William Shakespeare Romeo i Julia

background image

WejdŸ na stronê

http://wolnelektury.pl/

i zobacz, jak wiele mo¿liwoœci daje interaktywna wersja szkolnej biblioteki

internetowej Wolne Lektury.

Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje siê w domenie publicznej, co oznacza, ¿e mo¿esz go
swobodnie wykorzystywaæ, publikowaæ i rozpowszechniaæ.

William Shakespeare

ROMEO I JULIA

OSOBY

ESKALUS – ksi¹¿ê panuj¹cy w Weronie
PARYS – m³ody Weroneñczyk szlachetnego rodu, krewny ksiêcia
MONTEKI
KAPULET
STARZEC – stryjeczny brat Kapuleta
ROMEO – syn Montekiego
MERKUCJO – krewny ksiêcia
BENWOLIO – synowiec Montekiego
TYBALT – krewny Pani Kapulet
LAURENTY – ojciec franciszkanin
JAN – brat z tego¿ zgromadzenia
BALTAZAR – s³u¿¹cy Romea
SAMSON
GRZEGORZ
ABRAHAM – s³u¿¹cy Montekiego
APTEKARZ
TRZECH MUZYKANTÓW
PA PARYSA
PIOTR
DOWÓDCA WARTY
PANI MONTEKI – ma³¿onka Montekiego
PANI KAPULET – ma³¿onka Kapuleta
JULIA – córka Kapuletów
MARTA – mamka Julii
Obywatele weroneñscy, ró¿ne osoby p³ci obojej, licz¹cy siê do przyjació³ obu domów, maski,
stra¿ wojskowa i inne osoby.

Szkolna biblioteka internetowa Wolne Lektury tworzona jest dziêki pracy Wolontariuszy oraz wsparciu Ministerstwa
Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Fundacji Rozwoju Spo³eczeñstwa Informacyjnego i Fundacji Kronenberga przy Citi
Handlowy. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekê Narodow¹ z egzemplarza pochodz¹cego ze zbiorów BN.

Sk³ad automatyczny tekstu zrealizowa³ Marek Ryæko przy u¿yciu systemu X E TEX i fontu Antykwa Pó³tawskiego.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

1

background image

MIEJSCE I CZAS:

Rzecz odbywa siê przez wiêksz¹ czêœæ sztuki w Weronie, przez czêœæ pi¹tego aktu w Mantui.

PROLOG

1

nota: Prze³o¿y³ Jan Kasprowicz

Dwa rody, zacne jednako i s³awne –
Tam, gdzie siê rzecz ta rozgrywa, w Weronie,
Do nowej zbrodni pchaj¹ z³oœci dawne,
Plami¹c szlachetn¹ krwi¹ szlachetne d³onie

Z ³on tych dwu wrogów wziê³o bowiem ¿ycie,
Pod najstraszliwsz¹ z gwiazd, kochanków dwoje;
Po pe³nym przygód nieszczêœliwych bycie
Œmieræ ich st³umi³a rodzicielskie boje.

Tej ich mi³oœci przebieg zbyt bolesny
I jak siê ojców nienawiœæ nie zmienia,
A¿ j¹ zakoñczy dzieci zgon przedwczesny,
Dwugodzinnego treœci¹ przedstawienia,

Które otoczcie cierpliwymi wzglêdy,
Jest w nim co z³ego, my usuniem b³êdy…

AKT PIERWSZY

SCENA PIERWSZA

Plac publiczny. Wchodz¹ Samson

2

i Grzegorz uzbrojeni w tarcze i miecze.

SAMSON

Dalipan, Grzegorzu, nie bêdziem darli pierza.

GRZEGORZ

Ma siê rozumieæ, bobyœmy byli zdziercami.

SAMSON

Ale bêdziemy darli koty, jak z nami zadr¹.

GRZEGORZ

Kto zechce zadrzeæ z nami, bêdzie musia³ zadr¿eæ.

SAMSON

Mam zwyczaj drapaæ zaraz, jak miê kto rozrucha.

GRZEGORZ

Tak, ale nie zaraz zwyk³eœ siê daæ rozruchaæ.

SAMSON

Te psy z domu Montekich rozruchaæ miê mog¹ bardzo ³atwo.

1. (przyp. red.) Paszkowski nie przet³umaczy³ dwu prologów, rozpoczynaj¹cych akt I oraz akt II sztuki.

2. (przyp. red.) W oryg. Sampson, nazwisko, nie imiê. W tej scenie Paszkowski tekst nieco zmieni³, u Shakespeare'a

widaæ wyraŸnie, ¿e to Kapuleci oraz ich s³u¿ba s¹ agresywni i sk³onni do bijatyki.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

2

background image

GRZEGORZ

Rozruchaæ siê tyle znaczy co ruszyæ siê z miejsca; byæ walecznym jest to staæ nieporuszenie:
pojmujê wiêc, ¿e skutkiem rozruchania siê twego bêdzie - drapniêcie.

SAMSON

Te psy z domu Montekich rozruchaæ miê mog¹ tylko do stania na miejscu. Bêdê jak mur dla
ka¿dego mê¿czyzny i ka¿dej kobiety z tego domu.

GRZEGORZ

To w³aœnie pokazuje twoj¹ s³ab¹ stronê; mur dla nikogo niestraszny i tylko s³abi go siê trzymaj¹.

SAMSON

Prawda, dlatego to kobiety, jako najs³absze, tul¹ siê zawsze do muru. Ja te¿ odtr¹cê od muru
ludzi Montekich, a kobiety Montekich przyprê do muru.

GRZEGORZ

Spór jest tylko miêdzy naszymi panami i miêdzy nami, ich ludŸmi.

SAMSON

Mniejsza mi o to, bêdê nieub³agany. Pobiwszy ludzi, wywrê wœciek³oœæ na kobietach: rzeŸ
miêdzy nimi sprawiê.

GRZEGORZ

RzeŸ kobiet chcesz przedsiêbraæ?

SAMSON

Nie inaczej: wt³oczê miecz w ka¿d¹ po kolei. Wiadomo, ¿e siê do lwów liczê.

GRZEGORZ

Tym lepiej, ¿e siê liczysz do zwierz¹t; bo gdybyœ siê liczy³ do ryb, to by³byœ pewnie sztokfiszem

3

.

WeŸ no siê za instrument

4

, bo oto nadchodzi dwóch domowników Montekiego.

Wchodz¹ Abraham i Baltazar

5

.

SAMSON

Mój giwer

6

ju¿ dobyty: zaczep ich, ja stanê z ty³u.

GRZEGORZ

Gwoli drapania?

SAMSON

Nie bój siê.

GRZEGORZ

Ja bym siê mia³ baæ z twojej przyczyny!

SAMSON

Miejmy prawo za sob¹, niech oni zaczn¹.

3. (przyp. edyt.) sztokfisz – z niem. stockfish: suszona ryba, najczêœciej z rodziny dorszowatych.

4. (przyp. red.) instrument – miecz.

5. (przyp. red.) S³u¿ba nale¿¹ca do obu sk³óconych domów nosi³a specjalne oznaki na kapeluszach, st¹d ³atwo ich

by³o dostrzec i rozpoznaæ z daleka.

6. (przyp. red.) giwer lub: gwer – broñ; tu: miecz.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

3

background image

GRZEGORZ

Marsa im nastawiê

7

przechodz¹c; niech go sobie, jak chc¹, t³umacz¹.

SAMSON

Nie jak chc¹, ale jak œmi¹. Ja im gêbê wykrzywiê; hañba im, jeœli to œcierpi¹.

ABRAHAM

Skrzywi³eœ siê na nas, moœci panie?

SAMSON

Nie inaczej, skrzywi³em siê.

ABRAHAM

Czy na nas siê skrzywi³eœ, moœci panie?

SAMSON

do Grzegorza
Bêdziemy–¿ mieli prawo za sob¹, jak powiem: tak jest?

GRZEGORZ

Nie.

SAMSON

Nie, moœci panie; nie skrzywi³em siê na was, tylko skrzywi³em siê tak sobie.

GRZEGORZ

do Abrahama
Zaczepki waϾ szukasz?

ABRAHAM

Zaczepki? nie.

SAMSON

Je¿eli jej szukasz, to jestem na waœcine us³ugi. Mój pan tak dobry jak i wasz.

ABRAHAM

Nie lepszy.

SAMSON

Niech i tak bêdzie.
Benwolio ukazuje siê w g³êbi.

GRZEGORZ

na stronie do Samsona
Powiedz: lepszy. Oto nadchodzi jeden z krewnych mego pana.

SAMSON

Nie inaczej; lepszy.

ABRAHAM

K³amiesz.

7. (przyp. red.) Marsa… nastawiê – Marsem spojrzeæ, patrzeæ gniewnie i groŸnie. W oryg.: przygryzam kciuk; by³

to gest prowokuj¹cy do bójki.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

4

background image

SAMSON

Dob¹dŸcie mieczów, jeœli macie serca. Grzegorzu, pamiêtaj o swoim pchniêciu.

BENWOLIO

Odst¹pcie, g³upcy; schowajcie miecze do pochew. Sami nie wiecie, co robicie.
Rozdziela ich swoim mieczem.
Wchodzi Tybalt.

TYBALT

Có¿ to? krzy¿ujesz orê¿ z parobkami?
Do mnie, Benwolio! pilnuj swego ¿ycia.

BENWOLIO

Przywracam tylko pokój. W³ó¿ miecz nazad
Albo wraz ze mn¹ rozdziel nim tych ludzi.

TYBALT

Z go³ym orê¿em pokój? Nienawidzê
Tego wyrazu, tak jak nienawidzê
Szatana, wszystkich Montekich i ciebie.
Broñ siê, nikczemny tchórzu.

Walcz¹. Nadchodzi kilku przyjació³ obu partii i mieszaj¹ siê do zwady; wkrótce potem
wchodz¹ mieszczanie z pa³kami.

PIERWSZY OBYWATEL

Hola! berdyszów! pa³ek!

8

Dalej po nich!

Precz z Montekimi, precz z Kapuletami!

Wchodz¹ Kapulet i Pani Kapulet

9

KAPULET

Co za ha³as? Podajcie mi d³ugi
Mój miecz! hej!

PANI KAPULET

Raczej kulê; co ci z miecza?

KAPULET

Miecz, mówiê! Stary Monteki nadchodzi.
I szydnie

10

swoj¹ kling¹ mi ur¹ga.

Wchodz¹ Monteki i Pani Monteki.

8. (przyp. red.) berdyszów! pa³ek! – w oryg. wymienione s¹ trzy rodzaje kijów i mieczów, noszonych przez miejsk¹

stra¿ w Anglii; stra¿ tym w³aœnie zawo³aniem wzywa³a do rozejœcia siê w wypadkach ulicznych zamieszek.

Berdysz – kij z siekier¹ o kszta³cie halabardy.

9. (przyp. red.) Przy s³owach: „Wchodz¹ Kapulet i Pani Kapulet”, opuszczono: „Pan Kapulet w sukni” (by³o to

okrycie na ulicê). Przy braku dekoracji takie zmiany ubioru od razu sugerowa³y widzom zmianê miejsca akcji.

10. (przyp. edyt.) szydnie – szyderczo.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

5

background image

MONTEKI

Ha! nêdzny Kapulecie!

do ¿ony

PuϾ mnie, pani.

PANI MONTEKI

Nie puszczê ciê na krok, gdy wróg przed tob¹.

Wchodzi Ksi¹¿ê z orszakiem.

KSI¥¯Ê

Zapamiêtali niesforni poddani,
Bezczeœciciele bratniej stali! Có¿ to,
Czy nie s³yszycie? Ludzie czy zwierzêta,
Co wœciek³ych swoich gniewów ¿ar gasicie
W w³asnych ¿y³ swoich Ÿródle purpurowym;
Pod kar¹ tortur wypuœæcie natychmiast
Z d³oni skrwawionych tê broñ buntownicz¹
I pos³uchajcie tego, co niniejszym
Wasz rozj¹trzony ksi¹¿ê postanawia.
Domowe starcia, z marnych s³ów zrodzone
Przez was, Monteki oraz Kapulecie,
Trzykroæ ju¿ spokój miasta zak³óci³y,
Tak ¿e powa¿ni wiekiem i zas³ug¹
Obywatele weroñscy musieli
Porzuciæ swoje wygodne przybory
I w stare d³onie stare uj¹æ miecze,
By zardzewia³ym ostrzem zardzewia³e
Niechêci wasze przecinaæ. Je¿eli
Wzniecicie kiedyœ waœñ podobn¹,
Zamêt pokoju op³acicie ¿yciem.
A teraz wszyscy ust¹pcie niezw³ocznie.
Ty, Kapulecie, pójdziesz ze mn¹ razem;
Ty zaœ, Monteki, przyjdziesz po po³udniu
Na ratusz, gdzie ci dok³adnie w tym wzglêdzie
Dalsza ma wola oznajmiona bêdzie.
Jeszcze raz wzywam wszystkich tu obecnych
Pod kar¹ œmierci, aby siê rozeszli.

Ksi¹¿ê z orszakiem wychodzi. Podobnie¿ Kapulet, Pani Kapulet, Tybalt, obywatele
i s³udzy.

MONTEKI

Kto wszcz¹³ tê now¹ zwadê? Mów, synowcze,
By³ ¿eœ tu wtedy, gdy siê to zaczê³o?

BENWOLIO

Nieprzyjaciela naszego pacho³cy
I wasi ju¿ siê bili, kiedym nadszed³;
Doby³em broni, aby ich rozdzieliæ:
Wtem wpad³ szalony Tybalt z go³ym mieczem,

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

6

background image

I harde zion¹c mi w uszy wyzwanie,
J¹³ siê wywijaæ nim i siec powietrze,
Które œwiszcza³o tylko szydz¹c z marnych
Jego zamachów. Gdyœmy tak ze sob¹
Ciêcia i pchniêcia zamieniali, zbieg³ siê
Wiêkszy t³um ludzi; z obu stron walczono,
A¿ ksi¹¿ê nadszed³ i rozdzieli³ wszystkich.

PANI MONTEKI

Lecz gdzie¿ Romeo? Widzia³ ¿eœ go dzisiaj?
Jak¿e siê cieszê, ¿e nie by³ w tym starciu.

BENWOLIO

Godzin¹ pierwej, nim wspania³e s³oñce
W z³otych siê oknach wschodu ukaza³o,
Troski wygna³y miê z dala od domu
W sykomorowy

11

ów gaj, co siê ci¹gnie

Ku po³udniowi od naszego miasta.
Tam, ju¿ tak rano, syn wasz siê przechadza³.
Ledwiem go ujrza³, pobieg³em ku niemu;
Lecz on, spostrzeg³szy miê, skry³ siê natychmiast
I w najciemniejszej ukry³ siê gêstwinie.
Poci¹g ten jego do odosobnienia
Mierz¹c mym w³asnym (serce nasze bowiem
Jest najczynniejsze, kiedyœmy samotni),
Nie przeszkadza³em mu w jego dumaniach
I w inn¹ stronê siê uda³em, chêtnie
Stroni¹c od tego, co rad mnie unika³.

MONTEKI

Nieraz o œwicie ju¿ go tam widziano
£zami porann¹ mno¿¹cego rosê,
A chmury – swego oblicza chmurami,
Aliœci ledwo na najdalszym wschodzie
Weso³e s³oñce sprzed ³o¿a Aurory

12

Zaczê³o œci¹gaæ cienist¹ kotarê,
On, uciekaj¹c od widoku œwiat³a,
Co tchu zamyka³ siê w swoim pokoju;
Zas³ania³ okna przed jasnym dnia blaskiem
I sztuczn¹ sobie ciemnicê utwarza³.
W czarne bezdro¿a dusza jego zajdzie,
Jeœli siê na to lekarstwo nie znajdzie.

BENWOLIO

Szanowny stryju, znasz–¿e powód tego?

MONTEKI

Nie znam i z niego wydobyæ nie mogê.

11. (przyp. red.) sykomorowy… gaj – sykomory to drzewa z rodziny figowych o niezwykle twardym drewnie.

12. (przyp. red.) Aurora – jutrzenka.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

7

background image

BENWOLIO

Wybadywa³ ¿eœ go jakim sposobem?

MONTEKI

Wybadywa³em i sam, i przez drugich,
Lecz on jedyny powiernik swych smutków.
Tak im jest wierny, tak zamkniêty w sobie,
Od otwartoœci wszelkiej tak daleki
Jak p¹czek kwiatu, co go robak gryzie,
Nim œwiatu wonny swój kielich roztoczy³
I pe³noœæ swoj¹ rozwin¹³ przed s³oñcem.
Gdybyœmy mogli dojœæ tych trosk zarodka,
Nie zbrak³oby nam zaradczego œrodka.

Romeo ukazuje siê w g³êbi.

BENWOLIO

Oto nadchodzi. Odst¹pcie na stronê;
Wyrwê mu z piersi cierpienia tajone.

MONTEKI

Obyœ w tej sprawie, co nam serce rani,
Móg³ byæ szczêœliwszym od nas! PójdŸmy, pani.

Wychodz¹ Monteki i Pani Monteki.

BENWOLIO

Dzieñ dobry, bracie.

ROMEO

Jeszcze–¿ nie po³udnie?

BENWOLIO

Dziewi¹ta bi³a dopiero.

ROMEO

Jak nudnie

Wlok¹ siê chwile. Moi–¿ to rodzice
Tak spiesznie w tamt¹ zboczyli ulicê?

BENWOLIO

Tak jest. Lecz có¿ tak chwile twoje d³u¿y?

ROMEO

Nieposiadanie tego, co je skraca.

BENWOLIO

Mi³oœæ wiêc?

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

8

background image

ROMEO

Brak jej.

BENWOLIO

Jak to? brak mi³oœci?

ROMEO

Brak jej tam, sk¹d bym pragn¹³ wzajemnoœci.

BENWOLIO

Niestety! Czemu¿, zdaj¹c siê niebiank¹,
Mi³oœæ jest w gruncie tak srog¹ tyrank¹?

ROMEO

Niestety! Czemu¿, z zas³on¹ na skroni,
Mi³oœæ na oœlep zawsze cel swój goni!
Gdzie¿ dziœ jeœæ bêdziem? Ach! By³ tu podobno
Jakiœ spór? Nie mów mi o nim, wiem wszystko.
W grze tu nienawiœæ wielka, lecz i mi³oœæ.
O! wy sprzecznoœci niepojête dziwa!
Szorstka mi³oœci! nienawiœci tkliwa!
Coœ narodzone z niczego! Pieszczoto
Odpychaj¹ca! Powa¿na pustoto!
Szpetny chaosie wdziêków! Ciê¿ki puchu!
Jasna mg³o! Zimny ¿arze! Martwy ruchu!
Œnie bez snu! Tak¹ to w sobie zawi³oœæ,
Tak¹ nie³¹cznoœæ ³¹czy moja mi³oœæ.
Czy siê nie œmiejesz?

BENWOLIO

Nie, p³aka³bym raczej.

ROMEO

Nad czym, poczciwa duszo?

BENWOLIO

Nad uciskiem,

Poczciwej duszy twojej.

ROMEO

A wiêc strza³a

Mi³oœci nawet przez odbitkê dzia³a?
Doœæ mi ju¿ ciê¿y³ mój smutek, ty jego
Brzemiê powiêkszasz przewy¿k¹ twojego;
Wspó³czucie twoje nad moim cierpieniem
Nie ulg¹, ale nowym jest kamieniem
Dla mego serca. Mi³oœæ, przyjacielu,
To dym, co z par¹ westchnieñ siê unosi;
To ¿ar, co w oku szczêœliwego p³onie;
Morze ³ez, w którym nieszczêœliwy tonie.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

9

background image

Czym¿e jest wiêcej? Istnym amalgamem

13

,

¯ó³ci¹ trawi¹c¹ i zbawczym balsamem.
B¹dŸ zdrów.

chce odejϾ

BENWOLIO

Zaczekaj! krzywdê byœ mi sprawi³,

Gdybyœ m¹ przyjaŸñ z kwitkiem tak zostawi³.

ROMEO

Ach! ja nie jestem tu, nie jestem sob¹;
To nie Romeo, co rozmawia z tob¹.

BENWOLIO

Kogó¿ to kochasz? mów!

ROMEO

Przestañ miê drêczyæ.

Mam–¿e wraz jêczyæ

14

i mówiæ?

BENWOLIO

Nie jêczyæ,

Tylko mi klucz daæ do tego problemu,
Kogó¿ to kochasz? Powiedz.

ROMEO

Ka¿ choremu

Pisaæ testament: bêdzie–¿ to wezwanie
Dobre dla tego, kto jest w tak z³ym stanie?
A wiêc, kobietê kocham.

BENWOLIO

Celniem mierzy³,

Gdym to pomyœla³, nimeœ mi powierzy³.

ROMEO

Biegle celujesz. I ta, któr¹ kocham,
Jest piêkna.

BENWOLIO

W piêkny cel trafiæ naj³atwiej.

ROMEO

A w³aœnieœ chybi³. Niczym tu ko³czany

13. (przyp. red.) amalgam – tu: plaster zmiêkczaj¹cy.

14. (przyp. edyt.) jêczyæ – dziœ popr. jêczeæ.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

10

background image

Kupida

15

; ona ma naturê Diany

16

;

Pod tward¹ zbroj¹ wstydliwoœci swojej
Grotów mi³oœci wcale siê nie boi;
Szydzi z nawa³u zaklêæ oblê¿niczych;
Odpiera szturmy spojrzeñ napastniczych;
Nawet jej z³ota wszechw³adztwo nie zjedna.
Bogata w wdziêki, w tym jedynie biedna,
¯e kiedy umrze, do grobu z ni¹ zst¹pi
Ca³e bogactwo, którego tak sk¹pi.

BENWOLIO

Wiecznie–¿ chce sama zostaæ z swym bogactwem?

ROMEO

Tak jest; i sk¹pstwo to jest marnotrawstwem,
Bo piêknoœæ, któr¹ w³asna srogoœæ strawia,
Ca³¹ potomnoœæ piêknoœci pozbawia.
Zbyt ona piêkna, zbyt m¹dra zarazem;
Zbyt m¹drze piêkna: st¹d istnym jest g³azem.
Przysiêg³a nigdy nie kochaæ i dziêki
Temu skazanym - wieczne cierpieæ mêki.

BENWOLIO

Jest na to rada: przestañ myœleæ o niej.

ROMEO

DoradŸ–¿e tak¿e, jakim bym sposobem
Móg³ przestaæ myœleæ.

BENWOLIO

Daj¹c oczom wolnoœæ

Rozpatrywania siê w innych piêknoœciach.

ROMEO

To by³by tylko sposób przywo³ania
Jej cudnych wdziêków tym ¿ywiej na pamiêæ.
Maska kryj¹ca lica piêknej damy

17

,

Choæ czarna, nêci nas, bo przeczuwamy
Pod ni¹ zbiór ponêt; ten, co wzrok postrada³,
Zapomni–¿ kiedy, jaki skarb posiada³?
Poka¿ mi jaki idea³ dziewczêcy,
Bêdzie–¿ on dla mnie w istocie czym wiêcej
Jak przypomnieniem, ¿e jest piêknoœæ inna,
Przed któr¹ ta by uklêkn¹æ powinna?
B¹dŸ zdrów, niewczesn¹ podajesz mi radê.

BENWOLIO

Najpraktyczniejsz¹ – ¿ycie w zastaw k³adê.

15. (przyp. red.) Kupido – bo¿ek mi³oœci.

16. (przyp. red.) Diana – bogini ksiê¿yca i ³owów, niez³omna dziewica.

17. (przyp. red.) Maska… piêknej damy – modne damy nak³ada³y maski, wychodz¹c na ulicê.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

11

background image

Wychodz¹.

SCENA DRUGA

Ulica. Wchodz¹ Kapulet i Parys, za nimi S³u¿¹cy.

KAPULET

Podobn¹ jak mnie kar¹ zagro¿ono
I Montekiemu; ale¿ w wieku naszym
Spokojnie siedzieæ, rzecz nietrudna.

PARYS

Oba

Szanownych szczepów jesteœcie odroœle;
Tym ci ¿a³oœniej, ¿e od tyla czasu
¯yjecie w takim rozdwojeniu z sob¹.
Có¿ mówisz, panie, na moje zabiegi?

KAPULET

To samo, co ju¿ dawniej powiedzia³em:
Mojemu dziecku œwiat jest jeszcze obcy,
Ledwie czternastu lat wysnu³a przêdzê;
Parê jej wiosen jeszcze prze¿yæ trzeba,
Nim ma³¿eñskiego zakosztuje chleba.

PARYS

Z m³odszych bywa³y nieraz szczêsne matki.

KAPULET

Lecz prêdko wiêdn¹ przedwczesne mê¿atki.
Ziemia sch³onê³a wszystkie me nadzieje:
Oprócz tej jednej; ona jest, Parysie,
Przysz³¹, jedyn¹ moich ziem dziedziczk¹.
Staraj siê jednak, skarb sobie jej serce,
Chêæ ma z jej chêci¹ nie bêdzie w rozterce;
Jeœli ciê przyjmie, g³os ojca w tym wzglêdzie
Jej pozwolenia echem tylko bêdzie.
Dajê dziœ wieczór, na który niema³o
Goœci sprosi³em; gdyby ci siê da³o
Byæ jednym wiêcej, w nader mi³y sposób
Zwiêkszy³byœ przez to zbiór mi³ych mi osób.
W biednym mym domu, jednoczeœnie z noc¹,
Takie dziœ gwiazdy ziemskie zamigoc¹,
¯e od ich blasku blask niebieski zblednie.
Uciechy, m³odym ludziom odpowiednie,
Podobne do tych, jakie kwiecieñ sprawia,
Gdy w starym progu zimy siê pojawia;
Takie uciechy, w ca³ej swojej mocy,
Wœród ho¿ych dziewic stan¹ siê tej nocy
Udzia³em twoim w domu Kapuletów.
PrzyjdŸ, przejrz

18

i wybierz sobie z tych bukietów

18. (przyp. edyt.) przejrz – dziœ popr.: przejrzyj.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

12

background image

Kwiat najpiêkniejszy. I mój kwiat tam luby
Wejdzie do liczby, choæ nie do rachuby.
IdŸmy.

do S³ugi

A wasze obejdŸ w kr¹g Weronê,

WynajdŸ osoby tu wyszczególnione

oddaje mu papier

I powiedz ka¿dej: ¿e mój dom otworem
Na ich us³ugi stanie dziœ wieczorem.

Wychodz¹ Kapulet i Parys.

S£U¯¥CY

Mam wynaleŸæ osoby tu wyszczególnione: to siê znaczy wed³ug tego, co tu napisano… A có¿ tu
napisano? Oto: ¿e szewc ma pilnowaæ ³okcia, a krawiec kopyta; rybak pêdzla, a malarz wiêcierza.
Jak¿e wynajdê osoby tu wyszczególnione, kiedy nie mogê wynaleŸæ œrodka na wyczytanie tego,
co osoba pisz¹ca tu wyszczególni³a? Kazano mi jednak; muszê siê udaæ do uczonych. Oto jacyœ
ichmoœcie. W sam¹ porê nadchodz¹.
Wchodzi Romeo i Benwolio.

BENWOLIO

Tak, bracie, p³omieñ spêdza siê p³omieniem

19

,

Ból dawny nowym leczy siê cierpieniem;
Krêæ siê na odwrót, gdy masz zawrót g³owy;
Klin wyrugujesz, klin wbijaj¹c nowy;
Zaczerpnij nowej zarazy do ³ona,
A jad dawniejszej niew¹tpliwie skona.

ROMEO

LiϾ pokrzywiany wyborny jest na to.

BENWOLIO

Na có¿ to, proszê?

ROMEO

Na oparzeliznê;

Spróbuj no tylko.

BENWOLIO

Powiedz mi, Romeo,

Czyœ ty oszala³?

ROMEO

Nie, nie oszala³em;

Lecz wpad³em w gorszy stan ni¿ szalonego;
W loch siê dosta³em, jestem pastw¹ g³odu,

19. (przyp. red.) p³omieñ spêdza siê p³omieniem – dawniej oparzenie „leczono”, trzymaj¹c oparzone miejsce nad

ogniem.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

13

background image

Ch³ost i m¹k… Dobry wieczór, przyjacielu.

S£U¯¥CY

Nawzajem, panie. Czy umiesz pan czytaæ?

ROMEO

Niestety! umiem w moim przeznaczeniu
Czytaæ niedolê.

S£U¯¥CY

Tego siê bez ksi¹¿ki

Mo¿na nauczyæ; ale ja siê pytam,
Czy pan pisane rzeczy umie czytaæ?

ROMEO

Ma³ej mi rzeczy do tego potrzeba,
To jest znaæ tylko jêzyk i litery.

S£U¯¥CY

S³usznie pan mówisz, b¹dŸ–¿e zdrów i wesó³.

chce odejϾ

ROMEO

Czekaj no, wasze, umiem czytaæ.

czyta
„Sinior

20

Martino, jego ma³¿onka i córki. Hrabia Anzelm ze swymi piêknymi siostrami. Siniora

21

wdowa po Witruwiuszu. Sinior Placentio i jego mi³e siostrzenice. Merkucjusz i jego brat Walenty.
Mój stryj Kapulet z ma³¿onk¹ i córkami. Moja œliczna siostrzenica, Rozalina, Liwia, Sinior Valentio
i nasz kuzyn Tybalt. Lucjusz i nadobna Helena.” Wspania³e grono! (oddaje kartê) Gdzie¿ oni
przyjœæ maj¹?

S£U¯¥CY

Owdzie.

ROMEO

Gdzie?

S£U¯¥CY

Do naszego pa³acu, na wieczerzê.

ROMEO

Do czyjego pa³acu?

S£U¯¥CY

Mojego pana.

20. (przyp. edyt.) Sinior – z w³. signor(e): pan,szlachetnie urodzony, dostojnik.

21. (przyp. edyt.) Siniora – z w³. signora: pani,szlachetnie urodzona.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

14

background image

ROMEO

W istocie powinienem siê by³ przede wszystkim spytaæ, kto nim jest.

S£U¯¥CY

Oznajmiê to panu bez pytania: moim panem jest mo¿ny, bogaty Kapulet; je¿eli panowie nie
jesteœcie z domu Montekich, to was zapraszam do niego na kubek wina. B¹dŸcie weseli.
wychodzi

BENWOLIO

Na tym wieczorze Kapuleta bêdzie
Bo¿yszcze twoje, piêkna Rozalina,
Obok najpierwszych piêknoœci weroñskich.
PójdŸ tam i okiem bezstronnym porównaj
Jej twarz z obliczem tych, które ci wska¿ê:
Wnet nowe bóstwo œlad dawnego zma¿e.

ROMEO

Gdyby rzetelny mój wzrok tak fa³szywe
Mia³ daæ œwiadectwo, ³zy, stañcie siê ¿arem!
Wy, zalewane wci¹¿, a jeszcze ¿ywe
Przezrocza, sp³oñcie pod k³amstwa nadmiarem!
Zatrzeæ jej wdziêki! Nigdy wszechwidz¹ce
Równej piêknoœci nie widzia³o s³oñce.

BENWOLIO

Wielbisz j¹, boœ j¹ jedn¹ na oboich
Wa¿y³ dotychczas szalach oczu swoich,
Lecz umieœæ na tej wadze kryszta³owej
Obok niej inn¹, któr¹ ci gotowy
Bêdê dziœ wskazaæ; a rêczê, ¿e owa
Nieporównana w k¹t siê przed t¹ schowa.

ROMEO

Pójdê tam, ale z obojêtnym okiem,
Jednej wy³¹cznie poiæ siê widokiem.

