Spisek faraonów Vandenberg Philipp

background image

PhilippVandenberg

SPISEKFARAONÓW

POSZUKIWANIEŚLADÓW

EgipskąboginięmiłościiradościBastetzdawiendawnaprzedstawianojakosiedzącąkotkę.
Zlecenienumer1723wmonachijskimInstytucieHermesacenionymnacałymświecielaboratorium

badawczym,datującymisprawdzającymdziełasztuki,byłozwykłą,rutynowąsprawą.Autentyczność
staro-egipskiejkotkiBastetmianonaprośbęjejwłaściciela,prywatnegokolekcjonera,zbadaćza
pomocąmetodytermoluminescencyjnej.Wceluprzeprowadzeniabadaniakoniecznebyłozeskrobanie
trzechgramówmateriałuwmożliwieniewidocznymmiejscu.Asystentkapobraławięcpróbkęzdolnej
częścifigurki,zgrubejnapalec,okołodziesięciocentymetrowejgłębokościdziuryodwewnętrznej
strony,takbyuszkodzeniebyłojaknajmniejwidoczne.

Asystentkaodkryłaprzytymwewgłębieniuwciśniętąkartkęznapisem:„MORDERCAnr73”,naco

początkowoniezwróciłauwagi,alepotemschowałakartkęwgabinecieosobliwościInstytutu,gdzie
przechowywanorozmaitefalsyfikatyiinnedziwnerzeczy.

NaukowebadaniekotkiBastetpotwierdziłobezżadnychwątpliwościjejautentyczność,figurkęmożna

byłodatowaćzdokładnościąplusminus100latnaokresIIIdynastii.Dnia7lipca1978rokufigurkę
wrazzekspertyząirachunkiemzwróconokolekcjonerowi,afakttenodnotowanowtomie24/78księgi
zamówień.

PodczaswizytywInstytucieHermesa,gdziewewrześniu1986rokuchciałemzostawićdozbadania

pewienegzemplarzzmojegowłasnego,niewielkiegozbioruegipskichstarożytności,zwróciłemuwagę
nadziwnąkartkęznapisem:„MORDERCAnr73”,anamojepytanieudzielonomiinformacji,którą
przedstawiłempowyżej.Kiedyzapytałem,czywłaścicieltegodziełasztukiznalazłwyjaśnienieowego
znaleziska,oświadczonomi,żezawiadomionogootejkartce,aleonsiętylkoroześmiałioświadczył,że
tozpewnościąktóryśzpoprzednichwłaścicielipozwoliłsobienażart,apozatyminteresujegotylkoto,
czyprzedmiotjestantykiem.

Wobectegopoprosiłemonazwiskoiadreswłaścicielategodziełasztuki,czegomiodmówionoz

powodówzasadniczych.Jajednaktymczasemtakzaprzątnąłemsobiemyśliowymwypadkiem—to
znaczywówczasjeszczeniewiedziałem,czychodziowypadek—żeniedałemzawygranąi
zaproponowałem,abyInstytutsamzwróciłsiędowłaściciela,którymożezechcepowiedziećcoświęcej.
Instytutobiecał,spełnimojąprośbę

Zastanawiałemsięwtedy,jakądrogęmamobrać,jeśliwłaścicielsięniezgłosi,myślałemnaweto

przekupieniukogośwInstytucie,abywtensposóbzdobyćkonieczneinformacjeowłaścicieluowej
kartkiztajemniczymnapisem;boimdłużejsiętąsprawązajmowałem,tymbardziejdochodziłemdo
przekonania,żezakartkąznapisem„MORDERCAnr73”zpewnościąniekryjesiężart.Kolejnapróba
przekonaniadyrektoraInstytutu,bypodałminazwisko,zakończyłasięprzyrzeczeniem,żeowąkartkę
(którąjużtymczasemniewątpliwiewszyscyprzeklinali)poddadząnaukowejanalizie.

KumojemuwielkiemuzdziwieniuprzekazanomizapośrednictwemInstytutulist,wktórymdr

AndreasB.,ekonomistazBerlina,właścicielfigurkikotki,informował,żedowiedziałsięomoim
zainteresowaniusprawą,aleniestetymusimnierozczarować,ponieważjesttoprzedmiotodziedziczony,
niedosprzedania.

ZatelefonowałemwięcdodraB.ioświadczyłem,żeniechodzimiokotkę,leczjedynieokartkęz

tajemniczymnapisem„MORDERCAnr73”,coumegorozmówcywzbudziłopewiensceptycyzm,także

background image

musiałemużyćwszystkichswoichtalentówkrasomówczych,byzechciałsięspotkaćzemnąwhotelu
„SchweizerHof”wBerlinie.

PoleciałemdoBerlinaipodczaswspólnejkolacjiwewspomnianymhotelu,doktóregodrB.

przyprowadziłswegoznajomegojakoświadka,cowzmocniłomojąpodejrzliwość,dowiedziałemsię—
takwkażdymrazietwierdziłmójrozmówca—żeobecnywłaścicielrzeźbyodziedziczyłjąposwym
ojcuFerencuB.,znanymkolekcjonerzeantykówegipskich.FerencB.zmarłprzedtrzemalatywwieku
siedemdziesięciutrzechlat.OpochodzeniurzeźbydrB.nicniepowiedział,jegoojcieckupował
przedmiotysztukiumarszandówinaaukcjachnacałymświecie.

Namojepytanie,czyposiadadowodykupna,jaktojestpraktykowanewśródkolekcjonerów,mój

rozmówcawykręciłsięmówiąc,żewszystkiedowodyprzechowujejegomatka,którateżdysponuje
większączęściązbioru.MieszkaonawAsconienadLagoMaggiore.Rozmowatrwałaczterygodzinyi
zakończyłasięnadspodziewaniepomyślnie,kiedyzapewniłemobumężczyzn,żenieinteresujemnie
stronapodatkowazagadnienia.

Dowiedziałemsięwięc,żematkapanaB.wyszłatymczasemzamąż.PanE.,jejmałżonek,był

podejrzanymtypem,niktwokolicyniewiedział,wjakisposóbdoszedłdopieniędzy,aletowtych
stronachniejestrzadkością.Wydawałomisię,żelepiejbędzieniezapowiadaćswojejwizytyupaniE.,
gdyżobawiałemsię,żeniezechceonazemnąrozmawiać.Nietracącczasu,pojechałemdoAscony,gdzie
zastałempaniąE.samą.Wyglądaładośćnędznie,byłalekkopijana,aledziękitemuchętnadorozmowy.
CoprawdaniechciałapokazaćmidowodówkupnarzeźbyBastet,oświadczyła,żeniemajużtych
papierów,aledałami,niezdającsobieztegosprawy,cennąwskazówkęcodopochodzeniarzeźby.
Przypomniałasobiebowiem,żewmaju1974wtajemniczysposóbzdechłakotkapanadomuiwłaśnie
wtedyFerencB.odkryłkotkęBastetwkataloguaukcyjnymioświadczył,żekupijąnapamiątkęswej
ulubionejkotki.Takteżsięstało.

Niestetyrozmowazostałaprzerwana,ponieważzjawiłsięmążpaniE.,którybardzonieufnieodniósł

siędomojejprośbyiwsposóbgrzeczny,alestanowczymniewyprosił.Alemogłemjużterazprzystąpić
doakcji.Najednobrzmiącelistyskierowanedonajwiększychdomówaukcyjnych,zawierające
jednakowosformułowanepytanie,czyfirmawmaju1974przeprowadzałaaukcjędziełsztukiegipskiej,
otrzymałemnastępująceodpowiedzi:Trzydomyodpowiedziałynegatywnie,dwawogólenie
odpowiedziały,jednaodpowiedźbyłapozytywna.FirmaChristie’szLondynuzawiadomiłaoaukcji
sztukiegipskiej11lipca1974roku.PojechałemwięcdoLondynu.

GłównebiuroChristie’sprzyKingStreet,St.Jame’s,robiwrażeniebardzowytwornego,wkażdym

raziejeśliidzieosaleogólnodostępne(utrzymanewwytwornejczerwieni),pomieszczeniawewnętrzne
sprawiająwrażeniezaniedbanych.Przedewszystkimarchiwum,wktórymprzechowujesiękatalogii
sprawozdaniazwynikówaukcji.Podałemsięzakolekcjoneraipozwolonomiwejśćdozakurzonego
pomieszczeniazestarymikatalogami.MissClayton,eleganckadamawokularach,którazuroczym
uśmiechemznosiłaswójwiek,towarzyszyłamiipomagałasięzorientowaćwtopografiipomieszczenia.

Jakwynikałozkatalogurzeźbyegipskiejzdnia11lipca1974,znacznaczęśćdostawypochodziłaze

spadkupokolekcjonerzenowojorskim,wtymfigurkabykaApisazIVdynastiiistatuetkaHorusaz
Memfis.Pod„Losnr122”trafiłemwkońcunaposzukiwanąkotkęBastetzIIIdynastii,przypuszczalniez
Sakkary.Udałem,żetenprzedmiotjestwmoimposiadaniu,ioznajmiłem,żebardzozależyminapełnej
liściejegopoprzednichwłaścicieli.Poprosiłem,abypodanominazwiskadostawcówinabywcówtej
rzeźby.

Leczrezolutnakobietaodmówiłami,zatrzasnęłakatalogiodstawiłagonamiejsce;zapytałatylko

niechętnie,czymożecośjeszczedlamniezrobić.Zaprzeczyłemipodziękowałemjejzapomoc,ponieważ
spostrzegłem,żejużnieposunęsiędalej.WychodzącrozpocząłemzMissClaytonrozmowęnatemat

background image

gastronomiilondyńskiej,któradlaEuropejczykazkontynentustanowiksięgęosiedmiupieczęciach,i
odniosłemzwycięstwo.KażdyAnglik,zktórymporuszysiętematangielskiejsztukikulinarnej,zaczyna
jejżywobronić—takteżuczyniłaMissClayton.Trzebatylkoznaćodpowiednielokale,powiedziała,a
jejoczyzaszkłamiokularówzalśniły.Dyskusjazakończyłasięumówionymspotkaniemw„Four
Seasons”wSouthKensington.

Uprzedzamzgóry:niewartobyłobywspominaćotymobiedzie,gdybypomiędzyprzystawkamia

deseremniedoszłodociekawejrozmowy,podczasktórejwielokrotniemiałemsposobnośćpochwalić
niezwykłąznajomośćmiędzynarodowegorynkuaukcyjnego,jakąwykazywałaMissClayton.Dalszymi
komplementami,wykraczającymipozajejdziałalnośćzawodową,zdobyłemzaufanieMissClaytoni
zapewnienie,żewbrewprzepisomudostępnimipodprzysięgąnazwiskadostawcówinabywców„Losu
nr122”.

KiedynazajutrzprzyszedłemdoMissClaytondobiura,wydawałasięzdenerwowana,podałami

kartkęzdwomanazwiskamiiadresami,zktórychjednojużznałem:FerencB.Szybkododała,żemam
zapomniećonaszejwczorajszejrozmowie,powiedziałabowiemwięcej,niżjejbyłowolno,doskonałe
winorozwiązałojejjęzyk,bardzotegożałuje.Namojąpropozycję,abyśmysięjeszczerazspotkali,
odpowiedziałaenergicznym„nie”,proszącowybaczenie.

Wbarzehotelu„Gloucester”,gdziezwyklezatrzymywałemsięwLondynie,zastanawiałemsię,zczym

takimsięMissClaytonwygadała,ichociażdokładnieodtworzyłemsobiewpamięcicałąrozmowęz
ubiegłegowieczoru,nieznalazłempunktuzaczepienia.Wkażdymraziemiałemteraznazwisko
sprzedawcy,prawdopodobniebyłtoEgipcjanin:GemalGadalla,zamieszkaływBrighton,Sussex,Abbey
Road34;byłolato,postanowiłemwięcpojechaćdoBrighton,gdziezatrzymałemsięwhotelu
„Metropol”naKing’sRoad.Portier,starszy,uprzejmymężczyzna,któregotrudnobyłosobiewyobrazić
inaczejniżwsurducie,oburzonyuniósłbrwi,kiedyzapytałemgooAbbeyRoad,irzekłceremonialniei
wyniośle,zgodniezduchemhoteluzprzełomustulecia,żebardzożałuje,alenieznawBrightonulicyo
takiejczypodobnejnazwie;równieżwroku1974niebyłotuulicy,którabysiętaknazywała,wietoz
całąpewnością.WobectegozatelefonowałemdoMissClaytondoLondynuzzapytaniem,czysię
przypadkiemniepomyliła,aleonabardzozdenerwowanaodpowiedziała,żeomyłkajestwykluczona,i
błagałamnie,abymzaniechałdalszychposzukiwań.Namojedociekliwepytania,czycośprzedemną
ukryła,odłożyłasłuchawkę.

Takwięcdlamniehistoriadoszładopointofnoreturn,ioileprzedtem—comuszęprzyznać—

wykazywałemżywąwyobraźnięlubtylkomiałemprzeczucie,otyleterazmojeprzypuszczeniastałysię
pewnością:zaniepozornąkartkąznapisem„MORDERCAnr73”kryjesięjakaśtajemnica.

WróciłemdoLondynu.NaFleetStreetzłożyłemwizytęwredakcji„DailyExpress”,októrej

wiedziałem,żeposiadawspaniałearchiwum.Poprosiłemopokazaniemigazetzlipca1974,bo
wiedziałem,żeinformacjeoaukcjachzawszecieszyłysięwLondyniewielkimzainteresowaniem;może
więcznajdętamjakąśwskazówkę.Poddatą13lipcanieznalazłemjednaknic,cobywzbogaciłomoją
wiedzęotym;aleniedałemzawygranąiudałemsiędoredakcjiinnegolondyńskiegopisma,przyczym
dopomógłmiprzypadek.„TheSun”pisałaprzedwielulatyomojejpierwszejksiążce.Awięcposzedłem
tamirównieżpoprosiłemozszywkęgazetzlipca1974itucośznalazłem.Dnia12lipca1974roku„The
Sun”donosiłapodtytułemTrupsiedziałnasaliaukcyjnej,conastępuje:

„WdniuwczorajszympodczasaukcjirzeźbegipskichwfirmieChristie’szdarzyłsiętragiczny

wypadek.Kolekcjonerznumeremoferty135zmarłnaatakserca.Niktniezauważyłtegofaktu.
Pracownicydomuaukcyjnegoodkrylimężczyznędopieropoaukcji,odziewiątejwieczorem,skulonego
wkrześlewprzedostatnimrzędzie.Sądzili,żezasnął.Usiłowanogoobudzić,alebezskutecznie;

background image

wezwanowięclekarza.Tenstwierdziłzgon.ZmarłynazywałsięOmarMoussaimieszkałw
Dusseldorfie.”

Oczywiściezadałemsobiepytanie,czyMoussazmarłśmierciąnaturalną,istniałaprzecieżowakartka

znapisem„Morderca”.Czytoprzypadek,żewłaśnietakartkabyławetkniętawprzedmiot,którymiał
byćsprzedanynaaukcjiwdniu,kiedyMoussazmarł?

PrzeprowadzonatymczasemwInstytucieHermesawMonachiumanalizakartkiznapisemdała

następującewyniki:Papierzostałsporządzonynapoczątkulatsiedemdziesiątych,prawdopodobniepoza
Europą.

Czymorderca—jeśliotakiegochodziło—miałnumeroferty73?Ktosiękryłzanumerem73?Bytę

sprawęwyjaśnić,poszedłemdofirmyChristie’s,gdziezezdumieniemdowiedziałemsię,żeMiss
Claytonwpopłochuopuściłabiuro;jakopowódpodałasprawyrodzinne.Niedałemsięodprawići
poszedłemdoDeputyChairmanChristopheraThimbleby’ego.

ChristopherThimblebyprzyjąłmniewciasnym,mrocznymgabinecieiwyraźnieniebyłzachwycony

moimpodejrzeniem,żewświętychhalachjegoszacownegodomu—istniejącegobądźcobądźod1766
roku—popełnionomorderstwo.Przedewszystkim,rzekł,aniemogłemmuzaprzeczyć,jakimotyw
miałbyówczłowiek?Prośbęopodanienazwiskamężczyznykryjącegosiępodnumerem73Thimbleby
odrzuciłzoburzeniem—niczegoinnegosięniespodziewałem.Oświadczyłemmu,żenicmnienie
powstrzymaoddalszychposzukiwań,musisięteżliczyćztym,żepostawięsprawęnaforumpublicznym,
nawetgdybycałahistoriamiałasięokazaćniewypałem.Mójrozmówcasięzamyślił.

Awięcdobrze,rzekłwreszcie,zewzględunaszczególnąsytuacjęgotówjestpoprzećmoje

poszukiwania.Alepodwarunkiem,żestalebędęgoowszystkiminformowałiunikałrozgłosu,pókinie
zostaniedowiedzione,iżpopełnionozbrodnię.

PrzemilczałemmójpoprzednikontaktzMissClaytonikiedywspólnieposzliśmydoarchiwum,

udałem,żejestemtuporazpierwszy,coprzyszłomiztrudem,ponieważThimblebyniezdarnieiw
niewłaściwymmiejscuszukałakt,którejajużwidziałem.Thimblebytłumaczyłsię,żeosoba,którasię
tymzajmuje,jestnieobecna;ponerwowymposzukiwaniutrafiłjednaknawłaściwemiejsce...nalukęna
półce.Niewierzyłemwłasnymoczom.Poszukiwaneakta,którejeszczeprzedkilkomadniamiwidziałem,
znikły.

Terazsprawawydałamisiępodejrzana.Zostawiłemswójadreshotelowy,nawypadekgdyby

dokumentysięznalazły,ipożegnałemsię—muszęprzyznać—dośćzirytowany.Wszędzie,gdziekolwiek
szukałem,natrafiałemnamur.

Wtakichchwilachbezradności,kiedypoprostuniewiem,corobićdalej,zawszeodwiedzammuzeai

rozmawiamzeksponatami.TymrazemposzedłemdoBritishMuseum,aobiektemmoichmyślibyłkamień
zRosetty,owaczarnapłytazbazaltu,którąznalazłjedenzoficerówNapoleonawpobliżumiasta
egipskiegootejsamejnazwieinaktórejwidniejenapiswtrzechjęzykach,czternaścielinijek
hieroglifów,trzydzieścijedenlinijekpismademotycznegoipięćdziesiątczterylinijkipismagreckiego,
którepewnemufrancuskiemuuczonemuposłużyłokiedyśzapodstawędorozszyfrowaniahieroglifów.

WwynikurozmyślańprzedkamieniemzRosettypostanowiłemprzemierzyćjeszczerazodpoczątku

całątrasęmoichdotychczasowychposzukiwań.Przedzaplanowanymnazajutrzodjazdemnagleprzyszło
midogłowy,żebyposzukaćMissClayton.Jejadresznalazłemwksiążcetelefonicznej:QueensgatePlace
Mews,Kensington.Wąskie,jednopiętrowe,białotynkowanedomy,naparterzeprzeważniemałe
warsztatysamochodowelubsklepy,jezdniawybrukowanakocimiłbami.

Zapytałemmechanikasamochodowego,którywregularnychodstępachwyłaniałsięzzachłodnicy

staregowozu,czyznaMissClayton.

—Oczywiście,aleMissClaytonwyjechaładoEgiptuiniewiadomo,kiedywróci.

background image

Udałem,żejestemstarymprzyjacielemMissClayton,izapytałem,czyznajejmiejscepobytuw

Egipcie.Mechanikwzruszyłramionami.

—Możewiejejmatka,starszapani,któramieszkanapółnocy,wHanwell,UxbridgeRoad.

NajdogodniejbyłobypojechaćtampociągiemzVictoriaStation,jedziesięgodzinę.Byłemprzekonany,
żetamzastanęMissClayton;odrazuwięcudałemsięwdrogę.

PodczaspodróżydoHanwellzacząłpadaćdeszcz,któryzwyklesprawia,żebeznadziejnelondyńskie

przedmieściastająsięjeszczebardziejbeznadziejne.Byłemjedynympasażerem,którywysiadłw
Hanwellnastarej,zaniedbanejstacji;naulicystałaoszklonabudkaznapisem:Taxi.

—UxbridgeRoad.
—Funtpięćdziesiąt.
Mrs.Clayton,drobna,siwakobieta,naktórejpomarszczonejtwarzywciążpojawiałsięuśmiech,

ucieszyłasięwyraźniezniespodziewanejwizyty;nastawiłaherbatę.Udałem,żejestemprzyjacielemjej
córki,iMrs.ClaytonzaczęłachętnieopowiadaćoJuliet.Aleowieleważniejszabyładlamnie
informacja,żeMissClaytonprzebywaw„Sheratonie”wKairze,gdzieregularniesięzatrzymuje.

—Regularnie?
—Notak,razlubdwarazywroku,chybawiem,jakbardzoonakochaEgipt?
—Ależoczywiście,—zapewniłemstarsząpanią.Podczasrozmowydowiedziałemsięteż,żeMiss

ClaytonspędziławEgipciewielelat,żemówipłynniepoarabskuiutrzymujebliskiestosunkizpewnym
Egipcjaninem,któregoMrs.ClaytonnazywałaIbrahimem.Kiedyrozmowazeszłanalondyńskąpogodę,
pożegnałemsięuprzejmie.

Gdywróciłemdohotelu,czekałanamnieniespodzianka.Portierwręczyłmiwiadomośćod

ChristopheraThimbleby’ego:Numer73toniejakiGemalGadalla,zamieszkaływBrighton,Sussex,
AbbeyRoad34,awięcowowidmo,któregojużposzukiwałemjakowłaścicielakotkiBastet.Iznów
powstałasytuacja,którawymagaławizytywmuzeumalbodłuższegoprzebywaniawpubie,aponieważ
byłojużpóźno,zdecydowałemsięna„MagpieandStump”,OldBailey;znalazłemtamniszęprzyoknie,
jakiedawniejwynajmowanozaciężkiepieniądze,gdyodbywałysiępubliczneegzekucje.Piłem„Lager”
i„Stout”,wlewałemwsiebiecałąswojąbezradnośćiniewiem,jakbysiętenwieczórzakończył,gdyby
mężczyznasiedzącynaprzeciwko,świńskiblondynoniezliczonychpiegachnadłoniach,niewestchnął
nagledramatycznieizwracająckumnieswojąszerokątwarz,niezaklął:Tebaby,teprzeklętebaby!

Zapytałemuprzejmie,comanamyśli,aonodpowiedziałzpogardliwymruchemręki,żeniemuszęsię

krępować,alewidaćpomnienawetwpółmrokuOldBailey,żemamkłopotyzbabą—taksięwyraził
—następniemrugnąłdomnieizasłaniającustadłonią,abyniktniemógłpodsłuchać,dodał,żewWales
sąnajlepszekobiety,trochęstaroświeckie,alemiłeiwierne,apotemwyciągnąłdomniepiegowatądłoń
ipowiedział,żenazywasięNigel.

Nigelprzyjąłzezdumienieminformację,żepopierwsze,niejestemBrytyjczykiem,podrugie,wcałe

nietrapimniecierpieniemiłosnelubcośpodobnego,wobecczegouznałzastosownezacząć
opowiadanieowojnie.Czysprawiłotopiwo,czyteżmojaniechęćdotegorodzajuopowieści,wkażdym
razieprzerwałemNigelowipotoksłówpytaniem,czynaprawdęchciałbysiędowiedzieć,comnietrapi,a
kiedyprzytaknąłiobjąłgłowędłońmi,zacząłemmuopowiadaćswojąhistorię.Pókimówiłem,Nigelsię
nieodzywał,tylkoodczasudoczasukręciłgłową,jakbynierozumiał;milczałteżjeszczedługo,kiedy
skończyłem.Chyba,zacząłwreszcie,jestempisarzem,świetniewymyśliłemtęhistorię,aleniejestona
prawdziwa,wkażdymrazieniktwcośtakiegonieuwierzy.

Musiałemwykorzystaćcałeswojekrasomówstwoipostawićconajmniejpółtuzina„Stout”wcelu

przekonaniamojegoprzyjaciela,żehistoria,którąmuopowiedziałem,jestprawdziwa;wreszciesię

background image

zgodził,awięcdobrze,możebywajątakiewariackiezdarzeniajakto,alecowobectegozamierzam
zrobić.Gdybymwiedział,odparłem,tochybabymmutejhisioriinieopowiadał.

Nigelsięzastanawiał,uderzającpłaskądłoniąpobejcowanymnaczarnoblaciestołu,apotemzaczął

mruczećcośozagmatwaniu,czycotamoznaczaponiemieckusłowoentanglement.

Mojespotkaniew„MagpieandStump”wogóleniebyłobywartewzmianki,gdybyNigelnaglenie

podniósłwzrokuiniepowiedział,żejeślitenGemalGadallanieistnieje,tomożemanszardOmar
Moussajesttakżetylkowidmem,cootymsądzę?

WdwadnipóźniejwDusseldorfiezająłemsiętąsprawą;naraziewydawałosię,żewszystkoidzie

dobrze,boznalazłemwksiążcetelefonicznejnazwiskoOmaraMoussyiinformację:Antykwariusz,
Königsallee—najpiękniejszyadres.

Spodziewałemsię,żeznajdęsynaowegoOmaraMoussy,któryzmarłwdomuaukcyjnymChristie’s,

alekiedywszedłemdowytwornegosklepuzrzadkimiantykamiipodałemkulturalnemustarszemupanu
powódmojejwizyty,dowiedziałemsięczegoścałkieminnego.

Onie,toonsamjestowymMoussą,któregoznalezionowLondyniemartwego,możenatoprzysiąc,

przyczymwzruszyłramionamiizachichotał.Niepozostałominicinnegojakrównieżsięzaśmiać,
sądziłemprzecież,żestaryżartuje.Wreszciemężczyznaspoważniał,mruknął,żeniechcejużmiećztą
sprawąnicwspólnego,alewyczytałwidocznienamojejtwarzybezradnośćijakgdybylitującsięnade
mną,zacząłmówić.

Takwięcdowiedziałemsię,żeówczłowiek,któryzmarłpodczasaukcji,byłjegosobowtórem,

prawdopodobnietajnymagentem,wyposażonymwdokumenty,któreodjegopapierówróżniłysiętylko
zdjęciem.Ówsobowtórmiałprzysobiepaszport,prawojazdy,nawetkartykredytowewydanenajego
nazwisko.Moussanawetwie,wjakisposóbwszedłonwposiadanietychpapierów.Podczaswłamania
dosamochoduwcentrumDusseldorfuskradzionomucoprawdaradio,alenieruszononiewidocznego
portfelazeschowkanarękawiczki,cogobardzoucieszyło.Późniejuświadomiłsobie,żetowłamanie
byłojedyniepretekstemsłużącymdotego,byskopiowaćisfałszowaćjegodokumenty.Aleotym
dowiedziałsięMoussadopieroznaczniepóźniej.Naraziesprawaniemiaładlaniegodalszych
konsekwencji—ażdoowegodnia,kiedyonijegosobowtór,niewiedzącotym,spotkalisię;wkażdym
razienasalipodczasaukcjiwidzianodwóchOmarówMoussów,jego,autentycznegoOmaraMoussę,i
drugiego,fałszywego—zwariowanasytuacja.

Przerwałemnaglerozmówcyizapytałem,czytobyłprzypadek,żeMoussawziąłudziałwłaśniewtej

aukcji.

—Przypadek?—Moussawyciągnąłdłonie.—Nicwżyciuniejestprzypadkowe,onstarałsięna

zlecenieklientazdobyćrozmaiteprzedmioty,nicpozatym.Umilkł,wydałomisię,jakgdybyśmyobaj
pomyśleliotymsamym,aponieważMoussawciążjeszczemilczał,zapytałem:

—Kto—jeślinaprawdęchodziozbrodnię—byłcelemzamachu,prawdziwyczyfałszywyMoussa?
Staryczłowieknabrałgłębokopowietrza,założyłręcezaplecamiiprzechadzałsiępodużym

jedwabnymdywanie,któryzdobiłśrodeksklepu;potemzacząłzeszczególnądokładnościąopowiadać,że
lekarzstwierdziłzgonwskutekzawałuserca,żeonsamdowiedziałsięoswojejśmiercipodczasdrogi
powrotnejzAnglii,cobyłoszczególniemakabryczne.Kiedydałznać,żeżyje,ScotlandYardprzejął
sprawę;onsamzostałwezwanydoLondynu,chętnietampojechał,przecieżwjegointeresieleżało,by
sprawęwyjaśnić.SpędziłwielegodzinwVictoriaEmbankment,siedzibieScotlandYardu,zadawanomu
niezliczonepytania,ażwreszcieonsampoczułsięwinny,żeniejestzmarłymMoussą.Zresztąo
morderstwiewogóleniebyłomowy,przecieżlekarzstwierdził,żezgonnastąpiłwskutekzawałuserca.
Niewyjaśnionotakżenigdytożsamościzmarłego.ScotlandYardodłożyłsprawęadactaze

background image

stwierdzeniem,żesobowtórbyłagentemtajnychsłużbipodczasśledzeniaprzebieguaukcjidosięgłago
śmierć.

Nasząrozmowęprzerwałowejścieklienta,któregozainteresowałydwachińskiewazony.Czyto

Wucai?Ipodczasgdyobajmężczyźnirozmawialifachowo,jamogłemsiędokładniejprzyjrzećMoussie.
Miałorientalnąkarnację,conajmniejstoosiemdziesiątcentymetrówwzrostu,ajegozgrabnapostać,
eleganckadwurzędówkaipewnadystynkcjawzachowaniunadawałymuswoistąnobliwość,słowem,
wyglądałtak,jakpowinienwyglądaćpoważnymarszand,itrudnobyłosobiewyobrazić,żeczłowiekten
mógłbyćuwikłanywjakieśsprawyzwiązanezwywiadem.Aleprawdęmówiąc,historia,którąmi
zaprezentowałnajpierwzuśmiechem,apotemznieszczęśliwąminą,wydałamisiędośćpodejrzana,
brzmiałazaśwdodatkutak,jakbyMoussakonieczniechciałdowieść,żeniemaztąsprawąnic
wspólnego.

Kiedyklientwyszedł,zapytałemznienacka,czysłyszałkiedynazwiskoGemalGadalla.Nie,odparł

Moussaniechętnie,pozatymtowszystkodziałosięnaszczęścietakdawno.Ipoprosiłmnieuprzejmie,
alestanowczo,bymprzestałsięzajmowaćtąsprawą,dośćsięzjejpowodunacierpiał.Moje
uszanowanie,rzekł.

Chciałemjeszczezapytać,czymówimucośimięJulietClayton,aleniezdążyłem,gdyżMoussabez

słowaotworzyłprzedemnądrzwi.

Sytuacja,wjakiejsięznalazłem,przypominałagręwpokera:trzebasięstaraćwygrać,mająctakżezłe

karty,amuszęprzyznać,żemiałemkartyjaknajgorsze;alesprawatamnieopętała,abyłatonapewno
sprawaniesamowita.

Zrekapitulujmy,codotychczassięzdarzyło,niewymieniającprzytymżadnychimionanimiejsc

zdarzeń.Przypadkoweodkryciewskazuje,żedokonanomorderstwa.Owszem,należyprzyznać,że
odkryciejesttakabsurdalne,iżnarazieniktnietraktujetegoserio.Alejużpierwszedochodzenia
pozwalająujrzećjewinnymświetle.Otowczasieaukcjidziełsztukiumieraczłowiek.Stwierdzasię
urzędowo,żeśmierćnastąpiławskutekzawałuserca.Zgoda.Nazwiskozmarłegojestznane,aleokazuje
się,żetobyłsobowtóriżejegoodpowiednikznajdowałsięwtymsamymczasiewtymsamymmiejscu.
Jeśliwierzyćposzlakom,toówmężczyznazostałzamordowanywsposóbpodstępny,byćmożeza
pomocątruciznyalbozastrzykudziałającegobezpośrednionaserce.Aleczłowiek,któremusiętenczyn
zarzuca,towidmo,onwcalenieistnieje,wkażdymrazieniepodtymimieniemanipodtymadresem.I
jestjeszczecoś,conieułatwiaposzukiwań:wszyscy,wjakikolwieksposóbpowiązaniztąsprawą
usiłujątenwypadekzbagatelizowaćalbozachowująsiętak,jakgdybysprawamiałajakiśdodatkowy
podtekst.

Uszeregowanywtensposóbłańcuchposzlakniemiałsensu,wywnioskowałemwięc,żejeślichcędo

czegośdojść,muszęporzucićasfaltowądrogęlogiki;bojeślisięzastanowić,towszystkiemu,czego
dotądwtejsprawiesiędowiedziałem,brakowałowłaśnielogiki.

BydowiedziećsięczegoświęcejoMoussie,odwiedzałeminnychhandlarzyantykami,udawałemprzy

tym,żechcęulokowaćwtejbranżypieniądze,alenieznamsięnatym,pragnętylkouniknąćwtensposób
płaceniapodatku.Dziękitemuniemusiałemsięwykazywaćznajomościąstarychdywanów,barokowych
meblianiceramikiazjatyckiej,jednocześniezaśmojezachowaniewydawałosięwiarygodne.Podczas
rozmównatematsprzedażywtrącałem,żewidziałemuMoussydwachińskiewazonyWucai;czytemu
Moussiemożnazaufać?

Wdwóchwypadkachnatrafiłemnadużąrezerwę,zignorowanomojepytania,anaponownezapytanie

otrzymałemwodpowiedzitylkopowściągliwyuśmiech;jakwiadomo,krukkrukowiokaniewykole.
Trzeciantykwariusz,mniejwytworny,cowidaćbyłojużzusytuowaniasklepuwjednejzbocznychulic
odKönigsallee,okazałsięrozmowny,niekryłsięzeswojąopinią.Wszystkiegazetywszakżepodawały,

background image

żetenMoussasprzedałdwaśredniowiecznestołyrefektarzazapięciocyfrowąkwotę;wrzeczywistości
niemiałyonenawetdziesięciulat.afałszerstwowykryłpewienkolekcjoner,któryzauważyłśladyśrutu,
wstrzelonegojakodziuryporobakachtoczącychdrewno.

Odrazupodjąłemrozmowę,mówiącotajemniczychokolicznościachśmiercijegosobowtóraw

Londynie,cospowodowałouspokajającygestmojegorozmówcyijegoniechętną,anawetobraźliwą
uwagęoMoussie,którejniechcętupowtarzać,aktórajednakjeszczebardziejuświadomiłami,żeten
człowiekniezaliczałMoussydoswychprzyjaciół.

Nienawiśćrozwiązujejęzyk.Podtymwzględemmężczyznaokazałsiędlamnieprawdziwymskarbem

ibardzoszybkodowiedziałemsięosprawach,którecoprawdanieposunęłymniedalejwmoich
dociekaniach,aleukazaływsposóbplastycznyMoussę—człowieka.Powódowejwrogościtkwiłw
bardzoodległejwczasieprzyjaźniobumężczyzninieudanejprzedlatypróbienawiązaniamiędzynimi
stosunkówhandlowych.Kassar,botaknazywałsięówzawiedziony,sądził,żezaowymzdarzeniemw
Londynieztajemniczymsobowtóremkryjesięjakaśawantura,wktórąjestzamieszanyówMoussa.Na
mojepytanie,conależyrozumiećprzeztookreślenie,Kassarodparł,żeniewyobrażamsobienawet,co
siędziejenamiędzynarodowymrynkustarożytności,panujątammord,gwałtiprzemoc.

Terazuznałem,żejużporapodaćprawdziwypowódmojejwizyty.Objaśniłemiudowodniłem

słusznośćmojegopodejrzenia,żesobowtórzostałzamordowany,izreferowałemwszystko,czegosię
dotąddowiedziałem.Kassarbyłzafascynowany,przyrzekłminatychmiastpomocwdalszych
poszukiwaniach.Wreszciemiałemsprzymierzeńca.

Naprzeciwkotoruwyścigowegoznajdujesięniepozornylokal„PodUparciuchem”.Tamumówiłem

sięzKassaremnakolacjęipoznałemżyciorysMoussyzewszystkimiszczegółami,zktórych
najciekawszywydałmisięfakt,żemaonżonęEgipcjankę.Sposób,wjakiKassarjąopisywał,wywarł
namniewrażenie,żeonsamkochałsięwtejkobiecie.Należałozachowaćostrożnośćprzywszystkich
informacjachdotyczącychMoussy,alejednowydawałosiępewne,tomianowicie,żeżyłznacznieponad
stan.DomnaIbizie,mieszkanienaSyltiapartamentwrazzjachtemnabulwarzeLasOlaswFort
Lauderdaletotylkokilkadrobiazgów,októrychwiedziałKassarioktórychmówił,żedlauczciwego
antykwariuszabyłybyonenieosiągalne.

Jakieściemnesprawki?Kassarwzruszyłramionami.Niczegomuniemożedowieść,choćjużodlat

śledzijegointeresy.Jednakżemojeprzypuszczenie,żeswejfirmyużywatylkojakozasłonydymnej,atak
naprawdęzajmujesięcałkiemczymśinnym,Kassarodrzucił.Moussajestspecjalistąwswojej
dziedzinie,całkowicieoddanymswemuzawodowi,niemożnamuodmówićznakomitejznajomościtej
branży;wieluuważagozanajlepszegowEuropieekspertaodstarożytnościegipskich,chociażnigdynie
studiował.Kassarpowiedziałtozgorycząwgłosie,którawskazywała,żeonchybatestudiaukończył.

Kiedyopuściliśmylokal,wiedziałemcoprawdawieleotymczłowiekuibyłemcałkiempewny,że

Moussagragłównąrolęwcałejsprawie,aletenwieczórnieprzybliżyłmniedorozwiązaniazagadki.

Wnadziei,żespotkamMissClayton,poleciałemdoKairu,aletenkrokokazałsięopaczny.Miss

Claytonbowiemjużwyjechała;czyudałasięwgłąblądu,czydoLondynu,tegonieumianomi
powiedziećwhotelu.WobectegoskorzystałemzpobytuwEgipcie,byposzukaćśladówMoussy.Od
antykwariuszyiludziprowadzącychwykopaliskawKairzeniczegosięniedowiedziałem,patrzonona
mnienawetpodejrzliwie,takżepokilkudniachwyjechałem;udałemsiędalejdoMiniiwśrodkowym
Egipcie,gdzieprzedlatypoznałempewnąrodzinę,złożonązojca,matkiitrzechsynów,którażyłaz
rabowaniagrobównaterenieTell-el-Amama.AleitunazwiskoMoussyniebyłoznane,wróciłemwięc
dodomu,nicnieosiągnąwszy.

Zainwestowałemjużmnóstwoczasu,nieposuwającsięaniokrokdalej,aponieważzbliżałsiętermin

oddaniaksiążki,którąpisałem,odłożyłemtymczasemsprawęnabok,choćniemogłempowstrzymać

background image

kłębowiskamyśli.Takminąłprawierok,ażpewnegodniaotrzymałemlistodKassara.Moussazmarł,
tymrazemnaprawdę,awspuściźnieponimznalezionocoś,comniezpewnościązainteresuje.
NatychmiastudałemsiędoDusseldorfu.KumemuzdziwieniuzastałemKassarawharmonijnejzgodziez
wdowąpoMoussie.Ozmarłymniebyłomowy.ZatoKassarpodałmipaczkębrązowychkartek
zapisanycharabskimpismem,brudnychiniechlujnych,którestanowiłyrezultatmozolnejpracy.
Znalezionotowskrytcepocztowej,którąMoussaposiadał.

SpojrzałemnaKassarapytająco,aleontylkorzekł,abymtoprzeczytał,wtedyznajdęodpowiedzina

wszystkiepytania,izachichotałprzytymznacząco.Nieznałemarabskiego,powiedziałemwięc,żemuszę
zaangażowaćtłumacza.Notak,rzekłKassar,tochybakonieczne.

ZapytałemKassara,czywie,cotekartkizawierają.Oczywiście,odpowiedział,coprawdanie

wszystko,alewieprzynajmniejtyle,żeMoussaiwydarzeniaznimzwiązanewydająmusięjużmniej
tajemnicze.Rzeczjasna,żechciałemsięjaknajprędzejdowiedzieć,cozawierająowekartki,leczKassar
uparcie,wsposóbniemalżesadystycznyodmawiałpowiedzeniamiczegokolwiek.Mogęwziąćpapiery,
rzekł,prawdopodobnieitakbędęjedynym,któryzrozumieichtreśćwcałejdoniosłości,aonniewątpi,
żepowstanieztegoksiążka.

Kassarmiałrację.ZatrudniłempaniąShirin,EgipcjankęmieszkającąwMonachium,któracodziennie

potrzygodzinyczytałamiarabskitekst,takjakzostałzapisany,ajarobiłemnotatki.Czasemto,co
usłyszałem,byłotakpodniecające,żezapominałemonotowaniuipóźniejmusiałemtefragmentyztrudem
odtwarzaćzpamięci.Niektórerzeczynależałoprzeformułowaćwcelulepszegozrozumienia,ale
starałemsięwmiaręmożliwościzachowaćsposóbwyrażaniasiępamiętnikarza—bochodziłotuo
pamiętnik—innerzeczysamuzupełniałemnapodstawieźródeł,któreotwarłysiędlamniewtrakcie
pracy.

OtohistoriaOmaraMoussy,człowieka,któryzbliżyłsiędotego,coniepojęte.

"MENAHOUSE"I"WINTERPALACE"

Ikażdemuczłowiekowi
Przywiązaliśmydoszyijegolos,
iwDniuZmartwychwstania
Mywyciągniemyksięgę,którąonznajdzierozpostartą:
„Przeczytajtwojąksięgę!Onadziśwystarczytobiejakowystawionycirachunek!”
Koran,suraXVII
„WimięAllahaWszechlitościwego”—takzaczynająsięzapiskiOmaraMoussy.„Sątosłowa

staregogrzesznika,któremupozostałobyćmożekilkatygodnialbokilkamiesięcyżycia,któregodręczą
wyrzutysumieniaipowodująbezsennenoce.SątosłowaOmaraMoussy,którychdotądnikomunie
powierzył,popierwszedlatego,żezbędnejestgłośnemówienie,jakożeAllahitakznamyślitajemnei
najgłębiejukryte,podrugiedlatego,żeniktniedałbywiarytymsłowom.Niewątpliwieżyciemoje
obciążonebyłowiną,alebyłtolosprzypisanymizwoliNajwyższego,któryjakOnsampowiada,
przebaczawszystkiegrzechypozajednym,kiedysadzasięujegobokuinnąistotę.Tegonigdynie
uczyniłem.Nigdyteżniezłamałemprzepisupostuwdziewiątymmiesiącuizawszemyślałemo
nieparzystejnocy,kiedytoKoranpojawiłsięnaziemi.ByłemnawielkiejpielgrzymcewMekce,
spełniałemnakazymodlitwyiobmywaniasię,akiedymisięlepiejpowodziło,zwłasnejwolipłaciłem
podatkinarzeczubogich.Wino,wieprzowina,krewipadlinabudziływemniewstręt.Kobiety,które
spotykałem,nigdyniemiałypowodudoskarg,ata,którąpoślubiłem,napewnomnieprzeżyje”.

background image

OmarMoussamógłbybyćzadowolonyzeswegolosu,któryzacząłsiębezimienniejaklosMojżesza,i

jednymokiemmógłbyzerkaćwstronęogrójcawieczności,przyrzeczonegojakonagrodapobożnym,
gdybynieówbagaż,którymobciążonogoprzedniemalpółwiekiem,kiedytoujrzałtakierzeczy,jakich
niktjeszczeniewidział,ijegonędzneżyciezmieniłosięzdnianadzień.

Byzrozumieć,jaksiętowszystkostało,należytuprzedstawićjegożycie,takjakonjesobie

przypominałlubjakmuonimopowiadano:Ciemnejakburzapiaskowabyłyjegonarodziny,nieznałani
ojca,animatki,kiedymiałkilkadni,przywiązanogowskórzanymworkudoklamkibramy
karawanseraju,położonegonaprzeciwhotelu„MenaHouse”.StaryMoussa,którymiałsiedem
wielbłądówitylesamokoni,powiedział,żeprzytylugębachjednamniejczyjednawięcejniewiele
znaczy,iprzygarnąłgojakowłasnedziecko.Wielokrotniewciągurokunaklamce,naktórejgo
znaleziono,znajdowanomieszekzpieniędzmi,którychpochodzenianiktnieznał,alekażdysiędomyślał.

Jegopierwszewspomnieniasięgająwiekutrzechlat,kiedystaryojciecMoussa,chudy,pomarszczony

mężczyznazczarnąbrodąiczarnymibrwiaminadgłębokoosadzonymioczami,wcisnąłmudomałych
dłonipotężnynabut.Ledwomógłgoutrzymać.Tadrewniana,nabijanagwoździamimaczuga,powiedział
Moussa,jestsymbolemsiłymężczyzny;byłytosłowa,którychchłopiecwtedyjeszczenierozumiał,ale
wiedziałbardzodobrze,jaksiętąbroniąposługiwać,żebywprawićwruchwielbłądy.Testatkipustyni,
jeślisięjeuderzałowkolana,zginałynajpierwprzednienogi,apotemtylne.Jeszczedziśzachowałsię
tenzwyczaj,abyjeździecmógłdosiąśćwielbłąda.

Cudzoziemcyzhotelu„MenaHouse”,którychMoussawtensposóbtransportowałdowielkich

piramid,bawilisię,patrzącnamałego,inieszczędzilibakszyszu,kiedychłopiecpomagałimczasem
wsiąśćnagrzbietwielbłądalubzejśćzniego.Jedenczydwapiastrybyływówczasdużąsumądla
chłopcazpustyni,aniekiedywracałdodomuzpięciomalubsześcioma.Tobudziłozazdrośćjego
przyrodnichbraci,boon,najmłodszy,zarabiałwięcejniżoni.Omarwykopałsobieskrytkęzalatryną,
gdzieokropnieśmierdziało,alezatorzadkoktośsiętamzapuszczał.

Todziwne,żechociażOmarMoussażyłwcieniuwielkichpiramid,niedostrzegałich.Dlaniegobyły

togóry,którychszczytysięgałychmur.Niewiedział,żepiramidytobudowlestworzonerękąludzką.Z
tegoteżpowoduOmarniemógłpojąćczci,zjakąstawaliprzednimiobcyludzie.

PrzedewszystkimAnglicy—eleganckoubranipanowie,czasemwtowarzystwieswychsubtelnie

umalowanychżon—podejmowalidrogęnapustynię,byzwiedzićpiramidy.Zatrzymywalisięw
wytwornymhotelu„MenaHouse”,dokądniemógłwejśćżadenfellach,nawetstary,szanowanyprzez
wszystkichMoussa,októrympowiadano,żeosobiściepoprowadziłlordaCrameranaszczytwielkiej
piramidy.Coprawdatubylcywykonywaliwtymhoteluróżnepodrzędneprace,alepodgroźbąkarynie
wolnoimbyłoopowiadać,cosiędziejezaczerwonymimurami.

Podczasgdystarychniewieleobchodziłhotel—moglisobiewyobrazić,jakżyjąbogacicudzoziemcy

—dlaokolicznejmłodzieży„MenaHouse”stanowiłobiektniezwykłegozainteresowaniaikażdy,komu
udałosiędotrzećdolożyportiera,czytojakotragarzowi,czyteżpodinnympretekstem,naprzykład
przekazaniajakiejświadomości,budziłpowszechnypodziw.ToteżnajgorętszympragnieniemOmara
Moussybyłoprzekroczyćpróghotelu.Niejednokrotniewdrapywałsięwzarośniętymmiejscuprzezmuri
przekradałkołoogrodnikówistrażnikówdowejścia,gdziemiałnadziejęzapuścićwzrokdozakazanego
królestwa,alezakażdymrazemdostrzegaligonabiałoubraniportierzy,zanimjeszczeudałomusię
zajrzećdośrodka,iwypędzaligo,chłoszczącbatem.

ToteżOmarowidzień,wktórymporazpierwszywolnomubyłowejśćdoholuhotelowego,mocno

wryłsięwpamięć.Tegodnia,któregodatynieumiałpotempodać,sułtanFuad,synkedywaIsmaila,
wnukIbrahimapaszyiprawnukwielkiegoMohamedaAli,przybyłczarnąkaretą,byzatknąćflagęna

background image

wielkiejpiramidzie.SułtanmiałnasobieciemneubranieinieodróżniałsięodAnglików,którzy
zatrzymywalisięwhotelu„MenaHouse”.

Omarbyłrozczarowany,albowieminaczejwyobrażałsobiesułtana.AlestaryMoussazgromadził

tegorankaswojedzieciiwygłosiłprzemówienie,którepozostałoOmarowiwpamięci.Jesttopodniosły
momentwhistoriiEgiptu,rzekłMoussa,wymachującrękami,ikażdypowinienbyćdumny,żejest
Egipcjaninem,bonadejdziekiedyśdzień,gdynieAnglicybędąrządziliEgipcjanami,leczEgipcjanie
Anglikami.

Omarbyłwięcdumny;coprawdabardziejinteresowaligouzbrojeniżołnierze,którzyw

przeciwieństwiedosułtana,byliubraninamodłęwschodnią,wyposażeniwszableistrzelbyiobrzucali
ponurymwzrokiemkażdego,ktozabardzosięzbliżałdotowarzyszącychsułtanowiosób.Omarstałze
swymwielbłądemnauboczuwielkiejpiramidy,jakpoleciłmuMoussa,imachaniemprzywoływał
odwiedzających.

FuadujrzałtoipodszedłdoOmara,którywtejchwilinajchętniejbyuciekł,alestałjakwrośniętyw

ziemię,trzymającmocnoswójnabutu.

—Jaksięnazywasz?—zapytałsułtanzuśmiechem.
—Omar—odpowiedziałchłopiecgrzecznie—synMoussy.
—Jesteśpoganiaczemwielbłądów?
—Tak—odparłOmarnieśmiało.
Sułtangłośnosięroześmiał,bowpadłnazabawnypomysł.
—Chybawrócęnatwoimwielbłądzie.—Strażnicyotaczającywielkiegopanapopatrzylinasiebie

zaniepokojeni.

Omarskinąłgłowągorliwie.
TymczasempodszedłstaryMoussa.Przeprosiłsułtanazamałomównośćchłopca.—Jestnieśmiały,

waszawysokość,toznajda,któregowychowałemrazemzmoimidziećmi.

WtejchwiliOmarpoczułsięmałyinędzny.Dlaczegostarywspomniałojegomrocznym

pochodzeniu?Omarsięwstydził.

Kiedywspięlisięnapiramidę—przyczymconajmniejdwanaścieosóbzgwardiiprzybocznej

musiałotransportowaćotyłegosułtana,ciągnąćgoipodpierać—FuadpaszapodszedłdoOmara,który
zmusiłswegowielbłąda,byukląkł,iusiadłnagrzbieciezwierzęcia.

—Do„MenaHouse”!—zawołałdoOmaraitenpoprowadziłwielbłądazsułtanemdohotelu.

Żołnierzetorowalimudrogęprzeztłum;ludziepoobustronachklaskaliwdłonie.PrzedwejściemOmar
pomógłsułtanowizsiąść.Ktośześwitysułtanawcisnąłchłopcudorękikilkaplastrów.Omarchciał
odejśćzeswymwielbłądem,alesułtanzawołałgoizapytał,czyniechciałbysięznimnapićlemoniady.
Omarzamierzałwłaśnieodmówić,nieczułbowiempragnienia,alepodszedłMoussa,skinąłgłowąi
popchnąłchłopcawstronędostojnegogościa.Omarwszedłzsułtanemdoholuhotelowego.

Uderzyłowniegorześkiepowietrze.Nakamiennejposadzceleżałydywany.Chociażbyłdzień,

zamkniętowszystkieokiennice,zatopaliłysięczerwoneiniebieskielampyusufitu.Ozdobnekafelki
przystrajałyściany.Eleganckiepanieiwytwornipanowietworzyliszpaler,przezktóryszedłOmar,
trzymającsułtanazarękę.

—Lemoniadędlamnieidlamojegomałegoprzyjaciela!—zawołałsułtan;natychmiastpodszedł

służącyubranywdługą,śnieżnobiałągalabiję.Trzymałwrękachlśniącą,mosiężnątacę,naktórejstały
dwieszklankiwkształcietulipanówzzielonąlemoniadą.Omarnigdyniewidziałzielonejlemoniady.
Sprzedawcanapojówpodpiramidamisprzedawałczerwonąherbatęzmalwy,alezielonalemoniada?

Omarmiałwątpliwości,czycośtakiegozielonegonadajesięwogóledopicia.Alesułtanwziął

szklankę,podniósłdousticzekał,ażchłopieczrobitosamo.Omarowiniepozostałonicinnego,jak

background image

wziąćdrugąszklankęizacząćpić.Smakcukrowejwodybyłnietylkonieznany,aletakżeohydny.
Omarowizrobiłosięniedobrze,więc—torującsobiedrogęprzeztłum—wybiegłszybkonadwór,
gdziewyplułzielonypłyn.

OdowegodniaprzyrodnibraciaznienawidziliOmara,częstodostawałlaniezacoś,comu

przypisywano,aczegowcaleniezrobił.

StaryMoussabyłpobożnymimądrymczłowiekiem,choćnigdyniechodziłdoszkoły;pewnego

wieczorazgromadziłswojąlicznąrodzinęprzedchatą,bywyrecytowaćimsuręKoranu.Jakkażdy
wierzący,Moussaznałnapamięćwszystkie114sur,anatenwieczórwybrałdwunastą.

—WimięBoga,Miłosiernego,Litościwego—zacząłznamysłem,następniezaśopowiedziało

Józefie,którywyznałswemuojcu,iżweśnieujrzałjedenaściegwiazd,słońceiksiężyc,iwszystkiesię
przednimpokłoniły,wtedyojciecupomniałsyna,żebyniemówiłbraciomotymśnie,bożywiąwobec
niegouczuciezazdrości,coteżokazałosięprawdą!BraciawrzuciliJózefadostudni,gdziezauważyłago
karawana,następniezakilkadrachmsprzedanogoczłowiekowiimieniemPutyfar.

PodczasprzemówieniaMoussypodnieślisiębraciajedenpodrugim,bozrozumieliintencjęojca,a

kiedyOmarzostałsamzestarym,tenprzerwałopowieść.Znadkanałudochodziłymilionoweodgłosy
cykad,niekiedytylkoprzerywanedźwiękamimuzykizhotelowegoparku.Spoddrzwikarawanseraju
wybuchałyfajerwerki,tuitamzciepłejnocydobiegałgłośnyśmiech.

—Czyznaszdalszyciągtejhistorii?—przerwałMoussadługiemilczenie.
Omarpotrząsnąłgłową.
WtedyMoussazacząłmówićdalej,recytowałsurętylkodlachłopca.Opowiedziałopodniesieniu

Józefadogodnościzarządcydomu,oprześladowaniugoprzezżonęPutyfara,skazaniunapodstawie
fałszywegozeznaniaisukcesie,jakiodniósłtłumaczącsnyfaraonowi,któregostałsiępowiernikiem.
MoussaopowiadałowielkodusznościJózefa,kiedyprzybylidoniegogłodującybracia,proszącgoo
zboże,aonimwybaczył.

Zrobiłosiępóźno,kiedyMoussaskończył,aleOmarbyłczujny,bozacząłrozumieć,dlaczegoojciec

cytujewłaśnietęsurę.On,Omar,byłtuobcym,kimś,kogojegoprzyrodnibracianigdyniezaakceptują.
Aleczytasuramiałapokazać,żewłaśniepogardzanizdolnisądowielkichczynów?Wswych
marzeniachOmarwidziałjużsiebiejakodoradcęsułtana,ubranegopoeuropejskuijeżdżącegoczarną
karetą;tejnocypostanowiłpójśćwśladyJózefa.

AleOmarbyłpoganiaczemmułów,którytransportowałobcokrajowcówzadwapiastryz„Mena

House”dowielkichpiramid,miałnasobiedługągalabijęzamiastwymarzonychspodni,abracia
nazywaligoOmaremeffendim,cobyłopełnymszacunkuzwrotemwobecpana,alewobecniego,dziecka
jeszcze,brzmiałojakszyderstwo.

Istniałtylkojedenczłowiek,doktóregoOmarmiałzaufanie,nazywałsięHassanibyłmikasahem,

kaleką,jakichwKairzeżyłytysiące.Hassanbyłstary,bardzostary,samniewiedział,ilemalat,bonie
wiedział,kiedyigdziesięurodził;niemiałłydek,jegokolanatkwiływprzyciętychoponach
samochodowychjaknapłozachiwtensposóbstarzecsięporuszał,popychającprzedsobądrewnianą
skrzynkęwysadzanąkoralikamiiodłamkamilustra;tąskrzynkązarabiałnażycie.Hassanbył
czyścibutem,wdrewnianejskrzynce,którasłużyłajakostołekjegoklientom,znajdowałysiępastydo
butów,szczotkiiścierki.Takwidzianogodzieńwdzieńpodhotelem„MenaHouse”,gdziewchodzącym
iwychodzącymgościomhotelowymoferowałsweusługi,uderzającgłośnoszczotkąoskrzynkęi
wykrzykującjedyneangielskiesłowo,jakieznał:—Polishing,polishing!

Hassanspoglądałnażyciezperspektywyobuwia,toznaczyczłowiekkończyłsiędlakalekinalinii

pasa,niezwracałuwaginanic,cobyłopowyżej.Okostkachjakiejśdamymógłmarzyćjakoletniej,
księżycowejnocy,ałydkajakiejśFrancuzkipotrafiłapobudzićjegozmysły.

background image

Byłprzyzwyczajonyspoglądaćwgórękuludziomiwcalegotoniepeszyło.Nieprzejmowałsię

także,gdynimpogardzano,gdywjegoobecnościrozmawianoosprawach,któreniebyływcale
przeznaczonedlaniepowołanychuszu.PonieważHassanbyłnikim,wiedziałwięcejniżwszyscyinni.

Znałwiększośćgościhotelowychznazwiska,znałpowodyichobecnościwKairze.Czyszcząc

ludziombuty,potrafiłichzaklasyfikowaćpodwzględemtowarzyskim,bo—jaktwierdził—człowieka
poznajesiępojegoobuwiu.

ZezdumieniemsłuchanostaregoHassana;dlategozezdumieniem,że—wedługniego—nowebuty

wcaleniebyływartepożądania,przeciwnie.Tylkonowobogaccynosząwciążnoweobuwie,prawdziwie
eleganckiczłowiekpielęgnujeswojecenne,używaneobuwiezdużąuwagą,toznaczykażeje
pielęgnować,towidaćodrazu.Obuwiepowinnozawszewyglądaćtak,jakbyjenosiłjeszczeojciecna
swoimślubie,powinnobyćwypielęgnowaneidobrzeutrzymane,tozdradzastyl,przedewszystkim
jednakdowodzi,żeten,cojenosi,niemusiałwykonywaćbrudnejrobotyaniodbywaćtakdługiejdrogi,
jakmy.Hassanspoglądałprzytymnaswojekawałkioponzamiastnóg,Omarzaśnaswojebosestopy.

WschroniskudlakalekHassannauczyłsięczytaćipisać;kiedyczasnatopozwalał,starydzieliłsięz

chłopcemswąwiedzą,pisząckijemnaubitejziemiprzedhotelemsuryKoranu.KiedyOmarmiał
dziesięćlat,umiałnapisaćpierwsząsurę,którazaczynasięodsłów:al-hamdulillahirabbi-alamimar-
rahmanir-mhimi—WimięBogaMiłosiernego,Litościwego!ChwałaBogu,Panuświatów,
Miłosiernemu,Litościwemu.

Omarbardzopragnąłchodzićdoszkoły,leczstaryMoussastanowczosiętemusprzeciwił;onsam

takżeniechodziłdoszkoły,mimotodoszedłdoczegoś,jestnatylezamożny,żemożesobiepozwolićna
wychowywanieobcegochłopca—Omaraeffendiego.

Tauwagaogromniechłopcazabolała,pobiegłzpłaczemdoHassana,któryjakzwykletrwałnaswym

posterunkuprzedhotelem.KiedyskończyłczyścićbutyjakiemuśwytwornemuAnglikowi,przywołał
Omara,stukającszczotkąwskrzynkęiwołającżartobliwie:—Polishing,Sir!Jedenpiastr!

Alekiedyzobaczył,żejegomłodyprzyjacielpłacze,rzekł:
—Egipcjaninznadwarodzajełez,łzyradościiłzybólu.Czybardzobymsięomylił,sądząc,że

widzęłzyradościnatwojejtwarzy?

Chłopiecotarłłzygrzbietemdłoni,potrząsnąłgłową,następnieprzykucnąłobokHassana.
—ZapytałemMoussę—rzekł,zacinającsię—czyniemógłbymnieposłaćdoszkoły.
Hassanprzerwałmu.
—Mogęsobiewyobrazić,cociodpowiedział—rzekłisplunąłprzytymprzedsiebie.—

Powiedział,pocociszkoła,onsamniechodziłdoszkoły,ajednakwyszedłnaludzi.

Omarskinąłgłową.Ispodpotokułezwyrwałomusię:
—Powiedziałteż,żestaćgonawetnawychowywanieobcegochłopakaOmaraeffendiego.Słyszysz:

Omaraeffendiego,takpowiedział!—Ichłopieczakryłtwarzrękami.

—Posłuchaj,chłopcze.—Starypołożyłswojebrudne,brązoweręcenaramionachOmara.—Jesteś

młody,rozumnyimaszdwienogi,którecięniosą,dokądchcesz.Bądźcierpliwy,Allahwskażecidrogę.
Twojeżyciejestwyznaczonejaktorygwiazd.JeśliAllahzechceposłaćciędoszkoły,tociępośle.A
jeśliwswymsercupostanowił,żezostanieszpoganiaczemwielbłądów,topozostaniesznimnacałe
życie.

SłowastaregomikasahapocieszyłyOmaranakrótko,izapewneczekałbyzeswymimarzeniami,aż

Allahwskażemuowąprzeznaczonądrogę,gdybyniegorący,wietrznypaździernik,kiedytochamsin
unosipiasekwgórę,takżeniebostajesięciemnejakwdniuSąduOstatecznego.Oczywówczasłzawiąi
niktnieważysięwyjśćnadwórbezchustynatwarzy,któraniedopuszczapiaskudopłuc.Ludziemodlili

background image

sięodeszcz,leczAllahzsyłałtylkoówgorący,duszący,nielitościwywiatr,któryzapierałdech.Takbyło
przezsiedemdnibezprzerwy.

Wreszcieósmegodnia,kiedychamsinzelżał,aludzieizwierzętajakzaczadzialiwypełzalizeswoich

chatiłapczywiechwytalipowietrzeniczymrybywyrzuconenaląd,niebyłowśródnichjednego:starego
Moussy.Jegoserceniewytrzymałoszalejącegowiatru.Zakrytomugłowębiałąchustą,siedziałtakw
swoimwysokimfoteludwadni,ztwarząskierowanąwstronęMekki,jakwidmo,ponieważwdomunie
byłomiejscananosze,aczłowiekzajmującysięzwłokamidopieropóźniejznalazłczas,abysięnim
zająć.Zbytwieleofiarpochłonąłchamsin.

Omarporazpierwszyzetknąłsięokowokoześmiercią,azakrytybiałąchustąmartwyMoussa

przerażałgotakbardzo,żeuciekłdoHassanaiprzysiągł,żejużnigdywięcejnieprzekroczyprogudomu
zmarłegoMoussy.

—Głupcze!—wymyślałmuHassan.—Czysądzisz,żewnocy,kiedynapustyniwyjąszakale,stary

wstanieiznikniezadrzwiamialbopójdziedonieba,jakgłosząinnowiercy?—Isplunąłprzytym
wysokimłukiemnapiasek.

Omarwstydziłsię,wstydziłsię,bosięobawiał,aobawiałsięczegośnieznanego.
—Acogłosząinnowiercy?—zapytałnagle.
—Ach,cotam!—mruknąłniechętnieHassaniotarłsobierękawemczoło,następniewskazałruchem

głowyna„MenaHouse":—Samiinnowiercy,Anglicy,Niemcy,Francuzi.Samiżydziichrześcijanie!
—Splunąłprzytymporazdrugi,jakbysametesłowabudziływnimwstręt.

—Aletyżyjeszztychinnowierców!—zawołałOmar,więcdlaczegonimipogardzasz?
—Allahwie,cojarobię—odparłHassan—idotądniedałmipoznać,żemusiętoniepodoba.
—Awięcsięnatozgadza?
Mikasahwzruszyłramionamiiodwróciłdłonienazewnątrz.
—Comamrobić?JeśliAllahniechce,bymżebrałikradł,tomusisięzgodzić,bymczyściłbuty

innowiercom.—PrzytychsłowachHassanzacząłgłośnouderzaćszczotkąoskrzynkę.—Polishing,
polishingSir!

Wysokimężczyznaubranywmundurkhaki,wyszedłzhoteluimrużyłoczywsłońcu.Następnie

spojrzałposobie,podszedłdoHassanaibezsłowapostawiłprawąnogęnaskrzynce.Hassanzaczął
swą|pracęteatralnymiruchami,jakbywykonywałtanieczszablami.

—Towytwornypan—rzekłmikasahdoOmara,nieunoszącwzrokuznadswejroboty—widaćto

poobuwiu.

—Innowiercawwytwornymobuwiu—poprawiłgoOmar.
Wtedywytwornypangłośnosięroześmiał,aoniobajsięprzerazili,albowiemobcynajwidoczniej

rozumiałichmowę;zkieszeninapiersiwyciągnąłwygiętąfajkę,akiedyjązapalił,rzekłdoHassana:
Czyznasztuwieluludzi?

Hassanskinąłpokorniegłową.
—Wielu,jasaidi.
—Posłuchaj,stary—zacząłnieznajomy—jestemprofesoremizamierzamspędzićcałyprzyszłyrok

wEgipcie.Szukamsłużącego,silnegomłodegoczłowieka,którybyzałatwiałdlamnierozmaitesprawy,
którybytowarzyszyłmojejżonienatarg,poprostuczłowiekadowszystkiego,rozumiesz?

—Rozumiem,jasaidi.
—Czyznaszkogoś,ktobysiędotegonadawał?
—Trzebasięzastanowić,jasaidi;alejestempewien,żekogośznajdę.
—Todobrze—odparłwytwornypanirzuciłHassanowimonetę.—Możeznajdzieszdwóchalbo

trzechdowyboru.Niechjutrootejporzeprzyjdątu,dohotelu.Niepożałujesz.—Nieżegnającsię,

background image

podszedłdoczarnejdorożkiprzedhotelem,wsiadłiodjechał.

OmarusiadłnaskrzynceHassanaipalcemrysowałwężowatelinienadrewnie.
—Czyonbymniewziął,teninnowierca?
—Ciebie?Jasalaam—cośtakiego!
Omarspuściłgłowę.ReakcjaHassanadotknęłago,byłbliskiłez.
KiedyHassanspostrzegł,cozrobił,ująłchłopcazaramionaipotrząsnąłnimjakmłodymdrzewem.
—Nodobrze,dobrze!
NazajutrzHassandrzemałprzedwejściemdohotelu„MenaHouse”,gdywytwornypanw

towarzystwiedamypodszedłdoniego.

—Mamnadzieję,żecośzałatwiłeś?
—Inszallah—jakBógzechce!—odparłHassan.—Chodźmy,panie,dohotelu.
WholupodszedłdonichOmar.Ukłoniłsięniezgrabnieirzekł:
—Jasaidi,jestemwaszymsługą.NazywamsięOmar.
Wytwornypanspojrzałnawytwornąpanią,potemobojespojrzelinachłopca,którystałprzednimi,

trochęzmieszany,starającsięuśmiechać.

—Czyjesteśjedyny?—zapytałpanwnajczystszymarabskimjęzyku.
—Jestemjedyny,jasitti.
—Ilemaszlat?
—Czternaście,jasitti.
—Aha,czternaście,isądzisz,żejesteśdośćdużynatakieobowiązki?
—Sądzę,żetak,jasitti.
Wytwornypanceremonialniezapaliłfajkę.
—Acomówiąnatotwoirodzice?
—Niemamrodziców—odparłOmar.—Mójojczym,którymnieprzygarnął,umarł,amoiprzyrodni

braciamniewyrzucili.NaszczęścieznalazłemschronienieuHassana,inaczejniewiedziałbym,coze
sobąpocząć.

Obojecośmamrotalipoangielsku,Omarnicnierozumiał,kobietawciążkręciłagłową.Omarnigdy

jeszczeniewidziałzbliskatakpięknejkobiety.Miałanasobiedługąpurpurowąsuknięzkoronkowym
kołnierzykiemkoloruochry.Byłatakcienkawtalii,żemężczyznamógłbyjąobjąćdłońmi.Spodfalbany
udołusukniwystawałyzapinanenaguzikipantofelkiwkolorzesukni.AlenaOmarzenajwiększe
wrażeniezrobiłatwarzkobiety,białaidelikatna,niespalonasłońcemjaktwarzekobietegipskich.

—Awięcdobrze—rzekłwytwornypan—dostanieszdwadzieściapiastrówpensji,utrzymaniei

nocleg.Przygotujsię,jutroranowyruszamydoLuksoru.Bądźpunktualnieodziesiątejprzywejściudo
hotelu.—
Inieczekającnaodpowiedź,parasięoddaliła.

Inszallah.Omarstałjakwrośniętywziemię.Zdawałomusię,żeśni,amyślijegokotłowałysięjak

szalone.Słyszałsłowamikasaha:—Twojeżyciejestzgóryustalonejaktorygwiazd.

—Hejtam,wynośsię!—surowygłosportierahotelowegosprowadziłOmaranaziemię.Wysokijak

drzewodrabuderzyłgotrzcinąpoplecach.Niezabolałogoto,natomiastzabolałgest,zjakimgo
wyrzuconojakparszywegopsa.

PrzedwejściemczekałHassan.
—Przyjęlimnie!—zawołałdoniegoOmar.
—Wiem—odparłHassaniwyszczerzyłzębywuśmiechu.Wrękutrzymałdziesięćpiastrów.—To

zapośrednictwo.

background image

WnocyOmarprzekradłsiędoswojejkryjówkizadomemMoussy,byzabraćpieniądze,któretam

ukrył.Chustka,wktórązawijałmonety,zapłatęzalatapracy,byłaciężka;chłopcaogarnęłouczuciedumy.
Nazajutrzstawiłsięwcześnieprzedhotelemiczekał.

Godzinadziesiąta—tegopojęciaOmarnieznał.Żadenpoganiaczwielbłądównaświecieniema

zegarkainieznasięnanim.Omarprzykucnąłwcieniumuruokalającegohotelicierpliwieczekał;obok
położyłtobołek,wktórymmiałswojemanatkiiskarby.

Podjechaładorożkaiukazałsięsaid.Służącyhotelowiprzynieśliskrzynieiwalizkizkolorowymi

nalepkamiizaczęlijeładowaćnadorożkę.Omarpodszedłiprzywitałsię;nowypanledwozaszczyciłgo
spojrzeniem.Kiedybagażjużzaładowano,nadeszławytwornapaniwobcisłympodróżnymkostiumieiz
parasolkąwręku.Saidpomógłjejwsiąśćdodorożki.Omarusiadłnaswymtobołkuobokwoźnicy.Ten
cmoknąłikonieruszyły.

DrogadoKairuzdawałasięniemiećkońca,akurz,którywzniecałykaretyiinnepojazdy,zabarwił

palmypoobujejstronachnaszaro.Handlarzezhałasembiegliobokdorożki,wskakiwalinastopniei
usiłowaliwcisnąćpasażeromłańcuszki,glinianefigurkialbosezamowepieczywo,dopókiwoźnicanie
zdzieliłichbatem.Imbardziejzbliżalisiędomiasta,tymgłośniejszystawałsięharmider.

PrzyogrodachIsmailadorożkaskręciłanapromenadęnadNilemiOmarporazpierwszyujrzał

zielonąrzekęifelukizwysokimitrójkątnymiżaglami,atakżeparowce,którychkominyrozszerzałysięku
górzejakrozkwitającekwiaty;chłopcaogarnęłotakiezdumienie,żeniemógłwydusićsłowa.Pokiwał
tylkoenergiczniegłową,nieodwracającsię,kiedywoźnicazapytałześmiechem,czyporazpierwszy
widziMasrel-Kahira.ŚwiatOmarakończyłsiędotychczastam,gdziehoryzontłączyłsięzniebem,dzień
marszudokołaGizy,ichłopiecnigdysięniezastanawiał,comożesięznajdowaćzahoryzontem.

GdydorożkaprzecięłaNil,woźnicawskazałbatemnahotelepoprawejstronie,wielopiętrowe

pałace,całkieminneniż„MenaHouse”,którybyłniższyniżpalmy.Tu,naprawymbrzeguNilu,wszystkie
budynkibyływielopiętrowe.Woźnicawydałsięnaglezalękniony,zcałejsiłyściągnąłcugle.

—Automobil!—zawołałzgwałtownymruchemgłowy.
Omarwstałiwyciągnąłszyję,bysięlepiejprzyjrzećtemucudowi.Słyszał,żeistniejąpojazdybez

koni,alenigdyczegośtakcudacznegoniewidział.Automobil,trzęsącsięiparskając,zbliżałsięna
niskichkołach.Zamiastcugliwoźnicatrzymałwrękachkierownicę.NaAllaha,todziwoporuszałosię
naprawdębezkoni,jakbyciągnęłyjeduchy.Obokbiegłydzieci,innestawałynadrodzeautomobiluz
rozpostartymirękami,jakgdybychciałygozatrzymaćzapomocąowejczarodziejskiejsiły,która
poruszałapojazd.Kierowcaautomobilutorowałsobiedrogę,rzucającpetardynaulicę,takżedzieciz
krzykiemuciekały.Aletopłoszyłokoniedorożkiiczłowieknakoźleztrudemutrzymywałcugle.

—Nadejdzieczas—mruknąłniechętnie,kiedypojazdichminął—żeniebędąjużpotrzebnekonie.

WAmerycesąjużdziśautomobile,któremajątylesiłycostokoni.Stokoni,słyszysz?Wiesz,iletakie
stokoniżre?WcałymKairzenieznajdzieszwłaścicieladorożki,którybymiałstokoni.

Omarskinąłgłową.Towszystkoprzekraczałogranicejegowyobraźni—stokonizaprzężonychdo

jednegopojazdu!

—WAmeryce—zacząłwoźnicaodnowa—wAmerycejedenczłowiekwytwarzatrzystatysięcy

automobilirocznie.Czymożesztosobiewyobrazić?—Omarmilczał,nieumiałsobiewyobrazić,gdzie
znajdujesięAmerykaanitrzystutysięcyautomobili;trudnomubyłopojąćjużto,cowidział.

Naplacuprzeddworcemtłoczyłysiępowozy,pomiędzynimispieszylieleganckoubraniludzie,

przeważnieEuropejczycy.Egipcjaniewswychnarodowychstrojachorazsłużbawliberiach,z
walizkami,skrzyniamiikuframigłośnymkrzykiemtorowalisobiedrogęjakwielbłądy,którepoganiano
nabutem.Tam,gdziecudzoziemcyniemoglisięprzedostać,służącybralidorąkmałekijkiiuderzalinimi

background image

tłoczącychsięludzi.Unosiłsięzapachkurzu,końskiegonawozuisłodkawegopieczywa,któremali
chłopcypiekliwżelaznychpiecykach.

Ledwiedorożkasięzatrzymała,otoczyłjątuzintragarzy,akażdystarałsiępochwycićchoćsztukę

bagażu,takżewkrótcewszystkobyłowyładowane.Dopierowówczaswysiedlipaństwo.

—MiejscedlaprofesorazAnglii!—zawołałwoźnicai—idącprzodem—wymachiwałbatem.—

MiejscedlaprofesoraShelleyaijegożony!—Leczaniwołanie,anibatniepomagałyitrwałodość
długo,nimudałoimsięutorowaćdrogędobudynkustacji.

Budynekdworcowy,zbudowanyzbiałychiczerwonychkamieni,wyglądałjakpałac.Wieżyczki,

wykuszeioknaoostrychłukachzczerwono-niebieskimiszybamisprawiaływrażenie,jakbyrezydował
tupotężnypasza.

—MiejscedlaprofesoraShelleyaijegożony!—powtarzałwoźnica,aOmarwtensposóbusłyszał

porazpierwszy,jaknazywasięjegonowypan,dotądtegoniewiedział.Znówpanowałtłok,pchanosięi
potrącano,asitticojakiśczaswydawałostryokrzykiwołał:—OBoże,oBoże!—Tam,gdzietłokbył
największy,żelaznasiatkaoddzielaładostępnądlawszystkichczęśćstacjiodperonówprzeznaczonych
tylkodlapodróżnych.Pracownicykolejowiwczerwono-zielonychmundurachzdodającymiimgodności
złotymisznuraminapiersistaliwwąskichprzejściachiprzepuszczalitylkotych,którzymielibilety;
Omarporazpierwszywżyciuwszedłnaperon.

Żelaznypotwór,czarnyiwielkijakdom,naczerwonychkołach,buchałparą,syczałiplułprzed

siebie,aczasemwypuszczałstrumieńwodypomiędzytoryjakwielbłądpozaspokojeniupragnieniau
wodopoju.Przytymówstwórwydawałmetalicznedźwięki,jakichOmarjeszczenigdyniesłyszał.Tuż
zawęglarkąlokomotywyznajdowałysiępomalowanenażółtoiczerwonoprzedziałypierwszejklasy.
Panowiewbiałychgarniturachikapeluszachzszerokimirondamiorazdelikatnepaniewkolorowych
sukniachstaliprzedwagonemirozmawiali,podczasgdysłużbaukładałabagaże.Gazeciarze
wykrzykiwalitytułyartykułów,handlarzeorzechówzachwalaliswójtowar,asprzedawcylosów,wciąż
przepędzaniprzezumundurowanychkonduktorów,zapewnialioszansiewygraniastufuntów.

Omarpodwinąłswojągalabijęiwdrapałsiędoprzedziału,którykonduktorwskazałprofesorowi.

Tragarzepodalibagażprzezokno.Wszystkotoodbywałosięspokojnie,ponieważtu,wKairze,takjak
nakażdymdworcunaświecie,obowiązywałokreślonyczasodjazdu;aletusłużyłjedyniejakopunkt
orientacyjny:pociągodjeżdżałdopierowtedy,kiedywszyscypasażerowiezajęlimiejsca.

Wprzedzialepachniałopolakierowanymdrewnem,aksamitemiświeżokrochmalonymikoronkowymi

serwetkami.Lustrawiszącenawysokościgłowy,zesrebrnymiguziczkami,zdobiłydrewnianeściany.
Podoknemznajdowałsiędrewnianystolik,wkąciebyłaszafka,akiedysięwniąpostukało,ukazywała
sięumywalka;białekoronkowefirankikontrastowałyzczerwonymimiękkimisiedzeniami.Omarnie
mógłsięnapatrzyć;poczułsięjakbywyrwanyzesnu,kiedykonduktorpchnąłgowplecyiwskazałręką
drzwi:

—Wynośsiędotyłu,ostatniedwawagonytoprzedziałyczwartejklasy.
PrzezchwilęOmarmarzył,żebędziepodróżowałnibyjakiśsaidwprzedzialepierwszejklasy,alesię

niesmucił,podróżwczwartejklasieteżwydawałamusiędośćpodniecająca.Kiedywysiadał,podszedł
doniegoprofesor,trzymającwrękudługie,czarnecygaroiwydmuchującprzedsiebieduży,czarnyobłok
dymu.

—NiezapomnijwysiąśćwLuksorze—zawołałkaszląc—boinaczejwylądujeszwAsuanie!
Omarskinąłgłową.
—Dobrze,jasaidi.
Ostatniwagonbyłzapełnionyskrzyniamiitłumokami;klatkizmałymizwierzętamiidrobiemwisiały

naścianach,wydobywałasięznichgryzącawoń.

background image

Szczęściarzeznaleźlimiejscenajednejzdrewnianychławek.Większośćprzysiadłanaswoimbagażu

iniemożnabyłoprzejśćdośrodka.Omarowiniepozostałowięcnicinnego,jakusiąśćnatobołkuobok
wejścia.

Trzaskaniedrzwiamiigłośneokrzykipożegnaniawzdłużperonuzapowiadałyodjazdpociągu.Ostry

gwizdrozległsięwhalidworcowejipociągruszyłpowoli,początkowoledwiezauważalnie,jęcząci
sapiąc.Przezotwarteoknawpadałoduszącepowietrze.Omarbyłpodnieconyjakjeszczenigdywżyciu,
ponieważpociągprzyspieszałbiegu,akruchymidrewnianymiwagonamirzucałojakpiłką;domy
wielkiegomiastaprzemykałyjakptaki.Omaranajbardziejinteresowałytorykolejowe.Wprostniemógł
zrozumieć,żesąnieskończeniedługieisięgająażdodalekiegoLuksoru,anawetjeszczedalej,do
Asuanu,dokataraktNilu,októrychjużsłyszał;poprostuobawiałsię,żegdzieśnaskrajupustynitorysię
skończą,apociągwywrócisięiwszystkichichprzygniecie.

Wreszciepociągnabrałtakiejszybkości,żejeździecnakoniuniemógłbygodogonić,aożadnym

hamulcuniebyłomowy,gdybyjakiświelbłądlubbawółzatarasowałdrogę.Chłopieczestrachuukrył
głowęwramionachidrzemał.Raztylkopodniósłwzrok,kiedyusłyszałwwagonieokrzyki,ponieważ
pociągzbliżałsiędobrzeguNiluiludzienastatkachpłynącychwgóręiwdółrzekimachalipodróżnym
kolorowymichustkami.

Omarauśpiłmonotonnyturkotkółikołysaniepociągu.Ocknąłsiędopierowtedy,kiedypociąg

wjechałnastację.

—BeniSuef!BeniSuef!—wołałkonduktornaperoniegłośnojakmuezin,podczasgdyludzie

szturmowaliwejścia.Prawieniktniewysiadłzpociągu,zatosetkiludzipróbowałosiędoniego
wepchnąć.Przedewszystkimprzedziałytrzeciejiczwartejklasybyłyzapełnione;Omarmusiałwięc
przysunąćswójtobołekbliżejsąsiada.Smródiupałzapierałydech,aleludziepchalisięmimotodalej,
ażostatnichętnywcisnąłsięnaplatformę.

Pociągznówruszył,wtedyOmarpoczułnagle,żektośgotrącawbok.Odwróciłsięizetknąłtwarzą

wtwarzzdziewczynąojasnejcerze.

—Masz,weźto—rzekłaiOmarująłpatyk,którymdziewczynagotrąciła.Potemwyciągnęła

następnypatykspodchusty,którąbyłaowinięta,izaczęłagogryźć.

—Cotojest?—zapytałOmar.
—Trzcinacukrowa—odparładziewczynaiwyplułakilkawłókientrzcinyprzedsiebie.
Omarspróbował.Miałotokwaśnosłodkismakicudowniegasiłopragnienie.Omarskinąłgłową.
—Dobre—rzekł—dziękuję.
—Mogęcidaćwięcej,jeślichcesz,mamtegodużo.—Iodchyliłachustkę.Miałapodniąwfartuchu

całypęktrzciny.

—Wracamyzezbiorutrzcinycukrowej.Wszyscystamtądwracają.Płacązatotrzypiastrydziennie,

dzieciompołowę.

Omarprzyglądałsiędziewczynie,aonaspostrzegła,codziejesięwgłowiechłopca.
—Chciałbyświedzieć,czydostałamtrzypiastry,czytylkopołowę,prawda?—Inieczekającna

odpowiedź,ciągnęładalej:—Dostałamtrzypiastry.Tegorokuporazpierwszydostałamtrzypiastry.To
dajeczterdzieścidwawciągudwóchtygodni.Razemzojcemzarobiliśmyosiemdziesiątcztery.—I
pokazałapalcemłysegomężczyznę,którydrzemałspocony,trzymającsięuchwytu.

—Mamszesnaścielat—rzekładziewczyna.—Aty?
—Czternaście.
—NazywamsięHalima,aty?
—Omar.
Halimaściągnęłachustęzgłowy.Omarujrzałjejgładkie,czarnewłosy.

background image

—Skądjesteś?—zapytałaHalima.
—ZGizyijadędoLuksoru.
—DoLuksoru!—Halimazaklaskaławdłonie.—JajestemzLuksoru,adokładniejzEl-Kuma.Co

robiszwLuksorze?

—Wziąłmniezesobąangielskisaid.Potrzebnymusłużący.
—Awięcjesteśsłużącym!—Dziewczynawysunęładolnąwargęiskinęłagłowązuznaniem.—A

corobiangielskisaidwLuksorze?

Omarwzruszyłramionami.
—Niewiem.Jestprofesorem.
Halimiezabłysłydzikooczy,anaczolepojawiłasiępionowazmarszczka.
—CałyLuksorjestpełentychkopaczy.Przybywajązewszystkichstron,zAnglii,Niemiec,Francji,

nawetzAmeryki.Wszystkowywożą,tełajdaki.

ChłopiecnierozumiałpodnieceniaHalimy.WGizielubionocudzoziemców.Przywozilipieniądze.

WszyscypoganiaczewielbłądówwGizieżylizcudzoziemców.Omarnieprzypominałsobie,by
kiedykolwiekwiózłEgipcjaninanaswoimwielbłądziedopiramid.Alewolałmilczeć.

Słońcezbliżałosiędopołudniaiupałwwagoniestałsięniedozniesienia.PolewejstronieNil

toczyłsięleniwie,poprawejchłopioralibrązoweodkurzuzżętepola,zaktórymimigotałaniezmierzona
dalpustyni.

WMinii,gdziepociągporazdrugisięzatrzymał,obrazbyłtakisam—panowałzgiełkihałas.

Handlarzezachwalalimydłoiplackinaoleju,dużeszyldyreklamowałyhotel„Savoy”ipensjonat„Ibn
Khasib”.Ktomiałszczęściebyćwpobliżudrzwi,wysiadał,byrozprostowaćnogilubzaczerpnąćgarść
wodyzgęstootoczonejprzezludzistudni.Omarbyłwciśniętywśrodekwagonu,niemógłwięcnawet
myślećowyjściu.

—DalekojeszczedoLuksoru?—zapytał,kiedypociągznówruszył.
Halimaroześmiałasię.
—Musiszmiećcierpliwość.NastępnastacjanazywasięAssiut,tomniejwięcejwpołowiedrogi.
Omarotarłrękawempotzczoła.Byłpotworniezmęczony,ztrudemodpowiadałnapytania

dziewczyny,wreszciedałamuspokójioboje,oparciosiebieplecami,zasnęli.

Zapadłjużzmrok,kiedypociągprzeciąłNilpodNagHammadi.Mostdudniłgłośnopodkołami,Omar

iHalimazerwalisię.Rzekaichłódnocysprawiły,żepoczulisięlepiej.Wreszcieokołopółnocypociąg
dojechałdoLuksoru.

Teraz,opartywygodnieoHalimę,Omarchętniejechałbydalej,alepasażerowiewdzikimpośpiechu

tłoczylisiędowyjścia.

—Chybamnieodwiedzisz?—zawołałaHalimawysiadając.
—Przecieżniewiem,gdziemieszkasz.
—WSchechabdel-Kurna,podrugiejstronierzeki.ZapytajoJusufa.Mojegoojcakażdyzna!I

dziewczynaznikła.

Omartorowałsobiedrogęnaprzóddopierwszejklasy.Zawsze,kiedyprzybywałnocnypociągdo

Luksoru,wydawałosię,żecałemiastojestnanogach.Czarnoubranematkikołysaływramionachdzieci,
niedorostkiproponowały,żezaniosąwalizki,służącyhotelowidzwoneczkamizachwalaliswojehotele,
jakiśniewidomygrałrzewnienakamandze,aleniktmunierzucałmonet;trudnobyłosięprzedostaći
nawettorybyłyzapchaneludźmi,osłamiiręcznymiwózkami.

Zprzoduprzywagonachpierwszejklasytłokbyłmniejszy,ahotel,gdziemiałsięzatrzymaćprofesor,

przysłałtragarzy,którzyzajęlisiębagażem.SaidkazałOmarowipójśćztragarzami,pokażąmu,gdziema
nocować.Onsamzmałżonkąwsiadłdopowozu.

background image

—Hej,bierzsiędoroboty!—JedenzdwóchtragarzyszturchnąłOmarawbok.—Amożeeffendi

jestzbytwytworny?

—Nie,nie—mruknąłOmarizacząłładowaćbagażprofesoranadwukołowywózekzaprzężonyw

osła.Nagóręwrzuciłwłasnytobołek,poczymsamwsiadłrazemztragarzami.

NaulicachLuksorupanowałaciemność.Niebyłooświetlenia,apoganiaczeosłówiwoźnice

wydawalicochwilaprzeraźliweokrzyki,byostrzecjadącychzprzeciwka.Takdojechalidohotelu
„WinterPalace”.

Profesorijegożonazajęlipokojewlewymbocznymskrzydle.Omarwniósłbagażeiżyczyłpaństwu

miłegowypoczynku;potemposzedłciemnymparkiemdozasłoniętegokrzewamidrewnianegodomku,
gdziemieszkalipersonelhotelowyisłużbagości.

Wniewielkimpomieszczeniu,którewskazanoOmarowi,stało—oilechłopiecmógłsięzorientować

wciemności—sześćpiętrowychłóżek.Omarztrudemulokowałswójtobołek.Byłtakzmęczony,że
wdrapałsięnaswojelegowiskoinatychmiastzasnął.

NazajutrzLuksorlśniłwsłońcu.Drzewarzucałydługiecienie,anadrugimbrzeguNilużarzyłysię

ścianyskalneczerwonejakogień.Najpiękniejszywidokroztaczałsięprzedprzybyszemztarasuhotelu
„WinterPalace”.Tamwytwornetowarzystwospotykałosięprzyśniadaniu,czytałogazety,otrzymywało
pocztę,wymieniałonowinki—panowiewbiałychgarniturach,paniewpastelowychkostiumach
podróżnychikapeluszachoszerokichrondach.

Nowoprzybyli,jakprofesorShelleyijegomałżonka,dostarczalipodniecającegotematudorozmów,

przedewszystkimlicznymbogatymnierobom,którzyspędzaliwLuksorzejesieńizimęzewzględuna
tutejszyłagodnyklimat.Prawiecodzienniewydawanogdzieśprzyjęcia,ktosięcenił,musiałnanich
bywać.RazwmiesiącuMustafaAga,konsulbrytyjskiwLuksorze,organizowałjakąśuroczystość;
właśnietegowieczorumiałasięodbyćijużzgórywywoływałaporuszenie.

ProfesorShelleykłaniałsięuprzejmie,kiedyobserwowanyprzezwszystkichzmierzałdostolika,przy

którymsiedziałmężczyznawyraźnieodróżniającysięodresztytowarzystwa.Miałnasobie
wymiętoszoneszareubranieiczarnąmuszkę.Jegokrótkoostrzyżoneczarnewłosyrównieżsprawiały
wrażeniezaniedbanych,podobniejaksumiastewąsy,atwarzbyłaspalonasłońcemjaktwarztubylca,co
wowymczasieuchodziłozaszczególnieprostackie.

—MisterCarter?—zapytałShelley.
Zapytanywstał.
—HowardCarter.
—JestemprofesorShelley,atomojamałżonkaClaire.
Powymianiebrytyjskichuprzejmościiogólnychnicnieznaczącychuwagomęczącejpodróżyio

pogodzieShelleywyjąłzkieszenilistipołożyłprzedCarteremnastole.Tenprzeczytałnadawcę:—
HighclereCastle—ijakbyznałtreśćlistu,wsunąłgo,nieczytając,dokieszenimarynarki.

—Będęsięstreszczał—rzekłShelley—przybywamzpoleceniaEgyptExplorationFund.
Carterskinąłgłową.
—Apowód,profesorze?
Shelleyprzysunąłsiębliżejirzekłpocichu:
—WLondyniesąźli.Mocnopanakrytykują.
—Chybapanniesądzi,żeja...
—To,cojasądzę,niejestistotne—przerwałprofesor—zostałemtylkowysłanyprzezFund,by

sprawęwyświetlić,jeślitomożliwe.Proszęmiećzrozumieniedlatychpanów,ostateczniezainwestowali
masępieniędzy...

—Pieniądze!—Carterroześmiałsiępogardliwie.

background image

—Faktemjest,żekrążąplanyidentyczneztymi,którepansporządziłwDolinieKrólów.
—RobiłemteżplanyTellel-Amama.
—Iwłaśnieteplanymożnarównieżkupićnaczarnymrynku.
Carterznieruchomiał.Popatrzyłnaprofesorazniedowierzaniem,poczymzakryłtwarzrękami.
—Tegoniewiedziałem—jęknąłzrezygnacją.
—TerazrozumiepannieufnośćFund?No,niechpanniespuszczanosanakwintę,ostatecznieniema

jeszczedowodówprzeciwkopanu.Pańskieplanysąpoprostuzadobre.Takdobre,żesłużąjako
drogowskazrabusiomgrobów.

—Przecieżtoszaleństwo—zdenerwowałsięCarter.—Gdybymnarysowałniedokładneplany,to

zwolnionobymniezazłąrobotę.Aponieważmojeplanysądokładne,totakżebudzikrytykę.To
szaleństwo,słyszypan?

—Niemamowyokrytyce—przerwałmuprofesor.—Możeudamisięsprawęwyjaśnić.—

Pragnąłbymtegozewzględunanasobu.

—Copanchcezrobić?
—Nieprzybywamtujakoarcheolog.Jestempodróżnym,któryspędzawLuksorzeurlop;będęsię

szczególnieinteresowałstarożytnymiznaleziskami,możenawetcośkupię.Tosięszybkorozniesie.Kiedy
nawiążępotrzebnekontakty,damdozrozumienia,żeinteresująmnietakżewiększeobiekty.

Carterspojrzałnaniego.
—Todobrypomysł—rzekł.
—Idlategowmiaręmożliwościniepowinniśmysięspotykać,rozumiepan.
Carterskinąłgłowąizamieszałkawę.
—Tonaprawdęzakrawanagroteskę.Jeszczeprzedkilkulatymianoprzerwaćwszelkiewykopaliska

wDolinieKrólów.Niemcytwierdzili,żewszystko,cotammożnabyłoodkryć,zostałojużodkryte.Ale
potemprzybyliFrancuziinaprzeciwko,wowejbocznejdolinie,gdzieprzedosiemdziesięciulaty
BelzoninatknąłsięnagróbSetiego,natrafilinagróbAmenofisazmumiamiAmenofisa,Totmesa,Setiego,
MerenptahaiSiptaha,iodtądzapanowałotamszaleństwo.Prawiecodzienniesłychaćpogłoskio
niewiarygodnychodkryciachskarbówibogactw.Przyciągatorozmaitąhołotę.Nigdynieudajęsięw
dolinębezkarabinu.Niechsiępanturozejrzy.

—Czymapannamyśli...
—Wykwintnestrojeidobremanierysąmylące,Sir,wolęniewiedzieć,nailedziesiątkówlat

więzieniazasługująsiedzącytunatarasiepanowie.

HowardCarterzawszeużywałbardzoniedwuznacznegojęzyka,co—trzebaprzyznać—nie

przysparzałomuprzyjaciół,anawetuchodziłpowszechniezadziwakaiodludka.PaniąShelleyjednak
fascynowałtendzikiAnglikizaczęłabeżżenadyszacowaćgościhotelowychzpunktuwidzenia
ewentualnychwyroków.

—Kochanie,proszęcię!—ostrzegłprofesorżonę,azwracającsiędoCartera,ciągnąłdalej:—I

proszę,niechmipanpowieszczerze,czyspodziewasiępanodnaleźćwDolinieKrólówcoś
spektakularnego?Mamnamyślito,żenaukaostarożytnościnieżywisiępogłoskami...

—Aleteżniedokumentamiinędznymiartykułami!—odparłCarterbłyskawicznie.—Egypt

ExplorationFundmamożewswychszeregachjasneumysły,alehistoriiEgiptunierobisięwLondynie,
wParyżuczyBerlinie.—Carterwskazałpalcemzaramię.—Historia,jeśliwogólebyłatworzona,to
wbrudzie,przyczterdziestustopniachwcieniu,jeślipanrozumie,comamnamyśli.—Inaglezapytał:
—Czyjestpantuporazpierwszy?

—Tak—odparłShelley,aCarterciągnąłdalej:—Widzipan,jamiałemsiedemnaścielat,kiedy

przybyłemtuporazpierwszy,iodtądtenkrajijegoprzeszłośćnieprzestająmniefascynować.Odtąd

background image

mieszkamtu,pracuję,zdobywamwiadomości,którychniedamianiOksford,aniCambridge.Człowiek
siętuniewzbogaci,najwyżejwdoświadczenia.Naukaostarożytnościtopięknadziewczynabezposagu.

Profesorsięuśmiechnął.
—Nieodpowiedziałpannamojepytanie.
Cartersięzamyślił.
—Czyspodziewamsięjakiegośspektakularnegoznaleziska?—SpojrzałnadrugibrzegNiluiprzez

ustaprzemknąłmuironicznyuśmiech.—Musiałbymbyćchybawariatem—rzekł,niepatrzącna
profesora—gdybymniebyłprzekonany,żetamznajdujesięcoś,cozmiejscaprzyniesiemisławę.

Shelleyspojrzałnażonęizawołałzachwycony:
—Niechpanopowie,panieCarter,proszę,niechpanopowie!
PrzezchwilęHowardCarterstraciłpanowanienadsobą,zrobiłaluzję,którejjużpochwili

pożałował;aleterazznówsięopanowałistarałsięosłabićwymowęswojejuwagi.

—Wiepan,takiarcheologjakjakarmiswojenadziejekamykamimozaiki.Imwięcejznajdzie

kamyków,tymbardziejzbliżasiędocelu.Najgorsze,żekamykitenasuwająwięcejpytań,niżudzielają
informacji.Alepotemczłowiekdokonujejakiegośodkrycia,wyrabiasobiejakiśobraz,znajdujedalsze
kamyki,początkowoniepozorne,takjakpoprzednie,aleteniepozornekamykinagledająpotrzebną
wiedzę,zktórejmożnazrekonstruowaćcałość.

Mrs.ShelleyspoglądałanaCarteraznapięciem.
—Dampanuprzykład.WejściedogrobowcakrólowejHatszepsutznanebyłoodstulat.Alenie

odkrytożadnychinskrypcji,żadnychpłaskorzeźb,żadnychrysunków,takżeniktniemiałpojęcia,dokąd
towejścieprowadzi.Kamieniebyłykruche,akorytarzwypełnionygruzem;pozatymwiłsięjakślimak.
Napoleonzacząłusuwaćgruz,alepodwudziestusześciumetrachzrezygnował.PotemprzyszliNiemcy,
kopaliodwadzieściametrówdalej,wreszcieskapitulowali.Jaknapieczarę,którejprzeznaczenieznano,
wydawałosiętozbytwielkąfatygąoniewspółmierniewielkimnakładzie.KiedyznalazłemgróbTotmesa
IV,odkryłemwgruzachbłękitnegoskarabeuszazimieniemkrólowejHatszepsut.Tomniezaciekawiło.
Zająłemsięlegendarnąkrólowąidoszedłemdoprzekonania,żejejgrobowiecmusisięznajdowaćw
pobliżu.Alegdziezacząćkopanie?Pewnegodniadłubałemlaskątużprzedwejściemdopieczary,gdzie
próbowałjużkopaćNapoleon.Icozobaczyłem?PłaskikamieńzimieniemHatszepsut.Jużniemiałem
wątpliwości,żetenkamieńzostałwyrzuconyrazemzgruzemznieznanegokorytarza.Awięcchodziłona
pewnoogróbkrólowejHatszepsut.

—Ipanaprzypuszczeniesiępotwierdziło?—zapytałaMrs.Shelleyniecierpliwie.
HowardCarterstrzepnąłzubranianiewidzialnypyłek,jakgdybychciałsprawićwrażenie,żechodzi

tuosprawęmałoistotną.Wreszcieodparł:

—Tak,mojeprzypuszczenieokazałosięsłuszne,jeślinawetwynikmojegoodkrycianie

usprawiedliwiawielkiegonakładupracy.Musieliśmyzałożyćwężedoprowadzającepowietrze,
przedrzećsięprzeztrzyprzedniekomory,wreszciepodwustumetrachnatrafiliśmynagrobowiec.

—I...?
—Żadne„i”.Byłpusty,jakwszystkiegrobowcefaraonów,któredotądodkryto.Inszallah.
—Mówipantak,jakgdybysprawiłotopanuprzykrość—rzekłaClaireShelley.
—Przykrość?—Carteruśmiechnąłsięgorzko.—Straciłemposadę.Cobypaniczuła,gdybysiępani

nagleznalazłanaulicy?

—Przepraszam,niewiedziałam!
—Jużdobrze—warknąłCarter.—Niechmipaniwierzy,niebyłotoprzyjemne.Całelata

utrzymywałemsięnapowierzchnimalująckartypocztowedlaturystów,popiastrzezasztukę.Stałemtu

background image

przedhotelemdzieńwdzieńjakżebrakinierazwracałemdodomumającwkieszenidwapiastry.Nie
byłotosłodkieżycie.

Okołopołudniapowiałciepływiatr.Podjegopodmuchemzatrzepotałyczerwono-białemarkizyna

tarasiehotelowym.Wgóręrzekipłynąłbiałyżaglowieczwysokim,trójkątnymżaglem,kierowałsięku
przystanitużprzedhotelemiwzbudzałwielkiezainteresowaniewytwornegotowarzystwa.

—ZapewneznówjakiśzwariowanyAmerykanin—rzekłHowardCarter.—Zlatująsiętujak

szarańcza,ikażdy,ktouważasięzaważniaka,wynajmujeuThomasaCookadahabiję.Takałódź
mieszkalnakosztujestofuntówmiesięcznie.Zatęsumęktośtakijakjamusiprzezrokgrzebaćwbrudziei
zbieraćodłamki,ażpadananoszezmęczenia.

Shelleyskinąłpotakująco.
—Amerykanie,zdajesię,odkryliEgipt,odkądAmeliaEdwardsbawiłazodczytamiwStanach

Zjednoczonych.Czypanwie,żeistniejenawetamerykańskasekcjaEgyptExplorationFund?

—Wiem.MójnauczycielFlindersPetrieczęstoopowiadałoladyAmelii.Byłanaswójsposób

genialna,umiałabowiemsprzedawaćwynikiswoichbadań.

—Talent,któregopanubrak—stwierdziłprofesortrzeźwo.
—Ipantomówi!Pantomówi!
OdpołudniazwielkąszybkościązbliżałsięparowiecpocztowyzAsuanu.Wyrzucałczarnekłęby

dymuiwydawałnieregularneryki,wzywającebiałądahabijędozwolnieniamiejscanaprzystani.

—Widzipan—rzekłCarteriwskazałnaflagęnatylnymmaszciestatku.—Amerykanin.—Statek

miałnadbudówkęowysokichwąskichoknach,aztyłuoszklonągalerię,zaktórąwidaćbyłobibliotekę.
„SevenHathors”—widniałonadziobiewypisanezłotymiliterami.

—TenstatekkazałsobiezbudowaćHenrySayce—rzekłHowardCarter.—Posiadaonnapokładzie

bibliotekęzdwomatysiącamitomów.TyluksiążekniemawcałymGórnymEgipcie!—Iporaz
pierwszytentakpoważnymężczyznaroześmiałsięserdecznie.TakżeShelleysięroześmiał.

—Wieluuważa,żeSaycewięcejuwagipoświęcaluksusowiniżnauce,alepytampana,panieCarter,

gdziejestpowiedziane,żearcheologmusiżyćjakkret?Amożeistniejądowody,żesukceskopiącego
zależnyjestodstopniajegoubóstwa?

—Onie!—zawołałCarterzgoryczą.—Napewnonie,boinaczejbyłbymchybajednymztych,

którymsięnajlepiejpowiodło.

Kiedy„SevenHathors”zacumowałprzybrzegu,astatekpocztowyzbliżyłsiędoprzystani,przed

hotelemzapanowałruch.Tragarzeprzepychalisięzwózkami,sprzedawcyherbatyilemoniady
zachwalaliswojenapojeijaknakomendęwszystkiedorożkikonnezLuksoruznalazłysięjednocześnie
wporcie.MaliżebracywłachmanachwyciągalidłoniedokażdegoEuropejczyka,czarnoubranematkiz
przywiązanyminaplecachdziećmi,ciemnoskóreulicznice,któremlaskaniemzachęcałymężczyzn,
poczmistrzewżółtychuniformachzezłotymiguzikamiisłużącyhotelowiwbiałychgalabijachi
czerwonychfezach—wszyscyprzekrzykiwalisięipopychali,jakgdybyrozgrywałosięnajważniejsze
wydarzeniewichżyciu.

—Widzipani—rzekłCarter,zwracającsiędoMrs.Shelley—tojestEgipt,tojestżycie.Możepani

tegonierozumie,aleniemógłbymjużstaćnalondyńskiejOxfordStreetwkolejcepodorożkę.Tobyłoby
gorszeniżśmierć.Żyjędwadzieścialatwtymkraju,potrzebamitegorozgardiaszu,krzykuismrodu
wielbłądziegołajna.OczywiścieTamizatoszacownarzeka,aleczymżeonajestwobecNilu!CzyżNil
niejestnajbardziejpodniecającąrzekąświata,dziką,leniwą,nieujarzmionąinieokiełznaną,kloaką,a
zarazemwymarzonąplażą?Tenkrajmożnajedyniealbokochać,albonienawidzić.Jagokocham.

Byłofascynujące,jaktennaogółoschłymężczyznanaglesięożywiłirozmarzył;profesorijegożona

rozumieligo:tenkrajijegomieszkańcyzmieniająkażdegoEuropejczyka,sprawiają,żeEuropaiWielka

background image

Brytaniawydająsięjakbynadrugimkrańcuziemi.

—Czydotarłodopana,żeJegoKrólewskaMośćzmarł?—zapytałnagleShelley.
Cartersięroześmiał.
—Niechpanniesądzi,żemytutajżyjemyjaknainnejplanecie!StatekpocztowyzKairuprzybywa

dwarazywtygodniuiprzywozinajnowszegazetyzcałegoświata.NiechżyjeJegoWysokośćKrólJerzy
Piąty.—WsłowachCarterazabrzmiałlekkiodcieńironii,wskazującynato,żenapewnoniejeston
monarchistą.

—NiespokojneterazczasywEuropie—rzekłprofesor—niktniewie,jakNiemcyzareagująna

naszezbliżeniezFrancją.

—PrawdopodobnierównienegatywniejakEgipcjanie—odparłCarter.—UkładpomiędzyFrancją

aWielkąBrytanią,pozostawiającyMarokoFrancuzom,EgiptzaśAnglikom,uznanyzostałtutajza
transakcjęhandlowąijeszczebardziejzaogniłnacjonalizm.Sądzę,żetotylkosprawaczasu,idojdziedo
nowegopowstaniajakpodrządamiArabiegoPaszy.ZabójstwopremieraButrosaGalinapoczątkuroku
możebyćsygnałemalarmowym.Stałsięonofiarąegipskiegonacjonalisty.

—AlemamygeneralnegokonsulawKairze,toonsprawujenadzórnadEgiptem!
—Cartersięroześmiał.—SirEldonGorsttonielordCromer,odkądGorstpiastujetenurząd,panuje

tuchaos.

—SirEldontociężkochoryczłowiek.
—Wiadomo,żetak,itojestgodnepożałowania,aleBogiemaprawdą,Gorstniemaanitakiego

autorytetu,jakimiałCromer,anitakiegowpływu,jakibyłbypotrzebny,byprzerzucićmostypomiędzy
przeciwieństwamiwtymkraju.Proszępomyśleć,jeszczeprzedniewielulatypanowałowEgipcieprawo
bata.Zapomocąkorbaczyegzekwowanonajbardziejobłędnepodatkiiwymuszanozeznaniaprzed
sądem.Oficjalniebatskasowano,alewodległychokolicach,gdzieubogaludnośćniemaodwagiwnieść
skargi,urzędnicywciążjeszczeużywająbata.Topowszechnieznanatajemnica.

—Takieprzypadkinależypublikować!—zawołałprofesoroburzony,ajegożona,która

przysłuchiwałasięzzapartymtchem,przytaknęłamuskinieniemgłowy.

—Publikować,poco?Itakkażdyotymwie,aniejedenuważanawet,żetobyłbłąd,iżzniesionobat.

