Bł. Anna Katarzyna Emmerich
***
WIDZENIE PIEKŁA
(Fragmenty z książki: Żywot i bolesna Męka Pana Naszego Jezusa Chrystusa i Najświętszej Matki Jego Maryi)
BIOGRAFIA
Anna Katarzyna Emmerich urodziła się 8 września 1774 roku niedaleko
miasta Koesfeld, w Westfalii. O wesołym usposobieniu, ale zamknięta w sobie.
Pierwsze spotkania z Bogiem, zwłaszcza życie sakramentalne, przeżywa bardzo
głęboko.
Mając zaledwie 12 lat, Katarzyna zaczyna samodzielne życie, podejmując służbę
u spowinowaconego z rodziną gospodarza. W wieku 24 lat podczas modlitwy w
Koesfeld zobaczyła Chrystusa przynoszącego jej dwa wieńce: z kwiatów i z cierni.
Od tej pory nosi dyskretną przepaskę na głowie, by ukryć ślady cierpień. W roku
1802 wstępuje do klasztoru augustianek w Dülmen.
Nawroty dziwnych, nie do zdiagnozowania chorób i cierpień, przeplatały się
obowiązkami życia zakonnego. Niestety, wskutek polityki religijnej jej klasztor
ulega kasacie w roku 1811. Katarzyna została służącą u ks. Lamberta, który
opiekował się nią i służył kierownictwem duchowym. Pod koniec grudnia 1812
roku Anna Katarzyna otrzymuje stygmaty.
Sensacja zrodzona wokół pasyjnej mistyczki ściąga liczne pielgrzymki.
Wśród
odwiedzających był wybitny poeta włoskiego pochodzenia – Klemens Brentano,
który spisał jej wizje.
Cierpień dopełniają wielokrotne badania w miejscowym
komisariacie prowadzone przez rzekomych naukowców, mające zdemaskować
oszustwo.
Umiera dnia 9 lutego 1824 roku, pozostawiając zapis świadectwa: „Żywot i
bolesna Męka Pana Naszego Jezusa Chrystusa i Najświętszej Matki Jego Maryi”.
WIDZENIE PIEKŁA
1. Trzy razy napadł na mnie szatan
„Miałam okropną noc. Trzy razy napadł na mnie szatan i dokuczał mi na
wszelkie sposoby. Przychodził z lewej strony łóżka. Widziałam jego mroczną,
gniewną postać – rzucał pod moim adresem straszliwe groźby. Odsuwałam go od
siebie i modliłam się, on jednak bił mnie i rzucał mną na wszystkie strony. Jego
ciosy były gorące i ogniste. Wreszcie oddalił się. Modliłam się i prosiłam Boga o
pomoc. Szatan przyszedł jednak ponownie, bił mnie i szarpał. I tym razem go
pokonałam. Wołałam do Jezusa o pomoc i długo leżałam, cała drżąca, w tej
straszliwej udręce. Gdy zbliżał się ranek, przyszedł po raz trzeci. Tarmosił mnie
tak, jakby chciał mnie rozszarpać na kawałki. W każdym miejscu, za które chwycił,
słyszałam jakby trzask. Miałam przy sobie relikwie, także cząstkę Krzyża
Świętego. Szatan ustąpił. Mój Oblubieniec ukazał mi się i rzekł: «Jesteś moją
oblubienicą». Wtedy uspokoiłam się. Gdy nastał dzień, zobaczyłam, że szatan
wszystko powywracał w izbie i tak zostawił”.
*Napaści te powtarzały się również przez następne noce. Tak o tym mówiła:
„Nieprzyjaciel przychodził do mnie w różnych postaciach, szarpał mnie za
ramiona i bez przerwy stawiał niedorzeczne zarzuty. Często ukazywał się jako
wysoka, postawna postać, tak jakby był kimś znacznym, kimś kto ma prawo mi
rozkazywać. Niekiedy lubił stwarzać pozory świętości i wtedy z całą powagą
twierdził, że bardzo źle postąpiłam, pomagając pewnej duszy w czyśćcu albo
zapobiegając popełnieniu jakiegoś konkretnego grzechu – tak, jakby to było
jakieś wielkie przestępstwo! Niekiedy stawał przede mną z groźną miną. Miał
wtedy szeroką, straszną twarz i powykręcane członki, lżył mnie, szczypał i darł.
Niekiedy dla odmiany przypodchlebiał mi się. Widuję go także jako małą, rudą
istotkę, biegającą po izbie, z rożkiem na głowie, krótkimi ramionami bez łokci i
wykręconymi do tyłu stopami”.
