0
Laura Wright
Małżeństwo na rok
Skandale w wyższych sferach 02
Tytuł oryginału: Front Page Engagement
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Trent Tanford zmiął w dłoniach kartkę papieru i wrzucił ją do kosza
stojącego tuż obok jego biurka. Śmieszne! Przeciągnął się i usiadł wygodnie w
skórzanym fotelu. Nie czuł już ani złości, ani palącego przygnębienia. Chciał
jedynie znowu wrócić do pracy i na razie tylko to się liczyło. Miał już
serdecznie dosyć wysłuchiwania narzekań ojca.
Pragnął diametralnie zmienić swoje życie. Wreszcie, w wieku trzydziestu
jeden lat, zdołał zrozumieć, na czym tak naprawdę mu zależy, zarówno w
życiu prywatnym, jak i w pracy. Już kilka lat pracował w mediach; jego rodzi-
na zgromadziła pokaźny pakiet gazet i czasopism wydawanych regularnie od
długiego czasu.
Na jego biurko wpełzł pierwszy promień słońca. Podniósł oczy i przez
przeszklony sufit spojrzał w niebo. Rodził się kolejny sierpniowy upalny dzień.
Nie tracąc czasu, przysunął bliżej siebie kilka kontraktów i wziął do ręki
pióro. Czas wziąć się do pracy.
– Dzień dobry, panie Tanford.
Trent uniósł głowę. W drzwiach stała jedna z nowo zatrudnionych
pracownic. W zeszłym roku dopiero co skończyła studia w Nowym Jorku, a
już z zapałem pięła się po szczeblach kariery.
– Wpół do siódmej. Doceniam pani pilność.
– Dziękuję – uśmiechnęła się, odrzuciła burzę rudych włosów na plecy i
wyszła z gabinetu.
Trent znowu zagłębił się w dokumentach, choć jego myśli błądziły wokół
nowej pracownicy. Była bardzo ładna i pewnie w innych okolicznościach
chętnie by się z nią umówił. W pracy obowiązywały jednak inne zasady. Poza
tym była dla niego zbyt młoda... Choć musiał przyznać, że ten jej rdzawy
2
odcień włosów bardzo go pociągał. Poprzedniego wieczoru umówił się właśnie
z jedną rudą. Może nie była tak mądra jak ta kobieta, która dopiero co zniknęła
mu z oczu, ale na pewno równie ładna. Parsknął śmiechem na wspomnienie
poważnej miny dziewczyny, która z żarem w głosie zapewniała, że Mirt
Romney, polityk z ramienia Partii Republikańskiej, jest tak naprawdę
zawodowym graczem w bejsbol. Och, uwielbiał kobiety! Uwielbiał sposób, w
jaki się śmiały, chodziły, pachniały. Każda jest inna, ale wszystkie wierzą, że
go w sobie rozkochają i usidlą. Trent od lat trzymał się pewnej zasady:
umawiał się z jedną kobietą tylko przez cztery tygodnie, a następnie zrywał i
usuwał się, by wpaść w ramiona innej.
Wciąż nie mógł się nadziwić naiwności kobiet. Niby wykształcone,
mądre, a jak zwietrzą dobrą partię, tracą głowę i zdrowy rozsądek. Nigdy nie
zwiąże się na dłużej. Takie życie, jakie prowadzi, jest niezmiernie ekscytujące i
atrakcyjne. Czego chcieć więcej?
Nie uważał się za nieczułego drania. Każdą swoją kolejną dziewczynę
ostrzegał, że ich związek nie potrwa długo. Miesiąc to idealny okres, aby się
lepiej poznać, ale za bardzo nie przyzwyczaić. Nie miał zamiaru nikogo ranić. I
nie miało to związku z urodą czy inteligencją tych kobiet. Po prostu tak
postępował. Nie wiedział, jak nazwać to zjawisko. Zasada? Pewna umowa na
czas określony? Chciał wyciągać z życia wszystko co najlepsze.
Nie marzył o kobietach. Dążył tylko do jednego: gdy jego ojciec odejdzie
na emeryturę, chciał zasiąść na stanowisku prezesa spółki rodzinnej AMS.
Niestety, ku jego utrapieniu, ojciec był bardzo trudnym człowiekiem o
mocno kontrowersyjnych poglądach na życie. Uważał, że żona i dzieci
sprawią, że jego syn będzie silniejszy i będzie wiódł bardziej ustabilizowane,
bezpieczne życie. James Tanford był pewien, że tylko odpowiedzialność za
rodzinę jest w stanie sprostać takiemu zadaniu, jakim jest prowadzenie
RS
3
potężnej medialnej machiny. Wychowany w latach pięćdziesiątych wierzył, że
żona będzie strażniczką domowego ogniska, a mąż będzie się mógł zająć tylko
swoją pozycją zawodową.
Trent nie miał zamiaru zakładać rodziny. Z biegiem lat James z pewnym
smutkiem obserwował krótkotrwałe związki syna, wciąż mając nadzieję na
ułożoną, odpowiedzialną synową, o czym regularnie Trentowi przypominał w
bardzo oryginalny sposób – z iście zegarmistrzowską precyzją naklejał synowi
karteczki na monitorze komputera informujące, że dopóki nie będzie miał
własnej rodziny, nie zasiądzie na fotelu prezesa AMS.
Trent jeszcze raz rzucił okiem na zmiętą przed kilkoma minutami kartkę.
Wciąż miał nadzieję, że ojciec zapomni o swoich groźbach. Niestety, na razie
nic tego nie zapowiadało. Coraz częściej też widywał na okładkach tanich
gazet swoją twarz okraszoną dramatycznymi pytaniami, kiedy się wreszcie
ożeni. Może to śmieszne, ale czuł się osaczony. Wszechobecna presja na
zakładanie rodziny coraz bardziej go denerwowała. Im bardziej uciekał od
ożenku, tym bardziej wizja milionów dolarów ojca się oddalała. Cóż robić,
trzeba się ożenić!
Westchnął ciężko i jeszcze raz się nachylił nad koszem. Z samego dna
wyciągnął list. Szantaż z wydrukowanym numerem konta w banku na
Kajmanach. Same kłopoty. Kolejny raz przebiegł wzrokiem po anonimie i po
chwili z powrotem wrzucił go do kosza.
Nowojorskie knajpki i restauracje w niedzielne przedpołudnie tętniły
życiem. Były idealnym miejscem na relaks dla tysięcy mieszkańców
Manhattanu, którzy tutaj spędzali ostatnie chwile wolności przed
poniedziałkowym powrotem do biurowców i dzwoniących ciągle telefonów.
Carrie Gray z okna apartamentu obserwowała ulicę szczelnie wypełnioną
ludźmi. Zwykle jadała na lunch coś słodkiego lub bagietkę z dodatkami.
RS
4
Dzisiejszego dnia zupełnie nie miała czasu na samodzielne przygotowanie
posiłku. Dobrze, że zdołała zebrać swoje długie, brązowe włosy w wysoko
zawiązany koński ogon. Całkowicie zapomniała o włożeniu soczewek
kontaktowych. Mrugała teraz zawzięcie, starając się pozbyć mgły przed
oczami.
Prawie całą noc opracowywała logo firmy, które miała złożyć na
konkurs. Wciąż śledziła wszystkie rekrutacje na wakaty w studiach grafiki
komputerowej.
Wczesnym rankiem obudziła ją kolejna dziewczyna chcąca się załapać do
„zastępu Trenta".
Trent Tanford był wysokim, ciemnowłosym, bardzo przystojnym
mężczyzną, olśniewającym kobiety niebieskim blaskiem swoich oczu. Był jej
sąsiadem. Co rusz dobijały się do niego jakieś kobiety. To właśnie one tworzy-
ły ów „zastęp". Carrie wymyśliła tę żartobliwą nazwę, a jej dwie bliskie
koleżanki, Amanda Crawford i Julia Prentice, podchwyciły ten pomysł. Carrie
miała już szczerze dosyć irytującego sąsiada.
Sam fakt zapraszania przez niego gości zupełnie jej nie interesował. Mógł
przecież gościć, kogo tylko chciał, ale niektóre z jego przyjaciółek miały
problem z przyswajaniem prostych informacji. Nie mogły zrozumieć, że
apartamenty 12B i 12C to nie to samo. Carrie była notorycznie budzona o
najróżniejszych porach nocy i musiała wyjaśniać, że Trent tu nie mieszka.
– Przepraszamy za spóźnienie! – zgodnie krzyknęły dwie śliczne
blondynki, wbiegając do pokoju i zasiadając do okrągłego, przeszklonego
stolika.
– To ja was przepraszam, ale zupełnie zapomniałam o poczęstunku... –
wyjąkała zaskoczona Carrie. Wyleciało jej z głowy, że zaprosiła przyjaciółki
na lunch.
RS
5
– Nie przejmuj się. Przyniosłyśmy pączki – zawołała ze śmiechem
Amanda.
– Moje dziecko zamawia te z lukrem – dodała Julia, czule głaszcząc się
po zaokrąglonym brzuchu. Zanim, całkiem niedawno, przeprowadziła się do
męża, Maksa Rollanda, mieszkała razem z Amandą.
Carrie patrzyła na przyjaciółki. Wyglądały niemal identycznie, obie były
wysokimi atrakcyjnymi blondynkami, pochodziły z wysokich sfer i skończyły
prestiżowe kierunki na uniwersytecie. No i zawsze wyglądały niemal idealnie.
Carrie wolała nie myśleć o swoim niedbałym kucyku na czubku głowy.
Zdawała sobie sprawę, że odstaje wyglądem od przyjaciółek. Brązowe włosy
za nic nie chciały się układać w idealne pukle, zielone oczy nie patrzyły tak
uwodzicielsko, a na jej dużym biuście opinały się wszystkie bluzki. Do swoich
pełnych bioder Carrie też miała zastrzeżenia, ale mimo to dobrze się czuła w
swoim ciele. Kochała długie sukienki, wręcz nienawidziła tych wszystkich
kostiumów, spódniczek przed kolano i żakietów. Uważała się za ładną, ale nie
miała śmiałości porównywać się do pięknych przyjaciółek. Ani Julia, ani
Amanda nie zwracały uwagi na odmienny styl Carrie i jej oryginalny sposób
bycia. Były przyjaciółkami i tylko to się liczyło.
– Miałam zrobić tartę z kurczakiem i sałatkę z rokietty... – westchnęła,
wciąż lekko zawstydzona. – Naprawdę kompletnie wypadło mi to z głowy. Te
noce mnie wykończą.
– Carrie, przestań już o tym mówić. Miałaś ciężką noc? Randka? –
spytała Amanda, patrząc z uwagą.
– Ja? Randka? – powtórzyła ze śmiechem Carrie, jakby było to
najdziwniejsze słowo, jakie kiedykolwiek słyszała. Już nie pamiętała, kiedy
ostatni raz się z kimś spotkała. Niedługo minie rok od czasu, gdy lekarze
postawili diagnozę mamie...
RS
6
– Pozwól, że zgadnę... Ktoś zapukał do twoich drzwi o jakiejś nieludzkiej
porze? – spytała Julia, zerkając znad parującej filiżanki.
– Przecież nie była na randce – zauważyła trzeźwo Amanda, grzebiąc w
pudle z ciastkami.
– Nie mówię o mężczyźnie, tylko o jakiejś zabłąkanej dziewoi,
nieumiejącej poprawnie odczytać numeru mieszkania.
– Och, nie. Znowu najazd którejś z członkiń „zastępu Trenta"? – spytała
Amanda.
Carrie bez słowa pokiwała głową i rzuciła się na kanapę.
– Blondynka?
– Tym razem ruda.
– Przynajmniej koleś nie faworyzuje żadnego koloru włosów – parsknęła
śmiechem Amanda.
– Carrie, to zakrawa na paranoję – powiedziała Julia poważnie. –
Powinnaś iść wyjaśnić z nim tę sytuację.
– Wiem – wyjąkała Carrie. Naprawdę miała taki zamiar, ale zawsze coś
jej stawało na drodze.
– Albo chociaż nakleić na drzwiach kartkę z informacją, że on tutaj nie
mieszka – wtrąciła Amanda.
– Mówiłaś, że jeśli choć raz znowu cię któraś obudzi, to pójdziesz –
bezlitośnie przypomniała Julia.
– Wiem, wiem – powiedziała cicho Carrie. Wstydziła się swojego braku
zdecydowania w tej kwestii. – Powinnam z nim już wcześniej porozmawiać,
ale ten facet... Trent Tanford... jest zbyt przystojny. Czuję się jak w liceum,
gdy na niego patrzę. Ten sam typ zakochanego w sobie sportowca,
opędzającego się od tabunów dziewczyn. Ja też się kiedyś kochałam w takim
chłopaku.
RS
7
– Trent przypomina ci chłopaka, w którym się kochałaś sto lat temu? –
spytała sceptycznie Julia, unosząc wysoko brwi.
– Nie... Chodzi mi tylko o to, że będę się głupio czuła, mówiąc mu o tym.
– Carrie, masz do przejścia tylko korytarz. Wystarczy zapukać,
powiedzieć, że nie życzysz sobie nocnych wizyt jego panienek, i wrócić do
domu.
– Tak, Julio, wiem.
– Ja też się kochałam w takim chłopaku... – stwierdziła rozmarzona
Amanda, uśmiechając się do siebie. Zupełnie nie słuchała rozmowy
przyjaciółek. – Nie był sportowcem, ale fanem motoryzacji. Do tej pory zapach
oleju działa na mnie niesamowicie podniecająco.
Carrie i Julia z dziwnymi wyrazami twarzy obserwowały przez chwilę
Amandę, a następnie wybuchły śmiechem.
– Ten mój nigdy mnie nie zauważał... Pomijając chwile, gdy wyśmiewał
się z mojego trądziku – zawołała Carrie, ocierając łzy śmiechu.
– Skarbie, tacy szkolni podrywacze kończą w budkach z hamburgerami
przy autostradzie.
– Właściwie to ciągle zajmuje się futbolem. Mieszka w Indianapolis.
– Więc na pewno jest brzydki – wykrztusiła Julia.
– Nie sądzę – rzuciła z przekąsem Carrie. – Tacy faceci jak on i Trent
nigdy nie słyszą odmowy od kobiety. Nie rozumiem. Co jest w nich takiego, że
kobiety tracą głowę? Aroganckie bubki, którym zależy tylko na dobrym seksie.
– Pomyślmy... Trent jest wysoki, przystojny i nieprzyzwoicie bogaty.
Masz rację, co te babki w nim widzą? – ironizowała Julia.
– Ideał dla niemal każdej kobiety – zakończyła Amanda.
– Pytam poważnie.
RS
8
– A my poważnie odpowiadamy – skwitowała Julia, wzruszając
ramionami. – Dla niektórych kobiet wygląd i pieniądze są najważniejsze.
Sącząc kawę, Carrie rozważała słowa przyjaciółek i z każdą chwilą
utwierdzała się w przekonaniu, że jest zbyt naiwna. Teoretycznie rozumiała
realia dzisiejszego świata, ale sama przed sobą nie umiała zrozumieć praw,
którymi rządzą się związki damsko–męskie. Może wygląd i pieniądze się
liczyły, ale przecież nie były najważniejsze. Carrie wiedziała, że to tylko
złudzenia szczęśliwego życia. Czy pieniądze przytulą w potrzebie, powiedzą
miłe słowo wieczorem po ciężkim dniu pracy? Na pewno też nie zastąpią
wspomnień w drugim stadium alzheimera.
Carrie mocno zacisnęła usta. Nie miała zamiaru poruszać w rozmowie
tych bolesnych stron swojego życia. Zamiast tego poszła do kuchni
przygotować więcej kawy.
Godzinę później Carrie pożegnała przyjaciółki. Serdecznie się uściskały,
przyrzekając sobie wkrótce ponownie się spotkać, może nawet w kolejnym
tygodniu. Carrie już zamykała drzwi, gdy Julia nagle włożyła głowę w szparę.
– Twoja gazeta. – Podała jej „New York Post". Carrie mechanicznie
wzięła czasopismo.
– To nie moja. Ja prenumeruję „Timesa". – Spojrzała na karteczkę z
nazwiskiem, przyklejoną nad tytułem.
– Czyżby to dla pana Tanforda?
– Niewiarygodne. – Carrie potrząsnęła głową. – Nie dość, że muszę
znosić wesołe panienki na rauszu, to jeszcze do tego błądzącego listonosza.
– Chyba teraz już naprawdę nie masz wyboru – stwierdziła Amanda.
– Musisz to załatwić – dokończyła Julia.
Carrie pokiwała głową, patrząc, jak przyjaciółki wchodzą do windy.
RS
9
Trent dopiero co zrzucił buty i wyjął z uszu słuchawki swojego iPoda,
gdy usłyszał ciche pukanie do drzwi.
– Chwileczkę – krzyknął, wyciszając muzykę.
Gdy otworzył drzwi, zobaczył niską, drobną kobietę.
Wyglądała na dwadzieścia kilka lat. Miała na sobie długą, zwiewną
sukienkę w jakieś hippisowskie wzory, a na nosie wielkie okulary w
szylkretowej oprawie. Brązowe włosy zebrała w koński ogon. Trent okiem
znawcy zauważył, że miała bardzo przyjemne krągłości.
– Cześć – pozdrowił ją przyjaźnie. Kilkakrotnie widział ją w budynku.
– Witam – odpowiedziała, patrząc na niego bez cienia życzliwości.
– Chyba się znamy z widzenia, prawda? – zagaił.
– Proszę – powiedziała zimno, podając mu gazetę.
– To moje?
– Tak.
Trent patrzył w nią jak urzeczony. Widywał o wiele piękniejsze kobiety,
ale w tej było coś interesującego. Sposób, w jaki poruszała ustami, przyprawiał
go o dreszcze. Wciąż nie rozumiał, po co do niego przyszła. Skądś ją znał, ale
nie potrafił sobie dokładnie przypomnieć skąd.
– Pani jest roznosicielką gazet? – zapytał, odbierając gazetę.
–Nie.
– To dobrze. – Uśmiechnął się. – Bo jest już druga po południu i
musiałbym panią zwolnić za niepunktualność.
– To niezbyt miłe z pańskiej strony.
– Cóż, wygląda na to, że nie jestem miły.
– Dobrze wiedzieć.
– Mieszka pani w tym budynku?
RS
10
Starała się uśmiechnąć, ale tylko dziwny grymas wykrzywił jej twarz.
Zamknęła oczy i kilka razy głęboko odetchnęła, starając się uspokoić.
– Tak, na tym samym piętrze – wydusiła w końcu.
– To świetnie, bardzo mi miło. Dlaczego moja gazeta trafiła do pani?
– Podejrzewam, że przez pomyłkę. Jak zawsze.
Mocno zaciskała usta. Wyglądało, że boi się powiedzieć coś więcej,
choć ma na to wielką ochotę.
– Jak zawsze? – powtórzył, nie doczekawszy się rozwinięcia tej kwestii.
– Gazeta to nie jedyna rzecz, która nie może do pana trafić... panie
Tanford.
Mało która kobieta rozmawiała z nim tak oficjalnie. Pracownice biura
zawsze wymawiały jego nazwisko z szacunkiem, a ta jakby z odrazą i wyraźną
niechęcią. Przez chwilę zastanawiał się gorączkowo, czym jej zawinił. Nagle
wszystkie elementy tajemniczej układanki idealnie ułożyły się w jego umyśle.
Te rzeczy, które nie mogą do niego trafić, to... jego przyjaciółki. Założył ręce
na piersi i spytał retorycznie:
– Pani mieszka pod dwanaście B?
– Jak widać – burknęła, wpatrując się w niego zmrużonymi oczami.
– Więc pani i Sebastian Stone... – zaczął zaciekawiony. W końcu był
mężczyzną, a ta kobieta była całkiem atrakcyjna.
– Opiekuję się tylko jego apartamentem.
Jej zielone oczy ciskały błyskawice. Trent musiał przyznać, że była
interesująca. Spotykając się z kobietami, widział w ich wzroku raczej żar
pożądania, a nie jawną niechęć.
Nie była w jego typie, ale chciałby się z nią spotkać na nieco innym
gruncie.
RS
11
– Dziękuję za gazetę i... przepraszam za te wszystkie nocne wizyty. Już
wcześniej powinienem się domyślić i przyjść panią przeprosić.
– Powinien pan.
– Naprawdę byłem bardzo zajęty i...
– Jak niemal każdy w tym mieście, panie Tanford.
– Tak, ma pani rację. Jeszcze raz przepraszam. Dołożę wszelkich starań,
aby moi goście trafiali prosto do mnie, nie budząc przy tym sąsiadów. Jeśli
ktoś znowu do pani zajrzy, proszę przyjść i skopać mi...
– To nie jest zabawne – zauważyła cicho.
– Oczywiście, że nie.
– Pan sobie stroi ze mnie żarty.
– Zapewniam, że budzenie pani w środku nocy przez moich gości nie
zaliczam do kategorii żartu – powiedział poważnie, bezwiednie prostując
plecy.
– Świetnie.
– No, chyba że jest ważny powód.
Trent z lekkim rozbawieniem obserwował jej nerwową reakcję.
Wyglądała, jakby miała ochotę go uderzyć.
– Mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj się pan tym zajmie.
– Muszę panią rozczarować, ale dzisiaj nie mam randki – stwierdził ze
spokojem w głosie.
– Może rozda pan swoim przyjaciółkom jakąś mapę, żeby mieć pewność,
że na pewno trafią. – Zawiesiła na chwilę głos, ale zaraz złośliwie dodała: –
Choć to i tak pewnie na nic się nie zda. Nie wyglądają na osoby, które potrafią
rozróżniać kierunki.
Teraz wiedział już na pewno. Podobała mu się.
– Czyżby? – zapytał z miłym uśmiechem.
RS
12
– Byłam zmuszona rozmawiać z jedną z nich.
– Cóż mogę powiedzieć? Mądre dziewczyny nie zadają się z takimi
facetami jak ja.
– Tak, jasne – mruknęła, wpatrując się w czubki swoich butów.
– Przepraszam, nie dosłyszałem. – Doskonale zrozumiał, co powiedziała,
ale widok jej ruszających się warg działał na niego podniecająco.
– Nic nie mówiłam. Przepraszam, muszę już iść.
Skinęła głową i odeszła korytarzem.
– Jeszcze raz dziękuję – krzyknął za nią.
– Proszę się nie spodziewać, że powiem „proszę bardzo".
– Chwileczkę, niech pani poczeka!
– Tak? – spytała, odwracając się.
– Czy mam do pani mówić Dwanaście B?
Tym razem naprawdę się uśmiechnęła. I musiał przyznać, że ślicznie.
– Jeśli chce pan, żebym zareagowała, to nie.
– Jak ma pani na imię? – spytał z uśmiechem.
– Nazywam się Carrie Gray.
– Jesteś bardzo mądra, Carrie Gray.
– Dziękuję.
Obserwował, jak odchodzi. Nie umiał jej rozgryźć. Z jednej strony była
dzielną kobietą, walczącą o swoją niezależność, ale z drugiej... jej niewinny
uśmiech przypominał mu twarz szczęśliwego dziecka. Była bardzo ładna i
seksowna w ten dziewczęcy, skromny sposób. Nie epatowała kobiecością i
seksapilem. Była po prostu sobą, zwykłą dziewczyną z sąsiedztwa. Z żalem
zauważył, że była dla niego zbyt mądra. To nie tak, że nie lubił mądrych
kobiet. Chciał się zająć tylko pracą, więc w tym momencie życia preferował
RS
13
głośne, niezbyt rozgarnięte towarzystwo. Miesiąc związku i ucieczka w inne
ramiona.
Wrócił do swojego apartamentu, rozsiadł się wygodnie na kanapie, a na
kolanach rozłożył gazetę, którą dopiero co dostarczyła mu urocza sąsiadeczka.
Rzucił okiem na aktualności, a potem na sport. Już miał rzucić zmięty papier w
kąt, gdy zauważył... siebie.
– Cholera! – wymamrotał.
Pół strony poświęconej rozrywce zajmowała fotografia przedstawiająca
jego z Marie Endicott, kobietą, z którą się spotkał kilka razy. Miesiąc temu
skoczyła z dachu budynku, w którym oboje mieszkali. „Czy samobójczyni tuż
przed śmiercią uprawiała seks z playboyem z AMS?"
Trentowi zrobiło się gorąco. Szybko podszedł do biurka i połączył się ze
swoją skrzynką mejlową. Tak jak podejrzewał, wypchana była listami
dziennikarzy proszących o komentarze i wywiady.
– Cholera – powtórzył.
Dziesięć minut później zadzwonił telefon. Oficer policji zaprosił go na
innego rodzaju wywiad... Na przesłuchanie na najbliższy posterunek.
RS
14
ROZDZIAŁ DRUGI
Gdy Trent skończył czternaście lat, całkowicie zmienił swoje życie. Ze
szkolnego prymusa stał się chuliganem. Jego wiecznie nieobecni, zapracowani
rodzice przestali się liczyć i nawet ukochana nadopiekuńcza niania nie umiała
na niego wpłynąć. Przez blisko trzy lata włóczył się nocami po mieście z
chłopakami o wątpliwej reputacji, wszem i wobec ogłaszając swój brak
przywiązania do dóbr materialnych, niszcząc stojące przy ulicach samochody i
skrzynki na listy. Niedługo później znalazł się na posterunku policji. James
Tanford, wezwany w sprawie rozbojów syna, był jednocześnie załamany i
wściekły. Trent doskonale pamiętał wykład o odpowiedzialności i zdrowym
rozsądku, którego wysłuchał od ojca. Nigdy w życiu się tak nie wstydził.
Tamte lata minęły bezpowrotnie. Kiedy Trent wszedł na posterunek, czuł
się pewny siebie, nie miał absolutnie nic do ukrycia. Niemniej jednak
towarzyszył mu adwokat.
– Dziękujemy za tak szybkie przybycie, panie Tanford.
– Nie ma sprawy.
Nikt nie chce spędzać niedzielnego popołudnia na policji, ale Trent czuł,
że to jego obowiązek. Naprawdę lubił Marie Endicott. Nie było między nimi
żadnego uczucia, ale była miłą dziewczyną i był pewien, że gdyby tylko mógł
jej pomóc, zrobiłby to bez wahania.
Zaproszono go do pokoju przesłuchań, gdzie usiadł razem ze swoim
prawnikiem Evanem Wallace'em przy kwadratowym, skromnym stoliku. W
oczy świeciła im lampa, w blasku której ściany wyglądały upiornie.
Detektyw Arnold McGray zajął miejsce naprzeciwko. Był to chudy
mężczyzna z wyblakłymi zielonymi oczami. Trent od razu wiedział, że
detektyw patrzy na niego z niechęcią i nie uwierzy w żadne jego słowo.
RS
15
– Czy to pan wysłał to zdjęcie? – zapytał, pokazując na gazetę, którą
Trent czytał wcześniej.
–Nie.
– Spotykał się pan z Marie Endicott?
–Tak.
– Jak długo?
– Kilka razy.
– Proszę odpowiadać dokładnie.
– Dwa – powiedział Trent po chwili zastanowienia.
– Kiedy skończył się państwa związek?
– Nigdy się nawet nie zaczął.
– Dlaczego? Nie była panem zainteresowana?
– Wzajemnie nie byliśmy sobą zainteresowani.
