PhilippVandenberg
SPISEKFARAONÓW
POSZUKIWANIEŚLADÓW
EgipskąboginięmiłościiradościBastetzdawiendawnaprzedstawianojakosiedzącąkotkę.
Zlecenienumer1723wmonachijskimInstytucieHermesacenionymnacałymświecielaboratorium
badawczym,datującymisprawdzającymdziełasztuki,byłozwykłą,rutynowąsprawą.Autentyczność
staro-egipskiejkotkiBastetmianonaprośbęjejwłaściciela,prywatnegokolekcjonera,zbadaćza
pomocąmetodytermoluminescencyjnej.Wceluprzeprowadzeniabadaniakoniecznebyłozeskrobanie
trzechgramówmateriałuwmożliwieniewidocznymmiejscu.Asystentkapobraławięcpróbkęzdolnej
częścifigurki,zgrubejnapalec,okołodziesięciocentymetrowejgłębokościdziuryodwewnętrznej
strony,takbyuszkodzeniebyłojaknajmniejwidoczne.
Asystentkaodkryłaprzytymwewgłębieniuwciśniętąkartkęznapisem:„MORDERCAnr73”,naco
początkowoniezwróciłauwagi,alepotemschowałakartkęwgabinecieosobliwościInstytutu,gdzie
przechowywanorozmaitefalsyfikatyiinnedziwnerzeczy.
NaukowebadaniekotkiBastetpotwierdziłobezżadnychwątpliwościjejautentyczność,figurkęmożna
byłodatowaćzdokładnościąplusminus100latnaokresIIIdynastii.Dnia7lipca1978rokufigurkę
wrazzekspertyząirachunkiemzwróconokolekcjonerowi,afakttenodnotowanowtomie24/78księgi
zamówień.
PodczaswizytywInstytucieHermesa,gdziewewrześniu1986rokuchciałemzostawićdozbadania
pewienegzemplarzzmojegowłasnego,niewielkiegozbioruegipskichstarożytności,zwróciłemuwagę
nadziwnąkartkęznapisem:„MORDERCAnr73”,anamojepytanieudzielonomiinformacji,którą
przedstawiłempowyżej.Kiedyzapytałem,czywłaścicieltegodziełasztukiznalazłwyjaśnienieowego
znaleziska,oświadczonomi,żezawiadomionogootejkartce,aleonsiętylkoroześmiałioświadczył,że
tozpewnościąktóryśzpoprzednichwłaścicielipozwoliłsobienażart,apozatyminteresujegotylkoto,
czyprzedmiotjestantykiem.
Wobectegopoprosiłemonazwiskoiadreswłaścicielategodziełasztuki,czegomiodmówionoz
powodówzasadniczych.Jajednaktymczasemtakzaprzątnąłemsobiemyśliowymwypadkiem—to
znaczywówczasjeszczeniewiedziałem,czychodziowypadek—żeniedałemzawygranąi
zaproponowałem,abyInstytutsamzwróciłsiędowłaściciela,którymożezechcepowiedziećcoświęcej.
Instytutobiecał,spełnimojąprośbę
Zastanawiałemsięwtedy,jakądrogęmamobrać,jeśliwłaścicielsięniezgłosi,myślałemnaweto
przekupieniukogośwInstytucie,abywtensposóbzdobyćkonieczneinformacjeowłaścicieluowej
kartkiztajemniczymnapisem;boimdłużejsiętąsprawązajmowałem,tymbardziejdochodziłemdo
przekonania,żezakartkąznapisem„MORDERCAnr73”zpewnościąniekryjesiężart.Kolejnapróba
przekonaniadyrektoraInstytutu,bypodałminazwisko,zakończyłasięprzyrzeczeniem,żeowąkartkę
(którąjużtymczasemniewątpliwiewszyscyprzeklinali)poddadząnaukowejanalizie.
KumojemuwielkiemuzdziwieniuprzekazanomizapośrednictwemInstytutulist,wktórymdr
AndreasB.,ekonomistazBerlina,właścicielfigurkikotki,informował,żedowiedziałsięomoim
zainteresowaniusprawą,aleniestetymusimnierozczarować,ponieważjesttoprzedmiotodziedziczony,
niedosprzedania.
ZatelefonowałemwięcdodraB.ioświadczyłem,żeniechodzimiokotkę,leczjedynieokartkęz
tajemniczymnapisem„MORDERCAnr73”,coumegorozmówcywzbudziłopewiensceptycyzm,także
musiałemużyćwszystkichswoichtalentówkrasomówczych,byzechciałsięspotkaćzemnąwhotelu
„SchweizerHof”wBerlinie.
PoleciałemdoBerlinaipodczaswspólnejkolacjiwewspomnianymhotelu,doktóregodrB.
przyprowadziłswegoznajomegojakoświadka,cowzmocniłomojąpodejrzliwość,dowiedziałemsię—
takwkażdymrazietwierdziłmójrozmówca—żeobecnywłaścicielrzeźbyodziedziczyłjąposwym
ojcuFerencuB.,znanymkolekcjonerzeantykówegipskich.FerencB.zmarłprzedtrzemalatywwieku
siedemdziesięciutrzechlat.OpochodzeniurzeźbydrB.nicniepowiedział,jegoojcieckupował
przedmiotysztukiumarszandówinaaukcjachnacałymświecie.
Namojepytanie,czyposiadadowodykupna,jaktojestpraktykowanewśródkolekcjonerów,mój
rozmówcawykręciłsięmówiąc,żewszystkiedowodyprzechowujejegomatka,którateżdysponuje
większączęściązbioru.MieszkaonawAsconienadLagoMaggiore.Rozmowatrwałaczterygodzinyi
zakończyłasięnadspodziewaniepomyślnie,kiedyzapewniłemobumężczyzn,żenieinteresujemnie
stronapodatkowazagadnienia.
Dowiedziałemsięwięc,żematkapanaB.wyszłatymczasemzamąż.PanE.,jejmałżonek,był
podejrzanymtypem,niktwokolicyniewiedział,wjakisposóbdoszedłdopieniędzy,aletowtych
stronachniejestrzadkością.Wydawałomisię,żelepiejbędzieniezapowiadaćswojejwizytyupaniE.,
gdyżobawiałemsię,żeniezechceonazemnąrozmawiać.Nietracącczasu,pojechałemdoAscony,gdzie
zastałempaniąE.samą.Wyglądaładośćnędznie,byłalekkopijana,aledziękitemuchętnadorozmowy.
CoprawdaniechciałapokazaćmidowodówkupnarzeźbyBastet,oświadczyła,żeniemajużtych
papierów,aledałami,niezdającsobieztegosprawy,cennąwskazówkęcodopochodzeniarzeźby.
Przypomniałasobiebowiem,żewmaju1974wtajemniczysposóbzdechłakotkapanadomuiwłaśnie
wtedyFerencB.odkryłkotkęBastetwkataloguaukcyjnymioświadczył,żekupijąnapamiątkęswej
ulubionejkotki.Takteżsięstało.
Niestetyrozmowazostałaprzerwana,ponieważzjawiłsięmążpaniE.,którybardzonieufnieodniósł
siędomojejprośbyiwsposóbgrzeczny,alestanowczymniewyprosił.Alemogłemjużterazprzystąpić
doakcji.Najednobrzmiącelistyskierowanedonajwiększychdomówaukcyjnych,zawierające
jednakowosformułowanepytanie,czyfirmawmaju1974przeprowadzałaaukcjędziełsztukiegipskiej,
otrzymałemnastępująceodpowiedzi:Trzydomyodpowiedziałynegatywnie,dwawogólenie
odpowiedziały,jednaodpowiedźbyłapozytywna.FirmaChristie’szLondynuzawiadomiłaoaukcji
sztukiegipskiej11lipca1974roku.PojechałemwięcdoLondynu.
GłównebiuroChristie’sprzyKingStreet,St.Jame’s,robiwrażeniebardzowytwornego,wkażdym
raziejeśliidzieosaleogólnodostępne(utrzymanewwytwornejczerwieni),pomieszczeniawewnętrzne
sprawiająwrażeniezaniedbanych.Przedewszystkimarchiwum,wktórymprzechowujesiękatalogii
sprawozdaniazwynikówaukcji.Podałemsięzakolekcjoneraipozwolonomiwejśćdozakurzonego
pomieszczeniazestarymikatalogami.MissClayton,eleganckadamawokularach,którazuroczym
uśmiechemznosiłaswójwiek,towarzyszyłamiipomagałasięzorientowaćwtopografiipomieszczenia.
Jakwynikałozkatalogurzeźbyegipskiejzdnia11lipca1974,znacznaczęśćdostawypochodziłaze
spadkupokolekcjonerzenowojorskim,wtymfigurkabykaApisazIVdynastiiistatuetkaHorusaz
Memfis.Pod„Losnr122”trafiłemwkońcunaposzukiwanąkotkęBastetzIIIdynastii,przypuszczalniez
Sakkary.Udałem,żetenprzedmiotjestwmoimposiadaniu,ioznajmiłem,żebardzozależyminapełnej
liściejegopoprzednichwłaścicieli.Poprosiłem,abypodanominazwiskadostawcówinabywcówtej
rzeźby.
Leczrezolutnakobietaodmówiłami,zatrzasnęłakatalogiodstawiłagonamiejsce;zapytałatylko
niechętnie,czymożecośjeszczedlamniezrobić.Zaprzeczyłemipodziękowałemjejzapomoc,ponieważ
spostrzegłem,żejużnieposunęsiędalej.WychodzącrozpocząłemzMissClaytonrozmowęnatemat
gastronomiilondyńskiej,któradlaEuropejczykazkontynentustanowiksięgęosiedmiupieczęciach,i
odniosłemzwycięstwo.KażdyAnglik,zktórymporuszysiętematangielskiejsztukikulinarnej,zaczyna
jejżywobronić—takteżuczyniłaMissClayton.Trzebatylkoznaćodpowiednielokale,powiedziała,a
jejoczyzaszkłamiokularówzalśniły.Dyskusjazakończyłasięumówionymspotkaniemw„Four
Seasons”wSouthKensington.
Uprzedzamzgóry:niewartobyłobywspominaćotymobiedzie,gdybypomiędzyprzystawkamia
deseremniedoszłodociekawejrozmowy,podczasktórejwielokrotniemiałemsposobnośćpochwalić
niezwykłąznajomośćmiędzynarodowegorynkuaukcyjnego,jakąwykazywałaMissClayton.Dalszymi
komplementami,wykraczającymipozajejdziałalnośćzawodową,zdobyłemzaufanieMissClaytoni
zapewnienie,żewbrewprzepisomudostępnimipodprzysięgąnazwiskadostawcówinabywców„Losu
nr122”.
KiedynazajutrzprzyszedłemdoMissClaytondobiura,wydawałasięzdenerwowana,podałami
kartkęzdwomanazwiskamiiadresami,zktórychjednojużznałem:FerencB.Szybkododała,żemam
zapomniećonaszejwczorajszejrozmowie,powiedziałabowiemwięcej,niżjejbyłowolno,doskonałe
winorozwiązałojejjęzyk,bardzotegożałuje.Namojąpropozycję,abyśmysięjeszczerazspotkali,
odpowiedziałaenergicznym„nie”,proszącowybaczenie.
Wbarzehotelu„Gloucester”,gdziezwyklezatrzymywałemsięwLondynie,zastanawiałemsię,zczym
takimsięMissClaytonwygadała,ichociażdokładnieodtworzyłemsobiewpamięcicałąrozmowęz
ubiegłegowieczoru,nieznalazłempunktuzaczepienia.Wkażdymraziemiałemteraznazwisko
sprzedawcy,prawdopodobniebyłtoEgipcjanin:GemalGadalla,zamieszkaływBrighton,Sussex,Abbey
Road34;byłolato,postanowiłemwięcpojechaćdoBrighton,gdziezatrzymałemsięwhotelu
„Metropol”naKing’sRoad.Portier,starszy,uprzejmymężczyzna,któregotrudnobyłosobiewyobrazić
inaczejniżwsurducie,oburzonyuniósłbrwi,kiedyzapytałemgooAbbeyRoad,irzekłceremonialniei
wyniośle,zgodniezduchemhoteluzprzełomustulecia,żebardzożałuje,alenieznawBrightonulicyo
takiejczypodobnejnazwie;równieżwroku1974niebyłotuulicy,którabysiętaknazywała,wietoz
całąpewnością.WobectegozatelefonowałemdoMissClaytondoLondynuzzapytaniem,czysię
przypadkiemniepomyliła,aleonabardzozdenerwowanaodpowiedziała,żeomyłkajestwykluczona,i
błagałamnie,abymzaniechałdalszychposzukiwań.Namojedociekliwepytania,czycośprzedemną
ukryła,odłożyłasłuchawkę.
Takwięcdlamniehistoriadoszładopointofnoreturn,ioileprzedtem—comuszęprzyznać—
wykazywałemżywąwyobraźnięlubtylkomiałemprzeczucie,otyleterazmojeprzypuszczeniastałysię
pewnością:zaniepozornąkartkąznapisem„MORDERCAnr73”kryjesięjakaśtajemnica.
WróciłemdoLondynu.NaFleetStreetzłożyłemwizytęwredakcji„DailyExpress”,októrej
wiedziałem,żeposiadawspaniałearchiwum.Poprosiłemopokazaniemigazetzlipca1974,bo
wiedziałem,żeinformacjeoaukcjachzawszecieszyłysięwLondyniewielkimzainteresowaniem;może
więcznajdętamjakąśwskazówkę.Poddatą13lipcanieznalazłemjednaknic,cobywzbogaciłomoją
wiedzęotym;aleniedałemzawygranąiudałemsiędoredakcjiinnegolondyńskiegopisma,przyczym
dopomógłmiprzypadek.„TheSun”pisałaprzedwielulatyomojejpierwszejksiążce.Awięcposzedłem
tamirównieżpoprosiłemozszywkęgazetzlipca1974itucośznalazłem.Dnia12lipca1974roku„The
Sun”donosiłapodtytułemTrupsiedziałnasaliaukcyjnej,conastępuje:
„WdniuwczorajszympodczasaukcjirzeźbegipskichwfirmieChristie’szdarzyłsiętragiczny
wypadek.Kolekcjonerznumeremoferty135zmarłnaatakserca.Niktniezauważyłtegofaktu.
Pracownicydomuaukcyjnegoodkrylimężczyznędopieropoaukcji,odziewiątejwieczorem,skulonego
wkrześlewprzedostatnimrzędzie.Sądzili,żezasnął.Usiłowanogoobudzić,alebezskutecznie;
wezwanowięclekarza.Tenstwierdziłzgon.ZmarłynazywałsięOmarMoussaimieszkałw
Dusseldorfie.”
Oczywiściezadałemsobiepytanie,czyMoussazmarłśmierciąnaturalną,istniałaprzecieżowakartka
znapisem„Morderca”.Czytoprzypadek,żewłaśnietakartkabyławetkniętawprzedmiot,którymiał
byćsprzedanynaaukcjiwdniu,kiedyMoussazmarł?
PrzeprowadzonatymczasemwInstytucieHermesawMonachiumanalizakartkiznapisemdała
następującewyniki:Papierzostałsporządzonynapoczątkulatsiedemdziesiątych,prawdopodobniepoza
Europą.
Czymorderca—jeśliotakiegochodziło—miałnumeroferty73?Ktosiękryłzanumerem73?Bytę
sprawęwyjaśnić,poszedłemdofirmyChristie’s,gdziezezdumieniemdowiedziałemsię,żeMiss
Claytonwpopłochuopuściłabiuro;jakopowódpodałasprawyrodzinne.Niedałemsięodprawići
poszedłemdoDeputyChairmanChristopheraThimbleby’ego.
ChristopherThimblebyprzyjąłmniewciasnym,mrocznymgabinecieiwyraźnieniebyłzachwycony
moimpodejrzeniem,żewświętychhalachjegoszacownegodomu—istniejącegobądźcobądźod1766
roku—popełnionomorderstwo.Przedewszystkim,rzekł,aniemogłemmuzaprzeczyć,jakimotyw
miałbyówczłowiek?Prośbęopodanienazwiskamężczyznykryjącegosiępodnumerem73Thimbleby
odrzuciłzoburzeniem—niczegoinnegosięniespodziewałem.Oświadczyłemmu,żenicmnienie
powstrzymaoddalszychposzukiwań,musisięteżliczyćztym,żepostawięsprawęnaforumpublicznym,
nawetgdybycałahistoriamiałasięokazaćniewypałem.Mójrozmówcasięzamyślił.
Awięcdobrze,rzekłwreszcie,zewzględunaszczególnąsytuacjęgotówjestpoprzećmoje
poszukiwania.Alepodwarunkiem,żestalebędęgoowszystkiminformowałiunikałrozgłosu,pókinie
zostaniedowiedzione,iżpopełnionozbrodnię.
PrzemilczałemmójpoprzednikontaktzMissClaytonikiedywspólnieposzliśmydoarchiwum,
udałem,żejestemtuporazpierwszy,coprzyszłomiztrudem,ponieważThimblebyniezdarnieiw
niewłaściwymmiejscuszukałakt,którejajużwidziałem.Thimblebytłumaczyłsię,żeosoba,którasię
tymzajmuje,jestnieobecna;ponerwowymposzukiwaniutrafiłjednaknawłaściwemiejsce...nalukęna
półce.Niewierzyłemwłasnymoczom.Poszukiwaneakta,którejeszczeprzedkilkomadniamiwidziałem,
znikły.
Terazsprawawydałamisiępodejrzana.Zostawiłemswójadreshotelowy,nawypadekgdyby
dokumentysięznalazły,ipożegnałemsię—muszęprzyznać—dośćzirytowany.Wszędzie,gdziekolwiek
szukałem,natrafiałemnamur.
Wtakichchwilachbezradności,kiedypoprostuniewiem,corobićdalej,zawszeodwiedzammuzeai
rozmawiamzeksponatami.TymrazemposzedłemdoBritishMuseum,aobiektemmoichmyślibyłkamień
zRosetty,owaczarnapłytazbazaltu,którąznalazłjedenzoficerówNapoleonawpobliżumiasta
egipskiegootejsamejnazwieinaktórejwidniejenapiswtrzechjęzykach,czternaścielinijek
hieroglifów,trzydzieścijedenlinijekpismademotycznegoipięćdziesiątczterylinijkipismagreckiego,
którepewnemufrancuskiemuuczonemuposłużyłokiedyśzapodstawędorozszyfrowaniahieroglifów.
WwynikurozmyślańprzedkamieniemzRosettypostanowiłemprzemierzyćjeszczerazodpoczątku
całątrasęmoichdotychczasowychposzukiwań.Przedzaplanowanymnazajutrzodjazdemnagleprzyszło
midogłowy,żebyposzukaćMissClayton.Jejadresznalazłemwksiążcetelefonicznej:QueensgatePlace
Mews,Kensington.Wąskie,jednopiętrowe,białotynkowanedomy,naparterzeprzeważniemałe
warsztatysamochodowelubsklepy,jezdniawybrukowanakocimiłbami.
Zapytałemmechanikasamochodowego,którywregularnychodstępachwyłaniałsięzzachłodnicy
staregowozu,czyznaMissClayton.
—Oczywiście,aleMissClaytonwyjechaładoEgiptuiniewiadomo,kiedywróci.
Udałem,żejestemstarymprzyjacielemMissClayton,izapytałem,czyznajejmiejscepobytuw
Egipcie.Mechanikwzruszyłramionami.
—Możewiejejmatka,starszapani,któramieszkanapółnocy,wHanwell,UxbridgeRoad.
NajdogodniejbyłobypojechaćtampociągiemzVictoriaStation,jedziesięgodzinę.Byłemprzekonany,
żetamzastanęMissClayton;odrazuwięcudałemsięwdrogę.
PodczaspodróżydoHanwellzacząłpadaćdeszcz,któryzwyklesprawia,żebeznadziejnelondyńskie
przedmieściastająsięjeszczebardziejbeznadziejne.Byłemjedynympasażerem,którywysiadłw
Hanwellnastarej,zaniedbanejstacji;naulicystałaoszklonabudkaznapisem:Taxi.
—UxbridgeRoad.
—Funtpięćdziesiąt.
Mrs.Clayton,drobna,siwakobieta,naktórejpomarszczonejtwarzywciążpojawiałsięuśmiech,
ucieszyłasięwyraźniezniespodziewanejwizyty;nastawiłaherbatę.Udałem,żejestemprzyjacielemjej
córki,iMrs.ClaytonzaczęłachętnieopowiadaćoJuliet.Aleowieleważniejszabyładlamnie
informacja,żeMissClaytonprzebywaw„Sheratonie”wKairze,gdzieregularniesięzatrzymuje.
—Regularnie?
—Notak,razlubdwarazywroku,chybawiem,jakbardzoonakochaEgipt?
—Ależoczywiście,—zapewniłemstarsząpanią.Podczasrozmowydowiedziałemsięteż,żeMiss
ClaytonspędziławEgipciewielelat,żemówipłynniepoarabskuiutrzymujebliskiestosunkizpewnym
Egipcjaninem,któregoMrs.ClaytonnazywałaIbrahimem.Kiedyrozmowazeszłanalondyńskąpogodę,
pożegnałemsięuprzejmie.
Gdywróciłemdohotelu,czekałanamnieniespodzianka.Portierwręczyłmiwiadomośćod
ChristopheraThimbleby’ego:Numer73toniejakiGemalGadalla,zamieszkaływBrighton,Sussex,
AbbeyRoad34,awięcowowidmo,któregojużposzukiwałemjakowłaścicielakotkiBastet.Iznów
powstałasytuacja,którawymagaławizytywmuzeumalbodłuższegoprzebywaniawpubie,aponieważ
byłojużpóźno,zdecydowałemsięna„MagpieandStump”,OldBailey;znalazłemtamniszęprzyoknie,
jakiedawniejwynajmowanozaciężkiepieniądze,gdyodbywałysiępubliczneegzekucje.Piłem„Lager”
i„Stout”,wlewałemwsiebiecałąswojąbezradnośćiniewiem,jakbysiętenwieczórzakończył,gdyby
mężczyznasiedzącynaprzeciwko,świńskiblondynoniezliczonychpiegachnadłoniach,niewestchnął
nagledramatycznieizwracająckumnieswojąszerokątwarz,niezaklął:Tebaby,teprzeklętebaby!
Zapytałemuprzejmie,comanamyśli,aonodpowiedziałzpogardliwymruchemręki,żeniemuszęsię
krępować,alewidaćpomnienawetwpółmrokuOldBailey,żemamkłopotyzbabą—taksięwyraził
—następniemrugnąłdomnieizasłaniającustadłonią,abyniktniemógłpodsłuchać,dodał,żewWales
sąnajlepszekobiety,trochęstaroświeckie,alemiłeiwierne,apotemwyciągnąłdomniepiegowatądłoń
ipowiedział,żenazywasięNigel.
Nigelprzyjąłzezdumienieminformację,żepopierwsze,niejestemBrytyjczykiem,podrugie,wcałe
nietrapimniecierpieniemiłosnelubcośpodobnego,wobecczegouznałzastosownezacząć
opowiadanieowojnie.Czysprawiłotopiwo,czyteżmojaniechęćdotegorodzajuopowieści,wkażdym
razieprzerwałemNigelowipotoksłówpytaniem,czynaprawdęchciałbysiędowiedzieć,comnietrapi,a
kiedyprzytaknąłiobjąłgłowędłońmi,zacząłemmuopowiadaćswojąhistorię.Pókimówiłem,Nigelsię
nieodzywał,tylkoodczasudoczasukręciłgłową,jakbynierozumiał;milczałteżjeszczedługo,kiedy
skończyłem.Chyba,zacząłwreszcie,jestempisarzem,świetniewymyśliłemtęhistorię,aleniejestona
prawdziwa,wkażdymrazieniktwcośtakiegonieuwierzy.
Musiałemwykorzystaćcałeswojekrasomówstwoipostawićconajmniejpółtuzina„Stout”wcelu
przekonaniamojegoprzyjaciela,żehistoria,którąmuopowiedziałem,jestprawdziwa;wreszciesię
zgodził,awięcdobrze,możebywajątakiewariackiezdarzeniajakto,alecowobectegozamierzam
zrobić.Gdybymwiedział,odparłem,tochybabymmutejhisioriinieopowiadał.
Nigelsięzastanawiał,uderzającpłaskądłoniąpobejcowanymnaczarnoblaciestołu,apotemzaczął
mruczećcośozagmatwaniu,czycotamoznaczaponiemieckusłowoentanglement.
Mojespotkaniew„MagpieandStump”wogóleniebyłobywartewzmianki,gdybyNigelnaglenie
podniósłwzrokuiniepowiedział,żejeślitenGemalGadallanieistnieje,tomożemanszardOmar
Moussajesttakżetylkowidmem,cootymsądzę?
WdwadnipóźniejwDusseldorfiezająłemsiętąsprawą;naraziewydawałosię,żewszystkoidzie
dobrze,boznalazłemwksiążcetelefonicznejnazwiskoOmaraMoussyiinformację:Antykwariusz,
Königsallee—najpiękniejszyadres.
Spodziewałemsię,żeznajdęsynaowegoOmaraMoussy,któryzmarłwdomuaukcyjnymChristie’s,
alekiedywszedłemdowytwornegosklepuzrzadkimiantykamiipodałemkulturalnemustarszemupanu
powódmojejwizyty,dowiedziałemsięczegoścałkieminnego.
Onie,toonsamjestowymMoussą,któregoznalezionowLondyniemartwego,możenatoprzysiąc,
przyczymwzruszyłramionamiizachichotał.Niepozostałominicinnegojakrównieżsięzaśmiać,
sądziłemprzecież,żestaryżartuje.Wreszciemężczyznaspoważniał,mruknął,żeniechcejużmiećztą
sprawąnicwspólnego,alewyczytałwidocznienamojejtwarzybezradnośćijakgdybylitującsięnade
mną,zacząłmówić.
Takwięcdowiedziałemsię,żeówczłowiek,któryzmarłpodczasaukcji,byłjegosobowtórem,
prawdopodobnietajnymagentem,wyposażonymwdokumenty,któreodjegopapierówróżniłysiętylko
zdjęciem.Ówsobowtórmiałprzysobiepaszport,prawojazdy,nawetkartykredytowewydanenajego
nazwisko.Moussanawetwie,wjakisposóbwszedłonwposiadanietychpapierów.Podczaswłamania
dosamochoduwcentrumDusseldorfuskradzionomucoprawdaradio,alenieruszononiewidocznego
portfelazeschowkanarękawiczki,cogobardzoucieszyło.Późniejuświadomiłsobie,żetowłamanie
byłojedyniepretekstemsłużącymdotego,byskopiowaćisfałszowaćjegodokumenty.Aleotym
dowiedziałsięMoussadopieroznaczniepóźniej.Naraziesprawaniemiaładlaniegodalszych
konsekwencji—ażdoowegodnia,kiedyonijegosobowtór,niewiedzącotym,spotkalisię;wkażdym
razienasalipodczasaukcjiwidzianodwóchOmarówMoussów,jego,autentycznegoOmaraMoussę,i
drugiego,fałszywego—zwariowanasytuacja.
Przerwałemnaglerozmówcyizapytałem,czytobyłprzypadek,żeMoussawziąłudziałwłaśniewtej
aukcji.
—Przypadek?—Moussawyciągnąłdłonie.—Nicwżyciuniejestprzypadkowe,onstarałsięna
zlecenieklientazdobyćrozmaiteprzedmioty,nicpozatym.Umilkł,wydałomisię,jakgdybyśmyobaj
pomyśleliotymsamym,aponieważMoussawciążjeszczemilczał,zapytałem:
—Kto—jeślinaprawdęchodziozbrodnię—byłcelemzamachu,prawdziwyczyfałszywyMoussa?
Staryczłowieknabrałgłębokopowietrza,założyłręcezaplecamiiprzechadzałsiępodużym
jedwabnymdywanie,któryzdobiłśrodeksklepu;potemzacząłzeszczególnądokładnościąopowiadać,że
lekarzstwierdziłzgonwskutekzawałuserca,żeonsamdowiedziałsięoswojejśmiercipodczasdrogi
powrotnejzAnglii,cobyłoszczególniemakabryczne.Kiedydałznać,żeżyje,ScotlandYardprzejął
sprawę;onsamzostałwezwanydoLondynu,chętnietampojechał,przecieżwjegointeresieleżało,by
sprawęwyjaśnić.SpędziłwielegodzinwVictoriaEmbankment,siedzibieScotlandYardu,zadawanomu
niezliczonepytania,ażwreszcieonsampoczułsięwinny,żeniejestzmarłymMoussą.Zresztąo
morderstwiewogóleniebyłomowy,przecieżlekarzstwierdził,żezgonnastąpiłwskutekzawałuserca.
Niewyjaśnionotakżenigdytożsamościzmarłego.ScotlandYardodłożyłsprawęadactaze
stwierdzeniem,żesobowtórbyłagentemtajnychsłużbipodczasśledzeniaprzebieguaukcjidosięgłago
śmierć.
Nasząrozmowęprzerwałowejścieklienta,któregozainteresowałydwachińskiewazony.Czyto
Wucai?Ipodczasgdyobajmężczyźnirozmawialifachowo,jamogłemsiędokładniejprzyjrzećMoussie.
Miałorientalnąkarnację,conajmniejstoosiemdziesiątcentymetrówwzrostu,ajegozgrabnapostać,
eleganckadwurzędówkaipewnadystynkcjawzachowaniunadawałymuswoistąnobliwość,słowem,
wyglądałtak,jakpowinienwyglądaćpoważnymarszand,itrudnobyłosobiewyobrazić,żeczłowiekten
mógłbyćuwikłanywjakieśsprawyzwiązanezwywiadem.Aleprawdęmówiąc,historia,którąmi
zaprezentowałnajpierwzuśmiechem,apotemznieszczęśliwąminą,wydałamisiędośćpodejrzana,
brzmiałazaśwdodatkutak,jakbyMoussakonieczniechciałdowieść,żeniemaztąsprawąnic
wspólnego.
Kiedyklientwyszedł,zapytałemznienacka,czysłyszałkiedynazwiskoGemalGadalla.Nie,odparł
Moussaniechętnie,pozatymtowszystkodziałosięnaszczęścietakdawno.Ipoprosiłmnieuprzejmie,
alestanowczo,bymprzestałsięzajmowaćtąsprawą,dośćsięzjejpowodunacierpiał.Moje
uszanowanie,rzekł.
Chciałemjeszczezapytać,czymówimucośimięJulietClayton,aleniezdążyłem,gdyżMoussabez
słowaotworzyłprzedemnądrzwi.
Sytuacja,wjakiejsięznalazłem,przypominałagręwpokera:trzebasięstaraćwygrać,mająctakżezłe
karty,amuszęprzyznać,żemiałemkartyjaknajgorsze;alesprawatamnieopętała,abyłatonapewno
sprawaniesamowita.
Zrekapitulujmy,codotychczassięzdarzyło,niewymieniającprzytymżadnychimionanimiejsc
zdarzeń.Przypadkoweodkryciewskazuje,żedokonanomorderstwa.Owszem,należyprzyznać,że
odkryciejesttakabsurdalne,iżnarazieniktnietraktujetegoserio.Alejużpierwszedochodzenia
pozwalająujrzećjewinnymświetle.Otowczasieaukcjidziełsztukiumieraczłowiek.Stwierdzasię
urzędowo,żeśmierćnastąpiławskutekzawałuserca.Zgoda.Nazwiskozmarłegojestznane,aleokazuje
się,żetobyłsobowtóriżejegoodpowiednikznajdowałsięwtymsamymczasiewtymsamymmiejscu.
Jeśliwierzyćposzlakom,toówmężczyznazostałzamordowanywsposóbpodstępny,byćmożeza
pomocątruciznyalbozastrzykudziałającegobezpośrednionaserce.Aleczłowiek,któremusiętenczyn
zarzuca,towidmo,onwcalenieistnieje,wkażdymrazieniepodtymimieniemanipodtymadresem.I
jestjeszczecoś,conieułatwiaposzukiwań:wszyscy,wjakikolwieksposóbpowiązaniztąsprawą
usiłujątenwypadekzbagatelizowaćalbozachowująsiętak,jakgdybysprawamiałajakiśdodatkowy
podtekst.
Uszeregowanywtensposóbłańcuchposzlakniemiałsensu,wywnioskowałemwięc,żejeślichcędo
czegośdojść,muszęporzucićasfaltowądrogęlogiki;bojeślisięzastanowić,towszystkiemu,czego
dotądwtejsprawiesiędowiedziałem,brakowałowłaśnielogiki.
BydowiedziećsięczegoświęcejoMoussie,odwiedzałeminnychhandlarzyantykami,udawałemprzy
tym,żechcęulokowaćwtejbranżypieniądze,alenieznamsięnatym,pragnętylkouniknąćwtensposób
płaceniapodatku.Dziękitemuniemusiałemsięwykazywaćznajomościąstarychdywanów,barokowych
meblianiceramikiazjatyckiej,jednocześniezaśmojezachowaniewydawałosięwiarygodne.Podczas
rozmównatematsprzedażywtrącałem,żewidziałemuMoussydwachińskiewazonyWucai;czytemu
Moussiemożnazaufać?
Wdwóchwypadkachnatrafiłemnadużąrezerwę,zignorowanomojepytania,anaponownezapytanie
otrzymałemwodpowiedzitylkopowściągliwyuśmiech;jakwiadomo,krukkrukowiokaniewykole.
Trzeciantykwariusz,mniejwytworny,cowidaćbyłojużzusytuowaniasklepuwjednejzbocznychulic
odKönigsallee,okazałsięrozmowny,niekryłsięzeswojąopinią.Wszystkiegazetywszakżepodawały,
żetenMoussasprzedałdwaśredniowiecznestołyrefektarzazapięciocyfrowąkwotę;wrzeczywistości
niemiałyonenawetdziesięciulat.afałszerstwowykryłpewienkolekcjoner,któryzauważyłśladyśrutu,
wstrzelonegojakodziuryporobakachtoczącychdrewno.
Odrazupodjąłemrozmowę,mówiącotajemniczychokolicznościachśmiercijegosobowtóraw
Londynie,cospowodowałouspokajającygestmojegorozmówcyijegoniechętną,anawetobraźliwą
uwagęoMoussie,którejniechcętupowtarzać,aktórajednakjeszczebardziejuświadomiłami,żeten
człowiekniezaliczałMoussydoswychprzyjaciół.
Nienawiśćrozwiązujejęzyk.Podtymwzględemmężczyznaokazałsiędlamnieprawdziwymskarbem
ibardzoszybkodowiedziałemsięosprawach,którecoprawdanieposunęłymniedalejwmoich
dociekaniach,aleukazaływsposóbplastycznyMoussę—człowieka.Powódowejwrogościtkwiłw
bardzoodległejwczasieprzyjaźniobumężczyzninieudanejprzedlatypróbienawiązaniamiędzynimi
stosunkówhandlowych.Kassar,botaknazywałsięówzawiedziony,sądził,żezaowymzdarzeniemw
Londynieztajemniczymsobowtóremkryjesięjakaśawantura,wktórąjestzamieszanyówMoussa.Na
mojepytanie,conależyrozumiećprzeztookreślenie,Kassarodparł,żeniewyobrażamsobienawet,co
siędziejenamiędzynarodowymrynkustarożytności,panujątammord,gwałtiprzemoc.
Terazuznałem,żejużporapodaćprawdziwypowódmojejwizyty.Objaśniłemiudowodniłem
słusznośćmojegopodejrzenia,żesobowtórzostałzamordowany,izreferowałemwszystko,czegosię
dotąddowiedziałem.Kassarbyłzafascynowany,przyrzekłminatychmiastpomocwdalszych
poszukiwaniach.Wreszciemiałemsprzymierzeńca.
Naprzeciwkotoruwyścigowegoznajdujesięniepozornylokal„PodUparciuchem”.Tamumówiłem
sięzKassaremnakolacjęipoznałemżyciorysMoussyzewszystkimiszczegółami,zktórych
najciekawszywydałmisięfakt,żemaonżonęEgipcjankę.Sposób,wjakiKassarjąopisywał,wywarł
namniewrażenie,żeonsamkochałsięwtejkobiecie.Należałozachowaćostrożnośćprzywszystkich
informacjachdotyczącychMoussy,alejednowydawałosiępewne,tomianowicie,żeżyłznacznieponad
stan.DomnaIbizie,mieszkanienaSyltiapartamentwrazzjachtemnabulwarzeLasOlaswFort
Lauderdaletotylkokilkadrobiazgów,októrychwiedziałKassarioktórychmówił,żedlauczciwego
antykwariuszabyłybyonenieosiągalne.
Jakieściemnesprawki?Kassarwzruszyłramionami.Niczegomuniemożedowieść,choćjużodlat
śledzijegointeresy.Jednakżemojeprzypuszczenie,żeswejfirmyużywatylkojakozasłonydymnej,atak
naprawdęzajmujesięcałkiemczymśinnym,Kassarodrzucił.Moussajestspecjalistąwswojej
dziedzinie,całkowicieoddanymswemuzawodowi,niemożnamuodmówićznakomitejznajomościtej
branży;wieluuważagozanajlepszegowEuropieekspertaodstarożytnościegipskich,chociażnigdynie
studiował.Kassarpowiedziałtozgorycząwgłosie,którawskazywała,żeonchybatestudiaukończył.
Kiedyopuściliśmylokal,wiedziałemcoprawdawieleotymczłowiekuibyłemcałkiempewny,że
Moussagragłównąrolęwcałejsprawie,aletenwieczórnieprzybliżyłmniedorozwiązaniazagadki.
Wnadziei,żespotkamMissClayton,poleciałemdoKairu,aletenkrokokazałsięopaczny.Miss
Claytonbowiemjużwyjechała;czyudałasięwgłąblądu,czydoLondynu,tegonieumianomi
powiedziećwhotelu.WobectegoskorzystałemzpobytuwEgipcie,byposzukaćśladówMoussy.Od
antykwariuszyiludziprowadzącychwykopaliskawKairzeniczegosięniedowiedziałem,patrzonona
mnienawetpodejrzliwie,takżepokilkudniachwyjechałem;udałemsiędalejdoMiniiwśrodkowym
Egipcie,gdzieprzedlatypoznałempewnąrodzinę,złożonązojca,matkiitrzechsynów,którażyłaz
rabowaniagrobównaterenieTell-el-Amama.AleitunazwiskoMoussyniebyłoznane,wróciłemwięc
dodomu,nicnieosiągnąwszy.
Zainwestowałemjużmnóstwoczasu,nieposuwającsięaniokrokdalej,aponieważzbliżałsiętermin
oddaniaksiążki,którąpisałem,odłożyłemtymczasemsprawęnabok,choćniemogłempowstrzymać
kłębowiskamyśli.Takminąłprawierok,ażpewnegodniaotrzymałemlistodKassara.Moussazmarł,
tymrazemnaprawdę,awspuściźnieponimznalezionocoś,comniezpewnościązainteresuje.
NatychmiastudałemsiędoDusseldorfu.KumemuzdziwieniuzastałemKassarawharmonijnejzgodziez
wdowąpoMoussie.Ozmarłymniebyłomowy.ZatoKassarpodałmipaczkębrązowychkartek
zapisanycharabskimpismem,brudnychiniechlujnych,którestanowiłyrezultatmozolnejpracy.
Znalezionotowskrytcepocztowej,którąMoussaposiadał.
SpojrzałemnaKassarapytająco,aleontylkorzekł,abymtoprzeczytał,wtedyznajdęodpowiedzina
wszystkiepytania,izachichotałprzytymznacząco.Nieznałemarabskiego,powiedziałemwięc,żemuszę
zaangażowaćtłumacza.Notak,rzekłKassar,tochybakonieczne.
ZapytałemKassara,czywie,cotekartkizawierają.Oczywiście,odpowiedział,coprawdanie
wszystko,alewieprzynajmniejtyle,żeMoussaiwydarzeniaznimzwiązanewydająmusięjużmniej
tajemnicze.Rzeczjasna,żechciałemsięjaknajprędzejdowiedzieć,cozawierająowekartki,leczKassar
uparcie,wsposóbniemalżesadystycznyodmawiałpowiedzeniamiczegokolwiek.Mogęwziąćpapiery,
rzekł,prawdopodobnieitakbędęjedynym,któryzrozumieichtreśćwcałejdoniosłości,aonniewątpi,
żepowstanieztegoksiążka.
Kassarmiałrację.ZatrudniłempaniąShirin,EgipcjankęmieszkającąwMonachium,któracodziennie
potrzygodzinyczytałamiarabskitekst,takjakzostałzapisany,ajarobiłemnotatki.Czasemto,co
usłyszałem,byłotakpodniecające,żezapominałemonotowaniuipóźniejmusiałemtefragmentyztrudem
odtwarzaćzpamięci.Niektórerzeczynależałoprzeformułowaćwcelulepszegozrozumienia,ale
starałemsięwmiaręmożliwościzachowaćsposóbwyrażaniasiępamiętnikarza—bochodziłotuo
pamiętnik—innerzeczysamuzupełniałemnapodstawieźródeł,któreotwarłysiędlamniewtrakcie
pracy.
OtohistoriaOmaraMoussy,człowieka,któryzbliżyłsiędotego,coniepojęte.
"MENAHOUSE"I"WINTERPALACE"
Ikażdemuczłowiekowi
Przywiązaliśmydoszyijegolos,
iwDniuZmartwychwstania
Mywyciągniemyksięgę,którąonznajdzierozpostartą:
„Przeczytajtwojąksięgę!Onadziśwystarczytobiejakowystawionycirachunek!”
Koran,suraXVII
„WimięAllahaWszechlitościwego”—takzaczynająsięzapiskiOmaraMoussy.„Sątosłowa
staregogrzesznika,któremupozostałobyćmożekilkatygodnialbokilkamiesięcyżycia,któregodręczą
wyrzutysumieniaipowodująbezsennenoce.SątosłowaOmaraMoussy,którychdotądnikomunie
powierzył,popierwszedlatego,żezbędnejestgłośnemówienie,jakożeAllahitakznamyślitajemnei
najgłębiejukryte,podrugiedlatego,żeniktniedałbywiarytymsłowom.Niewątpliwieżyciemoje
obciążonebyłowiną,alebyłtolosprzypisanymizwoliNajwyższego,któryjakOnsampowiada,
przebaczawszystkiegrzechypozajednym,kiedysadzasięujegobokuinnąistotę.Tegonigdynie
uczyniłem.Nigdyteżniezłamałemprzepisupostuwdziewiątymmiesiącuizawszemyślałemo
nieparzystejnocy,kiedytoKoranpojawiłsięnaziemi.ByłemnawielkiejpielgrzymcewMekce,
spełniałemnakazymodlitwyiobmywaniasię,akiedymisięlepiejpowodziło,zwłasnejwolipłaciłem
podatkinarzeczubogich.Wino,wieprzowina,krewipadlinabudziływemniewstręt.Kobiety,które
spotykałem,nigdyniemiałypowodudoskarg,ata,którąpoślubiłem,napewnomnieprzeżyje”.
OmarMoussamógłbybyćzadowolonyzeswegolosu,któryzacząłsiębezimienniejaklosMojżesza,i
jednymokiemmógłbyzerkaćwstronęogrójcawieczności,przyrzeczonegojakonagrodapobożnym,
gdybynieówbagaż,którymobciążonogoprzedniemalpółwiekiem,kiedytoujrzałtakierzeczy,jakich
niktjeszczeniewidział,ijegonędzneżyciezmieniłosięzdnianadzień.
Byzrozumieć,jaksiętowszystkostało,należytuprzedstawićjegożycie,takjakonjesobie
przypominałlubjakmuonimopowiadano:Ciemnejakburzapiaskowabyłyjegonarodziny,nieznałani
ojca,animatki,kiedymiałkilkadni,przywiązanogowskórzanymworkudoklamkibramy
karawanseraju,położonegonaprzeciwhotelu„MenaHouse”.StaryMoussa,którymiałsiedem
wielbłądówitylesamokoni,powiedział,żeprzytylugębachjednamniejczyjednawięcejniewiele
znaczy,iprzygarnąłgojakowłasnedziecko.Wielokrotniewciągurokunaklamce,naktórejgo
znaleziono,znajdowanomieszekzpieniędzmi,którychpochodzenianiktnieznał,alekażdysiędomyślał.
Jegopierwszewspomnieniasięgająwiekutrzechlat,kiedystaryojciecMoussa,chudy,pomarszczony
mężczyznazczarnąbrodąiczarnymibrwiaminadgłębokoosadzonymioczami,wcisnąłmudomałych
dłonipotężnynabut.Ledwomógłgoutrzymać.Tadrewniana,nabijanagwoździamimaczuga,powiedział
Moussa,jestsymbolemsiłymężczyzny;byłytosłowa,którychchłopiecwtedyjeszczenierozumiał,ale
wiedziałbardzodobrze,jaksiętąbroniąposługiwać,żebywprawićwruchwielbłądy.Testatkipustyni,
jeślisięjeuderzałowkolana,zginałynajpierwprzednienogi,apotemtylne.Jeszczedziśzachowałsię
tenzwyczaj,abyjeździecmógłdosiąśćwielbłąda.
Cudzoziemcyzhotelu„MenaHouse”,którychMoussawtensposóbtransportowałdowielkich
piramid,bawilisię,patrzącnamałego,inieszczędzilibakszyszu,kiedychłopiecpomagałimczasem
wsiąśćnagrzbietwielbłądalubzejśćzniego.Jedenczydwapiastrybyływówczasdużąsumądla
chłopcazpustyni,aniekiedywracałdodomuzpięciomalubsześcioma.Tobudziłozazdrośćjego
przyrodnichbraci,boon,najmłodszy,zarabiałwięcejniżoni.Omarwykopałsobieskrytkęzalatryną,
gdzieokropnieśmierdziało,alezatorzadkoktośsiętamzapuszczał.
Todziwne,żechociażOmarMoussażyłwcieniuwielkichpiramid,niedostrzegałich.Dlaniegobyły
togóry,którychszczytysięgałychmur.Niewiedział,żepiramidytobudowlestworzonerękąludzką.Z
tegoteżpowoduOmarniemógłpojąćczci,zjakąstawaliprzednimiobcyludzie.
PrzedewszystkimAnglicy—eleganckoubranipanowie,czasemwtowarzystwieswychsubtelnie
umalowanychżon—podejmowalidrogęnapustynię,byzwiedzićpiramidy.Zatrzymywalisięw
wytwornymhotelu„MenaHouse”,dokądniemógłwejśćżadenfellach,nawetstary,szanowanyprzez
wszystkichMoussa,októrympowiadano,żeosobiściepoprowadziłlordaCrameranaszczytwielkiej
piramidy.Coprawdatubylcywykonywaliwtymhoteluróżnepodrzędneprace,alepodgroźbąkarynie
wolnoimbyłoopowiadać,cosiędziejezaczerwonymimurami.
Podczasgdystarychniewieleobchodziłhotel—moglisobiewyobrazić,jakżyjąbogacicudzoziemcy
—dlaokolicznejmłodzieży„MenaHouse”stanowiłobiektniezwykłegozainteresowaniaikażdy,komu
udałosiędotrzećdolożyportiera,czytojakotragarzowi,czyteżpodinnympretekstem,naprzykład
przekazaniajakiejświadomości,budziłpowszechnypodziw.ToteżnajgorętszympragnieniemOmara
Moussybyłoprzekroczyćpróghotelu.Niejednokrotniewdrapywałsięwzarośniętymmiejscuprzezmuri
przekradałkołoogrodnikówistrażnikówdowejścia,gdziemiałnadziejęzapuścićwzrokdozakazanego
królestwa,alezakażdymrazemdostrzegaligonabiałoubraniportierzy,zanimjeszczeudałomusię
zajrzećdośrodka,iwypędzaligo,chłoszczącbatem.
ToteżOmarowidzień,wktórymporazpierwszywolnomubyłowejśćdoholuhotelowego,mocno
wryłsięwpamięć.Tegodnia,któregodatynieumiałpotempodać,sułtanFuad,synkedywaIsmaila,
wnukIbrahimapaszyiprawnukwielkiegoMohamedaAli,przybyłczarnąkaretą,byzatknąćflagęna
wielkiejpiramidzie.SułtanmiałnasobieciemneubranieinieodróżniałsięodAnglików,którzy
zatrzymywalisięwhotelu„MenaHouse”.
Omarbyłrozczarowany,albowieminaczejwyobrażałsobiesułtana.AlestaryMoussazgromadził
tegorankaswojedzieciiwygłosiłprzemówienie,którepozostałoOmarowiwpamięci.Jesttopodniosły
momentwhistoriiEgiptu,rzekłMoussa,wymachującrękami,ikażdypowinienbyćdumny,żejest
Egipcjaninem,bonadejdziekiedyśdzień,gdynieAnglicybędąrządziliEgipcjanami,leczEgipcjanie
Anglikami.
Omarbyłwięcdumny;coprawdabardziejinteresowaligouzbrojeniżołnierze,którzyw
przeciwieństwiedosułtana,byliubraninamodłęwschodnią,wyposażeniwszableistrzelbyiobrzucali
ponurymwzrokiemkażdego,ktozabardzosięzbliżałdotowarzyszącychsułtanowiosób.Omarstałze
swymwielbłądemnauboczuwielkiejpiramidy,jakpoleciłmuMoussa,imachaniemprzywoływał
odwiedzających.
FuadujrzałtoipodszedłdoOmara,którywtejchwilinajchętniejbyuciekł,alestałjakwrośniętyw
ziemię,trzymającmocnoswójnabutu.
—Jaksięnazywasz?—zapytałsułtanzuśmiechem.
—Omar—odpowiedziałchłopiecgrzecznie—synMoussy.
—Jesteśpoganiaczemwielbłądów?
—Tak—odparłOmarnieśmiało.
Sułtangłośnosięroześmiał,bowpadłnazabawnypomysł.
—Chybawrócęnatwoimwielbłądzie.—Strażnicyotaczającywielkiegopanapopatrzylinasiebie
zaniepokojeni.
Omarskinąłgłowągorliwie.
TymczasempodszedłstaryMoussa.Przeprosiłsułtanazamałomównośćchłopca.—Jestnieśmiały,
waszawysokość,toznajda,któregowychowałemrazemzmoimidziećmi.
WtejchwiliOmarpoczułsięmałyinędzny.Dlaczegostarywspomniałojegomrocznym
pochodzeniu?Omarsięwstydził.
Kiedywspięlisięnapiramidę—przyczymconajmniejdwanaścieosóbzgwardiiprzybocznej
musiałotransportowaćotyłegosułtana,ciągnąćgoipodpierać—FuadpaszapodszedłdoOmara,który
zmusiłswegowielbłąda,byukląkł,iusiadłnagrzbieciezwierzęcia.
—Do„MenaHouse”!—zawołałdoOmaraitenpoprowadziłwielbłądazsułtanemdohotelu.
Żołnierzetorowalimudrogęprzeztłum;ludziepoobustronachklaskaliwdłonie.PrzedwejściemOmar
pomógłsułtanowizsiąść.Ktośześwitysułtanawcisnąłchłopcudorękikilkaplastrów.Omarchciał
odejśćzeswymwielbłądem,alesułtanzawołałgoizapytał,czyniechciałbysięznimnapićlemoniady.
Omarzamierzałwłaśnieodmówić,nieczułbowiempragnienia,alepodszedłMoussa,skinąłgłowąi
popchnąłchłopcawstronędostojnegogościa.Omarwszedłzsułtanemdoholuhotelowego.
Uderzyłowniegorześkiepowietrze.Nakamiennejposadzceleżałydywany.Chociażbyłdzień,
zamkniętowszystkieokiennice,zatopaliłysięczerwoneiniebieskielampyusufitu.Ozdobnekafelki
przystrajałyściany.Eleganckiepanieiwytwornipanowietworzyliszpaler,przezktóryszedłOmar,
trzymającsułtanazarękę.
—Lemoniadędlamnieidlamojegomałegoprzyjaciela!—zawołałsułtan;natychmiastpodszedł
służącyubranywdługą,śnieżnobiałągalabiję.Trzymałwrękachlśniącą,mosiężnątacę,naktórejstały
dwieszklankiwkształcietulipanówzzielonąlemoniadą.Omarnigdyniewidziałzielonejlemoniady.
Sprzedawcanapojówpodpiramidamisprzedawałczerwonąherbatęzmalwy,alezielonalemoniada?
Omarmiałwątpliwości,czycośtakiegozielonegonadajesięwogóledopicia.Alesułtanwziął
szklankę,podniósłdousticzekał,ażchłopieczrobitosamo.Omarowiniepozostałonicinnego,jak
wziąćdrugąszklankęizacząćpić.Smakcukrowejwodybyłnietylkonieznany,aletakżeohydny.
Omarowizrobiłosięniedobrze,więc—torującsobiedrogęprzeztłum—wybiegłszybkonadwór,
gdziewyplułzielonypłyn.
OdowegodniaprzyrodnibraciaznienawidziliOmara,częstodostawałlaniezacoś,comu
przypisywano,aczegowcaleniezrobił.
StaryMoussabyłpobożnymimądrymczłowiekiem,choćnigdyniechodziłdoszkoły;pewnego
wieczorazgromadziłswojąlicznąrodzinęprzedchatą,bywyrecytowaćimsuręKoranu.Jakkażdy
wierzący,Moussaznałnapamięćwszystkie114sur,anatenwieczórwybrałdwunastą.
—WimięBoga,Miłosiernego,Litościwego—zacząłznamysłem,następniezaśopowiedziało
Józefie,którywyznałswemuojcu,iżweśnieujrzałjedenaściegwiazd,słońceiksiężyc,iwszystkiesię
przednimpokłoniły,wtedyojciecupomniałsyna,żebyniemówiłbraciomotymśnie,bożywiąwobec
niegouczuciezazdrości,coteżokazałosięprawdą!BraciawrzuciliJózefadostudni,gdziezauważyłago
karawana,następniezakilkadrachmsprzedanogoczłowiekowiimieniemPutyfar.
PodczasprzemówieniaMoussypodnieślisiębraciajedenpodrugim,bozrozumieliintencjęojca,a
kiedyOmarzostałsamzestarym,tenprzerwałopowieść.Znadkanałudochodziłymilionoweodgłosy
cykad,niekiedytylkoprzerywanedźwiękamimuzykizhotelowegoparku.Spoddrzwikarawanseraju
wybuchałyfajerwerki,tuitamzciepłejnocydobiegałgłośnyśmiech.
—Czyznaszdalszyciągtejhistorii?—przerwałMoussadługiemilczenie.
Omarpotrząsnąłgłową.
WtedyMoussazacząłmówićdalej,recytowałsurętylkodlachłopca.Opowiedziałopodniesieniu
Józefadogodnościzarządcydomu,oprześladowaniugoprzezżonęPutyfara,skazaniunapodstawie
fałszywegozeznaniaisukcesie,jakiodniósłtłumaczącsnyfaraonowi,któregostałsiępowiernikiem.
MoussaopowiadałowielkodusznościJózefa,kiedyprzybylidoniegogłodującybracia,proszącgoo
zboże,aonimwybaczył.
Zrobiłosiępóźno,kiedyMoussaskończył,aleOmarbyłczujny,bozacząłrozumieć,dlaczegoojciec
cytujewłaśnietęsurę.On,Omar,byłtuobcym,kimś,kogojegoprzyrodnibracianigdyniezaakceptują.
Aleczytasuramiałapokazać,żewłaśniepogardzanizdolnisądowielkichczynów?Wswych
marzeniachOmarwidziałjużsiebiejakodoradcęsułtana,ubranegopoeuropejskuijeżdżącegoczarną
karetą;tejnocypostanowiłpójśćwśladyJózefa.
AleOmarbyłpoganiaczemmułów,którytransportowałobcokrajowcówzadwapiastryz„Mena
House”dowielkichpiramid,miałnasobiedługągalabijęzamiastwymarzonychspodni,abracia
nazywaligoOmaremeffendim,cobyłopełnymszacunkuzwrotemwobecpana,alewobecniego,dziecka
jeszcze,brzmiałojakszyderstwo.
Istniałtylkojedenczłowiek,doktóregoOmarmiałzaufanie,nazywałsięHassanibyłmikasahem,
kaleką,jakichwKairzeżyłytysiące.Hassanbyłstary,bardzostary,samniewiedział,ilemalat,bonie
wiedział,kiedyigdziesięurodził;niemiałłydek,jegokolanatkwiływprzyciętychoponach
samochodowychjaknapłozachiwtensposóbstarzecsięporuszał,popychającprzedsobądrewnianą
skrzynkęwysadzanąkoralikamiiodłamkamilustra;tąskrzynkązarabiałnażycie.Hassanbył
czyścibutem,wdrewnianejskrzynce,którasłużyłajakostołekjegoklientom,znajdowałysiępastydo
butów,szczotkiiścierki.Takwidzianogodzieńwdzieńpodhotelem„MenaHouse”,gdziewchodzącym
iwychodzącymgościomhotelowymoferowałsweusługi,uderzającgłośnoszczotkąoskrzynkęi
wykrzykującjedyneangielskiesłowo,jakieznał:—Polishing,polishing!
Hassanspoglądałnażyciezperspektywyobuwia,toznaczyczłowiekkończyłsiędlakalekinalinii
pasa,niezwracałuwaginanic,cobyłopowyżej.Okostkachjakiejśdamymógłmarzyćjakoletniej,
księżycowejnocy,ałydkajakiejśFrancuzkipotrafiłapobudzićjegozmysły.
Byłprzyzwyczajonyspoglądaćwgórękuludziomiwcalegotoniepeszyło.Nieprzejmowałsię
także,gdynimpogardzano,gdywjegoobecnościrozmawianoosprawach,któreniebyływcale
przeznaczonedlaniepowołanychuszu.PonieważHassanbyłnikim,wiedziałwięcejniżwszyscyinni.
Znałwiększośćgościhotelowychznazwiska,znałpowodyichobecnościwKairze.Czyszcząc
ludziombuty,potrafiłichzaklasyfikowaćpodwzględemtowarzyskim,bo—jaktwierdził—człowieka
poznajesiępojegoobuwiu.
ZezdumieniemsłuchanostaregoHassana;dlategozezdumieniem,że—wedługniego—nowebuty
wcaleniebyływartepożądania,przeciwnie.Tylkonowobogaccynosząwciążnoweobuwie,prawdziwie
eleganckiczłowiekpielęgnujeswojecenne,używaneobuwiezdużąuwagą,toznaczykażeje
pielęgnować,towidaćodrazu.Obuwiepowinnozawszewyglądaćtak,jakbyjenosiłjeszczeojciecna
swoimślubie,powinnobyćwypielęgnowaneidobrzeutrzymane,tozdradzastyl,przedewszystkim
jednakdowodzi,żeten,cojenosi,niemusiałwykonywaćbrudnejrobotyaniodbywaćtakdługiejdrogi,
jakmy.Hassanspoglądałprzytymnaswojekawałkioponzamiastnóg,Omarzaśnaswojebosestopy.
WschroniskudlakalekHassannauczyłsięczytaćipisać;kiedyczasnatopozwalał,starydzieliłsięz
chłopcemswąwiedzą,pisząckijemnaubitejziemiprzedhotelemsuryKoranu.KiedyOmarmiał
dziesięćlat,umiałnapisaćpierwsząsurę,którazaczynasięodsłów:al-hamdulillahirabbi-alamimar-
rahmanir-mhimi—WimięBogaMiłosiernego,Litościwego!ChwałaBogu,Panuświatów,
Miłosiernemu,Litościwemu.
Omarbardzopragnąłchodzićdoszkoły,leczstaryMoussastanowczosiętemusprzeciwił;onsam
takżeniechodziłdoszkoły,mimotodoszedłdoczegoś,jestnatylezamożny,żemożesobiepozwolićna
wychowywanieobcegochłopca—Omaraeffendiego.
Tauwagaogromniechłopcazabolała,pobiegłzpłaczemdoHassana,któryjakzwykletrwałnaswym
posterunkuprzedhotelem.KiedyskończyłczyścićbutyjakiemuśwytwornemuAnglikowi,przywołał
Omara,stukającszczotkąwskrzynkęiwołającżartobliwie:—Polishing,Sir!Jedenpiastr!
Alekiedyzobaczył,żejegomłodyprzyjacielpłacze,rzekł:
—Egipcjaninznadwarodzajełez,łzyradościiłzybólu.Czybardzobymsięomylił,sądząc,że
widzęłzyradościnatwojejtwarzy?
Chłopiecotarłłzygrzbietemdłoni,potrząsnąłgłową,następnieprzykucnąłobokHassana.
—ZapytałemMoussę—rzekł,zacinającsię—czyniemógłbymnieposłaćdoszkoły.
Hassanprzerwałmu.
—Mogęsobiewyobrazić,cociodpowiedział—rzekłisplunąłprzytymprzedsiebie.—
Powiedział,pocociszkoła,onsamniechodziłdoszkoły,ajednakwyszedłnaludzi.
Omarskinąłgłową.Ispodpotokułezwyrwałomusię:
—Powiedziałteż,żestaćgonawetnawychowywanieobcegochłopakaOmaraeffendiego.Słyszysz:
Omaraeffendiego,takpowiedział!—Ichłopieczakryłtwarzrękami.
—Posłuchaj,chłopcze.—Starypołożyłswojebrudne,brązoweręcenaramionachOmara.—Jesteś
młody,rozumnyimaszdwienogi,którecięniosą,dokądchcesz.Bądźcierpliwy,Allahwskażecidrogę.
Twojeżyciejestwyznaczonejaktorygwiazd.JeśliAllahzechceposłaćciędoszkoły,tociępośle.A
jeśliwswymsercupostanowił,żezostanieszpoganiaczemwielbłądów,topozostaniesznimnacałe
życie.
SłowastaregomikasahapocieszyłyOmaranakrótko,izapewneczekałbyzeswymimarzeniami,aż
Allahwskażemuowąprzeznaczonądrogę,gdybyniegorący,wietrznypaździernik,kiedytochamsin
unosipiasekwgórę,takżeniebostajesięciemnejakwdniuSąduOstatecznego.Oczywówczasłzawiąi
niktnieważysięwyjśćnadwórbezchustynatwarzy,któraniedopuszczapiaskudopłuc.Ludziemodlili
sięodeszcz,leczAllahzsyłałtylkoówgorący,duszący,nielitościwywiatr,któryzapierałdech.Takbyło
przezsiedemdnibezprzerwy.
Wreszcieósmegodnia,kiedychamsinzelżał,aludzieizwierzętajakzaczadzialiwypełzalizeswoich
chatiłapczywiechwytalipowietrzeniczymrybywyrzuconenaląd,niebyłowśródnichjednego:starego
Moussy.Jegoserceniewytrzymałoszalejącegowiatru.Zakrytomugłowębiałąchustą,siedziałtakw
swoimwysokimfoteludwadni,ztwarząskierowanąwstronęMekki,jakwidmo,ponieważwdomunie
byłomiejscananosze,aczłowiekzajmującysięzwłokamidopieropóźniejznalazłczas,abysięnim
zająć.Zbytwieleofiarpochłonąłchamsin.
Omarporazpierwszyzetknąłsięokowokoześmiercią,azakrytybiałąchustąmartwyMoussa
przerażałgotakbardzo,żeuciekłdoHassanaiprzysiągł,żejużnigdywięcejnieprzekroczyprogudomu
zmarłegoMoussy.
—Głupcze!—wymyślałmuHassan.—Czysądzisz,żewnocy,kiedynapustyniwyjąszakale,stary
wstanieiznikniezadrzwiamialbopójdziedonieba,jakgłosząinnowiercy?—Isplunąłprzytym
wysokimłukiemnapiasek.
Omarwstydziłsię,wstydziłsię,bosięobawiał,aobawiałsięczegośnieznanego.
—Acogłosząinnowiercy?—zapytałnagle.
—Ach,cotam!—mruknąłniechętnieHassaniotarłsobierękawemczoło,następniewskazałruchem
głowyna„MenaHouse":—Samiinnowiercy,Anglicy,Niemcy,Francuzi.Samiżydziichrześcijanie!
—Splunąłprzytymporazdrugi,jakbysametesłowabudziływnimwstręt.
—Aletyżyjeszztychinnowierców!—zawołałOmar,więcdlaczegonimipogardzasz?
—Allahwie,cojarobię—odparłHassan—idotądniedałmipoznać,żemusiętoniepodoba.
—Awięcsięnatozgadza?
Mikasahwzruszyłramionamiiodwróciłdłonienazewnątrz.
—Comamrobić?JeśliAllahniechce,bymżebrałikradł,tomusisięzgodzić,bymczyściłbuty
innowiercom.—PrzytychsłowachHassanzacząłgłośnouderzaćszczotkąoskrzynkę.—Polishing,
polishingSir!
Wysokimężczyznaubranywmundurkhaki,wyszedłzhoteluimrużyłoczywsłońcu.Następnie
spojrzałposobie,podszedłdoHassanaibezsłowapostawiłprawąnogęnaskrzynce.Hassanzaczął
swą|pracęteatralnymiruchami,jakbywykonywałtanieczszablami.
—Towytwornypan—rzekłmikasahdoOmara,nieunoszącwzrokuznadswejroboty—widaćto
poobuwiu.
—Innowiercawwytwornymobuwiu—poprawiłgoOmar.
Wtedywytwornypangłośnosięroześmiał,aoniobajsięprzerazili,albowiemobcynajwidoczniej
rozumiałichmowę;zkieszeninapiersiwyciągnąłwygiętąfajkę,akiedyjązapalił,rzekłdoHassana:
Czyznasztuwieluludzi?
Hassanskinąłpokorniegłową.
—Wielu,jasaidi.
—Posłuchaj,stary—zacząłnieznajomy—jestemprofesoremizamierzamspędzićcałyprzyszłyrok
wEgipcie.Szukamsłużącego,silnegomłodegoczłowieka,którybyzałatwiałdlamnierozmaitesprawy,
którybytowarzyszyłmojejżonienatarg,poprostuczłowiekadowszystkiego,rozumiesz?
—Rozumiem,jasaidi.
—Czyznaszkogoś,ktobysiędotegonadawał?
—Trzebasięzastanowić,jasaidi;alejestempewien,żekogośznajdę.
—Todobrze—odparłwytwornypanirzuciłHassanowimonetę.—Możeznajdzieszdwóchalbo
trzechdowyboru.Niechjutrootejporzeprzyjdątu,dohotelu.Niepożałujesz.—Nieżegnającsię,
podszedłdoczarnejdorożkiprzedhotelem,wsiadłiodjechał.
OmarusiadłnaskrzynceHassanaipalcemrysowałwężowatelinienadrewnie.
—Czyonbymniewziął,teninnowierca?
—Ciebie?Jasalaam—cośtakiego!
Omarspuściłgłowę.ReakcjaHassanadotknęłago,byłbliskiłez.
KiedyHassanspostrzegł,cozrobił,ująłchłopcazaramionaipotrząsnąłnimjakmłodymdrzewem.
—Nodobrze,dobrze!
NazajutrzHassandrzemałprzedwejściemdohotelu„MenaHouse”,gdywytwornypanw
towarzystwiedamypodszedłdoniego.
—Mamnadzieję,żecośzałatwiłeś?
—Inszallah—jakBógzechce!—odparłHassan.—Chodźmy,panie,dohotelu.
WholupodszedłdonichOmar.Ukłoniłsięniezgrabnieirzekł:
—Jasaidi,jestemwaszymsługą.NazywamsięOmar.
Wytwornypanspojrzałnawytwornąpanią,potemobojespojrzelinachłopca,którystałprzednimi,
trochęzmieszany,starającsięuśmiechać.
—Czyjesteśjedyny?—zapytałpanwnajczystszymarabskimjęzyku.
—Jestemjedyny,jasitti.
—Ilemaszlat?
—Czternaście,jasitti.
—Aha,czternaście,isądzisz,żejesteśdośćdużynatakieobowiązki?
—Sądzę,żetak,jasitti.
Wytwornypanceremonialniezapaliłfajkę.
—Acomówiąnatotwoirodzice?
—Niemamrodziców—odparłOmar.—Mójojczym,którymnieprzygarnął,umarł,amoiprzyrodni
braciamniewyrzucili.NaszczęścieznalazłemschronienieuHassana,inaczejniewiedziałbym,coze
sobąpocząć.
Obojecośmamrotalipoangielsku,Omarnicnierozumiał,kobietawciążkręciłagłową.Omarnigdy
jeszczeniewidziałzbliskatakpięknejkobiety.Miałanasobiedługąpurpurowąsuknięzkoronkowym
kołnierzykiemkoloruochry.Byłatakcienkawtalii,żemężczyznamógłbyjąobjąćdłońmi.Spodfalbany
udołusukniwystawałyzapinanenaguzikipantofelkiwkolorzesukni.AlenaOmarzenajwiększe
wrażeniezrobiłatwarzkobiety,białaidelikatna,niespalonasłońcemjaktwarzekobietegipskich.
—Awięcdobrze—rzekłwytwornypan—dostanieszdwadzieściapiastrówpensji,utrzymaniei
nocleg.Przygotujsię,jutroranowyruszamydoLuksoru.Bądźpunktualnieodziesiątejprzywejściudo
hotelu.—
Inieczekającnaodpowiedź,parasięoddaliła.
Inszallah.Omarstałjakwrośniętywziemię.Zdawałomusię,żeśni,amyślijegokotłowałysięjak
szalone.Słyszałsłowamikasaha:—Twojeżyciejestzgóryustalonejaktorygwiazd.
—Hejtam,wynośsię!—surowygłosportierahotelowegosprowadziłOmaranaziemię.Wysokijak
drzewodrabuderzyłgotrzcinąpoplecach.Niezabolałogoto,natomiastzabolałgest,zjakimgo
wyrzuconojakparszywegopsa.
PrzedwejściemczekałHassan.
—Przyjęlimnie!—zawołałdoniegoOmar.
—Wiem—odparłHassaniwyszczerzyłzębywuśmiechu.Wrękutrzymałdziesięćpiastrów.—To
zapośrednictwo.
WnocyOmarprzekradłsiędoswojejkryjówkizadomemMoussy,byzabraćpieniądze,któretam
ukrył.Chustka,wktórązawijałmonety,zapłatęzalatapracy,byłaciężka;chłopcaogarnęłouczuciedumy.
Nazajutrzstawiłsięwcześnieprzedhotelemiczekał.
Godzinadziesiąta—tegopojęciaOmarnieznał.Żadenpoganiaczwielbłądównaświecieniema
zegarkainieznasięnanim.Omarprzykucnąłwcieniumuruokalającegohotelicierpliwieczekał;obok
położyłtobołek,wktórymmiałswojemanatkiiskarby.
Podjechaładorożkaiukazałsięsaid.Służącyhotelowiprzynieśliskrzynieiwalizkizkolorowymi
nalepkamiizaczęlijeładowaćnadorożkę.Omarpodszedłiprzywitałsię;nowypanledwozaszczyciłgo
spojrzeniem.Kiedybagażjużzaładowano,nadeszławytwornapaniwobcisłympodróżnymkostiumieiz
parasolkąwręku.Saidpomógłjejwsiąśćdodorożki.Omarusiadłnaswymtobołkuobokwoźnicy.Ten
cmoknąłikonieruszyły.
DrogadoKairuzdawałasięniemiećkońca,akurz,którywzniecałykaretyiinnepojazdy,zabarwił
palmypoobujejstronachnaszaro.Handlarzezhałasembiegliobokdorożki,wskakiwalinastopniei
usiłowaliwcisnąćpasażeromłańcuszki,glinianefigurkialbosezamowepieczywo,dopókiwoźnicanie
zdzieliłichbatem.Imbardziejzbliżalisiędomiasta,tymgłośniejszystawałsięharmider.
PrzyogrodachIsmailadorożkaskręciłanapromenadęnadNilemiOmarporazpierwszyujrzał
zielonąrzekęifelukizwysokimitrójkątnymiżaglami,atakżeparowce,którychkominyrozszerzałysięku
górzejakrozkwitającekwiaty;chłopcaogarnęłotakiezdumienie,żeniemógłwydusićsłowa.Pokiwał
tylkoenergiczniegłową,nieodwracającsię,kiedywoźnicazapytałześmiechem,czyporazpierwszy
widziMasrel-Kahira.ŚwiatOmarakończyłsiędotychczastam,gdziehoryzontłączyłsięzniebem,dzień
marszudokołaGizy,ichłopiecnigdysięniezastanawiał,comożesięznajdowaćzahoryzontem.
GdydorożkaprzecięłaNil,woźnicawskazałbatemnahotelepoprawejstronie,wielopiętrowe
pałace,całkieminneniż„MenaHouse”,którybyłniższyniżpalmy.Tu,naprawymbrzeguNilu,wszystkie
budynkibyływielopiętrowe.Woźnicawydałsięnaglezalękniony,zcałejsiłyściągnąłcugle.
—Automobil!—zawołałzgwałtownymruchemgłowy.
Omarwstałiwyciągnąłszyję,bysięlepiejprzyjrzećtemucudowi.Słyszał,żeistniejąpojazdybez
koni,alenigdyczegośtakcudacznegoniewidział.Automobil,trzęsącsięiparskając,zbliżałsięna
niskichkołach.Zamiastcugliwoźnicatrzymałwrękachkierownicę.NaAllaha,todziwoporuszałosię
naprawdębezkoni,jakbyciągnęłyjeduchy.Obokbiegłydzieci,innestawałynadrodzeautomobiluz
rozpostartymirękami,jakgdybychciałygozatrzymaćzapomocąowejczarodziejskiejsiły,która
poruszałapojazd.Kierowcaautomobilutorowałsobiedrogę,rzucającpetardynaulicę,takżedzieciz
krzykiemuciekały.Aletopłoszyłokoniedorożkiiczłowieknakoźleztrudemutrzymywałcugle.
—Nadejdzieczas—mruknąłniechętnie,kiedypojazdichminął—żeniebędąjużpotrzebnekonie.
WAmerycesąjużdziśautomobile,któremajątylesiłycostokoni.Stokoni,słyszysz?Wiesz,iletakie
stokoniżre?WcałymKairzenieznajdzieszwłaścicieladorożki,którybymiałstokoni.
Omarskinąłgłową.Towszystkoprzekraczałogranicejegowyobraźni—stokonizaprzężonychdo
jednegopojazdu!
—WAmeryce—zacząłwoźnicaodnowa—wAmerycejedenczłowiekwytwarzatrzystatysięcy
automobilirocznie.Czymożesztosobiewyobrazić?—Omarmilczał,nieumiałsobiewyobrazić,gdzie
znajdujesięAmerykaanitrzystutysięcyautomobili;trudnomubyłopojąćjużto,cowidział.
Naplacuprzeddworcemtłoczyłysiępowozy,pomiędzynimispieszylieleganckoubraniludzie,
przeważnieEuropejczycy.Egipcjaniewswychnarodowychstrojachorazsłużbawliberiach,z
walizkami,skrzyniamiikuframigłośnymkrzykiemtorowalisobiedrogęjakwielbłądy,którepoganiano
nabutem.Tam,gdziecudzoziemcyniemoglisięprzedostać,służącybralidorąkmałekijkiiuderzalinimi
tłoczącychsięludzi.Unosiłsięzapachkurzu,końskiegonawozuisłodkawegopieczywa,któremali
chłopcypiekliwżelaznychpiecykach.
Ledwiedorożkasięzatrzymała,otoczyłjątuzintragarzy,akażdystarałsiępochwycićchoćsztukę
bagażu,takżewkrótcewszystkobyłowyładowane.Dopierowówczaswysiedlipaństwo.
—MiejscedlaprofesorazAnglii!—zawołałwoźnicai—idącprzodem—wymachiwałbatem.—
MiejscedlaprofesoraShelleyaijegożony!—Leczaniwołanie,anibatniepomagałyitrwałodość
długo,nimudałoimsięutorowaćdrogędobudynkustacji.
Budynekdworcowy,zbudowanyzbiałychiczerwonychkamieni,wyglądałjakpałac.Wieżyczki,
wykuszeioknaoostrychłukachzczerwono-niebieskimiszybamisprawiaływrażenie,jakbyrezydował
tupotężnypasza.
—MiejscedlaprofesoraShelleyaijegożony!—powtarzałwoźnica,aOmarwtensposóbusłyszał
porazpierwszy,jaknazywasięjegonowypan,dotądtegoniewiedział.Znówpanowałtłok,pchanosięi
potrącano,asitticojakiśczaswydawałostryokrzykiwołał:—OBoże,oBoże!—Tam,gdzietłokbył
największy,żelaznasiatkaoddzielaładostępnądlawszystkichczęśćstacjiodperonówprzeznaczonych
tylkodlapodróżnych.Pracownicykolejowiwczerwono-zielonychmundurachzdodającymiimgodności
złotymisznuraminapiersistaliwwąskichprzejściachiprzepuszczalitylkotych,którzymielibilety;
Omarporazpierwszywżyciuwszedłnaperon.
Żelaznypotwór,czarnyiwielkijakdom,naczerwonychkołach,buchałparą,syczałiplułprzed
siebie,aczasemwypuszczałstrumieńwodypomiędzytoryjakwielbłądpozaspokojeniupragnieniau
wodopoju.Przytymówstwórwydawałmetalicznedźwięki,jakichOmarjeszczenigdyniesłyszał.Tuż
zawęglarkąlokomotywyznajdowałysiępomalowanenażółtoiczerwonoprzedziałypierwszejklasy.
Panowiewbiałychgarniturachikapeluszachzszerokimirondamiorazdelikatnepaniewkolorowych
sukniachstaliprzedwagonemirozmawiali,podczasgdysłużbaukładałabagaże.Gazeciarze
wykrzykiwalitytułyartykułów,handlarzeorzechówzachwalaliswójtowar,asprzedawcylosów,wciąż
przepędzaniprzezumundurowanychkonduktorów,zapewnialioszansiewygraniastufuntów.
Omarpodwinąłswojągalabijęiwdrapałsiędoprzedziału,którykonduktorwskazałprofesorowi.
Tragarzepodalibagażprzezokno.Wszystkotoodbywałosięspokojnie,ponieważtu,wKairze,takjak
nakażdymdworcunaświecie,obowiązywałokreślonyczasodjazdu;aletusłużyłjedyniejakopunkt
orientacyjny:pociągodjeżdżałdopierowtedy,kiedywszyscypasażerowiezajęlimiejsca.
Wprzedzialepachniałopolakierowanymdrewnem,aksamitemiświeżokrochmalonymikoronkowymi
serwetkami.Lustrawiszącenawysokościgłowy,zesrebrnymiguziczkami,zdobiłydrewnianeściany.
Podoknemznajdowałsiędrewnianystolik,wkąciebyłaszafka,akiedysięwniąpostukało,ukazywała
sięumywalka;białekoronkowefirankikontrastowałyzczerwonymimiękkimisiedzeniami.Omarnie
mógłsięnapatrzyć;poczułsięjakbywyrwanyzesnu,kiedykonduktorpchnąłgowplecyiwskazałręką
drzwi:
—Wynośsiędotyłu,ostatniedwawagonytoprzedziałyczwartejklasy.
PrzezchwilęOmarmarzył,żebędziepodróżowałnibyjakiśsaidwprzedzialepierwszejklasy,alesię
niesmucił,podróżwczwartejklasieteżwydawałamusiędośćpodniecająca.Kiedywysiadał,podszedł
doniegoprofesor,trzymającwrękudługie,czarnecygaroiwydmuchującprzedsiebieduży,czarnyobłok
dymu.
—NiezapomnijwysiąśćwLuksorze—zawołałkaszląc—boinaczejwylądujeszwAsuanie!
Omarskinąłgłową.
—Dobrze,jasaidi.
Ostatniwagonbyłzapełnionyskrzyniamiitłumokami;klatkizmałymizwierzętamiidrobiemwisiały
naścianach,wydobywałasięznichgryzącawoń.
Szczęściarzeznaleźlimiejscenajednejzdrewnianychławek.Większośćprzysiadłanaswoimbagażu
iniemożnabyłoprzejśćdośrodka.Omarowiniepozostałowięcnicinnego,jakusiąśćnatobołkuobok
wejścia.
Trzaskaniedrzwiamiigłośneokrzykipożegnaniawzdłużperonuzapowiadałyodjazdpociągu.Ostry
gwizdrozległsięwhalidworcowejipociągruszyłpowoli,początkowoledwiezauważalnie,jęcząci
sapiąc.Przezotwarteoknawpadałoduszącepowietrze.Omarbyłpodnieconyjakjeszczenigdywżyciu,
ponieważpociągprzyspieszałbiegu,akruchymidrewnianymiwagonamirzucałojakpiłką;domy
wielkiegomiastaprzemykałyjakptaki.Omaranajbardziejinteresowałytorykolejowe.Wprostniemógł
zrozumieć,żesąnieskończeniedługieisięgająażdodalekiegoLuksoru,anawetjeszczedalej,do
Asuanu,dokataraktNilu,októrychjużsłyszał;poprostuobawiałsię,żegdzieśnaskrajupustynitorysię
skończą,apociągwywrócisięiwszystkichichprzygniecie.
Wreszciepociągnabrałtakiejszybkości,żejeździecnakoniuniemógłbygodogonić,aożadnym
hamulcuniebyłomowy,gdybyjakiświelbłądlubbawółzatarasowałdrogę.Chłopieczestrachuukrył
głowęwramionachidrzemał.Raztylkopodniósłwzrok,kiedyusłyszałwwagonieokrzyki,ponieważ
pociągzbliżałsiędobrzeguNiluiludzienastatkachpłynącychwgóręiwdółrzekimachalipodróżnym
kolorowymichustkami.
Omarauśpiłmonotonnyturkotkółikołysaniepociągu.Ocknąłsiędopierowtedy,kiedypociąg
wjechałnastację.
—BeniSuef!BeniSuef!—wołałkonduktornaperoniegłośnojakmuezin,podczasgdyludzie
szturmowaliwejścia.Prawieniktniewysiadłzpociągu,zatosetkiludzipróbowałosiędoniego
wepchnąć.Przedewszystkimprzedziałytrzeciejiczwartejklasybyłyzapełnione;Omarmusiałwięc
przysunąćswójtobołekbliżejsąsiada.Smródiupałzapierałydech,aleludziepchalisięmimotodalej,
ażostatnichętnywcisnąłsięnaplatformę.
Pociągznówruszył,wtedyOmarpoczułnagle,żektośgotrącawbok.Odwróciłsięizetknąłtwarzą
wtwarzzdziewczynąojasnejcerze.
—Masz,weźto—rzekłaiOmarująłpatyk,którymdziewczynagotrąciła.Potemwyciągnęła
następnypatykspodchusty,którąbyłaowinięta,izaczęłagogryźć.
—Cotojest?—zapytałOmar.
—Trzcinacukrowa—odparładziewczynaiwyplułakilkawłókientrzcinyprzedsiebie.
Omarspróbował.Miałotokwaśnosłodkismakicudowniegasiłopragnienie.Omarskinąłgłową.
—Dobre—rzekł—dziękuję.
—Mogęcidaćwięcej,jeślichcesz,mamtegodużo.—Iodchyliłachustkę.Miałapodniąwfartuchu
całypęktrzciny.
—Wracamyzezbiorutrzcinycukrowej.Wszyscystamtądwracają.Płacązatotrzypiastrydziennie,
dzieciompołowę.
Omarprzyglądałsiędziewczynie,aonaspostrzegła,codziejesięwgłowiechłopca.
—Chciałbyświedzieć,czydostałamtrzypiastry,czytylkopołowę,prawda?—Inieczekającna
odpowiedź,ciągnęładalej:—Dostałamtrzypiastry.Tegorokuporazpierwszydostałamtrzypiastry.To
dajeczterdzieścidwawciągudwóchtygodni.Razemzojcemzarobiliśmyosiemdziesiątcztery.—I
pokazałapalcemłysegomężczyznę,którydrzemałspocony,trzymającsięuchwytu.
—Mamszesnaścielat—rzekładziewczyna.—Aty?
—Czternaście.
—NazywamsięHalima,aty?
—Omar.
Halimaściągnęłachustęzgłowy.Omarujrzałjejgładkie,czarnewłosy.
—Skądjesteś?—zapytałaHalima.
—ZGizyijadędoLuksoru.
—DoLuksoru!—Halimazaklaskaławdłonie.—JajestemzLuksoru,adokładniejzEl-Kuma.Co
robiszwLuksorze?
—Wziąłmniezesobąangielskisaid.Potrzebnymusłużący.
—Awięcjesteśsłużącym!—Dziewczynawysunęładolnąwargęiskinęłagłowązuznaniem.—A
corobiangielskisaidwLuksorze?
Omarwzruszyłramionami.
—Niewiem.Jestprofesorem.
Halimiezabłysłydzikooczy,anaczolepojawiłasiępionowazmarszczka.
—CałyLuksorjestpełentychkopaczy.Przybywajązewszystkichstron,zAnglii,Niemiec,Francji,
nawetzAmeryki.Wszystkowywożą,tełajdaki.
ChłopiecnierozumiałpodnieceniaHalimy.WGizielubionocudzoziemców.Przywozilipieniądze.
WszyscypoganiaczewielbłądówwGizieżylizcudzoziemców.Omarnieprzypominałsobie,by
kiedykolwiekwiózłEgipcjaninanaswoimwielbłądziedopiramid.Alewolałmilczeć.
Słońcezbliżałosiędopołudniaiupałwwagoniestałsięniedozniesienia.PolewejstronieNil
toczyłsięleniwie,poprawejchłopioralibrązoweodkurzuzżętepola,zaktórymimigotałaniezmierzona
dalpustyni.
WMinii,gdziepociągporazdrugisięzatrzymał,obrazbyłtakisam—panowałzgiełkihałas.
Handlarzezachwalalimydłoiplackinaoleju,dużeszyldyreklamowałyhotel„Savoy”ipensjonat„Ibn
Khasib”.Ktomiałszczęściebyćwpobliżudrzwi,wysiadał,byrozprostowaćnogilubzaczerpnąćgarść
wodyzgęstootoczonejprzezludzistudni.Omarbyłwciśniętywśrodekwagonu,niemógłwięcnawet
myślećowyjściu.
—DalekojeszczedoLuksoru?—zapytał,kiedypociągznówruszył.
Halimaroześmiałasię.
—Musiszmiećcierpliwość.NastępnastacjanazywasięAssiut,tomniejwięcejwpołowiedrogi.
Omarotarłrękawempotzczoła.Byłpotworniezmęczony,ztrudemodpowiadałnapytania
dziewczyny,wreszciedałamuspokójioboje,oparciosiebieplecami,zasnęli.
Zapadłjużzmrok,kiedypociągprzeciąłNilpodNagHammadi.Mostdudniłgłośnopodkołami,Omar
iHalimazerwalisię.Rzekaichłódnocysprawiły,żepoczulisięlepiej.Wreszcieokołopółnocypociąg
dojechałdoLuksoru.
Teraz,opartywygodnieoHalimę,Omarchętniejechałbydalej,alepasażerowiewdzikimpośpiechu
tłoczylisiędowyjścia.
—Chybamnieodwiedzisz?—zawołałaHalimawysiadając.
—Przecieżniewiem,gdziemieszkasz.
—WSchechabdel-Kurna,podrugiejstronierzeki.ZapytajoJusufa.Mojegoojcakażdyzna!I
dziewczynaznikła.
Omartorowałsobiedrogęnaprzóddopierwszejklasy.Zawsze,kiedyprzybywałnocnypociągdo
Luksoru,wydawałosię,żecałemiastojestnanogach.Czarnoubranematkikołysaływramionachdzieci,
niedorostkiproponowały,żezaniosąwalizki,służącyhotelowidzwoneczkamizachwalaliswojehotele,
jakiśniewidomygrałrzewnienakamandze,aleniktmunierzucałmonet;trudnobyłosięprzedostaći
nawettorybyłyzapchaneludźmi,osłamiiręcznymiwózkami.
Zprzoduprzywagonachpierwszejklasytłokbyłmniejszy,ahotel,gdziemiałsięzatrzymaćprofesor,
przysłałtragarzy,którzyzajęlisiębagażem.SaidkazałOmarowipójśćztragarzami,pokażąmu,gdziema
nocować.Onsamzmałżonkąwsiadłdopowozu.
—Hej,bierzsiędoroboty!—JedenzdwóchtragarzyszturchnąłOmarawbok.—Amożeeffendi
jestzbytwytworny?
—Nie,nie—mruknąłOmarizacząłładowaćbagażprofesoranadwukołowywózekzaprzężonyw
osła.Nagóręwrzuciłwłasnytobołek,poczymsamwsiadłrazemztragarzami.
NaulicachLuksorupanowałaciemność.Niebyłooświetlenia,apoganiaczeosłówiwoźnice
wydawalicochwilaprzeraźliweokrzyki,byostrzecjadącychzprzeciwka.Takdojechalidohotelu
„WinterPalace”.
Profesorijegożonazajęlipokojewlewymbocznymskrzydle.Omarwniósłbagażeiżyczyłpaństwu
miłegowypoczynku;potemposzedłciemnymparkiemdozasłoniętegokrzewamidrewnianegodomku,
gdziemieszkalipersonelhotelowyisłużbagości.
Wniewielkimpomieszczeniu,którewskazanoOmarowi,stało—oilechłopiecmógłsięzorientować
wciemności—sześćpiętrowychłóżek.Omarztrudemulokowałswójtobołek.Byłtakzmęczony,że
wdrapałsięnaswojelegowiskoinatychmiastzasnął.
NazajutrzLuksorlśniłwsłońcu.Drzewarzucałydługiecienie,anadrugimbrzeguNilużarzyłysię
ścianyskalneczerwonejakogień.Najpiękniejszywidokroztaczałsięprzedprzybyszemztarasuhotelu
„WinterPalace”.Tamwytwornetowarzystwospotykałosięprzyśniadaniu,czytałogazety,otrzymywało
pocztę,wymieniałonowinki—panowiewbiałychgarniturach,paniewpastelowychkostiumach
podróżnychikapeluszachoszerokichrondach.
Nowoprzybyli,jakprofesorShelleyijegomałżonka,dostarczalipodniecającegotematudorozmów,
przedewszystkimlicznymbogatymnierobom,którzyspędzaliwLuksorzejesieńizimęzewzględuna
tutejszyłagodnyklimat.Prawiecodzienniewydawanogdzieśprzyjęcia,ktosięcenił,musiałnanich
bywać.RazwmiesiącuMustafaAga,konsulbrytyjskiwLuksorze,organizowałjakąśuroczystość;
właśnietegowieczorumiałasięodbyćijużzgórywywoływałaporuszenie.
ProfesorShelleykłaniałsięuprzejmie,kiedyobserwowanyprzezwszystkichzmierzałdostolika,przy
którymsiedziałmężczyznawyraźnieodróżniającysięodresztytowarzystwa.Miałnasobie
wymiętoszoneszareubranieiczarnąmuszkę.Jegokrótkoostrzyżoneczarnewłosyrównieżsprawiały
wrażeniezaniedbanych,podobniejaksumiastewąsy,atwarzbyłaspalonasłońcemjaktwarztubylca,co
wowymczasieuchodziłozaszczególnieprostackie.
—MisterCarter?—zapytałShelley.
Zapytanywstał.
—HowardCarter.
—JestemprofesorShelley,atomojamałżonkaClaire.
Powymianiebrytyjskichuprzejmościiogólnychnicnieznaczącychuwagomęczącejpodróżyio
pogodzieShelleywyjąłzkieszenilistipołożyłprzedCarteremnastole.Tenprzeczytałnadawcę:—
HighclereCastle—ijakbyznałtreśćlistu,wsunąłgo,nieczytając,dokieszenimarynarki.
—Będęsięstreszczał—rzekłShelley—przybywamzpoleceniaEgyptExplorationFund.
Carterskinąłgłową.
—Apowód,profesorze?
Shelleyprzysunąłsiębliżejirzekłpocichu:
—WLondyniesąźli.Mocnopanakrytykują.
—Chybapanniesądzi,żeja...
—To,cojasądzę,niejestistotne—przerwałprofesor—zostałemtylkowysłanyprzezFund,by
sprawęwyświetlić,jeślitomożliwe.Proszęmiećzrozumieniedlatychpanów,ostateczniezainwestowali
masępieniędzy...
—Pieniądze!—Carterroześmiałsiępogardliwie.
—Faktemjest,żekrążąplanyidentyczneztymi,którepansporządziłwDolinieKrólów.
—RobiłemteżplanyTellel-Amama.
—Iwłaśnieteplanymożnarównieżkupićnaczarnymrynku.
Carterznieruchomiał.Popatrzyłnaprofesorazniedowierzaniem,poczymzakryłtwarzrękami.
—Tegoniewiedziałem—jęknąłzrezygnacją.
—TerazrozumiepannieufnośćFund?No,niechpanniespuszczanosanakwintę,ostatecznieniema
jeszczedowodówprzeciwkopanu.Pańskieplanysąpoprostuzadobre.Takdobre,żesłużąjako
drogowskazrabusiomgrobów.
—Przecieżtoszaleństwo—zdenerwowałsięCarter.—Gdybymnarysowałniedokładneplany,to
zwolnionobymniezazłąrobotę.Aponieważmojeplanysądokładne,totakżebudzikrytykę.To
szaleństwo,słyszypan?
—Niemamowyokrytyce—przerwałmuprofesor.—Możeudamisięsprawęwyjaśnić.—
Pragnąłbymtegozewzględunanasobu.
—Copanchcezrobić?
—Nieprzybywamtujakoarcheolog.Jestempodróżnym,któryspędzawLuksorzeurlop;będęsię
szczególnieinteresowałstarożytnymiznaleziskami,możenawetcośkupię.Tosięszybkorozniesie.Kiedy
nawiążępotrzebnekontakty,damdozrozumienia,żeinteresująmnietakżewiększeobiekty.
Carterspojrzałnaniego.
—Todobrypomysł—rzekł.
—Idlategowmiaręmożliwościniepowinniśmysięspotykać,rozumiepan.
Carterskinąłgłowąizamieszałkawę.
—Tonaprawdęzakrawanagroteskę.Jeszczeprzedkilkulatymianoprzerwaćwszelkiewykopaliska
wDolinieKrólów.Niemcytwierdzili,żewszystko,cotammożnabyłoodkryć,zostałojużodkryte.Ale
potemprzybyliFrancuziinaprzeciwko,wowejbocznejdolinie,gdzieprzedosiemdziesięciulaty
BelzoninatknąłsięnagróbSetiego,natrafilinagróbAmenofisazmumiamiAmenofisa,Totmesa,Setiego,
MerenptahaiSiptaha,iodtądzapanowałotamszaleństwo.Prawiecodzienniesłychaćpogłoskio
niewiarygodnychodkryciachskarbówibogactw.Przyciągatorozmaitąhołotę.Nigdynieudajęsięw
dolinębezkarabinu.Niechsiępanturozejrzy.
—Czymapannamyśli...
—Wykwintnestrojeidobremanierysąmylące,Sir,wolęniewiedzieć,nailedziesiątkówlat
więzieniazasługująsiedzącytunatarasiepanowie.
HowardCarterzawszeużywałbardzoniedwuznacznegojęzyka,co—trzebaprzyznać—nie
przysparzałomuprzyjaciół,anawetuchodziłpowszechniezadziwakaiodludka.PaniąShelleyjednak
fascynowałtendzikiAnglikizaczęłabeżżenadyszacowaćgościhotelowychzpunktuwidzenia
ewentualnychwyroków.
—Kochanie,proszęcię!—ostrzegłprofesorżonę,azwracającsiędoCartera,ciągnąłdalej:—I
proszę,niechmipanpowieszczerze,czyspodziewasiępanodnaleźćwDolinieKrólówcoś
spektakularnego?Mamnamyślito,żenaukaostarożytnościnieżywisiępogłoskami...
—Aleteżniedokumentamiinędznymiartykułami!—odparłCarterbłyskawicznie.—Egypt
ExplorationFundmamożewswychszeregachjasneumysły,alehistoriiEgiptunierobisięwLondynie,
wParyżuczyBerlinie.—Carterwskazałpalcemzaramię.—Historia,jeśliwogólebyłatworzona,to
wbrudzie,przyczterdziestustopniachwcieniu,jeślipanrozumie,comamnamyśli.—Inaglezapytał:
—Czyjestpantuporazpierwszy?
—Tak—odparłShelley,aCarterciągnąłdalej:—Widzipan,jamiałemsiedemnaścielat,kiedy
przybyłemtuporazpierwszy,iodtądtenkrajijegoprzeszłośćnieprzestająmniefascynować.Odtąd
mieszkamtu,pracuję,zdobywamwiadomości,którychniedamianiOksford,aniCambridge.Człowiek
siętuniewzbogaci,najwyżejwdoświadczenia.Naukaostarożytnościtopięknadziewczynabezposagu.
Profesorsięuśmiechnął.
—Nieodpowiedziałpannamojepytanie.
Cartersięzamyślił.
—Czyspodziewamsięjakiegośspektakularnegoznaleziska?—SpojrzałnadrugibrzegNiluiprzez
ustaprzemknąłmuironicznyuśmiech.—Musiałbymbyćchybawariatem—rzekł,niepatrzącna
profesora—gdybymniebyłprzekonany,żetamznajdujesięcoś,cozmiejscaprzyniesiemisławę.
Shelleyspojrzałnażonęizawołałzachwycony:
—Niechpanopowie,panieCarter,proszę,niechpanopowie!
PrzezchwilęHowardCarterstraciłpanowanienadsobą,zrobiłaluzję,którejjużpochwili
pożałował;aleterazznówsięopanowałistarałsięosłabićwymowęswojejuwagi.
—Wiepan,takiarcheologjakjakarmiswojenadziejekamykamimozaiki.Imwięcejznajdzie
kamyków,tymbardziejzbliżasiędocelu.Najgorsze,żekamykitenasuwająwięcejpytań,niżudzielają
informacji.Alepotemczłowiekdokonujejakiegośodkrycia,wyrabiasobiejakiśobraz,znajdujedalsze
kamyki,początkowoniepozorne,takjakpoprzednie,aleteniepozornekamykinagledająpotrzebną
wiedzę,zktórejmożnazrekonstruowaćcałość.
Mrs.ShelleyspoglądałanaCarteraznapięciem.
—Dampanuprzykład.WejściedogrobowcakrólowejHatszepsutznanebyłoodstulat.Alenie
odkrytożadnychinskrypcji,żadnychpłaskorzeźb,żadnychrysunków,takżeniktniemiałpojęcia,dokąd
towejścieprowadzi.Kamieniebyłykruche,akorytarzwypełnionygruzem;pozatymwiłsięjakślimak.
Napoleonzacząłusuwaćgruz,alepodwudziestusześciumetrachzrezygnował.PotemprzyszliNiemcy,
kopaliodwadzieściametrówdalej,wreszcieskapitulowali.Jaknapieczarę,którejprzeznaczenieznano,
wydawałosiętozbytwielkąfatygąoniewspółmierniewielkimnakładzie.KiedyznalazłemgróbTotmesa
IV,odkryłemwgruzachbłękitnegoskarabeuszazimieniemkrólowejHatszepsut.Tomniezaciekawiło.
Zająłemsięlegendarnąkrólowąidoszedłemdoprzekonania,żejejgrobowiecmusisięznajdowaćw
pobliżu.Alegdziezacząćkopanie?Pewnegodniadłubałemlaskątużprzedwejściemdopieczary,gdzie
próbowałjużkopaćNapoleon.Icozobaczyłem?PłaskikamieńzimieniemHatszepsut.Jużniemiałem
wątpliwości,żetenkamieńzostałwyrzuconyrazemzgruzemznieznanegokorytarza.Awięcchodziłona
pewnoogróbkrólowejHatszepsut.
—Ipanaprzypuszczeniesiępotwierdziło?—zapytałaMrs.Shelleyniecierpliwie.
HowardCarterstrzepnąłzubranianiewidzialnypyłek,jakgdybychciałsprawićwrażenie,żechodzi
tuosprawęmałoistotną.Wreszcieodparł:
—Tak,mojeprzypuszczenieokazałosięsłuszne,jeślinawetwynikmojegoodkrycianie
usprawiedliwiawielkiegonakładupracy.Musieliśmyzałożyćwężedoprowadzającepowietrze,
przedrzećsięprzeztrzyprzedniekomory,wreszciepodwustumetrachnatrafiliśmynagrobowiec.
—I...?
—Żadne„i”.Byłpusty,jakwszystkiegrobowcefaraonów,któredotądodkryto.Inszallah.
—Mówipantak,jakgdybysprawiłotopanuprzykrość—rzekłaClaireShelley.
—Przykrość?—Carteruśmiechnąłsięgorzko.—Straciłemposadę.Cobypaniczuła,gdybysiępani
nagleznalazłanaulicy?
—Przepraszam,niewiedziałam!
—Jużdobrze—warknąłCarter.—Niechmipaniwierzy,niebyłotoprzyjemne.Całelata
utrzymywałemsięnapowierzchnimalująckartypocztowedlaturystów,popiastrzezasztukę.Stałemtu
przedhotelemdzieńwdzieńjakżebrakinierazwracałemdodomumającwkieszenidwapiastry.Nie
byłotosłodkieżycie.
Okołopołudniapowiałciepływiatr.Podjegopodmuchemzatrzepotałyczerwono-białemarkizyna
tarasiehotelowym.Wgóręrzekipłynąłbiałyżaglowieczwysokim,trójkątnymżaglem,kierowałsięku
przystanitużprzedhotelemiwzbudzałwielkiezainteresowaniewytwornegotowarzystwa.
—ZapewneznówjakiśzwariowanyAmerykanin—rzekłHowardCarter.—Zlatująsiętujak
szarańcza,ikażdy,ktouważasięzaważniaka,wynajmujeuThomasaCookadahabiję.Takałódź
mieszkalnakosztujestofuntówmiesięcznie.Zatęsumęktośtakijakjamusiprzezrokgrzebaćwbrudziei
zbieraćodłamki,ażpadananoszezmęczenia.
Shelleyskinąłpotakująco.
—Amerykanie,zdajesię,odkryliEgipt,odkądAmeliaEdwardsbawiłazodczytamiwStanach
Zjednoczonych.Czypanwie,żeistniejenawetamerykańskasekcjaEgyptExplorationFund?
—Wiem.MójnauczycielFlindersPetrieczęstoopowiadałoladyAmelii.Byłanaswójsposób
genialna,umiałabowiemsprzedawaćwynikiswoichbadań.
—Talent,któregopanubrak—stwierdziłprofesortrzeźwo.
—Ipantomówi!Pantomówi!
OdpołudniazwielkąszybkościązbliżałsięparowiecpocztowyzAsuanu.Wyrzucałczarnekłęby
dymuiwydawałnieregularneryki,wzywającebiałądahabijędozwolnieniamiejscanaprzystani.
—Widzipan—rzekłCarteriwskazałnaflagęnatylnymmaszciestatku.—Amerykanin.—Statek
miałnadbudówkęowysokichwąskichoknach,aztyłuoszklonągalerię,zaktórąwidaćbyłobibliotekę.
„SevenHathors”—widniałonadziobiewypisanezłotymiliterami.
—TenstatekkazałsobiezbudowaćHenrySayce—rzekłHowardCarter.—Posiadaonnapokładzie
bibliotekęzdwomatysiącamitomów.TyluksiążekniemawcałymGórnymEgipcie!—Iporaz
pierwszytentakpoważnymężczyznaroześmiałsięserdecznie.TakżeShelleysięroześmiał.
—Wieluuważa,żeSaycewięcejuwagipoświęcaluksusowiniżnauce,alepytampana,panieCarter,
gdziejestpowiedziane,żearcheologmusiżyćjakkret?Amożeistniejądowody,żesukceskopiącego
zależnyjestodstopniajegoubóstwa?
—Onie!—zawołałCarterzgoryczą.—Napewnonie,boinaczejbyłbymchybajednymztych,
którymsięnajlepiejpowiodło.
Kiedy„SevenHathors”zacumowałprzybrzegu,astatekpocztowyzbliżyłsiędoprzystani,przed
hotelemzapanowałruch.Tragarzeprzepychalisięzwózkami,sprzedawcyherbatyilemoniady
zachwalaliswojenapojeijaknakomendęwszystkiedorożkikonnezLuksoruznalazłysięjednocześnie
wporcie.MaliżebracywłachmanachwyciągalidłoniedokażdegoEuropejczyka,czarnoubranematkiz
przywiązanyminaplecachdziećmi,ciemnoskóreulicznice,któremlaskaniemzachęcałymężczyzn,
poczmistrzewżółtychuniformachzezłotymiguzikamiisłużącyhotelowiwbiałychgalabijachi
czerwonychfezach—wszyscyprzekrzykiwalisięipopychali,jakgdybyrozgrywałosięnajważniejsze
wydarzeniewichżyciu.
—Widzipani—rzekłCarter,zwracającsiędoMrs.Shelley—tojestEgipt,tojestżycie.Możepani
tegonierozumie,aleniemógłbymjużstaćnalondyńskiejOxfordStreetwkolejcepodorożkę.Tobyłoby
gorszeniżśmierć.Żyjędwadzieścialatwtymkraju,potrzebamitegorozgardiaszu,krzykuismrodu
wielbłądziegołajna.OczywiścieTamizatoszacownarzeka,aleczymżeonajestwobecNilu!CzyżNil
niejestnajbardziejpodniecającąrzekąświata,dziką,leniwą,nieujarzmionąinieokiełznaną,kloaką,a
zarazemwymarzonąplażą?Tenkrajmożnajedyniealbokochać,albonienawidzić.Jagokocham.
Byłofascynujące,jaktennaogółoschłymężczyznanaglesięożywiłirozmarzył;profesorijegożona
rozumieligo:tenkrajijegomieszkańcyzmieniająkażdegoEuropejczyka,sprawiają,żeEuropaiWielka
Brytaniawydająsięjakbynadrugimkrańcuziemi.
—Czydotarłodopana,żeJegoKrólewskaMośćzmarł?—zapytałnagleShelley.
Cartersięroześmiał.
—Niechpanniesądzi,żemytutajżyjemyjaknainnejplanecie!StatekpocztowyzKairuprzybywa
dwarazywtygodniuiprzywozinajnowszegazetyzcałegoświata.NiechżyjeJegoWysokośćKrólJerzy
Piąty.—WsłowachCarterazabrzmiałlekkiodcieńironii,wskazującynato,żenapewnoniejeston
monarchistą.
—NiespokojneterazczasywEuropie—rzekłprofesor—niktniewie,jakNiemcyzareagująna
naszezbliżeniezFrancją.
—PrawdopodobnierównienegatywniejakEgipcjanie—odparłCarter.—UkładpomiędzyFrancją
aWielkąBrytanią,pozostawiającyMarokoFrancuzom,EgiptzaśAnglikom,uznanyzostałtutajza
transakcjęhandlowąijeszczebardziejzaogniłnacjonalizm.Sądzę,żetotylkosprawaczasu,idojdziedo
nowegopowstaniajakpodrządamiArabiegoPaszy.ZabójstwopremieraButrosaGalinapoczątkuroku
możebyćsygnałemalarmowym.Stałsięonofiarąegipskiegonacjonalisty.
—AlemamygeneralnegokonsulawKairze,toonsprawujenadzórnadEgiptem!
—Cartersięroześmiał.—SirEldonGorsttonielordCromer,odkądGorstpiastujetenurząd,panuje
tuchaos.
—SirEldontociężkochoryczłowiek.
—Wiadomo,żetak,itojestgodnepożałowania,aleBogiemaprawdą,Gorstniemaanitakiego
autorytetu,jakimiałCromer,anitakiegowpływu,jakibyłbypotrzebny,byprzerzucićmostypomiędzy
przeciwieństwamiwtymkraju.Proszępomyśleć,jeszczeprzedniewielulatypanowałowEgipcieprawo
bata.Zapomocąkorbaczyegzekwowanonajbardziejobłędnepodatkiiwymuszanozeznaniaprzed
sądem.Oficjalniebatskasowano,alewodległychokolicach,gdzieubogaludnośćniemaodwagiwnieść
skargi,urzędnicywciążjeszczeużywająbata.Topowszechnieznanatajemnica.
—Takieprzypadkinależypublikować!—zawołałprofesoroburzony,ajegożona,która
przysłuchiwałasięzzapartymtchem,przytaknęłamuskinieniemgłowy.
