Jaroszyńsk Piotr Polska I Europa

background image

Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński

POLSKA

I

EUROPA

Instytut Edukacji Narodowej

Lublin 1999



background image

Spis treści

Przedsłowie - Mieczysław A. Krąpiec

Co to jest Europa?

Kultura i cywilizacja

Prawo narodów do własnej kultury

Rola edukacji w budowaniu tożsamości narodowej

Rola inteligencji polskiej w obronie narodu

Aktualność 5 prawd Polaków

Kultura polska a integracja z Unią Europejską

Demokracja - politeja czy ochlokracja

Polityka wobec moralności i religii

Sposoby uczestnictwa w polityce

Media a inżynieria społeczna

Polityczny fundamentalizm

Odzyskać kulturę polską


Przedsłowie

Polska i Europa nadal podlegają ciągłej przemianie kulturowej od kilku już stuleci.
Przemiany te, w dużym stopniu są następstwem głoszonych haseł filozoficzno-
ideologicznych encyklopedystów i reformatorów społecznych XVIII stulecia.
Wówczas to poczęła się dokonywać szeroka, w swym zasięgu, przebudowa religii,
moralności, poznania, różnych dziedzin kultury, życia społecznego...
Owa „przebudowa" pojęć doprowadziła do szeregu rewolucji, najpierw Rewolucji
Francuskiej, potem Rewolucji Październikowej w Rosji, różnych ruchów
rewolucyjnych Europy, łącznie ze współczesnym europejskim soc-liberalizmem.
Funkcjonujące dziś pojęcia wolności, sprawiedliwości społecznej, prawa polityki,
państwa są z jednej strony „rozmyte" w ich istotnych składnikach, a ze strony drugiej

background image

— są one mocno wyposażone w emocjonalne otoczki znaczeniowe, które mają
ustawić człowieka „przeciw" obiektywnemu pojmowaniu prawdy, dobra, piękna,
religii zwłaszcza katolickiej i jej Kościoła. To zaś pozwala stosunkowo łatwo
posługiwać się w środkach masowego przekazu tak spreparowanymi pojęciami i
poddawać je dalszemu przeobrażaniu dzięki posługiwaniu się językiem w jego
pragmatycznych relacjach. Pragmatyka językowa używana dowolnie w gazetach,
radio, telewizji powoduje kreacje nowych, pożądanych sensów znaczeniowych, które
mają człowieka odpowiednio zinstrumentalizować, czyniąc go intelektualnie,
moralnie i obyczajowo uległym inteligenckiej sferze wpływów. To ta sfera
pretenduje do kierowania ludzkimi nastawieniami, ona chce wyznaczać
„postępowość", „współczesność", ,.political correctness" oraz odgrodzić od
„oszołomów", „klerykałów", „zacofańców".
Istnieje zatem społeczna potrzeba rozeznania - DIAGNOSIS -właściwej oceny
współczesnych cywilizacyjnych kierunków myślowych; potrzeba przypomnienia
zapoznanych, istotnych, sensów naszego języka z dziedziny kultury i życia
społecznego. Może się to dokonać poprzez ukazanie, w rozwoju historycznym,
newralgicznych punktów zwrotnych biegu naszej cywilizacji europejskiej (łacińskiej)
i różnych narodowych kultur. Chodzi przede wszystkim o naszą polską, narodową
kulturę i różne formy jej zagrożenia. A zagrożenie kultury narodowej jest tym samym
zagrożeniem życia samego narodu. W takim stanie rzeczy: co może przynieść
niewyważone tzw. „wejście" do Europy, której sens Polska także tworzyła przez
obronę i rozwój kultury?
Przedstawione tu eseje profesora Piotra Jaroszyńskiego, pod wspólną nazwą: „Polska
i Europa"
są znakomitymi rozważaniami o cywilizacjach i kulturach europejskich w
kontekście jednoczenia się Europy. Jednoczenie to może okazać się jedynie wtedy dla
wszystkich korzystne, gdy zachowamy, lub też powrócimy do właściwego rozumienia
tych wątków, które w cywilizacji łacińskiej i narodowych kulturach, służyły
osobowemu rozwojowi człowieka.
Autorowi tych głębokich, przemyślanych i racjonalnych rozważań, uważny Czytelnik
wyrazi w swych myślach wdzięczność za tak jasne przedstawienie doniosłych
zagadnień, dotyczących każdego, z nas, Polaków, czekających na „wejście" do
(jakiej?) Europy, którą w roku 1920 obroniliśmy przed zbolszewizowaniem i za którą,
w drugiej wojnie światowej, ponieśliśmy, ze wszystkich narodów Europy,
największą, ofiarę życia, na wszystkich frontach strasznej wojny.

Mieczysław A. Krąpiec

„..... my sami sobie poczynaliśmy być zagadką. Przyjmując z Zachodu kulturą, czerpaliśmy też stamtąd
wiedzą i jej kwiat — teorie naukowe. Bez teorii i nie można się rozwinąć umysłowo (myślenie
oderwane, generalizowanie), nie można się cywilizować i stać się ogniwem w łańcuchu kultury
powszechnej, a tymczasem teorie te były dla nas zabójcze. Znać też w dziejach naszego narodu istne
męki ducha polskiego rwącego się do światła. Na tych torturach moralnych, wśród walki między
miłością światła i prawdy a miłością narodu mógł się złamać duch narodu i wejść pomiędzy narody
europejskie, jako coś połowicznego, nijakiego i okaleczonego, wiecznie niedomagającego i
rzeczywiście pod względem kulturalnym zasadniczo niższego. Tylko wynalezienie nowej formy dla
kultury zachodniej, tylko jakaś polska a pozytywna teoria mogła nas wykształcić na naród w całym
znaczeniu tego wyrazu, pogodzić z samymi sobą i uczynić zdatnymi do czynów dziejowych. Owoc bytu
- to kultura czynu. A ta wymaga zgodności myśli ze słowem, słowa z czynami, czynów z wewnętrznym
przeświadczeniem ".

background image

Feliks Koneczny, Teoria Grunwaldu

Co to jest Europa?

Pytanie: co to jest? jest pierwszym pytaniem dziecięcym i równocześnie jest jednym z
najtrudniejszych pytań filozoficznych. Łatwo odpowiedzieć: co to jest kwadrat? ale:
co to jest Europa? Odpowiedź na to pytanie jest uwikłana w kontekst sporów
ideowych, a nawet ideologicznych. Za odpowiedzią na pytanie: co to jest Europa? idą
zaraz pytania: czyja jest Europa? czyja była? i czyja będzie?

Było to dawno temu, jeszcze przed Mojżeszem, gdy najpiękniejsza córka Agenora,
króla fenickiego, i Telefassy pląsała ze swymi siostrami na brzegu morza w pobliżu
Tyru. Zeus, najważniejszy bóg Greków, ujrzał dziewczynę i zakochał się w niej. Lecz
by ją porwać, musiał uciec się do fortelu, przybrał postać byka; dziewczyna
zaciekawiona doń podeszła, potem nań wsiadła, aby przejechać się po plaży, ale
wówczas byk-Zeus, mimo przeraźliwych krzyków dziewczyny, wskoczył do wody i
morzem dotarł do Krety. Bracia swej siostry nie odnaleźli, a ojciec nie odzyskał. Tą
porwaną przez Zeusa dziewczyną była Europa.

1

W języku fenickim słowo „Europa" łączono z „wieczornym lądem", w języku
greckim z „ciemno wyglądającym", w asyryjskim ereb lub irib z zachodem. Europa
została na samym początku uwiedziona, równocześnie mitologiczne i etymologiczne
początki Europy nie są w Europie, lecz na wybrzeżu azjatyckim.

W starożytnym obrazie świata występowały trzy kontynenty: Europa, Azja i Afryka.
Od północy Europę od Afryki oddzielało Morze Śródziemne, na wschodzie Europę
od Azji oddzielała rzeka Don, Morze Azowskie i Morze Czarne, natomiast na
Zachodzie Europę od Afryki oddzielały tzw. Słupy Herkulesa (przylądek Calpe -
Gibraltar, i przylądek Abila - Ceuta). Azja zajmowała połowę świata, natomiast
Afryka i Europa po jednej czwartej.

Dziś kontynentalna Europa przeciągnięta jest na wschód aż po góry Ural i Kaukaz,
czyli posiada podwójną wielkość w stosunku do dawnych wyobrażeń. Równocześnie
jednak zarysowują się tendencje, aby Europę kontynentalnie zdetronizować, nie tylko
dlatego że w porównaniu z innymi kontynentami jest bardzo mała, ale Europa jawi się
jako półwysep lub subkontynent kontynentu azjatyckiego (podobnie jak Indie).

2

Tożsamość kontynentalna Europy jest podważona, a wielkość wcale nie imponująca
(ok. 7% powierzchni wszystkich lądów świata).

Pojęcie kultury europejskiej jako europejskiej jest pochodzenia późnego. Raczej
retrospektywnie szuka się nici charakteryzującej tzw. kulturę zachodnią, którą
zbiorczo nazywa się kulturą europejską lub zachodnią. Problem polega na rym, że
pojęcie tzw. kultury europejskiej nie pokrywa się z podziałem geograficznym.
Kultura europejska ani nie powstała w Europie, ani nie była ograniczona do Europy, a
nawet w pewnym sensie proces europeizacji Europy geograficznej z jednej strony
trwał do końca średniowiecza, z drugiej strony duże połacie Europy zeuropeizowanej
w międzyczasie przestawały być kulturowo europejskie. Jednym słowem, Europa
kontynentalna a zasięg kultury europejskiej to nie to samo. Ta rozbieżność między

background image

geografią a kulturą sprawia, że pojęcie Europy jest tak trudno uchwytne, że mieni się
różnymi odcieniami, że wymaga subtelności w podejściu, że, owszem, można wziąć
Europę na rogi, ale wówczas Europa traci swoją duszę, staje się Azją, Afrykę, czy
Ameryką.

Jeśli przyjąć, że wyraźne początki kultury europejskiej sięgają Homera, który żył na
przełomie IX i VIII wieku przed Chr., to geograficznie kultura ta rodzi się nie na
kontynencie europejskim, ale na wybrzeżach Azji Mniejszej. Wszelako rodzi się
wśród Greków pochodzących z Europy, którzy na wybrzeżach Azji Mniejszej
posiadali swoje kolonie. Tzw. kultura grecka powstała w kręgu kultury jońskiej na
wybrzeżach Azji Mniejszej, tam też pojawili się na przełomie VII i VI w. przed Chr.
pierwsi filozofowie. W drugiej połowie VI w. jońskie ośrodki kultury greckiej zostały
zniszczone przez Persów, wskutek czego przeniesiono się do Wielkiej Grecji, czyli
kolonii greckich południowej Italii i Sycylii. Dopiero w połowie V w. przed Chr.
centrum kulturalnym kultury zachodniej stają się Ateny. Od VIII do końca IV w.
przed Chr. kultura europejska (kultura zachodnia) to sfera wpływów kultury greckiej,
ale o bardzo małym geograficznie zakresie.

Wraz z podbojami Aleksandra Wielkiego zasięg oddziaływania kultury greckiej
niepomiernie się powiększa. Obejmuje obszar Azji aż za rzekę Indus, a w Afryce -
Egipt, przy czym centrum kulturalnym staje się założona przez Aleksandra w Egipcie
- Aleksandria (331 przed Chr.), a w Azji -Baktria. Równocześnie kultura grecka
ulegając wpływom wschodnim zaczyna się orientalizować, przestaje być helleńska, a
staje się hellenistyczna.

Kolejna faza to rozwój imperium rzymskiego, które przejmuje dziedzictwo greckie,
zaś obszar wpływów rzymskich obejmuje cały basen Morza Śródziemnego, czyli
Europę południowo-zachodnią, wybrzeża Azji i pn. Afryki. W Europie
kontynentalnej granicami imperium na północy są rzeki: Ren i Dunaj.

Wraz z nastaniem i rozszerzaniem się chrześcijaństwa, a powolnym upadkiem
zachodniej części imperium Rzymskiego krąg kultury rzymsko-chrześcijańskiej
obejmuje Basen Morza Śródziemnego, zwanego również Mare Nostrum (Orozjusz).
Wielu wybitnych chrześcijan nie pochodziło z Europy, jak choćby św. Augustyn
(Tunis).

W VII w. następuje koniec Mare Nostrum, bo Arabowie w krótkim czasie zdobywają
Syrię, Palestynę i Persję, a następnie Egipt i północne wybrzeże Afryki, a w 711 roku
podbita zostaje Hiszpania. Straty więc są niebagatelne. Ale też wówczas zaczyna się
krystalizować geograficzno-kulturalna pozycja Europy. W 732 Maurowie przechodzą
Pireneje, aby dalej podbijać Europę, ale pod Poitiers zostają pokonani przez Karola
Młota. I wówczas jeden z kronikarzy pochodzący z Kordoby określa armię koalicyjną
dowodzoną przez zwycięskiego wodza mianem EUROPEENSES. Następnie Karol
Wielki ukoronowany na cesarza w roku 800, jako następca cesarzy rzymskich,
zdobywa przydomek rex-pater Europae (król-ojciec Europy). Gdy Otton Wielki
pokonał w X wieku Madziarów uzyskał tytuł „wyzwoliciela Europy".

Wszelako biorąc pod uwagę zakres wpływów chrześcijaństwa na Europę, to jeszcze
pod koniec XI wieku papież Urban II pisał, że chrześcijaństwo zakwitło w Azji,
Afryka broniła chrześcijaństwa, a tak mało jest Europy chrześcijańskiej (!). Niemniej
ważne było, że ten sam papież uważał, że to co łączy chrześcijaństwo wschodnie z
zachodnim znajduje się w Europie. W kolejnych wiekach postępuje chrystianizacja
Europy, aż w XV w. pojawia się pojęcie Europy jako RESPUBLICA CHRISTIANA.

background image

Związane to jest nie tylko z poszerzeniem wpływów chrześcijaństwa, ale również z
tym, że w 1453 upadł Konstantynopol i cesarstwo bizantyjskie, więc Rzym stał się
jedyną stolicą chrześcijaństwa. Papież Pius II używa przymiotnika europeus,
natomiast tym, co konsoliduje Europejczyków jest obrona przed naporem tureckim.
W każdym razie dopiero w XV wieku Europa geograficzna pokrywa się z kulturą
europejską.

Jednak już w wieku następnym zaburzenia Reformacji przyczyniaj ą się do rozbicia
jedności kultury europejskiej, a równocześnie z punktu widzenia geograficznego
zakres oddziaływania Europy ulega powiększeniu ze względu na odkrycia
geograficzne. Ten okres ekspansji trwa po dziś dzień. Stąd też zamiast słowa
„Europa" używa się słowa „Zachód" mając na myśli obszar oddziaływania kultury
europejskiej na inne kontynenty.

3

Jeśli obszar „Europy" pod względem kulturalnym zmieniał się, jeśli przez długie
wieki nie obejmował całej Europy kontynentalnej, ale za to promieniował na inne
kontynenty - to powstaje pytanie, czy pojęcie Europy nie jest bardziej stabilne i
łatwiejsze do uchwycenia właśnie nie w sensie geograficznym, ale w sensie
kulturalnym? Czy „Europa" to nie jest przede wszystkim „kultura europejska"? A
jeśli tak, to co stanowi o tożsamości europejskiej? Na to kluczowe pytanie nie jest,
oczywiście, łatwo odpowiedzieć. Spróbujmy jednak dokonać pewnej syntezy.

W kulturze greckiej pojawiły się pewne elementy charakterystyczne dla kultury
zachodniej, a nieobecne w innych kulturach. Elementy te można będzie wydobyć
zwracając uwagę na cztery główne dziedziny kultury, z których trzy wyeksponowane
były przez samych Greków. Do dziedzin tych należą: THEORIA (nauka), PRAXIS
(moralność), POIESIS (wytwórczość), RELIGIO (religia).

THEORIA i PRAWDA

Choć cywilizacja Egiptu i Babilonu jest starsza od greckiej, to jednak Grecy wnoszą
do kultury istotnie nowe rzeczy. Pierwszą z nich jest THEORIA. Dopiero Grecy
odkrywają miłość do poznania jako poznania, a co więcej umieszczają poznanie na
szczycie kultury. Co innego poznawać, aby rządzić, czy poznawać, aby ściągać
podatki, a co innego poznawać, aby poznać prawdę dla niej samej, by z miłością,
rozumiejące patrzeć na rzeczywistość. I właśnie gdy mówimy o cywilizacji
babilońskiej, to tam oglądano gwiazdy, aby przewidywać przyszłość na ziemi, stąd
nie było astronomii, ale była tylko astrologia; gdy mówimy o cywilizacji egipskiej, to
tam mierzono działki po wylewach Nilu, aby ściągnąć odpowiedni podatek, stąd nie
było geometrii, ale było tylko miernictwo, itd. Dopiero w Grecji pojawiły się w sensie
ścisłym nauki, a więc takie dziedziny poznania, w których celem jest prawda zdobyta
w sposób metodyczny i uzasadniony. I dopiero od tego momentu można mówić o
wręcz błyskawicznym rozwoju i to wyraźnie zróżnicowanych nauk: filozoficznych,
przyrodniczych, matematycznych oraz nauk pomocniczych jak logika czy
metodologia. Gdzie docierała kultura grecka, tam zaraz rozkwitały różne nauki.
Nauka nie była umiejętnością praktyczną, ani tajemną inicjacją, lecz otwartym i
racjonalnym szukaniem prawdy. I to jest pierwszy istotny rys tzw. kultury
europejskiej.

PRAXIS i DOBRO

Praxis obejmowało sferę ludzkiego postępowania, które ma na względzie dobro
człowieka, rodziny, państwa. Stąd w ramach PRAKIS wymieniano etykę, ekonomikę i

background image

politykę. Charakterystycznym dla Greków było to, że już od Homera związali ludzkie
postępowanie z wychowaniem, które pozwala na pojawienie się w człowieku CNÓT,
usprawniających do właściwego postępowania. KALOKAGATHIA - to był człowiek
pięknie wyglądający i dobrze postępujący. Jak etyka była związana z dobrem
poszczególnych ludzi, tak ekonomia - była związana z dobrem rodziny, zaś polityka z
dobrem społeczności zorganizowanej w państwo. Na tym tle można było łatwo
dostrzec wszystkie wynaturzenia czy to w etyce (tzw. wady), czy w ekonomii, czy w
polityce (ustroje zwyrodniałe: tyrania, oligarchia, demokracja).

POIESIS i PIĘKNO

Sfera wytwarzania obejmowała to, co dziś nazywamy sztukami i rzemiosłem. Dla
Greków charakterystyczne było wyeksponowanie rozumu jako kierującego
wytwarzaniem, harmonii jako porządkującej wytwór, oraz figury jako wyrażającej
racjonalnie zharmonizowane piękno. Piękno wytworów w sposób analogiczny
dotyczyło różnych wytworów, nie tylko tych, które w XVIII wieku nazwano sztukami
pięknymi. Szczególnie zaś blisko wiązano piękno kosmosu (ład) z pięknem
postępowania i z pięknem wytworów. W kulturze greckiej pojawił bardzo mocno
wyeksponowany element ładu, który miał przenikać różne dziedziny kultury.

RELIGIO

Grecy nie posiadali jakiejś jednej religii o wyraźnie określonych dogmatach, które
byłyby pielęgnowane przez jakąś wyodrębnioną kastę kapłańską. Bardziej
uniwersalna była mitologia o charakterze estetyczno-moralizatorskim, dość
plastyczna, otwarta na lokalne kulty. Stąd religia ta łatwo ulegała wpływom innych
religii w zależności od tego, gdzie powstawały kolonie greckie lub kto na Greków
napadł (Zeus-Ozyrys, Zeus-Jowisz). Religia grecka nie miała jako religia charakteru
uniwersalnego.

Ta krótka i uproszczona charakterystyka kultury greckiej jest potrzebna dla
uświadomienia sobie, w jakiej mierze dalsze losy kultury europejskiej były ciągłością
i rozwojem, czy też zerwaniem, degeneracją lub upadkiem.

Rzymianie nie uważali swego imperium za Europę, ani za rozwój europejskości. Ale
ich wkład do kultury Europy związany jest przede wszystkim z teorią PRAWA.
Wyraźnie odróżnili prawo naturalne, które wynika z samej natury rzeczy, od różnych
praw zwyczajowych czy ustanawianych przez człowieka. Te prawa ludzkie, aby były
sprawiedliwe, nie mogą być niezgodne z prawem naturalnym. Jeśli zaś jakieś prawo
stanowione uderza w prawo naturalne, to jest pseudo-prawem.

Chrześcijaństwo pojawia się w okresie pełnego rozkwitu rzymskiej cywilizacji.
Początkowo jest traktowane jako jedna z sekt żydowskich, ma charakter lokalny i
związane jest przede wszystkim li tylko z religią. Ale podział imperium na wschodnie
i zachodnie, a później upadek Rzymu sprawiają, że chrześcijaństwo jest już nie tylko
religią, ale staje się dziedzicem i kontynuatorem wielkiej kultury klasycznej, a więc
kultury grecko-rzymskiej. Jako religia wnosi do kultury klasycznej nową, objawioną i
uniwersalną religię, której ani Grecy, ani Rzymianie nie posiadali. Natomiast
pozostałe dziedziny zostają odpowiednio uzupełnione. W dziedzinie THEORIA
pojawia się miejsce na naukową teologię, w dziedzinie PRAXIS - znajduje się miejsce
dla łaski i cnót nadprzyrodzonych, natomiast w dziedzinie POIESIS - zachowane
zostaje miejsce dla sztuki figuratywnej bez groźby popadnięcia w idolatrię.
Chrześcijaństwo dziedzicząc kulturę klasyczną dopełnia ją w sposób nadprzyrodzony.

background image

I dopiero teraz Bóg jawi się nie tylko jako Absolut, ale jest pojęty osobowo, jest też
całkowicie transcendentny wobec świata, a także jest Stwórcą wszelkiego bytu.
Równocześnie otwiera się pole dla pełnego rozumienia człowieka. Człowiek to nie
tylko bogacz lub wolnourodzony, nie tylko animal rationale, ale nade wszystko
OSOBA, czyli byt stworzony na obraz (prosopon-persona) i podobieństwo Boga.
Chrześcijańskie rozumienie Boga, stworzenia i człowieka ma charakter uniwersalny,
dopełnia kulturę klasyczną, ale równocześnie w sposób niepomierny ją przekracza.

Istotne pęknięcia w ciągłości kultury zachodniej pojawiają się w okresie Renesansu i
Reformacji. Wychwalany pod niebiosa renesans jest początkiem końca kultury
zachodniej, ponieważ zaszczepia do Europy nie tyle kulturę grecką, co jej
hellenistyczną wersję orientalną, głównie zaś zaczerpniętą z Egiptu. Chodzi tu o tzw.
hermetyzm, stanowiący egipską mieszankę elementów platońskich, stoickich,
judaistycznych i perskich, pochodzący faktycznie z III w. po Chr. a uznany przez
luminarzy Renesansu (Marsilio Ficino, Giordano Bruno) za pradawną mądrość,
znacznie cenniejszą niż samo chrześcijaństwo. Równocześnie Reformacja odcina
chrześcijaństwo od ożywczych soków kultury klasycznej (grecko-rzymskiej) na rzecz
Starego Testamentu. W efekcie kultura zachodnia zaczyna ulegać coraz większemu
przeobrażeniu.

I tak w dziedzinie THEORIA prawda ustępuje miejsca skuteczności, a nauka -
technologii i umiejętnościom praktycznym. W dziedzinie PRAXIS zbawienie
odrywane jest od moralności, a moralność od cnót i dobra człowieka. W dziedzinie
POIESIS na plan pierwszy wysuwa się technika, natomiast figuratywne sztuki piękne
czekają na swój koniec ze względów doktrynalnych (zakaz przedstawiania w Starym
Testamencie). W dziedzinie RELIGII następuje proces coraz większej
subiektywizacji religii, aż do jej wyeliminowania. Miejsce Boga zajmują konstrukty
filozoficzne lub wewnętrzne przeżycia, zanika pojęcie stworzenia, a człowiek nie jest
pojmowany jako osoba ludzka, ale jako maszyna, zwierzę, anioł lub bóg.

Okres Rewolucji Francuskiej jest wyzwaniem rzuconym chrześcijaństwu, zarówno
jako religii, jak i jako cywilizacji. Rewolucja Francuska otwiera w Europie drogę do
cywilizacji całkowicie zsekularyzowanej. W tej cywilizacji miejsce filozofii zajmuje
ideologia, w konsekwencji prawda nie jest odczytaniem stanu rzeczy, lecz projekcją
władzy, a zamiast nauczania jest indoktrynacja; miejsce prawa opartego na
sprawiedliwości zajmuje dyktat władzy, w efekcie prawo staje się zalegalizowaną
przemocą; miejsce sztuki wyrażającej racjonalnie zharmonizowane piękno zajmuje
apoteoza irracjonalności, a później niefiguratywności ze względu na możliwości
pyschomanipulacji; religia zostaje całkowicie przekreślona, miejsce kapłana zajmuje
polityk (później dołączy dziennikarz), kościołem staje się parlament, a Mszą św.
głosowania. W Europie postrewolucyjnej nie ma już oficjalnego miejsca dla Prawdy,
dla Dobra, dla Piękna i dla Świętości. Jest miejsce dla kłamstwa, dla permisywizmu,
dla brzydoty i dla satanizmu.

W ten sposób w wymiarze publicznym ciągłość kultury zachodniej zostaje przerwana,
jej dalszy obieg dokonuje się tylko lokalnie. Proces dechrystianizacji Europy trwa od
ponad 200 lat, a ponieważ chrystianizm jest nie tylko religią, ale również dziedzicem
kultury antycznej, w ramach której urodziła się Europa, to można powiedzieć, że
proces dechrystianizacji Europy jest równocześnie procesem deeuropeizacji Europy.
Ta Europą jaka na naszych oczach powstaje to nie jest rodzinna Europa, to jakiś
chory nowotwór, wymysł chorych umysłów ideologów i doktrynerów, którym
zafascynowali się niedouczeni politycy, a na którym dobre interesy robią spryciarze.

background image

Ta nowa Europa oderwana od swych korzeni antycznych i chrześcijańskich, to nie
jest nasz dom. Jeżeli nie ma miejsca dla Prawdy, dla Dobra, dla Piękna, dla Świętości,
jeżeli człowiek nie jest pojęty jako osoba, a tylko jako obywatel (czyli własność
państwa), jeżeli Bóg nie jest osobowym i transcendentnym Stworzycielem świata i
celem życia człowieka, a tylko treścią prywatnych ludzkich przekonań; jeśli nie ma
miejsca dla suwerennych narodów i dla niepodległego państwa, to taka Europa nie
jest domem. To jest obecnie największe zagrożenie dla chrześcijaństwa, ale i dla
człowieka, który traktowany jak maszyna albo zwierzę, promowane w swych
dewiacjach, zaniknie nie tylko jako Europejczyk, ale jako gatunek.

Nic dziwnego więc, że gdy przeglądamy różne wypowiedzi Ojca ś w. na temat
Europy, to aż do bólu słyszymy to wołanie: co robisz, Europo? Wracaj do korzeni!
„Europa - powie Ojciec św. w „Orędziu do uczestników europejskiego forum
laikatu"
w roku 1980 — tak ściśle związana z wiarą i kulturą chrześcijańską, stała się
także kolebką ateizmu i nie jest obecnie w stanie odnaleźć swej duchowej
tożsamości." A w roku 1991 do uczestników sympozjum przedsynodalnego stwierdzi:
„Kultura Europy jest zrozumiała przez jej odniesienie do chrześcijaństwa, z którego
bierze moc do rozwoju i odradzania się po okresach kryzysu. Obecnie najwięcej
uwagi poświęca się Europie polityki i ekonomii, ale wcześniejsza od nich jest Europa
kultury, z charakterystycznym dla chrześcijaństwa poczuciem transcendencji osoby
ludzkiej. Głównym problemem obecnego wieku, często odrywającego rozwój nauki i
techniki od podłoża etycznego i ostatecznego przeznaczenia człowieka, jest problem
sensu."

Dostrzeżenie transcendencji osoby ludzkiej jest szczytowym osiągnięciem kultury
europejskiej: człowiek jako osoba nie redukuje się tylko do przemiany materii,
człowiek jako osoba musi odczytać sens życia wyrastający ponad środki do życia,
człowiek jako osoba musi widzieć hierarchię i cel. Kiedy czytamy te różne
dokumenty europejskie, w tym słynny, a rzadko komu znany w Polsce Traktat z
Maastricht,
to aż dech zapiera, gdy nie ma słowa o wspólnym dziedzictwie, o Grecji,
o Rzymie, o chrześcijaństwie. Tak postępują tylko ignoranci, którzy nie wiedzą, co to
jest Europa i jakie narody na nią pracowały, albo po prostu złodzieje, którzy chcą
ukraść Europę, z jej czcią dla Prawdy, Dobra, Piękna i Świętości. A może jedno i
drugie.

Ekonomia i polityka są tylko środkiem, a nie celem życia człowieka i narodów, zaś
odwrócenie środków i celów, wcześniej czy później doprowadzi do takiej lub innej
formy totalitaryzmu. A co czytamy w Traktacie z Maastricht na temat celu Unii
Europejskiej? „Zadaniem Wspólnoty jest, poprzez utworzenie wspólnego rynku i unii
gospodarczo-walutowej oraz realizację wspólnej polityki lub działań określonych w
artykułach 3 i 3a, wspieranie w całej Wspólnocie harmonijnego, zrównoważonego
rozwoju działań gospodarczych, trwałego i nieinflacyjnego wzrostu z poszanowaniem
środowiska naturalnego, wysokiego stopnia zbieżności działań gospodarczych,
wysokiego poziomu zatrudnienia i opieki społecznej, podnoszenia stopy życiowej i
jakości życia, ekonomicznej i społecznej spójności oraz solidarności pomiędzy
państwami członkowskimi" (Art. 2). Takie są cele Unii Europejskiej. Każdy kto umie
czytać i rozumie, co czyta, od razu zobaczy, że podstawowy błąd polega na
potraktowaniu środków jako celów: ekonomia i polityka, to jest środek, a nie cel. Gdy
jednak stają się one celem (ekonomia i polityka), to biada człowiekowi i biada
narodom. Wcześniej czy później będziemy świadkami odrodzenia się potężnego
totalitaryzmu.

background image

Pamiętajmy, początek jest największą częścią całości i że mały błąd na początku
wielkim jest na końcu (Arystoteles). Tylko że na końcu już jest nie do naprawienia.
Zadaniem tzw. intelektualistów jest umiejętność dostrzeżenia zła właśnie na
początku, gdy jest ono niepozorne ł miłe. Dlatego największym błędem Unii
Europejskiej jest umieszczenie polityki i ekonomii jako celu; ten błąd drogą będzie
kosztował Europę.

Europa nie jest własnością ani obecnego pokolenia żyjącego w Europie, ani nie jest
własnością Wspólnoty Europejskiej. Europa jest dziedzictwem prawie 3-tysiącletniej
tradycji, ludów i narodów, które żyjąc w Basenie Morza Śródziemnego na przecięciu
trzech kontynentów żmudnie przecierały drogę do Prawdy, Dobra, Piękna i Świętości.
Ten wysiłek zaowocował otwarciem miejsca dla Osobowego Boga Wszechmogącego
i dla człowieka jako osoby, bytu stworzonego na obraz i podobieństwo samego Boga
- to był wkład chrześcijaństwa, które będąc spadkobiercą kultury antycznej, stało się
również darem dla innych ludów, żyjących na innych kontynentach. Odchodzenie
Europy i Zachodu od chrześcijaństwa jest aktem samobójczym, a kult ekonomii i
polityki nie jest postępem, lecz cywilizacyjnym zwyrodnieniem.

Europa potrzebuje powtórnej ewangelizacji nie tylko dla pogłębienia wiary, ale po to
aby była sobą, aby była rzeczywiście Europą. My zaś, jako Polacy i chrześcijanie,
musimy uważać na tego nowego Zeusa-Byka Unii Europejskiej, który chce nas
uwieść, ale nie po to, by zabrać nas na „wyspy szczęśliwe", co raczej by zabrać nam
naszą Ojczyznę, bo chce nas rozpruć rogiem ekonomii i rogiem polityki. A przecież
dla nas tą prawdziwą wyspą szczęśliwą była i musi być Polska.

1

R.Graves, Mity starożytnej Grecji, Warszawa 1972, s.58n; P. Grimal, Słownik mitologii greckiej i

rzymskiej, Wrocław 1987, s. 93.

2

Rocco Buttiglione, Europa jako pojadę filozoficzne, tłum. J. Merecki, Lublin 1966, s.31. 10

3

The History of the Idea of Europę, ed. K. Wilson, J. Van der Dussen, European Association of

Distance Teaching Universities, 1995, s.ISn

Kultura i cywilizacja

Od Cycerona do Koniecznego

Choć oba słowa - „kultura" i „cywilizacja" - wskazują na genezę łacińską, to tylko
słowo „kultura" jest słowem oryginalnym, natomiast słowo „cywilizacja" jest XVIII-
wiecznym neologizmem. Łacińskie słowo „ cultura", wraz z wieloma innymi
słowami pochodzącymi z języków antycznych, zostało zasymilowane przez
większość języków europejskich. Nie oznacza to jednak, że sens się nie zmieniał. Z

background image

kolei słowo „cywilizacja" daleko odbiegło od sensu swego łacińskiego rdzenia.

Cultura " oznacza uprawę, pochodzi od słowa „ coloere " - uprawiać. Pierwotny
sens jest związany z uprawą roli, a więc rzymska kultura, to dzisiejsza agri-kultura.
Dopiero Cyceron w Rozmowach Tuskulańskich wprowadza nowe, analogiczne
rozumienie słowa „ cultura ", polemizując z poglądem Akcjusza, który pisał, że
„Dobre nasiona, nawet zasiane w gorszą rolę, wschodzą same własną mocą". Na to
Cycerón odpowiada: „Nam ut agri non omnes frugiferi sunt, qui coluhtur [...] sic
animi non omnes culti fructum ferunt. Atąue, ut in eodem simili verser, ut ager
quamvis fertilis sine cultura fructuosus esse non potest, sic sine doctrina animus: ita
est utraąue res sine altera debilis. Cultura autem animi phi-losophia est; haec
extrahit vitia radicitus et praeparat animos ad satus accipiendos eaąue mandat iis et,
ut ita dicam, quae adulta fructos uberrimos ferrant"

1

- I podobnie jak pole,

posługując się tym samym porównaniem, chociaż żyzne, nie może być urodzajne bez
uprawy, również i dusza bez nauki. Jedna rzecz bez drugiej jest więc bezsilna.
Uprawą duszy zaś jest filozofia: ono wyrywa z korzeniami wady i przygotowuje dusze
do przyjęcia ziarna, powierza im je i, że tak powiem, zasiewa, aby dojrzawszy
przyniosły jak najbardziej obfite owoce."
W tym fragmencie Cyceron zwraca uwagę,
że aby wydać dobre owoce dusza musi być zarówno podatna jak i odpowiednio
uprawiona, nie wystarczy ani podatność, ani sama uprawa. Podatność płynie z natury,
natomiast uprawa pochodzi od człowieka i to jest właśnie kultura. Agrikulturze
odpowiada animicultura - „uprawa duszy". Cyceron dokładniej mówi, że funkcję
uprawy-kultury pełni nauka (doctrina) i filozofia. Pogląd ten stanie się bardziej
zrozumiały, jeśli przypomnimy, że dla stoików - do których należał również Cyceron
-filozofia miała charakter nie teoretyczny (jak u Greków), ale praktyczny i główną
dziedziną filozofii była nie metafizyka, ale etyka. Filozofia-etyka wyplenia wady i
przysposabia do cnót, a więc wychowuje duszę do wydania dobrych owoców. I to jest
kultura.

Gdybyśmy szukali wcześniejszego, greckiego odpowiednika łacińskiej „kultury", to
niewątpliwie najważniejszym słowem byłoby tu słowo „paideia". Słowo to pochodzi
od słowa „pais" - chłopiec, dziewczę, i oznacza wychowywanie chłopca lub
dziewczęcia. Jak zwrócił na to uwagę Werner Jaeger, cała właściwa kultura grecka
przeniknięta jest duchem paidei-wychowania; choć w każdej społeczności mamy do
czynienia z jakimś typem przekazywania tradycji ł wychowywania, to właściwie
dopiero Grecy, poczynając od Homera, w pełni odkryli, że dla rozwinięcia swoiście
ludzkich sprawności
i osiągnięcia doskonałości potrzebne jest odpowiednie
wychowywanie. Grecka kultura była wychowywaniem człowieka dla
urzeczywistnienia pewnego ideału. W. Jaeger zauważa: „ Przełomową rolą, jaka
Grekom przypadła w powszechnej historii wychowania, niełatwo ująć w krótkich
słowach [...] przedstawić kształtowanie się greckiego ideału człowieczeństwa, grecką
paideia, jej właściwy charakter i jej historyczny rozwój. Nie jest ona jednak tylko
zespołem oderwanych pojąć, jest samą historią greckiego narodu, konkretną
rzeczywistością jego dziejowych losów. Ale ta realna historia byłaby już dawno tylko
zapomnianą przeszłością, gdyby geniusz grecki nie uczynił z niej wiecznotrwałego
ideału, dając wyraz najwyższego napięcia swej woli życia, z jaką stawiał czoło swemu
przeznaczeniu. Na najwcześniejszych stopniach rozwoju brakło mu jeszcze
stosownego pojęcia na wyrażenie tej woli. Ale im świadomie] szedł po swej drodze,
tym jaśniej utrwalał się w jego myśli zawsze w niej obecny cel, któremu
podporządkowywał on siebie samego i całe swoje życie: celem tym było
ukształtowanie doskonalszego człowieka. Idea wychowania zaczęła w oczach Greków
wyrażać najpełniej sens wszelkich ludzkich wysiłków, stała się ostatecznym

background image

usprawiedliwieniem egzystencji zarówno społeczności ludzkiej, jak i jednostki. Tak na
szczytach swej historycznej kariery Grecy rozumieli samych siebie. "

2

A zatem

wychowanie człowieka ze względu na pewien ideał człowieczeństwa - oto
uniwersalny sens
greckiej paidei-kultury.

