Vivian Arend
Dziecko sztormu
Vivian Arend - Namiętność z głębin Pacyfiku 1 - Dziecko sztormu
Rozdział 1
Rozdział 1
Rozdział 1
Rozdział 1
Jego brak seksualnego zainteresowania mógłby być uznany za kłopotliwy, gdyby nie
był tak zabawny.
Złote promienie słoneczne oświetlające prawie nagie ciała tańczących wokół ognia
sprawiały, \e połowicznie stawały one w cieniu. Biodra skręcały się w powolnych ruchach,
torsy błyszczały. Światła odbijające się od ciepłej skóry i twardych mięśni pobudzały coś w
głębi duszy. Matthew Jentry le\ąc na piachu podparł się na jednym łokciu, przyjmując honory
po\egnania odprawianego mu przez dane plemię.
Dwa tygodnie spędzone w tej osadzie dały mu mo\liwość zapoznania się z wrodzoną
zmysłowością Ludzi Morza. Martwił się brakiem medycznej opieki dla plemienia, które było
dość oddalone od głównych miast, takich jak Vancouver czy Victoria.
Przywódczyni osady miała jednak inny cel.
Mę\czyzna przyglądał się jej przez ogniste pierścienie, dostrzegając delikatne
rozbawienie malujące się na kobiecej twarzy. Gdy kolejna młoda tancerka podeszła bli\ej do
Matthewa, pochyliwszy się, aby dać mu pełen wgląd na jedną z jej najobfitszych zalet,
mę\czyzna zapragnął się roześmiać.
Tak, wiedział, \e tradycją było dzielenie przyjemności z lokalną ludnością. Wiedział, \e
to dla nich zaszczyt móc wykazać się najlepszą obsługą, szczególnie dogodzenie takiej osobie
jak on, osobie magika i nowoczesnego uzdrowiciela.
Ale on chciał czegoś więcej. Nie wa\ne jak bardzo kuszące dostawał propozycje,
zamierzał skończyć to tak jak sobie zaplanował. Samotnie. Dopóki nie odnajdzie tej jednej
jedynej, która będzie jego dopełnieniem i sprawi, \e jego prawdziwa misja zostanie spełniona,
nie miał zamiaru wskoczyć do łó\ka z \adną chętną laleczką. Po sześciu suchych miesiącach,
wcią\ nie potrzebował seksu.
Taniec został zakończony i mę\czyzna wiwatował wraz z otaczającymi go starszymi z
plemienia, mę\czyzni poklepywali go po ramionach, gdy przechodzili obok kierując się w
stronę grila oraz pojemników wypełnionych słodkimi jabłkami, stojących przy brzegu i
schładzanych przez fale. Mama Tanis szybko podbiegła do niego nim zniknął w tłumie.
Jak na tak du\ą kobietę poruszała się nieprawdopodobnie szybko.
- Podobał ci się taniec? - Patrzyła wprost na jego twarz, jej oczy przepełniała dziwna
mądrość. Była ju\ dość stara, szczerze mówiąc ju\ dawno przekroczyła wszelkie
statystyki tamtejszych posterunków.
- Owszem. Dziękuję za to po\egnanie, niedługo muszę udać się do kolejnej wioski.
Miło mi było cię poznać. - Ukłonił jej się z szacunkiem.
2 | S t r o n a
Vivian Arend - Namiętność z głębin Pacyfiku 1 - Dziecko sztormu
Kobieta poruszyła palcem przed jego twarzą. - Ju\ to mówiłeś, chyba jednak musisz
podą\yć własną ście\ką, a nie drogą Mamy T. Dlaczego obracasz się w towarzystwie
starszych mę\czyzn, w których \yłach nie płynie ju\ ni kropla \ycia? Ich mo\na zabawiać
ciekawymi opowiadaniami babuni. Powinieneś przebywać wśród młodych, śmiejąc się, \yjąc
i kochając.
- Mamo T&
- Och nie, przebywając tu unikałeś wszelkiego rodzaju rozrywki. Pracowałeś od
wschodu do zachodu, a nawet teraz, gdy ju\ odje\d\asz, zastanawiasz się, w jaki
sposób wymigać się od zabawy.
Mę\czyzna uniósł brew. - Mo\e jestem ju\ za stary, brak mi witalności, aby zaszczycić
swym towarzystwem młodsze pokolenia.
Kobieta wybuchła śmiechem. - Brak witalności? Jedyną twą winą jest zbytnia
przezorność, przyjacielu. Nie będę ci robić więcej wymówek. Ta noc jest dla ciebie,
wykorzystasz ją, jak zechcesz. - Pochyliła się w przód, jej oczy zatonęły w jego. - Ale
powiem ci jeszcze jedno. Czasami to, czego szukamy jest bli\ej ni\ się nam wydaje, mo\emy
to znalezć, jeśli przestaniemy się rozglądać.
Poczuł dreszcze na skutek jej słów. Przepowiednia? Wró\ba? Nie mógł tego wiedzieć.
Ludzie Morza posiadali wiele magicznych umiejętności. Ponownie się ukłonił, chwytając za
kobiecą dłoń i wyciskając na jej skórze delikatny pocałunek. Jego ruch wydarł chichot z jej
ust.
- Jesteś złym chłopcem, bo droczysz się z Mamą T.
Mę\czyzna mrugnął do niej, na co kobieta zareagowała kiwnięciem głowy i
uśmiechem.