Wychodz¹.

SCENA TRZECIA

Pokój w domu Kapuletów. Wchodzi Pani Kapulet i Marta

22

PANI KAPULET

Gdzie moja córka? IdŸ j¹ tu przywo³aæ.

MARTA

Na moj¹ cnotê do dwunastu wiosen –
Ju¿ j¹ wo³a³am. Pieszczotko, biedronko!
Julciu! pieszczotko moja! moje z³otko!
Bo¿e, zmi³uj siê! Gdzie¿ ona jest? Julciu!

22. (przyp. red.) Marta – w oryg. nurse, niania, piastunka, nazywa siê u Shakespeare'a Angelik¹. Dlaczego

Paszkowski nazwa³ j¹ Mart¹, nie wiadomo.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

15

background image

Wchodzi Julia.

JULIA

Czy mnie kto wo³a³?

MARTA

Mama.

JULIA

Jestem, pani;

Co mi rozka¿esz?

PANI KAPULET

S³uchaj. OdejdŸ, Marto;
Mam z ni¹ sam na sam coœ do pomówienia.
Marto, pozostañ; przychodzi mi na myœl,
¯e twa obecnoœæ mo¿e byæ potrzebna.
Julka ma piêkny ju¿ wiek, wszak¿e prawda?

MARTA

Ba, mogê wiek jej policzyæ na palcach.

PANI KAPULET

Czternaœcie ma ju¿ lat, jak mi siê zdaje.

MARTA

Czternaœcie moich zêbów w zak³ad stawiê
(Chocia¿ w³aœciwie mam ich tylko cztery),
¯e jeszcze nie ma. Rych³o–¿

23

bêdzie œwiêto

Piotra i Paw³a?

PANI KAPULET

Za parê tygodni

Mniej wiêcej.

MARTA

Mniej czy wiêcej, czy okr¹g³o,

Ale dopiero w wieczór na œwiêtego
Piotra i Paw³a skoñczy lat czternaœcie.
Ona z Zuzank¹, Bo¿e, zbaw nas grzesznych!
By³y rówieœne. Zuzanka u Boga –
By³–¿e to anio³! ale jak mówi³am,
Julcia dopiero na œwiêtego Piotra
i Paw³a

24

skoñczy spe³na lat czternaœcie.

Tak, tak; pamiêtam dobrze. Mija teraz

23. (przyp. edyt.) rych³o – szybko (dla wzmocnienia dodano do s³owa tego partyku³ê).

24. (przyp. red.) na œwiêtego Piotra i Paw³a – w oryg. Lammas. By³o to œwiêto Chleba, obchodzone 1 sierpnia;

sk³adano wtedy w ofierze chleby upieczone ze œwie¿ej m¹ki. Julia urodzi³a siê w wigiliê œwiêta, czyli 31 lipca.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

16

background image

Rok jedenasty od trzêsienia ziemi

25

;

W³aœnie od piersi by³a ods¹dzona,
Spomiêdzy wszystkich dni bo¿ego roku
Tego jednego nigdy nie zapomnê.
Pio³unem

26

sobie wtedy pierœ potar³am,

Siedz¹c na s³oñcu tu¿ pod go³êbnikiem.
Pañstwo byliœcie tego dnia w Mantui.
A co? mam pamiêæ? Ale jak mówi³am,
Skoro pieszczotka moja na brodawce
Poczu³a gorycz, trzeba by³o widzieæ,
Jak siê skrzywi³a, szarpnê³a od piersi;
Go³êbnik za mn¹: skrzyp! a ja co ¿ywo
Na równe nogi: hyc! nie myœl¹c czekaæ,
A¿ mi kto ka¿e. Up³ynê³o odt¹d
Lat jedenaœcie. Umia³a ju¿ wtedy
0 w³asnej sile staæ, co mówiê, biegaæ,
Dyrdaæ. Dniem pierwej zbi³a sobie czo³o.
Mój m¹¿, œwieæ Panie jego duszy! podniós³
Z ziemi niebogê; by³ to wielki figlarz.
„Plackiem - rzek³ - padasz teraz, a jak przyjdzie
Wiêkszy rozumek, to na wznak upadniesz,
Nieprawda¿, Julciu?” A ten ma³y ³otrzyk
Jak mi Bóg mi³y! przesta³ zaraz krzyczeæ
I odpowiedzia³: „tak”. Chocia¿bym ¿y³a
Tysi¹c lat, nigdy tego nie zapomnê.
„Nieprawda¿, Julciu - rzek³ - ¿e padniesz wznak?”
A ma³y urwis

27

odpowiedzia³: „tak”.

PANI KAPULET

Doœæ tego, Marto, skoñcz ju¿ tê historiê.
Proszê ciê.

MARTA

Dobrze, mi³oœciwa pani.

Ale nie mogê wstrzymaæ siê od œmiechu,
Kiedy przypomnê sobie, jak to ona
Przesta³a krzyczeæ i odpowiedzia³a:
„Tak”. Mia³a jednak guz jak kurze jaje,
Siniec porz¹dny i p³aka³a gorzko;
Ale gdy m¹¿ mój rzek³: „Plackiem dziœ padasz,
A jak doroœniesz, to na wznak upadniesz,
Nieprawda¿ Julciu?”, tak i niebo¿¹tko
Zaraz ucich³o i odrzek³o: „tak”.

JULIA

Ucichnij te¿ i ty, proszê ciê, nianiu.

25. (przyp. red.) Rok jedenasty od trzêsienia ziemi – aluzja do aktualnego trzêsienia ziemi w Anglii z 6 kwietnia

1580 r.

26. (przyp. edyt.) Pio³un – napar lub wywar z roœliny o tej samej nazwie, bardzo gorzki, stosowany w leczeniu

ró¿nych dolegliwoœci.

27. (przyp. red.) ma³y urwis – w oryg. pretty fool, ma³y g³uptas, lepiej odpowiada tekstowi.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

17

background image

MARTA

Ju¿em ucich³a przecie. Pan Bóg z tob¹!
Ty jesteœ per³¹ ze wszystkich niemowl¹t,
Jakie karmi³am. Gdybym jeszcze mog³a
Patrzeæ na twoje zamêœcie!…

PANI KAPULET

Zamêœcie!

To jest punkt w³aœnie, o którym chcê mówiæ.
Powiedz mi, Julio, co myœlisz i jakie
S¹ chêci twoje we wzglêdzie ma³¿eñstwa?

JULIA

O tym zaszczycie jeszcze nie myœla³am.

MARTA

O tym zaszczycie! Gdybym nie ja by³a
Tw¹ karmicielk¹, rzek³abym, ¿eœ m¹droœæ
Wyssa³a z mlekiem.

PANI KAPULET

Myœl–¿e o tym teraz.

M³odsze od ciebie dziewczêta z szlachetnych
Domów w Weronie wczeœnie stan zmieniaj¹;
Ja sama by³am ju¿ matk¹ w tym wieku,
W którym tyœ jeszcze pann¹. Krótko mówi¹c,
Waleczny Parys stara siê o ciebie.

MARTA

To mi kawaler! panniuniu, to brylant
Taki kawaler: ch³opiec gdyby z wosku

28

!

PANI KAPULET

Nie ma w Weronie równego mu kwiatu.

MARTA

Co to, to prawda: kwiat to, kwiat prawdziwy.

PANI KAPULET

Có¿, Julio? Bêdziesz mog³a go kochaæ?
Dziœ w wieczór ujrzysz go wœród naszych goœci.
Wczytaj siê w ksiêgê jego lic, na których
Pióro piêknoœci wypisa³o mi³oœæ;
Przypatrz siê jego rysom, jak uroczo,
Zgodnie siê schodz¹ z sob¹ i jednocz¹;
A co w tej ksiêdze wyda ci siê mrocznym,
To w jego oczach stanieæ siê widocznym.
Do upiêknienia tej, zaprawdê rzadkiej,
Edycji mê¿a brak tylko ok³adki.

28. (przyp. red.) ch³opiec gdyby z wosku – popularne powiedzenie: zgrabny, urodziwy, jak ulepiony z wosku.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

18

background image

Roœlina w ziemi, ryba w wodzie ¿yje;
Mi³o, gdy piêkn¹ treœæ piêkny wierzch kryje;
I tym wspanialsza, tym wiêcej jest warta
Z³ota myœl w z³otej oprawie zawarta.
Tak wiêc z nim wszystk¹ jego w³aœæ

29

posiêdziesz

I w niczym sama ujmy mieæ nie bêdziesz.

MARTA

Ujmy? Ba, owszem przyrost, boæ to przecie
Zaw¿dy z mê¿czyzn¹ przybywa kobiecie.

PANI KAPULET

Chcesz–¿e go? powiedz krótko, wêz³owato.

JULIA

Zobaczê, jeœli patrzenia doœæ na to;
Nie g³êbiej jednak myœlê w tê rzecz wgl¹daæ,
Jak tobie, pani, podoba siê ¿¹daæ.

Wchodzi S³u¿¹cy.

S£U¯¥CY

Pani, goœcie ju¿ przybyli; wieczerza zastawiona, czekaj¹ na panie, pytaj¹ o pannê Juliê,
przeklinaj¹ w kuchni pani¹ Martê; s³owem, niecierpliwoœæ powszechna. Niech panie racz¹
poœpieszyæ.
wychodzi

PANI KAPULET

PójdŸ, Julio; w hrabi serce tam dygoce.

MARTA

IdŸ i po b³ogich dniach b³ogie znajdŸ noce.
Wychodz¹.

SCENA CZWARTA

Ulica. Wchodz¹ Romeo, Merkucjo i Benwolio w towarzystwie piêciu czy szeœciu masek.
Ludzie z pochodniami i inne osoby.

ROMEO

Mamy–¿ przy wejœciu z przemow¹ wyst¹piæ

30

Czy te¿ po prostu wejœæ?

BENWOLIO

Wysz³y ju¿ z mody
Te ceremonie; nie bêdziemy z sob¹
Wiedli Kupida z opask¹ na skroni,
£uk malowany z gontu nios¹cego

29. (przyp. edyt.) w³aœæ – w³asnoœæ.

30. (przyp. red.) Goœci niezaproszonych poprzedza³ s³u¿¹cy z kurtuazyjnymi przeprosinami (czêsto w przebraniu,

np. bo¿ka mi³oœci Kupidyna), a nastêpnie ju¿ oni sami przy wejœciu wyg³aszali mowê na czeœæ goœcinnoœci pana

domu albo pod adresem znajduj¹cych siê dam. Jak widzimy z tekstu, zwyczaj ten wtedy wyszed³ ju¿ w Anglii

z mody.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

19

background image

I strasz¹cego dziewczêta jak ptaki,
Ani te¿ owych prawili oracji,
Md³o za suflerem cedzonych na wstêpie.
Niech sobie o nas pomyœl¹, co zechc¹;
Wejdziem, pokrêcim siê

31

i znikniem potem.

ROMEO

Krêæcie siê, kiedy chcecie, jam do tego
Dziœ niesposobny.

MERKUCJO

Kochany Romeo,

Musisz potañczyæ tak¿e.

ROMEO

Nie, doprawdy.

Wy macie lekkie trzewiki, to tañczcie;
Mnie o³ów serce t³oczy, ledwie mogê
Ruszyæ siê z miejsca.

MERKUCJO

Zakochany jesteœ;

Po¿ycz strzelistych od Kupida skrzyde³
I wznieœ siê nimi nad poziom¹ sferê.

ROMEO

Nie mnie, tkniêtemu srodze jego strza³¹,
Strzeliœcie wzbijaæ siê na jego skrzyd³ach;
Nie mnie siê wznosiæ nad poziom, co nosz¹c
Brzemiê mi³oœci, na poziom upadam.

MERKUCJO

A gdybyœ upad³ z ni¹, j¹ byœ obrzemi³

32

.

Tak delikatn¹ rzecz przygniót³byœ srodze.

ROMEO

Nazywasz mi³oœæ rzecz¹ delikatn¹?
Zbyt, owszem, twarda, szorstka i kol¹ca.

MERKUCJO

Twarda–li dla ciê, b¹dŸ i dla niej twardy;
Kol j¹, gdy kole, a zwalisz j¹ ³atwo.
Hola! podajcie mi na twarz pokrowiec!
Maskê na maskê!

wk³ada maskê

Niechaj sobie teraz

Ciekawe oko nicuje m¹ szpetnoœæ!

31. (przyp. red.) pokrêcim siê – w oryg. measure, oznaczaj¹ce uroczysty taniec rozpoczynaj¹cy zabawê.

32. (przyp. edyt.) obrzemi³ – obci¹¿y³ brzemieniem.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

20

background image

Ta larwa

33

za mnie bêdzie siê rumieniæ.

BENWOLIO

IdŸmy, panowie; zadzwoñmy

34

, a potem

Ostro ju¿ tylko poleæmy siê nogom.

ROMEO

Niech trzpioty ³echc¹ nieczu³¹ posadzkê!
Pochodni dla mnie! bom ja dziœ skazany

35

,

Jak ów pacho³ek, co œwieci swej pani,
Staæ nieruchomie i martwym byæ widzem.

MERKUCJO

Stój, jak chcesz, byleœ tylko nie sta³ o to

36

,

Co ciê tak martwi, a w czym (z ca³ym winnym
Uszanowaniem dla twojej mi³oœci),
Jak w b³ocie, widzê, po uszy zagrz¹z³eœ.
Nu¿e, nie palmy œwiec w dzieñ.

ROMEO

Palmy–¿ teraz.

Bo noc jest.

MERKUCJO

Mniemam, panie, ¿e czas trac¹c

Zarówno psujem œwiece bez potrzeby,
Jak w dzieñ je pal¹c. Przyjmij tê uwagê;
Bo w niej piêæ razy wiêcej jest logiki
Ni¿ w naszych piêciu zmys³ach.

ROMEO

Uwa¿amy

Za rzecz stosown¹ pójœæ tam na ten festyn,
Chocia¿ logiki w tym nie ma.

MERKUCJO

Dlaczego?

ROMEO

Mia³em tej nocy marzenie.

MERKUCJO

Ja tak¿e;

33. (przyp. red.) larwa – Nazwê tê dawano karykaturalnym maskom, które aktorzy nak³adali na twarze.

34. (przyp. red.) IdŸmy, panowie; zadzwoñmy – w oryg.: knock and enter, czyli zastukajmy ko³atk¹ i wejdŸmy;

dzwonków wtedy jeszcze nie u¿ywano.

35. (przyp. red.) ja dziœ skazany – Romeo bierze w rêkê pochodniê na znak, ¿e nie bêdzie tañczy³, tylko z dala

wzdycha³ do Rozaliny, której, nawiasem mówi¹c, poeta wcale nie wprowadza na scenê.

36. (przyp. edyt.) nie sta³ o to – nie dba³ o to.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

21

background image

ROMEO

Có¿ ci siê œni³o?

MERKUCJO

To, ¿e marzyciele

Najczêœciej zwykli k³amaæ.

ROMEO

Przez sen w ³ó¿ku,

Gdy w gruncie marz¹ o rzeczach prawdziwych.

MERKUCJO

SnadŸ

37

siê królowa Mab

38

widzia³a z tob¹;

Ta, co to babi wieszczkom i w postaci
Kobietki ma³o co wiêkszej ni¿ agat
Na wskazuj¹cym palcu aldermana

39

,

Ci¹gniona cugiem drobniuchnych atomów,
Tu¿, tu¿ œpi¹cemu przeci¹ga pod nosem.
Szprychy jej wozu z d³ugich nóg pajêczych,
Os³ona z lœni¹cych skrzyde³ek szarañczy;
Sprzê¿aj

40

z plecionych nitek pajêczyny;

Lejce z wilgotnych ksiê¿yca promyków

41

;

Bicz z cienkiej ¿y³ki na œwierszcza szkielecie;
A jej forszpanem

42

ma³a, szara muszka

Przez pó³ tak wielka

43

jak ów kr¹g³y owad,

Co siedzi w palcu leniwej dziewczyny;
Wozem zaœ pró¿ny laskowy orzeszek;
Dzie³o wiewiórki lub majstra robaka,
Tych z dawien dawna akredytowanych
Stelmachów

44

wieszczek. W takich to przyborach

Co noc harcuj¹ po g³owach kochanków,
Którzy natenczas marz¹ o mi³oœci;
Albo po giêtkich kolanach dworaków,
Którzy natenczas o uk³onach marz¹;
Albo po chudych palcach adwokatów,
Którym siê wtedy roj¹ honoraria;
Albo po ustach romansowych damul,
Którym siê wtedy marz¹ poca³unki;

37. (przyp. edyt.) SnadŸ – przecie¿.

38. (przyp. red.) królowa Mab – Romeo zaczyna opowiadaæ swój sen, ale przerywa mu Merkucjo barwn¹ opowieœci¹

o „akuszerce wró¿ek”, maleñkiej, czêsto z³oœliwej nimfie, która ludziom przynosi marzenia, przeje¿d¿aj¹c nad

œpi¹cymi swoim niezwyk³ym, miniaturowym powozem. Nazwa ta, etymologicznie nie wyjaœniona, pojawia siê

po raz pierwszy dopiero u Shakespeare'a, po nim wymieniaj¹ królow¹ Mab Michael Drayton i Ben Jonson. S³u¿y

ona za tytu³ do poematu pióra romantycznego poety Percy Bysshe Shelleya; staje siê tam w³adczyni¹ ludzkich

myœli.

39. (przyp. red.) aldermana – rajcy miejskiego; nosili oni pierœcienie z agatem na znak swego stanowiska.

40. (przyp. edyt.) Sprzê¿aj – uprz¹¿.

41. (przyp. red.) z wilgotnych ksiê¿yca promyków – wed³ug dawnych pojêæ promienie ksiê¿yca by³y wilgotne,

poniewa¿ mia³ on w swym w³adaniu przyp³ywy i odp³ywy morza.

42. (przyp. red.) forszpan – zaprzêg.

43. (przyp. edyt.) Przez pó³ tak wielka – tylko w po³owie tak wielka.

44. (przyp. edyt.) stelmach – dawn. rzemieœlnik: specjalista od kó³ do powozów.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

22

background image

Czêsto atoli Mab na te ostatnie
Zsy³a przedwczesne zmarszczki, gdy ich oddech
Za bardzo znajdzie cukrem przesycony.
Czasem te¿ wje¿d¿a na nos dworakowi:
Wtedy œni¹ mu siê nowe ³aski pañskie;
Czasem i ksiêdza plebana odwiedzi,
Gdy ten spokojnie drzemie, i ogonem
Dziesiêcinnego wieprza

45

w nos go ³echce:

Wtedy mu nowe œni¹ siê beneficja

46

Czasem wk³usuje na kark ¿o³nierzowi:
Ten wtedy marzy o ciêciach i pchniêciach,
O szturmach, breszach

47

, o hiszpañskich klingach

Czy o pucharach, co maj¹ piêæ s¹¿ni

48

;

Wtem mu zatr¹bi w ucho: nasz bohater
Truchleje, zrywa siê, kln¹c zmawia pacierz
I znów zasypia. Taka jest Mab: ona,
Ona to w nocy zlepia grzywy koniom
I w³os ich g³adki w szpetne kud³y zbija,
Które rozczesaæ niebezpiecznie; ona
Jest ow¹ zmor¹, co na wznak le¿¹ce
Dziewczêta dusi i wczeœnie je uczy
DŸwigaæ ciê¿ary, by siê z czasem mog³y
Zawo³anymi staæ gospodyniami.
Ona to, ona…

ROMEO

Skoñcz ju¿, skoñcz, Merkucjo,

Prawisz o niczym.

MERKUCJO

Prawiê o marzeniach,

Które w istocie niczym innym nie s¹
Jak wylêg³ymi w chorobliwym mózgu
Dzieæmi fantazji; ta zaœ jest pierwiastku
Tak subtelnego w³aœnie jak powietrze;
Bardziej niesta³a ni¿ wiatr, który ju¿ to
MroŸn¹ ca³uje pó³noc, ju¿ to z wstrêtem
Rzuca j¹, d¹¿¹c w objêcia po³udnia.

BENWOLIO

Coœ ten wiatr zawia³, zdaje siê, i na nas,
Wieczerza stoi, spóŸnimy siê na ni¹.

ROMEO

Bojê siê, czyli nie przyjdziem za wczeœnie;
Bo moja dusza przeczuwa, ¿e jakieœ
Nieszczêœcie, jeszcze wpoœród gwiazd wisz¹ce,

45. (przyp. red.) Dziesiêcinnego wieprza – wieprza sk³adanego w dziesiêcinie, czyli w podatku koœcielnym

stanowi¹cym dziesi¹t¹ czêœæ zbiorów.

46. (przyp. red.) beneficja – ziemie, z których duchowny pobiera³ do¿ywotnio dochody.

47. (przyp. red.) bresze – wy³omy w murze zdobywanego miasta.

48. (przyp. edyt.) s¹¿eñ – dawna jednostka d³ugoœci, wynosz¹ca ok. 2 m, wyznaczana rozpiêtoœci¹ ramion.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

23

background image

Z³owrogi bieg swój rozpocznie od daty
Uciech tej nocy i kres zamkniêtego
W mej piersi, zbyt ju¿ nieznoœnego, ¿ycia
Przyœpieszy jakimœ strasznym œmierci ciosem.
Lecz niech Ten, który ma ster mój w swym rêku,
Kieruje moim ¿aglem! Dalej! IdŸmy!

BENWOLIO

Uderzcie w bêbny!

Wychodz¹

49

.

SCENA PI¥TA

Sala w domu Kapuletów. Wchodz¹ muzykanci i s³udzy.

PIERWSZY S£UGA

Gdzie Potpan?

50

Czemu nie pomaga sprz¹taæ? Gêsi mu paœæ, nie s³u¿yæ.

DRUGI S£UGA

Tak to, kiedy wa¿ne obowi¹zki lokaja powierzaj¹ ludziom z³ej maniery; na diab³a siê to zda³o.

PIERWSZY S£UGA

Powynoœcie sto³ki! usuñcie na bok bufet! Pozbierajcie srebra! Schowaj no tam dla mnie,
braciszku, kawa³ek marcepana i szepnij na ucho odŸwiernemu, ¿eby wpuœci³ Zuzannê
Grindstone i Nelly; jak miê kochasz! Antoni! Potpan!

DRUGI S£UGA

Dobrze, ch³opcze, gotowe.

PIERWSZY S£UGA

Wo³aj¹ was, czekaj¹ na was i niecierpliwi¹ siê w wielkiej sali.

TRZECI S£UGA

Nie mo¿emy byæ tu i tam razem. Dalej, ch³opcy! pohulajmy–¿ dzisiaj! Kto umie czekaæ,
wszystkiego siê doczeka.
Oddalaj¹ siê. Kapulet i inni wchodz¹ z goœæmi i maskami.

KAPULET

Witaj, cna m³odzi! Wolne od nagniotków
Damy rachuj¹ na wasz¹ ruchawoœæ,
Œliczne panienki, która¿ z was odmówi
Stan¹æ do tañca? O takiej wrêcz powiem,
¯e ma nagniotki. A co? Tom was za¿y³!
Dalej, panowie! I ja kiedyœ tak¿e
Maskê nosi³em i umia³em szeptaæ
W ucho piêknoœciom jedwabne powieœci,
Co sz³y do serca; przesz³o to ju¿, przesz³o.
Nu¿e, panowie! Grajki, zaczynajcie!
Miejsca! rozst¹pmy siê! dalej, dziewczêta!

Muzyka gra. M³odzie¿ tañczy.

49. (przyp. red.) Wychodz¹ – w oryg. „chodz¹ dooko³a sceny” – by³a to umowna zmiana miejsca akcji.

50. (przyp. red.) Potpan – skrócone potcompanion – kuchcik.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

24

background image

Hej! wiêcej œwiat³a! Wynieœcie te sto³y

51

!

I zgaœcie ogieñ, bo zbyt ju¿ gor¹co.
Siadaj–¿e, siadaj, bracie Kapulecie

52

!

Dla nas dwóch czasy pl¹sów ju¿ minê³y.
Jak¿e to dawno byliœmy obydwaj
Po raz ostatni w maskach?

DRUGI KAPULET

Bêdzie temu

Lat ze trzydzieœci.

KAPULET

Co? Co! Nie tak dawno

By³o to, pomnê, na godach Lucencja;
Na te Zielone Œwi¹tki, da Bóg do¿yæ,
Bêdzie dwadzieœcia piêæ lat.

DRUGI KAPULET

Dawniej, dawniej,

Wszak ju¿ syn jego jest trzydziestoletni.

KAPULET

Co mi waϾ prawisz? Przede dwoma laty
Syn jego nie by³ jeszcze pe³noletni.

ROMEO

do jednego z s³ug

Co to za dama, co w tej chwili tañczy
Z tym kawalerem?

S£UGA

Nie wiem, jaœnie panie.

ROMEO

Ona zawstydza œwiec jarz¹cych blaski;
Piêknoœæ jej wisi u nocnej opaski

53

Jak drogi klejnot u uszu Etiopa.
Nie tknê³a ziemi wytworniejsza stopa.
Jak œnie¿ny go³¹b wœród kawek tak ona
Œwieci wœród swoich towarzyszek grona.
Zaraz po tañcu przybli¿ê siê do niej
I d³oñ m¹ uczczê dotkniêciem jej d³oni.
Kocha³–¿em dot¹d? O! zaprzecz, mój wzroku!
Boœ jeszcze nie zna³ równego uroku.

51. (przyp. red.) Wynieœcie te sto³y – sto³y sk³ada³y siê z blatu opieranego na krzy¿akach, w razie potrzeby

stawiano je na bok, aby nie zabiera³y miejsca, i tak jest w oryginale.

52. (przyp. red.) bracie Kapulecie – jak wynika z zaproszenia (I, 2), jest on stryjem ojca Julii.

53. (przyp. red.) Piêknoœæ jej… – w oryg. poetyczniej: piêknoœæ Julii „wisi na policzku nocy”, jaœnieje jak ksiê¿yc na

tle czarnego nieba.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

25

background image

TYBALT

S¹dz¹c po g³osie, z Montekich to któryœ.
Daj no mi rapir, ch³opcze. Jak siê wa¿y
Ten ³otr tu wchodziæ i k³aman¹ larw¹
Szyderczo naszej ur¹gaæ zabawie?
Na krew szlachetn¹, co mi wzdyma serce,
Nie bêdzie grzechu, jeœli go uœmiercê.

KAPULET

Tybalcie, co ci to? Czego siê z¿ymasz?

TYBALT

Ujmy tej, stryju, pewno nie wytrzymasz:
Jeden z Montekich, twych œmiertelnych wrogów,
Œmie tu zniewa¿aæ goœcinnoœæ twych progów.

KAPULET

Czy¿ to Romeo?

TYBALT

Tak, ten to nikczemnik.

KAPULET

Daj mu waœæ pokój, nie wychodzi przecie
z granic wytkniêtych dobrym wychowaniem
I prawdê mówi¹c, ca³a go Werona
Ma za m³odzieñca pe³nego przymiotów;
Nie chcia³bym za nic w œwiecie w moim domu
Czyniæ mu krzywdy. Uspokój siê zatem,
Mi³y synowcze, nie zwa¿aj na niego,
Taka ma wola; jeœli j¹ szanujesz,
Oka¿ uprzejmoœæ i spêdŸ precz z oblicza
Ten mars niezgodny z weselem tej doby.

TYBALT

Taki goϾ w domu nabawia choroby;
Nie œcierpiê go tu.

KAPULET

Chcê go mieæ cierpianym.

Có¿ to, zuchwalcze? Mówiê, ¿e chcê! Có¿ to?
Czy ja tu jestem, czy waœæ jesteœ panem?
Waœæ go tu nie chcesz œcierpieæ! Bo¿e odpuœæ!
Waœæ mi chcesz goœci porozpêdzaæ? ko³ki
Na ³bie mi strugaæ? przewodziæ w mym domu?

TYBALT

Stryju, to hañba!

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

26

background image

KAPULET

Cicho! burd¹

54

jesteœ.

Z t¹ porywczoœci¹ doigrasz siê waszmoœæ.
Zawsze mi musisz siê sprzeciwiaæ! – Brawo,
Kochana m³odzi! – Urwipo³eæ z waœci!
SiedŸ cicho albo… Hola! Wiêcej œwiat³a! –
Ja ciê uciszê. Patrz go! – ¯wawo, ch³opcy!

TYBALT

Gniew dobrowolny z flegm¹ przymuszon¹
Na krzy¿ siê schodz¹c wstrz¹saj¹ mi ³ono.
Muszê ust¹piæ; wkrótce siê atoli
W gorzk¹ ¿ó³æ zmieni ta s³odycz wbrew woli.

oddala siê

ROMEO

do Julii

55

Jeœli d³oñ moja, co tê œwiêtoœæ trzyma,
BluŸni dotkniêciem: zuchwalstwo takowe
Odpokutowaæ usta me gotowe
Poca³owaniem pobo¿nym pielgrzyma.

JULIA

do Romea

Moœci pielgrzymie, bluŸnisz swojej d³oni,
Która nie grzeszy zdro¿nym dotykaniem;
Jest–li ujêcie r¹k poca³owaniem,
Nikt go ze œwiêtych pielgrzymom nie broni.

ROMEO

jak pierwej

Nie maj¹–¿ œwiêci ust tak jak pielgrzymi?

JULIA

jak pierwej

Maj¹ ku mod³om lub kornej podziêce.

ROMEO

Niech¿e ich usta czyni¹ to co rêce;
Moje siê modl¹, przyjm mod³y ich, przyjmij.

JULIA

Niewzruszonymi pozostaj¹ œwiêci,
Choæ gwoli mod³ów niewzbronne ich chêci.

ROMEO

Ziœæ wiêc cel moich, stoj¹c niewzruszenie.

54. (przyp. edyt.) burda – osoba wywo³uj¹ca konflikty, bijatyki (w³aœnie: burdy).

55. (przyp. red.) do Julii – pierwsza ich rozmowa napisana jest w formie sonetu.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

27

background image

I z ust swych moim daj wzi¹æ rozgrzeszenie.

ca³uje j¹

JULIA

Moje wiêc teraz obci¹¿a grzech zdjêty.

ROMEO

Z mych ust? O! grzechu, zbyt pe³en ponêty!
Niech¿e go nazad rozgrzeszony zdejmie!
Pozwól.

ca³uje j¹ znowu

JULIA

Jak z ksi¹¿ki ca³ujesz pielgrzymie.

MARTA

Panienko, jejmoϾ pani matka prosi.

ROMEO

Któ¿ jest jej matk¹?

MARTA

Jej matk¹? Bajbardzo!

Nikt inny, jeno pani tego domu;
I dobra pani, m¹dra a cnotliwa.
Ja by³am mamk¹ tej, coœ z ni¹ pan mówi³.
Smaczny by k¹sek mia³, kto by j¹ z³owi³.

ROMEO

A wiêc Kapulet! O dolo zbyt sroga!
¯ycie me jest wiêc w rêku mego wroga.

BENWOLIO

WychodŸmy, wieczór dobiega ju¿ koñca.

ROMEO

Niestety! z wschodem dla mnie zachód s³oñca.

KAPULET

do rozchodz¹cych siê goœci

Ej¿e, panowie, pozostañcie jeszcze;
Maj¹ nam wkrótce daæ ma³¹ przek¹skê

56

.

Chcecie koniecznie? Muszê wiêc ust¹piæ.
Dziêki wam, mili panowie i panie.
Dobranoc. Œwiat³a! IdŸmy¿ spaæ.

