24. Niespodziewana wizyta
SCARLETT
Obudziłam się z pieczeniem w gardle. Bardzo mi się chciało pić. Obok mnie
cały czas siedział Demetri, a po za nim w pokoju była Rosalie i Carlisle, który
co chwila spoglądał na wykres pracy mojego serca. Podniosłam głowę i
podeszłą do mnie Rosalie, na co Demetri się skrzywił. Nie lubił jej, uważał ją za
pustą, plastikową lalkę.
-Potrzebujesz czegoś? – zapytała słodko.
-Wody – powiedziałam zachrypniętym głosem.
Zniknęła na dziesięć sekund i wróciła ze szklanką wody, którą duszkiem
wypiłam. W większym stopniu uleczyła moje pragnienie, ale chciałam jeszcze.
Ku mojemu zdziwieniu, Rosalie raz jeszcze bez żadnych protestów przyniosła
mi kolejną szklankę wody.
Demetri cały czas głaskał mnie po głowie i bawił się moimi przetłuszczonymi
już włosami. Serce bolało mnie na widok jego zlanej bólem i zatroskaniem
twarzy. Nie chciałam, żeby tak cierpiał. Jego oczy były jeszcze czarniejsze, niż
wczoraj.
-Demetri, powinieneś iść się posilić.
-Nie ma mowy, nigdzie nie idę. Będę przy tobie przez cały czas – zaprotestował
wampir.
Cóż mogłam się spodziewać takiej reakcji po moim mężu. Nie wiem dlaczego,
ale obwinął się za moją chorobę, a przecież to nie była wcale jego wina,
widocznie tak miało być.
Rosalie podała mi szklankę, którą szybko opróżniłam. Chciałam ją oddać
wampirzycy, ale wymsknęła mi się z dłoni, upadła na podłogę i roztrzaskała się
na setki małych kryształków. Czułam się osłabiona, a minął dopiero jeden dzień.
Carlisle podał mi kubek z czerwoną cieczą. Wiedziałam co jest w środku i
mimowolnie się skrzywiłam. Zamknęłam oczy i upiłam łyk krewi. Skoro już za
niedługo miałam się stać wampirem, to musiałam się przyzwyczajać do picia
krwi. Nie pytałam, czy to krew zwierzęca, czy ludzka, bo po prostu nie chciałam
tego wiedzieć. Na samą myśl, że poję ludzką krew robiło mi się nie dobrze.
Do salonu weszli Bella z Renesmee. Nessi podbiegła do mojego łóżka i
wdrapała się na nie. Mimo, że mogła mówić, przyłożyła swoją rękę i pokazała
mi turniej siatkówki, a dokładniej jak mdleję i podbiega do mnie Demetri wraz z
Carlislem i Alice, jak Carlisle bierze mnie na ręce i gdzieś ze mną wychodzi i
jak Alice patrzy spod byka na mojego męża oraz Renesemee pokazała mi jak
leżę w szpitalu, a Demi nade mną czuwa.
Dziewczyna oderwała swoją rękę od mojego policzka i delikatnie mnie
przytuliła. Wyglądała już na trzynaście lat. Była bardzo podobna do Edwarda,
ale miała czekoladowe oczy. Jak się domyśliłam, musiały należeć do Belli, jak
jeszcze była człowiekiem. Do salonu dołączył Edward.
Doktor podłączył mi kolejną kroplówkę do żyły. Moja prawa ręka posiadła kilka
siniaków. W miejscy, gdzie miałam pierwszy welflon, znajdował się pokaźnych
rozmiarów zielono – niebieski siniak. Carlisle podłożył mi swoją lodowatą dłoń
na czole, na co się wzdrygnęłam.
-Scarlett, masz gorączkę. Niestety nie mogę ci podać żadnych leków na jej
zbicie ze względu na dziecko. Zwłaszcza, że nie będzie przyjmować niczego co
ludzkie.
W końcu było w połowie wampirem. Cały czas chciało mi się pić, więc
poprosiłam Rosalie o dzbanek z wodą. Spełniła moją prośbę, napełniła szklankę
wodą i podała ją Demetriemu, żeby mnie napoił. Mój mąż z chęcią spełnił
prośbę Rosalie.
