Esencja Esencji
Paul Eijkemans
Zbieram esencje. Nie, nie tak jak ten dziwak w filmie Pachnidło: zbieram je w bardziej spójny
sposób, ponieważ kupuję je w specjalistycznych sklepach i od wybranych ludzi. Większość esencji
ma postać płynów na bazie kwiatów, a powodem, dla którego je gromadzę jest to, że każda z nich
zawiera specyficzną, przydatną energię, mogącą pomóc zmienić rzeczywistość człowieka na lepszą.
Podczas lub po ceremonii z medycyną roślinną, uczestnicy wdychają energie esencji do swoich
systemów energetycznych, po czym pracują one w nich dokonując wewnętrznych zmian.
Rzeczywistość świata zewnętrznego, włącznie z tym co dzieje się w życiu danego człowieka, jest
niczym więcej jak tylko odzwierciedleniem rzeczywistości jego wnętrza. A zatem, ludzie mogą
zmienić zewnętrzną rzeczywistość dokonując zmian we wnętrzu za pomocą energii eliksiru. W ten
sposób mogą modyfikować rzeczywistość, tworząc bardziej sprzyjające im warunki, cokolwiek to
dla nich oznacza. Na przestrzeni lat zgromadziłem wiele pełnych mocy esencji. Większość z nich
bardzo się przydaje, ale mam też naprawdę osobliwe. Zacznijmy więc od nich, by mieć pewność, że
skończymy na najbardziej wartościowych.
Rynek obfituje w różnego rodzaju ekscentryczne esencje. Posiadam niektóre z nich, ale szczerze
mówiąc, mam je wyłącznie z ciekawości, rzadko natomiast podaję je uczestnikom kręgu. Istnieje
wiele rozmaitych grup esencji. Szperając w sklepie ezoterycznym, szybko przekonasz się, że
największym zbiorem pośród esencji jest grupa eliksirów strzegących od złego. Jedną z nich jest
esencja na bazie czosnku, jaką znalazłem w ponurym sklepie ezoterycznym, a co do której zarzekano
się, że zdziała cuda dla uczestników ceremonii, zwalczając niższe energie z ich systemów
energetycznych. Oczywiście, że jest to silna esencja, jako że czosnek sam w sobie jest niezwykle
potężną rośliną – jest nią niewątpliwie, ponieważ, jak głosi legenda, odstraszył nawet Draculę, lecz po
tym jak w całym tipi pachniało jak w Pizza Hut, przestałem podawać ją uczestnikom. W innym sklepie
znalazłem, podobny do spray’u na komary, pojemniczek z dużym, „wytłuszczonym” napisem: „Precz
zło, precz!” Wyobrażacie sobie moją konsternację? Aż do tamtej chwili „harowałem jak wół”, by
przetransformować niższe energie w przestrzeni w czasie ceremonii, a tu okazuje się, że po prostu
mogłem użyć tego spray’u. Skorzystałem z niego tylko raz na ceremonii, w bardzo podobny sposób, w
jaki stewardzi i stewardessy rozpylają środki dezynfekujące w samolotach po starcie z krajów
Trzeciego Świata. Podkreślam tu słowo „raz”, ponieważ kiedy uczestnicy masowo zaczęli kasłać przez
dwadzieścia minut, zdałem sobie sprawę, że zło znajdowało się w samym tym pojemniczku.
Drugą, pod względem obszerności, kategorią dziwacznych esencji jest służąca przyciągnięciu
partnera/partnerki i związana z seksem. Za pomocą różnych esencji można manipulować energiami
tak, by ludzie czuli do siebie pociąg, zupełnie nie licząc się z granicami drugiej osoby. Taka
manipulacja energiami to potężny biznes w krajach, gdzie rządzi szamanizm: czarni szamani z
napuszonym ego „kasują” ludzi na potężne sumy za spowodowanie zainteresowania się tymi z
równie rozdętym ego, którzy płacą im, za usługi oparte na esencjach. Niektóre z tych „perfum” są
troszkę bardziej niewinne i ekskluzywne, ale jednocześnie rzeczywiście wprowadzają ciekawe energie
w pola energetyczne tych, którzy ich używają. Przykładem jednej takiej z mojej kolekcji jest zapach o
nazwie Vulva, stworzony przez niemiecką fabrykę zapachów Vivaeros. Zgadnicjie jak pachnie?
Uwielbiają ją wszystkie lesbijki i geje. Do tej samej kategorii należy także Bordello. Według głównego
twórcy tego zapachu, przywołuje on obrazy aksamitnych wnętrz burdeli Starego Zachodu, obcisłych
gorsetów, szeleszczących halek i kokieteryjnych pomruków zapowiadającej się przyjemności. Innymi
słowy, sprawi, że będziesz pachniała jak dziwka. Oczywiście żadna kobieta o zdrowych zmysłach nie
użyłaby tych perfum. No chyba, że kilka, bardzo znudzonych swoim życiem erotycznym, kobiet w
wieku średnim – dla nich zapach ten może okazać się zesłanym z niebios.
Mam też inną grupę zapachów: esencje ego. Do tej kategorii należą perfumy takie jak Egoiste i
Arrogant. Z oczywistych powodów, nie polecam spryskiwania się nimi, a nawet wąchania ich. Chociaż
przemyślawszy sprawę dobrze, Arrogant może okazać się świetną esencją dla niepewnych siebie
osób, nie potrafiących postawić się aroganckim skurczybykom (obu płci), którzy próbują je
zdominować – czasem dobrze jest walczyć ogniem z ogniem. Niezaprzeczalnie opakowanie tych
perfum jest odzwierciedleniem tego zapachu – to największa butelka w mojej kolekcji. Jednak w
kategorii esencji ego triumfuje zapach I Am King Puffa Daddy’iego. Jeśli nie kojarzysz go,
„wygoogle’aj” zdjęcia Puffa i poczuj jego energie, a natychmiast przekonasz się, że nie chcesz
zanurzyć się w energii tych perfum, ponieważ od razu owładnie cię chęć posiadania dużych okularów
przeciwsłonecznych, grubych i długich złotych łańcuchów na szyi i dz…ek, pachnących Bordello, nie
wspominając już o tym, że uparcie będziesz zwracał się do przyjaciół per „brachu”.