56. (przyp. red.) Na zakoñczenie tañców podawano lekkie potrawy i ciasta.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

28

background image

do Drugiego Kapuleta

Braciszku,

ZapóŸniliœmy siê; idê wypocz¹æ.

Wychodz¹ wszyscy prócz Julii i Marty.

JULIA

Czy nie wiesz, nianiu, kto to jest ten pan?

MARTA

Ten,tu?

To syn starego Tyberia.

JULIA

A tamten,

Co w³aœnie ku drzwiom zmierza?

MARTA

To podobno

M³ody Petrycy.

JULIA

A ów, tam na prawo,

Co nie chcia³ tañczyæ?

MARTA

Nie wiem.

JULIA

Spytaj, proszê,

Jak siê nazywa. Je¿eli ¿onaty,
Ca³un mnie czeka zamiast œlubnej szaty.

MARTA

Zwie siê Romeo, jest z rodu Montekich,
Synem waszego najwiêkszego wroga.

JULIA

Jako obcego za wczeœnie ujrza³am!
Jako lubego za póŸno pozna³am!
Dziwny mi³oœci traf siê na mnie iœci,
¯e muszê kochaæ przedmiot nienawiœci.

MARTA

Co to jest? co to takiego?

JULIA

To wiersze,

Których miê jeden tancerz dziœ nauczy³.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

29

background image

MARTA

PójdŸ spaæ, waæpanna.

G³os za scen¹: „Julio!”

Dalej! dalej!

Wo³aj¹ pannê i pusto ju¿ w sali.

Wychodz¹.

AKT DRUGI

PROLOG

nota: Prze³o¿y³ Jan Kasprowicz

CHÓR

Dawna namiêtnoœæ ju¿ w ca³unach le¿y,
W jej miejscu w³adnie

57

si³a ¿¹dzy nowej;

Piêkn¹ przesta³a byæ przy Julii œwie¿ej
Piêknoœæ, dla której umrzeæ by³ gotowy.

Dziœ jest Romeo kochany i kocha,
W oczach obojga ¿ar jednaki p³onie;
Lecz on, w niej wroga przypuszczaj¹c, szlocha,
A ona mi³oœæ z wêdki grozy ch³onie.

On siê nie zbli¿y i przed ni¹ nie z³o¿y
Przysi¹g serdecznych, uwa¿an za wroga;
I jej, choæ w ³onie namiêtnoœæ siê sro¿y,
Zejœcia siê z lubym zamkniêt¹ jest droga.

Lecz w ¿¹dzy si³a: po wielkich katuszach
Wielk¹ im radoœæ czas zgotuje w duszach.

SCENA PIERWSZA

Pusty plac przytykaj¹cy do ogrodu Kapuletów. Wchodzi Romeo.

ROMEO

Mam–¿e iœæ dalej, gdy tu moje serce?
Cofnij siê, ziemio, wynajdŸ sobie centrum!

58

wchodzi na mur i spuszcza siê do ogrodu
Wchodz¹ Merkucjo i Benwolio.

BENWOLIO

Romeo! bracie! Romeo!

MERKUCJO

Ma rozum;

57. (przyp. edyt.) w³adnie – w³ada.

58. (przyp. red.) ziemio, wynajdŸ sobie centrum! – Romeo nazywa siebie ziemi¹, Julia jest jej œrodkiem, bo u niej

znajduje siê jego serce. Zatrzymuje siê, jest niezdecydowany, czy iœæ, czy pozostaæ, wybiera to drugie.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

30

background image

Powietrze ch³odne, wiêc dyrn¹³ do ³ó¿ka.

BENWOLIO

Pobieg³ t¹ drog¹ i przelaz³ przez parkan.
Wo³aj, Merkucjo!

MERKUCJO

U¿yjê nañ zaklêæ;

Romeo! gachu! cietrzewiu! wariacie

59

!

Uka¿ siê w lotnej postaci westchnienia,
Powiedz choæ jeden wiersz, a doœæ mi bêdzie;
Jêknij: ach! po³¹cz w rym: kochaæ i szlochaæ;
Szepnij Wenerze jakie piêkne s³ówko;
Daj jaki nowy epitet œlepemu
Jej synalkowi, co tak celnie strzela³
Za owych czasów, gdy król Kofetua
W zaloty chodzi³ do córki ¿ebraczej

60

.

Nie s³ucha; ani piœnie, ani trunie

61

Zdech³ robak

62

, muszê zakl¹æ go inaczej.

Klnê ciê na ¿ywe oczy Rozaliny,
Na jej wysokie czo³o, krasne usta,
Wysmuk³e nó¿ki i toczone biodra
Z przyleg³oœciami, abyœ siê przed nami
W w³aœciwej sobie postaci ukaza³.

BENWOLIO

Gniewaæ siê bêdzie, jeœli ciê us³yszy.

MERKUCJO

Co siê ma gniewaæ? Móg³by siê rozgniewaæ,
Gdyby za spraw¹ mojego zaklêcia
W zaczarowane ko³o jego pani

63

Inny duch wkroczy³ i sta³ tam dopóty,
Dopóki by go nie zmog³a: to by³by
Powód do uraz; moja inwokacja
Jest przyjacielska i godziwa razem,
Bo wywo³uje w imiê jego pani
Jego jedynie naturaln¹ postaæ.

BENWOLIO

PójdŸ! skry³ siê owdzie pomiêdzy drzewami,
By siê tam zbrata³ z tajemnicz¹ noc¹

64

–

Œlepym w mi³oœci ciemnoœæ jest najmilsza.

59. (przyp. red.) Romeo! gachu!… – w oryg. poetyczniej: Romeo, humours, madman, passion, lover! , czyli: Romeo!

Zmienniku! wariacie! namiêtnoœci! kochanku! Poniewa¿ Romeo uciek³ towarzyszom, Merkucjo ¿artobliwymi

zaklêciami chce wywo³aæ jego ducha. Jak widzimy w nastêpnej scenie, Romeo s³ysza³ ich z ukrycia.

60. (przyp. red.) Aluzja do znanej ballady ludowej; za spraw¹ Kupidyna król ten zakocha³ siê w ¿ebraczce.

61. (przyp. red.) ani trunie – ani odezwie siê.

62. (przyp. red.) Zdech³ robak – w oryg. the ape is dead – ma³pa jest martwa (ma³pka bior¹ca udzia³

w przedstawieniu kuglarzy udaje nie¿yw¹).

63. (przyp. red.) Duch, którego wzywano, mia³ siê ukazaæ w wyrysowanym uprzednio kole.

64. (przyp. red.) z tajemnicz¹ noc¹ – w oryg.: humorous night – wilgotna, czyli zmienna noc.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

31

background image

MERKUCJO

Mo¿e¿

65

w cel trafiæ mi³oœæ bêd¹c œlep¹?

Teraz usi¹dzie sobie pod jab³onk¹
I bêdzie wzdycha³, by jego kochanka
By³a owocem, który m³ode panny,
Kiedy s¹ same – nazywaj¹ fig¹.
Oby, Romeo, by³a, oby by³a
Tak¹ otwart¹ fig¹, a ty ch³opcze,
Obyœ by³ gruszk¹! Dobranoc, Romeo!
Idê lec w moim ³ó¿ku za kotar¹,
Bo to polowe

66

tu dla mnie za ch³odne.

Czy idziesz tak¿e?

BENWOLIO

Idê; pró¿no szukaæ

Takiego, co byæ nie chce znaleziony.

Wychodz¹.

SCENA DRUGA

Ogród Kapuletów. Wchodzi Romeo.

ROMEO

Drwi z blizn, kto nigdy nie doœwiadczy³ rany.

Julia ukazuje siê w oknie.

Lecz cicho! Co za blask strzeli³ tam z okna!
Ono jest wschodem, a Julia jest s³oñcem!
WnijdŸ, cudne s³oñce, zg³adŸ zazdrosn¹ lunê,
Która a¿ zblad³a z gniewu, ¿e ty jesteœ
Od niej piêkniejsza; o, jeœli zazdrosna,
Nie b¹dŸ jej s³u¿k¹! Jej szatkê zielon¹
I blad¹ nosz¹ jeno g³upcy

67

. Zrzuæ j¹!

To moja pani, to moja kochanka!
O! gdyby mog³a wiedzieæ, czym jest dla mnie!
Przemawia, chocia¿ nic nie mówi; có¿ st¹d?
Jej oczy mówi¹, oczom wiêc odpowiem.
Za œmia³y jestem; mówi¹, lecz nie do mnie.
Dwie najjaœniejsze, najpiêkniejsze gwiazdy
Z ca³ego nieba, gdzie indziej zajête,
Prosi³y oczu jej, aby zastêpczo
Sta³y w ich sferach, dopóki nie wróc¹.
Lecz choæby oczy jej by³y na niebie,
A owe gwiazdy w oprawie jej oczu:
Blask jej oblicza zawstydzi³by gwiazdy
Jak zorza lampê; gdyby zaœ jej oczy
Wœród eterycznej zab³ys³y przezroczy,

65. (przyp. edyt.) Mo¿e¿ – czy mo¿e.

66. (przyp. red.) polowe – dotyczy ³ó¿ka, chodzi o spanie na ziemi.

67. (przyp. red.) szatkê zielon¹ i blad¹ nosz¹ jeno g³upcy – aktorzy grywaj¹cy rolê b³azna nosili ubrania

dwukolorowe, bia³o–zielone (por. Makbet, I, 7).

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

32

background image

Ptaki ocknê³yby siê i œpiewa³y,
Myœl¹c, ¿e to ju¿ nie noc, lecz dzieñ bia³y.
Patrz, jak na d³oni smutnie wspar³a liczko!
O! gdybym móg³ byæ tylko rêkawiczk¹,
Co tê d³oñ kryje!

JULIA

Ach!

ROMEO

Cicho! coœ mówi.

o! mów, mów dalej, uroczy aniele;
bo ty mi w noc tê tak wspaniale œwiecisz
jak lotny goniec niebios rozwartemu
od podziwienia oku œmiertelników,
które siê wlepia w niego, aby patrzeæ,
jak on po ciê¿kich chmurach siê przesuwa
i po powietrznej ¿egluje przestrzeni.

JULIA

Romeo! Czemu¿ ty jesteœ Romeo!
Wyrzecz siê swego rodu, rzuæ tê nazwê!
Lub jeœli tego nie mo¿esz uczyniæ,
To przysi¹¿ wiernym byæ mojej mi³oœci,
A ja przestanê byæ z krwi Kapuletów.

ROMEO

Mam–¿e przemówiæ czy te¿ s³uchaæ dalej?

JULIA

Nazwa twa tylko jest mi nieprzyjazna,
Boœ ty w istocie nie Montekim dla mnie.
Jest–¿e Monteki choæby tylko rêk¹,
Ramieniem, twarz¹, zgo³a jak¹kolwiek
Czêœci¹ cz³owieka? O! weŸ inn¹ nazwê!
Czym¿e jest nazwa? To, co zowiem ró¿¹,
Pod inn¹ nazw¹ równie by pachnia³o;
Tak i Romeo bez nazwy Romea
Przecie¿ by ca³¹ sw¹ wartoœæ zatrzyma³.
Romeo! porzuæ tê nazwê, a w zamian
Za to, co nawet cz¹stk¹ ciebie nie jest,
WeŸ miê, ach! ca³¹!

ROMEO

Biorê ciê za s³owo:

Zwij miê kochankiem, a krzy¿mo

68

chrztu tego

Sprawi, ¿e odt¹d nie bêdê Romeem.

68. (przyp. red.) krzy¿mo – olej z balsamu i oliwy u¿ywany przy niektórych sakramentach i uroczystoœciach

koœcielnych.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

33

background image

JULIA

Ktoœ ty jest, co siê noc¹ os³aniaj¹c,
Podchodzisz moj¹ samotnoœæ?

ROMEO

Z nazwiska

Nie móg³bym tobie powiedzieæ, kto jestem;
Nazwisko moje jest mi nienawistne,
Bo jest, o! œwiêta, nieprzyjazne tobie;
Zdar³bym je, gdybym mia³ je napisane.

JULIA

Jeszcze me ucho stu s³ów nie wypi³o
Z tych ust, a przecie¿ dŸwiêk ju¿ ich mi znany.
Jest ¿eœ Romeo, mów? jest ¿eœ Monteki?

ROMEO

Nie jestem ani jednym, ani drugim,
Jedno–li z dwojga jest niemi³e tobie.

JULIA

Jak ¿eœ tu przyszed³, powiedz, i dlaczego?
Mur jest wysoki i trudny do przejœcia,
A miejsce zgubne; gdyby ciê kto z moich
Krewnych tu zasta³…

ROMEO

Na skrzyd³ach mi³oœci

Lekko, bezpiecznie mur ten przesadzi³em,
Bo mi³oœæ nie ma ¿adnych tam i granic;
A co potrafi, na to siê i wa¿y;
Krewni wiêc twoi nie trwo¿¹ miê wcale.

JULIA

Zabiliby ciê, gdyby ciê ujrzeli.

ROMEO

Ach! wiêcej groŸby le¿y w oczach twoich
Ni¿ w ich dwudziestu mieczach; patrz ³askawie,
A bêdê silny przeciw ich gniewowi.

JULIA

Na Boga! niech ciê oni tu nie ujrz¹!

ROMEO

Ciemny p³aszcz nocy skryje miê przed nimi.
Lecz niech miê znajd¹, jeœli ty miê kochasz.
Lepszy kres ¿ycia skutkiem ich niechêci
Ni¿ przed³u¿ony zgon w braku twych uczuæ.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

34

background image

JULIA

Kto ci dopomóg³ znaleŸæ to ustronie?

ROMEO

Mi³oœæ, co mi go doradzi³a szukaæ;
Ona mi instynkt, ja jej oczy da³em.
Nie jestem sternik, gdybyœ jednak by³a
Równie daleko jak ów brzeg, którego
Morze najdalsze podmywa krawêdzie,
Œmia³o po taki klejnot bym pop³yn¹³.

JULIA

Gdyby nie ciemnoϾ, co mi twarz maskuje,
Widzia³byœ na niej rozlany rumieniec
Po tym, co z ust mych s³ysza³eœ tej nocy.
Rada bym form siê trzymaæ, rada cofn¹æ
To, co wyrzek³am; ale precz, udanie!
Czy ty miê kochasz? Wiem, ¿e powiesz: tak jest;
I ja–æ uwierzê; mimo przysi¹g jednak
Mo¿esz miê zawieœæ. Z wiaro³omstwa mê¿czyzn
Œmieje siê, mówi¹, Jowisz. O! Romeo!
Jeœli miê kochasz, wyrzecz to rzetelnie;
Lecz jeœli masz miê za podbój zbyt ³atwy,
To zmarszczê czo³o i przewrotn¹ bêdê,
I na mi³osne twoje oœwiadczenia
Powiem: nie, w innym razie za nic w œwiecie.
Za czu³a mo¿e jestem, o! Monteki,
St¹d mo¿esz s¹dziæ me obejœcie p³ochym;
Ufaj mi jednak, bêdê ja wierniejsza
Od tych, co bieglej umiej¹ siê dro¿yæ

69

.

By³abym ja siê by³a, prawdê mówi¹c,
Tak¿e dro¿y³a, gdybyœ by³ tajnego
G³osu mi³oœci mojej nie podchwyci³.
Nie wiñ miê przeto ani te¿ przypisuj
P³ochoœci tego wylania mych uczuæ,
Które zdradzi³a noc ciemna.

ROMEO

O! Julio,

Przysiêgam na ten ksiê¿yc, co wspaniale
Powleka srebrem tamtych drzew wierzcho³ki…

JULIA

O! nie przysiêgaj na ksiê¿yc, bo ksiê¿yc
Co tydzieñ zmienia kszta³t swej piêknej tarczy;
I mi³oœæ twoja po takiej przysiêdze
Mog³aby równie¿ zmienn¹ siê okazaæ.

ROMEO

Na có¿ mam przysi¹c?

69. (przyp. edyt.) dro¿yæ siê – wysoko siê ceniæ; wyznacz¹ wysok¹ cenê za swe wzglêdy.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

35

background image

JULIA

Nie przysiêgaj wcale;

Lub wreszcie przysi¹¿ na samego siebie:
Na ten uroczy przedmiot mych uwielbieñ,
To ci uwierzê.

ROMEO

Jeœli szczera mi³oœæ

Mojego serca…

JULIA

Daj pokój przysiêgom.

Lubo siê cieszê z twojej obecnoœci,
Te nocne œluby nie ciesz¹ mnie jakoœ,
Za nag³e one s¹, za nierozwa¿ne,
Podobne niby do blasku, co znika,
Nim cz³owiek zd¹¿y powiedzieæ: „B³ysnê³o”.
Dobranoc, luby! Oby nam ten wonny
Mi³oœci p¹czek przyniós³ kwiat niep³onny!
B¹dŸ zdrów! i zaœnij z tak b³ogim spokojem,
Jaki, z twej ³aski, czujê w sercu mojem.

ROMEO

Tak¿e mam odejœæ nie zaspokojony?

JULIA

Jakiego¿ wiêcej chcesz zaspokojenia?

ROMEO

Zamiany twoich zapewnieñ za moje.

JULIA

Ju¿em ci da³a je, nimeœ za¿¹da³;
Rada bym jednak one mieæ na powrót.

ROMEO

Chcia³a¿ byœ cofn¹æ je? Dlaczego? luba!

JULIA

A¿ebym mog³a oddaæ ci je znowu.
A przecie¿ jest to ¿¹danie zbyteczne;
Bo moja mi³oœæ równie jest g³êboka
Jak morze, równie jak ono bez koñca;
Im wiêcej ci jej udzielam, tym wiêcej
Czujê jej w sercu.

S³ychaæ w pokojach g³os Marty.

Wo³aj¹ miê. – Zaraz.

B¹dŸ zdrów, kochanku drogi! – Zaraz, zaraz.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

36

background image

– Najmilszy, pomnij byæ sta³ym! – Zaczekaj,
Zaczekaj trochê, powrócê za chwilê.

wychodzi

ROMEO

B³ogos³awiona, o! b³ogos³awiona
Po dwakroæ nocy! Ale czy to wszystko,
Dziej¹c siê w nocy nie jest mar¹ tylko?
Co tak lubego mo¿e–¿ byæ istotnym?

JULIA

ukazuj¹c siê znowu

Jeszcze s³ów parê, a potem dobranoc,
Drogi Romeo! jeœli twoja sk³onnoœæ
Jest praw¹, twoim zamiarem ma³¿eñstwo:
To miê uwiadom jutro przez osobê,
Któr¹ do ciebie przyœlê, gdzie i kiedy
Zechcesz dope³niæ obrzêdu; a wtedy
Ca³¹ m¹ przysz³oœæ u nóg twoich z³o¿ê
I w œwiat za tob¹ pójdê w imiê bo¿e.

MARTA

za scen¹

Panienko!

JULIA

Idê. – Lecz jeœli miê zwodzisz,

To ciê zaklinam…

MARTA

za scen¹

Julciu!

JULIA

Zaraz idê.

– Jeœli miê zwodzisz, o! to ciê zaklinam,
Skoñcz te zabiegi i zostaw miê ¿alom.
– Jutro wiêc przyœlê.

ROMEO

Jak pragnê zbawienia…

JULIA

Po tysi¹c razy dobranoc.

odchodzi

ROMEO

Po tysi¹c

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

37

background image

Razy niedobra tam, gdzie ty nie œwiecisz.
Jak ¿ak, gdy rzuca ksi¹¿kê, tak kochanek
Do celu swego pospiesza weso³y;
A gdy nadejdzie z kochank¹ rozstanek

70

,

Wlecze siê smutnie, jak ów ¿ak do szko³y.

odchodzi

JULIA

ukazuje siê znowu

Pst! pst! Romeo! O, gdybym mieæ mog³a
G³os sokolnika, by tego mai¿a

71

Nazad przywo³aæ! Przymus jest ochryp³y,
Nie mo¿e g³oœno mówiæ

72

, gdyby nie to,

Wstrz¹s³abym

73

góry, gdzie siê echo kryje,

I g³os bym jego zrobi³a chrapliwszy
Ni¿ mój od rozbrzmieñ imienia Romeo!

ROMEO

Moja to dusza dzwoni imiê moje,
Jak srebrny dŸwiêk ma noc¹ g³os kochanki!
I jest–¿e s³odsza muzyka na œwiecie?

JULIA

Romeo!

ROMEO

Luba!

JULIA

O której godzinie
Jutro mam przys³aæ?

ROMEO

O dziewi¹tej.

JULIA

Dobrze.

Dwudziestoletni to termin. Nie pomnê,
Po com tu ciebie znowu przywo³a³a.

ROMEO

Pozwól mi czekaæ, a¿ sobie przypomnisz.

70. (przyp. edyt.) rozstanek – rozstanie.

71. (przyp. red.) mai¿ – lub: maisz, m³ody ptak ³owny, najczêœciej sokó³, którego w pierwszym roku ¿ycia

przyuczano do polowania.

72. (przyp. red.) Przymus… nie mo¿e g³oœno mówiæ – Julia musi mówiæ cicho w obawie, aby jej nikt oprócz Romea

nie us³ysza³.

73. (przyp. edyt.) Wstrz¹s³abym – poprawnie: wstrz¹snê³abym.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

38

background image

JULIA

Zapomnê znowu, po co czekasz, pomn¹c
O twojej tylko lubej obecnoœci.

ROMEO

A ja wci¹¿ czekaæ bêdê, abyœ ci¹gle
Zapomina³a, sam zapominaj¹c,
¯e mam gdzie inny dom jak tutaj.

JULIA

Wkrótce

Dnieæ bêdzie: rada bym, ¿ebyœ ju¿ odszed³;
Nie dalej jednak jak ów biedny ptaszek,
Co go swawolna dziewka z r¹k wypuszcza
I wnet, zazdroszcz¹c mu krótkiej wolnoœci,
Jak niewolnika trzymanego w wiêzach
Jedwabnym sznurkiem przyci¹ga na powrót.

ROMEO

Chcia³bym byæ biednym ptaszkiem w twoim rêku.

JULIA

O! ja bym zbytkiem pieszczot ciê zabi³a.
Dobranoc, luby! jeszcze raz dobranoc!
Smutek rozstania tak bardzo jest mi³y,
¯e by dobranoc wci¹¿ usta mówi³y.

odchodzi

ROMEO

Sen na twe oczy, pokój w pierœ niech sp³ynie;
Obym by³ nimi w tej b³ogiej godzinie!
Spieszê do ojca Laurentego celi,
On mi pomocy i rady udzieli.

wychodzi

SCENA TRZECIA

Cela Ojca Laurentego. Wchodzi Ojciec Laurenty z koszykiem w rêku.

OJCIEC LAURENTY

Szary poranek spêdza mrok ponury
Pasami œwiat³a znacz¹c wschodnie mury
I noc siê na bok chyli jak pijana
Z dróg dnia ubitych ko³ami Tytana

74

.

Nim oko s³oñca pe³nym blaskiem strzeli,
Rosê wypije i œwiat rozweseli,
Muszê uzbieraæ w ten koszyk z sitowia
Roœlin tak zbawczych, jak zgubnych dla zdrowia,

74. (przyp. red.) ko³ami Tytana – w mitologii gr. tytan Hyperion by³ przed Apollinem woŸnic¹ s³onecznego

rydwanu.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

39

background image

Ziemia jest matk¹ natury i grobem,
Grzebie i ¿ycia obdziela zasobem.
I mnóstwo dzieci jej ³ona widzimy
Ci¹gn¹cych pokarm z jej piersi rodzimej;
Niejedno w skutkach swoich wyœmienite,
Ka¿de do czegoœ, wszystko rozmaite.
O! moc to pe³na cudów, co siê mieœci
W sokach zió³, krzewów, w martwej kruszców treœci!
Bo nie ma rzeczy tak pod³ych na ziemi,
Aby nie mog³y staæ siê przydatnemi;
Ni tak przydatnych, aby zamiast s³u¿yæ
Nie zaszkodzi³y pod wp³ywem nadu¿yæ.
Wszak¿e i cnota mo¿e zajœæ w bezdro¿e,
A b³¹d siê czynem uszlachetniæ mo¿e.
W md³ym kwiatku, w zió³ku jednym i tym samem
Ma nieraz miejsce jad wespó³ z balsamem,
Co zmys³y razi i to, co im sprzyja,
Bo jego zapach rzeŸwi; smak zabija.
Podobnie sprzeczna i w cz³owieku goœci
Dwójca pierwiastków: dobroci i z³oœci;
A kêdy górê gorsza weŸmie strona,
Tam œmieræ przychodzi i roœlina kona.

Wchodzi Romeo.

ROMEO

Dzieñ dobry, ojcze mój.

OJCIEC LAURENTY

Benedicite!

75

Có¿ to za ranny g³os tak mnie pozdrawia!
M³ody mój synu, z³y to znak, kto ³o¿e
Pró¿ne zostawia o tak wczesnej porze.
Troska odbywa stra¿ w oczach starego,
A sen tych mija, których troski strzeg¹;
Ale gdzie czerstwa, wolna od k³opotów
M³ódŸ g³owê z³o¿y, sen zaw¿dy przyjœæ gotów.
To wiêc tak ranne tu przybycie zdradza
Jakiœ niepokój, któremu snu w³adza
Ulec musia³a. Czy tylko siê k³ad³eœ?
Mo¿eœ do ³ó¿ka i nie zajrza³

76

?

ROMEO

Zgad³eœ;

Milej ni¿ w ³ó¿ku przesz³y mi godziny.

OJCIEC LAURENTY

Grzeszniku, pewnieœ by³ u Rozaliny.

75. (przyp. red.) Benedicite! – koœcielna ³aciñska formu³a powitania, po¿egnania i b³ogos³awieñstwa.

76. (przyp. edyt.) Mo¿eœ (…) nie zajrza³ – mo¿e nie zajrza³eœ (przyk³ad ruchomoœci koñcówki fleksyjnej czasownika.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

40

background image

ROMEO

U Rozaliny? Nie, ojcze; to imiê
W pamiêci mojej wiecznym snem ju¿ drzemie.

OJCIEC LAURENTY

Brawo, mój synu! Lecz gdzie¿eœ to bywa³?

ROMEO

Zaraz ci powiem: pró¿no byœ zgadywa³;
By³em na balu w domu mego wroga,
Gdziem zosta³ ranny, lecz zbójczyni sroga
Czuje cios wzajem przeze mnie zadany,
Tak ¿e na nasze obopólne rany
Œwiêty wp³yw tylko twej, ojcze, opieki
Poradziæ zdo³a i daæ zbawcze leki.
Po chrzeœcijañsku, jak widzisz, przemawiam,
Skoro siê nawet za mym wrogiem wstawiam.

OJCIEC LAURENTY

Mów jaœniej, synu; zagadkowa spowiedŸ,
Dwuznaczn¹ tak¿e znajduje odpowiedŸ.

ROMEO

Dowiedz siê zatem, ¿e anio³ kobieta,
Któr¹m ukocha³, jest z krwi Kapuleta.
Jego to dziecko i nadzieja ca³a;
Jak ja j¹, tak mnie ona ukocha³a.
I do jednoœci, która nas ju¿ splata,
Brakuje tylko, byœ nas ty dla œwiata
Stu³¹ zjednoczy³. Gdzie, o jakiej dobie
Dozgonn¹ mi³oœæ przysiêgliœmy sobie,
Powiem ci id¹c, czcigodny kap³anie;
B³agam ciê tylko, niech siê to dziœ stanie.

OJCIEC LAURENTY

Œwiêty Franciszku! Có¿ to za przemiana!
To¿ Rozalina, owa ukochana,
Niczym ju¿ dla ciê? Mi³oœæ wiêc m³odzie¿y
W oczach jedynie, a nie w sercu le¿y?
Jezus! Maryja! Ile¿ to solanki
Œciek³o z twych oczu dla owej kochanki!
I nadaremnie, bowiem twe zapa³y
Wci¹¿ zalewane, wci¹¿ siê powiêksza³y.
Jeszcze twych westchnieñ nie rozwia³ Fawoni

77

;

Jeszcze twój dawny jêk w uszach mi dzwoni,
I na twych licach, bladoœci¹ pokrytych,
Widoczny jeszcze œlad ³ez nie obmytych,
Wszystko, coœ cierpia³ z mi³osnej przyczyny,
Cierpia³eœ tylko gwoli Rozaliny.
A teraz! nie dziw, gdy md³a p³eæ upadnie,

77. (przyp. red.) Fawoni – nazwa wiosennego wiatru zachodniego (³ac).

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

41

background image

Kiedy mê¿czyŸni szwankuj¹

78

tak snadnie

79

.

ROMEO

Gdym kocha³ tamt¹, tak¿eœ nie pochwala³.

OJCIEC LAURENTY

Nie, ¿eœ j¹ kocha³, lecz ¿eœ za ni¹ szala³.

ROMEO

Pogrzeœæ t¹ mi³oœæ kaza³eœ.

OJCIEC LAURENTY

Nie w grobie

By tê pochowaæ, a inn¹ wzi¹æ sobie.

ROMEO

Nie ³aj mnie, proszê; ta, co mi dziœ luba,
Mi³oœæ m¹ p³aci mi³oœci¹ cheruba;
Z tamt¹ inaczej by³o.

OJCIEC LAURENTY

Bo odgad³a,

¯e w rzeczach serca nie znasz abecad³a,
Tylko z rutyny czytasz. PójdŸ, wietrzniku;
Do sankcji

80

tego nowego wybryku

Jeden i jeden tylko wzgl¹d miê sk³ania:
To jest, ¿e mo¿e z tego zawi¹zania
Wyniknie wêze³, który wasze rody
Zawistne z³¹czy w piêkny ³añcuch zgody.

ROMEO

O! prêdzej! pilno mi!

OJCIEC LAURENTY

Festina lente

81

!

Zdradne s¹ kroki za œpiesznie podjête.

Wychodz¹.

SCENA CZWARTA

Ulica. Wchodz¹ Merkucjo i Benwolio.

MERKUCJO

Gdzie¿, u diab³a, ugrz¹z³ Romeo! Czy by³ tej nocy w domu?

78. (przyp. edyt.) szwankowaæ – funkcjonowaæ nieprawid³owo.

79. (przyp. edyt.) snadnie – ³atwo.

80. (przyp. edyt.) Do sankcji – do uznania.

81. (przyp. red.) Festina lente – Œpiesz siê powoli (³ac.)

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

42

background image

BENWOLIO

Nie w domu swego ojca przynajmniej; mówi³em z jego s³u¿¹cym.

MERKUCJO

Ta blada sekutnica Rozalina

82

Na wariata go wnet wykieruje.

BENWOLIO

Tybalt, starego Kapuleta krewny,
Pisa³ do niego list.

MERKUCJO

Z wyzwaniem, rêczê.

BENWOLIO

Romeo mu odpowie.

MERKUCJO

Ka¿dy cz³owiek

Piœmienny mo¿e na list odpowiedzieæ.

BENWOLIO

On mu odpowie odpowiednio, jak cz³owiek wyzwany.

MERKUCJO

Biedny Romeo! Ju¿ trup z niego! Zak³uty czarnymi oczyma bia³og³owy; przestrzelony na wskroœ
uszu romansow¹ piosnk¹; ugodzony w sam rdzeñ serca postrza³em œlepego malca ³ucznika;
potrafi¿

83

on Tybaltowi stawiæ czo³o?

BENWOLIO

A có¿ to takiego Tybalt?

