„Zupełnie niemożliwe”
Autorka: Cassandra Claire
Tłumaczenie: Kaliope, NocnaMaraNM
Korekta: Susie
Tytuł oryginalny: Something Impossible
Oryginał: http://epicyclical.livejournal.com/127433.html
- Draco Malfoy – rzekł Dumbledore, patrząc groźnie z nad złotych oprawek okularów. – Od kiedy jesteś w szkole,
wielokrotnie łamałeś obowiązujące tu zasady i występowałeś przeciw wszystkiemu, co cenimy w Hogwarcie. Wiele
osób było twoimi ofiarami. Zwykle patrzyłem na to przez palce, ostatecznie, młodość ma swoje prawa i musi się
wyszumieć. Pamiętam, za moich czasów...
Dumbledore rozpoczął opowiadanie o starym capie, worku traszek i szóstoklasistach z Hufflepuff`u. Draco wyłączył
się, jak zwykle w takich momentach. Po latach praktyki przychodziło mu to z łatwością. Historie dyrektora były
długie i nigdy nie kończyły się dobrze, a na dodatek zawsze występowały w nich stare capy. Ślizgon powrócił
myślami do tego przedpołudnia, kiedy ujrzał twarz Pottera, który...
- Bez ironicznych uśmieszków, panie Malfoy! – wykrzyknął nagle Dumbledore.
Draco podskoczył i spojrzał na dyrektora spode łba. Dlaczego ludzie zawsze biorą jego uśmiech za grymas drwiny?
Tylko dlatego, że jego górna warga miała zwyczaj unosić się nieco w lewo? Osobiście, uważał, że to urocze.
- Przepraszam dyrektorze.
- Zniszczyłeś dzisiaj pelerynę niewidkę Harry`ego Pottera – powiedział Dumbledore. – To był okrutny i bezmyślny
akt wandalizmu.
- Używał jej, żeby mnie podglądać pod prysznicem! – oburzył się Draco.
- Szczerze w to wątpię.
- No, ale mógłby. śaden inny uczeń nie posiada peleryny niewidki. Dlaczego Potter miałby mieć coś takiego?
- Dlatego, że dostał ją w spadku od swojego ojca.
- Heh - prychnął Draco. – Jeśli pan jeszcze nie zauważył profesorze, Potter i ja zaciekle rywalizujemy, a ja jestem
jego Nemezis. Anioł zemsty musi być groźny. Nie wiem, jak miałbym wzbudzać przerażenie w kimś, kogo nawet
nie widzę. Chciałem tylko wyrównać nasze szanse.
- Nie, nie jest pan jego Nemezis. To Voldemort jest fatum Pottera - rzekł Dumbledore, a koniuszki uszu
poczerwieniały mu ze złości.
- W takim razie kim ja jestem? – zapytał Draco urażony.
- Jesteś bliskim wydalenia ze szkoły uczniem – odparł dyrektor. – Oto, kim jesteś.
Chłopak przeraził się nie na żarty.
- Wydalenia! Nie może pan mnie wyrzucić! Jestem Malfoyem! Uczymy się w Hogwarcie od pokoleń! Jeśli zostanę
usunięty ze szkoły, moja rodzina będzie zhańbiona na wieki!
- A to, że twój ojciec jest ściśle związany z Lordem Voldemortem, nie przynosi hańby twojej rodzinie? – szydził
Dumbledore.
- To luźne powiązania – zbagatelizował Draco. - Zwykła wymiana kartek świątecznych.
Dyrektor uśmiechnął się kpiąco.
Malfoy poczuł narastającą irytację. Nie znosił być obiektem drwin.
- Moja edukacja jest dla mnie bardzo ważną sprawą, dyrektorze – powiedział z naciskiem.
- Jest kilka bardzo nowoczesnych programów kształcenia na Akademii Rolniczej – ironizował Dumbledore. – Jestem
pewien, że spodobałaby ci się kariera mugolskiego farmera. Fufajka podkreśliłaby twoje wdzięki.
Ś
lizgon zachwiał się i przytrzymał się biurka, aby nie upaść.
- Musi być coś, co mógłbym zrobić... Zrobię wszystko – zapewnił zdesperowany.
- Zaiste. Możesz przeprosić Harry`ego Pottera.
- Naturalnie. Rozumiem. Wyślę mu odpowiednią kartę z przeprosinami.
- Nie – zaprotestował dyrektor stanowczo. – Dzisiaj popołudniu przeprosisz go w Wielkiej Sali, w obecności mojej i
wszystkich uczniów. Będę cię obserwował, Malfoy. I lepiej, żeby to były dobre przeprosiny – dodał. – Będziesz
musiał naprawdę zasłużyć na jego wybaczenie, albo zostaniesz usunięty ze szkoły. Najwyższy czas, żebyś nauczył
się pokory. Poza tym - oczy dyrektora zamigotały wesoło – pora, abyś nauczył się pełzać, ty mały padalcu – szepnął
pod nosem.
- Proszę? – chłopak był przerażony.
- Powiedziałem, że to wszystko, panie Malfoy. Może pan odejść. – Dumbledore uśmiechnął się uprzejmie wskazując
drzwi.
- Tak myślałem – wymamrotał do siebie Draco, opuszczając gabinet dyrektora.
*
Draco siedział w Wielkiej Sali i żałośnie spoglądał w stronę stołu Gryfonów. Obiad zbliżał się ku końcowi, a on
ledwie zdołał przełknąć odrobinę steku i trochę zapiekanki z cynaderek. Przeraźliwe widmo przeproszenia Harry`ego
Pottera unosiło się przed nim jak bogin z najgorszego koszmaru. Zakrztusił się i upuścił z jękiem widelec.
- Nie będziesz już jadł zapiekanki, Draco? Mogę ją dokończyć? – zapytał Goyle, zerkając leniwie znad pokreślonego
tomu „Bytu i Nicości”.
Draco odwrócił się do niego.
- Szybko, Goyle, dźgnij mnie widelcem. Jeżeli będę ciężko ranny, to Dumbledore nie wywali mnie ze szkoły za to,
ż
e nie przeprosiłem Pottera.
Goyle pokręcił głową.
- Ale wywali mnie.
- Widzisz w tym jakiś problem? – zdziwił się Draco.
- Och, po prostu idź tam i zrób to – Pansy spojrzała na niego z wyższością. – Potter to cienias. Z chwilą, gdy go
przeprosisz, sklęśnie jak przekłuty balonik.
Draco jęknął, odsunął krzesło i przeszedł przez salę, mrucząc pod nosem tekst przeprosin.
- Cześć, Potter. śałuję... Ech... śałuję, że się spotkaliśmy. Jest mi niezmiernie przykro, że... masz taką głupią gębę...
– Westchnął. – To nie wypali.
Uczniowie Gryffindoru widocznie wiedzieli o jego karze, gdyż połowa z nich siedziała jeszcze przy stole i gapiła się
w niego jak gargulce. Zauważył tyczkowatego Wiewióra*, jego szlamowatą dziewczynę i ryżą siostrę oraz kilku
kłapaczy z bandy Pottera. Chłopiec Który Przeżył By Drażnić Draco Malfoya siedział skulony pomiędzy Deanem
Thomasem i Seamusem Finniganem. Sprawiał wrażenie dziwnie zdenerwowanego i przygaszonego.