Jest też kilka dziwnych esencji, o których istnieniu wiem, ale jeszcze ich nie kupiłem. W 2012 roku,
Pizza Hut stworzyła swój własny zapach, podobnie jak trzy lata wcześniej Burger King. Przez samo
wdychanie tych zapachów prawdopodobnie natychmiast przytyjesz ponad kilogram, choć uważam,
że wąchanie zapachów jest znacznie mniej szkodliwe dla twojego systemu energetycznego niż
jedzenie śmieci, które tam sprzedają. Same esencje mogą być błogosławieństwem dla osób mających
problem z uzyskaniem zdrowszej wagi ciała. Oczywiście, z niecierpliwością czekam na zapach od
McDonald’s. Prawdopodobnie będzie doskonały na zmianę kształtu ciała, jako że wiele osób
regularnie jedzących w tych restauracjach, rzeczywiście zmienia kształty. A biorąc pod uwagę jego
magiczne właściwości, mógłbym używać tego zapachu do zmiany w bladolicego klauna w żółto-
czerwonym kubraczku, który odnosiłby gwarantowane sukcesy na przyjęciach dla dzieci.
Wydaje się, że w dzisiejszych czasach większość celebrytów ma swoje własne perfumy. W Hollywood
jesteś nikim, jeśli przynajmniej połowa miasta nie pachnie tak jak Ty. Paris Hilton ma perfumy o
nazwie Siren, co prawdopodobnie jest zapachowym tłumaczeniem dźwięku, jakiego brakowało na jej
seks taśmach. Rihanna pasująco ma zapach o nazwie Nude (nago – przyp. tłum.), który ewidentnie
sprawia, że masz ochotę ubierać się skąpo. Jennifer Aniston ma perfumy o nazwie Jennifer Aniston,
ale możesz nie chcieć ich używać, ponieważ zapach ten sprawia, że bardzo długo będziesz singielką, a
kiedy wreszcie znajdziesz kogoś wyjątkowego, wasz ślub będzie odkładany w nieskończoność.
Christina Aguilera ma zapach o nazwie Royal Desire (królewska żądza – przyp. tłum.), które sprawią,
że natychmiast staniesz się zdobyczą takich osób jak Puff Daddy. Możesz więc wzmocnić ten zapach i
jego efekty spryskując się jednocześnie Bordello. Nawet Antonio Banderas ma na rynku siedem
rodzajów perfum, ale szczerze mówiąc, o Antonio Banderasie nie można powiedzieć niczego złego i
najwyraźniej nie można też niczego takiego wyczuć.
Prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalnymi perfumami celebryty na rynku, które doskonale
imitują istotę ich twórcy, jest Success Donalda Trumpa. To niezwykle silna esencja. Wyobrażasz sobie
co stanie się gdy jej powąchasz? Poza odniesieniem oszałamiającego sukcesu, będziesz przesadnie
krzyczał na ludzi, traktował ich jak Neron swoich osobistych służących, a ponadto staniesz się biegły w
manipulowaniu myśleniem innych tak, by wierzyli, że twój system przekonań jest tym właściwym.
Wówczas zechcesz, by w całym kraju budowano wieże twojego imienia, głębsze znaczenie powstania
których można zapewne odnaleźć w literaturze freudowskiej. Doznasz obsesji na punkcie aktów
urodzenia, a twoje włosy od razu zrobią się dziwne – zaczną żyć własnym życiem. To naprawdę
potężna esencja! Naturalnie nie chcesz wiedzieć, jakiej esencji Donalda Trumpa użyto do produkcji
tych perfum. Na szczęście przefiltrowano ich mlecznobiały kolor! Perfumy najwyraźniej są częścią
biznesu rodziny Trumpów, ponieważ córka Donalda – Ivanka, też ma swój zapach o nazwie Ivanka
Trump, wspaniale współgrający z jej linią drogiej biżuterii. To jej pierwsza próba na rynku perfum. W
przypadku Donalda, Success jest jego drugim zapachem. Jego poprzednie perfumy, które nie odniosły
sukcesu, nazywały się Donald Trump, The Fragrance (Donald Trump – Zapach) i mówiono o nim
nawet w Business Week, opisując ten zapach jako „nutę mięty, ogórka i czarnej bazylii”. Osobiście
nazwałbym to raczej sałatką. Donald najwyraźniej uczy się na swoich błędach, tak więc swoim drugim
perfumom nadał bardziej obiecującą nazwę.
Być może myślisz, że śmieję się z Donalda. Nic bardziej mylnego; darzę ogromnym szacunkiem Pana
Trumpa. Być może twoim bohaterem jest Steve Jobs, Che Guevara, Nelson Mandela czy Justin Bieber,
ale moim jest Donald: bardzo go kocham. Powód, dla którego to właśnie on jest moim bohaterem
jest inny niż myślisz. Nie jest nim, ponieważ udało mu się zgromadzić ogromne ilości pieniędzy,
pomimo kilkakrotnego bankructwa i pociągnięcia za sobą w nim sporej liczby ludzi. Nie chodzi też o
jego wsparcie dla corocznego konkursu Miss Universe ani o umiejętność przyciągnięcia cudownych
kobiet do swojego życia, które poślubił, ani nawet o jego „sukces”. Myślę, że uszczęśliwienie siebie
jest znacznie ważniejsze od sukcesu w życiu, cokolwiek to oznacza. A zatem, znacznie chętniej
powącham Happy, stworzone przez Clinique niż zapach autorstwa Donalda. Chętniej też posłucham
Alberta Einsteina, który powiedział, że lepiej stać się wartościowym człowiekiem niż człowiekiem
sukcesu, a którego (tak przy okazji) kod genetyczny zawiera perfumowany eliksir iQ. Prawdziwym
powodem, dla którego tak bardzo doceniam Donalda Trumpa jest to, że posiada on cechę, którą
podziwiam najbardziej u innych, zaraz po zdolności kochania siebie i innych: prawdopodobnie nie ma
na tej planecie osoby, która byłaby bardziej sobą niż Pan Trump i szczerze doceniam ten poziom
autentyczności.