Matt wycofał się, ju\ był gotów, aby dołączyć do mę\czyzn, gdy coś mu się
przypomniało. Cholera, prawie bym zapomniał. - Jestem ci winien przeprosiny. Poprosiłaś,
abym zbadał jednego z twoich ludzi. Nie stawiła się na \adne spotkanie i... Próbowałem
skontaktować się z chorym w inny sposób, ale powiedziano mi, \e wyjechał poza osadę. Jakaś
wycieczka uczniów szkoły średniej, w celu zbadania fauny i flory, czy coś takiego. Opatrzę
ją, gdy następnym razem się tu zjawię.
Usta przywódczyni zacisnęły się w jedną linię. - Powinnam wiedzieć. Mówiła, \e nie
potrzebuje pomocy szamana. - Kobieta westchnęła. - Jak powiedziałeś, to poczeka. Powiem
jej co, o tym sądzę, gdy się z nią spotkam. To ja nakazałam jej się z tobą zobaczyć.
Matthew został tą wiadomością zaszokowany. - Rzadko się słyszy, aby młodsi
kwestionowali wy\szość rad starszych. Jak\e więc mogła zignorować twoje polecenie? Z
jakim problemem się boryka, \e a\ zlekcewa\yła swojego przywódcę i się ze mną nie
spotkała?
Mama Tanis poło\yła ręce w biodrach. - Ta dziewczyna nie mo\e się przemienić.
Wiemy, \e w jej \yłach płynie krew zmiennokształtnych, ale nigdy nie widzieliśmy, \eby się
zmieniała.
3 | S t r o n a
Vivian Arend - Namiętność z głębin Pacyfiku 1 - Dziecko sztormu
Mę\czyzna ruszył w stronę pla\y, wzrok Mamy T palił jego plecy. A z jego ust
ponownie uciekł chichot. Świat akademicki, który wymienił na świat mistyczny, strasznie
kontrastował z tym, czego się nauczył. Jedne rzeczy, które raz wydawały się sprzeczne,
innym razem były rzeczywistością. Nie tylko zarazki i wirusy powodują choroby, robią to
tak\e złe duchy i przekleństwa. Jego zadaniem, jako szamana, było pogodzenie tych dwóch
światów, nie wa\ne jak dziwne było to połączenie.
Niebo powoli ciemniało, mroczne pasma przecinały nieboskłon na horyzoncie tu\ nad
powierzchnią wody. Matt ostro\nie stawiał stopy na pisaku, miło było nagą skórą czuć pod
sobą ziarniste ciepło. Zagadka sprezentowana mu przez Mamę krą\yła w jego umyśle, jak
niebezpieczny nurt próbujący zwabić go na niewłaściwą ście\kę. Zmienny, który nie mo\e się
zmieniać... dla Ludzi Morza to było jakby nigdy nie nauczył się chodzić. Dopóki ich domem
nie było zarówno morze, jak i ziemia, osoba taka nie mogła czuć się dobrze w społeczeństwie.
Kierując się impulsem, zawrócił i ruszył wprost ku zgromadzeniu młodych ludzi
zebranych wokół ogniska. Mo\e uda mu się wypatrzeć tę dziewczynę wśród przyjaciół,
zrozumieć istotę jej problemu, nie niepokojąc jej. Chocia\ nawet nie mógł sobie wyobrazić,
jak bardzo bała się spotkania z szamanem. Brzdęki gitary stawały się coraz głośniejsze,
mę\czyzna dostrzegł jakąś parę grzejącą się przy ogniu.
Spojrzał na kółeczko kilka metrów dalej, grupę matek obserwującą czujnym okiem z
le\aków swoje pociechy. Dzieci bawiły się w zawiłą grę, która wymagała zmianę pozycji i
ukrycie błyszczącej powłoki uchowca. Pośród gromadki klęczała kobieta, śmiejąc się
odrzuciła głowę w tył, jej blond włosy rozsypały się na ramionach.
Ciało Matta stę\ało. W tym jej swobodnym ruchu było coś, co bardziej prowokowało,
ni\ jawne zaloty tancerki. Obserwował kobietę czując coraz większy ból w pachwinie, w
chwili, gdy nieznajoma dołączyła do zewnętrznego kółka, grał była dalej prowadzona wokół
dzieci.
Ciemne oczy, jasna karnacja. Musi być przyjezdną. Nigdy wcześniej nie widział
jasnowłosej dziewczyny w klanie orki, a Mama T z pewnością powiedziałaby mu o takiej
anomalii. Stałaby się jednym z osadników, na którym przeprowadzał doświadczenia podczas
ostatnich dwóch tygodni. Cieszył się, \e nie musiał poddać jej testom, poniewa\ całe jego
ciało rozgrzewało się na sam widok kobiety, a jego po\ądanie osiągało poziom krytyczny.
Musiał ją poznać.
Nastąpił ponowny wybuch śmiechu, gdy mę\czyzna wszedł do koła. Dzieciaki powitały
nowego gracza. Nie wa\ne, gdzie się udał, śmiech dziecka sprawiał, \e jego serce śpiewało
najgłośniej, mę\czyzna tęsknił za chwilą, gdy będzie miał własne pociechy. Będzie je
wychowywał, patrzył jak dorastają, a potem zakładają własne rodziny. Przysięgał sobie, \e
kiedyś tak będzie, nie wa\ne, jaka tradycja panowała wśród szamanów.