2. Piekło
Anna Katarzyna miała kiedyś takie oto widzenie piekła:
„Gdy pewnego razu z powodu niedoli, której zaznawałam ze wszystkich
stron, a także w następstwie doznawanej udręki i przeszkód, ogarnęło mnie
zniechęcenie i stałam się małoduszna, wtedy zaczęłam wzdychać do Boga, żeby
mi dał choć jeden dzień spokojny, gdyż żyję jak w piekle. Wtedy mój przewodnik
surowo mnie upomniał i powiedział: «Żebyś swego stanu już nigdy nie
przyrównywała do piekła, pokażę ci je». Poprowadził mnie na północ, w tę
stronę, gdzie ziemia opada stromo. Najpierw wspięliśmy się daleko od ziemi.
Prowadzono mnie cały czas na północ, bardzo stromym stokiem, oblodzoną
pustynną ścieżką, aż doszliśmy do jakiejś straszliwej krainy. Cała ta droga
przedstawiała się tak, jakbyśmy poruszali się w wyższych rejonach wokół ziemi i
miałam uczucie schodzenia w dół, po stromej, północnej stronie ziemi. Droga
była pusta, ciemna i lodowata, a w miarę zbliżania się do piekła coraz bardziej
stroma. Kiedy przybyłam do tego straszliwego miejsca, zdawało mi się, że
dotarłam do jakiegoś położonego niżej świata. Gdy wracam myślą do tego, co
ujrzałam, jeszcze teraz drżę na całym ciele. W przybliżeniu było to tak, jakbym
unosiła się nad ziemią. Widziałam wszystko w wielkiej skali: tu czarna plama,
dalej żar ognia, gęsty dym, noc. Na krańcach pola widzenia wszędzie była noc.
Gdy znaleźliśmy się bliżej, ujrzałam, że jest to kraina niekończącej się męczarni”.
*Obszerniejsza jest następująca wizja. Anna Katarzyna Emmerich miała ją wtedy,
gdy ukazano jej w widzeniu, jak najświętsza dusza Jezusa bezpośrednio po
odłączeniu się od ciała zstąpiła do Otchłani. Tak o tym opowiedziała:
„Wreszcie zobaczyłam Go (Pana Jezusa), jak z całą powagą zbliżał się do samego
jądra Otchłani, do piekieł. Ukazało mi się ono w postaci ogromnej, straszliwej,
czarnej, świecącej metalicznym blaskiem budowli, do której wchodziło się przez
niesamowite, budzące lęk czarne bramy, zaopatrzone w rygle i zamki. Rozległ się
ryk i krzyki przerażenia, bramy rozwarły się i ukazał się potworny, mroczny świat.
Mieszkania błogosławionych oglądam zazwyczaj w postaci niebieskiego
Jeruzalem. Widzę miasto oraz – odpowiednio do niezliczonych uwarunkowań
szczęśliwości – najrozmaitsze zamki i ogrody, pełne cudnych owoców i różnego
rodzaju kwiatów. Także tutaj widziałam wszystko jako jeden świat, w którym
znajdowały się budowle, pomieszczenia i puste pola. Wszystko to było jednak
zrodzonym z męczarni i udręki przeciwieństwem szczęśliwości. Jak w miejscu
pobytu błogosławionych wszystko jest podporządkowane wprowadzaniu
pokoju, harmonii i zadowolenia, tak tutaj wszystko stanowi wyraz wiecznego
gniewu, podziałów i rozpaczy. Jak w niebie znajdują się niewyobrażalnie piękne,
przejrzyste budowle radości i uwielbienia, tak tutaj są rozmaite niezliczone
ciemne więzienia i jaskinie męki, przekleństwa i rozpaczy. Tam – najcudniejsze
ogrody pełne Boskich, orzeźwiających owoców, tutaj – najobrzydliwsze pustynie
i bagniska pełne męczarni i udręki oraz wszystkiego, co może budzić odrazę,
wstręt i przerażenie. Widziałam świątynie, ołtarze, zamki, trony, ogrody, morza i
rzeki – nie takie jak w niebie, gdzie wszystko pełne jest błogosławieństwa,
miłości, zgody, radości i szczęścia – lecz powstałe z przekleństwa, nienawiści,
ohydy, rozpaczy, zamieszania, męki i katuszy. Tutaj rozdzierające, wieczne
podziały potępionych, tam błogosławiona wspólnota świętych. Znajdowały się
tutaj wszelkie korzenie przewrotności i fałszu, z których wyrastały niezliczone
objawy bólu i udręki oraz ich dzieła. Nic nie było tu zgodne z prawdą i dobrem,
żadna inna myśl nie przywracała spokoju, poza tą jedną: sprawiedliwość Boża
dosięga każdego i wymierza mu karę, na którą zasłużył sobie przez swe
przewinienia, gdyż wszystkie straszne rzeczy, które się tu ukazują i dzieją,
stanowią samą istotę i kształt zła zdemaskowanego grzechu, węża zwracającego
się przeciwko tym, którzy wyhodowali go na własnej piersi. Widziałam tam
budzącą lęk budowlę z kolumnami, w której wszystko było nastawione na sianie
grozy, tak jak w królestwie Bożym wszystko ukierunkowane jest na pokój i
spoczynek. Ogólnie to wszystko dałoby się może zrozumieć, jednak w
szczegółach jest to po prostu niewyrażalne.
