ŁATWIEJ POPSUĆ NIŻ NAPRAWIĆ.
PRZYPOWIASTKA WE TRZECH AKTACH
OSOBY .
p.Jan Hrebor, starzec około 60 lat.
Anita, jego krewna i wychowanka.
Bogusław Hrehor, synowiec jego, lat dwadzieścia kilka.
Michał Pieczora, starzec, sąsiad i przyjaciel.
Adolf S .... młody człowiek, lat trzydziestu.
Julia, Tulipanem zwana, lat dwadzieścia dwa.
Jędrzej, stary służący.
Spis treści
Garson hotelu.
"DOM KSIĄŻKI" Przedsiębiorstwo Państwowa POZNAŃ ANTYKWARIAT
KSIĘGARNIA Pz. Nr .................
Garson hotelu.
Kozaczek ― i.t.d.
Scena w pierwszym akcie w Warszawie, w hotelu Angielskim: w drugim, we dworku w
Sośninie, kolonii w okolicy Warszawy: w trzecim tamże, i w dworku w Kalinówce.
Akt I.
W hotelu Angielskim, lokal o kilku pokojach, w głębi drzwi wchodowe; na prawo do
mieszkania Julii zamknięte i zastawione parawanem, te lewo, do innych pokojów. Umeblowanie
wykwintnego apartamentu męzkiego, dużo fraszek, na stoliku piękne srebra herbaciane, cygara,
świeca zapalona...
Scena I
Bogusław ― Adolf.
Bogusław leży na kanapie, głowa sparta na poręczy, nogi wyciągnięte; Adolf w ubraniu
negliżowem przechadza się z cygarem w ustach, niekiedy zatrzymując naprzeciw Bogusława.
Adolf
No! szczerze... Kwaśny mi cóś jesteś... nudny, zdesperowany, takim cię jeszcze nie
widziałem nigdy, nie rób przede mną sekretów, wiesz żem de bonne composition, że we mnie jak w
morze, co tylko rzucisz, utonie... Pieniędzy ci nie pożyczę, bo ich nigdy nie mam, to moja
professya; żyję jak wróbel ziarnem, które Bóg sypie przez litość, takim jak ja próżniakom. Xiądz
Walenty powiada, że mi czas zostaw uje do opamiętania. Ale, chociaż grosza nie wyciągniesz
najsilniejszem westchnieniem z mojej kieszeni, za to radę z serca i doświadczenia, pierwszej
próby... Cóż ci to jest u licha?
Bogusław (porywając się gwałtownie).
No ― Chcesz wiedzieć koniecznie co mi jest? to ci powiem, powinieneś się był tego sam
domyśleć... to mi jest, żem... kompletnie zrujnowany.
Adolf
Ba! to tylko! ale ja o tem wiedziałem doskonale, a więcej?
Bogusław
A cóż u licha chcesz więcej?
Adolf (zatrzymując się).
Boć to jeszcze nic: tego, z twoim rodzajem życia spodziewać się było można, od pierwszej
chwili, gdyś je rozpoczął.
Bogusław (z urazą).
Czemużeś mnie nie wstrzymał nad przepaścią, przewidując tak doskonale?
Adolf
A, naprzód dla tego, że trzymanie nie byłoby cię wstrzymało, a byłoby mnie pozbawiło
bardzo miłych chwil spędzonych z tobą, affaire d'égoisme: powtóre, że wierzę w przeznaczenie jak
Turek...Ale cóż z lego żeś zrujnowany?
Bogusław
Możeż być rzecz okropniejsza?
Adolf
Co do mnie, może to nałóg ― ale zrujnowawszy się nimem się mieć cokolwiek doczekał,
żyjąc w ruinie i ruiną, nic w tem nie widzę strasznego...
Bogusław
Tak! pójść i utopić się?
Adolf
A! głupstwo! stara, bardzo siara sztuka! Naprzód, nikt się nie topi, kto się chce utopić:
zawsze takich ichmościów, albo policya za kołnierz, albo przyjaciele za poły, albo kochanka za
szyję, albo chłód wody za pięty, albo rybacy łapią za czuprynę... Powtóre: l e moyen est usé, c'est
vieux, człowiek dopiero żyć zaczyna gdy się zrujnuje, posłuchaj mojej teoryi.
(Zatrzymuje się, Bogusław rusza niecierpliwie ramionami).
Człowiek dopiero żyć zaczyna, gdy nic nie ma, zupełnie się staje swobodny, nic nie mając
do stracenia i powierzywszy się swej gwiazdzie, na seryo drzwi żywota otwiera. Co mi to za sztuka
żyć, kiedy jest z czego ? To nie daje ci wzruszeń i nie wysila rozumu; ale żyć gołemu, jakby się
miało tysiące, śmiać się z doli, używać, kpić z losu... ot to dopiero życie.
Bogusław (pocichu z ironią).
Dla ciebie!!
Adolf(odwracając się).
Słyszałem... jesteś dziś naturalnie w usposobieniu żółciowem, nie można upaść, żeby się cóś
nie nadwerężyło. Tak! dla mnie i dla stu lepszych ode mnie... to jeszcze życie i dobre życie... nie
upadlam się, mam tylko nos, wiem gdzie i jak chodzić, burd unikam, gram ostrożnie, nie bratam się
ze szlachtą, panów, drwiąc sobie z nich, bawię... ot i żyje...
Bogusław
Nic nie mając??
Adolf
Złamanego szeląga, ale posłuchaj! Patrz... czy mi braknie czego? zapytaj, czym komu
dłużny: zresztą, pochodź i śledź, co o mnie mówią, nikt nie przypuszcza, żebym był bez funduszów,
domyślają się tylko, że są nie wielkie i że ich bardzo zręcznie używam, ... la verité vraie, że nie
mam nic a nic... (ogląda się) prócz głowy!! Gram w pre- feransa uczciwie, ale grubo i szczęśliwie,
żyję z panami. którzy przecie żyć z kimś muszą, prócz samych siebie, robię im małe przysłużki
przyjacielskie, ale za to po imieniu i to jeszcze spieszczając ich nazywam. Kaziu, Julku... jestem za
pan brat w ich cygaruicy, w kuchni, w powozie... i na niczem mi nie zbywa.
Bogusław
Ależ to upadlające...
Adolf
Le mot cst dur! Tak każdy żyje jak umie i może, ha! potrzeba pracować... i ja pracuję po
swojemu. (Po chwil!) Za twe obiady, śniadania i cygara, i to com ci zjadł i wypił. Bogusiu,
winienem ci dobrą radę... Du couragc. o ruinie nie gadaj, śmiej się nawet, kiedy ci kto o niej
wspomni, ściśnij się trochę... pojedź na wieś dla przerwania nici, wróć chłodniejszy... i ruszaj
drogą, którą ci wskazałem, a życie ci się uśmiechnie... radbym żebym się mógł uczniem
pochwalić... wskażę ci kierunek, podeprę... masz dosyć sprytu... ale trochę pieszczone z ciebie
dziecko.
Bogusław
Pieszczone dziecko! być może. Jedna rzecz której nie potrafię, to udawać, kłamać i
upokorzenie połykać, jak pigułki od niedostatku...
nie! nie! nie!
Adolf
A cóż poczniesz nieboraku?
Bogusław
Pójdę, nie powiem utopić się, choć i to być może, ale, jeśli mi się jeszcze z Klarcią nie uda...
no to w łeb sobie strzelę... cest plus court.
Adolf (stając)
No, to walże. a prędko, napisawszy list pożegnalny, bo Klarcia...
Bogusław {przyskakując).
Klarcia? co Klarcia? mów!
Adolf
A cóż? idzie za mąż za Salezego, wczoraj się oświadczył i został przyjęty...
Bogusław (głęboko dotknięty)
A! ostatnia! ostatnia nadzieja!
Adolf (śmiejąc się)
Ale nie ostatnia miłość! pluń na to! Ol mi człowiek! Dla żadnej Klarci, nikt dziś sobie w łeb
nie pali w XIX wieku... A pozwól sobie powiedzieć, hardy stoiku, cóś nie pojmował życia w
kłamstwie i upokorzeniu, żeś jednak na nich opierał tu przyszłość swoję... Jak ludzie grają komedyą
sami z sobą!... Ożenienie z bogatą Klarcią nie jesłże tąż samą potrawą z innym sosem?... ożenić się
ubogiemu z bogatą, żyć z łaski... na fartuszku! to gorzej niż po mojemu pieczeniarzować u panów...
Bogusław
Śmiej się... warto.
Atolf
Co u licha. ty bo to doprawdy bierzesz tragicznie.
Bogusław (sam do siebie)
Ostatnia nadzieja!
Adolf
Wszystkie nadzieje, głupstw i głupich matki... ale niema podobno jednego, ktoby na chwilę,
jeśli nie ich synem, to przynajmniej wychowańcem nie został.
(pogląda na Bogustawa, który usiadł ponury z głową zwieszoną)
Trzeba mu się dać wysapać, ciężko ranny, dwa razy w łeb dostał obuchem... Ale nic mu się
nie stanie, wyliże się.
(bierze kapelusz i rękawiczki)
Widzę że potrzebujesz samotności... pożegnam cię... wezmę jedno tylko cygaro na drogę, bo
szanując twe nieszczęście, ogołacać cię nie chcę... hawańskie... (zapala od świecy)... i bardzo
dobre! Au revoir!
(wychodzi powoli).
Bogusław po odejściu jego, zrywa się, załamuje ręce t pada znów na kanapę wzdychając, po
chwili niemej sceny, drzwi w lewo odmykają się.
Scena II
Bogusław siedzący na kanapie. Julia wchodzi powoli, z okiem wlepionem w niego i
wyrazem gniewu na twarzy, niepostrzeżona, aż gdy mówić poczyna,
Julia
A! to ślicznie! to ślicznie! wybornie!
Bogusław( ocucając się)
Co ? co to jest ?
Julia
Pytasz jeszcze? śmiesz usta otworzyć? czyż myślisz, żem z drugiego pokoju nie słyszała
waszej rozmowy?
Bogusław
Domyślam się, żeś jej musiała wysłuchać... cóż dalej?
Julia
Jeszcze mnie pyta? A! to okropne! Jeszcze nie widzi swej winy! występku! zdrady!
Bogusław
Cóż to? mowa o Klarci, czy co?
Julia (wybucha)
Klarcia! co mi tani Klarcia, oszalał jak widzę! tu nie o nią, lecz o mnie chodzi... zdradziłeś
mnie podle, nikczemnie, niegodziwie...
Bogusław (ruszając ramionami),
Ja? '
Julia
A któż? a godziż się to? to okropne! niewidzieć, nie chcieć widzieć nawet czarności swego
postępku... zdradzić kobietę, zawieść ją... Tyś poczwara!
Bogusław (zniecierpliwiony)
Ale przecie! cóżem zawinił?
Julia
Jakto? więc nie rozumiesz lego jak podle, zrujnowany, bez grosza, bez przyszłości,
uwodziłeś mnie pozorem dostatku, aby mnie obedrzeć z lego, co mi gdzieindziej moja młodość i
piękność dać mogły ? Juściż nie miałeś mnie za tak wielką panią, żebym kochać mogła dla
zabawki... darmo! Zbyt byłbyś naiwny... Wiesz przecie, że lala nasze, są majątkiem naszym...
straciłam rok marnie! Zrujnowałeś mnie niepoczciwy!
Bogusław (spogląda i cofa się zdziwiony.),
Julio! co ty mówisz?
Julia
Ale La! nie rób wielkich oczów, komedya skończona ― bez tych patetycznośei...
sentymentu o głodzie nie rozumiem... iść za mąż tak rychło wie myslę... mówią, że nam ta fantazya
przychodzi pod koniec, ale ja mogę jeszcze na nią poczekać, więc uprzedzani cię, że gdybyś mi
nawet zaproponował ołtarz i stułę. ruszyłabym ramionami! Dajmy temu pokój ― ale czem mi
nagrodzić potrafisz rok stracony! A tożbym była wolała tego starego W..., który swej Józi zapisał
sto tysięcy, byłby mnie wziął do Ems, i byłabym go na wieki spętała; ― wolałabym księcia Z...
choć włosy farbuje, ale kupił ładny domek dla Anastazyi: ― wolałabym zresztą tego żydka
bankiera, choć żyd... teraz nikł na to nie zważa! I proszę ― tak mnie złudził ― mnie! mnie! a to
woła o pomstę... byłam najpewniejsza, że bogaty, że mi los zrobi, a z łaski jego... osiadam na
lodzie!!
Bogusław (wstrzęsa się z obrzgdzenia i cofa).
A! to okropne!
Julia (ruszając ramionami).
Dzieciak! dzieciak! miała słuszność Lola, że młodych się czepiać nie warto, to niema sensu,
to się zawsze źle kończy... Szumiał, hulał, udawał ― i niema nic! Trzeba myśleć o sobie, bądź
zdrów...
(chce odejść).
Bogusław (stając przed nią ).
Julio! co ci się stało! ja cię nie poznaję!
Julia
A dajże mi pokój, od sentymentu jużem doslała czkawki, grałam go dla twojej satysfakcyi
gratis, ale mam dosyć... bądź zdrów!
Bognsław
Któż ty jesteś?
Julia
Kobieta! zwij jak chcesz, to mi wszystko jedno, ale dajże mi pokój, chwili tu dłużej nie
będę, uciekam... płać za hotel, po sklepach, w traktyerze, i rób sobie co chcesz... Wszak musisz
jeszcze mieć choć na to pieniądze?
Bogusław (ze wzgardą rzucając jej pugilares).
Bierz ― i ― idź mi z oczów.
