Vivian Arend Namietność głębin Pacyfiku 1 Dziecko sztormu (rozdział 1)


Vivian Arend
Dziecko sztormu
Vivian Arend - Dziecko sztormu
Rozdział 1
Rozdział 1
Rozdział 1
Rozdział 1
Jego brak seksualnego zainteresowania mógłby być uznany za kłopotliwy, gdyby nie
był tak zabawny.
Złote promienie słoneczne oświetlające prawie nagie ciała tańczących wokół ognia
sprawiały, \e połowicznie stawały one w cieniu. Biodra skręcały się w powolnych ruchach,
torsy błyszczały. Światła odbijające się od ciepłej skóry i twardych mięśni pobudzały coś w
głębi duszy. Matthew Jentry le\ąc na piachu podparł się na jednym łokciu, przyjmując honory
po\egnania odprawianego mu przez dane plemię.
Dwa tygodnie spędzone w tej osadzie dały mu mo\liwość zapoznania się z wrodzoną
zmysłowością Ludzi Morza. Martwił się brakiem medycznej opieki dla plemienia, które było
dość oddalone od głównych miast, takich jak Vancouver czy Victoria.
Przywódczyni osady miała jednak inny cel.
Mę\czyzna przyglądał się jej przez ogniste pierścienie, dostrzegając delikatne
rozbawienie malujące się na kobiecej twarzy. Gdy kolejna młoda tancerka podeszła bli\ej do
Matthewa, pochyliwszy się, aby dać mu pełen wgląd na jedną z jej najobfitszych zalet,
mę\czyzna zapragnął się roześmiać.
Tak, wiedział, \e tradycją było dzielenie przyjemności z lokalną ludnością. Wiedział, \e
to dla nich zaszczyt móc wykazać się najlepszą obsługą, szczególnie dogodzenie takiej osobie
jak on, osobie magika i nowoczesnego uzdrowiciela.
Ale on chciał czegoś więcej. Nie wa\ne jak bardzo kuszące dostawał propozycje,
zamierzał skończyć to tak jak sobie zaplanował. Samotnie. Dopóki nie odnajdzie tej jednej
jedynej, która będzie jego dopełnieniem i sprawi, \e jego prawdziwa misja zostanie spełniona,
nie miał zamiaru wskoczyć do łó\ka z \adną chętną laleczką. Po sześciu suchych miesiącach,
wcią\ nie potrzebował seksu.
Taniec został zakończony i mę\czyzna wiwatował wraz z otaczającymi go starszymi z
plemienia, mę\czyzni poklepywali go po ramionach, gdy przechodzili obok kierując się w
stronę grila oraz pojemników wypełnionych słodkimi jabłkami, stojących przy brzegu i
schładzanych przez fale. Mama Tanis szybko podbiegła do niego nim zniknął w tłumie.
Jak na tak du\ą kobietę poruszała się nieprawdopodobnie szybko.
- Podobał ci się taniec? - Patrzyła wprost na jego twarz, jej oczy przepełniała dziwna
mądrość. Była ju\ dość stara, szczerze mówiąc ju\ dawno przekroczyła wszelkie
statystyki tamtejszych posterunków.
- Owszem. Dziękuję za to po\egnanie, niedługo muszę udać się do kolejnej wioski.
Miło mi było cię poznać. - Ukłonił jej się z szacunkiem.
2 | S t r o n a
Vivian Arend - Dziecko sztormu
Kobieta poruszyła palcem przed jego twarzą. - Ju\ to mówiłeś, chyba jednak musisz
podą\yć własną ście\ką, a nie drogą Mamy T. Dlaczego obracasz się w towarzystwie
starszych mę\czyzn, w których \yłach nie płynie ju\ ni kropla \ycia? Ich mo\na zabawiać
ciekawymi opowiadaniami babuni. Powinieneś przebywać wśród młodych, śmiejąc się, \yjąc
i kochając.