Gdy aniołowie otwarli bramy Piekieł, moim oczom ukazał się widok sprzeciwu,
przekleństwa, obelgi, wycia i skarg. Poszczególni aniołowie zrzucali w otchłań
całe gromady złych duchów.
Wszyscy musieli uznać Jezusa i oddać Mu pokłon,
co dla nich było najstraszniejszą torturą. Wielu z nich związano ze sobą w taki
sposób, że tworzyli jeden zamknięty krąg, w którym byli uwięzieni.
W środku ziała
czarna otchłań. Zrzucono w nią związanego Lucyfera.
Wokół niego kotłowały się
nocne ciemności. Wszystko to działo się zgodnie z ustanowionymi prawami.
Słyszałam, że Lucyfer – jeśli się nie mylę – zostanie na pewien czas uwolniony, 50
lub 60 lat przed rokiem 2000 po Chrystusie. Nie pamiętam już wielu pozostałych
danych liczbowych. Niektóre złe duchy miały być wypuszczone wcześniej, ażeby
karały i kusiły ludzi. Wydaje mi się, że uwolnienie jednych miało nastąpić w
naszych czasach, a innych nieco później.
3. Na ziemi toczył się wielki spór
„Ponownie ujrzałam kościół św. Piotra z jego wysoką kopułą. Stał na niej
Michał – jaśniejący, odziany w krwawoczerwoną szatę i trzymający w ręku wielką
chorągiew. Na ziemi toczył się wielki spór. Zieloni i niebiescy walczyli z białymi.
Biali mieli nad sobą wielki, ognisty miecz i wydawało się, że ponoszą klęskę.
Żadna ze stron nie wiedziała jednak, dlaczego walczy. Kościół był, podobnie jak
anioł, cały krwawoczerwony. Powiedziano mi: «Zostanie wybielony we krwi». W
miarę jak przedłużała się walka, kościół coraz wyraźniej tracił barwę krwi i stawał
się coraz jaśniejszy. Anioł tymczasem zstąpił na ziemię i podszedł do białych.
Wiele razy widziałam go stojącego przed całymi gromadami ludzi. Nagle nabrali
oni niezwykłej odwagi, nie wiedząc nawet dlaczego. Anioł rozbijał szeregi
wrogów, którzy rzucili się do ucieczki we wszystkie strony. Ognisty miecz, który
wisiał nad białymi, teraz znikł. Gdy toczyła się walka, nieustannie na ich stronę
przebiegali całymi gromadami nieprzyjaciele, niekiedy nawet w wielkiej liczbie.
Nad terenem tej walki ukazywały się również zastępy świętych, którzy dawali
znaki rękoma i coś pokazywali; każdy czynił to na swój sposób, wszyscy jednak w
jednym duchu.
Gdy anioł zszedł z dachu katedry, ujrzałam nad nim wielki, świecący Krzyż, na
którym wisiał Zbawiciel. Z Jego ran rozchodziły się na cały świat jasne wiązki
promieni. Rany były czerwone i wyglądały jak świetliste bramy, w środku były
złociste jak słońce. Zbawiciel nie miał na głowie korony cierniowej, a z wszystkich
ran Jego głowy tryskały promienie i rozchodziły się horyzontalnie na cały świat.
Cienkie jak włos promienie wychodzące z Jego rąk, boku i stóp były barwy tęczy
i biegły w kierunku wiosek, miast i domów na całym świecie. Widziałam, jak tu i
ówdzie, blisko i daleko, padały na walczących, ogarniały dusze, które następnie
w jednej z barw tęczy wchodziły w rany Pana. Promienie wychodzące z rany boku
spływały szerokim potokiem na stojący w dole kościół. Cały kościół jarzył się
blaskiem tych promieni, a w potoku płynęła większa część dusz i znikała w ranach
Pana.