Julia (otwiera go, przeziera i uśmiecha się ironicznie).
Sto___ półtorasta-----całego majątku, tysiąc kilkaset złotych! nędza! (chowa za gors)
oszust... nie będzie miał czem sobie wystarczyć do jutra... tyle mi potrzeba... muszę się zbroić im
nowo.... O! nigdy mu tego nie zapomnę! (ogląda się po pokoju).
Bogusław( ironicznie).
O! i ja!
(Julia powoli zmierza ku drzwiom swoim, zamyśla się, wstrzymuje, i odwraca nagle ze
zmienioną twarzą, ktora przybrała wyraz melancholii i smutku).
Julia (z wymówką, słodko).
Boguniu! a tyś temu uwierzył!
Bogusław (pogląda na nią zdziwiony, nic nie odpowiadając).
Julia
A! a! nie znasz ani kobiety! ani serca ludzkiego!! odrazu, od słowa wziął za dobre,
szkaradną scenę, którą odegrałam przed nim!! niewdzięczny! (z uczuciem coraz silniejszym) Tak,
odegrałam ją, ażeby w chwili rozstania, nie zostawiać ci po sobie żalu i łez w puściźnie. (na
stronie) To mi się udało, alem frazes ukraść musiała, (głośno) Jestem ci ciężarem, muszę cię
opuścić Boguniu! ( wzdycha) I w chwili wiekuistej rozłąki, myślałam, że ci lżej będzie, gdy za
drzwi wypchniesz mnie pogardą... ukazałam ci się umyślnie tak czarną! A! przebacz! (podaje mu
rękę) Nie stało mi sił żeby wytrwać do końca.
Bogusław (chwytając jej rękę).
Oddycham! dzięki Bogu! A! ciężkoby mi było wszelką stracić wiarę, nawet w serce kobiety,
nawet w kobiecy wstyd i skromność!
Julia
Musimy się rozstać... ja pójdę w świat, z żalem w sercu, żem nieopatrzna, może się także
przyczyniła do twej zguby... biedne dziecko ― tyś tak niebaczny! tak poświęcający się... tak
porywczy! Uspokój mnie, powiedz mi, czy to być może, żebyś był tak całkowicie zrujnowanym jak
powiadasz?... niemaszże resursów, sposobu?
(patrzy mu w oczy)
Bogusław
Żadnych ― nie spoglądałem nigdy w tę przepaść smrodliwą i nudną, którą zowią
interessami, dopiero wpadłszy w nią, opatrzyłem się, że w niej jestem...
Julia
Ale w takim razie, znajdują się przynajmniej drobne, na chwilę, na czas, mogące dźwignąć
środki; straciłeś tak wiele i lak prędko, że z samych okruszyn i ostatków, cóśby ci się
pozostaćpowinno...
Bogusław
Prawdziwie nie wiem, nie myślałem o tem!
Julia
Ale bo, potrzeba myśleć, słuchaj. Masz klej- nociki, kosztowuostki, srebra, brylanty,
powozy, porządki: wszystko to spieniężyć potrzeba... na pierwszą złą godzinę i to być może
pomocą.
Bogusław (obojętnie) .
Posprzedawaj sobie...
Julia
Dajesz mi upoważnienie
Bogusław
Rób co chcesz, nie przywiązuje do tego wagi.
Julia (na stronie).
Obojętność dochodząca do głupoty, (głośno krzątając się po pokoju) Zabierani więc i
przenoszę do siebie co znajdę... co tylko jakąś wartość mieć może...
(chodzi po kątach i gromadzi drobne sprzęty do walizy, aż do sreber ze stolika)... Wszystko
to się da spieniężyć!
Bogusław (spoglądając z uśmiechem).
Zostaw mi choć cokolwiek na pamiątkę...
Julia
Na co pamiątki? lepiej o przeszłości zapomnieć... Zresztą papiery i gałganki, to są rzeczy
stworzone do tego, żeby znikomość ludzkich spraw przypominały... Teraz zawołaj służącego, i każ
przenieść to do mnie, ja się tem zajmę...
Bogusław dzwoni, i wchodzącemu lokajowi, wskazuje nic nie mówiąc walizę i drzwi Julii ―
ten wynosi rzeczy do bocznego pokoju.
Julia zamykając drzwi, śmieje się głośno, kiwa głową i znika....
Bogusław niepojmując nic, stoi osłupiały długo , i pada na kanapę jak bezprzytomny.
Scena III
Bogusław sam, po chwili powstaje z kanapy, zaczyna chodzić po pokoju, i mówi urywanemi
słowy:
Zdaje mi się teraz, że to co nazwała komedyą, było prawdą, a to, co miało być prawdą, jest
uieźle odegraną komedyą... zawróciła się, ażeby czemkolwiek wynagrodzić sobie czas stracony...
A! niema nic praktyczniejszego nad kobietę: kto inny głowęby stracił z gniewu, a ona i w gniewie
rachuje!... Bóg je stworzył na gospodynie !
( Idzie pod zwierciadło do stojącej na konsoli szkatułki z pistoletami, które zaczyna czyścić i
nabijać).
Mógłbym sobie zaprawdę pozwolić monologu, o kruchości uczuć ludzkich. o kobiecie
puchu marnym, o przyjaźni marnem słowie, ― ale po co deklamować, kiedy można za kwadrans w
łeb sobie strzelić... kiedy się ostatecznie niczego nie żałuje― ani tej kobiety, ani tych przyjaciół, ani
nawet tych uciech, któremi się durzyło?
(po chwili)
Diable! diable! Czyżby ks. proboszcz i stary stryj
Jan, mieli słuszność, że na dnie (tych uciech trucizna? Rozbierając to wszystko, nie wielem
się napił niemi, czczo, czczo we mnie, a spojrzawszy po za siebie, to zgroza, to wstyd, to litości!
(chodzi nabijając pistolety)
Niemi nie żal! nie! Dobrze mówiła Julia, dziecko jestem jeszcze... mówię o żalu... i znalazł
się żal... zakradł złodziej do serca! Ale nie po tych uciechach płaczę, które mi wczoraj ostatkiem
szumu przebrzmiały ― nie po nich łza mi płynie... A! jest tam kącik na piaskach Mazowsza, ukryty
w starych wierzbach i lipach... tam myśl poszłai poklękła!
(otrząsa się)
Fe! fe! dzieciństwo! dzieciństwo!
(opatruje pistolety)
Cóż tam zostało? Stary gdera... o! poczciwy, dobry stary... idziecie, dziecię niewinne,
Anna... moja... śmiem jeszcze zwać ją moją! choć pewnie zapomniała mieszczucha i zdrajcę.
(ociera łzę z oka)
Głupim! Adolf do rozpuku śmiałby się ze mnie.
Scena IV
Bogusław, Michał Pieczora.
Drzwi główne uchylają się, wchodzi P. Michał, mężczyzna stary, o kiju, w ryżej peruczce,
twarz wygolona, ubiór ze staroświecka, francuzki, w ręku torba podróżna, kij i parasol ogromny,
kieszenie obładowane różnemi przyborami, okulary na nosie, z sinemi szkłami.
Michał
Za pozwoleniem... mówił mi szwajcar na dole, że apartament ten, ma być za kilka godzin
wolny, pozwolisz mi go Wpan dobrodziej zobaczyć?
Bogusław
Bardzo proszę.
(wpatrują się w siebie wzajemnie).
Michał
A! dalipan! pan Bogusław! Quantum nutatus ab illo w sukmance;... jakże mi się miewasz
zmetamorfozowany!
Bogusław
Pan Pieczora, jeśli się nie mylę...
Michał
A tak! Chorążycowicz Brzecławski, s'il vous plait. Szambelanie... cóż u licha! nie
przypominasz mnie sobie ! Musiałeś poznać mnie przecie! Bo dwóch takich Michałów i dwóch
takich peruk jak moja, niema na świecie. A ja, słyszałem żeś bawił w Warszawie... widzę w hotelu!
bez kalkulacyi moje serce! Przecie dobrze robisz, że się wynosisz...
Bogusław (zimno).
Wynoszę, na Powązki...
Michał
Fantazya! villegiatury się zachciało jegomości... a hula się! ha! panie Bogusławie, hula się,
słyszę, tego!!
Bogusław
Hulało.
Michał
Jakto? finita istoria? A cóż dalej będzie?
Bogusław (miarkując się).
A cóż ? nic!
Michał
Było lak jak nic, będzie nic, summa summarum zero! Na treść życia ludzkiego, to trochę za
mało... Ale to apartament dla mnie za paradny ! fiu! fiu! (rozgląda się). Dawno pan widziałeś
stryja ?
Bogusław
Ja? stryja?? pan nie wiesz, żeśmy się rok temu, bardzo na zimno rozstali...
Michał
I nie miałeś od nich wiadomości?
Bogusław
Żadnej, zerwaliśmy ze stryjem...
Michał
Ze stryjem, który waści wychował, wyniańczył, wykochał, który się nim jak synem
opiekował! A! doszedłszy do lat zachciało się zapewne swobody, stary gderał, ptaszek furknął...
Bogusław
Cóś to nakształt tego! Stryj chciał, żebym był stary za młodu.
Michał.
A waćpan, żeby on na starość czuł i myślał po młodemu... tandem, popstrykaliście się, to
szkoda... (siada). Coś tu u waszmości pusto, czy już rzeczy powynosili ?...
Bogusław (śmiejąc się).
Reszty, ręka przyjaźni uniosła!
Michał
Ta ręka, była niezawodnie rodzaju żeńskiego, żebyś mi o tem nie wspomniał, tobym się jej
domyślił po gorliwości, z jaką pracowała... po goliznie, którą zostawia po sobie... Ale winszuję,
przeszedłeś ważną epokę próby. cało, zdrowo, trzeźwo, i odchorowawszy wiarę w świat i sprawy
jego, wnijdziesz zwycięzko w nowy okres życia...
Bogusław (uśmiecha się).
W zupełnie nowy i nieznajomy.
Michał (który spojrzał na pistolety, porusza brwiami).
No! juściż to każdy z nas hulał, i każdy cóś stracił!
Bogusław
I wiarę w ludzi?
Michał
Wiara w ludzi, idzie równolegle do stanu kieszeni: póki się ludzi nie potrzebuje, są zawsze,
― gdy się ich zażąda, braknie; czemu? bo są ludzie i ludziska Mościpanie! a ci co są dobrzy na
dobre czasy, nie zdali się na złą godzinę... Ot naprzykład pan Jan.
Bogusław
My ze stryjem zerwaliśmy zupełnie.
Michał
Ale wiem o tem i bardzo nad tem boleję; stryj twój bardzo uczciwy człowiek, szkoda żeś go
tak śmiertelnie obraził. Ledwie doszedłszy lat, wyrwałeś mu się z rąk żeby pobrykać; ale może ci
przebaczyć, mógłbyś powrócić na wieś, i ustatkowawszy się, zdać się światu na co... Wpan wiesz,
że ja main słabość do słabych, i cnota mnie nie tyle pociąga, choć przechodząc skłaniam przed nią
głowę ― ile biedna ułomność ludzka.
Całe życie spędziłem kurując po trosze kaleków, radbym cóś i waści na jego chorobę
dopomódz.
Bogusław
Są choroby nieuleczone.
Michał
W twoim wieku!! Śmiej się z tego!
Bogusław (uśmiechając się).
Ale bo pan nie wiesz, że w krótkim czasie wielkie zrobiłem postępy: straciłem całkowicie
majątek, trochę zdrowia, a ochotę do życia ze wszystkiem
Michał
No to cóż? Majątku się ludzie dorabiają i Pan Bóg go rozdaje, zdrowie hulanka tylko
przygniotła i nadużycie, a ochoty do życia mieć nie można, kiedy się żyje żywotem fałszywym. Wy
to bierzecie za kazania i komunały, kiedy wam mówią, że praca daje szczęście, że na dnie mętnych
uciech, jest tylko przesyt i smutek... ale to święta zapoznana prawda! Po tortach i bis-koktach,
któremi karmiąc łechcą podniebienie,potrzeba powrócić do razowego chleba.
Bogusław
Z czem?
Michał
A! z rękami i z gębą?
Bogusław
Cóż ja dziś robić potrafię!
Michał
Co? ot zdałbyś mi się za leśniczego...
Bogusław (śmiejąc się).
Do prawdy?
Michał
Mógłbym ci dać sto złotych pensyi, szkapę, dwie pary botów, stół i chatę... na początek i to
ładne... Na lisich skórkach przytem, spekulacya niezgorsza... (seryo powstając) Ale dość tych
żartów, mówmy poważniej, mówmy otwarcie, gotów jestem ci być pomocą panie Bogusławie;
znałem twojego ojca, jestem w przyjaźni ze stryjem, a zresztą mam żyłkę do urwisów, nie
wychodzę więc z mojej roli...
Bogusław w milczeniu kłania się nizko i powoli wychodzi w drzwi naprzeciw Julii pokoju,
do głębi apartamentu.... ,
SCENA V
p.Michał sam: mówi przechadzając się.
Gorzej jest, niż myślałem... ale niezdesperowany zdaje mi się.
(idzie i wykręca powoli pistolety, chowając ładunki do kieszeni.)
To ― na wszelki wypadek, choć nie spodziewam się by miał siłę... ale po pijanemu, a teraz
jest pijany, gotów zrobić głupstwo... choćby chybić się... to śmieszność której całe życie nie
zmyje.... Mam wielką ochotę mu dopomódz, ale jak się tu wziąść do niego... jak? nie wiem... a nie
ustąpię...
Scena VI
p.Michał, p.Jan uchyla drzwi i wchodzi powoli.