Wieluuznałotozaznaksłabościrządu.Mudirowie,gubernatorzyprowincji,iichpolicjancistracili
autorytet,liczbaprzestępstwstalerośnie,amoralnośćpodatkowa,odkiedyniepomagajejsiębatem,
spadłabardzonisko.Ktochcerządzićtymkrajem,musimiećsiłęsłonia,byćgruboskórnyjakbawółi
wrażliwyjakjaszczurka.

—AczySirEldonniematychcech?
Carterwzruszyłramionami.
—Jakjużpowiedziałem,EldontonieCromer.Brytyjskikonsulgeneralnyjesttuniepoto,byrządzić

krajem,leczpoto,bykrajowipomóc.OlordzieCromerzeopowiadająnajbardziejzwariowanehistorie.
Protestowałprzeciwkozwolnieniuangielskiegowoźnicykedywa,wstawiłsięzapewnymmężczyznąz
rodzinykedywa,ponieważżonabiłagocodzienniepantoflempotwarzy,pomógłwyplątaćsięzbrudnej
aferymłodemubrytyjskiemuoficerowi,oszukanemupodczasgrywkarty,aodwłaścicielapewnej
niewolnicy,którachciaławyjśćzamąż,wyjednałzezwolenie.Żadnaztychsprawniebyłazwiązanaz
jegourzędem,aleCromernieznałżadnychprzeszkóditoprzysparzałomuwielesympatii.

—AkedywAbbasHilmi?
—WicekrólEgiptuzarządówCromerabyłinnyniżdzisiejszywicekról,choćnositosamoimię.

KiedyAbbasHilmiprzedprawiedwudziestulatywstąpiłnatron,byłmłodzieńcem,właśniewróciłz
AkademiiWojskowejwWiedniuioczywiścieniedorastałdopiętdoświadczonemukonsulowi

background image

generalnemulordowiCromerowi.Aletosięzmieniłozbiegiemlat,dziśjestodwrotnie,dziśbrytyjski
konsulgeneralnyniedorównujekedywowi.Wkażdymraziestosunkimiędzynimisąbardzonapięte.

—Mamwrażenie—rzekłprofesorShelley—żemy,Anglicy,niejesteśmywtymkrajuzbytlubiani.
—Zgadzasię,aletodotyczywszystkichcudzoziemców,nietylkopoddanychJegoKrólewskiej

Mości.Należytozrozumieć.CudzoziemcypodlegająwEgipciewłasnymprawom,policjiniewolno
nawetwejśćdodomuobcokrajowcai—cobudziszczególnązawiść—obcokrajowcyniepłacą
podatków.Widzipantestatki,pięknejachtyidahabije.Aterazniechpanspojrzynaflagi:amerykańskie,
brytyjskie,jednaniemiecka,jednawłoska—aleanijednejegipskiej.

—Istotnie.Ajakijesttegopowód?
—Bardzoprosty:niemaflagiegipskiej.Astatkiwtymkrajusąwysokoopodatkowane;cudzoziemcy

zaśwogóleniemusząpłacićpodatków.

—Rozumiem.
—Niewzbogacisiępantutajjakoarcheolog.—HowardCarteroparłgłowęnarękach.—Ja

czasaminaprawdęniewiem,zczegobędężyłwprzyszłymmiesiącu.Pracowałemdlarozmaitychludzi,
najpierwdlaFund,potemdlaegipskiejSłużbyStarożytności,dlaDavisa,amerykańskiegomagnata
miedzi,aterazdlaCarnarvona.

PodługiejprzerwieShelleyrzekł:
—PanastosunkizlordemCarnarvonemniesąnajlepsze?
—Ktotakpowiedział?—Carterpodniósłgłowę.
—Carnarvon.
—Notak,skoroontakmówi.Wiepan,jegolordowskamośćtoawanturnik,ajajestemarcheologiem.

Awanturnicysąwrogamiwszelkiejnauki.—PrzytychsłowachCarterwyciągnąłzkieszenilist,który
przekazałmuprofesor.—Itakwiem,coonpisze—rzekłzgoryczą,przebiegającpismowzrokiem.

ProfesorijegożonaspoglądalinaCarterapytająco.
—To,cozwykle,chceprzerwaćprace,wynikmoichwykopalisknieusprawiedliwianakładutrudów

ipieniędzy.

Carter,wściekły,zgniótłlisticisnąłgodokosza.Potemwstałiskładająckrótkiukłon,rzekł,

rozglądającsięostrożnienawszystkiestrony:

—Jakjużbyłaotymmowa,dlapańskiejpracybyłobylepiej,gdybynaszbytczęstoniewidziano

razem.Alejeślibędziepanupotrzebnamojarada,zawszemożepanzostawićdlamniewiadomośćtu,w
hotelu.Przychodzętudwarazywtygodniupokorespondencję.

Iszybkozbiegłposchodachnaprzystań,gdzieznikłwtłumie.
Shelleyijegożonaspojrzelinasiebiebezsłowa.Obojemyślelitosamo:tenHowardCarterto

bardzodziwnyczłowiek.

Omarobserwowałzoddaliprzebiegwizytyobcegomężczyzny.Byłświadkiempodniecenia

panującegopodczasprzybyciastatkupocztowego,niespuszczajączoczuswychpaństwa.Wystarczył
jedenruchprofesoraiOmarnatychmiastprzybiegł.

—Jasaidi?
—Załatwnamłódkę.Chcemysięprzeprawićnadrugibrzeg.
ZarazpotemłódkanabrzeguNiluczekałanapasażerów;wysoki,chudyprzewoźnikprzewiózł

profesoraijegożonęnadrugibrzeg.Zanimmałałódkazdążyłaprzybić,nabrzegzbiegłasięgromada
krzyczącychludzi,którzyproponowaliswojeusługi,akiedyprofesoroznajmił,żeszukaprzewodnikai
dwóchosłów,byudaćsiędoDolinyKrólów—conajmniejpółtuzinachłopcówistarszychmężczyzn,
szamocącsięrzuciłosiędoniego,abyichzatrudnił.Inawetkiedyobcyprzybyszjużsięzdecydował,

background image

przepychaniesiętrwałonadal;aszutrowądrogąruszyłaprocesja:naprzedzieprofesordosiadającyosła
okrakiem,zanimjechałanaswoimoślepodamskużona,aztyłudreptałOmar.

Naciężkiej,kamienistejdrodzewywiązałasiępozorniebłaharozmowapomiędzyprzewodnikiem

IbrahimemaprofesoremShelleyem,podczasktórejprofesorcałkiemniewinniezapytał,czyIbrahimnie
znajakiegośtajemniczegogrobu,interesujągobowiemznaleziska.AleIbrahimjakbyniezrozumiał
profesora,byłniemaloburzony;zaklinałsięnażycieswegostaregoichoregoojca,żejestczłowiekiem
uczciwyminigdyniepopełniłniczłego,arabowaniegrobówtoprzecieżnajgorszazbrodnia.Kręciłprzy
tymżarliwiegłową,jakbyzasamątęmyślmusiałprosićoprzebaczenie.

MinęliświątynięSetaiwioskęDrahAbulNagaipodwóchgodzinachdotarlidoDolinyKrólów.

ShelleywyraziłżyczeniezwiedzeniaobunajlepiejzachowanychgrobówfaraonówSetiegoIiAmenofisa
II.PodczasgdyAnglicyzniknęliwpierwszymgrobie,Omarpilnowałobuosłów.Minęłachybagodzina,
nimprofesorijegożonawrócili.

CzekającprzygrobieAmenofisa,Omarusiadłnaocienionychschodach;chybazasnął,gdynaglektoś

trąciłgowpraweramię.

—Hej,obudźsię!—Przednimstałkrępychłopak,niewielestarszyodniego.—Czytotyjesteś

służącymangielskiegosaida?

—Tak,jestemOmar,jegosłużący.
Chłopakprzesunąłorzech,którywłaśnieżuł,zjednejstronypoliczkanadrugą,oglądającprzytym

Omaraodstópdogłów.—Twójpanszukajakichśwykopalisk,czytak?

Omarbyłzmieszany.SłyszałrozmowępomiędzyShelleyemaIbrahimem,aleniewiedział,jakmasię

zachować.

Obcychłopak,niczważającnamilczenieOmara,pochyliłsięnadnimirzekłtużprzyjegouchu.
—Powiedztwemuangielskiemusaidowi,żemożenabyćskarby,jakichnigdywżyciuniewidział.

Powiedzswemupanu,żebypozapadnięciunocystawiłsięnadrodzeprowadzącejdoGurnetMurraiu
stópkolosówMemnona,alesam,zrozumiałeś?IchwyciłOmarazaramiona,potrząsającnim.

Zanimchłopieczdążyłcośodpowiedzieć,tamtenznikł.Omarczekałcierpliwie.GdyShelleyzżoną

wróciliwreszcie,opowiedziałimpodniecony,cosięwydarzyło.

—Chybatamniepójdziesz!—zawołałaClairegniewnie.
Profesorująłdłońżonyirzekłuspokajająco:
—Cóżmisięmożestać,kochanie;onichcątylkowyciągnąćodemniepieniądze,akiedyim

oświadczę,żeniemamprzysobiepieniędzy,nicminiezrobią.

Clairebłagałamęża:
—Niechodźtam!
—Aletomojajedynaszansa,bydotrzećdotychzbrodniarzy.
Wdrodzepowrotnejspórichprzybrałnasile.Omar,którydotądszedłobokwmilczeniu,naglerzekł:
—Jasaidi,jamógłbymzamiastpanapójśćpodkolosyMemnona.
ProfesorspojrzałnajpierwnaOmara,potemnażonę,wreszcierzekłzdumiony,niemalrozbawiony:
—Ty,Omarze?
—Omarnieznastrachu,jasaidi.Czegóżmiałbymsiębać?
Clairezareagowałapoczątkowo:
—Czemunie?JeśliOmarjestgotówpójść!
—Nonsens—warknąłShelley.—Chłopakniewie,ocochodzi.
—Tomuwytłumaczysz.Omarniejestgłupi.
Shelleywmilczeniujechałdalej.Zastanawiałsię.Wreszcierzekł:

background image

—Nowięcdobrze,posłuchaj,chłopcze—izacząłopowiadaćotajnychplanach,któresąwobiegui

naktórenaniesionesągrobyjeszczenieodkopane,iżeEgyptExplorationFundprzysłałagotu,aby
wyjaśnił,ktojestautoremtychplanówiczysłużyłyonegrabieżcomgrobówjakowskazówkiwich
wyprawach.—Czymniezrozumiałeś?

Chłopiec,któryzwielkimwysiłkiemśledziłsłowaprofesora,odparłpodniecony:
—Omarwszystkozrozumiał,jasaidi.
Omarpowiniensprawiaćwrażenie,tłumaczyłdalejShelley,żejegopaninteresujesięznaleziskami,

ewentualnietakżemapaminawłasnyużytek.Przekazanieprzedmiotówizapłatamogąnastąpić,zgodniez
życzeniemjegopana,niepotejstronierzeki,leczpoprzeciwnej,wLuksorze.Jegopan,bogatyAnglik,
człowiekinteresu,posiadabowiemdużymajątek,alejestbardzonieufny.Następnieprofesorkazał
Omarowipowtórzyćcałąhistorię.

Zezdumieniemstwierdził,żechłopiecwszystkodokładniezapamiętał,inieulegawątpliwości,że

zrozumiałswojezadanie.

Kiedyskałynazachodnimbrzegunajpierwzabarwiłysięciemno-czerwono,apotemfioletowo,

wreszcieciemnobrązowo,Omarkazałsiętemusamemuprzewoźnikowiprzewieźćnadrugibrzeg.

Odblaskksiężycatańczyłnaspokojnejrzeceniezliczonymirefleksami.Zewszystkichstronrozlegały

sięnadwodąwołania,przerywaneodczasudoczasuskrzypieniemmasztówiuderzeniamiwioseł
płynącychleniwiedahabiji.Naśrodkurzekifalewydawałyodgłosy,jakbyocierałysięosiebiemiliony
ziarenekpiasku,alewmiaręjakłódźzbliżałasiędobrzegu,zagłuszałytenszumniemalbolesneodgłosy
cykad.

Omarmusiprzejśćnadbrzeżnądrogądwatysiącekroków,powiedziałprzewoźnik,wskazującna

południe,domiejsca,gdziezarośniętatrawąstojącawodarzekizagradzadrogę.Stamtądmasięudaćw
kierunkuGurnetMurraiiDerel-Medine,ażpoprawejujrzykolosyMemnona.Nieprzeoczyichnawetw
ciemności,bokażdyznichjestwyższyniżnajwyższydomwLuksorze.Onsambędzieczekałnapowrót
Omarawłodzi—prześpisiętymczasem.

Omarwyskoczyłnaląd.Nabrzegucumowałowielełodzi,wśródnichjasnooświetlonałódź

mieszkalna,zktórejrozbrzmiewałgłośnyśmiechidźwiękidarabuki.Powietrzebyłołagodne,aziemia
podnogamiprzyjemnieciepła;mimowolichłopieczacząłbiec.Samniewiedział,cogoprzynaglado
pośpiechu,możepodniecenie,bozdawałsobiesprawęzwagiswegozadania.

Miejsce,gdziestojącawodazagradzadrogę,zdalekadawałoosobieznać.Słychaćbyłochrapiące,

trąbiąceiskrzecząceodgłosyolbrzymichżab,hałasbyłtakijaknatarguwielbłądów.Wbladymświetle
Omarujrzałpomiędzyzżętympolemtrzcinycukrowejzakrętdrogiizwolniłkroku.Sercepodchodziłomu
dogardła.Chybanieprzeszedłjeszczetysiącakroków,gdypoprawejstroniewszerokimzagłębieniu,w
niewielkiejodległościspostrzegłdwakamiennekolosy.Natężającwzrok,rozglądałsiędokoław
półmrokuzajakimśczłowiekiem,zatrzymałsię,byusłyszećjakiśszelest,leczpozadźwiękamicykadi
biciemwłasnegosercanicniesłyszał;porazpierwszypoczułniepokój.

Monumentalnekolosy,dwiezwietrzałepostacie,byłychybadziesięciokrotniewiększeodczłowieka,

aichciemnesylwetkiodcinałysięwyraźnieodłańcuchazachodnichskałlśniącychwblaskuksiężyca.
Omarzastanawiałsię,czymaczekaćtutaj,nadrodze,alepotempostanowiłpodejśćdokolosówitam
zaczekać.

Samefundamenty,naktórychwznosiłysięobakamienneolbrzymy,byłyowielewyższeodOmara.

Chłopiecokrążyłkażdyznich,bylepiejmócsięzorientowaćwokolicy,gdynagleotrzymałsilnyciosw
kark.Potemwszystkodokołaniegopociemniało.

Omarniewiedział,jakdługotrwałojegoomdlenie.Powoliodzyskiwałświadomość,nagórnej

wardzepoczułsmakczegośostregoczyteżsłodkawego,akiedysięporuszył,cosprawiłomubólw

background image

plecach,usłyszałjakiśszelest.Trwałochwilę,ażchłopieczdałsobiesprawę,żeleżywciemnym,
zamkniętympomieszczeniunastosietrocin.Powietrzebyłoduszące,gęsteodkurzu,pachniało
zwietrzałymkamieniemizbutwiałątrzciną.Omarusiadłinasłuchiwał.Zdawałomusię,żesłyszypianie
koguta,potemznówzapanowałacisza,martwacisza.

Wstał,wyciągnąłramiona,rozpostarłdłonie,powlókłsięprzezciemnepomieszczenie,ażnatrafiłna

ścianę.Pobliskodwudziestukrokachdotarłdokątaiposzedłpoomackudalej.Ściananiebyłagładka.
Omarwyczuwałszerokiejakdłońdziuryiuformowanerównowgłębienia,wreszcienatrafiłnacośw
rodzajuframugidrzwi,aledaremnieszukałsamychdrzwi.Kiedyuderzyłwmiejscu,gdziespodziewał
sięgłuchegoodgłosudrewnianychdrzwi,usłyszałtylkogłucheechokamienia.

Dojegouszudobiegałjakiśszmer.Brzmiałotochwilamijaksyczenie,chwilamijakskrzeczenielub

szlifowaniemetalu,aimdłużejnasłuchiwałtychdziwnychodgłosów,tymwydawałymusiębardziej
niesamowiteiobce.

KiedyOmarpoomackudotarłponowniedokamiennejframugi,zatrzymałsię.Gdzieśmusiałobyć

wejściedotegolochu.Ostrożnie,jakgdybyprzykażdymkrokumogłasięprzednimrozewrzećprzepaść,
chłopakusiłowałprzeciąćpomieszczenie,alejużpochwilinatrafiłnaprzeszkodę,obmacałją,poczuł
podłużnekorytopełneworkowegopłótnairozmaitychprzedmiotów,którychniepotrafiłzidentyfikować,
itakdotarłnadrugąstronę.Potemusiłowałprzejśćpomieszczeniewzdłuż,przyczymznównatrafiłna
kamiennekorytoidoszedłdościanyprzeciwległej,namacałpalcamikołoodwozuosześciuszprychach,
aprzednim,takmusięprzynajmniejzdawało—zaprzęgkonny.

Szukającotworuwtymlochu,Omarwdrapałsięnakamiennekorytopośrodkupomieszczenia.Otwór

wsuficiewydałmusięostatniąszansą.Terazstałobiemanogaminakrawędzi,wyciągnąłramionai
usiłowałdosięgnąćsufitu.Alechoćbardzosięwyciągał,trafiałwpustkę.Straciłprzytymrównowagęi
spadł.Rozległsiętrzask,podniósłsiętumankurzu,alenaszczęściepłótnozłagodziłoupadek,także
Omarniezbytmocnosiępotłukł.Poczołgałsięnastostrzcin,położyłsięnawznakirozmyślał,jaksię
wydostaćztegowięzienia.

LUKSOR

Inieuważaj,iżBógniedbaoto,
coczyniąsprawiedliwi!
OntylkodajenamzwłokędoDnia,
kiedyichspojrzeniaosłupieją;
onisiębędąśpieszyćprzerażeni,
zgłowamipodniesionymi,
niepatrzącnasiebiewcale,
aichsercabędąjakpowietrze.
Koran,suraXIV

Karakol,komisariatpolicjiwLuksorze,położonybyłnaShariael-Mahattawpobliżuhotelu„Winter

Palace”iprofesorowiShelleyowiztrudemudałosięprzekonaćdyżurnego,mężczyznęopłaskimczole,
którysiedziałzaoszklonąbarierkąsięgającądopasa,byzechciałodłożyćgazetęiprzyjąćpisemne
zgłoszenie.

Mężczyznawzniszczonymciemnymubraniuiczerwonymfezieuparciewzbraniałsięprzyjąć

zgłoszenieinawetgroźba,żeprofesorzłożyskargędowyższychinstancji,niezrobiłananimwrażenia;
onsam,oznajmił,wyprężającsięsłużbiście,jestnajwyższąinstancją,wkażdymraziewLuksorze,jest

background image

submudiremLuksoru.Dopierogroźba,żeprofesorzgłositenwypadekkonsulowiMustafieAdzeAyatowi,
uktóregobędziedziśnaprzyjęciu,przekonałastróżaporządku.MustafaAgabyłkonsulembrytyjskimw
Luksorze,małymkrólem,uktóregorazwtygodniugromadziłosięwytwornetowarzystwo.

—ZnapanMustafęAgę?
Profesorskinąłgłową,choćtowcaleniebyłoprawdą.
—JestemIbrahimel-Nawawi—rzekłstróżporządkuiprzyłożyłprawąrękędofezuwgeście

pozdrowienia—aMustafaAgawysokosobiecenimojąsłużbę,Sir.

—Mamnadzieję,żeijapotrafiędocenićpańskąpracę,Sir.
Słowo„Sir”brzmiałodopewnegostopniapogardliwieiIbrahimel-Nawawitakteżjeprzyjął,alenie

przejmującsiętymzbytnio,wyjąłżółtyarkuszpapieruzszufladyskrzypiącegobiurka,położyłprzedsobą
iprzybrałurzędowyton.

—Pańskienazwisko?
—ProfesorChristopherShelley.
—Zamieszkały?
—LensfieldRoad34,Cambridge,Anglia.
—Izgłaszapanzniknięciepańskiegosłużącego...
—...OmaraMoussy.PopłynąłłodziądziśwnocynadrugibrzegNiluiniewrócił.
—Możeutonął?
—Niechpanposłucha,przewoźniktwierdzi,żeprzewiózłOmaranadrugibrzeg,apotemcałąnoc

czekałnaniego.Dopieroowschodziesłońcawróciłizawiadomiłozniknięciuchłopca.

—Tonic,profesorze!Powiempanu,cosięstało:pańskisłużącypopłynąłwciemnościprzezrzekę.

Spotkałtamjakąśhuijatę.KażdymężczyznawLuksorzewie,gdziewnocyspacerująulicznice.
DziewczynazabrałagodosiebiedodomuiwciągudniaOmarwrócizeszklanymwzrokiem.

—Omarmadopieroczternaścielat—rzekłShelley,oburzony.
—Tonicnieszkodzi—odparłel-Nawawi.—CzternastoletniEgipcjaninjestjużmężczyznącałą

gębą.

ProfesorShelley,którydotądprzemilczałpowódwyprawyOmara,postanowiłwyjawićsubmudirowi

całąprawdę.Awięcopowiedział,żejestzainteresowanyznaleziskamiarcheologicznymi,oczymniktnie
powiniensiędowiedzieć.Jakiśnieznajomykazałmuwrazznadejściemnocystawićsięprzykolosach
Memnona,aOmardobrowolnieudałsiętamzamiastniego.

Ibrahimel-Nawawidługospoglądałnaprofesora,potemodsunąłnabokżółtąkartkępapieruirzekł:
—Dlaczegopantegoodrazuniepowiedział,Sir?
—Aczytowczymśzmieniafakt,żemójsłużącyznikłbezśladu?
—Bardzowiele,profesorze,bynierzecwszystko.Żadenczłowieknieudajesiędobrowolniewnocy

drogądoDerel-Medine.Tooddawiendawnaniebezpiecznemiejsce,odtysiącleciciążynanim
przekleństwo.MieszkańcyDerel-Medineprzedtrzematysiącamilatgrzebalifaraonówwgrobachw
DolinieKrólów;powiadają,żeposkończonejpracyzostalizabici,abyniktniemógłzdradzićpołożenia
owychgrobów,ijeszczedziśichduszebłąkająsięnocąpotejokolicy.

—Togłupiegadanie.
—Niechpantakniemówi,profesorze.JeszczedziśmieszkańcówDerel-Medinetraktujesięjak

trędowatych,niktniechcemiećznimidoczynienia.Nazywasięich„ciztamtejstrony”.Popierwsze
dlatego,żemieszkająpotamtejstronieNilu,podrugiedlatego,żemająkontaktyztamtąstroną.Możemi
panwierzyćalbonie,alefaktemjest,żekażdegomiesiącawdniuświętabogaksiężycaludzieginąbez
śladu,powiadają,żezostajązamurowaniżywcemwDolinieKrólów.

—Ipanjakosubmudirpatrzynatospokojnie?

background image

—Copansobiewyobraża?—El-Nawawiudałoburzenie.—Moiludziespędzilidużoczasuna

poszukiwaniuzaginionychwDolinieKrólów.Aleniemażadnychdowodów—sątylkopogłoski.

Wyraźniezdenerwowany,Shelleywyciągnąłzkieszenifajkęizapalił.Małeobłoczki,któreregularnie

wydmuchiwał,zdradzałyjegowzburzenie.

—Przecieżtoniemożliwe,bywioskapełnafanatykówlubwariatówterroryzowałacałemiasto!
Submudirwzruszyłramionami,takżejegomałagłowaomalniezniknęławkołnierzuubrania.—

PodczaswszystkichposzukiwańwDerel-Medinenatrafiamynamur.Onitamtrzymająsięrazem.W
ciągudniaspotkaćmożnatylkostarebaby,anocąniktnieodważysiętampójść.

Zzakurzonejpółkinaścianie,gdzieprzechowywanowpaczkachpapiery,el-Nawawiwyciągnął

dokumentirzuciłgonabiurko.

—Sameniewyjaśnionewypadki.Ludzie,którzyzginęlibezśladuwciągunocy.Ostatniojakiś

Niemieczżoną.Inszallah.

Inigdynieodnalezionozaginionych?
—Owszem.PewnegoAmerykanina.Ale,szczerzemówiąc,niepolicjagoodnalazła,leczsępy,które

zranaiwieczoremkrążąnadDolinąKrólów.Atemumężczyźniebrakbyłoczegośistotnego,głowy
mianowicie.

Shelleymocnopociągałswojąfajkę.Wreszciezapytał,abrzmiałotoniemalbłagalnie:
—Cozamierzapanterazzrobić?
El-Nawawiotarłwierzchemdłonikurzzaktizmieszanyspoglądałnabiurko.
—ZrobiętodlapanaipoślępatroldoDerel-Medine,chociażjużterazmogępanazapewnić,żeto

daremne.

Profesorpożegnałsię,aEl-Nawawizawołałzanim:
—Jeśliwolnomipanucośporadzić,toniechpanniepróbujewejśćwposiadaniejakichkolwiek

planówwykopaliskowych.Widzipan,żekażdapróbakończysiętragicznie.

Profesorzatrzymałsię:
—Cochcepanprzeztopowiedzieć?
—Och,nictakiego!Zniknięciepańskiegosłużącegołączyłobytylkojednoztymiwszystkimi

wypadkami—powiedziałiprzytympostukałdłoniąwakta—wszyscyciludzieposzukiwalitajnych
planówgrobówwDolinieKrólów.

ShelleyspojrzałzniedowierzaniemnaEl-Nawawiego.Coteżtenczłowiekwiedział?

*

DomkonsulaMustafyAgiAyatapołożonybyłnamałymwzniesieniuwśródeukaliptusówipalm,które

dlafantazjiozdobionoświecącymiszklanymikulamiikolorowymimosiężnymilatarniami.Przywysokiej
żelaznejbramieogrodustałoczterechodźwiernychwbiałychliberiach;trzymalipochodnieibyli
podobnidosiebiejakkroplewody.Zdomu,którydziękijasnooświetlonymoknom,ostrymłukomi
wieżyczkompoobustronachprzypominałpałacztysiącaijednejnocy,docierałzapachostro
przyprawionegopieczonegonagrillumięsa,słodkichprażonychorzechóworazprzenikliwawoń
końskiegonawozu.Triograłonakamangachrozdzierającąsercemelodię.Goście,wwiększości
mężczyźni,przybywaliwoświetlonychotwartychpowozach,mielinasobieżakietyicylindry,anieliczne
europejskiekobietybyłyubranewdługieozdobionefalbanamisuknie.ProfesorShelleypodałżonie
ramię,kroczyli,kłaniającsię,wstronębiałychkamiennychschodów,przedktórymistałpandomuw
otoczeniugromadysłużby.

background image

MustafaAgaAyatbyłtoniski,otyłymężczyznawnieokreślonymwieku.Ubranybyłpoeuropejsku.

Jegokędzierzawe,czarnewłosyzakrywałjednakczerwonyfezzchwostem,którypowiewałnawszystkie
strony.Okrągłątwarzokalałagęstabroda,anadnieproporcjonalniemałymioczkamiunosiłysiębujne,
krzaczastebrwi.

—JestpanzapewneprofesoremzCambridge—powitałMustafanowoprzybyłychzrozpostartymi

ramionami—witam,witam!—Konsulmówiłśmiesznąangielszczyzną,podwajającwszystkie
spółgłoski,awiększośćsamogłosekpołykając.

Shelleyprzedstawiłgospodarzowimałżonkę,którąMustafaAgazaledwiezaszczyciłspojrzeniem,i

pochwaliłbajecznydom.

MustafaAgamachnąłręką:
—Niejestjeszczewykończony.Iwątpię,czywogólekiedykolwiekbędzie.Prawdopodobniebędzie

takjakzmoimojcem;zbudowałswójdomnakolumnachświątyniAmona;byłotonajlepszemiejscew
Luksorze.Apotemprzyszliarcheolodzyipowiedzieli,żemusisięusunąć.—Ikonsulroześmiałsięprzy
tymtak,żewszystkosięzatrzęsłonatymgrubymczłowieku.

GdyMustafaAgaspostrzegłzdziwionywzrokswychangielskichgości,zapytałuprzejmie:
—Państwominiewierzą?PrzysięgamnabrodęProroka,żemówięprawdę!Musiciewiedzieć,że

całaświątyniapogrzebanabyłapodwzgórzem,tylkogórnekikutywystawałyspodziemi.Nadawałysię
nafundamenty.Aletobyłodawnotemu.Aterazżyczęmiłejzabawy!

SzybkimruchemrękiMustafawezwałdosiebienaziraLuksoruipoleciłmuprzedstawićAnglików

reszciegości.

—Toburmistrz—dodałwyjaśniająco—znaludzilepiejniżja.
Wśródgości,abyłaichchybasetka,znajdowałosięzedwunastukonsulówzróżnychkrajów,był

zawiadowcastacji,któregooficjalnytytułbrzmiał„dyrektorkolei”,kierownikurzędutelegraficznego,
submudir
ikomendantpolicjiIbrahimel-Nawawi,bokseramerykańskiwbiałymtropikalnymubraniu,zeswą
chichocącąkochanką,magnatnaftowyzKaliforniiipołowazałogijegostatku,dagerotypistazParyża,
któryswojeodstającewąsyutrzymywałwryzach,stalejepodkręcając,pozatymróżniawanturnicyi
lekkoduchy,którzyzazwyczajspędzalilatonaLazurowymWybrzeżuirokroczniewpaździerniku
przyjeżdżalidoLuksoru,atakżeludzienauki,badaczeiarcheolodzyzcałegoświata,odróżniającysięod
resztygościzniszczonąodzieżąipoważnymirozmowami.

Pewnaosobazwracałauwagęwszystkichobecnych.Byłatouszminkowanakobietaoczarnych

włosach,uczesananapazia;miałanasobiebiałemęskieubranieiczerwonykrawatzawiązanynabiałej
bluzce.

—LadyDawson—przedstawiłnazirkobietę.Paliłapapierosawbardzodługiejlufcei

wydmuchiwaładymprzezramię.Zmierzyłaprofesorawzrokiemodstópdogłówizapytałazwięźle:

—AnglikczyAmerykanin?
—Cambridge—odpowiedziałShelley.
—Toszczęściedlapana—odparłaladyDawson.—Musipanwiedzieć,żeAmerykanieniesątu

zbytlubiani.Majązadużopieniędzy,azamałomanier.JeszczedziśopowiadająwLuksorzehistorię
pewnegoamerykańskiegopułkownika,którywNubiikupiłsobiePigmejkę.Miałatylkometrwzrostu,ale
byłapulchnaiprzeważniechodziłanago.Pułkowniktrzymałjąjakpsiaka.FrancuziiWłosiuchodząza
oszustów—niecałkiembezracji,bowywieźlistądnajlepszewykopaliska.ANiemcy—mójBoże,są
solidniipracowici,aleniestetytakżeoszczędniiskąpi,niekiedygnieżdżąsięwobrabowanychgrobach,
byniepłacićzahotellubpensjonat.Wobectegoniesązbytlubiani.My,Anglicy,jesteśmynajbliżsi
obrazowikulturalnegoEuropejczyka,jakistworzylisobieEgipcjanie.

background image

—Czypanimieszkatu,wLuksorze?—zapytałprofesorShelley.
Ladystrąciłapopiółzpapierosadostojącejobokpopielniczkiizrobiłaszerokiruchręką.
—DziśwLuksorze,jutrowAsuanie,wnastępnymmiesiącuwAleksandrii...
—Jakmamtorozumieć?
—Poprostu,żyjęnałodzi.Możewidziałjąpan,nazywasię„Izis”.—NastępnieladyDawson

opowiedziała,żejejmąż,SirArchibaldDawson,właściciellicznychtkalnibawełnywśrodkowej
Anglii,podczasichpodróżypoślubnejpoEgipcieprzedpięciulatyumarłnaglenamalarię.Odtądnie
opuściłajużEgiptuipływapoNiluwgóręiwdółłodzią,naktórejspędziłanajszczęśliwszyokres
swegożycia;ladyDawsonmówiłagłębokimaksamitnymgłosem,odchyliłaprzytymkokieteryjniegłowę
dotyłuispoglądałanasufit,wymalowanywmałe,złotegwiazdki.

—Dziwnaosoba—stwierdziłaClaireShelley,idączmężemdalej,aprofesorprzytaknął.Mimoże

byłarozmowna,kobietętęotaczałaauratajemniczości,wydawałosięnawet,żecieszyjąowa
tajemniczośćwokółwłasnejosoby.

JacquesGuilberg,dagerotypista,któremubardzozależało,abytakokreślaćjegozawód,chodził

dumnyjakpaw,niosącprzedsobąkameręnadrewnianymstatywie,ikiedytylkospostrzegłjakiś
interesującymotyw.znikałpodczarnymsuknemizakażdymrazemzapalałmagnezję,byotrzymać
potrzebnedofotografowaniaświatło.Panadomutaktozachwycało,żeklaskałwdłoniejakmałe
dziecko.

Oczywiścietakżeprofesorijegomałżonkanieuniknęlikameryizanimsięspostrzegli,staliw

otoczeniumarynarzy,boksera,dyrektorakoleiipółtuzinainnychgości,którychGuilbergzgromadził
razem,prosząc,bystaliprostozpodniesionymigłowamiinieruszalisię.Guilbergbyłtakwymagający,
jeślichodziozachowaniesztywnejpozy,żejedenzmarynarzy,którystalwtylnymrzędzie,potknąwszy
sięspowodował,żecałyrządsięprzewróciłjakkostkidomina.WtejchwiliGuilbergzapaliłswój
proszekbłyskowy.

Ubawiony,alewistocieobojętny,HowardCarter,siedzącywfoteluwczerwono-niebieskiewzory,

spoglądałnatowariackiezachowanie.Nieinteresowaligodostojnigoście,aonitolerowalijego
obecnośćiznudzonąminętylkodlatego,żetendziwacznyAnglikzawszesprawiałjakieśniespodzianki,
przyczymcoprawdaniechodziłoonaukową,leczomaterialnąwartośćjegoodkryć.Shelleyunikał
nawiązaniarozmowyzCarterem.Niktniepowinienwiedzieć,żcutrzymujązesobąbliższykontakt.
NatomiastShelleynawiązałrozmowęzAyatemipoprosiłgooradę,comazrobićwsprawiezaginionego
służącego.

MustafaAgaAyatnatychmiastspoważniał,ajegotłusteczołozmarszczyłosię.Udałzaskoczenie,ale

jakwszyscyEgipcjaniebyłzłymaktoremiprofesorodrazuzrozumiał,żczostałjużdawnoowszystkim
powiadomiony.Zniknięciechłopca,powiedziałMustafaiskrzyżowałręcenapiersi,topoważnasprawa,
niejedenjużtakznikłiwięcejsięniepokazał.Jeślimożeudzielićprofesorowijakiejśrady,totylkotej,
żebyprowadziłposzukiwanianawłasnąrękę,iostrzega,żetobardzoniebezpieczne.

Shelleychciałcośodpowiedzieć,alemuzykastałasięgłośniejsza,azzazielono-złotejbrokatowej

kotarywyszłapulchnatancerkaizaczęławykonywaćtaniecbrzucha.Wśródgrzmiącychoklasków
tancerkawprawiławruchswojeztrudemwięzionepodlśniącąopaskąpiersi,trzymającręceponad
głową,jakgdybybyłyzwiązanewprzegubach.Paznokciemiałapomalowanenaczerwono,brwi
uczernionejakKleopatra.Spoglądaławyzywającodokoła,znawpółotwartymiustami,ukazująclśniące
białezęby.

—NazywasięFatma—szepnąłMustafaprofesorowi,iprzewracającoczami,głębokowestchnął:—

JestnajlepszapomiędzyKairemaAsuanem.

background image

Shelley,któryniewiedział,comaodpowiedzieć,skinąłgłowąizacząłbićbrawo,jednocześnie

wszyscyinnirównieżzaczęliklaskaćrytmicznieipobudzaćFatmędocorazbardziejekstatycznych
ruchów.Dziewczynatupałabosymistopamipodywanie,pokrywającymbiałąkamiennąposadzkętarasu,
iwzbijałatumanykurzu.Kamangiwciążodnowapowtarzałytęsamąjękliwąmelodię,anajedwabistej
skórzeFatmyutworzyłysięlśniącekroplepotu.

Tylkoczterechmężczyznzachowałoobojętnośćwobectejzmysłowości,jeślisądzićpoodzieży,byli

totubylcy.Siedzielizakolumnąipociągaliczarnemunsztuki,którychbarwnewężeprowadziłydo
stojącejnapodłodzemosiężnejfajkiwodnej;zfiligranowejpokrywki,ozdobionejczerwonymkamieniem
wkształciestożka,wydobywałysiębiałeobłoczki.Wśródtychmężczyznnajbardziejrzucałsięwoczy
łysy,którywysunąłdoprzoduprotezęlewejnogi,ukrytąpodgalabiją,iwymachującrękami,przemawiał
dopozostałych,rozglądającsięprzytymnieufnie,jakbyobawiałsiępodsłuchujących.

—Gazetypiszą—szeptał—żegeneralnygubernatorEldonGorstwyjechałdoAnglii,bytam

umrzeć.

—Tegotominieżal—rzekłchudy,ciemnowłosymłodyczłowiek,siedzącypoprawejstronie

przemawiającego.—NiemiałformatuCromera.

—Formatnieformat,alepodobnokedywchcepojechaćdoWiltshire,byzłożyćchoremuwizytę.
—Niemożliwe!
—Niechgoczarnymórdopadnie!—zdenerwowałsiędrugirozmówca.
—Toupokarzającedlacałegonaroduegipskiego—rzekłtrzeci.
Jednocześniepochyliłsiędosąsiada,położyłmudłońnaramieniuipowiedziałspokojnie:
—NależyAbbasowiHilmiemuprzeszkodzićwtejpodróży.NasiprzyjacielewAleksandriimająjuż

jakiśplan.

—JakchceszprzeszkodzićkedywowiwwyjeździćdoAnglii?
—AbbasHilmipojedziefregatą„Komombo”.DoAngliidalekadroga.Rozumieciemnie?
Tamciskinęligłowami.
—Takczyowak—dodałmężczyznazprotezą—kapitanIbnKhadarjestponaszejstronie.
—Czytopewnyczłowiek?
—Absolutnie.ZapieniądzenawetprorokMahometzatańczyjakmuzagrają.
Właśniewtejchwili,gdyFatma,klęczącnapodłodze,odchyliłasiędotyłu,takżejejdługiewłosy

dotknęłypodłogi,podniecającamuzykanaglezamilkła.Usłyszanotupotkopyt,gdzieśrozległsięstrzał,
odstronyparkudobiegłypodnieconekrzykiizanimuzbrojenistrażnicyzdążylizareagować,wdarłasię
gromadazamaskowanychjeźdźców.Byłoichpięciuczysześciu,naglewskoczylizewszystkichstronna
taras,przewrócilistołyilampyiwołającLaillahil’allah,cooznaczało:„NiemaBoganadAllaha”,
oddalistrzaływstronęzaskoczonychgości.

Shelleypowaliłżonęnaziemięiosłoniłjąwłasnymciałem,potoczyłsię,trzymającjąmocno,do

balustrady,gdzie—jaksądził—będąbezpieczni.

Napadtrwałtylkoparęsekund.Równieszybko,jakprzybyli,jeźdźcyzniknęliwmrokunocy.
—Zamną!—ryknąłsubmudirIbrahimel-Nawawiiwyrwałjednemuzosłupiałychstrażników

strzelbęzręki.Wypadłwmrok,gdziezniknęlijeźdźcy,strażnicyAgipobieglizanim.MustafaAgaAyat
drżałnacałymciele,usiłowałjednakzbagatelizowaćzdarzenie,wciążpowtarzając:

—Nicsięniestało,nicsięniestało!
Bokserszczerzyłzęby,trzymałsięzaramię,naktórymwidniałaplamakrwi,Guilbertnajbardziej

troszczyłsięoswojąkamerę,jednonogiijegotowarzyszezniknęlibezśladu,atancerkaFatmależała
nieruchomonadywanie,naktórymdopierocosięwyprężała.

—Czywszystkowporządku?—Profesorpodniósłżonęistrzepywałjejkurzzsukni.

background image

Claireskinęłagłową.
—Popatrz—rzekłanagleiwskazałapółnagątancerkę.
NalewymramieniuFatmywidocznabyłamałaczarnadziurka.Shelleypochyliłsię,przesunął

ostrożniejejgłowędoprzodu.Zprawegokącikaustsączyłasięmałastrużkakrwi.

—Prędzejlekarza!—zawołałShelley.—Aga,wymachującdzikoramionami,krzyczał:—Gdzie

jestdoktorMansur?

DoktorShafikMansur,kierownikmałegoszpitalawLuksorze,położyłdużypalecnapowieceFatmyi

starałsięjąpodnieść,potemująłlewądłońtancerki,alepochwiliopuściłjąnapodłogę.Potrząsnął
głową,przycisnąłdwapalcedoszyiFatmyirzekłcicho:

—Nieżyje.
Clairezaczęłapłakać,profesorobjąłjątroskliwie.
—Todlamniestanowczozawiele—szlochałakobieta.
Wdwadnipóźniejw„LuxorNews”możnabyłoprzeczytać,żepodczasstrzelaniny,którawybuchła

pomiędzywrogimigrupaminacjonalistów,zginęłatancerkaFatmazNagHammadi.

*

Omarniewiedział,jakdługotaktkwiłpółprzytomny.Czybyłytodwa,trzy,amożeczterydni?Wtej

ciszyiciemnościstraciłwszelkąorientację,niewiedział,ilerazyobmacywałściany,szukając
rozpaczliwiedrzwilubotworu.Przecieżwjakiśsposóbmusieligowrzucićdotegookropnegolochu!

Czasamizdawałomusię,żesłyszygłosy,wtedyszerokootwierałusta,jakbywtensposóbmógłlepiej

słyszeć,alepochwiliogarniałagoniekończącasięcisza.Powolijegomyślimętniały,niebyłnawetw
staniezastanowićsięnadczekającymgokońcem.Zpragnienia,głodu,amożejakoznak,żejeszczeżyje,
Omarżułbrudnątrzcinę,służącąmuzaposłanie,alezakażdymrazem,kiedyzaczynałjągryźć,
natychmiastwypluwał,ponieważpiachzgrzytałmuwzębach.Wktórymśmomenciezacząłchichotaćjak
pijany,boprzyszłomunamyśl,żeumieranietookropnienudnarzecz.

Przestałjużryczećdościan,bysłyszećludzkigłos,ajedyneuczucie,dojakiegobyłwtejchwili

zdolny,toświadomość,żeznajdujesięnagranicyżyciaiśmierci.

Szmer,jakinarazdotarłdoniegozgóry,nieporuszyłgo,myślał,żetozłudzenie,którejuż

niejednokrotniegozmyliło.Toteżniezareagował,kiedysufitnadnimsięotworzyłipadłnaniego
czerwonożółtypromień,któryspowodowałkłującybóloczu.Dopierokiedyprzezdziuręspadłanadół
drabinasznurkowa,Omarwyprostowałsięispojrzałwgórę.Drżałzpodniecenia;zamaskowanapostaćz
lampąnaftowąwrękuwcisnęłasięprzezotwóriostrożniezeszłapodrabinie.Choćwysokośćlochu
wynosiłazaledwieczterymetry,trwałotobardzodługo,wkażdymrazietaksięOmarowiwydawało.

Wkołyszącymsięświetlelatarniujrzałterazściany,któretylerazyobmacywał;rozpoznałwóz

wojennyciągniętyprzezkonie,sześcio-szprychowekoło,bogówozwierzęcychgłowach,postacie
klęcząceibiegnąceorazniezliczonehieroglify.Grobowiec!Awięcspędziłostatniedniwgrobowcu.
Pośrodkupomieszczeniastałsarkofag,akiedyOmarsięwyprostował,ujrzałwnimresztkimumii.

Tymczasemzamaskowanapostaćzeszłanadół,trzymająclampęwręku.Miałanasobiezniszczoną

galabiję,anagłowęnasadziławorek.ZbliżyłasiędoOmara.

Chłopieccofnąłsięwkątpomieszczenia,padłnapodłogę,jakbychciałsięskurczyćiwtensposób

ujśćswemulosowi.Mierzyłwzrokiemodległośćdodrabinki,wynoszącąjakieśosiem,dziesięćkroków,
alezanimzdążyłdaćdużegosusawjejkierunku,nieznajomyrzuciłsięnaniego.Omarpoczułuderzenie
wgłowęistraciłprzytomność.Poczułkłującybólwlewymramieniu,chciałkrzyknąć,aleogarnęłogo
ołowianeznużenie.

background image

Omarleżałtakwgłębokimomdleniuniewiedząc,jakdługo,akiedysięobudziłpodmlecznobiałym

woalem,mialwrażenie,żejegoołowianeczłonkiobmywawodaiżesłyszypodnieconegłosy:

—Onżyje!Onżyje!

Poczuł,jakchwytajągomocneramionaiciągnąpopiaszczystejziemi,następnieukładająnakłującej
trawie.Potemznówstraciłprzytomność.

Gdyotworzyłoczy,spojrzałwpomarszczonątwarzmężczyzny,któregooczyzagrubymiszkłami

okularówwydawałysięnienaturalniewielkie.

—JestemdoktorMansur—rzekłówczłowiek—rozumiesz,comówię?
Omarniemógłwymówićsłowa.Skinąłtylkogłowąispoglądałnakręcącysięusufituwentylator.
Doktorspojrzałwbok:
—Czypoznajesztegomężczyznę?
StałprzynimprofesorShelley.
—Jasaidi—powiedziałchłopiecpocichu.
PodeszładoniegoClaire.Miałałzywoczach,uściskałaOmaraiprzytuliłapoliczekdojegopoliczka;

sprawiłomutoprzyjemność,onazaśspytałazmieszana:

—Gdziesiętakdługopodziewałeś,chłopcze?
WtedyOmarodważyłsięnanieśmiałyuśmiechinieodpowiadającnapytanie,samzapytał,wjaki

sposóbsiętuznalazł.

—JesteśwszpitaluwLuksorze—odpowiedziałprofesor.—Dziewczynapasącakozyznalazłacię

potamtejstronieNiluwbajorze.Nalitośćboską,jaksiętamdostałeś?

Omarusiłowałuporządkowaćmyśli,alechoćsiębardzostarał,byswojepogmatwanewrażenia

umieścićjakośwczasie,nieudałomusięto.

—Niewiem—odparłznużony—wogóleniewiem,cosięstało.Jakdługomnieniebyło?
—Sześćdni—odparłShelley.—Iniczegoniemożeszsobieprzypomnieć?
—Owszem—rzekłOmar.—Ciemnądusznąpieczaręzbóstwamiihieroglifaminaścianach,sądzę,

żetobyłstarygrobowiec.Itenciężki,słodkawyzapach...

ShelleyspojrzałnadoktoraMansura.Tenwyszedłiwróciłwkrótcezmałąbiałąchustką,którą

przyłożyłOmarowidonosa.

—Czytotenzapach?—spytał.
Omarodrazupoznałsłodkawy,ciężkizapach.
—Chloroform—stwierdziłMansur.
—Toniemożliwe!—ProfesorShelleybyłwstrząśnięty.
—Owszem,prawdęmówiąc,odrazutakprzypuszczałem.
—Wobectegomamytudoczynieniazbardzogroźnymigangsterami,którzyprzedniczymsięnie

cofną!

—Apanwtowątpił,profesorze?Możemymówićoszczęściu,żeznaleźliśmychłopaka.Toprzecież

pierwszyprzypadek,żektośzaginionypotamtejstronieNiluodnajdujesiężywy.

Omar,któryśledziłrozmowęzpewnąobojętnością,spojrzałposobie.Byłwdługiejbiałejkoszuli.

Ręceinogibolałygoibyłyowinięte,alezanimzdołałzadaćpytanie,doktorMansuroświadczył:

—Niewiem,jakdługoleżałeśwbajorze,alechybawielegodzin,awsłodkowodnymNilujestto

niebezpieczne.—MansurzacząłostrożniezdejmowaćOmarowiopatrunek,ażukazałasię
ciemnoczerwonaranairzekł:

—Bilharcja.
—Cototakiego?—zapytałprofesor.

background image

—Bilharcjatosmocznicadługościpaznokcia,żyjeprzeważniewwodachstojącychinajchętniej

wwiercasięwskóręczłowieka.Przenosiprzytymbilharcjozę,chorobętropikalną.Omarmiałsiedem
takichsmocznicwciele,możnajebyłousunąćtylkozapomocącięć.

—Czyzatemniebezpieczeństwozostałousunięte?Mamnamyśli,czynie...
—Nie—przerwałdoktorMansur.—Odkryłemprzytymcośdziwnego.—Umilkłidalejodwijając

bandaże,wskazałnaranęnaramieniuchłopca.Omarspojrzałnaniąiwykrzywiłsię.Shelleypodszedł
bliżej,obejrzałranę,następniespojrzałnalekarza,jakbyczekałnawyjaśnienie.

Alelekarzrzekłtylko:
—Czychciałpancośpowiedzieć,profesorze?
Shelleypokręciłgłową.
—Nie,nie,doktorze.Przezchwilęwydawałomisię,żetaranamakształtsiedzącegokota.
—Panawrażenieniebyłomylne—odparłMansurtaranatowypalonepiętno.
—OBoże—jęknęłaClaireiuchwyciłasiębiałolakierowanejporęczyłóżka.
Shelleyoglądałranęwielkościdłoni,otoczonączarnąskorupą.
—Czytobardzoboli?—zapytałwreszcie.Omarskinąłgłową.
—Czywiesz,skądtomasz?
—Nie,saidi.Alekiedywtymciemnymlochustraciłemprzytomnośćiniewiedziałem,czyśpię,czy

jużjestemmartwy,naglepoczułempalącyostrybólramienia.

—Kociebóstwategokształtuznajdowanowgrobachfaraonów.Przeważnierzeźbionojewzłocie.—

Profesorchodziłniespokojniepomałymbiałympomieszczeniu,aClairezawołałapodniecona:

—Alepocowypalaćtakiepiętnonaskórzeczłowieka?
DoktorMansurspojrzałspozaswychgrubychokularów.
—Jesttoznakalboostrzeżenietajnejorganizacji,którawtensposóbchcezwrócićnasiebieuwagę.

Egipttokrajwielkichsprzeczności,krajniezliczonychugrupowańpolitycznych,kraj,wktórymludzienie
wiedzą,gdzieprzynależą.Oficjalniejesteśmybrytyjskimkondominium,alewpewnychsprawach
podlegamysułtanowitureckiemu,podinnymiwzględamizaśegipskiwicekról,kedyw,korzystazeswoich
legalnychprzywilejów.Alekedywowiniewolnozawieraćumówzinnymikrajami,nieistniejeegipska
przynależnośćpaństwowa,niemamynawetwłasnejflagi.

Shelleyzatrzymałsię.
—Przyznaję,doktorze,żeniesątoidealnestosunki,alepytampana,cotowszystkomawspólnegoz

moimsłużącymOmarem,czternastoletnimchłopcem?

—Omartopańskisłużący!—odparłMansurchłodno.
—Mapannamyśli,żezamachbyłplanowanynamnie?
—Mansurwzruszyłramionami.
—Dziwacznateoria!—odparłprofesor.—Przedewszystkimbrakjejlogiki.Oilewiem,w

LuksorzeprzebywakilkusetAnglików,wielużyjetujużodlat.Niewidzępowodu,abykaraćsłużącego
kogoś,ktodopierocoprzybył,wdodatkuEgipcjanina.

Omarnicwięcejniesłyszał;znużenieiwycieńczeniezrobiłyswojeichłopieczasnął.Niewidział,jak

doktorMansuriinniwyszlinapalcachzpokoju.

*

ProfesorChristopherShelleyzgłosiłwypadekwEgyptExplorationFundizapytał,czywobectak

zaognionejsytuacjimadalejprowadzićposzukiwania.PrzedewszystkimClairesiębała.Leczw

background image

Londynienieprzejętosięzbytniosprawąiodpowiedźtelegraficznabrzmiała:„Kontynuować.Doradza
sięuzbroić”.

NazajutrzShelleyodszukałCartera,którymieszkałwdomu,araczejwchaciepomiędzyDraabuel-

Nagaael-Tarif.ChoćporwanieOmarabyłotematemdnia,Carterzachowałpowściągliwość;milczał,
choćwłaśnieonznałsytuacjępotamtejstronieNilulepiejniżktokolwiekinny.Itowydawałosię
podejrzane,wkażdymrazietakuważałShelley.

Profesorprzybyłniezapowiedziany,kiedysłońcestałojużukośnienadDolinąKrólów,imógłsię

spodziewać,żezastaniearcheologawdomu.Widoczniejużzdalekazostałzauważony,boCarterwybiegł
munaprzeciw,wymachującdzikoramionami.Miałnasobiezakurzoneubranie,koszulębezkołnierzykai
zawołał,zanimjeszczeprofesorzdążyłcośpowiedzieć:

—Czyniemówiłempanu,żebyśmysięniespotykali?Lepiej,żebynasrazemniewidziano.
Profesorwyciągnąłdoniegorękę.
—Ach,wiepan,niewidzępowodu,dlaczego.Jeślirzeczywiściejestempodobserwacją,apo

wydarzeniachostatnichdnimożnatakprzypuszczać,toludzieciwiedząoddawnaonaszychkontaktach.
ZresztąAnglik,któryprzybywadoLuksoruiniespotykasięzCarterem,jestchybabardziejpodejrzany
niżktoś,ktosięznimspotyka.Cartertoprzecieżinstytucja!

Archeologowitopochlebiło.
—Nowięcniechpanwejdzie!—Zrobiłprzytymzapraszającygestwkierunkudomu.
Dommiałwymiaryzaledwieczterynapięćmetrów,byłzbudowanyzcegiełzmułuNilu,jak

wszystkiedomywtejokolicy.Poprzejściuprzezpomalowanenazielonodrewnianedrzwiwchodziłosię
odrazudopokoju,którybyłzarazemstołowymisypialnią,atakżekuchnią,łazienkąibiblioteką,dom
bowiemmiałtylkojednopomieszczenie.Okiennicejedynegookna,wychodzącegonawschód,byłytylko
dopołowyotwarte,takżedownętrzaprawieniewpadałoświatło.Shelleyztrudemporuszałsięwśród
mnóstwaskrzyńipudeł,którezastępowałymeble.Jedynystół,kwadratowemonstrumnawysokich
nogach,skleconyzsurowegodrewna,byłzawalonynaczyniami,stosamipapierów,skorupamiiróżnymi
znaleziskami;stałatamtakżeczarnamaszynadopisania.

—Gdybymwiedział,żepanprzyjdzie,posprzątałbymtrochę—usprawiedliwiałsięCarter—ale

takijesttenmójświat—Wycierałprzytymrękawemkurzzestołka,którywysunąłspodstołu.—Proszę,
niechpansiada!Samusiadłnasfatygowanejleżancepodoknem,wktórejsięniemalzapadał.—Awięc
tusięgnieżdżę—stwierdził—przyznaję,żeniejesttozbytwytwornemiejsce.Niemawody,prądu,a
przekazywaniewiadomościrównieżtrwadobrągodzinę,alezato—przerwałipchnąłokiennice—kto
matakiwidok!

Shelleywstał.PrzednimrozciągałsięzielonypaswybrzeżaNilu,zaktórymleniwiepłynęłarzeka,a

wżółtychoparachpojejdrugiejstroniewidaćbyłoLuksor,wielkąświątynię,„InterPalace”ismukłe
minaretymiasta.

—Słyszałemopańskichprzykrościach—rzekłCarterpodłuższejchwili.
—Przykrościach?—Shelleyroześmiałsięzgoryczą.—Omałoniezabilimichłopaka,uśpiligo

chloroformemiwrzucilidobajora.Tocud,żeprzeżył.

—Czywyzdrowieje?
—DoktorMansurjestprzekonany,żetak.Uważa,żechłopakjestsilnyiodpornyjakmłodybóg.
Słowaprofesoraprzerwałoochrypłeskrzeczenie,którewydobywałosięzkąta.
—ToJenny—rzekłCarter—mojapapuga.Jennynieprzywykła,żebytuktośmówiłopróczmnie.—

TerazShelleyujrzałdużegożółtegoptaka,którywisiałgłowąwdółwbambusowejklatce.

Shelleypodjąłwątek:
—Wsprawietejsąpewnezagadkiimamnadzieję,żepanpomożemijerozwiązać.

background image

—Ja?Dlaczegoja?—Cartersięzaniepokoił.
—Przecieżżyjepantubliskodwadzieścialat.JestpanprawieEgipcjaninem,znapanludzi,aludzie

znająpana...

—Niewiem,doczegopanzmierza,profesorze.
—Wzwiązkuztymporwaniemsąpewneniejasności.Możepanpotrafijewytłumaczyć.Popierwsze

fakt,żedotądznikłobezśladujużtuzinosób.Omarjednakodnalazłsięposześciudniach.

—Allahowiniechbędądzięki.
—Allahowiniechbędądzięki.
—Gdzieprzebywał?
—Omarniemożesobieniczegoprzypomniećpozatym,żebyłzamkniętywciemnymlochu,

prawdopodobniewgrobowcu.Jakaśdziewczynapasącakozyznalazłagonieprzytomnegowbajorze.
Dotądwszystkomogłobyćprzypadkowe,alekiedyznalezionochłopca,miałnaprawymramieniu
wypalonepiętnosiedzącegokota.

—Kota?
—Czytensymbolcośpanumówi?
Carterzmarszczyłczoło,jakgdybymocnosięzastanawiał.
—Kot,nie,niemampojęcia—rzekłobojętnie.
—Aletomusicośznaczyć,panieCarter!
TenjednakmilczałiShelleyniemógłpozbyćsięuczucia,żeCarterniechcemówić.Alejakzmusić

tegouparciuchadomówienia?

Shelleypomyślałoswoimwłaściwymzadaniuizacząłnagle:
—Chciałempanajużdawnootozapytaćwzwiązkuzpojawieniemsięowychplanów

wykopaliskowych:Gdziepanprzechowujeswojezapiski?—Irozejrzałsiępoponurympomieszczeniu,
popatrzyłnapaki,półkęnaksiążkizbitązdesek,ustawionąnazwykłychcegłach,imimonajlepszejwoli
niemógłsobiewyobrazić,gdzietumożnaprzechowywaćplany.

Carterodgadłmyśliprofesora.
—Nietu—rzekłzdziwnymuśmiechem,wstał,podszedłdodrzwiizamknąłjeodśrodka.Następnie

zamknąłokiennice,zapaliłlampkęnaftową,poprosiłprofesora,typomógłmuunieśćstół.Nakamiennej
podłodzeleżałzniszczonydywan.Carterodwinąłgoiukazałsiędrewnianykwadrat.Zwinnymruchem
Carterpociągnąłklapęzjednejstronyiodsłoniłgłębokiciemnyloch.

Carterwziąłlampęirzekł,jakbytobyłocałkiemzrozumiałe:
—Jeślipanpozwoli,pójdęprzodem.—Itrzymającwjednejręcelampę,zszedłpodrabiniedo

piwnicy,którejShelleyniewidział.Stamtądzawołał:—Aterazkolejnapana,profesorze.Niechsiępan
mocnotrzyma.

Shelleywmilczeniuprzecisnąłsięprzezotwórwpodłodze,nadolesięrozejrzał.Naścianach

niskiegopomieszczeniabyływymalowanepostaciewielkościczłowieka,scenyzżyciaświętych,ale
takżescenyzżyciacodziennegowstarożytnymEgipcie.Polewejipoprawejstroniewścianach
znajdowałysiędużenisze,wktórychmógłsięzmieścićczłowiek,wszystkobyłoutrzymanewzłotym
tonie,adokoławidniałypionowepaskizhieroglifami.Shelleyowizaparłodech.

—WitamwdomuPet-Izis—rzekłCarterzuśmiechem.
Trwałodługąchwilę,zanimShelleyznówodzyskałmowę.
—PanieCarter—jęknął—cotojest?
—ZnajdujesiępanwmiejscuwiecznegospoczynkukapłanaoimieniuSemPet-Izis,pierwszego

prorokabogazarządówfaraonaRamzesaII,strażnikaświątyni,zarządcynieruchomościświątyniAmona
wLuksorze.—Carterwskazałprzytymnaścianie,przedstawionązprofilupostaćgładkoogolonego

background image

mężczyzny,kroczącegowdługiejbiałejszaciewtowarzystwiehorologów,kapłanówiastrologów,
strażnikówmitologicznychkalendarzy,atakżeniższejodniegożonyoraznieprzebranejgromadydzieci.
Aprzedtąprocesjąwidniejąbogowieozwierzęcychgłowach:Amon,MutiChons,IzisiOzyrys.

Shelleypodszedłdościany,przesunąłpalcempohieroglifachizacząłpowoliczytać:
„Zbliżamsiędogranickrólestwazmarłych,zostałempodniesionyponadwszystko,coziemskie.W

głębinocyujrzałemsłońcewpromiennymblasku.Zbliżyłemsiędobogówzdołuizgóry,stanąłem
wobecnichtwarząwtwarz.”—Rękaprofesoradrżałazewzruszenia.

—Czytopańskieodkrycie?—zapytałwreszcie.
—Niestetynie—odparłHowardCarter.—Musipanwiedzieć,żewtejokolicykażdydom

zbudowanyjestnagrobowcuznajdawniejszychczasów,awięcodpowiempanuodrazunapańskie
następnepytanie:—Tengróbbyłjużpusty,kiedyporazpierwszyprzybyłemdotegodomu,astarzy
ludzie,którzymigowynajęli,oświadczyli,żerównieżzastaligopustym.

—Ipanwtowierzy?
Carterwzruszyłramionami.
—Niemogęudowodnić,żejestinaczej.Przecieżpanwie,żepierwszegrobowceobrabowanojuż

przedtrzematysiącamilat.Mamtylkonadzieję,żemniepanniczdradzi,profesorze!

—Zdradzi,copanmanamyśli?
—Dotychczasniktniewieotymgrobie.Nicchciałemtegorozgłaszać,poprostupragnęmiećspokój.

Spędziłemwielenocytu,nadole,oglądałemmalowidła,porównywałemjezinnymi,odcyfrowywałem
znakinaścianach,tłumaczyłemje,aprzytymzrobiłemosobliweodkrycie—niezdradzimniepan?

—Dajępanusłowohonoru!
—Zapytałmniepan,gdzieprzechowujętajneplany.Otomojaodpowiedź:tu,wtympomieszczeniu!
ShelleywyjąłCarterowilampęzrękiioświetliłwszystkieczteryściany.Wjednymkąciestałworek

zezłocistympiaskiempustynnym,pozatympomieszczeniebyłopuste.Shelleypostukałwściany,
szukającjakiejśpróżni,aleniczegotakiegonieodkrył,irzekł:

—Nicztegonierozumiem,powiedziałpan,żeprzechowujetuswojeplany.
Carterskinąłgłową.—DawniEgipcjaniebylichytrzyimielidiabelnąwyobraźnię.Pet-Izis,

umierając,zabrałzapewnezesobądogrobutajemnicę,którejnieznam,byłytomożewskazówki
dotycząceukrytychbogactwświątyni,możenawetdowodywykroczeńfaraonów—wkażdymrazie
odkryłemtunadoletekst,któregonierozumiem,aktórymniemocnozastanawia.

Carterpochyliłsięioświetliłnaprzedniejścianiepasekzhieroglifami:
—Otoon,niechpansamprzeczyta!
Profesorukląkłnapodłodzeiztrudemzacząłodcyfrowywaćhieroglify:
—Tylkobogowiepołudniaipółnocyznająmojątajemnicę,akluczdotejtajemnicyznajdujesięw

dużejsalikolumnowejwKarnaku.

—Tegonierozumiem,panieCarter,cotoznaczy?
Carteruśmiechnąłsię:
—Tesłowamożnazrozumiećtylkowpewnympowiązaniu.
—Wjakimpowiązaniu?
—Wiepan,profesorze,odcyfrowałemwszystkienapisywtymgrobowcu,czytałemje

niejednokrotnie,alesątrzyzdania,którychnierozumiem.Powinienemsiębyłporadzićinnych
archeologów,aleniechciałem,bowówczasmusiałbympowiedzieć,skądtehieroglifypochodzą.To
właśniejestjednoztychzdań.

—Adwapozostałe?

background image

—Sątutaj.—CartertrzymałlampętużprzyboguAmonieogłowiebarana.—Widzipan?—Przed

głowąbogawidaćbyłohieroglify,aichtreśćbrzmiaławtłumaczeniunastępująco:„Połowakolumnystoi
napółnocstąd,atypoznaszpołowęprawdy.”PotemCarterpodszedłdoprzeciwległejścianyistanąłw
prawymkącie,gdziebrodatyOzyrysprzedstawionybyłjakomumia.WokółgłowyOzyrysabyłnapis:
„Ustawczwartączęśćkolumnywkierunkuzachodnim,apoznaszcałąprawdę.”

—Bardzototajemnicze—rzekłShelley.—Prawdopodobnietetekstynawiązujądojakiegośrytuału

zmarłych.

—Tocałkiemmożliwe—odparłCarter.—EgipskaKsięgazmarłychzawieraliczneteksty,których

nierozumiemy;przeryłemjącałą,szukającpodobnychzdań—aletobłędnytrop.

Shelleynerwowoprzestępowałznoginanogę.
—Zaciekawiamniepan,panieCarter.Czyznalazłpanrozwiązanie?
—Oczywiście—odparłCarterspokojnie,jakbychodziłoonajprostsząsprawępodsłońcem.—

Najpierwzastanowiłemsięnadczteremastronamiświata.—Carterstanąłpośrodkupomieszczeniai
rzekł:—Tujestpołudnie.—NastępniewskazałnaOzyrysairzekł:—Atujestwschód,jasne?

Profesorskinąłgłową.
—Potemzadałemsobiepytanie,cotozamiara„półkolumny”.Tamiarawskazujenaklucz,któryjest

ukrytywdużejsalikolumnowejwKarnaku.TamsąnajwyższekolumnywcałymEgipcie,każdama
siedemdziesiątstóp.Połowatotrzydzieścipięćstóp.Całepomieszczenieniematakiejdługości.
Liczyłem,sporządzałemrysunkiijużprawiezrezygnowałem,kiedypewnegodniaprzyszłomidogłowy,
abypodzielićkolumnępionowonapół.Miałemwtedypółkolumny!JednakolumnawKarnakuma
objętośćtrzydziestudwóchstóp.Połowatoszesnaściestóp,czwartaczęśćtoosiemstóp.Ateraz
sprawdzimy,czymojateoriabyłasłuszna!

Carterująłprofesorazaramiona,podszedłznimdościanyzOzyrysem,stawiającjednąstopęprzy

drugiej,osiemstópwkierunkuzachodnim,idałznak,abyprofesornieruszałsięzmiejsca.

—Aterazniechpanuważa,profesorze.Niechpanpatrzywciążprzedsiebienatepozornedrzwi.—

NastępnieCarterpodszedłdościanystawiającstopęprzystopie,odmierzyłwtensposóbszesnaściestóp
istanąłzaShelleyemwodległościwyciągniętychramion.

Wtejsamejchwilipodłogawpomieszczeniuzaczęładrżeć,dałsięsłyszećskrzeczącyodgłos.

Shelleyspojrzałniespokojniekugórze,jakgdybysięobawiał,żesklepienienanichrunie.Carterszybko
podniósłwgóręlampęnaftowąizawołał:

—Stać,profesorze.Niechpansięnicrusza!—Inarazpozorniewykutywkamieniuportalprzednim

drgnął,poczymodchyliłsię,następniewykonałjakbypółobrotuwokółwłasnejosiiopadłnaziemię,
wznosząctumankurzu;pozostałtakprzezsekundęwpozycjipoziomej.

—Alepanmapomysły!—zawołałShelley,krztuszącsiękurzem.
—Chciałpanprzecieżwiedzieć,gdzieprzechowujęswojeplany.Otu,widzipan!—Carteroświetlił

otwórwścianie.Zanimwniszyznajdowałysięstosydokumentówipapierów.

—Akiedyotworzyłpantedrzwiporazpierwszy—zapytałShelleyzwahaniem—czypantamcoś

znalazł?

—Nieuwierzypan,profesorze,aleniszabyłapusta.
—Pusta?Aletoznaczy,żektośprzedpanemodkryłtajemnicętegomechanizmu.
—Istotnie—odparłCarter,którydostrzegłnieufnośćnatwarzyprofesora.—Panminiewierzy?
—Ależtak,wierzępanu,tylkoprzedtemmówiłpan,żeniktpozapanemnieznatejkryjówki.
—Tosięzgadza.
—PanieCarter!—zawołałShelleypodniecony.—Pankłamie.Niemógłpansamuruchomićtego

mechanizmu.Bojakmipanprzedchwiląpokazał,potrzebadotegodwóchludzi.

background image

Carterbyłprzyzwyczajonydotego,żeokazywanomunieufność.Niemiałzamiarubronićsięsłowami.

Wmilczeniupodszedłdowiszącejtużnadziemiąkamiennejpłytyioparłsięoniąramionami;kolospod
jegociężarempowróciłdopoprzedniejpozycji,wydającprzytymgłośny,skrzeczącyodgłos.Potem
Carterposzedłdokąta,gdziestałworekzpiaskiem,iprzyciągnąłgodomiejsca,gdzieprzedtemstał
Shelley.Samstanąłwpoprzedniejpozycjii—jakbykierowanyniewidzialnąręką—powtórzyłcałą
czynność;portalsięotworzył.

—Całatajemnica—rzekł,azabrzmiałotoniemalsmutno—poleganatym,żeobiepłytykamienne

zmieniająswepołożeniepodciężaremconajmniejsześćdziesięciukilogramów.Atylewłaśnieważył
dorosłyczłowiekzaczasówRamzesaII.Sprawdziłemto:wystarczyłobyodziesięćkilogramówmniej
piaskuwworku,acałytrudbyłbydaremny.

ProfesorpodszedłdoCartera,wyciągnąłdoniegodłońirzekł:
—Chciałbympanaprzeprosić.Myślę,żepananiedoceniłem.Wogóleuważam,żejestpan

niedoceniony.

—Jużdobrze,profesorze!—Cartermachnąłręką.—Jestemdotegoprzyzwyczajony.Ktopochodzi

zeSwatthamistależyjezpieniędzyinnychludzi,musisiędotegoprzyzwyczaić.

Później,kiedyShelleymijającskałyschodziłnabrzegNilu,myślał,żetakiczłowiek,jakCarterwieo

wielewięcej,niżsiędotegoprzyznaje.

*

Omardochodziłdozdrowiaszybciej,niżdoktorMansuroczekiwał;byłoto,jaksięchłopiecpóźniej

dowiedział,rezultatemzastosowaniadrogichleków,zaktórezapłaciłprofesor.Shelleyczułsię
odpowiedzialnyzalosOmaraistarałsięzewszystkichsiłzrekompensowaćmukrzywdę.Kazałnawet
chłopcuwyrazićjakieśżyczenie—spełnije,jeślitobędziemożliwe.Chłopiecpoprosiłodzieńdo
namysłu,aClairejużsięobawiała,żemożebędzietożyczenieniedospełnienia;alepotemobojebyli
zaskoczeni,boOmarpragnąłtylkonauczyćsięczytaćipisać.Odtądchłopiecchodziłdoszkoły,gdzie
uczonogopisaćiczytaćsłowaProroka.

PoupływiekilkutygodniprofesorShelleywynająłdomprzyShariael-Bahr,wktórymOmarmiałdo

dyspozycjimaływprawdzieiciemny,alewłasnypokoikobokkuchni.WkuchnirządziłaNunda,wysoka
NubijkaoszerokiejtwarzyipiersiachjakmelonyzFajum,którezdumąprezentowałaujarzmionepod
białymfartuchem.Byłatożyczliwakobieta,jejśmiechdźwięczałwdomuodranadowieczora.Zwyczaj
Nubijczykówzwracaniasiędowszystkichpoimieniuwydałjejsiętunienamiejscu,nazywaławięc
profesora„GodnymPodziwuProrokiem”,ajegożonę„PachnącymTamaryszkiem”.Omarbyłjedynie
„Doktorem”.Dlaczegotakgotytułowała,pozostałojejtajemnicą,aOmarpoczułsiędocenionyi
szanowany.Chybaporazpierwszywżyciunieczułsięmałyiupokorzony.

NundapociągałatakżeOmaraerotycznieswojąagresywnącielesnością.Zacząłnieśmiałopodbyle

jakimpretekstemszukaćjejbliskościicieszyłsię,kiedymógłpotajemniejejdotknąć.Nundabyłana
pewnodwarazystarszaodOmaraioczywiściedostrzegłajegopożądanie.PoczątkowoNundętobawiło,
anawetjejpochlebiało;prowokowałachłopcapodniecającymiruchamiidotknięciamiiczekałanajego
słowo.Aleonmilczał.

Omarmiałczternaścielat,potrzebamubyłomatki,aniekochanki.AwięcNundaprzejęłainicjatywę.

PewnegodniapodczaskąpieliwkoryciewogrodzieNundapodeszłazwiadremszaregomydłaibez
słowazaczęłanamydlaćchłopca.Wyciągałdoniejszczupłeciało,aNundazpozornąobojętnością
namydlałago,nieomijającsterczącegoczłonka.Twarzchłopcawykrzywiłasięiwzachwyciewywracał
oczami,spoglądającwpopołudnioweniebo,takżewidaćbyłojedyniebiałka.WtejchwiliOmar

background image

pragnąłmiećnacielejaknajgrubsząwarstwębrudu,abyNundamusiałagojeszczedługomyćze
zdwojonymwysiłkiem.JejpiersiwisiałynadnimjakdojrzałeowoceikiedyNundapodniosładzban,by
oblaćchłopcaciepłąwodą,jednapierśwysunęłasięjejzzafartuchaigołazawisłanadnim;Omarjęknął
jakbyzbólu,chwyciłmokrąrękązatocośjasnego,cowisiałotużprzedjegooczami.Pomarszczony
wzgórekbyłotoczonyciemnymkręgiemwielkościniemaldłoni.Nundadostrzegłabezradnośćchłopca,
roześmiałasię,aśmiechówbyłzupełnieinnyniżten,któryOmarznał—pozbawionykokieterii,raczej
dobrotliwy,niezwykleciepły.

—Doktorze—rzekłaNunda—przestańwalczyćzeswoimuczuciem,bądźzniegozadowolony.
WtedyOmarmimowolisięroześmiałizacząłNundęgłaskać,początkowonieśmiało,potemcoraz

bardziejpożądliwie,wijącsięprzytymjakrybawpłytkimNilu.Zanurzałsięwpienistejwodzie,
prychał,wyskakiwał,chwytałNundę,starałsięwciągnąćjądowody,aleonasiębroniła,wreszcie
fartuchjejsięrozchyliłistanęłaprzednimnaga.

PrzezchwilęNundawahałasię,potemweszładochłopcadokoryta,usiadłananimiOmarpoczuł,

jakłagodniewniąwchodzi.Chwyciłjązapiersiizrozkosząpoczuł,jakjejciałosztywniejeidrgajak
wgorączce.

RuchyNundystawałysięcorazgwałtowniejsze,jęczała,apalcewczepiłysięwpierśchłopca,ażgo

zabolało.Ichoćjeszczeprzedchwiląodczuwałrozkoszpodjejruchami,terazuczucietonaglezmieniło
sięwewstrętioburzenie;wszystkownimsiębuntowało,usiłowałgorączkowymiruchamisięuwolnić.
AleNundatakmocnotrzymałagoudami,żeOmarmimonajwiększegowysiłkuniemógłsięuwolnić.

WniepohamowanejwściekłościpoderwałsięiugryzłNundęwpierś.Dziewczynawydałaokrzyk

bóluipuściłachłopca,któryuwolnionyzuścisku—biłdzikorękamiwokółsiebie.UderzyłNundę
pięściąwtwarz,ażznosapopłynęłajejstrużkakrwiipokryłamokrąskóręwstrętnymiplamami;jędrna
nagość,któradopierocosprawiałachłopcuprzyjemnośćiuciechę,terazgoodpychała.

—Hurjata!—jęknąłOmar—Hurjata!—Ijeszczeraz:—Hurjata!—Iwyplułmydliny,które

pozostawiłyobrzydliwysmakwustach.

Aniprofesor,anijegożona,którychuwaginaogółnicnieuchodziło,niespostrzeglitegowydarzenia,

pomiędzyOmaremzaśaNundąbyłotak,jakbynigdynicniezaszło.Odtądspoglądalinasiebiez
rezerwą,żadneznichniemówiłoanisłowaotym,cosięzdarzyło,ajednakOmarsięzmienił.

PoczątkowoprofesorniezabierałOmaranaswojestanowiskabadawczepodrugiejstronieNilu.

ZadanieShelleyapolegałonatym,bywmiaręmożliwościwytropićwszystkieślady,wskazówkii
znaleziska,gdzieEgyptExplorationFundmogłabyrozpocząćnowepracewykopaliskowe—mozolne
zadanie,jaksięwkrótceokazało,bogdziekolwiekprofesorsięzjawiał,natrafiałnamurpodejrzliwości.
ZewszystkichstronświataściągałydoEgiptuekipyarcheologów,znęconychwiadomościamio
sukcesach,awinęponosiłtuprzedewszystkimmłodyAnglik,WilliamCarlyle,dalekikrewnysłynnego
historyka,którypoprzerwanychstudiachwOksfordziespędzałczaswEgipcie.

Niktwłaściwieniewiedziałdokładnie,wjakisposóbtenczłowiek,znającywielejęzyków,zarabiał

nażycie;bożeniebyłzamożny,poznaćbyłopojegozniszczonejodzieży,którawyraźnieodcinałasięod
ubioruinnychAnglików.Carlyleutrzymywał,cobyłoprawdą,żepracujedla„Times’a”iinnychpismw
Europiejakospecjalnykorespondentiztegożyje.PozatympodróżowałpomiędzyAleksandriąaAbu
Sim-bel,gnieździłsiętygodniamiwciasnychtanichpensjonatach,rozmawiałzarcheologami
prowadzącymipracewykopaliskoweitubylcami,zawszeposzukującjakichśsensacji.Widywano
Carlyle’a,jakrozprawiałnatarguwielbłądzim,nabazarze,atakżewDolinieKrólów.Dziękitemumiał
informacje,ojakichniktinnynawetniemarzył,inigdyniewiedziano,czyzjawieniesięCarlyle’abyło
przypadkowe,czyteżzapowiadałojakieśprzyszłeodkrycie.

background image

PierwszespotkanieOmarazCarlyle’emnastąpiłowmałymkioskuzgazetamipodarkadamihotelu
„WinterPalace”,gdziechłopieckupował„Times’a”dlaprofesora.Carlylezagadnąłgozciekawości,jak
tomiałwzwyczaju,izapytał,czyOmarsamczyta„Times’a”.Chłopiecodrzekł,żejestsłużącym
profesoraShelleyazEgyptExplorationFund,itaknawiązałasięrozmowa,wciąguktórejdziennikarz
wykazywałcorazwiększezainteresowaniemłodymEgipcjaninem.

Omardziwiłsię,żetowłaśnieonwzbudziłzainteresowanieAnglika,którypisujedo„Times’a”,

pochlebiałomutoiopowiedziałwięcej,niżnależałozdradzićobcemu.PrzechadzalisięwdółNilu,
Omaropowiedziałoswymtajemniczymporwaniuiszczęśliwymzakończeniu,wyraziłprzypuszczenie,że
stałsięofiarąpomyłki,żetochybanieonmiałbyćporwany,tylkoprofesor.

Carlylenatychmiastwywęszył,żecośwtymjest,ipoprosiłprofesoraShelleyaospotkanienazajutrz.

Shelleychętnieudzieliłdziennikarzowiinformacji,aleCarlyleniedowiedziałsięnicponadto,cojuż
przedtemwiedział;toznaczyOmarniewspomniałopewnejdrobnostce—owypalonymznakunalewym
ramieniu.Carlyleprzyrzekł,żebędzieprofesorainformowałnabieżąco,będziesięstarałwyświetlić
sprawę.

Wciągunastępnychdni,kiedyOmarprzychodziłpogazetę,rozglądałsięzadziennikarzem,alegonie

było.Odsprzedawcygazetdowiedziałsię,żeCarlylemieszkawhotelu„Edfu”wpobliżudworca.
PonieważCarlyleniepokazywałsięprzezdwatygodnie,Omarpostanowiłodwiedzićgowjegohotelu.

Hotelokazałsięprzewiewnymdrewnianymzajazdemzaltankąwychodzącąnaulicę.Sznury

koralikówzastępowałydrzwi.Niebyłotuportiera,tylkowwąskimwejściunaodrapanejścianiewisiała
brązowatablicazkluczami.PogłośnymwołaniuOmaranadszedłstary,zgarbionymężczyzna,
podpierającsiękijem.PytanieoCarlyle’awprawiłogowwielkiepodniecenie.Jasalaam,Anglikod
tygodniznikł,jegołóżkojestnietknięte,taksamobagaż,zalegateżzzapłatązatydzień.

Omarpobiegłdodomuizawiadomiłprofesoraotym,czegosiędowiedział.Poszlirazemdohotelu

„Edfu”.Shelleypoprosił,bywolnomubyłoobejrzećpokójAnglika.Bakszyszwwysokościdziennej
zapłatyotworzyłmupokójnapierwszympiętrze,którymiałponadtrzymetrywysokości.Bymóc
cokolwiekzobaczyć,Shelleyotworzyłokiennice,zastępująceszybyokienne.Łóżkobyłozasłane,stojakz
trzcinyzzasłonkązprzodusłużyłjakoszafa;wisiałytamróżneczęściodzieży.Podoknemstałmały
kwadratowystolik,nanimstosniezapisanegopapieru,piórozkościsłoniowej,kwittelegraficznyna
przeszłosześćdziesiątpiastrówz20listopada,książkaW.M.F.Petriegopt.MethodsandAimsin
Archaeology,środkowaczęść„Times’a”z22listopada1911roku,ciemnefotografieprzedstawiające
wieleosób,resztkibułkisezamowej,którąnadgryzłymyszy.Pokójniesprawiałwrażenia,żebył
opuszczonywpośpiechualbożelokatorzjakichśpowodówwyniósłsiępocichu.Wskazywałanato
kopertazpiętnastomafuntami,którąShelleyznalazłwwewnętrznejkieszenimarynarkiCarlyle’a.

Profesortrzymałgazetę,któradonosiłaokomecieHalleya,ozniesieniuniewolnictwawChinach,o

śmiercirosyjskiegopisarzaLwaTołstoja,alenieznalazłanijednejwzmiankianinotatkizwiązanejz
Carlyle’em.Gdyprofesorwziąłdorękifotografię,odkryłcośzaskakującego.Byłotojednozezdjęć,
jakieJacquesGuilbertzrobiłnaprzyjęciuuMustafyAgiAyata,iprzedstawiałoprofesoraijegożonę
pośródinnychnieznanychmu,rozbawionychgości.

Zgarbionystarzecniepamiętałdokładnie,kiedywidziałCarlyle’aporazostatni.Napytanie,czy

zgłosiłpolicjizniknięcieAnglika,zmieszanywzruszyłramionami.Jużnierazsięzdarzało,żelokator
spędzałnocpozadomem,aleteraz,jakożezalegaonztygodniowązapłatą,pójdziedokarakolu.

Tozbędne,oświadczyłprofesorShelley,onsamtozałatwi,irazemzOmaremopuścilipokójizeszli

nadółwąskimischodami.

Ibrahimel-Nawawipowitałprofesorajakstaregoprzyjacielaiuroniłłzęwzruszeniazpowodu

cudownegoocaleniaOmara.ZniknięcieCarlyle’aniewydałomusięgodnenotatkisłużbowej,bogdyby

background image

chciałspisywaćwszystkich,którzynakilkadniznikajązLuksoru,miałbyzadużoroboty.Dopierona
groźbę,żeprofesorzawiadomibrytyjskiegokonsulaMustafęAgęAyata,Nawawiobiecał,żezacznie
poszukiwania
idaznaćowynikach.

WciągunastępnychdniprofesorShelleyzajmowałsięzdjęciamikartograficznyminowychznalezisk

wDolinieKrólów;wszystkiedotyczyłyfaraonaTotmesaII.Myśliprofesorakrążyłyprzytymdookoła
Carlyle’aitego,copozostałowjegopokojuhotelowym.PoupływietrzechdniShelleyznówposzedłdo
submudira,ale—jaknależałosięspodziewać—policjanicniewykryła.WobectegoShelleyudałsię
dohotelu„Edfu”,byrazjeszczeprzeszukaćpokójCarlyle’a.

Pokójwydawałsięniezmieniony,wkażdymrazienapierwszyrzutokaShelleynicnowegonie

odkrył;alejednarzecznatychmiastzwróciłajegouwagę:nastolepodoknemwszystkoleżałonadawnym
miejscu,
brakowałotylkofotografii.ZgarbionystarzecprzysięgałnabrodęProroka,żeniczegowtympokojunie
ruszał,nieprzypominasobieteżżadnejfotografii.Zacząłgrzebaćzreumatyzowanymipalcaminastole,
przewracaćstronywksiążce,przyczymwypadłastamtądkartka.Shelleypodniósłją.Nakartcebyło
jednosłowodwukrotniepodkreślone:

IMHOTEP.
Nicwięcej.
NastępnieprofesorudałsięnaShariael-Isbitalja;tam,gdzienaprzeciwkofrancuskiegoszpitala

JacquesGuilbertmiałswojeatelierilaboratorium,coanonsowałdużymiczerwonymiliteraminad
wejściem.Shelleypowiedział,żepragnieobejrzećfotografiezprzyjęciaubrytyjskiegokonsula.Guilbert
wyciągnąłstosszklanychpłytekipoleciłmutrzymaćjepodświatło,abymógłwybraćtewłaściwe.
Profesoroznajmił,żepotrzebnemutylkojednozdjęcie.Byłpewien,żeznajdzieto,którezniknęłoz
pokojuCarlyle’a,alemimodwukrotnegoprzeglądanianieznalazłowejpłytki;twierdziłjednakuparcie,
żewidziałzdjęcie,naktórymbyłonijegożona.Toniemożliwe,odparłGuilbert.Próczniegoniemaw
Luksorzeinnegodagerotypisty,tylkoonmazezwolenienafotografowaniedostojnychgościkonsula;gdzie
profesorwidziałowozdjęcie?

AleShelleytegoniezdradził,uważał,żelepiejbędzieprzemilczećpowódswychposzukiwań.

*

NastępnejnocyOmarzerwałsięzesnu,wydałomusię,żesłyszycichepukaniedookna.Wysokiei

wąskieoknobyłozamkniętenaokiennice,aleprzezszparymożnabyłowyjrzeć.ChoćOmarwytężał
wzrok,niczegoniezobaczyłwciemności.Nienamyślającsięwięcdługo,odsunąłzasuwkęiotworzył
okiennice.Przezchwilępanowałacisza,słychaćbyłotylkopojedynczedźwiękicykad,woddali
zaszczekałpiesinaglejakaśmałapostaćpodeszładookna.Omarodrazująpoznał,byłatoHalima,
dziewczynazpociągu.

—Toty?—zawołałchłopieccicho.
Halimaprzyłożyłapalecdoustizwinniejakgazelawdrapałasięnawystępwmurze,następnie

przeciągnęłagórnąpołowęciałaprzezwąskieokno.Opartanałokciach,zaczęłamówićściszonym
głosem:

—Proszęcię,niepytajterazonic,słuchaj,comamcidopowiedzenia.Jesteśwniebezpieczeństwie.

Niemogęcipowiedziećdlaczego,alejeśliciżyciemiłe,toodejdźodtegoinnowiercy,idźgdziekolwiek
bądź,gdzieniktcięniezna,wróćtam,skądprzybyłeś,inikomunieopowiadaj,cocisięprzydarzyło.

background image

Omarzaniemówił,gapiłsięnadziewczynę,choćniewidziałjejoczu.Kiedypodniósłrękę,byjej

dotknąć,poczuł,żeHalimadrży.Wzruszonyibezradnypogłaskałjąpogłowieiniespodziewającsię
odpowiedzi,zapytał:

—Czemutorobisz,Halimo?
Dziewczynamilczała.Jejnieregularnyoddechzdradzał,żepłacze;Omarchciałjąuściskać,ale

wąskieoknonicpozwalałonatoizanimOmarzastanowiłsię,corobićdalej,Halimarzekła:

—Bądźzdrów—zeskoczyłazmuruizniknęławciemności.
Omarniemiałpojęciaojednym:tonocnespotkaniemiałoświadka.Nocnepukaniedziewczyny

obudziłoClaireizzazasłonywsypialniobserwowałaonacałezdarzenie.

Omartejnocyniemógłjużzasnąć,niewiedział,cogobardziejporuszyło,pięknanieznajoma

dziewczynaczyjejbudzącestrachsłowa:Idźgdziekolwiekbądź,gdzieniktcięniezna,wróćtam,skąd
przybyłeś.Jejśpiewnygłosbrzmiałwjegouszachjakdźwiękimiedzianychdzwoneczków,którymi
ozdabianowielbłądy.Widziałjejporuszającesiępowoliwargi,czułjejbliskość.Wzamęcieuczuć
zacząłpłakać,niemogączebraćmyśli.

DoobowiązkówOmaranależałonakrywaniedostołu,akiedypaństwojużusiedli,podawałherbatę.

TegorankaClairepoczekała,ażOmarwszedłdosalonu,poczymodbyłasięnastępującarozmowa:

—Christopher!
—Słucham,kochanie?
—Czysłyszałeśdziśwnocypukanie?
—Nie,Claire,chybacościsięprzyśniło.
—Alejabardzowyraźniesłyszałam,akiedypodeszłamdookna,ujrzałamwogrodziejakiścień.
—Napewnocisięzdawało.Jamambardzolekkisen,aprzecieżnicniesłyszałem.
ClairezwróciłasiędoOmara:
—Aczytysłyszałeścokolwiekwnocy?
Chłopiecpoczuł,żekrewuderzamudogłowy,aleodpowiedziałspokojnie:
—Nie,pani,nicniesłyszałem.—Iznikłwkuchni.Słyszał,jakprofesorzżonącichorozmawiają,ale

ichrozmowęzagłuszałyodgłosyzkuchni.

—Christopher!—zaczęłaClaireodnowa.
—Słucham,kochanie.
—Omarnasokłamuje,jestfałszywy,jakwszyscyEgipcjanie.
—Dlaczegotakuważasz?
—UOmarabyładziśwnocyjakaśkobieta.
—Jesteśtegopewna?
—Całkowiciepewna.Widziałamjąnawłasneoczy.
Profesorspojrzałnażonę.
—Dziśwnocy?MójBoże,chłopakdochodzijużdowieku,kiedy...
—Onkłamie!
—Możliwe,Claire,alepostawsięwjegopołożeniu.Czyprzyznałabyśsięwjegosytuacji,żemiałaś

dziśwłóżkukobietę?—Profesorroześmiałsięgłośno,poczymzapadłomiędzynimidługiemilczenie.

WreszcieClaireznówpodjęłarozmowę:
—Czyuważasz,żeOmarjestuczciwy?Chodzimioto,czyktośgonamniepodstawił.Niktchłopca

nieznał,pozamikasahem.Amożeniemamracji?—Clairestukałapaznokciamiwstół.

Shelleyująłdłońżony.
—Kochanie,jaknaszpiegaOmarjestzamałosprytny.Sądzę,żejeśliktośchciałbynasłaćnamnie

szpiega,wybrałbystaregowygę,aniemiłego,naiwnegochłopca.

background image

—Tokamuflaż—stwierdziłaClairetrzeźwo.
—Kamuflaż?WobectegoporwanieOmaratakżebyłokamuflażem.Ito,żeomalnierozpłatanomu

czaszki,żewrzuconogodobajora,gdziemogłygopożrećpasożyty.Rozumiemtwójniepokój,Claire,ale
chybatrochęprzesadziłaś.

OdwiedzinyHalimyzaniepokoiłyOmara.Ichoćbrałserioostrzeżeniedziewczyny,toniejejsłowago

poruszyły,leczsamospotkanie.Promieniowałozniejcoś,cogopociągałozjakąśmagicznąsiłą,co
sprawiało,żezapomniałowszelkichostrzeżeniach.Niechciałwracaćtam,skądprzybył.Zczegobytam
żył?CzymiałsięwynająćwGiziejakopoganiaczwielbłądów?

Omarpoprosiłprofesora,bymupozwoliłtowarzyszyćwwyprawachdoDolinyKrólów;możemu

pomagaćprzysporządzaniuplanów.Shelleyniepowinienmiećskrupułów.Proszącoto,Omarmial
nadzieję,żepotamtejstronieNiluspotkaHalimę.Shelleyzgodziłsię.Omarbyłmubardzopomocny;
mierzyłodległości,zaznaczałmiejscawterenie,któreprofesornanosiłnamapy,dźwigałprzyborydo
rysowaniaiposzarpanyparasol;nakażdymmiejscu,gdziepracowali,przedewszystkimwbijaligow
ziemię.

WdrodzedoDolinyKrólówOmarkażdegorankaprzechodziłprzezel-Kurnairozglądałsięza

Halimą.Każdegorankawidziałtensamobrazek:czarnoubranekobiety,młodszezodkrytątwarzą,
starsze
otwarzachzasłoniętych,nagłowachnosiłyciężaryalboglinianedzbanyzwodąnaramionach,psy
ujadałynagrzebiącewpiaszczystejziemikury.Pozakilkomastarcami,którzyobojętniesiedzieliwkucki
naziemi,niebyłowidaćmężczyzn.

„ZapytajoJusufa!Mojegoojcakażdyzna!”,powiedziałamuHalimawtedynastacji.Pewnegodnia

doprofesoraprzybyłgośćzLondynu;Omarwykorzystałokazję,byprzeprawićsiędoel-Kurna.
Przewoźnik,któregozapytał,znałJusufaiopisałdrogędojegodomu.Znajdujesięonobokdomu
szlifierzakamieniHaziza,atenłatwopoznaćpodużychkamiennychkołachprzedwejściem.

Przeddomempaliłasiępochodnia,zwnętrzadobiegałyodgłosyskargimonotonnemodlitwy.Omar

sięzawahał,czyzapukaćdodrzwi;alejakaśstarakobietazrozpuszczonymisiwymiwłosamiwyszłana
dwór,bijącsięwpiersi,ijakbygnanaprzezfurie,popędziłaprzedsiebiemodlącsię.Przezotwarte
drzwiOmardojrzałzebranychludzi,byłotammożedwadzieścioromężczyznikobiet;modlilisięi
poruszalijakwtransie,podobnidotrzciny,którąkołyszewiatr.

NiktniezwróciłuwaginawejścieOmara,jakbydonichnależał.Chłopiecwłączyłsiędojednejz

modlitwżałobnychLaallahil’allah...Modlącysięstalidokołałożamałegołysegoczłowieka.Jegooczy
byłynawpółzamknięte,ustaszerokorozwarte,ztrudemchwytałpowietrze.Omarodrazugopoznał,był
toówmężczyznazpociągu,byłtoJusuf.UjegobokuklęczałaHalima.Nagłowiemiaładługączarną
chustę.Trzymałaprawąrękęojca,przyciskałajądoswegoczoła,wciążsięmodląc.Natwarzyojca
lśniłykroplepotu.Halimaocierałajechustką,wzrokjejpadłprzytymnaOmara.Byłablada,oczyjej
zapadłysięgłęboko.Omarskinąłgłową,aleHalimaniezareagowała,spoglądałanachłopcaniewidząc
go,jakbybyłpowietrzem.JakżedługoOmarczekałnatospotkanie,takwielechciałjejpowiedzieć,ale
teraz,wtejsmutnejsytuacji,nawetwzrokjejpozostałniemy.Halimaznówzwróciłasiędoojca.

Zapadałzmrok,kiedyOmaropuściłdom;wątpił,czyciężkochoryJusufprzeżyjetendzień.Teraz

pochodniezapłonęłytakżeprzedinnymidomami.Staływdzbanachalbobyływetkniętewpiasek.Nie
widaćbyłoludzi.Omarwróciłbiegiemdoprzystani.Przewoźniknicniepowiedział,Omarteżniemiał
ochotynarozmowę.

Nazajutrzranozszybkościąbłyskawicyrozeszłasięwiadomość:Cholera!Podobnoprzyszłazdelty

Nilu.Naczelnikstacjizabroniłwysiadaćpasażeromprzybywającympociągamizpółnocy.Miałyone

background image

jechaćdalejzamknięte.Leczanitenśrodek,aniukrywaniesięludziwdomachniezapobiegły
nieszczęściu,choleranawiedziłaLuksor.

Ludziewyglądającynazdrowychpadalinaulicyjakmuchy.Leżelizotwartymioczamiiustami.

OkręcenipłótnamipracownicyCzerwonegoPółksiężycapchalipoulicachwózkinawysokichkołachze
zwłokami;brakowałotrumien.Niejednegozmarłegopolicjamusiałasiłąwyciągaćzdomu,kiedykrewni,
wbrewzarządzeniumudira,chcielinieboszczykazłożyćnamarach.Przedhotelem„WinterPalace”
patrolowaliuzbrojenistrażnicyibroniliwstępudośrodka.Dokołaunosiłysiękłębydymu,należało
bowiem—wmyślnakazuzdezynfekowaćkażdąsypialnię,wktórejktośumarł.Okropnysmródkarbolui
oparówsiarkiunosiłsięnadcałymmiastem.

KiedynadLuksoremzapadałanoc,przedkażdymdomem,wktórympanowałacholera,zapalano

pochodnie,abyinnigoomijali;równieżwnocywywożonotrupy,wózkiskrzypiałygłośnona
wyludnionychulicach.Byłtoczasszczurów.Wychodziłysetkamizkanałów,tłuste,wielkościkotów,i
ożywiałyrynsztoki,awiększośćniedałasięodpędzićnawetzapomocąsuchegowapna,które
rozsypywanodladezynfekcji.Gdyjedentłustygryzońzdychał,zjawiałysięgromadynastępnych,bygo
pożreć,ianiwaleniekijami,anigłośnekrzykinieodstraszałytychwstrętnychzwierząt.

PrzeddomemprofesoraShelleyajeszczeniepaliłasiępochodnia,alepanowałtamstrachikiedy

Clairezaczęłanarzekaćnakurczewłydkach,suchośćwustachichrypkę,Nundazaczęłazestrachu
głośnośpiewać,OmarzaśpobiegłpędempodoktoraMansura.Lekarzprzyszedłzwypchanątorbąi
zbadałClaire.Shelleyspojrzałnaniegozniepokojem.Doktorskinąłgłową.

TejnocyOmarzapaliłpochodnięiustawiłjąwdzbanieprzeddrzwiami.Ogarnęłagogrozaprzed

ciemnościąwdomu,spędziłresztęnocydrżąc,przytulonydościany.

Strachzabijazmęczenie.Omarowiwcalenicchciałosięspać,byłprzedewszystkimzajęty

obserwowaniemswychłydekiwsłuchiwaniemsięwbrzmieniewłasnegogłosu,bouważał,żeijegonie
oszczędzitastraszliwachoroba.

StanClairewyraźniesiępogarszał,drżałanacałymciele,prężyłasię.Lekarzpodałjejlaudaniumi

innegorzkienapojeistwierdził,żejeśliprzeżyjenastępnydzień,tomaszansęwyjśćzchoroby.Shelley
uznałzastosownepoinformowaćżonęojejstanie,bypobudzićjejwolęprzetrwania.

Omarstałsięwięcświadkiemwalkinaśmierćiżycie.Wydawałomusię,żewidzi,jakkobieta

walczyzewszystkichsiłzprzewrotnąśmiercią.Clairejęczała,biłapięściamiwokółsiebie,jakby
chciałaodpędzićniewidzialnegowroga.Wlewaławsiebieleki,wymiotowała,znówbrałaleki.Shelley
trzymałjązarękę,przyciskałdrżąceciałodopościeli.WśrodkunocyClairewydałaprzerażający
okrzyk,zarazpotemnastępny,jakbyuwolniłasięzuchwytuwroga,poczymleżałaspokojnie.Oddychała
głośnoiciężko.

Byłtocud,żeClaireprzeżyła,icud,żeniktwdomusięodniejniczaraził.Omarjednakniepokoiłsię

oHalimę.Jakonasięma?Czycholerająoszczędziła?

Zakazmudirazabraniałopuszczaniamiasta.Patrolepolicjichodziłydzieńinoczodbezpieczoną

bronią.KtochciałprzeprawićsięprzezNilmusiałpokazaćpodpisanyprzezmudirafirman,atakifirman
otrzymywalitylkolekarze,pomocnicyCzerwonegoPółksiężycaigrabarze.Comiałrobić?

Omaradręczyłamyśl,żeprzezwieletygodnimusitrwaćwniepewności.Niemógłjeść,aimdłużej

tenstantrwał,tymjaśniejzdawałsobiesprawę,żeniewytrzyma.Postanowiłwjakiśsposóbprzedostać
sięnadrugibrzeg.

Nazajutrzoświadczyłprofesorowi,żezgłosisięnaochotnikadoobsługichorych.Oczywiścienie

podałprawdziwejprzyczyny.ReakcjaShelleyawahałasiępomiędzyobawąoewentualneskutkitej
decyzjiaszczerympodziwemdlabezinteresownejchęciniesieniapomocy.WtensposóbOmarotrzymał
firman,białąopaskęnaramięimaskęochronnąnaustaimógłsięswobodnieporuszać.

background image

Nadzieja,żezobaczyHalimę,pozwoliłaOmarowiniemyślećowszystkichokropnościachoglądanych

wciągunastępnychdni:ludziachwśmiertelnychkonwulsjach,krewnychsiłąodciąganychodzwłok,
małychdzieciachosinychciałkach.Zmarłychukładanonadeskachitransportowanowózkamina
cmentarzeprzygotowanewpośpiechupodmiastemspecjalniedlaofiarzarazy.Omarstarałsięprzytych
pracachmyślećoHalimie,alemógłsobiewyobrazićtylkojejtwarzwoknieswegopokojuijużpo
chwiliwzrokjegopadałznównacierpiącychludziitrupynałóżkach.

TrzeciegodniaOmarpowiedział,żeczujesięsłabo,cozresztąbyłoprawdą,izwolnionyzpracy,

pobiegłprostonabrzegNilu,gdziedziękifirmanowiminąłwszystkieposterunkiinakazał
przewoźnikowi,bygoprzewiózłnadrugibrzeg.Biegiemodbyłdrogędoel-Kurna.PrzeddomemJusufa
zawahałsięprzezchwilę,następnieotworzyłdrzwi.

—Halima—powiedziałOmarzaskoczony.Wostatnichdniachnagromadziłosiętylespraw,o

którychchciałjejopowiedzieć,ateraz,kiedynagleprzednimstanęła,niewiedział,comamówić.—
Halima
—powtórzyłbezgłośnie.

Dziewczynawyszłanadwór,podeszładoniegoijakbynajakiśtajemniczyznakpadlisobiew

ramiona.Płakaliiocieralisobienawzajemłzyrękami.PotemHalimawprowadziłaOmaradodomu.

Rozchodziłsiętamostryzapach.Chłopiecpoznałmiejsce,gdzieprzedkilkomadniamistałołóżko

staregoJusufa.—Czyonumarł?—zapytałnieśmiało.

Halimaskinęławmilczeniu,potemnabrałagłębokopowietrzairzekła:
—Wdwadnizostałamsierotą.
—Czytwojamatkatakżeumarła?
—Nigdysobieniewyobrażałam,żetopójdzietakprędko.
—Czymaszrodzeństwo?
Halimapotrząsnęłagłową.
—Cochceszzrobić?
—Allahwskażemidrogę.
Omarchodziłposkromnieumeblowanympokoju.
—Aprzecieżtobyłtakisilnyczłowiek—zaczęładziewczyna—nieduży,alejakiodporny.Samnie

wiedział,ilenaprawdęmalat;myślałam,żebędzieżyłjeszczepięćdziesiątlat.

—Czybardzogokochałaś?
—Kochałaminienawidziłam;nawetbardzonienawidziłam,aleteraz,kiedyumarł,wydajemisię,że

gotylkokochałam.

OmarspojrzałnaHalimę.Wzruszałagoobecnośćdziewczyny,niezależałomunawetnatym,by

rozumiećsensjejsłów.

—Byłtoczłowiektajemniczy,byłmoimojcem,alejeślimambyćszczera,muszępowiedzieć,żew

ogólegonieznałam.Byłupartyiwielerzeczy,jakierobił,byłodlamniecałkiemniezrozumiałych.
Nawetkiedyumierał.

—Comasznamyśli,Halimo?
—Kiedyspostrzegłam,żezbliżasięjegokoniec,ujęłamgozarękę.Byłcałkiemspokojny,aleoczy

mupłonęły,kiedynamniespoglądał,apotemcośpowiedział.Najpierwmyślałam,żewymawiamoje
imię,aleonpotempowtórzyłtrzyczyczteryrazytosamoizrozumiałam,copowiedział:Imhotep.

—Imhotep?Cotoznaczy?
—Przecieżcimówiłam,żeJusufbyłtajemniczymczłowiekiem.
—Możetomiałocośwspólnegozostrzeżeniem,jakiewtedymiprzekazałaś?
—Nie—odparłaHalimaszybko.

background image

—Aletoostrzeżenienadaljestaktualne?
Halimamilczała,Omarprzyciągnąłjądosiebie.Odwróciłagłowęiniepatrzącnaniego,

powiedziała:

—Bojęsięociebie,Omarze,aleniemogęcipowiedziećdlaczego.Musiszstądodejść,rozumiesz?

Nawetjeślitojestbolesne.

Omarodparł:
—TahanauczyłmniepisaćiczytaćKoran.Wtrzeciejsurzejestnapisane,żeżadenczłowieknie

umrzewbrewwoliAllaha.Pocowięcuciekać?GdybywoląAllahabyłopołożyćkresmojemumłodemu
życiu,todośćmiałdotegosposobności.Gdybysądzonemibyłoumrzeć,wolaAllahadosięgłabymnie
zarównonaszczycieGebelel-Schajib,jakiwKotlinieKattary.

MimonatarczywychpytańHalimaniezdradziła,ktokryjesięzatymigroźbami.ToteżOmaruznał,że

czaswracaćdodomu.Pocałowałdziewczynęwczołoiprzyrzekł,żeprzyjdziejutrolubpojutrze.

Równienagłe,jakprzyszła,choleraznikławciągujednejnocy.Corazwięcejpochodniwygasało.Ci,

coprzeżyli,początkowobalisięoddychać,wyglądałotak,jakbyZiemiaprzestałakrążyćwokółwłasnej
osi.Skargiżałobneodzianychnaczarnokobietmieszałysięzradosnymśpiewemmłodych,sławiących
wszechlitościwegoAllaha.Uliceiplacenagleznówożyły,ludziezaczęliwypełzaćzdomówjaktermity
poburzy,zachowywalisięswobodnieiżyczliwiewobecsiebie;skąpoubranilubcałkiemnadzytańczyli
wokółcuchnącychognisk,którepodsycaliwłasnąodzieżą.Piekłoirajsąsiadowałyzesobą.

Tych,copomagalipodczaszarazy—aprzeżyłtylkocotrzeciznich—czczonojakbohaterów;

dotyczyłotorównieżOmara,któregozpowodupochwałidarówpieniężnychdręczyłonieczyste
sumienie.Alecomiałrobić?Czywyznać,żetonieofiarnośćbyłamotywemowejsamobójczejpracy,
leczmiłośćdodziewczyny?Omarwolałmilczeć.

Postanowił—choćnieprzyszłomutołatwo—poinformowaćprofesoraoswojejwizycieu

dziewczynyijejostrzeżeniu,atakżeoostatnimsłowieumierającegoJusufa.

Shelleyspojrzałnachłopcazkonsternacją.
—Imhotep?powiadasz,Imhotep?
—Tak.Imhotep,jasaidi.Cotoznaczy?
—Samchciałbymtowiedzieć.
—Alejestpanzdziwiony,jasaidi.
—Tak,zdziwiony.Możetonaprawdęprzypadek,alekiedyotymopowiedziałeś,przypomniałamisię

książka,którależałanastolewpokojuhotelowymCarlyle’a.