—Publikować,poco?Itakkażdyotymwie,aniejedenuważanawet,żetobyłbłąd,iżzniesionobat.
Wieluuznałotozaznaksłabościrządu.Mudirowie,gubernatorzyprowincji,iichpolicjancistracili
autorytet,liczbaprzestępstwstalerośnie,amoralnośćpodatkowa,odkiedyniepomagajejsiębatem,
spadłabardzonisko.Ktochcerządzićtymkrajem,musimiećsiłęsłonia,byćgruboskórnyjakbawółi
wrażliwyjakjaszczurka.
—AczySirEldonniematychcech?
Carterwzruszyłramionami.
—Jakjużpowiedziałem,EldontonieCromer.Brytyjskikonsulgeneralnyjesttuniepoto,byrządzić
krajem,leczpoto,bykrajowipomóc.OlordzieCromerzeopowiadająnajbardziejzwariowanehistorie.
Protestowałprzeciwkozwolnieniuangielskiegowoźnicykedywa,wstawiłsięzapewnymmężczyznąz
rodzinykedywa,ponieważżonabiłagocodzienniepantoflempotwarzy,pomógłwyplątaćsięzbrudnej
aferymłodemubrytyjskiemuoficerowi,oszukanemupodczasgrywkarty,aodwłaścicielapewnej
niewolnicy,którachciaławyjśćzamąż,wyjednałzezwolenie.Żadnaztychsprawniebyłazwiązanaz
jegourzędem,aleCromernieznałżadnychprzeszkóditoprzysparzałomuwielesympatii.
—AkedywAbbasHilmi?
—WicekrólEgiptuzarządówCromerabyłinnyniżdzisiejszywicekról,choćnositosamoimię.
KiedyAbbasHilmiprzedprawiedwudziestulatywstąpiłnatron,byłmłodzieńcem,właśniewróciłz
AkademiiWojskowejwWiedniuioczywiścieniedorastałdopiętdoświadczonemukonsulowi
generalnemulordowiCromerowi.Aletosięzmieniłozbiegiemlat,dziśjestodwrotnie,dziśbrytyjski
konsulgeneralnyniedorównujekedywowi.Wkażdymraziestosunkimiędzynimisąbardzonapięte.
—Mamwrażenie—rzekłprofesorShelley—żemy,Anglicy,niejesteśmywtymkrajuzbytlubiani.
—Zgadzasię,aletodotyczywszystkichcudzoziemców,nietylkopoddanychJegoKrólewskiej
Mości.Należytozrozumieć.CudzoziemcypodlegająwEgipciewłasnymprawom,policjiniewolno
nawetwejśćdodomuobcokrajowcai—cobudziszczególnązawiść—obcokrajowcyniepłacą
podatków.Widzipantestatki,pięknejachtyidahabije.Aterazniechpanspojrzynaflagi:amerykańskie,
brytyjskie,jednaniemiecka,jednawłoska—aleanijednejegipskiej.
—Istotnie.Ajakijesttegopowód?
—Bardzoprosty:niemaflagiegipskiej.Astatkiwtymkrajusąwysokoopodatkowane;cudzoziemcy
zaśwogóleniemusząpłacićpodatków.
—Rozumiem.
—Niewzbogacisiępantutajjakoarcheolog.—HowardCarteroparłgłowęnarękach.—Ja
czasaminaprawdęniewiem,zczegobędężyłwprzyszłymmiesiącu.Pracowałemdlarozmaitychludzi,
najpierwdlaFund,potemdlaegipskiejSłużbyStarożytności,dlaDavisa,amerykańskiegomagnata
miedzi,aterazdlaCarnarvona.
PodługiejprzerwieShelleyrzekł:
—PanastosunkizlordemCarnarvonemniesąnajlepsze?
—Ktotakpowiedział?—Carterpodniósłgłowę.
—Carnarvon.
—Notak,skoroontakmówi.Wiepan,jegolordowskamośćtoawanturnik,ajajestemarcheologiem.
Awanturnicysąwrogamiwszelkiejnauki.—PrzytychsłowachCarterwyciągnąłzkieszenilist,który
przekazałmuprofesor.—Itakwiem,coonpisze—rzekłzgoryczą,przebiegającpismowzrokiem.
ProfesorijegożonaspoglądalinaCarterapytająco.
—To,cozwykle,chceprzerwaćprace,wynikmoichwykopalisknieusprawiedliwianakładutrudów
ipieniędzy.
Carter,wściekły,zgniótłlisticisnąłgodokosza.Potemwstałiskładająckrótkiukłon,rzekł,
rozglądającsięostrożnienawszystkiestrony:
—Jakjużbyłaotymmowa,dlapańskiejpracybyłobylepiej,gdybynaszbytczęstoniewidziano
razem.Alejeślibędziepanupotrzebnamojarada,zawszemożepanzostawićdlamniewiadomośćtu,w
hotelu.Przychodzętudwarazywtygodniupokorespondencję.
Iszybkozbiegłposchodachnaprzystań,gdzieznikłwtłumie.
Shelleyijegożonaspojrzelinasiebiebezsłowa.Obojemyślelitosamo:tenHowardCarterto
bardzodziwnyczłowiek.
Omarobserwowałzoddaliprzebiegwizytyobcegomężczyzny.Byłświadkiempodniecenia
panującegopodczasprzybyciastatkupocztowego,niespuszczajączoczuswychpaństwa.Wystarczył
jedenruchprofesoraiOmarnatychmiastprzybiegł.
—Jasaidi?
—Załatwnamłódkę.Chcemysięprzeprawićnadrugibrzeg.
ZarazpotemłódkanabrzeguNiluczekałanapasażerów;wysoki,chudyprzewoźnikprzewiózł
profesoraijegożonęnadrugibrzeg.Zanimmałałódkazdążyłaprzybić,nabrzegzbiegłasięgromada
krzyczącychludzi,którzyproponowaliswojeusługi,akiedyprofesoroznajmił,żeszukaprzewodnikai
dwóchosłów,byudaćsiędoDolinyKrólów—conajmniejpółtuzinachłopcówistarszychmężczyzn,
szamocącsięrzuciłosiędoniego,abyichzatrudnił.Inawetkiedyobcyprzybyszjużsięzdecydował,
przepychaniesiętrwałonadal;aszutrowądrogąruszyłaprocesja:naprzedzieprofesordosiadającyosła
okrakiem,zanimjechałanaswoimoślepodamskużona,aztyłudreptałOmar.
Naciężkiej,kamienistejdrodzewywiązałasiępozorniebłaharozmowapomiędzyprzewodnikiem
IbrahimemaprofesoremShelleyem,podczasktórejprofesorcałkiemniewinniezapytał,czyIbrahimnie
znajakiegośtajemniczegogrobu,interesujągobowiemznaleziska.AleIbrahimjakbyniezrozumiał
profesora,byłniemaloburzony;zaklinałsięnażycieswegostaregoichoregoojca,żejestczłowiekiem
uczciwyminigdyniepopełniłniczłego,arabowaniegrobówtoprzecieżnajgorszazbrodnia.Kręciłprzy
tymżarliwiegłową,jakbyzasamątęmyślmusiałprosićoprzebaczenie.
MinęliświątynięSetaiwioskęDrahAbulNagaipodwóchgodzinachdotarlidoDolinyKrólów.
ShelleywyraziłżyczeniezwiedzeniaobunajlepiejzachowanychgrobówfaraonówSetiegoIiAmenofisa
II.PodczasgdyAnglicyzniknęliwpierwszymgrobie,Omarpilnowałobuosłów.Minęłachybagodzina,
nimprofesorijegożonawrócili.
CzekającprzygrobieAmenofisa,Omarusiadłnaocienionychschodach;chybazasnął,gdynaglektoś
trąciłgowpraweramię.
—Hej,obudźsię!—Przednimstałkrępychłopak,niewielestarszyodniego.—Czytotyjesteś
służącymangielskiegosaida?
—Tak,jestemOmar,jegosłużący.
Chłopakprzesunąłorzech,którywłaśnieżuł,zjednejstronypoliczkanadrugą,oglądającprzytym
Omaraodstópdogłów.—Twójpanszukajakichśwykopalisk,czytak?
Omarbyłzmieszany.SłyszałrozmowępomiędzyShelleyemaIbrahimem,aleniewiedział,jakmasię
zachować.
Obcychłopak,niczważającnamilczenieOmara,pochyliłsięnadnimirzekłtużprzyjegouchu.
—Powiedztwemuangielskiemusaidowi,żemożenabyćskarby,jakichnigdywżyciuniewidział.
Powiedzswemupanu,żebypozapadnięciunocystawiłsięnadrodzeprowadzącejdoGurnetMurraiu
stópkolosówMemnona,alesam,zrozumiałeś?IchwyciłOmarazaramiona,potrząsającnim.
Zanimchłopieczdążyłcośodpowiedzieć,tamtenznikł.Omarczekałcierpliwie.GdyShelleyzżoną
wróciliwreszcie,opowiedziałimpodniecony,cosięwydarzyło.
—Chybatamniepójdziesz!—zawołałaClairegniewnie.
Profesorująłdłońżonyirzekłuspokajająco:
—Cóżmisięmożestać,kochanie;onichcątylkowyciągnąćodemniepieniądze,akiedyim
oświadczę,żeniemamprzysobiepieniędzy,nicminiezrobią.
Clairebłagałamęża:
—Niechodźtam!
—Aletomojajedynaszansa,bydotrzećdotychzbrodniarzy.
Wdrodzepowrotnejspórichprzybrałnasile.Omar,którydotądszedłobokwmilczeniu,naglerzekł:
—Jasaidi,jamógłbymzamiastpanapójśćpodkolosyMemnona.
ProfesorspojrzałnajpierwnaOmara,potemnażonę,wreszcierzekłzdumiony,niemalrozbawiony:
—Ty,Omarze?
—Omarnieznastrachu,jasaidi.Czegóżmiałbymsiębać?
Clairezareagowałapoczątkowo:
—Czemunie?JeśliOmarjestgotówpójść!
—Nonsens—warknąłShelley.—Chłopakniewie,ocochodzi.
—Tomuwytłumaczysz.Omarniejestgłupi.
Shelleywmilczeniujechałdalej.Zastanawiałsię.Wreszcierzekł:
—Nowięcdobrze,posłuchaj,chłopcze—izacząłopowiadaćotajnychplanach,któresąwobiegui
naktórenaniesionesągrobyjeszczenieodkopane,iżeEgyptExplorationFundprzysłałagotu,aby
wyjaśnił,ktojestautoremtychplanówiczysłużyłyonegrabieżcomgrobówjakowskazówkiwich
wyprawach.—Czymniezrozumiałeś?
Chłopiec,któryzwielkimwysiłkiemśledziłsłowaprofesora,odparłpodniecony:
—Omarwszystkozrozumiał,jasaidi.
Omarpowiniensprawiaćwrażenie,tłumaczyłdalejShelley,żejegopaninteresujesięznaleziskami,
ewentualnietakżemapaminawłasnyużytek.Przekazanieprzedmiotówizapłatamogąnastąpić,zgodniez
życzeniemjegopana,niepotejstronierzeki,leczpoprzeciwnej,wLuksorze.Jegopan,bogatyAnglik,
człowiekinteresu,posiadabowiemdużymajątek,alejestbardzonieufny.Następnieprofesorkazał
Omarowipowtórzyćcałąhistorię.
Zezdumieniemstwierdził,żechłopiecwszystkodokładniezapamiętał,inieulegawątpliwości,że
zrozumiałswojezadanie.
Kiedyskałynazachodnimbrzegunajpierwzabarwiłysięciemno-czerwono,apotemfioletowo,
wreszcieciemnobrązowo,Omarkazałsiętemusamemuprzewoźnikowiprzewieźćnadrugibrzeg.
Odblaskksiężycatańczyłnaspokojnejrzeceniezliczonymirefleksami.Zewszystkichstronrozlegały
sięnadwodąwołania,przerywaneodczasudoczasuskrzypieniemmasztówiuderzeniamiwioseł
płynącychleniwiedahabiji.Naśrodkurzekifalewydawałyodgłosy,jakbyocierałysięosiebiemiliony
ziarenekpiasku,alewmiaręjakłódźzbliżałasiędobrzegu,zagłuszałytenszumniemalbolesneodgłosy
cykad.
Omarmusiprzejśćnadbrzeżnądrogądwatysiącekroków,powiedziałprzewoźnik,wskazującna
południe,domiejsca,gdziezarośniętatrawąstojącawodarzekizagradzadrogę.Stamtądmasięudaćw
kierunkuGurnetMurraiiDerel-Medine,ażpoprawejujrzykolosyMemnona.Nieprzeoczyichnawetw
ciemności,bokażdyznichjestwyższyniżnajwyższydomwLuksorze.Onsambędzieczekałnapowrót
Omarawłodzi—prześpisiętymczasem.
Omarwyskoczyłnaląd.Nabrzegucumowałowielełodzi,wśródnichjasnooświetlonałódź
mieszkalna,zktórejrozbrzmiewałgłośnyśmiechidźwiękidarabuki.Powietrzebyłołagodne,aziemia
podnogamiprzyjemnieciepła;mimowolichłopieczacząłbiec.Samniewiedział,cogoprzynaglado
pośpiechu,możepodniecenie,bozdawałsobiesprawęzwagiswegozadania.
Miejsce,gdziestojącawodazagradzadrogę,zdalekadawałoosobieznać.Słychaćbyłochrapiące,
trąbiąceiskrzecząceodgłosyolbrzymichżab,hałasbyłtakijaknatarguwielbłądów.Wbladymświetle
Omarujrzałpomiędzyzżętympolemtrzcinycukrowejzakrętdrogiizwolniłkroku.Sercepodchodziłomu
dogardła.Chybanieprzeszedłjeszczetysiącakroków,gdypoprawejstroniewszerokimzagłębieniu,w
niewielkiejodległościspostrzegłdwakamiennekolosy.Natężającwzrok,rozglądałsiędokoław
półmrokuzajakimśczłowiekiem,zatrzymałsię,byusłyszećjakiśszelest,leczpozadźwiękamicykadi
biciemwłasnegosercanicniesłyszał;porazpierwszypoczułniepokój.
Monumentalnekolosy,dwiezwietrzałepostacie,byłychybadziesięciokrotniewiększeodczłowieka,
aichciemnesylwetkiodcinałysięwyraźnieodłańcuchazachodnichskałlśniącychwblaskuksiężyca.
Omarzastanawiałsię,czymaczekaćtutaj,nadrodze,alepotempostanowiłpodejśćdokolosówitam
zaczekać.
Samefundamenty,naktórychwznosiłysięobakamienneolbrzymy,byłyowielewyższeodOmara.
Chłopiecokrążyłkażdyznich,bylepiejmócsięzorientowaćwokolicy,gdynagleotrzymałsilnyciosw
kark.Potemwszystkodokołaniegopociemniało.
Omarniewiedział,jakdługotrwałojegoomdlenie.Powoliodzyskiwałświadomość,nagórnej
wardzepoczułsmakczegośostregoczyteżsłodkawego,akiedysięporuszył,cosprawiłomubólw
plecach,usłyszałjakiśszelest.Trwałochwilę,ażchłopieczdałsobiesprawę,żeleżywciemnym,
zamkniętympomieszczeniunastosietrocin.Powietrzebyłoduszące,gęsteodkurzu,pachniało
zwietrzałymkamieniemizbutwiałątrzciną.Omarusiadłinasłuchiwał.Zdawałomusię,żesłyszypianie
koguta,potemznówzapanowałacisza,martwacisza.
Wstał,wyciągnąłramiona,rozpostarłdłonie,powlókłsięprzezciemnepomieszczenie,ażnatrafiłna
ścianę.Pobliskodwudziestukrokachdotarłdokątaiposzedłpoomackudalej.Ściananiebyłagładka.
Omarwyczuwałszerokiejakdłońdziuryiuformowanerównowgłębienia,wreszcienatrafiłnacośw
rodzajuframugidrzwi,aledaremnieszukałsamychdrzwi.Kiedyuderzyłwmiejscu,gdziespodziewał
sięgłuchegoodgłosudrewnianychdrzwi,usłyszałtylkogłucheechokamienia.
Dojegouszudobiegałjakiśszmer.Brzmiałotochwilamijaksyczenie,chwilamijakskrzeczenielub
szlifowaniemetalu,aimdłużejnasłuchiwałtychdziwnychodgłosów,tymwydawałymusiębardziej
niesamowiteiobce.
KiedyOmarpoomackudotarłponowniedokamiennejframugi,zatrzymałsię.Gdzieśmusiałobyć
wejściedotegolochu.Ostrożnie,jakgdybyprzykażdymkrokumogłasięprzednimrozewrzećprzepaść,
chłopakusiłowałprzeciąćpomieszczenie,alejużpochwilinatrafiłnaprzeszkodę,obmacałją,poczuł
podłużnekorytopełneworkowegopłótnairozmaitychprzedmiotów,którychniepotrafiłzidentyfikować,
itakdotarłnadrugąstronę.Potemusiłowałprzejśćpomieszczeniewzdłuż,przyczymznównatrafiłna
kamiennekorytoidoszedłdościanyprzeciwległej,namacałpalcamikołoodwozuosześciuszprychach,
aprzednim,takmusięprzynajmniejzdawało—zaprzęgkonny.
Szukającotworuwtymlochu,Omarwdrapałsięnakamiennekorytopośrodkupomieszczenia.Otwór
wsuficiewydałmusięostatniąszansą.Terazstałobiemanogaminakrawędzi,wyciągnąłramionai
usiłowałdosięgnąćsufitu.Alechoćbardzosięwyciągał,trafiałwpustkę.Straciłprzytymrównowagęi
spadł.Rozległsiętrzask,podniósłsiętumankurzu,alenaszczęściepłótnozłagodziłoupadek,także
Omarniezbytmocnosiępotłukł.Poczołgałsięnastostrzcin,położyłsięnawznakirozmyślał,jaksię
wydostaćztegowięzienia.
LUKSOR
Inieuważaj,iżBógniedbaoto,
coczyniąsprawiedliwi!
OntylkodajenamzwłokędoDnia,
kiedyichspojrzeniaosłupieją;
onisiębędąśpieszyćprzerażeni,
zgłowamipodniesionymi,
niepatrzącnasiebiewcale,
aichsercabędąjakpowietrze.
Koran,suraXIV
Karakol,komisariatpolicjiwLuksorze,położonybyłnaShariael-Mahattawpobliżuhotelu„Winter
Palace”iprofesorowiShelleyowiztrudemudałosięprzekonaćdyżurnego,mężczyznęopłaskimczole,
którysiedziałzaoszklonąbarierkąsięgającądopasa,byzechciałodłożyćgazetęiprzyjąćpisemne
zgłoszenie.
Mężczyznawzniszczonymciemnymubraniuiczerwonymfezieuparciewzbraniałsięprzyjąć
zgłoszenieinawetgroźba,żeprofesorzłożyskargędowyższychinstancji,niezrobiłananimwrażenia;
onsam,oznajmił,wyprężającsięsłużbiście,jestnajwyższąinstancją,wkażdymraziewLuksorze,jest
submudiremLuksoru.Dopierogroźba,żeprofesorzgłositenwypadekkonsulowiMustafieAdzeAyatowi,
uktóregobędziedziśnaprzyjęciu,przekonałastróżaporządku.MustafaAgabyłkonsulembrytyjskimw
Luksorze,małymkrólem,uktóregorazwtygodniugromadziłosięwytwornetowarzystwo.
—ZnapanMustafęAgę?
Profesorskinąłgłową,choćtowcaleniebyłoprawdą.
—JestemIbrahimel-Nawawi—rzekłstróżporządkuiprzyłożyłprawąrękędofezuwgeście
pozdrowienia—aMustafaAgawysokosobiecenimojąsłużbę,Sir.
—Mamnadzieję,żeijapotrafiędocenićpańskąpracę,Sir.
Słowo„Sir”brzmiałodopewnegostopniapogardliwieiIbrahimel-Nawawitakteżjeprzyjął,alenie
przejmującsiętymzbytnio,wyjąłżółtyarkuszpapieruzszufladyskrzypiącegobiurka,położyłprzedsobą
iprzybrałurzędowyton.
—Pańskienazwisko?
—ProfesorChristopherShelley.
—Zamieszkały?
—LensfieldRoad34,Cambridge,Anglia.
—Izgłaszapanzniknięciepańskiegosłużącego...
—...OmaraMoussy.PopłynąłłodziądziśwnocynadrugibrzegNiluiniewrócił.
—Możeutonął?
—Niechpanposłucha,przewoźniktwierdzi,żeprzewiózłOmaranadrugibrzeg,apotemcałąnoc
czekałnaniego.Dopieroowschodziesłońcawróciłizawiadomiłozniknięciuchłopca.
—Tonic,profesorze!Powiempanu,cosięstało:pańskisłużącypopłynąłwciemnościprzezrzekę.
Spotkałtamjakąśhuijatę.KażdymężczyznawLuksorzewie,gdziewnocyspacerująulicznice.
DziewczynazabrałagodosiebiedodomuiwciągudniaOmarwrócizeszklanymwzrokiem.
—Omarmadopieroczternaścielat—rzekłShelley,oburzony.
—Tonicnieszkodzi—odparłel-Nawawi.—CzternastoletniEgipcjaninjestjużmężczyznącałą
gębą.
ProfesorShelley,którydotądprzemilczałpowódwyprawyOmara,postanowiłwyjawićsubmudirowi
całąprawdę.Awięcopowiedział,żejestzainteresowanyznaleziskamiarcheologicznymi,oczymniktnie
powiniensiędowiedzieć.Jakiśnieznajomykazałmuwrazznadejściemnocystawićsięprzykolosach
Memnona,aOmardobrowolnieudałsiętamzamiastniego.
Ibrahimel-Nawawidługospoglądałnaprofesora,potemodsunąłnabokżółtąkartkępapieruirzekł:
—Dlaczegopantegoodrazuniepowiedział,Sir?
—Aczytowczymśzmieniafakt,żemójsłużącyznikłbezśladu?
—Bardzowiele,profesorze,bynierzecwszystko.Żadenczłowieknieudajesiędobrowolniewnocy
drogądoDerel-Medine.Tooddawiendawnaniebezpiecznemiejsce,odtysiącleciciążynanim
przekleństwo.MieszkańcyDerel-Medineprzedtrzematysiącamilatgrzebalifaraonówwgrobachw
DolinieKrólów;powiadają,żeposkończonejpracyzostalizabici,abyniktniemógłzdradzićpołożenia
owychgrobów,ijeszczedziśichduszebłąkająsięnocąpotejokolicy.
—Togłupiegadanie.
—Niechpantakniemówi,profesorze.JeszczedziśmieszkańcówDerel-Medinetraktujesięjak
trędowatych,niktniechcemiećznimidoczynienia.Nazywasięich„ciztamtejstrony”.Popierwsze
dlatego,żemieszkająpotamtejstronieNilu,podrugiedlatego,żemająkontaktyztamtąstroną.Możemi
panwierzyćalbonie,alefaktemjest,żekażdegomiesiącawdniuświętabogaksiężycaludzieginąbez
śladu,powiadają,żezostajązamurowaniżywcemwDolinieKrólów.
—Ipanjakosubmudirpatrzynatospokojnie?
—Copansobiewyobraża?—El-Nawawiudałoburzenie.—Moiludziespędzilidużoczasuna
poszukiwaniuzaginionychwDolinieKrólów.Aleniemażadnychdowodów—sątylkopogłoski.
Wyraźniezdenerwowany,Shelleywyciągnąłzkieszenifajkęizapalił.Małeobłoczki,któreregularnie
wydmuchiwał,zdradzałyjegowzburzenie.
—Przecieżtoniemożliwe,bywioskapełnafanatykówlubwariatówterroryzowałacałemiasto!
Submudirwzruszyłramionami,takżejegomałagłowaomalniezniknęławkołnierzuubrania.—
PodczaswszystkichposzukiwańwDerel-Medinenatrafiamynamur.Onitamtrzymająsięrazem.W
ciągudniaspotkaćmożnatylkostarebaby,anocąniktnieodważysiętampójść.
Zzakurzonejpółkinaścianie,gdzieprzechowywanowpaczkachpapiery,el-Nawawiwyciągnął
dokumentirzuciłgonabiurko.
—Sameniewyjaśnionewypadki.Ludzie,którzyzginęlibezśladuwciągunocy.Ostatniojakiś
Niemieczżoną.Inszallah.
Inigdynieodnalezionozaginionych?
—Owszem.PewnegoAmerykanina.Ale,szczerzemówiąc,niepolicjagoodnalazła,leczsępy,które
zranaiwieczoremkrążąnadDolinąKrólów.Atemumężczyźniebrakbyłoczegośistotnego,głowy
mianowicie.
Shelleymocnopociągałswojąfajkę.Wreszciezapytał,abrzmiałotoniemalbłagalnie:
—Cozamierzapanterazzrobić?
El-Nawawiotarłwierzchemdłonikurzzaktizmieszanyspoglądałnabiurko.
—ZrobiętodlapanaipoślępatroldoDerel-Medine,chociażjużterazmogępanazapewnić,żeto
daremne.
Profesorpożegnałsię,aEl-Nawawizawołałzanim:
—Jeśliwolnomipanucośporadzić,toniechpanniepróbujewejśćwposiadaniejakichkolwiek
planówwykopaliskowych.Widzipan,żekażdapróbakończysiętragicznie.
Profesorzatrzymałsię:
—Cochcepanprzeztopowiedzieć?
—Och,nictakiego!Zniknięciepańskiegosłużącegołączyłobytylkojednoztymiwszystkimi
wypadkami—powiedziałiprzytympostukałdłoniąwakta—wszyscyciludzieposzukiwalitajnych
planówgrobówwDolinieKrólów.
ShelleyspojrzałzniedowierzaniemnaEl-Nawawiego.Coteżtenczłowiekwiedział?
*
DomkonsulaMustafyAgiAyatapołożonybyłnamałymwzniesieniuwśródeukaliptusówipalm,które
dlafantazjiozdobionoświecącymiszklanymikulamiikolorowymimosiężnymilatarniami.Przywysokiej
żelaznejbramieogrodustałoczterechodźwiernychwbiałychliberiach;trzymalipochodnieibyli
podobnidosiebiejakkroplewody.Zdomu,którydziękijasnooświetlonymoknom,ostrymłukomi
wieżyczkompoobustronachprzypominałpałacztysiącaijednejnocy,docierałzapachostro
przyprawionegopieczonegonagrillumięsa,słodkichprażonychorzechóworazprzenikliwawoń
końskiegonawozu.Triograłonakamangachrozdzierającąsercemelodię.Goście,wwiększości
mężczyźni,przybywaliwoświetlonychotwartychpowozach,mielinasobieżakietyicylindry,anieliczne
europejskiekobietybyłyubranewdługieozdobionefalbanamisuknie.ProfesorShelleypodałżonie
ramię,kroczyli,kłaniającsię,wstronębiałychkamiennychschodów,przedktórymistałpandomuw
otoczeniugromadysłużby.
MustafaAgaAyatbyłtoniski,otyłymężczyznawnieokreślonymwieku.Ubranybyłpoeuropejsku.
Jegokędzierzawe,czarnewłosyzakrywałjednakczerwonyfezzchwostem,którypowiewałnawszystkie
strony.Okrągłątwarzokalałagęstabroda,anadnieproporcjonalniemałymioczkamiunosiłysiębujne,
krzaczastebrwi.
—JestpanzapewneprofesoremzCambridge—powitałMustafanowoprzybyłychzrozpostartymi
ramionami—witam,witam!—Konsulmówiłśmiesznąangielszczyzną,podwajającwszystkie
spółgłoski,awiększośćsamogłosekpołykając.
Shelleyprzedstawiłgospodarzowimałżonkę,którąMustafaAgazaledwiezaszczyciłspojrzeniem,i
pochwaliłbajecznydom.
MustafaAgamachnąłręką:
—Niejestjeszczewykończony.Iwątpię,czywogólekiedykolwiekbędzie.Prawdopodobniebędzie
takjakzmoimojcem;zbudowałswójdomnakolumnachświątyniAmona;byłotonajlepszemiejscew
Luksorze.Apotemprzyszliarcheolodzyipowiedzieli,żemusisięusunąć.—Ikonsulroześmiałsięprzy
tymtak,żewszystkosięzatrzęsłonatymgrubymczłowieku.
GdyMustafaAgaspostrzegłzdziwionywzrokswychangielskichgości,zapytałuprzejmie:
—Państwominiewierzą?PrzysięgamnabrodęProroka,żemówięprawdę!Musiciewiedzieć,że
całaświątyniapogrzebanabyłapodwzgórzem,tylkogórnekikutywystawałyspodziemi.Nadawałysię
nafundamenty.Aletobyłodawnotemu.Aterazżyczęmiłejzabawy!
SzybkimruchemrękiMustafawezwałdosiebienaziraLuksoruipoleciłmuprzedstawićAnglików
reszciegości.
—Toburmistrz—dodałwyjaśniająco—znaludzilepiejniżja.
Wśródgości,abyłaichchybasetka,znajdowałosięzedwunastukonsulówzróżnychkrajów,był
zawiadowcastacji,któregooficjalnytytułbrzmiał„dyrektorkolei”,kierownikurzędutelegraficznego,
submudir
ikomendantpolicjiIbrahimel-Nawawi,bokseramerykańskiwbiałymtropikalnymubraniu,zeswą
chichocącąkochanką,magnatnaftowyzKaliforniiipołowazałogijegostatku,dagerotypistazParyża,
któryswojeodstającewąsyutrzymywałwryzach,stalejepodkręcając,pozatymróżniawanturnicyi
lekkoduchy,którzyzazwyczajspędzalilatonaLazurowymWybrzeżuirokroczniewpaździerniku
przyjeżdżalidoLuksoru,atakżeludzienauki,badaczeiarcheolodzyzcałegoświata,odróżniającysięod
resztygościzniszczonąodzieżąipoważnymirozmowami.
Pewnaosobazwracałauwagęwszystkichobecnych.Byłatouszminkowanakobietaoczarnych
włosach,uczesananapazia;miałanasobiebiałemęskieubranieiczerwonykrawatzawiązanynabiałej
bluzce.
—LadyDawson—przedstawiłnazirkobietę.Paliłapapierosawbardzodługiejlufcei
wydmuchiwaładymprzezramię.Zmierzyłaprofesorawzrokiemodstópdogłówizapytałazwięźle:
—AnglikczyAmerykanin?
—Cambridge—odpowiedziałShelley.
—Toszczęściedlapana—odparłaladyDawson.—Musipanwiedzieć,żeAmerykanieniesątu
zbytlubiani.Majązadużopieniędzy,azamałomanier.JeszczedziśopowiadająwLuksorzehistorię
pewnegoamerykańskiegopułkownika,którywNubiikupiłsobiePigmejkę.Miałatylkometrwzrostu,ale
byłapulchnaiprzeważniechodziłanago.Pułkowniktrzymałjąjakpsiaka.FrancuziiWłosiuchodząza
oszustów—niecałkiembezracji,bowywieźlistądnajlepszewykopaliska.ANiemcy—mójBoże,są
solidniipracowici,aleniestetytakżeoszczędniiskąpi,niekiedygnieżdżąsięwobrabowanychgrobach,
byniepłacićzahotellubpensjonat.Wobectegoniesązbytlubiani.My,Anglicy,jesteśmynajbliżsi
obrazowikulturalnegoEuropejczyka,jakistworzylisobieEgipcjanie.
—Czypanimieszkatu,wLuksorze?—zapytałprofesorShelley.
Ladystrąciłapopiółzpapierosadostojącejobokpopielniczkiizrobiłaszerokiruchręką.
—DziśwLuksorze,jutrowAsuanie,wnastępnymmiesiącuwAleksandrii...
—Jakmamtorozumieć?
—Poprostu,żyjęnałodzi.Możewidziałjąpan,nazywasię„Izis”.—NastępnieladyDawson
opowiedziała,żejejmąż,SirArchibaldDawson,właściciellicznychtkalnibawełnywśrodkowej
Anglii,podczasichpodróżypoślubnejpoEgipcieprzedpięciulatyumarłnaglenamalarię.Odtądnie
opuściłajużEgiptuipływapoNiluwgóręiwdółłodzią,naktórejspędziłanajszczęśliwszyokres
swegożycia;ladyDawsonmówiłagłębokimaksamitnymgłosem,odchyliłaprzytymkokieteryjniegłowę
dotyłuispoglądałanasufit,wymalowanywmałe,złotegwiazdki.
—Dziwnaosoba—stwierdziłaClaireShelley,idączmężemdalej,aprofesorprzytaknął.Mimoże
byłarozmowna,kobietętęotaczałaauratajemniczości,wydawałosięnawet,żecieszyjąowa
tajemniczośćwokółwłasnejosoby.
JacquesGuilberg,dagerotypista,któremubardzozależało,abytakokreślaćjegozawód,chodził
dumnyjakpaw,niosącprzedsobąkameręnadrewnianymstatywie,ikiedytylkospostrzegłjakiś
interesującymotyw.znikałpodczarnymsuknemizakażdymrazemzapalałmagnezję,byotrzymać
potrzebnedofotografowaniaświatło.Panadomutaktozachwycało,żeklaskałwdłoniejakmałe
dziecko.
Oczywiścietakżeprofesorijegomałżonkanieuniknęlikameryizanimsięspostrzegli,staliw
otoczeniumarynarzy,boksera,dyrektorakoleiipółtuzinainnychgości,którychGuilbergzgromadził
razem,prosząc,bystaliprostozpodniesionymigłowamiinieruszalisię.Guilbergbyłtakwymagający,
jeślichodziozachowaniesztywnejpozy,żejedenzmarynarzy,którystalwtylnymrzędzie,potknąwszy
sięspowodował,żecałyrządsięprzewróciłjakkostkidomina.WtejchwiliGuilbergzapaliłswój
proszekbłyskowy.
Ubawiony,alewistocieobojętny,HowardCarter,siedzącywfoteluwczerwono-niebieskiewzory,
spoglądałnatowariackiezachowanie.Nieinteresowaligodostojnigoście,aonitolerowalijego
obecnośćiznudzonąminętylkodlatego,żetendziwacznyAnglikzawszesprawiałjakieśniespodzianki,
przyczymcoprawdaniechodziłoonaukową,leczomaterialnąwartośćjegoodkryć.Shelleyunikał
nawiązaniarozmowyzCarterem.Niktniepowinienwiedzieć,żcutrzymujązesobąbliższykontakt.
NatomiastShelleynawiązałrozmowęzAyatemipoprosiłgooradę,comazrobićwsprawiezaginionego
służącego.
MustafaAgaAyatnatychmiastspoważniał,ajegotłusteczołozmarszczyłosię.Udałzaskoczenie,ale
jakwszyscyEgipcjaniebyłzłymaktoremiprofesorodrazuzrozumiał,żczostałjużdawnoowszystkim
powiadomiony.Zniknięciechłopca,powiedziałMustafaiskrzyżowałręcenapiersi,topoważnasprawa,
niejedenjużtakznikłiwięcejsięniepokazał.Jeślimożeudzielićprofesorowijakiejśrady,totylkotej,
żebyprowadziłposzukiwanianawłasnąrękę,iostrzega,żetobardzoniebezpieczne.
Shelleychciałcośodpowiedzieć,alemuzykastałasięgłośniejsza,azzazielono-złotejbrokatowej
kotarywyszłapulchnatancerkaizaczęławykonywaćtaniecbrzucha.Wśródgrzmiącychoklasków
tancerkawprawiławruchswojeztrudemwięzionepodlśniącąopaskąpiersi,trzymającręceponad
głową,jakgdybybyłyzwiązanewprzegubach.Paznokciemiałapomalowanenaczerwono,brwi
uczernionejakKleopatra.Spoglądaławyzywającodokoła,znawpółotwartymiustami,ukazująclśniące
białezęby.
—NazywasięFatma—szepnąłMustafaprofesorowi,iprzewracającoczami,głębokowestchnął:—
JestnajlepszapomiędzyKairemaAsuanem.
Shelley,któryniewiedział,comaodpowiedzieć,skinąłgłowąizacząłbićbrawo,jednocześnie
wszyscyinnirównieżzaczęliklaskaćrytmicznieipobudzaćFatmędocorazbardziejekstatycznych
ruchów.Dziewczynatupałabosymistopamipodywanie,pokrywającymbiałąkamiennąposadzkętarasu,
iwzbijałatumanykurzu.Kamangiwciążodnowapowtarzałytęsamąjękliwąmelodię,anajedwabistej
skórzeFatmyutworzyłysięlśniącekroplepotu.
Tylkoczterechmężczyznzachowałoobojętnośćwobectejzmysłowości,jeślisądzićpoodzieży,byli
totubylcy.Siedzielizakolumnąipociągaliczarnemunsztuki,którychbarwnewężeprowadziłydo
stojącejnapodłodzemosiężnejfajkiwodnej;zfiligranowejpokrywki,ozdobionejczerwonymkamieniem
wkształciestożka,wydobywałysiębiałeobłoczki.Wśródtychmężczyznnajbardziejrzucałsięwoczy
łysy,którywysunąłdoprzoduprotezęlewejnogi,ukrytąpodgalabiją,iwymachującrękami,przemawiał
dopozostałych,rozglądającsięprzytymnieufnie,jakbyobawiałsiępodsłuchujących.
—Gazetypiszą—szeptał—żegeneralnygubernatorEldonGorstwyjechałdoAnglii,bytam
umrzeć.
—Tegotominieżal—rzekłchudy,ciemnowłosymłodyczłowiek,siedzącypoprawejstronie
przemawiającego.—NiemiałformatuCromera.
—Formatnieformat,alepodobnokedywchcepojechaćdoWiltshire,byzłożyćchoremuwizytę.
—Niemożliwe!
—Niechgoczarnymórdopadnie!—zdenerwowałsiędrugirozmówca.
—Toupokarzającedlacałegonaroduegipskiego—rzekłtrzeci.
Jednocześniepochyliłsiędosąsiada,położyłmudłońnaramieniuipowiedziałspokojnie:
—NależyAbbasowiHilmiemuprzeszkodzićwtejpodróży.NasiprzyjacielewAleksandriimająjuż
jakiśplan.
—JakchceszprzeszkodzićkedywowiwwyjeździćdoAnglii?
—AbbasHilmipojedziefregatą„Komombo”.DoAngliidalekadroga.Rozumieciemnie?
Tamciskinęligłowami.
—Takczyowak—dodałmężczyznazprotezą—kapitanIbnKhadarjestponaszejstronie.
—Czytopewnyczłowiek?
—Absolutnie.ZapieniądzenawetprorokMahometzatańczyjakmuzagrają.
Właśniewtejchwili,gdyFatma,klęczącnapodłodze,odchyliłasiędotyłu,takżejejdługiewłosy
dotknęłypodłogi,podniecającamuzykanaglezamilkła.Usłyszanotupotkopyt,gdzieśrozległsięstrzał,
odstronyparkudobiegłypodnieconekrzykiizanimuzbrojenistrażnicyzdążylizareagować,wdarłasię
gromadazamaskowanychjeźdźców.Byłoichpięciuczysześciu,naglewskoczylizewszystkichstronna
taras,przewrócilistołyilampyiwołającLaillahil’allah,cooznaczało:„NiemaBoganadAllaha”,
oddalistrzaływstronęzaskoczonychgości.
Shelleypowaliłżonęnaziemięiosłoniłjąwłasnymciałem,potoczyłsię,trzymającjąmocno,do
balustrady,gdzie—jaksądził—będąbezpieczni.
Napadtrwałtylkoparęsekund.Równieszybko,jakprzybyli,jeźdźcyzniknęliwmrokunocy.
—Zamną!—ryknąłsubmudirIbrahimel-Nawawiiwyrwałjednemuzosłupiałychstrażników
strzelbęzręki.Wypadłwmrok,gdziezniknęlijeźdźcy,strażnicyAgipobieglizanim.MustafaAgaAyat
drżałnacałymciele,usiłowałjednakzbagatelizowaćzdarzenie,wciążpowtarzając:
—Nicsięniestało,nicsięniestało!
Bokserszczerzyłzęby,trzymałsięzaramię,naktórymwidniałaplamakrwi,Guilbertnajbardziej
troszczyłsięoswojąkamerę,jednonogiijegotowarzyszezniknęlibezśladu,atancerkaFatmależała
nieruchomonadywanie,naktórymdopierocosięwyprężała.
—Czywszystkowporządku?—Profesorpodniósłżonęistrzepywałjejkurzzsukni.
Claireskinęłagłową.
—Popatrz—rzekłanagleiwskazałapółnagątancerkę.
NalewymramieniuFatmywidocznabyłamałaczarnadziurka.Shelleypochyliłsię,przesunął
ostrożniejejgłowędoprzodu.Zprawegokącikaustsączyłasięmałastrużkakrwi.
—Prędzejlekarza!—zawołałShelley.—Aga,wymachującdzikoramionami,krzyczał:—Gdzie
jestdoktorMansur?
DoktorShafikMansur,kierownikmałegoszpitalawLuksorze,położyłdużypalecnapowieceFatmyi
starałsięjąpodnieść,potemująłlewądłońtancerki,alepochwiliopuściłjąnapodłogę.Potrząsnął
głową,przycisnąłdwapalcedoszyiFatmyirzekłcicho:
—Nieżyje.
Clairezaczęłapłakać,profesorobjąłjątroskliwie.
—Todlamniestanowczozawiele—szlochałakobieta.
Wdwadnipóźniejw„LuxorNews”możnabyłoprzeczytać,żepodczasstrzelaniny,którawybuchła
pomiędzywrogimigrupaminacjonalistów,zginęłatancerkaFatmazNagHammadi.
*
Omarniewiedział,jakdługotaktkwiłpółprzytomny.Czybyłytodwa,trzy,amożeczterydni?Wtej
ciszyiciemnościstraciłwszelkąorientację,niewiedział,ilerazyobmacywałściany,szukając
rozpaczliwiedrzwilubotworu.Przecieżwjakiśsposóbmusieligowrzucićdotegookropnegolochu!
Czasamizdawałomusię,żesłyszygłosy,wtedyszerokootwierałusta,jakbywtensposóbmógłlepiej
słyszeć,alepochwiliogarniałagoniekończącasięcisza.Powolijegomyślimętniały,niebyłnawetw
staniezastanowićsięnadczekającymgokońcem.Zpragnienia,głodu,amożejakoznak,żejeszczeżyje,
Omarżułbrudnątrzcinę,służącąmuzaposłanie,alezakażdymrazem,kiedyzaczynałjągryźć,
natychmiastwypluwał,ponieważpiachzgrzytałmuwzębach.Wktórymśmomenciezacząłchichotaćjak
pijany,boprzyszłomunamyśl,żeumieranietookropnienudnarzecz.
Przestałjużryczećdościan,bysłyszećludzkigłos,ajedyneuczucie,dojakiegobyłwtejchwili
zdolny,toświadomość,żeznajdujesięnagranicyżyciaiśmierci.
Szmer,jakinarazdotarłdoniegozgóry,nieporuszyłgo,myślał,żetozłudzenie,którejuż
niejednokrotniegozmyliło.Toteżniezareagował,kiedysufitnadnimsięotworzyłipadłnaniego
czerwonożółtypromień,któryspowodowałkłującybóloczu.Dopierokiedyprzezdziuręspadłanadół
drabinasznurkowa,Omarwyprostowałsięispojrzałwgórę.Drżałzpodniecenia;zamaskowanapostaćz
lampąnaftowąwrękuwcisnęłasięprzezotwóriostrożniezeszłapodrabinie.Choćwysokośćlochu
wynosiłazaledwieczterymetry,trwałotobardzodługo,wkażdymrazietaksięOmarowiwydawało.
Wkołyszącymsięświetlelatarniujrzałterazściany,któretylerazyobmacywał;rozpoznałwóz
wojennyciągniętyprzezkonie,sześcio-szprychowekoło,bogówozwierzęcychgłowach,postacie
klęcząceibiegnąceorazniezliczonehieroglify.Grobowiec!Awięcspędziłostatniedniwgrobowcu.
Pośrodkupomieszczeniastałsarkofag,akiedyOmarsięwyprostował,ujrzałwnimresztkimumii.
Tymczasemzamaskowanapostaćzeszłanadół,trzymająclampęwręku.Miałanasobiezniszczoną
galabiję,anagłowęnasadziławorek.ZbliżyłasiędoOmara.
Chłopieccofnąłsięwkątpomieszczenia,padłnapodłogę,jakbychciałsięskurczyćiwtensposób
ujśćswemulosowi.Mierzyłwzrokiemodległośćdodrabinki,wynoszącąjakieśosiem,dziesięćkroków,
alezanimzdążyłdaćdużegosusawjejkierunku,nieznajomyrzuciłsięnaniego.Omarpoczułuderzenie
wgłowęistraciłprzytomność.Poczułkłującybólwlewymramieniu,chciałkrzyknąć,aleogarnęłogo
ołowianeznużenie.
Omarleżałtakwgłębokimomdleniuniewiedząc,jakdługo,akiedysięobudziłpodmlecznobiałym
woalem,mialwrażenie,żejegoołowianeczłonkiobmywawodaiżesłyszypodnieconegłosy:
—Onżyje!Onżyje!
Poczuł,jakchwytajągomocneramionaiciągnąpopiaszczystejziemi,następnieukładająnakłującej
trawie.Potemznówstraciłprzytomność.
Gdyotworzyłoczy,spojrzałwpomarszczonątwarzmężczyzny,któregooczyzagrubymiszkłami
okularówwydawałysięnienaturalniewielkie.
—JestemdoktorMansur—rzekłówczłowiek—rozumiesz,comówię?
Omarniemógłwymówićsłowa.Skinąłtylkogłowąispoglądałnakręcącysięusufituwentylator.
Doktorspojrzałwbok:
—Czypoznajesztegomężczyznę?
StałprzynimprofesorShelley.
—Jasaidi—powiedziałchłopiecpocichu.
PodeszładoniegoClaire.Miałałzywoczach,uściskałaOmaraiprzytuliłapoliczekdojegopoliczka;
sprawiłomutoprzyjemność,onazaśspytałazmieszana:
—Gdziesiętakdługopodziewałeś,chłopcze?
WtedyOmarodważyłsięnanieśmiałyuśmiechinieodpowiadającnapytanie,samzapytał,wjaki
sposóbsiętuznalazł.
—JesteśwszpitaluwLuksorze—odpowiedziałprofesor.—Dziewczynapasącakozyznalazłacię
potamtejstronieNiluwbajorze.Nalitośćboską,jaksiętamdostałeś?
Omarusiłowałuporządkowaćmyśli,alechoćsiębardzostarał,byswojepogmatwanewrażenia
umieścićjakośwczasie,nieudałomusięto.
—Niewiem—odparłznużony—wogóleniewiem,cosięstało.Jakdługomnieniebyło?
—Sześćdni—odparłShelley.—Iniczegoniemożeszsobieprzypomnieć?
—Owszem—rzekłOmar.—Ciemnądusznąpieczaręzbóstwamiihieroglifaminaścianach,sądzę,
żetobyłstarygrobowiec.Itenciężki,słodkawyzapach...
ShelleyspojrzałnadoktoraMansura.Tenwyszedłiwróciłwkrótcezmałąbiałąchustką,którą
przyłożyłOmarowidonosa.
—Czytotenzapach?—spytał.
Omarodrazupoznałsłodkawy,ciężkizapach.
—Chloroform—stwierdziłMansur.
—Toniemożliwe!—ProfesorShelleybyłwstrząśnięty.
—Owszem,prawdęmówiąc,odrazutakprzypuszczałem.
—Wobectegomamytudoczynieniazbardzogroźnymigangsterami,którzyprzedniczymsięnie
cofną!
—Apanwtowątpił,profesorze?Możemymówićoszczęściu,żeznaleźliśmychłopaka.Toprzecież
pierwszyprzypadek,żektośzaginionypotamtejstronieNiluodnajdujesiężywy.
Omar,któryśledziłrozmowęzpewnąobojętnością,spojrzałposobie.Byłwdługiejbiałejkoszuli.
Ręceinogibolałygoibyłyowinięte,alezanimzdołałzadaćpytanie,doktorMansuroświadczył:
—Niewiem,jakdługoleżałeśwbajorze,alechybawielegodzin,awsłodkowodnymNilujestto
niebezpieczne.—MansurzacząłostrożniezdejmowaćOmarowiopatrunek,ażukazałasię
ciemnoczerwonaranairzekł:
—Bilharcja.
—Cototakiego?—zapytałprofesor.
—Bilharcjatosmocznicadługościpaznokcia,żyjeprzeważniewwodachstojącychinajchętniej
wwiercasięwskóręczłowieka.Przenosiprzytymbilharcjozę,chorobętropikalną.Omarmiałsiedem
takichsmocznicwciele,możnajebyłousunąćtylkozapomocącięć.
—Czyzatemniebezpieczeństwozostałousunięte?Mamnamyśli,czynie...
—Nie—przerwałdoktorMansur.—Odkryłemprzytymcośdziwnego.—Umilkłidalejodwijając
bandaże,wskazałnaranęnaramieniuchłopca.Omarspojrzałnaniąiwykrzywiłsię.Shelleypodszedł
bliżej,obejrzałranę,następniespojrzałnalekarza,jakbyczekałnawyjaśnienie.
Alelekarzrzekłtylko:
—Czychciałpancośpowiedzieć,profesorze?
Shelleypokręciłgłową.
—Nie,nie,doktorze.Przezchwilęwydawałomisię,żetaranamakształtsiedzącegokota.
—Panawrażenieniebyłomylne—odparłMansurtaranatowypalonepiętno.
—OBoże—jęknęłaClaireiuchwyciłasiębiałolakierowanejporęczyłóżka.
Shelleyoglądałranęwielkościdłoni,otoczonączarnąskorupą.
—Czytobardzoboli?—zapytałwreszcie.Omarskinąłgłową.
—Czywiesz,skądtomasz?
—Nie,saidi.Alekiedywtymciemnymlochustraciłemprzytomnośćiniewiedziałem,czyśpię,czy
jużjestemmartwy,naglepoczułempalącyostrybólramienia.
—Kociebóstwategokształtuznajdowanowgrobachfaraonów.Przeważnierzeźbionojewzłocie.—
Profesorchodziłniespokojniepomałymbiałympomieszczeniu,aClairezawołałapodniecona:
—Alepocowypalaćtakiepiętnonaskórzeczłowieka?
DoktorMansurspojrzałspozaswychgrubychokularów.
—Jesttoznakalboostrzeżenietajnejorganizacji,którawtensposóbchcezwrócićnasiebieuwagę.
Egipttokrajwielkichsprzeczności,krajniezliczonychugrupowańpolitycznych,kraj,wktórymludzienie
wiedzą,gdzieprzynależą.Oficjalniejesteśmybrytyjskimkondominium,alewpewnychsprawach
podlegamysułtanowitureckiemu,podinnymiwzględamizaśegipskiwicekról,kedyw,korzystazeswoich
legalnychprzywilejów.Alekedywowiniewolnozawieraćumówzinnymikrajami,nieistniejeegipska
przynależnośćpaństwowa,niemamynawetwłasnejflagi.
Shelleyzatrzymałsię.
—Przyznaję,doktorze,żeniesątoidealnestosunki,alepytampana,cotowszystkomawspólnegoz
moimsłużącymOmarem,czternastoletnimchłopcem?
—Omartopańskisłużący!—odparłMansurchłodno.
—Mapannamyśli,żezamachbyłplanowanynamnie?
—Mansurwzruszyłramionami.
—Dziwacznateoria!—odparłprofesor.—Przedewszystkimbrakjejlogiki.Oilewiem,w
LuksorzeprzebywakilkusetAnglików,wielużyjetujużodlat.Niewidzępowodu,abykaraćsłużącego
kogoś,ktodopierocoprzybył,wdodatkuEgipcjanina.
Omarnicwięcejniesłyszał;znużenieiwycieńczeniezrobiłyswojeichłopieczasnął.Niewidział,jak
doktorMansuriinniwyszlinapalcachzpokoju.
*
ProfesorChristopherShelleyzgłosiłwypadekwEgyptExplorationFundizapytał,czywobectak
zaognionejsytuacjimadalejprowadzićposzukiwania.PrzedewszystkimClairesiębała.Leczw
Londynienieprzejętosięzbytniosprawąiodpowiedźtelegraficznabrzmiała:„Kontynuować.Doradza
sięuzbroić”.
NazajutrzShelleyodszukałCartera,którymieszkałwdomu,araczejwchaciepomiędzyDraabuel-
Nagaael-Tarif.ChoćporwanieOmarabyłotematemdnia,Carterzachowałpowściągliwość;milczał,
choćwłaśnieonznałsytuacjępotamtejstronieNilulepiejniżktokolwiekinny.Itowydawałosię
podejrzane,wkażdymrazietakuważałShelley.
Profesorprzybyłniezapowiedziany,kiedysłońcestałojużukośnienadDolinąKrólów,imógłsię
spodziewać,żezastaniearcheologawdomu.Widoczniejużzdalekazostałzauważony,boCarterwybiegł
munaprzeciw,wymachującdzikoramionami.Miałnasobiezakurzoneubranie,koszulębezkołnierzykai
zawołał,zanimjeszczeprofesorzdążyłcośpowiedzieć:
—Czyniemówiłempanu,żebyśmysięniespotykali?Lepiej,żebynasrazemniewidziano.
Profesorwyciągnąłdoniegorękę.
—Ach,wiepan,niewidzępowodu,dlaczego.Jeślirzeczywiściejestempodobserwacją,apo
wydarzeniachostatnichdnimożnatakprzypuszczać,toludzieciwiedząoddawnaonaszychkontaktach.
ZresztąAnglik,któryprzybywadoLuksoruiniespotykasięzCarterem,jestchybabardziejpodejrzany
niżktoś,ktosięznimspotyka.Cartertoprzecieżinstytucja!
Archeologowitopochlebiło.
—Nowięcniechpanwejdzie!—Zrobiłprzytymzapraszającygestwkierunkudomu.
Dommiałwymiaryzaledwieczterynapięćmetrów,byłzbudowanyzcegiełzmułuNilu,jak
wszystkiedomywtejokolicy.Poprzejściuprzezpomalowanenazielonodrewnianedrzwiwchodziłosię
odrazudopokoju,którybyłzarazemstołowymisypialnią,atakżekuchnią,łazienkąibiblioteką,dom
bowiemmiałtylkojednopomieszczenie.Okiennicejedynegookna,wychodzącegonawschód,byłytylko
dopołowyotwarte,takżedownętrzaprawieniewpadałoświatło.Shelleyztrudemporuszałsięwśród
mnóstwaskrzyńipudeł,którezastępowałymeble.Jedynystół,kwadratowemonstrumnawysokich
nogach,skleconyzsurowegodrewna,byłzawalonynaczyniami,stosamipapierów,skorupamiiróżnymi
znaleziskami;stałatamtakżeczarnamaszynadopisania.
—Gdybymwiedział,żepanprzyjdzie,posprzątałbymtrochę—usprawiedliwiałsięCarter—ale
takijesttenmójświat—Wycierałprzytymrękawemkurzzestołka,którywysunąłspodstołu.—Proszę,
niechpansiada!Samusiadłnasfatygowanejleżancepodoknem,wktórejsięniemalzapadał.—Awięc
tusięgnieżdżę—stwierdził—przyznaję,żeniejesttozbytwytwornemiejsce.Niemawody,prądu,a
przekazywaniewiadomościrównieżtrwadobrągodzinę,alezato—przerwałipchnąłokiennice—kto
matakiwidok!
Shelleywstał.PrzednimrozciągałsięzielonypaswybrzeżaNilu,zaktórymleniwiepłynęłarzeka,a
wżółtychoparachpojejdrugiejstroniewidaćbyłoLuksor,wielkąświątynię,„InterPalace”ismukłe
minaretymiasta.
—Słyszałemopańskichprzykrościach—rzekłCarterpodłuższejchwili.
—Przykrościach?—Shelleyroześmiałsięzgoryczą.—Omałoniezabilimichłopaka,uśpiligo
chloroformemiwrzucilidobajora.Tocud,żeprzeżył.
—Czywyzdrowieje?
—DoktorMansurjestprzekonany,żetak.Uważa,żechłopakjestsilnyiodpornyjakmłodybóg.
Słowaprofesoraprzerwałoochrypłeskrzeczenie,którewydobywałosięzkąta.
—ToJenny—rzekłCarter—mojapapuga.Jennynieprzywykła,żebytuktośmówiłopróczmnie.—
TerazShelleyujrzałdużegożółtegoptaka,którywisiałgłowąwdółwbambusowejklatce.
Shelleypodjąłwątek:
—Wsprawietejsąpewnezagadkiimamnadzieję,żepanpomożemijerozwiązać.
—Ja?Dlaczegoja?—Cartersięzaniepokoił.
—Przecieżżyjepantubliskodwadzieścialat.JestpanprawieEgipcjaninem,znapanludzi,aludzie
znająpana...
—Niewiem,doczegopanzmierza,profesorze.
—Wzwiązkuztymporwaniemsąpewneniejasności.Możepanpotrafijewytłumaczyć.Popierwsze
fakt,żedotądznikłobezśladujużtuzinosób.Omarjednakodnalazłsięposześciudniach.
—Allahowiniechbędądzięki.
—Allahowiniechbędądzięki.
—Gdzieprzebywał?
—Omarniemożesobieniczegoprzypomniećpozatym,żebyłzamkniętywciemnymlochu,
prawdopodobniewgrobowcu.Jakaśdziewczynapasącakozyznalazłagonieprzytomnegowbajorze.
Dotądwszystkomogłobyćprzypadkowe,alekiedyznalezionochłopca,miałnaprawymramieniu
wypalonepiętnosiedzącegokota.
—Kota?
—Czytensymbolcośpanumówi?
Carterzmarszczyłczoło,jakgdybymocnosięzastanawiał.
—Kot,nie,niemampojęcia—rzekłobojętnie.
—Aletomusicośznaczyć,panieCarter!
TenjednakmilczałiShelleyniemógłpozbyćsięuczucia,żeCarterniechcemówić.Alejakzmusić
tegouparciuchadomówienia?
Shelleypomyślałoswoimwłaściwymzadaniuizacząłnagle:
—Chciałempanajużdawnootozapytaćwzwiązkuzpojawieniemsięowychplanów
wykopaliskowych:Gdziepanprzechowujeswojezapiski?—Irozejrzałsiępoponurympomieszczeniu,
popatrzyłnapaki,półkęnaksiążkizbitązdesek,ustawionąnazwykłychcegłach,imimonajlepszejwoli
niemógłsobiewyobrazić,gdzietumożnaprzechowywaćplany.
Carterodgadłmyśliprofesora.
—Nietu—rzekłzdziwnymuśmiechem,wstał,podszedłdodrzwiizamknąłjeodśrodka.Następnie
zamknąłokiennice,zapaliłlampkęnaftową,poprosiłprofesora,typomógłmuunieśćstół.Nakamiennej
podłodzeleżałzniszczonydywan.Carterodwinąłgoiukazałsiędrewnianykwadrat.Zwinnymruchem
Carterpociągnąłklapęzjednejstronyiodsłoniłgłębokiciemnyloch.
Carterwziąłlampęirzekł,jakbytobyłocałkiemzrozumiałe:
—Jeślipanpozwoli,pójdęprzodem.—Itrzymającwjednejręcelampę,zszedłpodrabiniedo
piwnicy,którejShelleyniewidział.Stamtądzawołał:—Aterazkolejnapana,profesorze.Niechsiępan
mocnotrzyma.
Shelleywmilczeniuprzecisnąłsięprzezotwórwpodłodze,nadolesięrozejrzał.Naścianach
niskiegopomieszczeniabyływymalowanepostaciewielkościczłowieka,scenyzżyciaświętych,ale
takżescenyzżyciacodziennegowstarożytnymEgipcie.Polewejipoprawejstroniewścianach
znajdowałysiędużenisze,wktórychmógłsięzmieścićczłowiek,wszystkobyłoutrzymanewzłotym
tonie,adokoławidniałypionowepaskizhieroglifami.Shelleyowizaparłodech.
—WitamwdomuPet-Izis—rzekłCarterzuśmiechem.
Trwałodługąchwilę,zanimShelleyznówodzyskałmowę.
—PanieCarter—jęknął—cotojest?
—ZnajdujesiępanwmiejscuwiecznegospoczynkukapłanaoimieniuSemPet-Izis,pierwszego
prorokabogazarządówfaraonaRamzesaII,strażnikaświątyni,zarządcynieruchomościświątyniAmona
wLuksorze.—Carterwskazałprzytymnaścianie,przedstawionązprofilupostaćgładkoogolonego
mężczyzny,kroczącegowdługiejbiałejszaciewtowarzystwiehorologów,kapłanówiastrologów,
strażnikówmitologicznychkalendarzy,atakżeniższejodniegożonyoraznieprzebranejgromadydzieci.
Aprzedtąprocesjąwidniejąbogowieozwierzęcychgłowach:Amon,MutiChons,IzisiOzyrys.
Shelleypodszedłdościany,przesunąłpalcempohieroglifachizacząłpowoliczytać:
„Zbliżamsiędogranickrólestwazmarłych,zostałempodniesionyponadwszystko,coziemskie.W
głębinocyujrzałemsłońcewpromiennymblasku.Zbliżyłemsiędobogówzdołuizgóry,stanąłem
wobecnichtwarząwtwarz.”—Rękaprofesoradrżałazewzruszenia.
—Czytopańskieodkrycie?—zapytałwreszcie.
—Niestetynie—odparłHowardCarter.—Musipanwiedzieć,żewtejokolicykażdydom
zbudowanyjestnagrobowcuznajdawniejszychczasów,awięcodpowiempanuodrazunapańskie
następnepytanie:—Tengróbbyłjużpusty,kiedyporazpierwszyprzybyłemdotegodomu,astarzy
ludzie,którzymigowynajęli,oświadczyli,żerównieżzastaligopustym.
—Ipanwtowierzy?
Carterwzruszyłramionami.
—Niemogęudowodnić,żejestinaczej.Przecieżpanwie,żepierwszegrobowceobrabowanojuż
przedtrzematysiącamilat.Mamtylkonadzieję,żemniepanniczdradzi,profesorze!
—Zdradzi,copanmanamyśli?
—Dotychczasniktniewieotymgrobie.Nicchciałemtegorozgłaszać,poprostupragnęmiećspokój.
Spędziłemwielenocytu,nadole,oglądałemmalowidła,porównywałemjezinnymi,odcyfrowywałem
znakinaścianach,tłumaczyłemje,aprzytymzrobiłemosobliweodkrycie—niezdradzimniepan?
—Dajępanusłowohonoru!
—Zapytałmniepan,gdzieprzechowujętajneplany.Otomojaodpowiedź:tu,wtympomieszczeniu!
ShelleywyjąłCarterowilampęzrękiioświetliłwszystkieczteryściany.Wjednymkąciestałworek
zezłocistympiaskiempustynnym,pozatympomieszczeniebyłopuste.Shelleypostukałwściany,
szukającjakiejśpróżni,aleniczegotakiegonieodkrył,irzekł:
—Nicztegonierozumiem,powiedziałpan,żeprzechowujetuswojeplany.
Carterskinąłgłową.—DawniEgipcjaniebylichytrzyimielidiabelnąwyobraźnię.Pet-Izis,
umierając,zabrałzapewnezesobądogrobutajemnicę,którejnieznam,byłytomożewskazówki
dotycząceukrytychbogactwświątyni,możenawetdowodywykroczeńfaraonów—wkażdymrazie
odkryłemtunadoletekst,któregonierozumiem,aktórymniemocnozastanawia.
Carterpochyliłsięioświetliłnaprzedniejścianiepasekzhieroglifami:
—Otoon,niechpansamprzeczyta!
Profesorukląkłnapodłodzeiztrudemzacząłodcyfrowywaćhieroglify:
—Tylkobogowiepołudniaipółnocyznająmojątajemnicę,akluczdotejtajemnicyznajdujesięw
dużejsalikolumnowejwKarnaku.
—Tegonierozumiem,panieCarter,cotoznaczy?
Carteruśmiechnąłsię:
—Tesłowamożnazrozumiećtylkowpewnympowiązaniu.
—Wjakimpowiązaniu?
—Wiepan,profesorze,odcyfrowałemwszystkienapisywtymgrobowcu,czytałemje
niejednokrotnie,alesątrzyzdania,którychnierozumiem.Powinienemsiębyłporadzićinnych
archeologów,aleniechciałem,bowówczasmusiałbympowiedzieć,skądtehieroglifypochodzą.To
właśniejestjednoztychzdań.
—Adwapozostałe?
—Sątutaj.—CartertrzymałlampętużprzyboguAmonieogłowiebarana.—Widzipan?—Przed
głowąbogawidaćbyłohieroglify,aichtreśćbrzmiaławtłumaczeniunastępująco:„Połowakolumnystoi
napółnocstąd,atypoznaszpołowęprawdy.”PotemCarterpodszedłdoprzeciwległejścianyistanąłw
prawymkącie,gdziebrodatyOzyrysprzedstawionybyłjakomumia.WokółgłowyOzyrysabyłnapis:
„Ustawczwartączęśćkolumnywkierunkuzachodnim,apoznaszcałąprawdę.”
—Bardzototajemnicze—rzekłShelley.—Prawdopodobnietetekstynawiązujądojakiegośrytuału
zmarłych.
—Tocałkiemmożliwe—odparłCarter.—EgipskaKsięgazmarłychzawieraliczneteksty,których
nierozumiemy;przeryłemjącałą,szukającpodobnychzdań—aletobłędnytrop.
Shelleynerwowoprzestępowałznoginanogę.
—Zaciekawiamniepan,panieCarter.Czyznalazłpanrozwiązanie?
—Oczywiście—odparłCarterspokojnie,jakbychodziłoonajprostsząsprawępodsłońcem.—
Najpierwzastanowiłemsięnadczteremastronamiświata.—Carterstanąłpośrodkupomieszczeniai
rzekł:—Tujestpołudnie.—NastępniewskazałnaOzyrysairzekł:—Atujestwschód,jasne?
Profesorskinąłgłową.
—Potemzadałemsobiepytanie,cotozamiara„półkolumny”.Tamiarawskazujenaklucz,któryjest
ukrytywdużejsalikolumnowejwKarnaku.TamsąnajwyższekolumnywcałymEgipcie,każdama
siedemdziesiątstóp.Połowatotrzydzieścipięćstóp.Całepomieszczenieniematakiejdługości.
Liczyłem,sporządzałemrysunkiijużprawiezrezygnowałem,kiedypewnegodniaprzyszłomidogłowy,
abypodzielićkolumnępionowonapół.Miałemwtedypółkolumny!JednakolumnawKarnakuma
objętośćtrzydziestudwóchstóp.Połowatoszesnaściestóp,czwartaczęśćtoosiemstóp.Ateraz
sprawdzimy,czymojateoriabyłasłuszna!
Carterująłprofesorazaramiona,podszedłznimdościanyzOzyrysem,stawiającjednąstopęprzy
drugiej,osiemstópwkierunkuzachodnim,idałznak,abyprofesornieruszałsięzmiejsca.
—Aterazniechpanuważa,profesorze.Niechpanpatrzywciążprzedsiebienatepozornedrzwi.—
NastępnieCarterpodszedłdościanystawiającstopęprzystopie,odmierzyłwtensposóbszesnaściestóp
istanąłzaShelleyemwodległościwyciągniętychramion.
Wtejsamejchwilipodłogawpomieszczeniuzaczęładrżeć,dałsięsłyszećskrzeczącyodgłos.
Shelleyspojrzałniespokojniekugórze,jakgdybysięobawiał,żesklepienienanichrunie.Carterszybko
podniósłwgóręlampęnaftowąizawołał:
—Stać,profesorze.Niechpansięnicrusza!—Inarazpozorniewykutywkamieniuportalprzednim
drgnął,poczymodchyliłsię,następniewykonałjakbypółobrotuwokółwłasnejosiiopadłnaziemię,
wznosząctumankurzu;pozostałtakprzezsekundęwpozycjipoziomej.
—Alepanmapomysły!—zawołałShelley,krztuszącsiękurzem.
—Chciałpanprzecieżwiedzieć,gdzieprzechowujęswojeplany.Otu,widzipan!—Carteroświetlił
otwórwścianie.Zanimwniszyznajdowałysięstosydokumentówipapierów.
—Akiedyotworzyłpantedrzwiporazpierwszy—zapytałShelleyzwahaniem—czypantamcoś
znalazł?
—Nieuwierzypan,profesorze,aleniszabyłapusta.
—Pusta?Aletoznaczy,żektośprzedpanemodkryłtajemnicętegomechanizmu.
—Istotnie—odparłCarter,którydostrzegłnieufnośćnatwarzyprofesora.—Panminiewierzy?
—Ależtak,wierzępanu,tylkoprzedtemmówiłpan,żeniktpozapanemnieznatejkryjówki.
—Tosięzgadza.
—PanieCarter!—zawołałShelleypodniecony.—Pankłamie.Niemógłpansamuruchomićtego
mechanizmu.Bojakmipanprzedchwiląpokazał,potrzebadotegodwóchludzi.
Carterbyłprzyzwyczajonydotego,żeokazywanomunieufność.Niemiałzamiarubronićsięsłowami.
Wmilczeniupodszedłdowiszącejtużnadziemiąkamiennejpłytyioparłsięoniąramionami;kolospod
jegociężarempowróciłdopoprzedniejpozycji,wydającprzytymgłośny,skrzeczącyodgłos.Potem
Carterposzedłdokąta,gdziestałworekzpiaskiem,iprzyciągnąłgodomiejsca,gdzieprzedtemstał
Shelley.Samstanąłwpoprzedniejpozycjii—jakbykierowanyniewidzialnąręką—powtórzyłcałą
czynność;portalsięotworzył.
—Całatajemnica—rzekł,azabrzmiałotoniemalsmutno—poleganatym,żeobiepłytykamienne
zmieniająswepołożeniepodciężaremconajmniejsześćdziesięciukilogramów.Atylewłaśnieważył
dorosłyczłowiekzaczasówRamzesaII.Sprawdziłemto:wystarczyłobyodziesięćkilogramówmniej
piaskuwworku,acałytrudbyłbydaremny.
ProfesorpodszedłdoCartera,wyciągnąłdoniegodłońirzekł:
—Chciałbympanaprzeprosić.Myślę,żepananiedoceniłem.Wogóleuważam,żejestpan
niedoceniony.
—Jużdobrze,profesorze!—Cartermachnąłręką.—Jestemdotegoprzyzwyczajony.Ktopochodzi
zeSwatthamistależyjezpieniędzyinnychludzi,musisiędotegoprzyzwyczaić.
Później,kiedyShelleymijającskałyschodziłnabrzegNilu,myślał,żetakiczłowiek,jakCarterwieo
wielewięcej,niżsiędotegoprzyznaje.
*
Omardochodziłdozdrowiaszybciej,niżdoktorMansuroczekiwał;byłoto,jaksięchłopiecpóźniej
dowiedział,rezultatemzastosowaniadrogichleków,zaktórezapłaciłprofesor.Shelleyczułsię
odpowiedzialnyzalosOmaraistarałsięzewszystkichsiłzrekompensowaćmukrzywdę.Kazałnawet
chłopcuwyrazićjakieśżyczenie—spełnije,jeślitobędziemożliwe.Chłopiecpoprosiłodzieńdo
namysłu,aClairejużsięobawiała,żemożebędzietożyczenieniedospełnienia;alepotemobojebyli
zaskoczeni,boOmarpragnąłtylkonauczyćsięczytaćipisać.Odtądchłopiecchodziłdoszkoły,gdzie
uczonogopisaćiczytaćsłowaProroka.
PoupływiekilkutygodniprofesorShelleywynająłdomprzyShariael-Bahr,wktórymOmarmiałdo
dyspozycjimaływprawdzieiciemny,alewłasnypokoikobokkuchni.WkuchnirządziłaNunda,wysoka
NubijkaoszerokiejtwarzyipiersiachjakmelonyzFajum,którezdumąprezentowałaujarzmionepod
białymfartuchem.Byłatożyczliwakobieta,jejśmiechdźwięczałwdomuodranadowieczora.Zwyczaj
Nubijczykówzwracaniasiędowszystkichpoimieniuwydałjejsiętunienamiejscu,nazywaławięc
profesora„GodnymPodziwuProrokiem”,ajegożonę„PachnącymTamaryszkiem”.Omarbyłjedynie
„Doktorem”.Dlaczegotakgotytułowała,pozostałojejtajemnicą,aOmarpoczułsiędocenionyi
szanowany.Chybaporazpierwszywżyciunieczułsięmałyiupokorzony.
NundapociągałatakżeOmaraerotycznieswojąagresywnącielesnością.Zacząłnieśmiałopodbyle
jakimpretekstemszukaćjejbliskościicieszyłsię,kiedymógłpotajemniejejdotknąć.Nundabyłana
pewnodwarazystarszaodOmaraioczywiściedostrzegłajegopożądanie.PoczątkowoNundętobawiło,
anawetjejpochlebiało;prowokowałachłopcapodniecającymiruchamiidotknięciamiiczekałanajego
słowo.Aleonmilczał.
Omarmiałczternaścielat,potrzebamubyłomatki,aniekochanki.AwięcNundaprzejęłainicjatywę.
PewnegodniapodczaskąpieliwkoryciewogrodzieNundapodeszłazwiadremszaregomydłaibez
słowazaczęłanamydlaćchłopca.Wyciągałdoniejszczupłeciało,aNundazpozornąobojętnością
namydlałago,nieomijającsterczącegoczłonka.Twarzchłopcawykrzywiłasięiwzachwyciewywracał
oczami,spoglądającwpopołudnioweniebo,takżewidaćbyłojedyniebiałka.WtejchwiliOmar
pragnąłmiećnacielejaknajgrubsząwarstwębrudu,abyNundamusiałagojeszczedługomyćze
zdwojonymwysiłkiem.JejpiersiwisiałynadnimjakdojrzałeowoceikiedyNundapodniosładzban,by
oblaćchłopcaciepłąwodą,jednapierśwysunęłasięjejzzafartuchaigołazawisłanadnim;Omarjęknął
jakbyzbólu,chwyciłmokrąrękązatocośjasnego,cowisiałotużprzedjegooczami.Pomarszczony
wzgórekbyłotoczonyciemnymkręgiemwielkościniemaldłoni.Nundadostrzegłabezradnośćchłopca,
roześmiałasię,aśmiechówbyłzupełnieinnyniżten,któryOmarznał—pozbawionykokieterii,raczej
dobrotliwy,niezwykleciepły.
—Doktorze—rzekłaNunda—przestańwalczyćzeswoimuczuciem,bądźzniegozadowolony.
WtedyOmarmimowolisięroześmiałizacząłNundęgłaskać,początkowonieśmiało,potemcoraz
bardziejpożądliwie,wijącsięprzytymjakrybawpłytkimNilu.Zanurzałsięwpienistejwodzie,
prychał,wyskakiwał,chwytałNundę,starałsięwciągnąćjądowody,aleonasiębroniła,wreszcie
fartuchjejsięrozchyliłistanęłaprzednimnaga.
PrzezchwilęNundawahałasię,potemweszładochłopcadokoryta,usiadłananimiOmarpoczuł,
jakłagodniewniąwchodzi.Chwyciłjązapiersiizrozkosząpoczuł,jakjejciałosztywniejeidrgajak
wgorączce.
RuchyNundystawałysięcorazgwałtowniejsze,jęczała,apalcewczepiłysięwpierśchłopca,ażgo
zabolało.Ichoćjeszczeprzedchwiląodczuwałrozkoszpodjejruchami,terazuczucietonaglezmieniło
sięwewstrętioburzenie;wszystkownimsiębuntowało,usiłowałgorączkowymiruchamisięuwolnić.
AleNundatakmocnotrzymałagoudami,żeOmarmimonajwiększegowysiłkuniemógłsięuwolnić.
WniepohamowanejwściekłościpoderwałsięiugryzłNundęwpierś.Dziewczynawydałaokrzyk
bóluipuściłachłopca,któryuwolnionyzuścisku—biłdzikorękamiwokółsiebie.UderzyłNundę
pięściąwtwarz,ażznosapopłynęłajejstrużkakrwiipokryłamokrąskóręwstrętnymiplamami;jędrna
nagość,któradopierocosprawiałachłopcuprzyjemnośćiuciechę,terazgoodpychała.
—Hurjata!—jęknąłOmar—Hurjata!—Ijeszczeraz:—Hurjata!—Iwyplułmydliny,które
pozostawiłyobrzydliwysmakwustach.
Aniprofesor,anijegożona,którychuwaginaogółnicnieuchodziło,niespostrzeglitegowydarzenia,
pomiędzyOmaremzaśaNundąbyłotak,jakbynigdynicniezaszło.Odtądspoglądalinasiebiez
rezerwą,żadneznichniemówiłoanisłowaotym,cosięzdarzyło,ajednakOmarsięzmienił.
PoczątkowoprofesorniezabierałOmaranaswojestanowiskabadawczepodrugiejstronieNilu.
ZadanieShelleyapolegałonatym,bywmiaręmożliwościwytropićwszystkieślady,wskazówkii
znaleziska,gdzieEgyptExplorationFundmogłabyrozpocząćnowepracewykopaliskowe—mozolne
zadanie,jaksięwkrótceokazało,bogdziekolwiekprofesorsięzjawiał,natrafiałnamurpodejrzliwości.
ZewszystkichstronświataściągałydoEgiptuekipyarcheologów,znęconychwiadomościamio
sukcesach,awinęponosiłtuprzedewszystkimmłodyAnglik,WilliamCarlyle,dalekikrewnysłynnego
historyka,którypoprzerwanychstudiachwOksfordziespędzałczaswEgipcie.
Niktwłaściwieniewiedziałdokładnie,wjakisposóbtenczłowiek,znającywielejęzyków,zarabiał
nażycie;bożeniebyłzamożny,poznaćbyłopojegozniszczonejodzieży,którawyraźnieodcinałasięod
ubioruinnychAnglików.Carlyleutrzymywał,cobyłoprawdą,żepracujedla„Times’a”iinnychpismw
Europiejakospecjalnykorespondentiztegożyje.PozatympodróżowałpomiędzyAleksandriąaAbu
Sim-bel,gnieździłsiętygodniamiwciasnychtanichpensjonatach,rozmawiałzarcheologami
prowadzącymipracewykopaliskoweitubylcami,zawszeposzukującjakichśsensacji.Widywano
Carlyle’a,jakrozprawiałnatarguwielbłądzim,nabazarze,atakżewDolinieKrólów.Dziękitemumiał
informacje,ojakichniktinnynawetniemarzył,inigdyniewiedziano,czyzjawieniesięCarlyle’abyło
przypadkowe,czyteżzapowiadałojakieśprzyszłeodkrycie.
PierwszespotkanieOmarazCarlyle’emnastąpiłowmałymkioskuzgazetamipodarkadamihotelu
„WinterPalace”,gdziechłopieckupował„Times’a”dlaprofesora.Carlylezagadnąłgozciekawości,jak
tomiałwzwyczaju,izapytał,czyOmarsamczyta„Times’a”.Chłopiecodrzekł,żejestsłużącym
profesoraShelleyazEgyptExplorationFund,itaknawiązałasięrozmowa,wciąguktórejdziennikarz
wykazywałcorazwiększezainteresowaniemłodymEgipcjaninem.
Omardziwiłsię,żetowłaśnieonwzbudziłzainteresowanieAnglika,którypisujedo„Times’a”,
pochlebiałomutoiopowiedziałwięcej,niżnależałozdradzićobcemu.PrzechadzalisięwdółNilu,
Omaropowiedziałoswymtajemniczymporwaniuiszczęśliwymzakończeniu,wyraziłprzypuszczenie,że
stałsięofiarąpomyłki,żetochybanieonmiałbyćporwany,tylkoprofesor.
Carlylenatychmiastwywęszył,żecośwtymjest,ipoprosiłprofesoraShelleyaospotkanienazajutrz.
Shelleychętnieudzieliłdziennikarzowiinformacji,aleCarlyleniedowiedziałsięnicponadto,cojuż
przedtemwiedział;toznaczyOmarniewspomniałopewnejdrobnostce—owypalonymznakunalewym
ramieniu.Carlyleprzyrzekł,żebędzieprofesorainformowałnabieżąco,będziesięstarałwyświetlić
sprawę.
Wciągunastępnychdni,kiedyOmarprzychodziłpogazetę,rozglądałsięzadziennikarzem,alegonie
było.Odsprzedawcygazetdowiedziałsię,żeCarlylemieszkawhotelu„Edfu”wpobliżudworca.
PonieważCarlyleniepokazywałsięprzezdwatygodnie,Omarpostanowiłodwiedzićgowjegohotelu.
Hotelokazałsięprzewiewnymdrewnianymzajazdemzaltankąwychodzącąnaulicę.Sznury
koralikówzastępowałydrzwi.Niebyłotuportiera,tylkowwąskimwejściunaodrapanejścianiewisiała
brązowatablicazkluczami.PogłośnymwołaniuOmaranadszedłstary,zgarbionymężczyzna,
podpierającsiękijem.PytanieoCarlyle’awprawiłogowwielkiepodniecenie.Jasalaam,Anglikod
tygodniznikł,jegołóżkojestnietknięte,taksamobagaż,zalegateżzzapłatązatydzień.
Omarpobiegłdodomuizawiadomiłprofesoraotym,czegosiędowiedział.Poszlirazemdohotelu
„Edfu”.Shelleypoprosił,bywolnomubyłoobejrzećpokójAnglika.Bakszyszwwysokościdziennej
zapłatyotworzyłmupokójnapierwszympiętrze,którymiałponadtrzymetrywysokości.Bymóc
cokolwiekzobaczyć,Shelleyotworzyłokiennice,zastępująceszybyokienne.Łóżkobyłozasłane,stojakz
trzcinyzzasłonkązprzodusłużyłjakoszafa;wisiałytamróżneczęściodzieży.Podoknemstałmały
kwadratowystolik,nanimstosniezapisanegopapieru,piórozkościsłoniowej,kwittelegraficznyna
przeszłosześćdziesiątpiastrówz20listopada,książkaW.M.F.Petriegopt.MethodsandAimsin
Archaeology,środkowaczęść„Times’a”z22listopada1911roku,ciemnefotografieprzedstawiające
wieleosób,resztkibułkisezamowej,którąnadgryzłymyszy.Pokójniesprawiałwrażenia,żebył
opuszczonywpośpiechualbożelokatorzjakichśpowodówwyniósłsiępocichu.Wskazywałanato
kopertazpiętnastomafuntami,którąShelleyznalazłwwewnętrznejkieszenimarynarkiCarlyle’a.
Profesortrzymałgazetę,któradonosiłaokomecieHalleya,ozniesieniuniewolnictwawChinach,o
śmiercirosyjskiegopisarzaLwaTołstoja,alenieznalazłanijednejwzmiankianinotatkizwiązanejz
Carlyle’em.Gdyprofesorwziąłdorękifotografię,odkryłcośzaskakującego.Byłotojednozezdjęć,
jakieJacquesGuilbertzrobiłnaprzyjęciuuMustafyAgiAyata,iprzedstawiałoprofesoraijegożonę
pośródinnychnieznanychmu,rozbawionychgości.
Zgarbionystarzecniepamiętałdokładnie,kiedywidziałCarlyle’aporazostatni.Napytanie,czy
zgłosiłpolicjizniknięcieAnglika,zmieszanywzruszyłramionami.Jużnierazsięzdarzało,żelokator
spędzałnocpozadomem,aleteraz,jakożezalegaonztygodniowązapłatą,pójdziedokarakolu.
Tozbędne,oświadczyłprofesorShelley,onsamtozałatwi,irazemzOmaremopuścilipokójizeszli
nadółwąskimischodami.
Ibrahimel-Nawawipowitałprofesorajakstaregoprzyjacielaiuroniłłzęwzruszeniazpowodu
cudownegoocaleniaOmara.ZniknięcieCarlyle’aniewydałomusięgodnenotatkisłużbowej,bogdyby
chciałspisywaćwszystkich,którzynakilkadniznikajązLuksoru,miałbyzadużoroboty.Dopierona
groźbę,żeprofesorzawiadomibrytyjskiegokonsulaMustafęAgęAyata,Nawawiobiecał,żezacznie
poszukiwania
idaznaćowynikach.
WciągunastępnychdniprofesorShelleyzajmowałsięzdjęciamikartograficznyminowychznalezisk
wDolinieKrólów;wszystkiedotyczyłyfaraonaTotmesaII.Myśliprofesorakrążyłyprzytymdookoła
Carlyle’aitego,copozostałowjegopokojuhotelowym.PoupływietrzechdniShelleyznówposzedłdo
submudira,ale—jaknależałosięspodziewać—policjanicniewykryła.WobectegoShelleyudałsię
dohotelu„Edfu”,byrazjeszczeprzeszukaćpokójCarlyle’a.
Pokójwydawałsięniezmieniony,wkażdymrazienapierwszyrzutokaShelleynicnowegonie
odkrył;alejednarzecznatychmiastzwróciłajegouwagę:nastolepodoknemwszystkoleżałonadawnym
miejscu,
brakowałotylkofotografii.ZgarbionystarzecprzysięgałnabrodęProroka,żeniczegowtympokojunie
ruszał,nieprzypominasobieteżżadnejfotografii.Zacząłgrzebaćzreumatyzowanymipalcaminastole,
przewracaćstronywksiążce,przyczymwypadłastamtądkartka.Shelleypodniósłją.Nakartcebyło
jednosłowodwukrotniepodkreślone:
IMHOTEP.
Nicwięcej.
NastępnieprofesorudałsięnaShariael-Isbitalja;tam,gdzienaprzeciwkofrancuskiegoszpitala
JacquesGuilbertmiałswojeatelierilaboratorium,coanonsowałdużymiczerwonymiliteraminad
wejściem.Shelleypowiedział,żepragnieobejrzećfotografiezprzyjęciaubrytyjskiegokonsula.Guilbert
wyciągnąłstosszklanychpłytekipoleciłmutrzymaćjepodświatło,abymógłwybraćtewłaściwe.
Profesoroznajmił,żepotrzebnemutylkojednozdjęcie.Byłpewien,żeznajdzieto,którezniknęłoz
pokojuCarlyle’a,alemimodwukrotnegoprzeglądanianieznalazłowejpłytki;twierdziłjednakuparcie,
żewidziałzdjęcie,naktórymbyłonijegożona.Toniemożliwe,odparłGuilbert.Próczniegoniemaw
Luksorzeinnegodagerotypisty,tylkoonmazezwolenienafotografowaniedostojnychgościkonsula;gdzie
profesorwidziałowozdjęcie?
AleShelleytegoniezdradził,uważał,żelepiejbędzieprzemilczećpowódswychposzukiwań.
*
NastępnejnocyOmarzerwałsięzesnu,wydałomusię,żesłyszycichepukaniedookna.Wysokiei
wąskieoknobyłozamkniętenaokiennice,aleprzezszparymożnabyłowyjrzeć.ChoćOmarwytężał
wzrok,niczegoniezobaczyłwciemności.Nienamyślającsięwięcdługo,odsunąłzasuwkęiotworzył
okiennice.Przezchwilępanowałacisza,słychaćbyłotylkopojedynczedźwiękicykad,woddali
zaszczekałpiesinaglejakaśmałapostaćpodeszładookna.Omarodrazująpoznał,byłatoHalima,
dziewczynazpociągu.
—Toty?—zawołałchłopieccicho.
Halimaprzyłożyłapalecdoustizwinniejakgazelawdrapałasięnawystępwmurze,następnie
przeciągnęłagórnąpołowęciałaprzezwąskieokno.Opartanałokciach,zaczęłamówićściszonym
głosem:
—Proszęcię,niepytajterazonic,słuchaj,comamcidopowiedzenia.Jesteśwniebezpieczeństwie.
Niemogęcipowiedziećdlaczego,alejeśliciżyciemiłe,toodejdźodtegoinnowiercy,idźgdziekolwiek
bądź,gdzieniktcięniezna,wróćtam,skądprzybyłeś,inikomunieopowiadaj,cocisięprzydarzyło.
Omarzaniemówił,gapiłsięnadziewczynę,choćniewidziałjejoczu.Kiedypodniósłrękę,byjej
dotknąć,poczuł,żeHalimadrży.Wzruszonyibezradnypogłaskałjąpogłowieiniespodziewającsię
odpowiedzi,zapytał:
—Czemutorobisz,Halimo?
Dziewczynamilczała.Jejnieregularnyoddechzdradzał,żepłacze;Omarchciałjąuściskać,ale
wąskieoknonicpozwalałonatoizanimOmarzastanowiłsię,corobićdalej,Halimarzekła:
—Bądźzdrów—zeskoczyłazmuruizniknęławciemności.
Omarniemiałpojęciaojednym:tonocnespotkaniemiałoświadka.Nocnepukaniedziewczyny
obudziłoClaireizzazasłonywsypialniobserwowałaonacałezdarzenie.
Omartejnocyniemógłjużzasnąć,niewiedział,cogobardziejporuszyło,pięknanieznajoma
dziewczynaczyjejbudzącestrachsłowa:Idźgdziekolwiekbądź,gdzieniktcięniezna,wróćtam,skąd
przybyłeś.Jejśpiewnygłosbrzmiałwjegouszachjakdźwiękimiedzianychdzwoneczków,którymi
ozdabianowielbłądy.Widziałjejporuszającesiępowoliwargi,czułjejbliskość.Wzamęcieuczuć
zacząłpłakać,niemogączebraćmyśli.
DoobowiązkówOmaranależałonakrywaniedostołu,akiedypaństwojużusiedli,podawałherbatę.
TegorankaClairepoczekała,ażOmarwszedłdosalonu,poczymodbyłasięnastępującarozmowa:
—Christopher!
—Słucham,kochanie?
—Czysłyszałeśdziśwnocypukanie?
—Nie,Claire,chybacościsięprzyśniło.
—Alejabardzowyraźniesłyszałam,akiedypodeszłamdookna,ujrzałamwogrodziejakiścień.
—Napewnocisięzdawało.Jamambardzolekkisen,aprzecieżnicniesłyszałem.
ClairezwróciłasiędoOmara:
—Aczytysłyszałeścokolwiekwnocy?
Chłopiecpoczuł,żekrewuderzamudogłowy,aleodpowiedziałspokojnie:
—Nie,pani,nicniesłyszałem.—Iznikłwkuchni.Słyszał,jakprofesorzżonącichorozmawiają,ale
ichrozmowęzagłuszałyodgłosyzkuchni.
—Christopher!—zaczęłaClaireodnowa.
—Słucham,kochanie.
—Omarnasokłamuje,jestfałszywy,jakwszyscyEgipcjanie.
—Dlaczegotakuważasz?
—UOmarabyładziśwnocyjakaśkobieta.
—Jesteśtegopewna?
—Całkowiciepewna.Widziałamjąnawłasneoczy.
Profesorspojrzałnażonę.
—Dziśwnocy?MójBoże,chłopakdochodzijużdowieku,kiedy...
—Onkłamie!
—Możliwe,Claire,alepostawsięwjegopołożeniu.Czyprzyznałabyśsięwjegosytuacji,żemiałaś
dziśwłóżkukobietę?—Profesorroześmiałsięgłośno,poczymzapadłomiędzynimidługiemilczenie.
WreszcieClaireznówpodjęłarozmowę:
—Czyuważasz,żeOmarjestuczciwy?Chodzimioto,czyktośgonamniepodstawił.Niktchłopca
nieznał,pozamikasahem.Amożeniemamracji?—Clairestukałapaznokciamiwstół.
Shelleyująłdłońżony.
—Kochanie,jaknaszpiegaOmarjestzamałosprytny.Sądzę,żejeśliktośchciałbynasłaćnamnie
szpiega,wybrałbystaregowygę,aniemiłego,naiwnegochłopca.
—Tokamuflaż—stwierdziłaClairetrzeźwo.
—Kamuflaż?WobectegoporwanieOmaratakżebyłokamuflażem.Ito,żeomalnierozpłatanomu
czaszki,żewrzuconogodobajora,gdziemogłygopożrećpasożyty.Rozumiemtwójniepokój,Claire,ale
chybatrochęprzesadziłaś.
OdwiedzinyHalimyzaniepokoiłyOmara.Ichoćbrałserioostrzeżeniedziewczyny,toniejejsłowago
poruszyły,leczsamospotkanie.Promieniowałozniejcoś,cogopociągałozjakąśmagicznąsiłą,co
sprawiało,żezapomniałowszelkichostrzeżeniach.Niechciałwracaćtam,skądprzybył.Zczegobytam
żył?CzymiałsięwynająćwGiziejakopoganiaczwielbłądów?
Omarpoprosiłprofesora,bymupozwoliłtowarzyszyćwwyprawachdoDolinyKrólów;możemu
pomagaćprzysporządzaniuplanów.Shelleyniepowinienmiećskrupułów.Proszącoto,Omarmial
nadzieję,żepotamtejstronieNiluspotkaHalimę.Shelleyzgodziłsię.Omarbyłmubardzopomocny;
mierzyłodległości,zaznaczałmiejscawterenie,któreprofesornanosiłnamapy,dźwigałprzyborydo
rysowaniaiposzarpanyparasol;nakażdymmiejscu,gdziepracowali,przedewszystkimwbijaligow
ziemię.
WdrodzedoDolinyKrólówOmarkażdegorankaprzechodziłprzezel-Kurnairozglądałsięza
Halimą.Każdegorankawidziałtensamobrazek:czarnoubranekobiety,młodszezodkrytątwarzą,
starsze
otwarzachzasłoniętych,nagłowachnosiłyciężaryalboglinianedzbanyzwodąnaramionach,psy
ujadałynagrzebiącewpiaszczystejziemikury.Pozakilkomastarcami,którzyobojętniesiedzieliwkucki
naziemi,niebyłowidaćmężczyzn.
„ZapytajoJusufa!Mojegoojcakażdyzna!”,powiedziałamuHalimawtedynastacji.Pewnegodnia
doprofesoraprzybyłgośćzLondynu;Omarwykorzystałokazję,byprzeprawićsiędoel-Kurna.
Przewoźnik,któregozapytał,znałJusufaiopisałdrogędojegodomu.Znajdujesięonobokdomu
szlifierzakamieniHaziza,atenłatwopoznaćpodużychkamiennychkołachprzedwejściem.
Przeddomempaliłasiępochodnia,zwnętrzadobiegałyodgłosyskargimonotonnemodlitwy.Omar
sięzawahał,czyzapukaćdodrzwi;alejakaśstarakobietazrozpuszczonymisiwymiwłosamiwyszłana
dwór,bijącsięwpiersi,ijakbygnanaprzezfurie,popędziłaprzedsiebiemodlącsię.Przezotwarte
drzwiOmardojrzałzebranychludzi,byłotammożedwadzieścioromężczyznikobiet;modlilisięi
poruszalijakwtransie,podobnidotrzciny,którąkołyszewiatr.
NiktniezwróciłuwaginawejścieOmara,jakbydonichnależał.Chłopiecwłączyłsiędojednejz
modlitwżałobnychLaallahil’allah...Modlącysięstalidokołałożamałegołysegoczłowieka.Jegooczy
byłynawpółzamknięte,ustaszerokorozwarte,ztrudemchwytałpowietrze.Omarodrazugopoznał,był
toówmężczyznazpociągu,byłtoJusuf.UjegobokuklęczałaHalima.Nagłowiemiaładługączarną
chustę.Trzymałaprawąrękęojca,przyciskałajądoswegoczoła,wciążsięmodląc.Natwarzyojca
lśniłykroplepotu.Halimaocierałajechustką,wzrokjejpadłprzytymnaOmara.Byłablada,oczyjej
zapadłysięgłęboko.Omarskinąłgłową,aleHalimaniezareagowała,spoglądałanachłopcaniewidząc
go,jakbybyłpowietrzem.JakżedługoOmarczekałnatospotkanie,takwielechciałjejpowiedzieć,ale
teraz,wtejsmutnejsytuacji,nawetwzrokjejpozostałniemy.Halimaznówzwróciłasiędoojca.
Zapadałzmrok,kiedyOmaropuściłdom;wątpił,czyciężkochoryJusufprzeżyjetendzień.Teraz
pochodniezapłonęłytakżeprzedinnymidomami.Staływdzbanachalbobyływetkniętewpiasek.Nie
widaćbyłoludzi.Omarwróciłbiegiemdoprzystani.Przewoźniknicniepowiedział,Omarteżniemiał
ochotynarozmowę.
Nazajutrzranozszybkościąbłyskawicyrozeszłasięwiadomość:Cholera!Podobnoprzyszłazdelty
Nilu.Naczelnikstacjizabroniłwysiadaćpasażeromprzybywającympociągamizpółnocy.Miałyone
jechaćdalejzamknięte.Leczanitenśrodek,aniukrywaniesięludziwdomachniezapobiegły
nieszczęściu,choleranawiedziłaLuksor.
Ludziewyglądającynazdrowychpadalinaulicyjakmuchy.Leżelizotwartymioczamiiustami.
OkręcenipłótnamipracownicyCzerwonegoPółksiężycapchalipoulicachwózkinawysokichkołachze
zwłokami;brakowałotrumien.Niejednegozmarłegopolicjamusiałasiłąwyciągaćzdomu,kiedykrewni,
wbrewzarządzeniumudira,chcielinieboszczykazłożyćnamarach.Przedhotelem„WinterPalace”
patrolowaliuzbrojenistrażnicyibroniliwstępudośrodka.Dokołaunosiłysiękłębydymu,należało
bowiem—wmyślnakazuzdezynfekowaćkażdąsypialnię,wktórejktośumarł.Okropnysmródkarbolui
oparówsiarkiunosiłsięnadcałymmiastem.
KiedynadLuksoremzapadałanoc,przedkażdymdomem,wktórympanowałacholera,zapalano
pochodnie,abyinnigoomijali;równieżwnocywywożonotrupy,wózkiskrzypiałygłośnona
wyludnionychulicach.Byłtoczasszczurów.Wychodziłysetkamizkanałów,tłuste,wielkościkotów,i
ożywiałyrynsztoki,awiększośćniedałasięodpędzićnawetzapomocąsuchegowapna,które
rozsypywanodladezynfekcji.Gdyjedentłustygryzońzdychał,zjawiałysięgromadynastępnych,bygo
pożreć,ianiwaleniekijami,anigłośnekrzykinieodstraszałytychwstrętnychzwierząt.
PrzeddomemprofesoraShelleyajeszczeniepaliłasiępochodnia,alepanowałtamstrachikiedy
Clairezaczęłanarzekaćnakurczewłydkach,suchośćwustachichrypkę,Nundazaczęłazestrachu
głośnośpiewać,OmarzaśpobiegłpędempodoktoraMansura.Lekarzprzyszedłzwypchanątorbąi
zbadałClaire.Shelleyspojrzałnaniegozniepokojem.Doktorskinąłgłową.
TejnocyOmarzapaliłpochodnięiustawiłjąwdzbanieprzeddrzwiami.Ogarnęłagogrozaprzed
ciemnościąwdomu,spędziłresztęnocydrżąc,przytulonydościany.
Strachzabijazmęczenie.Omarowiwcalenicchciałosięspać,byłprzedewszystkimzajęty
obserwowaniemswychłydekiwsłuchiwaniemsięwbrzmieniewłasnegogłosu,bouważał,żeijegonie
oszczędzitastraszliwachoroba.
StanClairewyraźniesiępogarszał,drżałanacałymciele,prężyłasię.Lekarzpodałjejlaudaniumi
innegorzkienapojeistwierdził,żejeśliprzeżyjenastępnydzień,tomaszansęwyjśćzchoroby.Shelley
uznałzastosownepoinformowaćżonęojejstanie,bypobudzićjejwolęprzetrwania.
Omarstałsięwięcświadkiemwalkinaśmierćiżycie.Wydawałomusię,żewidzi,jakkobieta
walczyzewszystkichsiłzprzewrotnąśmiercią.Clairejęczała,biłapięściamiwokółsiebie,jakby
chciałaodpędzićniewidzialnegowroga.Wlewaławsiebieleki,wymiotowała,znówbrałaleki.Shelley
trzymałjązarękę,przyciskałdrżąceciałodopościeli.WśrodkunocyClairewydałaprzerażający
okrzyk,zarazpotemnastępny,jakbyuwolniłasięzuchwytuwroga,poczymleżałaspokojnie.Oddychała
głośnoiciężko.
Byłtocud,żeClaireprzeżyła,icud,żeniktwdomusięodniejniczaraził.Omarjednakniepokoiłsię
oHalimę.Jakonasięma?Czycholerająoszczędziła?
Zakazmudirazabraniałopuszczaniamiasta.Patrolepolicjichodziłydzieńinoczodbezpieczoną
bronią.KtochciałprzeprawićsięprzezNilmusiałpokazaćpodpisanyprzezmudirafirman,atakifirman
otrzymywalitylkolekarze,pomocnicyCzerwonegoPółksiężycaigrabarze.Comiałrobić?
Omaradręczyłamyśl,żeprzezwieletygodnimusitrwaćwniepewności.Niemógłjeść,aimdłużej
tenstantrwał,tymjaśniejzdawałsobiesprawę,żeniewytrzyma.Postanowiłwjakiśsposóbprzedostać
sięnadrugibrzeg.
Nazajutrzoświadczyłprofesorowi,żezgłosisięnaochotnikadoobsługichorych.Oczywiścienie
podałprawdziwejprzyczyny.ReakcjaShelleyawahałasiępomiędzyobawąoewentualneskutkitej
decyzjiaszczerympodziwemdlabezinteresownejchęciniesieniapomocy.WtensposóbOmarotrzymał
firman,białąopaskęnaramięimaskęochronnąnaustaimógłsięswobodnieporuszać.
Nadzieja,żezobaczyHalimę,pozwoliłaOmarowiniemyślećowszystkichokropnościachoglądanych
wciągunastępnychdni:ludziachwśmiertelnychkonwulsjach,krewnychsiłąodciąganychodzwłok,
małychdzieciachosinychciałkach.Zmarłychukładanonadeskachitransportowanowózkamina
cmentarzeprzygotowanewpośpiechupodmiastemspecjalniedlaofiarzarazy.Omarstarałsięprzytych
pracachmyślećoHalimie,alemógłsobiewyobrazićtylkojejtwarzwoknieswegopokojuijużpo
chwiliwzrokjegopadałznównacierpiącychludziitrupynałóżkach.
TrzeciegodniaOmarpowiedział,żeczujesięsłabo,cozresztąbyłoprawdą,izwolnionyzpracy,
pobiegłprostonabrzegNilu,gdziedziękifirmanowiminąłwszystkieposterunkiinakazał
przewoźnikowi,bygoprzewiózłnadrugibrzeg.Biegiemodbyłdrogędoel-Kurna.PrzeddomemJusufa
zawahałsięprzezchwilę,następnieotworzyłdrzwi.
—Halima—powiedziałOmarzaskoczony.Wostatnichdniachnagromadziłosiętylespraw,o
którychchciałjejopowiedzieć,ateraz,kiedynagleprzednimstanęła,niewiedział,comamówić.—
Halima
—powtórzyłbezgłośnie.
Dziewczynawyszłanadwór,podeszładoniegoijakbynajakiśtajemniczyznakpadlisobiew
ramiona.Płakaliiocieralisobienawzajemłzyrękami.PotemHalimawprowadziłaOmaradodomu.
Rozchodziłsiętamostryzapach.Chłopiecpoznałmiejsce,gdzieprzedkilkomadniamistałołóżko
staregoJusufa.—Czyonumarł?—zapytałnieśmiało.
Halimaskinęławmilczeniu,potemnabrałagłębokopowietrzairzekła:
—Wdwadnizostałamsierotą.
—Czytwojamatkatakżeumarła?
—Nigdysobieniewyobrażałam,żetopójdzietakprędko.
—Czymaszrodzeństwo?
Halimapotrząsnęłagłową.
—Cochceszzrobić?
—Allahwskażemidrogę.
Omarchodziłposkromnieumeblowanympokoju.
—Aprzecieżtobyłtakisilnyczłowiek—zaczęładziewczyna—nieduży,alejakiodporny.Samnie
wiedział,ilenaprawdęmalat;myślałam,żebędzieżyłjeszczepięćdziesiątlat.
—Czybardzogokochałaś?
—Kochałaminienawidziłam;nawetbardzonienawidziłam,aleteraz,kiedyumarł,wydajemisię,że
gotylkokochałam.
OmarspojrzałnaHalimę.Wzruszałagoobecnośćdziewczyny,niezależałomunawetnatym,by
rozumiećsensjejsłów.
—Byłtoczłowiektajemniczy,byłmoimojcem,alejeślimambyćszczera,muszępowiedzieć,żew
ogólegonieznałam.Byłupartyiwielerzeczy,jakierobił,byłodlamniecałkiemniezrozumiałych.
Nawetkiedyumierał.
—Comasznamyśli,Halimo?
—Kiedyspostrzegłam,żezbliżasięjegokoniec,ujęłamgozarękę.Byłcałkiemspokojny,aleoczy
mupłonęły,kiedynamniespoglądał,apotemcośpowiedział.Najpierwmyślałam,żewymawiamoje
imię,aleonpotempowtórzyłtrzyczyczteryrazytosamoizrozumiałam,copowiedział:Imhotep.
—Imhotep?Cotoznaczy?
—Przecieżcimówiłam,żeJusufbyłtajemniczymczłowiekiem.
—Możetomiałocośwspólnegozostrzeżeniem,jakiewtedymiprzekazałaś?
—Nie—odparłaHalimaszybko.
—Aletoostrzeżenienadaljestaktualne?
Halimamilczała,Omarprzyciągnąłjądosiebie.Odwróciłagłowęiniepatrzącnaniego,
powiedziała:
—Bojęsięociebie,Omarze,aleniemogęcipowiedziećdlaczego.Musiszstądodejść,rozumiesz?
Nawetjeślitojestbolesne.
Omarodparł:
—TahanauczyłmniepisaćiczytaćKoran.Wtrzeciejsurzejestnapisane,żeżadenczłowieknie
umrzewbrewwoliAllaha.Pocowięcuciekać?GdybywoląAllahabyłopołożyćkresmojemumłodemu
życiu,todośćmiałdotegosposobności.Gdybysądzonemibyłoumrzeć,wolaAllahadosięgłabymnie
zarównonaszczycieGebelel-Schajib,jakiwKotlinieKattary.
MimonatarczywychpytańHalimaniezdradziła,ktokryjesięzatymigroźbami.ToteżOmaruznał,że
czaswracaćdodomu.Pocałowałdziewczynęwczołoiprzyrzekł,żeprzyjdziejutrolubpojutrze.
Równienagłe,jakprzyszła,choleraznikławciągujednejnocy.Corazwięcejpochodniwygasało.Ci,
coprzeżyli,początkowobalisięoddychać,wyglądałotak,jakbyZiemiaprzestałakrążyćwokółwłasnej
osi.Skargiżałobneodzianychnaczarnokobietmieszałysięzradosnymśpiewemmłodych,sławiących
wszechlitościwegoAllaha.Uliceiplacenagleznówożyły,ludziezaczęliwypełzaćzdomówjaktermity
poburzy,zachowywalisięswobodnieiżyczliwiewobecsiebie;skąpoubranilubcałkiemnadzytańczyli
wokółcuchnącychognisk,którepodsycaliwłasnąodzieżą.Piekłoirajsąsiadowałyzesobą.
Tych,copomagalipodczaszarazy—aprzeżyłtylkocotrzeciznich—czczonojakbohaterów;
dotyczyłotorównieżOmara,któregozpowodupochwałidarówpieniężnychdręczyłonieczyste
sumienie.Alecomiałrobić?Czywyznać,żetonieofiarnośćbyłamotywemowejsamobójczejpracy,
leczmiłośćdodziewczyny?Omarwolałmilczeć.
Postanowił—choćnieprzyszłomutołatwo—poinformowaćprofesoraoswojejwizycieu
dziewczynyijejostrzeżeniu,atakżeoostatnimsłowieumierającegoJusufa.
Shelleyspojrzałnachłopcazkonsternacją.
—Imhotep?powiadasz,Imhotep?
—Tak.Imhotep,jasaidi.Cotoznaczy?
—Samchciałbymtowiedzieć.
—Alejestpanzdziwiony,jasaidi.
