MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 04

background image

Rozdział IV.

Góra Kali’Gryf, Królestwo Gryfonii. Lipiec, 1251.

Twistbeak prawie podskakiwała z radości, idąc przez pusty korytarz w stronę schodów.

Więc może będzie wojna! Ale by się działo! Hah! A wszystko przez... nie, nie przez nią. Ale...
Tak, w sumie to przez nią. DZIĘKI tobie, Twistbeak. Jesteś super. Nie każdy potrafiłby
doprowadzić do wojny po prostej, naukowej misji. Niesamowite. Ciekawe, co jej stare
“przyjaciółki” by na to powiedziały. Heh. Co prawda, po upokorzeniu, które ją spotkało,
obiecała sobie, że nigdy nie wróci do Ponyville, ale... ha, okoliczności się zmieniły. Może warto
będzie odwiedzić Dashie i tą przeklętą różową klacz. Ale to dopiero za kilka miesięcy.
Najpierw... Tak, musiała zrobić to, co Król jej rozkazał.

Doszła do klatki schodowej. Panował w niej mrok. Wiedziała, że “mrok” i “Pałac

Gryfich Królów” to słowa mające za sobą długi i burzliwy romans. Ale zazwyczaj można było
cokolwiek dostrzec. Na przykład, jak wyglądały te schody. Albo, gdzie one w ogóle były.
Spróbowała postawić stopę na pierwszym stopniu. Hm. Jest. Niepewnie, postawiła kolejny
krok. Huh, wysokie stopnie. Hm. A więc to spiralne schody, ale skręcają się w odwrotną stronę
niż inne w pałacu. Cóż. Miała swoje rozkazy. Zaczęła schodzić po omacku, prosto w objęcia
ciemności.

Schody były długie. Zaczęła myśleć, że przegapiła wyjście, albo że ciągną się aż do

doliny poniżej pałacu, kiedy nagle się skończyły. Ale nadal panowała absolutna ciemność.
Spróbowała znaleźć drzwi rękami. Otaczały ją nierówne, kamienne ściany. Żadnych drzwi.
Czy zeszła za nisko? Nie, na pewno dobrze trafiła. Spróbowała znowu, sprawdzając szponami
każdą szczelinę, na podłodze i ścianach, w poszukiwaniu klamki albo jakiejś dźwigni. Nic.
Westchnęła. Cudownie. Zdołała zabłądzić nawet na schodach. Rozwścieczona, kopnęła ścianę.
I to było to. Fragment ściany osunął się ze zgrzytem. Jej oczom ukazał się długi korytarz ze
ścianami z piaskowca, oświetlony pojedynczą pochodnią. Przeszła przez próg, mrużąc
odzwyczajone od światła oczy. Obejrzała się przez ramię. Klatka schodowa pozostawała
całkowicie ciemna, jakby nie dopuszczając promieni światła.

- Stać! Podaj swoje imię! - rozległ się piskliwy głos. Zatrzymała się i rozejrzała. Nikogo

nie widziała. Spojrzała w dół. Stała przed nią, poza jej polem widzenia, najnędzniej
wyglądająca gryfka, jaką Twistbeak w życiu widziała. Była mała, praktycznie karłowata. Jej
upierzenie wyglądało, jakby ktoś po prostu wyrywał je garściami. Była wychudła. Brudna. Nie
potrafiła skupić wzroku na jednym punkcie. Brakowało jej kawałka dzioba. Mimo to,
wyglądała na całkowicie spokojną. Twistbeak wzruszyła ramionami.
- Moje szpony wymagają ostrzenia.
Mała gryfka uniosła brew, a przynajmniej spróbowała - brwi też nie miała.
- Nie pytałam o stan twoich szponów, panienko. Pytałam o twoje imię.
- Moje. Szpony. Wymagają. Ostrzenia.
- A. Ja. Chcę. Poznać. Twoje. Imię. - strażniczka przewróciła oczami.

