NAŁOGOWA MIŁOŚĆ
•
Czym jest nałogowa miłość?
Jednym z jej aspektów jest współuzależnieniowe trwanie przy osobie, która rani i
wykorzystuje. Siła przywiązania do tej relacji jest wprost proporcjonalna do kosztów,
jakie się w niej ponosi. Chodzi o bycie w związku pomimo tego, a wręcz tym
uporczywiej, im bardziej jest on niszczący. Jest to silna potrzeba posiadania kogoś pod
kontrolą.
Inną, bardzo powszechną formą obsesyjnej miłości, jest chroniczne zauroczenie. Są
ludzie, którzy stale się w kimś zakochują, lecz gdy tylko relacja zaczyna opadać na
głębszy, bardziej stały grunt - zrywają związek uciekając w nowe zauroczenie. Innymi
słowy, chodzi o "haj", jaki daje zdobywanie serc. O polowanie, nie o budowę związku
opartego na miłości.
Obie te odmiany mają jeden wspólny mianownik: przymus pozostawania w
niespełnionym związku lub związkach.
"Rozglądałem się za kobietami. Układałem plan działania. Wybierałem cel i podrywałem
go. Jak kobieta mnie bardzo "kręciła", to dużo robiłem, żeby jej dać znać o sobie i nie
zniechęcałem się. Zabierało mi to dużo czasu. Wyróżniałem ją. Musiało to być zauroczenie
tak mocne, że aż mnie przeszywało na wylot. W chwili zainicjowania seksu - wszystko
znikało. Potem, przez chwilę to ciągnąłem, a gdy poczułem znudzenie, szukałem kolejnego
"haju" - brałem sobie dodatkową kobietę i rozładowywałem emocje "na boku". (Rafał)
Miłość jest nałogowa, kiedy boję się zobowiązania, bliskości, dostępności, intymności,
troski i więzi.
Potrzeba miłości i akceptacji jest nam wszystkim wrodzona. Inaczej jest z umiejętnością
rozpoznawania i okazywania miłości - tego uczymy się od najmłodszych lat życia w
kontaktach z najbliższymi. Jeśli życie w mojej rodzinie nie pokazało mi czym jest miłość
- stworzę jej własne wyobrażenia na podstawie wszelkich dostępnych informacji. Będę
konstruować wzorzec miłości czerpiąc wiedzę na jej temat od rówieśników, czy z
masmediów. Na bazie filmów zbuduję spaczony obraz miłości, nierzadko utożsamiając
ją z seksem. Będę gloryfikować zdradę, jeżeli odbywała się w imię "miłości". Problemy
będę rozwiązywać idąc z drugą osobą do łóżka.
Współczesna cywilizacja zachęca do tego, by ulegać instynktowi - kierować się przede
wszystkim spontanicznym uczuciem. Wpaja się nam przekonanie, że to zawsze będzie
dobre. Na znaczeniu tracą takie wartości jak: wierność, lojalność czy odpowiedzialność.
Paradoksalnie, zamiast sojuszników, widzimy w nich wrogów miłości. Małżeństwo nie
jest już trwałą instytucją. Panuje zasada: nie układa Ci się z kimś, wymień go na lepszy
model. Takie przedmiotowe traktowanie innych, sprowadza ich do roli obiektu,
mającego zaspokoić czyjeś pragnienie "haju" związanego z zakochaniem.
Miłość jest nałogowa, kiedy zamiast prawdziwych cech partnera lub "obiektu", widzę
własne życzenia i fantazje na jego temat. Albo, kiedy staram się dopasować siebie do
wizji partnera na mój temat.
Tak naprawdę to tej drugiej osoby nie ma. Są za to wyobrażenia tego, jaka powinna być.
Jeśli jestem uwikłany w obsesję, wolę wyobrażenia od rzeczywistości. Chcę, żeby ta
druga strona się dopasowała. Fantazjuję, pożywkę do swoich fantazji czerpiąc nierzadko
z romantycznych książek lub filmów.
Z drugiej strony, mogę tak bardzo pragnąć drugiej osoby, że będę udawać kogoś, kim
nie jestem, byle tylko jej nie stracić.