—Byłatoangielskaksiążka,jeślidobrzepamiętam.
—Tak.Kiedyjąprzeglądałem,wypadłakartka,ananiejbyłojednosłowo:Imhotep.
—KtotojestImhotep?
—Imhotepbyłlekarzem,budowniczym,kapłanemimędrcem.Żyłdwaipółtysiącalatprzed

przełomemstuleciazapanowaniafaraonaDżoseraijestznanyjakowynalazcapiramidy.Uchodzitakże
zatwórcęnajstarszejegipskiejnaukimądrości.Jakolekarzdokonywałpodobnoistnychcudów,dlatego
starożytniEgipcjanieczciligowMemfisitu,wLuksorze,jakobogasztukiuzdrawiania.Naposągach,
któreznaleziono,przedstawionyjestjakołysymężczyznaczytającyzwójpergaminu.Dlaswegokróla
Dżoserazbudowałodpowiednidojegostanugrobowiec,piramidęschodkowąwSakkarze—powiadają,
żejesttonajstarsza
budowlanaświecie.Dookołatejpiramidyarcheolodzyznaleźlimnóstwoodłamkówzimieniem
Imhotepa,takżejestbardzoprawdopodobne,iżgdzieśwtejokolicyznajdujesięjegoostatniemiejsce
spoczynku.Innymisłowy:grobowiecboga!Przypuszczeniabadaczysąnastępujące:jeślistarożytni

background image

Egipcjaniechowaliswychkrólówztakąpompą,zjakimrozmachemmusielipochowaćwcielonego
boga!...

Omarsłuchałzafascynowany,aleniewidziałpowiązaniamiędzyopowieściąprofesoraaCarlyle’emi

Jusufem.Chociażwydałomusiętobardzodziwne.

—Cotozadziewczyna?—zapytałShelleynagle.
Omaraprzeraziłostrytonprofesora,starałsięwięcgouspokoić.
—Jasaidi,Halimatodobradziewczyna,nigdyniezrobiłabyniczłego,Inszallah.
—Ach,cotam—odparłShelleyniechętnie.—Ostrzegłacię,awięcnapewnocoświe.Awkażdym

raziewiewięcej,niżchcepowiedzieć.

—Topewne,jasaidi.
—Idlategopowinniśmyzłożyćmelduneknapolicji.
—Tylkoniepolicja,tylkoniepolicja—jęczałOmar.—Halimatodobradziewczyna.
—Aletowtwoimwłasnyminteresie—rzekłprofesor.
WówczasOmarwyprostowałsię,jakbychciałswymwzrostemnadaćpowagisłowom,ipowiedział

rzeczowo:

—Jasaidi,proszęmidaćkilkadni,azmuszęHalimędomówienia.
Profesorpoczątkowoniechciałsięzgodzić.Uważał,żelepiejbędziewciągnąćwtopolicję,by

wywarłanacisknadziewczynę;alepotemustąpiłpodwpływemusilnychpróśbOmara;noboskądmożna
wiedzieć,argumentowałOmar,żeHalimapowiepolicjiprawdę?

Toprzekonałoprofesora.Jeśliwogólektośbyłzdolnynakłonićdziewczynędowyznaniaprawdy,to

tylkoOmar.

NazajutrzzranaOmarudałsiędoel-Kurna.JakzwyklewmiesiącachDulkadaiDulhedżamleczna

mgłaunosiłasięnadleżącąugoremziemią.Pachniałomokrympiaskiem,aniewidzialnekrukiisępy
skrzeczałyswojąpieśńporanną.Szlifierzkamienijużpracował,bosłychaćbyłozgrzytmetaluna
kamiennymkole.

PrzeddomemHalimysiedziałstaryczłowiek,strugałkijinieprzerwałswegozajęcia,kiedyOmar

podszedłipozdrowiłgo.PrzychodzidoHalimy.

—DoHalimy?—Starypodniósłgłowęispojrzałnachłopcaspodprzymkniętychpowiek,poczym

zabrałsięznówdopracy,rzucającmimochodem:—Halimaodeszła.

—Odeszła?Dokąd?
Staryczłowiekwzruszyłramionami.
—Odeszła,terazjatutajmieszkam.
—Aledomnależyprzecież...
—...doMustafyAgiAyata—wtrąciłstary—onmigowynajął.
—AdokądprzeniosłasięHalima?—napiera!chłopiec.
—Jaksięnazywasz?—zapytałstary.
—OmarMoussa.
Nicpatrzącnaniego,starywstał,wszedłdodomuiwróciłzlistem,którypodałOmarowibezsłowa.

Omarwziąłgoiprzeczytał:

„Mójdrogi!Człowiek,któryCiwręczytenlist,znajegotreść,bospisałkażdesłowo,jakie

wypowiedziałam.Wiedziałam,żeprzyjdziesz,żezlekceważyszmojeostrzeżenie.Jesteśupartym
chłopcem.Aleniestańsięzarozumiały.Allahkochatylkotych,cookazująpokorę.Jeślipragnieszokazać
pokoręwobecMiłosiernego,toopuśćtomiejsce,gdziesiętylenacierpiałeś,bozłowciążjeszczesię
czai.

background image

Nigdyjużmnieniczobaczysz.Niepytajdlaczego.Sąsprawy,którychniedasięwytłumaczyć.Serce

misiękraje,duszapłaczenamyśl,żemuszęsięzTobąnazawszepożegnać,aletaknapewnojestlepiej.
Kochajmniewswychmyślach,takjakjatoczynię.WImięBogaMiłosiernego,Halima.”

GdyOmarpodniósłwzrok,staregojużniebyło.Słońceprzedarłosięprzezporannąróżowąmgłę.Od

brzeguwołanoprzewoźników.Gdzieśryczałuparcieosioł,kozyskakałyponiebrukowanejulicy.Omar
ruszyłwdrogępowrotną.

Naskrajuwsiel-Kurna,tamgdziezakurzonaścieżkarozgałęziasięiprowadzinalewodoDerel-

Bahari,anaprawodoDolinyKrólów,wciążsłychaćbyłozgrzytszlifierki,cichy,aleprzenikliwy.Omar
sięzatrzymał.Skąddochodzitenodgłos?Poszedłdalej,znówsięzatrzymał.Jasne.Słyszałtenodgłos,
kiedysiedziałwgrobowcu,wktórymwięziligoporywacze.

Omarrozejrzałsiędokoła.Nazachodzieskałyzaczynałylśnićwsłońcu,anawschodzie,podrugiej

stronieNilu,wyłaniałasięzporannejmgłyświątyniaLuksoru.Jakątajemnicękryłwsobietenpotężny
krajobraz?Gdziewprzeszłościczyteżwteraźniejszościtkwiłkluczdotychwszystkichdziwnych
zdarzeń?

BERLIN.UNTERDENLINDEN

ZaprawdęBógznato,coskrytewniebiosachinaziemi!
Onwiedobrze,cokryjąpiersi!
Onjesttym,któryuczyniłwasnamiestnikaminaziemi.
Aktoniewierzy,
tojegoniewiarazwrócisięprzeciwniemu.
Niewiaratych,którzyniewierzą,tylkopowiększanienawiśćichpana;
niewiaratych,którzyniewierzą,tylkopowiększaichzgubę.
Koran,suraXXXV

*

Berlinwiosną.Zhotelu„Bristol”przyWilhelmstrassewyszławytwornieubranakobieta.Jejkrótko

ostrzyżone,kruczoczarnewłosybyłycałkowiciezakrytedużymkapeluszemprzybranymkolorowymi
piórami.Podpierającsięparasolkąozdobionąfalbankami,podeszładoczekającejprzedhotelem
taksówki;kierowcaotworzyłdrzwiipodałkobiecieramię,pomagającjejwsiąść.

—Do„PałacuAdmiralskiego”!—powiedziałachłodnopięknakobieta,apojejwymowiemożna

byłopoznać,żejestcudzoziemką.

—„PałacAdmiralski”,Friedrichstrasse.—Kierowcazasalutował,następniezacząłkręcićkorbą

wystającązprzoduwozu.Energicznymruchempodniósłrączkędogóryiautomobilzacząłwarczeć.

Nowomodnymautomobilom—podobnobyłoichjużwmieściesiedemtysięcy—zakazanojeździć

szybciejniżdwadzieściapięćkilometrównagodzinę,takwięckobietazrezygnacjąoglądałaszerokie
bulwaryzkwietnikamiistudzienkamiorazozdobnefasadydomów,którezamiastbrammiaływysokie
oszkloneportale,kutezżelaza,aparapetyzlśniącegomosiądzulubniegustowniepozłacane.

Traktspacerowy,jakimkiedyśbyłatawspaniałaulicaUnterdenLinden,przesuwałsięcorazbardziej

nazachód,wstronęKurfurstendamm,naTauentzienstrasseiwokolicepomiędzyNollendorffplatza
Victoria-Luise-Platz,gdziewciąguniewielulatwyrosłyjakgrzybypodeszczuniezliczonekawiarniez
muzyką,baryimieszkaniaztelefonami.Nakażdymkrokuspotykałosięsłupyogłoszeniowereklamujące
rozrywkirozmaitegorodzaju,środkidoprania,aletakżeostrzeżeniaberlińskiegoprefektapolicji,na

background image

przykładtakie:„Obwieszczenie.Podajesiędowiadomości,żeulicajestprzeznaczonawyłączniedla
ruchukołowego.Wobecłamiącychzarządzeniedopuszczasięużyciebroni.Przestrzegasięprzed
ryzykiem.”Plakatbyłskierowanyprzedewszystkimdolewicowychdemonstrantów.

PrzyambasadzieangielskiejautoskręciłowprawonaUnterdenLinden.Teraz,napoczątkumaja,

drzewapokrywałamłodazieleń;kierowcaskorzystałzszerokościulicy,byprzyjrzećsięwlusterku
zwrotnymswojejpasażerce.

Samotnakobietazdążapopołudniudo„PałacuAdmiralskiego”?Cośtuniejestwporządku!Tendom

handlowyrozrywkiniecieszysięprzecieżnajlepsząsławą.Otejporzespotykająsiętutajpanienkiz
Tauentzien,dziewczętalekkichobyczajów,którenatejulicypozwalająsięzaprosićnalody,późniejzaś,
wymalowaneiupudrowane,racząsiębezczelniedrogimikoktajlami.Jakna„taką”takobietajestzbyt
gustownieubranaiwypielęgnowana,alecałkiem„przyzwoita”tadamulkazpewnościąrównieżniejest.

Autozatrzymałosięprzed„PałacemAdmiralskim”.Nadwejściem,któreswympompejańsko-

bizantyjskim,pełnymprzepychustylemprzypominałoraczejświątynię,pyszniłsięwielkimiczerwonymi
literamiwielkościczłowiekamonstrualnynapis:„Yvonne”,zapowiadającypantomimę.Służącyw
liberiachszerokootwieralidrzwi.Wśródkolumnimozaik,czerwonegopluszuiwysokichpalmgrała
orkiestra,panowałapodniosłaatmosferakawiarni,panowiewubraniachzdomutowarowego,paniewe
frywolnychsukienkach.

Kobietaznalazławolnystolik,usiadłanapluszowymfoteluizaczęłagrzebaćwtorebce.Wreszcie

wyciągnęładługącygarniczkę,wyjęłapapierosaiczekała;jakiśstarszypanspostrzegłjejbezradnośći
podałogień.Pokasłując,zmieszany,usiłowałnawiązaćrozmowę,alekobietaudała,żegonierozumie.
Odpowiadałapoangielsku,amężczyznanieznałtegojęzyka,więcuprzejmiesiępożegnał.

—Halo,ladyDawson!
Kobietapodniosławzrokispojrzałanagąbczastątwarzmłodegoczłowieka.Miałnasobiegarnituri

sztywnykołnierzyk,aleodrazubyłowidać,żeniecodzieńnositenstrójiżenajwyraźniejnieczujesię
wnimdobrze.

—Odrazupaniąpoznałempoopisie—rzekłtrochęnieudolnąangielszczyzną.
—AwięcpannazywasięMr.Kellermann—stwierdziłakobieta.—Wiepan,ocochodzi.
Kellermannniespokojniewierciłsięwfotelu.
—To,żewiem,tolekkaprzesada.Alepanizpewnościąmipowie,czegopaniodemnieoczekuje.
LadyDawsonwyjęłaztorebkikopertę.Nieufnierozejrzałasięnawszystkiestrony,czyniktjejnie

obserwuje,idopierokiedysięprzekonała,żeniktniewidzi,wyjęłajakiśpapierirozłożyłaprzed
Kellermannem.Widniałnanimzarysdużegobudynku.

—Totendom—ladywskazałacygarniczkąplan—tujestwejście,tuhol,schodypolewejstronie

prowadządodziałunapierwszympiętrze.Tustojąstrażnicy,przeważniedwóchstarszychmężczyznw
mundurach.Ichprzedewszystkimtrzebamiećnaokupodczasdrogipowrotnej.Wejścienawystawę
znajdujesięnaprzeciwkookna,awięcpozazasięgiemwzrokuiuszudozorców,chybażeużyjepan
dynamitu!—ladyDawsonuśmiechnęłasię.

Kellermannprzyglądałsięplanowiprzymrużonymioczami.
—Dotądwszystkojestjasne.Tylkogdzieleżytenprzeklętykamień?
Angielkawskazałakrzyżyknaplanie.
—Tu.Wtympomieszczeniusątrzywitryny.Tylnazawieratrzyobiekty:głowęzwapienianaturalnej

wielkości,małyposągskulonegopisarza,aobokczarnykamień,naktórymmizależy.Chodzituo
pękniętąpłytę,właściwietylkooczęśćkamiennejpłytyszerokościdłoni,wysokościłokcia,zdrobnym
pismem.

—Inatejpłyciepanizależy?

background image

—Tylkonaniej.
Kellermannjeszczerazzbadałplan,skinąłzezrozumieniemgłowąirzekłsilącsięnażyczliwość:
—Zrobisię,lady.Ailetarzeczjestdlapaniwarta?
LadyDawsonzłożyłaplaniprzesunęłagowrazzkopertąwstronęKellermanna.
—Wkoperciejestpołowa.Resztaprzyodbiorze.
Kellermannzajrzałdokoperty;przezdłuższąchwilębezczelnieprzyglądałsięladyDawson,wreszcie

rzekł:

—Czywolnomizaprosićpaniąnakoktajl?—inieczekającnaodpowiedź,strzeliłpalcamiigłośno

przywołałwyfrakowanegokelnera.

LadyDawsonmilczałaiobserwowałaożywionyruchwkawiarni.
—Tooczywiściemnienieobchodzi—Kellermannztrudemzacząłkonwersację—aleczytenstary

poobtłukiwanykamieńwartjestnaprawdętylepieniędzy?

—Zgadzasię.
—Cosięzgadza?
—Zgadzasię,żetopananicnieobchodzi,HerrKellermann!—Kobietaużyłaniemieckiegosłowa,

alezabrzmiałoonoironicznie,jakgdybychciałazakpićzeswegorozmówcy.

Kellermannudał,żetegoniezauważył,iciągnąłdalej:
—Nieobchodzimnieto,lady,alejeśliwkamieniuznajdujesięzłotażyła,tomógłbymzwiaćztak

cennąsztuką.

LadyDawsonroześmiałasię.
—Dlapanatarzecznieprzedstawiaabsolutnieżadnejwartości.Ajeślichcepanotrzymaćpełne

honorarium,topowinienpandostarczyćtenkamieńmożliwienajprędzej.

Ladywstała,wyraźniezirytowanapaliłapapierosa.
—Czekamnawiadomość!—rzekła,odwróciłasięiznikławtłumie.
Trzydnipóźniej,6maja1912,ladyDawsonotrzymaławhotelutelegram:„Zleceniewykonane.

Spotkaniew«Piccadilly-Kasino»,oósmejwieczorem.K.”

NaLeipziger-Strassegazeciarzegłośnowykrzykiwalitytułyświeżowydrukowanychgazet

wieczornych:Sprawapotrójnegomordurabunkowegoprzedsądemprzysięgłych,Nadburmistrz
zapowiadadymisję,PrzybyciecesarzadoGenui,Kradzieżprzy„Lustgarten”.

„Lustgarten”?AltesMuseumpołożonebyłoprzy„Lustgarten”.NaPotsdamerPlatzladyDawson

kazałazatrzymaćauto,bykupić„BerlinerTagblatt”.Szybkoprzebiegławzrokiemartykułpt.Kradzież
przy„Lustgarten

„Nieznanisprawcyskradliwmuzeumprzy«Lustgarten»skarbyegipskienieocenionejwartości.

ChodzioposągiirzeźbygłówzestarożytnegoEgiptu,któreprofesorowieHermannRankeiLudwig
Borchardtodnaleźlipodczaspracwykopaliskowych.Sprawcy,którzyniepozostawilinajmniejszych
śladów,włamalisięnocąprzezokno.Bylinietylkoświetniezorientowani,wykazalitakżeznakomitą
znajomośćprzedmiotu,bozabralitylkonajbardziejwartościowerzeczy.Komendantpolicjizarządził
śledztwonawielkąskalę.”

LadyDawsonzłożyłagazetęizawołała:
—Proszęjechaćjaknajprędzejdo„Piccadilly-Kasino”,Billowstrasse!
Kasyno,znajdującesięwbiałotynkowanymbudynkuzkolumnami,zzewnątrzsprawiałowrażenie

bardzosolidne.Obokmosiężnegodzwonkawisiałalśniącatabliczka:„Klubtowarzyski”;niebyłowięc
wtymnicniezwykłego,jeśliprzychodziłytusamotnepanie.Portierka,starannieubrana,
pięćdziesięcioletniakobietaostrzyżonakrótkopomęsku,otworzyładrzwidopierowówczas,kiedylady
DawsonwymieniłanazwiskoKellermanna.Rzekłazwięźle:

background image

—Ostatniedrzwinaprawo.
Frontowypokójbyłutrzymanywbieli;miałwysoki,biały,kaflowypiec,białystolikbarowy,biały

fortepianiwiklinowemeble—równieżbiałe.Przystolikachsiedzieliładnichłopcyzeznudzonymi
minamiipalilipapierosy.Następnepomieszczenie,oddzieloneodpierwszegotylkobrokatowązasłoną,
byłoutrzymanewkolorzeróżowym;siedziałytampanie;stamtądwchodziłosiędomniejszych
gabinetów.LadyDawsonzapukaładoostatnichdrzwinaprawo.

Kellermannotworzył,alezanimzdołałcośpowiedzieć,ladyDawsonzalałagopotokiemsłów:
—PanieKellermann,panchybazwariował!Chciałamtylkojednąsztukę,ówkamień,któregostratą

niktbysięzapewnezbytnionieprzejął.Apancozrobił!—Uderzyłaprzytympięściąwgazetę.

—Pst.—Kellermannprzyłożyłpalecdoust.—Ścianymająuszy.—Następnieposadziłkobietęna

potężnymfoteluirzekłspokojnie:PaniDawson,chciałapaniodemnietenkamieńizdobyłemgo.Nie
rozumiem,dlaczegosiępanitakprzejmuje?

—Dlaczegosięprzejmuję?Bopolicjapanatropi,panieKellermann.Apotemzacznietropićimnie.
—Niepozostawiłemżadnychśladów.
—Ach,totylkokwestiaczasu.Czypansięzastanowił,copanpocznieztymłupem?Sądzipan,że

znajdziepannabywcęnataktrefnytowar?

Kellermannopadłnaprzeciwległyfoteliskinąłgłowązożywieniem.
—Oczywiście.Panią!
—Mnie?LadyDawsonkrzyknęłatakgłośno,żeKellermansięprzeraził.Potemroześmiałasię

prowokująco.—Wobectegoszybkosiępanrozczaruje.

AleKellermannuśmiechnąłsięzłośliwieipodszedłdoniej.
—Albowszystko,albonic.
—Chcemniepanszantażować?Nodobrze,ile?
—Myślę,żepięćtysięcy.
—Chybapanzwariował,pięćtysięcy!
—Pięćtysięcyianimarkimniej.Możesiępanijeszczezastanowić.Możeznajdąsięinnichętni.Oto

mójadres.Proszęmidaćznać,kiedysiępanizdecyduje.

LadyDawsonwstała.Oczyjejpłonęłygniewem,kiedywyrywałazrąkKellermannawizytówkę.

Następnieznikłabezsłowa.

Berlińczycyniezbytprzejęlisiękradzieżąwmuzeum.Mieliważniejszetematy,naprzykładzatonięcie

„Tytanika”przedtrzematygodniami,którepochłonęłopółtoratysiącaofiar.Alewsobotę,11maja,
sprawaprzybrałaniespodziewanyobrót.

„BerlinerZeitung”donosiłategodnia:
„Kradzieżwmuzeumwyjaśniona.Złodziejpopełniłsamobójstwo.Wdniuwczorajszym,wpiątek,w

godzinachwieczornychwezwanopolicjędopensjonatuprzyAlteJakobstrasse.Wwynajętympokojuna
pierwszympiętrzeznalezionozwłokiHerbertaK.,robotnika,nigdzieniezatrudnionego.Zastrzeliłsię.
Podczasprzeszukiwaniapokojupolicjaznalazłazrabowanewubiegłymtygodniudziełasztukizmuzeum
przy«Lustgarten».Wszystkieprzedmioty,opróczjednego,niewieleznaczącego,zostałyzabezpieczonei
przewiezionezpowrotemdomuzeum.Złodziej,dokonująctegoczynu,niepomyślał,żeskarbytakiej
wartościniedadząsięsprzedaćpaserowi,izrozpaczypopełniłsamobójstwo.”

*

MałypensjonatprzyKönigsgrabennaprzeciwkodomutowarowegoTietzasprawiałwrażenie

zaniedbanego.WnocysłychaćtubyłohałaszdworcaAlexanderplatz,wkażdymraziewpokojachod

background image

tyłu,wktórychnaczwartympiętrzemieszkałodwóchEgipcjan.Obcymężczyźniniezwracalinasiebie
niczyjejuwagi,ponieważwtymdomuzatrzymywalisięprawiewyłączniecudzoziemcy,przeważnie
akwizytorzyiludzieinteresuzpołudniaEuropy.

Cidwajzamknęlisięwpokojunumer43.ponuroumeblowanympomieszczeniuzokrągłymstołemw

kącie.Siedzielidookołaniegomężczyżniizachwyconymwzrokiemwpatrywalisięwcośczarnego
leżącegoprzednimi,comiałozaledwiewielkośćdłoniidługośćłokcia.

—Kiedysięchcedowiedzieć,gdziejestmiód,należy

śledzićpszczołę—rzekłMustafaAgaAyati

zacząłprzewracaćoczami.

—Aleczytrzebabyłodrabaodrazuzastrzelić?—powiedziałIbrahimel-Nawawiz

powątpiewaniem.

Mustafazerwałsię.alenatychmiastsięzmitygowałizacząłmówićcicho:
—Onnasszantażował,azszantażystąnależyjaknajszybciejskończyć.Zresztą—mojeuznanie,

zrobiłeśdobrąrobotę.Przeczytałemwszystkiegazety,niczegoniepodejrzewają—bezwątpienia
samobójstwo.NiechżyjeEgipt!

—NiechżyjeEgipt—powtórzyłel-Nawawibezdźwięcznieipochwilidodał:—Inaszachwalebna

przeszłość.

TymczasemAyatwyciągnąłzwiniętypapierdopakowaniairozpostarłnastole.Rysuneknapapierze

przypominałkształtemowcząskóręwzmniejszeniu.Agapołożyłczarnykamieńnapapierzeiusiłowałgo
dopasowaćdozarysu.Udałosiębezwiększegotrudu.Agapowstrzymałokrzykradości.

—Niemawątpliwości,pasuje!
—Jesteśpewien?—Ibrahimel-Nawawispoglądałnieufnie.
—Samzobacz!—Agapodsunąłpapierzleżącymnanimkamieniembliżejel-Nawawiegoiwskazał

ułamanemiejsce.Liniaprzebiegałanieregularnie,aledokładnierównolegledorysunku.—Pasujejak
brodadoProroka.

El-Nawawiprzyglądałsięzciekawością,potemodchyliłsięnafoteluirzekł:
—Obyśmiałrację.Chciałbym,abytenprzeklętykamieńdoprowadziłnasdocelu.
—Docelu?—MustafaAgaAyatzapaliłpapierosa.—Wystarczynamnarazie,jeślitaakcjaposunie

nasokrokdoprzodu.Ocelujeszczeniemożebyćmowy.

—Czypotrafiszwyjaśnićznakinakamieniu,mamnamyśli,czyistotnietarzeczjestwartatakiego

zachodu?

—Oczywiście,żenie!—odparłAgazirytowany.—Gdybymtopotrafił,niezajmowałbymsię

przykładaniempieczęciwpaszportachobcychludzi.Wiemtylko,żejesttopismodemotyczne,awięc
jeszczestarszeniżkoptyjskie,iżekamieńpochodzizRaszidwzachodniejdelcieNilu.

—AwjakisposóbdostałsiędoBerlina?
—Inszallah.Todługahistoria.SięgaczasówNapoleona.Kiedytenwylądowałprzedponadstulatyw

Egipcie,kazałzbudowaćwRaszidtwierdzę.PodczaspracbudowlanychFrancuzinatknęlisięnaczarny
bazaltowykamieńwielkościkołauwozu.Nakamieniutymbyłouwiecznioneobwieszczeniekapłanówz
Memfis.Treśćniebyłaistotna,ważnejednakbyłoto,żetekstwyrytotrzemaróżnymipismami:
hieroglifami,pismemdemotycznymigreckim.Inapodstawietegokamieniamożnabyłowdwadzieścia
latpóźniejodczytaćhieroglify.

—Acotomawspólnegoznaszymkamieniem?
—Posłuchaj!Namiejscu,gdzieprzedponadstulatyznalezionokamieńztrzemarodzajamipisma,

wieluarcheologówprowadziłowykopaliska.Francuzi.Włosi.Anglicy,wreszcieNiemcy.Wszyscymieli
nadzieję,żenatrafiąnawartościoweznalezisko,nazłoto,drogocennekamienie,rzeźby.Nadziejatolina.
naktórejtańczywieluszaleńców.

background image

—Alenicnieznaleźli.
—Nicpróczkilkufragmentówpisma,którebadaczeotrzymalijakoprezent,bytakrzec,napamiątkę.

Oilemożnabyłowywnioskowaćzodłamków,byłyone,jaknaprzykładkamieńzRaszid,fragmentami
dokumentukapłanówzMemfis.Sątegosetki,nikomunieprzyszłobydogłowy,żeowefragmenty
któregośdnianabiorątakiegoznaczenia.Resztęhistoriiznasz.

—MasznamyślisprawęzKemalem?
—Tak.
—CzytenKemaljestistotniepasterzemkóz?
—Odsiedmiulatpasiekozywtejokolicy.Pewnegodniawetknąłswójkijpasterskiwziemię,jakto

czyniliwszyscypasterze,alenatrafiłnaopór.Wykopałpłytkądziuręiodkryłmałą,kruchą,czarną,
kamiennąpłytę,którejtrzybrzegibyłyobtłuczone.NiecopóźniejKemalprzyszedłdomnieichciałmi
sprzedaćtenkamień.Wyśmiałemgoipowiedziałem,żebywybrukowałnimwejściedoswegodomu,
czegośtakiegoniedasięsprzedać;wtedysięrozpłakał,ajazlitościdałemmuzakamieńdziesięć
piastrów.Odtądtenkamieńleżałnaparapeciewmoimbiurze.Leżałbytamdodziś,gdybypewnegodnia
tenszperaczCarlyleniezapytał,cooznaczająznakinapłycie.OpowiedziałemmuwięcoKemaluio
dziesięciupiastrach:śmialiśmysięobaj,aAnglikzapytał,czymógłbyzabraćkamień,chciałbygokomuś
pokazać.Zgodziłemsię.Pokilkudniachprzyszedłpodniecony,zapytałoKemalaiodokładnemiejsce
znaleziska,powiedział,żenależyposzukaćdalszychodłamków.Poprosiłem,abymisprawębliżej
wyjaśnił,aleonzachowywałsiętajemniczo
ipotraktowałmniejakgłupca.OdebrałemodniegopłytęiuprosiłemjednegozprzyjaciółwKairze,by
przetłumaczył,cojestnaniejnapisane,ioto,coodczytał:Mężczyznawyciągnąłzkieszeninapiersi
kartkęiwygładziłnastole.

/wielcybogowie,którzypełne/radośćwwieczności/kapłanizMemfis,którzydecyzjezczcią

wysłuchalipolecenia,bronićboskiegoImhot\cieńfaraonaHorasa\towięcej\całezłotoi

—„Całezłoto”—czytałsubmudir—dokładnieto,czegonampotrzeba.
—Ijajeznajdę.—Mustafauderzyłsiępięściąwpierś.Potemzawinąłkamieńwbrązowypapier,

mruknąłcośoniewiernychpsachchrześcijańskichidumnychsynachEgiptu,następniewłożyłpaczkędo
walizkiiodstawiającjąnaszafę,rzekł:—TerazkolejnaNagibaek-Kassara.

—Czytemuek-Kassarowimożnaufać?—zapytałsubmudirostrożnie.
—Włożyłbymzaniegorękęwogień—odparłAyat.—JeststarymtowarzyszemZaghulairównie

długojakonnaszymsprzymierzeńcem.Cobyśmybezniegozrobili?Onjedynystudiowałdawnąkulturę
naszegokrajuimożenampomócwtejsprawie.Większośćekspertówtobezbożnicudzoziemcy,zależy
imtylkonatym,bywywieźćztegokrajunasząsławnąprzeszłość.Zabralinamwszystko:naszychbogów,
naszeobeliski,nawetmozaikowepodłogi,poktórychstąpalinasiprzodkowie.Pewnegodniazabiorą
jeszczenaszepiramidyiustawiąwBerlinie,ParyżulubLondynie.

El-NawawiprzytaknąłAyatowi,żywokiwającgłową.
—DlatychEuropejczykówjesteśmyjedynieciemnymipoganiaczamiwielbłądów,pastuchamikóz,

czyścibutami,ludźmitrzeciej,anawetczwartejkategorii,zbytgłupimi,byzachowaćdziedzictwoswych
ojców.WszyscyEuropejczycy,którzyprzebywająwnaszymkraju,uważają,żemuszązmieniaćnasz
wschodnicharakter.Aconajgorsze,wieluznasprzyznajeimracjęiwielujużzatraciłonajlepszecechy
muzułmanówiprzejęłonajgorszecechyEuropejczyków;tegoniezmieninawetlordKitchener.Onjesti
pozostaniepsemchrześcijańskim,kolonialistą,choćbyniewiemjakczęstozapewniał,żejestjednymz
nas!OnjestipozostanieBrytyjczykiem,awszyscyBrytyjczycytowrogowie.Czytymniesłuchasz?

MustafaAgaAyatpołożyłsięnazasłanymłóżkuiwsunąłręcepodgłowę.Spoglądałwsufit.Istotnie

niesłuchał,aleniebyłtobrakgrzeczności,ajużnapewnonieobojętność;to,cosubmudirmówił,było

background image

jużwielokrotnieomawianepodczastajnychzebrańnacjonalistówiuznanezasłuszne.

—Właśniesięzastanawiam—rzekłMustafa,nieprzestającpatrzećwsufit—gdziejesttoniejasne

miejsce.Myślę,żeladyDawsonniezależałobynajakimśpierwszymlepszymczarnymkamieniu.Szukała,
takjakmy,odłamka,którymógłbybyćkluczemdojakiegoświelkiegoodkrycia.Zadajęsobiepytanie,
skądladyotymwie?

—Słusznepytanie—odparłel-Nawawi.—Jestwidocznienietylkozaskakującodobrze

poinformowana,alemusimiećteżkontaktyzarcheologami,itonietylkozangielskimi!

—Cowłaściwiewiadomootejdamie?
—JestAngielką,niepodlegaobowiązkowimeldunku.Pozatym,jakwiesz,mieszkanałodzi.Dzięki

temunieobowiązująjejżadneegipskieustawyiprzepisy.Właściwietotypowinieneświęcejoniej
wiedziećniżja.

Agamruczałcośniechętnie,wreszciedałdozrozumienia,żeniewiewięcejponadto,colady

Dawsonmupowiedziała,atomożebyćprawdąalboinie;wobectegocozaszło,należyprzypuszczać,że
wszystkiejejoświadczeniasąwątpliwe.Alenaprzyjęciach,naktórebywałazapraszana,sprawiałajak
najkorzystniejszewrażenie.

—Ale—dodałAyat—byćmożedałemsięoślepićjejurodzie,możezatąmaskąkryjesiędiabeł.
PodczasgdyMustafamówił,wyrazjegotwarzydziwniesięzmienił,stałsięjakbyrozmarzony.

Pionowezmarszczki,którenadawałyjegotwarzywładczycharakter,jakbynaglesięwygładziły,aczarne
brwi,zwyklewisząceniskonadoczami,energiczniesięuniosły.

—Czywolnomizapytać,comasznamyśli?—spytałel-Nawawi,któregouwaginieuszłazmianana

twarzyAyata.

Mustafajakbycośprzeżuwał,choćnicniemiałwustach,takzprzyzwyczajenia,couniegooznaczało

zmieszanie.

—Myślę,żeladyumieświetnieopowiadaćbajki—rzekłwreszcie—irobitolepiejniżnajlepsi

opowiadaczenabazarach.Wkażdymraziewjejopowieściomężu,któryumarłpodczaspodróży
poślubnej,nigdyzbytnioniewierzyłem.

PoszukiwanieNagibaek-Kassaraokazałosiębardziejskomplikowaneniżsięspodziewano.Ek-

Kassarstudiowałarcheologięjużpiętnastyalboszesnastysemestrimiałconajmniejtrzydzieścilat.
Niezbytseriotraktowałstudia,apowodembyłnietylebrakzainteresowania,ilebeznadziejnośćjego
zamiarów,któreniedawałymunajmniejszejszansynapracęwEgipcie.Toteżstudiowałraczejbezplanu
izarabiałnażyciedorywczymipracami,codoktórychniebyłwybredny.Wpewnejkawiarnina
Friedrichstrasseangażowałsięodczasudoczasujakofordanser.Byłszczupły,wysoki,ajegociemne
oczywprawiaływzachwytniejednabogatąwdowę.ZataniecotrzymywałNagibpięćfenigówiczęsto
wsuwanomudokieszeniadreszobietnicą,żemusiętoopłaci.

Wtejkawiarnijednakek-Kassaraniebyło,ajasnowłosatęgamatrona.którasprzedawałażetony

taneczne,zareagowałanapytanieoniegodośćniechętnie:wymyślała,żeNagibjestoszustem,którydbao
własnąkieszeńzgarniającpieniądzenalewo,iżedlategozakazałamuwstępudotegolokalu.Niewie
gdzieonmieszkaiczywogólemajakiśstałyadres,iwcalejejtonieinteresuje,poczymgrzecznie,ale
stanowczowyprosiłaAyataiel-Nawawiego.

Obajmężczyźnipodeszliwłaśniedociężkichobrotowychdrzwizczerwonegomahoniu,gdyjakiś

młodyczłowiekpociągnąłAgęzarękawizapytał,iledlaniegowartajestinformacjaomiejscupobytu
Nagiba.Mustafaspojrzałnamłodzieńca,którymiałnasobieobcisłeubraniezsięgającądotalii
marynarką.Mankietyikołnierzykbyływykonaneztworzywaostrukturzelnuzdomieszkąpłótna,abrwii
rzęsychłopcabyłyuczernione.

background image

NazywałsięWillii—jakoświadczył—znałdobrzeNagiba.Agawsunąłtordanserowidokieszeni

pięciomarkowybanknot,poczymtenpociągnąłobumężczyznwkątzadrzwiamiipowiedział,żeNagiba
ek-KassaramożnaspotkaćwcyrkuBuscha,tylkoojednąstacjęstądkolejąmiejskąwkierunku
Alexanderplatz.Nagibpracujetamjakopomocnikpołykaczaogniaizaklinaczawęży.Willizawołał
jeszczezaodchodzącymi,żegdybynieznaleźliNagibauBuscha,toniechzapytająuAschingera.
GeorgenstrasserógFriedrichstrasse.

CyrkBuschamiałwBerlinieswąstałąsiedzibęnadbrzegiemSzprewy.Abysiętamdostaćprzed

popołudniowymprzedstawieniem,trzebasiębyłowykazaćniezwykłązręcznością.Zaksiążęcynapiwek
dziewczynawczerwonejczapeczce,wskazującamiejscanawidowni,zgodziłasięzaprowadzić
przyjaciółdoAlegoPaszy,jaknazywałsiępołykaczognia.Tenokazałsięnajprawdziwszym
berlińczykiem,mimoiżmiałwłoskąbabcięiegzotycznenazwiskoKalinke;apierwszepytanie,jakie
zadałgościom,było,czysązpolicji,bostamtądbyliwszyscy,którzydotądpytalioNagiba.AliPasza
właśniepróbowałprzedswymwozemnowynumeriniepozwoliłsobieprzeszkodzić.Śmierdziałonaftą,
którąAliPaszaKalinkebrałdoust,anastępniewypluwałogieńwpowietrze.Pomagałamuprzytym
delikatnadziewczynaodługichczarnychwłosach.Miałanasobieluźne,szare,męskiespodniei
czerwonąbluzę;artystanazywałjąEmma.Połykaczogniaoświadczyłześmiechem,żedziewczyna
przyszłanamiejsceNagiba,tenbowiemkilkakrotniezjawiłsięwpracypijany,pozatymEmmama
ładniejszenogi.

WdrodzedoAschingerael-Nawawizastanawiałsię,czytakiczłowiekjakNagibek-Kassarzasługuje

nazaufanie.Tawątpliwośćbyładośćuzasadniona;obajmężczyźniuzgodniliwięc,żepowiedzą
Nagibowitylkotyle,ilejestkonieczne.

NagibsiedziałuAschingeranadkuflempiwa,żułbułkęiszklanymwzrokiemgapiłsięprzedsiebie.

Wlokalutymniebyłozasłonaniobrusów,alezatopanowałhałas.Nagibtylezatankował,żetrwało
dośćdługo,zanimAyatiel-Nawawiwytłumaczylimu,kimsą,akiedywreszciezrozumiał,zaproponował
im,abyprzyszlijutro,najlepiejprzedpołudniem,wtedymożebędzietrzeźwy.Powoduswejwizyty
mężczyzniniezdradzili.

KiedyAyatiel-NawawinazajutrzprzedpołudniemprzyszlidoAschingera.Nagibsprawiałwrażenie

trochętrzeźwiejszego.Wkażdymraziepoznałobumężczyzninawetwysłuchałichpropozycji,by
przetłumaczyłtekstzfragmentukamienia,którymająwhotelu.AgauprzedziłpytaniaNagiba,corobiąw
Berlinie,skądpochodziczarnykamieńiczysprawaniemajakiegośzwiązkuzkradzieżąwmuzeum.
Wyjąłbowiembrązowybanknotiposiedział,żelepiej,abyNagibniezadawałżadnychpytań,bochodzi
tuoichwspólnyinteres.

Ayatiel-NawawipostanowilizabraćNagibadopensjonatuprzyKonigsgraben.naprzeciwkodomu

towarowegoTietza,zaopatrzyćgowkilkabutelekpiwaizamknąćwpokoju,dopókinieskończypracy.
Ek-Kassarsięzgodził.Poznałodrazu,żetopismodemotyczne,wątpiłtylko,czyurywkisłówdadząsię
odcyfrować.

Wątpliwościzdawałysięsłuszne,albowiemkiedyAgaokołopołudniazajrzałdoNagiba,tenco

prawdaopróżniłwszystkiebutelki,alenienapisałanijednejlinijki.Oświadczyłjednak,żezaraz
zabierzesiędoroboty,jeślidostaniejeszczekilkabutelekpiwa.

GdyAyatiel-Nawawipopołudniuotworzylipokój,ek-Kassarleżałnałóżkuispał.Aganatenwidok

taksięzdenerwował,żezacząłbićśpiącego,wymyślaćmu,nazywającpijakiem,któryłamieprawa
islamuizdradzaichwspólnąsprawę.Nagibek-Kassardarłsięjakbygozarzynano,aleniemożnabyło
zrozumiećjegosłów:wreszcieel-Nawawipodszedłdostołu,gdzieleżałczarnykamień.

—Hej,zostawgo!—zawołałIbrahim,aleAyatbyłtakwściekły,żedalejbiłpijanego,iopamiętał

siędopierowówczas,kiedyel-Nawawisiłąodciągnąłgoodofiary.

background image

—Tu!—rzekłiwskazałnabrązowypapierleżącynastole,wktóryzawiniętybyłkamień.
Nagibnapisałkopiowymołówkiemszesnaściewąskichlinijek,jednąpoddrugą.
Ayatiel-Nawawispojrzelinasiebiebezsłowa,podczasgdyNagibskowyczałjakzbitypies.Kiedy

Agaprzeczytałtekstporazdrugiitrzeci,stanąłprzedłóżkiem,podparłsiępodboki,abrzuchmusię
wydymałgroźniejakchmuraburzowa.

—Nagibie—rzekłgroźnie,poczymzrobiłdługąpauzę.—Czyjesteśpewien,żetosięzgadza?
Ek-Kassarusiadł,potemskinąłgłowąiodpowiedział,choćjęzykmiałniemalsztywny:
—Coznaczy„pewien”?Takietekstymożnainterpretowaćtylkowjakimśkontekście,aletłumaczenie

napewnojestwierne.

—Obawiamsiętylko—wtrąciłIbrahimel-Nawawi—żetonieposunienasdalej.
Nagibwzruszyłramionamiiznówopadłnałóżko.
—Tyłobuzie,niezasypiaj!—AyatskoczyłnaNagibaizacząłnimpotrząsać.—Powiedzmy,że

tłumaczeniesięzgadza,aleczycośprzytymzauważyłeś?

Ek-Kassarztrudemwstał,powlókłsięciężkimkrokiemdostołu,ipopatrzyłnabrązowypapier;nie

podnoszącwzroku,odparł:

—Jasne,żezauważyłem.
—Noico?—zapytałAyatgroźnie.
Nagibroześmiałsięipodniósłwzrok,jakbychciałpowiedzieć:„Wcaleniejestemtakiurżnięty,jak

myślisz”.Potempostukałpalcemwpapierirzekł:

—Możliwe,żetofałszerstwo,żeto...—zrobiłdużąpauzę.
DlaAgitrwałotozbytdługo;chwyciłNagibazaramiona,pchnąłdoumywalkiobokdrzwi,pochylił

jegogłowęnadmiskąipolałwodązdzbana.Nagibzacząłprychać,otrząsałsię,takżewoda
rozpryskiwałasiępopokoju;Agarzuciłmuręcznik.

—Jaktofałszerstwo?—zawołałzdenerwowany.—Odpowiadaj!
Nagibwytarłsię.Zimnawodaotrzeźwiłago.Podszedłznówdostołuiwskazałpapier.
—MowatuoDżoserze.FaraonDżoserpanowałwokresietrzeciejdynastii,awięcprzedczteremai

półtysiącamilat.

—Noico?
—ZaczasówkrólaDżoserapismodemotyczneniebyłojeszczeznane,wprowadzonojedopierow

dwatysiącelatpóźniej.Idlategosądzę,żetofałszerstwo.Tegorodzajufałszerstwaniebyływcale
rzadkością.Wpóźniejszychczasachkapłaniczęstodlazabawyfałszowalidokumenty.

—Ajakibyłpowód?Czyjestnatojakieśwytłumaczenie?
—Sątylkodomniemania.Jednoznichtotakie,żewtensposóbpodsuwasięfałszywytrop,by

odwrócićuwagęodjakichśsprawtajemnych.

MustafaAgaprzerwałrozmowę.SchwyciłnotatkęNagiba.Nagibpoczuł,żeobunagleopanowało

wielkiepodniecenie,aleniemiałodwagizadaćpytania.TakżekiedyAyatzaskakującoszybkozacząłsię
żegnać,Nagibzachowałrezerwę.

Nazajutrzobajudalisięwdrogępowrotną.PojechalinocnympociągiemrelacjiBerlin-Monachium,z

wagonemdoAscony,skądmielizamówionąkabinęnastatkudoAleksandrii.Ayatiel-Nawawi
zajmowaliwpociąguwygodnyprzedziałsypialny.Leżeliwubraniachnaswychłóżkach,aleniemyśleli
ospaniu,aichrozmowyumilkłydopierozaLipskiem.

Byłochybaokołotrzeciejwnocy,gdyAgawjednostajnymszumiepociąguusłyszałjakiśobcyszmer.

Pochodziłsprzeddrzwi,którezamknęliodśrodka;wydawałosię,żektośmajstrujeprzyzamku.Mustafa
usiadł.Przytłumionezieloneświatłonasuficierzucałodługicieńnawejście.

—Ibrahimie!—szepnąłAgacicho.

background image

Tenzareagowałniechętnymwarknięciem.
—Słyszyszcoś?
El-NawawizaprzeczyłiprzykazałMustafie,żebyzostawiłgowspokoju.
Tenzapadłwdrzemkę.Zastanawiałsię,czypodróżdoBerlinasięopłaciła,czywartabyłatakiego

zachodu,czytrop,jakimpodążali,wogóleprowadziłdocelu.Mustafawątpiłtakże,czyek-Kassarto
właściwyczłowiekwtejsprawie.Owszem,jestmłodyiprzyłączyłsiędoruchu,aleodbliskoośmiulat
mieszkazagranicą.Ajeślionwodziichzanos,jeśliichoszukujejakcwanyhandlarzwielbłądów?
Problemy,pytania,wszystkotoprzerastałoichsiły,byłoniedorozwiązania.Mustafazasnął.

Obudziłsię—choćwłaściwietrudnonazwaćstan,wjakimsięraptemznalazł,obudzeniem;poczuł

naglesilneuderzeniewgłowę,którespowodowałobólatakżeparaliżującybezwład;odtejchwili
postrzegałwszystko,cosiędziałodokołaniego,jakprzezmgłę,jakbyzoddali:przeszukiwanieich
bagażu,nagłypłomień,dym,krzyczącychludziizgrzythamulców.

MustafęAgęAyataiIbrahimael-Nawawiegowyciągniętonieprzytomnychzdymiącegowagonu.

Kiedykaszląciduszącsiędoszlidosiebie,leżeliobajnatorach.Nadichgłowamisyczałalokomotywa.
Współpasażerowiezdusiliogień.Napytanie,cosięstało,konduktorwgranatowymuniformie
oświadczył,żeprawdopodobniejakaśośsięprzetarła.Pociągpojedziewolnodonastępnejstacji,tam
wagonzostanieodczepiony,oczywiściepanowiedostanąinnyprzedział,pozatymwszystkojestw
porządku.

Pociągpowoliruszył.Ichprzedziałwyglądałstrasznie:porozrzucanebagażeiodzież.Ayatprzede

wszystkimszukałczarnegokamienia,ale—jakprzypuszczałicosięsprawdziło—kamieńznikł.

—Inszallah—rzekłAyatoschle,wyciągnąłzkieszenispodnibrązowypapieripodsunąłel-

Nawawiemupodnos.

Ibrahimel-Nawawi,którywciążjeszczewykasływałsobiepłuca,roześmiałsię:
—Jasalaam!

SYNAJ

Owy,którzywierzycie!
WspominajciedobroćBogawzględemwas!Otowojskapomaszerowałyprzeciwwam
Imywysłaliśmyprzeciwnimwiatrizastępy,którychwyniewidzieliście.
Bógwidzijasnoto,coczynicie!
Otoonenapadłynawas
zewszystkichstron,
kiedywaszespojrzeniasięodwróciły,
awaszesercadosięgałygardła
izaczynaliściesnućoBoguróżnemyśli.
Koran,suraXXXIII

*

CzaswLuksorzebyłdlaOmaraczasemnauki.UTahynauczyłsięczytaniaipisania,wkrótce

deklamowałsuryjakzawodowyrecytatorwmeczecie.Claire,żonaprofesora,uczyłagojęzyka
angielskiego,adocodziennychprzyjemnościchłopcanależałoczytanieiuczeniesięnapamięć
nekrologówiwspomnieńozmarłychzamieszczanychnapierwszejstronie„Times’a”;wskutektegoOmar
nacodzieńwyrażałsiębardzogórnolotnie.KuzaskoczeniuShelleyachłopakwykazywałnietylko

background image

wielkiezainteresowaniebadaniamiarcheologicznymi,alezdradzałniezwykłytalentinauczyłsięna
pamięćwszystkichtrzydziestujedendynastiiażdoAleksandraWielkiego.

Profesorpodługichprzygotowaniachopracowałczteryprogramybadawczeizamierzałje

przedstawićEgyptExplorationFund;doprogramówtychnależałymiędzyinnymiposzukiwaniadwóch
grobówfaraonówwDolinieKrólów.Zaplanowanojenadwasezonywykopaliskoweiprzewidziano
zatrudnieniewkażdymznichpostudwudziesturobotników.

Zapomnianojużoowymstraszliwymporwaniu;Omarcoprawdazrezygnowałzdalszychposzukiwań,

alepodczaspracbadawczychprofesora,doktórychprzyłączyłsięzentuzjazmem,wciążnatrafiałna
nieprzekraczalnegranice.

Intrygi,oszustwa,morderstwanależaływEgipciedosprawcodziennychiLuksorniestanowiłtu

wyjątku.Państwoznajdowałosięwopłakanymstanie,tylkonieliczniorientowalisię,ktokomusprzyja,a
ktojestczyimwrogiem.OficjalnieEgiptbyłwciążjeszczeczęściąpaństwaotomańskiegopod
zwierzchnictwemsułtana.JegonamiestnikiemnadNilembyłkedywAbbasHilmi,wicekrólobardzo
ograniczonejwładzy.Krajemrządziłpremier,alezarównoon,jakikedywpodlegalibrytyjskiemu
konsulowigeneralnemu,którymiałwieledopowiedzenia,albowiemEgiptbyłodtrzydziestulat
kondominiumbrytyjsko-egipskim.

Możnabymniemać,żekonsulgeneralny—lordKitchener—byłwEgipcierównieznienawidzony,

jaklubianybyłkedyw.Alebyłowprostodwrotnie.DumnyIrlandczykzsumiastymwąsemjużjakosir-
dar,głównodowodzącyarmiibrytyjskiej,cieszyłsiędużąsympatią.Jakokonsulgeneralnywykazywał
wielezrozumieniadlapotrzebprostychludzi,przedewszystkichfellachów,którzynieważylisięnosić
turbanówaniprzyzwoitejodzieżywobawie,żeokrutniurzędnicyobłożąichtakimipodatkami,jakichnie
będąmoglispłacić.Kedywnatomiast,mimoswegoegipskiegowychowania,albowłaśnieprzeznie,był
egoistą,despotą,intrygantem,pozbawionymsumieniaczłowiekieminteresuiniecieszyłsię
popularnościąwśródludzi.AbbasHilmipopierałwszelkieugrupowaniapolityczneipartie,jeślitylkow
jakikolwieksposóbbyłyskierowaneprzeciwkoAnglikom.To,żewieleztychpartiibyłozesobą
skłóconych,przyczyniałosiędoniestabilnościsytuacjipolitycznej.

Przedewszystkimnacjonaliścistanowiliogólnytematrozmów.Wśródnichbyliumiarkowanii

radykałowie,ekstremiściiterroryści.PremierButrosPaszaGalizostałzastrzelony.Wostatniejchwili
udaremnionozamachnajegonastępcęMohamedaPaszęSaida.Uzbrojonehordyciągnęłyprzezkraj,nikt
niebyłprzednimibezpieczny.

WtymokresieOmarpragnąłnajbardziej,abyciwszyscynacjonaliściorozmaitychorientacjach

pojednalisięiwalczyliowspólnycel,owolnyEgipt,wktórymwszyscybylibyrówniwobecprawa.
ProfesorShelleyniemiałzbytdobregozdaniaotychludziach,nazywałichpodstępnymi,
skorumpowanymi,nieżyciowymimarionetkamikedywaiprzepowiadałimzłykoniec.Omarsięnie
sprzeciwiał,alewjegosercurosłamiłośćdowłasnegokraju,robiłomusięciepłonasercu,kiedymyślał
oprzyszłościEgiptu,którabyłatakżejegoprzyszłością.

Bardzogobolało,kiedywkawiarni„KomOmbo”zadworcem,gdziebywalitylkotubylcy,gdziepili

kawę,herbatęizielonąlemoniadęipodwóchalbopotrzechpaliliwodnefajki,niktniezwracałnaniego
uwagi,anawetokazywanomunieufność;zasłaniającdłońmiustaszeptano,żetoobcy,aniejedenznich.
Przyczyniłsięteżdotejopiniifakt,żepewnegorazupodczaspiciaherbatyczytał„Times’a”,cotutaj
uważanozaprowokację,podobniejakwywieszanieflagibrytyjskiej.

PewnegodniarozmowazeszłanaJusufa,któregozabrałachorobaioktórymwszyscymówiliz

szacunkiem;narazpadłoimięHalimy.ToimiędziewczynytrafiłoOmarajakuderzenieobuchemizudaną
obojętnościązawołałprzezstół,czyktoświe,gdzieonaterazprzebywa.Wtedyumilkływszystkie

background image

rozmowyiwszyscyspojrzelinaOmara.Gąbczasty,otyłymłodzieniec,októrymbyłowiadomo,żegustuje
wosobnikachwłasnejpłci,wstał,podszedłdoOmara,zachichotałirzekłbezczelnie:

—Patrzcie,patrzcie,tęsknomudoHalimy.—IprzysunąłprzytymswojątłustątwarzdoOmara.
Omarodtrąciłpederastę;czuł,jakkrewzwściekłościuderzamudogłowy,mimotoopanowałsięi

odparłnapozórspokojnie:

—GdziejestHalima?Czyktośzwaswie?Mysięznamy—iniemalusprawiedliwiającododał:—

przelotnie.

—OnznaHalimęprzelotnie!—zawołałgrubasizacząłrytmicznieklaskaćwdłonie,ainni

przyłączylisięiwołali:—OnznaprzelotnieHalimę,onjąznaprzelotnie!

Kiedywrzaskiustały,grubasstanąłprzedOmarem,wykonałkilkaniezdarnychruchów,jakby

demonstrowałtaniecbrzucha,ipowiedział:

—MytuwszyscyznamyHalimędośćdobrze.Tomałakurewka.Każdyznasjużjąmiał.
WtymmomencieOmarstraciłpanowanienadsobą,rzuciłsięjakwściekłezwierzęnagrubasa,

uderzyłgowżołądekizacząłdusić,ażtamtemuniemaloczywyszłyzorbit.Resztazebranychryczała,ale
widząc,żeOmarmożezadusićgrubasa,bojegotwarzzaczęłajużsinieć,kilkuodważnychrzuciłosięna
niegoiusiłowałoodciągnąćodtłuściocha.Alejakwąż,którywpiłsięwswójłup,Omarniezwalniał
uścisku,mimoiżtrzechdorosłychmężczyznszarpałogo,ibyłbyzadusiłprzeciwnika,gdybynaraznie
zaszłocoś,czegosięniktniespodziewał.Jedenzmężczyzn,którypróbowałoderwaćOmaraodgrubasa,
takmocnoszarpnąłrękawchłopca,żetkaninasięrozerwałaiodsłoniłapraweramię,naktórymbyło
wypalonepiętno.

Miałotonieoczekiwanyskutek.ZarównoOmar,jakiprzybylinapomocgrubasowimężczyźni

przerwaliwalkęiprzezchwilętrwaliwzaskoczeniu.Ipodczasgdygrubas,ztrudemłapiącpowietrze,
opadłnaziemię,wszyscyjakskamienialiwpatrywalisięwpiętno.

Wkawiarnizapanowałacisza.Omarczekałnareakcjęzgromadzonych,napytania,uwagi,nacoś,co

bywyjaśniłotężałosnąsytuację,alenictakiegonienastąpiło.WreszcieOmarodwróciłsięibezsłowa
poszedłdowyjścia,zponurymimyślami.

OdowegodniaOmarbyłwLuksorzepotępiony.Takmusięwkażdymraziezdawało,boci,których

przyjaźniszukał,gdyż—jaksądził—bliskiimbyłlosEgiptu,unikaligoterazjeszczebardziejniż
przedtem.Comiałrobić?Wszelkiepróbyporozmawianiazkimśnatentematbyłydaremne.Ludzie,z
którymiOmarzaczynałrozmowę,odwracalisię,jakbybyłtrędowaty,inawetci,zktórymiuprzednio
utrzymywałżyczliwestosunkiiktórzyniebyliświadkamizajściawkawiarni,takżegoomijali.

Tenokresizolacji,którazbliżyłagodocudzoziemcówbardziejniżdoswoich,Omarwykorzystałna

własnestudia,przyczymprofesorShelleyijegożonapomagalimuisłużylipoparciem.Przezdługiczas
Omarniewspominałozdarzeniuwkawiarni,alekiedypotygodniachrozmyślańnieudałomusię
rozwiązaćtejzagadki,opowiedziałwszystkoprofesorowi.

Shelleypoczątkowoniewierzył,żewłaśniepiętnojestpowodemtejnieufności,leczOmartwierdził,

żejesttegopewien.Byłobardzoprawdopodobne,żepiętnowkształciekotajestznakiem
rozpoznawczymjednejzgrupnacjonalistycznych,aletoniewyjaśniało,dlaczegowłaśnieOmarbyłwto
zamieszany.Chłopiecnigdyniemówiłopolityce,ajegoporwanienastąpiłowczasie,kiedyprofesor
chciałubićintereszjakimiśludźmi,taktowkażdymraziewyglądało.SubmudirLuksoruporoku
przerwałposzukiwania,niczegooczywiścieniewyjaśniwszy.Gdybychcieliposunąćsiędalej,musieliby
wziąćsprawęwewłasneręce,coShelleyowiniewydawałosiębezpieczne.

Szukającjakiegośpunktuzaczepienia.Omarzacząłopowiadaćolochu,wktórymgowięziono.

Znajdowałsięon,jakmówił,gdzieśwpobliżuszlifiernikamieni,bochłopiecsłyszałszum,jakiwydają
obracającesiękamienie.PorozmowiezHowardemCarterem,któryopracowałkartograficznei

background image

archeologiczneplanywsiel-Kurna,okazałosię,żewpobliżu,wpromieniuokołodziewięćdziesięciu
metrówwokółszlifiemikamieni,znajdujesięsiedemgrobów,trzyzwolnymdojściem,czteryukrytepod
domami:wszystkiesąznaneizbadanenaukowo.Omarzapewniał,żeswojewięzienieznajdzienaoślep,
choćzadnianigdygoniewidział.

Groby,doktórychbyłdostęp,należałydoAmuna,kapłanaAntefa,mędrcaHapusenebaigenerała

Perreseneba.Żadenznichjednakniemiałrozmiarówanikształtów,któremogłybywskazywaćna
kryjówkęOmara.CzteryobudowanewejściaprowadziłydogrobówIpuemrego,kapłanazaczasów
AmenofisaIII,Imsetiegi,lekarza,Duamutefa,marszałkanieznanegobliżejdworu,iTeta-Ky,mędrcaz
czasówXVIIIdynastii.AlepozbadaniutychgrobowcówOmarstwierdził,żeniebyłwięzionywżadnym
znich.

Rzeczjasna,żeprofesoruzasadniałposzukiwaniawel-Kurnaprzyczynaminaukowymi,ale

mieszkańcytraktowaligozwielkąnieufnościąiprzedsięwzięciechybabysięniepowiodło,gdybynie
przypadek.

Pewnegorazubezpańskipiesgoniłpowsikrólika.Królikwcaleniewyglądałnaprzerażonego,krążył

bocznymiścieżkami,stalemającpsanaoku.Omarzprzyjemnościąprzyglądałsiępogoniibiegłzapsem.
Wtemzniknąłipies,ikrólik.Omarobawiałsięnajgorszego:alenagleznalazłpsaprzeddołemzakrytym
grubymibelkami.Pieswarcząc,gapiłsięwszparę,przezktórąuciekłkrólik.

Omarprzegoniłpsa,podniósłjednąbelkęiszukałkrólika.Nieznalazłgo,alezatoodkryłwykutew

piaskowcuschody.Stopniebyłyzniszczone,częściowosięrozpadły:prowadziłyokołosześciumetrów
pionowonadółdodrewnianychdrzwizdesekpomalowanychnazielonofarbąolejną,jakwwiększości
domówwel-Kurna.Zwykłazasuwkasłużyłajakozamknięciezzewnątrz.Shelleyodsunąłjąioświetlił
wnętrzelampąkarbidową.Korytarzzgrubociosanychdesekzakręcałwprawodoplatformy,zktórej
następneschodyprowadziływgłąb.Omarowitrudnobyłowyobrazićsobie,iżtowejścieprowadzido
więzienia.Pamiętałdobrzemalowidłanaścianach,ajakdotądwidziałtylkosuroweskalnegłazy.

UstópschodówShelleyzatrzymałsię,bostopniekończyłysiętużnaddołem,mającymokołotrzech

metrówwkwadracie,takgłębokim,żeświatłolampyniesięgałodna.Nieosiągalnadrogaciągnęłasię
dalejpoprzeciwległejstronie.Awięcdlategowejściebyłozamkniętetylkonazwykłązasuwkę.

Pomieszczeniewypełniałsłodkawyzapachnietoperzy,lampakarbidowasyczała.Omar

zaproponował,abywziąćzgóryjednązbelek,którymibyłozakutewejście,aleprofesorprzekonałgo,że
tedeskisązakrótkie,adłuższychitakniedałobysięprzenieśćprzezzakrętywąskiegokorytarza.Omar
bezradnieoświetlałdół;nagleblaskpadłnagóręichłopiecpoznałpotężnesklepienie,zktóregozwisała
lina;jejkoniecbyłprzymocowanyzbokuzawystępemmuru.Linabyłanowaisprawiaławrażenienie
używanej.Profesorodwiązałją,sprawdził,czyjestmocna,rozhuśtałnaddołem,poczymznówschwycił.

OmarspojrzałnaShelleyaichybaobajpomyśleliotymsamym.Czylinawytrzyma?Amożeto

pułapka?Niebezpieczeństwododajeodwagi.Omarbezsłowawyjąłprofesorowilinęzręki,razjeszcze
sprawdził,czyjestdośćmocna,podciągnąłsięwgóręiskoczyłnadprzepaścią.Następnieodrzuciłlinęz
powrotem:ShelleyumocowałlampęupasaizrobiłtosamocoOmar.

Kiedyuwiązalilinęwmiejscunajwidoczniejdotegoprzeznaczonym,ruszyliwdalsządrogęidotarli

dowiększegopomieszczenia.Naśrodkupodłogibyładziura,obokleżałazbitazdesekpokrywa,azanią
zwiniętadrabinasznurkowa.Omarnaglesobieprzypomniał,jakponieskończeniedługiejsamotnościw
mrokuotworzyłsięwłazinadółspadładrabinkazesznurka,adrgająceświatłolampyjaskrawym
blaskiemoświetliłościanylochu.

Omarzawiesiłdrabinkęnapokrywie,schwyciłwzębyuchwytlampyizacząłschodzić.Shelleyza

nim.NadoleOmarpodniósłlampędogóry.

background image

—Tak—rzekłcicho—wszystkopoznaję,postacibogów,wózwojskowyzsześcioszprychowymi

kołami,atam—poświeciłwdół—sarkofagzresztkamimumii.Tak,tubyłemuwięziony,natymstosie
trzcinyleżałem.JedenAllahwie,jaksięstądwydostałem.ProfesorShelleywyjąłOmarowilampęzręki,
bybliżejobejrzećsarkofag.

—Jeślimniewzrokniemyli—rzekł,zbadawszydokładnieznaki—znajdujemysięwgrobowcu

pewnegoszlachcicaimieniemAntef,którysłużyłufaraonajakoposkramiaczrumaków.

Zafascynowanynagłymodkryciem,Shelleyniezauważył,żeOmardrżynacałymcielejakwgorączce.

Dopierokiedynaswojepytanieprofesornieotrzymałodpowiedzi,skierowałlampęnachłopca.Omar
trzymałsięmocnodrabinki.Wspomnienieowegonieskończeniedługiegowięzieniawtymlochubyło
ponadjegosiły;nagliłdopowrotu.

Kiedyznówbylinagórze,Omarokrążyłdom,zaktórymnatknąłsięnawejściedogrobowca;jego

przypuszczeniaokazałysięsłuszne:byłtodomstaregoJusufa.

WjakiśczaspotymodkryciuOmarleżałchorybezwidocznegopowodu.Nieprzyjmowałpokarmu,

jegomyślikrążyływokółdziewczynyiniezwykleskomplikowanejsytuacji;zastanawiałsię,śniącna
jawie,czyżyciewogólemadlaniegosens.Zawszeuważałsięzasilnegoczłowieka,atuokazałosięcoś
wręczprzeciwnego;byłsłabeuszem,zdolnymcoprawdaznieśćbólfizyczny,alekiedyszłoocierpienia
ducha,okazałsiętchórzem.

LatobyłobardzoupalneiNil,mimoregularnegodopływuwodyzzalewuprzytamieasuańskiej,wylał

tylkowpołowie.Omarzwdzięcznościąprzyjmowałmokreokłady,któreNundakładłamunaczole.Od
owegozdarzeniazamienilizesobązaledwiekilkasłówichociażOmarjużdawnopożałowałswej
brutalności,trwałuparciewpowziętympostanowieniu.

AleterazOmarznówszarpnąłNundę,kiedykładłamukompresnaczole,ażwydałacichyokrzyk.Jej

łagodnatwarz,krągłośćpiersiiudspotęgowałyjegopożądanieijakbybyłcałkiemzdrowy,wciągnął
dziewczynędołóżka.KiedyNundależałapodnimnaga,wszedłwniądzikoigwałtownie,z
niepohamowanympragnieniem,bysprawićjejból—toprzeżyciepomogłomuzapomniećoHalimie.

WtendziwnysposóbOmarwyzdrowiałzdnianadzień,itotakniespodziewanie,żesamsię

przeraził;uwolnionyodsmutnychmyśliiuczuć,niemógłzrozumieć,czemucałąswojąuwagę
skoncentrowałnaHalimie.Przecieżwiernypiesiwiernykońznacząwięcejniżtysiącbab.

Omarmiałterazszesnaścielat;byłwysokim,silnym,przystojnymchłopcemojasnejcerze;jak

wszyscymłodziludziebyłprzekonany,żeprzeżyłjużwszystko,conatejziemiwartoprzeżyć—
pomieszaniepychyzgłupotą,którenachodzimężczyznznieuchronnąregularnością.Alewkrótce
przekonałsięoczymśwręczodwrotnym.Odtygodnikrążyłypogłoski,żewEuropiewybuchniewojna:
AustriapowstanieprzeciwkoSerbii,NiemcyprzeciwkoRosjiiFrancji,WielkaBrytaniaprzeciwko
NiemcomiTurcji.Europawydawałasiętakaodległa,aEgiptukazywałobliczesfinksa.

Byłpierwszypiąteksierpnia,kiedyprofesorShelleywezwałwszystkichdomownikówipoważnie,

jakwykładowcaKoranu,oświadczył,żepremieregipskipodpisał5sierpniadokument,którywpraktyce
zobowiązujeEgiptdowypowiedzeniawojnywrogomWielkiejBrytanii.Żadnemuobywatelowinie
wolnozawieraćumówzobywatelamipaństwbędącychwstaniewojnyzWielkąBrytanią,żadenegipski
statekniemaprawazawinąćdoportuwroga,brytyjskiesiłyzbrojnesąupoważnionedostosowaniapraw
wojennychwegipskichportachinalądzie.

Clairezłożyłaręcejakdomodlitwy,aletylkochrząknęłairzekła:
—Coterazbędzie?
Shelleywzruszyłramionami,siedziałsztywnowfotelu,wzrokmiałskierowanywsufit;nie

odwracającgłowy,powiedział:

—Musiszbyćprzygotowananato,żekażdegodniamogąmniepowołać.

background image

—Toznaczy...
—Tak,toznaczy,żemusimywracaćdoAnglii.—Shelleypowiedział„musimy”,ponieważteraz,

kiedygroziłomupowołaniedowojska,Egiptbyłdlaniegorajemnaziemi.Kiedyprzybylituprzed
dwomalaty,zapisywalisobiewkalendarzu,jakdługojeszczemuszątupozostać;aletosięszybko
zmieniło.Odkądwprowadzilisiędodomu,czulisięjakusiebie.Iwydajesię,żewtejchwilioboje
myśleliotymsamym.

—Jasaidi—zapytałOmarnieśmiało—jeślipanwrócidoAnglii,tocobędziezemną?
Profesormilczał.Omarzrozumiał,cotooznacza.Dotądwojnagoniedotyczyła,aleterazionzostałw

niąwciągnięty,obawiałsię,żezdnianadzieńznajdziesięnaulicy,bezpracy,bezdachunadgłową,i
przeklinałwojnę.

PrzezdługietygodnieOmarżyłpogrążonywmonotonii,wroztercemiędzynadziejąaobawąi

świadomościąwłasnejbezradności.Profesorcoprawdaprzyrzekłmu,żezadbaojegodalszylos,jeśli
będziemusiałopuścićEgipt,leczOmardobrzewiedział,żewczasachbiedykażdyjestpozostawiony
samemusobie.Tymczasemsytuacjasięzaostrzyła;wkawiarniachinaulicachludziesięzastanawiali,co
będziedalej?

Osiemnastegogrudnianawszystkichplacachmiasta,przedurzędamiigmachamipublicznymi

pojawiłysiężółteplakaty;„SekretarzstanusprawzagranicznychJegoKrólewskiejMościoznajmia,że
wobecsytuacjiwojennejwynikającejzpostępowaniaTurcjiEgiptznajdujesiępodochronąJego
KrólewskiejMościiodtądstanowiczęśćprotektoratubrytyjskiego.ZwierzchnictwoTurcjinadEgiptem
jesttymsamymanulowane.RządJegoKrólewskiejMościpodejmiewszelkieśrodkimającenacelu
obronęEgiptuiochronęjegoobywateliorazichinteresów”.

NazajutrzkedywAbbasHilmi,któryprzebywałwKonstantynopolu,zostałprzezAnglikówodwołany,

książęHusseinKemal,najstarszyżyjącypotomekksiążęcegoroduMehmetaAlisa,wstąpiłnatroni
wolnomubyłoodtądnosićtytułsułtanaEgiptu.

WdrodzedoDerel-MedineprofesorotrzymałrozkazstawieniasięwSyrii.Tambowiem

koncentrowałysięwojskatureckieiBrytyjczycyobawialisięatakuwroganaKanałSueski.Dobrzesię
więcstało,żeOmariShelleywdrodzepowrotnejdodomu,którąodbywaliwmilczeniu,napotkaliwóz
armiibrytyjskiej.Nadachuautomobilu,toczącegosięulicamiwtempiepiechura,umocowanabyładuża
tuba,zktórejrozlegałosięgłośnewołanieniewidzialnegokrzykacza,wzywającegoludzido
wstępowaniadoegipskiegokorpusurobotniczego.

WdwadnipóźniejOmarsiedziałwpociągujadącymdoKairu.
Sądził,żeoferujejedynieswojesiły,wistociejednakzaprzedałswojąduszę.Alewtedyjeszczetego

niewiedział.Zapieniądzenawetdiabełzatańczyjakmuzagrają,adwafuntytygodniowotobyładla
szesnastoletniegochłopcadużasuma.Pociągskładałsiętylkozprzedziałówczwartejklasy,cozresztą
Omarowinieprzeszkadzało—nigdyjeszczeniepodróżowałtrzeciąklasą—przeszkadzałomuraczej,
żeochotnikówwpychanodowagonówjakcielętawiezionenaubój.Dobrazapłata,darmowe
wyżywienieimieszkanieprzyciągałytysiąceludzi;przybywalizewsząd—zAsuanu,KomOmbo,zEdfu
iArmantu,zKusiKeny,aichcelembyłaIsmailianadKanałemSueskim.Stamtąd,takbrzmiałrozkaz,
mianozbudowaćliniękolejowąprzezpustynięSynaj.

WciągudwóchdnipodróżydoIsmailiiochotnicytylkodwarazyopuszczaliprzedziały,zawszew

szczerympolu,bymoglizałatwićswojepotrzebyfizjologiczne.Podczasjazdyprzydzielanoimsucharyi
plackizestęchłejmąkiorazherbatęwblaszankach,poczterysztukinaprzedział.

Ospaniuniebyłomowyaniwnocy,aniwdzień.Jedniśpiewalinacałegardłonieprzyzwoite

piosenki,inniopowiadalisprośnekawały.Omarsiedziałnaswymtobołkuotępiałyistarałsięodpędzić
smętnemyśli.JużbyłgotówopuścićpociągwIsmailiiipójśćwłasnądrogą,aledokądmiałaprowadzić?

background image

Wczesnymrankiemnawschodzieukazałosięczerwoneświatło,pociągdojechałdoIsmailii.

Brytyjscypułkownicywmundurachkhakiostrymtonemwrzeszczelirozkazy,którychniktnierozumiał.Za
pomocągwałtownychruchówudałoimsięwkońcuustawićochotnikówprzeddworcemwkolumnypo
trzystuludzi.

Nawąskichuliczkachmiasta,któregoniskiedomkibyłynawpółrozwalone,wiałostrywiatr.Przed

domamistałypojemnikizżarzącymsięwęglem,piętrzyłysięgóryśmieci,panowałokropnysmród.
Kobietyozasłoniętychtwarzach,zdziećminaplecachprzechodziłyzalęknioneiznikaływniskich
drzwiach,innewychodziłyprzeddomy,uśmiechałysiędomężczyznirobiłyobiecująceminy.Mali
chłopcyskakaliobokkolumnyiusiłowalinaśladowaćkrokiochotników.Kundleujadały,podniecone
kuryrozpierzchałysię.Wtensposóbkolumnadotarładoolbrzymiegoobozunamiotównaskrajumiasta.

Dookołaplacuapelowego,któryotaczałyrzędybrytyjskichflag,ciągnęłysięwformieszachownicy

ulicenamiotów;namiotówbyłochybazetrzysta,wszystkiebarwybrudnozielonej,podłużne,pomiędzy
nimitezmagazynami,zagrodyzwielbłądami,mułamiiosłami,wozydowywożeniajuchyprzeznaczone
narezerwuarywodypitneji—odgrodzonepionowymiplandekami—latryny.

SynajpomiędzySuezemazatokąAkabatokamienistastepowapustynia,napołudniugórzysta,z

wystrzelającymiwnieboszczytami,napółnocykrasowa,zrozległymirówninami,gdzietylkorzadko
możnaspotkaćoazępalmdaktylowych,malwy,czyjakąkolwiekinnąroślinność.Jestzatodużodzikich
zwierząt,kozice,gazele,naktórenocąpolująhienyiszakale,orazjadowitewęże.Wtejwrogiejdla
człowiekaokolicytemperaturaspadazimąwnocyponiżejzera,wdzieńnatomiastsłońcepieczemocno.

Mężczyźnizhałasemszturmowalinamioty,jakbyjedenniebyłpodobnydodrugiegozeswym

prymitywnymwyposażeniem.Płachtynapiaszczystymgruncie,jednaderkanaosobę,pośrodku
rozkładanyżelaznystółnanaczynia,obciągniętefilcemmanierki.InagleOmarznalazłsięw
towarzystwieinnychludzi,przeważniedwukrotniestarszychodniego.Chłopieczająłlegowiskotużprzy
wejściu,kładąctobołeknaderce,aletosięniespodobałowysokiemu,chudemumężczyźniewstarszym
wieku,odepchnąłwięcchłopcanabokiwskazałmugłowąmiejscewgłębi,wkącie.Omarusłuchał.
MężczyznatennazywałsięHafiz,więcejniedałosięzniegowydobyć,przynajmniejnapoczątku.

Pierwszegodniaodbyłsięapelnaplacu;pułkownikRobertSaltzpomocąegipskiegodragomana

omówiłwarunkipracy:dziesięćgodzindzienniezłopatąimotyką;normadzienna:półtorakilometra
torów.Kilkumężczyznzaczęłopomrukiwać.Saltwyciągnąłichztłumuiryczałnanichtak,żetłumaczz
trudemmógłnadążyćzprzekładaniemjegosłów,następniewypędziłichzobozu,pomagającsobie
pejczem.Incydentówwywarłwrażenie.OdtejchwilibanosięSalta.

Jeszczekiedystałonnamałymdrewnianympodeście,wotoczeniubrytyjskichżołnierzy,zpółnocy

nadeszłaburza.Początkowonawiewałanieśmiałomałetumanypiaskuikurzu,potemstawałasięcoraz
gwałtowniejsza.Ludziomzaczęłyłzawićoczy.Saltajakbytonieobchodziło,starałsięprzekrzyczeć
wiatr,oznajmił,żeliniakolejowaprzezSynajwłaściwieniejestsprawabrytyjską,leczprzede
wszystkimbędziesłużyłanarodowiegipskiemu,iżetosprawahonorukażdegoEgipcjaninamóc
pracowaćwtejpionierskiejgrupie.Kiedykilkumężczyznchciałootrzećsobiepiasekzoczu,krzyknąłna
nich,żemająstaćnieruchomoiżejeszczemogąopuścićobóz,wraziegdybyniemielizamiaru
podporządkowaćsiębrytyjskiejdyscyplinie.Aleanijedennieusłuchałjegowezwania,zresztąSalt
niczegoinnegosięniespodziewał.

Salt,eleganckimężczyznaokołoczterdziestki,wmundurzeszytymnamiarę,zcienkimwąsikiem,

wiedział,jaksięobchodzićznajemnymiżołnierzami.Synwalijskiegoksięgarzamiał,zgodniez
życzeniemojca,zostaćksiędzem,alewwiekuosiemnastulatmusiałzdecydować:sutannaalbomundur;
wybrałmundur.Jegowynikiwszkolekadetówbyłyraczejśrednie,anawetzłe,leczRobertodpoczątku
wyróżniałsięodwagąitwardymcharakterem.Aponieważbitewniewygrywasięgłową,leczpięścią,a

background image

pozatymSaltniemiałnaswymkoncieżadnychhistoriizkobietami,niepiłteżirlandzkiejwódki—obie
cechybyływówczasogromnierozpowszechnionewarmii—robiłwięczaskakującąkarierę.Jako
dziewiętnastolatekwalczyłzGordonemwChartumie,wprawdziebezpowodzenia;później,pod
dowództwemlordaKitchenera,zwiększympowodzeniemsłużyłjakokomendantjednostki;zaszedłby
wysoko,gdybyniepadłofiarątajemniczejchoroby,którejżadenlekarzniezdołałrozpoznać.Saltprzez
dwamiesiącegorączkowałiniemógłutrzymaćsięnanogach,byłodpornynawszelkieleki.Kiedyznów
wstał—ocałkowitymwyzdrowieniuniebyłomowy—byłjużinnymczłowiekiem,jegoosobowość
zmieniłasięniedopoznania.Kobietyiwhiskystałysiętreściąjegożycia,aleprzedewszystkim
namiętnośćdogrywkartypodążałazanimwszędzie.Grał,adługi,którezaciągnąłwkasynachiu
podległychmużołnierzy,przekraczałyjegomiesięcznepobory.Doegipskiegokorpusurobotników
zgłosiłsiępodobnonaochotnika,aletozadanierównałosiędegradacji,inietylko—oznaczałokoniec
jegokariery.

Saltryczącdokończyłprzemówienia.Rozkazał,abywystąpilici,którzyumiejączytaćipisać.Było

takichokołodwustu.Wtedyzapytał,któryznichmówipoangielskutakdobrze,żemógłbyprzekazywać
rozkazyrobotnikom.

Omarsięzgłosił.
—Jaksięnazywasz?
—OmarMoussa.Sir.
—Ilemaszlat?
—Osiemnaście—skłamałOmar.
Pułkownikokrążyłchłopca,obejrzałgoodstópdogłówirzekł:
—Szkoła?
—Żadna,Sir.—Akiedyspostrzegłzdziwionespojrzeniepułkownika,dodał:—Przezczterylata

pracowałemuangielskiegoprofesora.ZostałpowołanydowojskaJegoKrólewskiejMości.

Omarstałsztywno,zrękamiprzybiodrach,jakbyniemiałnasobiegalabiji,leczbrytyjskimundur;

podniósłpodbródekzgodniezwymaganiamiwojskowejpostawy—alboraczejzeswoimoniej
wyobrażeniem—inieruszyłsięzmiejsca,kiedySaltzwróciłsiędoinnychztymsamympytaniem.

Pozostałookołodwudziestuludzi,którzyumieliczytać,pisaćiznalijęzykangielski.Jedenznichmiał

drewnianykikutzamiastuda,innybyłkulawy,mógłsięporuszaćjedynieokiju.Saltobejrzałich
niechętnymwyrokiem,następniewykonałgest,jakbymiałdoczynieniazuciążliwymrobactwem.

Podczasgdyresztapchałasiędonamiotów,byszukaćochronyprzedburząpiaskową,pułkownik

zatrzymałtych,którychwybrał,abyichpoinformowaćoobowiązkachidyscypliniebrygadzistów;
wielokrotniepowtarzał,żetakżewoboziepracyistniejeobowiązeksalutowaniażołnierzomJego
KrólewskiejMości.

Burzaryczała,szarpałaścianaminamiotów,dookołaplacutrzepotałyflagi,Omarczuł,jakpiasek

zgrzytamumiędzyzębami.

—Stać!—ryknąłSaltprzekrzykującburzę,kiedyzobaczył,żejedenzszeregusięporuszył.Następnie

przeczytał,mimotrudności,regulaminsłużbowy,którybrygadziścimieliprzekazaćrobotnikom,
czternaściepunktówdotyczącychżyciawoboziezezwalałostrażnikomnaużywaniepodczaspracypałek
istosowaniekopniaków.

Drobnypiasekpustynnyopadałnatwarzipowodowałból.Omarzaczynałżałować,żesięzgłosił,że

nieprzemilczałswychumiejętności.Czuł,jaktwarzmuczerwienieje,jakoczywychodząnawierzchi
łzawią,ledwowidziałpułkownika.PrzezchwilęmiałochotękrzyknąćirzucićsięnaAnglika,byzdzielić
gopięściąpotwarzy,chciałskończyćztymszaleństwem,alepowstrzymałgorozsądek.Pułkownikstałz

background image

prowokującymwyrazemwyższościnatwarzy,chwilamiprzechodzącymwsadystycznyuśmiech.Omar
zdawałsobiesprawę,żeSalttylkoczeka,ażktóryśwystąpizszeregu.

Salttymczasemjakszalonywymachiwałpejczem,byprzydaćswymsłowomwiększejwagi;bardzo

muprzypadładogusturolabohatera,któryopierałsięnawetburzypiaskowej,iryczałzzapamiętaniem,
jakiegoniewywołałabynawetirlandzkawódka.

LeczAllahkarzepychę.Naglestałosięcoś,czegoniktnieprzewidział.Tnący,ostrygłospułkownika

narazsięzmienił,dziwniesięzałamał,ucichł,wydobywałymusięzgardłatylkoniezrozumiałetony,
wreszcieurwałijakstaredrzewo,któredługoopierałosięburzy,alewkońcujegokorzenieutraciłysiłę,
zatoczyłsięirunął,nawetpodczasupadkuzachowującwojskowąpostawę.Oficerowiewciągnęligodo
namiotu.

Takżenazajutrzburzapiaskowanieustała.Robotnicybuntowalisięwswychnamiotach,bonie

nadszedłzapasżywności.Byłytylkowodaigotowanyryż,aitegojedyniepoblaszancenaosobę.
Mężczyźnileżelibezczynniewnamiotach,graliwkości,gadalilubpróbowalizasnąć.Omarodpoczątku
miałtrudnezadanie;siedziałwgłębinamiotu,studiowałregulamin,którymuwręczono.Robotnicynie
lubiliOmara.Nicdziwnego,bojakżeto,on,najmłodszy,maimrozkazywać.Przedewszystkimwoczach
Hafiza,owegochudegostarucha,czytałnienawiść,kiedytenpatrzyłnaniegodługoiprzenikliwie.

Nazajutrzburzapiaskowazelżałaiodportuposuwałasiękawalkadawózkówizaprzęgówmułów,

transportującychpodkładyiszyny.Brytyjscyinżynierowiezaczęliodwbijaniawziemięszutrowąpali,
którewyznaczałytrasękolei.Wydawanienarzędzi,łopat,motykikoszyprzedłużałosię,ponieważ
magazynbyłzasypanypiaskiem.PułkownikSaltznówoprzytomniałiwydawałrozkazyswymoficerom,
cizaśprzekazywalijebrygadzistom.Wpośpiechuzorganizowanogrupyroboczepotrzystaosób.

OmarpodlegałoficerowiClarendonowi,któregozpowodujegodługiegonazwiskakoledzynazywali

poprostuClaire.ByłsynembogategowłaścicielaowczarniwShewsburyiraczejamatoremprzygódniż
żołnierzem,coudowodniłwIndiach.Claireogłaszałrozkazdzienny,aOmartłumaczyłjegosłowana
arabski.Normadziennanarobotnikawynosiłajedenmetrsześcienny,tylkonatrudnymterenieużywano
maszyn.WedługobliczeńBrytyjczykówkażdegodnianależałoułożyćjedenkilometrtorów.Pierwsza
zapłatamiałanastąpićpodwunastukilometrach.

Egipcjanierzucilisiędopracyzwesołymiokrzykami,alejużpokilkugodzinachOmarujrzał,żejego

podopiecznicoprawdadzikowymachująłopatami,alenasypnaodmierzonejtrasiedługościtrzydziestu
metrównierośnie,ponieważmężczyźninieumiejąsięposługiwaćłopatami.To,conabierająnałopaty,
gubią,kuswejwielkiejuciesze,zanimładunektrafidocelu.

Omarpobiegłzpowrotemdomagazynuizażądał150koszy,którychmujednakniedano;każdej

jednostcenależałosiętylkotrzydzieścikoszy.Podziesięciugodzinachpracyniewykonanonawetpołowy
dziennejnormyiwyglądałonato,żepraceprzybudowiepotrwajądwarazydłużej,niżzaplanowano.

PułkownikSaltwezwałoficerówibrygadzistównanaradę,ryczał,szalał,nazwałoficerówbandą

głupców,arobotnikówśmierdzącymileniamiioświadczył,żekażdego,ktoniewykonanormy,
własnoręczniewychłoszczeswympejczem.

—Sir!—Omarwystąpiłzszeregubrygadzistów.—Proszępozwolićminadrobnąuwagę.
Saltstanąłprzednimizacząłwymachiwaćpejczem.
—Sir—zacząłOmar.—Obserwowałemrobotników,oniniemogąszybciejpracować.
—Niemogą,niemogą!—Saltzaśmiałsięzłośliwie.—Jużjatychlenipogonię.
—Nie—upierałsięOmar.—Egipcjanienieumiejąobchodzićsięzłopatą.Wiemtozwykopalisk.

Niechpanimdakosze,płaskieiszerokiekosze,doktórychbędąmoglirękaminabieraćpiaseki
kamienie,azdwojąwysiłki.

background image

PułkownikSaltspojrzałnaOmara;jegopropozycjabyłaniezwykła,aleprzemawiaładorozumu.Po

chwiliwahaniarzekł:

—Przypuśćmy,żemaszrację,ilepotrzebakoszy?
—Conajmniejpiętnaścietysięcy,jedenkosznadwieosoby.
Oficer,któremupodlegałmagazyn,rzekł:
—Mamytylkotysiąckoszy.
Saltryknął:
—Notozałatwcieresztę!
Wdwadnipóźniejprzyniesionokoszeipracawyraźnieposuwałasięszybciej,oficerowieuznali,że

możnapodnieśćnormędzienną,naraziedodwóchmetrówsześciennych.Omarprotestował,mówił,że
ludziemogąsięzbuntować,pozatymnależypodnieśćzapłatę,alejegozastrzeżenianieznalazłyu
pułkownikaposłuchu.

Torykolejowewydłużałysię.Potygodniuliczyłyjużtrzynaściekilometrów;możnabyłoponich

transportowaćdalszedostawy,używającdotegoceluzwierzątpociągowych.Saltwydałrozkaz,aby
wybudowaćnowyobózwceluskróceniadrogidopracy,azaoszczędzonyczaspoświęcićkolei,co
wywołałoprotestyrobotników,którzytymczasemprzyzwyczailisiędodługiejdrogi.

PoczątkowoliniakolejowabyładlaOmaratylkoniejasnym,abstrakcyjnympojęciem,niemalsnemna

jawie;aleteraztoprzedsięwzięcienapawałogodumą,posuwaniesięliniiwkierunkuwschodnim
wzmacniałownimpoczuciewłasnejwartości,ponieważbrałwtymznacznyudziałion,ijegoludzie.Na
mapie,wktórąbyłwyposażonykażdybrygadzista,zaznaczałkażdegodniakopiowymołówkiem
wykonanyodcinekipokazywałrobotnikom.

Omarprzestałnosićgalabiję,ubierałsięterazwoliwkowystrójroboczybrytyjskiejarmii,któryze

swymilicznymikieszeniamibyłznaczniepraktyczniejszy.Gdybywiedział,jakąreakcjętymwywoła,
nigdybytegonieuczynił.BoterazróżniłsięjużubioremodresztyEgipcjan,wydawałimsiękimśinnym,
jakbyichzdradził.

PewnejnocyOmarowiprzyśniłosię,żepłonienamiot,wktórymśpi.Śmierdzącydymspalonej

impregnowanejtkaninyomalgonieudusił.Zacząłwalićrękamidokołasiebie,obudziłsięispostrzegł,że
toniesen,leczstraszliwaprawda.Namiotbyłpusty,stosyskrzyńznarzędziamizagradzaływejście,
ścianynamiotupaliłysię,płucachłopcaprzeszywałostryból.Omarczul,żetraciprzytomność.W
szaleńczejrozpaczyrzuciłsięnapłonącąścianęnamiotu.Ogieńparzyłmutwarziłydki,alewtejchwili
plandekazsykiemsięrozdarła.Omarwypadłnadwórizkrzykiemzacząłsiętarzaćpoziemi.Wszystko
gobolało,akiedyztrudemotworzyłoczy,ujrzałnadsobąstaregoHafizaikilkumężczyznzeswojej
brygady.

Wściekłe,złeoczywpatrywałysięwniegowblaskuognia.Omarujrzał,żejedenzmężczyznpodnosi

łopatęizamierzasięnaniegozobłędnymwzrokiem.WobliczuśmiertelnegoniebezpieczeństwaOmar
ostatkiemsiłbłyskawiczniepotoczyłsięnabokinaczworakachpowlókłsięnagłównyplac,gdziestały
namiotyoficerów.KilkuAnglikówzkrzykiemwybiegłomunaprzeciw.Omarjęknąłcośopodpaleniuio
ludziach,którzyczyhalinajegożycie,potemstraciłprzytomność.

Jegooparzeniaokazałysięnietakiegroźne,jakpoczątkowowyglądało.PułkownikSaltdostałataku

wściekłości,biegałpoobozie,wymachiwałpejczem,waliłwnamiotyiwrzeszczał:

—Tosabotaż!Podłabanda!Postawięwszystkichpodsądwojenny!—Oficerowieztrudemgo

uspokoili.

NazajutrzranogrupaOmaramusiałasięstawićnaplacuapelowym;SaltszedłwrazzOmaremwzdłuż

szeregów.RękojeściąpejczadotykałkolejnorobotnikówispoglądałnaOmarapytająco.Omarkręcił
głową.GdyprzyszłakolejnaHafiza,Omarzawahałsięprzezchwilę,alepotempokręciłgłową

background image

przeczącoiposzedłdalej;zachowałsiętaksamowobecinnych,choćichrozpoznał.Tłumaczyłsię,że
byłzbytprzerażony,byzapamiętaćtwarzenapastników.Tapostawa,którąprzyjąłcałkieminstynktownie,
niewiedzącdlaczego,spowodowałanieoczekiwanązmianęwśródludzi.Głębokanienawiść,któranie
cofasięprzedzabijaniem,zamieniłasięwszacunekipodziw.Możesiętowydawaćdziwne,aletaka
przemianaczęstowystępujeuEgipcjan.

WieczoremOmarstudiowałswojeplanyjakgdybynigdynic;wtedypodszedłdoniegoHafiz.Stary,

któryoddnia,kiedytuprzybyli,awięcodtrzechtygodni,nieodezwałsiędoniegoanisłowem,
spoglądałobojętniewpłomienie,wreszciezapytał:

—Dlaczegotozrobiłeś?
Ogień,podsycanynawozemwielbłądzim,wydzielałprzenikliwyzapach,ponieważOmarnic

odpowiadał,trwałodługiemilczenie.Szybkość,zjakąHafizprzesuwałpaciorkiswegosznura
modlitewnego,zdradzałajegoniepokój.

—Uważaliśmycięzazdrajcę—zacząłzwahaniem—zazdrajcęnaszegonarodu.
—Bonoszęspodnieimówięichjęzykiem?—Omarwskazałgłowąwstronęnamiotówoficerów.—

PochodzęzGizy,gdziesąwielkiepiramidy,dodwunastegorokużyciabyłempoganiaczemwielbłądów.
PotemtrafiłamisięokazjatowarzyszeniabrytyjskiemuprofesorowidoLuksoruwcharakterzesłużącego;
nauczyłemsięczytaniaipisania,atakżejęzykaangielskiego.Co,nabrodęProroka,matowspólnegoze
zdradą?

CorazwięcejludzigromadziłosiępodczastejrozmowydokołaOmaraiHafiza;przykucalinapiaskui

śledzilikażdesłowo.

—Nadnaszymkrajem—zacząłHafiz—ciążyprawowojenne.Oznaczato,żemy,synowieEgiptu,

niemamynicdopowiedzeniawewłasnejojczyźnie.Tostraszliwebezprawie.Wciągniętonaswwojnę,
którejniechcemy,zawrogówkazanonamuznaćnarody,zktórymiżyliśmydotądwprzyjaźni.Anglicy
traktująnasjakgłupie,nieposłusznedzieci,którymnauczycielgrozibatem.Aprzecieżżyliśmyw
rozkwiciekultury,zanimjeszczeBrytyjczycywogólezjawilisięnamapieświata.

Omarodparł:
—Niemogętemuzaprzeczyć,mnierównieżboli,kiedywidzę,jaksięobchodząznaszymkrajemi

naszymludem.Alewydajemisię,żelepiejbyćpostronieBrytyjczykówniżpostronieRzeszy
Osmańskiej.Brytyjczycyprzynajmniejdalinamsułtanaiprzyrzeklipowojnieniezależność.

TesłowawprawiłyHafizawewściekłość,oczymudzikobłyszczały,chwyciłgarśćpiasku,cisnąłw

ogieńizawołał:

—Topusteobietnice,atyjesteśgłupi,żewtowierzysz.Cóżtozasułtan,któregodałynamte

chrześcijańskiepsy.Tonędznydrab.CopowiedziałProrokMahomet,kiedykilkuArabówzażądałood
niego,byprzezrokczciłichbogów,awówczasonibędączciliAllaha?Powiedział:„Owy,niewierni,
nieczczętego,kogowyczcicie,awynieczcicietego,kogojaczczę,inigdyniebędęczciłtego,kogowy
czcicie,awynigdyniebędziecieczcilitego,kogojaczczę.Wymacieswojąwiarę,ajaswoją!”Tak
właśnieprzemawiałProrok.Angliknigdyniezrozumiewschodniejreligiiipolityki,adlanas,ludzi
Wschodu,angielskareligiaipolitykasąniepojęte.

Siedzącydokołaludziekiwaligłowamipotakująco,aHafizzapytałOmara:
—Czytorozumiesz,tysługusiebrytyjski?
Omarzerwałsię,jakbychciałsięrzucićnaHafiza,aledwajludziezagrodzilimudrogę,takwięc

tylkokrzyknąłdostarego:

—Niewiem,któryznasjestgorszy,tyczyja.SprzedałemBrytyjczykomdobrowolnieswojąsiłę,ale

niedziałałemwbrewswoimprzekonaniom.Tyzaś,Hafizie,jesteśnędznąkreaturą,bierzeszpieniądzez
ręki,którąnajchętniejbyśodrąbał.

background image

Potychsłowachrozległysiępodnieconeokrzyki,zktórychmożnabyłowywnioskować,żeOmarnie

jestodosobnionywswojejopinii.Wkażdymrazieswojąpostawązdobyłsobieszacunek.Coprawda
robotnicynietraktowaligoodtądżyczliwiej,aleniemusiałsięjużobawiaćoswojeżycie.

Robotnicypracującyprzybudowiekoleiposuwalisięnaprzódprędzej,niżplanowanoimożnabyło

transportowaćdostawyponowychtorach.Dwukrotniewciągudniamała,plującaparąiogniem
lokomotywaciągnęłatuzinwagonówtowarowychprzezpustynięodmiejscabudowydoIsmailiiiz
powrotem.

Pewnegodniawlutymnahoryzoncieukazałysięodpółnocnegowschoduciemneobłokikurzu;rosły

corazbardziejiprzybliżałysię;wśródrobotnikówpowstałniepokój.Brytyjscyoficerowieoznajmili
wreszcie,żetotureccyjeńcywdrodzedoKairu.

Spotkaniepośrodkupustynistałosięważnymwydarzeniem.TysiącewynędzniałychTurkóww

łachmanach,zgnębionych,umęczonych,pełnychlękuprzedprzyszłościąszłowmilczeniu,mijając
gapiącychsięnanichEgipcjan.Tuitamrzucanonieśmiałespojrzenie,większośćjednakopuściłagłowy,
niektórzymielibrudne,zakrwawioneopatrunki.Brytyjscyżołnierzenakoniachpilnowaliporządkuw
szeregach.Onizaśszlibezwolnieoboktorównazachódizniknęlinahoryzoncie,jakbytobyła
fatamorgana.

Omarwspółczułim,zawszebyłpostroniesłabych—przecieżsambyłjednymznichiniemógł

wykreślićzpamięciprzykrychzdarzeń.ChociażTurcybyliwrogamiEgiptu,Anglicyzaśsojusznikami,
czułwięcejsympatiidlawroganiżdlasojusznika,możedlatego,żewrogówuczynionowrogami,a
sojusznikówsojusznikamizdnianadzień.Omarwalczyłzeswymwyobrażeniem,żerówniedobrze
mogłobybyćodwrotnie,żetoBrytyjczycymoglibybyćichwrogami,aTurcysojusznikami,itrwało
wieledni,nimudałomusięnatozobojętnieć.

Wzdłużtorukolejowegowodstępachośmiukilometrówzakładanoobozynamiotowe,zktórych

mężczyźniwyruszaliranodopracy.Pokolejnychośmiukilometrachbudowanonowyobóz,alez
poprzednichlikwidowanotylkocodrugi,takżewzdłużtorówcoszesnaściekilometrówbyłymiasteczka
namiotowe,służącejakomagazyny.Obozówtychpilnowałyniewielkiezałogi.

Tam,gdzietorprzecinawzgórzeGebelel-Kasr,urządzononajwiększyplacbudowlany.Pułkownik

Saltzgromadziłcałyoddziałrobotnikówipodzieliłichnatrzygrupy.Brytyjskioddziałsaperówza
pomocątrzechtondynamituprzebiłsięprzezGebelel-Kasr.Jednagrupausuwałaodłamkikamieni,druga
wyrównywałateren,trzeciaukładałapodkłady—podwóchtygodniachprzeszkodęusuniętoioddział
posuwałsiędalejnawschód.

OmarotrzymałodSaltarozkaz,byrazemzGerrympilnowaliobozuel-Kasr,zadanieokropnienudne;

mielidodyspozycjidziesięciubrytyjskichżołnierzyidwarazytyleegipskichrobotników.Omarporaz
pierwszywżyciutrzymałwrękukarabiniporazpierwszyżałował,żeprzyjąłnasiebiewobozietę
odpowiedzialność.Natrzyzmiany,podziesięćosóbobchodzilidokołaobózzgodniezruchem
wskazówekzegara.Bardziejniżupałzadniaichłódwnocy,bardziejniżciężkapracaprzytorach
dręczyłamężczyznsamotnośćnakamienistejpustyniinuda;chodzilibezczynniedokołanamiotów,palili
papierosyiwbrewsurowymzakazomkorzystalizzapasówwhisky.Niemiałosensuzawiadamiaćotym
Buxtona,gdyżonsamuczestniczyłwtympodkradaniualkoholu.

PrawiecodzienniedochodziłodoutarczekmiędzyEgipcjanamiaBrytyjczykamioto,ktomakomu

wydawaćrozkazy,idobijatyk,którychuśmierzeniewymagałowiększegonakładusiłniżsamebójki.
Ponieważzachorowałkucharz,aniktniemógłgozastąpić,odwieludnijedlitylkochleb,sardynkiipili
herbatę,cooczywiścieniepoprawiałonastroju;możnarzec,żesytuacjagroziławkażdejchwili
wybuchem.PomasowychpogróżkachGerryBuxtonzdecydowałsięwięcpojechaćnajbliższą
lokomotywąnawschód,gdzieprzebywałSalt,bypoinformowaćgoopowstałejsytuacjiizapobiec

background image

ewentualnymrozruchom.TymczasemzastępowałgoOmar.GdyBuxtonpodwóchdniachwciążjeszcze
niewracał,BrytyjczycyiEgipcjaniejednogłośnieodmówilipełnieniasłużbyiniepomogłyzaklęcia
Omara.Obózbyłdzieńinocotwarty,niktgoniepilnował;karawanyipasterzekóz,którzyprzypadkiem
tamtędyprzechodzili,moglibrać,cotylkochcieli.TrzeciegodniaOmarpostanowiłposzukaćBuxtona.
Pojechałzranakolejąwkierunkuwschodnimiznalazłgonakońcuodcinka,pogrążonegowożywionej
rozmowiezbrytyjskimioficerami,jakgdybyzapomniałoswymzadaniu.Jeszczepodczasrozmowyz
pułkownikiemSaltemusłyszeliwoddalidetonacjęizarazpotymuniósłsięwpustynnenieboczarny
grzyb.

—Sabotaż!Sabotaż!—Saltryczałjakzarzynanybyk,pędziłprzezobóz,zwoływałdosiebie

uzbrojonychżołnierzy.Niktjeszczeniewiedział,cosięwłaściwiestało,alepułkownikzagroził,żew
raziegdybymagazynprochupodGebelel-Kasrwyleciałwpowietrze,postawiOmaraiBuxtonapodsąd
wojenny.

To,conaprawdęsięstało,przechodziłowszelkieprzypuszczenia.GdypociągzbliżyłsiędoGebel,

maszynistazacząłdawaćgwałtowneznakidotyłu,gdzienadrewnianychławkachtowarowegowagonu
zajęlimiejscaSalt,BuxtoniOmar.Omarwychyliłsię,bycośzobaczyć,aleparazasłaniaławidok,
dopókistalowemonstrumniezatrzymałosięnaotwartejprzestrzeni.

—Koniectrasy!—zawołałmaszynista,schodzącpożelaznejdrabince.Saltipozostaliposzlizajego

przykładem,zbliżylisiędorozwalonegokrateru,którysięprzednimiodsłonił.Niczymzłamanetrzciny
nadlejemwisiałytory;lejmiałsześćmetrówszerokościibyłchybataksamogłęboki.Siłaeksplozji
wyrwałapodkładyspodszynicisnęłarazemzkamieniamiigłazamidoznajdującegosiętużobokobozu,
rozrywającprzytymnamiotyiogrodzenie.

—Tosabotaż!—rzekłpułkownikcicho,niemalszeptem,ipowtórzyłtozdaniekilkakrotnie.—To

sabotaż!—Wydawałosię,żetesłowawdziwnysposóbłagodząjegostannajwyższegowzburzenia,jak
gdybygromadziłsiłydogwałtownegowybuchuwściekłości.Aletaksięniestało.Saltwmilczeniu
podszedłdokrateru,odrzuciłposzarpanepłachtynamiotoweizacząłgrzebaćwodpadkach,którymibył
zasypanyobóz.Nigdzieniebyłośladuzałogi.

*

Małe,zakratowaneokienkoceliprawienieprzepuszczałoświatła.Wychodziłonaprześwit,także

zaopatrzonywkratę.Cele,położonetużnadziemią,należałydodawnychkoszarnaskrajuIsmailii,
służącychgenerałowibrytyjskiemuSirArchibaldowiMurrayowijakokwateragłówna.

OmarzostałaresztowanywGebelel-Kasriprzezdwóchuzbrojonychżołnierzyprzewiezionydo

Ismailii.PułkownikSaltoskarżyłgoozdradę,nieuwierzyłzapewnieniomOmara,żespisekpowstałza
jegoplecamiibezjegowiedzy.Saltniemiałwprawdziedowodów,aleoznajmił,żepodczasrozprawy
przedsądemwojennympodaświadków.Celamiaładziesięćkrokówdługościiopołowęmniej
szerokości,panowałwniejohydny,kwaskowatysmród,takżeOmarpoczątkowoledwomógłoddychać.
Podczaspierwszychdni,którespędziłsamotniewtymprzygnębiającymotoczeniu,ogarnąłchłopca
panicznystrachprzednieuchronnymkońcem.Wiedział,cotojestsądwojennyiżewyrokmożeoznaczać
tylkośmierćprzezrozstrzelanie.Rozpacz,żejesttonieuniknioneiżeniemanatorady,doprowadziła
Omaradoswoistegoszaleństwa:zteatralnągestykulacjąwygłaszałmowyobronne,recytowałgłośno
suryKoranu,któremówiłyosprawiedliwościboskiej,jakgonauczyłTaha.Nieprzyjmowałpożywienia,
któremupodawanodwarazydziennieprzezokienkowdrzwiach,niezuporuczyprotestu,leczdlatego,
żeniebyłwstanienicprzełknąć.

background image

Czwartegodniawięzienia,kiedybyłjużbliskizałamania,nagleotrzymałwcelitowarzysza.W

bladymświetle,padającymprzezwysokieoknozmlecznąszybą,rozpoznałciemną,wynędzniałątwarz
Egipcjanina;niebyłtonapewnochłopanipastuch,raczejjakiśurzędnik.

Omarwyciągnąłrękędonowoprzybyłegoirzekłżyczliwie:
—NazywamsięOmar.—Aletamtenzlekceważyłjegopowitanieibezsłowaodwróciłsiędoniego

plecami.

WnocyOmarocknąłsię;nicniewidział.Nowytrzymałgozaramięimocnonimpotrząsał.
—Hej!—zawołałcicho.—Cościsięśniło,gadałeśstrasznebzdury!
Omarwymamrotałjakieśusprawiedliwienieizobawąwpatrywałsięwmrok.
—Gadałeścośodynamicie—rozległsięgłoswciemności.—Wołałaś:wysadzęwaswszystkichw

powietrze!

—Niewiem—skłamałOmar.
—NazywamsięNagibek-Kassar—rzekłnieznajomy.
—AjaOmarMoussa—odparłOmar,poczymzapanowałodługiemilczenie.WreszcieOmarzebrał

sięnaodwagęirzekłcicho:—Brytyjczycyzarzucająmisabotaż.Uważają,żejestemodpowiedzialnyza
wysadzeniewpowietrzenowejliniikolejowejprzezSynaj...

Nagibzagwizdałprzezzęby,zabrzmiałotoniemaljakuznanie.
—Ico?
—Coznaczy„ico”?
—Pytam,czytoprawda.
—Oczywiście,żenie!—zawołałOmaroburzony,iwtejsamejchwiliprzyszłomunamyśl,żeten

mężczyznatoszpicel,którychcegowysondować.—Aty?—zapytałzciekawością.

—Szpiegostwo—odparłek-Kassariznówzapanowałodługiemilczenie.
—Coszpiegowałeś?—zapytałOmar.
—Nic!—zawołałpodnieconyNagibek-Kassar.—RysowałemmapyRaszidiSakkary,

archeologicznemapy.Niewiedzącotym,byłempodobserwacjąBrytyjczyków.

—Archeologicznemapy,powiadasz?
—Jestemarcheologiem.StudiowałemwBerlinie.Gdywybuchławojna,musiałemwrócićdoEgiptu
Omarusiadłi—spoglądającwmrok—zastanawiałsię,czymożezaufaćobcemuipowiedziećmu,

żepracowałzprofesoremShelleyem,alebyłzbytpodejrzliwywobecwspółwięźnia.

—Niemająprawataknastraktować—grzmiałtamten.—Bandazaborców.Alenadejdzieczas,

kiedy...