W języku greckim obok „paidei" pojawia się również słowo „trofe", które pierwotnie
oznacza karmienie i hodowlę bydła, a wtórnie karmienie i chowanie dzieci, natomiast
w języku łacińskim występuje słowo „ educatio ", które również dotyczyło żywienia i
hodowli, ale także, etymologicznie, wyprowadzenia ze stanu niższego do stanu
wyższego, czyli w przypadku dziecka wyprowadzenia do stanu doskonalszego, do
stanu pełniejszego rozwoju.

Grecki i rzymski ideał kultury-wychowania został wprawdzie odziedziczony przez
chrześcijaństwo, ale samo słowo „cultura" nie było jeszcze tak nośne. W
średniowieczu obecny był raczej sens religijny związany z kultem (cultura Christi) i
czciąjaka należna jest odpowiednio Bogu (cultus latriae), Matce Bożej (cultus
hyperduliae)
i świętym (cultus duliae)

3

W XIII w. łacińskie słowo „ cultura " ma już swój odpowiednik francuski („ colture
")
i oznacza albo uprawę roli, albo kult religijny.

4

Jednak dopiero w wieku XVI, a

zwłaszcza XVII słowo „ cultura " coraz bardziej zadamawia się w językach
europejskich, staje się słowem o wielu znaczeniach i wyakcentowaniach. Przyjrzyjmy
się najważniejszym.

W drugiej połowie XVII wieku o kulturze mówi się nie tylko w odniesieniu do
uprawy ziemi, drzew i roślin, nie tylko w odniesieniu do moralności, ale także
umysłu, Nauk i Sztuk. Kultura jest uprawą różnych dziedzin kultury.

5

Z początkiem wieku XVIII dodatkowo mówi się o kulturze obyczajów

6

, zaś w

rozkwicie wieku XVIII słowo „kultura" w innym niż rolnicze znaczeniu coraz
bardziej zadamawia się w językach europejskich. O kulturze mówią też filozofowie:
Turgot - kultura sztuk (culture des arts), d'Alembert - kultura piśmiennicza (culture
des lettres),
Rousseau - kultura nauk (culture des sciences), Condorcet - kultura
umysłowa (culture de l 'esprif).

Równocześnie pojawia się nowa myśl o kulturze jako tym, co pozwala ulepszyć
poziom nie tylko pojedynczych osób, ale całych generacji. W takim sensie używa
słowa Condorcet zaangażowany w oświatę publiczną czasów rewolucyjnej Francji:
„Pogląd, że kultura może ulepszyć pokolenia, nie jest wcale urojony"

1

Przekonaniu

takiemu towarzyszy optymistyczne założenie o nieustannym postępie ludzkości.
Tenże Condorcet powiada: „ Nieskończona doskonałość naszego gatunku jest
ogólnym prawem natury.
"

8

Ten postęp dokonuje się dzięki przekazywaniu kultury z

pokolenia na pokolenie. Kultura staje się oświatą, która w swym efekcie pozwala na
osiągnięcie wyższego poziomu ludzkości - oto naczelne hasło Oświecenia, które
powtarza wielu autorów.

9

Po okresie Oświecenia, który szermował hasłami dla dobra ludzkości, przychodzi
wiek XIX, w którym wśród już oświeconych ujawniają się liczne konflikty na tle
narodowościowym. O pierwszeństwo walczą głównie Francuzi, Niemcy i Anglicy.
Okazją do tego stały się wojny napoleońskie. Pojawia się pogląd, że naród germański
ma do spełnienia specjalną misję, gdyż jego kultura zajmuje pierwsze miejsce.
Kultura narodowa zajmuje teraz miejsce kultury ogólnoludzkiej, szczególną rolę
odegrał tu Fichte w swych Mowach do Narodu niemieckiego. Kultura staje się

background image

nośnikiem idei pangermańskich, osadzonych w najgłębszym wnętrzu życia narodu
niemieckiego.

W połowie wieku XIX ponownie odżywaj ą hasła ogólnoludzkie. Renan w roku 1948
pisze: „Celem ludzkości a tym samym celem polityki jest realizacja jak najwyższej
kultury, czyli najdoskonalszej religii, nauki, filozofii, sztuki, moralności, jednym
słowem osiągnięcie na różne sposoby ideału, który jest w naturze człowieka. Tej
wyższej kultury ludzkości...
"

10

A zatem celem polityki jest realizacja najwyższej z

możliwych kultur ludzkich.

Takie ustawienie problemu otwiera pytanie o typ edukacji, który umożliwi dojście do
tak wysokiej kultury. W drugiej połowie XIX w. toczą się więc spory o miejsce
kształcenia klasycznego (w oparciu o grekę i łacinę). Zwraca się uwagę na
formacyjną rolę kultury klasycznej, a nie tylko specjalistyczno-erudycyjną. Kultura
ogólna, jaką daje kultura klasyczna, jest podstawą dla dalszego rozwoju. Jest
natomiast ciekawe, że w ruchach robotniczych i socjalistycznych z połowy XIX w.
zagadnienie miejsca kultury w życiu społeczeństwa jest nieobecne.

11

Do końca XIX w. ciągle obowiązuje przekonanie o jednej ludzkości, tyle że
zróżnicowanej: jedne narody reprezentują wyższy poziom kultury, inne niższy (ale
ciągle tej samej). Wszystkie ludy włączone są w tę samą dynamikę historii i rozwoju,
a jeśli któreś narody są na wyższym stopniu, to muszą ulepszać te, co są niżej. To
stanowi teoretyczne uzasadnienie dla eurocentrycznego kolonializmu. W ten sposób
słowo „kultura" wciągnięte zostało w orbitę ideologiczno-imperialistyczną

12

.

Z początkiem XX wieku obserwujemy ponowne starcie kultur narodowych: kultury
niemieckiej z kulturą francuską. Szczególną rolę w wywyższaniu kultury francuskiej
kosztem niemieckiej odegrał F. Nietzsche, który też stał się bardzo popularny we
Francji. W Ecce Homo Nietzsche mówi: „ Wierzą tylko w kulturę francuską, a to co
jest poza nią, jest nieporozumieniem. "
A Jules de Gaultier twierdził, że „ żaden umyśl
nie okazał większego podziwu dla kultury francuskiej niż Nietzsche",
zaś Jacques
Bainville pisał: „Nietzsche jest świadkiem prymatu politycznego i intelektualnego,
którego nigdy nie posiadaliśmy w Niemczech. Krytyka kultury niemieckiej stanowi
istotną część jego dzieła. Tam znaleźć można usprawiedliwienie dla wyższości
nacjonalizmu francuskiego. "
Termin „kultura" funkcjonuje więc w sensie
narodowym i jest wyrazem walki o prymat w Europie.

13

Raz zawłaszczany jest przez Francuzów, innym razem staje się on nosicielem treści
pangermańskich. W Manifeście adresowanym do Świata Kulturalnego (Kulturweltu)
czytamy m.in.: „Nie jest prawdą, że walka skierowana przeciwko naszemu
militaryzmowi, nie jest skierowana przeciwko naszej kulturze. Bez naszego
militaryzmu, nasza kultura byłaby już unicestwiona od dawna. Militaryzm powstał dla
obrony naszej kultury... ".
List ten powstał w roku 1914 i podpisany został przez
takich intelektualistów jak Hautmann. Liebermann, Ostwald, Roentingen, Wagner,
Bohring, Haeckel, Hildebrand. W Berlinie powstała Liga Kultury (Kultur-bund). W
1914 roku Tomasz Mann broni kultury jako narzędzia pan-germańskiego pisząc, że
jest to duchowa organizacja świata, która nie wyklucza krwiożerczej dzikości; kultura
jest sublimacją demoniczności, poza moralnością, rozumem i nauką.

14

W okresie międzywojennym hrabia Keyserling głosi nowy humanizm, inspirowany
wartościami orientalnymi. Oswald Spengler wysunął bardzo nośną tezę, że kultura
jest upodobniona do żywego organizmu, który przeżywa swoje dzieciństwo, młodość,
dojrzałość i starość. Uzdrowienie dla Niemiec przypłynąć może tylko przez powrót

background image

do wartości autentycznie pruskich (Untergang des Abendlandes, 1920). W ideologii
nazistowskiej kultura jest własnością narodu ze względu na dziedziczność rasową.

15

Z końcem wieku XIX słowo „kultura" pojawia się w publikacjach z zakresu
antropologii (amerykańskiej), np. u Frantza Boasa (l 888, 1896), a potem u jego
uczniów: Robert Łowię, Clark Wissler, Edward Sapir, A.L.Kroeber. W Encyklopedii
Nauk Społecznych
z 1930 r., słowo to jako przymiotnik pojawia się w wielu
związkach: ciągi kulturowe, kompleksy kulturowe, typy kulturowe, centra kulturowe,
wzory kulturowe, migracje kulturowe, zbieżności kulturowe, dyfuzje kulturowe.

16

Ale

dopiero w latach 20-tych zaczęto zastanawiać się nad sensem słowa. Edward Sapir
twierdził, że kultura jest systemem zachowań o podłożu nieświadomym, a także
systemem komunikacji. To był początek szkoły antropologii psychologicznej lub
psychokulturowej (Margaret Mead, Ruth Benedict). Ten ostatni mówi o wzorcach
kulturowych i o charakterze psychologicznym fenomenów kulturowych. Każda
kultura posiada swoją „konfigurację kulturową". B. Malinowski uważał, że kultura
jest to społeczne dziedzictwo.

17

Od antropologii słowo to zatem przeszło do

socjologii i psychologii. Na tle badań etnograficznych i kulturoznawczych pojawia się
tendencja do uznania wielu niewspółmiernych kultur (contra Oświecenie), oraz do
nie oceniającego podejścia (contra Starożytność i Zachód).

Wśród XX-wiecznych poglądów na temat kultury warto wymienić kilka bardziej
znaczących. Kultura jest: globalną funkcją życia osobowego (E.Mounier); kreacją
przez nas samych naszej ludzkości, czyli kultura jest autokreacją (Jean Lacroix);
kultura to całość poznań nabytych, które pozwalaj ą umysłowi na rozwijanie swego
zmysłu krytycznego, smaku, osądu (Słownik Micro Roberta); kultura to całość
wiedzy z zakresu literatury, historii, filozofii, nauki, sztuki i wszystkiego, co formuje
elitę społeczną narodu (Słownik Akademii Francuskiej); kultura to ciągle ewoluująca
świadomość, jaką człowiek ma o sobie i o świecie, w którym pracuje i walczy (Jean
Paul Sartre); kultura to sposób wzbogacania i uszlachetniania człowieka (H.Massis);
kultura jest tym, co geniusz ludzki dodaje do natury, aby ją zmodyfikować,
wzbogacić i pomnożyć owoce (Słownik Akademii Francuskiej); kultura to całość
wartości duchowych, wytworów ducha, które patronują społeczności ludzkiej (Grand
Larousse);
pojęcie kultury zawiera sens normatywny i jest synonimem humanizmu,
nie mówi się o kulturze barbarzyńskiej, np. antropofagów (J.Didier); kultura to wyraz
narodu, jego preferencji, zakazów, modeli (F. Fanon); kultura jako system wspólnego
kodu umożliwia przypisywanie ł wyrażanie tego samego znaczenia tym samym
słowom, zachowaniom, dziełom (P.Bourdieu); kultura jest całością obejmującą
poznanie, wiarę, sztukę, moralność, prawo, zwyczaje i wszystkie zdolności człowieka
jako członka społeczności (E.Tylor); systemem symbolicznym, w którym należy
wymienić język, reguły matrymonialne, stosunki ekonomiczne, sztukę, naukę, religię,
język jest warunkiem kultury (C.Levi-Strauss); kultura jest intelektualizacją natury
(M. A. Krąpiec).

Rdzeń słowa „cywilizacja" jest łaciński (civis, civilis), ale jako takie słowo to w
łacinie nie występowało. Pochodzi z XVIII w. jako jeden z wielu neologizmów
wówczas tworzonych (civilisation). Słowo pojawia się po raz pierwszy u markiza de
Mirabeau w L 'ami des hommes ou traite de la population, w którym autor pisze, że
religia jest pierwszą sprężyną cywilizacji.

Civis - to obywatel rzymski, civilis - obywatelski, państwowy, cywilizowany to taki,
który umie być odpowiedzialnym obywatelem państwa. Natomiast sens słowa „
cywilizacja " kształtuje się pod wpływem dziełka Erazma z Rotterdamu De civilitate

background image

morum puerilium, czyli sztuka formowania młodego człowieka. Cywilizowany
człowiek to człowiek posiadający cnoty społecznego współżycia jak ogłada,
uprzejmość, słodycz, delikatność, etc.

Pojawia się tam przeciwstawienie stanu dzikiego stanowi cywilizowanemu, jak etapu
początkowego etapowi końcowemu. Gdy J. J. Rousseau przeciwstawiał dobrego
dzikusa - człowiekowi cywilizowanemu, to w Oświeceniu panuje pogląd, iż rozwój
cywilizacyjny jest procesem immanentnym rozwoju ludzkości, z wykluczeniem
spekulacji teologicznych. Misja niesienia cywilizacji na krańce Ziemi to nowa
„Ewangelia Rozumu". Cywilizowanie dzikich leży u podłoża kolonializmu. Ludzkość
włączona jest w proces jednej cywilizacji, w której spełnić się ma depozyt
człowieczeństwa (immanentyzm).

W pierwszej połowie XIX w. uznaje się wielość cywilizacji, są różne cywilizacje, np.
francuska, angielska, europejska (pluralizm cywilizacyjny). Cywilizacja oznacza
ulepszanie, jest związana z postępem i doskonaleniem. Pojawia się też połączenie
cywilizacji z rewolucją, stąd V. Hugo powie: „ Paryż jest stolicą cywilizacji, bo jest
stolicą rewolucji".

Ideologia cywilizacji oparta była na następującym schemacie: a) marsz
cywilizacyjny, b) ideał - szczęśliwa ludzkość, doskonały człowiek, c) narzędzie -
Rozum i Nauka (postęp nauki). Natomiast kolonializm oparty był na doktrynie
propagującej jedną cywilizację, w której lud będący na wyższym etapie ulepsza lud
niższy. Najwyżej cywilizacyjnie stoi Zachód. Walki między ówczesnymi potęgami
imperialnymi takimi jak Francja, Niemcy czy Anglia posiadały ten podtekst sporu o
prymat w cywilizowaniu podbijanych ludów.

Nasz Adam Mickiewicz bardzo przytomnie w Księgach Narodu i Pielgrzymstwa
Polskiego
charakteryzował zmiany, jakim ulegało słowo „cywilizacja":

Wyraz cywilizacja znaczył obywatelstwo, od słowa łacińskiego civis, obywatel.
Obywatelem zaś nazywano człowieka, który poświęcał się za Ojczyznę swą jak
Scevola i Kurcjusz, i Decjusz, a poświęcenie się takie nazywano obywatelstwem. Była
to cnota pogańska, mniej doskonała niżeli cnota chrześcijańska, która każe poświęcać
się nie tylko za Ojczyznę swą, ale za wszystkich ludzi; wszakże była cnotą.

Ale potem, w bałwochwalczym pomieszaniu języków, nazwano cywilizacją modne i
wykwintne ubiory, smaczną kuchnię, wygodne karczmy, piękne teatra i szerokie drogi.

Toć nie tylko chrześcijanin, ale poganin rzymski, gdyby powstał z grobu i obaczył
ludzi, których teraz nazywają cywilizowanymi, tedy obruszyłby się gniewem i
zapytałby, jakim prawe nazywają siebie tytułem, który pochodzi od słowa civis,
obywatel"

18

W XIX wieku Niemcy przejmują od Francuzów słowo „kultura", które wskazuje na
umysł oświecony, dobrze ułożony, w uporządkowanym społeczeństwie. Niemieckie
słowo „kultur" obejmuje postęp materialny, moralny i intelektualny (Herder, Kant,
Schiller, Goethe). Natomiast to samo u Francuzów zaczyna obejmować słowo
„civilisation".

19

Na tym tle spór Niemców z Francuzami to spór między „kultur" i

„civilisation" z tym, że u Niemców jest jeszcze słowo „ bildung", najwęższe, które
oznacza takie wewnętrzne wychowanie i ułożenie człowieka.

Pojawia się łączenie cywilizacji z postępem nauk matematycznych. Z tego tytułu
postęp cywilizacji łączy się z postępem technologicznym (idea jeszcze

background image

oświeceniowa), a stąd cywilizacja posiada wymiar materialny, zaś kultura - duchowy.
Również w XIX wieku panuje ciągle pogląd, że różnica między Zachodem i
Wschodem, to różnica cywilizacji (E. Barrault, 1835).

Wśród wielu stanowisk XX wieku warto jeszcze kilka wymienić. I tak O. Spengler,
autor głośnej książki Untergang des Abendlandes z 1920 roku uważał, że cywilizacja
to schyłkowa i nietwórcza faza zamykająca rozwój wszelkich kultur. Philp Bagby
twierdził, że cywilizacja to większa i bardziej złożona kultura. Cywilizacja to
superkultura (np. zachodnioeuropejska), a subcywilizacja to kultura francuska.

20

Arnold J.Toynbee w zbiorze esejów pisał: „ Mówiąc o cywilizacji mam na myśli
najmniejszą jednostkę badań historycznych, do jakiej dociera się próbując zrozumieć
historią własnego kraju".

21

Cywilizacja więc to podlegające opracowaniu pole

historyczne.

Feliks Koneczny podchodzi do cywilizacji z punktu widzenia sposobu organizowania
się ludzi w różnego rodzaju społeczności. Najmniejszą społecznością cywilizacyjną
jest ród, następnie plemię, lud, naród aż do cywilizacji.

22

Z punktu widzenia istoty

cywilizacji trwałość, zasięg, doniosłość dziejowa jakiejś społeczności nie ma
znaczenia.

23

A ponieważ w różnoraki sposób mogą się układać stosunki między

ludźmi, stąd też płynie wielość cywilizacji.

Ta definicja cywilizacji jako metody ustroju życia zbiorowego

24

zawiera w swej

genezie sens słowa łacińskiego „ civis ", „ civilis ", a więc pojęcie obywatelstwa,
które jest pojęciem stricte społecznym. Niemniej jednak Konecznego pojęcie
cywilizacji jest znacznie szersze, ponieważ obejmuje wszelkie stosunki społeczne, a
nie tylko obywatelskie, byle były zorganizowane wedle jakiejś określonej metody.
Równocześnie określenie takie daje możliwość analogicznej aplikacji do różnych
zrzeszeń, mniejszych i większych, historycznie mniej lub bardziej doniosłych.
Określenie takie nie jest eurocentryczne, a więc nie wyklucza innych cywilizacji
pozaeuropejskich jako cywilizacji odrębnych. Nie jest to również określenie
wartościujące, a więc takie, które z góry preferowałoby jeden typ cywilizacji, w imię
którego można byłoby np. dokonywać podbojów kolonialnych (Oświecenie). Jest to
określenie na tyle szerokie, że pozwala objąć wielkie zrzeszenia społeczne,
ponadnarodowe i ponadreligijne, a które zachowują istotne cechy wspólne.

Koneczny, jak wiadomo, wyróżnia 18 wielkich cywilizacji, z których 15 powstało w
czasach antycznych, natomiast 3 w średniowieczu. Do antycznych należą: chińska,
egipska, bramińska, żydowska, irańska, babilońska, syryjska, tybetańska, turańska,
fenicka (punicka), numidyjska, spartańska, attycka, hellenistyczna, rzymska,
natomiast w średniowieczu powstały cywilizacje: bizantyńska, łacińska, arabska.

25

Sam Koneczny szczegółowo opracował cywilizację bizantyjską i żydowską, na
pozostałe, szczególnie zaś na łacińską zabrakło mu już czasu.

26

Pojęcie cywilizacji, jakim operuje Koneczny, można porównać do pojęcia rodzaju w
przyrodzie. Faktycznie istnieją tylko poszczególne zwierzęta w określonych
gatunkach, sam rodzaj jest abstraktem. Istnieją więc zwierzęta (rodzaj) jako lwy,
wilki, zające (gatunki). Koneczny uważa, że tym, na co dzielą się cywilizacje, są
kultury.

27

W ramach jednej cywilizacji istnieć może wiele kultur, np. w ramach

cywilizacji łacińskiej jest kultura polska, francuska, włoska. Nie ma natomiast jakiejś
ponad cywilizacji w postaci ludzkości.

28

Kultura jako odmiana cywilizacji jest również (tak jak sama cywilizacja) pojęciem
socjologicznym, ponieważ dotyczy sposobu organizowania się różnych typów

background image

społeczności. Ale w takim razie Konecznego pojęcie kultury odbiega od rozumienia
klasycznego, w którym podstawowym odniesieniem był człowiek jako z natury
niewykończony i spotencjalizowany (natura), a który dzięki odpowiednim zabiegom
(kultura) dochodzi do pełni natury. Oczywiście, nie ma człowieka w jakimś stanie
przedspołecznym czy pozaspołecznym, niemniej jednak podstawowym podmiotem
kultury nie jest społeczeństwo, lecz konkretny człowiek. Przed socjologią kultury
musi być filozofia kultury. Dlatego wszelkie określenia kultury jako faktu
społecznego muszą być wtórne wobec kultury, której podmiotem jest człowiek. Czy
w takim razie Koneczny aspektu tego nie dostrzegał? Wydaje się, że moment ten jest
obecny, ale w sposób nie do końca zadowalający. Pojawia się przy ustalaniu zasad, na
których opierają się różne formy społecznego zrzeszania się.

Nasz autor wprowadza pojęcie „quincuraa", czyli układu pięciu punktów (tak jak w
kostce do gry).

29

Skąd je czerpie? Wydawałoby się, że tu jest właściwa okazja do

wkroczenia z filozofią człowieka. Tymczasem Koneczny odwołuje się do...
katechizmu.
Oczywiście, sam katechizm pełni doniosłą rolę kształcącą, niemniej
jednak przy szczegółowych analizach trzeba sięgnąć po lepsze źródło, tym bardziej że
i sam katechizm nie jest dziełem źródłowym. Koneczny pisze: „Najogólniejszym i
najwszechstronniejszym zgeneralizowaniem jest podział katechizmowy, jako człowiek
składa się z ciała i duszy. Wracam tedy do tego „ komunału ", bo cała wiedza ludzka
nie dostarczy tu rusztowania lepszego i trafniejszego. Wszystko, cokolwiek jest
ludzkiego i co z człowiekiem pozostaje w jakimkolwiek związku, -wszystko posiada
stroną zewnętrzną i wewnętrzną (formę i treść). Na stronę wewnętrzną, duchową
składają się pojęcia dobra (moralności) i prawdy (przyrodzonej i nadprzyrodzonej);
na stronę zaś cielesną zewnętrzną, przypadną sprawy zdrowia i dobrobytu; nadto
istnieje pojęcie piękna, wspólne ciału i duszy, stanowiące wspaniały pomost od
zewnątrz na wewnątrz. Istnieje tedy pięć kategoryj bytu ludzkiego. Jest to quincunx
człowieczy, obejmujący wszelkie przejawy życia, wszelkie jego możliwości. Nie ma
takiego faktu, ni myśli takiej, które by nie pozostawały w jakimś stosunku do którejś z
tych pięciu kategoryj, często równocześnie do dwóch nawet więcej; należy tu każdy
fakt i każdy pogląd.
"

30

Kwestia złożenia człowieka z duszy i z ciała jest niewątpliwie katechizmowa, ale
wcześniej jest to kwestia stricte filozoficzna. Wiadomo, że na ten temat były różne
poglądy: czym są te zasady i w jakiej pozostają do siebie relacji. Inaczej problem ten
ujmował Platon, inaczej Arystoteles, a inaczej jeszcze św. Tomasz z Akwinu; dla
Platona ciało i dusza były odrębnymi substancjami, dla Arystotelesa dusza i ciało
miały się do siebie jak akt do możności, przy czym status indywidualnej ludzkiej
duszy nie był do końca określony, dla Tomasza natomiast dusza ludzka była
niematerialnym podmiotem, któremu w pierwszym rzędzie przysługuje istnienie.
Powiedzenie więc, że człowiek składa się z duszy i z ciała jest zbyt ogólnikowe i
niedoprecyzowane. Takim jest też, niestety, sam quincum. Albowiem prawda, dobro i
piękno należą do tzw. pojęć transcendentalnych, wybitnie analogicznych. W związku
z czym ani dobro nie ogranicza się tylko do moralności i do strony duchowej, bo
obejmuje wszelki byt na ile może być przedmiotem analogicznie pojętej miłości, ani
też prawda nie jest tylko własnością poznania, bo jest pierwotnie własnością bytu, ani
też piękno nie musi być wspólne ciału i duszy, bo jest piękno cielesne i piękno czysto
duchowe. Wydaje się, że Koneczny posiadając dobre intuicje zadowolił się jednak
zbyt uproszczonym schematem katechizmowym, obejmującym z jednej strony
podział człowieka na duszę i ciało z drugiej podział dóbr na wewnętrzne i
zewnętrzne, choć zdrowie zaliczane było do dóbr wewnętrznych, cielesnych, a
dobrobyt do dóbr zewnętrznych materialnych. Przesadny w związku z tym był

background image

optymizm, że quincunx obejmuje wszelkie przejawy życia ludzkiego.

Jeżeli bowiem w klasycznej koncepcji kultury wyróżniamy jako jej dziedziny:
theoria, praksis, poiesis, religio, to do theoria odnieść można prawdę, do praksis
moralność, ale już nie jest wyeksponowana dziedzina twórczości jako twórczości
(poiesis), a także religii jako skierowanej ku Bogu (Bóg to nie tylko prawda
nadprzyrodzona, bo również dobro i piękno, a jeśli piękno ma być wspólne duszy i
ciału, to nie odnosi się do Boga).

Quincunx Konecznego nie jest więc dopracowany, jest nazbyt powierzchowny. Ale
ponieważ cala teoria cywilizacji i kultury mimo wszystko jest bardzo interesująca w
warstwie historycznej i socjologicznej, to z pewnością rozwijając myśl Konecznego
należałoby podjąć próbę osadzenia jego koncepcji cywilizacji i kultury właśnie w
klasycznej koncepcji kultury. W grę wchodzi tu koncepcja człowieka jako osoby,
pojęcie kultury jako intelektualizacji natury (M.A. Krąpiec) lub jako racjonalnego
dopełnienia braków natury

31

; trzeba też wziąć pod uwagę tzw. transcendentalia

osobowe oraz 4 sfery życia osobowego. Próba taka niewątpliwie zostanie podjęta i z
pewnością umocni koncepcję Konecznego.

1

Cycerón, Rozmowy Tuskulańskie, tłum. J. Śmigaj, w: Cycerón, Pisma Filozoficzne, t.2, Warszawa

1960, II, 5.

2

W. Jaeger, Paideia, tłum. M.Plezia, Warszawa 1962,1.1, s.20.

3

A. Jougan, Słownik Kościelny łacińsko-polski, Miejsce Piastowe 1948, s. 154.

4

Philippe Beneton, Histoire de mots culture et civilisation, Paris 1975, s.23. Gros materiału

historycznego obejmującego czasy nowożytne i współczesne zaczerpnąłem z tej właśnie pracy.

5

„Nous employons le verbe cultiver en la meme manierę, et nous disons egalement cultiver la terre, les

arbres et les plantes, et cultiver Pesprit, cultiver les Ars et les Sciences... On purra donc sans scrupule
se servir du mot culture en toutes manieres", L.A. Allemand, 1690.

6

„Se dit figurement de 1'esprit, de moeurs, des arts et des sciences, et signifie le soin qu'on de les

augmenter et de les perfectionner", Dictionnaire universel, 1.1, La Haye, 1727.

7

„II n'est pas aussi chimćrique qu'il le parait au premier coup d'oeil de croire que la culture peut

ameliorer les gćnerations elles-memes...", Naturę et objet de l'instruction publique, 1791.

8

„Le perfectionnement indefini de notre espece est... une łoi generale de la naturę", ibidem.

9

„Ce mot culture designe comme on le voit dans cette pensee et la suivante, / 'etat d 'un esprit cultive

par l'instruction", np. Vauvenargues, Reflexions et maximes, 1797.

10

„La fin de l'humanite et par consequent le but que doit se proposer la politiąue, c'est de realiser la

plus haut culture humaine possible, c'est-a-dire la plus parfaite religion, par la science, la philosophie,
Part, la morale, en un mot par toutes les facons d'atteindre 1'ideal qui sont dans la naturę de l'homme.
Cette haute culture de 1'humanite..", Histoire de mots..., dz.cyt., s.60.

11

Ibidem, s.64.

12

Ibidem, s.68.

13

Ibidem, s.75-78.

14

„Neue Rundschau", nov. 1914.

15

Ibidem, s.89.

background image

16

Ibidem, s. 116.

17

Ibidem, s.118.

18

A. Mickiewicz, Księgi Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego, Warszawa 1982, s. 182-196.

19

Ibidem, s.37.

20

Ph. Bagby, Kultura i historia.Prolegomena do porównawczego badania cywilizacji, tłum. J. Jedlicki,

Warszawa 1975.

21

Arnold J. Toynbee, Cywilizacja w czasie próby, tłum. W.Madej, Warszawa 1991, s. 152.

22

F. Koneczny, Różne typy cywilizacji, w: „Kultura i Cywilizacja", Lublin 1936, s. 125; por. Prawa

dziejowe, dz.cyt., s.37.

23

„Nie ma zrzeszenia bez cywilizacji, lecz może ta cywilizacja być pozbawiona znaczenia

historycznego i obejmować zrzeszenia nieliczne. Ilość cywilizacji jest nieograniczona. Wiele z nich
ginie, nie zdoławszy się nie rozrosnąć, ni wykształcić. Do wiadomości uczonych dochodzi zaledwie
część cywilizacji. Ileż ich zginęło, nie pozostawiwszy po sobie śladów!", Prawa dziejowe, Londyn
1982,1.1, s.34-36.

24

Prawa...dz.cyt., s.35.

25

Liczba cywilizacji uznawanych za wielkie jest płynna. Arnold J. Toynbee mówi o 19 cywilizacjach,

z których dziś istnieje tylko 5 (chrześcijaństwo zachodnie, prawosławne, islam, hinduizm, chińska),
(Cywilizacja w czasie próby, s. 107). Podział cywilizacji: egipska, andyjska, helleńska, zachodnia,
japońska, rosyjska, minojska, hetycka, sinicka, dalekowschodnia, sumerska, babilonicka, indycka,
Hindu, majańska, jukatecka, meksy-cka, syriacka, iranicka, arabicka, ortodoksyjna (21) oraz „kosmos
zachodniego średniowiecznego miasta państwa". Ponadto trzy cywilizacje „poronne": chrześcijańska
Dalekiego Wschodu, Chrześcijańska Dalekiego Zachodu, skandynawska. Pięć cywilizacji
„zatrzymanych": Eskimosi, Polinezyjczycy, Nomadowie, Osmanie, Spartanie, (za Babgym, który
zarzuca Toynbeemu bezład, s.250n).

Philip Bagby z kolei mówi o 8 wielkich (pierwszego stopnia) cywilizacjach: egipska, babilońska,
chińska, indyjska, klasyczna, peruwiańska, środkowoamerykańska i zachodnioeuropejska (Kultura i
historia,
s.234); są też cywilizacje II stopnia, na obszarze wpływów egipsko-babilońskich: hetycka,
mitannejska, syrofenicka. egejska (kreteńsko-mykeńska), a na wschód od Babilonu - cywilizacja
doliny Indusu. Na obszarze między Indiami i Chinami: birmańska, cejlońska, syjamska, khmerska,
kambodżańska, malajo-indonezyjska, annamicka, tybetańska. Nepalska zależna od indyjskiej, a
koreańska i japońska— peryferyjna wobec chińskiej. Cywilizacja egipska i babilońska zdominowane
zostały przez cywilizację klasyczną, która zasymilowała cywilizację etruską, iberyjską i celtycką. W I
tysiącleciu cywilizacje bliskowschodnie oddziaływały na państwa germańskie Europy Zachodniej, a w
naszym tysiącleciu oddziaływują na cywilizację rosyjską i indomuzułmańską. W ostatnich dwustu
latach cywilizacje I i II rzędu stały się peryferyjne wobec cywilizacji zachodnioeuropejskiej
(niekompletna lista, s.240n).

26

Badania te zaowocowały dwutomową Cywilizacją żydowską (Londym 1974) i trzy-tomową

Cywilizacją bizantyńską (Londyn 1973). Charakterystykę cywilizacji łacińskiej można zrekonstruować
na podstawie takich dzieł jak: Prawa dziejowe czy Państwo i prawo w cywilizacji łacińskiej.

27

„W rzeczywistości fizycznej istnieją tedy właściwie tylko kultury; one tylko są rzeczywistością

realną w życiu [...]. Kultury istnieją namacalnie, a cywilizacja jest pojęciem z systematyki, abstraktem
łączącym kultury współmierne", Prawa dziejowe, dz.cyt., s.36.

28

„Czy istnieje coś ponadcywilizowanego, coś, co je wszystkie mogło łączyć w „ludzkości"?

Stanowczo nic takiego nie istnieje", ibidem.

29

Zob. Słownik łacińsko-polski, red. M.Plezia, Warszawa 1974, t.IV, s.430.

30

Różne typy..., dz.cyt, s.122-123.

31

„I to właśnie jest pierwszym i zasadniczym aktem kulturowym decydującym o „kulturowości"

background image

kultury. Intelektualizacj a zastanej rzeczywistości, przyswojenie jej sobie w ludzki sposób, ubogaca
człowieka o zinterioryzowane treści, co pozwala mu operować treściami poznawczymi i w następstwie
„wyjść z siebie" w aktach działania i twórczości. Ale bez aktu pierwszego, bez poznania nie jest
możliwe żadne osobowe „zareagowanie" kulturowe." M.A. Krąpiec, U podstaw rozumienia kultury,
Lublin 1991, s. 15-16.

Prawo narodów do własnej kultury

Dziś, gdy mówimy o kulturze, to mamy najczęściej na myśli albo sztukę (pod
wpływem romantyzmu), albo wykwintne maniery (człowiek kulturalny), albo tzw.
kulturę materialną jako pozostałość po dawno umarłych ludach (garnki, broń,
ozdoby), albo - naukowo rzec ujmując - różne systemy wartości. Rzadko natomiast
zdajemy sobie sprawę, że kultura jest tym co po prostu przenika w głąb duszy
człowieka i z nim się stapia. Albowiem kultura w pierwszym i podstawowym sensie
nie jest czymś na zewnątrz człowieka, na zewnątrz społeczności, na zewnątrz narodu,
lecz KULTURA JEST SPOSOBEM OSOBOWEGO ŻYCIA CZŁOWIEKA. Nie ma
osobowego życia człowieka bez kultury. Człowiek z natury pragnie chodzić, pragnie
jeść, pragnie patrzeć, pragnie kochać, pragnie rozumieć, ale spełnia te czynności już
nie w sposób czysto naturalny, ale właśnie kulturalny, nie zwierzęcy, ale ludzki,
osobowy. Z tego też tytułu kultura istotnie musi wpisywać się w sposób wręcz
bytowania człowieka: nie ma osobowego bytowania człowieka bez kultury. Dlatego
też tak fundamentalne jest pytanie: jaka kultura, czyli jak bytuje człowiek, w swoim
poznaniu, w swojej miłości, w swoich uczuciach? Z drugiej strony prawo do kultury
jawi się jako główne prawo ludzkie, skoro to kultura decyduje o SPOSOBIE BYCIA
CZŁOWIEKIEM.

Współczesne określenia kultury są oderwane od aspektu egzystencjalno-osobowego,
natomiast koncepcja klasyczna, wypracowana w tradycji antyczno-chrześcijańskiej,
zachowuje zarówno swoją ważność jak i stosowną rangę. Kultura bowiem w sensie
klasycznym, to nie wyznawanie „systemu wartości", ale realna „uprawa" ludzkich
potencjalności, predyspozycji, zdolności.

1

Osiągnięcie optimum potentiate, czyli

najpełniejszego i najlepszego ich usprawnienia, to był grecki ideał określany mianem
kalokagathia

2

W naszej zachodniej tradycji wyróżniano cztery podstawowe porządki osobowego
życia, które wymagają usprawnienia-uprawy. Były to: THEORIA, PRAKSIS, POIESIS
i RELIGIO. THEORIA obejmowała kulturę intelektu w zakresie umiejętności
poznawania prawdy czy to o rzeczywistości jako takiej (filozofia), czy o jakimś jej
wycinku (nauki szczegółowe), czy wreszcie o Sprawcy i Celu ostatecznym, jakim jest
Bóg (teologia). PRAKSIS to usprawnienie naszego działania zwanego postępowaniem
moralnym, czy to osobistego (etyka), czy rodzinnego (ekonomika), czy społecznego
(polityka). POIESIS to zdobycie umiejętności wytwarzania, czy to dzieł sztuki
pięknej, czy też użytkowej (rzemiosło), czy techniki (wspomaganej osiągnięciami
nauk szczegółowych). Wreszcie RELIGIO obejmuje kulturę wiary w wymiarze
osobistym jak i społecznym.

Powstaje teraz pytanie: dlaczego nie tylko człowiek ma prawo do kultury, ale też
naród ma prawo i to do własnej kultury? W swoim wystąpieniu na forum ONZ Ojciec
św. Jan Paweł II niedwuznacznie mówi: „Prawo narodów do istnienia w sposób
naturalny pociąga za sobą to, że każdy naród może cieszyć się prawem do własnego
języka i kultury, za pomocą których ludzie wyrażają i przedstawiają to, co nazwałbym

background image

podstawową duchową suwerennością"

3

A więc kultura narodowa stoi na straży

„duchowej suwerenności" a czyż osobą nie jest ten, kto decyduje „o-sobie", czyli jest
suwerenem?