Jan.
Otoż tu! a! jak Boga kochani, pan Michał! Idę ulicą, bom tylko co przyjechał, szukając
mieszkania. aż u furty hotelu spotykam naszego starego Abrahama faktora, który mi powiada, żeś
tu wszedł oglądać kwaterę... Że to w lej ruchliwej i ogromnej Warszawie, niełatwo przydybać kogo
się chce, pędzę więc żeby jegomości przyłapać... Będziemy razem stali? nieprawdaż? nająłeś już
sobie pokoik
Michał (na stronie).
Jak z nieba mi spadł! (głośno) Ot to Dcus ex machina.... Nie wiesz Waćpan, jak mi tu byłeś
potrzebny.
Jan
No! cóż to tam takiego? pewnie pieniędzy zabrakło... ale łych ci nie dam! O nie! ptasiu!
Dwie Kom.
zaraz je sypniesz na wspomożenie jakiegoś urwisa, lub oporządzenie pijaczyny... A co?
widzę po twarzy... jużci musiał znaleźć kogoś do obłatania ― ślicznie ci się polem wywdzięczy!
Michał
Albo to się dla wdzięczności robi. mocipanie! Siadaj no wać, choć nie jesteśmy jeszcze u
siebie, i posłuchaj... patrz! widzisz pistolety... wszedłem kiedy je nabijał...
Jan
Kto.
Michał
Ale ba! stryju kochany, twój rodzony synowczyk Bogusław.
Jan (zrywając się z krzesła nagłe.)
To jego mieszkanie! Jego! a czemuż mi nie mówisz! niechce tu ani chwili pozostać dłużej
― chodźmy! chodźmy! (rzuca się ku drzwiom).
Michał (spokojnie).
Co to waści, panie Janie!
Jan (odwracając się).
Co! wiesz przecie moję z nim historyą... to infamis...
Michał
Troche to ja ją wiem, ale na Boga, nie tak. gorąco.
Jan
Chodźmy ztąd!
Michał
Możemy pozostać bezpiecznie, on się wynosi, a ja to mieszkanie zajmuję, jesteśmy więc u
siebie.
Jan
Ale ja się z nim spotkać nie chcę.
Michał
Nie nadejdzie! co się tak perzysz... a chrześcijańska miłość! a obowiązek przebaczenia! a
litość i miłosierdzie!...
Jan
Wszystko to dobre, ale nie dla takich jak on łotrów! Daj mi waćpan pokój, starego nie
przerobisz.... Przebaczam, ale widzieć go nie chcę, znać nie chcę... spotkać nie chcę... Wpan nie
wiesz, jam go kochał jak syna! pielęgnowałem jak dziecko, a łotr len krwawą wypłacił mi
sięniewdzięcznością!
Michał
Panie Janie, żółci sobie nie psuj...
Jan
Burzę się kiedy o tem wspomnę: odumarli go rodzice, sierotą wziąłem, hodowałem,
pieściłem...
Michał. I za to żeś pieścił, P. Bóg cię pokarał.
Jan
Możem zasłużył! ale on nie powinien był być narzędziem kary... doszedłszy do lat,
wypowiedział mi posłuszeństwo, dotknął boleśnie... obraził śmiertelnie, zerwał ze mną, zapomniał
o Anusi, porzucił ją... szubienicy wart!
Michał
A co tu ma do tego Anusia?
Jan
Nic, nic... koniec końcem znać go nie chcę: trzęsę się mówiąc o nim... ust plamić nie mogę
opisem...
Michał
Słowo tylko, siary przyjacielu! Ty wiesz już moję słabość, że muszę być zawsze adwokatem
łotrów; po troszę twoja w tem wina, pieściłeś nadto sierotę... a gdy doszedł do lat, chciałeś by
posiwiał zaraz, nim mu się wąs wysypał... Musiał się przecie wyszumieć. Nie miałeś pobłażania dla
dorosłego, aż nadto dlań mając w dzieciństwie... Ot do czego go to doprowadziło.... stracił
wszystko, i myśli sobie w łeb palić...
Jan (szybko).
Co mówisz? (miarkując się). Dobrze! co prędzej.
Co prędzej to lepiej, niech ginie, przynajmniej szubienicy uniknie!
Michał
Nie masz litości, panie Janie..
Jan
A! żebyś waćpan był widział łzy moje i łzy Anny, byłbyś jak ja kamieniem... nie wart
dziśby się litować nad nim, chodźmy ztąd...
Scena VII
Ciż sami: Bogusław ukazuje się we drzwiach, któremi wyszedł, słoi chwilę, posuwa się
bojaźliwie wzruszony, zbliża i klęka przed stryjem.
Bogusław
Stryju! przebacz!
Jan (cofając się).
Kto waćpan jesteś? nie mam szczęścia go znać!Synowca nie mam. (porywa czapkę i szybko
posuwa się do drzwi).
Michał (wstrzymuje go).
Panie Janie.
Jan(z wyb uchem gniewu)
Puszczaj mnie waćpan, mówiłem i mówię, że go znać nie chcę... gadzinę wygrzałem na
piersi, ale ukąszony, drugi raz nie myslę się na jej jad wystawiać! (do Bogusława). Uderz się w
piersi, po- myśl coś uczynił... a skonasz ze wstydu jeśli go masz, z żalu... z rozpaczy! Ale nie! Ty
zginiesz w nędzy, upodleniu i poniewierce... bo wstyd straciłeś, bo żal twój udany... skalałeś serce,
imie, młodość, zmarnotrawiłeś grosz, potem i oszczędnością rodziców uzbierany, z darmozjadami i
gamratkami... a teraz myślisz, że cię obluzganego błotem, przycisnę do czystej piersi, dla tego, że
się ku niej raczysz nachylić! O! nie! raz zdradzony, nie dam się już uwieść więcej... nie znam cię i
znać nie chcę... Powtarzam, nie masz stryja... jesteśmy sobie obcy na zawsze...
(wychodzi, rzucając drzwiami za sobą.)
Scena VIII
Michał i Bogusław , który powstał upokorzony i stoi z głową spuszczoną. Michał chodzi
zamyślony po pokoju.
Michał
Stary sierdzisty! ale też ma trochę słusznościpanie Bogusławie, hę?
Bogusław (milczy).
Michał
Qui tacet consentire videtur!... Milczy! to dobrze, dobry znak że milczy... Obeszło go to...
przybity, drugi znak dobry... Jest materyał, zro- bimy cóś z niego... (staje i mówi powoli).
Przypadek, a raczej opatrzność jakaś, sprowadziła nas tutaj, jestem pewny że niedarmo. W świecie,
nic się bez racyi nie dzieje... Słuchaj no panie Bogusławie, los twój mnie żywo obchodzi... ta scena
ze stryjem poruszyła ciebie, alem i ja uczuł głęboko... radźmy.
Bogusław
Nie ma na to rady, stryj mi przebaczyć nie potrafi... choć może nietylem był winny, ile
sądzi... a żal mój...
Michał (do siebie)
Łże! był winien! Ale udaje lepszego niż był. Dolny znak! rozumie całą brzydotę swojego
postępku... mam nadzieję, zrobimy cóś z niego...
(głośno)
Co było a nie jest, to nie pisać w regestr... w łeb sobie strzelić zawsze czas, a sprobować
innego rodzaju życia, cóż szkodzi?? Nie będę cię nudził naukami; zresztą, obcy jestem i prócz
życzliwości, innego nie mam tu prawa, stawać jako moralista... Wiesz co... myśl mi przychodzi...
Ot mam tu pod Warszawą niedaleczko, kolonią... dam ci ją dzierżawą... idź, pracuj, myśl i skąp się
w wiejskiem powietrzu; na twoję chorobę, praca, modlitwa, wieś, jedyne lekarstwo... No! jak
myślisz?
Bogusław
Alem ja, do niczego niezdatny.
Michał (na stronie).
Skromny! dobry znak! dobry znak! (głośno). A któż co umie nie ucząc się?
Bogusław
Nie radbym uczyć się cudzym kosztem...
Michał
Dajże pokój... ale to mi nic nie przynosi... lak jak nic... a chleba kawałek przy pracy dać
może... Chodziłeś podobno jakiś czas po Marymoncie, za nieboszczykiem Oczapowskim, jesteś
niby agronomem, choć więcej wówczas pono latałeś do Warszawki, niż do obory... zawsze ci
jednak cóś z tego utkwić musiało... poprobuj gospodarstwa... Nie święci garnki lepią. I to jeszcze
mam na uwadze, że to blizko miasteczka, jak ci się bardzo zanudzi, to choć zdaleka patrzeć na nie
będziesz, ślinkę łykał i dym z kominów, z których się dla ciebie kurzyło... Co u licha? jesteś
mężczyzną, w sile wieku, żebyś z tych betów i puchu rozpusty wyjść nie mógł, i z wszeteczeństw
otrząść się nie potrafił? No! (bierze go za rękę) siły! energii! woli! Tożeś nie francuz, co głupstwo
zrobiwszy, reperuje go gazem węglowym; ani anglik, co sobie w łeb pali po śniadaniu, dla tego, że
mu się guzik trzeci raz odpruł u kamizelki: ani niemiec, co sztuki pokazuje, kiedy zapomniał sztuki
prowadzenia się....
(patrzy na Bogusława, który ożywił się nieco, poruszył, i zaraz opuścił ręce)...
Bogusław
Zacny, poczciwy przyjacielu! nie! nie mam siły i zawiódłbym ciebie... popsuty jestem do
gruntu... przywykłem żyć w tej atmosferze zgnilizny, i piersiom moim czysty powiew wsi nie
starczy...
Michał
Pluń waćpan na tę głupią metaforę! powoli się przywyka do wszystkiego... Kątek ładny,
cichy, spokojny, dworek malutki, ale caca.... kilku czynszowników w sukmanach, ale serca
sajetowe... zobaczysz ich, to pokochasz... Cisza... las... polowanie... a tak na prawdę
powiedziawszy, i sambyś mógł się jakiego grosza dorobić, i dla mnieby to była łaska... (nagląc )
Isto- tnie... kradną mnie tam... niema ktoby zarządził.... A to pod Warszawą intratneby być
powinno... Panie Bogusławie. wyperswaduj sobie, ja nie odstąpię... musisz to zrobić...
Bogusław (wahając się )
Ale....
Michał (dzwoniąc).
Niema ale.... chcesz żebym gwałtu użył, do stu diabłów... no! to użyję... Garson!
(wchodzi służący')
Hej! garson! pakuj rzeczy tego pana, jeśli jakie są?
Garson
A rachunek?
Michał
No! to podaj rachunek i sprowadź doróżkę... Jedziemy do Sosnina.
Koniec Aktu I-go.
AKT II.
Scena na wsi, w kolonu Sośninie: pokój bawialny w dworku, przez dwa okna w głębi
otwarte, widać gospodarski dziedzińczyk, gołębnik, stodoły.... Kanapa pokryta drelichem, stołki
drewniane, na stole książki i papiery, na kołku torba i dubeltówka, na półkach sosnowych książki;
na kominie nasiona gospodarskie, siodło w kącie i.t.d.
Scena I
Bogusław sam, przy stole . odczytuje list, który napisał.
" Drogi mój ojcze! Chcesz bym ci się szczerze wyspowiadał, jakie na mnie skutki sprawiła
kuracyą twoja... nie będę ci kłamał, żem zdrów, i powiem otwarcie wszystko, wszystko, nawet złe,
którego zarody czuję w sobie jeszcze. Oto już kilka miesięcy upływa, jak z łaski twej siedzę w
Sośninie, i w tej ciszy, wśród pracy do której się garnę niechętny, powinienem był już uczuć błogie
skutki wsi, i nowego rodzaju żywota... ale niełatwo zrzucić skórę, która przyrosła i odziać się jak
waż nową... Siedzę tu i nudzę się sobą, z jak najgorszem towarzystwem, walczę słaby, a
spojrzawszy w głąb serca, prócz zakrwawienia nic w niem nie znajduję... Do' pracy nie jestem
zdolny, zrywam się i upadam, śni mi się przeszłość znowu, i nawykłe usta pragną napoju, który je
przepalił. Szum lasu i śpiew wieśniaczy, nie mówią do zepsutej duszy... poluję roztargniony,
gospodaruję niechętny... Obok świeżych, zbudziły się i staie wspomnienia straconego szczęścia,
dworku stryja i cichej, świętej mojej niegdyś Anny, która się może choć modli za grzesznika...
Teraz codzień częściej i z większym żalem wspominam Kalinówkę... stryja... ją... dawne życie.
Zamiast jednej, dwie czuję boleści, za dwóma niepowrótnemi żywotami: za mojem Szczęśliwem
dzieciństwem i czystą młodością, za burzliwą biesiadą i życiem Warszawy... Nie wiem czy co
zrobisz ze mnie: jestem nie starą i zużytą, ale połamaną machiną, której iść kazano, choć w nią
rzemieślnik nie powprawiał kół strzaskanych... i skacze i staje i pęka się do reszty... Samotność mi
nie służy, choć chwilami godzę się z naturą i zdaje mi się, że kocham tę ustroń, która nazajutrz
mnie nudzi: że kocham lud, który mnie wkrótce niecierpliwi... Stan mojej duszy jest tak dziwny, że
z niego dobrze zdać nie umiem sprawy ― ostatecznym jego wyrazem ― niepewność... " (Rzuca
list nieskończony i zaczyna się przechadzać po pokoju... turkot daje się słyszeć, i powóz przesuwa
się koło okien, gwar i śmiech w ganku. Bogusław bieży do okna)...