Nie chciałam, aby mój mąż patrzył na mnie w takim stanie. Wiedziałam, że
muszę wyglądać okropnie. Do tego przez nowotwór chudłam. Bałam się tak
strasznie o moje dzieciątko, że rak je zabije, albo że nie dotrzymam go. Mimo,
ż
e go jeszcze nie widziałam, pokochałam je z całego serca. W końcu nosiłam je
pod serce. Zawsze marzyłam o dzieciątku i ucieszyłam się kiedy się o nim
dowiedziałam. Ono było takie bezbronne. Położyłam rękę na swoim brzuszku.
Demetri poszedł w moje ślady i po raz pierwszy od złych wieści na jego idealnie
pięknej twarzy pojawił się uśmiech. Ja także się uśmiechnęłam, a razem z nami
Bella, Edward i Rosalie.
Wpadłam na pewien pomysł. Kiedyś Charlotte śpiewałam mi zawsze na
dobranoc kołysankę. Ciągle trzymając się za swój brzuch zaczęłam śpiewać
pierwsze słowa mojej kołysanki. Jakby na znak, że mu się podoba moje
maleństwo się przewróciło w środku co sprawiło mi ogromną radość. Demetri,
który przez cały czas trzymał rękę tam gdzie ja spojrzał na mnie i jeszcze
piękniej się uśmiechnął. Tego mi brakowało w jego twarzy, tego jego
najpiękniejszego uśmiechu, jego błyszczących się ze szczęścia oczu.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Bella otworzyła i stanął w nich mój przyjaciel.
Od feralnego turnieju razem z Paulem od nowa staliśmy się przyjaciółmi, z
czego bardzo się cieszyłam, bo brakowało mi jego obecności i jego głupich
ż
artów. Demetri za nim nie przepadał, ale dzielnie znosił jego obecność, za co
byłam mu niezmiernie wdzięczna. Poniekąd wampir wiedział jak ważna jest dla
mnie jego obecność. Odsunął się od mnie o kawałek, aby zrobić miejsce
Paulowi, ale nadal trzymał swoją dłoń na moim brzuchu.
Paul spojrzał najpierw na mój brzuchu, następnie na Demetriego, a na koniec na
mnie i się uśmiechnął.
-Mam coś dla ciebie – powiedział i wyciągnął coś z kieszeni – sam zrobiłem.
Wzięłam do niego kartkę i ją rozłożyłam. W środku niej był mój czarno – biały
portret. Miałam wtedy lokowane włosy i sukienkę, a obok mnie stał wtedy Paul.
Było to mój portret, ze zdjęcia które nam zrobiła Lindsay na jej imprezie.
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie i podziękowałam przyjacielowi za
prezent. Porozmawiałam z nim i zmęczona poszłam spać. Dzisiaj po raz
pierwszy od jakiegoś czasu miałam sen. W tym śnie uciekłam przed kimś, z
małym niemowlęciem na rękach. Odwróciłam się, żeby zobaczyć kim jest mój
wróg. Ukazała mi się blada twarz Kajusza. Miał swój szyderczy uśmiech na
twarzy. Dogonił mnie bardzo szybko, odebrał niemowlę i cisnął mną na ziemię,
gdzie wpadła w stos szkła, która powbijało się w moją skórę. Zaczęłam z bólem
wyciągać wbite szkło, a z mojego ciała, spływały stróżki krwi. Nagle Kajusz
zbliżył się do mnie i wtopił swoje białe zęby w moją skórę.
PAUL
Postanowiłem złożyć wizytę Scarlett. Wiedziałem co się stało na turnieju
siatkarskim, ponieważ w tak małej miejscowości wszystko się szybko
rozchodzi. Nie chciałem pojawiać się w szpitalu, ponieważ nienawidziłem tego
miejsca. Na pewno ta jej pijawa przy niej czatowała. Sam sobie winien, mógł
nie zapładniać Scarlett to wszystko było by dobrze. No i oczywiście gdyby jej
nie porwał wtedy do Włoch to być może nie miałaby tego nowotworu. Czy
uważałem, że wszystko to jego wina? Zdecydowanie tak!