Draco zatrzymał się przy stole Gryfonów.
- Muszę z tobą pogadać Potter - zaczął. – Wy wszyscy – zwrócił się do reszty – spływajcie.
Ron spojrzał na niego wyniośle.
- Nie jestem pewien, czy Harry ma ochotę z tobą rozmawiać. – Spojrzał na dziewczynę siedzącą obok niego. –
Hermiono, zapytaj Harry`ego, czy chce z nim rozmawiać?
Harry odchrząknął.
- Mogę porozmawiać. Nie ma sprawy – powiedział łagodnie i uśmiechnął się do intruza, trochę niepewnie i
nieśmiało, ale z wdziękiem. - Cześć Malfoy.
Ś
lizgon spojrzał na niego z odrazą.
- Bawi cię moje poniżenie, ty sadystyczny draniu.
Zielone oczy Gryfona otwarły się szeroko.
- Nie, nie bawi mnie. Ja…
- Zamknij się Harry. On musi przeprosić – przerwała mu Hermiona, wbijając łokieć w jego bok.
- Ależ nie … Naprawdę... - Zamilkł, bo Ginny zakryła mu ręką usta.
- Harry chciał powiedzieć, że nie obejdzie się bez przeprosin – dokończyła za niego.
- Właśnie – wtrącił Dean Thomas. – Wiemy, co Dumbledore ci powiedział. Musisz zasłużyć na przebaczenie.
- To prawda – rzekł Seamus. – Masz paść na kolana i błagać.
Harry`emu w końcu udało oswobodzić się z rąk Ginny.
- Nie, wszystko w porządku, naprawdę! Wcale nie musi tego robić!
Hermiona spojrzała na niego wymownie.
- Nie chciałbyś zobaczyć przed sobą Malfoya na kolanach?
Harry oniemiał, a jego twarz przybrała nagle odcień najczystszej purpury. Draco zaczął zastanawiać się co, na
Merlina, dzieje się z tym chłopakiem. Możliwe, że zaniemówił z wściekłości. Zdecydował zareagować, zanim Potter
zdenerwuje się jeszcze bardziej. Opuścił ręce wzdłuż ciała, zacisnął pięści i utkwił wzrok w ścianie.
-
Jest-mi-bardzo-przykro-że-spaliłem-twoją-pelerynę-niewidkę-a-potem-usiadłem-na-tobie-i-usiłowałem-nakarmić-cię
-popiołem-który-z-niej-pozostał – wyrzucił z siebie jednym tchem i rozluźnił się. – Aczkolwiek, nie powinieneś
zostawiać jej tak na oparciu krzesła. To było strasznie głupie. No, skończyłem. Mogę już iść?
Harry spoglądał na niego zamglonym wzrokiem.
- Zapo...
Wypowiedź Harry`ego została przerwana przez Deana, który przydusił go siadając na nim.
- Jeszcze nie skończyłeś Malfoy. Nie sądzę, żeby same przeprosiny wystarczyły – Dean igrał z nim jak kot z myszą.
– Myślę, że będziesz musiał zrobić znacznie więcej.
- Więcej czego? – spytał Draco urażony.
- Zadanie – wyręczyła Deana Ginny. – Harry powinien wyznaczyć ci jakieś zadanie.
- Malfoy powinien pocałować hipogryfa. Z języczkiem – rozpromienił się Seamus Finnigan.
- Albo Snape`a – podsunęła siostra Weasley`a.
- Powinien przejść przez Wielką Salę na smyczy, prowadzony przez Harry`ego – zaproponował Dean.
- Eeeee.... – niewyraźnie wyjąkał spod niego Harry.
- Wolałbym raczej odciąć sobie głowę - oznajmił Draco.
- To się da załatwić – uśmiechnął się Ron ponuro.
Malfoyowi zdecydowanie nie podobał się sposób, w jaki Ron bawił się swoim nożem sprężynowym.
- Jeśli Potter czegoś ode mnie chce, to niech sam powie – prychnął Draco.
Wszyscy spojrzeli na Harry`ego.
- Mógłby mi jutro pomóc przy malowaniu szatni Gryffindoru, na boisku – wystękał Harry, jakby tracił oddech. Co
było bardzo możliwe, gdyż Dean wciąż siedział mu na kolanach i mocno przyduszał do krzesła.
- Może być – zgodził się Ślizgon łaskawie.
- Bez koszulki – dodała Ginny.
- Bez koszulki? – zapytał Malfoy zaskoczony. – Dlaczego?
Harry ukrył twarz w dłoniach.
- To upokarzające – wymamrotał stłumionym głosem.
- Ponieważ - odezwała się Hermiona raptownie – jestem w tobie zakochana, Malfoy.
- Myślałem, że chodzisz z Wiewiórem? – zainteresował się Draco.
- Bo tak jest – odparł Ron. – Ale nie przeszkadzają mi jej chore fascynacje.
- Jest bardzo wyrozumiały – wyjaśniła Hermiona.
Draco spojrzał na rudzielca z politowaniem.
- Nie chciałbym być w twojej skórze, Wiewiór. Masz przekichane.
Ron wzruszył ramionami.
- To nie ja będę półnago malował szatnię Gryffindoru, Malfoy – zripostował.
- Spiekę się paskudnie na słońcu! – zaczął lamentować Draco. – Moja skóra jest bardzo delikatna.
- Więc lepiej weź ze sobą krem z filtrem – słodko uśmiechnęła się do niego Ginny.
*
Gdy następnego dnia Draco przyszedł na boisko, odziany tylko w dżinsy i chmurne spojrzenie, wszyscy Gryfoni już
na niego czekali. Ron, Seamus, Dean i dziewczęta obserwowali jego przybycie ze średnim zainteresowaniem. Za to
Harry wpatrywał się w niego z otwartymi ustami. Zaintrygowany Draco zauważył, że Hermiona szarpie Harry`ego
za koszulkę. Prawdopodobnie obawiała się, że straszliwa wściekłość, którą mógłby na nim wyładować, uszkodziłaby
obiekt jej westchnień. Nie ma się czemu dziwić, pomyślał. W końcu jest we mnie szaleńczo zakochana.
- No, jestem. Bez koszulki. Moje prężne muskuły błyszczą w słońcu – powiedział i zaszczycił ją przeciągłym
spojrzeniem.
- Zauważyłam – stwierdziła Hermiona. – Ron, daj mu wiaderko i pędzel.
Draco wydął wargi.
- Nie mógłbym postać tutaj i po prostu dobrze wyglądać?
- Wiesz... – zaczął Harry
- Zamknij się – przerwał mu szybko Ron i wetknął puszkę z farbą oraz pędzel w ręce wyraźnie zdegustowanego
Ś
lizgona. – No dalej, ruszaj się Malfoy.
Draco markotnie spojrzał na pojemnik z farbą.
