Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio,
.
Janda WWW strony 19/05/2004 14:44 Page 3
3 wrzeÊnia 2000, czwartek, 6.03
Zaczy nam dziÊ pisaç dziennik na mojej stronie
internetowej. Jest kilka powodów. Pierwszy, bo powie-
dziano mi, ˝e b´dzie super! Drugi, bo podczas wakacji
troch´ przy zwy czai∏am si´ do zapisywania zdarzeƒ,
refleksji, robienia notatek z dnia. Robi∏am to na zamó-
wienie, a teraz mi troch´ ˝al, ˝e ju˝ tego nie robi´,
i korzy stam w zwiàzku z tym z pretekstu. Po trzecie,
wczoraj dosta∏am pismo z mojego teatru o takiej tre-
Êci: „Pani Kry sty na Janda / aktorka / w miejscu / Na
podstawie rozporzàdzenia Ministra Kultury i Sztuki
z dnia 31.03.1992 r. w sprawie zasad wy nagradzania
pracowników niektóry ch instytucji kultury/ Dz.U. nr 35
z 1992 r. Poz.151 z póêniejszymi zmianami / z dniem
7 wrzeÊnia 2000 r. przy znaj´ Pani nagrod´ jubileuszo-
wà za 25 lat pracy, tj. 100% wy nagrodzenia miesi´cz-
nego /” i tu nast´puje osobisty dopisek mojego dyrek-
tora. Mog∏abym Wam to pismo zeskanowaç i w∏àczy ç
do dziennika, ale dyrektor mojego teatru prawdopo-
dobnie mia∏by za to do mnie pretensje, na dodatek
s∏uszne. Otó˝. Po dwudziestu pi´ciu latach pracy,
takiej jak moja, nast´pujà zmiany w mózgu i nie mo˝-
na, a raczej trudno, coÊ robiç niepublicznie, tak ˝eby
si´ nikt o tym nie dowiedzia∏. OczywiÊcie, nie mówi´
o sprawach osobisty ch, intymny ch, rodzinny ch czy
zdrowotny ch, mówi´ o jakiejÊ twórczoÊci. Ten dziennik
jest nià, czy chc´, czy nie. A pisaç coÊ ty lko dla siebie?
W ka˝dym razie, ja tego po ty lu latach „publicznego
˝y cia” ju˝ nie umiem, a poza tym to mnie nudzi,
i zresztà, po co? Ja mam potrzeb´ „dzielenia si´”
i kontaktu. A wi´c – publiczny dziennik, a raczej
dziennik z dost´pem dla ka˝dego.
5
Pozdr awiam najserdeczniej, za chwil´ zaczy na
si´ dzieƒ, ˝y cz´ wszy stkiego dobrego. Chcia∏am jesz-
cze powiedzieç, ˝e ten ciemnoskóry zawodnik w r e-
pr ezentacji Polski w pi∏ce no˝nej to skarb. Zr obi moim
zdaniem wi´cej w spr awie toler ancji w tym kr aju ni˝
wszy stkie pr ogr amy wy chowawcze r zàdowe i poza-
r zàdowe razem. Cudo. Dosta∏ polskie obywatelstwo
i paszport, br awo. Ty lko cz∏owieku! Str zelaj te br am-
ki! Bo jak nie, to wiesz... to Polska! Karta sympatii si´
mo˝e odwr óciç! ˚egnam i id´ pod pry sznic. Potem
siedem godzin na scenie w spr awie
Nocy Helvera, oby
z jakimÊ r ezultatem.
5 wrzeÊnia 2000, sobota, 6.14
DziÊ ur odziny Cz∏owieka z marmuru, jak napisa-
li w „Gazecie Wybor czej”, czy li Jurka Radziwi∏owicza.
Pi´çdziesiàt lat. Od rana ró˝ne radia do mnie z g∏upi-
mi pytaniami: Czy dzwoni∏a ju˝ pani do m´˝a z ˝y cze-
niami?
Jur ek. ˚or ˝. Niebieskie oczy i r ozbr ajajàcy
uÊmiech dziecka poparty niewinnoÊcià, czy li mr uga-
niem oczami. Ca∏kiem niedawno na pytanie: Pr zyja-
ciel? bez namy s∏u odpowiedzia∏am: Jer zy Radziwi∏o-
wicz. Dlaczego? Pr zecie˝ r zadko si´ widujemy, nawet
od momentu jego pr zepr owadzki z Kr akowa do...
tu, ko∏o mnie... do Kani. Pr zyjaciel, bo pr zyjaciel.