background image

- Słuchaj, cherlaku. Sam Król kazał mi tu zejść. Kazał mi wypowiedzieć te słowa, i nic więcej.
Więc powtórzę. Moje szpony wymagają ostrzenia. Moje szpony wymagają ostrzenia. Moje
szpony wymagają ostrzenia. Mogę tak cały dzień.
Strażniczka zaśmiała się słabo. W innej sytuacji Twistbeak pewnie byłoby jej żal, ale jej
cierpliwość powoli się kończyła.
- Pewnie, że byś nie mogła. Jesteś gruba! Padłabyś z głodu, gdybyś przegapiła obiadek. Ha ha
ha. Ale poważnie. Jak się nazywasz?
Twistbeak spojrzała z powrotem na klatkę schodową. Coś tu nie grało.
- Słuchaj, dzieciaku. Gdzie jest strażnik. Muszę--
- Patrzysz na nią. I nie odpowiadasz na jej pytanie. - strażniczka zaczęła brykać dookoła jak
pisklak. Twistbeak warknęła.
- DOBRA! Nazywam się Twistbeak.
- Nie. Pytałam o twoje imię. To nie jest imię. To żart. Nie bierzesz tego na poważnie.
Powinnam odesłać cię na górę, razem z twoimi żenująco tępymi szponami. A ty poszłabyś do
Króla, a on spojrzałby na twoje szpony i - zaczęła udawać ton zdenerwowanego ojca
strofującego dziecko - powiedziałby: “Twistbeak, ty gryfko o śmiesznym imieniu, twoje szpony
ciągle są tępe!
- Chwila. Czy to jest jakiś test? Sprawdzasz mnie, prawda?
- A ty nie zapisałaś jeszcze nawet swojego imienia na kartce! - mała gryfka zachichotała.
Twistbeak uniosła głowę, starając się wyglądać jak najdumniej.
- Nazywam się Twistbeak. Tak nazywał się mój ojciec. Tak nazywał się jego ojciec. To imię
przyjęłam, kiedy wstąpiłam na służbę na Dworze. Zgodnie z tradycją, takie jest moje imię. I
tak będziesz się do mnie zwracać.
- Nie. Nazywasz się Gilda!
- Co? Więc po co pytałaś!?
- Żeby się przekonać, czy jesteś kłamcą. I czy wypełniasz rozkazy. Jesteś. I nie wypełniasz.
Hee hee. Król kazał ci powiedzieć tylko cztery słowa. Ja kazałam ci tylko podać swoje imię.
Nie zrobiłaś ani jednego, ani drugiego. Zrobiłaś to, co sama chciałaś! Głupio z twojej strony. -
strażniczka odwróciła się i wyrwała pióro ze skrzydła, po czym znowu spojrzała na większą
gryfkę. - Żegnam! - Twarz Twistbeak wykrzywił skurcz. Nie. Ta mała suka nie będzie jej tak
traktować. Nie ją. Nie dziś. Chwyciła małą gryfkę prawą ręką za szyję. Czas pokazać, gdzie jej
miejsce. Twarz strażniczki ani trochę nie zmieniła wyrazu. Twistbeak przycisnęła środkowy
szpon do krtani ofiary, po czym przemówiła najgroźniejszym tonem, na jaki było ją stać.
- Posłuchaj mnie. Zaczniemy teraz od początku. Ty powiesz “Stać!”. Ja podam hasło. Wtedy
ty zabierzesz mnie tam, gdzie mam trafić.
Mała gryfka zaśmiała się. Twistbeak zaskrzeczała z wściekłości. Zamachnęła się lewą ręką,
celując szponami prosto w twarz strażniczki. Zgodnie z oczekiwaniami, trafiła w ciało.
Przeciwnie do oczekiwań, to było jej własne ciało. Prawa ręka była pusta. Szpony lewej były
wbite prosto w jej twarz. A mała gryfka zniknęła. Twistbeak wyciągnęła szpony z twarzy i
rozejrzała się. Gdziekolwiek nie poszła, musiała-- świat stał się konstelacją świateł,
czerwonych, niebieskich, zielonych, lśniących, błyszczących. Unosiła się w przestrzeni,