—Tak,zdziwiony.Możetonaprawdęprzypadek,alekiedyotymopowiedziałeś,przypomniałamisię
książka,którależałanastolewpokojuhotelowymCarlyle’a.
—Byłatoangielskaksiążka,jeślidobrzepamiętam.
—Tak.Kiedyjąprzeglądałem,wypadłakartka,ananiejbyłojednosłowo:Imhotep.
—KtotojestImhotep?
—Imhotepbyłlekarzem,budowniczym,kapłanemimędrcem.Żyłdwaipółtysiącalatprzed
przełomemstuleciazapanowaniafaraonaDżoseraijestznanyjakowynalazcapiramidy.Uchodzitakże
zatwórcęnajstarszejegipskiejnaukimądrości.Jakolekarzdokonywałpodobnoistnychcudów,dlatego
starożytniEgipcjanieczciligowMemfisitu,wLuksorze,jakobogasztukiuzdrawiania.Naposągach,
któreznaleziono,przedstawionyjestjakołysymężczyznaczytającyzwójpergaminu.Dlaswegokróla
Dżoserazbudowałodpowiednidojegostanugrobowiec,piramidęschodkowąwSakkarze—powiadają,
żejesttonajstarsza
budowlanaświecie.Dookołatejpiramidyarcheolodzyznaleźlimnóstwoodłamkówzimieniem
Imhotepa,takżejestbardzoprawdopodobne,iżgdzieśwtejokolicyznajdujesięjegoostatniemiejsce
spoczynku.Innymisłowy:grobowiecboga!Przypuszczeniabadaczysąnastępujące:jeślistarożytni
Egipcjaniechowaliswychkrólówztakąpompą,zjakimrozmachemmusielipochowaćwcielonego
boga!...
Omarsłuchałzafascynowany,aleniewidziałpowiązaniamiędzyopowieściąprofesoraaCarlyle’emi
Jusufem.Chociażwydałomusiętobardzodziwne.
—Cotozadziewczyna?—zapytałShelleynagle.
Omaraprzeraziłostrytonprofesora,starałsięwięcgouspokoić.
—Jasaidi,Halimatodobradziewczyna,nigdyniezrobiłabyniczłego,Inszallah.
—Ach,cotam—odparłShelleyniechętnie.—Ostrzegłacię,awięcnapewnocoświe.Awkażdym
raziewiewięcej,niżchcepowiedzieć.
—Topewne,jasaidi.
—Idlategopowinniśmyzłożyćmelduneknapolicji.
—Tylkoniepolicja,tylkoniepolicja—jęczałOmar.—Halimatodobradziewczyna.
—Aletowtwoimwłasnyminteresie—rzekłprofesor.
WówczasOmarwyprostowałsię,jakbychciałswymwzrostemnadaćpowagisłowom,ipowiedział
rzeczowo:
—Jasaidi,proszęmidaćkilkadni,azmuszęHalimędomówienia.
Profesorpoczątkowoniechciałsięzgodzić.Uważał,żelepiejbędziewciągnąćwtopolicję,by
wywarłanacisknadziewczynę;alepotemustąpiłpodwpływemusilnychpróśbOmara;noboskądmożna
wiedzieć,argumentowałOmar,żeHalimapowiepolicjiprawdę?
Toprzekonałoprofesora.Jeśliwogólektośbyłzdolnynakłonićdziewczynędowyznaniaprawdy,to
tylkoOmar.
NazajutrzzranaOmarudałsiędoel-Kurna.JakzwyklewmiesiącachDulkadaiDulhedżamleczna
mgłaunosiłasięnadleżącąugoremziemią.Pachniałomokrympiaskiem,aniewidzialnekrukiisępy
skrzeczałyswojąpieśńporanną.Szlifierzkamienijużpracował,bosłychaćbyłozgrzytmetaluna
kamiennymkole.
PrzeddomemHalimysiedziałstaryczłowiek,strugałkijinieprzerwałswegozajęcia,kiedyOmar
podszedłipozdrowiłgo.PrzychodzidoHalimy.
—DoHalimy?—Starypodniósłgłowęispojrzałnachłopcaspodprzymkniętychpowiek,poczym
zabrałsięznówdopracy,rzucającmimochodem:—Halimaodeszła.
—Odeszła?Dokąd?
Staryczłowiekwzruszyłramionami.
—Odeszła,terazjatutajmieszkam.
—Aledomnależyprzecież...
—...doMustafyAgiAyata—wtrąciłstary—onmigowynajął.
—AdokądprzeniosłasięHalima?—napiera!chłopiec.
—Jaksięnazywasz?—zapytałstary.
—OmarMoussa.
Nicpatrzącnaniego,starywstał,wszedłdodomuiwróciłzlistem,którypodałOmarowibezsłowa.
Omarwziąłgoiprzeczytał:
„Mójdrogi!Człowiek,któryCiwręczytenlist,znajegotreść,bospisałkażdesłowo,jakie
wypowiedziałam.Wiedziałam,żeprzyjdziesz,żezlekceważyszmojeostrzeżenie.Jesteśupartym
chłopcem.Aleniestańsięzarozumiały.Allahkochatylkotych,cookazująpokorę.Jeślipragnieszokazać
pokoręwobecMiłosiernego,toopuśćtomiejsce,gdziesiętylenacierpiałeś,bozłowciążjeszczesię
czai.
Nigdyjużmnieniczobaczysz.Niepytajdlaczego.Sąsprawy,którychniedasięwytłumaczyć.Serce
misiękraje,duszapłaczenamyśl,żemuszęsięzTobąnazawszepożegnać,aletaknapewnojestlepiej.
Kochajmniewswychmyślach,takjakjatoczynię.WImięBogaMiłosiernego,Halima.”
GdyOmarpodniósłwzrok,staregojużniebyło.Słońceprzedarłosięprzezporannąróżowąmgłę.Od
brzeguwołanoprzewoźników.Gdzieśryczałuparcieosioł,kozyskakałyponiebrukowanejulicy.Omar
ruszyłwdrogępowrotną.
Naskrajuwsiel-Kurna,tamgdziezakurzonaścieżkarozgałęziasięiprowadzinalewodoDerel-
Bahari,anaprawodoDolinyKrólów,wciążsłychaćbyłozgrzytszlifierki,cichy,aleprzenikliwy.Omar
sięzatrzymał.Skąddochodzitenodgłos?Poszedłdalej,znówsięzatrzymał.Jasne.Słyszałtenodgłos,
kiedysiedziałwgrobowcu,wktórymwięziligoporywacze.
Omarrozejrzałsiędokoła.Nazachodzieskałyzaczynałylśnićwsłońcu,anawschodzie,podrugiej
stronieNilu,wyłaniałasięzporannejmgłyświątyniaLuksoru.Jakątajemnicękryłwsobietenpotężny
krajobraz?Gdziewprzeszłościczyteżwteraźniejszościtkwiłkluczdotychwszystkichdziwnych
zdarzeń?
BERLIN.UNTERDENLINDEN
ZaprawdęBógznato,coskrytewniebiosachinaziemi!
Onwiedobrze,cokryjąpiersi!
Onjesttym,któryuczyniłwasnamiestnikaminaziemi.
Aktoniewierzy,
tojegoniewiarazwrócisięprzeciwniemu.
Niewiaratych,którzyniewierzą,tylkopowiększanienawiśćichpana;
niewiaratych,którzyniewierzą,tylkopowiększaichzgubę.
Koran,suraXXXV
*
Berlinwiosną.Zhotelu„Bristol”przyWilhelmstrassewyszławytwornieubranakobieta.Jejkrótko
ostrzyżone,kruczoczarnewłosybyłycałkowiciezakrytedużymkapeluszemprzybranymkolorowymi
piórami.Podpierającsięparasolkąozdobionąfalbankami,podeszładoczekającejprzedhotelem
taksówki;kierowcaotworzyłdrzwiipodałkobiecieramię,pomagającjejwsiąść.
—Do„PałacuAdmiralskiego”!—powiedziałachłodnopięknakobieta,apojejwymowiemożna
byłopoznać,żejestcudzoziemką.
—„PałacAdmiralski”,Friedrichstrasse.—Kierowcazasalutował,następniezacząłkręcićkorbą
wystającązprzoduwozu.Energicznymruchempodniósłrączkędogóryiautomobilzacząłwarczeć.
Nowomodnymautomobilom—podobnobyłoichjużwmieściesiedemtysięcy—zakazanojeździć
szybciejniżdwadzieściapięćkilometrównagodzinę,takwięckobietazrezygnacjąoglądałaszerokie
bulwaryzkwietnikamiistudzienkamiorazozdobnefasadydomów,którezamiastbrammiaływysokie
oszkloneportale,kutezżelaza,aparapetyzlśniącegomosiądzulubniegustowniepozłacane.
Traktspacerowy,jakimkiedyśbyłatawspaniałaulicaUnterdenLinden,przesuwałsięcorazbardziej
nazachód,wstronęKurfurstendamm,naTauentzienstrasseiwokolicepomiędzyNollendorffplatza
Victoria-Luise-Platz,gdziewciąguniewielulatwyrosłyjakgrzybypodeszczuniezliczonekawiarniez
muzyką,baryimieszkaniaztelefonami.Nakażdymkrokuspotykałosięsłupyogłoszeniowereklamujące
rozrywkirozmaitegorodzaju,środkidoprania,aletakżeostrzeżeniaberlińskiegoprefektapolicji,na
przykładtakie:„Obwieszczenie.Podajesiędowiadomości,żeulicajestprzeznaczonawyłączniedla
ruchukołowego.Wobecłamiącychzarządzeniedopuszczasięużyciebroni.Przestrzegasięprzed
ryzykiem.”Plakatbyłskierowanyprzedewszystkimdolewicowychdemonstrantów.
PrzyambasadzieangielskiejautoskręciłowprawonaUnterdenLinden.Teraz,napoczątkumaja,
drzewapokrywałamłodazieleń;kierowcaskorzystałzszerokościulicy,byprzyjrzećsięwlusterku
zwrotnymswojejpasażerce.
Samotnakobietazdążapopołudniudo„PałacuAdmiralskiego”?Cośtuniejestwporządku!Tendom
handlowyrozrywkiniecieszysięprzecieżnajlepsząsławą.Otejporzespotykająsiętutajpanienkiz
Tauentzien,dziewczętalekkichobyczajów,którenatejulicypozwalająsięzaprosićnalody,późniejzaś,
wymalowaneiupudrowane,racząsiębezczelniedrogimikoktajlami.Jakna„taką”takobietajestzbyt
gustownieubranaiwypielęgnowana,alecałkiem„przyzwoita”tadamulkazpewnościąrównieżniejest.
Autozatrzymałosięprzed„PałacemAdmiralskim”.Nadwejściem,któreswympompejańsko-
bizantyjskim,pełnymprzepychustylemprzypominałoraczejświątynię,pyszniłsięwielkimiczerwonymi
literamiwielkościczłowiekamonstrualnynapis:„Yvonne”,zapowiadającypantomimę.Służącyw
liberiachszerokootwieralidrzwi.Wśródkolumnimozaik,czerwonegopluszuiwysokichpalmgrała
orkiestra,panowałapodniosłaatmosferakawiarni,panowiewubraniachzdomutowarowego,paniewe
frywolnychsukienkach.
Kobietaznalazławolnystolik,usiadłanapluszowymfoteluizaczęłagrzebaćwtorebce.Wreszcie
wyciągnęładługącygarniczkę,wyjęłapapierosaiczekała;jakiśstarszypanspostrzegłjejbezradnośći
podałogień.Pokasłując,zmieszany,usiłowałnawiązaćrozmowę,alekobietaudała,żegonierozumie.
Odpowiadałapoangielsku,amężczyznanieznałtegojęzyka,więcuprzejmiesiępożegnał.
—Halo,ladyDawson!
Kobietapodniosławzrokispojrzałanagąbczastątwarzmłodegoczłowieka.Miałnasobiegarnituri
sztywnykołnierzyk,aleodrazubyłowidać,żeniecodzieńnositenstrójiżenajwyraźniejnieczujesię
wnimdobrze.
—Odrazupaniąpoznałempoopisie—rzekłtrochęnieudolnąangielszczyzną.
—AwięcpannazywasięMr.Kellermann—stwierdziłakobieta.—Wiepan,ocochodzi.
Kellermannniespokojniewierciłsięwfotelu.
—To,żewiem,tolekkaprzesada.Alepanizpewnościąmipowie,czegopaniodemnieoczekuje.
LadyDawsonwyjęłaztorebkikopertę.Nieufnierozejrzałasięnawszystkiestrony,czyniktjejnie
obserwuje,idopierokiedysięprzekonała,żeniktniewidzi,wyjęłajakiśpapierirozłożyłaprzed
Kellermannem.Widniałnanimzarysdużegobudynku.
—Totendom—ladywskazałacygarniczkąplan—tujestwejście,tuhol,schodypolewejstronie
prowadządodziałunapierwszympiętrze.Tustojąstrażnicy,przeważniedwóchstarszychmężczyznw
mundurach.Ichprzedewszystkimtrzebamiećnaokupodczasdrogipowrotnej.Wejścienawystawę
znajdujesięnaprzeciwkookna,awięcpozazasięgiemwzrokuiuszudozorców,chybażeużyjepan
dynamitu!—ladyDawsonuśmiechnęłasię.
Kellermannprzyglądałsięplanowiprzymrużonymioczami.
—Dotądwszystkojestjasne.Tylkogdzieleżytenprzeklętykamień?
Angielkawskazałakrzyżyknaplanie.
—Tu.Wtympomieszczeniusątrzywitryny.Tylnazawieratrzyobiekty:głowęzwapienianaturalnej
wielkości,małyposągskulonegopisarza,aobokczarnykamień,naktórymmizależy.Chodzituo
pękniętąpłytę,właściwietylkooczęśćkamiennejpłytyszerokościdłoni,wysokościłokcia,zdrobnym
pismem.
—Inatejpłyciepanizależy?
—Tylkonaniej.
Kellermannjeszczerazzbadałplan,skinąłzezrozumieniemgłowąirzekłsilącsięnażyczliwość:
—Zrobisię,lady.Ailetarzeczjestdlapaniwarta?
LadyDawsonzłożyłaplaniprzesunęłagowrazzkopertąwstronęKellermanna.
—Wkoperciejestpołowa.Resztaprzyodbiorze.
Kellermannzajrzałdokoperty;przezdłuższąchwilębezczelnieprzyglądałsięladyDawson,wreszcie
rzekł:
—Czywolnomizaprosićpaniąnakoktajl?—inieczekającnaodpowiedź,strzeliłpalcamiigłośno
przywołałwyfrakowanegokelnera.
LadyDawsonmilczałaiobserwowałaożywionyruchwkawiarni.
—Tooczywiściemnienieobchodzi—Kellermannztrudemzacząłkonwersację—aleczytenstary
poobtłukiwanykamieńwartjestnaprawdętylepieniędzy?
—Zgadzasię.
—Cosięzgadza?
—Zgadzasię,żetopananicnieobchodzi,HerrKellermann!—Kobietaużyłaniemieckiegosłowa,
alezabrzmiałoonoironicznie,jakgdybychciałazakpićzeswegorozmówcy.
Kellermannudał,żetegoniezauważył,iciągnąłdalej:
—Nieobchodzimnieto,lady,alejeśliwkamieniuznajdujesięzłotażyła,tomógłbymzwiaćztak
cennąsztuką.
LadyDawsonroześmiałasię.
—Dlapanatarzecznieprzedstawiaabsolutnieżadnejwartości.Ajeślichcepanotrzymaćpełne
honorarium,topowinienpandostarczyćtenkamieńmożliwienajprędzej.
Ladywstała,wyraźniezirytowanapaliłapapierosa.
—Czekamnawiadomość!—rzekła,odwróciłasięiznikławtłumie.
Trzydnipóźniej,6maja1912,ladyDawsonotrzymaławhotelutelegram:„Zleceniewykonane.
Spotkaniew«Piccadilly-Kasino»,oósmejwieczorem.K.”
NaLeipziger-Strassegazeciarzegłośnowykrzykiwalitytułyświeżowydrukowanychgazet
wieczornych:Sprawapotrójnegomordurabunkowegoprzedsądemprzysięgłych,Nadburmistrz
zapowiadadymisję,PrzybyciecesarzadoGenui,Kradzieżprzy„Lustgarten”.
„Lustgarten”?AltesMuseumpołożonebyłoprzy„Lustgarten”.NaPotsdamerPlatzladyDawson
kazałazatrzymaćauto,bykupić„BerlinerTagblatt”.Szybkoprzebiegławzrokiemartykułpt.Kradzież
przy„Lustgarten
„Nieznanisprawcyskradliwmuzeumprzy«Lustgarten»skarbyegipskienieocenionejwartości.
ChodzioposągiirzeźbygłówzestarożytnegoEgiptu,któreprofesorowieHermannRankeiLudwig
Borchardtodnaleźlipodczaspracwykopaliskowych.Sprawcy,którzyniepozostawilinajmniejszych
śladów,włamalisięnocąprzezokno.Bylinietylkoświetniezorientowani,wykazalitakżeznakomitą
znajomośćprzedmiotu,bozabralitylkonajbardziejwartościowerzeczy.Komendantpolicjizarządził
śledztwonawielkąskalę.”
LadyDawsonzłożyłagazetęizawołała:
—Proszęjechaćjaknajprędzejdo„Piccadilly-Kasino”,Billowstrasse!
Kasyno,znajdującesięwbiałotynkowanymbudynkuzkolumnami,zzewnątrzsprawiałowrażenie
bardzosolidne.Obokmosiężnegodzwonkawisiałalśniącatabliczka:„Klubtowarzyski”;niebyłowięc
wtymnicniezwykłego,jeśliprzychodziłytusamotnepanie.Portierka,starannieubrana,
pięćdziesięcioletniakobietaostrzyżonakrótkopomęsku,otworzyładrzwidopierowówczas,kiedylady
DawsonwymieniłanazwiskoKellermanna.Rzekłazwięźle:
—Ostatniedrzwinaprawo.
Frontowypokójbyłutrzymanywbieli;miałwysoki,biały,kaflowypiec,białystolikbarowy,biały
fortepianiwiklinowemeble—równieżbiałe.Przystolikachsiedzieliładnichłopcyzeznudzonymi
minamiipalilipapierosy.Następnepomieszczenie,oddzieloneodpierwszegotylkobrokatowązasłoną,
byłoutrzymanewkolorzeróżowym;siedziałytampanie;stamtądwchodziłosiędomniejszych
gabinetów.LadyDawsonzapukaładoostatnichdrzwinaprawo.
Kellermannotworzył,alezanimzdołałcośpowiedzieć,ladyDawsonzalałagopotokiemsłów:
—PanieKellermann,panchybazwariował!Chciałamtylkojednąsztukę,ówkamień,któregostratą
niktbysięzapewnezbytnionieprzejął.Apancozrobił!—Uderzyłaprzytympięściąwgazetę.
—Pst.—Kellermannprzyłożyłpalecdoust.—Ścianymająuszy.—Następnieposadziłkobietęna
potężnymfoteluirzekłspokojnie:PaniDawson,chciałapaniodemnietenkamieńizdobyłemgo.Nie
rozumiem,dlaczegosiępanitakprzejmuje?
—Dlaczegosięprzejmuję?Bopolicjapanatropi,panieKellermann.Apotemzacznietropićimnie.
—Niepozostawiłemżadnychśladów.
—Ach,totylkokwestiaczasu.Czypansięzastanowił,copanpocznieztymłupem?Sądzipan,że
znajdziepannabywcęnataktrefnytowar?
Kellermannopadłnaprzeciwległyfoteliskinąłgłowązożywieniem.
—Oczywiście.Panią!
—Mnie?LadyDawsonkrzyknęłatakgłośno,żeKellermansięprzeraził.Potemroześmiałasię
prowokująco.—Wobectegoszybkosiępanrozczaruje.
AleKellermannuśmiechnąłsięzłośliwieipodszedłdoniej.
—Albowszystko,albonic.
—Chcemniepanszantażować?Nodobrze,ile?
—Myślę,żepięćtysięcy.
—Chybapanzwariował,pięćtysięcy!
—Pięćtysięcyianimarkimniej.Możesiępanijeszczezastanowić.Możeznajdąsięinnichętni.Oto
mójadres.Proszęmidaćznać,kiedysiępanizdecyduje.
LadyDawsonwstała.Oczyjejpłonęłygniewem,kiedywyrywałazrąkKellermannawizytówkę.
Następnieznikłabezsłowa.
Berlińczycyniezbytprzejęlisiękradzieżąwmuzeum.Mieliważniejszetematy,naprzykładzatonięcie
„Tytanika”przedtrzematygodniami,którepochłonęłopółtoratysiącaofiar.Alewsobotę,11maja,
sprawaprzybrałaniespodziewanyobrót.
„BerlinerZeitung”donosiłategodnia:
„Kradzieżwmuzeumwyjaśniona.Złodziejpopełniłsamobójstwo.Wdniuwczorajszym,wpiątek,w
godzinachwieczornychwezwanopolicjędopensjonatuprzyAlteJakobstrasse.Wwynajętympokojuna
pierwszympiętrzeznalezionozwłokiHerbertaK.,robotnika,nigdzieniezatrudnionego.Zastrzeliłsię.
Podczasprzeszukiwaniapokojupolicjaznalazłazrabowanewubiegłymtygodniudziełasztukizmuzeum
przy«Lustgarten».Wszystkieprzedmioty,opróczjednego,niewieleznaczącego,zostałyzabezpieczonei
przewiezionezpowrotemdomuzeum.Złodziej,dokonująctegoczynu,niepomyślał,żeskarbytakiej
wartościniedadząsięsprzedaćpaserowi,izrozpaczypopełniłsamobójstwo.”
*
MałypensjonatprzyKönigsgrabennaprzeciwkodomutowarowegoTietzasprawiałwrażenie
zaniedbanego.WnocysłychaćtubyłohałaszdworcaAlexanderplatz,wkażdymraziewpokojachod
tyłu,wktórychnaczwartympiętrzemieszkałodwóchEgipcjan.Obcymężczyźniniezwracalinasiebie
niczyjejuwagi,ponieważwtymdomuzatrzymywalisięprawiewyłączniecudzoziemcy,przeważnie
akwizytorzyiludzieinteresuzpołudniaEuropy.
Cidwajzamknęlisięwpokojunumer43.ponuroumeblowanympomieszczeniuzokrągłymstołemw
kącie.Siedzielidookołaniegomężczyżniizachwyconymwzrokiemwpatrywalisięwcośczarnego
leżącegoprzednimi,comiałozaledwiewielkośćdłoniidługośćłokcia.
—Kiedysięchcedowiedzieć,gdziejestmiód,należy
śledzićpszczołę—rzekłMustafaAgaAyati
zacząłprzewracaćoczami.
—Aleczytrzebabyłodrabaodrazuzastrzelić?—powiedziałIbrahimel-Nawawiz
powątpiewaniem.
Mustafazerwałsię.alenatychmiastsięzmitygowałizacząłmówićcicho:
—Onnasszantażował,azszantażystąnależyjaknajszybciejskończyć.Zresztą—mojeuznanie,
zrobiłeśdobrąrobotę.Przeczytałemwszystkiegazety,niczegoniepodejrzewają—bezwątpienia
samobójstwo.NiechżyjeEgipt!
—NiechżyjeEgipt—powtórzyłel-Nawawibezdźwięcznieipochwilidodał:—Inaszachwalebna
przeszłość.
TymczasemAyatwyciągnąłzwiniętypapierdopakowaniairozpostarłnastole.Rysuneknapapierze
przypominałkształtemowcząskóręwzmniejszeniu.Agapołożyłczarnykamieńnapapierzeiusiłowałgo
dopasowaćdozarysu.Udałosiębezwiększegotrudu.Agapowstrzymałokrzykradości.
—Niemawątpliwości,pasuje!
—Jesteśpewien?—Ibrahimel-Nawawispoglądałnieufnie.
—Samzobacz!—Agapodsunąłpapierzleżącymnanimkamieniembliżejel-Nawawiegoiwskazał
ułamanemiejsce.Liniaprzebiegałanieregularnie,aledokładnierównolegledorysunku.—Pasujejak
brodadoProroka.
El-Nawawiprzyglądałsięzciekawością,potemodchyliłsięnafoteluirzekł:
—Obyśmiałrację.Chciałbym,abytenprzeklętykamieńdoprowadziłnasdocelu.
—Docelu?—MustafaAgaAyatzapaliłpapierosa.—Wystarczynamnarazie,jeślitaakcjaposunie
nasokrokdoprzodu.Ocelujeszczeniemożebyćmowy.
—Czypotrafiszwyjaśnićznakinakamieniu,mamnamyśli,czyistotnietarzeczjestwartatakiego
zachodu?
—Oczywiście,żenie!—odparłAgazirytowany.—Gdybymtopotrafił,niezajmowałbymsię
przykładaniempieczęciwpaszportachobcychludzi.Wiemtylko,żejesttopismodemotyczne,awięc
jeszczestarszeniżkoptyjskie,iżekamieńpochodzizRaszidwzachodniejdelcieNilu.
—AwjakisposóbdostałsiędoBerlina?
—Inszallah.Todługahistoria.SięgaczasówNapoleona.Kiedytenwylądowałprzedponadstulatyw
Egipcie,kazałzbudowaćwRaszidtwierdzę.PodczaspracbudowlanychFrancuzinatknęlisięnaczarny
bazaltowykamieńwielkościkołauwozu.Nakamieniutymbyłouwiecznioneobwieszczeniekapłanówz
Memfis.Treśćniebyłaistotna,ważnejednakbyłoto,żetekstwyrytotrzemaróżnymipismami:
hieroglifami,pismemdemotycznymigreckim.Inapodstawietegokamieniamożnabyłowdwadzieścia
latpóźniejodczytaćhieroglify.
—Acotomawspólnegoznaszymkamieniem?
—Posłuchaj!Namiejscu,gdzieprzedponadstulatyznalezionokamieńztrzemarodzajamipisma,
wieluarcheologówprowadziłowykopaliska.Francuzi.Włosi.Anglicy,wreszcieNiemcy.Wszyscymieli
nadzieję,żenatrafiąnawartościoweznalezisko,nazłoto,drogocennekamienie,rzeźby.Nadziejatolina.
naktórejtańczywieluszaleńców.
—Alenicnieznaleźli.
—Nicpróczkilkufragmentówpisma,którebadaczeotrzymalijakoprezent,bytakrzec,napamiątkę.
Oilemożnabyłowywnioskowaćzodłamków,byłyone,jaknaprzykładkamieńzRaszid,fragmentami
dokumentukapłanówzMemfis.Sątegosetki,nikomunieprzyszłobydogłowy,żeowefragmenty
któregośdnianabiorątakiegoznaczenia.Resztęhistoriiznasz.
—MasznamyślisprawęzKemalem?
—Tak.
—CzytenKemaljestistotniepasterzemkóz?
—Odsiedmiulatpasiekozywtejokolicy.Pewnegodniawetknąłswójkijpasterskiwziemię,jakto
czyniliwszyscypasterze,alenatrafiłnaopór.Wykopałpłytkądziuręiodkryłmałą,kruchą,czarną,
kamiennąpłytę,którejtrzybrzegibyłyobtłuczone.NiecopóźniejKemalprzyszedłdomnieichciałmi
sprzedaćtenkamień.Wyśmiałemgoipowiedziałem,żebywybrukowałnimwejściedoswegodomu,
czegośtakiegoniedasięsprzedać;wtedysięrozpłakał,ajazlitościdałemmuzakamieńdziesięć
piastrów.Odtądtenkamieńleżałnaparapeciewmoimbiurze.Leżałbytamdodziś,gdybypewnegodnia
tenszperaczCarlyleniezapytał,cooznaczająznakinapłycie.OpowiedziałemmuwięcoKemaluio
dziesięciupiastrach:śmialiśmysięobaj,aAnglikzapytał,czymógłbyzabraćkamień,chciałbygokomuś
pokazać.Zgodziłemsię.Pokilkudniachprzyszedłpodniecony,zapytałoKemalaiodokładnemiejsce
znaleziska,powiedział,żenależyposzukaćdalszychodłamków.Poprosiłem,abymisprawębliżej
wyjaśnił,aleonzachowywałsiętajemniczo
ipotraktowałmniejakgłupca.OdebrałemodniegopłytęiuprosiłemjednegozprzyjaciółwKairze,by
przetłumaczył,cojestnaniejnapisane,ioto,coodczytał:Mężczyznawyciągnąłzkieszeninapiersi
kartkęiwygładziłnastole.
/wielcybogowie,którzypełne/radośćwwieczności/kapłanizMemfis,którzydecyzjezczcią
wysłuchalipolecenia,bronićboskiegoImhot\cieńfaraonaHorasa\towięcej\całezłotoi
—„Całezłoto”—czytałsubmudir—dokładnieto,czegonampotrzeba.
—Ijajeznajdę.—Mustafauderzyłsiępięściąwpierś.Potemzawinąłkamieńwbrązowypapier,
mruknąłcośoniewiernychpsachchrześcijańskichidumnychsynachEgiptu,następniewłożyłpaczkędo
walizkiiodstawiającjąnaszafę,rzekł:—TerazkolejnaNagibaek-Kassara.
—Czytemuek-Kassarowimożnaufać?—zapytałsubmudirostrożnie.
—Włożyłbymzaniegorękęwogień—odparłAyat.—JeststarymtowarzyszemZaghulairównie
długojakonnaszymsprzymierzeńcem.Cobyśmybezniegozrobili?Onjedynystudiowałdawnąkulturę
naszegokrajuimożenampomócwtejsprawie.Większośćekspertówtobezbożnicudzoziemcy,zależy
imtylkonatym,bywywieźćztegokrajunasząsławnąprzeszłość.Zabralinamwszystko:naszychbogów,
naszeobeliski,nawetmozaikowepodłogi,poktórychstąpalinasiprzodkowie.Pewnegodniazabiorą
jeszczenaszepiramidyiustawiąwBerlinie,ParyżulubLondynie.
El-NawawiprzytaknąłAyatowi,żywokiwającgłową.
—DlatychEuropejczykówjesteśmyjedynieciemnymipoganiaczamiwielbłądów,pastuchamikóz,
czyścibutami,ludźmitrzeciej,anawetczwartejkategorii,zbytgłupimi,byzachowaćdziedzictwoswych
ojców.WszyscyEuropejczycy,którzyprzebywająwnaszymkraju,uważają,żemuszązmieniaćnasz
wschodnicharakter.Aconajgorsze,wieluznasprzyznajeimracjęiwielujużzatraciłonajlepszecechy
muzułmanówiprzejęłonajgorszecechyEuropejczyków;tegoniezmieninawetlordKitchener.Onjesti
pozostaniepsemchrześcijańskim,kolonialistą,choćbyniewiemjakczęstozapewniał,żejestjednymz
nas!OnjestipozostanieBrytyjczykiem,awszyscyBrytyjczycytowrogowie.Czytymniesłuchasz?
MustafaAgaAyatpołożyłsięnazasłanymłóżkuiwsunąłręcepodgłowę.Spoglądałwsufit.Istotnie
niesłuchał,aleniebyłtobrakgrzeczności,ajużnapewnonieobojętność;to,cosubmudirmówił,było
jużwielokrotnieomawianepodczastajnychzebrańnacjonalistówiuznanezasłuszne.
—Właśniesięzastanawiam—rzekłMustafa,nieprzestającpatrzećwsufit—gdziejesttoniejasne
miejsce.Myślę,żeladyDawsonniezależałobynajakimśpierwszymlepszymczarnymkamieniu.Szukała,
takjakmy,odłamka,którymógłbybyćkluczemdojakiegoświelkiegoodkrycia.Zadajęsobiepytanie,
skądladyotymwie?
—Słusznepytanie—odparłel-Nawawi.—Jestwidocznienietylkozaskakującodobrze
poinformowana,alemusimiećteżkontaktyzarcheologami,itonietylkozangielskimi!
—Cowłaściwiewiadomootejdamie?
—JestAngielką,niepodlegaobowiązkowimeldunku.Pozatym,jakwiesz,mieszkanałodzi.Dzięki
temunieobowiązująjejżadneegipskieustawyiprzepisy.Właściwietotypowinieneświęcejoniej
wiedziećniżja.
Agamruczałcośniechętnie,wreszciedałdozrozumienia,żeniewiewięcejponadto,colady
Dawsonmupowiedziała,atomożebyćprawdąalboinie;wobectegocozaszło,należyprzypuszczać,że
wszystkiejejoświadczeniasąwątpliwe.Alenaprzyjęciach,naktórebywałazapraszana,sprawiałajak
najkorzystniejszewrażenie.
—Ale—dodałAyat—byćmożedałemsięoślepićjejurodzie,możezatąmaskąkryjesiędiabeł.
PodczasgdyMustafamówił,wyrazjegotwarzydziwniesięzmienił,stałsięjakbyrozmarzony.
Pionowezmarszczki,którenadawałyjegotwarzywładczycharakter,jakbynaglesięwygładziły,aczarne
brwi,zwyklewisząceniskonadoczami,energiczniesięuniosły.
—Czywolnomizapytać,comasznamyśli?—spytałel-Nawawi,któregouwaginieuszłazmianana
twarzyAyata.
Mustafajakbycośprzeżuwał,choćnicniemiałwustach,takzprzyzwyczajenia,couniegooznaczało
zmieszanie.
—Myślę,żeladyumieświetnieopowiadaćbajki—rzekłwreszcie—irobitolepiejniżnajlepsi
opowiadaczenabazarach.Wkażdymraziewjejopowieściomężu,któryumarłpodczaspodróży
poślubnej,nigdyzbytnioniewierzyłem.
PoszukiwanieNagibaek-Kassaraokazałosiębardziejskomplikowaneniżsięspodziewano.Ek-
Kassarstudiowałarcheologięjużpiętnastyalboszesnastysemestrimiałconajmniejtrzydzieścilat.
Niezbytseriotraktowałstudia,apowodembyłnietylebrakzainteresowania,ilebeznadziejnośćjego
zamiarów,któreniedawałymunajmniejszejszansynapracęwEgipcie.Toteżstudiowałraczejbezplanu
izarabiałnażyciedorywczymipracami,codoktórychniebyłwybredny.Wpewnejkawiarnina
Friedrichstrasseangażowałsięodczasudoczasujakofordanser.Byłszczupły,wysoki,ajegociemne
oczywprawiaływzachwytniejednabogatąwdowę.ZataniecotrzymywałNagibpięćfenigówiczęsto
wsuwanomudokieszeniadreszobietnicą,żemusiętoopłaci.
Wtejkawiarnijednakek-Kassaraniebyło,ajasnowłosatęgamatrona.którasprzedawałażetony
taneczne,zareagowałanapytanieoniegodośćniechętnie:wymyślała,żeNagibjestoszustem,którydbao
własnąkieszeńzgarniającpieniądzenalewo,iżedlategozakazałamuwstępudotegolokalu.Niewie
gdzieonmieszkaiczywogólemajakiśstałyadres,iwcalejejtonieinteresuje,poczymgrzecznie,ale
stanowczowyprosiłaAyataiel-Nawawiego.
Obajmężczyźnipodeszliwłaśniedociężkichobrotowychdrzwizczerwonegomahoniu,gdyjakiś
młodyczłowiekpociągnąłAgęzarękawizapytał,iledlaniegowartajestinformacjaomiejscupobytu
Nagiba.Mustafaspojrzałnamłodzieńca,którymiałnasobieobcisłeubraniezsięgającądotalii
marynarką.Mankietyikołnierzykbyływykonaneztworzywaostrukturzelnuzdomieszkąpłótna,abrwii
rzęsychłopcabyłyuczernione.
NazywałsięWillii—jakoświadczył—znałdobrzeNagiba.Agawsunąłtordanserowidokieszeni
pięciomarkowybanknot,poczymtenpociągnąłobumężczyznwkątzadrzwiamiipowiedział,żeNagiba
ek-KassaramożnaspotkaćwcyrkuBuscha,tylkoojednąstacjęstądkolejąmiejskąwkierunku
Alexanderplatz.Nagibpracujetamjakopomocnikpołykaczaogniaizaklinaczawęży.Willizawołał
jeszczezaodchodzącymi,żegdybynieznaleźliNagibauBuscha,toniechzapytająuAschingera.
GeorgenstrasserógFriedrichstrasse.
CyrkBuschamiałwBerlinieswąstałąsiedzibęnadbrzegiemSzprewy.Abysiętamdostaćprzed
popołudniowymprzedstawieniem,trzebasiębyłowykazaćniezwykłązręcznością.Zaksiążęcynapiwek
dziewczynawczerwonejczapeczce,wskazującamiejscanawidowni,zgodziłasięzaprowadzić
przyjaciółdoAlegoPaszy,jaknazywałsiępołykaczognia.Tenokazałsięnajprawdziwszym
berlińczykiem,mimoiżmiałwłoskąbabcięiegzotycznenazwiskoKalinke;apierwszepytanie,jakie
zadałgościom,było,czysązpolicji,bostamtądbyliwszyscy,którzydotądpytalioNagiba.AliPasza
właśniepróbowałprzedswymwozemnowynumeriniepozwoliłsobieprzeszkodzić.Śmierdziałonaftą,
którąAliPaszaKalinkebrałdoust,anastępniewypluwałogieńwpowietrze.Pomagałamuprzytym
delikatnadziewczynaodługichczarnychwłosach.Miałanasobieluźne,szare,męskiespodniei
czerwonąbluzę;artystanazywałjąEmma.Połykaczogniaoświadczyłześmiechem,żedziewczyna
przyszłanamiejsceNagiba,tenbowiemkilkakrotniezjawiłsięwpracypijany,pozatymEmmama
ładniejszenogi.
WdrodzedoAschingerael-Nawawizastanawiałsię,czytakiczłowiekjakNagibek-Kassarzasługuje
nazaufanie.Tawątpliwośćbyładośćuzasadniona;obajmężczyźniuzgodniliwięc,żepowiedzą
Nagibowitylkotyle,ilejestkonieczne.
NagibsiedziałuAschingeranadkuflempiwa,żułbułkęiszklanymwzrokiemgapiłsięprzedsiebie.
Wlokalutymniebyłozasłonaniobrusów,alezatopanowałhałas.Nagibtylezatankował,żetrwało
dośćdługo,zanimAyatiel-Nawawiwytłumaczylimu,kimsą,akiedywreszciezrozumiał,zaproponował
im,abyprzyszlijutro,najlepiejprzedpołudniem,wtedymożebędzietrzeźwy.Powoduswejwizyty
mężczyzniniezdradzili.
KiedyAyatiel-NawawinazajutrzprzedpołudniemprzyszlidoAschingera.Nagibsprawiałwrażenie
trochętrzeźwiejszego.Wkażdymraziepoznałobumężczyzninawetwysłuchałichpropozycji,by
przetłumaczyłtekstzfragmentukamienia,którymająwhotelu.AgauprzedziłpytaniaNagiba,corobiąw
Berlinie,skądpochodziczarnykamieńiczysprawaniemajakiegośzwiązkuzkradzieżąwmuzeum.
Wyjąłbowiembrązowybanknotiposiedział,żelepiej,abyNagibniezadawałżadnychpytań,bochodzi
tuoichwspólnyinteres.
Ayatiel-NawawipostanowilizabraćNagibadopensjonatuprzyKonigsgraben.naprzeciwkodomu
towarowegoTietza,zaopatrzyćgowkilkabutelekpiwaizamknąćwpokoju,dopókinieskończypracy.
Ek-Kassarsięzgodził.Poznałodrazu,żetopismodemotyczne,wątpiłtylko,czyurywkisłówdadząsię
odcyfrować.
Wątpliwościzdawałysięsłuszne,albowiemkiedyAgaokołopołudniazajrzałdoNagiba,tenco
prawdaopróżniłwszystkiebutelki,alenienapisałanijednejlinijki.Oświadczyłjednak,żezaraz
zabierzesiędoroboty,jeślidostaniejeszczekilkabutelekpiwa.
GdyAyatiel-Nawawipopołudniuotworzylipokój,ek-Kassarleżałnałóżkuispał.Aganatenwidok
taksięzdenerwował,żezacząłbićśpiącego,wymyślaćmu,nazywającpijakiem,któryłamieprawa
islamuizdradzaichwspólnąsprawę.Nagibek-Kassardarłsięjakbygozarzynano,aleniemożnabyło
zrozumiećjegosłów:wreszcieel-Nawawipodszedłdostołu,gdzieleżałczarnykamień.
—Hej,zostawgo!—zawołałIbrahim,aleAyatbyłtakwściekły,żedalejbiłpijanego,iopamiętał
siędopierowówczas,kiedyel-Nawawisiłąodciągnąłgoodofiary.
—Tu!—rzekłiwskazałnabrązowypapierleżącynastole,wktóryzawiniętybyłkamień.
Nagibnapisałkopiowymołówkiemszesnaściewąskichlinijek,jednąpoddrugą.
Ayatiel-Nawawispojrzelinasiebiebezsłowa,podczasgdyNagibskowyczałjakzbitypies.Kiedy
Agaprzeczytałtekstporazdrugiitrzeci,stanąłprzedłóżkiem,podparłsiępodboki,abrzuchmusię
wydymałgroźniejakchmuraburzowa.
—Nagibie—rzekłgroźnie,poczymzrobiłdługąpauzę.—Czyjesteśpewien,żetosięzgadza?
Ek-Kassarusiadł,potemskinąłgłowąiodpowiedział,choćjęzykmiałniemalsztywny:
—Coznaczy„pewien”?Takietekstymożnainterpretowaćtylkowjakimśkontekście,aletłumaczenie
napewnojestwierne.
—Obawiamsiętylko—wtrąciłIbrahimel-Nawawi—żetonieposunienasdalej.
Nagibwzruszyłramionamiiznówopadłnałóżko.
—Tyłobuzie,niezasypiaj!—AyatskoczyłnaNagibaizacząłnimpotrząsać.—Powiedzmy,że
tłumaczeniesięzgadza,aleczycośprzytymzauważyłeś?
Ek-Kassarztrudemwstał,powlókłsięciężkimkrokiemdostołu,ipopatrzyłnabrązowypapier;nie
podnoszącwzroku,odparł:
—Jasne,żezauważyłem.
—Noico?—zapytałAyatgroźnie.
Nagibroześmiałsięipodniósłwzrok,jakbychciałpowiedzieć:„Wcaleniejestemtakiurżnięty,jak
myślisz”.Potempostukałpalcemwpapierirzekł:
—Możliwe,żetofałszerstwo,żeto...—zrobiłdużąpauzę.
DlaAgitrwałotozbytdługo;chwyciłNagibazaramiona,pchnąłdoumywalkiobokdrzwi,pochylił
jegogłowęnadmiskąipolałwodązdzbana.Nagibzacząłprychać,otrząsałsię,takżewoda
rozpryskiwałasiępopokoju;Agarzuciłmuręcznik.
—Jaktofałszerstwo?—zawołałzdenerwowany.—Odpowiadaj!
Nagibwytarłsię.Zimnawodaotrzeźwiłago.Podszedłznówdostołuiwskazałpapier.
—MowatuoDżoserze.FaraonDżoserpanowałwokresietrzeciejdynastii,awięcprzedczteremai
półtysiącamilat.
—Noico?
—ZaczasówkrólaDżoserapismodemotyczneniebyłojeszczeznane,wprowadzonojedopierow
dwatysiącelatpóźniej.Idlategosądzę,żetofałszerstwo.Tegorodzajufałszerstwaniebyływcale
rzadkością.Wpóźniejszychczasachkapłaniczęstodlazabawyfałszowalidokumenty.
—Ajakibyłpowód?Czyjestnatojakieśwytłumaczenie?
—Sątylkodomniemania.Jednoznichtotakie,żewtensposóbpodsuwasięfałszywytrop,by
odwrócićuwagęodjakichśsprawtajemnych.
MustafaAgaprzerwałrozmowę.SchwyciłnotatkęNagiba.Nagibpoczuł,żeobunagleopanowało
wielkiepodniecenie,aleniemiałodwagizadaćpytania.TakżekiedyAyatzaskakującoszybkozacząłsię
żegnać,Nagibzachowałrezerwę.
Nazajutrzobajudalisięwdrogępowrotną.PojechalinocnympociągiemrelacjiBerlin-Monachium,z
wagonemdoAscony,skądmielizamówionąkabinęnastatkudoAleksandrii.Ayatiel-Nawawi
zajmowaliwpociąguwygodnyprzedziałsypialny.Leżeliwubraniachnaswychłóżkach,aleniemyśleli
ospaniu,aichrozmowyumilkłydopierozaLipskiem.
Byłochybaokołotrzeciejwnocy,gdyAgawjednostajnymszumiepociąguusłyszałjakiśobcyszmer.
Pochodziłsprzeddrzwi,którezamknęliodśrodka;wydawałosię,żektośmajstrujeprzyzamku.Mustafa
usiadł.Przytłumionezieloneświatłonasuficierzucałodługicieńnawejście.
—Ibrahimie!—szepnąłAgacicho.
Tenzareagowałniechętnymwarknięciem.
—Słyszyszcoś?
El-NawawizaprzeczyłiprzykazałMustafie,żebyzostawiłgowspokoju.
Tenzapadłwdrzemkę.Zastanawiałsię,czypodróżdoBerlinasięopłaciła,czywartabyłatakiego
zachodu,czytrop,jakimpodążali,wogóleprowadziłdocelu.Mustafawątpiłtakże,czyek-Kassarto
właściwyczłowiekwtejsprawie.Owszem,jestmłodyiprzyłączyłsiędoruchu,aleodbliskoośmiulat
mieszkazagranicą.Ajeślionwodziichzanos,jeśliichoszukujejakcwanyhandlarzwielbłądów?
Problemy,pytania,wszystkotoprzerastałoichsiły,byłoniedorozwiązania.Mustafazasnął.
Obudziłsię—choćwłaściwietrudnonazwaćstan,wjakimsięraptemznalazł,obudzeniem;poczuł
naglesilneuderzeniewgłowę,którespowodowałobólatakżeparaliżującybezwład;odtejchwili
postrzegałwszystko,cosiędziałodokołaniego,jakprzezmgłę,jakbyzoddali:przeszukiwanieich
bagażu,nagłypłomień,dym,krzyczącychludziizgrzythamulców.
MustafęAgęAyataiIbrahimael-Nawawiegowyciągniętonieprzytomnychzdymiącegowagonu.
Kiedykaszląciduszącsiędoszlidosiebie,leżeliobajnatorach.Nadichgłowamisyczałalokomotywa.
Współpasażerowiezdusiliogień.Napytanie,cosięstało,konduktorwgranatowymuniformie
oświadczył,żeprawdopodobniejakaśośsięprzetarła.Pociągpojedziewolnodonastępnejstacji,tam
wagonzostanieodczepiony,oczywiściepanowiedostanąinnyprzedział,pozatymwszystkojestw
porządku.
Pociągpowoliruszył.Ichprzedziałwyglądałstrasznie:porozrzucanebagażeiodzież.Ayatprzede
wszystkimszukałczarnegokamienia,ale—jakprzypuszczałicosięsprawdziło—kamieńznikł.
—Inszallah—rzekłAyatoschle,wyciągnąłzkieszenispodnibrązowypapieripodsunąłel-
Nawawiemupodnos.
Ibrahimel-Nawawi,którywciążjeszczewykasływałsobiepłuca,roześmiałsię:
—Jasalaam!
SYNAJ
Owy,którzywierzycie!
WspominajciedobroćBogawzględemwas!Otowojskapomaszerowałyprzeciwwam
Imywysłaliśmyprzeciwnimwiatrizastępy,którychwyniewidzieliście.
Bógwidzijasnoto,coczynicie!
Otoonenapadłynawas
zewszystkichstron,
kiedywaszespojrzeniasięodwróciły,
awaszesercadosięgałygardła
izaczynaliściesnućoBoguróżnemyśli.
Koran,suraXXXIII
*
CzaswLuksorzebyłdlaOmaraczasemnauki.UTahynauczyłsięczytaniaipisania,wkrótce
deklamowałsuryjakzawodowyrecytatorwmeczecie.Claire,żonaprofesora,uczyłagojęzyka
angielskiego,adocodziennychprzyjemnościchłopcanależałoczytanieiuczeniesięnapamięć
nekrologówiwspomnieńozmarłychzamieszczanychnapierwszejstronie„Times’a”;wskutektegoOmar
nacodzieńwyrażałsiębardzogórnolotnie.KuzaskoczeniuShelleyachłopakwykazywałnietylko
wielkiezainteresowaniebadaniamiarcheologicznymi,alezdradzałniezwykłytalentinauczyłsięna
pamięćwszystkichtrzydziestujedendynastiiażdoAleksandraWielkiego.
Profesorpodługichprzygotowaniachopracowałczteryprogramybadawczeizamierzałje
przedstawićEgyptExplorationFund;doprogramówtychnależałymiędzyinnymiposzukiwaniadwóch
grobówfaraonówwDolinieKrólów.Zaplanowanojenadwasezonywykopaliskoweiprzewidziano
zatrudnieniewkażdymznichpostudwudziesturobotników.
Zapomnianojużoowymstraszliwymporwaniu;Omarcoprawdazrezygnowałzdalszychposzukiwań,
alepodczaspracbadawczychprofesora,doktórychprzyłączyłsięzentuzjazmem,wciążnatrafiałna
nieprzekraczalnegranice.
Intrygi,oszustwa,morderstwanależaływEgipciedosprawcodziennychiLuksorniestanowiłtu
wyjątku.Państwoznajdowałosięwopłakanymstanie,tylkonieliczniorientowalisię,ktokomusprzyja,a
ktojestczyimwrogiem.OficjalnieEgiptbyłwciążjeszczeczęściąpaństwaotomańskiegopod
zwierzchnictwemsułtana.JegonamiestnikiemnadNilembyłkedywAbbasHilmi,wicekrólobardzo
ograniczonejwładzy.Krajemrządziłpremier,alezarównoon,jakikedywpodlegalibrytyjskiemu
konsulowigeneralnemu,którymiałwieledopowiedzenia,albowiemEgiptbyłodtrzydziestulat
kondominiumbrytyjsko-egipskim.
Możnabymniemać,żekonsulgeneralny—lordKitchener—byłwEgipcierównieznienawidzony,
jaklubianybyłkedyw.Alebyłowprostodwrotnie.DumnyIrlandczykzsumiastymwąsemjużjakosir-
dar,głównodowodzącyarmiibrytyjskiej,cieszyłsiędużąsympatią.Jakokonsulgeneralnywykazywał
wielezrozumieniadlapotrzebprostychludzi,przedewszystkichfellachów,którzynieważylisięnosić
turbanówaniprzyzwoitejodzieżywobawie,żeokrutniurzędnicyobłożąichtakimipodatkami,jakichnie
będąmoglispłacić.Kedywnatomiast,mimoswegoegipskiegowychowania,albowłaśnieprzeznie,był
egoistą,despotą,intrygantem,pozbawionymsumieniaczłowiekieminteresuiniecieszyłsię
popularnościąwśródludzi.AbbasHilmipopierałwszelkieugrupowaniapolityczneipartie,jeślitylkow
jakikolwieksposóbbyłyskierowaneprzeciwkoAnglikom.To,żewieleztychpartiibyłozesobą
skłóconych,przyczyniałosiędoniestabilnościsytuacjipolitycznej.
Przedewszystkimnacjonaliścistanowiliogólnytematrozmów.Wśródnichbyliumiarkowanii
radykałowie,ekstremiściiterroryści.PremierButrosPaszaGalizostałzastrzelony.Wostatniejchwili
udaremnionozamachnajegonastępcęMohamedaPaszęSaida.Uzbrojonehordyciągnęłyprzezkraj,nikt
niebyłprzednimibezpieczny.
WtymokresieOmarpragnąłnajbardziej,abyciwszyscynacjonaliściorozmaitychorientacjach
pojednalisięiwalczyliowspólnycel,owolnyEgipt,wktórymwszyscybylibyrówniwobecprawa.
ProfesorShelleyniemiałzbytdobregozdaniaotychludziach,nazywałichpodstępnymi,
skorumpowanymi,nieżyciowymimarionetkamikedywaiprzepowiadałimzłykoniec.Omarsięnie
sprzeciwiał,alewjegosercurosłamiłośćdowłasnegokraju,robiłomusięciepłonasercu,kiedymyślał
oprzyszłościEgiptu,którabyłatakżejegoprzyszłością.
Bardzogobolało,kiedywkawiarni„KomOmbo”zadworcem,gdziebywalitylkotubylcy,gdziepili
kawę,herbatęizielonąlemoniadęipodwóchalbopotrzechpaliliwodnefajki,niktniezwracałnaniego
uwagi,anawetokazywanomunieufność;zasłaniającdłońmiustaszeptano,żetoobcy,aniejedenznich.
Przyczyniłsięteżdotejopiniifakt,żepewnegorazupodczaspiciaherbatyczytał„Times’a”,cotutaj
uważanozaprowokację,podobniejakwywieszanieflagibrytyjskiej.
PewnegodniarozmowazeszłanaJusufa,któregozabrałachorobaioktórymwszyscymówiliz
szacunkiem;narazpadłoimięHalimy.ToimiędziewczynytrafiłoOmarajakuderzenieobuchemizudaną
obojętnościązawołałprzezstół,czyktoświe,gdzieonaterazprzebywa.Wtedyumilkływszystkie
rozmowyiwszyscyspojrzelinaOmara.Gąbczasty,otyłymłodzieniec,októrymbyłowiadomo,żegustuje
wosobnikachwłasnejpłci,wstał,podszedłdoOmara,zachichotałirzekłbezczelnie:
—Patrzcie,patrzcie,tęsknomudoHalimy.—IprzysunąłprzytymswojątłustątwarzdoOmara.
Omarodtrąciłpederastę;czuł,jakkrewzwściekłościuderzamudogłowy,mimotoopanowałsięi
odparłnapozórspokojnie:
—GdziejestHalima?Czyktośzwaswie?Mysięznamy—iniemalusprawiedliwiającododał:—
przelotnie.
—OnznaHalimęprzelotnie!—zawołałgrubasizacząłrytmicznieklaskaćwdłonie,ainni
przyłączylisięiwołali:—OnznaprzelotnieHalimę,onjąznaprzelotnie!
Kiedywrzaskiustały,grubasstanąłprzedOmarem,wykonałkilkaniezdarnychruchów,jakby
demonstrowałtaniecbrzucha,ipowiedział:
—MytuwszyscyznamyHalimędośćdobrze.Tomałakurewka.Każdyznasjużjąmiał.
WtymmomencieOmarstraciłpanowanienadsobą,rzuciłsięjakwściekłezwierzęnagrubasa,
uderzyłgowżołądekizacząłdusić,ażtamtemuniemaloczywyszłyzorbit.Resztazebranychryczała,ale
widząc,żeOmarmożezadusićgrubasa,bojegotwarzzaczęłajużsinieć,kilkuodważnychrzuciłosięna
niegoiusiłowałoodciągnąćodtłuściocha.Alejakwąż,którywpiłsięwswójłup,Omarniezwalniał
uścisku,mimoiżtrzechdorosłychmężczyznszarpałogo,ibyłbyzadusiłprzeciwnika,gdybynaraznie
zaszłocoś,czegosięniktniespodziewał.Jedenzmężczyzn,którypróbowałoderwaćOmaraodgrubasa,
takmocnoszarpnąłrękawchłopca,żetkaninasięrozerwałaiodsłoniłapraweramię,naktórymbyło
wypalonepiętno.
Miałotonieoczekiwanyskutek.ZarównoOmar,jakiprzybylinapomocgrubasowimężczyźni
przerwaliwalkęiprzezchwilętrwaliwzaskoczeniu.Ipodczasgdygrubas,ztrudemłapiącpowietrze,
opadłnaziemię,wszyscyjakskamienialiwpatrywalisięwpiętno.
Wkawiarnizapanowałacisza.Omarczekałnareakcjęzgromadzonych,napytania,uwagi,nacoś,co
bywyjaśniłotężałosnąsytuację,alenictakiegonienastąpiło.WreszcieOmarodwróciłsięibezsłowa
poszedłdowyjścia,zponurymimyślami.
OdowegodniaOmarbyłwLuksorzepotępiony.Takmusięwkażdymraziezdawało,boci,których
przyjaźniszukał,gdyż—jaksądził—bliskiimbyłlosEgiptu,unikaligoterazjeszczebardziejniż
przedtem.Comiałrobić?Wszelkiepróbyporozmawianiazkimśnatentematbyłydaremne.Ludzie,z
którymiOmarzaczynałrozmowę,odwracalisię,jakbybyłtrędowaty,inawetci,zktórymiuprzednio
utrzymywałżyczliwestosunkiiktórzyniebyliświadkamizajściawkawiarni,takżegoomijali.
Tenokresizolacji,którazbliżyłagodocudzoziemcówbardziejniżdoswoich,Omarwykorzystałna
własnestudia,przyczymprofesorShelleyijegożonapomagalimuisłużylipoparciem.Przezdługiczas
Omarniewspominałozdarzeniuwkawiarni,alekiedypotygodniachrozmyślańnieudałomusię
rozwiązaćtejzagadki,opowiedziałwszystkoprofesorowi.
Shelleypoczątkowoniewierzył,żewłaśniepiętnojestpowodemtejnieufności,leczOmartwierdził,
żejesttegopewien.Byłobardzoprawdopodobne,żepiętnowkształciekotajestznakiem
rozpoznawczymjednejzgrupnacjonalistycznych,aletoniewyjaśniało,dlaczegowłaśnieOmarbyłwto
zamieszany.Chłopiecnigdyniemówiłopolityce,ajegoporwanienastąpiłowczasie,kiedyprofesor
chciałubićintereszjakimiśludźmi,taktowkażdymraziewyglądało.SubmudirLuksoruporoku
przerwałposzukiwania,niczegooczywiścieniewyjaśniwszy.Gdybychcieliposunąćsiędalej,musieliby
wziąćsprawęwewłasneręce,coShelleyowiniewydawałosiębezpieczne.
Szukającjakiegośpunktuzaczepienia.Omarzacząłopowiadaćolochu,wktórymgowięziono.
Znajdowałsięon,jakmówił,gdzieśwpobliżuszlifiernikamieni,bochłopiecsłyszałszum,jakiwydają
obracającesiękamienie.PorozmowiezHowardemCarterem,któryopracowałkartograficznei
archeologiczneplanywsiel-Kurna,okazałosię,żewpobliżu,wpromieniuokołodziewięćdziesięciu
metrówwokółszlifiemikamieni,znajdujesięsiedemgrobów,trzyzwolnymdojściem,czteryukrytepod
domami:wszystkiesąznaneizbadanenaukowo.Omarzapewniał,żeswojewięzienieznajdzienaoślep,
choćzadnianigdygoniewidział.
Groby,doktórychbyłdostęp,należałydoAmuna,kapłanaAntefa,mędrcaHapusenebaigenerała
Perreseneba.Żadenznichjednakniemiałrozmiarówanikształtów,któremogłybywskazywaćna
kryjówkęOmara.CzteryobudowanewejściaprowadziłydogrobówIpuemrego,kapłanazaczasów
AmenofisaIII,Imsetiegi,lekarza,Duamutefa,marszałkanieznanegobliżejdworu,iTeta-Ky,mędrcaz
czasówXVIIIdynastii.AlepozbadaniutychgrobowcówOmarstwierdził,żeniebyłwięzionywżadnym
znich.
Rzeczjasna,żeprofesoruzasadniałposzukiwaniawel-Kurnaprzyczynaminaukowymi,ale
mieszkańcytraktowaligozwielkąnieufnościąiprzedsięwzięciechybabysięniepowiodło,gdybynie
przypadek.
Pewnegorazubezpańskipiesgoniłpowsikrólika.Królikwcaleniewyglądałnaprzerażonego,krążył
bocznymiścieżkami,stalemającpsanaoku.Omarzprzyjemnościąprzyglądałsiępogoniibiegłzapsem.
Wtemzniknąłipies,ikrólik.Omarobawiałsięnajgorszego:alenagleznalazłpsaprzeddołemzakrytym
grubymibelkami.Pieswarcząc,gapiłsięwszparę,przezktórąuciekłkrólik.
Omarprzegoniłpsa,podniósłjednąbelkęiszukałkrólika.Nieznalazłgo,alezatoodkryłwykutew
piaskowcuschody.Stopniebyłyzniszczone,częściowosięrozpadły:prowadziłyokołosześciumetrów
pionowonadółdodrewnianychdrzwizdesekpomalowanychnazielonofarbąolejną,jakwwiększości
domówwel-Kurna.Zwykłazasuwkasłużyłajakozamknięciezzewnątrz.Shelleyodsunąłjąioświetlił
wnętrzelampąkarbidową.Korytarzzgrubociosanychdesekzakręcałwprawodoplatformy,zktórej
następneschodyprowadziływgłąb.Omarowitrudnobyłowyobrazićsobie,iżtowejścieprowadzido
więzienia.Pamiętałdobrzemalowidłanaścianach,ajakdotądwidziałtylkosuroweskalnegłazy.
UstópschodówShelleyzatrzymałsię,bostopniekończyłysiętużnaddołem,mającymokołotrzech
metrówwkwadracie,takgłębokim,żeświatłolampyniesięgałodna.Nieosiągalnadrogaciągnęłasię
dalejpoprzeciwległejstronie.Awięcdlategowejściebyłozamkniętetylkonazwykłązasuwkę.
Pomieszczeniewypełniałsłodkawyzapachnietoperzy,lampakarbidowasyczała.Omar
zaproponował,abywziąćzgóryjednązbelek,którymibyłozakutewejście,aleprofesorprzekonałgo,że
tedeskisązakrótkie,adłuższychitakniedałobysięprzenieśćprzezzakrętywąskiegokorytarza.Omar
bezradnieoświetlałdół;nagleblaskpadłnagóręichłopiecpoznałpotężnesklepienie,zktóregozwisała
lina;jejkoniecbyłprzymocowanyzbokuzawystępemmuru.Linabyłanowaisprawiaławrażenienie
używanej.Profesorodwiązałją,sprawdził,czyjestmocna,rozhuśtałnaddołem,poczymznówschwycił.
OmarspojrzałnaShelleyaichybaobajpomyśleliotymsamym.Czylinawytrzyma?Amożeto
pułapka?Niebezpieczeństwododajeodwagi.Omarbezsłowawyjąłprofesorowilinęzręki,razjeszcze
sprawdził,czyjestdośćmocna,podciągnąłsięwgóręiskoczyłnadprzepaścią.Następnieodrzuciłlinęz
powrotem:ShelleyumocowałlampęupasaizrobiłtosamocoOmar.
Kiedyuwiązalilinęwmiejscunajwidoczniejdotegoprzeznaczonym,ruszyliwdalsządrogęidotarli
dowiększegopomieszczenia.Naśrodkupodłogibyładziura,obokleżałazbitazdesekpokrywa,azanią
zwiniętadrabinasznurkowa.Omarnaglesobieprzypomniał,jakponieskończeniedługiejsamotnościw
mrokuotworzyłsięwłazinadółspadładrabinkazesznurka,adrgająceświatłolampyjaskrawym
blaskiemoświetliłościanylochu.
Omarzawiesiłdrabinkęnapokrywie,schwyciłwzębyuchwytlampyizacząłschodzić.Shelleyza
nim.NadoleOmarpodniósłlampędogóry.
—Tak—rzekłcicho—wszystkopoznaję,postacibogów,wózwojskowyzsześcioszprychowymi
kołami,atam—poświeciłwdół—sarkofagzresztkamimumii.Tak,tubyłemuwięziony,natymstosie
trzcinyleżałem.JedenAllahwie,jaksięstądwydostałem.ProfesorShelleywyjąłOmarowilampęzręki,
bybliżejobejrzećsarkofag.
—Jeślimniewzrokniemyli—rzekł,zbadawszydokładnieznaki—znajdujemysięwgrobowcu
pewnegoszlachcicaimieniemAntef,którysłużyłufaraonajakoposkramiaczrumaków.
Zafascynowanynagłymodkryciem,Shelleyniezauważył,żeOmardrżynacałymcielejakwgorączce.
Dopierokiedynaswojepytanieprofesornieotrzymałodpowiedzi,skierowałlampęnachłopca.Omar
trzymałsięmocnodrabinki.Wspomnienieowegonieskończeniedługiegowięzieniawtymlochubyło
ponadjegosiły;nagliłdopowrotu.
Kiedyznówbylinagórze,Omarokrążyłdom,zaktórymnatknąłsięnawejściedogrobowca;jego
przypuszczeniaokazałysięsłuszne:byłtodomstaregoJusufa.
WjakiśczaspotymodkryciuOmarleżałchorybezwidocznegopowodu.Nieprzyjmowałpokarmu,
jegomyślikrążyływokółdziewczynyiniezwykleskomplikowanejsytuacji;zastanawiałsię,śniącna
jawie,czyżyciewogólemadlaniegosens.Zawszeuważałsięzasilnegoczłowieka,atuokazałosięcoś
wręczprzeciwnego;byłsłabeuszem,zdolnymcoprawdaznieśćbólfizyczny,alekiedyszłoocierpienia
ducha,okazałsiętchórzem.
LatobyłobardzoupalneiNil,mimoregularnegodopływuwodyzzalewuprzytamieasuańskiej,wylał
tylkowpołowie.Omarzwdzięcznościąprzyjmowałmokreokłady,któreNundakładłamunaczole.Od
owegozdarzeniazamienilizesobązaledwiekilkasłówichociażOmarjużdawnopożałowałswej
brutalności,trwałuparciewpowziętympostanowieniu.
AleterazOmarznówszarpnąłNundę,kiedykładłamukompresnaczole,ażwydałacichyokrzyk.Jej
łagodnatwarz,krągłośćpiersiiudspotęgowałyjegopożądanieijakbybyłcałkiemzdrowy,wciągnął
dziewczynędołóżka.KiedyNundależałapodnimnaga,wszedłwniądzikoigwałtownie,z
niepohamowanympragnieniem,bysprawićjejból—toprzeżyciepomogłomuzapomniećoHalimie.
WtendziwnysposóbOmarwyzdrowiałzdnianadzień,itotakniespodziewanie,żesamsię
przeraził;uwolnionyodsmutnychmyśliiuczuć,niemógłzrozumieć,czemucałąswojąuwagę
skoncentrowałnaHalimie.Przecieżwiernypiesiwiernykońznacząwięcejniżtysiącbab.
Omarmiałterazszesnaścielat;byłwysokim,silnym,przystojnymchłopcemojasnejcerze;jak
wszyscymłodziludziebyłprzekonany,żeprzeżyłjużwszystko,conatejziemiwartoprzeżyć—
pomieszaniepychyzgłupotą,którenachodzimężczyznznieuchronnąregularnością.Alewkrótce
przekonałsięoczymśwręczodwrotnym.Odtygodnikrążyłypogłoski,żewEuropiewybuchniewojna:
AustriapowstanieprzeciwkoSerbii,NiemcyprzeciwkoRosjiiFrancji,WielkaBrytaniaprzeciwko
NiemcomiTurcji.Europawydawałasiętakaodległa,aEgiptukazywałobliczesfinksa.
Byłpierwszypiąteksierpnia,kiedyprofesorShelleywezwałwszystkichdomownikówipoważnie,
jakwykładowcaKoranu,oświadczył,żepremieregipskipodpisał5sierpniadokument,którywpraktyce
zobowiązujeEgiptdowypowiedzeniawojnywrogomWielkiejBrytanii.Żadnemuobywatelowinie
wolnozawieraćumówzobywatelamipaństwbędącychwstaniewojnyzWielkąBrytanią,żadenegipski
statekniemaprawazawinąćdoportuwroga,brytyjskiesiłyzbrojnesąupoważnionedostosowaniapraw
wojennychwegipskichportachinalądzie.
Clairezłożyłaręcejakdomodlitwy,aletylkochrząknęłairzekła:
—Coterazbędzie?
Shelleywzruszyłramionami,siedziałsztywnowfotelu,wzrokmiałskierowanywsufit;nie
odwracającgłowy,powiedział:
—Musiszbyćprzygotowananato,żekażdegodniamogąmniepowołać.
—Toznaczy...
—Tak,toznaczy,żemusimywracaćdoAnglii.—Shelleypowiedział„musimy”,ponieważteraz,
kiedygroziłomupowołaniedowojska,Egiptbyłdlaniegorajemnaziemi.Kiedyprzybylituprzed
dwomalaty,zapisywalisobiewkalendarzu,jakdługojeszczemuszątupozostać;aletosięszybko
zmieniło.Odkądwprowadzilisiędodomu,czulisięjakusiebie.Iwydajesię,żewtejchwilioboje
myśleliotymsamym.
—Jasaidi—zapytałOmarnieśmiało—jeślipanwrócidoAnglii,tocobędziezemną?
Profesormilczał.Omarzrozumiał,cotooznacza.Dotądwojnagoniedotyczyła,aleterazionzostałw
niąwciągnięty,obawiałsię,żezdnianadzieńznajdziesięnaulicy,bezpracy,bezdachunadgłową,i
przeklinałwojnę.
PrzezdługietygodnieOmarżyłpogrążonywmonotonii,wroztercemiędzynadziejąaobawąi
świadomościąwłasnejbezradności.Profesorcoprawdaprzyrzekłmu,żezadbaojegodalszylos,jeśli
będziemusiałopuścićEgipt,leczOmardobrzewiedział,żewczasachbiedykażdyjestpozostawiony
samemusobie.Tymczasemsytuacjasięzaostrzyła;wkawiarniachinaulicachludziesięzastanawiali,co
będziedalej?
Osiemnastegogrudnianawszystkichplacachmiasta,przedurzędamiigmachamipublicznymi
pojawiłysiężółteplakaty;„SekretarzstanusprawzagranicznychJegoKrólewskiejMościoznajmia,że
wobecsytuacjiwojennejwynikającejzpostępowaniaTurcjiEgiptznajdujesiępodochronąJego
KrólewskiejMościiodtądstanowiczęśćprotektoratubrytyjskiego.ZwierzchnictwoTurcjinadEgiptem
jesttymsamymanulowane.RządJegoKrólewskiejMościpodejmiewszelkieśrodkimającenacelu
obronęEgiptuiochronęjegoobywateliorazichinteresów”.
NazajutrzkedywAbbasHilmi,któryprzebywałwKonstantynopolu,zostałprzezAnglikówodwołany,
książęHusseinKemal,najstarszyżyjącypotomekksiążęcegoroduMehmetaAlisa,wstąpiłnatroni
wolnomubyłoodtądnosićtytułsułtanaEgiptu.
WdrodzedoDerel-MedineprofesorotrzymałrozkazstawieniasięwSyrii.Tambowiem
koncentrowałysięwojskatureckieiBrytyjczycyobawialisięatakuwroganaKanałSueski.Dobrzesię
więcstało,żeOmariShelleywdrodzepowrotnejdodomu,którąodbywaliwmilczeniu,napotkaliwóz
armiibrytyjskiej.Nadachuautomobilu,toczącegosięulicamiwtempiepiechura,umocowanabyładuża
tuba,zktórejrozlegałosięgłośnewołanieniewidzialnegokrzykacza,wzywającegoludzido
wstępowaniadoegipskiegokorpusurobotniczego.
WdwadnipóźniejOmarsiedziałwpociągujadącymdoKairu.
Sądził,żeoferujejedynieswojesiły,wistociejednakzaprzedałswojąduszę.Alewtedyjeszczetego
niewiedział.Zapieniądzenawetdiabełzatańczyjakmuzagrają,adwafuntytygodniowotobyładla
szesnastoletniegochłopcadużasuma.Pociągskładałsiętylkozprzedziałówczwartejklasy,cozresztą
Omarowinieprzeszkadzało—nigdyjeszczeniepodróżowałtrzeciąklasą—przeszkadzałomuraczej,
żeochotnikówwpychanodowagonówjakcielętawiezionenaubój.Dobrazapłata,darmowe
wyżywienieimieszkanieprzyciągałytysiąceludzi;przybywalizewsząd—zAsuanu,KomOmbo,zEdfu
iArmantu,zKusiKeny,aichcelembyłaIsmailianadKanałemSueskim.Stamtąd,takbrzmiałrozkaz,
mianozbudowaćliniękolejowąprzezpustynięSynaj.
WciągudwóchdnipodróżydoIsmailiiochotnicytylkodwarazyopuszczaliprzedziały,zawszew
szczerympolu,bymoglizałatwićswojepotrzebyfizjologiczne.Podczasjazdyprzydzielanoimsucharyi
plackizestęchłejmąkiorazherbatęwblaszankach,poczterysztukinaprzedział.
Ospaniuniebyłomowyaniwnocy,aniwdzień.Jedniśpiewalinacałegardłonieprzyzwoite
piosenki,inniopowiadalisprośnekawały.Omarsiedziałnaswymtobołkuotępiałyistarałsięodpędzić
smętnemyśli.JużbyłgotówopuścićpociągwIsmailiiipójśćwłasnądrogą,aledokądmiałaprowadzić?
Wczesnymrankiemnawschodzieukazałosięczerwoneświatło,pociągdojechałdoIsmailii.
Brytyjscypułkownicywmundurachkhakiostrymtonemwrzeszczelirozkazy,którychniktnierozumiał.Za
pomocągwałtownychruchówudałoimsięwkońcuustawićochotnikówprzeddworcemwkolumnypo
trzystuludzi.
Nawąskichuliczkachmiasta,któregoniskiedomkibyłynawpółrozwalone,wiałostrywiatr.Przed
domamistałypojemnikizżarzącymsięwęglem,piętrzyłysięgóryśmieci,panowałokropnysmród.
Kobietyozasłoniętychtwarzach,zdziećminaplecachprzechodziłyzalęknioneiznikaływniskich
drzwiach,innewychodziłyprzeddomy,uśmiechałysiędomężczyznirobiłyobiecująceminy.Mali
chłopcyskakaliobokkolumnyiusiłowalinaśladowaćkrokiochotników.Kundleujadały,podniecone
kuryrozpierzchałysię.Wtensposóbkolumnadotarładoolbrzymiegoobozunamiotównaskrajumiasta.
Dookołaplacuapelowego,któryotaczałyrzędybrytyjskichflag,ciągnęłysięwformieszachownicy
ulicenamiotów;namiotówbyłochybazetrzysta,wszystkiebarwybrudnozielonej,podłużne,pomiędzy
nimitezmagazynami,zagrodyzwielbłądami,mułamiiosłami,wozydowywożeniajuchyprzeznaczone
narezerwuarywodypitneji—odgrodzonepionowymiplandekami—latryny.
SynajpomiędzySuezemazatokąAkabatokamienistastepowapustynia,napołudniugórzysta,z
wystrzelającymiwnieboszczytami,napółnocykrasowa,zrozległymirówninami,gdzietylkorzadko
możnaspotkaćoazępalmdaktylowych,malwy,czyjakąkolwiekinnąroślinność.Jestzatodużodzikich
zwierząt,kozice,gazele,naktórenocąpolująhienyiszakale,orazjadowitewęże.Wtejwrogiejdla
człowiekaokolicytemperaturaspadazimąwnocyponiżejzera,wdzieńnatomiastsłońcepieczemocno.
Mężczyźnizhałasemszturmowalinamioty,jakbyjedenniebyłpodobnydodrugiegozeswym
prymitywnymwyposażeniem.Płachtynapiaszczystymgruncie,jednaderkanaosobę,pośrodku
rozkładanyżelaznystółnanaczynia,obciągniętefilcemmanierki.InagleOmarznalazłsięw
towarzystwieinnychludzi,przeważniedwukrotniestarszychodniego.Chłopieczająłlegowiskotużprzy
wejściu,kładąctobołeknaderce,aletosięniespodobałowysokiemu,chudemumężczyźniewstarszym
wieku,odepchnąłwięcchłopcanabokiwskazałmugłowąmiejscewgłębi,wkącie.Omarusłuchał.
MężczyznatennazywałsięHafiz,więcejniedałosięzniegowydobyć,przynajmniejnapoczątku.
Pierwszegodniaodbyłsięapelnaplacu;pułkownikRobertSaltzpomocąegipskiegodragomana
omówiłwarunkipracy:dziesięćgodzindzienniezłopatąimotyką;normadzienna:półtorakilometra
torów.Kilkumężczyznzaczęłopomrukiwać.Saltwyciągnąłichztłumuiryczałnanichtak,żetłumaczz
trudemmógłnadążyćzprzekładaniemjegosłów,następniewypędziłichzobozu,pomagającsobie
pejczem.Incydentówwywarłwrażenie.OdtejchwilibanosięSalta.
Jeszczekiedystałonnamałymdrewnianympodeście,wotoczeniubrytyjskichżołnierzy,zpółnocy
nadeszłaburza.Początkowonawiewałanieśmiałomałetumanypiaskuikurzu,potemstawałasięcoraz
gwałtowniejsza.Ludziomzaczęłyłzawićoczy.Saltajakbytonieobchodziło,starałsięprzekrzyczeć
wiatr,oznajmił,żeliniakolejowaprzezSynajwłaściwieniejestsprawabrytyjską,leczprzede
wszystkimbędziesłużyłanarodowiegipskiemu,iżetosprawahonorukażdegoEgipcjaninamóc
pracowaćwtejpionierskiejgrupie.Kiedykilkumężczyznchciałootrzećsobiepiasekzoczu,krzyknąłna
nich,żemająstaćnieruchomoiżejeszczemogąopuścićobóz,wraziegdybyniemielizamiaru
podporządkowaćsiębrytyjskiejdyscyplinie.Aleanijedennieusłuchałjegowezwania,zresztąSalt
niczegoinnegosięniespodziewał.
Salt,eleganckimężczyznaokołoczterdziestki,wmundurzeszytymnamiarę,zcienkimwąsikiem,
wiedział,jaksięobchodzićznajemnymiżołnierzami.Synwalijskiegoksięgarzamiał,zgodniez
życzeniemojca,zostaćksiędzem,alewwiekuosiemnastulatmusiałzdecydować:sutannaalbomundur;
wybrałmundur.Jegowynikiwszkolekadetówbyłyraczejśrednie,anawetzłe,leczRobertodpoczątku
wyróżniałsięodwagąitwardymcharakterem.Aponieważbitewniewygrywasięgłową,leczpięścią,a
pozatymSaltniemiałnaswymkoncieżadnychhistoriizkobietami,niepiłteżirlandzkiejwódki—obie
cechybyływówczasogromnierozpowszechnionewarmii—robiłwięczaskakującąkarierę.Jako
dziewiętnastolatekwalczyłzGordonemwChartumie,wprawdziebezpowodzenia;później,pod
dowództwemlordaKitchenera,zwiększympowodzeniemsłużyłjakokomendantjednostki;zaszedłby
wysoko,gdybyniepadłofiarątajemniczejchoroby,którejżadenlekarzniezdołałrozpoznać.Saltprzez
dwamiesiącegorączkowałiniemógłutrzymaćsięnanogach,byłodpornynawszelkieleki.Kiedyznów
wstał—ocałkowitymwyzdrowieniuniebyłomowy—byłjużinnymczłowiekiem,jegoosobowość
zmieniłasięniedopoznania.Kobietyiwhiskystałysiętreściąjegożycia,aleprzedewszystkim
namiętnośćdogrywkartypodążałazanimwszędzie.Grał,adługi,którezaciągnąłwkasynachiu
podległychmużołnierzy,przekraczałyjegomiesięcznepobory.Doegipskiegokorpusurobotników
zgłosiłsiępodobnonaochotnika,aletozadanierównałosiędegradacji,inietylko—oznaczałokoniec
jegokariery.
Saltryczącdokończyłprzemówienia.Rozkazał,abywystąpilici,którzyumiejączytaćipisać.Było
takichokołodwustu.Wtedyzapytał,któryznichmówipoangielskutakdobrze,żemógłbyprzekazywać
rozkazyrobotnikom.
Omarsięzgłosił.
—Jaksięnazywasz?
—OmarMoussa.Sir.
—Ilemaszlat?
—Osiemnaście—skłamałOmar.
Pułkownikokrążyłchłopca,obejrzałgoodstópdogłówirzekł:
—Szkoła?
—Żadna,Sir.—Akiedyspostrzegłzdziwionespojrzeniepułkownika,dodał:—Przezczterylata
pracowałemuangielskiegoprofesora.ZostałpowołanydowojskaJegoKrólewskiejMości.
Omarstałsztywno,zrękamiprzybiodrach,jakbyniemiałnasobiegalabiji,leczbrytyjskimundur;
podniósłpodbródekzgodniezwymaganiamiwojskowejpostawy—alboraczejzeswoimoniej
wyobrażeniem—inieruszyłsięzmiejsca,kiedySaltzwróciłsiędoinnychztymsamympytaniem.
Pozostałookołodwudziestuludzi,którzyumieliczytać,pisaćiznalijęzykangielski.Jedenznichmiał
drewnianykikutzamiastuda,innybyłkulawy,mógłsięporuszaćjedynieokiju.Saltobejrzałich
niechętnymwyrokiem,następniewykonałgest,jakbymiałdoczynieniazuciążliwymrobactwem.
Podczasgdyresztapchałasiędonamiotów,byszukaćochronyprzedburząpiaskową,pułkownik
zatrzymałtych,którychwybrał,abyichpoinformowaćoobowiązkachidyscypliniebrygadzistów;
wielokrotniepowtarzał,żetakżewoboziepracyistniejeobowiązeksalutowaniażołnierzomJego
KrólewskiejMości.
Burzaryczała,szarpałaścianaminamiotów,dookołaplacutrzepotałyflagi,Omarczuł,jakpiasek
zgrzytamumiędzyzębami.
—Stać!—ryknąłSaltprzekrzykującburzę,kiedyzobaczył,żejedenzszeregusięporuszył.Następnie
przeczytał,mimotrudności,regulaminsłużbowy,którybrygadziścimieliprzekazaćrobotnikom,
czternaściepunktówdotyczącychżyciawoboziezezwalałostrażnikomnaużywaniepodczaspracypałek
istosowaniekopniaków.
Drobnypiasekpustynnyopadałnatwarzipowodowałból.Omarzaczynałżałować,żesięzgłosił,że
nieprzemilczałswychumiejętności.Czuł,jaktwarzmuczerwienieje,jakoczywychodząnawierzchi
łzawią,ledwowidziałpułkownika.PrzezchwilęmiałochotękrzyknąćirzucićsięnaAnglika,byzdzielić
gopięściąpotwarzy,chciałskończyćztymszaleństwem,alepowstrzymałgorozsądek.Pułkownikstałz
prowokującymwyrazemwyższościnatwarzy,chwilamiprzechodzącymwsadystycznyuśmiech.Omar
zdawałsobiesprawę,żeSalttylkoczeka,ażktóryśwystąpizszeregu.
Salttymczasemjakszalonywymachiwałpejczem,byprzydaćswymsłowomwiększejwagi;bardzo
muprzypadładogusturolabohatera,któryopierałsięnawetburzypiaskowej,iryczałzzapamiętaniem,
jakiegoniewywołałabynawetirlandzkawódka.
LeczAllahkarzepychę.Naglestałosięcoś,czegoniktnieprzewidział.Tnący,ostrygłospułkownika
narazsięzmienił,dziwniesięzałamał,ucichł,wydobywałymusięzgardłatylkoniezrozumiałetony,
wreszcieurwałijakstaredrzewo,któredługoopierałosięburzy,alewkońcujegokorzenieutraciłysiłę,
zatoczyłsięirunął,nawetpodczasupadkuzachowującwojskowąpostawę.Oficerowiewciągnęligodo
namiotu.
Takżenazajutrzburzapiaskowanieustała.Robotnicybuntowalisięwswychnamiotach,bonie
nadszedłzapasżywności.Byłytylkowodaigotowanyryż,aitegojedyniepoblaszancenaosobę.
Mężczyźnileżelibezczynniewnamiotach,graliwkości,gadalilubpróbowalizasnąć.Omarodpoczątku
miałtrudnezadanie;siedziałwgłębinamiotu,studiowałregulamin,którymuwręczono.Robotnicynie
lubiliOmara.Nicdziwnego,bojakżeto,on,najmłodszy,maimrozkazywać.Przedewszystkimwoczach
Hafiza,owegochudegostarucha,czytałnienawiść,kiedytenpatrzyłnaniegodługoiprzenikliwie.
Nazajutrzburzapiaskowazelżałaiodportuposuwałasiękawalkadawózkówizaprzęgówmułów,
transportującychpodkładyiszyny.Brytyjscyinżynierowiezaczęliodwbijaniawziemięszutrowąpali,
którewyznaczałytrasękolei.Wydawanienarzędzi,łopat,motykikoszyprzedłużałosię,ponieważ
magazynbyłzasypanypiaskiem.PułkownikSaltznówoprzytomniałiwydawałrozkazyswymoficerom,
cizaśprzekazywalijebrygadzistom.Wpośpiechuzorganizowanogrupyroboczepotrzystaosób.
OmarpodlegałoficerowiClarendonowi,któregozpowodujegodługiegonazwiskakoledzynazywali
poprostuClaire.ByłsynembogategowłaścicielaowczarniwShewsburyiraczejamatoremprzygódniż
żołnierzem,coudowodniłwIndiach.Claireogłaszałrozkazdzienny,aOmartłumaczyłjegosłowana
arabski.Normadziennanarobotnikawynosiłajedenmetrsześcienny,tylkonatrudnymterenieużywano
maszyn.WedługobliczeńBrytyjczykówkażdegodnianależałoułożyćjedenkilometrtorów.Pierwsza
zapłatamiałanastąpićpodwunastukilometrach.
Egipcjanierzucilisiędopracyzwesołymiokrzykami,alejużpokilkugodzinachOmarujrzał,żejego
podopiecznicoprawdadzikowymachująłopatami,alenasypnaodmierzonejtrasiedługościtrzydziestu
metrównierośnie,ponieważmężczyźninieumiejąsięposługiwaćłopatami.To,conabierająnałopaty,
gubią,kuswejwielkiejuciesze,zanimładunektrafidocelu.
Omarpobiegłzpowrotemdomagazynuizażądał150koszy,którychmujednakniedano;każdej
jednostcenależałosiętylkotrzydzieścikoszy.Podziesięciugodzinachpracyniewykonanonawetpołowy
dziennejnormyiwyglądałonato,żepraceprzybudowiepotrwajądwarazydłużej,niżzaplanowano.
PułkownikSaltwezwałoficerówibrygadzistównanaradę,ryczał,szalał,nazwałoficerówbandą
głupców,arobotnikówśmierdzącymileniamiioświadczył,żekażdego,ktoniewykonanormy,
własnoręczniewychłoszczeswympejczem.
—Sir!—Omarwystąpiłzszeregubrygadzistów.—Proszępozwolićminadrobnąuwagę.
Saltstanąłprzednimizacząłwymachiwaćpejczem.
—Sir—zacząłOmar.—Obserwowałemrobotników,oniniemogąszybciejpracować.
—Niemogą,niemogą!—Saltzaśmiałsięzłośliwie.—Jużjatychlenipogonię.
—Nie—upierałsięOmar.—Egipcjanienieumiejąobchodzićsięzłopatą.Wiemtozwykopalisk.
Niechpanimdakosze,płaskieiszerokiekosze,doktórychbędąmoglirękaminabieraćpiaseki
kamienie,azdwojąwysiłki.
PułkownikSaltspojrzałnaOmara;jegopropozycjabyłaniezwykła,aleprzemawiaładorozumu.Po
chwiliwahaniarzekł:
—Przypuśćmy,żemaszrację,ilepotrzebakoszy?
—Conajmniejpiętnaścietysięcy,jedenkosznadwieosoby.
Oficer,któremupodlegałmagazyn,rzekł:
—Mamytylkotysiąckoszy.
Saltryknął:
—Notozałatwcieresztę!
Wdwadnipóźniejprzyniesionokoszeipracawyraźnieposuwałasięszybciej,oficerowieuznali,że
możnapodnieśćnormędzienną,naraziedodwóchmetrówsześciennych.Omarprotestował,mówił,że
ludziemogąsięzbuntować,pozatymnależypodnieśćzapłatę,alejegozastrzeżenianieznalazłyu
pułkownikaposłuchu.
Torykolejowewydłużałysię.Potygodniuliczyłyjużtrzynaściekilometrów;możnabyłoponich
transportowaćdalszedostawy,używającdotegoceluzwierzątpociągowych.Saltwydałrozkaz,aby
wybudowaćnowyobózwceluskróceniadrogidopracy,azaoszczędzonyczaspoświęcićkolei,co
wywołałoprotestyrobotników,którzytymczasemprzyzwyczailisiędodługiejdrogi.
PoczątkowoliniakolejowabyładlaOmaratylkoniejasnym,abstrakcyjnympojęciem,niemalsnemna
jawie;aleteraztoprzedsięwzięcienapawałogodumą,posuwaniesięliniiwkierunkuwschodnim
wzmacniałownimpoczuciewłasnejwartości,ponieważbrałwtymznacznyudziałion,ijegoludzie.Na
mapie,wktórąbyłwyposażonykażdybrygadzista,zaznaczałkażdegodniakopiowymołówkiem
wykonanyodcinekipokazywałrobotnikom.
Omarprzestałnosićgalabiję,ubierałsięterazwoliwkowystrójroboczybrytyjskiejarmii,któryze
swymilicznymikieszeniamibyłznaczniepraktyczniejszy.Gdybywiedział,jakąreakcjętymwywoła,
nigdybytegonieuczynił.BoterazróżniłsięjużubioremodresztyEgipcjan,wydawałimsiękimśinnym,
jakbyichzdradził.
PewnejnocyOmarowiprzyśniłosię,żepłonienamiot,wktórymśpi.Śmierdzącydymspalonej
impregnowanejtkaninyomalgonieudusił.Zacząłwalićrękamidokołasiebie,obudziłsięispostrzegł,że
toniesen,leczstraszliwaprawda.Namiotbyłpusty,stosyskrzyńznarzędziamizagradzaływejście,
ścianynamiotupaliłysię,płucachłopcaprzeszywałostryból.Omarczul,żetraciprzytomność.W
szaleńczejrozpaczyrzuciłsięnapłonącąścianęnamiotu.Ogieńparzyłmutwarziłydki,alewtejchwili
plandekazsykiemsięrozdarła.Omarwypadłnadwórizkrzykiemzacząłsiętarzaćpoziemi.Wszystko
gobolało,akiedyztrudemotworzyłoczy,ujrzałnadsobąstaregoHafizaikilkumężczyznzeswojej
brygady.
Wściekłe,złeoczywpatrywałysięwniegowblaskuognia.Omarujrzał,żejedenzmężczyznpodnosi
łopatęizamierzasięnaniegozobłędnymwzrokiem.WobliczuśmiertelnegoniebezpieczeństwaOmar
ostatkiemsiłbłyskawiczniepotoczyłsięnabokinaczworakachpowlókłsięnagłównyplac,gdziestały
namiotyoficerów.KilkuAnglikówzkrzykiemwybiegłomunaprzeciw.Omarjęknąłcośopodpaleniuio
ludziach,którzyczyhalinajegożycie,potemstraciłprzytomność.
Jegooparzeniaokazałysięnietakiegroźne,jakpoczątkowowyglądało.PułkownikSaltdostałataku
wściekłości,biegałpoobozie,wymachiwałpejczem,waliłwnamiotyiwrzeszczał:
—Tosabotaż!Podłabanda!Postawięwszystkichpodsądwojenny!—Oficerowieztrudemgo
uspokoili.
NazajutrzranogrupaOmaramusiałasięstawićnaplacuapelowym;SaltszedłwrazzOmaremwzdłuż
szeregów.RękojeściąpejczadotykałkolejnorobotnikówispoglądałnaOmarapytająco.Omarkręcił
głową.GdyprzyszłakolejnaHafiza,Omarzawahałsięprzezchwilę,alepotempokręciłgłową
przeczącoiposzedłdalej;zachowałsiętaksamowobecinnych,choćichrozpoznał.Tłumaczyłsię,że
byłzbytprzerażony,byzapamiętaćtwarzenapastników.Tapostawa,którąprzyjąłcałkieminstynktownie,
niewiedzącdlaczego,spowodowałanieoczekiwanązmianęwśródludzi.Głębokanienawiść,któranie
cofasięprzedzabijaniem,zamieniłasięwszacunekipodziw.Możesiętowydawaćdziwne,aletaka
przemianaczęstowystępujeuEgipcjan.
WieczoremOmarstudiowałswojeplanyjakgdybynigdynic;wtedypodszedłdoniegoHafiz.Stary,
któryoddnia,kiedytuprzybyli,awięcodtrzechtygodni,nieodezwałsiędoniegoanisłowem,
spoglądałobojętniewpłomienie,wreszciezapytał:
—Dlaczegotozrobiłeś?
Ogień,podsycanynawozemwielbłądzim,wydzielałprzenikliwyzapach,ponieważOmarnic
odpowiadał,trwałodługiemilczenie.Szybkość,zjakąHafizprzesuwałpaciorkiswegosznura
modlitewnego,zdradzałajegoniepokój.
—Uważaliśmycięzazdrajcę—zacząłzwahaniem—zazdrajcęnaszegonarodu.
—Bonoszęspodnieimówięichjęzykiem?—Omarwskazałgłowąwstronęnamiotówoficerów.—
PochodzęzGizy,gdziesąwielkiepiramidy,dodwunastegorokużyciabyłempoganiaczemwielbłądów.
PotemtrafiłamisięokazjatowarzyszeniabrytyjskiemuprofesorowidoLuksoruwcharakterzesłużącego;
nauczyłemsięczytaniaipisania,atakżejęzykaangielskiego.Co,nabrodęProroka,matowspólnegoze
zdradą?
CorazwięcejludzigromadziłosiępodczastejrozmowydokołaOmaraiHafiza;przykucalinapiaskui
śledzilikażdesłowo.
—Nadnaszymkrajem—zacząłHafiz—ciążyprawowojenne.Oznaczato,żemy,synowieEgiptu,
niemamynicdopowiedzeniawewłasnejojczyźnie.Tostraszliwebezprawie.Wciągniętonaswwojnę,
którejniechcemy,zawrogówkazanonamuznaćnarody,zktórymiżyliśmydotądwprzyjaźni.Anglicy
traktująnasjakgłupie,nieposłusznedzieci,którymnauczycielgrozibatem.Aprzecieżżyliśmyw
rozkwiciekultury,zanimjeszczeBrytyjczycywogólezjawilisięnamapieświata.
Omarodparł:
—Niemogętemuzaprzeczyć,mnierównieżboli,kiedywidzę,jaksięobchodząznaszymkrajemi
naszymludem.Alewydajemisię,żelepiejbyćpostronieBrytyjczykówniżpostronieRzeszy
Osmańskiej.Brytyjczycyprzynajmniejdalinamsułtanaiprzyrzeklipowojnieniezależność.
TesłowawprawiłyHafizawewściekłość,oczymudzikobłyszczały,chwyciłgarśćpiasku,cisnąłw
ogieńizawołał:
—Topusteobietnice,atyjesteśgłupi,żewtowierzysz.Cóżtozasułtan,któregodałynamte
chrześcijańskiepsy.Tonędznydrab.CopowiedziałProrokMahomet,kiedykilkuArabówzażądałood
niego,byprzezrokczciłichbogów,awówczasonibędączciliAllaha?Powiedział:„Owy,niewierni,
nieczczętego,kogowyczcicie,awynieczcicietego,kogojaczczę,inigdyniebędęczciłtego,kogowy
czcicie,awynigdyniebędziecieczcilitego,kogojaczczę.Wymacieswojąwiarę,ajaswoją!”Tak
właśnieprzemawiałProrok.Angliknigdyniezrozumiewschodniejreligiiipolityki,adlanas,ludzi
Wschodu,angielskareligiaipolitykasąniepojęte.
Siedzącydokołaludziekiwaligłowamipotakująco,aHafizzapytałOmara:
—Czytorozumiesz,tysługusiebrytyjski?
Omarzerwałsię,jakbychciałsięrzucićnaHafiza,aledwajludziezagrodzilimudrogę,takwięc
tylkokrzyknąłdostarego:
—Niewiem,któryznasjestgorszy,tyczyja.SprzedałemBrytyjczykomdobrowolnieswojąsiłę,ale
niedziałałemwbrewswoimprzekonaniom.Tyzaś,Hafizie,jesteśnędznąkreaturą,bierzeszpieniądzez
ręki,którąnajchętniejbyśodrąbał.
Potychsłowachrozległysiępodnieconeokrzyki,zktórychmożnabyłowywnioskować,żeOmarnie
jestodosobnionywswojejopinii.Wkażdymrazieswojąpostawązdobyłsobieszacunek.Coprawda
robotnicynietraktowaligoodtądżyczliwiej,aleniemusiałsięjużobawiaćoswojeżycie.
Robotnicypracującyprzybudowiekoleiposuwalisięnaprzódprędzej,niżplanowanoimożnabyło
transportowaćdostawyponowychtorach.Dwukrotniewciągudniamała,plującaparąiogniem
lokomotywaciągnęłatuzinwagonówtowarowychprzezpustynięodmiejscabudowydoIsmailiiiz
powrotem.
Pewnegodniawlutymnahoryzoncieukazałysięodpółnocnegowschoduciemneobłokikurzu;rosły
corazbardziejiprzybliżałysię;wśródrobotnikówpowstałniepokój.Brytyjscyoficerowieoznajmili
wreszcie,żetotureccyjeńcywdrodzedoKairu.
Spotkaniepośrodkupustynistałosięważnymwydarzeniem.TysiącewynędzniałychTurkóww
łachmanach,zgnębionych,umęczonych,pełnychlękuprzedprzyszłościąszłowmilczeniu,mijając
gapiącychsięnanichEgipcjan.Tuitamrzucanonieśmiałespojrzenie,większośćjednakopuściłagłowy,
niektórzymielibrudne,zakrwawioneopatrunki.Brytyjscyżołnierzenakoniachpilnowaliporządkuw
szeregach.Onizaśszlibezwolnieoboktorównazachódizniknęlinahoryzoncie,jakbytobyła
fatamorgana.
Omarwspółczułim,zawszebyłpostroniesłabych—przecieżsambyłjednymznichiniemógł
wykreślićzpamięciprzykrychzdarzeń.ChociażTurcybyliwrogamiEgiptu,Anglicyzaśsojusznikami,
czułwięcejsympatiidlawroganiżdlasojusznika,możedlatego,żewrogówuczynionowrogami,a
sojusznikówsojusznikamizdnianadzień.Omarwalczyłzeswymwyobrażeniem,żerówniedobrze
mogłobybyćodwrotnie,żetoBrytyjczycymoglibybyćichwrogami,aTurcysojusznikami,itrwało
wieledni,nimudałomusięnatozobojętnieć.
Wzdłużtorukolejowegowodstępachośmiukilometrówzakładanoobozynamiotowe,zktórych
mężczyźniwyruszaliranodopracy.Pokolejnychośmiukilometrachbudowanonowyobóz,alez
poprzednichlikwidowanotylkocodrugi,takżewzdłużtorówcoszesnaściekilometrówbyłymiasteczka
namiotowe,służącejakomagazyny.Obozówtychpilnowałyniewielkiezałogi.
Tam,gdzietorprzecinawzgórzeGebelel-Kasr,urządzononajwiększyplacbudowlany.Pułkownik
Saltzgromadziłcałyoddziałrobotnikówipodzieliłichnatrzygrupy.Brytyjskioddziałsaperówza
pomocątrzechtondynamituprzebiłsięprzezGebelel-Kasr.Jednagrupausuwałaodłamkikamieni,druga
wyrównywałateren,trzeciaukładałapodkłady—podwóchtygodniachprzeszkodęusuniętoioddział
posuwałsiędalejnawschód.
OmarotrzymałodSaltarozkaz,byrazemzGerrympilnowaliobozuel-Kasr,zadanieokropnienudne;
mielidodyspozycjidziesięciubrytyjskichżołnierzyidwarazytyleegipskichrobotników.Omarporaz
pierwszywżyciutrzymałwrękukarabiniporazpierwszyżałował,żeprzyjąłnasiebiewobozietę
odpowiedzialność.Natrzyzmiany,podziesięćosóbobchodzilidokołaobózzgodniezruchem
wskazówekzegara.Bardziejniżupałzadniaichłódwnocy,bardziejniżciężkapracaprzytorach
dręczyłamężczyznsamotnośćnakamienistejpustyniinuda;chodzilibezczynniedokołanamiotów,palili
papierosyiwbrewsurowymzakazomkorzystalizzapasówwhisky.Niemiałosensuzawiadamiaćotym
Buxtona,gdyżonsamuczestniczyłwtympodkradaniualkoholu.
PrawiecodzienniedochodziłodoutarczekmiędzyEgipcjanamiaBrytyjczykamioto,ktomakomu
wydawaćrozkazy,idobijatyk,którychuśmierzeniewymagałowiększegonakładusiłniżsamebójki.
Ponieważzachorowałkucharz,aniktniemógłgozastąpić,odwieludnijedlitylkochleb,sardynkiipili
herbatę,cooczywiścieniepoprawiałonastroju;możnarzec,żesytuacjagroziławkażdejchwili
wybuchem.PomasowychpogróżkachGerryBuxtonzdecydowałsięwięcpojechaćnajbliższą
lokomotywąnawschód,gdzieprzebywałSalt,bypoinformowaćgoopowstałejsytuacjiizapobiec
ewentualnymrozruchom.TymczasemzastępowałgoOmar.GdyBuxtonpodwóchdniachwciążjeszcze
niewracał,BrytyjczycyiEgipcjaniejednogłośnieodmówilipełnieniasłużbyiniepomogłyzaklęcia
Omara.Obózbyłdzieńinocotwarty,niktgoniepilnował;karawanyipasterzekóz,którzyprzypadkiem
tamtędyprzechodzili,moglibrać,cotylkochcieli.TrzeciegodniaOmarpostanowiłposzukaćBuxtona.
Pojechałzranakolejąwkierunkuwschodnimiznalazłgonakońcuodcinka,pogrążonegowożywionej
rozmowiezbrytyjskimioficerami,jakgdybyzapomniałoswymzadaniu.Jeszczepodczasrozmowyz
pułkownikiemSaltemusłyszeliwoddalidetonacjęizarazpotymuniósłsięwpustynnenieboczarny
grzyb.
—Sabotaż!Sabotaż!—Saltryczałjakzarzynanybyk,pędziłprzezobóz,zwoływałdosiebie
uzbrojonychżołnierzy.Niktjeszczeniewiedział,cosięwłaściwiestało,alepułkownikzagroził,żew
raziegdybymagazynprochupodGebelel-Kasrwyleciałwpowietrze,postawiOmaraiBuxtonapodsąd
wojenny.
To,conaprawdęsięstało,przechodziłowszelkieprzypuszczenia.GdypociągzbliżyłsiędoGebel,
maszynistazacząłdawaćgwałtowneznakidotyłu,gdzienadrewnianychławkachtowarowegowagonu
zajęlimiejscaSalt,BuxtoniOmar.Omarwychyliłsię,bycośzobaczyć,aleparazasłaniaławidok,
dopókistalowemonstrumniezatrzymałosięnaotwartejprzestrzeni.
—Koniectrasy!—zawołałmaszynista,schodzącpożelaznejdrabince.Saltipozostaliposzlizajego
przykładem,zbliżylisiędorozwalonegokrateru,którysięprzednimiodsłonił.Niczymzłamanetrzciny
nadlejemwisiałytory;lejmiałsześćmetrówszerokościibyłchybataksamogłęboki.Siłaeksplozji
wyrwałapodkładyspodszynicisnęłarazemzkamieniamiigłazamidoznajdującegosiętużobokobozu,
rozrywającprzytymnamiotyiogrodzenie.
—Tosabotaż!—rzekłpułkownikcicho,niemalszeptem,ipowtórzyłtozdaniekilkakrotnie.—To
sabotaż!—Wydawałosię,żetesłowawdziwnysposóbłagodząjegostannajwyższegowzburzenia,jak
gdybygromadziłsiłydogwałtownegowybuchuwściekłości.Aletaksięniestało.Saltwmilczeniu
podszedłdokrateru,odrzuciłposzarpanepłachtynamiotoweizacząłgrzebaćwodpadkach,którymibył
zasypanyobóz.Nigdzieniebyłośladuzałogi.
*
Małe,zakratowaneokienkoceliprawienieprzepuszczałoświatła.Wychodziłonaprześwit,także
zaopatrzonywkratę.Cele,położonetużnadziemią,należałydodawnychkoszarnaskrajuIsmailii,
służącychgenerałowibrytyjskiemuSirArchibaldowiMurrayowijakokwateragłówna.
OmarzostałaresztowanywGebelel-Kasriprzezdwóchuzbrojonychżołnierzyprzewiezionydo
Ismailii.PułkownikSaltoskarżyłgoozdradę,nieuwierzyłzapewnieniomOmara,żespisekpowstałza
jegoplecamiibezjegowiedzy.Saltniemiałwprawdziedowodów,aleoznajmił,żepodczasrozprawy
przedsądemwojennympodaświadków.Celamiaładziesięćkrokówdługościiopołowęmniej
szerokości,panowałwniejohydny,kwaskowatysmród,takżeOmarpoczątkowoledwomógłoddychać.
Podczaspierwszychdni,którespędziłsamotniewtymprzygnębiającymotoczeniu,ogarnąłchłopca
panicznystrachprzednieuchronnymkońcem.Wiedział,cotojestsądwojennyiżewyrokmożeoznaczać
tylkośmierćprzezrozstrzelanie.Rozpacz,żejesttonieuniknioneiżeniemanatorady,doprowadziła
Omaradoswoistegoszaleństwa:zteatralnągestykulacjąwygłaszałmowyobronne,recytowałgłośno
suryKoranu,któremówiłyosprawiedliwościboskiej,jakgonauczyłTaha.Nieprzyjmowałpożywienia,
któremupodawanodwarazydziennieprzezokienkowdrzwiach,niezuporuczyprotestu,leczdlatego,
żeniebyłwstanienicprzełknąć.
Czwartegodniawięzienia,kiedybyłjużbliskizałamania,nagleotrzymałwcelitowarzysza.W
bladymświetle,padającymprzezwysokieoknozmlecznąszybą,rozpoznałciemną,wynędzniałątwarz
Egipcjanina;niebyłtonapewnochłopanipastuch,raczejjakiśurzędnik.
Omarwyciągnąłrękędonowoprzybyłegoirzekłżyczliwie:
—NazywamsięOmar.—Aletamtenzlekceważyłjegopowitanieibezsłowaodwróciłsiędoniego
plecami.
WnocyOmarocknąłsię;nicniewidział.Nowytrzymałgozaramięimocnonimpotrząsał.
—Hej!—zawołałcicho.—Cościsięśniło,gadałeśstrasznebzdury!
Omarwymamrotałjakieśusprawiedliwienieizobawąwpatrywałsięwmrok.
—Gadałeścośodynamicie—rozległsięgłoswciemności.—Wołałaś:wysadzęwaswszystkichw
powietrze!
—Niewiem—skłamałOmar.
—NazywamsięNagibek-Kassar—rzekłnieznajomy.
—AjaOmarMoussa—odparłOmar,poczymzapanowałodługiemilczenie.WreszcieOmarzebrał
sięnaodwagęirzekłcicho:—Brytyjczycyzarzucająmisabotaż.Uważają,żejestemodpowiedzialnyza
wysadzeniewpowietrzenowejliniikolejowejprzezSynaj...
Nagibzagwizdałprzezzęby,zabrzmiałotoniemaljakuznanie.
—Ico?
—Coznaczy„ico”?
—Pytam,czytoprawda.
—Oczywiście,żenie!—zawołałOmaroburzony,iwtejsamejchwiliprzyszłomunamyśl,żeten
mężczyznatoszpicel,którychcegowysondować.—Aty?—zapytałzciekawością.
—Szpiegostwo—odparłek-Kassariznówzapanowałodługiemilczenie.
—Coszpiegowałeś?—zapytałOmar.
—Nic!—zawołałpodnieconyNagibek-Kassar.—RysowałemmapyRaszidiSakkary,
archeologicznemapy.Niewiedzącotym,byłempodobserwacjąBrytyjczyków.
—Archeologicznemapy,powiadasz?
—Jestemarcheologiem.StudiowałemwBerlinie.Gdywybuchławojna,musiałemwrócićdoEgiptu
Omarusiadłi—spoglądającwmrok—zastanawiałsię,czymożezaufaćobcemuipowiedziećmu,
żepracowałzprofesoremShelleyem,alebyłzbytpodejrzliwywobecwspółwięźnia.