A ponieważ tak bardzo jest sobą, niezależnie od tego czy według ciebie jest odpychającym dupkiem
czy też światowej sławy biznesmenem, stanowi doskonałe lustro dla innych. Taka jest rola
wspaniałych luster – odzwierciedlają ciebie. Bez względu na to jakie uczucia żywisz do Donalda
Trumpa, tak naprawdę nie mają one nic wspólnego z nim samym. Był i jest sobą przez cały czas, a to
kim jest dla ciebie dotyczy wyłącznie ciebie. Jeśli chcesz poznać siebie i naturę (esencję) swojego
wnętrza, wówczas musisz dobrze przyjrzeć się Donaldowi Trampowi i obserwować uczucia, jakie
budzi w twoim wnętrzu, wówczas poznasz siebie. Oto dlaczego jest on tak wspaniałym lustrem, a
takie lustra pomagają ci w samopoznaniu, bez względu na to jaki jesteś w danym momencie. Ta sama
zasada lustra dotyczy zarówno mnie jak i ciebie. Jeśli skrupulatnie poszukam zapewne w jeden dzień
znajdę sto osób, które mnie absolutnie uwielbiają i tak samo doliczę się setki osób, które mnie
bezwzględnie nie znoszą za to co mówię i robię. Czy ma to coś wspólnego ze mną? Oczywiście, że nie.
Chodzi tu o nich, ja przez cały czas jestem sobą. Tak samo jest w kwestii opinii innych na twój temat.
Opinie są jak odbyty: każdy go ma, jednak nikt nie jest przygotowany na wąchanie należącego do
kogoś innego.
Jeśli istnieje coś, co można uznać za cel życiowy to jest nim bycie sobą i zagłębienie się we własną
istotę zamiast dostosowywać ją do opinii innych ludzi. Donald Trump niezaprzeczalnie o tym wie, a
na dodatek opanował umiejętność jak nikt inny, choć muszę tu przyznać, że gdybym kiedykolwiek
miał się odrodzić jako Donald Trump, pomimo szacunku dla jego autentyczności, prędzej chciałbym
natychmiast zabić się, skacząc z jednej z moich, pozbawionych gustu, wież. Pomimo to, wspaniałe
lustra należą do rzadkości i według mnie powinno się je doceniać i dziękować im, włącznie z
Donaldem. A zatem, jaki jest najlepszy sposób, by podziękować Donaldowi Trumpowi za to kim jest i
posłać mu trochę miłości? Biorąc pod uwagę jego osobowość pt: „mam to w dupie”, wydaj się być
tylko jeden stosowny sposób, tzn. pokazanie mu środkowego palca. Teraz już wiesz co robić kiedy
następnym razem pojawi się w telewizji lub kiedy zobaczysz go na ulicy, Pamiętaj proszę jednak, by
zrobić to z miłością, ponieważ on naprawdę wykonuje cenne zadanie, pomagając ci pamiętać o sobie
i błyszczeć swoją wewnętrzną istotą.
I tak dotarliśmy do pożytecznych esencji, których używam na ceremoniach. Zwykle są one na bazie
kwiatów. Daję je uczestnikom w czasie i na koniec ceremonii kiedy ich systemy energetyczne są
otwarte pod wpływem Natem. Wszystkich esencji używa się w podobny sposób. Nalewa się trochę w
dłonie uczestnika, który rozciera ją, a następnie trzyma przy nosie i ustach i wdycha z całą uwagą
skupioną na tym, co chciałby zmienić wewnątrz siebie, by stać się jednością z daną esencją. Z
zamkniętymi oczyma i pod wpływem działania Natem, można nawet zobaczyć energię esencji w wizji.
Większość osób doświadcza jej jako wielopłaszczyznowych wzorów, zazwyczaj o identycznych
kolorach jak w fizycznej postaci. Widziana energia przedstawia charakter określonej esencji.
Wdychając ją, uczestnik/uczestniczka ceremonii skupia całą swoją uwagę na pragnieniach, które leżą
w zakresie kompetencji danej esencji, w konsekwencji czego zaczyna ona działać w jego/jej wnętrzu,
przeprogramowując obecne tam energie. Część tego procesu zachodzi oczywiście poprzez
wyjaśnienie, które ma miejsce przed podaniem esencji. Posługując się prawdziwymi przykładami tego
co spotkało kilku innych uczestników, którzy wdychali esencje, osobom w kręgu łatwiej porzucić
wszelkie wątpliwości. Esencje najwyraźniej działają, lecz jeśli przed jej wdychaniem ktoś założy sobie,
że tak nie jest, wówczas takie przekonanie energetycznie blokuje ich działanie. Zebrałem całkiem
sporo takich opowieści, ponieważ po podaniu uczestnikom esencji zawsze proszę ich, by przysyłali mi
swoje relacje, jeśli w ich życiu wydarzy się coś niezwykłego w zakresie działania danej esencji.
Esencji używam podczas a zwłaszcza pod koniec ceremonii również z innych trzech powodów, poza
tym, że pomagają zmieniać energie w głównym systemie energetycznym, by rzeczywistość świata
zewnętrznego zmieniła się. Pierwszym jest to, że te esencje kwiatowe bardzo pomagają ludziom
uwolnić niższe energie z systemu energetycznego. I dlatego sam też bardzo często używam tych
esencji, by uwolnić się od energii mogących wniknąć we mnie podczas pracy. Proces ten zachodzi
zarówno indywidualnie jak i w znacznej mierze kiedy uczestnicy kręgu wdychają esencje w
przestrzeni ceremonialnej, uwalniając i niwelując niższe energie. Drugi – pomagają ludziom powrócić
do swoich ciał, co też korzystnie wpływa na proces integracji po uczestnictwie w ceremonii i
zapobiega powrotowi uczestników do domów w stanie wyobcowania. A trzeci to fakt, że większość z
tych esencji pomaga łączyć się z pewnymi duchami lub, innym słowy, z określonymi wyższymi
energiami.
Kluczem do wykorzystania „spełniających życzenia” właściwości tych esencji jest intencja. Skupiając
się na intencjach, bardzo istotna jest jasność życzeń, ponieważ inaczej może się to skończyć
dostaniem pragnień, tak jak w tym opowiadaniu o rolniku. Pewnego ranka idąc swoimi polami,
przechodził przez rzekę. Nagle usłyszał piskliwe, rozpaczliwe wołanie dochodzące z rzeki: „Pomocy!
