więcej do powiedzenia. Może pan wyjść albo
nie, mnie to jest obojętne. W każdym razie ja dłużej nie zostanę w tym
pokoju, skoro pan tu przebywa. Wkrótce będę hrabiną i moja
reputacja musi być nieskazitelna.
Boże miłosierny, oto prawdziwa perła wśród kobiet, o którą warto
zabiegać ze wszystkich sił. Co uczyniłem, żeby ją zdobyć ? - zadał
sobie w duchu pytanie Nick. Kompletnie nic, przeciwnie, odtrąciłem
ją zaślepiony głupotą. Nie, raczej pchnął w ramiona swego kuzyna.
Nie wątpił, że Atena mówiła prawdę, tłumacząc, dlaczego zmieniła
decyzję, lecz z całą pewnością nie była podobna do Flory Laxford.
Zrobił krok w jej stronę, ale cofnęła się natychmiast.
- Proszę odejść, błagam pana. Nie mamy sobie nic do
powiedzenia.
Nick zawahał się. Po chwili wyszedł z rozpaczą w sercu.
Atena pokazywała światu pogodną twarz, chociaż była głęboko
nieszczęśliwa. Cierpiała nie tylko dlatego, że Nick źle o niej myślał i
podejrzewał o chęć ukrycia okoliczności związanych z pochodzeniem.
Była zdruzgotana, bo wynajął detektywa, który miał węszyć i
grzebać w jej sprawach. Pewnie dlatego Jackson był w czasie
przesłuchania taki dociekliwy. Czyżby Nick zakładał, że jako córka z
nieprawego łoża, skażona grzechem od chwili poczęcia, gotowa jest
popełnić każde oszustwo?
Twierdził, że poluje na Ingleshama. Nic dziwnego, zważywszy, że
książę przesadnie się nią interesował. Cóż za ironia losu! Wieczorem
tego dnia Tenisonowie wybierali się na bankiet wydawany w
londyńskim pałacu księcia, usytuowanym niedaleko Tamizy. Było to
jedno z ostatnich ważniejszych wydarzeń kończącego się sezonu.
Zaproszono wszystkich z towarzystwa i wszyscy przyjęli
zaproszenie, bo książę po raz pierwszy od piętnastu lat zaprosił gości.
Adrian także przyszedł. Tańczył z Ateną, a gdy tego nie robił,
nieustannie wodził za nią tęsknym spojrzeniem, narażając się na
docinki ze strony innych młodych mężczyzn. Tylko Nick się nie
pojawił.
- Nie wiem, dlaczego zrezygnował - żalił się Adrian, rozmawiając
z przyjacielem. - Wczoraj zapowiadał, że przyjdzie, i cieszył się, że
będzie mógł zajrzeć do biblioteki księcia. Bóg raczy wiedzieć, czego
zamierzał tam szukać.
- Podobno książę zgromadził prawdziwe skarby - odparł Freddie
Marchmont, wybuchając śmiechem. - A co do Nicka, czasami trudno
go zrozumieć.
- Ostatnio stał się okropnym dziwakiem - skarżył się Adrian,
który nie mógł wybaczyć kuzynowi, że bez entuzjazmu przyjął
nowinę o oświadczynach.
Z niepokojem zerkał też na Atenę, która sprawiała dziś wrażenie
chłodnej i niedostępnej. Kolejny powód do zmartwienia. Można by
pomyśleć, że kobieta, którą sam hrabia poprosił o rękę, powinna
oszaleć ze szczęścia, a nie proponować czas do namysłu. Adrian po
raz pierwszy, odkąd zaczął się starać o Atenę, zadawał sobie pytanie,
czy dokonał właściwego wyboru.
Nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy dziś wieczorem, pomyślała
Atena, zastanawiając się, dlaczego wśród gości brakuje Nicka. Nie
była daleka od prawdy. Nick rzeczywiście wstydził się, że wynajął
agenta, by poznać jej sekrety, a poza tym męczyła go próżniacza
egzystencja w stolicy.
Przyjechał do Londynu na prośbę ojca. Towarzyski sezon był
znakomitą okazją, żeby się zaprezentować przed wyborami do
parlamentu. Nick wybrał karierę polityczną, bo jego rodzina mogła
dysponować mandatem poselskim. Obecny przedstawiciel był już
mocno posunięty w latach, więc pan Anthony Cameron uznał, że jego
syn, młodzieniec uczony i mądry, jest idealnym następcą.
Sir Anthony życzył sobie, aby Nick zasiadł w parlamencie, bo
wówczas mogliby przedłożyć opracowany wspólnie projekt
umiarkowanych reform agrarnych. W tej kwestii Cameronowie
pragnęli się uniezależnić od surowych dyrektyw księcia Sutherland.
Ojciec Nicka był świadomy, że metody działania księcia
wzbudzają gwałtowny sprzeciw i nienawiść. Wystarczyło je zmienić,
żeby uzdrowić sytuację. Wiedział, jak trudne jest życie dzierżawców, i
był
przeciwny
represjom
stosowanym
wobec
opornych
i
niewypłacalnych. Po takie środki należało sięgać jedynie w sytuacjach
krańcowych. Nick świadomy nędzy, w jakiej żyli prości ludzie,
niekiedy czuł się zażenowany, że socjeta opływa w dostatki.
Te polityczne zawirowania, a także kłopoty osobiste sprawiły, że
ogarnęło go przygnębienie. Czuł się nieszczęśliwy, postanowił więc
odwiedzić siostrę bliźniaczkę, która poślubiła właściciela majątku
ziemskiego w hrabstwie Hamp i stale skarżyła się, że zbyt rzadko się
widują. Po odwiedzinach u rodziny zamierzał na krótko przyjechać do
Londynu, a potem wrócić do Szkocji.
Jak zaplanował, tak uczynił. Po powrocie z domu Tenisonów
kazał natychmiast poczynić niezbędne przygotowania do wyjazdu,
który miał nastąpić jutro rano. Liczył na to, że spotkanie z rodziną
ulży mu w cierpieniu. Kto by pomyślał, że kobieta jest w stanie
całkiem wytrącić go z równowagi!
Atena także była zbita z tropu. Londyński sezon rozpoczęty z
wielkimi nadziejami stracił dla niej wszelki powab. Ilekroć spotykała
Adriana, ten przybierał zbolałą minę, ponieważ jego duma ucierpiała,
gdy oświadczyny nie zostały natychmiast przyjęte. Szukając pociechy
w swej zgryzocie, unikał Ateny i ku ogromnej radości pani Tenison
coraz częściej rozmawiał z Emmą.
Atena nie przeczuwała, że tak ją zmartwi nagły wyjazd Nicka. W
ciągu dnia nudziła się okropnie, a wieczory też nie były szczególnie
interesujące. Jedyną pociechą stały się dla niej listy od matki, która
pół żartem, pół serio relacjonowała prowincjonalne nowinki, łącznie z
wizytą Jacksona. Pani Filmer pisała między innymi:
Byłam chyba jedyną osobą w okolicy, której nie przesłuchał. Nie
wiem, czy to objaw lekceważenia, czy może szacunku. Cały czas się
głowię, jak rozumieć to wyróżnienie.
Atena roześmiała się ironicznie, wspominając przesłuchanie, w
czasie którego Jackson wziął ją w krzyżowy ogień pytań.
Pewnego ranka, na krótko przed upływem tygodnia, który miała
do namysłu, doręczone jej cały stos listów.
- O Boże! Ale z ciebie szczęściara!- zawołała Emma. - Dostaję ich
znacznie mniej, a uwielbiam je czytać.
- Napisała do mnie matka oraz dwie przyjaciółki, z których jedna
chyba wychodzi za mąż. Aha, ten list wygląda na urzędowy. Nie mam
pojęcia, o co chodzi. Pewnie z banku - dodała kpiąco.
Poszła do swego pokoju i dopiero wtedy przejrzała
korespondencję, bo jedną z piszących do niej przyjaciółek była
Louise, a lepiej, żeby Emma o tym nie wiedziała.
Urzędowy list zostawiła na koniec, chociaż bardzo ją intrygował.
Rozłożyła go staranne. Przyszedł z renomowanej kancelarii
adwokackiej sygnowanej nazwiskami: Hallowes, Bunthorne i Thring.
Atena przeczytała kilka rzeczowych zdań, które niewiele wyjaśniały.
Szanowna pani!
W związku z niecierpiącą zwłoki sprawą, która wypłynęła
ostatnio, zmuszeni jesteśmy prosić panią o przybycie do naszego biura
jutro o godzinie drugiej po południu celem natychmiastowego
wyjaśnienia zmienionego stanu prawnego.
Nalegamy, aby zechciała pani zarówno ten list, jak i wizytę w
naszej kancelarii zachować w sekrecie. Zapewniamy jednocześnie, że
nie prowadzimy żadnych działań na pani szkodę. Warto nadmienić, że
cieszymy się nienaganną reputacją, a zatem pani dobre imię z
pewnością nie ucierpi, jeśli zechce pani spełnić naszą prośbę.
Na miłość boską! O co chodzi? Jeśli sprawa dotycząca jej osoby
jest tak pilna i ważna, dlaczego prawnicy nie zwrócili się do matki? W
jej liście dostarczonym z poranną pocztą nie było wzmianki na ten
temat. Może zlekceważyć prośbę o zachowanie tajemnicy i poprosić o
radę pana Tenisona? Niech powie, jak się zapatruje na sugestię, żeby
Atena w tajemnicy odwiedziła kancelarię.
Jednak dlaczego miałaby szukać pomocy u pana Tenisona?
Najwyższa pora, żeby sama decydowała o swoich sprawach. Tak było
w ubiegłym tygodniu. Odważnie stawiła czoło Adrianowi oraz
Nickowi, opierając się ich namowom i żądaniom. Jeśli popełniła błąd,
zachowując się wobec nich tak, a nie inaczej, sama poniesie wszelkie
konsekwencje.
Postanowiła udać się do kancelarii adwokackiej Hallowesa,
Bunthorne'a i Thringa. Wiele słyszała o tych renomowanych
prawnikach. Wszyscy ludzie z towarzystwa o nich mówili.
Zachichotała nerwowo, bo pompatyczne nazwiska wydały jej się
zabawne. Ciekawe, jak wyglądają ludzie, którzy je noszą, pomyślała.
Zastanawiała się również, dlaczego ją wezwali. Cóż, wkrótce się
dowie.
- Wczoraj otrzymałam ten list - oznajmiła Atena, pokazując
urzędowe pismo siedzącemu u wejścia portierowi. - Miałam przyjść o
drugiej, więc jestem.
Mężczyzna zajrzał do zniszczonego notatnika.
- Panna Atena Filmer?
- Owszem. Jestem adresatką tego listu.
- Proszę za mną, czekają na panią.
Zaprowadzono ją do holu. Z podziwem rozejrzała się wokół.
Portier wskazał jej krzesło, a potem zniknął za podwójnymi drzwiami.
Wrócił po kilku minutach i wskazał jej drogę do pokoju, który był
zapewne reprezentacyjnym gabinetem trzech prawników.
Za ogromnym biurkiem siedział mężczyzna o ostrych rysach. Gdy
portier zaanonsował pannę Atenę Filmer, prawnik wstał i powitał ją
niskim ukłonem.
- Nazywam się Hallowes. Widzę, że zjawiła się pani punktualnie -
zagadnął uprzejmie. - Miło mi, że zechciała nas pani odwiedzić.
- Muszę wyznać, że w przeciwieństwie do panów jestem raczej
zdziwiona niż usatysfakcjonowana - odparła Atena, opowiadając na
jego ukłon.
Adwokat roześmiał się i dodał z uznaniem:
- Mówiono mi, że jest pani roztropną młodą damą, i ta informacja
natychmiast się potwierdziła. Mam nadzieję, że zachowała pani nasze
spotkanie w tajemnicy.
- Owszem, choć to nie było łatwe. Z trudem znalazłam pretekst
usprawiedliwiający opuszczenie domu moich chlebodawców właśnie
dziś po południu, ale ostatecznie mi się udało. Będę wdzięczna, jeśli
zechce mnie pan poinformować, jaka to niecierpiąca zwłoki kwestia
sprawiła, że zostałam tutaj zaproszona.
Prawnik znów roześmiał się, a następnie powiedział:
- Droga panno Filmer, jestem tylko pośrednikiem, ale wszystko
zaraz się wyjaśni. Proszę łaskawie pójść za mną do naszego
prywatnego salonu.
- Wygląda na to, że nie mam innego wyjścia, bo moja ciekawość
jest silniejsza niż zdrowy rozsądek.
Prawnik zachichotał po raz trzeci.