Przyszedłem do niej jak tylko się dowiedziałem, że wypisano ją ze szpitala.
Przybiegłem do niej i zobaczyłem ją. Wyglądała jak jedno z nich, ale jej serce
ciągle biło. Słabo, ale biło, co mi dało pewność, że jest jeszcze człowiekiem.
Wiedziałem, że na pewno ją zmienią, w końcu wyszła za mąż za tą włoską
pijawkę.
Moja słodka Scarlett wyglądała tak blado, tak bezbronnie i krucho. Miała
ogromne sińce pod oczami i pełno siniaków na rękach. Brzuch jej się trochę
powiększył. W końcu była w tej swojej wampirze ciąży. Czułem taką nienawiść
do tej pijawy, ale wiedziałem że zranię tym Scarlett, więc siedziałem cicho.
Oczywiście musiałem powiedzieć coś kąśliwego, ale później nie zwracałem na
niego zupełnie uwagi. Ogólnie to miałem go głęboko w dupie. Najchętniej to
bym go zabił. Muszę porozmawiać z Samem, czy jak ta pijawa zmieni Scarlett
w wampira, czy będę mógł go zabić. Mam ogromną nadzieję, że Sam się zgodzi.
A jak nie to zapytam Jacoba. W końcu jest oficjalnym zastępcom samca alfy.
Scarlett myślała, że trafiło mnie wpojenie. Ale nie trafiło. Po prostu chcąc o niej
zapomnieć związałem się z siostrą Jacoba, Rachel. Jaką zabawną minę miał
Jake, jak się o tym dowiedział. Normalnie śmiech na sali.
Poszedłem do Scarl następnego dnia. Wyglądała jeszcze gorzej niż wczoraj.
Miała jeszcze bardziej podkrążone oczy i przetłuszczone włosy. Okej, nie mogła
się podnosić z łóżka ze względu na tego małego potworka, ale to już była lekka
przesada, ci Cullenowie nie pozwalali jej na nic. Nawet ten jej Demetri poił ją.
Jakby Scarlett była jakaś niewładna.
Dałem przyjaciółce rysunek, który zrobiłem kiedy zerwałem naszą przyjaźń.
Namalowałem Scarlett, patrząc na nasze zdjęcie z imprezy jej kumpeli. Ku
mojej uciesze, spodobał się jej. Jednak nie posiedziałem u niej zbyt długo,
ponieważ wiedziałem jaka była zmęczona, jak oczy kleiły się jej. Pożegnałem
się, wyszedłem od niej z domu i przeobraziłem się w wilka. Biegłem po lesie i
usłyszałem w swojej głowie, głosy Jareda i Sama.
Nawet o tym nie myśl Paul - pięknie Sam zabronił mi zabicie tej pijawy – wiesz,
ż
e mamy pakt z Cullenami, według którego nie możemy im zrobić krzywdy, ani
oni nam.
Ale on nie jest od Cullenów!- zaprotestowałem.
Naprawdę miałem wielką ochotę dorwać tego krwiopijcę. Gdyby jej nie porwał,
może by się we mnie zakochała, ta tak dupa, nawet wyszła za niego.
Dobrze, że się z nią nie związałeś. Kiedyś trafi cię wpojenie, a wtedy Scarlett by
cierpiała. Demetri od teraz jest jednym z Cullenów, więc nie możemy go tknąć.
A po za tym chcę zmienić Scarlett po to, żeby żyła, a to powinno być dla ciebie
najważniejsze.
Taaa, no niby Sam miał rację, ale jakoś nie mogłem poczuć sympatii do jej
faceta. I jeszcze to jej dziecko. Dlaczego ona chce uparcie je mieć. Może gdyby
go nie było, Scarlett by wyzdrowiała, przyjmowałaby leki i poddałaby się
chemioterapii. A tak, nic nie może zrobić, bo byłoby to zagrożeniem dla jej
dziecka. Kobiety są naprawdę dziwne.
