52
Kryminalne zagadki PRL
WIKARY KONTRA BISKUP
Bp Piotr
Gołębiowski
wzbudzał skrajne
emocje wśród
mieszkańców
Wierzbicy
kowalik.indd 52
14-09-19 21:27
53
niemożliwości. Zgodziłem się na dwa tysiące
z odprowadzeniem na cmentarz, a proboszcz
– żeby jeszcze dołożyć. O 300 zł kłócili my
się jak na jarmarku o cielaka.
Także ludzie przyjechali do kurii, żeby
w ich obecności biskup powiedział, o co mu
idzie. Ale nic nie wyjaśnił. A w tej taksówce
nie było żadnego zablokowania. Gdyby
biskup się odezwał: „Dajcie drzwi”, tobym
się odsunął od klamki. Chcieliśmy tylko
go zawieźć do parafi i, przepytać, a potem
odstawić na punkt normalnie.
– Czy oskarżony rozmawiał w taksówce
z biskupem, pytał o coś?
– Chciałem zagadać, ale biskup wyjął
różaniec, a w modlitwie się nie przeszkadza.
– Czy biskup wołał ratunku?
– Nie słyszałem, taksa jak rusza, to
jest warkot. Ale na pewno nie powiedział:
„Ludzie, puśćcie mnie”.
Z ławy oskarżonych podnosi się Edward
Ciszek.
– Co oskarżonego skłoniło do przyjazdu
w delegacji do Sandomierza?
– Na jesieni ubiegłego roku, akurat było
już po wykopaniu kartofl i, podsłuchałem
nocą pod oknem plebanii, jak takich trzech
obcych z cementowni i nowy wikary na-
mawiali się przeciwko ks. Kosowi. Jeden
wymyślił porażenie prądem. Nie wytrzyma-
łem, ściągnąłem cichcem ludzi na świadków
i zawiadomiłem posterunek. Bandziory
z wikarym schowali się do piwnicy. Wy-
garnęła ich stamtąd milicja.
Wtedy uradziliśmy, że ks. Kos zostanie
proboszczem i że już go nie oddamy. Warta
przy plebanii stała w dzień i noc. Do kurii
biskupiej pojechał komitet parafi alny, ale
kanclerz powiedział, że to szumowiny
rozrabiają. Biskup nie chciał słuchać, tylko
krzyczał: „Kto wy jesteście? Patrzę na was
i widzę, jak wy to wszystko kłamiecie. Was
garstka tylko, a raban w parafii robicie”.
Także wróciliśmy z niczym.
– A jak było 5 listopada ubiegłego roku?
– Najpierw ksiądz kanclerz na nas
nakrzyczał: „Bandąście przyjechali, pijani
jesteście. Wynoście się stąd, co księdzu
biskupowi będzie się podobało, tak zrobi”.
Ale my, nie słuchając go, prosto na piętro, do
gabinetu biskupa. Na widok ekscelencji baby
runęły na kolana, prosząc o wyrozumiałość.
Biskup na to: „Odmówmy różaniec”. Potem
do naszego Kosa: „Ks. Zdzisławie, proszę ze
mną”. My – że samego wikariusza nie puści-
my. Jedna z bab wysunęła się na klęczkach,
by ucałować biskupie buty. Tupnął na nią.
Wtedy my między sobą: „Skoro on taki
głaz, to bierta, chłopy, księdza biskupa za
d… Nie chce nam załatwić w Sandomierzu,
załatwi w Wierzbicy”. I nieśliśmy ekscelencję
po schodach. Biskup chciał złapać donicę
z paprocią, to Gwarek chwycił go za rękę, bo
na dole stali ludzie, jeszcze by w kogo trafi ło.
Ekscelencja ze złości ugryzł Gwarka w palec.
Na dole wstawili my biskupa do wołgi.
– Czy poszkodowany mówił coś w tak-
sówce?
– Pytał: „Gdzie mnie wieziecie?”. Od-
powiedziałem, że do Wierzbicy. Ale nikt
biskupa nie dotykał, a on już się potem nie
odzywał.
– Czym ks. Bojarczyk zraził sobie pa-
rafi an?
– Chytrością. Nawet za ostatnie roz-
grzeszenie brał pieniądze. Na centralne do
kościoła zbieraliśmy co niedzielę na tacę,
to gdy wyjeżdżał, zabrał wszystko ze sobą.