Scena II
Bogusław, Adolf w wykwintnym stroju podróżnym: staje na progu, patrzy długo przez
lornetkę, i rzuca się w objęcia Bogusława. który zdziwiony, z żywą go wita radością ― podają
sobie ręce.
Adolf
Otoż patrz, sceptyku obrzydły! ty tu pewnie pod słomianą strzechą, karmisz się
wykrzyknikami nad zepsuciem świata i serc ludzkich, nad zdradą przyjaciół i kochanki... a tu
właśnie przyjaźń i... (wstrzymuje się) przyjaźń cię goni na pustyni... w tej tebaidzie mazowieckiej...
Widzisz! mamy pamięć i serce, nie jesteśmy tak źli i zepsuci. jak sobie wyobrażałeś! aha! Ja
wracając z wesela hrabiego X.... przypomniałem sobie w porę. żeś się tu gdzieś zaszył na wsi i
spadam ci niespodziewany... a... (tst! tst! jeszcze)...
(ogląda się) zdaje mi się, że ci ta wcale nie złe... ubogo, trochę karczmą pachnie... ale to
woń wiejska... Sielankowa...
Bogusław
Jakżem ci rad ! nie uwierzysz... wśród tych nudów, spadasz mi z nieba... siadaj... sam nie
wiem, czem cię przyjmować... ja tu żyję tak po anachorecku!
Adolf (śmiejąc się i szukając miejsca, gdzieby usiadł).
Chatka! chatka! Une chaumiere et son coeur! A jestże serce w tej chatce, choćby siermiężką
przykryte... hę!
Bogusław
Daj pokój żartom... jedno, puste serce moje...
Adolf
Jakto ? daj pokój żartom! a cóżbym ja robił, gdybym nie żartował z ciebie, z siebie, ze
wszystkich; śmiech i żart to życie moje... Ale na czem ty tu siadasz? jednego krzesła niema, żeby na
niem spocząć... przestraszam się tych desek i drelichów!... Masz cygara?
Bogusław
Palę... prosty tytuń, a cygara, z rodzaju tych, któreśmy, pamiętasz, nazywali Los Capustos...
Adolf
No, to proszę na moje podróżne, (dobywa. ) Ale mi każ dać co przekąsić przed obiadem...
koniaku... chester'u, co chcesz... salcesonu... sardynek.. pasztetu kawał, c' est qu'il y a de plus
simple.
Bogusław (śmiejąc się).
Myślisz, że choć jedno mam z tego wszystkiego! Nad flaszę starej wódki, kawał wędliny,
chleb i masło, nic tu nie znajdziesz... ale wkrótce dadzą nam barszcz i zrazy.
Adolf (poważnie).
Niezmiernie po wiejsku! Widzę jednak, że i tem żyć można, choć diable jesteś mizerny...
Ale spowiadaj no się przede mną, jakże? dobrze ci tu jest? obyłeś się z tą biedą?
Bogusław (wahając się).
Dobrze, nie... źle Iakże nie jest ― sam nie wiem.
Adolf
Przyznam ci się, że jabym tą cnotą, mlekiem i jajecznicą dwóch dni nie wyżył... Cóż robisz?
Bogusław
Gospodaruje, myślę, wzdycham...
Adolf
Chyba dużo... dużo musisz sypiać...
Bogusław
Nie. przeciwnie... sen umie odbiegł całkiem.
Adolf (ruszając ramionami).
I sen odbiegł! nieszczęśliwy! a czemże żyjesz! Ale sameś sobie winien było mojej
posłuchać rady.... Jakiś cię lam stary zbałamucił mniemanem dobrodziejstwem; a zaprzągł w
pańszczyznę... zakuł w dyby!! To nie życie! to nie życie ! to powolna jak na torturze próba, wiele
leż się człowiek wyciągnąć może, nim ducha w ziewaniu odda... Zresztą, to do niczego nie
prowadzi... i... maucais genre!... Słuchaj! Ratować się potrzeba... zginiesz, dostaniesz suchot...
sciatyki, febry... żółtaczki. Zapadniesz na śledzionę... Masz manierę, dowcip, przytomność ― ubrać
się możesz w melancholią i poezyą... stać się interessującym.... Garderobę ci krawcy pokredytują...
mieszkanie zapłacisz na pierwszy kwartał... jedź do kochanej Warszawy!! Są ładne twarzyczki z
ładniejszemi jeszcze posagami... cela tous rcmettra a flot.
Bogusław
Dziwne bo ze mną rzeczy dzieją się, kochany Adolfie ! nie poznaję sam siebie. Nie
zaprzeczam, że mi żal dawniejszego życia, że tęsknię za niem czasami, a jednak... na prawdę... jak
pomyślę, że mogę doń powrócić, strach mnie ogarnia, dreszcz przechodzi.
Adolf
Wstyd fałszywy, nic więcej, trzeba mieć odwagę z niego się otrząsnąć. Masz przyjaciół, w
których rzędzie ja staję pierwszy... i...
Bogusław( ściskając jego rękę).
I ostatni...
Adolf
Nie wchodzę w to.... ale dla mnie, co cię kocham bez żadnego widoku, co cię żałuję
serdecznie... boleśna patrzeć na taki upadek... to prowadzi do zupełnego zardzewienia.
Bogusław
A wasze życie do czego?
Adolf
Jeśli w niem nie widać końca, celu... no! to przynajmniej droga niczego... a tu! (rusza
ramionami). Ale powiedzże mi, jak wytrzymujesz?
Bogusław
Jak widzisz! Żyje się i tutaj... nawet nie mogę powiedzieć, żeby mi źle było. Jestem w
jakimś stanie pośrednim: nie odwykiem od tamtego, nie przywykłem do tego... męczę się ― ale
żyję.
Adolf
To pocóż się męczyć! powiadam ci, że masz poczciwych, dolnych przyjaciół ― Hrabia
W....
nieustannie pyta się mnie o ciebie ― Co za człowiek! jaki powóz! a konie! Kupił teraz
faeton... cacko! choć na stoliku go trzymać.... Para kasztanów, lalki... Jaki stół! Jakie u niego beef-
steki, co za likwor...
Bogusław
A Salezy?
Adolf
Jak zręcznie pyta o Klarcię! filut! A cóż! ożenił się z nią, ożenił! ale, powiadają, że po
weselu bardzo posmutniał... majątku, ani mu dali powąchać, q uelle indignile! ma pensyjkę i nic
więcej! Trzymają go w ryzie... Pani zajęta na seryo jakimś muzykantem, który ją po dniach i nocach
uczy śpiewać... a to duo nieustanne, diable fałszywie brzmi w uszach rnęża...
Bogusław
A Julia?
Adolf
Dotąd, wystaw sobie, niezajęta... Mais elle
a da coeur! Trafiały się jej różne propozycye.. pokazuje się, że zawsze ma słabość do ciebie,
tęskni za tobą...
Bogusław (śmiejąc się).
'Żartujesz! ona! chyba nie wiesz, jaką mi scenęodegrała na ostatku!
Adolf
Cóż takiego?
Bogusław
Nie mówmy o tem! Z kim jest teraz?
Adolf
Z nikim! z nikim! Stary B... bywa u niej ale ona go nie chce, wparł się jej gwałtem prawie...
Jestto związek platonicznym bo sześćdziesiąt lat wyplatonizowały starego łotra... Nalewa tylko u
niego wieczorami herbatę... robi honory saloniku... a łysy lubi się chwalić, że niby jeszcze
potrzebuje kochanki... Ale zaledwie goście wyjdą, zmyka i on za niemi co najprędzej od
niepotrzebnej pokusy ― Przytem obrzydliwie skąpy___Dawał jej po trzy tysiące na miesiąc... no,
to wyżyć z tego nie można...
Bogusław
Mnie kosztowała po pięć, i więcej, i jeszcze się skarżyła...
Adolf
Ty bo nie wiesz, ona jest tak dla ubogich dobroczynną...
Bogusław (śmieje się).
Cóż z ciebie za apologista! ty cóś dawniej nie darował nikomu, na jakiego moralistę
nastąpiłeś dzisiaj!... Alem ja się zagadał, czekaj, wypocznij nim co będzie, muszę pobiedz i w
kuchni cóś pogospodarować, żebyś nie był całkiem głodny, bo mi gospodyni gotuje, która od
wielkiego święta występuje z naleśnikami... Zaraz powracam...
Scena III
Adolf sam, chodzi poświstując, rozgląda się po kątach, czyta list na stoliku, śmieje się do
siebie, poprawia włosy przed źwierciadełkiem.
Scena IV
Tenże, Julia ukazuje się w oknie.
Julia (grożąc).
A co, pewnieś mu już wypaplał?
Adolf
Ale nie!
Julia
I o mnie nie mówiłeś?
Adolf
Trochęśmy gadali...
(Julia wchodzi przeze drzwi).
Julia
Jakże jest dla mnie ?
Adolf
Dość obojętny...
Julia
A! niewdzięczny!... aleś się nie wygadał?
Adolf
Ale za kogoż mnie masz?
Julia
Bardzo zbrzydł?
Adolf
Opalił się... zdziczał... ale zdrów...
Julia
Dokąd wyszedł?
Adolf
A! do kuchni, gdzie cóś dla nas prażą!... Uff
(Julia. która weszła z kapeluszem w ręku, ogląda się i szuka miejsca gdzieby usiąść,
nareście powoli, o stróżnie, czepia się na rogu kanapy).
Adolf
Siadaj i cicho! niech cię zastanie niespodzianie... scena będzie efektowa, radość...
przywitanie, czułości... pojednanie... explikacya!... Ja wyjdę...
Julia
Jaki gbur (śmiejąc się)... Ale cóż to za lepianka! cóś jak izba w karczmie koło Miłośnej... A!
musiał zardzewieć, w tym futerale wiejskim...
Adolf
Jeszcze nie bardzo.... odpolerować go potrafimy... (ogląda się, staje i mówi pocichu).
Ale jeśli go chcesz odzyskać! zmiłuj się! z taktem! z taktem! bez raptusów! Ja ci, jak
przyrzekłem, pomogę... ale bądźże ostróżną... stał się sceptykiem i niedowiarkiem... Szydzi z ludzi!
Gotów cię posądzić, żeś się dowiedziała o jakiej zmianie fortuny...
Julia
Ja? ja? wstydź się pan... (po chwili) A to ty już wiesz?
Adolf (rusza ramionami)
Ja? o czemże?
Julia (śmiejąc się).
Powinnam się tego była domyśleć!!
Adolf (surowo)
Nie rozumiem.
Julia
Nie może mnie o nic posądzić... kochałam go zawsze... taki dziecinny, naiwny, zabawny....
a taki hojny ten Bogunio poczciwy...
Adolf
Domyślasz się, że znów będzie miał z czego być hojnym?...
Julia(z oburzeniem).
Szkaradnik z ciebie! a fe! aleja go kocham...
Adolf
Znowu?
Julia
Zawsze...
(spoglądają na siebie i śmieją się).
Scena V
Ciż nadchodzi Bogusław, staje w progu i postrzegłszy Julią, wykrzyknął radośnie, posuwa
się ku niej, potem jakby cóś przypomniał, cofa się i wita ją zimnym ukłonem.
Bogusław
Julia! tutaj!
Julia (wyciagając rękęzz kokieteryą).
W przód jeszcze byłam myślą, i sercem, nim potrafiłam dobiedz sama. ― Nie wiedziałam
nawet gdzie szukać zbiega... Tak uciekłeś z Warszawy... desperacko...
Adolf
Rzuciwszy Child-Haroldowskie przekleństwo na przyjaciół i kochankę... niewdzięczny!
Julia. (usiłując zmienić rozmowę).
Zawszeni uważała, żeś miał w sobie jakiś zaród melancholii.... skłonność do mizantropii...
alem nigdy się nie spodziewała, żeby się to takpięknie rozwinęło...
Adolf
Ja to brałem za ton... za dodany powab, za przylepioną muszkę... dziś widzę, że to mu nie
przeszkadza jednak tęsknić za miastem, wzdychać za nami. a trwać przez upor na pokucie.
Serdecznie nas jednak płacze!... Dziwne człecze!
Julia (zcicha).
I po umie ?
Bogusław
Nie przeczę, żal mi było wszystkich i wszystkich, ― ale czas... wielki to mistrz na żale...
Przepędził je... nieprawdaż?
Adolf
A ha! zaczynacie z beczki sentymentu! no to ja, od tego mętu uciekam... (dobywa cygaro)
pójdę obaczyć gospodarstwo, a państwa zostawiam samych... przejdę się po ogrodzie.
Bogusław
Tu ogrodu niema... za to las wkoło, ogród Boży.
Adolf
Pójdę do lasu. gdziekolwiek, byle was zostawić samych.... Po długiej rozłące. potrzebujecie
powzdychać trochę. bez natrętnego świadka.... wrócę na barszcz... tylko, choć barszcz, nie każ się z
nim opóźniać.
Scena VI
Bogusław, Julia.
W początku chwili milczą oboje. Bogusław skłopotany. Julia wpatruje się w niego.
Julia. (z oczyma spuszczonemi, grając nieśmiałość i rozrzewnienie).
Prawdziwie, powinnabym zacząć od bolesnych wymówek
Bogusław. (na stronie.)
Co za bezwstyd!!
Julia
Ale nie mam serca zatruwać niemi pierwszego spotkania.... Uciec tak. wyrzec się
wszystkich, nie dać znaku życia, zostawić nas w śmiertelnym strachu. o siebie! bez wieści!
Bogusław
O mnie! Julio! Zmiłuj się, nie żartuj: śmiej się, szydź, baw kosztem moim, ale nie graj
komedyi gratis, ja odwykłem od teatru.
