297 DUO Roberts Alison Serdeczna wiez

background image

Alison Roberts

Serdeczna więź

background image

poczuła ulge˛, a nawet nadzieje˛. Skoro on jest po jej
stronie, ma szanse˛ wygrac´ te˛ batalie˛. – Jes´li pan ja˛
aresztuje, be˛dzie pan musiał ro´wniez˙ aresztowac´ mnie
– cia˛gna˛ł Joe. – A wtedy ekipa ratownictwa medycznego
zostanie pozbawiona specjalisto´w.

Policjant niecierpliwie potrza˛sna˛ł głowa˛.
– Nie zamierzam tracic´ czasu na bezprzedmiotowe

spory – oznajmił ze złos´cia˛. – Gdzie jest szef waszego
zespołu?

– Tutaj – odparł Tony Calder, podchodza˛c do nich

szybkim krokiem. – O co chodzi?

– Waszej pracownicy nie wolno wro´cic´ na miejsce

wypadku. Z

˙

a˛dam, z˙eby ja˛ sta˛d usunie˛to.

Tony spojrzał z zaskoczeniem na Jessice˛, a potem na

stoja˛cego obok niej wysokiego piele˛gniarza. Joe po-
trza˛sna˛ł lekko głowa˛, jakby chca˛c dac´ mu do zro-
zumienia, z˙e on ro´wniez˙ nie ma poje˛cia, o co chodzi.

– Na czym polega problem? – spytał Tony, zwraca-

ja˛c sie˛ do policjanta.

– Podobno jest tu gdzies´ jej dziecko.
Nasta˛piła chwila ciszy. Wszyscy zastanawiali sie˛ nad

sytuacja˛. Od przeszło dwunastu godzin usuwano skutki
najwie˛kszej katastrofy, jaka wydarzyła sie˛ na terenie
Nowej Zelandii. W wyniku wybuchu zawalił sie˛ duz˙y
fragment podmiejskiego centrum handlowego. Spod
gruzo´w wydobyto juz˙ dwadzies´cia osiem s´miertelnych
ofiar i dziesia˛tki rannych. Stan czworga z nich okres´lano
jako krytyczny. Nadal poszukiwano około trzydziestu
oso´b. Było ws´ro´d nich pie˛cioletnie dziecko.

– Czy to prawda, Jessico? – spytał Tony.
Potwierdziła ruchem głowy, ale sie˛ nie poddawała.

4

ALISON ROBERTS

background image

– Jestem w stanie pracowac´ dalej, Tony. Musze˛ tu

zostac´!

– Nie ma mowy – odparł, kre˛ca˛c głowa˛. – Wiem,

jak sie˛ czujesz, ale nie moge˛ wysłac´ cie˛ z powrotem na
pierwsza˛ linie˛. Ta praca jest niebezpieczna nawet dla
tych, kto´rzy nie sa˛ osobis´cie zaangaz˙owani.

– Ale przeciez˙ ja ja˛ wykonywałam. To, z˙e dotarła do

ciebie wiadomos´c´ o moim synku, nie zmienia sytuacji.

– Jak to? – spytał ze zdumieniem Tony. – Wie˛c

wiedzielis´cie o tym od samego pocza˛tku?

– Matka Jessiki była pierwsza˛ ofiara˛, kto´ra˛ wydoby-

lis´my spod gruzo´w podczas pierwszej zmiany – wyjas´nił
Joe.

– Wie˛c wiedziałes´ o tym? – powto´rzył z niedowie-

rzaniem Tony. – Joe, jestes´ piele˛gniarzem. I tak jak ja
zdajesz sobie sprawe˛, z˙e osobiste zaangaz˙owanie moz˙e
odebrac´ kaz˙demu zdolnos´c´ racjonalnej oceny sytuacji.
Moz˙e narazic´ na niebezpieczen´stwo cały zespo´ł. Powi-
nienes´ był natychmiast wyła˛czyc´ ja˛ z akcji.

– Nie wiedziałem o tym od pocza˛tku – bronił sie˛ Joe.

– Nic mi nie powiedziała. I nie miałem poje˛cia, z˙e jej
matka przyprowadziła tu tego chłopca.

W jego głosie pobrzmiewało przygne˛bienie. On

i Jessica od dwunastu godzin pracowali w skrajnie
niebezpiecznych warunkach, wymagaja˛cych doskona-
łego porozumienia i wzajemnego zaufania. A ona, nie
wyznaja˛c mu prawdy, wystawiła jego zaufanie na cie˛z˙ka˛
pro´be˛.

– Nie mo´wiłam o tym nikomu – wymamrotała Jes-

sica, usiłuja˛c wymazac´ z pamie˛ci widok wydobytego
spod gruzo´w ciała matki. Przez˙yty szok podziałał na nia˛

5

ALISON ROBERTS

background image

ote˛piaja˛co, spychaja˛c na drugi plan rozpacz po stracie
bliskiej osoby. Nie czuła w tym momencie bo´lu, choc´
wiedziała, z˙e w wyniku opo´z´nionej reakcji poczuje go
za jakis´ czas. – Wiedziałam, jak zareagujecie, a chcia-
łam za wszelka˛ cene˛ brac´ udział w dalszej akcji.