Jeszcze pytanie do Stanisława Kosa, ojca
wikarego: – Czy oskarżony uniemożliwiał
księdzu biskupowi wyjście z taksówki?
– Skąd, Boże kochany.
Wezwano na salę świadka bp. Piotra
Gołębiowskiego. Gdy składa rutynową
12
l u te go 1 9 6 3 r. n a
Kielecczyźnie spadły
wielkie śniegi, a ostry
mróz zatrzymał peka-
esy przed wyjazdem
na trasę. Wieś Wierzbica była odcięta
od świata. Mieszkańcy wezwani do sądu
w Sandomierzu na świadków brnęli o świcie
sześć kilometrów przez zaspy do najbliższej
stacji kolejowej Jastrzębie.
Z braku węgla sala rozpraw była tak
oziębiona, że wszyscy siedzieli w paltach.
Bp Piotr Gołębiowski tylko rozpiął szubę
z karakułowym kołnierzem. Na głowie miał
piuskę.
– Oskarża się – zaczął prokurator – Wa-
lentego Jastrzębskiego, z zawodu rolnika,
Edwarda Ciszka, ślusarza, oraz Stanisława
Kosa, robotnika w cementowni Wierzbica,
o to, że 5 listopada 1962 r. po uprowadzeniu
do taksówki bp. Piotra Gołębiowskiego
przez grupę nieustalonych osób zabloko-
wali drzwi samochodu, uniemożliwiając
biskupowi opuszczenie wozu. Tym samym
zmusili go przemocą do wyjazdu z Sando-
mierza wbrew jego woli.
Oskarżeni nie przyznają się do winy.
Pierwszy na pytania sądu odpowiada Ja-
strzębski. Zrobiło mu się gorąco, zrzucił ko-
żuch na podłogę. – Pojechałem z delegacją
do kurii w sprawie naszego ks. Kosa, ale przy
porwaniu nie byłem, bo poszłem na miasto
kupić coś do jedzenia. Wracam, podchodzę
do pierwszej z brzegu taxi, bo myśmy, proszę
wysokiego sądu, przyjechali do Sandomierza
w 30 takich pojezdów – wołga już była
pełna, ale ludzi mnie pchnęli, wsiadłem
na szóstego, Ciszkowi na kolana. Dopiero
jak kierowca ruszył, zobaczyłem, że między
nami biskup siedzi.
– W jakim celu przyjechaliście do San-
domierza?
– W celu, że bp Gołębiowski zarzucał wi-
karemu Kosowi, że przegonił ks. Bojarczyka
z kościoła. A to ludzie odciągnęli proboszcza
od konfesjonału, bo już się przebrała miarka.
Jak chowałem, wysoki sądzie, matkę, to
ks. Bojarczyk żądał co łaska za pochówek do
Porwanie biskupa
Bunt wikarego pół wieku temu w Wierzbicy przypomina
konflikt ks. Lemańskiego z bp. Hoserem.
HELENA KOWALIK
W cyklu „Kryminalne zagadki PRL”
przypominamy najgłośniejsze, często do
dziś okryte tajemnicą zbrodnie z okresu
Polski Ludowej. Helena Kowalik, dziennikarka
śledcza „Wprost”, sięga do spraw
z minionej epoki, analizuje, jak były badane
i relacjonowane, a także sprawdza, czy nie
miały one ciągu dalszego po 1989 r.
Jedna z bab chciała
ucałować biskupie buty.
Tupnął na nią. Wtedy
my: – Skoro on taki
głaz, to bierta, chłopy,
księdza biskupa za d...
kowalik.indd 53
14-09-19 21:27
28 września 2014 | wprost
54
ZDJĘ
CIA: F
O
TOPOLSKA.EU
Kryminalne zagadki PRL
WIKARY KONTRA BISKUP
Pytanie prokuratora: – Czy świadkowi
znany jest list rady parafialnej w Wierz-
bicy do kurii diecezjalnej w Sandomierzu:
„W związku ze złym traktowaniem naszej
parafii przez kurię, a w szczególności ze
złym przyjęciem przez wyżej wymienioną
licznej delegacji wierzbickiej 5 listopada
1962 r. w Sandomierzu, parafia Wierzbica
postanowiła zerwać wszelkie stosunki
z kurią i pozostać samodzielną. Z tej racji
nasyłanie do nas księży jest wzbronione”?