- Czerwona. Fatalnie wyglądam w czerwieni – westchnął zrezygnowany.
Malowanie okazało się zaskakująco przyjemną sprawą. Draco pozwolił swoim myślom swobodnie płynąć.
Rozmyślał o różnych okrutnych rzeczach, które mógłby zrobić Potterowi, kiedy to wszystko się skończy. Mógłby
podrzucić mu sklątki tylnowybuchowe do łóżka, albo grzmotnąć go w głowę kawałkiem drewna, a potem wepchnąć
do jeziora. Oczywiście najbardziej chciałby go pognębić w Quidditchu, ale po sześciu latach ciągłych porażek,
zaczął bardziej filozoficznie podchodzić do swoich szans na zwycięstwo. Cholerny Potter i ta jego przebrzydła
Błyskawica. Przeklęty Potter i jego szczupłe, gibkie ciało, które czyniło z niego tak fantastycznego szukającego. To
niesprawiedliwe, że jest taki zwinny!
Jego uwagę przykuło jakieś zamieszanie za jego plecami. Przerwał pracę i z zainteresowaniem spojrzał przez ramię.
Wyglądało na to, że Gryfoni odprawiali jakiś dziwaczny rytuał. Jeden z nich popychał Harry`ego w kierunku szatni.
Chłopak z rozpędu robił kilka kroków w stronę Draco, a potem najwyraźniej nagle przytomniał i czynił
widowiskowy odwrót, uwalniając się z rąk prześladowcy. Następnie inny z Gryfonów biegł za nim, łapał i pchał ku
szatni. Wyglądało to bardzo zagadkowo. Skonsternowany Draco obrócił się i obserwował ich z rosnącym
zdumieniem.
- Cóż, nie winię was za tak wielką chęć pozbycia się Pottera - zawołał w końcu – ale jesteście mało efektywni.
- Zamknij się Malfoy – rzuciła w jego stronę Ginny nadal popychając Harry`ego.
Nerwowo przebierając nogami, Harry podszedł w końcu do Draco.
- Malfoy, może potrzebujesz, umm... pomocy?
Ś
lizgon spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Co?
- Pomyślałem sobie, że szybciej skończysz, jak ci pomogę – wyjaśnił Harry wskazując na szatnię drżącą ręką.
- Taaak, i prawdopodobnie wygrałbym więcej meczy Quidditcha, jeśli padłbyś trupem, a jednak jakoś nie czułeś się
zobowiązany, żeby umrzeć – skrzywił się Draco. – Spadaj Potter. Wiem, że przyszedłeś tu tylko po to, aby kpić
sobie z mojej rozpaczy i poniżenia.
Harry przewrócił oczami.
- Jesteś kompletnym paranoikiem, wiesz?
Draco wrzucił pędzel do puszki z farbą.
- Jestem tylko realistą. Jesteśmy przecież śmiertelnymi wrogami, czyż nie?
Harry podrapał się w ucho.
- Cóż... tak sądzę... najprawdopodobniej... – Zabrzmiało to niezbyt przekonująco. – Czy czułbyś się mniej, ja wiem...
niezręcznie, gdybym stąd wszystkich odesłał?
- Czy to nie udaremni twojej zemsty? A co z Hermioną? Myślałem, że chce mnie podziwiać? – zdumiał się Draco.
- Tak wielka dawka podniecenia, mogłaby jej zaszkodzić. Może dostać apopleksji, albo coś.
Draco zamyślił się.
- No tak, rozumiem twój punkt widzenia. Okazanie tej biednej dziewczynie odrobiny miłosierdzia, byłoby
wspaniałomyślnym postępkiem.
- Absolutnie – Harry pomachał do przyjaciół. – Hej, wy tam! Idźcie sobie!
Gdy grupa Gryfonów, chichocząc, wlokła się w stronę wyjścia, Draco zauważył, że Ron obejmuje Hermionę. śal mi
ciebie Wiewiór, pomyślał. Ona nigdy cię nie pokocha tak, jak mnie.
Odwrócił się do Harry`ego, który wpatrywał się w niego z przyjaznym uśmiechem.
- Chce uśpić moją czujność - wyszeptał do siebie Draco ponuro, a potem głośno dodał: - jeśli chciałeś zostać tu ze
mną bez świadków, żeby torturami wydobyć ze mnie mroczne sekrety śmierciożerców, to ci się to nie uda –
poinformował Gryfona.
Harry zamrugał, wyraźnie zaskoczony.
- Malfoy, ty przecież nie znasz żadnych sekretów śmierciożerców!
- A właśnie, że znam.
- Tak? To wymień choć jeden.
- Angus McNair lubi przebierać się w damskie fatałaszki. Wszyscy myślą, że ojciec Pansy Parkinson opuścił jej
matkę dla boliwijskiego pasterza, ale tak naprawdę zrobił to dla jednej z jego kóz. Avery Nott płaci obcym kobietom,
ż
eby sprawiały mu lanie. Zachariasz Goyle rozgniata musy-świstusy, a potem wciąga je nosem, bo chce mieć odlot.
O, a Czarny Pan jest totalnym maniakiem baletu. Kazał mojemu ojcu wskrzesić cały zespół Jeziora Łabędziego z
Królewskiego Baletu i umieścił go w swojej siedzibie. Co kilka miesięcy wpada tam, aby oglądać taniec
Umierającego Łabędzia.
Harry uniósł brew.
- Rozumiem... To rzeczywiście straszliwe sekrety.
Draco spiorunował go wzrokiem.
- To jest wiedza dostępna tylko wewnętrznemu kręgowi śmierciożerców.
- Nie chcę cię załamywać Malfoy, ale fakt, że poplecznicy Voldemorta są bandą zdrowo walniętych świrów, nie jest
ż
adną tajemnicą.
- Nie będzie ci do śmiechu, kiedy ta banda zatańczy na twoim grobie.
- Nie, - odparł Harry – prawdopodobnie nie. Przecież będę wtedy martwy.
Draco poczuł nieoczekiwany smutek i bardzo go to zdenerwowało. Spojrzał na Harry`ego.
- Chce mi się pić – poskarżył się. – Pewnie jestem bardzo odwodniony i możliwe, że zatrułem się oparami farby.
Mogę umrzeć. Pomyśl, jak ci będzie głupio, jeśli umrę przez ciebie.
Harry zreflektował się na te narzekania.
- Przyniosłem wodę, Malfoy. – Z kieszeni szaty wydobył niebieską, plastikową butelkę i wyciągnął ją w stronę
chłopaka. – Proszę.
Zanim zdołał wykonać jeszcze jakiś ruch, Draco porwał butelkę, odkręcił ją i wylał sobie na głowę całą zawartość.
Przeźroczysta ciecz zlepiła jasne kosmyki włosów, spłynęła na czoło, polała się po jego odkrytym torsie i nagim
brzuchu, a potem pociekła strugami niżej, ku biodrom, aż do miejsca, gdzie pasek przytrzymywał spodnie.
- O Boże! – wyszeptał cicho Harry. Wyglądał jakby był bliski omdlenia.