—Ciszej—upominałgoOmar.—Strażenasłuchująnocąpoddrzwiami.
Podczasrozmowy,któratrwałacałąnoc,Omarnabrałprzekonania,żeek-Kassarmówiprawdę,żenie

jestbrytyjskimszpiclem.Mimotopostanowiłzachowaćostrożność.Nienawiść,jakąNagibokazywał
Brytyjczykom,mogłabyćpułapką.

Potygodniuwspólnejniedoliobajzwolnazaczęlinabieraćdosiebiezaufania.Bardzopomocnebyły

tuowenieskończeniedługienoce,kiedyniemoglisiebienawzajemwidzieć,tylkosłyszeliswojegłosy.
Słowawypowiadanewciemności,bezżadnychgestówimimiki,miałybardziejintensywnąwymowę.
KiedyNagibzaczynałwnocymówić,wpadałwniepohamowanąwściekłośćnaBrytyjczykówi
wszystkichkolonizatorów,używającprzytymtakprzekonującychargumentów,żeOmarpozbyłsię
wszelkiejnieufnościiuwierzyłwszczerośćtowarzyszaniedoli.

Nagib,wprzeciwieństwiedoOmara,którypopadałwcorazwiększeprzygnębienie,czerpałsiłęze

swychradykalnychprzekonań.Omarpodziwiałjegopostawę.NagibpocieszałOmara,żeniepowinien

background image

siębaćprzyszłości;on,Nagib,mawieluprzyjaciół,którzyniedopuszczą,byspadłmuwłoszgłowy;
Omarmożenanimpolegać.

OmarniewierzyłprzekonującymsłowomNagiba,uważałjetylkozapocieszeniewsytuacjibez

wyjścia.Alepotem,pewnejnocyzdarzyłosięcośdziwnego.Omarsięobudził,zdawałomusię,żektoś
pukadozakratowanegooknaceli.

—Nagibie,Nagibie!—szepnął.—Słyszysz?
—Tak—odparłNagib.
—Cotoznaczy?
—Skądmamwiedzieć?NiejestemAllahem.
Pukaniesiępowtórzyło;byłoterazgłośniejsze.
—Wstań—szepnąłNagib.—Stańplecamidościanyiskrzyżujręce.
Omarpoomackudoszedłdościanyiuczynił,comukazano.WtensposóbNagibdosięgnąłoknai

wysunąłrygiel,adwiepołowyoknaotworzyłysięnazewnątrz.

—Cosiędzieje,Nagibie?—zawołałOmarzdołuniecierpliwie.Ciężkomubyłodźwigać

towarzysza.Słyszał,jakNagibczymśmanipuluje,izapytałnieśmiało:—Jakdługomamcięjeszczetak
trzymać?

NagibzaśmiałsięiOmarnajchętniejbygoupuściłnaziemięzato,żetennieodpowiedział,alepo

chwiliusłyszałjegogłos:

—Towcalenietakieprosteprzeciągnąćbutelkęprzezkratę.No,teraznadół!
—Cosiędzieje?—Omarpowtórzyłpytanie,kiedyNagibzeskoczyłnaziemię.
—Ktośnamprzysyłacośdopiciananoc.
—Cotakiego?
—Tak.Podoknemnasznurkuwisiałatabutelka.—NagibwcisnąłjąOmarowidoręki.
—Butelka?Cotomaznaczyć?—Omaroddałzpowrotembutelkę.
Nagibwyciągnąłzębamikorekirzekłpewnysiebie:
—Przecieżcimówiłem,żemamwieluprzyjaciół.—Wciemnościsłychaćbyło,jakNagibpije.—

Whisky—szepnąłzadowolony—irlandzkawhisky.

Omaroniemiał.Milczałnawetwówczas,kiedyNagibwcisnąłmubutelkędoręki,abyteżsięnapił.

Powąchałbutelkę,alezemdliłgozapach,więcoddałją,nawetniespróbowawszy,ipołożyłsięna
pryczy.

Nagibrozkoszowałsięwhiskyjaknarkotykiem,któregooddawnabyłpozbawiony,iwydawał

pomrukizadowolenia.AponieważprzeszkadzałomumilczenieOmara,zacząłwygłaszaćmonologna
tematprzyjaźniiprzyszłościEgiptu.Kiedywswejeuforiistawałsięzbythałaśliwy,Omarstarałsięgo
uciszyć.

Jużmyślał,żealkoholuśpiłNagiba,aletenzacząłszeptemwychwalaćSa’adaZaghlula,przywódcę

egipskichnacjonalistów,iichwspólnąsprawę.Izakażdymrazem,kiedynakorytarzurozlegałysię
głośnekrokistrażników,Omarmusiałzaciskaćustapijanemu.Gdywracałnapryczę,którastałasię
częściąjegożycia,słuchałNagiba,nawetpopijanemuwygłaszającegocałkiemsensownepoglądy,
mianowicieżeEgiptnależydoEgipcjan,donikogoinnego,iżeBrytyjczykomlosEgipcjanwtejwojnie
byłbycałkowicieobojętny,gdybyniechodziłooKanałSueskiidrogęmorskądoIndii.Nadranem,kiedy
przezoknowpadłopierwszeświatło,Nagibstawałsięcorazbardziejociężały,corazczęściejmilkłi
wreszciezasnął.

JeszczeprzedporannymapelemOmarusiłowałschowaćbutelkę,wpadłnapomysł,żebywsadzićją

docynowegowiadra,służącegoimzakibel.Obejrzałprzytymbutelkęzewszystkichstronizrobił

background image

dziwneodkrycie.Naodwrotnejstronieetykiety,widocznejtylkoprzezszkłobutelki,narysowanybyłkot,
dokładnietakisam,jakpiętnonaramieniuOmara.

Omarsięprzeraził.Cotomiałoznaczyć?Spoglądałnaśpiącegotowarzyszaisłuchałjegociężkiego

oddechu.Omaratrudnobyłoprzestraszyć,alewtejchwiliżałował,żezgłosiłsięwtedydopracyna
ochotnika.Butelkawjegorękachdrżała,Omarczuł,żeoblewagozimnypot.Przezdrzwisłyszałkroki
wartownikaiwołanie:

—Apelporanny!—Nagibspałmocno.
KiedyOmarusłyszałprzekręcaniekluczawzamku,szybkoukryłbutelkępodmateracem.Oświadczył

oficerowidyżurnemu,żeNagibjestchory,całąnocmiałbóleżołądka,iżebymudalispokój.Poskąpym
śniadaniu—herbaciezkromkączarnegosuchara—ipoapeluOmarwróciłdoceli.Nagibrzęził,byłto
dośćprzykryodgłos.

ZrękamizałożonyminakarkuOmarwpatrywałsięwsufit,gdziepożółkłafarbaolejnaodpryskiwała

kawałkami.Minęłoprawiepięćlatodowegodziwnegoporwania,wwynikuktóregoomalniestracił
życiaiktóredotychczasniezostałowyjaśnione.Omarzapomniałjużoowymzdarzeniu;pozostawiłoono
wieleśladów,któreniczegoniewyjaśniały.Awłaściwienietylezapomniał,ilestarałsięusunąćjez
pamięci;wszelkiedalszeposzukiwaniawydawałymusiębezsensowne,anawetniebezpieczne;uznał,że
najlepszymsposobemnauzdrowieniejestniewiedza.Byćmożepadłofiarąpomyłki,możewziętogoza
kogośinnego,coitakniewyjaśniało,jakąrolęwcałejsprawieodegraliJusufijegocórkaHalima.

Halima—więcjeszczeniezapomniałtejdziewczyny.Dlaczegodręczyłogorozczarowanie,żeonago

zawiodła,żeswojąsympatiąchciałaodwrócićjegouwagęodwydarzenia,którerozgrywałosięzajego
plecami.Notak,byłwtedymłodyiniedoświadczony,aleniemógłuwierzyćwtakąprzewrotność.
Obojętne,zjakiegopowodumusiałazniknąćtejnocy,napewnonieuczyniłategodobrowolnie.Możei
onabyławzagadkowysposóbuwikłanawspisek,takjakon,wkażdymraziejejzniknięcienie
upoważniałogodopotępianiadziewczyny.

TowszystkoprzyszłoOmarowinamyśl,kiedytakleżałisłuchałciężkiegooddechuNagiba.Nie

spodziewałsię,żewłaśnietutaj,wtymwięzieniu,dopadniegoprzeszłość.Jakibyłzwiązekpomiędzy
okupantembrytyjskimalochempoddomemJusufa,pomiędzynimaNagibem,iczywogólezachodził
jakiśzwiązek?Możetopoprostusprawaprzypadku?Omarprzypomniałsobiesłowaprofesora,który
powiedziałkiedyś,żenajważniejszeodkrycialudzkośćzawdzięczanienauce,leczprzypadkom.

Jakmasięzachowaćwtejsytuacji?Czymaukryćbutelkęiprzemilczećswojeodkrycie?Amoże

powinienzagadnąćNagibaizażądaćwyjaśnienia,jakieznaczeniemasymbolkota?Omarniewiedział,
cozrobić,iimbardziejstarałsięrozplątaćkłębekfaktów,pytań,niejasności,tymmniejbyłwstanie
zebraćmyśliwlogicznącałość.

NagleOmardoznałolśnienia;jeszczeprzedchwiląmyśltabyłabydlaniegoniedoprzyjęcia.Wstał,

ująłramięśpiącegotowarzyszaipodciągnąłwgóręrękawjegoszarejbluzy.Bywająwżyciusytuacje,
kiedycośoczekiwanegoprzejmujenaswiększymstrachemniżcośniespodziewanego.Omarspodziewał
się,żenaramieniuNagibaujrzypiętnoidentyczneztym,jakimsambyłnaznaczony.Aleteraz,kiedyje
zobaczył,ogarnęłagogroza.Zobawy,żeodkryłcośzakazanego,puściłramięNagiba.Tensięobudził.

Omarnajchętniejuciekłbygdzieś,gdziebyłbybezpieczny,aleznajdowałsięwceli,zadrzwiami

obitymiżelazem,pilnowanyprzezstrażników.Czułsięzbytsłaby,bysiępoddaćiczekaćcierpliwiena
rozwójwypadków.DlategowyciągnąłbutelkęspodmateracaipodsunąłNagibowipodnos.

Tensięcofnął,niewiedział,comaznaczyćgestOmara,alechłopiecnakazałmu,abysobiebliżej

obejrzałbutelkę.Nagibwyszczerzyłzęby.WciągutygodnispędzonychwspólnieOmarnigdyniewidział,
byNagibsięuśmiechał.AleNagibmilczałitomilczeniedoprowadzałoOmaraniemaldoszaleństwa.
PochyliłsiędoNagiba,odsłoniłswojeramięipokazałmupiętno.

background image

Tenzerwałsięjakoparzonyiniewierzącwłasnymoczom,przejechałdłoniąpotwarzy,ztrudem

chwytającpowietrze.Trwałodługąchwilę,zanimbyłzdolnycokolwiekpowiedzieć.Wreszciebąknął:

—Toniemożliwe.Toniemożebyć!
OmarspoglądałnaNagibasurowymwzrokiem.Chociażniewiedział,cosięstaniezachwilę,nagle

znikłjegostrach.Rozkoszowałsięniepewnością,jakąwzbudziłwtowarzyszuniedoli,choćtowcalenie
byłologiczne,boNagibznałpowiązania,onzaśnie.

Czymasięprzyznać,żeniewie,wjakisposóbtopiętnoznalazłosięnajegoramieniu?Aletowydało

sięwtejchwilimałowiarygodne.Milczałwięcipostanowiłwytrwaćwmilczeniujaknajdłużej.

Nagibpotrząsałgłową.
—Otodwajludziesiedząoddwóchtygodniwewspólnejceliiniewiedzą,żeobajnależądo

Tadamana.

Tadaman?Omarnigdyniesłyszałtegosłowa,alewłaśnieterazniemiałzamiarusiędotego

przyznawać.Najpierwchciałsiędowiedziećczegoświęcejotejorganizacji.

—Skądprzybywasz?—zapytałNagib.
—ZLuksoru—odparłOmarkrótko.
—Bardzodobrze.Tadamanpotrzebujewszędzieswoichludzi.Zobaczysz,oninasstądwydostaną.
—Jesteśpewien?
Nagibskinąłgłową.
—Najzupełniej.Tabutelkatobyłznak.Oniwiedządobrze,gdziejesteśmy,idająnamznak,żebyśmy

sięniemartwili.

—Butelkąwhisky?
—Tak.—Nagib,zmieszany,spuściłwzrok.—Oniwiedzą,żewolęwhiskyniżherbatę,rozumiesz?
Omarrozumiał.AleniepodzielałoptymizmuNagiba.Ktomiałichuwolnićzbrytyjskiejkwatery

głównejiwjakisposób?Aleprzedewszystkimzastanawiałsię,jakludzieTadamanazareagują,kiedy
nagleodkryją,żejestichtudwóch?

—Odpoczątkuciniewierzyłem—zacząłNagibodnowa.—Wysadzenieliniikolejowej—moje

uznanie,tomajstersztyk.

Omarmilczał.
—Majstersztyk—powtórzyłNagibzuznaniem.—Gdybynienasiludzie,zpewnościąkosztowałoby

ciętogłowę.Alemożeszbyćpewien:Oninasuwolnią!

—WdobrociAllaha!—mruknąłOmariabyzmienićprzykrytemat,rzekł:—Jatakżecinie

wierzyłem,kiedypowiedziałeś,żesporządzałeśmapyarcheologiczne.Mapyarcheologiczne,śmiechu
warte!

Nagibprzybrałpoważnywyraztwarzy.
—Możeszsięśmiać,aletenśmiechutkwiciwgardle,jaksiędowiesz,ocochodzi.
—Jasalaam—Omarpodszedłdodrzwiinasłuchiwał.—Wszystkowporządku,możeszmówić.
—PrzysięgnijnaAllahaMiłosiernego,żenigdyniepiśnieszanisłówkaotym,cociterazpowiem,bo

zapłaciszżyciem.

—PrzysięgamnaAllahaMiłosiernego.
—NależyszterazdoTadamanuijakojegoczłonekmaszprawowszystkowiedzieć.
Omarskinąłgłową.Nagibzacząłzpoważnąminą:
—NaprzełomiestuleciaprzybyłdoEgiptupewienbrytyjskiprofesor,nazywałsięEdwardHartfieldi

byłznanymarcheologiem.Miałsławęgeniuszajęzykowego,boznałnietylkowszystkiewspółczesne
języki,byłtakżeznawcąhieroglifów,pismahieratycznego,demotycznego,hebrajskiego,hetyckiego,

background image

babilońskiegoiaramejskiego,poprostugeniusz,jakirodzisięraznakilkadziesiątlat.TenHartfieldza
pozwoleniemrząduwSakkarzezacząłposzukiwaniagrobuImhotepa...

—Imhotepa?—NadźwięktegoimieniaOmarajakbyprzeszyłabłyskawica,poczuł,jakprądidący

odmózguogarniaiparaliżujejegociało.Zjegopamięciwyłoniłysięurywkiwspomnień:nakartcew
opuszczonympokojudziennikarzaCarlyle’abyłnapis„Imhotep”(dwukrotniepodkreślony,nicpozatym);
profesorShelleyopowiedziałmuoposzukiwaniuImhotepa.Co,nabrodęAllaha,miałwspólnegoNagib,
atakżeonsamzImhotepem?Jakimizawikłanymidrogamizdążająpróbywyjaśnienianiezrozumiałych
zdarzeń?

—Czywiesz,jakieznaczeniemiałImhotep?—zapytałNagib.
Omarskinąłgłową.
—Początkowo—ciągnąłdalejNagib—badaniaHartfieldawzbudzaływięcejsensacjiniżprace

innycharcheologów.Wtymzawodzieczęstospędzasięcałeżycienaposzukiwaniuczegośkonkretnego,
bypotemznaleźćcoścałkieminnego,czegosięniktniespodziewał.WprzypadkuHartfieldasprawy
wyglądałyinaczej.Dokonałonlicznychodkryć,takważnychjakodkryciaMariette’a,MasperaiPetriego,
aleteznaleziskanajwidoczniejnieinteresowałyupartegobadacza.Powiadano,żenatrafiłnagrobyIII
dynastii,alezobawy,żeodciągnągooneodwłaściwegoprzedmiotubadań,zpowrotemjezasypał.
Oczywiścietodziwnezachowanienicpozostałowukryciu.SłużbaStarożytnościwKairze,anawet
policjarozpoczęłyśledztwo;nieudałoimsięjednakdowieśćHartfieldowiniczegonielegalnego.A
kiedyCarterzapytałgoowłaściwypowódjegodziałalności,odparł,żeszukagrobuImhotepa,atochyba
wystarczającypowód.

LudziepracującydlaHartfieldazarabialidobrze,wkażdymrazielepiejniżprzyinnych

wykopaliskachwkraju;dlategobyłoprawieniemożliwezdobycieodnichbliższychinformacjio
działalnościprofesora.Niktniechciałstracićpracy.Zbiegiemczasuwyszłonajaw,dlaczegoHartfield
kierujeswojezainteresowanianagrobowiecImhotepa.Mówiącściślej,byłytrzywersje.Pierwsza
głosiła,żewgrobowcuImhotepazgromadzonesąnajwiększewdziejachludzkościzapasyzłota;według
drugiejwersjigrobowieczawieradokumentyzcałąówczesnąwiedzą,wtymwiadomości,którenie
dotrwałydonaszychczasówiktóreodkrywcyzapewniąpotęgęiwładzęnadcałymświatem.

—Atrzeciawersja?—zapytałOmarpodniecony.
—Trzeciawersjagłosi,żeImhotepzabrałdogrobucałezłotoiwiedzęludzkości.
Omarwydawałsięzaskoczony,ztrudemusiłowałuporządkowaćmyśliiskonfrontowaćto,co

usłyszał,zwłasnymidoświadczeniami,doprowadziłotojednaktylkodojeszczewiększegozagmatwania.

—Aletowszystko—odważyłsięrzec—sątylkoprzypuszczenia.Czymożeistniejądowody?Jakie

dowodymatenprofesor?Niechjeprzedstawi.

—Jużniestetyniemoże.
—Dlaczegonie?Cotomaznaczyć?
—Hartfieldznikł.Jakbysięulotnił.
—Bzdura!—odparłOmarzirytowany.—Brytyjskiprofesorniemożetakpoprostuzniknąć.Może

wróciłdoAnglii,bozrezygnowałzeswegoprzedsięwzięcia,amożecośznalazłiniechceujawnić
swegoodkrycia.Wkażdymrazieniemogęsobiewyobrazić,żejakiśprofesornaglewyparował.Przecież
zatrudniałrobotnikówprzywykopaliskachiciludziemogąpowiedzieć,gdzieostatnioprzebywał.

NagibruchemrękipowstrzymałpodniecenieOmara.
—Tak,oczywiście,dzieńzniknięciaHartfieldajestdokładnieznany.Widzianogoostatniowieczorem

dziewiątegoramadanuwpobliżuRaszid.Potwierdzajątodwajjegoludzie.Odtegodniaśladponim
zaginął.

background image

—DlaczegowRaszid?RaszidpołożonojestprzeszłostomilodSakkary.CzegoHartfieldszukałw

Raszid?

—Posłuchaj,mójdrogi.WRaszidarcheolodzydawnotemunatrafilinastarearchiwumkapłanów.Do

tegoarchiwumnależałmiędzyinnymiwpisanykamień,któryodkryliludzieNapoleona;kamieństałsię
wskazówkądoodcyfrowaniahieroglifów.Większośćspośródniezliczonychkamiennychpłytekbyła
jednakpołamana,zniektórychpozostałytylkoodłamkiwielkościpalca;syzyfowąpracąbyłoby
zestawienieznichważnychhistoryczniedokumentów.Alenawetgdybyjakiśinstytutwyraziłgotowość
podjęciasiętegozadania,szansepowodzeniabyłybyminimalne,bowRaszidtymczasemarcheolodzyz
całegoświataprowadziliposzukiwaniaizabieralizesobapozorniebezwartościoweodłamki.Fragmenty
totrafiłydomuzeówimagazynówLondynu.Berlina,Paryża,możenawetNowegoJorku,ici,coich
pilnują,prawdopodobnienawetniewiedzą,jakichskarbówstrzegą.AlewróćmydoHarttielda.
Prawdopodobniemiałonwrękachnajważniejszyodłamek,którydałmuwskazówkędotyczącągrobu
Imhotepaijegotajemniczejzawartości;aletainformacjaniebyławystarczająca,bydoprowadzićgodo
owegogrobu.DlategoteżpojechałdoRaszidszukaćdalszychodłamków.

—OBoże!—Omarbytwyraźniezaskoczony.Wmilczeniuprzemyślałwszystko,coNagibmu

opowiedział;ogarnąłgoprzytympodziwdlategozapijaczonegonacjonalisty.Jegotłumaczeniebyło
całkowicieprzekonująceiwiarygodne,chociażOmarnierozumiałpowiązaniapomiędzytajnym
związkiemaposzukiwaniamigrobuImhotepa.Coprawdajednoniewykluczałodrugiego,aleniemiało
sensu;dlategoOmarrzekł:

—Jednegonierozumiem.Cotymaszwspólnegoztącałąsprawą.Mamnamyśli,skądtowszystko

wiesz?

Nagibsięroześmiał.
—Słusznepytanie,chociażodpowiedźsamasięnarzuca.Omarze.Jeślitoprawda,czegoprofesorsię

dowiedział,mianowicie,żeten,ktoznajdziegróbImhotepa,zdobędziewładzęnadświatem,wtedynie
wolnonam,Egipcjanom,dopuścić,abyodkryciadokonałktośobcy.Tenskarbnależydonas,synówNilu,
aniedoAnglików,Niemców,FrancuzówczyAmerykanów;tylkodonas,rozumiesz?

—Możemaszrację,Nagibie.Aleczyinniniepróbująodkryćtejtajemnicy?
—Trudnopowiedzieć,iluichnaprawdęjest.Jestemjednakpewien,żeBrytyjczycybardzosięoto

starają.Tylkotaktłumaczęsobiemojeuwięzienie.Zarzutszpiegostwatotylkopretekst,byoddalićmnie
odSakkary.PozatymistniejetakżegrupazawodowychrabusiówgrobówwLuksorze,którzyw
tajemniczysposóbtrafilinaśladImhotepa.

—Kimsąciludzie?
—IchprzywódcytoMustataAgaAyatiIbrahimel-Nawawi.Jedenjestkonsulembrytyjskim,drugi

szefempolicjiisubmudiremLuksoru.

—Oni?Znaszich?
—Tak,ażzadobrze.
—Jesteśtegopewien?
—Całkowicie.Popełnilitęnieostrożność,żemnieniedocenili,myśleli,żeNagibtogłupi,

zapijaczonynicpoń,któregomożnawykorzystaćdoswoichmachlojek.Zapijaczonyowszem,aległupito
Nagibniejest,naAllaha.Wkażdymrazieprzypomocytejbandyudałonamsiędojśćdofragmentuowej
złowróżbnejtablicy.Ayatiel-NawawiwbezczelnysposóbprzywłaszczylisobiewBerlinietenfragment
wąskiegoczarnegokamieniazdemotycznympismem.MieszkałemwówczaswstolicyPrus;zaparę
nędznychmarekkazalimiprzetłumaczyćtekst.Przetłumaczyłemimprawidłowo,wydawałomisięzbyt
ryzykowneoddaćfałszywietekst.Wcześniejczypóźniejbysiętowydałoiwzbudziłonieufnośćdomnie.
Aleobajniewiedzielijednego;żezrobiłemsobiekopiętłumaczenia.

background image

—Jeśliciędobrzerozumiem,Nagibie,todotychczasodnalezionotrzyfragmentyowegodokumentu,

którywskazujenaImhotepa.JedenznajdowałsięyvposiadaniuHarttieldai—powiedzmytojasno
przepadł,drugijestwposiadaniuAgiAyata,trzecizaśbyłprzechowywanywBerlinie,tymczasemjednak
takżedostałsięwręceAgi.Itoznaczy,żekonsulbrytyjskidysponujeobecniewiększościąinformacji.

—Tojestlogicznerozumowanie,alebłędne.Pomysltylko;jedynymotywMustafytopieniądze,

chodzimutylkooto,byodnaleźćzłotyskarb,zktórego—zgodniezprawem—przypadłabymupołowa.
MotywyTadamananatomiastsąuczciwe.Żadenznasniewyciągniematerialnychkorzyściz.tego
odkrycia.JeśliznajdziemyImhotepa,korzyściztegobędziemiałnaszkraj,nasznaród.Mywszyscy
pracujemyznarażeniemżyciadlawspólnejsprawy.MustafaAgaAyatjużdawnonieposiadaswego
fragmentu.Przechowujemygowtajnymmiejscu.

—Aleonznatreść,chybamajakąśkopię.
—Napewno.AleTadamanwcaleniewiemniejniżkonsulAyat.
—Acowynikazobufragmentów,którychtreśćznasz?
—Zamało,bywyciągaćwnioski.WspominasiętamokapłanachzMemfis,ogrobachboskiego

ImhotepaifaraonaDżosera;pozatymsątotylkopojedyńczesłowabezzwiązku,więcniewynikaznich
żadensens.Mowajesttamopiasku,otajemnicachludzkości,onocy,ojakimśpłynie,towszystkorobi
tymwięcejzamieszania,imdłużejsiętymzajmujemy.

—CzyprofesorHarttieldznałtefragmenty?
—Sądzę,żetoniemożliwe.Hartfieldmiałchybawłasnyfragment,którynaprowadziłgonatrop

Imhotepa.

—Aletoprzecieżoznacza,żektowjakikolwieksposóbzdobędziekawałekkamieniaHartfielda,ma

najwięcejszansnaznalezienieImhotepa?

—Chybatakmożnapowiedzieć.Możnateżsądzić,żedokumentHartfieldajeststracony.
Omarsięgorączkował.
—Niewierzęwto.ZniknięcieHartfieldatonapewnonieprzypadek.Jesttylkologiczne,żejego

zniknięciewiążesięztymdokumentem.Ktośgosobieprzywłaszczyłimusiałwtymceluusunąć
profesora.Awięcfragmentjeszczeistnieje;sądzęnawet,żeprzechowujesięgojakskarb.

Nagibdługosięzastanawiał,potemrzekł:
—Mądryzciebieczłowiek,Omarze,jesteśgodnyTadamana.
—Dlamnienieuleganajmniejszejwątpliwości—odparłOmar—żeHartfieldstałsięofiarąludzi,

którzyznalijegotajemnicę,ibyzdobyćkamień,usunęliprofesora.Alepytam,ktotomógłbyć?Ktoznał
planHartfielda?—OmarspojrzałnaNagiba.

Tenzrozumiałjegospojrzenieizacząłdzikowymachiwaćdłonią:
—Wiem,oczymterazmyślisz;alejesteśwbłędzie.Tadamanniemanicwspólnegozezniknięciem

Hartfielda.Gdybyzamieszanibyliwtonasiludzie,tobylibyśmywposiadaniutegofragmentui
posunęlibyśmysiękawałekdalej.

TłumaczenieNagibabrzmiałoprzekonująco.LeczOmarniemógłzrozumieć,żeniemaanijednej

wskazówkidotyczącejHartfielda.Drążyłwięcdalej:

—Mówiłeś,żeznanyjestdzień,kiedyHartfieldznikł.Więcsąchybaludzie,którzyrazemznim

pracowali.

—Oczywiście,żesą.
—Czyktośichpytał?
—Tak.Jedenznaszychludzi.
—Iczegosiędowiedział?
—Niczego.

background image

—Niczego!Toniemożliwe.Przecieżmusiałzdobyćjakąświadomość,jakiśznak,wskazówkę

dotyczącązachowaniasięprofesora,musiałwykryćjakiśślad,któryponimpozostał.

—Nie.
—Izadowoliliściesiętym?
—Tak.Acomieliśmyrobić?
Omarpotrząsnąłgłową.
—Szukaćdalej.Kimbyłtenczłowiek?
—Niewiem,zapomniałemjegoimienia,aletopewnyczłowiek,oddanyiwiernyTadamanowi.
Rozmowaobuwięźniówciągnęłasiędopóźnejnocy.Leżeliwciemnościnapryczachimówili,

przerywająctylkowówczas,kiedyrozlegałysiękrokistrażnika,któryzdokładnościązegarazbliżałsię
dodrzwi,anastępnieoddalał.Alepodczasgdyregularnyrytmzegarazazwyczajstwarzawewnętrzny
spokój,precyzjabrytyjskiegostrażnikawwięzieniukwaterygłównejwIsmailiipowodowaławręcz
przeciwneuczucia.Każdejnocybyłtotensamstrażnikwtychsamychpodkutychbutach,które
odmierzałytęsamądrogę,cosprawiałobardzonieprzyjemnewrażenie.Możnabyłopoliczyćkroki
rozlegającesięwkorytarzu,czterdzieścisiedemwjedną,dwadzieściasześćwdrugąstronęodichceli.
RytmtenbyłtylkorzadkoprzerywanyiwówczasOmarnasłuchiwałniespokojny,cosięmogłostać.A
przecieżkorytarzbrytyjskiegowięzieniawnocyjestjednymznielicznychmiejsc,gdzienaogółnicsię
niedzieje,anagłezatrzymaniesięstrażnikamogłobyćspowodowaneodwróceniemuwagilubna
przykładswędzeniemnogi.

OmarbyłgotówuwierzyćNagibowiiplanomTadamanauwolnieniaichzwięzienia,aleimdłużej

przebywałwceli,tymbardziejnarastałjegostrach.Wiedział,jakwyglądasądwojenny:odbywasięw
szybkimtempie,niemaczasunagromadzenieświadków,awyrokiwykonujesięjeszczetegosamego
dnia.Nagibmógłsobiemówić;szpiegostwonajegoodcinkupracyniemogłoprzynieśćwiększychszkód
wojskomJegoKrólewskiejMości,natomiastprzestępstwo,októreoskarżanoOmara,jeślizostanie
udowodnione,będziezaliczonedokategoriiprzestępstwciężkich.Pozatympodczascodziennych
spacerównapodwórzumówiono,żewojnazbliżasiękukońcowi,żeNiemcy,Rosja,Austro-Węgryi
RzeszaOsmańskaponiosąklęskę,Brytyjczycynatomiastodniosąwielkiezwycięstwo,co—zdaniem
Omara—mogłogrozićtym,żeTadamanzrezygnujezplanówichuwolnienia,Brytyjczycyzaśpostarają
się,bywszyscywięźniowieponieślizasłużonąkarę.

KiedyOmarstraciłjużwszelkąnadzieję,obudziłsięwnocy,ponieważstrażnik,chodzącpod

drzwiami,wypadłzeswegomonotonnegorytmu;Omarbyłprzerażony.Usłyszałkilkanieznanychmu
dotądkroków,potemnastąpiłapauza,wkilkasekundpóźniejcośupadło,adoodgłosuupadkudołączył
sięjakbybrzękkluczy.Intensywność,zjakąOmarodebrałtowydarzenie,możnabyłowytłumaczyćtylko
całkowitąciemnością,wktórejwszelkieszmeryrozchodząsiębardziejwyraziście.

Wkrótcepotemrozległsięzgrzytkluczawzamkuiwdrzwiachceliukazałysiędwiedrobne,

zamaskowanepostacie;trudnojebyłorozpoznaćwsłabymświetlekorytarza.Wyglądały,jakbymiałyna
głowachworki.Jednaznichzawołała:

—Nagibie,chodźprędko!
Nagib,który—jakOmarsądził—spał,zerwałsięizacząłszeptaćoczymśzprzybyszami,aleOmar

niesłyszał,oczym;rezultatbyłniepomyślny,boobajnieznajomizawołaliprawierównocześnie:

—Nie!—iusiłowaliwyciągnąćNagibazceli.
AleNagibopierałsię,podszedłdoOmaraipociągnąłgododrzwi,zdarłzniegorękawszarejbluzyi

pokazałwypalonepiętnonaramieniu.Przezchwilęobcymężczyźniznieruchomieli.Nagibichzaskoczył,
spojrzelinasiebieprzezotworynaoczy,potemjedensyknął:

—WimięAllahaMiłosiernego,chodź!

background image

LONDYNJESIENIĄ

Obłudnimężczyźniiobłudnekobietynakazująsobiewzajemnieto,
cojestzakazane,apowstrzymująsięodtego,cojestuznane,izaciskająręce.
OnizapomnielioBoguiOnonichzapomniał.Zaprawdę,obłudnicyszerzązepsucie!
Koran,suraIX

*

Tym,coodróżniałodziewięciopiętrowybudynekzportalemzkolumnami,doktóregowiodłyszerokie

schody,odinnychpodobnychgmachównaVictoriaEmbankmentwCityofLondon,byliniepokaźnina
pozórludzie,którzytamdośćliczniewchodziliistamtądwychodzili.Inaczejniżprzedministerstwami,
towarzystwamiubezpieczeniowymi,towarzystwamiżeglugowymipomiędzyCharingCrossaBlackfrias
Bridge,dokądkierowcypodwozililordówistaranniewyszczotkowanychurzędnikówpodczujnym
okiempospólstwazpołożonychnaprzeciwkodzielnicLambethiSouthwark,podgmachIntelligence
Servicetylkowczarnychwozach,ci,którzytuprzybywali,wyłanialisięztłumunapiechotę,szliszybko
pokamiennychschodachiznikalizaobrotowymidrzwiami.

Melancholia,któranieopuszczaTamizycałkowicienawetwmiesiącachletnich,tejjesieniwcześnie

ustąpiłamiejscazamglonejwdowiejszacie;stantennietylkonieodpychaaninieodstraszaprawdziwych
Brytyjczyków,leczprzeciwnie,wrazzczasemkaloszyinieprzemakalnychpłaszczynaWestendzie
zaczynasięsezonteatralnyitowarzyski;jesttojedynaporaroku,którączłowiekopewnejpozycji
powinienspędzićwLondynie,jeślioczywiściepominąć3czerwca,dzieńurodzinkrólaJerzego.

Tegorokutematemkonwersacji,któryzdominowałwszystkieinne,byłozwycięstwoWielkiejBrytanii

wtejwyniszczającejwojnie,wklubachnaPallMalliOldBromptonRoadwniekończącychsię
przemówieniachdominowałyprzechwałkiiwywyższaniesię.Owszem,wojnapochłonęłaniezliczone
ofiary,aleprzeważniezagranicą.Londynwskutekniemieckichatakówpowietrznychstracił„tylko”670
osób;todużo,aleprzecieżowielemniej,niżobawianosięodczasówkrólaEdwarda.Prezes
niemieckiegotowarzystwabalonowegoprzepowiadałbowiem,żezapomocąsamolotówhrabiego
ZeppelinaNiemcyuczyniąto,czegonieudałosięosiągnąćNapoleonowi,izapomocątysiąca
krążownikówpowietrznychwysadząnalądstotysięcyżołnierzyjednocześnie.Terazopowiadano,że
autortejkoszmarnejbzduryskończyłwdomuwariatów.

SłużbominformacyjnymrząduJegoKrólewskiejMościnieubyłoprzeztopracy,obejmowałateraz

tylkoinnedziedziny.PułkownikGeoffreyDoddsstałnaczeleurzędu,cowobecrozlicznychtrudności
wskazywałonaniezwykłytalent—jeśliwwypadkudziałalnościinformacyjnej(jakeufemistycznie
nazywanoszpiegostwo)możnamówićotalencie.BardziejszczegółowyopisDoddsaprzekraczałby
wszelkieramy,toteżograniczymysiętylkodoistotnychcechjegopostawy.

PułkownikGeoffreyDoddsnależałdotychludzi,którzyoceniająinnychnapodstawieichwystępków.

Cnoty,uważał,mogązwodzić,występki—nigdy.Przypuszczenie,żepragniespędzićżycieza
wiktoriańskimbiurkiemozdobionymkariatydami,odrzuciłbyzoburzeniem,gdybypodczasaneksji
GórnejBirmyniewpadłnawłasnąminę,wskutekczegoodniósłpoważneobrażeniaciała.Takwięc
wróciłzIndiizesztywnąnogąiprzekonaniem,żejeślichcedalejsłużyćWspólnocieBrytyjskiej,tomusi
tęsłużbęodbywaćnasiedząco.PodziwiałkrólaEdwarda,któryumierającrzekł,żeżycienicniejest
warte,jeśliczłowiekniemożepracować.

MożnabywziąćDoddsa—mężczyznęojasnejcerze,rudychwłosachi(cozakaprysnatury!)

ciemnychodstającychwąsach—zaportierajakiegośzakładuwSoho;istniejązresztądomniemania,że

background image

kiedyśprzezkrótkiczasuprawiałtamwłaśniesutenerstwo—gdybyniejegonadzwyczajstarannyubiór
firmyDunnandCo,którykażdypodziwiał.Istniejąmężczyźni,którzyubierająsięwtweedikaszmir,i
tacy,którzytetkaninynoszą.Doddsnależałdotychdrugich;nosiłwytworneubranieznaturalnością
właścicielaziemskiego,jakbywnimprzyszedłnaświat,choćnierobiłtajemnicyztego,żepochodziz
Lambeth,wpobliżuWaterlooStation.Wprzeciwieństwiedotejwytwornejpowierzchowności
pozostawałtylkoczasemjegosposóbwyrażaniasię,wktórymniebrakowałoobscenicznychi
wulgarnychsłów.

Pomijającto,byłonczłowiekiemwysocewykształconym,któryswojąwiedzęzdobyłstudiującna

własnąrękę,wbrewwoliwcześnieowdowiałegoojca,właścicielakioskuzprzyprawamiprzyCovent
Garden,dochództegostarczałnażycie,alebynajmniejnienastudia.DziśDoddsżyłwelegancko
umeblowanymmieszkaniuwKensingtonGarden,wrazzcennymzbioremksiążekiobrazamikoniz
ubiegłegostulecia,byłczłonkiemTowarzystwaBiblijnegoidwóchklubów,doktórychnależelitakże
RudyardKiplingiClaudeJohnson,menadżerfirmyRolls-Royce,iwychwalałwojnęjakoojca
wszechrzeczy(wolnyprzekładHeraklita).

WszystkieakcjeIntelligenceServiceodbywałysięwedługszyfru,którypodawałpułkownikDodds;w

związkuztymopowiadałswoimagentomhistorięrosyjskiegoministrasprawzagranicznychAleksandra
Izwolskiego—gwoliostrzeżenia,bypokazać,jakważnyjestszyfr:Izwolski,wówczasjeszczeposeł
rosyjskiwKopenhadze,otrzymałwiadomośćoreorganizacjicałejsłużbydyplomatycznejcaraimiał
nadzieję,żeotrzymastanowiskoambasadorawBerlinie.Posłałwięcswegokamerdynera,mądrego,
cwanegoNiemca,doPetersburga,bytenzasięgnąłinformacjiwdobrzepoinformowanychkołach,jak
wyglądająszansejegopana.Byuniknąćzdemaskowania,posełumówiłsięzeswymsługą,żew
zależnościodsytuacjiużyjeonwtelegramiesłowa-szyfru„kapusta”,wwypadkugdybyDoddsbył
przewidzianynaambasadorawBerlinie,isłowa„makaron”,gdybylosmiałgorzucićdoRzymu.
TelegramzPetersburgazawierałjednakcałkieminne,tajemniczesłowo:„kawior”.

WtymmiejscuopowieściDoddszakażdymrazemwybuchałniepohamowanymśmiechem,ażtrzęsły

musiękońcedługichwąsów,akiedysięuspokajał,zapewniał,żeIzwolskibyłzdolnymdyplomatą,ale
niezdolnymszpiegiem.Albowiemsłużącyużyłnajwłaściwszegosłowa-szyfrunaokreśleniejegonowego
stanowiska:Izwolskizostałministremsprawzagranicznych.

Szyfrakcji,którategodniabyłanaporządkudziennym,brzmiał:„faraon”.Posługującsiętym

kryptonimem,Doddswezwałswojąmłodądrużynę,bywyświetlićmrocznąaferę,którawLondynie
przyciągałapowszechnąuwagę.Premierosobiściezleciłtęakcję—podprzysięgąmilczenia,nigdy
bowiemniemożnabyłowiedzieć,czywszystkonieskończysiękompromitacją.

Powodembyłniepodpisanyraportw„Times’ie”z4września1918roku,wktóryminformowanoo

tajemniczymzniknięciuprofesoraEdwardaHartfieldawDolnymEgipcie.Hartfielduchodziłzaodludka,
aletakżezakoryfeuszawswojejdziedzinie,odczasukiedyodczytałtablicezFajum,zbiórtekstów
hieratycznychzokresuXVIIIdynastii.

ZebranieodbywałosięwpomieszczeniuIntelligenceServicenanajwyższympiętrze;wyłożone

boazeriąścianyzawieszonebyłyoświetlonymimapamiimperiumbrytyjskiego,pośrodkustałdługi
ciemnystółifotele,którychojcemchrzestnymbył,zapewnezoporami,ThomasChippendale.Geoffrey
Doddszająłmiejsceprzywęższymkońcustołu,pobokachusiadłosześciuagentówiprotokolant,zawsze
obecnynategorodzajuzebraniach,orazstarszymężczyzna,któregowiększośćzebranychnieznała,
przerzucającyzwyczajemuczonychstospapierów.Dojednejztabliczaplecamipułkownika
przyczepionozdjęciairysunki.Doddszacząłswojewyjaśnienie,posługującsiętrzcinowymkijkiem
służącymdopokazywania.

background image

—TojestjedyneistniejącezdjęcieprofesoraEdwardaHartfielda,latpięćdziesiątcztery,ostatnio

zamieszkałegowBayswater,GloucesterTerrace,członkaprotestancko-pietystycznegoIowchurch,
żonategozMaryFisher;obojemająobywatelstwobrytyjskie.

Zebranigorliwienotowali.
Zdjęciemaprawdopodobniedwadzieścialat.WedługzeznańświadkówHartfieidwyglądadziśmniej

więcejtak:

—Doddspokazałrysunekukazującypomarszczonątwarzmężczyzny,starszego,niżbynato

wskazywałjegowiek.Hartfieldnosiłmałe,okrągłeokularywniklowejoprawieikrótkoprzystrzyżoną
bródkę.

—OstatnirazwidzianoprofesoraHartfieldapomiędzydwudziestymdrugimadwudziestymtrzecim

czerwca,dokładnieniedasiętegostwierdzić,wRaszid,miejscowościpołożonejwzachodniejdelcie
Nilu.
OkwalifikacjachHartfieldaniemuszęwamopowiadać,sąoneogólnieznane.Należałobymożetylko
zaznaczyć,żeniepracowałnazlecenieEgyptExplorationFundaniżadnejinnejorganizacjiopodobnych
celach.Hartfieidbyłprywatnymuczonym,miałznacznymajątek,któryodziedziczył,główniedomy
czynszowewBayswateriPaddington.JegokontawWestminsterBankMaiyleboneniezdradzająniczego
szczególnego,pozafaktem,żeostatniapotwierdzonajegopodpisemtransakcjapochodzizczwartego
kwietnia.Odtamtejporyniepodejmowanożadnychsumwjegoimieniu.

GerryPincock,mały,przysadzisty,młodymężczyznaodługichwłosach,jakienoszonozaczasów

królowejWiktorii,któregonazywanowyżłem,bowgryzałsięwswojesprawyjakpies,przerwał
pułkownikowiizapytał:

—Sir,czymożnawykluczyć,żetenczłowiekuległnieszczęśliwemuwypadkowi,żepadłofiarą

zbrodni,alboczyniezaszłojeszczecośinnego,coczyniłobynasząinterwencjęnieuzasadnioną?

—Tenproblemnasnieinteresuje—odparłDodds,wyraźniezirytowany.—Każdypodanyprzez

panapowódmógłbyćprzyczynązniknięciaHartfieldaiwobectegosprawaniemusiałabynas
interesować.Sąjednakpunktyzaczepienia,którerzucająnatenwypadekcałkieminneświatło.Proszęo
uwagę!

PodczasgdyDoddsmówił,jegociałowydawałosięrozluźnione,apotwarzyprzebiegałjakby

uśmiechszczęścia.Uwielbiałzaskakiwaćswoichwspółpracownikówproblemamiikażdenowezadanie,
zktórymmiałzapoznaćswoichludzi,wprawiałogowemfatycznynastrój.

Doddssiedziałwygodniewfotelu,ramionaskrzyżowałnapiersi,spoglądałtonastół,tonasufiti

ciągnąłdalej:

—WEgipcie,który—jakwiecie—znajdujesiępodprotektoratembrytyjskim,dokonujesię

każdegorokudoniosłychodkryć.Przypuszczam,żeznaciedziałwykopaliskwMuzeumBrytyjskim.
Naweteksperciniesąwstaniestwierdzić,czynajznaczniejszeodkryciazostałyjużdokonane,czyteż
właściwesensacjeczekajądopieronaodsłonięcie.Tenproblemdzieliarcheologów,nadwaobozy.
Jednitwierdzą,żewszystkiegrobyfaraonów,któredotychczasodkryto,zostałyjużwdawnvchczasach
obrabowane.Drugagrupajednakuważa,żeistniejągrobytakdobrzeukryte,iżzapomnianoonichjużw
czasachjedenastowiecznych.

BrakjakichkolwiekśladówfascynującejhistorycznejosobowościwstarymEgipcie,aletoniejest

całaprawda,boodwielulatodkrywanesątropy,którepozwalająsądzić,żetakaosobowośćistniała.
Jeślijednakjakiśbadaczwpadnienatakitrop,natychmiastwszelkieśladyznówsięzacierają.Ten
człowieknosiłimięImhotep.

WswymopisieImhotepaDoddsbyłtakkwiecistyidokładny,żeniektórzyspośródobecnychzaczęli

przewracaćoczamiizastanawiaćsię,czyprzypadkiemnieznaleźlisięnawykładziezegiptologii.

background image

CharlesWhitelock,muskularnySzkotzGlasgowokrzaczastychjasnychbrwiach,wreszcienie

wytrzymał,uderzyłpięściąwstółizapytał:

—Sir,czyniemoglibyśmywrócićdonaszegozasadniczegotematu?
Zirytowanytakimpośpiechem,Doddsstraciłwątek:
—PonieważdawniEgipcjaniegromadziliogromneilościzłotagróbImhotepamożezawieraćwięcej

złota,niżwynosząobecnezapasytegokruszcunaświecie.

Pincockzagwizdałprzezzęby.Terazzabrałgłosstarszymężczyzna,któregowiększośćobecnychnie

znałaiktórydotądmilczałJeśliwolnomisięwtrącić,chciałbympowiedzieć,żemożenienależałoby
kierowaćnaszejuwagigłównienazłoto.Wtekstachwciążjeszczeznajdujemywskazówkidotyczące
spraw,którychnierozumiemy,aktórychopispozwalaprzypuszczać,żedawniEgipcjanieposługiwalisię
naukowymimetodamiisystemami,umożliwiającymibudowaniepiramid,obeliskówowadzetysięcyton,
wycinanychzeskałitransportowanychnaodległośćtysięcykilometrów,atakżepozwalającymi
zaopatrywaćkrętegrobynagłębokościdwustumetrówwświatłoitlen.Gdybyznalezionogrób
Imhotepa,byłabytonaukowasensacja.

—ProfesorShelley—podjąłwątekDodds—jestspecjalistąodsprawstarożytnościegipskiej.

Słowem:gróbImhotepajestzbytważny,bypozostawićjegoodkrycieinnym.NażyczenierząduJego
KrólewskiejMościIntelligenceServicemaprzejąćinicjatywę.

Whitelockpierwszyzabrałgłos:
—Aktopozatyminteresujesiętąsprawą?Mamnamyśli,ktopróczHartfielda?
—Towłaśniejestpierwszyproblem—odparłDodds.—Niewiemy,komutasprawajestznana,czy

takżeinnesłużbywywiadowczeniąsięzajmują.Jednojestpewne,żedotądconajmniejdwiegrupy
próbowaływydrzećsobietoodkrycie:konsulbrytyjskiwLuksorze,MustafaAgaAyat—Doddswskazał
nadrugiezdjęcienatablicy—iszefpolicjiLuksoru,Ibrahimel-Nawawi,któregozdjęcianiemamy.
Obajnależądobandyhandlarzystarożytnościami,któramaznakomitekontaktyzarcheologami,byćmoże
takżebrytyjskimi.Pracujązrozmachem,jużrazomalnasniepokonali,aleniewzięlipoduwagęlady
Dawson.

GdyDoddswymieniłnazwiskopięknejlady,wpokojurozległysięszepty.WIntelligenceService

ladycieszyłasięwielkąsympatiąnietylkozpowoduswejmiłejaparycji;jejzdolnościwsłużbie
wywiadowczej,którewykorzystywałazkobiecąprzebiegłościąichytrością,byłyogólniecenione.To,że
pośmiercimężaspędzałażycienałodzipływającejpoNilu,przysparzałojejmożezazdrośników,alenie
wrogów.WposzukiwaniufragmentutablicywMuzeumBerlińskimladyDawsonomalnieprzegrała
wskutekpojawieniasięAyataiel-Nawawiego,izażądałaposiłków,którezainscenizowałynapadna
pociągjadącydoMonachium.WzwiązkuztymPincockzapytał,jakąrolęgrałyodłamkiowejtablicy,na
cootrzymałodpowiedź,żeHartfieldusiłowałodnaleźćposzczególnefragmenty,bospodziewałsię,że
znajdziewskazówkicodopołożeniagrobuImhotepa.—ProfesorShelley—dodałDodds—mógłby
panupowiedziećnatentematcośbliższego.

Profesorwstał,spokojnieporozdzielałkartki,któreleżałyprzednimnastolejakpodczasseminarium.
—PierwszeztychfragmentówodczytałemwMuzeumBrytyjskimpodczasmoichbadańnadnowymi

znaleziskamizRaszid,któreFrancuzinazywająRosettą.Kiedyodwaszychprzełożonychotrzymałem
informacjeokreślonejakotajne,dotycząceznanychtuczęści,mogłemzestawićnastępującytekst:

—Jakpanowiewidzą—dodałprofesor—koniecpierwszegoodcinkajestniekompletny,alechodzi

ozłotoiprawdopodobnieocoświęcej.Zresztypozostałotakmało,żeniedasięztegonic
wywnioskować.Możedalszeodłamkidadząnamwięcejwskazówek.

Profesorusiadł.Wśródagentówzapanowałabezradność.Niktniewiedział,comapowiedzieć.
—Ktojeszczesiętyminteresuje?—zapytałPincock.

background image

—Drugagrupa—rzekłDodds—wydajesięowielebardziejniebezpiecznaniżpierwsza.Chodzio

radykalnychnacjonalistów,którzymająlicznepowiązania.Aprzeciwnicy,którzydziałajązpobudek
politycznych,sązawszenajbardziejniebezpieczni.Nieznamyaniprzywódcyorganizacji,aniliczbyjej
członków.Wswymszaleńczymdążeniu,abyusunąćwszelkiecudzoziemskiewpływywEgipcie,nie
cofająsięprzedniczym.Dokonująnapadównaurządzeniabrytyjskie,wysadzająwpowietrzelinie
kolejoweizatapiająstatkinaNilu,abyzwrócićnasiebieuwagę;korzystająprzytymznajszerszego
poparcialudu,takżetrudnojestdonichdotrzeć.Wszędziewkrajumająswoichzwolenników,członków,
kryjówki,anajniebezpieczniejszaspośródtychrozproszonychorganizacji,niebezpiecznadlatego,żema
wswychszeregachnajinteligentniejszychigotowychnawszystkoczłonków,nosinazwęTadaman.
Szacujemyliczbęjejczłonkównakilkusetaktywistówikilkatysięcysympatyków.Jakoznak
rozpoznawczymająrysuneksiedzącegokota,takijakispotykasięwtekstachhieroglificznych.Dlaczego
wybralisobietakiwłaśnieznak,niewiadomo,alemógłbytobyćkluczdopochodzenialubcentrum
dowodzeniatejorganizacji—jesttojednaktylkohipoteza,nicpozatym.

Doddszamilkł.Wokółpanowałacisza.
—Sir!—PodłuższejchwilipierwszypodjąłwątekPincock.—Jeślidobrzepanazrozumiałem,

mamytudoczynieniazcałymszeregiemniewiadomych.Nietylkonieznamyprawdziwegopowodu
naszychdociekań,alenieznanenamjestmiejscecałegozdarzenia,liczbabiorącychwnimudział,
rozmiarryzyka,któresięzatymkryje.

—PaniePincock!—oburzyłsiępułkownik.—Niejesteśmynauniwersytecie,leczwtajnejsłużbie

JegoKrólewskiejMości.—Jegopogodnadotychczastwarznaglespochmurniała,pojawiłysięnaniej
zmarszczki,wobecczegoprzywołanydoporządkuprzyjąłodpowiedniąpostawęiodpowiedziałpo
wojskowemukrótkoizwięźle:

—Takjest,Sir!
WybuchygniewuDoddsasiałypostrach.Pincockwiedziałdobrze,cooznaczawyraztwarzy

pułkownika:anikrokudalej!OileznałGeoffreyaDoddsa,tendawnojużopracowałplandziałania,który
określałzasięgdalszejakcji,awszystkimbiorącymwniejudziałwyznaczałokreślonecelewedług
ustalonychreguł;ilepiejbyłotrzymaćsiętychreguł.IstotniePincockniemusiałdługoczekać.Dodds
zacząłrozwijaćswojąstrategię.

Wychodzączzałożenia,żeHartfieldbyłuwikłanywsprawębardziejniżwszyscyinni,należypodjąć

tropprofesora.Wtymceluzałogamusisięrozdzielić,jednapołowa(dalejokreślanajakoA),wspierana
przezprofesoraShelleya,powinnawszcząćposzukiwaniawAnglii,druga(zwanadalejB)niechtropi
śladywEgipcie.Wraziegdybynieznalezionoposzukiwanegolubjegomałżonki,należysię
zainteresowaćświadkami(przyjaciółmi,znajomymi,ludźmi,którzysięznimisporadycznie
kontaktowali),ajeśliitoniedarezultatów,należyrozszerzyćposzukiwanianapublikacje,dokumentyi
pisemneślady,którepozostały.Gdybywczasieposzukiwańwyłoniłysięnowe,dotądnieuwzględnione
informacje,zwłaszczadotycząceugrupowańpolitycznych,wskazująceprzedewszystkimnaegipskątajną
organizacjęonazwieTadaman,należyzameldowaćotymcentrali,atazkoleimaobowiązekprzekazać
wiadomośćdalejwszystkimagentombiorącymudziałwakcji„faraon".

PunktemdowodzeniadlagrupyAidlawszystkichakcjiwWielkiejBrytaniijestcentralaIntelligence

Service,VictoriaEmbankment,adlaEgiptu—łódź„Izis"ladyDawson,przystańwLuksorze.GrupyAi
Bzostanąwyposażonewjednakoweśrodkifinansoweibędąmiećjednakowekompetencje,będą
upoważnionedoposługiwaniasiębroniąwokreślonychokolicznościach,będąmogłykorzystaćz
instytucjipaństwowych,podającfałszywenazwiska.Wwypadkuzdemaskowaniaprzedsięwzięcia,
uwięzienialubaresztowaniaktóregośzczłonkówniewolnozdradzićtożsamościdanejosobyanijej
zadańwramachakcji.

background image

Świadomypowagizadania,pułkownikwyprostowałsięwfotelu,spoglądałztriumfalnąminądokoła

siebieimówiłpowoli,podkreślająckażdesłowo:

—Moipanowie,stanowicieelitęimperium,którepanujenadpiątączęściąświata,atajnasłużbaJego

KrólewskiejMościjestnajlepszanaświecie.Proszęotymniezapominaćpodczascałejakcji.

Podczasgdypułkownikmówił,wszedłgoniecipołożyłnastoleprzedDoddsemjakąświadomość.

Doddsnajpierwzirytacjąodsunąłpapiernabok,potemjednakzacząłczytaćjednymokiem,przyczym
stawałsięcorazbardziejniespokojny,zacząłsięwiercićnafotelu.

—Właśnieprzedchwilą—powiedział—otrzymałemnastępującąwiadomośćodladyDawsonz

Luksoru:Ustópwędrującejwydmy,trzymilenawschódodSakkary,znalezionozmumifikowanezwłoki
kobiety.ChodzituprawdopodobnieoMaryHartfield,żonęprofesoraEdwardaHartfielda.Wskazówką
codojejautentycznościjestlistzaadresowanydoMaryHartfield,znalezionywubraniukobiety.Nosion
datę4października1918ipodpisanyjestinicjałem„C”.Wliścienawiązujesiędoodciskukamienia,
którymazostaćprzekazanyzasumę10000funtów.Miejscespotkania:hotel„Savoy”,Kair.Data
przekazania:12października,godzina11.

—Ktotojest„C”?—zawołałPincockpodniecony;wpokojuzapanowałniepokój,wszyscymówili

jednocześnie.

PułkownikowiDoddsowiztrudemudałosięprzekrzyczećswoichludzi.
—Widzicie,moipanowie—rzekł—mamytuwyraźniedoczynieniazkolejnąkonkurencją.

ZKAIRUWDÓŁNILU

LiczbamiesięcyuBoga:dwanaściemiesięcyzaznaczonychwKsiędzeBoga
wdniu,kiedyOnstworzyłniebiosaiziemię.Wśródnich—czteryświęte.
Tojestreligiaprawdziwa.
Przetonieczyńciesobieniesprawiedliwościwtychmiesiącach
izwalczajciebałwochwalcówwcałości,takjakoniwaszwalczająwcałości.
Wiedzcie,iżBógjestzbogobojnymi!
Konin,suraIX

*

Niebyłobyzgodnezprawdą,gdybyśmystosunekmiędzyOmaremaNagibemek-Kassaremnazwali

przyjaźnią.CoprawdażycieOmarapogwałtownymuwolnieniuzwięzieniawojskowegowIsmailii
przybrałonieoczekiwanyobrót,aleichstosuneknadalbyłwspólnotązceliiOmarkorzystałz
przywilejówjedyniezewzględunapiętnonalewymramieniu,któregopochodzenieterazstałosiędla
niegojaśniejsze,przyczynanatomiastdalejtonęławmroku.Chociażwielkawojnaprzetrwałaich
ucieczkętylkookilkatygodni,aniesłusznieprzypisywaneimzbrodniebyłyaktualnejedyniew
warunkachwojennych,OmariNagibniewiedzieli,czyWarOfficenadalichposzukuje,iuważaliza
wskazanenaraziezniknąćzpolawidzenia.

NiemainnegomiastanaświecieopróczKairu,gdzieczłowiekmożeżyćiumrzećnierozpoznany.

KażdegodniagdzieśpomiędzyMokkatamadworcemzawalasięjakiśprzeludnionywąskiblok
mieszkalny,grzebiącpodsobąsetkibezimiennychludzi,nigdzieniemeldowanych,którychniktnieznał.
Kolejnepokoleniabowiem,kiedyzachodzipotrzeba,bezzezwoleniabudujądodatkowepiętra,aż
wreszciesłabefundamentyniewytrzymująciężaru,belkiicegłysiępoddająidomsięwali.Takwięcdla
obutowarzyszyniestanowiłotrudnościukryciesięwzrujnowanymdomuczynszowymwjednejz
bocznychulicShariaAssalibapomiędzymeczetemIbn-TuluameczetemsułtanaHassana,wcieniu

background image

cytadeli.Tam,dziękipomocynieznanegoimczłonkaTadamana,wynajęlidwamałepokoikinaszóstym
piętrzezwidokiemnatyłykamienicy,któraniczymnieróżniłasięodichkamienicy,astałatakblisko,że
mimowoliczłowiekstawałsięświadkiemżycialudzizprzeciwka,łączniezprzekraczaniemświętych
nakazówposturamadanu.

ChociażOmarbyłodurodzeniadzieckiemtegomiasta,czułsięnieswojowtejprzeludnionejokolicy,

gdzieludzieżylijaktermitylękającesięświatładnia,alewprzeciwieństwiedonichniemieli
możliwościchoćrazwznieśćsięwpowietrze.Omarczułsięźlewbrudnym,zaniedbanymlabiryncie
malowniczegoStaregoMiastawewschodniejczęści,gdziestaleunosiłsięzapachkurzuifekaliów,a
przedewszystkimzapachbiedy.

TutajEgipcjanieżylijakprzedwiekami,chodzilitaksamoodzianiibylitaksamobiedni.Mielitakie

samemałeradości,któreograniczałysięprzeważniedozadymionychkawiarnizmałymistolikami
wystawionyminaulicę,gdziewystarczyłydwapiastry,byodpędzićnudędłużącegosiępopołudnia.W
domuniebyłokanalizacjiioczywiścienieprzestrzeganożadnychzasadhigieny.Odczasudoczasu—
raczejrzadko—mężczyźni,abysięwykąpać,szlidopodziemiaHammamu;kobietyniedopuszczały
wodydoswoichciał,nosiłyzasłonynatwarzachiregularnierodziłydzieci,którymprzeznaczonebyło
życietakiesamojakich,wtakichsamychkrętychzaułkach.

Możnabypomyśleć,żeOmarapociągałożyciewinnymKairze,wzachodniejczęści,podrugiej

stronieNilualboprzyBahral-A'ama,życiewwillachipałacachwdzielnicyAl-GamaleyaalbowDarb-
el-Masmat,gdzieprzyszedłnaświatkedywIsmail.Tamwubiegłymstuleciuimigranciwłoscy,greccy,
maltańscy,francuscyibrytyjscywprowadzilizachodniebudownictwoistylżyciaizamieniliwyspęNilu
—doczasubudowytamyasuańskiejrokroczniezalewanąbrunatnymszlamem-wogródbotaniczny,w
ekskluzywnyklubtenisowyitorwyścigowy.Stałytutajbiałotynkowanewspaniałebudowle—kolor,
którywinnychdzielnicachmiastaprowokowałby,podobniejakmodlącysięwmeczecieczłowiek,który
niezdjąłbyobuwia—towarzystwaokrętoweprześcigałysięwreklamachswoichusług,nawołującza
pomocąogromnychplakatów
dozamawianiaprzejazdówpierwsząklasą,bankiobiecywałydyskrecjędziękiswymprzyciemnionym
szybom,awhotelach„Shepheard”czy„Semiramida”apartamentyzwidokiemnaNilkosztowałytrzy
razytyle,ilewynosiłarocznapensjabiałoubranychportierów.

AletenświatrównieżniebyłświatemOmarailudzie,którzyprowadzilitamluksusoweżycie,nie

budziliwnimzazdrościanipodziwu.Urodziłsięnaskrajupustyniprzedbramamimiastaipotrzebował
bliskościpustyni.Upałwdzień,chłódwnocy,niezmierzonyhoryzontnazachodzieigłosy,któregubiły
sięwtejdali—tobyłświatOmara,światktórygopociągał.Alejaktuucieczwielkiegomiasta?

Nagibuważał,żetylkowwąwozachulicKairu,gdziekażdyczłowiekegzystowałniejakojednostka,

leczzwielokrotniony,bowszyscybylidosiebiepodobni,żetylkotusąbezpieczni.Omarzrozumiał,że
powrótdoLuksorujestniemożliwy,aleteżniechciałtupozostać.Nagibdoradziłmu,abyostrzygłsobie
krótkowłosyizapuściłbrodę,cobardzozmieniałojegowygląd,lubiłteżubieraćsiępoeuropejsku.

PewnegodniaudałsiędoGizy,którąopuściłprzedośmiulaty,alektórejnigdyniezapomniał.
Jesteśmyskłonniosądzaćłaskawieprzeszłość,ponieważmechanizmnaszejduszywypychazżycia

wszystko,coprzykre,złeiokrutne,lubprzynajmniejprzyoblekawjaśniejszebarwy,aleOmarniemusiał
niczegozapominać.Ustóppiramidspędziłprzecieżnajpiękniejszelataswegożycia,jegoświatsięgałod
jednegohoryzontudodrugiego.Niewiedział,coznajdujesiędalej,iwcalegotonieinteresowało.

NaulicyPiramid,prowadzącejzKairudoGizy,kursowałyterazautobusy,trzeszczące,czarno

dymiącepotwory,którewyparłykońskiepowozy,bobyłytańszeiszybsze.Hotel„MenaHouse”,kiedyś
zakazanyrajmałegochłopca,niestraciłniczeswegokolonialnegocharakteru.Wciążjeszczeprzed
wejściemczekalipoganiaczewielbłądów,głośnozachęcającpotencjalnychklientów.

background image

—PolishingSir,polishing!
Omarniezauważyłmałego,niepozornegoczłowieczkauswoichstóp;spoglądałterazzaskoczonyna

mikasahabeznogi,któryuśmiechającsiężyczliwiewyciągałkuniemuszczotkędobutów:

—Polishing,Sir!
—Hassan!—zawołałOmarzaskoczony.—Poczciwy,staryHassan!
Uśmiechnatwarzykalekiustąpiłwyrazowiwahającejsięniepewności;starzecprzezchwilęnie

wiedział,czymaudawać,żepoznajeobcegomężczyznę,czyteżpoprostuzapytać,kimjestorazgdziei
kiedysięjużspotkali.

Omarzrozumiałjegowahanie,ukląkłnarozgrzanymbruku,położyłHassanowirękęnaramieniui

rzekł:

—JestemOmar.Czyprzeztelataażtaksięzmieniłem?
Wówczasstaryznówodzyskałżyczliwyuśmiech,otarłrękawemnosiodparłzwahaniem:
—Omareffendi,żeteżAllahpozwoliłmidożyćtegodnia!—Iniezważającnastojącychobokludzi,

padlisobiewramiona.

—Omareffendi—powtórzyłstary,potrząsającgłową.—Częstootobiemyślałem,miałemwyrzuty

sumienia,żewtedysprzedałemcięzadziesięćpiastrówobcemuAnglikowi.

Omarsięroześmiał.
—Tobyłdobryczłowiek,jaknaAnglika.Nauczyłemsięuniegoczytaćipisać,atakżemówićpo

angielsku,zarabiałem;alepotemwybuchławojnainaglewszystkosięzmieniło.

Hassanschowałswojeszczotkidopudełkaozdobionegokoralikamiirzekł:
—Musiszmiwszystkoopowiedzieć,effendi.
Omarwziąłpudełkoiobajposzlidoogroduhotelu„MenaHouse”.Służącegohotelowego,który

chciałimzagrodzićdrogę,Omarobrzuciłtakordynarnymiangielskimiwyzwiskami,żeten,kłaniającsię,
uciekł.
Ażdogodzinnocnych,dopókisłońceniezaszłozaWielkąPiramidę,Omarsnułswojąopowieść,niczego
niepomijając.Nietylkodlatego,żeufałtemudobrotliwemukalece,aleczułdoniegoprzyjaźńizaufanie
jakdoojcaimiałwrażenie,żeHassankochagojaksyna.

Pozatympodziwiałtegomikasahajakdawniej,podziwiałjegosiłężyciową.Hassannależałdo

owegorzadkiegogatunkuludzi,którzy—mimożeżycieichnierozpieszczało—nienarzekają,choćna
pewnoniesąszczęśliwi,którychopanowaniemożesłużyćzaprzykładowymmizantropomdelektującym
sięciosami,jakiezadajeimlos.Interesująsięonitylkosobą,odnosząsięnieufniedoinnychizanudzają
ichnarzekaniemnawłasnąniedolę.Litującsięnadsobą,przyjmująjałmużnęniedlatego,żejestim
potrzebna,leczdlatego,żepodkreślawielkośćichnieszczęścia.

Hassanbyłzbytdumny,byżebrać,brałzapłatęzaswojąpracę,nienawidziłjałmużnyizdumą

opowiadałhistoriębogategoŻyda,któryprzedhotelemrzuciłmupięćpiastrów,chcączrobićdobry
uczynek,jaktegowymagajegoreligia.Hassanschwyciłmonetęiodrzuciłjązpowrotem,wołając,bydał
jąbiedakowi.

KiedyOmarskończyłswojąopowieść,Hassanmiałzatroskanąminę.
—Tadaman?Tadaman?—powtórzyłkilkakrotnie.—Nigdyotymniesłyszałem.Ale,naAllaha,to

nieznaczy,żetakaorganizacjanieistnieje.Wolałbymnawet,żebyistniała,bonasznaróddoznajewielu
krzywd.Aleuważaj,boBrytyjczycystosująprawaiporządki,któresamiuważajązasłuszne,aktóre
wcaleniesązgodneznaszymipojęciami.Jeślicięznajdą,tonieominieciękara.

—Zmieniłemswójwygląd—powiedziałOmar.—Kiedyranospoglądamwlustro,samsiebienie

poznaję,adlaBrytyjczykówwszyscyEgipcjaniewyglądająjednakowo.

—ModlęsiędoBogaWszechmogącego,abyśmiałrację.

background image

Omarskinąłgłową.
—OwielebardziejniebezpiecznywydajemisięTadaman,którysiłąwłączyłmniedoswoich

szeregów.Przyznaję,żeczasemobawiamsięmoichwłasnychludzi.Oniuważają,żemamwobecnich
zobowiązania,bouwolnilimniezwięzienia.Jużnosiłemsięzmyślą,byuciec,aletoryzykowne.
Tadamanmawszędzieswoichszpiegów,ipodczasgdyAnglikmawypisanenatwarzy,żejestpoddanym
JegoKrólewskiejMości,poEgipcjaninieniewidać,żenależydoTadamana.Aprzytymtowszystkojest
prawdopodobniepomyłką...

PodrodzeOmarspojrzałprzelotnienachatę,wktórejspędziłpierwszelataswegożycia.Jego

przyrodnibraciasprzedaliniewielkieobejścierazemzwielbłądamiipojechaliszukaćszczęściaw
dużymmieście.OkołopółnocyOmarwróciłdoKairu.ShariaAssalibatętniłaruchliwymżyciem,
sprzedawcykawybalansowaliztacami,przedzierającsięprzeztłum.Pachniałoorzeszkamiziemnymi,
którechłopcyprażylinarogachulicwpuszkachpokonserwachimarmoladzie,chłopcyodpiekarzy
roznosilinagłowachpieczywo,apośródnichdziwkiwkażdymwiekuzwracałynasiebieuwagę
mlaskaniem.

Wkawiarni„Royal”narogudomu,gdziemieszkałOmarigdziewystawionenaulicęstoliki

zagradzałydrogęprzechodniom,OmarujrzałNagiba,któryzożywieniemzkimśrozmawiał.

NagibprzedstawiłswegorozmówcęjakoAlegoibnal-Husseina;byłtochudymężczyznaoostrych

rysachtwarzyisiwych,kręconychwłosach,pochodziłzLibanuihandlowałkorzeniami.Alimiałmałe,
chytre,niecopodstępneoczy—takiewkażdymraziezrobiłwrażenienaOmarze.Kupiec,tak
przedstawiłNagibnieznajomego,madlanichkorzystnąpropozycję,akiedydojrzałnieufnośćwtwarzy
Omara,dodałuspokajająco,zasłaniającustadłonią,żeal-Husseintakżenależydoorganizacji,więc
Omarrozumie...

Zlecenie,któremiałokażdemuznichprzynieśćpopięćdziesiątfuntówizwrotwszelkichkosztów,na

pierwszyrzutokaniewyglądałoryzykownie.NagibiOmarmielipopłynąćstatkiemwgóręNiluiw
AsuanieczekaćnakarawanęzSudanu,którabyławdrodzezChartumuiwiozłakorzenie.

Omarspontaniczniesięzgodził.Szansawydostaniasięzchaosuwielkiegomiastausunęławszelkie

wątpliwościcodozamiarówAlegoibnal-Husseina.Młodośćibrakdoświadczeniaodsuwałynabok
wszelkieskrupułyibudziłyufność,cechę,któraszczególniecharakteryzowałaOmara.Chociażumiał
sobieradzićzludźmi,zamałosięnanichznał,apogodnanatura,radośćżyciainiespokojnyduchjuż
niejednokrotnieokazywałysięjegosłabymistronami.

Nagib,choćstarszyodniego,niebyłdlaOmaraoparciemanipomocą;przeciwnie,wokresie,kiedy

piłwhisky—azdarzałosiętoczęściejniżokresyabstynencji—Omarmusiałhamowaćjegopociągdo
alkoholuizabraniaćmugadanialubodciągaćgoodobcychludziwimięichwspólnegobezpieczeństwa.
Dawnojużichstosunekwszedłwstadium,kiedywspólnotazamieniłasięwnieufność,apatriotyzmstał
sięjedynymwyznacznikiemichwspólnegożycia.Oddawnajużniewykonywaliżadnegoregularnego
zajęcia,popierwsze,zestrachu,żektośodkryje,kimsą,podrugie,Nagibbyłzdania,iżTadamannie
pozwolizginąćswoimczłonkom.

Czytozleceniepochodziłoodorganizacji,czybyłoprywatnąsprawąHusseina—tegoOmarani

Nagibniezdołalistwierdzić,ponieważLibańczyk,zaledwiewytłumaczyłim,ocochodzi,zniknął,
pozostawiająckopertęzupoważnieniamiipewnąsumępieniędzy.Wjegozachowaniubyłocoś,conie
znosiłosprzeciwuicopowstrzymywałoobutowarzyszyodzadawaniapytań.Siedemnastegotego
miesiąca,oznajmiłHussein,będzietunanichczekałwporcie.

Wpapierach,którepozostawiłLibańczyk,OmariNagib,kuswemuzdumieniu,nieznaleźliadresu

Husseina,leczswójwłasny;aleobiecanapremiaimożliwośćopuszczenianadwatygodnieponurego
mieszkaniarozwiaływszelkiewątpliwości.Awięczamówilioddzielnedwa,byniebudzićpodejrzeń,

background image

miejscanastatkupocztowymdoAsuanu,którybyłwyposażonywniewielkiekabinyzpiętrowymi
pryczami.

Starystatekpocztowy„Bedraschein”miałszerokiekołałopatkowe,wysokikomin,któryrozszerzał

sięugórywkształttulipana,inatrzechpokładachmieściłsetkępasażerów.Wciemnymkadłubiestatku
przewożonopocztę.Zażelaznymikolumnamiarkad,którechroniłyprzedsłońcem,znajdowałasię
jadalniazwyplatanymimeblami;korzystalizniejgłównieAnglicy.

OmariNagibmieliwszelkiepowody,byunikaćtegopomieszczenia.Przeważniespędzaliczasna

środkowympokładzie,gdziestałydrewnianeławkijakwprzedzialekolejowymtrzeciejklasy.Tutaj
tubylcyjadalito,cozabralizesobą,rozmawiali,graliwkarty,spalialbopoprostupatrzylinawody
Nilu.Tutajobajmogliczućsiębezpiecznie,alemimotowoleliniepokazywaćsięrazem.

Ponieważnocnierozpędziłajeszczeżarudnia,Omarwolałpozostaćwniszytylnegopokładuitam

drzemać.Ośnieniebyłocomarzyć.MinęlijużSamalut,okołopółnocystatekmiałzawinąćdoMinii.
Gwiazdy,którenocąnaNiluwydająsiępołożonetakbliskoczłowiekajaknigdzieindziej,wprawiły
Omarawstanpobożnegozamyślenia;uroktejchwilisprawił,żechłopiecnakrótkozapomniałoswoim
losie.

GłosydwóchAnglikównagórnympokładzieprzywróciłyOmaradorzeczywistości.Jakdługo,

myślał,matakżyćjakbezdomnykundel,wciążuciekającprzedzakazami,bezdomu,wydany
Tadamanowiijegosiepaczom.Zadanie,jakiemiałwłaśniewykonać,niesprzyjałozmianiejego
stanowiskawobectejorganizacji,przeciwnie.Zawszeodczuwałstrachprzedwszystkim,conieznanei
bezimienne,niebałsięnatomiast,kiedymiałprzeciwnikaprzedsobą.WogóleOmarmiałzamiar
odłączyćsięodNagiba,atymsamymodTadamana.

Myślitezostałyzakłóconeprzezurywkiangielskichsłów,któredochodziłyzgórnegopokładu,na

razieniebudzączainteresowaniaOmara,alewkrótceobajrozmówcyzaczęlisiękłócić,atonich
rozmowyuległzmianie,takżemimowolistałsięświadkiemwymianyzdań.Jedenmężczyznazarzucał
drugiemubezczelnieigłośnogłupotęinieostrożność,używającprzytymordynarnychwyzwisk.

Wktórymśmomencietejzajadłejsprzeczkinagórnympokładziepadłonazwisko,którerozbudziło

uwagęOmara:Hartfield.NarazOmarstałsięczujny.Ichoćnaraziewątpił,czychodziozaginionego
profesora,topochwilijegoprzypuszczeniastałysiępewnością:obajAnglicyszukaliprofesoraEdwarda
Hartfielda.

Niespodziewanieprędkoudałosięjednemuznichułagodzićdrugiego,takżeOmarmógłtylkoz

trudemśledzićdalszyprzebiegrozmowy.Zwyrywkowychsłówrozumiałtylkotyle,żeobajjadądo
Luksoru;padłoprzytymnazwiskoCartera.

Omarzadziałałszybko.Pobiegłdoswejkabiny,włożyłkapeluszoszerokimrondzie,któryodczasu

pobytuwKairzebardzopolubił,iwszedłpostromychżelaznychschodachnagórnypokład,gdzie
przechadzałsię,udającznudzonego,lubprzystawałnakrótko,jakbymarzycielskozapatrzonywnoc.W
tensposóbzbliżyłsię,niebudzącpodejrzeń,doobumężczyzn.

Jedenznichbyłniskiimiałdługiewłosy.Jegoruchybyłynerwowe,stanowiłprzeciwieństwo

drugiego,człowiekaspokojnego,wstarszymwieku.GdyOmarsiędonichzbliżył,raptownieurwali
rozmowę,takżechłopiec,przyjrzawszysięimdokładnie,odszedł.

Popółnocy,kiedystatekwśródgłośnychuderzeńkółihałasuludzizacumowałwMinii,zaspany

Nagibwynurzyłsięzkajuty.Omardałmuznak,żemamucośważnegodozakomunikowania.Przyglądali
sięobojętnymwzrokiemmanewromstatkuwporcie.WistociezaśOmaropowiadałotym,cousłyszał.

Nagibnatychmiastotrzeźwiał.
—DwóchAnglików,powiadasz?Omarskinąłgłową,nieodwracającwzrokuodbrzegu.—Jeden

okołotrzydziestki,drugimachybadwarazytyle.

background image

—IchcąwysiąśćwLuksorze?
—Takzrozumiałem.
—KiedybędziemywLuksorze?
—Jutrorano.
PodługiejprzerwieNagibrzekł:
—Zdajemisię,żemyślimyotymsamym.
—Uważasz,żepowinniśmyśledzićtychAnglików?
—Tak.
—Anaszezadanie?
Nagibrozejrzałsiędokoła,czyniktichnieobserwuje,alewtymtłokuizamieszaniuichrozmowanie

zwracałaniczyjejuwagi.

—Musimysięrozstać—rzekłNagib.—Jedenznaspojedzie,jakbyłoumówione,doAsuanui

przejmieładunek,drugiudasiętropemAnglików.SpotkamysięwKairze.

NazajutrzzranaOmarpierwszyopuściłstatekzbagażem.Przedsięwzięcieniepozbawionebyło

ryzyka.Omarmusiałuważać,byniktgoniepoznał.Przedewszystkimniepowinienzwrócićnasiebie
uwagiAnglików.Podosłonądrewnianejbudyobserwował,jakAnglicyschodzązpokładu.Każdyznich
ciągnąłdużystaroświeckikuferitłumok,jakbymielizamiarpozostaćtudłużej.

Omarspodziewałsię,żeprzyjedzieponichpowózzjakiegośhotelu,aletaksięniestało.Anglicy

czekali,ażludziesięrozejdą,odrzucilipropozycjędorożkarza,wreszcieposzlidopromu,któregożagle
trzepotałynaporannymwietrze.TerazwpierwszymblaskusłońcaOmarpoznał,żewyższymężczyzna
jestowielemłodszy,niżtowyglądałowmroku.Drugimiałczerwonawąjasnącerę,cozdradzało
irlandzkiealboszkockiepochodzenie,aprzynajmniejwskazywałonaszybkiekrążeniekrwi.

Wobecfaktu,żenadrugibrzegNiluniedałosięumknąć,chybażeobajAnglicymielibyzamiarudać

siędoChargaalbodojakiejśoazynaPustyniLibijskiej,OmarnawetniepróbowałichśledzićUznałcel
ichwyprawyzaszczęśliwąokoliczność,będziemułatwoichobserwować.Dokądmoglizmierzać:
przypuszczalniedoel-Kurna,amożedoDerel-Medina,albomożeczekałnanichCarter,którego
nazwiskowspominali.

PobytwLuksorzestanowiłdlaOmaraniemałeryzyko.Musiałsiępilnować,bygonierozpoznano,i

dlategonarazieprzerwałtropienieobuAnglików,pragnącskoncentrowaćsięnawłasnym
bezpieczeństwie.Gdystatekodpłynął,Anglicyzaśprzeprawilisiępromem,Omarwziąłswójworeki
ruszyłwkierunkustacji,bywynająćpokójwjednymztanichhoteli,którychbyłotuwiele.

Powstałaprzytymsytuacja,którapóźniejwydawałasięniejasna.Aleczywłaśnieto,coniepojęte,nie

decydujeonaszymżyciu?GdyOmarmijałstaryhotel„Edfu”,który—odkądgowidziałostatnio—
wcalesięniezmienił—możetylkodrewnianaaltanaprzedwejściembardziejspróchniała—poczuł
naglenieprzezwyciężonąchęćujrzeniapochylonegostarca,właścicielahotelu.

Wewnątrzwszystkobyłojakkiedyś.Jakdawniejwwąskimkorytarzuodpadałaześcianzielonafarba,

atablicazkluczamiwisiałanadawnymmiejscu.Zaladąsiedziałotyłyłysymężczyzna,którynapytanieo
właścicielaodpowiedział,żetoonjestnowymwłaścicielemiczymmożesłużyćobcemupanu.Na
pytanie,czymawolnypokójiiletakipokójkosztuje,grubasodpowiedział,żeterazniejestsezon,więc
Omarmożewybierać,acodoceny,tonapewnodojdądoporozumienia.

Omarzdecydowałsięnapokójnapierwszympiętrze,wktórymkiedyśmieszkałdziennikarzWilliam

Carlyleiktórywporównaniuzinnymipokojamirobiłlepszewrażenie.DoksięgigościOmarwpisał
nazwisko
Hafizel-Ghaffar,ShariaQuadri4,Kairo,nazwiskowłaścicieladomuwKairze,iulicę,którabyła
oddalonaokilkadomówodtego,wktórymmieszkał.Sądził,żewtensposóbbędziejakotako

background image

bezpieczny.

Teraznależałopomyśleć,wjakisposóbzbliżyćsiędoAnglików.Omarprzypomniałsobierozmowę

Anglikównapokładziestatku,którejbyłświadkiem,imiałprzytymwrażenie,żeobajmężczyźniwcale
niesąarcheologami.ZnałarcheologówzkilkuletniegopobytuuprofesoraShelleyaiwiedział,jakim
językiemmówią.TylkoczegoonichcieliodHartfielda?

Omaropadłnałóżko,założyłręcepodgłowęispoglądałnaprzeciwległąścianę,naktórejniegdyś

białetapetybyłyterazmozaikąrysunkówpornograficznych,deklaracjimiłosnych,imionangielskichi
arabskichirachunkówhotelowych.Omarsięzastanawiał:ProfesorHartfielduchodzizazaginionego.
Czyjegozniknięciemiałojakiśzwiązekzfragmentamitablicy,októrejmówiłNagib?Zachodzątudwie
możliwości:AlboHartfieldszukałdalejpotajemniegrobuImhotepa,alborywalizującagrupa
przywłaszczyłasobieinformacjeiusunęłaprofesora—porwała,uwięziła,zabiła.Alebyćmoże
Hartfieldniezdradziłtego,cowiedział,możepotrzebnyjestterazbardziejniżkiedykolwiek,możeci,
którymzależałonaprofesorze,tobyliwłaśnieowitajemniczyAnglicy?

Pogrążonywtychrozmyślaniach,Omarnaglezdałsobiesprawę,żeionzmierzadojakiegoś

mrocznegolosu,losuludzipołączonychjakbyjednymłańcuchemwydarzeń,mającychtensamcelprzed
oczami.

OmarmiałochotęodszukaćprofesoraShelleya,aleniewiedziałnawet,czypowojniewróciłdo

Egiptu.PozatymwydawałomusięzbytryzykownenawiązywaniekontaktówzBrytyjczykami.Shelley
wprawdziewieledlaniegozrobił,Omarbyłmuzatowdzięczny,ichstosunekwybiegałznaczniepoza
stosunekpanaisługi.Alewobeczarzutu,jakiodpółrokuciążyłnaOmarze,niebyłopewne,jakprofesor
bysięzachował.ShelleybyłBrytyjczykiem,aOmarznajdowałsięnaliściegończejbrytyjskiej
prokuratury.

PierwszekrokiOmaraprowadziłydoprzewoźnika,któryprzewoziłobuAnglikównadrugibrzeg

Nilu.Zaznacznybakszyszprzewoźnikprzypomniałsobie,żezawiózłobudołodzimieszkalnej„Izis”,
należącejdopewnejwytwornejangielskiejlady.Zdradziłtakże,iżMr.CarterdokonałwDolinieKrólów
wielkiegoodkryciaiznalazłzłotoidrogocennekamienie,takwkażdymrazieopowiadająludziezel-
Kuraa,aleniktjeszczeniewidziałtegoskarbu,bowejściedopieczaryzostałozasypaneiustawionotam
strażnikówpilnującychterenudzieńinoc.Opowieścitegorodzajukursującoprawdaodpoczątku,od
kiedyCarterwybrałsamotnądolinęjakocelżycia;abyłotodwadzieścialattemu.

Słońcezaszłozałańcuchgórizalałoskałybladąliliowąbarwą.Omarkazałsięprzewieźćnadrugą

stronę,alewysiadłniecodalejodprzystaniiostatniodcinekdrogidołodziprzebyłnapiechotę.
Zatrzymałsięwpewnejodległościiczekał.Nałodzizapalonolampy.Teraz,podosłonąmroku,Omar
mógłsięodważyćpodejśćbliżejdołodzibezobawy,żezostaniezauważony.Przeznawpółotwarteluki
docierałydoniegourywkiożywionejrozmowypomiędzyobumężczyznamiakobietą.Wkambuzieztyłu
przygotowywanoobiad.Omarwywnioskowałtozodpadkówkuchennych,którektośwyrzucałprzez
okno.KucharzprowadziłożywionąrozmowęzdrugimEgipcjaninemnapokładzie;nazywałsięGihan,od
czasudoczasuznikałwkambuzieiwracałzjakimiśrzeczami.Teraz,kiedyupałustąpiłmiłemu
chłodowi,białopomalowanedeskiłodzitrzeszczałyijęczały;Omarwykorzystałtęokazję,bynie
zauważonywejśćpotrapienałódź.Tamnaczworakachdostałsięnagórnypokład,gdzieukryłsięza
dwiemadużymibeczkami,służącymijakozbiornikiwodyiskądmiałwidoknasalonłodzi.

Żaluzjebyłyopuszczone,aleprzezszparywentylacyjneOmarpoznałobuAnglików.Siedzieliprzy

długimstolepośrodkupokojunadmapą;naprzeciwkonichladywdługiejbiałej,arabskiejszacie;włosy
miałaukrytepodchustą.Wśródnichkręciłsięrudykotprzypominającytygrysa.Niższyspośróddwu
mężczyzn,oimieniuGeny,rysowałliniełącząceposzczególnepunktynamapieizaznaczałkółkamiróżne
miejscowości,drugimężczyznanatomiastgorliwienotował.

background image

Trwałodłuższąchwilę,nimOmarzorientowałsięwrozmowie.Głównymtematembyłobezimienne

miejsce,gdzieznalezionozwłoki,gdzieśwdelcieNilu;wedługrysunkuGerry’egomiejscetomiało
związekzrozmaitymimiejscowościamiwDolnymEgipcie,atakżecośwspólnegozposzukiwaniem
Imhotepa.Zagadkąbyłyjednakniezwłoki,leczmiejsceichznalezienia,które—leżączdalaodmiejsca
zdarzenia—dawałopowóddowieluspekulacji.

NaglepadłonazwiskoHartfieldiOmarpomyślał,żechodziozwłokiprofesoraHartfielda;dopiero

później,zdalszegotokurozmowyzorientowałsię,żeludziecimielinamyśliżonęprofesora.

LadyDawsondysponowałazadziwiającymiszczegółami;wymieniałanazwiskaipodawałafakty,

któreuświadomiłyOmarowi,żetoonagrawtejsprawiegłównąrolę.CzyżbyladyDawsonbyłaagentką
tajnychsłużbbrytyjskich?Omarprzypomniałsobieczasy,kiedybyłuprofesoraShelleya;profesorijego
żonautrzymywaliwówczaszpięknąladyprzyjaznekontakty.Czyżbyon,Omar,niewiedzącotym,służył
wdomuszpiega?

Wtejtakpodniecającejdlaniegochwiliwszystkowydawałosięmożliwe.Czymógłwykluczyć,że

Shelleytylkodlategopozwoliłmuchodzićdoszkoły,bygopotemwykorzystaćjakoagentaprzeciw
własnemunarodowi,żewzrealizowaniutegozamiaruprzeszkodziłtylkowybuchwojny?Czybyłodo
pomyślenia,żenocnynapadprzykolosachMemnonabyłinscenizowanyprzezBrytyjczyków,by
podburzyćOmaraprzeciwkoegipskimnacjonalistom?Niebyłobywtymnicdziwnegogdybywyskoczył
terazzeswejkryjówkiirzuciłsięnaobumężczyznryzykującprzegranąwpotyczce.

WnaturzeEgipcjanleżyto,żenakażdeupokorzenieiobrazęodpowiadająprzesadnymgniewemi

pragnieniemkrwawejzemsty,alewichnaturzeleżytakżeito,żepokrótkimsłomianymogniustająsię
bardzotolerancyjni.Podobnisądosłoniafrykańskich,októrychwiadomożezpozornąobojętnością
znosząból,ażwreszciemajądośćiplanowoimądrzeatakująwroga.GdybyOmarsięterazujawnił,
przyprawiłbyoszoktychludzi,miałbyprzytymniewątpliwiekrótkąsatysfakcję,alewefekcie
zaszkodziłbytylkocałejsprawie,anajbardziejsobie.JeślichcenaprawdęzaszkodzićBrytyjczykom,
musiichzłapaćwpułapkęzwanąImhotep;niedopuści,abytabandazdobyłałup.

PodczasgdyOmarjednymuchemśledziłrozmowę,starałsięuporządkowaćto,cousłyszał.Zwłoki

MaryHartfieldznalezionogdzieśpomiędzyRaszidaFuwą,napustyniwokolicydeltyNilu.Aleniebyło
żadnegośladuprofesora.AprzecieżnapodstawiejegowiedzyidokumentówAnglicyspodziewalisię
uzyskaćdecydującąwskazówkę.GdybyHartfieldijegożonazostalizaskoczeninapustyniprzezburzę
piaskową—abyłotocałkiemmożliwe—równieżprofesorbyzginął.Bogdybyuszedłzżyciem,na
pewnoniespocząłby,dopókibynieznalazłzwłokswojejżony,abyjepochować.Zdrugiejstrony
wszyscy,którzyszukaliImhotepa,znaliprofesoraHartfielda.Możliwewięc,żeprofesoraporwanolub
zamordowano,abyzdobyćjegodokumenty,iżeśmierćjegożonyzainscenizowano,byodwrócićuwagę
odpierwszejzbrodni.

WszystkimprzychodzącymOmarowinamyślwzwiązkuztąsprawą,możnabyłoprzypisać

morderstwo:Tadamanowi,któryszukałwładzyiwpływów,wywiadowibrytyjskiemu,którynie
podzieliłbysięwładząznikim,iAyatowi,któregofascynowałowszystko,coobiecywałopieniądze.

Omarpopadłwgłębokązadumęnadsytuacją,zapomniałprzytym,gdziesięznajduje;zrobił

nieostrożnyruchipotrąciłbutelkę,któraupadłanapodłogęirozbiłasię.PrzezchwilęOmarsięzawahał,
czyskoczyćdoNilu,czyuciecpotrapie,alezdecydowałsięnadrugiewyjścieizanimAnglicy—jeden
uzbrojonywstrzelbę—zjawilisięnapokładzie,Omarjużbyłnabrzeguiznikłwciemnościach.

Zbezpiecznejodległościobserwował,cosiędziejenałodzi,widziałjakmężczyźniprzeszukują

pokład.Usłyszał,jakjedenznichwyrażaprzypuszczenie,żetokotprzewróciłbutelkę.Wobectego
wycofalisięOmarzaśudałsięzpowrotemdomiejsca,gdzieczekałnaniegoprzewoźnik.

background image

KONSULATWALEKSANDRII

AjeślibyBógprzyśpieszyłludziomzło,
takjakonichcielibyprzyśpieszyćdlasiebiedobro,toichterminbyłbyjużrozstrzygnięty.
Leczmypozostawiamytych,którzysięniespodziewająspotkaniazNami,
abywswoimzabłądzeniuwędrowalinaoślep.
Koran,suraX

*

Jakopętaniprzezdiabłyrzucilisiętragarze,służącyhotelowi,ludziewynajmującypokojeihandlarze

napasażerów,którzywąskimtrapemschodzilizpokładu„Méditerranée”.Dozorcyportowiwswych
wypłowiałychbiałychuniformachwymachiwalitrzcinami,byodpędzićodpasażerówzEuropy
najbardziejnatrętnych.ZachodniportAleksandrii,gdziecumowałyluksusowestatkieuropejskich
towarzystwokrętowych,przypominałkociołczarownic,aludziezportusprawialiwrażenie,jakby
chodziłoosprawyżyciaiśmierci.

Wyrostekoostrymgłosiezachwalałzębacze,jeżowceimątwy.Nosiłswójtowarnakiju

przerzuconymprzezramię.Drugihandlarzoferowałplackiiciastkamiodowe;sprzedawcynapojów
proponowaliherbatęilemoniadę;ślepiec,któryswojekalectwozdumąukrywałzaciemnymiokularami,
zachęcałdokupnakwiatówdlapań;zgiętypodciężaremswegotowaru,starygarbusnęciłwyplatanymi
koszykamiiwalizkami.

Statek„Méditerranée”przebywałtrasęzMarsyliiwciągupięciudni,czternastugodzinitrzydziestu

minutiuchodziłnietylkozajedenznajszybszychstatkównaMorzuŚródziemnym,aletakżeza
najbardziejkomfortowy.Nicwięcdziwnego,żetylkowytwornipaństwoschodzilinaląd,inicdziwnego,
żeludziwporcieogarniałoszaleństwo.Zakilkuosobowąrodziną—ojciec,matkaitrzydorastające
córkiwrazzguwernantką—którejczłonkowiezwracaliuwagęswąwytwornąodzieżąiskromnymi
nakryciamigłowy,zeszłonalądczterechmężczyznubranychnaciemno,każdyzdużymbagażem.Przez
hałaśliwyszpalerludziprzeciskałsięeleganckipanzlaseczką,wbiałychrękawiczkach,któryw
podnieceniumachałdoowychczterechprzybyszów.

—Panowiepozwolą,Sachs-Villatte!—przedstawiłsięuprzejmieistałnabacznośćjakpływak

szykującysiędoskokudowody.DoktorPaulSachs-VillattebyłkonsulemfrancuskimwAleksandrii,
człowiekiem
owytwornymsmakuimanierachientuzjastąwszelkiegorodzajukultury.PochodziłzAlzacji,co
tłumaczyłojegonazwiskoiwpewnymsensiejegomiłośćdoBeethovena,choćpozatymnienawidził
wszystkichNiemcówjakzarazy.

Ciemnoubranipanowiewśrednimwieku,którzykolejnosięprzedstawili,bylito:profesorFrançois

Milléquant,archeologikierownikdziałuegipskiegowLuwrze,profesorPierred'Ormesson,historykz
uniwersytetuwGrenobleiczłonektamtejszejAkademiiNauk,EdouardCoursier,badaczjęzykóww
CollègedeFrancewParyżuiEmileToussaintzDeuxièmeBureau.

Naznakkonsulatragarzerzucilisiędobagażuprzybyszów.Sachs-Villattepodaładres:Shariael-

Horria12,konsulatfrancuski.Mężczyznzaprosiłdostojącegonauboczuolbrzymiegokabrioletu
Lorraine-Dietrich,któregoprowadzeniesprawiałomunajwyższąradość.

Szerokinadbrzeżnybulwar,wysadzanywysokimipalmami,obejmowałmorzerozległymiramionami

naturalnejzatoki.Pałace,ambasady,towarzystważeglugoweiekskluzywnehotelenadawałymiastu—

background image

założonemuprzezAleksandraWielkiego,którypodobnorzuciłpłaszcznaziemięimieczemnarysowałna
piaskujegokontury—wyglądeuropejski,przypominającytrochęNiceę,trochęMonteCarlo.

Eleganccypanowieigdzieniegdzienaweteuropejskiepaniezapełnialiulicznekawiarnie,popijali,

gawędzili,palili,dyskutowalioprzewidywanejprohibicjiwAmeryce,oepidemiigrypy,która
nawiedziłacałąEuropęipochłonęłamilionyofiar,ioeksperymenciewNiemczechiAmeryce,
polegającymnaprzekazywaniugłosuimuzykizapośrednictwemeteru.Zdalaodnowychczasów,kiedy
todwajdzielnilotnicyprzelecieliwciąguszesnastugodzinzNowejFundlandiidoSzkocji,anowy
gatunekmuzyki,zwanydżezem,przybyłdoEuropyiszturmemzdobyłsalekoncertowe,kluby,spokojne
bary,miastotomiałoobliczezachodnie,ukrywającgłębokoswąorientalnąduszę.Mudirowie,
mamurowie,omdahowieiszejkowiewdługichbiałychgalabijachspotykalisięzdumnienoszącymiswe
munduryoficeramiokupantówbrytyjskich,ażołnierzekrajowejarmiikonkurowaliznimilśnieniemi
blichtremswoichmundurów.Mroczny,nędznyświatoszustów,złodziei,kalek,ludziwygłodniałych,
którychwKairzemożnabyłospotkaćnawetwwytwornychdzielnicach,tutajbyłzepchniętyna
przedmieściaalboukazywałsięodstronybardziejprzyjaznej,malowniczej.

KonsulatfrancuskinaShariael-HorriamógłbysięrówniedobrzeznajdowaćnaparyskiejruedeSaint

Honoré,londyńskiejPallMailalboUnterdenLindenwBerlinie,takibyłpompatyczny,wypielęgnowany
isprawiałwrażeniedoskonałegopodwzględemarchitektonicznym.Kiedykonsulzajechałprzedwejście,
dwajportierzyubraninaszarootworzyliszerokodrzwikabrioletuiSachs-Villattepoprosiłgoścido
salonuznajdującegosięodstronyogrodu,ostaranniewybitychczerwonymjedwabiemścianachi
ogniściezłotymumeblowaniuwstyluLudwikaXV,zpewnymjednakodcieniemorientalnym,cowyrażało
sięwmosiężnychimiedzianychdzbanach,atakżeczarno-białejposadzcezmarmurudamasceńskiego.

Służącypodalipienistączarnąkawęwmikroskopijnychfiliżankach,atakżefrancuskieciasteczka

polanemiodemisokiemcytrynowym,dotegokoniak,oczywiściefrancuski.Wszystkotoodbywałosięz
takwielkimwyczuciemistarannością,żemożnabyprzypuszczać,iżkryjesięzatymwytrawnarękapani
konsulowej;jednakwcaletakniebyło:PaulSachs-Villatte,wychowanybezegzaltowanejmatkiprzez
guwernantkęobujnychpiersiach,postudiachprawniczych,zgodniezżyczeniemojca,zaręczonyprzez
trzylataitrzymiesiącezpewnąalzackącórkąszlacheckiegorodu,nigdyniemiałwłaściwychkontaktów
zkobietamiiporozwiązaniunieszczęśliwegonarzeczeństwapozostałkawalerem,copoczątkowonie
zwracałouwagi;dopierokiedynapoczątkuswojejkarierydyplomatycznejtrafiłdoMaroka,zyskał
opiniędziwaka,przedewszystkimzpowoduorganizowaniaszczególnegorodzajumęskichwieczorów.

GłośnaaferazpewnymmuskularnymczłonkiemstrażyprzybocznejkrólaMarokaomalnie

zwichnęłabyjegodyplomatycznejkarieryjakoattachékulturalnego,gdybyniepomocwysokiego
urzędnikafrancuskiegoMinisterstwaSprawZagranicznych,któremiałozadecydowaćojegoprzyszłym
losieigroziłosurowąkarą.Urzędnikten,jedenzwielu,którzyobcowalizSachsem-Vilattem,nazywany
tylko„drC.”,obiecałmuzatuszowaniecałejsprawyiprzeniesieniegdzieindziejnawyższestanowisko,
podwarunkiemżewprzyszłościobokswejwłaściwejdziałalnościprzyjmieonzadaniaagentaDeuxième
Bureau.

ZdarzyłosiętosiedemlattemuiSachs-Villatteniemiałinnegowyboru,niżzgodzićsięnaplacówkę

wAleksandrii,gdziekierowałkomórkąszpiegowskąnaEgiptiBliskiWschód;działalnośćowej
komórkiskierowanabyłabardziejprzeciwkoWielkiejBrytaniiniżprzeciwkotutejszymkrajom.
AlbowiemodkądangielskiadmirałNelsonprzedstudwudziestulatyrozbroiłflotęNapoleonapod
Abukirem,AngliazachowywałasięnaMorzuŚródziemnymjakpaniwładca,iodtegoczasu—mimo
łagodzącychumów—wciążtrwałaanglo-francuskarywalizacja,przyczymdecydującąrolęodgrywały
wniejtajnesłużby.

background image

Sachs-Villattestarałsięułożyćwspółpracęjaknajbardziejrodzinnieiswojsko,abyniezrazić

naukowcówzFrancji,którzypodróżnymipretekstamibylikierowanidoEgiptu,idopieronakrótko
przedswoimodjazdeminformowanioprawdziwympowodzietejpodróży.Sachs-Villattezałatwiłdla
FrancjioficjalnązgodęnaprowadzeniewykopaliskwSakkarze.Celembadańiwykopalisk,naktóre
przeznaczonosumę25000franków,pochodzącychzniewiadomegoźródła,byłkompleksgrobówna
północodpiramidystożkowej,gdzieprzedponad

półwiekiemAugusteMariette,wielkiarcheolog

francuski,prowadziłposzukiwania,alerozczarowanypodwóchtygodniachbezskutecznychwysiłków—
zrezygnował.

AletalicencjaposłużyłaSachsowi-Villatte'owitylkojakopretekst.Prawdziwymcelem

przedsięwzięcia,którewDeuxièmeBureaumiałokryptonim„Vacance",cooznaczałozarówno
„wakacje",jaki„wolnemiejsce",byłaobserwacjaaktywnościinnychsłużbwywiadowczychi
organizacjiwsprawiegrobuImhotepaijegoewentualnegoodkrycia.

WidokiFrancuzównapowodzeniewydawałysięniemniejszeniżinnychkontrahentów.Kiedy

profesorMilléquantdowiedziałsięzpogłosekogrobieImhotepa,iżwypłynęłynaświatłodzienne
fragmentypisma,przypomniałsobiekorespondencjępomiędzymuzeumberlińskimaLuwrem,która
odnotowanabyławannałacharchiwum.Wtejakademickiejwymianielistówchodziłoodwafragmenty
bazaltowejtablicy,które—takprzypuszczaliFrancuzi—mogłystanowićcałość,alektórychtreśćz
uwaginabrakdalszychfragmentówpozostawałaniejasna.WtensposóbLuwrwszedłwposiadanie
kopiitekstuberlińskiego,aleprzerwałdalszebadania,botekstwydałsięnaukowcommałoprzejrzysty.

ArcheolodzyfrancuscykorzystaliwSakkarzewpewnymsensiezprawtegokraju,odkądAuguste

MarietteodkryłtupodziemnylabiryntzsarkofagamidwudziestuczterechbykówApisa,inowalicencja
wtejsamejokolicyraczejniebudziłapodejrzeń.Sakkara,nekropoliadawnejstolicypaństwa,Memfis,
ciągnęłasiępolewejstronieNiluodskałkołoAbu-RoaschdoLisztnadługościokołoczterdziestukilku
kilometrów,nazwa,takprzypuszczano,dotyczyłaSokara,bogaśmierci.KiedywinnychokolicachEgiptu
szukanoskarbów,badanostarebudowle,niktnieinteresowałsiętąopuszczonąprzezBogailudzi
okolicą,wktórejtylkokilkamałych,zapadłychpiramidprzypominałowielkieczasytegokraju,atakże
odkrycieMariette’aniebyłoskutkiemmozolnychposzukiwań,leczdziełemprzypadku.Podczasjazdy
konnejnapołudniuomalniewpadłondociemnego,głębokiegodołu,któryznajdowałsiępośrodku
piaszczystejpustyniiokazałsięwejściemdopodziemnegolabiryntu.

MimowysiłkówSachsa-Villatte’awkonsulaciepanowałnerwowynastrój,nietylkodlatego,że

mężczyźnibylizmęczenipopięciodniowejpodróżymorskiejpodczassztormu,któryprzezcałąnocszalał
naMorzuŚródziemnym;prawdziwypowódtkwiłwformie,wjakiejkażdyznichzostałzobowiązanydo
wykonaniaswegozadania.DeuxièmeBureauprzezcałemiesiąceobserwowałonaukowców,wykrywając
przytymsprawy,którebyłyniegodnebadaczytejrangiimogłyzniszczyćichgodnośćikarierę.

Nietrudnosobiewyobrazić,cobybyło,gdybysiędowiedziano,żeprofesorFrançoisMilléquant,

przystojnymężczyznawsilewieku,żonaty,ojciecdorosłejcórki,któramiałaniepłonnąnadzieję,że
poślubisekretarzaMinisterstwaSprawWewnętrznych,żetenMilléquantutrzymujeintymnekontaktyz
własnąpasierbicą,subtelną,czarnooką,dziewiętnastoletniądziewczyną,którąowdowiałażonawniosła
domałżeństwaznim.

Oczywiściejedenniewiedziałopięcieachillesowejdrugiego,chociażkażdyprzeczuwał,żeikolega

nieprzyłączyłsiędotejakcjidobrowolnie.Naprzykładniktbysięniespodziewał,żed’Ormesson,
profesorpochodzącyzestaregoszlacheckiegorodu,obracasięwkręgachgraczyipodejrzanych
handlarzysztukiiżewystawiafałszyweekspertyzy.Wysokiedochodyubocznesłużyłyprofesorowido
pokrywaniadługówkarcianych,któreposprzedażyzamkunadIzerądawnojużprzerastałyjego
możliwościpłatnicze.

background image

AzpewnościątakżeCoursier,badaczjęzykówwCollègedeFrance,czterdziestoletniświatowiec,

kawaler,zeszramąnapoliczku,uprawiającyswójzawódraczejzzamiłowanianiżdlapieniędzy,odkąd
sprzedałswójmajątek,dobraziemskiepodAubusson,awięctenCoursiernapewnozoburzeniem
odrzuciłbypropozycjęwspółpracyzwywiadem,gdybyniepewnanieszczęsnahistoria,którawydarzyła
się3-4latatemuiwzbudziławParyżuwielkąsensację.ZnalezionowówczaspodSuresnes,wpobliżu
AléedeLongchamp,śpiewakaoperowegonazwiskiemLouisdeBergerac,któryzostałzastrzelony.De
BergeracnależałdobliższychprzyjaciółCoursiera,dopókiobajniepożarlisięzpowodubaletnicy
nazwiskiemCleodeMerode,któraniegdyśosładzałapobytwParyżubelgijskiemukrólowiLeopoldowi.
Kłótniazakończyłasiępojedynkiemnapistolety,podczasktóregośpiewakzginął,cozdumiałonawet
Coursiera,albowiemnigdydotądniemiałbroniwręku.Poszukiwaniemordercyniedałorezultatu,było
bowiemtylkodwóchświadków,sekundantówobuprzeciwników,aciprzyrzekli,żebędąmilczeć.W
jakisposóbDeuxièmeBureauwykryłoaferę,pozostałodlaCoursierazagadką.Postawionywobec
wyboru:albopracowaćdlawywiadu,albozamieszkaćwceliparyskiegowięzienia,zdecydowałsięna
wywiad.