- Mamo T&
- Och nie, przebywając tu unikałeś wszelkiego rodzaju rozrywki. Pracowałeś od
wschodu do zachodu, a nawet teraz, gdy ju\ odje\d\asz, zastanawiasz się, w jaki
sposób wymigać się od zabawy.
Mę\czyzna uniósł brew. - Mo\e jestem ju\ za stary, brak mi witalności, aby zaszczycić
swym towarzystwem młodsze pokolenia.
Kobieta wybuchła śmiechem. - Brak witalności? Jedyną twą winą jest zbytnia
przezorność, przyjacielu. Nie będę ci robić więcej wymówek. Ta noc jest dla ciebie,
wykorzystasz ją, jak zechcesz. - Pochyliła się w przód, jej oczy zatonęły w jego. - Ale
powiem ci jeszcze jedno. Czasami to, czego szukamy jest bli\ej ni\ się nam wydaje, mo\emy
to znalezć, jeśli przestaniemy się rozglądać.
Poczuł dreszcze na skutek jej słów. Przepowiednia? Wró\ba? Nie mógł tego wiedzieć.
Ludzie Morza posiadali wiele magicznych umiejętności. Ponownie się ukłonił, chwytając za
kobiecą dłoń i wyciskając na jej skórze delikatny pocałunek. Jego ruch wydarł chichot z jej
ust.
- Jesteś złym chłopcem, bo droczysz się z Mamą T.
Mę\czyzna mrugnął do niej, na co kobieta zareagowała kiwnięciem głowy i
uśmiechem.
Matt wycofał się, ju\ był gotów, aby dołączyć do mę\czyzn, gdy coś mu się
przypomniało. Cholera, prawie bym zapomniał. - Jestem ci winien przeprosiny. Poprosiłaś,
abym zbadał jednego z twoich ludzi. Nie stawił się na \adne spotkanie i... Próbowałem
skontaktować się z chorym w inny sposób, ale powiedziano mi, \e wyjechał poza osadę. Jakaś
wycieczka uczniów szkoły średniej, w celu zbadania fauny i flory, czy coś takiego. Opatrzę
ją, gdy następnym razem się tu zjawię.
Usta przywódczyni zacisnęły się w jedną linię. - Powinnam wiedzieć. Mówiła, \e nie
potrzebuje pomocy szamana. - Kobieta westchnęła. - Jak powiedziałeś, to poczeka. Powiem
jej co, o tym sądzę, gdy się z nią spotkam. To ja nakazałam jej się z tobą zobaczyć.
Matthew został tą wiadomością zaszokowany. - Rzadko się słyszy, aby młodsi
kwestionowali wy\szość starszych. Jak\e więc mogła zignorować twoje polecenie? Co ona
ma za problem, \e a\ zlekcewa\yła swojego przywódcę i się ze mną nie spotkała?
Mama Tanis poło\yła ręce w biodrach. - Ta dziewczyna nie mo\e się przemienić.
Wiemy, \e w jej \yłach płynie krew zmiennokształtnych, ale nigdy nie widzieliśmy, \eby się
zmieniła.
3 | S t r o n a
Vivian Arend - Dziecko sztormu
Mę\czyzna ruszył w stronę pla\y, wzrok Mamy T palił jego plecy. A z jego ust
ponownie uciekł chichot. Świat akademicki, który wymienił na świat mistyczny, strasznie
kontrastował z tym, czego się nauczył. Jedne rzeczy, które raz wydawały się sprzeczne,
innym razem były rzeczywistością. Nie tylko zarazki i wirusy powodują choroby, robią to
tak\e złe duchy i przekleństwa. Jego zadaniem, jako szamana, było pogodzenie tych dwóch
światów, nie wa\ne jak dziwne było to połączenie.
