Â
WIAT
N
AUKI
Styczeƒ 2000 19
J
ames Madison, jedna z
czo∏owych postaci w hi-
storii Stanów Zjednoczo-
nych, nale˝a∏ do wspó∏twór-
ców tego kraju. By∏ jednym
z trzech autorów esejów
Federalist Papers
, m.in. je-
mu te˝ zawdzi´czajà Ame-
rykanie tekst i ratyfikacj´
Konstytucji. Przez pewien
czas sprawowa∏ urzàd se-
kretarza stanu w admini-
stracji Thomasa Jeffersona,
po czym sam zosta∏ czwartym prezyden-
tem USA. MyÊlicie sobie zapewne, jak
bardzo dziÊ przyda∏by si´ nam jegomoÊç
takiego kalibru. Jest tylko jeden drobny
szkopu∏: teraz, gdy Amerykanie przesta-
li ju˝ wybieraç na prezydentów facetów,
którzy nie potrafià dosi´gnàç górnej
pó∏ki w szafie, Madison chcàc postawiç
nog´ w Bia∏ym Domu, musia∏by kupiç
sobie bilet dla zwiedzajàcych. Ten wy-
bitny mà˝ stanu mia∏ bowiem zaledwie
162 cm wzrostu.
DziÊ jednak okazuje si´, ˝e by∏ on nie
tylko wizjonerem politycznym, lecz byç
mo˝e tak˝e prekursorem pewnej po˝à-
danej w przysz∏oÊci tendencji fizycznej.
Nale˝a∏oby ˝yczyç sobie redukcji wzro-
stu przedstawicieli naszego gatunku do
wymiarów Madisona, a nawet jeszcze
skromniejszych. Tak w ka˝dym razie sà-
dzi Thomas Samaras, in˝ynier i analityk
systemowy z San Diego, który sam ma
177 cm wzrostu. Od 25 lat próbuje on
przekonaç ludzi, ˝e Randy Newman by∏
w g∏´bokim b∏´dzie, Êpiewajàc „niscy nie
majà po co ˝yç”. Zdaniem Samarasa
Êwiat, w którym ˝yliby ludzie skromnego
wzrostu, nie tylko mia∏by wi´kszà szan-
s´ przetrwania, ale by∏by te˝ bardziej przy-
jaznym dla nas Êrodowiskiem.
Swoje wnioski Samaras wysnuwa z w∏a-
snej teorii entropii starzenia si´. Bioràc
pod uwag´ prawa termodynamiki, twier-
dzi on, ˝e ludzie wysocy, b´dàcy syste-
mami o wi´kszej energii ni˝ niscy, sà bar-
dziej nara˝eni na wzrost entropii ró˝nych
zaburzeƒ prowadzàcych do chorób i
Êmierci. W swej najnowszej pracy, która
ukaza∏a si´ w ub.r. w szwedzkim czasopi-
Êmie pediatrycznym Acta Paediatrica, Sa-
maras wylicza pewne korzyÊci, które sta-
∏yby si´ udzia∏em gatunku ludzkiego,
gdyby idea∏em byli osobnicy „drobni, ciem-
ni i przystojni”.
Jednà z nich by∏oby d∏u˝sze ˝ycie. Licz-
ne badania wykazujà, ˝e cieszàcy si´ do-
brym zdrowiem ludzie niscy ˝yjà d∏u˝ej od
wysokich. Samaras utrzymuje, ˝e dwume-
trowy m´˝czyzna ma oko∏o 100 bln komó-
rek, podczas gdy ni˝szy od niego o 30 cm
– tylko 60 bln. „M´˝czyzna wysoki – pisze
autor wraz ze swymi wspó∏-
pracownikami – ma o 40 bln
wi´cej komórek, w których
mo˝e si´ rozwinàç rak spo-
wodowany przez: wolne
rodniki, promieniowanie ko-
smiczne, wysokoenerge-
tyczne fotony lub mutage-
ny z powietrza, po˝ywienia
i wody.” Poniewa˝ wszyst-
kie inne procesy tak˝e za-
chodzà proporcjonalnie do
wzrostu, serca ludzi wyso-
kich muszà ci´˝ej pracowaç – ich krew
jest pompowana na wi´kszà odleg∏oÊç.
Ostatnim gwoêdziem do trumny osobni-
ków nazbyt ros∏ych mia∏by byç fakt, ˝e „gdy
osoba wy˝sza o 20% si´ potknie, energia
kinetyczna, z jakà upada, jest o 210% wi´k-
sza ni˝ w przypadku osoby ni˝szej”. Pierw-
szy raz zdarzy∏o mi si´ zobaczyç w cza-
sopiÊmie naukowym wynik wyliczenia,
który tak precyzyjnie okreÊla, w jakim stop-
niu si∏a upadku zale˝na jest od wzrostu.
Samaras dokonuje nast´pnie porów-
nania dwu hipotetycznych populacji ame-
rykaƒskich, które ró˝ni∏yby si´ wzrostem
o 10%. Wed∏ug niego osobnicy wy˝si, aby
si´ wy˝ywiç, potrzebowaliby o 32 mln ha
ziemi uprawnej wi´cej. Wytwarzaliby te˝
znacznie wi´kszà gór´ Êmieci, czyli do-
datkowo oko∏o 36 mln ton ró˝nych od-
padków rocznie. Ludzie ni˝si nie sprawia-
jà tylu k∏opotów.