– Nic o tym oficjalnie nie wiem.
Jeszcze pytania oskarżonych do świadka.
Jastrzębski: – Biskup twierdzi, że ja
wciągałem go do taksówki, tak?
– Tak.
– Przysięgam, że gdy mnie wepchnięto
do tej wołgi, biskup już tam siedział.
Przesłuchiwani świadkowie z Wierzbicy
zgodnie zeznają, że w gabinecie biskupa
chcieli dostać jego podpis, że ks. Kosowi nic
się nie stanie. Ale kanclerz ich zwymyślał.
Świadek Piskorzowa zeznała, że biskup
kopnął ją w nogę. „Ja się spłakałam, usia-
dłam na stole, a potem na tej kulawej nodze
poszłam do taksówki”. Nie powiedziała tego
w śledztwie, bo nikt ją o kopanie nie pytał.
WSZYSTKO W RĘKACH WIERNYCH
Cały dzień czeka na przesłuchanie ks. Zdzi-
sław Kos. Walczy z zimnem, chodząc
w kółko po sądowym korytarzu. Wszyscy
wierni na sali. Wreszcie go wołają.
– Po każdej wizycie pasterskiej – świa-
dek mówi cicho, jakby w zawstydzeniu –
proboszcz Bojarczyk mnie upokarzał, że do
niczego się nie nadaję, znów przyniosłem
za mało pieniędzy. „Może zawieruszyły
się księdzu w kieszeniach?” – dogadywał
mój przełożony. Wywracałem kieszenie,
zdejmowałem obuwie, skarpetki… Po-
nieważ wiedziałem, że żaden wikariusz
jeszcze z proboszczem nie wygrał, przeto
poprosiłem biskupa o przeniesienie do
innej parafii. Dostałem miejsce, gdzie okna
z braku szyb trzeba było zatkać gazetami,
piec tylko dymił. Nie skarżyłem się, choć
byłem po zapaleniu płuc. Dwa razy najmo-
przysięgę mówienia prawdy, z ław dla pu-
bliczności słychać oburzone głosy: – Koniec
świata, biskup nie kłamie!
Świadek wyjaśnia sądowi, na czym
polegał jego kłopot z 27-letnim wikarym
Kosem. Otóż któregoś dnia młody ksiądz za-
wiadomił go, że chciałby być w innej parafii,
bo z drugim wikariuszem w Wierzbicy nie
zgadzają się temperamentami. – Zapropo-
nowałem przeniesienie do Drzewicy. Ksiądz
się zgodził. Ale po pewnym czasie wrócił do
Wierzbicy, co uznałem za niesubordynację.
Potem parafianie usunęli proboszcza Bojar-
czyka. Osobiście przywiozłem im nowego
proboszcza Giżyckiego. Ale nadal nie było
w parafii spokoju, w kurii drzwi się nie za-
mykały, przyjeżdżali delegaci raz tych, raz
tamtych. Żeby wreszcie unormować sprawy,
wezwałem ks. Kosa na 5 listopada. Czyli,
proszę wysokiego sądu, wciąż ta tolerancja
z naszej strony. Ale wikary przybył w oto-
czeniu 200-osobowej delegacji.
Sąd: – Czy jej członkowie całowali pier-
ścień biskupa po wejściu na pokoje kurii?
– Nie wiem, czy było to szczere.
Co do porwania to świadek zeznaje, że
zwleczono go z piętra do taksówki, usiłując
przy tym wmawiać, że idzie dobrowolnie.
Nie protestował, nie wołał pomocy, choć
doznał obrażeń fizycznych, konkretnie
krwawiących podrapań. (Obrońca oskar-
żonych półgłosem: „Wielkości ziarnka
pieprzu”). Nie chodził do lekarza po
obdukcję, bardziej mu dokuczył doznany
wstrząs psychiczny.
– Czy w taksówce ktoś trzymał świadka?
– Nie.
– Czy po fakcie wciągnięcia do taksówki
ksiądz biskup usiłował wyjść?
– Nie.
– Nie próbował zwrócić się do kierowcy,
aby stanął?
– Nie miałem do niego zaufania.
– Czy kuria miała rozeznanie co do
układu sił w parafii wierzbickiej?