—Niemająprawataknastraktować—grzmiałtamten.—Bandazaborców.Alenadejdzieczas,
kiedy...
—Ciszej—upominałgoOmar.—Strażenasłuchująnocąpoddrzwiami.
Podczasrozmowy,któratrwałacałąnoc,Omarnabrałprzekonania,żeek-Kassarmówiprawdę,żenie
jestbrytyjskimszpiclem.Mimotopostanowiłzachowaćostrożność.Nienawiść,jakąNagibokazywał
Brytyjczykom,mogłabyćpułapką.
Potygodniuwspólnejniedoliobajzwolnazaczęlinabieraćdosiebiezaufania.Bardzopomocnebyły
tuowenieskończeniedługienoce,kiedyniemoglisiebienawzajemwidzieć,tylkosłyszeliswojegłosy.
Słowawypowiadanewciemności,bezżadnychgestówimimiki,miałybardziejintensywnąwymowę.
KiedyNagibzaczynałwnocymówić,wpadałwniepohamowanąwściekłośćnaBrytyjczykówi
wszystkichkolonizatorów,używającprzytymtakprzekonującychargumentów,żeOmarpozbyłsię
wszelkiejnieufnościiuwierzyłwszczerośćtowarzyszaniedoli.
Nagib,wprzeciwieństwiedoOmara,którypopadałwcorazwiększeprzygnębienie,czerpałsiłęze
swychradykalnychprzekonań.Omarpodziwiałjegopostawę.NagibpocieszałOmara,żeniepowinien
siębaćprzyszłości;on,Nagib,mawieluprzyjaciół,którzyniedopuszczą,byspadłmuwłoszgłowy;
Omarmożenanimpolegać.
OmarniewierzyłprzekonującymsłowomNagiba,uważałjetylkozapocieszeniewsytuacjibez
wyjścia.Alepotem,pewnejnocyzdarzyłosięcośdziwnego.Omarsięobudził,zdawałomusię,żektoś
pukadozakratowanegooknaceli.
—Nagibie,Nagibie!—szepnął.—Słyszysz?
—Tak—odparłNagib.
—Cotoznaczy?
—Skądmamwiedzieć?NiejestemAllahem.
Pukaniesiępowtórzyło;byłoterazgłośniejsze.
—Wstań—szepnąłNagib.—Stańplecamidościanyiskrzyżujręce.
Omarpoomackudoszedłdościanyiuczynił,comukazano.WtensposóbNagibdosięgnąłoknai
wysunąłrygiel,adwiepołowyoknaotworzyłysięnazewnątrz.
—Cosiędzieje,Nagibie?—zawołałOmarzdołuniecierpliwie.Ciężkomubyłodźwigać
towarzysza.Słyszał,jakNagibczymśmanipuluje,izapytałnieśmiało:—Jakdługomamcięjeszczetak
trzymać?
NagibzaśmiałsięiOmarnajchętniejbygoupuściłnaziemięzato,żetennieodpowiedział,alepo
chwiliusłyszałjegogłos:
—Towcalenietakieprosteprzeciągnąćbutelkęprzezkratę.No,teraznadół!
—Cosiędzieje?—Omarpowtórzyłpytanie,kiedyNagibzeskoczyłnaziemię.
—Ktośnamprzysyłacośdopiciananoc.
—Cotakiego?
—Tak.Podoknemnasznurkuwisiałatabutelka.—NagibwcisnąłjąOmarowidoręki.
—Butelka?Cotomaznaczyć?—Omaroddałzpowrotembutelkę.
Nagibwyciągnąłzębamikorekirzekłpewnysiebie:
—Przecieżcimówiłem,żemamwieluprzyjaciół.—Wciemnościsłychaćbyło,jakNagibpije.—
Whisky—szepnąłzadowolony—irlandzkawhisky.
Omaroniemiał.Milczałnawetwówczas,kiedyNagibwcisnąłmubutelkędoręki,abyteżsięnapił.
Powąchałbutelkę,alezemdliłgozapach,więcoddałją,nawetniespróbowawszy,ipołożyłsięna
pryczy.
Nagibrozkoszowałsięwhiskyjaknarkotykiem,któregooddawnabyłpozbawiony,iwydawał
pomrukizadowolenia.AponieważprzeszkadzałomumilczenieOmara,zacząłwygłaszaćmonologna
tematprzyjaźniiprzyszłościEgiptu.Kiedywswejeuforiistawałsięzbythałaśliwy,Omarstarałsięgo
uciszyć.
Jużmyślał,żealkoholuśpiłNagiba,aletenzacząłszeptemwychwalaćSa’adaZaghlula,przywódcę
egipskichnacjonalistów,iichwspólnąsprawę.Izakażdymrazem,kiedynakorytarzurozlegałysię
głośnekrokistrażników,Omarmusiałzaciskaćustapijanemu.Gdywracałnapryczę,którastałasię
częściąjegożycia,słuchałNagiba,nawetpopijanemuwygłaszającegocałkiemsensownepoglądy,
mianowicieżeEgiptnależydoEgipcjan,donikogoinnego,iżeBrytyjczykomlosEgipcjanwtejwojnie
byłbycałkowicieobojętny,gdybyniechodziłooKanałSueskiidrogęmorskądoIndii.Nadranem,kiedy
przezoknowpadłopierwszeświatło,Nagibstawałsięcorazbardziejociężały,corazczęściejmilkłi
wreszciezasnął.
JeszczeprzedporannymapelemOmarusiłowałschowaćbutelkę,wpadłnapomysł,żebywsadzićją
docynowegowiadra,służącegoimzakibel.Obejrzałprzytymbutelkęzewszystkichstronizrobił
dziwneodkrycie.Naodwrotnejstronieetykiety,widocznejtylkoprzezszkłobutelki,narysowanybyłkot,
dokładnietakisam,jakpiętnonaramieniuOmara.
Omarsięprzeraził.Cotomiałoznaczyć?Spoglądałnaśpiącegotowarzyszaisłuchałjegociężkiego
oddechu.Omaratrudnobyłoprzestraszyć,alewtejchwiliżałował,żezgłosiłsięwtedydopracyna
ochotnika.Butelkawjegorękachdrżała,Omarczuł,żeoblewagozimnypot.Przezdrzwisłyszałkroki
wartownikaiwołanie:
—Apelporanny!—Nagibspałmocno.
KiedyOmarusłyszałprzekręcaniekluczawzamku,szybkoukryłbutelkępodmateracem.Oświadczył
oficerowidyżurnemu,żeNagibjestchory,całąnocmiałbóleżołądka,iżebymudalispokój.Poskąpym
śniadaniu—herbaciezkromkączarnegosuchara—ipoapeluOmarwróciłdoceli.Nagibrzęził,byłto
dośćprzykryodgłos.
ZrękamizałożonyminakarkuOmarwpatrywałsięwsufit,gdziepożółkłafarbaolejnaodpryskiwała
kawałkami.Minęłoprawiepięćlatodowegodziwnegoporwania,wwynikuktóregoomalniestracił
życiaiktóredotychczasniezostałowyjaśnione.Omarzapomniałjużoowymzdarzeniu;pozostawiłoono
wieleśladów,któreniczegoniewyjaśniały.Awłaściwienietylezapomniał,ilestarałsięusunąćjez
pamięci;wszelkiedalszeposzukiwaniawydawałymusiębezsensowne,anawetniebezpieczne;uznał,że
najlepszymsposobemnauzdrowieniejestniewiedza.Byćmożepadłofiarąpomyłki,możewziętogoza
kogośinnego,coitakniewyjaśniało,jakąrolęwcałejsprawieodegraliJusufijegocórkaHalima.
Halima—więcjeszczeniezapomniałtejdziewczyny.Dlaczegodręczyłogorozczarowanie,żeonago
zawiodła,żeswojąsympatiąchciałaodwrócićjegouwagęodwydarzenia,którerozgrywałosięzajego
plecami.Notak,byłwtedymłodyiniedoświadczony,aleniemógłuwierzyćwtakąprzewrotność.
Obojętne,zjakiegopowodumusiałazniknąćtejnocy,napewnonieuczyniłategodobrowolnie.Możei
onabyławzagadkowysposóbuwikłanawspisek,takjakon,wkażdymraziejejzniknięcienie
upoważniałogodopotępianiadziewczyny.
TowszystkoprzyszłoOmarowinamyśl,kiedytakleżałisłuchałciężkiegooddechuNagiba.Nie
spodziewałsię,żewłaśnietutaj,wtymwięzieniu,dopadniegoprzeszłość.Jakibyłzwiązekpomiędzy
okupantembrytyjskimalochempoddomemJusufa,pomiędzynimaNagibem,iczywogólezachodził
jakiśzwiązek?Możetopoprostusprawaprzypadku?Omarprzypomniałsobiesłowaprofesora,który
powiedziałkiedyś,żenajważniejszeodkrycialudzkośćzawdzięczanienauce,leczprzypadkom.
Jakmasięzachowaćwtejsytuacji?Czymaukryćbutelkęiprzemilczećswojeodkrycie?Amoże
powinienzagadnąćNagibaizażądaćwyjaśnienia,jakieznaczeniemasymbolkota?Omarniewiedział,
cozrobić,iimbardziejstarałsięrozplątaćkłębekfaktów,pytań,niejasności,tymmniejbyłwstanie
zebraćmyśliwlogicznącałość.
NagleOmardoznałolśnienia;jeszczeprzedchwiląmyśltabyłabydlaniegoniedoprzyjęcia.Wstał,
ująłramięśpiącegotowarzyszaipodciągnąłwgóręrękawjegoszarejbluzy.Bywająwżyciusytuacje,
kiedycośoczekiwanegoprzejmujenaswiększymstrachemniżcośniespodziewanego.Omarspodziewał
się,żenaramieniuNagibaujrzypiętnoidentyczneztym,jakimsambyłnaznaczony.Aleteraz,kiedyje
zobaczył,ogarnęłagogroza.Zobawy,żeodkryłcośzakazanego,puściłramięNagiba.Tensięobudził.
Omarnajchętniejuciekłbygdzieś,gdziebyłbybezpieczny,aleznajdowałsięwceli,zadrzwiami
obitymiżelazem,pilnowanyprzezstrażników.Czułsięzbytsłaby,bysiępoddaćiczekaćcierpliwiena
rozwójwypadków.DlategowyciągnąłbutelkęspodmateracaipodsunąłNagibowipodnos.
Tensięcofnął,niewiedział,comaznaczyćgestOmara,alechłopiecnakazałmu,abysobiebliżej
obejrzałbutelkę.Nagibwyszczerzyłzęby.WciągutygodnispędzonychwspólnieOmarnigdyniewidział,
byNagibsięuśmiechał.AleNagibmilczałitomilczeniedoprowadzałoOmaraniemaldoszaleństwa.
PochyliłsiędoNagiba,odsłoniłswojeramięipokazałmupiętno.
Tenzerwałsięjakoparzonyiniewierzącwłasnymoczom,przejechałdłoniąpotwarzy,ztrudem
chwytającpowietrze.Trwałodługąchwilę,zanimbyłzdolnycokolwiekpowiedzieć.Wreszciebąknął:
—Toniemożliwe.Toniemożebyć!
OmarspoglądałnaNagibasurowymwzrokiem.Chociażniewiedział,cosięstaniezachwilę,nagle
znikłjegostrach.Rozkoszowałsięniepewnością,jakąwzbudziłwtowarzyszuniedoli,choćtowcalenie
byłologiczne,boNagibznałpowiązania,onzaśnie.
Czymasięprzyznać,żeniewie,wjakisposóbtopiętnoznalazłosięnajegoramieniu?Aletowydało
sięwtejchwilimałowiarygodne.Milczałwięcipostanowiłwytrwaćwmilczeniujaknajdłużej.
Nagibpotrząsałgłową.
—Otodwajludziesiedząoddwóchtygodniwewspólnejceliiniewiedzą,żeobajnależądo
Tadamana.
Tadaman?Omarnigdyniesłyszałtegosłowa,alewłaśnieterazniemiałzamiarusiędotego
przyznawać.Najpierwchciałsiędowiedziećczegoświęcejotejorganizacji.
—Skądprzybywasz?—zapytałNagib.
—ZLuksoru—odparłOmarkrótko.
—Bardzodobrze.Tadamanpotrzebujewszędzieswoichludzi.Zobaczysz,oninasstądwydostaną.
—Jesteśpewien?
Nagibskinąłgłową.
—Najzupełniej.Tabutelkatobyłznak.Oniwiedządobrze,gdziejesteśmy,idająnamznak,żebyśmy
sięniemartwili.
—Butelkąwhisky?
—Tak.—Nagib,zmieszany,spuściłwzrok.—Oniwiedzą,żewolęwhiskyniżherbatę,rozumiesz?
Omarrozumiał.AleniepodzielałoptymizmuNagiba.Ktomiałichuwolnićzbrytyjskiejkwatery
głównejiwjakisposób?Aleprzedewszystkimzastanawiałsię,jakludzieTadamanazareagują,kiedy
nagleodkryją,żejestichtudwóch?
—Odpoczątkuciniewierzyłem—zacząłNagibodnowa.—Wysadzenieliniikolejowej—moje
uznanie,tomajstersztyk.
Omarmilczał.
—Majstersztyk—powtórzyłNagibzuznaniem.—Gdybynienasiludzie,zpewnościąkosztowałoby
ciętogłowę.Alemożeszbyćpewien:Oninasuwolnią!
—WdobrociAllaha!—mruknąłOmariabyzmienićprzykrytemat,rzekł:—Jatakżecinie
wierzyłem,kiedypowiedziałeś,żesporządzałeśmapyarcheologiczne.Mapyarcheologiczne,śmiechu
warte!
Nagibprzybrałpoważnywyraztwarzy.
—Możeszsięśmiać,aletenśmiechutkwiciwgardle,jaksiędowiesz,ocochodzi.
—Jasalaam—Omarpodszedłdodrzwiinasłuchiwał.—Wszystkowporządku,możeszmówić.
—PrzysięgnijnaAllahaMiłosiernego,żenigdyniepiśnieszanisłówkaotym,cociterazpowiem,bo
zapłaciszżyciem.
—PrzysięgamnaAllahaMiłosiernego.
—NależyszterazdoTadamanuijakojegoczłonekmaszprawowszystkowiedzieć.
Omarskinąłgłową.Nagibzacząłzpoważnąminą:
—NaprzełomiestuleciaprzybyłdoEgiptupewienbrytyjskiprofesor,nazywałsięEdwardHartfieldi
byłznanymarcheologiem.Miałsławęgeniuszajęzykowego,boznałnietylkowszystkiewspółczesne
języki,byłtakżeznawcąhieroglifów,pismahieratycznego,demotycznego,hebrajskiego,hetyckiego,
babilońskiegoiaramejskiego,poprostugeniusz,jakirodzisięraznakilkadziesiątlat.TenHartfieldza
pozwoleniemrząduwSakkarzezacząłposzukiwaniagrobuImhotepa...
—Imhotepa?—NadźwięktegoimieniaOmarajakbyprzeszyłabłyskawica,poczuł,jakprądidący
odmózguogarniaiparaliżujejegociało.Zjegopamięciwyłoniłysięurywkiwspomnień:nakartcew
opuszczonympokojudziennikarzaCarlyle’abyłnapis„Imhotep”(dwukrotniepodkreślony,nicpozatym);
profesorShelleyopowiedziałmuoposzukiwaniuImhotepa.Co,nabrodęAllaha,miałwspólnegoNagib,
atakżeonsamzImhotepem?Jakimizawikłanymidrogamizdążająpróbywyjaśnienianiezrozumiałych
zdarzeń?
—Czywiesz,jakieznaczeniemiałImhotep?—zapytałNagib.
Omarskinąłgłową.
—Początkowo—ciągnąłdalejNagib—badaniaHartfieldawzbudzaływięcejsensacjiniżprace
innycharcheologów.Wtymzawodzieczęstospędzasięcałeżycienaposzukiwaniuczegośkonkretnego,
bypotemznaleźćcoścałkieminnego,czegosięniktniespodziewał.WprzypadkuHartfieldasprawy
wyglądałyinaczej.Dokonałonlicznychodkryć,takważnychjakodkryciaMariette’a,MasperaiPetriego,
aleteznaleziskanajwidoczniejnieinteresowałyupartegobadacza.Powiadano,żenatrafiłnagrobyIII
dynastii,alezobawy,żeodciągnągooneodwłaściwegoprzedmiotubadań,zpowrotemjezasypał.
Oczywiścietodziwnezachowanienicpozostałowukryciu.SłużbaStarożytnościwKairze,anawet
policjarozpoczęłyśledztwo;nieudałoimsięjednakdowieśćHartfieldowiniczegonielegalnego.A
kiedyCarterzapytałgoowłaściwypowódjegodziałalności,odparł,żeszukagrobuImhotepa,atochyba
wystarczającypowód.
LudziepracującydlaHartfieldazarabialidobrze,wkażdymrazielepiejniżprzyinnych
wykopaliskachwkraju;dlategobyłoprawieniemożliwezdobycieodnichbliższychinformacjio
działalnościprofesora.Niktniechciałstracićpracy.Zbiegiemczasuwyszłonajaw,dlaczegoHartfield
kierujeswojezainteresowanianagrobowiecImhotepa.Mówiącściślej,byłytrzywersje.Pierwsza
głosiła,żewgrobowcuImhotepazgromadzonesąnajwiększewdziejachludzkościzapasyzłota;według
drugiejwersjigrobowieczawieradokumentyzcałąówczesnąwiedzą,wtymwiadomości,którenie
dotrwałydonaszychczasówiktóreodkrywcyzapewniąpotęgęiwładzęnadcałymświatem.
—Atrzeciawersja?—zapytałOmarpodniecony.
—Trzeciawersjagłosi,żeImhotepzabrałdogrobucałezłotoiwiedzęludzkości.
Omarwydawałsięzaskoczony,ztrudemusiłowałuporządkowaćmyśliiskonfrontowaćto,co
usłyszał,zwłasnymidoświadczeniami,doprowadziłotojednaktylkodojeszczewiększegozagmatwania.
—Aletowszystko—odważyłsięrzec—sątylkoprzypuszczenia.Czymożeistniejądowody?Jakie
dowodymatenprofesor?Niechjeprzedstawi.
—Jużniestetyniemoże.
—Dlaczegonie?Cotomaznaczyć?
—Hartfieldznikł.Jakbysięulotnił.
—Bzdura!—odparłOmarzirytowany.—Brytyjskiprofesorniemożetakpoprostuzniknąć.Może
wróciłdoAnglii,bozrezygnowałzeswegoprzedsięwzięcia,amożecośznalazłiniechceujawnić
swegoodkrycia.Wkażdymrazieniemogęsobiewyobrazić,żejakiśprofesornaglewyparował.Przecież
zatrudniałrobotnikówprzywykopaliskachiciludziemogąpowiedzieć,gdzieostatnioprzebywał.
NagibruchemrękipowstrzymałpodniecenieOmara.
—Tak,oczywiście,dzieńzniknięciaHartfieldajestdokładnieznany.Widzianogoostatniowieczorem
dziewiątegoramadanuwpobliżuRaszid.Potwierdzajątodwajjegoludzie.Odtegodniaśladponim
zaginął.
—DlaczegowRaszid?RaszidpołożonojestprzeszłostomilodSakkary.CzegoHartfieldszukałw
Raszid?
—Posłuchaj,mójdrogi.WRaszidarcheolodzydawnotemunatrafilinastarearchiwumkapłanów.Do
tegoarchiwumnależałmiędzyinnymiwpisanykamień,któryodkryliludzieNapoleona;kamieństałsię
wskazówkądoodcyfrowaniahieroglifów.Większośćspośródniezliczonychkamiennychpłytekbyła
jednakpołamana,zniektórychpozostałytylkoodłamkiwielkościpalca;syzyfowąpracąbyłoby
zestawienieznichważnychhistoryczniedokumentów.Alenawetgdybyjakiśinstytutwyraziłgotowość
podjęciasiętegozadania,szansepowodzeniabyłybyminimalne,bowRaszidtymczasemarcheolodzyz
całegoświataprowadziliposzukiwaniaizabieralizesobapozorniebezwartościoweodłamki.Fragmenty
totrafiłydomuzeówimagazynówLondynu.Berlina,Paryża,możenawetNowegoJorku,ici,coich
pilnują,prawdopodobnienawetniewiedzą,jakichskarbówstrzegą.AlewróćmydoHarttielda.
Prawdopodobniemiałonwrękachnajważniejszyodłamek,którydałmuwskazówkędotyczącągrobu
Imhotepaijegotajemniczejzawartości;aletainformacjaniebyławystarczająca,bydoprowadzićgodo
owegogrobu.DlategoteżpojechałdoRaszidszukaćdalszychodłamków.
—OBoże!—Omarbytwyraźniezaskoczony.Wmilczeniuprzemyślałwszystko,coNagibmu
opowiedział;ogarnąłgoprzytympodziwdlategozapijaczonegonacjonalisty.Jegotłumaczeniebyło
całkowicieprzekonująceiwiarygodne,chociażOmarnierozumiałpowiązaniapomiędzytajnym
związkiemaposzukiwaniamigrobuImhotepa.Coprawdajednoniewykluczałodrugiego,aleniemiało
sensu;dlategoOmarrzekł:
—Jednegonierozumiem.Cotymaszwspólnegoztącałąsprawą.Mamnamyśli,skądtowszystko
wiesz?
Nagibsięroześmiał.
—Słusznepytanie,chociażodpowiedźsamasięnarzuca.Omarze.Jeślitoprawda,czegoprofesorsię
dowiedział,mianowicie,żeten,ktoznajdziegróbImhotepa,zdobędziewładzęnadświatem,wtedynie
wolnonam,Egipcjanom,dopuścić,abyodkryciadokonałktośobcy.Tenskarbnależydonas,synówNilu,
aniedoAnglików,Niemców,FrancuzówczyAmerykanów;tylkodonas,rozumiesz?
—Możemaszrację,Nagibie.Aleczyinniniepróbująodkryćtejtajemnicy?
—Trudnopowiedzieć,iluichnaprawdęjest.Jestemjednakpewien,żeBrytyjczycybardzosięoto
starają.Tylkotaktłumaczęsobiemojeuwięzienie.Zarzutszpiegostwatotylkopretekst,byoddalićmnie
odSakkary.PozatymistniejetakżegrupazawodowychrabusiówgrobówwLuksorze,którzyw
tajemniczysposóbtrafilinaśladImhotepa.
—Kimsąciludzie?
—IchprzywódcytoMustataAgaAyatiIbrahimel-Nawawi.Jedenjestkonsulembrytyjskim,drugi
szefempolicjiisubmudiremLuksoru.
—Oni?Znaszich?
—Tak,ażzadobrze.
—Jesteśtegopewien?
—Całkowicie.Popełnilitęnieostrożność,żemnieniedocenili,myśleli,żeNagibtogłupi,
zapijaczonynicpoń,któregomożnawykorzystaćdoswoichmachlojek.Zapijaczonyowszem,aległupito
Nagibniejest,naAllaha.Wkażdymrazieprzypomocytejbandyudałonamsiędojśćdofragmentuowej
złowróżbnejtablicy.Ayatiel-NawawiwbezczelnysposóbprzywłaszczylisobiewBerlinietenfragment
wąskiegoczarnegokamieniazdemotycznympismem.MieszkałemwówczaswstolicyPrus;zaparę
nędznychmarekkazalimiprzetłumaczyćtekst.Przetłumaczyłemimprawidłowo,wydawałomisięzbyt
ryzykowneoddaćfałszywietekst.Wcześniejczypóźniejbysiętowydałoiwzbudziłonieufnośćdomnie.
Aleobajniewiedzielijednego;żezrobiłemsobiekopiętłumaczenia.
—Jeśliciędobrzerozumiem,Nagibie,todotychczasodnalezionotrzyfragmentyowegodokumentu,
którywskazujenaImhotepa.JedenznajdowałsięyvposiadaniuHarttieldai—powiedzmytojasno
przepadł,drugijestwposiadaniuAgiAyata,trzecizaśbyłprzechowywanywBerlinie,tymczasemjednak
takżedostałsięwręceAgi.Itoznaczy,żekonsulbrytyjskidysponujeobecniewiększościąinformacji.
—Tojestlogicznerozumowanie,alebłędne.Pomysltylko;jedynymotywMustafytopieniądze,
chodzimutylkooto,byodnaleźćzłotyskarb,zktórego—zgodniezprawem—przypadłabymupołowa.
MotywyTadamananatomiastsąuczciwe.Żadenznasniewyciągniematerialnychkorzyściz.tego
odkrycia.JeśliznajdziemyImhotepa,korzyściztegobędziemiałnaszkraj,nasznaród.Mywszyscy
pracujemyznarażeniemżyciadlawspólnejsprawy.MustafaAgaAyatjużdawnonieposiadaswego
fragmentu.Przechowujemygowtajnymmiejscu.
—Aleonznatreść,chybamajakąśkopię.
—Napewno.AleTadamanwcaleniewiemniejniżkonsulAyat.
—Acowynikazobufragmentów,którychtreśćznasz?
—Zamało,bywyciągaćwnioski.WspominasiętamokapłanachzMemfis,ogrobachboskiego
ImhotepaifaraonaDżosera;pozatymsątotylkopojedyńczesłowabezzwiązku,więcniewynikaznich
żadensens.Mowajesttamopiasku,otajemnicachludzkości,onocy,ojakimśpłynie,towszystkorobi
tymwięcejzamieszania,imdłużejsiętymzajmujemy.
—CzyprofesorHarttieldznałtefragmenty?
—Sądzę,żetoniemożliwe.Hartfieldmiałchybawłasnyfragment,którynaprowadziłgonatrop
Imhotepa.
—Aletoprzecieżoznacza,żektowjakikolwieksposóbzdobędziekawałekkamieniaHartfielda,ma
najwięcejszansnaznalezienieImhotepa?
—Chybatakmożnapowiedzieć.Możnateżsądzić,żedokumentHartfieldajeststracony.
Omarsięgorączkował.
—Niewierzęwto.ZniknięcieHartfieldatonapewnonieprzypadek.Jesttylkologiczne,żejego
zniknięciewiążesięztymdokumentem.Ktośgosobieprzywłaszczyłimusiałwtymceluusunąć
profesora.Awięcfragmentjeszczeistnieje;sądzęnawet,żeprzechowujesięgojakskarb.
Nagibdługosięzastanawiał,potemrzekł:
—Mądryzciebieczłowiek,Omarze,jesteśgodnyTadamana.
—Dlamnienieuleganajmniejszejwątpliwości—odparłOmar—żeHartfieldstałsięofiarąludzi,
którzyznalijegotajemnicę,ibyzdobyćkamień,usunęliprofesora.Alepytam,ktotomógłbyć?Ktoznał
planHartfielda?—OmarspojrzałnaNagiba.
Tenzrozumiałjegospojrzenieizacząłdzikowymachiwaćdłonią:
—Wiem,oczymterazmyślisz;alejesteśwbłędzie.Tadamanniemanicwspólnegozezniknięciem
Hartfielda.Gdybyzamieszanibyliwtonasiludzie,tobylibyśmywposiadaniutegofragmentui
posunęlibyśmysiękawałekdalej.
TłumaczenieNagibabrzmiałoprzekonująco.LeczOmarniemógłzrozumieć,żeniemaanijednej
wskazówkidotyczącejHartfielda.Drążyłwięcdalej:
—Mówiłeś,żeznanyjestdzień,kiedyHartfieldznikł.Więcsąchybaludzie,którzyrazemznim
pracowali.
—Oczywiście,żesą.
—Czyktośichpytał?
—Tak.Jedenznaszychludzi.
—Iczegosiędowiedział?
—Niczego.
—Niczego!Toniemożliwe.Przecieżmusiałzdobyćjakąświadomość,jakiśznak,wskazówkę
dotyczącązachowaniasięprofesora,musiałwykryćjakiśślad,któryponimpozostał.
—Nie.
—Izadowoliliściesiętym?
—Tak.Acomieliśmyrobić?
Omarpotrząsnąłgłową.
—Szukaćdalej.Kimbyłtenczłowiek?
—Niewiem,zapomniałemjegoimienia,aletopewnyczłowiek,oddanyiwiernyTadamanowi.
Rozmowaobuwięźniówciągnęłasiędopóźnejnocy.Leżeliwciemnościnapryczachimówili,
przerywająctylkowówczas,kiedyrozlegałysiękrokistrażnika,któryzdokładnościązegarazbliżałsię
dodrzwi,anastępnieoddalał.Alepodczasgdyregularnyrytmzegarazazwyczajstwarzawewnętrzny
spokój,precyzjabrytyjskiegostrażnikawwięzieniukwaterygłównejwIsmailiipowodowaławręcz
przeciwneuczucia.Każdejnocybyłtotensamstrażnikwtychsamychpodkutychbutach,które
odmierzałytęsamądrogę,cosprawiałobardzonieprzyjemnewrażenie.Możnabyłopoliczyćkroki
rozlegającesięwkorytarzu,czterdzieścisiedemwjedną,dwadzieściasześćwdrugąstronęodichceli.
RytmtenbyłtylkorzadkoprzerywanyiwówczasOmarnasłuchiwałniespokojny,cosięmogłostać.A
przecieżkorytarzbrytyjskiegowięzieniawnocyjestjednymznielicznychmiejsc,gdzienaogółnicsię
niedzieje,anagłezatrzymaniesięstrażnikamogłobyćspowodowaneodwróceniemuwagilubna
przykładswędzeniemnogi.
OmarbyłgotówuwierzyćNagibowiiplanomTadamanauwolnieniaichzwięzienia,aleimdłużej
przebywałwceli,tymbardziejnarastałjegostrach.Wiedział,jakwyglądasądwojenny:odbywasięw
szybkimtempie,niemaczasunagromadzenieświadków,awyrokiwykonujesięjeszczetegosamego
dnia.Nagibmógłsobiemówić;szpiegostwonajegoodcinkupracyniemogłoprzynieśćwiększychszkód
wojskomJegoKrólewskiejMości,natomiastprzestępstwo,októreoskarżanoOmara,jeślizostanie
udowodnione,będziezaliczonedokategoriiprzestępstwciężkich.Pozatympodczascodziennych
spacerównapodwórzumówiono,żewojnazbliżasiękukońcowi,żeNiemcy,Rosja,Austro-Węgryi
RzeszaOsmańskaponiosąklęskę,Brytyjczycynatomiastodniosąwielkiezwycięstwo,co—zdaniem
Omara—mogłogrozićtym,żeTadamanzrezygnujezplanówichuwolnienia,Brytyjczycyzaśpostarają
się,bywszyscywięźniowieponieślizasłużonąkarę.
KiedyOmarstraciłjużwszelkąnadzieję,obudziłsięwnocy,ponieważstrażnik,chodzącpod
drzwiami,wypadłzeswegomonotonnegorytmu;Omarbyłprzerażony.Usłyszałkilkanieznanychmu
dotądkroków,potemnastąpiłapauza,wkilkasekundpóźniejcośupadło,adoodgłosuupadkudołączył
sięjakbybrzękkluczy.Intensywność,zjakąOmarodebrałtowydarzenie,możnabyłowytłumaczyćtylko
całkowitąciemnością,wktórejwszelkieszmeryrozchodząsiębardziejwyraziście.
Wkrótcepotemrozległsięzgrzytkluczawzamkuiwdrzwiachceliukazałysiędwiedrobne,
zamaskowanepostacie;trudnojebyłorozpoznaćwsłabymświetlekorytarza.Wyglądały,jakbymiałyna
głowachworki.Jednaznichzawołała:
—Nagibie,chodźprędko!
Nagib,który—jakOmarsądził—spał,zerwałsięizacząłszeptaćoczymśzprzybyszami,aleOmar
niesłyszał,oczym;rezultatbyłniepomyślny,boobajnieznajomizawołaliprawierównocześnie:
—Nie!—iusiłowaliwyciągnąćNagibazceli.
AleNagibopierałsię,podszedłdoOmaraipociągnąłgododrzwi,zdarłzniegorękawszarejbluzyi
pokazałwypalonepiętnonaramieniu.Przezchwilęobcymężczyźniznieruchomieli.Nagibichzaskoczył,
spojrzelinasiebieprzezotworynaoczy,potemjedensyknął:
—WimięAllahaMiłosiernego,chodź!
LONDYNJESIENIĄ
Obłudnimężczyźniiobłudnekobietynakazująsobiewzajemnieto,
cojestzakazane,apowstrzymująsięodtego,cojestuznane,izaciskająręce.
OnizapomnielioBoguiOnonichzapomniał.Zaprawdę,obłudnicyszerzązepsucie!
Koran,suraIX
*
Tym,coodróżniałodziewięciopiętrowybudynekzportalemzkolumnami,doktóregowiodłyszerokie
schody,odinnychpodobnychgmachównaVictoriaEmbankmentwCityofLondon,byliniepokaźnina
pozórludzie,którzytamdośćliczniewchodziliistamtądwychodzili.Inaczejniżprzedministerstwami,
towarzystwamiubezpieczeniowymi,towarzystwamiżeglugowymipomiędzyCharingCrossaBlackfrias
Bridge,dokądkierowcypodwozililordówistaranniewyszczotkowanychurzędnikówpodczujnym
okiempospólstwazpołożonychnaprzeciwkodzielnicLambethiSouthwark,podgmachIntelligence
Servicetylkowczarnychwozach,ci,którzytuprzybywali,wyłanialisięztłumunapiechotę,szliszybko
pokamiennychschodachiznikalizaobrotowymidrzwiami.
Melancholia,któranieopuszczaTamizycałkowicienawetwmiesiącachletnich,tejjesieniwcześnie
ustąpiłamiejscazamglonejwdowiejszacie;stantennietylkonieodpychaaninieodstraszaprawdziwych
Brytyjczyków,leczprzeciwnie,wrazzczasemkaloszyinieprzemakalnychpłaszczynaWestendzie
zaczynasięsezonteatralnyitowarzyski;jesttojedynaporaroku,którączłowiekopewnejpozycji
powinienspędzićwLondynie,jeślioczywiściepominąć3czerwca,dzieńurodzinkrólaJerzego.
Tegorokutematemkonwersacji,któryzdominowałwszystkieinne,byłozwycięstwoWielkiejBrytanii
wtejwyniszczającejwojnie,wklubachnaPallMalliOldBromptonRoadwniekończącychsię
przemówieniachdominowałyprzechwałkiiwywyższaniesię.Owszem,wojnapochłonęłaniezliczone
ofiary,aleprzeważniezagranicą.Londynwskutekniemieckichatakówpowietrznychstracił„tylko”670
osób;todużo,aleprzecieżowielemniej,niżobawianosięodczasówkrólaEdwarda.Prezes
niemieckiegotowarzystwabalonowegoprzepowiadałbowiem,żezapomocąsamolotówhrabiego
ZeppelinaNiemcyuczyniąto,czegonieudałosięosiągnąćNapoleonowi,izapomocątysiąca
krążownikówpowietrznychwysadząnalądstotysięcyżołnierzyjednocześnie.Terazopowiadano,że
autortejkoszmarnejbzduryskończyłwdomuwariatów.
SłużbominformacyjnymrząduJegoKrólewskiejMościnieubyłoprzeztopracy,obejmowałateraz
tylkoinnedziedziny.PułkownikGeoffreyDoddsstałnaczeleurzędu,cowobecrozlicznychtrudności
wskazywałonaniezwykłytalent—jeśliwwypadkudziałalnościinformacyjnej(jakeufemistycznie
nazywanoszpiegostwo)możnamówićotalencie.BardziejszczegółowyopisDoddsaprzekraczałby
wszelkieramy,toteżograniczymysiętylkodoistotnychcechjegopostawy.
PułkownikGeoffreyDoddsnależałdotychludzi,którzyoceniająinnychnapodstawieichwystępków.
Cnoty,uważał,mogązwodzić,występki—nigdy.Przypuszczenie,żepragniespędzićżycieza
wiktoriańskimbiurkiemozdobionymkariatydami,odrzuciłbyzoburzeniem,gdybypodczasaneksji
GórnejBirmyniewpadłnawłasnąminę,wskutekczegoodniósłpoważneobrażeniaciała.Takwięc
wróciłzIndiizesztywnąnogąiprzekonaniem,żejeślichcedalejsłużyćWspólnocieBrytyjskiej,tomusi
tęsłużbęodbywaćnasiedząco.PodziwiałkrólaEdwarda,któryumierającrzekł,żeżycienicniejest
warte,jeśliczłowiekniemożepracować.
MożnabywziąćDoddsa—mężczyznęojasnejcerze,rudychwłosachi(cozakaprysnatury!)
ciemnychodstającychwąsach—zaportierajakiegośzakładuwSoho;istniejązresztądomniemania,że
kiedyśprzezkrótkiczasuprawiałtamwłaśniesutenerstwo—gdybyniejegonadzwyczajstarannyubiór
firmyDunnandCo,którykażdypodziwiał.Istniejąmężczyźni,którzyubierająsięwtweedikaszmir,i
tacy,którzytetkaninynoszą.Doddsnależałdotychdrugich;nosiłwytworneubranieznaturalnością
właścicielaziemskiego,jakbywnimprzyszedłnaświat,choćnierobiłtajemnicyztego,żepochodziz
Lambeth,wpobliżuWaterlooStation.Wprzeciwieństwiedotejwytwornejpowierzchowności
pozostawałtylkoczasemjegosposóbwyrażaniasię,wktórymniebrakowałoobscenicznychi
wulgarnychsłów.
Pomijającto,byłonczłowiekiemwysocewykształconym,któryswojąwiedzęzdobyłstudiującna
własnąrękę,wbrewwoliwcześnieowdowiałegoojca,właścicielakioskuzprzyprawamiprzyCovent
Garden,dochództegostarczałnażycie,alebynajmniejnienastudia.DziśDoddsżyłwelegancko
umeblowanymmieszkaniuwKensingtonGarden,wrazzcennymzbioremksiążekiobrazamikoniz
ubiegłegostulecia,byłczłonkiemTowarzystwaBiblijnegoidwóchklubów,doktórychnależelitakże
RudyardKiplingiClaudeJohnson,menadżerfirmyRolls-Royce,iwychwalałwojnęjakoojca
wszechrzeczy(wolnyprzekładHeraklita).
WszystkieakcjeIntelligenceServiceodbywałysięwedługszyfru,którypodawałpułkownikDodds;w
związkuztymopowiadałswoimagentomhistorięrosyjskiegoministrasprawzagranicznychAleksandra
Izwolskiego—gwoliostrzeżenia,bypokazać,jakważnyjestszyfr:Izwolski,wówczasjeszczeposeł
rosyjskiwKopenhadze,otrzymałwiadomośćoreorganizacjicałejsłużbydyplomatycznejcaraimiał
nadzieję,żeotrzymastanowiskoambasadorawBerlinie.Posłałwięcswegokamerdynera,mądrego,
cwanegoNiemca,doPetersburga,bytenzasięgnąłinformacjiwdobrzepoinformowanychkołach,jak
wyglądająszansejegopana.Byuniknąćzdemaskowania,posełumówiłsięzeswymsługą,żew
zależnościodsytuacjiużyjeonwtelegramiesłowa-szyfru„kapusta”,wwypadkugdybyDoddsbył
przewidzianynaambasadorawBerlinie,isłowa„makaron”,gdybylosmiałgorzucićdoRzymu.
TelegramzPetersburgazawierałjednakcałkieminne,tajemniczesłowo:„kawior”.
WtymmiejscuopowieściDoddszakażdymrazemwybuchałniepohamowanymśmiechem,ażtrzęsły
musiękońcedługichwąsów,akiedysięuspokajał,zapewniał,żeIzwolskibyłzdolnymdyplomatą,ale
niezdolnymszpiegiem.Albowiemsłużącyużyłnajwłaściwszegosłowa-szyfrunaokreśleniejegonowego
stanowiska:Izwolskizostałministremsprawzagranicznych.
Szyfrakcji,którategodniabyłanaporządkudziennym,brzmiał:„faraon”.Posługującsiętym
kryptonimem,Doddswezwałswojąmłodądrużynę,bywyświetlićmrocznąaferę,którawLondynie
przyciągałapowszechnąuwagę.Premierosobiściezleciłtęakcję—podprzysięgąmilczenia,nigdy
bowiemniemożnabyłowiedzieć,czywszystkonieskończysiękompromitacją.
Powodembyłniepodpisanyraportw„Times’ie”z4września1918roku,wktóryminformowanoo
tajemniczymzniknięciuprofesoraEdwardaHartfieldawDolnymEgipcie.Hartfielduchodziłzaodludka,
aletakżezakoryfeuszawswojejdziedzinie,odczasukiedyodczytałtablicezFajum,zbiórtekstów
hieratycznychzokresuXVIIIdynastii.
ZebranieodbywałosięwpomieszczeniuIntelligenceServicenanajwyższympiętrze;wyłożone
boazeriąścianyzawieszonebyłyoświetlonymimapamiimperiumbrytyjskiego,pośrodkustałdługi
ciemnystółifotele,którychojcemchrzestnymbył,zapewnezoporami,ThomasChippendale.Geoffrey
Doddszająłmiejsceprzywęższymkońcustołu,pobokachusiadłosześciuagentówiprotokolant,zawsze
obecnynategorodzajuzebraniach,orazstarszymężczyzna,któregowiększośćzebranychnieznała,
przerzucającyzwyczajemuczonychstospapierów.Dojednejztabliczaplecamipułkownika
przyczepionozdjęciairysunki.Doddszacząłswojewyjaśnienie,posługującsiętrzcinowymkijkiem
służącymdopokazywania.
—TojestjedyneistniejącezdjęcieprofesoraEdwardaHartfielda,latpięćdziesiątcztery,ostatnio
zamieszkałegowBayswater,GloucesterTerrace,członkaprotestancko-pietystycznegoIowchurch,
żonategozMaryFisher;obojemająobywatelstwobrytyjskie.
Zebranigorliwienotowali.
Zdjęciemaprawdopodobniedwadzieścialat.WedługzeznańświadkówHartfieidwyglądadziśmniej
więcejtak:
—Doddspokazałrysunekukazującypomarszczonątwarzmężczyzny,starszego,niżbynato
wskazywałjegowiek.Hartfieldnosiłmałe,okrągłeokularywniklowejoprawieikrótkoprzystrzyżoną
bródkę.
—OstatnirazwidzianoprofesoraHartfieldapomiędzydwudziestymdrugimadwudziestymtrzecim
czerwca,dokładnieniedasiętegostwierdzić,wRaszid,miejscowościpołożonejwzachodniejdelcie
Nilu.
OkwalifikacjachHartfieldaniemuszęwamopowiadać,sąoneogólnieznane.Należałobymożetylko
zaznaczyć,żeniepracowałnazlecenieEgyptExplorationFundaniżadnejinnejorganizacjiopodobnych
celach.Hartfieidbyłprywatnymuczonym,miałznacznymajątek,któryodziedziczył,główniedomy
czynszowewBayswateriPaddington.JegokontawWestminsterBankMaiyleboneniezdradzająniczego
szczególnego,pozafaktem,żeostatniapotwierdzonajegopodpisemtransakcjapochodzizczwartego
kwietnia.Odtamtejporyniepodejmowanożadnychsumwjegoimieniu.
GerryPincock,mały,przysadzisty,młodymężczyznaodługichwłosach,jakienoszonozaczasów
królowejWiktorii,któregonazywanowyżłem,bowgryzałsięwswojesprawyjakpies,przerwał
pułkownikowiizapytał:
—Sir,czymożnawykluczyć,żetenczłowiekuległnieszczęśliwemuwypadkowi,żepadłofiarą
zbrodni,alboczyniezaszłojeszczecośinnego,coczyniłobynasząinterwencjęnieuzasadnioną?
—Tenproblemnasnieinteresuje—odparłDodds,wyraźniezirytowany.—Każdypodanyprzez
panapowódmógłbyćprzyczynązniknięciaHartfieldaiwobectegosprawaniemusiałabynas
interesować.Sąjednakpunktyzaczepienia,którerzucająnatenwypadekcałkieminneświatło.Proszęo
uwagę!
PodczasgdyDoddsmówił,jegociałowydawałosięrozluźnione,apotwarzyprzebiegałjakby
uśmiechszczęścia.Uwielbiałzaskakiwaćswoichwspółpracownikówproblemamiikażdenowezadanie,
zktórymmiałzapoznaćswoichludzi,wprawiałogowemfatycznynastrój.
Doddssiedziałwygodniewfotelu,ramionaskrzyżowałnapiersi,spoglądałtonastół,tonasufiti
ciągnąłdalej:
—WEgipcie,który—jakwiecie—znajdujesiępodprotektoratembrytyjskim,dokonujesię
każdegorokudoniosłychodkryć.Przypuszczam,żeznaciedziałwykopaliskwMuzeumBrytyjskim.
Naweteksperciniesąwstaniestwierdzić,czynajznaczniejszeodkryciazostałyjużdokonane,czyteż
właściwesensacjeczekajądopieronaodsłonięcie.Tenproblemdzieliarcheologów,nadwaobozy.
Jednitwierdzą,żewszystkiegrobyfaraonów,któredotychczasodkryto,zostałyjużwdawnvchczasach
obrabowane.Drugagrupajednakuważa,żeistniejągrobytakdobrzeukryte,iżzapomnianoonichjużw
czasachjedenastowiecznych.
BrakjakichkolwiekśladówfascynującejhistorycznejosobowościwstarymEgipcie,aletoniejest
całaprawda,boodwielulatodkrywanesątropy,którepozwalająsądzić,żetakaosobowośćistniała.
Jeślijednakjakiśbadaczwpadnienatakitrop,natychmiastwszelkieśladyznówsięzacierają.Ten
człowieknosiłimięImhotep.
WswymopisieImhotepaDoddsbyłtakkwiecistyidokładny,żeniektórzyspośródobecnychzaczęli
przewracaćoczamiizastanawiaćsię,czyprzypadkiemnieznaleźlisięnawykładziezegiptologii.
CharlesWhitelock,muskularnySzkotzGlasgowokrzaczastychjasnychbrwiach,wreszcienie
wytrzymał,uderzyłpięściąwstółizapytał:
—Sir,czyniemoglibyśmywrócićdonaszegozasadniczegotematu?
Zirytowanytakimpośpiechem,Doddsstraciłwątek:
—PonieważdawniEgipcjaniegromadziliogromneilościzłotagróbImhotepamożezawieraćwięcej
złota,niżwynosząobecnezapasytegokruszcunaświecie.
Pincockzagwizdałprzezzęby.Terazzabrałgłosstarszymężczyzna,któregowiększośćobecnychnie
znałaiktórydotądmilczałJeśliwolnomisięwtrącić,chciałbympowiedzieć,żemożenienależałoby
kierowaćnaszejuwagigłównienazłoto.Wtekstachwciążjeszczeznajdujemywskazówkidotyczące
spraw,którychnierozumiemy,aktórychopispozwalaprzypuszczać,żedawniEgipcjanieposługiwalisię
naukowymimetodamiisystemami,umożliwiającymibudowaniepiramid,obeliskówowadzetysięcyton,
wycinanychzeskałitransportowanychnaodległośćtysięcykilometrów,atakżepozwalającymi
zaopatrywaćkrętegrobynagłębokościdwustumetrówwświatłoitlen.Gdybyznalezionogrób
Imhotepa,byłabytonaukowasensacja.
—ProfesorShelley—podjąłwątekDodds—jestspecjalistąodsprawstarożytnościegipskiej.
Słowem:gróbImhotepajestzbytważny,bypozostawićjegoodkrycieinnym.NażyczenierząduJego
KrólewskiejMościIntelligenceServicemaprzejąćinicjatywę.
Whitelockpierwszyzabrałgłos:
—Aktopozatyminteresujesiętąsprawą?Mamnamyśli,ktopróczHartfielda?
—Towłaśniejestpierwszyproblem—odparłDodds.—Niewiemy,komutasprawajestznana,czy
takżeinnesłużbywywiadowczeniąsięzajmują.Jednojestpewne,żedotądconajmniejdwiegrupy
próbowaływydrzećsobietoodkrycie:konsulbrytyjskiwLuksorze,MustafaAgaAyat—Doddswskazał
nadrugiezdjęcienatablicy—iszefpolicjiLuksoru,Ibrahimel-Nawawi,któregozdjęcianiemamy.
Obajnależądobandyhandlarzystarożytnościami,któramaznakomitekontaktyzarcheologami,byćmoże
takżebrytyjskimi.Pracujązrozmachem,jużrazomalnasniepokonali,aleniewzięlipoduwagęlady
Dawson.
GdyDoddswymieniłnazwiskopięknejlady,wpokojurozległysięszepty.WIntelligenceService
ladycieszyłasięwielkąsympatiąnietylkozpowoduswejmiłejaparycji;jejzdolnościwsłużbie
wywiadowczej,którewykorzystywałazkobiecąprzebiegłościąichytrością,byłyogólniecenione.To,że
pośmiercimężaspędzałażycienałodzipływającejpoNilu,przysparzałojejmożezazdrośników,alenie
wrogów.WposzukiwaniufragmentutablicywMuzeumBerlińskimladyDawsonomalnieprzegrała
wskutekpojawieniasięAyataiel-Nawawiego,izażądałaposiłków,którezainscenizowałynapadna
pociągjadącydoMonachium.WzwiązkuztymPincockzapytał,jakąrolęgrałyodłamkiowejtablicy,na
cootrzymałodpowiedź,żeHartfieldusiłowałodnaleźćposzczególnefragmenty,bospodziewałsię,że
znajdziewskazówkicodopołożeniagrobuImhotepa.—ProfesorShelley—dodałDodds—mógłby
panupowiedziećnatentematcośbliższego.
Profesorwstał,spokojnieporozdzielałkartki,któreleżałyprzednimnastolejakpodczasseminarium.
—PierwszeztychfragmentówodczytałemwMuzeumBrytyjskimpodczasmoichbadańnadnowymi
znaleziskamizRaszid,któreFrancuzinazywająRosettą.Kiedyodwaszychprzełożonychotrzymałem
informacjeokreślonejakotajne,dotycząceznanychtuczęści,mogłemzestawićnastępującytekst:
—Jakpanowiewidzą—dodałprofesor—koniecpierwszegoodcinkajestniekompletny,alechodzi
ozłotoiprawdopodobnieocoświęcej.Zresztypozostałotakmało,żeniedasięztegonic
wywnioskować.Możedalszeodłamkidadząnamwięcejwskazówek.
Profesorusiadł.Wśródagentówzapanowałabezradność.Niktniewiedział,comapowiedzieć.
—Ktojeszczesiętyminteresuje?—zapytałPincock.
—Drugagrupa—rzekłDodds—wydajesięowielebardziejniebezpiecznaniżpierwsza.Chodzio
radykalnychnacjonalistów,którzymająlicznepowiązania.Aprzeciwnicy,którzydziałajązpobudek
politycznych,sązawszenajbardziejniebezpieczni.Nieznamyaniprzywódcyorganizacji,aniliczbyjej
członków.Wswymszaleńczymdążeniu,abyusunąćwszelkiecudzoziemskiewpływywEgipcie,nie
cofająsięprzedniczym.Dokonująnapadównaurządzeniabrytyjskie,wysadzająwpowietrzelinie
kolejoweizatapiająstatkinaNilu,abyzwrócićnasiebieuwagę;korzystająprzytymznajszerszego
poparcialudu,takżetrudnojestdonichdotrzeć.Wszędziewkrajumająswoichzwolenników,członków,
kryjówki,anajniebezpieczniejszaspośródtychrozproszonychorganizacji,niebezpiecznadlatego,żema
wswychszeregachnajinteligentniejszychigotowychnawszystkoczłonków,nosinazwęTadaman.
Szacujemyliczbęjejczłonkównakilkusetaktywistówikilkatysięcysympatyków.Jakoznak
rozpoznawczymająrysuneksiedzącegokota,takijakispotykasięwtekstachhieroglificznych.Dlaczego
wybralisobietakiwłaśnieznak,niewiadomo,alemógłbytobyćkluczdopochodzenialubcentrum
dowodzeniatejorganizacji—jesttojednaktylkohipoteza,nicpozatym.
Doddszamilkł.Wokółpanowałacisza.
—Sir!—PodłuższejchwilipierwszypodjąłwątekPincock.—Jeślidobrzepanazrozumiałem,
mamytudoczynieniazcałymszeregiemniewiadomych.Nietylkonieznamyprawdziwegopowodu
naszychdociekań,alenieznanenamjestmiejscecałegozdarzenia,liczbabiorącychwnimudział,
rozmiarryzyka,któresięzatymkryje.
—PaniePincock!—oburzyłsiępułkownik.—Niejesteśmynauniwersytecie,leczwtajnejsłużbie
JegoKrólewskiejMości.—Jegopogodnadotychczastwarznaglespochmurniała,pojawiłysięnaniej
zmarszczki,wobecczegoprzywołanydoporządkuprzyjąłodpowiedniąpostawęiodpowiedziałpo
wojskowemukrótkoizwięźle:
—Takjest,Sir!
WybuchygniewuDoddsasiałypostrach.Pincockwiedziałdobrze,cooznaczawyraztwarzy
pułkownika:anikrokudalej!OileznałGeoffreyaDoddsa,tendawnojużopracowałplandziałania,który
określałzasięgdalszejakcji,awszystkimbiorącymwniejudziałwyznaczałokreślonecelewedług
ustalonychreguł;ilepiejbyłotrzymaćsiętychreguł.IstotniePincockniemusiałdługoczekać.Dodds
zacząłrozwijaćswojąstrategię.
Wychodzączzałożenia,żeHartfieldbyłuwikłanywsprawębardziejniżwszyscyinni,należypodjąć
tropprofesora.Wtymceluzałogamusisięrozdzielić,jednapołowa(dalejokreślanajakoA),wspierana
przezprofesoraShelleya,powinnawszcząćposzukiwaniawAnglii,druga(zwanadalejB)niechtropi
śladywEgipcie.Wraziegdybynieznalezionoposzukiwanegolubjegomałżonki,należysię
zainteresowaćświadkami(przyjaciółmi,znajomymi,ludźmi,którzysięznimisporadycznie
kontaktowali),ajeśliitoniedarezultatów,należyrozszerzyćposzukiwanianapublikacje,dokumentyi
pisemneślady,którepozostały.Gdybywczasieposzukiwańwyłoniłysięnowe,dotądnieuwzględnione
informacje,zwłaszczadotycząceugrupowańpolitycznych,wskazująceprzedewszystkimnaegipskątajną
organizacjęonazwieTadaman,należyzameldowaćotymcentrali,atazkoleimaobowiązekprzekazać
wiadomośćdalejwszystkimagentombiorącymudziałwakcji„faraon".
PunktemdowodzeniadlagrupyAidlawszystkichakcjiwWielkiejBrytaniijestcentralaIntelligence
Service,VictoriaEmbankment,adlaEgiptu—łódź„Izis"ladyDawson,przystańwLuksorze.GrupyAi
Bzostanąwyposażonewjednakoweśrodkifinansoweibędąmiećjednakowekompetencje,będą
upoważnionedoposługiwaniasiębroniąwokreślonychokolicznościach,będąmogłykorzystaćz
instytucjipaństwowych,podającfałszywenazwiska.Wwypadkuzdemaskowaniaprzedsięwzięcia,
uwięzienialubaresztowaniaktóregośzczłonkówniewolnozdradzićtożsamościdanejosobyanijej
zadańwramachakcji.
Świadomypowagizadania,pułkownikwyprostowałsięwfotelu,spoglądałztriumfalnąminądokoła
siebieimówiłpowoli,podkreślająckażdesłowo:
—Moipanowie,stanowicieelitęimperium,którepanujenadpiątączęściąświata,atajnasłużbaJego
KrólewskiejMościjestnajlepszanaświecie.Proszęotymniezapominaćpodczascałejakcji.
Podczasgdypułkownikmówił,wszedłgoniecipołożyłnastoleprzedDoddsemjakąświadomość.
Doddsnajpierwzirytacjąodsunąłpapiernabok,potemjednakzacząłczytaćjednymokiem,przyczym
stawałsięcorazbardziejniespokojny,zacząłsięwiercićnafotelu.
—Właśnieprzedchwilą—powiedział—otrzymałemnastępującąwiadomośćodladyDawsonz
Luksoru:Ustópwędrującejwydmy,trzymilenawschódodSakkary,znalezionozmumifikowanezwłoki
kobiety.ChodzituprawdopodobnieoMaryHartfield,żonęprofesoraEdwardaHartfielda.Wskazówką
codojejautentycznościjestlistzaadresowanydoMaryHartfield,znalezionywubraniukobiety.Nosion
datę4października1918ipodpisanyjestinicjałem„C”.Wliścienawiązujesiędoodciskukamienia,
którymazostaćprzekazanyzasumę10000funtów.Miejscespotkania:hotel„Savoy”,Kair.Data
przekazania:12października,godzina11.
—Ktotojest„C”?—zawołałPincockpodniecony;wpokojuzapanowałniepokój,wszyscymówili
jednocześnie.
PułkownikowiDoddsowiztrudemudałosięprzekrzyczećswoichludzi.
—Widzicie,moipanowie—rzekł—mamytuwyraźniedoczynieniazkolejnąkonkurencją.
ZKAIRUWDÓŁNILU
LiczbamiesięcyuBoga:dwanaściemiesięcyzaznaczonychwKsiędzeBoga
wdniu,kiedyOnstworzyłniebiosaiziemię.Wśródnich—czteryświęte.
Tojestreligiaprawdziwa.
Przetonieczyńciesobieniesprawiedliwościwtychmiesiącach
izwalczajciebałwochwalcówwcałości,takjakoniwaszwalczająwcałości.
Wiedzcie,iżBógjestzbogobojnymi!
Konin,suraIX
*
Niebyłobyzgodnezprawdą,gdybyśmystosunekmiędzyOmaremaNagibemek-Kassaremnazwali
przyjaźnią.CoprawdażycieOmarapogwałtownymuwolnieniuzwięzieniawojskowegowIsmailii
przybrałonieoczekiwanyobrót,aleichstosuneknadalbyłwspólnotązceliiOmarkorzystałz
przywilejówjedyniezewzględunapiętnonalewymramieniu,któregopochodzenieterazstałosiędla
niegojaśniejsze,przyczynanatomiastdalejtonęławmroku.Chociażwielkawojnaprzetrwałaich
ucieczkętylkookilkatygodni,aniesłusznieprzypisywaneimzbrodniebyłyaktualnejedyniew
warunkachwojennych,OmariNagibniewiedzieli,czyWarOfficenadalichposzukuje,iuważaliza
wskazanenaraziezniknąćzpolawidzenia.
NiemainnegomiastanaświecieopróczKairu,gdzieczłowiekmożeżyćiumrzećnierozpoznany.
KażdegodniagdzieśpomiędzyMokkatamadworcemzawalasięjakiśprzeludnionywąskiblok
mieszkalny,grzebiącpodsobąsetkibezimiennychludzi,nigdzieniemeldowanych,którychniktnieznał.
Kolejnepokoleniabowiem,kiedyzachodzipotrzeba,bezzezwoleniabudujądodatkowepiętra,aż
wreszciesłabefundamentyniewytrzymująciężaru,belkiicegłysiępoddająidomsięwali.Takwięcdla
obutowarzyszyniestanowiłotrudnościukryciesięwzrujnowanymdomuczynszowymwjednejz
bocznychulicShariaAssalibapomiędzymeczetemIbn-TuluameczetemsułtanaHassana,wcieniu
cytadeli.Tam,dziękipomocynieznanegoimczłonkaTadamana,wynajęlidwamałepokoikinaszóstym
piętrzezwidokiemnatyłykamienicy,któraniczymnieróżniłasięodichkamienicy,astałatakblisko,że
mimowoliczłowiekstawałsięświadkiemżycialudzizprzeciwka,łączniezprzekraczaniemświętych
nakazówposturamadanu.
ChociażOmarbyłodurodzeniadzieckiemtegomiasta,czułsięnieswojowtejprzeludnionejokolicy,
gdzieludzieżylijaktermitylękającesięświatładnia,alewprzeciwieństwiedonichniemieli
możliwościchoćrazwznieśćsięwpowietrze.Omarczułsięźlewbrudnym,zaniedbanymlabiryncie
malowniczegoStaregoMiastawewschodniejczęści,gdziestaleunosiłsięzapachkurzuifekaliów,a
przedewszystkimzapachbiedy.
TutajEgipcjanieżylijakprzedwiekami,chodzilitaksamoodzianiibylitaksamobiedni.Mielitakie
samemałeradości,któreograniczałysięprzeważniedozadymionychkawiarnizmałymistolikami
wystawionyminaulicę,gdziewystarczyłydwapiastry,byodpędzićnudędłużącegosiępopołudnia.W
domuniebyłokanalizacjiioczywiścienieprzestrzeganożadnychzasadhigieny.Odczasudoczasu—
raczejrzadko—mężczyźni,abysięwykąpać,szlidopodziemiaHammamu;kobietyniedopuszczały
wodydoswoichciał,nosiłyzasłonynatwarzachiregularnierodziłydzieci,którymprzeznaczonebyło
życietakiesamojakich,wtakichsamychkrętychzaułkach.
Możnabypomyśleć,żeOmarapociągałożyciewinnymKairze,wzachodniejczęści,podrugiej
stronieNilualboprzyBahral-A'ama,życiewwillachipałacachwdzielnicyAl-GamaleyaalbowDarb-
el-Masmat,gdzieprzyszedłnaświatkedywIsmail.Tamwubiegłymstuleciuimigranciwłoscy,greccy,
maltańscy,francuscyibrytyjscywprowadzilizachodniebudownictwoistylżyciaizamieniliwyspęNilu
—doczasubudowytamyasuańskiejrokroczniezalewanąbrunatnymszlamem-wogródbotaniczny,w
ekskluzywnyklubtenisowyitorwyścigowy.Stałytutajbiałotynkowanewspaniałebudowle—kolor,
którywinnychdzielnicachmiastaprowokowałby,podobniejakmodlącysięwmeczecieczłowiek,który
niezdjąłbyobuwia—towarzystwaokrętoweprześcigałysięwreklamachswoichusług,nawołującza
pomocąogromnychplakatów
dozamawianiaprzejazdówpierwsząklasą,bankiobiecywałydyskrecjędziękiswymprzyciemnionym
szybom,awhotelach„Shepheard”czy„Semiramida”apartamentyzwidokiemnaNilkosztowałytrzy
razytyle,ilewynosiłarocznapensjabiałoubranychportierów.
AletenświatrównieżniebyłświatemOmarailudzie,którzyprowadzilitamluksusoweżycie,nie
budziliwnimzazdrościanipodziwu.Urodziłsięnaskrajupustyniprzedbramamimiastaipotrzebował
bliskościpustyni.Upałwdzień,chłódwnocy,niezmierzonyhoryzontnazachodzieigłosy,któregubiły
sięwtejdali—tobyłświatOmara,światktórygopociągał.Alejaktuucieczwielkiegomiasta?
Nagibuważał,żetylkowwąwozachulicKairu,gdziekażdyczłowiekegzystowałniejakojednostka,
leczzwielokrotniony,bowszyscybylidosiebiepodobni,żetylkotusąbezpieczni.Omarzrozumiał,że
powrótdoLuksorujestniemożliwy,aleteżniechciałtupozostać.Nagibdoradziłmu,abyostrzygłsobie
krótkowłosyizapuściłbrodę,cobardzozmieniałojegowygląd,lubiłteżubieraćsiępoeuropejsku.
PewnegodniaudałsiędoGizy,którąopuściłprzedośmiulaty,alektórejnigdyniezapomniał.
Jesteśmyskłonniosądzaćłaskawieprzeszłość,ponieważmechanizmnaszejduszywypychazżycia
wszystko,coprzykre,złeiokrutne,lubprzynajmniejprzyoblekawjaśniejszebarwy,aleOmarniemusiał
niczegozapominać.Ustóppiramidspędziłprzecieżnajpiękniejszelataswegożycia,jegoświatsięgałod
jednegohoryzontudodrugiego.Niewiedział,coznajdujesiędalej,iwcalegotonieinteresowało.
NaulicyPiramid,prowadzącejzKairudoGizy,kursowałyterazautobusy,trzeszczące,czarno
dymiącepotwory,którewyparłykońskiepowozy,bobyłytańszeiszybsze.Hotel„MenaHouse”,kiedyś
zakazanyrajmałegochłopca,niestraciłniczeswegokolonialnegocharakteru.Wciążjeszczeprzed
wejściemczekalipoganiaczewielbłądów,głośnozachęcającpotencjalnychklientów.
—PolishingSir,polishing!
Omarniezauważyłmałego,niepozornegoczłowieczkauswoichstóp;spoglądałterazzaskoczonyna
mikasahabeznogi,któryuśmiechającsiężyczliwiewyciągałkuniemuszczotkędobutów:
—Polishing,Sir!
—Hassan!—zawołałOmarzaskoczony.—Poczciwy,staryHassan!
Uśmiechnatwarzykalekiustąpiłwyrazowiwahającejsięniepewności;starzecprzezchwilęnie
wiedział,czymaudawać,żepoznajeobcegomężczyznę,czyteżpoprostuzapytać,kimjestorazgdziei
kiedysięjużspotkali.
Omarzrozumiałjegowahanie,ukląkłnarozgrzanymbruku,położyłHassanowirękęnaramieniui
rzekł:
—JestemOmar.Czyprzeztelataażtaksięzmieniłem?
Wówczasstaryznówodzyskałżyczliwyuśmiech,otarłrękawemnosiodparłzwahaniem:
—Omareffendi,żeteżAllahpozwoliłmidożyćtegodnia!—Iniezważającnastojącychobokludzi,
padlisobiewramiona.
—Omareffendi—powtórzyłstary,potrząsającgłową.—Częstootobiemyślałem,miałemwyrzuty
sumienia,żewtedysprzedałemcięzadziesięćpiastrówobcemuAnglikowi.
Omarsięroześmiał.
—Tobyłdobryczłowiek,jaknaAnglika.Nauczyłemsięuniegoczytaćipisać,atakżemówićpo
angielsku,zarabiałem;alepotemwybuchławojnainaglewszystkosięzmieniło.
Hassanschowałswojeszczotkidopudełkaozdobionegokoralikamiirzekł:
—Musiszmiwszystkoopowiedzieć,effendi.
Omarwziąłpudełkoiobajposzlidoogroduhotelu„MenaHouse”.Służącegohotelowego,który
chciałimzagrodzićdrogę,Omarobrzuciłtakordynarnymiangielskimiwyzwiskami,żeten,kłaniającsię,
uciekł.
Ażdogodzinnocnych,dopókisłońceniezaszłozaWielkąPiramidę,Omarsnułswojąopowieść,niczego
niepomijając.Nietylkodlatego,żeufałtemudobrotliwemukalece,aleczułdoniegoprzyjaźńizaufanie
jakdoojcaimiałwrażenie,żeHassankochagojaksyna.
Pozatympodziwiałtegomikasahajakdawniej,podziwiałjegosiłężyciową.Hassannależałdo
owegorzadkiegogatunkuludzi,którzy—mimożeżycieichnierozpieszczało—nienarzekają,choćna
pewnoniesąszczęśliwi,którychopanowaniemożesłużyćzaprzykładowymmizantropomdelektującym
sięciosami,jakiezadajeimlos.Interesująsięonitylkosobą,odnosząsięnieufniedoinnychizanudzają
ichnarzekaniemnawłasnąniedolę.Litującsięnadsobą,przyjmująjałmużnęniedlatego,żejestim
potrzebna,leczdlatego,żepodkreślawielkośćichnieszczęścia.
Hassanbyłzbytdumny,byżebrać,brałzapłatęzaswojąpracę,nienawidziłjałmużnyizdumą
opowiadałhistoriębogategoŻyda,któryprzedhotelemrzuciłmupięćpiastrów,chcączrobićdobry
uczynek,jaktegowymagajegoreligia.Hassanschwyciłmonetęiodrzuciłjązpowrotem,wołając,bydał
jąbiedakowi.
KiedyOmarskończyłswojąopowieść,Hassanmiałzatroskanąminę.
—Tadaman?Tadaman?—powtórzyłkilkakrotnie.—Nigdyotymniesłyszałem.Ale,naAllaha,to
nieznaczy,żetakaorganizacjanieistnieje.Wolałbymnawet,żebyistniała,bonasznaróddoznajewielu
krzywd.Aleuważaj,boBrytyjczycystosująprawaiporządki,któresamiuważajązasłuszne,aktóre
wcaleniesązgodneznaszymipojęciami.Jeślicięznajdą,tonieominieciękara.
—Zmieniłemswójwygląd—powiedziałOmar.—Kiedyranospoglądamwlustro,samsiebienie
poznaję,adlaBrytyjczykówwszyscyEgipcjaniewyglądająjednakowo.
—ModlęsiędoBogaWszechmogącego,abyśmiałrację.
Omarskinąłgłową.
—OwielebardziejniebezpiecznywydajemisięTadaman,którysiłąwłączyłmniedoswoich
szeregów.Przyznaję,żeczasemobawiamsięmoichwłasnychludzi.Oniuważają,żemamwobecnich
zobowiązania,bouwolnilimniezwięzienia.Jużnosiłemsięzmyślą,byuciec,aletoryzykowne.
Tadamanmawszędzieswoichszpiegów,ipodczasgdyAnglikmawypisanenatwarzy,żejestpoddanym
JegoKrólewskiejMości,poEgipcjaninieniewidać,żenależydoTadamana.Aprzytymtowszystkojest
prawdopodobniepomyłką...
PodrodzeOmarspojrzałprzelotnienachatę,wktórejspędziłpierwszelataswegożycia.Jego
przyrodnibraciasprzedaliniewielkieobejścierazemzwielbłądamiipojechaliszukaćszczęściaw
dużymmieście.OkołopółnocyOmarwróciłdoKairu.ShariaAssalibatętniłaruchliwymżyciem,
sprzedawcykawybalansowaliztacami,przedzierającsięprzeztłum.Pachniałoorzeszkamiziemnymi,
którechłopcyprażylinarogachulicwpuszkachpokonserwachimarmoladzie,chłopcyodpiekarzy
roznosilinagłowachpieczywo,apośródnichdziwkiwkażdymwiekuzwracałynasiebieuwagę
mlaskaniem.
Wkawiarni„Royal”narogudomu,gdziemieszkałOmarigdziewystawionenaulicęstoliki
zagradzałydrogęprzechodniom,OmarujrzałNagiba,któryzożywieniemzkimśrozmawiał.
NagibprzedstawiłswegorozmówcęjakoAlegoibnal-Husseina;byłtochudymężczyznaoostrych
rysachtwarzyisiwych,kręconychwłosach,pochodziłzLibanuihandlowałkorzeniami.Alimiałmałe,
chytre,niecopodstępneoczy—takiewkażdymraziezrobiłwrażenienaOmarze.Kupiec,tak
przedstawiłNagibnieznajomego,madlanichkorzystnąpropozycję,akiedydojrzałnieufnośćwtwarzy
Omara,dodałuspokajająco,zasłaniającustadłonią,żeal-Husseintakżenależydoorganizacji,więc
Omarrozumie...
Zlecenie,któremiałokażdemuznichprzynieśćpopięćdziesiątfuntówizwrotwszelkichkosztów,na
pierwszyrzutokaniewyglądałoryzykownie.NagibiOmarmielipopłynąćstatkiemwgóręNiluiw
AsuanieczekaćnakarawanęzSudanu,którabyławdrodzezChartumuiwiozłakorzenie.
Omarspontaniczniesięzgodził.Szansawydostaniasięzchaosuwielkiegomiastausunęławszelkie
wątpliwościcodozamiarówAlegoibnal-Husseina.Młodośćibrakdoświadczeniaodsuwałynabok
wszelkieskrupułyibudziłyufność,cechę,któraszczególniecharakteryzowałaOmara.Chociażumiał
sobieradzićzludźmi,zamałosięnanichznał,apogodnanatura,radośćżyciainiespokojnyduchjuż
niejednokrotnieokazywałysięjegosłabymistronami.
Nagib,choćstarszyodniego,niebyłdlaOmaraoparciemanipomocą;przeciwnie,wokresie,kiedy
piłwhisky—azdarzałosiętoczęściejniżokresyabstynencji—Omarmusiałhamowaćjegopociągdo
alkoholuizabraniaćmugadanialubodciągaćgoodobcychludziwimięichwspólnegobezpieczeństwa.
Dawnojużichstosunekwszedłwstadium,kiedywspólnotazamieniłasięwnieufność,apatriotyzmstał
sięjedynymwyznacznikiemichwspólnegożycia.Oddawnajużniewykonywaliżadnegoregularnego
zajęcia,popierwsze,zestrachu,żektośodkryje,kimsą,podrugie,Nagibbyłzdania,iżTadamannie
pozwolizginąćswoimczłonkom.
Czytozleceniepochodziłoodorganizacji,czybyłoprywatnąsprawąHusseina—tegoOmarani
Nagibniezdołalistwierdzić,ponieważLibańczyk,zaledwiewytłumaczyłim,ocochodzi,zniknął,
pozostawiająckopertęzupoważnieniamiipewnąsumępieniędzy.Wjegozachowaniubyłocoś,conie
znosiłosprzeciwuicopowstrzymywałoobutowarzyszyodzadawaniapytań.Siedemnastegotego
miesiąca,oznajmiłHussein,będzietunanichczekałwporcie.
Wpapierach,którepozostawiłLibańczyk,OmariNagib,kuswemuzdumieniu,nieznaleźliadresu
Husseina,leczswójwłasny;aleobiecanapremiaimożliwośćopuszczenianadwatygodnieponurego
mieszkaniarozwiaływszelkiewątpliwości.Awięczamówilioddzielnedwa,byniebudzićpodejrzeń,
miejscanastatkupocztowymdoAsuanu,którybyłwyposażonywniewielkiekabinyzpiętrowymi
pryczami.
Starystatekpocztowy„Bedraschein”miałszerokiekołałopatkowe,wysokikomin,któryrozszerzał
sięugórywkształttulipana,inatrzechpokładachmieściłsetkępasażerów.Wciemnymkadłubiestatku
przewożonopocztę.Zażelaznymikolumnamiarkad,którechroniłyprzedsłońcem,znajdowałasię
jadalniazwyplatanymimeblami;korzystalizniejgłównieAnglicy.
OmariNagibmieliwszelkiepowody,byunikaćtegopomieszczenia.Przeważniespędzaliczasna
środkowympokładzie,gdziestałydrewnianeławkijakwprzedzialekolejowymtrzeciejklasy.Tutaj
tubylcyjadalito,cozabralizesobą,rozmawiali,graliwkarty,spalialbopoprostupatrzylinawody
Nilu.Tutajobajmogliczućsiębezpiecznie,alemimotowoleliniepokazywaćsięrazem.
Ponieważnocnierozpędziłajeszczeżarudnia,Omarwolałpozostaćwniszytylnegopokładuitam
drzemać.Ośnieniebyłocomarzyć.MinęlijużSamalut,okołopółnocystatekmiałzawinąćdoMinii.
Gwiazdy,którenocąnaNiluwydająsiępołożonetakbliskoczłowiekajaknigdzieindziej,wprawiły
Omarawstanpobożnegozamyślenia;uroktejchwilisprawił,żechłopiecnakrótkozapomniałoswoim
losie.
GłosydwóchAnglikównagórnympokładzieprzywróciłyOmaradorzeczywistości.Jakdługo,
myślał,matakżyćjakbezdomnykundel,wciążuciekającprzedzakazami,bezdomu,wydany
Tadamanowiijegosiepaczom.Zadanie,jakiemiałwłaśniewykonać,niesprzyjałozmianiejego
stanowiskawobectejorganizacji,przeciwnie.Zawszeodczuwałstrachprzedwszystkim,conieznanei
bezimienne,niebałsięnatomiast,kiedymiałprzeciwnikaprzedsobą.WogóleOmarmiałzamiar
odłączyćsięodNagiba,atymsamymodTadamana.
Myślitezostałyzakłóconeprzezurywkiangielskichsłów,któredochodziłyzgórnegopokładu,na
razieniebudzączainteresowaniaOmara,alewkrótceobajrozmówcyzaczęlisiękłócić,atonich
rozmowyuległzmianie,takżemimowolistałsięświadkiemwymianyzdań.Jedenmężczyznazarzucał
drugiemubezczelnieigłośnogłupotęinieostrożność,używającprzytymordynarnychwyzwisk.
Wktórymśmomencietejzajadłejsprzeczkinagórnympokładziepadłonazwisko,którerozbudziło
uwagęOmara:Hartfield.NarazOmarstałsięczujny.Ichoćnaraziewątpił,czychodziozaginionego
profesora,topochwilijegoprzypuszczeniastałysiępewnością:obajAnglicyszukaliprofesoraEdwarda
Hartfielda.
Niespodziewanieprędkoudałosięjednemuznichułagodzićdrugiego,takżeOmarmógłtylkoz
trudemśledzićdalszyprzebiegrozmowy.Zwyrywkowychsłówrozumiałtylkotyle,żeobajjadądo
Luksoru;padłoprzytymnazwiskoCartera.
Omarzadziałałszybko.Pobiegłdoswejkabiny,włożyłkapeluszoszerokimrondzie,któryodczasu
pobytuwKairzebardzopolubił,iwszedłpostromychżelaznychschodachnagórnypokład,gdzie
przechadzałsię,udającznudzonego,lubprzystawałnakrótko,jakbymarzycielskozapatrzonywnoc.W
tensposóbzbliżyłsię,niebudzącpodejrzeń,doobumężczyzn.
Jedenznichbyłniskiimiałdługiewłosy.Jegoruchybyłynerwowe,stanowiłprzeciwieństwo
drugiego,człowiekaspokojnego,wstarszymwieku.GdyOmarsiędonichzbliżył,raptownieurwali
rozmowę,takżechłopiec,przyjrzawszysięimdokładnie,odszedł.
Popółnocy,kiedystatekwśródgłośnychuderzeńkółihałasuludzizacumowałwMinii,zaspany
Nagibwynurzyłsięzkajuty.Omardałmuznak,żemamucośważnegodozakomunikowania.Przyglądali
sięobojętnymwzrokiemmanewromstatkuwporcie.WistociezaśOmaropowiadałotym,cousłyszał.
Nagibnatychmiastotrzeźwiał.
—DwóchAnglików,powiadasz?Omarskinąłgłową,nieodwracającwzrokuodbrzegu.—Jeden
okołotrzydziestki,drugimachybadwarazytyle.
—IchcąwysiąśćwLuksorze?
—Takzrozumiałem.
—KiedybędziemywLuksorze?
—Jutrorano.
PodługiejprzerwieNagibrzekł:
—Zdajemisię,żemyślimyotymsamym.
—Uważasz,żepowinniśmyśledzićtychAnglików?
—Tak.
—Anaszezadanie?
Nagibrozejrzałsiędokoła,czyniktichnieobserwuje,alewtymtłokuizamieszaniuichrozmowanie
zwracałaniczyjejuwagi.
—Musimysięrozstać—rzekłNagib.—Jedenznaspojedzie,jakbyłoumówione,doAsuanui
przejmieładunek,drugiudasiętropemAnglików.SpotkamysięwKairze.
NazajutrzzranaOmarpierwszyopuściłstatekzbagażem.Przedsięwzięcieniepozbawionebyło
ryzyka.Omarmusiałuważać,byniktgoniepoznał.Przedewszystkimniepowinienzwrócićnasiebie
uwagiAnglików.Podosłonądrewnianejbudyobserwował,jakAnglicyschodzązpokładu.Każdyznich
ciągnąłdużystaroświeckikuferitłumok,jakbymielizamiarpozostaćtudłużej.
Omarspodziewałsię,żeprzyjedzieponichpowózzjakiegośhotelu,aletaksięniestało.Anglicy
czekali,ażludziesięrozejdą,odrzucilipropozycjędorożkarza,wreszcieposzlidopromu,któregożagle
trzepotałynaporannymwietrze.TerazwpierwszymblaskusłońcaOmarpoznał,żewyższymężczyzna
jestowielemłodszy,niżtowyglądałowmroku.Drugimiałczerwonawąjasnącerę,cozdradzało
irlandzkiealboszkockiepochodzenie,aprzynajmniejwskazywałonaszybkiekrążeniekrwi.
Wobecfaktu,żenadrugibrzegNiluniedałosięumknąć,chybażeobajAnglicymielibyzamiarudać
siędoChargaalbodojakiejśoazynaPustyniLibijskiej,OmarnawetniepróbowałichśledzićUznałcel
ichwyprawyzaszczęśliwąokoliczność,będziemułatwoichobserwować.Dokądmoglizmierzać:
przypuszczalniedoel-Kurna,amożedoDerel-Medina,albomożeczekałnanichCarter,którego
nazwiskowspominali.
PobytwLuksorzestanowiłdlaOmaraniemałeryzyko.Musiałsiępilnować,bygonierozpoznano,i
dlategonarazieprzerwałtropienieobuAnglików,pragnącskoncentrowaćsięnawłasnym
bezpieczeństwie.Gdystatekodpłynął,Anglicyzaśprzeprawilisiępromem,Omarwziąłswójworeki
ruszyłwkierunkustacji,bywynająćpokójwjednymztanichhoteli,którychbyłotuwiele.
Powstałaprzytymsytuacja,którapóźniejwydawałasięniejasna.Aleczywłaśnieto,coniepojęte,nie
decydujeonaszymżyciu?GdyOmarmijałstaryhotel„Edfu”,który—odkądgowidziałostatnio—
wcalesięniezmienił—możetylkodrewnianaaltanaprzedwejściembardziejspróchniała—poczuł
naglenieprzezwyciężonąchęćujrzeniapochylonegostarca,właścicielahotelu.
Wewnątrzwszystkobyłojakkiedyś.Jakdawniejwwąskimkorytarzuodpadałaześcianzielonafarba,
atablicazkluczamiwisiałanadawnymmiejscu.Zaladąsiedziałotyłyłysymężczyzna,którynapytanieo
właścicielaodpowiedział,żetoonjestnowymwłaścicielemiczymmożesłużyćobcemupanu.Na
pytanie,czymawolnypokójiiletakipokójkosztuje,grubasodpowiedział,żeterazniejestsezon,więc
Omarmożewybierać,acodoceny,tonapewnodojdądoporozumienia.
Omarzdecydowałsięnapokójnapierwszympiętrze,wktórymkiedyśmieszkałdziennikarzWilliam
Carlyleiktórywporównaniuzinnymipokojamirobiłlepszewrażenie.DoksięgigościOmarwpisał
nazwisko
Hafizel-Ghaffar,ShariaQuadri4,Kairo,nazwiskowłaścicieladomuwKairze,iulicę,którabyła
oddalonaokilkadomówodtego,wktórymmieszkał.Sądził,żewtensposóbbędziejakotako
bezpieczny.
Teraznależałopomyśleć,wjakisposóbzbliżyćsiędoAnglików.Omarprzypomniałsobierozmowę
Anglikównapokładziestatku,którejbyłświadkiem,imiałprzytymwrażenie,żeobajmężczyźniwcale
niesąarcheologami.ZnałarcheologówzkilkuletniegopobytuuprofesoraShelleyaiwiedział,jakim
językiemmówią.TylkoczegoonichcieliodHartfielda?
Omaropadłnałóżko,założyłręcepodgłowęispoglądałnaprzeciwległąścianę,naktórejniegdyś
białetapetybyłyterazmozaikąrysunkówpornograficznych,deklaracjimiłosnych,imionangielskichi
arabskichirachunkówhotelowych.Omarsięzastanawiał:ProfesorHartfielduchodzizazaginionego.
Czyjegozniknięciemiałojakiśzwiązekzfragmentamitablicy,októrejmówiłNagib?Zachodzątudwie
możliwości:AlboHartfieldszukałdalejpotajemniegrobuImhotepa,alborywalizującagrupa
przywłaszczyłasobieinformacjeiusunęłaprofesora—porwała,uwięziła,zabiła.Alebyćmoże
Hartfieldniezdradziłtego,cowiedział,możepotrzebnyjestterazbardziejniżkiedykolwiek,możeci,
którymzależałonaprofesorze,tobyliwłaśnieowitajemniczyAnglicy?
Pogrążonywtychrozmyślaniach,Omarnaglezdałsobiesprawę,żeionzmierzadojakiegoś
mrocznegolosu,losuludzipołączonychjakbyjednymłańcuchemwydarzeń,mającychtensamcelprzed
oczami.
OmarmiałochotęodszukaćprofesoraShelleya,aleniewiedziałnawet,czypowojniewróciłdo
Egiptu.PozatymwydawałomusięzbytryzykownenawiązywaniekontaktówzBrytyjczykami.Shelley
wprawdziewieledlaniegozrobił,Omarbyłmuzatowdzięczny,ichstosunekwybiegałznaczniepoza
stosunekpanaisługi.Alewobeczarzutu,jakiodpółrokuciążyłnaOmarze,niebyłopewne,jakprofesor
bysięzachował.ShelleybyłBrytyjczykiem,aOmarznajdowałsięnaliściegończejbrytyjskiej
prokuratury.
PierwszekrokiOmaraprowadziłydoprzewoźnika,któryprzewoziłobuAnglikównadrugibrzeg
Nilu.Zaznacznybakszyszprzewoźnikprzypomniałsobie,żezawiózłobudołodzimieszkalnej„Izis”,
należącejdopewnejwytwornejangielskiejlady.Zdradziłtakże,iżMr.CarterdokonałwDolinieKrólów
wielkiegoodkryciaiznalazłzłotoidrogocennekamienie,takwkażdymrazieopowiadająludziezel-
Kuraa,aleniktjeszczeniewidziałtegoskarbu,bowejściedopieczaryzostałozasypaneiustawionotam
strażnikówpilnującychterenudzieńinoc.Opowieścitegorodzajukursującoprawdaodpoczątku,od
kiedyCarterwybrałsamotnądolinęjakocelżycia;abyłotodwadzieścialattemu.
Słońcezaszłozałańcuchgórizalałoskałybladąliliowąbarwą.Omarkazałsięprzewieźćnadrugą
stronę,alewysiadłniecodalejodprzystaniiostatniodcinekdrogidołodziprzebyłnapiechotę.
Zatrzymałsięwpewnejodległościiczekał.Nałodzizapalonolampy.Teraz,podosłonąmroku,Omar
mógłsięodważyćpodejśćbliżejdołodzibezobawy,żezostaniezauważony.Przeznawpółotwarteluki
docierałydoniegourywkiożywionejrozmowypomiędzyobumężczyznamiakobietą.Wkambuzieztyłu
przygotowywanoobiad.Omarwywnioskowałtozodpadkówkuchennych,którektośwyrzucałprzez
okno.KucharzprowadziłożywionąrozmowęzdrugimEgipcjaninemnapokładzie;nazywałsięGihan,od
czasudoczasuznikałwkambuzieiwracałzjakimiśrzeczami.Teraz,kiedyupałustąpiłmiłemu
chłodowi,białopomalowanedeskiłodzitrzeszczałyijęczały;Omarwykorzystałtęokazję,bynie
zauważonywejśćpotrapienałódź.Tamnaczworakachdostałsięnagórnypokład,gdzieukryłsięza
dwiemadużymibeczkami,służącymijakozbiornikiwodyiskądmiałwidoknasalonłodzi.
Żaluzjebyłyopuszczone,aleprzezszparywentylacyjneOmarpoznałobuAnglików.Siedzieliprzy
długimstolepośrodkupokojunadmapą;naprzeciwkonichladywdługiejbiałej,arabskiejszacie;włosy
miałaukrytepodchustą.Wśródnichkręciłsięrudykotprzypominającytygrysa.Niższyspośróddwu
mężczyzn,oimieniuGeny,rysowałliniełącząceposzczególnepunktynamapieizaznaczałkółkamiróżne
miejscowości,drugimężczyznanatomiastgorliwienotował.
Trwałodłuższąchwilę,nimOmarzorientowałsięwrozmowie.Głównymtematembyłobezimienne
miejsce,gdzieznalezionozwłoki,gdzieśwdelcieNilu;wedługrysunkuGerry’egomiejscetomiało
związekzrozmaitymimiejscowościamiwDolnymEgipcie,atakżecośwspólnegozposzukiwaniem
Imhotepa.Zagadkąbyłyjednakniezwłoki,leczmiejsceichznalezienia,które—leżączdalaodmiejsca
zdarzenia—dawałopowóddowieluspekulacji.
NaglepadłonazwiskoHartfieldiOmarpomyślał,żechodziozwłokiprofesoraHartfielda;dopiero
później,zdalszegotokurozmowyzorientowałsię,żeludziecimielinamyśliżonęprofesora.
LadyDawsondysponowałazadziwiającymiszczegółami;wymieniałanazwiskaipodawałafakty,
któreuświadomiłyOmarowi,żetoonagrawtejsprawiegłównąrolę.CzyżbyladyDawsonbyłaagentką
tajnychsłużbbrytyjskich?Omarprzypomniałsobieczasy,kiedybyłuprofesoraShelleya;profesorijego
żonautrzymywaliwówczaszpięknąladyprzyjaznekontakty.Czyżbyon,Omar,niewiedzącotym,służył
wdomuszpiega?
Wtejtakpodniecającejdlaniegochwiliwszystkowydawałosięmożliwe.Czymógłwykluczyć,że
Shelleytylkodlategopozwoliłmuchodzićdoszkoły,bygopotemwykorzystaćjakoagentaprzeciw
własnemunarodowi,żewzrealizowaniutegozamiaruprzeszkodziłtylkowybuchwojny?Czybyłodo
pomyślenia,żenocnynapadprzykolosachMemnonabyłinscenizowanyprzezBrytyjczyków,by
podburzyćOmaraprzeciwkoegipskimnacjonalistom?Niebyłobywtymnicdziwnegogdybywyskoczył
terazzeswejkryjówkiirzuciłsięnaobumężczyznryzykującprzegranąwpotyczce.
WnaturzeEgipcjanleżyto,żenakażdeupokorzenieiobrazęodpowiadająprzesadnymgniewemi
pragnieniemkrwawejzemsty,alewichnaturzeleżytakżeito,żepokrótkimsłomianymogniustająsię
bardzotolerancyjni.Podobnisądosłoniafrykańskich,októrychwiadomożezpozornąobojętnością
znosząból,ażwreszciemajądośćiplanowoimądrzeatakująwroga.GdybyOmarsięterazujawnił,
przyprawiłbyoszoktychludzi,miałbyprzytymniewątpliwiekrótkąsatysfakcję,alewefekcie
zaszkodziłbytylkocałejsprawie,anajbardziejsobie.JeślichcenaprawdęzaszkodzićBrytyjczykom,
musiichzłapaćwpułapkęzwanąImhotep;niedopuści,abytabandazdobyłałup.
PodczasgdyOmarjednymuchemśledziłrozmowę,starałsięuporządkowaćto,cousłyszał.Zwłoki
MaryHartfieldznalezionogdzieśpomiędzyRaszidaFuwą,napustyniwokolicydeltyNilu.Aleniebyło
żadnegośladuprofesora.AprzecieżnapodstawiejegowiedzyidokumentówAnglicyspodziewalisię
uzyskaćdecydującąwskazówkę.GdybyHartfieldijegożonazostalizaskoczeninapustyniprzezburzę
piaskową—abyłotocałkiemmożliwe—równieżprofesorbyzginął.Bogdybyuszedłzżyciem,na
pewnoniespocząłby,dopókibynieznalazłzwłokswojejżony,abyjepochować.Zdrugiejstrony
wszyscy,którzyszukaliImhotepa,znaliprofesoraHartfielda.Możliwewięc,żeprofesoraporwanolub
zamordowano,abyzdobyćjegodokumenty,iżeśmierćjegożonyzainscenizowano,byodwrócićuwagę
odpierwszejzbrodni.
WszystkimprzychodzącymOmarowinamyślwzwiązkuztąsprawą,możnabyłoprzypisać
morderstwo:Tadamanowi,któryszukałwładzyiwpływów,wywiadowibrytyjskiemu,którynie
podzieliłbysięwładząznikim,iAyatowi,któregofascynowałowszystko,coobiecywałopieniądze.
Omarpopadłwgłębokązadumęnadsytuacją,zapomniałprzytym,gdziesięznajduje;zrobił
nieostrożnyruchipotrąciłbutelkę,któraupadłanapodłogęirozbiłasię.PrzezchwilęOmarsięzawahał,
czyskoczyćdoNilu,czyuciecpotrapie,alezdecydowałsięnadrugiewyjścieizanimAnglicy—jeden
uzbrojonywstrzelbę—zjawilisięnapokładzie,Omarjużbyłnabrzeguiznikłwciemnościach.
Zbezpiecznejodległościobserwował,cosiędziejenałodzi,widziałjakmężczyźniprzeszukują
pokład.Usłyszał,jakjedenznichwyrażaprzypuszczenie,żetokotprzewróciłbutelkę.Wobectego
wycofalisięOmarzaśudałsięzpowrotemdomiejsca,gdzieczekałnaniegoprzewoźnik.
KONSULATWALEKSANDRII
AjeślibyBógprzyśpieszyłludziomzło,
takjakonichcielibyprzyśpieszyćdlasiebiedobro,toichterminbyłbyjużrozstrzygnięty.
Leczmypozostawiamytych,którzysięniespodziewająspotkaniazNami,
abywswoimzabłądzeniuwędrowalinaoślep.
Koran,suraX
*
Jakopętaniprzezdiabłyrzucilisiętragarze,służącyhotelowi,ludziewynajmującypokojeihandlarze
napasażerów,którzywąskimtrapemschodzilizpokładu„Méditerranée”.Dozorcyportowiwswych
wypłowiałychbiałychuniformachwymachiwalitrzcinami,byodpędzićodpasażerówzEuropy
najbardziejnatrętnych.ZachodniportAleksandrii,gdziecumowałyluksusowestatkieuropejskich
towarzystwokrętowych,przypominałkociołczarownic,aludziezportusprawialiwrażenie,jakby
chodziłoosprawyżyciaiśmierci.
Wyrostekoostrymgłosiezachwalałzębacze,jeżowceimątwy.Nosiłswójtowarnakiju
przerzuconymprzezramię.Drugihandlarzoferowałplackiiciastkamiodowe;sprzedawcynapojów
proponowaliherbatęilemoniadę;ślepiec,któryswojekalectwozdumąukrywałzaciemnymiokularami,
zachęcałdokupnakwiatówdlapań;zgiętypodciężaremswegotowaru,starygarbusnęciłwyplatanymi
koszykamiiwalizkami.
Statek„Méditerranée”przebywałtrasęzMarsyliiwciągupięciudni,czternastugodzinitrzydziestu
minutiuchodziłnietylkozajedenznajszybszychstatkównaMorzuŚródziemnym,aletakżeza
najbardziejkomfortowy.Nicwięcdziwnego,żetylkowytwornipaństwoschodzilinaląd,inicdziwnego,
żeludziwporcieogarniałoszaleństwo.Zakilkuosobowąrodziną—ojciec,matkaitrzydorastające
córkiwrazzguwernantką—którejczłonkowiezwracaliuwagęswąwytwornąodzieżąiskromnymi
nakryciamigłowy,zeszłonalądczterechmężczyznubranychnaciemno,każdyzdużymbagażem.Przez
hałaśliwyszpalerludziprzeciskałsięeleganckipanzlaseczką,wbiałychrękawiczkach,któryw
podnieceniumachałdoowychczterechprzybyszów.
—Panowiepozwolą,Sachs-Villatte!—przedstawiłsięuprzejmieistałnabacznośćjakpływak
szykującysiędoskokudowody.DoktorPaulSachs-VillattebyłkonsulemfrancuskimwAleksandrii,
człowiekiem
owytwornymsmakuimanierachientuzjastąwszelkiegorodzajukultury.PochodziłzAlzacji,co
tłumaczyłojegonazwiskoiwpewnymsensiejegomiłośćdoBeethovena,choćpozatymnienawidził
wszystkichNiemcówjakzarazy.
Ciemnoubranipanowiewśrednimwieku,którzykolejnosięprzedstawili,bylito:profesorFrançois
Milléquant,archeologikierownikdziałuegipskiegowLuwrze,profesorPierred'Ormesson,historykz
uniwersytetuwGrenobleiczłonektamtejszejAkademiiNauk,EdouardCoursier,badaczjęzykóww
CollègedeFrancewParyżuiEmileToussaintzDeuxièmeBureau.
Naznakkonsulatragarzerzucilisiędobagażuprzybyszów.Sachs-Villattepodaładres:Shariael-
Horria12,konsulatfrancuski.Mężczyznzaprosiłdostojącegonauboczuolbrzymiegokabrioletu
Lorraine-Dietrich,któregoprowadzeniesprawiałomunajwyższąradość.
Szerokinadbrzeżnybulwar,wysadzanywysokimipalmami,obejmowałmorzerozległymiramionami
naturalnejzatoki.Pałace,ambasady,towarzystważeglugoweiekskluzywnehotelenadawałymiastu—
założonemuprzezAleksandraWielkiego,którypodobnorzuciłpłaszcznaziemięimieczemnarysowałna
piaskujegokontury—wyglądeuropejski,przypominającytrochęNiceę,trochęMonteCarlo.
Eleganccypanowieigdzieniegdzienaweteuropejskiepaniezapełnialiulicznekawiarnie,popijali,
gawędzili,palili,dyskutowalioprzewidywanejprohibicjiwAmeryce,oepidemiigrypy,która
nawiedziłacałąEuropęipochłonęłamilionyofiar,ioeksperymenciewNiemczechiAmeryce,
polegającymnaprzekazywaniugłosuimuzykizapośrednictwemeteru.Zdalaodnowychczasów,kiedy
todwajdzielnilotnicyprzelecieliwciąguszesnastugodzinzNowejFundlandiidoSzkocji,anowy
gatunekmuzyki,zwanydżezem,przybyłdoEuropyiszturmemzdobyłsalekoncertowe,kluby,spokojne
bary,miastotomiałoobliczezachodnie,ukrywającgłębokoswąorientalnąduszę.Mudirowie,
mamurowie,omdahowieiszejkowiewdługichbiałychgalabijachspotykalisięzdumnienoszącymiswe
munduryoficeramiokupantówbrytyjskich,ażołnierzekrajowejarmiikonkurowaliznimilśnieniemi
blichtremswoichmundurów.Mroczny,nędznyświatoszustów,złodziei,kalek,ludziwygłodniałych,
którychwKairzemożnabyłospotkaćnawetwwytwornychdzielnicach,tutajbyłzepchniętyna
przedmieściaalboukazywałsięodstronybardziejprzyjaznej,malowniczej.
KonsulatfrancuskinaShariael-HorriamógłbysięrówniedobrzeznajdowaćnaparyskiejruedeSaint
Honoré,londyńskiejPallMailalboUnterdenLindenwBerlinie,takibyłpompatyczny,wypielęgnowany
isprawiałwrażeniedoskonałegopodwzględemarchitektonicznym.Kiedykonsulzajechałprzedwejście,
dwajportierzyubraninaszarootworzyliszerokodrzwikabrioletuiSachs-Villattepoprosiłgoścido
salonuznajdującegosięodstronyogrodu,ostaranniewybitychczerwonymjedwabiemścianachi
ogniściezłotymumeblowaniuwstyluLudwikaXV,zpewnymjednakodcieniemorientalnym,cowyrażało
sięwmosiężnychimiedzianychdzbanach,atakżeczarno-białejposadzcezmarmurudamasceńskiego.
Służącypodalipienistączarnąkawęwmikroskopijnychfiliżankach,atakżefrancuskieciasteczka
polanemiodemisokiemcytrynowym,dotegokoniak,oczywiściefrancuski.Wszystkotoodbywałosięz
takwielkimwyczuciemistarannością,żemożnabyprzypuszczać,iżkryjesięzatymwytrawnarękapani
konsulowej;jednakwcaletakniebyło:PaulSachs-Villatte,wychowanybezegzaltowanejmatkiprzez
guwernantkęobujnychpiersiach,postudiachprawniczych,zgodniezżyczeniemojca,zaręczonyprzez
trzylataitrzymiesiącezpewnąalzackącórkąszlacheckiegorodu,nigdyniemiałwłaściwychkontaktów
zkobietamiiporozwiązaniunieszczęśliwegonarzeczeństwapozostałkawalerem,copoczątkowonie
zwracałouwagi;dopierokiedynapoczątkuswojejkarierydyplomatycznejtrafiłdoMaroka,zyskał
opiniędziwaka,przedewszystkimzpowoduorganizowaniaszczególnegorodzajumęskichwieczorów.
GłośnaaferazpewnymmuskularnymczłonkiemstrażyprzybocznejkrólaMarokaomalnie
zwichnęłabyjegodyplomatycznejkarieryjakoattachékulturalnego,gdybyniepomocwysokiego
urzędnikafrancuskiegoMinisterstwaSprawZagranicznych,któremiałozadecydowaćojegoprzyszłym
losieigroziłosurowąkarą.Urzędnikten,jedenzwielu,którzyobcowalizSachsem-Vilattem,nazywany
tylko„drC.”,obiecałmuzatuszowaniecałejsprawyiprzeniesieniegdzieindziejnawyższestanowisko,
podwarunkiemżewprzyszłościobokswejwłaściwejdziałalnościprzyjmieonzadaniaagentaDeuxième
Bureau.
ZdarzyłosiętosiedemlattemuiSachs-Villatteniemiałinnegowyboru,niżzgodzićsięnaplacówkę
wAleksandrii,gdziekierowałkomórkąszpiegowskąnaEgiptiBliskiWschód;działalnośćowej
komórkiskierowanabyłabardziejprzeciwkoWielkiejBrytaniiniżprzeciwkotutejszymkrajom.
AlbowiemodkądangielskiadmirałNelsonprzedstudwudziestulatyrozbroiłflotęNapoleonapod
Abukirem,AngliazachowywałasięnaMorzuŚródziemnymjakpaniwładca,iodtegoczasu—mimo
łagodzącychumów—wciążtrwałaanglo-francuskarywalizacja,przyczymdecydującąrolęodgrywały
wniejtajnesłużby.
Sachs-Villattestarałsięułożyćwspółpracęjaknajbardziejrodzinnieiswojsko,abyniezrazić
naukowcówzFrancji,którzypodróżnymipretekstamibylikierowanidoEgiptu,idopieronakrótko
przedswoimodjazdeminformowanioprawdziwympowodzietejpodróży.Sachs-Villattezałatwiłdla
FrancjioficjalnązgodęnaprowadzeniewykopaliskwSakkarze.Celembadańiwykopalisk,naktóre
przeznaczonosumę25000franków,pochodzącychzniewiadomegoźródła,byłkompleksgrobówna
północodpiramidystożkowej,gdzieprzedponad
półwiekiemAugusteMariette,wielkiarcheolog
francuski,prowadziłposzukiwania,alerozczarowanypodwóchtygodniachbezskutecznychwysiłków—
zrezygnował.
AletalicencjaposłużyłaSachsowi-Villatte'owitylkojakopretekst.Prawdziwymcelem
przedsięwzięcia,którewDeuxièmeBureaumiałokryptonim„Vacance",cooznaczałozarówno
„wakacje",jaki„wolnemiejsce",byłaobserwacjaaktywnościinnychsłużbwywiadowczychi
organizacjiwsprawiegrobuImhotepaijegoewentualnegoodkrycia.
WidokiFrancuzównapowodzeniewydawałysięniemniejszeniżinnychkontrahentów.Kiedy
profesorMilléquantdowiedziałsięzpogłosekogrobieImhotepa,iżwypłynęłynaświatłodzienne
fragmentypisma,przypomniałsobiekorespondencjępomiędzymuzeumberlińskimaLuwrem,która
odnotowanabyławannałacharchiwum.Wtejakademickiejwymianielistówchodziłoodwafragmenty
bazaltowejtablicy,które—takprzypuszczaliFrancuzi—mogłystanowićcałość,alektórychtreśćz
uwaginabrakdalszychfragmentówpozostawałaniejasna.WtensposóbLuwrwszedłwposiadanie
kopiitekstuberlińskiego,aleprzerwałdalszebadania,botekstwydałsięnaukowcommałoprzejrzysty.
ArcheolodzyfrancuscykorzystaliwSakkarzewpewnymsensiezprawtegokraju,odkądAuguste
MarietteodkryłtupodziemnylabiryntzsarkofagamidwudziestuczterechbykówApisa,inowalicencja
wtejsamejokolicyraczejniebudziłapodejrzeń.Sakkara,nekropoliadawnejstolicypaństwa,Memfis,
ciągnęłasiępolewejstronieNiluodskałkołoAbu-RoaschdoLisztnadługościokołoczterdziestukilku
kilometrów,nazwa,takprzypuszczano,dotyczyłaSokara,bogaśmierci.KiedywinnychokolicachEgiptu
szukanoskarbów,badanostarebudowle,niktnieinteresowałsiętąopuszczonąprzezBogailudzi
okolicą,wktórejtylkokilkamałych,zapadłychpiramidprzypominałowielkieczasytegokraju,atakże
odkrycieMariette’aniebyłoskutkiemmozolnychposzukiwań,leczdziełemprzypadku.Podczasjazdy
konnejnapołudniuomalniewpadłondociemnego,głębokiegodołu,któryznajdowałsiępośrodku
piaszczystejpustyniiokazałsięwejściemdopodziemnegolabiryntu.
MimowysiłkówSachsa-Villatte’awkonsulaciepanowałnerwowynastrój,nietylkodlatego,że
mężczyźnibylizmęczenipopięciodniowejpodróżymorskiejpodczassztormu,któryprzezcałąnocszalał
naMorzuŚródziemnym;prawdziwypowódtkwiłwformie,wjakiejkażdyznichzostałzobowiązanydo
wykonaniaswegozadania.DeuxièmeBureauprzezcałemiesiąceobserwowałonaukowców,wykrywając
przytymsprawy,którebyłyniegodnebadaczytejrangiimogłyzniszczyćichgodnośćikarierę.
Nietrudnosobiewyobrazić,cobybyło,gdybysiędowiedziano,żeprofesorFrançoisMilléquant,
przystojnymężczyznawsilewieku,żonaty,ojciecdorosłejcórki,któramiałaniepłonnąnadzieję,że
poślubisekretarzaMinisterstwaSprawWewnętrznych,żetenMilléquantutrzymujeintymnekontaktyz
własnąpasierbicą,subtelną,czarnooką,dziewiętnastoletniądziewczyną,którąowdowiałażonawniosła
domałżeństwaznim.
Oczywiściejedenniewiedziałopięcieachillesowejdrugiego,chociażkażdyprzeczuwał,żeikolega
nieprzyłączyłsiędotejakcjidobrowolnie.Naprzykładniktbysięniespodziewał,żed’Ormesson,
profesorpochodzącyzestaregoszlacheckiegorodu,obracasięwkręgachgraczyipodejrzanych
handlarzysztukiiżewystawiafałszyweekspertyzy.Wysokiedochodyubocznesłużyłyprofesorowido
pokrywaniadługówkarcianych,któreposprzedażyzamkunadIzerądawnojużprzerastałyjego
możliwościpłatnicze.
AzpewnościątakżeCoursier,badaczjęzykówwCollègedeFrance,czterdziestoletniświatowiec,
kawaler,zeszramąnapoliczku,uprawiającyswójzawódraczejzzamiłowanianiżdlapieniędzy,odkąd
sprzedałswójmajątek,dobraziemskiepodAubusson,awięctenCoursiernapewnozoburzeniem
odrzuciłbypropozycjęwspółpracyzwywiadem,gdybyniepewnanieszczęsnahistoria,którawydarzyła
się3-4latatemuiwzbudziławParyżuwielkąsensację.ZnalezionowówczaspodSuresnes,wpobliżu
AléedeLongchamp,śpiewakaoperowegonazwiskiemLouisdeBergerac,któryzostałzastrzelony.De
BergeracnależałdobliższychprzyjaciółCoursiera,dopókiobajniepożarlisięzpowodubaletnicy
nazwiskiemCleodeMerode,któraniegdyśosładzałapobytwParyżubelgijskiemukrólowiLeopoldowi.