– Więc pana odrzuciła? Taki podrywacz musiał się nieźle wkurzyć –
ironizował detektyw.
– Te insynuacje są śmieszne! Pan Tanford spotkał się ze zmarłą tylko
dwa razy – wtrącił Wallace.
– Spokojnie, Wallace – ukrócił go Trent. – Pozwólmy pracować panu
McGrayowi.
– Jest pan przyzwyczajony do spotykania się z kobietami, które tylko
marzą o związku z panem, panie Tanford – stwierdził detektyw, badawczo
wpatrując się w Trenta.
– To pytanie czy stwierdzenie?
– Tacy jak pan niezbyt dobrze przyjmują porażki.
– Powtarzam, że nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego. Żadne z nas nie
było emocjonalnie zaangażowane w tę znajomość – zaakcentował Trent.
– Skąd ta pewność?
RS
16
– Rozmawialiśmy o tym podczas naszej drugiej, a zarazem ostatniej
randki. Marie powiedziała, że chciałaby się związać z jakimś normalnym
facetem, a nie z karierowiczem.
Detektyw zadał jeszcze kilkanaście pytań, dociekliwie pytając o miejsce
tych dwóch spotkań, poruszane tematy i stosunki ich łączące. Co rusz Wallace
przerywał rozmowę, akcentując, że jego klient nie jest podejrzany i nie po-
winien być tak traktowany.
W końcu detektyw się poddał. Wiedział, że nie usłyszy takich
odpowiedzi, na jakie liczył. Znudzonym głosem zapytał o sprawę, która w tym
momencie najbardziej Trenta interesowała.
– Dostaje pan jakieś pogróżki?
–Tak.
– Słucham? Nic nie mówiłeś... – wyjąkał zszokowany Wallace. Od kilku
minut zawzięcie pisał coś na swoim laptopie.
– Dostałem list.
– Proszę jaśniej – powiedział znudzony detektyw.
– Kilka dni temu dostałem list. Jakiś człowiek chce, abym przelał na jego
konto milion dolarów. Jeśli tego nie zrobię, ogłosi jakiś mój wstydliwy sekret z
młodości.
– Jak pan myśli, co to może być?
Wallace rzucił Trentowi krótkie, ostrzegawcze spojrzenie. Nie chciał, aby
jego klient powiedział coś; co może mu później zaszkodzić.
Trent bezbłędnie odczytał przerażoną minę adwokata, ale nie miał nic do
ukrycia.
– Nie mam pojęcia. Myślałem, że to głupi żart, i wyrzuciłem ten list do
kosza.
– A co teraz pan o tym myśli?
RS
17
– Myślę, że ktoś chce, żebym był zamieszany w sprawę, którą
prowadzicie.
Detektyw wstał zza stołu, przeprosił ich i wyszedł z pokoju. Wallace już
chciał coś powiedzieć, ale rozmyślił się i zamknął usta. Wciąż nie był
zadowolony z tej nagłej szczerości Trenta.
Nagle zadźwięczała komórka. Trent nie miał zamiaru odbierać, ale gdy
tylko zobaczył, kto dzwoni, potulnie podniósł słuchawkę do ucha.
– Trent, w co ty się znowu wpakowałeś?
No tak, ojciec już o wszystkim wiedział. Trent odwrócił się do adwokata,
który właśnie chował komputer do czarnej, skórzanej torby. Musi w końcu
zatrudnić własnego adwokata. Wallace pracował przede wszystkim dla firmy,
więc jego bezpośrednim przełożonym był James Tanford.
– Witaj, James – powiedział. Nie używał słowa „ojciec" od piętnastu lat.
Nigdy też nie nazwał go „tatą".
– Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś? Chyba przysługuje ci prawo do
telefonu!
– Przede wszystkim nie jestem aresztowany ani nawet o nic oskarżony.
Zaproszono mnie tylko na przesłuchanie.
– Chodzi o tę kobietę, z którą się widywałeś, tak?
– Chodzi o kobietę, z którą widziałem się tylko dwa razy – sprostował
Trent.
– Przypominam, że ta kobieta niedawno zmarła w niewyjaśnionych
okolicznościach. A teraz wasze wspólne zdjęcie jest w każdej gazecie.
Trent nie miał zamiaru tłumaczyć, że to zdjęcie jest wynikiem
nieszczęśliwego zbiegu okoliczności.
– Po co tak naprawdę dzwonisz? – zapytał szorstko Trent.
– Chcę zapytać, jak możesz być tak beztroski i nieodpowiedzialny.
RS
18
– Spotkałem się dwa razy z kobietą, która popełniła samobójstwo. Gdzie
tu widzisz beztroskę?
– Po prostu nie mam ochoty słuchać o skandalach wywołanych przez
członków naszej rodziny – odrzekł ostro zdenerwowany James.
– Ja także – wymamrotał przez zaciśnięte zęby Trent. – Coś jeszcze?
Próbował zachować spokój, ale było to trudne. Mimo że spotkał się z
Marie zaledwie dwa razy, jej śmierć bardzo nim wstrząsnęła. Zimny głos ojca
działał mu na nerwy.
– Zmień ton. Nie da się z tobą nawet normalnie rozmawiać, Trent.
– W tym się zgadzamy.
– Musisz podjąć decyzję. Masz dwadzieścia cztery godziny.
Trent miał ochotę odłożyć słuchawkę bez słowa, ale resztką siły woli
starał się uspokoić. Kiedy, do cholery, przyjdzie wreszcie ten detektyw?!
– Ultimatum i szantaże nie działają na mnie.
– Ten jeden raz podziałają. Twój wybór. Możesz mieć wszystko albo nic
– zaakcentował James.
Trent wyprostował się gwałtownie. Czyżby przyszła chwila, której się
obawiał już od kilku lat? Miał serdecznie dość dzisiejszego dnia. Najpierw
detektyw sugeruje, że to on zepchnął Marie, a teraz ojciec i jego dziwaczne
pogróżki. No i jeszcze ten anonim.
– Tylko jedna rzecz może uratować dobre imię naszej rodziny i reputację
firmy. – Słowa starszego pana sączyły się powoli niczym trucizna rozlewająca
się w krwi Trenta.
– Co? Zwolnisz mnie? – zakpił Trent.
– Nie. Musisz się ożenić.
– Chyba żartujesz – prychnął.
– Wyprawimy wam piękne, tradycyjne wesele.
RS
19
– James, komu wyprawimy? – wysyczał Trent. – Mnie? Sam mam stanąć
przed ołtarzem i sobie samemu przysięgać wierność i miłość?
– To już twój problem. Chłopcze, nie pozwolę ci zniszczyć wszystkiego,
na co pracowałem przez długie lata. Sytuacja nie może się nam wymknąć spod
kontroli. Nasi klienci na pewno wiedzą już o twojej sprawie, a ja nie pozwolę
im odejść. – Zawiesił na chwilę głos, ale zaraz dodał z mocą: – Jeśli zależy ci
na AMS choć w połowie tak, jak twierdzisz, zrobisz wszystko, aby nas
ratować. Przez wiele lat robiłeś, co chciałeś, ale ten czas się skończył.
Zostaniesz w firmie i niedługo zajmiesz fotel prezesa, ale do końca tygodnia
masz się ożenić.
– Zostanę prezesem, bo jestem cholernie dobry w tym, co robię. Dobrze o
tym wiesz – krzyknął Trent.
– W tym momencie nie interesują mnie twoje zasługi. Cholera jasna,
Trent, naprawdę nic cię nie obchodzi dobre imię naszej rodziny?!
– Na pewno chcesz usłyszeć odpowiedź?
– Powiem krótko. Jutro ogłaszasz zaręczyny i dostajesz w ręce dokument
zatwierdzający twój awans.
Trenta opanowała furia. Gdyby teraz ojciec stanął przed nim, sam bałby
się swoich reakcji. Przed oczami widział tylko mgłę wściekłości. Miał ochotę
rzucić telefonem o ścianę i wrzeszczeć do utraty tchu.
– Ach, jeszcze coś, chłopcze. Twoja narzeczona nie może być w typie
kobiet, z którymi się do tej pory spotykałeś. Żadnych silikonowych piersi i
implantów pośladków. To nie materiał na żonę, tylko na dobrą zabawę. Ta
dziewczyna nie musi być zamożna, ma być za to mądra i mieć klasę.
– Do widzenia, James.
W chwili, gdy wciskał przycisk kończący rozmowę, do pokoju
przesłuchań wszedł detektyw McGray.
RS
20
– Nie wspominał pan o swojej burzliwej młodości –stwierdził detektyw z
nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Nie pytał pan o to.
– Przeszłość pana Tanforda nie należy do przedmiotu śledztwa –
podkreślił Wallace.
– Dobrze, co chce pan wiedzieć? – spytał zmęczonym głosem Trent.
– Nie był pan grzecznym chłopcem, prawda?
– Może i nie byłem grzecznym chłopcem, ale też nie byłem kryminalistą.
Spoglądali na siebie bez słowa. Trent czuł, że detektyw zastanawia się
nad skończeniem przesłuchania. W końcu i tak niczego nowego się nie
dowiedział. McGray odchylił się na swoim krześle, założył ręce za głowę i
uśmiechnął się trochę złośliwie.
– Nie tylko pan otrzymał taki list.
– Nie? – powtórzył zdziwiony Trent.
– Nie. Ktoś jeszcze w budynku, w którym pan mieszka, dostał podobny
anonim.
– I pewnie nie powie mi pan kto.
– To nieważne. Ważne jest, aby powiedział mi pan wszystko o
okolicznościach dostarczenia tego listu...
Dochodziła już piąta, a Carrie stała na rogu ulicy, starając się złapać
taksówkę. Zdawała sobie sprawę, że to niepotrzebny wydatek, ale było jej
zimno i bardzo się spieszyła. Musiała się jak najszybciej dostać do mamy i
zwolnić opiekunkę, a wcześniej jeszcze zapłacić jej za nadgodziny. Carrie
obiecała jej dzisiaj wolne popołudnie i nie wyobrażała sobie, żeby mogła nie
dotrzymać obietnicy.
Wreszcie z piskiem opon przed chodnikiem zatrzymał się samochód.
Jednym susem wskoczyła do środka i podała adres mamy. Sto razy prosiła
RS
21
matkę, aby zamieszkała z nią w apartamencie Sebastiana Stone'a. Niestety,
mama uwielbiała swoją kawalerkę i ani myślała ją opuszczać. Rachel Gray
zawsze powtarzała, że umarłaby z dala od domu i swoich rzeczy. Carrie nie
zamierzała dalej drążyć tego tematu.
Jedynym wyjściem było ułatwienie życia mamie tak bardzo, jak to tylko
możliwe.
Carrie otworzyła drzwi wejściowe swoim kluczem. Jak zwykle pierwszą
rzeczą, którą zobaczyła, były artystyczne malunki na ścianach wykonane
własnoręcznie przez mamę. Sztuka była jednym z powodów, dla których
dwadzieścia lat temu przeprowadziły się do Nowego Jorku.
Przez prawie piętnaście lat Rachel Gray robiła karierę w branży
artystycznej. Ale gdy przestała malować, pieniądze się skończyły. Czasami
ktoś kupił jakiś pojedynczy obraz, więc musiały bardzo ostrożnie obchodzić się
z oszczędnościami.
Carrie przywitała się z Wandą gotującą właśnie kolację dla Rachel, a
potem weszła do sypialni. Wyglądała tak, jak pamiętała ją z dzieciństwa. Stare
lampy, ciemnobrązowe antyki, oprawione w ramki zdjęcia, półki wypełnione
książkami i parę abstrakcyjnych obrazów na ścianach, niektóre jej autorstwa,
inne namalowane przez jej przyjaciół. Na środku pokoju stało wielkie,
królewskie lustro z mosiężną ramą.
Carrie ostrożnie usiadła obok matki i spojrzała na jej drobne dłonie
splecione na kolanach. Zawsze była szczupła, ale teraz wyglądała wręcz
niezdrowo. Długie włosy opadały strąkami wokół pociągłej, bladej twarzy.
Carrie zamknęła oczy. Kiedyś mama wyglądała zupełnie inaczej. Gdy wracała
ze szkoły, już na klatce schodowej słyszała dźwięki Depeche Mode, a
otwierając drzwi, widziała mamę w pobrudzonym farbą ubraniu malującą
RS
22
obrazy. Za każdym razem gdy przyjeżdżała do mieszkania mamy,
potrzebowała chwili, aby się przyzwyczaić do nowej rzeczywistości.
– Wyglądasz jak moja córka – powiedziała cicho Rachel, wpatrując się w
twarz Carrie.
– Jestem twoją córką.
– Jak masz na imię?
– Carrie.
– To tak jak ta mała dziewczynka z „Domku na prerii...
– Tak. To właśnie po niej mam imię.
– To miło – uśmiechnęła się Rachel.
– Też tak myślę.
– Chce mi się pić.
– Coś ci przyniosę. Zaraz wracam.
Carrie wyszła z pokoju. Zawsze, gdy patrzyła na mamę, chciało jej się
płakać. To niesprawiedliwe, że ta kobieta, tak pełna życia, była skazana na tak
ciężki los. To wszystko było bardzo niesprawiedliwe! Carrie mocno zagryzła
wargi. Gdy pierwszy raz matka jej nie poznała, uciekła do łazienki i tam
rozdzierająco szlochała przez prawie godzinę. Żadna córka nie powinna czegoś
takiego doświadczać.
Nie wszystkie wizyty wyglądały tak przygnębiająco. Czasami Rachel
poznawała córkę i można z nią było rozmawiać normalnie, jak za dawnych lat,
– Proszę. – Carrie podała matce herbatę, dbając o to, aby na jej ustach
pojawił się życzliwy uśmiech.
– Nie chcę tego.
– Uwielbiasz mrożoną herbatę – powiedziała łagodnie Carry.
– Naprawdę? – spytała matka z zafrasowanym wyrazem twarzy.
RS
23
Gdy zobaczyła, że Carrie kiwa głową, ostrożnie wzięła szklankę w swoje
blade ręce.
– Kim jesteś? – spytała po kilku chwilach.
– Jestem Carrie, twoja córka.
– Dobrze. – Rachel wypiła łyk herbaty. – Poczytasz mi? Niektóre dni
były okropne i to był właśnie ten dzień. Carrie bez słowa wzięła leżącą na
stoliku książkę i zaczęła czytać. Czytała, póki mama nie zjadła kolacji i nie
zasnęła. Gdy jednak parę godzin później Carrie opuściła to mieszkanie, nie
pamiętała ani jednego słowa.
Minęła dziewiąta, gdy przemoczony Trent wszedł wreszcie do windy.
Deszcz lał od dobrych kilkudziesięciu minut. Co prawda opuścił posterunek
kilka godzin temu, ale pojechał jeszcze na kolację. Musiał przemyśleć słowa
ojca.
Gdy drzwi windy już się zamykały, ktoś z drugiej strony włożył srebrną
końcówkę parasola, powodując zatrzymanie. Drzwi znowu się otworzyły.
– Cześć, Dwanaście B – Trent zagadnął wchodzącą kobietę.
– Cześć – odpowiedziała równie cicho, uśmiechając się smutno.
– Wszystko w porządku?
– Jasne.
Trent z rozbawieniem obserwował, jak próbuje wysuszyć włosy
papierową chusteczką. Jakaś czuła struna natury Trenta zagrała w jego sercu.
Miał ochotę wziąć tę zmartwioną drobną dziewczynę w ramiona i tulić, póki
nie odzyska dobrego nastroju. Może taki czuły uścisk polepszyłby humor i
jemu?
– Przepraszam – wyszeptał, opierając się o ścianę windy.
– Za co? – spytała zaskoczona.
– Nazwałem cię Dwanaście B. Myślałem, że to zabawne.
RS
24
– Nie przejmuj się. Po prostu mam ciężki dzień.
– Praca?
– Nie, sprawy osobiste.
– Facet?
– Nie. Po prostu sprawy osobiste – odpowiedziała z lekkim uśmiechem,
błąkającym się na jej pełnych wargach.
Trent włożył ręce w kieszenie. Skoro nie ma problemu z mężczyzną, to z
kim w takim razie? A właściwie to co go obchodzi jakaś sąsiadka?
– Nie chciałem ci zrobić przykrości. Chciałem się jakoś rozweselić.
– Też miałeś ciężki dzień?
– Niestety.
Carrie wciąż czuła się kompletnie rozbita po wizycie u mamy. Było jej
zimno i czuła, jak po jej plecach zimną strużką ścieka woda. Spojrzała spod
przymkniętych powiek na Trenta. On też był zmoknięty, ale i tak wyglądał
idealnie jak zawsze. Starała się na niego otwarcie nie gapić, ale było to trudne.
Mokre kosmyki włosów zawadiacko ułożyły mu się nad czołem. Wyglądał
nawet lepiej niż w czasie pierwszego spotkania. Jak to możliwe, że ona naj-
chętniej schowałaby się w mysią dziurę i nie wychodziła, póki nie wyschnie, a
ten Tanford mógłby od razu iść na okładkę ekskluzywnego magazynu?
Już miała zapytać, co się stało, że jest taki przygnębiony, ale się
rozmyśliła. W końcu prawie się nie znali i nie chciała wyjść na wścibską. Poza
tym miała aż nadto własnych problemów i nie chciała brać na swoje barki trosk
innych osób.
Gdy wreszcie stalowe drzwi windy się rozsunęły, Carrie pomachała mu
przyjaźnie i pomaszerowała w kierunku swoich drzwi. Czuła, że idzie tuż za
nią.
– Może wpadniesz do mnie na jakiegoś drinka czy kieliszek wina?
RS
25
– Nie, dzięki – wydusiła, nawet się nie odwracając.
– Wydaje mi się, że dzisiaj żadne z nas nie powinno być samo.
Fakt, wizja samotnego wieczoru w wielkim mieszkaniu nie napawała
Carrie optymizmem. Wiedziała jednak, że alkohol nie rozwiąże jej problemów.
Miała zamiar użalać się nad sobą, jedząc łyżeczką wielkie lody czekoladowe
wprost z pudełka. Nie miała stałej pracy, stan mamy już się nie poprawi, nie
miała własnego mieszkania... Dzisiaj miała naprawdę wiele powodów do
narzekań.
Stojąc przed drzwiami, zebrała w sobie dość siły, aby odwrócić się do
Trenta i z wymuszonym uśmiechem życzyć mu dobrej nocy.
– Poczekaj chwilę! – krzyknął, dobiegając do niej.
– Słucham?
– Nie wiem. – Patrzył na nią bezbronnym wzrokiem. – Może chociaż
porozmawiajmy.
– Naprawdę nie mam ochoty...
– To może gdzieś wyjdziemy? Na co masz ochotę? – pytał z zapałem.
– Tak szczerze mówiąc to na nic.
– Nie wierzę – rzucił.
– Słuchaj, nie chcę być niemiła, ale już mam plany na ten wieczór.
Najpierw gorący prysznic, potem wylegiwanie się na kanapie z kubełkiem
lodów. A jeśli wciąż będzie mi smutno, zjem całą paczkę chipsów! –
wykrzyczała. –Aha.
– Świetnie, że się rozumiemy. Teraz przepraszam, ale jestem zmęczona,
jest mi zimno i...
–I co?
–I nic! Do zobaczenia, Trent.
RS
26
Już wchodziła do środka, gdy złapał ją za rękę. Carrie stanęła jak rażona
piorunem, wsłuchując się w szaleńcze bicie swojego serca. Miała wrażenie, że
brakuje jej tchu. Trent odwrócił ją do siebie i przytulił do swojej szerokiej
klatki piersiowej. Przestraszona Carrie otworzyła szeroko oczy, wsłuchując się
w jego oddech. Bała się drgnąć, aby nie przerwać tej magicznej chwili. Oparł
podbródek o jej głowę i tak trwali w ciszy. Carrie czekała, co będzie dalej.
Przeprosi ją za ten uścisk, czy uda, że nic takiego nie miało miejsca? Czuła
jego dłoń na swoich włosach, bawił się kosmykami, nawijając je na palce.
Pochylił się i delikatnie musnął ustami koniuszek jej ucha. Carrie poczuła, że
ucho zaczyna się robić szkarłatne. Było jej gorąco i czuła w środku dziwne
mrowienie. Oblizała spierzchnięte wargi. Powoli podniosła głowę i spojrzała
mu w oczy. Stanęła na palcach i lekko rozchyliła usta, jakby zapraszając go do
środka. Jego pocałunek był słodki. Czując jego ręce na swojej talii, poczuła się
tak bezpieczna jak jeszcze nigdy dotąd. Nie pamiętała, żeby ktokolwiek ją
kiedyś tak całował. Niespiesznie badali wzajemnie swoje wargi. Carrie wplotła
palce w jego włosy, starając się jeszcze bardziej do niego przytulić. Jego dłoń
wślizgnęła się pod jej koszulkę, delikatnie głaszcząc brzuch. Carrie drżała z
ekscytacji. Po chwili położyła dłoń na jego palcach i nakierowała je na mostek.
Chciała, aby poczuł, jak szybko bije jej serce.
– Chcesz wejść do środka? – spytała bez tchu.
–Tak
Uśmiechnęła się.
– Ale nie mogę – dokończył cicho.
Słysząc to, poczuła, że spada na skraj rozpaczy. Przez moment przestała
oddychać. Ciężko przełknęła ślinę i spojrzała na niego.
Trent uparcie starał się na nią nie patrzeć. Zacisnął mocno szczęki i
wyswobodził swoją dłoń.
RS
27
– Muszę już iść.
– Słucham?
– Muszę iść.
Carrie nie miała siły oponować. Stała bez ruchu, nazywając się w
myślach kretynką. Czego się spodziewała?
– Proszę bardzo – odpowiedziała opryskliwie. – Idiota.
Weszła do apartamentu. Nie zamierzała pokazywać swojej złości, ale to
było silniejsze od niej. Głośno trzasnęła drzwiami. Nie miała ochoty dłużej go
oglądać.
Stanęła w przedpokoju, głęboko oddychając dla uspokojenia.
Zachowała się głupio, ale to przecież nie koniec świata. Pocałowała
przystojnego faceta. Cóż z tego! Przecież ludzie się ciągle całują, może nie
ona, ale na pewno ktoś gdzieś w tym mieście tak robi. Przecież jeden
pocałunek to nie zobowiązanie na całe życie. Może i wywarł na niej wrażenie,
ale tylko dlatego, że jest samotna ostatnimi czasy i chyba powinna się zacząć z
kimś spotykać.
W każdym razie nie zamierzała się już dłużej zajmować Trentem
Tanfordem.
Jak na zawołanie ktoś zapukał do drzwi. Carrie obróciła się na pięcie,
przywołała na twarz obojętny uśmiech i otworzyła.
– Tak? – spytała, patrząc na niego wyczekująco.
Nawet sama przed sobą wstydziła się przyznać, że jedyne, o czym w tej
chwili marzy, to kontynuowanie pocałunku. Miała wrażenie, że traci kontrolę
nad swoim ciałem. Resztką silnej woli utrzymała się w ryzach.
– Przyszedłeś po więcej?
– Nawet ja nie jestem takim dupkiem – odpowiedział z błąkającym się na
ustach lekkim uśmiechem.
RS
28
– Skoro tak twierdzisz.
– Słuchaj, miałem dzisiaj naprawdę ciężki dzień – powiedział ugodowo.
– Już to mówiłeś.
– Przepraszam.
– Przeprosiny przyjęte – powiedziała cicho, dziwiąc się sobie w duchu, że
naprawdę tak myśli.
– Czy mogę coś dla ciebie zrobić?
– Dziękuję, ale mam wszystko, czego aktualnie potrzebuję.
– Lody i chipsy?
– Ale to żałośnie zabrzmiało – uśmiechnęła się mimowolnie.
– Naprawdę chcę coś dla ciebie zrobić.
– Naprawdę nie musisz. Nie czuj się zobowiązany, tylko dlatego, że...
– Przestań – przerwał jej delikatnie, patrząc jej prosto w oczy.
Carrie oparła się plecami o ścianę. Był zbyt przystojny, zbyt wysoki i
zbyt muskularny. Nie mogła patrzeć na niego obojętnie. I te jego oczy...
–Naprawdę cię lubię – znowu się odezwał. – Jesteś piękną kobietą, ale
patrzę na ciebie nie tylko przez pryzmat cielesności. Chciałbym się kiedyś z
tobą spotkać. Pewnie wiesz, jaką mam reputację, ale liczę, że jestem dla ciebie
w jakiś sposób interesujący.
– Co masz na myśli?
– Umów się ze mną – odrzekł po prostu.
– Kiedy?
– W piątek wieczorem.
– Na randkę? – spytała, starając się zachować spokojny wyraz twarzy.
– Siódma trzydzieści.
– Trent, ja chyba nie jestem w twoim typie.
RS
29
– Może właśnie to ty jesteś w moim typie. Piękna i mądra, chyba tego
szukam.
– W takim razie dobrze – stwierdziła z uśmiechem, który nieco przygasł,
gdy sobie uświadomiła, że w ten wieczór wcześniej będzie u mamy. – Możemy
się spotkać gdzieś na mieście?
– Jasne. Co powiesz na kościół Lexington?
– Chcesz się spotkać w kościele?!
– Muszę ci coś powiedzieć.
– Boże, jesteś księdzem – powiedziała przerażona.
– Nie. – Uśmiechnął się. – Ale powinienem cię o coś spytać.
Carrie nie miała pojęcia, o co mu chodzi. Zaczęła się powoli wycofywać
w kierunku łazienki. Czyżby Trent Tanford był jakimś szaleńcem?
– Carrie Dwanaście B Gray?
–Tak...
– To zabrzmi dziwnie, ale trudno. Znamy się dopiero jeden dzień, ale
czuję, że jesteś tą jedyną – stwierdził, klękając przed nią.
Carrie zamarła. Przestała myśleć i czuć, mogła tylko patrzeć.
– Wyjdziesz za mnie?
RS
30
ROZDZIAŁ TRZECI
Nie była w stanie znaleźć żadnego słowa, które odzwierciedlałoby jej
uczucia w tej chwili. Nie była ani zaskoczona, ani przerażona. Nie potrafiła
powiedzieć, jak się czuje.
Nagle przypomniała sobie sytuację sprzed lat. Raz popularny chłopak,
Stuart Kaplan, zaprosił ją na randkę. Carrie była przekonana, że ją lubi, a on
tylko założył się z kolegami, że wplącze gumę balonową w jej włosy. Nigdy w
życiu jej tak nie upokorzono.
– Już dawno wyrosłam ze szczeniackich dowcipów –stwierdziła twardo.
– Co ty mówisz?
– Powinieneś już iść do domu.
– Carrie, proszę, porozmawiajmy.
– Nie! – prawie krzyknęła.
– Proszę, daj mi wytłumaczyć. Znalazłem się w bardzo trudnej sytuacji. I
wiedz, że naprawdę bardzo cię lubię – jąkał się zmieszany.
– Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj – wysyczała i wypchnąwszy go za
drzwi, zamknęła je z hukiem.
Nie wiedząc nawet, co robi, poszła prosto do kuchni i wyjęła lody.
Nagle zatęskniła za osobą, do której mogłaby się przytulić w trudnych
chwilach.
– W Nowym Jorku krąży więcej plotek niż much w stajni, gdzie moja
siostra trenuje jazdę konną. A w tym biurze to już szczególnie...