Draco spojrzał na niego ze zdumieniem.
- Źle się czujesz, Potter? – zapytał.
- To… opary farby – wykrztusił Harry zduszonym głosem.
- Farba ci zaszkodziła? – upewnił się Draco.
Harry przytaknął gorliwie, choć nadal wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć.
- Bardzo zaszkodziła – potwierdził słabo.
Nagle Draco wpadł na pomysł. To było wredne. Złe i niezwykle kuszące. Ostrożnie odstawił butelkę na ziemię,
podniósł puszkę z farbą i powoli wyprostował się.
- Hej, Potter! – zawołał.
- Tak? – Harry spojrzał na niego oczami wypełnionymi nadzieją.
Draco uniósł puszkę i odwrócił ja do góry dnem, dokładnie nad głową Harry`ego.
*
Tego dnia, przy obiedzie nikt nie chciał siedzieć obok Draco, w dużej mierze dlatego, że wciąż jeszcze ociekał
czerwoną i złotą farbą.
Harry - co było zresztą do przewidzenia - niezbyt dobrze zareagował na fakt wylania mu na głowę blisko galonu
farby. Chwycił drugą puszkę i chlusnął żółtą farbą na Draco. W rewanżu Ślizgon uderzył go pięścią w nos. Harry
błyskawicznie oddał cios. W końcu zwarli się w walce. Przewracali się i turlali po boisku, rozsiewając wokół barwne
kleksy. W którymś momencie, Draco zerwał z przeciwnika podkoszulek, co wydało mu się czynem jak najbardziej
usprawiedliwionym. Teraz ich szanse były równe, pomyślał z satysfakcją. Tylko dwóch, półnagich chłopców,
tarzających się po trawie i smarujących się wzajemnie farbą.
Draco uśmiechnął się szeroko na wspomnienie tamtych chwil.
- Jak się czujesz Draco? – zapytał Crabbe, odkładając na bok krzyżówkę, którą właśnie rozwiązywał.
- Heteroseksualnie, dziękuję – odparł Draco szybko.
- Proszę? - Goyle zamrugał z niedowierzaniem.
- Nadzwyczajnie – poprawił się Draco. – Czuję się nadzwyczajnie.
Crabbe w zamyśleniu zmarszczył czoło.
- Płeć jako część słowa Essex, trzy litery...
- Sex, oczywiście** – rzucił Goyle. – No wiesz co, Crabbe...
Draco zaczął się nerwowo bawić widelcem.
- Obaj jesteście irytującymi ciołkami – wymamrotał. - Nie możecie zapamiętać, że macie udawać przede mną
głupków?
- O, faktycznie – zmitygował się Crabbe. Zwinął pergamin z krzyżówką i wsadził go sobie do ust. – Tak lepiej? –
wymamrotał.
- Dużo lepiej.
- Więc jak, Potter ci wybaczył? – zapytał Goyle.
- Z całą pewnością nie wybaczył – rzekł Dean Thomas pojawiając się przy stole Slytherinu, niczym anioł zemsty. –
Nie po numerze jaki wyciąłeś z farbą, Malfoy.
Draco posłał mu dzikie spojrzenie spod upaćkanych farbą rzęs.
- Dlaczego cię przysłał? Jest zbyt tchórzliwy, żeby przyjść tu samemu?
- Jest rozwścieczony – stwierdził Dean ponuro. – Nie ufamy mu na tyle, żeby pozwolić mu się do ciebie zbliżyć.
Mógłby rozpłatać ci gardło.
Draco osunął się na krześle.
- Podejrzewam więc, że chce, abym wyleciał ze szkoły – westchnął. –śegnaj więc, Hogwarcie! Dzisiaj opuszcza cię
najprzystojniejszy uczeń, jaki kiedykolwiek uświetniał swoją obecnością te święte mury. Znałeś wielu innych, może
bardziej inteligentnych, może z lepszymi widokami na zrobienie kariery zielarza, ale żaden z nich nie był tak
oszałamiająco przystojny i nie miał tak nieomylnego wyczucia smaku...
- MALFOY! - przerwał mu Dean niecierpliwie. – Przestań już wygłaszać panegiryki na swoją cześć. Harry nie
będzie się upierał przy wywaleniu cię ze szkoły, jeśli zrobisz jeszcze jedną rzecz.
Draco przesunął dłonią po swoich sztywnych od farby włosach.
- To znaczy?
- Musisz wypolerować wszystkie srebra w pokoju wspólnym Gryffindoru.
- Ale nie własnym językiem? – zapytał Draco zaniepokojony.
- Nie, szmatą, ty bezmózgi blondasku. Nie życzymy sobie twojej ślizgońskiej śliny na wszystkim dookoła. - Dean
przewrócił oczami. – Punkt dziesiąta masz być pod drzwiami.
Draco wzruszył ramionami.
- W porządku.
*
Draco pojawił się przed portretem Grubej Damy punktualnie. Po prysznicu i różnych zabiegach mających na celu
pozbycie się resztek farby, jego włosy były jeszcze wilgotne. Otaczał go zapach mydła oraz wody kolońskiej. Gruba
Dama uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Ach, przystojniaczek z ciebie – zagruchała.
- Jestem Draco Malfoy - poinformował ją wyniośle. – Powiadom tych nieokrzesanych dzikusów zamieszkujących
twoją wieżę, że przybyłem, aby wypełnić ich smutne życie kolorami i radością.
- Oooo, Draco Malfoy! – zapiszczała trzepocząc rzęsami. – Jeden z Gryfonów jest w tobie szaleńczo zakochany.
- Tylko jeden? – zirytował się nieco Ślizgon.
- Och, więc już wiesz? – Wyglądała na szczerze rozczarowaną.
- Tak, tak, Hermiona Granger. śałosne, naprawdę. Mam nadzieję, że znajdzie sobie jakieś pożyteczne zajęcie. Praca
charytatywna może zdziałać cuda.
Gruba Dama zamrugała ze zdumieniem.
- Hermiona? – powtórzyła. – Ależ myślałam...
Portret odchylił się, przerywając jej w pól zdania. Po drugiej stronie, z rękami na biodrach, stała Hermiona, patrząc
na przybysza wzrokiem bazyliszka.
- Miałeś przyjść o dziesiątej, a nie sterczeć tutaj, paplając pół godziny z portretem.
- Zazdrość powoduje pojawianie się przedwczesnych zmarszczek – wytknął jej Draco radośnie.
Hermiona poczuła, że w tej sytuacji liczenie do dziesięciu to stanowczo za mało, żeby się uspokoić. Nie było jednak
czasu na zaawansowaną matematykę.
- Właź do środka, Malfoy, zanim nakarmię cię twoja własną głową – zagroziła.
- Opanuj się – skrzywił się Ślizgon i majestatycznie wyminął ją, wchodząc do pokoju wspólnego.
Ku jego zaskoczeniu, pomieszczenie wyglądało na opustoszałe. W dodatku - jak zawsze to podejrzewał - komnata
była odrażająca. Draco nagle odniósł wrażenie, że gryzące się wściekle kolory czerwony i złoty, przypuściły
frontalny atak na jego oczy.