Niebo powoli ciemniało, mroczne pasma przecinały nieboskłon na horyzoncie tu\ nad
powierzchnią wody. Matt ostro\nie stawiał stopy na pisaku, miło było nagą skórą czuć pod
sobą ziarniste ciepło. Zagadka sprezentowana mu przez Mamę krą\yła w jego umyśle, jak
niebezpieczny nurt próbujący zwabić go na niewłaściwą ście\kę. Zmienny, który nie mo\e się
zmieniać... dla Ludzi Morza to było jakby nigdy nie nauczył się chodzić. Dopóki ich domem
nie było zarówno morze, jak i ziemia, osoba taka nie mogła czuć się dobrze w społeczeństwie.
Kierując się impulsem, zawrócił i ruszył wprost ku zgromadzeniu młodych ludzi
zebranych wokół ogniska. Mo\e uda mu się wypatrzeć tę dziewczynę wśród przyjaciół,
zrozumieć istotę jej problemu, nie niepokojąc jej. Chocia\ nawet nie mógł sobie wyobrazić,
jak bardzo bała się spotkania z szamanem. Brzdęki gitary stawały się coraz głośniejsze,
mę\czyzna dostrzegł jakąś parę grzejącą się przy ogniu.
Spojrzał na kółeczko kilka metrów dalej, grupę matek obserwującą czujnym okiem z
le\aków swoje pociechy. Dzieci bawiły się w zawiłą grę, która wymagała zmianę pozycji i
ukrycie błyszczącej powłoki uchowca. Pośród gromadki klęczała kobieta, śmiejąc się
odrzuciła głowę w tył, jej blond włosy rozsypały się na ramionach.
Ciało Matta stę\ało. W tym jej swobodnym ruchu było coś, co bardziej prowokowało,
ni\ jawne zaloty tancerki. Obserwował kobietę czując coraz większy ból w pachwinie, w
chwili, gdy nieznajoma dołączyła do zewnętrznego kółka, grał była dalej prowadzona wokół
dzieci.
Ciemne oczy, jasna karnacja. Musi być przyjezdną. Nigdy wcześniej nie widział
jasnowłosej dziewczyny w klanie orki, a Mama T z pewnością powiedziałaby mu o takiej
anomalię była jednym z osadników, na którym przeprowadzał doświadczenia podczas
ostatnich dwóch tygodni. Cieszył się, \e nie musiał poddać jej testom, poniewa\ całe jego
ciało rozgrzewało się na jej sam, a jego po\ądanie osiągało poziom krytyczny.
Musiał ją poznać.
Nastąpił ponowny wybuch śmiechu, gdy mę\czyzna wszedł do koła. Dzieciaki powitały
nowego gracza. Nie wa\ne, gdzie się udał, śmiech dziecka sprawiał, \e jego serce śpiewało
najgłośniej, mę\czyzna tęsknił za chwilą, gdy będzie miał własne pociechy. Będzie je
wychowywał, patrzył jak dorastają, a potem zakładają własne rodziny. Przysięgał sobie, \e
kiedyś tak będzie, nie wa\ne, jaka tradycja panowała wśród szamanów.
Wymienił kilka uścisków, przyjął dziecięce pocałunki i pomachał przyjacielsko do
matek, które czujne mu się przyglądały. Kilka z nich się zaczerwieniło, jednak większość
wyglądała na zadowolone, \e ich pociechy przyciągnęły jego uwagę. Powoli okazał
zainteresowanie tak\e jej. Smakując tę chwilę, przedłu\ając ją, dopóki nie spotkały się ich
spojrzenia.
4 | S t r o n a
Vivian Arend - Dziecko sztormu
Odwróciła swoje ciemne oczy, jej kremowy policzek kontrastował z ciemną barwą rzęs.
Jego wzrok przyciągnęły jej pełne usta, dolna warga lśniła w miejscu, gdzie sekundę
wcześniej był jej język. Mę\czyzna cal po calu oglądał jej piersi, nawet nie próbował kryć się
z tym jak bardzo podobają mu się jej krągłe kształty.