Niebieskie oczy, czy stoÊç, pr awoÊç, r zetelnoÊç, lekka
naiwnoÊç i nieÊmia∏y uÊmiech. Jednym s∏owem –
jasna ∏àka. I tak pi´knie niós∏ t´ ceg∏´. Do dziÊ ten
jego chód mnie wzr usza. Jurku, nie da∏am si´ we-
pchnàç pr zez dziennikar zy w ˝arty na Twój temat.
Niech sobie ˝artujà na inny, Ty jesteÊ Cz∏owiek
6
z mar mur u i war a! ˚y cz´ Ci wszy stkiego, wszy stkie-
go dobr ego. Pami´tam, jak kiedy Ê szliÊmy r azem
o ósmej r ano Nowym Âwiatem, mijali nas ludzie,
uÊmiechali si´ do nas wszy scy, ca∏a ulica, ca∏e
miasto. CoÊ im r azem pr zypominaliÊmy, coÊ wa˝ne-
go, ale i coÊ mi∏ego, to by ∏ wa˝ny por anek. Andr zej
Wajda te˝ si´ w zr usza, kiedy widzi nas r azem.
Ma od r azu mokr e oczy, a potem ukr adkiem ocier a to
wilgotne. Ca∏uj´ Ci´.
DziÊ w nocy pr zyje˝d˝a – wraca mà˝, mà˝,
mà˝!!!
Ca∏y dzieƒ pr óba, w niedziel´ te˝. J´druÊ, mój
sy nek, powiedzia∏ mi r ano w ∏ó˝ku: – Lepiej by Ê mia-
∏a, jakby Ê chodzi∏a do szko∏y, mieliby Êmy r azem wol-
ne, a˝ dwa dni. – I zasnà∏ znowu. Wr óci∏am z Wr oc∏a-
wia o tr zeciej r ano, tr och´ jestem zm´czona.
Dobr ego dnia! Mam nadziej´, ˝e Wy macie wol-
ne. A swojà drogà, jak ja ∏atwo wesz∏am w to zwier za-
nie si´ do Internetu, zdumiewajàce, ta ∏atwoÊç wy ni-
ka z char akteru mojego cholernego zawodu. Mam
nadziej´, ˝e nikt tego nie czyta, a w ka˝dym r azie
niewiele osób.
6 wrzeÊnia 2000, niedziela, 6.05
Wczor aj widzia∏am swojà r ol´ w nowym filmie
pana Zanussiego ˚ycie jako Êmier telna choroba
przenoszona..., pisz´, widzia∏am swojà rol´, specjal-
nie, widzia∏am te˝ i film w ca∏oÊci, ale nie chcia∏a-
bym si´ na ten temat wypowiadaç, mo˝e to ktoÊ
czyta, a napisaç, co my Êl´ napr awd´, by ∏oby mo˝e
nieelegancko, wi´c omijam temat. Zr esztà uwa˝am,
˝e od jakiegoÊ czasu nie powinnam si´ wypowiadaç
7
o twór czoÊci w ogóle, bo jestem walni´ta! Napr aw-
d´! Moje kr yteria, moje tempo wewn´tr zne, sposób
my Êlenia tak r ó˝nià si´ od tego, co czujà inni, ˝e
koƒcz´ z ocenà kogokolwiek i czegokolwiek, zajmuj´
si´ ty lko sobà. Ten nowy film pana Kr zy sztofa jest
podobno pi´kny, màdr y i w ogóle nienudny, widzia-
∏am zap∏akany ch ludzi wy chodzàcy ch z kina, wi´c
si´ zamykam na ten temat. Ja nie mog∏am w ogóle
wy siedzieç w kinie, a do siebie – aktorki tam gr ajà-
cej – mam pr etensje monstr ualne. Po co ja si´ tak
wzr uszam na koƒcu? Kwiatek? A co to za kwiatek?
Co to ja nie mam pieni´dzy? Jeden stor czyk? ˚e co?
˚e niby or yginalnie? Pewnie pr odukcja filmu nie
mia∏a pieni´dzy, a ja nie zwr óci∏am uwagi, dali mi
do r ´ki ten ˝a∏osny kwiatek i zacz´∏am z nim coÊ
gr aç bez sensu. Szklaneczka, woda, kwiatuszek do
wody, wzr uszenie. Idiotka. Powinien wjechaç dupny
bukiet kwiatów, komórka w pr ezencie pr zed jego
Êmier cià i wy chodz´. A co to za bieganie po kor yta-
r zu szpitala na koƒcu? Niby ˝e nie mog´ wytr zymaç?
