Krzysztof RosińskiRewolucja żywych trupów
...ad vocem „Tylko radykałowie są ciekawi”.
Zacznę zatem również od obrazu – skoro mowa o ożywieniu czy zmartwychwstaniu pewnych idei –
który w sposób radykalny diagnozuje współczesną kulturę. Mam na myśli film Noc żywych trupów
G. Romero z 1968 roku. Rok ukazania się filmu nie jest bez znaczenia w tym kontekście. Diagnoza,
którą stawia Romero jest jednoznaczna. Wszyscy jesteśmy living dead. Unieważnione zastają
wszelkie podziały (klasowe, rasowe, ekonomiczne), które wcześniej określały życie społeczne
nadając mu dynamikę. Dalsze życie jest niemożliwe, ale śmierć również nie przynosi wybawienia.
Nie ma nadziei, historia się skończyła, narodziło się posthistoryczne zwierzę, które nieustannie
konsumuje. Nie może ono jednak się nasycić, jego głód jest niemożliwy do zaspokojenia. Głód ten
jest pragnieniem tego, co radykalnie nowe. Lecz właśnie nadzieja na to, co radykalnie nowe znika
wraz z końcem historii i narodzinami posthistorycznego zwierzęcia.
Głód nowości jest cechą idealnego konsumenta, który nigdy nie zawiedzie oczekiwań rynku. Nie
trzeba już dłużej produkować rzeczy, przedmiotów. Podstawą współczesnego kapitalizmu i
miejscem, gdzie kumuluje on wszystkie swoje siły, są fabryki potrzeb nieustannie podsycające
głód. Sam produkt nie musi być wyjątkowo atrakcyjny, świeży, żeby został natychmiast
pochłonięty. Pokazując „żywe trupy”, Romero w bezwzględny sposób pokazuje nowego człowieka,
jak łapczywie pożera zwęglone ludzkie mięso, licząc, że gdzieś pod warstwą spalenizny trafi się
choć mały kawałek, kilka tkanek tego, co jeszcze żywe.
W obrazie tym z łatwością możemy dostrzec zasadnicze znamię pragnienia. Jeśli wciąż zastanawia
nas lub dziwi zainteresowanie marksizmem i jego rewolucyjną siłą, to zapytajmy, czego pragną ci,
którzy angażują swoje siły w realizację programu radykalnej zmiany. Czego oczekują potem?
Czego brak im teraz?
Pytania te są w tym samym stopniu ważne, co wybór metody, dzięki której będziemy na nie
odpowiadać. A może nawet mniej ważne, ponieważ wybór metody z góry wyznacza możliwe
odpowiedzi. Najlepiej odwołać się w tym kontekście do dialektyki, narzędzia, którym posługiwał
się sam Marks. Dialektyka polega na ujawnianiu sprzeczności (np. w myśleniu, społeczeństwie) i
ich przezwyciężeniu. Z jednej strony w procesie dialektycznym wytwarzane są nieustannie nowe
formy (przyrody, życia społecznego), z drugiej zawsze pozostają one w koniecznym splocie z tym,
co stare, już dobrze znane. O ile dialektyka sprawdza się doskonale w przypadku powolnej,
stopniowej transformacji, o tyle jest zupełnie bezużyteczna, kiedy idzie o zmianę radykalną,
przewartościowanie wszelkich wartości, rewolucję. Radykalnie Nowy Ład, który jest stawką
działań rewolucyjnych, z góry zostaje określony i unieważniony przez To, Co Stare. Mówiąc
inaczej, Nowe, które jest celem procesu dialektycznego, zawsze zostaje zneutralizowane przez
własne przeciwieństwo. Dajmy tu przykład ważny z perspektywy tych, którzy mienią się „młodą
lewicą”. Mniejszości, na przykład geje, domagają się równego dostępu do sfery publicznej,
sprawiedliwego prawa do bycia w niej obecnym, i natychmiast natrafiają na opór władz. Jest to
wymarzona wręcz sytuacją z perspektywy logiki emancypacyjnej, ponieważ wzmacnia potencjał
rewolucyjny takiej grupy. Choć sami w sobie („z natury”) geje nie są rewolucjonistami, to w
sytuacji polaryzacji sił, takimi właśnie się stają. Toczą bój w sprawie, która dawno przestała być ich
sprawą. Są polem gry sił od nich niezależnych. Domagali się uznania prawa do odrębności, ale
ostatecznie treść ich żądania została sprowadzona do samej formy. Zamiast przezwyciężenia status
quo i faktycznej zmiany, zostają zniewoleni jeszcze bardziej poprzez przymus wyzwolenia jako
taki. Demoniczny rynek dokonuje pacyfikacji ich potencjału rewolucyjnego, produkując
odpowiednie gadżety i reklamując je na wielkich billboardach, czyniąc z rewolucjonistów
konsumentów. Zamienia ich w zwykłych ludzi, takich jak wszyscy inni, z takim samym prawem do
zaspokojenia pragnienia. Rynek nikogo nie wyklucza, jest spełnieniem snu o równości i
sprawiedliwości. To, co miało przynieść zmianę, zostaje zawłaszczone przez to, przeciwko czemu
było zwrócone. Zamiast odrębności i uznania różnicy, zostaje ustanowiony dyktat jednorodności
wyższego rzędu.