Na pomoc! Niech mi ktoś pomoże!”. Pospieszył ku rzece i na jej środku zobaczył szarpiącą się kulkę
czarnej wełny. Chwycił ją, wyciągnął z wody i położył na ziemi, by wyschła. Kuleczka zaczęła się trząść,
a wówczas rolnik spostrzegł, że był to mały człowieczek, który miał różki, ogon i całe ciało pokryte
czarną wełną. Rolnik bardzo się przestraszył. „Znam cię!” – powiedział. „Wiem o tobie z kościoła!”.
„Jesteś samym złem!”. Mały diabełek z politowaniem potrząsnął główką i odparł: „Nie, nie, to
wszystko to błędne przekonanie. Tak naprawdę jestem człowiekiem o wielkiej mocy, mogącym
spełnić każde życzenie, lecz proś uważnie, bo spełnię tylko jedno”.
Rolnik zamyślił się. Miał już duże gospodarstwo, sporo ziemi, liczne stada bydła i świń. Posiadał też
rozległe sady z najlepszymi drzewami owocowymi, dającymi pyszne owoce. Miał też wystarczająco
dużo pieniędzy, by kupić co tylko chciał. Za żonę miał piękną kobietę i czternaścioro uroczych dzieci.
Nie był w stanie wymyślić czego, by jeszcze potrzebował. Aż tu nagle w jego myślach coś się pojawiło.
Odwrócił się do małego diabełka i powiedział, że już wie czego chce. „Bardzo kocham swoją żonę, a
ona kocha mnie i życzę jej samych najlepszych rzeczy. Dlatego też chciałbym być dla niej lepszym
kochankiem, więc chciałbym mieć penisa, który sięga do podłogi”. „W porządku” – uśmiechnął się
mały diabełek. „Jeśli właśnie tego chcesz – dostaniesz”. Po czym trzykrotnie klasnął w dłonie i
nadciągnęła potężna burza, ogłuszała swoimi odgłosami i oślepiała błyskawicami. Rolnika trafił piorun
i stracił przytomność. Obudziły go promienie porannego słońca. Oczywiście, pierwsze co zrobił to
spojrzał na to, czym został obdarzony. I wtedy odkrył, że kiedy był nieprzytomny, diabełek
amputował mu obie nogi, więc teraz miał penisa, który sięgał do podłogi. Uważaj na swoje życzenia,
bo mogą się spełnić.
Kiedy system energetyczny programujemy intencją, zawsze najlepiej jest życzyć sobie określonej
emocji związanej z cieszeniem się kiedy już to życzenie spełni się, zamiast na pragnieniu czegoś
konkretnego. Jeśli, na przykład, ktoś wdychając esencję Obfitości życzy sobie dużego domu tuż za
rogiem, nie powinien dziwić się kiedy to się stanie. Ale ta osoba nie powinna również być zaskoczona,
że po tym jak zostanie jego właścicielem okaże się, że w domu tym przecieka dach, że stoi na
wysypisku odpadów chemicznych bądź też z tyłu domu zakopany jest truposz. Z drugiej strony, takie
zdarzenia naturalnie są wspaniałymi lekcjami, by na przyszłość życzyć sobie w mądrzejszy sposób.
Jeśli pozostawi się Wszechświatowi spełnienie potrzeby i poprze się to zaufaniem, wtedy uniknie się,
napędzanych ego, błędów. Ogromnym wglądem w siebie w tym zakresie wykazał się Mick Jagger
śpiewając, że nie zawsze możesz mieć to czego chcesz, lecz czasem znajdziesz to czego potrzebujesz.
Esencja Obfitości ma postać zielonkawego płynu kwiatowego. Co ciekawe, ma kolor pieniędzy.
Istnieje już od dawna i używają jej uzdrowiciele, pragnący własnego lub innych, dostrojenia się do
magii tej esencji, dla stworzenia obfitości w życiu swoim i innych ludzi. Ten ezoteryczny tonik bardzo
przydałby się wielu ludziom, jako że mnóstwo osób odmawia sobie obfitości, a mówiąc bardziej
precyzyjnie, bogactwa. Słyszałeś/słyszałaś już to powszechne zdanie: „pieniądze są źródłem
wszelkiego zła?” Jest to oczywiście czysty nonsens, w który mimo wszystko wielu wierzy. W
rzeczywistości pieniądze są złem wyłącznie w rękach złych ludzi. W dobrych rękach służą dobru.
Osoby reagujące na takie przekonania są zazwyczaj stosunkowo ubogie nie tylko pod względem
inteligencji, ale także pieniężnym, a pierwotną przyczyną tego ostatniego stanu jest to, że
podświadomie nikt nie chce być zły. Na głębszym poziomie, połączenie tych dwóch przekonań, tak
pokieruje wydarzeniami w życiu człowieka, że pojawi się w nim niepotrzebny niedostatek. Podobne,
błędne przekonanie funkcjonuje w postrzeganiu milionerów. Ogromna liczba osób zakłada, że
milionerzy to źli ludzie, którzy musieli zarobić swoje fortuny kosztem innych, tymczasem w
rzeczywistości jest stosunkowo tyle samo źle usposobionych milionerów, co ludzi nie mających aż
takich pieniędzy, a będących źle nastawionymi do świata i innych. Z całą pewnością nie spotkasz
milionera o takim systemie przekonań, bo wtedy nie byłby milionerem. Inną powszechnie powielaną
frazą jest ta, że pieniądze szczęścia nie dają, co samo w sobie jest prawdą, lecz można dzięki nim
kupić deskę surfingową. A czy kiedykolwiek widziałeś/widziałaś nieszczęśliwego surfera?
Do tej pory zebrałem kilkadziesiąt historii ludzi, którzy po wdychaniu esencji Obfitości doznali
niesamowitych rzeczy. Pewna kobieta, przez wiele miesięcy bezowocnie negocjowała zakup ośrodka
jogi z jego nieustępliwym właścicielem. Po esencji Obfitości kupiła wymarzony ośrodek za
proponowaną przez nią cenę. Inna uczestniczka ceremonii, tydzień po niej, otrzymała w spadku US$
30000 po zmarłej ciotce, której nawet nie znała. Był też mężczyzna, który chciał dostać lepszą pracę.