˚e cierpi´? Wy sz∏o tak, jakbym ucieka∏a pr zed Szy-
monem Bobr owskim, gr ajàcym mojego faceta, a co
to, on mi zr obi∏ jakàÊ kr zywd´? Szymon zr esztà to
najlepsza postaç, jedy na niesk∏amana. Oj, pani Kr y-
siu! Zastanowi∏aby si´ pani, co pani r obi! W takim
ustawieniu tematu i pr zy takim g∏ównym bohater ze
filmu tr zeba by ∏o za wszelkà cen´ tr zymaç si´ pionu
i nie sentymentalnie, bo to ˝a∏osne. Tr udno, wypa-
dek pr zy pr acy. Pewnie to dlatego, ˝e pan Kr zy sztof
zawsze obsadza mnie w tak zwany ch negatywny ch
postaciach, a ja chc´ ich w naiwny sposób br oniç. A!
Rozpisa∏am si´, bo jestem z∏a! Idêcie do kina, ty lko
bez zegarka. ˚egnam wy nioÊle, szczególnie ˝e mój
8
mà˝, któr y r obi∏ zdj´cia w tym filmie, nie powiedzia∏
mi, ˝ebym za ˝adne skarby Êwiata nie opuszcza∏a
g∏owy, bo mi „spada twar z”, a ja wcià˝ jà tam opusz-
czam. No, ale jak mam nie opuszczaç, skor o wcià˝
si´ tam martwi´. Jak si´ mam martwiç i mieç pr oble-
my – z g∏owà do gór y? ˚eby nie by ∏o zmar szczek?!
Film bardzo w a˝ny, o temacie bliskim ludziom.
Widzia∏am, jak jedna pani po obejr zeniu bardzo
p∏aka∏a. Mo˝e te˝ ma pr oblem, czy pope∏niç samo-
bójstwo, czy umr zeç w zgodzie z Bogiem i si∏ami
natur y. Nigdy nie wiadomo. Pr zepr aszam za ten
zapis, ale nie odpowiadam dziÊ za siebie.
7 wrzeÊnia 2000, poniedzia∏ek, 6.39
Jak to jest, ˝e za ka˝dym razem, jak ON wyje˝-
d˝a, psuje si´ w domu wszy stko? Koƒczà si´ ˝ar ówki
i na ogó∏ te, któr e sà wy soko i nie ma do nich ˝adne-
go dost´pu, zaczy najà skr zypieç dr zwi, zacina si´
ekspr es do kawy i opiekacz do gr zanek? Za ka˝dym
r azem. Pies od razu w∏azi do ∏ó˝ka, bo nie wiadomo
skàd wie, ˝e wolno, koty bijà si´ w nocy po ca∏ym do-
mu, a g∏ównie w sypialni, albo budzà Êpiàcy ch o dru-
giej, ˝eby wstaç i daç im jeÊç. Jak to jest, ˝e jak ON
jest, dzieci i ja Êpimy spokojnie, zasypiamy i budzimy
si´ mniej wi´cej o czasie, a jak GO nie ma, dzieci
ju˝ od Êwitu siedzà pr zy komputer ze albo budzà si´
za póêno i spóêniajà do szko∏y, a ja oglàdam nocami
filmy albo ∏a˝´ po domu, czytam, a Êpi´ chwilami,
po dwie trzy godziny w dziwny ch por ach nocy? Co to
jest, ˝e jak on wyje˝d˝a... Wyjecha∏. Zaczy na si´ znów
czas bez NIEGO.
9
9 wrzeÊnia 2000, Êroda, 8.55
Za chwil´ zaczy nam nagr anie Klubu kawalerów
dla Teatru TV. Jak zwykle pr zed nagr aniem telewizyj-
nym, wszy stko mi si´ wali na g∏ow´. Wczor aj o dwu-
dziestej tr zeciej dowiedzia∏am si´, ˝e jeden z aktor ów
gr ajàcy du˝à, bardzo znaczàcà r ol´, nie b´dzie móg∏
zagr aç, bo okaza∏o si´, ˝e ma zobowiàzania w jakiejÊ
mydlanej oper ze kr ´conej dla telewizji. No có˝, m∏ody
kolega. Stuhr owi, Gajosowi, Zamachowskiemu si´ to
nie zdar za. Trudno. Pó∏ nocy szuka∏am wi´c aktor a
do jednej z g∏ówny ch r ól, co ja pisz´ aktor a, partner a
dla Jurka Stuhr a, Zby szka Zamachowskiego, Janusza
Gajosa, Czarka Pazury, S∏awka Or zechowskiego, ba-
gatela! Nikt z ty ch, któr zy przy chodzili mi do g∏owy,
nie by ∏ wolny. Gr atuluj´. JeÊli ktoÊ wam b´dzie mówi∏
o bezr obociu aktor ów, nie wier zcie. Nagr anie zaczy-
namy jutro. DziÊ musz´ kogoÊ zaanga˝owaç i zr obiç
z nim pr zy najmniej jakàÊ prób´, sama, dobraç ko-
stium itd. Re˝y ser to by najmniej nie ten, kto re˝y seru-
je, tym si´ zajmuje na koƒcu. Najpierw osiemdziesiàt
pr ocent energii i si∏y idzie w organizacj´. Nie bawi
mnie to. Inna spr awa, ˝e jest wielu r e˝y ser ów, któr zy
Êwietnie si´ czujà, kiedy organizujà, gor zej jak przyj-
dzie do wyre˝y ser owania czegoÊ. G∏ównie organizacja
im idzie dobrze. Ale to inny temat.