Trent spojrzał na Danny'ego, piegowatego sprzedawcę kanapek. Pracował
w AMS od kilku lat. Trent nie pamiętał, aby Danny kiedykolwiek chorował.
Zawsze był na miejscu. Trent czasami łapał się na tym, że traktuje go jak
młodszego brata. Brata, którego nigdy nie miał.
RS
31
Nikt w biurze nie wiedział, że to Trent opłaca studia Danny'ego. Dzieciak
miał potencjał i Trent wiedział, że któregoś dnia będzie świetnym prawnikiem.
– Nie mam czasu zajmować się plotkami, Dan. Dobrze o tym wiesz.
Danny wślizgnął się do gabinetu Trenta i ostrożnie zamknął za sobą
drzwi.
– Nawet jeśli dotyczą ciebie?
– Dokładnie.
– Niech ci będzie, ale chyba mam prawo czuć się zaproszony na twój
ślub?
– Danny, nie masz nic do roboty? – spytał znudzonym głosem Trent.
– Nie bardzo, szczerze mówiąc.
– A jakieś kanapki do rozniesienia?
– Więc kim ona jest? – drążył z szerokim uśmiechem Danny.
Trent nie odpowiedział.
– Modelka czy aktorka?
– Danny, skoro nie masz nic do roboty, to może idź się czegoś poucz.
Niedługo egzaminy.
– Nie martw się, całe prawo karne mam w małym palcu. Naprawdę nie
mogę uwierzyć, że się wreszcie żenisz!
– Miłego dnia, Dan.
– Dobra, dobra, już sobie idę. 'A tak nawiasem mówiąc, co tak
studiujesz? Wzory zaproszeń ślubnych?
– Danny! – jęknął zrozpaczony Trent.
– Już mnie nie ma – krzyknął jeszcze chłopak i wybiegł z biura.
Trent westchnął ciężko i na powrót zagłębił się w lekturze dokumentów
dostarczonych mu tego ranka. „Carrie Claudette Gray – przeczytał nagłówek –
początkująca graficzka komputerowa, aktualnie zamieszkująca apartament
RS
32
księcia, świetna uczennica i jeszcze lepsza studentka. Mama artystka, tata
nieznany. Żadnych narzeczonych ani mężów".
Interesujące, pomyślał Trent.
Była dobrą dziewczyną, choć gołym okiem widać było, że nie opływa w
luksusy – zajmuje cudze mieszkanie, ostatnia stała praca kilka lat temu w
muzeum, zaciągnięty kredyt studencki.
Nagle odłożył wszystkie dokumenty, zamknął oczy i odchylił się w
swoim fotelu. Czy naprawdę jest gotowy na małżeństwo? Już raz był tego
bliski, jeden głupi incydent przed dwudziestym rokiem życia.
Podczas studiów poznał kobietę, którą uważał za miłość swojego życia.
Miała dwadzieścia pięć lat, była atrakcyjna i chciała jak najszybciej wyjść za
mąż i urodzić dziecko. Zakochany Trent od razu się oświadczył. Tydzień przed
ślubem zadzwoniła do niego i beztrosko obwieściła, że właśnie jest w podróży
poślubnej z innym. Nawet nie przeprosiła. Powiedziała tylko, że tamten
zapewni jej lepsze życie.
Przez rok Trent nawet nie spojrzał na inną. Potem doszedł do wniosku, że
małżeństwo to nic innego jak umowa biznesowa.
Więc, spytał siebie w myślach, czy jest gotowy na zawarcie takiej
umowy? Tak, musi być gotowy, bo prezesostwo AMS jest tego warte. Poza
tym Carrie jest ładna i dobrze całuje. Powoli podniósł słuchawkę telefonu i
wybrał numer ojca. Poinformował go o swoim rychłym ślubie i nawet się nie
żegnając, opuścił słuchawkę na widełki.
Teraz musi tylko przekonać pannę młodą.
Kawiarnia mieściła się na parterze wieżowca, w którym mieszkał.
Wczesnym rankiem i w porze lunchu roiło się w niej od ludzi.
Gdy tylko Trent wszedł do niej, od razu zobaczył Carrie siedzącą w
odległym kącie sali i rozmawiającą z Elizabeth Wellington. Elizabeth
RS
33
mieszkała w penthousie razem ze swoim mężem, Reedem, z którym Trent
kilka razy grał w piłkę. Nie znał ich zbyt dobrze, ale wyglądali na zgodne i
szczęśliwe małżeństwo.
Gdy Trent doszedł do stolika, zobaczył, że na policzkach Elizabeth wciąż
błyszczą łzy. Przypadkiem usłyszał strzęp rozmowy.
– Mówiłam mu to już ze sto razy, ale do Reeda zupełnie nic nie dociera.
Nagle Elizabeth zobaczyła Trenta i gwałtownie zamilkła. Powiedziała coś
do Carrie, złapała torebkę i szybkim krokiem opuściła kawiarnię. Gdy mijała
Trenta, nawet na niego nie spojrzała.
Carrie odwróciła się, założyła ręce na piersiach i sceptycznym wzrokiem
obrzuciła zdumionego Trenta.
– Trent Tanford, mężczyzna, od którego uciekają wszystkie kobiety na
Manhattanie.
– O, kurczę.
– Przyszedłeś tu na kawę czy wystraszyć innych klientów? – spytała,
sącząc cappuccino.
– Przyszedłem cię przeprosić – powiedział wprost, siadając na krześle
zwolnionym przez Elizabeth.
– Nie musisz, już o wszystkim zapomniałam.
– Naprawdę?
– Nie.
Nie mógł się nie roześmiać.
– Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła?
– Niech ci będzie, przeprosiny przyjęte – w końcu dała za wygraną.
Kąciki jego ust powędrowały kilka milimetrów w górę. Naprawdę bardzo
ją lubił. Było w niej coś interesującego, nie potrafił tego zdefiniować, ale nie
mógł się oprzeć wrażeniu, że jest wyjątkową osobą.
RS
34
– Posłuchaj – zaczął. – Co do tej propozycji małżeństwa. ..
– Nie ma o czym mówić. Udawajmy, że nic nie proponowałeś.
– Ale zaproponowałem i to jest wciąż aktualne. Jedyne, co bym zmienił,
to sposób, w jaki cię o tym poinformowałem.
Zanim zdążyła coś powiedzieć, zaczął się szybko tłumaczyć.
– Potrzebuję twojej pomocy. Jestem bardzo bliski zdobycia tego, o czym
zawsze marzyłem. Mogę być prezesem spółki rodzinnej. Jedyny warunek to
mój rychły ślub.
– Wychodzę! – Carrie włożyła marynarką, złapała torebkę i już chciała
wybiec, gdy Trent złapał ją za rękę.
– Proszę, daj mi skończyć!
– Potrzebujesz pomocy psychiatry! – krzyknęła, wyrywając się.
– Może, ale nie dlatego. Carrie! – zawołał. Już szła w kierunku windy. –
Chcę z tobą tylko porozmawiać.
Carrie stała przy drzwiach, uparcie wpatrując się w srebrne drzwi.
Spojrzała na niego ostro, wzrokiem nakazując milczenie.
– Carrie...
– Słuchaj, zakochany w sobie snobie, nie możesz mieć wszystkiego, co
tylko ci się zamarzy – wysyczała. – Jestem pewna, że w tym wielkim mieście
znajdziesz sobie idealną kandydatkę na żonę, ale mnie sobie odpuść!
Oboje weszli do windy.
– Czego jeszcze ode mnie chcesz?!
– Lubię cię. Naprawdę cię lubię – zapewnił z uśmiechem i zatrzymał
windę między piętrami.
– Wypuść mnie stąd albo zacznę krzyczeć.
– Znam twoją ciężką sytuację.
– Jaką sytuację?
RS
35
– Finansową.
– Słucham?!
– Musiałem to zrobić.
– Kazałeś mnie sprawdzić?! – wściekła się.
– Będziesz moją żoną, więc chciałem poznać twoje pochodzenie.
– Nie będę twoją żoną – wykrzyczała. – Jesteś nienormalny. Po co ja w
ogóle przychodziłam do ciebie z tą gazetą?!
– Będziemy tworzyć świetną parę. Potrzebuję kogoś takiego jak ty. Mam
dość wyblakłych kobiet bez charakteru.
– Jesteś chory – parsknęła, potrząsając głową.
Nie patrząc na niego, wcisnęła przycisk odblokowujący windę.
– Wyjdź za mnie, Carrie – poprosił. – Po roku małżeństwa weźmiemy
rozwód, spłacę twoje długi i jeszcze dostaniesz parę tysięcy dolarów na miłe
rozpoczęcie nowego życia.
Drzwi windy cicho się rozsunęły.
– Jestem pewien, że potrzebujesz tych pieniędzy.
– Do widzenia, Trent – powiedziała cicho, wychodząc.
– Kupię ci mieszkanie! – zawołał jeszcze za nią.
Zignorowała go, spiesząc do swoich drzwi.
– Będziesz miała pieniądze, dzięki którym pomożesz jakiejś
potrzebującej osobie.
Zatrzymała się w połowie korytarza, zbierając myśli. Przez całą minutę
stała bez ruchu. Nagle jednak potrząsnęła głową i szybko otworzyła drzwi,
czym prędzej znikając w azylu mieszkania.
RS
36
ROZDZIAŁ CZWARTY
Rachel Gray była wspaniałą matką. Mogła liczyć tylko na siebie, co
czyniło z niej nad wyraz silną kobietę. Pracowała dniami i nocami, aby
wyżywić siebie i córkę. Fakt, wiele czasu poświęcała też malowaniu, ale Carrie
nigdy nie czuła się niekochana czy odepchnięta. Rachel zawsze znalazła
sposób, aby córka mogła w pełni uczestniczyć w jej barwnym życiu. Carrie
mieszała farby, czyściła pędzle. Niby nic wielkiego, ale czuła, że pomaga. A
gdy Rachel nie pracowała, całe dnie spędzała z Carrie, bawiąc się i figlując,
jakby obie były małymi dziewczynkami. Kiedyś udekorowały wszystkie
drzewa na ulicy papierem toaletowym, bawiąc się, że Gwiazdka tym razem
przypadła na środek lata.
Carrie uśmiechnęła się do siebie, stojąc sama w korytarzu. Zawsze będzie
dumna ze swojej mamy, z jej odwagi i uśmiechu. Choroba nic tu nie zmieni.
Ale czy Rachel byłaby dumna z córki, która poważnie myśli o sprzedaniu
swojej dumy i honoru?
Carrie westchnęła ciężko. Wszystko się zmieniło, od czasu kiedy była
dzieckiem. Rachel zarabiała na życie, robiąc to, co kocha. Teraz jej niska renta
nie starczała na wszystkie potrzeby. Carrie musiała płacić za opiekunkę i
pokrywać większą część rachunków.
Szybkim krokiem przeszła do sypialni. Musiała zdjąć z siebie swój
najlepszy kostium. To jedyna rzecz w jej szafie, która się nadawała do
włożenia na rozmowy kwalifikacyjne, których ostatnio Carrie odbywała sporo,
niestety z miernym skutkiem. Zbyt małe doświadczenie. Słyszała to piąty raz w
tym miesiącu. Jak miała zdobyć doświadczenie, skoro nikt nie chciał jej dać
szansy? Miała talent i wiele chęci do pracy. Pretendowała do wysokich
stanowisk, gdyż desperacko potrzebowała pieniędzy.
RS
37
Bez tchu opadła na łóżko. Zsunęła buty i zarzuciła ręce nad głową. Nie
ma mowy, nie zgodzi się na propozycję Trenta. Jakim trzeba być człowiekiem,
żeby coś tak pięknego jak małżeństwo sprowadzać do realiów umowy bi-
znesowej?
Nawet nie chodzi mu o seks.
Choć może miał na myśli także pożycie cielesne? Po takich mężczyznach
jak Trent Tanford można się spodziewać prawie wszystkiego.
Musiała przyznać, że jego powierzchowność robiła wrażenie.
Mimowolnie wyobraziła go sobie w swoim łóżku. Wiedziała już, jak całuje, i
musiała przyznać, że od tamtej pory wciąż miała ochotę na coś więcej.
Musiała wziąć się w garść i sama zarabiać na potrzeby mamy, a nie
sprzedawać się za pieniądze. Czułaby się niemal jak prostytutka. Zbyt
szanowała samą siebie, żeby coś takiego robić, ale z drugiej strony, czy
sytuacja aby tego nie wymaga? Powinna zapewnić mamie jak najlepsze
warunki, a nie było jej na to stać. Mogłaby przyjąć jakąkolwiek pracę, aby
zdobywać doświadczenie, a jednocześnie nie martwić się o pieniądze.
Te niewesołe rozważania przerwał dźwięk telefonu.
Carrie była niemal pewna, że to Trent. Ale to nie był on.
– Cześć, Tesso. – Carrie przywitała się radośnie z osobistą asystentką
księcia Sebastiana. – Jak się miewasz?
– Świetnie, dziękuję. Mam dla ciebie wiadomości. Książę niedługo
wraca.
– Wszystko u niego w porządku?
– No... jakoś leci – odpowiedziała Tessa.
Carrie od razu nabrała podejrzeń. Tessa była przemiłą dziewczyną,
zupełnie nieskłonną do plotkowania, więc skąd ten niepewny ton w jej głosie?
– Tesso?
RS
38
– Mamy mały problem – przyznała w końcu.
– Ale z Sebastianem wszystko w porządku?
– Znasz księcia. Gdy interesy nie idą po jego myśli, staje się trudny.
– Tak, wiem.
Sebastian Stone był dobrym człowiekiem, ale także wymagającym
szefem, który nie umiał ukryć swoich humorów przed pracownikami.
– Zadzwonię do ciebie kilka dni przed jego wylotem i dowiem się, czy
twój pokój w Mercerze jest ciągle zabukowany.
Kiedy Sebastian Stone przylatywał do Nowego Jorku, Carrie
przeprowadzała się na pewien czas do hotelu. Za każdym razem zastanawiała
się, czy powinna wrócić do matki. Niestety, mieszkanie Rachel było malutkie i
nie chciała zabierać przestrzeni Wandzie.
– Wiesz, jak długo książę zatrzyma się w mieście?
– Przykro mi, ale nie.
– No trudno. Dzięki za informację, Tesso.
Carrie odłożyła telefon. Przez chwilę siedziała bez ruchu, głęboko o
czymś myśląc. Nagle otrząsnęła się i szybko wyjęła z szuflady nocnej szafki
kartkę papieru i ołówek. Drżącą dłonią napisała krótką notatkę. Wzięła ją ze
sobą i wyszła z apartamentu. Nie była w stanie powiedzieć mu tego wprost. Na
pewno by stchórzyła. Skradała się przez korytarz, pilnując, aby żaden z
mieszkańców nie pojawił się w promieniu jej wzroku. Gdy znalazła się pod
jego drzwiami, ukucnęła i wsunęła list przez szparę.
Dokładnie o siódmej rano drzwi kawiarni otworzyły się i wszedł przez
nie Trent. Od razu ją wypatrzył wśród tłumu czekających na poranną kawę i
rogalika. Siedziała przy małym stoliku, obok łazienki, łapczywie pijąc kawę i
przygryzając wargi. Wyglądała na bardzo zdenerwowaną. Ciekawe, dlaczego
RS
39
chciała się z nim dzisiaj spotkać? W liście nie napisała, że przyjmuje jego
ofertę. Zawarta była jedynie prośba o spotkanie.
Czyżby miała zamiar się zgodzić? Wczoraj prawie całkowicie stracił
nadzieję na polubowne załatwienie tej sprawy.
Miał ochotę zwycięsko się uśmiechnąć. Czuł, jakby już do niego
należała, i musiał przyznać, że bardzo mu się podobało to uczucie. Była inna
niż reszta kobiet. Musiał sobie w duchu powtarzać, że jest tutaj tylko w
sprawie AMS, a nie jej. Ona się nie liczyła. Owszem, Carrie była ładna i
mądra, ale co z tego. Nie szukał żony, tylko partnera w interesie, zwanym
przez wielu małżeństwem.
– Czy mogę zamówić kawę i liczyć, że wypiję ją całą w miłym
towarzystwie? – spytał, podchodząc do stolika.
– Przyjmuję twoją propozycję – oświadczyła pewnie.
– Propozycję? – powtórzył zdziwiony, choć doskonale wiedział, co ma na
myśli.
– Małżeństwa na rok.
– Dobrze.
– Dobrze – powtórzyła.
Trent przeprosił ją na chwilę i poszedł do baru zamówić kawę. Gdy
wrócił, wyglądała na tak samo zdenerwowaną jak kilka minut temu. Trent
próbował zachować spokój, ale chciało mu się krzyczeć z radości. Była jego i
to na cały rok. Na dodatek AMS będzie jego już na zawsze.
Obserwował Carrie bez słowa. Dzisiaj nie włożyła okularów, więc jej
drobna twarz wyglądała na jeszcze mniejszą. Miała na sobie dżinsy i obcisły
czarny sweterek. Starał się nie patrzeć na jej krągłe kształty. Na wszystko
przyjdzie pora. Pod jego taksującym spojrzeniem oblała się rumieńcem i
odrzuciła włosy z twarzy.
RS
40
Trent zdołał oderwać wzrok od zawstydzonej Carrie, dopiero gdy
przyniesiono mu kawę.
– Carrie, wiem, że zasugerowałem, że to małżeństwo jest jedynie umową
biznesową, ale musisz wiedzieć, że uważam cię za bardzo atrakcyjną kobietę.
Chciałbym cię znowu pocałować, ale nie wiem, czy ty też tego chcesz.
– Nie chcę – odpowiedziała szybko.
Jej odpowiedź ugodziła nieco męską dumę Trenta, ale nie dał tego po
sobie poznać.
– Dobrze, uszanuję to.
– Świetnie. Jestem w stanie zrozumieć, że masz potrzeby...
– Jakie?
– Seksualne – wyszeptała ze wstydem, jakby byli w kościele, a nie w
kawiarni.
– Oczywiście, mam – odpowiedział, starając się zapanować nad
śmiechem. Była urocza.
– Musisz sobie kogoś znaleźć do... tych rzeczy.
– Dziękuję.
Pokiwała szybko głową.
Trent nie był idiotą. Widział, jak Carrie skręca się pod jego spojrzeniem.
Lubiła go, był tego pewien.
– Z moich doświadczeń wynika, że kobiety niezbyt chętnie dzielą się
swoimi mężami – zauważył niewinnie.
– Możliwe – odparła obojętnie. – Ale ty nie będziesz moim prawdziwym
mężem.
Trent zacisnął zęby. Mogła być nieco bardziej subtelna.
– Dziękuję ci za to pozwolenie na spotykanie się z innymi kobietami, ale
obawiam się, że ja ci nie pozwolę robić tego samego.
RS
41
– Co proszę? – zapytała, gwałtownie unosząc głowę. –Nie pozwolisz?
– Właśnie.
– Nie będziesz mi nic zakazywał.
– Myślałem, że zawarliśmy układ.
– Zawarliśmy. Małżeństwo zawiązane na rok. Ale nie możesz dokładać
nowych zasad w każdej chwili, jak ci się coś przypomni.
– Romanse zaszkodzą naszej reputacji. Poza tym... –spojrzał na nią
poważnie – przyrzekam ci, że nie złamię przysięgi.
– Sugerujesz, że przez ten rok nie będziesz miał żadnej przyjaciółki? –
uściśliła, nie wierząc własnym uszom.
– Tak. Przez ten rok będę się spotykał wyłącznie z moją żoną.
Gdy Carrie usłyszała te słowa, gwałtownie wciągnęła powietrze. Nigdy
nie myślała, że wyjdzie za mąż dla pieniędzy i z rozsądku.
– Więc naprawdę uważasz, że wytrzymasz cały rok w celibacie? Pomyśl,
to aż trzysta sześćdziesiąt nocy...
Nie. Wcale tak nie uważał, szczególnie że jego żoną będzie kobieta, która
od kilku dni zajmuje jego myśli. Przez rok będą się mijać w jednym
mieszkaniu, jeść przy jednym stole, czytać te same gazety.
Uśmiechnął się szatańsko i podniósł filiżankę do ust.
Carrie od dziecka marzyła o białej sukni, tiulowym welonie i idealnym
pierścionku zaręczynowym. Teraz tego zabrakło i to na jej wyraźne życzenie.
Pobrali się następnej soboty w Pałacu Ślubów. Nawet Carrie musiała
przyznać, że wygląd okolicy zapierał dech w piersiach. Towarzyszyło im tylko
kilku gości. Zabrakło obrączek, radosnego oczekiwania, a przede wszystkim
miłości. Szybko złożyli podpisy na dokumentach ślubnych. Ojciec Trenta
musiał mieć pewność, że syn go nie oszuka. W siedzibie AMS już leżało
wypowiedzenie Jamesa.
RS
42
Carrie miała na sobie krótką, beżową sukienkę, wybraną przez stylistkę
Tanfordów. Uczesano ją i umalowano. Bezwolnie poddawała się tym
upiększającym zabiegom. Miała wrażenie, że to nie jest jej prawdziwy ślub,
więc co to szkodziło?
Carrie nie zaprosiła nikogo. Kiedy ta cała farsa już się skończy,
wytłumaczy wszystko przyjaciołom. Już się obawiała pytań „dlaczego?". Co
ma powiedzieć?
Punktualnie o szesnastej stanęli obok siebie. Trent wyglądał
rewelacyjnie. Czarny, obcisły garnitur pokazywał, jak bardzo jest przystojny i
wysoki. Z rodzicami Trenta za plecami szybko przyrzekli sobie miłość i
wierność. James i jego żona cieszyli się z takiego obrotu sprawy, choć nie
umieli tego okazać. Uśmiechali się życzliwie do Carrie, która z bólem serca
zauważyła, że nawet nie uścisnęli Trenta. W końcu to był dzień jego ślubu.
Po ślubie zaproszono gości na uroczysty obiad. Carrie nie mogła
przełknąć ani kęsa. Czuła się najbardziej samotną osobą na świecie. Nawet
tańcząc ten jeden jedyny taniec z Trentem, przełykała szybko ślinę, starając się
nie rozpłakać.
RS
43
ROZDZIAŁ PIĄTY
Carrie spędziła swoją noc poślubną w najbardziej prozaiczny sposób –
pakowała wszystkie swoje rzeczy. Wcześniej zadzwoniła do Tessy,
informując, że na jakiś czas wyprowadza się z mieszkania księcia, ale będzie
go doglądać tak jak zawsze.
– Gotowa?
Carrie uniosła głowę. Trent stał uśmiechnięty w drzwiach. Nie miał już
na sobie garnituru, tylko wytarte dżinsy i czarny podkoszulek. Bez słowa
pokiwała głową. Trent wziął obie walizki i wyszedł na korytarz. Ona stała
jeszcze chwilę, rozglądając się po mieszkaniu, które stało się jej domem.
Idąc do mieszkania Trenta, Carrie poczuła, jak nogi się pod nią uginają.
Obawiała się, że zaraz zemdleje. Opuszczała swój bezpieczny azyl i wchodziła
w paszczę lwa.
Apartament Trenta miał niemal identyczny rozkład jak księcia, ale
wystrój wnętrza był zupełnie inny. Stalowe ramki, wysmakowane grafiki na
ścianach i czarne skórzane kanapy były bardzo eleganckie, choć sprawiały
wrażenie wystawy ze sklepu meblowego, a nie domu, w którym się miło
spędza czas. W salonie nad marmurkowym kominkiem zawieszony był
ogromny telewizor. Carrie powoli obchodziła każdy kąt, zachwycając się w
duchu elektronicznymi gadżetami Trenta. Miał nawet fotel do masażu!
Idąc do swojej sypialni, zajrzała także do kuchni. Była widna i jasna,
choć wyglądała na zupełnie nieużywaną. Szafki były sterylnie białe. Carrie
położyła dłoń na chłodnym blacie. Tak jak myślała, żadnych okruszków. Miała
ochotę zajrzeć do lodówki, ale zabrakło jej odwagi.
Trent zaniósł jej walizki do sporej sypialni na końcu korytarza. Powoli
weszła do sypialni, modląc się, aby była choć trochę bardziej przytulna niż
RS
44
salon. Ściany miały kolor piasku, a na środku stało duże nowoczesne łóżko
przykryte białą narzutą. Po obu stronach łóżka stały małe szafeczki z
niedużymi lampkami do czytania. Na parapecie w okrągłym wazoniku Trent
postawił krótkie różyczki, ciasno ze sobą splecione. Musiała przyznać, że
bardzo jej się tu podobało.
–Tutaj mieścił się mój gabinet, ale myślę, że tobie bardziej przyda się ten
pokój – wyjaśnił Trent, stojąc w drzwiach i obserwując Carrie.
– Dziękuję – odrzekła.
– Nie ma sprawy.
– Przepraszam, że zabrałam ci gabinet – uśmiechnęła się, podchodząc do
niego bliżej.
– Jeśli masz z tym jakiś problem, mogę cię przenieść do swojej sypialni,
a tu znowu wstawimy biurko z komputerem.
– Dziękuję, ale nie skorzystam.
Musiała przyznać, że Trent umiał być czarujący, miał łobuzerski wdzięk
nastoletniego chłopca. Było jej naprawdę miło, że przeznaczył dla niej ten
pokój i dołożył wszelkich starań, żeby się tu dobrze czuła. Wiedziała, co ma na
myśli, zapraszając ją do swojej sypialni. Musiała odmówić i tak właśnie będzie
robić przez cały rok. Nie może pozwolić, aby wkradły się między nich jakieś
emocje. To tylko taka umowa, i to na rok.
– Masz swoją własną łazienkę. – Trent wskazał na białe drzwi, ukryte
pod czarno–białymi zdjęciami pokazującymi panoramę Nowego Jorku. –
Przyniosłem ci czyste ręczniki i poprosiłem Hannę, moją pomoc domową, aby
zaopatrzyła cię w te wszystkie... kobiece sprawy.
– Kobiece sprawy?
RS
45
– Hm... – zaczął, ale po chwili roześmiał się na głos. –Nie mam pojęcia.
Jesteś moim pierwszym gościem, który będzie tak długo, i to dla mnie też jest
stresujące.
– Tak, jasne.
– Możesz nie wierzyć, ale tak jest.
– A te dziewczyny, który nachodziły mnie o najdziwniejszych porach
dnia i nocy to były akwizytorki?
– Tak, zapraszałem do siebie kobiety – powiedział ostro. – Ale żadna z
nich nie zatrzymywała się tutaj dłużej niż kilka godzin.
– Przynajmniej jesteś szczery – wydusiła Carrie.
– Żyłem dokładnie tak, jak chciałem. Teraz podjąłem inne zobowiązania i
tego się trzymajmy.
– Dobrze, rozumiem – odpowiedziała obojętnie.
– Nie, nie rozumiesz. Nie mam zamiaru niczego przed tobą ukrywać. To
małżeństwo będzie trwać dłużej niż kilka godzin i chcę, żebyś wiedziała, kim
jestem i jak się zachowywałem jeszcze całkiem niedawno.
– Więc nie zostawały na dłużej, bo to zbyt zobowiązujące? Jadanie razem
śniadań czy wspólny prysznic? – spytała, patrząc na niego uważnie.
– Dokładnie.