Wymienił kilka uścisków, przyjął dziecięce pocałunki i pomachał przyjacielsko do
matek, które czujne mu się przyglądały. Kilka z nich się zaczerwieniło, jednak większość
wyglądała na zadowolone, \e ich pociechy przyciągnęły jego uwagę. Powoli okazał
zainteresowanie tak\e jej. Smakując tę chwilę, przedłu\ając ją, dopóki nie spotkały się ich
spojrzenia.
4 | S t r o n a
Vivian Arend - Namiętność z głębin Pacyfiku 1 - Dziecko sztormu
Odwróciła swoje ciemne oczy, jej kremowy policzek kontrastował z ciemną barwą rzęs.
Jego wzrok przyciągnęły jej pełne usta, dolna warga lśniła w miejscu, gdzie sekundę
wcześniej był jej język. Mę\czyzna cal po calu oglądał jej piersi, nawet nie próbował kryć się
z tym jak bardzo podobają mu się jej krągłe kształty.
- Chcesz zagrać? - Malutkie dłonie pociągnęły go na piasek. Mę\czyzna wdzięcznie
osunął się na kolana.
Złośliwy uśmieszek wykrzywił kobiece wargi, gdy przyglądała się sylwetce mę\czyzny.
- Znasz zasady tej gry?
Uklęknął w środku koła i pokiwał głową. Zaskoczenie odmalowało się na jej twarzy,
nim zasłonił twarz rękoma i zaczął odliczanie. Dookoła niego, małe ciałka poruszały się w
kółko odśpiewując pieśń, powtarzaną z pokolenia na pokolenie. Gdy się zatrzymały,
uwidocznił się kolejny kontrast pomiędzy ludzkimi dziećmi, a dziećmi Ludzi Morza.
Zapanowała zupełna cisza.
Mę\czyzna opuścił dłonie i zamrugał kilka razy powiekami, przyzwyczajając się do
słabego światła ognia. Dzieci cały czas milczały stojąc bez ruchu, ich twarze były pozbawione
wyrazu. Matt obserwował je bardzo uwa\nie nim ruszył ku pierwszej parze. Dzieci odwróciły
wzrok, uśmiechając się lekko. Mę\czyzna powoli przejechał palcem po ich ramionach,
łaskocząc. Nie poruszyły się.
Usłyszał donośny śmiech tu\ za sobą i jak na komendę się obrócił. Winowajczyni zbyt
pózno się uspokoiła. Matt na kolanach podpełznął do niej, warcząc jak wściekła bestia. Reszta
roześmiała się serdecznie, gdy przyglądali się tej scenie.
O słodki Bo\e, jego tajemnicza kobieta usiadła za dziećmi.
Mę\czyzna zamarł na chwilę, gdy rzuciła mu oskar\ycielskie spojrzenie. Pogłaskawszy
małą dziewczynkę po ramieniu ruszył w kierunku swojej zdobyczy. Blondynka siedziała bez
ruchu, światło księ\yca sprawiło, \e jej włosy wydawały się być świecącą latarnią. Szaman
nie spieszył się, całymi dłońmi przesuwał po jej delikatnym ciele, a nie samymi opuszkami
jak to robił w przypadku dzieci. Poczucie skóry przy skórze sprawiło, \e zaschło mu w
ustach, jego ciało stwardniało jeszcze bardziej z po\ądania.
To była dziecięca zabawa, a on tak nieładnie się nakręcał. Na świecie nie było
sprawiedliwości.
Dziecko siedzące na jej kolanach zmieniło pozycie i popukało go w ramię. Palce
mę\czyzny przesunęły się na pierś kobiety, niewiasta zassała powietrze. Szaman chciał
zignorować fakt, \e jej brodawki stwardniały, jednak nie mógł oderwać wzroku od kobiecych
piersi jakby były one jego nowym celem.
Gdzie, do cholery, się ona ukrywała przez te dwa tygodnie? Teraz wszystkie jego plany,
co do pozostania w celibacie, odpłynęły wraz ze wczorajszym odpływem. Jeśli w magicznym
świecie była jakakolwiek sprawiedliwość, przeznaczone było być im razem. Nawet jeśli
miałaby to być jedna noc.
5 | S t r o n a
Vivian Arend - Namiętność z głębin Pacyfiku 1 - Dziecko sztormu
Rozdział 2
Rozdział 2
Rozdział 2
Rozdział 2
Laurin przeklęła swoje libido za tak oczywiste ukazanie się gościowi. Przecie\
zazwyczaj się tak nie zachowywała. Nie robiła takich rzeczy. Mo\e i byłaby gotowa
zaspokoić potrzebę ciała, ale oczywiście nie z kimś, kogo nigdy wcześniej nie widziała.
I mo\e gdyby powtarzała sobie to kłamstwo dostatecznie często, uwierzyłaby w nie. Nie
było nic zwyczajnego w tym, czego chciała od klęczącego przy niej ciemnego nieznajomego.
Jedynie dzieci z osady otaczające ich powstrzymywały ją przed pchnięciem go na piach i
wejściu na niego, aby uje\d\ać go w zapomnieniu.