Wczor aj wieczor em by ∏am na pr zedstawieniu
Jeêdziec burzy w teatrze Rampa. Historia ˝y cia Mo-
rissona, Mar y sia, moja córka, gr a tam jego ˝on´. Nie
mog´ nic powiedzieç na temat tego, co widzia∏am,
bo siedzia∏am z zatkanymi uszami. Ca∏y czas czu∏am
si´ tak, jakby ktoÊ dokonywa∏ na mnie gwa∏tu, si∏à
dêwi´ku i êle ustawionymi basami. Ludzie ko∏o mnie
10
wy szli po pier wszym akcie, te˝ siedzieli z palcami
w uszach.
Mar y sia, z tego, co widzia∏am i r ozumia∏am
na niemo, gr a ∏adnie. Ma poczucie for my, jest pr aw-
dziw a, pr zekonujàco gr a narkomank´. Ods∏oni∏am
uszy, ty lko jak Êpiew a∏ Staszew ski, on zaw sze spr a-
wia mi pr zyjemnoÊç, i on by ∏ jakby mniej g∏oÊny.
Zdumiew ajàce! Oklaski Êwiadczy ∏y o niebyw a∏ym
sukcesie, podoba∏o si´ nadzwy czajnie. Widocznie
si´ star zej´ i nic ju˝ nie r ozumiem. W ka˝dym r azie
idêcie na to. Ale ostr zegam, to jest dla m∏ody ch,
star szym panom i paniom pójdà szwy po liftingach
i pr zestanà dzia∏aç sztuczne zastawki.
Co mnie czeka od jutr a!? Trzymajcie za mnie
kciuki. Z pisaniem do Was te˝ nie wiem, jak b´dzie.
Jutro zaczy namy o piàtej r ano, ekspozy cja, to znaczy –
mo˝na kr´ciç ty lko do czwartej po po∏udniu, potem ju˝
jest za ciemno, a jesteÊmy na zewnàtrz. Do nakr´cenia
z dziesi´ç scen i to zbiorowy ch. Ratunku!!! A przed
kamerà same gwiazdy. Ciekawe, jak ja mam ich wyr e-
˝y serowaç, to znaczy namówiç do sty listyki, którà
wymy Êli∏am. Mam nadziej´, ˝e moi koledzy mi zaufajà,
ty lko ty le. Powiedzia∏am im, to jest bardzo zabawna
sztuka, wy jesteÊcie fantasty cznymi arty stami, ludzie
oczekujà od was kaskad dowcipu, gagów, ty siàca min.
Na to czekajà. Spójrzcie, co si´ dzieje w telewizji, jak
grajà nasi koledzy, ˝eby zarobiç na ˝y cie i zdoby ç s∏a-
w´ i popularnoÊç za wszelkà cen´, publicznoÊç ocze-
kuje od Was, takich, jak to si´ nieelegancko nazywa,
„jajcar zy” jeszcze wi´cej; mam pr oÊb´, dajcie jej
MNIEJ! Pozdrawiam. Zapomnia∏am, ˝e i ja tam gram.
Ale prawie wszy stko sobie skreÊli∏am, bo ju˝ w czyta-
niu wy chodzi to za d∏ugie. Trzymajcie si´ wiatru!
11
10 wrzeÊnia 2000, czwartek, 8.03
Wczor aj odby ∏ si´ pogrzeb naszego sàsiada.
Fantasty cznego faceta. By ∏ to jeden z najpozytywniej-
szy ch ludzi, jakich spotka∏am w ˝y ciu. Pr acowity,
uczy nny, dy namiczny, uÊmiechni´ty. Jeden z ty ch, dla
który ch nie ma rzeczy niemo˝liwy ch i pomy s∏ów nie
do zr ealizowania. Mia∏ troch´ ponad czterdzieÊci lat.