Kilka dni po ceremonii dostał o pięćdziesiąt procent lepiej płatną od poprzedniej. Niestety, dwa
tygodnie później stracił ją, z własnej winy. Najwyraźniej dostanie czegoś nie gwarantuje utrzymania
daru. Innym, regularnie zachodzącym zjawiskiem są przedsiębiorcy, którym nagle spływają pieniądze
należne z rachunków, które od dawna pozostawały nieuregulowane przez ich dłużników, czy też
nowe kontrakty, które pojawiają się dla nich. Dopiero kiedy takie „szczęśliwe zdarzenia” mają
miejsce, uczestnicy wreszcie rozumieją, że niektóre esencje naprawdę posiadają moc, jeśli
prawdziwie dopuści się ich energie, by zintegrowały się z systemem energetycznym.
Posiadany przeze mnie eliksir Miłości ma czerwonawy kolor i głęboki piżmowy zapach. Właściwie nie
jest to esencja Miłości, ponieważ eliksir ten zawiera też sporo Erosa, pożądania. Zamknięty jest w
małej, tajemniczej, brązowej buteleczce, w opakowaniu, na którym namalowana jest kochająca się
para, a kiedy się je otworzy, powietrze natychmiast wypełnia się pożądaniem. To esencja o potężnej
mocy, za pomocą której możesz przyciągnąć dowolną kobietę lub mężczyznę albo pogłębić
zmysłowość w obecnym związku. Jednak z całą pewnością nie należy używać jej do manipulowania
innymi, jak to robi wielu czarnych szamanów. Zdecydowanie lepiej użyć jej do zmiany własnych
energii i sprawić, że pewne rzeczy zdarzą się w zdrowy sposób, nie skupiając się na określonej osobie,
lecz na emocjach, jakie towarzyszyłyby ci gdybyś znalazł(a) tą wyjątkową osobę. Esencja Miłości też
ma swoje historie. Pewien uczestnik ceremonii miał trudności z przyciągnięciem odpowiedniej
partnerki. Pomimo wszelkich starań w kierunku kobiet, ponosił straszne porażki. Ewidentnie miał coś
w swoim polu energetycznym co sprawiało, że kobiety uciekały od niego natychmiast gdy się pojawił,
więc dałem mu trochę esencji Miłości, by to zmienić. Dwa tygodnie później, wpadłem na niego
przypadkowo, więc zapytałem o efekty esencji. Popatrzył na mnie z przerażoną miną i błagał, bym
odczynił działanie esencji Miłości. Powiedział mi, że teraz trzy kobiety uganiają się za nim, a on nie
chce żadnej z nich. A więc, uważaj czego sobie życzysz, bo możesz to dostać! Prawie rok od tamtego
zdarzenia, zobaczyłem na Facebooku, że był w pełnym miłości związku który, biorąc pod uwagę datę
zamieszczonej informacji, najwyraźniej rozpoczął się kilka tygodni po tym, jak spotkałem go po raz
drugi.
Jeszcze innym eliksirem, którego regularnie używam podczas ceremonii jest, pochodząca z Kolumbii,
esencja o nazwie Siete Esencias de los Andes. Dla zaspokojenia twojej ciekawości: nie, nie zawiera
ona tego wielce specyficznego składnika, z którego słynie Kolumbia. Jest to esencja kwiatowa, której
używam w jednym, konkretnym, osobistym celu: pozwala mi łączyć się z energiami uzdrowiciela
medycyną roślinną Don Pedro z Tena’y, należącego do ludu Keczua, zamieszkującego ekwadorską
stronę Andów. Podana uczestnikom kręgów medycyny roślinnej, pomaga zachować wewnątrz nowo
otwarte przestrzenie, niedostępne podczas ceremonii z Natem. Płyn ten także pomaga rozpraszać
niższe energie, wzbudzone w czasie ceremonii, a których nie usunięto innymi sposobami, jak na
przykład poprzez wymioty. Z tego samego powodu – oczyszczania – na ceremoniach używam esencji
Colonia de Claveles. Bardzo pomaga ona tym, którzy przepracowują swoje osobiste kwestie i
potrzebują dodatkowego, kwiatowego wsparcia. Również doskonale usuwa niższe energie z ciała
uczestnika ceremonii, za pośrednictwem jego własnych rąk. Ułatwia także „ręczne wyciągnięcie”
zbędnych energii z ciała, dzięki zaaplikowaniu tej esencji na ręce uzdrowiciela i skórę pacjenta.
Jeszcze inną esencją, pomocną w usuwaniu niższych energii z pól energetycznych uczestników w
czasie ceremonii jest esencja mentolowa. Ze względu na natrętny charakter mentolu, zaleca się
używać jej na koniec ceremonii. Dzięki długotrwałemu działaniu, pomaga uczestnikom
skoncentrować się na ciele, połączyć się z nim, a tym samym powrócić do ciała na koniec ceremonii.
Jest też sporo esencji, które można stosować jako antidotum na skutki czarnej magii, w jakiejkolwiek
postaci ma ona miejsce. Mój wybór to esencja o nazwie Negro Destructor, z dużym czarnym koniem
na etykiecie. Powtarzam, czarna magia to nic więcej jak tylko wroga manipulacja polem
energetycznym drugiego człowieka, czasem dokonywana na odległość. Sesje usuwania takich
manipulacji zaczyna się od spożycia świętych roślin dla usunięcia większej części wszczepionej w pole
energetyczne, struktury złowrogiej energii. Następnie, aplikuje się esencje, by usunąć wszelkie
pozostałości energii, które zwykle wychodzą wraz z ostrym kaszlem i wymiotami, po jej wdychaniu.
Co ciekawe, zaobserwowałem, że kiedy wszystkim w kręgu poda się esencję, osoby mające
doświadczenia z czarną magią, dokonywaną na nich, zaczynają kaszleć i wymiotować te energie.
Zdarza się, że energetyczne struktury czarnej magii towarzyszyły jakiejś osobie przez kilka wcieleń, w
każdym z nich wywołując chaos – poprzez zakłócającą naturę takiej energii obecnej w polu
energetycznym. Można sobie tylko wyobrazić ulgę, jaką czuje taka osoba po podaniu esencji.