– Tam powstała zorganizowana grupa
z ks. Kosem na czele, siejąca terror.
– Czy kuria otrzymywała jakieś petycje
z podpisami?
– Tak, było około 800 przeciw ks. Ko-
sowi.
– Innych petycji nie było?
– Były, ale nie mogłem przyjąć pakietu
ponad 7 tys. podpisów za tym wikarym,
skoro cała parafia liczy niewiele ponad 7 tys.
wiernych.
– Czy ksiądz biskup wie coś o nocnym
knowaniu zamachu na Kosa w budynku
plebanii?
– To wymysł czyjejś bujnej fantazji.
wałem wóz do Wierzbicy po moje rzeczy. Za
każdym razem wracał pusty, bo parafianie
żądali, abym się z nimi pożegnał. Gdy
przyjechałem, zatrzymali mnie, procesją
wprowadzili przed ołtarz. Drugi wikary
jeszcze tego dnia chyłkiem uciekł z Wierz-
bicy. Nazajutrz wierni zabrali proboszcza
Bojarczyka od konfesjonału i odstawili
do kurii. Jeszcze tego samego dnia biskup
przywiózł do Wierzbicy nowego probosz-
cza. Zapewnił z ambony, że pozostanę
w Wierzbicy. Ludzie się cieszyli, sypnęli
kasą… Ale po tygodniu się okazało, że nie
mogą mi usługiwać ministranci i nie mam
lekcji katechetycznych. Nowy proboszcz
Giżycki mnie uprzedzał: „W kurii wielki
front przeciwko księdzu szykują”. Potem
przyszła ta tragiczna noc, gdy planowano
na mnie zamach.
Zapytano świadka, co wie o porwaniu
biskupa. Nie słyszał wzywania pomocy.
– Z mojej strony żadnego planu porwania
nie było. A skoro nikt mi tego nawet nie za-
rzuca, dlaczego z ambon szarga się mą cześć
i sumienie kapłańskie? Notabene biskup się
myli w statystyce, parafia wierzbicka liczy
ponad 10 tys. wiernych, więc zebrane 7 tys.
podpisów za mną jest wiarygodne.
Mowa końcowa oskarżyciela wskazywa-
ła, że jego sympatia jest po stronie oczekują-
cych na wyrok. – Akta tej sprawy – grzmiał
prokurator – stanowią dowód dojrzewania
świadomości społecznej. Przymus zastoso-
wano po to, aby sprawiedliwie rozstrzygnąć
spór. A jeśli lud wymawia słowo „sprawie-
dliwie”, to ma ono szczególną moc.
Gdy prokurator doszedł do dowodów
przestępstwa, mocą swego urzędu stwier-
dził, że oskarżeni, blokując swymi ciałami
drzwi taksówki, pozbawili biskupa swobody.
Ale kara w zawieszeniu wystarczy.
Sąd podzielił ten pogląd. Ponadto skazał
porywaczy na grzywny.
CZYŃCIE POKUTĘ, KONIEC BLISKI
Minęło kilka tygodni. Wyrok sądowy się
uprawomocnił. W sąsiednich kościołach
ogłoszono komunikat kurii o suspendo-
waniu ks. Zdzisława Kosa. Bp Gołębiowski
mianował nowego proboszcza i dał mu
do pomocy dwóch księży. Zamieszkali
w chałupie Błaszczyka na skraju wioski,
bo większość parafian broniła im dostępu
do kościoła i na plebanię. Ilekroć zapusz-
czali się w tę stronę, drogę tarasował tłum
nieprzebierających w słowach wiernych.
Najbardziej zagorzali chcieli rozebrać na-
słanego proboszcza z sutanny. Zwolennicy
kurii (zdecydowanie mniej liczni) rozpuścili
wieści, że upór i zawziętość tych od Kosa ma
Parafia Wierzbica
postanowiła zerwać
wszelkie stosunki
z kurią i pozostać
samodzielną. Nasyłanie
księży – wzbronione
kowalik.indd 54
14-09-19 21:27
55
ZDJĘ
CIA:
F
O
TOPOLSKA.EU
uzasadnienie w mongolsko-tatarskim po-
chodzeniu części mieszkańców Wierzbicy.