Umar ∏. Czy Bóg jest spr awiedliwy? Nie. Jako Mar lena
mówi´ na scenie: – Bóg w ka˝dym r azie nie staje po
˝adnej str onie, jakby nie zajmowa∏ stanowiska. –
W ogóle ostatnio du˝o Êmier ci, samobójstw zwyk∏y ch
skr omny ch ludzi, samobójstw bez przy czy n, zdumie-
wajàcy ch, zaskakujàcy ch. To pr zer a˝ajàce, ˝e obok
nas ˝yje ty lu ludzi z piek∏em w Êr odku, z jakàÊ tra-
gicznà pr zer a˝ajàcà tajemnicà wewnàtr z. Okna. Str a-
szà. Cz´sto, pr zeje˝d˝ajàc ko∏o szpitali, patr zàc na
okna, my Êl´ o tr agediach, cierpieniu, któr e za nimi
istnieje, albo pr zeje˝d˝ajàc nocà pr zez miasto, po
spektaklach, po nagr aniach, patr z´ w oÊwietlone o tej
zdumiewajàcej godzinie okna i nienawidz´ okien
w domach zwyk∏y ch ludzi. Boj´ si´ pomy Êleç, co tam
si´ dzieje, co r ozgrywa, a pr zecie˝ to mo˝e by ç ty lko
matka karmiàca dziecko lub ktoÊ, kto w∏aÊnie uczy si´
do egzaminu.
Przeje˝d˝a∏am dziÊ w nocy pod czarnymi oknami
mojego nie˝yjàcego sàsiada, pomy Êla∏am o jego ˝onie,
która tam gdzieÊ by ∏a w Êrodku, o jego dzieciach. Tej
nocy po pogrzebie. Takie Êmierci uÊwiadamiajà wcià˝
na nowo bezsens poÊpiesznego, zagonionego ˝y cia, ja-
kie prowadzimy. Jak mówi´ w innej sztuce: – Co tak
naprawd´ w ˝y ciu by ∏o wa˝ne? Zastanów si´? Niewie-
le! I jak ma∏o temu poÊwi´caliÊmy czasu i uwagi.
12
A potem pewnego dnia nagle uÊwiadamiasz sobie „ja
kocha∏am”, „ja nienawidzi∏am”, „umieram”.
Koniec. A ja? Czy ja ju˝ pami´tam ty lko teksty
sztuk, w który ch gram, i nimi t∏umacz´ ˝y cie? Dno!
O co mi chodzi? Co za nastrój? To ta Êmierç,
o której my Êla∏am ca∏y dzieƒ, a mo˝e pierwszy dzieƒ
nagrania, które posz∏o nie najlepiej. Jutro znów zaczy-
nam o piàtej rano. Mo˝e jutro b´dzie lepiej. I pomy Êleç,
˝e robi´ tak py szny, komediowy tekst, i mam tak
wspania∏ych aktorów! To depresja, którà zarazi∏ mnie
Ba∏ucki. Autor najÊmieszniejszych, najrozkoszniejszych
polskich komedii umar∏ Êmiercià samobójczà. Nie do
uwierzenia, cholera! Co za chandra! Przepraszam.
11 wrzeÊnia 2000, piàtek, 6.36
Dzisiaj b´dzie o dzieciach, a to z powodu e-mai-
lowego listu od pr zyjaciela z Niemiec. Ten ktoÊ ma
ma∏à cór eczk´ tam urodzonà, dziecko dwuj´zy czne,
choç z polskim miewa k∏opoty. TatuÊ maleƒstwa,
a mój przyjaciel, jest wybuchowym, doÊç niekonwen-
cjonalnym cz∏owiekiem. Zdenerwowa∏ si´ w jakimÊ
sklepie podczas wakacji we Fr ancji i doÊç cz´sto opo-
wiada∏ potem o tym wydar zeniu. Dziecko s∏y sza∏o
pewnie te opowieÊci, zr esztà by ∏o Êwiadkiem zajÊcia.
Pisze mi w liÊcie, ˝e wczor aj pr zypadkowo r ozmawia∏
z ma∏à o wakacjach, wypad∏ mu z pami´ci jakiÊ szcze-
gó∏ i wtedy cór eczka mu pomog∏a: – To by ∏o ko∏o tego
sklepu, w którym si´ tak skurwi∏eÊ! Od r azu skojar zy ∏.
A ter az o moim m∏odszym sy nku. Odkry ∏am
w nocy, podczas pr zeglàdania jego zeszytów w r a-
mach wyr zutów sumienia i nadr abiania obowiàzków
macier zy ƒskich, takie wypracowanie:
13
Na wakacje pojecha∏em do Chorwacji, droga
by∏a d∏uga i kr´ta, a w samochodzie by∏o goràco. Jed-
nym s∏owem, drog´ sp´dzi∏em najniewygodniej, jak
si´ da. Wakacje, co tu mówiç o wakacjach, te sp´dzi-
∏em nawet, nawet, ale jacht by∏ najfajniejszy. Nieste-
ty na nim zwymiotowa∏em (i pobrudzi∏em pok∏ad),
a do tego pod kabinà i mój tata myÊla∏, ˝e to ry˝, któ-
ry robi∏ z takim specjalnym nadzieniem, a to dlatego,
˝e tak trz´s∏o.