- Znakomicie, panno Filmer. Zapewniam, że czeka panią
przyjemna niespodzianka. - Wstał i podał jej ramię. - Proszę za mną.
Wkrótce dowie się pani, w czym rzecz.
Przez kolejne dwuskrzydłowe drzwi przeszli do krótkiego
korytarza ozdobionego karykaturami znanych postaci z prawniczego
świata i znaleźli się w salonie urządzonym z książęcym przepychem.
Nic dziwnego, że czekał tam na nich książę we własnej osobie.
Inglesham wstał i ukłonił się wchodzącym. Hallowes opuścił
ramię, które podał Atenie, i odpowiedział na uprzejme powitanie,
kłaniając się nisko.
- Zgodnie z życzeniem waszej książęcej mości panna Atena
Filmer przybyła na spotkanie. Odchodzę, bo wyraźnie dal nam pan do
zrozumienia, że rozmowa ma się odbyć w cztery oczy.
- O ile panna Filmer wyrazi na to zgodę. - Książę zwrócił się do
przybyłej, raz jeszcze pochylając głowę w ukłonie. - Zapewniam, że
poza panią i nami dwoma nikt nie wie o tym spotkaniu. W każdej
chwili może pani opuścić ten pokój i przerwać rozmowę, mam jednak
nadzieję, że zostanę wysłuchany do końca.
Na Boga, cóż to znaczy, pomyślała zbita z tropu Atena, gdy pan
Hallowes pożegnał się i z godnością opuścił salon. Ledwie drzwi się
za nim zamknęły, książę wskazał jej fotel.
- Proszę usiąść, panno Filmer. Ja wolę stać, bo tak będzie lepiej ze
względu na powagę spraw, o których zamierzam panią poinformować.
Nie wypada mi relacjonować ich na siedząco.
Atena uznała, że nie warto na ten temat dyskutować, zajęła
wskazane miejsce.
- Nie wiem, czego ma dotyczyć nasza rozmowa, ale to chyba
zrozumiałe, wasza książęca mość, że dziwię się, czemu nie
zaproszono tutaj mojej matki. Jestem tylko młodą, samotną kobietą i
niewiele znaczę, zatem do niej należało się zwrócić w pierwszej
kolejności.
- Naturalnie. Ma pani całkowitą rację. Jest pani jednak obdarzona
zdrowym rozsądkiem i inteligencją, toteż od tego, co mi pani
odpowie, gdy nasza rozmowa dobiegnie końca, uzależniam, czy
spotkam się także z pani matką.
Atena podejrzewała, że Nick Cameron miał rację, i książę lada
chwila wystąpi z oświadczynami.
- A zatem, wasza książęca mość, zamieniam się w słuch.
- Znakomicie - odparł, wyraźnie uradowany, a zarazem jakby
lekko zakłopotany. - Wydarzenia, o których chcę opowiedzieć, miały
miejsce przed pani narodzinami. Byłem wtedy przyszłym dziedzicem
książęcego tytułu oraz majątku poważnie nadszarpniętego przez
dziadka, który wydał fortunę na zbudowanie nowego pałacu, a
ponadto uprawiał hazard, pił i zadawał się z nieodpowiednimi
kobietami. Mój ojciec przejął mocno uszczuploną schedę.
Rzecz jasna, we wczesnej młodości nie zaprzątałem sobie głowy
takimi sprawami. Ojciec był w wielkiej przyjaźni z pastorem osiadłym
w Inglesham. Miałem uczyć się w Oksfordzie, więc na rok przed
rozpoczęciem studiów na życzenie rodziców zacząłem odwiedzać
regularnie plebanię, żeby pod kierunkiem pastora szlifować łacinę i
grekę, ponieważ mój guwerner zaniedbał klasyczną edukację,
twierdząc, że sport i przebywanie na świeżym powietrzu przynoszą
większy pożytek niż książkowe mądrości.
Książę uśmiechnął się z roztargnieniem, wspominając tamte
beztroskie łata.
- Pastor miał córkę w moim wieku. Oboje liczyliśmy wtedy po
siedemnaście lat. Wkrótce się z nią zaprzyjaźniłem. Uczestniczyła w
lekcjach i mobilizowała mnie do wysiłku. Nie mogłem pozwolić, żeby
dziewczyna okazała się bystrzejsza ode mnie. W pewnym sensie
musiałem jednak uznać jej wyższość.
Gdy po pierwszym roku spędzonym w Oksfordzie przyjechałem
na wakacje, okazało się, że moja koleżanka wyrosła na prawdziwą
piękność. Była taka śliczna, że natychmiast oddałem jej serce, ale
starałem się panować nad jego porywami, tłumacząc sobie, że po
zakończeniu edukacji natychmiast oświadczę się ukochanej.
Młodzieńcza naiwność sprawiła, że nie spodziewałem się żadnych
przeszkód. Nasi ojcowie byli najlepszymi przyjaciółmi, a rodzina
mojej najdroższej wprawdzie zubożała, ale to stary ród, sławny i
wielce zasłużony dla kraju. Mówię o Nelsonach.
Książę westchnął, pomilczał chwilę i podjął przerwany wątek.
- Nie zapomnę nigdy naszego ostatniego lata, gdy po ukończeniu
studiów w Oksfordzie na dobre wróciłem do domu. Ufni w nasze
szczęście
przemierzaliśmy
razem
okoliczne
lasy.
Charlotta
wspomniała, że mojemu ojcu zapewne nie w smak będzie nasze
małżeństwo, ale nie brałem pod uwagę możliwości, że sprzeciwi się
mojemu postanowieniu.
Kiedyś Charlotta i ja poszliśmy na spacer tylko we dwoje. Niech
mi Bóg wybaczy, ale wtedy po raz pierwszy i ostatni wzajemna
czułość nagle zamieniła się w gwałtowną namiętność. Ulegliśmy jej,
zapominając o skrupułach. Honor nakazywał mi natychmiast poprosić
ojca, żeby pobłogosławił nasz związek i dał pozwolenie na rychły
ślub.
Proszę sobie wyobrazić, jak byłem wstrząśnięty, kiedy mnie
poinformowano, że nie ma mowy, abym wziął za żonę niezbyt
zamożną pannę z dobrego domu. Był tylko jeden sposób, żeby nie
dopuścić do straty rodowych posiadłości, które należały do nas od
czasu najazdu Normanów. Miałem poślubić bogatą dziedziczkę.
Ojciec omawiał już szczegóły takiego mariażu. Jego wybór padł na
córkę bogatego londyńskiego kupca, który zbił fortunę, Handlując z
Indiami.
Książę z goryczą pokiwał głową i wyraźnie posmutniał.
- Daremnie starałem się przekonać ojca, żeby zrezygnował z tego
pomysłu. Do tej pory byłem mu zawsze posłuszny i bez szemrania
spełniałem wszystkie polecenia. Kiedy po raz pierwszy w życiu
poprosiłem, żeby wziął pod uwagę moje zdanie, stanowczo odmówił.
Niestety, pozostał nieugięty.
Zagroził, że jeśli nie poślubię dziewczyny, którą dla mnie wybrał,
zostanę wydziedziczony i nie dostanę ani pensa. Tytułu nie mógł mi
odebrać, ale miał pełną swobodę dysponowania rodzinnym majątkiem
i po jego śmierci zostałbym księciem bez grosza przy duszy.
Kiedy ważyły się moje losy, w pałacu zjawił się pastor i oznajmił,
że Charlotta oczekuje dziecka. Myliłem się, sądząc, że ta wiadomość
zmiękczy twarde serce ojca. Zawziął się jeszcze bardziej i oznajmił,
że nie poślubię dziewczyny, która okazała się rozwiązła. Co gorsza,
ojciec Charlotty we wszystkim mu przytakiwał. Obaj zapowiedzieli,
że musimy się rozstać na zawsze, bo inaczej zostaniemy wypędzeni z
naszych domów i wydziedziczeni.
Na pocieszenie ojciec przyrzekł, że jeśli ustąpimy, zapewni mojej
ukochanej niewielki, lecz stały dochód oraz przyzwoite lokum w
innym hrabstwie. Właśnie zaczęły się działania wojenne, mogłaby
zatem udawać młodą wdowę, prowadząc dostatnie i spokojne życie
jako osoba ogólnie szanowana.
Mnie nakazano, rzecz jasna, poślubienie wybranej przez rodzinę
córki bogatego mieszczanina. Nie pozwolono nam się pożegnać z
obawy, że wykorzystamy sposobność i uciekniemy we dwoje. Gdyby
doszło do takiego spotkania, być może wszystko potoczyłoby się
inaczej...
Inglesham długo milczał, pogrążony w smutnych rozmyślaniach.
- Niech mi Bóg wybaczy, że uległem namowom i dałem za
wygraną, przesyłając tylko najdroższej ostatnie pożegnanie. Nie
miałem pojęcia, dokąd została wysłana, i przyrzekłem, że nie będę
szukać jej ani naszego dziecka. Nie wiedziałem nawet, czy urodziła
syna, czy córkę.
Zostałem ukarany za tchórzostwo, ponieważ moja żona okazała
się sekutnicą, a dzieci nie mieliśmy. Zyskałem wysoką pozycję w
wielkim świecie, a dzięki ogromnemu posagowi rodowa posiadłość
wróciła do dawnej świetności, lecz zaprzedałem duszę. Gdybym mógł
cofnąć czas, bez wątpienia postąpiłbym inaczej.
Nie zaznałem ani chwili szczęścia. Trudno przewidzieć, jak
wyglądałoby moje życie, gdybym rzucił wszystko i poślubił Charlotte,
ale przekonałem się, że kto przedkłada małżeństwo z rozsądku i
korzyści materialne nad miłość, wyrządza sobie najgorszą krzywdę.
Napisane jest w Biblii, że lepiej spożywać korzonki i zioła z
najdroższymi, niż ucztować z wrogami.
Nie obwiniam żony z powodu nieszczęśliwego małżeństwa, bo
wiem, że sam byłem sobie winien. Po jej śmierci próbowałem
odszukać pani matkę, ale nie natrafiłem na żaden ślad, a w banku
Couttsa nie chcieli mi nawet powiedzieć, czy ustanowiono tam dla
niej fundusz powierniczy. Pastor i jego żona wkrótce po wyjeździe
Charlotty opuścili naszą parafię i wszelki słuch o nich zaginął.
Już zwątpiłem, że kiedykolwiek odnajdę moją ukochaną i wtedy
na balu ujrzałem ciebie... panią. Uderzające podobieństwo! Byłem
przekonany, że jesteście spokrewnione i starałem się zebrać jak
najwięcej informacji. Szczęśliwy traf sprawił, że mi się powiodło. To
przypadek rządzi naszym życiem. Dowiedziałem się, gdzie mieszka
twoja matka, i odkryłem, że jesteś moją córką. Teraz mogę tylko
błagać, żebyś mi wybaczyła dawne przewinienia.
Atena wysłuchała smutnej opowieści swego ojca, załamując ręce
w niemej rozpaczy. Szczególnie przejęta była wówczas, gdy
wspomniał o głupocie, z powodu której niektórzy przedkładają
zyskowne małżeństwo z rozsądku ponad miłość.
- Z tego, co powiedziałeś, wynika, że dość się już nacierpiałeś -
odparła łagodnie. - Mama także była nieszczęśliwa... nadal jest.
Dlaczego nie zwróciłeś się do niej? Czemu wybrałeś mnie?
- Ponieważ nadal jestem tchórzem. Obawiałem się, że mnie
znienawidziła, bo ją opuściłem. Nie wiedziałem, co ci o mnie mówiła.
Bałem się, że zostałem przedstawiony w czarnych barwach. Uznałem,
że rozmowa z tobą to najlepsze wyjście. Masz rozum, zdrowy
rozsądek i czułe serce. Widziałem, jak śliczna córka Tenisonów
rozkwitła pod twoją opieką.
- Najlepsze wyjście - powtórzyła zamyślona Atena. - Przez te
wszystkie lata mama ani razu się nie poskarżyła, że zostawiłeś ją z
nieślubnym dzieckiem, wydając na pastwę złośliwych plotkarzy. Nie
wyjawiła mi również nazwiska ukochanego. Powtarzała, że rozumie,
jak przemożnej presji cię poddano, zmuszając do wyrzeczenia się
miłości.
Pewnego dnia, gdy czekała, aż wyprawią ją w nieznane z
rodzinnego domu, gdzie była trzymana pod kluczem jak więzień,
spakowała torbę i próbowała dotrzeć do wiejskiej drogi, którą
codziennie jeździłeś konno, żeby się z tobą rozmówić. Miała nadzieję
przekonać cię, że we dwoje potraficie stawić czoło wrogiemu światu,
ale dziadek dogonił ją i zawrócił.