Podszedł do niej szybkim krokiem i pocałował w czoło. Dotyk jego ust
był niemal paraliżujący. Wargi miał miękkie i jakby aksamitne. Czuła jego
oddech na swoich włosach.
– Muszę się rozpakować – przypomniała cicho.
– Tak, oczywiście – odpowiedział tak samo cicho. Cofnął się o krok.
Spoglądali na siebie z żarem w oczach.
Jeden krótki moment dotyku spowodował, że Carrie zapomniała o całej
przeprowadzonej rozmowie. Mnogość jego doświadczeń z kobietami była
RS
46
imponująca, a ona przecież nie miała zamiaru być kolejną jego zdobyczą. Z
ironią zauważyła, że wystarczy, że jest jego żoną.
– To wszystko to... jakieś szaleństwo – szepnęła, kręcąc głową.
– Małżeństwo czy to, jak na siebie działamy?
– I to, i to.
– Chyba zawsze byłaś grzeczną dziewczynką, prawda, Carrie? – spytał z
uśmiechem.
– Tak. Nigdy nie robiłam takich szalonych rzeczy.
– Więc wszystko przed nami. – Mrugnął do niej wesoło, a zanim zdążyła
zaprzeczyć, dodał szybko: – Postaram się ugotować jakąś kolację.
Miała ochotę się zgodzić, ale musiała przemyśleć wiele spraw, ułożyć
plan na dalsze miesiące. Pokręciła odmownie głową.
– Jestem naprawdę zmęczona. To był bardzo długi dzień.
Wyglądał na zawiedzionego, ale jej nie przekonywał. Zamiast tego
pożyczył jej dobrej nocy i cicho zamknął za sobą drzwi.
Znowu była sama.
Cały wieczór spędziła, stojąc przy oknie, obserwując ruch uliczny w dole
i zastanawiając się, co przyniesie nowy dzień.
To był tylko sen.
Nie chciała się budzić i zakończyć go w takim momencie. Ostatnie, co
pamiętała, to jego usta na swoich piersiach. Nawet teraz czuła jego słodki
ciężar, napięte mięśnie i gorący oddech na brzuchu.
– Carrie?
Wciąż słyszała jego gruby głos.
– Carrie?
Gwałtownie usiadła na łóżku. Rozejrzała się zdziwiona. Dopiero co się z
nim kochała, a teraz stoi kompletnie ubrany przy drzwiach i patrzy na nią
RS
47
oczekująco. Przetarła oczy i jeszcze raz na niego spojrzała. Miał na sobie
elegancki granatowy garnitur, białą koszulę i krawat w prążki.
– Która godzina?
– Siódma. Przepraszam, że cię już obudziłem, ale nie chciałem
wychodzić bez pożegnania. Myślałem, że nie będziesz się czuła zbyt
komfortowo, budząc się sama w obcym mieszkaniu.
– Tak, masz rację. Dzięki. – Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
Mrugała szybko, chcąc się pozbyć natrętnego obrazu nagiego Trenta
sprzed oczu. Bardzo łatwo wyobraziła go sobie bez ubrania, zbyt łatwo. Gdy
tylko przymknął drzwi, poszła do łazienki i umyła twarz lodowatą wodą. Musi
wrócić do rzeczywistości!
Nawet nie chciała myśleć, co by czuła, gdyby jej marzenia senne się
ziściły. Poprzedniego wieczoru obiecała sobie, że się nie zaangażuje
emocjonalnie. Minęło dopiero kilka godzin, a jak się zachowuje?!
Wiążąc włosy w koński ogon, podążyła do kuchni. Trent już pewnie
wyszedł.
Zaskoczona stanęła w progu.
Na stole stała filiżanka kawy, a obok talerzyk z tostami i kilkoma
owocami. Trent stał oparty o lodówkę z rękami skrzyżowanymi na piersiach,
przyglądając się z rozbawieniem jej reakcji.
– To mi wygląda na śniadanie – rzuciła z wyzwaniem.
– Jak najbardziej.
– A co z twoimi zasadami?
– To wszystko, o czym wczoraj rozmawialiśmy, nie odnosi się do nas.
– Bardzo się starasz, prawda? – spytała, zasiadając za stołem i
obserwując go z uśmiechem.
RS
48
Nie mogła nic poradzić na to, że w dziwny sposób czuła się szczęśliwa.
Miło było tak siedzieć razem z nim w kuchni i gawędzić.
– Co masz na myśli?
– Chcesz być dobrym mężem.
– Cóż, zawsze starałem się być najlepszy w tym, co robię.
– Na pewno dobrze ci wychodzi goszczenie mnie tutaj. Wychodzisz już
do pracy? – spytała, nagle zmieniając temat.
– Czemu pytasz?
– Wzięłam sobie do serca to, co powiedziałeś o tych szalonych rzeczach.
– Tak? – Podniósł jedną brew do góry, obserwując ją z lekkim
uśmiechem.
– Myślę, że nadszedł czas, żebym trochę odpuściła z wizerunkiem
grzecznej panienki.
– Co zamierzasz?
Carrie uniosła soczystą jagodę do ust i lekko ją nagryzła, pozwalając, by
słodki sok osiadł jej na ustach.
Trent od razu podszedł i oparł się przedramionami o stół. Ich twarze
dzieliło tylko kilka centymetrów. Trent przysunął sobie bliżej talerzyk i zaczął
delikatnie wkładać jej owoce do ust.
Gdy jagody się skończyły, uśmiechnęli się porozumiewawczo do siebie.
– Dzięki – powiedziała. – To było bardzo miłe.
– Pamiętasz, co ci powiedziałem w kawiarni? Ja naprawdę czuję, że
jesteś tą jedyną.
Carrie patrzyła na niego bez słowa. Miała wrażenie, że serce zaraz jej
wyskoczy z piersi. Nie mogła uwierzyć, że ten wytrawny podrywacz może być
tak miły i troskliwy. A teraz jeszcze te słowa... Chciała coś powiedzieć, ale
RS
49
zabrakło jej tchu w gardle, bo właśnie się nad nią nachylił i pocałował ją w
słodkie od soku usta.
– Jesteś tą jedyną. Okej?
– Tak – wymamrotała.
Po chwili delikatnie odsunął się od niej.
– Muszę iść.
Pokiwała głową, czując, że nie jest w stanie się odezwać. Cała drżała,
miała wrażenie, że jeszcze chwila, a rozpadnie się na kawałki.
– Zjemy razem kolację? – spytał.
– Ugotuję coś pysznego... i tym razem ja cię nakarmię.
– Jesteś jednak szaloną kobietą, Carrie Tanford.
Poczuła się, jakby wokół jej serca ktoś nałożył stalową obręcz i ścisnął z
całej siły. Carrie Tanford. Nie brzmiało to dobrze, ale jednak desperacko
chciała, aby znowu ją tak nazwał.
– Wrócę koło ósmej.
Na pewno zauważył jej reakcję, ale postanowił tego nie komentować.
Gdy wyszedł, Carrie ruszyła z powrotem do łóżka. Obiecała sobie, że do
niczego w tym małżeństwie nie dojdzie, a teraz pragnęła go jak nigdy nikogo.
Trent zdobył świat.
Punktualnie o dwunastej James Tanford ogłosił swoje przejście na
emeryturę. Członkowie zarządu popatrzyli na siebie w milczeniu. Trent
przyglądał się ich reakcjom z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Gdy James
ogłosił syna swoim następcą, nikt nie wyglądał na zdziwionego. Wszyscy
zdawali sobie sprawę, że prędzej czy później tak się stanie.
Jednak dla Trenta były to najwspanialsze słowa, jakie usłyszał w życiu.
Po wystąpieniu ojca nowy prezes szybko nakreślił swój plan biznesowy
na najbliższe miesiące. Zapewnił zebranych, że zamierza kontynuować linię
RS
50
firmy i wszyscy pozostaną na swoich stanowiskach. Jedyne, co zmieni, to tem-
po rozwoju. Zapowiedział, że z końcem roku AMS będzie wiodącą spółką na
rynku medialnym.
Po siódmej był wykończony i marzył tylko o jednym: by wrócić do
domu, do żony.
Ze zwycięskim uśmiechem na twarzy wyszedł z siedziby AMS. Wieczór
był wyjątkowo gorący.
– Dobry wieczór, panie Tanford.
Michael, jego kierowca, otworzył mu drzwi firmowej limuzyny.
– Bardzo dobry.
– Cieszę się, proszę pana.
Trent usiadł na tylnym siedzeniu samochodu. Naprzeciwko niego
siedziała Carrie.
– Cześć.
Uśmiechała się do niego w ten uroczy sposób, od którego robiło mu się
gorąco. Wyglądała jakoś inaczej. Gdzieś znikły jej dżinsy i hippisowskie
szerokie bluzki. Teraz miała na sobie czerwoną, obcisłą sukienkę odkrywającą
zarówno nogi, jak i ramiona. Trent już wcześniej podejrzewał, że ma ładną
figurę, ale nawet nie śmiał marzyć o takich wspaniałościach. Nie mógł
oderwać wzroku od srebrnych sandałków na obcasie pokazujących jej zgrabne
kostki i zadbane stopy. Opalone długie nogi trzymała złączone, nie dając mu
szansy dojrzeć choć skrawka bielizny, o której fantazjował, od kiedy ją tylko
zobaczył. Miał ochotę rzucić się na nią i położyć na oparciu kanapy, bawić się
jej włosami i całować do utraty tchu.
– Nie chcesz wiedzieć, dlaczego tu jestem? – spytała.
– Tak, oczywiście – wyszeptał, ledwo artykułując słowa.
– Pomyślałam, że zabiorę cię na kolację, aby uczcić twój sukces.
RS
51
Trent wcale nie słuchał, co Carrie mówi. Bardziej zainteresowany był
taksowaniem jej sylwetki. Wyglądała tak pięknie. Na twarzy miała jedynie
lekki makijaż, dzięki czemu wyglądała świeżo i dziewczęco. Długie włosy
puściła luźno na ramiona.
– Dzisiaj twój wielki dzień.
– Słucham? – wymamrotał, wciąż pożerając ją wzrokiem.
– Z tego co wiem, dzisiaj miałeś dostać awans. Pamiętasz? – spytała
rozbawiona. – Stanowisko, o którym marzyłeś latami.
– Tak, tak, oczywiście. Przepraszam, zamyśliłem się. Jestem tylko... –
zawiesił głos, nie wiedząc co powiedzieć. Przecież nie obwieści jej, że wygląda
tak pięknie, że wszystko inne przestało się liczyć. Nawet prezesostwo AMS nie
podziałało tak na jego wyobraźnię. – Zaskoczony – dokończył, uśmiechając się
niewinnie.
– Michael, czy możesz nas zabrać do Babbo? – spytała szofera.
– Oczywiście, proszę pani.
– Jeszcze kilka dni temu byłam panną – zauważyła, przyglądając się
Trentowi.
– Wyglądasz oszałamiająco – wydukał wreszcie. Carrie zarumieniła się
aż po cebulki włosów.
– Dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony – wyszeptała z zawstydzeniem.
Trent wolał nie myśleć o tym, że mają spać dzisiaj w jednym domu.
Podejrzewał, że nawet nie zmruży oka, marząc, aby być w jej sypialni. Och, to
wszystko stawało się takie trudne! Po co w ogóle obiecywał, że jej nawet nie
dotknie? Jest kompletnym palantem!
– Cieszę się, że pomyślałaś o tym wszystkim.
– Chciałabym, żebyśmy się postarali być przyjaciółmi.
RS
52
Słowa Carrie nie bardzo mu się spodobały, choć wiedział, że ma rację.
Nie powinien czynić sobie nadziei, ale co zrobić, gdy obok niego siedzi taka
kobieta, w dodatku jego żona, a on nie może jej nawet dotknąć. Jednocześnie
tak daleka i tak bliska.
Gdy podjechali pod drzwi restauracji, zatrzymał ją na chwilę.
– Wiesz, że w tym momencie wkraczasz do mojego świata? Jutro
zobaczysz się na okładkach co najmniej kilku gazet. Będą chcieli wszystko o
tobie wiedzieć. A zresztą, kto ich może winić? – zakończył z uśmiechem,
pomagając jej wysiąść z auta.
Trzymając się za ręce, weszli do najlepszej włoskiej restauracji na
Manhattanie.
RS
53
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Było już kilka minut po dziesiątej. Niecałe trzydzieści minut temu wrócili
z kolacji. Trent od razu poszedł pod prysznic, a Carrie usiadła przy kuchennym
stole, oglądając najświeższe wydanie gazety z ogłoszeniami i porównując
wymagania rekrutacyjne ze swoim życiorysem.
Po chwili do kuchni wkroczył Trent. Carrie spojrzała na niego, po czym
szybko opuściła wzrok na gazetę. Miał na sobie jedynie dżinsy! Przez chwilę
widziała jego gładki tors, na którym lśniły pojedyncze krople wody. Nie
powinna na to patrzeć. Jak teraz uśnie?
– Co robisz? – spytał, grzebiąc w lodówce.
– Przeglądam ogłoszenia o pracę. Chyba muszę poprawić swoje CV.
– Pomóc ci?
– Nie, dzięki. Po prostu muszę zmienić układ ramki zawierającej
doświadczenie zawodowe.
– Pokaż.
Podała mu kartkę. Trent usiadł naprzeciwko i zaczął czytać jej życiorys.
– Jestem zdeterminowana, by dostać jak najlepszą pracę w branży grafiki
komputerowej – wyrecytowała, jakby była na prawdziwej rozmowie w sprawie
pracy. – Oczywiście praca biurowa jest dla mnie odpowiednia, ale docelowo
chciałabym się samodzielnie zajmować dużymi projektami. Chcę się uczyć od
najlepszych.
– Wiem, co musisz zmienić – zawyrokował, podając jej pismo.
– Co?
– Nazwisko.
– Proszę?
RS
54
– Zmień nazwisko na Tanford. Nie będziesz miała problemu ze
znalezieniem dobrej pracy.
– Nie mogę tego zrobić – odpowiedziała ostro.
– Dlaczego nie?
– Chcę zdobyć dobrą pracę dzięki własnym kwalifikacjom.
– Carrie, pracodawcy nie interesują twoje kwalifikacje – tłumaczył
cierpliwie. – Zdajesz sobie sprawę, ilu ludzi szuka pracy w Nowym Jorku?
– Myślę, że wielu.
– Tysiące – odpowiedział, wyjmując z lodówki piwo i otwierając je z
sykiem. – Nikt nie przeczyta twojego życiorysu, jeśli nie zwrócisz ich uwagi na
pewien ważny fakt.
– Czyli nazwisko Tanford – skończyła.
– Właśnie.
– Nie tylko ty w tym mieście nazywasz się Tanford.
– Ale tylko ty nazywasz się Carrie Tanford. Wszyscy w mieście wiedzą,
z kim się ożeniłem.
– Nie wiem – odpowiedziała cicho, wpatrując się w swoje panieńskie
nazwisko na życiorysie.
– To nie jest złe nazwisko.
– Nie, nie jest złe. Po prostu...
Nie wiedziała, jak to wytłumaczyć. To nie było jej nazwisko. Poza tym
mieli być małżeństwem tylko przez rok. Co potem? Wróci do swojego
nazwiska? To wszystko było zbyt skomplikowane. Zresztą teraz już wszystko,
co było związane z Trentem, było skomplikowane.
–Najpierw zdobądź pracę, a potem pokażesz swoje kwalifikacje.
– Ja naprawdę długo się uczyłam i nie chcę dostać pracy tylko dlatego, że
noszę twoje nazwisko – poskarżyła się.
RS
55
– Carrie, takie są realia.
Uśmiechnęła się nieśmiało. Miała wrażenie, że szybko zostaną dobrymi
przyjaciółmi. Powoli zaczynali się dogadywać i to sprawiało, że czuła się coraz
bardziej bezpieczna. Niestety, erotyczne przyciąganie także się nasilało. Carrie
od pierwszego spotkania starała się w sobie stłamsić to niebezpieczne uczucie,
ale niestety nie umiała.
– Mogę? – spytała, popijając jego piwo.
Spojrzała na nagłówek swojego życiorysu. Tak, teraz nazywała się Carrie
Tanford. W końcu dlaczego miałaby się tego wstydzić? Nawet jeśli dostanie
pracę po znajomości, zrobi wszystko, aby pokazać, jak dobrym jest
pracownikiem.
– Chyba masz rację. Zmienię nazwisko.
– Dobra decyzja.
Trent przechylił się nad stołem i pocałował ją. Pocałunek był długi,
ciepły i bardzo przyjemny. Carrie zakręciło się w głowie, niemal słyszała
swoją pulsującą w żyłach krew. Gdy tylko jej dotykał, czuła się niewymownie
szczęśliwa. Tak było i tym razem. Całkowicie straciła głowę i wszystkie
przyrzeczenia, że nie pozwoli na kontakt fizyczny między nimi, uleciały
niczym za dotknięciem magicznej różdżki. Gdy ją całował, nic innego się nie
liczyło. Świat po prostu przestawał istnieć.
Carrie dała się porwać namiętności. Ich języki tańczyły pełen erotyzmu
taniec. Carrie uniosła dłoń i delikatnie głaskała jego świeżo ogolony policzek.
Pachniał wodą kolońską i była pewna, że już zawsze będzie rozpoznawała ten
zapach. Zapach mężczyzny.
Coś w jej głowie cichutko szeptało, że źle robi i na pewno będzie tego
żałowała, ale teraz jej to nie interesowało. Chciała korzystać z życia, w którym
coraz częściej widziała Trenta.
RS
56
Niemal w tym samym momencie unieśli się ze swoich siedzeń, by po
chwili tulić się i dotykać. Czuła jego ciepłe ręce pod swoją koszulką, ale nie
miała siły oponować. Poza tym pieszczota sprawiała jej radość i przyjemność.
Czuła, że on także jest podniecony. Gdy dotknął jej piersi, jęknęła
mimowolnie. Palcami zataczał kręgi wokół sutków. Carrie przerwała
pocałunek i głośno oddychając, patrzyła mu w oczy.
Tak bardzo go pragnęła. Chciała, żeby zerwał z niej czerwoną sukienkę i
położył choćby na kuchennym stole. Była gotowa na wszystko.
Oboje usłyszeli pukanie do drzwi. Magia chwili umknęła w jednej
sekundzie. Trent niechętnie wyciągnął ręce spod jej sukienki i starał się nie
patrzeć, gdy Carrie szybko poprawiała ubranie.
– Jest już jedenasta – powiedziała, zerkając na zegarek. Gdy wyszli na
korytarz, usłyszeli szczekanie psa sąsiadów i podniesiony damski głos.
– Mam nadzieję, że to nie Vivian Vannick–Smythe –stwierdziła Carrie.
– Zaraz wracam – wymruczał i podszedł do drzwi. Carrie wróciła do
kuchni i usiadła ciężko przy stole.
Musiała zebrać myśli. Na razie nie wiedziała, czy zacząć besztać siebie w
duchu, czy raczej sobie gratulować.
Z
korytarza
dochodziły
odgłosy
gwałtownej
wymiany
zdań.
Zaciekawiona wyszła zobaczyć, co się dzieje. Trent właśnie zamykał drzwi.
– Przeszłość zastukała nam do drzwi – powiedział tajemniczo.
– Trent, proszę! – krzyczała kobieta za drzwiami.
– Przepraszam cię za to – tłumaczył się gorączkowo Trent, patrząc
żałośnie na Carrie. – Nie wiem, jak się tu dostała. Widziała nas w Babbo i ma z
tym jakiś problem.
Pokręcił jeszcze raz głową i otworzył drzwi.
– Madeline, idź do domu.
RS
57
Wysoka, piękna kobieta potrząsnęła burzą rudych loków.
–Nie.
– Zamówię ci taksówkę.
– Nie chcę żadnej taksówki – wysyczała. – Chcę, żebyś mi wytłumaczył,
jak mogłeś przyprowadzić do Babbo takie małe, zapuszczone coś i nazwać to
żoną!
Carrie krew uderzyła do głowy. Nie była małym, zapuszczonym czymś.
Przepchnęła się przed Trenta.
– Carrie, nie – błagał ją.
– Nie przejmuj się. Chyba musimy sobie coś z panią wyjaśnić. – Wyszła
na korytarz, stając oko w oko z rudą kobietą. Rywalka była o dobre piętnaście
centymetrów od niej wyższa, co sprawiło, że Carrie musiała unieść głowę,
żeby jej się przyjrzeć.
– Cześć, Madeline.
Kobieta obrzuciła ją nienawistnym, ale i zaskoczonym spojrzeniem.
– Ach, więc jest z nami także twoja słodka żoneczka.
– Owszem – odpowiedziała Carrie spokojnie. – Ale to ty wypiłaś dzisiaj
za dużo i o jedenastej w nocy nachodzisz mężczyznę, który najwyraźniej nie
ma ochoty z tobą rozmawiać. Przemyśl to.
Idealne łuki brwi rudowłosej połączyły się ze sobą, nadając jej twarzy
nieprzyjemny wyraz.
– Czy to nie wygląda na desperację? Spójrz na siebie, jesteś piękną
kobietą, a poniżasz się.
– Tak, chyba masz rację – wybąkała blada Madeline.
– Jedź do domu, weź kąpiel i idź spać, a jutro zaczniesz nowe życie. –
Carrie dotknęła jej ramienia w geście przyjaźni. – Kochana, jesteśmy na
Manhattanie. Na każdym rogu czeka przystojny, wolny milioner.
RS
58
– Masz rację, tak, masz rację. Dziękuję ci...?
– Carrie.
– Dzięki, Carrie.
– Zamówić ci taksówkę?
– Nie, recepcjonista mi zamówi. Uwielbia mnie... Czasami żałuję, że jest
tylko recepcjonistą. – Roześmiała się.
– Wiem. Dobranoc.
Gdy zamknęła drzwi i odwróciła się do Trenta, wpatrywał się w nią z
otwartymi ustami i z wyrazem kompletnego osłupienia na twarzy.
– Nie mogę uwierzyć – powiedziała.
– Wiem. Naprawdę, bardzo cię przepraszam.
– Nie mogę uwierzyć, że chociaż jedna z twoich byłych panienek umiała
tutaj trafić bez drogowskazu.
Przez chwilę patrzył na nią kompletnie wytrącony z równowagi, aby w
końcu wybuchnąć śmiechem. Po minucie Carrie podeszła do Trenta, położyła
dłoń na jego ramieniu i uśmiechnęła się czule.
– Dobranoc, mój mężu.
– Poczekaj.
– Tak?
Przez chwilę wyglądał, jakby chciał skończyć to, co zaczęli w kuchni, ale
nie wiedział, jak naprawić nastrój po wizycie swojej byłej dziewczyny.
Carrie uśmiechnęła się i odmownie potrząsnęła głową.
– Dobrze. – Rozczarowany próbował się uśmiechnąć.
– Jeszcze raz dobranoc.
– Carrie?
–Tak?
RS
59
– Kiedy mówiłaś o tym przystojnym milionerze, to mnie miałaś na
myśli? – zapytał z lekko uniesioną jedną brwią.
– Dobranoc, Trent – powiedziała, wślizgując się do swojego pokoju.
– Dostałam pracę! – krzyknęła Carrie kilka dni później, biegnąc do
kuchni. – Właśnie do mnie zadzwonili!
Trent był w kuchni, przygotowywał kolację.
– Gratuluję! – Uśmiechnął się, zawijając sushi.
– Dziękuję.
Omiotła go spojrzeniem. Codziennie po pracy zrzucał garnitur i
przebierał się w wygodne ubrania. Dzisiaj miał na sobie dżinsy i sprany
bladoniebieski podkoszulek, a na stopach japonki. Carrie zauważyła, że
koszulka musiała się skurczyć w praniu, bo dokładnie opinała wszystkie jego
mięśnie ramion i pleców.
– Więc kto cię zatrudnił? – spytał, wyjmując białe wino i dwa kieliszki.
– Ebett i Gregg.
– Super. Twoje zdrowie! – ogłosił, podnosząc w górę kieliszek.
– Dlaczego w ogóle nie jesteś zdziwiony? – spytała, patrząc na niego
podejrzliwie.
– Zmieniłaś nazwisko na Tanford?
–Tak.
– Więc dlaczego mam być zdziwiony? Byliby idiotami, gdyby cię nie
przyjęli.
– Ale z ciebie mądrala.
– Cóż, taki już jestem. – Roześmiał się srebrzyście, kładąc dłonie na jej
talii i delikatnie przyciągając ją ku sobie.
– Naprawdę? – spytała z ironią. – Nawet sekretarka nazywa cię mądralą?
– Jakbyś zgadła...
RS
60
– Więc gdy sekretarka łączy do ciebie rozmowę, to mówi: „Telefon do
pana, panie Mądralo" – kontynuowała z niewinną minką.
– A ja chyba ciebie powinienem nazwać mądralą – wyszeptał prosto do
jej ucha. – Idź się przebierz.
– Po co? – spytała, chłonąc całą sobą jego zapach. Uwielbiała, gdy byli
tak blisko siebie.
–Idź.
Wzruszyła ramionami, ale posłusznie obróciła się na pięcie i poszła do
swojego pokoju. Czuła, że Trent podąża za nią jak cień. Stojąc przed szafą,
jeszcze raz na niego spojrzała. Trent uśmiechnął się szeroko i kiwnął głową.
– O, cholera!
– Bardzo interesująca reakcja – zachichotał. – Ale, szczerze mówiąc, nie
takiej oczekiwałem.
Każdy centymetr jej szafy wypełniały ubrania, apaszki, torebki, paski i
buty. Carrie nieśmiało wyciągnęła dłoń i dotknęła jedwabnej sukni od Chanel.
– Czy ty wykupiłeś cały sklep?
– No nie cały, ale większą jego część – odpowiedział skromnie.
– Wiedziałeś o tej pracy! – zawołała nagle, gwałtownie odwracając się do
niego.
– Dzwonili tu kilka godzin temu.
– Kupiłeś to wszystko w kilka godzin?
– Jak masz pieniądze i nazywasz się Tanford, to naprawdę nic trudnego.
Carrie bez tchu usiadła na łóżku. Oczywiście, gest Trenta był bardzo
miły, ale znowu poczuła irytujące ukłucie w sercu. To nie był jej świat.
Niemniej jednak powinna mu podziękować.
– Trent, to naprawdę bardzo miłe z twojej strony. Nikt nigdy nie zrobił
mi takiego prezentu i wierz mi...
RS
61
– Carrie, ja zrobiłem to także dla siebie.
– Słucham?
– Jesteśmy teraz na świeczniku. Musimy bywać w pewnych miejscach, a
twoje stare ubrania są niezbyt odpowiednie.
– No pewnie, że nie pasują do twojego snobistycznego światka –
odpowiedziała złośliwie. – Dobra, zrozumiałam. Wcześniej ubierałam się jak
zwariowana hippiska.
– Poza tym potrzebujesz eleganckich ubrań do pracy.
Carrie podeszła go uścisnąć. Nie miało to mieć podtekstów erotycznych,
ale Trent bez skrępowania zaczął ją przytulać. Carrie zdawała sobie sprawę, że
te jego uściski stają się coraz częstsze i nie umiała jasno powiedzieć, czy ją to
uszczęśliwia, czy wręcz przeciwnie.
– Nie należę do kobiet, które odmawiają prezentów, choć skrycie o nich
marzą.
–Nie?