Ur ocze pr awda?
Wczor aj r ano moja wnuczka wesz∏a niespodzie-
wanie, podczas mojej kàpieli, do ∏azienki. Za˝eno-
wana nagoÊcià i sytuacjà, nie bardzo wiedzàc, jak
si´ zachowaç, pr zywita∏am jà radosnym, zwy czajnym:
– Dzieƒ dobry, Lenka! Spojr za∏a na mnie uwa˝nie,
obejr za∏a mnie dok∏adnie w tej wannie i odpar ∏a:
– Mów do mnie Blanka! I wy sz∏a.
No, i co zr obiliby Êmy bez dzieci?
Nagr anie Klubu kawalerów idzie lepiej, koledzy
sà nadzwy czajni, wszy scy r obià napr awd´, co w ich
mocy, ˝eby mi pomóc. Gr ajà fantasty cznie, no, ale
mam na planie „pierwszà lig´”. Ze zm´czenia upa-
dam na twar z, jutr o zaczy namy godzin´ pó˝niej, tzn.
o szóstej, ale za to mamy wi´cej str on do nakr ´cenia.
Kota nie ma. Id´ spaç, a r aczej czo∏gam si´ do ∏ó˝ka.
Pozdr awiam. Na mnie nie liczcie. Dobr anoc.
12 wrzeÊnia 2000, sobota, 15.47
Nie idzie mi! Beznadziejny dzieƒ, nie podoba mi
si´ to, co robi´. Czasem tak jest, nic si´ nie uk∏ada.
Beznadziejne. Przesadzam, ale prawie beznadziejne.
Nie doÊç, ˝e re˝y seruj´, to i w tym gram, nie mog´ na
14
siebie patrzeç w monitorach, ca∏y czas kombinuj´, jak
tu nakr´ciç, ˝eby siebie wy ciàç. Do tego re˝y serowa-
nie w kapeluszu ze strusim piórem, d∏ugiej sukni
i w butach na obcasie to m´ka, szczególnie przy tym
tempie i liczbie scen do nakr´cenia. Na szcz´Êcie Dziu-
dziuliƒska to niedu˝a r ola. Okr opnoÊç. Inni gr ajà
Êwietnie, ty lko ja nie mam dostatecznej wy obraêni, ˝e-
by to odpowiednio pokazaç. Co to b´dzie? Co to b´dzie!
Przyj´∏am metod´ rejestrowania jak najwi´kszej iloÊci
materia∏u z jak najliczniejszy ch ustawieƒ kamer y.
Potem jakoÊ to zmontuj´. Oj! èle mi, êle mi, êle! Jutro
zaczy namy pracowaç w nocy i ty ch nocy b´dzie pi´ç.
Zrobi∏am jeden akt i kawa∏ek. Nie mog´ pisaç o niczym
innym, bo mnie telepie na ten temat. Nie mog´ siebie
znieÊç nawet na ekranie telewizora. To choroba. Dobra-
noc. Tym razem... ˝egna Was „sfrustowany” re˝y ser.
14 wrzeÊnia 2000, poniedzia∏ek, 18.42
Pisz´ dopier o wieczor em, bo wr óci∏am r ano po
szesnastu godzinach zdj´ç nocny ch. Bal w Kry nicy.
Jak pisa∏am kr ´c´ Klub kawalerów Ba∏uckiego dla
Teatru Telewizji. Re˝y seruj´ i gr am Dziudziuliƒskà.
Dzisiejszej nocy, za chwil´, kolejna cz´Êç balu do na-
kr´cenia. W sumie ca∏y drugi akt. Umrzemy. Rano
wsiad∏am do stojàcego samochodu i tak siedzia∏am,
a by ∏am pr zekonana, ˝e jedziemy, w tej chwili te˝ nie
jestem w lepszym stanie, ale musz´ wytrzymaç.
Mam na planie same gwiazdy, musz´ o nie
dbaç i r obiç wszy stko, ˝eby by ∏y zadowolone i w do-
brym nastr oju. Pr zed nami jeszcze cztery takie noce,
bo r ównie˝ ca∏y pierwszy akt do nakr ´cenia, ale ju˝
we wn´tr zu. Podobno noc by ∏a zjawiskowo pi´kna,
15
nie zauwa˝y ∏am. W ka˝dym r azie, jeÊli chodzi o to,
co widz´ na monitor ach, materia∏, który kr ´cimy, jest
ju˝ du˝o lepszy ni˝ wczor ajszy, a wi´c wszy stko inne
nie ma znaczenia.