Kłótniazakończyłasiępojedynkiemnapistolety,podczasktóregośpiewakzginął,cozdumiałonawet
Coursiera,albowiemnigdydotądniemiałbroniwręku.Poszukiwaniemordercyniedałorezultatu,było
bowiemtylkodwóchświadków,sekundantówobuprzeciwników,aciprzyrzekli,żebędąmilczeć.W
jakisposóbDeuxièmeBureauwykryłoaferę,pozostałodlaCoursierazagadką.Postawionywobec
wyboru:albopracowaćdlawywiadu,albozamieszkaćwceliparyskiegowięzienia,zdecydowałsięna
wywiad.
WszyscypodlegalinadzorowikierownikaDziałuBliskiegoWschodu,Emille’aToussainta,mężczyzny
trzydziestokilkuletniego,niedużegowzrostu,oczarnychkrzaczastychbrwiach,zwłosamizaczesanymina
czołoàlaCezar;byłonstalezajętyswoimilicznymifajkami,którewyciągałzewszystkichkieszeni,ale
rzadkozapalał.Świadomyszantażu,jakiuprawiałjegowydział,Toussaintstosowałwobectychludzi
ostryton,asporadycznyszerokiuśmiech,któryodczasudoczasurozjaśniałjegoponurątwarz,działał
prowokująconainnych.Sachsa-Villatte’atraktowałzrezerwą,boniewiedziałwprawdzie,alemógłsię
domyślać,żetemuagentowirównieżjegoprzeszłośćjestznana.
Wtensposóbnależytłumaczyćprzykremilczenie,jakienarazzapanowało,przerywaneodczasudo
czasuchrząknięciem,cojednaknicpoprawiałosytuacji,wręczprzeciwnie,pogarszałoją,bo
potwierdzałonieprzyjemneuczuciekażdegozmężczyzn.Toussaintnapełniałfajkę;Coursier,który
zdawałsięnajlepiejpanowaćnadsytuacją,bębniłpalcamipostole;konsulbezprzerwymieszałherbatę
wmałejfiliżance,awszyscygoprzytymobserwowali.
WtejdziwnejsytuacjiSachsa-Villatte’aporazpierwszyogarnęływątpliwości,czycimężczyźni
istotniewywiążąsięznarzuconejimroli.Tobyłjegopomysł,abypowierzyćzadaniezespołowi
fachowców,ijegopomysłembyłteżsposób,wjakitychludzizwerbowano.Półtuzinaagentów,którzy
jużzajmowalisiętymproblemem,narobiłowięcejzamieszania,niżprzyniosłopożytku,przeważnie
dlatego,żebrakimbyłoniezbędnejwiedzyfachowej.
—Pragnąłbym—zacząłkonsulceremonialnie,odłożywszyłyżeczkę—przedstawićpanompokrótce
sytuację.Wiedząpanowie,ocochodzi.Sprawajestzbytpoważna,byśmyjązostawiliBrytyjczykomlub
nacjonalistom.Pozatymtonasznarodowyinteres.BądźcobądźtoFrancuzodcyfrowałkamieńzRosetty,
miasta,któreonidziśnazywająRaszid.—Konsulzrobiłpauzę.Pochwiliciągnąłdalej:—Niewiemy
dokładnie,ktochcewykryćtajemnicę,alepowinnisiępanowieprzygotowaćnato,żebędąmieliliczną
konkurencję.Moiludziewykrylitrzydalszegrupy,któresąnatropieImhotepa.Sąto,popierwsze,
Brytyjczycy.Dokładnaichliczbaniejestznana,liczbęichagentówoceniamynaokołodziesięciu.
Dysponująpływającąkwaterągłówną,łodziąmieszkalnąonazwie„Izis”,obecniecumującąwLuksorze.
NakładyfinansoweimożliwościBrytyjczykówwskazywałybynato,żesąnaszyminajpoważniejszymi
konkurentami.Drugagrupajestliczebnienajwiększa,dlanasjednaknajmniejprzejrzysta.
Prawdopodobniechodzitunawetokilkagrup,któredziałająpodosłonąhasełnacjonalistycznych.Oile
namwiadomo,niemajążadnychekspertów,naukowców,archeologów,ichdziałalnościjednakniewolno
lekceważyć,bomająszerokiepoparcieludności.Trzeciagrupaskładasięzhandlarzysztukii
antykwariuszy;ichnicizbiegająsięwLuksorze.Ichdziałalnośćwskazujenaprofesjonalizm,pomagają
sobiełapówkami.Dysponujądużymzapleczemfinansowym,aktowie,jakąrolęwtymkrajuodgrywa
korupcja,musisiępoważnieliczyćztymiludźmi.JeśliidzieoNiemców,tomożemysiętylkodomyślać
ichaktywności.Niemamydowodów,żerównieżNiemcyszukająImhotepa,nieistniejążadneoficjalne
licencjenawykopaliska,aleprawdęmówiąc,zdziwiłbymsię,gdybyNiemcyniedziałalipodjakąś
przykrywką.
Coursier,któregotenproblemjednakinteresował,zapytałkonsula:
—Jakpansądzi,ktomanajdogodniejsząpozycjęwyjściową?Alboinaczej:Jakpanocenianasze
szanse?
Toussaintprzejąłodpowiedź:
—C’estclaircommel'eauderoche(tojasnejaksłońce!).Tomymamywszelkieatutywręku.Bo
jeśliwyjśćzzałożenia,żetablicazRaszidjestkluczemdorozwiązaniaproblemu,toznaczy,żcwiemyo
trzechfragmentach,apozostalitylkoodwóch.
—Jeślizałożymy,żeNiemcynieuganiająsięzaImhotepem.—wmieszałsiędorozmowyMilléquant.
—IżezapomnieliokorespondencjizLuwrem!—uzupełniłd’Ormesson.
—Wtejchwiliniemogęnicnatentematpowiedzieć—odparłkonsul.—Alepókisięnieokażecoś
przeciwnego,startujemyztegosamegopunktu,azatemstannaszychinformacjijestnajlepszy.
NatesłowaSachsa-Villatte’aCoursierwybuchnąłśmiechem.Wyjąłztorbypodróżnejkilkagęsto
zapisanychkartek,pośliniłpalec,wyciągnąłjednąkartkę,którąpołożyłprzedzebranyminastole.
Coursierzaśmiałsiębeztrosko,wywołująctymzdenerwowanieToussainta,któryuznałtenśmiechza
niestosowny.
—Monsieur!—powiedziałToussaintstanowczo.—DeuxièmeBureaupowołałopanazewzględuna
pańskiekwalifikacjejakobadaczastarożytnychpism;gdybypotrzebnynambyłkomik,zwrócilibyśmysię
doComédieFrançaise.
Uwagatrafiławsedno,wesołaminaCoursieraskamieniała.
—Pozatym—ciągnąłSachs-Villattedalej—powiniensiępantrzymaćChampolliona.Jeślisięnie
mylę,wykładałontakżewCollègedeFranceiznałsiędoskonalenahieroglifach,choćNiemcyiAnglicy
twierdzą,żejużdawnorozszyfrowaliichtajemnicę.
Coursierzorientowałsię,żezToussaintemniemażartów.Ten,ktodostałsięwjegołapy,niemógł
liczyćnapobłażanie,awszelkiopórtylkobyjeszczebardziejzaogniłsytuację.Toussaintmiałrację:ich
pozycjawyjściowawcaleniebyłatakasłaba,jakbysięwydawało.Ażeinniniewiedzielinico
Francuzach,mogłoimwyjśćtylkonadobre.
—Jeślidobrzepanazrozumiałem—rzekłprofesorMilléquant,zwracającsiędoSachsa-Villatte’a—
będziemyprowadzićwykopaliskawSakkarze,aletylkopozornie,anaszauwagamabyćskoncentrowana
naposzukiwaniuImhotepa.
Konsulkiwnąłgłową.
—Zaangażowałemdlapanówdwudziestupięciurobotników.Niezawielu,abynieobciążaćnaszego
budżetu,iniezamało,abyniebudzićpodejrzeń,żekopiemytylkodlapozoru.Stawiąsiępojutrzedo
panówdyspozycji.Wasząkwaterąbędziedomfrancuskiejmisjiwykopaliskowejnaskrajupustyni.Dziś
mogąsiępanowiezagospodarowaćwpokojachgościnnychwogrodzie.
Coursierwierciłsięniespokojnienakrześle.Widaćbyło,żechcecośpowiedzieć,więcSachs-
Villattezapytałgo:
—Czymapanjakieśzastrzeżenia?
—Nie,nie—zaprzeczyłCoursieristarałsięzachowaćpowagę,kiedypytał:—Przypuśćmy,że
podczasnaszychpracwykopaliskowychwSakkarzenieoczekiwanienatrafimynagróbImhotepa.Coś
takiegomożesięprzecieżzdarzyć?Cowtedy?
Nastąpiładługapauza.Sachs-VillattespojrzałnaskonsternowanegoToussainta,jakgdybyCoursier
powiedziałcośtaknieprawdopodobnegojakkwadraturakoła,Toussaintspojrzałnad’Ormessona;ten
wzruszył
ramionamiipopatrzyłnaMilléquanta.Profesorpowtórzył:
—Notak,cowtedy?
SachsVillateprzeszłotrzymiesiącezajmowałsięwyłącznieszukaniemgrobuImhotepa,liczyłsięze
wszystkimiewentualnościamiimożliwościami,kazałwyszukaćnajlepszychludziiwDeuxièmeBureau
wytargowałkwotę,którawystarczyła,byzbadaćcałąSakkarę,alejednegoniewziąłpoduwagę:co
będzie,jeślinaprawdętrafiąnaotoczonytajemnicągrób.Wkażdymrazieniebyłoinstrukcji,corobićw
takimwypadku.Aprzecieżkonsul,zapędzonywkoziróg,niemógłdłużejzwlekaćzodpowiedzią,rzekł
więc:
—Wtakimwypadkunależywejścienatychmiastzasypaćizachowaćmilczenie,dopókinicnadejdą
dalszeinstrukcjezParyża.
Odpowiedźniemobilizowałazałogidopracy,mężczyźnidalitemuwyrazwpytaniachi
odpowiedziach,zktórychprzemawiałaprzeważnieobojętność.NiechdiabliporwącałetoDeuxième
Bureau.Sytuacjabezwyjścia,bezradność,konieczność,którazmusiłakażdegoznichdowłączeniasięw
tęakcję—terazwszystkotozamieniłosięwopórioburzenie.DlategoteżSachs-Villatteuznałza
stosownezwrócićsiędoobecnychznapomnieniem:Każdyznichwie,ocotutajchodzi,ikażdymusi
wypełniaćsweobowiązkiwobecojczyzny.
—VivelaFrance!—Coursierzironiązareagowałnasłowakonsulaokrzykiem,zktóregożadnemu
Francuzowiniewolnobyłokpić.Akiedyzobaczyłskierowanenasiebiespojrzenia,obawiającsię
przykrejreakcji,naglezapytał:—WcześniejczypóźniejzetkniemysięzBrytyjczykami,nacjonalistami
egipskimialboNiemcami,cowtedy?
NatopytanieSachs-Villattebyłprzygotowany.
—Dotakiejsytuacjipoprostuniewolnodopuścić.AleDeuxièmeBureauzdajesobiesprawę,żetaki
przypadekniejestwykluczony.Nakazujesięwówczaszachowaćtajemnicę,atoznaczy:Niewolno,by
ktokolwiekwątpiłwwaszepracewykopaliskowe,musicienadaćimcharakternaukowy.Wwaszych
szkicachirysunkachniewolnowspominaćimieniaImhotepa.Zabraniasięrozmównatentematw
obecnościrobotnikówczyteżwzasięguichuszu,boktóryśznichmożerozumiećpofrancusku.Gdyby
doszłodojakiejśkonfrontacjialbokonfliktu,czyteżsytuacjazmusiłabywasdonatychmiastowego
przerwaniarobót,należyposłużyćsięhasłem„faraon”.Dotyczytozarównorozmówmiędzywami,jaki
korespondencjizcentraląwAleksandrii.Wtakimwypadkunależyzatrzećwszelkieśladyiczekaćna
noweinstrukcje.
EmileToussaintzapaliłfajkęipuszczałdymjakzlokomotywy.ZezowałnakartkęCoursiera,aten
zrozumiałjegospojrzenieipodsunąłmutekst:
—Czytałemtojużsetkirazy,alenieposunąłemsięaniokrokdalej.
Wściekłyzpowoduobojętnościwszystkichobecnych,d'Ormessonuderzyłpięściąwstół.Onjedyny
pogodziłsięzloseminawetchętniebrałwtymzadaniuudział.
—Wtensposób—zawołałpodniecony—doniczegonicdojdziemy.Copoczniemyztyminędznymi
fragmentami,októrychnawetniewiemy,czynależądoowejtablicy.Potrzebanamśladów,wskazówek,a
nieprzypuszczeń.
Tesłowad'OrmessonaogromnieuraziłyprofesorazLuwru.Milléquantwłożyłokulary,wziąłkartkęi
zacząłczytać,jakbywygłaszałodczyt:
—Wtymtekściechodziniewątpliwieofragmentyowejpłytybazaltowej,którepojawiłysięw
Paryżu,BerlinieiEgipcie.Nieulegawątpliwości,żefragmentyberlińskiiegipskinależądosiebie,bo
obatekstydosiebieprzystają.JeśliidzieofragmentzLuwru,toniemacoprawdabezpośredniego
związkuzżadnymzobupozostałych,alejeślisięprzyjrzećkolejnościlinijek,nieulegawątpliwości,że
pasująonedosiebie.Dowodzitegowielkośćpisma,głębokośćrytówicechyposzczególnychliter.
Gładkidolnylewyskrajnaszegofragmentuwskazuje,żejesttosegmentnarożny.
—Cesontdecontesenlair—czczagadanina!—przerwałprofesord’OrmessonkoledzezParyża.
—Przypuśćmy,żemapanrację,alemusipanprzyznać,żepańskifragmentjestguzikwart,jeślinie
zostanąznalezioneczęściznajdującesiępomiędzytamtymi,októrychnawetniewiemy,czychodzio
jeden,dwalubtrzyfragmenty,czyspoczywająonejeszczenapustyniRaszidlubmożeprzedstulaty
zostaływykopane
izalegajądziśwmagazynachwśródtysiącainnychodłamków.
Milléquantwzruszyłramionami.Ichpunktwyjścianiebyłnajlepszy,musiałtoprzyznać.Archeologia
możebyćodurzającajakopium,pobudzającajakszampan,aleteżsuchajakwiór.Aleczywłaśnieniena
tympolegacałyurokichzadania?
UCIECZKA
Iskądkolwiekbyśprzychodził,
zwracajtwarzkuświętemuMeczetowi!
TojestprawdaodtwojegoPana!
Bógniclekceważytego,coczynicie!
Koran,suraII
*
Wkarawanseraju,dobrąmilęnapołudniowywschódodAsuanu,wumówionymdniuNagibek-
KassarprzejąłpięćskrzyńkorzenizSudanu.
Upał,milionytłustychczarnychmuchibąków,którezlubościąsiadałynaoczach,nosie,ustach,
bardzodawałysięweznaki.Nagibpospieszniewynająłwózzaprzężonywbyka,któryprzewiózłładunek
domiejsca,gdziecumowałstatek.Staryfellachociemnejpomarszczonejtwarzyobiecałzałatwićsprawę
zapięćdziesiątpiastrów;byłatopaskarskacena,aleNagibpragnąłjaknajprędzejsięstądwynieść;od
kilkudniżyłbowiemwnieustannymstrachu.
Ostatniąnocspędziłwhotelu„Abtalel-Tahir”,taniejgospodzie,którejoknabyłyzabite,abynie
dostawałsiędośrodkaupał.Wolałominąćmalowniczyhotel„Cataract”nietylkozpowoduwysokiej
ceny,leczprzedewszystkimzpowodutamtejszychgości,przeważnieAnglików.Lecztakżew„Abtalel-
Tahir”roiłosięodcudzoziemcówiNagibwobawieprzedzdemaskowaniemwcześnieudawałsiędo
swojegopokoju.Aletrudnomubyłozasnąć.Tkwiływnimgłębokostrach,atakżenienawiść.
Brytyjczycyzajęlinajpiękniejszeczęścikraju,Egipcjaniezaśwciążjeszczeczekalinaspełnieniedanego
imprzedwojnąprzyrzeczenia,żezwrócąimojczyznę.
Staryszedłwmilczeniuobokzaprzęgu,podczasgdyNagibwchustcenagłowiejakoosłonieprzed
palącymsłońcemkazałsięwieźć.Będzierad,myślał,kiedywrazzładunkiemdotrzedocelu.Dopiero
terazzrozumiał,wcosięzaplątał.Policja,przeważniepodobserwacjąbrytyjskichżołnierzy,stałaniemal
nakażdymrogu.
Nicwięcdziwnego,żeNagib—myślącoswojejsytuacji—niezwracałuwaginapięknoprzyrody.
Jegoniepokójwzmagaławątpliwość,dlaczegoAliibnal-Husseinsamnieprzejąłładunku,dlaczego
obarczyłtymzadaniemwłaśniejegoiOmara,choćniemiałprzecieżpewności,żemożeimufać.Nagib
przyglądałsięskrzyniom.Byłyzbitezsurowegodrewna,wzmocnionepaskamicienkiejblachyimiałyna
górzenapisarabski„Chartum-Kair”.Nagibczułsięniepewniewswejskórze,niewiedział,cote
skrzyniezawierają,iimbardziejintensywniemyślałotejryzykownejmisji,tymwiększebyłyjego
wątpliwości,czyistotniechodzituotransportkorzeni,czyteżocośtajemniczego,zakazanego.Jużraz
przypisanomuprzestępstwo,któregoniepopełnił,trudnowięcsiędziwić,żeterazobawiałsięzasadzki.
Nagledrgnął,gdystaryzatrzymałzaprzęg.Pracownikportowegotowarzystwatransportowegoz
jednymokiemzasłoniętymturbanemzacząłpomagaćprzywyładowywaniu,oświadczył,żeodpłynięcie
statkuprzeciągniesięażdopóźnychgodzinwieczornych,izapytał,dokądpłynieładunek.
DoKairu,odparłNagibiwskazałnapisnajednejzeskrzyń,wobecczegourzędnikpozwoliłwnieść
ładuneknapokład.Stateknieodpłynieprzedgodzinądziesiątą,powiedziałimrugnąwszyokiem,dodał,
żewShariaAmirel-Goushsądziewczynyzapięćpiastrów
Zmocnympostanowieniem,żeniewrócijużdoładunku,NagibznikłwzgiełkubazaruAsuanu.
Dokołaniegopanowałożywionyruch.Handlarzezpołudnia,odważnisynowiepustyni,próbowali
handlowaćztutejszymikupcamiiwymieniaćowoce,skóryidywanynażywnośćiodzież.Skrzeczenie
drobiuzamkniętegowwyplatanychklatkachkonkurowałozgłośnymnawoływaniemhandlarzy,którzy
balansującmosiężnymitacaminagłowach,proponowalisłodkieciastaiczerwoneorazzielonenapoje.
Nasprzedażwystawionebyłygalabijewjaskrawychbarwachiworkisurowejbiałejbawełny,galanteria
zkolorowegoszkła,esencjeitanieperfumy,którerozsiewałytysiącezapachów.Wśródtegosurowe
mięsoikipiącekotłypełnepiekielnieostrychjarzyn,sprzedawanychwmałychporcjach.
Barwnywidok,atakżezmieniającesięstalezapachydrażniłyNagibainieprzyczyniałysiędo
uśmierzeniajegoniepokoju.Wkażdymkupcu,wkażdymobcymwęszyłszpiega,zdrajcęiprześladowcę.
Nagibniemiałodwagisięzatrzymać,pędziłjakszalonypoulicach,osłoniętychprzedsłońcem
starymiworkamijakbaldachimem,niezdolnydopodjęciażadnejdecyzji.Jakbybyłpodwpływem
narkotyków,dawałsięnieśćprądowiniczympapierowystatek,myśląc,niechbędzie,comabyć,stale
mającwświadomościswetrudnepołożenie.Zmęczonyirozbity,padłnakrzesłoulicznejkawiarni,
wypiłkilkakieliszkówanyżówkiikilkafiliżanekczarnejkawy,poczympopadłwstangłębokiej
rozpaczy.
Wswymprzygnębieniuniespostrzegł,żezapadłjużwieczóriżezłoteświatłazamieniłybazarw
lśniącygabinetlustrzanyjakwscenieztysiącaijednejnocy.Takżejękliwa,czasemdzikobrzmiąca
muzyka,zjakąwędrownimuzykanciciągnęliodkawiarnidokawiarni,niedocieraładoniego.Byłby
chybazasnął,gdybyniepoczułczyjejśrękinaramieniu.
TodotknięciebyłodlaNagibajakuderzeniebicza;pomyślał,żenadszedłkresjegowolności.Nawet
nieprzyszłomudogłowy,abyuciekać.Niezdarniepodniósłsięzkrzesła.Dopierokiedyobcymężczyzna
gozagadnął,żejużpora,jeślichcezdążyćnastatek,Nagibpoznałjednookiegorobotnikaportowego.Na
Allaha,awięcwprawiłsięjużwtakistan,żeniepotrafiodróżnićzłudzeniaodrzeczywistości,inawet
terazniewiedziałzcałąpewnością,czysobietowszystkowyobraża,czyteżbezwolnieidzieobok
jednookiego.Ajednaknaprawdęszedłztamtym,odpowiadałnajegopytaniaisłuchałjegogadaniny,nie
rozumiejącsłów.
NastatkuprzepełnionymludźmijednookizainkasowałnależnośćzaprzejazdibagażiopuściłNagiba.
Nielicznekabinybyłyzajęte,Nagibpozostałnapokładzieobokskrzyń,gdziebyłochłodniej.Leżącna
jednejzeskrzyń,spoglądałnarozgwieżdżoneniebo.Zgórnegopokładudochodziładoniegogłośna
rozmowa,słyszałnieregularnyrytmfalimiarowystukotwielkichkółłopatkowych.Wielogodzinnystrach
ustąpiłterazmiejscazobojętnieniu,anawetpewności,żemożesięczućbezpiecznie.
Nagibmiałnadzieję,żeOmarspotkasięznimwLuksorze;przeklinałpotrzykroć,żepozwoliłmu
obraćwłasnądrogę.JeślimająsięstawićwwyznaczonymterminiewKairze,toOmarmusiwsiąśćna
tensamstatek.AleOmarsięniezjawił.AwięcNagibjechałdalejsamzeswoimtajemniczym
ładunkiem.Drogawdółrzekitrwałaażdwiedoby,przedewszystkimnocedawałydośćczasuna
rozmyślania,aimwięcejNagibmyślałoswoimzleceniodawcyijegodziwnychmetodach,tymbardziej
nabierałpewności,żeAliibnal-Husseintozłyczłowiek.Nieważne,czynależałdoTadamana,czynie,
czykochałEgipt,czynie,wkażdymraziewykorzystałhaniebniesytuacjęizapieniądzewpakowałichw
niebezpieczeństwo,bysamemuniepodejmowaćryzyka.Jeślijutrowszystkoprzebiegniezgodniez
planem,toHusseinprzejmiebezpiecznieładunekiodprawiichznapiwkiem,asampozostanie
handlarzemkorzenionieznanymimieniuiadresie.
Aleteżprzyszłomunamyśl,cosięstanie,jeślial-Huseinniebędzienaniegoczekał.Onściśle
trzymałsięumowy,alecozrobićzeskrzyniami,jeśliHusseinnieprzyjdzie?Nowyniepokój
doprowadzałNagibadonieopisanejwściekłościizanimstatekdotarłdoKairu,Nagibzacząłpodważać
jednązdeseczek,ażlekkosięodchyliła.Poczułpoddłoniązgrzebneworkowepłótnoiprzeciąłtkaninę.
Posypałsiębiałyproszek.Opium!
Terazstałosiępewnościąto,coNagibprzypuszczałiczegosięobawiał:Aliibnal-Hussein
wykorzystałichpatriotyzmilekkomyślnośćdowłasnychciemnychinteresów.Jeślitobyłasprawa
Tadamana,toNagibek-Kassarniechciałmiećztymnicwspólnego.Ikiedyostrożniezamykałskrzynię,
kiedystrachprzedodkryciemwprawiałwdrżeniejegoręce,Nagibłamałsobiegłowęnadtym,dlaczego
al-Husseinzwróciłnanichuwagę,dlaczegowłaśnieichwybrałdotegobrudnegointeresu.Nieumiał
sobietegowytłumaczyć.
Tysiącemyślikłębiłomusięwgłowie.Jaksięzachowaćteraz,kiedyjużprzejrzałal-Husseina?Ma
tegołajdakawgarści.Możegoszantażować,zażądaćdużopieniędzyzamilczenie,możewjednejchwili
staćsiębogaty.Czemuniezażądaćpółnapół?Alewtedyal-HusseinwydagoAnglikom,atobyłbyjego
koniec.Nagibdrżącwdychałchłodnenocnepowietrze.NabrzegulśniłyświatłaBeniSuef.Jaktozrobić,
byal-Husseinzauważył,żeonznazawartośćskrzyń?Małaaluzjaalbojakiśznakchybabywystarczyły,by
zaniepokoićHusseinaizmusićgodoodpowiedniejzapłatyzawykonanietakniebezpiecznegozadania.
Przeciwkotemuprzemawiałajednaknieustępliwośćal-Husseina,jegobezwzględnośćiegoizm.Z
pewnościąNagibek-Kassarjestmarnympyłkiemwporównaniuztymbandytąiprzegraznim.Alepotem
NagibprzypomniałsobiehistorięberlińskązkonsulemMustafąAgąAyatemijegoskorumpowanym
submudirem.Onigoniedocenili,onzaś,niezauważony,przywłaszczyłsobiekopięfragmentuzRaszid.
Prawdopodobnietamcijeszczedziściesząsięzjegoniezmierzonejgłupoty.
Niepewnyidręczonywątpliwościami,jakludzieozłamanejwoli,dotarłNagibnazajutrzdoKairu,
gdzieczekałnaniegoal-Husseinzcałymzastępemsłużby.Al-Hussein,jakzawszeubranypoeuropejsku,
mimoupałuwsztywnymkołnierzykuimuszce,conadawałomuwyglądniecośmiesznyifircykowaty,nie
wypowiedziałanisłowawdzięcznościczyuznania.
UraziłotoNagiba,ijeślidotądsięwahał,jakmasięzachować,toterazzirytacjąoznajmił,żewobec
takryzykownegozadania—Husseinwie,oczymNagibmówi—niezgadzasięnaumówionązapłatę,bo
całasprawamogłagokosztowaćgłowę.
Aliibnal-Husseinniezareagowałnatesłowa,raczejzaniepokoiłagonieobecnośćOmara.Krzyczał,
żetonieodpowiedzialnyczłowiek,niechciałprzyjąćdowiadomościtłumaczeniaNagiba.Groziłnawet,
żewsypiemubaty,jeślidopojutrzaniesprowadziOmara.
Służącyzaładowaliskrzynienazaprzężonywosławózek,jakichtysiąceturkotałypoulicachStarego
Miasta.NaAlegoczekałpowóz,którypojechałinnądrogąniżwózek.Nagibzastanawiałsię,zaktórym
pojazdemmapodążać.Cojestważniejsze—znaćkryjówkęHusseinaczymiejsceukryciaopium?
WreszciezdecydowałsięnaHusseina;sądził,żejeślibędziewiedział,gdzieonmieszka,dojdzieteżdo
kryjówkiopium.
Powózjechałwolnopowyboistychuliczkach.NaShariaalQuasrelAlinaprawymbrzeguNilu
samochody,trąbiącprzeraźliwie,mieszałysięzwózkamizaprzężonymiwosłyiwoły,takżeczasemnie
możnabyłoposuwaćsiędalej.Nagibbeztruduwięcnadążałzapowozem.NaMidanejTahrir,gdzie
krzyżująsiędużeulicemiasta,aplacotaczająwspaniałewysokiegmachy,powózskręciłnawschód,
zmieniłznówkieruneknaMidanal-FalakiiskierowałsięnadworzecBabel-Lug,którypozostawiłpo
prawejstronie,następniepojechałdalejwkierunkupołudniowym.
PrzezchwilęNagibsięzastanawiał,czyprzypadkiemal-Husseingoniespostrzegł,albowiembyło
wyraźniewidać,żekluczy;mógłprzecieżdotrzećdoceluprostądrogą,mimotodreptałzapowozem.
Terazpowózznówzmieniłkierunek,wreszciewpobliżumeczetuIbnHilunaskręciłwbocznąuliczkę.
Stądbyłoniedalekodokawiarni„Royal”,gdziespotkaliwówczasal-Husseinakilkakrokówodjego
mieszkania.
Przeddomem,któryróżniłsięodinnychdomówjedynietym,żebyłpomalowanynajasnozielono,
powózsięzatrzymał.Otworzonowysokąbramę,którajednakniepozwalałazajrzećdownętrza,ipowóz
znikłzanią.Nagibodczekałjakiśczas,potemodważyłsięzbliżyćdodomu.Niemiałonnazwy,
podobniejakulica,cozresztąniejestniczymszczególnymwtejdzielnicy,ipozabarwąnierzucałsięw
oczy.Okiennicenawszystkichczterechpiętrachbyłyzamknięte,przeddrzwiamileżałastertaśmieci;
równieżpodtymwzględemtenbudyneknieróżniłsięodinnych,ajednakNagibowiwydawałosię,że
jestwnimcośdziwnego.Kilkakrotnieprzemierzyłulicę,obserwującdom.
Nierozumiał,dlaczegotoczyni,miałtylkoniejasneprzeczucie,żewtymdomu,októrymnawetnie
wiedział,czyjestwłasnościąHusseina,czyteżkogośinnego,dziejesięcoś,coidlaniegomaznaczenie.
Zamierzałwypytaćgońcaczyposługacza,gdybyktóryśsiępokazał,aleniktzdomuniewychodził.Nagib
odszedłwreszcie,bygoniewykryto.
Gdyznalazłsięwmieszkaniu,któredzieliłzOmarem,narysowałzpamięcitrasędozielonegodomu
przezsiećpoplątanychulic;postanowiłbowiem,żezanimwróciOmar,pójdziedoal-Husseinapod
pretekstemodebraniapieniędzy.Alestałosięinaczej.
Zrana—pomęczącejpodróżyNagibtwardospał—zbudziłogomocnestukanie.Dwóchmężczyzn,
Egipcjanwznoszonejeuropejskiejodzieży,zażądało,byichwpuszczono.PrzysłałichAliibnal-Hussein
inakazałprzyprowadzićNagiba.Nagibpomyślałopieniądzach,któreHusseinjestmuwinien,włożył
więcgalabijęibezoporuposzedłzmężczyznami.
Wpołowiedrogispostrzegł,żeprowadzągodoinnegodomu,niedotego,wktórymznikłwczorajal-
Hussein;Nagibzapytałwięc,dokądidą.Jedenzmężczyzn,przypominającybyka,okrzaczastychbrwiach
ispłaszczonymnosieboksera,uczyniłniechętnyruchręką,niedającodpowiedzi.Drugi,niski,
przysadzisty,oszczerejtwarzy,mimoponurejminy,odparłzwięźle,żeidądoal-Husseina,zarazsięo
tymprzekona.
Nagibzacząłsięniepokoić,kiedyujrzałbarakinędzarzyskleconezdrewnaiblachy,położoneustóp
wzgórzaMokattam.Tutajmieszkalibezimienni,ludziewyjęcispodprawa,którymlosodmówił
posiadanianawetnajmniejszychpotrzeb.Żywilisięodpadkamizbazarówihałdśmiecioraztym,co
wyżebrały,aczasemskradły,ichdzieci.Nocądzielnicatabyłaniebezpieczna,bokażdy,ktosiętu
zapuścił,mógłzostaćzamordowany.Codziennieginęliludziewnieprzeniknionejsiecichatinigdy
więcejsięniepokazywali.
Coal-Husseinzamierzaznimzrobić?Czyzlikwidowaćgo,bowieonarkotykowyminteresie?Wkażdym
razieNagibjużniewierzy,żeprzyprowadzonogotutaj,abyodebrałswojepieniądze.
Doświadczeniaostatnichdnisprawiły,żeNagiba,choćnapewnoniebyłtchórzem,ogarnęłouczucie
strachuwywodzącesięzniepewnościiprzekonania,żeHusseinniemalitości.Nagibznałsiętrochęna
ludziachidostrzegałichzamiary,nimjeszczezostałyujawnione.Toteżzrozumiałejestto,coteraz
nastąpiło.Nagibskoczyłwbok,przewracającprzytymkobietęijejdziecko;powstałozamieszanie.
Nagibpędziłwąskąuliczkąmiędzydomami,znikłzanajbliższymrogiem,poczymspokojnieruszył
powolidalej,takbyjegopośpiechniewzbudziłpodejrzeń.
Sądził,żejestbezpiecznywtymtłumiebezimiennychludzi.Myślał,żejeślidotrzedomeczetu,
któregokopułęwidziałzdaleka,towydobędziesięztegolabiryntu;alewtejsamejchwiliujrzałprzed
sobąnaulicyłańcuchludzizbokserempośrodku.Nagibzawrócił,aleitamzastąpionomudrogę.Bokser
podszedłiuderzyłgowtwarzztakąsiłą,żeNagibnachwilęstraciłprzytomnośćiocknąłsiędopiero
wówczas,kiedyobajmężczyźnipopychaligoprzedsobąjakbydło.
Zatrzymalisięprzeddomemościanachzzardzewiałejblachy.Niebyłotuokna,tylkodrzwi,w
którychpoprzecznebelkibyłyodsunięte.BokserotworzyłjeiwepchnąłNagibadociemnegownętrza.
Gdyjegooczyoswoiłysięzeskąpymświatłem,którepadałoprzezszparęwsuficie,Nagibrozpoznał
al-Husseina.Siedziałnaskrzyni,którąNagibprzywiózłzKairu,aoczyjegodzikobłyszczały.
—Czynaprawdęsądziłeś,żezdołaszmnieoszukać—zacząłcicho,aletencichygłosmiałwsobie
cośgroźnego.—Tynędznyrobaku,chciałeśoszukaćmnie,Alegoibnal-Husseina?
—Alieffendi—odparłNagib—oczymtymówisz?Wykonałemtwojezlecenie,takjaktegożądałeś,
aprzecieżwiesz,żebyłoonozwiązanezwielkimniebezpieczeństwem.
Al-Husseinprzerwałmuruchemręki.
—Tywyskrobkuśmierdzącegowielbłąda,sięgnąłeśpomojąwłasność.Jużjacipokażę,cotoznaczy
oszukaćAiegoibnal-Husseina.—Strzeliłprzytympalcami,abokserzrozumiałtojakorozkaz;podszedł
więcdoNagibaizacząłgobić.Kiedyzadałmusilnycioswżołądek,Nagibupadłnapodłogę.Drugi
mężczyznawylałmunagłowęwiadrośmierdzącejwody,takżeNagibsięocknął.Podniósłsię,znosa
ciekłamukrew.
—NaAllaha—mamrotałNagib—nierozumiem,czegoodemniechcesz.Tosąskrzynie,które
dostałemwAsuanieiprzekazałemciwokreślonymterminie.Czemukażeszmniebić?
—Czywiesz,coteskrzyniezawierają?
Nagibzawahałsię.Czymatwierdzić,żewykonałzlecenie,oniczymniewiedząc,czyteżprzyznać
się,żeotworzyłjednąskrzynięiznalazłwniejopium?Przeciąłpłótno,tegoniemógłsięwyprzeć,bo
pozostałyślady.Awięcprzyznałsię,żewswejniewybaczalnejciekawościotworzyłjednąskrzynięi
ujrzawszyopium,natychmiastjązamknął.
Aliibnal-Husseinwstałipokoleizacząłotwieraćwszystkieskrzynie.Leżałytamwypełnioneworki.
NagibspojrzałnaAlegopytająco,jakbychciałpowiedzieć:Nowidzisz,comaszmidozarzucenia?Ale
zanimsięodezwał,al-Husseinwściekłyzacząłchwytaćzkażdegoworkapogarściproszkuiciskaćnim
wtwarzNagiba,ażbolało.
—Czywiesz,cotojest?—wrzasnąłwnajwyższympodnieceniu.—Czywiesz,coprzywiozłeśz
Asuanuzamojepieniądze?
—Piasek?—zapytałNagibzalękniony.
—Pięćskrzyńpiasku!
—Alejanawłasneoczywidziałembiałyproszek.
Al-Husseinzaśmiałsięzłośliwie.
—Achtak,widziałeśproszek!Ichybatakcisięspodobał,żekazałeśswemutowarzyszowinapełnić
skrzyniepiaskiem,anawierzchuumieścićworekzprawdziwązawartością.
—NabrodęProroka,nie!—zawołałNagib.—Wcaletakniebyło.
Aliibnal-HusseinpodszedłwolnodoNagibaipołożyłmudłonienaszyi.Wydawałosię,żekreww
nimkipi,botwarzzrobiłamusięciemnoczerwonaiwyglądała,jakbymiałazachwilępęknąć.Wykrzywił
się,ścisnąłszyjęNagibairyknął:
—GdziejesttenOmar?Uduszęgowłasnymirękami!—PotrząsałprzytymNagibem,jakgdyby
chciałwydusićzniegozeznanie.
Nagibnawetniepróbowałsięwyswobodzić.Wiedział,żetoniemasensu,ipoddałsięswemu
losowi.Tysiącemyśliprzemykałomuprzezgłowę,przyczymnajmniejobawiałsię,żeal-Husseinmoże
gozabić.Ktomógłufaćjeźdźcomkarawany?DrogazChartumudoAsuanubyładaleka,trwałatrzy
tygodnie.Wtymczasiełatwobyłowymienićładunek.Nastatkubyłteżtenjednooki.Takchętniesię
ofiarował,żepopilnujeładunku.InarazwpadłoNagibowinamyślcośabsurdalnego.Czymógłufać
Omarowi?CzyjegohistoriazAnglikaminiebyławymyślonapoto,abymócuciec?
—GdziejesttenOmar?—słowaal-HusseinadocierałydoNagibajakbyzbardzodaleka.Hussein
rozluźniłuchwyt.Nagibchwytałpowietrze.—Effendi—wykrztusił—jakjużpowiedziałem,Omar
pozostałwLuksorze,alewróci,wierzmi,effendi.NaOmarzemożnapolegać!—Nagibwyrzekłte
słowa,choćwcaleniebyłtakipewny,czyOmarowimożnaufać.
—Będęgoszukał—rzekłal-Hussein.—Będęgoszukał,dopókigonieznajdę!Boinaczej...—
zrobiłprzytymniedwuznacznyruchpłaskądłonią,trzymającjąprzyszyiNagiba.
Następniedałznakobuochroniarzom.CizaciągnęliNagibadopomieszczeniaobok,bezokna,
związalimuręceinogiipopchnęliwkąt;zostałsamwciemności.
Aliibnal-Husseinjeszczetegosamegodniaudałsięwrazzochroniarzamistatkiempocztowymdo
Luksoru.
*
Minęłosiedemdni,odkądOmariNagibsięrozstali,siedemzmarnowanychdni,tyletylkożeOmar
zdemaskowałladyDawsonjakoagentkęwywiadubrytyjskiego.Równieżobajmężczyźni,którychśledził,
niedostarczylimużadnychinformacji;przedewszystkimprzypuszczenieOmara,żenaglepojawisię
gdzieśprofesorHartfield,okazałosiębłędne.Aprzecieżbardzoliczyłnato,kiedyladyDawsoniobaj
mężczyźnitrzeciegodniawyruszylidoDolinyKrólów,zatrzymalisiępodrodzewdomuCarteraiwrazz
nimwspinalisiępotemstromąścieżkąwśródskał.Omarszedłzewnętrznądrogąokrężną,coprawda
dwukrotniedłuższą.Zdalekawidział,jakCarterzdużymplanemwrękukroczypewnieprzedsiebie,
wykonującenergiczneruchy,jakbychciałwtensposóbprzekonaćgościoczymśnieprawdopodobnym.
Zsękatymkijemwrękujakfellachztejokolicy,Omarzbliżyłsiędogrupynaodległośćgłosu,
pomachałtymludziomzdalekanapowitanieiusiłowałprzytymuchwycićchoćkilkasłówzich
rozmowy.To,cousłyszał,niesprawiałowrażenia,żeszukająImhotepa,chodziłoraczejojakiegoś
nieznanegofaraona,któregopieczęć,pucharidrewnianąskrzynkęCarterjakobyznalazł.LadyDawson,
chroniącasięprzedsłońcemdelikatnąparasolką,iobajagenciwkapeluszachzszerokimirondaminie
zwracaliuwaginaukrytegowędrowca,któryichpodsłuchiwał,jużchoćbydlatego,żeniesądzili,aby
ktośzmiejscowychfellachówznałichjęzyk.TakwięcOmar,wypoczywającyzbokunakamieniu,
usłyszał,żelordCarnarvon,naktóregozlecenieCarterprowadziłwykopaliskawDolinieKrólów,jest
skąpcempragnącymzdobyćskarbyjaknajmniejszymkosztem,anaukanicgonieobchodzi,iżeon,
Carter,jużniejednokrotnienosiłsięzmyślą,byrzucićtowszystko.
Zrozmowy,jakwywnioskowałOmar,wynikało,żeCartermaszokująceinformacje,którymipodzielił
sięzladyDawsonijejagentami,informacje,októrychlordCarnarvonniepowinienwiedzieć.Ku
zdziwieniuOmaraniebyłytowskazówkidotyczącepołożeniagrobuImhotepaaniodnoszącesiędo
profesoraHartfielda,któremuprzypadłagłównarolawcałejtejsprawie—anirazuniebyłonatentemat
wzmianki.GodnauwagiwydałasięOmarowiwskazówkaobuagentów,żeodprzyszłegotygodniabędą
czekaliwhotelu„MenaHouse”wKairzenaCartera.Wyciągnąłstądwniosek,żewszelkiedalszeakcje
wywiadubrytyjskiegobędąsiękoncentrowaływDolnymEgipcie;Omarpostanowiłsięwycofać,zanim
zostaniedostrzeżony,inazajutrzwrócićstatkiempocztowymdoKairu.
Wpokojuwhotelu„Royal”Omarrzuciłsięnałóżkoizacząłrozmyślać.Szpiegowałobuagentów,
ponieważsądził,żenaprowadzągonatropHartfielda.Aletu,wLuksorze,byłbardziejdalekiodceluniż
dotąd,bozacząłwątpić,czydobrzesłyszał,oczymobajmężczyźnirozmawialiwtedynapokładzie.
Możezabardzouległwłasnejwyobraźni?Tamyślwprawiłagowewściekłość,wściekłośćnasamego
siebie,żewidocznieniepotrafiłodróżnićrzeczywistościodimaginacji,utrzymaćwcuglachswojej
fantazji.
„Allahakbar—Bógjestwielki”—takbyłonapisanenaprzeciwległejścianie,apodtymjakiś
europejskipodróżnikdopisałołówkiemsubtelnewyznaniemiłosne:„Janeforever”—Janebyło
dwukrotniepodkreślone.Narysowanetamteżbyłypostaciludziizwierzętaznanezhieroglifóww
grobachkrólewskichnaprzeciwległymbrzegu;byłyteżoczywiścierysunkiobsceniczne,zktórychjeden
szczególnieOmaraubawił.Byłtorysunekpenisa,podobnegoraczejdosześciostrzałowegopistoletuniż
doorganupłciowegoEgipcjanina:kolejnygośćhotelowyskomentowałtenrysunekczerwonym
ołówkiem:„Atoco?”
Omarbyłprzygnębiony.WstydziłsięjechaćdoKairuispotkaćtamNagiba,októregolosienicnie
wiedział,iprzezchwilęsięzastanawiał,czynieskorzystaćzokazjiiniewyzwolićsięodTadamana.
Drugatakasposobnośćnieprędkosięzdarzy;alejużpochwiliogarnęłygowątpliwości:Tadamannie
wypuścigozrąktakpoprostu,ponieważtaorganizacjamalicznepowiązania,arezultatbyłbytaki,że
prześladowalibygoiBrytyjczycy,inacjonaliści.
AwięcOmarwróciłdoKairu.Mieszkaniebyłoopuszczone,conaraziegoniezaniepokoiło;jedyny
znakodNagibatobyłakartkanastole,kartkazdziwnymigryzmołami,którychnierozumiał.Dopiero
kiedyNagibpodwóchdniachsięniepokazał,Omarpostanowiłgoszukać.
Wkawiarni„Royal”narogunieotrzymałodpowiedzinaswojepytanie,akelnerdawnojużNagiba
niewidział;człowiekazaśonazwiskuAliibnal-Husseinwogólenieznał—wkażdymrazietak
twierdził.
Omarbłąkałsięcałydzieńwgąszczudomów.Kairwprawiałgowzmieszanie,anawetpowodował
lęk;tłumyhałaśliwychludzi,nicponi,złodziejaszków,wygłodniałedzieci,stare,bosekobietyz
zasłoniętymitwarzami,niosąceciężarynagłowach,brytyjscyżołnierze,paradującywswychmundurach,
poganiaczebydła,handlarzenaręczni,corazliczniejszesamochody,bezpańskieujadającekundlei
wszędziedokołakoty,parszywe,brudne,zaniedbanejakulice,naktórychżyły.Choćnicwiedział,dokąd
sięudać,Omarzapragnąłtomiastojaknajszybciejopuścić.
Późnymwieczoremwróciłdodomu.Jegonadzieja,żezastanieNagibaalbochoćjakiśznakodniego,
okazałasiępłonna.Omarspoglądałnakartkę,którązastałnastole,alenaktórądotądniezwracałuwagi.
Kiedydłużejsięprzyglądałpogmatwanymliniom,zaczęłymuoneprzypominaćplanmiastaichoćnie
byłotuanisłowawyjaśnienia,OmarrozpoznałpobliskiplacMidanSalahel-Din,meczetsułtana
HassanailekkiłukShariaAssaliba,odktóregooddalonyokilkakrokówznajdowałsięjegodom.
Krzyżyknatejgmatwaninieulicwskazywałjakieśmiejsce.
ZeszkicemwrękuOmarudałsięnastępnegodniawdrogę.Niemiałpojęcia,dokądzaprowadzigo
plan,ajużnajmniejspodziewałsię,żespotkaNagiba;alecośgognałowkierunkuoznaczonegomiejsca.
Byłtojedenztychdziwnychprzypadkówwżyciu,którenazywamyzrządzeniemlosu,akiedyonich
myślimypolatach,kiwamygłową.
PrzedzielonymdomemnaulicybeznazwyOmarsięzatrzymał.Tochybatu.Skorojużtudoszedł,
postanowiłzapukać.Niemiałpojęcia,cogoczeka,byłprzekonany,żetowszystkojesttylkozłudzeniem.
Służącyotworzyłdrzwi,zmierzyłOmarataksującymwzrokiemirzekłwytwornie,aleuprzejmie:
—MojegopanaAlegoibnal-Husseinaniemawdomu.Czegosobieżyczysz?
Każdegoinnegotoniespodziewanespotkaniebyoszołomiłolubzmieszałoizpewnościąbyuciekł.
LeczOmarwchwilachzaskoczeniazachowywałzimnąkrewiumiałszybkoreagować.
—Jestemprzyjacielemtwojegopana—rzekłspokojnie.—Należymydotejsamejwspólnoty,jeśli
wiesz,comamnamyśli.Muszęsięznimwidzieć.
Tazamaskowanaaluzjazaniepokoiłasłużącego,niewiedział,jaksięzachować,inarazieokazał
życzliwość.
—Wierzmi,effendi,nigdybymcięnieodprawił,ale,Allahmiświadkiem,żeAliibnel-Hussein
wyjechał.
WtedyOmarodsunąłsłużącegoiwszedłdomrocznegoholudomu.Nakamiennejposadzceleżały
bogatedywany,usufituwisiałymosiężnekandelabry,wkamiennychzbiornikachpoprawejstronie
pluskaławoda.Kamienneschodyprowadziłynagórę.
—Niemogęcięwpuścić,effendi.Zawołampanią!—zaprotestowałsłużącyskrzeczącymgłosem.
Zanimjednakzdążyłwezwaćkogośnapomoc,naschodachukazałasiępani.Twarzmiałazasłoniętą,
jakprzystoizamężnejkobiecie.
—Jużdobrze,Jusufie—rzekłaidałasłużącemuznak,abysięoddalił.NastępniepodeszładoOmara
iodsłoniłatwarz.
Omarznieruchomiał.Znikłajegopewnośćsiebie.Cośjakbyżelaznaklamraścisnęłomupierś,
zahamowałobicieserca,ażzabrakłomupowietrzawpłucach.Omarstałbezruchuispoglądałwtwarz
kobiety,którapodniosłaprawąrękęibezsłowaprzyłożyładopiersi.
—Jasalaam!—powiedziałOmarpocichu,jąkającsię,idodałnieśmiało:—Halima!
Halimaskinęłagłową.Oczyjejbłyszczały,Omarrównieżwalczyłzewzruszeniem.Musiałsię
opanować,bynieporwaćHalimywramiona.
Jakdługojejniewidział?Czytobyłosześć,czyosiemlattemu,kiedyznalazłopuszczonydomwel-
Kuma?Jakżebyłwówczasrozczarowany,anawetrozgoryczonyzpowodulistu,wktórymdziewczyna
żegnałagonazawsze.Znałgonapamięć,czytałsetkirazy,całowałkażdesłowo,ajednakniezrozumiał
jejpożegnania.
—Halima—powtórzyłcicho—Halima,tytutaj?
Halimauniosłaramiona.Przezjejtwarzprzemknąłlekkiuśmiech,jakgdybychciałasię
usprawiedliwićzatonieoczekiwanespotkanie.Światłowholubyłoprzytłumione,mimotoOmarwidział
ją,czułjejbliskośćiniebyłwstaniezebraćmyśli.WidziałHalimęsercem,aleniewidziałrozumem.
Cośwnimsiębuntowałoprzeciwkotemuwidokowi,onaniepowinnatubyć,wdomutegoAlegoibnal-
Husseina.MójBoże,toniemożliwe!Właśnieczłowiek,którynajmniejnatozasługiwał,byłpanem
Halimy.Dlaczegozanimposzła?Dlaczegonicniemówi?Dlaczegoniepróbujewyjaśnićtejniepojętej
sytuacji?Dlaczegoniepowie,żegojeszczekocha,takjakonją?
Nieodważyłsięjejdotknąć,choćbardzotegopragnął.Halimasięzmieniła.Niezbrzydła,byłajak
zawszepiękna,zmieniłosiętylkojejzachowanie,niestałajużprzednimdziewczyna,lecz
doświadczona,dojrzałakobieta.
Ogarnąłgostrach,żeHalimamożeterazpowiedziećcoś,cozniszczywszystkomiędzynimi,może
powiedzieć:Idźstądinigdyniewracaj,niewolnonamsięwidywać!—takjaktojużrazuczyniła.A
więc
usiłowałniemalrozpaczliwieuprzedzićjejsłowa;błagał,abygonieodprawiała,wyjąkałcośoswym
przyjacieluNagibie,któregospodziewałsiętuzastać,ponieważwypełniałonzlecenieal-Husseina.
HalimadługonieodpowiadałaOmarowi.Spoglądałananiego.Dlachłopcatrwałotocałąwieczność,
potemrzekłacichoizwyższością,któragoodpoczątkuonieśmieliła:
—Czyniemaszminicpozatymdopowiedzenia?
TerazdopieroOmarzrozumiał,jakgłupiosięzachował.Krewuderzyłamudogłowy,miałtylko
nadzieję,żeHalimategoniezauważy.Onazaśrozejrzałasiędokoła,następniepodeszładoOmarai
porwałagowramiona.
Chłopiecniespodziewałsiętakiegoobrotusprawy,pozwalałjejnapieszczotyjakbezwolnedziecko
wramionachmatki,któreniepotrafiodpowiedziećnajejuczucia;przyłapałsięnawetnatym,że
nieśmiałobronisięprzedtymwybuchemczułości.
Halimaujęłajegogłowęwobiedłonieizaczęłająobsypywaćpocałunkami.Omardoznałuczucia,
jakiegonigdydotądniedoświadczył.Powolijegosztywnośćustąpiła,uspokoiłsięiścisnąłukochanątak
mocno,ażjązabolało.
Obojeniewiedzieli,jakdługototrwało.Kiedyocknęlisięzdobroczynnegosnu,obojejednocześnie
otworzylioczy.Omarprzeraziłsięśmiertelnie.PrzednimistałsłużącyJusuf.Miałspuszczonywzrok,
rzekł,niepatrzącnaHalimę:—Pani,jużczas.
HalimanieprzejęłasięzbytniowidokiemJusufaiabyośmielićOmara,powiedziała:
—Możeszmuufać,tomójnajwierniejszysługa.—UjęłaprzytymdłońJusufa.
KażdegodniaotejsamejporzeHalimawtowarzystwiesłużącegoszłanarynekpozakupy,któreJusuf
przynosiłnastępniewkoszachdodomu.Byłotojakrytuał,gdybyHalimaztegozrezygnowała,musiałaby
siędługotłumaczyć;prowadziłabowiemdużydom,doktóregonależałoponadpółtuzinasłużbyi
parobków,ponadtodziewczęta,którenarynkuoferowałyswojąsłużbęzamieszkanieiwyżywienie,bo
wyrzekłysięwłasnejrodzinyalbopomimoodpowiedniegowiekuniewyszłyjeszczezamąż.Ichliczba
stalesięzmieniała.OpróczHalimybyławdomujeszczejednakobieta,młoda,niemaldziecko,alejuż
dojrzała.Aliibnal-Husseinwziąłjąjakodrugążonę,cowprawdzieniebyłosprzecznezezwyczajamiw
tymkraju,aległębokoraniłoHalimę.
—Mamysobiewieledopowiedzenia—rzekłaHalima.
Omarskinąłgłową.
—Alenietu.
—Nie,nietu—odparłaHalima.—CzyznasztędużąbramęprzybazarzeKhanel-Khalili?Zabramą
wlewoznajdujesięzaułekhandlarzydywanów.PierwszysklepmaszyldznazwiskiemAchmeday
Amera.Achmedmawobecmniezobowiązania.Okołopołudniabędętamnaciebieczekała.Żegnaj!
Omarwybiegłnaulicęjakoszalały;wydawałomusię,żechwiejąsięfasadydomów,hałasuliczny
docierałdoniegojakbyzdaleka.Czuł,żesięzatacza,kiedyskręcałwulicęShariaAssurugiya,która
prowadziłanapółnocdowielkiegobazaru.Niewidziałludzianipojazdów,miałprzedoczamitylko
obrazHalimy;nieporuszającwargami,układałwgłowiejednosłowo:Halima.
Przydużejwieży,gdziezaczynałsięhandel,Omarszybkoznalazłhandlarzadywanami.Podałmu
swojeimięiAchmedAmerpoprowadziłgościastromymischodaminagórę,gdzieczekałananiego
Halima.
Siedziałanazwiniętychdywanach,którewypełniałycałepomieszczenie.Przezzamknięteokiennice
słońcerzucałolśniącepromienie.Czućbyłozapachwełnyiśrodkówprzeciwrobactwu;alewtejchwili
OmarwidziałtylkoHalimę.
Bezsłowaukląkłprzedniąnapodłodze,objąłramionamijejbiodra,położyłgłowęnajejkolanach,
jakbybyłzawstydzonyichciałsięukryć.Halimazrozumiałatengest,pogładziłagopogłowie.Trwalitak
dłuższąchwilę,zbierającmyśli.
—Niepłacz—rzekłaHalima,samabliskałez,iuniosłajegogłowę,byspojrzećmuwtwarz.
—Janiepłaczę—odparłOmariotarłłzyrękawem.Następniewestchnąłgłębokoirzekłnieśmiało:
—Dlaczegotaksięmusiałostać?
—Lossamtasujekarty,mymożemytylkograć.—Halimauśmiechnęłasię,alebyłtosmutnyuśmiech.
—Dlaczegotaksięmusiałostać?—powtórzyłOmar.—Czyjesteśszczęśliwa?
—Szczęśliwa?
Halimanieodpowiedziała.Omarspostrzegł,żeodwróciłagłowędookna,byukryćłzy.
—DlaczegopoślubiłaśtegoAlegoibnal-Husseina?Dlaczego?—KiedyOmarzauważył,żeHalima
niechceodpowiadać,wstałiusiadłobokniej.—Dlaczego,Halimo?
—Czynaprawdęchceszwiedzieć?
—Musiszmipowiedzieć.
—Aletocięnieuszczęśliwi.
—Niebędęmniejcierpiałniżdotąd.
WtedyHalimauniosłarękawgalabijiOmara,ażukazałosiępiętno.Pogłaskałajedelikatnieipowoli,
jakbyszukającwłaściwychsłów,zaczęłamówić.
—Niewiem,czyzastanawiałeśsiękiedyśnadtym,jaktosięwszystkostałowtedywel-Kurna?
—Oczymtymówisz?
—Otym!HalimadotknęłapalcempiętnanaramieniuOmara.—Gdybyświedział,gdzieonicię
wtedywięzili...
Omarprzełknąłślinę,poczymodparł:
—Wiem,Halimo.Niedawałomitospokoju.Pewnegodniaprzypadekprzyszedłmizpomocą.
Usłyszałemhałaszeszlifiernikamieni,jedynyodgłos,jakidocierałwtedydogrobowca.Awięc
szukałemwpromieniurzutukamienieminatrafiłemnadomtwojegoojca.Doznałemwówczasszoku.
—Acopomyślałeśomnie?
Omarwzruszyłramionami.
—Prawdęmówiąc,niemogłemtegozrozumieć.Przedewszystkimniewiedziałem,jakąrolętywtym
odgrywałaś.
—Adziś?
—Dziś?Dziśjesttaksamo,afakt,żewyszłaśzamążzaal-Husseina,wcaleniepomagamiciebie
zrozumieć.
Jakgdybywobawie,żepadniejakieśzłesłowo,HalimaprzyłożyłalewądłońdoustOmara.
—Niemówdalej,mójkochany—błagała.—Wszystkociwytłumaczę.Aleprzyrzeknij,żemi
uwierzysz.
Przezchwilęsiedzieliobojewmilczeniu,potemHalimazaczęłazwahaniem:
—Jusuf,mójojciec,byłszanowanymczłowiekiemwSchechabdel-Kuma.Jegodumazpowodutego,
żejestEgipcjaninem,rozsławiłajegoimiędalekopozagranicenaszejwsi.Jusufbyłjedynym,który
stawiałczołoaroganckimBrytyjczykom,zachowującymsięjakpanowienaszegokraju.Kochałamojcaza
toidopieropóźniejspostrzegłam,żeotaczajągozawszejakieśdziwnetypy,ludzienigdzieniepracujący,
rzucającytylkonalewoiprawohasłamiipustymifrazesami.Domagalisięnowego,samodzielnego
Egiptu,przyczymstalepadałosłowo„Tadaman”.Niewiedziałam,cotoznaczy,izapytałamkiedyśojca.
Wytłumaczyłmi,żezapojęciem„Tadaman”kryjesięorganizacjapatriotówegipskich,stawiających
sobiezacelwyzwoleniekraju,aichznakiemrozpoznawczymjestsiedzącykot,zwierzę,którezna
tajemnemoce,widziwciemnościijestświętedlawszystkichpotęg.Potemojciecprzycisnąłmniedo
siebie,pogłaskałpogłowieirzekł,żeniewolnominigdynikomupowiedziećotymanisłowa;zdrajcy
muszązginąć.Potemcorazwięcejludzizaczęłoznikać.Egipcjanie,aletakżecudzoziemcy,októrych
ojciecwyrażałsięzpogardą,mówiąc,żetowrogowiekrajuispotkałaichtylkozasłużonakara.Namoje
pytanie,jakakaraspotykawrogównaszegokraju,ojciecodpowiedział,żezostajążywcemzamurowani
wdawnychgrobachfaraonów.Ojciecmówiłotymwszystkimztakąnienawiścią,żeprzeraziłamsięi
odtądczułamdoniegopogardę.
TwojespotkaniezTadamanembyłopomyłką.Jusufsądził,żejesteśszpiegiembrytyjskim,wkażdym
razieTadamanodpoczątkuniewierzył,żeprofesorchcekupićwLuksorzestarożytneprzedmioty.
Widzieliwnimbrytyjskiegoagenta,którymaszpiegowaćichorganizację.Dlategopostanowilizabić
profesora,jegożonęisłużącego.
Typierwszywpadłeświchsieci.Toniebyłozaplanowane,taksiętylkozłożyło.Zamarłam,kiedy
przynieślicięnocąiwrzucilidogrobu.Odrazuciępoznałamibyłamzrozpaczona.Niewiedziałam,jak
cipomóc.Jusufnieznałlitości,kiedychodziłoosprawyTadamana,izginąłbyśzgłoduwtymlochu,
gdybymniewymogłanaojcu,bycięoszczędzał;możnapowiedzieć,żecięwykupiłam.Byłtohandel
niegodny,alenajważniejsze,żeuszedłeśzżyciem.
—Niegodnyhandel?Jakmamtorozumieć,Halimo?
Omarpoznałponiepokojuwoczachdziewczyny,jaktrudnojestjejpowiedziećprawdęukochanemu.
—Niepotrafiszsobiewyobrazić,jakiejcenyzażądałojcieczatwojeżycie?
Omarsięprzeraził.
—Zaczynamrozumieć—rzekłcicho.
Halimazaczęłaodnowa.
—Wśródznajomychojcabyłjedenwyróżniającysięszczególnąbezwzględnościąitwardym
charakterem:Aliibnal-Hussein.Choćbyłamniemaljeszczedzieckiem,wpadłammuwoko.Chciałmnie
wziąćzażonę.Jusufmumnieprzyrzekł.Broniłamsię,groziłam,żepodrapięmutwarz,jeślitylkosiędo
mniezbliży,żeucieknę,gdytylkonadarzysięokazja,inigdyniewrócę.Kiedyniebyłoinnejmożliwości
uwolnieniaciebie,przyrzekłam,żewyjdęzaal-Husseina,jeślityodzyskaszwolność.
Halimaspuściławzrok,wstydziłasięspojrzećOmarowiwoczy;niewidziaławięcjegołez,łez
wściekłościirozpaczy.Zacząłszlochać,głośno,niepohamowanie,jakdziecko.Wtejrozpaczydręczyła
gomyśl,żetowszystkoniejestprawda,żeHalimawymyśliłacałąhistorię.Aleimdłużejdziewczyna
milczała,tymbardziejstawałosiędlaniegopewne,żepowiedziałaprawdę.Iwswejszalonejrozpaczy
postanowił,żewcześniejczypóźniejzabijetegołotra.
—Zabijęgo!—wykrzyknął.
Byzdusićtenokrzyk,HalimaprzycisnęłagłowęOmaradopiersi.Poczułprzezsuknięciepłojejciała.
Ogarnęłogopożądanie,zapragnąłjej,teraz,bezwzględunaokoliczności.ChciałmiećHalimętylkodla
siebie,znikimsięniąniedzielić.Niedopuszczałdosiebiemyśli,żeonazarazwrócidoal-Husseina.Bo
jeślitaksięstanie,życiestracidlaniegosens.
Kiedyotymmyślał,poczułdłońHalimybłądzącąpojegociele,delikatnewezwanie,znak,żeczujeto
samo;ogarnęłogouczuciewielkiegoszczęściaiufności,żeznajdziejakieśwyjścieztejsytuacji.W
swymoszołomieniuiprzekonaniu,żesądlasiebiestworzeni,opadlinastertędywanów,pieścilisięi
całowali,następnie,osłabieni,leżeliobjęci.
Wreszcie,jakbybudzącsięzesnu,Omarpowoliwróciłdorzeczywistości.
—Cobędzieznamidalej?—zapytałbezradnie.
Halimausiadła,przesuwającpalcempodywanie,ipowiedziałazmieszana:
—Niewiem,Omarze,wiemtylko,żeciękocham.
—Musimyuciec—rzekłOmar.
—Dokąd?
Omarwzruszyłramionami.
—Al-HusseinijegoludziebędąnasścigaliwcałymEgipcie—powiedziałaHalima—inie
spoczną,pókinasnieznajdą.
OmarobjąłHalimę.
—Jeślinaprawdęmniekochasz,topojedzieszzemną.UciekniemydoEuropy,doAngliilubFrancji.
Tamnapewnoniebędąnasszukali.
—Niełudźsię—odparłaHalima.—TadamanmaswoichludziwcałejEuropie,aal-Hussein,
urażonywswejpróżności,niezrezygnujeibędzienasprześladowałwszędzie.Onumiedoskonale
posługiwaćsięswoimipośrednikami,którzynieznająnawetjegoimieniaiadresu,gotówjestnawet
zabić,niebrudzącsobieprzytymrąk.Jeślichodzioochronęwłasnegożycia,al-Huseinznarozmaite
triki.Wjegosypialnizawysokimlustremodkryłamtajemnedrzwiprowadzącedodrabinystrażackiej,po
którejmożnasiędostaćnatyłydomu.Prawdopodobnieobawiasięzemstyzpowoduswychlicznych
ciemnychsprawek.Nigdymiotymprzejściuniemówił.
—Alewłaśnieteciemnesprawkizetknęłynaszesobą!
—Wiem—odparłaHalima.
Omarwpatrywałsięwzamknięteokiennice,przezszparyprzenikałyjaskrawepromieniesłońca,
odsłaniającstertykurzuwpomieszczeniu.Zastanawiałsię.Możnabypomyśleć,żecałykrajsprzysiągł
sięprzeciwkonim.Ogarnęłogoprzygnębienie,leczprędzejdałbysobieobciąćjęzyk,niżbysiędotego
przyznał.Podziwiałtękobietę,żetakspokojnieopisujeswojepełnecierpieniażycie,nierozczulającsię
nadsobąinieoczekującodniegowdzięczności.Niemalwstydziłsię,żesamjesttakisłaby.
Halima,jakbyodgadłamyśliOmara,ujęłajegorękę,aleniepatrzyłamuwoczy,abygoniepeszyć.
Omarbyłjejzatowdzięczny.Podczasdalszejrozmowy,kiedystaralisięmówićobłahychsprawach,
Halimanaglezapytała,wjakisposóbjąodnalazł.Omaropowiedziałoszkicu,którypozostawiłNagib
ek-Kassariktórypokilkudniowychposzukiwaniachnaprowadziłgonawłaściwytrop.
—Nagibek-Kassar?—Halimazdziwiłasię,pokręciłagłowąizaczęłaopowiadać,żejejmąż
uwięziłek-Kassara,anastępniewyruszyłzkilkomakompanamidoLuksoruwposzukiwaniujego
przyjaciela.
—Tenprzyjacieltoja—rzekłOmarspokojnie.
—Takprzypuszczałam—odparłaHalima.
—Czegoonodemniechce?
—Al-Husseintwierdzi,żeoszukałeśgonadostawieopiumzpołudnia.
—Chybawtoniewierzysz?
—Ajeślitak?
—NaAllaha,tonieprawda!—zawołałOmaroburzony.—PojechaliśmyrazemdoAsuanu,by
wykonaćzlecenieal-Husseina,alerozstaliśmysięwLuksorzeiodtamtejporyniewidziałemNagiba.
—Jakkolwiekjest—rzekłaHalima—al-Husseincięszuka.
SłużącyJusufchrząkającwspinałsięposchodach.Wpołowiedrogizatrzymałsięizawołał:
—Pani,jużczas!
Halimastarałasięszczególnieterazprzestrzegaćporządkudnia.tylkowtensposóbniewzbudzi
podejrzeń.
Dlategojejpożegnaniebyłoniemalchłodne;obiecałajednak,żejutrootejsamejporzeznówtu
przyjdzie.
Sytuacja,wjakiejznalazłsięOmar,byłaszczególniezagmatwanaibeznadziejna;mogłaczłowieka
pogrążyćwgłębokiejdepresji.AleOmarwciąguswojegożycianauczyłsię,żeprzygnębienieirozpacz
mobilizująnieoczekiwanesiłyiwyostrzajązmysły,bywsytuacjizpozorubezwyjściauczynićcoś
jedyniesłusznego.
Tadaman,którybyłdlaniegoprzezlatawzoremibodźcemiktóremuzawdzięczałżycie,teraz,kiedy
corazwięcejdowiadywałsięomotywachiformachdziałaniajegoczłonków,stawałmusięcoraz
bardziejnienawistny.Sa’dZaghlulmożeibyłuczciwymczłowiekiem.Brytyjczycyzesłaligojako
przywódcęegipskiegoruchunarodowegonaMaltę,późniejnaSeszele,ajegosprzymierzeńcyzpartii
Wafdbylirównieżzpewnościąludźmiuczciwymi.Alezaplecamiekstremistównależącychdo
Tadamanaidającychosobieznaćgłównieprzezlicznezamachyukrywałosięwieluprzestępców,którzy
mielinauwadzetylkowłasnekorzyściidlaktórychosobisteporażkiżyciowestanowiłydostateczny
powód,byprzyłączyćsiędotegougrupowania.
Zasadniczącechąorganizacjibyłaanonimowośćjejczłonków.Tylkoniewieluznałonawzajemswe
imiona,aleiwówczasniewiedzieli,ktojakązajmujepozycjęwhierarchii,ktokomurozkazuje.Niebył
teżznanyprzywódca,copowodowałoróżnorakiespekulacje,alewłaśnietaniepewnośćstanowiła
niewątpliwyatutTadamana.
Omarwiedziałoczywiście,żejegożycieniebyłobywartefuntakłaków,gdybyorganizacja,któraw
takfatalnysposóbgowessała,terazsięgowyrzekła.Rodziłosięwięcpytanie,czymaudawaćprzedal-
Husseinem,żonicniewie,czyteżpoprostuzniknąćiczekać,ażjemuiHalimienadarzysięjakaś
sposobnośćucieczki.
Jeślizniknie,al-Husseinwrazzeswymiludźmibędągoszukaliiniespoczną,pókigonieznajdą,
albowiemzniknięciebędziedowodemjegowiny.Jeślinatomiastsięujawni,zapewnienia,żeniemanic
wspólnegozaferą,nieznajdąual-Husseinawiary.Zachodziprzytymniebezpieczeństwo,żeal-Hussein
odkryjeto,czegochybanapewnoniewie,mianowicieżeOmarjesttymchłopcem,któremuzawdzięcza
posiadanieHalimy.
Niezetknęlisięwtedy,kiedyOmarpadłofiarąfatalnejpomyłki.Niebyłpewien,czyHalimawogóle
wie,jakonsięnazywa,prawdopodobniezapomniał,zjakiegopowoduHalimaoddałamusię,mimoiż
początkowogoodsiebieodsuwała.Al-Husseinnietroszczyłsięoprzeszłość,nieleżałowjegonaturze
zastanawianiesięnadsprawami,któretoczyłysięzgodniezjegowolą.Podtymwzględembył
całkowitymprzeciwieństwemOmara.
Tenbowiem,gdyminęłypierwszeuniesienia,zacząłwątpić,czymiłośćHalimyterazjestrówniesilna
jakwmłodzieńczychlatach,czymożeniespodziewanespotkanierozdmuchałoprzygasłypłomień,który
niebawemznówzgaśnie.Tamyślprześladowałagoztakąmocą,żekiedyspotkalisięnazajutrz,Omar
przyłapałsięnatym,żesłowairuchyHalimyprzyjmujezpewnąrezerwą.
Halima,któramiałasubtelnewyczucietegorodzajuwahań,dostrzegłaniepokójOmaraiprzytrzecim
spotkaniuzapytałagooprzyczynę.
Czyjegowątpliwościniemiałypodstaw?Omarniestarałsięusprawiedliwiaćswychwahań.Życie
nauczyłogo,żeuczuciasąjakchwiejnedrzewa,aodichpierwszegospotkaniaminąłkawałczasu.Cogo
jednaknajbardziejniepokoiło,tomyślowspólnejprzyszłości.Halimaprowadziłażyciewytwornej
damy,miaładodyspozycjilicznąsłużbę,korzystałazdobrobytu.Myśl,żewrazieucieczkimusiałaby
wieśćnędznyżywotbezprzyszłości,doprowadzałaOmaradoszaleństwa.Wielokrotniepowtarzałsobie,
żeucieknie,żenazajutrzniepójdzienaspotkanie,alepotem,kiedymusiałsięzdecydować,zapominało
wszelkichpostanowieniachizniepokojemczekałnaHalimę.
Halimaostrzegłago,byniewracałdoswegomieszkanianaprzedmieściu;sądziła,żedomjest
obserwowany.Handlarzdywanów,dobrotliwystaruszek,zaproponowałmukryjówkęwpomieszczeniu
magazynowymnapodwórzu.Omarodwdzięczyłmusię,pomagającwciągudniaprzypraniudywanów;
byłatociężkapraca,wykonywanawpocieczołatwardąszczotkąicuchnącymmydłem,odktóregoręce
czerniałyipuchły.
LedwieobojepokonaliwszelkiewahaniaipostanowiliuciecdoEuropy,Omaraogarnąłnowy
smutek.Halimaopowiedziałamuopowrocieal-Husseina,którynicnieosiągnąłiterazpoirytowany
traktowałjązcałąbezwzględnością.Omarlawirowałpomiędzyniecierpliwościąazaślepiającą
wściekłościąnaal-Husseina.Namyśl,żcHalimapowspólniespędzonychgodzinachmiłościmusiulegać
al-Husseinowi,Omarzrywałsięichodziłzzaciśniętymipięściamipopokojujakwięzień.Zabijęgo,
powtarzał,prędzejczypóźniejzabijęgo!
Wściekłośćal-Husseinadoszładozenitu,kiedyjedenzjegolokaiprzekazałmuinformację,żeNagib
ek-Kassaruciekłzwięzienia.Al-Husseinszalał,cisnąłkrzesłemwsłużącego,któryprzyniósłmutę
wiadomość,wyjąłrewolwerizacząłstrzelaćwsufit.NieporazpierwszyHalimęogarnąłstrachprzed
al-Husseinem.Strachówjeszczebardziejpobudzałjądotego,byopuścićmęża.Bomożenadejśćdzień,
kiedyjegogniewskierujesięprzeciwkoniej,adzień,wktórymsiędowieojejspotkaniachzOmarem,
będziedlaniejoznaczałwyrokśmierci.
Kochalisiękażdegodnia,ciałaichbowiembyłyspragnionemiłości,aletamiłośćpośróddywanów
stawałasięcorazbardziejaktemrozpaczy,ponieważniepotrafiliopanowaćstrachu.Halimanie
wiedziała,ktopomógłek-Kassarowiwucieczce,czybyłtoktośzesłużbyal-Husseina,czyteżjemu
samemuudałosięuwolnić.
Nagibek-Kassarbyłczłowiekiemdoświadczonym,wielelatżyłwEuropieigdybytrzebabyło
znaleźćschronieniewjakimśobcymkraju,napewnobyimpomógł;alegdziegoszukać?Omar
przypomniałsobiekalekiegoczyścibutasprzedhotelu„MenaHouse”.Byłtojedynyczłowiek,którymógł
impomóc.NagibwiedziałojegoprzyjaźnizOmarem,wiedział,żemożnamuufać,igdybyszukał
Omara,napewnozwróciłbysiędostarego.
HalimadałaOmarowiwiększąsumępieniędzy,którąpoczątkowozoburzeniemodrzucił,potem
jednakprzyjąłzwdzięcznością;terazbyłnawetztegozadowolony,mógłsobiebowiempozwolićna
odbyciedługiejdrogidopiramidautobusem.Hassantkwiłnaswymstarymmiejscu,sprawiałwrażenie,
jakbyczasdlaniegosięzatrzymał;odkądOmargoznał,nicsięniezmieniał.
HassanodrazuwyczytałzminyOmara,żejestwpotrzebie,iwmilczeniuwskazałnaławkęwparku
otoczonąoleandramiiniewidocznązhotelowegowejścia.
—Jużpytanoociebie—rzekłmikasah,kiedyzapomocąsilnychramionwspiąłsięnaławkę.
—Nagibek-Kassar?
Kalekaskinąłgłową.
—Gdzieonjest?
—Niewiem—odparłHassan.—Byłbardzozawiedzionyinawszelkiepytaniadawałskąpe,nicnie
znacząceodpowiedzi.Niewiedziałem,coonimmyśleć.Wreszciepowiedział,żejeszczeprzyjdzie.
Dziwnygość!
Omarzacząłopowiadać,cosięwydarzyłoodczasuichostatniegospotkania,opowiedziało
tajemniczymzleceniuAlegoibnal-Husseina,oswoimdaremnymtropieniuobubrytyjskichagentów,o
niespodziewanymodnalezieniuHalimy,atakżeospotkaniachmiłosnychzniąiplanachucieczki;nietaił
też,żesąbezradni.Zrobiłomusięlżejpotejrozmowie.
Hassanpoczątkowospoglądałprzedsiebie,potemzacząłkręcićgłową,jakbyjeszczeniewyrobił
sobieostatecznegozdania.Wreszcienabrałgłębokopowietrza,wyprostowałsię,przybierającniemal
groźnąpostawę,irzekł,niepatrzącnaOmara:
—Niewolnocitegorobić,niewolno.
—Atodlaczego?—ofuknąłOmarkalekę.
—Onajestjegożoną.Niewolnocimujejzabierać.
—Aletozbrodniarz.Onjądręczył,bojęsię,żejązabije,jeślisiędowieonaszychspotkaniach.
—MimotoHalimajestwobecAllahaprawowitążonąAlegoibnal-Husseinainiktztejanitamtej
stronyNiluniemaprawamujejodbierać.
—Aleprzecieżcipowiedziałem,jakdoszłodotegomałżeństwa!
—ŚwięteprawoKoranuniepytaookoliczności,wjakichzawartomałżeństwo,pytatylko,czyto
małżeństwozostałozawarte,czynie.Halinasięzgodziła,czytak?
—Tak,ale...
—Awięcjestjegoprawowitążonąinikt,takżeity,niemaprawamutejżonyodbierać.
Nieustępliwy,twardyton,jakimmikasahprzemawiał,wprawiłOmarawkonsternację.Nigdynie
sądził,żebędziesięsprzeciwiałsłowomstarca.DotądHassanbyłdlaniegoautorytetem,zwłaszcza
moralnym,aleterazwszystkosięzmieniło.Omaraniprzezchwilęniewątpiłwsłusznośćswego
postępowania.MapozostawićHalimętemułotrowi?Nigdy!
OmarpodałHassanowiswójadres.GdybyNagibprzyszedł,niechgotamskieruje.Staryprzyrzekłmu
tozpoważnąminąiOmarwyruszyłwpowrotnądrogę.Wautobusiezająłmiejscewostatnimrzędzie.
Przezdrogęzastanawiałsię.Przygnębiałogoto,żezlekceważyłradęstaregomikasaha,alejeszcze
bardziejdręczyłagomyśl,żemiałbysięrozstaćzHalimą.Owszem,Hassanjestmądrymstarcem,jego
radydotądbyłyzawszesłuszne,aletosłabapociecha.OmarchciałbyćzHalimą,aonaznim,choćby
wszystkieprawaświatabyłytemuprzeciwne.
PodczasswychwspólnychrozważańOmariHalimazaplanowalinapoczątekucieczkędoAnglii.
Omarznałjęzyktegokraju,odprofesoraShelleyadowiedziałsięwieleojegokulturzeihistorii.
Pieniądzenapodróżniestanowiłyproblemu.JeśliHalimazastawiswojąbiżuterię—abyłagotowato
uczynić—będądysponowaliwystarczającąsumępieniędzy,abyprzeżyćrok.GdyOmarzapytału
„Cooka”napromenadzieostatekzAleksandriidoSouthampton,dowiedziałsiękuswemuzaskoczeniu,
żebiletynatakąpodróżsprzedajesięłączniezwizą.Kiedywięcuprzejmamisswokienkuzaczęłago
pytaćonazwisko,imię,adres,Omarzerwałsięipospiesznieopuściłbiuropodróży.
Byłprzekonany,żejegonazwiskowciążjeszczeznajdujesięnaliściegończymAnglików,choćod
historiiprzybudowiekoleiminęłyjużczterylata.Alejakmiałtosprawdzić,nienarażającna
niebezpieczeństwoHalimyisiebie?
Niebyłodnia,bywKairzenieodbywałysiędemonstracjeprzeciwkocudzoziemcom.Zamachyna
urzędnikówbrytyjskich,strajkinapoczcieinakoleizaostrzałysytuację.Wproteścieprzeciwko
okupantomwzburzonetłumywysadzaływpowietrzemasztytelegraficzne,torykolejoweikanały
nawadniające.Zaghlulbyłnawygnaniu,krajoddłuższegoczasuniemiałrządu,nacytadeliwKairze
powiewałabrytyjskaflaga,akomisarzbrytyjskilordAllenbyrozpaczliwieusiłowałskłonićpremiera
JegoKrólewskiejMościLloydaGeorge’adozmianystosunków.
Należywspomniećotychokolicznościach,bowłaśnieonemiałynajwiększywpływnadalszybieg
wydarzeń.
Jednegozpierwszychgorącychwiosennychdniwsklepiezdywanamizjawiłsięniespodziewanie
Nagib.Omarjużstraciłnadzieję,żekiedykolwiekgospotka.
Nagibopowiedział,żedowiedziałsięodHassanaomiejscupobytuOmara,alestaryw
przeciwieństwiedopierwszegorazurobiłwrażenieraczejniechętnego,takżeNagibzacząłpodejrzewać,
iżstarychcenaniegozastawićpułapkę.Ztegopowoduprzeztrzydniobserwowałsklep,aleprócz
kobietywzasłonie,któraprzychodziłacodziennieotejsamejporze,niezauważyłniczegopodejrzanego.
Długotrwało,nimOmarprzekonałNagiba,żetakobietatożonaal-Husseina,alejednocześnie
ukochanaistota,którejOmarzawdzięczałżycie,iżeNagibniemasiętuczegoobawiać.Nieufność
Nagibaminęładopierowówczas,kiedyOmaropowiedziałmuoplanieucieczkiiodaremnejpróbie
podróżydoAnglii.
Dobrzesięskładało;Nagibbowiemrównieżnosiłsięzmyśląopuszczeniakrajui—jakzapewniał—
dawnobyopuściłKair,gdybymiałpieniądzenaprzejazd.HalimiespodobałsięNagib,przedewszystkim
imponowałojejjegodoświadczenieżycioweitrzeźwemyślenie.Wtrójkę,rzekła,ichplanucieczkijest
bardziejrealny,izaproponowała,żezapłacizaprzejazdNagiba.Nagibpowiedział,żezakilkadni
zostaniezniesionybrytyjskiprotektoratisułtanFuadbędzieobwołanykrólemEgiptu.Związanaztymjest
powszechnaamnestia,takżeodtejstronynicimniebędziegroziło.
Halimanalegałanapośpiech.Jejsytuacjastawałasięzdnianadzieńcorazbardziejniebezpieczna,bo
al-HusseinwyznaczyłtymczasemnagrodęwwysokościtrzystufuntówzagłowyOmaraiNagiba.Halima
zdawałasobiesprawę,żejeślijedenznichzostaniewykryty,onatakżebędziezgubiona.Nagibznalazł
schronienieuswojejciotki.TambyłbezpiecznyiunikałpokazywaniasięnaulicyrazemzOmarem,bo
nawetwtłokuwielkiegobazaruczłowiekmógłsięnatknąćnadenuncjatorów.
Nadzieńprzedproklamacją,któramiałaprzynieśćkrajowiniezależność(przyczymchodziłotuo
pozornąniezależność,ponieważrządJegoKrólewskiejMościnadalzastrzegałsobiepolitycznynadzór
nadkrajem),niezbadanawolaAllahasprawiła,żeOmarstraciłniezachwianąpewnośćsiebieizacząłsię
zastanawiać,czystarymikasahniemiałracjiostrzegającgo.
OmariNagibumówilisiępodwielkimzegaremnaShariaabdelKhalig,gdziemiałaswebiura
większośćtowarzystwokrętowych.Omarzzainteresowaniemobserwowałnadjeżdżającybiały
samochód,którywyróżniałsiętym,żekierowcasiedziałnamiejscubezdachu,podczasgdypasażer,
wytwornieubranyAnglikzbłyszczącymmonoklemwoku,siedziałwczęściosłoniętejprzedkurzemi
słońcem.Przedwejściemdo„UnitedMediterranean”,niedalekoOmara,wózsięzatrzymał.Wtejchwili
nadszedłNagib.
Omarpomachałmuręką,alezanimobajzdążylisięprzywitać,trzejmężczyźnirzucilisięzróżnych
stron,odepchnęliichnabokiprawiejednocześniezaczęlistrzelaćdoAnglika,którywłaśniewysiadał.
OmariNagibstalijakprzymurowani,nieruszylisięzmiejsca,kiedygangsterzywystrzelaliwszystkie
naboje,cisnęlirewolwerynabrukiuciekliwbocznąuliczkęprowadzącądoopery.
Anglikleżałobróconytwarządoziemi,spodjegobrzuchawypływałakrew.Palcelewejrękidrgały
jakrażoneprądem;potemrękaopadłabezwładnie.Zewszystkichstronnadbiegliludziezkrzykiemi
dopieroterazOmarzdałsobiesprawę,żetoonistojąnajbliżejofiary.ChwyciłNagibazarękaw,zaczęli
sięprzeciskaćprzeztłumgapiów.
Spostrzegłtokierowca,Egipcjanin,któryukryłsięzaautem,izawołał,wskazującnaobumężczyzn:
—Trzymajcieich!Tomordercy!
Kilkuśmiałków,którzyzagrodziliimdrogę,OmariNagibpowalilinaziemięipędzilidalej,by
ratowaćswojeżycie.Wiedzieli,żesąniewinni,żetylkoprzypadeksprawił,iżbyliświadkamizamachu,
alewiedzielitakże,żejakoświadkowiemusielibyzrezygnowaćzeswejanonimowości,ato
pociągnęłobyzasobąfatalneskutki.PonieważOmarznałtędzielnicęijejwąskiezaułki,pędziłwstronę
dworca.Nagibbiegłzanim.Kiedyjużpoczulisiębezpieczni,zwolnilitempoizanurzylisięwtłumiena
placuprzeddworcem.Tamrozstalisięiposzlikażdyinnądrogądosklepuzdywanami.
Halimazaniemówiła,kiedyusłyszała,cosięstało.Opadłanadywan,ukryłatwarzwdłoniachi
rozpłakałasięjakmaładziewczynka.Wydawałosię,żewszystkowyglądabeznadziejnie.Omarmilczał.
Słowastaregomikasahaniewychodziłymuzgłowy.Nagibstalmiędzyoknami,opartyościanę,ipatrzył
wsufit.
—Noico?—zapytałOmarwyzywającymtonem,graniczącymzcynizmem.Znałwyraztwarzy
Nagiba,kiedytenrozmyślał;ostateczniedośćdługosiedzieliwspólniewciasnympomieszczeniu.
—ZnamjednegopracownikaportowegowAleksandrii—zacząłNagibzwahaniem,aHalima
spojrzałanańzniechęcią.—Możetoprzesada,żeznam,alewiem,żejestprzekupny.Pieniądzedziałają
naniegojakopium.Zakilkabanknotówzrobiwszystko.Jużwielokrotnieryzykowałutratępracy,kiedyw
wolnocłowymporciezostawiałotwartebramymagazynów.LudzieTadamanaprzemycalicałymi
ciężarówkamiamerykańskieibrytyjskiepapierosy.Pozaładunkuczłowiekówzamykałmagazynyi
policjałamałasobiegłowę,wjakisposóbtowarmógłzniknąć.
—Myniepotrzebujemyamerykańskichpapierosów—rzekłOmarniechętnie.
—Nie—odparłNagib—niepotrzebujemypapierosów,alemoglibyśmywinnysposóbskorzystaćz
jegopomocy.
—Notomów!—nalegałaHalima.
—Myślę,żeGeorgios—botaksięnazywaówczłowiek,Grek,jakwieluwAleksandrii—mógłby
nasprzeszmuglowaćprzezodprawęcelnąipaszportowąiulokowaćnastatkupłynącymdoEuropy.
—Jakopasażerównagapę?—Halimieniespodobałasiętapropozycja.
—Dlaczegopasażerównagapę!Georgiosznazałogistatków,aciludziesąniemniejprzekupniniż
pracownicyportowi.
—Czysądzisz,żeprzyjegopomocymoglibyśmyominąćurzędy?
—Jestemtegopewien.
Halimasięskrzywiła.
—Pieniądzeniegrająroliwtymprzedsięwzięciu.Mogęzastawićswojąbiżuterię,prócztegomam
dostępdokilkusetfuntówgotówką,któreAl-Husseinprzechowujewdomu.
—Oncięzabije,jeślizauważybrakpieniędzy—rzekłOmar,aległosjegoniezdradzałzbytniego
niepokoju,bowiedział,żetoichjedynaszansa.
Halimaujęłajegodłoń.
—Niewątpięwtoaniprzezchwilę—odparłazuśmiechemgoryczy—alemusięnieuda.Ufamci.
Nagibukląkłprzedobojgiemimówiłpocichu:
—Totrzebaszybkozałatwić.Kiedyal-HusseinspostrzeżeucieczkęHalimy,musimyjużbyćnastatku
alboprzynajmniejwporciewAleksandrii.Rozumiecie?
OmariHalimaskinęligłowami.
—Najlepiejbędzie,jeślisięrozstaniemy.ToznaczyniechkażdeznasstarasiędostaćdoAleksandrii
nawłasnąrękę.Tytakże,Halimo.Wtrójkęczyteżwdwójkętozbytryzykowne.
—Zgoda—rzekłOmar,botenargumentprzemówiłdoniego.—Tylkokiedy?
—Jutro—odparłNagibkrótko.—Niemamyczasudostracenia.PierwszypociągdoAleksandrii
odchodziokołoszóstej.
—Toniemożliwe—rzekłaHalima.—Al-Husseinnieopuszczadomuprzeddziewiątą.Niemogę
wyjśćprzednim,byniewzbudzićpodejrzeń.
Ustaliliwięc,żeHalimapojedzienajbliższympociągiem,którymbędziemogła.Napunktspotkania
wyznaczyliwieżęnamoloportowymopełnejgodzinie.Panujetamzawszewielkiruch,niemaobawy,że
zostanąwykryci.
ZfałdszatyHalimawyjęłazwitekbanknotów,podzieliłajeidałapopołowieOmarowiiNagibowi.
Obajwmilczeniuschowalipieniądze.PotemHalimaobjęłamocnoOmara.
—NiechnamAllahdopomoże—rzekła,zanimzeszłazwąskichschodów.—ZpomocąAllahana
pewnonamsięuda.
Kiedyznikła,Omarstałjaksparaliżowany.Jakiśgłoswołałwnim:Zawróćją!Niewolnocijej
puszczać!Innygłoszaśnawoływałdozachowaniaspokoju,dorozsądku.Botylkowtensposóbmogli
wszyscytrojezmierzyćsięzlosem.
—Tydrżysz!—NagibpodszedłdoOmaraiująłgozarękę.Tensięodwrócił.
—Niewstydźsię—mruknąłNagib—tożadenwstyd,kiedysiędrżyokobietę.Bardzojąkochasz?
Omarnieodpowiedział,aleNagibnieczekałnaodpowiedź.
Tejnocy,ostatniej—takprzynajmniejsądził—jakąspędzałwKairze,Omarniemógłzasnąć.Za
bardzodręczyłagomyśl,żemusinazawszeopuścićswójkraj.Niepoczujejużnaskórzegorącego
chamsinu,którypędziprzedsobąpiasekipył,niepoczujejużzapachubrzegówNilu,nieprzeżyjewięcej
nocy,kiedyGwiazdaPołudnialśninaniebiejakklejnot.Ogarnąłgolęk,żebędziesięmusiał
porozumiewaćwobcymjęzyku,żyćwobcymkrajuiubieraćpoeuropejsku.OnkochaEgipt,kochaten
kraj,choćbyłobycałkiemzrozumiałe,gdybygonienawidził.Bowtymkrajusątylkodwarodzajeludzi:
ci,którzyżyjąwcieniu,ici,którzyżyjąwświetle.Omarżyłzawszewcieniu.Człowiekprzyzwyczaja
siędociemnościprędzejniżdoświatła.
Jednakmyśl,żerozpoczniezHalimąnoweżycie,dodawałamuodwagi,uśmiechnąłsię,alebyłto
raczejuśmiechniepewnościjutraniżradości.ZranaOmarwziąłbanknotpięciofuntowyiwrazzkartką
zawierającąkrótkiepodziękowaniezostawiłwłaścicielowisklepuzdywanami.Następnieudałsiędo
jednegozwielukramówzużywanąodzieżą.Umówilisię,żepodczasucieczkibędąnosilieuropejską
odzież,byuniknąćpodejrzeń.Omarkupiłsobiejasnepłócienneubranie;byłotanieinieprzyciągało
uwagi.Torbazpłótnażaglowego,wktórejodczasówsłużbyuAnglikówprzybudowiekolei
przechowywałswojerzeczy,takżeukrywałajegoprawdziwepochodzenie.
TakwięcpomęczącejpodróżykolejądotarłOmardoAleksandrii.Dworzecsprawiałwrażenie
orientalne,natomiastmiastomiałocharaktereuropejski.RównieożywionejakKair,wydałosięOmarowi
bardziejnowoczesne,mniejzagmatwaneniżstolica.
Nagibbyłjużnamiejscuiwyglądałnazdenerwowanego,boGeorgiosdopieropodługichnamowach
izadwukrotniewiększąsumępieniędzy,niżbyłoplanowane,zgodziłsięimpomóc.Najbliższystatekdo
Angliiodpływadopierozapięćdniiniejestpewne,czyGeorgiosbędziemógłcośdlanichzrobić.Jutro
opuszczaAleksandrięstatekpłynącydoNeapolu,alezałogajestpodstałąobserwacjąodczasu,kiedy
pewienposzukiwanynacjonalistauciekłstatkiemdoWłochiterazpublikujewprasiezłośliwe
oświadczenia.Jeszczedziśwnocynatomiastodpływastatek„Königsberg”,należącydobałtyckiego
towarzystwaokrętowego;jegokapitanzróżnychpowodówmazobowiązaniawobecGeorgiosa;nastatku
tymjestwolnakabina,kapitanmożenawetwystawićodpowiedniepapiery,takżewHamburgubędą
moglibeztruduzejśćnaląd.
Niemcy?Omarzrobiłzrozpaczonąminę,bospodziewałsię,żedotrzedoAnglii,gdzieprzynajmniej
będziemógłsięporozumieć.AleNiemcy?
Nagib,którywielelatspędziłwBerlinie,patrzyłnasprawęinaczej.Jegowspomnienianiebyły
wprawdzienajmilsze,zarabiałnażyciedoraźnąpracą,napółlegalną,aletamniemusiałsięobawiać,że
ktośgorozpozna.Iwobecwyboru,czydziśjeszczeujśćprześladowcom,czyteżczekaćwstrachuna
lepsząokazję,Omarsięzgodził.
AlecozHalimą?Omarpatrzyłnamolo,szukającwtłumiedziewczyny;aleniebyłojejidosmutkuna
widokkipiącegowokółżyciadołączyłsięstrach,żemożektośzesłużbyodkryłucieczkęHalimyi
zdradziłjąiżeal-Husseinjestnajejtropie.
Nagib,którywidziałniepokójOmara,rzekłuspokajająco:
—Niebójsię,onaprzyjdzie!—ipociągnąłprzyjacielazaniskimurek,gdziemajączaplecami
zachodzącesłońce,spoglądaliponadcumującymstatkiemdalekowmorze.
—Losjestsprawiedliwy—zacząłNagibisplunąłdowody—jeśliHalimaprzyjdzie,będzieto
oznaczało,żewoląNajwyższegojest,abyściesiępołączyli;jeślinieprzyjdzie,tomusiszsiępogodzićz
Jegowolą.
Omarskinąłgłowąwmilczeniu,chociażmyśltadręczyłagojaktortury.Egipcjaninniezna
współczuciadlasiebie.Wie,żewszystko,cosięznimdzieje,jestzgodnezwoląAllaha.
—Poczekamydopełnejgodziny—rzekłOmarispojrzałnaNagibazobawą,żetensięniezgodzi.
Jeślinieprzyjdzie,pojedziemysami.
—Wporządku—zgodziłsięNagib—aletylkodopełnejgodziny.Inaczejstatekodpłyniebeznas.
PrzedOmaremotwarłasięmrocznapustka,życiewydałomusiępozbawionesensujaknigdydotąd.
Pragnienie,byuciecizacząćzHalimąnowe,szczęśliweżycie,odfrunęło.Widziałprzedsobą
perspektywęsamotności,życiabezcelu.Pocóżwięcuciekać?
Lękwydłużałczaswnieskończoność.Omarniewiedział,jakdługowpatrywałsięwwodę.Czułtylko
naramieniudłońNagiba,któryjakbychciałuwolnićgoodczarnychmyśli.Omarpodniósłwzrok,Nagib
dałmuznakgłową.Wodległościkilkukrokówszławytwornieubranakobieta.Miałanasobieobcisły
kostiumpodróżnyieleganckimodnykapelusik,awrękuwalizkę.Halima?Czytosen,czyjawa?Nie,to
niewątpliwieHalima.
Wahającsię,jakbywobawie,żesięomylił,Omarzbliżyłsiędoniej.Trwałochwilę,zanimHalima
gopoznała.
—Halima!
—Omar!
Nagibnalegałnapośpiechiprzestrzegał,abyzachowywalisięnormalnie.
Wparterowymdomuowieludrzwiach,naktórychwidniałycyfryisłowa,czekałGeorgios.Był
wyraźniezdenerwowany,bynajmniejniezpowoduswegozadania,leczzewzględunanieprzyzwoicie
wysokąsumę,jakiejbezczelniezażądałzaprzysługę.Byłegipskimurzędnikiemikażdywiedział,żenie
możeutrzymaćsięzeswejpensji.Bycieurzędnikiemwtamtychczasachusprawiedliwiałokorupcję,a
Georgios,którymiałnautrzymaniużonęiczwórkędzieci,niemógłbyegzystować,gdybyniemiał
regularniedodatkowychdochodów.Częstoprzemycałnielegalnienaobcesiatkiludzi,którzypopadliw
konfliktzprawemlubtakich,którzypoprostuchcielizniknąć,niepozostawiającposobieśladu.
ZazwyczajGeorgiosżądałdwudziestufuntówzausługę,corównałosięjegomiesięcznejpensji,ale
zawszedokładnieprzyglądałsięludziom,którymmiałpomóc,starającsięwywnioskowaćzich
zachowania,ilemogązapłacić.Odtejtrójkizażądałprawiepodwójnejsumy,mianowiciestufuntów;
jeślitacenajestdlanichzbytwysoka,niechsięzwrócądokogośinnego.
Nagibomalniestraciłpanowanianadsobą,wyglądałtak,jakbychciałsięrzucićnaGeorgiosai
zawlecgodonajbliższejkomendypolicji.Alecobytodało?Georgiosoczywiściewszystkiemuby
zaprzeczył,aconajgorsze,onisamibysięzdradzili.AzatemHalimadałaGeorgiosowistofuntów,by
załatwiłwszystkozkapitanem,łączniezfałszywymidokumentami,takabypozapadnięciuzmrokumogli
legalniewejśćnastatek.
MS„Königsberg”byłpołączeniemfrachtowcaistatkupasażerskiegoirazwmiesiącuodbywałrejs
międzyHamburgiemaAleksandrią.CoprawdamożnabydojechaćdoNiemiecwygodniej,drogąmorską
doNeapolu,dalejzaśkoleją,coskróciłobyczaspodróżyodwietrzecie.
Trojguspóźnionympasażeromprzydzielonokabinęnadolnympokładzie,gdzieprzeważnie
umieszczanosłużbę.Wysokourodzenipaństwozajmowaligórnypokład.Nagib,jedyny,któryjużpływał,
rzekł,żekabinybezokieneksącoprawdanędzne,alezatonieprzyciągająuwagipozostałych
pasażerów.
Kiedystatekodpływał,nagodzinęprzedpółnocą,Omar,HalimaiNagibstaliwrazzinnymi
pasażeraminapokładzie.ŚwiatłaAleksandriistawałysięcorazmniejsze,OmarobjąłHalimę,która
drżąc,cichopopłakiwała.Niezauważyła,żeOmarrównieżdrży.
Chociażżadneznichniewypowiedziałoanisłowa,obojeczulitosamo.Szczęście,żewspólnie
uciekają,iobawęprzedprzyszłością.Inszallah.
BERLINPOMIĘDZYGENDARMENMARKTAURANIĄ
Owy,którzywierzycie!
Niebierzciesobiezaprzyjaciół
żydówichrześcijan;
onisąprzyjaciółmijednidladrugich.
Aktozwasbierzesobieichzaprzyjaciół,tosamjestpośródnich.
Zaprawdę,Bógnieprowadzidrogąprostąluduniesprawiedliwych!
Koran,suraV
*
Nagib,OmariHalimamielinadzieję,żedecyzjaucieczkidoEuropyuwolniichodprzekleństwa
przeszłości,mielinadzieję,żebędąmogliprowadzićnowe,niczymniezakłóconeżycie,wolneod
strachuprzedprześladowcami.DlategoopuściliEgiptiruszylikuniepewnejprzyszłości.Leczczłowiek
możeuciecodteraźniejszości,alenieucieknieprzedprzeszłością.
KiedypodwóchtygodniachpodróżyopuścilistatekwHamburgu,niepewni,dokądsięudaćwobcym
kraju,podszedłdonicheleganckoubranynaszaromężczyzna.Miałnagłowieczapkękierowcyze
złoconymsznurem,nosiłrękawiczki,jegoramionaporuszałysięsztywnojakwahadłozegara.Nagle
zagrodziłimdrogęizapytałzuprzejmąpowściągliwością:
—CzypaństwoprzybywajązEgiptu?
Nagib,któryjedynyznałniemiecki,potwierdziłizapytał,czemugotointeresuje.
Mężczyznawszarymubraniupominąłtopytanieniechętnymuniesieniembrwiiciągnąłdalej:
—WobectegomamprzyjemnośćzpanamiOmaremMoussąiNagibemek-Kassarem?
GdyOmarusłyszałswojenazwiskozustobcego,ogarnąłgopanicznystrach;ująłHalimęzaramięi
chciałwrazzniąuciec,zanurzyćsięwtłumie.Nagib,ciekawy,skądtenczłowiekznaichnazwiska,
przytrzymałOmarazarękawisyknął:
—Spokojnie,poczekajmy.—Izwracającsiędoobcego,zapytał:—Toniewątpliwieegipskie
imiona.Czegopanchceodtychludzi?Czyżbybyliposzukiwaniprzezpolicję?
Pytanietowywołałouśmiechnatwarzywytwornegomężczyzny.PrzejrzałtaktykęNagibaiusiłowałw
innysposóbzyskaćzaufanieprzybyszów.
—Pozwoląpaństwo,żesięprzedstawię—rzekł,skłaniającgłowę,przyczymresztajegociała
pozostałasztywna.—NazywamsięHansKalafke,alemówiądomniepoprostuJean.Jestem
sekretarzem,kierowcąisłużącymGustava-GeorgabaronavonNostitza-Wallnitza,jeślitonazwiskocoś
panommówi.
Czycośmówi!Nagibprzełknąłślinę.Nostitz-WallnitzbytjednymznajbogatszychludziwNiemczech,
zarządzałprzeszłodwomatuzinamizakładówprzemysłuciężkiego,miałwłasnybank,nazywanogoszarą
eminencjąniemieckiejpartiiCentrum:stalowybaron.Jasalaam!Czegotenstalowybaronchceodnich?
Omar,którydostrzegłzaskoczenie,anawetkonsternacjęNagiba,spojrzałnaniegopytająco.
—Panbaronpragniezpanamipomówić—rzekłKalafke,byzapobiecdalszympytaniom.—Mam
zawieźćpanówdoBerlina,jeślipanowiepozwolą.—Bezdalszychsłówwziąłbagażecałejtrójkii
ruszyłdoautamarki„Stoewer”,parkującegoprzynabrzeżu.
NagibstarałsięwyjaśnićOmarowiiHalimiepowstałąsytuację.HalimauczepiłasięOmaraizaczęła
przekonywaćNagiba,żetowszystkojestzasadzką,napewnochcąicharesztowaćinajbliższymstatkiem
odesłaćdoEgiptu.NiechBógmiłościwyzlitujesięnadnimi!
Gdydoszlidoauta,Nagibrzekł,iżmusinajpierwnaradzićsięzprzyjaciółmi.Służący,przywykłydo
posłuszeństwa,usiadłzakierownicąciemnejlimuzynyinapozórobojętniepatrzyłprzedsiebie.
—Odkiedytopolicjaposyłalimuzynyzkierowcą?—zapytałNagib,spoglądającnaHansaKalafke.
Omarwzruszyłramionami;musiałprzyznaćNagibowirację.Niewyglądałotonapodstęppolicji.
—Aleskądonznanaszenazwiska?Skądwieonaszymprzybyciu?
—Przedewszystkimczegotenczłowiekodnaschce?—wtrąciłaHalimaiobejrzałasię,czyniema
wpobliżujakiegośpolicjanta.
PonieważdyskusjatrwałazadługoiKalafkedostrzegłniepewnośćEgipcjan,wysiadłzwozu,
podszedłdoNagibairzekł:
—Rozumiemwasząnieufność,alezapewniampanów,żebaronmawobecwasjaknajlepszezamiary.
—Czywiepan,ocochodzi?
—Proszępana!—Tenzwrotprzyszedłkierowcyzwidocznymtrudem,aleciągnąłdalej:—Nie
wolnomiwtrącaćsiędosprawpanabaronaigdybymnawetwiedziałcokolwiekojegoplanach,
czułbymsięzobowiązanydomilczenia.Alezapewniampanów,panbarontoczłowiekhonoru.
NagibprzetłumaczyłtesłowaOmarowiiHalimie.
—Cotoznaczyczłowiekhonoru?—dopytywałasięHalima.
—Człowiekhonoru?Naszjęzyknieznatakiegopojęcia.Oznaczaonotyle,coczłowiekuczciwy,
któremumożnazaufać.
—Itywierzysztemuwoźnicy?
Nagibwzruszvłramionami.Podszedłwreszciedoszofera,któryznówusiadłzakierownicą.
—Ajeśliodmówimyiniepojedziemyzpanem?—zapytał.
Nicmogępanówzmusić.Moimzadaniemjesttylkoprzekazaniepanomwolibarona.Coprawdapan
baronnieprzywykłdotego,bymuodmawiano.Niewiem,jaknatozareaguje.
—Chcepanpowiedzieć,żemożemyodejśćinicsięnamniestanie?
—Niemogępanomtegozabronić.
Potychsłowachsłużącegocałatrójkapostanowiłazaryzykowaćtęprzygodęiwsiadładoauta.
PomiędzyGendarmenmarktaUraniąnaFriedrichstrasseznajdowałasięmiejskarezydencjabarona
vonNostitza-Wallnitza.MiałonjeszczewillęwGrunewaldzie,gdzieprzeważnieuprawiałswojehobby,
hodowlęgołębipocztowych,aleodkilkulat,odczasuśmierciżony,paniEdigny,zwanej„Edi”,baron
rzadkobywałwwilli,wolałrozgwarmiasta.
Berlinbyłjakbeczkaprochu.Prawicowiekstremiścizamordowaliministrasprawzagranicznych
WalteraRathenaua.Zamachypolitycznebyłynaporządkudziennym.Askutkiemreparacji,które
zwycięskiemocarstwanałożyłynaNiemcy,byłaszalejącainflacja.Stanśrednizubożał,alenieliczni
pomnożyliswojemajątkiniebotycznie.DotychnielicznychnależałbaronvonNostitz-Wallnitz.
PałacprzyFriedrichstrassebyłimponującąbudowlązczasówgrynderskich,owysokich,lśniących
oknachzżaluzjami,otoczonążelaznymogrodzeniem,apotężnejbramywjazdowejstrzegliprzezdzieńi
nocuzbrojenistrażnicy;dowcipniberlińczycynazywalitęposiadłość„CafeReichswehr”.