– Dziękuję – odpowiedziała z uśmiechem i pocałowała go lekko w kącik
ust.
– Bardzo proszę. A teraz pozwól, że dokończę kolację, zanim wypijesz
jeszcze więcej wina i rzucisz się na mnie w niecnych zamiarach – zażartował.
– Nie martw się, nie rzucę się – zaszczebiotała rozpromieniona.
– To nawet już pomarzyć nie wolno?
– Panie Tanford, pani Davis na linii.
Trent nie podniósł głowy. Przygotowywał się do ważnego spotkania i
nawet dobrze nie usłyszał nazwiska.
– Niech zostawi wiadomość.
– Mówi, że to bardzo ważne, proszę pana.
RS
62
– Tak, dla każdego jego sprawa jest najważniejsza –warknął. – Niech
zostawi wiadomość.
– Powiedziała, że to chodzi o pańską teściową.
– Przecież ja nie mam... – zaczął, ale nagle zdał sobie sprawę, że owszem
ma. – Dobrze, połącz ją.
– Proszę bardzo.
– Tu mówi Trent Tanford – zaczął, zastanawiając się, dlaczego matka
Carrie do niego dzwoni. Nic prawie o niej nie wiedział. Carrie powiedziała
tylko, że jest artystką i mieszka na Manhattanie.
– Panie Tanford – zaskrzeczał w słuchawce głos starszej kobiety. –
Nazywam się Wanda Davis i jestem opiekunką pani Gray.
– Opiekunką?
– Mamy tutaj mały problem.
– Jaki problem? – powtórzył Trent.
– Czy wie pan, gdzie jest Carrie?
– W pracy. Co się stało?
– Kilka razy dzwoniłam na jej komórkę i do domu, ale nikt nie
odpowiada. Pani Gray wpadła w szał i tylko Carrie potrafi ją uspokoić.
Naprawdę nie chciałabym być zmuszona do wezwania karetki.
– Pani Gray jest chora?
– No, tak, przecież ma... – Wanda zawiesiła głos. – Pan nic nie wie?
Przez chwilę Trent rozmyślał o umówionych spotkaniach, stosie
dokumentów do podpisania i kilku ważnych telefonach, które powinien
bezzwłocznie wykonać.
– Proszę nie wzywać karetki. Jaki to adres?
RS
63
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Kiedy Carrie dostała się wreszcie do mieszkania mamy, była bliska
rozstroju nerwowego. Miała ważne spotkanie z nowymi klientami i szef kazał
im wszystkim wyłączyć telefony komórkowe. Nigdy więcej tego nie zrobi!
Po spotkaniu, gdy wracała już do swojego biurka, wysłuchała pięć
rozpaczliwych wiadomości nagranych przez Wandę. Poinformowała
sekretarkę, że musi pilnie wyjść w sprawie rodzinnej.
Gdy tylko Carrie otworzyła drzwi, zobaczyła siedzącą na kanapie Wandę.
– Wanda? Co się stało? – spytała roztrzęsionym głosem Carrie.
Gdy Wanda ujrzała Carrie, od razu na jej twarzy pojawił się wyraz ulgi.
– Nie mam pojęcia. Mówiła o twoim ojcu.
– O Boże – jęknęła Carrie.
– Niejednokrotnie już o nim wspominała, ale nic się nie działo
strasznego. Myślałam, że tak będzie i tym razem. Gotowałam zupę, kiedy
zaczęła płakać. Krzyczała, że musi iść znaleźć twojego ojca, musi mu coś
powiedzieć.
– Och, nie.
– Chciała wyjść z mieszkania. Złapałam ją przy drzwiach.
Carrie poczuła, jak coś w jej brzuchu zaciska się w ciasny supeł. Mama
od pół roku nie chciała wyjść z domu.
– Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Nie odbierałaś telefonu, więc
zadzwoniłam do twojego męża.
Trent nie miał pojęcia o chorobie mamy. Nie chciała mu o tym mówić.
Gdyby byli przyjaciółmi, to co innego... Zastanawiała się czasem, czy mu nie
powiedzieć, ale nie miała na tyle odwagi....
– Przyszedł pół godziny temu.
RS
64
Carrie gwałtownie uniosła głowę. Trent tu był?
– Nie wiem, jak to zrobił, ale w ciągu jednej minuty uspokoił Rachel.
Carrie poszła do pokoju mamy. Czuła się jak lunatyk.
Mama spała jak dziecko. Carrie z radością zauważyła, że Grace uśmiecha
się przez sen. Obok łóżka, na krześle, na którym zwykła siadać, siedział Trent
z książką w dłoni. Gdy tylko usłyszał Carrie, położył palec na ustach,
nakazując ciszę.
– Dopiero co zasnęła – wyszeptał.
Carrie cicho podeszła do niego, położyła dłonie na jego ramionach i ze
smutkiem patrzyła na matkę.
– Już wszystko w porządku?
– Tak. Koniecznie chciała wyjść z domu, żeby odszukać twojego tatę.
Carrie napłynęły łzy do oczu. Bardzo chciała wytłumaczyć mamie, że
ojciec zostawił ich bardzo dawno temu i jest im o wiele lepiej bez niego.
Niestety, Rachel coraz częściej myliła przeszłość z teraźniejszością. Nie
kojarzyła twarzy, nie umiała sobie przypomnieć o ważnych wydarzeniach.
Tamte smutne, dawne wydarzenia były dla niej dniem powszednim. Carrie
wolałaby sama cierpieć katusze, niż widzieć matkę w tym stanie.
– Jak ją uspokoiłeś?
– Zapewniłem ją, że go znajdę.
– Trent, nie...
– Muszę to zrobić. Obiecałem.
– Rozumiem. – Carrie pokiwała głową.
– Pytała, kim jestem – powiedział nagle Trent, patrząc Carrie w oczy. –
Powiedziałem, że twoim mężem.
– Co ona na to?
RS
65
– Na początku nie kojarzyła, kim jesteś, ale zanim zasnęła, spojrzała na
moją twarz i powiedziała, że jestem mężem jej Carrie.
Carrie mimowolnie ścisnęła jego ramiona. Nie mogła uwierzyć, że jest
tutaj i pomaga jej przejść przez te wszystkie straszne dla niej chwile.
– Co czytasz? – spytała, starając się ukryć wzruszenie.
– „Rozważną i romantyczną".
– Romans?
– Twoja mama powiedziała, że to jedna z jej ulubionych książek. Gdy
zacząłem jej czytać, od razu zasnęła. Cóż, jak na romans nie jest wcale taka
zła.
– Cieszę się, że Jane Austen zdobyła twoje uznanie. Spojrzał na nią
przenikliwie, przymykając oczy.
– Co tam?
– Przypominasz mi Elizabeth Bennet. Ona też jest taką mądralą.
– Tak, jest. – Carrie roześmiała się cicho.
– Słuchaj, jeśli chcesz, to wróć do pracy. Zajmę się twoją mamą, nie
musisz się martwić.
– Nie.
– Dlaczego nie? To twój pierwszy tydzień w tej pracy.
– Muszą to zrozumieć – zakomunikowała twardo.
– Ale nie zrozumieją. Wyleją cię.
Carrie wiedziała, że Trent ma rację. Nie mogła jednak zostawić mamy
samej.
– Ja zostaję – oznajmił tak poważnie, że aż się cofnęła. Nigdy nie patrzył
na nią takim twardym wzrokiem.
– Ty też masz pracę – zauważyła nieśmiało.
RS
66
– Skarbie, jestem prezesem. Mogę robić, co tylko chcę. W całej mojej
karierze opuściłem zaledwie trzy dni pracy. Czwarty jestem w stanie poświęcić
w całości twojej mamie.
– Trent, nie mogę.
– Do zobaczenia w domu.
Carrie nie mogła się poruszyć. Nie mogła zrozumieć, że Trent zachowuje
się jak... mąż.
– Jeśli tylko się pogorszy... – zaczęła.
– To od razu do ciebie zadzwonię – zapewnił.
Carrie zdawała sobie sprawę, że nie może lekceważyć pracy, bo dzięki
niej zabezpieczy finansowo mamę. Jeszcze raz ścisnęła mocno Trenta za
ramiona.
– Będę tutaj przed szóstą.
– Jasne. Uciekaj już! – Pomachał jej i otworzył książkę.
– Muszę się dowiedzieć, z kim będzie pan Darcy!
Carrie uśmiechnęła się do jego pleców, rzuciła okiem na matkę i opuściła
pokój.
Trent leżał w łóżku, przeglądając życiorysy i podania kandydatów na
wakat w firmie, gdy usłyszał otwierające się drzwi do mieszkania. Rzucił
okiem na budzik na stoliku nocnym. Było już dobrze po jedenastej. Gdy koło
szóstej przyjechała Carrie, chciał jeszcze z nimi zostać, ale kategorycznie
stwierdziła, że on też musi odpocząć.
Słyszał, jak wchodzi do swojego pokoju i otwiera szafę. Gdy po kilku
minutach dźwięki ucichły, był pewien, że leży już w łóżku. W końcu miała
dziś ciężki dzień.
Zaczął czytać kolejny życiorys. Wślizgnęła się do jego pokoju.
Zdziwiony spojrzał na nią. . . i w sekundzie stracił głowę. Miała na sobie
RS
67
jedynie beżową koszulkę nocną, którą zresztą sam wybierał. Włosy zebrała w
kok nad karkiem. Trent zauważył, że nie ma już na twarzy śladu makijażu.
Przeniósł wzrok na jej ciężkie, pełne piersi. Połyskujący materiał ledwie je
skrywał.
– Trent – powiedziała miękko.
– Przestań!
– Co się stało? – Zamarła w pół drogi, przerażona jego zimnym tonem
głosu.
– Nie przychodź do mnie w takich strojach!
– Dlaczego?
– Dobrze wiesz dlaczego!
Jej słodkie usta rozciągnęły się w uśmiechu. Podciągnęła koszulkę do
góry. Teraz może biust miała zakryty, ale za to odsłoniła całe nogi.
– Carrie, mówię poważnie – powiedział groźnie, starając się tak ułożyć
kołdrę, aby nie było widać zaokrąglenia, które pojawiło się wraz z jej
nadejściem. – Jeśli nie wyjdziesz w ciągu pięciu sekund, nie ręczę za siebie.
Jej zielone oczy zalśniły w półmroku. Nie poruszyła się nawet o milimetr.
– Raz – zaczął, siadając na łóżku. – Dwa.
Wciąż się nie ruszała.
– Trzy.
Zrobiła krok w kierunku łóżka.
– Cztery.
Nie powiedział pięć. Nie zdążył. Już stał obok Carrie i trzymał ją w
ramionach. Jego usta niemal miażdżyły jej wargi. Położył ją na łóżku. Tarzali
się na nim, całując i pieszcząc. Gdy przez chwilę była akurat na górze, prze-
rwała pocałunek i spojrzała na niego dziko. Była jego.
RS
68
Bez chwili zastanowienia przewrócił ją na plecy. Ogarnęło go dzikie
pożądanie. Chciał ją całować, pieścić, lizać. Wejść w nią i nigdy nie
wychodzić. Obsypywał jej szyję pocałunkami, słuchając cudownych jęków i
westchnień. Carrie odchyliła głowę, dając mu większe pole do manewru.
Przylgnął ustami do jej gardła. Poruszyła się pod nim. Gdy poczuł jej
napierające biodra, miał ochotę krzyczeć z radości. Bez słów pokazywała mu,
że jest gotowa na to, co się miało stać. Wiedzieli o tym oboje już od kilku
tygodni. Potrzebowali jedynie iskry, która podpali lont.
Trent chciał działać powoli. Miał nadzieję odkryć i pocałować każdy
milimetr jej ciała.
Carrie czuła, że jej wszystkie mięśnie drżą w oczekiwaniu na jego dotyk.
Było jej duszno i zimno zarazem. Już teraz było jej tak cudownie, że bała się
marzyć, co się stanie, gdy dojdzie do czegoś więcej.
Trent całował płatki jej uszu, szepcząc czułe słowa i jednocześnie
pieszcząc jej piersi. Carrie wplotła palce w jego włosy.
– Pocałuj mnie – poprosiła.
– Carrie – wyszeptał, głaszcząc ją.
Spełnił jej prośbę, delikatnie przytulając ją do siebie. Miał wrażenie, że
są zespoleni i że wszystko wokół nich przestało się liczyć.
Carrie oplotła go nogami w pasie, wodząc dłońmi po jego barkach i
plecach. Gdy skończyli się całować, zaczęła pieścić delikatnie jego twarz,
zupełnie się nie spiesząc. Nie kochała się już prawie od dwóch lat. Wtedy seks
był zwyczajny. Teraz te chwile z Trentem były inne. Pełne czułości i magii
intymności. Nie chodziło jej tylko o seks, chciała być po prostu bliżej niego.
Trent zdawał się czytać w jej myślach, dotykał jej ciała w taki sposób, że
wariowała z rozkoszy, choć wciąż czekała na więcej. Chciała mieć go w sobie
RS
69
teraz, zaraz! Wiedziała, że on także tego pragnie. Te jego ukradkowe
spojrzenia, lekkie dotknięcia, za każdym razem, gdy byli blisko siebie.
Laura Wright
Była taka szczęśliwa!
Powoli zaczął ją rozbierać. Zsunął ramiączka atłasowej koszulki,
muskając przy tym jej ramiona. Wzrok Trenta zapłonął pożądaniem, gdy
zobaczył jej duże piersi zwieńczone różowymi niczym pąki róż sutkami. Carrie
wygięła się, jeszcze bardziej eksponując swoje walory. Wtuliła twarz w
poduszkę przesiąkniętą jego zapachem. Trent pochylił się i wziął w usta sutek.
Delikatnie go ssał, drażniąc językiem.
Piersi Carrie zawsze były wrażliwe na dotyk, więc ta pieszczota zrobiła
na niej ogromne wrażenie. Podczas gdy usta Trenta zajmowały się jednym
sutkiem, drugi obracał w palcach. Carrie miała wrażenie, że za chwilę oszaleje.
Złapała Trenta za głowę i lekko odciągnęła od swojego biustu. Ich gorące
spojrzenia się spotkały, co zaowocowało kolejnym pocałunkiem.
– Carrie... – wyszeptał, kładąc dłoń na jej łonie. – Kochanie, jesteś już
gotowa. Powiedz mi, czego chcesz.
– Ciebie – jęknęła, patrząc z pożądaniem w jego oczy.
Uniósł się na łokciach i delektował się widokiem jej cudownych
krągłości. W najśmielszych snach nie przypuszczał, że będzie aż tak pragnął tej
dziewczyny. Całując jej brzuch, zsunął z niej figi i czym prędzej ściągnął
swoje bokserki, w których było mu coraz ciaśniej.
Gładził jej uda, rozsuwając coraz bardziej kolana. Przycisnął swój
członek do jej mokrego łona, napawając się gorącem. Carrie, czując ucisk,
wypchnęła biodra do przodu i mocno go do siebie przytuliła. Szybkim ruchem
wszedł w nią. Pasowali do siebie idealnie.
RS
70
Zaczął się poruszać. Carrie rozchyliła usta i uśmiechnęła się szatańsko.
Przewróciła go na plecy i usiadła na nim okrakiem. Nie odrywając od niego
oczu, zaczęła się bawić swoimi sutkami i ugniatać piersi.
– Ty diablico – wyszeptał i zrzucił ją z siebie. Teraz on chciał być górą!
Natarł na nią mocnymi ruchami, nic zważając na to, że prawie krzyczy z
rozkoszy i wbija paznokcie w jego plecy.
– Tak, tak! – jęczała, unosząc biodra coraz wyżej, jakby czekając na jego
pchnięcia.
Szybko zgrali swoje ruchy. Carrie oplotła nogami jego biodra, a ręce
mocno zacisnęła na szyi.
Poruszali się do momentu, na który czekali od pierwszej chwili, gdy się
poznali. Carrie krzyknęła rozdzierająco, nie ruszając się przez dobrych kilka
chwil. Oczy miała przymknięte, usta otwarte. Trent nie mógł się napatrzeć na
słodki wyraz jej twarzy. Dla niego też w tym momencie otworzyły się drzwi
raju.
Przez kilka minut żadne z nich nie było w stanie wydusić słowa.
Obejmowali się tylko, ciężko oddychając.
Carrie czuła się cudownie zrelaksowana i bezpieczna jak jeszcze nigdy z
nikim. Nie wiedziała, czy to za sprawą seksu, czy pod wpływem myśli, że leży
w ramionach swojego męża. A może oba te czynniki zadecydowały o jej ba-
jecznym samopoczuciu?
Odwróciła się do niego, chcąc mu zajrzeć w oczy. Zastanawiała się
gorączkowo, co Trent myśli o całej tej sytuacji. Niestety, oczy miał zamknięte,
a twarz spokojną jak dziecko. Delikatnie pocałowała koniuszek jego nosa i
miękkie wargi.
– Co tam, kobieto? – zawołał, naśladując Tarzana. –Znowu jesteś chętna
na małe igraszki ze swoim zwierzakiem?
RS
71
Roześmiała się, głaszcząc go po policzku.
– Podoba ci się tak na dziko? Muszę to zapamiętać – wymruczał ze
szczęściem wypisanym na twarzy.
– Lubię cię.
Przez chwilę żałowała, że to powiedziała. Chyba nie powinna się aż tak
odsłaniać. Trent i tak za dużo o niej wie.
– Co się stało? Coś nie tak? – zapytał, patrząc na jej nagle spiętą twarz.
Potrząsnęła głową, starając się przywołać wesoły wyraz twarzy.
– Na pewno? Wyglądasz na smutną. Martwisz się o mamę?
– Nie w tym momencie. Wolę myśleć o tym, jak szlachetnie się dzisiaj
zachowałeś wobec mnie i mojej mamy.
– Jesteś moją żoną – odpowiedział, wzruszając ramionami.
– Dziękuję.
Przez chwilę nic nie mówił, jakby zbierając myśli. Gdy w końcu się
odezwał, jego głos brzmiał cicho i trochę smutno.
– Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?
– Przecież opowiadałam ci o mamie.
– Tak, ale tylko to, że była wziętą artystką.
– Nie wiem. Przez chwilę miałam taki zamiar, ale nie wiedziałam... –
Carrie zacisnęła mocno wargi.
– Carrie, to alzheimer. Bardzo poważna sprawa.
– Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
– Kochanie, nie pouczam cię – zauważył miękko. – Po prostu chcę się o
ciebie troszczyć. Gdybym wiedział, już wcześniej starałbym się jakoś ci
pomóc.
Przytuliła się do niego. Może i był playboyem, seryjnie uwodzącym byłe
modelki, ale dla niej był oparciem i przyjacielem. Musiała to przyznać.
RS
72
– Hej – powiedział, głaszcząc jej nagie plecy.
–Tak?
– Mogę cię jeszcze o coś zapytać?
– Pewnie.
– O co chodzi w sprawie twojego ojca?
Poczuł, jak wszystkie mięśnie Carrie zesztywniały, ale nie odrzuciła jego
uścisku.
– A co? – spytała, udając obojętność.
– Dlaczego nie powiedziałaś, że was zostawił? Wyglądało na to, że mama
kilka razy odzyskała świadomość w czasie odwiedzin Trenta.
– Nie opowiadałam ci o moich rodzicach, bo to zbyt osobiste tematy –
zbyła go oschle.
– Zbyt osobiste?
– Nasze małżeństwo miało być tylko umową biznesową. Nie myślałam,
że zaczniemy się zbliżać do siebie w jakikolwiek sposób.
– Ale tak się stało. Carrie, spójrz na mnie – nakazał, a gdy wlepiła wzrok
w jego twarz, poprosił: – Opowiedz mi o wszystkim.
– Nie wiem, czy mogę.
– Dlaczego nie?
– Przyrzekliśmy sobie znajomość tylko na rok. Nie jesteśmy normalnym
małżeństwem, które dzieli się swoimi tajemnicami i układa plany na
przyszłość. To wszystko jest wspaniałe, ale nie potrwa długo. Moje uczucia się
nie liczą.
– Jakie twoje uczucia?
Potrząsnęła głową. Nie mogła mu powiedzieć, że właśnie się w nim
zakochuje. No, chyba że on by zadeklarował to samo, a wiedziała, że tego nie
zrobi.
RS
73
– Nie wiem, czy mogę ci zaufać.
– Carrie...
Nie skończył zdania, bo koło łóżka rozdzwonił się nagle telefon. Przez
chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.
– Odbierz. Może to coś ważnego.
Trent sięgnął po komórkę. Carrie naciągnęła na siebie kołdrę, słuchając
półsłówek rzucanych przez Trenta.
– Muszę iść – rzucił, odkładając telefon na stolik.
– Już prawie północ.
– Wiem.
– Wszystko w porządku?
– Tak. Niczym się nie martw – powiedział, wkładając koszulę i dżinsy.
– A ty mi ufasz?
Zauważyła, że zamarł, ale po chwili się uspokoił, podszedł do łóżka,
szybko ją pocałował i zaproponował, żeby zajęła jego sypialnię.
Carrie nie wiedziała co odpowiedzieć. Ten rok dopiero się zaczął. Każde
z nich chciało czegoś, czego to drugie bało się dać – zaufania. Teraz jednak, po
tej nocy, wszystko się zmieniło. I może zaufanie będzie najlepszym dowodem
tej zmiany.
– Dobrze, zostanę tu – odpowiedziała, patrząc, jak wychodzi z pokoju.
RS
74
ROZDZIAŁ ÓSMY
– Mam nadzieję, że ma pan dobry powód, aby mnie tu ściągać w środku
nocy.
W klaustrofobicznym pokoju z odrapanymi ścianami, za małym
biurkiem, siedział detektyw McGray. Gdy usłyszał Trenta, podniósł głowę i
zaprosił gestem, aby usiadł. Trent przyszedł ze swoim adwokatem.
– Nie mam zamiaru zabierać panu cennego czasu. Podejrzewam, że
wolałby go pan spędzić z uroczą małżonką.
– Więc czego pan chce?
– Chcę coś panu pokazać.
Detektyw popchnął w kierunku Trenta kartkę papieru. Po chwili Trent i
Jerry Devlin czytali wiadomość.
– Czy ten anonim, który pan dostał jakiś czas temu, wyglądał podobnie?
Trent przebiegł wzrokiem po kartce.
Milion dolarów.
Konto bankowe na Kajmanach. Tydzień na zrealizowanie przelewu.
Trent spojrzał w dół kartki, ale była zasłonięta czarną taśmą, więc nie
mógł się zorientować, jak nadawca się podpisał. Na kartce nie było także
nazwiska adresata.
– Tak. Ta wiadomość była identyczna.
– Świetnie. Dziękuję za przybycie. To wszystko – odpowiedział
detektyw.
– To wszystko?
– Chcieliśmy się tylko dowiedzieć, czy tamten list może mieć coś
wspólnego z tym. Ten był pierwszy. – Detektyw wskazał na kartkę.
RS
75
– Więc dlaczego nie pokazał mi go pan wtedy? W środku dnia?! – Trent
nieświadomie podniósł głos.
– Uważaliśmy, że nie jest to potrzebne.
– Ale w środku nocy w środku tygodnia jest jak najbardziej potrzebne,
prawda?
– Panie Tanford, proszę się uspokoić – wtrącił się adwokat, kładąc
uspokajająco dłoń na ramieniu Trenta.
– Właśnie, po co się pan tak unosi? – Detektyw urwał nagle, patrząc w
szybę za plecami gości. – Przepraszam na minutę.
– Jasne, poczekamy, mamy przecież całą noc – ironizował Trent. – To
śmieszne!
– Proszę się nie denerwować. Nie polepszy to naszej sytuacji. Nie
chcemy, aby do prasy wyciekło, że prezes AMS nie chce współpracować z
policją – tłumaczył adwokat.
– Chyba masz rację.
– Proszę pozwolić, abym to ja rozmawiał z detektywem w pańskim
imieniu. Naprawdę, proszę się postarać nie tracić panowania nad sobą.
– Dobry pomysł – zgodził się Trent.
Adwokat wyszedł na poszukiwanie detektywa. Kilka minut później drzwi
do biura się uchyliły. Wszedł blady na twarzy mężczyzna przed pięćdziesiątką.
– Trent? Jak się masz?
Kapitan policji, wieloletni przyjaciel rodziny Tanfordów, podał dłoń
Trentowi.
– Dobrze, Mike, dzięki.
– Przepraszam, że wyciągnęliśmy cię z łóżka, ale było to naprawdę
konieczne.
– Skoro tak twierdzisz...
RS
76
– Sprawa wcale nie posuwa się naprzód, a opinia publiczna wywiera na
nas naciski. Coś ci powiem, ale mam nadzieję, że to nigdzie nie wycieknie...
– Jasne, mów śmiało. – Trent pokiwał głową.
– Wydaje nam się, że Marie Endicott wcale nie popełniła samobójstwa –
powiedział cicho Mike.
– Co? Jak to nie?!
– Tego ci już nie mogę zdradzić. Pozdrów rodziców.
– Jasne.
– No i gratuluję ożenku. Nigdy nie myślałem, że dożyję tego dnia. Musi
być wyjątkowa.
– Jest – szczerze odpowiedział Trent, choć nie miał zamiaru opowiadać o
Carrie. Nigdy nie plotkował o kobietach, z którymi się spotykał, więc tym
bardziej nie będzie mówił o swojej żonie.
Uścisnęli sobie dłonie, a minutę po tym, jak kapitan opuścił biuro, weszli
do niego detektyw z adwokatem Trenta. McGray nawet nie usiadł.
– Proszę za mną – polecił.
Wyprowadził ich z biura i zostawił przed drzwiami wyjściowymi z
posterunku.
– Dziękuję za przybycie. Gdyby obecność pani Tanford była wymagana
dla rozwoju śledztwa, dam panu znać.
Trent zamarł, nie wiedząc, czy wierzyć własnym uszom.
– Czego pan chce od mojej żony? – wysyczał, patrząc z wyzwaniem na
detektywa.
– Pan Tanford ma na myśli, że... – zaczął adwokat.
– Nie, Jerry! Chcę tylko powiedzieć, że moja żona nie ma z tą sprawą nic
wspólnego i nie życzę sobie, żeby była w to zamieszana.
RS
77
– Nigdy nic nie wiadomo, choć oczywiście wierzę panu – odrzekł
obojętnie detektyw.
– Nie chcę, żeby była traktowana w taki sposób jak ja.
– Jeśli nie będzie takiej potrzeby, pańska żona nie będzie musiała tu
przyjeżdżać. Ale mam nadzieję, że jeśli znowu przyjdzie do pana jakiś anonim,
tym razem go zobaczymy – odciął się detektyw.
Dwie minuty później byli już na zewnątrz. Znużony Trent zasiadł na
tylnym siedzeniu czekającej już taksówki i potarł zmęczone oczy. Nie mógł
uwierzyć, że zostawił swoją nagą żoną w łóżku, żeby tutaj przyjechać. Strata
czasu.
Gdy mijali roziskrzone ulice, pełne roześmianych turystów, zdał sobie
sprawę, że chyba po raz pierwszy w życiu wraca do domu... Do domu, w
którym ktoś na niego czeka. Ta myśl uderzyła w jakąś strunę jego duszy, której
do tej pory nie zdążył poznać.
Dwadzieścia minut później cicho wślizgnął się do łóżka. W całym pokoju
unosił się zapach jej perfum i... miłości. Z rozkoszą wciągnął powietrze.
