Ba
ś
nie z dalekich mórz
i oceanów
WANDA MARKOWSKA ANNA MILSKA
WYDAWNICTWO MORSKIE GDA
Ń
SK
Cykl „Ba
ś
nie z dalekich mórz i oceanów przyniesie opowie
ś
ci z całego
ś
wiata, z mórz
Południa i fiordów Północy. Co roku uka
ż
e si
ę
jedna bogato ilustrowana ksi
ąż
eczka.
Ba
ś
nie te po raz pierwszy wydane zostały przez Wydawnictwo Morskie w 1969 roku.
HI
■
і
©
І
^
і
^.
ІГк
O dzielnym Gunnarze, Dziewczynie Morskiej i czarodziejskich zimorodkach
Ba
śń
skandynawska
ył sobie raz dzielny marynarz imieniem Gunnar. Pływał po dalekich morzach, pod
gwiazdami Północy i Południa, znał l
ą
dy i wyspy odległe^wiedział, kiedy i gdzie wiej
ą
silne wichry, gdzie gor
ą
ce pr
ą
dy opływaj
ą
wybrze
ż
a, gdzie zimuj
ą
foki, gdzie ryby si
ę
gromadz
ą
, by składa
ć
ikr
ę
, gdzie si
ę
gnie
ż
d
żą
pingwiny i pelikany, morskie g
ę
si i kaczki
o barwnych piórach. Morze nie miało przed nim tajemnic. Tote
ż
wie
ś
ci o Gunnarze
obiegały wszystkie rybackie wioski, a dziewcz
ę
ta
ś
piewały o nim pie
ś
ni zw
ą
c go
ś
eglarzem Siedmiu Mórz.
— Gunnarze — rzekła raz do syna jego stara matka, gdy wrócił z jednej ze swoich
długich wypraw po
ś
wiecie — czas, synku,
ż
eby
ś
pomy
ś
lał o o
ż
enku, dok
ą
d si
ę
tak
b
ę
dziesz tułał po morzach? Jam ju
ż
stara, niedługo po
ż
yj
ę
na
ś
wiecie, chciałabym
przed
ś
mierci
ą
wnuki piastowa
ć
.
Roze
ś
miał si
ę
Gunnar i powiedział:
— Jeszcze si
ę
taka nie urodziła w naszym kraju, któr
ą
bym chciał za
ż
on
ę
, matko. Ale
nie bój si
ę
, dot
ą
d b
ę
d
ę
pływał po wszystkich oceanach, dopóki sobie nie przywioz
ę
Dziewczyny Morskiej.
Pokiwała matka ze smutkiem głow
ą
, zapłakała i rzecze:
— Nie dla ciebie, synku, Dziewczyna Morska, nie dla ciebie! Czy
ż
nie wiesz,
ż
e wi
ę
zi j
ą
zła Wied
ź
ma o Czerwonych Oczach? Ka
ż
dego, kto si
ę
do niej zbli
ż
y, zamienia w
kamie
ń
.
— Wiem o tym, matko, ale pragn
ę
ocali
ć
Dziewczyn
ę
Morsk
ą
. Dniem i noc
ą
tylko o tym
my
ś
l
ę
od chwili, gdym j
ą
ujrzał raz jeden jedyny, jak siedziała na skale i czesała swe
długie warkocze.
— Zapomnij o niej, synku, je
ś
li ci
ż
ycie miłe — błagała matka.
Ale
ż
adna siła nie mogła oderwa
ć
Gunnara od marze
ń
o Morskiej Dziewczynie. Gdy
tylko wiosna nastała i wichry zimowe ucichły, znów wyruszył na morze na Swej
ś
migłej
łodzi.
Przeleciały nad jego głow
ą
dwa czarne kruki.
— Powiedzcie, kruki, przyjaciele moi, gdzie mieszka Dziewczyna Morska? — woła
Gunnar
5
— O, nie pytaj o ni
ą
! Wracaj, Gunnarze, wracaj co rychlej na l
ą
d. Grozi ci
niebezpiecze
ń
stwo !
Ale Gunnar ani my
ś
lał wraca
ć
.
Załopotały nad łodzi
ą
skrzydła wielkiego orła-rybołowa.
— Powiedz mi, orle, gdzie szuka
ć
mam Morskiej Dziewczyny?
— Daleko st
ą
d, za siedmioma morzami, za oceanami. Nie dopłyniesz tam, zginiesz,
staniesz si
ę
łupem rekinów! — krzykn
ą
ł orzeł i wzniósł si
ę
wysoko w bł
ę
kit.
Lecz Gunnar popłyn
ą
ł dalej, nieustraszony, jakby nie słyszał przestrogi.
Wtem spostrzegł na fali kołysz
ą
ce si
ę
gniazdko, a w nim par
ę
zimorodków. Zzi
ę
bni
ę
te
ptaszki tuliły si
ę
do siebie przera
ż
one, osłaniaj
ą
c skrzydełkami swe małe, ledwie
wyklute z jajeczek. Nad nimi fruwał wielki czarny ptak, kr
ąż
ył coraz ni
ż
ej, ju
ż
, ju
ż
miał
szpony zatopi
ć
w swych ofiarach.
ś
al si
ę
zrobiło Gunnarowi zimorodków, odp
ę
dził wi
ę
c krzykiem drapie
ż
nika, a potem
szybko podpłyn
ą
ł łódk
ą
w stron
ę
gniazdka i rzekł do trzepoc
ą
cych si
ę
w
ś
miertelnej
grozie ptaszków:
— Nie l
ę
kajcie si
ę
mnie. Nie uczyni
ę
wam nic złego. Jestem Gunnar,
ś
eglarz Siedmiu
Mórz.
— Witaj nam, nasz obro
ń
co! — pisn
ę
ły zimorodki z rado
ś
ci
ą
. — Słyszały
ś
my o tobie.
To ty szukasz po
ś
wiecie Dziewczyny Morskiej ?
— Tak, szukam jej wsz
ę
dzie i nie spoczn
ę
, póki jej nie odnajd
ę
.
— O, zawró
ć
z drogi,
ś
eglarzu! Skr
ęć
dziób swej łodzi w stron
ę
l
ą
du, je
ś
li nie chcesz
narazi
ć
si
ę
na
ś
mier
ć
— rzekł z trwog
ą
zimorodek, ojciec rodu.
— Có
ż
mi po
ż
yciu, nie dbam o nie, gdy ona tam j
ę
czy pod władz
ą
złej Wied
ź
my. Bez
Dziewczyny Morskiej niemiłe mi sło
ń
ce, morze i powietrze. Odnajd
ę
j
ą
albo zgin
ę
.
— Uczynisz podług swej woli,
ś
eglarzu. Ale
ż
e uratowałe
ś
nas od zguby, chcemy ci si
ę
odwdzi
ę
czy
ć
. Nie wolno nam zdradzi
ć
tajemnicy Morskiej Dziewczyny nikomu z ludzi,
lecz tobie j
ą
odsłonimy. Posłuchaj:
ś
yje ona daleko, daleko, na kra
ń
cach
ś
wiata, po drugiej stronie widnokr
ę
gu, gdzie
rozci
ą
ga si
ę
Morze Snu i Milczenia.
ś
eby tam si
ę
dosta
ć
, musisz przepłyn
ąć
siedem
mórz nieprzebytych. Na pocz
ą
tku opłyniesz morze lodów, mo
ż
na tam
ż
eglowa
ć
tylko
latem, kiedy sło
ń
ce stoi wysoko. Potem znajdziesz si
ę
na morzu o falach białych jak
mleko. Gdy przepłyniesz białe morze, kieruj si
ę
na południe, wci
ąż
na południe, a
ż
otocz
ą
ci
ę
fale
ż
ółte jak miód. Gdy pokonasz wody
ż
ółtego morza, po
ż
eglujesz dalej, a
ż
dotrzesz do morza o falach czerwonych jak krew. Tam zdaj si
ę
na wiatry i pr
ą
dy. Nie
wolno ci chwyta
ć
za wiosła, owi
ń
si
ę
w płótno
ż
aglowe i bacz, by ci
ę
nie spryskały
czerwone bryzgi fal, pró
ż
no by
ś
bowiem chciał zetrze
ć
z siebie te krwawe piany, na
zawsze we
ż
r
ą
si
ę
w ciało i nic ich nie zmyje. Dalej twa droga b
ę
dzie wiodła w stron
ę
morza o falach czarnych jak noc bez ksi
ęż
yca. Tam musisz wyt
ęż
y
ć
wszystkie siły, s
ą
to bowiem wody burzliwe i gro
ź
-
*
ne, ka
ż
dego
ś
miałka wci
ą
gaj
ą
w swe smoliste tonie. Gdy i to morze przeb
ę
dziesz
zwyci
ę
sko, znajdziesz si
ę
na wodach o barwie fiołków. Ale nie daj si
ę
złudzi
ć
jego
pi
ę
knym falom, kryj
ą
one bowiem pod sw
ą
powierzchni
ą
-mnóstwo raf niebezpiecznych i
wirów zdradliwych. Na koniec dotrzesz do morza siódmego, ostatniego. Jego spokojne
tafle s
ą
zielone jak trawa wiosenna, całe zarosłe długimi glonami o w
ęż
owych łodygach, które
wiele ju
ż
statków oplatały swymi
ś
liskimi mackami i wci
ą
gn
ę
ły na dno.
Tam, na skalistej rafie wznosz
ą
cej si
ę
po
ś
rodku gł
ę
biny,
ż
yj
ą
nasi krewniacy. Gdy im
poka
ż
esz piórko z mego skrzydła, przyjm
ą
ci
ę
jak przyjaciela i udziel
ą
rad co do dalszej
drogi.
To mówi
ą
c ptaszek wyrwał sobie dzióbkiem piórko ze skrzydełka, sfrun
ą
ł na rami
ę
Gunnara i zło
ż
ył mu je w dłoni.