Kiedy mę\czyzna wyciągną ukrytą muszlę spod ramienia jej partnerki, okrzyki
zachwytu rozbrzmiały wokół nich. Malutka dziewczynka na czworakach przemieściła się do
przodu, zatrzymując się na chwilę, aby cmoknąć mę\czyznę w policzek, po czym zajęła
miejsce pośrodku koła. Na chwilę okrzyki wzmogły się i Laurin została uwięziona pomiędzy
poczuciem strachu i fascynacji, gdy uświadomiła sobie, \e nieznajomy ju\ zajął swoje
miejsce w parze.
Z nią.
Zignorowała fakt, \e jej cipka nagle zwilgotniała i przesunęła się lekko, aby zrobić mu
miejsce. Mę\czyzna szybko ulokował się za nią, jego uda zacisnęły się na jej biodrach, łapiąc
ją w pułapkę. Przeło\ył rękę pod jej biustem, przycisnął tors do kobiecych pleców, tak, \e
oddech uwiązł w jej piersi.
Twarde mięśnie były wszędzie. W jego rękach, jego udach, jego ciele. Ten prosty fakt,
\e ich ciała się dotykały sprawiał, \e dreszcze przebiegły w dół jej kręgosłupa, a gęsia skórka
pojawiła się na jej ciele.
Nieznajomy roześmiał się miękko. - Chłodno? - Szept połaskotał ją w ucho, gdy
mę\czyzna przesunął ustami po mał\owinie. Poczuła odrobinę wilgoci, gdy polizał jej ucho,
dreszcze wstrząsnęły jej ciałem od stup do głów. - Mogę cię ogrzać. Jeśli jesteś
zainteresowana&
Gra rozpoczęła się na nowo. Laurin była wdzięczna za tę chwilę rozproszenia. O
cholera, o cholera, o cholera. Musiała zadecydować, i to ju\. Czy miała zamiar odejść z tym
facetem, czy był tak rozkoszny jak obiecywał? Jutro rano wyruszy w podró\ do kolejnej
wioski, podczas miesiąca badań. Facet z pewnością był zmiennym, który powrócił do osady,
po pewnym czasie niebytności.
Nigdy nie korzystała z seksualnych ofert zmiennych. Spędziwszy ostatnie dwa lata na
podró\ach od wioski do wioski wzdłu\ wybrze\a, wszyscy z plemienia wiedzieli, \e naucza
dzieci, a poza tym raczej woli pozostawać samotnia. Nawet nadpobudliwe plemię zmiennych
wydr nie przekonało jej do nawiązania bli\szych znajomości, mimo, i\ ich perswazje były
bardzo kuszące.
6 | S t r o n a
Vivian Arend - Namiętność z głębin Pacyfiku 1 - Dziecko sztormu
Była nieugięta, a\ do teraz.
Mocny uścisk jego dłoni ostrzegł ją sekundę wcześniej, \e mę\czyzna zamierza się
przybli\yć. Oh Bo\e, jego erekcja wpasowała się między jej pośladki, gorąco paliło ją przez
materiał jego d\insów i jej bawełnianą sukienkę. Mę\czyzna lekko przesunął rękę tak, \e jej
piersi ustawiły się na jego przedramieniu, jego dłoń objęła ją w tali. Wysunął kciuk i
delikatnie otarł go o jej ciało.
- Nazywam się Matt.
Motyla delikatność w jego słowach była pieszczotą dla jej ucha. Poruszyła się, z jej ust
wydobył się mimowolny pisk. Śmiech dzieci przywrócił jej uwagę ponownie do zabawy,
poszukiwacz był coraz bli\ej znalezienia ukrytej muszli. Co prawda oni jej nie mieli, ale
Laurin nie chciała, aby ktokolwiek dowiedział się, co innego urosło między nimi. Zmusiła się
do uśmiechu, gdy mała dziewczynka szybko ich przeszukała. Matt przycisnął się do niej, jego
członek napierał na nią. W jakiś sposób wcisnął swoją dłoń pod jej rękę, tak, \e udało mu się
wsunąć palce pod rękaw jej koszulki. Skóra dotykała skóry. Wstrzymała oddech, gdy potok
obrazów, w których ich ciała dotykały się całą powierzchnią, zalał jej umysł. Chciała z nim
być.
To była jej odpowiedz, nieprawda\?
Mo\e to będzie najlepsze wyjście. Jeśli odejdzie wcześnie rano, nie będzie czasu na
\adne osobiste przeszukania. Mogliby rozkoszować się tym, co wydawało sie być
nadzwyczajnym pociągiem fizycznym bez musu sprostania odpowiedziom na pytania
dotyczącej jej samej, tego skąd pochodzi i kim naprawdę jest.
Sex. Aatwe i proste. Mogła to zrobić. Prawda?
Ponownie pogłaskał ją kciukiem, a jej cipka mimowolnie zwilgotniała. Aatwe i proste?
Powątpiewała. Gorętszy ni\ Hades? Och tak.