4

Istotnym kontekstem życia i rozwoju człowieka jest kontekst społeczny. Grecy
dostrzegli, że bez tego kontekstu człowiek ani nie przetrwa, ani się nie rozwinie, zaś
ten, komu by się to udało, nie jest człowiekiem, ale zwierzęciem lub półbogiem.

5

Normalny człowiek żyć musi w społeczności. Jaka wobec tego społeczność pozwala
na uzyskanie optimum potentiael Rodzina jest społecznością, w której człowiek
przychodzi na świat, stawia pierwsze kroki, jest wychowywany. Ale rodzina to zbyt
mała społeczność, aby człowiek mógł w pełni się rozwinąć. Pozostaje społeczność
pod postacią rodu, ludu, plemienia, narodu oraz ludzkości jako takiej. Okazuje się, że
ludzkość to de facto abstrakt, konstrukt myślowy, a nie realny kontekst rozwoju
człowieka, z kolei ród to wciąż za mało, natomiast lud i plemię zbyt słabo wzbogacają
jakościowo tożsamość kulturową, rozpływając się pod względem ilości. Takim
optymalnym kontekstem tworzącym niszę rozwoju człowieka jest twór cywilizacji
łacińskiej zwany narodem.

6

To właśnie naród gwarantuje wszechstronność środków

dla rozwoju osobowego człowieka, a także odpowiedni „poziom" podtrzymywany
dzięki tradycji.

Nie wystarczy ani rodzina, ani plemię, aby człowiek mógł uzyskać odpowiednie
środki dla swego rozwoju we wszystkich dziedzinach kultury, natomiast naród
posiada je w sposób zharmonizowany: wysoki poziom wiedzy, moralności i
umiejętności, w innym wypadku nie będzie narodu. Z tego jednak nie wynika, że
kultura narodowa jest sama w sobie czymś absolutnym i najlepszym i że może być
tylko jeden taki naród. Chodzi raczej o to, że zharmonizowana kultura narodowa
zdolna jest asymilować dorobek innych kultur nie przez proste poszerzenie i
akumulację, ale drogą przetłumaczenia, dopiero wówczas można mówić o
autentycznym przyswojeniu. Kultura narodowa stanowi optimum skorelowania
zakresu i treści, dalsze poszerzanie zubaża treść, bo trzeba odrzucić to, co różni,
natomiast zbytnie ujednoznacznienie czyni zasięg kultury zbyt wąski. Wyrażenie
„kultura narodowa" jest więc wyrażeniem wybitnie analogicznym. Gdy potraktowane
zostanie jednoznacznie, to mamy do czynienia z jakąś odmianą nacjonalizmu, gdy
natomiast będzie tylko wieloznaczne, to nie będzie to już kultura narodowa, ale
konglomerat kultur regionalnych.

Prawo narodu do własnej kultury, gdzie naród jest korelatem kultury, a kultura
korelatem narodu, czyli naród jest ostatecznie poprzez poczucie tożsamości
kulturowej, stanowi podstawę nie tylko bycia narodem, co przede wszystkim
człowiekiem-osobą w sposobie działania. „...Człowiek swoją głębszą tożsamość
ludzką łączy z przynależnością do narodu " -
tak mówi papież w Encyklice Laborem
exercens.

7

To ze względu na umożliwienie rozwoju osobowego i posiadanie

suwerenności duchowej jest sens zabiegania o kulturę narodową, bo ta w najwyższym
stopniu ją gwarantuje.

Dlaczego chodzi o własną kulturę narodową? Dlatego, że skoro rozwój osobowy
człowieka ma miejsce dzięki kontekstowi społecznemu, to musimy się społecznie
rozumieć, współ-chcieć i wspól-odczuwać, a to umożliwia tylko własna kultura.
Każdy, kto trochę podróżował po świecie, zdaje sobie sprawę, jak głębokie są różnice
pomiędzy poszczególnymi narodami w najdrobniejszych nawet reakcjach. Te różnice
mogą być początkowo intrygujące, ale po latach poczucie obcości u emigranta może
się zwiększać do tego stopnia, że stanie się nieuleczalne, szczególnie u tych, którzy

background image

prezentują wyższy poziom świadomości kulturowej. Podobno Józef Conrad, który
należy do czołówki pisarzy anglosaskich, jakiś czas przed śmiercią mówił wyłącznie
po polsku, czym doprowadzał żonę do wielkich rozterek.

Abyśmy się rozumieli, współ-chcieli, współ-odczuwali na to potrzebujemy
wspólnego języka, wspólnej edukacji, sztuki, historii, ziemi... a ponadto ciągle
czynnego podkładu kultury klasycznej, grecko-łacińskiej, jako właśnie
narodotwórczej, a równocześnie umożliwiającej asymilację dorobku innych narodów.
Kultura narodowa jest jak ściółka: umożliwia rozwój osobowy człowieka szybko i na
wysokim poziomie, jest to przeskoczenie w ciągu 30 lat co najmniej 3 tysięcy lat (tyle
mniej więcej liczy kultura zachodnia, w której dostrzegamy naszą ciągłość),
natomiast bez kultury rodzimej pewnych umiejętności wręcz nie da się zaszczepić,
inne wyrodzą się i skarłowacieją. Tym samym prawo narodu do własnej kultury jest
prawem do posiadania realnych możliwości rozwoju osobowego, których nie
dostarczy ani plemię, ani ludzkość.

Na czym wobec tego polega nasz polski problem? Na tym, co znalazło swoje
wspaniałe i jakże wzruszające odzwierciedlenie w wierszu Krzysztofa Kamila
Baczyńskiego. Bo dziś Polacy coraz bardziej zapominają, kim byli i kim powinni być:

Byłeś jak wielkie, stare drzewo,
narodzie mój jak dąb zuchwały,
wezbrany ogniem soków źrałych
jak drzewo wiary, mocy, gniewu.

I jęli ciebie cieśle orać
i ryć cię rylcem u korzeni,
żeby twój głos, twój kształt odmienić,
żeby cię zmienić w sen upiora.

Jęli ci liście drzeć i ścinać,
byś nagi stał i głowę zginał.

Jęli ci oczy z ognia łupić,
byś ich nie zmienił wzrokiem w trupy.

Jęli ci ciało w popiół kruszyć,
by wydrzeć Boga z żywej duszy... .

My, Polacy, żyjemy od przynajmniej dwu wieków w stanie permanentnego łamania
naszego prawa do naszej własnej kultury, a tym samym łamania prawa do duchowej
suwerenności przejawiającego się w najrozmaitszych dziedzinach kultury. Prawo to
jest łamane na wiele różnych sposobów poczynając od brutalnych, takich jak
wywózki lub mordowanie kwiatu naszego narodu zarówno przez Niemców jak i
ZSRR (przypomnijmy, że w samym Katyniu zginęło ok. 14 tyś. oficerów rezerwy,
czyli właśnie inteligencji, a cóż dopiero mówić o innych mordach), poprzez celowe
blokowanie rozwoju młodych pokoleń, a kończąc na wyszydzaniu i ośmieszaniu tego,
co polskie.

Własną kulturą powinno nasiąkać się w domu, w szkole, w teatrze, w Kościele, a dziś
dodatkowo dochodzą media. Dom polski przez lata zaborów służył za twierdzę
polskości, dziś zdominowany został przez telewizor, który zastępuję książkę,
rozmowę i pianino. Programy szkolne są zideologizowane przez doktrynę, która
uważała, że „ojczyzna" jest przeżytkiem (słynne powiedzenie Lenina: „robotnik nie

background image

ma ojczyzny"), stąd trudno się doszukiwać polskości w oficjalnych programach
MEN-u. W teatrach brakuje polskich sztuk i sztuk obcych w tłumaczeniu mistrzów,
teatr przestał dostarczać wzorów mowy nie tylko poprawnej, ale nade wszystko
pięknej, pełnej, soczystej; co więcej, wiele dzieł polskich jest w imię tzw. „własnego
odczytania" reżysera celowo zniekształcanych, zmieniany jest tekst, charaktery,
przesłanie. Nawet w Kościele, który był zawsze ostoją polskości, zanika tradycja
polskich modlitw i zwyczajów. Media poczynając od poważniejszych jak
miesięczniki czy tygodniki, a kończąc na dziennikach mają to, co polskie w
pogardzie, prześcigają się w śledzeniu polskich kompleksów, polskiej głupoty,
polskiej nienawiści, braku tolerancji, antysemityzmie itd., itd.

Sytuacja więc wygląda tak: najpierw w sposób instytucjonalny i zorganizowany
odbiera się narodowi polskiemu jego własną tożsamość i zdrową siłę poprzez
deformację programów nauczania, fałsz w mediach, braki w promowaniu dorobku
polskiej kultury; następnie po takiej „kuracji" powiada się: „ależ ten naród jest głupi i
zakompleksiony, to nie naród, to ludek". Naród polski znajduje się w sytuacji
zawodnika, któremu najpierw połamano ręce i nogi, a potem rzucono na boisko
krzycząc: „graj!!". A gdy w bólu ledwo się rusza, to się zeń różni „komentatorzy"
naśmiewają: „patrzcie! kaleka, nie umie grać", by po chwili już cały świat parskał ze
śmiechu w Londynie, w Paryżu, w Nowym Yorku.

Dokonuje się więc pewien z góry zaplanowany scenariusz, bo działania
zorganizowane nie są przypadkowe, ale celowe. Zazwyczaj mamy w pamięci
zagrożenia, jakie spotykały nas ze strony zaborców (Rosja, Prusy, Austria) oraz tzw.
okupantów hitlerowskich. Jest jednak drugie zagrożenie wymierzone nie tylko w nas,
ale we wszystkie państwa o ustalonej tożsamości narodowej, w imię tzw. szczęścia
ludzkości czy budowania Raju na Ziemi. Jakże aktualnie brzmią dziś słowa
wypowiedziane na początku wieku XX i równocześnie u progu niepodległości - przez
wielkiego artystę i męża stanu Ignacego Jana Paderewskiego. Był rok 1910, gdy we
Lwowie w Teatrze Skarbkowskim na obchodzie stulecia urodzin Fryderyka Szopena
można było usłyszeć:

„Wraz ze zdrowym ziarnem powiało po nas tumanem plewy i pośladu; z jasnym
płomieniem wszechludzkiej jakoby sprawiedliwości, przyszły i kłęby ciemnego,
kopcącego dymu; z lekkim tchnieniem wolności przybyły i fale trującego powietrza i
ciężą nad nami boleśnie. W sercach nieład uczuć, w umysłach pojęć zamęt. Uczą nas
szacunku do obcych, a pogardy dla swoich. Każą nam miłować wszystkich, choćby
ludożercę, a niena-widzieć ojców i braci, za to, że nie gorzej, lecz inaczej tylko myślą.
Chcą nas wyzuć zupełnie z rasowego instynktu, cały pokoleń dorobek i dobytek oddać
na pastwę nieokreślonej przyszłości, na łup chaosowi, którego potworne kształty lada
godzina ukazać się mogą ponad tonią czasu. W odwieczną budowę świątyni narodu,
której potężne wrogów ramiona zburzyć nie zdołały, biją dziś już młoty bratnią
kierowane ręką: dla nowych gmachów pono naszych tylko gruzów potrzeba, jak
gdyby owych budowniczych na własną nie stać było cegłę. Nad białoskrzydlnym,
niezmazanym, najczcigodniejszym Ojczyzny symbolem kraczą kruki i wrony, chichocą
obce a złowrogie puszczyki, urągają mu nawet swojskie, zacietrzewione orlęta.
„Precz z Polską " - wołają
- „ niech żyje ludzkość!". Jak gdyby życie ludzkości ze
śmierci narodów powstać mogło!...".

8

Wystarczy zamienić słowo „ludzkość" na słowo „europejskość", by przekonać się, że
mamy do czynienia ciągle z tym samym zjawiskiem, że bez wytchnienia próbuje się
naród polski „wysterylizować" z jego duchowej suwerenności (Paderewski mówi tu o

background image

„rasowym instynkcie", ale nie w sensie „rasistowskim"), która nie jest niczym innym
jak własną kulturą. Bez własnej kultury naród nie zamieni się w „ludzkość", ale po
prostu uschnie i zginie.

Zakusy na poszczególne narody mają swe ideowe zaplecze w myśli renesansowej,
kiedy to syntetyzując Państwo Platona z biblijnym Rajem, przystąpiono do pisania
tzw. utopii. Autorem pierwszego dzieła z tego zakresu był św. Tomasz Morę. Jego
praca De Optimo Reipublicae Statu deque Nova Insula Utopia Libellus Vere Aureus
(1516) zainspirowała setki naśladowców. Słowo „utopia" było renesansowym
neologizmem i znaczyło „nie ma takiego miejsca". Tworzono też synonimy takie jak:
nusquama (nigdzie) czy udepotia (nigdy).

9

Słowa te sygnalizowały, że chodzi

wyłącznie o eksperymenty myślowe, ale, niestety, z końcem wieku XVIII
przystąpiono do urzeczywistniania utopii, czego pierwszym, mocnym uderzeniem
była Rewolucja Francuska. Utopie XVIII-wieczne są w dużej mierze
zdechrystianizowane, a ich aspiracje przekraczają już zakres małej wysepki (insuld),
chodzi o rewolucję na skalę najpierw Europy, a potem całego świata. W większości
utopii za główną przeszkodę dla jej urzeczywistnienia uznaje się własność prywatną,
rodzinę, rodzimą kulturę, w tym religię chrześcijańską (katolicyzm). Dlatego też w
większości utopii gloryfikuje się własność wspólną (komunizm), swobodę obyczajów
seksualnych (libertynizm) oraz ponadnarodowość poglądów (tzw. europejskość). W
praktyce uderzenie we własność prywatną uzależnia człowieka od państwa, uderzenie
w rodzinę - odbiera poczucie bezpieczeństwa możliwego jedynie dzięki miłości,
uderzenie w rodzimą kulturę - odbiera poczucie tożsamości.

Urzeczywistnianie utopii, które zawsze dokonuje się w imię wielu szczytnych haseł,
przypomina zaprowadzanie melioracji (sama nazwa pochodzi z łaciny i oznacza
ulepszanie). Przez tereny, gdzie istnieją przeróżne ekosystemy (roślinność, ptaki, ryby
etc.), przeprowadza się wybetonowany rów, który ściąga wodę z całej okolicy. W
efekcie już po roku okolica tętniąca życiem zamienia się w martwy pejzaż, od którego
wszystko, co nie zginęło - ucieka. Podobnie dzisiejsze utopie niszczą ludzkie
ekosystemy, głównie rodzinę i ojczyznę. Polityka ekonomiczna jest odpowiednikiem
rowu, do którego cisną się ludzie tzw. władzy (ów rów złośliwie nazywa się
korytem), natomiast wokół powstaje pustynia, świat ludzi smutnych i pozostających
w permanentnym niedorozwoju. Znikają więc te jakże cudowne i zróżnicowane
ekosystemy ludzkich kultur. Człowiek w utopii nie jest podmiotem-osobą, ale rzeczą,
maszyną, przedmiotem, można z nim robić cokolwiek, ale wszystko w imię „lepszego
jutra", w imię „melioracji".

Na czym polega specyfika polskiej sytuacji? Na tym, że mimo tak wielu trudności i
zagrożeń, ciągle tworzymy żywy ekosystem kultury personalistycznej, który
przejawia się właśnie w poszanowaniu rodziny i religii. Niestety, coraz bardziej
tracimy rozumienie sensu i celu posiadania własności prywatnej oraz
pielęgnowania kultury narodowej.
Jeżeli ten stan się przedłuży, to istnieje poważne
niebezpieczeństwo zniszczenia rodziny i rozbicia religii. Wówczas przyszłoby
człowiekowi żyć w cywilizacji na wskroś antyludzkiej, gdzie suwerenność osoby nie
ma żadnego znaczenia. Ale to już byłaby cywilizacja śmierci...

Broniąc prawa narodu, każdego narodu do własnej kultury, bronimy praw człowieka,
które coraz bardziej zagrożone są przez utopijną cywilizację śmierci. Nasza walka,
przejawiająca się również w wytrzymywaniu naporu zła i kłamstwa, ma wymiar
uniwersalny,
ponieważ przypomina innym narodom, że i one mają swoje prawa, z
których, jeśli służą budowaniu człowieka, za żadną cenę nie powinny rezygnować.

background image

Cywilizacyjna misja Polski jako przedmurza chrześcijaństwa jest w dalszym ciągu
aktualna. Brońmy prawa narodów: do Prawdy, do Dobra, do Piękna!

1

„A podobnie jak pole [...], choć żyzne, nie może być urodzajne bez uprawy, również i dusza bez

nauki. Jedna rzecz bez drugiej jest więc bezsilna. Uprawą duszy [cultura animi] zaś jest filozofia: ona
wyrywa z korzeniami wady i przygotowuje dusze do przyjęcia ziarna, powierza im je i, że tak powiem,
zasiewa, aby dojrzawszy przyniosły jak najbardziej obfite owoce" Cyceron, Rozmowy tuskulańskie (II,
5, 3), w: Pisma filozoficzne, t.3, tłum. J. Śmigaj, Warszawa 1961.

2

Zob. W. Jaeger, Paideia, tłum. M. Plezia, Warszawa 1962,1.1-2.

3

Jan Paweł II, O prawa narodów, Lublin 1996, n.8.

4

„Osoba ... Słowianin urobił od zwrotu o sobie (samym) przysłówek osób' ...", A. Briickner, Słownik

etymologiczny języka polskiego, Warszawa 1985, s.384.

5

Arystoteles, Polityka, I, 9, tłum. L. Piotrowicz, Warszawa 1964.

6

„Narodowość stanowi najwyższy krąg w pochodzie historycznym, zaczynającym się od rodowego

ustroju; jest najwyższym zrzeszeniem cywilizacyjnym ...", F. Koneczny, O cywilizację łacińską,
Lublin 1996, s.7.

7

Jan Paweł II, Laborem exercens, Wrocław 1992, n. 10.

8

Ignacy Jan Paderewski, Myśli o Polsce i Polonii, Paris 1992, s.63.

9

Frank E. Manuel, Fritizie P. Manuel, Utopian Thought in the Western World, Cambrige, Mass., 1979,

s. l nn.

Rola edukacji w budowaniu tożsamości narodowej

W jednym z dzieł przypisywanych Plutarchowi (50-120 po Chr.), a zatytułowanym O
wychowaniu dzieci (De liberis educandis)
możemy przeczytać: „Ze wszystkich rzeczy,
które są w nas, tylko edukacja jest nieśmiertelna i boska".
Słowa te oddają celnie
stosunek do edukacji, jaki panował w kulturze klasycznej, czyli w Grecji i w Rzymie,
i tej, która z kultury klasycznej czerpała swoje soki, czyli w chrześcijaństwie.
Edukacja jest w nas czymś boskim i nieśmiertelnym. Z tego tytułu należy do niej
przywiązywać jak największe znaczenie, zarówno ze strony rodziców jak i szkoły,
rządzących państwem i Kościołem. Całe Imperium Rzymskie usiane było szkołami, z
których najsłynniejsze były szkoły retoryczne zakładane na wzór opracowany jeszcze
przez Isokratesa (IV w. przed Chr.). Gdy natomiast po upadku Zachodniego
Cesarstwa Rzymskiego Europa zaczynała budzić się do życia, to misję oświatową
przejął na siebie Kościół Katolicki. Przełomową rolę odegrał tu imperialny edykt
cesarza Karola Wielkiego, który pod wpływem Alkuina (730-804), irlandzkiego
zakonnika, nakazał zakładanie szkół przykatedralnych i zakonnych. Dzięki temu z
jednej strony zaczęto szerzyć oświatę w skali niespotykanej od kilku wieków, z
drugiej zaś - położono fundamenty pod późniejszy rozwój szkolnictwa, którego
zwieńczeniem było powstanie uniwersytetów już w połowie XII wieku (Bologna
1150, Paryż 1200, Oxford 1220).

1

To kultura klasyczna i chrześcijańska leży u

podstaw struktury szkolnictwa zachodniego. Jego rozwój i poszerzanie wynikało
właśnie z tego przesłania, że edukacja jest w nas czymś boskim i nieśmiertelnym.

Ale dlaczego edukacja uzyskuje aż tak wysoki status? Dlatego że człowiek jako

background image

jedyny ze stworzeń żyjących na ziemi posiada rozum, i ten rozum najbardziej zbliża
go do Boga. Anaksagoras powie: „rozum jest w nas Bogiem", św. Augustyn napisze:
„rozum jest umiłowanym dzieckiem Boga". Tylko że rozum ludzki, który kieruje
naszym poznaniem (nauka), naszym postępowaniem (moralność) i naszym
wytwarzaniem (sztuka), budzi się do życia w stanie niedoskonałym. Człowiek szybko
widzi, szybko słyszy, szybko płacze i szybko się śmieje, ale bardzo długo uczy się
rozumienia, bardzo wolno uczy się używać rozumu. A przecież do pełni
człowieczeństwa bez rozwiniętego rozumu nie dojdziemy, dlatego edukacja, której
celem jest tak pojęty rozwój człowieka jest czymś bezcennym, jest czymś boskim, bo
pozwalając człowiekowi być sobą, równocześnie w największym stopniu zbliża go do
Boga, a tym samym i do nieśmiertelności. A kto nie ceni edukacji, kto podtrzymuje
stan społecznej zapaści umysłowej, ten występuje nie tylko przeciwko człowiekowi,
ale również przeciwko samemu Bogu (Isokrates).

Polska przyjmując przed ponad tysiącem lat chrześcijaństwo weszła w obręb krajów
cywilizowanych. Znakiem tej przynależności był kościół i szkoła. Aleksander
Bruckner pisał: „Obok kościoła była szkoła równie nowym zjawiskiem, nie znanym
pogaństwu...".

2

Zdolny był nasz naród, garnął się do nauki i aż przyjemnie popatrzeć

na mapę średniowiecznej Europy, gdzie obok tak znanych miast uniwersyteckich jak
Salamanca, Cambridge czy Padwa, widzimy też i Kraków.

Losy szkolnictwa w Polsce zależne były w dużej mierze od sytuacji politycznej.
Trzeba ciągle pamiętać, kraj nasz nie posiadając naturalnych granic ciągle narażony
był na nieustanne napady sąsiadów; na Wschodzie groziła nam Rosja, na Zachodzie i
na północnym wschodzie Niemcy, zaś na południowym wschodzie Tatarzy i Turcy.
To położenie odbijało się niekorzystnie na sytuacji wewnętrznej kraju, również
owocowało upadkiem szkolnictwa. Ale też jak wysoką kulturę musieliśmy
reprezentować, jeśli wobec groźby rozbiorów i unicestwienia państwa, główną drogę
ratowania kraju widziano właśnie w podniesieniu poziomu edukacji. Jeden z
współtwórców Komisji Edukacji Narodowej pytał: „Zacny narodzie polski! [...]
Przypatrz się tylko i uważ, gdzie jest rada przy sejmach? Gdzie sprawiedliwość przy
sądach? Gdzie egzekucyja przy zwierzchności i urzędnikach? Wielka mnogość
konstytucyi, ale mało ustaw zbawiennych. Na miejscu wolności swawola, szlachetność
w samym czczym imieniu, cnota i zasługa nie tylko opuszczona, ale nawet
pohańbiona. Kraj bez wojska, naród bez najmniejszej powagi, Ojczyzna bez synów.
Własność bez wolności i pewności, obszerne pola bez uprawy, uprawa bez
dostatecznych nakładów, rozległe prowincyje bez ludności. Skądże ten upadek, ta
niedola? [...] Skąd więc początek złego najgorszego wypłynął, skąd się brać należy do
lekarstwa? Postanowieniem złego rządu zgrzeszyłeś i cierpiałeś, opłakany narodzie,
za ustanowieniem dobrego podźwigniesz się i nader szczęśliwym zostaniesz. Do czego
nic cię pewniej i pomyślniej nie doprowadzi, tylko jedna dobra instrukcyja i
edukacyja narodowa."

3

Dziś w Polsce końca XX wieku słowa Antoniego Popławskiego wypowiedziane
przed ponad 200 laty zachowują przedziwną aktualność: widzimy ciągle te same
zagrożenia. Ale równocześnie uderza to myślenie długofalowe, żeby naprawdę
zmienić sytuację trzeba zwrócić się w stronę edukacji - edukacji narodowej.

Na Zachodzie od czasów Rewolucji Francuskiej struktura edukacji jest taka jak
dawniej, ale cel jest inny. Edukacja została upaństwowiona i to nie po to, żeby szkoła
pomagała w rozwoju umysłowym i moralnym człowieka, ale żeby upaństwowić
człowieka wtłaczając weń określoną ideologię. Najbardziej charakterystycznym

background image

rysem tej ideologii jest ateizm, z przedmiotów szkolnych zaczęto systematycznie
usuwać wszystko, co dotyczyłoby Boga i Kościoła Katolickiego. W ten sposób
uderzono w podstawy klasycznej edukacji, czyli upodobnianie człowieka do Boga.
Treść podręczników musiała wprost lub pośrednio negować lub pomijać Boga,
natomiast Kościół Katolicki przedstawiany był zawsze w jak najgorszym świetle. Tak
działo się na Zachodzie, tak stało się i w Polsce po II Wojnie Światowej, gdy
zapanował komunizm. Ale tak również od ponad 200 lat dzieje się w Ameryce, gdzie
różnego rodzaju związki masońskie i paramasońskie przystąpiły do opanowywania
odgórnie struktur administracyjnych decydujących o kształcie edukacji, l Maja 1776
roku Adam Weishaupt, twórca związku Iluminatów tak mówił: "Musimy zdobyć
zwykłych ludzi w każdym zakątku. To się dokona głównie dzięki wpływowi na
szkoły...".
A czego chcieli nauczać owi „oświeceni"? Tego, że patriotyzm to wymysł
ciasnych umysłów, że trzeba wyrugować religię i tradycyjną moralność, że trzeba
rozbić życie rodzinne, a także odebrać wychowanie dzieci z rąk rodziców.

4

Jakiemu

celowi miał służyć ten program? Panowaniu nad światem. Temu panowaniu nad
światem przeszkadza Pan Bóg i rodzice, religia i moralność. Już w 1912 roku
„National Education Association" przystąpiło do propagowania edukacji seksualnej!
A w roku 1918 Benjamin Kidd powie: "Dajcie nam młodych. Dajcie młodych, a my
stworzymy nowy umysł na nowej ziemi w jednym pokoleniu."

5

Nic dziwnego, że dziś

najniższy standard poziomu wykształcenia wśród krajów rozwiniętych przypada w
udziale Stanom Zjednoczonym. Jest tam tak dobrze, że nawet uczyć się nie trzeba.

6

Hasło panowania nad światem staje się dziś coraz bardziej realne, państwa narodowe
tracą gwałtownie suwerenność na rzecz różnych organizacji międzynarodowych,
które nie liczą się z narodami i ludźmi, realizując bezwzględnie swoje polityczne i
ekonomiczne cele. Wśród nich naczelną rolę odgrywa Bank Światowy oraz
Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). W roku 1989 Bank
Światowy zażądał od Polski likwidacji 35 tysięcy placówek kulturalnych, w tym
głównie bibliotek. Natomiast w Uwagach wstępnych do Reformy Systemu Edukacji
(Warszawa 1998), czytamy: projekt reformy został także omówiony przez ekspertów
Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) na spotkaniu w Warszawie
oraz w trakcie 61 Sesji Komitetu Edukacji OECD w Paryżu."
Jest ciekawe, że polski
system edukacji jest omawiany (a może zatwierdzany?) przez jakieś międzynarodowe
organizacje. A jaki jest ideowy program OECD, to możemy przeczytać w przesłaniu
sformułowanym przez „Center for Educational Research and Innovation", instytucję
powołaną właśnie przez OECD: ,Szkoła musi się zmieniać... Szkoła musi przygotować
swych uczniów do życia w społeczeństwie wyznającym pluralistyczne wartości.
Szkolenie dla internacjonalizmu i rugowanie prowincjonalizmu jest konieczne, jeśli
świat ma przetrwać." Zaś
współpracujący z OECD wyznawca NEW AGE, Willis
Harman, podkreśla, że u podstaw edukacji leżą trzy przesłanki filozoficzne: nowy
naturalizm, nowy holizm, nowy immanentyzm; trzeba wyeliminować nacjonalizm,
natomiast eksperymenty edukacyjne muszą opierać się na technologii zmiany
osobowości.

7

Z punktu widzenia filozoficznego te przesłanki filozoficzne podważają

najistotniejszy rys chrześcijańskiej koncepcji Boga, a mianowicie Transcendencję (na
rzecz panteizmu), a także uderzają w człowieka, który nie jest traktowany jako osoba-
podmiot, lecz jako materiał do technologicznej obróbki. OECD to nie tylko finanse i
przemysł, to przede wszystkim tuba dla ideologii NEW AGE. Dlatego pytamy, co
może wyjść z tej mieszanki afiszowania się wartościami chrześcijańskimi z NEW
AGE? Wyjdzie tylko NEW AGE, podobnie jak połączenie mleka z kałużą da tylko
kałużę.

Jak się bronić? Jest pięta Achillesowa nowego systemu edukacji: ulegając wpływom

background image

organizacji międzynarodowych, edukacja w okresie przejściowym wypada spod
kontroli państwowych ministeriów. Równocześnie jednak o kształcie szkoły będą
decydować samorządy. I tu jest nasza szansa: obrona edukacji narodowej, a więc
polskiej i chrześcijańskiej oddolnie, poprzez samorządy, aby nasze polskie dzieci, nie
były wynaradawiane i odreligijniane przez nauczycieli zamkniętych na Boga i
Ojczyznę. To jest wielka szansa, której, widząc te nadciągające ze świata zagrożenia,
nie możemy przegapić. Bo pamiętajmy: człowiek jest osobą, a jego celem jest Bóg,
człowiek nie jest rzeczą w ręku niedouczonych technologów czy
nieodpowiedzialnych polityków. Nasza edukacja musi być narodowa. I jak w czasie
rozbiorów edukacja narodowa pielęgnowana w domach chroniła naszą duszę przed
zaborcami, tak dziś edukacja narodowa pozostająca w gestii samorządów i
społecznych inicjatyw niech chroni nas przed globalizmem, którego celem jest
zniszczenie naszego narodu, naszego państwa i naszej wiary.

1

Zob. D.C. Lindberg, The Beginnings of Western Science, Chicago and London 1992, s. 185-208.

2

A. Bruckner, Dzieje kultury polskiej, Warszawa 1957, t.l, s.277.

3

A. Popławski, O rozporządzeniu i wydoskonaleniu edukacyi obywatelskiej projekt..., w: „Komisja

Edukacji Narodowej", Wrocław 1954, s.151.

4

The Florida Forum. Protecting and Preserving Florida's Families. A Chronology of Education with

Quotable Quotes by Dennis L. Cuddy", May 1993.

5

Ibidem, s. 5.

6

„It is only governments in the grip of blind dogma who will ignore this and opt for the undiluted free-

market policies of countries like the USA, whose school standards arę among the lowest in the
OECD", A. Green, Education, Globalization and the Nation State, London-New York 1997, s.25.

7

Ibidem, s.20.

Rola inteligencji polskiej w obronie tożsamości narodu

Po wszystkich przejściach ostatnich 50 lat związanych z utratą realnej niepodległości
i dominacją antypolskiej ideologii mamy wobec inteligencji polskiej wielkie
oczekiwania: wobec profesorów, nauczycieli, historyków, polonistów, psychologów,
socjologów, aktorów, reżyserów, prawników, filozofów, dziennikarzy. Równocześnie
z przerażeniem widzimy, że odzew z ich strony jest bardzo słaby, jak gdyby stan
ducha naszego narodu był im zupełnie obojętny, a niepodległość państwa znaczyła
tyle co nic. A nawet więcej, odnieść można wrażenie, że poważna część tzw.
inteligencji z pogardą odnosi się do narodu, a niepodległości chciałaby się czym
prędzej pozbyć. Co się dzieje? Co się stało z inteligencją, z polską inteligencją?
Dlaczego oderwali się od narodu? Dlaczego nie cenią niepodległości? Odpowiedź na
to pytanie jest dość złożona.

Wiemy, że losy dawnej polskiej inteligencji były tragiczne, że odgórnie zarówno
okupant sowiecki jak i niemiecki uderzył przede wszystkim w inteligencję, a tych,
którym udało się przetrwać skazywano na banicję lub wykańczano na miejscu w tzw.
PRL-u. W ten sposób doprowadzono do sytuacji, w której powstawała nowa
„inteligencja", albo wykorzeniona z polskości, albo wręcz Polsce programowo wroga.
Po takiej inteligencji zbyt wiele dobrego dla Polski i Polaków oczekiwać nie
możemy.

background image

Ale jest jeszcze drugi wymiar problemu związany z rozumieniem tego, czym w ogóle
jest tzw. „inteligencja" i czy ona w ogóle -jako inteligencja - będzie miała w
przyszłości cokolwiek z narodem wspólnego? Choć wielu osobom pytanie to może
wydać się dziwne, to jednak, jak zobaczymy, wcale nie jest ono pozbawione podstaw.

Gdy dziś mówimy „inteligencja", to albo mamy na myśli stopień czyjejś pojętności,
albo tzw. wykształconą warstwę społeczeństwa. Mówimy więc, że Jan Kowalski ma
wysoki stopień inteligencji, a jego sąsiad - niski, pierwszy bowiem szybko rozwiązuje
rebusy, a drugiemu idzie to wolniej.

Mówimy też, że jest za mało inteligencji w Polsce, a Polska pod tym względem
zajmuje przedostatnie miejsce w Europie. W tym drugim wypadku chodzi o warstwę
ludzi wykształconych, a za takich uchodzą ci, którzy skończyli studia.

Kiedy pytamy o rolę inteligencji w obronie tożsamości narodu, to mamy na myśli
właśnie tę wykształconą warstwę społeczną. I wydaje się nam całkiem naturalne, że
inteligencja danego społeczeństwa jest właśnie po to, żeby taką tożsamość narodową
pogłębiać i jej bronić. Niestety, nasze oczekiwania są złudne. Inteligencja nie obroni
polskiej tożsamości, i to nie tylko dlatego, że jest w dużej mierze uwikłana w
komunistyczną indoktrynację, ale dlatego że w ogóle jest inteligencją. Dla wielu osób
diagnoza taka może być pewnym zaskoczeniem, a nawet brzmieć może dość
przewrotnie. A jednak tak jest: inteligencja nie obroni naszej tożsamości narodowo-
religijnej jak długo będzie inteligencją. Dlaczego?

Otóż, stare łacińskie słowo - „intelligentia" - nabrało nowego znaczenia jako tzw.
wykształconej warstwy społecznej dopiero w... XIX wieku. Wcześniej słowo to miało
inne znaczenie. W jednym z tekstów autora średniowiecznego możemy przeczytać:
„intelligentia proprie significat actum intellectus, et aliquando significat substantias
separatas, scilicet angelos"

]

A więc: „słowo „intelligentia" oznacza w sensie

właściwym akt poznania intelektualnego, ale czasem odnosi się do substancji
oddzielonych, czyli aniołów".

Widać stąd jasno, że dzisiejsze rozumienie słowa „inteligencja" nie pokrywa się z
rozumieniem dawnym. Skąd wzięło się w takim razie to nowe znaczenie? Czy
dawniej nie było warstwy wykształconej? Dotykamy tu problemu kluczowego dla
rozumienia obecnej sytuacji nie tylko w Polsce, ale również na tzw. Zachodzie.

Od inteligencji oczekujemy przede wszystkim związku z narodem: jego kulturą, jego
wiarą, jego ziemią, jego dorobkiem. Niedoczekanie nasze... Jako Polacy poddani
byliśmy podwójnemu zniewoleniu. Pierwsze było zniewoleniem związanym z
naszym historycznym doświadczeniem zaboru rosyjskiego; w tym kontekście okres
po II Wojnie Światowej, to w jakiejś mierze kontynuacja zaboru rosyjskiego, stąd też
mowa była o IV rozbiorze Polski. Ale było też drugie zniewolenie, ideologiczne, o
charakterze międzynarodowym, którego geneza nie jest rosyjska. Chodzi o tzw.
komunizm.

Otóż, warto przypomnieć, że „Dekalog komunizmu", czyli Manifest komunistyczny,
został napisany nie przez Rosjanina, ale przez Karola Marksa, i nie w Moskwie, ale,
nomen omen, w... Brukseli. Ideologia komunistyczna była jedną z ideologii, które
niczym głowy hydry rodziły się na tzw. Zachodzie. I właśnie gdy mówimy o
zniewoleniu Polski w tym drugim sensie, to chodzi o zniewolenie ideologiczne w
wymiarze europejskim, a nie rosyjskim. I to zniewolenie ideologiczne, choć nie
dosłownie jako komunizm, ale jako socjalizm - dalej istnieje, a nawet się pogłębia.

background image

Pytając o inteligencję w Polsce, musimy zapytać o rolę inteligencji w
socjalistycznych ideologiach XIX wiecznych, w których właśnie pojawiło się słowo
„inteligencja" na oznaczenie warstwy społecznej.