Widząc śpiącą Carrie, pomyślał, że teraz tylko ona wystarczy mu do szczęścia.
Miał zamiar wtulić się w nią i przespać resztę nocy, ale z chwilą, gdy jej
dotknął, poruszyła się.
– Hej – wyszeptała.
– Hej – odpowiedział, całując ją w szyję.
– Wszystko w porządku?
–Tak.
– Powiesz mi, gdzie byłeś?
– Nie dzisiaj.
– Dobrze. Ale na pewno...
– Tak, wszystko w porządku. Przyrzekam.
RS
78
Po chwili znowu spała. Trent także usnął. Po kilku godzinach obudził się,
czując jej słodkie pocałunki na szyi. Dzień rozpoczęli miłością.
– Muszę się wam do czegoś przyznać.
Kilka dni później Carrie siedziała w gabinecie kosmetycznym, trzymając
stopy w misce z gorącą wodą z płatkami mydlanymi. Towarzyszyły jej
przyjaciółki. Amanda ostatnio bardzo intensywnie pracowała nad przyjęciem,
które miało się odbyć w ich wieżowcu. Julia zaś dopiero wróciła z
kilkunastodniowego wypoczynku na Bermudach. Obie nie miały pojęcia, co
się wydarzyło u Carrie w ciągu kilku ostatnich tygodni.
– Czy to ma coś wspólnego z tym, że nie odpisałaś na żaden mój mejl? –
spytała podejrzliwie Julia, gładząc swój powiększający się brzuch.
– Mniej więcej.
– Nawiasem mówiąc, nie wierzę, że miałaś czas i ochotę pisać do kogoś
wiadomości. Bermudy cię nie zauroczyły? – spytała Amanda, próbując wybrać
odcień lakieru. – Byłaś w podróży poślubnej!
– No to co?
– Powinnaś robić to, co się robi w czasie podróży poślubnych.
– Jestem w zaawansowanej ciąży i zwykłe dla was rzeczy sprawiają mi
trudność – zauważyła niewinnie Julia.
– No już nie udawaj, że... – zaczęła Amanda, ale nie dane jej było
skończyć zdania.
– Wyszłam za mąż za Trenta Tanforda.
Zarówno Julia, jak i Amanda zapomniały, o czym przed chwilą
rozmawiały. Obie, nie potrafiąc wydusić ani słowa, patrzyły na Carrie, jakby
postradała zmysły.
–Co?
– Wyszłam za mąż za Trenta Tanforda, mojego sąsiada.
RS
79
– Carrie, wiemy, kto to jest – wydukała w końcu Julia, patrząc z
niedowierzaniem na przyjaciółkę i czekając, aż coś wyjaśni.
– Dlaczego? – spytała Amanda.
– Zakochałam się w nim.
– Kiedy? – spytała ostro Julia, węsząc podstęp.
Carrie głośno westchnęła. Spodziewała się, że Julia będzie drążyć temat,
nie ze złośliwości czy wścibstwa, ale z troski. Problem w tym, że Carrie
nikomu nie chciała opowiadać o szczegółach umowy, którą zawarli. Nie
umiała się przyznać, że wyszła za mąż za mężczyznę, którego w momencie
ślubu nie kochała.
Nikt nie musi wiedzieć, dlaczego małżeństwo zostało zawarte.
– Posłuchaj – powiedziała do Julii. – Wiem, że to brzmi dziwnie, ale
kocham tego człowieka.
Teraz. Kocha go teraz. I tylko to się liczy.
Słodki, delikatny dreszcz przebiegł Carrie po plecach. Nie skłamała.
Naprawdę go kocha.
Spojrzała na obie przyjaciółki, które wciąż przypatrywały jej się z
mieszaniną zdziwienia i strachu.
–Miałam nadzieję usłyszeć gratulacje – powiedziała Carrie, biorąc
przyjaciółki za ręce. – A myślałyście, że zaprosiłam was tutaj, bo was lubię?
Chciałam, żebyście mi przebaczyły ten ślub w sekrecie – zażartowała.
– Myślisz, że się wykpisz masażem stóp? – spytała Julia, patrząc dziwnie.
– To o to chodzi?
– Jestem w stanie ci przebaczyć – stwierdziła obojętnie Amanda,
częstując się czekoladowym ciastkiem z patery.
– Zdrajczyni – wysyczała Julia.
RS
80
Przez kilka minut siedziały w swoich fotelach, nie odzywając się do
siebie. Carrie miała wrażenie, że cisza dzwoni jej w uszach.
– Więc jak ci się podoba życie mężatki? – wydusiła w końcu z wysiłkiem
Julia.
– Akurat ty to powinnaś wiedzieć – odpowiedziała za Carrie Amanda.
– Chciałabym wiedzieć, jak to jest być żoną Trenta Tanforda.
– Hmm... Ekscytująco.
– Dziwny dobór słownictwa – zauważyła Julia.
– W jaki sposób ekscytująco? – spytała z nieodgadnionym uśmiechem
Amanda.
– Jest naprawdę wspaniały i troskliwy. Traktuje mnie jak królową. Nie
oczekiwałam tak wiele.
To akurat była prawda. Oczekiwała mijania się w korytarzu bez słowa,
dzielenia bezosobowej jadalni i kuchni. Nie przypuszczała, że wszystko może
się tak zmienić.
Przez chwilę zastanawiała się, co Trent myśli o ich małżeństwie. Czy
myśli tak samo ciepło o niej jak ona o nim? Czy zwierza się komuś z ich
wzajemnych relacji?
– Ale dlaczego tak szybko zdecydowałaś się na ślub? Rozumiem, że się
zakochałaś, ale po co od razu ślub? –spytała Julia. – Czy to coś zmieniło
między wami?
– Może masz rację, że bardzo szybko zdecydowaliśmy się iść do ołtarza.
Ale z drugiej strony na co czekać, skoro wiedziałam, że to ten jedyny. Wciąż
się dziwię, że taki facet tak długo był sam.
– Rozumiem – stwierdziła Julia, kiwając głową.
– Po prostu bądź ostrożna, Carrie – dodała Amanda, błyskając
spojrzeniem swoich zielonych oczu.
RS
81
– Dlaczego to mówisz?
– Nie łudź się, że zmienisz charakter faceta po ślubie.
– Nie myślę – odpowiedziała nieco zbyt ostro Carrie.
– Nie gniewaj się na mnie, że to mówię. Chcemy, żebyś była szczęśliwa.
Ja sama... – zaczęła, choć nie dokończyła zdania, zacisnęła tylko zęby,
zmagając się z myślami.
– Co masz na myśli? – spytała Carrie, patrząc porozumiewawczo na
Julię.
Amanda była bardzo otwartą i życzliwą osobą, choć nie lubiła mówić o
sobie. Dziewczyny prawie nic nie wiedziały o jej przeszłości.
I tym razem Amanda nie miała zamiaru się zwierzać. Wzruszyła
ramionami i uśmiechnęła się przepraszająco. Jej wzrok błądził gdzieś ponad
głowami Carrie i Julii. Wyglądała, jakby miała coś do ukrycia.
– Może naprawdę Trent czekał na tę jedyną i okazałaś się nią ty –
powiedziała Julia, nagle zmieniając temat. Nie miała serca dłużej gnębić
Amandy.
– Tak mi się wydaje – potwierdziła Carrie, modląc się w duchu, aby to
była prawda.
– Czuję się jak swatka. To ja cię przecież namówiłam, żebyś poszła do
niego z awanturą.
– Och, przepraszam. Nie zapominaj, że ja także to Carrie doradzałam!
Jak zwykle, zgarniasz wszystkie hołdy! –oburzyła się Amanda.
– Dobrze, moje panie, przestańmy się kłócić. Umówmy się, że obie
jesteście matkami założycielkami mojego małżeństwa. Tym samym bardzo
wam dziękuję, Julio i Amando. Gdyby nie wy, zapewne wciąż byłabym panną
na wydaniu.
– Bardzo proszę, Carrie – odpowiedziała z uśmiechem Amanda.
RS
82
– A tak w ogóle, to życzymy ci szczęścia na nowej drodze życia –
zakończyła Julia.
– Więc wybaczysz mi, że nie odpisywałam na twoje mejle?
– Tak, tak, jasne – odpowiedziała nieuważnie Julia, napawając się
masażem stóp wykonywanym przez Jeanne Marie.
Carrie i Amanda roześmiały się, a następnie same głęboko się rozparły w
swoich fotelach i czekały cierpliwie na swoją kolej.
RS
83
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Negocjacje z ważnymi klientami od zawsze należały do obowiązków
Trenta. Zwykle robił to sam, ale teraz zmienił tę zasadę. Z bólem serca musiał
przyznać ojcu rację. Mężczyzna z obrączką na palcu i mądrą żoną u boku wiele
zyskuje. Gdy był radosnym singlem, niejeden starszy klient zarzucał mu
nieprofesjonalizm i brak zaangażowania.
Na tę imprezę wynajęto całą restauracją w samym centrum miasta. Trent
miał nadzieję, że zdobędzie tego wieczoru nowych znajomych, mogących
pomóc w awansie firmy na pierwsze stanowisko w branży medialnej.
Rodzice wyjechali z kraju, więc to Trent i jego żona mieli przejąć
pałeczkę gospodarzy. Trent co rusz obserwował Carrie lawirującą między
eleganckimi kobietami, zabawiającą ich rozmową i zapraszającą do bufetu.
Wyglądała nieziemsko w bladoróżowej sukni bez ramiączek, opiętej na biuście
i spływającej kaskadami materiału aż do kostek. Włosy miała luźno spięte, a na
twarzy delikatny makijaż. Wyglądała zarówno niesamowicie elegancko, jak i
dziewczęco w ten swój ujmujący sposób. Krzątała się między kelnerami,
wydając polecenia i uśmiechając się do każdej osoby.
Kilka dni temu złapał się na myśli, że Carrie idealnie się wtapia w jego
życie. Przyzwyczaił się do niej u swego boku. Musiał się sam przed sobą
przyznać, że uczucie do niej przybiera na sile. Na początku była to tylko
sympatia, teraz, gdy byli ze sobą blisko, przerodziło się to w coś większego,
czego nie miał śmiałości nazwać.
Za każdym razem, gdy na nią spoglądał, miał ochotę opuścić to całe
towarzystwo, jechać z nią do domu, zjeść kolację i położyć się do łóżka.
RS
84
Trent widział, jakie uroda Carrie wzbudza reakcje pośród panów, i wcale
mu się to nie podobało. Szczerze mówiąc, szalał z zazdrości, patrząc, jak
śliskie spojrzenia niektórych podchmielonych facetów ocierają się o Carrie.
– Nigdy nie byłem zazdrosny, Tanford.
Trent odwrócił wzrok od Carrie i spojrzał na niskiego człowieka, który
przyjaźnie klepał go po plecach. Alan Down był dyrektorem i menadżerem
jednej z filii AMS w Los Angeles. Przyjaźnił się z Jamesem od wielu lat.
– Nigdy nie byłem zazdrosny aż do dzisiejszego wieczoru. Twoja żona
błyszczy niczym gwiazda – uzupełnił, uśmiechając się życzliwie.
– Cóż, jestem szczęściarzem.
– Dokładnie. I nie zmarnuj tego.
– Nie ma już czego marnować. Jest moją żoną.
– Nigdy nie masz gwarancji, Trent. Dbaj o nią... Moja była żona i jej
aktualny kochanek mieszkają w moim domu na Tahiti, a ja zasypiam z
dokumentami w dłoni.
Trent spojrzał na niego poważnie. Czy gdyby się nie ożenił, jego życie
przypominałoby życie Alana? Chociaż za rok będzie takie samo. Samotne
poranki, samotne wieczory i tylko te panienki wpadające raz na jakiś czas.
Trent nie wiedział co ma odpowiedzieć na tak odważną wypowiedź. W
interesach nie mówiło się o życiu osobistym, a na zdawkowe pytania „co
słychać?" odpowiadało się jeszcze bardziej zdawkowo „w porządku". Alan
zmienił nagle temat, jakby rozumiejąc zakłopotanie Trenta. Po chwili
niezobowiązującej rozmowy podszedł do grupki ludzi rozmawiających z
ożywieniem o nowym programie publicystycznym.
Pod koniec wieczoru, gdy goście zaczęli wychodzić, Trentowi wreszcie
udało się porozmawiać choć chwilę z Carrie.
– Zmęczona? – zapytał, delikatnie obejmując ją w talii.
RS
85
– Bardzo.
Grzecznie pożegnali resztę gości i zamknęli za nimi drzwi. Serdecznie
podziękowali kelnerom za pomoc i sami zaczęli się zbierać. Gdy wyszli na
zewnątrz, limuzyna już czekała. Trent otworzył drzwi i wpuścił Carrie do środ-
ka. Po chwili sam wślizgnął się na siedzenie obok i zatrzasnął drzwi.
– Muszę to powiedzieć. Wiem, że ci wszyscy ludzie to twoi biznesowi
partnerzy, ale dzisiejszy wieczór był...
– Nudny – zakończył za nią z wyrozumiałym uśmiechem.
– Bingo.
– Każdy z nas ma gorsze momenty.
– Nie chodzi mi o ludzi, to znaczy... Większość z nich była naprawdę
bardzo miła, ale niektórzy.
– Niech zgadnę, Daniel Embry? – zapytał z przekąsem.
– Tak. Król nudy. Ponad czterdzieści minut opowiadał mi o wędkarstwie
muchowym. Nie miałam pojęcia, o co mu chodzi.
– A Megan Frost?
– Ona nie była taka najgorsza. Przynajmniej mówiła o kosmetykach, a nie
o wędkach – zażartowała Carrie, masując sobie skronie.
– A kim był ten facet, którego przyprowadziła?
– A on był akurat zabawny. Początkujący aktor, który liczył, że w tłumie
gości znajdzie jakiegoś reżysera. Wciąż poprawiał włosy. Bałam się patrzeć na
jego dłonie, pewnie cały ten żel świecił mu na palcach.
– No ale przyznaj, że miał świetny tatuaż! – zawołał ze śmiechem.
Carrie szybko mu zawtórowała i przez kilka chwil zanosili się wesołym
śmiechem.
– Byłaś wspaniała – pochwalił Trent, przytulając ją do siebie i całując w
czubek nosa.
RS
86
– Dziękuję.
– Naprawdę.
– Wykonywałam tylko swój obowiązek – powiedziała obojętnie,
wzruszając ramionami.
– A moim obowiązkiem jest pokazanie ci, jak bardzo jestem ci
wdzięczny.
– Doprawdy?
Trent podniósł słuchawkę telefonu zamontowanego w oparciu fotela.
– Przepraszam?
– Tak, panie Tanford? – Szofer od razu zareagował.
– Proszę trzy razy okrążyć park, zanim zawieziesz nas do domu, dobrze?
– Zgodnie z życzeniem.
Trent odłożył słuchawkę i napotkał zdziwione spojrzenie Carrie.
– Trzy razy? Co pan planuje, panie Tanford?
Trent włączył radio. Nie chciał, żeby jakieś uliczne hałasy przerwały ich
prywatność.
Zdjął marynarkę i uklęknął przy jej stopach.
– Co robisz? – zapytała, lustrując go spojrzeniem zielonych oczu.
– Cały dzień na obcasach – odparł, zdejmując jej sandałki.
Zaczął masować jej stopy. Carrie jęknęła, ułożyła się wygodnie na
skórzanej kanapie, odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy. Trent obserwował
ją pociemniałym z pożądania wzrokiem. Patrząc na nią, nie mógł się oprzeć
wrażeniu, że decyzja o ślubie była najlepszym pomysłem, na jaki wpadł w
całym swoim życiu. Przez ostatnie tygodnie był najszczęśliwszym
człowiekiem na świecie. Z Carrie u boku cały świat wyglądał inaczej. Była
jego: była jego żoną, jego sercem.
Dzięki niej przestał być egoistą skaczącym z kwiatka na kwiatek.
RS
87
Gdy już wymasował jej stopy, przeniósł się dalej, na szczupłe kostki i
smukłe łydki. Serce Carrie zaczęło bić szybciej. Obserwowała go spod
półprzymkniętych powiek. Uśmiechnęła się, jakby zachęcając go do dalszych
ruchów. Podwinął sukienkę aż do bioder i pieścił jej uda, aż w końcu czubkami
palców dotknął jej najwrażliwszego miejsca. Po chwili zsunął z niej figi.
Trent ledwie mógł oddychać. Widząc jej wilgotne usta i roznamiętnione
spojrzenie, miał ochotę rzucić się na nią. Wiedział jednak, że tym razem
inaczej to rozegra. Zaprowadzi ją na skraj rozkoszy.
Jego ruchliwe palce wślizgnęły się w jej gorące wnętrze. Carrie jęknęła i
lekko uniosła biodra. Na chwilę przestał jej dotykać, patrząc, jak szeroko
otwiera oczy i przypatruje mu się przerażona.
– Co się stało?
– Nic. Jesteś taka piękna i taka wilgotna.
– To przez ciebie. Sposób, w jaki mnie dotykasz, tak na mnie działa –
odpowiedziała szeptem.
Trent poczuł, że to właśnie ta chwila. Jej spojrzenie i widok rozchylonych
ust sprawiły, że coś w jego sercu drgnęło.
– Jesteś moja, Carrie – powiedział bez tchu. – Nikt nigdy już cię nie
dotknie. Rozumiesz?
Carrie usłyszała te słowa, ale nawet ich nie zrozumiała, bo w chwilę po
ich wypowiedzeniu Trent rozsunął jej uda i zaczął ją całować. Wszystko inne
przestało się liczyć: był tylko Trent i jego dotyk.
Nagle poczuła, że zbliża się koniec. Na moment przestała oddychać i
myśleć. Wszystko wokół rozpłynęło się jak we mgle. Krzyknęła, napinając
wszystkie mięśnie. Było jej tak dobrze... Za chwilę opadła na skórzaną kanapę,
dysząc ciężko. Gdy w końcu otworzyła oczy, zobaczyła uśmiechniętego
Trenta, który podniósł się z klęczek i przytulił ją czule.
RS
88
Gdy weszli do domu, wciąż chichotali niczym para nastolatków, dotykali
się i całowali. Nawet w windzie nie mogli oderwać od siebie rąk
Oboje zdawali sobie sprawę, że to tylko początek atrakcji dzisiejszego
wieczoru. Carrie już rozumiała te kobiety, które odwiedzały Trenta w ciągu
nocy. Nie była wcale zazdrosna. Wiedziała, że przeszłość już się nie liczy, bo
nastały nowe, ekscytujące czasy.
Był niewiarygodny.
I był jej.
Zaczerwieniła się na myśl, jak bardzo wstydziła się wyjść z limuzyny. Co
prawda, prawie wszystkie światła w budynku były zgaszone, ale bała się, że
spotka kogoś po drodze, a jej rozszalały oddech i rumieńce na twarzy zdradzą,
co przed chwilą robiła, a właściwie co jej robiono. Gdy w końcu Trent
przekonał ją, żeby wyszła, od razu spotkali Vivian Vannick–Smythe, która
miała zamiar wyprowadzić na wieczorny spacer swoje ubrane w różowe
sweterki pieski. Gdy Carrie i Trent natknęli się na sąsiadkę, stała przy recepcji
i w najlepsze gawędziła z Henrym Brownem, nowym portierem. Carrie miała
ochotę przemknąć szybko pod ścianą, żeby nikt jej nie zobaczył, ale stukające
po marmurze obcasy przykuły uwagę Vivian.
– Cześć – przywitał się Trent.
– Cześć, Trent – odpowiedziała ostro starsza kobieta, ciągnąc pieski w
kierunku wyjścia. Carrie od razu zauważyła jej przerażony wyraz twarzy.
– Coś się stało? – spytała Carrie.
– Nie mam pojęcia. Zwykle nie uciekała na mój widok. – Wzruszył
ramionami.
Gdy tylko Trent wcisnął przycisk z numerem piętra, Carrie zaczęła go
całować. Chciała jak najszybciej znaleźć się w łóżku i tym razem to ona będzie
RS
89
go dotykała i smakowała. Bez ceregieli przyparł ją do ściany i uniósł lekko, tak
że oplotła nogami jego biodra.
Całowali się zapamiętale.
– Zamierzam kochać się z tobą aż do świtu – wyszeptała namiętnie
wprost do jego ucha.
– Więc cały jutrzejszy dzień będę miał na sobie najpiękniejszy zapach,
twój zapach – odparł, patrząc jej w oczy.
Carrie uśmiechnęła się. Miała wrażenie, że żadna inna kobieta nie
usłyszała od niego takich słów. Przecież był tylko jej.
Jej skóra płonęła pod dotykiem jego czułych palców.
Intymną chwilę przerwał dźwięk zatrzymującej się windy. Carrie lekko
go odepchnęła, stanęła na drżących nogach i starała się doprowadzić do ładu.
W korytarzu nikogo nie spotkali, więc zanim dotarli do drzwi apartamentu,
Trent nie miał już krawata i marynarki, a Carrie przytrzymywała
sukienkę.
Ledwie otworzyli drzwi, rozdzwonił się telefon Trenta.
– Nie odbieraj – szepnęła, zrywając z niego koszulę.
– Nie mam najmniejszego zamiaru – odparł, pieszcząc jej piersi.
Carrie postanowiła przejąć kontrolę nad sytuacją. Miała na niego wielką
ochotę. Popchnęła go na kanapę i usiadła na nim, szybko pozbywając się
sukienki.
Tym razem zadzwonił telefon domowy stojący na stoliku, tuż przy
kanapie. Żadne z nich nie zwróciło na to uwagi. Carrie ześlizgnęła się między
kolana Trenta i zębami odsunęła suwak jego spodni. Oboje oddychali ciężko,
patrząc sobie w oczy.
– Panie Tanford, tu mówi detektyw McGray.
Oboje spojrzeli na telefon, gdy odezwała się automatyczna sekretarka.
RS
90
– Zostawił pan na posterunku swojego laptopa. Gdy będzie go pan
odbierał, proszę do mnie zajrzeć. Mam jeszcze kilka pytań dotyczących tego
anonimu i pańskiego... czasu spędzonego z panną Endicott.
Gdy detektyw się wyłączył, Carrie odsunęła się o pół metra i zakryła
sukienką swoją nagość.
– Kim jest ten człowiek? – spytała poważnie.
– Nikim szczególnym – odpowiedział z roztargnieniem Trent, starając się
złapać ją za ręce i przyciągnąć do siebie.
Ale Carrie odsunęła się jeszcze dalej.
– Czy on mówił o Marie Endicott?
– Tak – potwierdził udręczony Trent, rozumiejąc, że nici z przyjemnego
wieczoru.
– Tamtej nocy byłeś na posterunku, tak?
– Carrie, wszystko ci wytłumaczę.
– Przesłuchiwali cię w sprawie jej śmierci?!
–Tak, ale...
–Ona przecież popełniła samobójstwo – krzyknęła Carrie cienkim
głosem. Była przerażona.
– Policja nie jest już tego pewna.
– Co?! O mój Boże. Jesteś podejrzany?
RS
91
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
– Carrie, co najmniej połowa mieszkańców naszego domu była wzywana
na posterunek, żeby odpowiedzieć na parę pytań dotyczących Marie –
tłumaczył Trent spokojnie.
Szczerze mówiąc, bardzo mu się nie podobała reakcja Carrie. Wyglądała,
jakby w sekundę mogła uwierzyć w najgorsze.
– Mnie nie przesłuchiwano – odpowiedziała szybko.
– Może jej nie znałaś?
– A ty znałeś – zaczęła podejrzliwie.
– Owszem.
– Umawiałeś się z nią?
– Carrie, to były tylko dwie nic nieznaczące randki –powiedział ostrym
tonem. Miał już doprawdy dość tłumaczenia się z czegoś, czego nie popełnił.
– Gdyby to naprawdę nic nie znaczyło, policja nie wzywałaby cię w
środku nocy. O co im chodziło?
Trent zaczął się niecierpliwić. Po co Carrie drąży ten temat? Sprawa z
Marie zupełnie jej nie dotyczy. Dlaczego kobiety wszystko komplikują? Miał
wrażenie, że i tak cokolwiek powie, będzie się czuł przez nią oskarżony. Tak
jak przez policję.
– Musieli mnie przesłuchać. Pytali, czy nie przypominam sobie żadnych
powodów, dla których mogła odebrać sobie życie.
– I co?
– Nic – odpowiedział, patrząc jej w oczy.
Carrie zwiesiła głowę, jakby się nad czymś zastanawiając. Trent
cierpliwie czekał, wiedząc, że zaraz usłyszy jakieś pytanie.
RS
92
– Mam wrażenie, że nie mówisz mi wszystkiego – powiedziała w końcu,
lekko przygryzając wargi.
– Nie muszę ci się tłumaczyć – powiedział, wstając z kanapy.
– Poczekaj chwilę. Myślisz, że to nie było samobójstwo?
– Dobranoc, Carrie.
– Nie zamierzasz chyba tak skończyć tej rozmowy?!
– To nie rozmowa, ale przesłuchanie – stwierdził oschle. –Powinieneś się
już do tego przyzwyczaić – wymamrotała ze złością.
– Jak możesz?! – krzyknął zdenerwowany, wpatrując się w nią
zaskoczony. – Jesteś...
– Niby jaka? – wysyczała.
– Zachowujesz się jak...
– Jak żona.
– Nie, jak osoba, która postradała zmysły – wypalił, patrząc na nią z
nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Carrie spuściła głowę, przez chwilę nic nie mówiąc. Trent stał z rękami w
kieszeniach i czekał na jakiś ruch z jej strony. Gdy w końcu podniosła głowę,
zobaczył łzy w jej oczach.
– Tak, masz rację, postradałam zmysły – wyrzuciła zmęczonym,
wypranym z emocji głosem. – Przez chwilę myślałam, że jesteśmy
prawdziwym małżeństwem, w którym ludzie sobie wzajemnie ufają i zwierzają
się sobie z takich spraw.
– Czy mówiąc o tych sprawach, masz na myśli także historię swojego
ojca? Albo chorobę twojej matki?
– Jestem zmęczona – powiedziała cicho, uciekając do swojej sypialni.
– Ja także – stwierdził, mówiąc sam do siebie.
RS
93
Carrie siedziała na brzegu łóżka, czując się jak dwulatka w piaskownicy.
Sama chce korzystać z zabawek innych dzieci, nie dając nic w zamian.
Nigdy w życiu nikogo nie potraktowała tak podle jak Trenta parę minut
temu. Okazała mu całkowity brak zrozumienia i tolerancji.
Trent mówił prawdę, rzeczywiście postradała zmysły. Przez miłość.
Gdyby nie to uczucie szarpiące duszą i rządzące sercem, zachowywałaby się
normalnie. Szalała z niepokoju o Trenta.
Żądała, aby powiedział jej prawdę, ale tak naprawdę wcale nie była taka
pewna, czy chce ją usłyszeć. Przez głowę przemknęła jej okropna myśl.
Najlepiej dla wszystkich byłoby, gdyby zrobił coś tak głupiego, że musiałaby
go zostawić.
Westchnęła, kryjąc zarumienioną ze wstydu twarz w dłoniach. O czym w
ogóle myśli? Zachowuje się jak jej ojciec. Wymyśla wymówki, żeby go
zostawić, zanim to on zostawi ją na lodzie.