Gra zakończyła się niespodziewanie, gdy matki dzieci klasnęły w dłonie, wołając swoje
pociechy do domu. Grupka młodocianych powstała, dzieci obdarowały się po\egnalnymi
uściskami, po czym poddały się ruchom migracyjnym. Na niebie ponad nimi błyszczało
mnóstwo gwiazd, fale oceanu pieszczotliwie okalały ląd. Laurin kiwnęła głową odpowiadając
na grzeczne ukłony posyłane w jej kierunku. Wiedziała, \e rodziny doceniają jej wkład w
nauczaniu dzieci wszystkiego poczynając od alfabetu, na trygonometrii kończąc. Ludzie
Morza prowadzili bardzo odizolowany tryb \ycia, ale ich potomkowie wcią\ musieli posiadać
pewne wiadomości na temat innego świata. Klan orki utworzył jedną z największych osad,
znajdującą się jedynie cztery godziny drogi od wyspy Vancouver. Ich populacja była na tyle
du\a, \e kobiecie mogło się udać przekonać ministerstwo edukacji, \e wysłanie tu
pełnoetatowego nauczyciela byłoby korzystną inwestycją.
Delikatna pieszczota na jej ramieniu przypomniała jej, \e tym razem, kiedy dzieci
odeszły, nie została sama.
- Ju\ nie będziesz dr\eć - szepnął, a ona szybko rozwiała jego wątpliwości. Teraz,
gdy ju\ podjęła decyzję, nie było mo\liwości, aby nie skorzystała z okazji.
7 | S t r o n a
Vivian Arend - Namiętność z głębin Pacyfiku 1 - Dziecko sztormu
Odwróciła ku niemu głowę, patrząc prosto w zaskakująco jasne, niebieskie oczy. Przy
jego ciemnych włosach i skórze, spodziewała się ujrzeć ciemne tęczówki, tak bardzo
rozpowszechnione wśród ludzi z klanu orki. Fascynacja wypełniła jego spojrzenie, gdy wlepił
oczy w jej usta. Instynktownie kobieta oblizała wargi, a wtedy nieznajomy zamruczał,
obejmując ją ramionami. Gdy ju\ znalazła się w jego uścisku, coś w niej zmiękło, a po\ądanie
zalało jej ciało.
- Ogrzej mnie - wyszeptała, unosząc dłonie, aby objąć jego twarz. Słodki pocałunek.
A potem kolejny. Umieściła delikatną pieszczotę na jego ustach, dopóki mę\czyzna
nie przyciągnął jej bli\ej i przejął kontrolę. Konsumował ją. Ucztował na niej.
Ustami zawędrował ni\ej, ssąc pulsujący punkt na zejściu się szyi z ramieniem.
Chwyciwszy jej tyłek w dłonie, docisnął ją mocno do swego ciała. Jej płeć dotknęła
jego erekcji, mę\czyzna uniósł ją, ocierając o siebie ich ciała. Jej ostatnia trzezwa
myśl mówiła o tym, \e wcią\ są na pla\y, na widoku praktycznie całego klanu.
Mę\czyzna zawarczał, dzwięk wydobył się z głębi jego gardła, zakołysał nią podnosząc
jej ciało i wchodząc w mrok, wcią\ wielbiąc jej usta swoimi. Kobieta zamknęła oczy i ufnie
powierzyła mu siebie, pozwalając mu się wynieść, gdziekolwiek zapragnie. Na ślepo
akceptując cuda, jakie oferowały jego usta. Chodziło o coś więcej ni\ pocałunki. Po\ądanie
iskrzące między nimi, a jedynym łączącym punktem były ich usta.
Nieznajomy zanurkował, dziewczyna otworzyła oczy i spostrzegła, \e znajdują się w
namiocie. Gdy tylko została uło\ona na materacu rozejrzała się wokoło. Pośrodku znajdowało
się kilka rzeczy osobistych. Obok wypró\nionego biurka stała mała walizka. Ona sama
mieszkała w podobnych warunkach, jej wszystkie rzeczy były ju\ spakowane, w ramach
przygotowania przed porannym wyjazdem.
Przygotowanie. Cholera.
- Masz przy sobie prezerwatywy? - Umieściła dłonie na jego piersi, aby ich
rozdzielić, mimo tego jej place podkuliły się mimowolnie, aby pochwycić miękką
bawełnę jego koszuli.
Niewytłumaczalne emocje pojawiły się na twarzy Matta, nim pospieszył do walizki, aby
poszperać w jej najgłębszych zakamarkach. Usiadła chcąc go obserwować. Fakt, \e nie miał
małego pakieciku w tylniej kieszeni spodni, jakby spodziewał się, \e coś podobnego mu się
przydarzy, uspokajał ją. Przez chwilę naszły ją wątpliwości, jednak nim zdą\yła zareagować,
mę\czyzna odwrócił się ku niej z tryumfującym uśmiechem. Ich oczy się spotkały i ju\
wiedziała, \e jest zgubiona.
Musiała go mieć.
Matt zapalił małą latarnię stojącą na biurku, przytłumione światło wypełniło namiot. W
przyćmionym świetle jego ciemna skóra wydawała się być nawet ciemniejsza, gdy ruszył on
ku ło\u i uklęknął przed nią. Przez dłu\szą chwilę patrzył jej prosto w oczy. Czysty błękit
jego tęczówek prześwietlał ją na wskroś jak promienie rentgenowskie. Ka\de pragnienie a
teraz miała ich całkiem sporo zostało obna\one przed nim. Musiała odwrócić wzrok.
8 | S t r o n a
Vivian Arend - Namiętność z głębin Pacyfiku 1 - Dziecko sztormu
Jednak odwa\yła się obserwować go spod rzęs, kiedy zaczął rozpinać koszulę. Mięśnie
wykute z obsydianu zdobiły jego tors, nie myśląc wyciągnęła rękę, aby dotknąć twardego
sześciopaku. Hmm, delikatna skóra, solidna konstrukcja. Przesunęła się na przód, aby
przycisnąć dłonie do ciepła, które wręcz promieniowało z jego tułowia.