Podzi
ę
kował Gunnar zimorodkom za dobre rady i nie zwlekaj
ą
c ni chwili ruszył na
poszukiwanie swej ukochanej.
Wielu przygód zaznał, wiele dziwów widział, stu niebezpiecze
ń
stw unikn
ą
ł, sto burz
zwalczył i orkanów, zanim zdołał przepłyn
ąć
sze
ść
mórz nieprzebytych. W ko
ń
cu
znalazł si
ę
na siódmym morzu o falach zielonych jak trawa wiosenna. Wiosła z trudem
przedzierały si
ę
przez g
ą
szcz wodorostów, w
ęż
owe glony oplatały łód
ź
, chwytały j
ą
jak
w kleszcze, owijały si
ę
wokół dziobu.-Gunnarowi r
ę
ce mdlały z wysiłku, pot zalewał
czoło, dokuczało pragnienie. Wtem rozległ si
ę
trzask, łód
ź
uderzyła bokiem o stercz
ą
c
ą
skał
ę
pokryt
ą
zielonym mchem. G
ę
sta, oleista woda wdarła si
ę
z chlupotem do
ś
rodka
przez rozp
ę
kł
ą
burt
ę
. Łód
ź
zacz
ę
ła ton
ąć
. Jeszcze przez chwil
ę
kołysała si
ę
na
powierzchni i w ko
ń
cu znikn
ę
ła w bezdennych gł
ę
binach. Ostatkiem sił chwycił si
ę
Gunnar skalnego wyst
ę
pu i wdrapał si
ę
na raf
ę
.
Nastała noc, parna, gor
ą
ca, bez gwiazd i ksi
ęż
yca.
Le
ż
y Gunnar na mokre) skale oblewanej zewsz
ą
d falami i rozmy
ś
la smutnie nad sw
ą
dol
ą
. Coraz bardziej dokucza mu głód i pragnienie, a znik
ą
d nie widzi ratunku. Przyjdzie
mu chyba zgin
ąć
na tym strasznym morzu, ju
ż
nie zobaczy swej ukochanej, ju
ż
nigdy
nie wróci do rodzinnych brzegów.
Gdy tak dumał samotnie w
ś
ród nocy, nagle w dali ujrzał jakie
ś
bł
ę
kitne
ś
wiatełko
pełgaj
ą
ce po falach.
— Co to by
ć
mo
ż
e ? Czy
ż
by jaki
ś
statek zabł
ą
kał si
ę
na te wody ?
Po chwili posłyszał plusk wioseł i cichy, słodki
ś
piew dziewcz
ę
cy. Wbił wzrok w
ciemno
ść
i oto dostrzegł male
ń
k
ą
łódeczk
ę
, a na niej Dziewczyn
ę
Morsk
ą
, t
ę
, dla której
tyle trudów znosił i niebezpiecze
ń
stw. Miała na rozpuszczonych włosach wieniec z
dziwnych kwiatów
ś
wiec
ą
cych w mroku niby bł
ę
kitne gwiazdeczki.
Uwi
ą
zała sw
ą
łódeczk
ę
do skały i lekko wskoczyła na głazy ci
ą
gle nuc
ą
c sw
ą
pie
śń
—
wołanie:
Do mnie, do mnie, ptaszki morza, Złotym ziarnem was obdarz
ę
, Le
ć
cie do mnie skro
ś
przestworza I mówcie mi o Gunnarze.
Dał si
ę
słysze
ć
szum tysi
ę
cy skrzydeł i po chwili cała skała rozbrzmiewa
ć
zacz
ę
ła
ptasim
ś
wiergotem.
Dziewczyna Morska sypała ptakom z dłoni złote ziarna, tysi
ą
c dziobków chwytało je w
locie, a ona pytała:
Gdzie mój Gunnar ukochany? Gdzie jest
ś
eglarz Siedmiu Mórz? Czy przepłyn
ą
ł szóste
morze Po
ś
ród wichrów i stu burz?
W ciemno
ś
ci roz
ś
wietlanej wiankiem Dziewczyny Morskiej zabrzmiał głos najstarszego
z ptasiej gromady:
Pi
ą
te morze on przepłyn
ą
ł, Szóste morze cało min
ą
ł I na siódmym, przy tej skale, Łód
ź
Gunnara skryły fale.
Krzyknie Dziewczyna Morska, rzewnymi łzami si
ę
zaleje.
Skoczył Gunnar spod skalnego załomu, gdzie dot
ą
d siedział w ukryciu, stan
ą
ł przed
Morsk
ą
Dziewczyn
ą
i rzecze:
— Nie płacz, pi
ę
kna czarodziejko, i otrzyj łzy z oczu. Oto Gunnar stoi tu przed tob
ą
we
własnej osobie.
8
Zerwała Morska Dziewczyna swój wianek gwia
ź
dzisty z czoła, wzniosła rami
ę
w gór
ę
, i
oto w jej dłoni zal
ś
nił jak bł
ę
kitna latarenka o
ś
wietlaj
ą
c jasnym blaskiem posta
ć
Gunnara.
— Ty
ś
jest Gunnar, sławny Gunnar,
ś
eglarz Siedmiu Mórz? — spytała i u
ś
miech
rado
ś
ci rozja
ś
nił jej twarz, a serce
ż
ywiej zabiło w piersiach.
— Tak, ja nim jestem. Od kiedym ci
ę
ujrzał czesz
ą
c
ą
włosy w sło
ń
cu, ju
ż
zapomnie
ć
o
tobie nie mogłem. Jam sze
ść
mórz przepłyn
ą
ł, by ci
ę
odnale
źć
, tu na siódmym łód
ź
ma
si
ę
roztrzaskała, a sam ledwiem zdołał uj
ść
z
ż
yciem.
— I ja o tobie my
ś
le
ć
nie przestałam, odk
ą
d ci
ę
dostrzegłam na twej
ś
cigłej łodzi. Ptaki
mi powiedziały,
ż
e do mnie płyniesz przez morza i od tej pory w noc ka
ż
d
ą
wykradam
si
ę
na t
ę
skał
ę
, by słucha
ć
wie
ś
ci o tobie. Wiedziałam, kiedy
ś
przemierzał morze
lodowe i morza o falach białych,
ż
ółtych, czerwonych i czarnych, czuwałam z trwog
ą
,
by
ś
na tych toniach o falach zielonych jak trawa nie napotkał mej stra
ż
niczki, Wied
ź
my
o Czerwonych Oczach. Cz
ę
sto tu ona przybywa ze swego podwodnego pałacu za
horyzontem, tam gdzie le
ż
y Morze Snu i Milczenia o falach bł
ę
kitnych jak niebo. Ale ty
ś
pewnie głodny i spragniony.
Klasn
ę
ła w dłonie i rozkazała ptakom fruwaj
ą
cym dokoła przynie
ść
jadła i napoju.
Zaszumiały skrzydła i ptasia gromada pomkn
ę
ła na cztery strony
ś
wiata. Ptaki powróciły
w mgnieniu oka i ju
ż
przed Gunnarem le
ż
ały najpi
ę
kniejsze owoce, wonne, soczyste
banany, słodkie figi i daktyle, plastry miodu złocistego, a w kryształowych dzbanuszkach
czekała woda
ź
ródlana.
Gdy pokosztował Gunnar darów Morskiej Dziewczyny, nowe siły we
ń
wst
ą
piły i nowa
nadzieja.
— Nie puszcz
ę
ci
ę
ju
ż
z powrotem — rzekł z moc
ą
— ju
ż
ty za siódme morze nie
popłyniesz, nie wrócisz do złej Wied
ź
my o Czerwonych Oczach! Je
ś
lim ci miły,
Dziewczyno, to nie tra
ć
my chwili czasu. Pły
ń
my tw
ą
łódk
ą
do mojej ojczyzny, przez
siedem mórz i oceanów. Tam, na północy, mam chatk
ę
mał
ą
, w niej stara matka mnie
czeka. Tam moj
ą
ż
on
ą
zostaniesz.
,
— O, mój Gunnarze, dzielny
ś
eglarzu! — odpowie Morska Dziewczyna ze smutkiem.
— Nie mog
ę
z tob
ą
ruszy
ć
na morze, jeszcze nie wolno mi tego uczyni
ć
. Zły czar rzuciła
na mnie Wied
ź
ma straszliwa i trzyma mnie w swej władzy. Niegdy
ś
ż
yłam na wielkim
zamku u rodziców kochanych. Lecz pewnego dnia porwała mnie wied
ź
ma, uniosła za
siódme morze, i poty b
ę
d
ę
w tej twardej niewoli, póki si
ę
nie znajdzie
ś
miałek, co si
ę
odwa
ż
y rozbi
ć
zaczarowane jaje, w którym ukrywa si
ę
dusza Wied
ź
my o Czerwonych
Oczach, w niej bowiem jest
ź
ródło jej mocy. Inaczej cho
ć
bym na kraniec
ś
wiata uciekła,
znajdzie mnie ona wsz
ę
dzie, a mych rodziców na straszn
ą
ś
mier
ć
wyda.
— Mów, co mam czyni
ć
, by ci
ę
ocali
ć
.
Ś
mierci si
ę
nie l
ę
kam! Kln
ę
si
ę
na niebo
wysokie! — wykrzykn
ą
ł Gunnar gor
ą
co.
— Dzi
ę
ki ci, Gunnarze drogi! Kiedym ci
ę
ujrzała płyn
ą
cego w łodzi, czułam,
ż
e
b
ę
dziesz mym wyzwolicielem. Ale czas jeszcze nie nadszedł. Chocia
ż
wiele ju
ż
podpatrzyłam jej sposobów i sztuczek, wci
ąż
nie wiem, gdzie Wied
ź
ma chowa
zaczarowane jaje. Gdy poznam t
ę
tajemnic
ę
, wtedy ci łatwiej przyjdzie pokona
ć
j
ę
dz
ę
.