Więcej nie próbowała ucieczki. Jej ojcu trzeba wybaczyć, o ile
jeszcze żyje. Nie zdradziła, kim byłeś, nie podała prawdziwego
nazwiska. Nie znam jej rodziny, która jest również moją.
- Wszyscy jesteśmy grzesznikami i zasługujemy na przebaczenie -
odparł książę znużonym głosem. - Jeśli zdecyduję się odwiedzić twoją
matkę, jak myślisz, co powie? Odprawi mnie?
- Nie sądzę, ale powinieneś sam się o tym przekonać. Zaryzykuj.
- Odwagę masz po matce, a bystrość po Ingleshamach, którzy
uchodzą za ludzi mądrych i przenikliwych. Mój dziadek był
wyjątkiem. Znam adres Charlotty i zamierzam ją niezwłocznie
odwiedzić. Reszta jest w ręku Boga.
Atena skinęła głową. Życiowe koleje ojca były dla niej dobrą
nauczką. Gdyby wyszła za Adriana, popełniłaby taki sam błąd,
skazując się na życie jałowe i nieszczęśliwe. Kinloch z czasem
ochłonąłby po pierwszym zauroczeniu, ona zaś byłaby znudzona jego
prostodusznością.
Usłyszała od księcia tę samą przestrogę, którą dał jej pan Tenison
tego dnia, gdy Adrian przyszedł się oświadczyć. Słowa były inne, ale
treść ta sama. Rozmawiając z Nickiem, Atena blefowała i nadrabiała
miną, ale teraz potrafiła już bez emocji odmówić ręki Adrianowi i
zachęcić ojca, żeby odwiedził jej matkę i próbował szczęścia.
Czas pokaże, co z tego wyniknie.
ROZDZIAŁ ÓSMY
- Na miłość boską! Nick, co ci jest? Ciskasz się jak ranny
niedźwiedź. Nawet Chudleigh spostrzegł, że zniknęła twoja pogoda
ducha i skłonność do sarkazmu, a przecież wiesz, że jego interesuje
wyłącznie uprawa ziemi, zarządzanie majątkiem oraz najbliższa
rodzina.
Nick zmarszczył brwi. Udawał tylko, że czyta londyńską gazetę z
obawy, że w kronice towarzyskiej natknie się na informację o rychłym
ślubie Ateny i Adriana. Niewidzącym wzrokiem wodził po szpaltach,
gdy nadeszła siostra i go zagadnęła.
- Wszystko w porządku, Lucy. Nic się nie stało.
Usiadła po drugiej stronie stołu zastawionego do śniadania. Dania
stygły prawie nietknięte, co również stanowiło powód do niepokoju,
bo zwykłe rodzina żartowała z wilczego apetytu Nicka, który
pochłaniał góry jedzenia, lecz pozostawał szczupły.
- Nie próbuj mnie zbyć. Jestem twoją siostrą i zawsze wiem,
kiedy próbujesz mnie oszukać. Co ci jest? Jakaś kobieta zalazła ci za
skórę?
Kolejny rodzinny żarcik. Rodzeństwo było ze sobą tak zżyte, że
powstała między nimi wyjątkowo mocna psychiczna więź. Gdy jedno
cierpiało fizycznie lub duchowo, drugie także odczuwało ból.
Nick wzruszył ramionami i roześmiał się z goryczą.
- Jesteś chyba czarownicą, Lucy. Długo się nie widzieliśmy, lecz
nadal czytasz w moich myślach jak w otwartej księdze. Owszem,
trafiłaś w dziesiątkę. Chodzi o kobietę.
- Jaka jest? Pasuje do ciebie? A może nie? Dlatego się
zadręczasz?
Nick westchnął.
- Tak... Nie... Sam już nie wiem. Najważniejsze, że wychodzi za
Adriana. Już się oświadczył i tylko czeka, aż usłyszy sakramentalne
„tak".
Lucy popatrzyła na brata z niedowierzaniem.
- Chcesz powiedzieć, że trafił wreszcie na taką, która nie od razu
na niego poleciała? O mój Boże, musi być bardzo zamożna, jeśli stać
ją na to, żeby dla kaprysu odprawić go z kwitkiem. Adrian jest
przecież bajecznie bogaty, a na dodatek ma tytuł. Jedno i drugie
skutecznie rekompensuje niedostatek rozumu.
- I tu mamy problem, droga siostro. Panna jest piękna jak anioł,
mądra jak sam diabeł i biedna jak mysz kościelna. Przyjechała do
Londynu, żeby złapać bogatego męża, najlepiej utytułowanego. Udało
się. Ma Adriana w garści, ale każe mu czekać na odpowiedź. Nie
wiem dlaczego.
- Po tym, co od ciebie usłyszałam, naprawdę nie rozumiem,
dlaczego od razu nie padła mu w ramiona. - Lucy zamilkła na chwilę i
dodała chytrze: - Dobrze słyszałam? Urodziwa i rozumna? To cię
zwabiło, prawda? Jak ta sprawa się ma do faktu, że kazała Adrianowi
czekać?
- Istotnie, coś w tym jest. Zaraz ci wyjaśnię. Adrian jest bogaty,
lecz Inglesham ma większy majątek, a chodzą słuchy, że panna
zagięła na niego parol albo on się nią interesuje. Można sądzić, że
zażądała od Adriana czasu do namysłu, bo ma nadzieję, że Inglesham
wreszcie się zdeklaruje. Wiadomo, że prawdziwy książę, nawet w
średnim wieku, to wyjątkowa gratka.
- Rozumiem. Domyślam się również, że dziewczyna jest
rzeczywiście niezwykła, skoro wszyscy dostaliście bzika na jej
punkcie.
- Słuszna uwaga - odparł z goryczą Nick. - Rzadko spotyka się
męski umysł w prześlicznym kobiecym ciele. Każde jej słowo i
uczynek to doskonałość.
Niewiele brakowało, a zakląłby, posyłając Atenę do wszystkich
diabłów, lecz zreflektował się w ostatniej chwili.
- Biedny Nick! Ale cię wzięło, prawda? Jednego nie rozumiem.
Dlaczego się nie oświadczyłeś, skoro to chodząca doskonałość, o ile
są kobiety pozbawione wad?
- Moim zdaniem istnieją. A dlaczego nie ryzykowałem
oświadczyn? Tak ją do siebie zraziłem, że na pewno dostałbym kosza.
Dokuczając tej dziewczynie, coraz bardziej poddawałem się jej
urokowi. Rozstaliśmy się w gniewie, ale szczerze mówiąc, nigdy nie
było między nami zgody. Wiem, co do niej czuję, ale nie mam
pojęcia, czy mogę liczyć na wzajemność. Zawsze śmiałem się z
zakochanych, którzy wielbią z daleka swoją wybrankę, lecz teraz nie
jest mi do śmiechu.
- Już rozumiem. Sądzisz, że twoja ukochana poluje na wielką
fortunę, więc odczuwasz lęk, bo pamiętasz, jak Flora Campbell
wystawiła cię do wiatru. Kim są rodzice tej ślicznotki? Powiedziałeś,
że przyjechała do Londynu szukać męża, ale chyba nie była tam
całkiem sama.
- Naturalnie. Ma tylko matkę, która chyba unika ludzi z
towarzystwa. Panna, której narodziny osnuwa mgła tajemnicy, jest
damą do towarzystwa pewnej ładniutkiej dziewuszki. Żeby oddać jej
sprawiedliwość, muszę powiedzieć, że ta dziewuszka dzięki młodej
opiekunce nabrała odwagi i zaczęła brylować w salonach. Kolejny
powód do chwały dla cholernego ideału, do którego daremnie
wzdycham.
- Zazdrość - oznajmiła rzeczowo Lucy, podeszła do brata i
pocałowała go w policzek - w połączeniu z niezaspokojonym
pożądaniem i złymi wspomnieniami tworzy mieszankę wybuchową.
Nic dziwnego, że jesteś taki nieszczęśliwy. Mam poprosić
Chudleigha, żeby przygotował dla ciebie beczkę, żebyś w niej
zamieszkał i do woli pomstował na znienawidzoną rzeczywistość?
- Och! Jesteś taka sama jak moja Pallas Atena. Obie uczone i
wygadane. Czasami zastanawiam się, jak Chudleigh z tobą
wytrzymuje. Jego interesują wyłącznie konkrety. Jest ogromnie
przyziemny.
- Każde z nas ma swoje dziwactwa. Gwarancją małżeńskiego
szczęścia jest umiejętność przymykania oczu na rozmaite aberracje
drugiej strony. Kiedy nie rozumiemy, o co chodzi, warto zdobyć się
na wymuszony uśmiech i łagodne potakiwanie, „Ależ tak, kochanie!"
- oto magiczne zaklęcie, które pozwala uniknąć kłótni.
Nick roześmiał się, wysłuchawszy żartobliwych wywodów
siostry, a potem cmoknął ją w policzek.
- Zapomniałem już, jak dobrze rozumieliśmy się w młodości, ale
widzę, że nic się nie zmieniło. Szkoda, że mieszkamy tak daleko.
Uleczyłaś mnie z melancholii. Myślę, że gdybyś poznała pannę Atenę
Filmer, natychmiast byś się z nią zaprzyjaźniła.
Nie był całkiem szczery, twierdząc, że smutek go opuścił, ale
siostra się o niego martwiła, zamierzał więc przez wzgląd na nią i jej
męża udawać, że uporał się z problemami, i robić dobrą minę do złej
gry. Wkrótce nadzorujący prace polowe Chudleigh wrócił do domu,
przerywając rodzeństwu serdeczną rozmowę, ale Lucy zdążyła jeszcze
dodać:
- Skoro zakochałeś się w tej pannie, mogę śmiało stwierdzić, że
przypadłaby mi do gustu, nawet jeśli poluje na bogatego męża.
Atena liczyła się z tym, że trudno jej będzie dać kosza Adrianowi,
ale przykrość okazała się znacznie większa, niż można by sądzić.
Gdy minął tydzień, który miała do namysłu, przyjechał do domu
Tenisonów z promiennym uśmiechem na ustach. Zaczynało mu
świtać, że milutka Emma byłaby dla niego lepszą żoną niż jej piękna i
mądra dama do towarzystwa, ale gdy wszedł do salonu, aby usłyszeć
odpowiedź, i ujrzał Atenę, zachwycił się jej klasycznymi rysami i
cudowną figurą.
Po raz pierwszy w życiu doznał przypływu poetyckiego
natchnienia i zaczął szukać porównań. Atena była niczym wino,
Emma przypominała chleb i mleko. Pierwsza zachwycała harmonią
boskiej urody, druga była po prostu ładna.
Omal nie zemdlał ze wzruszenia, gdy wyobraził sobie, że Atena
będzie jego małżonką i jako hrabina zostanie przedstawiona na
królewskim dworze, a wszyscy mężczyźni będą mu zazdrościć, bo ma
taki skarb.
Umykało mu dotychczas, że rozmyślając o małżeńskim życiu,
zapomina o nieco bardziej przyziemnych radościach tego stanu. Atena
była dla niego myśliwskim trofeum, ale mieli też dzielić łoże.
Niewątpliwie cieszył się na myśl, że skorzysta z mężowskich praw i
spłodzi dziedzica, ale nie to stanowiło główny powód zauroczenia.
Niejasno przeczuwał, że w przeciwieństwie do Nicka oraz wielu
krewnych i znajomych rozum ma nietęgi, ale sądził, że małżeństwo z
Ateną zrekompensuje ten defekt i przywróci równowagę. Żaden z
tamtych mózgowców nie będzie miał żony równie pięknej, mądrej,
wymownej, dumnej i taktownej.
Niestety, w ogóle nie brał pod uwagę możliwości, że jego
oświadczyny mogą zostać odrzucone. Był niezmiernie zdziwiony, gdy
Atena dała mu kosza.
- Ale dlaczego? - zawołał, a na otwartej i wyrazistej twarzy
pojawił się wyraz zakłopotania. - Sądziłem, że pani mnie polubiła.
Zapewniam, że i ja panią lubię... to znaczy kocham - poprawił się
natychmiast, świadomy, że gorące uczucia mogą być atutem w
dziwnej rozmowie, której przebieg całkiem go zaskoczył.
Do tej pory uważał, że prośba o zwłokę to panieński kaprys. I
dobrze. Dziewczęta z natury są nieprzewidywalne. Nie spodziewał się
jednak, że usłyszy zdecydowaną odmowę.