I tu zauważamy rzecz niezwykle ciekawą. Otóż, XIX-wieczna „inteligencja", to
kolejne wcielenie tzw. filozofów, ale nie tych filozofów, którzy idąc za tradycją
klasyczną starają się najgłębiej poznać prawdę dla niej samej, lecz chodzi tu o
sztuczną warstwę społeczną, której zadaniem jest rządzenie państwem. Jest to
warstwa „oświeconych", ale oświeconych nie prawdą, lecz ideologią, a więc de facto
indoktrynerów (illuminati). Naprzeciwko nich stoi ciemny, niewykształcony
proletariat, doskonały materiał do obróbki. Z tego materiału część pozostanie
proletariatem, a część wzbogaci warstwę oświeconych, warstwę inteligencji. Czy to
jest schemat wzięty od Marksa? W tym wypadku nie. Jest to teoria głoszona
wcześniej przez Augusta Comte'a, twórcę słynnego pozytywizmu. W Rozprawie o
duchu filozofii pozytywnej
Comte pisał: „...jeśli w ogóle gdziekolwiek i kiedykolwiek
realizuje się w pełni słynna tabula rasa Bacona i Kartezjusza, to właśnie wśród
współczesnych proletariuszy; zwłaszcza we Francji są oni bardziej, niż jakakolwiek
inna klasa, zbliżeni do idealnego typu, przystosowanego do przyjadą racjonalnej
pozytywności.
"

2

A więc warstwa oświeconych filozofów-ideologów, tych, których

Comte nazywa również „inteligencją" ma za zadanie wpłynąć na umysły
pozbawionego wykształcenia proletariatu

3

. Ale o jaką filozofię pozytywną chodzi? O

tę która wyzbyła się wpływów fazy teologicznej i fazy metafizycznej; w języku
zdroworozsądkowym oznacza to typ wiedzy, w którym nie ma miejsca ani dla Boga
ani dla chrześcijaństwa, ani dla kultury klasycznej, ani też dla realistycznego
wyjaśniania świata i człowieka. W ten sposób kształtujące się z początkiem XIX
wieku pojęcie „inteligencji" jako tej warstwy wykształconej, która zajmie naczelne
miejsce w państwie, czy to na uczelniach, czy w szkołach, czy w rządzie, czy w
środkach przekazu, wcale nie oznacza ludzi zakorzenionych we własnym narodzie, w
jego ziemi, przyrodzie, dziejach, kulturze, religii, ale sztuczną warstwę całkowicie
wykorzenioną z narodu i z wiary. Jest to warstwa sztucznej inteligencji, która dzięki
opanowaniu głównych struktur państwowych urabia nieuświadomione masy, czyli
przeprowadza zakrojoną na szeroką skalę indoktrynację. Taka jest geneza pojęcia
„inteligencji" jako warstwy społecznej. I takie pojęcie „inteligencji" panuje dziś
wszechwładnie w Europie i na tzw. Zachodzie: inteligent ma być społecznie
oderwany od wiary i od narodu. Tylko taki inteligent może robić społeczną karierę, a
wszelkie jego słabości „narodowo-religijne" mają być wyłącznie jego sprawą
prywatną. To jest ów Europejczyk-socjalista, światowiec-socjalista, jednym słowem -
inteligent.

Jeśli więc rozważamy rolę inteligencji w obronie tożsamości naszego narodu, na
którą składa się wiara i kultura, to możemy być pewni, że inteligent jako inteligent
raczej będzie tę świadomość burzył niż jej bronił. I dlatego właśnie tak słabo w
obronie Polski stają wychowani na inteligentów: profesorowie, nauczyciele,
historycy, poloniści, psychologowie, socjologowie, aktorzy, reżyserzy, prawnicy,
filozofowie czy dziennikarze. Nie wszyscy, ale niestety, z bólem musimy to wyznać,
bardzo liczni. Nie bronią polskiego języka, polskich dziejów, polskich ideałów,
polskiej ziemi... tego wszystkiego, co stanowi o tożsamości naszego narodu. Niestety,
panujący w Polsce sowiecki komunizm był de facto formowany przez inteligentów
mieszkających w Polsce. W ostatnich latach, wobec bezbronności narodu na którym
zastosowano techniki metanoidalne, łatwo im było przestawić się na siostrzany
eurosocjalizm kultywowany przez bratnich inteligentów z Zachodu. Cel zachodnich
inteligentów jest taki sam jak inteligentów ze Wschodu: wykorzenić społeczeństwa z

background image

ich narodowości i z ich wiary, tyle że stosowano inne środki: na Wschodzie siła
fizyczna i tępa propaganda, na Zachodzie demokracja i wyrafinowana socjotechnika.
Tak pojęta inteligencja tożsamości narodu polskiego nie obroni, przeciwnie będzie
burzyć wszystko to, dzięki czemu naszą tożsamość jeszcze zachowujemy.

Jakże przenikliwie wiele z tych spraw dostrzegał nasz Prymas Tysiąclecia. Tuż przed
śmiercią na odsłonięciu tablicy upamiętniającej Stefana Starzyńskiego (1.03.1981)
Prymas zauważał z bólem: „Dziś wiemy, że dokonano straszliwej wiwisekcji i
alienacji narodowej i historycznej młodego pokolenia, pozbawiając je wiedzy
historycznej o Narodzie i o polskiej twórczości literackiej, a przez to -pozbawiając
kultury narodowej."

4

To słowo „wiwisekcja" znaczy coś więcej niż tylko brak

dostępu do informacji, to uśmiercanie żywej duszy narodu. Ono oznacza uśmiercanie
metodyczne i planowe, uśmiercanie naukowe, zajmowali się nim inteligenci w
rządzie, w partii, w szkołach, w mediach i w cenzurze. Prymas dalej zwracał uwagę:
,Naród nie jest na dziś, ani też na jutro. Naród jest, aby był! (...) Polska nie pożywi się
ani alienacją narodową, ani odejściem od kultury historycznej, twórczej, literackiej.
Polska nie pożywi się ani „Argumentami", ani groteskową laicyzacją, ani
uwstecznioną ateizacją. Polska nie pożywi się odzieraniem dusz młodzieży z kultury
narodowej, z własnych dziejów. Pamiętajmy: Polskę sprzedano raz - nie w
Warszawie, ale na Sejmie Grodzieńskim, przed dwoma wiekami. My nie chcemy
więcej handlu Polską!"
Chciałoby się i dziś powtórzyć za ks. Prymasem, tym razem
do Pań i Panów w Warszawie: my nie chcemy więcej handlu Polską!

W roku 1961 w Warce Prymas mówił: „Wrogowie wiedzą co Narodowi służy, a co
mu szkodzi. I jeśli chcą mu szkodzić, niszczą to, co mu pomaga. Dlatego też najeźdźcy
zawsze niszczyli Kościół i chcieli zatrzeć ślady moralności chrześcijańskiej w życiu
Narodu. Dlatego starali się Naród upodlić i rozpić. Są to lekcje z niedawnej
przeszłości. Obyśmy ich szybko nie zapomnieli, mogą się nam bowiem przydać."

5

I

chyba już się przydają, jak widzimy, gdy inteligencja w Polsce zaprzedaje się tylu
milionom brukowców spadających na nasz kraj, i bierze udział w filmach,
programach, przedstawieniach, których celem jest upodlenie młodego pokolenia, i
gdy zamiast wyboru książek odkłamujących polskie dzieje i polską kulturę, mamy
coraz większy wybór, tyle że gatunków piwa.

W Komentarzu do Jasnogórskich Ślubów Narodu Prymas pisał: „Polska wysoka
obyczajowość, kultura, oświata i sztuka promieniowały wokół i zdobywały sobie
szacunek i naśladowców, bez potrzeby sięgania po miecz. Polska zwyciężała swoją
duchowością, którą wzięła z Ewangelii Chrystusowej, której słowo padło w nas jak
ziarno na glebę wyborną".

6

Który z narodów słowiańskich posiada tak bogatą

literaturę, tak bogatą obyczajowość i tak rozwinięty język jak właśnie Polacy? Cóż to
za światło narodu, owi inteligenci, którzy nie znając i nie rozumiejąc naszej kultury
wmawiają nam różne bezeceństwa? A gleba naszego narodu była i jest wyborna.
Żaden z sąsiednich narodów słowiańskich nie dorównuje nam w dziedzictwie kultury,
niektóre ledwo co mówią, inne ledwo co piszą, a my mamy i literaturę własną, i
przetłumaczone najważniejsze dzieła obejmujące okres 3 tysiącletniej kultury
zachodniej.

Prymas upominał Polaków: „Musimy mieć ambicję, bo nie jesteśmy narodem śmieci.
Jeden z wybitnych twórców polskiej kultury -
wspominał Prymas na „III Tygodniu
kultury chrześcijańskiej" (30.04.1977) - gdy znalazł się w więzieniu za protest
przeciwko określaniu naszego Narodu jako „ narodu śmieci", napisał na ścianie: „
Śmiecie mówić, że my śmiecie? - My nie śmiemy, a wy- śmiecie".

7

background image

Śmiejmy mówić kim jesteśmy, śmiejmy protestować, gdy narodowi naszemu
odmawia się godności. Niestety... Ciągle aktualne są słowa Prymasa skierowane do
inteligencji katolickiej (9.09.1974): ,Bo wielkim nieszczęściem naszej współczesności
jest to, że wśród ludzi bardzo wymownych, wielu jest niemych, którzy boją się
powiedzieć prawdą, boją się ujawnić co myślą. Są oni wszędzie, nie wyłączając
katedr uniwersyteckich i różnych kongresów naukowych
- na które ostatnio jest
urodzaj w naszej Ojczyźnie. Jest to największe nieszczęście dla naszego narodu i
państwa! Dla Narodu - bo tworzy się warstwa ludzi tchórzliwych, którzy pospolite
tchórzostwo, zamykające im usta przed wyznaniem prawdy, nazywają roztropnością.
Jest to szkodliwe i dla państwa, bo właściwie nie wie ono, jaki jest obywatel i co
myśli. [...] Nie ma większego nieszczęścia dla narodu, jak społeczeństwo zastraszone,
milczące, niezdolne do wyznania prawdy!"
Prymas kontynuował: „Odwagi!
Zacznijcie odważnie myśleć, chcieć i miłować. Zacznijcie odważnie wierzyć w Boga,
Ojca wszystkich Polaków! Zacznijcie mężnie wyznawać Jezusa Chrystusa, Brata
wszystkich Polaków. Zacznijcie odważnie przyznawać się do Kościoła Powszechnego,
który jest matką a nie macochą wszystkich Polaków!"

8

I dziś po tylu latach, gdy widzimy jak tzw. inteligencja ciągle odwraca się od
Kościoła i odwraca od Polski, chciałoby się powiedzieć: profesorowie, nauczyciele,
historycy, poloniści, psychologowie, socjologowie, aktorzy, reżyserzy, prawnicy,
filozofowie, dziennikarze, kapłani - nie bądźcie eurointeligentami, bądźcie
Polakami, stąd zaczerpnięcie i mądrości, i miłości. Naród czeka!

1

S. Thomae Aąuinatis, Summa Theologica, Romae, I, 79, a. 10. 48

2

A. Comte, Rozprawa o duchu filozofii pozytywnej, tłum. B. Skarga, Warszawa 1973, s.94.

3

„... nowa szkoła filozoficzna, nie wyłączając żadnej klasy społeczeństwa, winna nade wszystko wejść

w kontakt duchowy z proletariatem", ibidem, s.91.

4

S. Wyszyński, Jedna jest Polska, Warszawa 1989, s. 19.

5

Ibidem, s.22.

6

Ibidem, s.25.

7

Ibidem, s.46.

8

Ibidem, s.50.

Aktualność 5 prawd Polaków

Jesteśmy Polakami!

Wiara ojców naszych jest wiarą naszych dzieci!

Polak Polakowi bratem!

Co dzień Polak narodowi śluzy!

Polska Matką naszą - nie wolno mówić o Matce źle!

background image

Te 5 słynnych Prawd Polaków zostało wypowiedzianych przez dr Jana Kaczmarka
podczas I Kongresu Polaków w Niemczech w Berlinie w 1938 roku. Wówczas słowa
te skierowane były do Polaków w Niemczech, którzy dostrzegli palącą potrzebę
zjednoczenia, szczególnie wobec zła, które przybierało coraz bardziej potworne
rozmiary w kraju, w którym mieszkali. Gdy dziś do tych słów wracamy, do
przemówień wówczas wygłaszanych, to nasuwa się nieodparte wrażenie, że myśli
tam sformułowane zachowują wiele aktualności, a co więcej, dotyczą nie tylko
Polaków w Niemczech, ale również w Polsce i w innych krajach. 5 Prawd Polaków to
ciągle aktualne wyzwanie dla wszystkich Polaków - na całym świecie.

JESTEŚMY POLAKAMI!

Zagrożenia dla nas jako Polaków mogą być rasowe, narodowe i obywatelskie.

W okresie panowania niemieckiej ideologii narodowosocjalistycznej na pierwszy plan
wysuwało się zagrożenie rasowe. Polacy zaliczani byli do rasy podludzi z tytułu
przynależności do Słowian. Reszta była konsekwencją tej rasowej niższości. Polacy
byli podludźmi. Żydzi - zwierzętami.

1

Prawa obywatelskie Polaków na terenach

opanowanych przez Niemców nie były prawami dla ludzi. A więc zagrożenie dla
praw ludzkich i obywatelskich wynikało z tzw. rasizmu, sytuującego Polaków jako
Słowian na poziomie podludzi.

Dziś tzw. rasizm dotyczący Słowian nie jest przedmiotem jakiejś promowanej
ideologii. Nie cierpimy jako Polacy z tego tytułu, że jesteśmy Słowianami. Ale jest
odpowiednik tamtego zagrożenia. Słowiańszczyzna po II Wojnie światowej została
wchłonięta przez Związek Radziecki z jego obliczem azjatycko-komunistycznym.
Szereg narodów, w tym Polacy, zostało poddanych procesowi degradacji
cywilizacyjnej. W efekcie narody te zaczęły być postrzegane przez Zachód jako druga
kategoria ludzi, ale nie z tytułu przynależności do Słowian, lecz do Bloku
Sowieckiego. Polacy - to naród z bloku sowieckiego, z jakby z nowej rasy, o
określonych cechach: niechlujstwo, dziadostwo, brak godności, niska jakość
produkcji, etc. Polacy biorą jakiekolwiek prace na Zachodzie i ściągają samochodowe
wraki do Polski.

Kiedy mówimy na Zachodzie, że jesteśmy Polakami, to patrzą na nas z lekką
pogardą, a przynajmniej nieco z góry. To prawda, nie jak na Murzynów czy
kolorowych, którzy należą do Trzeciego świata, ale jednak ciągle jesteśmy nie z
Pierwszego świata. To się odczuwa przebywając na Zachodzie. Również
przebywający w Polsce cudzoziemcy z Zachodu czy to w charakterze turystów czy
też przedsiębiorców traktują nas jako kraj i ludzi ciągle egzotycznych. Ciągle istnieje
ta druga kategoria jako pozostałość przynależności do Bloku Sowieckiego. Ta
przynależność jest odpowiednikiem dawnej przynależności rasowej - słowiańskiej. Z
tytułu tej przynależności jesteśmy dyskryminowani w świecie zachodnim: Polak? A
to znaczy, że z Europy Wschodniej, być może dawnej republiki sowieckiej. Gdy
mowa o Polsce, to pojęcie Europy Środkowej jest ciągle wypierane przez pojęcie
Europy Wschodniej, tak jakby pojęcie „Mittel-Europa" było zarezerwowane dla
Niemców.

Przyznanie się na Zachodzie do tego, że Jestem Polakiem!" wymaga odwagi.
Spychani jesteśmy już w punkcie wyjścia na gorszą pozycję społeczną. I to jest ten
dzisiejszy odpowiednik dawnego rasizmu związanego z przynależnością do Słowian.

background image

Tyle że najpierw nas Zachód wskutek różnych układów wepchnął w objęcia
Wschodu, a teraz pogardza, ponieważ jesteśmy ze Wschodu.

Ale obok dyskwalifikacji postkomunistycznej, nieustannie obecne jest zagrożenie dla
nas jako dla narodu.
W okresie nazistowskim znajdowało to swój jednoznaczny
wyraz. Sprowadzenie do rzędu podludzi łączyło się z odmówieniem prawa do własnej
kultury. Goebbels pisał: musimy wykorzenić polską kulturę, aby nie odrosła, bo wraz
z nią odrośnie polski nacjonalizm.

2

Dla Goebbelsa polski nacjonalizm wynikał z

polskiej kultury, a podludzie nie mają prawa do kultury i do narodowości. Bez kultury
nie ma narodowości. W prasie krajowej i zagranicznej spotykamy artykuły o polskim
nacjonalizmie, szydzi się z polskiej kultury, z polskich wieszczów. Czy ci, którzy tak
piszą, zdają sobie sprawę, że podążają śladami Goebbelsa?

A jakie są dzisiejsze oficjalne tendencje europejskie i światowe? Dąży się do
eliminowania pojęcia narodu. Zamazuje się różnicę między nacjonalizmem a
patriotyzmem, redukuje wszelkie przejawy miłości Ojczyzny do nacjonalizmu.
Dokonuje się to przy hałaśliwym wtórze mediów i konkretnych redukcji programów
nauczania do przedmiotów zawodowych z wyłączeniem dziedzictwa
humanistycznego. Najbardziej cierpią trzy przedmioty: historia, geografia i... język
ojczysty. Współcześni zaborcy lepiej znają język polski od Polaków! Tendencje
sterylizowania narodów wynikają z historiozoficznego założenia, że źródłem
nieszczęść nowożytnej i współczesnej historii Europy były waśnie narodowe. W
związku z tym mamy taki paradoks, że pojęcie narodu funkcjonuje w kategoriach
mniejszości narodowych mieszkających poza Ojczyzną, natomiast milczy się o
prawach narodów w ich własnych ojczyznach. Podkreśla się różnorodność, a milczy o
tożsamości.

Jest tu kilka błędów, ale dwa są szczególnie istotne. Trzeba odróżnić nacjonalizm od
patriotyzmu, trzeba odróżnić sytuację narodu polskiego od wielu narodów
zachodnioeuropejskich. Przede wszystkim patriotyzm jest jak najbardziej pożądaną
cnotą miłości do własnej ojczyzny, nacjonalizm natomiast jest formą zwyrodniałą.
Tak jak winniśmy kochać Boga i rodziców, tak też naszym obowiązkiem jest miłość
do Ojczyzny. Miłość do własnej ojczyzny nie wyklucza szacunku, a nawet miłości do
innych narodów (ksenofobia). Ale, jak zauważył Arystoteles, aby być czyimś
przyjacielem, trzeba najpierw umieć być przyjacielem samego siebie. Nie ma miłości
do innych narodów, jeśli ktoś nie kocha narodu własnego.

Miłość do ojczyzny biegnie poprzez miłość do rodzimej kultury, którą trzeba znać.
Poprzez kulturę rodzimą człowiek buduje własne człowieczeństwo, albowiem kultura
narodowa jako najbliższa może być najłatwiej i najszerzej asymilowana. Kultura jest
przecież sposobem życia osobowego człowieka, poprzez kulturę człowiek żyje na
sposób ludzki. Ale nie ma kultury w ogóle, tak jak nie ma zwierzęcia w ogóle, są
natomiast poszczególne gatunki zwierząt i są rozmaite kultury, tworzone i
asymilowane przez poszczególne narody. Obok więc zdrowej miłości do Ojczyzny
jest też budowanie własnego człowieczeństwa w kulturze narodowej. Odebrać
człowiekowi jego Ojczyznę i jego kulturę, to go zubożyć i zdegradować nie tylko
jako przedstawiciela danej narodowości, ale również jako człowieka. Czy ci, którzy
dążą do wyniszczenia kultur narodowych w ramach unifikacji i globalizacji zdają
sobie z tego sprawę? Przecież w tym tzw. „Nowym światowym ładzie" miejsce
Goebbelsowskich podludzi zajmują ludzie-maszyny. Jeden i drugi twór nie potrzebuje
tożsamości narodowej, albowiem jeden i drugi nie jest już człowiekiem-osobą. Jest to
twór, który można włączać, wyłączać i przy nim majstrować (inżynieria genetyczna,

background image

aborcja, eutanazja).

A wreszcie nacjonalizmy jako źródło konfliktów europejskich nie dotyczą Polski.
Albowiem problem nabrzmiał w okresie postreformacyjnym, gdy kolejne narody
zaczęły przypisywać sobie - wzorem Judejczyków -wybraństwo. Dotyczy to
Anglików, Niemców, Francuzów i Rosjan. Narody te uważając się za narody wybrane
usiłowały wywalczyć dla siebie dominację w Europie. To był ten ideologiczno-
religijny podkład konfliktów i wojen.

Ale trzeba odróżnić patriotyzm od nacjonalizmu. Polska w okresie największych
przesileń stała się przedmiotem ataków ze wszystkich stron aż doszło do tego, że
straciliśmy własną państwowość. I wówczas tym co pozwala narodowi przetrwać jest
jego kultura. Patriotyzm polski wynikający z kultury narodowej pełnił w naszych
dziejach wyjątkową rolę, nie nacjonalistycznego agresora, ale tarczę dla zaatakowanej
ofiary. Jaki jest więc sens do jednego kotła wrzucać patriotyzm i nacjonalizm w
sytuacji narodu polskiego?

Dziś może dojść do tego, że Polakom łatwiej będzie zachować swoją tożsamość
narodową nie w Polsce, ale jako mniejszość narodowa w obcym kraju. Można to
zaobserwować analizując profil podręczników do polskiego czy historii, tych, które
obowiązują w Polsce, i tych, które są z Polski promowane za granicą dla Polonii;
bardziej polskie i bardziej patriotyczne są wydawnictwa polskie dla Polonii.

A więc chodzi o to, że jest jakieś zagrożenie narodowości polskiej, która
podtrzymywana jest poprzez kulturę. To zagrożenie poprzednio wynikało z rozbiorów
i antypolskiej polityki zaborców (np. Kulturkampfu czy anty-polonizmu rosyjskiego
po Powstaniu Styczniowym), w okresie międzywojennym natomiast Polacy jako
emigranci mogli się bać przyznawania do własnej narodowości. Po wojnie ponieważ
zło wyrządzone Polsce było olbrzymie, a dostaliśmy się pod wpływy Sowietów,
realizowano ideologię zrzucenia całej winy za nieszczęścia Polski na Niemców.
Uderzano w nutę patriotyczną jako antyniemieckość, choć docelowo ideał socjalizmu
był taki: robotnik nie ma Ojczyzny. W momencie gdy tak pojęty patriotyzm spełnił
swoją rolę, przystąpiono do osuszania nas z uczuć patriotycznych, które płytko i
jednostronnie osadzone, łatwo się tej operacji poddały. Jest wreszcie aspekt
obywatelski.
Jesteśmy Polakami, to znaczy jesteśmy obywatelami polskimi. Dla
wielu osób pozostających za granicą ponętna była propozycja zrzeczenia się
obywatelstwa polskiego, a wygodna dla władz w Polsce, ponieważ chodziło o
eliminację elementu inteligentnego i aktywnego. Była to forma banicji. Z punktu
widzenia państwa Polskiego osoby bez obywatelstwa Polskiego były
zneutralizowane, bo już nie miały prawa do państwa Polskiego. Przy polityce
kolonizacyjnej było to obcym jak najbardziej na rękę: zdolnych i aktywnych
tubylców przechwycić dla kolonizatorów, a tych, którzy się opierają zamknąć,
wyizolować, albo zachęcić do banicji. Polacy-emigranci zapominali, że pozbawieni
obywatelstwa polskiego tracą prawo do państwowości polskiej, a rym samym prawo
do Polski. To był istotny element planu kolonizacji Polski. Strzeżmy więc naszego
obywatelstwa, bo potrzebuje go Polska i naród Polski.

WIARA OJCÓW NASZYCH JEST WIARĄ NASZYCH DZIECI!

Polacy przyjmując chrześcijaństwo, za pośrednictwem Czechów, z Rzymu, oparli też
swą tożsamość narodową, a więc kulturową i cywilizacyjną, najpierw na
chrześcijaństwie zachodnim, a później w obliczu Reformacji -na katolicyzmie.
Szczególnie po Reformacji tak się stało, że typ wiary był częścią uprawnień

background image

politycznych władzy państwowej, a także stał się elementem polityki
międzynarodowej sąsiadujących z nami państw, które w końcu stały się naszymi
zaborcami. Zaborcy odbierając nam państwowość równocześnie narzucali siłą swoją
wiarę: Rosjanie - prawosławie, Niemcy - protestantyzm; natomiast Austriacy
reprezentowali katolicyzm, ale pojęty na sposób protestancki (tzw. józefinizm). A
więc nie tylko po linii kultury i języka, ale również po linii wiary nasza tożsamość
narodowa od 1000 lat związana jest z katolicyzmem. Tym samym hasło: „wiara
ojców naszych jest wiarą naszych dzieci", jest uzupełnieniem hasła pierwszego.

Na ten problem religii i wiary trzeba patrzeć nie tylko przez pryzmat sumienia, ale
również polityki. W tradycji polskiej obowiązywała zasada wolności sumienia w
sprawach wiary, a więc nieingerencji państwa w sprawy religii (Paweł Włodkowic,
Zygmunt August), a to odróżnia katolicyzm od protestantyzmu i prawosławia.
Natomiast z punktu widzenia politycznego wrogowie nasi próbowali posługiwać się
religią, żeby nas niszczyć politycznie. Gdy mowa o religii, to trzeba wyraźnie te dwa
aspekty poodróżniać: aspekt polityczny i aspekt sumienia. W sumieniu każdy ma
prawo do wiary, jaką chce wyznawać, ale nie można zapominać, że cezaropapizm w
różnych odmianach podporządkowuje sobie religię, natomiast współczesny liberalizm
religię instrumentalizuje dla własnych celów.

W Polsce po II Wojnie Światowej zaprowadzono nową religię w postaci urzędowego
ateizmu. W tym momencie nasza racja tożsamości przesunęła się w kierunku
opozycji: wierzący-niewierzący. Ponieważ jednak zdecydowanie dominującą religią
był katolicyzm, (wschodnie tereny Rzeczpospolitej, gdzie mieszkali prawosławni i
unici zostały zagrabione przez ZSRR), to z punktu widzenia politycznego racją
tożsamości polskiej stała się przynależność do Kościoła Katolickiego. Wierność
wierze ojców i wychowanie dzieci w duchu katolickim stało się obowiązkiem nie
tylko religijnym, ale i patriotycznym.

Dziś w tzw. świecie zachodnim dominuje ateizm, sekularyzacja, a nadciąga New Age.
Jest to cywilizacja postchrześcijańska, silna pieniądzem, mediami, administracją i
techniką. Polska przy tych parametrach jawi się jako naród osłabiony: kraj zadłużony,
zubożony, media w 80% niepolskie, administracja przekwalifikowywane dla obcych
struktur, zacofany przemysł. Naszą unikalną siłą jest przywiązanie do najwyższej
kultury, jaką reprezentuje katolicyzm, ciągle
żywy, choć w tak osłabionym
narodzie.
Trzeba realnie widzieć słabość i siłę naszego narodu. Tu nie chodzi o winę
czy tego rodzaju rzeczy, tu chodzi o siłę, jaką dziś sobą reprezentuje. Ta siła jest
bardzo mała. W tych sprawach trzeba być realistą, nie można uciekać ani we
wspomnienia, ani w marzenia. Otóż, naszą wyjątkowością i siłą jest żywy katolicyzm;
gdy to stracimy, będziemy tylko sprzątaczką i tylko ściennym malarzem. Dlatego
naród i ludzie niezwykli do tego instynktownie wracają, gdy jest zagrożenie. Tylko
poprzez katolicyzm jako naród polski możemy odzyskać sile i znaczenie w
przyszłości. Katolicyzm pojęty jako typ cywilizacji, a nie tylko jako zespół wierzeń.
Bo Zachód idzie w kierunku samobójczym: rozbicie rodziny, narodów, religii,
człowieka. Legalizacja aborcji, eutanazji, homoseksualizmu i pedofilii - oto ideały
cywilizacyjne dzisiejszego Zachodu.

W perspektywie przyszłych pokoleń Polska wierna katolicyzmowi ma szansę
przetrwania, a nawet wzmocnienia się. Zachód to będą kolorowi i islam, oni szanują
swoją religię i swoje rodziny. Katolicyzm pomoże nam przetrwać upadek
cywilizacji Zachodu.

background image

POLAK POLAKOWI BRATEM!

Tu dotykamy kwestii dość drażliwej, ponieważ związanej z tzw. wadami
narodowymi, które dodatkowo później były podsycane i wyolbrzymiane przez
naszych wrogów. Ale każdy naród jak i człowiek ma jakieś tam wady, więc nic w tym
niezwyczajnego. Już Jan Długosz pisał, że Polaków cechuje bezinteresowna zawiść.
Cóż innego może robić zaborca lub kolonizator, jeśli nie korzystać z narodowych wad
opanowanego kraju, a nawet utwierdzać je i powiększać? Mniejszość w danym kraju
rządzi wielkością przez podział: divide et impera. Sto osób będzie rządziło milionem,
jeśli ten milion podzieli na 10-osobowe grupki, a może nawet uda się podzielić na
pojedyncze „sztuki"? To dopiero byłby wyczyn, po prostu magiczna łatwość
rządzenia. Dziesięć osób będzie rządziło milionem, jeśli ten milion podzieli się na
pojedyncze osoby.

Ile nas jest? W kraju prawie 40 milionów, za granicą do 20 milionów, a więc ok. 60
milionów Polaków na świecie. Jakże niewiele narodów europejskich jest
liczniejszych od nas. Jeżeli jednak przełożymy to na siłę wynikającą z solidarności
ogólnonarodowej, to okaże się, że niewiele jej jest. Czy sto milionów Polaków na
świecie, czy 50 milionów, czy milion, czy dziesięć osób, to na to samo wychodzi. W
takim układzie ilość nie przekłada się na siłę. A są narody, które z niewielkiej grupki
umieją wyczarować niesamowitą siłę. Ręce, nogi, tułów, to wszystko jest większe od
oczu, a jednak to oczy pokazują kierunek. Bez oczu siła mięśni może być skierowana
na samounicestwienie. Podobnie jest w społecznościach, jeśli nie ma tej zasady
integrującej ku solidarności i sile, społeczność słabnie, a nawet zaczyna ginąć.

Hasło: „Polak Polakowi bratem" jest niesłychanie aktualne, ponieważ z różnych stron
i na różne sposoby jesteśmy dzieleni, a do tego wykorzystywane są nasze różne
narodowe czy słowiańskie cechy, jak zawiść, brak roztropności, naiwność,
sentymentalizm. Jesteśmy dzieleni i dzielimy się sami, nie szukamy w sobie metod na
zjednoczenie, które w efekcie powiększy naszą siłę, lecz czekamy na politycznego
zbawcę, który nam zapewni dobrobyt, willę i samochód.

Musimy w nas samych jako naród odnaleźć źródło jedności. Pierwszym krokiem ku
temu jest dostrzeganie w każdym rodaku brata. Ten brat nie powinien być
wyidealizowany ani traktowany zbyt sentymentalnie.
Idealizacja załamie się w
zderzeniu z realnymi wadami, sentymentalizm oparty na uczuciach szybko minie.
Trzeba realnie widzieć w Polaku brata. Polak, nasz brat, jest osłabiony i posiada
tysiące wad, ale z niego można jeszcze odbudować naród i musimy naród
odbudować.

CO DZIEŃ POLAK NARODOWI SŁUŻY!

Służba narodowi może być uniemożliwiana, zapomniana, pogardzana lub nieznana.
Służba narodowi zasadza się na działalności, która niekoniecznie bezpośrednio, ale
zawsze pośrednio skierowana jest dla obrony lub rozwoju dobra wspólnego (naród i
niepodległe państwo). Zaborca czy kolonizator przejmuje struktury państwa (ogień),
by para (praca narodu) poruszała cudzą lokomotywę zmierzającą do obcych państw.
Praca dla kraju w strukturach państwa staje się niemożliwa lub tylko znikoma jej
część przyczynia się dla wzrostu dobra wspólnego. Naród pozbawiony zbyt długo
państwowości i suwerenności może coraz bardziej zapominać o sobie, że jest
narodem, a pojęcie służby narodowi staje się pustym dźwiękiem. Może być też w
państwie ideologia, która dezawuuje pojęcie narodu, a tym samym służby narodowi.

background image

Komunizm w Polsce odwoływał się do narodu, ale nie do suwerenności państwowej.
Dzisiejszy liberalizm mówi o państwie, ale naród uważa za przeżytek, a nawet coś
złego. Wreszcie brak kultury (wychowania i wiedzy) sprawia, że pojęcie narodu, a
tym samym narodowej służby dla kogoś nic nie znaczy, bo tego nie rozumie.

A tymczasem Służba narodowi, jeśli naród jest ciągłością pokoleń, które były i które
będą - to praca około optymalnej niszy osobowego rozwoju człowieka. Gotowość i
rozumienie sensu służby narodowi jest znakiem, że człowiek ma właściwie ustawioną
hierarchię istotną w ludzkim życiu, że nie jest ograniczony do miedzy, lub że ma
poprzestawiane środki z celami. Kto jest ślepy na naród, ten jest jeszcze
psychicznie niedojrzały, albo jest obcy.
Polak, jeśli jest człowiekiem dojrzałym,
musi dostrzegać rangę swej gotowości służby narodowi, codziennie. To jest istotne
dla rozwoju w nas naszego człowieczeństwa.

POLSKA MATKĄ NASZĄ - NIE WOLNO MÓWIĆ O MA TCE ŹLE!

Utrata niepodległości w okresie zaborów, dominacja sowiecko-komunistyczna w
okresie powojennym wiązały się z brakiem suwerenności narodu, ale również z utratą
autentycznej niepodległości państwa. Struktura państwa nie jest wówczas nastawiona
na dobro narodu, a naród coraz boleśniej odczuwa ten brak niepodległości.
Początkowo każdy rozumie, że państwo nie jest niepodległe, i że ktoś obcy przy
pomocy państwa krzywdzi naród. Jednak gdy stan taki się przedłuża i kolejne
pokolenia nie rodzą się już w niepodległym państwie, to nie mając porównania,
państwo, w którym żyją, traktują jako państwo właściwe. I wówczas pojawiają się
sformułowania, w których głównym wyrażeniem jest powiedzenie: „w tym kraju".
„W tym kraju wszystko jest złe, w tym kraju nie da się żyć, z tego kraju trzeba
uciekać" etc. Następuje utożsamienie ojczyzny (która jest dziedzictwem pokoleń) z
państwem (które jest płynną strukturą administracyjną). Miejsce ojczyzny zajmuje
„ten kraj". A ponieważ „ten kraj" posiada wiele złych stron, to do tego kraju można
mieć zły stosunek i o tym kraju można źle mówić. Nie dość, że ten kraj niewiele mi
dał, to jeszcze jest mi w nim źle, to po co mi taki kraj? Najlepiej zeń wyjechać albo
się urządzić, nie bacząc na żadne względy moralne.

Polacy na obczyźnie często odreagowują warunki polskie i jakby ciągle szukaj ą
usprawiedliwienia dla swego wyjazdu. Kupując coś podkreślają, że czegoś tak
dobrego, albo tak taniego to w Polsce nie ma, że w Polsce tyle się nie zarabia, że nie
ma takich dobrych dróg, a co bym w Polsce osiągnął, etc. Jest to ciągłe jakby
usprawiedliwianie wyjazdu, czyli znak, że coś z rym wyjazdem jest nie w porządku,
chociaż trudno powiedzieć co. Istotne jest natomiast, że dla usprawiedliwiania
wyjazdu zaczyna się mówić o Polsce źle. I właśnie hasło: „Polska Matką naszą- nie
wolno mówić o Matce źle" jest hasłem trafionym w mentalność emigrantów. Jest to
hasło trafione również z tego powodu, że ono wcale nie ma za zadanie
bagatelizowania zła w kraju, czy idealizowania kraju, hasło nie mówi, że w Polsce nie
jest źle, ale że o Polsce nie wolno źle MÓWIĆ. To jest kluczowa sprawa a zatem
przyjrzyjmy się jej bliżej.

Na czym polega zło mówienia źle o ojczyźnie? Porównanie do matki powinno nas
naprowadzić na właściwy trop. Matka może być zła, a jednak o matce dziecko
instynktownie źle nie mówi. Matka jest ta konkretna, jedyna, która dała życie
dziecku. Dla dziecka jest to największy dar, nieporównywalny do niczego więcej.
W związku z tym wszelkie zło pochodzące od matki jest nieproporcjonalnie od tego
właśnie dobra. Mówienie o matce źle narusza te proporcje, zło wybija się na plan

background image

pierwszy, przyćmiewa to podstawowe dobro matki, która dała życie. Wobec tego
dobra wszelkie zło staje się nieistotne: ta jedyna kobieta-matka, która dała mi życie.
Jest w tym coś tak świętego i tajemniczego zarazem, że przed czymś takim człowiek
klęka. Nie śmie powiedzieć czegokolwiek złego o matce, zniesie cierpliwie jakieś zło,
ale nie waży się cokolwiek złego powiedzieć. Mowa bowiem, to nie tylko dźwięk, to
coś więcej. Tu coś jest takiego, choć nie wiem jeszcze dokładnie co... Muszę
pomyśleć...

Co ma wspólnego matka z Ojczyzną? Jak matka daje życie, tak ojczyzna daje
człowiekowi jego ludzkie ukorzenienie poprzez pokolenia, kulturę i przyrodę. Matka
jest z rodziców, a ci z innych rodziców i tak powstaje szeroki krąg rodzinny, który
im dalej sięgamy, tym bardziej rozpływa się ostatecznie w narodzie.
Ojczyzna jest
skarbcem kultury umożliwiającym człowiekowi jego osobowy rozwoju z pułapu nie
tylko wyższego niż gałąź, ale wręcz najwyższego w stosunku do osiągnięć ostatniego
pokolenia: ojczyzna umożliwia mi rozwój osobowy najwyższy i optymalny dla mnie
tu i teraz. Ojczyzna to ziemia i przyroda, gniazdo w którym wykluwają się pokolenia i
rozwija kultura.

Jeżeli Ojczyzna daje mi - bez mojej zasługi -już na początku tak wiele: naród, kulturę,
przyrodę - to co konieczne do życia jak człowiek i bycia człowiekiem, to jakże mogę
mówić o Ojczyźnie źle? Czym jest jakiekolwiek zło wobec takich dóbr? Ale właśnie,
o ile związek z matką jest naturalny i stosunek dziecka do matki jest spontaniczny (z
wyjątkiem jakichś zwyrodnień), to miłości do Ojczyzny trzeba się uczyć, trzeba być
do tej miłości wychowanym, ponieważ obejmuje ono dobra niewymierne zmysłowo.
A bez miłości do Ojczyzny nie będzie pełnego rozumienia Ojczyzny, miłością się
nasiąka w domu, w szkole, w narodzie. Z miłością do ojczyzny jest podobnie jak z
rozumieniem wiary, jeśli nie kochasz ojczyzny, trudno jest, abyś w pełni
zrozumiał jej słodycz.