- Ach! Biedny Draco!*** – wyjęczał. – Oślepłem!
- To fatalnie – stwierdziła bezdusznie Hermiona i wetknęła mu do ręki gałganek. – Zacznij polerować – dodała. – No
już. Szast prast.
- Nie rozumiem, dlaczego przywiązujecie tak wielka wagę do stanu sreber w waszym pokoju – wymruczał Ślizgon
pod nosem.
- Są chlubą naszego domu – stwierdziła Hermiona dumnie, znikając u szczytu schodów prowadzących do
dormitoriów.
Draco patrzył za nią przez chwilę, a potem zabrał się do polerowania świecznika w stylu eklektycznym. Czuł się
dziwne rozczarowany, ale nie był pewien dlaczego. Rozważał przez moment, czy nie budzą się w nim jakieś nowe
uczucia do Hermiony. Wydało mu się to jednak zupełnie nieprawdopodobne. Ale dlaczego w takim razie czuł się tak
zawiedziony nieobecnością Gryfonów, którzy przecież czekali tylko, żeby go pognębić?
Może jestem masochistą? pomyślał. Może lubię tortury i upokorzenia? I Być może wyrosnę na drugiego Avery`ego
Notta - faceta, który płaci obcym kobietom za dawanie mu klapsów? Chociaż w moim przypadku, większość osób z
przyjemnością robiłaby to za darmo.
Zanim zdołał się pocieszyć tą myślą, przeszkodził mu hałas dochodzący od strony schodów. Kilka osób krzyczało
teatralnym szeptem na kogoś, kto protestował podniesionym głosem. Chwilę później, dało się słyszeć głośny łoskot i
Harry Potter, odbijając się z hukiem od stopni, spadł ze schodów i poturlał się przez pokój, zatrzymując się u stóp
Draco.
- Jeśli chciałeś mnie zaskoczyć, to ci nie wyszło – stwierdził Ślizgon.
- Wcale nie miałem takiego zamiaru – skrzywił się Harry, siadając na podłodze. – Ron zepchnął mnie ze schodów.
- Przyjaciele muszą cię bardzo lubić – skomentował Draco sarkastycznie.
Harry odchylił się, podparł rękami i popatrzył na Ślizgona.
- Czy twoi przyjaciele nigdy nie chcieli zrobić dla ciebie czegoś, czego bardzo byś pragnął, nawet, jeśli byłoby to
zupełnie niemożliwe? – zapytał.
- Nie sądzę, żebym kiedykolwiek chciał czegoś zupełnie niemożliwego.
- Szczęściarz z ciebie – westchnął Harry.
- Masz wielkie grudy farby we włosach – oznajmił Draco radośnie. – Jeśli nie uda ci się tego domyć, będziesz musiał
użyć nożyczek. Będziesz miał łyse placki.
Harry uniósł brwi i spojrzał na towarzysza.
- Wiem o jednej rzeczy, o której marzysz, a która jest zupełnie niemożliwa – oznajmił. – Chciałbyś pokonać mnie w
Quidditchu – dokończył.
Draco przerwał polerowanie. To była prawda, a on zdawał sobie z tego sprawę. Zawsze chciał zwyciężyć Harry`ego
w Quidditchu, choćby jeden, jedyny raz. Kiedyś, wygrana z Gryffindorem, była jedyną rzeczą, o której potrafił
myśleć. Jednak przez te wszystkie lata grania przeciw Harry`emu, ta myśl się w nim wypaliła. I to nie dlatego, że
nauczył się przegrywać, ale dlatego, bo Harry był tak dobry, że obserwowanie go podczas gry, było prawdziwą
rozkoszą. Quidditchowy purysta siedzący w Draco czuł czystą przyjemność podczas latania na tej samej wysokości,
co Potter. Nawet wtedy, gdy ślizgońska część jego natury chciała wyskoczyć i udusić Harry`ego jego własnymi
migdałkami.
- Przepraszam, Malfoy – rzekł Harry stłumionym głosem.
Draco podniósł wzrok i ujrzał, że Gryfon przeniósł się na sofę. Wciśnięty w kąt, tuląc mocno obszytą frędzlami
poduszkę, wyglądał bardzo smętnie.
- To było paskudne.
Draco usiadł na poręczy kanapy i zamyślił się głęboko. Nadal trzymał w rękach świecznik i szmatkę, a kosmyk
miękkich, wiecznie rozczochranych włosów Gryfona łaskotał go w nagie przedramię.
- Dumbledore powiedział mi coś bardzo dziwnego podczas ostatniej rozmowy – odezwał się nagle. – Szczerze
mówiąc, bardzo mnie to zszokowało.
- Hagrid i Snape bardzo się kochają – zapewnił Harry szybko. – Nie oceniaj ich pochopnie.
Draco zmrużył oczy.
- Umm. Po pierwsze, fuj, a po drugie, nie to mi powiedział.
- O! – zmieszał się Harry. – Czy ja powiedziałem Snape i Hagrid? Miałem na myśli... eee... Hape i Snagrid. Yyyy...
to pierwszoroczniacy, pewnie ich nie kojarzysz...
- Wszystko jedno Potter, nie jestem zainteresowany życiem erotycznym naszego przerośniętego gajowego. Mówiłem
o tobie i o mnie.
Poduszka, którą kurczowo do siebie przyciskał, wypadła z rąk Harry`ego.
- C-co?
- Stwierdził, że nigdy nie byłem twoją nemezis – kontynuował Draco zamyślony. – I wiesz, zawsze przyjmowałem
to jako pewnik. Ale może rzeczywiście się myliłem. Może ty poszedłeś naprzód, a ja nadal tkwię w tym samym
miejscu. – Westchnął ciężko. – Będę musiał sobie znaleźć inny obiekt do dręczenia.
Harry wyprostował się tak raptownie, że prawie spadł z kanapy.
- Nie! Dręcz mnie! Lubię to!
- Nie powinieneś tego lubić, Potter. Powinno ci to wyłazić bokiem.
- Nie! Ja... To znaczy, tak! To jest straszne! Jesteś okropny! - Oczy Harry`ego zwęziły się. – Brzydzę się tobą!
Każdy mój dzień czynisz niewyobrażalnym koszmarem! Chciałbym, żebyś się utopił w jeziorze!
- Eeee, mówisz tak tylko, żeby mi zrobić przyjemność.
- Nie! – Głos Harry`ego uwiązł w krtani. – Ja cię naprawdę, naprawdę, naprawdę... nienawidzę, Draco.
Malfoy wyprostował się nagle.
- Ha! Nazwałeś mnie Draco! Widzisz? Mówiłem ci! Wszystko skończone. Zawiodłem jako twoja nemezis – zagryzł
wargi. – Myślisz, że Weasley potrzebuje śmiertelnego wroga? - Zastanowił się chwilę. - Nie jestem pewien, czy będę
wstanie wzbudzić w sobie podobną nienawiść do niego, ale mógłbym spróbować...