- Adrianie, zapewniam, że mam dla pana wiele sympatii, ale lubię
pana jako przyjaciela, a nie przyszłego męża. Naturalnie zdaję sobie
sprawę, że prócz swej uroczej osoby może mi pan wiele dać: majątek,
pozycję, tytuł, wspaniały pałac, ale małżeństwo powinno mieć
trwalsze podstawy, których my dwoje nie zbudowaliśmy. Nie mogę za
pana wyjść. Proszę się pogodzić z moim postanowieniem. Mówię to w
dobrej wierze, dlatego rozstańmy się jak przyjaciele.
- Proszę się jeszcze zastanowić. Może potrzebuje pani więcej
czasu do namysłu?
Gdyby nie reprymenda Nicka, gdyby nie prośby pana Tenisona,
aby pozostała wierna sobie, gdyby nie historia opowiedziana przez
ojca i jego cierpienia spowodowane zaparciem się samego siebie,
Atena ugięłaby się widząc ból i przygnębienie Adriana, chcąc mu ich
oszczędzić. Jednak po tym wszystkim, co ostatnio wyszło na jaw, z
obawą myślała, jaką torturą może się stać dla nich obojga małżeństwo
bez miłości. Ta świadomość przesądziła o jej decyzji.
- Nie - powiedział nagle Adrian, właściwie interpretując wyraz
pięknej, zbolałej twarzy. -Widzę, że moje starania są daremne. Czy
ma pani innego kandydata do ręki, którego oświadczyny gotowa jest
pani przyjąć?
Na to pytanie mogła odpowiedzieć szczerze. Nick zerwał z nią
wszelkie kontakty, ona go odepchnęła.
- Nie, Adrianie, lecz może się kiedyś pojawi. Na razie żaden
mężczyzna nie ma u mnie szans.
- Cóż, trudno - odparł pogodniej, bo kamień spadł mu z serca,
kiedy okazało się, że nikt go nie wyprzedził w wyścigu do ręki Ateny.
- O swoich oświadczynach wspomniałem tylko Nickowi, który
pospiesznie wyjechał z miasta, nie miał więc sposobności się
wygadać. Moim zdaniem oboje powinniśmy zachować tę sprawę w
sekrecie. Wie pani, jakie głupstwa wygadują ludzie z towarzystwa,
gdy rozmowa zejdzie na pewne tematy.
- Zgoda - odparła z ulgą Atena.
Gdyby wyszło na jaw, że Adrian w tajemnicy poprosił ją o rękę i
spotkał się z odmową, wszyscy zaczęliby plotkować, co z pewnością
by jej zaszkodziło. Pan Tenison obiecał, że nie zdradzi żonie, co
planował Adrian, i pani Tenison nie miała pojęcia o niezwykłej
wizycie złożonej pod jej nieobecność i o pamiętnej rozmowie z panem
domu na temat ślubu z Ateną.
Adrian pochylił głowę.
- Pozostaje mi tylko życzyć pani szczęścia - powiedział i dodał z
nadzieją: - Gdyby w ciągu najbliższych dni zmieniła pani zdanie,
proszę mnie natychmiast zawiadomić. Chyba jest pani świadoma, że
mam złamane serce.
Na swój prostoduszny sposób był tak miły i pełen uroku, że
Atenie łzy zakręciły się w oczach. Mimo to zdecydowanie pokręciła
głową.
- Adrianie, proszę nie robić sobie żadnych nadziei i również
przyjąć ode mnie najlepsze życzenia.
Nie wiadomo, czy wyniknie z tego szkoda, czy pożytek, ale stało
się. Odrzuciła sposobność, której wypatrywała, odkąd wyjechała ze
Steep Ride. Na nic się zdały subtelne machinacje. Gdy Adrian
zamknął za sobą drzwi, nic jej nie zostało. Mogła tylko wyobrażać
sobie, jak wyglądałoby jej życie, gdyby zdecydowała inaczej.
Atena przekonała się, że mimo wszelkich zawirowań życie toczy
się dalej, jakby nic szczególnego nie zaszło, a osobiste dramaty
absorbujące ją od kilku tygodni w ogóle nie miały miejsca. Słońce
wschodziło i zachodziło. Odbywały się bale, na Tamizie urządzono
regaty, a na nabrzeżu piknik. Chodziło się do teatru i składało wizyty.
Krótko mówiąc, z pozoru nic się nie zmieniło.
Niektórzy trochę plotkowali, bo młody Kinloch nagle przestał się
interesować ubogą damą do towarzystwa zatrudnioną przez
Tenisonów. Nie zapraszał jej nawet do tańca. Mało kogo jednak
obchodziła ta nagła zmiana, nawiasem mówiąc, łatwa do
przewidzenia, bo panna była nikim, trudno więc uznać ją za
odpowiednią partię dla utytułowanego młodzieńca z ogromnym
majątkiem i wysoką pozycją.
Adrian początkowo flirtował z wieloma pannami, które w
porównaniu z Ateną okazały się niezbyt zajmujące. Potem ulegając
nagłemu impulsowi, przyłączył się znowu do kółka Tenisonów, gdy z
daleka ujrzał ich podczas jednego z najgłośniejszych przyjęć
londyńskiego sezonu. Przyznał w duchu, że Emma jest ładniutka. Nic
nie wskazywało, że Atena zmieni decyzję, zatem uznał, że mogą
pozostać przyjaciółmi.
- Bardzo nam pana brakowało, milordzie - szczebiotała pani
Tenison. - Opuścił pan Londyn?
- Nie, ale miałem inne zobowiązania - odparł. - Przyszedłem, żeby
spytać, czy panna Emma zechce teraz ze mną zatańczyć.
Atenie ukłonił się z daleka. Umyślnie nie patrzył na nią, idąc na
parkiet z jej podopieczną. Pan Tenison, któremu Atena wyznała, że
odmówiła Adrianowi swej ręki ze smutkiem przyglądał się córce i jej
partnerowi. Gdy Atena powiedziała mu o swojej decyzji, co nastąpiło
tuż po wyjściu Adriana, usłyszała od niego takie słowa:
- Moim zdaniem postąpiłaś mądrze, drogie dziecko. Nie pasujecie
do siebie. Gdybyś wcześniej poprosiła mnie o radę, odpowiedziałbym
tak samo nie ze względu na szansę korzystnego mariażu otwierającą
się przed Emmą, lecz z uwagi na twoją pomyślność. Nie będę
zniechęcać Kinlocha, chociaż wołałbym mieć trochę mądrzejszego
zięcia, z którym dałoby się rozmawiać, ale wiem, że w
przeciwieństwie do ciebie Emma będzie z nim szczęśliwa. Martwię
się natomiast, że ominęła cię szansa korzystnego zamążpójścia.
- Niepotrzebnie - odparła Atena, wspominając ojcowskie
przestrogi. - Nie sprzedałabym siebie, biorąc ślub bez miłości, nawet
gdyby przyszły mąż chciał mi rzucić do stóp cały świat. Rzecz w tym,
że cena, którą przyszłoby mi zapłacić, mogłaby się okazać zbyt
wysoka. Miał pan słuszność. Zamiast się martwić, proszę wziąć pod
uwagę jedynie to, że zastępuje mi pan ojca, którego nie miałam, a
pańska życzliwość sprawia, że moje życie nabiera sensu.
Taki był koniec tamtej rozmowy, a teraz Atena była skazana -
choć to wyrażenie jest chyba zbyt mocne - na obserwowanie Adriana
zwracającego się z wolna ku Emmie. Podobno miał złamane serce,
pomyślała ironicznie. Jeśli tak, błyskawicznie ozdrowiał! Skoro
postanowił ożenić się z Emmą, gotowa była złożyć im obojgu
serdeczne życzenia. Nie żałowała swojej decyzji, chociaż jej
następstwem mogło być staropanieństwo.
Nick coraz bardziej niecierpliwił się w wiejskiej kryjówce. Życie
na wsi okropnie go męczyło. Był tak rozdrażniony, że gdy pewnego
wieczoru po kolacji przy kieliszku porto rozmawiał ze szwagrem, ten
poradził mu:
- Stary, jeśli ślicznotka, do której wzdychasz, tak bardzo zalazła ci
za skórę, że Lucy zaczyna się martwić, twierdząc, iż zachorujesz od
tych amorów, wróć do Londynu i się z nią rozmów.
Kochana siostrzyczka wygadała się przed mężem, pomyślał Nick.
- Przemawia przez ciebie głęboka mądrość dotycząca ludzkiej
natury? - spytał z powagą.
- Nie - zaprzeczył Chudleigh. - Raczej doświadczenie wyniesione
z podglądania miejscowych zwierząt. Bardziej nas przypominają, niż
gotowi jesteśmy przyznać. Zdobądź tę dziewczynę lub daj sobie
spokój, ale przestań wzdychać do niej jak ostatni głupek. Powinieneś
działać, a nie rozpaczać.
Z ironicznym uśmiechem Nick uniósł kieliszek, jakby zamierzał
wygłosić toast.
- Doskonale - powiedział. - A więc do roboty! Jeśli wyszła za mąż
za Adriana albo szykuje się do ślubu, pójdę do burdelu Rosanny
Knight i prześpię się z nią albo z jej siostrą! Dobry pomysł?
- Ale go przycisnęło, mam rację? - zagadnął żonę Tom Chudleigh,
gdy patrzyli za oddalającym się powozem. - Twój brat to dobry
chłopak, tylko niepotrzebnie tak komplikuje sobie życie, prawda?
Nick miał o sobie podobne mniemanie.
Przybył do Londynu w deszczowy poranek i dla zabicia czasu
poszedł do sali Jacksona na Bond Street. Niewiele się tam zmieniło
podczas jego miesięcznej nieobecności. Widział wokół znajome
twarze intensywnie ćwiczących mężczyzn.
Trenował właśnie, gdy przyszedł Adrian. Sprawiał wrażenie
bardzo zadowolonego z siebie. Na widok Nicka, który zaprzestał
ćwiczeń, Adrian natychmiast podbiegł, wyraźnie uradowany.
- Pogratuluj mi, stary - zawołał, nie czekając, aż zdyszany Nick
zaczerpnie powietrza. - Żenię się! Czekam tylko, aż prawnicy ułożą
intercyzę. Chcę, żebyś był moim drużbą. Wesele odbędzie się w
naszym pałacu, do którego można zaprosić więcej gości niż do
kamienicy Tenisonów w Chelsea.
Ależ im spieszno! Atena spełniła groźbę wypowiedzianą podczas
ostatniej kłótni i przyjęła oświadczyny Adriana. Zapewne uczyniła to
zaraz po moim wjeździe, pomyślał Nick. Wszystko skończone, pora
zapomnieć o złudnych marzeniach, spić się na umór i pójść do łóżka z
Rosanną. Kolejność powinna być chyba trochę inna, ale słowo się
rzekło... Obiecał przecież Tomowi Chudleighowi, że skończy z
marazmem. Najpierw trzeba jednak pogratulować rozpromienionemu
Adrianowi.
- Byłem pewny, że Atena przyjmie twoje oświadczyny -
powiedział, tracąc resztki nadziei. - Pewnie uznała, że jeśli poprosi o
kilka dni do namysłu, oczyści się z zarzutów, jakoby chciała poślubić
cię tylko dla pieniędzy.
- Atena? To już przeszłość! Żenię się z Emmą Tenison. Kochana,
słodka Emma! Nie pojmuję, jak mogłem być tak zaślepiony i nie
spostrzec, że to prawdziwy skarb.
Nick nie wierzył własnym uszom. Wybuchnął urywanym,
nerwowym śmiechem. Wygląda na to, że przez te kilku tygodni
Adrian zmienił obiekt czułych westchnień.
- Ach, tak - wykrztusił w końcu Nick. - Szybko zmieniłeś zdanie.
- Jak to? Nie ja, tylko Atena. Rozmyśliła się, dała mi kosza... i
dobrze zrobiła. Wiesz, szczerze mówiąc, nie pasowaliśmy do siebie.
Jest dla mnie zbyt mądra. Później byłyby przez to same kłopoty.
Natomiast moja śliczna Emma... - Rozanielony Adrian uśmiechnął się,
zrobił wyjątkowo głupią minę i z zapałem plótł bzdury.
Nick słuchał z jawnym niedowierzaniem,
- Powiedziałeś, że Atena dała ci kosza?
- Stary, ogłuchłeś na tej wsi? Przecież mówiłem, że odrzuciła
moje oświadczyny. Zapewniła, że mnie lubi i uważa za serdecznego
przyjaciela, lecz o ślubie nie ma mowy. Jej zdaniem to byłaby
pomyłka... Nick, co się z tobą dzieje? W ogóle nie słuchasz. Dlaczego
jesteś taki roztargniony? Niby mądrala, a najprostszych rzeczy nie
potrafi zrozumieć.