I jak o matce nie mówi się źle, natomiast gdy źle jest z matką tym bardziej się ją
kocha, to podobnie z ojczyzną: miłość jest tym większa, im z ojczyzną gorzej się
dzieje, jest z nią źle, tym bardziej się ją kocha. Jest to dokładne przeciwieństwo
zasady: ibi patria, ubi bene. Naszą polską zasadą jest: ibi amor, ubi patria.
Nieszczęścia ojczyzny są okazją do tym większej miłości. Ojczyzna już mi tyle dała,
choć trzeba mieć miłość, aby to widzieć i doceniać - teraz trzeba się odwdzięczyć,
jeśli nie za siebie, to za poprzednie pokolenia i za pokolenia przyszłe: tak powinien
myśleć i kochać Polak, wszystko jedno, w kraju czy zagranicą.

5 prawd Polaków jest jak najbardziej aktualnych, dla nas w kraju i dla tych którzy
wyjechali. Musimy walczyć o siebie, abyśmy nie byli obywatelami, narodem czy
ludźmi drugiej kategorii. Ale nikt nas nie będzie szanował, jeśli sami nie nauczymy
się wzajemnego szacunku i miłości zakorzenionej w religii, narodzie i ojczyźnie.

Naród, który nie umie siebie szanować, swej wiary, swej ojczyzny, swej kultury, tym
bardziej będzie pogardzany przez obcych. Nie znajdziemy respektu u obcych, jeśli
sami sobą będziemy pogardzać. I to jest jakby esencja 5 prawd Polaków. Prawdy te są
ciągle aktualne i niestety, już nie tylko dla emigrantów, ale również dla nas
mieszkających w Polsce.

1

„Fahrt durch das Ghetto. [...] Das sind keine Menschen mehr, das sind Tiere." Joseph Goebbels.

Tagebiicher 1924-1945, Bd 3, Munchen, Zurich 1992, s. 1340.

background image

2

„Wir konnen ein neues polnisches Kulturleben vorlaufig nicht fordem, da das Kulturleben eine

Sammelstelle des wieder beginnenden polnischen Nationalismus ist. [...] Warschau: [...] Hier hat der
polnische Nationalismus seine Leidensjahre durchlebt. Wir mtissen ihn vollkommen ausrotten, oder er
wird sich eines Tages wieder erheben.", ibidem, s. l340n.

Kultura polska a integracja z Unią Europejską

W klasycznej tradycji zachodniej kultura oznaczała swoisty tylko dla człowieka
sposób zdobywania umiejętności bycia człowiekiem i życia jak człowiek. Z tego
tytułu posiadanie właściwej kultury przez każdego człowieka było dlań czymś
najważniejszym. Niestety, dziś pod wpływem różnych a priori zaczerpniętych z
filozofii lub z nauk ścisłych, gdy człowiek pojęty jest albo jako anioł (Kartezjusz),
albo jako maszyna (La Mettrie), albo jako zwierzę (Darwin) kultura wydaje się być
czymś nieistotnym i drugorzędnym. Z istoty swej anioł, maszyna, zwierzę nie
potrzebują stricte ludzkiej kultury. Dopiero wobec wydarzeń wstrząsających światem
(wojna) lub przynajmniej opinią publiczną (tragiczne ofiary jakiegoś zwyrodnialca)
przypomina się, że człowiek nie jest tak dobry jak anioł, a potrafi być znacznie gorszy
niż zwierzę. I wówczas pojawia się też pytanie o to, co się z nami dzieje, co dzieje się
z ludzką kulturą, że jednak kultura to nie tylko dodatek do naszego życia.

Co ma do powiedzenia Unia Europejska na temat kultury? W Traktacie z Maastricht
kulturze poświęcony jest tylko jeden artykuł i to na dość odległym miejscu, jest to
artykuł 128. W tym momencie należy zgodzić się z opinią Kazimierza Krzysztofka,
który w artykule zawartym w Raporcie Kultura polska 1989-1997 stwierdza, że:
„Kultura nie jest dla Unii sferą priorytetową i zapewne nie będzie nią w
przyszłości..."}
Autorzy dokumentów UE nie biorą pod uwagę głębszego rozumienia
kultury i dlatego kulturę zepchnąć mogą na plan bardzo odległy.

Możemy się o tym przekonać czytając treść najważniejszego artykułu Traktatu, w
którym określone są cele Wspólnoty; cel jest przecież przyczyną najważniejszą.
Artykuł 2, bo o nim mowa, kwestii kultury w ogóle nie podnosi. Dla UE sprawą
bezwzględnie priorytetową jest ekonomia i polityka, reszta to środki.

2

W artykule

następnym, gdy mowa jest o środkach realizowania tej nowej ekonomii politycznej,
to wśród 20 różnych środków takich jak: zniesienie cła, jak wspólna polityka w
zakresie handlu, rolnictwa, rybołówstwa, transportu itp., dopiero na 16 miejscu
pojawia się punkt dotyczący zbiorczo kultury i edukacji. „Dla osiągnięcia celów
określonych w artykule 2 działalność Wspólnoty będzie obejmowała zgodnie z
postanowieniami niniejszej umowy i w terminach w nim określonych: [...] stwarzanie
warunków dla podnoszenia jakości edukacji i szkolenia oraz pełnego rozwoju kultur
państw członkowskich".
Tekst ten brzmi dość gładko, ale pamiętajmy, że zgodnie z
Art.2 i początkiem Art.3 edukacja i kultura jest tylko środkiem do realizowania celów
ekonomiczno-politycznych.

3

W takim stanie rzeczy nasuwają się dwa spostrzeżenia. Po pierwsze, potraktowanie
edukacji i kultury dla realizowania celów ekonomiczno-politycznych jest
równoznaczne z IDEOLOGIZACJĄ zarówno edukacji jak i kultury. To właśnie
Antoine Destutt de Tracy (l754-1836) - współtwórca Rewolucji Francuskiej i twórca
nazwy „ideologia" - wyznaczył kierunek ideologizacji kultury europejskiej, a jego
śladem podążył pozytywizm, komunizm, różne typy socjalizmu, faszyzm, nazizm i

background image

niektóre odmiany nacjonalizmu.

4

Po drugie, tragiczne doświadczenia wieku XX,

szczególnie zaś II Wojny Światowej, były okazją do uświadomienia sobie, jak groźne
skutki niesie absolutyzowanie ekonomii i polityki. Dawali temu wyraz nie tylko
trzeźwo myślący intelektualiści, ale również organizacje międzynarodowe, w tym
Organizacja Narodów Zjednoczonych. Warto w tym kontekście przytoczyć fragment
zapomnianego dziś, ale jakże doniosłego i ciągle aktualnego dokumentu. W
Konstytucji Narodów Zjednoczonych dotyczącej edukacyjnych, naukowych i
kulturalnych organizacji czytamy, że „pokój oparty wyłącznie na politycznych i
ekonomicznych uzgodnieniach rządów nie będzie pokojem, który mógłby stać się
jednomyślną, trwałą i szczerą podporą dla ludów świata, stąd pokój, jeśli nie ma
spełznąć na niczym, musi być oparty na intelektualnej i moralnej solidarności
ludzkości."

5

Czy autorzy Traktatu tak bardzo uekonomiczniając i upolityczniając Unię

Europejską wzięli pod uwagę zagrożenia, na jakie wskazuje cytowana Konstytucja
ONZ? Czy zdają sobie sprawę, że polityka i ekonomia może być tylko ŚRODKIEM,
a nie celem życia człowieka, narodów i różnych wspólnot? I że największą groźbą dla
pokoju jest uczynienie ze środka - tak potężnego jak ekonomia i polityka - celu
samego w sobie? Ostrzega już przed tym Konstytucja ONZ z 1945 roku.

W Art.128.1 Traktatu z Maastricht czytamy: „Wspólnotaprzyczynia się do rozkwitu
kultur państw członkowskich, respektując ich narodową i regionalną różnorodność,
jednocześnie uwypuklając wspólne dziedzictwo kulturowe".
Ten ogólnikowy zapis
został rozszerzony w tzw. Nowym Traktacie (Amsterdamskim) podpisanym 2
października 1997, gdzie uwypuklono rolę „przyczyniania się do wysokiego poziomu
oświaty i szkolenia oraz do rozkwitu kultur państw członkowskich",
natomiast w
rozdziale IX dodano, że UE winna „nadać wspólnemu dziedzictwu kulturalnemu
charakter priorytetowy".

6

To formalne i szybko dokonane przeakcen-towanie

stosunku UE do kultury wynikło z mnożących się zarzutów o niedocenianiu roli
kultury i o próbie wyeliminowania różnorodności na rzecz jakiejś jednej, sztucznej
kultury paneuropejskiej.

7

Ponieważ na papierze można zapisać wszystko, łącznie ze sprzecznościami i
absurdami, warto sprawdzić, czy zmieniły się realne intencje i czy rzeczywiście
kultura jest już sprawą priorytetową. Można to odkryć biorąc pod uwagę ilość
środków finansowych oraz zasady ich przyznawania.

W artykule Kto płaci za kulturę? czytamy: pokrywanie kosztów programów
kulturalnych UE stanowi poważny problem. Państwa członkowskie nie chcą zwiększyć
sum przeznaczanych na programy i poszukują innych opcji. Od roku 1992 poziom
dotacji prawie zupełnie nie uległ zmianie. Finansowanie programów ustalane jest w
trybie jednomyślnego głosowania w Radzie Ministerialnej. Oznacza to, że każde
państwo członkowskie ma prawo weta wobec każdego projektu, co w konsekwencji
opóźnia jego realizację o cale lata"

8

Nad fragmentem tym trzeba się zatrzymać.

Nakłady na kulturę są w UE relatywnie bardzo niskie, z czego aż sześciokrotnie
więcej wydaje się na sektor audiowizualny, czyli na kulturę niską i masową.

9

W

rozdziale środków Rada Ministerialna kieruje się znaną nam, Polakom, zasadą
liberum veto! dzięki czemu każdy członek Rady może zablokować na lata realizację
jakiegoś projektu. Wystarczy więc, że jedna osoba zasiadająca w Radzie jest
niechętna kulturze polskiej i może spokojnie przez długi czas blokować
dofinansowanie polskich projektów. Pikanterii dodaje fakt, że blokada dotyczyć
będzie nie tylko pieniędzy zachodnioeuropejskich, ale pieniędzy polskich! A oto, jak
wyjaśniaj ą zasady finansowania funduszy kulturalnych przedstawiciele Dyrekcji
Generalnej X: przyznawanie funduszy wygląda tak, jak w banku. Z konta pobrać

background image

można tylko tyle, ile się na nie wpłaciło, bez prawa do zadłużenia. Nie ma możliwości
kredytu. Jedyna różnica polega na tym, że stan konta może być wynikiem połączenia
wkładu budżetowego kraju z kwotą otrzymaną z Phare."

10

A więc możliwość

otrzymania pieniędzy z funduszu Phare dla nielicznych połączona z możliwością
całkowitego zablokowaniu rodzimych finansów na rodzimą kulturę. Tylko
pogratulować przemyślności urzędników pracujących w Unii Europejskiej, my
natomiast możemy już pisać podanie do Brukseli o łaskawe przyznanie nam polskich
środków na rozwój kultury polskiej. Być może za kilka lat otrzymamy odpowiedź
pozytywną. Analizując różne dokumenty i artykuły dotyczące miejsca kultury, w tym
kultur narodowych w programach UE, oraz przypatrując się dotychczasowej praktyce
można dojść do wniosku, że zasadniczo chodzi o:

1. upowszechnianie i wspieranie masowej kultury audiowizualnej

2. dofinansowywanie różnych imprez, jeśli mają charakter ogólnoeuropejski i jeśli
organizowane są przez kilka państw (program Kaleidoscope)

3. konserwację lub odbudowę zabytków architektury (program Raphaef)

4. wspieranie tłumaczeń dzieł literackich (program Ariane).

11

Praktycznie więc biorąc dla kultur narodowych jako właśnie narodowych w tych
programach nie ma miejsca. Jest natomiast miejsce przede wszystkim dla niskiej
kultury masowej oraz dla tzw. imprez międzypaństwowych, co w praktyce oznacza
promowanie landyzacji kultury, czyli promowanie działalności kulturalnej
Euroregionów.

12

Uwzględniając centralne sterowanie z Brukseli funduszami

kulturalnymi poszczególnych państw i zasadę rozdziału funduszy opartą o liberum
veto
możemy uznać program UE za zagrożenie dla kultur narodowych, a tym samym
za zagrożenie dla tożsamości poszczególnych narodów europejskich.

Szczególne zagrożenie dotyczy kultur tych państw, które z takich czy innych
względów są państwami osłabionymi pod względem ekonomicznym i politycznym.
Nie mogąc bronić własnej kultury przy pomocy własnych środków zdane będą na
decyzje przychodzące z zewnątrz. W przypadku Polski sytuacja jest wyjątkowo
skomplikowana, ponieważ jako kandydat na członka Unii Europejskiej wyszliśmy z
Bloku Sowieckiego nie tylko osłabieni ekonomicznie i politycznie, ale również
zdeformowani pod względem kulturalnym. Perspektywa pochłonięcia nas przez nową
ideologię Unii Europejskiej dotyczy narodu, który przez pół wieku poddawany był we
wszystkich dziedzinach kultury indoktrynacji i deformacji obowiązującej wówczas
ideologii. Edukacja na wszystkich szczeblach, sztuka w jej różnych dziedzinach oraz
media stanowiły pilnie strzeżone narzędzie deformowania polskiej świadomości.
Deformacja ta objęła kilka pokoleń Polaków. Po roku 1989 odzyskiwanie tożsamości
kulturowej idzie wyjątkowo opornie, a nawet różne formy kulturowego
antypolonizmu stały się jeszcze bardziej natarczywe, a dzięki demokracji -
urozmaicone (czasopisma, filmy, sztuki teatralne, programy telewizyjne). Naród nie
odzyskał własnej tożsamości, a dziś stoi wobec perspektywy integracji ze strukturami,
dla których kultura jest sprawą na 128 miejscu, a cóż dopiero mówić kultura
narodowa Polaków. Winniśmy, jako naród doświadczony 123-letnimi zaborami i
półwieczem komunizmu - zachować w tej materii wyjątkową ostrożność. Bowiem
rola kultury narodowej w naszych dziejach była wyjątkowa.

Gdy popatrzymy na dzieje Polski ostatnich 200 lat, to okazuje się, że niepodległe
państwo mieliśmy tylko przez lat 20.1 właśnie kultura polska, pielęgnowana głównie

background image

w domach, nie tylko pomagała Polakom rozwijać się duchowo, ale także ta kultura
była substytutem niepodległego państwa. Zwrócił na to uwagę papież Jan Paweł II w
swoim przemówieniu wygłoszonym w ONZ w roku 1995: ,"Prawo narodów do
istnienia w sposób naturalny pociąga za sobą to, że każdy naród może się cieszyć
prawem do własnego języka i kultury, za pomocą których ludzie wyrażają i
przedstawiają to, co nazwałbym podstawową duchową suwerennością. Historia uczy,
że w okolicznościach ekstremalnych (takich jakie zdarzały się na przykład w kraju, w
którym się urodziłem) to właśnie kultura pomaga narodowi przetrwać utratę
politycznej i gospodarczej niezależności."

13

To kultura polska pozwalała nam rozwijać się po ludzku i pielęgnować naszą
suwerenność duchową, czyli po prostu godność. Z niej wyrosło niepodległe państwo
w roku 1918, dla niej obronić musimy niepodległość po roku 1989.

Niestety, obecne warunki dostosowawcze i członkowskie UE zagrażają
tożsamości polskiej kultury i niepodległości naszego państwa. Bądźmy więc
ostrożni.

1

System funkcjonowania kultury w Polsce a strategie rozwoju kultury w Unii Europejskiej, w: Kultura

Polska 1989-1997. Raport, pod red. T. Kostyrko, Warszawa 1997, s.427.

2

„Zadaniem Wspólnoty jest, poprzez utworzenie wspólnego rynku i unii gospodarczo-walutowej oraz

realizację wspólnej polityki lub działań określonych w artykułach 3 i 3a, wspieranie w całej
Wspólnocie harmonijnego, zrównoważonego rozwoju działań gospodarczych, trwałego i
nieinflacyjnego wzrostu z poszanowaniem środowiska naturalnego, wysokiego stopnia zbieżności
działań gospodarczych, wysokiego poziomu zatrudnienia i opieki społecznej, podnoszenie stopy
życiowej i jakości życia, ekonomicznej i społecznej spójności oraz solidarności pomiędzy państwami
członkowskimi." Część I, Art. 2, Prawo Wspólnot Europejskich. Dokumenty, Warszawa 1997, wyd.4.

3

Art.3, Ibidem.

4

Hasło „Ideology", w: The New Encyclopedia Britannica, Chicago 1974, s. 194.

5

„That a peace based exclusively upon the political and economical arrangements of governments

would not be a peace which could secure the unanimous, lasting and sincere support of the peoples of
the world, and that the peace must therefore be founded, if it is not to fail, upon the intellectual and
morał solidarity of mankind", Constitution ofthe United Nations. Educational, Scientific and Cultural
Organization,
Adopted in London on 16November 1945, Preamble.

6

Por. S. Dillon, Trudne zadanie promowania kultury europejskiej, w: „Dialog Europejski", 1998/2,

s.22.

7

Ibidem, s.22.

8

Ibidem, s.25.

9

K. Krzysztofek, System funkcjonowania..., art.cyt., s.431.

10

„Dialog Europejski", s.24.

11

Programy te w tym lub przyszłym roku wygasają, nowy program ma być dopiero opracowany,

ibidem s. 23.Por. „Układ Europejski", cz. VII, art.95.

12

Por. K. Krzysztofek, System funkcjonowania..., art.cyt, s.429-431.

13

Jan Paweł II, Oprawach narodów, Lublin 1996, n. 8. 72

background image

Demokracja - politeja czy ochlokracja?

(starożytni o demokracji)

Są trzy główne powody, dla których znaczenie słowa demokracja jest dziś tak
zamazane. Pierwszy to ten, że słowo to ma nie tylko znaczenie polityczne, ale
również ideologiczne. Drugi to upadek wykształcenia klasycznego, z którym wiąże
się brak znajomości w szerszych kręgach źródeł cywilizacji zachodniej, w której
demokracja się narodziła. Trzeci wreszcie to ten, że demokracja w sensie greckim a
demokracja w sensie nowoczesnym, w wielu istotnych punktach różni się. W efekcie
pewien mętlik pojęciowy sprzyja głównie walce politycznej proporcjonalnie do
obniżenia samej kultury politycznej nie tylko wśród przeciętnych obywateli, ale
również elit sprawujących władzę.

Należy najpierw umiejscowić demokrację na tle różnych ustrojów, jakie znane były
Grekom. Następnie choćby skrótowo przedstawić historię demokracji ateńskiej, a
także jej strukturę. Zauważymy jakie założenia filozoficzno-polityczne legły u jej
podstaw. Dalej, kto i dlaczego chwalił demokrację, a kto jakie błędy jej wytykał. A
wreszcie, należy pokazać, jaka demokracja jest ochlokracja, a jaka politeja.

Dzisiaj ustroje dzielimy najczęściej bardzo prostacko. Jest albo demokracja, albo
totalitaryzm. Demokracja to państwo otwarte i wolne, a totalitaryzm to państwo
zamknięte i zniewolone. Grecy byli trochę od nas inteligentniejsi i wyróżniali aż
sześć ustrojów, z których trzy były zdrowe, a trzy zwyrodniałe czy zboczone. Kiedy
ustrój określano mianem „zdrowego"? Wtedy, gdy jego celem był wspólny pożytek
(pros ton koinon symferori). Jeśli natomiast celem był li tylko pożytek jednostki,
grupy czy nawet większości, to wówczas taki ustrój określano mianem
zwyrodniałego. Na trzy sposoby ustrój może być zdrowy i na trzy sposoby może być
zwyrodniały. Zdrowy ustrój to taki, w którym dla dobra wszystkich rządzi jeden
(monarchia), albo rządzi jakaś grupa (arystokracja), albo gdy rządzą wszyscy
(politeja). Kiedy natomiast jeden rządzi dla dobra własnego, to wówczas jest to ustrój
zboczony i nosi on miano tyranii, gdy dla dobra grupy rządzi grupa, to jest to
oligarchia, a gdy dla dobra większości rządzi większość, to jest to demokracja.
Zdrowymi ustrojami są więc: monarchia, arystokracja i politeja, zwyrodniałymi zaś:
tyrania, oligarchia i demokracja.

1

Jak widzimy, dość nieoczekiwanie, demokracja jawi się jako ustrój w pewnym sensie
zwyrodniały, jest zwyrodnieniem politei, tak jak tyrania jest zwyrodnieniem
monarchii. A zwyrodnienie demokracji płynie stąd, że choć ma na uwadze dobro
większości, to jednak nie jest to dobro wszystkich. Jest lepsza od oligarchii i od
tyranii, ale mimo to jest zwyrodniałą formą ustrojową.

Demokracja jest więc najlepsza ze złych, z tego też tytułu może przechylić się albo w
stronę ochlokracji, czyli rządów pospólstwa, tłumu, albo też w stronę politei, czyli
rządów wszystkich, ale rządów rozumnych, mających na względzie wspólny pożytek.
A zależy to od tego, co do demokracji zostanie domieszane, sam podział tu
zaprezentowany jest bowiem podziałem schematycznym.

Mówiąc o ustrojach musimy jednak pamiętać, że dotyczyły one tylko obywateli, a nie
wszystkich mieszkańców. Sprawa to niebagatelna. W czasach Peryklesa Attykę

background image

zamieszkiwało około 315 tysięcy osób. Wśród nich praw obywatelskich nie posiadały
kobiety, nie posiadali metojkowie, czyli wolni, ale obcy przybysze, nie posiadali
niewolnicy, których było ponad 100 tysięcy. Obywateli było nieco ponad 40 tysięcy,
a więc mniej więcej jedna ósma populacji. Obywatelem stawał się po ukończeniu 21
roku życia mężczyzna, zrodzony i po matce i po ojcu z rodowitych Ateńczyków.

2

Demokracja ateńska obejmuje więc stosunkowo niewielką liczbę ludności, co
oczywiście będzie miało swoje konsekwencje. Z drugiej strony na tak niewielkiej
scenie można było wyraźniej i ostrzej dostrzegać, jakie są mechanizmy danego
ustroju, co dobrego, a co złego ze sobą wnosi.

Grecy ze szczególnym zapałem analizowali różne ustroje polityczne. Uświadomili
bowiem sobie, że człowiek jest z natury stworzony do życia społecznego i to w
większym stopniu niż pszczoła. Poza społecznością żyć może tylko ktoś, kto jest albo
istotą nadludzką (kreitton e anthropos), albo nędznikiem (faulos)

3

W obu wypadkach

występować musi jakiś defekt czy to przez nadmiar, czy to przez niedomiar. A jeśli
już ktoś żył w społeczności, ale nie żył życiem społecznym, publicznym, a więc jeśli
nie był polites, to w takim razie i on musiał być jakoś upośledzony, a zwano go
wówczas idiotą(idiotes).

4

Normalny zaś człowiek, aby żyć i rozwijać się po ludzku, z

konieczności potrzebuje kontekstu społecznego. Jeśli tak, to typ ustroju, w jakim
człowiek żyje, nie jest bez znaczenia, bo albo człowiek jako człowiek się w nim
rozwinie, albo się zdegeneruje. Znalezienie więc właściwego, czyli zdrowego ustroju
było dla Greków sprawą bardzo palącą. Jakich ustrojów doświadczyli Grecy przed
pojawieniem się demokracji? W czasach archaicznych była monarchia. Ostatni król
Codrus ani nie został obalony, ani wygnany, ale - wedle legendy - poległ bohatersko
broniąc Aten przed Dorami. Wówczas Ateńczycy doszli do wniosku, że nikt nie jest
godny, by go zastąpić, wybrano więc archonta z kadencją dożywotnią, którą w roku
752 zmniejszono do lat 10, a w roku 683 do jednego roku. Później podzielono władzę
na 9 archontów, wśród których zachowano funkcję króla - bazileusa, tyle, że była to
funkcja czysto religijna. Ta nowa forma ustrojowa była de facto oligarchią i
arystokracją, która w Attyce utrzymywała się przez prawie 5 wieków.

5

Obywatele

ubożsi i nie posiadający dobrego urodzenia, a więc rzemieślnicy (hoi demiurgoi) i
rolnicy (hoi geomoroi) nie byli dopuszczani do rządu. Zadłużenie uboższych wobec
bogatszych i wobec państwa doprowadziło do poważnego kryzysu, a wprowadzenie
przez Drakona ostrych praw nie zażegnało konfliktu. I wówczas pojawił się Solon, od
którego datować można początki demokracji. Solon bowiem unieważnił zadłużenia
(sejsachteja), przez co uwolnił znaczną część ludności, a wszystkich podzielił na
cztery klasy majątkowe. Wedle tych klas poszerzył udział obywateli w rządzie,
złamał więc w pewien sposób monopol oligarchii, choć oczywiście nie była to jeszcze
demokracja. Solon niezwykle był czuły na prawo oparte na sprawiedliwości, bez
którego państwo musi znajdować się w stanie permanentnego kryzysu. Prawodawca
jest szczególnie odpowiedzialny za to, by dostrzegł rozumem tę niewidzialną miarę,
która wytyczając wszystkiemu granice, przyczynia się do ładu i w kosmosie i w
państwie (eunomia). Bo ogół może iść za prawami pisanymi, prawodawca natomiast
sam musi je napisać, będą dobre i sprawiedliwe, gdy kieruje się gnomosyne - czyli
gdy dostrzega właściwą miarę. Solon był pierwszym politykiem, który tak wysoko
wzniósł się ponad żądzę posiadania władzy i płynących z tego tytułu bogactw.
Zmiany wprowadzone przez Solona nie były jeszcze w pełni demokratyczne, skoro
udział w rządzie zależny był od cenzusu majątkowego, niemniej stanowiły istotny
wyłom nie tylko polityczny, ale i kulturowy.

Rzucone zostało ziarno demokracji.

6

Nie wzrosło ono natychmiast. Rozpoczął się

okres tyranii Peizystratesa, który przechwycił władzę korzystając z walki między

background image

oligarchiami i ludem. W roku 510 wypędzony zostaje ostatni tyran Hippiasz, a w roku
507 do głosu dochodzi Kleistenes i zaprowadza demokrację, której główny zrąb trwać
będzie aż do upadku Aten, i którego największą chlubą będzie okres Peryklesa.

7

Zobaczmy teraz, jakie były charakterystyczne elementy demokracji ateńskiej.
Demokracja ta zasadzała się na trzech filarach. Były to: izonomia - czyli równość
wobec prawa, izogeria - czyli równy dostęp do rządu, oraz wolność (rzecz jasna, w
grę wchodzą tylko obywatele). Cała władza rozdzielona była pomiędzy Radę,
Zgromadzenie oraz urzędników. Rada początkowo składała się z 400, a potem z 500
członków; po 50 z każdego z l O okręgów Attyki czyli fil. Członków wybierano
drogą losowania na kadencję jednoroczną, przy czym musieli mieć ukończone lat 30.
Losowanie miało zabezpieczać wybory przed różnego rodzaju naciskami i
nadużyciami (w postaci np. zastraszania czy łapówek). Z kolei roczna kadencja bez
możliwości jej powtórzenia powodowała, że prawie każdy obywatel mógł liczyć na
to, że w którymś momencie sam będzie członkiem Rady.

W Zgromadzeniu Narodowym mógł brać udział każdy obywatel, który ukończył 20
rok życia. Każdy mógł przemawiać, a wówczas wkładał na głowę wieniec mirtowy na
znak nietykalności i nie wolno było mu przerywać, ani go obrażać. Po wyczerpaniu
stanowisk głosowano przez podniesienie rąk, zaś w sprawach osobistych za pomocą
znaczków kamiennych.

Urzędnicy byli zwyczajni i nadzwyczajni, ci ostatni tylko do pewnych spraw i
wybierano ich przy pomocy głosowania. Losowanie urzędników zwyczajnych
dokonywało się raz w roku. Procedura była następująca: do jednego naczynia
wrzucano tabliczki z nazwiskami kandydatów, do drugiego białą i czarną fasolę.
Następnie wyjmowano fasolę i tabliczkę. Gdy fasola była czarna - los był pusty, gdy
biała - trafiony. Po wyborze pretendent na urzędnika poddawany był kontroli pod
względem prawnej zgodności, a nie kompetencji. Podczas urzędowania pozostawał
pod kontrolą ludu, który na zgromadzeniach mógł urzędnika zawiesić lub odwołać.
Również podczas urzędowania urzędnik był traktowany jako dłużnik państwa, a jego
majątek był wzięty pod zastaw. Nie mógł również opuszczać kraju i nie mógł
oczywiście piastować innego urzędu. Po roku urzędnik musiał zdać rachunek ze swej
pracy i gdy wszystko wypadło pomyślnie, odzyskiwał zastaw i udzielano mu
publicznej pochwały. W przeciwnym razie mógł być publicznie zganiony, a nawet
uszczuplony na majątku.

Kompetencje Rady, Zgromadzenia i urzędników: Rada - opiniuje sprawy zewnętrzne,
finanse, administracja, wojsko, budowa floty; Zgromadzenie - wnioski prawodawcze,
zmiana praw, wypowiedzenie wojny, pokój, przymierze, skarb, podatki, religia,
obrzędy, nagrody, uwalnianie od podatków, nadawanie praw obywatelskich; Urzędy -
sądowy, administracyjny, skarbowy i wojskowy.

Słynny ostracyzm wprowadzony został przez Kleistenesa jako forma zabezpieczenia
demokracji. W tej sprawie gromadzono się raz do roku. Potrzeba było aż 6 tysięcy
głosów, aby ktoś został skazany. Wówczas musiał w ciągu 10 dni opuścić kraj
najpierw na 10, później na 5 lat, chyba że w ciągu tego czasu lud zmienił zdanie.
Jednak ani czci, ani majątku nie odbierano.

8

Jakie były filozoflczno-polityczne podstawy ateńskiej demokracji? Odpowiedź na to
pytanie związana jest ze znalezieniem źródeł, które pozwalałyby na to, aby niejeden
lub kilku, ale całe rzesze mogły mieć udział w rządzie i by były równe wobec prawa.
Na takie źródła wskazuje sofista Protagoras, którego stanowisko relacjonuje Platon.

background image

Protagoras odwołuje się do mitu o powstaniu człowieka.

Najpierw byli tylko bogowie. Gdy nadszedł odpowiedni czas, rozpoczęli tworzenie
różnych istot śmiertelnych, odpowiednio je uposażając. Zajął się tym Epimeteusz,
narobił mnóstwo różnych zwierząt, ale nie był zbyt rozsądny, bo wszystkie zdolności
porozdawał istotom nierozumnym, a gdy trzeba było utworzyć i wyposażyć ród
ludzki, nic już nie zostało - człowiek był goły, bosy i bezbronny, zaraz też miał ujrzeć
światło dzienne i niechybnie od razu by zginął. Wtedy Prometeusz wkroczył do akcji,
wykradł Hefajstosowi i Atenie nie tylko ogień, ale mądrość - matkę różnych
umiejętności i sztuk. Ta mądrość pozwalała zachować życie, ale mądrość polityczna
była nadal w rękach Zeusa. A człowiek bez mądrości politycznej niewiele mógł
zdziałać przeciwko dzikim zwierzętom, a gdy skupiał się w gromady, zaraz jeden
drugiego zawojowywał, krzywdził, więc się na nowo rozsypywali. Rodowi ludzkiemu
groziła zagłada, więc w końcu Zeus wysyła Hermesa, aby ludziom wszczepił Wstyd i
Poczucie Prawa. A na rym opiera się ład i porządek państwowy, zaś ludzie dzięki
temu zdolni są połączyć się węzłami przyjaźni. I jak umiejętności zawodowe są
różnorako między ludzi rozparcelowane (jeden jest lekarzem, drugi gra na flecie), to
Wstyd i Poczucie Prawa rozdane jest wszystkim po równo. Dlatego też w kwestiach
fachowych nie każdy ma prawo zabierać głos, ale w kwestiach państwowych każdy,
bo każdemu Zeus dał Wstyd i Poczucie Prawa (aido te kai diken)

9

Ten znany przecież

mit o Prometeuszu, choć może bardziej od strony ognia, niż od strony politycznej, ma
ilustrować doniosłe, choć jeszcze niewykończone spostrzeżenie Protagorasa, że każdy
człowiek, a nie tylko elita władzy, czy obywatel, z natury - a więc przez bogów -
został odpowiednio uposażony do równoprawnego udziału w życiu państwa.

I taką właśnie postawę prezentuje w swej mowie w obecności króla Persów, Dariusza,
Otanes. Powiada tak: Ludowładztwo zaś ma naprzód najpiękniejszą ze wszystkich
nazwę, tj. równość wobec prawa; po wtóre, nie czyni nic takiego jak jedynowładca.
Losowaniem rozdziela urzędy, jego władza jest odpowiedzialna, ze wszystkimi
postanowieniami odnosi się do zgromadzenia ludu. Głosują więc, abyśmy zaniechali
jedynowładztwa i wła-dzę ludu wywyższyli: bo na ludzie wszystko polega".

10

(Herodot

zaznacza, że dla Hellenów mogą być niewiarygodne te mowy, bo przecież Persowie
uosabiali despotyzm, jednak Herodot mówi, że zostały one wygłoszone).

Ale po Otanesie przemawia Megabyzos, i on też podnosi klasyczne zarzuty wobec
demokracji. Posłuchajmy: „Me ma nic bardziej nierozumnego i butnego nad
bezmyślną rzeszę, żeby zaś ludzie, którzy uszli przed butą tyrana, mieli paść ofiarą
buty nieposkromionego ludu, tego już stanowczo znieść nie można. Wszak jeśli tyran
coś czyni, czyni to ze świadomością a lud nawet świadomości nie ma; bo jakżeż
mógłby ją mieć, skoro nic dobrego ani się nie nauczył, ani sam z siebie nie poznał?
Zbywa więc pospiesznie sprawy państwowe, rzucając się na nie bez rozwagi, podobny
do rwącej rzeki górskiej. Niech zatem ci, którzy źle życzą Persom, posługują się
demokracją".

11

Przez cały okres panowania demokracji te dwa poglądy nieustannie się ze sobą
ścierały, czemu sprzyjały wewnętrzne i zewnętrzne przesilenia. Pora więc zobaczyć,
co sądzili o demokracji Platon i jego uczeń Arystoteles. Pierwszy demokrację
zdecydowanie potępił, drugi był w swej krytyce łagodniejszy, zaś dobre strony
scedował na ustrój lepszy od demokracji, ale nie monarchię czy arystokrację, lecz na
ustrój mieszany. Jakie wobec tego zagrożenia niesie ze sobą demokracja?

Pierwszym i podstawowym zagrożeniem było zagrożenie dla prawa. Zarówno w
mitologii, jak i w filozofii, a także w polityce, Grecy w sposób szczególny uczuleni

background image

byli na prawo i sprawiedliwość. A horyzonty mityczne, tak jak i kosmiczne, a także
antropologiczne przeniknięte były myślą i wyobraźnią geniuszu tej miary, co Homer,
Hezjod, Solon, Pitagoras, Heraklit; że mianowicie Dike, Nomos, Logos i Kosmos
winny rządzić wszystkim. Państwo nie było czymś od tego odizolowanym. W
państwie i w człowieku winien realizować się boski porządek kosmosu, którego
naruszenie kończy się i dla państwa i dla człowieka tragicznie. Wprawdzie
Protagoras, odwołując się do mitu, próbował wszczepić w każdego człowieka
poczucie Wstydu i Poczucie Prawa, niemniej jednak wśród sofistów (Kalikses,
Trazymach) zaczęła przeważać tendencja do redukowania prawa do prawa natury bez
tych transcendentnych odniesień. A w naturze rządzi silniejszy, stąd prawem staje się
prawo silniejszego. Jeśli więc w demokracji większość stanowi lud, to - jako
silniejszy - zdolny jest narzucić takie właśnie prawo, prawo silniejszego, które
pozostaje często w ostrej kolizji z autentycznym prawem opartym na sprawiedliwości
i zgodnym z wymogami rozumu. Sprawiedliwość nie może bazować na krzywdzie
ludzkiej, do czego nieuchronnie prowadzi prawo silniejszego.

12

Naturą

usprawiedliwić można każdy gwałt.

13

Prawo u swych podstaw nie może być zależne

od woli rządu, to raczej rząd winien być sługą prawa.

14

Ten aspekt przekraczania kompetencji w stosunku do autentycznego prawa podkreśla
również Arystoteles. Jeśli bowiem coś jest prawem tylko dlatego, że uchwalone
zostało przez większość, to de facto miejsce prawa zajmuje uchwała. Uchwała zaś jest
wynikiem woli większości, a nie rozumu. Takie prawo-uchwała jest właściwie
umową, a w tym momencie rozprzęga się wspólnota państwowa, a wraz z nią sens
życia społecznego. Obywatele bowiem przypominaj ą sprzymierzeńców, którzy
doraźnie zawieraj ą sojusze lub je rozwiązują. Tyle, że sprzymierzeńcy posiadają
własne państwa, natomiast obywatele mieszkają w państwie jednym, więc jeśli prawo
jest tylko umową doraźną, to życie społeczne traci kierunek, a państwo słabnie.

15

Co więcej, oparcie prawa na woli, a nie na rozumie, grozi tym, że lud staje się
zbiorowym tyranem, bo właśnie tyran w odróżnieniu od króla nadaje moc prawa w
oparciu o własną zachciankę, a nie o rozum. W królestwie prawo jest
rozporządzeniem rozumu.