— Ale ja czeka
ć
nie chc
ę
i nie mog
ę
! — wykrzykn
ą
ł Gunnar. — We
ź
mnie na sw
ą
9
t'*-||#
łódk
ę
, razem popłyniemy do jej siedziby. Nie zabraknie mi m
ę
stwa ni siły, by stan
ąć
w
twojej obronie.
— Dobrze — zgodziła si
ę
Morska Dziewczyna widz
ą
c zapał i odwag
ę
Gunnara. — Gdy
minie dzie
ń
, wróc
ę
tu do ciebie z gał
ą
zk
ą
cudownego drzewa i wtedy ci
ę
powiod
ę
poza
kraniec widnokr
ę
gu, na morze o falach bł
ę
kitnych jak niebo. Jest to Morze Snu i
Milczenia. Taka panuje na nim cisza, taki spokój bezmierny,
ż
e nawet fala nie plu
ś
nie,
ptak nie za
ś
piewa, wietrzyk nie zawieje. Ka
ż
dy, kto si
ę
zabł
ą
ka na jego wody martwe,
nieruchome, zasypia snem nieprzespanym i ju
ż
si
ę
wi
ę
cej nie zbudzi. Tylko gał
ą
zka
drzewa rosn
ą
cego u wej
ś
cia do podwodnego pałacu, w którym mnie wi
ę
zi Wied
ź
ma,
mo
ż
e uchroni
ć
przed za
ś
ni
ę
ciem na wieki. Nie wa
ż
si
ę
tedy sam tam płyn
ąć
, Gunnarze,
bez gał
ą
zki cudownej. Czekaj tu na mnie do "jutrzejszej nocy. Zjawi
ę
si
ę
na pewno, a
wtedy...
Nie doko
ń
czyła tych słów, gdy nagle z gł
ę
bi ciemno
ś
ci zerwał si
ę
wicher pot
ęż
ny, a
wzburzone fale zacz
ę
ły uderza
ć
o skał
ę
z gło
ś
nym pluskiem. Dziewczyna Morska
zadr
ż
ała i zawołała ze zgroz
ą
:
— To ona! Słysz
ę
jej wołanie. Musz
ę
wraca
ć
. Szuka mnie po tej stronie horyzontu. Nie
mo
ż
e ciebie zobaczy
ć
, Gunnarze! Gotowa ci
ę
zabi
ć
i zamieni
ć
w kamie
ń
, gdy ci
ę
tu
odnajdzie. Masz tu
ż
agiel z mojej łódki, nakryj si
ę
nim co pr
ę
dzej, a staniesz si
ę
niewidzialny.
10
To mówi
ą
c zarzuciła na głow
ę
Gunnara płótno
ż
agla, a sama wskoczyła do łódki i
odpłyn
ę
ła w dal rozja
ś
nion
ą
blaskiem wstaj
ą
cej zorzy.
Tymczasem Wied
ź
ma o Czerwonych Oczach p
ę
dziła niczym burza po morzu szukaj
ą
c
Morskiej Dziewczyny. W
ś
wietle brzasku widział Gunnar z daleka, jak biegła po
powierzchni wód niby po murawie depc
ą
c olbrzymimi stopami k
ę
py wodorostów. Wielka
była jak góra, cała czarna, tylko
ś
lepia miała czerwone, płon
ą
ce krwawym ogniem. W
r
ę
ku trzymała w
ęż
a morskiego i wywijała nim niby biczem.
Wst
ą
piła na skał
ę
, chwil
ę
w
ę
szyła gło
ś
no, rozgl
ą
daj
ą
c si
ę
na wszystkie strony, w ko
ń
cu
warkn
ę
ła w
ś
ciekle:
— Nie ma jej tutaj. Ale ja j
ą
znajd
ę
, przede mn
ą
nie umknie. A kiedy j
ą
schwytam, to
mnie popami
ę
ta do ko
ń
ca
ż
ycia. Odechce jej si
ę
samotnych w
ę
drówek po morzu. Ale
co to? Czuj
ę
ludzk
ą
dusz
ę
! Jaki
ś
człowiek musi si
ę
tu ukrywa
ć
. Kim jest ten zuchwalec,
co przepłyn
ą
ł sze
ść
mórz nieprzebytych ?
Pot
ęż
nymi no
ż
yskami st
ą
pała po głazach, zagl
ą
dała pod ka
ż
dy załom skały,
przetrz
ą
sała k
ę
py trzcin, ale Gunnara nie znalazła, cho
ć
Mika razy otarła si
ę
o niego z
bliska, a
ż
mu dreszcz przebiegł po grzbiecie. Na szcz
ęś
cie, dobrze ukryty pod
ż
aglow
ą
płacht
ą
-nie-widk
ą
, bezpieczny był przed wzrokiem wied
ź
my.
Wreszcie przeszukawszy cał
ą
raf
ę
zacz
ę
ła si
ę
oddala
ć
. Gnała jak wicher po zielonym
morzu, a
ż
znikn
ę
ła po drugiej stronie horyzontu.
11
Gunnar odetchn
ą
ł z ulg
ą
, zrzucił płacht
ę
-niewidk
ę
z ramion i usiadł na skale. Dzie
ń
wydał mu si
ę
długi niesko
ń
czenie, nie mógł si
ę
doczeka
ć
nocy i powrotu Morskiej
Dziewczyny.
W ko
ń
cu zmrok zapadł na morzu, w górze rozbłysły gwiazdy i ksi
ęż
yc zal
ś
nił srebrnym
blaskiem.
Czeka Gunnar noc cał
ą
, czeka do białego rana, Dziewczyny Morskiej jak nie ma, tak nie
ma.
Pewnie j
ą
wi
ę
zi zła Wied
ź
ma o Czerwonych Oczach — my
ś
li Gunnar zrozpaczony —
ju
ż
ona do mnie nie wróci. Co teraz pocz
ąć
mam nieszcz
ę
sny, uwi
ę
ziony na tej skale,
bez łodzi, bez
ż
agla, bez wioseł? Jak wyrwa
ć
Morsk
ą
Dziewczyn
ę
z niewoli?
Kiedy tak siedział zatopiony w smutku i pos
ę
pnych my
ś
lach, nagle przypomniał sobie o
darze zimorodków. Wyj
ą
ł piórko ptasie i zacz
ą
ł je głaska
ć
i obraca
ć
w palcach.
Jakie
ż
było jego zdumienie, gdy w tej samej chwili ujrzał przed sob
ą
par
ę
małych
ptaszków trzepoc
ą
cych skrzydełkami. Kiwały główkami i ciekawie, bez l
ę
ku przygl
ą
dały
mu si
ę
czarnymi oczkami.
— Witaj nam, Gunnarze! — przemówiły — co ci
ę
sprowadza do nas ? Mów
ś
miało,
bowiem ten, kto przybywa od naszych drogich krewniaków zza morza, jest naszym
przyjacielem.
Uradował si
ę
Gunnar na te słowa i opowiedział zimorodkom o swoich przygodach, o
tym jak przepłyn
ą
ł sze
ść
mórz nieprzebytych, jak si
ę
tu rozbił o skał
ę
, jak spotkał
Dziewczyn
ę
Morsk
ą
i jak zla wied
ź
ma niczym wicher p
ę
dziła za ni
ą
po morzu.
— Daremnie noc cał
ą
czekałem na Dziewczyn
ę
Morsk
ą
.
Ś
wit biały nastał, a ona nie
przybyła. Pewnie wied
ź
ma zamkn
ę
ła j
ą
i wi
ę
zi. Rozpacz mnie chwyta i gniew bezsilny,
gdy pomy
ś
l
ę
,
ż
e ona tam nieszcz
ęś
liwa oczy wypłakuje, pró
ż
no ratunku czeka, a ja na
tej skale bezczynnie siedz
ę
i nie wiem, co czyni
ć
, by j
ą
z r
ą
k straszliwej czarownicy
uwolni
ć
.
Wysłuchały zimorodki uwa
ż
nie opowie
ś
ci Gunnara, a gdy sko
ń
czył, odezwały si
ę
w te
słowa:
— Wła
ś
nie wracamy zza horyzontu. Tam z samego
ś
rodka Morza Snu i Milczenia
wyrasta samotna góra, a na jej szczycie jest otwór prowadz
ą
cy a
ż
na dno gł
ę
biny, do
pałacu Wied
ź
my o Czerwonych Oczach. Kiedy
ś
my przelatywały nad gór
ą
, słyszały
ś
my
j
ę
ki i skargi Morskiej Dziewczyny i wrzask czarownicy, która jej pilnuje. Morski krab, co
ma tam sw
ą
kryjówk
ę
, powiedział nam,
ż
e wied
ź
ma nie odst
ę
puje jej na krok,
przywi
ą
zała Dziewczyn
ę
ła
ń
cuchem do ło
ż
a i bije j
ą
biczem splecionym z morskich
w
ęż
ów za to tylko,
ż
e odwa
ż
yła si
ę
wypłyn
ąć
ukradkiem na t
ę
stron
ę
horyzontu, na
morze o falach zielonych jak trawa, i karmi
ć
ptaki morskie złotym ziarnem i słucha
ć
wie
ś
ci, jakie jej znosiły o tobie, Gunnarze.
— A wi
ę
c wied
ź
ma wie wszystko? — zawołał Gunnar z przestrachem.
— Ma ona swoich szpiegów po
ś
ród barwnych meduz, to one jej donosz
ą
o wszystkim,
co si
ę
dzieje na morzu.
— Cho
ć
bym miał zgin
ąć
najstraszniejsz
ą
ś
mierci
ą
, musz
ę
zgładzi
ć
Wied
ź
m
ę
o
Czerwonych Oczach! —wykrzykn
ą
ł Gunnar wznosz
ą
c dłonie w gór
ę
.