- Jak ci na imię, mój promieniu księ\ycowy? - Jego głos dra\nił mroczną stronę jej
duszy, pobudzając potrzeby, których nigdy nie posiadała. Przełknęła cię\ko, gdy
zrzucił koszulę i zaczął rozpinać jej suknię.
- Laurin.
Jego oczy były skupione na jej ciele, gdy rozsuwał bawełniany materiał na boki,
chłodna bryza oceanu załopotała wejściem do namiotu, owiewając jej skórę.
- Piękne imię. - Przejechał knykciami po krawędziach jej stanika, jej brodawki
stwardniały do granic bólu. - Laurin, dziękuję ci za dar dzielenia ze mną
przyjemności tej nocy.
Powietrze zadr\ało wokół nich, gdy wzięła oddech. Zaczęło się coś magicznego, a ona
nie miała siły tego powstrzymać. Mo\e zawsze działo się tak przy seksualnym zbli\eniu z
Człowiekiem Morza. Tego nie wiedziała.
Matt przysunął się ku niej, kochankowie spotkali się w połowie drogi. Gdy ich usta się
połączyły mę\czyzna objął dłońmi jej odziane w biustonosz piersi. Jego smak, lekko słodki,
łaskotał jej kubki smakowe, gdy zaakceptowała wsuwający się do wnętrza jej ust język.
Przygryzając i li\ąc, całowali się nieustępliwie, kiedy jego kciuki kreśliły koła wokół
wystających sutków. Kobieta chciała, aby to trwało wiecznie, delikatny ruch jego silnych ust
na jej. Mę\czyzna dotknął drugą dłonią jej szyi, aby nadać jej głowie inny kąt, chcąc pogłębić
pocałunek. Laurin jęknęła, chcąc mieć go bli\ej siebie. Chciała czuć jego smak, być
konsumowana przez jego ciepło. Przesunął językiem po jej zębach i po jej wardze,
odpowiedziała mu lekkim ssaniem.
Kiedy pozostawił jej usta i dotknął wargami jej okrytego koronką biustu, wydała ciche
westchnienie. Wygięła się pod nim w łuk, przysuwając się bli\ej, póki jej uda nie uderzyły w
jego biodra. Jej rozgrzany wzgórek spoczywał na jego brzuchu, delikatne ocieranie sprawiało,
\e jej łechtaczka pulsowała.
Cały świat opierał się na zmyśle dotyku. Gorąco wypływające z miejsca, w którym
spoczywały jego usta, uderzyło do jej łona. Przeniósł dłoń na jej udo, pogłaskał wnętrze jej
nogi, po czym objął ręką wzgórek.
- Och cholera, jesteś mokra. - Jego palce pieściły ją przez majteczki. Mocny
kontrolowany dotyk pobudzał ją i nęcił. Szerzej rozsunęła nogi i jęknęła w
proteście, gdy mę\czyzna się odsunął. Bez słowa nieznajomy rozebrał ją z sukienki,
majtek i stanika, po czym umieścił ją na materacu wedle własnego upodobania. Sam
rozebrał się bardzo szybko i stanął przed kochanką. Podziw widoczny na jego
twarzy potwierdziło jego ciało z penisem wystającym z pachwiny. A skowyt uciekł
z jej ust, gdy wałczyła z pokusą posmakowania perłowego paciorka wypływającego
z główki sztywnego pala.
- Proszę& - Patrzyła na niego, niezdolna do zwerbalizowania jego potrzeby. Jej
gorączka wzmagała się, pragnęła, aby przestał patrzeć i przeszedł do działania.
9 | S t r o n a
Vivian Arend - Namiętność z głębin Pacyfiku 1 - Dziecko sztormu
Jasna poświata jej piękna owinęła się wokół jej serca, równie mocno jak wokół jego
ciała. Kiedy Matt spojrzał na Laurin, rozło\oną jak jakaś egzotyczna uczta na jego ło\u,
zaczął się zastanawiać, w którym momencie utracił kontrole nad sytuacją.
Magia wypełniająca namiot była o wiele potę\niejsza od jakiejkolwiek, jaką
doświadczył. Seksualna przyjemność była porządnym katalizatorem dla umiejętności
szamana, ale czy powinna być a\ tak intensywna? Nadmierna koncentracja namiętności
przera\ała go. Sprawiła, \e się zawahał i zaczął zastanawiać, czy powinni to kontynuować.
Usiadł przy niej i ostro\nie poło\ył dłoń na jej piersi, rozczapierzył palce otwierając cię na
mistyczną stronę jej natury. Nie było to drobiazgowe badanie, jedynie powierzchniowe
poszukiwanie jej umiejętności.
Nic.
Nic nie dotarło do niego, poza obezwładniającym po\ądaniem. Laurin jęknęła, cichy
odgłos z głębi gardła, mę\czyzna stracił zainteresowanie rozwiązaniem zagadki, dlaczego
całe pomieszczenie pulsuje energią. Zaakceptował jej dar, teraz miał zamiar rozkoszować się
jej towarzystwem. Pózniej poszukają odpowiedzi.