Harry zeskoczył z kanapy.
- Proszę, nie – rzekł błagalnie i wcisnął ręce do kieszeni. – Jesteś wspaniałym wrogiem, Malfoy! Nikt nie potrafiłby
wymyślić równie sadystycznych rzeczy, co ty. No bo kto by tak cierpliwie czekał, aż prawie skończę pracę i do
niemal gotowego eliksiru wrzucił sztuczne ognie Filibustera? Kto umiałby wymyślić tyle skomplikowanych
matactw, w wyniku których dostałem tak wiele niesłusznych szlabanów? Pomyśl, ile punktów stracił dzięki tobie
Gryffindor! Pomyśl o tych wszystkich bezsennych nocach, które spędziłem na rozmyślaniach jak bardzo cię, eee...
nienawidzę. A w dodatku, – kontynuował w uniesieniu – jesteś przystojny. I jesteś blondynem.
Draco uniósł brew.
- A co to ma do rzeczy?
- Prawdopodobnie nic - zgodził się Harry. - Ale rzecz w tym, że cię nienawidzę. Proszę, nie opuszczaj mnie –
spojrzał na niego błagalnie.
- Hmm... Ciężki przypadek z ciebie, Potter – pokręcił głową Draco.
Widoczne w oczach Ślizgona wahanie zniknęło, gdy w pokoju coś zaszurało. Chłopcy obrócili się jednocześnie - u
stóp schodów, z rękami na biodrach stała Ginny Weasley.
- Możecie zejść – zawołała przez ramię. – Oni tylko rozmawiają. – Zabrzmiało to tak, jakby nakryła ich na
popełnianiu jakiejś straszliwej zbrodni.
- Wiesz co? – powiedziała patrząc na Harry`ego. - Jesteś kompletnie, absolutnie beznadziejny - stwierdziła
akcentując każde słowo.
- Nie możemy rezygnować z korzystania z pokoju wspólnego na wieczność – powiedział z pretensją w głosie,
stojący za plecami siostry Ron. Za nim pojawili się Hermiona, Seamus i Dean. – Ludzie muszą się gdzieś uczyć,
Harry.
- Wcale nie kazałem wam wychodzić! – bronił się Harry. – A poza tym, zepchnąłeś mnie ze schodów – dodał z
wyrzutem.
- To dlatego, że sam byś nie zszedł – sarknął Ron.
Draco zastanawiał się, zresztą nie po raz pierwszy tego wieczoru, co się tu do diabła dzieje. Może Harry miał mu
zrobić coś strasznego i trwało to zbyt długo? Tak, to miało sens. Zwykle Harry załatwiał za innych całą mokrą
robotę, ale był za miękki, co Draco zresztą potrafił umiejętnie wykorzystać.
Zdecydowanym ruchem odłożył gałganek.
- Tak czy inaczej, skończyłem – oznajmił. – Pójdę już.
Hermiona podeszła i dźgnęła go palcem w pierś.
- Nie waż się ruszyć – powiedziała groźnie.
- Nikt cię nie pyta o zdanie - powiedział wyniośle Draco i zwrócił się w stronę Harry`ego. – No dobra, wyczyściłem
wasze gryfońskie srebra. Czy teraz już mi wybaczyłeś?
- Oczywiście, Malfoy. - Harry wyglądał nader żałośnie. – Ja, eee....
Hermiona wystąpiła przed niego i zdecydowanie zaprotestowała.
- Nie! Czy zasady nie mówią o trzech zadaniach?
- Jakie zasady? – zapytał Draco, jak mu się wydawało, rozsądnie. – To nie jest żaden cholerny Turniej
Trójmagiczny!
- Zamknij się, Malfoy – powiedział Dean spokojnie.
- Tak jest – zgodził się Seamus. – W bajkach zawsze są trzy zadania, prawda?
- Trzy zadania – potwierdził Ron. Wyglądał przy tym, jakby bardzo intensywnie nad czymś myślał, co było raczej
słabą stroną Gryfonów. – Jutro Malfoy, będziesz musiał... yyyy... będziesz musiał...
- Będziesz musiał pocałować Harry`ego - dokończyła za niego Ginny głośno. – Publicznie – dodała.
Twarz Harry`ego przybrała odcień zieleni, idealnie zgranej z barwą jego oczu.
- Nieeeee! – jęknął. – Ginny! Zamknij się!
- Mówiłem ci, że twoi przyjaciele cię bardzo nie lubią, Potter – stwierdził Draco z satysfakcją, a potem zreflektował
się. – Zaraz! Chcecie, żebym go pocałował?
- Właśnie tak – przytaknęli jednocześnie Ginny, Seamus, Ron, Hermiona i Dean.
- Nie, nie! To nie tak! - szybko zaprotestował Harry. – Chcieli powiedzieć, że masz mnie p-o-r-a-t-o-w-a-ć..., eeee…
podczas następnego meczu Quidditcha, nie będziesz się starał tak bardzo schwycić znicza.
Draco popatrzył chłodno na Gryfonów.
- Rozumiem... – wycedził.
Wyglądali na zaskoczonych.
- Rozumiesz? – zdziwiła się Hermiona. – Trochę trudno w to uwierzyć, sądząc po tym, jak zachowywałeś się do tej
pory.
- Tak, doskonale rozumiem. – Głos Ślizgona miał temperaturę ciekłego azotu. – Mogłem się spodziewać, że Gryfoni
nie będą grać czysto. – Obrzucił przerażonego Harry`ego lodowatym spojrzeniem. – Do zobaczenia jutro –
powiedział do niego.
- Ależ naprawdę, Malfoy – wyszeptał Harry. – Nie musisz...
- Och, zamknij się, Harry - rzucił Draco bezmyślnie, odwrócił się i opuścił komnatę.
*
Draco wkroczył majestatycznie do pokoju wspólnego Slytherinu. Crabbe i Goyle czekali na niego, siedząc na
skórzanych sofach. Goyle przeczytał już połowę A La Recherche du Temps Perdu**** w oryginale. Gdy zauważył
wchodzącego kolegę, zaznaczył miejsce gdzie skończył i odłożył książkę na bok.
- Jak tam sprzątanie pokoju Gryfonów? – zapytał.
- Muszę zwiewać – krótko poinformował ich Draco. – Oni chcą mnie zabić.
Crabbe uniósł brwi.
- Hm... To raczej mało prawdopodobne.
- Wyznaczyli mi nowe zadanie – odparł Draco. – Chcą, żebym pocałował Pottera. Publicznie. Och, oczywiście
wiem, o co im chodzi. Przejrzałem ich plan. Umyślili sobie, żeby to wyglądało tak, jakbym zaatakował Pottera i
chciał go zamordować. Wtedy wszyscy rzucą się na mnie niechybnie i rozedrą mnie na strzępy. Każdy kawałek
mojego pięknego ciała zetrą na proch – lamentował. - Albo użyją zatrutego balsamu do ust. Albo...
- Och przestań, jesteś beznadziejnym paranoikiem – machnął ręką Goyle. – Na Merlina, Draco! Ty po prostu mu się
podobasz. On najzwyczajniej w świecie czuje do ciebie miętę.