12
— Pomo
ż
emy ci, Gunnarze, bo kochamy Dziewczyn
ę
Morsk
ą
i nienawidzimy złej
czarownicy — powiedziały zimorodki. — A teraz posłuchaj nas uwa
ż
nie:
Ni ogie
ń
, ni woda, ni ostrze
ż
elaza nie imaj
ą
si
ę
Wied
ź
my o Czerwonych Oczach. Nikt
jej pokona
ć
nie zdoła, ka
ż
dego zamieni
ą
w głaz jej krwawe
ś
lepia. Ale jest sposób
jedyny, który mo
ż
e pozbawi
ć
j
ą
ż
ycia.
— Jaki
ż
to sposób, wyjawcie mi go, zaklinam! — zawołał Gunnar niecierpliwie.
— Na skraju widnokr
ę
gu, tam gdzie ko
ń
czy si
ę
siódme morze o zielonych falach, na
którym teraz przebywasz, jest w
ą
ska cie
ś
nina. Jej nurty ł
ą
cz
ą
si
ę
z wodami Morza Snu i
Milczenia. Z obu stron cie
ś
niny rozci
ą
gaj
ą
si
ę
długie pasy l
ą
du ocienione wysokim
lasem. Z lewej strony ro
ś
nie las cedrowy, a z prawej — sosnowy. W cedrowym lesie
stoi drzewo tysi
ą
cletnie, w jego pniu na pól spróchniałym ze staro
ś
ci znajduje si
ę
dziupla gł
ę
boka, a w tej dziupli spoczywa małe czarne jajeczko, w którym zakl
ę
ta jest
dusza Wied
ź
my o Czerwonych Oczach. Je
ś
li kto
ś
rozbije czarne jajeczko, w tej samej
chwili j
ę
dza przestanie
ż
y
ć
. Ale jaja ukrytego w dziupli strze
ż
e olbrzymi smok o stu
oczach, co nigdy nie zasypia.
— Cho
ć
by i tysi
ą
c miał oczu, ja si
ę
nie ul
ę
kn
ę
! — zakrzykn
ą
ł Gunnar. Musz
ę
ocali
ć
moj
ą
ukochan
ą
! Ale jak tam dopłyn
ąć
bez tratwy, bez łodzi?
— O to si
ę
nie martw, ju
ż
nasza w tym głowa — za
ś
wiergotały ptaszki i wydały
przenikliwy gwizd, raz, drugi i trzeci.
Na ten zew zleciały si
ę
zewsz
ą
d ptaki morza, jezior i moczarów, dzikie łab
ę
dzie,
ż
urawie, czaple siwe, białe, purpurowe i czarne, bociany klekoc
ą
ce długimi dziobami,
ś
migłe kormorany, pelikany, ró
ż
owe flamingi, czerwone ibisy, dzikie orły-rybołowy,
nawet biało-czarne pingwiny przyfrun
ę
ły z lodowych pól, a ile mew, czajek, rybitw
krzykliwych, ile nurów, traczy, kurek wodnych, morskich g
ę
si, mi
ę
kkopiórych edredo-
nów! Tysi
ą
ce, tysi
ą
ce skrzydeł furkotało w powietrzu, a wci
ąż
nowe roje nadlatywały z
daleka.
— Bracia i siostry! — zawołały zimorodki. — Czy chcecie pomóc Morskiej Dziewczynie
?
— Zrobimy dla niej wszystko, co w naszej mocy! — odkrzykn
ę
ły ptaki. — Wiemy,
ż
e
jest przyjaciółk
ą
ptasiego rodu. Czy grozi jej niebezpiecze
ń
stwo?
— Wi
ę
zi j
ą
Wied
ź
ma o Czerwonych Oczach na Morzu Snu i Milczenia. Gunnar,
ś
eglarz Siedmiu Mórz, pragnie j
ą
wyrwa
ć
z mocy złej czarownicy, lecz nie ma on ni
łodzi, ni tratwy. Musimy mu pomóc.
— Nic łatwiejszego! — ucieszyły si
ę
ptaki. — Zaraz zbudujemy z naszych piór
pływaj
ą
ce gniazdo.
I w tej samej chwili j
ę
ły sobie wyrywa
ć
piórka, znosi
ć
w dzióbkach muł i wodorosty i
lepi
ć
wielkie, okr
ą
głe pływaj
ą
ce gniazdo. Było tak pi
ę
kne, tak lekko kołysało si
ę
na fali,
ż
e Gunnar a
ż
krzykn
ą
ł z zachwytu.
Kiedy wszystko ju
ż
było gotowe, ptaki odleciały do swoich krajów, a zimorodki
powiedziały do Gunnara:
— A teraz w drog
ę
, nie ma chwili do stracenia! Nim sło
ń
ce przejdzie pół nieba, musimy
dotrze
ć
do cie
ś
niny u skraju widnokr
ę
gu. Wsiadaj do łodzi, a oto twój
ż
agiel — do-
13
dały wskazuj
ą
c dzióbkami płacht
ę
-niewidk
ę
, ów płat płótna, którym osłoniła Gunnara
Morska Dziewczyna przed czerwonymi oczami Wied
ź
my.
Usiadł Gunnar w pływaj
ą
cym ptasim gnie
ź
dzie, rozwin
ą
ł
ż
agiel, zimorodki przycupn
ę
ły
po obu bokach i tak razem ruszyli w/ drog
ę
.
Pierzaste czółno p
ę
dziło niczym wiatr po siódmym morzu o falach zielonych jak trawa i
wkrótce wpłyn
ę
ło w w
ą
sk
ą
cie
ś
nin
ę
na skraju widnokr
ę
gu.
— Teraz steruj na lewo, Gunnarze, tam gdzie las cedrowy — mówi
ą
zimorodki. Chwycił
Gunnar p
ę
k wielkich piór orlich, zanurzył w wodzie jak wiosło i skierował
łód
ź
-gniazdo na lewo. Lekko, cicho dobili do brzegu zarosłego dzikim g
ą
szczem drzew,
krzewów i lian. Gunnar szybko wyskoczył na l
ą
d, swoj
ą
ptasi
ą
łódk
ę
uwi
ą
zał p
ę
dami
lian i nie trac
ą
c chwili zacz
ą
ł sporz
ą
dza
ć
łuk i strzały. Gdy ju
ż
setk
ę
długich strzał obcio-
sał ostrym krzemieniem, zwi
ą
zał je mocnym łykiem, łuk zarzucił na plecy i ruszył w las,
ą
para zimorodków wskazywała mu drog
ę
.
— Widzisz tam w dali ten wielki cedr na wpół spróchniały ze staro
ś
ci ? To w jego pniu
ukryta jest dusza Wied
ź
my o Czerwonych Oczach. Musisz teraz ostro
ż
nie pod-kra
ść
si
ę
do
ń
, ale wpierw osło
ń
si
ę
płacht
ą
-niewidk
ą
, by smok ci
ę
nie dostrzegł — poradziły ptaki.
Podpełzł Gunnar, jak mógł najciszej, w stron
ę
cedru, lecz smok był czujny, posłyszał
szmer i wyczołgał si
ę
z dziupli. Jego ryk zatrz
ą
sł lasem, a
ż
szczyty drzew pochyliły si
ę
z
przestrachu jakby przygi
ę
te wichrem. Potwór miał paszcz
ę
ziej
ą
c
ą
ogniem, ze łba
miotało iskry sto płon
ą
cych
ś
lepi, pot
ęż
ny ogon pokryty błyszcz
ą
c
ą
łusk
ą
walił z
w
ś
ciekło
ś
ci
ą
o ziemi
ę
, a
ż
dudniła głucho.
Porwał Gunnar łuk z pleców, zało
ż
ył strzał
ę
, napi
ą
ł ci
ę
ciw
ę
. Strzała pomkn
ę
ła ze
ś
wistem i utkwiła w jednym ze stu
ś
lepi smoka. Za ni
ą
druga i trzecia, dziesi
ą
ta,
dwudziesta. Zawył potwór z bólu i zacz
ą
ł si
ę
miota
ć
w
ś
ciekle na wszystkie strony, nie
widz
ą
c, sk
ą
d wróg nadchodzi, bo płachta-niewidka dobrze skrywała Gunnara.
A on tymczasem szył we
ń
strzałami bez przerwy, bez odpoczynku. Ju
ż
dziewi
ęć
dziesi
ą
t
dziewi
ęć
ś
lepi potwora przebił ostrymi pociskami, zostało jeszcze setne, ostatnie.
Zało
ż
ył Gunnar sw
ą
ostatni
ą
strzał
ę
na ci
ę
ciw
ę
, lecz, o zgrozo, ci
ę
ciwa, p
ę
kła, nim
zd
ąż
ył strzał
ę
wypu
ś
ci
ć
z łuku.
Ale m
ęż
ny
ż
eglarz nie stracił odwagi, wyrwał t
ę
gie drzewko z ziemi, szybko jak
błyskawica podbiegł do potwora i jednym ciosem powalił go trupem.
Gunnarze, dalej, w skok! Legł martwy straszny smok!'
—
ś
piewały zimorodki rado
ś
nie, kołuj
ą
c nad głow
ą
ż
eglarza.
A on dumny ze zwyci
ę
stwa ju
ż
znikn
ą
ł w olbrzymiej dziupli. Długo szukał czarnego
jajeczka w grubej warstwie próchna zalegaj
ą
cego wn
ę
trze pnia, ju
ż
zrozpaczony stracił
nadziej
ę
, gdy nagle poczuł w dłoni mały, kr
ą
gły kształt.
— To ono! Czarne jaje, a w nim przekl
ę
ta dusza złej Wied
ź
my o Czerwonych Oczach!
14
- **
■
Uradowany wyskoczył z dziupli, chwycił kamie
ń
i roztrzaskał jaje na miazg
ę
. Głuchy j
ę
k
rozległ si
ę
w lesie, z dala od strony morza podniósł si
ę
szum złowrogi, jakby huragan
rozszalał si
ę
w przestworzach. Potem wszystko ucichło, tylko ptactwo gnie
ż
d
żą
ce si
ę
w
koronach cedrów zacz
ę
ło
ś
piewa
ć
,
ś
wiergota
ć
, gwizda
ć
, szczebiota
ć
i wyci
ą
ga
ć
gło
ś
ne
trele jak podczas godów wiosennych. Wielka rado
ść
zapanowała na
ś
wiecie, bowiem
sko
ń
czyło si
ę
panowanie okrutnej Wied
ź
my, przed któr
ą
dr
ż
ało wszystko, co
ż
yje w
morzu, w powietrzu i na ziemi.