MERKUCJO

Coœ wiêcej ni¿ ksi¹¿ê kotów

84

; mo¿esz mi wierzyæ! Nieustraszony rêbacz, bije siê jak z nut, zna

czas, odleg³oœæ i miarê; pauzuje w sam raz jak potrzeba: raz, dwa, a trzy to ju¿ w pierœ. ¯aden
jedwabny guzik nie wykrêci mu siê od œmierci. Duelista

85

to, duelista pierwszej klasy. Owe

nieœmiertelne passado! Owe punto reverso! owe hai!

86

BENWOLIO

Co takiego?

82. (przyp. red.) sekutnica Rozalina – Rozalina œlubowa³a dziewictwo bogini mi³oœci i dlatego ze wzgard¹ traktuje

zaloty Romea; w oryg. pale hard–hearted wench, czyli: blada o nieczu³ym sercu dziewczyna.

83. (przyp. edyt.) potrafi¿ – potrafi–¿e; czy potrafi.

84. (przyp. red.) ksi¹¿ê kotów – Tybalt to imiê kota w romansie œredniowiecznym o lisie (Reynard–Lis,

przedstawiaj¹cym wady i cechy ludzkie na przyk³adach zwierz¹t), dlatego Merkucjo nazywa Tybalta Kapuleta

kotem.

85. (przyp. red.) Duelista – pojedynkoman, od franc. duel – pojedynek.

86. (przyp. red.) passado… punto reverso… hai! – w³oskie terminy w szermierce: passado – pchniêcie z wypadem,

punto reverso – cios zadany zwróconym w dó³ rapierem; hai – sztych (od w³oskiego ai: a masz!). Merkucjo

drwi z nadu¿ywania terminów stosowanych w fechtunku, podkreœlaj¹c w ten sposób, ¿e Tybalt zna siê na walce

na szpady tylko z lekcji szermierki.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

43

background image

MERKUCJO

Niech kaci porw¹ to plemiê œmiesznych, sepleni¹cych, przesadnych fantastyków, z ich nowo
kutymi terminami! Na Boga, doskona³a klinga! Dzielny m¹¿! Wspania³a dziewka! Nie jest–¿e to
rzecz op³akana, ¿e nas obsiad³y te zagraniczne muchy, te modne sroki, te pardonnez moi

87

,

którym tak bardzo idzie o now¹ formê, ¿e nawet na starej ³awce wygodnie siedzieæ nie mog¹

88

;

te b¹ki, co b¹kaj¹: bon! bon!

89

Wchodzi Romeo.

BENWOLIO

Oto Romeo, nasz Romeo idzie.

MERKUCJO

Bez mlecza, jak œledŸ suszony. O! cz³owieku! jak¿eœ siê w rybê przedzierzgn¹³! Teraz go rymy
Petrarki rozczulaj¹. Laura naprzeciw jego bóstwa jest prost¹ pomywaczk¹, lubo tamta mia³a
kochanka, co j¹ opiewa³; Dydona fl¹dr¹; Kleopatra Cygank¹; Helena i Hero szurgotami
i ot³ukami; Tyzbe

90

kopciuchem lub czymœ podobnym, ale zawsze niedystyngowanym.

Bonjour

91

, sinior Romeo! Oto masz francuskie pozdrowienie na czeϾ twoich francuskich

pantalonów. Piêknie nas za¿y³eœ tej nocy.

ROMEO

Dzieñ dobry wam, moi drodzy. Jak¿e to was za¿y³em?

MERKUCJO

Pokaza³eœ nam odwrotn¹ stronê medalu, odwrotn¹ stronê swego medalu.

ROMEO

To siê znaczy, ¿em wam zdezerterowa³. Wybacz, kochany Merkucjo; mia³em pilny interes, a w
takim przypadku cz³owiek mo¿e zgrzeszyæ na polu uprzejmoœci.

MERKUCJO

To siê znaczy, ¿e w takim przypadku cz³owiek mo¿e byæ zniewolony zgi¹æ kolana.

ROMEO

Ma siê rozumieæ – z uprzejmoœci.

MERKUCJO

Bardzoœ zgrabnie trafi³ w sedno.

ROMEO

A ty bardzoœ zgrabnie to wy³o¿y³.

MERKUCJO

Ja bo jestem kwiatem uprzejmoœci.

87. (przyp. red.) pardonnez moi – wybacz.

88. (przyp. red.) Modnisie nosili bufiaste pikowane spodnie suto od wewn¹trz wyk³adane inn¹ materi¹, st¹d na

³awach trzeba by³o ¿³obiæ okr¹g³e wg³êbienia, aby mogli siedzieæ wygodnie.

89. (przyp. red.) bon! bon! (franc.) – dobrze! dobrze!

90. (przyp. red.) Dydona… Kleopatra – s³awne heroiny romansów mi³osnych staro¿ytnoœci: Dydona – królowa

Kartaginy, ukochana ksiêcia trojañskiego Eneasza, Kleopatra – królowa Egiptu, ukochana wodzów rzymskich,

Cezara i Antoniusza, Helena – królowa Sparty, ukochana królewicza trojañskiego Parysa, Hero – ukochana

Leandra, Tyzbe – ukochana Pirama.

91. (przyp. red.) Bonjour (fr.) – dzieñ dobry.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

44

background image

ROMEO

Kwiatem kwiatów.

MERKUCJO

Racja.

ROMEO

Je¿eliœ ty kwiatem, to moje trzewiki s¹ w kwitn¹cym stanie

92

.

MERKUCJO

Brawo! pielêgnuj mi ten dowcip; a¿eby, skoro ci siê do reszty zedrze podeszwa u trzewików,
twój dowcip móg³ po prostu figurowaæ.

ROMEO

O! godny zdartej podeszwy dowcipie! O! figuro pe³na prostoty

93

z powodu swego prostactwa!

MERKUCJO

Na pomoc, Benwolio! moje koncepta dech trac¹.

ROMEO

Pejcz¹ je i pejcz¹

94

! Biczem i ostrog¹, inaczej nazwê je hetkami

95

.

MERKUCJO

Je¿eli twój dowcip poluje na dzikie gêsi

96

, to kapitulujê; bo on ma wiêcej kwalifikacji ku temu

ni¿ wszystkie moje umys³owe w³adze. Czy ja ci siê zdajê na to

97

, ¿ebym mia³ z gêsiami do

czynienia?

ROMEO

Tyœ mi siê nigdy na nic nie zda³, wyj¹wszy, kiedy mia³em do czynienia z gêsiami.

MERKUCJO

Za ten koncept ugryzê ciê w ucho.

ROMEO

Chyba udziobiesz!

MERKUCJO

Twój dowcip jest gorzk¹ konfitur¹, diabelnie ostrym sosem.

ROMEO

Stosownym do gêsi.

92. (przyp. red.) trzewiki… w kwitn¹cym stanie – Romeo nosi modne wówczas ró¿owe trzewiki, dziurkowane

i przybrane kwiatami ze wst¹¿ek.

93. (przyp. red.) figuro pe³na prostoty – w oryg. solely singular for the singleness, gra s³ów: single znaczy s³aby,

pozbawiony pointy, wysilony dowcip. Ca³y nastêpny urywek jest zmieniony w polskim przek³adzie.

94. (przyp. edyt.) pejcz¹ – dziœ: pejczem; pejcz jest to przyrz¹d z³o¿ony z wi¹zki rzemieni przymocowanych do

uchwytu, s³u¿y do poganiania zwierz¹t, bicia, wymierzania kary.

95. (przyp. red.) hetka – szkapa.

96. (przyp. red.) poluje na dzikie gêsi – w oryg. run the wild–goose chase, rodzaj wyœcigów konnych

przypominaj¹cy lot dzikich gêsi; jeden z dwóch œcigaj¹cych siê wyznacza³ drugiemu bieg kursu i móg³ go

wodziæ, gdzie chcia³. Obecnie popularny ten zwrot oznacza: szukaæ wiatru w polu, wróciæ z niczym.

97. (przyp. edyt.) ja ci siê zdajê na to – czy wygl¹dam ci na to.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

45

background image

MERKUCJO

To koncept z koŸlej skórki, której cal da siê rozci¹gn¹æ tak, ¿e nim opaszesz ca³¹ g³owê.

ROMEO

Rozci¹gnê go do wyrazu „g³owê”, który po³¹czywszy z gêsi¹, bêdziesz mia³ gêsi¹ g³owê.

MERKUCJO

Nie jest–¿e to lepiej ni¿ jêczeæ z mi³oœci? Teraz to co innego; teraz mi jesteœ towarzyski, jesteœ
Romeem, jesteœ tym, czym jesteœ; mi³oœæ zaœ jest podobna do owego gapia, co siê szwenda
wywiesiwszy jêzyk, szukaj¹c dziury, gdzie by móg³ palec wœcibiæ.

ROMEO

Stój! Stój!

MERKUCJO

Chcesz, aby siê mój dowcip zastanowi³ w samym œrodku weny

98

?

ROMEO

Z obawy, abyœ tej weny zbyt nie rozszerzy³.

MERKUCJO

Mylisz siê, w³aœnie by³em bliski j¹ œcieœniæ, bo ju¿em by³ doszed³ do jej dna i nie mia³em zamiaru
d³u¿ej wyczerpywaæ materii.

ROMEO

Patrzcie, co za dziwad³a!
Wchodzi Marta z Piotrem.

MERKUCJO

¯agiel! ¿agiel! ¿agiel!

99

BENWOLIO

Dwa, dwa: spodnie i spódnica

100

MARTA

Piotrze.

PIOTR

S³ucham.

MARTA

Piotrze, gdzie mój wachlarz

101

?

MERKUCJO

Proszê ciê, mój Piotrze, zakryj wachlarzem twarz jejmoœci; bo z dwojga tego, jej wachlarz jest
piêkniejszy.

98. (przyp. red.) aby siê… dowcip zastanowi³ – tu: w kulminacyjnym punkcie natchnienia.

99. (przyp. red.) ¿agiel! – okrzyk w porcie na widok okrêtu.

100. (przyp. red.) spodnie i spódnica – w oryg. shirt and smock, koszula mêska i koszula damska, Marta jest

zapewne osob¹ oty³¹.

101. (przyp. red.) Piotrze, gdzie mój wachlarz – w przechadzce po mieœcie Marcie towarzyszy³ s³u¿¹cy, nios¹c

przed ni¹ p³aszcz z kapturem lub wachlarz, zale¿nie od pogody.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

46

background image

MARTA

¯yczê panom dnia dobrego.

MERKUCJO

¯yczymy ci dobrego po³udnia, piêkna sinioro.

MARTA

Czy to ju¿ po³udnie?

MERKUCJO

Nie inaczej; bo nieczysta rêka wskazówki na kompasie trzyma ju¿ po³udnie za ogon.

MARTA

Chryste Panie! Có¿ to za cz³owiek z waæpana?

ROMEO

Cz³owiek, którego Pan Bóg skaza³ na zepsucie.

MARTA

Dobrzeœ pan powiedzia³, na poczciwoœæ! Nie wie te¿ czasem który z panów, gdzie bym mog³a
znaleŸæ m³odego Romea?

ROMEO

Ja wiem czasem, ale m³odego Romea znajdziesz waæpani starszym, ni¿ by³, kiedyœ go szukaæ
zaczê³a. Jestem najm³odszy z tych, co nosz¹ to imiê w braku gorszego.

MARTA

Ach, to dobrze!

MERKUCJO

Mo¿e¿

102

byæ dobrym to, co jest gorszym?

MARTA

Je¿eli waæpan nim jesteœ, to rada bym z nim pomówiæ sam na sam.

BENWOLIO

Zaprosi go na jak¹œ wieczorynkê.

MERKUCJO

Poœredniczka to Wenery. HuŸ, ha!

103

ROMEO

Có¿ to, czyœ kota

104

upatrzy³?

MERKUCJO

Kotlinê, panie, nie kota; i to w starym piecu, nie w polu.

Bodaj to kotlina,
Gdzie siedzi kocina,

Ta nie osmali…

Lecz zmykaj, chudzino,
Przed tak¹ kotlin¹,

102. (przyp. edyt.) Mo¿e¿ – czy mo¿e.

103. (przyp. red.) HuŸ, ha! – Merkucjo jest zawo³anym myœliwym, u¿ywa zwrotu z polowania na zaj¹ce.

104. (przyp. edyt.) kota – zaj¹ca.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

47

background image

Gdzie diabe³ pali!

Romeo, czy bêdziesz u ojca na obiedzie? My tam idziemy.

ROMEO

Poœpieszê za wami.

MERKUCJO

Do widzenia, staro¿ytna damo; damo, damo, damo, damo

105

!

Wychodz¹ Merkucjo i Benwolio.

MARTA

Tak, tak, do widzenia! Co to za infamis

106

, proszê pana, co siê tak powa¿y³ rozpuœciæ cugle

swemu grubiañstwu?

ROMEO

Jest to panicz zakochany w swym jêzyku, zdolny wypowiedzieæ wiêcej w ci¹gu jednej minuty
ni¿ milczeæ przez ca³y miesi¹c.

MARTA

Je¿eli on na mnie co powiedzia³, dam ja mu, chocia¿by by³ zuchwalszy, ni¿ jest, i mia³ ze sob¹
dwudziestu sobie podobnych drabów; a je¿eli mi ujdzie, to znajdê takich, co to potrafi¹. A hultaj!
czy to ja jestem jego kochank¹, jego poniewierad³em! (do Piotra) I ty tu sta³eœ tak¿e i mog³eœ
œcierpieæ, ¿eby mnie lada gbur u¿ywa³ wedle upodobania za przedmiot swych bezwstydnych
¿artów?

PIOTR

Nie widzia³em jeszcze, ¿eby kto u¿ywa³ jejmoœci wedle upodobania; gdybym by³ to widzia³,
by³bym by³ pewnie zaraz giwer wydoby³, rêczê za to. Umiem siê naje¿yæ tak dobrze jak kto
inny, kiedy mam sposobnoœæ po temu i prawo za sob¹.

MARTA

Dlaboga! tak jestem rozdra¿niona, ¿e siê wszystko we mnie trzêsie. A hultaj! Otó¿, proszê
pana, tak jak powiedzia³am, m³oda moja pani kaza³a mi siê wywiedzieæ o panu; co mi kaza³a
powiedzieæ, to sobie zachowujê; ale przede wszystkim oœwiadczam panu, ¿e je¿elibyœ j¹ osadzi³
na koszu, jak to mówi¹, bo panienka, o której mówiê, jest m³oda, i dlatego, gdybyœ j¹ pan
wywiód³ w pole, by³oby to tak ciê¿kim psikusem, jaki tylko m³odej panience mo¿na wyrz¹dziæ.

ROMEO

Pozdrów j¹, waæpani, ode mnie i powiedz, ¿e jej dajê rendez–vous

107

…

MARTA

Poczciwoœci! oœwiadczê jej to, oœwiadczê. Niebo¿ê, nie posi¹dzie siê z radoœci.

ROMEO

Co jej waæpani chcesz oœwiadczyæ? Nie wiesz, co mówiæ mia³em.

MARTA

Oœwiadczê jej, ¿e pan dajesz randewu; co jest, je¿eli siê nie mylê, ofiar¹ godn¹ prawdziwego
szlachcica.

105. (przyp. red.) damo, damo… – jest to refren ze starej ballady.

106. (przyp. red.) infamis – niegodziwiec, cz³owiek bez czci.

107. (przyp. red.) rendez–vous – randka, spotkanie.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

48

background image

ROMEO

Powiedz jej, aby pod pozorem spowiedzi przysz³a za parê godzin do celi ojca Laurentego, tam
œlub weŸmiemy. Oto masz waæpani za swoje trudy.

MARTA

Nie, panie; ani grosika.

ROMEO

No, no, bez ceremonii.

MARTA

Za parê godzin wiêc; dobrze, nie zaniedba siê stawiæ.

ROMEO

Waæpani staniesz za murem klasztornym,
Tam ci mój cz³owiek przyniesie drabinkê

108

Z sznurków skrêcon¹, która mi w noc póŸn¹
Do szczytu mego szczêœcia wstêp u³atwi.
B¹dŸ zdrowa! Wiernoœæ twa znajdzie nagrodê,
Poleæ miê swojej m³odej pani.

MARTA

Niech wam Bóg b³ogos³awi! Ale, ale…

ROMEO

Có¿ mi waæpani jeszcze powiesz?

MARTA

Czy cz³owiek pañski dobry do sekretu?
Bo gdzie siê skrycie prowadz¹ uk³ady,
Tam dwóch ju¿, mówi¹, za wiele do rady.

ROMEO

Rêczê za niego: jest to wiernoœæ sama.

MARTA

A wiêc wszystko dobrze. Co te¿ za mi³e stworzenie ta moja panienka! Co to nie wyprawia³o, jak
by³o ma³ym! Chryste Panie! Ale, ale, jest tu na mieœcie jeden pan, niejaki Parys, ten ma na ni¹
diabli apetyt; ale ona, poczciwina, wola³aby patrzeæ na bazyliszka

109

ni¿ na niego. Przekomarzam

siê z ni¹ nieraz i mówiê, ¿e ten Parys to wcale przystojny mê¿czyzna; wtedy ona, powiadam
panu, za ka¿dym razem a¿ blednie, zupe³nie tak jak p¹sowa chusta na s³oñcu. Proszê te¿ pana,
czy rozmaryn

110

i Romeo nie zaczyna siê od takiej samej litery?

ROMEO

Nie inaczej: jedno i drugie od R.

108. (przyp. red.) drabinkê – w oryg. bli¿sze el¿bietañczykom a tackled stair, czyli schody sznurowe u¿ywane

na okrêcie. Dalszy ci¹g tego samego marynarskiego obrazu, który wprowadzi³ wyraz „¿agiel”. Tak¿e w oryg.

zamiast „do szczytu mego szczêœcia” jest „do najwy¿szego masztu”. Paszkowski te zwroty, znane ¿eglarskiej

Anglii, zmieni³, poniewa¿ taka terminologia nie przemawia³aby do czytelników jego pierwszych przek³adów.

109. (przyp. red.) bazyliszek – legendarny p³az podobny do jaszczurki, który mia³ zabijaæ wzrokiem.

110. (przyp. red.) rozmaryn – symbol ludzkiej pamiêci.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

49

background image

MARTA

Kpiarz z waszmoœci. To psie imiê

111

. To litera dla… Nie, tamto zaczyna siê od innej litery. Co te¿

ona o tym prawi, to jest o rozmarynie i o panu: rada bym, ¿ebyœ pan to s³ysza³.

ROMEO

Poleæ jej s³u¿by moje.
wychodzi

MARTA

Uczyniê to, uczyniê po tysi¹c razy. – Piotrze!

PIOTR

Jestem.

MARTA

Piotrze, naœci

112

mój wachlarz i idŸ przodem.

Wychodz¹.

SCENA PI¥TA

Ogród Kapuletów. Wchodzi Julia.

JULIA

Dziewi¹ta bi³a, kiedym j¹ pos³a³a;
Przyrzek³a wróciæ siê za pó³ godziny.
Nie znalaz³a go mo¿e? nie, to nie to;
S³abe ma nogi. Heroldem mi³oœci
Powinna by byæ myœl, która o dziesiêæ
Razy mknie prêdzej ni¿ promienie s³oñca,
Kiedy z pochy³ych wzgórków cieñ spêdzaj¹.
Nie darmo lotne go³êbie s¹ w cugach
Bóstwa mi³oœci i nie darmo Kupid
Ma skrzyd³a z wiatrem id¹ce w zawody.
Ju¿ teraz s³oñce jest w samej po³owie
Dzisiejszej drogi swojej; od dziewi¹tej
A¿ do dwunastej trzy ju¿ up³ynê³y
D³ugie godziny, a jeszcze jej nie ma.
Gdyby krew mia³a m³od¹ i uczucia,
Jak pi³ka by³aby chy¿¹ i lekk¹,
I s³owa moje do mego kochanka,
A jego do mnie w lot by j¹ popchnê³y;
Lecz starzy wczeœnie s¹ jakby nie¿ywi;
Jak o³ów ciê¿cy, zimni, wiêc leniwi.

Wchodz¹ Marta i Piotr.

Ha! otó¿ idzie. I có¿, z³ota nianiu?
Czyœ siê widzia³a z nim? Ka¿ odejœæ s³udze.

MARTA

IdŸ, stañ za progiem Piotrze.

111. (przyp. red.) psie imiê – Ben Jonson, s³awny komediopisarz angielski wspó³czesny Shakespeare'owi, w swej

Gramatyce angielskiej nazywa „r” „psi¹ liter¹”: której dŸwiêk wibruje, „warczy”.

112. (przyp. edyt.) naœci – weŸ.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

50

background image

Wychodzi Piotr.

JULIA

Mów, droga, luba nianiu! Ale¿ przebóg!
Czemu tak smutno wygl¹dasz? Chocia¿byœ
Z³e wieœci mia³a, powiedz je weso³o;
Jeœli zaœ dobre przynosisz, ta mina
Fa³szywy miesza ton do ich muzyki.

MARTA

Tchu nie mam, pozwól mi trochê odpocz¹æ;
Ach! moje koœci! To by³ harc nie lada!

JULIA

WeŸ moje koœci, a daj mi wieœæ swoj¹.
Mów–¿e, mów prêdzej, mów, nianiuniu droga.

MARTA

Co za gwa³t! Folguj, dlaboga, choæ chwilkê,
Czyli¿ nie widzisz, ¿e ledwie oddycham?

JULIA

Ledwie oddychasz; kiedy masz doϾ tchnienia
Do powiedzenia, ¿e ledwie oddychasz?
To t³umaczenie siê twoje jest d³u¿sze
Od wieœci, której zw³okê nim t³umaczysz;
Masz–li wieœæ dobr¹ czy z³¹? niech przynajmniej
Tego siê dowiem, poczekam na resztê;
Tylko mi powiedz: czy jest z³a, czy dobra?

MARTA

Tak, tak, piêknyœ panna wybór zrobi³a! pannie w³aœnie mê¿a wybieraæ. Romeo! ¿al siê Bo¿e!
Co mi to za gagatek! Ma wprawdzie twarz g³adsz¹ ni¿ niejeden, ale oczy, niech siê wszystkie
inne schowaj¹; co siê zaœ tyczy r¹k i nóg, i ca³ej budowy, chocia¿ o tym nie ma co wspominaæ,
przyznaæ trzeba, ¿e nieporównane. Nie jest to wprawdzie galant ca³¹ gêb¹, ale s³odziuchny jak
baranek. No, no, dziewczyno! Bóg pomagaj! A czy jedliœcie ju¿ obiad?

JULIA

Nie. Ale o tym wszystkim ju¿ wiedzia³am.
Có¿ o ma³¿eñstwie naszym mówi³? powiedz.

MARTA

Ach! jak mnie g³owa boli! tak w niej ³upie,
Jakby siê mia³a w kawa³ki rozlecieæ.
A krzy¿! krzy¿! biedny krzy¿! niechaj waæpannie
Bóg nie pamiêta, ¿eœ miê posy³a³a.
Aby mi przez ten kurs œmierci przyœpieszyæ.

JULIA

Doprawdy, przykro mi, ¿e jesteœ s³aba.
Nianiu, nianiuniu, nianiunieczku droga.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

51

background image

Powiedz mi, co ci mówi³ mój kochanek?

MARTA

Mówi³, jak dobrze wychowany m³odzian,
Grzeczny, stateczny, a przy tym, upewniam,
Pe³en zacnoœci. Gdzie waæpanny matka?

JULIA

Gdzie moja matka? Gdzie¿ ma byæ? Jest w domu.
Co te¿ nie pleciesz, nianiu, mój kochanek
Mówi³, jak dobrze wychowany m³odzian,
Gdzie moja matka?

MARTA

O mój mi³y Jezu!

Tak¿eœ mi aœæka w ukropie k¹pana!
I tak¹¿ to jest maœæ na moje koœci?
B¹dŸ–¿e na przysz³oœæ sama sobie pos³em.

JULIA

O mêki! Co ci powiedzia³ Romeo?

MARTA

Masz pozwolenie iœæ dziœ do spowiedzi?

JULIA

Mam je.

MARTA

Œpiesz wiêc do celi ojca Laurentego;
Tam znajdziesz kogoœ, co–æ pojmie za ¿onê.
Jak ci jagódki pokraœnia³y! Czekaj!
Zaraz je w szkar³at zmieniê inn¹ wieœci¹:
IdŸ do koœcio³a, ja tymczasem pójdê
Przynieœæ drabinkê, po której twój ptaszek
Ma siê do gniazdka wœlizn¹æ, jak siê œciemni.
Jak tragarz, muszê byæ ci ku pomocy;
Ty za to ciê¿ar dŸwigaæ bêdziesz w nocy.
IdŸ: trza mi zjeœæ co po takim zmachaniu.

JULIA

Idê raj posi¹œæ. Adieu

113

, z³ota nianiu.

Wychodz¹.

SCENA SZÓSTA

Cela Ojca Laurentego. Ojciec Laurenty i Romeo

113. (przyp. edyt.) Adieu – z fr. ¿egnaj.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

52

background image

OJCIEC LAURENTY

Oby ten œwiêty akt by³ mi³y niebu
I przysz³oœæ smutkiem nas nie ukara³a.

ROMEO

Amen! lecz choæby przyszed³ nawa³ smutku,
Nie sprzeciwwa¿y³by on tej radoœci,
Jak¹ miê darzy jedna przy niej chwila.
Z³¹cz tylko nasze d³onie œwiêtym wêz³em;
Niech go œmieræ potem przetnie, kiedy zechce,
Doœæ, ¿e wprzód bêdê móg³ j¹ nazwaæ moj¹.

OJCIEC LAURENTY

Gwa³townych uciech i koniec gwa³towny;
S¹ one na kszta³t prochu zatlonego

114

,

Co wystrzeliwszy gaœnie. Miód jest s³odki,
Lecz s³odkoœæ jego graniczy z ckliwoœci¹
I zbytkiem smaku zabija apetyt.
Miarkuj wiêc mi³oœæ twoj¹; zbyt skwapliwy
Tak samo spóŸnia siê jak zbyt leniwy.

Wchodzi Julia.

Otó¿ i panna m³oda. Mech najcieñszy
Nie ugi¹³by siê pod tak lekk¹ stop¹.
Kochankom mog³yby do jazdy s³u¿yæ
Owe s³oneczne py³ki, co igraj¹
Latem w powietrzu; tak lekk¹ jest marnoœæ.

JULIA

Czcigodny spowiedniku, b¹dŸ pozdrowion.

OJCIEC LAURENTY

Romeo, córko, podziêkuje tobie
Za nas obydwu.

JULIA

Pozdrawiam go równie¿,

By dziêki jego zbytnimi nie by³y.

ROMEO

O! Julio, jeœli miara twej radoœci
Równa siê mojej, a dar jej skreœlenia
Wiêkszy od mego: to os³ódŸ twym tchnieniem
Powietrze i niech muzyka ust twoich
Objawi obraz szczêœcia, jakie sp³ywa
Na nas oboje w tym b³ogim spotkaniu.

JULIA

Czucie bogatsze w osnowê ni¿ w s³owa

114. (przyp. edyt.) zatlonego – zapalonego, tl¹cego siê.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

53

background image

Pyszni siê z swojej wartoœci, nie z ozdób;
¯ebracy tylko rachuj¹ swe mienie.
Mojej mi³oœci skarb jest tak niezmierny,
¯e i pó³ sumy tej nie zdo³am zliczyæ.

OJCIEC LAURENTY

PójdŸcie, za³atwim rzecz w krótkich wyrazach,
Nie wprzód bêdziecie sobie zostawieni,
A¿ was sakrament z dwojga w jedno zmieni.

Wychodz¹.

AKT TRZECI

SCENA PIERWSZA

Plac publiczny. Wchodz¹ Benwolio, Merkucjo, PaŸ i s³udzy.

BENWOLIO

Oddalmy siê st¹d, proszê ciê, Merkucjo,
Dzieñ dziœ gor¹cy, Kapuleci kr¹¿¹;
Jak ich zdybiemy, nie unikniem zajœcia,
Bo w tak gor¹ce dni krew nie jest lodem.

MERKUCJO

Podobnyœ do owego burdy, co wchodz¹c do winiarni rzuca szpadê i mówi: „Daj Bo¿e, abym ciê
nie potrzebowa³!”, a po wypró¿nieniu drugiego kubka dobywa jej na dobywacza korków bez
najmniejszej w œwiecie potrzeby.

BENWOLIO

Masz miê za takiego burdê?

MERKUCJO

Mam ciê za tak wielkiego zawadiakê, jakiemu chyba ma³o kto równy jest we W³oszech; bardziej
zaiste sk³onnego do breweryj

115

ni¿ do brewiarza

116

.

BENWOLIO

Có¿ dalej?

MERKUCJO

Gdybyœmy mieli dwóch takich, to byœmy wkrótce nie mieli ¿adnego, bo jeden by drugiego
zagryz³. Tyœ gotów cz³owieka napastowaæ za to, ¿e ma w brodzie jeden w³os mniej lub wiêcej
od ciebie. Tyœ gotów napastowaæ cz³owieka za to, ¿e piwo pije, bo w tym upatrzysz przytyk
do swoich piwnych oczu; chocia¿ ¿adne inne oko, jak piwne, nie upatrzy³oby w tym przytyku.
W twojej g³owie tak siê lêgn¹ swary jak bekasy w ³ugu

117

, toœ te¿ nieraz za to bekn¹³ i g³owê

ci zmyto bez ³ugu. Pobi³eœ raz cz³owieka za to, ¿e kaszln¹³ na ulicy i przebudzi³ przez to twego
psa, który siê wysypia³ przed domem. Nie napastowa³ ¿eœ raz krawca za to, ¿e wdzia³ na siebie

115. (przyp. edyt.) brewerie (w³. breveria: samochwalstwo) – wybryki, zak³ócanie spokoju lub porz¹dku spo³ecznego.

116. (przyp. edyt.) brewiarz (z ³ac. breviarium: skrót) – u¿ywana w koœciele katolickim ksiêga zawieraj¹ca zbiór

codziennych modlitw (tzw. liturgiê godzin; godzinki).

117. (przyp. red.) bekas – ptak b³otny, kszyk; ³ug – woda stoj¹ca, bagienna. Tu Paszkowski siêgn¹wszy do polskiego

powiedzenia upiêkszy³ porównanie. W oryg. jest prozaicznie as an egg is full of meat, jak jajko pe³ne swojej

zawartoœci.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

54

background image

nowy kaftan w dzieñ powszedni? kogoœ innego za to, ¿e mia³ stare wst¹¿ki u nowych trzewików?
I ty miê chcesz moralizowaæ za k³ótliwoœæ?

BENWOLIO

Gdybym by³ tak skory do k³ótni, jak ty jesteœ, nikt by mi ¿ycia na piêæ kwadransów nie zarêczy³.

MERKUCJO

¯ycie twoje przesz³oby zatem bez zarêczyn.
Wchodzi Tybalt z poplecznikami swymi.

BENWOLIO

Patrz, oto id¹ Kapuleci.

MERKUCJO

Zamknij oczy! Co mi do tego!

TYBALT

do swoich
PójdŸcie tu, bo chcê siê z nimi rozmówiæ.
do tamtych
Moœci panowie, s³owo.

MERKUCJO

S³owo tylko?

I samo s³owo? Po³¹cz je z czymœ drugim;
Z pchniêciem na przyk³ad.

TYBALT

Znajdziesz miê ku temu

Gotowym, panie, jeœli dasz okazjê.

MERKUCJO

Sam j¹ wzi¹æ mo¿esz bez mego dawania.

TYBALT

Pan jesteœ w dobrej harmonii z Romeem?