Widziałam również unoszące się na niebie czerwone, świecące serce, z którego
jedna wiązka promieni biegła w kierunku rany boku, a druga oświecała kościół i
wiele leżących obok terenów. Liczne dusze przenikały w te promienie, a
następnie przez serce i razem z całym wiązką promieni wchodziły do boku Jezusa.
Powiedziano mi, że tym sercem jest MARYJA. Oprócz tych promieni widziałam
drabiny, które wychodziły z wszystkich ran i pochylały się w kierunku ziemi.
Niektóre nie dotykały jej samej. Drabiny te były najrozmaitszego kształtu, wąskie
i szerokie, z gęstymi lub rzadkimi szczeblami. Widziałam pojedyncze drabiny, ale
też po kilka razem. Wszystkich było może trzydzieści. Odpowiednio do barw,
które znajdowały się w miejscach oczyszczenia, były one ciemne, jasne, lub szare.
Im wyżej, tym jaśniejsze się stawały. Wspinały się po nich mozolnie liczne dusze.
Niektóre czyniły to w szybkim tempie, tak jakby w tym ciągłym wspinaniu się były
przez kogoś wspomagane. Inne wchodziły nieporadnie i opadały na niższe
stopnie, a jeszcze inne spadały na dół, pogrążając się całkowicie w nocnych
ciemnościach. W zestawieniu z radosnym wtapianiem się w wiązkę promieni, to
mozolne wspinanie się było bardzo poruszające. Wydawało mi się, że ci
wspinający się bezustannie i z czyjąś pomocą bardziej upodabniają się do
Kościoła, niż napotykający na przeszkody, potykający się, stojący w miejscu,
opuszczeni i spadający. Widziałam, że liczne spośród dusz, które ciągle jeszcze
prowadziły walkę, obierały ścieżkę prowadzącą do Ciała Pana. Za krzyżem jednak,
gdzieś w oddali nieba, widziałam mnóstwo nieustannie przygotowywanych
kolejnych obrazów dzieła Odkupienia, których nie potrafię wyrazić słowami. Były
to jakby stacje drogi łaski Bożej – drogi prowadzącej przez całą historię świata, aż
do jej wypełnienia się w Odkupieniu. Nie stałam ciągle w tym samym miejscu.
Poruszałam się razem z promieniami i przez nie, we wszystkich kierunkach i
wszystko widziałam. Ach, widziałam coś niezmierzonego, coś, czego nie da się
opisać!
Gdy walka na ziemi dobiegła końca, wtedy kościół i anioł, który zaraz potem znikł,
stały się białe i świetliste. Znikł również Krzyż, a na jego miejscu ukazała się nad
kościołem wysoka, jaśniejąca Niewiasta, która okrywała go swym złocistym,
promieniejącym płaszczem. Pod kościołem zobaczyła ludzi w pokorze i
pojednaniu. Widziałam, jak biskupi i pasterze podchodzili do siebie i wymieniali
między sobą książki, a sekty uznawały Kościół po odniesionym przez niego
wspaniałym zwycięstwie oraz dzięki światłom Objawienia, które oświetlały go
swymi promieniami. Światła te wydobywały się z krynicy promieni, o której mówi
Jan. Gdy ujrzałam to pojednanie, doznałam przejmującego wrażenia bliskości
królestwa Bożego. Składał się na nie blask, wyższy rodzaj życia w przyrodzie oraz
święte poruszenie we wszystkich ludziach, podobne do tego, które pojawiło się
w czasach bliskich narodzenia się Pana. Czułam bliskość królestwa Bożego i to z
taką mocą, że pobiegłam naprzeciw niego i nie mogłam się powstrzymać od
głośnych okrzyków
1
. Narodziny Maryi przeczuwałam już w jej najdawniejszych
przodkach. Widziałam, że w oczekiwaniu na ten właśnie kwiat jej ród stawał się
coraz szlachetniejszy. Widziałam przyjście Maryi. Jak to się stało, tego nie
potrafię wyrazić. Podobnie odczuwam też coraz bliższą obecność królestwa
Bożego. Mogę to przyrównać jedynie do tamtego przeczucia. Jego przybliżanie
1
Podczas tego widzenia była to jej głośna modlitwa.
się widziałam w tęsknocie wielu pokornych, miłujących i wierzących chrześcijan
– ta tęsknota przyciągała je.