background image

spadała przez czas, wpadała w światła, światła, światła, to brzęczenie, ten szum, jedno białe
światło, jedno światło, pochodnia, była pochodnia, był korytarz, a ona leżała na plecach.
Leżała na plecach w korytarzu. Nad nią płonęła pochodnia. Podniosła głowę z ziemi. Całe
pomieszczenie wirowało. A nad nią stała mała, obszarpana gryfka. Oh. Właśnie. Spróbowała
pozbierać się z ziemi. Nie mogła. Zbyt kręciło jej się w głowie.
- Hah! - usłyszała bezcielesny głos. Musiał należeć do strażniczki, ale dobiegał zewsząd i
znikąd zarazem. - Jesteś beznadziejna w walce, Gilda! Chyba jeszcze nie widziałam nikogo
gorszego. I jesteś gruba, nie wykonujesz rozkazów, kłamiesz na temat swojego imienia, i tak
łatwo cię zdenerwować. A twoje szpony naprawdę są tępe, na ten temat nie kłamałaś! Hah,
musisz być ekstra!
Gilda potrząsnęła głową.
- Huh? Nie rozumiem. Nic już nie rozumiem.
Strażniczka zaśmiała się w odpowiedzi.
- Jesteś chyba najgorszym rekrutem, jakiego Król nam kiedykolwiek przysłał. Nie, na pewno
jesteś najgorszym! Nigdy jeszcze nie dostaliśmy skryby bez formy, w szatach i ze śmiesznym
dworskim imieniem! Który nie potrafi walczyć, daje się tak łatwo sprowokować, nie wykonuje
rozkazów, i w ogóle nic nie umie! Nigdy nie widziałam kogoś, kto tak słabo nadawałby się,
żeby dołączyć do Szponów. Nigdy! Mogłabym zgarnąć jakiegoś lwa z ulicy, i nawet on byłby
lepszym Szponem od ciebie - a one nawet nie mają szponów! Na pewno będziesz
niesamowita! - ostatnie zdanie wypowiedziała jak dziecko, mówiące o prezencie na swoje
następne urodziny. Może naprawdę była dzieckiem? Gilda przyłożyła rękę do czoła.
- Słuchaj, dzieciaku. Pokonałaś mnie. Na wszelkie możliwe sposoby. Nie wiem, co tu się
dzieje. Nie wiem, co mi zrobiłaś, i o czym mówisz. Powiedz mi, co tu się dzieje, proszę.
- Tak jest, proszę pani! - strażniczka zasalutowała, udając wojskową dyscyplinę. W innych
okolicznościach, wyglądałoby to słodko. - Jesteś Gilda. Jesteś pod pałacem. Ja jestem Frankie.
To zdrobnienie od Francesca. Bo ja też jestem drobna. Jestem Szponem. Ty też będziesz,
chociaż jeszcze nie rozumiem dlaczego! Ale na pewno będziesz wielka, bo jeśli Król myśli że
powinnaś nim zostać, mimo że nie masz kompletnie żadnych cech dobrego Szpona, to
znaczy, że masz w sobie coś, co pozwoli ci robić rzeczy których nikt inny by nie umiał. A on
się nigdy nie myli, wiesz?
Gilda wstała. Zaczęło jej się przejaśniać w głowie.
- Dobra. Frankie. Cześć. Więc jestem Szponem? Dlatego mnie tu przysłał? Bo jestem teraz
Szponem?
- Nie. Nie jesteś Szponem, tak jak nie jesteś zebrą. Ale będziesz. Ha ha, nie zebrą, nie, nie bądź
śmieszna. Chyba że umrzesz, oczywiście. Wtedy nie zostaniesz Szponem. Ale większość
rekrutów nie umiera. Król przysyła nam tylko najsilniejszych. Ale ty nie jesteś ani trochę silna,
więc nie wiem co on sobie myśli, ale na pewno wie, co robi. Tak. Dasz radę. Teraz wstawaj i
ruszaj się! Musisz się wiele nauczyć. Hah, naprawdę, musisz się wiele nauczyć! Dziwne, że
nauczyłaś się sama jeść! Ha ha, ale to na pewno masz dobrze opanowane! Taka gruba!
Gilda wstała, przytrzymując się ściany. Była jeszcze zdezorientowana, ale przynajmniej
widziała już normalnie. Postawiła krok. I następny. I jeszcze jeden. I-- huh. Nie miała na