— Teraz czym pr
ę
dzej za siódme morze, na tamt
ą
stron
ę
horyzontu! — zawołał
Gunnar p
ę
dz
ą
c co tchu w stron
ę
łódki.
Gdy si
ę
tam znale
ź
li, ptaszki, jego wierni przewodnicy, pokiwały łebkami, po
ś
wier-gotały
ze sob
ą
, a potem rzekły mu te słowa:
— Nie pu
ś
cimy ci
ę
, Gunnarze, za siódme morze bez gał
ą
zki cudownego drzewa.
Wszak wiesz o tym,
ż
e ka
ż
dy, kto si
ę
znajdzie na tamtych wodach, musi zapa
ść
w sen
nieprzespany, z którego si
ę
nie obudzi. Tylko gał
ąź
czarodziejska zdolna jest odegna
ć
ode
ń
zły czar, jakim tchn
ą
fale tego morza. Musisz si
ę
zatem uzbroi
ć
w cierpliwo
ść
, a
my tymczasem polecimy do siedziby Wied
ź
my i uszczkniemy p
ę
d z drzewa rosn
ą
cego
na szczycie góry. Dopiero wtedy b
ę
dziesz mógł wyruszy
ć
w drog
ę
.
Zasmucił si
ę
Gunnar gł
ę
boko, teraz bowiem, gdy sczezła ju
ż
ze
ś
wiata zła Wied
ź
ma,
ka
ż
da chwila dziel
ą
ca go od uwolnienia Dziewczyny Morskiej wydawała mu si
ę
wieczno
ś
ci
ą
. Ale nie było rady. Musiał czeka
ć
na powrót zimorodków, je
ś
li chciał
ż
ywy
dotrze
ć
do swej ukochanej.
A ptaszki uniosły si
ę
w gor
ę
wysoko i wkrótce znikły mu sprzed oczu.
Czas upływał powoli. Gunnar zacz
ą
ł zrywa
ć
owoce mango, których tu rosła obfito
ść
,
zbierał
ż
ółwie jaja w nadbrze
ż
nym piasku, a kiedy si
ę
posilił, uło
ż
ył si
ę
w cieniu i zasn
ą
ł
gł
ę
boko.
Zbudziło go lekkie mu
ś
ni
ę
cie ptasich skrzydeł. Zerwał si
ę
z ziemi i z rado
ś
ci
ą
powitał
swoich male
ń
kich przyjaciół. W dzióbkach trzymały gał
ą
zki cudownego drzewa, co
chroniło przed snem nieprzespanym.
— Teraz naprzód! Bez zwłoki! — nagliły zimorodki. — Gdy kr
ąż
yły
ś
my nad gór
ą
po
ś
rodku Morza Snu i Milczenia, słyszały
ś
my j
ę
ki Dziewczyny Morskiej. Płakała gło
ś
no i
wzywała ciebie, Gunnarze! Chciały
ś
my j
ą
pocieszy
ć
, zapewni
ć
,
ż
e czuwasz,
ż
e wkrótce
j
ą
uwolnisz, krzyczały
ś
my, wołały
ś
my w gł
ą
b czarnej czelu
ś
ci wiod
ą
cej do podwodnego
pałacu, ale głosy, jak wiesz, mamy słabe, ciche, wi
ę
c nas pewnie nie mogła dosłysze
ć
.
Ś
cisn
ę
ło si
ę
serce Gunnarowi z
ż
alu nad m
ę
k
ą
Morskiej Dziewczyny, bez słowa skoczył
do łódki z piór ptasich i chwycił za wiosła, które sobie ju
ż
przedtem sporz
ą
dził z
cedrowych konarów.
Łód
ź
-gniazdko pomkn
ę
ła jak błyskawica po falach i wkrótce dosi
ę
gła kra
ń
ca w
ą
skiej
cie
ś
niny dziel
ą
cej oba morza.
— T
ę
dy biegnie horyzont — powiedziały zimorodki — po tamtej stronie rozci
ą
ga si
ę
Morze Snu i Milczenia. Teraz we
ź
zamiast wioseł dwie gał
ą
zki cudownego drzewa, by
ci
ę
nie opadła senno
ść
, na któr
ą
nie ma ratunku. Nawet' my musimy ulecie
ć
wysoko w
gór
ę
, by nie ulec złemu czarowi tych wód. Z wysoka b
ę
dziemy ci wskazywa
ć
drog
ę
.
16
Gdy dzielny
ś
eglarz Siedmiu Mórz przepłyn
ą
ł granic
ę
horyzontu i znalazł si
ę
na Morzu
Snu i Milczenia, chciał wyda
ć
okrzyk zdumienia, lecz głos zamarł mu w gardle i
ż
aden
d
ź
wi
ę
k nie dobył si
ę
z ust młodzie
ń
ca.
Zapatrzony w cudowne zjawisko bezwiednie wypu
ś
cił z r
ą
k czarodziejskie gał
ą
zki.
Ogarn
ę
ło go nagle jakie
ś
wielkie, łagodne znu
ż
enie, jaka
ś
szcz
ęś
liwo
ść
niewymowna,
dot
ą
d nieznana. Bezmierna przestrze
ń
morza promieniała bł
ę
kitem tak czystym,
ż
e zda
si
ę
nie wody to były, lecz sam lazur roztopiony, jakby wysokie niebo zanurzyło si
ę
w
tych toniach bezdennych. Gładkie jak zwierciadło tafle l
ś
niły blaskiem nieziemskim,
najmniejsza falka nie marszczyła spokojnej powierzchni,
ż
aden plusk, powiew
ż
aden
nie m
ą
cił martwej ciszy. Milczało morze i niebo, a było to milczenie tak dziwne,
ż
e Gun-
nar zadr
ż
ał przej
ę
ty l
ę
kiem i nagle poczuł,
ż
e powieki opadaj
ą
mu na oczy, jaka
ś
oci
ęż
ało
ść
obezwładnia ciało i nieprzeparta ch
ęć
snu nim owłada.
Wtem z góry opadły mu na rami
ę
jak pierzaste kule dwa zimorodki, przestraszone,
dr
żą
ce. Szybko, szybko wcisn
ę
ły mu dziobkami w dłonie czarodziejskie gał
ą
zki i nim
spostrzegł, co si
ę
stało, uleciały w gór
ę
.
I oto czar prysn
ą
ł, senno
ść
go odbiegła, powróciły siły i ch
ęć
walki. Machn
ą
ł Gunnar
jedn
ą
gał
ę
zi
ą
i drug
ą
, zanurzył je w wodzie jak wiosła.
Ra
ź
no sun
ę
ła łódeczka po zwierciadlanej tafli i w ko
ń
cu ujrzał Gunnar przed sob
ą
wznosz
ą
c
ą
si
ę
po
ś
rodku morza wysok
ą
gór
ę
. Przybił do urwistego brzegu i kr
ę
t
ą
ś
cie
ż
k
ą
zacz
ą
ł si
ę
wspina
ć
na szczyt. Tu siedziały ju
ż
zimorodki na gał
ę
ziach
czarodziejskiego drzewa, które rosło u wej
ś
cia do podziemnej siedziby złej Wied
ź
my.
Z gł
ę
bi doleciało go ciche,
ż
ałosne łkanie. To płakała Dziewczyna Morska uwi
ę
ziona,
samotna, przykuta do ło
ż
a ła
ń
cuchem.
Drgn
ą
ł Gunnar na ten d
ź
wi
ę
k jak podci
ę
ty biczem i zacz
ą
ł pospiesznie schodzi
ć
w gł
ą
b
w
ą
skim korytarzem wykutym w skale.
O
ś
lizłe stopnie wiodły wci
ąż
ni
ż
ej i ni
ż
ej, ju
ż
znikł wszelki odblask
ś
wiatła z góry i
czarna, g
ę
sta ciemno
ść
zapanowała wokół. Wreszcie dotarł do zakr
ę
tu. Jeszcze kilka
kroków przeszedł w mroku i stan
ą
ł przed wielkimi wrotami zawartymi na głucho. Pchn
ą
ł
ci
ęż
kie podwoje i oto jego oczom ukazała si
ę
komnata cała wyło
ż
ona perłow
ą
mas
ą
.
Blade
ś
wiatło s
ą
czyło si
ę
przez otwór w sklepieniu. O
ś
lepiony, niepewny dok
ą
d zwróci
ć
kroki, zatrzymał si
ę
w progu, gdy wtem posłyszał cichy szept:
— To ty, Gunnarze? Wiedziałam,
ż
e mnie nie opu
ś
cisz, czekałam na ciebie dzie
ń
i noc.
Ale ju
ż
sił mi braknie. Wody, daj mi wody, umieram z pragnienia.
Pochwycił Gunnar dzban stoj
ą
cy u ło
ż
a Morskiej Dziewczyny i przytkn
ą
ł go do jej warg.
Długo piła chłodny, o
ż
ywczy płyn, a z ka
ż
dym łykiem wracały jej siły. A potem wzniosła
do
ń
błagalnie dłonie skute
ż
elaznym ła
ń
cuchem i rzekła:
— We
ź
ten topór o ostrzu z diamentów, który tam wisi na
ś
cianie, i przetnij mi wi
ę
zy.
Pochwycił Gunnar topór diamentowy i przeci
ą
ł gruby ła
ń
cuch jednym ciosem, a potem
porwał sw
ą
ukochan
ą
w obj
ę
cia i długo tulił do serca.