Okrył ją swoim nagim ciałem. Zassał powietrze na skutek słuszności tego posunięcia,
ciepło do ciepła, twardość do miękkości. Wargi przylgnęły do warg, gdy ponownie posiadł jej
usta. Miodowa słodycz, le\ąc pod nim uległa, Laurin uniosła ręce chcąc pogłaskać go po
plecach samymi opuszkami. Rozsunęła nogi pozwalając mu przysunąć się bli\ej. Jego erekcja
naparła na nią, mę\czyzna otarł się o nią biodrami. Ruch ten sprawił, \e jego członek
przesunął się po lokach okrywających kobiece łono, wilgoć wypływająca z jej cipki zwil\yła
jego penisa.
Nieznajomy wycałował ście\kę w dół jej ciała, poświęcając du\ą uwagę jej piersiom,
pieszcząc słodkie wypukłości, dopóki kobieta nie zaczęła krzyczeć. Szlak wytyczony przez
pocałunki przesunął się nieco dalej, mę\czyzna zatrzymał się dopiero przy pępku.
Dziewczyna wydała cichy chichot, gdy zanurzył język w dołeczku, facet podniósł głowę i
podparł się na łokciu, aby obdarzyć ją uśmiechem.
- Uwielbiam odgłos twojego śmiechu.
Jej ciemne oczy spoczęły na nim. - Uwielbiam to, co ze mną robisz.
- Hmm. - Pocałował jej brzuch, całkiem skupiony na kobiecie. - Jakieś \yczenia?
Odpowiedziała spojrzeniem. - Nie przestawaj - wyszeptała.
Zapach wydzielający się spomiędzy jej nóg kusił, mę\czyzna nie mógł mu się dłu\ej
opierać. - Wedle twego \yczenia, pani.
Spojrzał na blond loczki okrywające jej łono, cale były pozlepiane jej sokami. Wziął
głęboki wdech, aby wypełnić płuca i głowę jej zapachem, po czym opuścił głowę, aby
obdarzyć ją intymny pocałunkiem.
10 | S t r o n a
Vivian Arend - Namiętność z głębin Pacyfiku 1 - Dziecko sztormu
Jak mógł porównywać jej smak do miodu? Nie, ona byłą o niebo słodsza. Jej smak
pozostawał na języku jak słodkie wino, rozkoszował się nim przy ka\dym łyku. Odsunął loki,
aby ujrzeć nagie, ró\owe ciałko, kreślił na nim lekkie koła językiem. Laurin zadr\ała pod jego
ustami, otworzyła rozkosznie usta, gdy mę\czyzna ją mył, spijając krem wypływający z jej
ciała. Ta ciecz, nawet teraz, przygotowywała jej cało na stosunek.
Wystający koralik jej łechtaczki napiął się, wysuwając do przodu. Mę\czyzna wziął go
w usta, delikatnie ssąc. Dziewczyna krzyknęła, rozluzniając się pod nim, zaciskając palce na
jego włosach. Mę\czyzna dmuchnął w jej kobiecość, wsuwając do wnętrza palce, chcąc
sprawdzić jej gotowość. Zalała go fala po\ądania, zacisnęła się na nim tak mocno, \e musiał
skoncentrować się na tym, aby nie dojść właśnie w tym momencie, jak niedoświadczony
nastolatek.
- Och cholera, Laurin. Po prostu& cholera.
Kobieta uniosła biodra, domagając się jego uwagi. Otrzymała ją, odpowiedział z głębi
serca. Drugi palec dołączył do pierwszego, pogładził przednią część jej pochwy posuwistymi
ruchami. Na zmianę lizał i ssał, dopóki jej ciało nie zareagowało jak fala dobijająca do
brzegu, rozbijająca się o skały i schładzająca się w chłodnym nocnym powietrzu. Laurin
wygięła się w łuk, rzucała głową z boku na bok, ciche okrzyki przyjemności wydobywały się
z jej ust.
Mę\czyzna skoncentrował się na dotykaniu jej i pieszczeniu, tera delikatnie, co raz
bardziej miękko, dopóki nie ustały pierwsze drgawki. Kiedy ich spojrzenia się spotkały,
zauwa\ył łzy w jej oczach i coś w jego sercu ścisnęło się. Matt podniósł się, aby ją
pocałować, ich ciała splotły się razem, gdy kobieta zacisnęła palce na jego włosach,
utrzymując ich usta złączone. Matt przetoczył ich ciała, uwielbiając czucie jej wagi na sobie.
Potem pochwycił w dłonie jej biodra, ściskając jędrne pośladki. Jego erekcja spoczęła
pomiędzy jej udami. Kiedy dziewczyna uniosła się, aby ucałować jego skroń, gorąca główka
jego kutasa wsunęła się do jej wnętrza.
Obydwoje zamarli.
Pilna potrzeba zanurzenia się w niej po same jądra zszokował go. Był facetem, który nie
zamierzał zostawiać za sobą dzieci, tak jak fala zostawia pianę. Powinien to przerwać i
pomyśleć o zabezpieczeniu. To nie miało sensu, ale nie miał siły się poruszyć. Zamro\ony
u\ył całej swojej siły, aby pozostać nieruchomo i nie zanurzyć się w kobiecie po rękojeść.
Laurin była tą, która zdołał się opanować. Usiadła na jego brzuchu, pulsujące ciepło jej
wnętrza nakreśliło ślad na jego członku.