Ty najlepiej wiesz, jak zawsze byłam złą aktorką... a dziś! dziś! nie! nie będę się oburzać i
gniewać, powiem ci tylko od razu. co mi cięży na sercu... A! to dziwne, straszne, boleśne
posądzenie twoje! z jakiem rzuciłeś mnie za sobą, nie obejrzawszy się nawet... niedopominaiąc się
o to, coś mi powierzył! Myślałeś więc, że [od nieszczęśliwego wydarłszy ostatek, radam nawet z
twej ruiny korzystać. Co za wyobrażenie o ludziach, jaka obelga dla mnie! Sprzedałam ci przecie,
co tylko mogłam, zebrałam, co się zebrać dało, i przybiegłam tu zaklinając cię, byś przyjął i dług i
ofiarę serca, które nie przestało bić dla ciebie...
(Rzuca na stół pugilares).
Teraz nie pozostaje mi. tylko cię łzą i życzeniem szczęścia pożegnać... (wstaje jakby
zabierając się do wyjścia).
Bogusław stoi zdumiony, nie wierząc oczom, potem rzuca się podając jej rękę, z wybuchem
radości.
Daruj mi! przebacz, kochana Julio! A! jam cię tak źle osądził! ty masz serce anielskie... ja,
to ja! jestem poczwarą, co grzechami swemi drugich okrywa.
Julia. (wyciągając dłoń.)
Wszystko ci przebaczani... ale posądzić mnie o chciwość!! mnie!...
Bogusław.
A! tyś doprawdy aniołem!
Julia. (melancholicznie).
Dawniej nim byłam dla ciebie! gdyś ty jeszcze wierzył w ludzi i nie nauczył się ich
obawiać! Tyś sam mi mówił, przytulając mnie do serca, że perłę znalazłeś w błocie!... Na cóż mam
kłamać ! Tyś pierwszy dłonią gorącą, wyciągnął mnie z kału, i z oczu moich zdjął ślepotę... Ale
winnam-że, żem upadła? Sierota, wychowana przy bogatej rowieśnicy, w zbytku, w nałogu
szczęścia i dostatkach, nagle bez opieki, znalazłam się w świecie zepsutym, bez sposobu do życia...
bez grosza... nikt mi nie wskazał, jam sama drogi rozpoznać nie mogła, poszłam tą, którą mi było
iść wygodniej... (z uczuciem) Tyś pierwszy dobył uczucia z mojego serca, duszę i głowę otworzył
na światło... A! i własnemu nie uwierzyłeś dziełu. Byłeś Pygmalionem, marmur przemówił, tyś nie
chciał usłyszeć!... Niewdzięczny! niewdzięczny.
Bogusław
A! daruj mi Julio! serce mi zaszło goryczą i wszystko gorzkiem się zdało... jam cię zawsze
źle sadził, i całem życiem nie odpokutuję za te zbrodnię...
Julia
Julia ci wszystko przebacza... tyś był lak biedny ! jam cię tak żałowała. żem nie myślała o
sobie!... Nareście, przyszła chwila, że się oczyścić mogę: dowiedziałam się gdzie jesteś i lecę być
czem każesz.., choćby ostatnią z sług twoich...
Bogusław
A! jam winien! winien! nie mam słów na odmalowanie żalu mego!...
Scena VII
Ciż, wpada Adolf żywo.
Adolf
Czułość czułością, a obiad obiadem... Podobno go dawać maja, niechże dają... choć
barszcz... Dobrze państwu gołąbkować. dowiedziona rzecz, że to uczucie odejmuje apetyt, ale ja
tete a tete zostawiony z próżnym żołądkiem... nie wytrwam... Sosnin twój wcale ładny.
Bogusław
Ale nie mój naprzód.
Adolf
Czyj jest, to jest: to bieda ze po nim chodzić niepodobna, nigdzie porządnego trotuaru...
potrzebaby ubrać się w łapcie.
Scena VIII
Ciż sami, Jędrzej, stary sługa miejscowy, w szarej świtce, wchodzi, i długo z gębą otwartą
patrzy na Julią: potem odwraca się do pana.
Jędrzej
Na stole proszę pana: niech wszyscy diabli wezmą!!
(Wszyscy wychodzą przez drzwi boczne do drugiego pokoju)
Scena IX
Jędrzej sam, skrobie się w głowę oglądając za niemi.
Ależ to piękna, niechże ją wszyscy diabli wezmą ! no! Ale zkąd się tu wzięta i co to za
jedna? Czy piechotą przyszła? ale to piechotą nie musi chodzić! I co to za jedna? Nie siostra, nie
żona... czort wie! a tu jak spyta p. Pieczora, co ja mu powiem?? Niech ich wszyscy diabli...
Słuchałem to ja pode drzwiami rozmowy, ale kiedy rozumiem, to niech umie...; Cóś gadała,
przepraszał ją czegoś, rozczulali się... niech ich... Musiał jej cóś zrobić, albo może ona jemu co
zrobiła. bo to bywa, że kiedy kobieta winna, to ją mężczyzna przepraszać musi. Niech ich wszyscy
diabli wezmą...
Scena X
Jędrzej, p. Michał Pieczora wchodzi powoli się skradając.
p.Michał
Co tu się u was świeci?
Jędrzej (przestraszony).
Albo ja wiem, proszę pana!... niech ich...
p.Michał
Ktoś tu przyjechał?
Jędrzej
Dwoje, proszę pana, dwoje, jegomość jakiś, co się ustawicznie śmieje, nawet z krowy na
dziedzińcu śmiał się... jakby to było co śmiesznego, że krowa chodzi z cielęciem! Toż to rzecz
powasAntgw I jakaś jejmościanka, strasznie, niech ją wszyscy wezmą, wyfalbanowana, a taka
piękna... a taka piękna.
p.Michał (chwytając go za rękę).
Co mówisz! i kobieta! a! to nieszczęście.
(chwyta list ze stołu i przebiega oczyma.)
A! ot i list do mnie! ― Biedny Bogusław! O! o! łatwiej popsuć niż naprawić!... Ale cóż to
za ludzie? wierzyciele? co to ma znaczyć?... Co to za pugilares? (zagląda w zostawione przez Julię
pieniądze) Co to za pieniądze! kilka tysięcy! Nie wiesz nic?
Jędrzej
Przyznani się JW. panu, niech ich wezmą... nawet ciągle słuchałem pode drzwiami; bo
Maruszka nakrywał... ale choć to po polsku gadali, niech ich wszyscy diabli. namolali tak słów, że
ani weź rozplatać. Naprzód przyleciał ten pan,Udław... Udaf.
p.Michał
Adolf.
Jędrzej
Oto... to... przyjechał, śmiał się, chodził, cóś wydziwiał o barszczu... o śniadaniu... niech ich
tam... polem zkądeś zjawiła się ta spódniczka... Pan Bogusław z razu przyjął ją zimno, ale jak
zaczęła do niego stroić miny, a stękać, czy wzdychać, a paplać, a słodzić się, a narzekać na cóś... a
pieniądze mu jakieś oddawać, tak go zarżnęła i łapki położył przed nią, i wzięlisię za ręce...
p.Michał
Nic nie rozumiem!
Jędrzej
I ja, JW. panie, także nic... niech ich wszyscy diabli wezmą... Zdaje się gadają jak my, a
wolę żyda... aż w głowie się zamiesza słuchając... niech ich wszyscy diabli wezmą.
(p.Michał chodzi zamyślony, śmiechy dochodzą z dru- giego pokoju, i po dwakroć słychać
głos Bogusława,wołającego Jędrzeja, ale Jędrzej zadumany nic nie słyszy.)
SCENA XI
Ciż, Bogusław wpada z serwetą.
Bogusław
Jędrzeju! Jędrzeju! a gdzieżeś się zapodział... a chodźże siary, czekam, wołam! ( ostrzega
Pieczorę)... A! ty tutaj! kochany ojcze!
p.Michał (seryo, chwytając go za rękę)
Chwilka, Bogusławie, niech Jędrzej idzie.... mam ci słowo powiedzieć.
Bogusław.
Chodźmy do siołu, mam miłych i poczciwych gości.
p.Michał
Cicho!! Któż to taki?
Bogusław
Przyjaciel... jakich mało, i... (skłopotany wstrzymuje się)
p.Michał
I przyjaciółka, jakich wiele!
Bogusław
Posłuchaj pan, tak nie jest. To Julia, którąm uchodząc z Warszawy, fałszywie osądził... Pan,
co tak dobrze znasz serce ludzkie, powiedz, cobyś zawyrokował o sercu kobiety, która nie mając
żadnych obowiązków, udałaby chciwość w chwili ruiny, ażeby jej szczątki ocalić... i przyniosła je
później ubogiemu, z ostatniego swego grosza ofiarę.
p.Michał
Powiedziałbym, cudo! Ale pokażże mi tę heroinę! Dalipan nic nie rozumiem, i mam ochotę
jak Jędrzej, powiedzieć, niech ich wszyscy diabli wezmą!
Bogusław (z czułością).
Przyjacielu! ty! tak pobłażający, ty. co masz serce przejęte miłością chrześcijańską, jakiemu
równego nie znaleźć na świecie, miałżebyś dla tego, że tę kobietę świat potępia... bo ją sprzedano
sierotą, rzucić na nią także kamieniem?
p.Michał
Wiesz że kamieniem nie rzucam na nikogo ― ale... poczekaj no!... A przyjaciel, kto to taki?
Bogusław
Adolf S....
p.Michał
Wiem, pasorzyt, przyjaciel panów i bankierów, wszędzie z gębą gdzie obiad... błaznuje za
przysmaki... gotów się spodlić dla wygódki i specyaliku!
Bogusław
Serce dobre...
p.Michał
Brzuch jeszcze lepszy... a czoło twarde! nie wiem, zkądby mu się cnota wziąć miała, chyba
z niestrawności.
Bogusław
Ojcze! godziż się być tak surowym?
p.Michał
Ja surowym! Boguniu! tego już zanadto! Wyznam ci tylko, że ich przybycia, po kilko-
miesięcznem opuszczeniu nie rozumiem, cóś w tem czuję... a że z mętnego źródła czystej wody nie
zaczerpniesz... boję się... boję... Z listu, który tu na stole znalazłem, widzę, żeś już był na dobrej
drodze, już poczciwe zgryzoty, przystęp do ciebie znalazły, mogłeś powrócić do uczciwego życia
pracy... licho ich tu naniosło... zrodzi się w duszy niepokój...
(chodzi niespokojny.)
Bogusław
Drogi ojcze!... Zmiłuj się! co w tem dziwnego... lepsi są niż sądziliśmy, i po wszystkiem...
ty znasz serce i wiesz, że często w jego głębi więcej dobrego, niż się spodziewać można.
p.Michał
Właśnie że znam serce ludzkie, nie pojmuję nagłego ocknienia się czułości po kilku
miesiącach. W tem cóś jest! Anguis latet sub herbis... A strach mi, żeby poczciwych myśli i uczuć
nie zatarli w tobie... tęsknoty za Anną... zastryjem.
Bogusław
Chodź więc i poznaj ich...
p.Michał (powoli postępuje chmurny).
Chodźmy...
Bogusław
Albo nie. lepiej... lam ciasno, szerzej nam tu będzie, niech Jędrzej z kozaczkiem stół tu
przeniosą.... ja biegnę po moich gości...
Scena XII
p.Michał sam, chodzi ruszając ramionami.
Nie rozumiem! nie pojmuję, albo się może nazbyt już źle uprzedzam... mężczyźni i kobiety
ze skłonnością do hulanki, miewają dobre serca... Jednakże, zkądby się to im wzięło? taki nie
rozumiem!
( maca się po kieszeniach).
Nim co będzie, wartoby choć spojrzeć w listy, które mi oddano na wsiadanem. ale gdzie one
są?
a! tu ! (rozpieczętowuje jeden, rzuca okiem i chowa do kieszeni, potem drugi) a! jestem
przecie w domu. (zaczyna się śmiać poprawując perukę i żywo list chowa). Cicho ! cicho !
Scena XIII
p. Michał , Jędrzej z chłopcem stół wnoszą nakryły, za niemi wchodzą Julia , Adolf,
Bogusław.
Bogusław
Pozwólcie, bym was przedstawił gospodarzowi domu. gdyż on tu, nie ja. gospodarzem....
Adolf S.... mój dobry, siary przyjaciel...
p.Michał (z ukłonem).
Bardzo mi miło i cieszę się żeś pan znalazł przyjaciela, rara avis avi terris.
Adolf (na stronie kłaniając się).
Pluje łaciną, perukę nosi, koso patrzy... starego etatu... nadgniły !!...
Bogusław
Panna Julia T...
p.Michał (nie patrząc).
Najniższy sługa!
Julia. (na stronie).
Zdaje mi się, żem go gdzieś widziała!... Jeśli tak bogaty jak brzydki, to musi mieć miliony!
Bogusław
A teraz siadajmy, bo jedzenie zastygnie i warszawiacy go w gębę nie wezmą.
(wszyscy siadają).
Powinnibyście nam cóś nowinek miejskich przywieźć!
Adolf
Miasto, ma to do siebie, ze kto je widział raz ― zna je zawsze... mury się bielą, bielą się
kobiety... ludzie jak byli...
p.Michał
Święta prawda, mości dobrodzieju... wielka jednak szkoda, że ani ludzie, ani mury do
gruntu się nie przerabiają... nie zaszkodziłoby to wcale...
Adolf
Pan ich znajdujesz tak złemi?
p.Michał.
Dosyć... a w dodatku, chorują jeszcze na rozum...