I nie ma w tym niczego niezwykłego. Wystarczy przypomnieć sobie hipisów z lat sześćdziesiątych i
punkowców z osiemdziesiątych. Dość szybko powstawały dla nich sklepy, w których bez trudu
mogli obkupić się w insygnia określające ich przynależność do grupy – tak jak dzisiejsi
rewolucjoniści kupują markowe T-shirty z wizerunkiem Che Guevary z przodu i liściem marihuany
z tyłu. Choć hipisi z pewnością przejawiali więcej konstruktywnego zapału, wierzyli, że może być
wspaniale, to jednak punkowcy wykazali się o wiele większą przenikliwością historiozoficzną. Być
może dzięki nieświadomemu pragnieniu samozagłady. Doskonale wiedzieli, że tylko totalna
zagłada umożliwia nowy początek. Ich pesymizm względem możliwości bardziej lub mniej
bolesnej transformacji starego w nowe był wysoce trafny.
Zatem pragnienia, jakie stoją za reinkarnacją Marksa (czy w wersji freudowskiej, czy
lacanowskiej), są dobrze znane i tym samym równie łatwe do podsycania. Myśl Marksa jest
zarazem paradygmatem krytycznym i rewolucyjnym, czyli – mówiąc wprost – jest najlepszym
narzędziem do myślenia o przemianie.
I tu pojawia się kwestia zasadnicza. Czym innym jest myślenie o zmianie i krytyczny ogląd tego, co
jest, a czym innym faktyczna zmiana status quo. Pomylenie tych porządków daje efekt co najmniej
komiczny. Niektórzy debatując nad książką Žižka Rewolucja u bram chcieli uczynić z tego filozofa
protagonistę rewolucji (światowej?). Przeczytali go dosłownie, zapominając, że myślenie i działanie
nigdy nie idą w parze. Z jednym jedynym wyjątkiem. Jest nim filozofia. Jest ona naraz myśleniem i
działaniem. O tyle jest właśnie nierealna, a rewolucja ma być do bólu realna. W rzeczywistości te
dwa porządki – i na szczęście – zawsze są rozłączne. Žižek doskonale zdaje sobie sprawę zarazem z
konieczności i niemożliwości rewolucji. Zbyt pojętnym jest uczniem Marksa, Hegla i Lacana, żeby
tego nie wiedzieć. Zbyt dobrze zdaje sobie sprawę, że dialektyczny młyn (kapitalizmu), zmieli
wszystko, co nowe, zanim na dobre zdoła się to wyłonić. Dlatego jednocześnie nawołuje do
rewolucji i obnaża słabość wszystkich instancji, grup, klas, które uważane są dziś za najbardziej
prawdopodobne koła zamachowe zmian. Jako wierny uczeń Lacana wie, że „wykluczenie” jest
zasadą konstytuującą rzeczywistość, ponieważ u podstaw podmiotu, języka i ostatecznie
rzeczywistości leży ojcowski zakaz. Dlatego jego hasło rewolucyjne musi przybrać postać
absurdalną i przez to właśnie jedynie prawdziwą: Chcecie sprawiedliwości, pozbądźcie się
rzeczywistości!
Žižek często przytacza jako przykład fałszywej lewicy, taki oto obraz. Profesorowie amerykańskich
uczelni, chcąc być na czasie, często posługują się radykalną lewicową retoryką. Jednocześnie –
komentuje Žižek – grają na giełdzie i zabezpieczają sobie kapitał na spokojną starość. Wniosek: są
pozorantami, żonglują rewolucyjną retoryką, a jednocześnie w głębi duszy pragną, aby wszystko
zostało po staremu. Pomija on, celowo lub nie, pewną ewentualność, która umożliwia bycie
marksistą-rewolucjonistą, a jednocześnie grę na giełdzie – tym potworze kapitalizmu. Chodzi
mianowicie o kontrakty terminowe (futures), które umożliwiają zyski również, gdy ceny akcji
spadają, na przykład w sytuacji krachu na giełdzie. Możliwa jest zatem taka sytuacja, w której
dysponując niewielkim kapitałem i obstawiając spadki możemy zyskać, za sprawą dźwigni
finansowej, bardzo, bardzo dużo. Jeden warunek. Rynek musi się załamać, ale nie przestać istnieć.
W obrazie życia giełdy, samego kapitału, możemy zobaczyć nasze własne życie. Nasze życie jest
grą na giełdzie, i to grą w najwyższym stopniu dialektyczną. Ta gra jest również w najwyższym
stopniu antyrewolucyjna. Tak jak pomimo krachu sam rynek musi przetrwać umożliwiając zyski i
straty, tak dialektyczny ruch przeciwstawnych sił musi zachować i nieustannie podtrzymywać
rzeczywistość, czyli to, co jest, a co miało zostać rewolucyjnie przezwyciężone i tym samym
odrzucone. W rewolucyjnej grze pragnienie jest absolutne i absolutnie na tym świecie nie do
zaspokojenia