- Eee? On co? – Draco był pewien, że się przesłyszał.
- Wpadłeś w oko Harry`emu Potterowi – rzekł Crabbe z naciskiem.
- Wszyscy to wiedzą – dodał Goyle spokojnie.
- Bez obrazy Malfoy, ale jesteś kompletnym idiotą, jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś. – Crabbe popatrzył na niego z
politowaniem.
- Zabujał się w tobie na amen – uściślił Goyle.
- Przecież to oczywiste – powiedział Crabbe. – Cała szkoła wie.
- A wy skąd wiecie? – zapytał Draco słabo.
- Pansy nam powiedziała – wyjaśnił Goyle. – W grudniu, kiedy spytał się jej, czy myśli, że zgodzisz się iść z nim na
Bal Bożonarodzeniowy.
- Dlaczego mi o tym nie powiedzieliście?! – wrzasnął Draco.
- Myśleliśmy, że wiesz – odparł Crabbe zdumiony.
- Przecież wszyscy wiedzą – dodał Goyle.
- JA NIE wiedziałem! – wycedził Draco.
- No to teraz już wiesz – stwierdził Crabbe z niezmąconym spokojem.
Draco opadł ciężko na sofę, pomiędzy przyjaciół.
- Co mam teraz zrobić? – zajęczał.
- Cóż, pomyślmy... – zaczął Goyle. – Harry Potter chce cię pocałować. Jest przystojny, bardzo bogaty i jest
najlepszym zawodnikiem Quidditcha - spojrzał na Draco. - A ty masz na jego punkcie obsesję, odkąd skończyłeś
jedenaście lat.
- Tak, zdecydowanie powinieneś zwiać ze szkoły – podsumował Crabbe.
- Bezwarunkowo – przytaknął Goyle sięgając po książkę.
Zapadła chwila milczenia.
- Co czytasz Goyle? – zapytał Draco rozdrażnionym tonem.
- Yyyyy... Oglądam obrazki – zająknął się Goyle. - De profession a profession a profession, on se devine, et de vice a
vice aussi...*****
Draco spochmurniał.
*
Crabbe i Goyle są do niczego, doszedł do wniosku Draco. Wszystko co potrafią robić dobrze, to gapić się na niego,
jakby był niedorozwiniętym mutantem, który jakimś cudem wydawał z siebie dźwięki, przypominające ludzką
mowę.
Siedział na skraju łóżka wpatrując się w wiszące nad nim lustro i czuł się bardzo źle.
„Przystojny, bardzo bogaty i świetny w Quidditcha...” To przecież idealny opis jego samego, a nie Pottera. Przez
chwilę skoncentrował się na podziwianiu swojego odbicia. Widział to, co zwykle - idealną krzywiznę kości
policzkowych, która była najczystszą poezją formy kostnej; lekko wydęte, doskonałe w zarysie usta i włosy, które
były absolutnie najbardziej perfekcyjnym dziełem natury. Z drugiej strony Harry. Harry był niechlujny. Jego włosy
sterczały zwykle na wszystkie strony, przypominając gniazdo leniwej wrony. No i okulary, które w dodatku
wiecznie zjeżdżały mu z nosa. Poza tym ubierał się tak, jakby skrzaty notorycznie omijały jego pokój w dniu prania.
Miał też długie, gęste rzęsy, i jakby stworzone do pocałunków usta... Był nieśmiały i bezpretensjonalny. To bardzo
pociągające. Prawdopodobnie dlatego, że nawet nie podejrzewa jak bardzo jest seksowny.
Fuj! Otrząsnął się raptownie zszokowany kierunkiem, jaki obrały jego myśli, i spadł z łóżka. Wylądował na
kamiennej podłodze, rozciągnął się na niej i zapatrzył w sufit. „Masz na jego punkcie obsesję, odkąd skończyłeś
jedenaście lat” przypomniał sobie słowa Goyle`a.
- To wcale nie tak! – zaprzeczył głośno. – To, że jest pierwszą osobą na którą patrzę wchodząc do pomieszczenia; to,
ż
e wykorzystuję każdą wolną chwilę obmyślając jak go pognębić, żeby choć na chwilę zwrócił na mnie uwagę; i to,
ż
e jak gapię się na stół Gryfonów podczas posiłków to robię się dziwnie roztargniony i zapominam zupełnie o
jedzeniu... – Jego głos przeszedł w ponury pomruk, gdy powoli zaczął uświadamiać sobie przenikający przez ubranie
chłód podłogi. – Do diabła! – zaklął pod nosem. – Gdybym wiedział, że doznam objawienia w takich
okolicznościach, lepiej bym się ubrał!
*
Draco siedział pod schodami prowadzącymi na trzecie piętro. Było tu zimno i mokro. Zaczynał się niepokoić, że te
obskurne, wilgotne warunki, kompletnie zniszczą mu cerę. Z drugiej jednak strony, miał stąd fantastyczny widok na
nogi wszystkich, którzy schodzili właśnie do lochów na lekcje eliksirów. Kiedy para znajomo wyglądających
niebieskich trampek pojawiła się w polu jego widzenia, szybko wysunął rękę i złapał ich właściciela za kostkę.
- Pssst – syknął. – Potter. Tutaj.
Chłopak schylił się i przyjrzał mu się bacznie. W zielonych, ukrytych za okularami oczach zamigotało zdumienie.
- Malfoy, co robisz pod tymi schodami?
Przez głowę Ślizgona przemknęło kilka pomysłów na wyjaśnienie tej sytuacji, ale szybko odrzucił je, uznając za
mało wiarygodne.
- Przestań gadać i właź – wyszeptał.
Zrezygnowany Harry opadł na kolana i wczołgał się w niewielką przestrzeń kryjówki.
- To jakiś nowy rodzaj gry, czy może ostatecznie ci odbiło? – zapytał z zainteresowaniem.
Ś
lizgon spojrzał na niego. Teraz, kiedy Harry klęczał o cal od niego, i w dodatku wyglądał tak spokojnie i
nieprawdopodobnie cudownie z resztkami farby we włosach oraz plamą z atramentu na czubku nosa, Draco nie był
w stanie znaleźć żadnego sensownego wyjaśnienia. Przecież musi być coś, o czym mogliby porozmawiać. Szkoła?
Quidditch?
- No więc...Co sądzisz o szansach drużyny Puddlemere w tym sezonie? – rozpoczął konwersacyjnie.
- Eeee... – zająknął się Harry. – Ja... hm... nie zastanawiałem się nad tym – dokończył odważnie.
- A, niech to diabli – Draco spojrzał na niego, pochylił się i pocałował go w usta.
To było nadspodziewanie przyjemne. Harry drgnął i znieruchomiał. Przymknął oczy i przylgnął do Draco tak, że ich
nosy się zetknęły. Wargi Harry`ego były zaskakująco miękkie, a kosmyki jego włosów opadły na twarz Ślizgona,
który poczuł delikatną woń mydła i terpentyny.