- Kondom. Och Bo\e, proszę, nie chcę przestawać, ale musisz&
- Mam go. - Odwrócił ich ponownie, układając ją płasko na materacu, posiadając usta
w delikatnym pocałunku, który zwiększał swoją intensywność z ka\dą sekundą.
Ścisnął jej piersi i uciskał, przygryzając jej czerwone usta, dopóki kobieta nie
odsunęła głowy. Uniósł się i przez chwilę, przera\ający moment, ponownie
usadowił się na wejściu do jej zapraszającego pasa\u. Ich oczy się spotkały i
przeklął
11 | S t r o n a
Vivian Arend - Namiętność z głębin Pacyfiku 1 - Dziecko sztormu
- Pieprzyć to, tak bardzo cie pragnę. Tak jak teraz, skóra dotykająca skórę. - Poruszył
biodrami i jego członek zanurzył się głębiej. Zamknął oczy i zacisnął mocno zęby.
Och kurwa, musiał się powstrzymać, ale ta myśl go zabijała. Dlaczego wszystko
wewnątrz niego błagało, aby stało się to niezakłócone przez nic nienaturalnego?
- Proszę nie bez& nie mogę, po prostu nie mogę. - Ponownie to Laurin była tą, która
znalazła w sobie siłę, aby go powstrzymać. Wysunęła się spod niego, dr\ąc
przerazliwie. Jego magia rozbłysła mimo, \e go zostawiła, wiedział, \e pragnie
jego dotyku bez \adnych barier. Pragnęła go równie mocno, co on jej.
Nie potrzebowała. To było poza pragnieniem. To było poza skalą po\ądania i
przyjemności. Jakoś dzielenie tego doświadczenia z nią stało sie koniecznością, równie
potrzebną co oddychanie i wschód słońca o poranku. Szelest foli udało mu się usłyszeć mimo
zaburzeń słuchu. Bezmyślnie zmusił się do otwarcia pakiecik, mimo i\ cała jego dusza
protestowała przeciwko próbom zało\enia prezerwatywy. Laurin przyszła mu z pomocą,
dotyk jej dłoni na jego pulsującym członku był jak pierwszy promień świtu wpadający przez
okno po srogiej, śnie\nej, zimowej nocy. Ka\da komórka jego ciała błagała o nią, więc jak
tylko kobiece dłonie nasunęły lateks na jego penisa ponownie pochwycił ją w objęcia.
Przetoczyli się razem, na wpół siedząc, na wpół le\ąc, i w tej jednej chwili połączyli się.
Nabiła się na niego z opró\niającym duszę okrzykiem zachwytu. Ten dzwięk sprawił, \e
ścisnęło mu sie krocze i wyostrzyły zmysły, dziesięciokrotnie odczuwał to, co dzielili. Jej
piersi ocierały się o jego tors, jej napięte brodawki drapały wra\liwą skórę, jej miękki
brzuszek napierał na jego, owinęła ramiona wokół męskiej szyi, przyciągając faceta do siebie.
Szybko nadziewała się na jego kutasa, wprowadzając go głęboko w jej zapraszające ciepło.
Mę\czyzna całował ją bez opamiętania, usiłując bezsłownie przeprosić kobietę za utratę
kontroli, gdy tylko ponownie wyszedł na prowadzenie, chwytając za jej biodra i nieustannie ją
na siebie opuszczając. Słodki krem między nimi ułatwiał mu poruszanie się w jej ciasnej
pochwie. Ich języki plątały się i ocierały o siebie imitując ruch ich ciał.
Nagle nie było ju\ niczego, poza wystrzałowymi fajerwerkami i lekkimi dreszczami
przepływającymi przez ich ciała. Pociągnął ją mocno na siebie ostatni raz, uginając biodra,
aby zbli\yć ich do siebie, gdy opanowała go pierwsza fala orgazmu. Jego jądra wypró\niły się
z nasienia, bycie w jej ramionach i jej ciele było tak dobre i tak właściwe, słowa go zawiodły.
Bez tchu czekał, a\ drgawki ustaną lub przeistoczą się w coś słabszego w skale
Richtera. Wycisnął pocałunek na jej ramieniu, ciepło jej skóry sparzyło go jak rozognione
\elazo.
Gdy ju\ w końcu mógł się ruszać i obydwoje zaczęli dr\eć w chłodnym powietrzu,
rozchylił prześcieradła i delikatnie uło\ył ją na materacu. Oczy Laurin pozostały zamknięte,
pozostałości łez zdobiły jej rzęsy. Pocałował ją lekko, po czym odsunął się, aby pozbyć się
prezerwatywy.
Gdy ju\ uporał się z kawałkiem lateksu wrócił i owinął się wokół niej jak koc,
niezdolny fizycznie do zaprzestania odczuwania dotyku jej skóry nim nastanie świt.
12 | S t r o n a
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Vivian Arend Namietność głębin Pacyfiku 1 Dziecko sztormu (rozdział 1)Arend Vivian Granite Lake Wolves 01 Wolf Signs(1)05 Rozdzial serce dzieckaAlchemia II Rozdział 8Drzwi do przeznaczenia, rozdział 2czesc rozdzialRozdział 51rozdzialrozdzial (140)rozdzialDziecko chore zagadnienia biopsychiczne i pedagogicznerozdział 25 Prześwięty Asziata Szyjemasz, z Góry posłany na Ziemięczesc rozdzialwięcej podobnych podstron