47 rzeczy, które sprawiały, że życie w
PRL-u miało tak niepowtarzalny
charakter
MO i SB – dwie służby dzięki, którym czuliśmy się bezpieczniej. Przynajmniej niektórzy z
nas.
Butelka wódki Baltic – oficjalnie dostępna w sprzedaży dopiero od 13.
Buty RELAKS – wzorowane na obuwiu Neila Armstronga, polska wersja moonwalk – w tym
naprawdę trzeba było umieć chodzić. Wśród młodzieży szczyt obciachu, znane mi są
przypadki, kiedy osoba usiłująca się pozbyć relaksów (poprzez utopienie ich w stawie), sama
o mało się nie utopiła.
Czekolada (etykieta zastępcza) – czekolada niestety też była zastępcza. I w dodatku na
kartki.
Historyjki obrazkowe z gumy Donald – przykład działań dywersyjnych wrogich
imperialistycznych mocarstw. Oficjalny środek płatniczy w podstawówce.
Film dla drugiej zmiany - poranna emisja wieczornego filmu. Potem następowała przerwa
w emisji aż do 15.30 w programie 1 i do 16.00 w programie 2. Innych programów
oczywiście nie było.
20 starych złotych – ‘leży w trawie i nie dycha – dwie dychy’. Tak śmieszne jak wartość
nabywcza tego banknotu.
Gra ‘wilk i zając’ – radziecka odpowiedź na ‘Super Mario Bros’. Swego czasu do nabycia na
wszystkich dobrych bazarach.
Klej guma arabska – gumowy posiadał jedynie korek, który trzeba było przebić
nożyczkami, aby otworzyć klej. Z oczywistych względów nie dawało się już tego kleju
zamknąć, dopóki klej na korku nie zasechł na twardą, śmierdzącą skorupę. Wtedy nie można
go było z kolei otworzyć. W przeciwieństwie do kleju roślinnego w tubce, guma arabska była
niejadalna.
Herbata jubileuszowa – dostępna była także herbata popularna, madras (rarytas!) oraz
wyjątkowo ohydna herbata Ooloong. Polacy zastanawiali się: ‘a kaj się taki ulung?’
Proszek IXI – prawdziwy i oryginalny ‘zwykły proszek’. Podobno wyżerał dziury w rękach,
ale to pogłoska. Gdyby była to prawda, całe pokolenia polskich kobiet miałyby ręce jak
Freddie Krúger (tylko bez tych gustownych nożyków na palcach oczywiście), bo przecież
gumowych rękawic Villedy też wtedy nie było.
Kartka na mięso, wędlinę i masło – kartki na czekoladę przysługiwały tylko rodzinom z
dziećmi, kartki na mydło (Mefisto – z diabłem na opakowaniu!) tylko robotnikom, a majtki
tylko kobietom pracującym na drabinach (wg. Kabaretu Olgi Lipińskiej)
Czyste kasety i radiomagnetofon Unitra – ówczesny I-POD
Listy przebojów – dwie porządne: Lista przebojów Programu III oraz Lista Przebojów
Rozgłośni Harcerskiej. Ponieważ w Polsce nie było możliwości swobodnego nabywania płyt,
zwłaszcza zagranicznych, polskie listy przebojów ustalano zliczając ilość głosów oddanych
(na kartkach pocztowych!) na dany utwór.
Koziołek Matołek – o koźle frajerze, który dobrowolnie chciał dać się podkuć. I to w
Pacanowie. Do woja też chyba poszedł dobrowolnie, matoł. Innymi słowy była to tak zwana
bajka z podtekstem – co z tego, że przez Kornela Makuszyńskiego prawdopodobnie
niezamierzonym.
Czyn społeczny – przymusowa lekcja altruizmu. W ramach czynu grabiono trawniki,
sadzono drzewka. Nadzwyczaj lubianą przez młodzież szkolną formą czynu społecznego były
wykopki.
Porucznik Borewicz – polski James Bond
TPPR – czyli Towarzystwo Przyjaźni Polsko Radzieckiej. Polscy pionierzy. Do TPPR należało
się zapisać, jeśli się miało problemy z językiem rosyjskim albo talent deklamatorski
(zwalniano z lekcji, jeśli się miało wystąpić na akademii ku czci).
Niewidzialna Ręka – akcja prowadzona przez Teleranek; w świetle mojej najlepszej wiedzy
wzorowana na umoralniającej książeczce dla dzieci Timur i jewo kamanda, gdzie niesłusznie
oskarżany o żulerkę Timur (z kumplami) pomagał wdowom po bohatersko poległych
czerwonoarmistach. Anonimowo oczywiście.