4. Mój przewodnik oprowadzał mnie po całej ziemi
„Dzisiejszej nocy musiałam bez przerwy toczyć walkę i jestem kompletnie
wyczerpana bronieniem się przed smutnymi obrazami, które mi się ukazywały.
Mój przewodnik oprowadzał mnie po całej ziemi. Po drodze ciągle napotykaliśmy
obszerne jaskinie, wydrążone przez moce ciemności, w których widziałam
niezliczone tłumy ludzi błąkających się bezładnie i zajętych pracami nocnymi.
Wyglądało to tak, jakbym przechodziła przez wszystkie zamieszkałe miejsca na
ziemi i nie widziała nic innego poza światem zbrodni. Od czasu do czasu
widziałam, jak kolejne tłumy spadały z góry w te przeniknięte zbrodnią
ciemności. Nie zauważyłam żadnego polepszenia.
Widziałam w sumie więcej mężczyzn niż kobiet, dzieci prawie w ogóle tam nie
było. Gdy już nie mogłam wytrzymać ogarniającego mnie głębokiego
przygnębienia, mój przewodnik często wpuszczał nieco światła. Znajdowałam się
wtedy na łące, albo w jakiejś innej pięknej okolicy, w której świeciło słońce. Nie
było tam jednak żadnego człowieka. Potem musiałam ponownie zanurzyć się w
ciemnościach i znowu patrzeć na podstęp, zaślepienie, złośliwość, zasadzki,
żądzę zemsty, butę, oszustwo, zawiść, zazdrość, kłótnie, morderstwa, nierząd i
straszną bezbożność. Ludzie ci nic przy tym nie zyskiwali, coraz większe było ich
zaślepienie i nędza, pogrążali się w coraz gęstsze ciemności.
Często miałam wrażenie, że całe miasta zbudowane są na bardzo cienkiej
skorupie ziemskiej i za chwilę runą w otchłań. Widziałam, jak ich mieszkańcy
kopią doły dla innych i z lekka tylko je zakrywają. W tej ciemnej nocy nie
widziałam żadnego dobrego człowieka, żaden też jednak nie wpadł w taki dół.
Widziałam wszystkich tych złych ludzi żyjących jakby na wielkich, szerokich,
ciągnących się we wszystkich kierunkach, ciemnych obszarach, i tam – jak na
hałaśliwym targowisku –grzeszyli całymi grupami i tłumnie gdzieś ciągnęli. Jeden
grzech zdawał się splatać z drugim. Niekiedy pogrążałam się w jeszcze głębszej
nocy. Droga opadała stromo w dół. Jedna wielka ohyda, rozpościerająca się po
całej ziemi! Widziałam narody wszystkich możliwych kolorów i ludzi w
najrozmaitszych strojach. Wszyscy byli zanurzeni w tej samej ohydzie.
Często budziłam się ogarnięta trwogą i przerażeniem. Widziałam wtedy księżyc
spokojnie zaglądający przez okno. Wołałam do Boga, żeby oszczędził mi
oglądania tych strasznych obrazów. I po chwili z powrotem pogrążałam się w te
okropne senne marzenia i widziałam tę samą ohydę. Pewnego razu znalazłam się
w świecie tak potwornych grzechów, że byłam przekonana, iż jestem w piekle.
Zaczęłam głośno jęczeć. Wtedy mój przewodnik powiedział: «Jestem z tobą, a
gdzie ja jestem, tam jeszcze daleko do piekła»
. Wtedy, z wielkim pragnieniem w
duszy, pomyślałam o duszach czyśćcowych i ogarnęła mnie tęsknota za
przebywaniem razem z nimi. I rzeczywiście zostałam tam przeniesiona. Miałam
wrażenie, że jest to miejsce znajdujące się blisko ziemi. Również tam zobaczyłam
nieprawdopodobne cierpienia. A przecież były to dusze poświęcone Bogu, które
nie grzeszyły. Widziałam tam gryzącą tęsknotę, głód, pragnienie wybawienia.
Wszyscy mogli zobaczyć, czego musieli zostać pozbawieni i trwać cierpliwie w
oczekiwaniu na to. Wzruszające było ich cierpliwe znoszenie cierpień, uznanie
własnych przewinień i absolutna niemożność przyjścia sobie z pomocą.
Zobaczyłam także wszystkie ich grzechy. Dusze te w różnym stopniu pogrążone
były w cierpieniu lub bezradności – niektóre po samą szyję, inne do piersi..., wciąż
błagały o pomoc. Gdy pomodliłam się za nie i obudziłam, miałam nadzieję, że
jestem już wolna od tych okropnych obrazów i serdecznie prosiłam o to Boga.