Nie otwier am gazety, telewizor a i r adia, bo tam
ciàgle s∏y sz´ albo siebie, albo swoje nazwisko. Zacz´-
li r eklamowaç akcj´ Radia Zet – „Sto twar zy Kry sty ny
Jandy”, puszczajà to w kó∏ko, czasem te˝ list´ miast,
w który ch b´d´ gr a∏a tej jesieni w r amach tej akcji,
i to mnie dopier o pr zer a˝a. No nic, wróc´ do ˝y cia po
nagraniu, a ter az zajmuj´ si´ ty lko tym, czy Czar ek
Pazur a dobr ze wy szed∏ zza krzaka, czy Edyta Jungow-
ska w∏aÊciwie spojrza∏a na Jurka Stuhra, czy Janusz
Gajos ma na pewno dobr e zbli˝enie. Zby szek Zama-
chowski wzrusza mnie i r ozczula jako NieÊmia∏owski,
ale on sam jest wiecznie z siebie niezadowolony i nie-
pewny, S∏awek Or zechowski jako Moty liƒski szalony,
cudny, choç ma wàtpliwoÊci, czy tak powinno by ç.
Cudowny epizod zagr a∏ Gucio Lutkiewicz, Êwietna
m∏oda Magda Wa∏ach z Kr akowa – Mary nia, Mar cin
Dor ociƒski jako W∏ady s∏aw, pi´kny, smutny i chory,
ciàgle bier ze aspiry n´ i blado si´ uÊmiecha, wolno
mówi i rusza si´, a mnie by si´ pr zyda∏o szybciej, a na
dok∏adk´ moja Mary sia jako Minna – s∏u˝àca – moje
dziecko-aktorka na planie, dziecko zdener wowane
i ciàgle pytajàce, czy jestem zadowolona i czy ona
na pewno da rad´... To jest ter az mój wszechÊwiat.
Iwona Bielska grajàca Mir skà ma czterdzieÊci stopni
i zapalenie p∏uc! Pieniàdze i kondy cja produkcyjna,
w któr ej musimy to r obiç, sà str aszne. Poganianie
niewolników na pusty ni. Krzy cz´ pr zez ca∏e nagr anie:
– UÊmiechamy si´! To jest komedia! Lekko! Jasno!
Wszy scy zadowoleni! W ogóle nie jest nam zimno i nie
16
chce nam si´ spaç! Oglàdanie was musi by ç pr zyjem-
noÊcià! – No nic, koƒcz´, bo mdlej´.
Ach, zapomnia∏abym, dziÊ odbywa si´ w ¸a-
zienkach ur oczy stoÊç zwiàzana z wydaniem nowej
ksià˝ki profesor a Kwiatkowskiego, dyrektor a ¸azie-
nek. Nie mog´ tam by ç. Lubi´ Pr ofesor a, jako lice-
alistka przebiega∏am codziennie ca∏y park z góry, od
Placu Unii, dobiega∏am prawie zawsze spóêniona do
swojej szko∏y, liceum plasty cznego, któr e wówczas
mieÊci∏o si´ w dawnej Szkole Podchor à˝y ch, obok
pa∏acu, i codziennie spotyka∏am Pr ofesor a na space-
r ze z psami. Mi∏y pan z rudà br odà. Wiedzia∏am, ˝e
mieszka w Pa∏acu, by ∏ dla mnie tajemniczà i nie-
zwyk∏à postacià. DziÊ cz´sto z nim r ozmawiam, nakr ´-
ci∏am, dzi´ki jego przy chy lnoÊci, w parku i Pa∏acu
My Êlewickim ca∏à mojà Fizjologi´ ma∏˝eƒstwa Balza-
ka dla telewizji. Niedawno Pr ofesor powiedzia∏ mi, ˝e
nast´pna jego ksià˝ka b´dzie mia∏a tytu∏ Z∏oto cen-
niejsze ni˝ sztuka, w odró˝nieniu od s∏y nnej ksià˝ki
Bia∏ostockiego, z któr ej wszy scy si´ uczy liÊmy Sztuka
cenniejsza ni˝ z∏oto. Rozumiem rozgory czenie Profe-
sor a doty czàce czasów
i stosunku do muzealnic-
twa, malar stwa i sztuki
w ogóle. To te˝ pendant do
moich zapisków wczeÊniej-
szy ch o kondy cji robienia
Teatrów Telewizji. Profeso-
rze, wszy stko minie. Bo˝e!
S∏abo mi! A ty le do nakr´-
cenia!
PS DziÊ odwiedzi∏a
mnie na planie wnuczka.