Muszę iść. Tylko się nie złość. Obiecałem Emmie przejażdżkę
moją starą, powolną kariolką. Nowa przewróciła się, gdy trenowałem
przed wyścigiem do Brighton. W końcu uległem namowom mojej
najdroższej i zarzuciłem ten sport. Zapowiedziała, że mam stanąć
przed ołtarzem zdrów i cały. Nie życzy sobie widzieć mnie z pękniętą
czaszką lub złamanym ramieniem. Niech to diabli, dobrze mówi! Tak
się składa, że podczas wypadku uszkodziłem nadgarstek, a kariolka
jest rozbita!
Nick był wstrząśnięty usłyszaną od Adriana nowiną o
postanowieniu Ateny, ale nie umknęło mu, że słodka Emma już
zaczyna się panoszyć. Brała przykład z władczej mamy i wydawała
rozkazy przyszłej głowie rodziny.
A co z Ateną? Tyle się zmieniło. Jak przyjęła utratę wielbiciela,
który twierdził, że całkiem zawróciła mu w głowie?
Mimo oszołomienia Nick złożył Adrianowi całkiem składne
gratulacje, konotując zarazem w pamięci, że randka z Rosanną Knight
musi zostać wykreślona z jego harmonogramu. Postanowił
natychmiast jechać do Tenisonów i pilnie rozmówić się z Ateną.
Przebrał się i popędził do Chelsea.
Jedynym powodem do niepokoju było podejrzenie, że Adrian
dostał kosza, bo Atena wolała Ingleshama. Gdy stanął przed domem
Tenisonów, nie miał pojęcia, o czym z nią rozmawiać.
Natychmiastowe oświadczyny byłyby równie zaskakujące jak
uczuciowa wolta Adriana, który niedawno uwielbiał Atenę, a teraz
wykosił pod niebiosa Emmę.
Nick wciąż biedził się, szukając taktyki stosownej do
okoliczności, gdy Pears, kamerdyner Tenisonów, otworzył drzwi, a
następnie poinformował go, że panna Atena Filmer wyjechała z
Londynu.
- Wyjechała z Londynu - powtórzył machinalnie Nick.
- Tak, proszę pana. Opuściła nas i, jak mniemam, powróciła do
rodzinnego domu w hrabstwie Northampton.
- Co tam, Pears? - zapytał pan Tenison, który z okna na piętrze
zobaczył Nicka wysiadającego z powozu i natychmiast domyślił się,
co go tutaj sprowadza. Nie życzył sobie, żeby Pears o tym wiedział, i
dlatego pospiesznie zszedł na dół. - Z kim chce się pan widzieć,
Cameron? Ze mną czy z Emmą?
- Cieszę się z naszego spotkania - odparł Nick, kłaniając się
uprzejmie - ale miałem nadzieję spotkać tu pannę Filmer.
- Nie będziemy chyba rozmawiać, stojąc na progu. Niech pan
wejdzie. Żona i córka wyszły, ale z przyjemnością dotrzymam panu
towarzystwa i chętnie wyjaśnię, gdzie można znaleźć pannę Filmer.
Poszli do biblioteki, która pełniła również funkcję gabinetu. Gdy
pan Tenison zaproponował kieliszek madery, Nick przyjął to z
widocznym roztargnieniem.
- Powinienem chyba wyjaśnić - zaczął Tenison - że moja żona
zatrudniła pannę Filmer jako damę do towarzystwa dla naszej córki,
ponieważ uznała ją za idealną kandydatkę. Przemożny wpływ kobiety
starszej i bardziej doświadczonej byłby nadmiernie przytłaczający.
Panna Filmer znakomicie wywiązała się ze swego zadania, lecz
gdy pański kuzyn, lord Kinloch, oświadczył się Emmie, moja żona
uznała, że młodej kobiecie, która wkrótce będzie mężatką, nie jest
potrzebna dama do towarzystwa. Panna Filmer została poproszona o
złożenie rezygnacji, co też uczyniła, i tydzień później powróciła w
rodzinne strony. Miejscowość ta nazywa się Steep Ride, a dom
Datchet House. Nie wątpię, że tam pan znajdzie Atenę.
Nie wspomniał Nickowi, że pani Tenison jawnie tryumfowała,
gdy Adrian oświadczył się Emmie i został przyjęty. Nie zdradził
również, że wie o jego wcześniejszych oświadczynach i chęci
poślubienia Ateny.
- Muszę natychmiast wymówić Filmer miejsce - powiedziała pani
Tenison do męża. - Moim zdaniem uroiła sobie, że może zagarnąć
Adriana dla siebie. Nie chcę, żeby się tu plątała, mieszając szyki
Emmie.
Pan Tenison nie mógł jej uspokoić, bo złamałby słowo dane
Atenie, która poprosiła o dyskrecję. Zmuszony był przyglądać się
bezradnie, jak małżonka szybko i skutecznie odprawia biedną
dziewczynę.
Nick zapewne podzielał jego ciche oburzenie, lecz nie dał tego po
sobie poznać. Sam miał wyrzuty sumienia, bo kilka razy
niesprawiedliwie potraktował Atenę. Dopił maderę, podziękował za
informacje, jeszcze przez chwilę rozmawiał o ważnych nowinach.
Następnie pożegnał się i ruszył do wyjścia.
Na odchodnym pan Tenison powiedział do niego:
- Gdy dojdzie do spotkania z panną Filmer, proszę jej przekazać
moje najlepsze życzenia. Szkoda, że musiała stąd odejść. Jest
niezwykłe pracowita, a podczas swego pobytu w naszym londyńskim
domu natchnęła Emmę pewnością siebie, która przyda się jej po ślubie
z pańskim kuzynem. Mam nadzieję, że i pan zechce przyjąć ode mnie
z serca płynące życzenia szczęśliwej przyszłości.
Stary lis zwąchał, o co chodzi. Wiedział, że Nickowi podoba się
Atena, i na swój własny, oryginalny sposób dał do zrozumienia, że w
batalii o szczęście jest po jego stronie!
Przed wyjazdem Atena odwiedziła Louise. Tym razem nie
musiała szukać wykrętów, żeby wyjść z domu, bo pani Tenison
zwolniła ją ze wszystkich obowiązków.
- Nie jest moją powinnością wlec się z nią do najbardziej znanych
londyńskich salonów, żeby tam znalazła innego adoratora, skoro z
Kinlochem jej nie wyszło - powiedziała opryskliwie do męża.
Louise ze współczuciem słuchała ostatnich nowin przyniesionych
przez Atenę.
- Jesteś pewna, że słusznie postąpiłaś, dając kosza Adrianowi? -
zapytała ostrożnie. - Z tego, co o nim wiem, nie wynika, żeby
przypominał mojego męża. Faktem jest, że chodzą słuchy, iż to osioł.
- Owszem, ale całkiem miły - przyznała z ociąganiem Atena. -
Pytałaś, czy nie żałuję. Ależ skąd! O czym rozmawialibyśmy przy
śniadaniu, gdy minie weselna euforia?
- Masz rację - przytaknęła Louise, - Kiedy wracasz do
Steepwood? Nie będzie ci brakować londyńskich rozrywek?
- Szczerze mówiąc, odczuwam już przesyt - wyznała Atena. -
Marzę o wiejskiej ciszy i spokoju.
- Teraz mówisz takie rzeczy, lecz gdy wrócisz do domu, pewnie
zmienisz zdanie. A przy okazji... Co z tym kuzynem Kinlocha? Ma na
imię Nick, prawda? Nie pamiętam nazwiska. Pożegnałaś się z nim tak
jak z Adrianem?
- Nie było okazji, bo jakiś czas temu wyjechał na wieś - odparła
Atena, siląc się na pozorną obojętność i spokój.
- Naprawdę? Kiedy? Przed oświadczynami Adriana czy po nich?
Wiedział o twojej odmowie?
Atena już zapomniała, jak przenikliwa i bystra jest Louise, choć
wygląda na śliczne i lekkomyślne dziewczątko.
- Na krótko przed jego wyjazdem okropnie się pokłóciliśmy -
odparła po chwili. - Wątpię, żebym go jeszcze zobaczyła. - Chciała
być dzielna, lecz mimo to łzy napłynęły jej do oczu. Nie udało jej się
stłumić szlochu.
- Zależy ci na nim, prawda? Co was poróżniło?
- Wszystko. Nick uważa mnie za wyrachowaną oszustkę
zdecydowaną poślubić kogokolwiek jedynie przez wzgląd na
pieniądze i arystokratyczny tytuł. Dopiero gdy Adrian, nie bez mojej
zachęty, na serio zaczął się zalecać, pojęłam, co czuję do Nicka.
Gdyby jako pierwszy... Nie warto fantazjować. Potem stałe mnie
karcił, a ja odpłacałam mu pięknym za nadobne.
Na domiar złego, jeśli nie liczyć pana Tenisona, Nick to jedyny
mężczyzna, z którym mogę sensownie porozmawiać. Docenia moją
wiedzę i samodzielność myślenia. Jak na złość jednocześnie mną
gardzi, uważając, że nie jestem lepsza od sprzedajnej dziewki. Louise,
jedynie ty zdajesz sobie sprawę, jak trudno jest ubogiej pannie z
dobrej rodziny zapewnić sobie znośną egzystencję.
- Ludzie tacy jak Nick Cameron, od urodzenia opływający w
dostatki, nadzwyczaj surowo oceniają biedaków, którym wiatr wieje
w oczy - dodała Louise.
- Trafiłaś w sedno. Pomówmy teraz o innych sprawach. Słyszałaś
jakieś nowiny na temat okoliczności zamordowania Sywella?
- Żadnych. Rozmawiam głównie z klientkami, dla których ta
sprawa jest mało istotna. Bardziej obchodzi je kolor nowej sukni.
Podejrzewam, że wiesz dużo więcej ode mnie. Nie wykluczam, że po
powrocie do domu usłyszysz nowe wieści. Bardzo proszę, pisz jak
najczęściej, zgoda? Będzie mi ciebie ogromnie brakowało. Jesteś moją
przyjaciółką.
Wspomniałaś, że Nick Cameron to jedyny mężczyzna, z którym
możesz sensownie porozmawiać. Dla mnie jesteś takim samym
wyjątkiem wśród kobiet! A co do pana Camerona, mam nadzieję, że
spotkacie się w bardziej sprzyjających okolicznościach, chociaż mam
spore zastrzeżenia wobec człowieka, który zachowuje się przy tobie
grubiańsko.
W drodze z Londynu do Steep Ride Atenę podtrzymywała na
duchu myśl o rychłym spotkaniu z matką, która na kilka tygodni
została sama jak palec. Teraz znowu będzie miała towarzystwo.
List Ateny z informacją o powrocie do domu przyszedł rankiem,
na krótko przed jej przyjazdem. Matka czekała na dziedzińcu oberży
Pod Aniołem, która pełniła też funkcję urzędu pocztowego w Abbot
Quincey. Na widok znajomej sylwetki Atena natychmiast zapomniała
o Nicku Cameronie i wszystkich zdarzeniach, które nastąpiły po
wyjeździe.
- Jesteś okropnie blada, kochanie! - zawołała matka, gdy
ucałowały się na powitanie. - Nie służy ci londyńskie powietrze?
- Podróż była męcząca, a Londyn jest brudny, zadymiony, lecz
mimo wszystko fascynujący.
- Doszłam do tego samego wniosku, kiedy raz jeden bawiłam tam
przez kilka dni. Jestem zdziwiona, ale zadowolona, że tak szybko
wróciłaś do domu. Dlaczego Tenisonowie z tobą nie przyjechali?
Mam nadzieję, że nic was nie poróżniło.
- Później ci wszystko opowiem - odparła Atena.
Nie zamierzała na dziedzińcu gospody zdawać matce relacji ze
swej londyńskiej odysei.
- Słuszna uwaga. Wybacz, że jestem taka niecierpliwa, ale
zaniepokoił mnie twój ostatni list. Obawy powróciły, gdy zobaczyłam,
że zmizerniałaś. Jestem pewna, że czyste wiejskie powietrze i zdrowe,
proste jedzenie wkrótce dodadzą ci sił.
Datchet House sprawiał wrażenie małej chatki, gdy Atena
porównała go ze wspaniałymi londyńskimi gmachami. Jadąc
uliczkami
osady,
miała
wrażenie
ogromnej
ciasnoty,
z
niedowierzaniem patrzyła na sklepy mieszczące się w niewielkich
klitkach. Była wstrząśnięta swoją reakcją na ubóstwo prowincjonalnej
codzienności.