Można poznać ich po tym, że na brzuchu
mają żółte plamy. We wsi nazwanie kogoś
żółtobrzuchem stało się obelgą.
Kosowianie nie pozostali dłużni. Gdy
ich wikary dostał silnej gorączki, mimo
zażywanych leków, gruchnęła wieść, że
otruł go miejscowy aptekarz, który uznaje
tylko księży z chałupy Błaszczyka. Potem się
okazało, że wikarego dopadła zwykła grypa.
Ktoś podpalał we wsi stodoły. Też było
na kosowian, dopóki nie znaleziono sprawcy
– niedorozwiniętego chłopaka. A i tak ci od
kurii mówili o karze boskiej. Jakby na po-
twierdzenie ich słów na górce w pobliskim
Jastrzębiu ukazał się mężczyzna z długą
brodą, w zgrzebnym worku. Na plecach miał
napisane czarną farbą: „Czyńcie pokutę,
koniec bliski”. Szedł w kierunku Wierzbicy.
Celebrujący mszę w chałupie Błaszczyka
zebrali ogarki świec z pobliskich parafii,
przetopili w jedną gromnicę i pojechali po-
święcić ją do Częstochowy. Chcieli zawieźć
ją do Rzymu i po błogosławieństwie zapalić
na ołtarzu ustawionym w izbie Błaszczyka.
Wierzyli, że z chwilą gdy gromnica zgaśnie,
ks. Kos wyzionie ducha.
Ale choć skłócone strony przy każdym
spotkaniu na drodze orzekają: „Niedługo
już was”, rozwiązania konfl iktu nie widać.
Tymczasem kolejna zima rozpanoszyła się
na dobre i parafi anie w niedzielę modlący
się na podwórku Błaszczyka przychodzą
z wiązkami słomy, aby nie klękać na śniegu.
W prasie nadal jest o Wierzbicy głośno.
Do wsi przyjeżdżają też socjolodzy; krążą
między pomnikiem socjalizmu, jakim jest
cementownia Wierzbica, a obejściami
chłoporobotników. Za pomocą ankiet badają
„zderzenie dwóch kultur”.
Odpowiednie instrukcje dostaje miejsco-
wa władza. Przewodniczący gromadzkiej
rady narodowej z sołtysem mają za zadanie
usunąć księży urzędujących u Błaszczyka.
Przewodniczący jedzie pod ten adres. Pyta
wikarych przez drzwi (nie chcą otworzyć),
czy mają pozwolenie na prowadzenie
w chałupie katechezy. Nie mają. – Naszy-
kujcie podwodę – mówi sołtys do chłopów.
Błaszczykowa uderza w lament, gospodarz
wykrzykuje, że jeśli ktoś skrzywdzi księdza
rzymskokatolickiego, czeka go siekiera „bez
łeb”. Sołtys nie odstępuje, wygnaniec musi
się spakować. Gdy już siedział na furmance,
pogroził władzy pięścią.
Dręczono też nasłanych przez biskupa
księży grzywnami. Jeśli nie płacili, szli do
aresztu. Na jesieni 1963 r. milicja szukała
z tego powodu wikarego Rogusia. Wresz-
cie dopadli go wcześnie rano w chałupie
Błaszczyka. – Zabierzecie mnie tylko siłą.
Podpalę się za wiarę, jak buddyjscy mnisi
– uprzedzał. Na szczęście skończyło się
na słowach. I znalazły się pieniądze na
zapłacenie grzywny.
Mimo napiętnowania takiego postępo-
wania z ambon (odezwą pasterską) w Polsce
powstały już trzy samodzielne parafi e, które
wymówiły posłuszeństwo biskupom swoich
diecezji. Nie dochodziły stamtąd słuchy
o rozłamie wśród wiernych. Inna rzecz,
że dziennikarze przestali się interesować
Wierzbicą.
BISKUP GOTOWY NA MĘCZEŃSTWO
W 2012 r. na łamach miesięcznika „Uważam
Rze Historia” prof. Antoni Dudek w artykule
„Jak SB wymieniała proboszcza” wraca do
sprawy wierzbickiej.