MERKUCJO

W harmonii? Masz–li nas za muzykusów!
Jeœli tak, to siê nie spodziewaj s³yszeæ
Czego innego, jeno dysonanse.
Oto mój smyczek; zaraz ci on gotów
Zagraæ do tañca. Patrzaj go! w harmonii!

BENWOLIO

Jesteœmy w miejscu publicznym, panowie;
Albo usuñcie siê gdzie na ustronie,
Albo te¿ zimn¹ krwi¹ po³ó¿cie tamê
Tej k³ótni. Wszystkich oczy w nas wlepione.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

55

background image

MERKUCJO

Oczy s¹ na to, a¿eby patrza³y;
Niech robi¹ swoje, a my róbmy swoje.

Wchodzi Romeo.

TYBALT

Z panem nic nie mam do omówienia. Oto
Nadchodzi w³aœnie ten, którego szukam.

MERKUCJO

Je¿eli szukasz guza, mogê rêczyæ,
¯e siê z nim spotkasz.

TYBALT

Romeo, nienawiϾ

Moja do ciebie nie mo¿e siê zdobyæ
Na lepszy wyraz jak ten: jesteœ pod³y.

ROMEO

Tybalcie, powód do kochania ciebie,
Jaki mam, t³umi gniew s³usznie wzbudzony
Tak¹ przemow¹. Nie jestem ja pod³y;
B¹dŸ wiêc zdrów. Widzê, ¿e miê nie znasz.

TYBALT

Smyku.

Nie zatrzesz takim t³umaczeniem obelg
Mi uczynionych: stañ wiêc i wyjm szpadê.

ROMEO

Klnê siê, ¿em nigdy obelg ci nie czyni³;
Sprzyjam ci, owszem, bardziej, ni¿eœ zdolny
Pomyœleæ o tym, nie znaj¹c powodu.
Uspokój siê wiêc, zacny Kapulecie,
Którego imiê milsze mi ni¿ moje.

MERKUCJO

Spokojna, nêdzna, niegodna submisjo

118

!

Alla stoccata

119

wnet jej kres po³o¿y.

dobywa szpady

PójdŸ tu, Tybalcie, pójdŸ tu, dusiszczurze

120

!

118. (przyp. red.) submisja – uleg³oœæ, pokora.

119. (przyp. red.) Alla stoccata – w³oski termin zaczerpniêty z szermierki: pchniêcie.

120. (przyp. red.) dusiszczurze – nowa aluzja do imienia Tybalta i imienia kota ze wspomnianego poematu

Reynard–Lis.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

56

background image

TYBALT

Czego ten cz³owiek chce ode mnie?

MERKUCJO

Niczego, mój ty kocikrólu, chcê ci wzi¹æ tylko jedno ¿ycie spomiêdzy dziewiêciu, jakie masz

121

,

abym siê nim trochê popieœci³; a za nowym spotkaniem uskubn¹æ ci i tamte oœm, jedno po
drugim. Dalej! wyci¹gnij za uszy szpadê z powijaka, inaczej moja gwiŸnie

122

ci ko³o uszu, nim

wyci¹gniesz swoj¹.

TYBALT

S³u¿ê waæpanu.
dobywa szpady

ROMEO

Merkucjo, schowaj szpadê, jak mnie kochasz.

MERKUCJO

Poka¿ no swoje passado.
Bij¹ siê.

ROMEO

Benwolio,

Rozdziel ich! WstydŸcie siê, moi panowie!
Wybaczcie sobie. Tybalcie! Merkucjo!
Ksi¹¿ê wyraŸnie zabroni³ podobnych
Staræ na ulicach. Merkucjo! Tybalcie!

Tybalt odchodzi ze swoimi.

MERKUCJO

Zrani³ miê. Kaduk zabierz wasze domy!
Nie wybrnê z tego. Czy odszed³ ten hultaj
I nie oberwa³ nic?

BENWOLIO

Jesteœ raniony?

MERKUCJO

Tak, tak, draœniêtym trochê, ale rdzennie.
Gdzie mój paŸ? Ch³opcze, biegnij po chirurga.

Wychodzi PaŸ.

ROMEO

Zbierz mêstwo, rana nie musi byæ wielka.

MERKUCJO

Zepewne, nie tak g³êboka jak studnia
Ani szeroka tak jak drzwi koœcielne,

121. (przyp. red.) jedno ¿ycie spomiêdzy dziewiêciu – wierzono wtedy, ¿e kot prze¿ywa dziewiêæ kolejnych istnieñ.

122. (przyp. edyt.) gwiŸnie – popr. gwizdnie.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

57

background image

Ale wystarcza w sam raz, rêczê za to
Znajdziesz miê jutro spokojnym jak trusia.
Ju¿ siê dla tego œwiata na nic nie zdam.
Bierz licho wasze domy! ¯eby taki
Pies, szczur, kot na œmieræ zadrapa³ cz³owieka!
Taki cap, taki warcho³, taki ciura.
Co siê biæ umie jak z arytmetyki

123

!

Po kiego czorta ci siê by³o mieszaæ
Miêdzy nas! Zrani³ miê pod bokiem twoim.

ROMEO

Chcia³em, Bóg widzi, jak najlepiej.

MERKUCJO

Benwolio, pomó¿ mi wejœæ gdzie do domu.
S³abnê. Bierz licho oba wasze domy!
One miê da³y na strawê robakom;
Bêdê ni¹, i to wnet. Kaduk was zabierz!

Wychodz¹ Merkucjo i Benwolio.

ROMEO

Ten dzielny cz³owiek, bliski krewny ksiêcia
I mój najlepszy przyjaciel, œmiertelny
Poniós³ cios za mnie; moj¹ dobr¹ s³awê
Tybalt zniewa¿y³; Tybalt, który nie ma
Godziny jeszcze, jak zosta³ mym krewnym.
O Julio! wdziêki twe miê zniewieœci³y
I z hartu zwyk³ej wyzu³y miê si³y.

Benwolio powraca.

BENWOLIO

Romeo, Romeo, Merkucjo skona³!
Mê¿ny duch jego ulecia³ wysoko
Gardz¹c przedwczeœnie sw¹ ziemsk¹ pow³ok¹.

ROMEO

Dzieñ ten fatalny wiêcej takich wró¿y;
Gdy siê raz zacznie z³e, zwykle trwa d³u¿ej.

Tybalt powraca.

BENWOLIO

Oto szalony Tybalt wraca znowu.

ROMEO

On ¿yw! W tryumfie! A Merkucjo trupem!
Precz, pob³a¿liwa teraz ³agodnoœci!
P³omiennooka furio, ty mn¹ kieruj!

123. (przyp. red.) Co siê biæ umie jak z arytmetyki – zna fechtunek tylko z teorii, z ksi¹¿ek.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

58

background image

Tybalcie, odbierz nazad swoje „pod³y”;
Zwracam ci, co mi da³eœ! Duch Merkucja
Wznosi siê ponad naszymi g³owami
Dopominaj¹c siê za swoj¹ twojej.
Ty lub ja albo oba musim legn¹æ.

TYBALT

Nikczemny ch³ystku, tyœ mu tu by³ druhem,
B¹dŸ–¿e i owdzie.

ROMEO

To siê tym rozstrzygnie.

Walcz¹. Tybalt pada.

BENWOLIO

Romeo, uchodŸ, oddal siê, uciekaj!
Rozruch siê wszczyna i Tybalt nie ¿yje.
Nie stój jak wryty; jeœli ciê schwytaj¹,
Ksi¹¿ê ciê na œmieræ ska¿e; chroñ siê zatem!

ROMEO

Jestem igraszk¹ losu!

BENWOLIO

Prêdzej! prêdzej!

Romeo wychodzi. Wchodz¹ obywatele itd.

PIERWSZY OBYWATEL

Gdzie on? Gdzie uszed³ zabójca Merkucja?
Zabójca Tybalt w któr¹ uszed³ stronê?

BENWOLIO

Tybalt tu le¿y.

PIERWSZY OBYWATEL

Za mn¹, moœci panie;

W imieniu ksiêcia ka¿êæ

124

byæ pos³usznym.

Wchodz¹ Ksi¹¿ê z orszakiem, Monteki i Kapulet z ma³¿onkami swymi i inne osoby.

KSI¥¯Ê

Gdzie s¹ nikczemni sprawcy tej rozterki?

BENWOLIO

Dostojny ksi¹¿ê, ja mogê objaœniæ
Ca³y bieg tego nieszczêsnego starcia.

124. (przyp. edyt.) ka¿êæ – ka¿ê ci.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

59

background image

Oto tu le¿y, przez Romea zg³adzon,
Zabójca twego krewnego, Merkucja.

PANI KAPULET

Tybalt! Mój krewny! Syn mojego brata!
Bo¿e! Tak marnie zg³adzony ze œwiata!
O moœci ksi¹¿ê, b³agam twej opieki,
Niech za krew nasz¹ odda krew Monteki.

KSI¥¯Ê

Benwolio, powiedz, kto ten spór zapali³?

BENWOLIO

Tybalt, którego Romeo powali³.
Romeo darmo przek³ada³, jak pró¿n¹
By³a ta k³ótnia, przypomina³ zakaz
Waszej ksi¹¿êcej moœci, ale wszystkie
Te przedstawienia

125

, uczynione grzecznie,

Spokojnym g³osem, nawet w korny sposób,
Nie mog³y wp³yn¹æ na zawziêty umys³
Tybalta. Zamiast sk³oniæ siê do zgody
Zwraca mordercz¹ stal w Merkucja piersi,
Który, podobnie¿ uniesiony, ostrze
Odpiera ostrzem i uszed³szy œmierci,
Œle j¹ nawzajem Tybaltowi: ale
Bez skutku, dziêki zrêcznoœci tamtego.
Romeo wo³a: „Hola! przyjaciele!
Stójcie! odst¹pcie!”, i ramieniem szybszym
Od s³ów rozdziela skrzy¿owane klingi,
Wpadaj¹c miêdzy nich; lecz w tej¿e chwili
Cios wymierzony z boku przez Tybalta
Przeci¹³ Merkucja ¿ycie. Tybalt znikn¹³:
Wkrótce atoli ukaza³ siê znowu,
Kiedy Romeo ju¿ by³ zemst¹ zawrza³.
Starli siê w okamgnieniu i nim szpadê
Wyj¹æ zdo³a³em, by wstrzymaæ tê zwadê,
Ju¿ mê¿ny Tybalt wskroœ poleg³ przeszyty
Z rêki Romea, a Romeo uszed³.
Tak siê rzecz mia³a: je¿elim siê min¹³

126

Z prawd¹, bodajem

127

ciê¿k¹ œmierci¹ zgin¹³.

PANI KAPULET

On jest Montekich krewnym, przywi¹zanie
Czyni go k³amc¹, nie wierz mu, o panie!
Ich tu przynajmniej ze dwudziestu by³o;
Dwudziestu przeciw jednemu walczy³o.
Sprawiedliwoœci, panie! Kto œmieræ zada³,
S³uszna, by œmierci¹ za to odpowiada³.

125. (przyp. edyt.) przedstawienia – tu: przedstawione argumenty, t³umaczenia.

126. (przyp. edyt.) je¿elim siê min¹³ – je¿eli siê min¹³em (przyk³ad ruchomoœci koñcówki fleksyjnej czasownika).

127. (przyp. edyt.) bodajem – bodaj ¿ebym.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

60

background image

KSI¥¯Ê

Tybalt j¹ zada³ wprzód Merkucjuszowi,
Romeo jemu; któ¿ s³usznie odpowie?

MONTEKI

Nie mój syn, panie; o, nie wyrzecz tego!
On by³ Merkucja najlepszym koleg¹
I przyjacielem; w tym jedynie zgrzeszy³,
¯e Tybaltowi nieprawnie przyspieszy³
Rygoru prawa.

KSI¥¯Ê

I za ten to b³¹d

Banitujemy

128

go na zawsze st¹d.

Z bliska miê wasze dotknê³y niesnaski,
Skoro mój w³asny dom cierpi z ich ³aski;
Ale ja takie znajdê œrodki na nie,
¯e wam spór ka¿dy obmierz³ym siê stanie,
Wszelkie wykrêty na nic siê nie zdadz¹:
Ni ³zy, ni proœby winnym nie poradz¹,
Uprzedzam! Niechaj Romeo ucieka,
Bo gdy schwytany bêdzie, œmieræ go czeka.
Ka¿cie st¹d zabraæ te zw³oki: £askawoœæ
Zbrodni¹ jest, kiedy oszczêdza nieprawoœæ.

Wychodz¹.

SCENA DRUGA

Pokój w domu Kapuletów. Julia sama.

JULIA

PêdŸcie, ognistokopyte rumaki

129

,

Ku pañstwom Feba; oby nowy jaki
Faeton

130

doda³ wam bodŸca i r¹czej

Pogna³ was owdzie, gdzie siê szlak dnia koñczy!
Wierna kochankom nocy, spuœæ zas³onê,
By siê wznieœæ mog³y oczy w dzieñ spuszczone
I w te objêcia niedostrze¿onego
SprowadŸ, ach! sprowadŸ mi Romea mego!
Mi³oœci œwieci pod tw¹ czarn¹ krep¹
Jej w³asna piêknoœæ, a jeœli jest œlep¹,
Tym stosowniejszy mrok dla niej. O nocy!
Cicha matrono, w ciemnej twej karocy
Przyb¹dŸ i naucz miê niemym wyrazem,
Jak siê to traci i wygrywa razem
Wœród gry niewinnej dwojga serc dziewiczych;

128. (przyp. edyt.) Banitowaæ – skazywaæ na banicjê, wygnanie.

129. (przyp. red.) PêdŸcie… – monolog Julii oparty zosta³ na bardzo popularnej w czasach Shakespeare'a pieœni

weselnej (tzw. epithalamion).

130. (przyp. red.) Faeton – w mitologii gr. syn Heliosa (mitologii rzym. Feba). Uprosi³ on ojca, boga s³oñca, aby

pozwoli³ mu wyjechaæ na niebo rydwanem s³oñca, lecz wyjechawszy straci³ panowanie nad rumakami i zosta³

przez Zeusa str¹cony do rzeki Pad.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

61

background image

Skryj w p³aszcza twego zwojach tajemniczych

131

Krew, co mi do lic bije z g³êbi ³ona;
A¿ nieœwiadoma mi³oœæ, oœmielona,
Za skromnoœæ weŸmie czyn swej œwiadomoœci.
PrzyjdŸ, ciemna nocy! PrzyjdŸ, mój dniu w ciemnoœci!
To twój blask, o mój luby, jaœnieæ bêdzie
Na skrzyd³ach nocy, jak pióro ³abêdzie
Na grzbiecie kruka. Wst¹p, o, wst¹p w te progi!
Daj mi Romea, a po jego zgonie
Rozsyp go w gwiazdki! A niebo zap³onie
Tak, ¿e siê ca³y œwiat w tobie zakocha
I czci odmówi s³oñcu. Ach, jam sobie
Kupi³a piêkny przybytek mi³oœci,
A w posiadanie jego wejœæ nie mogê;
Nabyt¹ jestem tak¿e, a nabywca
Jeszcze miê nie ma! Dzieñ ten mi nieznoœny
Jak noc, co œwiêto jakowe poprzedza,
Niecierpliwemu dziecku, które nowe
Dosta³o szaty, a nie mo¿e zaraz
W nie siê przystroiæ. A! niania kochana.

Wchodzi Marta z drabink¹ sznurow¹ w rêku.

Niesie mi wieœci o nim, a kto tylko
Wymienia imiê Romea, ten boski
Ma dar wymowy. Có¿ tam, moja nianiu?
Co to masz? Czy to ta drabinka, któr¹
Romeo przynieœæ kaza³?

MARTA

Tak, drabinka!

rzuca j¹

JULIA

Dlaboga! czego za³amujesz rêce?

MARTA

Ach! on nie ¿yje, nie ¿yje! nie ¿yje!
Biada nam! biada nam! wszystko stracone!
On zgin¹³! on nie ¿yje! on zabity!

JULIA

Mo¿e¿ byæ niebo tak okrutne?

MARTA

Niebo

Nie jest okrutne, lecz Romeo; on to,
On jest okrutny. O Romeo! któ¿ by
Siê by³ spodziewa³! Romeo! Romeo!

131. (przyp. red.) Skryj w p³aszcza twego zwojach – w oryg. terminologia zapo¿yczona z sokolnictwa, dotycz¹ca

oswajania soko³ów, u¿ywanych do polowania.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

62

background image

JULIA

Có¿eœ za szatan, ¿e tak miê udrêczasz?
Taki g³os w piekle by tylko brzmieæ winien.
Czyli¿ Romeo odj¹³ sobie ¿ycie?
Powiedz: tak! a te trzy litery gorszy
Jad bêd¹ mia³y ni¿ wzrok bazyliszka.
Je¿eli takie „tak” istnieje, Julia
Istnieæ nie bêdzie; zawr¹ siê na zawsze
Te usta, które to „tak”

132

wywo³a³y.

Zgin¹³–li, powiedz: tak, je¿eli nie – nie;
W krótkich wyrazach zbaw albo mnie zabij.

MARTA

Widzia³am ranê na me w³asne oczy,
Bo¿e, zmi³uj siê nad nim, tu, tu oto,
Tu w samym œrodku mê¿nej jego piersi.
Straszny trup! straszny trup! blady jak popió³;
Ca³y zbroczony, ca³y krwi¹ zbryzgany,
Zgêst³¹ krwi¹: a¿em wzdrygnê³a siê patrz¹c.

JULIA

O pêknij, serce! pêknij w tym przeskoku
Z bogactw do nêdzy! Do wiêzienia, wzroku!
Ju¿ ty nie zaznasz swobody uroku.
Jak nas na ziemi z³¹czy³ jeden œlub,
Tak niech nas w ziemi z³¹czy jeden grób.

MARTA

Tybalcie! mój najlepszy przyjacielu!
Luby Tybalcie! dziarski, walny ch³opcze!
Czemu¿ mi, czemu¿ przysz³o prze¿yæ ciebie?

JULIA

Có¿ to za wicher dmie z dwóch stron przeciwnych?
Romeo zgin¹³? i Tybalt zabity?
Og³oœ wiêc, straszna tr¹bo, koniec œwiata!
Bo gdzie¿ s¹ ¿ywi, gdy ci dwaj nie ¿yj¹?

MARTA

Tybalt nie ¿yje, Romeo wygnany,
Romeo zabi³ go, jest wiêc wygnany.

JULIA

Bo¿e! Romeo przela³ krew Tybalta?

MARTA

On to, niestety, on, on to uczyni³.

132. (przyp. red.) tak – w oryg. piêkna retoryczna figura oparta na s³owie „ja”.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

63

background image

JULIA

O serce ¿mii pod kwiecist¹ mask¹

133

!

Kry³–¿e siê kiedy smok w tak piêknym lochu?
Luby tyranie, anielski szatanie!
Kruku w go³êbich pierzach! Wilku w runie!
Nikczemny w¹tku w niebiañskiej postaci!
We wszystkim sprzeczny z tym, czym siê wydajesz.
Szlachetny zbrodniu! Potêpieñcze œwiêty!
O, có¿eœ mia³a do czynienia w piekle,
Naturo, kiedyœ taki duch szatañski
W raj tak piêknego cia³a wprowadzi³a?
By³a¿ gdzie ksi¹¿ka tak ohydnej treœci
W oprawie tak ozdobnej? Trzeba¿, aby
Fa³sz zamieszkiwa³ tak przepyszny pa³ac?!

MARTA

Nie ma czci, nie ma wiary, nie ma prawdy,
Nie ma sumienia w ludziach; sama zmiennoϾ,
Sama przewrotnoœæ, chytroœæ i ob³uda.
Pietrze! daj no mi trochê akwawity

134

.

Te smutki, te zgryzoty, te cierpienia
Robi¹ miê star¹. Przeklêty Romeo!
Hañba mu!

JULIA

Bodaj ci jêzyk oniemia³

Za to przekleñstwo! Romeo nie zrodzon
Do hañby; hañba by wstydem sp³onê³a
Na jego czole! bo ono jest tronem,
Na którym honor œmia³o by móg³ zostaæ
Koronowany na monarchê œwiata.
O, jak¿e mog³am mu z³orzeczyæ!

MARTA

Chcesz–¿e

Zbójcê krewnego twego uniewinniaæ?

JULIA

Mam–¿e potêpiaæ mojego ma³¿onka?
O biedny! któ¿ by popieœci³ twe imiê,
Gdybym ja, od trzech godzin twoja ¿ona,
Mia³a je szarpaæ? Ale¿, niegodziwy,
Za co ty mego zabi³eœ krewnego!
Za to, ¿e krewny niegodziwy zabiæ
Chcia³ mego mê¿a. Precz, precz, ³zy niewczesne!
Sp³yñcie do Ÿród³a, które was wyda³o;
Dañ waszych kropel przypada ¿alowi,
A nie radoœci, której j¹ p³acicie.
Mój m¹¿, co Tybalt go chcia³ zabiæ, ¿yje,

133. (przyp. red.) serce ¿mii pod kwiecist¹ mask¹ – Julia pos³uguje siê tu ozdobnymi zestawieniami stylistycznymi,

u¿ywaj¹c dwu sprzecznych pojêæ (tzw. oksymoron).

134. (przyp. red.) akwawita (³ac. aqua vitae) – woda ¿ycia, okowita, wódka.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

64

background image

A Tybalt, co chcia³ zabiæ mego mê¿a,
Œmieræ poniós³; w tym pociecha. Czegó¿ p³aczê?
Ha! dosz³o moich uszu coœ gorszego
Ni¿ œmieræ Tybalta; co miê wskroœ przeszy³o.
Chêtnie bym o tym zapomnia³a, ale
To coœ wcisnê³o siê tak w moj¹ pamiêæ
Jak karygodny czyn w umys³ grzesznika.
Tybalt nie ¿yje – Romeo wygnany!
To jedno s³owo: wygnany, zabi³o
Tysi¹c Tybaltów. Œmieræ Tybalta by³a
Sama ju¿ przez siê dostatecznym ciosem;
Jeœli zaœ ciosy lubi¹ towarzystwo
I gwa³tem musz¹ mieæ za sob¹ œwitê,
Dlaczegó¿ w œlad tych s³ów: Tybalt nie ¿yje!
Nie nast¹pi³o: twój ojciec nie ¿yje
Lub matka, albo i ojciec, i matka?
¯al by³by wtenczas ca³kiem naturalny,
Lecz gdy Tybalta œmieræ ma za nastêpstwo
To przeraŸliwe: Romeo wygnany!
O, jednoczeœnie z tym wykrzykiem Tybalt,
Matka i ojciec, Romeo i Julia,
Wszyscy nie ¿yj¹. Romeo wygnany!
Z zbójczego tego wyrazu p³yn¹ca
Œmieræ nie ma granic ni miary, ni koñca
I ¿aden jêzyk nie odda boleœci,
Jak¹ to straszne s³owo w sobie mieœci.
Gdzie moja matka i ojciec?

MARTA

Przy zw³okach

Tybalta jêcz¹ i ³zy wylewaj¹.
Chcesz tam panienka iœæ, to zaprowadzê.

JULIA

Nie mnie oblewaæ ³zami jego rany:
Moich przedmiotem Romeo wygnany.
WeŸ tê drabinkê. Biedna ty plecionko!
Ty zawód dzielisz z Romea ma³¿onk¹:
Obie nas chybi³ los oczekiwany,
Bo on wygnany, Romeo wygnany!
Ty pozostajesz spuœcizn¹ ja³ow¹,
A ja w panieñskim stanie jestem wdow¹.
PójdŸ, nianiu, prowadŸ miê w ma³¿eñskie ³o¿e,
Nie m¹¿, ju¿ tylko œmieræ w nie wst¹piæ mo¿e.

MARTA

Czekaj no, pójdê sprowadziæ Romea,
By ciê pocieszy³. Wiem, gdzie on jest teraz.
Nie p³acz; u¿yjem jeszcze tych plecionek
I twój Romeo wnet przed tob¹ stanie.

JULIA

O, znajdŸ go! daj mu w zak³ad ten pierœcionek

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

65

background image

I na ostatnie proœ go po¿egnanie.

Wychodz¹.

SCENA TRZECIA

Cela Ojca Laurentego. Wchodzi Ojciec Laurenty i Romeo.

OJCIEC LAURENTY

wchodz¹c

Romeo! PójdŸ tu, pognêbiony cz³eku!
Smutek zakocha³ siê w umyœle twoim
I poœlubiony jesteœ niefortunnie.

ROMEO

Có¿ tam, cny ojcze? Jaki¿ wyrok ksiêcia?
I jaka¿ dola nieznana ma zostaæ
M¹ towarzyszk¹?

OJCIEC LAURENTY

Zbyt ju¿ oswojony

Jest mój syn drogi z takim towarzystwem,
Przynoszêæ

135

wieœci o wyroku ksiêcia.

ROMEO

Jaki¿ by móg³ byæ ³askawszy prócz œmierci?

OJCIEC LAURENTY

Z ust jego pad³o ³agodniejsze s³owo:
Wygnanie cia³a, nie œmieræ cia³a, wyrzek³.

ROMEO

Wygnanie? Zmi³uj siê, jeszcze œmieræ dodaj!
Wygnanie bowiem wygl¹da okropniej
Ni¿ œmieræ. Zaklinam ciê, nie mów: wygnanie.

OJCIEC LAURENTY

Wygnany jesteœ z obrêbu Werony.
Zbierz mêstwo, œwiat jest d³ugi i szeroki.

ROMEO

Zewn¹trz Werony nie ma, nie ma œwiata,
Tylko tortury, czyœciec, piek³o samo!
St¹d byæ wygnanym jest to byæ wygnanym
Ze œwiata; byæ zaœ wygnanym ze œwiata
Jest to œmieræ ponieœæ; wygnanie jest zatem
Œmierci¹ barwion¹. Mieni¹c œmieræ wygnaniem,
Z³otym toporem ucinasz mi g³owê,
Z uœmiechem patrz¹c na ten cios œmiertelny.

135. (przyp. edyt.) Przynoszêæ – Przynoszê ci.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

66

background image

OJCIEC LAURENTY

O ciê¿ki grzechu! O niewdziêczne serce!
B³¹d twój poci¹ga z prawa œmieræ za sob¹:
Ksi¹¿ê, ujmuj¹c siê jednak za tob¹,
Prawo ¿yczliwie usuwa na stronê
I groŸny wyraz: œmieræ – w wygnanie zmienia,
£aska to, i ty tego nie uznajesz?

ROMEO

Katusza to, nie ³aska. Tu jest niebo,
Gdzie Julia ¿yje; lada pies, kot, lada
Mysz marna, lada nikczemne stworzenie
¯yje tu w niebie, mo¿e na ni¹ patrzeæ,
Tylko Romeo nie mo¿e. Md³a mucha
Wiêcej ma mocy, wiêcej czci i szczêœcia
NiŸli Romeo; jej wolno dotykaæ
Bia³ego cudu, drogiej rêki Julii
I nieœmiertelne z ust jej kraœæ zbawienie;
Z tych ust, co pe³ne westalczej skromnoœci
Bez przerwy p³on¹ i poca³owanie Grzechem byæ s¹dz¹; mucha ma tê wolnoœæ,
Ale Romeo nie ma; on wygnany.
I mówisz, ¿e wygnanie nie jest œmierci¹?
Nie masz–li ¿adnej trucizny, ¿adnego
Ostrza, ¿adnego œrodka nag³ej œmierci,
Aby miê zabiæ, tylko ten fatalny
Wyraz – wygnanie? O ksiê¿e, z³e duchy
Wyj¹, gdy w piekle us³ysz¹ ten wyraz:
I ty masz serce, ty, œwiêty spowiednik,
Rozgrzeœca

136

grzechów i szczery przyjaciel,

Pasy drzeæ ze mnie tym s³owem: wygnanie?

OJCIEC LAURENTY

Stój, nierozumny szaleñcze, pos³uchaj!

ROMEO

Znowu mi bêdziesz prawi³ o wygnaniu.

OJCIEC LAURENTY

Dam ci broñ przeciw temu wyrazowi;
Balsamem w przeciwnoœciach – filozofia

137

;

W tej wiêc otuchê czerp bêd¹c wygnanym.

ROMEO

Wygnanym jednak! O, precz z filozofi¹!
Czy¿ filozofia zdo³a stworzyæ Juliê?
Przestawiæ miasto? Zmieniæ wyrok ksiêcia?
Nic z niej; bezsilna ona, nie mów o niej.

136. (przyp. edyt.) Rozgrzeœca – osoba rozgrzeszaj¹ca.

137. (przyp. red.) Balsamem w przeciwnoœciach – filozofia – w rozmowie ojca Laurentego i Romea Shakespeare

ironizuje na temat nadu¿ywania modnej w czasach el¿bietañskich maksymy Boecjusza, ¿e filozofia jest lekarstwem

na wszystko.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

67

background image

OJCIEC LAURENTY

Szaleni s¹ wiêc g³uchymi, jak widzê.

ROMEO

Jak maj¹ nie byæ, gdy m¹drzy nie widz¹.

OJCIEC LAURENTY

Daj–¿e mi mówiæ; przyjm s³owa rozs¹dku.

ROMEO

Nie mo¿esz mówiæ tam, gdzie nic nie czujesz.
B¹dŸ jak ja m³odym, posi¹dŸ mi³oœæ Julii,
Zaœlub j¹ tylko co, zabij Tybalta,
B¹dŸ zakochanym jak ja i wygnanym,
A wtedy bêdziesz móg³ mówiæ; o, wtedy
Bêdziesz móg³ sobie z rozpaczy rwaæ w³osy
I rzuæ siê na ziemiê, jak ja teraz,
Na grób zawczasu bior¹c sobie miarê.

rzuca siê na ziemiê
S³ychaæ ko³atanie.

OJCIEC LAURENTY

Cicho, ktoœ puka; ukryj siê, Romeo.

ROMEO

Nie; chyba para powsta³a z mych jêków,
Jak mg³a, ukryje miê przed ludzkim wzrokiem.

Ko³atanie.

OJCIEC LAURENTY

S³yszysz? pukaj¹ znowu. Kto tam? Powstañ,
Powstañ, Romeo! Chcesz byæ wziêtym? Powstañ;

Ko³atanie.

WnijdŸ do pracowni mojej. Zaraz, zaraz.
Có¿ to za upór!

Ko³atanie.

Idê, idê, któ¿ to

Tak na gwa³t puka? Sk¹d wy? Czego chcecie?

MARTA

zewn¹trz

Wpuœæcie miê, wnet siê o wszystkim dowiecie.
Julia przysy³a miê.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

68

background image

OJCIEC LAURENTY

Witaj–¿e, witaj.

Wchodzi Marta.

MARTA

O! œwi¹tobliwy ojcze, powiedz, proszê,
Gdzie jest m¹¿ mojej pani, gdzie Romeo?

OJCIEC LAURENTY

Tu, na pod³odze, ³zami upojony.

MARTA

Ach, on jest w³aœnie w stanie mojej pani,
W³aœnie w jej stanie. Nieszczêsna sympatio!
Smutne zbli¿enie! I ona tak le¿y
P³acz¹c i ³kaj¹c, szlochaj¹c i p³acz¹c.
Powstañ pan, powstañ, jeœli jesteœ mê¿em!
O, powstañ, podnieœ siê przez wzgl¹d na Juliê!
Dlaczego daæ siê przygnêbiaæ tak srodze?

ROMEO

Marto!

MARTA

Ach, panie! Wszystko na tym œwiecie
Koñczy siê œmierci¹.

ROMEO

Mówi³aœ o Julii?