WszyscypodlegalinadzorowikierownikaDziałuBliskiegoWschodu,Emille’aToussainta,mężczyzny

trzydziestokilkuletniego,niedużegowzrostu,oczarnychkrzaczastychbrwiach,zwłosamizaczesanymina
czołoàlaCezar;byłonstalezajętyswoimilicznymifajkami,którewyciągałzewszystkichkieszeni,ale
rzadkozapalał.Świadomyszantażu,jakiuprawiałjegowydział,Toussaintstosowałwobectychludzi
ostryton,asporadycznyszerokiuśmiech,któryodczasudoczasurozjaśniałjegoponurątwarz,działał
prowokująconainnych.Sachsa-Villatte’atraktowałzrezerwą,boniewiedziałwprawdzie,alemógłsię
domyślać,żetemuagentowirównieżjegoprzeszłośćjestznana.

Wtensposóbnależytłumaczyćprzykremilczenie,jakienarazzapanowało,przerywaneodczasudo

czasuchrząknięciem,cojednaknicpoprawiałosytuacji,wręczprzeciwnie,pogarszałoją,bo
potwierdzałonieprzyjemneuczuciekażdegozmężczyzn.Toussaintnapełniałfajkę;Coursier,który
zdawałsięnajlepiejpanowaćnadsytuacją,bębniłpalcamipostole;konsulbezprzerwymieszałherbatę
wmałejfiliżance,awszyscygoprzytymobserwowali.

WtejdziwnejsytuacjiSachsa-Villatte’aporazpierwszyogarnęływątpliwości,czycimężczyźni

istotniewywiążąsięznarzuconejimroli.Tobyłjegopomysł,abypowierzyćzadaniezespołowi
fachowców,ijegopomysłembyłteżsposób,wjakitychludzizwerbowano.Półtuzinaagentów,którzy
jużzajmowalisiętymproblemem,narobiłowięcejzamieszania,niżprzyniosłopożytku,przeważnie
dlatego,żebrakimbyłoniezbędnejwiedzyfachowej.

—Pragnąłbym—zacząłkonsulceremonialnie,odłożywszyłyżeczkę—przedstawićpanompokrótce

sytuację.Wiedząpanowie,ocochodzi.Sprawajestzbytpoważna,byśmyjązostawiliBrytyjczykomlub
nacjonalistom.Pozatymtonasznarodowyinteres.BądźcobądźtoFrancuzodcyfrowałkamieńzRosetty,
miasta,któreonidziśnazywająRaszid.—Konsulzrobiłpauzę.Pochwiliciągnąłdalej:—Niewiemy
dokładnie,ktochcewykryćtajemnicę,alepowinnisiępanowieprzygotowaćnato,żebędąmieliliczną
konkurencję.Moiludziewykrylitrzydalszegrupy,któresąnatropieImhotepa.Sąto,popierwsze,
Brytyjczycy.Dokładnaichliczbaniejestznana,liczbęichagentówoceniamynaokołodziesięciu.
Dysponująpływającąkwaterągłówną,łodziąmieszkalnąonazwie„Izis”,obecniecumującąwLuksorze.
NakładyfinansoweimożliwościBrytyjczykówwskazywałybynato,żesąnaszyminajpoważniejszymi
konkurentami.Drugagrupajestliczebnienajwiększa,dlanasjednaknajmniejprzejrzysta.
Prawdopodobniechodzitunawetokilkagrup,któredziałająpodosłonąhasełnacjonalistycznych.Oile
namwiadomo,niemajążadnychekspertów,naukowców,archeologów,ichdziałalnościjednakniewolno
lekceważyć,bomająszerokiepoparcieludności.Trzeciagrupaskładasięzhandlarzysztukii
antykwariuszy;ichnicizbiegająsięwLuksorze.Ichdziałalnośćwskazujenaprofesjonalizm,pomagają

background image

sobiełapówkami.Dysponujądużymzapleczemfinansowym,aktowie,jakąrolęwtymkrajuodgrywa
korupcja,musisiępoważnieliczyćztymiludźmi.JeśliidzieoNiemców,tomożemysiętylkodomyślać
ichaktywności.Niemamydowodów,żerównieżNiemcyszukająImhotepa,nieistniejążadneoficjalne
licencjenawykopaliska,aleprawdęmówiąc,zdziwiłbymsię,gdybyNiemcyniedziałalipodjakąś
przykrywką.

Coursier,któregotenproblemjednakinteresował,zapytałkonsula:
—Jakpansądzi,ktomanajdogodniejsząpozycjęwyjściową?Alboinaczej:Jakpanocenianasze

szanse?

Toussaintprzejąłodpowiedź:
—C’estclaircommel'eauderoche(tojasnejaksłońce!).Tomymamywszelkieatutywręku.Bo

jeśliwyjśćzzałożenia,żetablicazRaszidjestkluczemdorozwiązaniaproblemu,toznaczy,żcwiemyo
trzechfragmentach,apozostalitylkoodwóch.

—Jeślizałożymy,żeNiemcynieuganiająsięzaImhotepem.—wmieszałsiędorozmowyMilléquant.
—IżezapomnieliokorespondencjizLuwrem!—uzupełniłd’Ormesson.
—Wtejchwiliniemogęnicnatentematpowiedzieć—odparłkonsul.—Alepókisięnieokażecoś

przeciwnego,startujemyztegosamegopunktu,azatemstannaszychinformacjijestnajlepszy.

NatesłowaSachsa-Villatte’aCoursierwybuchnąłśmiechem.Wyjąłztorbypodróżnejkilkagęsto

zapisanychkartek,pośliniłpalec,wyciągnąłjednąkartkę,którąpołożyłprzedzebranyminastole.

Coursierzaśmiałsiębeztrosko,wywołująctymzdenerwowanieToussainta,któryuznałtenśmiechza

niestosowny.

—Monsieur!—powiedziałToussaintstanowczo.—DeuxièmeBureaupowołałopanazewzględuna

pańskiekwalifikacjejakobadaczastarożytnychpism;gdybypotrzebnynambyłkomik,zwrócilibyśmysię
doComédieFrançaise.

Uwagatrafiławsedno,wesołaminaCoursieraskamieniała.
—Pozatym—ciągnąłSachs-Villattedalej—powiniensiępantrzymaćChampolliona.Jeślisięnie

mylę,wykładałontakżewCollègedeFranceiznałsiędoskonalenahieroglifach,choćNiemcyiAnglicy
twierdzą,żejużdawnorozszyfrowaliichtajemnicę.

Coursierzorientowałsię,żezToussaintemniemażartów.Ten,ktodostałsięwjegołapy,niemógł

liczyćnapobłażanie,awszelkiopórtylkobyjeszczebardziejzaogniłsytuację.Toussaintmiałrację:ich
pozycjawyjściowawcaleniebyłatakasłaba,jakbysięwydawało.Ażeinniniewiedzielinico
Francuzach,mogłoimwyjśćtylkonadobre.

—Jeślidobrzepanazrozumiałem—rzekłprofesorMilléquant,zwracającsiędoSachsa-Villatte’a—

będziemyprowadzićwykopaliskawSakkarze,aletylkopozornie,anaszauwagamabyćskoncentrowana
naposzukiwaniuImhotepa.

Konsulkiwnąłgłową.
—Zaangażowałemdlapanówdwudziestupięciurobotników.Niezawielu,abynieobciążaćnaszego

budżetu,iniezamało,abyniebudzićpodejrzeń,żekopiemytylkodlapozoru.Stawiąsiępojutrzedo
panówdyspozycji.Wasząkwaterąbędziedomfrancuskiejmisjiwykopaliskowejnaskrajupustyni.Dziś
mogąsiępanowiezagospodarowaćwpokojachgościnnychwogrodzie.

Coursierwierciłsięniespokojnienakrześle.Widaćbyło,żechcecośpowiedzieć,więcSachs-

Villattezapytałgo:

—Czymapanjakieśzastrzeżenia?
—Nie,nie—zaprzeczyłCoursieristarałsięzachowaćpowagę,kiedypytał:—Przypuśćmy,że

podczasnaszychpracwykopaliskowychwSakkarzenieoczekiwanienatrafimynagróbImhotepa.Coś
takiegomożesięprzecieżzdarzyć?Cowtedy?

background image

Nastąpiładługapauza.Sachs-VillattespojrzałnaskonsternowanegoToussainta,jakgdybyCoursier

powiedziałcośtaknieprawdopodobnegojakkwadraturakoła,Toussaintspojrzałnad’Ormessona;ten
wzruszył
ramionamiipopatrzyłnaMilléquanta.Profesorpowtórzył:

—Notak,cowtedy?

SachsVillateprzeszłotrzymiesiącezajmowałsięwyłącznieszukaniemgrobuImhotepa,liczyłsięze

wszystkimiewentualnościamiimożliwościami,kazałwyszukaćnajlepszychludziiwDeuxièmeBureau
wytargowałkwotę,którawystarczyła,byzbadaćcałąSakkarę,alejednegoniewziąłpoduwagę:co
będzie,jeślinaprawdętrafiąnaotoczonytajemnicągrób.Wkażdymrazieniebyłoinstrukcji,corobićw
takimwypadku.Aprzecieżkonsul,zapędzonywkoziróg,niemógłdłużejzwlekaćzodpowiedzią,rzekł
więc:

—Wtakimwypadkunależywejścienatychmiastzasypaćizachowaćmilczenie,dopókinicnadejdą

dalszeinstrukcjezParyża.

Odpowiedźniemobilizowałazałogidopracy,mężczyźnidalitemuwyrazwpytaniachi

odpowiedziach,zktórychprzemawiałaprzeważnieobojętność.NiechdiabliporwącałetoDeuxième
Bureau.Sytuacjabezwyjścia,bezradność,konieczność,którazmusiłakażdegoznichdowłączeniasięw
tęakcję—terazwszystkotozamieniłosięwopórioburzenie.DlategoteżSachs-Villatteuznałza
stosownezwrócićsiędoobecnychznapomnieniem:Każdyznichwie,ocotutajchodzi,ikażdymusi
wypełniaćsweobowiązkiwobecojczyzny.

—VivelaFrance!—Coursierzironiązareagowałnasłowakonsulaokrzykiem,zktóregożadnemu

Francuzowiniewolnobyłokpić.Akiedyzobaczyłskierowanenasiebiespojrzenia,obawiającsię
przykrejreakcji,naglezapytał:—WcześniejczypóźniejzetkniemysięzBrytyjczykami,nacjonalistami
egipskimialboNiemcami,cowtedy?

NatopytanieSachs-Villattebyłprzygotowany.
—Dotakiejsytuacjipoprostuniewolnodopuścić.AleDeuxièmeBureauzdajesobiesprawę,żetaki

przypadekniejestwykluczony.Nakazujesięwówczaszachowaćtajemnicę,atoznaczy:Niewolno,by
ktokolwiekwątpiłwwaszepracewykopaliskowe,musicienadaćimcharakternaukowy.Wwaszych
szkicachirysunkachniewolnowspominaćimieniaImhotepa.Zabraniasięrozmównatentematw
obecnościrobotnikówczyteżwzasięguichuszu,boktóryśznichmożerozumiećpofrancusku.Gdyby
doszłodojakiejśkonfrontacjialbokonfliktu,czyteżsytuacjazmusiłabywasdonatychmiastowego
przerwaniarobót,należyposłużyćsięhasłem„faraon”.Dotyczytozarównorozmówmiędzywami,jaki
korespondencjizcentraląwAleksandrii.Wtakimwypadkunależyzatrzećwszelkieśladyiczekaćna
noweinstrukcje.

EmileToussaintzapaliłfajkęipuszczałdymjakzlokomotywy.ZezowałnakartkęCoursiera,aten

zrozumiałjegospojrzenieipodsunąłmutekst:

—Czytałemtojużsetkirazy,alenieposunąłemsięaniokrokdalej.
Wściekłyzpowoduobojętnościwszystkichobecnych,d'Ormessonuderzyłpięściąwstół.Onjedyny

pogodziłsięzloseminawetchętniebrałwtymzadaniuudział.

—Wtensposób—zawołałpodniecony—doniczegonicdojdziemy.Copoczniemyztyminędznymi

fragmentami,októrychnawetniewiemy,czynależądoowejtablicy.Potrzebanamśladów,wskazówek,a
nieprzypuszczeń.

Tesłowad'OrmessonaogromnieuraziłyprofesorazLuwru.Milléquantwłożyłokulary,wziąłkartkęi

zacząłczytać,jakbywygłaszałodczyt:

—Wtymtekściechodziniewątpliwieofragmentyowejpłytybazaltowej,którepojawiłysięw

Paryżu,BerlinieiEgipcie.Nieulegawątpliwości,żefragmentyberlińskiiegipskinależądosiebie,bo

background image

obatekstydosiebieprzystają.JeśliidzieofragmentzLuwru,toniemacoprawdabezpośredniego
związkuzżadnymzobupozostałych,alejeślisięprzyjrzećkolejnościlinijek,nieulegawątpliwości,że
pasująonedosiebie.Dowodzitegowielkośćpisma,głębokośćrytówicechyposzczególnychliter.
Gładkidolnylewyskrajnaszegofragmentuwskazuje,żejesttosegmentnarożny.

—Cesontdecontesenlair—czczagadanina!—przerwałprofesord’OrmessonkoledzezParyża.

—Przypuśćmy,żemapanrację,alemusipanprzyznać,żepańskifragmentjestguzikwart,jeślinie
zostanąznalezioneczęściznajdującesiępomiędzytamtymi,októrychnawetniewiemy,czychodzio
jeden,dwalubtrzyfragmenty,czyspoczywająonejeszczenapustyniRaszidlubmożeprzedstulaty
zostaływykopane
izalegajądziśwmagazynachwśródtysiącainnychodłamków.

Milléquantwzruszyłramionami.Ichpunktwyjścianiebyłnajlepszy,musiałtoprzyznać.Archeologia

możebyćodurzającajakopium,pobudzającajakszampan,aleteżsuchajakwiór.Aleczywłaśnieniena
tympolegacałyurokichzadania?

UCIECZKA

Iskądkolwiekbyśprzychodził,
zwracajtwarzkuświętemuMeczetowi!
TojestprawdaodtwojegoPana!
Bógniclekceważytego,coczynicie!
Koran,suraII

*

Wkarawanseraju,dobrąmilęnapołudniowywschódodAsuanu,wumówionymdniuNagibek-

KassarprzejąłpięćskrzyńkorzenizSudanu.

Upał,milionytłustychczarnychmuchibąków,którezlubościąsiadałynaoczach,nosie,ustach,

bardzodawałysięweznaki.Nagibpospieszniewynająłwózzaprzężonywbyka,któryprzewiózłładunek
domiejsca,gdziecumowałstatek.Staryfellachociemnejpomarszczonejtwarzyobiecałzałatwićsprawę
zapięćdziesiątpiastrów;byłatopaskarskacena,aleNagibpragnąłjaknajprędzejsięstądwynieść;od
kilkudniżyłbowiemwnieustannymstrachu.

Ostatniąnocspędziłwhotelu„Abtalel-Tahir”,taniejgospodzie,którejoknabyłyzabite,abynie

dostawałsiędośrodkaupał.Wolałominąćmalowniczyhotel„Cataract”nietylkozpowoduwysokiej
ceny,leczprzedewszystkimzpowodutamtejszychgości,przeważnieAnglików.Lecztakżew„Abtalel-
Tahir”roiłosięodcudzoziemcówiNagibwobawieprzedzdemaskowaniemwcześnieudawałsiędo
swojegopokoju.Aletrudnomubyłozasnąć.Tkwiływnimgłębokostrach,atakżenienawiść.
Brytyjczycyzajęlinajpiękniejszeczęścikraju,Egipcjaniezaśwciążjeszczeczekalinaspełnieniedanego
imprzedwojnąprzyrzeczenia,żezwrócąimojczyznę.

Staryszedłwmilczeniuobokzaprzęgu,podczasgdyNagibwchustcenagłowiejakoosłonieprzed

palącymsłońcemkazałsięwieźć.Będzierad,myślał,kiedywrazzładunkiemdotrzedocelu.Dopiero
terazzrozumiał,wcosięzaplątał.Policja,przeważniepodobserwacjąbrytyjskichżołnierzy,stałaniemal
nakażdymrogu.

Nicwięcdziwnego,żeNagib—myślącoswojejsytuacji—niezwracałuwaginapięknoprzyrody.

Jegoniepokójwzmagaławątpliwość,dlaczegoAliibnal-Husseinsamnieprzejąłładunku,dlaczego
obarczyłtymzadaniemwłaśniejegoiOmara,choćniemiałprzecieżpewności,żemożeimufać.Nagib
przyglądałsięskrzyniom.Byłyzbitezsurowegodrewna,wzmocnionepaskamicienkiejblachyimiałyna

background image

górzenapisarabski„Chartum-Kair”.Nagibczułsięniepewniewswejskórze,niewiedział,cote
skrzyniezawierają,iimbardziejintensywniemyślałotejryzykownejmisji,tymwiększebyłyjego
wątpliwości,czyistotniechodzituotransportkorzeni,czyteżocośtajemniczego,zakazanego.Jużraz
przypisanomuprzestępstwo,któregoniepopełnił,trudnowięcsiędziwić,żeterazobawiałsięzasadzki.

Nagledrgnął,gdystaryzatrzymałzaprzęg.Pracownikportowegotowarzystwatransportowegoz

jednymokiemzasłoniętymturbanemzacząłpomagaćprzywyładowywaniu,oświadczył,żeodpłynięcie
statkuprzeciągniesięażdopóźnychgodzinwieczornych,izapytał,dokądpłynieładunek.

DoKairu,odparłNagibiwskazałnapisnajednejzeskrzyń,wobecczegourzędnikpozwoliłwnieść

ładuneknapokład.Stateknieodpłynieprzedgodzinądziesiątą,powiedziałimrugnąwszyokiem,dodał,
żewShariaAmirel-Goushsądziewczynyzapięćpiastrów

Zmocnympostanowieniem,żeniewrócijużdoładunku,NagibznikłwzgiełkubazaruAsuanu.

Dokołaniegopanowałożywionyruch.Handlarzezpołudnia,odważnisynowiepustyni,próbowali
handlowaćztutejszymikupcamiiwymieniaćowoce,skóryidywanynażywnośćiodzież.Skrzeczenie
drobiuzamkniętegowwyplatanychklatkachkonkurowałozgłośnymnawoływaniemhandlarzy,którzy
balansującmosiężnymitacaminagłowach,proponowalisłodkieciastaiczerwoneorazzielonenapoje.
Nasprzedażwystawionebyłygalabijewjaskrawychbarwachiworkisurowejbiałejbawełny,galanteria
zkolorowegoszkła,esencjeitanieperfumy,którerozsiewałytysiącezapachów.Wśródtegosurowe
mięsoikipiącekotłypełnepiekielnieostrychjarzyn,sprzedawanychwmałychporcjach.

Barwnywidok,atakżezmieniającesięstalezapachydrażniłyNagibainieprzyczyniałysiędo

uśmierzeniajegoniepokoju.Wkażdymkupcu,wkażdymobcymwęszyłszpiega,zdrajcęiprześladowcę.

Nagibniemiałodwagisięzatrzymać,pędziłjakszalonypoulicach,osłoniętychprzedsłońcem

starymiworkamijakbaldachimem,niezdolnydopodjęciażadnejdecyzji.Jakbybyłpodwpływem
narkotyków,dawałsięnieśćprądowiniczympapierowystatek,myśląc,niechbędzie,comabyć,stale
mającwświadomościswetrudnepołożenie.Zmęczonyirozbity,padłnakrzesłoulicznejkawiarni,
wypiłkilkakieliszkówanyżówkiikilkafiliżanekczarnejkawy,poczympopadłwstangłębokiej
rozpaczy.

Wswymprzygnębieniuniespostrzegł,żezapadłjużwieczóriżezłoteświatłazamieniłybazarw

lśniącygabinetlustrzanyjakwscenieztysiącaijednejnocy.Takżejękliwa,czasemdzikobrzmiąca
muzyka,zjakąwędrownimuzykanciciągnęliodkawiarnidokawiarni,niedocieraładoniego.Byłby
chybazasnął,gdybyniepoczułczyjejśrękinaramieniu.

TodotknięciebyłodlaNagibajakuderzeniebicza;pomyślał,żenadszedłkresjegowolności.Nawet

nieprzyszłomudogłowy,abyuciekać.Niezdarniepodniósłsięzkrzesła.Dopierokiedyobcymężczyzna
gozagadnął,żejużpora,jeślichcezdążyćnastatek,Nagibpoznałjednookiegorobotnikaportowego.Na
Allaha,awięcwprawiłsięjużwtakistan,żeniepotrafiodróżnićzłudzeniaodrzeczywistości,inawet
terazniewiedziałzcałąpewnością,czysobietowszystkowyobraża,czyteżbezwolnieidzieobok
jednookiego.Ajednaknaprawdęszedłztamtym,odpowiadałnajegopytaniaisłuchałjegogadaniny,nie
rozumiejącsłów.

NastatkuprzepełnionymludźmijednookizainkasowałnależnośćzaprzejazdibagażiopuściłNagiba.

Nielicznekabinybyłyzajęte,Nagibpozostałnapokładzieobokskrzyń,gdziebyłochłodniej.Leżącna
jednejzeskrzyń,spoglądałnarozgwieżdżoneniebo.Zgórnegopokładudochodziładoniegogłośna
rozmowa,słyszałnieregularnyrytmfalimiarowystukotwielkichkółłopatkowych.Wielogodzinnystrach
ustąpiłterazmiejscazobojętnieniu,anawetpewności,żemożesięczućbezpiecznie.

Nagibmiałnadzieję,żeOmarspotkasięznimwLuksorze;przeklinałpotrzykroć,żepozwoliłmu

obraćwłasnądrogę.JeślimająsięstawićwwyznaczonymterminiewKairze,toOmarmusiwsiąśćna
tensamstatek.AleOmarsięniezjawił.AwięcNagibjechałdalejsamzeswoimtajemniczym

background image

ładunkiem.Drogawdółrzekitrwałaażdwiedoby,przedewszystkimnocedawałydośćczasuna
rozmyślania,aimwięcejNagibmyślałoswoimzleceniodawcyijegodziwnychmetodach,tymbardziej
nabierałpewności,żeAliibnal-Husseintozłyczłowiek.Nieważne,czynależałdoTadamana,czynie,
czykochałEgipt,czynie,wkażdymraziewykorzystałhaniebniesytuacjęizapieniądzewpakowałichw
niebezpieczeństwo,bysamemuniepodejmowaćryzyka.Jeślijutrowszystkoprzebiegniezgodniez
planem,toHusseinprzejmiebezpiecznieładunekiodprawiichznapiwkiem,asampozostanie
handlarzemkorzenionieznanymimieniuiadresie.

Aleteżprzyszłomunamyśl,cosięstanie,jeślial-Huseinniebędzienaniegoczekał.Onściśle

trzymałsięumowy,alecozrobićzeskrzyniami,jeśliHusseinnieprzyjdzie?Nowyniepokój
doprowadzałNagibadonieopisanejwściekłościizanimstatekdotarłdoKairu,Nagibzacząłpodważać
jednązdeseczek,ażlekkosięodchyliła.Poczułpoddłoniązgrzebneworkowepłótnoiprzeciąłtkaninę.
Posypałsiębiałyproszek.Opium!

Terazstałosiępewnościąto,coNagibprzypuszczałiczegosięobawiał:Aliibnal-Hussein

wykorzystałichpatriotyzmilekkomyślnośćdowłasnychciemnychinteresów.Jeślitobyłasprawa
Tadamana,toNagibek-Kassarniechciałmiećztymnicwspólnego.Ikiedyostrożniezamykałskrzynię,
kiedystrachprzedodkryciemwprawiałwdrżeniejegoręce,Nagibłamałsobiegłowęnadtym,dlaczego
al-Husseinzwróciłnanichuwagę,dlaczegowłaśnieichwybrałdotegobrudnegointeresu.Nieumiał
sobietegowytłumaczyć.

Tysiącemyślikłębiłomusięwgłowie.Jaksięzachowaćteraz,kiedyjużprzejrzałal-Husseina?Ma

tegołajdakawgarści.Możegoszantażować,zażądaćdużopieniędzyzamilczenie,możewjednejchwili
staćsiębogaty.Czemuniezażądaćpółnapół?Alewtedyal-HusseinwydagoAnglikom,atobyłbyjego
koniec.Nagibdrżącwdychałchłodnenocnepowietrze.NabrzegulśniłyświatłaBeniSuef.Jaktozrobić,
byal-Husseinzauważył,żeonznazawartośćskrzyń?Małaaluzjaalbojakiśznakchybabywystarczyły,by
zaniepokoićHusseinaizmusićgodoodpowiedniejzapłatyzawykonanietakniebezpiecznegozadania.

Przeciwkotemuprzemawiałajednaknieustępliwośćal-Husseina,jegobezwzględnośćiegoizm.Z

pewnościąNagibek-Kassarjestmarnympyłkiemwporównaniuztymbandytąiprzegraznim.Alepotem
NagibprzypomniałsobiehistorięberlińskązkonsulemMustafąAgąAyatemijegoskorumpowanym
submudirem.Onigoniedocenili,onzaś,niezauważony,przywłaszczyłsobiekopięfragmentuzRaszid.
Prawdopodobnietamcijeszczedziściesząsięzjegoniezmierzonejgłupoty.

Niepewnyidręczonywątpliwościami,jakludzieozłamanejwoli,dotarłNagibnazajutrzdoKairu,

gdzieczekałnaniegoal-Husseinzcałymzastępemsłużby.Al-Hussein,jakzawszeubranypoeuropejsku,
mimoupałuwsztywnymkołnierzykuimuszce,conadawałomuwyglądniecośmiesznyifircykowaty,nie
wypowiedziałanisłowawdzięcznościczyuznania.

UraziłotoNagiba,ijeślidotądsięwahał,jakmasięzachować,toterazzirytacjąoznajmił,żewobec

takryzykownegozadania—Husseinwie,oczymNagibmówi—niezgadzasięnaumówionązapłatę,bo
całasprawamogłagokosztowaćgłowę.

Aliibnal-Husseinniezareagowałnatesłowa,raczejzaniepokoiłagonieobecnośćOmara.Krzyczał,

żetonieodpowiedzialnyczłowiek,niechciałprzyjąćdowiadomościtłumaczeniaNagiba.Groziłnawet,
żewsypiemubaty,jeślidopojutrzaniesprowadziOmara.

Służącyzaładowaliskrzynienazaprzężonywosławózek,jakichtysiąceturkotałypoulicachStarego

Miasta.NaAlegoczekałpowóz,którypojechałinnądrogąniżwózek.Nagibzastanawiałsię,zaktórym
pojazdemmapodążać.Cojestważniejsze—znaćkryjówkęHusseinaczymiejsceukryciaopium?
WreszciezdecydowałsięnaHusseina;sądził,żejeślibędziewiedział,gdzieonmieszka,dojdzieteżdo
kryjówkiopium.

background image

Powózjechałwolnopowyboistychuliczkach.NaShariaalQuasrelAlinaprawymbrzeguNilu

samochody,trąbiącprzeraźliwie,mieszałysięzwózkamizaprzężonymiwosłyiwoły,takżeczasemnie
możnabyłoposuwaćsiędalej.Nagibbeztruduwięcnadążałzapowozem.NaMidanejTahrir,gdzie
krzyżująsiędużeulicemiasta,aplacotaczająwspaniałewysokiegmachy,powózskręciłnawschód,
zmieniłznówkieruneknaMidanal-FalakiiskierowałsięnadworzecBabel-Lug,którypozostawiłpo
prawejstronie,następniepojechałdalejwkierunkupołudniowym.

PrzezchwilęNagibsięzastanawiał,czyprzypadkiemal-Husseingoniespostrzegł,albowiembyło

wyraźniewidać,żekluczy;mógłprzecieżdotrzećdoceluprostądrogą,mimotodreptałzapowozem.
Terazpowózznówzmieniłkierunek,wreszciewpobliżumeczetuIbnHilunaskręciłwbocznąuliczkę.
Stądbyłoniedalekodokawiarni„Royal”,gdziespotkaliwówczasal-Husseinakilkakrokówodjego
mieszkania.

Przeddomem,któryróżniłsięodinnychdomówjedynietym,żebyłpomalowanynajasnozielono,

powózsięzatrzymał.Otworzonowysokąbramę,którajednakniepozwalałazajrzećdownętrza,ipowóz
znikłzanią.Nagibodczekałjakiśczas,potemodważyłsięzbliżyćdodomu.Niemiałonnazwy,
podobniejakulica,cozresztąniejestniczymszczególnymwtejdzielnicy,ipozabarwąnierzucałsięw
oczy.Okiennicenawszystkichczterechpiętrachbyłyzamknięte,przeddrzwiamileżałastertaśmieci;
równieżpodtymwzględemtenbudyneknieróżniłsięodinnych,ajednakNagibowiwydawałosię,że
jestwnimcośdziwnego.Kilkakrotnieprzemierzyłulicę,obserwującdom.

Nierozumiał,dlaczegotoczyni,miałtylkoniejasneprzeczucie,żewtymdomu,októrymnawetnie

wiedział,czyjestwłasnościąHusseina,czyteżkogośinnego,dziejesięcoś,coidlaniegomaznaczenie.
Zamierzałwypytaćgońcaczyposługacza,gdybyktóryśsiępokazał,aleniktzdomuniewychodził.Nagib
odszedłwreszcie,bygoniewykryto.

Gdyznalazłsięwmieszkaniu,któredzieliłzOmarem,narysowałzpamięcitrasędozielonegodomu

przezsiećpoplątanychulic;postanowiłbowiem,żezanimwróciOmar,pójdziedoal-Husseinapod
pretekstemodebraniapieniędzy.Alestałosięinaczej.

Zrana—pomęczącejpodróżyNagibtwardospał—zbudziłogomocnestukanie.Dwóchmężczyzn,

Egipcjanwznoszonejeuropejskiejodzieży,zażądało,byichwpuszczono.PrzysłałichAliibnal-Hussein
inakazałprzyprowadzićNagiba.Nagibpomyślałopieniądzach,któreHusseinjestmuwinien,włożył
więcgalabijęibezoporuposzedłzmężczyznami.

Wpołowiedrogispostrzegł,żeprowadzągodoinnegodomu,niedotego,wktórymznikłwczorajal-

Hussein;Nagibzapytałwięc,dokądidą.Jedenzmężczyzn,przypominającybyka,okrzaczastychbrwiach
ispłaszczonymnosieboksera,uczyniłniechętnyruchręką,niedającodpowiedzi.Drugi,niski,
przysadzisty,oszczerejtwarzy,mimoponurejminy,odparłzwięźle,żeidądoal-Husseina,zarazsięo
tymprzekona.

Nagibzacząłsięniepokoić,kiedyujrzałbarakinędzarzyskleconezdrewnaiblachy,położoneustóp

wzgórzaMokattam.Tutajmieszkalibezimienni,ludziewyjęcispodprawa,którymlosodmówił
posiadanianawetnajmniejszychpotrzeb.Żywilisięodpadkamizbazarówihałdśmiecioraztym,co
wyżebrały,aczasemskradły,ichdzieci.Nocądzielnicatabyłaniebezpieczna,bokażdy,ktosiętu
zapuścił,mógłzostaćzamordowany.Codziennieginęliludziewnieprzeniknionejsiecichatinigdy
więcejsięniepokazywali.
Coal-Husseinzamierzaznimzrobić?Czyzlikwidowaćgo,bowieonarkotykowyminteresie?Wkażdym
razieNagibjużniewierzy,żeprzyprowadzonogotutaj,abyodebrałswojepieniądze.

Doświadczeniaostatnichdnisprawiły,żeNagiba,choćnapewnoniebyłtchórzem,ogarnęłouczucie

strachuwywodzącesięzniepewnościiprzekonania,żeHusseinniemalitości.Nagibznałsiętrochęna
ludziachidostrzegałichzamiary,nimjeszczezostałyujawnione.Toteżzrozumiałejestto,coteraz

background image

nastąpiło.Nagibskoczyłwbok,przewracającprzytymkobietęijejdziecko;powstałozamieszanie.
Nagibpędziłwąskąuliczkąmiędzydomami,znikłzanajbliższymrogiem,poczymspokojnieruszył
powolidalej,takbyjegopośpiechniewzbudziłpodejrzeń.

Sądził,żejestbezpiecznywtymtłumiebezimiennychludzi.Myślał,żejeślidotrzedomeczetu,

któregokopułęwidziałzdaleka,towydobędziesięztegolabiryntu;alewtejsamejchwiliujrzałprzed
sobąnaulicyłańcuchludzizbokserempośrodku.Nagibzawrócił,aleitamzastąpionomudrogę.Bokser
podszedłiuderzyłgowtwarzztakąsiłą,żeNagibnachwilęstraciłprzytomnośćiocknąłsiędopiero
wówczas,kiedyobajmężczyźnipopychaligoprzedsobąjakbydło.

Zatrzymalisięprzeddomemościanachzzardzewiałejblachy.Niebyłotuokna,tylkodrzwi,w

którychpoprzecznebelkibyłyodsunięte.BokserotworzyłjeiwepchnąłNagibadociemnegownętrza.

Gdyjegooczyoswoiłysięzeskąpymświatłem,którepadałoprzezszparęwsuficie,Nagibrozpoznał

al-Husseina.Siedziałnaskrzyni,którąNagibprzywiózłzKairu,aoczyjegodzikobłyszczały.

—Czynaprawdęsądziłeś,żezdołaszmnieoszukać—zacząłcicho,aletencichygłosmiałwsobie

cośgroźnego.—Tynędznyrobaku,chciałeśoszukaćmnie,Alegoibnal-Husseina?

—Alieffendi—odparłNagib—oczymtymówisz?Wykonałemtwojezlecenie,takjaktegożądałeś,

aprzecieżwiesz,żebyłoonozwiązanezwielkimniebezpieczeństwem.

Al-Husseinprzerwałmuruchemręki.
—Tywyskrobkuśmierdzącegowielbłąda,sięgnąłeśpomojąwłasność.Jużjacipokażę,cotoznaczy

oszukaćAiegoibnal-Husseina.—Strzeliłprzytympalcami,abokserzrozumiałtojakorozkaz;podszedł
więcdoNagibaizacząłgobić.Kiedyzadałmusilnycioswżołądek,Nagibupadłnapodłogę.Drugi
mężczyznawylałmunagłowęwiadrośmierdzącejwody,takżeNagibsięocknął.Podniósłsię,znosa
ciekłamukrew.

—NaAllaha—mamrotałNagib—nierozumiem,czegoodemniechcesz.Tosąskrzynie,które

dostałemwAsuanieiprzekazałemciwokreślonymterminie.Czemukażeszmniebić?

—Czywiesz,coteskrzyniezawierają?
Nagibzawahałsię.Czymatwierdzić,żewykonałzlecenie,oniczymniewiedząc,czyteżprzyznać

się,żeotworzyłjednąskrzynięiznalazłwniejopium?Przeciąłpłótno,tegoniemógłsięwyprzeć,bo
pozostałyślady.Awięcprzyznałsię,żewswejniewybaczalnejciekawościotworzyłjednąskrzynięi
ujrzawszyopium,natychmiastjązamknął.

Aliibnal-Husseinwstałipokoleizacząłotwieraćwszystkieskrzynie.Leżałytamwypełnioneworki.

NagibspojrzałnaAlegopytająco,jakbychciałpowiedzieć:Nowidzisz,comaszmidozarzucenia?Ale
zanimsięodezwał,al-Husseinwściekłyzacząłchwytaćzkażdegoworkapogarściproszkuiciskaćnim
wtwarzNagiba,ażbolało.

—Czywiesz,cotojest?—wrzasnąłwnajwyższympodnieceniu.—Czywiesz,coprzywiozłeśz

Asuanuzamojepieniądze?

—Piasek?—zapytałNagibzalękniony.
—Pięćskrzyńpiasku!
—Alejanawłasneoczywidziałembiałyproszek.
Al-Husseinzaśmiałsięzłośliwie.
—Achtak,widziałeśproszek!Ichybatakcisięspodobał,żekazałeśswemutowarzyszowinapełnić

skrzyniepiaskiem,anawierzchuumieścićworekzprawdziwązawartością.

—NabrodęProroka,nie!—zawołałNagib.—Wcaletakniebyło.
Aliibnal-HusseinpodszedłwolnodoNagibaipołożyłmudłonienaszyi.Wydawałosię,żekreww

nimkipi,botwarzzrobiłamusięciemnoczerwonaiwyglądała,jakbymiałazachwilępęknąć.Wykrzywił
się,ścisnąłszyjęNagibairyknął:

background image

—GdziejesttenOmar?Uduszęgowłasnymirękami!—PotrząsałprzytymNagibem,jakgdyby

chciałwydusićzniegozeznanie.

Nagibnawetniepróbowałsięwyswobodzić.Wiedział,żetoniemasensu,ipoddałsięswemu

losowi.Tysiącemyśliprzemykałomuprzezgłowę,przyczymnajmniejobawiałsię,żeal-Husseinmoże
gozabić.Ktomógłufaćjeźdźcomkarawany?DrogazChartumudoAsuanubyładaleka,trwałatrzy
tygodnie.Wtymczasiełatwobyłowymienićładunek.Nastatkubyłteżtenjednooki.Takchętniesię
ofiarował,żepopilnujeładunku.InarazwpadłoNagibowinamyślcośabsurdalnego.Czymógłufać
Omarowi?CzyjegohistoriazAnglikaminiebyławymyślonapoto,abymócuciec?

—GdziejesttenOmar?—słowaal-HusseinadocierałydoNagibajakbyzbardzodaleka.Hussein

rozluźniłuchwyt.Nagibchwytałpowietrze.—Effendi—wykrztusił—jakjużpowiedziałem,Omar
pozostałwLuksorze,alewróci,wierzmi,effendi.NaOmarzemożnapolegać!—Nagibwyrzekłte
słowa,choćwcaleniebyłtakipewny,czyOmarowimożnaufać.

—Będęgoszukał—rzekłal-Hussein.—Będęgoszukał,dopókigonieznajdę!Boinaczej...—

zrobiłprzytymniedwuznacznyruchpłaskądłonią,trzymającjąprzyszyiNagiba.

Następniedałznakobuochroniarzom.CizaciągnęliNagibadopomieszczeniaobok,bezokna,

związalimuręceinogiipopchnęliwkąt;zostałsamwciemności.

Aliibnal-Husseinjeszczetegosamegodniaudałsięwrazzochroniarzamistatkiempocztowymdo

Luksoru.

*

Minęłosiedemdni,odkądOmariNagibsięrozstali,siedemzmarnowanychdni,tyletylkożeOmar

zdemaskowałladyDawsonjakoagentkęwywiadubrytyjskiego.Równieżobajmężczyźni,którychśledził,
niedostarczylimużadnychinformacji;przedewszystkimprzypuszczenieOmara,żenaglepojawisię
gdzieśprofesorHartfield,okazałosiębłędne.Aprzecieżbardzoliczyłnato,kiedyladyDawsoniobaj
mężczyźnitrzeciegodniawyruszylidoDolinyKrólów,zatrzymalisiępodrodzewdomuCarteraiwrazz
nimwspinalisiępotemstromąścieżkąwśródskał.Omarszedłzewnętrznądrogąokrężną,coprawda
dwukrotniedłuższą.Zdalekawidział,jakCarterzdużymplanemwrękukroczypewnieprzedsiebie,
wykonującenergiczneruchy,jakbychciałwtensposóbprzekonaćgościoczymśnieprawdopodobnym.

Zsękatymkijemwrękujakfellachztejokolicy,Omarzbliżyłsiędogrupynaodległośćgłosu,

pomachałtymludziomzdalekanapowitanieiusiłowałprzytymuchwycićchoćkilkasłówzich
rozmowy.To,cousłyszał,niesprawiałowrażenia,żeszukająImhotepa,chodziłoraczejojakiegoś
nieznanegofaraona,któregopieczęć,pucharidrewnianąskrzynkęCarterjakobyznalazł.LadyDawson,
chroniącasięprzedsłońcemdelikatnąparasolką,iobajagenciwkapeluszachzszerokimirondaminie
zwracaliuwaginaukrytegowędrowca,któryichpodsłuchiwał,jużchoćbydlatego,żeniesądzili,aby
ktośzmiejscowychfellachówznałichjęzyk.TakwięcOmar,wypoczywającyzbokunakamieniu,
usłyszał,żelordCarnarvon,naktóregozlecenieCarterprowadziłwykopaliskawDolinieKrólów,jest
skąpcempragnącymzdobyćskarbyjaknajmniejszymkosztem,anaukanicgonieobchodzi,iżeon,
Carter,jużniejednokrotnienosiłsięzmyślą,byrzucićtowszystko.

Zrozmowy,jakwywnioskowałOmar,wynikało,żeCartermaszokująceinformacje,którymipodzielił

sięzladyDawsonijejagentami,informacje,októrychlordCarnarvonniepowinienwiedzieć.Ku
zdziwieniuOmaraniebyłytowskazówkidotyczącepołożeniagrobuImhotepaaniodnoszącesiędo
profesoraHartfielda,któremuprzypadłagłównarolawcałejtejsprawie—anirazuniebyłonatentemat
wzmianki.GodnauwagiwydałasięOmarowiwskazówkaobuagentów,żeodprzyszłegotygodniabędą
czekaliwhotelu„MenaHouse”wKairzenaCartera.Wyciągnąłstądwniosek,żewszelkiedalszeakcje

background image

wywiadubrytyjskiegobędąsiękoncentrowaływDolnymEgipcie;Omarpostanowiłsięwycofać,zanim
zostaniedostrzeżony,inazajutrzwrócićstatkiempocztowymdoKairu.

Wpokojuwhotelu„Royal”Omarrzuciłsięnałóżkoizacząłrozmyślać.Szpiegowałobuagentów,

ponieważsądził,żenaprowadzągonatropHartfielda.Aletu,wLuksorze,byłbardziejdalekiodceluniż
dotąd,bozacząłwątpić,czydobrzesłyszał,oczymobajmężczyźnirozmawialiwtedynapokładzie.
Możezabardzouległwłasnejwyobraźni?Tamyślwprawiłagowewściekłość,wściekłośćnasamego
siebie,żewidocznieniepotrafiłodróżnićrzeczywistościodimaginacji,utrzymaćwcuglachswojej
fantazji.

„Allahakbar—Bógjestwielki”—takbyłonapisanenaprzeciwległejścianie,apodtymjakiś

europejskipodróżnikdopisałołówkiemsubtelnewyznaniemiłosne:„Janeforever”—Janebyło
dwukrotniepodkreślone.Narysowanetamteżbyłypostaciludziizwierzętaznanezhieroglifóww
grobachkrólewskichnaprzeciwległymbrzegu;byłyteżoczywiścierysunkiobsceniczne,zktórychjeden
szczególnieOmaraubawił.Byłtorysunekpenisa,podobnegoraczejdosześciostrzałowegopistoletuniż
doorganupłciowegoEgipcjanina:kolejnygośćhotelowyskomentowałtenrysunekczerwonym
ołówkiem:„Atoco?”

Omarbyłprzygnębiony.WstydziłsięjechaćdoKairuispotkaćtamNagiba,októregolosienicnie

wiedział,iprzezchwilęsięzastanawiał,czynieskorzystaćzokazjiiniewyzwolićsięodTadamana.
Drugatakasposobnośćnieprędkosięzdarzy;alejużpochwiliogarnęłygowątpliwości:Tadamannie
wypuścigozrąktakpoprostu,ponieważtaorganizacjamalicznepowiązania,arezultatbyłbytaki,że
prześladowalibygoiBrytyjczycy,inacjonaliści.

AwięcOmarwróciłdoKairu.Mieszkaniebyłoopuszczone,conaraziegoniezaniepokoiło;jedyny

znakodNagibatobyłakartkanastole,kartkazdziwnymigryzmołami,którychnierozumiał.Dopiero
kiedyNagibpodwóchdniachsięniepokazał,Omarpostanowiłgoszukać.

Wkawiarni„Royal”narogunieotrzymałodpowiedzinaswojepytanie,akelnerdawnojużNagiba

niewidział;człowiekazaśonazwiskuAliibnal-Husseinwogólenieznał—wkażdymrazietak
twierdził.

Omarbłąkałsięcałydzieńwgąszczudomów.Kairwprawiałgowzmieszanie,anawetpowodował

lęk;tłumyhałaśliwychludzi,nicponi,złodziejaszków,wygłodniałedzieci,stare,bosekobietyz
zasłoniętymitwarzami,niosąceciężarynagłowach,brytyjscyżołnierze,paradującywswychmundurach,
poganiaczebydła,handlarzenaręczni,corazliczniejszesamochody,bezpańskieujadającekundlei
wszędziedokołakoty,parszywe,brudne,zaniedbanejakulice,naktórychżyły.Choćnicwiedział,dokąd
sięudać,Omarzapragnąłtomiastojaknajszybciejopuścić.

Późnymwieczoremwróciłdodomu.Jegonadzieja,żezastanieNagibaalbochoćjakiśznakodniego,

okazałasiępłonna.Omarspoglądałnakartkę,którązastałnastole,alenaktórądotądniezwracałuwagi.

Kiedydłużejsięprzyglądałpogmatwanymliniom,zaczęłymuoneprzypominaćplanmiastaichoćnie

byłotuanisłowawyjaśnienia,OmarrozpoznałpobliskiplacMidanSalahel-Din,meczetsułtana
HassanailekkiłukShariaAssaliba,odktóregooddalonyokilkakrokówznajdowałsięjegodom.
Krzyżyknatejgmatwaninieulicwskazywałjakieśmiejsce.

ZeszkicemwrękuOmarudałsięnastępnegodniawdrogę.Niemiałpojęcia,dokądzaprowadzigo

plan,ajużnajmniejspodziewałsię,żespotkaNagiba;alecośgognałowkierunkuoznaczonegomiejsca.
Byłtojedenztychdziwnychprzypadkówwżyciu,którenazywamyzrządzeniemlosu,akiedyonich
myślimypolatach,kiwamygłową.

PrzedzielonymdomemnaulicybeznazwyOmarsięzatrzymał.Tochybatu.Skorojużtudoszedł,

postanowiłzapukać.Niemiałpojęcia,cogoczeka,byłprzekonany,żetowszystkojesttylkozłudzeniem.

Służącyotworzyłdrzwi,zmierzyłOmarataksującymwzrokiemirzekłwytwornie,aleuprzejmie:

background image

—MojegopanaAlegoibnal-Husseinaniemawdomu.Czegosobieżyczysz?
Każdegoinnegotoniespodziewanespotkaniebyoszołomiłolubzmieszałoizpewnościąbyuciekł.

LeczOmarwchwilachzaskoczeniazachowywałzimnąkrewiumiałszybkoreagować.

—Jestemprzyjacielemtwojegopana—rzekłspokojnie.—Należymydotejsamejwspólnoty,jeśli

wiesz,comamnamyśli.Muszęsięznimwidzieć.

Tazamaskowanaaluzjazaniepokoiłasłużącego,niewiedział,jaksięzachować,inarazieokazał

życzliwość.

—Wierzmi,effendi,nigdybymcięnieodprawił,ale,Allahmiświadkiem,żeAliibnel-Hussein

wyjechał.

WtedyOmarodsunąłsłużącegoiwszedłdomrocznegoholudomu.Nakamiennejposadzceleżały

bogatedywany,usufituwisiałymosiężnekandelabry,wkamiennychzbiornikachpoprawejstronie
pluskaławoda.Kamienneschodyprowadziłynagórę.

—Niemogęcięwpuścić,effendi.Zawołampanią!—zaprotestowałsłużącyskrzeczącymgłosem.
Zanimjednakzdążyłwezwaćkogośnapomoc,naschodachukazałasiępani.Twarzmiałazasłoniętą,

jakprzystoizamężnejkobiecie.

—Jużdobrze,Jusufie—rzekłaidałasłużącemuznak,abysięoddalił.NastępniepodeszładoOmara

iodsłoniłatwarz.

Omarznieruchomiał.Znikłajegopewnośćsiebie.Cośjakbyżelaznaklamraścisnęłomupierś,

zahamowałobicieserca,ażzabrakłomupowietrzawpłucach.Omarstałbezruchuispoglądałwtwarz
kobiety,którapodniosłaprawąrękęibezsłowaprzyłożyładopiersi.

—Jasalaam!—powiedziałOmarpocichu,jąkającsię,idodałnieśmiało:—Halima!
Halimaskinęłagłową.Oczyjejbłyszczały,Omarrównieżwalczyłzewzruszeniem.Musiałsię

opanować,bynieporwaćHalimywramiona.

Jakdługojejniewidział?Czytobyłosześć,czyosiemlattemu,kiedyznalazłopuszczonydomwel-

Kuma?Jakżebyłwówczasrozczarowany,anawetrozgoryczonyzpowodulistu,wktórymdziewczyna
żegnałagonazawsze.Znałgonapamięć,czytałsetkirazy,całowałkażdesłowo,ajednakniezrozumiał
jejpożegnania.

—Halima—powtórzyłcicho—Halima,tytutaj?
Halimauniosłaramiona.Przezjejtwarzprzemknąłlekkiuśmiech,jakgdybychciałasię

usprawiedliwićzatonieoczekiwanespotkanie.Światłowholubyłoprzytłumione,mimotoOmarwidział
ją,czułjejbliskośćiniebyłwstaniezebraćmyśli.WidziałHalimęsercem,aleniewidziałrozumem.
Cośwnimsiębuntowałoprzeciwkotemuwidokowi,onaniepowinnatubyć,wdomutegoAlegoibnal-
Husseina.MójBoże,toniemożliwe!Właśnieczłowiek,którynajmniejnatozasługiwał,byłpanem
Halimy.Dlaczegozanimposzła?Dlaczegonicniemówi?Dlaczegoniepróbujewyjaśnićtejniepojętej
sytuacji?Dlaczegoniepowie,żegojeszczekocha,takjakonją?

Nieodważyłsięjejdotknąć,choćbardzotegopragnął.Halimasięzmieniła.Niezbrzydła,byłajak

zawszepiękna,zmieniłosiętylkojejzachowanie,niestałajużprzednimdziewczyna,lecz
doświadczona,dojrzałakobieta.

Ogarnąłgostrach,żeHalimamożeterazpowiedziećcoś,cozniszczywszystkomiędzynimi,może

powiedzieć:Idźstądinigdyniewracaj,niewolnonamsięwidywać!—takjaktojużrazuczyniła.A
więc
usiłowałniemalrozpaczliwieuprzedzićjejsłowa;błagał,abygonieodprawiała,wyjąkałcośoswym
przyjacieluNagibie,któregospodziewałsiętuzastać,ponieważwypełniałonzlecenieal-Husseina.

HalimadługonieodpowiadałaOmarowi.Spoglądałananiego.Dlachłopcatrwałotocałąwieczność,

potemrzekłacichoizwyższością,któragoodpoczątkuonieśmieliła:

background image

—Czyniemaszminicpozatymdopowiedzenia?
TerazdopieroOmarzrozumiał,jakgłupiosięzachował.Krewuderzyłamudogłowy,miałtylko

nadzieję,żeHalimategoniezauważy.Onazaśrozejrzałasiędokoła,następniepodeszładoOmarai
porwałagowramiona.

Chłopiecniespodziewałsiętakiegoobrotusprawy,pozwalałjejnapieszczotyjakbezwolnedziecko

wramionachmatki,któreniepotrafiodpowiedziećnajejuczucia;przyłapałsięnawetnatym,że
nieśmiałobronisięprzedtymwybuchemczułości.

Halimaujęłajegogłowęwobiedłonieizaczęłająobsypywaćpocałunkami.Omardoznałuczucia,

jakiegonigdydotądniedoświadczył.Powolijegosztywnośćustąpiła,uspokoiłsięiścisnąłukochanątak
mocno,ażjązabolało.

Obojeniewiedzieli,jakdługototrwało.Kiedyocknęlisięzdobroczynnegosnu,obojejednocześnie

otworzylioczy.Omarprzeraziłsięśmiertelnie.PrzednimistałsłużącyJusuf.Miałspuszczonywzrok,
rzekł,niepatrzącnaHalimę:—Pani,jużczas.

HalimanieprzejęłasięzbytniowidokiemJusufaiabyośmielićOmara,powiedziała:
—Możeszmuufać,tomójnajwierniejszysługa.—UjęłaprzytymdłońJusufa.
KażdegodniaotejsamejporzeHalimawtowarzystwiesłużącegoszłanarynekpozakupy,któreJusuf

przynosiłnastępniewkoszachdodomu.Byłotojakrytuał,gdybyHalimaztegozrezygnowała,musiałaby
siędługotłumaczyć;prowadziłabowiemdużydom,doktóregonależałoponadpółtuzinasłużbyi
parobków,ponadtodziewczęta,którenarynkuoferowałyswojąsłużbęzamieszkanieiwyżywienie,bo
wyrzekłysięwłasnejrodzinyalbopomimoodpowiedniegowiekuniewyszłyjeszczezamąż.Ichliczba
stalesięzmieniała.OpróczHalimybyławdomujeszczejednakobieta,młoda,niemaldziecko,alejuż
dojrzała.Aliibnal-Husseinwziąłjąjakodrugążonę,cowprawdzieniebyłosprzecznezezwyczajamiw
tymkraju,aległębokoraniłoHalimę.

—Mamysobiewieledopowiedzenia—rzekłaHalima.
Omarskinąłgłową.
—Alenietu.
—Nie,nietu—odparłaHalima.—CzyznasztędużąbramęprzybazarzeKhanel-Khalili?Zabramą

wlewoznajdujesięzaułekhandlarzydywanów.PierwszysklepmaszyldznazwiskiemAchmeday
Amera.Achmedmawobecmniezobowiązania.Okołopołudniabędętamnaciebieczekała.Żegnaj!

Omarwybiegłnaulicęjakoszalały;wydawałomusię,żechwiejąsięfasadydomów,hałasuliczny

docierałdoniegojakbyzdaleka.Czuł,żesięzatacza,kiedyskręcałwulicęShariaAssurugiya,która
prowadziłanapółnocdowielkiegobazaru.Niewidziałludzianipojazdów,miałprzedoczamitylko
obrazHalimy;nieporuszającwargami,układałwgłowiejednosłowo:Halima.

Przydużejwieży,gdziezaczynałsięhandel,Omarszybkoznalazłhandlarzadywanami.Podałmu

swojeimięiAchmedAmerpoprowadziłgościastromymischodaminagórę,gdzieczekałananiego
Halima.

Siedziałanazwiniętychdywanach,którewypełniałycałepomieszczenie.Przezzamknięteokiennice

słońcerzucałolśniącepromienie.Czućbyłozapachwełnyiśrodkówprzeciwrobactwu;alewtejchwili
OmarwidziałtylkoHalimę.

Bezsłowaukląkłprzedniąnapodłodze,objąłramionamijejbiodra,położyłgłowęnajejkolanach,

jakbybyłzawstydzonyichciałsięukryć.Halimazrozumiałatengest,pogładziłagopogłowie.Trwalitak
dłuższąchwilę,zbierającmyśli.

—Niepłacz—rzekłaHalima,samabliskałez,iuniosłajegogłowę,byspojrzećmuwtwarz.
—Janiepłaczę—odparłOmariotarłłzyrękawem.Następniewestchnąłgłębokoirzekłnieśmiało:

—Dlaczegotaksięmusiałostać?

background image

—Lossamtasujekarty,mymożemytylkograć.—Halimauśmiechnęłasię,alebyłtosmutnyuśmiech.
—Dlaczegotaksięmusiałostać?—powtórzyłOmar.—Czyjesteśszczęśliwa?
—Szczęśliwa?
Halimanieodpowiedziała.Omarspostrzegł,żeodwróciłagłowędookna,byukryćłzy.
—DlaczegopoślubiłaśtegoAlegoibnal-Husseina?Dlaczego?—KiedyOmarzauważył,żeHalima

niechceodpowiadać,wstałiusiadłobokniej.—Dlaczego,Halimo?

—Czynaprawdęchceszwiedzieć?
—Musiszmipowiedzieć.
—Aletocięnieuszczęśliwi.
—Niebędęmniejcierpiałniżdotąd.
WtedyHalimauniosłarękawgalabijiOmara,ażukazałosiępiętno.Pogłaskałajedelikatnieipowoli,

jakbyszukającwłaściwychsłów,zaczęłamówić.

—Niewiem,czyzastanawiałeśsiękiedyśnadtym,jaktosięwszystkostałowtedywel-Kurna?
—Oczymtymówisz?
—Otym!HalimadotknęłapalcempiętnanaramieniuOmara.—Gdybyświedział,gdzieonicię

wtedywięzili...

Omarprzełknąłślinę,poczymodparł:
—Wiem,Halimo.Niedawałomitospokoju.Pewnegodniaprzypadekprzyszedłmizpomocą.

Usłyszałemhałaszeszlifiernikamieni,jedynyodgłos,jakidocierałwtedydogrobowca.Awięc
szukałemwpromieniurzutukamienieminatrafiłemnadomtwojegoojca.Doznałemwówczasszoku.

—Acopomyślałeśomnie?
Omarwzruszyłramionami.
—Prawdęmówiąc,niemogłemtegozrozumieć.Przedewszystkimniewiedziałem,jakąrolętywtym

odgrywałaś.

—Adziś?
—Dziś?Dziśjesttaksamo,afakt,żewyszłaśzamążzaal-Husseina,wcaleniepomagamiciebie

zrozumieć.

Jakgdybywobawie,żepadniejakieśzłesłowo,HalimaprzyłożyłalewądłońdoustOmara.
—Niemówdalej,mójkochany—błagała.—Wszystkociwytłumaczę.Aleprzyrzeknij,żemi

uwierzysz.

Przezchwilęsiedzieliobojewmilczeniu,potemHalimazaczęłazwahaniem:
—Jusuf,mójojciec,byłszanowanymczłowiekiemwSchechabdel-Kuma.Jegodumazpowodutego,

żejestEgipcjaninem,rozsławiłajegoimiędalekopozagranicenaszejwsi.Jusufbyłjedynym,który
stawiałczołoaroganckimBrytyjczykom,zachowującymsięjakpanowienaszegokraju.Kochałamojcaza
toidopieropóźniejspostrzegłam,żeotaczajągozawszejakieśdziwnetypy,ludzienigdzieniepracujący,
rzucającytylkonalewoiprawohasłamiipustymifrazesami.Domagalisięnowego,samodzielnego
Egiptu,przyczymstalepadałosłowo„Tadaman”.Niewiedziałam,cotoznaczy,izapytałamkiedyśojca.
Wytłumaczyłmi,żezapojęciem„Tadaman”kryjesięorganizacjapatriotówegipskich,stawiających
sobiezacelwyzwoleniekraju,aichznakiemrozpoznawczymjestsiedzącykot,zwierzę,którezna
tajemnemoce,widziwciemnościijestświętedlawszystkichpotęg.Potemojciecprzycisnąłmniedo
siebie,pogłaskałpogłowieirzekł,żeniewolnominigdynikomupowiedziećotymanisłowa;zdrajcy
muszązginąć.Potemcorazwięcejludzizaczęłoznikać.Egipcjanie,aletakżecudzoziemcy,októrych
ojciecwyrażałsięzpogardą,mówiąc,żetowrogowiekrajuispotkałaichtylkozasłużonakara.Namoje
pytanie,jakakaraspotykawrogównaszegokraju,ojciecodpowiedział,żezostajążywcemzamurowani

background image

wdawnychgrobachfaraonów.Ojciecmówiłotymwszystkimztakąnienawiścią,żeprzeraziłamsięi
odtądczułamdoniegopogardę.

TwojespotkaniezTadamanembyłopomyłką.Jusufsądził,żejesteśszpiegiembrytyjskim,wkażdym

razieTadamanodpoczątkuniewierzył,żeprofesorchcekupićwLuksorzestarożytneprzedmioty.
Widzieliwnimbrytyjskiegoagenta,którymaszpiegowaćichorganizację.Dlategopostanowilizabić
profesora,jegożonęisłużącego.

Typierwszywpadłeświchsieci.Toniebyłozaplanowane,taksiętylkozłożyło.Zamarłam,kiedy

przynieślicięnocąiwrzucilidogrobu.Odrazuciępoznałamibyłamzrozpaczona.Niewiedziałam,jak
cipomóc.Jusufnieznałlitości,kiedychodziłoosprawyTadamana,izginąłbyśzgłoduwtymlochu,
gdybymniewymogłanaojcu,bycięoszczędzał;możnapowiedzieć,żecięwykupiłam.Byłtohandel
niegodny,alenajważniejsze,żeuszedłeśzżyciem.

—Niegodnyhandel?Jakmamtorozumieć,Halimo?
Omarpoznałponiepokojuwoczachdziewczyny,jaktrudnojestjejpowiedziećprawdęukochanemu.
—Niepotrafiszsobiewyobrazić,jakiejcenyzażądałojcieczatwojeżycie?
Omarsięprzeraził.
—Zaczynamrozumieć—rzekłcicho.
Halimazaczęłaodnowa.
—Wśródznajomychojcabyłjedenwyróżniającysięszczególnąbezwzględnościąitwardym

charakterem:Aliibnal-Hussein.Choćbyłamniemaljeszczedzieckiem,wpadłammuwoko.Chciałmnie
wziąćzażonę.Jusufmumnieprzyrzekł.Broniłamsię,groziłam,żepodrapięmutwarz,jeślitylkosiędo
mniezbliży,żeucieknę,gdytylkonadarzysięokazja,inigdyniewrócę.Kiedyniebyłoinnejmożliwości
uwolnieniaciebie,przyrzekłam,żewyjdęzaal-Husseina,jeślityodzyskaszwolność.

Halimaspuściławzrok,wstydziłasięspojrzećOmarowiwoczy;niewidziaławięcjegołez,łez

wściekłościirozpaczy.Zacząłszlochać,głośno,niepohamowanie,jakdziecko.Wtejrozpaczydręczyła
gomyśl,żetowszystkoniejestprawda,żeHalimawymyśliłacałąhistorię.Aleimdłużejdziewczyna
milczała,tymbardziejstawałosiędlaniegopewne,żepowiedziałaprawdę.Iwswejszalonejrozpaczy
postanowił,żewcześniejczypóźniejzabijetegołotra.

—Zabijęgo!—wykrzyknął.
Byzdusićtenokrzyk,HalimaprzycisnęłagłowęOmaradopiersi.Poczułprzezsuknięciepłojejciała.

Ogarnęłogopożądanie,zapragnąłjej,teraz,bezwzględunaokoliczności.ChciałmiećHalimętylkodla
siebie,znikimsięniąniedzielić.Niedopuszczałdosiebiemyśli,żeonazarazwrócidoal-Husseina.Bo
jeślitaksięstanie,życiestracidlaniegosens.

Kiedyotymmyślał,poczułdłońHalimybłądzącąpojegociele,delikatnewezwanie,znak,żeczujeto

samo;ogarnęłogouczuciewielkiegoszczęściaiufności,żeznajdziejakieśwyjścieztejsytuacji.W
swymoszołomieniuiprzekonaniu,żesądlasiebiestworzeni,opadlinastertędywanów,pieścilisięi
całowali,następnie,osłabieni,leżeliobjęci.

Wreszcie,jakbybudzącsięzesnu,Omarpowoliwróciłdorzeczywistości.
—Cobędzieznamidalej?—zapytałbezradnie.
Halimausiadła,przesuwającpalcempodywanie,ipowiedziałazmieszana:
—Niewiem,Omarze,wiemtylko,żeciękocham.
—Musimyuciec—rzekłOmar.
—Dokąd?
Omarwzruszyłramionami.
—Al-HusseinijegoludziebędąnasścigaliwcałymEgipcie—powiedziałaHalima—inie

spoczną,pókinasnieznajdą.

background image

OmarobjąłHalimę.
—Jeślinaprawdęmniekochasz,topojedzieszzemną.UciekniemydoEuropy,doAngliilubFrancji.

Tamnapewnoniebędąnasszukali.

—Niełudźsię—odparłaHalima.—TadamanmaswoichludziwcałejEuropie,aal-Hussein,

urażonywswejpróżności,niezrezygnujeibędzienasprześladowałwszędzie.Onumiedoskonale
posługiwaćsięswoimipośrednikami,którzynieznająnawetjegoimieniaiadresu,gotówjestnawet
zabić,niebrudzącsobieprzytymrąk.Jeślichodzioochronęwłasnegożycia,al-Huseinznarozmaite
triki.Wjegosypialnizawysokimlustremodkryłamtajemnedrzwiprowadzącedodrabinystrażackiej,po
którejmożnasiędostaćnatyłydomu.Prawdopodobnieobawiasięzemstyzpowoduswychlicznych
ciemnychsprawek.Nigdymiotymprzejściuniemówił.

—Alewłaśnieteciemnesprawkizetknęłynaszesobą!
—Wiem—odparłaHalima.
Omarwpatrywałsięwzamknięteokiennice,przezszparyprzenikałyjaskrawepromieniesłońca,

odsłaniającstertykurzuwpomieszczeniu.Zastanawiałsię.Możnabypomyśleć,żecałykrajsprzysiągł
sięprzeciwkonim.Ogarnęłogoprzygnębienie,leczprędzejdałbysobieobciąćjęzyk,niżbysiędotego
przyznał.Podziwiałtękobietę,żetakspokojnieopisujeswojepełnecierpieniażycie,nierozczulającsię
nadsobąinieoczekującodniegowdzięczności.Niemalwstydziłsię,żesamjesttakisłaby.

Halima,jakbyodgadłamyśliOmara,ujęłajegorękę,aleniepatrzyłamuwoczy,abygoniepeszyć.

Omarbyłjejzatowdzięczny.Podczasdalszejrozmowy,kiedystaralisięmówićobłahychsprawach,
Halimanaglezapytała,wjakisposóbjąodnalazł.Omaropowiedziałoszkicu,którypozostawiłNagib
ek-Kassariktórypokilkudniowychposzukiwaniachnaprowadziłgonawłaściwytrop.

—Nagibek-Kassar?—Halimazdziwiłasię,pokręciłagłowąizaczęłaopowiadać,żejejmąż

uwięziłek-Kassara,anastępniewyruszyłzkilkomakompanamidoLuksoruwposzukiwaniujego
przyjaciela.

—Tenprzyjacieltoja—rzekłOmarspokojnie.
—Takprzypuszczałam—odparłaHalima.
—Czegoonodemniechce?
—Al-Husseintwierdzi,żeoszukałeśgonadostawieopiumzpołudnia.
—Chybawtoniewierzysz?
—Ajeślitak?
—NaAllaha,tonieprawda!—zawołałOmaroburzony.—PojechaliśmyrazemdoAsuanu,by

wykonaćzlecenieal-Husseina,alerozstaliśmysięwLuksorzeiodtamtejporyniewidziałemNagiba.

—Jakkolwiekjest—rzekłaHalima—al-Husseincięszuka.
SłużącyJusufchrząkającwspinałsięposchodach.Wpołowiedrogizatrzymałsięizawołał:
—Pani,jużczas!
Halimastarałasięszczególnieterazprzestrzegaćporządkudnia.tylkowtensposóbniewzbudzi

podejrzeń.

Dlategojejpożegnaniebyłoniemalchłodne;obiecałajednak,żejutrootejsamejporzeznówtu

przyjdzie.

Sytuacja,wjakiejznalazłsięOmar,byłaszczególniezagmatwanaibeznadziejna;mogłaczłowieka

pogrążyćwgłębokiejdepresji.AleOmarwciąguswojegożycianauczyłsię,żeprzygnębienieirozpacz
mobilizująnieoczekiwanesiłyiwyostrzajązmysły,bywsytuacjizpozorubezwyjściauczynićcoś
jedyniesłusznego.

Tadaman,którybyłdlaniegoprzezlatawzoremibodźcemiktóremuzawdzięczałżycie,teraz,kiedy

corazwięcejdowiadywałsięomotywachiformachdziałaniajegoczłonków,stawałmusięcoraz

background image

bardziejnienawistny.Sa’dZaghlulmożeibyłuczciwymczłowiekiem.Brytyjczycyzesłaligojako
przywódcęegipskiegoruchunarodowegonaMaltę,późniejnaSeszele,ajegosprzymierzeńcyzpartii
Wafdbylirównieżzpewnościąludźmiuczciwymi.Alezaplecamiekstremistównależącychdo
Tadamanaidającychosobieznaćgłównieprzezlicznezamachyukrywałosięwieluprzestępców,którzy
mielinauwadzetylkowłasnekorzyściidlaktórychosobisteporażkiżyciowestanowiłydostateczny
powód,byprzyłączyćsiędotegougrupowania.

Zasadniczącechąorganizacjibyłaanonimowośćjejczłonków.Tylkoniewieluznałonawzajemswe

imiona,aleiwówczasniewiedzieli,ktojakązajmujepozycjęwhierarchii,ktokomurozkazuje.Niebył
teżznanyprzywódca,copowodowałoróżnorakiespekulacje,alewłaśnietaniepewnośćstanowiła
niewątpliwyatutTadamana.

Omarwiedziałoczywiście,żejegożycieniebyłobywartefuntakłaków,gdybyorganizacja,któraw

takfatalnysposóbgowessała,terazsięgowyrzekła.Rodziłosięwięcpytanie,czymaudawaćprzedal-
Husseinem,żonicniewie,czyteżpoprostuzniknąćiczekać,ażjemuiHalimienadarzysięjakaś
sposobnośćucieczki.

Jeślizniknie,al-Husseinwrazzeswymiludźmibędągoszukaliiniespoczną,pókigonieznajdą,

albowiemzniknięciebędziedowodemjegowiny.Jeślinatomiastsięujawni,zapewnienia,żeniemanic
wspólnegozaferą,nieznajdąual-Husseinawiary.Zachodziprzytymniebezpieczeństwo,żeal-Hussein
odkryjeto,czegochybanapewnoniewie,mianowicieżeOmarjesttymchłopcem,któremuzawdzięcza
posiadanieHalimy.

Niezetknęlisięwtedy,kiedyOmarpadłofiarąfatalnejpomyłki.Niebyłpewien,czyHalimawogóle

wie,jakonsięnazywa,prawdopodobniezapomniał,zjakiegopowoduHalimaoddałamusię,mimoiż
początkowogoodsiebieodsuwała.Al-Husseinnietroszczyłsięoprzeszłość,nieleżałowjegonaturze
zastanawianiesięnadsprawami,któretoczyłysięzgodniezjegowolą.Podtymwzględembył
całkowitymprzeciwieństwemOmara.

Tenbowiem,gdyminęłypierwszeuniesienia,zacząłwątpić,czymiłośćHalimyterazjestrówniesilna

jakwmłodzieńczychlatach,czymożeniespodziewanespotkanierozdmuchałoprzygasłypłomień,który
niebawemznówzgaśnie.Tamyślprześladowałagoztakąmocą,żekiedyspotkalisięnazajutrz,Omar
przyłapałsięnatym,żesłowairuchyHalimyprzyjmujezpewnąrezerwą.

Halima,któramiałasubtelnewyczucietegorodzajuwahań,dostrzegłaniepokójOmaraiprzytrzecim

spotkaniuzapytałagooprzyczynę.

Czyjegowątpliwościniemiałypodstaw?Omarniestarałsięusprawiedliwiaćswychwahań.Życie

nauczyłogo,żeuczuciasąjakchwiejnedrzewa,aodichpierwszegospotkaniaminąłkawałczasu.Cogo
jednaknajbardziejniepokoiło,tomyślowspólnejprzyszłości.Halimaprowadziłażyciewytwornej
damy,miaładodyspozycjilicznąsłużbę,korzystałazdobrobytu.Myśl,żewrazieucieczkimusiałaby
wieśćnędznyżywotbezprzyszłości,doprowadzałaOmaradoszaleństwa.Wielokrotniepowtarzałsobie,
żeucieknie,żenazajutrzniepójdzienaspotkanie,alepotem,kiedymusiałsięzdecydować,zapominało
wszelkichpostanowieniachizniepokojemczekałnaHalimę.

Halimaostrzegłago,byniewracałdoswegomieszkanianaprzedmieściu;sądziła,żedomjest

obserwowany.Handlarzdywanów,dobrotliwystaruszek,zaproponowałmukryjówkęwpomieszczeniu
magazynowymnapodwórzu.Omarodwdzięczyłmusię,pomagającwciągudniaprzypraniudywanów;
byłatociężkapraca,wykonywanawpocieczołatwardąszczotkąicuchnącymmydłem,odktóregoręce
czerniałyipuchły.

LedwieobojepokonaliwszelkiewahaniaipostanowiliuciecdoEuropy,Omaraogarnąłnowy

smutek.Halimaopowiedziałamuopowrocieal-Husseina,którynicnieosiągnąłiterazpoirytowany
traktowałjązcałąbezwzględnością.Omarlawirowałpomiędzyniecierpliwościąazaślepiającą

background image

wściekłościąnaal-Husseina.Namyśl,żcHalimapowspólniespędzonychgodzinachmiłościmusiulegać
al-Husseinowi,Omarzrywałsięichodziłzzaciśniętymipięściamipopokojujakwięzień.Zabijęgo,
powtarzał,prędzejczypóźniejzabijęgo!

Wściekłośćal-Husseinadoszładozenitu,kiedyjedenzjegolokaiprzekazałmuinformację,żeNagib

ek-Kassaruciekłzwięzienia.Al-Husseinszalał,cisnąłkrzesłemwsłużącego,któryprzyniósłmutę
wiadomość,wyjąłrewolwerizacząłstrzelaćwsufit.NieporazpierwszyHalimęogarnąłstrachprzed
al-Husseinem.Strachówjeszczebardziejpobudzałjądotego,byopuścićmęża.Bomożenadejśćdzień,
kiedyjegogniewskierujesięprzeciwkoniej,adzień,wktórymsiędowieojejspotkaniachzOmarem,
będziedlaniejoznaczałwyrokśmierci.

Kochalisiękażdegodnia,ciałaichbowiembyłyspragnionemiłości,aletamiłośćpośróddywanów

stawałasięcorazbardziejaktemrozpaczy,ponieważniepotrafiliopanowaćstrachu.Halimanie
wiedziała,ktopomógłek-Kassarowiwucieczce,czybyłtoktośzesłużbyal-Husseina,czyteżjemu
samemuudałosięuwolnić.

Nagibek-Kassarbyłczłowiekiemdoświadczonym,wielelatżyłwEuropieigdybytrzebabyło

znaleźćschronieniewjakimśobcymkraju,napewnobyimpomógł;alegdziegoszukać?Omar
przypomniałsobiekalekiegoczyścibutasprzedhotelu„MenaHouse”.Byłtojedynyczłowiek,którymógł
impomóc.NagibwiedziałojegoprzyjaźnizOmarem,wiedział,żemożnamuufać,igdybyszukał
Omara,napewnozwróciłbysiędostarego.

HalimadałaOmarowiwiększąsumępieniędzy,którąpoczątkowozoburzeniemodrzucił,potem

jednakprzyjąłzwdzięcznością;terazbyłnawetztegozadowolony,mógłsobiebowiempozwolićna
odbyciedługiejdrogidopiramidautobusem.Hassantkwiłnaswymstarymmiejscu,sprawiałwrażenie,
jakbyczasdlaniegosięzatrzymał;odkądOmargoznał,nicsięniezmieniał.

HassanodrazuwyczytałzminyOmara,żejestwpotrzebie,iwmilczeniuwskazałnaławkęwparku

otoczonąoleandramiiniewidocznązhotelowegowejścia.

—Jużpytanoociebie—rzekłmikasah,kiedyzapomocąsilnychramionwspiąłsięnaławkę.
—Nagibek-Kassar?
Kalekaskinąłgłową.
—Gdzieonjest?
—Niewiem—odparłHassan.—Byłbardzozawiedzionyinawszelkiepytaniadawałskąpe,nicnie

znacząceodpowiedzi.Niewiedziałem,coonimmyśleć.Wreszciepowiedział,żejeszczeprzyjdzie.
Dziwnygość!

Omarzacząłopowiadać,cosięwydarzyłoodczasuichostatniegospotkania,opowiedziało

tajemniczymzleceniuAlegoibnal-Husseina,oswoimdaremnymtropieniuobubrytyjskichagentów,o
niespodziewanymodnalezieniuHalimy,atakżeospotkaniachmiłosnychzniąiplanachucieczki;nietaił
też,żesąbezradni.Zrobiłomusięlżejpotejrozmowie.

Hassanpoczątkowospoglądałprzedsiebie,potemzacząłkręcićgłową,jakbyjeszczeniewyrobił

sobieostatecznegozdania.Wreszcienabrałgłębokopowietrza,wyprostowałsię,przybierającniemal
groźnąpostawę,irzekł,niepatrzącnaOmara:

—Niewolnocitegorobić,niewolno.
—Atodlaczego?—ofuknąłOmarkalekę.
—Onajestjegożoną.Niewolnocimujejzabierać.
—Aletozbrodniarz.Onjądręczył,bojęsię,żejązabije,jeślisiędowieonaszychspotkaniach.
—MimotoHalimajestwobecAllahaprawowitążonąAlegoibnal-Husseinainiktztejanitamtej

stronyNiluniemaprawamujejodbierać.

—Aleprzecieżcipowiedziałem,jakdoszłodotegomałżeństwa!

background image

—ŚwięteprawoKoranuniepytaookoliczności,wjakichzawartomałżeństwo,pytatylko,czyto

małżeństwozostałozawarte,czynie.Halinasięzgodziła,czytak?

—Tak,ale...
—Awięcjestjegoprawowitążonąinikt,takżeity,niemaprawamutejżonyodbierać.
Nieustępliwy,twardyton,jakimmikasahprzemawiał,wprawiłOmarawkonsternację.Nigdynie

sądził,żebędziesięsprzeciwiałsłowomstarca.DotądHassanbyłdlaniegoautorytetem,zwłaszcza
moralnym,aleterazwszystkosięzmieniło.Omaraniprzezchwilęniewątpiłwsłusznośćswego
postępowania.MapozostawićHalimętemułotrowi?Nigdy!

OmarpodałHassanowiswójadres.GdybyNagibprzyszedł,niechgotamskieruje.Staryprzyrzekłmu

tozpoważnąminąiOmarwyruszyłwpowrotnądrogę.Wautobusiezająłmiejscewostatnimrzędzie.
Przezdrogęzastanawiałsię.Przygnębiałogoto,żezlekceważyłradęstaregomikasaha,alejeszcze
bardziejdręczyłagomyśl,żemiałbysięrozstaćzHalimą.Owszem,Hassanjestmądrymstarcem,jego
radydotądbyłyzawszesłuszne,aletosłabapociecha.OmarchciałbyćzHalimą,aonaznim,choćby
wszystkieprawaświatabyłytemuprzeciwne.

PodczasswychwspólnychrozważańOmariHalimazaplanowalinapoczątekucieczkędoAnglii.

Omarznałjęzyktegokraju,odprofesoraShelleyadowiedziałsięwieleojegokulturzeihistorii.
Pieniądzenapodróżniestanowiłyproblemu.JeśliHalimazastawiswojąbiżuterię—abyłagotowato
uczynić—będądysponowaliwystarczającąsumępieniędzy,abyprzeżyćrok.GdyOmarzapytału
„Cooka”napromenadzieostatekzAleksandriidoSouthampton,dowiedziałsiękuswemuzaskoczeniu,
żebiletynatakąpodróżsprzedajesięłączniezwizą.Kiedywięcuprzejmamisswokienkuzaczęłago
pytaćonazwisko,imię,adres,Omarzerwałsięipospiesznieopuściłbiuropodróży.

Byłprzekonany,żejegonazwiskowciążjeszczeznajdujesięnaliściegończymAnglików,choćod

historiiprzybudowiekoleiminęłyjużczterylata.Alejakmiałtosprawdzić,nienarażającna
niebezpieczeństwoHalimyisiebie?

Niebyłodnia,bywKairzenieodbywałysiędemonstracjeprzeciwkocudzoziemcom.Zamachyna

urzędnikówbrytyjskich,strajkinapoczcieinakoleizaostrzałysytuację.Wproteścieprzeciwko
okupantomwzburzonetłumywysadzaływpowietrzemasztytelegraficzne,torykolejoweikanały
nawadniające.Zaghlulbyłnawygnaniu,krajoddłuższegoczasuniemiałrządu,nacytadeliwKairze
powiewałabrytyjskaflaga,akomisarzbrytyjskilordAllenbyrozpaczliwieusiłowałskłonićpremiera
JegoKrólewskiejMościLloydaGeorge’adozmianystosunków.

Należywspomniećotychokolicznościach,bowłaśnieonemiałynajwiększywpływnadalszybieg

wydarzeń.

Jednegozpierwszychgorącychwiosennychdniwsklepiezdywanamizjawiłsięniespodziewanie

Nagib.Omarjużstraciłnadzieję,żekiedykolwiekgospotka.

Nagibopowiedział,żedowiedziałsięodHassanaomiejscupobytuOmara,alestaryw

przeciwieństwiedopierwszegorazurobiłwrażenieraczejniechętnego,takżeNagibzacząłpodejrzewać,
iżstarychcenaniegozastawićpułapkę.Ztegopowoduprzeztrzydniobserwowałsklep,aleprócz
kobietywzasłonie,któraprzychodziłacodziennieotejsamejporze,niezauważyłniczegopodejrzanego.

Długotrwało,nimOmarprzekonałNagiba,żetakobietatożonaal-Husseina,alejednocześnie

ukochanaistota,którejOmarzawdzięczałżycie,iżeNagibniemasiętuczegoobawiać.Nieufność
Nagibaminęładopierowówczas,kiedyOmaropowiedziałmuoplanieucieczkiiodaremnejpróbie
podróżydoAnglii.

Dobrzesięskładało;Nagibbowiemrównieżnosiłsięzmyśląopuszczeniakrajui—jakzapewniał—

dawnobyopuściłKair,gdybymiałpieniądzenaprzejazd.HalimiespodobałsięNagib,przedewszystkim
imponowałojejjegodoświadczenieżycioweitrzeźwemyślenie.Wtrójkę,rzekła,ichplanucieczkijest

background image

bardziejrealny,izaproponowała,żezapłacizaprzejazdNagiba.Nagibpowiedział,żezakilkadni
zostaniezniesionybrytyjskiprotektoratisułtanFuadbędzieobwołanykrólemEgiptu.Związanaztymjest
powszechnaamnestia,takżeodtejstronynicimniebędziegroziło.

Halimanalegałanapośpiech.Jejsytuacjastawałasięzdnianadzieńcorazbardziejniebezpieczna,bo

al-HusseinwyznaczyłtymczasemnagrodęwwysokościtrzystufuntówzagłowyOmaraiNagiba.Halima
zdawałasobiesprawę,żejeślijedenznichzostaniewykryty,onatakżebędziezgubiona.Nagibznalazł
schronienieuswojejciotki.TambyłbezpiecznyiunikałpokazywaniasięnaulicyrazemzOmarem,bo
nawetwtłokuwielkiegobazaruczłowiekmógłsięnatknąćnadenuncjatorów.

Nadzieńprzedproklamacją,któramiałaprzynieśćkrajowiniezależność(przyczymchodziłotuo

pozornąniezależność,ponieważrządJegoKrólewskiejMościnadalzastrzegałsobiepolitycznynadzór
nadkrajem),niezbadanawolaAllahasprawiła,żeOmarstraciłniezachwianąpewnośćsiebieizacząłsię
zastanawiać,czystarymikasahniemiałracjiostrzegającgo.

OmariNagibumówilisiępodwielkimzegaremnaShariaabdelKhalig,gdziemiałaswebiura

większośćtowarzystwokrętowych.Omarzzainteresowaniemobserwowałnadjeżdżającybiały
samochód,którywyróżniałsiętym,żekierowcasiedziałnamiejscubezdachu,podczasgdypasażer,
wytwornieubranyAnglikzbłyszczącymmonoklemwoku,siedziałwczęściosłoniętejprzedkurzemi
słońcem.Przedwejściemdo„UnitedMediterranean”,niedalekoOmara,wózsięzatrzymał.Wtejchwili
nadszedłNagib.

Omarpomachałmuręką,alezanimobajzdążylisięprzywitać,trzejmężczyźnirzucilisięzróżnych

stron,odepchnęliichnabokiprawiejednocześniezaczęlistrzelaćdoAnglika,którywłaśniewysiadał.
OmariNagibstalijakprzymurowani,nieruszylisięzmiejsca,kiedygangsterzywystrzelaliwszystkie
naboje,cisnęlirewolwerynabrukiuciekliwbocznąuliczkęprowadzącądoopery.

Anglikleżałobróconytwarządoziemi,spodjegobrzuchawypływałakrew.Palcelewejrękidrgały

jakrażoneprądem;potemrękaopadłabezwładnie.Zewszystkichstronnadbiegliludziezkrzykiemi
dopieroterazOmarzdałsobiesprawę,żetoonistojąnajbliżejofiary.ChwyciłNagibazarękaw,zaczęli
sięprzeciskaćprzeztłumgapiów.

Spostrzegłtokierowca,Egipcjanin,któryukryłsięzaautem,izawołał,wskazującnaobumężczyzn:
—Trzymajcieich!Tomordercy!
Kilkuśmiałków,którzyzagrodziliimdrogę,OmariNagibpowalilinaziemięipędzilidalej,by

ratowaćswojeżycie.Wiedzieli,żesąniewinni,żetylkoprzypadeksprawił,iżbyliświadkamizamachu,
alewiedzielitakże,żejakoświadkowiemusielibyzrezygnowaćzeswejanonimowości,ato
pociągnęłobyzasobąfatalneskutki.PonieważOmarznałtędzielnicęijejwąskiezaułki,pędziłwstronę
dworca.Nagibbiegłzanim.Kiedyjużpoczulisiębezpieczni,zwolnilitempoizanurzylisięwtłumiena
placuprzeddworcem.Tamrozstalisięiposzlikażdyinnądrogądosklepuzdywanami.

Halimazaniemówiła,kiedyusłyszała,cosięstało.Opadłanadywan,ukryłatwarzwdłoniachi

rozpłakałasięjakmaładziewczynka.Wydawałosię,żewszystkowyglądabeznadziejnie.Omarmilczał.
Słowastaregomikasahaniewychodziłymuzgłowy.Nagibstalmiędzyoknami,opartyościanę,ipatrzył
wsufit.

—Noico?—zapytałOmarwyzywającymtonem,graniczącymzcynizmem.Znałwyraztwarzy

Nagiba,kiedytenrozmyślał;ostateczniedośćdługosiedzieliwspólniewciasnympomieszczeniu.

—ZnamjednegopracownikaportowegowAleksandrii—zacząłNagibzwahaniem,aHalima

spojrzałanańzniechęcią.—Możetoprzesada,żeznam,alewiem,żejestprzekupny.Pieniądzedziałają
naniegojakopium.Zakilkabanknotówzrobiwszystko.Jużwielokrotnieryzykowałutratępracy,kiedyw
wolnocłowymporciezostawiałotwartebramymagazynów.LudzieTadamanaprzemycalicałymi

background image

ciężarówkamiamerykańskieibrytyjskiepapierosy.Pozaładunkuczłowiekówzamykałmagazynyi
policjałamałasobiegłowę,wjakisposóbtowarmógłzniknąć.

—Myniepotrzebujemyamerykańskichpapierosów—rzekłOmarniechętnie.
—Nie—odparłNagib—niepotrzebujemypapierosów,alemoglibyśmywinnysposóbskorzystaćz

jegopomocy.

—Notomów!—nalegałaHalima.
—Myślę,żeGeorgios—botaksięnazywaówczłowiek,Grek,jakwieluwAleksandrii—mógłby

nasprzeszmuglowaćprzezodprawęcelnąipaszportowąiulokowaćnastatkupłynącymdoEuropy.

—Jakopasażerównagapę?—Halimieniespodobałasiętapropozycja.
—Dlaczegopasażerównagapę!Georgiosznazałogistatków,aciludziesąniemniejprzekupniniż

pracownicyportowi.

—Czysądzisz,żeprzyjegopomocymoglibyśmyominąćurzędy?
—Jestemtegopewien.
Halimasięskrzywiła.
—Pieniądzeniegrająroliwtymprzedsięwzięciu.Mogęzastawićswojąbiżuterię,prócztegomam

dostępdokilkusetfuntówgotówką,któreAl-Husseinprzechowujewdomu.

—Oncięzabije,jeślizauważybrakpieniędzy—rzekłOmar,aległosjegoniezdradzałzbytniego

niepokoju,bowiedział,żetoichjedynaszansa.

Halimaujęłajegodłoń.
—Niewątpięwtoaniprzezchwilę—odparłazuśmiechemgoryczy—alemusięnieuda.Ufamci.
Nagibukląkłprzedobojgiemimówiłpocichu:
—Totrzebaszybkozałatwić.Kiedyal-HusseinspostrzeżeucieczkęHalimy,musimyjużbyćnastatku

alboprzynajmniejwporciewAleksandrii.Rozumiecie?

OmariHalimaskinęligłowami.
—Najlepiejbędzie,jeślisięrozstaniemy.ToznaczyniechkażdeznasstarasiędostaćdoAleksandrii

nawłasnąrękę.Tytakże,Halimo.Wtrójkęczyteżwdwójkętozbytryzykowne.

—Zgoda—rzekłOmar,botenargumentprzemówiłdoniego.—Tylkokiedy?
—Jutro—odparłNagibkrótko.—Niemamyczasudostracenia.PierwszypociągdoAleksandrii

odchodziokołoszóstej.

—Toniemożliwe—rzekłaHalima.—Al-Husseinnieopuszczadomuprzeddziewiątą.Niemogę

wyjśćprzednim,byniewzbudzićpodejrzeń.

Ustaliliwięc,żeHalimapojedzienajbliższympociągiem,którymbędziemogła.Napunktspotkania

wyznaczyliwieżęnamoloportowymopełnejgodzinie.Panujetamzawszewielkiruch,niemaobawy,że
zostanąwykryci.

ZfałdszatyHalimawyjęłazwitekbanknotów,podzieliłajeidałapopołowieOmarowiiNagibowi.

Obajwmilczeniuschowalipieniądze.PotemHalimaobjęłamocnoOmara.

—NiechnamAllahdopomoże—rzekła,zanimzeszłazwąskichschodów.—ZpomocąAllahana

pewnonamsięuda.

Kiedyznikła,Omarstałjaksparaliżowany.Jakiśgłoswołałwnim:Zawróćją!Niewolnocijej

puszczać!Innygłoszaśnawoływałdozachowaniaspokoju,dorozsądku.Botylkowtensposóbmogli
wszyscytrojezmierzyćsięzlosem.

—Tydrżysz!—NagibpodszedłdoOmaraiująłgozarękę.Tensięodwrócił.
—Niewstydźsię—mruknąłNagib—tożadenwstyd,kiedysiędrżyokobietę.Bardzojąkochasz?
Omarnieodpowiedział,aleNagibnieczekałnaodpowiedź.

background image

Tejnocy,ostatniej—takprzynajmniejsądził—jakąspędzałwKairze,Omarniemógłzasnąć.Za

bardzodręczyłagomyśl,żemusinazawszeopuścićswójkraj.Niepoczujejużnaskórzegorącego
chamsinu,którypędziprzedsobąpiasekipył,niepoczujejużzapachubrzegówNilu,nieprzeżyjewięcej
nocy,kiedyGwiazdaPołudnialśninaniebiejakklejnot.Ogarnąłgolęk,żebędziesięmusiał
porozumiewaćwobcymjęzyku,żyćwobcymkrajuiubieraćpoeuropejsku.OnkochaEgipt,kochaten
kraj,choćbyłobycałkiemzrozumiałe,gdybygonienawidził.Bowtymkrajusątylkodwarodzajeludzi:
ci,którzyżyjąwcieniu,ici,którzyżyjąwświetle.Omarżyłzawszewcieniu.Człowiekprzyzwyczaja
siędociemnościprędzejniżdoświatła.

Jednakmyśl,żerozpoczniezHalimąnoweżycie,dodawałamuodwagi,uśmiechnąłsię,alebyłto

raczejuśmiechniepewnościjutraniżradości.ZranaOmarwziąłbanknotpięciofuntowyiwrazzkartką
zawierającąkrótkiepodziękowaniezostawiłwłaścicielowisklepuzdywanami.Następnieudałsiędo
jednegozwielukramówzużywanąodzieżą.Umówilisię,żepodczasucieczkibędąnosilieuropejską
odzież,byuniknąćpodejrzeń.Omarkupiłsobiejasnepłócienneubranie;byłotanieinieprzyciągało
uwagi.Torbazpłótnażaglowego,wktórejodczasówsłużbyuAnglikówprzybudowiekolei
przechowywałswojerzeczy,takżeukrywałajegoprawdziwepochodzenie.

TakwięcpomęczącejpodróżykolejądotarłOmardoAleksandrii.Dworzecsprawiałwrażenie

orientalne,natomiastmiastomiałocharaktereuropejski.RównieożywionejakKair,wydałosięOmarowi
bardziejnowoczesne,mniejzagmatwaneniżstolica.

Nagibbyłjużnamiejscuiwyglądałnazdenerwowanego,boGeorgiosdopieropodługichnamowach

izadwukrotniewiększąsumępieniędzy,niżbyłoplanowane,zgodziłsięimpomóc.Najbliższystatekdo
Angliiodpływadopierozapięćdniiniejestpewne,czyGeorgiosbędziemógłcośdlanichzrobić.Jutro
opuszczaAleksandrięstatekpłynącydoNeapolu,alezałogajestpodstałąobserwacjąodczasu,kiedy
pewienposzukiwanynacjonalistauciekłstatkiemdoWłochiterazpublikujewprasiezłośliwe
oświadczenia.Jeszczedziśwnocynatomiastodpływastatek„Königsberg”,należącydobałtyckiego
towarzystwaokrętowego;jegokapitanzróżnychpowodówmazobowiązaniawobecGeorgiosa;nastatku
tymjestwolnakabina,kapitanmożenawetwystawićodpowiedniepapiery,takżewHamburgubędą
moglibeztruduzejśćnaląd.

Niemcy?Omarzrobiłzrozpaczonąminę,bospodziewałsię,żedotrzedoAnglii,gdzieprzynajmniej

będziemógłsięporozumieć.AleNiemcy?

Nagib,którywielelatspędziłwBerlinie,patrzyłnasprawęinaczej.Jegowspomnienianiebyły

wprawdzienajmilsze,zarabiałnażyciedoraźnąpracą,napółlegalną,aletamniemusiałsięobawiać,że
ktośgorozpozna.Iwobecwyboru,czydziśjeszczeujśćprześladowcom,czyteżczekaćwstrachuna
lepsząokazję,Omarsięzgodził.

AlecozHalimą?Omarpatrzyłnamolo,szukającwtłumiedziewczyny;aleniebyłojejidosmutkuna

widokkipiącegowokółżyciadołączyłsięstrach,żemożektośzesłużbyodkryłucieczkęHalimyi
zdradziłjąiżeal-Husseinjestnajejtropie.

Nagib,którywidziałniepokójOmara,rzekłuspokajająco:
—Niebójsię,onaprzyjdzie!—ipociągnąłprzyjacielazaniskimurek,gdziemajączaplecami

zachodzącesłońce,spoglądaliponadcumującymstatkiemdalekowmorze.

—Losjestsprawiedliwy—zacząłNagibisplunąłdowody—jeśliHalimaprzyjdzie,będzieto

oznaczało,żewoląNajwyższegojest,abyściesiępołączyli;jeślinieprzyjdzie,tomusiszsiępogodzićz
Jegowolą.

Omarskinąłgłowąwmilczeniu,chociażmyśltadręczyłagojaktortury.Egipcjaninniezna

współczuciadlasiebie.Wie,żewszystko,cosięznimdzieje,jestzgodnezwoląAllaha.

background image

—Poczekamydopełnejgodziny—rzekłOmarispojrzałnaNagibazobawą,żetensięniezgodzi.

Jeślinieprzyjdzie,pojedziemysami.

—Wporządku—zgodziłsięNagib—aletylkodopełnejgodziny.Inaczejstatekodpłyniebeznas.
PrzedOmaremotwarłasięmrocznapustka,życiewydałomusiępozbawionesensujaknigdydotąd.

Pragnienie,byuciecizacząćzHalimąnowe,szczęśliweżycie,odfrunęło.Widziałprzedsobą
perspektywęsamotności,życiabezcelu.Pocóżwięcuciekać?

Lękwydłużałczaswnieskończoność.Omarniewiedział,jakdługowpatrywałsięwwodę.Czułtylko

naramieniudłońNagiba,któryjakbychciałuwolnićgoodczarnychmyśli.Omarpodniósłwzrok,Nagib
dałmuznakgłową.Wodległościkilkukrokówszławytwornieubranakobieta.Miałanasobieobcisły
kostiumpodróżnyieleganckimodnykapelusik,awrękuwalizkę.Halima?Czytosen,czyjawa?Nie,to
niewątpliwieHalima.

Wahającsię,jakbywobawie,żesięomylił,Omarzbliżyłsiędoniej.Trwałochwilę,zanimHalima

gopoznała.

—Halima!
—Omar!
Nagibnalegałnapośpiechiprzestrzegał,abyzachowywalisięnormalnie.
Wparterowymdomuowieludrzwiach,naktórychwidniałycyfryisłowa,czekałGeorgios.Był

wyraźniezdenerwowany,bynajmniejniezpowoduswegozadania,leczzewzględunanieprzyzwoicie
wysokąsumę,jakiejbezczelniezażądałzaprzysługę.Byłegipskimurzędnikiemikażdywiedział,żenie
możeutrzymaćsięzeswejpensji.Bycieurzędnikiemwtamtychczasachusprawiedliwiałokorupcję,a
Georgios,którymiałnautrzymaniużonęiczwórkędzieci,niemógłbyegzystować,gdybyniemiał
regularniedodatkowychdochodów.Częstoprzemycałnielegalnienaobcesiatkiludzi,którzypopadliw
konfliktzprawemlubtakich,którzypoprostuchcielizniknąć,niepozostawiającposobieśladu.
ZazwyczajGeorgiosżądałdwudziestufuntówzausługę,corównałosięjegomiesięcznejpensji,ale
zawszedokładnieprzyglądałsięludziom,którymmiałpomóc,starającsięwywnioskowaćzich
zachowania,ilemogązapłacić.Odtejtrójkizażądałprawiepodwójnejsumy,mianowiciestufuntów;
jeślitacenajestdlanichzbytwysoka,niechsięzwrócądokogośinnego.

Nagibomalniestraciłpanowanianadsobą,wyglądałtak,jakbychciałsięrzucićnaGeorgiosai

zawlecgodonajbliższejkomendypolicji.Alecobytodało?Georgiosoczywiściewszystkiemuby
zaprzeczył,aconajgorsze,onisamibysięzdradzili.AzatemHalimadałaGeorgiosowistofuntów,by
załatwiłwszystkozkapitanem,łączniezfałszywymidokumentami,takabypozapadnięciuzmrokumogli
legalniewejśćnastatek.

MS„Königsberg”byłpołączeniemfrachtowcaistatkupasażerskiegoirazwmiesiącuodbywałrejs

międzyHamburgiemaAleksandrią.CoprawdamożnabydojechaćdoNiemiecwygodniej,drogąmorską
doNeapolu,dalejzaśkoleją,coskróciłobyczaspodróżyodwietrzecie.

Trojguspóźnionympasażeromprzydzielonokabinęnadolnympokładzie,gdzieprzeważnie

umieszczanosłużbę.Wysokourodzenipaństwozajmowaligórnypokład.Nagib,jedyny,któryjużpływał,
rzekł,żekabinybezokieneksącoprawdanędzne,alezatonieprzyciągająuwagipozostałych
pasażerów.

Kiedystatekodpływał,nagodzinęprzedpółnocą,Omar,HalimaiNagibstaliwrazzinnymi

pasażeraminapokładzie.ŚwiatłaAleksandriistawałysięcorazmniejsze,OmarobjąłHalimę,która
drżąc,cichopopłakiwała.Niezauważyła,żeOmarrównieżdrży.

Chociażżadneznichniewypowiedziałoanisłowa,obojeczulitosamo.Szczęście,żewspólnie

uciekają,iobawęprzedprzyszłością.Inszallah.

background image

BERLINPOMIĘDZYGENDARMENMARKTAURANIĄ

Owy,którzywierzycie!
Niebierzciesobiezaprzyjaciół
żydówichrześcijan;
onisąprzyjaciółmijednidladrugich.
Aktozwasbierzesobieichzaprzyjaciół,tosamjestpośródnich.
Zaprawdę,Bógnieprowadzidrogąprostąluduniesprawiedliwych!
Koran,suraV

*

Nagib,OmariHalimamielinadzieję,żedecyzjaucieczkidoEuropyuwolniichodprzekleństwa

przeszłości,mielinadzieję,żebędąmogliprowadzićnowe,niczymniezakłóconeżycie,wolneod
strachuprzedprześladowcami.DlategoopuściliEgiptiruszylikuniepewnejprzyszłości.Leczczłowiek
możeuciecodteraźniejszości,alenieucieknieprzedprzeszłością.

KiedypodwóchtygodniachpodróżyopuścilistatekwHamburgu,niepewni,dokądsięudaćwobcym

kraju,podszedłdonicheleganckoubranynaszaromężczyzna.Miałnagłowieczapkękierowcyze
złoconymsznurem,nosiłrękawiczki,jegoramionaporuszałysięsztywnojakwahadłozegara.Nagle
zagrodziłimdrogęizapytałzuprzejmąpowściągliwością:

—CzypaństwoprzybywajązEgiptu?
Nagib,któryjedynyznałniemiecki,potwierdziłizapytał,czemugotointeresuje.
Mężczyznawszarymubraniupominąłtopytanieniechętnymuniesieniembrwiiciągnąłdalej:
—WobectegomamprzyjemnośćzpanamiOmaremMoussąiNagibemek-Kassarem?
GdyOmarusłyszałswojenazwiskozustobcego,ogarnąłgopanicznystrach;ująłHalimęzaramięi

chciałwrazzniąuciec,zanurzyćsięwtłumie.Nagib,ciekawy,skądtenczłowiekznaichnazwiska,
przytrzymałOmarazarękawisyknął:

—Spokojnie,poczekajmy.—Izwracającsiędoobcego,zapytał:—Toniewątpliwieegipskie

imiona.Czegopanchceodtychludzi?Czyżbybyliposzukiwaniprzezpolicję?

Pytanietowywołałouśmiechnatwarzywytwornegomężczyzny.PrzejrzałtaktykęNagibaiusiłowałw

innysposóbzyskaćzaufanieprzybyszów.

—Pozwoląpaństwo,żesięprzedstawię—rzekł,skłaniającgłowę,przyczymresztajegociała

pozostałasztywna.—NazywamsięHansKalafke,alemówiądomniepoprostuJean.Jestem
sekretarzem,kierowcąisłużącymGustava-GeorgabaronavonNostitza-Wallnitza,jeślitonazwiskocoś
panommówi.

Czycośmówi!Nagibprzełknąłślinę.Nostitz-WallnitzbytjednymznajbogatszychludziwNiemczech,

zarządzałprzeszłodwomatuzinamizakładówprzemysłuciężkiego,miałwłasnybank,nazywanogoszarą
eminencjąniemieckiejpartiiCentrum:stalowybaron.Jasalaam!Czegotenstalowybaronchceodnich?

Omar,którydostrzegłzaskoczenie,anawetkonsternacjęNagiba,spojrzałnaniegopytająco.
—Panbaronpragniezpanamipomówić—rzekłKalafke,byzapobiecdalszympytaniom.—Mam

zawieźćpanówdoBerlina,jeślipanowiepozwolą.—Bezdalszychsłówwziąłbagażecałejtrójkii
ruszyłdoautamarki„Stoewer”,parkującegoprzynabrzeżu.

NagibstarałsięwyjaśnićOmarowiiHalimiepowstałąsytuację.HalimauczepiłasięOmaraizaczęła

przekonywaćNagiba,żetowszystkojestzasadzką,napewnochcąicharesztowaćinajbliższymstatkiem
odesłaćdoEgiptu.NiechBógmiłościwyzlitujesięnadnimi!

background image

Gdydoszlidoauta,Nagibrzekł,iżmusinajpierwnaradzićsięzprzyjaciółmi.Służący,przywykłydo

posłuszeństwa,usiadłzakierownicąciemnejlimuzynyinapozórobojętniepatrzyłprzedsiebie.

—Odkiedytopolicjaposyłalimuzynyzkierowcą?—zapytałNagib,spoglądającnaHansaKalafke.
Omarwzruszyłramionami;musiałprzyznaćNagibowirację.Niewyglądałotonapodstęppolicji.
—Aleskądonznanaszenazwiska?Skądwieonaszymprzybyciu?
—Przedewszystkimczegotenczłowiekodnaschce?—wtrąciłaHalimaiobejrzałasię,czyniema

wpobliżujakiegośpolicjanta.

PonieważdyskusjatrwałazadługoiKalafkedostrzegłniepewnośćEgipcjan,wysiadłzwozu,

podszedłdoNagibairzekł:

—Rozumiemwasząnieufność,alezapewniampanów,żebaronmawobecwasjaknajlepszezamiary.
—Czywiepan,ocochodzi?
—Proszępana!—Tenzwrotprzyszedłkierowcyzwidocznymtrudem,aleciągnąłdalej:—Nie

wolnomiwtrącaćsiędosprawpanabaronaigdybymnawetwiedziałcokolwiekojegoplanach,
czułbymsięzobowiązanydomilczenia.Alezapewniampanów,panbarontoczłowiekhonoru.

NagibprzetłumaczyłtesłowaOmarowiiHalimie.
—Cotoznaczyczłowiekhonoru?—dopytywałasięHalima.
—Człowiekhonoru?Naszjęzyknieznatakiegopojęcia.Oznaczaonotyle,coczłowiekuczciwy,

któremumożnazaufać.

—Itywierzysztemuwoźnicy?
Nagibwzruszvłramionami.Podszedłwreszciedoszofera,któryznówusiadłzakierownicą.
—Ajeśliodmówimyiniepojedziemyzpanem?—zapytał.
Nicmogępanówzmusić.Moimzadaniemjesttylkoprzekazaniepanomwolibarona.Coprawdapan

baronnieprzywykłdotego,bymuodmawiano.Niewiem,jaknatozareaguje.

—Chcepanpowiedzieć,żemożemyodejśćinicsięnamniestanie?
—Niemogępanomtegozabronić.
Potychsłowachsłużącegocałatrójkapostanowiłazaryzykowaćtęprzygodęiwsiadładoauta.
PomiędzyGendarmenmarktaUraniąnaFriedrichstrasseznajdowałasięmiejskarezydencjabarona

vonNostitza-Wallnitza.MiałonjeszczewillęwGrunewaldzie,gdzieprzeważnieuprawiałswojehobby,
hodowlęgołębipocztowych,aleodkilkulat,odczasuśmierciżony,paniEdigny,zwanej„Edi”,baron
rzadkobywałwwilli,wolałrozgwarmiasta.

Berlinbyłjakbeczkaprochu.Prawicowiekstremiścizamordowaliministrasprawzagranicznych

WalteraRathenaua.Zamachypolitycznebyłynaporządkudziennym.Askutkiemreparacji,które
zwycięskiemocarstwanałożyłynaNiemcy,byłaszalejącainflacja.Stanśrednizubożał,alenieliczni
pomnożyliswojemajątkiniebotycznie.DotychnielicznychnależałbaronvonNostitz-Wallnitz.

PałacprzyFriedrichstrassebyłimponującąbudowlązczasówgrynderskich,owysokich,lśniących

oknachzżaluzjami,otoczonążelaznymogrodzeniem,apotężnejbramywjazdowejstrzegliprzezdzieńi
nocuzbrojenistrażnicy;dowcipniberlińczycynazywalitęposiadłość„CafeReichswehr”.

Mimotegobezczelnegoafiszowaniasięzeswymbogactwemwtymmieścienędzarzyibezrobotnych,

stalowybaronbyłczłowiekiemlubianym,albowiemdojegolicznychdziwactwnależałatakżeregularnie
powtarzającasiępotrzebaczynieniadobrairozgłaszaniatego,araczejsprawiania,abyinnigłośnootym
mówili.Dośćczęstozdarzałosię,żekiedybaronjechałswoim„Stoewerem”powspaniałejUnterden
Lindenizobaczyłżebraka,wysiadał,pytałgoonazwiskoisytuacjęiwmiarępotrzebyalbodawałmu
mieszkanie,albopracę,albopokrywałjegodługi;zawszeteżwtakiejchwilibyłwpobliżujakiśfotograf
lubreporterz„Bild-Zeitung”albo„Morgenpost”,którytozdarzeniewewłaściwejformiezrelacjonował
wprasie.

background image

Baronchętnieczyniłdobro,ponieważ—jaksięwyrażał—wartościsąprzemijające,uczucia

natomiastwieczne,izawszepodawałprzytymjakoprzykład„BerlinerIllustrierte”,któregonoworoczny
numerkosztowałdwiemarki,numersylwestrowyzaśosiemdziesiątmarek,mimoiżgazetaniebyłaani
grubsza,aniładniejsza.