16

Tyrania takiej demokracji, w której lud staje ponad

prawem, powoduje, że lepsi są uciskani, a demagog pełni rolę analogiczną do
pochlebcy. Co chwila zmienia się uchwały i następuje ogólne rozprzężenie. Wówczas
- konkluduje Arystoteles -trudno jest nawet mówić o ustroju, bo gdzie nie rządzą
prawa, tam nie ma ustroju.

17

Jest to raczej -jak powie Platon - rozstrój, a nie ustrój.

18

Arystoteles zwraca uwagę, że są dwa rodzaje równości, jedna oparta na liczbie, druga
na wartości. Pierwsza obejmuje to, co jest takie samo, np. liczbowo równa jest
różnica pomiędzy trzy i dwa, a dwa i jeden. Natomiast równość wedle wartości jest
tylko stosunkowa. Pomieszanie obu tych równości pociąga za sobą dla państwa złe
skutki. Z faktu bowiem, że może być wielu biednych czy wielu bogatych nie wynika,
że w całym społeczeństwie wszyscy są sobie równi. Szlachetnych i cnotliwych, jak
powie Stagiryta, jest niewielu. Z tego też tytułu nie można przykładać do nich miary
równości liczbowej, lecz wartości

19

, a głos człowieka szlachetnego więcej znaczy, niż

głos człowieka opanowanego namiętnościami, i to ten pierwszy powinien mieć
większy udział w państwie.

20

Tymczasem w demokracji, bazując na jednoznacznie

pojętej równości liczbowej, jednostki górujące cnotą poddaje się pod sąd
skorupkowy

21

, bo naruszają równość (logiczna konsekwencja).

Pseudo-Ksenofont zauważa, iż w prawie uchwalanym mocą większości jest coś
irracjonalnego. Arystoteles tłumaczy to w ten sposób, że w głosowaniu decyduje po

background image

prostu liczba, a nie rozum. A liczba w tym wypadku to wynik przypadku, dlatego
głosujący często sami są zdziwieni efektami głosowania.

22

Udział w rządzeniu państwem dotyczy tak wielu spraw, na których trzeba się znać, że
głosowanie czy losowanie nie może dobrze o tym rozstrzygnąć. A lud nie posiada ku
temu odpowiednich kompetencji, zarówno gdy idzie o decyzję, jak i jej wykonanie.

23

Jednym z powodów skazania Sokratesa było właśnie ukazywanie przez nauczyciela
Platona niekompetencji zajmujących się polityką.

24

Hasło wolności może mieć skutki fatalne i dla państwa i dla człowieka. Dla państwa,
bo w imię wolności zaczyna lekceważyć się prawo, które wnosi przecież
ograniczenia. Dla człowieka, ponieważ dusza staje się zbyt wrażliwa i delikatna, nie
znosi żadnego przymusu i w efekcie upada wychowanie.

25

Lud jako silniejszy zaczyna rządzić tylko we własnym interesie i to uważa za
sprawiedliwe. Miejsce polityków prawdziwych zajmują „partyjniacy" (Platon).
Arystoteles zaś doda - celem państwa jest szczęśliwe życie, a to nie sprowadza się
tylko do współżycia, ale przede wszystkim do kalokagathii. W warunkach
demokracji cel ten zostaje zagubiony, ponieważ w demokracji reguluje się na bieżąco
reguły współżycia, czemu służą uchwały-umowy, ale społeczność traci głębszą więź.

Rozprzężenie prowadzi do anarchii, a później przychodzi już tylko tyrania. Natomiast
zbytnie zawężenie prowadzi do oligarchii, gdy grupy bogaczy uzyskują kontrolę nad
demokracją, czyli nad ludem.

26

W ten sposób i Platon i Arystoteles podważają trzy fundamenty, na których opiera się
demokracja: izonomię - równość wobec prawa z uwagi na nierówność wśród ludzi;
izogerię - równy dostęp do urzędów, bo wymagają one kompetencji i; wolność - bo
wolność ponad prawem autentycznym prowadzi bądź do anarchii i tyranii, bądź do
oligarchii.

Demokracja jawi się w ten sposób jako ustrój jednak zwyrodniały, jako ochlokracja
(rządy tłumu). Czy więc nie ma szans na to, aby stała się politeją? Oczywiście, szansę
takie są, ale wówczas dopiero, gdy stanie się ustrojem mieszanym, respektującym
autentyczne prawo. I właśnie przykładem takiej demokracji mieszanej jest
demokracja za czasów Peryklesa. Posłuchajmy, co - wedle świadectwa Tukidydesa -
mówi Perykles: „Nasz ustrój polityczny nie jest naśladownictwem obcych praw, a my
sami raczej jesteśmy wzorem dla innych niż inni dla nas. Nazywa się ten ustrój
demokracją, ponieważ opiera się na większości obywateli, a nie na mniejszości. W
sporach prywatnych każdy obywatel jest równy w obliczu prawa; jeśli zaś chodzi o
znaczenie, to jednostkę ceni się nie ze względu na jej przynależność do pewnej grupy,
lecz ze względu na talent osobisty, jakim się wyróżnia; nikomu też, kto jest zdolny
służyć ojczyźnie, ubóstwo albo nieznane pochodzenie nie przeszkadza w osiągnięciu
zaszczytów. W naszym życiu państwowym kierujemy się zasadą wolności. W życiu
prywatnym nie wglądamy z podejrzliwą ciekawością w zachowanie się naszych
współobywateli, nie odnosimy się z niechęcią do sąsiada, jeśli się zajmuje tym, co mu
sprawia przyjemność, i nie rzucamy w jego stronę owych pogardliwych spojrzeń,
które wprawdzie nie wyrządzają szkody, ale ranią. Kierując się wyrozumiałością w
życiu prywatnym, szanujemy prawa w życiu publicznym; jesteśmy posłuszni
każdoczesnej władzy i prawom, zwłaszcza tym nie pisanym, które bronią
pokrzywdzonych i których przekroczenie przynosi powszechną hańbę"

27

Demokracja, o której mówi Perykles, nie jest więc czystą demokracją, ale ustrojem

background image

mieszanym, najlepszym jaki można stworzyć. Nastąpiła tu fuzja starych ideałów
jeszcze szlacheckich, z ich poszerzeniem na wszystkich obywateli, fuzja izonomii
Kleistenesa z eunomią Solona. Taka demokracja ma swego pierwszego obywatela
(primus inter pares - u Homera), w niej równość wobec prawa nie eliminuje
preferencji talentu, arystokracji ducha.
Jak zauważa Jaeger, demokracja przy
braku wybitnej jednostki nie zabezpiecza państwa przed zagrożeniami, z drugiej
jednak strony, gdy taka jednostka się pojawi, to jest w o tyle lepszej sytuacji od
wybitnego tyrana, że zdolna jest wykorzystać inicjatywę obywateli, która bez
demokracji jest stłumiona. Przykładem na to jest tyrania Dionizjusza z Syrakuz, który
bez demokracji nie mógł wciągnąć obywateli do życia politycznego.

28

O ile Platon w

obawie przed demokracją poszedł w kierunku rozwiązania skrajnego, czyli tzw.
nookracji, która bliska była w swych rozstrzygnięciach totalitaryzmowi, o tyle
Arystoteles skłaniał się raczej ku politei, czyli ustrojowi mieszanemu, zmieszanemu
z najlepszych cech demokracji, oligarchii i arystokracji, by pogodzić wolność,
bogactwo i cnotę, a wszystko winno być oparte na słusznym prawie, czyli takim,
którego celem jest szczęście obywateli i piękno - kalokagathia. I taka wizja państwa
opartego na ustroju mieszanym, czyli politei, legła u podstaw rzymskiej republiki.
Oto jak mówi Cyceron: „W każdym razie pamiętajcie na przyszłość o tym, co
powiedziałem na początku: jeżeli w jakimś państwie nie ma zupełnie równego
podziału praw, obowiązków i ciężarów - takiego, żeby i urzędy miały wystarczającą
władzę i rada przedniej szych obywateli cieszyła się odpowiednią powagą i lud był
dostatecznie wolny — to ustrój takiego państwa nie może długo trwać w stanie
niezmienionym. "

29

„Res publica resgue populi — wszystkie stany muszą mieć równy

udział w rządach - status rei publicae in omnis ordines civitatis aeąuabilis. "

30

A

zatem jeśli demokracja, to jako politeja a nie ochlokracja, ponieważ ochlokracja
prowadzi albo do oligarchii, albo do anarchii i dalej do tyranii.

Jednak wszelkie oceny różnych ustrojów opierać się muszą na rozpatrzeniu celu
państwa, bo ustrój nie jest celem samym w sobie, ustrój jest dla państwa, a państwo
dla człowieka. Dlatego też trzeba pamiętać, co mówił Arystoteles, że szczęście
państwa nie jest jak liczba parzysta, a więc państwo szczęśliwe, a ludzie nieszczęśliwi
(liczba parzysta składa się z liczb nieparzystych), bo w państwie ludzie mają być
szczęśliwi.

31

1

Arystoteles, Polityka, tłum. L. Piotrowicz, Warszawa 1964, III 5.

2

W. Durant, The Life of Greece, New York 1939, s. 254n.

3

Arystoteles, Polityka I l.

4

W. Jaeger, Paideia, tłum. M. Plezia, U, Warszawa 1962, s. 138.

5

W. Durant, The Life of Greece, s.109n.

6

W. Jaeger, Paideia, s.162n.

7

W. Durant, The Life ofGreece, s. 112-126.

8

F. Terlikowski, Życie publiczne, prywatne i umysłowe starożytnych Greków i Rzymian, Lwów 1912,

s.43-48.

9

Platon, Protagoras, tłum. W. Witwicki, Warszawa 1991, 320D-323D.

10

Herodot, Dzieje, tłum. S. Hammer, Warszawa 1954, s.240.

background image

11

Herodot, Dzieje, s.240.

12

Platon, Państwo, dz.cyt, 340C.

13

Platon, Prawa, tłum. M. Maykowska, Warszawa 1958, 715A.

14

Platon, Prawa 715D.

15

Arystoteles, Polityka, .

16

Arystoteles, Polityka IV, 4, 1292a.

17

Arystoteles, Polityka IV, 4, 1292a.

18

Platon, Prawa, dz.cyt, 715B.

19

Arystoteles, Polityka, IV, 3, 1291b.

20

Arystoteles, Polityka, III, 6, 1281 a.

21

Arystoteles, Polityka, III, 7, 1284a,

22

Arystoteles, Polityka, V, l, 1302a.

23

Platon, Polityk 297B,.

24

Platon, Obrona Sokratesa 21C n.

25

Platon, Państwo 563D.

26

Arystoteles, Polityka III, 5.

27

Tukidydes, Wojnapeloponeska, tłum. K. Kumaniecki, Warszawa 1953, s.18.

28

W. Jaeger, Paideia, s.417-422.

29

M.T. Cyceron, O państwie, tłum. W. Kornatowski, w: Pisma filozoficzne, 1.2, Warszawa

1960, II

57.

30

M.T. Cyceron, O państwie, dz.cyt., II 62.

31

Arystoteles, Polityka, II 2.

Polityka wobec moralności i religii

Jednym z największych paradoksów życia politycznego w Polsce jest ten, że krajem
w ponad 90% katolickim rządzą ludzie albo religijnie indyferentni, albo wręcz
wojujący z religią. Mniejszość rządzi większością, i większość niewiele sobie z tego
robi, zaś w chwilach krytycznych zrzuca odpowiedzialność na poszczególne osoby
żywiąc przekonanie, że to sprawa ludzi a nie doktryny, jakiej służą. Zbyt jednak
długo już trwa w Polsce powojennej ścieranie się dwóch przeciwstawnych sobie
cywilizacji, by można krótkowzrocznie sądzić, że to tylko kwestia niektórych ludzi, a
reszta jest w porządku. Raczej odpowiednie postawy ludzkie wpisane są w scenariusz
przyjętej strategii, raz łagodnej, innym razem bardzo ostrej.

Z drugiej wszakże strony nie można zapomnieć, że monopolizacja życia politycznego
przez jedną rządzącą partię zniszczyła lub przynajmniej zdeformowała wiele z innych
partii, w tym również chrześcijańskich. Dlatego dziś, przy nominalnej wolności i

background image

niepodległości, odrodzenie życia politycznego nie przebiega zbyt sprawnie. Aby
nastąpiło rzeczywiste odrodzenie, warto najpierw zastanowić się, na czym polega
swoistość bycia politykiem chrześcijańskim. Jak do tej pory politycy chrześcijańscy
oskarżani są albo o małą skuteczność, albo o fundamentalizm. Należy więc bacznie
przyjrzeć się, jak polityk chrześcijański powinien pojmować związek polityki z
moralnością i związek polityki z religią. To są bowiem dwa zasadnicze odniesienia,
które polityk komunistyczny lub liberalistyczny lekceważy a wręcz ma je za nic.

Polityka a moralność

Przez ostatnie kilka lat słyszymy, że w polityce najważniejsza jest skuteczność.
Polityk nieskuteczny odpada z gry i nikt się z nim nie liczy. Większość ludzi
przyjmuje to za dobrą monetę tak jakby oglądała mecz, który toczy się między
Glasgow Rangers a Manchester United, czy między jedną partią a drugą: kto wygra,
ten jest lepszy. Z drugiej strony szczególnie w środowiskach chrześcijańskich pojawia
się wołanie o moralność w polityce, czym jednak specjalnie nikt się w środowiskach
zawodowych polityków nie przejmuje. Po prostu, polityk te kilka fauli jak w
koszykówce może popełnić i nie ma co się rozckliwłać, gra jest bezwzględna.

Powstaje wobec tego pytanie, czy polityka to jest taka gra wobec której większość
obywateli jest widzami, sprzyjającymi jednej lub drugiej stronie? Niestety, tak nie
jest, ponieważ poza stroną widowiskową są jeszcze konkretne decyzje i konkretne
realizacje, które dotyczą bądź to pewnych grup społecznych, bądź wszystkich. Gdy
mówimy o polityce, to musimy przywołać rzymską maksymę: tua res agiturl to ciebie
dotyczy. Ciebie, twoich dzieci, twoich rodziców. Jeśli więc słyszymy, że polityka ma
być tylko skuteczna, to natychmiast pojawia się pytanie: dla kogo skuteczna?
Skuteczny napastnik to taki, który strzela bramki drużynie przeciwnej. Jeśli więc
skuteczni politycy zaczynają strzelać bramki narodowi, to kończy się gra, kończą się
żarty.

Wiadomo, że koncepcja polityki skutecznej związana jest z postacią N. Machiavelli,
który w Księciu podaje szereg zasad skutecznego zdobywania władzy i utrzymywania
się przy niej np.: „ Należy pamiętać, że ludzi trzeba albo potraktować łagodnie albo
wygubić, gdyż mszczą się za błahe krzywdy, za ciężkie zaś nie mogą. Przeto gdy się
krzywdzi człowieka, należy czynić to w ten sposób, aby nie trzeba było obawiać się
zemsty.
"

1

Inna rada: „Zdobywca, opanowawszy rządy, powinien przygotować i

popełnić naraz wszystkie nieodzowne okrucieństwa, aby nie wracając do nich
codziennie i nie powtarzając ich, mógł dodać ludziom otuchy i pozyskać ich
dobrodziejstwami. "

2

Jeszcze inna: „Jeżeli podbite państwa są przyzwyczajone do

rządzenia się swoimi prawami i do wolności, są trzy sposoby, aby je utrzymać:
pierwszy - to zniszczyć je, drugi - założyć tam swą siedzibę, trzeci, zostawić im ich
własne prawa, czerpać stamtąd pewne dochody i stworzyć wewnątrz rząd
oligarchiczny, który by ci je utrzymał w przyjaźni. Albowiem taki rząd, utworzony
przez księcia, wie, że nie może obejść się bez jego przyjaźni i potęgi i że trzeba czynić
wszystko, aby go podtrzymać.
"

3

N. Machiavelli ilustruje swoje reguły przykładami z historii starożytnej,
średniowiecznej i jemu współczesnej, więc mogłoby się wydawać, że nie on jest
autorem makiawelizmu. Ale zbrodni i złodziejstwa zawsze było wiele, natomiast w
wypadku Księcia Machiavelli sankcjonuje zło, sankcjonuje taki typ polityki, który
wszelkimi sposobami, byle inteligentnymi, czyli skutecznymi, pozwoli księciu
zdobyć władzę i ją utrzymać.

background image

W tym miejscu warto jednak wyjaśnić, że skuteczna polityka to nie jest wyłącznie
polityka amoralna, czy niemoralna. Nie dajmy się nabrać, że kryterium dobrej
polityki jest skuteczność, a nie moralność, jeżeli więc dla realizacji celu władcy lub
władzy skutecznymi będą środki moralne, to po nie trzeba sięgnąć. Klasyczny
przykład to praktyki komunistów, którzy gdy trzeba łamią prawo, ale gdy prawo im
sprzyja, trąbią naokoło, że są za państwem prawa. I to jest właśnie ów cynizm.

Aby ustosunkować się po tych wstępnych ilustracjach do problemu moralności i
skuteczności w polityce, trzeba kilka spraw wyakcentować:

a) wyznaczenie jako celu polityki skuteczności jest równoznaczne z odebranie praw
ludzkich tym wszystkim, z którymi owa skuteczność się nie liczy. Dlatego w
konsekwencji można ich wygubić, zubożyć, pozamykać do więzień. Tutaj pojawia się
podstawowa sprawa: kim jest człowiek? Jeśli jest osobą, to jest automatycznie
suwerenem, jeśli osobą nie jest, to su-werenem jest tylko władca. Za czasów N.
Machiavelli suwerenem był tylko książę. A to jest pierwszy i podstawowy błąd:
suwerenem bowiem jest nie tylko władca, ale każdy człowiek jako osoba.

b) U Greków nie ma jeszcze wypracowanej koncepcji człowieka jako osoby, to wnosi
dopiero chrześcijaństwo, gdyż osoba-prosopon-persona to maska, obraz, obraz Boga
samego, niemniej jednak Grecy zwrócili uwagę, nawet przy ograniczeniu podmiotów
prawa, że człowiek koniecznie potrzebuje kontekstu społecznego, aby żyć i się
rozwijać (etymologicznie „idiota" to ten, kto uważa, że wystarczy ograniczyć się do
życia prywatnego, „kretyn" zaś uważa siebie za wyrastającego ponad wszystkich).
Dlatego pewne ustroje nazwali zdrowymi, a inne zwyrodniałymi. Zdrowe są takie, w
których człowiek nie tylko ma zabezpieczone środki do życia, ale również
promowany jest jego rozwój i szlachetna postawa (monarchia, arystokracja, politeja).
Zwyrodniałe natomiast to te, w których człowiek karłowacieje, środków brak a
promowane są postawy brzydkie (tyrania, oligarchia, demokracja). Gdy teraz te
rozróżnienia zaaplikujemy do chrześcijańskiej wizji człowieka jako osoby, to od razu
widać, jak wielkim wyzwaniem jest uprawianie polityki.

c) polityk nieskuteczny, to fajtłapa a nie polityk, polityk musi być skuteczny, co nie
znaczy, że ma być niemoralny. Z perspektywy człowieka jako osoby widać, że
polityka nie licząca się z moralnością jest contradictio in adiecto, bo jest to po prostu
polityka nie licząca się z człowiekiem. Wtedy on słusznie zapyta -jako podmiot - po
co mi taka polityka, po co mi takie państwo? A jeśli się mu zamknie usta, weźmie na
przymus, no to mamy nowoczesną formę niewolnictwa.

Polityka musi więc mieć na celu dobro człowieka, jeśli ma być autentyczną
polityką.
Taki cel polityczny nosi miano dobra wspólnego. Skuteczność w jego
realizacji, tak jak w porządku moralności
węziej pojętej, polega na tym, że gdzie
się da, tam dobro trzeba urzeczywistniać, a gdzie się nie da, należy przeciwstawiać
się złu.
Zło, gdy małe, trzeba zaatakować, gdy przerasta nasze siły - wytrzymywać
jego napór. I dopiero wówczas, niezależnie od tego, jaka jest sytuacja w państwie -
polityka respektująca w ten sposób dobro wspólne jest polityką zdrową.

Jednym słowem, hasło skuteczności z pominięciem moralności, oznacza, że w danym
państwie człowiek nie jest traktowany jako podmiot-osoba i musi się liczyć z tym, że
jego prawa ludzkie będą deptane w najbardziej przemyślny sposób.

Błąd polityków chrześcijańskich w ostatnich latach polegał na tym, że zawiązując
sojusze z orientacjami antypersonalistycznymi, nie mówiąc już że

background image

antychrześcijańskimi, nie zauważyli, że albo pójdą na niegodziwe środki, albo też
sami zostaną zinstrumentalizowani, co do reszty popsuje opinię o nich wśród
obywateli. W sytuacji zdrowej łączy wspólne dobro, które realizuje się przy pomocy
dopełniających się środków, w sytuacji zwyrodniałej jest odwrotnie - różne cele, te
same środki. To już nie jest tragedia, to nieszczęście.

Albo polityka jest roztropnym realizowaniem wspólnego dobra i wówczas każdy
może w tym się odnaleźć i widzi osobiście sens życia w danej społeczności, albo
pojawią się różne odmiany antypolityki, w której ludzi zagrożeni są od góry przez
różne formy zinstytucjonalizowanego zła. Jednak żyjąc w takim państwie mogą
pytać, po co mi to, przecież ja miast rozwijać się, zaczynam się kurczyć. A to
oznacza, że taka polityka zagubiła swój najbardziej istotny sens: człowieka jako
osobę.

Widać to wyraźniej, gdy uświadomimy sobie, że przy polityce pojętej jako
skuteczność gubi się obiektywny cel. Przecież te wszystkie cele, jak utrzymanie
ustroju, władzy, fabryk etc., to są przecież tylko środki, to nie są żadne cele, ustrój nie
jest bytem w sobie, lecz relacją, władza jest dla kogoś, fabryka jest dla kogoś etc.
Ostatecznie więc zwyrodnienie polityki sprowadza się do tego, że naruszony zostaje
obiektywny porządek: środek wzięty jest za cel, dobro partykularne - za dobro
wspólne.

Polityka a religia

Dziś problem ten jest bardzo zaogniony, od kilku lat mówi się, że Kościół wtrąca się
do polityki. Na tym tle prowadzona jest kampania antyklerykalna, która zresztą i
przedtem była, tyle że ludzie mają krótką pamięć i mało czytają. Warto więc dla
oczyszczenia złej atmosfery sprawy te uporządkować:

a) Jeżeli stwierdziliśmy, że właściwie pojęta polityka jest roztropną realizacją
wspólnego dobra, to pojawia się pytanie, czy ta polityka nie krzyżuje się z religią. Bo
przecież, jeśli wspólnym dobrem, a więc i ostatecznym celem życia człowieka jest
Bóg, a do Boga prowadzi człowieka religia, to czy polityka nie jest religią, obie mają
przecież ten sam cel?

Jak wiemy, pojawiły się w historii dwa skrajne podejścia: pierwsze bizantyńskie,
drugie muzułmańskie. Pierwsze to cezaropapizm, a więc władcy świeckiemu
podlega patriarcha, Państwu - Kościół. Drugie to fundamentalizm: osobie
duchownej (ajatollahowi) podlega władca, „Kościołowi" - państwo. Wiemy też, że
zarówno cesarstwo rzymskie narodu niemieckiego nieustannie zabiegało o
podporządkowanie sobie Kościoła katolickiego, bo taki był sens walki cesarstwa z
papiestwem (zresztą pod wpływem bizantyńskim, bo Teofania, żona Ottona II była
księżniczką bizantyńską) jak i później skutecznie program ten realizowali władcy
protestanccy (cuius regio eius religio), a nawet katoliccy, tzw. józefinizm. Natomiast
program drugi jest ciągle obecny w Iranie, gdzie władza należy z kolei do osób
duchownych.

b) O ile zasygnalizowane napięcie stosunków między państwem i Kościołem
wynikało z walki o podział kompetencji w zakresie realizacji wspólnego dobra, czyli
prowadzenia człowieka do Boga, to przynajmniej od czasów Rewolucji Francuskiej, a
potem Rewolucji Październikowej pojawia się koncepcja państwa ateistycznego, a
więc takiego, które najpierw spycha religię do sfery prywatnej, a następnie całkowicie
ją eliminuje tak z życia publicznego jak i prywatnego. Tutaj bitwa polityczna nie jest

background image

już rywalizacją, ale wręcz bitwą na śmierć i życie. Jeśli nie ma wspólnego celu, to
państwo jest wewnętrznie pęknięte, jest albo w stanie wojny albo tymczasowego
zawieszenia broni. Polityka nie dopełnia religii, religia nie dopełnia polityki, celem
polityki jest zniszczyć religię. I to jest podstawowy negatywny cel państw, których
program jest owocem ideologii czy to Rewolucji Francuskiej, czy też
Październikowej. I tu obowiązuje zasada ze strony wrogów religii, że wszystko może
być wykorzystane przeciwko religii, również wszystkie tymczasowe sojusze czy
ustępstwa. Tu nie można być naiwnym. Widać to wyraźnie gdy śledzi się stosunki
między Kościołem i Państwem za panowania Prymasa Tysiąclecia i ile błędów
popełnili ci, którzy posunięcia komunistów brali za dobrą monetę.

c) Pozostaje więc pytanie, na czym polega prawidłowy układ między Kościołem i
Państwem, polityką i religią, gdy jest zgoda co do celu pojętego jako wspólne dobro?
Aby na to pytanie odpowiedzieć, należy najpierw wskazać na istotne różnice, jakie
zachodzą między polityką i religią:

1. Religia (chrześcijańska) jest objawiona, natomiast polityka nie jest objawiona,
płynie z poznania naturalnego.

2. Dobro wspólne w innym aspekcie pojawia się w religii, a w innym -w polityce. W
religii Bóg jest objawiony jako sprawca i cel ludzkiego życia, natomiast w polityce
dobro wspólne postrzegane jest bardziej od strony podmiotu-człowieka, mówi się
więc o rozwoju osobowym jako dobru wspólnym, ale polityk jako polityk nie wie, co
przedmiotowo takim dobrem jest.

3. Religia wychodzi od Objawienia i kroczy przede wszystkim drogą sumienia,
natomiast polityka wychodzi od natury człowieka, czyli od naturalnej potrzeby
zrzeszania się i szukania odpowiednich form ustrojowych i wykonawczych nadając
im postać zewnętrzną.

4. Religia - z uwagi na transcendentny cel udysponowana jest środkami
nadnaturalnymi (sakramenty, łaska), natomiast polityka ów cel postrzega
odpodmiotowo i dysponuje środkami naturalnymi.

5. Religia ma cel określony dzięki Objawieniu i na tym celu jest skupiona, zaś
polityka - ma gwarantować w postaci środków możliwość rozwoju dobra wspólnego.

6. W religii chrześcijańskiej nie ma konfliktu między rozumem i wiarą, lecz jest
dopełnienie. Pęknięcie pojawiło się dopiero pod wpływem nominalizmu w
protestantyzmie, od tego też czasu zaognia się konflikt między Kościołem i
Państwem.

Cezaropapizm sakralizuje politykę: władca państwa uznaje siebie za bliższą
emanację bóstwa i dlatego jest nie tylko ponad państwem, ale również ponad
Kościołem. Efektem jest zaprowadzenie podwójnej niewoli: wewnętrznej i
zewnętrznej. Wewnętrzna polega na zawłaszczeniu ludzkich sumień, co znalazło
swoje odbicie w protestanckiej maksymie: cuius regio eius religio (czyj rząd, tego
religia). Spotkała się ona z jedną z największych replik, jakie zna historia myśli
politycznej: Nie jestem panem ludzkich sumień (Zygmunt August). Niewola
zewnętrzna natomiast polega na tym, że prawo stanowione podporządkowane jest
nieobiektywnemu układowi rzeczy odczytanemu przez rozum, ale jest wyrazem
wyłącznie woli władcy: stat pro ratione voluntas (wola zastępuje rozum). Gdy
zachcianki panującego mają urzędową moc prawa, to trudno wyobrazić sobie gorszą

background image

niewolę.

Błąd fundamentalizmu polega na traktowaniu wiary jako wiedzy, a przesłanek
nadprzyrodzonych (objawionych) jako uniwersalnych zasad sylogizmu. Tymczasem
ani z wiary, ani z Pisma św. nie wynika znajomość nauk takich jak matematyka,
chemia, biologia, czy umiejętności np. znajomość choćby alfabetu, nie mówiąc już o
grze na fortepianie. Tym bardziej sztuka polityki nie jest tym samym co wiara.

Polityk zabezpiecza środki, ale nie zna się ani na geometrii, ani na muzyce, ani na
religii. On nie decyduje, jakie prawa tam rządzą, lecz umożliwia ich zadziałanie.

Polityka uchodziła w tradycji greckiej za naukę architektoniczną, czyli nadrzędną, bo
obejmowała wszystkie pozostałe nauki i umiejętności, bo miała za cel nadrzędne
dobro. Jednak ono nie było pozytywnie i obiektywnie określone, bo brakowało
Objawienia i wyraźnie określonej transcendencji osobistej człowieka. Z chwilą
pojawienia się chrześcijaństwa polityka musiała zostać zdetronizowana.
Pozostawienie dziś polityki jako nadrzędnej po chrześcijaństwie jest naruszeniem
drugiego przykazania, czyli instrumentalizacją religii i Boga dla celów bliższych i
niższych.

Człowiek religijny musi politykować, bo religia nie eliminuje natury (gratia non tollit
naturom),
lecz ją dopełnia. A normalnym kontekstem rozwoju człowieka jest
społeczeństwo, tak jak i rozwoju duchowego - ciało. Polityk chrześcijański ciągle
więc musi pamiętać, że dziedzictwo chrześcijaństwa zachodniego-rzymskiego opiera
się na swoistej kom-plementarności: łaska dopełnia naturę i kulturę, wiara dopełnia
rozum, prawo dopełnia moralność, religia dopełnia politykę.

Polityk chrześcijański nie może akceptować niegodziwych środków w sojuszu z
układem negującym dobro wspólne, bo zrobi się śliski.

Polityk chrześcijański nie może naruszać drugiego przykazania instrumentalizującego
religię dla polityki.

Polityk chrześcijański musi zabiegać o środki ludzkie, nie może uciekać w dewocję.

Polityk chrześcijański z tego tytułu że chrześcijański nie może otoczyć się aureolą
nietykalności („święta krowa").

Wobec współczesnego kryzysu polityki oderwanej od dobra wspólnego polityk
chrześcijański ma przed sobą przyszłość, bo jako jedyny nie alienuje się wobec
narodu i ludzi wierzących. Musi jednak widzieć przed sobą plan maksymalistyczny, a
nie doraźne „załapywanie się" na takie czy inne stanowiska. Musi jednak pamiętać, że
zbytnia miękkość i doraźność bardziej zniechęci do niego wyborców niż do
polityków z obcych orientacji.

1

N. Machiavelli, Książe. Rozważania nad pierwszym dziesięcioksięgiem historii Rzymu Liwiusza,

Warszawa 1987, tłum. K. Żaboklicki, s.40n.

2

Ibidem, s.61.

3

Ibidem, s.48.

background image

Sposoby uczestnictwa w polityce

Dziś zderzają się dwa poglądy na temat uczestniczenia w polityce. Z jednej strony
słyszymy, że od polityki są specjaliści, i w związku z tym szereg instytucji czy osób
ma od polityki się odsunąć, czyli nie wtrącać się. Taki pogląd głosili komuniści, a
dziś głoszą postkomuniści i liberałowie. Z drugiej strony ludzie politykują, dawniej w
kolejkach, dziś przed telewizorami. Kościół przypomina, że do udziału w polityce
prawo, a nawet obowiązek mają wszyscy - w politykę powinni się wszyscy
angażować. I tak się w Polsce trzemy niczym środowiska lub instytucje wywodzące
się z innych kręgów cywilizacyjnych.

Walka ta czasem jest śmieszna, ale czasem dramatyczna. Śmieszna wtedy, gdy jakiś
niedouczony kacyk powołuje się na państwo prawa i wykorzystuje luki prawne, aby
ukryć kolegę-złodzieja lub własne malwersacje; dramatyczna wtedy, gdy rządzący
wydają prawa pozwalające choćby na zabijanie dzieci poczętych, tłumacząc się, że
skoro zostali wybrani, to mają prawo stanowienia czegokolwiek. Na to inni
odpowiadają, że są granice prawa stanowionego wyznaczone przez prawo naturalne.
W każdym razie zderzają się dwa prądy, istotnie różne. I to jest powodem tego
permanentnego napięcia w naszym kraju.

Ale co właściwie leży u spodu tej rozbieżności, czy to tylko jest gra interesów, walka
o władzę, walka ideologiczna czy też jakaś głębsza sprawa? W przypadku Polski
sytuacja o tyle jest zagmatwana, że stanowimy - jako państwo o ograniczonej lub
pozornej suwerenności - od kilku dziesiątek lat pole najrozmaitszych eksperymentów
politycznych, do których przy okazji dołączają się gry ambicjonalne, walki o władzę,
i wielkie interesy. Mamy tu do czynienia ze zderzeniem się odmiennych wizji
polityki.

Okazuje się, że u swych źródeł te różne spory polityczne zawisły od różnej koncepcji
człowieka, z której wynika inna koncepcja polityki i społeczeństwa. W Polsce
zderzają się komunistyczno-liberalistyczna wizja człowieka z wizją klasyczno-
chrześcijańską. Wtórnie natomiast różne grupy interesów czy to gospodarczych, czy
politycznych podpinają się pod określoną antropologię.

Na czym polega pogląd o wyłączności udziału polityków w polityce? Pogląd ten
opiera się na następujących przesłankach:

1. Każdy człowiek jest z natury doskonały, wolny i posiada wszelkie uprawnienia.

2. Zbiór takich osobników jest zbiorem konfliktogennym, ponieważ uprawnienia
poszczególnych osób się na siebie nakładają. Mamy równe prawa, czyli coś jest
równie twoje jak i moje. W efekcie stan pierwotnej natury doprowadzić musi do
wzajemnej wojny.

3. Aby do tego nie doszło, musimy zawrzeć umowę i scedować nasze wolności i
uprawnienia na władzę, czy to pojedynczą osobę, czy zgromadzenie.

4. W ten sposób tym, kto posiada aktualnie wolność i uprawnienia nie są poddani, ale
władza.

5. Paradoksalnie, peany na cześć człowieka w punkcie wyjścia, prowadzą do ich

background image

utraty w punkcie dojścia, czyli w życiu społecznym. Suwerenem staje się władza.

6. Różnica między tyranią i liberalizmem polega na tym, że pierwszy zdobywa
władzę siłą, a drugi na mocy dobrowolnej umowy. Ale zakres władzy jest ten sam.

7. Tylko ci, którzy na mocy umowy posiadają władzę, mogą ją sprawować, dlatego
ani obywatelom ani jakimkolwiek instytucjom do polityki mieszać się nie wolno.

8. To, co postanawia władza, jest sprawiedliwe dlatego, że postanawia to władza;
więcej, ona ustanawia to nie przemocą, ani mocą li tylko własną, ale mocą ludzi,
którzy tę władzę wybrali. Władza decyduje o wszystkim.

Tytułem orientacji można tu przytoczyć kilka źródłowych tekstów, które po dziś
dzień maj ą zastosowanie, a które powinny niektórych, znajdujących się pod
wpływem liberalizmu, otrzeźwić.

Tomasz Hobbes (1588-1679) w Lewiatanie pisze:

„Uprawnieniem przyrodzonym, które pisarze nazywają zazwyczaj ius naturale, jest
wolność, jaką ma każdy człowiek, używania swej własnej mocy wedle swojej własnej
woli dla zachowania własnej istoty, to znaczy: swego własnego życia; i co za tym
idzie, wolność czynienia wszystkiego, co w swoim własnym sądzie i rozumieniu będzie
on uważał za najstosowniejszy środek do tego zachowania".

1

„Że zaś stanem człowieka [...] jest stan wojny każdego z każdym, w którym to
przypadku każdym człowiekiem rządzi jego własny rozum i nie ma rzeczy, jakiej by
nie mógł użyć, jeśli może mu być pomocna dla obrony jego życia przeciw wrogom,
przeto w takim stanie rzeczy każdy człowiek ma uprawnienia do każdej rzeczy, nawet
do ciała drugiego człowieka, a wobec tego tak długo jak trwa to naturalne
uprawnienie każdego człowieka do każdej rzeczy, nie może być bezpieczeństwa dla
żadnego poszczególnego człowieka [dlatego każdy winien dążyć do pokoju]".

2

„Ostateczną przyczyną celem czy zamiarem ludzi (którzy z natury rzeczy miłują
wolność i władzę nad innymi), gdy nakładają na siebie ograniczenia (którym, jak
widzimy, podlegają w państwie), są widoki na zachowanie własnej osoby i na bardziej
szczęśliwe dzięki temu życie [...] Dlatego też mimo praw natury [...], jeżeli nie
zostanie ustanowiona żadna moc albo zostanie ustanowiona nie dość wielka, by nam
zapewnić bezpieczeństwo, to każdy człowiek będzie liczył na własną siłę i sztukę, gdy
chodzi o zabezpieczenie się przed innymi ludźmi, i będzie to czynił prawnie"

3

jedyną

drogą do tego, żeby ustanowić taką moc nad ogółem ludzi, która by była zdolna
bronić ich od napaści obcych i od krzywd, jakie sobie czynią wzajemnie, i która by
przez to dawała im takie bezpieczeństwo, iżby swoim własnym staraniem i płodami
ziemi mogli się wyżywić i żyć w zadowoleniu - otóż jedyną taką drogą jest przenieść
całą ich moc i siłę na jednego człowieka albo na jedno zgromadzenie ludzi, które by
mogło większością głosów sprowadzić indywidualną wolę ich wszystkich do jednej
woli. A to znaczy tyleż co: ustanowić jednego człowieka czy jedno zgromadzenie,
które by ucieleśniało ich zbiorową osobę. I trzeba by też , by każdy uznawał i
przyznawał, że jest mocodawcą wszystkiego tego, co uczyni lub sprawi, iż zostanie
uczynione w rzeczach dotyczących wspólnego pokoju i bezpieczeństwa, ten, kto
reprezentuje ich osobę; żeby więc każdy podporządkował swoją wolę woli tego
reprezentanta i swój sąd o rzeczach jego sądowi. To jest czymś więcej niż zgodą czy
zezwoleniem; to jest realna jedność wszystkich w jednej i tej samej osobie, powstała
na mocy ugody każdego człowieka z każdym innym tak, jak gdyby każdy człowiek
powiedział każdemu innemu: daję upoważnienie i przekazuję moje uprawnienia do

background image

rządzenia moją osobą temu oto człowiekowi albo temu zgromadzeniu, pod tym
warunkiem, że i ty przekażesz mu swoje uprawnienia i upoważnisz go do wszystkich
jego działań w sposób podobny.
Gdy to się stanie, wielość ludzi, zjednoczona w jedną
osobą, nazywa się państwem, po łacinie civitas. I tak powstaje ten wielki Lewiatan, a
raczej [...] ten bóg śmiertelny, któremu, pod władztwem Boga Nieśmiertelnego,
zawdzięczamy nasz pokój i naszą obroną".