Adolf
A są głupi???
p.Michał
Tego nie mówię, ale zamiast mieć szczerze trochę rozumu, udają go wiele, gdy co krok
życie ich zdradza, słowo w prawo, a czyny w lewo.
Adolf
Głęboko pomyślano!
Julia
Prześlicznie! ( na stronie) alem nie zrozumiała.
Adolf. (dosłyszawszy).
Kobiety w ogólności, tylko komplementa rozumieć są obowiązane.
p.Michał
Czasem i gorzkie prawdy by nie zaszkodziły.
Adolf
Na starość.
Bogusław
Co porabia Xawery?
Adolf
Zawsze się jeszcze kocha, spodziewając się cóś wykochać. W początku kochał na milion,
potem na kilkakroć, sądzę że w końcu miłość jego, da się nabyć za pięćdziesiąt tysięcy.
Julia
Już i dziś stary! oczy tak mu spłowiały!
Adolf ( ruszając ramionami).
Stary, ale i starzy mają cóś za sobą, nieprawdażmości dobrodzieju ? (zwracając się do p.
Michała ).
p.Michał
I bardzo wiele.... starzy są bankierami młodości...
Adolf
To piękna ich strona...
Julia
Ja bardzo starych lubię...
Bogusław
Zawsześmy się śmieli z tego gustu p. Julii.
Adolf
To gust kobiet XIX wieku, które nareście zaczynają się uczyć arytmetyki...
Bogusław
Przynajmniej dziś przy pannie Julii, takich wymówek, czynić się im nie godzi...
Adolf
Żartuję...
p.Michał
A ja milczę... Zresztą wszystko podobno, co mówimy, żarty, gorzkie żarty, mości
dobrodzieju, z drugich i z nas samych...
Adolf ( do ucha Bogusławowi ).
Stary jakiś moralista! czy to tylko przy zupie, czy i przy sztukamięsie??
Bogusław
Zawsze najzacniejszy z ludzi...
Adolf (na stronie do Bogusława).
Daj mu kieliszek wina... kiedy chcą żeby drób był kruchy, poją go nieco, może ta metoda i
do niego się da zastosować.
p.Michał
Co tam panowie szepczecie ? o przyjaźni ??
Adolf
Tak jest mości dobrodzieju, wnosimy pytanie, czy młodzi przyjaciele dla młodych, a starzy
dla starych, czy vice versa, stosowniejsi??
p.Michał
Pytanie ogromne! doświadczenie dotąd o niem stanowczo nie wyrzekło: swój swego szuka,
powiada przysłowie... do harmonii, potrzeba kontrastu... Co wybrać. Ale młodzi! młodzi! tyle jest
gatunków młodych!...
Adolf
I tyle rodzajów starych...
p.Michał
Starzejąc się wszyscy po troszę, schodzim do jednego typu... W ogólności z młodemi hulać
dobrze, ze staremi stękać... (wzdycha)... Aleja się z państwem zagadałem, a Bogusławowi nie
mówie o tem, z czem przybyłem, i co go najwięcej obchodzić może..
Bogusław
Mnie?...
p.Michał
Ciebie mój drogi!... Właśnie dobrze żeśmy tu w kółku przyjacielskiem...
Bogusław
Cóż to jest?
p.Michał
Los cię prześladuje, mój drogi! ale potrzeba męztwa... Słyszałeś zapewne, że babka twoja
Generałowa Pulska dogorywała...
Bogusław (zrywając się)
Umarła! a! nieszczęście!
p.Michał
Nie znałeś jej, była ci obcą... straty tej mocno uczuć nie możesz...
(W czasie tej sceny, Adolf i Julia, coraz hardziej są pomieszani.)
Bogusław
Bardzo ją czuję...
p.Michał
Gorzej, że majątek, który po niej wziąć mogłeś. i był w sperandzie ci przeznaczony...
poszedł na obcych...
Bogusław
Jam na niego nie rachował nigdy.
(Adolf i Julia spoglądają po sobie )
p.Michał dobywając listu, który niby czyta... Rozpisała go na szpitale , na kollateralnych...
na kościoły.... dziwna kobieta...
( spogląda na gości ).
Adolf (patrząc w talerz).
Może to jeszcze fałszywa wiadomość...
p.Michał
Bardzo pewna i urzędowa... na nieszczęście...
Julia.(żywo).
Ale iakże to być może?...
p.Michał
Podobne zawody, bardzo się trafiają często...
Adolf. (pochmurny szydersko).
Częściej niż sukcessye... (spogląda w okno). Jak to ten czas uchodzi... (dobywa zegarek)...
czwarta... a dziś muszę być jeszcze w Warszawie...
Julia (bardzo skłopotana ).
Ja także...
( wstają od stołu, który słudzy wynoszą.)
(p.Michał przechadza się, Julia idzie do okna, Adolf zapala cygaro, Bogusław pogląda po
przytomnych, których fizyoijnomie się zmieniły)
Julia (do Bogusława pocichu).
Boguniu kochany!... stówko... czy te pieniądze, które ci przywiozłam, będą ci zaraz
polrzebne? bo ci się przyznam...
Bogusław
Bierz je, ja ich nie przyjmę...
Julia (chwytając pugilares).
Dziękuję...
Adolf (do P. Michała).
Biedny chłopiec!...
p.Michał
Nie spodziewam się, żeby to uczuł mocno...
Adolf
Jednakby go lepiej zostawić samym z sobą.
(bierze kapelusz)
Muszę cię pożegnać Bogusławie.
Bogusław
Jakto? tak prędko? mieliście przecie nocować?
Adolf
Żartowaliśmy moje serce... Hrabia W. czeka umie z wieczerzą, c' est convenu!
p.Michał
Nie wstrzymujże... bo i tak muszą być głodni po naszym obiedzie...
Adolf
Wszak są konie?
p.Michał
Czekają zdaje mi się... szczęściem niewyprzężone.
Adolf
Jedziemy więc... ( zimno ). Adieu Bogusławie...Upadam do nóg.
p.Michał
Całuję stopki...
Julia (szybko).
Adieu, adieu...
Bogusław
Do widzenia!! Jakże mam dziękować za pamięć o mnie.
Adolf. (wychodząc)
Dajże pokój... niema za co...
Julia (szybko).
Jedziemy... do widzenia...
( wychodzą, Bogusław przeprowadza ich za drzwi i powraca )
Bogusław (urażony)
Cóż się tak rychło wynieśli?
p.Michał.
Testament ich wypędził!!
(staje naprzeciw Bogusława i kiwa głową)
Oj! biedaku! biedaku! myślałeś widzę, że dla twoich pięknych oczów, Adolf uścisk swej
dłoni, a Julia uśmiech i pieniądze przywiozła?... Kiedyż przestaniesz być dzieckiem!___ Gruchnęła
po
Warszawie wiadomość, że pół miliona spadło na ciebie po Generałowej i to ich tu
przypędziło! Zażyłem ich z niańki, żeby cię przekonać, jacy to przyjaciele...
Bogusław.
Więc to fałsz?...
p.Michał.
Generałowa umarła... ale testamentem zapisała ci wszystko...Teraz pomyśl, z kim nowy
dostalek i nowe podzielisz życie...
Koniec Aktu II-go.
AKT III
Rzecz dzieje się w dworku w Sosninie , ― pokój jak w Akcie poprzedzającym.
Scena I
p.Michał siedzący w krześle, Bogusław stoi przed nim.
p.Michał.
No! wyspowiadajże mi się, wyspowiadaj, jak przed ojcem, jak przed doktorem, co ci jest?
jak się czujesz? co myślisz dalej? czego pragniesz? przed ordynaryuszem nic ukrywać nie można,
ho się sam golów reszty domyśleć.
Bogusław (powolnie).
Widzisz kochany ojcze i doktorze mój, żem zdaje mi się, zdrów już zupełnie, i kuracya moja
z łaski twej skończona. Długo pracować musiałem nad sobą, ażeby się przerobić całkowicie, ale
dzięki tobie, stałem się nowym człowiekiem. Nie żal mi dawnego życia: sukcessya której się
obawiałeś, nie zaniosła mnie, jak widzisz do miasta: przyjaciele starzy, których lepiej poznałem, już
mnie nie nęcą. Przywykłem do nowej exystencyi, do myślenia, do pracy; przygotowałem się do
poświęceń, a gdyby nie zgryzoty sumienia, nie tęsknota codzień dokuczliwsza za mieszkańcami
Kalinówki: powiedziałbym, że jestem szczęśliwy.
p.Michał.
Nie wyobrażasz sobie, jakim nektarem dla mnie każde słowo twoje, ale gadaj no, gadaj
wszystko, wszystko.... Nie odzywa się tam w tobie dawna żyłka jaka? to pustelnicze życie, które
dobrowolnie wybrałeś, wystarczaż ci we wszystkiem?
Bogusław.
A! gdybym mógł być z niemi w Kalinówce! nicby mi już nie brakło!... Probując siebie,
jeździłem umyślnie do Warszawy, i przekonałem się, patrząc na życie, które było dawniej mojem,
żem się zupełnie wytrzeźwił. Widziałem Adolfa, który się śmiał z mojej, jak ją nazywa
kapucynady, i śmiech jego żadnego na mnie nie uczynił wrażenia; miałem nawet ochotkę, nawracać
go na moję wiarę... mówiłem z Julia" i litość tylko wzbu- dziła we mnie... a po kilku dniach, tak mi
było pilno do Sosnina, tak wróciwszy do tej ciszy, czułem się rad i szczęśliwy!!
p.Michał (zrywa się i całuje go w głowę.)
A! niechże cię uściskam!... To balsam dla mnie! Dajesz mi szczęście! Niech ci Bóg płaci!
Nie zawiodłeś moich nadziei... Toś mi człowiek! Wiesz ― (rozogniony) ― wiesz, powiem może
niedorzeczność, ale wolę cię dziś nawróconego, niż gdybyś był w życiu nigdy głupstwa nie zrobił!
ot tak!
(ściska go znowu)
Bogusław (śmiejąc się).
A! a!... Jest w tem trochę, miłości własnej! cieszysz się ojcze dziełem swojem!...
p.Michał.
Spodziewam się! i nie myślę zapierać! mam czem się pochlubić!...
Bogusław.
Dopełnijże jak począłeś.
p.Michał.
Wiem o co ci chodzi! w tem sęk właśnie.... Ale kochaszże ty Annę, czy tylko ci żal, żeś
stryja i ją obraził??.... pomiarkuj no się do-
Bogusław ( żywo ).
Zawszeni ją kochał! nie było chwili, żeby serce moje nie zwracało się ku niej, nawet wśród
zepsucia i wrzawy, które mnie pochłonęły; dziś to uczucie odżyło z siłą nową, doszło prawie do
rozpaczy i szału. Tęsknota, odczarowanie, zgryzoty, żal, miłość, wszystko się zlało w cóś jednego
nieopisanego, a gwałtownego jak burza.... Osamotnienie rozwinęło jeszcze namiętność, jedyną
towarzyszkę anachorety.... Złoty mój opiekunie, dopełnij na Boga ― co począłeś tak szczęśliwie,
bądź moim dobroczyńcą raz jeszcze.... pojednaj ze stryjem, przybliż do Anny.
p.Michał (zamyślon ).
Boję się bardzo, żeby się wszystko dobre, o ten szkopuł nie rozbiło... trudno to! trudno! Z
Anną to jeszcze dalibyśmy sobie rady, choć ma żal do ciebie, ale musi mieć i przywiązanie,
przebaczyć ci może.... Ale stary pan Jan! nieuchodzona sztuka, uparty jak kamień, gniewny,
zacięty... ma do ciebie urazę, nie za siebie, tylko, za nią więcej jeszcze... Wspomnieć o tobie nie
dozwala, słuchać nie chce, prawdziwie, nie wiem nawet jakiego nań użyć sposobu...
Bogusław.
Serce ci go podyktuje...
p.Michał.
Wolałbym, żeby się w to, wdać mogła głowa, bo serce prosto z mostu skakać zwykło, ( o
radę go nie pytać, gdzie sposobów szukać trzeba!... Co tu począć? co począć? sam nie wiem...
ledwiebym nie powiedział ― zostawmy czasowi!!
Bogusław.
Czasowi! zlituj się! Tyleśmy go już stracili!... tyle upłynęło nadaremnie, ja dłużej cierpieć
nie potrafię.... wytrwać w tej niepewności i męczarni...
p.Michał.
A zawsze w gorącej wodzie kąpany... czekaj no! czekaj, powtarzałem ci i powtarzam, że
łatwiej zepsuć niż naprawić... Nie dziś już myślę o tem zadaniu, ale z której strony do niego
przystąpię, coraz mi się ono wydaje groźniejszem... Anna ci przebaczy, stryj lub nigdy, lub
nierychło! zaciął się stary !...
Bogusław.
Ale dla czegóżby choć nie sprobować? Wszak i na los zdać cóś można!...
p.Michał
Zapewne, masz słuszność, tylko ten los nazwijmy Bogiem: a zatem, w Imie Boże do
Kalinówki!
(bierze za czapkę i wychodzi, Bogusław go przeprowadza).
Scena II
Teatr się zmienia i przedstawia pokój bawialny w Kalinówce, u stryja Jana: skromny,
staroświecki, kilka portretów na ścianach, kanapa, stół przed nią, fortepianik starą formą...
krosienka...
p.Jan chodzi po pokoju w kapocie szaraczkowej: Anna skromnie ubrana, czyta siedząc przy
stoliku.
Anna
"Chrystus wszystkim przebaczył...."
p.Jan (spoglądając na nią).