Zbliżałsięwieczór,kiedyOmar,HalimaiNagibdotarlinaFriedrichstrasse.Wózzatrzymałsięprzed

portalemiportierwkamizelcewszarepasypodszedłdoprzybyszówioznajmił,żepanbaronich
oczekuje.

Otworzyłysiędrzwiprowadzącedoholudwupiętrowegodomu,wewnątrzzeschodamizbiałego

marmuru.Nakamiennejposadzcewbiało-czarnywzórszachownicyleżałyperskiedywany.Dwaopasłe
skórzanefoteleistolikzprzyboramidopalenia,azbokubiałyfortepianstanowiłytujedyne
umeblowanie.Zsufituzwisałkryształowyświecznik,któregoniepowstydziłbysięnawetpałacsułtanaw
Kairze;aksamitnezasłonynadawaływnętrzupoważny,niemalmuzealnynastrój.

Tymczasemcałątrójkę,któraprzybyławnastrojunieufnościiniepewności,ogarnęłaciekawość,

kiedysłużącypoprowadziłichnagórę,zatrzymałprzeddwuskrzydłowymidrzwiamiidałznak,by
zaczekali.Samznikłbezsłowa,wróciłpochwiliiotworzyłdrzwi.Omar,HalimaiNagibweszli.

Pomieszczenie,wktórymsięterazznaleźli,byłopogrążonewlekkimpółmroku.Nasięgającychsufitu

półkachwzdłużścianstałyksiążki,pomiędzydwomaoknamibiurkoolbrzymichrozmiarów,zanim
siedziałmężczyznaoczerwonejtwarzy,wlewejręcetrzymałcygaro,prawąpodpisywałpapiery,
mechanicznie,niepatrzącnanie:Gustav-GeorgbaronvonNostitz-Wallnitz.

Kiedybaronpodniósłwzrokznadpolerowanegobiurka,jegopełnatwarzrozjaśniłasięnachwilę,

jakbychciałasięuśmiechnąć;nieudałosiętojednak,zamiastuśmiechuwyszedłgrymas.Nostitzniebył
bowiemprzyzwyczajonydotego,abysięuśmiechać.Ztrudnościąprzychodziłmunawetmiływyraz
twarzy.Tłumaczyłtowtensposób:jestembogaty,awięcniemampowodudośmiechu.

VonNostitzwstał,terazwidaćbyło,żejestbardzotęgiibardzoniski,atakżepociągalewąnogą.Jego

krokiwydawałysięniezdarneichodzenienajwyraźniejsprawiałomutrudność.Powitałgościiwskazał
immiejsca.Następniezacząłbezogródek:

—Państwooczywiściesązdziwieni,żeoczekiwanoichwHamburgu,napewnowahalisiępaństwo

przyjąćmojezaproszenie,dobrzetorozumiem.Alepragnępaństwazapewnić,żezmojejstronyniemają
siępaństwoczegoobawiać,przeciwnie,zwracamsiędowaszprośbą,niemaljakopetent.

Petent?Nagib,którytłumaczyłsłowabarona,spojrzałbezradnienaOmara,tenzaśnaHalimę.
Skądpanwiedziałonaszymprzybyciu?—zapytałNagibuprzejmie.
—Zarazsiępandowie,iwówczaszrozumiepan,ocochodzi.—Baronzapaliłnowecygaroi

wypuszczającmałeobłoczkidymu,zacząłmówić,zwracającsiędoNagiba:—Napewnozastanawiał
siępan,kimbyliludzie,którzywyzwolilipanazpułapkiAlegoibnal...

—Al-Husseina?
—Tak.BoinaczejtkwiłbypanjeszczewtymblaszanymbarakunaprzedmieściuKairujakowięzień

tegogangstera.

Kiedybaronwymieniłnazwiskoal-Husseina,Halimazerwałasię,zerkającnadrzwi,potemspojrzała

naNagiba,jakbyczekającnajegosygnałdoucieczki.Aleondałjejznak,abyspokojnieusiadła.

—Skądpanotymwie?—zapytałNagibzdziwiony.
Baronwyciągnąłlewąsztywnąnogędalekoprzedsiebieirzekł,niepatrzącnaNagiba.
—Widzipan,naszświatstałsiębardzomały.Drogiikolejepołączyłykraje,samolotylatająnad

kontynentami.ZurzędutelegraficznegowKairzemożepandepeszowaćdocałejEuropy.Wystąpienie
LloydaGeorge’apodczaskonferencjiwGenuizostałoprzekazanedoLondynuwciągusiedemdziesięciu
minut.Dziśwszyscywszystkowiedzą,trudnojestcośukryć,jeślipanrozumie,comamnamyśli.

background image

—Nie,niczegonierozumiem—odparłNagib.
Baronodchrząknął.
—Kilkaulicstądmaswąsiedzibęsłużbawywiadowcza,jestonapodobnonajlepszanaświccie.Od

pewnegoczasuludzieciobserwująszczególnąaktywnośćwywiadufrancuskiegoibrytyjskiegow
pańskimkraju.Przezdługiczaswywiadnaszniewiedział,jakijestichwłaściwycel,ibardzogo
irytowało,kiedyposyłanotamcorazwięcejarcheologów.Myśl,żewywiadeuropejskiegokrajumożesię
interesowaćbadaniamiarcheologicznymi,wydawałasięniemalabsurdalna.Wywiadnieżyje
przeszłością,leczprzyszłością.To,cobyło,gonieinteresuje,wywiadkoncentrujesięnatym,cobędzie
lubmożebyć.Awięcmusiistniećinnypowód,dlaktóregoFrancuziiBrytyjczycyzajmująsię
archeologią.Naszwywiadwykryłprawdziwypowód.Wrozmaitychmuzeachświataznajdująsię
fragmentytablicy,które—złożone—określająmiejscetajemniczegogrobuzestarożytnychczasów.
BrytyjskiarcheologHartfieldmiałpodobnonajwiększyfragmentitwierdził,żewgrobieznajdująsię
nieprzebraneskarby:próczzłotaiklejnotów,atakżecennychprzedmiotówużytkowychsątamtakże
dokumentyzawierającewiedzę,którąludzkośćjużdawnostraciła.Przedewszystkimtointeresowało
wywiad.Krążyłypogłoski,żewgrobowcuukrytesątakżetajneformuły,cudownenapoje,wskazówki
dotyczącedalszychkryjówek.OdczasówNapoleonakrążąpoświecieosobliwehistorie,poważni
naukowcyzajmująsięteoriami,wedługktórychEgipcjanieznaliobcądlanasformęenergiiiopanowali
teorięodwróconejsiłymagnetycznejbiegunów.Słowem,gdybyczęśćtychprzypuszczeńiwyobrażeń
byłaprawdziwa,toichodkrywcamiałbynadresztąludzkościtakąprzewagę,żemógłbyzapanowaćnad
światem.Bojeślicośmożezapanowaćnadświatem,totylkowiedza.

Baronmówiłzentuzjazmem,widaćbyło,żedośćdokładnieznatemat,igościepowolizrozumieli,

dlaczegoichwłaśniesobieupatrzył.Nadaljednakbyłozagadką,wjakisposóbichznalazł.

Wprzerwie,którąbaronwykorzystał,byzaproponowaćgościomkoniak,zaktórypodziękowali,

Nagibodważyłsięnapytanie,wjakisposóbbarondowiedziałsięoichistnieniu.

—Powiempanu.—Przeztwarzbaronaprzebiegłnieśmiałyuśmiech.—Otrzymujęswojeinformacje

zpierwszejręki.FriedrichFreienfels,szefwywiadu,jestmoimkolegąszkolnym,dzieliliśmyprzezlatatę
samąławkęitęsamąkobietę—niemamyprzedsobążadnychtajemnic.Gdyprzyjacielopowiedziałmi
otajemniczymgrobiewEgipcie,zapragnąłemsamzabraćsiędoposzukiwań.

Nagib,OmariHalimaspojrzelinasiebiewmilczeniu.
—Wiem,coterazmyślicie—rzekłbaroninapiłsiękoniaku.—Myślicie,żetotakidziwaczny

kaprysmilionera,żezakilkatygodniotymzapomnę,alezapewniamwas,żetakniejest.Odkąd
dowiedziałemsię
otejsprawie,nieopuszczamniemyśl,żeja,Gustav-GeorgvonNostitz-Wallnitz,mógłbymstworzyćcoś,
comanieprzemijającąwartość,mógłbymdokonaćczegoś,cobyrozsławiłomojeimięwcałymświecie.
—Przytychsłowachoczymuzalśniły.—Ktowie—ciągnąłbarondalej—ktowie,jakdługojeszcze
pożyję.Gdytakpatrzęnaswojeżycie,zastanawiamsię,czegowłaściwiedokonałem,imuszęstwierdzić,
żejedynemojeosiągnięcietopieniądze,którezdnianadzieńtracąwartośćiwkrótcebędziesięnimi
możnatylkopodetrzeć.Apewnegodniaumręiniktnawettegoniezauważy.Niebyłomidanemieć
dzieci,wrazzemnąumrzemojenazwisko.Zapięćdziesiątlatludziebędąmówić:baronNostitz?Nigdyo
nimniesłyszałem.Tamyślmnieprzeraża:człowiekżyjepięćdziesiąt,sześćdziesiątlatinastępne
pokoleniejużgoniepamięta.Gdybyściewiedzieli,jakjazazdroszczęhodowcomróż,którzymogą
nadawaćimswojeimiona,lubastronomom,którzyodkrywajągwiazdycałkiembezwartościowedla
rozwojuludzkości;aletebezwartościowe,nicnieznaczącegwiazdynosząichimionaijeszczezatysiąc
latbędąsięoneznajdowaływksięgachastronomicznych.Jakąradośćmusisprawiaćtakaświadomośćw

background image

chwiliśmierci.Jeślijutrobędęumierał,wydamsięsamsobienędznym,nicniewartymczłowiekiem,bo
towszystko,codotychczaszrobiłem,jestnędzneinicniewarte.

Słowateukazałytegomałego,brzydkiegomężczyznę,któryposiadłwszelkiebogactwatejziemi,w

całkieminnymświetle.Aleczegoonodnichchciał?

—Nieodpowiedziałpannamojepytanie,paniebaronie—nalegałNagib.—Dlaczegopanwpadł

właśnienanas,czegosiępanponasspodziewa?

Baronznówuśmiechnąłsięnieporadnie.
—Przecieżpowiedziałempanu,żenaszwywiadjestnajlepszynaświecie,lepszyniżDeuxième

BureauwParyżuiSecretServiceJegoKrólewskiejMości.Freienfelsijegoludziebardzowcześnie
natrafilinawas,dokładniemówiącwdniu,kiedyOmarMoussaobserwowałobuagentówbrytyjskichna
statkunaNilu.Agenciowibyliteżpodnasząobserwacją.Awięcktoś,ktowykazywałrównież
zainteresowanietymiludźmi,musiałzwrócićuwagę.Początkowosądziliśmy,żeOmarMoussajest
agentemobcego,nieznanegonammocarstwa,alepokilkudniach,kiedynasiludziebliżejsięnimzajęli,
dowiedzieliśmysię,żenależydoTadamanaiże—czegodotychczasniewiedzieliśmy—takżeTadaman
polujenatętajemnicę.Całaresztanatomiastjakbywyniknęłasamazsiebie.Najpierwnatrafiliśmyna
Alegoibnal-Husseina,potemnaNagibaek-Kassara,wreszcienaHalimę.

Omarkręciłsięniespokojnienakrześle.Myśl,żetenczłowiekwieonichwięcej,niżbysobieżyczyli,

niepokoiłago.Aleczynaprawdęwiewszystko?

—Powiedzmu—rzekłOmardoNagiba—żemyobajzmusustaliśmysięczłonkamiTadamanaiże

oniścigająnas,boniespełniliśmyichrozkazów.Niechotymwie.

NagibprzetłumaczyłbaronowisłowaOmara;baronpotwierdził,żeotymwieiżewpewnymsensie

todobrze,boekstremiścibezwzględunakolorsąnieobliczalni,awięcniepewni,ipozostająwobectego
pozazasięgiemichzainteresowań.

Wciągurozmowystałosięjasne,żewszyscytrojeodtygodnipozostawalipodobserwacjąNiemców

iżeichżycieprywatnebyłoznaneażdonajdrobniejszychszczegółów,anawetkierowanoichlosem.
Pośpiech,zjakimurzędnikportowyumieściłichnastatkuniemieckim,niebyłprzypadkowy.Georgios
zostałprzekupionyprzezniemieckichagentów,awięczainkasowałpodwójnązapłatę:odnichza
przejazd,odNiemcówzaumieszczenieichnastatku„Königsberg”.

Tobardzoprzykredowiadywaćsięodobcychszczegółówzwłasnegożycia.Cojeszczewieten

szalonybaron,czegoodnichoczekuje?

—Niechpanwreszciepowie,czegopanodnaschce!—zacząłNagibniechętnie.—Prześwietliłnas

pan,sprowadziłdoBerlina,alechybamamyprawosądzić,żeniesprowadziłnaspancałkiem
bezinteresownie.Więcczegopanodnaschce?

—Mamdlawastrojgapewnąpropozycję.
—Jaką?
—Chciałbym,abyściedlamniepracowali.ZnajdzieciedlamniegróbImhotepa!
Baronwstałipodszedłdoregału,wyjąłjednązksiążekinagleścianajakbycudemodsunęłasięna

bokiodsłoniłapółkęzniezliczonymiaktamiidokumentamipowiązanymiwpaczki.Twarzbarona
przybrałaniemalbłogiwyraz.Wyraźnierozkoszowałsięzdumieniemswoichgości,wreszcierzekłz
szerokimgestem:

—Niesiedziałembezczynnie.Możecietuznaleźćwszystko,codotychczaszostałoudokumentowane

wsprawieImhotepa,takżeinformacjeobcychwywiadóworazrelacjezwaszejdziałalności.

OmariNagibpodeszlidopółki,podziwialidokumentyopatrzonenapisami,manuskrypty,koperty;

baronwyciągnąłpierwszezbrzegudokumenty,przerzucałkartki,wreszciezatrzymałsięnajakiejś
fotografii.Halimapodeszła,spojrzałanazdjęcieiwydałaokrzykprzerażenia:

background image

—Tomójojciec!
Wskazałanałysegomężczyznęstojącegowrzędziewśródinnychosób.Tak,Omarpoznałfotografię

robionąpodczasprzyjęciauMustafyAgiAyata.PoznałprofesoraShelleyaijegożonęClaire,dyrektora
koleizLuksoru,ladyDawson,szefapolicjiIbrahimael-Nawawiego.

—Tozdjęcie—rzekłOmarpełenpodziwu—pochodzisprzedwojny,toniedowiary!Byłem

wówczasjeszczechłopcemisłużyłemuprofesora.Jasalaam.

Baronskinąłzadowolony.
—Ztegomożepanwywnioskować,jakszczegółowesąmojeinformacje,jakwnikliwemoje

poszukiwania.

Omarpotrząsnąłgłową:
—Zebrałpanbardzowielemateriału,widaćmapaninformacjeodziałalnościwszystkich

wywiadów.Dlaczegowięczależypanuakuratnawspółpracyznami?

—Tobardzoproste.—Baronodłożyłaktanamiejsce.—Mamwrażenie,żewłaśniewyjesteście

najbliżejodkryciatajemnicy.Zwróciłemuwagęnato,żedrogiwszystkichludzi,którzyszukająImhotepa,
zawszekrzyżująsięzwaszymi,kiedytylkoposunąsięonikawałekdalej,obojętneczysątoarcheolodzy,
awanturnicy,czyteżagenci.Mówiącściślej:wyjesteściezawszeokrokprzedinnymi.

Byłytobardzopochlebnesłowa,którejednakniezdołałyrozwiaćwątpliwościOmaraiNagiba.

Oczywiściemoglionitu,wBerlinie,czućsiębezpieczniepodopiekątegowpływowegoczłowieka,ale
pomiędzykamieniamimłyńskimiwywiadów,gdziewcześniejczypóźniejtrafią,niepozostanądługo
anonimowi,al-Husseinzaśuczyniwszystko,byichwytropić,awówczasichżycieznajdziesięw
niebezpieczeństwie.Powrót
doEgiptujestdlanichwnajbliższymczasieniemożliwy.Jakbarontosobiewyobraża?

Baronniemiałtakichwątpliwości.PostanowiłodnaleźćgróbImhotepaiwtymcelupotrzebnamu

byłapomoctejtrójkiEgipcjan.Jegowzrokmówiłwyraźnie,żeirytujegowahaniesiętychludziprzed
przyjęciemjegopropozycji;widaćtobyłoposposobie,wjakikręciłnerwowowrękucienkiecygaro.

—ProblemAlegoibnal-Husseinawkrótcesamsięrozwiąże—rzekłbaronznacząco—acosię

tyczywaszejtożsamości,tobeztrududostarczęwamkażdypaszport,jakitylkozechcecie.

Tendziwnybaronniebyłprzyzwyczajonytargowaćsięocokolwiek,doczegośprzekonywaćlubo

cośprosić.Nawetcesarz,mawiał,jestprzekupny,totylkokwestiaceny;aimdłużejcałatrójkasłuchała
tegoniepozornego,małegomężczyzny,tymbardziejnabierałaprzekonania,żepragnieonzcałą
stanowczościąrealizowaćswójcel.

Tacyludzie,jakbaronvonNostitzlubjemupodobni,wyposażeniprzezloswewszystkiedobra

ziemskie,odczuwająsatysfakcjęnamyśl,żesąnieszczęśliwi,istawiająsobiewciążnowe,napozór
nieosiągalnecele.Baronowiniezależałojużnaszczęściuosobistym,bochybagodoświadczył,abyć
możeuważałtegorodzajuszczęściezaniemoralne,cowcalebyniedziwiłoprzyjegocharakterze;ale
dręczącego,prawienieziszczalnemarzenieonieśmiertelnościsprawiało,żeoczymulśniły.

Odrzuceniepropozycjitakiegoczłowiekawydawałosięnietylkonierozsądne,alenawet

niebezpieczne.Bopodobniejakdziecko,którejestgrzeczne,jeśliwszystkoprzebiegazgodniezjego
wolą,zaczynanatomiastszaleć,kiedycośidzieniepojegomyśli—takitenniepozornymężczyznamógł
wybuchnąćbrzemiennymwskutkigniewem,anawetstaćsięgroźny.

InieczekającnaodpowiedźprzybyszówzEgiptu,jakgdybytobyłojużoddawnauzgodnione,baron

wstał,nacisnąłdzwonekelektrycznyirzekłżyczliwie:

—Niedalekostąd,whotelu„Kempiński”,kazałemzarezerwowaćdlawaspokoje.Kalafkewastam

zawiezie.

background image

ZjawiłsięKalafkeipoprowadziłOmara,HalimęiNagibaprzezholnadwór,gdzieczekałananich

limuzyna.

ZDOLINYKRÓLÓWDOSAKKARY

Zaprawdę,Bógznato,coskrytewniebiosachinaziemi!
Onwiedobrze,cokryjąpiersi!
OnjestTym,któryuczyni!wasnamiestnikaminaziemi.
Aktoniewierzy,
tojegoniewiarazwrócisięprzeciwniemu.Niewiaratych,
którzyniewierzą,tylkopowiększanienawiśćichPana;niewiaratych,
którzyniewierzą,tylkopowiększaichzgubę.
Koran,suraXXXV

*

Wśróddziwacznychosobistości,któreprzezcałelatazaludniałyDolinęKrólównazachódod

Luksoru,HowardCarterbyłniewątpliwienajdziwaczniejszy.Miałzaledwieczterdzieścisiedemlat,a
sprawiałwrażeniestarca,byłprzygarbiony,wynędzniały,zamkniętywsobie.Rzadkopokazywałsięw
Luksorze,przeważniewśrody,kiedyodbierałpocztęlubchodziłnabazar,bykupićplackiitrochęjarzyn
dlaswojejpapugi.Wceluochronyprzedsłońcemnosiłkapeluszzszerokimrondem;jegozniszczony,
zakurzonygarnitur,zktóregonierezygnowałnawetwnajwiększyupał,miałwielelat,podobniejak
laska,bezktórejnieruszałsięzdomu.

TakimwszyscyznaliHowardaCartera;fakt,żebyłAnglikiem,nieprzysparzałmuaniwrogów,ani

przyjaciół,poprostunależałdoDolinyKrólów,takjakSfinksdoGizy,igdybyktóregośdnia—poza
niedzielą
—siętuniepojawił,zaniepokoiłobytomieszkańcówokolicy.Carter,któremuwwielusprawach
zarzucanoangielskąflegmę,żyłzdokładnościązegarka.Punktualnieosiódmejrano,sprawdziwszy
uprzednioczasnaswymniklowanymzegarku,opuszczałniskidomekzcegieł,wktórymmieszkałwrazz
papugąiosłem,cobyłopowodemniejednegodowcipu,iwyruszałdoDolinyKrólów.Wracałosiódmej
wieczorem(zimąopiątej),równieżzdokładnościązegarka.Podczasdwunastogodzinnejpracywupale,
kurzuibrudziesnułnieprzerwaniemarzeniaotym,żeodkryjegróbfaraona,któryniepadłjeszczeofiarą
rabusiów.

PierwszejsobotylistopadaCarterwracałowielepóźniejniżzwykle.Najpierwoporządziłosła,

następniewszedłdodomu,zdjąłbutyizacząłrozmawiaćzpapugą;

—Zrobiłosiępóźno,bardzoprzepraszam.
—Goodboy!—zaskrzeczałapapuga,demonstrująctymsamympołowęswegozasobusłów,boprócz

goodboymówiłatylkojeszczetakeiteasy,itotylkopodczaswstawania.

—Ileczasukopiemyjużwtejcholernejdziurze?Niewiesz?Pięćlat!
—Goodboy,goodboy!—rozległosięztyłudomu.
—Pięćlatnapróżno.Ludziechybauważająnaszawariatów;ale...—głosCarterastałsiębardziej

donośny—nigdyniestraciłemnadzieiitawytrwałośćchybasięopłacała.Znalazłemcoś,Jenny,
dokonałemodkrycia!

Carterzacząłniezręcznieparzyćherbatęirzekłprzytym,niepodnoszącwzroku:
—Nawetniezapytasz,coznalazłem.Czyciętonieinteresuje?

background image

—Goodboy,goodboy.
TerazCarterpodszedłdoklatkiizacząłmówić,podkreślająckażdesłoworuchemręki:
—Szesnaściestopni,potemmurowanaściana,wśrodkupieczęć.Wiesz,cotooznacza?Tooznacza,

żeodprzeszłotrzechtysięcylatniktniezajrzałzatenmur.Tooznacza,żeja,HowardCarterzeSwattham
wNorfolk,jestemtym,którypierwszyodnalazłnienaruszony,niesplądrowanydotychczasprzez
rabusiówgrób.Słyszysz,Jenny?

Niebyłowtymnicdziwnego,żeCarterrozmawiałzeswojąpapugą.Kochałją,wręczubóstwiał,

pozwalałjejprzezwiększośćdniafruwaćpodomu,aufność,jakąJennywykazywałanawetwobec
obcych,sprawiła,żeptakstałsięsławny.

TegowieczoraCarterbyłogromniepodniecony,bosamjużniewierzył,żeszczęśliwytrafwynagrodzi

muponiesionetrudy.BilanslatspędzonychwDolinieKrólówbyłnędzny,wartośćdotychczasowych
znaleziskskromna.Agroby,któredotądodnalazł?Wszystkiebyłyobrabowane,aichwyposażenie
mizerne.Zamałowięc,byzyskaćuznanie,choćtrochęuznania.

HowardCarterbyłbiednyzdomu,alenigdyniecierpiałztegopowoduaninieuważałtegozahańbę.

Ażdopewnegodniaubiegłejjesieni,kiedylordCarnarvonwziąłgonabok.

RozmowępoprzedziłakrótkahistoriazEvelyn,córkąjegolordowskiejmości.Evelynporazpierwszy

towarzyszyłaojcu,którydwarazydorokujeździłdoLuksoru,byocenić,jakposuwająsiępraceprzy
wykopaliskach,którefinansował.Dziewczynaskończyławłaśniedwadzieścialat,byładrobnaibardzo
ładna,ajejciemne,bystreoczywprawiałyCarterawzachwytjakzakochanegouczniaka.Aprzecież
mógłbybyćjejojcemisamnigdybysięnieodważyłzbliżyćdoEvelyn,gdybyonadelikatnym
dotknięciemniedałamudozrozumienia,żegokocha,apotemniepotwierdziłategopłomiennymilistami.

Jegolordowskamośćdługoniewiedziałbynicotejmiłości,gdybyEvelynnagleniezaczęła

okazywaćzainteresowaniahistoriąEgiptuiwykopaliskamiwDolinieKrólówigdybyniezaniedbywała
modnychczasopismizobowiązańtowarzyskich,któredotądwypełniałyjejżycie.

ZwiązekmiędzyCarteremaCarnarvonemitakjużbyłdośćluźny.CarterpogardzałCarnarvonemz

powodujegopieniędzy,CarnarvonzaśpogardzałCarteremzajegoubóstwoiwcalesięztymniekrył.
Równieżpodczaswspomnianejwyżejrozmowynajważniejszadlalordabyłaniewątpliwość,żechodzi
tutylkoo„zauroczeniezestronymłodejdziewczyny”,anieomiłość,aniteż,żewgręwchodzizbytduża
różnicawieku,któretowątpliwościCarterbyzaakceptował,leczprzedewszystkimpieniądze.
Albowiemdlaczłowiekabezmajątkuniemamiejscawwytwornymangielskimtowarzystwie.Niech
więcCarternierobisobieżadnychnadziei.

Oczywiście,powiedziałCarter,powinienbyłsobiezdawaćztegosprawę,żepopełniłgłupstwo;

napiszedoEvelynlistpożegnalny,poprosiją,abybyłarozsądnaiabyzrozumiała,żemusząprzestaćsię
widywać.Nazajutrzpotejrozmowielordzcórkąodjechali.

Aleto,comiałobyćkońcemromantycznejmiłości,okazałosię,jaktoczęstobywa,dopiero

prawdziwympoczątkiem.BezwiedzyojcaEvelynwysyłaładoLuksorucotydzieńlist,nieoczekując
odpowiedzi.Byłobytozbytniebezpieczne.TeszczerelistywzruszałyCarteraniemaldołez,nosiłkażdy
znichprzezcałytydzień,czytałcodziennie,poczym,zaprzykłademstarożytnychEgipcjan,odkładałdo
glinianegodzbana.

OdtądCarterkopałzuporemideterminacją,wnadziei,żejednowielkieodkrycierozsławinacały

światjegoimię.Iwswychmarzeniachodkrywałgrobyiskarby,wydobywałskrzyniepełnezłota,które
faraonomsłużyłyjakoopłatazaprzejazddowieczności.

WnocyprzedodkryciemtajemniczegomuruHowardowiCarterowiśniłosięcoś,cowyróżniałosię

spośródwszystkichjegodotychczasowychsnów;ciemnepostaci,jakiemusiędotychczasobjawiały,były
terazszczególniewyrazisteibarwne,przemawiałydoniegozrozumiałymjęzykiem.Anubisogłowie

background image

szakalaipłonącychoczach,którypodczassąduumarłychkładziesercanawadze,wszedłpo
nieskończeniedługichschodachzgłębi,zanimciągnąłdługiwążbiałychfigurwkształciemumii,ze
skrzyżowanyminapiersiachramionami,które—zgodniezeswymzadaniem—jakimbyłopomaganie
ludziomwzaświatach—wydawałykrótkie,ostreokrzyki:—Tujestem!Tujestem!

AnubispodszedłdośpiącegonapryczyCarteratakblisko,żeCarterpoczułjegosmrodliwyoddech,

kiedytenzacząłmówić.Totenchamon,rzekł,spoczywadziesięćkrokównazachódidziesięćkrokówna
północwziemi,aleniechCarternieważysięburzyćjegospokoju,bokogoś,ktozburzyspokójfaraona,
spotkazemstabogaśmierciOzyrysa.NastępnieAnubisodliczyłmudorękiszesnaścieczarnychkamyków
ipowiedział,
żezabraniekażdegonastępnegokamykabędzieświętokradztwemwobecbogapodziemia;zanimCarter
zdołałzadaćjakiekolwiekpytanie,AnubisicałydługikorowódzniknęliwpowietrzuiCartersię
obudził.

Dziesięćkrokównazachód,dziesięćkrokównapółnoc.OdkądCarterodkryłpodziemią

zapieczętowanymur,senówniewychodziłmuzgłowy.Czyoweszesnaściekamieni,któreAnubis
odliczyłmunadłoni,wskazywałonaszesnaściestopniprowadzącychdozapieczętowanegomuru?

DlaczłowiekatakiegojakCarter,którycałeżyciekopał,szukającskarbówprzeszłości,ispędziłżycie

wpodziemnychlabiryntach,nieistniałosłowo„strach”.TotacyludziejaklordCarnarvonnauczyligo
strachu—bezczelni,pewnisiebie,lekceważącyinnych.IdlategoostrzeżenieAnubisa,bynieburzyć
spokojufaraona,Carterzlekceważył.

PapugaJennyzasnęła,Carterzaś—pijącherbatęijedzącplacki—zastanawiałsię,corobić.Umowy

wykopaliskowezawartezegipskąSłużbąStarożytnościiuzgodnieniazlordemCarnarvonemwymagały
natychmiastowegozameldowaniaoodkryciu.ZarównoRexEngelbach,angielskiinspektorgeneralny,jak
teżCarnarvonzastrzegalisobieosobistąobecność.Aleczyktośmógłbymiećmuzazłe,gdybyteraz
potajemnieudałsiędoDolinyKrólów?Tobyłjegogrób,jegoodkrycie,którekosztowałogowielelat
wysiłków.Tymczasemzdałsobiesprawę,żeistniejątylkodwarodzajeludzi:ci,którzywygrywają,ici,
którzyprzegrywają,onzaśnależydoprzegrywających.Odlatwyciągałpustelosy,anawette,które
początkowobyłymułaskawe,okazywałysięłaskawetylkozlitości.

Toteżniepokój,któryogarniałCartera,kiedymyślałozapieczętowanymmurze,byłażnadto

zrozumiały.Carterniemiałpewności,czypech,jakigodotychczasprześladował,terazwreszciesię
skończy.On,HowardCarter,miałbybyćszczęściarzem?Możesiępotworniezbłaźni,możezostanie
wyśmiany,jeśliokażesię,żezatymmuremotworzysiępustajaskinia.

Wszystkietedręczącemyślispowodowały,żeCarterosiodłałosłairuszyłwbladymświetleksiężyca

doDolinyKrólów.

Dolina,kamienistanieckapośródostrychszczytówskalnych,wyglądałachybataksamojużod

tysiącleci.NicmawEgipciedrugiejtakiejmiejscowości,gdziekrajobrazbyłbytakzespolonyz
wiecznościąjaktu,
iniewątpliwietobyłopowodem,żefaraoniwłaśnietuobieralisobiemiejscewiecznegospoczynku.W
dzieńnadskałamikrążąsępy,nocąwychodząnapolowaniazgłodniałeszakale.

Przedogrodzeniem,gdzieprzechowywanonarzędziasłużącedokopania,aleprzedewszystkimzapasy

wody,Cartersięzatrzymał.Przywiązałosłaiwyciągnąłlampęorazciężkiżelaznypręt.Następnie,
trzymając
wjednejręcelampę,wdrugiejpręt,zszedłnadół.Mniejwięcejwpołowiedrogipostawiłlampętak,by
oświetlałacałydół,potemusiadłnanajniższymstopniu,ująłdłońmikolanaioparłsięnanich.

Kiedytaksiedział,niepewny,czysłuszniepostępuje,doznałnarazniejasnegouczucia,żezciemności

wpatrujesięwniegoparaoczuiśledzijegoruchy.Najpierwusiłowałodpędzićodsiebietę

background image

nieprzyjemnąmyśl,alepotemusłyszałkrokinakamienistejziemiizerwałsię.

—Jesttamkto?—zawołałnieśmiało,jakbysiębałodpowiedzi.Lampkaoświetlałatylkodół.

Zdenerwowanypobiegłnagórę.

Stałaprzednimniewielkapostać,poznałjąnatychmiastmimodziwacznegoprzebrania;byłatolady

Dawson.

Miałanasobieobcisłespodniedokonnejjazdy,rozszerzaneodkolan,iżakietwcaleniewjejstylu;

alenajbardziejzdumiałCarterapistolet,którywisiałujejboku.

—Panitu?—zapytałCarter,trochęniepewnie,trochębezradnie.
—Spodziewałsiępankogośinnego?—odparłalady.
—Jeślimambyćszczery,nikogosięniespodziewałem.
—Tosamomogępowiedziećosobie,aleujrzałamzdalekaświatłoitomniezaciekawiło.—Lady

Dawsonmówiłabardzospokojnie,jakbynocnajazdakonnoprzezDolinęKrólówbyładlaniejchlebem
powszednim.—Copantuporabiaotakpóźnejporze,czyteżraczejtakrano?

Cartersięzastanowił.WłaściwietoonpowinienzapytaćladyDawson,pocotuprzyszła,aleta

kobietazawszestanowiładlaniegozagadkę,zaniechałwięctegopytania,wskazałgłowąnieckęz
szesnastomastopniamiirzekł:

—Dlafaraonaniemazbytwczesnejanizbytpóźnejpory,faraonznatylkowieczność.
Carterudawałtajemniczego,wkażdymrazieniechciałtajemniczemugościowiniczegowyjaśniać.

Tymbardziejbyłzdziwiony,żeladyDawsonniepytaładalejijakgdybyzrozumiałajegouwagę,odparła
spokojnie:

—Więcsądzipan,żeodkryłgróbfaraona?
Wyższość,zjakąladygopotraktowała,wprawiłaCarterawewściekłość,odparłwięcznajwiększą

arogancją,najakągobyłostać:

—Jakpanibyćmożewie,odkryłemjużcałyszereggrobówfaraonów,miałyonetylkojeden

mankament:grabieżcyjużwcześniejjeobrabowali;tymrazemjednakchybabędęmiałszczęście.

—Anajakiejpodstawiepantaksądzi?
Carterpodniósłlampęiująłladyzaramię.
—Chodźmy!—Przedmuremoświetliłwmurowanywzaprawępasek.Napaskutym,szerokości

zaledwiedłoni,byływyciśniętestojącenaprzeciwsiebiedwaszakale.Widaćbyłowyraźniespiczaste
łbyiwysokopostawioneuszy.

LadyDawson,dotądchłodnąiobojętną,nagleogarnąłniepokój.
—Cotoznaczy?
—Zarazpaniwyjaśnię!—Carterprzesunąłdłoniąpotymdziwnymodcisku.—Tojestpieczęć

robotnikówpaństwaumarłych.Każdygrób,każdepodziemnepomieszczeniewykonaneprzeztychludzi
byływtensposóbpieczętowane.Świadczytooichpoczuciuwłasnejwartościiszacunkudla
wykonywanejpracy,jednocześniezaśmiałopowstrzymywaćwłamywaczy.

—Powiadają,żerobotnicycibylizabijanipowykonaniupracy.
—Tojestlegenda,jakichwielewegiptologii.Nienależywierzyćwewszystko,comówią

przewodnicyoprowadzającycudzoziemcówpoLuksorze.

LadyDawsonroześmiałasię.Zpodziwemprzesunęłarękąpopieczęci.
—Icozamierzapanterazzrobić?—rzekławreszcie.
—Właśniesięnadtymzastanawiałem—skłamałCarter.
—Jużwidzę,żezostaniepansławnymczłowiekiem—ożywiłasięlady.—Czykiedykolwiek

znalezionowgrobienietkniętegofaraona?

background image

—Jeszczenigdy—odparłCarter.—Mumiekrólewskie,któreznamy,pochodząwszystkiezdwóch

kryjówek,założonychwstarożytnościprzezkapłanów.Kapłaniwobawieprzedgrabieżcamiotworzyli
wszystkieznaneimgrobowceizgromadzilimumiefaraonówwukrytychmiejscach.Możetosię
wydawaćpozbawionepietyzmu,alebyłokonieczne,bowpóźniejszychczasachanijedengróbnieocalał
przedrabusiami.

Wmilczeniuspoglądaliobojenapieczęć.Choćsłońceotejporzerokuzadniaświeciłoukośnie,

kamieniegromadziłydośćciepła,abywydzielaćjewnocy.Zdalekadocierałowycieszakali,tuitam
kamienieodrywałysięodskałispadałyzhałasemwdół,pociągająclawinowonastępne.

—Wiem,oczympaniterazmyśli—rzekłCarter.—Zastanawiasiępani,skądtenCartermataką

pewność,żeodkryłnietkniętygróbfaraona.Powiempani:Archeologiajestcoprawdatakżenauką.Ale
naukiżyjązfaktów,archeologiazaśżyjezmożliwości.Gdybymnieuważałzamożliwetego,żerabusie
grobówikapłaniwswejgorliwościprzeoczylijakiśgrób,wpadłbymwgłębokądepresjęi
zrezygnowałbymzeswegozawodu.Warcheologiiniemanicniemożliwego.Kiedyznalezionogrób
Hatszepsut,dośćpaskudnemiejscewiecznegospoczynkujakdlakobietyjejformatu,nikomunieprzyszło
namyśl,byposzukaćdrugiegogrobukrólowej.Boipoco?Nawetkrólowamożebyćpochowanatylkow
jednymgrobie.AjednakHatszepsutmadwagroby.Pierwszywydałjejsięjużwpołowierobótniedość
okazały.Zpowoduniekorzystnegoukształtowaniaterenupracemusiałybyćwykonanebardzo
prymitywnie,dlategokrólowakazałazbudowaćdrugigróbwmiejscu,gdzienależałosięspodziewać
lepszegogruntu.Pierwszygróbzostałzasypany.Jesttowprostnieprawdopodobne,ajednaktaksię
zdarzyło.Wobectegomojateoria,żegróbjednegofaraonamógłzostaćprzezświatzapomniany,brzmio
wielebardziejprawdopodobnie.

—Zgoda—oświadczyłaLadyDawson—aleskądpanmożewiedzieć,żetojestgróbfaraona,żenie

pochowanotujakiegośministraczywezyra?

Carteruśmiechnąłsięzwyższością.
—Teoretyczniemapanirację,alejakwykazujepraktyka,wtejdoliniegrzebanojedyniekrólów

NowegoPaństwa,apozatymsąpewneznaleziska...

—Znaleziska?
—Odlatnatymmiejscuwciążnatrafiamnaglinianeodłamki,amulety,tabliczkizimieniemkróla

Tutenchamona.Znaleziska,którychniespotkasięnigdzieindziejwcałymEgipcie.Czyistniejeinne
wytłumaczenieniżto,żetutajpochowanyjestTutenchamon?

LadyDawsonwzruszyłaramionamiitrochęzgóryzapytała:
—Jaknazywałsiętenfaraon?
—Tutenchamon.Niebyłtożadenznaczącykról,jaknaprzykładSetialboRamzes,alepochodziłze

słynnejdynastii.Byłchybajeszczedzieckiem,kiedyobjąłrządy,imłodzieńcem,kiedyumarł;nieulega
wątpliwości,żezostałpochowanyzwszelkimihonoraminależnymifaraonowijegoepoki.

LadyDawsonwpatrywałasięwmurzagradzającyimdrogę.Tozatąniepozornąścianąmiałbyć

pochowanyfaraon?

—Paninaturalniezapyta,dlaczegowłaśnietenfaraonzostałzapomniany.Sąnatodwieodpowiedzi:

popierwsze,faraonówbyłprawienieznanyijużpokilkusetlatachzapomnianojegoimienia.Druga
przyczynajestnaturytechnicznej.—Carteruniósłlampę,abytrochęświatłapadłonaotoczeniedołu.

—TojestwejściedogrobuRamzesaVI,nawiasemmówiąc,równienieznanegofaraona,aletengrób

zostałjużwdawnychczasachsplądrowany.Podczaskopaniarobotnicyodrzucaligruznabok,dokładnie
namiejsce,podktórymkryłosięwejściedogrobuTutenchamona.Czybyłtoprzypadek,czyteżwten
sposóbchcianoukryćwejście,tegonieumiempowiedzieć.Faktemjest,żewtensposóbgrób

background image

Tutenchamonaocalałprzedgrabieżcami.Otojedenzklasycznychprzypadków,zktórychżyje
archeologia.

LadyDawsonskinęłagłową.
—Możnapanupogratulować,panieCarter.Wydajesię,żejestpanszczęściarzem.
PrzytychsłowachCartermimowolidrgnął.Szczęściarz?Nawetniemiałodwagitakpomyśleć.

Wreszcierzekłzrezygnowanyjakzwykle:

—Wiepani,właściwieniemożnategonazywaćszczęściem,raczejdociekliwością.Sądzipani,żenie

wiem,iżwszyscyludzietutajuważająmniezawariata,łączniezpanamiarcheologami?Istniejąprace
słynnychprofesorów,pobierającychpensje,korzystającychzuprawnieńdoemerytury,którzytwierdzą,że
wDolinieKrólówzostałojużodkrytewszystko,cobyłodoodkrycia.Aterazprzychodzitakitypjakja,
zeSwatthamwNorfolk,bezgroszaprzyduszy,skazanynazapomogęlordazHighelere,iprzezpółżycia
kopietam,gdzieinnijużprzedpółwiekiemzaprzestalikopania.Niemamnikomuzazłe,jeśliuważa
mniezawariata.

—Alemożesukcesprzekonaich,żemapanrację—rzekłaladyDawsonidodała:—Panniezbyt

lubilordaCamarvona.Sądzę,żewaszestosunkisączystohandlowejnatury.

—Możnatakpowiedzieć.Jegolordowskamośćkażekopać.Carnarvonzbieraantyki,arządprzyrzekł

mupołowęwszystkichznalezisk.Dotądjednaktasprawakosztowałagowięcej,niżprzynosiłazysku.
Kilkadzbanówzalabastru,szkatułkatowszystko.Marnyinteres.Chybaijaniebyłbymzachwycony.

—Czynigdypanniemyślał,abysięzabraćdoinnegoprojektu?
—Mylady!—Carterpodniósłgłos.—Dlatakiegoczłowieka,jakjaniejesttosprawachęci,lecz

możliwości.Niemogęsobiepozwolićnauleganiechęciom,moimprzeznaczeniemjestzadowalaniesię
chęciamiinnych.PoczątkowobyłemparobkiemExplorationFund,potemsługąlorda.Zawszemusiałem
trzymaćjęzykzazębamiirobićto,czegoodemniewymagano.Adlaczegopaniotopyta?

—Sąpewneprojekty,któremniewprawiająwzachwyt.
—Zaciekawiamniepani.
—Imhotep.
—Imhotep?—Carterurwałprzerażony.Wydawałosię,żesamoimięwywołałouniegoszok,jakby

ladypowiedziałacośniezwykłego,tajemniczego,oczymprzyzwoitośćzabraniamówić.—Za
Imhotepem
—rzekłwreszcie—kryjesięjednaznajwiększychtajemnicarcheologii,prawdopodobnieniedostępna
dlaludzi.Istniejątajemnice,któresąwyzwaniemdlaczłowiekaiwymagająrozwiązania;aleteżistnieją
tajemnice,któreprzekraczająhoryzontywspółczesnościiktóre,gdybyjedziśodkryto,narobiłybytylko
szkodyiprzyniosłyludziomnieszczęście.

SłowaCarterawprawiłyladyDawsonwniepokój.ChłodnaAngielka,którątrudnobyłoposądzaćo

to,żestracipanowanienadsobą,podeszładoCarterairzekłazdenerwowana:

—PanwiecoświęcejoImhotepie.Niechmipanpowiewszystko,copanwie.Wszystko!
Carterowi,nagabywanemuwtensposóbprzezlady,zrobiłosięprzykro,cofnąłsięichciałodnieśćna

miejsceżelaznypręt,którywyjąłzwejściadogrobu.Mruknąłprzytym:

—Nicotymniewiem,słyszypani,ibardzojestemztegorad.
IjużniezwracającuwaginaladyDawson,zamknąłżelazneogrodzenieprzedgrobem,odwiązałosłai

ruszyłwdrogępowrotną.

Przezchwilęszlioboksiebiewmilczeniu.Ladyodrzuciłapropozycję,bywsiąśćnajegoosła.Kiedy

doszlidorozwidleniadróg,nawschodzienadNilemświtało.

—Życzępanudużoszczęścia—rzekłaladyzwięźleiposzłaswojądrogą.
Carterwsiadłnaosła;jadącdodomu,zastanawiałsięnadtymdziwnymspotkaniem.

background image

LadyDawsonzawszemiaławsobiecośtajemniczegoidlaosób,którejąbliżejznały,nieulegało

wątpliwości,żezależyjejnasprawianiutakiegowrażenia;alewtymwypadkujejzachowaniebyłotak
impulsywne,żeCarternieumiałsobietegowżadenlogicznysposóbwyjaśnić.Pozarobotnikaminikt
dotądniewiedziałoodkryciu,alenawetrobotnicyniemielipojęcia,czegomożnasiębyłospodziewać.
Czyichnocnespotkanietobyłprzypadek?TrudnobyłoCarterowiwtouwierzyć.

Carternigdynielubiłladyjużchoćbydlatego,żekokietowałalordaCamarvona.Cartermiałdobry

instynkt,kiedychodziłooczyjąśszczerość,aladyuważałzapodstępnąintrygantkę,choćniemiałnato
dowodów.Tegorodzajuludziewyróżniająsięzawszeskrajnością,albosąwrogami,albopochlebcami.
Carternieznosiłtakichludzi.WkażdymrazieniespodziewanezjawieniesięladyDawsonuchroniłogo
odpopełnieniawielkiegogłupstwa,boimwięcejnadtymrozmyślał,tymbardziejbezsensownywydawał
musięplanpotajemnegootwarciaizamknięciagrobu.Byłobytonietylkowbrewwszelkimumowom,
zrujnowałobyjegoopiniępoważnegoarcheologaioznaczałobykoniecjegokariery.Carterpostanowił
niemyślećwięcejoEvelyniwysłaćdoCamarvonadepeszę,aby—jeślitomożliwe—byłobecnyprzy
otwarciumuru.

PopowrociedodomuCarterstarałsięzasnąć,alezmęczenieparaliżowałomuczłonkiiogarniałgo

rosnącyniepokój;wstałwięc,przeprawiłsięprzezNil,udałsięnapocztęiwysłałdepeszędo
Camarvona:„ZrobiłemnadzwyczajneodkryciewDolinieKrólów—wspaniałygrobowiecznie
uszkodzonąpieczęcią—doPańskiegoprzybyciawszystkozakryłem,gratuluję.”

Tocoprawdaniezbytściśleodpowiadałoprawdzie,aleCarterpostanowiłzasypaćwejście

kamieniamiigruzem,doczasuażlordprzekażemunowepolecenia.Powstrzymatonieproszonychgości,
atakżeijegosamegoodpokusynowychpenetracji.

PopowrociedodomuwpołudnieCarterodrazuzauważył,żecośsięstało.Kiedyotworzyłdrzwi,

panowałacisza.Byłtorodzajciszy,którybudziniepokój.Carterchciałzawołaćpapugę,abymu
wyskrzeczałaswojeporannetakeiteasy,alenapodłodzepośrodkupokojuujrzałwężagrubegojakręka.
Wążwiłsię,ajegoczarne,lśniąceciałobyłowprzedniejczęścizgrubiałe;powódtegozgrubienianie
budziłwątpliwości.Napodłodzerozsianebyłyżółtepióra,oznakanierównejwalki.

*

ProfesorFrançoisMilléquantbyłodpoczątkuprzekonany,żeterenwykopalisknapółnocodpiramidy

wSakkarzeokażesięjałowy,cozaostrzałoitakjużnapiętestosunkiwśródzałogi.Imiałrację.Choć
wszyscymieszkaliwtymsamymdomuimielijednąwspólnąsypialnię,Milléquantid’Ormesson
porozumiewalisiętylkopisemniealbozapośrednictwemToussaintaiCoursiera.

Wyglądałotomniejwięcejtak:„PanieToussaint,niechpanłaskawieprzekażepanud’Ormessonowi,

żejegoostatnieteoriesąrówniebłędne,jaknaiwneinieposunąnasaniokrokdalej.”Naco
d’Ormesson,choćprzebywałwtymsamympomieszczeniuwodległościkilkukroków,odpowiadał:
„PanieToussaint,proszęprzekazaćpanuMilléquantowinastępującąodpowiedź:Niemamochoty
marnowaćczasuzdyletantem.”Panowiezapisywaliwszystko,comielidopowiedzenia,idlapewności
palilikartki,kiedyprzyjęliichtreśćdowiadomości.

Trzejwybitninaukowcy,którychzmuszonodorealizowaniategosamegoprojektu,mająwystarczające

powody,bytraktowaćsiebiejakwrogów;aletrzejnaukowcy,którzyczująsięzagrożeniwswojej
integralności,awdodatkumająpoważnewątpliwościcodoprzeszłościpozostałych,stająsię
śmiertelnymiwrogamiiusiłująpomniejszyćsukcesprzeciwnika,zanegowaćnoweteorie,utrudniającw
tensposóbrealizowaniewłaściwegozadania.PodczasgdyCoursierwykazywałnajwięcejpewności
siebieizarównowobecMilléquanta,jakiwobecd’Ormessonaprzestrzegałpewnychnormuprzejmości,

background image

tamcidwajjużpokilkutygodniachtaksięporóżnili,żed’Ormessonzapomniałoswoimszlachectwiei
pewnegorazuuderzyłMilléquantawtwarz,ażspadłymuokulary.Powodembyłarozmowapodczas
kolacji,którapoutarczcesłownejzamieniłasięwostrąkłótnię;Milléquantnazwałkolegęnędznym
fałszerzemsztuki,któregooddawnanależałobyutrącić.

NaszczęściedozespołunależałEmileToussaintzDeuxièmeBureau.Chociażbyłnajmłodszy,jego

surowywyglądiostresłowawypowiadanebezogródeksprawiały,żecieszyłsiępewnymautorytetem
nawetuobuprofesorówiniejednokrotniemusiałwystępowaćwrolimediatorapodczasutarczek
słownychobupanów,któregroziłyrękoczynami.

PotrwającychkilkatygodniposzukiwaniachnapółnocodpiramidyfaraonaDżosera,podczasktórych

coprawdawydobytoliczneodłamkiifigurkinaśladującemumie,alenienaprowadziłyonenanastępne,
większeodkrycia,grupabadaczyudałasiędalejwkierunkuzrujnowanejświątyniIzis;zaczęliprzytym
poszukiwanianachybiłtrafił,kierującsiękompasem,wkierunkuzzachodunawschód.Moglibytorobić
takżeidącdoDahszurualbonawschódodkompleksugrobówSechemcheta,albopoddrzwiamiswojego
domostwa,kierowalisiębowiemjednymtylkomotywem:chcieliodkryćśladImhotepa.

Dawnojużzrezygnowalizeswychpoczątkowychplanów,bywykopaliskamiibadaniamiodwrócić

uwagęodinnychdokumentów,ponieważkonsulSachs-Villatte,mimopomocywywiadufrancuskiego,nie
dostarczałimżadnychnowychinformacji,któremogłybyposunąćdalejbadania.Takwięcichpraca
podobnabyładoszukaniaigływstogusiana,przyczymmusieliudawać,żeszukająwszystkiego,tylko
niegrobuImhotepa.

NastrojeFrancuzówbyłybardzozłe,kiedynapoczątkulistopadanatknęlisięnapagórek,podktórym

byłapieczara.Miejscetoznajdowałosięwodległościparusetmetrówodowegopunktu,gdzieMariette
przedprzeszłosiedemdziesięciulatyodkryłlabiryntbykówApisa;równieżokolicznościodkryciabyły
podobne.Ztątylkoróżnicą,żeMariettemiałnadnimiprzewagę:podczasswoichposzukiwańopierałsię
bowiemnaźródłachantycznych,wktórychbyłaopisanalokalizacjajakiegośgrobuwtejokolicy.

ProfesorMilléquantzbytwcześniezdradziłhasło„faraon”,cospowodowałoprzerwanierobótna

szerokąskalęiograniczyłojetylkodościsłegogrona.Aletenkrokokazałsięprzedwczesny.Pagórek
zawierałbowiemgróbNefera,poborcypodatkowegokrólaDżosera,awięcwspółczesnegoImhotepowi.
Jakwieleinnychgrobówwtejokolicybyłwielokrotnieplądrowanyipozamumiamimałpiibisów
zawierałtylkokilkauszkodzonychdzbanów.

Chociażgróbprzyniósłniewielepodwzględemnaukowym,atakżeniemiałznaczeniaw

poszukiwaniuImhotepa,MilléquantświętowałswojeodkryciejakowielkiewydarzenieikonsulSachs-
Villatteztrudempowstrzymałgoprzedrozgłoszeniemwiadomościotymznalezisku.Milléquantnalegał,
byzbadaćówgrób.Uważał,żedopieroporozszyfrowaniuwszystkichhieroglifów,którymibyłyusiane
ściany,możnabędziestwierdzić,czyniemataminformacji,dotyczącychmiejscapochówkuImhotepa.

Jaknależałosięspodziewać,d’Ormessonsprzeciwiłsiętemu.Grób,argumentowałprofesorz

Grenoble,byłjużwielokrotnieodkrywany,przeszukiwany,inależyprzypuszczać,żetekstyhieroglificzne
zostałyjużzbadane.

Milléquantniezgadzałsięzd’Ormessonem.Niesądźmy,żegrabieżcygrobówiawanturnicyw

ubiegłychstuleciachznalisięnahieroglifach,rzekł.TotrafiłodoprzekonaniaiSachs-Villatte
zdecydował,żegróbNeferawrazzdwiemabocznymikomoraminależynajpierwuwolnićodgruzów,a
następniebliżejzbadać.

JeszczepodczaspracprzyusuwaniugruzuPierred'Ormessonzabrałsiędoodczytywanianapisówna

ścianach;niektórebyłyzniszczonealboźlesięzachowały.Tekstyzawierałyznanejużzinnychgrobów
modłyżałobnekierowanedoHorusaijegoojcaOzyrysa,któremiałyułatwićzmarłemubytowaniena
tamtymświeciewedługjegowłasnejwoli.Potygodniumiejscezostałooczyszczonezpiaskuigruzu,tak

background image

żemożnabyłorozpocząćbadaniemumiizwierzątorazdzbanów,któreznajdowałysięnawschódod
właściwego,splądrowanegojużskromnegokamiennegosarkofagu.

Dzbany—dwapęknięte,wielkościczłowieka,isiedemdalszych,opołowęniższych,opatrzonych

napisami—byłypuste.Pracawtymgrobowcubyładośćniebezpieczna,ponieważsklepieniawe
wczesnejepocearchitekturybudowanopłaskolubspiczastoiczęstowystarczyłoniewielkieprzesunięcie
ciężaru,bygrobowiecsięzawalił.

Profesord’Ormessonpotrzebowałdwóchtygodni,byodczytaćhieroglify;wolałpracowaćwnocy.

Zachwycałsiępoezjąposzczególnychpieśniipodczaswspólnychposiłkówrecytowałjetak,jaksię
recytujesuryKoranuwmeczecie.

Wtymitakjużciasnympomieszczeniu,gdziemieszkali,zrobiłosięjeszczeciaśniej,gdyMilléquanti

ToussaintzaczęliznosićzgrobuNeferaigromadzićsetkamimumiemałpiibisów,atakżedzbanylubto,
coznichpozostało.Mumie—najmniejszedługościramienia,największezaświelkościdziecka—
okazałysiębezwonne,aledrobnypył,jakisięznichrozprzestrzeniał,stałsięwkrótcetakdokuczliwy,że
Francuzizaczęlinarzekaćnatrudnościzoddychaniemiłzawienieoczuirozglądalisięzanowąkwaterą.

PozaMilléquantem,odkrywcągrobu,któryczułsiędrugimMariette’em,niktzzespołuniebył

zachwyconyznaleziskiem.Tekstyhieroglifówmiałyniewielkąwartośćarcheologiczną,ponieważw
podobnejlubinnejformiewystępowałyjużwwieluinnychgrobach,arzeźbybyłyzniszczonewskutek
przesuwaniasięziemilubprzezgrabieżców.Całyinwentarzpobliższymzbadaniuokazałsiętakmało
ciekawy,żenawetMilléquantzgodziłsięzpropozycją,bymumieidzbanyumieścićzpowrotemw
grobowcu.NieznalezionożadnejwskazówkidotyczącejImhotepa.Wtejsytuacjiniewydawałosię
wskazane,byrobotnicyprzenosilimumieiskorupyzpowrotemdogrobu,bonawetgdybygróbNefera
zostałzamurowanylubwjakiśinnysposóbzamknięty,wiadomośćmogłabyprzyciągnąćrabusiów.A
przecieżFrancuzommniejchodziłoozawartośćgrobuniżoto,bytenkrokniezwabiłpodejrzanych
typów,któreodtądmogłybyichśledzićiprzeszkadzaćwwykonaniuzasadniczegozadania.

Takwięccałaczwórkapostanowiła,żeto,cowyjęlizgrobu,odniosąsamiwnocyzpowrotem,

grobowieczamurująinazajutrzzacznąkopaćgdzieindziej.Kierownikaegipskichrobotnikówmieli
poinformować,żeodesłalicałyinwentarzdomuzeumwKairze.Okołopółnocypraca,którapostronnemu
obserwatorowimogłabysięwydaćdziwna,zostałazakończona.ZanimFrancuzizabralisiędo
zamurowywaniagrobowca,zrobilisobieprzerwę;następniepracęmiałprzejąćEdouardCoursier.

Powietrzewdomubyłoduszneigorącemimonocnegochłoduitakpełnekurzu,żemężczyźniwoleli

pracowaćnazewnątrz.Krążyłabutelkaczerwonegowina,panowałamartwacisza.Wydawałosię,że
nawetszakaleiinnezwierzętapustyniposzłyspać.

—Napróżno,wszystkonapróżno!—powiedziałd’Ormessonijakkońgrzebałnogąwziemi.Choć

byłodwróconyplecamidoMilléquanta,tenzrozumiał,żealuzjadotyczyłajego,iodrzekł,zwracającsię
doToussainta:

—Jutroprofesord’Ormessonzacznienanowokopanie,któregonaprowadzinatropImhotepa.
Toussaintroześmiałsięiłyknąłtrochęwinazbutelki.
—Gdybytomożnawiedzieć,jakdalekoposunęlisięinni.Czasamisięzastanawiam,czynie

powinniśmyprzerwaćtupracyizacząćodnowa?

—Copanmanamyśli?—zapytałd’Ormesson.
—Taksobiemyślę,czynieosiągnęlibyśmywięcej,gdybyśmygrzebaliwarchiwachzamiasttutaj.Bo

szczerzemówiąc,najbardziejpożytecznewskazówkipochodzązdokumentów,zmuzeów,aniektórez
nichmająjużdziesiątkilat.

—Jeszczedziśgotówjestemprzerwaćtupracę—wpadłmuwsłowod’Ormesson,alezarazurwałz

niepokojem.Głuchedudnieniewstrząsnęłoziemią.

background image

—GdziejestCoursier?—zawołałMilléquant.—PanieCoursier!
—Cisza.
Milléquant,d’OrmessoniToussaintpobiegliwstronęgrobowcaNefera.Toussaintwymachiwał

lampąkarbidową.

—PanieCoursier!—wołałwciemność.—PanieCoursier!
Wświetlelampyujrzeli,żeziemianadgrobemNeferasięzapadła.
—PanieCoursier!PanieCoursier!—wołalimężczyźninazmianę.Tam,gdzieznajdowałosię

wejście,ziałagłębokadziuraiunosiłsiępył.

—OBoże,Coursier!—jęknąłMilléquant.
Toussaintpierwszysięopanował,obwiązałustainoschusteczkąiwszedłdokrateru.
—Czypanoszalał?—Milléquantbiegałdokoładołuipowtarzał:—Czypanoszalał?
Toussaintbyłtwardywobecinnych,aletakżewobecsiebie.Zlampkąupasawszedłdodołu.Byłoto

bardzotrudne,boniektórepłytysklepieniapopękałylubsięzaklinowały,aponadtoistniało
niebezpieczeństwo,żepodciężaremToussaintadalejsięprzesuną.

NadniekrateruToussaintujrzał,żewejściedogroburównieżsięzapadło,alepozostałoniskie

przejście.Niemyślącdługo,Toussaintwziąłlampkęwzębyiwczołgałsiędośrodka.Niezdawałsobie
terazsprawyzgrożącegomuniebezpieczeństwa.

Głównakomorasięzapadła,alewprzednimlewymkąciemożnasiębyłowyprostować.Toussaint

podniósłlampę.Odurzyłgosyczącygazkarbidowy,wydostającysięprzezszparywlampie.Gęstypył
zasłaniałwidok,takżeToussaintwidziałzaledwienaodległośćdwóchmetrów.Alewystarczyłblask
światła,bydojrzeć,żepłytakamienna,któradotądpowstrzymywałasklepienieprzedzawaleniem,teraz
tylkozbokutrzymasięmuruinadobrąsprawęjużdawnopowinnasięzawalić.

Toussaintwciągnąłgłowęwramiona,byuchronićsięprzedniebezpieczeństwem,izrobiłkilka

krokówwkierunkubocznejkomory,gdzieznaleźlidużedzbany.Przejściewytrzymałonaciskzgóry,
równieżmurzlewejstronyocalał.NaileToussaintmógłdojrzećwsłabymświetlelampy,spadające
sklepieniezmiażdżyłodzbanyznajdującesięwprzedniejczęści,tylnanatomiastzostałaprzywalona
kamieniami.—Alecotobyłyzakamienie!Wysokościczłowieka,alenieszerszeniżdłoń,piętrzyłysię
tak,jakbyzmiażdżyłajerękaolbrzyma.Tworzyłyjakbyjaskinieipodobnedonamiotówkryjówki.
Toussaintoświetliłcałewnętrze,alenigdzieniebyłośladuCoursiera.

Jeślizostałpogrzebanypodsklepieniem,towszelkapomocmijasięzcelem,amożeCoursierwcale

niebyłwkomorzepodczaskatastrofy,możeuniknąłnieszczęściaiuciekłwnoc,Bógwiedokąd.Inaraz
Toussaintaogarnąłstrach,żewpierwszymimpulsie,abyprzyjśćzpomocą,naraziłsięnatakwielkie
niebezpieczeństwo;myśl,żemógłbyzostaćzasypany,takgoprzeraziła,żestałjaksparaliżowany.
Daremnieusiłowałstawiaćstopęzastopą;jegostrachrósł,osunąłsięnakolanaichoćmógłsię
wyprostować,zacząłsięczołgaćkuwyjściu,posuwającprzedsobąsyczącąlampękarbidową.

Wgłównejkomorze,tamgdziegruzypozostawiływąskieprzejście,Toussaintnagleujrzałprzedsobą

sztywnądłoń.Ramiębyłomniejwięcejwpołowiezmiażdżoneprzezpłytę.Możnasiębyłotylko
domyślać,żetoCoursier.

Toussaintuniósłlampę.Ziemiawokółbyłazabarwionanaczerwonokrwią.Obokleżałciemny,

zwiniętywrolkępapier;wydawałosię,żewypadłCoursierowizręki.Toussaintpodniósłzwitek.

Bólzpowodutragediiczłowieka,zktórymodtygodnidzieliłciasnepomieszczenie,załamał

Toussainta.Oczynapełniłymusięłzami,tentwardyczłowiek,któryniepamiętał,kiedyostatnirazpłakał,
terazszlochał,ajednocześnieczuł,żenogiznówsąmuposłuszne,żemożenimiporuszać,szybkowięc
wydostałsięnapowierzchnię.

background image

Milléquantid’OrmessonstaliwmilczeniuispoglądalipytająconaToussainta.Tenskinąłtylkogłową

idałznakrękąwkierunkudomu.Oznaczałoto:Niedasięjużniczrobić.Wracajmy!

WdomuEmileToussaintopisał,jakznalazłCoursiera.Siedzieliwszyscydokołajedynegostołu,

popijaliczerwonewino,przytymMilléquantid’Ormessonporazpierwszyoddługiegoczasu
rozmawializesobą.Toussaintjakbyodniechceniawyciągnąłzkieszenizwiniętypapier,któryznalazł
obokCoursiera.ObajprofesorowieprzyglądalisięToussaintowizciekawością,kiedywygładzałpapier.

—ToleżałoobokrękiCoursiera—rzekłToussaint.Byłtostary,szarobrązowypapierdopakowania,

wwielumiejscachporwany,wielkościotwartejksiążki.Toussaintpołożyłpapiernastole,abywszyscy
mogligojednocześnieobejrzeć.

Papierbyłdośćstary,wielokrotnieużywany,albowiemrysunki,którymibyłpokryty,wykonane

grubymołówkiemstolarskim,wwielumiejscachuległyzatarciu.Przedstawiałyprzeważniemałe
symbolegeometryczne:trójkąty,kwadratyikołapołączoneliniami.Zagadkowedwu-itrzycyfrowe
liczbyuzupełniałyobraz.

—Czyktośzwassiędomyśla,cotojest?—zapytałToussaint.
D’Ormessonprzysunąłdosiebiepapier,obracałgonawszystkiestrony,przytrzymałpodświatło,

potempodałMilléquantowiirzekł:

—Niemampojęcia.
—TenpapiernapewnowypadłCoursierowizręki,alejaksiętamdostał?
Milléquantodchyliłsięnakrześle,trzymałpapierobiemarękamiicośmruczał,nacoinninie

zwracaliuwagi.

—Każdegoznasmogłotospotkać—odezwałsięd’Ormesson,napiłsięwina,otarłustarękawem,

usiłowałznaleźćnajwłaściwszewtejsytuacjisłowa.—Musimygojutrostamtądwydostać.Czysądzi
pan,żetobędziemożliwe?

Toussaintwzruszyłramionami.
—Potrzebnanamdźwigarka.Jeśliudasięunieśćpłytę,któraprzygniotłaCoursiera,będziemożnago

wydobyć;aleniejesttobezpieczne.

—Tobyłrównychłop—rzekłprofesord’Ormesson—alenapoczątkuwcalegonielubiłem.Robił

wrażenie,żebardziejznasięnakobietachniżnastarożytności,myślałem,żetotyp,któryzdolnyjestdo
wszystkiego,coprzynosipieniądze.Bywajątacyludzie.

Toussaintpotrząsnąłgłową.
—Coursierbyłznakomitymnaukowcem;mógłcałkiemdobrzeżyćztego,coodziedziczył,ale

pracowałwCollègedeFrance,bomutosprawiałoprzyjemność.

Milléquantzacząłprzecieraćokulary,nieodwracającprzytymwzrokuodpapieru,imruczał:
—Ciekawe,ciekawe—kręcącprzytymgłową.
Toussaintid’Ormessonprzysunęlisiębliżej.
—Copanotymsądzi,profesorze?—zapytałToussaint.
Milléquantwłożyłokulary,postukałpalcemwzniszczonypapierirzekł:
—Niejestempewien,alewydajemisię,żechodzituoplansytuacyjnySakkary.
ObajprofesorowiespojrzelinaMilléquantazaskoczeni.Jeślitobyłplan,towyglądałcałkieminaczej

niżten,którymsiędotychczasposługiwali.

—Oczywiściejesttostaryplan—dodałMilléquant—maconajmniejpięćdziesiątlat.Popatrzcie

tutaj!—Wskazałnaprawyróg,gdziewyraźniebyłowidaćliteryA.iM.

—„A”kropka,„M”kropka?Cotoznaczy?—zapytałToussaint.
—Ajakpanmyśli?—zapytałMilléquant,zwracającsiędod’Ormessona.
—Sądzę,żeobajmyślimytosamo:AugusteMariette.

background image

—Słusznie.
Nagleludzieprzystoleotrzeźwieli.D’Ormessonprzysunąłdosiebiepapier,pozostaliwyciągali

szyje..

—Tutaj—rzekłMilléquantiwskazałpalcemnatrójkątpośrodku.—TopiramidaDżosera.Na

północnywschódodniejjestpiramidaUserkafa,napołudnieUnasa,ajeszczedalejSzemcheta.Cztery
trójkąty,którerazemtworząniemallinię.

—Przypuśćmy,żetateoriajestsłuszna—rzekłToussaint—wobectegonapółnocnyzachódod

piramidyDżoserapowinienbyćzaznaczonylabiryntbykówApisa.

—Zgadzasię!—zawołałd’Ormesson.—Spójrzcienategrabie—toSerapeum.
Mężczyźnipowolizaczęlisięorientowaćwtajemniczymplanie,ustalaligrobowceoznaczone

kwadratami,kółka,którenajwidoczniejmiałyszczególneznaczenie,jakdomwpobliżuSerapeum,i
odczytywaliodległościpodanewmetrach.

Rzeczjasna,żeplanównasuwałwielepytań.Naprzykład,wjakisposóbCoursiergozdobył,

dlaczegomiałgozesobąwgrobieNefera,dlaczegoprzemilczałwobecnichistnienietegodokumentu.
Wydawałosięwprostnieprawdopodobne,żebyCoursierznalazłówplanwgrobieNeferaakuratwtedy,
kiedywnosilitamzpowrotemtenbeznadziejnyinwentarz.Czyplankryłwsobiejakąśwskazówkę,którą
Coursierzniewiadomychprzyczynchciałprzednimiukryć?Amożegróbtenzawierałjednakcoś
ważnego,couszłoichuwagi?

Jeszczetejnocyzdecydowalisięujawnićhasło„faraon”,poinformowaćkonsulaSachsa-Villatte’ao

śmierciCoursiera,zaprzestaćrobótizaczekaćzwydobyciemzwłok,dopókinienadejdąbliższe
instrukcjezAleksandrii.Robotnicymielinazajutrzrozpocząćkopaniewcałkieminnejokolicynapółnoc
oddomu;dostępdogrobowcaNeferapostanowiononaraziezagrodzić.

Tejnocyniktniemyślałospaniu.Milléquantmarzył,abyjegogróbmiałwiększeznaczenie,niż

wszyscysądzili;d’Ormessonzazdrościłkoledzesukcesu,alechętnieskończyłbyjaknajprędzejto
kopanie;ToussaintzaśwciążmiałprzedoczamiwystającąspodkamienisztywnąrękęCoursiera.

TakwięcFrancuzizabralisiędoporównywaniaplanuMariette’azwłasnymplanem,sporządzonym

zgodnieznajnowszymstanemnauki.Pracatabyłaszczególnietrudnaprzedewszystkimdlatego,żeprzy
każdymobiekcienależałostwierdzić,czybyłonnowszejdaty,czyteżjużznanyzaczasówMariette’a.
Przyanalizowaniutychrysunkówokazałosięzcałąpewnością,żechodziłotuoplanSakkary.

Zasadniczotakiplanniemawsobienictajemniczego,cobyusprawiedliwiałoukrywaniegoprzed

towarzyszami.Wkażdymraziepoprzeanalizowaniuwszystkichzaznaczonychnastarymplanieobiektów
pozostałokółkooznaczonekrzyżykiem;stanowiłoonodlaFrancuzówzagadkę.Miejscetoznajdowałosię
nazachódodpiramidyDżosera,niezawierałożadnychdanychowielkościinajwidoczniejleżałow
okolicy,którądotychczasomijałypracewykopaliskowe.

Milléquantpostawiłzatempytanie,czyMarietteniebyłjużnatropieImhotepa,cowywołałowybuch

śmiechud’Ormessona.Mariettebowiembyłwprawdzieniedbaływdokumentowaniuswychbadańi
raczejwolałposługiwaćsięmateriałemwybuchowymniżstarympismem,kiedynależałocośwykryć,ale
poszukiwańImhotepaniedałobysięwżadensposóbzachowaćwtajemnicy.

Niewielebrakowało,aprofesorowieznówbysięposprzeczali,gdybyToussaintniewtrąciłuwagi,że

podczasubiegłychtygodnikierowanosięmniejważnymiwskazówkamiiżewartospróbowaćpójść
tajemniczymtropemMariette’a;warcheologiiniemanicniemożliwego.Toussaint—jaksampodkreślał
—niechciałbysprawiaćwrażenia,żezgadzasięzMilléquantem,bydokumenttenprzesłaćdoDeuxième
Bureauwcelusprawdzeniawiekuiautentyczności,alemyśltabynajmniejniewydajesięabsurdalna.

Nazajutrzgróbprowizoryczniezamkniętożelaznymogrodzeniem.Niezwróciłotoniczyjejuwagi,bo

wszystkiegrobywtejokolicyzamykanowpodobnysposób.MilléquantwysłałdokonsulaSachsa-

background image

Villatte’awAleksandriitelegramnastępującejtreści:„Faraon—stop—obecnośćpilniepotrzebna—
stop—Milléquant.”

PaulSachs-VillatteprzybyłnazajutrzdoSakkaryswoimwozem,aleuznałzawskazane,abyostatnie

dwakilometryodbyćnawynajętymośle;wtensposóbniewzbudziniczyjegozainteresowania.Istotnie
byłotosłuszne,ponieważwrozległejSakkarzewrzałojakwulu.Turyścizcałegoświata,zachęceni
raportamizpodróżyzamieszczanymiwrozmaitychmagazynach,urządzaliwycieczkidotegomiasta.
AutobusyCookatłoczyłysięnaubitympiaskupustynidopiramidyDżosera,aprzewodnicyzachwalali
wewszystkichjęzykachbudowlęmądregoImhotepa.

PodczasnaradywkwaterzeFrancuzówomawianodalszyplanprac.EmileToussaintzDeuxième

Bureauznówstałsiętwardyisurowyiprzekonywał,bypozostawićciałoCoursieratam,gdziejest,oraz
byzgłosićjegozaginięcie,boinaczejprzyniesietotylkoniepożądanekomplikacje.Profesorowie
zaprotestowali,równieżkonsulniemógłsiępogodzićztakimplanem;przecieżoficjalnymelduneko
zaginięciuzmobilizujeurzędyispowodujezainteresowanieprasy;wszyscybędądociekać,wjakich
okolicznościachdoszłodonieszczęścia.Atomożesprawić,żeichwłaściwezadaniezostanieujawnione.

Wreszcieprzystanonapropozycjękonsula,abywydobyćwnocyciałoCoursieraiprzewieźć

sanitarkądomisjifrancuskiejwAleksandrii,astamtądwrazzoficjalnymświadectwemzgonuwysłać
najbliższymstatkiemdoMarsylii.Całaakcja,jeślisięjąsprawnieprzeprowadzi,zajmieniewięcejniż
osiemnaściegodzin.Toussaintprzejąłkierownictwo.

Najbliższystatekonazwie„Fraternité”odpływałwieczoremtrzeciegodnia,dlategoteżciało

Coursieranależałowydobyćnocąnastępnegodnia.

Dźwigarkaiłomybyłynamiejscu.Toussaintid’Ormessonpodjęlisiętegoniebezpiecznegozadania.

Wgodzinępozachodziesłońcaruszyliwdrogę.

KonsulSachs-Villattetrzymałwartęuwejściadogrobowca,Milléquantpozostałwdomu.
RówninaSakkarypogrążonabyławciszy;choćzniebaspływałorzeźwiającychłód,piaseknapustyni

wydzielałjeszczeżardnia.Dwaosłynależącedoekipydźwigałyskładanenosze,narzędziailampy.Pod
pretekstemtransportuchoregozamówionosanitarkęnadwunastąwnocy.Toussaintid’Ormessonmieli
pełnetrzygodziny.

PierwszyodważyłsięzejśćToussaint,beznarządzi,jedyniezlampą.D’Ormessonspuściłnalinie

dźwigarkęinarzędzia,następniesamzszedł;drżałnacałymciele,niebyłprzyzwyczajonydotakich
wysiłków.

—Pandrżyjakosika!—zawołałToussaint,kiedyprofesorzszedłnadół.
—Nicdziwnego—odparłprofesorzwisielczymhumorem—niecodzieńwykonujętakiezadanie.
—Aprzecieżnajtrudniejszezadaniejestdopieroprzednami.
D’Ormessonstarałsięzorientowaćwgrobowcu.Zawalonewejście,którenależałopokonaćna

czworakach,wyglądałogroźnie;profesorgotówbyłzrezygnować,gdybyToussaintnieznikłpomiędzy
zaklinowanymipłytami.D’Ormessonmusiałiśćzanim.Nabrałgłębokopowietrza,ukląkł,następnie
poczołgałsiędoprzodu.Wąskieprzejściemiałosześćdosiedmiumetrówdługości,aleświadomość,że
spiętrzoneodłamkisklepieniawkażdejchwilimogąnanichrunąć,spowodowała,żetesiedemmetrów
wydawałosięnieskończeniedługie.AwogólejakprzetransportowaćzwłokiCoursieraprzeztoniskie
przejście?

D’Ormessonwłaśniedotarłdokońca,gdyToussaint,którystałprzednimwyprostowany,wydał

głośnyokrzyk.Wołałcoś,czegoprofesorniemógłzrozumieć;sądziłpoczątkowo,żeToussaintskaleczył
sięodłamkiemskalnym,lecztenstałnieruchomo,wyciągałrękęzlampąijakskamieniałypatrzyłna
ziemię.

—Hej,cosięstało?—zawołałd’OrmessonipotrząsnąłToussaintem.

background image

Tenwmilczeniuwskazałnajednązkamiennychpłytleżącychprzednimi.
—Coto?Nalitośćboską,cosięstało?—Profesorjeszczenigdyniewidziałtegotwardego

człowiekawtakimstanie.

—Coursier!—jęknąłToussaint.—Niemago!
—Cotomaznaczyć,żegoniema?MożezmartwychwstałjakChrystus?
—Niewiem.
—Głupiedowcipy,Toussaint!
—Nie!—zawołałten,wściekłychwyciłd’Ormessonazakołnierz,pochyliłmugłowęnadół.—

Niechpanpopatrzy.Spodtegokamieniawystawałajegoręka,widziałemnawłasneoczy.Terazkamień
jestuniesiony,aCoursieraniema.

D’Ormessonoświetliłdółlampą,następnieobróciłsiępowoli,skierowałświatłonakamień,

wreszciezaświeciłwtwarzTousaintowi.

—Ten,oślepiony,zasłoniłoczy.—Copanrobi,czypanzwariował?
D’Ormessonopuściłlampę;stalitakprzezchwilęwmilczeniu.
—Wiem,copanterazmyśli,profesorze—zacząłToussaintzewzrokiemutkwionymwpłytę.
D’Ormessonzrobiłledwiedostrzegalnyruchręką.
—Uważam,żejestmipanwinienconajmniejjakieśwyjaśnienie.
—Jakieznówwyjaśnienie?—wybuchnąłToussaint.—Samtegonierozumiem.Wiem,żepanwątpi

wmojezdrowezmysły,aleprzysięgam,żenawłasneoczywidziałemrękęCoursierapodtymkamieniem.
Otu...—Toussaintpostawiłlampęnaziemi.—Taciemnaplamatokrew.Atamwidaćśladyciągnięcia.
Możeterazmipanuwierzy.

D’Ormessonsiępochylił.Niewątpliwienapłyciewidaćbyłodużąciemnąplamę,wyglądałajak

zaschniętakrewpokrytakurzem.D’Ormessonwstał,przesunąłdłoniąpoczoleirzekł:

—Przypuśćmy,żewidziałpantunaprawdęCoursiera,alewłaśniedlategooczekujęwyjaśnienia.
—Dodiabłazwyjaśnieniem.Samniewiem,cootymmyśleć.Coursierniemógłstądwyjśćo

własnychsiłach,topewne.Pozatymonnieżył.Nieżył!—Toussaintoświetlałdokładniekażdykąt,
wciążpotrząsającgłową.

Niebyłorzecząprostąwytłumaczyćkonsulowicałąsprawę.Wybuchnąłśmiechem,kiedyusłyszał,że

ciałoCoursieraznikło,poprostuwziąłtozażartipotrzebabyłocałejsiłyperswazji,abygoprzekonać,
żetoprawda.Tentakzazwyczajwytwornyipowściągliwymężczyznakląłterazzawzięcie,ażprofesor
sięzdenerwowałizacząłtupaćwziemię.

—Czypanzdajesobiesprawę,cotooznacza?—zawołałcicho.—Toznaczy,żeoninasobserwują

przypracy.Aletoniewszystko!Coursierzapewnepracowałdlatamtych.

—Dlatamtych?
—DlaBrytyjczyków,Niemców,nacjonalistów,Amerykanów,diabliwiedząkogojeszcze!
—Jeślimiwolnosięwtrącić—rzekłd’Ormesson—pańskieargumentysąpozbawionelogiki.

Przypuśćmy,żeCoursiernaprawdęznieznanychnampowodówpracowałdlatamtych,żenaprawdę
poniósłprzytymśmierć,toprzecieżbyłobyidiotyzmemwydostawaćgozdołu;todopiero
naprowadziłobynasnajegopodwójnąrolę.

Zastrzeżenietobyłowpewnymsensiesłuszne.Alemusiałistniećjakiśpowód,żeCoursiera

potajemniewydobyto.Sytuacjabyłaniemalgroteskowa:otoDeuxièmeBureaumobilizuje
pierwszorzędnegoagenta
iwysokowykwalifikowanąekipębadawczą,byśledzićdziałalnośćobcegowywiadu,aokazujesię,że
onisamisąśledzeni.

background image

WtychokolicznościachprofesorMilléquantodmówiłdalszejwspółpracy;niewykluczałbowiem,że

możeCoursiercoświedział,możebyłnatropieImhotepaiwszedłprzytymwdrogękomuś,ktobył
gotówna
wszystko.Wobectegonależysięzastanowić,czygróbNeferasamsięzawalił,czyteżwodpowiedniej
chwilispowodowanojegozawalenie.

Możliwe,żeodpowiedzinatewszystkiepytaniazawierałplanznalezionyprzyCoursicrze.Milléquant

id’Ormessonmocnowtowierzyli;konsulbyłzbytwstrząśnięty,bymócwyrobićsobiezdanie.Toussaint
powątpiewał.

*

Nazajutrzstatek„Alexandra”wypłynąłzAleksandriiwkierunkuSouthampton.Napokładzie

znajdowałasięzaplombowanatrumna,świadectwozgonubyłowystawionenanazwiskoCharlesa
Whitelocka,Glasgow.PrzewózodbywałsięnakosztbrytyjskiegoMinisterstwaSprawZagranicznych,
departament„IntelligenceService”.

BERLIN-LONDYN-BERLIN

Mężczyźnipanująnadkobietami
zewzględunato,żeBógdałwyższośćjednymnaddrugimi,
izewzględunato,żeonirozdajązeswojegomajątku.
Przetocnotliwekobietysąpokorneizachowująwskrytościto,cozachowałBóg.
Inapominajciete,którychnieposłuszeństwasięboicie,pozostawiajciejewłożach
ibijcieje!
Koran,suraIV

*

ZetknięciesięzkapryśnymbaronemspowodowałonieoczekiwanyzwrotwlosieOmara,Halimyi

Nagiba,Byliprzygotowaninażyciepełnewyrzeczeń,aotoznaleźlisięwwytwornymtowarzystwie,
samawzmianka,żesąprzyjaciółmibarona,otwierałaprzednimiwszystkiedrzwi.Baronprzydzieliłim
wjednejzeswychokazałychkamieniceleganckiemieszkaniewdzielnicy,gdzieniewidaćbyło
wałęsającychsiębezrobotnychanidługichkolejeknędzarzystojącychprzedgarkuchniąpodarmową
zupę.DwarazydziennieNagibudzielałswymprzyjaciołomlekcjiniemieckiego,resztęczasuspędzałw
prywatnymarchiwumbarona.

Przeglądanieistudiowaniemateriałówzabrałotrzytygodnieidostarczyłonieoczekiwanych

informacji,którewprawiłyichwistnąeuforię.OmariNagibdobrowolniespędzalicałenocew
archiwum,robilinotatki,snulirozmaiteteorie,poczymjeodrzucali.Potwierdziłosięprzytymto,co
przypuszczali,żemianowicieladyDawsontrzymaławrękuwszystkieniciwywiadubrytyjskiegoiżejej
organizacjabyłanajbliżejwyjaśnieniatajemnicyImhotepa,choćniekiedygrupaMustafaAgiAyata
deptałaimpopiętach.Nacjonaliściegipscy,wśródktórychAliibnal-Husseingrałgłównąrolę,
wydawalisięzesobąskłóceniiprzedewszystkimdążylidoosiągnięciaosobistychkorzyści,co
kolidowałozichwłaściwymizadaniami.CosiętyczyDeuxièmeBureau,torobotaFrancuzówbyłaraczej
nieprzenikniona,boczęstozmienialimiejscaiobiektyswychbadańimożnabyimzarzucić

background image

powierzchowność,brakkompetencjiinaiwność,gdybynieówprzebiegłyToussaint,któryumiał
prowadzićpodwójnągręizwodzićludzinamanowce.

Fakt,żewywiadniemieckiśledziłpozostałewywiadytakdyskretnie,iżtenawetsięniedomyślały,że

Niemcywogólewiedząooperacji„Imhotep”,dowodziłsolidnejroboty.Takwięcniemogłoujśćuwagi
Freienfelsa,którylekceważyłpoczynaniabaronajakoniewinnemrzonki,żevonNostitzpracujezwłasną,
wdodatkudośćkompetentnązałogą;załogatazapomocąwszystkichinformacji,którychosobiście
dostarczyłprzyjacielowi,byławstaniekonkurowaćzwywiadempaństwowym,wdodatkunależałosię
obawiać,żezgarniamuśmietankąsprzednosa.

Takwięcdoszłodoburzliwejrozmowywbarzehotelu„Adlon”,przyktórejzobustronpadałyostre

słowa.VonNostitzpoczterdziestoletniejprzyjaźniwyrzekałsięFreienfelsa,tenzaśwymyślałbaronowi,
żejestegoistąbezsumienia.Sprawastałasiętymczasemzbytważna,bypozostawićjąwrękachtakiego
dziwakajakon,ajeślivonNostitztegonierozumie,tonależymutylkowspółczuć.

BaronvonNostitz-Wallnitznierozumiał.WezwałdosiebieOmaraiNagiba,objaśniłimpowstałą

sytuacjęizapytał,czymimowszystkowidząmożliwośćdalszejpracydlaniego;onzeswejstronygotów
jestudzielićimwszelkiejpomocy.

DotychczasaniAnglicy,aniNiemcy,aniFrancuzi,mimodużegonakładusiłipieniędzy,nieosiągnęli

znaczącychrezultatów,ato,rzekłOmar,jestodpowiedziąnapytaniebarona.Niemasensukopaćłopatą
pustyniiszukaćgrobuImhotepa,skoronawetniewiadomo,gdzietenboskijestpochowany.

VonNostitzpowiedział:
—NiewierzypanwSakkarę?
—Cotamwierzyćczyniewierzyć!—wtrąciłNagib.—Niemażadnychwskazówekwtekstachz

piramid,żebudowniczypiramidyfaraonajestpochowanywtymsamymmiejscu,gdziejegokról,awięc
jakbywcieniujegopiramidy.Niejestcałkiemwykluczone,żeImhotepznajdujesięwSakkarze,bobyła
tonekropoliaMemfis,MemfiszaśbyłostolicąNowegoPaństwa,aletowcaleniejestpewne.

—Brzmitotak,jakbyśledziłpaninnytrop!
—Narazietroppewnegotropu—rzekłOmar.—Uważam,żepowinniśmypracowaćdalejtam,

gdzieponiósłporażkęten,ktonajbardziejzbliżyłsiędotajemnicy.

—Okimpanmówi,Omarze?
—MówięoprofesorzeHartfieldzie.Posiadałonnajwiększąwiedzę,prawdopodobniemiał

najważniejszyfragmentowejtablicy,którastanowikluczdowszelkichposzukiwań.

—AleHartfieldnieżyje.Jacyśagencigozabili.Toprzecieżjasne.
—Nicniejestjasne—odparłOmar—nicniejestjasne,pókiniezostanieodnalezioneciało

Hartfielda.

Baron,podniecony,wymachiwałrękami.
—Chybaniemyślipanpoważnie,żepaniHartfieldzostałazamordowana,aprofesoruprowadzonyi

żeterazmusigdzieśwukryciukontynuowaćswojąpracę?

—Tocałkiemmożliwe—stwierdziłOmar.
—Anaczymopierapanswojeprzypuszczenie?
Omarwzruszyłramionami,nabrałgłębokopowietrzaiuderzyłsięwpiersi.
—Możetotylkoidéefixe,alemamjakieśdziwneuczucie.InawetjeśliHartfieldjużnieżyje,musimy

siędowiedzieć,cosięznimstało.

Nagibprzytaknął,baronzaśpotrząsałgłową.
—Ileczasuminęło,odkądHartfieldznikł?—zapytałwreszcieNagib.
—Wedługpańskichdokumentówdokładnieczterylata.Wiemtozesprawozdanialondyńskiego

„Times’a”zczwartegowrześniaosiemnastegoroku.ŻonęHartfieldaznalezionopóźniejmartwąopięć

background image

kilometrównazachódodSakkary.Poprofesorzeniebyłośladu.

—PięćkilometrównazachódodSakkary?Czego,naBoga,takobietaszukałanaPustyniLibijskiej?
Omarroześmiałsięzgoryczą.
—Gdybyśmytowiedzieli,bylibyśmykawałdrogidoprzodu,aletegoniewiemy.Podczas

przeglądaniapańskichdokumentównatrafiłemcoprawdanaciekawyszczegół.Podobnowywiad
państwowydowiedziałsię,żeprzyzmarłejpaniHartfieldznalezionolist...

—Ach,niechpandaspokój!Zmarlinaogółnienosząlistówprzysobie.Napewnowsuniętojejten

list,abyodwrócićuwagęodczegośinnego.Owieleciekawiejbyłobydowiedziećsię,jakibyłpowód
jejśmierci.Iwjakisposóbumarła?

—Toniewynikazakt.Tyletylko,żeniebyłożadnychzewnętrznychobrażeń,żadnychśladów

przemocy.

Baronchodziłzamyślonypopokoju.Naglezapytał:
—Acobyłowliście?
—Byławnimmowaospotkaniuwhotelu„Savoy”wKairze.Mianotamprzekazaćodciski

kamiennejtablicyzasumę,którazapieradechwpiersiach.

—Ile?
—Dziesięćtysięcyfuntów.
—Dziesięćtysięcyfuntów!Tokupapieniędzy.
—Tomajątek.Tyle,żeHartfieldowieniebyliubogimiludźmi.Niepotrzebowalipieniędzy.Jego

kamienicewBayswateriPaddingtonprzynosiływiększydochód,niżprofesormógłwydać.Wobectego
należyprzypuszczać,żepaniHartfieldnieposzłanatakąofertę.

TymczasemNagibprzerzucałpapiery,wyciągnąłkopiępewnegodossierwywiadu,któredotyczyło

zagadkowegolistu.

—O,proszę—rzekł—dwunastegopaździernikatysiącdziewięćsetosiemnastegoogodzinie

jedenastejmiałonastąpićprzekazanie.Alewidaćdotegoniedoszło.

Baronsięzastanawiał.
—Zacznijmyodtego,żemapanracjęiżeHartfieldjeszczeżyje.Gdziezacząłbypanswoje

poszukiwania?

—Niechpanposłucha—rzekłOmarbezwahania—nieszukałbymtam,gdziewszyscydotąd

szukali,czyliwSakkarze,lecznaraziebadałbymotoczenieprofesorawLondynie,tamskądpochodzi.
Niejestemzatym,bywykorzystywaćinformacjeobcychwywiadów.Jeślimanamsięudać,przede
wszystkim,jeślichcemywyprzedzićinnych,musimyobraćwłasnądrogę.

Zdecydowanie,zjakimOmarprzedstawiałswojeracje,spodobałosiębaronowi,jużnazajutrz

dostarczyłmupaszportiwizęiwysłałgodoAnglii,wyposażywszywznacznąsumępieniędzy.Halima,
którejcorazbardziejpodobałosiężyciewBerlinie,pozostała,Nagibzaśotrzymałzezwoleniena
przebadaniearchiwumNowegoMuzeum.Oficjalniechodziłooskatalogowanieeksponatówegipskich,
naprawdęzaśNagibainteresowałymeldunkiowykopaliskachikorespondencjawszystkichdziałających
wEgipcieniemieckicharcheologów.

Początkowourzędnikwministerstwieodmówiłwydaniatakiegozezwolenia,alenainterwencję

baronaministerosobiściewyraziłzgodę.Powodemtejostrożnościzestronyministerstwabyłaafera,
którastałasięświatowąsensacją.PewienberlińskiarcheologznalazłprzeddziesięciulatywEgipcie
popiersiekrólowejNefreteteiomijającustawy,przewiózłjedoNiemiec.Gdysprawawyszłanajaw,
wywołałakomplikacjenaturydyplomatycznejiEgipcjaniestaralisięodtądbezskutecznieodzyskać
swojąwłasność.

background image

*

OmarpopłynąłstatkiemdoDover,stamtądpociągiempospiesznymudałsiędoLondynu,gdzie

punktualnieoosiemnastejdziesięćwysiadłnaVictoriaStation,wsiadłdoczarnejtaksówkiipojechał
obokBuckinghamPalace,ParkLaneiMarbleArchwkierunkuBayswater.WpobliżuPaddingtonStation,
gdzieHarrowRoadzakręca,Omarwynająłpokójwhotelu„Midland”,pierwszejkategorii,jeśliwierzyć
prospektowi,izapytał,wypełniającformularzmeldunkowy,jakdalekostąddoGloucesterTerrace.

PortierpochwaliłznakomitąangielszczyznęcudzoziemcaiwskazałOmarowidrogę.Byłotonajwyżej

pięćminutodhotelu.Omarposzedłodrazudołóżka,abysięwyspać.

Nazajutrzświeciłosłońce,cowLondyniezdarzasięczęściej,niżsiępowszechnietwierdzi.Omar

zjadłobfiteangielskieśniadanieiruszyłwdrogę.ChociażbyłwLondynieporazpierwszy,miastowcale
niewydawałomusięobce.ZawdzięczałtoprofesorowiShelleyowiijegożonieClaire,którzypodczas
długichzimowychwieczorówwLuksorzeopowiadalimuoAnglii,awłaściwieoLondynie.

Tym,coodróżniałoLondynodKairuikażdegoinnegomiasta,byłaczystośćimniejnerwowa

atmosferanaulicach.Jeździłotudużosamochodówosobowychipiętrowychomnibusównawysokich
kołach.Alenawethandlarze,którzywKairzebylinatrętnijakmuchyobsiadająceodchodywielbłądów,
tutajwykazywaliwytwornąpowściągliwość.

Omarprzeżyłpierwszezaskoczenie,kiedyznalazłsięprzeddomemnaGloucesterTerrace124,

dwupiętrowymbudynkiembiałootynkowanymzepokiwczesnowiktoriańskiej,nacowskazywałyprzede
wszystkimsurowyportalzkolumnamiimosiężnatabliczkaznazwiskiemHartfield,którą—by
zachowałatakiblask—należałozpewnościączyścićconajmniejrazwtygodniu.Tosamodotyczyło
klamki,którąOmarśmiałonacisnął.Otworzyłmusiwy,starymężczyzna,tużzanimukazałasiękobietaw
średnimwiekuoponurymspojrzeniu;miałanasobiespodnieitrzymałapapierosawustach.

Omarniewiedział,jakwyglądaprofesorHartfield,alebyłprzekonany,żetoniemożebyćon.

Powiedziałwięc,żekiedyśpracowałdlaprofesora,aponieważjestwAnglii,zapragnąłsięznim
zobaczyć,niewidzielisięjużczterylata.Tesłowazmieniłyponurywyraztwarzykobiety,odsunęła
staregonabokizapytałaOmaraonazwisko.Omarpodałjezgodniezprawdą.Czemumiałbykłamać?

Pokrótkimwstępie,którydotyczyłniedbałegowyglądukobiety—własnoręcznieuprawiałaogród—

podałamuswojenazwisko;AmaliaDounce,ipowódswejobecnościwtymdomu;jestprzezmatkę
spokrewnionazpaniąHartfield,nieboszczkabyłajejciotką.Kobietasięrozgadałaiopowiedziała,żeod
piętnastulatjestdobrymduchemtegodomuipodczastrwającejcałemiesiącenieobecnościpaństwa
Hartfieldówprowadziłaichsprawyinadaljeprowadzi,przedewszystkimodkądpaniHartfieldnieżyje,
aprofesorzaginął.Jejpodanieouznanieprofesorazazmarłegourządzałatwiłodmownie,ponieważ
istniejąpewneposzlaki,którepozwalająprzypuszczać,żeprofesorżyje.

AmaliaDouncebyłajedynąspadkobierczyniąmajątkuHartfieldaijejzabiegipodtymwzględembyły

całkowiciezrozumiałeiuprawnione.PodczastejrozmowyOmarazaskoczyłazwracającauwagę
powściągliwośćtejtakwylewnejkobiety,kiedyzapytałjąowspomnianeposzlaki,którestanowiły
przeszkodęwzałatwieniusprawydziedziczenia.Kobietatwierdziła,żeporazostatniwidziałaprofesora
wlecie1918,jeślipominąćto,żeniedawnojejsięprzyśniłjakomnich-żebrakwszarymhabicie.
Roześmiałasięzgorycząirzekła,żebyłotoprzedtrzematygodniamiiodtejchwilibudzisięczasem
przerażona,bojejsięzdaje,żemnichczyteżHartfieldzbliżasiędoniejzironicznymuśmiechem.

Bysięuwolnićodtychzjawsennych,Omarpożegnałsięuprzejmie,zjadłcośw„King’sArms”i

oddaliłsięprzezBayswaterRoaddopobliskiegoHyde-Parku,gdzieusiadłnaławceiprzyglądałsię
łabędziomiptakomwodnym,zastanawiającsię,comasądzićopaniDounce.Interesującawydałamusię
uwaga,żepodanieouznanieprofesorazazmarłegozostałooddaloneprzezsądnapodstawiepewnych
poszlak.AwięcOmarudałsiędoBayswater-Court.

background image

Staremurymiaływsobiecośgroźnegoiniesamowitego,jakwszystkiegmachysądowenaświecie;

trwałoniemalgodzinę,zanimOmartrafiłdowłaściwegowydziałuispotkałsięzsędziąKitterbellem,
wysokim,krzepkimmężczyznąokrótkoostrzyżonychwłosach,któryodniemalćwierćwieczapracował
nachlebiemeryturęodponiedziałkudopiątkuprzyciemnymzniszczonymbiurku,wydającnapodstawie
dokumentówdecyzjeoubezwłasnowolnieniuiaktyzgonudladzielnicyBayswater;obowiązektenwyrył
najegoczoległębokiezmarszczki.

Omarpokazałswójpaszport,oświadczył,żemógłbycośpowiedziećnatematHartfielda,wie

mianowicie,żezałatwionoodmowniepodanieouznanieprofesorazazmarłego.Oświadczenietonie
wzbudziłozachwytusędziegoKitterbella,przeszkodziłomubowiemwzałatwianiudwustosówakt,które
zaplanowałsobienadzisiejszydzień;musiałwięcwezwaćMissSparkins,kobietęubranąwczerń,która
należaładoorganizacjisufrażystekpodnazwą„Women’sSocialandPoliticalUnion”.Kobietapo
dłuższejchwiliprzyniosłaaktasprawyiKitterbellzacząłsięwnichzagłębiać.

Omaropowiedziałsędziemutęsamąhistoryjkę,którąopowiedziałjużMrs.Dounce,żemianowicie

pracowałdlaHartfielda,żeniewidziałgojużczterylataisądzi,iżprofesorjużoddawnanieżyje.Wten
sposóbmiałnadziejęsprowokowaćsędziego,byorzekł—zgodniezdowodami,żetakniejest.Inie
omyliłsię.

KitterbellzareagowałgniewemnaopowieśćOmara,zażądałdowodównajegotwierdzenie,

wyciągnąłzaktprzekaznadwadzieściatysięcyfuntówipołożyłnastole.Przekaznosiłdatę:Kair,4
kwietnia1921,nadolewidniałdrżącypodpis„Hartfield”inazwakonta:MisrBankKairo,skądpodjęto
sumęzgodniezpełnomocnictwamiibezkomplikacji.AniWestminsterBank,aniMisrBankniemiały
wątpliwościcodoautentycznościpodpisu,aponieważmartwiniepodpisujączeków,należysądzić,że
Hartfieldżyje.Archeolodzybywajądziwakami,znikają,ujawniająsię,czegoniemożnabraćzazłetakim
ludziomjakHartfieldwtychniespokojnychczasach.CzyOmarmożeprzysiąc,żeprofesornieżyje,lub
podaćświadków,którzyprzysięgną,żetoprawda?

TegoOmarniemógłzrobićiwcaleniechciał;osiągnąłto,naczymmuzależało,ito,cooddawna

przypuszczał,wydawałosięprawdą:HartfieldżyłgdzieśwEgipcie,niebyłopowodusądzić,że
zawiodłagowiedzaiżeprzestałsięzajmowaćsprawąImhotepa.

Alegdziezacząćposzukiwania?WydawałosiębezsensownewkrajuwiększymniżAnglia,Francja

czyNiemcyszukaćczłowieka,którywdodatkupragnąłżyćwukryciu.Totakjakbyszukaćigływstogu
siana.CowieMrs.Dounce?Omarniewątpił,żewiewięcej,niżsiędotegoprzyznaje.Alejakijest
powódjejpowściągliwości?Czychodziospadek,czyteżdziałazgodniezżyczeniemprofesora?
Dlaczegoniewspomniała
oprzekaziepieniężnym?Jeślizajmowałasięfinansamiprofesora,musiałaotymwiedzieć.

NazajutrzOmarposzedłporazdruginaGloucesterTerrace,byzapytaćpaniąDounce,czywieo

przekazieprofesorazkwietniaubiegłegoroku,cojestniewątpliwymdowodem,żeprofesorżyje.Pytanie
cudzoziemcabyłodlaMrs.Douncedowodem,że—takjakprzypuszczała—maoninnycelniżzłożenie
profesorowiprzyjacielskiejwizyty.OświadczyłaOmarowi,niewypuszczającpapierosazust,żejeston
szpiegiem,
izagroziłapolicją,jeśliniezaprzestanieswychdociekań;pozatympodpisnaczekujestsfałszowanyi
niechOmarsiętuwięcejniepokazuje.

NiebyłowzwyczajuOmararezygnowaćzeswychplanówwsytuacjachtakichjakta.Udałsięwięc

ponowniedosędziegoKitterbellaiopowiedziałznaiwnąminą,żeMrs.Douncetwierdzi,jakobypodpis
naczekubyłsfałszowany,izapytał,czysędziaotymwie.Kitterbellowichodziłoprzedewszystkimoto,
bypozbyćsięuciążliwegoinformatora,zacząłprzewracaćgniewnieoczamiipowiedział,żepaniDounce

background image

wyraziłaswąwątpliwośćcodoautentycznościpodpisuHartfielda,alebiegłypotwierdził,żejeston
prawdziwy.

Gdyterazsędziazacząłzadawaćpytania,dlaczegotasprawatakgointeresuje,Omarwolałsię

pożegnać.

PodczasgdyOmarzbierałwLondynieinformacje,niemiałpojęcia,żewBerlinieprzeznaczenie

gotujemucios,którytrafigomocniejniżwszystko,codotychczasprzeżył.Byłatoporażka,którejsięnie
zapominadokońcażycia,nawetjeśliranyjużdawnosięzagoją.

Zaczęłosięwszystkoodprzyjęć,którebaronGustavGeorgvonNostitz-Wallnitzzwykłurządzaćw

każdyczwartek.Gdybynaszymzadaniembyłoklasyfikowanietegorodzajuwydarzeń,tonajwłaściwszym
określeniembyłybytusłowa:„widziećibyćwidzianym”.Udziałwtychtargowiskachpróżnościbyłdla
każdegoberlińczykazaszczytem.Ten,kogobaronvonNostitzzaprosił,należałdoelity,aten,kogonie
zaprosił,wiedział,cootymmyśleć.

Bywalitamaktorzy,reżyserzy,pisarze,atakżekonstruktorzysamochodów,którzy—byzabłysnąć—

niewahalisięprzedpodróżązGórnychŁużyciGórŁużyckich.Tutajrodziłysięgwiazdy,zapowiadano
premiery,angażowanobokserów,nawiązywanokontakty,uprawianopolitykę.Jeszczedwadniprzed
zamordowaniemministersprawzagranicznychWaltherRathenaugawędziłtuwesołozF.W.Murnau'em,
któregoniemyfilmpt.Nosferatuzachwyciłwszystkichgości.

NajednymztakichprzyjęćkuradościwielupanówzjawiłasięHalima;swojąniemczyznąz

domieszkąarabskiegowzbudziłaogólnypodziw.Wówczastozdarzyłsiędrobnyincydent,któryw
świetledalszychwydarzeńwcaleniebyłtakiprzypadkowy,jaktopoczątkowowyglądało.Reporter
gazety„BerlinerIllustrierte”MaxNikischzderzyłsiętakniefortunniezHalimą,żekieliszekczerwonego
wina,którytrzymałwręku—piłtylkoczerwonewino—wylałsięnasukniękobietyipozostawił
brzydkąplamę.

Nikisch,znanyztego,żenicniemogłogowyprowadzićzrównowagi,wyjąkałtylkobezradnesłowa

przeprosinizaproponował,żezawiezieHalimędodomu,abyusunąćszkodę.AponieważHalimanie
chciałapozostaćwpoplamionejsukni,przyjęłapropozycję.

Nikischbyłniewysokim,szczupłymmężczyzną,podobnymdoRudolfaValentino,miał—zgodniez

panującąmodą—zaczesanedotyłuciemne,lśniącewłosy.Nosiłzawszemuszkęwpaskilubkropki,
wyłączniewkolorzeczerwonym,ajegoeleganckieobuwiepochodziłozesklepuWaldmullerana
Kurfürstendamm.Czarnymercedes-benz,którymjeździł,przekraczałjegomożliwościfinansowe,aleo
tymwiedziałtylkoonsam.

DlaczegomimoswoichczterdziestulatNikischjeszczesięnieożenił,wiedziałtakżetylkoonsam.W

każdymraziezaliczałsiędonajbardziejadorowanychkawalerówwBerlinieikobieta,którąsię
zainteresował,corzadkosięzdarzało,mogłabyćztegodumna.Nikischzachowywałsięwsposób
staroświecki,byłażdoprzesadyugrzeczniony,zawszedbającyoto,bynieskompromitowaćkobiety,z
którąmiałromans.Nawetnajzagorzalszymplotkarzomnieudałosięnigdywykryćjegomiłostek,a
plotkarzytakichniebrakowałowklubachisalonachBerlina.

Tylenależypowiedzieć,byzrozumieć,jakąsensacjęwywołałozachowanieNikischawciągu

następnychdni.Jaknależałosięspodziewać,odwiózłHalimędodomuizaczekałjakszofer,ażsię
przebierze,poczymprzywiózłjązpowrotemdobarona.Aletegowieczoruniespuszczałzniejoczu,
prawiłkomplementy,ażegnającsię,poprosił,abymógłsięzniąspotkaćnazajutrz.

JakoEgipcjanka,Halimaniebyłaprzyzwyczajonaanidokomplementów,anidozaproszeńczyrandek.

PochlebiałjejsubtelnysposóbbyciaNikischa,więcwyraziłazgodę.Podczasśniadaniagoniecprzyniósł
jejbukietżółtychróżilist.Halimajeszczenigdywżyciuniedostałakwiatów,alistzawierałzaproszenie
naprzechadzkępowystawach.Nikischproponowałtakże,byzastąpićpoplamionąsuknięnową.

background image

NastąpiłotowsaloniemodywpobliżuAlexanderplatz,gdzieubierałasięelita.Sukniabyłażółta,

sięgaładołydek,zgodniezówczesnąmodąbyłaobcisła,nalewymbiodrzelekkozmarszczona,także
opadałanajednąstronę,tworzącfałdy.WątpliwościHalimy,żesukniajestzbytwyzywającadlakobiety
zeWschodu,Nikischrozwiałuwagą,żepięknakobietapowinnanosićpięknesuknie,adlaniejnawet
najpiękniejszejeszczeniesądośćpiękne.