Có¿ siê z ni¹ dzieje? O, pewnie miê ona
Ma za mordercê zakamienia³ego,
Kiedym móg³ naszych rozkoszy dzieciñstwo

138

Splamiæ krwi¹, jeszcze tak blisk¹ jej w³asnej.
Gdzie ona? Jak siê miewa i co mówi
Na zawód w œwie¿o b³ys³ym nam zawodzie?

MARTA

Nic, tylko szlocha i szlocha, i szlocha;
To siê na ³ó¿ko rzuca, to powstaje,
To wo³a: „Tybalt!”, to krzyczy: „Romeo!”
I znowu pada.

ROMEO

Jak gdyby to imiê

Z œmiertelnej paszczy dzia³a wystrzelone
Mia³o j¹ zabiæ, tak jak jej krewnego
Zabi³a rêka tego, co je nosi.
O! powiedz, powiedz mi, ojcze, przez litoϾ,

138. (przyp. edyt.) dzieciñstwo – tu ogólnie: wczesny okres.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

69

background image

W którym zak¹tku tej nêdznej budowy
Mieszka me imiê; powiedz, abym zburzy³
To nienawistne siedlisko. Dobywa miecza.

OJCIEC LAURENTY

Stój! Wstrzymaj

D³oñ rozpaczliw¹! czy jesteœ ty mê¿em?
Postaæ wskazuje twoja, ¿e nim jesteœ;
£zy twe niewieœcie; dzikie twoje czyny
Cechuj¹ wœciek³oœæ bezrozumn¹ zwierza.
W pozornym mê¿u ukryta niewiasto!
Zwierzu, przybrany w pozór tego dwojga!
Ty mnie w zdumienie wprawiasz. Jakem kap³an!
Myœla³em, ¿e masz wiêcej hartu w sobie.
Tybaltaœ zabi³, chcesz zabiæ sam siebie
I przez haniebny ten na siebie zamach
Zabiæ chcesz tak¿e tê, co ¿yje tob¹?
Przecz tak uw³aczasz swemu urodzeniu,
Niebu i ziemi, skoro urodzenie,
Niebo i ziemia ci siê œmiej¹? WstydŸ siê!
Krzywdzisz sw¹ postaæ, sw¹ mi³oœæ, swój rozum,
Boœ ty jak lichwiarz bogaty w to wszystko,
Ale niczego tego nie u¿ywasz
W sposób mog¹cy te dary ozdobiæ.
Kszta³tna twa postaæ jest figur¹ z wosku,
Skoro nie z mêsk¹ cnot¹ idzie w parze;
Mi³oœæ twa w gruncie czczym krzywoprzysiêstwem,
Skoro chcesz zabiæ tê, którejœ j¹ œlubi³.
Twój rozum, chluba kszta³tów i mi³oœci,
Niezrêczny w korzystaniu z tego dwojga,
Jest jak proch w ro¿ku p³ochego ¿o³nierza,
Co siê zapala z w³asnej jego winy
I razi tego, którego mia³ broniæ.
Otrz¹œ

139

siê, cz³eku! Julia twoja ¿yje;

Julia, dla której umrzeæ by³eœ gotów;
W tymeœ szczêœliwy. Tybalt chcia³ ciê zabiæ,
Tyœ jego zabi³: w tym szczêœliwyœ tak¿e.
Prawo, gro¿¹ce ci œmierci¹, zamienia
Œmieræ na wygnanie, i w tymeœ szczêœliwy.
Stosy na g³owie b³ogos³awieñstw dŸwigasz,
Szczêœcie najwabniej wdziêczy siê do ciebie,
A ty, jak dziewka zepsuta, kapryœna,
D¹sasz siê na tê szczodrotê fortuny.
Strze¿ siê, bo tacy marnie umieraj¹.
Teraz–¿e idŸ do ¿ony, jak to by³o
Wprzód umówione, i pociesz niebogê.
Pomnij wyjϾ jednak przed wart rozstawieniem;
Bo póŸniej przejœæ byœ nie móg³ do Mantui,
Gdzie masz przebywaæ tak d³ugo, a¿ znajdziem
Czas do odkrycia waszego ma³¿eñstwa,
Do pojednania waszych nieprzyjació³,
Do przeb³agania ksiêcia, na ostatek
Do sprowadzenia ciê nazad, z radoœci¹

139. (przyp. edyt.) Otrz¹œ – popr. otrz¹œnij.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

70

background image

Dziesiêciokroæ sto tysiêcy razy wiêksz¹
Ni¿ teraŸniejszy twój smutek. Waæpani,
IdŸ naprzód; pozdrów ode mnie sw¹ pani¹
I ka¿ jej nagliæ wszystkich do spoczynku,
Ku czemu ¿al ich u³atwi namowê.
Romeo przyjdzie niebawem.

MARTA

O panie!

Mog³abym ca³¹ noc staæ tu i s³uchaæ,
Co te¿ to mo¿e nauczonoœæ! Biegnê
Uprzedziæ moj¹ pani¹, ¿e pan przyjdziesz.

ROMEO

IdŸ, proœ j¹, niech siê gotuje miê zgromiæ.

MARTA

Oto pierœcionek, który mi kaza³a
Dorêczyæ panu. Œpiesz siê pan, ju¿ póŸno.

Wychodzi Marta.

ROMEO

O, jak¿e mi ten dar doda³ otuchy!

OJCIEC LAURENTY

IdŸ ju¿, dobranoc! a pamiêtaj, synu,
Wyjœæ jeszcze dzisiaj, nim zaci¹gn¹ warty,
Albo w przebraniu wyjœæ jutro o œwicie.
Osi¹dŸ w Mantui. Jeden z naszych braci
Nosiæ ci bêdzie od czasu do czasu
Zawiadomienie o ka¿dym wypadku,
Jaki na twoj¹ korzyœæ tu siê zdarzy.
Daj rêkê, póŸno ju¿, b¹dŸ zdrów, dobranoc.

ROMEO

Gdyby nie radoœæ, co miê czeka, wczesny
Ten rozdzia³ z tob¹ by³by zbyt bolesny.
¯egnam ciê, ojcze.

Wychodz¹.

SCENA CZWARTA

Pokój w domu Kapuletów. Wchodz¹ Kapulet, Pani Kapulet i Parys.

KAPULET

Tak smutny dotkn¹³ nas, panie, wypadek.
¯eœmy nie mieli czasu mówiæ z Juli¹.
Krewny nasz, Tybalt, by³ jej nader drogim,
Nam tak¿e, ale rodzim siê, by umrzeæ.
Dziœ ona ju¿ nie zejdzie, bo ju¿ póŸno.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

71

background image

Gdyby nie twoje, hrabio, odwiedziny,
Ja sam bym w ³ó¿ku by³ ju¿ od godziny.

PARYS

Pora ¿a³oby nie sprzyja zalotom;
Dobranoc, pani, poleæ mnie swej córce.

PANI KAPULET

Najchêtniej, zaraz jutro j¹ wybadam;
Na dziœ zamknê³a siê, by ¿al swój sp³akaæ.

KAPULET

Hrabio, za mi³oœæ naszego dzieciêcia
Mogê ci rêczyæ; mniemam, ¿e siê sk³oni
Do mych prze³o¿eñ, co wiêcej, nie w¹tpiê.
PójdŸ do niej, ¿ono, nim siê spaæ po³o¿ysz;
Oznajm jej cnego Parysa zamiary
I powiedz–¿e jej, uwa¿asz, i¿ w œrodê…
Zaczekaj, có¿ to dzisiaj?

PARYS

Poniedzia³ek.

KAPULET

A! poniedzia³ek! Za wczeœnie we œrodê;
Od³ó¿my to na czwartek; w ten wiêc czwartek
Zostanie ¿on¹ szlachetnego hrabi.
Bêdziesz–li gotów? Czy ci to dogadza?
Cicho siê sprawim: jeden, dwóch przyjació³…
Gdybyœmy bowiem po tak œwie¿ej stracie
Bardzo hulali, ludzie, widzisz, hrabio,
Mogliby myœleæ, ¿e za lekko bierzem
Zgon tak bliskiego krewnego; dlatego
Wezwiem przyjació³ z jakie pó³ tuzina
I na tym koniec. Có¿ mówisz na czwartek?

PARYS

Rad bym, o panie, ¿eby ju¿ by³ jutro.

KAPULET

To dobrze. B¹dŸ nam zdrów. A wiêc we czwartek.
Wst¹p–¿e do Julii, ¿ono, nim spaæ pójdziesz,
Przygotuj j¹ do œlubu. B¹dŸ zdrów, hrabio.
Œwiat³a! hej! œwiat³a do mego pokoju!
Tak ju¿ jest póŸno, ¿ebyœmy nieledwie
Mogli powiedzieæ: tak rano. Dobranoc.

Wychodz¹.

SCENA PI¥TA

Pokój Julii. Wchodz¹ Romeo i Julia.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

72

background image

JULIA

Chcesz ju¿ iœæ? Jeszcze ranek nie tak bliski,
S³owik to, a nie skowronek siê zrywa
I œpiewem przeszy³ trwo¿ne ucho twoje.
Co noc on œpiewa owdzie na ga³¹zce
Granatu, wierzaj mi, ¿e to by³ s³owik.

ROMEO

Skowronek to, ów czujny herold ranku,
Nie s³owik; widzisz te zazdrosne smugi,
Co tam na wschodzie z³oc¹ chmur krawêdzie?
Pochodnie nocy ju¿ siê wypali³y
I dzieñ siê wspina raŸnie na gór szczyty.
Chc¹c ¿yæ, iœæ muszê lub zostaj¹c – umrzeæ.

JULIA

Owo œwiate³ko nie jest œwitem; jest to
Jakiœ meteor od s³oñca wys³any,
Aby ci s³u¿y³ w noc na przewodnika
I do Mantui rozjaœni³ ci drogê,
Zostañ wiêc, nie masz potrzeby siê œpieszyæ.

ROMEO

Niech miê schwytaj¹, na œmieræ zaprowadz¹,
Rad temu bêdê, bo Julia chce tego.
Nie, ten brzask nie jest zapowiedzi¹ ranka,
To tylko blady odblask lica luny;
To nie skowronek, co owdzie piosenk¹
Bij¹c w niebiosa wznosi siê nad nami.
Wiêcej miê wzglêdów sk³ania tu pozostaæ
Ni¿ nagle odejœæ. O œmierci, przybywaj!
Chêtnie ciê przyjmê, bo Julia chce tego.
Có¿, luba? prawda, ¿e jeszcze nie dnieje?

JULIA

O, dnieje, dnieje! IdŸ, spiesz siê, uciekaj!
G³os to skowronka grzmi tak przeraŸliwie
I niestrojnymi, ostrymi dŸwiêkami
Razi me ucho. Mówi¹, ¿e skowronek
Mi³o wywodzi; z tym siê ma przeciwnie,
Bo on wywodzi nas z objêæ wzajemnych.
Skowronek, mówi¹, z obrzyd³¹ ropuch¹
Zamieni³ oczy

140

; o, rada bym teraz,

¯eby by³ tak¿e i g³os z ni¹ zamieni³,
Bo ten g³os, w smutnej rozstania potrzebie,
Dzieñ przywo³uj¹c, odwo³uje ciebie.
IdŸ ju¿, idŸ: ciemnoœæ coraz to siê zmniejsza.

140. (przyp. red.) Skowronek… ropuch¹ zamieni³ oczy – Popularne powiedzenie; wed³ug wierzeñ ludowych œpiew

skowronka zapowiada³ dzieñ, wtedy rechot ¿abi milkn¹³. Lepiej, aby Romeo mia³ oczy ¿abie i nie dostrzega³

nadejœcia dnia (Uwa¿ano tak¿e, ¿e oczy ¿abie by³y ³adniejsze od oczu skowronka.)

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

73

background image

ROMEO

A dola nasza coraz to ciemniejsza!

Wchodzi Marta.

MARTA

Pst! pst!

JULIA

Co?

MARTA

Starsza pani tu nadchodzi,

Dzieñ œwita: bacznoœæ, bo siê narazicie.

wychodzi

JULIA

O okno, wpuœæ–¿e dzieñ, a wypuœæ ¿ycie!

ROMEO

wychodz¹c przez okno

B¹dŸ zdrowa! Jeszcze jeden uœcisk krótki.

JULIA

Ju¿ idziesz; o mój drogi! mój milutki!
Muszê mieæ co dzieñ wiadomoœæ o tobie;
A ka¿da chwila równ¹ bêdzie dobie.
Zgrzybiejê licz¹c pod³ug tej rachuby,
Nim ciê zobaczê znowu, o mój luby.

ROMEO

Ilekroæ bêdê móg³, tylekroæ twojê
Drog¹ troskliwoœæ pewnie zaspokojê.

znika za oknem

JULIA

Jak myœlisz, czy siê znów ujrzymy kiedy?

ROMEO

Nie w¹tpiê o tym, najmilsza, a wtedy
Wszystkie cierpienia nasze kwiatem tkan¹
Kanw¹ do s³odkich rozmów nam siê stan¹.

JULIA

Bo¿e! przeczuwam jak¹œ ciê¿k¹ dolê;
Wydajesz mi siê teraz tam na dole
Jak trup, z którego znik³y ¿ycia œlady.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

74

background image

Czy miê wzrok myli? Jaki¿eœ ty blady!

ROMEO

I twoja tak¿e twarz jak pogrobowa.
Smutek nas trawi. B¹dŸ zdrowa! b¹dŸ zdrowa!

JULIA

odstêpuj¹c od okna

O losie! ludzie mieni¹ ciê niesta³ym;
To¿ wiêc przez zawiœæ tylko przeœladujesz
Tych, co kochaj¹ stale? B¹dŸ niesta³y,
Bo wtedy bêdê mog³a mieæ nadziejê,
¯e go nied³ugo bêdziesz zatrzymywa³
I wrócisz nazad.

PANI KAPULET

za scen¹

Julio! czyœ ju¿ wsta³a?

JULIA

Któ¿ to miê wo³a! G³os–¿e to mej matki?
Nie spa³a¿

141

ona czy wsta³a tak rano?

Jaki¿ niezwyk³y powód j¹ sprowadza?

Wchodzi Pani Kapulet.

PANI KAPULET

Jak siê masz, Julciu?

JULIA

Niedobrze mi, matko!

PANI KAPULET

Wci¹¿ jeszcze p³aczesz nad strat¹ Tybalta?
Chcesz–¿e go ³zami dobyæ z grobu? Choæbyœ
Dopiê³a tego, wskrzesiæ go nie zdo³asz.
Przestañ wiêc; pewien ¿al mo¿e dowodziæ
Wielkiej mi³oœci, ale wielkoœæ ¿alu
Dowodzi pewnej p³ytkoœci pojêcia.

JULIA

Trudno na tak¹ stratê nie byæ czu³¹.

PANI KAPULET

Tak, ale p³acz¹c czujesz tylko stratê,
Nie tego, po kim p³aczesz, moje dziecko.

141. (przyp. edyt.) spa³a¿ – skrócone: spa³a ¿e; czy spa³a.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

75

background image

JULIA

Tak czuj¹c stratê, mogê tylko p³akaæ.

PANI KAPULET

Przyznaj siê jednak, ¿e nie tyle p³aczesz
Nad jego œmierci¹, jako raczej nad tym,
¯e jeszcze ¿yje ten ³otr, co go zabi³.

JULIA

Jaki ³otr, pani?

PANI KAPULET

Ten ci ³otr Romeo.

JULIA

na stronie

On i ³otr ¿yj¹ daleko od siebie.

g³oœno

Przebacz mu, Bo¿e, tak jak ja przebaczam,
A przecie¿ nie ma na œwiecie cz³owieka,
Który by bardziej ciê¿y³ mi na sercu.

PANI KAPULET

¯e mimo swoich niecnot jeszcze ¿yje.

JULIA

¯e go nie mogê dosi¹c tym ramieniem,
Rada bym sama móc siê na nim zemœciæ.

PANI KAPULET

Dozna on zemsty; nie troszcz siê i nie p³acz,
Zlecê ja pewnej osobie w Mantui,
Gdzie ten wygnany renegat siê schroni³,
Daæ mu traktament

142

tak zniewalaj¹cy,

¯e wnet pospieszy za Tybaltem.Wtedy
Bêdziesz, spodziewam siê, zaspokojona.

JULIA

Nie zaspokoi mnie Romeo nigdy,
Dopóki tylko ¿yæ bêdzie; tak silnie
Boleœæ po krewnym rozj¹trza mi serce.
O pani, jeœli tylko znajdziesz kogo,
Co siê podejmie podaæ mu truciznê,
Ja j¹ przyrz¹dzê, by po jej wypiciu
Romeo zasn¹æ móg³ jak najspokojniej.
Jak¿e miê korci s³yszeæ jego imiê
I nie móc zaraz dostaæ siê do niego,

142. (przyp. red.) traktament – poczêstunek; tu chodzi o truciznê.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

76

background image

By przywi¹zaniu memu do Tybalta
Daæ odwet na tym, co go zamordowa³.

PANI KAPULET

ZnajdŸ ty sposoby, ja znajdê cz³owieka,
Teraz–¿e mam ci udzieliæ, dziewczyno,
Weso³ych nowin.

JULIA

Weso³e nowiny

Po¿¹danymi s¹ w tak smutnych czasach.
Jaka¿ tych nowin treœæ, kochana matko?

PANI KAPULET

Masz troskliwego ojca, moje dzieciê;
On to, a¿eby smutek twój rozproszyæ,
Umyœli³ i wyznaczy³ dzieñ na radoœæ
Tak dla ciê, jak i dla mnie niespodzian¹.

JULIA

Có¿ to za radoœæ, matko? mogê¿

143

wiedzieæ?

PANI KAPULET

Ta, a nie inna, ¿e w ten czwartek z rana
Piêkny, szlachetny, m³ody hrabia Parys
Ma ciê uczyniæ szczêœliw¹ ma³¿onk¹
W Œwiêtego Piotra koœciele.

JULIA

Na koœció³

Œwiêtego Piotra i Piotra samego!
Nigdy on, nigdy tego nie uczyni!
Zdumiewa miê ten poœpiech. Mam iœæ za m¹¿,
Nim ten, co moim ma byæ mê¿em, zacz¹³
Staraæ siê o mnie, nim mi siê da³ poznaæ?
Proszê ciê, matko, powiedz memu ojcu,
¯e jeszcze nie chcê iœæ za m¹¿, a gdybym
Koniecznie mia³a iœæ, to bym wola³a
Pójœæ za Romea, który, jak wiesz dobrze,
Jest mi z ca³ego serca nienawistny,
Ni¿ za Parysa. Ha! to mi nowina!

Wchodzi Kapulet i Marta.

PANI KAPULET

Oto twój ojciec, powiedz mu to sama;
Zobaczym, jak on przyjmie tw¹ odpowiedŸ.

143. (przyp. edyt.) mogê¿ – mogꖿe; czy mogê.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

77

background image

KAPULET

Kiedy dzieñ kona, niebo spuszcza rosê;
Ale po skonie naszego krewnego
Pada ulewny deszcz. Có¿ to, dziewczyno?
Czy jesteœ cebrem? Ci¹gle jeszcze we ³zach?
Ci¹g³e wezbranie? W ma³ej swej istocie
Przedstawiasz obraz ³odzi, morza, wiatru:
Bo twoje oczy, jakby morze, ci¹gle
Faluj¹ ³zami: biedne twoje cia³o
Jak ³ódŸ ¿egluje po tych s³onych falach.
Wiatrem na koniec s¹ westchnienia twoje,
Które ze ³zami walcz¹c, a ³zy z nimi,
Je¿eli nag³a nie nast¹pi cisza,
Strzaskaj¹ twoj¹ ³ódkê. I có¿, ¿ono?
Czyœ jej zamiary nasze objawi³a?

PANI KAPULET

Tak, ale nie chce i dziêkuje za nie,
Bodajby by³a z grobem zaœlubiona!

KAPULET

Co? Jak to? Nie chce? Nie chce? Nie chce, mówisz?
Nie jest nam wdziêczna? Nie pyszni siê z tego?
Nie poczytuje sobie za szczyt szczêœcia,
Niegodna, ¿eœmy jej najgodniejszego
Z weroñskich ch³opców wybrali na mê¿a?

JULIA

Nie pysznam z tego, alem wdziêczna za to
Pyszna, zaiste, nie mogê byæ z tego,
Co nienawidzê; lecz wdziêczna byæ winnam
I za nienawiœæ w postaci mi³oœci.

KAPULET

Có¿ to znów? có¿ to? Logika w spódnicy!
Pysznam i wdziêcznam, i zasiê nie wdziêcznam,
Jednak nie pysznam! S³uchaj, œwidrzyg³ówko

144

,

Nie dziêkuj wdziêcznie ni siê pyszñ z niepyszna,
Lecz zbierz swe sprytne klepki na ten czwartek,
By pójœæ z Parysem do Œwiêtego Piotra,
Albo ciê ka¿ê zawlec tam na smyczy.
Rozumiesz? ty blednico

145

, ty t³umoku;

Lalko ³ojowa

146

!

PANI KAPULET

WstydŸ siê! czyœ oszala³?

144. (przyp. red.) œwidrzyg³ówko – w oryg. chop–logic odpowiednik polskiego: ja jedno s³owo, a ona dziesiêæ.

145. (przyp. red.) blednico… – Julia ma bia³¹ ze smutku twarz.

146. (przyp. red.) ³ojek – bielid³o, maœæ do twarzy.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

78

background image

JULIA

B³agam ciê, ojcze, na klêczkach ciê b³agam,
Pozwól powiedzieæ sobie tylko s³owo.

KAPULET

Precz, wszetecznico! dziewko niepos³uszna!
Ja ci powiadam: gotuj siê w ten czwartek
Iœæ do koœcio³a lub nigdy, przenigdy
Na oczy mi siê wiêcej nie pokazuj.
Nic nie mów ani piœnij, ani trunij:
Palce miê œwierzbi¹. Myœleliœmy, ¿ono,
¯e nas za sk¹po Bóg pob³ogos³awi³
Daj¹c nam jedno dziecko; teraz widzê,
¯e i to jedno jest jednym za wiele
I ¿e w niej mamy bicz bo¿y. Precz, plucho

147

!

Cyganko

148

jakaœ!

MARTA

B³ogos³aw jej Bo¿e!

Jegomoœæ grzeszy, tak fukaj¹c na ni¹.

KAPULET

Doprawdy! Czy tak s¹dzi wasza m¹droœæ?
IdŸ–¿e pytlowaæ gêb¹ z kumoszkami.

MARTA

Nie mówiê bluŸnierstw.

KAPULET

Terefere kuku!

MARTA

Czy¿ mówiæ zbrodnia?

KAPULET

Milcz, stara trajkotko!
Schowaj swój rozum na babskie sejmiki.
Tu niepotrzebny.

PANI KAPULET

Za gor¹cy jesteœ.

KAPULET

Na mi³oœæ bosk¹, to trzeba oszaleæ!
W dzieñ, w noc, wieczorem, rano, w domu, w mieœcie,
Sam, w towarzystwie, we œnie i na jawie
Ci¹gle i ci¹gle ot, rozmyœlam tylko

147. (przyp. red.) plucho – fl¹dro, brudasie.

148. (przyp. red.) Cyganko – w znaczeniu stereotypu: oszukanico.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

79

background image

O jej zamêœciu; i teraz, gdym znalaz³
Dlañ oblubieñca ksi¹¿êcego rodu,
Pana rozleg³ych maj¹tków, m³odego,
Ukszta³conego, uposa¿onego
Dokolusieñka, jak mówi¹, w przymioty,
Jakich siê mo¿e od mê¿czyzny ¿¹daæ;
Trzeba, a¿eby mi jedna smarkata,
Mazgajowata gêœ odpowiedzia³a:
Nie chcê iœæ za m¹¿, nie mogê pokochaæ,
Jestem za m³oda, wybaczcie mi, proszê.
Nie chcesz iœæ za m¹¿? a to nie idŸ, zgoda,
Ale mi nie w³aŸ w oczy; ¿eruj sobie,
Gdzie tylko zechcesz, byle nie w mym domu.
Zwa¿ to, pamiêtaj, nie zwyk³ym ¿artowaæ.
Czwartek za pasem; przy³ó¿ d³oñ do serca;
Namyœl siê dobrze; bêdziesz–li powolna

149

,

Znajdziesz dobrego we mnie przyjaciela,
A nie, to marniej, ¿ebrz, jêcz, mrzej pod p³otem;
Bo jak Bóg w niebie, nigdy ciê nie uznam
Za moje dziecko i z mojego mienia
Nawet ŸdŸb³o nigdy ci siê nie oberwie.
Mo¿esz siê na to spuœciæ, jestem s³owny.

wychodzi

JULIA

Nie masz litoœci w niebie, która widzi
Ca³¹ g³êbokoœæ mojego cierpienia?
Ty miê przynajmniej nie odpychaj, matko!
Zwlecz to ma³¿eñstwo na miesi¹c, na tydzieñ
Albo mi poœciel oblubieñcze ³o¿e
W tym¿e grobowcu, w którym Tybalt le¿y.

PANI KAPULET

Nie mów nic do mnie, nic ci nie odpowiem;
Rób, co chcesz, wszystko mi to obojêtne.

wychodzi

JULIA

O Bo¿e! O ty, moja karmicielko!
PoradŸ mi, powiedz, jak temu zaradziæ?
Mój m¹¿ na ziemi, moja wiara w niebie;
Jak¿e¿ ta wiara ma na ziemiê wróciæ,
Nim mój m¹¿ sam mi j¹ powróci z nieba
Po opuszczeniu ziemi? Daj mi radê.
Niestety! ¯e te¿ nieba mog¹ nêkaæ
Tak md³¹ istotê jak ja! Nic nie mówisz?
Nie masz–¿e ¿adnej pociechy, ¿adnego
Na to lekarstwa?

149. (przyp. edyt.) powolna – tu: pos³uszna, podporz¹dkowana czyjejœ woli.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

80

background image

MARTA

Mam–ci, a to takie:

Romeo na wygnaniu i o wszystko
Mo¿na iœæ w zak³ad, ¿e ciê ju¿ nie przyjdzie
Nagabaæ wiêcej, chybaby ukradkiem.
Poniewa¿ tedy rzecz tak stoi, s¹dzê,
¯e nic lepszego nie masz do zrobienia
Jak pójœæ za hrabiê. Dalipan, to wcale,
Co siê nazywa, przystojny mê¿czyzna.
Romeo ko³ek przy nim; orze³, pani,
Nie ma tak piêknych, ¿ywych, bystrych oczu
Jak Parys. Nazwij miê hetk¹-pêtelk¹,
Jeœli nie bêdziesz z kretesem szczêœliwa
W tym nowym stadle, bo ono jest stokroæ
Lepsze ni¿ pierwsze; a choæby nie by³o,
To i tak tamten pierwszy ju¿ nie ¿yje;
Tak jakby nie ¿y³; przynajmniej dla ciebie,
Skoro, choæ ¿yje, nie masz zeñ po¿ytku.

JULIA

Czy z serca mówisz?

MARTA

Ba, i z duszy ca³ej!

Jeœli nie z serca i nie z duszy, to je
Przeklnij oboje.

JULIA

Amen!

MARTA

Na co amen?

JULIA

Bardzoœ mi przez to doda³a otuchy,
IdŸ–¿e i powiedz teraz mojej matce,
¯e, naraziwszy siê na gniew rodzica,
Posz³am do celi ojca Laurentego
Odprawiæ spowiedŸ i wzi¹æ rozgrzeszenie.

MARTA

O, idê! to mi piêknie i roztropnie.

wychodzi

JULIA

Stara niecnoto! Zdradziecki szatanie!
Có¿ jest niegodniej, có¿ jest wiêkszym grzechem:
Czy tak miê kusiæ do krzywoprzysiêstwa?
Czy l¿yæ ma³¿onka mego tymi¿ usty,
Którymi tyle razy go pod niebo

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

81

background image

Wznosi³aœ chwal¹c? Precz, uwodzicielko!
Serce me odt¹d zamkniête dla ciebie.
Pójdê poprosiæ ojca Laurentego,
By mi da³ radê, a jeœli ¿adnego
Na tê przeciwnoœæ nie bêdzie sposobu,
Znajdê moc w sobie wst¹pienia do grobu.

wychodzi

AKT CZWARTY

SCENA PIERWSZA

Cela Ojca Laurentego. Ojciec Laurenty i Parys.

OJCIEC LAURENTY

W ten czwartek zatem? To bardzo poœpiesznie.

PARYS

Mój teœæ, Kapulet, ¿yczy sobie tego;
A ja powodu nie mam, by odwlekaæ.

OJCIEC LAURENTY

Nie znasz pan, mówisz, uczuæ swojej przysz³ej;
Krzywa to droga, ja takich nie lubiê.

PARYS

Bez miary p³acze nad œmierci¹ Tybalta,
Ma³om jej przeto mówi³

150

o mi³oœci,

Bo Wenus w domu ³ez siê nie uœmiecha.
Ojciec jej, maj¹c to za niebezpieczne,
¯e siê tak bardzo poddaje ¿alowi,
W m¹droœci swojej przyœpiesza nasz zwi¹zek,
By zatamowaæ Ÿród³o tych ³ez, które
W odosobnieniu ciek¹ za obficie.
A w towarzystwie prêdzej mog¹ ustaæ.
Znasz teraz, ojcze, powód tej nag³oœci.

OJCIEC LAURENTY

na stronie

Obym móg³ nie znaæ powodów do zw³oki!

g³oœno

Patrz, hrabio, oto twa przysz³a nadchodzi.

Wchodzi Julia.

PARYS

Szczêsny traf dla mnie, piêkna przysz³a ¿ono!

150. (przyp. edyt.) Ma³om (…) – Ma³o mówi³em; przyk³ad ruchomoœci koñcówek fleksyjnych czasowników.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

82

background image

JULIA

Byæ mo¿e, przysz³oœæ jest nieodgadniona.

PARYS

To „mo¿e” ma byæ ju¿ w ten czwartek z rana.

JULIA

Co ma byæ, bêdzie.

OJCIEC LAURENTY

Prawda to zbyt znana.

PARYS

Przysz³aœ siê, pani, spowiadaæ przed ojcem?

JULIA

Mówi¹c to, panu bym siê spowiada³a.

PARYS

Nie zaprzecz przed nim, pani, ¿e miê kochasz.

JULIA

¯e jego kocham, to wyznam i panu.

PARYS

Wyznasz mi tak¿e, tuszê, ¿e mnie kochasz.

JULIA

Gdyby tak by³o, wiêksz¹ by to mia³o
Wartoœæ wyznane z daleka ni¿ w oczy.

PARYS

Biedna! ³zy bardzo twarz tw¹ oszpeci³y.

JULIA

Niewielkie przez to odnios³y zwyciêstwo;
Dosyæ ju¿ by³a uboga przed nimi.

PARYS

Tym s³owem bardziej j¹ krzywdzisz ni¿ ³zami.

JULIA

Nie jest to krzywda, panie, ale prawda,
I w oczy sobie j¹ mówiê.

PARYS

Twarz twoja

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

83

background image

Do mnie nale¿y, a ty jej uw³aczasz.

JULIA

Nie przeczê; moja bowiem by³a inna.
Masz–li czas teraz, mój ojcze duchowny,
Czyli te¿ mam przyjœæ wieczór po nieszporach?

OJCIEC LAURENTY

Nie brak mi teraz czasu, smêtne dzieciê.
Racz, panie hrabio, zostawiæ nas samych.