— Zabierz mnie st
ą
d jak najpr
ę
dzej — prosiła Dziewczyna Morska — nie chc
ę
tu
zosta
ć
dłu
ż
ej ani chwili. Teraz, gdy znikn
ę
ła Wied
ź
ma "o Czerwonych Oczach, gdy
2 — Bafnie z dalekich mórz
si
ę
rozwiała jak dym razem ze swymi w
ęż
ami, mog
ę
wróci
ć
do mych rodziców
kochanych, do dalekiej ojczyzny za siedmiu morzami.
Nie zwlekaj
ą
c chwili powiódł Gunnar sw
ą
mił
ą
na szczyt góry, gdzie ich powitały wierne
zimorodki, a potem wszyscy razem uzbrojeni w gał
ę
zie czarodziejskiego drzewa
przepłyn
ę
li szcz
ęś
liwie Morze Snu i Milczenia i dotarli do skały na siódmym morzu o
falach zielonych jak trawa.
Tu pozostawili par
ę
swych skrzydlatych przyjaciół, podzi
ę
kowali im pi
ę
knie za pomoc i
ruszyli w dalsz
ą
drog
ę
na swej łódce pierzastej, lotniejszej ni
ż
wiatr. Przebyli
bezpiecznie morze o barwie fiołków i morze o falach czarnych jak noc bez ksi
ęż
yca, i
morze o falach czerwonych jak krew, i morze o falach
ż
ółtych niczym miód, przemkn
ę
li
przez obszary morza białego jak mleko, przepłyn
ę
li przez morze lodowe, a
ż
wreszcie
dobili do brzegów porosłych gajami kwitn
ą
cych krzewów i drzew. Była to kraina, w której
władali rodzice Morskiej Dziewczyny. Nikt nie zdołałby opisa
ć
ich rado
ś
ci na widok
cudownie ocalonej córki.
19
Wkrótce odbyły si
ę
za
ś
lubiny Gunnara z Morsk
ą
Dziewczyn
ą
, weselisko było huczne i
ja na nim byłem, miód i wino piłem, a czegom si
ę
dowiedział, tom wam opowiedział.
A potem Gunnar sprowadził na zamek królewski sw
ą
matk
ę
staruszk
ę
i odt
ą
d
ż
yli sobie
w szcz
ęś
ciu i rado
ś
ci.
Od tej te
ż
pory wszyscy ludzie w ich pa
ń
stwie jak długie i szerokie, i
ż
eglarze pływaj
ą
cy
po siedmiu morzach, i ka
ż
dy, kto słyszał o tej cudownej historii — wszyscy, wszyscy
darzyli wierne zimorodki najwi
ę
ksz
ą
przyja
ź
ni
ą
i strzegli ich gniazdek.
O pi
ę
knej Inie, dzielnym Tuanie i Wyspie Znik
ą
d-Donik
ą
d
Ba
śń
z mórz południowych
aleko na morzach Południa le
ż
ał atol male
ń
ki jak pier
ś
cie
ń
z koralu, zewsz
ą
d oblany
bł
ę
kitnymi wodami tworz
ą
cymi u brzegów płytkie mielizny. Po
ś
rodku atolu l
ś
niło w
blaskach sło
ń
ca jeziorko pokryte kwieciem bł
ę
kitnych lotosów.
Nad brzegiem jeziorka stała chatka z bambusu kryta palmowymi li
ść
mi. W tej chatce
mieszkała uboga wdowa wraz ze swym synem Tuanem.
Pewnego razu poszła wdowa ze dzbanem po wod
ę
do jeziora. Patrzy, a tu na li
ś
ciach
lotosu le
ż
y jak w gniazdku male
ń
ka,
ś
liczna dziewczynka i rzewnie płacz
ą
c wyci
ą
ga do
niej r
ą
czki.
Zabrała wdowa dziewczynk
ę
do chaty, utuliła, nakarmiła, napoiła i uło
ż
yła do snu w
kołysce z trzciny cukrowej.
Dziecko wyrosło po latach na pi
ę
kn
ą
dziewczyn
ę
. Drugiej takiej nie było na calutkim
ś
wiecie. Przybrana matka nadała jej imi
ę
Ina i kochała j
ą
jak własn
ą
córk
ę
, a młody
Tuan nazwał j
ą
Kwiatem Lotosu i
ś
wiata poza ni
ą
nie widział, znosił jej najcudniejsze
korale i konchy perłowe, pióra dzikich łab
ę
dzi i flamingów, naszyjniki z z
ę
bów rekina,
grzebienie z szylkretu. Z dalekich morskich wypraw przywoził j-ej nanizane na sznury
male
ń
kie białe muszelki, tkaniny barwione jak t
ę
cza i maty tkane z najdelikatniejszych
włókien białej tapy.
Kiedy czas nadszedł, rzekła wdowa do Iny:
— Pora pomy
ś
le
ć
o za
ś
lubinach. Ci
ęż
ko mi b
ę
dzie na sercu, gdy opu
ś
cisz moj
ą
chat
ę
,
ale tak ju
ż
jest na
ś
wiecie,
ż
e dziewczyna idzie za tym, który jej przeznaczony na m
ęż
a.
— Albo mi tu
ź
le u ciebie, matko? — za
ś
miała si
ę
Ina. — Nie chc
ę
odchodzi
ć
. Tu jest
moje miejsce i mój dom — dodała spogl
ą
daj
ą
c na Tuana.
Słyszał to młody
ż
eglarz i, nie posiadaj
ą
c si
ę
z rado
ś
ci, zawołał:
— A mnie by
ś
nie chciała za m
ęż
a, Ino, zrodzona z kwiecia lotosu?
— O niczym bardziej nie marz
ę
— odpowiedziała Ina
ś
miało — od dawna serce moje
nale
ż
y do ciebie, Tuanie.
Szcz
ęś
cie i rado
ść
zapanowały w małej chatce nad lagun
ą
, wnet sproszono go
ś
ci
weselnych z daleka i z bliska na za
ś
lubiny młodej pary. Gdy wszystko było ju
ż
gotowe
do uroczystej uczty, poszła Ina nad jezioro narwa
ć
kwiatów lotosu do wianka.
Wtem z rozło
ż
ystego drzewa mango rosn
ą
cego nad brzegiem wyskoczył zły czarodziej.
Straszny był, cały poro
ś
ni
ę
ty czarn
ą
szczecin
ą
, z dług
ą
zmierzwion
ą
brod
ą
, z wielkimi
zakrzywionymi pazurami. Zamiast nóg miał rybi ogon, a z ramion wyrastały mu czarne
skrzydła.
— A tu
ś
mi! Teraz mi nie ujdziesz! Od dawna na ciebie czekałem.
22
■
%'
Krzykn
ę
ła Ina przera
ż
ona widokiem potwora i rzuciła si
ę
do ucieczki. Lecz było za
pó
ź
no. Wielkie, zakrzywione pazury czarodzieja pochwyciły j
ą
jak piórko i uniosły w
powietrze. Długo leciał z ni
ą
nad morzem, ju
ż
znikn
ę
ły w oddali brzegi koralowego atolu
i złoty piasek nad lagun
ą
, ju
ż
tylko fale spienione kł
ę
biły si
ę
w dole pod jej stopami, a
p
ę
d wiatru tłumił oddech w piersiach. Siły opu
ś
ciły biedn
ą
In
ę
, w oczach jej pociemniało
i ju
ż
nic nie widziała ani nie słyszała.
Gdy si
ę
obudziła z omdlenia, le
ż
ała na mi
ę
kkiej białej macie z tapy w pi
ę
knej grocie
wykutej z koralu, przed ni
ą
stał stoliczek z perłowej masy, a na nim dzban wody, gar
ść
owoców i miseczka ry
ż
u. U jej stóp zieleniła si
ę
male
ń
ka sadzawka pokryta kwieciem
lotosów, w której pływały złote rybki z długimi welonami, ze
ś
cian groty zwieszały si
ę
festony wodorostów, a na ka
ż
dym ja
ś
niały cudnym blaskiem p
ę
ki zielonych
szmaragdów i roje barwnych ptaszków wy
ś
piewywały swe trele. Dziwne to były
stworzenia, niby ptaszki — niby rybki, bo miały skrzydła do fruwania, lecz zamiast
nó
ż
ek wyrastały im płetwy.
— Czy to sen? Gdzie ja jestem? Gdzie mój Tuan ukochany? — zawołała Ina i zerwała
si
ę
z maty.
— Jeste
ś
na Wyspie Znik
ą
d-Donik
ą
d — usłyszała ochrypły głos czarodzieja i jego
straszliwa posta
ć
, wyrosła nagle przed dziewczyn
ą
.
Zasłoniła Ina oczy ze zgroz
ą
i zacz
ę
ła si
ę
cofa
ć
przed nim pod koralowe
ś
ciany groty.
— Jestem panem tej wyspy, z której jeszcze nikt
ż
ywy nie uszedł. Odk
ą
d twa matka
wymkn
ę
ła si
ę
spod mej władzy, szukałem ci
ę
po całym
ś
wiecie. Je
ś
li mi b
ę
dziesz
słu
ż
y
ć
bez szemrania, nie spotka ci
ę
u mnie nic złego, ale biada ci, gdyby
ś
zechciała
ucieka
ć
: zginiesz straszn
ą
ś
mierci
ą
jak ona. A teraz marsz do roboty. Masz codziennie
karmi
ć
złote rybki w sadzawce i rozsypywa
ć
proso dla moich ptaszków. Ale to jeszcze
nie wszystko.
23
Musisz zrywa
ć
szmaragdy z wodorostów zwieszaj
ą
cych si
ę
ze
ś
cian i układa
ć
je w
koszach, które sama upleciesz z sitowia porastaj
ą
cego sadzawk
ę
. Co dzie
ń
musisz mi
napełni
ć
klejnotami sto koszy, bo inaczej poznasz co to głód i pragnienie.
Po tych słowach czarownik znikł tak nagle, jak si
ę
pojawił, zostawiaj
ą
c In
ę
we łzach i
rozpaczy.