Mimotegobezczelnegoafiszowaniasięzeswymbogactwemwtymmieścienędzarzyibezrobotnych,
stalowybaronbyłczłowiekiemlubianym,albowiemdojegolicznychdziwactwnależałatakżeregularnie
powtarzającasiępotrzebaczynieniadobrairozgłaszaniatego,araczejsprawiania,abyinnigłośnootym
mówili.Dośćczęstozdarzałosię,żekiedybaronjechałswoim„Stoewerem”powspaniałejUnterden
Lindenizobaczyłżebraka,wysiadał,pytałgoonazwiskoisytuacjęiwmiarępotrzebyalbodawałmu
mieszkanie,albopracę,albopokrywałjegodługi;zawszeteżwtakiejchwilibyłwpobliżujakiśfotograf
lubreporterz„Bild-Zeitung”albo„Morgenpost”,którytozdarzeniewewłaściwejformiezrelacjonował
wprasie.
Baronchętnieczyniłdobro,ponieważ—jaksięwyrażał—wartościsąprzemijające,uczucia
natomiastwieczne,izawszepodawałprzytymjakoprzykład„BerlinerIllustrierte”,któregonoworoczny
numerkosztowałdwiemarki,numersylwestrowyzaśosiemdziesiątmarek,mimoiżgazetaniebyłaani
grubsza,aniładniejsza.
Zbliżałsięwieczór,kiedyOmar,HalimaiNagibdotarlinaFriedrichstrasse.Wózzatrzymałsięprzed
portalemiportierwkamizelcewszarepasypodszedłdoprzybyszówioznajmił,żepanbaronich
oczekuje.
Otworzyłysiędrzwiprowadzącedoholudwupiętrowegodomu,wewnątrzzeschodamizbiałego
marmuru.Nakamiennejposadzcewbiało-czarnywzórszachownicyleżałyperskiedywany.Dwaopasłe
skórzanefoteleistolikzprzyboramidopalenia,azbokubiałyfortepianstanowiłytujedyne
umeblowanie.Zsufituzwisałkryształowyświecznik,któregoniepowstydziłbysięnawetpałacsułtanaw
Kairze;aksamitnezasłonynadawaływnętrzupoważny,niemalmuzealnynastrój.
Tymczasemcałątrójkę,któraprzybyławnastrojunieufnościiniepewności,ogarnęłaciekawość,
kiedysłużącypoprowadziłichnagórę,zatrzymałprzeddwuskrzydłowymidrzwiamiidałznak,by
zaczekali.Samznikłbezsłowa,wróciłpochwiliiotworzyłdrzwi.Omar,HalimaiNagibweszli.
Pomieszczenie,wktórymsięterazznaleźli,byłopogrążonewlekkimpółmroku.Nasięgającychsufitu
półkachwzdłużścianstałyksiążki,pomiędzydwomaoknamibiurkoolbrzymichrozmiarów,zanim
siedziałmężczyznaoczerwonejtwarzy,wlewejręcetrzymałcygaro,prawąpodpisywałpapiery,
mechanicznie,niepatrzącnanie:Gustav-GeorgbaronvonNostitz-Wallnitz.
Kiedybaronpodniósłwzrokznadpolerowanegobiurka,jegopełnatwarzrozjaśniłasięnachwilę,
jakbychciałasięuśmiechnąć;nieudałosiętojednak,zamiastuśmiechuwyszedłgrymas.Nostitzniebył
bowiemprzyzwyczajonydotego,abysięuśmiechać.Ztrudnościąprzychodziłmunawetmiływyraz
twarzy.Tłumaczyłtowtensposób:jestembogaty,awięcniemampowodudośmiechu.
VonNostitzwstał,terazwidaćbyło,żejestbardzotęgiibardzoniski,atakżepociągalewąnogą.Jego
krokiwydawałysięniezdarneichodzenienajwyraźniejsprawiałomutrudność.Powitałgościiwskazał
immiejsca.Następniezacząłbezogródek:
—Państwooczywiściesązdziwieni,żeoczekiwanoichwHamburgu,napewnowahalisiępaństwo
przyjąćmojezaproszenie,dobrzetorozumiem.Alepragnępaństwazapewnić,żezmojejstronyniemają
siępaństwoczegoobawiać,przeciwnie,zwracamsiędowaszprośbą,niemaljakopetent.
Petent?Nagib,którytłumaczyłsłowabarona,spojrzałbezradnienaOmara,tenzaśnaHalimę.
Skądpanwiedziałonaszymprzybyciu?—zapytałNagibuprzejmie.
—Zarazsiępandowie,iwówczaszrozumiepan,ocochodzi.—Baronzapaliłnowecygaroi
wypuszczającmałeobłoczkidymu,zacząłmówić,zwracającsiędoNagiba:—Napewnozastanawiał
siępan,kimbyliludzie,którzywyzwolilipanazpułapkiAlegoibnal...
—Al-Husseina?
—Tak.BoinaczejtkwiłbypanjeszczewtymblaszanymbarakunaprzedmieściuKairujakowięzień
tegogangstera.
Kiedybaronwymieniłnazwiskoal-Husseina,Halimazerwałasię,zerkającnadrzwi,potemspojrzała
naNagiba,jakbyczekającnajegosygnałdoucieczki.Aleondałjejznak,abyspokojnieusiadła.
—Skądpanotymwie?—zapytałNagibzdziwiony.
Baronwyciągnąłlewąsztywnąnogędalekoprzedsiebieirzekł,niepatrzącnaNagiba.
—Widzipan,naszświatstałsiębardzomały.Drogiikolejepołączyłykraje,samolotylatająnad
kontynentami.ZurzędutelegraficznegowKairzemożepandepeszowaćdocałejEuropy.Wystąpienie
LloydaGeorge’apodczaskonferencjiwGenuizostałoprzekazanedoLondynuwciągusiedemdziesięciu
minut.Dziśwszyscywszystkowiedzą,trudnojestcośukryć,jeślipanrozumie,comamnamyśli.
—Nie,niczegonierozumiem—odparłNagib.
Baronodchrząknął.
—Kilkaulicstądmaswąsiedzibęsłużbawywiadowcza,jestonapodobnonajlepszanaświccie.Od
pewnegoczasuludzieciobserwująszczególnąaktywnośćwywiadufrancuskiegoibrytyjskiegow
pańskimkraju.Przezdługiczaswywiadnaszniewiedział,jakijestichwłaściwycel,ibardzogo
irytowało,kiedyposyłanotamcorazwięcejarcheologów.Myśl,żewywiadeuropejskiegokrajumożesię
interesowaćbadaniamiarcheologicznymi,wydawałasięniemalabsurdalna.Wywiadnieżyje
przeszłością,leczprzyszłością.To,cobyło,gonieinteresuje,wywiadkoncentrujesięnatym,cobędzie
lubmożebyć.Awięcmusiistniećinnypowód,dlaktóregoFrancuziiBrytyjczycyzajmująsię
archeologią.Naszwywiadwykryłprawdziwypowód.Wrozmaitychmuzeachświataznajdująsię
fragmentytablicy,które—złożone—określająmiejscetajemniczegogrobuzestarożytnychczasów.
BrytyjskiarcheologHartfieldmiałpodobnonajwiększyfragmentitwierdził,żewgrobieznajdująsię
nieprzebraneskarby:próczzłotaiklejnotów,atakżecennychprzedmiotówużytkowychsątamtakże
dokumentyzawierającewiedzę,którąludzkośćjużdawnostraciła.Przedewszystkimtointeresowało
wywiad.Krążyłypogłoski,żewgrobowcuukrytesątakżetajneformuły,cudownenapoje,wskazówki
dotyczącedalszychkryjówek.OdczasówNapoleonakrążąpoświecieosobliwehistorie,poważni
naukowcyzajmująsięteoriami,wedługktórychEgipcjanieznaliobcądlanasformęenergiiiopanowali
teorięodwróconejsiłymagnetycznejbiegunów.Słowem,gdybyczęśćtychprzypuszczeńiwyobrażeń
byłaprawdziwa,toichodkrywcamiałbynadresztąludzkościtakąprzewagę,żemógłbyzapanowaćnad
światem.Bojeślicośmożezapanowaćnadświatem,totylkowiedza.
Baronmówiłzentuzjazmem,widaćbyło,żedośćdokładnieznatemat,igościepowolizrozumieli,
dlaczegoichwłaśniesobieupatrzył.Nadaljednakbyłozagadką,wjakisposóbichznalazł.
Wprzerwie,którąbaronwykorzystał,byzaproponowaćgościomkoniak,zaktórypodziękowali,
Nagibodważyłsięnapytanie,wjakisposóbbarondowiedziałsięoichistnieniu.
—Powiempanu.—Przeztwarzbaronaprzebiegłnieśmiałyuśmiech.—Otrzymujęswojeinformacje
zpierwszejręki.FriedrichFreienfels,szefwywiadu,jestmoimkolegąszkolnym,dzieliliśmyprzezlatatę
samąławkęitęsamąkobietę—niemamyprzedsobążadnychtajemnic.Gdyprzyjacielopowiedziałmi
otajemniczymgrobiewEgipcie,zapragnąłemsamzabraćsiędoposzukiwań.
Nagib,OmariHalimaspojrzelinasiebiewmilczeniu.
—Wiem,coterazmyślicie—rzekłbaroninapiłsiękoniaku.—Myślicie,żetotakidziwaczny
kaprysmilionera,żezakilkatygodniotymzapomnę,alezapewniamwas,żetakniejest.Odkąd
dowiedziałemsię
otejsprawie,nieopuszczamniemyśl,żeja,Gustav-GeorgvonNostitz-Wallnitz,mógłbymstworzyćcoś,
comanieprzemijającąwartość,mógłbymdokonaćczegoś,cobyrozsławiłomojeimięwcałymświecie.
—Przytychsłowachoczymuzalśniły.—Ktowie—ciągnąłbarondalej—ktowie,jakdługojeszcze
pożyję.Gdytakpatrzęnaswojeżycie,zastanawiamsię,czegowłaściwiedokonałem,imuszęstwierdzić,
żejedynemojeosiągnięcietopieniądze,którezdnianadzieńtracąwartośćiwkrótcebędziesięnimi
możnatylkopodetrzeć.Apewnegodniaumręiniktnawettegoniezauważy.Niebyłomidanemieć
dzieci,wrazzemnąumrzemojenazwisko.Zapięćdziesiątlatludziebędąmówić:baronNostitz?Nigdyo
nimniesłyszałem.Tamyślmnieprzeraża:człowiekżyjepięćdziesiąt,sześćdziesiątlatinastępne
pokoleniejużgoniepamięta.Gdybyściewiedzieli,jakjazazdroszczęhodowcomróż,którzymogą
nadawaćimswojeimiona,lubastronomom,którzyodkrywajągwiazdycałkiembezwartościowedla
rozwojuludzkości;aletebezwartościowe,nicnieznaczącegwiazdynosząichimionaijeszczezatysiąc
latbędąsięoneznajdowaływksięgachastronomicznych.Jakąradośćmusisprawiaćtakaświadomośćw
chwiliśmierci.Jeślijutrobędęumierał,wydamsięsamsobienędznym,nicniewartymczłowiekiem,bo
towszystko,codotychczaszrobiłem,jestnędzneinicniewarte.
Słowateukazałytegomałego,brzydkiegomężczyznę,któryposiadłwszelkiebogactwatejziemi,w
całkieminnymświetle.Aleczegoonodnichchciał?
—Nieodpowiedziałpannamojepytanie,paniebaronie—nalegałNagib.—Dlaczegopanwpadł
właśnienanas,czegosiępanponasspodziewa?
Baronznówuśmiechnąłsięnieporadnie.
—Przecieżpowiedziałempanu,żenaszwywiadjestnajlepszynaświecie,lepszyniżDeuxième
BureauwParyżuiSecretServiceJegoKrólewskiejMości.Freienfelsijegoludziebardzowcześnie
natrafilinawas,dokładniemówiącwdniu,kiedyOmarMoussaobserwowałobuagentówbrytyjskichna
statkunaNilu.Agenciowibyliteżpodnasząobserwacją.Awięcktoś,ktowykazywałrównież
zainteresowanietymiludźmi,musiałzwrócićuwagę.Początkowosądziliśmy,żeOmarMoussajest
agentemobcego,nieznanegonammocarstwa,alepokilkudniach,kiedynasiludziebliżejsięnimzajęli,
dowiedzieliśmysię,żenależydoTadamanaiże—czegodotychczasniewiedzieliśmy—takżeTadaman
polujenatętajemnicę.Całaresztanatomiastjakbywyniknęłasamazsiebie.Najpierwnatrafiliśmyna
Alegoibnal-Husseina,potemnaNagibaek-Kassara,wreszcienaHalimę.
Omarkręciłsięniespokojnienakrześle.Myśl,żetenczłowiekwieonichwięcej,niżbysobieżyczyli,
niepokoiłago.Aleczynaprawdęwiewszystko?
—Powiedzmu—rzekłOmardoNagiba—żemyobajzmusustaliśmysięczłonkamiTadamanaiże
oniścigająnas,boniespełniliśmyichrozkazów.Niechotymwie.
NagibprzetłumaczyłbaronowisłowaOmara;baronpotwierdził,żeotymwieiżewpewnymsensie
todobrze,boekstremiścibezwzględunakolorsąnieobliczalni,awięcniepewni,ipozostająwobectego
pozazasięgiemichzainteresowań.
Wciągurozmowystałosięjasne,żewszyscytrojeodtygodnipozostawalipodobserwacjąNiemców
iżeichżycieprywatnebyłoznaneażdonajdrobniejszychszczegółów,anawetkierowanoichlosem.
Pośpiech,zjakimurzędnikportowyumieściłichnastatkuniemieckim,niebyłprzypadkowy.Georgios
zostałprzekupionyprzezniemieckichagentów,awięczainkasowałpodwójnązapłatę:odnichza
przejazd,odNiemcówzaumieszczenieichnastatku„Königsberg”.
Tobardzoprzykredowiadywaćsięodobcychszczegółówzwłasnegożycia.Cojeszczewieten
szalonybaron,czegoodnichoczekuje?
—Niechpanwreszciepowie,czegopanodnaschce!—zacząłNagibniechętnie.—Prześwietliłnas
pan,sprowadziłdoBerlina,alechybamamyprawosądzić,żeniesprowadziłnaspancałkiem
bezinteresownie.Więcczegopanodnaschce?
—Mamdlawastrojgapewnąpropozycję.
—Jaką?
—Chciałbym,abyściedlamniepracowali.ZnajdzieciedlamniegróbImhotepa!
Baronwstałipodszedłdoregału,wyjąłjednązksiążekinagleścianajakbycudemodsunęłasięna
bokiodsłoniłapółkęzniezliczonymiaktamiidokumentamipowiązanymiwpaczki.Twarzbarona
przybrałaniemalbłogiwyraz.Wyraźnierozkoszowałsięzdumieniemswoichgości,wreszcierzekłz
szerokimgestem:
—Niesiedziałembezczynnie.Możecietuznaleźćwszystko,codotychczaszostałoudokumentowane
wsprawieImhotepa,takżeinformacjeobcychwywiadóworazrelacjezwaszejdziałalności.
OmariNagibpodeszlidopółki,podziwialidokumentyopatrzonenapisami,manuskrypty,koperty;
baronwyciągnąłpierwszezbrzegudokumenty,przerzucałkartki,wreszciezatrzymałsięnajakiejś
fotografii.Halimapodeszła,spojrzałanazdjęcieiwydałaokrzykprzerażenia:
—Tomójojciec!
Wskazałanałysegomężczyznęstojącegowrzędziewśródinnychosób.Tak,Omarpoznałfotografię
robionąpodczasprzyjęciauMustafyAgiAyata.PoznałprofesoraShelleyaijegożonęClaire,dyrektora
koleizLuksoru,ladyDawson,szefapolicjiIbrahimael-Nawawiego.
—Tozdjęcie—rzekłOmarpełenpodziwu—pochodzisprzedwojny,toniedowiary!Byłem
wówczasjeszczechłopcemisłużyłemuprofesora.Jasalaam.
Baronskinąłzadowolony.
—Ztegomożepanwywnioskować,jakszczegółowesąmojeinformacje,jakwnikliwemoje
poszukiwania.
Omarpotrząsnąłgłową:
—Zebrałpanbardzowielemateriału,widaćmapaninformacjeodziałalnościwszystkich
wywiadów.Dlaczegowięczależypanuakuratnawspółpracyznami?
—Tobardzoproste.—Baronodłożyłaktanamiejsce.—Mamwrażenie,żewłaśniewyjesteście
najbliżejodkryciatajemnicy.Zwróciłemuwagęnato,żedrogiwszystkichludzi,którzyszukająImhotepa,
zawszekrzyżująsięzwaszymi,kiedytylkoposunąsięonikawałekdalej,obojętneczysątoarcheolodzy,
awanturnicy,czyteżagenci.Mówiącściślej:wyjesteściezawszeokrokprzedinnymi.
Byłytobardzopochlebnesłowa,którejednakniezdołałyrozwiaćwątpliwościOmaraiNagiba.
Oczywiściemoglionitu,wBerlinie,czućsiębezpieczniepodopiekątegowpływowegoczłowieka,ale
pomiędzykamieniamimłyńskimiwywiadów,gdziewcześniejczypóźniejtrafią,niepozostanądługo
anonimowi,al-Husseinzaśuczyniwszystko,byichwytropić,awówczasichżycieznajdziesięw
niebezpieczeństwie.Powrót
doEgiptujestdlanichwnajbliższymczasieniemożliwy.Jakbarontosobiewyobraża?
Baronniemiałtakichwątpliwości.PostanowiłodnaleźćgróbImhotepaiwtymcelupotrzebnamu
byłapomoctejtrójkiEgipcjan.Jegowzrokmówiłwyraźnie,żeirytujegowahaniesiętychludziprzed
przyjęciemjegopropozycji;widaćtobyłoposposobie,wjakikręciłnerwowowrękucienkiecygaro.
—ProblemAlegoibnal-Husseinawkrótcesamsięrozwiąże—rzekłbaronznacząco—acosię
tyczywaszejtożsamości,tobeztrududostarczęwamkażdypaszport,jakitylkozechcecie.
Tendziwnybaronniebyłprzyzwyczajonytargowaćsięocokolwiek,doczegośprzekonywaćlubo
cośprosić.Nawetcesarz,mawiał,jestprzekupny,totylkokwestiaceny;aimdłużejcałatrójkasłuchała
tegoniepozornego,małegomężczyzny,tymbardziejnabierałaprzekonania,żepragnieonzcałą
stanowczościąrealizowaćswójcel.
Tacyludzie,jakbaronvonNostitzlubjemupodobni,wyposażeniprzezloswewszystkiedobra
ziemskie,odczuwająsatysfakcjęnamyśl,żesąnieszczęśliwi,istawiająsobiewciążnowe,napozór
nieosiągalnecele.Baronowiniezależałojużnaszczęściuosobistym,bochybagodoświadczył,abyć
możeuważałtegorodzajuszczęściezaniemoralne,cowcalebyniedziwiłoprzyjegocharakterze;ale
dręczącego,prawienieziszczalnemarzenieonieśmiertelnościsprawiało,żeoczymulśniły.
Odrzuceniepropozycjitakiegoczłowiekawydawałosięnietylkonierozsądne,alenawet
niebezpieczne.Bopodobniejakdziecko,którejestgrzeczne,jeśliwszystkoprzebiegazgodniezjego
wolą,zaczynanatomiastszaleć,kiedycośidzieniepojegomyśli—takitenniepozornymężczyznamógł
wybuchnąćbrzemiennymwskutkigniewem,anawetstaćsięgroźny.
InieczekającnaodpowiedźprzybyszówzEgiptu,jakgdybytobyłojużoddawnauzgodnione,baron
wstał,nacisnąłdzwonekelektrycznyirzekłżyczliwie:
—Niedalekostąd,whotelu„Kempiński”,kazałemzarezerwowaćdlawaspokoje.Kalafkewastam
zawiezie.
ZjawiłsięKalafkeipoprowadziłOmara,HalimęiNagibaprzezholnadwór,gdzieczekałananich
limuzyna.
ZDOLINYKRÓLÓWDOSAKKARY
Zaprawdę,Bógznato,coskrytewniebiosachinaziemi!
Onwiedobrze,cokryjąpiersi!
OnjestTym,któryuczyni!wasnamiestnikaminaziemi.
Aktoniewierzy,
tojegoniewiarazwrócisięprzeciwniemu.Niewiaratych,
którzyniewierzą,tylkopowiększanienawiśćichPana;niewiaratych,
którzyniewierzą,tylkopowiększaichzgubę.
Koran,suraXXXV
*
Wśróddziwacznychosobistości,któreprzezcałelatazaludniałyDolinęKrólównazachódod
Luksoru,HowardCarterbyłniewątpliwienajdziwaczniejszy.Miałzaledwieczterdzieścisiedemlat,a
sprawiałwrażeniestarca,byłprzygarbiony,wynędzniały,zamkniętywsobie.Rzadkopokazywałsięw
Luksorze,przeważniewśrody,kiedyodbierałpocztęlubchodziłnabazar,bykupićplackiitrochęjarzyn
dlaswojejpapugi.Wceluochronyprzedsłońcemnosiłkapeluszzszerokimrondem;jegozniszczony,
zakurzonygarnitur,zktóregonierezygnowałnawetwnajwiększyupał,miałwielelat,podobniejak
laska,bezktórejnieruszałsięzdomu.
TakimwszyscyznaliHowardaCartera;fakt,żebyłAnglikiem,nieprzysparzałmuaniwrogów,ani
przyjaciół,poprostunależałdoDolinyKrólów,takjakSfinksdoGizy,igdybyktóregośdnia—poza
niedzielą
—siętuniepojawił,zaniepokoiłobytomieszkańcówokolicy.Carter,któremuwwielusprawach
zarzucanoangielskąflegmę,żyłzdokładnościązegarka.Punktualnieosiódmejrano,sprawdziwszy
uprzednioczasnaswymniklowanymzegarku,opuszczałniskidomekzcegieł,wktórymmieszkałwrazz
papugąiosłem,cobyłopowodemniejednegodowcipu,iwyruszałdoDolinyKrólów.Wracałosiódmej
wieczorem(zimąopiątej),równieżzdokładnościązegarka.Podczasdwunastogodzinnejpracywupale,
kurzuibrudziesnułnieprzerwaniemarzeniaotym,żeodkryjegróbfaraona,któryniepadłjeszczeofiarą
rabusiów.
PierwszejsobotylistopadaCarterwracałowielepóźniejniżzwykle.Najpierwoporządziłosła,
następniewszedłdodomu,zdjąłbutyizacząłrozmawiaćzpapugą;
—Zrobiłosiępóźno,bardzoprzepraszam.
—Goodboy!—zaskrzeczałapapuga,demonstrująctymsamympołowęswegozasobusłów,boprócz
goodboymówiłatylkojeszczetakeiteasy,itotylkopodczaswstawania.
—Ileczasukopiemyjużwtejcholernejdziurze?Niewiesz?Pięćlat!
—Goodboy,goodboy!—rozległosięztyłudomu.
—Pięćlatnapróżno.Ludziechybauważająnaszawariatów;ale...—głosCarterastałsiębardziej
donośny—nigdyniestraciłemnadzieiitawytrwałośćchybasięopłacała.Znalazłemcoś,Jenny,
dokonałemodkrycia!
Carterzacząłniezręcznieparzyćherbatęirzekłprzytym,niepodnoszącwzroku:
—Nawetniezapytasz,coznalazłem.Czyciętonieinteresuje?
—Goodboy,goodboy.
TerazCarterpodszedłdoklatkiizacząłmówić,podkreślająckażdesłoworuchemręki:
—Szesnaściestopni,potemmurowanaściana,wśrodkupieczęć.Wiesz,cotooznacza?Tooznacza,
żeodprzeszłotrzechtysięcylatniktniezajrzałzatenmur.Tooznacza,żeja,HowardCarterzeSwattham
wNorfolk,jestemtym,którypierwszyodnalazłnienaruszony,niesplądrowanydotychczasprzez
rabusiówgrób.Słyszysz,Jenny?
Niebyłowtymnicdziwnego,żeCarterrozmawiałzeswojąpapugą.Kochałją,wręczubóstwiał,
pozwalałjejprzezwiększośćdniafruwaćpodomu,aufność,jakąJennywykazywałanawetwobec
obcych,sprawiła,żeptakstałsięsławny.
TegowieczoraCarterbyłogromniepodniecony,bosamjużniewierzył,żeszczęśliwytrafwynagrodzi
muponiesionetrudy.BilanslatspędzonychwDolinieKrólówbyłnędzny,wartośćdotychczasowych
znaleziskskromna.Agroby,któredotądodnalazł?Wszystkiebyłyobrabowane,aichwyposażenie
mizerne.Zamałowięc,byzyskaćuznanie,choćtrochęuznania.
HowardCarterbyłbiednyzdomu,alenigdyniecierpiałztegopowoduaninieuważałtegozahańbę.
Ażdopewnegodniaubiegłejjesieni,kiedylordCarnarvonwziąłgonabok.
RozmowępoprzedziłakrótkahistoriazEvelyn,córkąjegolordowskiejmości.Evelynporazpierwszy
towarzyszyłaojcu,którydwarazydorokujeździłdoLuksoru,byocenić,jakposuwająsiępraceprzy
wykopaliskach,którefinansował.Dziewczynaskończyławłaśniedwadzieścialat,byładrobnaibardzo
ładna,ajejciemne,bystreoczywprawiałyCarterawzachwytjakzakochanegouczniaka.Aprzecież
mógłbybyćjejojcemisamnigdybysięnieodważyłzbliżyćdoEvelyn,gdybyonadelikatnym
dotknięciemniedałamudozrozumienia,żegokocha,apotemniepotwierdziłategopłomiennymilistami.
Jegolordowskamośćdługoniewiedziałbynicotejmiłości,gdybyEvelynnagleniezaczęła
okazywaćzainteresowaniahistoriąEgiptuiwykopaliskamiwDolinieKrólówigdybyniezaniedbywała
modnychczasopismizobowiązańtowarzyskich,któredotądwypełniałyjejżycie.
ZwiązekmiędzyCarteremaCarnarvonemitakjużbyłdośćluźny.CarterpogardzałCarnarvonemz
powodujegopieniędzy,CarnarvonzaśpogardzałCarteremzajegoubóstwoiwcalesięztymniekrył.
Równieżpodczaswspomnianejwyżejrozmowynajważniejszadlalordabyłaniewątpliwość,żechodzi
tutylkoo„zauroczeniezestronymłodejdziewczyny”,anieomiłość,aniteż,żewgręwchodzizbytduża
różnicawieku,któretowątpliwościCarterbyzaakceptował,leczprzedewszystkimpieniądze.
Albowiemdlaczłowiekabezmajątkuniemamiejscawwytwornymangielskimtowarzystwie.Niech
więcCarternierobisobieżadnychnadziei.
Oczywiście,powiedziałCarter,powinienbyłsobiezdawaćztegosprawę,żepopełniłgłupstwo;
napiszedoEvelynlistpożegnalny,poprosiją,abybyłarozsądnaiabyzrozumiała,żemusząprzestaćsię
widywać.Nazajutrzpotejrozmowielordzcórkąodjechali.
Aleto,comiałobyćkońcemromantycznejmiłości,okazałosię,jaktoczęstobywa,dopiero
prawdziwympoczątkiem.BezwiedzyojcaEvelynwysyłaładoLuksorucotydzieńlist,nieoczekując
odpowiedzi.Byłobytozbytniebezpieczne.TeszczerelistywzruszałyCarteraniemaldołez,nosiłkażdy
znichprzezcałytydzień,czytałcodziennie,poczym,zaprzykłademstarożytnychEgipcjan,odkładałdo
glinianegodzbana.
OdtądCarterkopałzuporemideterminacją,wnadziei,żejednowielkieodkrycierozsławinacały
światjegoimię.Iwswychmarzeniachodkrywałgrobyiskarby,wydobywałskrzyniepełnezłota,które
faraonomsłużyłyjakoopłatazaprzejazddowieczności.
WnocyprzedodkryciemtajemniczegomuruHowardowiCarterowiśniłosięcoś,cowyróżniałosię
spośródwszystkichjegodotychczasowychsnów;ciemnepostaci,jakiemusiędotychczasobjawiały,były
terazszczególniewyrazisteibarwne,przemawiałydoniegozrozumiałymjęzykiem.Anubisogłowie
szakalaipłonącychoczach,którypodczassąduumarłychkładziesercanawadze,wszedłpo
nieskończeniedługichschodachzgłębi,zanimciągnąłdługiwążbiałychfigurwkształciemumii,ze
skrzyżowanyminapiersiachramionami,które—zgodniezeswymzadaniem—jakimbyłopomaganie
ludziomwzaświatach—wydawałykrótkie,ostreokrzyki:—Tujestem!Tujestem!
AnubispodszedłdośpiącegonapryczyCarteratakblisko,żeCarterpoczułjegosmrodliwyoddech,
kiedytenzacząłmówić.Totenchamon,rzekł,spoczywadziesięćkrokównazachódidziesięćkrokówna
północwziemi,aleniechCarternieważysięburzyćjegospokoju,bokogoś,ktozburzyspokójfaraona,
spotkazemstabogaśmierciOzyrysa.NastępnieAnubisodliczyłmudorękiszesnaścieczarnychkamyków
ipowiedział,
żezabraniekażdegonastępnegokamykabędzieświętokradztwemwobecbogapodziemia;zanimCarter
zdołałzadaćjakiekolwiekpytanie,AnubisicałydługikorowódzniknęliwpowietrzuiCartersię
obudził.
Dziesięćkrokównazachód,dziesięćkrokównapółnoc.OdkądCarterodkryłpodziemią
zapieczętowanymur,senówniewychodziłmuzgłowy.Czyoweszesnaściekamieni,któreAnubis
odliczyłmunadłoni,wskazywałonaszesnaściestopniprowadzącychdozapieczętowanegomuru?
DlaczłowiekatakiegojakCarter,którycałeżyciekopał,szukającskarbówprzeszłości,ispędziłżycie
wpodziemnychlabiryntach,nieistniałosłowo„strach”.TotacyludziejaklordCarnarvonnauczyligo
strachu—bezczelni,pewnisiebie,lekceważącyinnych.IdlategoostrzeżenieAnubisa,bynieburzyć
spokojufaraona,Carterzlekceważył.
PapugaJennyzasnęła,Carterzaś—pijącherbatęijedzącplacki—zastanawiałsię,corobić.Umowy
wykopaliskowezawartezegipskąSłużbąStarożytnościiuzgodnieniazlordemCarnarvonemwymagały
natychmiastowegozameldowaniaoodkryciu.ZarównoRexEngelbach,angielskiinspektorgeneralny,jak
teżCarnarvonzastrzegalisobieosobistąobecność.Aleczyktośmógłbymiećmuzazłe,gdybyteraz
potajemnieudałsiędoDolinyKrólów?Tobyłjegogrób,jegoodkrycie,którekosztowałogowielelat
wysiłków.Tymczasemzdałsobiesprawę,żeistniejątylkodwarodzajeludzi:ci,którzywygrywają,ici,
którzyprzegrywają,onzaśnależydoprzegrywających.Odlatwyciągałpustelosy,anawette,które
początkowobyłymułaskawe,okazywałysięłaskawetylkozlitości.
Toteżniepokój,któryogarniałCartera,kiedymyślałozapieczętowanymmurze,byłażnadto
zrozumiały.Carterniemiałpewności,czypech,jakigodotychczasprześladował,terazwreszciesię
skończy.On,HowardCarter,miałbybyćszczęściarzem?Możesiępotworniezbłaźni,możezostanie
wyśmiany,jeśliokażesię,żezatymmuremotworzysiępustajaskinia.
Wszystkietedręczącemyślispowodowały,żeCarterosiodłałosłairuszyłwbladymświetleksiężyca
doDolinyKrólów.
Dolina,kamienistanieckapośródostrychszczytówskalnych,wyglądałachybataksamojużod
tysiącleci.NicmawEgipciedrugiejtakiejmiejscowości,gdziekrajobrazbyłbytakzespolonyz
wiecznościąjaktu,
iniewątpliwietobyłopowodem,żefaraoniwłaśnietuobieralisobiemiejscewiecznegospoczynku.W
dzieńnadskałamikrążąsępy,nocąwychodząnapolowaniazgłodniałeszakale.
Przedogrodzeniem,gdzieprzechowywanonarzędziasłużącedokopania,aleprzedewszystkimzapasy
wody,Cartersięzatrzymał.Przywiązałosłaiwyciągnąłlampęorazciężkiżelaznypręt.Następnie,
trzymając
wjednejręcelampę,wdrugiejpręt,zszedłnadół.Mniejwięcejwpołowiedrogipostawiłlampętak,by
oświetlałacałydół,potemusiadłnanajniższymstopniu,ująłdłońmikolanaioparłsięnanich.
Kiedytaksiedział,niepewny,czysłuszniepostępuje,doznałnarazniejasnegouczucia,żezciemności
wpatrujesięwniegoparaoczuiśledzijegoruchy.Najpierwusiłowałodpędzićodsiebietę
nieprzyjemnąmyśl,alepotemusłyszałkrokinakamienistejziemiizerwałsię.
—Jesttamkto?—zawołałnieśmiało,jakbysiębałodpowiedzi.Lampkaoświetlałatylkodół.
Zdenerwowanypobiegłnagórę.
Stałaprzednimniewielkapostać,poznałjąnatychmiastmimodziwacznegoprzebrania;byłatolady
Dawson.
Miałanasobieobcisłespodniedokonnejjazdy,rozszerzaneodkolan,iżakietwcaleniewjejstylu;
alenajbardziejzdumiałCarterapistolet,którywisiałujejboku.
—Panitu?—zapytałCarter,trochęniepewnie,trochębezradnie.
—Spodziewałsiępankogośinnego?—odparłalady.
—Jeślimambyćszczery,nikogosięniespodziewałem.
—Tosamomogępowiedziećosobie,aleujrzałamzdalekaświatłoitomniezaciekawiło.—Lady
Dawsonmówiłabardzospokojnie,jakbynocnajazdakonnoprzezDolinęKrólówbyładlaniejchlebem
powszednim.—Copantuporabiaotakpóźnejporze,czyteżraczejtakrano?
Cartersięzastanowił.WłaściwietoonpowinienzapytaćladyDawson,pocotuprzyszła,aleta
kobietazawszestanowiładlaniegozagadkę,zaniechałwięctegopytania,wskazałgłowąnieckęz
szesnastomastopniamiirzekł:
—Dlafaraonaniemazbytwczesnejanizbytpóźnejpory,faraonznatylkowieczność.
Carterudawałtajemniczego,wkażdymrazieniechciałtajemniczemugościowiniczegowyjaśniać.
Tymbardziejbyłzdziwiony,żeladyDawsonniepytaładalejijakgdybyzrozumiałajegouwagę,odparła
spokojnie:
—Więcsądzipan,żeodkryłgróbfaraona?
Wyższość,zjakąladygopotraktowała,wprawiłaCarterawewściekłość,odparłwięcznajwiększą
arogancją,najakągobyłostać:
—Jakpanibyćmożewie,odkryłemjużcałyszereggrobówfaraonów,miałyonetylkojeden
mankament:grabieżcyjużwcześniejjeobrabowali;tymrazemjednakchybabędęmiałszczęście.
—Anajakiejpodstawiepantaksądzi?
Carterpodniósłlampęiująłladyzaramię.
—Chodźmy!—Przedmuremoświetliłwmurowanywzaprawępasek.Napaskutym,szerokości
zaledwiedłoni,byływyciśniętestojącenaprzeciwsiebiedwaszakale.Widaćbyłowyraźniespiczaste
łbyiwysokopostawioneuszy.
LadyDawson,dotądchłodnąiobojętną,nagleogarnąłniepokój.
—Cotoznaczy?
—Zarazpaniwyjaśnię!—Carterprzesunąłdłoniąpotymdziwnymodcisku.—Tojestpieczęć
robotnikówpaństwaumarłych.Każdygrób,każdepodziemnepomieszczeniewykonaneprzeztychludzi
byływtensposóbpieczętowane.Świadczytooichpoczuciuwłasnejwartościiszacunkudla
wykonywanejpracy,jednocześniezaśmiałopowstrzymywaćwłamywaczy.
—Powiadają,żerobotnicycibylizabijanipowykonaniupracy.
—Tojestlegenda,jakichwielewegiptologii.Nienależywierzyćwewszystko,comówią
przewodnicyoprowadzającycudzoziemcówpoLuksorze.
LadyDawsonroześmiałasię.Zpodziwemprzesunęłarękąpopieczęci.
—Icozamierzapanterazzrobić?—rzekławreszcie.
—Właśniesięnadtymzastanawiałem—skłamałCarter.
—Jużwidzę,żezostaniepansławnymczłowiekiem—ożywiłasięlady.—Czykiedykolwiek
znalezionowgrobienietkniętegofaraona?
—Jeszczenigdy—odparłCarter.—Mumiekrólewskie,któreznamy,pochodząwszystkiezdwóch
kryjówek,założonychwstarożytnościprzezkapłanów.Kapłaniwobawieprzedgrabieżcamiotworzyli
wszystkieznaneimgrobowceizgromadzilimumiefaraonówwukrytychmiejscach.Możetosię
wydawaćpozbawionepietyzmu,alebyłokonieczne,bowpóźniejszychczasachanijedengróbnieocalał
przedrabusiami.
Wmilczeniuspoglądaliobojenapieczęć.Choćsłońceotejporzerokuzadniaświeciłoukośnie,
kamieniegromadziłydośćciepła,abywydzielaćjewnocy.Zdalekadocierałowycieszakali,tuitam
kamienieodrywałysięodskałispadałyzhałasemwdół,pociągająclawinowonastępne.
—Wiem,oczympaniterazmyśli—rzekłCarter.—Zastanawiasiępani,skądtenCartermataką
pewność,żeodkryłnietkniętygróbfaraona.Powiempani:Archeologiajestcoprawdatakżenauką.Ale
naukiżyjązfaktów,archeologiazaśżyjezmożliwości.Gdybymnieuważałzamożliwetego,żerabusie
grobówikapłaniwswejgorliwościprzeoczylijakiśgrób,wpadłbymwgłębokądepresjęi
zrezygnowałbymzeswegozawodu.Warcheologiiniemanicniemożliwego.Kiedyznalezionogrób
Hatszepsut,dośćpaskudnemiejscewiecznegospoczynkujakdlakobietyjejformatu,nikomunieprzyszło
namyśl,byposzukaćdrugiegogrobukrólowej.Boipoco?Nawetkrólowamożebyćpochowanatylkow
jednymgrobie.AjednakHatszepsutmadwagroby.Pierwszywydałjejsięjużwpołowierobótniedość
okazały.Zpowoduniekorzystnegoukształtowaniaterenupracemusiałybyćwykonanebardzo
prymitywnie,dlategokrólowakazałazbudowaćdrugigróbwmiejscu,gdzienależałosięspodziewać
lepszegogruntu.Pierwszygróbzostałzasypany.Jesttowprostnieprawdopodobne,ajednaktaksię
zdarzyło.Wobectegomojateoria,żegróbjednegofaraonamógłzostaćprzezświatzapomniany,brzmio
wielebardziejprawdopodobnie.
—Zgoda—oświadczyłaLadyDawson—aleskądpanmożewiedzieć,żetojestgróbfaraona,żenie
pochowanotujakiegośministraczywezyra?
Carteruśmiechnąłsięzwyższością.
—Teoretyczniemapanirację,alejakwykazujepraktyka,wtejdoliniegrzebanojedyniekrólów
NowegoPaństwa,apozatymsąpewneznaleziska...
—Znaleziska?
—Odlatnatymmiejscuwciążnatrafiamnaglinianeodłamki,amulety,tabliczkizimieniemkróla
Tutenchamona.Znaleziska,którychniespotkasięnigdzieindziejwcałymEgipcie.Czyistniejeinne
wytłumaczenieniżto,żetutajpochowanyjestTutenchamon?
LadyDawsonwzruszyłaramionamiitrochęzgóryzapytała:
—Jaknazywałsiętenfaraon?
—Tutenchamon.Niebyłtożadenznaczącykról,jaknaprzykładSetialboRamzes,alepochodziłze
słynnejdynastii.Byłchybajeszczedzieckiem,kiedyobjąłrządy,imłodzieńcem,kiedyumarł;nieulega
wątpliwości,żezostałpochowanyzwszelkimihonoraminależnymifaraonowijegoepoki.
LadyDawsonwpatrywałasięwmurzagradzającyimdrogę.Tozatąniepozornąścianąmiałbyć
pochowanyfaraon?
—Paninaturalniezapyta,dlaczegowłaśnietenfaraonzostałzapomniany.Sąnatodwieodpowiedzi:
popierwsze,faraonówbyłprawienieznanyijużpokilkusetlatachzapomnianojegoimienia.Druga
przyczynajestnaturytechnicznej.—Carteruniósłlampę,abytrochęświatłapadłonaotoczeniedołu.
—TojestwejściedogrobuRamzesaVI,nawiasemmówiąc,równienieznanegofaraona,aletengrób
zostałjużwdawnychczasachsplądrowany.Podczaskopaniarobotnicyodrzucaligruznabok,dokładnie
namiejsce,podktórymkryłosięwejściedogrobuTutenchamona.Czybyłtoprzypadek,czyteżwten
sposóbchcianoukryćwejście,tegonieumiempowiedzieć.Faktemjest,żewtensposóbgrób
Tutenchamonaocalałprzedgrabieżcami.Otojedenzklasycznychprzypadków,zktórychżyje
archeologia.
LadyDawsonskinęłagłową.
—Możnapanupogratulować,panieCarter.Wydajesię,żejestpanszczęściarzem.
PrzytychsłowachCartermimowolidrgnął.Szczęściarz?Nawetniemiałodwagitakpomyśleć.
Wreszcierzekłzrezygnowanyjakzwykle:
—Wiepani,właściwieniemożnategonazywaćszczęściem,raczejdociekliwością.Sądzipani,żenie
wiem,iżwszyscyludzietutajuważająmniezawariata,łączniezpanamiarcheologami?Istniejąprace
słynnychprofesorów,pobierającychpensje,korzystającychzuprawnieńdoemerytury,którzytwierdzą,że
wDolinieKrólówzostałojużodkrytewszystko,cobyłodoodkrycia.Aterazprzychodzitakitypjakja,
zeSwatthamwNorfolk,bezgroszaprzyduszy,skazanynazapomogęlordazHighelere,iprzezpółżycia
kopietam,gdzieinnijużprzedpółwiekiemzaprzestalikopania.Niemamnikomuzazłe,jeśliuważa
mniezawariata.
—Alemożesukcesprzekonaich,żemapanrację—rzekłaladyDawsonidodała:—Panniezbyt
lubilordaCamarvona.Sądzę,żewaszestosunkisączystohandlowejnatury.
—Możnatakpowiedzieć.Jegolordowskamośćkażekopać.Carnarvonzbieraantyki,arządprzyrzekł
mupołowęwszystkichznalezisk.Dotądjednaktasprawakosztowałagowięcej,niżprzynosiłazysku.
Kilkadzbanówzalabastru,szkatułkatowszystko.Marnyinteres.Chybaijaniebyłbymzachwycony.
—Czynigdypanniemyślał,abysięzabraćdoinnegoprojektu?
—Mylady!—Carterpodniósłgłos.—Dlatakiegoczłowieka,jakjaniejesttosprawachęci,lecz
możliwości.Niemogęsobiepozwolićnauleganiechęciom,moimprzeznaczeniemjestzadowalaniesię
chęciamiinnych.PoczątkowobyłemparobkiemExplorationFund,potemsługąlorda.Zawszemusiałem
trzymaćjęzykzazębamiirobićto,czegoodemniewymagano.Adlaczegopaniotopyta?
—Sąpewneprojekty,któremniewprawiająwzachwyt.
—Zaciekawiamniepani.
—Imhotep.
—Imhotep?—Carterurwałprzerażony.Wydawałosię,żesamoimięwywołałouniegoszok,jakby
ladypowiedziałacośniezwykłego,tajemniczego,oczymprzyzwoitośćzabraniamówić.—Za
Imhotepem
—rzekłwreszcie—kryjesięjednaznajwiększychtajemnicarcheologii,prawdopodobnieniedostępna
dlaludzi.Istniejątajemnice,któresąwyzwaniemdlaczłowiekaiwymagająrozwiązania;aleteżistnieją
tajemnice,któreprzekraczająhoryzontywspółczesnościiktóre,gdybyjedziśodkryto,narobiłybytylko
szkodyiprzyniosłyludziomnieszczęście.
SłowaCarterawprawiłyladyDawsonwniepokój.ChłodnaAngielka,którątrudnobyłoposądzaćo
to,żestracipanowanienadsobą,podeszładoCarterairzekłazdenerwowana:
—PanwiecoświęcejoImhotepie.Niechmipanpowiewszystko,copanwie.Wszystko!
Carterowi,nagabywanemuwtensposóbprzezlady,zrobiłosięprzykro,cofnąłsięichciałodnieśćna
miejsceżelaznypręt,którywyjąłzwejściadogrobu.Mruknąłprzytym:
—Nicotymniewiem,słyszypani,ibardzojestemztegorad.
IjużniezwracającuwaginaladyDawson,zamknąłżelazneogrodzenieprzedgrobem,odwiązałosłai
ruszyłwdrogępowrotną.
Przezchwilęszlioboksiebiewmilczeniu.Ladyodrzuciłapropozycję,bywsiąśćnajegoosła.Kiedy
doszlidorozwidleniadróg,nawschodzienadNilemświtało.
—Życzępanudużoszczęścia—rzekłaladyzwięźleiposzłaswojądrogą.
Carterwsiadłnaosła;jadącdodomu,zastanawiałsięnadtymdziwnymspotkaniem.
LadyDawsonzawszemiaławsobiecośtajemniczegoidlaosób,którejąbliżejznały,nieulegało
wątpliwości,żezależyjejnasprawianiutakiegowrażenia;alewtymwypadkujejzachowaniebyłotak
impulsywne,żeCarternieumiałsobietegowżadenlogicznysposóbwyjaśnić.Pozarobotnikaminikt
dotądniewiedziałoodkryciu,alenawetrobotnicyniemielipojęcia,czegomożnasiębyłospodziewać.
Czyichnocnespotkanietobyłprzypadek?TrudnobyłoCarterowiwtouwierzyć.
Carternigdynielubiłladyjużchoćbydlatego,żekokietowałalordaCamarvona.Cartermiałdobry
instynkt,kiedychodziłooczyjąśszczerość,aladyuważałzapodstępnąintrygantkę,choćniemiałnato
dowodów.Tegorodzajuludziewyróżniająsięzawszeskrajnością,albosąwrogami,albopochlebcami.
Carternieznosiłtakichludzi.WkażdymrazieniespodziewanezjawieniesięladyDawsonuchroniłogo
odpopełnieniawielkiegogłupstwa,boimwięcejnadtymrozmyślał,tymbardziejbezsensownywydawał
musięplanpotajemnegootwarciaizamknięciagrobu.Byłobytonietylkowbrewwszelkimumowom,
zrujnowałobyjegoopiniępoważnegoarcheologaioznaczałobykoniecjegokariery.Carterpostanowił
niemyślećwięcejoEvelyniwysłaćdoCamarvonadepeszę,aby—jeślitomożliwe—byłobecnyprzy
otwarciumuru.
PopowrociedodomuCarterstarałsięzasnąć,alezmęczenieparaliżowałomuczłonkiiogarniałgo
rosnącyniepokój;wstałwięc,przeprawiłsięprzezNil,udałsięnapocztęiwysłałdepeszędo
Camarvona:„ZrobiłemnadzwyczajneodkryciewDolinieKrólów—wspaniałygrobowiecznie
uszkodzonąpieczęcią—doPańskiegoprzybyciawszystkozakryłem,gratuluję.”
Tocoprawdaniezbytściśleodpowiadałoprawdzie,aleCarterpostanowiłzasypaćwejście
kamieniamiigruzem,doczasuażlordprzekażemunowepolecenia.Powstrzymatonieproszonychgości,
atakżeijegosamegoodpokusynowychpenetracji.
PopowrociedodomuwpołudnieCarterodrazuzauważył,żecośsięstało.Kiedyotworzyłdrzwi,
panowałacisza.Byłtorodzajciszy,którybudziniepokój.Carterchciałzawołaćpapugę,abymu
wyskrzeczałaswojeporannetakeiteasy,alenapodłodzepośrodkupokojuujrzałwężagrubegojakręka.
Wążwiłsię,ajegoczarne,lśniąceciałobyłowprzedniejczęścizgrubiałe;powódtegozgrubienianie
budziłwątpliwości.Napodłodzerozsianebyłyżółtepióra,oznakanierównejwalki.
*
ProfesorFrançoisMilléquantbyłodpoczątkuprzekonany,żeterenwykopalisknapółnocodpiramidy
wSakkarzeokażesięjałowy,cozaostrzałoitakjużnapiętestosunkiwśródzałogi.Imiałrację.Choć
wszyscymieszkaliwtymsamymdomuimielijednąwspólnąsypialnię,Milléquantid’Ormesson
porozumiewalisiętylkopisemniealbozapośrednictwemToussaintaiCoursiera.
Wyglądałotomniejwięcejtak:„PanieToussaint,niechpanłaskawieprzekażepanud’Ormessonowi,
żejegoostatnieteoriesąrówniebłędne,jaknaiwneinieposunąnasaniokrokdalej.”Naco
d’Ormesson,choćprzebywałwtymsamympomieszczeniuwodległościkilkukroków,odpowiadał:
„PanieToussaint,proszęprzekazaćpanuMilléquantowinastępującąodpowiedź:Niemamochoty
marnowaćczasuzdyletantem.”Panowiezapisywaliwszystko,comielidopowiedzenia,idlapewności
palilikartki,kiedyprzyjęliichtreśćdowiadomości.
Trzejwybitninaukowcy,którychzmuszonodorealizowaniategosamegoprojektu,mająwystarczające
powody,bytraktowaćsiebiejakwrogów;aletrzejnaukowcy,którzyczująsięzagrożeniwswojej
integralności,awdodatkumająpoważnewątpliwościcodoprzeszłościpozostałych,stająsię
śmiertelnymiwrogamiiusiłująpomniejszyćsukcesprzeciwnika,zanegowaćnoweteorie,utrudniającw
tensposóbrealizowaniewłaściwegozadania.PodczasgdyCoursierwykazywałnajwięcejpewności
siebieizarównowobecMilléquanta,jakiwobecd’Ormessonaprzestrzegałpewnychnormuprzejmości,
tamcidwajjużpokilkutygodniachtaksięporóżnili,żed’Ormessonzapomniałoswoimszlachectwiei
pewnegorazuuderzyłMilléquantawtwarz,ażspadłymuokulary.Powodembyłarozmowapodczas
kolacji,którapoutarczcesłownejzamieniłasięwostrąkłótnię;Milléquantnazwałkolegęnędznym
fałszerzemsztuki,któregooddawnanależałobyutrącić.
NaszczęściedozespołunależałEmileToussaintzDeuxièmeBureau.Chociażbyłnajmłodszy,jego
surowywyglądiostresłowawypowiadanebezogródeksprawiały,żecieszyłsiępewnymautorytetem
nawetuobuprofesorówiniejednokrotniemusiałwystępowaćwrolimediatorapodczasutarczek
słownychobupanów,któregroziłyrękoczynami.
PotrwającychkilkatygodniposzukiwaniachnapółnocodpiramidyfaraonaDżosera,podczasktórych
coprawdawydobytoliczneodłamkiifigurkinaśladującemumie,alenienaprowadziłyonenanastępne,
większeodkrycia,grupabadaczyudałasiędalejwkierunkuzrujnowanejświątyniIzis;zaczęliprzytym
poszukiwanianachybiłtrafił,kierującsiękompasem,wkierunkuzzachodunawschód.Moglibytorobić
takżeidącdoDahszurualbonawschódodkompleksugrobówSechemcheta,albopoddrzwiamiswojego
domostwa,kierowalisiębowiemjednymtylkomotywem:chcieliodkryćśladImhotepa.
Dawnojużzrezygnowalizeswychpoczątkowychplanów,bywykopaliskamiibadaniamiodwrócić
uwagęodinnychdokumentów,ponieważkonsulSachs-Villatte,mimopomocywywiadufrancuskiego,nie
dostarczałimżadnychnowychinformacji,któremogłybyposunąćdalejbadania.Takwięcichpraca
podobnabyładoszukaniaigływstogusiana,przyczymmusieliudawać,żeszukająwszystkiego,tylko
niegrobuImhotepa.
NastrojeFrancuzówbyłybardzozłe,kiedynapoczątkulistopadanatknęlisięnapagórek,podktórym
byłapieczara.Miejscetoznajdowałosięwodległościparusetmetrówodowegopunktu,gdzieMariette
przedprzeszłosiedemdziesięciulatyodkryłlabiryntbykówApisa;równieżokolicznościodkryciabyły
podobne.Ztątylkoróżnicą,żeMariettemiałnadnimiprzewagę:podczasswoichposzukiwańopierałsię
bowiemnaźródłachantycznych,wktórychbyłaopisanalokalizacjajakiegośgrobuwtejokolicy.
ProfesorMilléquantzbytwcześniezdradziłhasło„faraon”,cospowodowałoprzerwanierobótna
szerokąskalęiograniczyłojetylkodościsłegogrona.Aletenkrokokazałsięprzedwczesny.Pagórek
zawierałbowiemgróbNefera,poborcypodatkowegokrólaDżosera,awięcwspółczesnegoImhotepowi.
Jakwieleinnychgrobówwtejokolicybyłwielokrotnieplądrowanyipozamumiamimałpiibisów
zawierałtylkokilkauszkodzonychdzbanów.
Chociażgróbprzyniósłniewielepodwzględemnaukowym,atakżeniemiałznaczeniaw
poszukiwaniuImhotepa,MilléquantświętowałswojeodkryciejakowielkiewydarzenieikonsulSachs-
Villatteztrudempowstrzymałgoprzedrozgłoszeniemwiadomościotymznalezisku.Milléquantnalegał,
byzbadaćówgrób.Uważał,żedopieroporozszyfrowaniuwszystkichhieroglifów,którymibyłyusiane
ściany,możnabędziestwierdzić,czyniemataminformacji,dotyczącychmiejscapochówkuImhotepa.
Jaknależałosięspodziewać,d’Ormessonsprzeciwiłsiętemu.Grób,argumentowałprofesorz
Grenoble,byłjużwielokrotnieodkrywany,przeszukiwany,inależyprzypuszczać,żetekstyhieroglificzne
zostałyjużzbadane.
Milléquantniezgadzałsięzd’Ormessonem.Niesądźmy,żegrabieżcygrobówiawanturnicyw
ubiegłychstuleciachznalisięnahieroglifach,rzekł.TotrafiłodoprzekonaniaiSachs-Villatte
zdecydował,żegróbNeferawrazzdwiemabocznymikomoraminależynajpierwuwolnićodgruzów,a
następniebliżejzbadać.
JeszczepodczaspracprzyusuwaniugruzuPierred'Ormessonzabrałsiędoodczytywanianapisówna
ścianach;niektórebyłyzniszczonealboźlesięzachowały.Tekstyzawierałyznanejużzinnychgrobów
modłyżałobnekierowanedoHorusaijegoojcaOzyrysa,któremiałyułatwićzmarłemubytowaniena
tamtymświeciewedługjegowłasnejwoli.Potygodniumiejscezostałooczyszczonezpiaskuigruzu,tak
żemożnabyłorozpocząćbadaniemumiizwierzątorazdzbanów,któreznajdowałysięnawschódod
właściwego,splądrowanegojużskromnegokamiennegosarkofagu.
Dzbany—dwapęknięte,wielkościczłowieka,isiedemdalszych,opołowęniższych,opatrzonych
napisami—byłypuste.Pracawtymgrobowcubyładośćniebezpieczna,ponieważsklepieniawe
wczesnejepocearchitekturybudowanopłaskolubspiczastoiczęstowystarczyłoniewielkieprzesunięcie
ciężaru,bygrobowiecsięzawalił.
Profesord’Ormessonpotrzebowałdwóchtygodni,byodczytaćhieroglify;wolałpracowaćwnocy.
Zachwycałsiępoezjąposzczególnychpieśniipodczaswspólnychposiłkówrecytowałjetak,jaksię
recytujesuryKoranuwmeczecie.
Wtymitakjużciasnympomieszczeniu,gdziemieszkali,zrobiłosięjeszczeciaśniej,gdyMilléquanti
ToussaintzaczęliznosićzgrobuNeferaigromadzićsetkamimumiemałpiibisów,atakżedzbanylubto,
coznichpozostało.Mumie—najmniejszedługościramienia,największezaświelkościdziecka—
okazałysiębezwonne,aledrobnypył,jakisięznichrozprzestrzeniał,stałsięwkrótcetakdokuczliwy,że
Francuzizaczęlinarzekaćnatrudnościzoddychaniemiłzawienieoczuirozglądalisięzanowąkwaterą.
PozaMilléquantem,odkrywcągrobu,któryczułsiędrugimMariette’em,niktzzespołuniebył
zachwyconyznaleziskiem.Tekstyhieroglifówmiałyniewielkąwartośćarcheologiczną,ponieważw
podobnejlubinnejformiewystępowałyjużwwieluinnychgrobach,arzeźbybyłyzniszczonewskutek
przesuwaniasięziemilubprzezgrabieżców.Całyinwentarzpobliższymzbadaniuokazałsiętakmało
ciekawy,żenawetMilléquantzgodziłsięzpropozycją,bymumieidzbanyumieścićzpowrotemw
grobowcu.NieznalezionożadnejwskazówkidotyczącejImhotepa.Wtejsytuacjiniewydawałosię
wskazane,byrobotnicyprzenosilimumieiskorupyzpowrotemdogrobu,bonawetgdybygróbNefera
zostałzamurowanylubwjakiśinnysposóbzamknięty,wiadomośćmogłabyprzyciągnąćrabusiów.A
przecieżFrancuzommniejchodziłoozawartośćgrobuniżoto,bytenkrokniezwabiłpodejrzanych
typów,któreodtądmogłybyichśledzićiprzeszkadzaćwwykonaniuzasadniczegozadania.
Takwięccałaczwórkapostanowiła,żeto,cowyjęlizgrobu,odniosąsamiwnocyzpowrotem,
grobowieczamurująinazajutrzzacznąkopaćgdzieindziej.Kierownikaegipskichrobotnikówmieli
poinformować,żeodesłalicałyinwentarzdomuzeumwKairze.Okołopółnocypraca,którapostronnemu
obserwatorowimogłabysięwydaćdziwna,zostałazakończona.ZanimFrancuzizabralisiędo
zamurowywaniagrobowca,zrobilisobieprzerwę;następniepracęmiałprzejąćEdouardCoursier.
Powietrzewdomubyłoduszneigorącemimonocnegochłoduitakpełnekurzu,żemężczyźniwoleli
pracowaćnazewnątrz.Krążyłabutelkaczerwonegowina,panowałamartwacisza.Wydawałosię,że
nawetszakaleiinnezwierzętapustyniposzłyspać.
—Napróżno,wszystkonapróżno!—powiedziałd’Ormessonijakkońgrzebałnogąwziemi.Choć
byłodwróconyplecamidoMilléquanta,tenzrozumiał,żealuzjadotyczyłajego,iodrzekł,zwracającsię
doToussainta:
—Jutroprofesord’Ormessonzacznienanowokopanie,któregonaprowadzinatropImhotepa.
Toussaintroześmiałsięiłyknąłtrochęwinazbutelki.
—Gdybytomożnawiedzieć,jakdalekoposunęlisięinni.Czasamisięzastanawiam,czynie
powinniśmyprzerwaćtupracyizacząćodnowa?
—Copanmanamyśli?—zapytałd’Ormesson.
—Taksobiemyślę,czynieosiągnęlibyśmywięcej,gdybyśmygrzebaliwarchiwachzamiasttutaj.Bo
szczerzemówiąc,najbardziejpożytecznewskazówkipochodzązdokumentów,zmuzeów,aniektórez
nichmająjużdziesiątkilat.
—Jeszczedziśgotówjestemprzerwaćtupracę—wpadłmuwsłowod’Ormesson,alezarazurwałz
niepokojem.Głuchedudnieniewstrząsnęłoziemią.
—GdziejestCoursier?—zawołałMilléquant.—PanieCoursier!
—Cisza.
Milléquant,d’OrmessoniToussaintpobiegliwstronęgrobowcaNefera.Toussaintwymachiwał
lampąkarbidową.
—PanieCoursier!—wołałwciemność.—PanieCoursier!
Wświetlelampyujrzeli,żeziemianadgrobemNeferasięzapadła.
—PanieCoursier!PanieCoursier!—wołalimężczyźninazmianę.Tam,gdzieznajdowałosię
wejście,ziałagłębokadziuraiunosiłsiępył.
—OBoże,Coursier!—jęknąłMilléquant.
Toussaintpierwszysięopanował,obwiązałustainoschusteczkąiwszedłdokrateru.
—Czypanoszalał?—Milléquantbiegałdokoładołuipowtarzał:—Czypanoszalał?
Toussaintbyłtwardywobecinnych,aletakżewobecsiebie.Zlampkąupasawszedłdodołu.Byłoto
bardzotrudne,boniektórepłytysklepieniapopękałylubsięzaklinowały,aponadtoistniało
niebezpieczeństwo,żepodciężaremToussaintadalejsięprzesuną.
NadniekrateruToussaintujrzał,żewejściedogroburównieżsięzapadło,alepozostałoniskie
przejście.Niemyślącdługo,Toussaintwziąłlampkęwzębyiwczołgałsiędośrodka.Niezdawałsobie
terazsprawyzgrożącegomuniebezpieczeństwa.
Głównakomorasięzapadła,alewprzednimlewymkąciemożnasiębyłowyprostować.Toussaint
podniósłlampę.Odurzyłgosyczącygazkarbidowy,wydostającysięprzezszparywlampie.Gęstypył
zasłaniałwidok,takżeToussaintwidziałzaledwienaodległośćdwóchmetrów.Alewystarczyłblask
światła,bydojrzeć,żepłytakamienna,któradotądpowstrzymywałasklepienieprzedzawaleniem,teraz
tylkozbokutrzymasięmuruinadobrąsprawęjużdawnopowinnasięzawalić.
Toussaintwciągnąłgłowęwramiona,byuchronićsięprzedniebezpieczeństwem,izrobiłkilka
krokówwkierunkubocznejkomory,gdzieznaleźlidużedzbany.Przejściewytrzymałonaciskzgóry,
równieżmurzlewejstronyocalał.NaileToussaintmógłdojrzećwsłabymświetlelampy,spadające
sklepieniezmiażdżyłodzbanyznajdującesięwprzedniejczęści,tylnanatomiastzostałaprzywalona
kamieniami.—Alecotobyłyzakamienie!Wysokościczłowieka,alenieszerszeniżdłoń,piętrzyłysię
tak,jakbyzmiażdżyłajerękaolbrzyma.Tworzyłyjakbyjaskinieipodobnedonamiotówkryjówki.
Toussaintoświetliłcałewnętrze,alenigdzieniebyłośladuCoursiera.
Jeślizostałpogrzebanypodsklepieniem,towszelkapomocmijasięzcelem,amożeCoursierwcale
niebyłwkomorzepodczaskatastrofy,możeuniknąłnieszczęściaiuciekłwnoc,Bógwiedokąd.Inaraz
Toussaintaogarnąłstrach,żewpierwszymimpulsie,abyprzyjśćzpomocą,naraziłsięnatakwielkie
niebezpieczeństwo;myśl,żemógłbyzostaćzasypany,takgoprzeraziła,żestałjaksparaliżowany.
Daremnieusiłowałstawiaćstopęzastopą;jegostrachrósł,osunąłsięnakolanaichoćmógłsię
wyprostować,zacząłsięczołgaćkuwyjściu,posuwającprzedsobąsyczącąlampękarbidową.
Wgłównejkomorze,tamgdziegruzypozostawiływąskieprzejście,Toussaintnagleujrzałprzedsobą
sztywnądłoń.Ramiębyłomniejwięcejwpołowiezmiażdżoneprzezpłytę.Możnasiębyłotylko
domyślać,żetoCoursier.
Toussaintuniósłlampę.Ziemiawokółbyłazabarwionanaczerwonokrwią.Obokleżałciemny,
zwiniętywrolkępapier;wydawałosię,żewypadłCoursierowizręki.Toussaintpodniósłzwitek.
Bólzpowodutragediiczłowieka,zktórymodtygodnidzieliłciasnepomieszczenie,załamał
Toussainta.Oczynapełniłymusięłzami,tentwardyczłowiek,któryniepamiętał,kiedyostatnirazpłakał,
terazszlochał,ajednocześnieczuł,żenogiznówsąmuposłuszne,żemożenimiporuszać,szybkowięc
wydostałsięnapowierzchnię.
Milléquantid’OrmessonstaliwmilczeniuispoglądalipytająconaToussainta.Tenskinąłtylkogłową
idałznakrękąwkierunkudomu.Oznaczałoto:Niedasięjużniczrobić.Wracajmy!
WdomuEmileToussaintopisał,jakznalazłCoursiera.Siedzieliwszyscydokołajedynegostołu,
popijaliczerwonewino,przytymMilléquantid’Ormessonporazpierwszyoddługiegoczasu
rozmawializesobą.Toussaintjakbyodniechceniawyciągnąłzkieszenizwiniętypapier,któryznalazł
obokCoursiera.ObajprofesorowieprzyglądalisięToussaintowizciekawością,kiedywygładzałpapier.
—ToleżałoobokrękiCoursiera—rzekłToussaint.Byłtostary,szarobrązowypapierdopakowania,
wwielumiejscachporwany,wielkościotwartejksiążki.Toussaintpołożyłpapiernastole,abywszyscy
mogligojednocześnieobejrzeć.
Papierbyłdośćstary,wielokrotnieużywany,albowiemrysunki,którymibyłpokryty,wykonane
grubymołówkiemstolarskim,wwielumiejscachuległyzatarciu.Przedstawiałyprzeważniemałe
symbolegeometryczne:trójkąty,kwadratyikołapołączoneliniami.Zagadkowedwu-itrzycyfrowe
liczbyuzupełniałyobraz.
—Czyktośzwassiędomyśla,cotojest?—zapytałToussaint.
D’Ormessonprzysunąłdosiebiepapier,obracałgonawszystkiestrony,przytrzymałpodświatło,
potempodałMilléquantowiirzekł:
—Niemampojęcia.
—TenpapiernapewnowypadłCoursierowizręki,alejaksiętamdostał?
Milléquantodchyliłsięnakrześle,trzymałpapierobiemarękamiicośmruczał,nacoinninie
zwracaliuwagi.
—Każdegoznasmogłotospotkać—odezwałsięd’Ormesson,napiłsięwina,otarłustarękawem,
usiłowałznaleźćnajwłaściwszewtejsytuacjisłowa.—Musimygojutrostamtądwydostać.Czysądzi
pan,żetobędziemożliwe?
Toussaintwzruszyłramionami.
—Potrzebnanamdźwigarka.Jeśliudasięunieśćpłytę,któraprzygniotłaCoursiera,będziemożnago
wydobyć;aleniejesttobezpieczne.
—Tobyłrównychłop—rzekłprofesord’Ormesson—alenapoczątkuwcalegonielubiłem.Robił
wrażenie,żebardziejznasięnakobietachniżnastarożytności,myślałem,żetotyp,któryzdolnyjestdo
wszystkiego,coprzynosipieniądze.Bywajątacyludzie.
Toussaintpotrząsnąłgłową.
—Coursierbyłznakomitymnaukowcem;mógłcałkiemdobrzeżyćztego,coodziedziczył,ale
pracowałwCollègedeFrance,bomutosprawiałoprzyjemność.
Milléquantzacząłprzecieraćokulary,nieodwracającprzytymwzrokuodpapieru,imruczał:
—Ciekawe,ciekawe—kręcącprzytymgłową.
Toussaintid’Ormessonprzysunęlisiębliżej.
—Copanotymsądzi,profesorze?—zapytałToussaint.
Milléquantwłożyłokulary,postukałpalcemwzniszczonypapierirzekł:
—Niejestempewien,alewydajemisię,żechodzituoplansytuacyjnySakkary.
ObajprofesorowiespojrzelinaMilléquantazaskoczeni.Jeślitobyłplan,towyglądałcałkieminaczej
niżten,którymsiędotychczasposługiwali.
—Oczywiściejesttostaryplan—dodałMilléquant—maconajmniejpięćdziesiątlat.Popatrzcie
tutaj!—Wskazałnaprawyróg,gdziewyraźniebyłowidaćliteryA.iM.
—„A”kropka,„M”kropka?Cotoznaczy?—zapytałToussaint.
—Ajakpanmyśli?—zapytałMilléquant,zwracającsiędod’Ormessona.
—Sądzę,żeobajmyślimytosamo:AugusteMariette.
—Słusznie.
Nagleludzieprzystoleotrzeźwieli.D’Ormessonprzysunąłdosiebiepapier,pozostaliwyciągali
szyje..
—Tutaj—rzekłMilléquantiwskazałpalcemnatrójkątpośrodku.—TopiramidaDżosera.Na
północnywschódodniejjestpiramidaUserkafa,napołudnieUnasa,ajeszczedalejSzemcheta.Cztery
trójkąty,którerazemtworząniemallinię.
—Przypuśćmy,żetateoriajestsłuszna—rzekłToussaint—wobectegonapółnocnyzachódod
piramidyDżoserapowinienbyćzaznaczonylabiryntbykówApisa.
—Zgadzasię!—zawołałd’Ormesson.—Spójrzcienategrabie—toSerapeum.
Mężczyźnipowolizaczęlisięorientowaćwtajemniczymplanie,ustalaligrobowceoznaczone
kwadratami,kółka,którenajwidoczniejmiałyszczególneznaczenie,jakdomwpobliżuSerapeum,i
odczytywaliodległościpodanewmetrach.
Rzeczjasna,żeplanównasuwałwielepytań.Naprzykład,wjakisposóbCoursiergozdobył,
dlaczegomiałgozesobąwgrobieNefera,dlaczegoprzemilczałwobecnichistnienietegodokumentu.
Wydawałosięwprostnieprawdopodobne,żebyCoursierznalazłówplanwgrobieNeferaakuratwtedy,
kiedywnosilitamzpowrotemtenbeznadziejnyinwentarz.Czyplankryłwsobiejakąśwskazówkę,którą
Coursierzniewiadomychprzyczynchciałprzednimiukryć?Amożegróbtenzawierałjednakcoś
ważnego,couszłoichuwagi?
Jeszczetejnocyzdecydowalisięujawnićhasło„faraon”,poinformowaćkonsulaSachsa-Villatte’ao
śmierciCoursiera,zaprzestaćrobótizaczekaćzwydobyciemzwłok,dopókinienadejdąbliższe
instrukcjezAleksandrii.Robotnicymielinazajutrzrozpocząćkopaniewcałkieminnejokolicynapółnoc
oddomu;dostępdogrobowcaNeferapostanowiononaraziezagrodzić.
Tejnocyniktniemyślałospaniu.Milléquantmarzył,abyjegogróbmiałwiększeznaczenie,niż
wszyscysądzili;d’Ormessonzazdrościłkoledzesukcesu,alechętnieskończyłbyjaknajprędzejto
kopanie;ToussaintzaśwciążmiałprzedoczamiwystającąspodkamienisztywnąrękęCoursiera.
TakwięcFrancuzizabralisiędoporównywaniaplanuMariette’azwłasnymplanem,sporządzonym
zgodnieznajnowszymstanemnauki.Pracatabyłaszczególnietrudnaprzedewszystkimdlatego,żeprzy
każdymobiekcienależałostwierdzić,czybyłonnowszejdaty,czyteżjużznanyzaczasówMariette’a.
Przyanalizowaniutychrysunkówokazałosięzcałąpewnością,żechodziłotuoplanSakkary.
Zasadniczotakiplanniemawsobienictajemniczego,cobyusprawiedliwiałoukrywaniegoprzed
towarzyszami.Wkażdymraziepoprzeanalizowaniuwszystkichzaznaczonychnastarymplanieobiektów
pozostałokółkooznaczonekrzyżykiem;stanowiłoonodlaFrancuzówzagadkę.Miejscetoznajdowałosię
nazachódodpiramidyDżosera,niezawierałożadnychdanychowielkościinajwidoczniejleżałow
okolicy,którądotychczasomijałypracewykopaliskowe.
Milléquantpostawiłzatempytanie,czyMarietteniebyłjużnatropieImhotepa,cowywołałowybuch
śmiechud’Ormessona.Mariettebowiembyłwprawdzieniedbaływdokumentowaniuswychbadańi
raczejwolałposługiwaćsięmateriałemwybuchowymniżstarympismem,kiedynależałocośwykryć,ale
poszukiwańImhotepaniedałobysięwżadensposóbzachowaćwtajemnicy.
Niewielebrakowało,aprofesorowieznówbysięposprzeczali,gdybyToussaintniewtrąciłuwagi,że
podczasubiegłychtygodnikierowanosięmniejważnymiwskazówkamiiżewartospróbowaćpójść
tajemniczymtropemMariette’a;warcheologiiniemanicniemożliwego.Toussaint—jaksampodkreślał
—niechciałbysprawiaćwrażenia,żezgadzasięzMilléquantem,bydokumenttenprzesłaćdoDeuxième
Bureauwcelusprawdzeniawiekuiautentyczności,alemyśltabynajmniejniewydajesięabsurdalna.
Nazajutrzgróbprowizoryczniezamkniętożelaznymogrodzeniem.Niezwróciłotoniczyjejuwagi,bo
wszystkiegrobywtejokolicyzamykanowpodobnysposób.MilléquantwysłałdokonsulaSachsa-
Villatte’awAleksandriitelegramnastępującejtreści:„Faraon—stop—obecnośćpilniepotrzebna—
stop—Milléquant.”
PaulSachs-VillatteprzybyłnazajutrzdoSakkaryswoimwozem,aleuznałzawskazane,abyostatnie
dwakilometryodbyćnawynajętymośle;wtensposóbniewzbudziniczyjegozainteresowania.Istotnie
byłotosłuszne,ponieważwrozległejSakkarzewrzałojakwulu.Turyścizcałegoświata,zachęceni
raportamizpodróżyzamieszczanymiwrozmaitychmagazynach,urządzaliwycieczkidotegomiasta.
AutobusyCookatłoczyłysięnaubitympiaskupustynidopiramidyDżosera,aprzewodnicyzachwalali
wewszystkichjęzykachbudowlęmądregoImhotepa.
PodczasnaradywkwaterzeFrancuzówomawianodalszyplanprac.EmileToussaintzDeuxième
Bureauznówstałsiętwardyisurowyiprzekonywał,bypozostawićciałoCoursieratam,gdziejest,oraz
byzgłosićjegozaginięcie,boinaczejprzyniesietotylkoniepożądanekomplikacje.Profesorowie
zaprotestowali,równieżkonsulniemógłsiępogodzićztakimplanem;przecieżoficjalnymelduneko
zaginięciuzmobilizujeurzędyispowodujezainteresowanieprasy;wszyscybędądociekać,wjakich
okolicznościachdoszłodonieszczęścia.Atomożesprawić,żeichwłaściwezadaniezostanieujawnione.
Wreszcieprzystanonapropozycjękonsula,abywydobyćwnocyciałoCoursieraiprzewieźć
sanitarkądomisjifrancuskiejwAleksandrii,astamtądwrazzoficjalnymświadectwemzgonuwysłać
najbliższymstatkiemdoMarsylii.Całaakcja,jeślisięjąsprawnieprzeprowadzi,zajmieniewięcejniż
osiemnaściegodzin.Toussaintprzejąłkierownictwo.
Najbliższystatekonazwie„Fraternité”odpływałwieczoremtrzeciegodnia,dlategoteżciało
Coursieranależałowydobyćnocąnastępnegodnia.
Dźwigarkaiłomybyłynamiejscu.Toussaintid’Ormessonpodjęlisiętegoniebezpiecznegozadania.
Wgodzinępozachodziesłońcaruszyliwdrogę.
KonsulSachs-Villattetrzymałwartęuwejściadogrobowca,Milléquantpozostałwdomu.
RówninaSakkarypogrążonabyławciszy;choćzniebaspływałorzeźwiającychłód,piaseknapustyni
wydzielałjeszczeżardnia.Dwaosłynależącedoekipydźwigałyskładanenosze,narzędziailampy.Pod
pretekstemtransportuchoregozamówionosanitarkęnadwunastąwnocy.Toussaintid’Ormessonmieli
pełnetrzygodziny.
PierwszyodważyłsięzejśćToussaint,beznarządzi,jedyniezlampą.D’Ormessonspuściłnalinie
dźwigarkęinarzędzia,następniesamzszedł;drżałnacałymciele,niebyłprzyzwyczajonydotakich
wysiłków.
—Pandrżyjakosika!—zawołałToussaint,kiedyprofesorzszedłnadół.
—Nicdziwnego—odparłprofesorzwisielczymhumorem—niecodzieńwykonujętakiezadanie.
—Aprzecieżnajtrudniejszezadaniejestdopieroprzednami.
D’Ormessonstarałsięzorientowaćwgrobowcu.Zawalonewejście,którenależałopokonaćna
czworakach,wyglądałogroźnie;profesorgotówbyłzrezygnować,gdybyToussaintnieznikłpomiędzy
zaklinowanymipłytami.D’Ormessonmusiałiśćzanim.Nabrałgłębokopowietrza,ukląkł,następnie
poczołgałsiędoprzodu.Wąskieprzejściemiałosześćdosiedmiumetrówdługości,aleświadomość,że
spiętrzoneodłamkisklepieniawkażdejchwilimogąnanichrunąć,spowodowała,żetesiedemmetrów
wydawałosięnieskończeniedługie.AwogólejakprzetransportowaćzwłokiCoursieraprzeztoniskie
przejście?
D’Ormessonwłaśniedotarłdokońca,gdyToussaint,którystałprzednimwyprostowany,wydał
głośnyokrzyk.Wołałcoś,czegoprofesorniemógłzrozumieć;sądziłpoczątkowo,żeToussaintskaleczył
sięodłamkiemskalnym,lecztenstałnieruchomo,wyciągałrękęzlampąijakskamieniałypatrzyłna
ziemię.
—Hej,cosięstało?—zawołałd’OrmessonipotrząsnąłToussaintem.
Tenwmilczeniuwskazałnajednązkamiennychpłytleżącychprzednimi.
—Coto?Nalitośćboską,cosięstało?—Profesorjeszczenigdyniewidziałtegotwardego
człowiekawtakimstanie.
—Coursier!—jęknąłToussaint.—Niemago!
—Cotomaznaczyć,żegoniema?MożezmartwychwstałjakChrystus?
—Niewiem.
—Głupiedowcipy,Toussaint!
—Nie!—zawołałten,wściekłychwyciłd’Ormessonazakołnierz,pochyliłmugłowęnadół.—
Niechpanpopatrzy.Spodtegokamieniawystawałajegoręka,widziałemnawłasneoczy.Terazkamień
jestuniesiony,aCoursieraniema.
D’Ormessonoświetliłdółlampą,następnieobróciłsiępowoli,skierowałświatłonakamień,
wreszciezaświeciłwtwarzTousaintowi.
—Ten,oślepiony,zasłoniłoczy.—Copanrobi,czypanzwariował?
D’Ormessonopuściłlampę;stalitakprzezchwilęwmilczeniu.
—Wiem,copanterazmyśli,profesorze—zacząłToussaintzewzrokiemutkwionymwpłytę.
D’Ormessonzrobiłledwiedostrzegalnyruchręką.
—Uważam,żejestmipanwinienconajmniejjakieśwyjaśnienie.
—Jakieznówwyjaśnienie?—wybuchnąłToussaint.—Samtegonierozumiem.Wiem,żepanwątpi
wmojezdrowezmysły,aleprzysięgam,żenawłasneoczywidziałemrękęCoursierapodtymkamieniem.
Otu...—Toussaintpostawiłlampęnaziemi.—Taciemnaplamatokrew.Atamwidaćśladyciągnięcia.
Możeterazmipanuwierzy.
D’Ormessonsiępochylił.Niewątpliwienapłyciewidaćbyłodużąciemnąplamę,wyglądałajak
zaschniętakrewpokrytakurzem.D’Ormessonwstał,przesunąłdłoniąpoczoleirzekł:
—Przypuśćmy,żewidziałpantunaprawdęCoursiera,alewłaśniedlategooczekujęwyjaśnienia.
—Dodiabłazwyjaśnieniem.Samniewiem,cootymmyśleć.Coursierniemógłstądwyjśćo
własnychsiłach,topewne.Pozatymonnieżył.Nieżył!—Toussaintoświetlałdokładniekażdykąt,
wciążpotrząsającgłową.
Niebyłorzecząprostąwytłumaczyćkonsulowicałąsprawę.Wybuchnąłśmiechem,kiedyusłyszał,że
ciałoCoursieraznikło,poprostuwziąłtozażartipotrzebabyłocałejsiłyperswazji,abygoprzekonać,
żetoprawda.Tentakzazwyczajwytwornyipowściągliwymężczyznakląłterazzawzięcie,ażprofesor
sięzdenerwowałizacząłtupaćwziemię.
—Czypanzdajesobiesprawę,cotooznacza?—zawołałcicho.—Toznaczy,żeoninasobserwują
przypracy.Aletoniewszystko!Coursierzapewnepracowałdlatamtych.
—Dlatamtych?
—DlaBrytyjczyków,Niemców,nacjonalistów,Amerykanów,diabliwiedząkogojeszcze!
—Jeślimiwolnosięwtrącić—rzekłd’Ormesson—pańskieargumentysąpozbawionelogiki.
Przypuśćmy,żeCoursiernaprawdęznieznanychnampowodówpracowałdlatamtych,żenaprawdę
poniósłprzytymśmierć,toprzecieżbyłobyidiotyzmemwydostawaćgozdołu;todopiero
naprowadziłobynasnajegopodwójnąrolę.
Zastrzeżenietobyłowpewnymsensiesłuszne.Alemusiałistniećjakiśpowód,żeCoursiera
potajemniewydobyto.Sytuacjabyłaniemalgroteskowa:otoDeuxièmeBureaumobilizuje
pierwszorzędnegoagenta
iwysokowykwalifikowanąekipębadawczą,byśledzićdziałalnośćobcegowywiadu,aokazujesię,że
onisamisąśledzeni.
WtychokolicznościachprofesorMilléquantodmówiłdalszejwspółpracy;niewykluczałbowiem,że
możeCoursiercoświedział,możebyłnatropieImhotepaiwszedłprzytymwdrogękomuś,ktobył
gotówna
wszystko.Wobectegonależysięzastanowić,czygróbNeferasamsięzawalił,czyteżwodpowiedniej
chwilispowodowanojegozawalenie.
Możliwe,żeodpowiedzinatewszystkiepytaniazawierałplanznalezionyprzyCoursicrze.Milléquant
id’Ormessonmocnowtowierzyli;konsulbyłzbytwstrząśnięty,bymócwyrobićsobiezdanie.Toussaint
powątpiewał.
*
Nazajutrzstatek„Alexandra”wypłynąłzAleksandriiwkierunkuSouthampton.Napokładzie
znajdowałasięzaplombowanatrumna,świadectwozgonubyłowystawionenanazwiskoCharlesa
Whitelocka,Glasgow.PrzewózodbywałsięnakosztbrytyjskiegoMinisterstwaSprawZagranicznych,
departament„IntelligenceService”.
BERLIN-LONDYN-BERLIN
Mężczyźnipanująnadkobietami
zewzględunato,żeBógdałwyższośćjednymnaddrugimi,
izewzględunato,żeonirozdajązeswojegomajątku.
Przetocnotliwekobietysąpokorneizachowująwskrytościto,cozachowałBóg.
Inapominajciete,którychnieposłuszeństwasięboicie,pozostawiajciejewłożach
ibijcieje!
Koran,suraIV
*
ZetknięciesięzkapryśnymbaronemspowodowałonieoczekiwanyzwrotwlosieOmara,Halimyi
Nagiba,Byliprzygotowaninażyciepełnewyrzeczeń,aotoznaleźlisięwwytwornymtowarzystwie,
samawzmianka,żesąprzyjaciółmibarona,otwierałaprzednimiwszystkiedrzwi.Baronprzydzieliłim
wjednejzeswychokazałychkamieniceleganckiemieszkaniewdzielnicy,gdzieniewidaćbyło
wałęsającychsiębezrobotnychanidługichkolejeknędzarzystojącychprzedgarkuchniąpodarmową
zupę.DwarazydziennieNagibudzielałswymprzyjaciołomlekcjiniemieckiego,resztęczasuspędzałw
prywatnymarchiwumbarona.
Przeglądanieistudiowaniemateriałówzabrałotrzytygodnieidostarczyłonieoczekiwanych
informacji,którewprawiłyichwistnąeuforię.OmariNagibdobrowolniespędzalicałenocew
archiwum,robilinotatki,snulirozmaiteteorie,poczymjeodrzucali.Potwierdziłosięprzytymto,co
przypuszczali,żemianowicieladyDawsontrzymaławrękuwszystkieniciwywiadubrytyjskiegoiżejej
organizacjabyłanajbliżejwyjaśnieniatajemnicyImhotepa,choćniekiedygrupaMustafaAgiAyata
deptałaimpopiętach.Nacjonaliściegipscy,wśródktórychAliibnal-Husseingrałgłównąrolę,
wydawalisięzesobąskłóceniiprzedewszystkimdążylidoosiągnięciaosobistychkorzyści,co
kolidowałozichwłaściwymizadaniami.CosiętyczyDeuxièmeBureau,torobotaFrancuzówbyłaraczej
nieprzenikniona,boczęstozmienialimiejscaiobiektyswychbadańimożnabyimzarzucić
powierzchowność,brakkompetencjiinaiwność,gdybynieówprzebiegłyToussaint,któryumiał
prowadzićpodwójnągręizwodzićludzinamanowce.
Fakt,żewywiadniemieckiśledziłpozostałewywiadytakdyskretnie,iżtenawetsięniedomyślały,że
Niemcywogólewiedząooperacji„Imhotep”,dowodziłsolidnejroboty.Takwięcniemogłoujśćuwagi
Freienfelsa,którylekceważyłpoczynaniabaronajakoniewinnemrzonki,żevonNostitzpracujezwłasną,
wdodatkudośćkompetentnązałogą;załogatazapomocąwszystkichinformacji,którychosobiście
dostarczyłprzyjacielowi,byławstaniekonkurowaćzwywiadempaństwowym,wdodatkunależałosię
obawiać,żezgarniamuśmietankąsprzednosa.
Takwięcdoszłodoburzliwejrozmowywbarzehotelu„Adlon”,przyktórejzobustronpadałyostre
słowa.VonNostitzpoczterdziestoletniejprzyjaźniwyrzekałsięFreienfelsa,tenzaśwymyślałbaronowi,
żejestegoistąbezsumienia.Sprawastałasiętymczasemzbytważna,bypozostawićjąwrękachtakiego
dziwakajakon,ajeślivonNostitztegonierozumie,tonależymutylkowspółczuć.
BaronvonNostitz-Wallnitznierozumiał.WezwałdosiebieOmaraiNagiba,objaśniłimpowstałą
sytuacjęizapytał,czymimowszystkowidząmożliwośćdalszejpracydlaniego;onzeswejstronygotów
jestudzielićimwszelkiejpomocy.
DotychczasaniAnglicy,aniNiemcy,aniFrancuzi,mimodużegonakładusiłipieniędzy,nieosiągnęli
znaczącychrezultatów,ato,rzekłOmar,jestodpowiedziąnapytaniebarona.Niemasensukopaćłopatą
pustyniiszukaćgrobuImhotepa,skoronawetniewiadomo,gdzietenboskijestpochowany.
VonNostitzpowiedział:
—NiewierzypanwSakkarę?
—Cotamwierzyćczyniewierzyć!—wtrąciłNagib.—Niemażadnychwskazówekwtekstachz
piramid,żebudowniczypiramidyfaraonajestpochowanywtymsamymmiejscu,gdziejegokról,awięc
jakbywcieniujegopiramidy.Niejestcałkiemwykluczone,żeImhotepznajdujesięwSakkarze,bobyła
tonekropoliaMemfis,MemfiszaśbyłostolicąNowegoPaństwa,aletowcaleniejestpewne.
—Brzmitotak,jakbyśledziłpaninnytrop!
—Narazietroppewnegotropu—rzekłOmar.—Uważam,żepowinniśmypracowaćdalejtam,
gdzieponiósłporażkęten,ktonajbardziejzbliżyłsiędotajemnicy.
—Okimpanmówi,Omarze?
—MówięoprofesorzeHartfieldzie.Posiadałonnajwiększąwiedzę,prawdopodobniemiał
najważniejszyfragmentowejtablicy,którastanowikluczdowszelkichposzukiwań.
—AleHartfieldnieżyje.Jacyśagencigozabili.Toprzecieżjasne.
—Nicniejestjasne—odparłOmar—nicniejestjasne,pókiniezostanieodnalezioneciało
Hartfielda.
Baron,podniecony,wymachiwałrękami.
—Chybaniemyślipanpoważnie,żepaniHartfieldzostałazamordowana,aprofesoruprowadzonyi
żeterazmusigdzieśwukryciukontynuowaćswojąpracę?
—Tocałkiemmożliwe—stwierdziłOmar.
—Anaczymopierapanswojeprzypuszczenie?
Omarwzruszyłramionami,nabrałgłębokopowietrzaiuderzyłsięwpiersi.
—Możetotylkoidéefixe,alemamjakieśdziwneuczucie.InawetjeśliHartfieldjużnieżyje,musimy
siędowiedzieć,cosięznimstało.
Nagibprzytaknął,baronzaśpotrząsałgłową.
—Ileczasuminęło,odkądHartfieldznikł?—zapytałwreszcieNagib.
—Wedługpańskichdokumentówdokładnieczterylata.Wiemtozesprawozdanialondyńskiego
„Times’a”zczwartegowrześniaosiemnastegoroku.ŻonęHartfieldaznalezionopóźniejmartwąopięć
kilometrównazachódodSakkary.Poprofesorzeniebyłośladu.
—PięćkilometrównazachódodSakkary?Czego,naBoga,takobietaszukałanaPustyniLibijskiej?
Omarroześmiałsięzgoryczą.
—Gdybyśmytowiedzieli,bylibyśmykawałdrogidoprzodu,aletegoniewiemy.Podczas
przeglądaniapańskichdokumentównatrafiłemcoprawdanaciekawyszczegół.Podobnowywiad
państwowydowiedziałsię,żeprzyzmarłejpaniHartfieldznalezionolist...
—Ach,niechpandaspokój!Zmarlinaogółnienosząlistówprzysobie.Napewnowsuniętojejten
list,abyodwrócićuwagęodczegośinnego.Owieleciekawiejbyłobydowiedziećsię,jakibyłpowód
jejśmierci.Iwjakisposóbumarła?
—Toniewynikazakt.Tyletylko,żeniebyłożadnychzewnętrznychobrażeń,żadnychśladów
przemocy.
Baronchodziłzamyślonypopokoju.Naglezapytał:
—Acobyłowliście?
—Byławnimmowaospotkaniuwhotelu„Savoy”wKairze.Mianotamprzekazaćodciski
kamiennejtablicyzasumę,którazapieradechwpiersiach.
—Ile?
—Dziesięćtysięcyfuntów.
—Dziesięćtysięcyfuntów!Tokupapieniędzy.
—Tomajątek.Tyle,żeHartfieldowieniebyliubogimiludźmi.Niepotrzebowalipieniędzy.Jego
kamienicewBayswateriPaddingtonprzynosiływiększydochód,niżprofesormógłwydać.Wobectego
należyprzypuszczać,żepaniHartfieldnieposzłanatakąofertę.
TymczasemNagibprzerzucałpapiery,wyciągnąłkopiępewnegodossierwywiadu,któredotyczyło
zagadkowegolistu.
—O,proszę—rzekł—dwunastegopaździernikatysiącdziewięćsetosiemnastegoogodzinie
jedenastejmiałonastąpićprzekazanie.Alewidaćdotegoniedoszło.
Baronsięzastanawiał.
—Zacznijmyodtego,żemapanracjęiżeHartfieldjeszczeżyje.Gdziezacząłbypanswoje
poszukiwania?
—Niechpanposłucha—rzekłOmarbezwahania—nieszukałbymtam,gdziewszyscydotąd
szukali,czyliwSakkarze,lecznaraziebadałbymotoczenieprofesorawLondynie,tamskądpochodzi.
Niejestemzatym,bywykorzystywaćinformacjeobcychwywiadów.Jeślimanamsięudać,przede
wszystkim,jeślichcemywyprzedzićinnych,musimyobraćwłasnądrogę.
Zdecydowanie,zjakimOmarprzedstawiałswojeracje,spodobałosiębaronowi,jużnazajutrz
dostarczyłmupaszportiwizęiwysłałgodoAnglii,wyposażywszywznacznąsumępieniędzy.Halima,
którejcorazbardziejpodobałosiężyciewBerlinie,pozostała,Nagibzaśotrzymałzezwoleniena
przebadaniearchiwumNowegoMuzeum.Oficjalniechodziłooskatalogowanieeksponatówegipskich,
naprawdęzaśNagibainteresowałymeldunkiowykopaliskachikorespondencjawszystkichdziałających
wEgipcieniemieckicharcheologów.
Początkowourzędnikwministerstwieodmówiłwydaniatakiegozezwolenia,alenainterwencję
baronaministerosobiściewyraziłzgodę.Powodemtejostrożnościzestronyministerstwabyłaafera,
którastałasięświatowąsensacją.PewienberlińskiarcheologznalazłprzeddziesięciulatywEgipcie
popiersiekrólowejNefreteteiomijającustawy,przewiózłjedoNiemiec.Gdysprawawyszłanajaw,
wywołałakomplikacjenaturydyplomatycznejiEgipcjaniestaralisięodtądbezskutecznieodzyskać
swojąwłasność.
*
OmarpopłynąłstatkiemdoDover,stamtądpociągiempospiesznymudałsiędoLondynu,gdzie
punktualnieoosiemnastejdziesięćwysiadłnaVictoriaStation,wsiadłdoczarnejtaksówkiipojechał
obokBuckinghamPalace,ParkLaneiMarbleArchwkierunkuBayswater.WpobliżuPaddingtonStation,
gdzieHarrowRoadzakręca,Omarwynająłpokójwhotelu„Midland”,pierwszejkategorii,jeśliwierzyć
prospektowi,izapytał,wypełniającformularzmeldunkowy,jakdalekostąddoGloucesterTerrace.
PortierpochwaliłznakomitąangielszczyznęcudzoziemcaiwskazałOmarowidrogę.Byłotonajwyżej
pięćminutodhotelu.Omarposzedłodrazudołóżka,abysięwyspać.
Nazajutrzświeciłosłońce,cowLondyniezdarzasięczęściej,niżsiępowszechnietwierdzi.Omar
zjadłobfiteangielskieśniadanieiruszyłwdrogę.ChociażbyłwLondynieporazpierwszy,miastowcale
niewydawałomusięobce.ZawdzięczałtoprofesorowiShelleyowiijegożonieClaire,którzypodczas
długichzimowychwieczorówwLuksorzeopowiadalimuoAnglii,awłaściwieoLondynie.
Tym,coodróżniałoLondynodKairuikażdegoinnegomiasta,byłaczystośćimniejnerwowa
atmosferanaulicach.Jeździłotudużosamochodówosobowychipiętrowychomnibusównawysokich
kołach.Alenawethandlarze,którzywKairzebylinatrętnijakmuchyobsiadająceodchodywielbłądów,
tutajwykazywaliwytwornąpowściągliwość.
Omarprzeżyłpierwszezaskoczenie,kiedyznalazłsięprzeddomemnaGloucesterTerrace124,
dwupiętrowymbudynkiembiałootynkowanymzepokiwczesnowiktoriańskiej,nacowskazywałyprzede
wszystkimsurowyportalzkolumnamiimosiężnatabliczkaznazwiskiemHartfield,którą—by
zachowałatakiblask—należałozpewnościączyścićconajmniejrazwtygodniu.Tosamodotyczyło
klamki,którąOmarśmiałonacisnął.Otworzyłmusiwy,starymężczyzna,tużzanimukazałasiękobietaw
średnimwiekuoponurymspojrzeniu;miałanasobiespodnieitrzymałapapierosawustach.
Omarniewiedział,jakwyglądaprofesorHartfield,alebyłprzekonany,żetoniemożebyćon.
Powiedziałwięc,żekiedyśpracowałdlaprofesora,aponieważjestwAnglii,zapragnąłsięznim
zobaczyć,niewidzielisięjużczterylata.Tesłowazmieniłyponurywyraztwarzykobiety,odsunęła
staregonabokizapytałaOmaraonazwisko.Omarpodałjezgodniezprawdą.Czemumiałbykłamać?
Pokrótkimwstępie,którydotyczyłniedbałegowyglądukobiety—własnoręcznieuprawiałaogród—
podałamuswojenazwisko;AmaliaDounce,ipowódswejobecnościwtymdomu;jestprzezmatkę
spokrewnionazpaniąHartfield,nieboszczkabyłajejciotką.Kobietasięrozgadałaiopowiedziała,żeod
piętnastulatjestdobrymduchemtegodomuipodczastrwającejcałemiesiącenieobecnościpaństwa
Hartfieldówprowadziłaichsprawyinadaljeprowadzi,przedewszystkimodkądpaniHartfieldnieżyje,
aprofesorzaginął.Jejpodanieouznanieprofesorazazmarłegourządzałatwiłodmownie,ponieważ
istniejąpewneposzlaki,którepozwalająprzypuszczać,żeprofesorżyje.
AmaliaDouncebyłajedynąspadkobierczyniąmajątkuHartfieldaijejzabiegipodtymwzględembyły
całkowiciezrozumiałeiuprawnione.PodczastejrozmowyOmarazaskoczyłazwracającauwagę
powściągliwośćtejtakwylewnejkobiety,kiedyzapytałjąowspomnianeposzlaki,którestanowiły
przeszkodęwzałatwieniusprawydziedziczenia.Kobietatwierdziła,żeporazostatniwidziałaprofesora
wlecie1918,jeślipominąćto,żeniedawnojejsięprzyśniłjakomnich-żebrakwszarymhabicie.
Roześmiałasięzgorycząirzekła,żebyłotoprzedtrzematygodniamiiodtejchwilibudzisięczasem
przerażona,bojejsięzdaje,żemnichczyteżHartfieldzbliżasiędoniejzironicznymuśmiechem.
Bysięuwolnićodtychzjawsennych,Omarpożegnałsięuprzejmie,zjadłcośw„King’sArms”i
oddaliłsięprzezBayswaterRoaddopobliskiegoHyde-Parku,gdzieusiadłnaławceiprzyglądałsię
łabędziomiptakomwodnym,zastanawiającsię,comasądzićopaniDounce.Interesującawydałamusię
uwaga,żepodanieouznanieprofesorazazmarłegozostałooddaloneprzezsądnapodstawiepewnych
poszlak.AwięcOmarudałsiędoBayswater-Court.
Staremurymiaływsobiecośgroźnegoiniesamowitego,jakwszystkiegmachysądowenaświecie;
trwałoniemalgodzinę,zanimOmartrafiłdowłaściwegowydziałuispotkałsięzsędziąKitterbellem,
wysokim,krzepkimmężczyznąokrótkoostrzyżonychwłosach,któryodniemalćwierćwieczapracował
nachlebiemeryturęodponiedziałkudopiątkuprzyciemnymzniszczonymbiurku,wydającnapodstawie
dokumentówdecyzjeoubezwłasnowolnieniuiaktyzgonudladzielnicyBayswater;obowiązektenwyrył
najegoczoległębokiezmarszczki.
Omarpokazałswójpaszport,oświadczył,żemógłbycośpowiedziećnatematHartfielda,wie
mianowicie,żezałatwionoodmowniepodanieouznanieprofesorazazmarłego.Oświadczenietonie
wzbudziłozachwytusędziegoKitterbella,przeszkodziłomubowiemwzałatwianiudwustosówakt,które
zaplanowałsobienadzisiejszydzień;musiałwięcwezwaćMissSparkins,kobietęubranąwczerń,która
należaładoorganizacjisufrażystekpodnazwą„Women’sSocialandPoliticalUnion”.Kobietapo
dłuższejchwiliprzyniosłaaktasprawyiKitterbellzacząłsięwnichzagłębiać.
Omaropowiedziałsędziemutęsamąhistoryjkę,którąopowiedziałjużMrs.Dounce,żemianowicie
pracowałdlaHartfielda,żeniewidziałgojużczterylataisądzi,iżprofesorjużoddawnanieżyje.Wten
sposóbmiałnadziejęsprowokowaćsędziego,byorzekł—zgodniezdowodami,żetakniejest.Inie
omyliłsię.
KitterbellzareagowałgniewemnaopowieśćOmara,zażądałdowodównajegotwierdzenie,
wyciągnąłzaktprzekaznadwadzieściatysięcyfuntówipołożyłnastole.Przekaznosiłdatę:Kair,4
kwietnia1921,nadolewidniałdrżącypodpis„Hartfield”inazwakonta:MisrBankKairo,skądpodjęto
sumęzgodniezpełnomocnictwamiibezkomplikacji.AniWestminsterBank,aniMisrBankniemiały
wątpliwościcodoautentycznościpodpisu,aponieważmartwiniepodpisujączeków,należysądzić,że
Hartfieldżyje.Archeolodzybywajądziwakami,znikają,ujawniająsię,czegoniemożnabraćzazłetakim
ludziomjakHartfieldwtychniespokojnychczasach.CzyOmarmożeprzysiąc,żeprofesornieżyje,lub
podaćświadków,którzyprzysięgną,żetoprawda?
TegoOmarniemógłzrobićiwcaleniechciał;osiągnąłto,naczymmuzależało,ito,cooddawna
przypuszczał,wydawałosięprawdą:HartfieldżyłgdzieśwEgipcie,niebyłopowodusądzić,że
zawiodłagowiedzaiżeprzestałsięzajmowaćsprawąImhotepa.
Alegdziezacząćposzukiwania?WydawałosiębezsensownewkrajuwiększymniżAnglia,Francja
czyNiemcyszukaćczłowieka,którywdodatkupragnąłżyćwukryciu.Totakjakbyszukaćigływstogu
siana.CowieMrs.Dounce?Omarniewątpił,żewiewięcej,niżsiędotegoprzyznaje.Alejakijest
powódjejpowściągliwości?Czychodziospadek,czyteżdziałazgodniezżyczeniemprofesora?
Dlaczegoniewspomniała
oprzekaziepieniężnym?Jeślizajmowałasięfinansamiprofesora,musiałaotymwiedzieć.
NazajutrzOmarposzedłporazdruginaGloucesterTerrace,byzapytaćpaniąDounce,czywieo
przekazieprofesorazkwietniaubiegłegoroku,cojestniewątpliwymdowodem,żeprofesorżyje.Pytanie
cudzoziemcabyłodlaMrs.Douncedowodem,że—takjakprzypuszczała—maoninnycelniżzłożenie
profesorowiprzyjacielskiejwizyty.OświadczyłaOmarowi,niewypuszczającpapierosazust,żejeston
szpiegiem,
izagroziłapolicją,jeśliniezaprzestanieswychdociekań;pozatympodpisnaczekujestsfałszowanyi
niechOmarsiętuwięcejniepokazuje.
NiebyłowzwyczajuOmararezygnowaćzeswychplanówwsytuacjachtakichjakta.Udałsięwięc
ponowniedosędziegoKitterbellaiopowiedziałznaiwnąminą,żeMrs.Douncetwierdzi,jakobypodpis
naczekubyłsfałszowany,izapytał,czysędziaotymwie.Kitterbellowichodziłoprzedewszystkimoto,
bypozbyćsięuciążliwegoinformatora,zacząłprzewracaćgniewnieoczamiipowiedział,żepaniDounce
wyraziłaswąwątpliwośćcodoautentycznościpodpisuHartfielda,alebiegłypotwierdził,żejeston
prawdziwy.
Gdyterazsędziazacząłzadawaćpytania,dlaczegotasprawatakgointeresuje,Omarwolałsię
pożegnać.
PodczasgdyOmarzbierałwLondynieinformacje,niemiałpojęcia,żewBerlinieprzeznaczenie
gotujemucios,którytrafigomocniejniżwszystko,codotychczasprzeżył.Byłatoporażka,którejsięnie
zapominadokońcażycia,nawetjeśliranyjużdawnosięzagoją.
Zaczęłosięwszystkoodprzyjęć,którebaronGustavGeorgvonNostitz-Wallnitzzwykłurządzaćw
każdyczwartek.Gdybynaszymzadaniembyłoklasyfikowanietegorodzajuwydarzeń,tonajwłaściwszym
określeniembyłybytusłowa:„widziećibyćwidzianym”.Udziałwtychtargowiskachpróżnościbyłdla
każdegoberlińczykazaszczytem.Ten,kogobaronvonNostitzzaprosił,należałdoelity,aten,kogonie
zaprosił,wiedział,cootymmyśleć.
Bywalitamaktorzy,reżyserzy,pisarze,atakżekonstruktorzysamochodów,którzy—byzabłysnąć—
niewahalisięprzedpodróżązGórnychŁużyciGórŁużyckich.Tutajrodziłysięgwiazdy,zapowiadano
premiery,angażowanobokserów,nawiązywanokontakty,uprawianopolitykę.Jeszczedwadniprzed
zamordowaniemministersprawzagranicznychWaltherRathenaugawędziłtuwesołozF.W.Murnau'em,
któregoniemyfilmpt.Nosferatuzachwyciłwszystkichgości.
NajednymztakichprzyjęćkuradościwielupanówzjawiłasięHalima;swojąniemczyznąz
domieszkąarabskiegowzbudziłaogólnypodziw.Wówczastozdarzyłsiędrobnyincydent,któryw
świetledalszychwydarzeńwcaleniebyłtakiprzypadkowy,jaktopoczątkowowyglądało.Reporter
gazety„BerlinerIllustrierte”MaxNikischzderzyłsiętakniefortunniezHalimą,żekieliszekczerwonego
wina,którytrzymałwręku—piłtylkoczerwonewino—wylałsięnasukniękobietyipozostawił
brzydkąplamę.
Nikisch,znanyztego,żenicniemogłogowyprowadzićzrównowagi,wyjąkałtylkobezradnesłowa
przeprosinizaproponował,żezawiezieHalimędodomu,abyusunąćszkodę.AponieważHalimanie
chciałapozostaćwpoplamionejsukni,przyjęłapropozycję.
Nikischbyłniewysokim,szczupłymmężczyzną,podobnymdoRudolfaValentino,miał—zgodniez
panującąmodą—zaczesanedotyłuciemne,lśniącewłosy.Nosiłzawszemuszkęwpaskilubkropki,
wyłączniewkolorzeczerwonym,ajegoeleganckieobuwiepochodziłozesklepuWaldmullerana
Kurfürstendamm.Czarnymercedes-benz,którymjeździł,przekraczałjegomożliwościfinansowe,aleo
tymwiedziałtylkoonsam.
DlaczegomimoswoichczterdziestulatNikischjeszczesięnieożenił,wiedziałtakżetylkoonsam.W
każdymraziezaliczałsiędonajbardziejadorowanychkawalerówwBerlinieikobieta,którąsię
zainteresował,corzadkosięzdarzało,mogłabyćztegodumna.Nikischzachowywałsięwsposób
staroświecki,byłażdoprzesadyugrzeczniony,zawszedbającyoto,bynieskompromitowaćkobiety,z
którąmiałromans.Nawetnajzagorzalszymplotkarzomnieudałosięnigdywykryćjegomiłostek,a
plotkarzytakichniebrakowałowklubachisalonachBerlina.
Tylenależypowiedzieć,byzrozumieć,jakąsensacjęwywołałozachowanieNikischawciągu
następnychdni.Jaknależałosięspodziewać,odwiózłHalimędodomuizaczekałjakszofer,ażsię
przebierze,poczymprzywiózłjązpowrotemdobarona.Aletegowieczoruniespuszczałzniejoczu,
prawiłkomplementy,ażegnającsię,poprosił,abymógłsięzniąspotkaćnazajutrz.
JakoEgipcjanka,Halimaniebyłaprzyzwyczajonaanidokomplementów,anidozaproszeńczyrandek.