Słyszała, że włączył telewizor. Krzyki kibiców sportowych rozeszły się
po domu.
Carrie starała się uspokoić. Jest dorosła i powinna sama załatwiać swoje
sprawy w najbardziej cywilizowany sposób. Pójdzie z nim porozmawiać.
Złapała jeszcze szczotkę do włosów oraz parę bawełnianych majtek i
wyszła z pokoju.
Trent siedział w salonie ze wzrokiem utkwionym w telewizorze.
Carrie zatrzymała się w drzwiach niezdecydowana. Cicho podeszła do
kanapy, zawiesiła majtki na szczotce i pomachała mu przed oczami.
Od razu się odwrócił.
– Czy to twój perwersyjny sposób na zgodę?
– Jeśli to sprawi, że nie będziesz się na mnie gniewał, to tak.
– Siadaj – poprosił spokojnie, klepiąc miejsce koło siebie.
RS
94
Gdy Carrie okrążała kanapę, Trent wyłączył telewizor.
– Mogę zacząć? – spytała.
– Jasne.
– Przepraszam.
– Ja też – powiedział, biorąc jej dłoń, choć tak naprawdę uważał, że w tej
sytuacji w ogóle nie zawinił.
– Nie powinnam była tak histerycznie zareagować. Uwierz mi, że nigdy
do nikogo tak nie mówiłam...
– Nie przejmuj się – uspokoił ją miękkim głosem.
– Miałam dziewięć lat, gdy ojciec od nas odszedł. Chciałabym ci
powiedzieć, że odszedł niespodziewanie, ale to nieprawda. Ostrzegał nas, że to
zrobi. Nie wiem, może po prostu nigdy nie chciał być ojcem. Zawsze
powtarzał, że któregoś dnia odejdzie i nie położy mnie do łóżka, nie będzie się
ze mną bawił czy uczył mnie puszczać latawce. I tak się stało: pewnego dnia
zniknął. – Zamilkła na chwilę, czując na swojej dłoni uścisk Trenta, który
dodał jej odwagi. – Przez wiele lat bałam się chłopców. Miałam wrażenie, że
gdy tylko się zaangażuję, to chłopak i tak mnie zostawi. Nigdy nie byłam w
długim związku. Zawsze sama zostawiałam faceta, zanim zdążyłam się
bardziej zaangażować. Trochę to poplątane. – Uśmiechnęła się.
– Rozumiem, o czym mówisz.
– Też się broniłeś przed stałymi związkami? – zapytała, obserwując go
spod półprzymkniętych powiek.
– Tak, ale z zupełnie innych powodów.
Carrie pokiwała głową, ale nie naciskała, żeby mówił dalej. Teraz ona się
spowiada.
– Nie mówiłam ci o moim ojcu, bo nie umiem ci w pełni zaufać.
RS
95
– Rozumiem. Szanuję to – odpowiedział wyrozumiale, podnosząc jej
dłoń do ust.
– Chciałabym ci zaufać.
– Ja też tego chcę.
– Chciałabym ci zaufać, ponieważ...
Zamilkła. Miała ochotę wypowiedzieć te dwa słowa, których nie usłyszał
od niej dotąd żaden mężczyzna. Bała się. Przyszedł jednak czas na spowiedź.
Nie będzie nic przed nim kryć.
– Chciałabym ci zaufać, ponieważ cię kocham.
Czekała na jego reakcję. Trent patrzył na nią bez żadnego wyrazu. Gdy w
końcu otworzył usta, aby coś powiedzieć, Carrie położyła palec na jego
wargach.
– Proszę, nie mów nic. Nie odpowiadaj na to, co powiedziałam. Po prostu
chciałam być z tobą szczera.
– Dobrze. Zostawmy to – wymamrotał, po czym zaakcentował: – Na
razie. Możesz być pewna, że prędzej czy później wrócimy do tej rozmowy.
Carrie pokiwała głową.
– Teraz moja kolej. Kilka miesięcy temu umówiłem się z Marie Endicott.
Była miłą, zabawną dziewczyną. Niestety, nie mieliśmy ze sobą nic
wspólnego, więc po drugiej randce zgodnie stwierdziliśmy, że na tym
zakończymy naszą znajomość. Kilka razy spotkałem ją w naszym budynku. I
tyle. Potem usłyszałem w wiadomościach, że popełniła samobójstwo.
Kilka razy odetchnął.
– Parę tygodni temu dostałem anonim. Ktoś chce wyłudzić ode mnie
milion dolarów, jeśli nie przeleję tych pieniędzy na podane konto na
Kajmanach, wypłyną do mediów jakieś brudy z mojej przeszłości. Dopiero
teraz zrozumiałem, że chodzi o moją znajomość z Marie. Niemniej myślałem,
RS
96
że to tylko jakiś głupi żart, i wywaliłem list do kosza. Gdy byłem po raz
pierwszy na policji, wspomniałem, że dostałem anonim. Powiedzieli, że ktoś
jeszcze z naszego budynku dostał taki sam.
– Kto?
– Nie wiem. Ostatnim razem wezwali mnie, żeby mi pokazać ten drugi
anonim. Chcieli wiedzieć, czy jest taki sam jak ten mój.
–I był?
– Tak, choć zasłonili tę część z szantażem, więc nie jestem pewny, czy
ten człowiek żądał tego samego.
– Nie mogę uwierzyć. Takie rzeczy znam tylko z filmów sensacyjnych...
Carrie zastanawiała się, czy Julia i Amanda wiedzą o tych anonimach.
Najchętniej ostrzegłaby je przed szantażystą, ale wiedziała, że powinna
milczeć. To był problem Trenta i nie powinna rozpowiadać o tym sąsiadkom.
– Jeszcze jedno. Gdy byłem na posterunku, podszedł do mnie stary
przyjaciel mojej rodziny, kapitan policji, i to on właśnie powiedział mi w
sekrecie, że odchodzą od podejrzenia samobójstwa. Niestety, nie zdradził mi
żadnych szczegółów.
– Ojej – zapiszczała cienko Carrie.
– Właśnie.
– Więc to wszystko?
– Wszystko – zapewnił, po czym uniósł jej brodę i ucałował w usta.
– Czy to była nasza pierwsza kłótnia? – spytała ze śmiechem, siadając mu
na kolanach i obejmując za szyję.
– Chyba tak. Wiesz, co myślę? – spytał, głaszcząc jej szyję. –
Powinniśmy sobie jakoś wynagrodzić te chwile przykrości...
– Co masz na myśli? – spytała kokieteryjnie.
– To, co zaczęliśmy jakąś godzinę temu... Ale nie tutaj.
RS
97
– A gdzie?
Posadził ją na kanapie, a sam wybiegł z apartamentu, by po chwili wołać
do niej z korytarza.
– Gdzie chcesz iść? – spytała, stając przy windzie.
– Windą do samego raju – wyszeptał, wprowadzając ją do ciasnego
pomieszczenia wyłożonego lustrami.
– A co z innymi mieszkańcami? Nie będą mogli skorzystać z...
Trent zamknął jej usta pocałunkiem. Ledwo winda zdążyła ruszyć, gdy
Trent wcisnął przycisk awaryjnego zatrzymania.
– Ale co będzie, gdy... – urwała, gdy dotknął jej piersi i wyswobodził je z
sukienki.
– Szybko się z tym uwiniemy – wychrypiał i zaczął pieścić językiem jej
nabrzmiałe sutki.
– Byle nie za szybko! – jęknęła, zamykając oczy.
Dziesięć minut później portier Henry Brown uspokajał zirytowanych
mieszkańców, zapewniając ich, że winda na pewno za chwilę ruszy. Stało się
to po kolejnych pięciu minutach.
Carrie spojrzała na zegarek i zaklęła w duchu. Było już po szóstej,
powinna się zbierać! Wyłączyła komputer, uporządkowała dokumenty i czym
prędzej opuściła biuro. Wszystko układało się wprost idealnie. W pracy szybko
zyskała renomę profesjonalistki. Krzyknęła radośnie „do widzenia" kolegom,
pracoholikom, wciąż wpatrzonym w migoczące monitory, i nacisnęła przycisk
windy.
Była taka szczęśliwa. Wymarzona praca, wymarzony mężczyzna. Trent,
jej mąż i kochanek.
Wchodząc do windy, mimowolnie zachichotała na wspomnienie
ubiegłego wieczoru. Wczoraj powiedziała mu, że go kocha. Teraz nie miała
RS
98
przed nim już żadnych tajemnic. Starała się nie zawracać sobie głowy
możliwymi skutkami tej rozmowy. Czas pokaże, czy dobrze zrobiła. A nawet
jeśli źle, to nikt nie odbierze jej tych chwil szczęścia. Już na zawsze zapisały
się w jej sercu. Dobrze, że nie dała mu odpowiedzieć. Na tym etapie wolała się
oszukiwać, że coś do niej czuje, niż usłyszeć przykrą prawdę.
Wyszła z budynku i głęboko odetchnęła rześkim powietrzem. Niemal od
razu udało jej się złapać taksówkę. Dzisiaj musi być mój szczęśliwy dzień,
pomyślała.
Patrząc przez okno samochodu, wciąż rozpamiętywała namiętne chwile
spędzone z Trentem. Ciekawe, co by jej wczoraj odpowiedział, gdyby mu nie
przerwała. Może udawałby, że nic się nie stało? A może powiedziałby, że jest
mu naprawdę miło i ma nadzieję, że zostaną serdecznymi przyjaciółmi? W
końcu mieli układ, choć i tak już wielokrotnie złamany.
Gdy taksówka zatrzymała się przed domem mamy, Carrie podziękowała i
dała kierowcy sowity napiwek. Szybko wbiegła po schodach i weszła do
mieszkania.
Wanda stała przy kuchennych szafkach, układając w nich naczynia. Gdy
tylko usłyszała otwierające się drzwi, obróciła się, z uśmiechem witając Carrie.
– Cześć.
– Cześć, Wando. Jak mama się dzisiaj czuje? –Wszystko pod kontrolą –
odpowiedziała pogodnie
Wanda.
Carrie czasami żałowała, że nie mieszka z mamą, choć wiedziała, że
Rachel ma zapewnioną najlepszą opiekę. Musiała zarobić na opłacenie Wandy
i godne życie mamy. Carrie starała się odwiedzać mamę tak często, jak tylko
się dało. Czasami, gdy matka jej nie poznawała, przyjemność stawała się
przykrością, ale wiedziała, że powinna odpłacić mamie za ogrom miłości,
RS
99
której zaznała przez całe swoje życie. Gdy stan mamy pogorszył się na tyle, że
ktoś musiał nad nią czuwać cały dzień, Wanda zgodziła się przeprowadzić do
Rachel. Carrie czuła się o wiele spokojniejsza, gdy była w pracy czy z Trentem
i wiedziała, że mama znajduje się pod dobrą opieką.
– Może zamówimy sobie jakąś kolację? – zaproponowała Carrie.
– Jedzenie już do nas jedzie – odpowiedziała Wanda, rozkładając talerze.
– Świetnie. A co zamówiłaś?
– Niczego nie zamawiałam.
– Jak to? – spytała Carrie, marszcząc brwi.
– Kolacja jest przywożona punktualnie o siódmej każdego wieczoru –
odpowiedziała niewinnie Wanda.
– Chyba nie rozumiem...
– Pan Tanford zamówił tę usługę. Powiedział, że mam dosyć roboty przy
Rachel i nie powinnam sobie zaprzątać głowy gotowaniem. Mówiłam, że nie
ma takiej potrzeby, ale mocno nalegał.
– Kiedy to zrobił?
– Był tu kilka dni temu w przerwie na obiad.
– Nic mi o tym nie mówił – wydusiła mocno zaskoczona Carrie.
– Może chciał ci zrobić niespodziankę?
– No to mu się udało.
Trent tu był? W przerwie na lunch? Carrie nie mogła uwierzyć własnym
uszom. Ciekawe, dlaczego nic nie powiedział.
Przez chwilę poczuła się oszukana, ale odepchnęła od siebie tę myśl.
Pewnie zapomniał jej o tym wspomnieć. Liczy się to, że troszczył się o jej
mamę.
– Jak chcesz, to zajrzyj do mamy. Wzięła dzisiaj długą kąpiel i teraz
odpoczywa.
RS
100
– Dzięki.
Carrie przeszła przez krótki korytarz i uchyliła drzwi do pokoju.
Pierwszym, co zobaczyła, była twarz jej matki. Blada, lecz wciąż piękna.
– Cześć, mamo – szepnęła, podchodząc do łóżka.
– Carrie?
Oczy Carrie wypełniły się łzami. Momenty, kiedy mama ją poznawała,
były takie rzadkie. Carrie cieszyła się każdym z nich.
Usiadła na krześle obok łóżka i pogłaskała Rachel po dłoni.
– Mój mąż zamówił dla nas kolację. Wolałabyś zjeść przy stole, czy
może chcesz coś obejrzeć?
– Carrie, kochanie?
– Tak, mamo?
– Boli mnie...
– Gdzie? Pokaż mi – poprosiła Carrie, czując, jak mocno bije jej serce.
Rachel wskazała na swoje serce.
– Bardzo cię boli? – spytała, czując narastającą panikę.
– To dlatego, że twój ojciec odszedł.
– Wiem, mamo – powiedziała smutno Carrie. – Nie martw się tym, to już
przeszłość.
– Odszedł przeze mnie.
– Nie myśl teraz o tym. – Gdzieś w korytarzu zadźwięczał dzwonek. –
Przywieźli kolację. Może będzie to pieczywo czosnkowe, które tak lubisz.
Rachel nagle złapała ramię córki tak mocno, że aż pobielały jej palce.
– Musimy teraz o tym porozmawiać. Póki mogę zebrać myśli.
Carrie, widząc cień szalonej desperacji na twarzy mamy, zbladła. Nie
chciała, aby przypominała sobie smutne wydarzenia z przeszłości.
– Dobrze – przystała jednak.
RS
101
Być może jest to ostatni moment, w którym mama będzie w stanie
wszystko jasno powiedzieć. Widocznie potrzebuje oczyszczenia. Carrie
powinna tego wysłuchać.
– Ja mu kazałam odejść.
Carrie zamarła, wpatrując się w udręczone oczy matki.
– Miałam już dość tych jego gróźb. Poza tym ty bardzo przeżywałaś jego
słowa. Gdy któregoś dnia znowu zaczął mówić, że kiedyś odejdzie,
powiedziałam mu, żeby poszedł sobie właśnie w tym momencie. Zrobił to.
– Mamo, cieszę się, że to zrobiłaś – powiedziała miękko Carrie.
– Nawet się z tobą nie pożegnał! Nigdy sobie tego nie wybaczę.
– Zawsze marzyłam, żeby odszedł.
– Co ty, dziecko, mówisz?
– Codziennie wieczorem po modlitwie prosiłam Boga, żeby ojciec
odszedł i przestał nas straszyć. Tego dnia, kiedy okazało się, że go już nie ma,
poczułam ulgę. Ucieszyłam się, że mogę zacząć nowe życie. Oczywiście,
tęskniłam za nim, ale ciągle uważam, że było nam lepiej, gdy byłyśmy tylko
we dwie... Rozumiesz mnie? – spytała Carrie bez tchu.
– Oczywiście, kochanie.
Do pokoju weszła Wanda, niosąc tacę z jedzeniem. Carrie uśmiechnęła
się na widok pyszności na talerzu. Trent uczynił życie Wandy nieco lżejszym.
Był dobrym, myślącym człowiekiem.
Jadły posiłek i uśmiechały się do siebie. Wanda, wiedząc, że Rachel jest
tego dnia w dobrym nastroju, postanowiła, że obie z Carrie dotrzymają jej
towarzystwa.
– Może obejrzymy jakiś film? – zaproponowała Rachel, nakładając sobie
na talerz dokładkę makaronu.
– Chętnie – odpowiedziała z uśmiechem Carrie.
RS
102
– Może „Przeminęło z wiatrem"?
Carrie wybuchła śmiechem, ale posłusznie przyniosła z regału płytę z
tym filmem.
– Wando, muszę cię ostrzec. Mama jest szaleńczo zakochana w Clarku
Gable'u i przez całe trzy godziny będzie mówiła, że to ideał mężczyzny.
– Przeżyję. – Wanda uśmiechnęła się do Rachel.
– Nie ma już takich mężczyzn – westchnęła mama Carrie, wyrównując
swoją kołdrę. – Trzy godziny z Clarkiem przelecą w mgnieniu oka.
Po trzech godzinach Rachel smacznie spała, Wanda myła się w łazience,
a Carrie cichutko zatrzasnęła za sobą drzwi i popędziła do Trenta.
RS
103
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Trent obudził się i spojrzał na drugą stronę łóżka. Carrie spała spokojnie,
przytulona do poduszki. Uśmiechnął się do siebie.
Wschodzące słońce rysowało na nagich plecach Carrie świetlane smugi.
Zapowiadał się kolejny, upalny dzień.
Trent przeciągnął się i ułożył bliżej Carrie. Wpatrywał się w nią z
czułością, dziękując losowi, że postawił mu na drodze tak cudowną kobietę.
Gdyby nie ona, to wszystko, całe jego bogactwo i pozycja, nie miałyby sensu.
Uwielbiał, gdy była blisko niego i gdy mógł ją rozpieszczać swoją pomocą i
małymi prezentami. Wiedział, że zrobi wszystko, aby tylko była szczęśliwa.
Pochylił głowę i pocałował ją w ramię. Nie powinien jej budzić, ale nie
mógł się powstrzymać. Chciał ją ciągle całować i dotykać jej, chciał czuć
Carrie blisko siebie. Nie umiał już inaczej.
Jej powieki powoli się uniosły. Przez chwilę zdezorientowana mrugała
szybko, starając się sobie uzmysłowić, gdzie się znajduje. Gdy zobaczyła
Trenta, uśmiechnęła się, a jej oczy zabłysły w półmroku sypialni.
– Dzień dobry – wymruczała cichutko, odwracając się do niego.
– Dobrze spałaś? – zapytał.
Pokiwała głową.
– Dziękuję ci – powiedziała nagle poważnie.
– Za co?
– Byłam wczoraj u mamy i akurat trafiłam na kolację.
– No i?
– Nie żartuj. Wiem, że to ty je zamawiasz.
RS
104
– Chcę, żeby twoja mama miała wszystko co najlepsze. Skoro Wanda nie
musi już gotować, ma więcej czasu na dotrzymywanie jej towarzystwa. Och,
zapomniałem ci o czymś powiedzieć!
– O czym? – spytała leniwie, układając się jeszcze wygodniej w jego
ramionach.
– Wpadłem któregoś dnia odwiedzić twoją mamę. Nie chciałem ci
mówić, żebyś się nie martwiła.
– Jak to? – spytała czujnie, opierając się na łokciu.
– Zaczęłaś nową pracę i nie masz tyle czasu co wcześniej. Nie chcę,
żebyś czuła jakąkolwiek presję, ale chciałbym zapytać, czy nie masz nic
przeciwko temu, żebym do niej wpadał czasami?
– Żartujesz? Tyle dla nas robisz i pytasz mnie o pozwolenie? Wpadaj do
niej, kiedy chcesz. Jesteś jedną z niewielu osób, w których towarzystwie mama
czuje się dobrze, więc musiałabym być szalona, żeby ci tego zakazać.
– To raczej ja jestem szalony! – zawołał, łapiąc ją za nadgarstki i całując
w czoło. – Szalony na twoim punkcie!
– Ja też... Trent, chcę być z tobą.
– To świetnie, bo ja też chcę być z tobą – odpowiedział z uśmiechem.
– Mnie nie chodzi tylko o ten rok... – zawiesiła głos, jakby zbierając
myśli. – Nie umiem przeprowadzać takich rozmów!
– Mów dalej – poprosił.
– Ja... chcę, żeby to wszystko trwało. Ty, całe to nasze małżeństwo i
wszystko wokół.
Patrzyła na niego z dziwnym ogniem w oczach. Trent bał się
odwzajemnić jej spojrzenie z taką samą intensywnością. Nie mógł się zmusić
do mówienia. Nie potrafił nawet powiedzieć, jak się czuje.
– Widzę, że jesteś zaskoczony.
RS
105
– Trochę.
– Teraz nie wiesz, jak mi delikatnie powiedzieć, że zawarliśmy umowę
tylko na rok. Potem powiesz, że oczywiście mnie lubisz, ale nie chcesz się
wiązać i...
– Carrie, przestań.
– Idę pod prysznic – oznajmiła, starając się wyswobodzić z jego ramion.
– Poczekaj. Porozmawiajmy – poprosił, mocno ją trzymając.
– Skoro chcesz. – Wzruszyła ramionami, spoglądając w sufit.
– Powiedz mi jeszcze raz, czego chcesz.
– Po co? Żeby usłyszeć, że nic z tego nie będzie? Ale skoro chcesz
usłyszeć prawdę, proszę bardzo. Uważam, że świetnie do siebie pasujemy. Nie
chcę się wiązać z nikim innym. Ani teraz, ani nigdy. To chciałeś usłyszeć?! –
zakończyła nerwowo.
– Dobrze – odpowiedział, nawijając sobie jej włosy na palec.
– Dobrze? – powtórzyła cicho, ale zamknął jej usta pocałunkiem i
przewrócił ją na plecy.
Około piętnastej posłaniec zapukał do gabinetu Carrie. Przyniósł bukiet
pięknych różowych peonii. Carrie ostrożnie umieściła kwiaty na biurku.
Wyglądały jak z obrazka. Powoli otworzyła karteczkę przytwierdzoną do
jednej z łodyżek.
Spotkajmy się o dziewiętnastej na Piątej Alei, pod numerem 727.
Rozpoznasz mnie po niebieskim pudełku.
Carrie uśmiechnęła się do siebie. Wiedziała, że to wiadomość od Trenta,
a mimo to nie mogła się doczekać wyjścia z biura.
Gdy sprawdzała na mapie, jak ma dojechać, poczuła dreszcze na plecach.
Spojrzała na zegarek i jęknęła ze zgrozą, uświadamiając sobie, że zostały
jeszcze cztery godziny do spotkania.
RS
106
Kilka godzin później szła niespiesznie, oglądając witryny. Urwała się
wcześniej z pracy i pojechała do domu, żeby się przebrać. Trent już z daleka
widział jej białą sukienkę na ramiączkach i diabelnie seksowne czarne szpilki.
Widział, jak Carrie dochodzi do wskazanego adresu i zaskoczona patrzy
w górę na podane godziny otwarcia. Trent wiedział, że ekspedient dopiero co
zamknął drzwi dla klientów. Czasami zadziwiała go myśl, że prawie wszystko
można kupić. Nawet słynny na cały świat sklep z ekskluzywną biżuterią. Z
uśmiechem patrzył, jak elegancki strażnik podchodzi do Carrie i otwiera przed
nią drzwi.
Gdy w końcu stanęła przed Trentem, zdziwiona wyszeptała:
– Czy to legalne?
– Oczywiście – parsknął śmiechem.
– Co my tu robimy?
– Widziałaś taki film „Śniadanie u Tiffanyego"?
–Tak.
– Więc to będzie kolacja u Tiffany'ego.
– Mówisz poważnie?
Uśmiechnął się w odpowiedzi i szarmancko nadstawił ramię, prowadząc
do głównej sali, gdzie czekał na nich nakryty stolik. W całym pomieszczeniu
płonęły świece, a gdzieniegdzie rozstawiono bukiety peonii.
– Nie mogę uwierzyć, że będziemy jedli tutaj kolację, otoczeni przez
klejnoty...
– Potem zrobimy drobne zakupy.
Carrie zmarszczyła brwi, przypatrując mu się ciekawie. Była pewna, że
coś kombinował.
– Chyba nadszedł już najwyższy czas...
– Na co? – spytała podejrzliwie.
RS
107
– Spójrz na swój palec.
Carrie podniosła obie dłonie i przypatrywała im się przez chwilę.
– Na który dokładnie?
– Na ten, na którym powinna błyszczeć ślubna obrączka.
– Ty też nie nosisz obrączki.
– Zawsze twierdziłem, że nawet jeśli się ożenię, nie dam sobie założyć
kajdanek – zażartował.
– Ciekawy sposób widzenia. Teraz też tak twierdzisz?
– Teraz chciałbym, żebyśmy wybrali sobie piękny komplet obrączek.
– Jak sobie życzysz – odpowiedziała, uśmiechając się szeroko.
W międzyczasie obok stolika ustawił się kelner, więc Trent odsunął dla
Carrie krzesło i gestem zaprosił, by usiadła. Sam zajął miejsce naprzeciwko.
Spoglądali na siebie w blasku świec.
Kelner zdecydowanym gestem zdjął srebrne pokrywy z ich talerzy.
– Pizza? – wydusiła zaskoczona.
– Myślałem, że lubisz pizzę...
– Uwielbiam, ale skąd ten pomysł?
– Pizza i Tiffany. Nowy Jork w pełnej krasie.
Zajadali się pachnącym ciastem i rozmawiali. O wszystkim: o pracy, o
podróżach, o rodzinie. Trent się jej nawet zaczął zwierzać ze stosunków
panujących między jego rodzicami. Napomknął też o swoich występkach z
młodzieńczych lat. Była wdzięcznym słuchaczem, nie pouczała go, a jedynie
słuchała, czasami wtrącając jakieś półsłówka.
Później to Carrie przejęła inicjatywę i zaczęła opowiadać o swoim życiu
z szaloną mamą – utalentowaną malarką. W połowie rozmowy zadźwięczała
komórka Trenta.
– Przepraszam – rzucił, czytając wiadomość.
RS
108
– Wszystko w porządku?
– Nic się nie stało. Jeden z moich asystentów chce mieć jutro dzień
wolny.
– To ilu masz tych asystentów? – spytała z przekąsem.
– Czterech.
– Ojej, to... robi wrażenie.
– Wiem, że to brzmi dziwnie, ale wszyscy są mi potrzebni. Od kiedy
zostałem prezesem, zakres obowiązków znacznie mi się zwiększył. Sam nie
dawałem sobie ze wszystkim rady i musiałem zatrudnić jeszcze dwie osoby.
– Które nie mogą sobie bez ciebie poradzić?
– Rozumiem, że możesz być zła, ale muszę być pod telefonem.
– Podejrzewam, że to dla ciebie uciążliwe. Wyłączasz czasami telefon?
– Rzadko – uśmiechnął się przepraszająco. – Ale teraz jestem tylko do
twojej dyspozycji.
– Wiem i dziękuję z całego serca. Nie mogę uwierzyć, że udało ci się
zaaranżować to wszystko.
– Carrie, jesteś szczęśliwa?
– Bardzo. Przebywanie z tobą zawsze mnie uszczęśliwia. A teraz, proszę,
podaj mi sos.
– Zamierzasz patrzeć na to całą noc?
– Nie nazywaj jej tak!
Trent wybuchł śmiechem. Od kilku chwil zamiast czytać książkę,
obserwował leżącą na łóżku Carrie, która zakochanym wzrokiem wpatrywała
się w swój pierścionek.
– To ona?
– Tak i właśnie w tej chwili ranisz jej uczucia!
RS
109
– Jesteś najbardziej zwariowaną kobietą, jaką znam, ale uwielbiam
sprawiać ci przyjemność i widzieć cię w takim dobrym humorze.