Odt
ą
d dni jej mijały na ci
ęż
kiej pracy, w t
ę
sknocie i w udr
ę
ce. Dłonie krwawiły od
ci
ą
głego splatania koszy i zrywania twardych szmaragdów, które wci
ąż
na nowo
odrastały, cz
ę
sto przymierała głodem i cierpiała pragnienie, gdy nie zd
ąż
yła na czas z
robot
ą
, bo wtedy srogi potwór nie dawał jej ni kropli wody do picia, ni ziarenka ry
ż
u.
Jedyn
ą
pociech
ą
Iny były złote rybki w sadzawce i te dziwne ptaszki o rybich płetwach
fruwaj
ą
ce nad jej głow
ą
.
Pewnego dnia, gdy tak siedziała pochylona nad koszami, łykaj
ą
c słone łzy, zdało jej
si
ę
,
ż
e rozró
ż
nia w
ś
piewie ptaków słowa:
Tirli, tirli, tiii. Zly czarodziej
ś
pi. Zerwij lotosu kwiat, Posłuchaj naszych rad.
Czy j
ą
słuch nie myli? Czy
ż
by ptaszki znały ludzk
ą
mow
ę
? A ptaszki
ś
piewały dalej:
Gdy przyjdzie potwór dzi
ś
, Ci
ś
nij mu w
ś
lepia li
ść
. Zdmuchnij kwiatowy pył, A wnet nie
b
ę
dzie
ż
ył.
Nie wierz
ą
c własnym uszom wstała Ina z maty, pochyliła si
ę
nad sadzawk
ą
i zacz
ę
ła
pełnymi gar
ś
ciami zrywa
ć
p
ę
ki lotosów.
O zwykłej porze zjawił si
ę
przed ni
ą
czarodziej odwaliwszy ogromny głaz, którym
zamykał zwykle wej
ś
cie do groty.
— No, sko
ń
czyła
ś
robot
ę
? Ile masz koszy gotowych? — zaryczał gro
ź
nie i zacz
ą
ł je
liczy
ć
gło
ś
no. — Co? Tylko dziewi
ęć
dziesi
ą
t dziewi
ęć
? My
ś
lisz,
ż
e darmo ci
ę
b
ę
d
ę
ż
ywił? Poczekaj, odpokutujesz za swe lenistwo.
Kopn
ą
ł nog
ą
dzban z wod
ą
, wrzucił ry
ż
do sadzawki i j
ą
ł okłada
ć
In
ę
twardym biczem
ze skóry rekina.
Lecz Ina poderwała si
ę
z kl
ę
czek i szybkim ruchem sypn
ę
ła mu gar
ś
ci
ą
lotosowych li
ś
ci
w twarz, dmuchn
ę
ła pyłem kwiatowym w rozw
ś
cieczone
ś
lepia.
Jakby ra
ż
ony gromem run
ą
ł potwór na ziemi
ę
, zacz
ą
ł bledn
ą
c, nikn
ąć
, zmniejsza
ć
si
ę
,
kurczy
ć
, a
ż
w ko
ń
cu zmienił si
ę
w smug
ę
czarnego dymu i rozwiał w powietrzu.
Ina, oczom własnym nie wierz
ą
c, długo stała jak wryta nad brzegiem sadzawki i
rozgl
ą
dała si
ę
wokół niepewna, czy sk
ą
de
ś
nie wypadnie z rykiem jej okropny
prze
ś
ladowca. Ale nawet najmniejszy
ś
lad ze
ń
nie pozostał, tylko ptaszki jak oszalałe z
rado
ś
ci
24
'
ЩЙШШ
;
*.
■
'•». \
zacz
ę
ły fruwa
ć
po całej grocie i
ś
wiergota
ć
, i
ś
piewa
ć
rozgło
ś
nie, tylko złote rybki
zata
ń
czyły w przejrzystej wodzie wywijaj
ą
c długimi welonami i błyskaj
ą
c kr
ą
głymi
oczkami.
Uszcz
ęś
liwiona Ina wybiegła przed grot
ę
i wydała okrzyk zachwytu.
Znajdowała si
ę
na małej wysepce zewsz
ą
d oblanej morzem. Rosły tu drzewa olbrzymie,
ka
ż
de innej barwy, niebieskie, czerwone, bursztynowe, białe i ró
ż
owe, z gał
ę
zi
zwieszały si
ę
soczyste owoce: złote jabłka, fiołkowe granaty, słodkie daktyle i figi: na
polach
ż
ółciły si
ę
dynie, olbrzymie tykwy, ananasy i melony, w zaro
ś
lach szemrały
strumyki, chłodne
ź
ródła tryskały spod głazów, bielutkie ko
ź
l
ę
ta pasły si
ę
na zielonej
murawie, a stado antylop na widok Iny bez l
ę
ku przybiegło do niej przygl
ą
daj
ą
c si
ę
jej
ciekawie wielkimi łagodnymi oczami.
W cieniu wysokich palm stał pałac o
ś
cianach ze słoniowej ko
ś
ci, o wrotach
wysadzanych ró
ż
owymi muszlami.
Pchn
ę
ła Ina odrzwia pałacu i weszła do
ś
rodka. Wewn
ą
trz nie było nikogo. Mijała
ogromne, puste sale wysłane cudnymi kobiercami, pełne nieprzeliczonych skarbów
zebranych z całego
ś
wiata, st
ą
pała po posadzkach ze złota i srebra, po drogich
kamieniach rozrzuconych wsz
ę
dzie niby piasek na morskim wybrze
ż
u. W wielkich
skrzyniach le
ż
ały stosy szmaragdów nanizanych na sznury.
Ach! To pewnie te, które musiałam zrywa
ć
w grocie — pomy
ś
lała Ina i zarzuciła sobie
na ramiona zielony błyszcz
ą
cy naszyjnik.
Odt
ą
d chodziła sobie swobodnie po całej Wyspie Znik
ą
d-Donik
ą
d, bawiła si
ę
z kózkami
na ł
ą
ce, karmiła złote rybki w sadzawce, zrywała słodkie owoce i orzechy z drzew,
stroiła si
ę
w złoto i klejnoty, rozmawiała z ptaszkami-rybami, ale ani na chwil
ę
nie
opuszczała jej t
ę
sknota za rodzinnym atolem, za Tuanem i przybran
ą
matk
ą
.
Pewnego razu nie wyszła Ina do kózek na ł
ą
ce, do swych rybek w sadzawce, siedziała
samotnie w ogromnej sali ró
ż
owego pałacu i rozmy
ś
lała smutnie:
Co oni tam robi
ą
teraz sami w opuszczonej chatce? Czekali na mnie, czekali, lecz ja nie
przyszłam na
ś
lubn
ą
uczt
ę
. Pewnie ju
ż
go
ś
cie weselni odeszli, pewnie matka zalewa
si
ę
łzami, a Tuan my
ś
li,
ż
e o nim całkiem *zapomniałam. A mo
ż
e mnie szuka gdzie
ś
po
ś
wiecie szerokim?.Mo
ż
e płynie za mn
ą
po morzu gł
ę
bokim, a wiatry i fale miotaj
ą
jego
łodzi
ą
samotn
ą
?
Wtem wzrok jej padł na szmaragd tak cudnej pi
ę
kno
ś
ci, wielki niby orzech palmy
kokosowej,
ż
e a
ż
przystan
ę
ła w podziwie. Klejnot zamigotał jasnym, zielonkawym
blaskiem i stoczył si
ę
jej pod stopy.
Podniosła Ina drogocenny kamie
ń
. Ogl
ą
da, obraca w palcach raz, drugi, trzeci, nadziwi
ć
si
ę
jego pi
ę
kno
ś
ci nie mo
ż
e.
Lecz có
ż
to si
ę
dzieje? Szmaragd znikł, a przed ni
ą
si
ę
pojawił male
ń
ki człowieczek,
cały zielony jak drzewo,
ż
wawy niby wiewiórka i zacz
ą
ł klaska
ć
z rado
ś
ci zielonymi
niczym listki r
ą
czkami i ta
ń
czy
ć
, i wywija
ć
cienkimi nó
ż
kami.
— Dzi
ę
ki ci, o dzi
ę
ki ci stokrotnie, wybawicielko moja: — zawołał: — Mów, czego
pragniesz, a wszystko otrzymasz, ka
ż
dy twój rozkaz b
ę
dzie spełniony.
— Kim jeste
ś
, zielony człowieczku? — pyta Ina zdumiona i wystraszona okrutnie.
— Jestem królem Wyspy Znik
ą
d-Donik
ą
d. A te wszystkie szmaragdy, które tu le
żą
w
pałacu i te, co rosn
ą
w koralowej grocie, to moi poddani. Zły czarodziej zamienił
26
nas wszystkich w zimne kamienie. Lecz teraz, gdy on ju
ż
przepadł na zawsze i rozwiał
si
ę
jak dym, zakl
ę
cie działa
ć
przestało, wystarczy gdy obrócisz szmaragd trzy razy w
palcach, a znów wszyscy moi bracia, jak ja tu przed tob
ą
, powróc
ą
do dawnej postaci.
Ale tu na naszej wyspie od dawna nie postała stopa
ż
ywego człowieka, ty
ś
jest drug
ą
istot
ą
ludzk
ą
, co zawitała do naszego kraju, o córko Królowej Lotosu. Na te słowa
zadr
ż
ała Ina a
ż
do gł
ę
bi serca i zawołała:
— Ach, zielony człowieczku, wi
ę
c ty
ś
znał moj
ą
prawdziw
ą
matk
ę
? Mów, gdzie ona,
czy
ż
yje, czy j
ą
jeszcze zobacz
ę
?
— Twoj
ą
matk
ą
była pi
ę
kna Iri, Królowa Lotosów, a ojcem m
ęż
ny wojownik Marua.