PARYS

Niech miê Bóg broni œwiêtym obowi¹zkom
Staæ na przeszkodzie! Julio, w czwartek z rana
Przyjdê ciê zbudziæ. B¹dŸ zdrowa tymczasem
I przyjm pobo¿ne to poca³owanie.

wychodzi

JULIA

O! zamknij, ojcze, drzwi; a jak je zamkniesz,
PrzyjdŸ p³akaæ ze mn¹. Nie ma ju¿ nadziei!
Nie ma ratunku! Nie ma ocalenia!

OJCIEC LAURENTY

Ach, Julio! Znam tw¹ boleœæ; mnie samego
Nabawia ona prawie odurzenia,
S³ysza³em, i nic tego nie odwlecze,
¯e w przysz³y czwartek wzi¹æ masz œlub z tym hrabi¹

JULIA

Nie mów mi, ojcze, ¿e o tym s³ysza³eœ;
Chyba, ¿e powiesz, jak tego unikn¹æ,
Je¿eli w swojej m¹droœci nie znajdziesz
¯adnego na to œrodka, to przynajmniej
Postanowienie moje nazwij m¹drym,
A w tym sztylecie zaraz znajdê œrodek.
Bóg z³¹czy³ moje i Romea rêce,
Ty nasze d³onie; i nim ta d³oñ, œwiêt¹
Pieczêci¹ twoj¹ z Romeem spojona,
Inny akt stwierdzi, nim to wierne serce
W zdradzieckim buncie odda siê innemu,
To ostrze zada œmieræ sercu i d³oni.
Daj mi wiêc jak¹ radê, zaczerpniêt¹
Z d³ugoletniego doœwiadczenia twego,
Albo b¹dŸ œwiadkiem, jak ten nó¿ rozstrzygnie
Sprawê pomiêdzy mn¹ a moim losem,
Wnet zaradzaj¹c temu, czego ani
Wiek, ani rozum nie móg³ doprowadziæ
Do rozwi¹zania zgodnego z honorem.
Mów prêdko; pilno mi wst¹piæ do grobu,
Jeœli mi powiesz, ¿e nie ma sposobu.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

84

background image

OJCIEC LAURENTY

Stój, córko! Mam ja w myœli pewien œrodek,
Wymagaj¹cy równie rozpaczliwej
Determinacji, jak jest rozpaczliwe
To, czemu chcemy zapobiec. Je¿eli,
Dla unikniêcia ma³¿eñstwa z Parysem,
Masz si³ê woli odj¹æ sobie ¿ycie,
To siê odwa¿ysz snadŸ na coœ takiego,
Co bêd¹c tylko podobnym do œmierci
Uwolni ciê od hañby, jakiej chcia³aœ
Ujœæ przez zadanie jej sobie naprawdê.
Masz–li odwagê, toæ wska¿ê ten œrodek.

JULIA

O! ka¿ mi, zamiast byæ ¿on¹ Parysa,
Skoczyæ ze szczytu wie¿y; w rozbójniczych
Goœciæ jaskiniach, w legowiskach wê¿ów,
Zamknij miê w jedn¹ klatkê z niedŸwiedziami
Albo miê wepchnij noc¹ do kostnicy,
Zewsz¹d pokrytej szcz¹tkami szkieletów,
Poczernia³ymi koœæmi i czaszkami,
Ka¿ mi wejœæ ¿ywcem w grób œwie¿o kopany
I w jeden ca³un z trupem siê obwin¹æ;
Wszystko to dawniej dreszcz budzi³o we mnie,
Ale bez trwogi uczyniê to zaraz,
Bylebym tylko pozosta³a czyst¹
Ma³¿onk¹ mego lubego kochanka.

OJCIEC LAURENTY

S³uchaj wiêc; idŸ do domu, b¹dŸ weso³a,
Przystañ na zwi¹zek z hrabi¹. Jutro œroda;
Staraj siê jutro na noc zostaæ sama,
Niech Marta nie œpi ten raz w twym pokoju.
Masz tu flaszeczkê; weŸmiesz j¹ do ³ó¿ka
I filtrowany likwor ten wypijesz;
A wnet po wszystkich ¿y³ach ciê przebiegnie
Usypiaj¹cy dreszcz, który ow³adnie
Wszelk¹ ¿ywotn¹ funkcj¹; wszystkie pulsa
Wstrzymaj¹ w tobie swe zwyczajne bicie;
Ni dech, ni ciep³o nie wska¿e, ¿e ¿yjesz.
Ró¿e ust twoich i policzków zbledn¹
Jak popió³; oczu zas³ony zapadn¹,
Jak gdy d³oñ œmierci zakrywa dzieñ ¿ycia;
Ka¿dy twój cz³onek pozbawiony w³adzy
Zdrêtwieje, stêgnie

151

, zziêbnie jak u trupa.

I w tym pozornym stanie nag³ej œmierci
Zostawaæ bêdziesz czterdzieœci dwie godzin,
Wtedy siê ockniesz jak ze snu b³ogiego.
Gdy wiêc nazajutrz z rana narzeczony
Przyjdzie ciê zbudziæ, znajdzie ciê umar³¹;
Po czym, jak ka¿e zwyczaj, przystrojona

151. (przyp. edyt.) stêgnie – zastygnie, zesztywnieje.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

85

background image

W godowe szaty, w ods³oniêtej trumnie,
Z³o¿on¹ bêdziesz pod owym sklepieniem,
Gdzie le¿¹ wszyscy ze krwi Kapuletów.
Uwiadomiony tymczasem przeze mnie
O naszym planie, Romeo przybêdzie;
Wraz ze mn¹ czekaæ bêdzie w owym lochu
Na twe ocknienie i tej samej nocy
Uprowadzi ciê skrycie do Mantui.
To ciê uchroni od hañby gro¿¹cej;
Jeœli brak woli lub niewieœcia bojaŸñ
Od wykonania tego ciê nie wstrzyma.

JULIA

O, daj mi, daj mi! nie mów o bojaŸni!

OJCIEC LAURENTY

Masz, idŸ, b¹dŸ niewzruszona i szczêœliwa
W tym przedsiêwziêciu! Wyprawiê natychmiast
Jednego z naszych braci do Mantui
Z listem do twego mê¿a.

JULIA

O nadziejo!

Ty mi b¹dŸ bodŸcem, a has³em Romeo!
B¹dŸ zdrów, mój ojcze!

odchodzi

SCENA DRUGA

Pokój w domu Kapuletów. Wchodz¹ Kapulet, Pani Kapulet, Marta i s³udzy.

KAPULET

do S³u¿¹cego
Proœ te osoby, co tu s¹ spisane.
S³u¿¹cy wychodzi.
A waœæ dwudziestu bieg³ych zbierz kucharzy.

DRUGI S£U¯¥CY

Nie bêdzie z³y ani jeden, jaœnie panie, bo siê przekonam wprzód o ka¿dym, czy umie sobie
oblizywaæ palce.

KAPULET

A to na co?

DRUGI S£U¯¥CY

Z³y to kucharz, jaœnie panie, co nie oblizuje sobie palców

152

, o którym siê wiêc przekonam, ¿e

tego nie umie, tego nie sprowadzê.

KAPULET

Ruszaj!

152. (przyp. red.) Z³y to kucharz… – popularne powiedzenie o kucharzu, który dobrze gotuje; por. polskie: palce

lizaæ.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

86

background image

Wychodzi S³u¿¹cy.

W¹tpiê, czy wszystko na czas wygotujem.
Bodaj ciê! Prawda¿ to, ¿e Julia posz³a
Do ojca Laurentego?

MARTA

Posz³a, panie.

KAPULET

To dobrze; mo¿e on co dla niej wskóra.
Ciêta, uparta to skóra na buty.

Wchodzi Julia.

MARTA

Patrz pan, jak raŸnie wraca od spowiedzi.

KAPULET

No, sekutnico, gdzie ¿eœ to bywa³a?

JULIA

Gdzie miê ¿a³owaæ nauczono, panie,
Za grzech uporu i niepos³uszeñstwa
Naprzeciw woli twojej. Œwi¹tobliwy
Kap³an Laurenty kaza³ mi siê rzuciæ
Do twych nóg i o przebaczenie prosiæ.
Przebacz mi, ojcze! bêdê ju¿ uleg³a.

KAPULET

Niech tam kto pójdzie prosiæ pana hrabiê:
Jutro mieæ muszê spleciony ten wêze³.

JULIA

Spotka³am hrabiê w celi Laurentego
I okaza³am mu mi³oœæ, jak mog³am,
Nie przekraczaj¹c granicy skromnoœci.

KAPULET

To co innego; tak, to dobrze, powstañ;
Tak byæ powinno, tak córce przystoi.
Prosiæ tu hrabiê, ¿eby przyszed³ zaraz.
Dalipan, œwiêty to cz³ek z tego mnicha;
S³usznie mu ca³e miasto czeœæ oddaje.

JULIA

Marto, pójdŸ ze mn¹ do mego pokoju.
Wszak mi pomo¿esz przymierzyæ przyborów,
Jakie na jutro uznasz za stosowne?

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

87

background image

PANI KAPULET

Po co dziœ? jutro bêdzie dosyæ czasu.

KAPULET

IdŸ z ni¹, idŸ, jutro pójdziem do koœcio³a.

Julia z Mart¹ wychodzi.

PANI KAPULET

Nie wiem, czy zd¹¿ym z przygotowaniami;
Ju¿ wieczór.

KAPULET

Nie troszcz siê; dojrzê wszystkiego

I wszystko bêdzie dobrze, za to rêczê.
IdŸ do Juleczki, pomó¿ jej siê przebraæ.
Ja siê tej nocy nie po³o¿ê; bêdê
Na ten raz pe³ni³ urz¹d gospodyni.
Hej, s³u¿ba! Có¿ to? wszyscy siê rozeszli?
Mniejsza z tym, pójdê sam hrabiê uprzedziæ
O zasz³ej zmianie. Lekko mi na sercu,
¯e siê ten kozio³ przecie opamiêta³.

Wychodz¹.

SCENA TRZECIA

Pokój Julii. Wchodzi Julia i Marta.

JULIA

Tak, ten strój wezmê. Ale, z³ota nianiu,
Proszê ciê, zostaw miê na tê noc sam¹,
Bo du¿o muszê pacierzy odmówiæ
Dla uproszenia sobie wzglêdów niebios
Nad moim stanem, jak wiesz, pe³nym grzechu.

Wchodzi Pani Kapulet.

PANI KAPULET

Takeœ zajêta? Mam–¿e ci dopomóc?

JULIA

Nie, pani; ju¿eœmy we dwie wybra³y,
Co mi na jutro mo¿e byæ potrzebne.
Pozwól, bym teraz sama pozosta³a,
I niechaj Marta spêdzi tê noc z tob¹.
Pewnam, ¿e wszyscy macie doœæ roboty
Przy tym tak nag³ym obchodzie.

PANI KAPULET

Dobranoc!

Po³ó¿ siê, spocznij; potrzebujesz tego.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

88

background image

Wychodz¹ Pani Kapulet i Marta.

JULIA

Dobranoc! Bóg wie, kiedy siê zobaczym.
Zimny dreszcz trwogi na wskroœ miê przejmuje
I jakby mrozi we mnie ciep³o ¿ycia.
Zawo³am na nie, by mnie pokrzepi³y;
Nianiu! I po có¿ tu ona? Straszliwy
Ten czyn wymaga w³aœnie samotnoœci.
Ha! pójdŸ, flakonie!
Gdyby jednak¿e ten p³yn nie skutkowa³?
Mia³a¿bym gwa³tem z hrabi¹ byæ z³¹czona?
Nie, nie, ucieczka w tym: le¿ tu w odwodzie.

k³adzie na stole sztylet

153

A gdyby te¿ to mia³a byæ trucizna,
Któr¹ mi ksi¹dz ten zrêcznie œmieræ chce zadaæ,
By ujœæ zarzutu, ¿e da³ œlub kobiecie,
Któr¹ ju¿ pierwej zaœlubi³ z kim innym?
To by byæ mog³o; ale nie, tak nie jest,
Bo jego œwiêtoœæ jest wypróbowana,
I nawet myœli tej nie chcê przypuszczaæ.
Lecz gdybym w grobie siê ocknê³a pierwej,
Nim miê Romeo przyjdzie oswobodziæ?
To by³oby okropnie!
Nie udusi³a¿bym siê wœród tych sklepieñ,
Gdzie nigdy zdrowe nie wnika powietrze,
I nie umar³a¿bym wprzód, nim Romeo
Przyjdzie na pomoc? A choæbym i ¿y³a,
Czyli¿by straszny wp³yw nocy i œmierci,
Któr¹ doko³a bêdê otoczona,
Obok wra¿enia, jakie sprawiæ musi
Sama¿ miejscowoœæ tego sklepionego
Staro¿ytnego lochu, w którym koœci
Zmar³ych mych przodków od lat niepamiêtnych
Nagromadzone le¿¹, kêdy œwie¿o
Z³o¿ony Tybalt gnije pod ca³unem;
I kêdy noc¹, o pewnych godzinach,
Duchy, jak mówi¹ odbywaj¹ schadzki;
Niestety! czyli¿by prawdopodobnie
To wszystko, gdybym wczeœniej siê ocknê³a,
A potem zapach trupi, krzyk podobny
Do tego, jaki wydaje ów korzeñ
Ziela pokrzyku

154

, gdy siê go wyrywa,

Krzyk wprawiaj¹cy ludzi w ob³¹kanie

155

,

Czyli¿by wszystko to, w razie ocknienia
Nie pomiesza³o mi zmys³ów? Czyli¿bym
Po szalonemu nie igra³a wtedy

153. (przyp. red.) K³adzie… sztylet – w tamtych czasach kobiety nosi³y przy sobie albo sztylet, albo nó¿.

154. (przyp. red.) pokrzyk – mandragora; to roœlina o dzia³aniu usypiaj¹cym.

155. (przyp. red.) Wg starych wierzeñ korzeñ pokrzyku (w kszta³cie cz³owieka) wyrwany z ziemi krzyczy tak

przeraŸliwie, ¿e ludzie s³ysz¹cy jego wrzaski wpadaj¹ w ob³êd.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

89

background image

Z koœæmi mych przodków? nie posz³a siê pieœciæ
Z trupem Tybalta? i w tym rozstrojeniu
Nie rozbi³a¿bym sobie rozpaczliwie
G³owy piszczel¹ którego z pradziadów
Jak pa³k¹? Patrzcie! patrzcie! zdaje mi siê,
¯e duch Tybalta widzê œcigaj¹cy
Romea za to, ¿e go wygna³ z cia³a.
Stój! stój, Tybalcie!

przytyka flakon do ust

Do ciebie, mój luby,

Spe³niam ten toast zbawienia lub zguby.

Wypija napój i rzuca siê na ³ó¿ko.

SCENA CZWARTA

Sala w domu Kapuletów. Wchodz¹ Pani Kapulet i Marta.

PANI KAPULET

WeŸ te pó³miski i wydaj korzenie.

MARTA

Piekarz o pigwy wo³a i daktyle.

Wchodzi Kapulet.

KAPULET

Œpieszcie siê, œpieszcie! Ju¿ drugi kur zapia³;
Poranny dzwonek ozwa³ siê: to trzecia

156

,

Dojrzyj ciast, moja Marto, nie szczêdŸ przypraw.

MARTA

Co to za wœcibstwo

157

? IdŸ–¿e siê pan przespaæ.

Dalipan, jutro siê nam rozchorujesz
Z tego niewczasu.

KAPULET

Ani krzty! Do licha!

Nie wysypia³em siê dla spraw mniej wa¿nych,
A przecie¿ nigdy nie zachorowa³em.

PANI KAPULET

Wiem ci ja dobrze, wiem, umia³ jegomoœæ
Swojego czasu myszkowaæ; lecz teraz
Ja czuwam nad tym, abyœ pan nie czuwa³.

Wychodz¹ Pani Kapulet i Marta.

156. (przyp. red.) Poranny dzwonek – mowa o curfew–bell, czyli dzwonie, który o 8 lub 9 wieczorem wzywa³

do gaszenia ognia i dzwoni³ ponownie o czwartej rano, zezwalaj¹c na rozpalenie ognia. Czwarta by³a bardziej

zwyczajow¹ godzin¹ ni¿ trzecia.

157. (przyp. red.) wœcibstwo – w oryg. cot–quean, babski król, mê¿czyzna mieszaj¹cy siê do domowego gospodarstwa.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

90

background image

KAPULET

Zazdrosna sztuka!

Wchodz¹ s³udzy z ro¿nami, koszami i drzewem.

Hej! co tam niesiecie?

PIERWSZY S£UGA

Rzeczy do kuchni, ale nie wiem jakie.

KAPULET

Œpiesz siê.

Wychodzi S³u¿¹cy.

IdŸ, wasze, suchszych szczap nar¹baæ;

Piotr ci kloc wska¿e po temu.

DRUGI S£UGA

Je¿eli

O kloca idzie, to doϾ mnie samego;
Nie potrzebujê siê zwracaæ do Piotra.

wychodzi

KAPULET

Masz s³usznoœæ; ¿ywo! Weso³e ladaco!
Sam bêdziesz klocem. Dalipan, ju¿ dnieje
I hrabia bêdzie tu zaraz z muzyk¹.
Tak przyrzek³.

S³ychaæ muzykê.

Otó¿ idzie; ju¿ go s³ychaæ.

Hej! ¯ono! Marto! ChodŸcie tu! Hej! Marto!

Wchodzi Marta.

IdŸ, obudŸ Julkê, ubierz j¹ co ¿ywo.
Ja pogawêdzê tymczasem z Parysem.
Œpiesz siê, nie marudŸ; pan m³ody ju¿ przyszed³.
Co tchu siê zwijaj.

wychodzi

SCENA PI¥TA

Pokój Julii. Julia w ³ó¿ku. Wchodzi Marta.

MARTA

Panienko! Julciu! Jak siê to zaspa³o!
Wstawaj go³¹bku! Wstawaj! WstydŸ siê, œpiochu!
Panienko! duszko! rybko! Ani mrumru!
Chcesz, widzê, wyspaæ siê za ca³y tydzieñ.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

91

background image

Jakbyœ wiedzia³a, ¿e ci hrabia Parys
Nastêpnej nocy nie da oka zmru¿yæ.
Odpuœæ mi, Panie, amen! Jak œpi smacznie!
Muszê j¹ jednak zbudziæ. Julciu! Julciu!
Niech no ciê hrabia Parys tak zastanie,
To siê dopiero zerwiesz. Có¿ to? w sukni?
Ju¿eœ ubrana i znów siê pok³ad³aœ?
Dosyæ ju¿ tego! Julciu! Panno Julio! -
Ha! przez Bóg ¿ywy! Na pomoc! na pomoc!
Ona nie ¿yje! O, ja nieszczêœliwa!
Po co mi by³o siê rodziæ? Na pomoc!
Choæ trochê akwawity! Panie! Pani!

Wchodzi Pani Kapulet.

PANI KAPULET

Co za ha³as?

MARTA

O dniu niefortunny!

PANI KAPULET

Mów, co siê sta³o?

MARTA

Patrz, pani.

PANI KAPULET

O nieba!

O moje dzieciê! o moja pociecho!
Wstañ! od¿yj albo umrê razem z tob¹!
Na pomoc! wo³aj pomocy!

Wchodzi Kapulet.

KAPULET

Co za guzdralstwo! Pan m³ody ju¿ czeka.

MARTA

Ona nie ¿yje; rozsta³a siê z ¿yciem!
O dniu ¿a³osny!

PANI KAPULET

O dniu op³akany!

Ona nie ¿yje, nie ¿yje, nie ¿yje!

KAPULET

Puœæcie miê, niech zobaczê… Jak lód zimna;
Krew w niej zastyg³a; cz³onki jej zdrêtwia³y…
Dawno ju¿ ¿ycie z tych ust ulecia³o.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

92

background image

Œmieræ j¹ zwarzy³a, jak mróz najpiêkniejszy
Pierwiosnek w maju. Nieszczêsny ja starzec!

MARTA

O niefortunny dniu!

PANI KAPULET

O dniu boleœci!

KAPULET

Œmieræ ta, niszcz¹ca wszystkie me nadzieje,
G³os mi tamuje i zamyka usta.

Wchodzi Ojciec Laurenty i Parys z muzykantami.

OJCIEC LAURENTY

Czy panna m³oda ju¿ jest w pogotowiu
Iœæ do koœcio³a?

KAPULET

Iœæ, ale nie wróciæ;

O synu, w wiliê dnia twojego œlubu
Œmieræ zaœlubi³a tw¹ oblubienicê.
Patrz, oto le¿y ten kwiat w jej uœcisku.
Œmieræ jest mym ziêciem, œmieræ jest mym dziedzicem.
Umrê i wszystko jej oddam, bo wszystko
Oddaje œmierci, kto oddaje ducha.

PARYS

Tak dawnom wzdycha³ do tego poranku
I taki¿ widok czeka³ miê u mety!

PANI KAPULET

Dniu nienawistny, przeklêty! ohydny,
Stokroæ obmierz³y, jakiemu równego
W obiegu swoim czas jeszcze nie widzia³!
Jedno mieæ tylko, jedno biedne dziecko,
Jedn¹ uciechê i jedn¹ pociechê.
I tê zabiera œmieræ nielitoœciwa!

MARTA

O smutny, smutny dniu! o dniu ¿a³osny!
Najop³akañszy, najniefortunniejszy,
Jaki widzia³am w ¿yciu kiedykolwiek!
O dniu! o smutny dniu! O dniu ¿a³osny!
Nie by³o nigdy jeszcze dnia takiego.
O! stokroæ smutny dniu, stokroæ ¿a³osny!

PARYS

Okrutna, sroga œwiêtokradzka œmierci!

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

93

background image

Tyœ miê podesz³a, obdar³a, zgnêbi³a.
Przez ciebiem niebo straci³, okrutnico!
O Julio! luba! ¿ycie! ju¿ nie ¿ycie.
Nie mniej jednak¿e luba i po œmierci!

KAPULET

Zawistny, twardy, niecny, zbójczy losie!
Po có¿ ci, po co by³o tak tyrañsko
Wniwecz obracaæ nasz¹ uroczystoœæ!
O moje dziecko! raczej duszo moja,
Nie moje dziecko, bo dziecko jest trupem;
I wraz z nim ca³a pociech mych ostoja,
Ca³y wdziêk ¿ycia sta³ siê œmierci ³upem!

OJCIEC LAURENTY

Przestañcie! Rozpacz nie leczy rozpaczy.
Nadobne dzieciê to by³o w³asnoœci¹
Zarówno nieba, jak i wasz¹, niebo
Zabra³o swoj¹ czêœæ; tym lepiej dla niej,
Wyœcie nie mogli waszej czêœci ziemskiej
Ustrzec od œmierci, ale czêœæ jej lepsz¹
Niebo zachowa w wiekuistym ¿yciu.
Jej wywy¿szenie by³o szczytem waszych
¯yczeñ i d¹¿eñ. W nim zak³adaliœcie
Swój raj na ziemi i p³aczecie teraz,
I rozpaczacie, widz¹c j¹ wzniesion¹
Ponad ob³oki do istnego raju?
O, z³a to mi³oœæ jêczeæ z ¿alu wtedy,
Kiedy tym, których kochamy, jest dobrze.
Nie ta dziewica dobrze posz³a za m¹¿,
Co d³ugie lata prze¿y³a w zamêœciu,
Lecz ta, co m³odo zamê¿n¹ umiera.
Po³ó¿cie tamê ³zom i umaiwszy
To piêkne cia³o liœæmi rozmarynu,
Ka¿cie je, wedle zwyczaju, niebawem
W œwi¹tecznych szatach zanieœæ do koœcio³a.
Œwiêtymi wprawdzie s¹ boleœci prawa,
Przecie¿ rozs¹dek z ³ez siê naigrawa.

KAPULET

Coœmy na gody poprzysposabiali,
To musi teraz pos³u¿yæ na pogrzeb;
Weselna uczta zamieni siê w stypê,
DŸwiêk strun w jêk dzwonów, pieœni w smêtne treny,
Mirtowy wieniec martw¹ skroñ otoczy,
S³owem, wszystko siê w opak przeistoczy.

OJCIEC LAURENTY

WyjdŸcie st¹d, pañstwo, i ty, hrabio, tak¿e.
Niech siê gotuje ka¿dy odprowadziæ
Te piêkne zw³oki na wieczny spoczynek.
SnadŸ niebo na was o coœ zagniewane;
Nie j¹trzcie¿ jego gniewu jeszcze gorzej

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

94

background image

Oporem przeciw œwiêtej woli bo¿ej.

Wychodz¹ Kapulet, Pani Kapulet, Parys i Ojciec Laurenty.

PIERWSZY MUZYKANT

Trzeba nam podobno schowaæ dudy w miech i wynieœæ siê za drzwi.

MARTA

Tak, tak, schowajcie swoje instrumenta

158

,

Poczciwi ludzie, nie ma tu co robiæ.

DRUGI MUZYKANT

Mo¿eæ siê jeszcze co znajdzie.

Wchodzi Piotr.

PIOTR

Zagrajcie mi na basetli, panowie muzykanci, zagrajcie mi na basetli, je¿eli mi dobrze ¿yczycie.

PIERWSZY MUZYKANT

Dlaczego na basetli?

PIOTR

Bo moja dusza gra teraz na drumli

159

. Zagrajcie mi co smêtnie skocznego dla rozweselenia.

PIERWSZY MUZYKANT

Daj nam waœæ pokój; nie pora teraz do gêdŸby

160

.

PIOTR

Nie chcecie zatem?

PIERWSZY MUZYKANT

Nie.

PIOTR

Czekajcie, zap³acê wam za to.

PIERWSZY MUZYKANT

Czym takim?

PIOTR

Nie brzêcz¹c¹ monet¹, jak mi Bóg mi³y! ale bit¹ monet¹; monet¹ godn¹ rzêpo³ów.

PIERWSZY MUZYKANT

To my siê waæpanu równ¹ monet¹ odp³acimy; monet¹ godn¹ lokajów.

158. (przyp. edyt.) instrumenta – popr. instrumenty.

159. (przyp. red.) drumla – ma³y, prymitywny instrument muzyczny, nale¿¹cy do idiofonów (tj. drgaj¹cych ca³¹

powierzchni¹). Sk³ada siê z elastycznej sztabki metalowej oprawnej w ¿elazn¹ ramkê w kszta³cie podkowy. Do

ramki przymocowana jest skórka albo sprê¿ynka, za poci¹gniêciem której instrument zaczyna drgaæ, wydaj¹c

w zasadzie jeden tylko dŸwiêk. Graj¹cy trzyma drumlê w ustach i odpowiednio moduluj¹c ich uk³ad potrafi

wzbogacaæ ten dŸwiêk o ró¿ne tony.

160. (przyp. red.) gêdŸba – akompaniament muzyczny do recytacji lub œpiewu; równie¿ samo granie lub œpiewanie.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

95

background image

PIOTR

Wprzód ja wam lokajsk¹ kling¹ zagram po brzuchu.

DRUGI MUZYKANT

Schowaj, waæpan, swój ro¿en, a wydob¹dŸ lepiej swój dowcip.

PIOTR

Strze¿cie siê ostrza mego dowcipu, bo was przeszyje na wylot. Bacznoœæ!
œpiewa

Gdy z piersi p³ynie jêk,
A serce ¿al zakrwawia,
Muzyki srebrny dŸwiêk…
Dlaczego srebrny dŸwiêk? Dlaczego muzyki srebrny dŸwiêk? Có¿ waœæ na to, moœci Barania
Kiszko?

PIERWSZY MUZYKANT

Ju¿–ci dlatego, ¿e srebro ma dŸwiêk mi³y.

PIOTR

Pleciesz! a waœæ co na to, moœci Klawicymbale?

DRUGI MUZYKANT

Dlatego s¹dzê, ¿e muzykanci graj¹ za srebro.

PIOTR

Pleciesz tak¿e! A waœæ co o tym s¹dzisz, moœci Kaleczyuchu?

TRZECI MUZYKANT

Nie wiem doprawdy, co o tym s¹dziæ.

PIOTR

O, przepraszam, zapomnia³em, ¿e jesteœ œpiewakiem. No, to ja powiem za ciebie: „Muzyki
srebrny dŸwiêk” mówi siê dlatego, ¿e muzykanci rzadko kiedy z³oto za muzykê dostaj¹.
wychodzi œpiewaj¹c

Muzyki srebrny dŸwiêk
Natychmiast ulgê sprawia.

PIERWSZY MUZYKANT

Có¿ to za bezczelny ³otr z tego hultaja!

DRUGI MUZYKANT

Pal go kaci! ZejdŸmy tam na dó³ wmieszaæ siê miêdzy orszak ¿a³obny i czekaæ, rych³o co spadnie
z pó³miska.
Wychodz¹.

AKT PI¥TY

SCENA PIERWSZA

Mantua. Ulica. Wchodzi Romeo.

ROMEO

Je¿eli mo¿na ufaæ sennym wró¿bom,
Wkrótce miê czeka jakaœ wieœæ radosna.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

96

background image

Król mego ³ona

161

oddycha swobodnie

I duch mój przez dzieñ ca³y niezwyczajnie
Lekkim nad ziemiê wznosi siê polotem:
Œni³em, ¿e moja ukochana przysz³a
I ¿e znalaz³a miê nie¿ywym (dziwny
Sen, co pozwala myœleæ umar³emu!),
Lecz ona swymi poca³owaniami
Tyle tchu wla³a w martwe moje usta,
¯em nagle od¿y³ i zosta³ cesarzem.
Ach, jak¿e s³odk¹ jest mi³oœæ naprawdê,
Kiedy jej mara tak¹ rozkosz sprawia!

Wchodzi Baltazar.

Wieœci z Werony! - Có¿ tam, Baltazarze?
Czy mi przynosisz list od Laurentego?
Co robi Julia? Czy zdrów jest mój ojciec?
Jak siê ma Julia? Po raz drugi pytam.
Bo nie ma z³ego, jeœli jej jest dobrze.

BALTAZAR

Wszystko wiêc dobrze, bo jej ju¿ Ÿle nie jest;
Cia³o jej le¿y w lochach Kapuletów,
A duch jej goœci miêdzy anio³ami.
Widzia³em, jak j¹ z³o¿ono do sklepieñ,
I wzi¹³em pocztê, aby o tym panu
Donieœæ czym prêdzej. Przebacz pan, ¿e tak¹
Z³¹ wieœæ przynoszê; wszak¿e uwiadomiæ
Pana o wszystkim by³em w obowi¹zku.

ROMEO

Ma¿ to byæ prawd¹? Drwiê sobie z was, gwiazdy!

162

Wszak wiesz, gdzie mieszkam? Przynieœ mi papieru
I atramentu, idŸ potem na pocztê
Zamieniæ konie. Wyje¿d¿am tej nocy.

BALTAZAR

B³agam ciê, panie, zachowaj cierpliwoœæ;
Wygl¹dasz blado, ponuro i wzrok twój
Coœ niedobrego zapowiada.

ROMEO

Cicho.

Mylisz siê; zostaw miê, zrób, com rozkaza³.
Czy nie masz listu od ksiêdza?

BALTAZAR

Nie, panie.

161. (przyp. red.) Król mego ³ona – serce.

162. (przyp. red.) Drwiê sobie z was, gwiazdy! – Romeo wierzy, i¿ gwiazdy, rz¹dz¹ce jego ¿yciem skaza³y go na

bezgraniczne cierpienie; drwina z gwiazd jest wiêc zapowiedzi¹ samobójstwa, buntem przeciw losowi.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

97

background image

ROMEO

Mniejsza wiêc o to. IdŸ zamówiæ konie;
Wkrótce pospieszê za tob¹.

Wychodzi Baltazar.

Tak Julio!