SCARLETT
Obudziłam się cała zlana potem. Mój sen był naprawdę okropny, zwłaszcza że
pojawił się w nim Kajusz, którego nienawidziłam z całego serca i którego
panicznie się bałam. Jak zawsze Demetri siedziała u mojego boku i zaczął
ocierać swoją lodowatą ręką pot z mojego czoła, co przynosiło mi ulgę.
Czułam się fatalnie. Byłam spocona, nie myłam się od trzech dni, włosy mnie
denerwowały, ponieważ tak samo, od trzech dni nie były myte. Nie chciałam,
ż
eby Demetri na mnie patrzył, od mojej gorszej strony. W końcu powiedziałam
mu co leży mi na sercu.
-Scarlett, ja cię tak bardzo mocno kocham, dla mnie jesteś zawsze piękna, nie
przejmuję się w ogóle tym co mi powiedziałaś.
Po tych słowach jak na dowód swoich słów, namiętnie ale i ostrożnie pocałował
mnie w usta. Roztapiałam się pod wpływem jego cudownych ust i cudownego
waniliowego – kokosowego zapachu. Tak szalenie kochałam tego wampira.
Mimowolnie zaczęłam płakać. Nie chciałam opuszczać tego świata, nie
chciałam opuszczać Demetriego. Nie chciałam się nigdzie bez niego ruszać. Mój
ukochany zaczął mnie pocieszać, że nic mi nie będzie, że zmienią mnie w
odpowiedniej chwili w wampira, ale czułam się coraz gorzej i coraz mniej
wierzyłam w powodzenie przemiany.
Tak ciężko będzie mi się rozstać z Demetrim, z moją kochaną, szaloną Alice, z
czułą Esme i Carlislem. Z moją szkolną przyjaciółką Lindsay i moim kochanym
przyjacielem Paulem.
Nagle poczułam ostry ból w sercu, tak mocny, że zaczęłam widzieć ciemność
przed oczami. Maszyna wydawała jeden dźwięk, oznaczający koniec pracy
serca. Powoli zaczynałam tracić słuch. A więc to już. Już zaraz miałam na
zawsze opuścić moich bliskich, już na zawsze miałam opuścić świat żywych.
Nie czułam już nic. Widziałam tylko coraz to ostrzejsze światło. I nagle
poczułam jak coś uciska moją klatkę piersiową i wdmuchuje mi powietrze do
usta. A jednak to nie mój czas. Wracałam do świata żywych, dzięki reanimacji
Carlisle’a. Otworzyłam oczy, a doktor przestał uciskać moją klatkę piersiową i
odgarnął swoje blond włosy z czoła. Demetri miał tak bardzo przestraszoną
twarz, że zachciało mi się płakać. Alice miała podobny wyraz twarzy co mój
mąż.
Wszyscy odetchnęli z ulgą na mój widok. Demetri złapał mnie za rękę i cały
czas powtarzał „Scarlett nie rób mi tego więcej”. Ale jedyne co mnie
interesowało to dzieciątko. Moje dzieciątko.
-Carlisle co z moim dzieckiem? Powiedź mi co z moim dzieckiem! – wręcz
zażądałam.
-Wszystko w porządku. Nic mu nie jest – uspokoił mnie lekarz.
Odetchnęłam z ulgą. Alice mokrą szmatką otarła pot z mojego czoła i z moich
ramion.
Przyszła pora na kolejną porcję naszego (mojego i dzieciątka) pożywienia. To
co się przed chwilą stało bardzo mnie osłabiło, więc Alice pomagała mi wypić
krew. Piłam ją bardzo wolno, ponieważ niemiłosiernie piekło mnie gardło, ale w
końcu udało mi się wypić całą ciecz.
Minęły dwa tygodnie od zdarzenia, od przerwania pracy mojego serca. Z dnia na
dzień czułam się bardzo słabo. Praktycznie nie mogłam podnieś ręki do góry,
wymagało to ode mnie nie lada wysiłku. W ciągu tych tygodni Paul odwiedził
mnie sześć razy. Oczywiście dowiedział się od Alice tym co się stało i przez
chwilę miał przerażenie wymalowane na twarzy.