Pies Pankracy – zawsze w piątki. Zygmunt Kęstowicz i jego irytujący pies zrobiony z
wycieraczki.
Papierosy – Popularne i Sporty dla twardzieli, dla dam były Carmeny oraz mentolowe
Mewy. Czasem papierosy sprzedawano na wagę. No i oczywiście były bez filtra.
Pomarańcze kubańskie – tzw. 'jaja Fidela’, pojawiały się na ogół przed świętami.
Charakteryzowały się bardzo grubą skórą i nadzwyczaj cierpkim smakiem. Wbrew temu co
nazwa sugeruje, nie były pomarańczowe.
Pasta Nivea – do zębów i nie tylko. Świetnie czyściła srebro oraz tenisówki. Do tych
ostatnich świetnie też nadawała się kreda. Nie przypadkiem zresztą - kreda wydawała się
podstawowym składnikiem tej pasty, która się nie pieniła, nie zawierała fluoru i była
obrzydliwa w smaku. Cóż z tego skoro polecała ją większość dentystów?
Piłka nożna – w tamtych złotych czasach zdarzało nam się wygrywać, a kiedy
transmitowano mundial, pustoszały ulice, podobnie jak przy `Powrocie do Edenu` cz.1 i
`Niewolnicy Izaurze. ‘Entliczek , pentliczek, co zrobi Piechniczek nie wie nikt...’ śpiewał
Łazuka w 1982. Ech, to były czasy...
Polo Cocta – polska Coca-Cola. Prawie.
8 marca – Żeńskij prazdnik, czyli Międzynarodowy Dzień Kobiet. W dniu tym kobiety
otrzymywały kwiatki, a nawet czasem bony towarowe z zakładu pracy.
Polskie reklamy – dziś już kultowy PRUSAKOLEP oraz Sosy Billy w każdej chwili.
‘Słuchajcie dziewczyny, dziewczyny słuchajcie, dużo karotyny co dzień spożywajcie’ to jedna
z wczesnych reklam transmitowanych przez Program III PR. Chyba chodziło o sok z marchwi
w tej powyższej.
Katana – nad wyraz kultowe okrycie wierzchnie, często z odpinanymi na zamek
błyskawiczny rękawami.
Fryzura ‘na poziomkę’ – chyba każda kobieta/dziewczyna, która miała ciut dłuższe włosy
przynajmniej raz padła ofiarą tej nadzwyczaj popularnej fryzury – u dołu długo z
końcówkami zawiniętymi pod spód, u góry włosy przystrzyżone krócej i nawinięte na
szczotki tworzyły ‘szypułkę’. Zdeformowana wersja fryzury Crystal z Dynastii. Fryzjerski
koszmar.
Proszek Cypisek – pierwszy (i jedyny) wybór przy praniu pieluch z tetry.
Akcja zbierania makulatury – zbierało się zawzięcie, bo za określoną ilość makulatury
można było dostać parę rolek papieru toaletowego – towaru wielce podówczas deficytowego.
Aby zachęcić społeczeństwo do zbierania, w telewizji w przerwach w programie
spowodowanych usterkami (a zdarzało się to często) wyświetlano plansze informujące o
tym, że 1 tona makulatury = dwa drzewa.
Serek topiony Edamski – a także Tylżycki, Mazurski, Jeziorański i kilka innych. Wszystkie
smakowały tak samo i miały podobne naklejki.
Aparat fotograficzny Smiena – cyfrówka wysiada.
Mleko – w szklanych butelkach z wciskanym kapslem, chude ze srebrnym, pełnotłuste z
żółtym. Dzieciaki w szkole zmuszane były do picia mleka na dużej przerwie. Mleko nalewano
chochlą z kadzi do kubków bez uszka; nauczyciele pilnowali, czy wszystko zostało wypite, a
chłopaki rzucali w dziewczyny kożuchami z mleka.
Juniorki – obowiązkowe wyposażenie ucznia w wielu szkołach. Juniorki albo kapcie na
zmianę nosiło się do szkoły w specjalnie do tego przeznaczonym worku. Juniorki uważane
były za obuwie ortopedyczne i faktycznie – póki były w użyciu ortopedom nie groziło
bezrobocie. Ani chirurgom.
Suszarka Farel – potężna maszyna; praktycznie nie do zdarcia. Równie skutecznie co
włosy, suszyła skarpetki – na popiół.
Marmurki – charakterystyczne dżinsy dekatyzowane made in Turkey.