Tej jeszcze nocy spocznê przy twym boku:
O œrodek tylko idzie. O, jak prêdko
Z³y zamiar wnika w myœl zrozpaczonego!
Gdzieœ niedaleko st¹d mieszka aptekarz:
Przed paru dniami widzia³em go, pomnê,
Jak zasêpiony, w podartym odzieniu,
Przebiera³ zio³a; zapad³e mia³ oczy.
Cia³o od wielkiej nêdzy jak wiór wysch³e.
W nikczemnym jego sklepiku ¿ó³w wisia³;
Wypchany aligator

163

obok szcz¹tków

Dziwnego kszta³tu ryb; na jego pó³kach
Le¿a³a tu i ówdzie zbieranina
Pró¿nych flasz, s³ojów, zielonych czerepów,
Pêcherzów, stêch³ych nasion; resztki sznurków
I zapleœnia³e kawa³ki lukrecji.
Na widok tego pomyœla³em sobie:
Komu by by³a potrzebna trucizna,
Której w Mantui sprzeda¿ gard³em karz¹,
Niechajby przyszed³ do tego ho³ysza,
On by dostarczy³ mu jej. Myœl ta by³a,
Niestety! wró¿b¹ mej potrzeby w³asnej;
Sam w niej dziœ jestem i ten¿e sam cz³owiek
Z potrzeby bêdzie musia³ jej zaradziæ.
Je¿eli siê nie mylê, tu on mieszka;
Z powodu œwiêta kram jego zamkniêty –
Hej! aptekarzu!

Wchodzi Aptekarz.

APTEKARZ

Któ¿ to wo³a takim

Donoœnym g³osem?

ROMEO

Zbli¿ siê tu, cz³owieku,

Widzê, ¿e jesteœ w niezamo¿nym stanie;
WeŸ te czterdzieœci dukatów, a daj mi
Drachmê trucizny takiej, co by mog³a
Po wszystkich ¿y³ach rozejœæ siê od razu
I nienawistne ¿ycie odj¹æ temu,
Co jej za¿yje; co by tak gwa³townie
Wygna³a oddech z piersi, jak gwa³townie
Lontem dotkniêty proch wypêdza pocisk
Z czeluœci dzia³a.

163. (przyp. red.) Wypchany aligator – lub krokodyl stanowi³ nieodzowny rekwizyt sklepu aptekarza.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

98

background image

APTEKARZ

Mam ja taki œrodek;

Ale w Mantui prawo œmierci¹ karze
Ka¿dego, co siê wa¿y go udzieliæ.

ROMEO

Tak bardzo jesteœ biedny, tak ciê srodze
Los upoœledza i boisz siê umrzeæ?
G³ód z twych lic, z oczu patrzy niedostatek;
£atana nêdza wisi na twym grzbiecie;
Œwiat ci nie sprzyja ani prawo œwiata,
Bo œwiat nie dajeæ

164

prawa byæ bogatym;

Drwij wiêc z praw, przyjm to i przestañ byæ biednym.

APTEKARZ

Ubóstwo, a nie chêæ sk³ania mnie ulec.

ROMEO

Ubóstwo twoje te¿, nie chêæ op³acam.

APTEKARZ

WeŸ pan to, rozczyñ w jakimkolwiek p³ynie
I p³yn ten wypij, a choæbyœ mia³ si³ê
Dwudziestu ludzi, wnet wyzioniesz ducha!

ROMEO

Oto masz z³oto, tê truciznê zgubn¹
Dla duszy ludzkiej, która wiêcej zabójstw
Na tym obmierz³ym œwiecie dokonywa
Ni¿ owe marne preparata

165

, których

Pod kar¹ œmierci sprzedaæ ci nie wolno.
Nie ty mnie, ja ci sprzeda³em truciznê.
B¹dŸ zdrów: kup strawy i odziej siê w miêso.
Kordiale, nie trucizno, pójdŸ mi s³u¿yæ
U grobu Julii, bo tam ciê mam u¿yæ.

Rozchodz¹ siê.

SCENA DRUGA

Cela Ojca Laurentego. Ojciec Laurenty sam.

BRAT JAN

za scen¹

Otwórz, wielebny ojcze franciszkanie.

OJCIEC LAURENTY

Toæ nie czyj inny g³os, jak brata Jana.

164. (przyp. edyt.) nie dajeæ – nie daje ci.

165. (przyp. edyt.) preparata – popr. preparaty, mikstury.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

99

background image

otwiera drzwi

Witaj z Mantui! Có¿ Romeo? Masz–li
Ustn¹ odpowiedŸ jego czy na piœmie?

Wchodzi Brat Jan.

BRAT JAN

Kiedy za jednym bosym zakonnikiem
Naszej regu³y, który mia³ iœæ ze mn¹
I by³ przy chorym, poszed³em na miasto
I ju¿em znalaz³ go, miejscy pacho³cy
Podejrzewaj¹c, ¿eœmy byli w domu
Tkniêtym zaraz¹, opieczêtowali
Drzwi i nie chcieli nas puœciæ na zewn¹trz

166

.

Nie mog³em siê wiêc udaæ do Mantui.

OJCIEC LAURENTY

Któ¿ tedy zaniós³ mój list do Romea?

BRAT JAN

Nikt go nie zaniós³ – oto jest; nie mog³em
Ani go pos³aæ do Mantui, ani
Wam go odes³aæ, tak nas pilnowano.

OJCIEC LAURENTY

Nieszczêsny trafie! ten list by³ tak wa¿ny!
Niedorêczenie go mo¿e fatalne
Skutki sprowadziæ. Biegnij, bracie Janie;
Postaraj no siê gdzie o dr¹g ¿elazny
I tu go przynieœ.

BRAT JAN

Natychmiast przyniosê.

OJCIEC LAURENTY

Muszê czym prêdzej spieszyæ do grobowca.
W ci¹gu trzech godzin Julia siê przebudzi.
Gniewaæ siê na mnie bêdzie, ¿em Romea
Nie uwiadomi³ o tym, co siê sta³o;
Ale napiszê do niego raz jeszcze
I tu j¹ skryjê do jego przybycia.
Biedny ty prochu: w grobie ju¿ za ¿ycia!

wychodzi

SCENA TRZECIA

Cmentarz, na nim grobowiec rodziny Kapuletów. Wchodzi Parys z Paziem, nios¹cym
kwiaty i pochodniê.

166. (przyp. red.) opieczêtowali drzwi – by³ to zwyczaj stosowany w Anglii w okresie zarazy, przy czym czynnoœci

tej dokonywa³ urzêdnik hrabstwa zwany konstablem.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

100

background image

PARYS

Daj mi pochodniê, ch³opcze, i idŸ z Bogiem,
Lub zgaœ j¹, nie chcê, ¿eby miê widziano.
IdŸ siê po³o¿yæ owdzie pod cisami
I ucho przy³ó¿ do ziemi, a skoro
Us³yszysz czyje kroki na cmentarzu,
Którego ryty grunt ³atwo je zdradzi,
Wtedy zagwizdnij na znak, ¿e ktoœ idzie.
Daj mi te kwiaty. IdŸ, zrób, jakem kaza³.

PA

Straszno mi bêdzie pozostaæ samemu
Wpoœród cmentarza; jednak¿e spróbujê.

oddala siê

PARYS

Drogi mój kwiecie, kwieciem posypujê
Twe oblubieñcze ³o¿e. Baldachimem
Twym s¹, niestety, g³azy i proch marny,
Które o¿ywcz¹ wod¹ co noc zroszê
Lub, gdy jej braknie, ³zami mej rozpaczy
I tak co nocy na twoj¹ mogi³ê
Kwiat bêdê sypa³ i gorzkie ³zy roni³.

PaŸ gwi¿d¿e.

Ch³opiec mój daje has³o; ktoœ siê zbli¿a.
Czyja¿ to stopa œmie noc¹ tu zmierzaæ
I ten ¿a³obny mój przerywaæ obrzêd?
Z pochodni¹ nawet! Odst¹pmy na chwilê.

Oddala siê. Wchodzi Romeo i Baltazar z pochodni¹, oskardem itp.

ROMEO

Podaj mi oskard i dr¹g. WeŸ to pismo;
Oddasz je memu ojcu jak najraniej.
Daj no pochodniê. Co b¹dŸ tu us³yszysz
Albo zobaczysz, pamiêtaj, je¿eli
Mi³e ci ¿ycie, pozostaæ z daleka
I nie przerywaæ biegu mej czynnoœci.
W to ³o¿e œmierci wejœæ chcê czêœci¹ po to,
Aby zobaczyæ tê, co w nim spoczywa,
Lecz g³ównie po to, aby zdj¹æ z jej palca
Szacowny pierœcieñ, który mi do czegoœ
Wa¿nego nieodbicie jest potrzebny.
IdŸ wiêc, zastosuj siê do moich ¿yczeñ.
Gdybyœ zaœ, p³och¹ zdjêty ciekawoœci¹,
Wróci³ podgl¹daæ dalsze moje kroki,
Na Boga, wszystkie koœci bym ci roztrz¹s³
I posia³ nimi ten niesyty cmentarz.
Umys³ mój dziko jest usposobiony,
Niepowstrzymaniej i nieub³aganiej

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

101

background image

Ni¿ g³odny tygrys lub wzburzone morze.

BALTAZAR

Odejdê, panie, i bêdêæ pos³uszny.

ROMEO

Oka¿esz mi tym przyjaŸñ. WeŸ ten worek,
Poczciwy ch³opcze, b¹dŸ zdrów i szczêœliwy.

BALTAZAR

na stronie

B¹dŸ jak b¹dŸ, stanê tu gdzie na uboczu,
Bo mu z³y jakiœ zamiar patrzy z oczu.

oddala siê

ROMEO

Czarna pieczaro, o! ty wnêtrze œmierci,
Tuczne najdro¿szym na tej ziemi szcz¹tkiem,
Otwórz mi swoj¹ zardzewia³¹ paszczê,
A ja ci now¹ ¿ertwê rzucê za to.

odbija drzwi grobowca

PARYS

To ten wygnany, zuchwa³y Monteki,
Co zamordowa³ Tybalta, po którym
¯al, jak mniemaj¹, sprowadzi³ œmieræ Julii;
I on tu przyszed³ knuæ jeszcze zamachy
Przeciw umar³ym; muszê go powstrzymaæ,

postêpuje naprzód

Spuœæ œwiêtokradzk¹ d³oñ, niecny Monteki!
Mo¿e¿

167

siê zemsta a¿ za grób rozci¹gaæ?

Skazany zbrodniu, aresztujê ciebie;
B¹dŸ mi pos³uszny i pójdŸ; musisz umrzeæ.

ROMEO

Muszê, zaprawdê, i po tom tu przyszed³.
M³odzieñcze, nie dra¿ñ

168

cz³owieka w rozpaczy;

Zostaw miê, odejdŸ; pomyœl o tych zmar³ych
I zadr¿yj. B³agam ciê na wszystkie wzglêdy,
Nie wal nowego grzechu na m¹ g³owê,
Przyprowadzaj¹c miê do pasji; odejdŸ!
Na Boga, ¿yczê ci lepiej ni¿ sobie;
Bom ja tu przyszed³ przeciw sobie zbrojny.
O! odejdŸ, odejdŸ! ¿yj i powiedz potem:
„Z ³aski szaleñca cieszê siê ¿ywotem.”

167. (przyp. edyt.) Mo¿e¿ – czy mo¿e.

168. (przyp. edyt.) nie dra¿ñ – dziœ popr.: nie dra¿nij.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

102

background image

PARYS

Za nic mam wszelkie twoje prze³o¿enia
I aresztujê ciê jako z³oczyñcê.

ROMEO

Wyzywasz moj¹ wœciek³oœæ, broñ siê zatem.

walcz¹

PA

O nieba! bij¹ siê, biegnê po wartê.

wychodzi

PARYS

padaj¹c

Zabity jestem. O, jeœli masz litoœæ,
Otwórz grobowiec i z³ó¿ mnie przy Julii.

umiera

ROMEO

Stanieæ siê zadoœæ. Lecz któ¿ to jest taki?
To hrabia Parys, Merkucja plemiennik!
Có¿ to mi w drodze prawi³ mój s³u¿¹cy?
Lecz wtedy moja nieprzytomna dusza
Uwagi na to nie zwróci³a; Parys,
Mówi³, podobno mia³ zaœlubiæ Juliê.
Czy on to mówi³? czy mi siê to œni³o?
Czyli te¿ jestem w ob³¹kaniu myœl¹c,
¯e jego wzmianka o Julii tak brzmia³a?
Daj mi uœcisn¹æ tw¹ d³oñ, o ty, w jedn¹
Ksiêgê niedoli ze mn¹ zapisany!
Z³o¿ê twe zw³oki w tryumfalnym grobie.
W grobie? nie, m³oda ofiaro, nie w grobie,
W latarni raczej

169

, bo tu Julia le¿y;

A blask jej wdziêków zmienia to sklepienie
W przybytek œwiat³a. Spoczywaj w spokoju,
Trupie, rêkami trupa pogrzebany!

sk³ada cia³o Parysa w grobowcu

Mówi¹, ¿e nieraz ludzie bliscy œmierci
Miewali chwile weso³e; ich stró¿e
Zw¹ to ostatnim przedœmiertnym wyb³yskiem;
Coœ podobnego i u mnie siê zdarza?
Julio! kochanko moja! moja ¿ono!
Œmieræ, co wyssa³a miód twojego tchnienia,
Wdziêków twych zatrzeæ nie zdo³a³a jeszcze.
Nie jesteœ jeszcze zwyciê¿on¹: karmin,

169. (przyp. red.) latarnia – nazywano tak wie¿yczki o licznych okienkach, przez które s¹czy³o siê œwiat³o do

koœcio³a.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

103

background image

Ten sztandar wdziêków, nie przesta³ powiewaæ
Na twoich licach i bladej swej flagi
Zniszczenie na nich jeszcze nie zatknê³o.
Tybalcie, ty¿ to œpisz pod tym ca³unem?
Mogê¿ czym lepszym zadoœæ ci uczyniæ,
Jak ¿e t¹ rêk¹, co zabi³a ciebie,
Przetnê dni tego, co by³ twoim wrogiem?
Przebacz mi, przebacz, Tybalcie! Ach, Julio!
Jak¿eœ ty jeszcze piêkna! Mam–¿e myœleæ,
¯e bezcielesna nawet œmieræ ulega
Wp³ywom mi³oœci? ¿e chudy ten potwór
W ciemnicy tej ciê trzyma jak kochankê?
Boj¹c siê tego, zostanê przy tobie
I nigdy, nigdy ju¿ nie wyjdê z tego
Pa³acu nocy; tu, tu mieszkaæ bêdê
Poœród twojego orszaku - robactwa.
Tu sobie sta³¹ za³o¿ê siedzibê,
Gdy z tego cia³a znu¿onego œwiatem
Otrz¹snê jarzmo gwiazd zawistnych. Oczy,
Spojrzyjcie po raz ostatni! ramiona,
Po raz ostatni zegnijcie siê w uœcisk!
A wy, podwoje tchu, zapieczêtujcie
Poca³owaniem akt sojuszu z œmierci¹
Na wieczne czasy maj¹cy siê zawrzeæ!
PójdŸ, ty niesmaczny, cierpki przewodniku!
Blady sterniku, pójdŸ rzuciæ o ska³y
Falami ¿ycia sko³atan¹ ³ódkê!
Do ciebie, Julio!

pije

Walny aptekarzu!

P³yn twój skutkuje: ca³uj¹c – umieram.

umiera
Wchodzi Ojciec Laurenty z przeciwnej strony cmentarza, z latarni¹, dr¹giem ¿elaznym
i rydlem.

OJCIEC LAURENTY

Œwiêty Franciszku, wspieraj miê! Jak czêsto
O takiej porze stare moje stopy
O g³azy grobów potr¹ca³y! Kto tu?

BALTAZAR

Przyjaciel, który was dobrze zna, ojcze.

OJCIEC LAURENTY

Bóg z tob¹! Powiedz mi, mój przyjacielu,
Co znaczy owa pochodnia œwiec¹ca
Chyba robakom i bezoczym czaszkom?
Nie tleje¿ ona w grobach Kapuletów?

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

104

background image

BALTAZAR

Tam w³aœnie; jest tam i mój pan, któremu
Sprzyjacie, ojcze.

OJCIEC LAURENTY

Kto taki?

BALTAZAR

Romeo.

OJCIEC LAURENTY

Jak dawno on tam jest?!

BALTAZAR

Od pó³ godziny.

OJCIEC LAURENTY

PójdŸ ze mn¹, bracie, do tych sklepieñ.

BALTAZAR

Nie œmiem;

Bo mi pan kaza³ odejœæ i straszliwie
Zagrozi³ œmierci¹, jeœli tu zostanê
I kroki jego wa¿ê siê podgl¹daæ.

OJCIEC LAURENTY

Zostañ wiêc, ja sam pójdê. Dr¿ê z obawy,
Czy siê nie sta³o co nieszczêœliwego.

BALTAZAR

Gdym drzyma³, le¿¹c owdzie pod cisami,
Marzy³o mi siê, ¿e mój pan z kimœ walczy³
I ¿e pokona³ tamtego.

OJCIEC LAURENTY

postêpuj¹c naprzód

Romeo!

Na mi³oœæ bosk¹, czyja¿ to krew broczy
Kamienne wnijœcie do tego grobowca?
Czyje¿ to miecze samopas rzucone
Le¿¹ u tego siedliska pokoju?

wchodzi do grobowca

Romeo! blady! – Parys! i on tak¿e!
I krwi¹ zalany? Ach! có¿ za fatalnoœæ
Tak op³akany zrz¹dzi³a wypadek! –
Julia siê budzi.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

105

background image

JULIA

budz¹c siê i podnosz¹c

O pocieszycielu!

Gdzie mój kochanek? Wiem, gdzie byæ powinnam
I tam te¿ jestem; lecz gdzie mój Romeo?

Ha³as za scen¹.

OJCIEC LAURENTY

Có¿ to za ha³as? Julio, wyjdŸmy z tego
Mieszkania œmierci, zgrozy i zniszczenia.
Potêga, której nikt z nas siê nie oprze,
Wniwecz zamiary nasze obróci³a.
PójdŸ; twój m¹¿ le¿y martwy obok ciebie.
I Parys tak¿e. PójdŸ; pójdŸ; zaprowadzêæ
Do monasteru œwiêtych sióstr zakonnych.
Nie zw³ócz

170

, nie pytaj, bo warta nadchodzi.

PójdŸ, biedna Julio!

Znowu ha³as.

Nie mogê ju¿ czekaæ.

wychodzi

JULIA

IdŸ z Bogiem, starcze; idŸ, ja tu zostanê.
Có¿ to jest? Czara w zaciœniêtej d³oni
Mego kochanka? Truciznê wiêc za¿y³!
O sk¹piec! Wypi³ wszystko; ani kropli
Nie pozostawi³ dla mnie! Przytknê usta
Do twych kochanych ust, mo¿e tam jeszcze
Znajdzie siê jaka odrobina jadu,
Co miê zabije w upojeniu b³ogim.

ca³uje go

Twe usta ciep³e.

DOWÓDCA WARTY

za scen¹

Gdzie to? poka¿, ch³opcze.

JULIA

Id¹, czas koñczyæ.

chwytaj¹c sztylet Romea

Zbawczy puginale!

Tu twoje miejsce.

przebija siê

170. (przyp. edyt.) Nie zw³ócz – Nie zwlekaj.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

106

background image

Tkwij w tym futerale.

Pada na cia³o Romea i umiera. Wchodzi warta z Paziem Parysa.

PA

Tu, tu w tym miejscu, gdzie p³onie pochodnia.

DOWÓDCA WARTY

Ziemia zbroczona; obejdŸcie w kr¹g cmentarz
I przytrzymajcie, kogo napotkacie.

Wychodzi kilku ludzi z warty.

Smutny widoku! tu hrabia zabity,
Tu Julia we krwi p³ywa, jeszcze ciep³a,
Tylko co zmar³a; ona, co przed dwoma
Dniami w tym grobie by³a pochowana.
IdŸcie powiedzieæ o tym ksiêciu; œpieszcie,
Wy do Montekich, wy do Kapuletów,
A wy odb¹dŸcie przegl¹d w innej stronie.

Wychodzi kilku innych wartowników.

Widzimy miejsce, gdzie zasz³a ta zgroza,
Lecz w jaki sposób ona mia³a miejsce,
Tego nie mo¿em poj¹æ bez objaœnieñ.

Wchodzi kilku innych wartowników z Baltazarem.

PIERWSZY WARTOWNIK

Oto Romea s³uga, znaleŸliœmy
Go na cmentarzu.

DOWÓDCA

Niech bêdzie pod stra¿¹,

Dopóki ksi¹¿ê nie nadejdzie.

Wchodzi kilku innych wartowników, prowadz¹c Ojca Laurentego.

DRUGI WARTOWNIK

Oto mnich jakiœ dr¿¹cy i p³acz¹cy;
Odebraliœmy mu ten dr¹g i rydel,
Kiedy siê bokiem cmentarza wykrada³.

DOWÓDCA

To jakiœ ptaszek; trzymajcie go tak¿e.

Wchodzi Ksi¹¿ê ze swym orszakiem.

Co za nieszczêœcie o tak rannej porze
Sen nasz przerwa³o i a¿ tu nas wzywa?

Wchodzi Kapulet, Pani Kapulet i inne osoby.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

107

background image

KAPULET

Jaki¿ byæ mo¿e powód tego zgie³ku?

PANI KAPULET

Lud po ulicach wykrzykuje: „Julia!
Parys! Romeo!” i jedni przez drugich
T³umnie tu d¹¿¹ do naszego grobu.

KSI¥¯Ê

Có¿ to za postrach rozruch ten sprowadza?!
Odpowiadajcie!

DOWÓDCA

Mi³oœciwy Panie!

Oto zabity le¿y hrabia Parys!
Romeo martwy i Julia, wprzód zmar³a,
A teraz ciep³a z pugina³em w piersi.

KSI¥¯Ê

Szukajcie, œledŸcie sprawców tego mordu.

DOWÓDCA

Oto mnich jakiœ i Romea s³uga,
Których tu moi ludzie przytrzymali
I którzy mieli przy sobie narzêdzia
Do odbijania grobów.

KAPULET

O nieba! ¿ono, patrz, jak j¹ krew broczy!
Pugina³ zb³¹dzi³ z drogi; oto bowiem
Pochwa od niego wisi przy Montekim;
Zamiast w ni¹ trafiæ, trafi³ w pierœ mej córki.

PANI KAPULET

Niestety! widok ten, jak odg³os dzwonu,
Ostrzega staroœæ m¹ o chwili zgonu.

Wchodzi Monteki i inne osoby.

KSI¥¯Ê

Monteki, wczeœnie wsta³eœ, aby ujrzeæ
Nadziei swoich wczeœniejszy upadek!

MONTEKI

Ach! mi³oœciwy ksi¹¿ê, ¿ona moja
Zmar³a tej nocy z têsknoty za synem;
Jaki¿ cios jeszcze niebo mi przeznacza?

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

108

background image

KSI¥¯Ê

Patrz, a zobaczysz!

MONTEKI

O niedobry synu!

Jak siê wa¿y³eœ w grób uprzedziæ ojca?

KSI¥¯Ê

Zamknijcie usta ¿alowi na chwilê,
Póki zagadki tej nie rozwi¹¿emy
I nie zbadamy jej Ÿród³a i w¹tku:
Wtedy sam stanê na skarg waszych czele
I bêdê waszej boleœci heroldem.
Do samej œmierci. Proszê was o spokój
I niech ulegnie z³y los cierpliwoœci.
Stawcie, na kogo pada podejrzenie.

OJCIEC LAURENTY

Ja to, o panie! lubo najmniej zdolny
Do pope³nienia czegoœ podobnego,
Jestem, ze wzglêdu na okolicznoœci,
Poszlakowany najprawdopodobniej
O dzie³o tego okropnego mordu.
Stajê wiêc jako w³asny oskar¿yciel
I jako w³asny obroñca w tej sprawie,
By siê potêpiæ i usprawiedliwiæ.

KSI¥¯Ê

Mów, czegoœ œwiadom.

OJCIEC LAURENTY

ZwiêŸle rzecz opowiem.

Bo tchnieñ mych pasmo krótsze jest zaiste
Ni¿ d³uga powieœæ. Romeo, którego
Zw³oki tu le¿¹, by³ ma³¿onkiem Julii,
A Julia by³a praw¹ jego ¿on¹;
Jam ich zaœlubi³, a dniem tajemnego
Ich po³¹czenia by³ ów dzieñ nieszczêsnej
Tybalta œmierci, która nowo¿eñca
Wygna³a z miasta; i ten to by³ powód
Cierpienia Julii, nie ¿al po Tybalcie.

do Kapuletów

Wy, chc¹c oddaliæ od niej chmury smutku,
Zarêczyliœcie j¹ i do ma³¿eñstwa
Z hrabi¹ Parysem chcieliœcie j¹ zmusiæ.
W tej alternacie

171

przysz³a ona do mnie

I nalega³a usilnymi proœby
O doradzenie jej jakiego œrodka,
Co by od tego powtórnego zwi¹zku

171. (przyp. red.) alternata – zmiana biegu wypadków.

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

109

background image

Móg³ j¹ uwolniæ; w przeciwnym zaœ razie
Chcia³a w mej celi ¿ycie sobie odj¹æ.
Da³em jej tedy, ufny w mojej sztuce,
Usypiaj¹ce krople, których skutek
Bynajmniej miê nie zawiód³, bo jej nada³
Pozór umar³ej. Napisa³em przy tym
List do Romea, wzywaj¹c go, aby
Dzisiejszej nocy, o tej porze, w której
Dzia³anie owych kropel mia³o ustaæ,
Zszed³ siê tu ze mn¹ dla wyswobodzenia
Tej, co mu da³a taki dowód wiary,
Z tymczasowego jej grobu. Traf zrz¹dzi³,
¯e brat Jan, który z listem by³ wys³any,
Nie móg³ siê z miasta wydostaæ i wczoraj
List ten mi zwróci³. O godzinie zatem
Na jej ocknienie œciœle naznaczonej
Sam pospieszy³em wyrwaæ j¹ z tych sklepieñ,
Chc¹c j¹ nastêpnie umieœciæ w mej celi,
Póki Romeo nie przybêdzie; ale
Kiedym tu przyszed³ (na niewiele minut
Przed jej zbudzeniem), ju¿ szlachetny Parys
Le¿a³ bez duszy i Romeo tak¿e.
Ona siê budzi, jam siê j¹³ przek³adaæ,
By posz³a ze mn¹ i to dopuszczenie
Nieba przyjê³a z korn¹ uleg³oœci¹,
Gdy wtem zgie³k nag³y sp³oszy³ miê od grobu,
A ona, g³ucha na moje namowy,
Rozpacz¹ zdjêta, pozosta³a w miejscu
I, jak siê zdaje, cios zada³a sobie.
Oto jest wszystko, co wiem; o ma³¿eñstwie
Marta zaœwiadczy. Jeœli to nieszczêœcie
Choæ najmniej z mojej nast¹pi³o winy,
Niech mój sêdziwy wiek odpowie za to,
Na kilka godzin przed bliskim ju¿ kresem,
Wedle rygoru praw jak najsurowszych.

KSI¥¯Ê

Jako m¹¿ œwiêty zawszeœ nam by³ znany.
Gdzie jest Romea s³uga? Có¿ on powie?

BALTAZAR

Zanios³em panu wieœæ o œmierci Julii;
Wraz on wzi¹³ pocztê i z Mantui przyby³
Prosto w to miejsce, do tego grobowca.
Ten list mi kaza³ rano oddaæ ojcu;
I w grób wstêpuj¹c zagrozi³ mi œmierci¹,
Jeœli nie pójdê precz lub nazad wrócê.

KSI¥¯Ê

Daj mi to pismo, przejrzê je – a teraz,
Gdzie paŸ hrabiego, co wartê sprowadzi³?
Co twój pan, ch³opcze, porabia³ w tym miejscu?

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

110

background image

PA

Przyszed³ kwiatami ubraæ grób swej przysz³ej;
Kaza³ mi stan¹æ z dala, com te¿ zrobi³;
Wtem ktoœ ze œwiat³em przyszed³ grób otwieraæ
I mój pan doby³ szpady przeciw niemu;
Co zobaczywszy, pobieg³em po wartê.

KSI¥¯Ê

List ten potwierdza s³owa zakonnika,
Bieg ich mi³oœci i Romea rozpacz.
Biedny m³odzieniec pisze oprócz tego,
¯e sobie kupi³ gdzieœ u aptekarza
Trucizny, któr¹ postanowi³ za¿yæ
W tym tu grobowcu, by umrzeæ przy Julii.
Rzecz jasna! Gdzie s¹ ci nieprzyjaciele?
Patrzcie, Monteki! Kapulecie! Jaka
Ch³osta spotyka wasze nienawiœci,
Niebo obra³o mi³oœæ za narzêdzie
Zabicia pociech waszego ¿ywota;
I ja za moje zbytnie pob³a¿anie
Waszym niesnaskom straci³em dwóch krewnych.
Wszyscy jesteœmy ukarani.

KAPULET

Monteki, bracie mój, podaj mi rêkê;
Niech to opraw¹

172

bêdzie dla mej córki;

Wiêcej nie mogê ¿¹daæ.

MONTEKI

Lecz ja mogê

Wiêcej daæ tobie nad to: ka¿ê bowiem
Pos¹g jej ulaæ ze szczerego z³ota,
By siê nie znalaz³ szacowniejszy pomnik
Po wszystkie czasy istnienia Werony
Jak ten, pamiêci Julii poœwiêcony.

KAPULET

Tak i Romeo stanie przy swej ¿onie;
Dziel¹c za ¿ycia, z³¹czmy ich po zgonie.

KSI¥¯Ê

Ponur¹ zgodê ranek ten skojarzy³;
S³oñce siê z ¿alu w chmur zas³onê tuli;
Smutniejszej bowiem los jeszcze nie zdarzy³,
Jak ta historia Romea i Julii

173

Wychodz¹.

172. (przyp. red.) oprawa – czêœæ nale¿na ¿onie z maj¹tku mê¿a, wynosz¹ca zwykle podwójn¹ wartoœæ jej posagu.

Tu opraw¹ Julii po mê¿u ma byæ zgoda obu zwaœnionych rodów.

173. (przyp. red.) Paszkowski zamykaj¹c t¹ piêkn¹ i tradycyjn¹ ju¿ dziœ strof¹ smutn¹ opowieœæ o Romeo i Julii

pomin¹³ dwa poprzednie wiersze, wzmiankê ksiêcia: „ChodŸmy st¹d, by pomówiæ o tych smutkach

William Shakespeare, ROMEO I JULIA

111


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
William Shakespeare Romeo i Julia
William Shakespeare Romeo i Julia opracowanie
William Shakespeare Romeo i Julia
William Shakespeare Romeo und Julia
William Shakespeare Romeo and Juliet 2
Wiliam Shakespeare Romeo I Julia
William Sheaskpere Romeo i Julia Makbet Otello
William Shakespeare Romeo and Juliet
SHAKESPEARE [ROMEO I JULIA] (sztuka)
william shakespeare romeo et juliette
William Shakespeare Romeo and Juliet
Shakespeare William Romeo i Julia
Romeo I Julia William Shakespeare
Shakespeare William Romeo i Julia
Cytaty z Romeo i Julia Williama Szekspira
Szekspir William Romeo i Julia
Romeo and Juliet William Shakespeare
Romeo i Julia W Shakespeare

więcej podobnych podstron