Jednakże gdy tylko zasnęłam, znowu poprowadzono mnie tymi mrocznymi
ścieżkami. Szatan wysuwał niezliczone groźby pod moim adresem i pokazywał mi
straszne obrazy. Któregoś razu zastąpił mi drogę jakiś zuchwały diabeł i tak mi
mniej więcej powiedział: «Musisz bezwzględnie tu zejść i wszystko zobaczyć.
Wtedy tam, na górze, będziesz mogła się tym pochwalić i polecić zapisanie tego».
Odpowiedziałam mu, żeby mi dał spokój. W pewnym miejscu zdawało mi się, że
widzę jakieś wielkie miasto, które było w sposób wyjątkowy wypełnione
niekończącym się złem. Pracowało nad tym wielu diabłów. Byłam przekonana, że
w miejscach, gdzie stały ciężkie budowle, miasto będzie musiało się wkrótce
zapaść. Często wydawało mi się, że Paryż musi się zapaść już teraz. Widzę pod
nim tak wiele jaskiń! Są jednak inne jednak niż te w Rzymie, w których
wykonywano także roboty snycerskie.
Zobaczyłam wreszcie miejscowość, która wydawała mi się bardzo wielka i
jaśniejsza. Był to jakby obraz miasta, należącego do naszej części świata. Ukazano
mi tam straszliwe widowisko. Ujrzałam scenę krzyżowania naszego Pana Jezusa
Chrystusa. Cała drżałam, gdyż byli tam wyłącznie ludzie z dzisiejszych czasów.
Było to jeszcze gorsze, okropniejsze torturowanie Pana niż tamto za czasów
Żydów. Dzięki Bogu był to tylko obraz.
Przewodnik mój powiedział mi: «Tak postąpiliby z Panem, gdyby jeszcze mógł
cierpieć». Ku swemu przerażeniu, zobaczyłam tam wielu znanych mi ludzi, nawet
kapłanów. Ku temu miejscu prowadziły liczne linie i żyły ciemności. Zobaczyłam
także swoich prześladowców, a także to, co uczyniliby ze mną, gdyby mieli nade
mną władzę. Próbowaliby zmusić mnie torturami do potwierdzenia kłamstwami
ich fałszywych twierdzeń”.
Na wspomnienie tej straszliwej wizji serce biło jej konwulsyjnie i nie można było
w żaden sposób nakłonić jej do opowiedzenia całości. Na koniec dodała tylko:
„Przewodnik mój powiedział: «Teraz zobaczyłaś całą ohydę zaślepienia i
ciemności ludzi.
Nie narzekaj już na swój los, módl się tylko. Dla ciebie los jest
bardzo łaskawy
».”
5. Ukazano mi dar kapłaństwa
Widziałam wszystkie grzechy, widziałam przygotowania i wzorce przyszłej
rzeczywistości, które odpowiednio do swego rodzaju były tak samo obrazem
Bożych mocy, jak człowiek był obrazem samego Boga. Pokazano mi więc
wszystko, od Abrahama do Mojżesza i od Mojżesza do proroków – a zawsze z
odniesieniem do najbliższej nam rzeczywistości i jako jej symbole. Pouczono
mnie na przykład, dlaczego kapłani już nie pomagają ludziom i nie leczą ich oraz
dlaczego im się to zupełnie nie udaje, albo też powoduje odmienne skutki.
Ukazano mi ów dar kapłaństwa udzielany prorokom i przyczynę jego charakteru.
Widziałam na przykład, jak Elizeusz dał Gechaziemu swą laskę
2
i kazał mu ją
położyć na zmarłym dziecku Szunemitki. W lasce tej ukryta była duchowa moc i
posłannictwo Elizeusza. Stanowiła ona jego ramię lub przedłużenie ramienia.