Teraz na jej palcu lśniła zarówno ślubna obrączka, jak i pierścionek
zaręczynowy, którego przedtem nie dostała. Nie mogła oderwać oczu od
swojej dłoni.
– Podoba ci się obrączka? – spytała filuternie, zerkając na jego dłoń.
– Jasne. Tylko wybacz, ale nie będą z nią gadał.
– No coś ty, będzie jej przykro – zaśmiała się wesoło, czołgając się po
łóżku w jego kierunku. – Teraz jesteśmy już prawdziwym małżeństwem!
– Tak, a kobieta, z którą się ożeniłem, rozmawia z własną dłonią.
– Kochaj się ze mną – zażądała, podnosząc się i patrząc na niego
wyczekująco.
– Twoja obrączka będzie na nas patrzeć.
– Nie przejmuj się nią – wymruczała Carrie. – Powiedziała, że lubi sobie
popatrzeć na takie rzeczy.
– A to świntuszka – wyszeptał i w końcu ją pocałował.
RS
110
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Trent wyszedł z komisariatu policji ze swoim laptopem w ręku. Kiwnął
głową na pożegnanie adwokatowi i wsiadł do taksówki. Jak mógł się
spodziewać, detektyw McGray nie odmówił sobie kilku pytań. Jedno go
zaskoczyło. Spytał Trenta, czy anonim, który dostał, przyszedł na adres biura
czy mieszkania i jak wyglądała papeteria, na której został napisany.
Trent, wytężając pamięć, starał się odpowiedzieć jak najdokładniej, ale
McGray nie wyglądał na usatysfakcjonowanego. Najwidoczniej policja nie
radziła sobie z tym śledztwem.
Trent postanowił nie zawracać sobie dłużej głowy tą sprawą. Miał za
sobą dzień ciężkiej pracy w biurze, a teraz czekała go jeszcze kolacja
służbowa. Liczył, że Carrie dotrzyma mu towarzystwa tego wieczoru, ale
obiecała już Wandzie wolny wieczór i miała zamiar posiedzieć z mamą.
Wolał, żeby dzisiaj była z nim, szczególnie że jednym z gości na kolacji
będzie jego ojciec. Chciał mu pokazać, jak wspaniale ułożył sobie życie i jaką
ma cudowną żonę.
Niemniej jednak zobaczą się dzisiaj późnym wieczorem i razem zjedzą
jutrzejsze śniadanie.
Tuż przed ósmą kierowca zaparkował przed hiszpańską restaurację
Pacheco. Trent wręczył mu pieniądze za usługę, podziękował i czym prędzej
wszedł do środka.
Kilkanaście godzin później, w porze lunchu, dwie kobiety siedziały przy
okrągłym stoliku, popijając kawę i zajadając ciastka.
– Spójrz na tego faceta.
Drobna blondynka podała ciemnowłosej towarzyszce gazetę, wskazując
palcem na zdjęcie.
RS
111
– Przystojniak! A widziałaś tę dziewczynę obok? Jest taka piękna –
dodała szatynka depresyjnym tonem. – Musi być jakąś modelką czy inną
aktorką. Nigdy w życiu nie uda mi się zdobyć takiego faceta.
– Żadnej normalnie wyglądającej kobiecie się nie uda – dodała
blondynka.
– Pewnie masz rację. Tacy przystojniacy przechodzą obok zwykłych
kobiet, nawet ich nie zauważając... Dobra, musimy wracać do pracy! –
krzyknęła szatynka, spoglądając na zegarek.
Po chwili już ich nie było.
Carrie, powoli sącząc swoją kawę, obserwowała je, póki nie zniknęły z
pola widzenia. Przysłuchiwała się ich rozmowie. Sama niedawno tak mówiła,
oglądając się za jakimś przystojnym, bogatym mężczyzną. Kiedy została żoną
takiego właśnie człowieka, jej życie i światopogląd na pewne sprawy uległy
diametralnej zmianie. Teraz dziękowała losowi, że tamto bezbarwne życie już
się skończyło.
W drodze do wyjścia podeszła jeszcze do nieuprzątniętego stolika obok.
Sama przed sobą musiała przyznać, że babska ciekawość wzięła nad nią górę i
po prostu musiała zobaczyć zdjęcie tego bóstwa. Gdy spojrzała na fotografię,
poczuła, że brakuje jej tchu. Z gazety uśmiechali się do niej jej mąż i piękna
blondynka. Ramię Trenta oplatało jej szczupłą kibić. Wyglądało na to, że
właśnie całował ją w policzek...
Szybko przebiegła oczami krótki artykuł. Rozpaczliwie chciała znaleźć
odpowiedź, dlaczego Trent ściska jakąś kobietę. Przecież musiał być jakiś
powód! Nie mogła uwierzyć, że mógłby ją zdradzać, podczas gdy ona
dotrzymywała towarzystwa śmiertelnie chorej matce.
RS
112
Wczoraj wieczorem w restauracji Pacheco młody prezes AMS, Trent
Tanford, został przyłapany na czułym tête–à––tête z pewna tajemniczą
nieznajomą.
Carrie poczuła, jak usuwa się grunt spod jej stóp. Próbowała odepchnąć
irytujące uczucie zazdrości, ale nie była w stanie oczyścić umysłu. Tysiące
myśli przelatywały jej przez głowę, powodując nieznośny ból.
Przyjrzała się twarzy blondynki. Wyglądała znajomo i Carrie mogłaby
przysiąc, że już gdzieś ją widziała.
Czy była osobą publiczną, jakąś modelką, aktorką?
Poczuła na plecach zimny dreszcz przerażenia. W jej umyśle pojawił się
obraz... Tajemnicza blondynka przestała być zagadką. To była jedna z kobiet
szukających Trenta w mieszkaniu Sebastiana.
Spokojnym gestem położyła gazetę na stoliku i wyszła z kawiarni.
Dlaczego pozwoliła sobie zakochać się w Trencie? Dlaczego złamała
warunki umowy? Cholera!
Zeszłego wieczoru, gdy pytała Trenta, jak poszło spotkanie, odpowiedział
„dobrze". Jasne. W świetle nowych faktów można wręcz powiedzieć, że
bardzo dobrze.
Niemal usłyszała słowa Amandy wypowiedziane kilka tygodni temu. Nie
zmienisz charakteru faceta po ślubie...
Wsiadła do windy i mechanicznie nacisnęła przycisk. Starała się nie
myśleć o tym, co robili w tej windzie zaledwie przed tygodniem. Otworzyła
drzwi swoim kluczem i chwilę stała niezdecydowana. Musi się przeprowadzić
do mamy. Nie ma mowy, żeby została tutaj choć jedną chwilę dłużej. Nie po
tym, co zobaczyła w tej obrzydliwej plotkarskiej gazecie.
Może i ją kupił, ale nie pozwoli, aby ją zdradzał. Skoro przyrzekł
lojalność i wierność, to teraz tego od niego oczekiwała.
RS
113
Szybko spakowała swoje rzeczy, po czym usiadła przy biurku i wyjęła z
szuflady kartkę papieru i długopis. Przez chwilę pytała się w duchu, czy na
pewno postępuje racjonalnie...
Ta kobieta zapukała do niej w środku nocy, szukając Trenta. A on nigdy
nie zaprzeczył, że sypiał z tymi dziewczynami. To nie mógł być zbieg
okoliczności!
To koniec.
Szybko napisała kilka słów, wzięła swoje bagaże i wyszła, zatrzasnąwszy
za sobą drzwi, a klucze zostawiwszy na wieszaku.
Miał wreszcie szansę stworzyć prawdziwą rodzinę. To w pewnym sensie
zasługa jego ojca.
Miesiąc temu zrobiłby wszystko dla firmy. Teraz cały jego świat kręcił
się wokół Carrie. Zaczął nieśmiało myśleć o powiększeniu rodziny.
Z uśmiechem wyszedł z windy, niosąc papierową torbę wypełnioną po
brzegi jedzeniem z tajskiej restauracji. Nie miał pewności, czy Carrie lubi
orientalną kuchnię, ale miał nadzieję, że chociaż spróbuje. Potem może obejrzą
razem jakiś film, a potem wezmą wspólnie kąpiel. Przez kilka dni prawie nie
wychodził z pracy i chciał jej to dzisiaj wynagrodzić.
W drugiej ręce niósł butelkę wina. Był prawie pewien, że widziała
dzisiejszą gazetę i boczy się na niego. Od południa nie odebrała żadnego
telefonu.
Wiedział, że to jego wina. Nie ostrzegł jej. Widział tego fotografa, ale był
zbyt zajęty rozmowami z kontrahentami.
– Kochanie, wróciłem! – krzyknął, otwierając drzwi.
Cisza mocno go zaskoczyła. Przeszedł przez wszystkie pomieszczenia,
ale nigdzie jej nie było.
RS
114
Może jeszcze była w pracy albo pojechała do mamy? Podszedł do biurka
i złapał za telefon, gdy nagle zobaczył kopertę ze swoim imieniem napisanym
na środku.
Spodziewając się najgorszego, drżącymi dłońmi otworzył kopertę i przez
kilka minut wpatrywał się w list. Gdy w końcu zrozumiał, co Carrie zrobiła,
złość targnęła nim tak potężnie, że zmiął kartkę i odrzucił ją daleko za siebie.
Tak, widziała zdjęcie, ale nie pozwoliła mu wyjaśnić tej sytuacji, tylko uciekła.
Zachowała się jak jej ojciec.
Jej słowa nic nie znaczyły. Nie ufała mu i uciekła z podkulonym ogonem
w pierwszej kryzysowej sytuacji. Nawet nie miała w sobie tyle odwagi, żeby
stanąć naprzeciwko niego i powiedzieć, że odchodzi.
RS
115
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Po czterech dniach mieszkania z mamą Carrie otrzymała list. Trent
napisał, że zostawi dla niej jakieś papiery w swoim biurze. Napisał też, w
jakich godzinach będzie w pracy.
Carrie, czytając tę wiadomość, zagryzła wargę aż do krwi. Nawet nie
chce jej zobaczyć... Te kilka dni były najgorszymi w całym jej życiu. Bardzo
za nim tęskniła, ale on, jak widać, szybko poradził sobie z jej brakiem.
List był napisany na komputerze, nawet nie zadał sobie trudu, aby go
napisać ręcznie.
Ciekawe, co miał na myśli, pisząc „papiery". Czyżby chciał wystąpić o
rozwód?
Gorzko pomyślała, że pewnie spieszy mu się do blondynki ze zdjęcia.
Znowu będzie kawalerem, tym razem z odzysku, wolnym jak ptak, mogącym
zmieniać partnerki jak rękawiczki. Może nawet ta kobieta już się wprowadziła
do jego apartamentu? Carrie czuła stalową obręcz coraz bardziej zaciskającą
się wokół jej torturowanego serca. Straciła nie tylko kochanka, straciła też
przyjaciela... i męża.
Szybkim ruchem dłoni otarła z policzka zdradziecką samotną łzę.
Zachowa godność, nie będzie się narzucała mężczyźnie, który jej nie kocha i
dla którego nic nie znaczy. Musi załatwić tę sprawę jak najszybciej. Jeszcze
dzisiaj odbierze te papiery.
– Co chcesz na lunch?
– Nic, dzięki – odpowiedział sucho Trent, wciąż przeglądając papiery.
Danny nawet się nie poruszył. Po prostu stał w drzwiach i spokojnym
wzrokiem obserwował szefa.
– Nie chcę być niemiły, ale wychodzę na obiad. Poza tym jestem zajęty.
RS
116
– Umówiłeś się z żoną?
– Nie! To nie twoja sprawa, z kim jadam obiady.
– Jasne.
Trent podniósł w końcu głowę, i spojrzał na piegowatego chłopaka, który
bardzo ciężko pracował, aby osiągnąć sukces w życiu.
– Danny, o co chodzi?
– Muszę cię o coś zapytać.
– Pytaj, byle szybko. Mam dzisiaj masę roboty.
– Załóżmy, że zmieniłem się w pracoholika, który nie opuszcza biura aż
do późnej nocy, a potem stawia się już o świcie... Martwiłbyś się o mnie? –
zapytał Danny, ostrożnie zamykając za sobą drzwi i podchodząc do Trenta.
– Uważałbym, że masz w tym jakiś cel, i życzyłbym ci powodzenia.
– Ale skoro bym przesiadywał tylko w biurze, a...
– Nie mam czasu na takie bzdety! – podniósł głos Trent.
– Trent, ostatnio byłeś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Co się
stało, skąd ta zmiana?
– Wolałbym, żebyś nie mówił do mnie po imieniu.
– Dobrze, panie Tanford. Już wychodzę z pańskiego gabinetu, ale chcę
powiedzieć jeszcze jedno. – Trent podniósł oczy do sufitu, kręcąc ze złości
głową. – Gdy zaproponowałeś, że będziesz płacił za moją edukację, moja
rodzina bardzo się temu sprzeciwiała.
– Dlaczego?
– Twierdzili, że nie powinno się przyjmować takiej pomocy od
całkowicie obcych osób, ale ja im powiedziałem, że dla mnie jesteś jak brat, a
rodzina to nie tylko więzy krwi.
– Danny, proszę, powiedz wprost, o co chodzi.
RS
117
– Może nie masz takiej rodziny, o jakiej marzyłeś, będąc dzieckiem, ale
teraz masz dla kogo żyć. Ona jest twoją rodziną.
– Skończ z tym. Wracaj do pracy.
Gdy tylko drzwi za Dannym się zamknęły, Trent odsunął raport i ukrył
twarz w dłoniach. Próbował powstrzymać natrętne myśli piętrzące się w jego
głowie. Oczywiście, chciał stworzyć z Carrie rodzinę. Mieć prawdziwy dom,
żonę, dzieci.
Niestety, nie miał rodziny, będąc dzieckiem, nie miał jej, będąc
nastolatkiem i teraz też na nic takiego się nie zanosiło. Widocznie
przeznaczone mu było życie w samotności.
Kobieta, której oddał serce, wyrzuciła je na śmietnik.
Nagle w jego głowie pojawiło się pytanie. Już kilkakrotnie je sobie
zadawał, ale nie był na tyle uczciwy, żeby umieć na nie odpowiedzieć. Jeśli
teraz to zrobi szczerze, może zrozumie, że w pewien sposób był
odpowiedzialny za jej ucieczkę.
Tak, Carrie przeżyła w dzieciństwie traumę, a on jak jej pomógł się
zmierzyć z dawnymi lękami? Nie był też z nią do końca szczery... Zataił
wizytę na policji.
Może sam spowodował to, że jej lęki znowu powróciły? Zaangażowała
się w ten związek. Nie umiał sobie odpowiedzieć na setki pytań, głucho
huczących mu w głowie. Gdy przypomniał sobie uśmiech Carrie, wiedział, że
nigdy nie będzie w stanie związać się z inną.
Kobieta za biurkiem poprosiła Carrie o chwilę cierpliwości. Carrie
skinęła głową i usiadła w miękkim fotelu przy stoliku dla gości. Najchętniej
uciekłaby stąd tak szybko, jak to możliwe, ale obiecała sobie, że nie da się
sprowokować. Odbierze te papiery i wyjdzie z wysoko podniesioną głową.
RS
118
Jedno skrzydło drzwi do gabinetu Trenta było otwarte. Carrie odchyliła
głowę do tyłu i... poczuła, że traci grunt pod nogami. Blondynka ze zdjęcia!
Była tutaj, w gabinecie Trenta!
Sekretarka właśnie odbierała od niej pęk kolorowych balonów.
Carrie zerwała się na równe nogi, które same zaprowadziły ją do
rozmawiających kobiet. Czuła, że furia szarpie całą jej duszą.
– Ty... – wysyczała, wpatrując się z nienawiścią w piękną twarz
nieznajomej.
– Pani Tanford? – Sekretarka Trenta wyglądała na zaniepokojoną. –
Proszę chwileczkę poczekać, dobrze?
– Pani Tanford? – spytała z uśmiechem blondynka. –Witam serdecznie.
Jestem jedną z asystentek Trenta. Chyba nie miałyśmy okazji się poznać.
– Poznałyśmy się – wycedziła Carrie. Asystentka. Niezłe kłamstwo.
– Naprawdę? – spytała kobieta, marszcząc czoło.
– Tak. To pani zrujnowała moje małżeństwo.
Sekretarka Trenta aż otworzyła usta ze zdumienia, a blondynka
wyglądała na nieco skołowaną.
– Pani mnie chyba z kimś myli – zaczęła ostrożnie.
– Czyżby? To nie pani obściskuje się z moim mężem na zdjęciach w
gazetach?
– Nie, nie. To wcale nie tak wyglądało!
– Jasne...
– W restauracji było bardzo głośno i Trent kazał mi jechać do biura po
papiery, których zapomniał wziąć z biurka.
– Cóż, mogłabym w to uwierzyć, gdyby nie to, że szukała pani Trenta u
mnie w środku nocy!
– Kilka tygodni temu, prawda?
RS
119
– Tak.
– Szukałam pana Tanforda.
Carrie westchnęła. Najwidoczniej kobieta była tak głupia, na jaką
wyglądała.
– Przecież właśnie to powiedziałam.
– Pani mnie nie zrozumiała. Byłam asystentką pana Jamesa Tanforda, a
on wtedy omawiał z Trentem jakieś ważne sprawy w jego mieszkaniu. Wezwał
mnie, żebym towarzyszyła w rozmowach. Jeszcze raz panią przepraszam za
tamto najście. Na korytarzu było ciemno...
Carrie poczuła żar na policzkach. Czyżby popełniła największy błąd
swojego życia? Miała wrażenie, że spada w przepaść.
– Lauren, chodź! Wszyscy już czekają! – Z jednej z sal wysunęła się
kobieta i zawołała blondynkę.
– Trent pozwolił mi urządzić małe przyjęcie z okazji mojego ślubu i
ciąży – powiedziała uśmiechnięta Lauren, głaszcząc się po płaskim brzuchu. –
Kiedy pan Tanford przeszedł na emeryturę, myślałam, że zostanę zwolniona w
trybie natychmiastowym, szczególnie że wyszłam za mąż i zaszłam w ciążę.
Carrie rozpaczliwie starała się nie zemdleć. Kolana trzęsły jej się tak
mocno, że bała się, że zaraz upadnie.
– Trent obiecał, że mnie nie zwolni i stanowisko będzie na mnie czekało,
póki nie odchowam trochę dziecka. Mój mąż jeszcze studiuje i bez tej pracy
naprawdę byłoby nam ciężko stanąć na nogi – kontynuowała z przejęciem
Lauren.
– Jestem idiotką, głupią, zazdrosną idiotką – wyszeptała Carrie.
– Każda z nas jest – powiedziała sekretarka, klepiąc Carrie po ramieniu.
– Przepraszam...
– Nie przejmuj się – poradziła z życzliwym uśmiechem Lauren.
RS
120
– Zachowałam się okropnie. Oczekujesz ode mnie jakiegoś superprezentu
dla dziecka? Polisy na życie, samochodu, nowego domu...
– Jesteś zabawna. Nic dziwnego, że Trent leciał do ciebie jak na
skrzydłach – odrzekła radośnie Lauren.
Carrie myślała, że już nie może się czuć gorzej, ale tak się właśnie stało.
Chciała stąd uciec jak najprędzej.
– Trent zostawił dla mnie jakieś dokumenty? – spytała sekretarkę.
– Tak, leżą na biurku. Przynieść?
– Nie, dzięki, sama po nie pójdę.
Jeszcze raz przeprosiła Lauren i szybkim krokiem weszła do gabinetu
Trenta. Stała przez chwilę, opierając się plecami o zamknięte drzwi i starając
się uspokoić i zebrać myśli. W końcu rozejrzała się po gabinecie. Nigdy
wcześniej tu nie była.
Patrząc na rzeczy Trenta, czuła, że coraz głębiej zapada się w otchłań.
Tak bardzo pragnęła go znowu zobaczyć, przytulić się do niego, słuchać jego
głosu... Wszystko to zmarnowała. Nie zasługiwała na jego wybaczenie. Nie po
tym, jak się zachowała.
Podeszła do biurka, gdzie leżała koperta. Tym razem ręcznie napisał jej
imię. Wiedziała, co w niej jest. Papiery rozwodowe. Miała ochotę zmiąć
kopertę, nawet tego nie oglądając.
W końcu jednak wyjęła je i zaczęła czytać.
Chciał jej dać wszystko, co wcześniej zaoferował. Nie mogła tego
przyjąć. Nie dbała o pieniądze. Chciała tylko jego.
Przewróciła stronę. Trent miał zamiar płacić za leczenie Rachel i opiekę
nad nią do końca jej życia. Nie mogła już tego wytrzymać. Łzy spadały na jej
drżące dłonie trzymające dokumenty.
Zostawiła wszystko na biurku i wyszła z biura. Nie mogła tego podpisać.
RS
121
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
– O co jej chodzi? Chce więcej pieniędzy? – Trent wpatrywał się w
swojego prawnika z dziwnym wyrazem twarzy, jakby zaciekawienia, ale także
oburzenia.
– Nic z tych rzeczy. Niczego od pana nie chce.
– Niemożliwe.
– Powiedziała, że nie podpisze żadnego dokumentu, póki nie wycofa pan
propozycji wsparcia finansowego.
– Nie zrobię tego!
– Dlaczego? Puścić żonę z torbami to marzenie każdego rozwodnika –
obwieścił z uśmiechem Devlin, wpatrując się w swojego klienta.
– To nie marzenie, tylko koszmar, Jerry. Tydzień temu wszystko było jak
w bajce. Miałem szczęśliwe małżeństwo, żona mnie kochała, ja...
– A pan co?
Trent tylko pokręcił głową, odwracając wzrok do okna.
– Co pan chce zrobić, panie Tanford?
– Chcę to skończyć – powiedział twardo Trent, wstając z fotela i
zapinając marynarkę.
– Właśnie w tym chcę panu pomóc. To małżeństwo już niedługo
przestanie istnieć.
– Nie. Jerry. Chcę skończyć tylko tę rozmowę, bo mam zamiar uratować
moje małżeństwo.
Carrie nerwowo przestępowała z nogi na nogę. Gdy zadzwoniła do niego
z propozycją spotkania, czuła, że Trent ma ochotę odmówić, ale spytał tylko o
godzinę i miejsce. Od kilku dni zbierała w sobie siłę do przeprowadzenia tej
RS
122
rozmowy. Powie mu wszystko, a on zrobi z tym to, co będzie uważał za
stosowne.
– Wybrałaś oryginalne miejsce.
Słysząc jego głos, na chwilę zapomniała o wszystkim złym, a jej serce
przepełniła radość. Nie potrafiła wyrazić, jak bardzo za nim tęskniła. Jak
zwykle wyglądał cudownie. Miała ochotę wtulić się w tę jego białą koszulę i
prosić o wybaczenie.
– Myślałam, że lubisz pizzę – powiedziała niedbałym tonem, otwierając
drzwi do pizzerii.
– Carrie, o co chodzi? Nie chcesz pójść na ugodę?
– Powiedziałam, że podpiszę te papiery, jeśli zmienimy pewne warunki.
– Mam w nosie papiery. Po prostu chcę wiedzieć, dlaczego nie pozwolisz
sobie pomóc?
Carrie odetchnęła głęboko. Jak miała mu wytłumaczyć całą tę zawikłaną
sytuację? Tak bardzo chciałaby cofnąć czas.
– Dlaczego chcesz mi pomóc? To miał być układ bez zobowiązań.
– Nie mogę cię zostawić na lodzie – obruszył się, zdziwiony, że w ogóle
pyta o takie rzeczy.
– Dlaczego?
– Nie jestem taki.
– Tak po prostu? – spytała ironicznie, podnosząc do góry brwi.
– O co ci chodzi?
Przepuścili jakąś parę wchodzącą do pizzerii. Wciąż stali w przejściu,
przeszkadzając w ruchu, więc wyszli na ulicę.
– A może chcesz się opiekować mną i moją mamą, bo mnie kochasz?
– Carrie...
RS
123
– Kochasz mnie tak samo mocno jak ja ciebie. Nie chcesz tak naprawdę
tego rozwodu, ale uraziłam twoją dumę. Zraniłam cię i strasznie tego żałuję.
– Dlaczego mnie tu zaprosiłaś?
– Wiem o tobie tylko to, że lubisz pizzę.
– Co?
– Nasz związek w dużej mierze sprowadzał się do życia intymnego.
Oczywiście, zaprzyjaźniliśmy się, ale tak naprawdę nie znamy swoich
sekretów, historii życia. Zaczęliśmy od małżeństwa, zapominając kompletnie,
że musimy się dogłębnie poznać, żeby to wszystko jakoś utrzymać. Nie wiem,
co cię ukształtowało i sprawiło, że jesteś tym człowiekiem, którego kocham.
Nie mogłam ci do końca zaufać, bo cię dobrze nie znałam. Dlatego
zareagowałam tak histerycznie. Jeśli podzielimy się swoimi sekretami,
poznamy się lepiej i nabierzemy do siebie pełnego zaufania.
– Za moim życiem nie stoi żadna wielka historia – wtrącił miękko.
– Kocham cię i chcę wiedzieć o wszystkim, co jest z tobą związane.
– Ja też ciebie kocham.
Łzy przesłoniły jej Trenta, ulicę i wszystko wokół. Tak długo czekała na
te słowa, a kiedy wreszcie do niej dotarły, nie wiedziała, jak się zachować.
– Świetnie – wydusiła w końcu. – Chcę ci zaoferować nową umowę.
– Nową umowę?
– Tak. Oferuję ci moją miłość, uczciwość i wierność oraz to, że podzielę
się z tobą wszystkimi moimi sekretami i ciemnymi kartami w życiorysie.
Trent powoli wziął ją w ramiona i przytulił.
– A co ja mogę ci zaoferować?
– To samo – odpowiedziała cicho, słuchając tak znajomego bicia serca.
RS
124
– Przepraszam, że nie powiedziałem ci o tym śledztwie i o zdjęciu w
gazecie. Ojciec całe życie utwierdzał mnie w przekonaniu, że jestem winny
całemu złu tego świata. Nie mogłem ryzykować, że cię stracę.
– Rozumiem.
– Nie mogłem sobie na to pozwolić, bo się w tobie zakochałem.
– Zapomnij o tym. Dzisiaj zaczynamy wszystko od nowa. Lepiej przyjmij
moją ofertę. Podzielimy się swoją przeszłością i zaczniemy budować wspólną
przyszłość – poprosiła cicho, podnosząc na niego wzrok.
– Carrie, tak bardzo cię kocham.
– Ja ciebie też.
Pocałował ją. W jego oczach była obietnica nowego życia i wspólnej
świetlanej przyszłości.
– Wyjdziesz za mnie... jeszcze raz?
– Tak.
– Ale tym razem weźmiemy ślub w kościele, dobrze?
– Tak.
Znowu się pocałowali, namiętnie i żarliwie.
– Nie jesteś głodna? – spytał nagle. – Mieliśmy iść na pizzę.
– Jestem bardzo głodna. Mam ochotę na pizzę, na ciebie, a przede
wszystkim mam ochotę posłuchać wszystkich historyjek z czasów twojego
dzieciństwa i młodości.
– Więc może najpierw pójdziemy coś przegryźć, a potem wszystko ci
opowiem.
– Jasne – odpowiedziała z uśmiechem, przytulając się do niego.
Trzymając się za ręce, wstąpili na nową drogę.
RS