15 wrzeÊnia 2000, wtorek, 12.00
Wtor ek? No je˝eli wtor ek, to zaczy namy kr ´ciç
pierwszy akt. (Dla cywilów wyjaÊniam, filmy i spekta-
kle teatr alne kr ´ci si´ nie w kolejnoÊci, czy li tak jak
sà napisane, ty lko tak jak to jest mo˝liwe, to znaczy
zupe∏nie nie po kolei.) Nic ju˝ nie wiem, nic nie rozu-
miem. Nie mam refleksji na ˝aden temat, a co dopie-
r o na tematy ogólne. Nie Êpi´ czwartà dob´. W Êr odku
we mnie p∏onie ˝r àce ognisko. Oczy mam z piasku,
my Êli m´tne, kr ok chwiejny. Zdenerwowaç mnie ∏a-
two. Wczor aj nad ranem Jur ek Stuhr zapyta∏ mnie:
– Panujesz dalej nad wszy stkim czy lecimy na wolne
ko∏o? Odpowiedzia∏am, ˝e panuj´, ˝eby si´ nie mar-
twili, bo aktor zy, nawet aktor zy najwi´ksi i najbardziej
Êwiadomi, sà jak dzieci i nie wolno im okazaç ani s∏a-
boÊci, ani zwàtpienia. Ale Wy tutaj, w tym Internecie,
nie liczcie na mnie. Nie odpowiadam na Wasze listy,
bo nie mog´, co wi´cej, nawet ich nie czytam. Jeszcze
tr zy noce. Ach! Zasnàç! Choç na chwil´! Pr oszków
nasenny ch nie bior ´, bo mi nie wolno. Lec´ na mela-
toninie, ale ona nic nie daje. ˚egnam Was bez Êwiado-
moÊci, co b´dzie dalej.
16 wrzeÊnia 2000, Êroda, 10.04
Jadàc wczor aj na plan, czy li miejsce naszy ch
zdj´ç, zobaczy ∏am na s∏upach w Êr ódmieÊciu napisy:
„Olek, zaszyj si´”. Podobno w Kaliszu, podczas poby-
tu naszego pr ezydenta w r amach kampanii wybor czej
r ozwini´to pr zed nim tr anspar ent z napisem: „Olek,
dzisiaj nie pij”. Sympatia pijàcego elektor atu widaç
wzr os∏a nieprawdopodobnie i nie nale˝y tego lekce-
18
wa˝y ç, bo pijàcy ch w tym kr aju jest niewàtpliwie wi´-
cej ni˝ niepijàcy ch, to za przepr oszeniem bardzo po-
wa˝ne lobby. W ogóle, niespodziewanie pr ezydent jest
nar odowi du˝o bli˝szy po ostatnich informacjach na
temat jego „s∏aboÊci”. „Swój cz∏owiek i jaki odlotowy
jajcar z!” – jak omówili to panowie na parkingu hotelu
„Polonia”, gdzie kr´cimy.
Ju˝ pr awie ca∏a ekipa, z któr à pr acuj´, jest cho-
r a i wszy scy chodzà na czwor akach, ty lko Czar ek Pa-
zur a, energiczny, ch´tny do pr acy i odczuwa wieczny
niedosyt. Jak gra, wiemy wszy scy, ale ciàgle uwa˝a,
˝e czegoÊ nie dogra∏, i pr osi o jeszcze jeden dubel,
czy li powtórk´. Wszy scy wybuchamy Êmiechem na te
pr oÊby, a Jur ek Stuhr, pan profesor – dla Czarka,
poucza go za ka˝dym r azem: „Sy nku, zagra∏eÊ ty le, ˝e
mo˝na kub∏ami wy nosiç, gdzie kochany czujesz
niedosyt?” Oni sà wszy scy wspaniali. Czuj´ dla nich
ogr omnà wdzi´cznoÊç. Jur ek Stuhr, Janusz Gajos sà
moimi serdecznymi pr zyjació∏mi, ale ze Zby szkiem
Zamachowskim czy S∏awkiem Or zechowskim spoty-
kam si´ doÊç rzadko i ty lko w pr acy, z Czarkiem Pazu-
r à w ogóle po raz pierwszy. O kobietach nie mówi´, bo
sympatie sà tu oczywiste, a Mar cin Dor ociƒski to
pr zecie˝ mój Cyd, u mnie debiutowa∏.
Âci´∏am dàb w ogr odzie, bo musia∏am, i chce
mi si´ dzisiaj p∏akaç. Spa∏am znów ty lko dwie godzi-
ny, od szóstej do ósmej rano. Obudzi∏a mnie proÊba
o podanie numeru faksu i pr zy sz∏o zapr oszenie na
festiwal w Istambule. Ur ocze. Któr a to ju˝ doba? Nie
pami´tam. Jeszcze dwie noce zdj´ç.
Idêcie spaç, a my b´dziemy star aç si´ zr obiç
dla Was „hicior a”, jak mówià m∏odzi aktor zy.
19
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio,
.