Widziałam w niej wzorzec laski biskupów, berła królów i ich władzy. Proroków
niesie niejako wiara, łącząca ich w pewnym sensie z posyłającym, a przede
wszystkim odłączająca od pozostałych zwykłych ludzi. Gechazi nie miał jednak
wystarczająco mocnej wiary, dlatego matka była przekonana, że pomoc może
otrzymać jedynie od Elizeusza. Między otrzymaną od Boga mocą Elizeusza, a jego
laską znalazło się jednak powątpiewanie, mające źródło we własnych
ciemnościach człowieka i dlatego laska nie przywróciła chłopcu życia. Zobaczyłam
potem, jak Elizeusz rozciągnął się na chłopcu, przyłożył swe usta do jego ust,
dłonie do jego dłoni, piersi do jego piersi i modlił się, żeby dusza chłopca wróciła
do jego ciała. Otrzymałam również wyjaśnienie tego sposobu uzdrawiania oraz
jego symbolikę i związek ze śmiercią Jezusa. Przez wiarę i mocą daru Bożego
napełniającego Elizeusza, zostały temu człowiekowi otwarte wszystkie bramy
łaski i pojednania, które po grzechu Adama pozostawały zamknięte – głowa,
piersi, ręce i stopy. Położył się on jak żywy, symboliczny krzyż na martwym,
zamkniętym krzyżu dziecka i wtedy – mocą wiary i modlitwy proroka – w chłopcu
popłynęło życie i odzyskał zdrowie. Pokutował on i zadośćczynił za grzechy
rodziców, popełniane przez nich głową, sercem, rękami i nogami. W całej tej
historii widziałam ukazaną przez znaki rzeczywistość, to jest śmierć Jezusa na
Krzyżu i Jego rany, oraz mającą tu miejsce harmonię i podobieństwo. Poczynając
od śmierci Jezusa na Krzyżu, w kapłaństwie Jego Kościoła widziałam pełną
realizację tego daru przywracania życia i uzdrawiania. Jeśli w Nim żyjemy i razem
z Nim jesteśmy ukrzyżowani, wtedy otwarte są dla nas bramy łaski Jego świętych
ran. Wiele myślałam o nakładaniu rąk, a także o skuteczności błogosławieństw i
oddziaływania ręki na odległość i zostało mi to wyjaśnione na przykładzie laski
Elizeusza. Przyczyna rzadkiego dzisiaj uzdrawiania i udzielania błogosławieństw
przez kapłanów została mi ukazana z pomocą przykładu, posługującego się
symboliką, na której oparte są wszystkie tego rodzaju działania. Widziałam trzech
malarzy, którzy odciskali figurki w wosku. Jeden z nich miał piękny, biały wosk i
sam był człowiekiem bardzo rozsądnym i zaradnym, głowę miał jednak pełną
siebie samego, brakowało mu natomiast obrazu Chrystusa, nigdzie nie było w
nim Jego obrazu. Drugi miał blady wosk, a sam był leniwy i pyszałkowaty; ten
także niczego nie potrafił dobrze zrobić. Trzeci był nieudolny i taka też była jego
praca. Pracował jednak gorliwie i z całą prostotą, posługując się całkowicie
żółtym, pospolitym woskiem. Mimo to jednak jego praca była bardzo dobra,
dobry był też, z wyjątkiem może pewnej twardości rysów, wykonany przez niego
wizerunek. Widziałam też kapłanów, którzy wspaniale przemawiali, chełpili się
mądrością tego świata, niczego jednak nie dokonywali. Inni natomiast – szczyty
prostoty i ubóstwa – stanowili przykład mocy kapłaństwa, nadal działającej w
błogosławieństwach i uzdrawianiu duszy. We wszystkich swych widzeniach
miałam wrażenie, że jestem w domu weselnym lub szkole, gdzie mój Oblubieniec
pokazywał mi, jak cierpiał od swego Wcielenia aż do śmierci, podejmując pokutę
zadośćuczynienia. Wszystko to oglądałam w obrazach z Jego życia. Zobaczyłam
także, jak z pomocą modlitwy i ofiarowania własnych cierpień za inne dusze,
które w swym życiu niczym się nie wykazały, można je jeszcze w godzinie śmierci
doprowadzić do nawrócenia i uratować.
Widziałam również, że apostołowie zostali posłani do większości krain ziemi,
ażeby wszędzie złamać potęgę szatana i zanieść błogosławieństwo, a tereny, na
których działali, były najbardziej zatrute przez Nieprzyjaciela.
Jednakże Jezus –
przez swe doskonałe zadośćuczynienie – kapłanom, którzy otrzymali i nadal
otrzymują Ducha Świętego, dał wielką moc i zawsze będzie jej udzielał. Ukazano
mi, że na ów dar uwalniania rozmaitych obszarów ziemi spod władzy szatana
przez moc i błogosławieństwo kapłańskie wskazują słowa
„Wy jesteście solą
świata”
, dlatego właśnie woda święcona zawiera nieco soli. Fakt, że owe kraje
nie wytrwały w chrześcijaństwie i teraz leżą odłogiem, także uważałam za
przejaw mądrej przezorności. Zostały pobłogosławione z myślą o przyszłości.