Jednak krajobraz był prześliczny, a wody rzeki Steep nieskażone i
czyste jak kryształ. Miejscowi ludzie mówili wolniej niż mieszkańcy
Londynu. Atena zauważyła to, gdy zaczęli ją odwiedzać sąsiedzi
spragnieni stołecznych nowin. Chcieli dowiedzieć się jak najwięcej o
urokach londyńskiego sezonu.
Atena opowiedziała matce niemal o wszystkim, co ją spotkało,
odkąd wyjechała z domu. Charlotta rozumiała, dlaczego Adrian dostał
kosza, lecz żałowała, że nie mogło być inaczej.
- Do końca życia opływałabyś w dostatki - westchnęła. - Nie
musiałabyś tkwić ze mną na tym odludziu.
- Ale za jaką cenę, mamo? Z pewnością nie życzyłabyś sobie,
żebym ją zapłaciła.
- Ależ skąd. Doskonałe rozumiem... Z drugiej strony jednak...
Atena nie wspomniała o spotkaniu z księciem i jego smutnej
opowieści, toteż gdy pewnego ranka zapukał do drzwi, nikt go nie
oczekiwał. Jedyna służąca była zajęta i Atena poszła otworzyć. Nagle
stanęła oko w oko z księciem Ingleshamem. Na jego urodziwej twarzy
malowała się obawa.
- Kochana Ateno - powiedział, trochę zaskoczony. - Nie
spodziewałem się ciebie tu zastać. Byłbym wdzięczny, gdybyś
zapytała matkę, czy mnie przyjmie. Wcale się nie zdziwię, jeśli
odmówi.
- Oczywiście, że cię przyjmę - obruszyła się pani Filmer,
spoglądając na niego ponad ramieniem córki. - Nawet pospolity
przestępca zasługuje na to, aby zostać wysłuchany, a ty nie popełniłeś
żadnego występku.
Zaprowadziła księcia do salonu. Atena zostawiła ich samych.
Dwoje zakochanych odnalazło się po długiej rozłące.
Nick dostał od Jacksona dokładne wskazówki, jak trafić do domu
pań Filmer. Nie miał pojęcia, co na jego widok powie Atena. Po
ostatnim spotkaniu oboje byli do siebie uprzedzeni. Przygotowany na
najgorsze pojechał do Steep Ride i wbrew nadziei ufał, że coś dobrego
wyniknie z tej podróży.
Opóźnił planowany wyjazd o jeden dzień, ponieważ Adrian błagał
go o przybycie na pierwsze wielkie przyjęcie z tańcami, które wydał
w londyńskiej siedzibie zwanej Drummond House. Pani Tenison
czyniła honory domu i tak zadzierała nosa, że aż się prosiło, by go jej
utrzeć.
- Stary, nie możesz odmówić - nalegał Adrian. - To by dopiero
była cholerna wpadka, gdybyś wyjechał, kiedy po raz pierwszy
podejmuję u siebie ludzi z towarzystwa.
Nick został i pojawił się na balu, ale zapowiedział, że wyjdzie
najwcześniej, jak się da. Przez cały wieczór znudzony i smutny
podpierał ściany, bo Londyn stracił dla niego wszelki urok, gdy nie
było Ateny.
Wspominał, jak przyjemnie spędzali czas, o ile jej nie strofował.
Potrafiła uroczymi anegdotami ubarwić każdą rozmowę. Wcale się nie
zdziwił, gdy pan Tenison wyznał szczerze, że mu jej brakuje.
Gdy stał oparty plecami o kolumnę, obserwując tańczących, mimo
woli podsłuchał rozmowę dwu mężczyzn na temat księcia
Ingleshama.
- Dziwię się, że go tu nie ma - rzucił pierwszy. - W tym roku
wylazł nareszcie ze swojej skorupy. Może znów się w niej zamknął?
- Nie sądzę. Chodzą słuchy, że ruszył na prowincję śladem jednej
z piękności, które tegoroczny sezon zwabił do Londynu.
- Dobry Boże! Byłem pewny, że po śmierci żony sekutnicy raz na
zawsze wyrzekł się kobiet. Co za ślicznotka wpadła mu w oko i
dlaczego miałby jej szukać na prowincji?
- Jego wybranką jest podobno skromna dama do towarzystwa.
Opiekowała się dziedziczką z hrabstwa Northampton, która wkrótce
poślubi naszego gospodarza. Kiedy Kinloch zdobył pannę, damę do
towarzystwa odesłano na wieś. Posag ma niezbyt wielki, ale jest
urodziwa. Mówię o dziedziczce. Będzie z niej ładna hrabina.
Inglesham pojechał szukać tamtej drugiej. Pewnie zrobi z niej
utrzymankę. Nie ma mowy, żeby poślubił osobę z niższej sfery.
W pierwszym odruchu Nick chciał rzucić się z pięściami na
plotkarzy. Wkrótce nieco ochłonął; przemknęło mu przez myśl, że
samego siebie też powinien obić, bo zarzucił Atenie, jakoby polowała
na księcia. Gdy całkiem się uspokoił, a mężczyźni odeszli, tłumaczył
sobie, że pogłoski krążące wśród ludzi z towarzystwa nie muszą być
prawdziwe.
Lepiej na razie nie przesądzać sprawy. Zamierzał przecież jechać
do Steep Ride i przekonać się naocznie, czy Atena odprawiła
bogatego zalotnika, bo na horyzoncie pojawił się jeszcze bogatszy i
bardziej utytułowany. Oto właściwie podejście do sprawy.
Cóż za ironia losu! Dlaczego nie zakochał się w cichej, skromnej,
młodziutkiej dziewczynie z dobrej rodziny? Każdy rozsądny
mężczyzna pragnie takiej żony. Za dumnymi mądralami uganiają się
tylko idioci... albo mężczyźni o tęgich mózgach!
Dla Nicka ta sprawa miała jeszcze jeden ważny aspekt. Gdy
niedawno żegnał się z siostrą, ta zapowiedziała mu z wielką
stanowczością, że powinien uwolnić się od przykrych wspomnień
związanych z interesowną Florą Campbell, przyjąć do wiadomości, że
są też kobiety wierne i uczciwe, a następnie spośród nich wybrać
sobie żonę.
- Jeśli zdecydujesz się poślubić tę uczoną piękność, o której
marzysz na jawie i we śnie, z radością uznam ją za siostrę.
Z tej przyczyny dwa dni później Nick jechał uliczkami Abbot
Quincey, gotowy wyjaśnić sytuację i zdecydować nareszcie, czy
zacznie nowe życie bez Ateny, czy też z nią. To drugie rozwiązanie
znacznie bardziej mu odpowiadało. Problem w tym, czy ona go
zechce.
Hrabstwo Northampton spodobało się Nickowi bardziej, niż
oczekiwał. Jeden ze znajomych twierdził, że krajobraz jest tam
monotonny. Owszem, w porównaniu ze szwajcarskim Alpami, które
zachwycały owego człowieka.
Takiego porównania nie wytrzyma żaden pejzaż. Nick uznał
Abbot Quincey za urocze miasteczko. Był tam zajazd, pełniący
zarazem rolę poczty, dwie gospody i piwiarnia, przed którą krzepcy
wieśniacy wygrzewali się w lipcowym słońcu.
Nick wynajął pokój w zajeździe. Otwarty powóz zostawił na
dziedzińcu, kamerdynera posłał do pokoju, a sam wyruszył piechotą w
stronę Datchet House, żeby przeprowadzić wizję lokalną i opracować
skuteczną taktykę. Nie miał pojęcia, jak go przyjmie Atena, dobrze
pamiętał, że w czasie ostatniej rozmowy był dla niej wyjątkowo
okrutny. Dlatego wcale by się nie zdziwił, gdyby w pierwszym
odruchu kazała wyrzucić go za drzwi.
Wkrótce ruszył z powrotem do zajazdu, bo właściciel obiecał po
dwunastej podać mu solidny obiad. Nagle jego oczom ukazał się
elegancki czarny powóz jadący od strony Steep Ride. Osłupiał,
widząc na drzwiach herb Ingleshama malowany złotem i czerwienią.
W środku był sam książę.
Nick uznał, że potwierdziły się jego podejrzenia, a plotkarze
podsłuchani na balu trafili w dziesiątkę. Atena dała kosza Adrianowi,
żeby złapać Ingleshama, który przyjechał tu wziąć ją jak swoją. Kto
wie, może już do niego należała?
Rozczarowany i wściekły Nick w pierwszej chwili postanowił
wrócić do zajazdu, zjeść obiad, zwolnić pokój i wyruszyć w drogę
powrotną do Londynu. Wkrótce opamiętał się i zmienił zdanie.
Jesteś śmierdzącym tchórzem, wymyślał ze złością samemu sobie.
Długo trwał ten wewnętrzny dialog. Gdzie twoja odwaga? - pytał sam
siebie. Może Atena i księcia odprawiła z kwitkiem? Co wtedy?
Chcesz ją od razu spisać na straty? Zamierzałeś podobno stanąć z nią
twarzą w twarz, zapytać wprost, jakie ma plany.
Jeśli usłyszysz z jej własnych ust, że chce zostać żoną Ingleshama
albo jego kochanką, wrócisz do Londynu. Jeśli zaś Atena powie, że
nie chce mieć z tobą nic wspólnego, zyskasz dowód, że nie potrafisz
uczyć się na własnych błędach i po raz drugi zakochałeś się do
szaleństwa w interesownej kokietce. Lucy miała rację. Trzeba
zapomnieć o przeszłości i śmiało patrzeć w przyszłość. Zbyt długo
żyłeś wspomnieniami sprzed wielu lat. Łatwo powiedzieć...
Mimo stanowczych postanowień Nick był tak rozkojarzony, że
obiad pochłonął machinalnie i nie byłby w stanie wymienić potraw,
które mu serwowano. Pił tylko wodę, żeby zachować przytomność
umysłu, bo obawiał się, że gdy wyruszy powozem do Steep Ride,
powodowany niecierpliwością popędzi jak szaleniec.
Zawsze szczycił się, że jest spokojny i opanowany. Nie poddawał
się uczuciom. Szydził z mężczyzn, którzy z obłędem w oczach
uganiali się za ukochanymi kobietami. No i proszę, sam nie był od
nich lepszy, ponieważ wsiadł do powozu, zaciął konie i ruszył śladem
wybranki.
Był tak wytrącony z równowagi, że stracił poczucie czasu.
Wydawało mu się, że ledwie opuścił Abbot Quincey, a już znalazł się
w Steep Ride. Zgodnie z tym, co powiedział Jackson, osada była
niewielka. Wszystkie budynki stały wzdłuż głównej drogi, bez trudu
więc odnalazł Datchet House. Zatrzymał powóz przed frontowymi
drzwiami i wysiadł. Dom był wygodny, niewielki i prosty, z
ogródkiem od frontu pełnym letnich kwiatów i werandą obrośniętą
pnącymi różami; w drzwiach małe okienko, pod nim żelazna kołatka.
Nick był świadomy, że ważą się jego losy. Nie miał odwrotu.
Uniósł kołatkę i dwukrotnie zastukał. Obiecał sobie, że podczas
rozmowy z Ateną będzie się trzymać złotego środka, unikając
zarówno gniewu, jak i błagalnego tonu. Wiedział, że jego atuty to
spokój i opanowanie.
Atena haftowała poduszkę na klęcznik do wiejskiej kaplicy, która
stała na skraju osady. W niedzielę przyjeżdżał tam pastor, żeby
odprawić nabożeństwo i wygłosić kazanie. Jej matka także
wyszywała, opowiadając o porannej wizycie księcia Ingleshama,
który wrócił do niej po ponad dwudziestu latach rozłąki.
Gdy opanowała się po wstrząsie, jakim były niespodziewane
odwiedziny, zarumieniona i szczęśliwa w milczeniu słuchała jego
wyjaśnień. Tłumaczył obszernie, dlaczego pragnął się z nią spotkać.
- Trudno mi uwierzyć, że choć upłynęło tyle lat, doskonale
pamięta tych kilka szczęśliwych dni, które spędziliśmy we dwoje. Czy
rzeczywiście zawsze mnie pamiętał? Prosił, żebym mu przebaczyła.
Czuje się winny, że tak okrutnie mnie porzucił. Gdy zapewniłam, że
nie mam do niego żalu, oznajmił, że teraz możemy się pobrać, a ty
nareszcie otrzymasz nazwisko, które jako jego córce słusznie ci się
należy. Sama nie wiem, czy mówił serio.
- Myślę, że tak - odparła cicho Atena.
Nie powiedziała matce, że książę spotkał się z nią, kiedy była w
Londynie, bo prosił wówczas o dyskrecję. Byłoby lepiej, gdyby sam o
tym wspomniał. Atena nie zamierzała go wyręczać.