Z uwagi na fakt, ze prawie wszystkie gwiazdy Hollywood mają swój własny zapach, nie dziwi mnie, że
jeden z celebrytów wśród roślin też ma swoją własną esencję – Tytoń. Kiedy mówię o tym w kręgu
medycyny, zawsze przynajmniej kilku osobom błyszczą oczy w nadziei, że jest to alternatywa dla
wciągania Tytoniu, o intensywnie czarnym kolorze, na początku, w trakcie i na koniec ceremonii, by
wypłoszyć, pobudzone niższe energie z systemu energetycznego. Praktyka ta jednakże jest o wiele
potężniejsza niż wdychanie perfum. Esencja kwiatowa sama w sobie otwiera serce i pomaga usunąć z
systemu energetycznego niechciane resztki poruszonych „zasłon” energetycznych. Jak dotąd, nic mi
nie wiadomo o jakiejkolwiek innej świętej roślinie, która miałaby swój zapach, lecz biorąc pod uwagę
obecną komercjalizację i zamieszanie wokół Ayahuasca’i, nie zdziwię się, jeśli w nadchodzących
latach ktoś wprowadzi na rynek esencję Ayahuasca’i. często zastanawiam się jakby pachniała, ale
pamiętając gorzki smak naparu z niej, nie obstawiłbym rynkowego sukcesu perfum naśladujących jej
smak.
Podobnie jak wielu uzdrowicieli medycyną roślinną, przygotowuję także swoją własną esencję – moje
własne trago. Trago jest mieszaniną alkoholu, w której rozpuszcza się esencje różnych roślin
leczniczych, by stworzyć pełną mocy mieszankę esencji energetycznych, zawierającą podpis jej
twórcy. Jej podstawę stanowią rośliny znane z właściwości oczyszczająco-leczniczych. W zasadzie
można użyć dowolnych roślin o takich cechach, ja preferuję cedr, rutę, szałwię, rozmaryn i różę. Z
oczywistych powodów, nie należy stosować roślin mających trujące kolce. Czasem dodaję rośliny z
miejsc, w których prowadzę ceremonie, by zawrzeć ich energie w mieszankę energetyczną, czyli
trago. Wybrane rośliny wkładam do butelki, po czym dodaję Aqua de Florida – eliksir zawierający
liczne esencje kwiatowe, który z powodzeniem można nazwać „szamańskim koniem pociągowym”.
Na rynku dostępnych jest kilka wersji Aqua de Florida, osobiście, jednak wybieram, pochodzącą z
Peru, żółtą, ponieważ uważam ją za eliksir o największej mocy. Zwykle dodaję także kilka innych
esencji, w zależności od odczuć, co do energii, jakie będą potrzebne na danej ceremonii, a ponieważ
na każdą przygotowuję nowe trago, w większości z tych samych roślin, jest w nim mnóstwo miejsca
dla przenikania się energii. Pustą przestrzeń w butelce wypełniam czystym alkoholem. Używam
wódki, ale może też być każdy, czysty, przynajmniej trzydziestopięcioprocentowy, alkohol.
Przygotowanie własnego trago, idealnej mieszanki energetycznej na każdą ceremonię to proces prób
i błędów, i to w zakresie doboru roślin jak i esencji, stanowiących jego skład.
Trago jest jednym z moich wiodących narzędzi do walki z niższymi energiami w czasie ceremonii.
Przede wszystkim używam go do oczyszczania pól energetycznych uczestników kręgu medycyny, jakie
wykonuję w pewnym momencie jej trwania, by usunąć je z nich. Proces oczyszczania zaczynam od
wsmarowania trago w swoje ciało, co natychmiast tworzy warstwę ochronną mojego pola
energetycznego, zapobiegającą wejściu w nie energiom, które wydobywam z pól energetycznych
uczestników i ewentualnemu uszkodzeniu mojego pola. Trago podaję uczestnikom w różny sposób.
Nalewam go trochę na miotełkę szamańską, jakiej używam do oczyszczania, zraszam nim ich ciała, by
wtarli w nie ten eliksir, a po oczyszczeniu miotełką, polewam im nim dłonie do wdychania. W czasie i
po takim oczyszczaniu sam zawsze wdycham trago – czy to roztarte w dłoniach przez usta i nos czy
też prosto z butelki, przykładając pojedynczo nozdrza do otworu butelki. Robię to dla rozpędzenia
niższych energii, których nazbierałem podczas oczyszczania, zapobiegając w ten sposób
nagromadzeniu się ich do takiego poziomu, gdzie zaczęłyby zaburzać moje postrzeganie, a przez to
pochwycić mnie.
Innym zastosowaniem trago jest poruszanie energii poprzez dmuchanie nim w powietrze, ponad
głową lub określoną częścią ciała uczestnika. Metodę tę regularnie stosuję do wyganiania bytów z
przestrzeni i z uczestników. Należy więc nabrać trochę trago do ust i silnie wydmuchnąć, rozpryskując
jak z rozpylacza w zamierzonym kierunku. Jak w przypadku wszystkich umiejętności również i tu
kluczowe jest przełożenie intencji w czyn. Metoda ta wymaga praktyki. Za pierwszym razem
wyglądało to bardziej jakbym był berbeciem pijącym sok owocowy, nie zaś tradycyjnym
uzdrowicielem medycyną roślinną rozpylającym w powietrzu trago, ale setki powtórzeń pomogły mi
opanować tę umiejętność. Niektórzy szamani łączą tę metodę z ogniem, by nad pacjentem powstała
płonąca chmura, oczyszczająca jego pole energetyczne. Z racji oczywistego niebezpieczeństwa nie
polecam tej praktyki. Znany mi rdzenny szaman miał kuzyna chcącego zostać szamanem, który
praktykował tę technikę na swoich pacjentach. Pewnego razu był wyjątkowo nieostrożny i podczas
ceremonii całkowicie spalił sobie skórę twarzy i rąk, a kiedy kilka tygodni później wyszedł ze szpitala,
nadal miał na ciele rozległe blizny po oparzeniach. Choć smutna dla niego, historia ta nadal
potajemnie stanowi powód do śmiechu na spotkaniach rodzinnych bez udziału jego czy jego
najbliższej rodziny – czarny humor to typowa cecha Szuarów.