Złóż już tę książkę, pomówimy trochę z sobą, poszczebiotaj mi moja biedna ptaszyno...
Anna
Dla czegóż mam być biedna?
p.Jan
A! ja to tylko wiem! Uśmiechasz się dla mnie, dla mnie weselisz (całuje ją w głowę)... ale...
bodaj to tak prawda była, jak ci istotnie wesoło... nie oszukasz ty starego...
inna. Kochany ojcze! mogłożby być inaczej, z tobą,pod opieką twoją? mnie tak dobrze!
p.Jan
Nie kłamałabyś, at! at! wiem, że ci wiele brak do szczęścia... płaczesz po nocach, gdy
myślisz, że cię nie widzę! wiem ja to, wiem! miałem i mam nadzieję że zapomnisz, ale ci to widzę
trudno przychodzi. Oj! babięta! babięta! kobieciny! do nikogo się to tak nie przywiązuje, jak do
łotrów.
Anna
Ojcze kochany, słabość ludzka pobudza do litości, a litość graniczy z tylą uczuciami.
p.Jan
Mówisz, jak gdybyś podsłuchała starego Michała Pieczorę, dla którego najmilszym
przysmakiem, złapać łotra oberwanego z pod szubienicy... I on się także wplątał z tym, z tym
(spluwa) którego imienia wymówić nie mogę bez obrzydliwości...
Anna (pocichu).
Ojcze, ojcze! i tybyś mu już dawno przebaczyć powinien... nigdym nie śmiała ci mówić o
tem, dziś sam przecie zacząłeś i rozwiązałeś mi usta. Ojcze kochany ! na wszystko jest czas; gniew
twój był świętem oburzeniem z początku, ale po nim, jużby do serca przebaczenie wstąpić
powinno... Wiesz co pan Michał o nim mówi, że się poprawił, że pracuje, ustatkował się i niczego
tak nie pragnie, jak być przypuszczonym do łaski twojej: a ty ojcze trwasz i trwasz w gniewie...
p.Jan
Bóg widzi, nie za siebie to żal mam do niego: to co względem mnie zawinił, darowałbym
mu chętnie, ale twojego opuszczenia, twoich łez... tego co wycierpiałaś darować mu nie mogę.
Odepchnął starą dłoń, która go wiodła od kolebki ― mniejsza o to, ale zdradzić takie serce jak
twoje! opuścić takiego anioła!! A! to zbrodnia! tego mu nigdy nie przebaczę!...
Anna ( ze smutnym uśmiechem).
Jaki to z ciebie filut, kochany tatku! nigdym się nie spodziewała takiej polityki... Patrzcie !
sam gniew ma w sercu, a na mnie go zrzuca! Ale, mój ojcze, cóż on względem mnie zawinił? Że
mnie nie chciał, to bardzo dobrze zrobił. ― Cóż to z nas byłoby za stadło? on, stworzony do ludzi,
do świata, ja wieśniaczka bojaźliwa, do kądzieli i spiżami___ Jego serce potrzebowało szałów,
upojenia, moje tylko spokoju...
p.Jan
Tere fere!! Właśnie może z dwojga tak sprzecznych charakterów, składa się szczęście, jeżeli
się ono gdzie na świecie znajdować może. Marzyłem je dla Mas obojga, kiedyście oboje w mem
sercu razem mieszkali. O! gdybyś ty była chciała, umiała! gdyby! gdyby! ale po co to dzisiaj
wspominać i truć się leni napróżno.
Anna
Próżno! kto wie, a gdyby... gdyby powrócił?
p.Jan (żywo).
No! tobym go jak psa wypędził
Anna
Nawet przychodzącego w pokorze, na klęczkach, błagać przebaczenia?
p. Jan
Nogąbym go odtrącił, bo rąk walać nie chcę... (po chwili.) Poszukaj no waćpana w
kalendarzu, kiedy nów?
Anna (ze smutkiem).
Nów―jutro! Nadto jeszcze tatku masz gniewu w sercu... samiście dawniej mawiali, że to
piwo, które się wyburzyć musi.
To też burzyło się i ― skwaśniało. ― Dajmy temu pokój! ― Nów tedy jutro, a! a kiedy
pierwszy miesiąca... czy dziś?
Anna
Albo ja tam wiem, kiedy pierwszy, a kiedy ostatni ?... Talko mi nawet mówić o nim nie
daje...
p.Jan
A tybyś tylko o nim gadała! no! słucham kiedy chcesz, tylko znowu nie każ mi potakiwać
sobie, ty go uniewinniasz, ja się brzydzę tym człowiekiem.
Anna
Ja litość mam nad nim i modlę się za niego...
p.Jan
Upor nie do zniesienia, te kobieciska jak się zawezmą kochać, ratunku nie ma na to... no!
czytajmy już lepiej.
Anna
Mówmy lepiej, a mówmy szczerze, poważnie. ― Jam o nim nie zapomniała i zapomnieć go
nie potrafię, a (o co dziś wiemy o życiu jego w Sosninie, o pracy, o usiłowaniach dźwignienia się z
upadku, napełnia mnie nieopisaną radością i nadzieją...
pJan (wciąż odwracając rozmowę).
Czy powrócił Hryćko od Abianika?
Anna
Jeszcze nie! Dla mnie ― dla mniebyś (o ojcze uczynić powinien, a tę zawziętość porzucić....
Młodym był, zgrzeszył i ukarany został srodze... Bóg kazał przebaczyć, jak sam wszystkim
przebaczył.
p.Jan
Nie takim jak on! nie!... Ty! ja wiem, tyś mu wprzód jeszcze przebaczyła, niżeli o to
poprosił, aleja nie moge być łąk łatwym.... Nie mówmy o tem Anno, nie mówmy, mnie to szkodzi,
burzy, jątrzy, ja od tej rozmowy uciekać muszę. ―
(Anna zakrywa oczy książką. Jan śpiesznie uchodzi bocznemi drzwiami).
Scena III
Anna sama , zamyśla się, potem przechadza z widocznym niepokojem, i mówi zcicha,
przerywanemi słowami:
O ! mój Boże! mój Boże! znowu zabłysła jakaś nadzieja ! ażeby znów, może na zawsze
uciec ode mnie! a łzy tylko gorętsze po sobie zostawić. Drżę, przeczuwam cóś strasznego, boję się
―
na modlitwę nawet nie mam siły, ni przytomności... A jeśli on mu przebaczy i żałować iego
będzie ? jeśli ja na klęczkach wybłagam zapomnienie winy, ― a Bogusław starcowi zatruje życie??
Chcę mu wierzyć i nie umiem... boję się go... i kocham!!
Scena IV
Anna, Bogusław wchodzi nagle drzwiami bocznemi ―
Anna w pierwszej chwili porywa się, chcąc biedz ku niemu, i z krzykiem cofa. ...
Bogusław (klękając przed nią).
Na klęczkach, Anno, przychodzę cię prosić... o przebaczenie!...
Anna
Wstań! wstań! na Boga! Jakżeś śmiał przyjść tu bez pozwolenia ojca... bez jego
wiadomości! Nie wiesz chyba, jaki to serce, któreś zakrwawił, srogi ma żal do ciebie... Ja się boję
przekleństwa, boję się gniewu jego... sama już nie wiem czego... uciekaj! uciekaj!
Bogusław
Nie wprzód wstanę, aż mi przebaczysz,
Anna (cofając się).
Ja? alboż mam prawo potępiać cię, lub prze- bacząc? Co znaczy słowo moje dla ciebie?
byłażem w lwem życiu czem innem jak igraszką? (uśmiechając się boleśnie). O! nie o mnie tu
chodzi, ale o tego, któremu byłeś winien wszystko, a wypłaciłeś mu się niewdzięcznością.
Bogusławie! ja cię nie poznaję! godziłoż się to ― godziło!
Bogusław
Wyście mnie nie rozumiejąc potępili ― alem ja winien, stokroć winien, wyznaję, karzcie
mnie, ale przebaczcie.
Anna
Tak, winieneś Bogusławie, nie przede mną, ale przed nim, on ci nie przebaczył dotąd, i Bóg
wie czy jego serce zdobędzie się na tę ofiarę. Upadek twój dotknął go boleśnie, im mocniej cię
kochał, tem silniej go uczuł; w potępieniu jego jest i litość nad tobą, ale jest i gniew, za obrazę
własną i za twoję poniżenie.... Upadły, dwojako winieneś był w jego oczach!...
Bogusław
Upadłemu, ale niespodlonemu ― dla czegóżby nie miał przebaczyć, Anno?... A ty ― ty
przynajmniej mi daruj, ty powiedz, żeś zapomniała win moich...
Anna
O sobie nam mówić nie wolno... jesteśmy dziś obcy... dziecinne przywiązanie, dawno w
lwem sercu wygasło, w mojem litość tylko pozostała.
Bogusław
Litość tylko!! a! nie mów mi lego, jeśli istotnie masz litość nade mną. Jam zawsze jeszcze
tem dzieckiem, które biegało z dłonią w twej dłoni po kalinowieckim ogrodzie... do dawnego
przywiązania, żal tylko przybył męzki i męzka. siła... Przebacz mi! przebacz! proszę cię w imię
dawnego szczęścia naszego... Ja niczego nie pragnę, tylko służyć wam, żyć z wami wśród tego
spokoju i ciszy, i związać na wieki święte węzły, które dłoń moja niebacznie rozprzęgła...
Anna
A! raz potargane węzły, nie wiążą się tak łatwo; nie sądź, żeśmy tak słabe, tak biedne, żeby
nas rzucać i powracać do nas było można, gdy fantazya odpędzi, lub fantazya was przywoła. ― I
my mamy dumę swoję, dla której czasem się nawet szczęścia wyrzec umiemy.
Bogusław
Wspomniałaś o szczęściu! Anno droga, onoby się nam uśmiechnąć mogło jeszcze...
Anna
Nam! nam! Bogusławie! czyż łączy nas co jeszcze?...
Bogusław
Mnie serce i żal szczery... ciebie choć litość może... Anno droga! aniele mój, możeż lo być,
żebyś była tak dumną i u nóg twoich proszącemu o przebaczenie, odmówiła go? odepchnęła?
Anna (podając mu rękę powoli).
Serce moje nigdy gniewu nie miało, żal tylko―. przebaczyć mu łatwo, ale odbierz mi
wspomnienie doznanej goryczy i zawodu! powróć mi dawnego przyjaciela młodości, w którego
wierzyłam jak w świętość!.
Bogusław
Anno, przez litość! nie zabijaj mnie wymówkami, Wszakżeś przebaczyła!
Anna
Ani już słowa nie powiem o sobie... ale stryj! stryj! jak potrafimy olrzymać jego
przebaczenie?
Bogusław
Drżę na wspomnienie jego gniewu... czyż czas go nie uśmierzył, i czyż nie przełamie
pokora?
Anna (smutnie).
A! nie wiem i nie śmiem się spodziewać! Przed chwilą właśnie, mówiłam z nim o tem, i
choćbym cię miała zasmucić, wyznam że małą, bardzo mam małą nadzieje...
Scena V
Ciż sami, Michał Pieczora.
p.Michał (wchodząc powoli.)
A ja mam wielką nadzieję, kiedy już panna Anna należy z nami do spisku; zrobimy powoli
co zechcemy ze starym gdera, i musi nam przebaczyć!...
Anna (podchodząc ku niemu).
A! nie masz pojęcia, jak rozgniewany, jak rozżalony, jak zacięty!...
Bogusław (składając ręce, do Anny).
Anno! ratuj że mnie! ty nad nim wszystko możesz
Anna
Ja, moge zeń łzy wydobyć prośbą, zmiękczyć go potrafię... nakłonić do przebaczenia... ale
żal w nim pozostanie, ale to zawsze zwać się będzie, wyjednaną przeze mnie... łaską... wolałabym
żeby sani z własnego poruszenia rozczuli się, ulitował i ręce wyciągnął...
Bogusław (do p.Michała).
To ty ojcze mój! sani tylko zrobić możesz... dokończ dzieła swego...
p.Michał.
A tak! tak! zaraz ja! gdzie najgorzej to mnie posyłają! Cóż to ja? szczypce do brania żaru?
Ja sobie, myślicie, głowy nad tem nie łamałem, i nie łamię, a nic wynaleźć nie umiem!...
Nic ― nic... Sam nie wiem co począć!... Na upartego widzicie (namyśla się) ― podobno
najgorszy sposób, clicieć iść przebojem... zdaje mi się... Kto wie? należałoby potakiwać raczej, i
zapędzić go w kąt tak ciasny, żeby się sam cofać z niego musiał dobrowolnie...
( myśli )
Czekajcie no! czekajcie! niech się Bogusław nie pokazuje... wezmę się na sposób,
zobaczymy ! Ruszaj sobie panie Bogusławie... ty Anno, daj mu znać żem przyjechał, z Bożą
pomocą, jakoś to będzie, a przynajmniej spróbujemy.
(siada na kanapie).
(Bogusław i Anna odchodzą.)
Scena VI
p.Michał
Muszę to dobrze rozrachować: z tego charakteru ludźmi prośbą, nagleniem, siłą, nic zrobić
nie można, a zrobić potrzeba... Zdaje mi się, że nie zła mi myśli przychodzi. Zażyję go z mańki.
Scena VII
p.Michał, p.Jan.
p.Jan (w progu, kładąc palec na ustach.)
Tylko o ptaszku, ani słowa p.Michał (witając go)
No! cóż to znowu, usta mi zatykasz na progu, właśnie w chwili....
p. Jan
Wiem już, wiem, pewnie z pełnemi jego cnót kieszeniami przyjechałeś.
p.Michał (rusza ramionami).