background image

sobie ubrań. Spojrzała w tył. Jej szaty leżały na ziemi. Odwróciła się, chcąc je podnieść.
Frankie odezwała się swoim śpiewnym tonem.
- Nie. Przepraszam, Gilda. Nie jesteś już Twistbeak. Twistbeak potrzebowała ubrań. Gilda nie
potrzebuje. Ale ty już to wiesz, prawda? Twistbeak nie żyje. Ale może Gilda przeżyje!
Gilda przejechała szponem po dziobie. Dobra. Pewnie. Dlaczego nie. Szaty i tak były za ciasne.

Para szła razem korytarzem. Gilda miała czas, żeby zebrać myśli. Poradzi sobie z tym.

Może. Szpon. Nie wiedziała, co to znaczy, ale skoro nawet Twistbeak tego nie wiedziała, to
musiało być super. A ten dzieciak załatwił ją w taki sposób... Byłoby cudownie, móc zrobić tak
komuś innemu. Poza tym, miała dość bycia Twistbeak. Po powrocie do Gryfonii została
skrybą - tego wymagał honor i tradycja rodziny - ale tak naprawdę, nienawidziła takiego stylu
życia. Chciała działać. Co prawda, była dobrym skrybą, ale była dobra w prawie wszystkim,
do czego się zabrała. Cóż... Przynajmniej myślała, że była. Według Frankie najwyraźniej było
inaczej, ale Frankie to zupełnie inna historia. Spojrzała na małą gryfkę.
- Więc, Frankie. Zauważyłam, że nie jesteś typem gryfki dbającej o wygląd. Powiedz mi - czy
będę niedługo wyglądać jak ty? - Frankie spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Co? A co jest złego w moim wyglądzie? Moje szpony są ostre! Widzisz? - uniosła rękę. Gilda
zaśmiała się.
- Nie, dzieciaku. Twoje pióra. Twój dziób. I cała reszta.
Twarz Frankie nie zmieniła wyrazu.
- Um... Sama nie wiem. Nigdy się tym nie przejmowałam. Są ważniejsze rzeczy do roboty.
Ostre szpony, tylko tyle potrzebujesz! Ale jeśli chcesz tracić czas na muskanie piórek jak jakaś
księżniczka, to nikt ci tego nie zabroni! Mamy trochę wolnego czasu, wiesz. Możesz się stroić,
brać kąpiele z bąbelkami i takie tam. Ha ha, piękny Szpon. Mieliśmy tu kilka takich, wiesz?
Ale one tu nie zostają. Robią inne rzeczy. Nie wiem co.
Gilda rozejrzała się. Korytarz był dłuższy, niż się na początku wydawał. Szły dalej, Gilda w
milczeniu, Frankie nuciła coś. W końcu doszły do końca. Gilda spojrzała na Frankie. Frankie
kiwnęła głową figlarnie. Gilda zastukała w ścianę przed nimi. Frankie wskoczyła jej na plecy, i
zaszczebiotała do ucha.
- Powodzenia! Założę się, że przeżyjesz! - po czym odleciała, zaskakująco szybko, biorąc pod
uwagę stan jej skrzydeł. Gilda spojrzała z powrotem na ścianę, i zapukała ponownie.
I wtedy podłoga się zapadła.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 11
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 27
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 32
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 02
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 15
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 01
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 06
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 33
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 16
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 11
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 22
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 17

więcej podobnych podstron