Trago bardzo się też przydaje do dezynfekcji, fizycznej i energetycznej. Zwłaszcza dla asystentów,
którzy zajmują się miskami z wymiocinami trago jest doskonałym środkiem oczyszczającym, do
zmycia z siebie brudów energetycznych, jeśli przypadkowo dotkną wymiocin. Jednak najważniejszą
rolą „pierwszej pomocy” trago dla uzdrowiciela medycyną roślinną jest ta, kiedy zostanie on tak silnie
zaatakowany przez energie, iż istnieje poważne zagrożenie, że energie te opanują go, z poważnymi
konsekwencjami dla jego zdrowia. Jeśli coś takiego wydarzy się podczas ceremonii, uciekam się
najbardziej ostatecznego zastosowania trago. Nalewam sobie trochę w dłoń i wciągam jak płynny
Tytoń, wówczas esencja trago trafia wprost w mój system energetyczny. Czynność ta jest niezwykle
nieprzyjemna w odczuciu, ale natychmiast ustawia mój system energetyczny w tryb najwyższych
obrotów, zapewniający tymczasowe rozwiązanie, pozwalające mi wznieść się ponad atakujące
energie i uwolnić się od nich.
Ta sama zasada, jak przy każdej esencji do wdychania obowiązuje, w przypadku trago. Esencja jej
twórcy łączy się wewnętrznie z energią płynu, jaki on(a) tworzy. Dlatego też jestem niezwykle
ostrożny, jeśli chodzi o wdychane przeze mnie esencje, ponieważ energie połączone z esencją, w tym
energie jej twórcy, zostaną wchłonięte przez mój system energetyczny. Z zasady, prawie nigdy nie
wdycham esencji stworzonych przez uczestników kręgu ani bezimiennych esencji niewiadomego
pochodzenia. Ta zasada połączenia energetycznego dotyczy nie tylko esencji do wdychania, ale także
wszystkiego, włącznie ze spożywanymi świętymi roślinami leczniczymi. Wraz z nią pojawia się energia
przygotowującej ją osoby i zostaje przyjęta przez system energetyczny. Dostrajając się do
energetycznych wzorców, obecnych na ceremonii z medycyną można nawet dostrzec portret
psychologiczny lub intencje osoby, która ją sporządziła, jak sam kilkakrotnie doświadczyłem na
przykładzie nieprzygotowanej przeze mnie medycyny. Dzięki temu nauczyłem się, że najlepiej nie
używać esencji lub świętych roślin pochodzących z anonimowych źródeł.
Obok esencji kwiatowych w czasie ceremonii z medycyną roślinną, używam też esencji roślinnych w
stanie stałym. Są to różnego rodzaju kadzidła, które umieszczam na rozżarzonych węglach, jeśli mają
służyć w określonym celu. W przestrzeń ceremonialną należy uwolnić konkretne, przypisane
każdemu kadzidłu, energie. podczas ceremonii używam głównie trzech esencji roślinnych: kopalu,
cedru i Palo Santo. Pokruszone kawałki kopalu, czyli zastygłej żywicy drzew, służą przebiciu się przez
ściany energii. Bardzo przydaje się on wówczas gdy trzeba wcielić w życie zmiany wzorca
energetycznego przestrzeni. Typowym przykładem zastosowania kopalu jest sytuacja, kiedy
wydzielające się niższe energie utworzyły na ceremonii pokrywę, uniemożliwiającą jej transformację
na wyższy poziom. Energie kopalu można programować, by wytworzyły dziurę w tej blokadzie. Na
rynku dostępne jest całe mnóstwo różnego rodzaju kopalu, niektóre mają bardzo specyficzne
zastosowanie. Mam kopal, który wnosi w przestrzeń energie Chrześcijaństwa koptyjskiego –
doskonały kiedy walczę z energiami demonicznymi. Do oczyszczenia przestrzeni ceremonialnej
dobrze jest użyć suchego cedru. Jego energię można wykorzystać do wyssania innych energii z
przestrzeni. Używa się go zwłaszcza podczas indywidualnego oczyszczania, w czasie którego oczyszcza
się pola energetyczne uczestników, ponieważ cedr zbiera pozostałości, wciąż obecnych w przestrzeni
ceremonialnej, energii. Bardzo aromatycznych wiórków drewna, z rosnącego w całej Ameryce
Łacińskiej drzewa, Palo Santo („Świętego drzewa”) używa się, by złagodzić energie w przestrzeni, a
tym samym nadać lekkości atmosferze na ceremonii. Klasycznym przykładem zastosowania Palo
Santo jest sytuacja, w której uczestnicy kręgu zbyt mocno się starają usunąć blokady energetyczne ze
swoich systemów energetycznych poprzez wymioty. Palo Santo sprawia, że robią to z większą
miłością i czułością, często powodując nagłe usunięcie blokady, jeśli to właśnie sam nacisk na
uwolnienie jej był tą energetyczną blokadą, która wymagała uwolnienia. Kolejną, regularnie
stosowaną przeze mnie, oczyszczającą esencją roślinną jest szałwia. Ma ona podobne właściwości do
cedru, ale wnosi w przestrzeń energie pomagające wywołać wymioty. Osoby lubiące świeżość na
swoich ceremoniach zapewne wolą używać kryształków mentolu.
W praktyce wszystkich tych kadzideł używa się w podobny sposób, chociaż różni pomocnicy mogą
mieć odmienne metody. Biorę trochę jednego lub, jeśli chcę uzyskać efekt łączony, kilka kadzideł w
prawą rękę i unoszę ją otwartą w powietrze, by połączyć je z energiami Ojca. Następnie przykładam
rękę z kadzidłem do serca, by napełnić je esencją miłości, spełniającej tu rolę energii wzmacniającej,
po czym opuszczam rękę do podłogi, by połączyć kadzidło z energią Matki. W międzyczasie silnie
odczuwam intencje do zastosowania esencji. Dosłownie przewiduję w wizjach, co musi zrobić esencja
i wypełniam intencjami całe swoje pole energetyczne, co kiedy już to zrobię, można wyczuć w
zmienionej atmosferze. W ten sposób energetycznie programuję energie esencji w swojej dłoni, by
dokonały dokładnie tego, co potrzebne. Kiedy używam oczyszczających kadzideł, tj. cedr czy szałwia,
dodatkowo poruszam ręką dookoła otaczającej mnie przestrzeni, by dosłownie „wyssać” z niej niższe
energie. Kiedy kładę kadzidło na rozżarzone węgle, jego energie uwalniają się i zaczynają wykonywać
swoje zadanie. Działanie kadzidła nie jest wymyślone. Uwolnienie zaprogramowanych energii
kadzidła da się natychmiast odczuć poprzez zmianę zachowania uczestników w przestrzeni
ceremonialnej. Spożycie Natem oraz innych leczniczych roślin przynosi wiele korzyści.