Miała wiele sekretów, własnych i cudzych. Louise powierzyła jej
wszystkie swoje tajemnice. Sama Atena nie wspomniała nikomu,
nawet matce, o miłości do Nicka i cierpieniach spowodowanych wizją
małżeństwa z rozsądku, które zapewniłoby jej dostatek i wysoką
pozycję. Przedwczesny powrót do domu też nie został do końca
wyjaśniony, choć tłumaczyła matce, że gdy Emma została narzeczoną
lorda Kinlocha, pani Tenison poniekąd słusznie zrezygnowała z usług
damy do towarzystwa.
Atena miała pewność, że matka nie pochwaliłaby jej machinacji,
których celem było usidlenie Adriana i mydlenie oczu Nickowi. Wiele
miała sobie do zarzucenia, gdy po powrocie do domu przeanalizowała
własne postępowanie.
Uznała jednak, że nie warto uporczywie wracać do przeszłości.
Było, minęło. Niech matka cieszy się niespodziewanym szczęściem.
Po co martwić ją cierpieniami innych, zwłaszcza że książę spędził u
nich przedpołudnie, rozmawiając o przygotowaniach do ślubu z
cudem odnalezioną ukochaną.
- Postaram się o wszystkie niezbędne dokumenty. Biorę to na
siebie - zapewnił. - Marzy mi się skromna uroczystość w wiejskim
kościele. Mój poprzedni ślub był wspaniałą ceremonią, ale tamto
małżeństwo okazało się pomyłką. Teraz żenię się z miłości, nie dla
pieniędzy. Poza tym musimy unikać plotek, które i tak będą krążyć,
gdy zacznę traktować Atenę jak rodzoną córkę.
Charlotta przytaknęła z uśmiechem. Podobnie jak książę, nie
pragnęła wystawnego ślubu i hucznego wesela w Londynie. Taka
ostentacja wzbudziłaby ogólne zainteresowanie, na którym wcale im
obojgu nie zależało.
- Ciągle podejrzewam, że to sen, że obudzę się i wszystko będzie
jak dawniej - opowiadała córce Charlotta. - Philip powiedział, że nie
zdziwiłby się, gdybym nie chciała mu przebaczyć, bo przed laty
wyrzekł się mnie i odszedł. Ale ja go doskonale rozumiem i wiem,
jakim naciskom był poddany.
Mam natomiast wielki żal do swoich rodziców, którzy
początkowo trzymali mnie z dala od niego, a potem wywieźli. Mimo
wszystko powinnam chyba zawiadomić ich, że po latach oczekiwania
nareszcie poślubię człowieka, którego kocham. Uważam napisanie
takiego listu za swój obowiązek.
Uśmiechnęła się smutno.
- Sądzę, że kiedy rodzice dowiedzą się, że jednak zostanę księżną,
wielkodusznie darują mi błędy młodości, ale na całkowite pojednanie
jest za późno. Nie potrafię im przebaczyć, że się ode mnie odwrócili.
Gdybym przed laty zyskała ich wsparcie, być może ojciec Philipa w
końcu dałby zgodę na nasz ślub.
Ledwie umilkła, rozległo się stukanie do drzwi. Wkrótce służąca
zaanonsowała pana Nicholasa Camerona, który przyjechał, aby
zapytać, czy może porozmawiać z panienką.
- Cameron? - powtórzyła Charlotta. - Wspominałaś, że ten młody
człowiek jest kuzynem lorda Kinlocha, prawda, Ateno?
- Tak, mamo - wykrztusiła z trudem. Rzadko mówiła o Nicku, bo
ilekroć wymieniała jego imię, łzy stawały jej w oczach. Co on tutaj
robi? Po co przyjechał do Steep Ride? Jakie londyńskie wydarzenia
skłoniły go do odbycia tej podróży?
Długo milczała. Matka przypomniała łagodnie:
- Córeczko, ten pan czeka na odpowiedź. Masz powód, żeby go
odprawić?
- Tak... Nie - powiedziała Atena zdławionym głosem.
Szkoda, że nie wyznała matce całej prawdy. Spłoszona rozejrzała
się po niewielkim, ale przytulnym salonie. Nie mogła przyjąć Nicka w
tym pokoju, gdzie każdy drobiazg przypominał o szczęśliwym
dzieciństwie i pierwszej młodości. Wolała rozmawiać z nim na
neutralnym gruncie.
- Ateno? - odezwała się jej matka, wyraźnie zniecierpliwiona
przedłużającym się oczekiwaniem. - Jeśli nie chcesz wysłuchać tego,
co pan Cameron ma ci do powiedzenia, musisz go natychmiast o tym
zawiadomić. Tak nakazują zasady dobrego wychowania.
- Porozmawiam z nim - oznajmiła Atena, zbierając całą odwagę.
Nagle przemknęło jej przez myśl, że Nick szykuje się do kolejnej
reprymendy. Jeśli tak, matka nie powinna tego słuchać. - Ale nie tutaj.
Czy sądzisz, że mogę zaproponować mu spacer? Łatwiej będzie mi
rozmówić się na świeżym powietrzu.
- Jeśli się zgodzi - odparła niepewnie Charlotta. - Osobliwy
pomysł. Wypadałoby raczej, żebyś zaprosiła go tutaj, ale skoro takie
jest twoje życzenie...
- Owszem. Później wszystko ci wyjaśnię. Gdy pan Cameron
odjedzie... - Atena nie była w stanie zebrać myśli. Mówiła urywanymi
zdaniami, nagle milkła. Po chwili opanowała zdenerwowanie. -
Możesz zaprosić go tutaj i przez chwilę zająć rozmową, a ja
tymczasem pójdę po czepek i szal?
Osobliwa sytuacja, pomyślała Charlotta, przyglądając się Atenie,
która pobiegła na górę, jakby ją ktoś gonił. Czyżby pan Cameron był
potworem, którego panicznie boją się dziewczęta? Atena nie była
strachliwa i jej zachowanie wydawało się tym bardziej zagadkowe.
Charlotta zdumiała się jeszcze bardziej, gdy służąca wprowadziła
gościa. Był mocniejszej budowy niż większość młodych mężczyzn w
tych zdegenerowanych czasach, strój nie przypominał ubioru
londyńskiego dandysa, ale fizjonomia i maniery świadczyły o obyciu i
wykształceniu. Uznała w duchu, że ma przed sobą młodzieńca, który
mógł spodobać się jej córce.
Nick od razu poczuł ogromną sympatię do pani Filmer. Z
przyjemnością rozglądał się po gustownym saloniku. Pani Filmer była
równie piękna jak Atena, tylko niższa i drobniejsza. Na jej twarzy
zamiast dumy malowała się łagodność. Uśmiech miała ujmujący.
Wyczuwało się, że zawsze szuka zgody i stara się wszystkich
zadowolić. Ubierała się skromnie jak przystoi wdowie zamieszkałej
na prowincji. Z pewnością nie było jej ambicją nadążanie za modą.
- Mam nadzieję, że nie jestem intruzem. Jeśli przyszedłem nie w
porę, oddalę się natychmiast i wrócę, kiedy panie każą - powiedział
Nick, gdy przedstawił się i usłyszał od pani Filmer, że Atena zaraz
przyjdzie.
Nie miał ochoty stąd wychodzić; od razu poczuł przemożną
potrzebę, żeby chronić panią Filmer przed wszelkimi przykrościami. Z
ciekawością myślał o nieznanym ojcu Ateny, po którym zapewne
odziedziczyła rozum i niezłomną wolę.
- Nie ma takiej potrzeby - zapewniła Charlotta. - Córka
zaproponowała spacer, będzie więc miała znakomitą sposobność, żeby
pokazać panu miejscowość, w której spędziła tyle lat.
Nick przytaknął z powagą, starając się ukryć zniecierpliwienie.
W końcu drzwi się otworzyły i stanęła w nich Atena. Podejrzewał,
że umyślnie zwlekała, trzymając go w niepewności.
Była ubrana równie skromnie jak matka: niebieska suknia, szal i
czepek. Prosty strój pasował do klasycznej urody. Trochę pobladła,
lecz jak zawsze wydawała się opanowana. Być może dlatego Nick
zapragnął nagle wziąć ją w objęcia i wyznać miłość.
Zdrowy rozsądek i wspomnienie o spotkanym na wiejskiej drodze
powozie Ingleshama powstrzymały go od ujawnienia długo
skrywanych pragnień. Nie miał pojęcia, co zamierza Atena, i nie
powinien na razie ujawniać swoich uczuć. Nie widział jej cały
miesiąc. W tym czasie wiele mogło się wydarzyć. Ukłonił się i
podszedł bliżej.
- Ateno... Panno Filmer, wygląda pani prześlicznie... jak zawsze.
Dobry Boże, czy po to przejechał taki kawał drogi, żeby prawić
ukochanej banalne komplementy? Czuł się niezręcznie w obecności
pani Filmer, a chłód bijący od Ateny całkiem go zmroził. Przed
chwilą usłyszał, że zaproponowała spacer po okolicy, ale w tym
przypadku stosowniejsza byłaby przechadzka na biegun północny.
- Dziękuję za miłe słowa - powiedziała oschle. - Widzę, że
zdrowie panu dopisuje. Mam nadzieję, że Emma i lord Kinloch także
są w pełni sił.
- Owszem. Przygotowują się do ślubu i mają nadzieję, że pani
zechce uczestniczyć w ceremonii.
- Nie jestem pewna, czy to będzie możliwe - odparła z powagą. -
O ile dobrze zrozumiałam, chciał pan ze mną porozmawiać. Sądzę, że
łatwiej nam będzie dojść do porozumienia, jeśli znajdziemy się na
neutralnym gruncie. Chętnie oprowadzę pana po Steep Ride i
najbliższej okolicy.
Wszyscy troje pomyśleli jednocześnie: jaka dziwna wymiana
zdań. W uszach Ateny brzmiała jak przykłady grzecznych zwrotów i
wyrażeń z podręcznika dobrych manier. Słowa, słowa, słowa...
Napuszona forma pozbawiona treści.
Nick ukłonił się pani Filmer i wygłosił kolejną formułkę.
- Bardzo się cieszę, że panią poznałem.
- Ja także jestem bardzo rada z naszego spotkania - odparła
nadzwyczaj uprzejmie, w głębi ducha zastanawiając się, co sprawia,
że tych dwoje ludzi nie potrafi zachowywać się naturalnie w
obecności innej osoby.
Młodzi wyszli na świeże powietrze. Pod czujnym wzrokiem
siedzącego w pobliżu kota oraz dwu kaczek drepcących w oddali
chwiejnym krokiem Nick podał ramię Atenie i skierowali się ku
lasowi rosnącemu za osadą. Wyboista droga zmieniła się w leśny
dukt. Wkrótce drzewa zasłoniły dwoje spacerowiczów, chroniąc ich
przed spojrzeniami ciekawskich.
- Skąd ta nagła wizyta, Cameron? - Atena odezwała się pierwsza.
- Dlaczego pan mnie prześladuje?
Obrócił ją delikatnie, tak że stanęli twarzą w twarz. Natychmiast
zapomniał, że miał się zachowywać przyzwoicie, okazywać łagodność
i szukać porozumienia. Zamiast tego zaatakował ją niczym wroga,
używając najcięższej amunicji. Oczyma wyobraźni ujrzał jadącego
czarnym powozem księcia i ten obraz podziałał na niego jak płachta
na byka.
- Inglesham wygrał, prawda? Odtrąciła pani Adriana, żeby wyjść
za księcia. Nie podoba się pani, że tutaj przyjechałem? Czy słusznie
się domyślam, że Inglesham został przywitany zupełnie inaczej?
Zaskoczona wpatrywała się w niego pytającym wzrokiem, bo nie
miała pojęcia, dlaczego zrobił jej awanturę z powodu Ingleshama.
Domyślała się wcześniej, że Nick sądzi, jakoby pragnęła dla siebie
książęcego tytułu i fortuny, ale gdy prawda o jej pochodzeniu wyszła
na jaw, dawne spekulacje i domysły poszły w zapomnienie, jakby w
ogóle nie istniały.
- Inglesham! - zawołała i nagle wybuchnęła śmiechem, w którym
nie było ani śladu wesołości. - Pan myśli, że przyjechał mi się
oświadczyć? Jego także pan śledził?
- Nie, ale byłem dziś w Abbot Quincey i widziałem, że jechał od
strony Steep Ride. Dlaczego, Ateno? Dlaczego?
Minę miał zbolałą. Atena podejrzewała, że jej twarz wyraża
podobne cierpienie. Nagle ogarnęło ją współczucie dla Nicka, choć on
nie miał dla niej litości. Postanowiła trochę się z nim podroczyć.