Mój brzuszek już urósł. Wyglądałam jakbym była w trzecim miesiącu ciąży.
Carlisle robił mi USG, które nie wyszło, ponieważ moje dziecko stworzyło
wokół siebie grubą nie do przebicia błonę.
Dzisiaj wszyscy siedzieliśmy w salonie. Ja oczywiście leżałam na łóżku, nadal
czują się nie komfortowo. Śpiewałam mojemu dzieciątku kołysankę, którą
ś
piewała mi Charlotte. Nagle Edward spojrzał w moją stronę i się uśmiechnął.
-O co chodzi? – przerwałam śpiewać.
-Twoje dziecko, hm… bardzo podoba się mu twoja kołysanka – odpowiedział
mi wampir.
-Skąd wiesz?
-Czytam mu w myślach – odpowiedział ciągle z uśmiechem wampir – z Nessi
było tak samo.
Poczułam jakby mój skarb był ze mną. Stał się jeszcze bardziej realny, niż
zwykle. Poczułam się naprawdę wspaniale. Mojemu maleństwu spodobał się
mój śpiew. To było coś pięknego. Chciałam poprosić Edwarda, żeby powiedział
mi jakiej jest płci, ale jednak chciałam mieć niespodziankę. Dzięki tej małej
informacji poczułam się silniejsza i ponownie zaczęłam śpiewać. Mój śpiew
przerwało gwałtowne pukanie do drzwi. Edward podniósł głowę i zrobił wielkie
oczy. Jasper otworzył drzwi, za nim stał Emmett. Do salonu weszła osoba w
czarnej pelerynie. Na głowie miała kaptur więc nie było widać jego twarz. Ale
wiedziałam jedno. Takie peleryny nosili ludzie od Volturi. Przybysz ściągnął
kaptur i naszym oczom ukazała się twarz Aleca.
Wszyscy pytająco patrzyli na młodo wyglądającego wampira i przyjęli waleczne
pozycje.
-Alec, co ty tutaj robisz? – zdziwił się Demetri.
-Oni już wiedzą gdzie jesteś – powiedział wampir – przybyłem wam wszystkich
ostrzec.
-To na pewno jakiś podstęp – powiedziała Rosalie.
-Nie Rose, on mówi prawdę – powiedział Edward.
No tak czytał mu w myślach. Okej Alec mówił prawdę, ale dlaczego przybył tu
nas poinformować? Moje myśli wypowiedział na głos Jasper. Chłopak nie
odpowiedział, tylko skierował oczy ku oknu. Edward uśmiechnął się pod nosem.
On wiedział, ale nie zamierzał się z nikim tą informacją podzielić.
-To nie ma znaczenia – odpowiedział Alec – Volturi będą tu za miesiąc, a ja
chcę walczyć po waszej stronie.
To już mnie zupełnie zdziwiło. Najpierw Demetri opuścił Volterrę, a teraz Alec.
Czy ktoś jeszcze miał do nas dołączyć?
-To nie głupi pomysł, Alec ma świetny dar, który możemy wykorzystać
przeciwko naszym wrogom – myślał głośno Carlisle.
Spojrzał na Edwarda, a ten mu przytaknął. Czyli musiał o coś zapytać Edwarda
w myślach, a ten mu odpowiedział twierdząco.
-Skoro, tak to możesz zostać.
I w tym samym momencie poruszyło się moje dzieciątko.
Ś
wietnie, czyli wtedy kiedy na świat miało przyjść moje maleństwo mieli na
odwiedzić Volturi. Czy musiałam mieć tak wielkiego pecha? Nie mogli
poczekać chociaż tygodnia? Ale musiałam zadać sobie podstawowe pytanie?
Czy będę jeszcze wtedy w ogóle żyła? Za dwa tygodnie miał minąć miesiąc od
wykrycia nowotworu, więc jak to powiedział Carlisle mogłam umrzeć. Ostatnio
o mało tak się nie stało, ale to dowodzi o jedynym. Jestem silna i bez walki się
nie poddam.