Tegorodzajukomplementy,którychNikischnieszczędził,działałyjakszampaniwprawiałyHalimęw

nieznanejejdotąduczucieszczęścia.Dotychczasbyłasłużącąimęczennicą,nigdysięnieskarżyła,
ponieważtakieżycieodpowiadałojejpochodzeniuiwychowaniu.Teraznagleujrzałasiebiewroli
damy,rozpieszczanejponadmiaręiadorowanej;czułasięwięcjakwsiódmymniebie.NawetOmar,
któregojejwBerliniemimowszystkobrakowało,nietraktowałjejztakąatencjąiczcią,jaktoczyniłten
Niemiec.Omarniepotrafiłtego,bobyłmężczyznąWschodu.OdbaronaHalimadowiedziałasię,że
OmarpozostaniewLondyniedłużej,niespodziewanezdarzeniawymagająjegoobecności,przysyłajej
pozdrowienia.TakwięcwuczuciachHalimynastąpiłniespodziewanyzwrotkuMaxowi(Halima
nazywałagoMatsem,boniepotrafiławymówić„x”).

Byliwspólniew„Scali”,słynnymvariétés,gdziekapitanWesterholdprezentowałzdalniesterowany,

jakbyporuszanyrękąducha,modelstatku—wówczasbyłatosensacja.Odwiedzalipodejrzanelokalei
kabarety,oglądalinajsłynniejszeówczesneniemefilmy,DoktoraMabuse’aFritzaLangaiNosferatu
Murnau'a.Widywanoichw„Adlonie",aokołopółnocyprzystawaliprzedbudąnaroguFriedrichstrassei
Taubenstrasse,gdziebyłynajlepszepulpetywcałejwschodniejdzielnicy.Pokilkudniachtakichspotkań
MaxwyznałHalimieswąmiłość.Możelepszebyłobysłowo„zaklinanie”,Nikischbowiemzaklinał
Halimę,bygonieodtrącała,boniemożebezniejżyć.

Halimastałajakskamieniaławmigotliwymświetlegazowejlatami,drżałazlekka,aleniezchłodu,

zaskoczyłojąwyznanieNikischa.Maxprzyciągnąłjądosiebie,czułdrżenieiciepłojejciała,prosił,by
nicniemówiła.

—Teraznicniemów—błagał.—Bywająsytuacjewżyciu,kiedykażdesłowojestniewłaściwe.

Terazwłaśniejesttakasytuacja.

Halimawalczyłazełzami—niewiedziaładlaczego.Byławstrząśniętaniezwykłościątego

mężczyzny,jegosiłąiwyższością,którewnieoczekiwanejchwilizamieniałysięwurocząsłabość.
Chciała,musiałamupowiedziećtylerzeczy,musiałamuwytłumaczyć,nimbędziezapóźno,zaczęławięc
mówić,drżącwjegoramionach.

Najpierwopowiedziałaoswymsmutnymdzieciństwie,otym,jakmusiałazojcempracowaćbosona

plantacjitrzcinycukrowej,opierwszymspotkaniuzOmarem,owysokiejcenie,jakązapłaciłazajego
życie.Niczegoniepominęła,nawetizolacjiinieludzkiegotraktowania,iupokorzeń,jakichdoznaław
małżeństwiezal-Husseinem.OpowiedziałaoniespodziewanymspotkaniuzOmarem,oichwspólnej
decyzjiucieczkizEgiptu.PrzemilczałatylkowłaściwetłoichznajomościzbaronemvonNostitzem.

—Widzisz—zakończyła—żemaszdoczynieniazcudzołożnicą,którauciekłaodmęża,cowedług

świętejksięgiKoranujeststraszliwymgrzechem.Jestemjednąztychkobiet,odktórychAllahnakazuje
trzymaćsięzdaleka,każemężomzamykaćjewichkomnatachikaraćwedługwłasnegouznania.Bo
mężowiwolnojestrozwieśćsięzżoną,żonienatomiastniewolnoporzucićmęża.

Halimaoczekiwała,żejejsłowawzbudząniechęć,żeNikischznajdzieodpowiedniwybieg,bysię

wycofać.Niezdziwiłobyjejto,anawetwduchupragnęła,abytaksięstało,bowówczasniedoszłobydo
tego,cowkonsekwencjimogłobyprzynieśćtylkocierpienie.

Alenictakiegonienastąpiło.Nikischjeszczemocniejprzytuliłjąiokryłjejtwarzpocałunkami.

Wyrozumiałyjakojciec,rzekł:

background image

—Przybyłaśzdalekiegokraju,gdziepanujeinnamoralnośćiobowiązująinneprawa.Aleterazjesteś

wEuropie,atu,wNiemczech,jestinaczej.Jesteśkobietąimasztakiesameprawajakmężczyzna.Jeśli
twójmążbyłdlaciebieniedobry,masztakiesamopraworozwieśćsięznim,jakonztobą.Zresztątonie
mażadnegoznaczeniadlaczłowieka,któryciękocha.

—AlejestjeszczeOmar!—Halimarozpaczliwieusiłowałasięwyrwaćzjegouścisku.—Onmnie

kocha,ajajego!

SłowatewcalenieodstraszyłyNikischa.Ścisnąłjejręceirzekłspokojnie:
—Miłośćmawłasneprawa,jestpozbawionawszelkiejlogiki.Dziśmówiszmi,żekochaszOmara,a

jutromożebyćjużcałkieminaczej.Uczynięwszystko,czegoodemniezażądasz.Jeślimnieodepchniesz,
odejdę;alenieprzestanęciękochać.

WówczasHalimawybuchnęłapłaczem.
—Wobectegoidź,proszęcię,idź!Niewolnonamsięwięcejspotykać,nigdy!
Nikischjakgdybyczekałnatęreakcję,beznajmniejszejoznakismutkuczywzruszeniaująłHalimę

podramięiwezwałtaksówkę.Otworzyłdrzwiczki,akiedywsiadła,przelotniepocałowałjąwrękę.
Halimaniewidziała,żemachazanią,ponieważpłakałajakdziecko.

TymczasemOmarwgryzałsięwsprawęjakfretkawswójłup.To,czegodotychczasdowiedziałsięo

Hartfieldzie,wydałomusięzbytmałoważnedladalszychbadań.Musiałdowiedziećsięczegoświęcejo
stosunkachnaGloucesterTerrace124.

Omarnicwątpił,żepalącabezprzerwypapierosyMrs.Douncegratudwuznacznąrolę,alenic

wiedział,jakzdobyćdalszeinformacje.Myśl,abyzasięgnąćjęzykausąsiadów,natychmiastodrzucił.Po
pierwsze,nicbytoniedało,boktowtakimwielkimmieściejakLondynznaswoichsąsiadów?Po
drugie,byłotozwiązanezryzykiem,żeludziedoniosąMrs.Dounceojegowypytywaniu,iwtensposób
jąostrzegą.AwięcOmarzdecydowałsięiśćtymczasemnajprostsząinajtrudniejsządrogą.Zaczaiłsię
podrugiejstronyulicyiobserwował,ktoodwiedzadomprzyGloucesterTerrace124.Trwałna
posterunkuodranadowieczora.

Niemanicbardziejnużącegoidręczącegoniżtegorodzajuobserwacja.Godziny,którezazwyczaj

mijająjakwlocie,wtakiejsytuacjijaktarozciągająsięwnieskończoność.Omarspacerowałpodrugiej
stronieulicy,liczyłpłytychodnika,uczyłsięnumerówmijającychgosamochodówidwarazydziennie—
wpołudnieiwieczorem—kupowałnajnowszewydaniadzienników,któreczytałopartyorogidomów.

Pierwszegodnianicsięniezdarzyło,nielicząctego,żezranaowpółdoósmejdrzwiwejściowe

uchyliłysięiczyjaśrękazabrałabutelkęmleka,którąprzedtemmleczarztampostawił.Mleczarz!
Mleczarzeifryzjerzywiedząwięcejniżinniludzie.

NazajutrzOmarprzypilnowałmleczarza,wcisnąłmudorękijednofuntowybanknot,nieladagroszdla

przedstawicielajegostanu,ioświadczył,żejestprywatnymdetektywem,coniebyłorzadkościąw
Londynielatdwudziestych;następniezapytałostosunkiwdomunaGloucesterTerrace.Naturanie
obdarzyłamleczarzazbytnimintelektem,jegohoryzontyniesięgałydalejniżdoproguwłasnegodomui
nawszelkiedalszepytaniareagowałrównieprzyjaznym,jakidiotycznymuśmiechemiwyciągająctrzy
rozpostartepalce,odpowiadał:

—Mrs.Dounce,trzybutelki,Sir.
NazajutrzOmarujrzałtwarzsłużącego,który—najwidoczniejzałatwiwszysprawunki—wracałpo

dwóchgodzinach.Jednobyłoterazjasne,tomianowicie,żeMrs.Douncenieprowadziotwartegodomu,
żyjewodosobnieniu.

Ospałyznudy,Omarzapóźnospostrzegłnastępnegowieczoru,żektośwychodzizdomu.Zdążyłtylko

zobaczyćwysokiegomężczyznęwtrenczu;alezanimprzeszedłnadrugąstronę,bygośledzić,nieznajomy
znikłwciemności.Jednobyłopewne—niebyłtosłużący,ównieznajomybyłwyższyiniemiałtak

background image

ciężkiegochodujaktamten.AlenajbardziejzastanawiałOmarafakt,żeniewidział,jakobcywszedłdo
domu.

Nazajutrz,wpiątek,powtórzyłosięto,coOmarjużznał;zranamleczarz,listonoszominąłdom,około

dziesiątejwyszedłsłużący,potemjużnicsięniedziało.

Byłomożeokołoósmejijużzapadałzmrok,gdynastąpiłocośniespodziewanego,wcoOmarjużnie

wierzył,żenastąpi.OtworzyłysiędrzwiizdomuwyszłaMrs.Douncewtowarzystwiemężczyzny.Byłto
ównieznajomywtrenczu.RamięprzyramieniuszliobojewkierunkuSussexGarden.Omarszedłzanimi
wpewnejodległości.Mężczyznaikobietażartowaliibyliwyraźniewdobrychhumorach;pokrótkim
spacerzeweszlidojednegozchińskichlokali,któretuznajdująsięnakażdymrogu.

KiedyOmarsięprzekonał,żeobojejużusiedli,wszedłzanimi.Siedzieliprzystolikuwnajdalszym

kącie,oddzielonymodresztypomieszczeniaprzegrodązbambusaizielonychroślin,takżeOmarmógł
sięodważyćnazajęciemiejscanaprzeciwko.Chodziłomuoto,byzapamiętaćtwarztegomężczyzny.

Znadkartydań,którąpodałmuzukłonemniedużyChińczyk,Omarobserwowałsiedzącąparęzboku.

Dopierokiedykelnerpodszedłdonich,abyprzyjąćzamówienie,mężczyznazmuszonybyłodwrócić
głowęiwówczasOmarujrzałjegotwarz.

NaAllahaWszechpotężnego!MężczyznaobokMrs.DouncebyłtoWilliamCarlyle.Bezwątpienia

WilliamCarlyle,dziennikarz,któregoOmarpoznałprzedwielulatywpodcieniachhotelu„Winter
Palace”wLuksorzeiktórypewnegodniazniknąłzhotelu,pozostawiwszykurtkę,kopertęzpiętnastoma
funtamiiksiążkęzpogniecionąkartką,znapisanymnaniejtylkojednymsłowem;„Imhotep”,dwukrotnie
podkreślonym.

Omarowitrudnobyłowtejzaskakującejsytuacjiuporządkowaćmyśli.Mrs.Dounce-profesor

Hartfield-Carlyle—międzytymitrzemaosobamizachodziłjakiśzwiązek,jakieśdziwnewspółgranie
trzechlosówwokółwspólnejsprawy.Wkażdymraziemusiałistniećjakiśpowód,dlaktóregoHartfield,
jeśliwogólejeszczeżyje,iCarlyle,codoktóregoistnienianiemawątpliwości,zdnianadzieńzniknęli.
Omarowinapływałodogłowytysiącemyśli,ależadnaznichniewydawałasięjasna.Sytuacja,której
właśniebyłświadkiem,niczegonietłumaczyła.

PodczasgdyMrs.DounceiCarlylerozmawiali,Omarobserwowałichruchyigesty,któreczasem

zdradzająwięcejniżsłowa.Ustamogąkłamać,oczynatomiastnie.Ledwiekelnerodszedł,Carlyleujął
prawąrękęMrs.Dounceidługopatrzyłjejwoczy,niemówiącanisłowa.Jasalaam!Takniepatrząna
siebiekrewnianiznajomi,anipartnerzywinteresach!Byłatoparamiłosna.

—Copanzamawia?—PrzedOmaremstanąłnagleniski,uśmiechniętyChińczyk.Omarodłożyłkartę

dań,odparłuprzejmie:

—Dziękuję,rozmyśliłemsię.—iniezauważonyopuściłlokal.
OchłodziłosięiodstronyLongWaterwpobliskimHyde-Parkunadciągałapierwszajesiennamgła.

Omarpostawiłkołnierz.Zastanawiałsię:JeśliWilliamCarlyleiAmaliaDouncesąparąmiłosną,cojest
raczejpewne,nasuwasiępytanie,jakąrolęwtejhistoriiodegrałwujAmaliiEdwardHartfield?
HartfieldiCarlylemusielisięznać,ichwspólnezainteresowanieImhotepemniemogłobyć
przypadkowe,alejeślisięznali,czemuzdążalidocelutakodległymidrogami?

Omar,którydotychczasstanowczozaprzeczał,żezniknięcieHartfieldaoznaczajegośmierć,teraznie

mógłpozbyćsięuczucia,żeprofesornieżyje.Niewiedząc,jaksięmazachować,Omardotarłdohotelu
„Midland”.

WrazzkluczemdopokojuportierwręczyłmudepeszęzBerlina.Nagibtelegrafował,aby

niezwłoczniewracał,jeślizależymunaHalimie.CoNagibmiałnamyśli?Omarnierozumiał.

NawetgdybyOmarzrozumiałostrzeżenieprzyjaciela,itakbyłobyonospóźnione,bowBerlinie

wielesięzmieniło.NaUnterdenLindenwiatrstrząsałliściezdrzew;kiedyzranawychodziłosięz

background image

domu,czułosięmgłę,zwłaszczatam,gdzieprzezmiastopłynęłaSprewa.Deszczpadałobficiejniżw
ciągucałegosłotnegolata,acenychleba,mięsaijarzynzkażdymdniemwzrastały.Wielesamochodów
stojącychnaskrajuchodnikówmiałonapis:„Dosprzedania”,amężczyźniznapisem„Szukampracy”na
piersiachinaplecachstanowilicodziennyobraz.

Wszędziewidaćbyłonielegalnychhandlarzyispekulantów,przedewszystkimhandlujących

narkotykami.„Coco”,jaknazywanokokainę,byławówczaswmodzie,atakżemorfina,acenyichw
BerliniebyłyznacznieniższeniżwParyżuczyLondynie.WpiwnicynaLeipzigerStrassekażdego
wieczoruśpiewałajaskrawouszminkowana,niemłodajużpiosenkarka:

Achcałusy,cozanuda,komużnieobrzydłyjeszcze.
Gdymorfinkęwkłućsięuda,ileżmilszedajedreszcze!
Tosięludziompodobało,śmialisiędorozpuku.Życiewowychdniachprzypominałotaniecna

wulkanie,wyglądałonato,żeludziełaknąrozrywki,żeżyjązdnianadzień,jakbytobyłichdzień
ostatni.Charlestonishimmykrólowaływsalachbalowych,aulicznicygwizdalipiosenkęowujuBumbie
zKalkuty,przebójspopularyzowanyprzezsześcioosobowyzespółpiosenkarzyonazwie„Comedian
Harmonists”.

SprawazMaxemNikischemtakwzburzyłaHalimę,żezamknęłasięwswoimpokojuicałąnoci

dzieńprzepłakałazrozpaczy.KochałaOmara,niemiałapowodugoniekochać,alekochałatakżeMaxa.

Szarpanatymiuczuciamiidręczonastrachem,żejednemuznichsprawiaból,Halimanazajutrzrzuciła

sięwwirnocnegożycia,wędrowałaodknajpydoknajpywpodejrzanejdzielnicy,gdziewczesnym
rankiemzatrzymałjąpatrolpolicjipijaną,opartąożelaznąfurtkęszaletu,przybytku,gdzie—jak
wiadomo—bywaliwyłączniepanowie,którzyzaspokajalisamychsiebiealboosobnikówtejsamejpłci.

Napropozycjępolicjantów,żeodwioząjądodomu,Halimazareagowaładzikimiwyzwiskamipo

arabskuiponiemiecku,odmówiłapodaniaswegonazwiskaiadresu,zagroziła,żebaronvonNostitz-
Wallnitzkażeichwszystkichzamknąć.Wobectegospędziłaresztęnocywcelipolicyjnej.Wreszciebaron
nawezwaniepolicjiprzybył,abyjązidentyfikować,przywiózłdodomu,gdziedowieczora
wytrzeźwiała,poczymwybuchnęłapłaczem.

Nagibjużoddawnaorientowałsię,żeHalimajestwrozpaczy,istarałsięjąpocieszyć.Ostrzegał

przedniemieckimimężczyznami,którychstosunekdokobietjestinnyniżEgipcjan.KiedyEgipcjanin
przysięgakobieciemiłość,jesttoprzysięganacałeżycie,przysięgaNiemcanatomiastobowiązujetylko
jednąnoc.Niechsięwystrzegamężczyzn,którzyprawiąjejkomplementy,bochcąodniejtylkojednego.

WtedyHalimagoofuknęła,żeniepotrzebujepouczeńaniporównywaniaNiemcówzEgipcjanami.

Egipcjaniesąbowiembezwzględnymiegoistami,którzyuznajątylkosiebiesamych,aNagibniejest
wyjątkiem.Sprzeczalisięoboje,zarzucającsobieniegodziwość,wreszcieNagibnazwałHalimędziwką.
Wówczaskobietaspakowaładowalizkitrochęodzieżyizanimzatrzasnęłazasobądrzwi,zawołała,że
poresztękogośprzyśle.

HalimapojechałataksówkąnaKurfürstendammwewschodniejczęścimiasta.Żylituprzeważnie

artyści,aktorzyidziennikarze.Nikischmieszkałnanajwyższympiętrzesześciopiętrowegodomu,w
którymnaparterzemieściłosiękino.Aleniebyłogowdomu.Halimakrępowałasięzatelefonowaćdo
jegoredakcji,usiadławięcpoddrzwiamiiwkrótcezasnęła.

OkołopółnocywróciłNikischizastałHalimęśpiącą,opartąodrzwi.Drgnęła,kiedyNikischchciał

jązanieśćdomieszkania,alenajegowidokuśmiechnęłasię.Chciałacośpowiedzieć,usprawiedliwić
sięczywyjaśnić,aleniebyłazdolnawymówićsłowa,wobectegoMaxprzyłożyłpalecdojejust,co
miałooznaczać:„Pst,niemusiszminiczegotłumaczyć”.

Halimabezoporupozwoliła,abyNikischwniósłjądosalonu,eleganckoumeblowanegopokojuo

dwócholbrzymichoknach.Podjednymstałakanapaobitaniebieskąskórą.MaxpołożyłnaniejHalimę,

background image

takżemogłapatrzećnanocneniebo.Teraz,wpobliżuMaxa,poczułasięszczęśliwa.Wszystko
wydawałojejsięsnem.

—Wcalesięniedziwisz,żeprzyszłam—powiedziała,kiedyMaxprzysunąłsiędoniej.
—Amiałemsięzdziwić?—Nikischpochyliłsięizajrzałjejwoczy.
—Tak—odparła.—Tobydowodziło,żepotraktowałeśmojepożegnaniepoważnie.
—Ależjajepotraktowałempoważnie,nawetbardzo,byłemzmartwiony.Alewiedziałem,żedomnie

wrócisz.Żadenrozsądekniezdołazabićwtobieuczucia.

—Gdybyśtylkoniebyłtakcholerniepewnysiebie—rzekłaHalimazmieszana—takbezczelnie

opanowany.

Nikischsięroześmiał.
—Opanowanie,powiadajedenznaszychpoetów,toźródłowszelkiejmoralności.
—Atynigdyniejesteśtaknaprawdęniemoralny.Mamnamyśli,comazrobićkobieta,aby...
—Słucham?
—...abyśsięzniąprzespał?
MaxdługoprzyglądałsięHalimie,akiedyzauważyłpodnieconedrganiajejkącikówoczuinozdrzy,

ostrożniepołożyłsięnaniej.

DelikatneruchyNikischawprawiłyHalimęwstanoszołomienia.Zapomniałaowszystkim,naraz

zaczęławykonywaćdzikie,ekstatyczneruchy,bijącprzytymrękamidokołasiebie,jakbybroniącsię
przedmężczyzną,przeduczuciem,aprzecieżtakbardzopragnęłagokochać.

DwadnipóźniejOmarwróciłdoBerlina,akiedyusłyszał,cozaszło,załamałsię.Zrozpaczonyi

bezradny,błąkałsiępomieście,niezdolny,abyzebraćmyśli.Dlaczego,dlaczego,szeptałwciążodnowa.

NamościeCesarzaWilhelmazatrzymałsięipatrzyłnaleniwiepłynącąwodę.Chciałumrzeć,aleim

bardziejintensywnieotymmyślał,tymwiększaogarniałagowściekłośćnaczłowieka,któryzabrałmu
kobietę.Broń!Potrzebnymurewolwersześciostrzałowy,tobywystarczyło.NadworcuAlexanderplatz
możnakupićcośtakiego.Awięcudałsiętam.

Zapadałjużwieczórimiastotonęłowsłabymświetle.Ludziewychodzilitłumniewąskimi

przejściamidworca.Wszędziewałęsalisięspekulanciibezrobotni.Omarprzyglądałsiębacznie
każdemu,czynieukrywatego,czegoonszuka.Jedenzhandlarzyproponowałmukokainę,innypół
świniaka,jeślimanawymianępianino,trzeciszepnął,żemapartiękremu„Mouson”,sześćdziesiątsztuk
wpudełku.—Rewolwer?Nie.MożeuAschingeranaAlexanderplatz,aledopieropodziesiątej.

NaAlexanderplatzpanowałożywionyruch.Możnabypomyśleć,żewszystkieauta,omnibusy,

taksówkiitramwajeBerlinaspotkałysięnatymplacuotejsamejporze.Mała,jasnowłosadziewczyna,
chybaniemiałajeszczeosiemnastulat,pociągnęłaOmarazarękę.

—Hej,panie,możesięzabawimy?
—Niechcęsięzabawić,chcękupićrewolwer—mruknąłOmarniechętnie,starającsięodepchnąć

dziewczynę.

Aleonaszłaobokniego.
—Rewolwer?Chybazwariowałeś.Chłopie,pilnocidopudła?—rzekła.
TerazOmarspojrzałnadziewczynę.Pilnocidopudła?Prostesłowa,aprzecieżjakprzekonujące.

Śmiechuwarte.Małanieznajomaprzywróciłagodorozsądku.

—NazywamsięTilly—rzekłamała,bosądziła,żezainteresowałategomężczyznę;rozpostarłapalce

prawejdłoniprzedjegotwarząipowiedziałamrugając:—Piątaka,jakdlaciebie!

—Jakiegopiątaka?
—Nopięćtysięcy,zazabawę!
Omarzrozumiał;tylekosztowałwtychczasachfuntherbatyalbotaniakoszula.

background image

—Umniejestciepło,totużobokkomendypolicji.No,ruszsię!Niemożesztakiejmałejdziewczynki

zostawićsamejnaulicy.

Tillymiałaszczerą,miłątwarz.Niesfornejasnewłosyopadałyjejnaczoło.Byłazgrabna,delikatna,

alemiałazbytwydatnybiust.

—Chybajesteśnietutejszy,co?—zapytała,kiedyOmarwciążjeszczemilczał.—Wyglądasztak

markotnie,jużjacięrozruszam,zobaczysz.

Omarzdecydowanymruchemsięgnąłdokieszeni,wyjąłpaczkębanknotówidałdziewczynie.Tilly

dygnęłaischowałapieniądzedozniszczonejaksamitnejtorebki.

Pokójznajdowałsięotrzypodwórkadalej,naparterze,tużprzywejściu,ibyłopalany;Tilly

oświadczyłazdumą,żemieszkatuzkoleżanką,którasprzedajepapierosywnocnymlokalu,takżebuda
wnocyjestwolna.Omaropadłnafotel,noszącyśladyubiegłegostulecia;obserwowałdziewczynę,która
zaczęłasięrozbierać,jakgdybytobyłanajzwyklejszarzeczpodsłońcem.

—Chybaniezostanieszwubraniu—rzekła.Alekiedyzobaczyła,żeOmarjestmyślamidalekostąd,

uklękłaprzednim,wzięłagozaręceipowiedziała:—Tychybaniepotrzebujeszkobietydomiłości,
tylkodogadania.Notoopowiadaj.Ugotujęcitymczasemjakąślurę.

Omar,jakgdybytylkoczekałnasłowazachęty;zacząłopowiadać.Otworzyłprzeddziewczynąswe

serce,opowiedziałomiłościdoHalimy,oichucieczceiniespodziewanymjejzakończeniu,opustce,
jakąterazodczuwa,oswojejbezradnościwtejsytuacji.

Tillysłuchałanieprzerywając,akiedyOmarskończył,rzekłapodługimmilczeniu:
—Jeślimnieotopytasz,tocipowiem,żeżadnababaniejestwarta,bysięzaniąuganiać.Wierzmi,

jeślionaciękocha,wróci,każdaznasprzeżywakrótkiespięcia,ajeśliniewróci,toznaczy,żenigdycię
naprawdęniekochała.

TeprostesłowaspowodowałyuOmaranagłezłagodzeniecierpienia.Tillyzzadowoleniem

obserwowała,żepróbujesięuśmiechnąć.

—Jesteśmiła—rzekł—dlaczegotorobisz?
Tillywybaczyłabyswemudziwnemuklientowibezczelnośćigrubiaństwo,bodotegojużsię

przyzwyczaiła,alenietozdanie,nietegłupiesłowa,którecodrugimężczyznadoniejkierował.Odparła
równiegłupio:

—Awięcdobrze,jeślichceszwiedzieć,robięto,bomitosprawiaprzyjemnośćimamztegowięcej

forsyniżtelefonistka.

—Wybacz—rzekłOmar—togłupiepytanie.
—Matkamojejmatki—rzekłaTilly—czylimojababka,jakbyłamłoda,teżchodziłanaAlex,mimo

tozostałaprzyzwoitąkobietą.AwedługprawapanaMendla,dzieciwradzająsięraczejwdziadkówniż
wrodziców.

NaukoweuzasadnienietrybużyciadziewczynyubawiłoOmara,zaczęlirozmawiaćoróżnych

sprawach,szczególnieostosunkuobupłci,aponieważniedoszlidożadnegowniosku,wybralisiędo
Aschingera,gdzierównieżnocąleżałynastołachdarmowebułki;pilitampiwoigadaliszczerze,bo
wiedzieli,żeniedługosięrozejdąinigdysięjużniezobaczą.

WsytuacjiOmaranicsięniezmieniło,mimotoczułsięlepiejpotymdziwnymspotkaniu.Naturalny

sposób,wjakidziewczynatraktowałażycie,zaimponowałmu,przestałużalaćsięnadsobą,jaktoczynił
jużoddwóchdni.

NazajutrzOmarprzyszedłdobarona,którysiębardzotłumaczył,boprzecieżHalimapoznałaNikischa

uniegonaprzyjęciu.Byłzdumiony,słyszączustOmara,żeżadnakobietaniejestwartatego,bysięza
niąuganiać,ajeśliHalimagonaprawdękocha,towróci,ajeślinie,toznaczy,żegonigdyniekochała.
Potymwstępieprzeszliobajdosprawbieżących.

background image

Omarzaskoczyłbaronastwierdzeniem,żewsprawieImhotepaodkryłnowytrop;kiedyśprzedlaty

byłjużnatejścieżce,alewskutekniesprzyjającychokolicznościstraciłjązoczu.Słowem—człowieko
nazwiskuCarlyle,którybezśladuznikłzhoteluwLuksorze,pozostawiwszyrzeczyosobiste,między
innymikartkęznapisem„Imhotep”,terazznówpojawiłsięwLondynie,wczułymuściskuzsiostrzenicą
profesoraHartfielda.SamHartfieldniedałżadnegoniepodważalnegoznakużyciapróczpokwitowania
bankowego,którebyłopowodem,żegorliwylondyńskisędziaodmówiłuznaniaprofesorazazmarłego.

—Awięcsądzipan,żeHartfieldżyje?—zawołałbaronzzachwytem.
Omarwzruszyłbezradnieramionami.
—Sąconajmniejrówniepoważneargumentyprzemawiającezatym,żeprofesorżyje,jakizatym,że

nieżyje.Jednowydajemisiępewne:ten,ktoodnajdzieHartfieldażywegolubmartwego,posuniesię
kawałdrogidoprzoduwrozwiązaniuzagadki.PostanowiłemodszukaćHartfielda!

Gustav-GeorgvonNostitz-Wallnitznerwowokręciłwpalcachcygaro.
—Jakpantosobiewyobraża,jeśliwolnozapytać?
—Liczęnapańskąpomoc—rzekłOmarchłodno.—Jakpanuwiadomo,mamwEgipciewrogów,

którzychcąmniezabić,igdybymwróciłtamjakoOmarMoussa,byłobytosamobójstwo.Gdyby
natomiastudałosiępanuzdobyćdlamniefałszywypaszport,wszystkowyglądałobyinaczej.
PojechałbymdoEgiptuiniewróciłbym,pókibymnieodnalazłHartfielda.

—Todlamniedrobiazg!—Baronroześmiałsię.—Jedyne,comidotegopotrzebne,topańskie

zdjęcieinazwisko.

—Hafizel-Ghaffar—powiedziałOmar,przypomniawszysobienazwiskoswegodawnego

gospodarza;jużrazposłużyłsięnimwLuksorze—ShairaQuadri4,Kairo.

GdyNagibdowiedziałsięoplanieOmara,usiłowałwszelkimisposobamipowstrzymaćprzyjaciela.

Niechodrazuwpakujesobiekulęwłebizaoszczędzipodróży,bozal-Husseinemniemażartów.Nagib
rozumiebólOmarazpowoduHalimy,aledlatakiegosamobójstwaniemazrozumienia,jegowkażdym
razieistokoniniezaciągniedoEgiptu,nawetgdybymiałtuzarabiaćnażyciejakogazeciarz.Omar
powiniendziękowaćAllahowi,żeniemusirozważaćtegorodzajumożliwości.Wkażdymrazieniechnie
liczynapomocNagibawtejsprawie.

Omarodpowiedział,żechętnierezygnujezpomocyNagiba,ajegoplanywcaleniemajązwiązkuz

Halimą.ChceodnaleźćprofesoraHartfielda,żywegolubmartwego,ibaronwyrobimufałszywy
paszport.Onzaśzapuścisobieprzedtembrodę,jakąnosiłdawniej,idziękitemuniebędziesięróżniłod
siedmiumilionówEgipcjan.

Jaknależałosięspodziewać,rozmowaprzekształciłasięwsprzeczkę,wwynikuktórejOmariNagib

rozstalisięwgniewie.WdwadnipóźniejMr.Hafizel-GhaffarudałsiękolejądoMonachium,stamtąd
dalejdoTriestu,gdziemiałzarezerwowanybiletnastatekdoAleksandrii—oczywiściepierwszejklasy.

SIDISALIM

Owy,którzywierzycie!
BójciesięBoga,
poszukujciepilniepołączeniazNim
IwalczcieusilnienaJegodrodze!
Byćmoże,wybędziecieszczęśliwi!
Zaprawdę,gdybyci,którzyniewierzą,
posiadalitowszystko,cojestnaziemi,
ijeszczetyleżdotego,abysiętymwykupićodkary

background image

wDniuZmartwychwstania,toniezostałobytoodnichprzyjęte.
Ichczekakarabolesna.
Koran,suraV

*

JakzawszekiedyNilzgodniezodwiecznymrytmemwystępujezbrzegów,jegoostrazieleńzamienia

sięwżyznybrąz,którycałyEgiptutrzymujeprzyżyciu.„Izis”,łódźmieszkalnaladyDawson,zazwyczaj
kołyszącasięleniwie,terazszarpałalinę,afaleuderzałyopokładmocniejniżprzyniskimpoziomie
wody,wdodatkuodzachoduwiałasilnabryza.

NadrugimbrzegurzekiodstronyLuksoruprzewoźnikwalczyłzwiatrem.Ostrzegałcudzoziemca,że

wczasieprzyboruNiluniebezpieczniejestpozapadnięciuzmrokupłynąćprzeciwkowiatrowi.Szczodry
bakszyszrozwiałjednakjegowątpliwości.Terazżaglówkaprzechyliłasięniebezpiecznienawodzie,a
przewoźnikzacząłwołaćwciemnościInszallah!,modlitwędodającąodwagi,azarazembroniącąprzed
strachem.

LadyDawsonzsalonuobserwowaławidowisko.
—Tonapewnoon!—rzekłachłodnoiwskazałanałupinęnawietrze.—Francuzizawszesię

spóźniają,tonajbardziejniepunktualnynaród,jakiznam.

AgentGerryPincock,któregonazywanoSzczekaczem,podszedłdoniej.Trudnobyłogopoznać,bo

odkądprzebywałwEgipcie,nosiłwłosykrótkoprzycięte,cobyłoraczejkorzystnedlajegowyglądu.
LordCarnarvonprzybyłzcórkąEvelynzAnglii;agdziebyłaEvelyn,tamzawszeznajdowałsięw
pobliżuCarter.Siedziałprzyjasnooświetlonymstolepośrodkupokojunadstosemmapidokumentówi
wcalenieinteresowałogoto,cosiędziejenarozszalałejrzece.

—Powinienbyłraczejzostaćwhotelu—rzekłPincock,któremunapewnoniebrakowałoodwagi,

alekiedyzobaczył,żepromprzybierabardzoniebezpiecznąpozycję,zaniepokoiłsię;wkońcutamten
człowiekwłodzibyłdlanichważny.

Niewyglądałonato,żeprzewoźnikporuszasięnaprzód,raczejwalczyłprzeciwkowiatrowiiprzede

wszystkimstarałsięuchronićłódkęprzedprzewróceniem.WreszcieLadyDawsonzniecierpliwiłasięi
poprosiłagościozajęciemiejsc.

Samajakzawszezajęłamiejsceprezydialne.PojejprawejstroniesiedziałlordCarnarvon,obok

niegoPincock,pojejlewejstronieCarteriEvelyn,którejojciecniespuszczałzoczu.Egipskisłużącyw
białejgalabijipodawałsherryiwhiskynamałej,okrągłej,mosiężnejtacy;Pincockwstał,podniósł
kieliszekirzekizpoważnąminą:

—WznoszętoastzaczcigodnegoCharlesaWhitelocka,któryzginąłpodczaspełnieniaważnych

obowiązków.Wedługnaszychinformacji,zostałpochowanywczorajwGlasgowwSzkocji.Awięcza
Charlesa!—Wszyscyobecniwstali.

—CzyWhitelockbyłżonaty?—zapytałCarnarvonpominuciemilczenia.
—Żonaty?—LadyDawsonzaśmiałasięironicznie.—Agenciiarcheolodzyniemogąsobie

pozwalaćnamałżeństwo.Charlesmiałtylkojednąkochankę,doktórejnależałdusząiciałem,
mianowicieIntelligenceService.Mimoto—przykrahistoria.

LordCarnarvonprzysunąłsiębliżej.
—Jaktosięstało,mamnamyśli,jakdoszłodotejkonfrontacjizFrancuzami?
—Powiempanu—odrzekłPincock.—ObserwujemyludzizDeuxièmeBureauoddłuższegoczasu,

przyczymmuszęprzyznać,żeodnoszęwrażenie,jakbyFrancuzinasrównieżobserwowali.Chybasądzą,
żeukryliśmygdzieśHartfielda.WkażdymraziePaulSachs-Villatte,oficjalnykonsulfrancuskiw

background image

Aleksandrii,jestwrzeczywistościczołowymagentemfrancuskiegowywiadu.Kierujeniewielkąekipą,
znakomitątakpodwzględemnaukowym,jakiwywiadowczym,aciludziedysponująchyba
informacjami,którychmyniemamy.Zajmująsięsprawamidlanascałkiemniezrozumiałymi,czyli
kopaniemwmiejscach,którenaszymekspertomwydająsiębezsensowne.Musieliśmyprzyjąć,żeichstan
wiedzyprzewyższanasz.OdpowiednimeldunekdoLondynuzprośbąoosobistewzmocnieniesprawił,
żekapitanDoddssięzatrwożył.Przyrzekłwszelkąpotrzebnąpomocizażądał,byśmywyrażalisię
bardziejkonkretnie.Alezanimodpowiedzieliśmy,otrzymaliśmydepeszęodDoddsazapośrednictwem
ambasadywKairze:Niepodejmowaćżadnychkroków,czekaćnanoweinstrukcje.Później
dowiedzieliśmysię,żejedenzekipyfrancuskiej,filologEdouardCoursier,zwróciłsiędobrytyjskiego
wywiadu.Jestwhaniebnysposóbszantażowany,zmuszanydowspółpracyprzyprojekcie„Imhotep”;nie
majednaknajmniejszejochotypopieraćmetodszantażuDeuxièmeBureauipragnie,jeślichcemy,
przekazaćswojewiadomościBrytyjczykom.

—Narazie—ladyDawsonwpadławsłowoSzczekaczowi—musimyzachowaćostrożność.

Francuzmożebowiempoprostugrać.Dlategozaproponowałam,abyCharlesWhitelockskontaktowałsię
najpierwzCoursieremigowybadał.Whitelockbyłnajlepszymaktoremwnaszejekipie.Niktniepotrafił
takdobrzeudawaćangielskiegoturysty,toteżniewzbudzającpodejrzeń,nawiązałkontaktzCoursierem.
OkreśliłFrancuzajakoczłowiekapoważnego,ajegopostawęuznałzawiarygodną.Wydajesię,że
sprawiałamuszczególnąprzyjemnośćmyśl,żeznikniewciągujednejnocyzobozuFrancuzów.Sachs-
VillatteijegoludzietrafilitymczasemnainnygrobowieczczasówImhotepa,cojednak—jeślichodzio
zadanie—okazałosiębezwartościowe;postanowilizatemgrobowieczpowrotemzamurować,adojście
zasypaćpiaskiemiodłamkamiskalnymi.Whitelockobserwowałcałąakcjęzdaleka,odważyłsięzbliżyć
dopierowówczas,kiedyFrancuzinakrótkowycofalisiędoswejkwatery.PozostałtylkoCoursier.Ukrył
wgrobowcuswojenajważniejszemanatki.Whitelockzaproponował,żemupomoże.Zważnegozresztą
powodu.Whitelockmiałzesobąfałszywyplanterenuwykopalisk.Miałonstwarzaćpozory,żejuż
AugusteMariettewiedziałogrobieImhotepa.Wtymcelu,prowadzącmozolneposzukiwania,zebraliśmy
wszystkieinformacjeoMarietteizaznaczyliśmymiejsce,októrymmogliśmysądzić,żenawetprzy
bardzowytężonejpracynieznajdziesiętamnicpróczpiaskuiodłamkówskalnych.Plantenmiał
sprowadzićFrancuzównafałszywytrop,atymsamymspowodować,żezostawiąnasnajakiśczasw
spokoju.Iwtedytosięzdarzyło:zawaliłosięsklepienie.Coursierzdążyłuciec,Whitelockanatomiast
przygniotławielkakamiennapłyta.

—Okołopierwszejwnocy—ciągnąłPincockdalej—Coursiernadszedłcałkiemoszołomiony.

„Izis”cumowaławówczasokołotrzechmilodmiejscawypadku.Byliśmyjaksparaliżowani,kiedy
dowiedzieliśmysię,cozaszło.JedynieladyDawsonzachowałaprzytomnośćumysłu.Stwierdziła,że
jeśliWhitelockzostanieznaleziony,będziemywszyscyzdradzeni,wkażdymrazieFrancuzinabiorą
pewności,żeichśledzimy.Awięcpostanowiliśmy,żeCoursierijawrócimydogrobuispróbujemy
wydobyćzwłokiWhitelocka.Francuzizostawilipodnośniki.Zaichpomocąudałonamsięunieśćpłytę,
podktórąleżałWhitelock.Niebyłotocałkiembezpieczne.PowlekliśmymartwegoWhitelockapółmili
przezpustynię,następniezakopaliśmygogołymirękamiwpiasku.Podosłonąnocynazajutrz
załatwiliśmycałąresztę.BiednyCharles!

LadyDawsonwstałaipodeszładookna.Wciążjeszczeszalałaburza.Wciemnościniebyłowidać

łodzi.

—Chybazawrócili—rzekła.
Carter,wciążjeszczepogrążonywswoichpapierach,chybaniewielesłyszałztego,oczymmówiono.
—Musicietozrozumieć—rzekłlordtonemusprawiedliwienia—aleCarterjestzbyt

zdenerwowany.—Poklepałgoprzytympobłażliwieporamieniu.—Dlanasważnejestterazpytanie,

background image

jakmamydalejpostępować.

Jakbypragnącnadaćswymsłowomwiększejwagi,ladyDawsonzmieniłatonirzekłaostro:
—Tojestpowód,dlaktóregopoprosiłampanówdosiebie.
—Nierozumiem—odparłlordCarnarvon,aCarterpodniósłwzrok.—Comawspólnegomoje

odkryciezwaszymprojektem?

Carterspoglądałzmieszanynabok;Evelynwiedziaładlaczego.Ojciecpowiedział„mojeodkrycie”,

jakgdybytoonprzezdwadzieścialatgrzebałwbrudzie,jakbytonieHowardpoświęciłżyciepoto,aby
tegoodkryciadokonać,aterazojciecmówi„mojeodkrycie”.Czuła,jakCarteratoboli,cierpiałarazemz
nim.

LadyDawsonjeszczebardziejspoważniała,oczyjejbłyszczały,wreszcieodparłazwestchnieniem

niechęci:

—PanieCarnarvon,sądzę,żewychodzipanzfałszywychprzesłanek.Niemówimytuomoimczy

pańskimprojekcie,chodziosprawęoznaczeniunarodowym.Ministerwojnyjakoprzedstawicielrządu
JegoKrólewskiejMościwzwiązkuzdużymznaczeniemtejsprawyprzejąłkontrolęnaddokumentami
dotyczącymiImhotepa.Oznaczato,żejeślisprawaprzybierzepoważnyobrót,będziemysięmusieli
podporządkowaćrozkazomministrawojny.

—Tociekawe!—odparłlordCarnarvonironicznie,jaktopotrafiątylkoBrytyjczycy,aszczególnie

brytyjscylordowie.—Zastanawiamsiętylko,comająwspólnegopaniwieloletniebezskuteczne
poszukiwaniabezimiennegobudowniczegopiramidzmoimodkryciem?Prawdopodobnieporaz
pierwszyzostałodkrytynietkniętygróbfaraonainiemamypojęcia,cosiękryjezazapieczętowanym
murem.

—Nowłaśnie—rzekłaladyDawsonzespokojem,jakijącechowałwdrażliwychsytuacjach.—

Właśniedlatego,żeniewiemy,conastamczeka,podniecenieirozgłos,jakiebędątowarzyszyłytemu
projektowi,przewyższąwszystko,cobyłodotychczas.

Carterpokręciłgłową.
—Możezechcepaniwyrażaćsięjaśniej.Ocowłaściwiechodzi?
Pincockwtrąciłsiędorozmowy.
—TopomysłGeoffreyaDoddsa,uważam,żejestznakomity.Dotychczaslwiączęśćwysiłków

zużywaliśmynato,bytuszowaćnasząwłaściwąrobotę.Pańskieodkrycie,panieCarnarvon,po
ogłoszeniugosprowadzidoLuksorunietylkocałąświatowąprasę,alenależysięspodziewać,że
naukowcyiarcheolodzyzcałegoświatabędąsiętłoczyćwDolinieKrólów,awinnychmiejscach
wykopaliskbędzietakpusto,jaknigdydotąd.

—Rozumiem—rzekłCarnarvon.—ChceciepracowaćbezprzeszkódwSakkarze,dopókimytu

będziemywykopywaćfaraona.

—Takjest.WprzyszłymtygodniuprzybędziedoKairuekipaarcheologówzOksfordu.Naszminister

sprawwewnętrznychosobiścieotrzymałlicencjęnawykopaliska.KierownikpracprofesorWinberry
sporządziłmapę,naktórąnaniesionesąwszystkiedotychczasowewykopaliskawSakkarze;natrafiłprzy
tymnateren,niewielewiększyodboiska,gdziezniewiadomychpowodównigdyniekopano.

—Brzmitocałkiemnieźle.
—Muszęprosićocałkowitądyskrecjęwtejsprawie.Otletegoprzedsięwzięciajestpoinformowany

tylkoWinberry.Nawetjegozałoganiewie,czegowłaściwieszuka.

—Wspaniale,wspaniale!—pochwaliłlord.
Carternatomiastmruknąłcośoidiotyzmieibezradności,wreszcierzekł:
—Odkrycianiedająsięwymusić,prawdopodobieństwojakiegośodkryciamusiwzrastać,aproces

wzrostuwymaganawożenia.Pożywkądlaodkryćarcheologicznychsąinformacje.Informacjeijeszcze

background image

razinformacje.NigdybymnieznalazłgrobuTutenhamona,gdybymniemiałinformacji,doktórychprzede
mnąniktniedotarł.WDolinieKrólówjestjeszczewielemiejsc,którychnietknęłałopata,ibyłoby
całkiembezsensownekopaćtamtylkodlatego,żeniktnigdytamniekopał.Alejesttomojeosobiste
zdanie.

LadyDawsonniechętnymruchemzbyłauwagęprofesoraizapytała,zwracającsiędolorda

Camarvona:

—Jakpansądzi,ileczasuzajmieotwarcieinaukowezbadaniepańskiegogrobowca?
—Proszęposłuchać—przerwałCarterostro—my—tak,powiedział„my”—odkopiemycoś,co,

byćmoże,powiadam,byćmoże,okażesięnajwiększymodkryciem,jakiegokiedykolwiekdokonano,a
panipyta,ileczasupotrwawydobycie.—Gniewnieuderzyłdłoniąwstół.—Faraonleżywswym
grobietrzytysiącelat,apanikażenamsporządzićprecyzyjnyharmonogramczasowyjegowydobycia.To
absurdalneinaukowonieodpowiedzialne.Tengróbjestmoim—powiedział„moim”odkryciemija
będędecydował,ileczasupotrwajegowydobycieinaukoweopracowanie.—Zerwałsię,wybiegłna
pokładistałtamopartyoburtę,patrzącwnocnymrok.

Burzaszalała.Evelynpodeszładoniegocicho.Położyłamurękęnaramieniuirzekłałagodnie:
—Rozumiemtwojewzburzenie,Howardzie,aleludziezwywiadutodzikusy.Niepowinieneśsobie

tegotakbraćdoserca.

—Onisązłośliwi,bezczelniigłupi—syknąłCarteriująłjejrękę.—Alejeszczemniepopamiętają.
WtejchwilipodszedłdonichCarnarvon.Miałzatroskanąminę,chybaraczejzpowoducórki,

bardziejzajmującejsięarcheologiemniżsamymwykopaliskiem.

—PanieCarter—rzekłłagodnie—mapanrację,alesprawaImhotepama,jaksięwydaje,

narodoweznaczenie,takwkażdymrazieuważarządJegoKrólewskiejMości,ibyłobybłędem
zlekceważyćministrawojny.Możebędziemógłnampomóc.Sąwżyciusytuacje,kiedymądrzejjestulec,
niżupieraćsięprzyswojejracji.Sądzę,żepowinienpanjeszczerazprzemyślećcałąsprawę,zanim
dojdziedowybuchu.

EvelynujęłaCarterazaramięinieczekającnaodpowiedź,zaprowadziłazpowrotemdosalonu.
Carterusiadł,poirytowanygrzebałwswoichpapierach,wreszciezapytał,niepodnoszącwzroku:
—Więcczegopanichceodemnie?
—Proszęmniedobrzezrozumieć—odparłaladyDawson.—WywiadrząduJegoKrólewskiej

Mościdalekijestodtego,byumniejszaćpańskiezasługinaukowe.Otoczegoodpanaoczekujemy:
Pragniemy,byustalałpanznamiswojeterminy,toznaczy,żebylibyśmypanuzobowiązani,gdybypan
przyswoichpracachstosowałsiędonas.

ZanimCarterzdążyłzaprotestować,lordCarnarvonsięzgodził.
Zbrzegurozległosięwołanie.Pincockwyszedłnazewnątrz,abyzobaczyć,cosiędzieje.Kiedy

wrócił,byłblady.

—Łódźznikła,obawiamsię,żeposzłanadno.
—AcozCoursierem?—zapytałaladyDawsonporuszona.Pincockwzruszyłramionami.

*

OmarnazywałsięterazHafizel-Ghaffar,nosiłeleganckieeuropejskieubranie,miałwąsy,którego

postarzałyinadawałymuniemalwytwornywygląd.Alemożnazmienićnazwisko,odzież,nawetpoglądy,
aitakpozostaniesięsobą.Omaraogarnąłsmutek,kiedyprzybyłdoAleksandrii,skądprzedkilkoma
miesiącamiwyruszyłzHalimąwnadzieinanowe,szczęśliweżycie.Icoteraz?Byłnieszczęśliwyi

background image

wlókłzasobąwściekłośćczłowiekaoszukanego,uczucie,zktórymniktniepotrafisięuporać,wkażdym
razienietakprędko.

OmarjechałpociągiemdoKairu,pierwsząklasą,jaktegowymagałjegowygląd;wkońcubaron

zaopatrzyłgowodpowiednieśrodkiiporazpierwszywżyciuOmarzobaczył,żeEgiptjesttakżekrajem
bogatym:kupcyiwysocyurzędnicy,mudirowieinazirowiezeswymikolorowoubranymiżonaminie
mielinicwspólnegozpospólstwemwtylnychwagonach,którymiOmardotychczasjeździł.

Jakzawsze,kiedypotrzebowałrady,pomyślałopucybucie.Oczywiściepotępiałjegostosunekdo

Halimy,ztegopowodunawetsiępokłócili,alekalekabyłjedynymczłowiekiem,któremuślepoufał.
PrzybyłdoKairunocąizamieszkałwhotelu„MenaHouse”;przypomniałsobie,choćminęłojuż
dwadzieścialat,jakkiedyśwypędzonogozwytwornegohotelu.Zranawzrokjegopowędrowałzokna
pokojudopobliskiegokarawanseraju,gdziestaryMoussauczyłgoposługiwaniasięnabutemitłumaczył,
żesymbolizujeonwładzęmężczyzny.Pobielanechatywcalesięniczmieniły,tylkoludzieniebylijużci
sami.PróczHassana.JakdalekoOmarsięgałpamięcią,kalekabyłstarcem,ichoćwedługrachubylat
jeszczebardziejsięzestarzał,zrobiłnaOmarzewrażenieraczejmłodszego.Powitaniebyłoserdeczne,
dawnakłótniaposzławzapomnienie,Omaropowiedział,jakmusiępowiodło.

—Czycitegoniewróżyłem?—rzekłHassanizmrużyłpraweoko,bonadrugielepiejwidział.—

Alestaremukalecesięniewierzy.—IdałprzytymOmarowiżyczliwegokuksańca.

—Najgorsze—odparłOmar—żewciążjeszczejąkochamigdybyjutrowróciłaipowiedziała...
—Zwariowałeś!—zawołałHassanzgniewem.—Naprawdęzwariowałeś!Takakobietajakona

zasługujenabaty.Powinnosięjąwypędzićnapustynię,abytamskonałazpragnienia.Jesteśgłupcem!—
Iabyzmienićtemat,starzecdotknąłzuznaniemubraniaOmara.—Stałeśsięprawdziwymsaidem,mój
chłopcze.Ktobypomyślał!Powinienembyćszczęśliwy,żejeszczechceszsięzadawaćzbiednym
mikasahem.

WtedyOmarzdradziłmuprawdziwypowódswegopowrotudoEgiptu,opowiedział,żeprzyjechałz

fałszywympaszportemjakoHafizel-Ghaffarzobawyprzedal-Husseinemijegoludźmi;naAllaha,niech
gotylkoniezdradzi!Pierwsząsprawą,którąsięterazzajmie,będzieposzukiwanieprofesoraHartfielda,
boktogoodnajdzie,zbliżysięchoćtrochędotajemnicy.Opowiedziałteżślepcowioswejpodróżydo
LondynuioniespodziewanymodkryciuWilliamaCarlyle’a,którykiedyśzniknąłzLuksoru,ateraz
nawiązałbliskikontaktzsiostrzenicąHartfielda,kobietą,którapalinałogowopapierosyinosispodnie.

Hassandługosięzastanawiał.
—Spodnie,powiadasz,ipalipapierosy?Czyjestszczupłairudawa?
—Tak—odpowiedziałOmar.
—AtenCarlyle?Czyjestniepozorny,trochęniższyodniejimawysokieczoło?
—Tak.Skądwiesz?
—Bylitutaj.Tu,whotelu„MenaHouse”,bardzodobrzepamiętam.Zachowywalisięjakzakochana

para,trzymalisięzaręceigruchalizesobąjakdwagołąbki,aprzecieżjejwiosnazapewnejużdawno
minęła.Myślę,żemapięćdziesiątkę.

—Kiedytobyło?—Omarpochyliłsięipotrząsnąłkalekązaramiona.—Czycośjeszczezwróciło

twojąuwagę?

Hassanskinąłgłową.
—Drogieobuwie.Mieliobuwieześwietniegarbowanejcielęcejskóry,angielskarobota,stare,ale

dobrzeutrzymane.Tonaprawdęwytworniludzie.

—Czypotrafiłbyśsobiewyobrazić,żetychdwojezabiłoprofesora,byzagarnąćjegowielkimajątek?
—Niemożliwe!
—Adlaczego?

background image

—BoHartfieldżyje.
—Skądtowiesz?
—Powiemci,mójsynu.Takjakzwracamuwagęnaludzi,którzymajądrogieobuwie,takteż

zauważamludzi,którzymajązniszczoneobuwie.Zaciekawiamniezawsze,kiedyludziewdobrym
obuwiuspotykająsięzludźmiwzłymobuwiu,albowiemdobreizłeobuwiezazwyczajtrzymająsięod
siebiezdaleka.

—Czymógłbyśmitowyraźniejwytłumaczyć?
—Nowięcpewnegodniaprzybyładohotelupodejrzanapostać,mężczyznawzniszczonymubraniu.

Niepasowałjakośdotegoubraniaiwidaćbyłozjegoruchów,żeczujesięwnimnieswojo.Potem
zobaczyłemjegoobuwieiwszystkostałosięjasne.Miałnanogachsandaływłasnejroboty,uplecionez
taniejskóry,aplecionkamiaławzór;byłtokrzyżŚwiętegoAndrzejawkole,„X”wpiśmieniewiernych,
ajesttosymbolmnichówskalnychzSidiSalim.Wtedyzrozumiałem,żetadziwacznapostaćtoprzebrany
mnich.Rzeczjasna,wzbudziłmojąciekawość.Iotozobaczyłem,żewholuhotelowymspotkałsięz
mężczyznąikobietązAngliiweleganckichbutach.Wytworniludzienigdynieodmawiająpucybutom,
zapytałemwięc,czymogęusłużyćłaskawympaństwu.Dobrarobotawymagadłuższegoczasu,stałemsię
więcświadkieminteresującejrozmowy,zktórejmogłemwywnioskować,żeprofesorHartfieldprzebywa
wtajnymmiejscu,któregomężczyznaniechciałzdradzić.OczywiścieAnglicyniewiedzieli,żemajądo
czynieniazmnichem.Profesorżądałnajwidoczniejjakichśpapierów,którezostałymuwręczone,
prawdopodobniedlatego,żetychdwojesądziło,iżtrafiąwtensposóbnaśladHartfielda.Alemnichto
przewidział.Podjakimśpretekstemposzedłdokabinytelefonicznejwholuhotelowym.AleAnglicynie
wiedzieli,żekabinamadwojedrzwi,zprzoduiztyłu.Mnichnatomiastwiedziałiznikłprzeztylne
drzwi.

Omar,którysłuchałHassanazezdumieniem,zapytał,wahającsię,jakbysięobawiał,żezna

odpowiedź:—Aletychybawiedziałeś,skądtenmnichprzybył?CzypowiedziałeśAnglikom?

Hassanpostukałsięwczoło.
—Nibypoco?Wytworniludziesątakniewychowani,żepłacątylkotyle,ilesięodnichzażąda.

Bakszysztodlanichobcesłowo;ktoś,ktoniedajepucybutowinapiwku,niepowiniensięspodziewać,
żetenmucośpowie.

—AleCarlyleiMrs.Douncezpewnościąniezrezygnowali?
—Ach,gdzietam—odparłHassan.—Przezdwatygodniegoszukali.Alemoglibyszukaćjeszcze

drugiedwatygodnie,aitakbynieznaleźli.Przecieżniewiedzieli,żetomnich.Świetniesiębawiłem.

—Diabelskitypzciebie.Aletwojediabelstwojestdlamnieogromniepożyteczne.Czyjesteś

pewien,żeoninieznaleźlitegomnicha?

—Jakżemoglibygoznaleźć?Niemieliżadnejwskazówkiipodwóchtygodniach,zdenerwowani,

odjechali.—PrzytychsłowachHassanzachichotałzłośliwie.

SprawaHartfieldawydawałasięcorazbardziejzagmatwana.NaAllaha,jakiebyłypowiązania

pomiędzyprofesoremaowymmnichemzSidiSalim?

WhoteluoboktablicynakluczewisiałamapaDolnegoEgiptu.SidiSalimbyłonaniejzaznaczone

jakomałytrójkąt.KuswemuzaskoczeniuOmarstwierdził,żeniedalekoklasztorupołożonajest
miejscowośćRaszid,gdzieHartfieldwykopałówfragment,którydałdecydującewskazówkicodogrobu
Imhotepa.Wydawałosię,żezachodzitujakiśzwiązek.

—Jesteśgłupcem—rzekłHassan,widzączamyślonywyraztwarzyOmara.—Wdałeśsięwsprawę,

októrejraczejpowinieneśzapomnieć.Przecieżtomrzonki,jakiemożesobiewymyślićtylko
Europejczyk.JakgdybystarożytniEgipcjaniedysponowaliwiedządziśnamnieznaną.To—powiedział
mikasahiwskazałnaluksusowyautomobil,którywłaśniezatrzymałsięprzedhotelem—tosąnowe

background image

czasy,tojestjedenznajwiększychwynalazkówludzkości.Amożemyślisz,żecośtakiegoznajdzieszw
grobieImhotepa?

—Onie—odparłOmar—myślę,żezawartośćtegogrobujestowieleważniejszadlaludzkościniż

takisamochód.Czypojechałbyśzemną?

—Ja?Dokąd?
—DoSidiSalim,domnichów.
—NiechAllahciębroniprzedtakąpychą!—zawołałkaleka.—SidiSalim,mójsynu,położonejest

przeszłostomilstąd,gdzieśwrozległejdelcie.TylkorazjedenwżyciuopuściłemGizę,niemiałem
wtedydwudziestulatichciałemzobaczyćwyścigiwielbłądówwBenha.AledotarłemtylkodoKairu.
Nadworcupanowałtakitłok,żezepchniętomniepodnadjeżdżającypociąg.Noiwidzisz,jaksięto
skończyło.—
Wskazałnakikutnogi.—AterazmiałbymjechaćztobądoSidiSalim?Nie,nigdziestądniewyciągniesz
takiegostaregokalekijakja.

NawetobietnicaOmara,żewynajmiesamochód—Hassannigdyjeszczeniesiedziałwtakim

pojeździe—niezdołałagoprzekonać.

CzyOmarmiałzaryzykowaćipojechaćsamdotegoklasztoru?Przecieżniewiedział,cogotam

czeka.Należałowątpić,czymnisi,którzysięprzebierająiwwyrafinowanysposóbznikająprzeztylne
drzwi,zachowająsięszczególnieprzyjaźniewobecobcego.ZdrugiejstronyOmarniemógłnikogowto
wtajemniczyć.Jeśliwięcchciałsięposunąćdalejwswoichposzukiwaniach,musiałsamotniewyruszyć
doSadiSaJim.

*

EmileToussaint,któregozazwyczajnicniebyłowstanieporuszyćdotegostopnia,żebyrzuciłfajkę,

zacząłnaglepalićpapierosy;byłotochybaodbiciemjegostanuducha,alecosięnaprawdęztym
człowiekiemdzieje,wiedzielitylkoludziezjegonajbliższegootoczenia.Toussaintodpoczątkuuważał,
żeBrytyjczycysąowąsiłą,któratkwiłazaspiskiemzwiązanymzzawaleniemsięgrobuNefera,i
przyznawał,żezbytbeztroskopodszedłdoprojektu.Potejsamokrytyceprzeszedłjednakdoatakuna
DeuxièmeBureau,któregoobowiązkiembyłoosłaniaćswoichagentówprzedobcymiwywiadowcami,i
znalazłwtejsprawiepoparcieukonsulaSachsa-Villatte’a.

Takwięcwnajbliższymczasiegrupafrancuskaskierowałaswojewysiłkibardziejnawybadanie

ewentualnychprzeciwnikówniżnawłasnezadanie,jakimbyłoposzukiwaniegrobuImhotepa.Żądanie
Toussainta,abywywiadfrancuskiprzydzieliłmudalszychdwóchagentów,zostałonatychmiast
uwzględnione,aleichprzybyciedoAleksandriidałonowypowóddoniepokoju,mielibowiemwbagażu
wynikibadańplanugrobu,odkrytegoobokrzekomegociałaCoursiera.Planbyłsfałszowany,wykonano
gonapapierze,którymiałniewięcejniżdziesięćlatiprawdopodobniepochodziłzAnglii.

Nasuwałosięwięcpytanie,doczegozmierzaliBrytyjczycy,prowadzącswojąakcję?Czybyłtotylko

manewrodwracającyuwagę,czyteżnieudolnapróbaodwróceniauwagi,wyjściazkłopotu,albowiem
saminieposunęlisiędalejiobawialisię,żeFrancuziichubiegną?Amożeistniejejakaśwskazówka
naprowadzającanagróbImhotepa,aFrancuziweszliimwparadę?

LudziezwywiadutacyjakToussaintzdwóchmożliwościprzyjmujągorszą,itakdoszłodo

kryzysowegoposiedzeniawkonsulaciewAleksandrii,podczasktóregomielisięnaradzićnaddalszym
przebiegiemakcji,aprzedewszystkimnadtym,jakbytuzdobyćwszystkieinformacjewywiadu
brytyjskiego.

background image

Należałostworzyćwrażenie,żenawetcentralaDeuxièmeBureauwiewięcejoBrytyjczykachniż

tutejsiagenci:RozszyfrowanadepeszazParyżagłosiła,oczymdotychczasniewiedziałaniToussaint,ani
Sachs--Villatte,żełódźladyJoanDawsonjestcentraląwywiadubrytyjskiegowEgipcie,ajej
właścicielkaszefemcałegoprzedsięwzięcia.MoniaciMalraux,dwajnowiagenci,młodzi,energiczni
chłopcy,zktórychjedenmiałpostaćgoryla,drugizaśbyłwysokijaktyka,takżeichwspólnepojawienie
sięzwróciłopowszechnąuwagę,zaproponowali,żezatopiąłódź;byłatotaktykastosowanaw
poprzedniejwojnie.KonsulPaulSachs-Villatteniezgodziłsięjednak.Zatopionałódźnieprzyniosłaby
wywiadowifrancuskiemużadnychkorzyści.Chodziraczejoto,byzbadaćstanwiedzywywiadu
brytyjskiego,awtymcelunależyprzeszmuglowaćdojegoszeregówwłasnychagentówalbozwerbować
szpiega,którybypracowałdlaobustron.

Wiadomość,żelordCarnarvonijegoarcheologCarterodkryliwDolinieKrólównienaruszony

grobowiecfaraona,Francuziprzyjęlisceptycznie.Milléquantuznałtozamożliwe;Toussaintdojrzałw
tymtylkonowymanewrdlazmyleniaprzeciwnika.Wszystkiegazetydonosiłyotym,odkądlondyński
„Times”pierwszyobwieściłtęsensacyjnąwiadomość;dotądjednakniktjeszczeniezajrzałdo
zamurowanegogrobu,niepodanoteżżadnegoterminu,kiedygróbmazostaćotwarty.Takistanrzeczy,
powiedziałd’Ormesson,możebudzićwątpliwości,czycałasprawatocośpoważnego.Wkażdymrazie
onniemożesobiewyobrazić,żearcheolodzy,czekającnawielkieodkrycie,siedząspokojnieiwysyłają
zaproszenianamającesięodbyćotwarciegrobowca.

Wśródtychnaradnakonsulatfrancuskijakgromzjasnegoniebaspadławiadomośćtelefonicznaod

submudirazKusy,prowincjonalnegomiastapołożonegopięćdziesiątkilometrówodLuksoruwdółNilu.
Submudiroznajmiał,żefellachowiewyciągnęlizzakolarzekiciałoFrancuza;jegopapierywskazują,że
jesttoEdouardCoursier.

PierwsząreakcjąSachsa-Villatte’abyłostwierdzenie,żetoniemożliwe,żetonapewnopomyłka.Na

pytaniesubmudira,gdzieCoursierobecnieprzebywa,jeślizałożyć,żeżyje,iczyniespostrzegłby
wówczasbrakuwłasnychdokumentów,konsulmusiałprzyznać,żeCoursieroddwóchtygodniznikł—o
bliższychokolicznościachniewspomniał.Alekiedysubmudiropisałwyglądtrupaiwspomniało
szramienaprawympoliczku,PaulSachs-Villattezbladł.

Obecninieprzyjęlioświadczeniakonsuladowiadomości;istotnietrudnobyłopojąć,żejedenzich

gronauwolniłsięzzawalonegogrobowcaipłynąłprzezsześćsetmilwgóręrzeki,ażwreszcieutonął.
ProfesorMilléquant,zazwyczajnajspokojniejszyinajbardziejopanowanyspośródtejprzypadkowo
zgromadzonejdrużyny,któregonicniemogłowyprowdzićzrównowagipozainformacjaminatury
naukowej,zerwałokularyznosa,przetarłoczyiwyrzuciłzsiebiestekordynarnychprzekleństw
niestosownychdlaczłowiekanajegopoziomie.Nazwałcałetowydarzeniemałpimcyrkiem,zapewniał
kilkakrotnie,żeżałuje,iżwziąłudziałwtymprzedsięwzięciu,iżeodmawiadalszejwspółpracydopóty,
dopókitajemnicaśmierciEdouardaCoursieraniezostaniewyjaśniona.

TegosamegowieczorakonsuliEmileToussaintpojechalidoLuksoru,dokądprzywiezionociało

Coursiera,iwpiwnicyszpitaladoktoraMansurazidentyfikowaliswegodawnegokolegę.

WLuksorzeniedałosięzrobićkroku,bynienatknąćsięnadziennikarzy.Wszędziepanowało

gorączkowepodniecenie,hotelebyłyprzepełnione,aprzewozynadrugibrzegNiluzarezerwowanejuż
nakilkadninaprzód,chybażezapłaconodośćznacznybakszysz.

LordCarnarvonurządzałcodzienniewhotelu„WinterPalace”konferencjeprasowe,niemówiąc

zasadniczonicnowego.Dlawłasnejwygodykupiłamerykańskiegoforda,czarnego,jakwszystkie
egzemplarzetejmarki.HowardaCarterapilnowanodzieńinoc,lordprzydzieliłmuwłasnego
ochroniarza,pragnącgoustrzecprzedreporterami;Carnarvonsprzedałbowiemprawawyłącznego

background image

publikowaniainformacjioswoichwykopaliskach„Times’owi”,zktóregonaczelnymredaktoremłączyły
gowięzyprzyjaźni.

Powodzeniesprawia,żenawetwrogowiestająsięprzyjaciółmi.LordCarnarvoniHowardCarterw

tychdniachbylizgodnijaknigdydotąd,tylkouczucieCarteradoEvelynpozostałonadaltematemtabu.
LadyDawsonwyznaczyłaotwarciegrobowcana29listopada,dotegoczasumiałprzybyćdoEgiptu
dwuosobowyzespółbrytyjskichtajnychagentówpodkierunkiemGeoffreyaDoddsa,abyrozpocząć
szerokozakrojonąakcj-*ęposzukiwaniaImhotepa.AniCarter,aniCarnarvonniebylinatyleopanowani,
abybezczynnieczekaćdotegoczasu.Kiedyzapowiedzianootwarciegrobujakopublicznewydarzenie
stuleciaiwysłanozaproszenia,obumężczyznogarnęływątpliwości;obawialisię,żeichprzygoda
zakończysięfiaskiem,żegróbbyłmożesplądrowanywstarożytności,anastępnieponowniezamurowany
iopatrzonynowąpieczęcią.

Należałobraćpoduwagętakąmożliwość,potymjakCarterpoprawejstroniewłaściwegogrobowca

odkryłzamurowanydół.TymczasemprzybyłPeckyCallender,archeologbrytyjskipracującydalejna
południu,któregołączyłzCarterempewienrodzajprzyjaźni(oiletakiczłowiekjakCartermógłsięw
ogólezkimkolwiekprzyjaźnić);ponieskończeniedługiejdyskusjiczwórkatapostanowiłanajbliższej
nocypowiększyćlejwziemi,wktórymznajdowałosięwejściedogrobowca,abyewentualnieprzez
otwórwmurzedostaćsięzbokudośrodka.

DolinaKrólówbyłazamkniętaidziękitemuichprzedsięwzięcieniewzbudziłopodejrzeń.Carteri

Callenderzaczęliodsuwaćgruznaprawoodzamkniętychdrzwiipodwóchmetrachnatknęlisięna
zamurowanądziuręwmurze.Ichnadziejeopadłydozera.

Awięcjednak!Awięctengrobowiecbyłjużrazotwierany,tylkowtargniętotuniedrzwiami,lecz—

przypuszczalniedlaniepoznaki—wybranodziuręwmurzezboku.

Carter,bliskiłezipełenwściekłości,zacząłwalićłomemwmuriwkrótceluźnotkwiącekamienie

poddałysię.Callenderpodszedłiobajzaczęliwyciągaćzmurukamieńpokamieniu;wkońcupojawiła
siędużadziura,przezktórączłowiekmógłsięprzeczołgać.

PierwszyznikłCarter,trzymającprzedsobąlampęnaftową.Wkrótcewrócił,aleniemógł

odpowiedziećnadociekliwepytaniapozostałych;wydawałsięoszołomionyiwskazałtylkona
znajdującysięgłębiejotwór:niechsamizobaczą.LordCarnarvonpierwszypodjąłwezwanie,awrazz
nimEvelyn,następniewśliznęlisięprzezmurCallenderiCarter.

Jedynalampkarzucałagroźnecienienaścianypodłużnegopomieszczeniawielkościmniejwięcej

czterynaosiemmetrów,zastawionegoskrzyniami,figuramiinarzędziami.Zlewejstronyleżałyczęści
dwóchpozłacanychwozów,zprawejstalidwajstrażnicynaturalnejwielkości,uzbrojeniwdzidy,z
oczamizeszkła,którychnaturalnośćprzerażała.Naprzeciwko—skrzynki,skrzyneczki,szkatułki,bele
tkaninidzbanymistrzowskiejroboty.

Pełnobyłowokółsuchegopyłu,każdykrokpowodowałtylekurzu,żetrudnobyłooddychać.Ileżto

tysiąclecikurztenpozostawałnieporuszony?Przeziletysiąclecipromieńświatłaniedotknąłżadnegoz
tychprzedmiotów?Iletysiącleciminęło,odkiedyporazostatnistanęłanatymgrunciestopaludzka?

Niktnieważyłsięodezwać.AniCarter,anilordCarnarvon,aniCallender,nawetEvelyn,której

wesołagadaninataksięCarterowipodobała,zamilkła.Wtejchwiliwszyscyczulisięintruzami.I
podczasgdyporuszenispoglądalinazgromadzoneskarby,wktórepobożnyludzaopatrzyłswegofaraona
najegoostatniąpodróż,Carterusiłowałuporządkowaćmyśli.Oczywiścietotylkoprzedpolegrobowca,
możejednozwielupomieszczeń.Alegdzieznajdujesiępomieszczeniezsarkofagiemkróla?

CarnarvoniEvelynusunęlisięnabok,pełniczci.Lordbyłwstrząśnięty,jegocórka,oszołomiona,

trzymałasięojca.Drżała,popierwsze,zpowoduchłodnejlistopadowejnocy,podrugie,zpodniecenia.
KiedyCarteriCallenderopuściligrobowiec,całaczwórkapadłasobiewramiona.Carterpocałował

background image

Evelynzżarem,ojakitrudnobyłoposądzaćtegonieśmiałegomężczyznę,inawetsurowylordniebyłw
staniesiętemusprzeciwić.

Wewczesnychgodzinachrannych,kiedyrobiłosięjuższaroinaddolinąrozlegałysiępierwszekrzyki

sępów,otwórwmurzebyłznówzamkniętyizasypanygruzem.Całaczwórkaprzysięgłasobie,żenie
piśnieanisłówkaotym,cozaszłowciąguostatnichgodzin.

*

Omarzlekceważyłostrzeżeniemikasaha.JeślinawettenklasztorwSidiSalimpołożonyjestna

odludziu,opiniaomnichachdośćwątpliwa,apodróżtamzwiązanaznieprzewidzianymryzykiem,on
musisprawdzić,dokądprowadziśladHartfielda.

Wdrodzedoklasztoru,dokądjechałnajpierwkoleją,anastępniezamierzałwysiąśćwDamanhur,

OmarprzypomniałsobielistznalezionyprzyzmarłejMrs.Hartfieldipodpisanyliterą„C.”,co
wskazywało,żeżonaprofesoraznała„C.”.Możeza„C.”ukrywałsiępoprostuWilliamCarlyle?Jeśliby
takbyło,toztegoizpozostawionejwhoteluwLuksorzekartkinależałownioskować,żeCarlylenie
tylkopolowałnasiostrzenicęprofesora,aletakżenaImhotepa.Należałosięwięczastanowić,czynie
udawałtylkosympatiidoAmaliiDounce,byzbliżyćsiędoHartfielda.Omarowitrudnobyłowyobrazić
sobie,jakmężczyźniemożesiępodobaćsufrażystka,którapalimocnepapierosyinosispodnie.Prawdę
mówiąc,wogóleniemógłsobiewyobrazić,jakmężczyznamożesięzakochaćwkobiecie,któraniejest
podobnadoHalimy.Starałsięniemyślećotym.Ijeszczecośprzyszłomudogłowy,kiedypociągjechał
napółnocprzezniekończącąsiędeltęNilu:CzyMrs.DouncepodczasjegowizytywLondynienie
wspominałaokoszmarach,którejączasamiprześladują,iotym,żeprofesorukazałjejsięwhabicie?Na
Allaha,pomyślał,niezbadanesąkolejelosu.

WDamanhurOmarwysiadłzpociągu,kupiłsobieskromneubranieizaopatrzyłsięwprowiantnatrzy

dni.JedynąwmieścietaksówkąkazałsięzawieźćdoodległegoodwadzieściapięćkilometrówDisuku,
którepołożonejestnadlewąodnogąujściaNilu.Jesttomałemiasteczko,naktórymczasniepozostawił
żadnegośladu.Nocspędziłwhotelu„El-Shati”,skądwysłałdepeszędobaronavonNostitz-Wallnitza,
informującgo,żeznajdujesięokołostukilometrównawschódodAleksandriiijestwdrodzedoSidi
Salim,gdziemanadziejęspotkaćprofesoraHartfielda.Pozdrowienia—el-Ghaffar.

Hotelbyłnędznyniczymkarawanseraj,pasowaliteżdoniegogoście,przeważniehandlarzez

AleksandriiiKairu,którzyzabawialisięzdziewczętamilekkichobyczajów,głównieGreczynkami.
Omarbeztrudnościdostosowałsiędosytuacjiibezceregieliwmieszałsięwtenprostackitłum,śmiał
sięzniewybrednychdowcipów,piłtaniąrakiję,którarozwiązywałajęzyki.

WtensposóbOmarzacząłrozmowęzwłaścicielamihoteluEl-Shati,dwomanalanymiłysielcami,o

rzucającychsięwoczytwarzach.LedwiesiędowiedzielioplanachdalszejpodróżyOmara,minyim
zrzedły.Wydawałosię,żeprzedsięwzięcieOmaraichzaniepokoiło,naichtwarzachpojawiłsięnawet
strach,kiedyOmarwspomniałoklasztorzewSidiSalim.KuswemuzdumieniuOmardowiedziałsię,że
mnisikoptyjscysązwaśnienizewszystkimiludźmi.Wregularnychodstępachczasuczarnimnisipróbują
wytępićludnośćwioskionazwieSidiSalim,używającwtymceluwspółczesnejbroni,starychzaklęći
rozmaitychtrucizn,naktórereceptyprzechowująwbezdennychkatakumbachgłębokopodziemią.Nikt
niewiedziałotymnicbliższego,boniktnieprzestąpiłproguklasztoru,aci,którzypostawilichoćby
stopęnatymprogu,przypłacilitożyciem.

KlasztorwSidiSalimotaczałaauraniesamowitościiOmarztrudemznalazłfellacha,którysię

zgodziłzawieźćgodotejpodejrzanejokolicywózkiemzaprzężonymwosła.Starzec,którysiorbał
herbatęwnajdalszymkącierestauracjiipociągałdziwniepachnącąfajkęwodną,zgodziłsięwreszcieza

background image

dziesięćfuntówegipskichzawieźćobcegodomiejsca,gdziedrogasięrozwidlaiprowadziwkierunku
zachodnimdoRaszid,awkierunkuwschodnimdoSidiSalim.StarynazywałsięAliiniebałsięani
diabła,aniśmierci,byłczłowiekiemzłymiprzekupnym(oczymświadczyłapaskarskacena,jakiej
zażądał),alejedynym,którybeznamysłusięzgodził.

Rzeczjasna,żeludziezhotelunieszczędziliOmarowiostrzeżeń,przedewszystkimchcieliwiedzieć,

cogoskłaniadotego,bydobrowolnieudaćsięwtęokolicę.ProfesorzAngliibyłostatnim,którypodjął
tępróbęzFuwas,kilkamilwdółrzeki.Znikłinigdyjużniewrócił.Kiedyiwjakichokolicznościach
zginął,niktniepotrafiłpowiedzieć,byłotoprzedrokiemalboprzeddwomalaty.

NiespodziewanawzmiankawskazującanaHartfieldawprawiłaOmarawtakiepodniecenie,że

najchętniejwyruszyłbyjeszczetegosamegodnia,alestaryodmówił;oświadczył,żemusisięprzespać,i
wyciągnąłrękę,żądającpieniędzy.Byłatorękazniekształcona,miałatylkokciukipalecwskazujący,
resztypalcówbrakowało,co—jaksięOmarpóźniejdowiedział—byłoskutkiemtego,żenaprzełomie
stulecizłodziejomodcinanopalce,zbójcomzaścałedłonie.Mocnopocierającjedenpozostałypalec
drugim,Alidawałdozrozumienia,żeżądazaliczki.Omardałmupięćfuntów,starysięukłonił
wspaniałomyślnemusaidowiioznajmił,żejutrowczesnymrankiembędzieczekałprzedhotelem.

*

NocspędziłOmarprawienieśpiąc,leżałwubraniunałóżku,nasłuchującniezwykłychodgłosów,

jakiedochodziłyzpustyni.Żadenpokójsięniezamykał,niebyłodonichkluczy;jedynyklucz,jakisię
znajdowałwdomu,zamykałwszystkiedrzwi,aletonieprzeszkadzałohotelowymgościom.Oczywiście
Omarniespałbynawetwówczas,gdybyjegodrzwibyłyzamkniętenaklucz,byłzbytpodniecony,myśląc
otym,cogoczeka.Świadomość,żeniedalekostądkryjesię,byćmoże,rozwiązaniezagadki,którego
poszukująwywiadyzcałegoświata,wprawiałagowwielkiniepokój.Niemógłteżpojąć,żekoptyjscy
mnisisąmotoremtegospisku.

Bladymświtem,wrazzpierwszympianiemkoguta,Omarspakowałmanatkiiwyśliznąłsię

skrzypiącymischodaminadół.Jużzdalekausłyszałskrzypieniewózka;byłtodwukołowypojazdco
najmniejtakstaryjakjegowoźnica.Wózekśmierdziałpotwornie,ponieważzazwyczajwożononim
klatkizdrobiemnabazar.

Starymilczałuparcie,tylkoodczasudoczasuszarpałlejce,poganiającwtensposóbmałegoosiołka,

imrugającspoglądałnadalekihoryzont,jakbywątpił,czywogólekiedykolwiekzacznieszarzeć.Tak
jechaliwmilczeniudwiegodzinynapółnoc;drogabyłaczęściowowyjeżdżona,częściowoniebyłona
ziemiżadnychśladów.Staryorientowałsięwedługsłońca,którebyłożółtawobiałeiprzenikałoprzez
gęsteopary,mieszaninękurzuiparnejwilgoci;horyzontdawnojużpochłonąłwszelkieosiedla.Wszystko
wydawałosięmartwewtejopuszczonejokolicy,nawetkolczastezarośla,sterczącetuitamzziemii
przybierającegroteskowekształty,byływyschnięte.Itumielimieszkaćludzie?

Nieczućbyłonawettchnieniapowietrza,upałprzybierałnasile.Nadniewózkależałgrubywałekz

koziejskóry,służącytutejszympastuchomzabukłakdowodypitnej;milczącystarzecpopijałzniego
regularnie,jedenłyk,niewięcej,aletakiwielki,żepoliczkimusięwydymałyjakuropuchy.

Nagle—chybabylijużponadtrzygodzinywdrodze—staryodzyskałmowę,gdyżnahoryzoncie

ukazałsięłańcuchwzgórz,irzekł,żetojestichkierunekipołowędrogijużchybamajązasobą.Potem
znówzamilkłitrwałochybagodzinę,ażwydałnerwowyokrzyk.Zmienionymioczamispojrzałprzez
praweramięnapołudnie,gdzieniebozaczęłociemnieć,irzekł:

—Chamsin—cooznaczało„pięćdziesiąt”,aletakżewiatrpustynny,którywiejeprzedewszystkimw

pięćdziesiątdniodzrównaniadniaznocą,leczrównież,itoszczególniegwałtownie,wdnijesienne.

background image

Omarwiedział,jakniebezpiecznyjestchamsindlakażdego,ktowporęnieznalazłschronienia,i

rozglądałsięzajakąśkryjówką,aleniebyłowidaćmiejsca,gdziemoglibysięschronić;nierozsądnie
byłobyteżzawracać,ponieważjechalibynaprzeciwburzy;awięctrzebabyłodotrzećdołańcucha
wzgórz.Omarpoganiałosłaenergicznymwołaniem,aleniebyłoonowstaniewyrwaćzwierzęciazjego
wolnegotruchtu.WówczaswyszarpałAlemubatzrękiizacząłnimokładaćosła,któryskoczyłjakkozioł
iprzyspieszyłkroku.

Tojednakugodziłowhonorwoźnicy,wyrwałOmarowibat,wykazującniezwykłąsiłę,wrzasnąłna

niegoinazwałgłupcem,któryniewie,żejeśliobładowanyosiołstanie,nicgoniezmusidodalszej
drogi.Wtensposóbdoszłomiędzynimidobijatyki,podczasktórejAlizfałdszatywyciągnąłnóżiz
krzykiemrzuciłsięnaOmara;trafiłgowleweramię,takżerękawzaplamiłsiękrwią.Omarbałsię,że
Aligozabije,chwyciłwięcswójtobołekizeskoczyłzwozu.

Staryjakgdybynatoczekał,ominąłOmaradużymłukiemiodjechałwkierunku,skądprzybyli;

jeszczezdalekasłychaćbyłojegoprzekleństwa.

Omarobejrzałranęnaramieniu;tużnadnadgarstkiemostrzenożarozcięłorękawiskaleczyłociało.

Byzatamowaćkrew,Omarrozerwałrękawitkaninąowinąłranę.Potemsięrozejrzałnawszystkiestrony
ipostanowiłiśćwkierunkułańcuchawzgórz,gdziechybaznajdowałsięklasztor.Byłzadowolony,że
pozbyłsięstarego,iprzekonany,żebezjegopomocydotrzedocelu.

Nieliczyłsięjednakzpragnieniem,którecorazbardziejmudokuczałowtymniesamowitymupale.

DługojeszczewidziałAlegojakoznikającypunktwniezmierzonejdali;potem,pogodzinie—było
chybapołudnie—naglepoczuł,żesięrozpływajakkroplawodywpiasku.Jednocześniepowietrze
zaczęłodrgać,początkowoleniwie,potemchłodzącpotnakarku,wreszciegoniącprzedsobąmałe
obłoczkikurzu.Omarzacząłbiec,abyschronićsięwśródskał,którewydawałysięcorazbliżej,ajednak
wciążjeszczedaleko.

BezchwiliodpoczynkuOmarposuwałsięnawschód.Językprzywarłmudopodniebienia,piasek

skrzypiałmiędzyzębami.Oczyzaczęłyłzawić,takżepustyniaprzednimrozpływałasięjakkałuża.Tylko
sięniepoddawać,tłukłomusięwgłowie,którastawałasięcorazcięższa,imdłużejbiegł.Omara
ogarnęłozwątpieniewsamegosiebie,zastanawiałsię,czymadośćsiły,bytowszystkoprzetrwać,czyto
wszystkowartejesttakiegozachodu,czystaryniewprowadziłgowbłądiczykamracistaregonie
czyhajągdzieśwpobliżu,byzwabićgowpułapkę.Starybyłzbytmilczący,aostrzeżenialudzizhotelu
„El-Shati"wydałysięterazOmarowiuzasadnione.Alenatakierozmyślaniabyłojużzapóźno.

OddechOmarastawałsięcorazgłośniejszyicięższy,sapałjakkońrozdymającynozdrza.Przeklinał,

parskałiwykrzykiwałswojąwściekłość.Topomogło.PodczasbudowykoleidlaAnglikówprzetrwał
gorszerzeczy;myślotymprzywróciłamuenergię.Aletylkonakilkasetmetrów.

Omarspluwał—piasekwustachtobyłocośobrzydliwego.Czułkłuciewpiersiach,jakby

przeszywałgosztylet.Ogarnęłagorozpacz,żeorganizmodmawiamuposłuszeństwapotakkrótkim
wysiłku,iwątpliwość,czyosiągniecel.

Szaroczarnenieboicorazgęstszetumanykurzuzasłaniałymuwidokiukrywałycel;narazOmarsię

zatrzymał,niewiedziałjuż,dokądwłaściwieidzie;wzgórzaiskałyzniknęły.Chmurypiaskupędziłypo
ziemi,syczącjakgotującasięwoda.Corobić?Omardalejszedłwkierunku,gdzie—jaksądził—
znajdujesięjegocel.Burzasięnasilała,szarpałananimubranie.Tylkosięterazniepoddać,takblisko
celu.Coraztrudniejbyłooddychać,Omarowiwydawałosię,żewdychawięcejpiaskuniżpowietrza;
kaszlał,spluwał,wtulałgłowęwramiona,bymniejodczuwaćporywywiatru;tobołekprzyciskałdo
piersiibrzucha.

Czuł,żetwarzmapurpurowąodostrzałumilionówziarenekpiasku.Jakodzieckoprzedpiramidamiw

Gizierozkoszowałsię,kiedywiatrpędziłpiasek,ipoddawałmusięzzamkniętymioczami,auderzanie

background image

piaskuodczuwałjakorzeźwiającystrumieńwody.Terazzaś,błąkającsięinieznającdrogi,poczuł
strach;byłtakzmęczony,żemarzyłtylkootym,abysięgdzieśpołożyć,iniechgopiasekzasypietakjak
paniąHartfield.Ajednocześniebyłprawiepewien,żechoćstraciłorientację,jestbliskicelu.

Piasekstałsięgłębokijakustópwędrującychwydmalbonaulicyosłoniętejodwiatru;alechoć

Omar,mrużącoczy,patrzyłwszarymrokwnadziei,żeznajdziejakieśwzniesienie,nicniedojrzał.
Zrozpaczony
iwyczerpany,przykucnął,odwracającsięplecamiodburzywnadziei,żewtensposóbstawi
przynajmniejopórchamsinowi.StaryMoussa,synpustyni,któryznałwszystkiejejroślinyikamienie,
ostrzegałgozawszeprzedpychąwobecpustyni.Pustynia,mawiałMoussa,jestjakbóg,abogowie
wymagająpokory.MimowoliOmarprzypomniałsobieterazsłowaprzybranegoojca,anawetzdawało
musię,żesłyszyjegoniskigłos.Jasalaam,naprawdęsłyszałgłosy,któreśpiewaływrazzchamsinem.
Omarwstrzymałoddech,sądził,żetoomam,aleotoznówusłyszałniewyraźne,jakbyszarpaneprzez
burzęwołanie,błaganieniczympobożnyśpiew.

Omarusiłowałwstaćiwalczączburzą,iśćwkierunku,skądsłychaćbyłożałosnewołanie.Aleskąd

onodochodziło?Niemógłsięzorientowaćipostanowiłbrnąćnaprawo.Jednakpoparukrokachmiał
wrażenie,żeodjakiegośczasukrążywkółko,iwchwili,kiedywgłębokiejrozpaczyzamierzałsię
rzucićnaziemię,burzanaglewyrwaładziuręwciemności,promieńsłońcaprzeszyłraptowniechmurę
pyłuniczymlśniącymieczizwielkąsiłątrafiłwwysoki,nawpółrozwalonykamiennyłuk,ruinę,przez
którąwyłchamsinipędziłczarnoszarąchorągiewpiasku.

SidiSalim!Czymżeinnymmogłybyćteopuszczoneresztkiludzkiejcywilizacjijeślinieklasztorem?
Znajdowałsięonniedalejniżrzutkamieniem,alezanimOmarzrobiłkrokwjegokierunku,cud

zniknął.Słychaćbyłotylkożałosnyśpiew,którydochodziłtujużwcześniej;tylkoterazwydawałsię
docieraćzinnejstrony.Omarztrudemprzedzierałsiędoprzodu,nietracączoczukierunku,inaraz
stanąłprzedruinąbramy,któraprowadziładonikąd,bozaniąciągnąłsiępiasektakjakiprzednią.

NaprawoodsterczącejwgóręruinyOmarspostrzegłmur,alboraczejresztkimuru,któresięgały

kolanibyłyprzysypanepiaskiem,wniektórychmiejscachjednaksterczałykilkametrówwgórę.Murten
dziwniezakręcał.ZawystępemOmarschroniłsięprzedburząipróbowałsięzorientowaćwsytuacji.

Byłotuwięcejtakichłukówopodobnymkształcieiwielkości;wyglądałototak,jakgdybyprzed

setkamilatludzieopuścilimiastonapustyni.Niedalekomiejsca,gdzieOmarsiedział,murzakręcałpod
kątemprostymiprowadziłwprostdodługiejścianyzotworami,gdziekiedyśbyłydrzwiiokna.
Przypominałaonatrochędomywtejokolicy.PodosłonąmuruOmardotarłtam,akiedypodszedłdo
bramy,zobaczyłdom;brakowałownimtylkodachu.Kwadrattenwkażdymraziedawałmupewną
ochronęprzedburząiOmarpostanowiłprzedewszystkimodpocząć;wyczerpany,padłnaziemięobok
swegotobołka.

ByłwyczerpanyniczymżyznaziemiaNiluwczesnąwiosną,czułsiępodle,bolałogozranioneramię.

Siedziałtakprzezchwilędrzemiąc,ażówokropnyśpiew,brzmiącyobcowuszach,przywiódłgodo
rzeczywistości.Dółwziemi,przykrytygrubążelaznąkratą,przypominałtubę.Omarzbliżyłsiędootworu
naczworakach,aleniemógłniczegodojrzećwgłębi.Docierałydoniegonatomiastokrzykibólu.które
stawałysięcorazintensywniejszeibyłyprzerywaneodgłosamiprzypominającymibiczowanieludzi.

Omarmimowolirozejrzałsięzawejściemdotajemniczegopodziemnegoświata,alenicnieznalazł;

postanowiłokrążyćdom,zktóregoteodgłosydochodziły.Właśniekiedychciałsięprześliznąćprzez
bramę,usłyszałpodnogamigłuchyodgłoskamiennejpłyty,któraniebyłaprzymocowanadopodłoża.Na
rozstawionychnogachbadałrównowagękamieniaizrobiłprzytymzaskakująceodkrycie:płytadługości
prawiedwóchmetrówigrubościzaledwienadwapalcezachowywałatakdokładnąrównowagę,żegdy
stanęłosięnajednymkońcu,drugipowolizaczynałsięunosićwgóręjakpyszczekchwytającej

background image

powietrzeryby,przeciwnyzaśkonieczanurzałsięwzieminagłębokośćkolana.Żelaznasztanga
uniemożliwiałapowrótpłytydopoprzedniejpozycjirównowagi.

Przedotworemwąskieschodyprowadziływdół,byływyrąbanewskaleizakręcałypodkątem

dziewięćdziesięciustopni,byuniemożliwićszybkieschodzenieiwchodzenie;byłotozpewnością
zamierzeniembudowniczego.WłaściwieOmarpowinienmiećwątpliwości,czywtargnąćdotego
podziemnegolabiryntu,byłotonawetlekkomyślne,żetakpostąpił;alecośgoprzyciągałojakmagnes,
coś,conieznaskrupułówitłumiwszelkierozsądnemyśli.

Schodykończyłysięwpieczarzezesklepieniempodpartymsłupami,naktórychpłonęłylampki

oliwne,rzucającemętne,żółtozieloneświatło.Pomieszczeniebyłopuste;stałtamtylkorządglinianych
dzbanów,zktórychjednesięgałydokolan,innebyływysokościmężczyzny,zajmującychcałąprawą
stronępieczaryiwypełnionychwodą;wodapochodziłazcysterny,którejobmurowanyotwórbył
widocznywziemi.Panowałatamprzygniatającaduszność,czućbyłosłodkawyzapach,wywołujący
mdłości.

Omarprzeszedłpieczaręwkierunku,zktóregorozlegałsięcorazgłośniejszyśpiew.Byłotamchybaz

półtuzinaśpiewających,niewięcej,aleichdonośneżale,wyśpiewywanewjęzyku,któregoOmarnie
rozumiał,brzmiałymocniejniżgłosmuezina;wydawałosięnawet,żemodlącsięmnisiwykorzystują
systempiwnicswegoklasztorujakorezonator,abyichlitaniebrzmiałybardziejżarliwie.

Nadrugimkońcuhaliotworzyłysiędrzwi,awłaściwiedwaprzejścia,botunadoleniebyłodrzwi.

Praweprzejścieprowadziłodonieoświetlonegokorytarza,zktóregoniedochodziłyżadneodgłosy,lewe
markowałogórnypodestnastępnychschodów.Prowadziłyonenadółiwprzeciwieństwiedowejścia
byłyszerokie,wygodneiwyłożonejasnymikamiennymipłytami.Nadoleotwierałasiędługa,położona
podkątemprostymdogórnegopomieszczeniaprzestrzeń,którawyglądałajakpodpartakolumnaminawa
kościołachrześcijańskiego.Polewejiprawejstroniemiędzykolumnamistaływąskiedługiestołyiławy,
skleconezsurowegodrewna,napięćdziesiątlubwięcejosób.NaścianachztyłuOmarujrzałpostacie
świętychnaturalnejwielkości,częściowopociemniałeodsadzy,łuszczącesię,ociemnejharmoniibarw.

Śpiewstawałsięcorazwyraźniejszy,aletakżesłychaćbyłoostresłowakomendyiuderzeniabiczem,

poczymnastępowałyokrzykibólu.NaAllaha,itomiałbyćklasztor?

DotądOmarnieujrzałnikogoidlategowszystkowydawałomusięjeszczebardziejniesamowite.

Przezchwilęstałniepewnyzakolumną,potemodważniewszedłdobocznegoportalu,przezktóry
wpadałojasneświatło,ato,coujrzał,przeraziłogo.

Wszerokim,jasnooświetlonymkorytarzu,poktóregoobustronachznajdowałysięlicznezakratowane

cele,stałbrodatymnichwczarnymhabicie,zbiczemwręku,adokołaniegoskakałyiśpiewały,
wykonującprzytymekstatyczneruchy,budzącelitośćpostacie;byłyogolonedogołejskóry,częściowo
nagielubpółnagie,obladejskórzeirozdętychbrzuchach,takichjakieOmarwidziaługłodującychdzieci
naSynaju.Chodzącwkółko,jaktresowanezwierzęta,ludzieciwykrzykiwaliswojegodzinki,myślami
będącdalekoodrzeczywistości.Szaleńcy!,pomyślałOmar.Niebyłtowyrazprzesadnejpobożności,na
twarzachtychludzimalowałosięszaleństwo;czasemjednak,kiedyjednazowychżałosnychpostaci
chciałazaatakowaćsąsiadazbylejakiegopowodu,czarnymnichbiłjebiczem,ażzwijałysięzbólui
jęczałyjakdręczonezwierzęta.

Zafascynowanytymmasowymdelirium,Omarstałznieruchomiaływdrzwiach;nieodsunąłsię,kiedy

wymachującybiczemmnichspojrzałnaniego.MnichprzestraszyłsiębardziejniżOmar,wydawałosię,
żeniewierzywłasnymoczom,żesądzi,iżtojakaśzjawa,duch;niezwracającjużuwaginatańczących
mnichów,powolipodszedłzwyciągnętąrękądoOmara,jakbychciałostrożnymdotknięciemprzekonać
się,żenieuległzłudzeniu.

background image

SkinieniemgłowyOmarusiłowałzamarkowaćżyczliwość,comusięzresztąnieudało,bomnich,

przerażony,zatrzymałsięiuniósłbiczwobronnymgeście;opuściłgojednak,kiedyspostrzegł,żeOmar
sięnieboi.

—Kimjesteś,obcyczłowieku?—zapytałmnichzpodkreślanąuprzejmością,jakbychciałzaskarbić

sobiełaskawośćwrogiegointruza.

—NazywamsięHafizel-Ghaffar—zawołałOmargłośno,abyzagłuszyćrytualnyśpiewmnichów.I

jakbynaznakniewidzialnegodyrygentaszaleńcyurwaliekstatycznyśpiewizaczęlisięgapićnaobcego
dzikimwzrokiem,kilkuodsunęłosięnabok,jakbybylizawstydzeni,adwiestare,wynędzniałepostacie,
naktórychtwarzachmalowałasięmądrośćstarości,członkizaśmiaływyraźneoznakicielesnego
rozpadu,odważyłysiępodejśćbliżej,byobejrzećniespodziewanegointruza.—Wiejechamsin—dodał
Omarnaswojeusprawiedliwienie.

—Chamsin.—Mnichskinąłgłowąiodparł:—Nieznamyróżnicymiędzykaprysaminatury,bonie

manicbardziejprzemijającegoniżwiatripogoda.Czymżejestburzapiaskowawobecwieczności?
Jedynieiskierkąwwiecznymogniu.Alejaksiętudostałeś?

Iotookazałosię,żeOmarwogóleniebyłprzygotowanynatakiepytanie,izodpowiedzi,jakiej

udzielił,najchętniejodrazubysięwycofał,alebyłojużzapóźno.Powiedział:

—Jestemarcheologiemizabłądziłemwtejokolicy,chciałemudaćsiędoRaszid.
—DoRaszid?—Mnichwydałsięzaniepokojony,naglezaklaskałwdłonie,zwracającsiędo

gapiów,którzyzgromadzilisiędokołanich,izawołał:—WimięJezusaChrystusa,wracajciedocel!

Mruczącinarzekającniektórzyzaczęlipłakaćjakdzieci—szaleńcywracalidoswychcel,a

mnichpospieszniepozamykałzakratowaneciemnekomórki,wktórych,nailemożnasiębyło
zorientować,stałytylkowymoszczonetrawąprycze.

—Todziwne,żektośobcysiętutajzabłąkał—powiedziałmnich,kiedyjużzamknąłwszystkiecele

—prawdęmówiąc,odkądtużyję,czyliznaczniedłużej,niżwynosiprzeciętnywiekEgipcjanina,nikt
jeszczetuniedotarł,przynajmniejdotegopomieszczenia.Jednegoobcegoocaliliśmykiedyśodśmierciz
pragnienia.Leżałodwiemilestądnapustyni.Znaleźliśmygopodczaspolowanianawężenawpół
żywego.

—Podczaspolowanianawęże?
—Polujemynawęże,bysięwyżywić.Łowimyichwięcej,niżmożemyzjeść.Dwarazywroku,na

EpifanięinaświętegoAndrzeja,któryroztaczaopiekęnadnaszymklasztorem,otrzymujemyod
patriarchyAleksandriizboże,woreknaosobę,zbytdużojaknabrata,któregocelemżyciajestpost.
Chodź,zobacz!

PrzepuściłOmaraprzezwąskieprzejścienakońcupomieszczenia,poszlipięćschodkówwgórę,do

niskiejpieczary,którązgóryoświetlałwysokidymnik.Zkamiennychpojemnikównazapasyiokrągłego,
obmurowanegopaleniskapośrodkumożnabyłownioskować,żetokuchnia.Nadjednymkątembyło
rozpiętepłótnozdziwnymigirlandami.Omarrozpoznałrozwieszonenasznurzewęże.Jeszczebardziej
przeraziłgoinnywidok.Kiedymnichuniósłdrewnianąpokrywkękamiennegopojemnikaikazał
Omarowizajrzećdośrodka,tencofnąłsię.Wnaczyniuwiłysiędziesiątkigrubychwęży,zajętych
wzajemnympożeraniemsię.

Wróciwszynakorytarzzcelami,mnichująłOmarazaramięipociągnąłgoprzezznajdującąsię

naprzeciwkofurtkę,powijącychsięschodachnagórnepiętrodopomieszczeniaprzypominającego
kościółzkolumnamiichórem.Klęcznikizczarnegosurowegodrewnabyłystarannieustawione,aich
liczbazdradzała,żewklasztorzeprzebywaowielewięcejmnichów,niżOmardotądwidział,alboże
kiedyśtenklasztorprzeżywałlepszeczasy.

background image

Naprawoodwejściazaprostymiprzegrodamileżałysetkitrupichczaszek,każdaznichmiałana

czolekrzyżświętegoAndrzejaidatęśmierci;podnimistałykorytazkośćmi.Zlewejstronybyłyregałyz
prastarymiksięgami,wykonanezciemnegodrewna.Napulpitachleżałyotwartefoliały,niektórebyły
bardzodużeiozdobionekunsztownymimalowidłami;nieoglądałyonenigdyświatładziennego.

—Tutaj—rzekłczarnymnich,ajegoponuratwarzjakbysięrozjaśniła—tujestzapisanacała

mądrośćświata,przekazanaprzeznaszychprzodków,mądrośćWschoduiZachodu,utrwalonawliterach
iliczbachpowieczneczasy.

Zafascynowanytymisłowami,Omarpodszedłdojednejzotwartychksiąg,byjąobejrzećbliżej,lecz

mnichzdecydowanymruchemmuprzeszkodził.

—Stój,przyjacielu.Strzeżsięinieruszajżadnegoztychfoliałów.Toniebezpieczne.
—Niebezpieczne?Comasznamyśli?
WówczasmnichuczyniłznakkrzyżaiodszedłzOmaremnabok.Mówiłterazszeptem.
—Napewnozdziwiłocięzachowaniemoichwspółbraci.Sąowielemądrzejsiodemnie,ale

opanowałaichtajemniczachoroba.Nazywasiętochorobąmumiialbochorobąkoptyjską,bozapadająna
niąrównieżmnisizajmującysiękoptyjskimiksięgamiimanuskryptami.Każdyzmoichwspółbraci
przeczytałsetkitychksiążek,każdynosiwsobiemądrośćnaszychprzodków,znacznieprzewyższającą
mądrośćwspółczesnych.Alewydajesię,żeBógstworzyłnaturalnąochronęprzedwszechwiedzą,karząc
zarazątych,cozbliżająsiędonajwyższejdoskonałościwposiadaniuwiedzy.

—Aty—zapytałOmar—kimtyjesteś,cozrobiłeś,żeominęłaciędotądchorobakoptyjską?
—JestemMenas,najwyższyzewszystkichbraci,posiadamwiedzęduchowegokaleki,jakąsię

zdobywawszkołachKoranuinauniwersytetach.

—Inigdynieczytałeśżadnejztychksiąg?
Menaspotrząsnąłgłową.—Nigdy.Czasemkazałemsobietoiowoopowiedzieć,alecóżznaczą

opowieściwobecwłasnegodoświadczenia.Odstuleci,odkiedyznanajesttazaraza,panujezwyczaj,że
jedenczłowiek,ten,któremuBógpozwoliłposiąśćnajmniejsząwiedzę,mazakazaneczytanietychksiąg.
Jegozadaniemjestpilnowaćpozostałych,kiedywregularnychodstępachczasunawiedzaichzaraza,
zaciemniajączmysły.

—Czystantychludzisięniezmienia?
—Przejściowo.Widziałeśichwfazieoszołomienia,wtedysąjakdzieci.Zachowująsięjakdziecii

wymagająsurowegonadzoru,abysobienawzajemniewyrządzaliszkody.Potemnastępujefaza
oświecenia,podczasktórejstudiująmądrośćksiągidochodządonajwyższegopoznania.

—Ajakczęstonastępujetakazmiana?
—Czasemzjednejpołowydnianadrugą,potemznówwodstępachtrzydniowych.Bywałyteżfazy

trwającedwatygodnie.Nigdyniewiemy,conasczeka,ichybatakjestdobrze.Bogdybychoroba
koptyjskastosowałasiędozegaraipórdnia,totakibratmógłbydopótyzajmowaćsięjakimś
problemem,ażdoszedłbydocałkowitegopoznania.AtakPanBógustalagraniceikażdyma
świadomość,żenajbliższachwilamożeprzynieśćkoniecjegozgłębianiuwiedzy.

Przytychsłowachmnichoparłstopęoklęcznik,podczarnymhabitemukazałsięczarnypleciony

sandałzkrzyżemświętegoAndrzejawkole.TazwykłascenaprzypomniałaOmarowipowódjego
przybyciatutajiterazsięzastanawiał,czyniepowinienprostozmostuzapytaćoprofesoraHartfielda.
Ale,pomyślałsobie,mnichpowie,żenigdyniesłyszałtegonazwiska,będziesięupierać,żeostatni
człowiekprzekroczyłprogiklasztoruwcześniej,niżwynosidługośćludzkiegożycia.Icoonwtedy
pocznie?Awięcpostanowiłnaraziezyskaćnaczasie,abymócsięzastanowić,jakwykorzystaćtę
sytuację.Raszidleżałoodzieńdrogistądibyłocałkiemmożliwe,żeprofesormusiałsiękiedyśspotkaćz
mnichami;alecomogłosięwtedyzdarzyć,tegoOmarniepotrafiłsobiewyobrazić.

background image

—Inigdynieopuszczacietegoklasztoru?—zapytałOmar.
—Owszem—odparłmnich—niejesteśmyodcięciodświata.Drogapoznaniaprowadziprzezten

świat,tylkoniekierujesięcodziennością.Codziennośćtowrógwszelkiejmetafizyki.Dlanasważniejsze
sąinnesprawyniżdlawiększościludzi.Większościąludzirządziniegłowa,leczbrzuch.Pełnebrzuchy
czyniąludziprzyjaznymipodkażdymwzględem.Syciludzienierobiąrewolucji,syciludzieniemyślą,
syciludziepozwalająinnymżyć,jeślirozumiesz,comamnamyśli.

Omarskinąłgłową,choćniebardzowiedział,doczegomnichzmierza,izapytałuprzejmie,czynie

mógłbyspędzićtunocy,bochamsinchybajutroustanie.