4

„...żadna rzecz, jaką suwerenna reprezentacja uczyni poddanemu przy jakiejkolwiek
okazji, nie może być właściwie nazwana niesprawiedliwością czy bezprawiem,
albowiem każdy poddany jest mocodawcą każdego aktu, jaki wykonuje suweren".

5

Z kolei John Locke (1632-1704) w drugim Traktacie o rządzie tak pisze: „By
właściwie zrozumieć władzą polityczną i wyprowadzić ją z jej źródła, musimy
rozważyć stan, w jakim wszyscy ludzie znajdują się naturalnie, a więc stan zupełnej
wolności w działaniu oraz rozporządzaniu swymi majątkami i osobami, tak jak oni
uznają za właściwe, w granicach prawa natury nie pytając nikogo o zezwolenie, bez
zależności od woli innego człowieka. Musimy też rozważyć stan równości, w którym
cała władza i jurysdykcja jest wzajemna, nikt nie ma jej więcej od innych".

6

„Często

jako poważny zarzut traktuje się pytanie, gdzie ludzie są i czy w ogóle byli w takim
stanie natury?
Może na to wystarczy odpowiedź, iż obecnie wszyscy książęta i władcy
niezależnych rządów na całym świecie znajdują się w stanie natury".

7

„Człowiek rodzi się [...] z prawem do całkowitej wolności i nieograniczonego
korzystania ze wszystkich uprawnień i przywilejów prawa natury w takim samym
stopniu, w jakim są do tego uprawnieni wszyscy pozostali ludzie na świecie. [...]
Społeczeństwo polityczne istnieje tam i tylko tam, gdzie każdy z jego członków
zrezygnował ze swej naturalnej władzy i złożył ją w race wspólnoty nie wyłączając
jednak tym samym możliwości odwołania się do ustanowionych przez nie praw. Stąd
też ustają wszystkie prywatne sądy, a wspólnota na mocy stałych i niezmiennych praw
jest bezstronnym i jedynym rozjemcą dla wszystkich. Ludzie, których wspólnota
wyposażyła w autorytet do wykonywania tej władzy, decydują w spornych kwestiach
dotyczących uprawnień, jakie mogą pojawić się między członkami społeczeństwa,
oraz karzą za przestępstwa, jakich jego członkowie dopuszczają się przeciwko niemu,
stosując kary przewidziane przez prawo [...] Gdziekolwiek więc pewna grupa ludzi
zjednoczy się w jedno społeczeństwo, w którym każdy zrezygnuje na rzecz władzy
publicznej z przysługującej mu na mocy prawa natury władzy wykonawczej, tam i
tylko tam ma miejsce społeczeństwo polityczne bądź obywatelskie"

8

„/ tak każdy

człowiek, zgadzając się z innymi na utworzenie jednego ciała politycznego pod
władzą jednego rządu, zaciąga wobec każdego człowieka w tym społeczeństwie
zobowiązanie do podlegania postanowieniom większości.

9

„Tak więc można założyć, że jednostki łącząc się poza stanem natury w społeczność
odstępują na rzecz większości całą władzę niezbędną do realizacji celów, dla których
połączyły się w społeczeństwo...".

10

"Jeśli człowiek jest [...] wolny w stanie natury,

jeśli jest absolutnym panem własnej osoby i majątku, równy najpotężniejszym i nie
podlega nikomu, to dlaczego chce zrezygnować ze swej wolności? [...] Odpowiedź na
to jest oczywista: chociaż w stanie natury ma on takie uprawnienia, to już korzystanie
z nich jest bardzo niepewne, albowiem jest on nieustannie narażony na napady
innych. Skoro wszyscy, tak jak i on są królami, a jeden człowiek jest równy drugiemu,
nikt zaś ściśle nie przestrzega zasad słuszności i sprawiedliwości, to korzystanie z
własności w tym stanie jest bardzo ryzykowne, bardzo niebezpieczne. [...] Oto
przyczyna, dla której szuka on społeczeństwa i chce przystąpić do niego wraz z
innymi, którzy już się zjednoczyli albo mają zamiar się zjednoczyć dla wzajemnego

background image

zachowania swego życia, wolności i majątku, które określam wspólnym mianem
własności.

11

„Tym wielkim i naczelnym celem, dla którego ludzie łączą się we wspólnotach i sami
podporządkowują się rządowi, jest zachowanie ich własności.

12

„Ludzie wstępując do społeczeństwa przekazują w jego ręce równość, wolność i
władzę wykonawczą, którą posiadali w stanie natury, by legislatywa dysponowała nią
tak dalece, jak tego będzie wymagać dobro społeczeństwa ...[to jest wspólne dobro,
celem pokój, bezpieczeństwo i dobro publiczne ludu]".

13

Tekst ten jest bardzo przejrzysty: człowiek rodzi się absolutnie wolny i równy, ale ze
względu na wynikające stąd wzajemne zagrożenia, oddaje, na zasadzie społecznej
umowy, te naturalne uprawnienia władzy państwowej, której celem jest
zabezpieczenie własności poszczególnych obywateli. I to jest wspólne dobro
wszystkich, bo każdy ma jakąś własność.

Jakie są źródła tej tak dziwnej koncepcji człowieka, jakże odbiegającej nie tylko od
naszej polskiej i katolickiej tradycji, ale i od zdroworozsądkowego doświadczenia,
gdy widzimy, w jakim to „doskonałym i wolnym" stanie przychodzi na świat
dzidziuś. Otóż nad poglądami tych tzw. empiryków brytyjskich (przynajmniej Locke
określany jest tym mianem) zaważyło wcale nie doświadczenie, ale zapuszczenie się
w spekulacje religijno-teologiczne, do których jest powołany każdy protestant. Otóż,
paradygmatem naturalnego stanu człowieka dla filozofów protestanckich nie był
wcale mały dzidziuś, ale Adam w Raju, ten pierwszy Człowiek, doskonały, wolny i
właściciel wszystkiego. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie pojawienie się
innych ludzi, Adamusów, o równych wolnościach i o równych prawach. Wtedy to
następuje nałożenie się na siebie identycznych uprawnień, których konsekwencją
musi być „wojna wszystkich ze wszystkimi". Aby tego uniknąć Adamusy muszą
dobrowolnie się zrzec swych uprawnień i oddać je władzy lub państwu. W efekcie
wszyscy poddani państwa liberalistycznego są aktualnie niesuwerenni, władza
natomiast jest całkowicie suwerenna i nie uznaje żadnej konkurencji. I teraz chyba
wszystko od strony teoretycznej jest jasne. Można co najwyżej dodać, że ten model
protestancki polityki uległ z biegiem czasu sekularyzacji, a więc jeszcze większemu
ubóstwieniu uległo państwo, co znajduje swój wyraz w filozofii Hegla, gdzie państwo
jest bogiem. Marksizm natomiast wywodzący się z heglizmu głosi taką samą
wszechmoc państwa jak liberalizm, tyle że już nie pyta się o zgodę ani prosi o
umowę, lecz siłowo (drogą rewolucji) sprawę załatwia. Liberalizm i marksizm, jeśli
są realizowane, to posiadają swój lokalny koloryt w zależności od miejsca i ludu, no i
oczywiście podpiętą grę różnych interesów, ambicji, gier politycznych. Ale to
wszystko jest zmieniającym się dodatkiem.

Jaka wobec tego jest ta druga wizja polityki, wizja klasyczno-chrześcijańska? Otóż
jej punktem wyjścia jest realny dzidziuś, który z jednej strony jako osoba posiada
szereg niezbywalnych uprawnień, z drugiej zaś przychodząc na świat jest bytem na
wskroś spotencjalizowanym, poczynając od najprostszych czynności fizjologicznych,
potrzebnych natychmiast, a kończąc na umiejętnościach wyższych, duchowych, które
przychodzą dopiero z biegiem lat. I właśnie zasadnicza myśl jest tu taka, że normalny
człowiek, a nie kretyn czy idiota, dla rozwinięcia się do pełni życia osobowego,
potrzebuje kontekstu społecznego. A ten rozwój osobowy każdego człowieka jest
analogicznym dobrem wspólnym, który nas łączy -i temu właśnie ma służyć
polityka.
To jest to dobro wspólne, które mamy roztropnie, wspólnie realizować.

background image

Polityka nie jest oddaniem praw przez poddanych, ale służba prawom ludzkim, wobec
których wszystkie tzw. prawa stanowione są tylko uzupełnieniem. Zaś człowiek-
obywatel swej suwerenności się nie wyrzeka, ona zawsze jest pierwotnym
suwerenem.

Przytoczmy kilka klasycznych tekstów Arystotelesa: „...państwo, które naprawdę
zasługuję na tę nazwę, a nie jest nim tylko z imienia, musi się troszczyć o cnotę.
Inaczej bowiem wspólnota państwowa staje się układem sprzymierzeńców, który od
innych układów, zawieranych z odległymi sprzymierzeńcami, różni się jedynie co do
miejsca, a prawo staje się umową oraz -jak się wyraził sofista Likofron - rękojmią
wzajemnej sprawiedliwości bez możności natomiast urabiania dobrych i
sprawiedliwych obywateli".

14

„Okazuje się więc z tego, że państwo nie jest zespoleniem ludzi na pewnym miejscu
dla zabezpieczenia się przed wzajemnymi krzywdami i dla ułatwienia wymiany
towarów. Wszystko to co prawda być musi, jeśli państwo ma istnieć, jednakowoż jeśli
nawet to wszystko jest, to i tak nie jest to jeszcze państwo, bo jest ono wspólnotą
szczęśliwego życia, obejmującą rodziny i rody, dla celów doskonałego i
samowystarczalnego bytowania".

15

„Celem państwa jest zatem szczęśliwe życie, a reszta to środki do tego celu wiodące.
Państwo zaś jest wspólnotą rodów i miejscowości dla doskonałego i
samowystarczalnego bytowania. To znów polega, jak powiedziałem, na życiu
szczęśliwym i pięknym. Trzeba tedy przyjąć, że wspólnota państwowa ma na celu nie
współżycie, lecz piękne uczynki".

16

Celem państwa jest więc osobowy rozwój człowieka, który dokonuje się poprzez
wzajemną życzliwość. I w tak pojętej polityce, choć w sposób zróżnicowany, biorą
udział wszyscy. Politykujemy, a więc patrzymy, co możemy zrobić, abyśmy mogli
być bardziej ludźmi.

Jeśli taki jest cel, to do takiego działania potrzebujemy środków. I właśnie tutaj
następuje większe rozstrzelenie, ze względu na zajmowaną pozycję społeczną, czyli
zróżnicowane dysponowanie środkami. Inne środki ma szewc, inne burmistrz, inne
minister, a inne premier. Ale politykują po ludzku, gdy mają na względzie człowieka-
osobę, gdziekolwiek, robiąc buty, głosując, ustanawiając prawa. Równocześnie nie
wyzbywają się swych naturalnych uprawnień i nie są z natury egoistami. Człowiek
musi żądać respektowania jego uprawnień, co wcale nie jest pierwotnym źródłem
konfliktu, te prawa bowiem to nie zabsolutyzowana wolność czy własność, ale prawo
do życia i do rodziny, które nie potrzebują absolutnej wolności i absolutnej własności
(na przeżycie i dom nie potrzebuję być właścicielem całego świata), oraz prawo do
osobowego rozwoju w prawdzie, które jako dobro duchowe - nie jest konfliktogenne!
- przeciwnie jeszcze bardziej służy drugiemu. To niesłychane jak mały błąd na
początku dotyczący natury człowieka, tyle że podlany sosem religijnym, przyczynił
się do tak wielkiego błędu na końcu w skali państwowej i międzynarodowej, a nawet
nie na końcu, bo to dalej trwa, i nie wiemy jeszcze, jaki będzie tego koniec.

Zwróćmy uwagę na bardzo złożony grunt polski, aby zdiagnozować sytuację i
wyciągnąć jakieś wnioski praktyczne.

Zarówno komunizm jak i liberalizm są obce tradycji polskiej, która swój główny
trzon prowadziła drogą katolicką, czyli łacińską. Komunizm był zaprowadzony siłą
jako kontynuacja zaboru rosyjskiego, natomiast obecny tzw. liberalizm w dużej

background image

mierze jest promowany przez drugiego zaborcę -Niemcy, choć w grę wchodzą różne
międzynarodowe konsorcja. Nie wolno zapominać, że geopolitycznie jesteśmy ciągle
między Rosją i Niemcami i poprzez te państwa realizowane są dalsze, obce interesy.
Perspektywa Unii Europejskiej, to perspektywa liberalistyczna, cała władza w ręce
centralne, ale równocześnie jest to nawrót do cywilizacji bizantyjskiej, czyli
ponadnarodowej biurokracji. A właśnie Niemcy na kontynencie europejskim
najbardziej zasymilowały cywilizację bizantyjską.

Powstaje pytanie: w jaki sposób my, zdając sobie sprawę ze źródeł i różnic, między
tym, co na nas napiera, a tym, do czego tak naprawdę należymy - możemy się bronić?
Jak uczestniczyć w polityce, ale rozumianej w sensie klasyczno-chrześcijańskim, a
nie liberalistycznym, gdy jednak realizowany jest model liberalistyczny? Jak nie
utonąć w tym ostatnim modelu dochodząc do tzw. władzy, co już niejednemu się
przytrafiło, gdy dostał Lancię i komórkę? To są już realne pytania, nie akademickie,
ale praktyczne, bo można wzywać do udziału w polityce, ale przecież model jest obcy
i on łatwo mnie może wessać.

Wydaje się, że musimy uczestniczyć w polityce jako roztropnej realizacji dobra
wspólnego - rozumiejąc, czym jest to dobro. To łączy się z rozeznaniem celów i
środków podejmowanych przez nas w skali indywidualnej działań. Gdy mamy do
czynienia z zagrożeniem w postaci liberalizmu i struktur administracyjnych
budowanych na sposób liberalistyczny, uprawianie polityki w sensie klasycznym staje
się utrudnione od wewnątrz. A jednak musimy w ten sposób politykować. Ale jak?

a) przez dostrzeganie w kulturze właściwie pojętego dobra wspólnego, a traktowanie
reszty jako środków (edukacja, nauka, sztuka, religia)

b) przez wpływanie na struktury administracyjne, z których samorządy dają
możliwość najszerszego realnego uprawiania polityki (odpowiednie środki na
właściwe cele)

c) przez przywrócenie rodzinie statusu gniazda dla osobowego rozwoju człowieka

d) przez unikanie politykierstwa, parlamentarnego i telewizyjnego

e) przez zrzeszanie się na najrozmaitsze sposoby ze względu na łączące nas wspólne,
dobre cele.

Sposoby uczestniczenia w polityce, właściwe dla tradycji klasyczno-chrześcijańskiej
napotykają w Polsce na dwie przeszkody. Pierwsza, to przeszkoda właściwa dla
polityki, gdy trzeba mieć na uwadze części i środki, ale ze względu na całość i cel.
Większość ludzi żyje swoimi partykularnymi sprawami, są leniwi, znudzeni,
pokręceni. Druga przeszkoda to ta, że struktura państwa jest organizowana na wzór
ideologiczny (liberalizm) a nie polityczny; jest to przeszkoda istotna, wewnętrzna.
Trzeba mierzyć się z całym systemem administracji i prawa nastawionym w
przeciwną stronę. W tym wypadku działania muszą być zorganizowane, trzeba z
jednej strony działać w ramach różnych organizacji, z drugiej - wejść w strukturę
administracji najbardziej podatną na odwrócenie tego państwowego kierunku. A tym
są samorządy, które mogą albo zdecydowanie nam pomóc, albo zdecydowanie
przeszkodzić; decyzje samorządów bowiem przekładają się na konkretne decyzje w
terenie, w szkole, w szpitalu etc. Dlatego walcząc o Polskę musimy mieć świadomość
tych dwóch trudności.

background image

1

T. Hobbes, Lewiatan, tłum. Cz. Znamierowski, Warszawa 1954, s. 113.

2

Ibidem, s.113-114.

3

Ibidem, s. 147-148.

4

Ibidem, s. 151.

5

Ibidem, s. 181.

6

J. Locke, Traktat o rządzie, tłum. Z. Rau, Warszawa 1992.

7

Ibidem, §14

8

Ibidem, §87,89.

9

Ibidem, §97.

10

Ibidem, §99.

11

Ibidem, §123.

12

Ibidem, §124.

13

Ibidem, §131.

14

Arystoteles, Polityka, III, 6,11.

15

Ibidem, 111,6,13.

16

Ibidem, III, 6,14. 100

Media a inżynieria społeczna

Istotnym elementem każdej społeczności, nie tylko ludzkiej, ale i zwierzęcej, jest
komunikacja. Bez takiej czy innej formy komunikacji, nie można mówić o
społeczności, a co najwyżej o jakimś luźnym zbiorowisku. Społeczność bowiem
wymaga współdziałania, a tej nie będzie bez komunikacji. Komunikują się pszczoły,
które tańczą, słonie, które trąbią i wilki, które wyją. Komunikat może mieć taką formę
lub inną, i apelować może do różnych zmysłów, ale bez komunikatu nie będzie
społeczności. Tym bardziej zaś zbiór osób, tworzących społeczeństwo ludzkie
potrzebuje wielu zróżnicowanych form przekazywania informacji.

W dawnych czasach różne były formy komunikowania się, ale wszystkie bardzo
niedoskonałe; ich najbardziej charakterystyczną cechą było to, że dochodziły do
odbiorców wolno i w ograniczonym zasięgu. Dopiero w wieku XX pojawiły się takie
środki masowej komunikacji (media), które docierają wszędzie i szybko. Było to
możliwe dzięki rozwojowi techniki. To niezwykle ułatwiło komunikację społeczną,
poszerzyło społeczności, powiększyło liczbę spełnianych społecznie zadań i
przyspieszyło sam obieg informacji. Ale równocześnie te udogodnienia i skuteczność
komunikacyjna stały się pokusą do sterowania ludźmi w skali dotąd niespotykanej. I
właśnie takie sterowanie na wielką skalę nosi miano inżynierii społecznej.

W skład inżynierii społecznej wchodzi wiele elementów, ale ich zsynchronizowanie i
funkcjonowanie byłoby niemożliwe bez mediów. Dlatego też media w dzisiejszym

background image

świecie są oczkiem w głowie tych, którzy rządzą, a stopień dostępu do mediów jest
wyznacznikiem realnego stopnia posiadania władzy.

Mass media to środki masowego przekazu. Klucz leży w pojęciu masowości - media
są masowe, ale nie tłumne. Media oddziaływają masowo, ale odbierane są
indywidualnie. Gdy mamy do czynienia z tradycyjnym wiecem, to nie tylko
oddziaływanie jest masowe, ale i odbiór jest masowy. Uczestnicy wiecu są razem i
razem reagują. Tymczasem media odbiera się indywidualnie, ale nie reaguje się
indywidualnie, lecz masowo. Ponieważ jednak odbiera się indywidualnie, to nie widzi
się swojej masowej reakcji. To daje niesłychaną przewagę tym, którzy steruj ą
mediami, bo oni planują reakcję masową, a odbiorca nie widzi, że jest częścią masy:
odbiera indywidualnie - reaguje masowo. I tu jest największa pułapka mediów,
nieporównywalna do niczego z przeszłości. Tu otwiera się pole możliwości
niewidzialnego sterowania masami.

Łatwość wpływu mediów wynika z trzech powodów. Po pierwsze, media są bardziej
przyswajalne przez ludzkie władze poznania niż świat realny
ze względu na to, że
samo medium (obraz, dźwięk, pismo) jest znakiem już utworzonym lub
przetrawionym przez człowieka (lub przy pomocy odpowiednich narzędzi, jakimi
człowiek się posłużył). W normalnym poznaniu świata musi nastąpić proces
dematerializacji i abstrakcji, natomiast media są już oderwane od materialnej
rzeczywistości. Media nie są bytem realnym, lecz intencjonalnym. Po drugie, od
strony relacji, między odbiorcą a treścią mediów pojawia się swoisty skrót w czasie i
przestrzeni.
Aktualnie oglądamy góry, w których nigdy nie byliśmy, i to sprzed l0
lat. Następuje intencjonalizacja czasu i przestrzeni, dzięki czemu czas i przestrzeń są
przekraczane. Po trzecie, od strony odbiorcy, mamy do czynienia z odciążeniem od
naszego ciała
(oglądamy góry, chociaż tam fizycznie nie jesteśmy), ale także
następuje selektywność władz poznania: oglądamy góry, ale nie dotykamy skał, lecz
fotela. Oglądamy intensywnie, ponieważ nie przeszkadza nam zimno, a oczy nie są
zmęczone.

Stąd właśnie media -jako znak intencjonalny - są łatwiej przyswajalne poznawczo niż
świat realny, na co wpływają względy zarówno przedmiotowe jak i podmiotowe.

Ta wpływowość mediów nie mogła nie zostać zauważona przez środowiska, którym
zależy na dominacji w różnych dziedzinach życia społecznego lub na zysku. Historia
ludzkości jest historią walki o dominację w takich sferach jak: gospodarka, polityka,
religia, cywilizacja czy ideologia. Równocześnie motywy finansowe też odgrywają
niebagatelną rolę w rywalizacji o coraz większy zysk. Media pozwalając na urabianie
poglądów w tych wszystkich sferach stać się muszą dogodnym narzędziem
zdobywania zwolenników lub niszczenia przeciwników, pozyskiwania klientów i
niwelowania konkurencji. A media dzięki temu, że przenikają do człowieka poprzez
władze poznawcze, otwierają pole dla niesłychanego rządu dusz.

O ile w dawnych czasach takim zwornikiem oddziaływania społecznego mogły być:
architektura, malarstwo, rzeźba, teatr, mowa, pismo, muzyka, monety - środki dość
statyczne i o małym zasięgu, to mass media w sposób dynamiczny ogarniają miliony.

Z punktu widzenia historycznego pierwszym medium, który nabrał statusu
masowego, był druk, wynaleziony przez Gutenberga w połowie XV wieku. Ale do
masowego wykorzystania druku przyczynili się nie miłośnicy książek, lecz wojny
religijne związane z Reformacją. Wówczas to pojawiło się zapotrzebowanie na
broszury, pamflety i ulotki. Np. pomiędzy rokiem 1517-1520 Luter opracował około

background image

30 pamfletów, a niektóre z nich dochodziły do 24 wydań, co w sumie dało
niebagatelną jak na owe czasy liczbę 300 tysięcy egzemplarzy.

1

Jednak prawdziwy

przełom pod względem masowego wykorzystania druku nastąpił dopiero z
początkiem XIX wieku, gdy wynaleziono tzw. maszynę drukarską rotacyjną
połączoną z maszyną parową (1811). W Nowym Yorku Benjamin H. Day zaczął
wydawanie gazety „New York Sun", która okazała się prawdziwym sukcesem
kasowym: była tania (penny paper), wulgarna i sensacyjna. W roku 1837 dzienny
nakład wynosił już 30 tysięcy, więcej niż suma nakładu wszystkich pozostałych
nowojorskich dzienników. Wielkość nakładu, niska cena, ilość reklam - uruchomiły
zadziałanie prawa wielkich liczb, i stąd brał się duży zysk.

2

W wieku XX postęp

technik drukarskich poszedł tak daleko, że dziś przy użyciu technik komputerowych
nie ma większego problemu w wydawaniu wielusettysięcznych a nawet milionowych
nakładów dzienników, nie mówiąc już o jeszcze większych nakładach tygodników.
Na przykład w latach 70-tych nakład tygodnika „Time" wynosił ok. 5-6 milionów
egzemplarzy (ok. 24 milionów czytelników).

3

Z początkiem XX wieku pojawiły się nowe masowe media. Do nich należy kino,
radio i telewizja. Do czasu upowszechnienia telewizji kino cieszyło się niesłychanym
powodzeniem. Oblicza się, że pod koniec lat 40-tych tygodniowo w Stanach
Zjednoczonych do kina chodziło ok. 90 milionów ludzi, a w Wielkiej Brytanii - ok.
30 milionów.

4

Gdy chodzi o radio, to w roku 1990 BBC World Service miał w świecie

ok. 120 milionów regularnych słuchaczy, natomiast Voice of America ok. 127
milionów regularnych słuchaczy.

5

Natomiast w Polsce po wprowadzeniu „stanu

wojennego" BBC słuchało 6 milionów, Głosu Ameryki - 13 milionów, a Wolnej
Europy -
18 milionów.

6

Gdy chodzi natomiast o telewizję, to w latach 70-tych słynny

serial Bonanza był oglądany w ciągu tygodnia przez międzynarodową widownię
liczącą 400 milionów osób.

7

Te wyrywkowo podane liczby ilustrują fakt, którego

indywidualny odbiorca mediów nie jest w stanie zobaczyć, a mianowicie, że sięgając
po gazetę, otwierając radio, włączając telewizor staje się natychmiast odbiorcą
masowym.

O ile aspekt finansowy związany z wpływem mediów jest dość oczywisty, bo
wielkość nakładu łączy się ze zwiększaniem zysku, o tyle warto skupić się na roli
mediów w okresie przesileń społecznych, czy to takich jak wojna, czy też spory
polityczne lub ideologiczne. Okazuje się, że gwałtowny wzrost nakładów lub zasięgu
oddziaływania łączy się właśnie z przesileniami społecznymi. Takim była
wspomniana już Reformacja, a potem Rewolucja Francuska, gdy w roku 1789
uruchomiono 60 nowych dzienników.

8

W rewolucyjnym wieku XIX różnego rodzaju

broszury, pamflety i ulotki stały się już codziennością, a ukazanie się w roku 1848
Manifestu Komunistycznego porównywano w oddziaływaniu do Nowego
Testamentu.

9

Rewolucja Bolszewicka poprzedzona była nasiloną agitacją prasową. W

roku 1900 Lenin założył pismo „Iskra" (drukowane w Monachium), którego nakład
dochodził do 40 tyś. egzemplarzy. Gdy pismo to zostało przejęte przez mienszewików
założył dwa inne: „Wpieriod" („Naprzód") oraz „Nowaja żizń" („Nowe życie"); duży
wpływ na poczytność miał Maksym Górki (ok. 50 rys. egzemplarzy). Kolejnym
znaczącym pismem była „Prawda" założona przez Trockiego. Wreszcie w okresie
samej rewolucji pojawiła się „Izwiestia". Ale szczególnie doniosłe dla rozszerzania
wpływów propagandowych okazało się radio. W „Carskim siole" założono stację
radiową, aby do szerokich mas w całej Rosji mogła dotrzeć agitacja, czyli, jak
wyjaśniał Lenin: wyjaśnianie i eksploatowanie poszczególnych wydarzeń tak, aby
poruszyć masy. Równocześnie już w 1917 roku otworzono sekcję radiowej
komunistycznej propagandy międzynarodowej, na którą przeznaczono 2 miliony

background image

rubli. A wreszcie trzecim medium wykorzystywanym masowo przez komunistów
stało się kino („Kino-prawda"), w którym obok wiadomości ułożonych wedle zasad
nowo odkrytej techniki tzw. montażu, roztaczano przed widzem wizję czekającego
robotników i chłopów raju; ten raj wyczarowywali tak znani reżyserzy jak Sergiej
Eisenstein czy Esther Schub.

10

Po Rosji jeździły kino-pociągi, w których urządzono

sale kinowe dla robotników i chłopów."

Po dojściu Hitlera do władzy media w całości podporządkowano propagandzie. Hitler
wręcz twierdził: „Bez samochodu, filmów dźwiękowych i radia nie byłoby
zwycięstwa Narodowego Socjalizmu w Niemczech".

12

Całkowita ilość dzienników w

Niemczech od roku 1934 do 1943 wynosiła od 20 do 26 milionów. Ale jeszcze
ważniejszą rolę odgrywał radio, którym posłużono się w propagandzie na
niespotykaną skalę. W roku 1933 było w Niemczech 4,5 min radioodbiorników,
natomiast w roku 1942 - 16 milionów.

13

W roku 1939 - 70% mieszkań była

wyposażonych w radioodbiorniki.

14

Również natychmiast po zwycięskich dla Hitlera

wyborach zagospodarowano potęgę oddziaływania filmu i utworzono w roku 1933
Urząd ds. Filmów zamieniony później na Narodowy Urząd ds. Filmów. To zaś było
częścią większej jednostki: Ministerstwa Oświecenia i Propagandy kierowanego
przez Goebbelsa. Ten podkreślał: jesteśmy przekonani, że filmy są jednym z
najbardziej nowoczesnych i naukowych środków wpływania na masy. Dlatego rząd
nie może ich zlekceważyć."
Szczególną rolę zwrócono na propagandową rolę nie
filmów fabularnych, ale dokumentalnych! W roku 1935 państwo niemieckie
zainwestowało 40 milionów marek w filmy i teatry.

15

W demokratycznym świecie zachodnim, zdominowanym przez tzw. wolny rynek
istotną rolę odgrywało pozyskiwanie klientów przy pomocy reklam. Technika ta była
na tyle skuteczna, że postanowiono ją wykorzystać dla celów politycznych W roku
1950 kampanię prezydencką Eisenhowera prowadziła jedna z agencji reklamowych
(BBDO), natomiast walki partyjne o miejsca w senacie w roku 1956 prowadzone
przez dwie firmy reklamowe miały charakter walki o klienta firm produkujących
pastę do zębów.

16

Nie tylko systemy totalitarne, ale i demokratyczne poradziły sobie z

milionowymi masami. Nie było to trudne, ponieważ już od lat dwudziestych
równolegle do rozwoju mediów, prowadzono badania naukowe, które miały odsłaniać
tajemnice działania mediów w celu powiększania ich skuteczności.

17

Model człowieka, na którego oddziaływają media jest trójwarstwowy. Pierwsza,
najniższa warstwa to warstwa uczuć i wyobrażeń związanych ze sferą pożądań
erotycznych i strachu przed zagrożeniami, w tym przed śmiercią. Warstwa ta jest
obecna nieustannie, ale w sposób nieświadomy. Druga warstwa, to warstwa
świadomości kontaktującej człowieka z rzeczywistością. Warstwa trzecia to
podstawowe archetypy kulturowe, do której należy jakaś społeczność. Do archetypów
kultury zachodniej należą np. szacunek dla prawdy w porządku poznania, uczciwość
w życiu moralnym, postrzeganie piękna w harmonii, odniesienie do Boga osobowego
w życiu religijnym. Skuteczność oddziaływania mediów polega na tym, żeby oderwać
człowieka od rzeczywistości, a następnie grać na pierwszej i na trzeciej warstwie,
pierwszą wyolbrzymiać, a trzecią rozbijać. Oderwanie człowieka od rzeczywistości, a
tym samym i prawdy jest bardzo proste, ponieważ media z natury są pośrednikami, a
nie rzeczywistością; są one pozornie przezroczyste i dlatego tworzą iluzję. Prawda
polega na refleksyjnym dostrzeżeniu zgodności sądu z rzeczywistością, a media
rzeczywistością nie są. Reklama uwodzi i straszy, dlatego posługuje się pornografią i
satanizmem, natomiast propaganda uderza systematycznie w tzw. kotwice (anchor
points),
aby wyrwać człowieka z jego kontekstu społeczno-kulturowego i uczynić

background image

narzędziem w ręku władzy. Oderwany od swojej kultury i swojego narodu popłynie
tam, gdzie go władza popchnie. Nie trzeba chyba wyjaśniać, że ten model człowieka,
na jakim bazuje inżynieria społeczna, oparty jest na psychoanalizie Zygmunta Freuda.
To ten schemat wywodzący się jeszcze z tradycji gnostyckiej okazał tak bardzo
przydatny się nie tyle dla leczenia nerwic, co w inżynierii społecznej (ID -EGO -
SUPEREGO).

Na VI Zjeździe Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej uznano, że ,jest konieczne
podniesienie udziału nauki w tworzeniu programu socjalistycznej transformacji
społeczeństwa. Jest konieczne, aby w tym celu podjąć szerokie badania nad naszym
społeczeństwem: jego potrzebami, warunkami życia i aspiracjami, na bazie różnych
zintegrowanych gałęzi nauk społecznych i przyrodniczych."

18

Właśnie w latach 60-

tych naukowcy wyszli naprzeciw żądaniom partii i rozpoczęli intensywne badania
nad inżynierią społeczną. Zwrócono uwagę, że skuteczna socjotechnika opiera się na
4 filarach: edukacja, system prawa, administracja i mass media (Adam Podgórecki).

19

Filary te muszą być tak skorelowane, aby można było osiągnąć zamierzony
ideologicznie cel. A chodziło o to, żeby zbudować nowego człowieka i nowe
społeczeństwo, niszcząc najpierw człowieka, który wyrósł w innej kulturze (Polaka) i
cywilizacji (chrześcijanina). A właśnie istotna forma niszczenia dokonuje się na
poziomie informacyjnym.

Specjaliści od inżynierii społecznej z Polskiej Akademii Nauk oraz niektórych
wyższych uczelni doszli do sformułowania ciekawych, ale jakże groźnych w praktyce
zasad. W jednej z pozycji wydanych na początku lat 70-tych zasady te wprost zostały
ujawnione.

20

Czytamy więc, że aby doprowadzić do zmian w strukturze społecznej,

trzeba dokonać operacji niszczenia informacyjnego. W grę wchodzi tu nie tylko
przesyłanie fałszywych informacji,
ale również całościowe niszczenie tzw. norm
poznawczych poprzez dezorganizację szkolnictwa i badań naukowych.
Inżynierowie społeczni zauważają, że taka dezorganizacja pociąga za sobą spadek
aktywności społecznej, obniżenie pragnienia zdobywania wiedzy, demoralizację elit
(naukowcy i dziennikarze popadają w pijaństwo i korupcję). Ważną rolę
dezinformacyjną odgrywa też „masowe rozpowszechnianie w społeczeństwie
fałszywych norm poznawczych", a także propagowanie norm ze sobą sprzecznych.
To wywołuje ogólnospołeczny zamęt, który dodatkowo pogłębiony zostaje przez tzw.
dywersję etyczną. Dywersja ta polega na rozpowszechnianiu pornografii, rozpijaniu
społeczeństwa, szerzeniu korupcji w aparacie administracji państwowej, jak również
na podważaniu sprawdzonych zasad moralnych zarzucając im, że są nieaktualne i
przestarzałe. W ten sposób krok po kroku całe społeczeństwo zostaje objęte naukowo
opracowanym systemem niewolenia i niszczenia.

Gdy dziś patrzymy na metody, jakimi kierują się polskojęzyczne media oraz różne
formy masowego oddziaływania (np. przydrożne reklamy), to bez trudu dostrzegamy,
że PRL-owska inżynieria społeczna, choć posłuszna innemu imperium i innej
ideologii, święci swoje tryumfy. A zadanie ma ułatwione ze względu na dostęp do
doskonalszej technologii zachodniej. Dlatego nie bądźmy naiwni i uważajmy na
media,
gdyż one mogą być nośnikiem socjotechnicznych programów
manipulowania społeczeństwem w skali globalnej. Korzystajmy wyłącznie z tych
mediów, które są wiarygodne, a o czym świadczyć musi nie tylko treść, ale i
redaktorzy oraz wydawca. Z mediami nie ma żartów!

background image

1

O. Thomson, Mass Persuasion in Histoty, Edinburgh 1977, s.76.

2

M.L. DeFleur, S.J.Ball-Rokeach, Theories ofMass Communication, New York 1989, s.52-53.

3

W.B. Key, Subliminal Seduction, Englewood Cliffs, New Jersey 1973, s.76.

4

Mass Persuasion..., dz cyt, s. 49.

5

Broadcasting Propaganda, Ph.C. Wasburn, London 1992, s.65.

6

Ibidem, s.77.

7

Subliminal..., dz.cyt, s. 76.

8

Mass Persuadion..., dz. cyt., s.88.

9

Ibidem, s.98.

10

Ibidem, s.104-109.

11

Politics and Film, L. Furhammar, F. Isaksson, London 1971, s.13.

12

Mass Persuasion..., s. 112.

13

Ibidem, s.114.

14

Broadcasting Propaganda, dz. cyt., s. 14.

15

Politics and Film, dz. cyt., s.41.

16

Mass Persuasion..,, dz.cyt., s. 124.

17

Sh.A. Lowery, M.L.De Fleur, Milestones in Mass Communication Research, New York 1988,5.31.

18

The Situation and Prospects of Sociotechnics in Poland, L. Gluck, w: Sociotechnics, ed. A. Cherns,

London 1976, s.276.

19

Ibidem, s.271.