Ta sama dieta wysokokaloryczna i o du-
˝ej zawartoÊci t∏uszczu, która sprzyja po-
wstawaniu ró˝nych przewlek∏ych chorób,
odpowiada dziÊ w Stanach Zjednoczo-
nych przynajmniej po cz´Êci za coraz
wy˝szy wzrost mieszkaƒców (w tym stu-
leciu ka˝demu pokoleniu przybywa blisko
2.5 cm). Aby odwróciç t´ tendencj´, na-
le˝a∏oby ju˝ od dzieciƒstwa przestrzegaç
odpowiedniej diety, dzi´ki której nie osià-
galibyÊmy w przysz∏oÊci niebotycznego
wzrostu modelek, królujàcych dziÊ na wy-
biegach. Przeci´tny obywatel USA móg∏-
by z czasem byç ni˝szy o 15–20 cm od
tak dziÊ modnych olbrzymów.
Czy ludzie kiedyÊ zmalejà? Wydaje si´,
˝e w najbli˝szym czasie nie pozwolà na
to kulturowe imperatywy. Tymczasem
wi´c Samaras ogranicza si´ do sformu∏o-
wania zaleceƒ pod adresem „naukowców
i specjalistów w dziedzinie medycyny, aby
uÊwiadamiali pacjentom, studentom i ca-
∏emu spo∏eczeƒstwu korzyÊci wynikajà-
ce z ni˝szego wzrostu.” W tym, co g∏osi,
z pewnoÊcià tkwi jakaÊ racja. W koƒcu
prawdà jest, ˝e najlepsze widoki majà nie
ci, którzy sà najwy˝si, lecz ci, którzy po-
trafià wspiàç si´ na ramiona takich face-
tów jak Madison.
Steve Mirsky
„MyÊla∏em, ˝e to, co si´ dzieje w Di-
ckinson, jest wstrzàsajàce, dopóki nie
przelecia∏em nad rozlewiskami Evergla-
des – wspomina Robert W. Pemberton,
naukowiec z Departamentu Rolnictwa
USA w Fort Lauderdale. – Zobaczy∏em
rozleg∏e tereny z wysokoÊci 150 m i prze-
kona∏em si´, ˝e sà ca∏kowicie pokryte
przez t´ roÊlin´”.
By uniknàç stosowania na wielkà ska-
l´ herbicydów niszczàcych jednoczeÊnie
rodzimà roÊlinnoÊç, Pemberton próbu-
je znaleêç naturalnych wrogów Lygodium
microphyllum – owady, które ˝erujà na
tej paproci w jej ojczyênie. Na pierw-
szym etapie musia∏ zatem, opierajàc si´
na materia∏ach zielnikowych, poznaç jej
pierwotny zasi´g. Wyst´puje ona w mi´-
dzyzwrotnikowej Afryce, wschodnich
Indiach, po∏udniowo-wschodniej Azji,
Chinach oraz na pacyficznych wybrze-
˝ach Australii. W ciàgu kilku ostatnich
lat odwiedzi∏ te regiony w poszukiwa-
niu konsumentów paproci. „Do zwal-
czania biologicznego nale˝y wykorzy-
staç gatunki skrajnie wyspecjalizowane,
które z nià koewoluowa∏y” – zauwa˝a.
Powinny one zjadaç wy∏àcznie paproç,
a unikaç rodzimych roÊlin. Badania Pem-
bertona znajdujà si´ dopiero w fazie
wst´pnej, ale ju˝ uda∏o mu si´ odnaleêç
çm´ w Australii i roÊliniark´ w Tajlan-
dii, z którymi mo˝na wiàzaç nadzieje na
ograniczenie liczebnoÊci paproci. Owa-
dy te zostanà poddane teraz szczegó∏o-
wym badaniom.
Lott natomiast zaczà∏ badaç fizjologi´
tej roÊliny. Przyby∏ do Dickinson tego
upalnego, parnego dnia, by pobraç prób-
ki. „JeÊli si´ wie, jak szybko ona roÊnie –
mówi – mo˝na zasugerowaç odpowied-
nim s∏u˝bom, ile czasu trzeba poÊwi´ciç
na jej zwalczenie.” Taka informacja za-
pewne by∏aby pomocna w podj´ciu de-
cyzji, czy warto w ogóle podejmowaç ja-
kieÊ dzia∏ania. „Czasem dochodzimy do
wniosku, ˝e na okreÊlonym obszarze ju˝
nic nie da si´ zrobiç, i raczej nale˝y prze-
nieÊç si´ w rejony, gdzie skala inwazji
jest mniejsza, zanim sytuacja wymknie
si´ nam spod kontroli” – zauwa˝a Lott.
Pojawienie si´ paproci wp∏ywa na lo-
kalnà flor´ i faun´. Przybysz wypiera
rodzime roÊliny, co mo˝e prowadziç
do zaniku ˝erujàcych na nich owa-
dów. Istnieje bardzo du˝e prawdopodo-
bieƒstwo, ˝e zacznà si´ wycofywaç rów-
nie˝ zwierz´ta ˝ywiàce si´ tymi bez-
kr´gowcami.
„O zagro˝eniu mówimy wówczas,
gdy ró˝norodnoÊç organizmów w opa-
nowanym ekosystemie stanie si´ inna
ni˝ w naturalnym – zauwa˝a Lott. Nagle
uderza nas cisza. – Nie s∏ysz´ tu ˝adne-
go ptaka” – stwierdza.
Steve Mirsky
ANTY(PO)WAGA
Lepiej byç krasnoludkiem...
MICHAEL CRAWFORD