"Będę wszystkim, czego potrzebujesz", "zrobię wszystko, czego chcesz" - takie słowa
słychać w popularnych piosenkach o miłości. Są jednak osoby, które przyjęły je za swoje
życiowe motto. Ludzie owładnięci miłością starają się dopasować do drugiego człowieka,
zupełnie zapominając o swoich potrzebach, czy ograniczeniach. "Wyobrażałam sobie jaki
powinien być ten mężczyzna, którego pokocham. Nie powiem, wielokrotnie wpływ na jego
obraz miał właśnie oglądany film. Wyobrażałam sobie go, ale żaden z istniejących ludzi nie
był w stanie spełnić wszystkich moich marzeń na raz. Prowadziłam listę niezbędnych cech.
Miejscami była absurdalna, niemniej bardzo bałam się, że to nie będzie ta osoba i
dopisywałam do listy kolejne wymagania. Nawet, gdy się do kogoś przywiązywałam,
uważałam, że to tylko substytut mojej prawdziwej miłości, i że ten jedyny w końcu nadejdzie.
Zawsze ten nowy był lepszy - bo mogłam żyć wyobrażeniami, jaki on jest. Gdy jednak kogoś
bliżej poznawałam - czułam się oszukana". (Basia)
"Mój ideał: to mężczyzna opiekuńczy, głowa rodziny. Chcę, by dobrze zarabiał i bym się
czuła przy nim bezpiecznie. Właściwie partner, z którym teraz jestem, spełnia te wymogi. Ale
co jakiś czas przychodzi mi do głowy pomysł, że mogłabym go zostawić i znaleźć kogoś
lepszego. Zacząć wszystko od nowa z kimś zupełnie obcym". (Krystyna)
"Myślę, że głód miłości objawiał się u mnie silnym pragnieniem związania się, wręcz
stopienia z kimś w jedną całość. Dla kogoś takiego byłam gotowa sprzedać siebie, tzn.
oddawałam temu komuś absolutną władzę nad sobą. Był dla mnie mężczyzną-bogiem. On
zastępował mi wszystko. Całą sobą byłam z nim związana. Chcę zaznaczyć, że miało to
miejsce w świecie fantazji, do którego miałam wstęp tylko ja i w którym umieszczałam w
wyznaczonej przeze mnie roli jego - mojego pana i władcę. Idealizowałam mój obiekt, tak by
pasował do mojego scenariusza. Musiał to być ktoś wspaniały, mądry, miał być moim
wybawcą, wreszcie - bezwarunkowo zaakceptować mnie. Miał docenić moje zalety,
podziwiać mnie. Miałam być dla niego tą jedyną, wspaniałą istotą, kimś, dla kogo będzie
gotów do najwyższych poświęceń. Mój ideał, oprócz tych zalet, był przystojnym brunetem,
czarującym, błyskotliwym, dowcipnym, miał władzę, siłę przebicia. Musiał leżeć u moich
stóp, być na każde moje skinienie. W lot zauważać moje potrzeby i w taki sam sposób je
zaspokajać. To miał być mój wybawca, który zrekompensowałby wszystkie moje deficyty z
dzieciństwa, taki bóg - kochający tatuś". (Wioletta)
Życiu w fantazjach sprzyja rozwijający się Internet. Nie muszę spotykać się z drugim
człowiekiem, lecz tylko z własnym wyobrażeniem o nim. Świetnie do tego nadają się
czaty. Wirtualnie wchodzę do pokoju, w którym ludzie rozmawiają ze sobą na różne
tematy. Nie muszę się w nic emocjonalnie angażować. Ot, zaczynam rozmowę z
kimkolwiek, kto choć na chwilę przykuł moją uwagę. Zamieniam parę słów. Jeżeli mi
podpasuje, piszę dalej, jak nie - zmieniam partnera. W ten sposób wybieram osobę,
która mi odpowiada. Ale niezupełnie tak jest... Ponieważ nie widzę swojego rozmówcy i
nie do końca mogę go poznać, tworzę sobie jakieś wyobrażenie o nim, o tym kim jest, o
jego osobowości i charakterze. Dostrzegam tylko to, co chcę widzieć. Do zawiązania
prawdziwej przyjaźni i pięknego związku potrzeba czasu: miesięcy, lat. Tu, mogę mieć
wszystko od razu, ponieważ to, czego nie wiem, uzupełniam swoimi wyobrażeniami.