Kiedy odsunęli się od siebie, twarz Draco rozjaśniła się w szerokim uśmiechu, a Harry wyglądał jak człowiek
bezgranicznie szczęśliwy.
- W porządku, Malfoy - powiedział. – Zrobiłeś to. Wybaczam ci. Możesz iść. Już dawno ci wybaczyłem – dodał
nieco zakłopotany. – Zresztą, wiesz o tym.
Draco, który prawie zupełnie zapomniał o rzeczywistej przyczynie całej sprawy, zagryzł wargi.
- Naprawdę jest mi przykro z powodu peleryny twojego ojca – powiedział. – Poważnie, bardzo, bardzo cię
przepraszam. To, co zrobiłem było wstrętne.
- No, niezupełnie – Harry uśmiechnął się słabo. – Nie zniszczyłeś mojej peleryny. Podpaliłeś przeciwdeszczowy
płaszcz Hermiony. Po prostu, nigdy wcześniej nie widziałeś przeźroczystego plastiku. Jesteś idiotą. A w ogóle, to
powiedziałem już, że ci wybaczyłem. Nie wyleją cię ze szkoły, Malfoy – zapewnił go. - A Zjednoczeni z
Puddlemere są do dupy – zakończył.
Draco zmieszał się lekko. Sprawy zaczynały przybierać dziwaczny obrót.
- Hermiona nie jest we mnie zakochana, prawda? – upewnił się, w tym samym momencie uświadamiając sobie kilka
spraw jednocześnie.
Harry popatrzył na niego z niedowierzaniem.
- Pójdę już – powiedział. – Nie chcę się spóźnić na eliksiry.
- Co? Dlaczego chcesz iść? – zdumiał się Draco. – Myślałem, że ci się podobam? No więc jestem tutaj, oddaję to
wspaniałe, adonisowe ciało do twojej dyspozycji, a ty mnie odrzucasz? Twoje zachowanie jest absurdalne!
- Wcale mi się nie podobasz! – przeraził się Harry. – Kto ci tak powiedział?
- Zdaje się, że cały Hogwart o tym wie – wzruszył ramionami Draco. – Mam wrażenie, że powiedziałeś o tym
każdemu, prócz mnie.
- Nic takiego nie mówiłem – zaperzył się Harry.
- Mówiłeś – upierał się Draco. – Pytałeś Pansy Parkinson, czy poszedłbym z tobą na Bal Bożonarodzeniowy.
- Wcale nie – zaprzeczył Harry i nagle przygarbił się. – W porządku, pytałem. Masz rację Malfoy, podobasz mi się. I
nic nie mogę na to poradzić! To straszne! Chciałbym, żeby podobał mi się ktokolwiek inny, byle nie ty. To bardzo
krępujące, niepokojące i zupełnie irracjonalne. I świetnie zdaję sobie sprawę, że moje uczucia nigdy nie będą
odwzajemnione. A więc, czy pozwolisz mi już iść na eliksiry? Udawajmy po prostu, że nic się nie stało.
- Nigdy nie mówiłem, że mi się nie podobasz – powiedział Draco patrząc na niego uważnie.
Harry zamrugał zdumiony.
- Co?
- Oczywiście, jeśli tak bardzo chcesz, możesz iść na eliksiry – ciągnął Draco. – Bo jeżeli zdecydujesz się zostać,
najprawdopodobniej pocałuję cię jeszcze raz.
- Eeee.... – zająknął się Harry. – Dlaczego?
Draco uświadomił sobie nagle, że pochyla się w stronę Harry`ego, łapie go za ramiona i całuje, a co ważniejsze, że
pocałunek jest odwzajemniany. Nieoczekiwanie ich ciała zmieniły się w plątaninę kończyn, a usta Harry`ego
rozchylały się pod jego wargami. Ręce Draco znalazły się w miękkich, puszystych i tylko gdzieniegdzie
posklejanych resztkami farby, włosach. Raptem Draco zyskał absolutną pewność, że nie ma innego miejsca na całym
ś
wiecie, gdzie chciałby trzymać swoje dłonie - może z wyjątkiem innych miejsc na ciele Harry`ego.
Z oddali dobiegł go gwar oraz odgłos jakby oklasków i stłumionych chichotów. I poczuł się tak, jakby nareszcie
wygrał swój mecz z Gryffindorem. Bo w jakiś sposób, całowanie Pottera było najbardziej zachwycającą rzeczą, jaka
przydarzyła mu się w całym jego życiu. To było nawet lepsze od całowania własnego odbicia w lustrze – co mógł
stwierdzić z całą pewnością, bo próbował tego kilkakrotnie.
- Dlatego – stwierdził Draco wyraźnie zachwycony i usiadł na podłodze.
- To bardzo dobry powód – zgodził się Harry.
- Miałem nadzieję, że będzie wystarczająco przekonujący.
Uśmiechnęli się, patrząc sobie w oczy.
Nagle Draco coś sobie przypomniał.
- Czekaj, czy nie powinienem pocałować cię na oczach całej szkoły?
- Właśnie to zrobiłeś - kiwnął głową Harry.
- Co? – zdumiał się Ślizgon.
- Schody – powiedział Harry wskazując palcem. – Przesunęły się. Nie zauważyłeś?
Draco spojrzał do góry, rozglądnął się dookoła i stwierdził, że siedzą w niczym nieosłoniętej części holu. Schody
faktycznie przesunęły na drugą stronę. Wokół stali uczniowie i gapili się na nich bezwstydnie. Gryfoni uśmiechali
się, wyraźnie z siebie zadowoleni, a Crabbe i Goyle patrzyli pobłażliwie, z lekkim zdziwieniem unosząc brwi.
Zorientował się także, że wciąż obejmuje Harry`ego ramionami, ale nie przeszkadzało mu to, bo zrozumiał nagle, że
to dla nich najlepsze miejsce.
- Swoją drogą, zupełnie nie rozumiem, dlaczego oni się tak gapią – stwierdził z niesmakiem.
Harry roześmiał się i przytulił do niego.
- Bo to jest zupełnie niemożliwe – westchnął.
KONIEC
* Wiewiór – Ron Weasley. Nowe przezwisko zostało wprowadzone, bo nie zgadzamy się z Jedynym Słusznym
Tłumaczeniem. Oryginalnie, Weasley – Weasel brzmią podobnie [ łizly – łizyl ]. P. Polkowski oparł tłumaczenie na
tej samej zasadzie, ale wyraz „wieprzlej” brzmi według nas po prostu nieelegancko. Dlatego uznałyśmy, że lepiej
będzie skojarzyć przezwisko kolorystycznie: rudy – Wiewióra.
**Sex (ang.) – płeć.
***Trawestacja słów Hamleta: “Alas, poor Yorick!” (ang.) “Ach, biedny Jorik”.
**** A La Recherche du Temps Perdu – „W poszukiwaniu straconego czasu” (Marcel Proust).
***** “De profession a profession a profession, on se devine, et de vice a vice aussi…” – “Z profesji do profesji i
profesji, można to przepowiedzieć i jest to wadą…” (tłumaczenie wolne by Misiek).