- Pańskim zdaniem to naganne i godne potępienia, że ojciec
interesuje się rodzoną córką?
Nick był wyraźnie zbity z tropu.
- Ależ skąd, lecz co te sprawy mają wspólnego z nami?
- Och, Nick... - westchnęła z czułym uśmiechem, zapominając o
formach grzecznościowych. - Książę nie jest moim wielbicielem.
Pozory mylą. To mój ojciec. Dowiedziałam się o tym przed twoim
wyjazdem na wieś. Teraz przyjechał do Steep Ride, żeby po
wieloletnim oczekiwaniu poślubić wreszcie moją matkę. Nie mogę ci
opowiedzieć ich historii, niech zrobią to sami. Zapewniam tylko, że
niepotrzebnie się zadręczałeś.
- Inglesham? - wykrztusił Nick. Gdy zrozumiał bezmiar swojej
pomyłki, zakłopotany i wstrząśnięty nie był w stanie panować nad
emocjami. - Inglesham jest twoim ojcem?
- Przed chwilą powiedziałam ci o tym, prawda? Jak zwykle wolisz
przypisywać mi wszystko, co najgorsze. W takim razie zostaw mnie w
spokoju. Wracam do domu.
Odwróciła się i ruszyła leśnym traktem. Nie chciała, żeby Nick
zobaczył łzy spływające jej po policzkach. Była tak wytrącona z
równowagi, że straciła poczucie kierunku i zamiast iść w stronę
wioski, zmierzała dalej w las.
Ale ze mnie idiotka, pomyślała. Przez tego głupca zmieniam się w
fontannę. Typowy Otello! Zawsze ma powód, żeby mnie
podejrzewać. Najpierw był zazdrosny o Adriana, nawiasem mówiąc,
nie bez powodu, teraz awanturuje się o księcia, całkiem bezzasadnie.
Wkrótce zarzuci mi, że kokietuję samego regenta albo szacha
perskiego lub cara Aleksandra... Dla niego nawet archanioł Gabriel
może być podejrzany.
Nick patrzył na odchodzącą Atenę. Inglesham był jej ojcem, a nie
wielbicielem. Istotnie, pozory mylą. Chorobliwe zaślepienie stało się
przyczyną straszliwych katuszy. Przysparzał ich także Atenie, nie
chcąc uznać z pokorą, że w dobrej wierze dała kosza Adrianowi, że
nie chodziło jej o to, by złowić grubą rybę.
Nick zrozumiał, że postąpił jak głupiec, i to nie raz, ale
kilkakrotnie. A karą za głupotę będzie utrata Ateny, jedynej kobiety, z
którą mógł swobodnie rozmawiać o wszystkim, tak samo jak z
najbliższymi przyjaciółmi. Najpierw tylko jej pragnął, teraz kochał do
szaleństwa.
Na domiar złego dzięki opiece księcia i znacznemu posagowi,
który niewątpliwie otrzyma, będzie mogła wybrać sobie na męża,
kogo zechce. Wystarczy, że kiwnie palcem. A przecież, do jasnej
cholery, jedynym mężczyzną godnym takiej kobiety jest on, Nick.
Pobiegł z nią, nie przejmując się, że ktoś ich może zobaczyć.
Musiał natychmiast przeprosić ją za idiotyczny atak zazdrości, bo w
przeciwnym razie będzie dla niego stracona na zawsze. Dogonił ją,
gdy zatrzymała się i spostrzegła, że idzie w niewłaściwym kierunku.
Dyszał ciężko, nie tyle z wysiłku, co raczej z powodu głębokiego
wzruszenia, którego doznał, gdy odkrył prawdę o własnych uczuciach.
Nie mógł stracić tej kobiety, to byłaby całkowita klęska.
- Ateno! - zawołał chrapliwym głosem. Nie odważył się jej
dotknąć. - Ateno, czy zdołasz mi wybaczyć? Od początku naszej
znajomości kochałem cię jak wariat, ale ty wolałaś Adriana, szalałem
więc z zazdrości. Nie miałem racji, gdy zarzuciłem ci, że chcesz
bogato wyjść za mąż i dlatego kokietujesz...
- Nie - przerwała uparta pani jego serca. - Miałeś rację. Na
początku rzeczywiście robiłam wszystko, żeby go omotać i
przywiązać do siebie, bo trafił mi się pogodny i miły kandydat na
męża z ogromnym majątkiem i arystokratycznym tytułem. Bez obaw
mogłam go poślubić. Miłość nie była konieczna. Dopiero gdy
poznałam ciebie, zmieniłam zdanie. Odrzuciłam oświadczyny
Adriana, ponieważ go nie kochałam i nie miałam prawa za niego
wyjść. Ale wtedy było już za późno, bo wyrobiłeś sobie opinię na mój
temat.
Nick z obawą pomyślał, że Atena znowu szykuje się do ucieczki.
Nie mógł pozwolić, żeby go opuściła.
- Nie odchodź - poprosił. - Wybacz mi, jeśli zdołasz. Przyznaję,
że byłem dla ciebie okropny, lecz kochałem cię od pierwszego
wejrzenia. Oto cała prawda. Wreszcie odważyłem się ją ujawnić.
Niewiele myśląc, wziął ją w objęcia. Czuł się bezradny, ale mógł
przynajmniej scałować łzy płynące po jej policzkach.
- Ateno... Marzyłem o tym, odkąd zobaczyłem cię po raz
pierwszy, gdy stałaś za Emmą. - Całował ją najpierw czule, potem
coraz namiętniej. Nie wyrywała się i pozwoliła mu okrywać
pocałunkami mokre policzki.
Gdy pieszczoty stały się bardziej gwałtowne, gdy pocałował ją w
usta, oddała pocałunek tak chętnie, że Nick odsunął się z
westchnieniem. Zdawał sobie sprawę, dokąd mogą ich zaprowadzić te
czułości. Oszołomiona Atena zrobiła krok do tyłu i popatrzyła mu w
oczy.
- Sądziłam, że mną gardzisz, a ty kochałeś. Kiedy nastąpiła ta
niezwykła zamiana uczuć? Skoro wiedziałeś, że to miłość, jak mogłeś
uważać, że jestem dwulicową kokietką?
- Byłem zazdrosny - wyznał szczerze, dotykając jej ciepłego
policzka. - Poza tym miałem fatalne wspomnienia. Pierwsza wielka
miłość skończyła się niepowodzeniem. Ukochana rzuciła mnie na
krótko przed planowanym ślubem i wyszła za bogatszego wielbiciela.
Poczucie krzywdy i moja głupota... jak widzisz, jestem z tobą
całkowicie szczery. One sprawiły, że od tamtej pory stałem się
podejrzliwy wobec wszystkich kobiet. Skoro już gramy w otwarte
karty, musisz przyznać, że dla człowieka, który nie wiedział, co
łączyło twoją matkę z Ingleshamem, wniosek był oczywisty, a
mianowicie, że zależy mu na tobie.
- W pewnym sensie tak było, lecz inaczej, niż myślałeś - odparła
Atena pojednawczym tonem i położyła rękę na jego dłoni. - Z
pierwszą żoną nie miał dzieci, więc tym bardziej zależało mu na
odzyskaniu córki utraconej przed wielu laty. Dobry Boże, patrząc z
boku na nasze postępki, można by pomyśleć, że jesteśmy postaciami
ze sztuki Szekspira.
- Moim zdaniem z Komedii pomyłek - wpadł jej w słowo Nick.
Gdy zazdrość uleciała z wiatrem, szybko odzyskał dobry humor. -
Pozostaje mi tylko raz jeszcze poprosić cię o przebaczenie, a potem
zapytać, czy zgodzisz się za mnie wyjść.
- Chyba wiesz, jaka będzie odpowiedź. Nie ukrywam wprawdzie,
że kocham cię nad życie, ale czy mogę być szczęśliwa z mężem
zazdrośnikiem, który dostaje szału, kiedy przelotnie spojrzę na innego
mężczyznę? Nie wiem, czy warto ryzykować.
- Aha, nie wierzysz, że dostałem nauczkę i nabrałem do ciebie
zaufania. Moja matka powiedziała kiedyś, że od dzieciństwa miałem o
sobie bardzo wysokie mniemanie i uważałem, że znam odpowiedzi na
wszystkie pytania. Odkąd poznałem ciebie, na żadne nie potrafię
odpowiedzieć, więc ty mnie oświeć. Mogłaś wyjść za Adriana albo
poślubić arystokratę takiego jak twój ojciec. Nie żal takiego mariażu?
- Nie - odparła natychmiast. - Nie szukam męża bogatego albo
utytułowanego. Chcę poślubić człowieka, którego kocham, czyli
ciebie.
- Jak brzmi twoja odpowiedź: tak czy nie?
- Tak, zdecydowanie tak. Muszę wierzyć, że mówisz szczere.
Spodziewam się, że będziemy szczęśliwi. Pamiętasz, jak dobrze się
między nami układało, kiedy zajęci rozmową albo grą, zapominaliśmy
o kłótniach?
- To moja wina, że dzieliły nas spory - odparł ponuro. - Nie
zasługuję na ciebie. Błędnie oceniłem moją kochaną Palladę i biję się
w piersi.
- Nie ma powodu, żebyś poczuwał się do winy. Dzieliłam ją z
tobą od dnia, w którym przyjechałam do Londynu. Ja też błędnie
oceniłam samą siebie, uznając, że jestem gotowa do małżeństwa z
rozsądku, a miłość jest dla mnie nieważna. Ty poszedłeś wskazanym
tropem.
- Mniejsza z tym. Znam sposób, aby cię przekonać, że moja
skrucha płynie z głębi serca - powiedział, obejmując ją mocno.
Atena śmiało oddawała mu pocałunki. Wkrótce odsunął się, by
uniknąć pokusy.
- W tym lesie są chyba jakieś czary, którym i my ulegamy -
powiedział, rozglądając się wokół. - Naprawdę lubisz tu przychodzić?
Szukasz mądrej sowy, żeby się z nią naradzić, moja śliczna Pallado?
Umyślnie wodzisz mnie po manowcach. Zamiast pędzić do
bezpiecznego domu, ciągniesz mnie do lasu. Odczuwam nieodpartą
pokusę, żeby odwrócić kolejność wydarzeń i nie czekać do ślubu!
- To wszystko twoja wina. Byłam taka wzburzona, że kiedy
uciekłam od ciebie, straciłam poczucie kierunku - odcięła się Atena. -
Zresztą kto wie? Może ten las nam sprzyja? Zwabił mnie w gęstwinę,
żebyś musiał za mną pobiec.
Osłonił nas przed wzrokiem ciekawskich. Legenda mówi, że
jawnie szkodzi obcym i świętokradcom, którzy bezczeszczą dawne
opactwo. Dlatego wielu jego właścicieli zginęło gwałtowną śmiercią.
Chcę wierzyć, że te drzewa uznały mnie za swoją, bo przez całe życie
spacerowałam wśród nich bez lęku.
Zamiast odpowiedzieć, Nick pocałował ją czułe.
- Pewnie masz rację, ale są tak ciemne i potężne, że pasują do
mrocznych legend. Dziś były świadkami szczęśliwego zakończenia
historii dwojga zakochanych, którzy nareszcie się pogodzili. Nie mogę
się doczekać, kiedy przedstawię cię rodzicom i mojej drogiej siostrze
Lucy. Cała rodzina obawiała się, że będę starym kawalerem. No i
proszę, zostałem usidlony przez czarodziejkę, która zdjęła ze mnie
rzucone przed laty zaklęcie.
- Musisz pokazać mi Szkocję - dodała radośnie Atena. - Chcę tam
z tobą pojechać. Niewiele dotąd podróżowałam, najdalej do
Northampton. Urzekła mnie „dumna i dzika Calidonia", kraina
Waltera Scotta.
- Kiedy się pobierzemy, zawiozę cię wszędzie, gdzie zechcesz.
Musimy jak najszybciej wziąć ślub. Straciliśmy mnóstwo czasu. A
teraz wracamy do Steep Ride, bo twoja matka gotowa pomyśleć, że
nie jesteś przy mnie bezpieczna. Kiedy wszedłem do salonu,
poczułem na sobie jej bystre spojrzenie. Wcale się jej nie dziwię, że
mi nie ufała, bo w głębi ducha szalałem z rozpaczy!
Trzymając się za ręce, wrócili do Datchet House. Przed domem
stal powóz księcia - widomy znak, że nie jedna, a dwie pary
zakochanych nareszcie się odnalazły. Przed nimi była wspólna
przyszłość oraz prawdziwe szczęście, o którym wszyscy marzymy.