PochlebiałjejsubtelnysposóbbyciaNikischa,więcwyraziłazgodę.Podczasśniadaniagoniecprzyniósł
jejbukietżółtychróżilist.Halimajeszczenigdywżyciuniedostałakwiatów,alistzawierałzaproszenie
naprzechadzkępowystawach.Nikischproponowałtakże,byzastąpićpoplamionąsuknięnową.
NastąpiłotowsaloniemodywpobliżuAlexanderplatz,gdzieubierałasięelita.Sukniabyłażółta,
sięgaładołydek,zgodniezówczesnąmodąbyłaobcisła,nalewymbiodrzelekkozmarszczona,także
opadałanajednąstronę,tworzącfałdy.WątpliwościHalimy,żesukniajestzbytwyzywającadlakobiety
zeWschodu,Nikischrozwiałuwagą,żepięknakobietapowinnanosićpięknesuknie,adlaniejnawet
najpiękniejszejeszczeniesądośćpiękne.
Tegorodzajukomplementy,którychNikischnieszczędził,działałyjakszampaniwprawiałyHalimęw
nieznanejejdotąduczucieszczęścia.Dotychczasbyłasłużącąimęczennicą,nigdysięnieskarżyła,
ponieważtakieżycieodpowiadałojejpochodzeniuiwychowaniu.Teraznagleujrzałasiebiewroli
damy,rozpieszczanejponadmiaręiadorowanej;czułasięwięcjakwsiódmymniebie.NawetOmar,
któregojejwBerliniemimowszystkobrakowało,nietraktowałjejztakąatencjąiczcią,jaktoczyniłten
Niemiec.Omarniepotrafiłtego,bobyłmężczyznąWschodu.OdbaronaHalimadowiedziałasię,że
OmarpozostaniewLondyniedłużej,niespodziewanezdarzeniawymagająjegoobecności,przysyłajej
pozdrowienia.TakwięcwuczuciachHalimynastąpiłniespodziewanyzwrotkuMaxowi(Halima
nazywałagoMatsem,boniepotrafiławymówić„x”).
Byliwspólniew„Scali”,słynnymvariétés,gdziekapitanWesterholdprezentowałzdalniesterowany,
jakbyporuszanyrękąducha,modelstatku—wówczasbyłatosensacja.Odwiedzalipodejrzanelokalei
kabarety,oglądalinajsłynniejszeówczesneniemefilmy,DoktoraMabuse’aFritzaLangaiNosferatu
Murnau'a.Widywanoichw„Adlonie",aokołopółnocyprzystawaliprzedbudąnaroguFriedrichstrassei
Taubenstrasse,gdziebyłynajlepszepulpetywcałejwschodniejdzielnicy.Pokilkudniachtakichspotkań
MaxwyznałHalimieswąmiłość.Możelepszebyłobysłowo„zaklinanie”,Nikischbowiemzaklinał
Halimę,bygonieodtrącała,boniemożebezniejżyć.
Halimastałajakskamieniaławmigotliwymświetlegazowejlatami,drżałazlekka,aleniezchłodu,
zaskoczyłojąwyznanieNikischa.Maxprzyciągnąłjądosiebie,czułdrżenieiciepłojejciała,prosił,by
nicniemówiła.
—Teraznicniemów—błagał.—Bywająsytuacjewżyciu,kiedykażdesłowojestniewłaściwe.
Terazwłaśniejesttakasytuacja.
Halimawalczyłazełzami—niewiedziaładlaczego.Byławstrząśniętaniezwykłościątego
mężczyzny,jegosiłąiwyższością,którewnieoczekiwanejchwilizamieniałysięwurocząsłabość.
Chciała,musiałamupowiedziećtylerzeczy,musiałamuwytłumaczyć,nimbędziezapóźno,zaczęławięc
mówić,drżącwjegoramionach.
Najpierwopowiedziałaoswymsmutnymdzieciństwie,otym,jakmusiałazojcempracowaćbosona
plantacjitrzcinycukrowej,opierwszymspotkaniuzOmarem,owysokiejcenie,jakązapłaciłazajego
życie.Niczegoniepominęła,nawetizolacjiinieludzkiegotraktowania,iupokorzeń,jakichdoznaław
małżeństwiezal-Husseinem.OpowiedziałaoniespodziewanymspotkaniuzOmarem,oichwspólnej
decyzjiucieczkizEgiptu.PrzemilczałatylkowłaściwetłoichznajomościzbaronemvonNostitzem.
—Widzisz—zakończyła—żemaszdoczynieniazcudzołożnicą,którauciekłaodmęża,cowedług
świętejksięgiKoranujeststraszliwymgrzechem.Jestemjednąztychkobiet,odktórychAllahnakazuje
trzymaćsięzdaleka,każemężomzamykaćjewichkomnatachikaraćwedługwłasnegouznania.Bo
mężowiwolnojestrozwieśćsięzżoną,żonienatomiastniewolnoporzucićmęża.
Halimaoczekiwała,żejejsłowawzbudząniechęć,żeNikischznajdzieodpowiedniwybieg,bysię
wycofać.Niezdziwiłobyjejto,anawetwduchupragnęła,abytaksięstało,bowówczasniedoszłobydo
tego,cowkonsekwencjimogłobyprzynieśćtylkocierpienie.
Alenictakiegonienastąpiło.Nikischjeszczemocniejprzytuliłjąiokryłjejtwarzpocałunkami.
Wyrozumiałyjakojciec,rzekł:
—Przybyłaśzdalekiegokraju,gdziepanujeinnamoralnośćiobowiązująinneprawa.Aleterazjesteś
wEuropie,atu,wNiemczech,jestinaczej.Jesteśkobietąimasztakiesameprawajakmężczyzna.Jeśli
twójmążbyłdlaciebieniedobry,masztakiesamopraworozwieśćsięznim,jakonztobą.Zresztątonie
mażadnegoznaczeniadlaczłowieka,któryciękocha.
—AlejestjeszczeOmar!—Halimarozpaczliwieusiłowałasięwyrwaćzjegouścisku.—Onmnie
kocha,ajajego!
SłowatewcalenieodstraszyłyNikischa.Ścisnąłjejręceirzekłspokojnie:
—Miłośćmawłasneprawa,jestpozbawionawszelkiejlogiki.Dziśmówiszmi,żekochaszOmara,a
jutromożebyćjużcałkieminaczej.Uczynięwszystko,czegoodemniezażądasz.Jeślimnieodepchniesz,
odejdę;alenieprzestanęciękochać.
WówczasHalimawybuchnęłapłaczem.
—Wobectegoidź,proszęcię,idź!Niewolnonamsięwięcejspotykać,nigdy!
Nikischjakgdybyczekałnatęreakcję,beznajmniejszejoznakismutkuczywzruszeniaująłHalimę
podramięiwezwałtaksówkę.Otworzyłdrzwiczki,akiedywsiadła,przelotniepocałowałjąwrękę.
Halimaniewidziała,żemachazanią,ponieważpłakałajakdziecko.
TymczasemOmarwgryzałsięwsprawęjakfretkawswójłup.To,czegodotychczasdowiedziałsięo
Hartfieldzie,wydałomusięzbytmałoważnedladalszychbadań.Musiałdowiedziećsięczegoświęcejo
stosunkachnaGloucesterTerrace124.
Omarnicwątpił,żepalącabezprzerwypapierosyMrs.Douncegratudwuznacznąrolę,alenic
wiedział,jakzdobyćdalszeinformacje.Myśl,abyzasięgnąćjęzykausąsiadów,natychmiastodrzucił.Po
pierwsze,nicbytoniedało,boktowtakimwielkimmieściejakLondynznaswoichsąsiadów?Po
drugie,byłotozwiązanezryzykiem,żeludziedoniosąMrs.Dounceojegowypytywaniu,iwtensposób
jąostrzegą.AwięcOmarzdecydowałsięiśćtymczasemnajprostsząinajtrudniejsządrogą.Zaczaiłsię
podrugiejstronyulicyiobserwował,ktoodwiedzadomprzyGloucesterTerrace124.Trwałna
posterunkuodranadowieczora.
Niemanicbardziejnużącegoidręczącegoniżtegorodzajuobserwacja.Godziny,którezazwyczaj
mijająjakwlocie,wtakiejsytuacjijaktarozciągająsięwnieskończoność.Omarspacerowałpodrugiej
stronieulicy,liczyłpłytychodnika,uczyłsięnumerówmijającychgosamochodówidwarazydziennie—
wpołudnieiwieczorem—kupowałnajnowszewydaniadzienników,któreczytałopartyorogidomów.
Pierwszegodnianicsięniezdarzyło,nielicząctego,żezranaowpółdoósmejdrzwiwejściowe
uchyliłysięiczyjaśrękazabrałabutelkęmleka,którąprzedtemmleczarztampostawił.Mleczarz!
Mleczarzeifryzjerzywiedząwięcejniżinniludzie.
NazajutrzOmarprzypilnowałmleczarza,wcisnąłmudorękijednofuntowybanknot,nieladagroszdla
przedstawicielajegostanu,ioświadczył,żejestprywatnymdetektywem,coniebyłorzadkościąw
Londynielatdwudziestych;następniezapytałostosunkiwdomunaGloucesterTerrace.Naturanie
obdarzyłamleczarzazbytnimintelektem,jegohoryzontyniesięgałydalejniżdoproguwłasnegodomui
nawszelkiedalszepytaniareagowałrównieprzyjaznym,jakidiotycznymuśmiechemiwyciągająctrzy
rozpostartepalce,odpowiadał:
—Mrs.Dounce,trzybutelki,Sir.
NazajutrzOmarujrzałtwarzsłużącego,który—najwidoczniejzałatwiwszysprawunki—wracałpo
dwóchgodzinach.Jednobyłoterazjasne,tomianowicie,żeMrs.Douncenieprowadziotwartegodomu,
żyjewodosobnieniu.
Ospałyznudy,Omarzapóźnospostrzegłnastępnegowieczoru,żektośwychodzizdomu.Zdążyłtylko
zobaczyćwysokiegomężczyznęwtrenczu;alezanimprzeszedłnadrugąstronę,bygośledzić,nieznajomy
znikłwciemności.Jednobyłopewne—niebyłtosłużący,ównieznajomybyłwyższyiniemiałtak
ciężkiegochodujaktamten.AlenajbardziejzastanawiałOmarafakt,żeniewidział,jakobcywszedłdo
domu.
Nazajutrz,wpiątek,powtórzyłosięto,coOmarjużznał;zranamleczarz,listonoszominąłdom,około
dziesiątejwyszedłsłużący,potemjużnicsięniedziało.
Byłomożeokołoósmejijużzapadałzmrok,gdynastąpiłocośniespodziewanego,wcoOmarjużnie
wierzył,żenastąpi.OtworzyłysiędrzwiizdomuwyszłaMrs.Douncewtowarzystwiemężczyzny.Byłto
ównieznajomywtrenczu.RamięprzyramieniuszliobojewkierunkuSussexGarden.Omarszedłzanimi
wpewnejodległości.Mężczyznaikobietażartowaliibyliwyraźniewdobrychhumorach;pokrótkim
spacerzeweszlidojednegozchińskichlokali,któretuznajdująsięnakażdymrogu.
KiedyOmarsięprzekonał,żeobojejużusiedli,wszedłzanimi.Siedzieliprzystolikuwnajdalszym
kącie,oddzielonymodresztypomieszczeniaprzegrodązbambusaizielonychroślin,takżeOmarmógł
sięodważyćnazajęciemiejscanaprzeciwko.Chodziłomuoto,byzapamiętaćtwarztegomężczyzny.
Znadkartydań,którąpodałmuzukłonemniedużyChińczyk,Omarobserwowałsiedzącąparęzboku.
Dopierokiedykelnerpodszedłdonich,abyprzyjąćzamówienie,mężczyznazmuszonybyłodwrócić
głowęiwówczasOmarujrzałjegotwarz.
NaAllahaWszechpotężnego!MężczyznaobokMrs.DouncebyłtoWilliamCarlyle.Bezwątpienia
WilliamCarlyle,dziennikarz,któregoOmarpoznałprzedwielulatywpodcieniachhotelu„Winter
Palace”wLuksorzeiktórypewnegodniazniknąłzhotelu,pozostawiwszykurtkę,kopertęzpiętnastoma
funtamiiksiążkęzpogniecionąkartką,znapisanymnaniejtylkojednymsłowem;„Imhotep”,dwukrotnie
podkreślonym.
Omarowitrudnobyłowtejzaskakującejsytuacjiuporządkowaćmyśli.Mrs.Dounce-profesor
Hartfield-Carlyle—międzytymitrzemaosobamizachodziłjakiśzwiązek,jakieśdziwnewspółgranie
trzechlosówwokółwspólnejsprawy.Wkażdymraziemusiałistniećjakiśpowód,dlaktóregoHartfield,
jeśliwogólejeszczeżyje,iCarlyle,codoktóregoistnienianiemawątpliwości,zdnianadzieńzniknęli.
Omarowinapływałodogłowytysiącemyśli,ależadnaznichniewydawałasięjasna.Sytuacja,której
właśniebyłświadkiem,niczegonietłumaczyła.
PodczasgdyMrs.DounceiCarlylerozmawiali,Omarobserwowałichruchyigesty,któreczasem
zdradzająwięcejniżsłowa.Ustamogąkłamać,oczynatomiastnie.Ledwiekelnerodszedł,Carlyleujął
prawąrękęMrs.Dounceidługopatrzyłjejwoczy,niemówiącanisłowa.Jasalaam!Takniepatrząna
siebiekrewnianiznajomi,anipartnerzywinteresach!Byłatoparamiłosna.
—Copanzamawia?—PrzedOmaremstanąłnagleniski,uśmiechniętyChińczyk.Omarodłożyłkartę
dań,odparłuprzejmie:
—Dziękuję,rozmyśliłemsię.—iniezauważonyopuściłlokal.
OchłodziłosięiodstronyLongWaterwpobliskimHyde-Parkunadciągałapierwszajesiennamgła.
Omarpostawiłkołnierz.Zastanawiałsię:JeśliWilliamCarlyleiAmaliaDouncesąparąmiłosną,cojest
raczejpewne,nasuwasiępytanie,jakąrolęwtejhistoriiodegrałwujAmaliiEdwardHartfield?
HartfieldiCarlylemusielisięznać,ichwspólnezainteresowanieImhotepemniemogłobyć
przypadkowe,alejeślisięznali,czemuzdążalidocelutakodległymidrogami?
Omar,którydotychczasstanowczozaprzeczał,żezniknięcieHartfieldaoznaczajegośmierć,teraznie
mógłpozbyćsięuczucia,żeprofesornieżyje.Niewiedząc,jaksięmazachować,Omardotarłdohotelu
„Midland”.
WrazzkluczemdopokojuportierwręczyłmudepeszęzBerlina.Nagibtelegrafował,aby
niezwłoczniewracał,jeślizależymunaHalimie.CoNagibmiałnamyśli?Omarnierozumiał.
NawetgdybyOmarzrozumiałostrzeżenieprzyjaciela,itakbyłobyonospóźnione,bowBerlinie
wielesięzmieniło.NaUnterdenLindenwiatrstrząsałliściezdrzew;kiedyzranawychodziłosięz
domu,czułosięmgłę,zwłaszczatam,gdzieprzezmiastopłynęłaSprewa.Deszczpadałobficiejniżw
ciągucałegosłotnegolata,acenychleba,mięsaijarzynzkażdymdniemwzrastały.Wielesamochodów
stojącychnaskrajuchodnikówmiałonapis:„Dosprzedania”,amężczyźniznapisem„Szukampracy”na
piersiachinaplecachstanowilicodziennyobraz.
Wszędziewidaćbyłonielegalnychhandlarzyispekulantów,przedewszystkimhandlujących
narkotykami.„Coco”,jaknazywanokokainę,byławówczaswmodzie,atakżemorfina,acenyichw
BerliniebyłyznacznieniższeniżwParyżuczyLondynie.WpiwnicynaLeipzigerStrassekażdego
wieczoruśpiewałajaskrawouszminkowana,niemłodajużpiosenkarka:
Achcałusy,cozanuda,komużnieobrzydłyjeszcze.
Gdymorfinkęwkłućsięuda,ileżmilszedajedreszcze!
Tosięludziompodobało,śmialisiędorozpuku.Życiewowychdniachprzypominałotaniecna
wulkanie,wyglądałonato,żeludziełaknąrozrywki,żeżyjązdnianadzień,jakbytobyłichdzień
ostatni.Charlestonishimmykrólowaływsalachbalowych,aulicznicygwizdalipiosenkęowujuBumbie
zKalkuty,przebójspopularyzowanyprzezsześcioosobowyzespółpiosenkarzyonazwie„Comedian
Harmonists”.
SprawazMaxemNikischemtakwzburzyłaHalimę,żezamknęłasięwswoimpokojuicałąnoci
dzieńprzepłakałazrozpaczy.KochałaOmara,niemiałapowodugoniekochać,alekochałatakżeMaxa.
Szarpanatymiuczuciamiidręczonastrachem,żejednemuznichsprawiaból,Halimanazajutrzrzuciła
sięwwirnocnegożycia,wędrowałaodknajpydoknajpywpodejrzanejdzielnicy,gdziewczesnym
rankiemzatrzymałjąpatrolpolicjipijaną,opartąożelaznąfurtkęszaletu,przybytku,gdzie—jak
wiadomo—bywaliwyłączniepanowie,którzyzaspokajalisamychsiebiealboosobnikówtejsamejpłci.
Napropozycjępolicjantów,żeodwioząjądodomu,Halimazareagowaładzikimiwyzwiskamipo
arabskuiponiemiecku,odmówiłapodaniaswegonazwiskaiadresu,zagroziła,żebaronvonNostitz-
Wallnitzkażeichwszystkichzamknąć.Wobectegospędziłaresztęnocywcelipolicyjnej.Wreszciebaron
nawezwaniepolicjiprzybył,abyjązidentyfikować,przywiózłdodomu,gdziedowieczora
wytrzeźwiała,poczymwybuchnęłapłaczem.
Nagibjużoddawnaorientowałsię,żeHalimajestwrozpaczy,istarałsięjąpocieszyć.Ostrzegał
przedniemieckimimężczyznami,którychstosunekdokobietjestinnyniżEgipcjan.KiedyEgipcjanin
przysięgakobieciemiłość,jesttoprzysięganacałeżycie,przysięgaNiemcanatomiastobowiązujetylko
jednąnoc.Niechsięwystrzegamężczyzn,którzyprawiąjejkomplementy,bochcąodniejtylkojednego.
WtedyHalimagoofuknęła,żeniepotrzebujepouczeńaniporównywaniaNiemcówzEgipcjanami.
Egipcjaniesąbowiembezwzględnymiegoistami,którzyuznajątylkosiebiesamych,aNagibniejest
wyjątkiem.Sprzeczalisięoboje,zarzucającsobieniegodziwość,wreszcieNagibnazwałHalimędziwką.
Wówczaskobietaspakowaładowalizkitrochęodzieżyizanimzatrzasnęłazasobądrzwi,zawołała,że
poresztękogośprzyśle.
HalimapojechałataksówkąnaKurfürstendammwewschodniejczęścimiasta.Żylituprzeważnie
artyści,aktorzyidziennikarze.Nikischmieszkałnanajwyższympiętrzesześciopiętrowegodomu,w
którymnaparterzemieściłosiękino.Aleniebyłogowdomu.Halimakrępowałasięzatelefonowaćdo
jegoredakcji,usiadławięcpoddrzwiamiiwkrótcezasnęła.
OkołopółnocywróciłNikischizastałHalimęśpiącą,opartąodrzwi.Drgnęła,kiedyNikischchciał
jązanieśćdomieszkania,alenajegowidokuśmiechnęłasię.Chciałacośpowiedzieć,usprawiedliwić
sięczywyjaśnić,aleniebyłazdolnawymówićsłowa,wobectegoMaxprzyłożyłpalecdojejust,co
miałooznaczać:„Pst,niemusiszminiczegotłumaczyć”.
Halimabezoporupozwoliła,abyNikischwniósłjądosalonu,eleganckoumeblowanegopokojuo
dwócholbrzymichoknach.Podjednymstałakanapaobitaniebieskąskórą.MaxpołożyłnaniejHalimę,
takżemogłapatrzećnanocneniebo.Teraz,wpobliżuMaxa,poczułasięszczęśliwa.Wszystko
wydawałojejsięsnem.
—Wcalesięniedziwisz,żeprzyszłam—powiedziała,kiedyMaxprzysunąłsiędoniej.
—Amiałemsięzdziwić?—Nikischpochyliłsięizajrzałjejwoczy.
—Tak—odparła.—Tobydowodziło,żepotraktowałeśmojepożegnaniepoważnie.
—Ależjajepotraktowałempoważnie,nawetbardzo,byłemzmartwiony.Alewiedziałem,żedomnie
wrócisz.Żadenrozsądekniezdołazabićwtobieuczucia.
—Gdybyśtylkoniebyłtakcholerniepewnysiebie—rzekłaHalimazmieszana—takbezczelnie
opanowany.
Nikischsięroześmiał.
—Opanowanie,powiadajedenznaszychpoetów,toźródłowszelkiejmoralności.
—Atynigdyniejesteśtaknaprawdęniemoralny.Mamnamyśli,comazrobićkobieta,aby...
—Słucham?
—...abyśsięzniąprzespał?
MaxdługoprzyglądałsięHalimie,akiedyzauważyłpodnieconedrganiajejkącikówoczuinozdrzy,
ostrożniepołożyłsięnaniej.
DelikatneruchyNikischawprawiłyHalimęwstanoszołomienia.Zapomniałaowszystkim,naraz
zaczęławykonywaćdzikie,ekstatyczneruchy,bijącprzytymrękamidokołasiebie,jakbybroniącsię
przedmężczyzną,przeduczuciem,aprzecieżtakbardzopragnęłagokochać.
DwadnipóźniejOmarwróciłdoBerlina,akiedyusłyszał,cozaszło,załamałsię.Zrozpaczonyi
bezradny,błąkałsiępomieście,niezdolny,abyzebraćmyśli.Dlaczego,dlaczego,szeptałwciążodnowa.
NamościeCesarzaWilhelmazatrzymałsięipatrzyłnaleniwiepłynącąwodę.Chciałumrzeć,aleim
bardziejintensywnieotymmyślał,tymwiększaogarniałagowściekłośćnaczłowieka,któryzabrałmu
kobietę.Broń!Potrzebnymurewolwersześciostrzałowy,tobywystarczyło.NadworcuAlexanderplatz
możnakupićcośtakiego.Awięcudałsiętam.
Zapadałjużwieczórimiastotonęłowsłabymświetle.Ludziewychodzilitłumniewąskimi
przejściamidworca.Wszędziewałęsalisięspekulanciibezrobotni.Omarprzyglądałsiębacznie
każdemu,czynieukrywatego,czegoonszuka.Jedenzhandlarzyproponowałmukokainę,innypół
świniaka,jeślimanawymianępianino,trzeciszepnął,żemapartiękremu„Mouson”,sześćdziesiątsztuk
wpudełku.—Rewolwer?Nie.MożeuAschingeranaAlexanderplatz,aledopieropodziesiątej.
NaAlexanderplatzpanowałożywionyruch.Możnabypomyśleć,żewszystkieauta,omnibusy,
taksówkiitramwajeBerlinaspotkałysięnatymplacuotejsamejporze.Mała,jasnowłosadziewczyna,
chybaniemiałajeszczeosiemnastulat,pociągnęłaOmarazarękę.
—Hej,panie,możesięzabawimy?
—Niechcęsięzabawić,chcękupićrewolwer—mruknąłOmarniechętnie,starającsięodepchnąć
dziewczynę.
Aleonaszłaobokniego.
—Rewolwer?Chybazwariowałeś.Chłopie,pilnocidopudła?—rzekła.
TerazOmarspojrzałnadziewczynę.Pilnocidopudła?Prostesłowa,aprzecieżjakprzekonujące.
Śmiechuwarte.Małanieznajomaprzywróciłagodorozsądku.
—NazywamsięTilly—rzekłamała,bosądziła,żezainteresowałategomężczyznę;rozpostarłapalce
prawejdłoniprzedjegotwarząipowiedziałamrugając:—Piątaka,jakdlaciebie!
—Jakiegopiątaka?
—Nopięćtysięcy,zazabawę!
Omarzrozumiał;tylekosztowałwtychczasachfuntherbatyalbotaniakoszula.
—Umniejestciepło,totużobokkomendypolicji.No,ruszsię!Niemożesztakiejmałejdziewczynki
zostawićsamejnaulicy.
Tillymiałaszczerą,miłątwarz.Niesfornejasnewłosyopadałyjejnaczoło.Byłazgrabna,delikatna,
alemiałazbytwydatnybiust.
—Chybajesteśnietutejszy,co?—zapytała,kiedyOmarwciążjeszczemilczał.—Wyglądasztak
markotnie,jużjacięrozruszam,zobaczysz.
Omarzdecydowanymruchemsięgnąłdokieszeni,wyjąłpaczkębanknotówidałdziewczynie.Tilly
dygnęłaischowałapieniądzedozniszczonejaksamitnejtorebki.
Pokójznajdowałsięotrzypodwórkadalej,naparterze,tużprzywejściu,ibyłopalany;Tilly
oświadczyłazdumą,żemieszkatuzkoleżanką,którasprzedajepapierosywnocnymlokalu,takżebuda
wnocyjestwolna.Omaropadłnafotel,noszącyśladyubiegłegostulecia;obserwowałdziewczynę,która
zaczęłasięrozbierać,jakgdybytobyłanajzwyklejszarzeczpodsłońcem.
—Chybaniezostanieszwubraniu—rzekła.Alekiedyzobaczyła,żeOmarjestmyślamidalekostąd,
uklękłaprzednim,wzięłagozaręceipowiedziała:—Tychybaniepotrzebujeszkobietydomiłości,
tylkodogadania.Notoopowiadaj.Ugotujęcitymczasemjakąślurę.
Omar,jakgdybytylkoczekałnasłowazachęty;zacząłopowiadać.Otworzyłprzeddziewczynąswe
serce,opowiedziałomiłościdoHalimy,oichucieczceiniespodziewanymjejzakończeniu,opustce,
jakąterazodczuwa,oswojejbezradnościwtejsytuacji.
Tillysłuchałanieprzerywając,akiedyOmarskończył,rzekłapodługimmilczeniu:
—Jeślimnieotopytasz,tocipowiem,żeżadnababaniejestwarta,bysięzaniąuganiać.Wierzmi,
jeślionaciękocha,wróci,każdaznasprzeżywakrótkiespięcia,ajeśliniewróci,toznaczy,żenigdycię
naprawdęniekochała.
TeprostesłowaspowodowałyuOmaranagłezłagodzeniecierpienia.Tillyzzadowoleniem
obserwowała,żepróbujesięuśmiechnąć.
—Jesteśmiła—rzekł—dlaczegotorobisz?
Tillywybaczyłabyswemudziwnemuklientowibezczelnośćigrubiaństwo,bodotegojużsię
przyzwyczaiła,alenietozdanie,nietegłupiesłowa,którecodrugimężczyznadoniejkierował.Odparła
równiegłupio:
—Awięcdobrze,jeślichceszwiedzieć,robięto,bomitosprawiaprzyjemnośćimamztegowięcej
forsyniżtelefonistka.
—Wybacz—rzekłOmar—togłupiepytanie.
—Matkamojejmatki—rzekłaTilly—czylimojababka,jakbyłamłoda,teżchodziłanaAlex,mimo
tozostałaprzyzwoitąkobietą.AwedługprawapanaMendla,dzieciwradzająsięraczejwdziadkówniż
wrodziców.
NaukoweuzasadnienietrybużyciadziewczynyubawiłoOmara,zaczęlirozmawiaćoróżnych
sprawach,szczególnieostosunkuobupłci,aponieważniedoszlidożadnegowniosku,wybralisiędo
Aschingera,gdzierównieżnocąleżałynastołachdarmowebułki;pilitampiwoigadaliszczerze,bo
wiedzieli,żeniedługosięrozejdąinigdysięjużniezobaczą.
WsytuacjiOmaranicsięniezmieniło,mimotoczułsięlepiejpotymdziwnymspotkaniu.Naturalny
sposób,wjakidziewczynatraktowałażycie,zaimponowałmu,przestałużalaćsięnadsobą,jaktoczynił
jużoddwóchdni.
NazajutrzOmarprzyszedłdobarona,którysiębardzotłumaczył,boprzecieżHalimapoznałaNikischa
uniegonaprzyjęciu.Byłzdumiony,słyszączustOmara,żeżadnakobietaniejestwartatego,bysięza
niąuganiać,ajeśliHalimagonaprawdękocha,towróci,ajeślinie,toznaczy,żegonigdyniekochała.
Potymwstępieprzeszliobajdosprawbieżących.
Omarzaskoczyłbaronastwierdzeniem,żewsprawieImhotepaodkryłnowytrop;kiedyśprzedlaty
byłjużnatejścieżce,alewskutekniesprzyjającychokolicznościstraciłjązoczu.Słowem—człowieko
nazwiskuCarlyle,którybezśladuznikłzhoteluwLuksorze,pozostawiwszyrzeczyosobiste,między
innymikartkęznapisem„Imhotep”,terazznówpojawiłsięwLondynie,wczułymuściskuzsiostrzenicą
profesoraHartfielda.SamHartfieldniedałżadnegoniepodważalnegoznakużyciapróczpokwitowania
bankowego,którebyłopowodem,żegorliwylondyńskisędziaodmówiłuznaniaprofesorazazmarłego.
—Awięcsądzipan,żeHartfieldżyje?—zawołałbaronzzachwytem.
Omarwzruszyłbezradnieramionami.
—Sąconajmniejrówniepoważneargumentyprzemawiającezatym,żeprofesorżyje,jakizatym,że
nieżyje.Jednowydajemisiępewne:ten,ktoodnajdzieHartfieldażywegolubmartwego,posuniesię
kawałdrogidoprzoduwrozwiązaniuzagadki.PostanowiłemodszukaćHartfielda!
Gustav-GeorgvonNostitz-Wallnitznerwowokręciłwpalcachcygaro.
—Jakpantosobiewyobraża,jeśliwolnozapytać?
—Liczęnapańskąpomoc—rzekłOmarchłodno.—Jakpanuwiadomo,mamwEgipciewrogów,
którzychcąmniezabić,igdybymwróciłtamjakoOmarMoussa,byłobytosamobójstwo.Gdyby
natomiastudałosiępanuzdobyćdlamniefałszywypaszport,wszystkowyglądałobyinaczej.
PojechałbymdoEgiptuiniewróciłbym,pókibymnieodnalazłHartfielda.
—Todlamniedrobiazg!—Baronroześmiałsię.—Jedyne,comidotegopotrzebne,topańskie
zdjęcieinazwisko.
—Hafizel-Ghaffar—powiedziałOmar,przypomniawszysobienazwiskoswegodawnego
gospodarza;jużrazposłużyłsięnimwLuksorze—ShairaQuadri4,Kairo.
GdyNagibdowiedziałsięoplanieOmara,usiłowałwszelkimisposobamipowstrzymaćprzyjaciela.
Niechodrazuwpakujesobiekulęwłebizaoszczędzipodróży,bozal-Husseinemniemażartów.Nagib
rozumiebólOmarazpowoduHalimy,aledlatakiegosamobójstwaniemazrozumienia,jegowkażdym
razieistokoniniezaciągniedoEgiptu,nawetgdybymiałtuzarabiaćnażyciejakogazeciarz.Omar
powiniendziękowaćAllahowi,żeniemusirozważaćtegorodzajumożliwości.Wkażdymrazieniechnie
liczynapomocNagibawtejsprawie.
Omarodpowiedział,żechętnierezygnujezpomocyNagiba,ajegoplanywcaleniemajązwiązkuz
Halimą.ChceodnaleźćprofesoraHartfielda,żywegolubmartwego,ibaronwyrobimufałszywy
paszport.Onzaśzapuścisobieprzedtembrodę,jakąnosiłdawniej,idziękitemuniebędziesięróżniłod
siedmiumilionówEgipcjan.
Jaknależałosięspodziewać,rozmowaprzekształciłasięwsprzeczkę,wwynikuktórejOmariNagib
rozstalisięwgniewie.WdwadnipóźniejMr.Hafizel-GhaffarudałsiękolejądoMonachium,stamtąd
dalejdoTriestu,gdziemiałzarezerwowanybiletnastatekdoAleksandrii—oczywiściepierwszejklasy.
SIDISALIM
Owy,którzywierzycie!
BójciesięBoga,
poszukujciepilniepołączeniazNim
IwalczcieusilnienaJegodrodze!
Byćmoże,wybędziecieszczęśliwi!
Zaprawdę,gdybyci,którzyniewierzą,
posiadalitowszystko,cojestnaziemi,
ijeszczetyleżdotego,abysiętymwykupićodkary
wDniuZmartwychwstania,toniezostałobytoodnichprzyjęte.
Ichczekakarabolesna.
Koran,suraV
*
JakzawszekiedyNilzgodniezodwiecznymrytmemwystępujezbrzegów,jegoostrazieleńzamienia
sięwżyznybrąz,którycałyEgiptutrzymujeprzyżyciu.„Izis”,łódźmieszkalnaladyDawson,zazwyczaj
kołyszącasięleniwie,terazszarpałalinę,afaleuderzałyopokładmocniejniżprzyniskimpoziomie
wody,wdodatkuodzachoduwiałasilnabryza.
NadrugimbrzegurzekiodstronyLuksoruprzewoźnikwalczyłzwiatrem.Ostrzegałcudzoziemca,że
wczasieprzyboruNiluniebezpieczniejestpozapadnięciuzmrokupłynąćprzeciwkowiatrowi.Szczodry
bakszyszrozwiałjednakjegowątpliwości.Terazżaglówkaprzechyliłasięniebezpiecznienawodzie,a
przewoźnikzacząłwołaćwciemnościInszallah!,modlitwędodającąodwagi,azarazembroniącąprzed
strachem.
LadyDawsonzsalonuobserwowaławidowisko.
—Tonapewnoon!—rzekłachłodnoiwskazałanałupinęnawietrze.—Francuzizawszesię
spóźniają,tonajbardziejniepunktualnynaród,jakiznam.
AgentGerryPincock,któregonazywanoSzczekaczem,podszedłdoniej.Trudnobyłogopoznać,bo
odkądprzebywałwEgipcie,nosiłwłosykrótkoprzycięte,cobyłoraczejkorzystnedlajegowyglądu.
LordCarnarvonprzybyłzcórkąEvelynzAnglii;agdziebyłaEvelyn,tamzawszeznajdowałsięw
pobliżuCarter.Siedziałprzyjasnooświetlonymstolepośrodkupokojunadstosemmapidokumentówi
wcalenieinteresowałogoto,cosiędziejenarozszalałejrzece.
—Powinienbyłraczejzostaćwhotelu—rzekłPincock,któremunapewnoniebrakowałoodwagi,
alekiedyzobaczył,żepromprzybierabardzoniebezpiecznąpozycję,zaniepokoiłsię;wkońcutamten
człowiekwłodzibyłdlanichważny.
Niewyglądałonato,żeprzewoźnikporuszasięnaprzód,raczejwalczyłprzeciwkowiatrowiiprzede
wszystkimstarałsięuchronićłódkęprzedprzewróceniem.WreszcieLadyDawsonzniecierpliwiłasięi
poprosiłagościozajęciemiejsc.
Samajakzawszezajęłamiejsceprezydialne.PojejprawejstroniesiedziałlordCarnarvon,obok
niegoPincock,pojejlewejstronieCarteriEvelyn,którejojciecniespuszczałzoczu.Egipskisłużącyw
białejgalabijipodawałsherryiwhiskynamałej,okrągłej,mosiężnejtacy;Pincockwstał,podniósł
kieliszekirzekizpoważnąminą:
—WznoszętoastzaczcigodnegoCharlesaWhitelocka,któryzginąłpodczaspełnieniaważnych
obowiązków.Wedługnaszychinformacji,zostałpochowanywczorajwGlasgowwSzkocji.Awięcza
Charlesa!—Wszyscyobecniwstali.
—CzyWhitelockbyłżonaty?—zapytałCarnarvonpominuciemilczenia.
—Żonaty?—LadyDawsonzaśmiałasięironicznie.—Agenciiarcheolodzyniemogąsobie
pozwalaćnamałżeństwo.Charlesmiałtylkojednąkochankę,doktórejnależałdusząiciałem,
mianowicieIntelligenceService.Mimoto—przykrahistoria.
LordCarnarvonprzysunąłsiębliżej.
—Jaktosięstało,mamnamyśli,jakdoszłodotejkonfrontacjizFrancuzami?
—Powiempanu—odrzekłPincock.—ObserwujemyludzizDeuxièmeBureauoddłuższegoczasu,
przyczymmuszęprzyznać,żeodnoszęwrażenie,jakbyFrancuzinasrównieżobserwowali.Chybasądzą,
żeukryliśmygdzieśHartfielda.WkażdymraziePaulSachs-Villatte,oficjalnykonsulfrancuskiw
Aleksandrii,jestwrzeczywistościczołowymagentemfrancuskiegowywiadu.Kierujeniewielkąekipą,
znakomitątakpodwzględemnaukowym,jakiwywiadowczym,aciludziedysponująchyba
informacjami,którychmyniemamy.Zajmująsięsprawamidlanascałkiemniezrozumiałymi,czyli
kopaniemwmiejscach,którenaszymekspertomwydająsiębezsensowne.Musieliśmyprzyjąć,żeichstan
wiedzyprzewyższanasz.OdpowiednimeldunekdoLondynuzprośbąoosobistewzmocnieniesprawił,
żekapitanDoddssięzatrwożył.Przyrzekłwszelkąpotrzebnąpomocizażądał,byśmywyrażalisię
bardziejkonkretnie.Alezanimodpowiedzieliśmy,otrzymaliśmydepeszęodDoddsazapośrednictwem
ambasadywKairze:Niepodejmowaćżadnychkroków,czekaćnanoweinstrukcje.Później
dowiedzieliśmysię,żejedenzekipyfrancuskiej,filologEdouardCoursier,zwróciłsiędobrytyjskiego
wywiadu.Jestwhaniebnysposóbszantażowany,zmuszanydowspółpracyprzyprojekcie„Imhotep”;nie
majednaknajmniejszejochotypopieraćmetodszantażuDeuxièmeBureauipragnie,jeślichcemy,
przekazaćswojewiadomościBrytyjczykom.
—Narazie—ladyDawsonwpadławsłowoSzczekaczowi—musimyzachowaćostrożność.
Francuzmożebowiempoprostugrać.Dlategozaproponowałam,abyCharlesWhitelockskontaktowałsię
najpierwzCoursieremigowybadał.Whitelockbyłnajlepszymaktoremwnaszejekipie.Niktniepotrafił
takdobrzeudawaćangielskiegoturysty,toteżniewzbudzającpodejrzeń,nawiązałkontaktzCoursierem.
OkreśliłFrancuzajakoczłowiekapoważnego,ajegopostawęuznałzawiarygodną.Wydajesię,że
sprawiałamuszczególnąprzyjemnośćmyśl,żeznikniewciągujednejnocyzobozuFrancuzów.Sachs-
VillatteijegoludzietrafilitymczasemnainnygrobowieczczasówImhotepa,cojednak—jeślichodzio
zadanie—okazałosiębezwartościowe;postanowilizatemgrobowieczpowrotemzamurować,adojście
zasypaćpiaskiemiodłamkamiskalnymi.Whitelockobserwowałcałąakcjęzdaleka,odważyłsięzbliżyć
dopierowówczas,kiedyFrancuzinakrótkowycofalisiędoswejkwatery.PozostałtylkoCoursier.Ukrył
wgrobowcuswojenajważniejszemanatki.Whitelockzaproponował,żemupomoże.Zważnegozresztą
powodu.Whitelockmiałzesobąfałszywyplanterenuwykopalisk.Miałonstwarzaćpozory,żejuż
AugusteMariettewiedziałogrobieImhotepa.Wtymcelu,prowadzącmozolneposzukiwania,zebraliśmy
wszystkieinformacjeoMarietteizaznaczyliśmymiejsce,októrymmogliśmysądzić,żenawetprzy
bardzowytężonejpracynieznajdziesiętamnicpróczpiaskuiodłamkówskalnych.Plantenmiał
sprowadzićFrancuzównafałszywytrop,atymsamymspowodować,żezostawiąnasnajakiśczasw
spokoju.Iwtedytosięzdarzyło:zawaliłosięsklepienie.Coursierzdążyłuciec,Whitelockanatomiast
przygniotławielkakamiennapłyta.
—Okołopierwszejwnocy—ciągnąłPincockdalej—Coursiernadszedłcałkiemoszołomiony.
„Izis”cumowaławówczasokołotrzechmilodmiejscawypadku.Byliśmyjaksparaliżowani,kiedy
dowiedzieliśmysię,cozaszło.JedynieladyDawsonzachowałaprzytomnośćumysłu.Stwierdziła,że
jeśliWhitelockzostanieznaleziony,będziemywszyscyzdradzeni,wkażdymrazieFrancuzinabiorą
pewności,żeichśledzimy.Awięcpostanowiliśmy,żeCoursierijawrócimydogrobuispróbujemy
wydobyćzwłokiWhitelocka.Francuzizostawilipodnośniki.Zaichpomocąudałonamsięunieśćpłytę,
podktórąleżałWhitelock.Niebyłotocałkiembezpieczne.PowlekliśmymartwegoWhitelockapółmili
przezpustynię,następniezakopaliśmygogołymirękamiwpiasku.Podosłonąnocynazajutrz
załatwiliśmycałąresztę.BiednyCharles!
LadyDawsonwstałaipodeszładookna.Wciążjeszczeszalałaburza.Wciemnościniebyłowidać
łodzi.
—Chybazawrócili—rzekła.
Carter,wciążjeszczepogrążonywswoichpapierach,chybaniewielesłyszałztego,oczymmówiono.
—Musicietozrozumieć—rzekłlordtonemusprawiedliwienia—aleCarterjestzbyt
zdenerwowany.—Poklepałgoprzytympobłażliwieporamieniu.—Dlanasważnejestterazpytanie,
jakmamydalejpostępować.
Jakbypragnącnadaćswymsłowomwiększejwagi,ladyDawsonzmieniłatonirzekłaostro:
—Tojestpowód,dlaktóregopoprosiłampanówdosiebie.
—Nierozumiem—odparłlordCarnarvon,aCarterpodniósłwzrok.—Comawspólnegomoje
odkryciezwaszymprojektem?
Carterspoglądałzmieszanynabok;Evelynwiedziaładlaczego.Ojciecpowiedział„mojeodkrycie”,
jakgdybytoonprzezdwadzieścialatgrzebałwbrudzie,jakbytonieHowardpoświęciłżyciepoto,aby
tegoodkryciadokonać,aterazojciecmówi„mojeodkrycie”.Czuła,jakCarteratoboli,cierpiałarazemz
nim.
LadyDawsonjeszczebardziejspoważniała,oczyjejbłyszczały,wreszcieodparłazwestchnieniem
niechęci:
—PanieCarnarvon,sądzę,żewychodzipanzfałszywychprzesłanek.Niemówimytuomoimczy
pańskimprojekcie,chodziosprawęoznaczeniunarodowym.Ministerwojnyjakoprzedstawicielrządu
JegoKrólewskiejMościwzwiązkuzdużymznaczeniemtejsprawyprzejąłkontrolęnaddokumentami
dotyczącymiImhotepa.Oznaczato,żejeślisprawaprzybierzepoważnyobrót,będziemysięmusieli
podporządkowaćrozkazomministrawojny.
—Tociekawe!—odparłlordCarnarvonironicznie,jaktopotrafiątylkoBrytyjczycy,aszczególnie
brytyjscylordowie.—Zastanawiamsiętylko,comająwspólnegopaniwieloletniebezskuteczne
poszukiwaniabezimiennegobudowniczegopiramidzmoimodkryciem?Prawdopodobnieporaz
pierwszyzostałodkrytynietkniętygróbfaraonainiemamypojęcia,cosiękryjezazapieczętowanym
murem.
—Nowłaśnie—rzekłaladyDawsonzespokojem,jakijącechowałwdrażliwychsytuacjach.—
Właśniedlatego,żeniewiemy,conastamczeka,podniecenieirozgłos,jakiebędątowarzyszyłytemu
projektowi,przewyższąwszystko,cobyłodotychczas.
Carterpokręciłgłową.
—Możezechcepaniwyrażaćsięjaśniej.Ocowłaściwiechodzi?
Pincockwtrąciłsiędorozmowy.
—TopomysłGeoffreyaDoddsa,uważam,żejestznakomity.Dotychczaslwiączęśćwysiłków
zużywaliśmynato,bytuszowaćnasząwłaściwąrobotę.Pańskieodkrycie,panieCarnarvon,po
ogłoszeniugosprowadzidoLuksorunietylkocałąświatowąprasę,alenależysięspodziewać,że
naukowcyiarcheolodzyzcałegoświatabędąsiętłoczyćwDolinieKrólów,awinnychmiejscach
wykopaliskbędzietakpusto,jaknigdydotąd.
—Rozumiem—rzekłCarnarvon.—ChceciepracowaćbezprzeszkódwSakkarze,dopókimytu
będziemywykopywaćfaraona.
—Takjest.WprzyszłymtygodniuprzybędziedoKairuekipaarcheologówzOksfordu.Naszminister
sprawwewnętrznychosobiścieotrzymałlicencjęnawykopaliska.KierownikpracprofesorWinberry
sporządziłmapę,naktórąnaniesionesąwszystkiedotychczasowewykopaliskawSakkarze;natrafiłprzy
tymnateren,niewielewiększyodboiska,gdziezniewiadomychpowodównigdyniekopano.
—Brzmitocałkiemnieźle.
—Muszęprosićocałkowitądyskrecjęwtejsprawie.Otletegoprzedsięwzięciajestpoinformowany
tylkoWinberry.Nawetjegozałoganiewie,czegowłaściwieszuka.
—Wspaniale,wspaniale!—pochwaliłlord.
Carternatomiastmruknąłcośoidiotyzmieibezradności,wreszcierzekł:
—Odkrycianiedająsięwymusić,prawdopodobieństwojakiegośodkryciamusiwzrastać,aproces
wzrostuwymaganawożenia.Pożywkądlaodkryćarcheologicznychsąinformacje.Informacjeijeszcze
razinformacje.NigdybymnieznalazłgrobuTutenhamona,gdybymniemiałinformacji,doktórychprzede
mnąniktniedotarł.WDolinieKrólówjestjeszczewielemiejsc,którychnietknęłałopata,ibyłoby
całkiembezsensownekopaćtamtylkodlatego,żeniktnigdytamniekopał.Alejesttomojeosobiste
zdanie.
LadyDawsonniechętnymruchemzbyłauwagęprofesoraizapytała,zwracającsiędolorda
Camarvona:
—Jakpansądzi,ileczasuzajmieotwarcieinaukowezbadaniepańskiegogrobowca?
—Proszęposłuchać—przerwałCarterostro—my—tak,powiedział„my”—odkopiemycoś,co,
byćmoże,powiadam,byćmoże,okażesięnajwiększymodkryciem,jakiegokiedykolwiekdokonano,a
panipyta,ileczasupotrwawydobycie.—Gniewnieuderzyłdłoniąwstół.—Faraonleżywswym
grobietrzytysiącelat,apanikażenamsporządzićprecyzyjnyharmonogramczasowyjegowydobycia.To
absurdalneinaukowonieodpowiedzialne.Tengróbjestmoim—powiedział„moim”odkryciemija
będędecydował,ileczasupotrwajegowydobycieinaukoweopracowanie.—Zerwałsię,wybiegłna
pokładistałtamopartyoburtę,patrzącwnocnymrok.
Burzaszalała.Evelynpodeszładoniegocicho.Położyłamurękęnaramieniuirzekłałagodnie:
—Rozumiemtwojewzburzenie,Howardzie,aleludziezwywiadutodzikusy.Niepowinieneśsobie
tegotakbraćdoserca.
—Onisązłośliwi,bezczelniigłupi—syknąłCarteriująłjejrękę.—Alejeszczemniepopamiętają.
WtejchwilipodszedłdonichCarnarvon.Miałzatroskanąminę,chybaraczejzpowoducórki,
bardziejzajmującejsięarcheologiemniżsamymwykopaliskiem.
—PanieCarter—rzekłłagodnie—mapanrację,alesprawaImhotepama,jaksięwydaje,
narodoweznaczenie,takwkażdymrazieuważarządJegoKrólewskiejMości,ibyłobybłędem
zlekceważyćministrawojny.Możebędziemógłnampomóc.Sąwżyciusytuacje,kiedymądrzejjestulec,
niżupieraćsięprzyswojejracji.Sądzę,żepowinienpanjeszczerazprzemyślećcałąsprawę,zanim
dojdziedowybuchu.
EvelynujęłaCarterazaramięinieczekającnaodpowiedź,zaprowadziłazpowrotemdosalonu.
Carterusiadł,poirytowanygrzebałwswoichpapierach,wreszciezapytał,niepodnoszącwzroku:
—Więcczegopanichceodemnie?
—Proszęmniedobrzezrozumieć—odparłaladyDawson.—WywiadrząduJegoKrólewskiej
Mościdalekijestodtego,byumniejszaćpańskiezasługinaukowe.Otoczegoodpanaoczekujemy:
Pragniemy,byustalałpanznamiswojeterminy,toznaczy,żebylibyśmypanuzobowiązani,gdybypan
przyswoichpracachstosowałsiędonas.
ZanimCarterzdążyłzaprotestować,lordCarnarvonsięzgodził.
Zbrzegurozległosięwołanie.Pincockwyszedłnazewnątrz,abyzobaczyć,cosiędzieje.Kiedy
wrócił,byłblady.
—Łódźznikła,obawiamsię,żeposzłanadno.
—AcozCoursierem?—zapytałaladyDawsonporuszona.Pincockwzruszyłramionami.
*
OmarnazywałsięterazHafizel-Ghaffar,nosiłeleganckieeuropejskieubranie,miałwąsy,którego
postarzałyinadawałymuniemalwytwornywygląd.Alemożnazmienićnazwisko,odzież,nawetpoglądy,
aitakpozostaniesięsobą.Omaraogarnąłsmutek,kiedyprzybyłdoAleksandrii,skądprzedkilkoma
miesiącamiwyruszyłzHalimąwnadzieinanowe,szczęśliweżycie.Icoteraz?Byłnieszczęśliwyi
wlókłzasobąwściekłośćczłowiekaoszukanego,uczucie,zktórymniktniepotrafisięuporać,wkażdym
razienietakprędko.
OmarjechałpociągiemdoKairu,pierwsząklasą,jaktegowymagałjegowygląd;wkońcubaron
zaopatrzyłgowodpowiednieśrodkiiporazpierwszywżyciuOmarzobaczył,żeEgiptjesttakżekrajem
bogatym:kupcyiwysocyurzędnicy,mudirowieinazirowiezeswymikolorowoubranymiżonaminie
mielinicwspólnegozpospólstwemwtylnychwagonach,którymiOmardotychczasjeździł.
Jakzawsze,kiedypotrzebowałrady,pomyślałopucybucie.Oczywiściepotępiałjegostosunekdo
Halimy,ztegopowodunawetsiępokłócili,alekalekabyłjedynymczłowiekiem,któremuślepoufał.
PrzybyłdoKairunocąizamieszkałwhotelu„MenaHouse”;przypomniałsobie,choćminęłojuż
dwadzieścialat,jakkiedyśwypędzonogozwytwornegohotelu.Zranawzrokjegopowędrowałzokna
pokojudopobliskiegokarawanseraju,gdziestaryMoussauczyłgoposługiwaniasięnabutemitłumaczył,
żesymbolizujeonwładzęmężczyzny.Pobielanechatywcalesięniczmieniły,tylkoludzieniebylijużci
sami.PróczHassana.JakdalekoOmarsięgałpamięcią,kalekabyłstarcem,ichoćwedługrachubylat
jeszczebardziejsięzestarzał,zrobiłnaOmarzewrażenieraczejmłodszego.Powitaniebyłoserdeczne,
dawnakłótniaposzławzapomnienie,Omaropowiedział,jakmusiępowiodło.
—Czycitegoniewróżyłem?—rzekłHassanizmrużyłpraweoko,bonadrugielepiejwidział.—
Alestaremukalecesięniewierzy.—IdałprzytymOmarowiżyczliwegokuksańca.
—Najgorsze—odparłOmar—żewciążjeszczejąkochamigdybyjutrowróciłaipowiedziała...
—Zwariowałeś!—zawołałHassanzgniewem.—Naprawdęzwariowałeś!Takakobietajakona
zasługujenabaty.Powinnosięjąwypędzićnapustynię,abytamskonałazpragnienia.Jesteśgłupcem!—
Iabyzmienićtemat,starzecdotknąłzuznaniemubraniaOmara.—Stałeśsięprawdziwymsaidem,mój
chłopcze.Ktobypomyślał!Powinienembyćszczęśliwy,żejeszczechceszsięzadawaćzbiednym
mikasahem.
WtedyOmarzdradziłmuprawdziwypowódswegopowrotudoEgiptu,opowiedział,żeprzyjechałz
fałszywympaszportemjakoHafizel-Ghaffarzobawyprzedal-Husseinemijegoludźmi;naAllaha,niech
gotylkoniezdradzi!Pierwsząsprawą,którąsięterazzajmie,będzieposzukiwanieprofesoraHartfielda,
boktogoodnajdzie,zbliżysięchoćtrochędotajemnicy.Opowiedziałteżślepcowioswejpodróżydo
LondynuioniespodziewanymodkryciuWilliamaCarlyle’a,którykiedyśzniknąłzLuksoru,ateraz
nawiązałbliskikontaktzsiostrzenicąHartfielda,kobietą,którapalinałogowopapierosyinosispodnie.
Hassandługosięzastanawiał.
—Spodnie,powiadasz,ipalipapierosy?Czyjestszczupłairudawa?
—Tak—odpowiedziałOmar.
—AtenCarlyle?Czyjestniepozorny,trochęniższyodniejimawysokieczoło?
—Tak.Skądwiesz?
—Bylitutaj.Tu,whotelu„MenaHouse”,bardzodobrzepamiętam.Zachowywalisięjakzakochana
para,trzymalisięzaręceigruchalizesobąjakdwagołąbki,aprzecieżjejwiosnazapewnejużdawno
minęła.Myślę,żemapięćdziesiątkę.
—Kiedytobyło?—Omarpochyliłsięipotrząsnąłkalekązaramiona.—Czycośjeszczezwróciło
twojąuwagę?
Hassanskinąłgłową.
—Drogieobuwie.Mieliobuwieześwietniegarbowanejcielęcejskóry,angielskarobota,stare,ale
dobrzeutrzymane.Tonaprawdęwytworniludzie.
—Czypotrafiłbyśsobiewyobrazić,żetychdwojezabiłoprofesora,byzagarnąćjegowielkimajątek?
—Niemożliwe!
—Adlaczego?
—BoHartfieldżyje.
—Skądtowiesz?
—Powiemci,mójsynu.Takjakzwracamuwagęnaludzi,którzymajądrogieobuwie,takteż
zauważamludzi,którzymajązniszczoneobuwie.Zaciekawiamniezawsze,kiedyludziewdobrym
obuwiuspotykająsięzludźmiwzłymobuwiu,albowiemdobreizłeobuwiezazwyczajtrzymająsięod
siebiezdaleka.
—Czymógłbyśmitowyraźniejwytłumaczyć?
—Nowięcpewnegodniaprzybyładohotelupodejrzanapostać,mężczyznawzniszczonymubraniu.
Niepasowałjakośdotegoubraniaiwidaćbyłozjegoruchów,żeczujesięwnimnieswojo.Potem
zobaczyłemjegoobuwieiwszystkostałosięjasne.Miałnanogachsandaływłasnejroboty,uplecionez
taniejskóry,aplecionkamiaławzór;byłtokrzyżŚwiętegoAndrzejawkole,„X”wpiśmieniewiernych,
ajesttosymbolmnichówskalnychzSidiSalim.Wtedyzrozumiałem,żetadziwacznapostaćtoprzebrany
mnich.Rzeczjasna,wzbudziłmojąciekawość.Iotozobaczyłem,żewholuhotelowymspotkałsięz
mężczyznąikobietązAngliiweleganckichbutach.Wytworniludzienigdynieodmawiająpucybutom,
zapytałemwięc,czymogęusłużyćłaskawympaństwu.Dobrarobotawymagadłuższegoczasu,stałemsię
więcświadkieminteresującejrozmowy,zktórejmogłemwywnioskować,żeprofesorHartfieldprzebywa
wtajnymmiejscu,któregomężczyznaniechciałzdradzić.OczywiścieAnglicyniewiedzieli,żemajądo
czynieniazmnichem.Profesorżądałnajwidoczniejjakichśpapierów,którezostałymuwręczone,
prawdopodobniedlatego,żetychdwojesądziło,iżtrafiąwtensposóbnaśladHartfielda.Alemnichto
przewidział.Podjakimśpretekstemposzedłdokabinytelefonicznejwholuhotelowym.AleAnglicynie
wiedzieli,żekabinamadwojedrzwi,zprzoduiztyłu.Mnichnatomiastwiedziałiznikłprzeztylne
drzwi.
Omar,którysłuchałHassanazezdumieniem,zapytał,wahającsię,jakbysięobawiał,żezna
odpowiedź:—Aletychybawiedziałeś,skądtenmnichprzybył?CzypowiedziałeśAnglikom?
Hassanpostukałsięwczoło.
—Nibypoco?Wytworniludziesątakniewychowani,żepłacątylkotyle,ilesięodnichzażąda.
Bakszysztodlanichobcesłowo;ktoś,ktoniedajepucybutowinapiwku,niepowiniensięspodziewać,
żetenmucośpowie.
—AleCarlyleiMrs.Douncezpewnościąniezrezygnowali?
—Ach,gdzietam—odparłHassan.—Przezdwatygodniegoszukali.Alemoglibyszukaćjeszcze
drugiedwatygodnie,aitakbynieznaleźli.Przecieżniewiedzieli,żetomnich.Świetniesiębawiłem.
—Diabelskitypzciebie.Aletwojediabelstwojestdlamnieogromniepożyteczne.Czyjesteś
pewien,żeoninieznaleźlitegomnicha?
—Jakżemoglibygoznaleźć?Niemieliżadnejwskazówkiipodwóchtygodniach,zdenerwowani,
odjechali.—PrzytychsłowachHassanzachichotałzłośliwie.
SprawaHartfieldawydawałasięcorazbardziejzagmatwana.NaAllaha,jakiebyłypowiązania
pomiędzyprofesoremaowymmnichemzSidiSalim?
WhoteluoboktablicynakluczewisiałamapaDolnegoEgiptu.SidiSalimbyłonaniejzaznaczone
jakomałytrójkąt.KuswemuzaskoczeniuOmarstwierdził,żeniedalekoklasztorupołożonajest
miejscowośćRaszid,gdzieHartfieldwykopałówfragment,którydałdecydującewskazówkicodogrobu
Imhotepa.Wydawałosię,żezachodzitujakiśzwiązek.
—Jesteśgłupcem—rzekłHassan,widzączamyślonywyraztwarzyOmara.—Wdałeśsięwsprawę,
októrejraczejpowinieneśzapomnieć.Przecieżtomrzonki,jakiemożesobiewymyślićtylko
Europejczyk.JakgdybystarożytniEgipcjaniedysponowaliwiedządziśnamnieznaną.To—powiedział
mikasahiwskazałnaluksusowyautomobil,którywłaśniezatrzymałsięprzedhotelem—tosąnowe
czasy,tojestjedenznajwiększychwynalazkówludzkości.Amożemyślisz,żecośtakiegoznajdzieszw
grobieImhotepa?
—Onie—odparłOmar—myślę,żezawartośćtegogrobujestowieleważniejszadlaludzkościniż
takisamochód.Czypojechałbyśzemną?
—Ja?Dokąd?
—DoSidiSalim,domnichów.
—NiechAllahciębroniprzedtakąpychą!—zawołałkaleka.—SidiSalim,mójsynu,położonejest
przeszłostomilstąd,gdzieśwrozległejdelcie.TylkorazjedenwżyciuopuściłemGizę,niemiałem
wtedydwudziestulatichciałemzobaczyćwyścigiwielbłądówwBenha.AledotarłemtylkodoKairu.
Nadworcupanowałtakitłok,żezepchniętomniepodnadjeżdżającypociąg.Noiwidzisz,jaksięto
skończyło.—
Wskazałnakikutnogi.—AterazmiałbymjechaćztobądoSidiSalim?Nie,nigdziestądniewyciągniesz
takiegostaregokalekijakja.
NawetobietnicaOmara,żewynajmiesamochód—Hassannigdyjeszczeniesiedziałwtakim
pojeździe—niezdołałagoprzekonać.
CzyOmarmiałzaryzykowaćipojechaćsamdotegoklasztoru?Przecieżniewiedział,cogotam
czeka.Należałowątpić,czymnisi,którzysięprzebierająiwwyrafinowanysposóbznikająprzeztylne
drzwi,zachowająsięszczególnieprzyjaźniewobecobcego.ZdrugiejstronyOmarniemógłnikogowto
wtajemniczyć.Jeśliwięcchciałsięposunąćdalejwswoichposzukiwaniach,musiałsamotniewyruszyć
doSadiSaJim.
*
EmileToussaint,któregozazwyczajnicniebyłowstanieporuszyćdotegostopnia,żebyrzuciłfajkę,
zacząłnaglepalićpapierosy;byłotochybaodbiciemjegostanuducha,alecosięnaprawdęztym
człowiekiemdzieje,wiedzielitylkoludziezjegonajbliższegootoczenia.Toussaintodpoczątkuuważał,
żeBrytyjczycysąowąsiłą,któratkwiłazaspiskiemzwiązanymzzawaleniemsięgrobuNefera,i
przyznawał,żezbytbeztroskopodszedłdoprojektu.Potejsamokrytyceprzeszedłjednakdoatakuna
DeuxièmeBureau,któregoobowiązkiembyłoosłaniaćswoichagentówprzedobcymiwywiadowcami,i
znalazłwtejsprawiepoparcieukonsulaSachsa-Villatte’a.
Takwięcwnajbliższymczasiegrupafrancuskaskierowałaswojewysiłkibardziejnawybadanie
ewentualnychprzeciwnikówniżnawłasnezadanie,jakimbyłoposzukiwaniegrobuImhotepa.Żądanie
Toussainta,abywywiadfrancuskiprzydzieliłmudalszychdwóchagentów,zostałonatychmiast
uwzględnione,aleichprzybyciedoAleksandriidałonowypowóddoniepokoju,mielibowiemwbagażu
wynikibadańplanugrobu,odkrytegoobokrzekomegociałaCoursiera.Planbyłsfałszowany,wykonano
gonapapierze,którymiałniewięcejniżdziesięćlatiprawdopodobniepochodziłzAnglii.
Nasuwałosięwięcpytanie,doczegozmierzaliBrytyjczycy,prowadzącswojąakcję?Czybyłtotylko
manewrodwracającyuwagę,czyteżnieudolnapróbaodwróceniauwagi,wyjściazkłopotu,albowiem
saminieposunęlisiędalejiobawialisię,żeFrancuziichubiegną?Amożeistniejejakaśwskazówka
naprowadzającanagróbImhotepa,aFrancuziweszliimwparadę?
LudziezwywiadutacyjakToussaintzdwóchmożliwościprzyjmujągorszą,itakdoszłodo
kryzysowegoposiedzeniawkonsulaciewAleksandrii,podczasktóregomielisięnaradzićnaddalszym
przebiegiemakcji,aprzedewszystkimnadtym,jakbytuzdobyćwszystkieinformacjewywiadu
brytyjskiego.
Należałostworzyćwrażenie,żenawetcentralaDeuxièmeBureauwiewięcejoBrytyjczykachniż
tutejsiagenci:RozszyfrowanadepeszazParyżagłosiła,oczymdotychczasniewiedziałaniToussaint,ani
Sachs--Villatte,żełódźladyJoanDawsonjestcentraląwywiadubrytyjskiegowEgipcie,ajej
właścicielkaszefemcałegoprzedsięwzięcia.MoniaciMalraux,dwajnowiagenci,młodzi,energiczni
chłopcy,zktórychjedenmiałpostaćgoryla,drugizaśbyłwysokijaktyka,takżeichwspólnepojawienie
sięzwróciłopowszechnąuwagę,zaproponowali,żezatopiąłódź;byłatotaktykastosowanaw
poprzedniejwojnie.KonsulPaulSachs-Villatteniezgodziłsięjednak.Zatopionałódźnieprzyniosłaby
wywiadowifrancuskiemużadnychkorzyści.Chodziraczejoto,byzbadaćstanwiedzywywiadu
brytyjskiego,awtymcelunależyprzeszmuglowaćdojegoszeregówwłasnychagentówalbozwerbować
szpiega,którybypracowałdlaobustron.
Wiadomość,żelordCarnarvonijegoarcheologCarterodkryliwDolinieKrólównienaruszony
grobowiecfaraona,Francuziprzyjęlisceptycznie.Milléquantuznałtozamożliwe;Toussaintdojrzałw
tymtylkonowymanewrdlazmyleniaprzeciwnika.Wszystkiegazetydonosiłyotym,odkądlondyński
„Times”pierwszyobwieściłtęsensacyjnąwiadomość;dotądjednakniktjeszczeniezajrzałdo
zamurowanegogrobu,niepodanoteżżadnegoterminu,kiedygróbmazostaćotwarty.Takistanrzeczy,
powiedziałd’Ormesson,możebudzićwątpliwości,czycałasprawatocośpoważnego.Wkażdymrazie
onniemożesobiewyobrazić,żearcheolodzy,czekającnawielkieodkrycie,siedząspokojnieiwysyłają
zaproszenianamającesięodbyćotwarciegrobowca.
Wśródtychnaradnakonsulatfrancuskijakgromzjasnegoniebaspadławiadomośćtelefonicznaod
submudirazKusy,prowincjonalnegomiastapołożonegopięćdziesiątkilometrówodLuksoruwdółNilu.
Submudiroznajmiał,żefellachowiewyciągnęlizzakolarzekiciałoFrancuza;jegopapierywskazują,że
jesttoEdouardCoursier.
PierwsząreakcjąSachsa-Villatte’abyłostwierdzenie,żetoniemożliwe,żetonapewnopomyłka.Na
pytaniesubmudira,gdzieCoursierobecnieprzebywa,jeślizałożyć,żeżyje,iczyniespostrzegłby
wówczasbrakuwłasnychdokumentów,konsulmusiałprzyznać,żeCoursieroddwóchtygodniznikł—o
bliższychokolicznościachniewspomniał.Alekiedysubmudiropisałwyglądtrupaiwspomniało
szramienaprawympoliczku,PaulSachs-Villattezbladł.
Obecninieprzyjęlioświadczeniakonsuladowiadomości;istotnietrudnobyłopojąć,żejedenzich
gronauwolniłsięzzawalonegogrobowcaipłynąłprzezsześćsetmilwgóręrzeki,ażwreszcieutonął.
ProfesorMilléquant,zazwyczajnajspokojniejszyinajbardziejopanowanyspośródtejprzypadkowo
zgromadzonejdrużyny,któregonicniemogłowyprowdzićzrównowagipozainformacjaminatury
naukowej,zerwałokularyznosa,przetarłoczyiwyrzuciłzsiebiestekordynarnychprzekleństw
niestosownychdlaczłowiekanajegopoziomie.Nazwałcałetowydarzeniemałpimcyrkiem,zapewniał
kilkakrotnie,żeżałuje,iżwziąłudziałwtymprzedsięwzięciu,iżeodmawiadalszejwspółpracydopóty,
dopókitajemnicaśmierciEdouardaCoursieraniezostaniewyjaśniona.
TegosamegowieczorakonsuliEmileToussaintpojechalidoLuksoru,dokądprzywiezionociało
Coursiera,iwpiwnicyszpitaladoktoraMansurazidentyfikowaliswegodawnegokolegę.
WLuksorzeniedałosięzrobićkroku,bynienatknąćsięnadziennikarzy.Wszędziepanowało
gorączkowepodniecenie,hotelebyłyprzepełnione,aprzewozynadrugibrzegNiluzarezerwowanejuż
nakilkadninaprzód,chybażezapłaconodośćznacznybakszysz.
LordCarnarvonurządzałcodzienniewhotelu„WinterPalace”konferencjeprasowe,niemówiąc
zasadniczonicnowego.Dlawłasnejwygodykupiłamerykańskiegoforda,czarnego,jakwszystkie
egzemplarzetejmarki.HowardaCarterapilnowanodzieńinoc,lordprzydzieliłmuwłasnego
ochroniarza,pragnącgoustrzecprzedreporterami;Carnarvonsprzedałbowiemprawawyłącznego
publikowaniainformacjioswoichwykopaliskach„Times’owi”,zktóregonaczelnymredaktoremłączyły
gowięzyprzyjaźni.
Powodzeniesprawia,żenawetwrogowiestająsięprzyjaciółmi.LordCarnarvoniHowardCarterw
tychdniachbylizgodnijaknigdydotąd,tylkouczucieCarteradoEvelynpozostałonadaltematemtabu.
LadyDawsonwyznaczyłaotwarciegrobowcana29listopada,dotegoczasumiałprzybyćdoEgiptu
dwuosobowyzespółbrytyjskichtajnychagentówpodkierunkiemGeoffreyaDoddsa,abyrozpocząć
szerokozakrojonąakcj-*ęposzukiwaniaImhotepa.AniCarter,aniCarnarvonniebylinatyleopanowani,
abybezczynnieczekaćdotegoczasu.Kiedyzapowiedzianootwarciegrobujakopublicznewydarzenie
stuleciaiwysłanozaproszenia,obumężczyznogarnęływątpliwości;obawialisię,żeichprzygoda
zakończysięfiaskiem,żegróbbyłmożesplądrowanywstarożytności,anastępnieponowniezamurowany
iopatrzonynowąpieczęcią.
Należałobraćpoduwagętakąmożliwość,potymjakCarterpoprawejstroniewłaściwegogrobowca
odkryłzamurowanydół.TymczasemprzybyłPeckyCallender,archeologbrytyjskipracującydalejna
południu,któregołączyłzCarterempewienrodzajprzyjaźni(oiletakiczłowiekjakCartermógłsięw
ogólezkimkolwiekprzyjaźnić);ponieskończeniedługiejdyskusjiczwórkatapostanowiłanajbliższej
nocypowiększyćlejwziemi,wktórymznajdowałosięwejściedogrobowca,abyewentualnieprzez
otwórwmurzedostaćsięzbokudośrodka.
DolinaKrólówbyłazamkniętaidziękitemuichprzedsięwzięcieniewzbudziłopodejrzeń.Carteri
Callenderzaczęliodsuwaćgruznaprawoodzamkniętychdrzwiipodwóchmetrachnatknęlisięna
zamurowanądziuręwmurze.Ichnadziejeopadłydozera.
Awięcjednak!Awięctengrobowiecbyłjużrazotwierany,tylkowtargniętotuniedrzwiami,lecz—
przypuszczalniedlaniepoznaki—wybranodziuręwmurzezboku.
Carter,bliskiłezipełenwściekłości,zacząłwalićłomemwmuriwkrótceluźnotkwiącekamienie
poddałysię.Callenderpodszedłiobajzaczęliwyciągaćzmurukamieńpokamieniu;wkońcupojawiła
siędużadziura,przezktórączłowiekmógłsięprzeczołgać.
PierwszyznikłCarter,trzymającprzedsobąlampęnaftową.Wkrótcewrócił,aleniemógł
odpowiedziećnadociekliwepytaniapozostałych;wydawałsięoszołomionyiwskazałtylkona
znajdującysięgłębiejotwór:niechsamizobaczą.LordCarnarvonpierwszypodjąłwezwanie,awrazz
nimEvelyn,następniewśliznęlisięprzezmurCallenderiCarter.
Jedynalampkarzucałagroźnecienienaścianypodłużnegopomieszczeniawielkościmniejwięcej
czterynaosiemmetrów,zastawionegoskrzyniami,figuramiinarzędziami.Zlewejstronyleżałyczęści
dwóchpozłacanychwozów,zprawejstalidwajstrażnicynaturalnejwielkości,uzbrojeniwdzidy,z
oczamizeszkła,którychnaturalnośćprzerażała.Naprzeciwko—skrzynki,skrzyneczki,szkatułki,bele
tkaninidzbanymistrzowskiejroboty.
Pełnobyłowokółsuchegopyłu,każdykrokpowodowałtylekurzu,żetrudnobyłooddychać.Ileżto
tysiąclecikurztenpozostawałnieporuszony?Przeziletysiąclecipromieńświatłaniedotknąłżadnegoz
tychprzedmiotów?Iletysiącleciminęło,odkiedyporazostatnistanęłanatymgrunciestopaludzka?
Niktnieważyłsięodezwać.AniCarter,anilordCarnarvon,aniCallender,nawetEvelyn,której
wesołagadaninataksięCarterowipodobała,zamilkła.Wtejchwiliwszyscyczulisięintruzami.I
podczasgdyporuszenispoglądalinazgromadzoneskarby,wktórepobożnyludzaopatrzyłswegofaraona
najegoostatniąpodróż,Carterusiłowałuporządkowaćmyśli.Oczywiścietotylkoprzedpolegrobowca,
możejednozwielupomieszczeń.Alegdzieznajdujesiępomieszczeniezsarkofagiemkróla?
CarnarvoniEvelynusunęlisięnabok,pełniczci.Lordbyłwstrząśnięty,jegocórka,oszołomiona,
trzymałasięojca.Drżała,popierwsze,zpowoduchłodnejlistopadowejnocy,podrugie,zpodniecenia.
KiedyCarteriCallenderopuściligrobowiec,całaczwórkapadłasobiewramiona.Carterpocałował
Evelynzżarem,ojakitrudnobyłoposądzaćtegonieśmiałegomężczyznę,inawetsurowylordniebyłw
staniesiętemusprzeciwić.
Wewczesnychgodzinachrannych,kiedyrobiłosięjuższaroinaddolinąrozlegałysiępierwszekrzyki
sępów,otwórwmurzebyłznówzamkniętyizasypanygruzem.Całaczwórkaprzysięgłasobie,żenie
piśnieanisłówkaotym,cozaszłowciąguostatnichgodzin.
*
Omarzlekceważyłostrzeżeniemikasaha.JeślinawettenklasztorwSidiSalimpołożonyjestna
odludziu,opiniaomnichachdośćwątpliwa,apodróżtamzwiązanaznieprzewidzianymryzykiem,on
musisprawdzić,dokądprowadziśladHartfielda.
Wdrodzedoklasztoru,dokądjechałnajpierwkoleją,anastępniezamierzałwysiąśćwDamanhur,
OmarprzypomniałsobielistznalezionyprzyzmarłejMrs.Hartfieldipodpisanyliterą„C.”,co
wskazywało,żeżonaprofesoraznała„C.”.Możeza„C.”ukrywałsiępoprostuWilliamCarlyle?Jeśliby
takbyło,toztegoizpozostawionejwhoteluwLuksorzekartkinależałownioskować,żeCarlylenie
tylkopolowałnasiostrzenicęprofesora,aletakżenaImhotepa.Należałosięwięczastanowić,czynie
udawałtylkosympatiidoAmaliiDounce,byzbliżyćsiędoHartfielda.Omarowitrudnobyłowyobrazić
sobie,jakmężczyźniemożesiępodobaćsufrażystka,którapalimocnepapierosyinosispodnie.Prawdę
mówiąc,wogóleniemógłsobiewyobrazić,jakmężczyznamożesięzakochaćwkobiecie,któraniejest
podobnadoHalimy.Starałsięniemyślećotym.Ijeszczecośprzyszłomudogłowy,kiedypociągjechał
napółnocprzezniekończącąsiędeltęNilu:CzyMrs.DouncepodczasjegowizytywLondynienie
wspominałaokoszmarach,którejączasamiprześladują,iotym,żeprofesorukazałjejsięwhabicie?Na
Allaha,pomyślał,niezbadanesąkolejelosu.
WDamanhurOmarwysiadłzpociągu,kupiłsobieskromneubranieizaopatrzyłsięwprowiantnatrzy
dni.JedynąwmieścietaksówkąkazałsięzawieźćdoodległegoodwadzieściapięćkilometrówDisuku,
którepołożonejestnadlewąodnogąujściaNilu.Jesttomałemiasteczko,naktórymczasniepozostawił
żadnegośladu.Nocspędziłwhotelu„El-Shati”,skądwysłałdepeszędobaronavonNostitz-Wallnitza,
informującgo,żeznajdujesięokołostukilometrównawschódodAleksandriiijestwdrodzedoSidi
Salim,gdziemanadziejęspotkaćprofesoraHartfielda.Pozdrowienia—el-Ghaffar.
Hotelbyłnędznyniczymkarawanseraj,pasowaliteżdoniegogoście,przeważniehandlarzez
AleksandriiiKairu,którzyzabawialisięzdziewczętamilekkichobyczajów,głównieGreczynkami.
Omarbeztrudnościdostosowałsiędosytuacjiibezceregieliwmieszałsięwtenprostackitłum,śmiał
sięzniewybrednychdowcipów,piłtaniąrakiję,którarozwiązywałajęzyki.
WtensposóbOmarzacząłrozmowęzwłaścicielamihoteluEl-Shati,dwomanalanymiłysielcami,o
rzucającychsięwoczytwarzach.LedwiesiędowiedzielioplanachdalszejpodróżyOmara,minyim
zrzedły.Wydawałosię,żeprzedsięwzięcieOmaraichzaniepokoiło,naichtwarzachpojawiłsięnawet
strach,kiedyOmarwspomniałoklasztorzewSidiSalim.KuswemuzdumieniuOmardowiedziałsię,że
mnisikoptyjscysązwaśnienizewszystkimiludźmi.Wregularnychodstępachczasuczarnimnisipróbują
wytępićludnośćwioskionazwieSidiSalim,używającwtymceluwspółczesnejbroni,starychzaklęći
rozmaitychtrucizn,naktórereceptyprzechowująwbezdennychkatakumbachgłębokopodziemią.Nikt
niewiedziałotymnicbliższego,boniktnieprzestąpiłproguklasztoru,aci,którzypostawilichoćby
stopęnatymprogu,przypłacilitożyciem.
KlasztorwSidiSalimotaczałaauraniesamowitościiOmarztrudemznalazłfellacha,którysię
zgodziłzawieźćgodotejpodejrzanejokolicywózkiemzaprzężonymwosła.Starzec,którysiorbał
herbatęwnajdalszymkącierestauracjiipociągałdziwniepachnącąfajkęwodną,zgodziłsięwreszcieza
dziesięćfuntówegipskichzawieźćobcegodomiejsca,gdziedrogasięrozwidlaiprowadziwkierunku
zachodnimdoRaszid,awkierunkuwschodnimdoSidiSalim.StarynazywałsięAliiniebałsięani
diabła,aniśmierci,byłczłowiekiemzłymiprzekupnym(oczymświadczyłapaskarskacena,jakiej
zażądał),alejedynym,którybeznamysłusięzgodził.
Rzeczjasna,żeludziezhotelunieszczędziliOmarowiostrzeżeń,przedewszystkimchcieliwiedzieć,
cogoskłaniadotego,bydobrowolnieudaćsięwtęokolicę.ProfesorzAngliibyłostatnim,którypodjął
tępróbęzFuwas,kilkamilwdółrzeki.Znikłinigdyjużniewrócił.Kiedyiwjakichokolicznościach
zginął,niktniepotrafiłpowiedzieć,byłotoprzedrokiemalboprzeddwomalaty.
NiespodziewanawzmiankawskazującanaHartfieldawprawiłaOmarawtakiepodniecenie,że
najchętniejwyruszyłbyjeszczetegosamegodnia,alestaryodmówił;oświadczył,żemusisięprzespać,i
wyciągnąłrękę,żądającpieniędzy.Byłatorękazniekształcona,miałatylkokciukipalecwskazujący,
resztypalcówbrakowało,co—jaksięOmarpóźniejdowiedział—byłoskutkiemtego,żenaprzełomie
stulecizłodziejomodcinanopalce,zbójcomzaścałedłonie.Mocnopocierającjedenpozostałypalec
drugim,Alidawałdozrozumienia,żeżądazaliczki.Omardałmupięćfuntów,starysięukłonił
wspaniałomyślnemusaidowiioznajmił,żejutrowczesnymrankiembędzieczekałprzedhotelem.
*
NocspędziłOmarprawienieśpiąc,leżałwubraniunałóżku,nasłuchującniezwykłychodgłosów,
jakiedochodziłyzpustyni.Żadenpokójsięniezamykał,niebyłodonichkluczy;jedynyklucz,jakisię
znajdowałwdomu,zamykałwszystkiedrzwi,aletonieprzeszkadzałohotelowymgościom.Oczywiście
Omarniespałbynawetwówczas,gdybyjegodrzwibyłyzamkniętenaklucz,byłzbytpodniecony,myśląc
otym,cogoczeka.Świadomość,żeniedalekostądkryjesię,byćmoże,rozwiązaniezagadki,którego
poszukująwywiadyzcałegoświata,wprawiałagowwielkiniepokój.Niemógłteżpojąć,żekoptyjscy
mnisisąmotoremtegospisku.
Bladymświtem,wrazzpierwszympianiemkoguta,Omarspakowałmanatkiiwyśliznąłsię
skrzypiącymischodaminadół.Jużzdalekausłyszałskrzypieniewózka;byłtodwukołowypojazdco
najmniejtakstaryjakjegowoźnica.Wózekśmierdziałpotwornie,ponieważzazwyczajwożononim
klatkizdrobiemnabazar.
Starymilczałuparcie,tylkoodczasudoczasuszarpałlejce,poganiającwtensposóbmałegoosiołka,
imrugającspoglądałnadalekihoryzont,jakbywątpił,czywogólekiedykolwiekzacznieszarzeć.Tak
jechaliwmilczeniudwiegodzinynapółnoc;drogabyłaczęściowowyjeżdżona,częściowoniebyłona
ziemiżadnychśladów.Staryorientowałsięwedługsłońca,którebyłożółtawobiałeiprzenikałoprzez
gęsteopary,mieszaninękurzuiparnejwilgoci;horyzontdawnojużpochłonąłwszelkieosiedla.Wszystko
wydawałosięmartwewtejopuszczonejokolicy,nawetkolczastezarośla,sterczącetuitamzziemii
przybierającegroteskowekształty,byływyschnięte.Itumielimieszkaćludzie?
Nieczućbyłonawettchnieniapowietrza,upałprzybierałnasile.Nadniewózkależałgrubywałekz
koziejskóry,służącytutejszympastuchomzabukłakdowodypitnej;milczącystarzecpopijałzniego
regularnie,jedenłyk,niewięcej,aletakiwielki,żepoliczkimusięwydymałyjakuropuchy.
Nagle—chybabylijużponadtrzygodzinywdrodze—staryodzyskałmowę,gdyżnahoryzoncie
ukazałsięłańcuchwzgórz,irzekł,żetojestichkierunekipołowędrogijużchybamajązasobą.Potem
znówzamilkłitrwałochybagodzinę,ażwydałnerwowyokrzyk.Zmienionymioczamispojrzałprzez
praweramięnapołudnie,gdzieniebozaczęłociemnieć,irzekł:
—Chamsin—cooznaczało„pięćdziesiąt”,aletakżewiatrpustynny,którywiejeprzedewszystkimw
pięćdziesiątdniodzrównaniadniaznocą,leczrównież,itoszczególniegwałtownie,wdnijesienne.
Omarwiedział,jakniebezpiecznyjestchamsindlakażdego,ktowporęnieznalazłschronienia,i
rozglądałsięzajakąśkryjówką,aleniebyłowidaćmiejsca,gdziemoglibysięschronić;nierozsądnie
byłobyteżzawracać,ponieważjechalibynaprzeciwburzy;awięctrzebabyłodotrzećdołańcucha
wzgórz.Omarpoganiałosłaenergicznymwołaniem,aleniebyłoonowstaniewyrwaćzwierzęciazjego
wolnegotruchtu.WówczaswyszarpałAlemubatzrękiizacząłnimokładaćosła,któryskoczyłjakkozioł
iprzyspieszyłkroku.
Tojednakugodziłowhonorwoźnicy,wyrwałOmarowibat,wykazującniezwykłąsiłę,wrzasnąłna
niegoinazwałgłupcem,któryniewie,żejeśliobładowanyosiołstanie,nicgoniezmusidodalszej
drogi.Wtensposóbdoszłomiędzynimidobijatyki,podczasktórejAlizfałdszatywyciągnąłnóżiz
krzykiemrzuciłsięnaOmara;trafiłgowleweramię,takżerękawzaplamiłsiękrwią.Omarbałsię,że
Aligozabije,chwyciłwięcswójtobołekizeskoczyłzwozu.
Staryjakgdybynatoczekał,ominąłOmaradużymłukiemiodjechałwkierunku,skądprzybyli;
jeszczezdalekasłychaćbyłojegoprzekleństwa.
Omarobejrzałranęnaramieniu;tużnadnadgarstkiemostrzenożarozcięłorękawiskaleczyłociało.
Byzatamowaćkrew,Omarrozerwałrękawitkaninąowinąłranę.Potemsięrozejrzałnawszystkiestrony
ipostanowiłiśćwkierunkułańcuchawzgórz,gdziechybaznajdowałsięklasztor.Byłzadowolony,że
pozbyłsięstarego,iprzekonany,żebezjegopomocydotrzedocelu.
Nieliczyłsięjednakzpragnieniem,którecorazbardziejmudokuczałowtymniesamowitymupale.
DługojeszczewidziałAlegojakoznikającypunktwniezmierzonejdali;potem,pogodzinie—było
chybapołudnie—naglepoczuł,żesięrozpływajakkroplawodywpiasku.Jednocześniepowietrze
zaczęłodrgać,początkowoleniwie,potemchłodzącpotnakarku,wreszciegoniącprzedsobąmałe
obłoczkikurzu.Omarzacząłbiec,abyschronićsięwśródskał,którewydawałysięcorazbliżej,ajednak
wciążjeszczedaleko.
BezchwiliodpoczynkuOmarposuwałsięnawschód.Językprzywarłmudopodniebienia,piasek
skrzypiałmiędzyzębami.Oczyzaczęłyłzawić,takżepustyniaprzednimrozpływałasięjakkałuża.Tylko
sięniepoddawać,tłukłomusięwgłowie,którastawałasięcorazcięższa,imdłużejbiegł.Omara
ogarnęłozwątpieniewsamegosiebie,zastanawiałsię,czymadośćsiły,bytowszystkoprzetrwać,czyto
wszystkowartejesttakiegozachodu,czystaryniewprowadziłgowbłądiczykamracistaregonie
czyhajągdzieśwpobliżu,byzwabićgowpułapkę.Starybyłzbytmilczący,aostrzeżenialudzizhotelu
„El-Shati"wydałysięterazOmarowiuzasadnione.Alenatakierozmyślaniabyłojużzapóźno.
OddechOmarastawałsięcorazgłośniejszyicięższy,sapałjakkońrozdymającynozdrza.Przeklinał,
parskałiwykrzykiwałswojąwściekłość.Topomogło.PodczasbudowykoleidlaAnglikówprzetrwał
gorszerzeczy;myślotymprzywróciłamuenergię.Aletylkonakilkasetmetrów.
Omarspluwał—piasekwustachtobyłocośobrzydliwego.Czułkłuciewpiersiach,jakby
przeszywałgosztylet.Ogarnęłagorozpacz,żeorganizmodmawiamuposłuszeństwapotakkrótkim
wysiłku,iwątpliwość,czyosiągniecel.
Szaroczarnenieboicorazgęstszetumanykurzuzasłaniałymuwidokiukrywałycel;narazOmarsię
zatrzymał,niewiedziałjuż,dokądwłaściwieidzie;wzgórzaiskałyzniknęły.Chmurypiaskupędziłypo
ziemi,syczącjakgotującasięwoda.Corobić?Omardalejszedłwkierunku,gdzie—jaksądził—
znajdujesięjegocel.Burzasięnasilała,szarpałananimubranie.Tylkosięterazniepoddać,takblisko
celu.Coraztrudniejbyłooddychać,Omarowiwydawałosię,żewdychawięcejpiaskuniżpowietrza;
kaszlał,spluwał,wtulałgłowęwramiona,bymniejodczuwaćporywywiatru;tobołekprzyciskałdo
piersiibrzucha.
Czuł,żetwarzmapurpurowąodostrzałumilionówziarenekpiasku.Jakodzieckoprzedpiramidamiw
Gizierozkoszowałsię,kiedywiatrpędziłpiasek,ipoddawałmusięzzamkniętymioczami,auderzanie
piaskuodczuwałjakorzeźwiającystrumieńwody.Terazzaś,błąkającsięinieznającdrogi,poczuł
strach;byłtakzmęczony,żemarzyłtylkootym,abysięgdzieśpołożyć,iniechgopiasekzasypietakjak
paniąHartfield.Ajednocześniebyłprawiepewien,żechoćstraciłorientację,jestbliskicelu.
Piasekstałsięgłębokijakustópwędrującychwydmalbonaulicyosłoniętejodwiatru;alechoć
Omar,mrużącoczy,patrzyłwszarymrokwnadziei,żeznajdziejakieśwzniesienie,nicniedojrzał.
Zrozpaczony
iwyczerpany,przykucnął,odwracającsięplecamiodburzywnadziei,żewtensposóbstawi
przynajmniejopórchamsinowi.StaryMoussa,synpustyni,któryznałwszystkiejejroślinyikamienie,
ostrzegałgozawszeprzedpychąwobecpustyni.Pustynia,mawiałMoussa,jestjakbóg,abogowie
wymagająpokory.MimowoliOmarprzypomniałsobieterazsłowaprzybranegoojca,anawetzdawało
musię,żesłyszyjegoniskigłos.Jasalaam,naprawdęsłyszałgłosy,któreśpiewaływrazzchamsinem.
Omarwstrzymałoddech,sądził,żetoomam,aleotoznówusłyszałniewyraźne,jakbyszarpaneprzez
burzęwołanie,błaganieniczympobożnyśpiew.
Omarusiłowałwstaćiwalczączburzą,iśćwkierunku,skądsłychaćbyłożałosnewołanie.Aleskąd
onodochodziło?Niemógłsięzorientowaćipostanowiłbrnąćnaprawo.Jednakpoparukrokachmiał
wrażenie,żeodjakiegośczasukrążywkółko,iwchwili,kiedywgłębokiejrozpaczyzamierzałsię
rzucićnaziemię,burzanaglewyrwaładziuręwciemności,promieńsłońcaprzeszyłraptowniechmurę
pyłuniczymlśniącymieczizwielkąsiłątrafiłwwysoki,nawpółrozwalonykamiennyłuk,ruinę,przez
którąwyłchamsinipędziłczarnoszarąchorągiewpiasku.
SidiSalim!Czymżeinnymmogłybyćteopuszczoneresztkiludzkiejcywilizacjijeślinieklasztorem?
Znajdowałsięonniedalejniżrzutkamieniem,alezanimOmarzrobiłkrokwjegokierunku,cud
zniknął.Słychaćbyłotylkożałosnyśpiew,którydochodziłtujużwcześniej;tylkoterazwydawałsię
docieraćzinnejstrony.Omarztrudemprzedzierałsiędoprzodu,nietracączoczukierunku,inaraz
stanąłprzedruinąbramy,któraprowadziładonikąd,bozaniąciągnąłsiępiasektakjakiprzednią.
NaprawoodsterczącejwgóręruinyOmarspostrzegłmur,alboraczejresztkimuru,któresięgały
kolanibyłyprzysypanepiaskiem,wniektórychmiejscachjednaksterczałykilkametrówwgórę.Murten
dziwniezakręcał.ZawystępemOmarschroniłsięprzedburząipróbowałsięzorientowaćwsytuacji.
Byłotuwięcejtakichłukówopodobnymkształcieiwielkości;wyglądałototak,jakgdybyprzed
setkamilatludzieopuścilimiastonapustyni.Niedalekomiejsca,gdzieOmarsiedział,murzakręcałpod
kątemprostymiprowadziłwprostdodługiejścianyzotworami,gdziekiedyśbyłydrzwiiokna.
Przypominałaonatrochędomywtejokolicy.PodosłonąmuruOmardotarłtam,akiedypodszedłdo
bramy,zobaczyłdom;brakowałownimtylkodachu.Kwadrattenwkażdymraziedawałmupewną
ochronęprzedburząiOmarpostanowiłprzedewszystkimodpocząć;wyczerpany,padłnaziemięobok
swegotobołka.
ByłwyczerpanyniczymżyznaziemiaNiluwczesnąwiosną,czułsiępodle,bolałogozranioneramię.
Siedziałtakprzezchwilędrzemiąc,ażówokropnyśpiew,brzmiącyobcowuszach,przywiódłgodo
rzeczywistości.Dółwziemi,przykrytygrubążelaznąkratą,przypominałtubę.Omarzbliżyłsiędootworu
naczworakach,aleniemógłniczegodojrzećwgłębi.Docierałydoniegonatomiastokrzykibólu.które
stawałysięcorazintensywniejszeibyłyprzerywaneodgłosamiprzypominającymibiczowanieludzi.
Omarmimowolirozejrzałsięzawejściemdotajemniczegopodziemnegoświata,alenicnieznalazł;
postanowiłokrążyćdom,zktóregoteodgłosydochodziły.Właśniekiedychciałsięprześliznąćprzez
bramę,usłyszałpodnogamigłuchyodgłoskamiennejpłyty,któraniebyłaprzymocowanadopodłoża.Na
rozstawionychnogachbadałrównowagękamieniaizrobiłprzytymzaskakująceodkrycie:płytadługości
prawiedwóchmetrówigrubościzaledwienadwapalcezachowywałatakdokładnąrównowagę,żegdy
stanęłosięnajednymkońcu,drugipowolizaczynałsięunosićwgóręjakpyszczekchwytającej
powietrzeryby,przeciwnyzaśkonieczanurzałsięwzieminagłębokośćkolana.Żelaznasztanga
uniemożliwiałapowrótpłytydopoprzedniejpozycjirównowagi.
Przedotworemwąskieschodyprowadziływdół,byływyrąbanewskaleizakręcałypodkątem
dziewięćdziesięciustopni,byuniemożliwićszybkieschodzenieiwchodzenie;byłotozpewnością
zamierzeniembudowniczego.WłaściwieOmarpowinienmiećwątpliwości,czywtargnąćdotego
podziemnegolabiryntu,byłotonawetlekkomyślne,żetakpostąpił;alecośgoprzyciągałojakmagnes,
coś,conieznaskrupułówitłumiwszelkierozsądnemyśli.
Schodykończyłysięwpieczarzezesklepieniempodpartymsłupami,naktórychpłonęłylampki
oliwne,rzucającemętne,żółtozieloneświatło.Pomieszczeniebyłopuste;stałtamtylkorządglinianych
dzbanów,zktórychjednesięgałydokolan,innebyływysokościmężczyzny,zajmującychcałąprawą
stronępieczaryiwypełnionychwodą;wodapochodziłazcysterny,którejobmurowanyotwórbył
widocznywziemi.Panowałatamprzygniatającaduszność,czućbyłosłodkawyzapach,wywołujący
mdłości.
Omarprzeszedłpieczaręwkierunku,zktóregorozlegałsięcorazgłośniejszyśpiew.Byłotamchybaz
półtuzinaśpiewających,niewięcej,aleichdonośneżale,wyśpiewywanewjęzyku,któregoOmarnie
rozumiał,brzmiałymocniejniżgłosmuezina;wydawałosięnawet,żemodlącsięmnisiwykorzystują
systempiwnicswegoklasztorujakorezonator,abyichlitaniebrzmiałybardziejżarliwie.
Nadrugimkońcuhaliotworzyłysiędrzwi,awłaściwiedwaprzejścia,botunadoleniebyłodrzwi.
Praweprzejścieprowadziłodonieoświetlonegokorytarza,zktóregoniedochodziłyżadneodgłosy,lewe
markowałogórnypodestnastępnychschodów.Prowadziłyonenadółiwprzeciwieństwiedowejścia
byłyszerokie,wygodneiwyłożonejasnymikamiennymipłytami.Nadoleotwierałasiędługa,położona
podkątemprostymdogórnegopomieszczeniaprzestrzeń,którawyglądałajakpodpartakolumnaminawa
kościołachrześcijańskiego.Polewejiprawejstroniemiędzykolumnamistaływąskiedługiestołyiławy,
skleconezsurowegodrewna,napięćdziesiątlubwięcejosób.NaścianachztyłuOmarujrzałpostacie
świętychnaturalnejwielkości,częściowopociemniałeodsadzy,łuszczącesię,ociemnejharmoniibarw.
Śpiewstawałsięcorazwyraźniejszy,aletakżesłychaćbyłoostresłowakomendyiuderzeniabiczem,
poczymnastępowałyokrzykibólu.NaAllaha,itomiałbyćklasztor?
DotądOmarnieujrzałnikogoidlategowszystkowydawałomusięjeszczebardziejniesamowite.
Przezchwilęstałniepewnyzakolumną,potemodważniewszedłdobocznegoportalu,przezktóry
wpadałojasneświatło,ato,coujrzał,przeraziłogo.
Wszerokim,jasnooświetlonymkorytarzu,poktóregoobustronachznajdowałysięlicznezakratowane
cele,stałbrodatymnichwczarnymhabicie,zbiczemwręku,adokołaniegoskakałyiśpiewały,
wykonującprzytymekstatyczneruchy,budzącelitośćpostacie;byłyogolonedogołejskóry,częściowo
nagielubpółnagie,obladejskórzeirozdętychbrzuchach,takichjakieOmarwidziaługłodującychdzieci
naSynaju.Chodzącwkółko,jaktresowanezwierzęta,ludzieciwykrzykiwaliswojegodzinki,myślami
będącdalekoodrzeczywistości.Szaleńcy!,pomyślałOmar.Niebyłtowyrazprzesadnejpobożności,na
twarzachtychludzimalowałosięszaleństwo;czasemjednak,kiedyjednazowychżałosnychpostaci
chciałazaatakowaćsąsiadazbylejakiegopowodu,czarnymnichbiłjebiczem,ażzwijałysięzbólui
jęczałyjakdręczonezwierzęta.
Zafascynowanytymmasowymdelirium,Omarstałznieruchomiaływdrzwiach;nieodsunąłsię,kiedy
wymachującybiczemmnichspojrzałnaniego.MnichprzestraszyłsiębardziejniżOmar,wydawałosię,
żeniewierzywłasnymoczom,żesądzi,iżtojakaśzjawa,duch;niezwracającjużuwaginatańczących
mnichów,powolipodszedłzwyciągnętąrękądoOmara,jakbychciałostrożnymdotknięciemprzekonać
się,żenieuległzłudzeniu.
SkinieniemgłowyOmarusiłowałzamarkowaćżyczliwość,comusięzresztąnieudało,bomnich,
przerażony,zatrzymałsięiuniósłbiczwobronnymgeście;opuściłgojednak,kiedyspostrzegł,żeOmar
sięnieboi.
—Kimjesteś,obcyczłowieku?—zapytałmnichzpodkreślanąuprzejmością,jakbychciałzaskarbić
sobiełaskawośćwrogiegointruza.
—NazywamsięHafizel-Ghaffar—zawołałOmargłośno,abyzagłuszyćrytualnyśpiewmnichów.I
jakbynaznakniewidzialnegodyrygentaszaleńcyurwaliekstatycznyśpiewizaczęlisięgapićnaobcego
dzikimwzrokiem,kilkuodsunęłosięnabok,jakbybylizawstydzeni,adwiestare,wynędzniałepostacie,
naktórychtwarzachmalowałasięmądrośćstarości,członkizaśmiaływyraźneoznakicielesnego
rozpadu,odważyłysiępodejśćbliżej,byobejrzećniespodziewanegointruza.—Wiejechamsin—dodał
Omarnaswojeusprawiedliwienie.
—Chamsin.—Mnichskinąłgłowąiodparł:—Nieznamyróżnicymiędzykaprysaminatury,bonie
manicbardziejprzemijającegoniżwiatripogoda.Czymżejestburzapiaskowawobecwieczności?
Jedynieiskierkąwwiecznymogniu.Alejaksiętudostałeś?
Iotookazałosię,żeOmarwogóleniebyłprzygotowanynatakiepytanie,izodpowiedzi,jakiej
udzielił,najchętniejodrazubysięwycofał,alebyłojużzapóźno.Powiedział:
—Jestemarcheologiemizabłądziłemwtejokolicy,chciałemudaćsiędoRaszid.
—DoRaszid?—Mnichwydałsięzaniepokojony,naglezaklaskałwdłonie,zwracającsiędo
gapiów,którzyzgromadzilisiędokołanich,izawołał:—WimięJezusaChrystusa,wracajciedocel!
Mruczącinarzekając—niektórzyzaczęlipłakaćjakdzieci—szaleńcywracalidoswychcel,a
mnichpospieszniepozamykałzakratowaneciemnekomórki,wktórych,nailemożnasiębyło
zorientować,stałytylkowymoszczonetrawąprycze.
—Todziwne,żektośobcysiętutajzabłąkał—powiedziałmnich,kiedyjużzamknąłwszystkiecele
—prawdęmówiąc,odkądtużyję,czyliznaczniedłużej,niżwynosiprzeciętnywiekEgipcjanina,nikt
jeszczetuniedotarł,przynajmniejdotegopomieszczenia.Jednegoobcegoocaliliśmykiedyśodśmierciz
pragnienia.Leżałodwiemilestądnapustyni.Znaleźliśmygopodczaspolowanianawężenawpół
żywego.
—Podczaspolowanianawęże?
—Polujemynawęże,bysięwyżywić.Łowimyichwięcej,niżmożemyzjeść.Dwarazywroku,na
EpifanięinaświętegoAndrzeja,któryroztaczaopiekęnadnaszymklasztorem,otrzymujemyod
patriarchyAleksandriizboże,woreknaosobę,zbytdużojaknabrata,któregocelemżyciajestpost.
Chodź,zobacz!
PrzepuściłOmaraprzezwąskieprzejścienakońcupomieszczenia,poszlipięćschodkówwgórę,do
niskiejpieczary,którązgóryoświetlałwysokidymnik.Zkamiennychpojemnikównazapasyiokrągłego,
obmurowanegopaleniskapośrodkumożnabyłownioskować,żetokuchnia.Nadjednymkątembyło
rozpiętepłótnozdziwnymigirlandami.Omarrozpoznałrozwieszonenasznurzewęże.Jeszczebardziej
przeraziłgoinnywidok.Kiedymnichuniósłdrewnianąpokrywkękamiennegopojemnikaikazał
Omarowizajrzećdośrodka,tencofnąłsię.Wnaczyniuwiłysiędziesiątkigrubychwęży,zajętych
wzajemnympożeraniemsię.
Wróciwszynakorytarzzcelami,mnichująłOmarazaramięipociągnąłgoprzezznajdującąsię
naprzeciwkofurtkę,powijącychsięschodachnagórnepiętrodopomieszczeniaprzypominającego
kościółzkolumnamiichórem.Klęcznikizczarnegosurowegodrewnabyłystarannieustawione,aich
liczbazdradzała,żewklasztorzeprzebywaowielewięcejmnichów,niżOmardotądwidział,alboże
kiedyśtenklasztorprzeżywałlepszeczasy.
Naprawoodwejściazaprostymiprzegrodamileżałysetkitrupichczaszek,każdaznichmiałana
czolekrzyżświętegoAndrzejaidatęśmierci;podnimistałykorytazkośćmi.Zlewejstronybyłyregałyz
prastarymiksięgami,wykonanezciemnegodrewna.Napulpitachleżałyotwartefoliały,niektórebyły
bardzodużeiozdobionekunsztownymimalowidłami;nieoglądałyonenigdyświatładziennego.
—Tutaj—rzekłczarnymnich,ajegoponuratwarzjakbysięrozjaśniła—tujestzapisanacała
mądrośćświata,przekazanaprzeznaszychprzodków,mądrośćWschoduiZachodu,utrwalonawliterach
iliczbachpowieczneczasy.
Zafascynowanytymisłowami,Omarpodszedłdojednejzotwartychksiąg,byjąobejrzećbliżej,lecz
mnichzdecydowanymruchemmuprzeszkodził.
—Stój,przyjacielu.Strzeżsięinieruszajżadnegoztychfoliałów.Toniebezpieczne.
—Niebezpieczne?Comasznamyśli?
WówczasmnichuczyniłznakkrzyżaiodszedłzOmaremnabok.Mówiłterazszeptem.
—Napewnozdziwiłocięzachowaniemoichwspółbraci.Sąowielemądrzejsiodemnie,ale
opanowałaichtajemniczachoroba.Nazywasiętochorobąmumiialbochorobąkoptyjską,bozapadająna
niąrównieżmnisizajmującysiękoptyjskimiksięgamiimanuskryptami.Każdyzmoichwspółbraci
przeczytałsetkitychksiążek,każdynosiwsobiemądrośćnaszychprzodków,znacznieprzewyższającą
mądrośćwspółczesnych.Alewydajesię,żeBógstworzyłnaturalnąochronęprzedwszechwiedzą,karząc
zarazątych,cozbliżająsiędonajwyższejdoskonałościwposiadaniuwiedzy.
—Aty—zapytałOmar—kimtyjesteś,cozrobiłeś,żeominęłaciędotądchorobakoptyjską?
—JestemMenas,najwyższyzewszystkichbraci,posiadamwiedzęduchowegokaleki,jakąsię
zdobywawszkołachKoranuinauniwersytetach.
—Inigdynieczytałeśżadnejztychksiąg?
Menaspotrząsnąłgłową.—Nigdy.Czasemkazałemsobietoiowoopowiedzieć,alecóżznaczą
opowieściwobecwłasnegodoświadczenia.Odstuleci,odkiedyznanajesttazaraza,panujezwyczaj,że
jedenczłowiek,ten,któremuBógpozwoliłposiąśćnajmniejsząwiedzę,mazakazaneczytanietychksiąg.
Jegozadaniemjestpilnowaćpozostałych,kiedywregularnychodstępachczasunawiedzaichzaraza,
zaciemniajączmysły.
—Czystantychludzisięniezmienia?
—Przejściowo.Widziałeśichwfazieoszołomienia,wtedysąjakdzieci.Zachowująsięjakdziecii
wymagająsurowegonadzoru,abysobienawzajemniewyrządzaliszkody.Potemnastępujefaza
oświecenia,podczasktórejstudiująmądrośćksiągidochodządonajwyższegopoznania.
—Ajakczęstonastępujetakazmiana?
—Czasemzjednejpołowydnianadrugą,potemznówwodstępachtrzydniowych.Bywałyteżfazy
trwającedwatygodnie.Nigdyniewiemy,conasczeka,ichybatakjestdobrze.Bogdybychoroba
koptyjskastosowałasiędozegaraipórdnia,totakibratmógłbydopótyzajmowaćsięjakimś
problemem,ażdoszedłbydocałkowitegopoznania.AtakPanBógustalagraniceikażdyma
świadomość,żenajbliższachwilamożeprzynieśćkoniecjegozgłębianiuwiedzy.
Przytychsłowachmnichoparłstopęoklęcznik,podczarnymhabitemukazałsięczarnypleciony
sandałzkrzyżemświętegoAndrzejawkole.TazwykłascenaprzypomniałaOmarowipowódjego
przybyciatutajiterazsięzastanawiał,czyniepowinienprostozmostuzapytaćoprofesoraHartfielda.
Ale,pomyślałsobie,mnichpowie,żenigdyniesłyszałtegonazwiska,będziesięupierać,żeostatni
człowiekprzekroczyłprogiklasztoruwcześniej,niżwynosidługośćludzkiegożycia.Icoonwtedy
pocznie?Awięcpostanowiłnaraziezyskaćnaczasie,abymócsięzastanowić,jakwykorzystaćtę
sytuację.Raszidleżałoodzieńdrogistądibyłocałkiemmożliwe,żeprofesormusiałsiękiedyśspotkaćz
mnichami;alecomogłosięwtedyzdarzyć,tegoOmarniepotrafiłsobiewyobrazić.
—Inigdynieopuszczacietegoklasztoru?—zapytałOmar.