Tabliczki umoralniające – te piękne tabliczki dedykuję wszystkim tym, którzy śmieją się z
Anglików i ich wszystkozabraniających i przed wszystkim ostrzegających napisów. Chociaż,
trzeba przyznać, że nasze brzmiały o wiele bardziej poetycko. Na przykład tak lirycznie:
‘Sąsiedzie ucz swoje dziatki dbać o czystość naszej klatki’ prawda, że ładne?
Saturator – uliczna wersja domowego syfonu. Z saturatora sprzedawano wodę sodową; w
wersji z sokiem lub bez, potocznie nazywaną ‘gruźliczanką’. Nazwa ta pochodziła od tego, że
w czasach przed wprowadzeniem jednorazowych plastikowych kubków, na wyposażeniu
saturatora była jedna szklanka (czasem na łańcuszku), którą po użyciu opłukiwano pod
trzema krzyżującymi się strumyczkami wody.
Tarcze szkolne – przysługiwały dwie; jedna na rękaw fartuszka szkolnego (nylonowego
paskudstwa w kolorze granatowym z odpinanym białym kołnierzykiem), druga na rękaw
kurtki. Przy wejściu do szkoły stali dyżurni (pyskate chłopaki ze starszych klas) i sprawdzali,
czy delikwent ma kapcie, fartuszek, tarczę i czy tarcza nie jest przypadkiem przypięta na
agrafkę. W przypadku braku jednego z powyższych klient zasuwał z powrotem do domu i
miał nieusprawiedliwioną nieobecność na pierwszej lekcji. Ordnung muss sein!
Pochody pierwszomajowe – najpierw się stało, stało, stało, słuchając beznadziejnie
długich przemówień; potem się szło, szło, szło wymachując czerwoną chorągiewką albo
niosąc literę z jakiegoś słusznego ideologicznie hasła, a potem w domu oglądało się pochody
z innych miast w telewizji. Operatorów w tamtych czasach specjalnie uczono, jak filmować
pochody, aby wydawało się, że idą w nim niezmierzone rzesze oraz jak filmować
demonstracje, aby sprawiały wrażenie grupy podpitych chuliganów wszczynających burdę z
milicją. Od jaśniejszej strony zaznaczyć należy, że pochodom pierwszomajowym
towarzyszyły kiermasze, na których dzieci kupowały lody, watę cukrową i balony, a dorośli
mieli okazję zdobyć trudno dostępne książki.
Bluza z ‘bajerami’ – z siateczką. I tasiemkami. I zamkiem błyskawicznym. I kimonowymi
rękawami. I koniecznie z naszytą kieszenią zapinaną na kółko od karnisza. Dostępna jedynie
od prywaciarza, czyli z butiku
Temperówka na żyletkę – żyletkę można było bardzo łatwo wyjąć i wycinać nią piękne
rzeczy na ławkach. Na przykład że S (Sebastian) + A (Anka) = WNM (Wielka Nieskończona
Miłość), albo co innego. Do bardziej skomplikowanych wzorów (pacyf, anarchii i nazw
zespołów) jeszcze lepiej nadawał się cyrkiel.
Pewex – namiastka Zachodu, gdzie za twardą zachodnią walutę można było zakupić
namiastkę kapitalistycznego zepsucia; na przykład batonik Mars i pokroić go w plasterki
przed zjedzeniem. A jak już ktoś miał dżinsy z Peweksu, to był kompletny szpan.
Samochód Warszawa – o nadzwyczaj silnej konstrukcji. Jedyny znany mi samochód, który
był w stanie przeżyć czołowe zderzenie ze Starem. Z elegancką wydłużoną maską –
dostępny również w wersji kombi.
Zapałki Sianów – W Szpilkach ukazał się swego czasu rysunek przedstawiający
zdesperowanego podpalacza otoczonego zapałkami-niewypałami, z podpisem ‘Podpalaczu –
zapałki Sianów undaremnią twoje niecne zamiary!’ Zapałki te miały problem z pełnieniem
swojej podstawowej funkcji, przyozdobione były natomiast w piękne, umoralniające
etykiety.
Szynka – produkt żywnościowy dostępny tylko dla nielicznych i to tylko przed świętami, po
odstaniu zwyczajowych 6-10 godzin w kolejce. Szynka plasowała się w tej samej grupie
wysoko pożądanych towarów co papier toaletowy, cytrusy oraz podpaski.
Składamy serdeczne podziękowania panu Pawłowi Rudzkiemu, kustoszowi Muzeum PRL, za
udostępnienie materiałów wykorzystanych w tym materiale.