- Chcesz zagrać? - Malutkie dłonie pociągnęły go na piasek. Mę\czyzna wdzięcznie
osunął się na kolana.
Złośliwy uśmieszek wykrzywił kobiece wargi, gdy przyglądała się sylwetce mę\czyzny.
- Znasz zasady tej gry?
Uklęknął w środku koła i pokiwał głową. Zaskoczenie odmalowało się na jej twarzy,
nim zasłonił twarz rękoma i zaczął odliczanie. Dookoła niego, małe ciałka poruszały się w
kółko odśpiewując pieśń, powtarzaną z pokolenia na pokolenie. Gdy się zatrzymały,
uwidocznił się kolejny kontrast pomiędzy ludzkimi dziećmi, a dziećmi Ludzi Morza.
Zapanowała zupełna cisza.
Mę\czyzna opuścił dłonie i zamrugał kilka razy powiekami, przyzwyczajając się do
słabego światła ognia. Dzieci cały czas milczały stojąc bez ruchu, ich twarze były pozbawione
wyrazu. Matt obserwował je bardzo uwa\nie nim ruszył ku pierwszej parze. Dzieci odwróciły
wzrok, uśmiechając się lekko. Mę\czyzna powoli przejechał palcem po ich ramionach,
łaskocząc. Nie poruszyły się.
Usłyszał donośny śmiech tu\ za sobą i jak na komendę się obrócił. Winowajczyni zbyt
pózno się uspokoiła. Matt na kolanach podpełznął do niej, warcząc jak wściekła bestia. Reszta
roześmiała się serdecznie, gdy przyglądali się tej scenie.
O słodki Bo\e, jego tajemnicza kobieta usiadła za dziećmi.
Mę\czyzna zamarł na chwilę, gdy rzuciła mu oskar\ycielskie spojrzenie. Pogłaskawszy
małą dziewczynkę po ramieniu ruszył w kierunku swojej zdobyczy. Blondynka siedziała bez
ruchu, światło księ\yca sprawiło, \e jej włosy wydawały się być świecącą latarnią. Szaman
nie spieszył się, całymi dłońmi przesuwał po jej delikatnym ciele, a nie samymi opuszkami
jak to robił w przypadku dzieci. Poczucie skóry przy skórze sprawiło, \e zaschło mu w
ustach, jego ciało stwardniało jeszcze bardziej z po\ądania.
To była dziecięca zabawa, a on tak nieładnie się nakręcał. Na świecie nie było
sprawiedliwości.
Dziecko siedzące na jej kolanach zmieniło pozycie i popukało go w ramię. Palce
mę\czyzny przesunęły się na pierś kobiety, zassała ona powietrze. Szaman chciał zignorować
fakt, \e jej brodawki stwardniały, ale nie mógł oderwać wzroku od jej piersi jakby były one
jego nowym celem.
Gdzie, do cholery, się ona ukrywała przez te dwa tygodnie? Teraz wszystkie jego plany,
co do pozostania w celibacie, odpłynęły wraz ze wczorajszym odpływem. Jeśli w magicznym
świecie była jakakolwiek sprawiedliwość, przeznaczone było być im razem. Nawet jeśli
miałaby to być jedna noc.
5 | S t r o n a


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Vivian Arend Namiętność z głębin Pacyfiku 1 Dziecko sztormu (rozdziały 1 2)
Arend Vivian Granite Lake Wolves 01 Wolf Signs(1)
05 Rozdzial serce dziecka
Alchemia II Rozdział 8
Drzwi do przeznaczenia, rozdział 2
czesc rozdzial
Rozdział 51
rozdzial
rozdzial (140)
rozdzial
Dziecko chore zagadnienia biopsychiczne i pedagogiczne
rozdział 25 Prześwięty Asziata Szyjemasz, z Góry posłany na Ziemię
czesc rozdzial

więcej podobnych podstron