Sama też mogę być w tych rozmowach kimkolwiek zechcę. To przecież do niczego nie
zobowiązuje. Nie ma potrzeby do końca być prawdziwą. Tu wszystko rozgrywa się
błyskawicznie: szybkie relacje, często powierzchowne. Jeśli jestem uzależniona od
miłości, to jest to coś, co mnie urządza. Mogę podreperować moje poczucie własnej
wartości.
Bliskość z drugim człowiekiem wymaga otwartości. Ale, gdy jestem otwarty, staję się
podatny na zranienie. Dla niektórych taka bliskość jest niebezpieczna. Wolę zwierzać się
obcym osobom, które mnie nawet nie znają, niż komuś, kto jest blisko. Tak bardzo boję
się zaufać, że odrzucam i opuszczam bliskie mi osoby - w myśl zasady: zranię Ciebie
szybciej, niż Ty zdążysz to zrobić mi. Obsesyjnie szukam miłości, ale nie jestem w stanie
stworzyć związku.
Miłość jest nałogowa, kiedy usiłuję uciec przed swoimi uczuciami w trans zakochania,
fantazji czy seksu i ryzyka. Kiedy chcę zapełnić kimś (lub czymś) swoją wewnętrzną
pustkę, lęki czy brak poczucia wartości. A także, kiedy godzę się czyjąś pustkę wypełniać
sobą.
Każdy potrzebuje miłości, po to aby się rozwijać, żyć i przetrwać. To naturalna
potrzeba, która w pierwszej kolejności powinna być zaspokajana poprzez najbliższych.
Kiedy rodzice nie okazują miłości, nie mówią o tym, że mnie kochają, to wzrastam w
poczuciu, że czegoś mi brakuje. Dążę do uzupełnienia tego braku, aby nie przytłaczało
mnie ogromne poczucie pustki i osamotnienia. Niektórzy mówią o tej pustce jak o dużej
ciemniej dziurze, która znajduje się w nich samych.
Wiele osób wychowanych było w rodzinach, gdzie panował deficyt miłości. W dorosłym
życiu starają się go sobie wynagrodzić. Jednak bardzo często nie robią tego w zdrowy
sposób, oparty na zaufaniu - lecz podświadomie odgrywają "rolę" dziecka. Nie próbują
się spotkać z drugą osobą, jak dorosły z dorosłym, lecz stawiają tą osobę na pozycji
rodzica, oczekując od niej troski i opieki, której nie zaznali jako dziecko. Wierzą, że ktoś
inny może tę "dziurę" zapełnić i zamienić się w kochającego rodzica. Więc narzucają
mu rolę, która nie należy do niego, a to powoduje, że dziura tylko się powiększa.
Poczucie pustki staje się coraz większe.
Miłość jest nałogowa zawsze, kiedy ma mi zrekompensować jej deficyt, ułomność lub
brak w przeszłości, zwłaszcza w dzieciństwie - kiedy chcę ją dostawać, a nie dawać.
"Poszukiwałam mężczyzn, którzy mieli mi zrekompensować surowość i brak akceptacji ze
strony ojca. U nich starałam się uzyskać choć okruch akceptacji. Im bardziej byli chłodni i
odrzucający - tym bardziej się starałam, tym bardziej przywiązywałam się do nich. Tak było
od pierwszego związku w wieku lat 14, aż do czasu kiedy podjęłam terapię. Pamiętam, że
zawsze idealizowałam swoich mężczyzn i przyjaciół. Że ten pierwszy (i każdy kolejny) był dla
mnie najlepszy, najwspanialszy, jedyny. Wierzyłam, że zawsze będzie mnie kochał.