Programowanie energii za pomocą esencji działa także bez zażycia świętych roślin, chociaż ich efekty
są znacznie silniejsze pod działaniem medycyny.
Poza wpływaniem na energie przestrzeni, kadzideł tych można także używać do zmiany energii w
sobie. Kiedy na ceremonii mocno atakują mnie niższe energie, zazwyczaj sięgam po garść kopalu i
przykładam do zaatakowanej części ciała. Kiedy ataku dokonują np. energie wywołujące niepożądane
uporczywe „pętle myślowe”, wówczas przykładam sobie kadzidło do czoła, a kiedy taka energia
zagnieżdża się mi w jelitach, przykładam je w dolną część brzucha. Następnie z silną intencją,
wyprowadzam złowrogą energię z mojego systemu energetycznego do kadzidła. Zazwyczaj problem
dosłownie uchodzi z dymem w chwili kiedy kadzidło na rozżarzonych węglach, które prawie zawsze
pochodzą z ognia, jaki płonie podczas ceremonii. Jeśli nie ma ognia, wówczas używam niewielkiego,
samozapalającego się brykietu, chociaż ma on tę wadę, że wydziela dziwny zapach, mogący przenikać
atmosferę ceremonii. Na niektórych ścieżkach szamańskich preferuje się ułożenie gorących węgli w
określone wzory, przedstawiające pewne zwierzęta czy przedmioty, których energia wzmacnia
działanie kadzidła. Czasem, ułożone zręcznymi, uzdolnionymi rękoma profesjonalisty, wyglądają
wspaniale, choć w przypadku niektórych może to być zabawna zgadywanka. Osobiście nie podzielam
tego zwyczaju, ponieważ, jeśli potrzebuję rozżarzonych węgli do walki z energiami, potrzebuję ich
natychmiast, a nie po tym jak przez dwadzieścia minut asystent układał je w wyrafinowany, taki czy
inny, wzór.
Wybór odpowiednich esencji do własnej pracy szamańskiej jest procesem osobistym. Dlatego też
podałem ci nazwy najważniejszych esencji, których sam używam, lecz wyłącznie po to, by cię
zainspirować do znalezienia pasujących do twojej pracy i osobowości. Nie mówię tu o nich, by
przekonać cię do korzystania z identycznych esencji. Wraz z psychicznym nastawieniem na ich dobór,
esencje potrzebne ci do pracy, automatycznie „spłyną” na ciebie, ponieważ to one wybierają ciebie
do pracy z nimi. W pewnej mierze ten osobisty proces własnych narzędzi do pracy zachodzi na
zasadzie prób i błędów. Podczas ceremonii inni uzdrowiciele medycyną roślinną zaproponują ci
esencje, które będziesz miał(a) okazję posmakować energetycznie, a następnie zdecydujesz czy dana
esencja odpowiada ci do pracy. Dla wspomożenia procesu wyboru, warto także zajść do
specjalistycznego sklepu, by tam odczuwając esencje, usłyszeć lub zobaczyć, które do ciebie
przemawiają.
Jednym z takich, do którego czasem zachodzę jest niewielki sklep o nazwie Yantsazza, na południu
Ekwadoru. Z zewnątrz wygląda jak zwykła apteka, oferująca standardowe towary, lecz kiedy skiniesz
znacząco głową do właściciela, zaprosi cię na jej tyły i niczym w scenie z Facetów w czerni, otworzy,
zamknięte na kilka spustów, drzwi, prowadzące do sanktuarium esencji, z niezliczonymi tuzinami
esencji o potężnej mocy, schowanych w stosach kartonów, ustawionych pod ścianami. Zamki te nie
są tam wyłącznie po to, by nie dopuścić do przedostania się niechcianych energii, ale również, by
zachować te cenne, zgromadzone tam energie w formie materialnej. Mówię tu o złodziejach,
ponieważ jego kolekcja esencji przypuszczalnie warta jest dziesiątki tysięcy dolarów. Innym, spośród
wielu regularnie odwiedzanych przeze mnie tego typu sklepów jest Hindustan paraphernalia w The
Hague, w Holandii. Jego właściciele zawarli umowy z kilkoma znanymi uzdrowicielami ezoterycznymi i
dzięki temu mają w sprzedaży wspaniałą kolekcję esencji. Można je także kupować przez Internet.
Jednym z moich ulubionych sklepów online jest Maya Ethnobotanicals. Też jest on dobrze
zaopatrzony, a pracujący tam ludzie wiedzą o czym mówią. Krótko mówiąc, jest całe mnóstwo
różnego typu sklepów z esencjami i z całą pewnością znajdziesz kilka, które dostarczą ci dokładnie
tego, czego potrzebujesz.
Bez względu na moc wszystkich tych esencji, kwiatowych i roślinnych, najważniejszą z nich, jaką
możesz wnieść w swoje ceremonie jest miłość. Tego rodzaju miłości nie znajdziesz w butelce. I nie
mówię tu o „energetycznych cukrzykach”, wzbudzających energię słodkiego gadania, które przynoszą
niektórzy z dużym ego. Mam na myśli prawdziwą miłość do drugiego człowieka, która przejawia się w
szczerej tęsknocie za pomocą innym przejść na następny poziom ich samych. Jest to miłość dawana z
pełną pokorą i szacunkiem do siebie i innych. Prawdziwa miłość jest najwspanialszym źródłem
uzdrawiającej energii – pozwól więc promieniować jej z ciebie na ceremonię. Tak naprawdę to
wszystko czego potrzebujesz. Cała reszta to tylko akcesoria do tej miłości. Prawdziwą miłością jest
rozpoznanie drugiej osoby jako siebie samego/samej, a następnie pokochanie siebie.
Artykuł ten jest fragmentem książki pt. „Uwishin”, która ukaże się jeszcze w tym roku, o
doświadczeniach autora z rdzennymi szamanami Górnej Amazonii. Z autorem można skontaktować
się drogą e-mailową:
, na której
możesz także zarejestrować się, by otrzymywać newsletter. Autor pozostaje otwarty na pytania i
konstruktywne dyskusje na temat stosowania medycyny roślinnej. Serdecznie zaprasza też do
dzielenia się linkiem do tego artykułu z innymi.