Lecz zły czarodziej zabił twego ojca, a matk
ę
porwał i zawiózł tutaj na nasz
ą
wysp
ę
,
gdzie j
ą
wi
ę
ził w koralowej grocie. Wkrótce umarła biedaczka z rozpaczy i smutku, a po
jej
ś
mierci wyrosły w sadzawce kwiaty lotosu, za
ś
jej słu
ż
ki zamieniły si
ę
w złote rybki,
które
ś
ty karmiła, i w te ptaszki o rybich płetwach. Tylko ciebie zdołała ocali
ć
pi
ę
kna Iri
przed złym czarodziejem i ukryła ci
ę
na jeziorku w
ś
ród li
ś
ci lotosu, gdzie ci
ę
odnalazła
przybrana matka. Lecz teraz, Ino, błagam, racz o
ż
ywi
ć
swym dotkni
ę
ciem mych
poddanych zakl
ę
tych w szmaragdy. We
ź
ka
ż
dy kamie
ń
w dłonie i obró
ć
trzy razy, gdy
to uczynisz, powróc
ą
do dawnej postaci.
Idzie Ina przez sale pałacu, pochyla si
ę
nad skrzyniami pełnymi klejnotów, ka
ż
dy z nich
obraca w dłoniach, raz, drugi i trzeci. Zaroiła si
ę
Wyspa Znik
ą
d-Donik
ą
d tysi
ą
cem
male
ń
kich zielonych człowieczków, rozszumiała ich
ś
piewem i
ś
miechem, ta
ń
cem i
weselem.
Gdy ju
ż
skrzynie były puste, si
ę
gn
ę
ła Ina r
ę
k
ą
po naszyjnik, którym si
ę
przyozdobiła po
znikni
ę
ciu czarodzieja. Dotyka kamieni, obraca je w palcach, lecz o dziwo, one nie
znikaj
ą
, nie przemieniaj
ą
si
ę
w małych zielonych ludzików, tylko jeszcze cudniejszym
płon
ą
blaskiem.
— Te szmaragdy nie s
ą
zakl
ę
te — rzecze król Wyspy Znik
ą
d-Donik
ą
d — to prawdziwe
klejnoty, we
ź
je sobie na pami
ą
tk
ę
, Ino, nale
żą
do ciebie, tak jak wszystko, co si
ę
tu
znajduje. B
ą
d
ź
nasz
ą
władczyni
ą
, króluj nam i rozkazuj, oddaj
ę
ci moje berło.
I mały zielony ludzik wyci
ą
gn
ą
ł do Iny pi
ę
knie rze
ź
bion
ą
pałeczk
ę
ze szczerego złota.
— Zielony królu — Ina odpowiada — niechaj berło Wyspy Znik
ą
d-Donik
ą
d zostanie
przy tobie. Lecz je
ś
li chcesz co
ś
uczyni
ć
dla Iny, spraw, bym mogła powróci
ć
na mój
atol koralowy, do mego ukochanego Tuana, który czeka na mnie ze sw
ą
star
ą
matk
ą
.
Pi
ę
kna jest twoja wyspa, kocham moje rybki złote, moje ptaszki-nieptaszki, kocham was
wszystkich, moje dobre, zielone ludziki, ale serce mi si
ę
wyrywa do swoich, tam moje
szcz
ęś
cie i
ż
ycie.
Posmutniał mały człowieczek, zielon
ą
głow
ę
zwiesił i tak rzecze:
— Ci
ęż
ko nam przyjdzie rozstanie z tob
ą
, nasza wybawicielko, ale pro
ś
ba twoja jest
dla mnie rozkazem. Jutro skoro
ś
wit zawieziemy ci
ę
na koralowy atol, do narzeczonego.
Wiedz jednak o tym,
ż
e gdy raz st
ą
d odejdziesz, nigdy ju
ż
wi
ę
cej
ż
aden człowiek nie
trafi na nasz
ą
wysp
ę
.
Nazajutrz o brzasku weszła Ina do groty, która tak niedawno była jej wi
ę
zieniem,
zerwała nar
ę
cze kwiatów lotosu, pami
ą
tk
ę
po zmarłej matce, uwiła z nich wianek na
27
głow
ę
, po
ż
egnała si
ę
ze złotymi rybkami w sadzawce, ze
ś
licznymi ptaszkami-nieptasz-
kami i pobiegła nad brzeg morza.
Czekał tam na ni
ą
mały zielony król ze
ś
wit
ą
swoich dworzan. Na falach ju
ż
si
ę
kołysała
ogromna koncha perłowa połyskuj
ą
c mlecznym blaskiem.
Usiadła Ina na dnie konchy wysłanej ptasim puchem, a zielone ludziki na rozkaz króla
rozpi
ę
ły białe
ż
agle i pochwyciły za male
ń
kie wiosła.
—
ś
egnaj mi na zawsze Wyspo Znik
ą
d-Donik
ą
d — zawołała Ina, a tłumy zielonych
człowieczków zacz
ę
ły macha
ć
na po
ż
egnanie p
ę
kami kwiecia i zieleni.
I perłowa koncha popłyn
ę
ła z szumem przez fale unosz
ą
c z sob
ą
In
ę
i jej male
ń
kich
ż
eglarzy.
Nie wiadomo, krótko to trwało czy długo, dzie
ń
jeden czy chwil
ę
, a ju
ż
przed oczami
dziewczyny pojawił si
ę
brzeg jej rodzinnego atolu.
— Widz
ę
moje drzewo mango! — wykrzykn
ę
ła rado
ś
nie. — I moj
ą
palm
ę
ulubion
ą
tam,
nad jeziorkiem! Ach, jak
ż
e jestem szcz
ęś
liwa!
Cicho plusn
ę
ły fale, perłowa koncha dobiła do brzegu i mi
ę
kko zaryła si
ę
w piasek.
шшмИЙЁНН
Szybko, szybko wyskakuje Ina ze swej czarodziejskiej łodzi, chce podzi
ę
kowa
ć
ż
eglarzom, lecz zaledwie dotkn
ę
ła stop
ą
złocistego piasku, perłowa koncha znikła w
falach, znikn
ę
li zieloni ludkowie, rozpłyn
ą
ł si
ę
w powietrzu male
ń
ki król Wyspy Znik
ą
d--
Donik
ą
d.
Ś
pieszy Ina z bij
ą
cym sercem do chaty. Na jej długich czarnych włosach bł
ę
kitnieje
wianek przecudnych lotosów, na jej piersi l
ś
ni naszyjnik z zielonych szmaragdów.
Patrzy, a tu na progu stoi Tu
ą
n, jej ukochany, r
ę
ce do niej wyci
ą
ga i woła:
— Pr
ę
dzej, Ino, chod
ź
ju
ż
do chaty, czemu
ś
tak długo zrywała lotosy na wianek, uczta
ju
ż
dawno gotowa, wszyscy czekamy na ciebie.
Padła mu Ina w ramiona, ze szcz
ęś
cia mówi
ć
nie mo
ż
e. A on j
ą
wiedzie do chaty, a
b
ę
bny warcz
ą
, piszczałki graj
ą
, wszyscy si
ę
wesel
ą
i wznosz
ą
okrzyki na cze
ść
młodej
pary.
Щ
— 'Gdzie
ś
była tak długo, córeczko? — pyta stara matka Tuana — i sk
ą
d masz ten
pi
ę
kny naszyjnik ze szmaragdów?
— Wracam z Wyspy Znik
ą
d-Donik
ą
d — mówi Ina — a ten naszyjnik to pami
ą
tka od
małego zielonego króla.
Zdziwili si
ę
wszyscy słysz
ą
c te słowa, a Ina długo w noc opowiada
ć
im musiała o swych
przygodach na wyspie, o złym czarodzieju, o swej biednej matce, Królowej Lotosów, o
złotych rybkach w sadzawce, o ptaszkach-nieptaszkach
ś
piewaj
ą
cych ludzk
ą
mow
ą
, o
wspaniałym pałacu pełnym skarbów niezliczonych, o tym jak wyzwoliła mieszka
ń
ców
wyspy z zakl
ę
cia, jak j
ą
odwie
ź
li na atol w perłowej konsze i o innych cudach, jakie si
ę
jej przydarzyły na morzu.
Odt
ą
d In
ę
zwano Królewn
ą
Wyspy Znik
ą
d-Donik
ą
d, a jej naszyjnik ze szmaragdów do
dzi
ś
pokazuj
ą
wnuki i przy ogniskach opowiadaj
ą
sobie o jej cudownych i dziwnych
przygodach.
*
SPIS TRE
Ś
CI
O DZIELNYM GUNNARZE, DZIEWCZYNIE MORSKIEJ I CZARODZIEJSKICH
ZIMORODKACH - BA
ŚŃ
SKANDYNAWSKA.....5
O PI
Ę
KNEJ INIE, DZIELNYM TUANIE I WYSPIE ZNIK
Ą
D-DONI-K
Ą
D - BA
ŚŃ
Z MÓRZ
POŁUDNIOWYCH................21
W nast
ę
pnej ksi
ąż
eczce przeczytacie o czarodziejskiej piszczałce Olafa, pozwalaj
ą
cej
pozna
ć
tajemnice morskich stworze
ń
i o walce m
ęż
nego Halvora z postrachem rybaków
— białym Rekinem.
ISBN 83-215-6622-7
© Text copyright by Wanda Markowska, Anna Milska, Gda
ń
sk 1969 © lUustrations
copyright by Gizela Bachtin-Karłowska, Gda
ń
sk 1969
Wydawnictwo Morskie Gda
ń
sk 1983
Wydanie drugie. Nakład 199 750 + 250 egz.
Ark. wyd. 3,57. Ark. druk. 4.
Przekazano do drukarni 18 kwietnia 1983 r.
Podpisano do druku 1 czerwca 1983 r.
Papier offset. III ki. 90 g.
Druk: Zakłady Graficzne w Gda
ń
sku,
ul.
Ś
wi
ę
toja
ń
ska 19/23
Zam. nr 760 D-5