Jeślizadowolągowarunki,jakietupanują,odparłmnich,niechzostanie;najpierwzaprowadził

Omaradokorytarzazcelami,apotemtylnymischodaminapiętropołożoneniżej,gdzierównież
znajdowałysiępojedynczecele,którebyłypusteiwyglądały,jakbyczekałynagości.Wprzeciwieństwie
docelpołożonychwyżejtebyływyposażonewdrewnianemeble:pryczę,stół,krzesłoidzbanzwodą.
Omarpiłłapczywie,mnichzapaliłlamkpęoliwnąiżyczyłmudobrejnocywimięBoga.

Omarprzemyłranęwodą,potemułożyłsięnatwardymlegowiskuirozmyślałnadtym,copocząć

dalej.Niewiedział,cosądzićomnichuijegoszalonychwspółbraciach,czybylibyzdolniprzetrzymywać
tutakiegoczłowiekajakHartfieldwbrewjegowoli.PrzezchwilęOmartrwałwpółśnie,potemwstał,
wziąłdorękikopcącąlampkęi—wiedzionyjakimśniejasnymprzymusem—zacząłzwiedzaćten
dziwnyklasztorskalny.

Panowałacisza,niesłychaćbyłośpiewu,tylkowywietrznikituiówdziewydawałyniesamowite

dźwięki.Byniezabłądzićwlabiryncie,Omarwziąłtrzcinęzeswegolegowiska,zaznaczającniądrogę,
którąprzebył.Większośćpomieszczeń,któreujrzał,byłapusta,kamiennepodłogizamiecione,jakby
czekanonanowychlokatorów.Wjednejzniezamkniętychkomórleżałstosbroni—karabiny,
rewolwery,pistoletyidwieskrzyniezmateriałemwybuchowym.

NajbardziejzastanawiałOmarakościółklasztornyzzakazanąbiblioteką.Nigdyniesłyszałochorobie

koptyjskiej.Możemnichchciałmutylkonapędzićstrachu,powstrzymaćgoprzedczytaniemstarych
foliałów.Ijakgrzesznik,którygrzeszydlasamegogrzechu,Omarpodszedłdościanzastawionych
książkami,niedotykającżadnejznich.

GdzieśwpołowieOmarodkrył,żeakta,książkiimanuskryptyniesąuporządkowanetematycznie,jak

należałobysięspodziewaćwbibliotecenaukowej,leczstojąwedługdatukazaniasię,odlewejdo
prawej,zgórynadół,wbrewregułompismaarabskiego.WiększościtytułówOmaritakniemógł
odczytać,bobyływróżnychodmianachjęzykakoptyjskiego.

Zatopionywmyślach,Omarpodszedłdoksiążekwspółczesnych,którebyłypisaneprzeważniew

językacharabskimiangielskimidlategoszczególniegozainteresowały.Nakońcuniezliczonych
szeregówksiążekzczasówobecnychOmarnatrafiłnaścianę,gdziestałyksiążkizajmującesiętylko
jednymtematem:Imhotepem.Jasalaam,otopiętrzyłysięfoliały,pergaminyimapy,wszystkoznapisem
„Imhotep”,ananajniższejpółcestosnotatekznazwiskiemEdwardHartfield.

Terazniebyłojużwątpliwości,żezachodzizwiązekpomiędzymnichamizSadiSalimaprofesoremz

Bayswater,iOmarbyłgotówwyciągnąćmapyimanuskrypty,bochybajużnigdywięcejnietrafimusię
takadogodnaokazja;aleostrzeżenieMenasa,któremiałcałyczaswpamięci,sprawiło,żesięzawahał.

NigdyjeszczeOmarnieczułtakwielkiegorozdarcia,takiegoszarpaniaprzez„zaiprzeciw”wjakiejś

sprawie,jakwtejchwili.Możeleżałoprzednim,zapisaneatramentemalboołówkiemnapapierze,
rozwiązanietajemnicyImhotepa.Możemnisioddawnawpadlinatrop,możewiedząosprawach,o
którychżadenczłowiekwewspółczesnymświecieniemapojęcia.

Sercebiłomujakszalone.Podniósłostrożnielampkę,oświetlająckażdepismo,czasempłomykbył

niebezpieczniebliskostaregopapieru.Zapomocągęsiegopióra,któreleżałoobokjednegozfoliałów,

background image

Omarusiłowałrozsunąćpoukładanejednenadrugichmapyiplany,niedotykającich,alepróbasięnie
powiodła,całystosaktidokumentówspadłnapodłogęirozsypałsięjakliściezdrzewafigowego.

Omarnasłuchiwał,czytenszmerkogośniezaniepokoił.Alewokółpanowałacisza;zacząłwięc

zgarniaćpapieryzapomocągęsiegopióra.Ujrzałprzytymkawałekkamiennejtabliczkiwielkościdłoni.
Widocznietkwiłamiędzypapierami;byłaczarna.Omarpoznałpismodemotyczne,choćniemógł
odczytaćanijednejlitery.NaAllaha,tochybajestówbrakującyfragmentkamieniazRaszid,ostatnie
ogniwołańcuchaposzlakrozproszonychpopołowieEuropy.

Skądwłaśnietutaj,wtymskalnymklasztorze?Omarowicisnęłosięnamyśltopytanie,aleusiłowałje

odpędzić.Sytuacja,wjakiejsięznalazł,byłazbytniebezpieczna,bymógłsobiepozwolićnazdaniesię
naprawalogiki.Najpierwpomyślał,byzabraćtenfragmentskorupyizniknąć.Alebyłotoryzykowne.
Nawetgdybymusięucieczkaudałaiumknąłbyprzedchamsinem,szybkobyzauważonokradzieżimnisi
połapalibysię,ktotozrobił.Odtworzenieliter,którychnieznał,wydawałomusięzanadtoniepewne,
przedewszystkimdlatego,żebyłyniezbytdobrzewidoczne,apozatymzajęłobymutozawieleczasu.

Kiedytaksięzastanawiał,przypomniałsobiemetodę,którątakchętnieposługiwałsięprofesor

Shelley,aktórązaobserwowałuinnycharcheologów.Aledotegopotrzebnymubyłkawałekpapieru.Na
ołtarzuwkaplicyleżałotwartymszał.Omarzamknąłgo,takżekoniecbyłnawierzchu,następnieznów
otworzył,wyrwałostatnią,niezadrukowanąkartkę,izanurzywszyjąwnaczyniuzwodąświęconą,
poczekał,ażpapiernasiąknie,poczympołożyłkartkęnaskorupieiprzycisnąłdłoniąnajmocniej,jak
mógł.

Pokilkuminutachnawilgotnympapierzeodcisnęłasięstrukturakamiennejtablicy.Omarpomachał

nim,bywysechł,następnierozpiąłkoszulęiwsunąłswązdobyczzapazuchę.Wdrodzedoceli
przydzielonejmuprzezmnicha,Omarminąłprzejście,któreprawienieróżniłobysięodinnych
niezliczonychdrzwi,gdybyniepewnaosobliwość.Zaciekawiłogo,żezałukiemdrzwiwisiprastara,
zniszczonafiranka,którazasłaniawidok.

Omarzacząłnasłuchiwać,aleniesłyszałżadnegoszmeru;ostrożnieodsunąłzasłonę.Przednim

ukazałosiędużepomieszczenie,jaśniejszeodpozostałych,któreipodinnymiwzględamiróżniłosięod
całegootoczenia.Meblezsurowegodrewna,stół,krzesłaiszafyprzypominająceskrzynie,wktórych
piętrzyłysięksiążki,mapyidokumenty,sprawiaływrażenieśredniowiecznejpracowniuczonego.Czarna
pajęczynazasnuwałacałyrozgardiaszipozwalałaprzypuszczać,żedopomieszczeniategojużoddawna
niktniewchodził.Tylkodlaczegobyłojasnooświetlone?

PodczasgdyOmarstarałsięzorientowaćwtymchaosie,wzrokjegopadłnaotwartąszafępolewej

stronie,wypełnionązapisanympapierem,apośródkartek,arkuszyistrzępkówpapierówsiedziała
nieruchomonapodłodzebladapostaćosiwychwłosachiwzakurzonejodzieży.PoczątkowoOmar
myślał,żetenczłowiekjestmartwy,alekiedyostrożniesięzbliżyłipochyliłnadnim,dooczumężczyzny
wróciłożycie,anawetjego
pomarszczonatwarzwykrzywiłasięwbladymuśmiechu,któryOmaraprzeraził.

Bezruchu,znogamiskrzyżowanymijakegipskipisarzstarysiedziałraczejjakwidmoniżżywy

człowiekiwcaleniebyłobydziwne,gdybytakjakwyrósłzziemi,znówsiępodniązapadł.Alenic
takiegosięniezdarzyło.

—ProfesorHartfield?—zapytałOmarostrożnie.
WówczastenbladymężczyznauniósłgłowęimartwymwzrokiemspojrzałpozaOmara.
—Hartfieldnieżyje—odparłmonotonnymgłosem.—JestemjegoKa,siłą,któratrzymagoprzy

życiu,jeślirozumiesz,comamnamyśli.

AleOmarnierozumiał.StarożytniEgipcjanienazywalinieśmiertelnegoaniołastróża„Ka”,dlatego

częstoprzedstawianoludziwpodwójnychzarysach.Cotenczłowiekmiałnamyśli,mówiąc"Jestemjego

background image

Ka”?

PodczasgdyOmarjeszczesięzastanawiał,staryciągnąłdalejbezbarwnymgłosem:
—PrzebywamwokuHorusa.OkoHorusadajeżyciewieczne,ochraniamnienawetwtedy,kiedysię

zamknie.Otoczonypromieniami,przemierzamdrogi.Posłusznynakazomserca,docieramwszędzie.
Jestemiżyję...

Ledwieskończył,jegobudzącalękpostaćoklapła,głowaopadłamudoprzodu,ręcezwisłybezsilnie,

jakbywypowiedzianeprzedchwiląsłowawymagałynieludzkiegowysiłku.

Dziwnydźwiękjegogłosuzdradzałakcentangielski.TomusiałbyćprofesorHartfield;wydawałosię,

żeogarnęłogotakiesamoszaleństwojakpozostałychmieszkańcówklasztoru.Starającsięgonie
spłoszyć,Omarukląkłprzednim,dotknąłgoostrożniedłoniąirzekłcicho:

—Profesorze,czypanmniesłyszy?
Lekkidotyksprawił,żemężczyznawyprostowałsię,otrząsnąłjakpieswyciągniętyzrzekiizaczął

znówmówić:

—Niedotykajmnie,bojestemKa.KaprofesoraEdwardaHartfielda.Akażdy,ktodotknieKa

człowieka,jestskazanynaśmierć.

Omarmimowolisięcofnął,alebędąctakbliskocelu,niezrezygnował;nawiązałdosłówszaleńcai

mówiłuspokajającymtonem:

—KaEdwardaHartfielda,powiedzmi,jaksiętudostałeś,podajimionatwoichwrogów.
HartfieldsłuchałsłówOmarazotwartymiustami.Niepokójwjegooczachdowodził,żerozumiete

słowa;pochwilidręczącejciszyodparł,niekierującwzrokunaOmara:

—Moiwrogowietokoptyjscymnisi.Trzymająmnietuwniewolijakdzikiezwierzę,napewno

dawnobymniezabili,gdybyniebyłaimpotrzebnamojawiedza.

—Ajaksiętudostałeś?
Hartfieldmilczałuparcie.Spuściłtępywzrok,głowaopadłamudoprzodu,ramionazwisały

bezradnie.Wydawałosię,żewypowiedzeniejasnegozdaniakosztowałogotylewysiłku,iżterazmusi
odpocząć.

—Jaksiętudostałeś,KaprofesoraHartfielda?—powtórzyłOmarnatarczywie.Zrozpaczony

chwyciłbezsilnegostarcazaramionaipotrząsnąłnim,alebezskutecznie.—KaEdwardaHartfielda,czy
mniesłyszysz?—zawołałOmar,zniżającgłos,bynieusłyszałgoniktpozatympomieszczeniem.—Co
wieszoImhotepie?

LedwieOmarwymówiłtoimię,wydałosię,żeżyciewstępujewmartweczłonkistaregoczłowieka.

Otworzyłszerokousta,ztrudemchwytającpowietrze,potemprzymknąłoczyjakdomodlitwy,wyciągnął
wgóręramionaigłosem,którywyraźnieróżniłsięodpoprzedniego,zacząłrecytować:

—Oty,którysiływszechświatadoprowadziłeśdotego,żezakiełkowały,Imhotepie,któregociało

świecijakbógsłońcaRa,któryotwierasznaszedrogidoświatłaiswoimduchemprzepędzaszciemnotę
niewiedzy,onajwiększyzwielkich,jacykiedykolwiekwędrowalipotejziemi,którymaszdostępdo
nektarubogów,którymaszoczyzjadeidu,aciałobiałejakkwiatlotosu,którystajeszprzedobliczem
panaświataiprzemierzaszzaświatyniczymmyśliwyżyzneziemieNilu,jesteśprawdziwymtwórcą
życia,chylęczołoprzedtwojąwszechmocą.Bogowiestworzyliniebo,gdziesięunosząnibyzłotesokoły,
alety,Imhotepie,stworzyłeśziemięzjejcudami.Typoruszyłeśpiramidyswymuskrzydlonymduchemjak
dziecinnezabawki,sprawiłeś,żeświatłoniebastałosiępłynne,izamknąłeśjewszkle,abykorzystaćz
niegownocy,przywróciłeśludziomwieczneżyciezapomocąjedynejformuły,którązabraliimbogowie.
Chwałaci,najbardziejboskizewszystkichludzinaziemi,chwałaci,wielkiImhotepie!

Hartfieldmówiłtostojąc,urywanymizdaniami,jegomodlitwapodobnabyładośpiewumnichów

klasztornych,akiedyskończył,znówzapadłsięwsobiejakbalon,zktóregouszłopowietrze,iwtej

background image

pozycjizastygłwbezruchu.

Zwabionygłosamibrzmiącymiwkorytarzach,wdrzwiachukazałsięMenas.Towarzyszylimudwaj

silnimnisi,którychtępywyraztwarzynapełniłOmaralękiem.TatrójkazastąpiłamudrogęiMenas,
któryprzyjąłgouprzednioztakąuprzejmością,terazgoofuknął:

—Czemutuszpiegujesz,czyżnieudzieliłemcigościny,atynadużywasznaszejdobroci?Czegotu

szukasziktociętuprzysłał?

Omarchciałodpowiedzieć,żeniemógłzasnąćibłąkałsiębezradnie,wreszciezabłądził;alezanim

zdążyłcośpowiedzieć,Menasdałznakobumnichom,cichwyciliOmarazaramionaipoprowadzili
schodamiwgórę,przezobakorytarzedookrągłegopomieszczeniazczteremazakratowanymiwejściami
wkażdejścianie.Menas,któryszedłzanimi,odsunąłzasuwkęwjednychdrzwiachimnisiwepchnęli
Omaradomrocznejceli.Następniezaryglowalidrzwiiodeszli.

To,coOmarprzeżyłwciąguostatnichgodzin,wydawałosięsnem,idopieroteraz,skulonyna

piaszczystejpodłodze,miałczas,abysięnadtymwszystkimzastanowić.Wydajesię,żejegodnisąjuż
policzone.Menasnapewnozrozumiałprawdziwypowódjegoprzybyciadoklasztoru,wie,żeszuka
profesoraHartfielda;ciszalenimnisipozostawiągoterazwceli,ażumrzezgłoduipragnienia.Może
kiedyśporzucąjegozwłokigdzieśnapustynnympiasku,jakpożałowaniagodnąMrs.Hartfield,któradla
Koptówbyłabytylkociężarem.Inszallah.

CiemnośćwyostrzamyśliiOmarprzypomniałsobiedziwnąmodlitwę,którąHartfieldskierowałdo

Imhotepa.Profesorwykorzystałformułęmodlitwy,którąznałzegipskiejKsięgiumarłych,wielokrotnie
cytowanegozbiorupróśb.Modlitwytegorodzajuwidniejąwyrytenaścianachwewszystkichgrobachz
dawnychczasówiniesąniczymnadzwyczajnym.Alecomiałaznaczyćwstawkaotym,żeImhotep
poruszyłpiramidy,sprawił,iżświatłoniebastałosiępłynne,iprzywróciłludziomżyciewieczne?Wten
sposóbHartfieldnawiązałdotrzechmarzeńludzkości.Odtysiącleciludziezastanawiająsiębowiem,w
jakisposóbdziśjeszczenajwiększebudowlewzniesionerękąludzką,piramidy,zostałystworzone
zgodniezprawamiastronomii,aświatłozmagazynowanewinnejformieenergii,iczyposzukiwanie
wiecznegożyciajesttylkomarzeniemwspółczesnegoczłowieka?CowiedziałHartfield?

ZdalekadocierałydoOmararóżneodgłosy,dziękiktórymmógłśledzićprzebiegdniamnichów,w

większościwypełnionegomodłamiiśpiewem.Omarmiałnadzieję,żeprzyniosąmuprzynajmniejdzban
wody,iwieczoremzacząłzwściekłości—amożebyłtotakżestrachprzedśmiercią—szarpaćkratę
celiiwołaćpomocy.Jegokrzykrozbrzmiewałwkorytarzach;alekiedyprzekonałsię,żewołaniasą
bezskuteczne,zasnął,wtulonywkątceli.

Niewiedział,jakdługotrwałatadrzemka,wkażdymraziedrgnął,kiedyprzedjegooczamiporuszyła

siępełgającalampka.OmarpoznałHartfielda.Tenprzyłożyłpalecdoust,dającznakOmarowi,by
zachowałspokój.Profesorsprawiałterazcałkieminnewrażenie.Otępienieiospałośćzniknęłyzjego
twarzyiwyglądałdośćnaturalnie,jeślipominąćwidocznyniepokój.

—Kimpanjestiskądsiępantuwziął?—zapytałprofesorszeptem.
—NazywamsięHafizel-Ghaffar—odparłOmar—iszukampana,profesorze.
—Mnie?—Hartfieldwydawałsięzdziwiony.—Wjakisposóbtrafiłpannamójślad?
Omarzastanawiałsięchwilę,wreszcierzekł:
—Myślę,żedążymydotegosamegocelu.
—OBoże—rzekłHartfieldcicho—niechpantegonierobi,niechpanotymzapomni.Jestpan

młody,całeżycieprzedpanem.NiechpanprzestanieszukaćImhotepa.Błagampana!

LedwieHartfieldskończył,błyskawicznieprzycisnąłdłońdoustOmaraizgasiłlampkę.Wciemności

zbliżałysiękroki;alewkrótcesięoddaliły.

—Wyprowadzępanastąd—rzekłprofesorwciemności.—Chodźmy—iująłOmarazarękę.

background image

Omarniewiedział,cosięznimdzieje,niebyłpewien,czyHartfieldmówipoważnie,czywogóle

jestdotegozdolny;alezdałsobiesprawę,żebyćmożejesttojegojedynaszansaopuszczeniatego
strasznegoklasztoru.

HartfieldzamknąłkratęzzewnątrziOmarpoczłapałzanim,zupełniesięnieorientując,dokądidzie.

Anglikdobrzeznałteren,niewątpliwieprzemierzałjużwielokrotnietędrogę,ponieważporuszałsię
pewnie.Gdydoszlidooświetlonegopomieszczenia,wktórymstałydzbanyizktóregoschody
prowadziłynazewnątrz,Hartfieldrzekł:

—Niechpanuciekacosiłwnogachisprowadzipomoc.Potrzebnynamtuzinzbrojnychludzi.Nie

wiem,czynadworzejestdzień,czynoc.Jeślijestdzień,niechpanidziewkierunkupółnocno-
zachodnim,wedługzachodzącegosłońca;jeślijestnoc,niechpankierujesięSyriuszem,tonajjaśniejsza
gwiazda,łatwojądostrzec.WtensposóbdotrzepandoRaszid.NiechBógpanaprowadzi!—Ipopchnął
Omaranakamienneschody.

—Panieprofesorze!—broniłsięOmar.—Niepójdębezpana.Dlaczegopannieidziezemną?
Hartfieldrozgniewałsię.
—Niemamczasunadługiewyjaśnienia.Mójstanzdrowianiejestnajlepszy,odczasudoczasu

popadamwpewnegorodzajudeliriumitracęprzytomność.Byłbymwięcdlapanatylkociężarem.
Naraziłbympańskieżycie,atakżeswoje.—Idodałzesmutkiem:—Pozatymnieopuszczęklasztorubez
żony.Onijątugdzieśukryli.

—Ale...—wyrwałosięOmarowi;resztęzdaniapołknął.
—Szukamjej,nailepozwalamistanzdrowia.WłaśnieszukałemMary,kiedynatknąłemsięnapana.

Aterazniechpanucieka!

Omarzawahałsię,alewolałzamilknąć.Wszedłposchodachiwyśliznąłsięprzezotwórnadwór.

Byłociemno.Omarspojrzałwniebo.Nadnimświeciłygwiazdy.Znalazłtę,któraświeciłanajmocniej,i
zdecydowany,poszedłzanią.

WCIENIUPIRAMIDY

Ianisłońcuniewolnodoganiaćksiężyca,aniteżnocniewyprzedzidnia;
Iwszystkożeglujepoorbicie.
Iznakiemdlanich—iżnosiliśmyichpotomstwonastatkuzaładowanym.
Istworzyliśmydlanichpodobnydoniego,naktóryoniwsiadają.
Jeślizechcemy,potopimyichioninieznajdąpomocnika;
Ibędąuratowani
jedyniedziękiNaszemumiłosierdziu,bydopewnegoczasucieszyćsiężyciem.
Koran,suraXXXVI

*

Zbliżałsię29listopada—dzień,wktórymzamierzanootworzyćgrobowiecTutenchamona.Ijeśli

kiedykolwiekistniałczłowiek,któregocharakterzmieniłsięwskutekodkryciaarcheologicznego,tobył
nimHowardCarter.Tenniegdyśtaknieśmiały,zamkniętywsobie,wyśmiewanyarcheolog,teraz—
kiedyskupiałnasobiezainteresowaniecałegoświata—pozbyłsięswegomelancholijnegousposobienia
inaglestałsięczłowiekiemświatowym,któryopędzałsięprzedreporteramiiciekawskimijakprzed
natrętnymimuchami.Nawetlord,którygoprzezwielelatupokarzałjaknędzarza,ujrzałnaraz
energicznegoipewnegosiebiemężczyznę,wygrzewającegosięwpromieniachspóźnionejsławy.Co

background image

prawdaniktpozatączwórką,którapotajemniedostałasiędoprzedniejkomory,niewiedział,czego
ludzkośćoczekuje,alewśróddziennikarzy,goniącychzasensacjąnicponi,nawiedzającychteraz
gromadnieLuksor,kursowałycodzieńnowepogłoski,aszczególniedobrzepoinformowanekoła
wiedziałyoskarbiewartościmilionafuntówszterlingów,któryukrytyjestwewnętrzugrobowca.Nic
więcdziwnego,żeCarterniemógłzrobićkroku,bygopotajemnienieśledzono.

DlaladyDawsoniludzizIntelligenceServicecałyspisekprzebiegałzgodniezplanem.Możnaby

pomyśleć,żeLuksorjestpępkiemświata,wkażdymraziejeśliidzieozainteresowanieprzygodąi
badaniamiarcheologicznymi,aodkryciewDolinieKrólówprzysłoniłonawetpiramidywGizie—nie
mówiącjużogrobowcachwSakkarze.

Początkowoladypostanowiłapopłynąć„Izis”wdółNiluizakotwiczyćprzyel-Bedraszein,kilka

kilometrówodSakkary,alepotemGerryPincockostrzegłją,żezakotwiczenietamłodziwłaśnieteraz
możewzbudzićpodejrzenie;zdecydowaliwięc,żeniepostrzeżeniepojadąkolejądoHeluan,tam
zamieszkająwhoteluturystycznymizewschodniegobrzeguNilubędąkierowaćdalszymprzebiegiem
akcji.

GeoffreyDoddswysłałzLondynuekipęarcheologów,tuzinwykwalifikowanychwspółpracowników,

wtajemniczonychwproblematykęprzedsięwzięcia,izakwaterowałichwewsiMitrahine,milęna
wschódodSakkary.

Kierowniktejekipy,AnglikpolskiegopochodzeniaonazwiskuJohnKaminsky,wyraził

przypuszczenie—któreniezależnieodniegopodzielalitakżeFrancuzi—iżAugusteMariette,znającytę
okolicęjakwłasnąkieszeń,byćmożejużwubiegłymstuleciuodkryłgrobowiecImhotepa,alewskutek
niezwykłychokolicznościprzemilczałtenfaktizasypałwejście.Poprzejrzeniudostępnychdokumentów
zowegookresuKaminskywynotowałwszystkierozpoczęteprzezMariette’awykopaliska—takżete,
którepokrótkimczasieprzerwano—izaproponowałIntelligenceService,abynatychterenach
rozpocząćkopanie,możewtensposóbnatknąsięnanieznanytrop.Okoliczność,żeobecniecałyświat
pędziłdoLuksoru,gdzieCarterprzygotowywałotwarciegrobowca,byłaBrytyjczykombardzonarękę,
bomoglipracowaćniezauważeni.

Szansa,bywtensposóbposunąćsięnaprzód,byładośćnikła;alejeślinawetistniałachoćbysłaba

nadziejanawielkierezultaty,Doddsmusiałbraćpoduwagękażdąmożliwość,atobyłajednaznich.

PowoliDoddsznalazłsięwsytuacjiprzymusowej.JegodziałaniawsprawieImhotepatrwałyjuż

kilkalatipochłonęłyznacznąsumępieniędzy;ministerwojny,którytymczasemzcorazwiększą
przyjemnościąprzyglądałsięakcji,cobrytyjskimtajnymsłużbomniebyłozbytnarękę,kazałsobie
przysyłaćregularneraportyiniekryłswegorozczarowania;stwierdziłnawetzlekkąironią,żetajne
służbyJegoKrólewskiejMościprędzejodkryjądezerterawazjatyckiejdżungliniżmumię,któranie
możeuciec,nacmentarzyskuwielkościlondyńskiegoHydeParku.DoddsprzekazałladyDawsontę—jak
tookreślił—insynuacjęiodtądpomiędzyLondynemaLuksoremzapanowałonapięcie.

InaczejniżFrancuzi,którzyprzyswychwykopaliskachwpewnymoddaleniukorzystalizpomocy

tutejszychmieszkańcówwsi,Kaminskyzrezygnowałzobcychpomocników,popierwszedlatego,aby
liczbawtajemniczonychbyłajaknajmniejsza,podrugie,bouważał,żenietylechodzioprzekopywanie
dużejilościziemi,ileoto,byniewielkąjejilośćdokładnieprzebadać.Nawyjątkowychodcinkach,jak
labiryntbykówApisa,którymKaminskyzwieluwzględówszczególniesięinteresował,miano
prowadzićrobotynawetnocą,byniezwracaćniczyjejuwagiiuniknąćwszelkiegonagabywaniai
tłumaczeniasięwobecSłużbyStarożytności.Doichwyposażenianależałynamiotyiplandeki,jakich
używasięzawszepodczaspracwykopaliskowychwceluochronyprzedsłońcemiwiatrem;materiały,
któreAnglicymielidodyspozycji,pozwalałyimjednakbiwakowaćnapowietrzuisłużyłyjakoosłona
przedniepowołanymiosobami.Anglicywogólestaralisięzwracaćnasiebiejaknajmniejuwagi.

background image

Wydawałosię,żeladyDawsondobrzekalkulowała.Tegodnia,naktóryHowardCarterprzewidział

otwarciegrobowcaTutenchamona,terenwykopaliskwSakkarzebyłjakbywymieciony.Zapowiedź
archeologicznejsensacjizgromadziłaturystówibadaczywjednymmiejscu,achoćtylkoniewielumogło
uczestniczyćwtymwydarzeniubezpośrednio,towszyscychcielibyćprzynajmniejwpobliżu.

Carterdoskonalezainscenizowałcałyprzebiegakcji.DostępdoDolinyKrólówmielitylko

zaproszenigoście,wśródnichjedenjedynydziennikarz,ArthurMerton,korespondentlondyńskiego
„Times’a”.Jegosprawozdaniezotwarciaprzedniejkomory,którejzawartośćCarterjużznał,także
dziennikarzmógłswobodniezabraćsiędodzieła,zwróciłouwagęcałegoświataipierwszezdjęcia
złotychparadnychłóż,krzeseł,wozówidarówofiarnychzalabastruikościsłoniowejporuszałyludziw
niebywałymdotądwymiarze.LuksoriDolinaKrólówbyłynaustachwszystkich.Sakkarajakbyzostała
zapomniana,Anglicymieliwięcswobodęprzyswoichwykopaliskach.

NapoczątekKaminskyzeswymiludźmiwykopałrównaukosdowejściaprzylabirynciebyków

Apisawnadziei,żemożesiępowtórzyćsytuacja,jakązastałCarterpodczasswegoodkrycia.Alejużpo
dwóchdniachokazałosię,żeszczęśliweprzypadkisięniepowtarzają,awięcwrazzwykopaniem
labiryntuniezostałzasypanyżadeninnydostępdogrobowca.

Drugieprzypuszczenieskierowanonanieutwardzonądrogę,poktórejwożonowozamiżądnych

wiedzyturystów,aśladykółwiłysięprzezpołowęSakkary.Kaminskykopałdołynatejdrodzew
nieregularnychodstępachidotarłnabliskodwametrywgłąbpulchnejziemi.Poczternastu
bezskutecznychpróbachzrezygnowałikazałzakopaćdoły,ladyDawsonzaśnieumiałaukryćzłośliwej
radości.

Wieczoremekipazgromadziłasięwokrągłymnamiociewojskowym,któryAnglicyustawilina

północnywschódodpiramidyschodkowej,kilkakrokówwbokoddrogidoDahszur.Nastrójbyłbardzo
nerwowy.Kaminskypowiedział,żewywiadJegoKrólewskiejMościjestoczywiścieszacowną
instytucją,alezawielesobiewyobraża,jeśliidzieohistorięstarożytnegoEgiptu;wpakowalisięw
sprawępozbawionąwszelkichrealnychpodstaw,tomrzonkijakichśurzędasów,niemożnaznaleźć
czegoś,conigdynieistniało.

JoanDawsonprzypomniałaprofesorowi,żedotychczaswszelkiewykopaliskaprowadzonow

miejscachprzezniegoproponowanych,izapytała,gdzie,jeślinietutaj,wSakkarze,mógłbybyć
pochowanyImhotep.Pokrótkiej,gorączkowejdyskusjiutworzyłysiędwiepartie,zktórychjedna,
Kaminskiego,żądałaprzerwaniarobót,drugazaś,partialadyDawson,byłazaprowadzeniemichdalej.

Podczastejożywionejdyskusjipadłstrzał.Wpobliżunamiotuprzemknąłjeździeczcałągromadą,a

kiedyAnglicywybiegliznamiotu,byzobaczyć,cosiędzieje,ujrzeliwodległościniecałejćwiercimili
skierowanenasiebiewylotylufpięciukarabinów,wchwilęzaśpóźniejrozległysięwciszynastępne
strzały.Wszystkotosprawiałowrażeniejakiejśzjawy,itakszybko,jakprzybyli,jeźdźcypomknęlina
północ,wkierunkuAbuGurab.

Przerażającacisza,jakapotemnastąpiła,przerwanazostałaśmiertelnymrżeniemkonia.Ten

przerażającyodgłosprzeszyłAnglikówdoszpikukości,aponieważniemilkł,tylkosięwzmagałwswej
okropności,Pincockchwyciłzarewolweriwezwałpozostałych,byzanimpodążyli.

ZpochodniamiibroniągotowądostrzałuPincockisześciumężczyznudalisięwkierunku,skąd

dobiegałorżenie.Jużzdalekawidaćbyłozwierzęleżącewdrgawkachnaziemi.Gdysięzbliżyli,ujrzeli
drugiegokonia.Byłmartwy.Obokleżelidwajmężczyźni.Pincockpodniósłbroń,wycelowałdokładnie
włebleżącegozwierzęciaiwystrzelił.Krótkiedrgnięcie,ostatnieuderzenietylnymkopytem,potem
zaległacisza.

Ciałamężczyznbyłypodziurawionekulami.Żadenniedawałznakużycia.Pincocknalegał,byopuścić

tęmiejscowość,zwinąćnamiotiwrócićdoMitrahine;aleKaminskyipozostalinaukowcy

background image

zaprotestowali.Wtejsytuacjinapewnowzbudzilibypodejrzenia.Mężczyźnipodnieślitrupyizaciągnęli
donamiotu.Kulekarabinowezadałykrwawiącąranębrzusznąsiwemumężczyźniewśrednimwieku,o
ostrychrysachtwarzyiszczególniemałychoczach.Drugimężczyzna,ciemnoskóry,znaczniemłodszy,z
wąskąbródkąmiałwpiersiwielekul,jednatrafiławtętnicę.

LadyDawsonodwróciłasięzewstrętem.Kaminskyprzyłożyłdłońdoust.Resztastałazaszokowanai

bezradna.Jedynym,którywtejsytuacjitrzymałnerwynawodzy,byłPincock.

—Cotomaznaczyć?—zapytałchłodno,niemalobojętnie,przeszukująckieszeniezakrwawionej

kurtkistarszegomężczyzny;wyciągnąłzwitekbrązowychbanknotów,byłotegoconajmniejpięćtysięcy
funtów.Kieszeniedrugiego,równieżubranegopoeuropejsku,byłypuste,alemiałonnabrzuchuszeroki
pasznabojami,starej,artystycznejrobotyrymarskiej.

KiedyPincockodpiąłjedenzrzemieni,naktórebyłyzamknięteposzczególneosłonki,zagwizdał

cichoprzezzęby.Wyciągnąłbiaływoreczek,otworzyłgo,zanurzyłzwilżonyślinąpalecispróbował.
Potemprzewróciłciałozmarłegonabokirozpiąłpas.

Podczasodpinaniaresztyosłoneknaamunicjęukazałysiędalszeworeczkizbiałymproszkiem.

Pincockrzekł:

—Cholernieprzykrasprawa.
—Wcaletaknieuważam—odparłKaminsky.—Todowodzi,żeniemiałtobyćzamachnanas.

Prawdopodobniewieletakichbandnarkotykowychwałęsasiępotejokolicy,wcalemiichnieżal.

Pincockmiałjednakwątpliwości.
—Niedasięuniknąćzjawieniasiętupolicji.Atowcaleminieodpowiada.
—Niezrobiliśmyniczłego—powiedziałKaminsky.—Nierozumiem,czegomielibyśmysię

obawiać.

WtedyladyDawsonpodeszładoprofesora,aoczyjejlśniłygniewem.
—Tojapanupowiem.Wskuteknaszejtuobecnościstaliśmysiępodejrzani.Amożezechcepan

twierdzić,żetuzinarcheologówiagentówbrytyjskiegowywiaduspędzatu,wSakkarze,wakacje?Niech
panniezapominaojednym:żeEgipcjanie,taksamojakmy,odszeregulatszukająImhotepa,anie
chciałabym,abyśmywpadliprzeztakigłupiprzypadek.

—Wjakisposóbchcepanitemuzapobiec?—zapytałJohnKaminskyniepewnie.
—Zaniesiemyzwłokizpowrotemtam,gdziejeznaleźliśmy—odparłaladyDawson,zapalając

papierosa—jeszczetejnocyzwiniemynamiotidoranazatrzemywszelkieślady.

ChociażladyDawsonniedopuszczałażadnychwątpliwościiwierzyławpowodzenieswegoplanu,

rozgorzałaożywionadyskusja,wczasiektórejPincockpodniósłdogórypasznabojamiijakbyod
niechceniarzekł:

—TenczłowieknazywasięHafizel-Ghafar.Wkażdymrazietonazwiskowidniejenaodwrociepasa.
LadyDawsonwzruszyłaramionami.Nazwiskotoniebyłoznanewkołachbrytyjskiegowywiadu.
KiedyosiemgodzinpóźniejnadcmentarzyskiemSakkarywzeszłosłońce,Anglicypozacieralijuż

wszelkieśladyiwycofalisiędoMitrahine.Trochępóźniejnaposterunkupolicjiwel-Bedraszein
odebranoanonimowytelefon.WnocynapółnocodSakkarydoszłodostrzelaninypomiędzydwoma
gangaminarkotykowymi.WdoleprzydrodzedoAbuRoaszleżądwatrupy.

BaronGustav-GeorgvonNostitz-Wallnitz,któryzwykłżonglowaćmilionamiipodejmowaćdecyzjeo

wielkimznaczeniu,oddwóchdnibiegałpodnieconyiwołałradośnie:

—Tochłopnaschwał,doprawdychłopnaschwał!—SprawiłtolistpisanyodręczniezEgiptu,z

dołączonymwymiętymkawałkiempapieru,naktórymwidocznebyłydziwneodciski.

OmarpoupływiedwóchdnidotarłdoAleksandriiizamieszkałwhotelu„Al-Salamlek”,zdalaod

centrum,skądwysłałtelegramdobaronaNostitzazwiadomością,żeznalazłprofesoraHartfieldaw

background image

tajemniczychokolicznościach,aprzedewszystkimodkryłposzukiwanyfragmenttablicy;odciskjestw
drodzedoBerlina,Omarczekanadalszeinstrukcje.

TerazNagibek-Kassarsiedziałnadowymodciskiem,abaronwswoimmiejskimpałacu,otoczony

książkami,aktamiidokumentami,niespuszczałokaztego,cosiędziejeprzyjegobiurku.

ZapomocąprzesuwanegoukośniekopiowegoołówkaNagibsprawił,żepismostałosięwyraźne;

terazusiłowałpojedynczeznaki—trudnealbowręczwogóleniemożliwedozidentyfikowaniaz
powodusłabejodbitkilubdziwnejpisowni—przenieśćnakartkępapieru.Pierwszawątpliwość
Nagiba,czyrzeczywiściechodzituoposzukiwanyfragmentpłytybazaltowejzRaszid—Nagibdługonie
chciałwtouwierzyć,aprzytymzazdrościłOmarowijegosukcesu—rozwiałasię,kiedyodcyfrował
pierwszedwielinijki,awtrzeciejznalazłsłowo„Imhotep”.

Nagibtymczasemrównieżniesiedziałzzałożonymirękami.PodczaspracywStarymMuzeumtakże

zrobiłdwaciekaweodkrycia.

Popierwsze,natrafiłnakorespondencjępomiędzyLuwremwParyżuaMuzeumBerlińskim,która

dotyczyławłaśnieowejtablicy.Doszłoprzytymdowymianykopii,takżeterazwArchiwachBerlińskich
znajdowałosięfaksymile,odpowiadającelewemudolnemurogowitablicy.

Podrugie,Nagibnatrafiłpodczasposzukiwaniamateriałówźródłowychnastaryartykułodługim

tytuleSomeUnpublishedDemoticFragmentsfromtheRashidArea,zamieszczonywbrytyjskim
czasopiśmiefachowym,podpisanyprzezniejakiegoChristopheraShelleya.

Jedenztychfragmentów,naktóryNagibnigdydotądniezwracałuwagi,uznającgozamałoważny,

przypomniałmukształtipismoznanychczęścitablicy.Tekstzaczynałsięstaroegipskąformułą
pozdrowienia:„Chwaławam”,iNagibowiprzyszedłnamyślpoczątektablicyMustafyAgiAyata:
„wielcybogowie”.Nietrzebabyłowielkichzdolności,bypołączyćobafragmentyizestawićjez
fragmentemberlińskim,takżepowstałocałkiemsensownezdanie:„Chwaławam,wielcybogowie,
którzyprzebywaciewwiecznymraju,pełniszczęściairadości.”

Dalejjednaktekstichzawiódł;brakowałojakdotądkonkretnychwskazówekdotyczącychgrobu

Imhotepaijegotajemniczejzawartości.

VonNostitzpaliłnerwowopapierosazapapierosemipokrzepiałNagibaniezliczonąilościąkawyi

koniaku.

—Niewypuszczępana,dopókinierozszyfrujepantekstu!—rzekidobitnymtonem,uderzającpięścią

wbiurko.

Nagibmruknąłcoś,copozwalałosądzić,żezbytdużailośćalkoholuzmąciłamuświadomość,ale

byłowprostprzeciwnie.Byłcałkiemtrzeźwy,czuł,żerozwiązaniejestjużbliskoiżadnasiłanie
odciągnęłabygoterazodbiurka.

Późnymwieczorem—pomieszczeniebyłopełnedymu,aobajmężczyźnizdążylijużwypićwspólnie

butelkęrumu—Nagibcisnąłnagleołóweknastół,chrząknąłznacząco,jakgdybychciałjasnymgłosem
podaćogromnieważnąwiadomość,irzekł:

—Mam!
VonNostitz,któryodpewnegoczasusiedziałwfoteluirozmyślał,apomiędzynadziejąaniepokojem

rozgniatałwpalcachpalącesięcygara,zerwałsięitakszybko,jakpozwalałamunatosztywnanoga,
poczłapałdobiurka,gdziepięćkartekwielkościdłonileżałoułożonychwpewnymporządku,irzekł
podniecony:—No,niechpanwreszciemówi,Nagib!Niechpanmówi!

Nagibrozkoszowałsięchwiląwielkiegonapięciazobojętnościączłowiekawiedzącego,alespokój,

jakiokazywałnazewnątrz,byłtylkopozorny,wrzeczywistościczuł,jakkrewpulsujemuwskroniach,i
ztrudemudawałomusięopanowaćdrżenierąk.

background image

—Błagampana,niechpanwreszciemówi!—powtórzyłbaron,ajegogłosrzeczywiścieprzybrałton

proszący,czegoniktdotąduniegoniesłyszał.—Niepożałujepan—dodał—jeślinamsięuda,spełnię
jednopańskieżyczenie,ajadotrzymujęsłowa.

Przyrzeczeniezustbaronamiałodużąwagę.Nieulegałowątpliwości,żeNostitzdotrzymasłowa,że

niebędziemiałzastrzeżeńcodorozmiaru,zasięguiwartościtegożyczenia;Nagibprzezchwilęzaczął
sięwięcnadtymzastanawiać,alepotemznówpogrążyłsięwnotatkach,któreprzednimleżały.
Przerzucałjejakpuzzle,takżemniejwięcejutworzyłykwadrat,następniezacząłpowoliiznamysłem
czytać,wskazującprzytympalcemnakażdesłowo:

Przezchwilęobajmilczeli,bylipodwrażeniemtekstuzubiegłegotysiąclecia.Pierwszyodezwałsię

Nagib:

—Paniebaronie,sądzę,żepanzauważył...
—Co?
—Tablicakapłanówjestjeszczeniekompletna.
Wskazałnaprawydolnyróg.
—Tu,wtymmiejscubrakujetrzechlinijek.Chybatojakieśczary,alewydajemisię,żewłaśniete

trzylinijkizawierająnajważniejsząwskazówkędotyczącąwejściadogrobowca.

—Dobrze,dobrze—odparłbaron—alezacznijmyodpozytywów.Przypuśćmy,żetablicajest

autentycznainiezłapaliśmysięnalepjakiegośhochsztaplerstwa...

—Otymjużwystarczającodługorozmawialiśmy—przerwałNagibniechętnie—iskorotak

poważniarcheolodzyzajmowalisiętymfragmentem,możepanbyćpewien,żetefragmentysą
prawdziwe,nawetgdybypanwątpiłwmojąwiedzęotym.

—Niechciałempanaurazić,pragnętylkorozwinąćmojąmyśl.Awięcztekstuwynika,jeślidobrze

zrozumiałem,żeistniejegróbImhotepaizawiera,zgodniezrelacjamiludzi,którzywidzieligojeszcze
przedtrzematysiącamilat,zgromadzonezłotoiinformacje,którejużwtedy,wczasachpowtórnego
odkrycia,zostałyzapomniane,aoktórychkapłanimówili,żesątakdoniosłe,iżmogązawładnąć
światem.OBoże!—Baronztrudemchwytałpowietrze.

—To,copanmówi,jestsłuszne—odparłNagib—jużodsamejinformacjimożeczłowiekowi

zabraknąćtchu;jesteśmyjużtakbliskoceluitylkobrakujenamkilkunędznychsłów—można
zwariować!

Baronpatrzyłnapustebrakującemiejscewprawymdolnymrogu,porównywałtozkopią,którą

przysłałmuOmar;potrząsnąłgłowąirzekł:

—Brakującelinijkimogłybynależećzarównodofragmentuberlińskiego,jakteżdofragmentu

Hartfielda.

—Ipanuważazaprzypadekbraktegowłaśniedecydującegofragmentu?—Nagibzaśmiałsięz

goryczą.

Baronwzruszyłramionami.
—Skądże!—zawołałNagib.Oczybłyszczałymugniewem.—Powiempanu,cootymsądzę.Ten,

ktoznadojściedogrobowca,odłamałówdrobny,aledecydującykawałek.WBerlinieniktniewiedział
ofragmencieHartfielda,atylkozapomocąjegoczęścicałytekstnabierzesensu.Możnazałożyć,że
Hartfield,znanyegiptolog,wiedziałoberlińskimfragmencie,awięcmógłdokładniezlokalizować
położeniegrobowca.Ale.Hartfieldjestczłowiekiemostrożnym.Odbiłnajważniejszyrógodswego
fragmentuiwtensposóbjestjedynym,któryznatajemnicę.Chybaże...

—Żeco?
—Istniejejeszczejednamożliwość,takamianowicie,żeOmarjestwzmowiezHartfieldem,że

działająwspólnieiobajprowadząpodwójnągrę.

background image

—PosądzałbypanotoOmara?
Nagibzacisnąłustaiwykrzywiłtwarz.
—Waszestosunkiniesąjużnajlepsze—zauważyłNostitz.
—Możnatotaknazwać,aleniechcęnictwierdzić.
—Nieumiemsobietegowyobrazić.Gdybypanaprzypuszczeniebyłosłuszne,Omarprzysłałby

telegram,żeniestetyniemożeznaleźćHartfielda.Wkażdymrazienieprzysyłałbymitejodbitki.Nie,pan
sięmyli,niepowinienpanmieszaćdotejsprawyswojejosobistejniechęci.

—Taktylkopomyślałem—usprawiedliwiałsięNagib.
Baronsięzastanowił.
—Omarwie,gdzieHartfieldprzebywa.Awięcnacoczekamy?OdszukajmyHartfielda!
Nagibchciałzaprotestować,chciałpowiedzieć,żcniepojedziedoEgiptu,boobawiasięoswoje

życie,aleniezdążył.Służącyzameldowałprzybyciepaniijeszczezanimzdążyłpoprosićjądosalonu,w
drzwiachukazałasięHalima.Łzyspływałyjejpopoliczkach.Drżałaodpłaczu.

NagibniewidywałHalimy,odkądprzeprowadziłasiędoMaxaNikischa,nigdyjejtegoniewybaczył,

jużchoćbydlatego,żesamoddawnamiałnaniąoko;aleteraz,kiedytakstała,bezradnajakkupka
nieszczęścia,podszedłdoniej,wziąłwramionaizapytałopowódjejłez.

Halimabezsłowawyciągnęłazkieszenigazetę,wskazałanawiadomośćnapierwszejstroniei

zawołałazpłaczem:

—Takgokochałam!—Poczympadłazemdlonanapodłogę.
Baronkazałnatychmiastwezwaćlekarza,przeniesionoHalimędosalonuiułożononatapczanie.

GospodyniprzyniosławilgotnyręcznikipołożyłaHalimienaczole.WkrótceHalimaoprzytomniała.
Przepraszałazacałezajście,alebaronpoprosiłją,abymilczała,musisięoszczędzać.

Dopieroterazobajmężczyźniznaleźliczas,abyrzucićokiemnagazetę.
„Strzelaninanapustyni
Kair—Podczaspotyczkizbrojnejpomiędzydwomarywalizującymizesobągangaminarkotykowymi

napołudnieodKairuzastrzelonodwóchEgipcjan.Bylito:pochodzącyzLibanuhandlarzkorzeniamiAli
ibnal-Hussein,uchodzącyzahersztabandy,inieznanypolicjimężczyznaonazwiskuHafizel-Ghaffar.”

Nagibopuściłgazetę.Spoglądałnabarona,niemiałodwagispojrzećwtwarzHalimie.
—Takgokochałam—szlochałaHalima;nieulegałowątpliwości,żeniechodziłojejoal-Husseina,

tylkooOmara,któregofałszywypaszportbyłwystawionynanazwiskoHafizael-Ghaffara.

—JutrojedziemydoEgiptu—oznajmiłbaroninakazał,abyKalafkeprzygotowałwszystkodo

podróży.

Halimawstała.
—Jadęzwami—rzekła.

*

WKairzeudalisięnajpierwnaKarakolwcentrummiasta,gdziemielinadziejędowiedziećsię

czegośbliższegoocałejaferze.Byławczesnawiosnailudzietłoczylisięnaulicachmimoburzy—
panowałnastrój,któryróżniłsięodnastrojuprzybyszów.

HalimapożegnałasięzNikischempocałunkiemisłowami,któreakuratprzyszłyjejnamyśl.Ale

powiedziałamutakżegorzkąprawdę,żejużkoniecznimi,żetowszystkobyłopomyłką,pomyłkąjej
uczuć,
cokażdejkobieciezdarzasięprzynajmniejrazwżyciu;Maxtozrozumiał,życzyłjejszczęścia.Na
pożegnaniepodarowałjejmedalikzMatkąBoską,którynosiłodczternastegorokużycia.Niebyłołez,

background image

tylkożyczliwesłowa,ponieważobojewciągutygodni,któreprzeżyliszczęśliwieibeztroskojakdzieci,
zrozumieli,żeWschódiZachódmogąsięspotkaćfizycznie,żeodrębnośćjednegopartnerajest
pociągającadladrugiego,aleichduszenigdysięnieodnajdą.

NagibusiłowałpocieszaćHalimęwjejbólu;wydawałosięprzytym,żeuczuciowosąsobiebliscy

jaknigdydotąd.Smutekotwieraserca,iktowie,jakbysiętowszystkozakończyło,gdybynieudalisięna
Karakol,gdzieurzędnikzaodpowiednibakszyszchętnieodpowiedziałnawszystkiepytania,samonic
niepytając—czegomożnabyłooczekiwaćzpowodupodejrzanegozainteresowaniaprzybyszówcałą
sprawą.

Dowiedzielisięwięc,żezwłokial-HusseinazidentyfikowałaLeila,jegodrugażona,którejwydano

zezwolenienapochowaniemęża;nieżonategoHafizael-Ghaffarazaśrozpoznałajegomatkaijej
przypadłowudzialeoddaniemuostatniejposługi.

Informacja,żeel-Ghaffarzostałzidentyfikowanyprzezmatkę,wprawiławzdumienienajpierw

Halimę,potemtakżeNagibaibarona.Wiedzieliprzecież,żeOmarniemiałrodziców,inagleogarnęły
ichwątpliwości,czyzmarłaosobatorzeczywiścieOmar.

—Jakonwogólewpadłnatonazwisko?—zapytałNagibbarona.
—Podałjecałkiemodruchowo,podobniejakadres.Niemiałempowodupytaćdlaczego—tłumaczył

siębaron.—Wystawieniepaszportunajakiekolwieknazwiskoinarodowośćbyłotylkokwestiąceny.

WjednejzeleganckichkawiarninapromenadzienadNilemcałatrójkazastanawiałasię,corobić,iw

tejbezradności,któraodbierałaimpewnośćsiebieiktóranawetwHalimieobudziłapodejrzenie,żeto
wszystkojestpułapkąktórejśzesłużbwywiadowczych,Nagibowiprzyszłonaglenamyśl,byodwiedzić
Hassana,kalekęsprzedhotelu„MenaHouse”wGizie.Jeśliktośmógłbytupomóc,totylkoon.

Baronwobawieprzednadciągającąburząpiaskową,wolałpozostaćwhotelu,NagibzaśiHalima

wyruszyliwdrogędoGizy.

Hassanzeswąskrzynkąwcisnąłsięwewgłębieniemuruobokwejściadohotelu.Chociażtumany

kurzuunosiłysięwokółhoteluizasłaniałyludziomwidoczność,mikasahodrazupoznałNagiba.

—AgdziemójprzyjacielOmar?—zapytałHassan,kiedyNagibprzedstawiłmuHalimę.Niemógł

wiedzieć,jakieuczuciaobudziłwobojgutympytaniem.

Nieodpowiedzieli.Nagibnatomiastodrazuzacząłwypytywaćstarego,czysłyszałostrzelaniniepod

Sakkarą.

HassanspojrzałnaHalimęiskinąłgłową,jakbyzamierzałwyrazićjejwspółczucie,alezamiasttego

rzekł:

—Sądzę,żejesteśzadowolona,pozbywszysiętegoal-Husseina.Omarwielemiotobieopowiadał.
—Atenel-Ghaffar?—zapytałNagibniecierpliwie.
—Takisamłajdakjakjegopan.Oficjalniebyłdozorcąwjednejzkamienical-Husseina,w

rzeczywistościzaśbyłjegonajwierniejszymsługąprzydokonywaniuniecnychłotrostw.Allahkarze
każdego,ktonatozasługuje.

WówczasNagibowirozjaśniłosięwgłowie,przypomniałsobie,żesłyszałjużkiedyśtonazwisko;

terazwiedział,dlaczegoOmarwybrałtowłaśniefałszywenazwisko.Hafizel-Ghaffarbyłdozorcą
kamienicy,wktórejobajmieszkaliprzedlaty.

GdyHalimazrozumiałatepowiązania,rzuciłasięNagibowinaszyję,zapłakałazradości,wołając,że

kochaOmara,tylkojego,nikogoinnego.

—AlegdziejestOmar?
Baronzulgąprzyjąłdowiadomościnowinę.Telefondohotelu„Al-Salamlek”wAleksandriiwyjaśnił

sprawę;niejakiHafizel-Ghaffarmianowiciewciążjeszczetammieszka,alechwilowojestnieobecny—
czymająmucośprzekazać?

background image

JeszczetegosamegodniabaronvonNostitz-Wallnitz,HalimaiNagibpojechalidoAleksandrii.

Taksówkaprzywiozłaichprzedwieczoremdotegosamegohotelu,wktórymzatrzymałsięOmar.Niebył
towytwornyhotel,stałnieconauboczu,alewłaśniedlategonadawałsiędlaludzi,którymzależałona
tym,abynierzucaćsięwoczy.

Jakichpoinformowano,el-Ghaffarznajdowałsięwjadalni.Portierposłałsłużącego,abygo

sprowadził.

Halimadrżała,chodziłanerwowotamizpowrotem.NiebędziemiałaodwagispojrzećOmarowiw

oczy.AmożeOmarniezechcenaniąspojrzeć?Możeodwrócisięodniejinazwiedziwką?Halimanie
mogłabymumiećtegozazłe.

Przezoszklonedrzwi,ozdobionebiałymiornamentami,HalimaujrzałanadchodzącegoOmara.Nie

miaławątpliwości—toon.Chciałapodbiecdoniego,rzucićmusięwobjęcia,alestałanieruchomo,
bałasię.

Omarbezsłowapodszedłdoniej,skinąłgłową,jakbychciałpowiedzieć:Wiedziałem,żewrócisz.

Alenicniepowiedział,tylkowziąłjąwramiona.Milczał,kiedyHalimazapytałacicho:

—Czymiwybaczysz?Jaciękocham.
PrzezchwilęNagibibaronstaliobok,potemzasypaliOmarapytaniami.Omaropowiadałprawie

przezpółnocy,jakdotarłdoklasztoru,jaknatrafiłnaHartfieldaiszalonychmnichów.Opowiedziało
odkryciubazaltowejtablicywarchiwumklasztornym,odziwacznymzachowaniuprofesora,któryco
jakiśczaspopadawszaleństwoizachowujesię,jakbybyłkimśinnym.Opowiadanietowprawiłobarona
wistnyszał;powtarzałwkółko,żetonajszczęśliwszydzieńjegożycia,atwarzmupromieniała.

NagibopowiedziałOmarowi,jakabyłatreśćprzysłanejprzezniegoodbitki,atakżeoznajmił,że

brakujenazwymiejscowości;należyprzypuszczać,żeHartfieldodłamałtęczęśćtablicy,żebyzatrzeć
wszelkieślady.Wreszcieuzgodnili,żenazajutrzranopojadądoRaszididalejdoFuwy.Tamzamierzali
wynająćmuła,bydotrzećdoSidiSalim.IchcelembyłouwolnienieprofesoraHartfieldazklasztoru.

ObawyOmara,żeniedogodnościtakiejpodróżyzmęcząbarona,tenzdecydowanieodrzucił.Nieda

sięodsunąćodowocówswejpracy;jeślitobędziekonieczne,osobiściewydostanieHartfieldaz
klasztoru.

WynajętymsamochodemudalisięnazajutrzdoRaszid;baronmimoupałuświetniezniósłpodróż.U

kowalawRaszidkupilibroń,nazirsprzedałimstarynamiotwojskowyikompletnewyposażenie,
zawierającetakżewodęnacałytydzień,baronkupiłpięćmułów,którehandlarzobiecałprzyjąćz
powrotemponiskiejcenie,jeśliniebędąimodpowiadały.TakwięcOmar,Nagibibaronruszyliw
drogę.Halimapozostaławhotelu.

InaczejniżpodczaspierwszejpodróżydoSidiSalim,kiedytoOmarbyłcałkowiciezależnyod

woźnicyAlego,tymrazemmiałdoskonałąmapę.ZRaszidwgóręNiluprowadziładobradrogaw
kierunkuFuwy.Podwóchgodzinachdrogitrafilinawiodącynawschódszlakkarawanowy,który
początkowoprowadziłwzdłużpołudniowegobrzegusłonegojezioraBurullu,następnieprzezbagnisty
terennawschód.NadmałąrzeczkąścieżkaskręcałanaprawoiwiodławprostdoSidiSalim.

Baron,któryjeszczenigdyniejechałkonno,niemówiącjużomule,zniósłtęniewygodęzwielkim

spokojem.Byłwyposażonywhełmtropikalnyimiałnasobieubraniekhaki,jakienosiliwszyscy
Anglicy,kiedyprzybywalidoEgiptu;wyznaczyłsobiebojowezadanie,polegającenaobserwowaniu
horyzontuprzezlornetkę,abyuniknąćniemiłegospotkaniazmnichamizSidiSalim.

Omarpowziąłnastępującyplan:OkołotrzechgodzindrogiodSidiSalimmielirozbićnamiotw

niskichzaroślach,następnieodpocząć,agdyzapadniezmierzch,zostawićbagażipodejśćdoklasztoru.
Zabiorązesobąnajsilniejszegomuła,ponieważniewiadomo,wjakimsłaniejestHartfield.

background image

Wmilczeniusprawdzalibroń.NagibiOmarodczasubudowykoleiprzezSynajbyliobeznaniz

bronią.Nagibmiałkarabinarabskidużegokalibru,staromodny,ale—jaktwierdził—celnyiprostyw
obsłudze.Omarbyłwyposażonywnagan,kaliber7,62.Baronnatomiastmiałmauzera,aleodnosiłsiędo
swejbroninieufnie;uniknąłsłużbywojskowejzewzględunasztywnąnogęi—jakoznajmił—zrobi
użytekzbronitylkowobliczunajwiększegoniebezpieczeństwa.

Ichjedynąszansąprzeciwkoszalonymmnichom,którzymieliprzewagęliczebną,aprzytymtakże

posiadalibroń,byłozaskoczenie.Musieliniepostrzeżeniewedrzećsiędolabiryntukorytarzy,uwolnić
profesoraiszybkozbiec.Siedzielispoceniwnamiocieiomawialiwszelkieewentualnościakcji.Omar
nakreśliłplanklasztorunaubitejziemiidrogę,jakąmusieliobrać,bydotrzećdopieczary,gdzie
wegetowałprofesor.Omaropisywałwszystkieszczegóły,jakiezdołałzapamiętać.

—Jestjeszczejedenszkopuł—rzekłskończywszy.—Cozrobimy,jeśliHartfieldniezechcepójśćz

nami?

BaronspojrzałnaOmarazdumiony.
—Czemubyniechciałiść?Przecieżjestwięzionyprzezmnichów?
—Owszem.Alekiedygozapytałem,czemuniechcezemnąodejść,odpowiedział,żenieodejdzie

bezżony,którąmnisitakżeprzetrzymująwklasztorze.

—AleprzecieżpaniHartfieldnieżyje—zdziwiłsiębaron.
—Nowłaśnie,obawiamsię,żeprofesordostanieszoku,kiedysięotymdowie.
—Wobectegomusimygowywabićpodpretekstem,żezaprowadzimygodożony—przerwałbaron

dyskusję.—Tocoprawdanieuczciwe,alewtymwypadkuchybajedynemożliwewyjście.Tylkowten
sposóbzmusimygodopójściaznami.

Przedwieczoremruszyli,Omar,Nagib,vonNostitzimuł,któregonazwaliZulejką.Przednimiukazał

sięciemnyzarysłańcuchagórskiego,naktóregozboczachpołożonybyłklasztor.Choćksiężyc
przeważniebyłzasłoniętyniskimichmurami,oczyichprzywykłydociemności,takżełatwoorientowali
sięwterenie.

—Tam!—Omarpokazałrękąnawschód.
—OBoże!—baronzatrzymałsię—Ruinykościołapośródpustyni.
Natlesłabooświetlonegoniebaunosiłsięwysokiłuk.Nierealnyobrazniczymkulisawoperze.I

chociażOmaropisałdokładnieklasztor,obajbylizaskoczeni,boto,cozobaczyli,wyobrażalisobie
zupełnieinaczej.Nocnezjawiskowśródmartwejprzyrodywyglądałoraczejromantycznieniż
przygnębiająco,itrudnoimbyłowyobrazićsobie,cotusiędziejepodziemią.

Omarnasłuchiwał.
—Słyszycieśpiewy?
Nagibibaronwstrzymalioddech.
—Tobrzmijakdalekiewołaniewlesie,aczasemjakskomleniekopanegopsa—rzekłbaroncicho.
—Tolitaniamnichów.Momentjestdogodny.Pókisązatopieniwśpiewie,niemamysięczego

obawiać,bobratMenasjestzajętypilnowaniemich.

WszystkoprzebiegałozgodniezplanemOmara.Baronzająłpozycjęwkąciebudynkubezdachu,skąd

prowadziłyschodypodziemię;trzymałwpogotowiumauzera.Omarstanąłnakamiennejpłycie,którasię
odchyliłajakbyzadotknięciemrękiwidma,iOmariNagibzniknęli.

ChoćbaronvonNostitzwiedział,żemnisimająbroń,aOmaropowiadał,żesąnieobliczalnii

niebezpieczni,wcalenieodczuwałstrachu.Dodawałomuodwaginieopisaneuczucie,żeporazpierwszy
wżyciuczynicośzuchwałego,ryzykownego,szalonego,cośniezwykłego,cocałkowicieodbiegaodjego
uporządkowanego,zaplanowanegownajdrobniejszychszczegółachżycia.Bydoznaćtakiegouczucia,
musiałsięzestarzeć,inieporazpierwszyprzyszłomunamyśl,żewszystkodotychczasrobiłźle.

background image

WpomieszczeniuzdzbanamiOmarztrudemnakłoniłNagiba,abyszedłdalej.Śpiewmnichówbył

corazgłośniejszyiNagibodbezpieczyłbroń.

—Nierozumiem—szepnął—dlaczegoniktniestoinastraży?
—Jedynyzdolnydotegomnich,któryjestprzyzdrowychzmysłach,toMenas,atenmusiprzede

wszystkimstrzecswoichwspółbraci,żebysięnawzajemniepozabijali.Rzucająsięnasiebieniczym
dzikiezwierzęta,jeślichoćnachwilęspuścisięichzoka.Zresztątylkotacywariacijakmytutajtrafiają.

OmarzatrzymałNagibachwytającgozaramię.Nakońcukorytarzaświeciłosięjasneświatło.Śpiewy

brzmiałyterazgłośniej.OmariNagibposuwalisięostrożniedoprzodu.Kiedydoszlidokońcakorytarza,
Omarzajrzałzaróg.NastępniedałznakwzrokiemNagibowi,żebytenspojrzałnaśpiewających
mnichów.

Nagibpochwiliodwróciłsięzobrzydzeniemodtegożałosnegowidoku.Straszliwygrymasna

twarzach,dzikiezachowaniestarychludzi,którzyodlatniewidzielipromieniasłońca—wszystkoto
budziłownimodrazę.Jakibyłpowódichdziwnegozachowania?Nagibniemógłtegozrozumieć.Omar
odciągnąłgoodtegowidoku.Weszliwąskimischodaminapiętro,następniedotarlidojaskiniprofesora.

Omarostrożnieodsunąłzasłonę.Hartfieldsiedziałnapodłodzezeskrzyżowanyminogami;choć

wzrokjegobyłskierowanynazasłonę,jakbyniezauważałintruzów.

—Chodź!—OmardałznakNagibowiiwśliznęlisiędojasnooświetlonegopomieszczenia.W

milczeniuuklękliprzednieobecnymduchemprofesorem.Omarzacząłdoniegoprzemawiać.

—KaEdwardaHartfielda,czymniesłyszysz?
Wtedymężczyznazacząłsięporuszaćmechanicznie,jakkukiełka,ajegoglosbrzmiałjakbynierealnie:
—JestemKaprofesoraHartfielda.Ktomniewola?
—KaEdwardaHartfielda,przybyliśmy,abycięstądzabrać.Zaprowadzimycięwbezpieczne

miejsce,gdzieniebędzieszsięmusiałobawiaćmnichów.

—Niechcęstądodchodzić—odparłHartfieldbezdźwięcznymgłosem.—Tujestmójdom,tujest

mojeżycie.Wynościesięstąd,boiwaspochwycą..

—KaEdwardaHartfielda—zacząłOmarodnowa,aleteraz,jegosłowabrzmiałybardziej

energicznie—przybyliśmy,abycięzaprowadzićdotwojejżonyMary...

—JestemKaEdwardaHartfielda—powtórzyłprofesormonotonnie—niewiem,oczymmówicie,

jestemKaEdwardaHartfielda.

OmariNagibspojrzelinasiebie;corobić?Jedyne,comogłobypomóc,toczekanie,ażminiefaza

szaleństwa.Aledotegoczasumnisiskończąswojemodły,aniktniemógłprzewidzieć,jakHartfieldby
zareagował,gdybygozabralisilą.

—GdziejestMary?—zapytałnagleprofesor.—GdziejestMary?
Nagibnatychmiastodpowiedział:
—PańskażonajestwAleksandrii.Przybyliśmytu,bypanadoniejzawieźć.Niechsiępannieupierai

jedzieznami.

—GdziejestMary?—powtórzyłprofesor,terazjegogłosbrzmiałniecierpliwieigroźnie.
—Jeślipójdziepanznami—powtórzyłNagib—zaprowadzimypanadożony.
Powstaładługapauza.Profesormilczał,jegotępywzrokzdradzałniepoczytalność,niewiadomobyło,

cosięwnimdzieje.Potemstałosięcośnieoczekiwanego:Hartfieldwstał,skierowałwzroknadrzwii
ruszyłjaklunatykprzedsiebie,powąskichschodach,przezkorytarz,któryprowadziłdośpiewających
mnichówidalejdopomieszczeniazdzbanami;OmariNagibszlizanim.Bylitakzaskoczenitymnagłym
zwrotemwzachowaniuprofesora,żemilczeli,niepewni,dokądHartfieldskierujeswekroki.

Nietakwyobrażalisobieuwolnienieprofesora.Spodziewalisię,żebędąmusieliciągnąćgosiłą,a

tymczasemszedłznimibezoporu.

background image

PrzedwąskimischodamiprowadzącyminadwórHartfieldsięzatrzymał.Wzrokjegobyłskierowany

nastopnie,wydawałosię,żechce,abyjedenznichposzedłprzodem;wiedziałbowiem,gdziejest
wejście,alenieznałmechanizmujegodziałania.Omarposzedłpierwszy,nacisnąłpłytę,następniewyszli
pokoleinazewnątrz.

Barontrzymałbrońwpogotowiu;nawidoktrzechmężczyznwychodzącychspodziemiwydałokrzyk

zdziwienia.Akcjatrwałanajwyżejpółgodziny,owielekrócej,niżprzewidywali.Wparnejnocy,jaka
ichotaczała,profesorzacząłsięzataczać.Bógwie,ileczasunieoddychałświeżympowietrzem.Omari
Nagibmusieligopodtrzymywać.Wiedzieli,żeniewolnoimtracićczasu.Coprawdabylipewni,że
kiedymnisiodkryjąnieobecnośćprofesorawjegoceli,zacznąprzeszukiwaćklasztor,atopotrwajakiś
czas;musielijednakliczyćsięztym,zepodejmąpogoń,jeśligonieznajdą.

Ztrudemposadzilinieobecnegoduchemprofesoranamuła.Niebroniłsię.Ikiedywędrowalina

północprawymbiegiemrzeki,porośniętymkrzewami,prawiesięnicodzywali.Omar,Nagibibaronbyli
myślamidalekostąd,każdyszukałwłasnejdrogidogrobowcaImhotepa.

Mieliterazprzedsobąwielkiproblem:jakzmusićprofesoradomówienia.Wydawałosięraczej

pewne,żeznaonwejściedogrobowca;możnabynawetprzypuszczać,żejużtambyłzwłasnejwolialbo
podnaciskiemmnichów.Alejakzdobyćjegotajemnicę?

Jeszczepodosłonąnocydotarlidonamiotuimułów,którepozostawili.NapropozycjęOmara,byod

razuwyruszyćwdrogępowrotną,Nagibzaprotestował,alebaronsięzgodził,wykazywałwtejsytuacji
niezwykłąenergię.Pokrótkimodpoczynkuzwinęlinamiotiruszyliwdrogę.

Hartfieldpozwalałrobićzesobąwszystko,piłijadłposłusznie,comupodano,iwmilczeniujechał

namule.Kiedyzaczęłoświtać,ujrzelizdalekazabudowaniaRaszid.Jeszczetegosamegodnia
wieczoremOmar,Nagib,vonNostitziprofesorHartfielddotarliwynajętymsamochodemdohotelu„Al-
Salamlek",gdzieczekałananichHalima

Wprawiłaichwzaniepokojenie,kiedyoznajmiła,żeodkilkudniobserwuje,iżjakiśmężczyznao

europejskimwyglądzie,wkażdymrazienie-Egipcjanin,chodzizaniąkrokwkrok,ateraz,kiedy
mężczyźniwrócili,naglezniknął.Baronuznał,żewobectegonależyjaknajszybciejwracaćdoKairu,i
zamówiłtaksówkęnanajbliższyranek.

WgorączceminionychdniHartfieldmiewałcorazczęściejprzebłyskinormalności,odpowiadał

sensownienapytania,alesamonicniepytał,cowydawałosiędziwne.Byłposłuszny;przyzwyczaiłsię
dotegoumnichów.

Omarzaproponował,abyzatrzymaćsięwhotelu„MenaHouse",botam,jaksądził,cudzoziemcy

najmniejrzucająsięwoczy,adoSakkarymożnabyłodotrzećdrogąprzezpustynię.

—Kimsąciobcy?—zapytałmikasahOmara,spoglądającnaNostitzaiHartfielda.
Omarodpowiedział,akalekadziwiłsię,żeOmarobcujeztakimiważnymiosobistościami.
—CzysłyszałeśolordzieCarnarvonie?—zapytałHassan.
—OCarnarvon?Acoznim?
—Nieżyje.
—Carnarvonnicżyje?
—Oddwóchdni.Wynieśligotymidrzwiami.
—Jaktosięstało?Byłprzecieżmężczyznąwsilewieku.
Kalekaskinąłgłową.
—Tobardzodziwnahistoria.CarteriCarnarvonodkopaliwLuksorzegrobowieczsarkofagiem

faraona.Wyciągnęlimumię,apięćdnipóźniejlordstraciłprzytomność.Kiedyoprzytomniał,zaczął
bredzić,mówiłowielkimczarnymptaku;kiedyzaśzmarł,ogodziniedrugiejwnocy,wcałymKairze
pogasłyświatła.Niktniewiedlaczego;aterazwszyscymówiąoprzekleństwiefaraona.Strzeżsię!

background image

—Popierwsze—odparłOmar—Imhotepniebyłfaraonem,podrugie,niejestemprzesądny.Acoz

Carterem?

—Nic.Zajmujesięopróżnianiemgrobowca.
—Nowidzisz.Onniewierzywtęgadaninę.
Kaleka,człowiekzazwyczajtrzeźwomyślący,wzruszyłramionami,jakbychciałpowiedzieć:Cóż

możewiedziećktośtakijakja!

BaronprzyjąłbezwahaniaobowiązekpoinformowaniaHartfieldaośmiercijegożony.Poczekałna

jedenzcorazczęstszychterazmomentówjasnościumysłuprofesoraiwspółczującymtonemopowiedział
mu,jakznalezionoMaryHartfieldiżeistniejepodejrzenie,iżzabilijąmnisi.

Hartfield,któregopokójznajdowałsiępomiędzypokojamibaronaaNagibaiprzezcałyczasbył

przeznichstrzeżony,przyjąłhiobowąwieśćzespokojem,jakbyusłyszałcoś,cojużoddawna
przypuszczał.

—Czypanmniezrozumiał?—zapytałbaron.
Profesorodparł:
—Zrozumiałempana,mojażonanieżyje.
—Bardzomiprzykro—usprawiedliwiałsiębaron—żeOmariNagibwywabilipanazklasztoru

podpretekstemzaprowadzeniapanadożony.Aletobyłajedynamożliwośćwtejsytuacji.Proszęnam
wybaczyć.

ProfesorskinąłgłowąiwtejsamejchwiliweszlidopokojuOmar,HalimaiNagib.Przezchwilę

siedzieliwszyscywmilczeniu.PotemHartfieldporazpierwszyzadałpytanie:

—Dlaczegomniestamtądwydostaliście?
—Potrzebnajestpanunatychmiastpomoclekarska!—powiedziałOmarszybko.—Odwieziemy

panadobrytyjskiegoszpitala.

—Tobardzomiłezwaszejstrony—odparłHartfield—aleztegopowodunieryzykowalibyście

życia.Nieoszukujmysię.Wiem,czegoodemnieoczekujecie,alemuszęwasrozczarować,niczegosię
odemnieniedowiecie!

—Panieprofesorze—zacząłNagib—wiemywięcejoImhotepie,niżpanprzypuszcza.Znamynie

tylkoinformacjebrytyjskiego,francuskiegoiniemieckiegowywiadu...

—Wywiadu?
—Topanniewiedział,żeoddawnazajmująsiętąsprawąwszystkiewywiady?
—Nie,niewiedziałem.Awygdzienależycie?
—Niemamynicwspólnegozżadnymitajnymisłużbami.SzukamyImhotcpa,boniechcemy,aby

sukcesprzypadłjakiemukolwiekwywiadowinaświecie.

—Sukces?—Hartfieldpotrząsnąłgłową.—Niewiem,czymożnauznaćzasukcesodnalezienie

grobowcaImhotepa.

—Znamy—zacząłNagibodnowa—nietylkoinformacjewywiadów,wiemytakżeopańskiej

tablicyzRaszid.—Wyciągnąłkartki;zcałymzapisanymtekstem.

EdwardHartfieldzawahałsię.Byłjakbyzaskoczony,baronzaśuczyniłprzeczącyruchręką,bo

uważał,żeprofesorjestzbytosłabiony,abysięzajmowaćlekturą.Aletenszybkoprzebiegłwzrokiem
wiersze,akiedyskończył,ledwiedostrzegalnyuśmiechpojawiłsięnajegotwarzyioddałkartkę.

—Jeślimogęudzielićwamrady...
Nicwięcejniepowiedział.Czywskutekwysiłku,czyteżokropnejchoroby—profesorowizrobiło

sięsłaboiciężkodyszał.PołożyligonałóżkuiHalimaprzejęłanadnimopiekę.

Baron,OmariNagibudalisięnakolacjędoeleganckiejrestauracjizwidokiemnapiramidyGizy.

Wieczorem,kiedyichfioletowesylwetkiwznosząsięnatlejaśniejszegonieba,wyglądająjakgórynie

background image

dozdobycia,wydająsięniemalgroźne.

Wszyscyjedlibezapetytu.Niedlatego,żekuchniaeuropejska,którątuprowadzonozewzględuna

dużąliczbęcudzoziemców,byłaniesmaczna;jedzeniebyłodoskonałe,alekażdyznichzastanawiałsię,
jakprzekonaćprofesora.Przedewszystkimbaronmyślałopowodach,jakieskłaniałyHartfieldado
milczenia.Profesorniebyłczłowiekiem,którystrzegłbyswejwiedzyzewzględunaosobistekorzyści.
Baronniemógłteżuwierzyć,żebyłonwzmowiezmnichami.

NagleweszłaHalima.
—Onmajaczy—powiedziałacichoirozejrzałasię,abysprawdzić,czyniktniepodsłuchujeich

rozmowy.—MówioImhotepoie,nicwięcejnierozumiem.Mówipoangielsku.

Omarwstał,dałznaćreszcie,bypozostała,iposzedłiHalimądopokojuprofesora.Hartfield

oddychałterazkrótko,nierówno,rzucałsięnałóżku,aprzytymmówiłdziwnerzeczyocieniufaraona,o
lśniącychramionachRa,ozakazanychdrzwiach.

—Czyrozumieszcośztego?—zapytałaHalimapodenerwowana.
Omarprzybliżyłgłowędotwarzyprofesora,jakbychciałsłyszećkażdesłowopadającezjegoust.
—Nie—rzekłwreszcie—wiemtylkotyle,żenurtujegotensamproblemconas.Mówiotablicy,na

którejopisanyjestgróbImhotepa.Jegosłowawcałościsązagmatwane,alepojedynczomożnaje
zrozumieć.

WreszcieOmarzacząłzapisywaćurywkisłówprofesora.
—Możepóźniejwydobędziesięznichjakiśsens.
HalimausiadłaobokOmara.Położyłamurękęnaramieniuipatrzyławmilczeniu,jakOmarnotuje.

SprawazHartfieldembardzojąporuszała,alejeszczebardziejbliskośćOmara.Byłaszczęśliwa,żema
goprzysobie,ażewykazywałpewnąpowściągliwość—tegoniemogłamumiećzazłe.

NarazOmarcofnąłramię,Hartfieldzacząłmówićpoarabsku.WprawdzieOmarwiedział,żeprofesor

opanowałtenjęzykdośćdobrze,aletazmianawmajaczeniuwydałamusięczymśniezwykłym.Wtedy,w
klasztorzewSidiSalim,kiedywyznał,żejestKaprofesoraHartfielda,mówiłteżpoarabsku;wyglądało,
żewalcząwtymczłowiekudwieistotyoróżnychcharakterach.

—Tysiąc...kroków...odgrobu...króla...drzwidopoznania...woda...Imhotep.
NagległowaHartfieldaopadła,jakbydokonałonniezwykłegowyczynualbozdobyłsięnawielki

wysiłek.Jegooddechstałsięterazspokojnyiregularny.Zasnąłmocno.

—Myślę—rzekłOmar,spoglądającnakartkę—żeHartfieldzdradziłnamwięcej,niżchciał.
Pobiegłdoholuhotelowego,odnalazłbaronaiNagibaprzybarze,bezsłowapołożyłimkartkęprzed

oczami.

—Cotojest?—zapytałbaron.
—Zapisałemwszystko,coHartfieldmówiłwmalignie.Tobardzointeresujące.Dziwne,alemówił

poarabsku.

—Tysiąckrokówodgrobowcakróla?—Baronsięzastanawiał.
Nagibwtrącił:
—Wjakimkierunkutysiąckroków?Napołudnie,napółnoc,nawschód,zazachód?
Popatrzylinasiebie.
—Przynajmniejwiemy—powiedziałvonNostitz—żegrobowiecImhotepaznajdujesięw

promieniutysiącakrokówodpiramidyfaraonaDżosera.Gdybyśmyznalidługośćkroków,moglibyśmy
zakreślićkoło,anajegołukuznajdowałobysięwejście.

—KrokitodokładnajednostkamiarydawnychEgipcjan—powiedziałNagib.—Jedenkrokoznacza

dwiestopy,awięcsześćdziesiątsześćcentymetrów.Promień,zaczynającodśrodkapiramidy,wynosiłby
zatemsześćsetsześćdziesiątmetrów.

background image

—Tofantastyczne!—Oczybaronalśniłypodnieceniemjakzawsze,kiedychodziłooImhotepa.Von

Nostitzbyłprzekonany,żejestjużbliskicelu.Dlaniegocałaakcjaweszławnowąfazęinic,ani
ostrzeżenia,anigroźby,aniniepewnośćtego,coichczeka,niebyłobywstanieodwieśćgooddziałania.
Byłatożądzaczegośniezwykłego—inaczejniemożnanazwaćjegozachowaniawtejsprawie—która
ogarniakażdegoczłowiekachoćrazwżyciu,któraprzybieranajrozmaitszeformyiwpędzaswąofiaręw
nieszczęście.

Jestwięczrozumiałe,żebaronnalegałnaOmaraiNagiba,abynazajutrzpojechaćdoSakkary;Halima

iprofesormielizostaćwhotelu.

To,copoczątkowomiałopozorydokładnychdanychgeograficznych,namiejscuokazałosię

problememniedorozwiązania,ponieważłukkoławokółpiramidyDżoseraobejmowałwiele
kilometrówibyłoprawieniemożliwewyznaczyćpromieńnafalistymterenie.Posługiwalisięsznurem
długościstumetrów,któryodkładanonaziemisześćipółraza,poczynającodzachodu,gdzieterenbył
najmniejzbadany.Ichoćzrezygnowalizwszelkiegorodzajunarzędzidokopania,ponieważmieli
nadzieję,żenatknąsięnawymienionywtablicyzRaszidwałkamienny,powielogodzinnych
poszukiwaniachwnieznośnymsłońcuzbadalizaledwietrzydziestączęśćłuku.OmariNagibbyli
wykończeni,tylkovonNostitzpracowałjakopętany.

*

Whotelu„MenaHouse”Halimastarałasięzłagodzićnapadygorączkiuprofesora,kładącmunaczole

ipiersiachwilgotneręczniki.Dotychczasdrgawkibyłytaksilne,żeHalimaobawiałasię,iżHartfieldnie
przeżyjenastępnegoataku,iwbrewwskazówkombaronapróbowaławezwaćlekarza.

Kiedyprofesorokołopołudniaocknąłsięzdelirium,zażądałzimnejwodyzoctem,którą—jak

twierdził—aplikowalimumnisizSidiSalimiktórałagodziłaataki.Potemtrochęsięuspokoił.

—Jesteśdlamnietakadobra—powiedziałHartfield—jaksięnazywasz?
—Halima.
—Jakmamcidziękować?
—Niemaoczymmówić—odpowiedziałaHalimaipogładziłarękęprofesora.
—Agdziejestreszta?—Gdziesąinni?—powtórzyłHartfield,kiedyspostrzegł,żeHalimaniechce

odpowiedzieć.

Postanowiłanieobciążaćniepotrzebnieprofesoraswojąodpowiedzią;aleponieważnalegałuparcie,

powiedziałazgodniezprawdą:PojechalidoSakkary.

—Jakmożnabyćtaknierozważnym.PrzecieżoninieznajdąImhotepa.
—Alewmaligniepowiedziałpan...
Hartfieldsiępodniósł.
—OBoże—mruknąłpoangielsku,azarazpotemciągnąłdalejpoarabsku:—Copowiedziałem?
—Powiedziałpan,żeImhotepjestpochowanytysiąckrokówodpiramidyschodkowej,niewięcej.

Terazoniwymierzającałąokolicęimająnadziejęnatknąćsięnawejściedogrobowca.

—Niewolnoimtegorobić!—zawołałHartfieldwnajwyższymwzburzeniu.—Musiszich

powstrzymać.

—Niemogę.VonNostitzjestjakopętany;niktniepotrafigopowstrzymać,aOmariNagibspełniają

jegopolecenia.

—Czychcesz,abyskończylitakjakja?
Halimaspojrzałapytająconaprofesora.Comiałnamyśli?

background image

—Mojeżycie—zacząłHartfield—jestzmarnowane.Zmarnowanedlatego,żeżądałemodniego

więcej,niżmisięnależy.

—Nierozumiem,copanmanamyśli,profesorze.
—Posłuchaj,wiedzaniekiedynatrafianagranicepoznania,którychprzekroczeniazakazujewiara.

Chcępowiedzieć,żeistniejąrzeczy,którychzgłębienieprzezczłowiekajestmożliwe,aleniewskazane,
ponieważprzekraczająonejegohoryzont.Człowiek,którywierzywBoga,powinienhamowaćswoją
zuchwałość;pychajednakjestodzaraniawłaściwościączłowieka.JużwStarymTestamencieludzie
próbowalidorównaćBogu.AleBógichukarał.Imhotepbyłtakimczłowiekiem.Talenty,wjakie
wyposażyligobogowie,pozwalałymuczynićrzeczy,któreludziombyłyzabronione.Imhoteppróbował
urzeczywistnićto,coEgipcjanieodtysiąclecipróbowalizrobićjedyniewsposóbsymboliczny:
Zachowaćwswoimcielenieduszęludzką,tylkoKa,siłężycia.Szukałformynieśmiertelności,
wiecznegożycia.Odkryłtajemnyśrodek—bakterię,wirusa,obojętne,jaktonazywać;wiedzadawnych
Egipcjanotymbyłaznaczniewiększa,niżsięprzypuszcza...

—LordCarnarvon!—wykrzyknęłaHalima.
—Carnarvon?
—Byłprzytym,kiedyHowardCarterotwierałgrobowiecTutenchamona.Nietkniętygrób—dodała

wyjaśniająco.—Ateraznieżyje.

—Klątwafaraonów—powiedziałHartfield—możeprzybieraćwieleform.KiedyImhotepzaklinał

Kawkomórceczłowieka,abypozostaławieczna,niezniszczalna,niepomyślałotym,żeczłowieknie
przeżyjetakiejegzystencjipozostającprzyzdrowychzmysłach.Takwięckażdego,kogodotkniecień
Imhotepa,wregularnychodstępachicorazczęściejbędąnawiedzałyatakiobłędu,ograbiającgozjego
człowieczeństwa.—Profesorzaśmiałsięgorzko.—OtokoniecnamiaręImhotepa.Byćczczonymjak
bóg,byćprzeklętymzażyciaizdegradowanymdostopniazwierzęcia—takjakkoptyjscymnisi,którzy
wydarlimitajemnicę,ijakja,bomojawolaniejestdośćsilna,abyskończyćztymstanem.

—Wierzępanu,rozumiem,copanmanamyśli—powiedziałaHalima.
—Imhotep—ciągnąłHartfielddalej—byłbliskinieśmiertelności,alejejnieosiągnął.Popełnił

samobójstwowduchowymzaćmieniu,ajegowspółcześniwyposażyligowewszystkiedobrajak
faraona,wzłotoiwszelkiekosztowności.Ajegomądrośćwyrylinaścianach,abymyśligeniuszanie
przepadły.

Halimazwahaniemwyraziłasprzeciw:
—Alepanwidziałgrób,profesorze?
Powstaładługapauza.
—Niechpaninamniepopatrzy—odparłHartfieldwreszcie.—Trzywejściaprowadządogrobu

Imhotepa.Pierwszenazywasię„BramąPokoju”,drugie„BramąTęsknoty”,atrzecienosinazwę„Bramy
Obłędu”.Ktoprzekroczytębramę,nategorzucająsięmiliony„cieniśmierci”,owezarazki,którychod
tysiąclecijestzkażdymdniemcorazwięcej,aniemamożliwości,abysięprzednimiuchronić.Ja
pierwszytegodoświadczyłem;wtedymnisizSidiSalimzmusilimnie,abymimzdradziłwejściedo
grobu.Powiedziałemimcałąprawdę,aleoniminieuwierzyliiwszyscyażdoostatniegowdarlisiędo
grobowca,iwkrótcecałyklasztorpopadłwobłęd.Aterazrozszarpująsięnawzajem.

—NaAllahalitościwego!—zawołałaHalimaprzerażona.—Oniniepowinniodnaleźćtegogrobu.
Hartfieldpopatrzyłprzedsiebietępoiskinąłgłową.
—Dlategowszystkopaniopowiedziałem.
WgłowieHalimykotłowałysięszalone,dzikiemyśli.WidziałaOmara,jakwdzierasiędogrobowca.

Widziała,jakprzekraczapierwszą,drugąitrzeciąbramę,izokrzykiem,jakgdybytonaniąnapadły

background image

„cienieśmierci”,wypadłazpokoju,pozostawiającprofesorawłóżku,przemknęłaprzezholdowyjścia,
zatrzasnęładrzwiczekającejtaksówkiizawołaławzburzona:

—DoSakkary—jaknajprędzej!
Hassan,któregouwaginieuszłożadneważniejszezdarzeniew„MenaHouse”,obserwowałcałą

scenęzoddali.Nieumiałsobietegowytłumaczyć.

—Czyniemożepanjechaćtrochęszybciej?—krzyknęłaHalimanakierowcę.
Tenwłączyłnajwyższybiegswegoforda,alezauważyłzobojętnościąpoganiaczawielbłądów:
—Inszallah,jasaidi,Allahstworzyłczas,niemasięcospieszyć.
JużdwarazytraciłaOmara,poraztrzeciniczniesiestraty.Niemożesięnicstać.Omarniemoże

wejśćdogrobowca.Inagleprzyłapałasięnatym,żesięmodli,żebłagaAllaha,abyzapobiegł
najgorszemu.AleczyAllahniezsyłakarynaniązajejzuchwałość,zato,żeporzuciłaal-Husseina,
któremuprzysięgaławierność.Chciałazatoodpokutowaćibyłagotowaprzyjąćnasiebienajgorszylos,
tylkonietęnajwyższącenę,jakąbyłbyobłędOmara.

Samochódwznosiłtumanykurzuibyłowidaćzdaleka,jakpędzi.VonNostitzdałpozostałymznak,

abyprzerwalipracę.Gdzieśwpołowiedrogitaksówkastanęła,Halimawysiadłaipobiegłaprzez
kamienistyterendotrzechmężczyzn,którzydopieroterazjąpoznali.

—Cosięstało?—zawołałOmarzdaleka.
—CzyznaleźliścieImhotepa?—zapytałaHalimawzburzona.
Baronuczyniłniechętnyruchręką,którymiałoznaczać,żedotychczasniczegonieosiągnęli.
WówczasHalimarzuciłasięnaszyjęOmarowi.Obsypałagopocałunkamiizawołaławradosnym

podnieceniu:

—Allahtakchciał.TakajestwolaAllaha!
Początkowoniktnierozumiał,ajużnajmniejOmar,cosiędzieje.DopierokiedyHalimasięuspokoiła

iopowiedziałaoostrzeżeniachHartfielda,minyichsięzmieniły.Baronokazywałnieufnośćiwyraził
wątpliwość,czytoniejestpodstępprofesora,abyichpowstrzymaćprzeddalszymiposzukiwaniami;ale
OmariNagibzwróciliuwagęnajegostanistwierdzili,żeczłowiekwjegonastrojuniejestzdolnydo
takichwybiegów.Wkażdymraziezgodzilisię,abywracaćdoGizyiporozmawiaćzHartfieldem.

Przedhotelem„MenaHouse”czekałHassan.Sprawiałwrażeniewzburzonego.
—ByłtutenCarlyle—szepnąłOmarowi.
—Carlyle?—Omarbyłtakzaskoczony,żeniemógłnicwięcejpowiedzieć.
—Wpośpiechuopuściłhotel;alenajdziwniejsze,żeniezauważyłem,kiedyprzybył.Amojejuwagi,

jakwiesz,nicnieujdzie.—Kalekapodniósłwgóręręce.

PodczasgdyOmarpróbowałznaleźćwytłumaczenienieoczekiwanegopojawieniasięCarlyle’a,

Nagibtrąciłgowbokipowiedział:

—Chodź!
Pobiegliszerokimikamiennymischodaminapierwszepiętrodopokojuprofesora.
Hartfieldleżałnałóżkuzszerokootwartymioczami.Jegonogizdrętwiaływskurczu.Prawadłońbyła

zaciśniętanapiersi,lewazwisałabezwładniezkrawędziłóżka.Kołołóżkależałpowrózzpodwójnymi
supłaminakońcach,takijakichużywająpoganiaczewielbłądów.Hartfieldnieżył.Zostałuduszony.

VonNostitziHalimaweszlidopokoju.Niktniepowiedziałanisłowa.Smutekiwściekłośćogarnęły

Omara.Wściekłość,ponieważniemiałwątpliwości,ktobyłmordercą.

Alekażdymordercapopełniajakiśbłąd,awtymwypadkuprzeoczyłniepozornegoczyścibuta

siedzącegoprzedhotelem.

—Trzebazawiadomićpolicję—powiedziałOmar.
VonNostitzskinąłgłową.

background image

Omarpodszedłdołóżkaipróbowałwyprostowaćręceinogizmarłego.Pięśćnajegopiersibyła

sztywnaiOmarmiałtrudnościzwyprostowaniemjej.Wydawałosię,jakgdybyściskałamedalik,który
wisiałnałańcuszkunaszyi;alekiedyOmaruwolniłgozdłoniprofesora,ujrzałmały,ciemny,niemal
prostokątnykawałekskorupy.Możnabyłosądzić,żeHartfieldowiwobliczuśmiercizależałotylkona
ukryciutegoprzedmiotu.

Nagibwziąłdorękiwisiorekidługomusięprzyglądał.wyczuwałintuicyjnie,ocotuchodzi.

Rozpoznałpismo,którebyłotakiesamojaktonakamieniuzRaszid.Apotemstałosięcoś,czegoniktw
tejsytuacjisięniespodziewał:Nagibzacząłsięokropnieśmiać.Wobeczmarłegoprofesorajego
spazmatyczny,szyderczyśmiechbrzmiałprzerażająco,iOmarbyłgotówdaćmuwtwarzzpowodutej
zuchwałości.AleNagibsampojąłniestosownośćswegozachowaniaiucichłnagle.

—Trzysłowa—powiedziałpoważnie—iotocałatajemnica,niedowiary.
BaronwyjąłkartkęztłumaczeniemnapisunakamieniuzRaszid,którąstalenosiłprzysobie.Podsunął

jąNagibowipodnos,aletennawetniespojrzał.Znałtentekstnapamięć.

—Trzysłowa!—powtórzyłNagibiwskazałnatrzylinijki.

zrównania
aby
pozostała.

—OstatniezdanienakamieniuzRaszidbrzmi:„Ztegopowodumy,kapłanizMemfis,ułożyliśmystos

kamieniwmiejscu,gdziekończąsięlśniąceramionaRa,wczasiezrównaniadniaznocąozachodzie,na
wschodnimhoryzoncie,abybramadoboganazawszepozostałazamknięta.”

background image

VonNostitznierezygnował,inieprzerwanieszukał,nieżałowałanipieniędzy,aniczasu,alebłądziłw

ciemnościach,

Dlacałejtrójkistałosięjasne,żesątajemnice,którewymagająrozwiązania,ipytania,które

potrzebująodpowiedzi,alesąteżtajemniceipytania,którelepiej,kiedypozostanąmartwedlaludzi.

Omarzgłosiłsięnapolicję.MówiłowydarzeniachwGizie.Opowiedziałoniecnychsprawkach

WilliamaCarlyle'aisiostrzenicyHartfieltaAmaliiDounce,otym,żeCarlyle’awidzianobezpośrednio
pomorderstwie,jakwpośpiechuopuszczałhotel.

PościgdopadłCarlyle’aw„Hoteld‘Orient

:

wpobliżuogroduFabekija,weleganckiejdzielnicy,

gdzienajczęściejmieszkaliAnglicy.OmarzidentyfikowałCarlyle'a,izaświadczył,żewidział,jak
mężczyznaopuszczał„MenaHouse".

KiedyOmarrzuciłoskarżonemuzwściekłościąprostowtwarz,żezamordowalHarttielda,abywrazz

jegosiostrzenicąpodzielićsięmajątkiem,wtedyCarlylesięzałamał.Jegonerwymemogłyznieść
ciężarutakstrasznegoczynuiwyznał,żeMrs.Douncenamówiłagodotegoprzestępstwa,grożąc,żego
opuści.AtooznaczałobydlaCarlyle’akoniec,ponieważniemożebezniejżyć.

*

DwiesprawyzaprzątałyOmara,kiedyjechałodkrytątaksówkązpowrotemdohotelu„MenaHouse".

Popierwsze,zadawałsobiepytanie,jakmożnastracićgłowędlatakiejsufrażystkijakAmaliaDounce,
alejakgożycienauczyło,rozumludzkijestnieobliczalny,wszystko,coludzkie,jestmożliwei
nieprzewidywalne.Drugiproblempolegałnatym,abyuświadomićbaronowi,żeobecnieniechcemieć
nicwspólnegozesprawą,doktórejbarongozaangażowałPragnąłrozpocząćnoweżyciezHalimą,
możliwiejaknajdalejodSakkary.

Podczaskolacjiw„MenaHouse",naktórejspotykalisiękażdegowieczoru,tymrazembrakowało

baronavonNostitza.Zamieszanieminionychdnitaknimwstrząsnęło,żeOmar,HalimaiNagitprzestali
miećdlaniegoznaczenie.

TAMGDZIEKOŃCZĄSIĘŚLADY

*

ByłatohistoriaOmaraMoussy,którązapisałsamwswoimdzienniku;aletoniekoniecjegohistorii.

Zrezygnowałzzapisaniajejkońcaiwydajemisię,żeznampowódjegopowściągliwości.Omarpragnął
bowiemzapomniećocałejsprawie.

Zniewielkąsumąpieniędzy,którąGustav-GeorgbaronvonNostitz-Wallnitzpozostawiłjemu,Halimie

iNagibowiwrównychczęściach,zbudowałsobienowąegzystencję.WróciłzHalimądoBerlina,
przejąłnaKönigstrassemałysklepantykwarycznyigdzieśokołoroku1930pobralisię.

NagibpozostałnajpierwwKairze,alepodwóchlatachrównieżprzybyłdoNiemieciosiedliłsięw

Düsseldorfie,gdziewkrótkimczasieprzepuściłwszystkiepieniądze.TaknaprawdętoOmariNagib
nigdyniebyliprawdziwymiprzyjaciółmi.Lospołączyłichwniepojętysposób,iniewątpliwietylkoto
byłopowodemichwieloletniegozwiązku.Tylkotymmożnawytłumaczyćfakt,żeichdrogi
nieoczekiwaniesięrozeszłyiżeżylizdalaodsiebie,choćwtymsamymkraju.

Wracającdopunktuwyjścianaszejhistorii,którazaczęłasięniepozornąkartkąznapisem

„MORDERCAnr73”,muszęznównawiązaćdomorderstwaprofesoraHartfielda,którepozornieniema
żadnegozwiązkuztąsprawą—amożejednak?

background image

PoprzyznaniusięWilliamaCarlyle’adowiny,którenastąpiłozasprawąOmara,zostałonprzez

egipskiewładzesądowe—ponieważchodziłoomorderstwodokonaneprzezcudzoziemcana
cudzoziemcu—odesłanydoLondynuitamskazanynaśmierć.Zamienionomujednakkaręnadożywotnie
więzienie.

DowiedziałemsięotymwLondynie,naGloucesterTerrace124,gdziemiałemnadziejęodnaleźć

AmalięDounce,siostrzenicęprofesoraHartfielda.Omaropisałmitakdokładniedwupiętrowydomz
czasówwczesnowiktoriańskich,żezłatwościąjużzdalekagopoznałem.Mosiężnątabliczkęz
nazwiskiemHartfieldzastąpionowąskąnapalec,wykonanązplastykuznazwiskiemClayton,co
początkowoniewzbudziłomojegozdziwienia.Dopierokiedyotworzyłamidrzwiatrakcyjnakobietaw
średnimwieku,stwierdziłem,żechybajużjągdzieświdziałem;przypomniałemsobieowąJulietClayton,
którąpoznałemwfirmieChristie’siktórejzachowaniewówczas—abyłotodwalatatemu—stanowiło
dlamniezagadkę.

Wyglądzewnętrznykobiety(inietylko!)zawszestanowizagadkę,aniektóreprzywiązująszczególną

wagędotego,abycokilkalattaksięzmieniaćzapomocąnowejfryzury,innegomakijażuisposobu
bycia,że
ledwiemożnajepoznać;aletymrazemwpadłominamyśl,żetaeleganckakobietajestzpewnością
siostrąJulietClayton.Iniemyliłemsię.

NiewspominającJulietClayton,oświadczyłem,żeznałemMrs.Dounce,nacodowiedziałemsię,że

Mrs.Douncebyłajejmatkąiżezmarłaprzedkilkulatynarakapłuc.AmaliaDouncepoślubiławlatach
trzydziestychniejakiegoHerbertaClaytonazSusseximiałaznimdwiecórki,JulietiSarę.

SaraClaytonżyłasamotniewdużymdomu,akobietyjejstanu,jeślisiępozyskaichzaufanie,potrafią

zalaćczłowiekapotokiemsłów.Tylkotejokolicznościzawdzięczamcenneinformacje,przedewszystkim
tę,żemałżeństwojejrodzicówtrudnobyłonazwaćszczęśliwym,ponieważmężczyznaonazwisku
Carlylewciążstałmiędzynimi.Wprawdzieodsiadywałkarędożywotniegowięzienia—MissClayton
niechciałasięwdawaćwszczegółydotyczącepowodów—alesamowspomnienietegonazwiska
prowadziłozawszewrodziniedokonfliktów.WreszcieCarlylezuwaginapodeszływiek—dobiegał
siedemdziesiątki—zostałułaskawionyinatychmiastskierowałswekrokidojejmatki.Tegosamego
dniaClayton,jejojciec,opuściłdom;zdnianadzieńzacząłpićipopółrokuzapiłsięnaśmierć.Carlyle
natomiastmiałsięznakomicie.Mimoiżspędziłpółżyciawwięzieniu,cieszyłsięniespożytąenergiąi
traktowałobiesiostryjakwłasnecórki.

Przyłapałemsięnatym,żeniesłuchamuważnieMissClayton.Jejopowiadaniewywołałowemnie

całyszeregskojarzeń,izapytałemostrożnie,czydarzyłyowegoCarlyle’asympatią.

Otak,odpowiedziałaMissClayton,podkreślając,żetenbiednyczłowiekodpokutowałprzecieżza

swójczyn,apozatymtobyłajakaśdawna,mrocznahistoria,zpowoduktórejzostałskazany.Następnie
dowiedziałemsię,żenietylkoczęstoopowiadałotymwypadku,odniosłemnawetwrażenie,żeczłowiek
ówznałtylkojedentemat,swój„wypadek”,iżetogobezresztyzaprzątało.

CzyAmaliaClaytonwspierałagowtym?
Oczywiście.
Równieżcórki?
Owszem,nailetobyłomożliwe.
CzywspomniałkiedykolwieknazwiskoMoussy,ważnegoświadka?
Nadźwięktegonazwiskarozmowanaglesięurwała.MissSarazapytała,czyjestemzpolicjiiczego

właściwieodniejchcę;itakzadużomijużpowiedziała.Przecieżwcalemnieniezna.Ikazałamiwyjść.

Coteżuczyniłem;alezkioskuzkwiatamiwhotelu„Glousester”posłałemjejbukietzmoją

wizytówkąikilkomasłowamipodziękowaniazainformacje.Niepotrzebowałemdługoczekaćido

background image

hoteluzadzwoniłaSaraClayton.Przepraszałazanieuprzejmość,historiabowiemjestzbytdelikatna,aby
takwprostoniejmówić.Aleponieważwyglądanato,żeitakwiemocałejsprawiewięcej,niżonaby
sobieżyczyła,zapraszamnienazajutrznaherbatę—jeślimamochotę.

Oczywiściemiałemochotę,aherbata„WhittardDarjeelingfirstflash”,którąpodała,byłaznakomita.

AlejeszczebardziejzaskoczyłamnieobecnośćJulietClayton,jejsiostry.KiedySaraopowiedziałajejo
mojejwizycie,natychmiastsobiemnieprzypomniałaizaproponowałatospotkanie,ponieważbałasię,
mającnauwadzemojąnieustępliwość,żeniespocznę,dopókiniezgłębiętłatejhistorii,afałszywe
informacjemogłybyprzynieśćwięcejszkody,niżgdybymipowiedziałacałąprawdę.

Wtensposóbdowiedziałemsię,conaprawdęzaszło,inapodstawietychinformacjiorazdostępnych

miwynikówśledztwamogłemodtworzyćnastępującyprzebiegwydarzeń:

WilliamCarlylepozwolnieniuzwięzieniamiałtylkojednonamyśli:zemścićsięnaOmarze

Moussie.Byłprzekonany,żegdybyniezeznanieOmarapozabójstwieHartfielda,uniknąłbykary.Szukał
gowielelat,najpierwwEgipcie,potemwBerlinie,wreszciedowiedziałsię,żedomOmarazostał
zbombardowanywczasiewojny,aonsamprzeniósłsiędo

Düsseldorf

u;jaktoczęstobywa,zasadnicząrolę

wtymodkryciuodegrałprzypadek.

JulietrozsyłałakatalogiaukcyjnewfirmieChristie’sipewnegodnianatknęłasięnanazwiskoOmara

Moussy,zamieszkałegowD

ü

sseldorfienaKönigsallee.KiedyCarlyledowiedziałsię,żeOmarkazał

zamieścićswojąofertęwkataloguegipskim,powziąłdiabelskiplan.

Zniewiadomegoźródła,znanegomuzapewnezczasówwięzienia,zdobyłtakzwanyzastrzykśmierci,

któryparaliżujekrążenieiwciągukilkusekundpowodujeśmierć.Obiekobietypodkreślały,żeniemiały
oniczympojęcia,szczególnieJulietzaklinałasięnawszystkieświętości,żeinaczejnigdybynie
zdradziła,ktokryjesiępodnumerem135.

WzamieszaniupodczasaukcjiuszłouwagiJuliet,żenasaliobecnisądwajmężczyźniotymsamym

nazwisku;albowiem—jaksiępóźniejokazało—Omarbyłodlatśledzonyprzezrozmaitetajnesłużby.
WsprawieImhotepażadnazesłużbnieposunęłasięaniokrokdoprzodu;aleNiemcyiAnglicy
(DeuxièmeBureauzawiesiłoswojeposzukiwania)nabraliprzekonania,żeOmarMoussawiecoświęcej
otejhistorii.ZakamuflowanąofertęwywiadubrytyjskiegowwysokościstutysięcyfuntówOmar
odrzuciłzuzasadnieniem,żeniewie,ocochodzi.

OczywiścieJulietClaytonniemogłaprzypuszczać,żeówczłowiekznumerem135toniebyłOmar,

tylkoagent,którynosiłtosamonazwisko,przypuszczalniedlatego,abyzmylićkonkurencyjnywywiad.

CarlyleniewidziałOmarabliskopięćdziesiątlatitakbyłzaślepionychęciązemsty,żeniespostrzegł

pomyłki.PozamachuuciekłdoBristoludokumplazwięzienia,alekilkadnipóźniejwskutekemocji
dostałwylewuizmarł.

Pytanie,ktonapisałkartkę„MORDERCAnr73”iumieściłwposążkukotkiBastet,pozostałobez

odpowiedzi.Jeślizałożyć,żeagentbrytyjskibyłwposiadaniuosobistychpapierówOmara,wgrę
wchodziłbyagentinnegokraju,któryobserwowałtęscenę.Alemogłoteżbyćcałkiemodwrotnie;dla
naszejhistoriiniematoitakznaczenia.

Baiernrain,wsierpniu1990P.V.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Vandenberg Philipp Spisek sykstyński
Vandenberg Philip Spisek sykstyński
Vandenberg Philipp Towarzyszki?sarskich śniadań
Vandenberg Philipp Akta Golgoty
Vandenberg Philip Ósmy grzech główny
Philip Vandenberg Spisek Sykstyński
Vandenberg Phillip Spisek sykstyński
philips chassis l6 1
AWB982PH PHILIPS WHIRLPOOL
AWB9771GR PHILIPS WHIRLPOOL
Faraon - charakterystyka Ramzesa, Pomoce naukowe
AWG759 PHILIPS WHIRLPOOL
AWB9211 PHILIPS WHIRLPOOL
philips tv25pt5322 58 dfu pol

więcej podobnych podstron