Teraz leżą odłogiem, ażeby kiedyś – na nowo obsiane – przynosiły wspaniałe
owoce, gdy inne krainy ponownie opustoszeją.
6. Ukazano mi burzenie kościoła
Zobaczyłam złych ludzi z tajnej sekty żydowskiej Masonerii podkopującej
nieustannie św. Kościół.
Zobaczyłam blisko nich obrzydliwą Bestię, która wyszła
z morza. Miała ogon jak u ryby, pazury jak u lwa i liczne głowy, które otaczały jak
korona jej największą głowę. Miała pysk szeroki i czerwony. Była w cętki jak
tygrys i okazywała wielką zażyłość wobec burzących. Kładła się często pośród
nich, gdy pracowali. Oni zaś często wchodzili do pieczary, w której czasami się
chowała. W tym czasie widziałam tu i tam na całym świecie wielu ludzi dobrych i
pobożnych przede wszystkim duchownych znieważanych, więzionych i
uciskanych i miałam wrażenie, że któregoś dnia staną się męczennikami.
Kościół był już w dużej mierze zburzony, tak że pozostawało jeszcze tylko
prezbiterium z ołtarzem.
Ujrzałam burzących, jak weszli do niego razem z bestią.
Wchodząc do Kościoła z bestią burzyciele napotkali tam potężną niewiastę pełną
majestatu. Zdawało się, że spodziewała się dziecka, szła bowiem powoli.
Nieprzyjaciół ogarnęło przerażenie na jej widok, a bestia nie mogła postąpić
nawet o jeden krok. Wyciągnęła w powietrzu najbardziej wściekłą szyję w
kierunku tej niewiasty, jak gdyby chciała ją pożreć. Lecz Ona się odwróciła i
upadła na twarz.
Zobaczyłam wtedy bestię uciekającą w kierunku morza, a
nieprzyjaciele z masonerii żydowskiej biegli w wielkim nieładzie i popłochu.
Zobaczyłam Kościół św. Piotra i ogromną ilość ludzi pracującą by go zburzyć.
Ujrzałam też innych naprawiających go. Linia podziału pomiędzy wykonującymi
tę dwojaką pracę ciągnęła się przez cały świat. Dziwiła mnie równoczesność tego,
co się dokonywało.
Burzyciele Ci odrywali wielkie kawały (budowli). Byli to w
szczególności zwolennicy sekt w wielkiej liczbie, a z nimi – odstępcy.
Ludzie Ci,
wykonując swą niszczycielską pracę, wydawali się postępować według pewnych
wskazań i jakiejś zasady. Nosili białe fartuchy, obszyte niebieską wstążką i
przyozdobione kieszeniami z kielniami przyczepionymi do pasa. Mieli szaty
wszelkiego rodzaju.
Byli pomiędzy nimi ludzie dostojni, wielcy i potężni w
mundurach i z krzyżami, którzy jednak nie przykładali sami ręki do dzieła, lecz
kielnią oznaczali na murach miejsca, które trzeba było zniszczyć. Z przerażeniem
ujrzałam wśród nich także katolickich kapłanów.
Zburzono już całą wewnętrzną
część Kościoła. Stało tam jeszcze tylko prezbiterium z Najświętszym
Sakramentem Ołtarza.
Kościół świętego Piotra był zniszczony, z wyjątkiem
prezbiterium i głównego ołtarza.
Znowu miałam wizję tajnej sekty podkopującej
ze wszystkich stron Kościół św. Piotra. Pracowali oni przy pomocy różnego
rodzaju narzędzi i biegali to tu, to tam, unosząc ze sobą kamienie, które z niego
oderwali. Musieli jedynie pozostawić ołtarz. Nie mogli go wynieść. Zobaczyłam,
jak sprofanowano i skradziono obraz Maryi. Poskarżyłam się Papieżowi. Pytałam
go, jak może tolerować, że jest tylu kapłanów wśród burzących.
Widziałam przy
tej okazji, dlaczego Kościół Święty został wzniesiony w Rzymie. To dlatego, że tam
jest centrum świata i że wszystkie narody są z nim na różne sposoby związane.
Ujrzałam, jak stawało się oziębłe duchowieństwo i zapadała wielka ciemność.
Widok rozszerzył się i wtedy zobaczyłam wszędzie wspólnoty katolickie
prześladowane, dręczone, uciskane i pozbawione wolności. Widziałam wiele
zamkniętych kościołów. Ujrzałam wojny i rozlew krwi.
Wszędzie widać było lud
dziki, nieuczony, walczący przemocą z chrześcijanami.
To iście nie trwało długo.