Milczę więc kiedy każesz... a panna Anna?
p.Jan
Tylko co ztąd wyszła, zaraz zapewne powróci.
p. Michał
Śliczną mamy pogodę.
p. Jan (wyglądając przeze drzwi).
No! no! mów już waść prędko, co mówić miałeś, póki jej niema, widzę, że ci język
świerzbi...
p. Michał (obojętnie).
Ale nie mam co mówić!
p.Jan
Cóż to u licha ? czy na przekor mi robisz, czy co? Jakto nic?...
p. Michał
A kiedyś mnie przestrzegł w progu, no, to ci nic nie powiem...
p. Jan.
No, to nic! ― A już po żniwach u p.Michała?
p. Michał (zżymając się).
O! po żniwach! I deszcz tak na mnie był łaskaw, że mi aż kopy porosły p.Jan
Proszę!! a myśmy się wykręcili i zebrali prawie sucho... (wygląda). Mówbo waść póki jej
nie ma, co u trzystu diabłów, nie żartujże ze mnie.
p.Michał (śmiejąc się).
Patrzajcie! jaki ciekawy... a nuż panna Anna podsłucha, nie trzeba oliwy do ognia dolewać.
p.Jan
Ale mówiłem ci przecie, że jej niema.
p.Michał
Ot.... ceny się obiecują wielkie, jarzyna nie zrodziła...
p.Jan
Drwi ze mnie, czy co?
p.Michał
A na cóż mi było zakazywać mówić! masz teraz za swoje, milczę, kwita byka za indyka...
p.Jan
Stary! uparty jak baba!
p.Michał (śmieje się i trzyma za boki.)
Dość więc już tego, posłuchaj...
p.Jan ( przyskakując do drzwi)
Cicho no! cicho! zobaczę czy niema Anusi... mów... niegłośno...
p.Michał
Ja pocichu nie umiem.
p.Jan
Czyś ty się dziś uwziął, brać mnie na torlury?
p.Michał
Sameś sobie winien! dziwaczysz!
p.Jan
No, tom winien, mów co się podoba, jak się podoba, niech słucha... niech sobie będzie co
chce... ale mnie dłużej nie męcz...
p.Michał
No, powiem ci więc, naprzód, że Bogusław całkiem, ale to całkiem się odmienił, i Bóg
przecie dał mu upamiętanie.
p.Jan
Na długo?
p.Michał
Nos bis in idem... drugi raz to nie powróci!...
p.Jan
Jaki mi latynista! daj go katu! non bis, oj! bies, bies!
p.Michał
Osiadł u mnie w Sosninie, pracuje, kształci się, a do dawnego życia swego, ma rodzaj
obrzydzenia....
p.Jan
Świętoszek!
p.Michał
Śledziłem go pilnie, każdy krok jego był mi wiadomy... stopniowo szedł ku poprawie.
p.Jan
Szedł... szedł... i ustał!
p.Michał
Dajże mi dokończyć.
p.Jan (obojętnie).
A kończ sobie!
p. Michał.
Nie przyszła bez walki, nie nastąpiła nagle ta zmiana, bo nagłą być nie mogła...
p.Jan
Czemu?
p.Michał
Non it natura per saltus!
p.Jan
Zebrało mu się dziś na łacinę, sypie jak z rękawa! a dalejże co?...
p.Michał
Tęsknił z razu za światem, męczył się pracą, wzdychał, ale coraz więcej za Kalinówką, a
coraz mniej za Warszawą.
p.Jan
Śmiał o nas wspominać ― infamis!
p.Michał
To Iakże łacina i nieciekawa!... Wspominał, bo czuł winę swoją...
p.Jan
A dalej?
p.Michał
Posłuchaj Wpan cierpliwie...
p.Jan
Słucham... słucham, ale Wpan mówisz, jakby ta powieść trwać miała do jutra?...
p.Michał
Bo mi przerywasz bez miłosierdzia.
p.Jan
Mam milczeć ? a! będę milczał... cóż się tam tak ciekawego mam dowiedzieć?
p.Micha!
Widoczne tedy było polepszenie... jużem się nim cieszył, gdy...
(p.Jan staje i przysłuchuje się uważnie)
jednego razu, przybywszy do Sosniną, zastaję do licha, świeżo z Warszawy.... pana Adolfa
S. i pannę Julię...
p.Jan
Otoż to mi śliczna poprawa!
p.Michał
Ale posłuchaj tylko, co to za złole serce! Ja zwąchalem zaraz, że ich przybycie nie musi być
daremne; on, do leż był rozczulony, tym dowodem ich pamięci. Uląkłem się bardzo, żeby go znowu
na złą nie wprowadzili drogę..... ale przeciw oczewistemu dowodowi ich przywiązania, co
powiedzieć? ― Szczęściom, odbieram list w samą porę, dowodzący, że ci ichmość zwąchali tylko
pieniądze, zdemaskowałem ich szkaradnie w jego oczach, i poszli jak zmyci.
p.Jan
A cóż to dowodzi? że łatwowierny, płochy i niepoprawiony...
p.Michał
Przepraszam! to dowodzi serca... ale zresztą kiedyż to było? dość dawno, czekaj, uiech
dokończę! Od tej pory śladu w nim nie znalazłem słabości, otrząsł się ze wszystkiego, co jeszcze
pozostawało w nim z dawnego życia, i wszedł w nowe, siluie, męzko, odważnie... wytrwale... a
śmierć Generałowej.
p.Jan
Jakto? stara Generałowa umarła?? co mówisz!
p.Michał
Od kilku miesięcy! on po niej odziedziczył... widzisz, a grosza jednak na złe nie użył...
p.Jan
Cóś to tam dość grubo na niego spadło?
p.Michał
A z kilkakroć.
p.Jan
Ot! gdyby był majątek utrzymał, jakaby to była fortuna! Ale nie mówże nic przed Anną, nic
o nim, ani słowa...
p.Michał
Nic nie powiem, chociaż jedynem jego było pragnieniem, u ciebie naprzód, potem u niej
uzyskać przebaczenie.
p.Jan
U mnie!! chyba mnie nieznał Ja nigdy, nigdy mu nie przebaczę!...
p.Michał
Ja mu to zaraz mówiłem...
p.Jan (staje zdziwiony, jakby uszom nie wierzył).
A!... miałeś słuszność !...
p.Michał
Powiedziałem mu, że takiej obrazy jak twoja, darować nie podobna...
p.Jan (jeszcze bardziej zdziiciony.)
A!... niepodobna!! zkąd ci się wziął ten rozum!
p.Michał
Słuchał mnie, chociem go poilobno przekonać nie potrafił.
p.Jan
Łotr jakiś!...
p.Michał
Ale gdym wreście umywszy ręce od wszystkich instancyj, powiedział mu jasno i wyraźnie,
że się w to nie wdaję.
p.Jan
Bardzo dobrze i rozumnie robisz, że się w to nie wdajesz, choć jak na waści, to rzecz
nienaturalna, żebyś w cudzą kaszę nie chciał dmuchać.
p.Michał
Naturalna, czy nienaturalna... ale znając twój charakter panie Janie.
p.Jan(z oburzeniem).
Cóż to jest? masz mnie za tak upartego?
p.Michał
Uparty, nieuparty, ale tyle masz hartu!
p.Jan
Tak! to znaczy, żem bez serca!! hm! cóż dalej?...
p.Michał
Przekonałem go wreście, że mi dał pokój p.Jan
I cóż?...
p.Michał
A! z desperacyi, czy do klasztoru wstąpił, czy...
p.Jan
Co bo ty pleciesz?
p.Michał
Czy się podał do wojska, dosyć że zniknął, a majątek rozpisał na cele dobroczynne.
p.Jan
Co mówisz? co mówisz?... Ale gdzież on się podział? zniknął powiadasz?
p.Michał
Ani słychu...
p.Jan
Ani słychu! i ty lo mówisz lak zimno, jakby ci pies przepadł!... Cicho! ciszej! [zmiłuj się.
żeby Anna nie posłyszała!... Ale to awantura! no proszę! 10 go w istocie desperacya napadła!
p.Michał (wzdychając).
Bardzo smutny wypadek, ale ja na tę jego rozpacz nie umiałem poradzić.
p.Jan
Wpan, panie Michale?...
p.Michał
Ale ba! gdyby nie sprawa z tobą, byłbym może próbował...
p.Jan
Śliczne widzę masz o mnie wyobrażenie.
p.Michał
Widziałem z góry, że mu nigdy nie przebaczysz...
p.Jan
I nie byłbym przebaczył... to jest... to jest! ja ― nigdy, ale przez litość nad Anną; Wpan nie
wiesz co się z Anną dzieje?...
p.Micha
Cóż z tego, że Anna cierpi... wszak cię to nie zmiękczy p.Jan
To dziecko usycha...
p.Michał
Dla czego nie poradzisz na to?
p.Jan
Bo mam obrzydzenie do tego człowieka...
p.Michał
Już też go nie zobaczysz więcej...
p.Jan
Zaprawdę, dziwna historya! ten papinek mnichem! ten delikacik żołnierzem! Śliczny ksiądz,
piękny to wojak będzie.
p.Michał
Nie poznałbyś go, tak się zmienił!...
p.Jan.
Gdzie tam! we środku jeden diabeł zawsze, ręczę Wpana...
p.Michał
Dla lego ani się wstawiać za nim, ani prosić cię nie chciałem... ani brać tej sprawy na
siebie...
p.Jan
A jednak, żeś choć popróbować nie zapragnął, bardzo mnie to dziwi...
p.Michał
I mnie to dziwi samego, ale na starość człowiek coraz się robi zimniejszym i cięższym.
p.Jan
Ha! stało się! stało się!... Ale tego zniknienia nie pojmuję; jużciż w wodę nie wpadł,
możnaby go odszukać, możnaby się o nim dowiedzieć...
p.Michał.
Na co? na co? takie widać było przeznaczenie ― ukarany został jak zasłużył...
p.Jan
Ukarany! ukarany! Wpan stałeś się na starość w istocie bardzo zimnym, bardzo
obojętnym!... Któż wie, gdyby się w istocie tak odmienił, tak zupełnie poprawił...
p.Michał
Nauczyłeś mnie już w poprawę nie wierzyć.
p.Jan
Choć rzadkie ― bardzo rzadkie, ale bywają przecie przykłady... a jeśli Anna
wyperswadować sobie nie da... przyznam ci się, że na ten raz, przez swe zobojętnienie, możesz
dwie ofiary mieć na sumieniu.
p.Michał
A cóżem miał robić?...
p.Jan
Juściż wziąwszy go raz w swoję opiekę, nie było z niej wypuszczać. ― Kto wie!!
p.Michał
Śmieszna pretensja... a byłżebyś kiedy przebaczył?...
p.Jan (żywo.)
Otożbym był przebaczył! byłbym przebaczył!... Dla czegoż masz mnie za nieludzkiego
tyrana, za srogiego jakiegoś i nieubłaganego kata...
( p.Michał rusza ramionami i zaczyna kaszlać, Bogusław ukazuje się ze drzwi bocznych.)
Scena VIII
p.Michał, p.Jan, Bogusław podchodzi żywo i klęka przed stryjem.
p.Jan
Co to jest?? ty tu?... na tym progu, który znieważyłeś, któryś splamił występkiem
niewdzięczności?... w obec nas, których zatrułeś życie?... Ha! rozumiem! rozumiem! nie śmiałeś
przyjść dawniej jako ubogi pokutnik, przychodzisz dziś dopiero zbogacony, z worem pieniędzy, z
zapłatą! z zapłatą... za to, czego kupić nie można! precz! precz! Co cię ośmiela do lego kroku?
Twój opiekun i ty, stroiliście widzę igraszki ze mnie...( śmiejąc się) precz... precz mi z oczów...
przypo- mnij sobie przeszłość.... Nie wart jesteś nawet, bym cię przyjął jako obcego, jako żebraka
przychodzącego po miłosierdzie: boś gorzej obcego, gorzej wroga postąpił ze mną... stałeś się dla
mnie przedmiotem obrzydzenia i wzgardy.
Bogusław (powstając).
Stryju! nic też nie żądam, tylko żebyś po chrześcijańsku, bez gniewu i żalu, na wieczną
rozłąkę mnie pobłogosławił jednem słowem ― Idź w pokoju! Pójdę i niezobaczycie mnie więcej.....
O nic cię więcej nie proszę, tylko o przebaczenie i błogosławieństwo marnotrawnemu synowi. Tyś
dla mnie był ojcem, matką, rodziną całą, w imieniu tych umarłych, którzy z niebios przebaczyli mi
pewnie, daruj... zrób krzyż nad upokorzoną głową!...
p.Jan( wstrzymuje się widocznie dotknięty ).
Ale wejdź w głąb twej duszy, czyś na to zasłużył? Nie... nie chcę ci dłużej płacić
cierpieniem za boleść moją... przemówiłeś mi do duszy... wspomnieniem umarłych ― Bóg z
tobą!... (zbliża się ku niemu powoli) ...
Chrystus Pan wszystkim przebaczył. (wyciąga ręce ku niemu.)
p.Michał (podbiegając do drzwi.)
Anno! Anno!
(Wbiega Anna i klęka razem z Bogusławem przed stryjem, który ich w milczeniu błogosławi)
p.Michał (zacierając ręce).
Chwała Bogu, ja swoje zrobiłem.... Ale jednakże powiem zawsze: że łatwiej zepsuć, niż
naprawić....
KONIEC.
"DOM KSIĄŻKI" Przedsiębiorstwo Państwowa POZNAŃ
ANTYKWARIAT KSIĘGARNIA Pz. Nr.................