Podaje, że po roku 1964 tamtejsza
niezależna parafi a zaczęła jednak słabnąć,
gdyż „ks. Kos postanowił przygotować
sobie drogę ucieczki. Zażądał mianowicie
od swego opiekuna [z SB] [...] załatwienia
mu przyjęcia na zaoczne studia prawnicze
na Uniwersytecie Jagiellońskim”. Po pew-
nym czasie „oświadczył, że nie zamierza
dłużej być kapłanem, i opuścił Wierzbicę.
Władze liczyły się z takim scenariuszem,
już wcześniej podesłały bowiem do pomocy
proboszczowi Kosowi jako wikarych dwóch
księży Kościoła polskokatolickiego”.
Kolejnym wierzbickim proboszczem
z woli komunistycznych władz został za-
konnik od cystersów, zdaniem prof. Dudka
– agent bezpieki. Szybko popadł w konfl ikt
z wikarym, który jako były duchowny chciał
jednak pojednania się z kurią.
Kos, zachęcany przez grupę wiernych,
niespodziewanie (i bez zgody władz pań-
stwowych) powrócił jeszcze raz na plebanię
w Wierzbicy. Dotychczasowego proboszcza
parafi anie przegonili, gdy wyszło na jaw, że
mieszka na plebanii z kobietą.
Wobec takiego zgorszenia na kilka dni
przed Wielkanocą 1968 r. do Wierzbicy
przyjechał bp Piotr Gołębiowski. W czasie
mszy doszło do bijatyki wiernych przed
ołtarzem. Ostatecznie zwolennicy kurii
odzyskali kościół. Prymas Wyszyński mocą
dekretu rzucił klątwę na „zdrajców świętej
wiary rzymskokatolickiej”: Zdzisława Kosa
i dwóch wspierających go duchownych.
Następnego dnia wszyscy trzej opuścili
Wierzbicę.
Ks. Szczepan Kowalik, autor opubliko-
wanej w 2012 r. pracy „Konfl ikt wyznaniowy
w Wierzbicy. Niezależna parafi a w polityce
władz PRL (1962-1977)”, podaje, że w obro-
nie swego Kościoła biskup sandomierski był
gotów na męczeństwo. „Przed przyjazdem
do Wierzbicy na Wielkanoc 1968 r. wyspo-
wiadał się i – jak wspominają jego najbliżsi
współpracownicy – przygotował się nawet
na śmierć. W Niedzielę Palmową wczesnym
rankiem bp Gołębiowski wkroczył do wierz-
bickiego kościoła wraz z księżmi i grupą
parafian. Własnym ciałem, w otoczeniu
księży, bronił Najświętszego Sakramentu
przed profanacją, której chciała dokonać
bojówka ks. Kosa”.
O atmosferze tamtych dni miała świad-
czyć poufna notatka funkcjonariusza milicji:
„W czasie, kiedy bp Gołębiowski mówił,
padały okrzyki: »Precz z biskupem, biskup
kłamca, biskup judasz, biskup lucyper!«.
Padały kamienie i kołki. […] Biskup jednak
nie przerywał przemówienia, jak i modłów”.
Obaj autorzy publikacji poszukiwali
dokumentów w zasobach IPN. Dotarli m.in.
do tajnego referatu dyrektora Departamentu
IV MSW płk. Stanisława Morawskiego, wy-
głoszonego na naradzie resortowej. Zalecał
on Służbie Bezpieczeństwa podsycanie
konfl iktów parafi alnych. „Czynimy przed-
sięwzięcia, aby nie dopuścić do pojednania
między Kościołem katolickim a ks. Kosem”
– odpowiedział na to swoim przełożonym
w Warszawie szef kieleckiej SB ppłk Mie-
czysław Stanisławski. Zarazem dodał, że
samego ks. Kosa nie udało się zwerbować.
Bp Gołębiowski zmarł w 1980 r. podczas
odprawiania mszy, dokładnie w momencie,
gdy udzielał komunii. Od 20 lat trwa jego
proces beatyfi kacyjny.
Q
KORZYSTAŁAM M.IN. Z WYMIENIONYCH PRAC NAUKO-
WYCH ANTONIEGO DUDKA I KS. SZCZEPANA KOWALIKA.
HELENA KOWALIK
reporterka, autorka 10 tomów
reportaży i powieści
h.kowalik@wprost.pl
Zwolennicy kurii
rozpuścili wieści,
że upór tych od
ks. Kosa wynika
z ich mongolskiego
pochodzenia
kowalik.indd 55
14-09-19 21:28