Przymykałam oczy na wszelkie oznaki, że jest źle, że ktoś jest wobec mnie nie w porządku
lub, że zaczyna odchodzić. Dopiero kiedy nagle zostawałam sama, dziwiłam się: jak to się
stało? Potem, gdy byłam mężatką, wydawało mi się normalne, że mam bliskich przyjaciół
mężczyzn, czasem ważniejszych od męża. To były chore związki". (Wiesia)
"Szukałam w mężczyznach tego, czego nie dostałam od ojca: zainteresowania, ciepła,
opieki. Nie potrafiłam być sama. Spotkania z nimi dawały mi "haj". Robiłam wszystko, by
nie czuć pustki w sobie. Będąc sama miałam uczucie, że umieram i że to będzie koniec, że
nie dam sobie sama rady. Zawsze ktoś przy mnie był - nie byłam samotna". (Krystyna)
Miłość jest nałogowa, kiedy w relacji z partnerem lub obiektem tracę własne granice -
pomijam swoje potrzeby, nie umiem powiedzieć NIE, gdy coś mi nie odpowiada a nie
postępuję zgodnie z własną wolą i dobrem. "Dobra gospodyni zawsze ma zapas. W razie
gdyby mi nie wyszło z tym, z którym teraz jestem, był ktoś na boku. Facet, z którym byłam,
nigdy nie mógł mi dać wszystkiego, dlatego szukałam następnego. Tkwiłam w wielu
związkach na raz. Nie umiałam stawiać granic. Często pozostawałam w związku chociaż
tego nie chciałam. Wchodziłam w seks, mimo że nie miałam ochoty. Nie umiałam
powiedzieć stop".(Krystyna)
"Mój mężczyzna-bóg, w świecie fantazji był kimś idealnym, ale w realnym świecie pasował
do mojego ideału tylko w początkowej fazie znajomości. W rzeczywistości okazywał się
zimnym draniem, wykorzystującym, manipulującym, raniącym mnie, uzależnionym od
władzy i - co było dla mnie najtragiczniejsze - odrzucającym. Pomimo tego, starałam się
używać różnych sztuczek, aby mnie pokochał. Zawsze taka znajomość okazywała się dla
mnie bardzo niszcząca. Czułam się zrozpaczona, pokonana, wpadałam w depresję, nie
byłam w stanie funkcjonować w normalnym świecie. Po raz kolejny okazywałam się
skrzywdzonym dzieckiem, była to wiktymizacja - powtórzenie traumy z dzieciństwa".
(Wioletta)
Miłość jest pięknym uczuciem. Zakochanie dodaje skrzydeł. Dlaczego więc obsesja
miłości jest destrukcyjna? Przede wszystkim dlatego, że nie jest prawdziwą miłością.
Prawdziwa miłość zgadza się na niedoskonałość drugiej osoby. Jest otwarta i zgadza się
na prawdę - przyjmuje innych takimi, jacy są. Nie idealizuje ich. Zdarza się, że w pogoni
za wyimaginowanym ideałem, ludzie rezygnują ze swoich zasad, poświęcają rodzinę i
zatracają siebie. Tracą czas i energię na coś, czego nigdy nie osiągną. Rozczarowani
popadają w przygnębienie - bo nie mogą zdobyć i utrzymać tego, czego tak bardzo
pragną. W gruncie rzeczy pogłębia się ich osamotnienie, ponieważ nie znajdując tej
wymarzonej miłości zaczynają wierzyć, że nie zasługują na żadną.
"W końcu nie miałam żadnych przyjaciółek, bo każdej uwodziłam chłopaka". (Monika)
"Straciłam mnóstwo czasu i energii. Ominęła mnie szansa na prawdziwą miłość i związek
ze zdrowym mężczyzną".(Wiesia)
"Boję się związków. Chciałabym kogoś pokochać, chciałabym sama być kochana, ale nade
wszystko, po prostu, boję się. Czuję, że zabrnęłam w jednokierunkową ulicę, z której nie ma
wyjścia. Cokolwiek zaczynam, brakuje mi odwagi, by ciągnąć to dalej. Wolę się wycofać".
(Basia)
"Próbowałam popełnić samobójstwo wskutek miłosnej obsesji i licznych uczuciowych
uwikłań". (Jola)
Miłość nie jest jakimś wyimaginowanym, powierzchownym uczuciem. Jest oparta na
prawdzie, a nie na wyobrażeniach. Kto kocha, jest świadomy, że życie niesie ze sobą ból i
rozczarowania, ale nie pozwala, by zrujnowało to jego miłość.