—Owszem—odparłmnich—niejesteśmyodcięciodświata.Drogapoznaniaprowadziprzezten
świat,tylkoniekierujesięcodziennością.Codziennośćtowrógwszelkiejmetafizyki.Dlanasważniejsze
sąinnesprawyniżdlawiększościludzi.Większościąludzirządziniegłowa,leczbrzuch.Pełnebrzuchy
czyniąludziprzyjaznymipodkażdymwzględem.Syciludzienierobiąrewolucji,syciludzieniemyślą,
syciludziepozwalająinnymżyć,jeślirozumiesz,comamnamyśli.
Omarskinąłgłową,choćniebardzowiedział,doczegomnichzmierza,izapytałuprzejmie,czynie
mógłbyspędzićtunocy,bochamsinchybajutroustanie.
Jeślizadowolągowarunki,jakietupanują,odparłmnich,niechzostanie;najpierwzaprowadził
Omaradokorytarzazcelami,apotemtylnymischodaminapiętropołożoneniżej,gdzierównież
znajdowałysiępojedynczecele,którebyłypusteiwyglądały,jakbyczekałynagości.Wprzeciwieństwie
docelpołożonychwyżejtebyływyposażonewdrewnianemeble:pryczę,stół,krzesłoidzbanzwodą.
Omarpiłłapczywie,mnichzapaliłlamkpęoliwnąiżyczyłmudobrejnocywimięBoga.
Omarprzemyłranęwodą,potemułożyłsięnatwardymlegowiskuirozmyślałnadtym,copocząć
dalej.Niewiedział,cosądzićomnichuijegoszalonychwspółbraciach,czybylibyzdolniprzetrzymywać
tutakiegoczłowiekajakHartfieldwbrewjegowoli.PrzezchwilęOmartrwałwpółśnie,potemwstał,
wziąłdorękikopcącąlampkęi—wiedzionyjakimśniejasnymprzymusem—zacząłzwiedzaćten
dziwnyklasztorskalny.
Panowałacisza,niesłychaćbyłośpiewu,tylkowywietrznikituiówdziewydawałyniesamowite
dźwięki.Byniezabłądzićwlabiryncie,Omarwziąłtrzcinęzeswegolegowiska,zaznaczającniądrogę,
którąprzebył.Większośćpomieszczeń,któreujrzał,byłapusta,kamiennepodłogizamiecione,jakby
czekanonanowychlokatorów.Wjednejzniezamkniętychkomórleżałstosbroni—karabiny,
rewolwery,pistoletyidwieskrzyniezmateriałemwybuchowym.
NajbardziejzastanawiałOmarakościółklasztornyzzakazanąbiblioteką.Nigdyniesłyszałochorobie
koptyjskiej.Możemnichchciałmutylkonapędzićstrachu,powstrzymaćgoprzedczytaniemstarych
foliałów.Ijakgrzesznik,którygrzeszydlasamegogrzechu,Omarpodszedłdościanzastawionych
książkami,niedotykającżadnejznich.
GdzieśwpołowieOmarodkrył,żeakta,książkiimanuskryptyniesąuporządkowanetematycznie,jak
należałobysięspodziewaćwbibliotecenaukowej,leczstojąwedługdatukazaniasię,odlewejdo
prawej,zgórynadół,wbrewregułompismaarabskiego.WiększościtytułówOmaritakniemógł
odczytać,bobyływróżnychodmianachjęzykakoptyjskiego.
Zatopionywmyślach,Omarpodszedłdoksiążekwspółczesnych,którebyłypisaneprzeważniew
językacharabskimiangielskimidlategoszczególniegozainteresowały.Nakońcuniezliczonych
szeregówksiążekzczasówobecnychOmarnatrafiłnaścianę,gdziestałyksiążkizajmującesiętylko
jednymtematem:Imhotepem.Jasalaam,otopiętrzyłysięfoliały,pergaminyimapy,wszystkoznapisem
„Imhotep”,ananajniższejpółcestosnotatekznazwiskiemEdwardHartfield.
Terazniebyłojużwątpliwości,żezachodzizwiązekpomiędzymnichamizSadiSalimaprofesoremz
Bayswater,iOmarbyłgotówwyciągnąćmapyimanuskrypty,bochybajużnigdywięcejnietrafimusię
takadogodnaokazja;aleostrzeżenieMenasa,któremiałcałyczaswpamięci,sprawiło,żesięzawahał.
NigdyjeszczeOmarnieczułtakwielkiegorozdarcia,takiegoszarpaniaprzez„zaiprzeciw”wjakiejś
sprawie,jakwtejchwili.Możeleżałoprzednim,zapisaneatramentemalboołówkiemnapapierze,
rozwiązanietajemnicyImhotepa.Możemnisioddawnawpadlinatrop,możewiedząosprawach,o
którychżadenczłowiekwewspółczesnymświecieniemapojęcia.
Sercebiłomujakszalone.Podniósłostrożnielampkę,oświetlająckażdepismo,czasempłomykbył
niebezpieczniebliskostaregopapieru.Zapomocągęsiegopióra,któreleżałoobokjednegozfoliałów,
Omarusiłowałrozsunąćpoukładanejednenadrugichmapyiplany,niedotykającich,alepróbasięnie
powiodła,całystosaktidokumentówspadłnapodłogęirozsypałsięjakliściezdrzewafigowego.
Omarnasłuchiwał,czytenszmerkogośniezaniepokoił.Alewokółpanowałacisza;zacząłwięc
zgarniaćpapieryzapomocągęsiegopióra.Ujrzałprzytymkawałekkamiennejtabliczkiwielkościdłoni.
Widocznietkwiłamiędzypapierami;byłaczarna.Omarpoznałpismodemotyczne,choćniemógł
odczytaćanijednejlitery.NaAllaha,tochybajestówbrakującyfragmentkamieniazRaszid,ostatnie
ogniwołańcuchaposzlakrozproszonychpopołowieEuropy.
Skądwłaśnietutaj,wtymskalnymklasztorze?Omarowicisnęłosięnamyśltopytanie,aleusiłowałje
odpędzić.Sytuacja,wjakiejsięznalazł,byłazbytniebezpieczna,bymógłsobiepozwolićnazdaniesię
naprawalogiki.Najpierwpomyślał,byzabraćtenfragmentskorupyizniknąć.Alebyłotoryzykowne.
Nawetgdybymusięucieczkaudałaiumknąłbyprzedchamsinem,szybkobyzauważonokradzieżimnisi
połapalibysię,ktotozrobił.Odtworzenieliter,którychnieznał,wydawałomusięzanadtoniepewne,
przedewszystkimdlatego,żebyłyniezbytdobrzewidoczne,apozatymzajęłobymutozawieleczasu.
Kiedytaksięzastanawiał,przypomniałsobiemetodę,którątakchętnieposługiwałsięprofesor
Shelley,aktórązaobserwowałuinnycharcheologów.Aledotegopotrzebnymubyłkawałekpapieru.Na
ołtarzuwkaplicyleżałotwartymszał.Omarzamknąłgo,takżekoniecbyłnawierzchu,następnieznów
otworzył,wyrwałostatnią,niezadrukowanąkartkę,izanurzywszyjąwnaczyniuzwodąświęconą,
poczekał,ażpapiernasiąknie,poczympołożyłkartkęnaskorupieiprzycisnąłdłoniąnajmocniej,jak
mógł.
Pokilkuminutachnawilgotnympapierzeodcisnęłasięstrukturakamiennejtablicy.Omarpomachał
nim,bywysechł,następnierozpiąłkoszulęiwsunąłswązdobyczzapazuchę.Wdrodzedoceli
przydzielonejmuprzezmnicha,Omarminąłprzejście,któreprawienieróżniłobysięodinnych
niezliczonychdrzwi,gdybyniepewnaosobliwość.Zaciekawiłogo,żezałukiemdrzwiwisiprastara,
zniszczonafiranka,którazasłaniawidok.
Omarzacząłnasłuchiwać,aleniesłyszałżadnegoszmeru;ostrożnieodsunąłzasłonę.Przednim
ukazałosiędużepomieszczenie,jaśniejszeodpozostałych,któreipodinnymiwzględamiróżniłosięod
całegootoczenia.Meblezsurowegodrewna,stół,krzesłaiszafyprzypominająceskrzynie,wktórych
piętrzyłysięksiążki,mapyidokumenty,sprawiaływrażenieśredniowiecznejpracowniuczonego.Czarna
pajęczynazasnuwałacałyrozgardiaszipozwalałaprzypuszczać,żedopomieszczeniategojużoddawna
niktniewchodził.Tylkodlaczegobyłojasnooświetlone?
PodczasgdyOmarstarałsięzorientowaćwtymchaosie,wzrokjegopadłnaotwartąszafępolewej
stronie,wypełnionązapisanympapierem,apośródkartek,arkuszyistrzępkówpapierówsiedziała
nieruchomonapodłodzebladapostaćosiwychwłosachiwzakurzonejodzieży.PoczątkowoOmar
myślał,żetenczłowiekjestmartwy,alekiedyostrożniesięzbliżyłipochyliłnadnim,dooczumężczyzny
wróciłożycie,anawetjego
pomarszczonatwarzwykrzywiłasięwbladymuśmiechu,któryOmaraprzeraził.
Bezruchu,znogamiskrzyżowanymijakegipskipisarzstarysiedziałraczejjakwidmoniżżywy
człowiekiwcaleniebyłobydziwne,gdybytakjakwyrósłzziemi,znówsiępodniązapadł.Alenic
takiegosięniezdarzyło.
—ProfesorHartfield?—zapytałOmarostrożnie.
WówczastenbladymężczyznauniósłgłowęimartwymwzrokiemspojrzałpozaOmara.
—Hartfieldnieżyje—odparłmonotonnymgłosem.—JestemjegoKa,siłą,któratrzymagoprzy
życiu,jeślirozumiesz,comamnamyśli.
AleOmarnierozumiał.StarożytniEgipcjanienazywalinieśmiertelnegoaniołastróża„Ka”,dlatego
częstoprzedstawianoludziwpodwójnychzarysach.Cotenczłowiekmiałnamyśli,mówiąc"Jestemjego
Ka”?
PodczasgdyOmarjeszczesięzastanawiał,staryciągnąłdalejbezbarwnymgłosem:
—PrzebywamwokuHorusa.OkoHorusadajeżyciewieczne,ochraniamnienawetwtedy,kiedysię
zamknie.Otoczonypromieniami,przemierzamdrogi.Posłusznynakazomserca,docieramwszędzie.
Jestemiżyję...
Ledwieskończył,jegobudzącalękpostaćoklapła,głowaopadłamudoprzodu,ręcezwisłybezsilnie,
jakbywypowiedzianeprzedchwiląsłowawymagałynieludzkiegowysiłku.
Dziwnydźwiękjegogłosuzdradzałakcentangielski.TomusiałbyćprofesorHartfield;wydawałosię,
żeogarnęłogotakiesamoszaleństwojakpozostałychmieszkańcówklasztoru.Starającsięgonie
spłoszyć,Omarukląkłprzednim,dotknąłgoostrożniedłoniąirzekłcicho:
—Profesorze,czypanmniesłyszy?
Lekkidotyksprawił,żemężczyznawyprostowałsię,otrząsnąłjakpieswyciągniętyzrzekiizaczął
znówmówić:
—Niedotykajmnie,bojestemKa.KaprofesoraEdwardaHartfielda.Akażdy,ktodotknieKa
człowieka,jestskazanynaśmierć.
Omarmimowolisięcofnął,alebędąctakbliskocelu,niezrezygnował;nawiązałdosłówszaleńcai
mówiłuspokajającymtonem:
—KaEdwardaHartfielda,powiedzmi,jaksiętudostałeś,podajimionatwoichwrogów.
HartfieldsłuchałsłówOmarazotwartymiustami.Niepokójwjegooczachdowodził,żerozumiete
słowa;pochwilidręczącejciszyodparł,niekierującwzrokunaOmara:
—Moiwrogowietokoptyjscymnisi.Trzymająmnietuwniewolijakdzikiezwierzę,napewno
dawnobymniezabili,gdybyniebyłaimpotrzebnamojawiedza.
—Ajaksiętudostałeś?
Hartfieldmilczałuparcie.Spuściłtępywzrok,głowaopadłamudoprzodu,ramionazwisały
bezradnie.Wydawałosię,żewypowiedzeniejasnegozdaniakosztowałogotylewysiłku,iżterazmusi
odpocząć.
—Jaksiętudostałeś,KaprofesoraHartfielda?—powtórzyłOmarnatarczywie.Zrozpaczony
chwyciłbezsilnegostarcazaramionaipotrząsnąłnim,alebezskutecznie.—KaEdwardaHartfielda,czy
mniesłyszysz?—zawołałOmar,zniżającgłos,bynieusłyszałgoniktpozatympomieszczeniem.—Co
wieszoImhotepie?
LedwieOmarwymówiłtoimię,wydałosię,żeżyciewstępujewmartweczłonkistaregoczłowieka.
Otworzyłszerokousta,ztrudemchwytającpowietrze,potemprzymknąłoczyjakdomodlitwy,wyciągnął
wgóręramionaigłosem,którywyraźnieróżniłsięodpoprzedniego,zacząłrecytować:
—Oty,którysiływszechświatadoprowadziłeśdotego,żezakiełkowały,Imhotepie,któregociało
świecijakbógsłońcaRa,któryotwierasznaszedrogidoświatłaiswoimduchemprzepędzaszciemnotę
niewiedzy,onajwiększyzwielkich,jacykiedykolwiekwędrowalipotejziemi,którymaszdostępdo
nektarubogów,którymaszoczyzjadeidu,aciałobiałejakkwiatlotosu,którystajeszprzedobliczem
panaświataiprzemierzaszzaświatyniczymmyśliwyżyzneziemieNilu,jesteśprawdziwymtwórcą
życia,chylęczołoprzedtwojąwszechmocą.Bogowiestworzyliniebo,gdziesięunosząnibyzłotesokoły,
alety,Imhotepie,stworzyłeśziemięzjejcudami.Typoruszyłeśpiramidyswymuskrzydlonymduchemjak
dziecinnezabawki,sprawiłeś,żeświatłoniebastałosiępłynne,izamknąłeśjewszkle,abykorzystaćz
niegownocy,przywróciłeśludziomwieczneżyciezapomocąjedynejformuły,którązabraliimbogowie.
Chwałaci,najbardziejboskizewszystkichludzinaziemi,chwałaci,wielkiImhotepie!
Hartfieldmówiłtostojąc,urywanymizdaniami,jegomodlitwapodobnabyładośpiewumnichów
klasztornych,akiedyskończył,znówzapadłsięwsobiejakbalon,zktóregouszłopowietrze,iwtej
pozycjizastygłwbezruchu.
Zwabionygłosamibrzmiącymiwkorytarzach,wdrzwiachukazałsięMenas.Towarzyszylimudwaj
silnimnisi,którychtępywyraztwarzynapełniłOmaralękiem.TatrójkazastąpiłamudrogęiMenas,
któryprzyjąłgouprzednioztakąuprzejmością,terazgoofuknął:
—Czemutuszpiegujesz,czyżnieudzieliłemcigościny,atynadużywasznaszejdobroci?Czegotu
szukasziktociętuprzysłał?
Omarchciałodpowiedzieć,żeniemógłzasnąćibłąkałsiębezradnie,wreszciezabłądził;alezanim
zdążyłcośpowiedzieć,Menasdałznakobumnichom,cichwyciliOmarazaramionaipoprowadzili
schodamiwgórę,przezobakorytarzedookrągłegopomieszczeniazczteremazakratowanymiwejściami
wkażdejścianie.Menas,któryszedłzanimi,odsunąłzasuwkęwjednychdrzwiachimnisiwepchnęli
Omaradomrocznejceli.Następniezaryglowalidrzwiiodeszli.
To,coOmarprzeżyłwciąguostatnichgodzin,wydawałosięsnem,idopieroteraz,skulonyna
piaszczystejpodłodze,miałczas,abysięnadtymwszystkimzastanowić.Wydajesię,żejegodnisąjuż
policzone.Menasnapewnozrozumiałprawdziwypowódjegoprzybyciadoklasztoru,wie,żeszuka
profesoraHartfielda;ciszalenimnisipozostawiągoterazwceli,ażumrzezgłoduipragnienia.Może
kiedyśporzucąjegozwłokigdzieśnapustynnympiasku,jakpożałowaniagodnąMrs.Hartfield,któradla
Koptówbyłabytylkociężarem.Inszallah.
CiemnośćwyostrzamyśliiOmarprzypomniałsobiedziwnąmodlitwę,którąHartfieldskierowałdo
Imhotepa.Profesorwykorzystałformułęmodlitwy,którąznałzegipskiejKsięgiumarłych,wielokrotnie
cytowanegozbiorupróśb.Modlitwytegorodzajuwidniejąwyrytenaścianachwewszystkichgrobachz
dawnychczasówiniesąniczymnadzwyczajnym.Alecomiałaznaczyćwstawkaotym,żeImhotep
poruszyłpiramidy,sprawił,iżświatłoniebastałosiępłynne,iprzywróciłludziomżyciewieczne?Wten
sposóbHartfieldnawiązałdotrzechmarzeńludzkości.Odtysiącleciludziezastanawiająsiębowiem,w
jakisposóbdziśjeszczenajwiększebudowlewzniesionerękąludzką,piramidy,zostałystworzone
zgodniezprawamiastronomii,aświatłozmagazynowanewinnejformieenergii,iczyposzukiwanie
wiecznegożyciajesttylkomarzeniemwspółczesnegoczłowieka?CowiedziałHartfield?
ZdalekadocierałydoOmararóżneodgłosy,dziękiktórymmógłśledzićprzebiegdniamnichów,w
większościwypełnionegomodłamiiśpiewem.Omarmiałnadzieję,żeprzyniosąmuprzynajmniejdzban
wody,iwieczoremzacząłzwściekłości—amożebyłtotakżestrachprzedśmiercią—szarpaćkratę
celiiwołaćpomocy.Jegokrzykrozbrzmiewałwkorytarzach;alekiedyprzekonałsię,żewołaniasą
bezskuteczne,zasnął,wtulonywkątceli.
Niewiedział,jakdługotrwałatadrzemka,wkażdymraziedrgnął,kiedyprzedjegooczamiporuszyła
siępełgającalampka.OmarpoznałHartfielda.Tenprzyłożyłpalecdoust,dającznakOmarowi,by
zachowałspokój.Profesorsprawiałterazcałkieminnewrażenie.Otępienieiospałośćzniknęłyzjego
twarzyiwyglądałdośćnaturalnie,jeślipominąćwidocznyniepokój.
—Kimpanjestiskądsiępantuwziął?—zapytałprofesorszeptem.
—NazywamsięHafizel-Ghaffar—odparłOmar—iszukampana,profesorze.
—Mnie?—Hartfieldwydawałsięzdziwiony.—Wjakisposóbtrafiłpannamójślad?
Omarzastanawiałsięchwilę,wreszcierzekł:
—Myślę,żedążymydotegosamegocelu.
—OBoże—rzekłHartfieldcicho—niechpantegonierobi,niechpanotymzapomni.Jestpan
młody,całeżycieprzedpanem.NiechpanprzestanieszukaćImhotepa.Błagampana!
LedwieHartfieldskończył,błyskawicznieprzycisnąłdłońdoustOmaraizgasiłlampkę.Wciemności
zbliżałysiękroki;alewkrótcesięoddaliły.
—Wyprowadzępanastąd—rzekłprofesorwciemności.—Chodźmy—iująłOmarazarękę.
Omarniewiedział,cosięznimdzieje,niebyłpewien,czyHartfieldmówipoważnie,czywogóle
jestdotegozdolny;alezdałsobiesprawę,żebyćmożejesttojegojedynaszansaopuszczeniatego
strasznegoklasztoru.
HartfieldzamknąłkratęzzewnątrziOmarpoczłapałzanim,zupełniesięnieorientując,dokądidzie.
Anglikdobrzeznałteren,niewątpliwieprzemierzałjużwielokrotnietędrogę,ponieważporuszałsię
pewnie.Gdydoszlidooświetlonegopomieszczenia,wktórymstałydzbanyizktóregoschody
prowadziłynazewnątrz,Hartfieldrzekł:
—Niechpanuciekacosiłwnogachisprowadzipomoc.Potrzebnynamtuzinzbrojnychludzi.Nie
wiem,czynadworzejestdzień,czynoc.Jeślijestdzień,niechpanidziewkierunkupółnocno-
zachodnim,wedługzachodzącegosłońca;jeślijestnoc,niechpankierujesięSyriuszem,tonajjaśniejsza
gwiazda,łatwojądostrzec.WtensposóbdotrzepandoRaszid.NiechBógpanaprowadzi!—Ipopchnął
Omaranakamienneschody.
—Panieprofesorze!—broniłsięOmar.—Niepójdębezpana.Dlaczegopannieidziezemną?
Hartfieldrozgniewałsię.
—Niemamczasunadługiewyjaśnienia.Mójstanzdrowianiejestnajlepszy,odczasudoczasu
popadamwpewnegorodzajudeliriumitracęprzytomność.Byłbymwięcdlapanatylkociężarem.
Naraziłbympańskieżycie,atakżeswoje.—Idodałzesmutkiem:—Pozatymnieopuszczęklasztorubez
żony.Onijątugdzieśukryli.
—Ale...—wyrwałosięOmarowi;resztęzdaniapołknął.
—Szukamjej,nailepozwalamistanzdrowia.WłaśnieszukałemMary,kiedynatknąłemsięnapana.
Aterazniechpanucieka!
Omarzawahałsię,alewolałzamilknąć.Wszedłposchodachiwyśliznąłsięprzezotwórnadwór.
Byłociemno.Omarspojrzałwniebo.Nadnimświeciłygwiazdy.Znalazłtę,któraświeciłanajmocniej,i
zdecydowany,poszedłzanią.
WCIENIUPIRAMIDY
Ianisłońcuniewolnodoganiaćksiężyca,aniteżnocniewyprzedzidnia;
Iwszystkożeglujepoorbicie.
Iznakiemdlanich—iżnosiliśmyichpotomstwonastatkuzaładowanym.
Istworzyliśmydlanichpodobnydoniego,naktóryoniwsiadają.
Jeślizechcemy,potopimyichioninieznajdąpomocnika;
Ibędąuratowani
jedyniedziękiNaszemumiłosierdziu,bydopewnegoczasucieszyćsiężyciem.
Koran,suraXXXVI
*
Zbliżałsię29listopada—dzień,wktórymzamierzanootworzyćgrobowiecTutenchamona.Ijeśli
kiedykolwiekistniałczłowiek,któregocharakterzmieniłsięwskutekodkryciaarcheologicznego,tobył
nimHowardCarter.Tenniegdyśtaknieśmiały,zamkniętywsobie,wyśmiewanyarcheolog,teraz—
kiedyskupiałnasobiezainteresowaniecałegoświata—pozbyłsięswegomelancholijnegousposobienia
inaglestałsięczłowiekiemświatowym,któryopędzałsięprzedreporteramiiciekawskimijakprzed
natrętnymimuchami.Nawetlord,którygoprzezwielelatupokarzałjaknędzarza,ujrzałnaraz
energicznegoipewnegosiebiemężczyznę,wygrzewającegosięwpromieniachspóźnionejsławy.Co
prawdaniktpozatączwórką,którapotajemniedostałasiędoprzedniejkomory,niewiedział,czego
ludzkośćoczekuje,alewśróddziennikarzy,goniącychzasensacjąnicponi,nawiedzającychteraz
gromadnieLuksor,kursowałycodzieńnowepogłoski,aszczególniedobrzepoinformowanekoła
wiedziałyoskarbiewartościmilionafuntówszterlingów,któryukrytyjestwewnętrzugrobowca.Nic
więcdziwnego,żeCarterniemógłzrobićkroku,bygopotajemnienieśledzono.
DlaladyDawsoniludzizIntelligenceServicecałyspisekprzebiegałzgodniezplanem.Możnaby
pomyśleć,żeLuksorjestpępkiemświata,wkażdymraziejeśliidzieozainteresowanieprzygodąi
badaniamiarcheologicznymi,aodkryciewDolinieKrólówprzysłoniłonawetpiramidywGizie—nie
mówiącjużogrobowcachwSakkarze.
Początkowoladypostanowiłapopłynąć„Izis”wdółNiluizakotwiczyćprzyel-Bedraszein,kilka
kilometrówodSakkary,alepotemGerryPincockostrzegłją,żezakotwiczenietamłodziwłaśnieteraz
możewzbudzićpodejrzenie;zdecydowaliwięc,żeniepostrzeżeniepojadąkolejądoHeluan,tam
zamieszkająwhoteluturystycznymizewschodniegobrzeguNilubędąkierowaćdalszymprzebiegiem
akcji.
GeoffreyDoddswysłałzLondynuekipęarcheologów,tuzinwykwalifikowanychwspółpracowników,
wtajemniczonychwproblematykęprzedsięwzięcia,izakwaterowałichwewsiMitrahine,milęna
wschódodSakkary.
Kierowniktejekipy,AnglikpolskiegopochodzeniaonazwiskuJohnKaminsky,wyraził
przypuszczenie—któreniezależnieodniegopodzielalitakżeFrancuzi—iżAugusteMariette,znającytę
okolicęjakwłasnąkieszeń,byćmożejużwubiegłymstuleciuodkryłgrobowiecImhotepa,alewskutek
niezwykłychokolicznościprzemilczałtenfaktizasypałwejście.Poprzejrzeniudostępnychdokumentów
zowegookresuKaminskywynotowałwszystkierozpoczęteprzezMariette’awykopaliska—takżete,
którepokrótkimczasieprzerwano—izaproponowałIntelligenceService,abynatychterenach
rozpocząćkopanie,możewtensposóbnatknąsięnanieznanytrop.Okoliczność,żeobecniecałyświat
pędziłdoLuksoru,gdzieCarterprzygotowywałotwarciegrobowca,byłaBrytyjczykombardzonarękę,
bomoglipracowaćniezauważeni.
Szansa,bywtensposóbposunąćsięnaprzód,byładośćnikła;alejeślinawetistniałachoćbysłaba
nadziejanawielkierezultaty,Doddsmusiałbraćpoduwagękażdąmożliwość,atobyłajednaznich.
PowoliDoddsznalazłsięwsytuacjiprzymusowej.JegodziałaniawsprawieImhotepatrwałyjuż
kilkalatipochłonęłyznacznąsumępieniędzy;ministerwojny,którytymczasemzcorazwiększą
przyjemnościąprzyglądałsięakcji,cobrytyjskimtajnymsłużbomniebyłozbytnarękę,kazałsobie
przysyłaćregularneraportyiniekryłswegorozczarowania;stwierdziłnawetzlekkąironią,żetajne
służbyJegoKrólewskiejMościprędzejodkryjądezerterawazjatyckiejdżungliniżmumię,któranie
możeuciec,nacmentarzyskuwielkościlondyńskiegoHydeParku.DoddsprzekazałladyDawsontę—jak
tookreślił—insynuacjęiodtądpomiędzyLondynemaLuksoremzapanowałonapięcie.
InaczejniżFrancuzi,którzyprzyswychwykopaliskachwpewnymoddaleniukorzystalizpomocy
tutejszychmieszkańcówwsi,Kaminskyzrezygnowałzobcychpomocników,popierwszedlatego,aby
liczbawtajemniczonychbyłajaknajmniejsza,podrugie,bouważał,żenietylechodzioprzekopywanie
dużejilościziemi,ileoto,byniewielkąjejilośćdokładnieprzebadać.Nawyjątkowychodcinkach,jak
labiryntbykówApisa,którymKaminskyzwieluwzględówszczególniesięinteresował,miano
prowadzićrobotynawetnocą,byniezwracaćniczyjejuwagiiuniknąćwszelkiegonagabywaniai
tłumaczeniasięwobecSłużbyStarożytności.Doichwyposażenianależałynamiotyiplandeki,jakich
używasięzawszepodczaspracwykopaliskowychwceluochronyprzedsłońcemiwiatrem;materiały,
któreAnglicymielidodyspozycji,pozwalałyimjednakbiwakowaćnapowietrzuisłużyłyjakoosłona
przedniepowołanymiosobami.Anglicywogólestaralisięzwracaćnasiebiejaknajmniejuwagi.
Wydawałosię,żeladyDawsondobrzekalkulowała.Tegodnia,naktóryHowardCarterprzewidział
otwarciegrobowcaTutenchamona,terenwykopaliskwSakkarzebyłjakbywymieciony.Zapowiedź
archeologicznejsensacjizgromadziłaturystówibadaczywjednymmiejscu,achoćtylkoniewielumogło
uczestniczyćwtymwydarzeniubezpośrednio,towszyscychcielibyćprzynajmniejwpobliżu.
Carterdoskonalezainscenizowałcałyprzebiegakcji.DostępdoDolinyKrólówmielitylko
zaproszenigoście,wśródnichjedenjedynydziennikarz,ArthurMerton,korespondentlondyńskiego
„Times’a”.Jegosprawozdaniezotwarciaprzedniejkomory,którejzawartośćCarterjużznał,także
dziennikarzmógłswobodniezabraćsiędodzieła,zwróciłouwagęcałegoświataipierwszezdjęcia
złotychparadnychłóż,krzeseł,wozówidarówofiarnychzalabastruikościsłoniowejporuszałyludziw
niebywałymdotądwymiarze.LuksoriDolinaKrólówbyłynaustachwszystkich.Sakkarajakbyzostała
zapomniana,Anglicymieliwięcswobodęprzyswoichwykopaliskach.
NapoczątekKaminskyzeswymiludźmiwykopałrównaukosdowejściaprzylabirynciebyków
Apisawnadziei,żemożesiępowtórzyćsytuacja,jakązastałCarterpodczasswegoodkrycia.Alejużpo
dwóchdniachokazałosię,żeszczęśliweprzypadkisięniepowtarzają,awięcwrazzwykopaniem
labiryntuniezostałzasypanyżadeninnydostępdogrobowca.
Drugieprzypuszczenieskierowanonanieutwardzonądrogę,poktórejwożonowozamiżądnych
wiedzyturystów,aśladykółwiłysięprzezpołowęSakkary.Kaminskykopałdołynatejdrodzew
nieregularnychodstępachidotarłnabliskodwametrywgłąbpulchnejziemi.Poczternastu
bezskutecznychpróbachzrezygnowałikazałzakopaćdoły,ladyDawsonzaśnieumiałaukryćzłośliwej
radości.
Wieczoremekipazgromadziłasięwokrągłymnamiociewojskowym,któryAnglicyustawilina
północnywschódodpiramidyschodkowej,kilkakrokówwbokoddrogidoDahszur.Nastrójbyłbardzo
nerwowy.Kaminskypowiedział,żewywiadJegoKrólewskiejMościjestoczywiścieszacowną
instytucją,alezawielesobiewyobraża,jeśliidzieohistorięstarożytnegoEgiptu;wpakowalisięw
sprawępozbawionąwszelkichrealnychpodstaw,tomrzonkijakichśurzędasów,niemożnaznaleźć
czegoś,conigdynieistniało.
JoanDawsonprzypomniałaprofesorowi,żedotychczaswszelkiewykopaliskaprowadzonow
miejscachprzezniegoproponowanych,izapytała,gdzie,jeślinietutaj,wSakkarze,mógłbybyć
pochowanyImhotep.Pokrótkiej,gorączkowejdyskusjiutworzyłysiędwiepartie,zktórychjedna,
Kaminskiego,żądałaprzerwaniarobót,drugazaś,partialadyDawson,byłazaprowadzeniemichdalej.
Podczastejożywionejdyskusjipadłstrzał.Wpobliżunamiotuprzemknąłjeździeczcałągromadą,a
kiedyAnglicywybiegliznamiotu,byzobaczyć,cosiędzieje,ujrzeliwodległościniecałejćwiercimili
skierowanenasiebiewylotylufpięciukarabinów,wchwilęzaśpóźniejrozległysięwciszynastępne
strzały.Wszystkotosprawiałowrażeniejakiejśzjawy,itakszybko,jakprzybyli,jeźdźcypomknęlina
północ,wkierunkuAbuGurab.
Przerażającacisza,jakapotemnastąpiła,przerwanazostałaśmiertelnymrżeniemkonia.Ten
przerażającyodgłosprzeszyłAnglikówdoszpikukości,aponieważniemilkł,tylkosięwzmagałwswej
okropności,Pincockchwyciłzarewolweriwezwałpozostałych,byzanimpodążyli.
ZpochodniamiibroniągotowądostrzałuPincockisześciumężczyznudalisięwkierunku,skąd
dobiegałorżenie.Jużzdalekawidaćbyłozwierzęleżącewdrgawkachnaziemi.Gdysięzbliżyli,ujrzeli
drugiegokonia.Byłmartwy.Obokleżelidwajmężczyźni.Pincockpodniósłbroń,wycelowałdokładnie
włebleżącegozwierzęciaiwystrzelił.Krótkiedrgnięcie,ostatnieuderzenietylnymkopytem,potem
zaległacisza.
Ciałamężczyznbyłypodziurawionekulami.Żadenniedawałznakużycia.Pincocknalegał,byopuścić
tęmiejscowość,zwinąćnamiotiwrócićdoMitrahine;aleKaminskyipozostalinaukowcy
zaprotestowali.Wtejsytuacjinapewnowzbudzilibypodejrzenia.Mężczyźnipodnieślitrupyizaciągnęli
donamiotu.Kulekarabinowezadałykrwawiącąranębrzusznąsiwemumężczyźniewśrednimwieku,o
ostrychrysachtwarzyiszczególniemałychoczach.Drugimężczyzna,ciemnoskóry,znaczniemłodszy,z
wąskąbródkąmiałwpiersiwielekul,jednatrafiławtętnicę.
LadyDawsonodwróciłasięzewstrętem.Kaminskyprzyłożyłdłońdoust.Resztastałazaszokowanai
bezradna.Jedynym,którywtejsytuacjitrzymałnerwynawodzy,byłPincock.
—Cotomaznaczyć?—zapytałchłodno,niemalobojętnie,przeszukująckieszeniezakrwawionej
kurtkistarszegomężczyzny;wyciągnąłzwitekbrązowychbanknotów,byłotegoconajmniejpięćtysięcy
funtów.Kieszeniedrugiego,równieżubranegopoeuropejsku,byłypuste,alemiałonnabrzuchuszeroki
pasznabojami,starej,artystycznejrobotyrymarskiej.
KiedyPincockodpiąłjedenzrzemieni,naktórebyłyzamknięteposzczególneosłonki,zagwizdał
cichoprzezzęby.Wyciągnąłbiaływoreczek,otworzyłgo,zanurzyłzwilżonyślinąpalecispróbował.
Potemprzewróciłciałozmarłegonabokirozpiąłpas.
Podczasodpinaniaresztyosłoneknaamunicjęukazałysiędalszeworeczkizbiałymproszkiem.
Pincockrzekł:
—Cholernieprzykrasprawa.
—Wcaletaknieuważam—odparłKaminsky.—Todowodzi,żeniemiałtobyćzamachnanas.
Prawdopodobniewieletakichbandnarkotykowychwałęsasiępotejokolicy,wcalemiichnieżal.
Pincockmiałjednakwątpliwości.
—Niedasięuniknąćzjawieniasiętupolicji.Atowcaleminieodpowiada.
—Niezrobiliśmyniczłego—powiedziałKaminsky.—Nierozumiem,czegomielibyśmysię
obawiać.
WtedyladyDawsonpodeszładoprofesora,aoczyjejlśniłygniewem.
—Tojapanupowiem.Wskuteknaszejtuobecnościstaliśmysiępodejrzani.Amożezechcepan
twierdzić,żetuzinarcheologówiagentówbrytyjskiegowywiaduspędzatu,wSakkarze,wakacje?Niech
panniezapominaojednym:żeEgipcjanie,taksamojakmy,odszeregulatszukająImhotepa,anie
chciałabym,abyśmywpadliprzeztakigłupiprzypadek.
—Wjakisposóbchcepanitemuzapobiec?—zapytałJohnKaminskyniepewnie.
—Zaniesiemyzwłokizpowrotemtam,gdziejeznaleźliśmy—odparłaladyDawson,zapalając
papierosa—jeszczetejnocyzwiniemynamiotidoranazatrzemywszelkieślady.
ChociażladyDawsonniedopuszczałażadnychwątpliwościiwierzyławpowodzenieswegoplanu,
rozgorzałaożywionadyskusja,wczasiektórejPincockpodniósłdogórypasznabojamiijakbyod
niechceniarzekł:
—TenczłowieknazywasięHafizel-Ghafar.Wkażdymrazietonazwiskowidniejenaodwrociepasa.
LadyDawsonwzruszyłaramionami.Nazwiskotoniebyłoznanewkołachbrytyjskiegowywiadu.
KiedyosiemgodzinpóźniejnadcmentarzyskiemSakkarywzeszłosłońce,Anglicypozacieralijuż
wszelkieśladyiwycofalisiędoMitrahine.Trochępóźniejnaposterunkupolicjiwel-Bedraszein
odebranoanonimowytelefon.WnocynapółnocodSakkarydoszłodostrzelaninypomiędzydwoma
gangaminarkotykowymi.WdoleprzydrodzedoAbuRoaszleżądwatrupy.
BaronGustav-GeorgvonNostitz-Wallnitz,któryzwykłżonglowaćmilionamiipodejmowaćdecyzjeo
wielkimznaczeniu,oddwóchdnibiegałpodnieconyiwołałradośnie:
—Tochłopnaschwał,doprawdychłopnaschwał!—SprawiłtolistpisanyodręczniezEgiptu,z
dołączonymwymiętymkawałkiempapieru,naktórymwidocznebyłydziwneodciski.
OmarpoupływiedwóchdnidotarłdoAleksandriiizamieszkałwhotelu„Al-Salamlek”,zdalaod
centrum,skądwysłałtelegramdobaronaNostitzazwiadomością,żeznalazłprofesoraHartfieldaw
tajemniczychokolicznościach,aprzedewszystkimodkryłposzukiwanyfragmenttablicy;odciskjestw
drodzedoBerlina,Omarczekanadalszeinstrukcje.
TerazNagibek-Kassarsiedziałnadowymodciskiem,abaronwswoimmiejskimpałacu,otoczony
książkami,aktamiidokumentami,niespuszczałokaztego,cosiędziejeprzyjegobiurku.
ZapomocąprzesuwanegoukośniekopiowegoołówkaNagibsprawił,żepismostałosięwyraźne;
terazusiłowałpojedynczeznaki—trudnealbowręczwogóleniemożliwedozidentyfikowaniaz
powodusłabejodbitkilubdziwnejpisowni—przenieśćnakartkępapieru.Pierwszawątpliwość
Nagiba,czyrzeczywiściechodzituoposzukiwanyfragmentpłytybazaltowejzRaszid—Nagibdługonie
chciałwtouwierzyć,aprzytymzazdrościłOmarowijegosukcesu—rozwiałasię,kiedyodcyfrował
pierwszedwielinijki,awtrzeciejznalazłsłowo„Imhotep”.
Nagibtymczasemrównieżniesiedziałzzałożonymirękami.PodczaspracywStarymMuzeumtakże
zrobiłdwaciekaweodkrycia.
Popierwsze,natrafiłnakorespondencjępomiędzyLuwremwParyżuaMuzeumBerlińskim,która
dotyczyławłaśnieowejtablicy.Doszłoprzytymdowymianykopii,takżeterazwArchiwachBerlińskich
znajdowałosięfaksymile,odpowiadającelewemudolnemurogowitablicy.
Podrugie,Nagibnatrafiłpodczasposzukiwaniamateriałówźródłowychnastaryartykułodługim
tytuleSomeUnpublishedDemoticFragmentsfromtheRashidArea,zamieszczonywbrytyjskim
czasopiśmiefachowym,podpisanyprzezniejakiegoChristopheraShelleya.
Jedenztychfragmentów,naktóryNagibnigdydotądniezwracałuwagi,uznającgozamałoważny,
przypomniałmukształtipismoznanychczęścitablicy.Tekstzaczynałsięstaroegipskąformułą
pozdrowienia:„Chwaławam”,iNagibowiprzyszedłnamyślpoczątektablicyMustafyAgiAyata:
„wielcybogowie”.Nietrzebabyłowielkichzdolności,bypołączyćobafragmentyizestawićjez
fragmentemberlińskim,takżepowstałocałkiemsensownezdanie:„Chwaławam,wielcybogowie,
którzyprzebywaciewwiecznymraju,pełniszczęściairadości.”
Dalejjednaktekstichzawiódł;brakowałojakdotądkonkretnychwskazówekdotyczącychgrobu
Imhotepaijegotajemniczejzawartości.
VonNostitzpaliłnerwowopapierosazapapierosemipokrzepiałNagibaniezliczonąilościąkawyi
koniaku.
—Niewypuszczępana,dopókinierozszyfrujepantekstu!—rzekidobitnymtonem,uderzającpięścią
wbiurko.
Nagibmruknąłcoś,copozwalałosądzić,żezbytdużailośćalkoholuzmąciłamuświadomość,ale
byłowprostprzeciwnie.Byłcałkiemtrzeźwy,czuł,żerozwiązaniejestjużbliskoiżadnasiłanie
odciągnęłabygoterazodbiurka.
Późnymwieczorem—pomieszczeniebyłopełnedymu,aobajmężczyźnizdążylijużwypićwspólnie
butelkęrumu—Nagibcisnąłnagleołóweknastół,chrząknąłznacząco,jakgdybychciałjasnymgłosem
podaćogromnieważnąwiadomość,irzekł:
—Mam!
VonNostitz,któryodpewnegoczasusiedziałwfoteluirozmyślał,apomiędzynadziejąaniepokojem
rozgniatałwpalcachpalącesięcygara,zerwałsięitakszybko,jakpozwalałamunatosztywnanoga,
poczłapałdobiurka,gdziepięćkartekwielkościdłonileżałoułożonychwpewnymporządku,irzekł
podniecony:—No,niechpanwreszciemówi,Nagib!Niechpanmówi!
Nagibrozkoszowałsięchwiląwielkiegonapięciazobojętnościączłowiekawiedzącego,alespokój,
jakiokazywałnazewnątrz,byłtylkopozorny,wrzeczywistościczuł,jakkrewpulsujemuwskroniach,i
ztrudemudawałomusięopanowaćdrżenierąk.
—Błagampana,niechpanwreszciemówi!—powtórzyłbaron,ajegogłosrzeczywiścieprzybrałton
proszący,czegoniktdotąduniegoniesłyszał.—Niepożałujepan—dodał—jeślinamsięuda,spełnię
jednopańskieżyczenie,ajadotrzymujęsłowa.
Przyrzeczeniezustbaronamiałodużąwagę.Nieulegałowątpliwości,żeNostitzdotrzymasłowa,że
niebędziemiałzastrzeżeńcodorozmiaru,zasięguiwartościtegożyczenia;Nagibprzezchwilęzaczął
sięwięcnadtymzastanawiać,alepotemznówpogrążyłsięwnotatkach,któreprzednimleżały.
Przerzucałjejakpuzzle,takżemniejwięcejutworzyłykwadrat,następniezacząłpowoliiznamysłem
czytać,wskazującprzytympalcemnakażdesłowo:
Przezchwilęobajmilczeli,bylipodwrażeniemtekstuzubiegłegotysiąclecia.Pierwszyodezwałsię
Nagib:
—Paniebaronie,sądzę,żepanzauważył...
—Co?
—Tablicakapłanówjestjeszczeniekompletna.
Wskazałnaprawydolnyróg.
—Tu,wtymmiejscubrakujetrzechlinijek.Chybatojakieśczary,alewydajemisię,żewłaśniete
trzylinijkizawierająnajważniejsząwskazówkędotyczącąwejściadogrobowca.
—Dobrze,dobrze—odparłbaron—alezacznijmyodpozytywów.Przypuśćmy,żetablicajest
autentycznainiezłapaliśmysięnalepjakiegośhochsztaplerstwa...
—Otymjużwystarczającodługorozmawialiśmy—przerwałNagibniechętnie—iskorotak
poważniarcheolodzyzajmowalisiętymfragmentem,możepanbyćpewien,żetefragmentysą
prawdziwe,nawetgdybypanwątpiłwmojąwiedzęotym.
—Niechciałempanaurazić,pragnętylkorozwinąćmojąmyśl.Awięcztekstuwynika,jeślidobrze
zrozumiałem,żeistniejegróbImhotepaizawiera,zgodniezrelacjamiludzi,którzywidzieligojeszcze
przedtrzematysiącamilat,zgromadzonezłotoiinformacje,którejużwtedy,wczasachpowtórnego
odkrycia,zostałyzapomniane,aoktórychkapłanimówili,żesątakdoniosłe,iżmogązawładnąć
światem.OBoże!—Baronztrudemchwytałpowietrze.
—To,copanmówi,jestsłuszne—odparłNagib—jużodsamejinformacjimożeczłowiekowi
zabraknąćtchu;jesteśmyjużtakbliskoceluitylkobrakujenamkilkunędznychsłów—można
zwariować!
Baronpatrzyłnapustebrakującemiejscewprawymdolnymrogu,porównywałtozkopią,którą
przysłałmuOmar;potrząsnąłgłowąirzekł:
—Brakującelinijkimogłybynależećzarównodofragmentuberlińskiego,jakteżdofragmentu
Hartfielda.
—Ipanuważazaprzypadekbraktegowłaśniedecydującegofragmentu?—Nagibzaśmiałsięz
goryczą.
Baronwzruszyłramionami.
—Skądże!—zawołałNagib.Oczybłyszczałymugniewem.—Powiempanu,cootymsądzę.Ten,
ktoznadojściedogrobowca,odłamałówdrobny,aledecydującykawałek.WBerlinieniktniewiedział
ofragmencieHartfielda,atylkozapomocąjegoczęścicałytekstnabierzesensu.Możnazałożyć,że
Hartfield,znanyegiptolog,wiedziałoberlińskimfragmencie,awięcmógłdokładniezlokalizować
położeniegrobowca.Ale.Hartfieldjestczłowiekiemostrożnym.Odbiłnajważniejszyrógodswego
fragmentuiwtensposóbjestjedynym,któryznatajemnicę.Chybaże...
—Żeco?
—Istniejejeszczejednamożliwość,takamianowicie,żeOmarjestwzmowiezHartfieldem,że
działająwspólnieiobajprowadząpodwójnągrę.
—PosądzałbypanotoOmara?
Nagibzacisnąłustaiwykrzywiłtwarz.
—Waszestosunkiniesąjużnajlepsze—zauważyłNostitz.
—Możnatotaknazwać,aleniechcęnictwierdzić.
—Nieumiemsobietegowyobrazić.Gdybypanaprzypuszczeniebyłosłuszne,Omarprzysłałby
telegram,żeniestetyniemożeznaleźćHartfielda.Wkażdymrazienieprzysyłałbymitejodbitki.Nie,pan
sięmyli,niepowinienpanmieszaćdotejsprawyswojejosobistejniechęci.
—Taktylkopomyślałem—usprawiedliwiałsięNagib.
Baronsięzastanowił.
—Omarwie,gdzieHartfieldprzebywa.Awięcnacoczekamy?OdszukajmyHartfielda!
Nagibchciałzaprotestować,chciałpowiedzieć,żcniepojedziedoEgiptu,boobawiasięoswoje
życie,aleniezdążył.Służącyzameldowałprzybyciepaniijeszczezanimzdążyłpoprosićjądosalonu,w
drzwiachukazałasięHalima.Łzyspływałyjejpopoliczkach.Drżałaodpłaczu.
NagibniewidywałHalimy,odkądprzeprowadziłasiędoMaxaNikischa,nigdyjejtegoniewybaczył,
jużchoćbydlatego,żesamoddawnamiałnaniąoko;aleteraz,kiedytakstała,bezradnajakkupka
nieszczęścia,podszedłdoniej,wziąłwramionaizapytałopowódjejłez.
Halimabezsłowawyciągnęłazkieszenigazetę,wskazałanawiadomośćnapierwszejstroniei
zawołałazpłaczem:
—Takgokochałam!—Poczympadłazemdlonanapodłogę.
Baronkazałnatychmiastwezwaćlekarza,przeniesionoHalimędosalonuiułożononatapczanie.
GospodyniprzyniosławilgotnyręcznikipołożyłaHalimienaczole.WkrótceHalimaoprzytomniała.
Przepraszałazacałezajście,alebaronpoprosiłją,abymilczała,musisięoszczędzać.
Dopieroterazobajmężczyźniznaleźliczas,abyrzucićokiemnagazetę.
„Strzelaninanapustyni
Kair—Podczaspotyczkizbrojnejpomiędzydwomarywalizującymizesobągangaminarkotykowymi
napołudnieodKairuzastrzelonodwóchEgipcjan.Bylito:pochodzącyzLibanuhandlarzkorzeniamiAli
ibnal-Hussein,uchodzącyzahersztabandy,inieznanypolicjimężczyznaonazwiskuHafizel-Ghaffar.”
Nagibopuściłgazetę.Spoglądałnabarona,niemiałodwagispojrzećwtwarzHalimie.
—Takgokochałam—szlochałaHalima;nieulegałowątpliwości,żeniechodziłojejoal-Husseina,
tylkooOmara,któregofałszywypaszportbyłwystawionynanazwiskoHafizael-Ghaffara.
—JutrojedziemydoEgiptu—oznajmiłbaroninakazał,abyKalafkeprzygotowałwszystkodo
podróży.
Halimawstała.
—Jadęzwami—rzekła.
*
WKairzeudalisięnajpierwnaKarakolwcentrummiasta,gdziemielinadziejędowiedziećsię
czegośbliższegoocałejaferze.Byławczesnawiosnailudzietłoczylisięnaulicachmimoburzy—
panowałnastrój,któryróżniłsięodnastrojuprzybyszów.
HalimapożegnałasięzNikischempocałunkiemisłowami,któreakuratprzyszłyjejnamyśl.Ale
powiedziałamutakżegorzkąprawdę,żejużkoniecznimi,żetowszystkobyłopomyłką,pomyłkąjej
uczuć,
cokażdejkobieciezdarzasięprzynajmniejrazwżyciu;Maxtozrozumiał,życzyłjejszczęścia.Na
pożegnaniepodarowałjejmedalikzMatkąBoską,którynosiłodczternastegorokużycia.Niebyłołez,
tylkożyczliwesłowa,ponieważobojewciągutygodni,któreprzeżyliszczęśliwieibeztroskojakdzieci,
zrozumieli,żeWschódiZachódmogąsięspotkaćfizycznie,żeodrębnośćjednegopartnerajest
pociągającadladrugiego,aleichduszenigdysięnieodnajdą.
NagibusiłowałpocieszaćHalimęwjejbólu;wydawałosięprzytym,żeuczuciowosąsobiebliscy
jaknigdydotąd.Smutekotwieraserca,iktowie,jakbysiętowszystkozakończyło,gdybynieudalisięna
Karakol,gdzieurzędnikzaodpowiednibakszyszchętnieodpowiedziałnawszystkiepytania,samonic
niepytając—czegomożnabyłooczekiwaćzpowodupodejrzanegozainteresowaniaprzybyszówcałą
sprawą.
Dowiedzielisięwięc,żezwłokial-HusseinazidentyfikowałaLeila,jegodrugażona,którejwydano
zezwolenienapochowaniemęża;nieżonategoHafizael-Ghaffarazaśrozpoznałajegomatkaijej
przypadłowudzialeoddaniemuostatniejposługi.
Informacja,żeel-Ghaffarzostałzidentyfikowanyprzezmatkę,wprawiławzdumienienajpierw
Halimę,potemtakżeNagibaibarona.Wiedzieliprzecież,żeOmarniemiałrodziców,inagleogarnęły
ichwątpliwości,czyzmarłaosobatorzeczywiścieOmar.
—Jakonwogólewpadłnatonazwisko?—zapytałNagibbarona.
—Podałjecałkiemodruchowo,podobniejakadres.Niemiałempowodupytaćdlaczego—tłumaczył
siębaron.—Wystawieniepaszportunajakiekolwieknazwiskoinarodowośćbyłotylkokwestiąceny.
WjednejzeleganckichkawiarninapromenadzienadNilemcałatrójkazastanawiałasię,corobić,iw
tejbezradności,któraodbierałaimpewnośćsiebieiktóranawetwHalimieobudziłapodejrzenie,żeto
wszystkojestpułapkąktórejśzesłużbwywiadowczych,Nagibowiprzyszłonaglenamyśl,byodwiedzić
Hassana,kalekęsprzedhotelu„MenaHouse”wGizie.Jeśliktośmógłbytupomóc,totylkoon.
Baronwobawieprzednadciągającąburząpiaskową,wolałpozostaćwhotelu,NagibzaśiHalima
wyruszyliwdrogędoGizy.
Hassanzeswąskrzynkąwcisnąłsięwewgłębieniemuruobokwejściadohotelu.Chociażtumany
kurzuunosiłysięwokółhoteluizasłaniałyludziomwidoczność,mikasahodrazupoznałNagiba.
—AgdziemójprzyjacielOmar?—zapytałHassan,kiedyNagibprzedstawiłmuHalimę.Niemógł
wiedzieć,jakieuczuciaobudziłwobojgutympytaniem.
Nieodpowiedzieli.Nagibnatomiastodrazuzacząłwypytywaćstarego,czysłyszałostrzelaniniepod
Sakkarą.
HassanspojrzałnaHalimęiskinąłgłową,jakbyzamierzałwyrazićjejwspółczucie,alezamiasttego
rzekł:
—Sądzę,żejesteśzadowolona,pozbywszysiętegoal-Husseina.Omarwielemiotobieopowiadał.
—Atenel-Ghaffar?—zapytałNagibniecierpliwie.
—Takisamłajdakjakjegopan.Oficjalniebyłdozorcąwjednejzkamienical-Husseina,w
rzeczywistościzaśbyłjegonajwierniejszymsługąprzydokonywaniuniecnychłotrostw.Allahkarze
każdego,ktonatozasługuje.
WówczasNagibowirozjaśniłosięwgłowie,przypomniałsobie,żesłyszałjużkiedyśtonazwisko;
terazwiedział,dlaczegoOmarwybrałtowłaśniefałszywenazwisko.Hafizel-Ghaffarbyłdozorcą
kamienicy,wktórejobajmieszkaliprzedlaty.
GdyHalimazrozumiałatepowiązania,rzuciłasięNagibowinaszyję,zapłakałazradości,wołając,że
kochaOmara,tylkojego,nikogoinnego.
—AlegdziejestOmar?
Baronzulgąprzyjąłdowiadomościnowinę.Telefondohotelu„Al-Salamlek”wAleksandriiwyjaśnił
sprawę;niejakiHafizel-Ghaffarmianowiciewciążjeszczetammieszka,alechwilowojestnieobecny—
czymająmucośprzekazać?
JeszczetegosamegodniabaronvonNostitz-Wallnitz,HalimaiNagibpojechalidoAleksandrii.
Taksówkaprzywiozłaichprzedwieczoremdotegosamegohotelu,wktórymzatrzymałsięOmar.Niebył
towytwornyhotel,stałnieconauboczu,alewłaśniedlategonadawałsiędlaludzi,którymzależałona
tym,abynierzucaćsięwoczy.
Jakichpoinformowano,el-Ghaffarznajdowałsięwjadalni.Portierposłałsłużącego,abygo
sprowadził.
Halimadrżała,chodziłanerwowotamizpowrotem.NiebędziemiałaodwagispojrzećOmarowiw
oczy.AmożeOmarniezechcenaniąspojrzeć?Możeodwrócisięodniejinazwiedziwką?Halimanie
mogłabymumiećtegozazłe.
Przezoszklonedrzwi,ozdobionebiałymiornamentami,HalimaujrzałanadchodzącegoOmara.Nie
miaławątpliwości—toon.Chciałapodbiecdoniego,rzucićmusięwobjęcia,alestałanieruchomo,
bałasię.
Omarbezsłowapodszedłdoniej,skinąłgłową,jakbychciałpowiedzieć:Wiedziałem,żewrócisz.
Alenicniepowiedział,tylkowziąłjąwramiona.Milczał,kiedyHalimazapytałacicho:
—Czymiwybaczysz?Jaciękocham.
PrzezchwilęNagibibaronstaliobok,potemzasypaliOmarapytaniami.Omaropowiadałprawie
przezpółnocy,jakdotarłdoklasztoru,jaknatrafiłnaHartfieldaiszalonychmnichów.Opowiedziało
odkryciubazaltowejtablicywarchiwumklasztornym,odziwacznymzachowaniuprofesora,któryco
jakiśczaspopadawszaleństwoizachowujesię,jakbybyłkimśinnym.Opowiadanietowprawiłobarona
wistnyszał;powtarzałwkółko,żetonajszczęśliwszydzieńjegożycia,atwarzmupromieniała.
NagibopowiedziałOmarowi,jakabyłatreśćprzysłanejprzezniegoodbitki,atakżeoznajmił,że
brakujenazwymiejscowości;należyprzypuszczać,żeHartfieldodłamałtęczęśćtablicy,żebyzatrzeć
wszelkieślady.Wreszcieuzgodnili,żenazajutrzranopojadądoRaszididalejdoFuwy.Tamzamierzali
wynająćmuła,bydotrzećdoSidiSalim.IchcelembyłouwolnienieprofesoraHartfieldazklasztoru.
ObawyOmara,żeniedogodnościtakiejpodróżyzmęcząbarona,tenzdecydowanieodrzucił.Nieda
sięodsunąćodowocówswejpracy;jeślitobędziekonieczne,osobiściewydostanieHartfieldaz
klasztoru.
WynajętymsamochodemudalisięnazajutrzdoRaszid;baronmimoupałuświetniezniósłpodróż.U
kowalawRaszidkupilibroń,nazirsprzedałimstarynamiotwojskowyikompletnewyposażenie,
zawierającetakżewodęnacałytydzień,baronkupiłpięćmułów,którehandlarzobiecałprzyjąćz
powrotemponiskiejcenie,jeśliniebędąimodpowiadały.TakwięcOmar,Nagibibaronruszyliw
drogę.Halimapozostaławhotelu.
InaczejniżpodczaspierwszejpodróżydoSidiSalim,kiedytoOmarbyłcałkowiciezależnyod
woźnicyAlego,tymrazemmiałdoskonałąmapę.ZRaszidwgóręNiluprowadziładobradrogaw
kierunkuFuwy.Podwóchgodzinachdrogitrafilinawiodącynawschódszlakkarawanowy,który
początkowoprowadziłwzdłużpołudniowegobrzegusłonegojezioraBurullu,następnieprzezbagnisty
terennawschód.NadmałąrzeczkąścieżkaskręcałanaprawoiwiodławprostdoSidiSalim.
Baron,któryjeszczenigdyniejechałkonno,niemówiącjużomule,zniósłtęniewygodęzwielkim
spokojem.Byłwyposażonywhełmtropikalnyimiałnasobieubraniekhaki,jakienosiliwszyscy
Anglicy,kiedyprzybywalidoEgiptu;wyznaczyłsobiebojowezadanie,polegającenaobserwowaniu
horyzontuprzezlornetkę,abyuniknąćniemiłegospotkaniazmnichamizSidiSalim.
Omarpowziąłnastępującyplan:OkołotrzechgodzindrogiodSidiSalimmielirozbićnamiotw
niskichzaroślach,następnieodpocząć,agdyzapadniezmierzch,zostawićbagażipodejśćdoklasztoru.
Zabiorązesobąnajsilniejszegomuła,ponieważniewiadomo,wjakimsłaniejestHartfield.
Wmilczeniusprawdzalibroń.NagibiOmarodczasubudowykoleiprzezSynajbyliobeznaniz
bronią.Nagibmiałkarabinarabskidużegokalibru,staromodny,ale—jaktwierdził—celnyiprostyw
obsłudze.Omarbyłwyposażonywnagan,kaliber7,62.Baronnatomiastmiałmauzera,aleodnosiłsiędo
swejbroninieufnie;uniknąłsłużbywojskowejzewzględunasztywnąnogęi—jakoznajmił—zrobi
użytekzbronitylkowobliczunajwiększegoniebezpieczeństwa.
Ichjedynąszansąprzeciwkoszalonymmnichom,którzymieliprzewagęliczebną,aprzytymtakże
posiadalibroń,byłozaskoczenie.Musieliniepostrzeżeniewedrzećsiędolabiryntukorytarzy,uwolnić
profesoraiszybkozbiec.Siedzielispoceniwnamiocieiomawialiwszelkieewentualnościakcji.Omar
nakreśliłplanklasztorunaubitejziemiidrogę,jakąmusieliobrać,bydotrzećdopieczary,gdzie
wegetowałprofesor.Omaropisywałwszystkieszczegóły,jakiezdołałzapamiętać.
—Jestjeszczejedenszkopuł—rzekłskończywszy.—Cozrobimy,jeśliHartfieldniezechcepójśćz
nami?
BaronspojrzałnaOmarazdumiony.
—Czemubyniechciałiść?Przecieżjestwięzionyprzezmnichów?
—Owszem.Alekiedygozapytałem,czemuniechcezemnąodejść,odpowiedział,żenieodejdzie
bezżony,którąmnisitakżeprzetrzymująwklasztorze.
—AleprzecieżpaniHartfieldnieżyje—zdziwiłsiębaron.
—Nowłaśnie,obawiamsię,żeprofesordostanieszoku,kiedysięotymdowie.
—Wobectegomusimygowywabićpodpretekstem,żezaprowadzimygodożony—przerwałbaron
dyskusję.—Tocoprawdanieuczciwe,alewtymwypadkuchybajedynemożliwewyjście.Tylkowten
sposóbzmusimygodopójściaznami.
Przedwieczoremruszyli,Omar,Nagib,vonNostitzimuł,któregonazwaliZulejką.Przednimiukazał
sięciemnyzarysłańcuchagórskiego,naktóregozboczachpołożonybyłklasztor.Choćksiężyc
przeważniebyłzasłoniętyniskimichmurami,oczyichprzywykłydociemności,takżełatwoorientowali
sięwterenie.
—Tam!—Omarpokazałrękąnawschód.
—OBoże!—baronzatrzymałsię—Ruinykościołapośródpustyni.
Natlesłabooświetlonegoniebaunosiłsięwysokiłuk.Nierealnyobrazniczymkulisawoperze.I
chociażOmaropisałdokładnieklasztor,obajbylizaskoczeni,boto,cozobaczyli,wyobrażalisobie
zupełnieinaczej.Nocnezjawiskowśródmartwejprzyrodywyglądałoraczejromantycznieniż
przygnębiająco,itrudnoimbyłowyobrazićsobie,cotusiędziejepodziemią.
Omarnasłuchiwał.
—Słyszycieśpiewy?
Nagibibaronwstrzymalioddech.
—Tobrzmijakdalekiewołaniewlesie,aczasemjakskomleniekopanegopsa—rzekłbaroncicho.
—Tolitaniamnichów.Momentjestdogodny.Pókisązatopieniwśpiewie,niemamysięczego
obawiać,bobratMenasjestzajętypilnowaniemich.
WszystkoprzebiegałozgodniezplanemOmara.Baronzająłpozycjęwkąciebudynkubezdachu,skąd
prowadziłyschodypodziemię;trzymałwpogotowiumauzera.Omarstanąłnakamiennejpłycie,którasię
odchyliłajakbyzadotknięciemrękiwidma,iOmariNagibzniknęli.
ChoćbaronvonNostitzwiedział,żemnisimająbroń,aOmaropowiadał,żesąnieobliczalnii
niebezpieczni,wcalenieodczuwałstrachu.Dodawałomuodwaginieopisaneuczucie,żeporazpierwszy
wżyciuczynicośzuchwałego,ryzykownego,szalonego,cośniezwykłego,cocałkowicieodbiegaodjego
uporządkowanego,zaplanowanegownajdrobniejszychszczegółachżycia.Bydoznaćtakiegouczucia,
musiałsięzestarzeć,inieporazpierwszyprzyszłomunamyśl,żewszystkodotychczasrobiłźle.
WpomieszczeniuzdzbanamiOmarztrudemnakłoniłNagiba,abyszedłdalej.Śpiewmnichówbył
corazgłośniejszyiNagibodbezpieczyłbroń.
—Nierozumiem—szepnął—dlaczegoniktniestoinastraży?
—Jedynyzdolnydotegomnich,któryjestprzyzdrowychzmysłach,toMenas,atenmusiprzede
wszystkimstrzecswoichwspółbraci,żebysięnawzajemniepozabijali.Rzucająsięnasiebieniczym
dzikiezwierzęta,jeślichoćnachwilęspuścisięichzoka.Zresztątylkotacywariacijakmytutajtrafiają.
OmarzatrzymałNagibachwytającgozaramię.Nakońcukorytarzaświeciłosięjasneświatło.Śpiewy
brzmiałyterazgłośniej.OmariNagibposuwalisięostrożniedoprzodu.Kiedydoszlidokońcakorytarza,
Omarzajrzałzaróg.NastępniedałznakwzrokiemNagibowi,żebytenspojrzałnaśpiewających
mnichów.
Nagibpochwiliodwróciłsięzobrzydzeniemodtegożałosnegowidoku.Straszliwygrymasna
twarzach,dzikiezachowaniestarychludzi,którzyodlatniewidzielipromieniasłońca—wszystkoto
budziłownimodrazę.Jakibyłpowódichdziwnegozachowania?Nagibniemógłtegozrozumieć.Omar
odciągnąłgoodtegowidoku.Weszliwąskimischodaminapiętro,następniedotarlidojaskiniprofesora.
Omarostrożnieodsunąłzasłonę.Hartfieldsiedziałnapodłodzezeskrzyżowanyminogami;choć
wzrokjegobyłskierowanynazasłonę,jakbyniezauważałintruzów.
—Chodź!—OmardałznakNagibowiiwśliznęlisiędojasnooświetlonegopomieszczenia.W
milczeniuuklękliprzednieobecnymduchemprofesorem.Omarzacząłdoniegoprzemawiać.
—KaEdwardaHartfielda,czymniesłyszysz?
Wtedymężczyznazacząłsięporuszaćmechanicznie,jakkukiełka,ajegoglosbrzmiałjakbynierealnie:
—JestemKaprofesoraHartfielda.Ktomniewola?
—KaEdwardaHartfielda,przybyliśmy,abycięstądzabrać.Zaprowadzimycięwbezpieczne
miejsce,gdzieniebędzieszsięmusiałobawiaćmnichów.
—Niechcęstądodchodzić—odparłHartfieldbezdźwięcznymgłosem.—Tujestmójdom,tujest
mojeżycie.Wynościesięstąd,boiwaspochwycą..
—KaEdwardaHartfielda—zacząłOmarodnowa,aleteraz,jegosłowabrzmiałybardziej
energicznie—przybyliśmy,abycięzaprowadzićdotwojejżonyMary...
—JestemKaEdwardaHartfielda—powtórzyłprofesormonotonnie—niewiem,oczymmówicie,
jestemKaEdwardaHartfielda.
OmariNagibspojrzelinasiebie;corobić?Jedyne,comogłobypomóc,toczekanie,ażminiefaza
szaleństwa.Aledotegoczasumnisiskończąswojemodły,aniktniemógłprzewidzieć,jakHartfieldby
zareagował,gdybygozabralisilą.
—GdziejestMary?—zapytałnagleprofesor.—GdziejestMary?
Nagibnatychmiastodpowiedział:
—PańskażonajestwAleksandrii.Przybyliśmytu,bypanadoniejzawieźć.Niechsiępannieupierai
jedzieznami.
—GdziejestMary?—powtórzyłprofesor,terazjegogłosbrzmiałniecierpliwieigroźnie.
—Jeślipójdziepanznami—powtórzyłNagib—zaprowadzimypanadożony.
Powstaładługapauza.Profesormilczał,jegotępywzrokzdradzałniepoczytalność,niewiadomobyło,
cosięwnimdzieje.Potemstałosięcośnieoczekiwanego:Hartfieldwstał,skierowałwzroknadrzwii
ruszyłjaklunatykprzedsiebie,powąskichschodach,przezkorytarz,któryprowadziłdośpiewających
mnichówidalejdopomieszczeniazdzbanami;OmariNagibszlizanim.Bylitakzaskoczenitymnagłym
zwrotemwzachowaniuprofesora,żemilczeli,niepewni,dokądHartfieldskierujeswekroki.
Nietakwyobrażalisobieuwolnienieprofesora.Spodziewalisię,żebędąmusieliciągnąćgosiłą,a
tymczasemszedłznimibezoporu.
PrzedwąskimischodamiprowadzącyminadwórHartfieldsięzatrzymał.Wzrokjegobyłskierowany
nastopnie,wydawałosię,żechce,abyjedenznichposzedłprzodem;wiedziałbowiem,gdziejest
wejście,alenieznałmechanizmujegodziałania.Omarposzedłpierwszy,nacisnąłpłytę,następniewyszli
pokoleinazewnątrz.
Barontrzymałbrońwpogotowiu;nawidoktrzechmężczyznwychodzącychspodziemiwydałokrzyk
zdziwienia.Akcjatrwałanajwyżejpółgodziny,owielekrócej,niżprzewidywali.Wparnejnocy,jaka
ichotaczała,profesorzacząłsięzataczać.Bógwie,ileczasunieoddychałświeżympowietrzem.Omari
Nagibmusieligopodtrzymywać.Wiedzieli,żeniewolnoimtracićczasu.Coprawdabylipewni,że
kiedymnisiodkryjąnieobecnośćprofesorawjegoceli,zacznąprzeszukiwaćklasztor,atopotrwajakiś
czas;musielijednakliczyćsięztym,zepodejmąpogoń,jeśligonieznajdą.
Ztrudemposadzilinieobecnegoduchemprofesoranamuła.Niebroniłsię.Ikiedywędrowalina
północprawymbiegiemrzeki,porośniętymkrzewami,prawiesięnicodzywali.Omar,Nagibibaronbyli
myślamidalekostąd,każdyszukałwłasnejdrogidogrobowcaImhotepa.
Mieliterazprzedsobąwielkiproblem:jakzmusićprofesoradomówienia.Wydawałosięraczej
pewne,żeznaonwejściedogrobowca;możnabynawetprzypuszczać,żejużtambyłzwłasnejwolialbo
podnaciskiemmnichów.Alejakzdobyćjegotajemnicę?
Jeszczepodosłonąnocydotarlidonamiotuimułów,którepozostawili.NapropozycjęOmara,byod
razuwyruszyćwdrogępowrotną,Nagibzaprotestował,alebaronsięzgodził,wykazywałwtejsytuacji
niezwykłąenergię.Pokrótkimodpoczynkuzwinęlinamiotiruszyliwdrogę.
Hartfieldpozwalałrobićzesobąwszystko,piłijadłposłusznie,comupodano,iwmilczeniujechał
namule.Kiedyzaczęłoświtać,ujrzelizdalekazabudowaniaRaszid.Jeszczetegosamegodnia
wieczoremOmar,Nagib,vonNostitziprofesorHartfielddotarliwynajętymsamochodemdohotelu„Al-
Salamlek",gdzieczekałananichHalima
Wprawiłaichwzaniepokojenie,kiedyoznajmiła,żeodkilkudniobserwuje,iżjakiśmężczyznao
europejskimwyglądzie,wkażdymrazienie-Egipcjanin,chodzizaniąkrokwkrok,ateraz,kiedy
mężczyźniwrócili,naglezniknął.Baronuznał,żewobectegonależyjaknajszybciejwracaćdoKairu,i
zamówiłtaksówkęnanajbliższyranek.
WgorączceminionychdniHartfieldmiewałcorazczęściejprzebłyskinormalności,odpowiadał
sensownienapytania,alesamonicniepytał,cowydawałosiędziwne.Byłposłuszny;przyzwyczaiłsię
dotegoumnichów.
Omarzaproponował,abyzatrzymaćsięwhotelu„MenaHouse",botam,jaksądził,cudzoziemcy
najmniejrzucająsięwoczy,adoSakkarymożnabyłodotrzećdrogąprzezpustynię.
—Kimsąciobcy?—zapytałmikasahOmara,spoglądającnaNostitzaiHartfielda.
Omarodpowiedział,akalekadziwiłsię,żeOmarobcujeztakimiważnymiosobistościami.
—CzysłyszałeśolordzieCarnarvonie?—zapytałHassan.
—OCarnarvon?Acoznim?
—Nieżyje.
—Carnarvonnicżyje?
—Oddwóchdni.Wynieśligotymidrzwiami.
—Jaktosięstało?Byłprzecieżmężczyznąwsilewieku.
Kalekaskinąłgłową.
—Tobardzodziwnahistoria.CarteriCarnarvonodkopaliwLuksorzegrobowieczsarkofagiem
faraona.Wyciągnęlimumię,apięćdnipóźniejlordstraciłprzytomność.Kiedyoprzytomniał,zaczął
bredzić,mówiłowielkimczarnymptaku;kiedyzaśzmarł,ogodziniedrugiejwnocy,wcałymKairze
pogasłyświatła.Niktniewiedlaczego;aterazwszyscymówiąoprzekleństwiefaraona.Strzeżsię!
—Popierwsze—odparłOmar—Imhotepniebyłfaraonem,podrugie,niejestemprzesądny.Acoz
Carterem?
—Nic.Zajmujesięopróżnianiemgrobowca.
—Nowidzisz.Onniewierzywtęgadaninę.
Kaleka,człowiekzazwyczajtrzeźwomyślący,wzruszyłramionami,jakbychciałpowiedzieć:Cóż
możewiedziećktośtakijakja!
BaronprzyjąłbezwahaniaobowiązekpoinformowaniaHartfieldaośmiercijegożony.Poczekałna
jedenzcorazczęstszychterazmomentówjasnościumysłuprofesoraiwspółczującymtonemopowiedział
mu,jakznalezionoMaryHartfieldiżeistniejepodejrzenie,iżzabilijąmnisi.
Hartfield,któregopokójznajdowałsiępomiędzypokojamibaronaaNagibaiprzezcałyczasbył
przeznichstrzeżony,przyjąłhiobowąwieśćzespokojem,jakbyusłyszałcoś,cojużoddawna
przypuszczał.
—Czypanmniezrozumiał?—zapytałbaron.
Profesorodparł:
—Zrozumiałempana,mojażonanieżyje.
—Bardzomiprzykro—usprawiedliwiałsiębaron—żeOmariNagibwywabilipanazklasztoru
podpretekstemzaprowadzeniapanadożony.Aletobyłajedynamożliwośćwtejsytuacji.Proszęnam
wybaczyć.
ProfesorskinąłgłowąiwtejsamejchwiliweszlidopokojuOmar,HalimaiNagib.Przezchwilę
siedzieliwszyscywmilczeniu.PotemHartfieldporazpierwszyzadałpytanie:
—Dlaczegomniestamtądwydostaliście?
—Potrzebnajestpanunatychmiastpomoclekarska!—powiedziałOmarszybko.—Odwieziemy
panadobrytyjskiegoszpitala.
—Tobardzomiłezwaszejstrony—odparłHartfield—aleztegopowodunieryzykowalibyście
życia.Nieoszukujmysię.Wiem,czegoodemnieoczekujecie,alemuszęwasrozczarować,niczegosię
odemnieniedowiecie!
—Panieprofesorze—zacząłNagib—wiemywięcejoImhotepie,niżpanprzypuszcza.Znamynie
tylkoinformacjebrytyjskiego,francuskiegoiniemieckiegowywiadu...
—Wywiadu?
—Topanniewiedział,żeoddawnazajmująsiętąsprawąwszystkiewywiady?
—Nie,niewiedziałem.Awygdzienależycie?
—Niemamynicwspólnegozżadnymitajnymisłużbami.SzukamyImhotcpa,boniechcemy,aby
sukcesprzypadłjakiemukolwiekwywiadowinaświecie.
—Sukces?—Hartfieldpotrząsnąłgłową.—Niewiem,czymożnauznaćzasukcesodnalezienie
grobowcaImhotepa.
—Znamy—zacząłNagibodnowa—nietylkoinformacjewywiadów,wiemytakżeopańskiej
tablicyzRaszid.—Wyciągnąłkartki;zcałymzapisanymtekstem.
EdwardHartfieldzawahałsię.Byłjakbyzaskoczony,baronzaśuczyniłprzeczącyruchręką,bo
uważał,żeprofesorjestzbytosłabiony,abysięzajmowaćlekturą.Aletenszybkoprzebiegłwzrokiem
wiersze,akiedyskończył,ledwiedostrzegalnyuśmiechpojawiłsięnajegotwarzyioddałkartkę.
—Jeślimogęudzielićwamrady...
Nicwięcejniepowiedział.Czywskutekwysiłku,czyteżokropnejchoroby—profesorowizrobiło
sięsłaboiciężkodyszał.PołożyligonałóżkuiHalimaprzejęłanadnimopiekę.
Baron,OmariNagibudalisięnakolacjędoeleganckiejrestauracjizwidokiemnapiramidyGizy.
Wieczorem,kiedyichfioletowesylwetkiwznosząsięnatlejaśniejszegonieba,wyglądająjakgórynie
dozdobycia,wydająsięniemalgroźne.
Wszyscyjedlibezapetytu.Niedlatego,żekuchniaeuropejska,którątuprowadzonozewzględuna
dużąliczbęcudzoziemców,byłaniesmaczna;jedzeniebyłodoskonałe,alekażdyznichzastanawiałsię,
jakprzekonaćprofesora.Przedewszystkimbaronmyślałopowodach,jakieskłaniałyHartfieldado
milczenia.Profesorniebyłczłowiekiem,którystrzegłbyswejwiedzyzewzględunaosobistekorzyści.
Baronniemógłteżuwierzyć,żebyłonwzmowiezmnichami.
NagleweszłaHalima.
—Onmajaczy—powiedziałacichoirozejrzałasię,abysprawdzić,czyniktniepodsłuchujeich
rozmowy.—MówioImhotepoie,nicwięcejnierozumiem.Mówipoangielsku.
Omarwstał,dałznaćreszcie,bypozostała,iposzedłiHalimądopokojuprofesora.Hartfield
oddychałterazkrótko,nierówno,rzucałsięnałóżku,aprzytymmówiłdziwnerzeczyocieniufaraona,o
lśniącychramionachRa,ozakazanychdrzwiach.
—Czyrozumieszcośztego?—zapytałaHalimapodenerwowana.
Omarprzybliżyłgłowędotwarzyprofesora,jakbychciałsłyszećkażdesłowopadającezjegoust.
—Nie—rzekłwreszcie—wiemtylkotyle,żenurtujegotensamproblemconas.Mówiotablicy,na
którejopisanyjestgróbImhotepa.Jegosłowawcałościsązagmatwane,alepojedynczomożnaje
zrozumieć.
WreszcieOmarzacząłzapisywaćurywkisłówprofesora.
—Możepóźniejwydobędziesięznichjakiśsens.
HalimausiadłaobokOmara.Położyłamurękęnaramieniuipatrzyławmilczeniu,jakOmarnotuje.
SprawazHartfieldembardzojąporuszała,alejeszczebardziejbliskośćOmara.Byłaszczęśliwa,żema
goprzysobie,ażewykazywałpewnąpowściągliwość—tegoniemogłamumiećzazłe.
NarazOmarcofnąłramię,Hartfieldzacząłmówićpoarabsku.WprawdzieOmarwiedział,żeprofesor
opanowałtenjęzykdośćdobrze,aletazmianawmajaczeniuwydałamusięczymśniezwykłym.Wtedy,w
klasztorzewSidiSalim,kiedywyznał,żejestKaprofesoraHartfielda,mówiłteżpoarabsku;wyglądało,
żewalcząwtymczłowiekudwieistotyoróżnychcharakterach.
—Tysiąc...kroków...odgrobu...króla...drzwidopoznania...woda...Imhotep.
NagległowaHartfieldaopadła,jakbydokonałonniezwykłegowyczynualbozdobyłsięnawielki
wysiłek.Jegooddechstałsięterazspokojnyiregularny.Zasnąłmocno.
—Myślę—rzekłOmar,spoglądającnakartkę—żeHartfieldzdradziłnamwięcej,niżchciał.
Pobiegłdoholuhotelowego,odnalazłbaronaiNagibaprzybarze,bezsłowapołożyłimkartkęprzed
oczami.
—Cotojest?—zapytałbaron.
—Zapisałemwszystko,coHartfieldmówiłwmalignie.Tobardzointeresujące.Dziwne,alemówił
poarabsku.
—Tysiąckrokówodgrobowcakróla?—Baronsięzastanawiał.
Nagibwtrącił:
—Wjakimkierunkutysiąckroków?Napołudnie,napółnoc,nawschód,zazachód?
Popatrzylinasiebie.
—Przynajmniejwiemy—powiedziałvonNostitz—żegrobowiecImhotepaznajdujesięw
promieniutysiącakrokówodpiramidyfaraonaDżosera.Gdybyśmyznalidługośćkroków,moglibyśmy
zakreślićkoło,anajegołukuznajdowałobysięwejście.
—KrokitodokładnajednostkamiarydawnychEgipcjan—powiedziałNagib.—Jedenkrokoznacza
dwiestopy,awięcsześćdziesiątsześćcentymetrów.Promień,zaczynającodśrodkapiramidy,wynosiłby
zatemsześćsetsześćdziesiątmetrów.
—Tofantastyczne!—Oczybaronalśniłypodnieceniemjakzawsze,kiedychodziłooImhotepa.Von
Nostitzbyłprzekonany,żejestjużbliskicelu.Dlaniegocałaakcjaweszławnowąfazęinic,ani
ostrzeżenia,anigroźby,aniniepewnośćtego,coichczeka,niebyłobywstanieodwieśćgooddziałania.
Byłatożądzaczegośniezwykłego—inaczejniemożnanazwaćjegozachowaniawtejsprawie—która
ogarniakażdegoczłowiekachoćrazwżyciu,któraprzybieranajrozmaitszeformyiwpędzaswąofiaręw
nieszczęście.
Jestwięczrozumiałe,żebaronnalegałnaOmaraiNagiba,abynazajutrzpojechaćdoSakkary;Halima
iprofesormielizostaćwhotelu.
To,copoczątkowomiałopozorydokładnychdanychgeograficznych,namiejscuokazałosię
problememniedorozwiązania,ponieważłukkoławokółpiramidyDżoseraobejmowałwiele
kilometrówibyłoprawieniemożliwewyznaczyćpromieńnafalistymterenie.Posługiwalisięsznurem
długościstumetrów,któryodkładanonaziemisześćipółraza,poczynającodzachodu,gdzieterenbył
najmniejzbadany.Ichoćzrezygnowalizwszelkiegorodzajunarzędzidokopania,ponieważmieli
nadzieję,żenatknąsięnawymienionywtablicyzRaszidwałkamienny,powielogodzinnych
poszukiwaniachwnieznośnymsłońcuzbadalizaledwietrzydziestączęśćłuku.OmariNagibbyli
wykończeni,tylkovonNostitzpracowałjakopętany.
*
Whotelu„MenaHouse”Halimastarałasięzłagodzićnapadygorączkiuprofesora,kładącmunaczole
ipiersiachwilgotneręczniki.Dotychczasdrgawkibyłytaksilne,żeHalimaobawiałasię,iżHartfieldnie
przeżyjenastępnegoataku,iwbrewwskazówkombaronapróbowaławezwaćlekarza.
Kiedyprofesorokołopołudniaocknąłsięzdelirium,zażądałzimnejwodyzoctem,którą—jak
twierdził—aplikowalimumnisizSidiSalimiktórałagodziłaataki.Potemtrochęsięuspokoił.
—Jesteśdlamnietakadobra—powiedziałHartfield—jaksięnazywasz?
—Halima.
—Jakmamcidziękować?
—Niemaoczymmówić—odpowiedziałaHalimaipogładziłarękęprofesora.
—Agdziejestreszta?—Gdziesąinni?—powtórzyłHartfield,kiedyspostrzegł,żeHalimaniechce
odpowiedzieć.
Postanowiłanieobciążaćniepotrzebnieprofesoraswojąodpowiedzią;aleponieważnalegałuparcie,
powiedziałazgodniezprawdą:PojechalidoSakkary.
—Jakmożnabyćtaknierozważnym.PrzecieżoninieznajdąImhotepa.
—Alewmaligniepowiedziałpan...
Hartfieldsiępodniósł.
—OBoże—mruknąłpoangielsku,azarazpotemciągnąłdalejpoarabsku:—Copowiedziałem?
—Powiedziałpan,żeImhotepjestpochowanytysiąckrokówodpiramidyschodkowej,niewięcej.
Terazoniwymierzającałąokolicęimająnadziejęnatknąćsięnawejściedogrobowca.
—Niewolnoimtegorobić!—zawołałHartfieldwnajwyższymwzburzeniu.—Musiszich
powstrzymać.
—Niemogę.VonNostitzjestjakopętany;niktniepotrafigopowstrzymać,aOmariNagibspełniają
jegopolecenia.
—Czychcesz,abyskończylitakjakja?
Halimaspojrzałapytająconaprofesora.Comiałnamyśli?
—Mojeżycie—zacząłHartfield—jestzmarnowane.Zmarnowanedlatego,żeżądałemodniego
więcej,niżmisięnależy.
—Nierozumiem,copanmanamyśli,profesorze.
—Posłuchaj,wiedzaniekiedynatrafianagranicepoznania,którychprzekroczeniazakazujewiara.
Chcępowiedzieć,żeistniejąrzeczy,którychzgłębienieprzezczłowiekajestmożliwe,aleniewskazane,
ponieważprzekraczająonejegohoryzont.Człowiek,którywierzywBoga,powinienhamowaćswoją
zuchwałość;pychajednakjestodzaraniawłaściwościączłowieka.JużwStarymTestamencieludzie
próbowalidorównaćBogu.AleBógichukarał.Imhotepbyłtakimczłowiekiem.Talenty,wjakie
wyposażyligobogowie,pozwalałymuczynićrzeczy,któreludziombyłyzabronione.Imhoteppróbował
urzeczywistnićto,coEgipcjanieodtysiąclecipróbowalizrobićjedyniewsposóbsymboliczny:
Zachowaćwswoimcielenieduszęludzką,tylkoKa,siłężycia.Szukałformynieśmiertelności,
wiecznegożycia.Odkryłtajemnyśrodek—bakterię,wirusa,obojętne,jaktonazywać;wiedzadawnych
Egipcjanotymbyłaznaczniewiększa,niżsięprzypuszcza...
—LordCarnarvon!—wykrzyknęłaHalima.
—Carnarvon?
—Byłprzytym,kiedyHowardCarterotwierałgrobowiecTutenchamona.Nietkniętygrób—dodała
wyjaśniająco.—Ateraznieżyje.
—Klątwafaraonów—powiedziałHartfield—możeprzybieraćwieleform.KiedyImhotepzaklinał
Kawkomórceczłowieka,abypozostaławieczna,niezniszczalna,niepomyślałotym,żeczłowieknie
przeżyjetakiejegzystencjipozostającprzyzdrowychzmysłach.Takwięckażdego,kogodotkniecień
Imhotepa,wregularnychodstępachicorazczęściejbędąnawiedzałyatakiobłędu,ograbiającgozjego
człowieczeństwa.—Profesorzaśmiałsięgorzko.—OtokoniecnamiaręImhotepa.Byćczczonymjak
bóg,byćprzeklętymzażyciaizdegradowanymdostopniazwierzęcia—takjakkoptyjscymnisi,którzy
wydarlimitajemnicę,ijakja,bomojawolaniejestdośćsilna,abyskończyćztymstanem.
—Wierzępanu,rozumiem,copanmanamyśli—powiedziałaHalima.
—Imhotep—ciągnąłHartfielddalej—byłbliskinieśmiertelności,alejejnieosiągnął.Popełnił
samobójstwowduchowymzaćmieniu,ajegowspółcześniwyposażyligowewszystkiedobrajak
faraona,wzłotoiwszelkiekosztowności.Ajegomądrośćwyrylinaścianach,abymyśligeniuszanie
przepadły.
Halimazwahaniemwyraziłasprzeciw:
—Alepanwidziałgrób,profesorze?
Powstaładługapauza.
—Niechpaninamniepopatrzy—odparłHartfieldwreszcie.—Trzywejściaprowadządogrobu
Imhotepa.Pierwszenazywasię„BramąPokoju”,drugie„BramąTęsknoty”,atrzecienosinazwę„Bramy
Obłędu”.Ktoprzekroczytębramę,nategorzucająsięmiliony„cieniśmierci”,owezarazki,którychod
tysiąclecijestzkażdymdniemcorazwięcej,aniemamożliwości,abysięprzednimiuchronić.Ja
pierwszytegodoświadczyłem;wtedymnisizSidiSalimzmusilimnie,abymimzdradziłwejściedo
grobu.Powiedziałemimcałąprawdę,aleoniminieuwierzyliiwszyscyażdoostatniegowdarlisiędo
grobowca,iwkrótcecałyklasztorpopadłwobłęd.Aterazrozszarpująsięnawzajem.
—NaAllahalitościwego!—zawołałaHalimaprzerażona.—Oniniepowinniodnaleźćtegogrobu.
Hartfieldpopatrzyłprzedsiebietępoiskinąłgłową.
—Dlategowszystkopaniopowiedziałem.
WgłowieHalimykotłowałysięszalone,dzikiemyśli.WidziałaOmara,jakwdzierasiędogrobowca.
Widziała,jakprzekraczapierwszą,drugąitrzeciąbramę,izokrzykiem,jakgdybytonaniąnapadły
„cienieśmierci”,wypadłazpokoju,pozostawiającprofesorawłóżku,przemknęłaprzezholdowyjścia,
zatrzasnęładrzwiczekającejtaksówkiizawołaławzburzona:
—DoSakkary—jaknajprędzej!
Hassan,któregouwaginieuszłożadneważniejszezdarzeniew„MenaHouse”,obserwowałcałą
scenęzoddali.Nieumiałsobietegowytłumaczyć.
—Czyniemożepanjechaćtrochęszybciej?—krzyknęłaHalimanakierowcę.
Tenwłączyłnajwyższybiegswegoforda,alezauważyłzobojętnościąpoganiaczawielbłądów:
—Inszallah,jasaidi,Allahstworzyłczas,niemasięcospieszyć.
JużdwarazytraciłaOmara,poraztrzeciniczniesiestraty.Niemożesięnicstać.Omarniemoże
wejśćdogrobowca.Inagleprzyłapałasięnatym,żesięmodli,żebłagaAllaha,abyzapobiegł
najgorszemu.AleczyAllahniezsyłakarynaniązajejzuchwałość,zato,żeporzuciłaal-Husseina,
któremuprzysięgaławierność.Chciałazatoodpokutowaćibyłagotowaprzyjąćnasiebienajgorszylos,
tylkonietęnajwyższącenę,jakąbyłbyobłędOmara.
Samochódwznosiłtumanykurzuibyłowidaćzdaleka,jakpędzi.VonNostitzdałpozostałymznak,
abyprzerwalipracę.Gdzieśwpołowiedrogitaksówkastanęła,Halimawysiadłaipobiegłaprzez
kamienistyterendotrzechmężczyzn,którzydopieroterazjąpoznali.
—Cosięstało?—zawołałOmarzdaleka.
—CzyznaleźliścieImhotepa?—zapytałaHalimawzburzona.
Baronuczyniłniechętnyruchręką,którymiałoznaczać,żedotychczasniczegonieosiągnęli.
WówczasHalimarzuciłasięnaszyjęOmarowi.Obsypałagopocałunkamiizawołaławradosnym
podnieceniu:
—Allahtakchciał.TakajestwolaAllaha!
Początkowoniktnierozumiał,ajużnajmniejOmar,cosiędzieje.DopierokiedyHalimasięuspokoiła
iopowiedziałaoostrzeżeniachHartfielda,minyichsięzmieniły.Baronokazywałnieufnośćiwyraził
wątpliwość,czytoniejestpodstępprofesora,abyichpowstrzymaćprzeddalszymiposzukiwaniami;ale
OmariNagibzwróciliuwagęnajegostanistwierdzili,żeczłowiekwjegonastrojuniejestzdolnydo
takichwybiegów.Wkażdymraziezgodzilisię,abywracaćdoGizyiporozmawiaćzHartfieldem.
Przedhotelem„MenaHouse”czekałHassan.Sprawiałwrażeniewzburzonego.
—ByłtutenCarlyle—szepnąłOmarowi.
—Carlyle?—Omarbyłtakzaskoczony,żeniemógłnicwięcejpowiedzieć.
—Wpośpiechuopuściłhotel;alenajdziwniejsze,żeniezauważyłem,kiedyprzybył.Amojejuwagi,
jakwiesz,nicnieujdzie.—Kalekapodniósłwgóręręce.
PodczasgdyOmarpróbowałznaleźćwytłumaczenienieoczekiwanegopojawieniasięCarlyle’a,
Nagibtrąciłgowbokipowiedział:
—Chodź!
Pobiegliszerokimikamiennymischodaminapierwszepiętrodopokojuprofesora.
Hartfieldleżałnałóżkuzszerokootwartymioczami.Jegonogizdrętwiaływskurczu.Prawadłońbyła
zaciśniętanapiersi,lewazwisałabezwładniezkrawędziłóżka.Kołołóżkależałpowrózzpodwójnymi
supłaminakońcach,takijakichużywająpoganiaczewielbłądów.Hartfieldnieżył.Zostałuduszony.
VonNostitziHalimaweszlidopokoju.Niktniepowiedziałanisłowa.Smutekiwściekłośćogarnęły
Omara.Wściekłość,ponieważniemiałwątpliwości,ktobyłmordercą.
Alekażdymordercapopełniajakiśbłąd,awtymwypadkuprzeoczyłniepozornegoczyścibuta
siedzącegoprzedhotelem.
—Trzebazawiadomićpolicję—powiedziałOmar.
VonNostitzskinąłgłową.
Omarpodszedłdołóżkaipróbowałwyprostowaćręceinogizmarłego.Pięśćnajegopiersibyła
sztywnaiOmarmiałtrudnościzwyprostowaniemjej.Wydawałosię,jakgdybyściskałamedalik,który
wisiałnałańcuszkunaszyi;alekiedyOmaruwolniłgozdłoniprofesora,ujrzałmały,ciemny,niemal
prostokątnykawałekskorupy.Możnabyłosądzić,żeHartfieldowiwobliczuśmiercizależałotylkona
ukryciutegoprzedmiotu.
Nagibwziąłdorękiwisiorekidługomusięprzyglądał.wyczuwałintuicyjnie,ocotuchodzi.
Rozpoznałpismo,którebyłotakiesamojaktonakamieniuzRaszid.Apotemstałosięcoś,czegoniktw
tejsytuacjisięniespodziewał:Nagibzacząłsięokropnieśmiać.Wobeczmarłegoprofesorajego
spazmatyczny,szyderczyśmiechbrzmiałprzerażająco,iOmarbyłgotówdaćmuwtwarzzpowodutej
zuchwałości.AleNagibsampojąłniestosownośćswegozachowaniaiucichłnagle.
—Trzysłowa—powiedziałpoważnie—iotocałatajemnica,niedowiary.
BaronwyjąłkartkęztłumaczeniemnapisunakamieniuzRaszid,którąstalenosiłprzysobie.Podsunął
jąNagibowipodnos,aletennawetniespojrzał.Znałtentekstnapamięć.
—Trzysłowa!—powtórzyłNagibiwskazałnatrzylinijki.
zrównania
aby
pozostała.
—OstatniezdanienakamieniuzRaszidbrzmi:„Ztegopowodumy,kapłanizMemfis,ułożyliśmystos
kamieniwmiejscu,gdziekończąsięlśniąceramionaRa,wczasiezrównaniadniaznocąozachodzie,na
wschodnimhoryzoncie,abybramadoboganazawszepozostałazamknięta.”
VonNostitznierezygnował,inieprzerwanieszukał,nieżałowałanipieniędzy,aniczasu,alebłądziłw
ciemnościach,
Dlacałejtrójkistałosięjasne,żesątajemnice,którewymagająrozwiązania,ipytania,które
potrzebująodpowiedzi,alesąteżtajemniceipytania,którelepiej,kiedypozostanąmartwedlaludzi.
Omarzgłosiłsięnapolicję.MówiłowydarzeniachwGizie.Opowiedziałoniecnychsprawkach
WilliamaCarlyle'aisiostrzenicyHartfieltaAmaliiDounce,otym,żeCarlyle’awidzianobezpośrednio
pomorderstwie,jakwpośpiechuopuszczałhotel.
PościgdopadłCarlyle’aw„Hoteld‘Orient
:
wpobliżuogroduFabekija,weleganckiejdzielnicy,
gdzienajczęściejmieszkaliAnglicy.OmarzidentyfikowałCarlyle'a,izaświadczył,żewidział,jak
mężczyznaopuszczał„MenaHouse".
KiedyOmarrzuciłoskarżonemuzwściekłościąprostowtwarz,żezamordowalHarttielda,abywrazz
jegosiostrzenicąpodzielićsięmajątkiem,wtedyCarlylesięzałamał.Jegonerwymemogłyznieść
ciężarutakstrasznegoczynuiwyznał,żeMrs.Douncenamówiłagodotegoprzestępstwa,grożąc,żego
opuści.AtooznaczałobydlaCarlyle’akoniec,ponieważniemożebezniejżyć.
*
DwiesprawyzaprzątałyOmara,kiedyjechałodkrytątaksówkązpowrotemdohotelu„MenaHouse".
Popierwsze,zadawałsobiepytanie,jakmożnastracićgłowędlatakiejsufrażystkijakAmaliaDounce,
alejakgożycienauczyło,rozumludzkijestnieobliczalny,wszystko,coludzkie,jestmożliwei
nieprzewidywalne.Drugiproblempolegałnatym,abyuświadomićbaronowi,żeobecnieniechcemieć
nicwspólnegozesprawą,doktórejbarongozaangażowałPragnąłrozpocząćnoweżyciezHalimą,
możliwiejaknajdalejodSakkary.
Podczaskolacjiw„MenaHouse",naktórejspotykalisiękażdegowieczoru,tymrazembrakowało
baronavonNostitza.Zamieszanieminionychdnitaknimwstrząsnęło,żeOmar,HalimaiNagitprzestali
miećdlaniegoznaczenie.
TAMGDZIEKOŃCZĄSIĘŚLADY
*
ByłatohistoriaOmaraMoussy,którązapisałsamwswoimdzienniku;aletoniekoniecjegohistorii.
Zrezygnowałzzapisaniajejkońcaiwydajemisię,żeznampowódjegopowściągliwości.Omarpragnął
bowiemzapomniećocałejsprawie.
Zniewielkąsumąpieniędzy,którąGustav-GeorgbaronvonNostitz-Wallnitzpozostawiłjemu,Halimie
iNagibowiwrównychczęściach,zbudowałsobienowąegzystencję.WróciłzHalimądoBerlina,
przejąłnaKönigstrassemałysklepantykwarycznyigdzieśokołoroku1930pobralisię.
NagibpozostałnajpierwwKairze,alepodwóchlatachrównieżprzybyłdoNiemieciosiedliłsięw
Düsseldorfie,gdziewkrótkimczasieprzepuściłwszystkiepieniądze.TaknaprawdętoOmariNagib
nigdyniebyliprawdziwymiprzyjaciółmi.Lospołączyłichwniepojętysposób,iniewątpliwietylkoto
byłopowodemichwieloletniegozwiązku.Tylkotymmożnawytłumaczyćfakt,żeichdrogi
nieoczekiwaniesięrozeszłyiżeżylizdalaodsiebie,choćwtymsamymkraju.
Wracającdopunktuwyjścianaszejhistorii,którazaczęłasięniepozornąkartkąznapisem
„MORDERCAnr73”,muszęznównawiązaćdomorderstwaprofesoraHartfielda,którepozornieniema
żadnegozwiązkuztąsprawą—amożejednak?
PoprzyznaniusięWilliamaCarlyle’adowiny,którenastąpiłozasprawąOmara,zostałonprzez
egipskiewładzesądowe—ponieważchodziłoomorderstwodokonaneprzezcudzoziemcana
cudzoziemcu—odesłanydoLondynuitamskazanynaśmierć.Zamienionomujednakkaręnadożywotnie
więzienie.
DowiedziałemsięotymwLondynie,naGloucesterTerrace124,gdziemiałemnadziejęodnaleźć
AmalięDounce,siostrzenicęprofesoraHartfielda.Omaropisałmitakdokładniedwupiętrowydomz
czasówwczesnowiktoriańskich,żezłatwościąjużzdalekagopoznałem.Mosiężnątabliczkęz
nazwiskiemHartfieldzastąpionowąskąnapalec,wykonanązplastykuznazwiskiemClayton,co
początkowoniewzbudziłomojegozdziwienia.Dopierokiedyotworzyłamidrzwiatrakcyjnakobietaw
średnimwieku,stwierdziłem,żechybajużjągdzieświdziałem;przypomniałemsobieowąJulietClayton,
którąpoznałemwfirmieChristie’siktórejzachowaniewówczas—abyłotodwalatatemu—stanowiło
dlamniezagadkę.
Wyglądzewnętrznykobiety(inietylko!)zawszestanowizagadkę,aniektóreprzywiązująszczególną
wagędotego,abycokilkalattaksięzmieniaćzapomocąnowejfryzury,innegomakijażuisposobu
bycia,że
ledwiemożnajepoznać;aletymrazemwpadłominamyśl,żetaeleganckakobietajestzpewnością
siostrąJulietClayton.Iniemyliłemsię.
NiewspominającJulietClayton,oświadczyłem,żeznałemMrs.Dounce,nacodowiedziałemsię,że
Mrs.Douncebyłajejmatkąiżezmarłaprzedkilkulatynarakapłuc.AmaliaDouncepoślubiławlatach
trzydziestychniejakiegoHerbertaClaytonazSusseximiałaznimdwiecórki,JulietiSarę.
SaraClaytonżyłasamotniewdużymdomu,akobietyjejstanu,jeślisiępozyskaichzaufanie,potrafią
zalaćczłowiekapotokiemsłów.Tylkotejokolicznościzawdzięczamcenneinformacje,przedewszystkim
tę,żemałżeństwojejrodzicówtrudnobyłonazwaćszczęśliwym,ponieważmężczyznaonazwisku
Carlylewciążstałmiędzynimi.Wprawdzieodsiadywałkarędożywotniegowięzienia—MissClayton
niechciałasięwdawaćwszczegółydotyczącepowodów—alesamowspomnienietegonazwiska
prowadziłozawszewrodziniedokonfliktów.WreszcieCarlylezuwaginapodeszływiek—dobiegał
siedemdziesiątki—zostałułaskawionyinatychmiastskierowałswekrokidojejmatki.Tegosamego
dniaClayton,jejojciec,opuściłdom;zdnianadzieńzacząłpićipopółrokuzapiłsięnaśmierć.Carlyle
natomiastmiałsięznakomicie.Mimoiżspędziłpółżyciawwięzieniu,cieszyłsięniespożytąenergiąi
traktowałobiesiostryjakwłasnecórki.
Przyłapałemsięnatym,żeniesłuchamuważnieMissClayton.Jejopowiadaniewywołałowemnie
całyszeregskojarzeń,izapytałemostrożnie,czydarzyłyowegoCarlyle’asympatią.
Otak,odpowiedziałaMissClayton,podkreślając,żetenbiednyczłowiekodpokutowałprzecieżza
swójczyn,apozatymtobyłajakaśdawna,mrocznahistoria,zpowoduktórejzostałskazany.Następnie
dowiedziałemsię,żenietylkoczęstoopowiadałotymwypadku,odniosłemnawetwrażenie,żeczłowiek
ówznałtylkojedentemat,swój„wypadek”,iżetogobezresztyzaprzątało.
CzyAmaliaClaytonwspierałagowtym?
Oczywiście.
Równieżcórki?
Owszem,nailetobyłomożliwe.
CzywspomniałkiedykolwieknazwiskoMoussy,ważnegoświadka?
Nadźwięktegonazwiskarozmowanaglesięurwała.MissSarazapytała,czyjestemzpolicjiiczego
właściwieodniejchcę;itakzadużomijużpowiedziała.Przecieżwcalemnieniezna.Ikazałamiwyjść.
Coteżuczyniłem;alezkioskuzkwiatamiwhotelu„Glousester”posłałemjejbukietzmoją
wizytówkąikilkomasłowamipodziękowaniazainformacje.Niepotrzebowałemdługoczekaćido
hoteluzadzwoniłaSaraClayton.Przepraszałazanieuprzejmość,historiabowiemjestzbytdelikatna,aby
takwprostoniejmówić.Aleponieważwyglądanato,żeitakwiemocałejsprawiewięcej,niżonaby
sobieżyczyła,zapraszamnienazajutrznaherbatę—jeślimamochotę.
Oczywiściemiałemochotę,aherbata„WhittardDarjeelingfirstflash”,którąpodała,byłaznakomita.
AlejeszczebardziejzaskoczyłamnieobecnośćJulietClayton,jejsiostry.KiedySaraopowiedziałajejo
mojejwizycie,natychmiastsobiemnieprzypomniałaizaproponowałatospotkanie,ponieważbałasię,
mającnauwadzemojąnieustępliwość,żeniespocznę,dopókiniezgłębiętłatejhistorii,afałszywe
informacjemogłybyprzynieśćwięcejszkody,niżgdybymipowiedziałacałąprawdę.
Wtensposóbdowiedziałemsię,conaprawdęzaszło,inapodstawietychinformacjiorazdostępnych
miwynikówśledztwamogłemodtworzyćnastępującyprzebiegwydarzeń:
WilliamCarlylepozwolnieniuzwięzieniamiałtylkojednonamyśli:zemścićsięnaOmarze
Moussie.Byłprzekonany,żegdybyniezeznanieOmarapozabójstwieHartfielda,uniknąłbykary.Szukał
gowielelat,najpierwwEgipcie,potemwBerlinie,wreszciedowiedziałsię,żedomOmarazostał
zbombardowanywczasiewojny,aonsamprzeniósłsiędo
Düsseldorf
u;jaktoczęstobywa,zasadnicząrolę
wtymodkryciuodegrałprzypadek.
JulietrozsyłałakatalogiaukcyjnewfirmieChristie’sipewnegodnianatknęłasięnanazwiskoOmara
Moussy,zamieszkałegowD
ü
sseldorfienaKönigsallee.KiedyCarlyledowiedziałsię,żeOmarkazał
zamieścićswojąofertęwkataloguegipskim,powziąłdiabelskiplan.
Zniewiadomegoźródła,znanegomuzapewnezczasówwięzienia,zdobyłtakzwanyzastrzykśmierci,
któryparaliżujekrążenieiwciągukilkusekundpowodujeśmierć.Obiekobietypodkreślały,żeniemiały
oniczympojęcia,szczególnieJulietzaklinałasięnawszystkieświętości,żeinaczejnigdybynie
zdradziła,ktokryjesiępodnumerem135.
WzamieszaniupodczasaukcjiuszłouwagiJuliet,żenasaliobecnisądwajmężczyźniotymsamym
nazwisku;albowiem—jaksiępóźniejokazało—Omarbyłodlatśledzonyprzezrozmaitetajnesłużby.
WsprawieImhotepażadnazesłużbnieposunęłasięaniokrokdoprzodu;aleNiemcyiAnglicy
(DeuxièmeBureauzawiesiłoswojeposzukiwania)nabraliprzekonania,żeOmarMoussawiecoświęcej
otejhistorii.ZakamuflowanąofertęwywiadubrytyjskiegowwysokościstutysięcyfuntówOmar
odrzuciłzuzasadnieniem,żeniewie,ocochodzi.
OczywiścieJulietClaytonniemogłaprzypuszczać,żeówczłowiekznumerem135toniebyłOmar,
tylkoagent,którynosiłtosamonazwisko,przypuszczalniedlatego,abyzmylićkonkurencyjnywywiad.
CarlyleniewidziałOmarabliskopięćdziesiątlatitakbyłzaślepionychęciązemsty,żeniespostrzegł
pomyłki.PozamachuuciekłdoBristoludokumplazwięzienia,alekilkadnipóźniejwskutekemocji
dostałwylewuizmarł.
Pytanie,ktonapisałkartkę„MORDERCAnr73”iumieściłwposążkukotkiBastet,pozostałobez
odpowiedzi.Jeślizałożyć,żeagentbrytyjskibyłwposiadaniuosobistychpapierówOmara,wgrę
wchodziłbyagentinnegokraju,któryobserwowałtęscenę.Alemogłoteżbyćcałkiemodwrotnie;dla
naszejhistoriiniematoitakznaczenia.
Baiernrain,wsierpniu1990P.V.