20

J. Kossecki, Cybernetyka kultury, Warszawa 1974, s.258-268.

Polityczny fundamentalizm

W tradycji zachodniej polityka dotyczyła życia społecznego jako kolejna obok etyki i
ekonomiki dziedzina moralności. Jak etyka dotyczy moralności osobistej, a
ekonomika - moralności rodzinnej, tak polityka miała być moralnością życia
społecznego. Przez moralność rozumiano tu działanie, którego celem jest dobro
osoby, rodziny lub społeczności. W tym kontekście moralność nie była jakimś
dodatkiem do polityki, ale stanowiła istotę polityki, polityka niemoralna była
wynaturzeniem (Grecy mówili jeszcze dosadniej: zwyrodnieniem). Polityka
stanowiąc dziedzinę moralności nie wkraczała jednak ani w dziedzinę etyki, ani
ekonomii. Dziś jest inaczej, z jednej strony w polityce liczy się wyłącznie
skuteczność bez względu na przestrzeganie lub łamanie zasad moralnych, z drugiej
zaś strony szereg spraw, które dawniej nie były zaliczane do polityki dziś zostały
upolitycznione, takie jak ekonomia czy religia. Z tego płynie wniosek, że
współczesne pojęcie polityki różni się istotnie od pojęcia klasycznego.

Oderwanie polityki od moralności łączone jest najczęściej z nazwiskiem N.
Machiavelli, który w swoim Księciu udziela porad władcy niezbyt moralnych, ale za

background image

to skutecznych np.: „Zdobywca, opanowawszy rządy, powinien przygotować i
popełnić naraz wszystkie nieodzowne okrucieństwa, aby nie wracając do nich
codziennie i nie powtarzając ich, mógł dodać ludziom otuchy i pozyskać ich
dobrodziejstwami".

1

Skuteczność dotyczy utrzymania władzy w podbitym kraju, zło

moralne polega na tym, że władca dla utrzymania władzy popełnić może wszelkie
zło, łącznie z zabójstwem. Z punktu widzenia klasycznej koncepcji polityki takie
postępowanie władcy nie liczy się z celem polityki, jakim jest dobro wspólne
wszystkich obywateli, z tego też tytułu polityka przezeń uprawiana ma charakter
zwyrodniały. Uwagi N. Machiavelli mają charakter porad i sugestii, a nawet
nakazów: „Zdobywca...powinien..."), czyli następuje jakby usankcjonowanie tego
typu postępowania. Skąd się ono wzięło? M.A. Krąpiec zwraca uwagę, że nastąpiło
przesunięcie dziedzin kultury: polityka znajdująca się do tej pory w sferze PRAXIS
(działania-moralności) znalazła się w sferze POIESIS (wytwarzania-sztuki), stąd
społeczność potraktowana została niejako zbiór podmiotów-osób, którym ma służyć
polityka, ale jako materiał-środek dla realizowania wyłącznie celów władzy.

2

Niestety, takie makiawelistyczne podejście do polityki jest już dziś powszechnie
obowiązujące.

Jeżeli polityka pojęta jest jako skuteczne realizowanie celów władzy, to celem
nadrzędnym staje się samo utrzymywanie się przy władzy. Stąd polityka dotyczyć
będzie nie tylko urzeczywistniania pewnych przedsięwzięć, ale również baczyć musi
na to, co zagraża utrzymaniu władzy. Z tego tytułu nastąpić może nadupolitycznienie
polityki,
czyli sfera polityki przesunie się na sprawy, które nie dotyczą dobra
wspólnego,
a dotyczą tylko władzy. Aspiracje i zagrożenia władzy nie pokrywają się
z dobrem wspólnym, co więcej, w pewnych przypadkach dobro wspólne może być
zagrożeniem dla władzy. Wówczas władza wystąpi przeciwko dobru wspólnemu, i to
w imię polityki! Dopiero gdy bliższa analiza wykaże, iż to polityka została błędnie
pojęta, paradoks zostanie rozwiązany. Jednak w realiach politycznych dostrzegamy
najczęściej przewagę siły nad racją, dlatego zjawisko władzy ponad dobrem
wspólnym
było i jest dość powszechne.

Wszelako należy tu zwrócić uwagę na głębszy aspekt cywilizacyjny związany z tym
problemem. Aspekt ten pojawił się na tle sporu Państwa z Kościołem w czasach
nowożytnych i współczesnych. Nowożytne trendy polityczne parły w kierunku
całkowitej eliminacji wpływów Kościoła na życie społeczne. Pojawiło się to w
czasach Reformacji, ale znalazło swoje realne apogeum w Rewolucji Francuskiej.
Później krok po kroku kolejne państwa zachodnie eliminowały wpływy Kościoła na
politykę. W efekcie religia stała się wyłącznie sprawą osobistych, prywatnych
przekonań, a Kościół został pozbawiony instytucjonalnie wpływów na decyzje
polityczne. Co więcej ustawodawstwo państwowe przestało się liczyć z prawem
naturalnym i z prawem Bożym, ponieważ uznano, że jest to domena swoista dla
religii i Kościoła. A ponieważ Kościół ma być wyeliminowany z życia społecznego,
to i prawa takie również muszą być wyeliminowane. Ta zmiana podstaw prawa
państwowego posiada nieobliczalne konsekwencje cywilizacyjne. Państwo, resp.
władza państwowa sama siebie stawia w miejsce Boga i Kościoła, a jedyną
rzeczywistością prawną jest wówczas prawo stanowione, ale posiadające status taki
jakby to było prawo Boże, a przynajmniej prawo naturalne. Sekularyzacja życia
społecznego prowadzi do swoistego fundamentalizmu politycznego. I to ostatecznie
ten fundamentalizm, a nie tylko strach o zachowanie władzy, sprawia, że w sposób
niezdrowy zostaje upolitycznione nie tylko życie społeczne, ale również rodzinne i
osobiste. Polityka oderwana od dobra wspólnego i zaplecza w postaci prawa
naturalnego, a także polityka, która zwalcza Kościół jako konkurenta do władzy,

background image

prowadzi ostatecznie do swoistego fundamentalizmu politycznego, leżącego u
podłoża współczesnych odmian totalitaryzmu, które albo w imię racji stanu, albo w
imię raju na ziemi, albo w imię wolności ostatecznie zniewalaj ą człowieka, rodzinę i
narody. Zniewalają od zewnątrz, ale i od wewnątrz, zniewalają przy pomocy siły
fizycznej i przemocy, ale i przy pomocy mediów, finansów i prawa. Współczesny
fundamentalizm polityczny staje się po prostu wszechobecny i nie wiadomo, jak od
niego się uwolnić.

Aby dokładniej zrozumieć mechanizm działania tego fundamentalizmu politycznego,
warto przyjrzeć się strukturze fundamentalizmu religijnego, który występuje w
cywilizacjach sakralnych.

Cywilizacje te analizował w swoich dziełach Feliks Koneczny. Charakteryzują się
one tym, że metoda życia zbiorowego wynika z nakazów i przepisów religijnych.
Przykładem takich cywilizacji sakralnych są judaizm i braminizm.

3

Koneczny

wymienia cztery cechy charakterystyczne dla cywilizacji sakralnych: aprioryzm,
ekskluzywność, grzech nieczystości, podejrzliwość względem nauki świeckiej.

Sakralność cywilizacji to dogmatyka przedłużona na sprawy niereligijne: Hindus
chodzi, siada, pije i jada, pracuje i śpi religijnie. Sakralność to niezliczona ilość
przepisów. Sakralność to kult. Sakralność to ustanowienie stanu kapłańskiego, etc.

Powstaje pytanie: czy współczesne upolitycznienie życia społecznego nie jest
odmianą cywilizacji sakralnej, tyle że a rebours, a więc cywilizacji sakralnej, która
została zateizowana, a miejsce Boga zajęła władza polityczna, miejsce przepisów i
nakazów religijnych zajęły ustawy parlamentu? Ustrojem społecznym, który stanowi
właśnie lustrzane odbicie cywilizacji sakralnej jest socjalizm. To socjalizm jest matką
nowego porządku świata, natomiast i kapitalizm, i komunizm - to tylko dzieci
socjalizmu.

Jest ciekawe, że w większości słowników i encyklopedii pod hasłem „socjalizm"
przeczytać możemy, że jest to doktryna, która głosi prymat własności wspólnej, w
tym środków produkcji; dodatkowo można dowiedzieć się, że w socjalizmie chodzi o
niewyzyskiwanie pracowników przez pracodawców. Brak natomiast informacji o
najważniejszym kontekście socjalizmu, jakim jest kontekst ideologiczny i
cywilizacyjny. Dla socjalizmu bowiem kwestia własności czy tzw. sprawiedliwości
społecznej jest wtórna wobec całościowej wizji społeczeństwa i człowieka. Wizja ta
stanowi wyzwanie dla kultury klasycznej i cywilizacji łacińskiej.

W socjalizmie głównym i jedynym podmiotem zarówno życia społecznego, jak i
jedynym podmiotem w sensie ontycznym jest społeczeństwo. Podmiotem takim nie
jest człowiek, bo ten w sensie socjologicznym jest tylko funkcją społeczeństwa, a w
sensie ontycznym - tylko jego częścią. Podmiotem nie jest też Bóg, ponieważ
socjalizm neguje istnienie Boga. To społeczeństwo staje się wszechwładnym
absolutem wszelkiego bytu. Socjalizm pod pretekstem troski o ubogich i w imię
sprawiedliwości społecznej zaprowadza w rzeczywistości nową cywilizację -
antypersonalistyczną i ateistyczną. Wyrazem tej drugiej jest postępująca
sekularyzacja życia społecznego, wyrazem tej pierwszej - brak respektowania prawa
naturalnego i prawa boskiego.

Przełomowym momentem dla politycznego zaistnienia socjalizmu była Rewolucja
Francuska. Był to kulminacyjny punkt walki z Kościołem Katolickim i z tradycją
łacińską. Od tej chwili cywilizacja zachodnia konsekwentnie zmienia tory swojego

background image

biegu. Jeżeli dziś na 15 państw Unii Europejskiej w 13 ster rządów dzierżą socjaliści
wybrani w demokratycznych wyborach, to niejednoznacznie świadczy o tym, że w
mentalności europejskiej dokonały się przeobrażenia na skalę cywilizacyjną.

Jednym z charakterystycznych atrybutów współczesnych demokracji zachodnich jest
swoisty stosunek do prawa. Prawo wynika z a priori głosowania (obowiązuje wynik
głosowania, a nie realny cel-dobro), prawo jest wyłączną domeną tych, którzy go jest
stanowią (monizm prawa stanowionego), dominuje strona czysto formalistyczna
(pozytywizm prawny), odżegnywanie się od jakichkolwiek wpływów religijnych.
Współczesne demokracje zachodnie tak właśnie pojmują prawo. Jeżeli weźmiemy
teraz pod uwagę cechy charakterystyczne dla cywilizacji sakralnych: aprioryzm,
ekskluzywność, grzech nieczystości, podejrzliwość wobec nauki świeckiej - to okaże
się, że współczesna demokracja zachodnia jest cywilizacją sakralną a rebours, albo
cywilizacją antysakralną. Jest to swoisty fundamentalizm socjalistyczny!

Aprioryzm cywilizacji sakralnej polega na tym, że nadaje się rangę bezwzględnego
prawa tzw. przykazaniom Bożym nie ze względu na ostateczne perspektywy
zbawienia człowieka, ale ze względu na tzw. wolę Bożą. Ponadto w cywilizacji
sakralnej prawo religijne jest rozszerzane na czynności niereligijne. Jak pisze
Salomon Mojmon (koniec XVIII w.): „Żyd nie może ani jeść, ani pić, ani spać przy
ścianie, ani załatwiać potrzeb naturalnych, żeby przy tym nie musiał przestrzegać
niezmiernej ilości praw."

4

A więc w cywilizacji sakralnej zwykłe i prozaiczne

czynności objęte są systemem praw o charakterze religijnym. Jeżeli współczesna
cywilizacja jest sakralna a rebours, to znaczy, że zmienia się podmiot prawodawczy,
z Boga na Parlament, ale sam Parlament uzyskuje moc sakralną. W efekcie jego wola
ma charakter bezwzględny, zaś niezliczone przepisy mają penetrować całość życia
społecznego do najdrobniejszych szczegółów.

Sakralny grzech nieczystości staje się w socjalizmie grzechem przeciwko procedurom
demokratycznym. Najgorsze zło i najgorsze prawo są w porządku, jeśli są wyłonione
w sposób demokratyczny, największe dobro jest czymś złym, jeśli przyjęte jest w
sposób niedemokratyczny. Z kolei tzw. podejrzliwość wobec nauki świeckiej staje się
w przypadku socjalizmu podejrzliwością wobec metafizyki i teologii. Socjalizm
bowiem stara się być naukowy, ale operuje taką koncepcją nauki, która wyklucza
poznanie metafizyczne i teologiczne. Stąd i teologia, i metafizyka - które na różne
sposoby odnoszą się do Boga czy to przez analizę tekstów objawionych, czy jako
przyczyny bytu przygodnego - traktowane sanie tylko z nieufnością, ale wręcz z
wrogością.

Cywilizacja socjalistyczna prowadzi do upolitycznienia wszelkich dziedzin życia
człowieka. Polityka obejmuje nie tylko życie społeczne, ale wkracza również w życie
prywatne, ponieważ człowiek nie stanowiąc samodzielnego podmiotu musi być
włączony jako część w życie społeczne; jego życie prywatne jest życiem społecznym,
a stąd i politycznym. Również życie religijne ma wymiar polityczny, ponieważ
stanowiąc tylko historyczny etap ludzkich zachowań, w całości należy do polityki;
równocześnie Kościół instytucjonalny musi być trzymany w ryzach z racji
politycznych, ponieważ nie może stanowić konkurencji dla władzy państwowej,
natomiast docelowo

Kościół powinien być w ogóle z życia społecznego wyeliminowany. W ten sposób
nad życiem człowieka Zachodu XX wieku rozpościera się socjalistyczne bóstwo,
które osacza nas z każdej strony. Ma ono do swej dyspozycji media, edukację,
ekonomię, administrację i prawo, które wnikając wszędzie z setkami tysięcy

background image

przepisów sankcjonuje ten Nowy Porządek Świata. Polityka nie tylko nie jest
traktowana jako moralność życia społecznego, ale staje się systemem zorganizowanej
przemocy przeciwko personalistycznym wymiarom życia człowieka. I dlatego w
theoria nie ma miejsca dla prawdy, wpraxis - dla dobra, w sztuce - dla piękna, a w
religii - dla Boga. Polityczny fundamentalizm prowadzi więc do bardzo groźnej
antykultury.

Obrona przed politycznym fundamentalizmem jest trudna. Niewątpliwie, najpierw
trzeba uporządkować całą sferę pojęciową, która oddawałaby realny stan rzeczy, a nie
była tylko wypadkową pewnej utopii opartej na ideologii działającej przy pomocy
oręża propagandy. Tutaj najważniejszą rolę odgrywa filozofia klasyczna, która w
sposób racjonalny i nie-ideologiczny zdolna jest ukazać podstawy, z jakich wyrastają
różne koncepcje polityki. Ale i dlatego filozofia klasyczna jest dziś atakowana ze
wszystkich stron, po to by zmniejszyć zainteresowanie społeczne tą filozofią, zaś
ośrodki filozofii klasycznej stopniowo doprowadza się do upadku. Tym, które
pozostają, nadaje się status historyczno-muzealny.

Drugim szańcem obrony przed politycznym fundamentalizmem jest Kościół
Katolicki. W grę wchodzi tu zarówno ogólnospołeczna struktura organizacyjna, jak
również głoszenie prymatu moralności nad skutecznością, a także przypominanie o
transcendentnym (wobec przyrody i wobec społeczeństwa) wymiarze życia każdej
osoby. Żywy Kościół Katolicki stanowi społeczną przeciwwagę dla
zorganizowanych działań różnej maści socjalizmów, które czy to w imię
sprawiedliwości społecznej (komunizm), czy w imię wolności (liberalizm)
zawłaszczają osobowe życie człowieka odbierając mu nadprzyrodzony sens. Nic więc
dziwnego, że Kościół Katolicki jest z całą zaciekłością atakowany przez różnej maści
politycznych fundamentalistów, którzy Kościołowi zarzucają.. .fundamentalizm!
Niczym złodziej, który wskazując na ofiarę, krzyczy: „łapaj złodzieja!".

Trzeba ciągle pamiętać, że polityczni fundamentaliści nie liczą się z moralnością w
swoim działaniu politycznym, dlatego w celu utrzymania się przy władzy nie wahają
się posunąć i do kłamstwa, i do przemocy. Ufność traktują jako naiwność, a litość -
jako słabość. Aby się przed tym wszystkim bronić potrzebujemy roztropności - aby
dobrze rozumieć, co się dzieje, i męstwa - aby wytrzymywać napór tego
zwielokrotnionego zła. Niezależnie jednak od tego, kiedy polityczny fundamentalizm
zwolni swój uścisk, każdy człowiek bacząc na swą osobową godność i na
transcendentny cel życia - nie może nań się zgodzić, za żadną cenę.

1

N. Machiavelli, Książe, Warszawa 1987, tłum. K. Żaboklicki, s.40.

2

M.A. Krąpiec, O ludzką polityką!, Katowice 1995, s.5-19. 112

3

F. Koneczny, Cywilizacja żydowska, Londyn 1974,1.1, rozdz.3.

4

Ibidem, s.33.

Odzyskać kulturę polską!

Suwerenność każdego dojrzałego narodu opiera się na dwóch podstawach: na
własnej ziemi i na własnej kulturze. Gdy jakaś społeczność traci ziemię i traci

background image

kulturę rychło przestaje być narodem, staje się ludem, którego jedyną perspektywą
jest służba obcym. Narodem, który od ponad 200 lat dramatycznie walczy o
przetrwanie jest Naród Polski.

Utraciliśmy wiele z naszych ziem, w stosunku do czasów przedrozbiorowych prawie
3/5, a w stosunku do okresu międzywojennego prawie połowę.

1

Obecnie zaczynamy

tracić również te ziemie, które znajdują się w obrębie obecnych granic
Rzeczpospolitej, a w dalszej perspektywie wskutek integracji z Unią Europejską grozi
nam powrót do Rzeczpospolitej jako Kraju Priwislinskiego. Tę utratę ziemi
stosunkowo szybko będzie można dostrzec, choćby po tabliczkach: Private, Eintritt
verboten,
czy teren pryvatny, nie mówiąc już o lokalnych społecznościach, która
szukać będzie pracy parobka u obcych na polskiej ziemi. Ta zdradzona ziemia
rychło Polakom o sobie przypomni.

Problem posiadania bądź utraty własnej kultury jest natomiast bardzo złożony i
subtelny. Kultura bowiem posiada swój wymiar materialny, który łatwo dostrzec, ale i
swój wymiar duchowy - trudniej dostrzegalny. Ziemia, niezależnie do kogo należy,
jest na swoim miejscu. Kultura, która ginie, przestaje być obecna, a tego już może nie
być widać. Brak widać tylko przez porównanie, gdy takiego porównania nie ma, to i
braku nie widać. A gdy czegoś nie widać, to wydawać się może, że tego nie było i że
to jest niepotrzebne. Dramat, jaki nas dotyka, polega na tym, że tracimy wielką
kulturę polską,
nie zdając sobie z tego sprawy. Ten upadek kultury polskiej
traktujemy jako coś normalnego, jako coś, co nie boli i co nie jest potrzebne. Nie
widzimy, że przestajemy jako Polacy przypominać samych siebie. Tracąc kulturę
tracimy duchową suwerenność na rzecz obcych, w efekcie myślimy cudzymi
kategoriami i dążymy do cudzych celów.

Ta utrata kultury polskiej posiada trzy aspekty, na które należy zwrócić baczną
uwagę:

1. Instytucjonalne minimalizowanie, deformowanie i niszczenie kultury polskiej;

2. Utrata warstwy społecznej, która tę kulturę tworzyła i pielęgnowała;

3. Zbytnie upolitycznienie dzisiejszych nurtów narodowych.

Nasze spojrzenie na przeszłość, zarówno społeczno-polityczną jak i kulturalną, jest
spojrzeniem przez cudze okulary, przez okulary zaborców, kolonizatorów i
ideologów. Przez ostatnie 200 lat tak usilnie pracowali nad zmianą naszej
świadomości, że my nie znamy siebie, wypieramy się siebie, wstydzimy się siebie, a
nawet siebie nie szanujemy i nie lubimy.

Feliks Koneczny w artykule Warunki pracy kulturalnej w Polsce poro-zbiorowej

2

pokazuje jak to trzej zaborcy systematycznie podkopywali fundamenty, na których
opiera się rozwój kultury, uderzając w dobrobyt i oświatę. Na przykład w Galicji już
w roku 1785 wycofano z urzędów łacinę i polski, a prawdziwy interes monarchii
austriackiej oficjalnie postrzegano w tym, żeby naród polski przekształcić w ludność
niemiecką, pilnując równocześnie doprowadzenia do ruiny ekonomicznej kraju
(s.382). W zaborze pruskim germanizacja szkół rozpoczęła się w roku 1825,
natomiast w zaborze rosyjskim rusyfikacja posuwała się do prób wymiany alfabetu z
łacińskiego na grażdżankę, a słowo „polski" cenzura zamieniała na „miejscowy".
Kary za próbę niesienia oświaty były niewyobrażalne. Oto jakich środków użył
rosyjski książę Trubecki na uczestnikach organizacji kierowanej przez Szymona

background image

Konarskiego, której celem było niesienie oświaty ludności wiejskiej: „Księdzu
Trynkowskiemu ściskano głowę obręczą żelazną, aż dostał pomieszania zmysłów;
Jerzego Brynka karmiono śledziami i zamykano w gorącej kaźni, nie dając wody do
picia; studenta Ejzenblatera, który uniesiony gniewem na obelżywe wyrazy księcia
Trubeckiego, odpowiedział policzkiem, zabito kijami. Na początku roku 1839
skończyły się wreszcie te męczarnie; na podstawie aktów śledczych skazano
Konarskiego na śmierć przez rozstrzelanie, współwinnych jego do katorgi, na Sybir
lub w sołdaty" (s. 389). Takie były kary za to, że chłopa chciano uczyć pisać po
polsku. A jednak miłość do polskiej kultury przetrwała zabory i wybuchła gorącym
ogniem w II Rzeczpospolitej.

Potem jednak Polska znowu została napadnięta przez Niemcy i Związek Sowiecki, a
po wojnie pozostawiona została w orbicie kolonialnej tegoż Związku Sowieckiego
wraz z wyznawaną przezeń ideologią. Komunizm w Polsce składał się z przynajmniej
dwóch elementów, pierwszy dotyczył samej ideologii komunizmu, drugi związany
był z elementem prorosyjskim ze względu na polityczną dominację Związku
Sowieckiego. Ta mieszanka komunistyczno-rosyjska sprawiła, że Państwo Polskie
zostało po prostu wyrwane z korzeniami ze swojej tożsamości kulturowej i
cywilizacyjnej. Dominacja Moskwy pociągała za sobą odcięcie polskiej świadomości
od Kresów Wschodnich, jej mieszkańców, ośrodków kultury, miast (w tym Wilna i
Lwowa), dziejów. Dominacja komunizmu z kolei pociągała za sobą wpajanie
ideologicznej nienawiści do królów, arystokracji i szlachty jako wrogów klasowych.
Naród zredukowano do starej warstwy chłopskiej i do młodszej warstwy robotników.
Kultura polska w edukacji i w mediach włożona została w szablon ideologii, której
nadrzędnym celem było stopniowe wynarodowienie świadomości Polaków. Ta
stopniowość polegała na tym, że faza przejściowa preferowała schemat: narodowy w
formie -socjalistyczny w treści. Wskutek tego Polacy nie bardzo orientowali się, że są
wynaradawiani, ponieważ zewnętrzne elementy kultury polskiej były jakoś obecne.
Były zespoły pieśni i tańca, były muzea, były teatry, były święta narodowe. Ponieważ
jednak Polska była krajem skolonizowanym, to występowały kolonialne formy
wynaradawiania. Charakteryzują się one głównie rym, że zachowane są zewnętrzne
pozory niezależności, realnie jednak istnieje całkowita zależność od obcych.

W okresie komunizmu skala wynarodowienia Polaków, a więc odcinania ich od
własnej kultury narodowej była olbrzymia. W efekcie nastąpiło niesłychane uśpienie
potrzeb kulturalnych. W roku 1990, gdy stanęliśmy oko w oko z dziedzictwem
komunizmu, okazało się, że 88,6% Polaków nie odwiedza muzeów, 92,4% nie ogląda
wystaw plastycznych, 86,2% nie uczestniczy w spektaklach teatralnych, 96,4% w
przedstawieniach operowych, 91,9% w przedstawieniach operetkowych, 95,5% nie
chodzi do filharmonii, 91,7% nie bierze udziału w imprezach organizowanych przez
ośrodki i domy kultury, zaś 43% Polaków w ogóle nie czyta książek, a 40% ma
kłopoty z rozumieniem sensu prostych tekstów. Okazało się, że Polacy zajmują jedno
z pierwszych miejsc wśród wtórnych analfabetów.

3

Luki kulturalnej nie wypełni

telewizja przesycona zagranicznymi serialami i prostackimi teleturniejami, w której
co najwyżej kilka procent czasu poświęcone jest na tzw. kulturę wyższą, i to
najczęściej w nocy.

Tak rozpaczliwie niski kontakt Polaków z rodzimą kulturą pogłębia fakt, że sposób
ukazywania tej kultury poddawany był ideologizacji np. w teatrze wystawiano
niektóre tylko dzieła klasyki polskiej i najczęściej ocenzurowane pod pretekstem
oryginalności reżysera. W efekcie pokolenia nie znające pełnych wersji oryginalnych,
i pozbawione możliwości porównania choćby z teatrem przedwojennym, skazane

background image

zostały na „obowiązującą" wersję. Wiwisekcji dokonywano też na pieśniach
narodowych, z których większości nie upowszechniano, a w tych, które można było
śpiewać lub nagrywać, dobierano zwrotki, a nawet zmieniano słowa (np. w pieśni
„Bartoszu, Bartoszu" słowa „moskiewskie pałasze" zamienione zostały w nagraniu na
„te wrogie pałasze"). Dziedzictwo kultury narodowej podległo całkowitej kontroli
państwa.
Było dawkowane w niewielkich ilościach, a w razie potrzeby - zmieniane.
Ale taka kultura narodowa albo w ogóle przestaje być pokarmem polskiej duszy (a
tak jest w 90%), albo też tam, gdzie dociera zatraca swój autentyczny, ożywczy
impet. A cóż mówić o tradycji i ciągłości, którą Feliks Koneczny nazywa „kością
pacierzową" kultury?"

4

Dzięki tym szkodom wyrządzonym przez komunizm

narodowi polskiemu, dzisiejszy liberalizm i globalizm, czyli oficjalna doktryna
rządzących ugrupowań od roku 1989 ma ułatwione zadanie.
Prowadzone jest
systematyczne niszczenie tych kilku procent kultury polskiej, jaka jeszcze została.
Wprowadzana reforma edukacji na zlecenie Unii Europejskiej i OECD, likwidacja
szkół artystycznych, bibliotek i ośrodków kultury, przejęcie prasy przez zagraniczne
koncerny, zalew amerykańskiej tandety filmowej - to wszystko ma doprowadzić do
100% wynarodowienia Polaków.

Na skutek prześladowań wieku XIX i XX Polska straciła całą warstwę społeczną,
dla której kultura polska była naturalnym żywiołem. Przez dwa ostatnie wieki trwał
proces nieustannego wykrwawiania się najaktywniejszej części narodu. Krew ta
płynęła niczym lawa z krateru bez względu na więzienia, zsyłki, utratę majątku,
zdrowia i życia. Płynęła krew setek tysięcy, milionów Polaków. To dzięki niej
zachowaliśmy jedną tożsamość narodową mimo systematycznego wynaradawiania
przez trzech zaborców, i dzięki niej Polska odzyskała niepodległość po 123 latach
rozbiorów. Ale dziś pytamy: Czy po zniszczeniach II Wojny Światowej i komunizmie
dalej wypływa z nas życie narodowe na przekór wszystkim trudnościom i
niebezpieczeństwom? Czy rwiemy się do Polski jak kwiaty do słońca? Czy może ten
wulkan już wygasł? Odpowiedź jest bardzo trudna. Jednak w ciągu tych ostatnich
dwustu lat systematycznie następował proces nie tylko wynaradawiania Polaków, ale
wytracania tych najaktywniejszych i to w skali uderzającej w przyszłość narodu.
Feliks Koneczny we wspomnianym artykule podkreśla: „ W powstaniach i w
następstwach powstań ginęła najlepsza na ogół część młodzieży - a czyż tylko
młodzieży? Najbardziej owiani miłością dobra publicznego, najbardziej
przedsiębiorczy, najodważniejsi padali ofiarą, dawali życie i tracili majętności. [...]
Żadne zaś środki heroiczne nie zdołały wstrzymać obniżania się poziomu inteligencji,
gdy w powstaniach, na zesłaniach i emigracyach ginęły w każdem pokoleniu
najinteligentniejsze w sam raz jednostki. "

s

Widać to wyraźnie na przykładzie Syberii. Pierwsze zsyłki rozpoczęły się przed 400
laty, a obejmowały jeńców wojen polsko-moskiewskich, których wcielano do armii
podbijającej ludy syberyjskie.

6

Natomiast idea zsyłania do pracy katorżniczej,

głównie w kopalniach, pojawiła się pod koniec wieku XVII za panowania Piotra
Wielkiego. Pierwsza wielka fala polskich zesłańców obejmuje uczestników
konfederacji barskiej, zarówno szlachtę jak i chłopów, kolejna fala to uczestnicy
powstania kościuszkowskiego, później powstania listopadowego, a wreszcie
powstania styczniowego. Później w latach 1936-38 Polacy byli pierwszym z
narodów, który poddany został wysiedleniu z ukraińskich i białoruskich miast,
miasteczek i wsi. Aż wreszcie w latach 1940-41, po napaści Związku Sowieckiego na
Polskę, miały miejsce 4 deportacje, głównie na Syberię i do Kazachstanu, które
objęły ok. 2 miliony Polaków; te deportacje ciągnęły się również po wojnie za zgodą
władz komunistycznych PRL-u.

7

A zatem przez ostatnie 200 lat trwał proces

background image

systematycznego wynaradawiania Polaków zarówno pod względem duchowym, jak i
biologicznym. A przecież nad tym wynaradawianiem intensywnie pracowali nie tylko
Rosjanie, ale również Austriacy i Niemcy, jako zaborcy bądź jako wojenni okupanci
(Niemcy). Żaden z narodów europejskich nie był poddawany tak długiemu i
wielostronnemu procesowi wynaradawiania jak właśnie Polacy.

Reaktywowanie kultury polskiej dziś nie jest tylko kwestią jej pełniejszego
udostępnienia, jest to kwestia uczynienia podatnym tego społeczeństwa, jakie nam
zostało na tę właśnie kulturę.

Wydawać by się mogło, że ratunek powinien przychodzić ze strony różnych
odłamów tzw. prawicy narodowej. Jednak, jak widzimy, jest to ratunek bardzo słaby.
Jednym z powodów tej słabości jest z pewnością fakt, że środowiska narodowe były
ze szczególną zaciekłością prześladowane, więzione i mordowane przez władze PRL-
u. Ale jest też drugi powód. Zmiany po roku 1989 otworzyły furtkę do swobodnej
możliwości działania i zrzeszania się. W związku z tym można był reaktywować bądź
tworzyć na nowo środowiska myślące w kategoriach narodowych. I rzeczywiście,
powstały różne ugrupowania, głównie o charakterze partii politycznych. Co jest
jednak charakterystyczne, to fakt bardzo małego wpływu społecznego tych
środowisk.
Utrwala się proces stagnacji ugrupowań narodowych, które wobec
współczesnych kosmopolitycznych zagrożeń dla Polski, są przecież jak najbardziej
potrzebne. Wydaje się, że jednym z głównych powodów takiej stagnacji jest brak
głębszego przełożenia kułturowo-cywiliza-cyjnego
tzw. prawicy narodowej.
Prawica ta wpychana jest przez swoich przeciwników w różne szuflady polityczne, i
zamykana w nich z takimi etykietami jak: oszołomy, nacjonaliści, faszyści,
antysemici. I nie bardzo wie, jak się bronić.

Otóż, wydaje się, że wyjście z tej trudnej sytuacji nie może polegać na mnożeniu
barokowego nazewnictwa, a więc że dane ugrupowanie jest prawicowo-narodowo-
patriotyczno-katolicko-chrześcijańskie, ale na osadzeniu działalności w głębszym
podłożu kulturowo-cywilizacyjnym, którego polityka jest jednym, ale wcale nie
najważniejszym z odgałęzień. Tzw. prawica narodowa musi zwracać baczniejszą
uwagę na to, co dzieje się z kulturą polską, do jakiego stopnia i w jakich dziedzinach
jesteśmy wynaradawiani. Społeczeństwo polskie bez kultury polskiej nie stworzy
żadnej prawicowej siły politycznej.
Podobnie środowiska prawicowo-narodowe nie
znajdą odzewu w społeczeństwie pozbawionym takiej kultury. Trzeba patrzeć i
ostrzegać, co dzieje się z nauką i edukacją, co z moralnością, obyczajami, rodziną i
ekonomią, co dzieje się z polską sztuką, co z religią-to jest kultura, a więc pole
osobowego rozwoju człowieka, a jako kultura polska - pole osobowego rozwoju
Polaka. Uprawianie polityki na poziomie zaczepek personalno-partyjnych do niczego
nie doprowadzi, należy sięgnąć głębiej.

Jako Polacy mamy to szczęście, że skarbiec i dziedzictwo naszej kultury jest na tyle
bogaty, że na wszelkie okoliczności znaleźć możemy antidotum. I właśnie wydaje się,
że na dzisiejsze tak trudne czasy takim lekarstwem jest myśl Feliksa Konecznego.
A to z tej racji, że Feliks Koneczny przekroczył myślenie czysto polityczne, a sięgnął
do samego spodu, do tego podglebia, z którego wyrastaj ą różne rodzaje etyki i
polityki. Można z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że jego teoria cywilizacji nie
ma sobie równych w świecie. W jej świetle widać bardzo wyraźnie cały mechanizm
procesów, jakie zachodzą w świecie zachodnim, w tym również w Polsce. Jest to
dokładne przeciwieństwo mediów, które urabiają opinię publiczną przez niezwykle
krótkowzroczne patrzenie, które poza prowokacją nie daje szerszej możliwości ruchu.

background image

Teoria cywilizacji pozwala natomiast rozumieć to, co się dzieje, wychodząc poza
sprawy personalno-partyjne, a dochodząc aż do zasad. Pozwala tym samym na
uderzanie w przyczyny, a nie w skutki.

Dziś ponownie grozi nam utrata niepodległości państwowej i suwerenności
narodowej.
Nie dzieje się to na drodze wojny, ale poprzez działania polityczno-
ekonomiczne.
Jednak pod podszewką chęci władzy czy pragnienia zysku ze strony
takich czy innych państw, organizacji lub konsorcjów międzynarodowych, wynurza
się coraz wyraźniej kształt cywilizacji niełacińskiej i niepersonalistycznej, której te
aspiracji władzy i zysku są przejawem. Główne zagrożenie dla Polski polega na tym,
że jesteśmy wpychani w żywioł cywilizacji i kultury nam całkowicie obcej.
Prawdopodobnie mamy do czynienia z mieszanką cywilizacji bizantyńsko-
żydowskiej.
Aby się bronić musimy te zagrożenia dokładniej zdiagnozować, właśnie
na poziomie cywilizacyjnym. Ale to nie wszystko, musimy wiedzieć, czym jest
cywilizacja łacińska i czym jest kultura polska, aby bronić jej i tworzyć ją w
każdym centymetrze życia społecznego, rodzinnego i osobistego.
Dopiero
wówczas wytworzone zostaną skuteczne mechanizmy obronne w sferze politycznej.
Nasi przeciwnicy polityczni mają oparcie we własnych cywilizacjach i kulturach,
dlatego są silni. My poza cywilizacją łacińską i kulturą polską, nie utworzymy
żadnej znaczącej alternatywy prawicowej, działalność ograniczy się do kilku haseł i
do kilku osób. Takiego błędu nie wolno nam popełnić, ponieważ pętla wokół Polski
coraz bardziej się zaciska. A nas łączyć mają nie płytkie hasła polityczne, ale miłość
do Polski,
do jej ziemi, narodu i kultury. Dopiero z takiej miłości wyrosnąć może
trwały i skuteczny program polityczny.

1

Polska przed rozbiorami zajmowała powierzchnię ok. 725 tyś. km

2

, w okresie międzywojennym 388

390 km

2

, a dziś 312 tyś. km

2

.

2

Feliks Koneczny, Warunki pracy kulturalnej w Polsce porozbiorowej, w: Polska w kulturze

powszechnej, red. F. Koneczny, Kraków 1918, s.366-412.

3

U. Kaczmarek, J.Grad, Uczestnictwo w kulturze społeczeństwa polskiego, w: „Kultura polska 1989-

1997. Raport", Warszawa 1997, ss. 127,129,140.

4

Feliks Koneczny, art.cyt., s.368.

5

Feliks Koneczny, ibidem, s.367.

6

A. Kuczyński, Syberia. 400 lat polskiej diaspory, Wrocław 1998, s. 16.

7

Ibidem, s.57-120.

Piotr Jaroszyńskł


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jaroszynski Piotr Polska i Europa
scPodroz po Europie, polska i europa
k pomian polska a europa id 229480
europa, polska i europa
PROGRAM REALIZACJI EDUKACJI EUROPEJSKIEJ DLA NAJMLODSZYC1, polska i europa
maly.europejczyk, polska i europa
Plan edukacji europejskiej, polska i europa
Co to jest Polska - Cz.Janczarski, Dzień niepodległości, godło, flaga itp. Polska i Europa
Polska Europa Świat [test]
europ, polska i europa
plan polska, polska i europa
Paszport, polska i europa
Zwiedzamy Francje z Czerwonym Kapturkiem, polska i europa
2 Test Polska i Europa w 16w gimn, gimnazjum i liceum
SCENARIUSZ ZAJĘĆ W GRUPIE 3, polska i europa

więcej podobnych podstron