– Dopiero przed chwila˛ dowiedzielis´my sie˛ o jej

zwia˛zku z jedna˛ z ofiar – wyjas´nił policjant. Jego
mundur dowodził, z˙e słuz˙y on w jednej z jednostek
obrony cywilnej, a biały hełm był oznaka˛ wysokiej
rangi. – Szukaja˛c najbliz˙szych krewnych ofiary, ustalili-
s´my, z˙e jej co´rka pracuje w zespole ratownictwa medy-
cznego. Dotarlis´my do panny McPhail, ale bylis´my
przekonani, z˙e ona nie ma poje˛cia o s´mierci matki.
Potem okazało sie˛, z˙e o niej wie, ale mimo to chce
wro´cic´ do akcji. – Spojrzał na nia˛ z takim niedowierza-
niem, jakby uwaz˙ał ja˛ za pozbawionego uczuc´ potwora.
– Wycia˛gne˛ła pani spod gruzo´w własna˛ matke˛, a mimo
to chce pani wro´cic´?

– Tam jest mo´j syn – wykrztusiła. – Ma pie˛c´ lat...

i moz˙e jeszcze z˙yje.

Znowu zapadła cisza. Jessica zdawała sobie sprawe˛,

z˙e otaczaja˛cy ja˛ me˛z˙czyz´ni rozwaz˙aja˛ wszystkie ar-
gumenty. Miała ochote˛ zamkna˛c´ oczy i skupic´ sie˛ na
przekonaniu, z˙e Ricky nadal jest ws´ro´d z˙ywych. Ale
zamiast tego odwro´ciła głowe˛ i spojrzała w oczy Joego.
Podczas przepracowanych wspo´lnie tygodni miała wra-
z˙enie, z˙e ła˛czy ich cos´ wie˛cej niz˙ poczucie kolez˙en´stwa.
Teraz jednak nie była tego pewna.

Zastanawiała sie˛, czy Joe ma do niej z˙al o to, z˙e

zataiła tak waz˙na˛ informacje˛. Czy domys´la sie˛, z˙e
podczas przerwy po pierwszej zmianie usiadła w pustym

6

ALISON ROBERTS

background image

autobusie ratowniko´w i wyte˛z˙yła wszystkie siły, by
opanowac´ bo´l i le˛k? Czy zechce ja˛ poprzec´? Wyraz jego
twarzy dowodził, z˙e widzi ja˛ teraz w zupełnie nowym
s´wietle. Patrza˛c mu w oczy, usiłowała go przekonac´, z˙e
jest silna i odwaz˙na.

Joe nie mo´gł odwro´cic´ od niej wzroku. Nie dlatego,

z˙e Jessica go pocia˛gała. Miała teraz na sobie bezkształt-
ny, brudny kombinezon, jej włosy ukryte były pod
pomaran´czowym kaskiem, a jej pokryta pyłem twarz
wygla˛dała jak maska. On jednak dostrzegł w jej ciem-
nych oczach determinacje˛, kto´ra wzbudziła jego po-
dziw. Od chwili, w kto´rej dowiedział sie˛, z˙e jest samotna˛
matka˛, przestał wia˛zac´ z nia˛ nadzieje na bliz˙szy zwia˛-
zek, ale nie mo´gł pozostac´ oboje˛tny na jej nieme
błaganie o pomoc. Nie przypuszczał nigdy, z˙e ta niepo-
zorna, nies´miała piele˛gniarka potrafi zdobyc´ sie˛ na tak
imponuja˛ca˛ siłe˛ woli.

Oderwał od niej wzrok i z wysokos´ci swoich niemal

dwo´ch metro´w spojrzał na funkcjonariusza. Postanowił
przekonac´ tego człowieka, z˙e potrafi ocenic´ i opanowac´
sytuacje˛.

– Jess dowiodła juz˙, z˙e jest w stanie kontynuowac´

prace˛ – rzekł z naciskiem. – Przed chwila˛opatrywalis´my
kobiete˛, kto´ra została wycia˛gnie˛ta spod gruzo´w. Miała
wewne˛trzny krwotok i cie˛z˙kie obraz˙enia. Moge˛ pana
zapewnic´, z˙e Jess stane˛ła na wysokos´ci zadania. Szcze-
rze mo´wia˛c, nie dałbym sobie rady bez jej pomocy.

Jessica opus´ciła na chwile˛ wzrok. Niespodziewana po-

chwała oderwała jej uwage˛ od własnych mys´li. Czy Joe
naprawde˛ tak wysoko ocenił jej pomoc? Przeciez˙ mruk-
na˛ł tylko: ,,Dobra robota, Jess. Bardzo ci dzie˛kuje˛’’.

7

ALISON ROBERTS

background image

– Brakuje nam wyszkolonego personelu medycz-

nego – dodał Joe. – Mys´le˛, z˙e Jessica powinna wro´cic´ do
pracy.

– Nie ma mowy – odparł me˛z˙czyzna w białym

kasku, kre˛ca˛c przecza˛co głowa˛.

Tony Calder ro´wniez˙ wydawał sie˛ nieprzekonany.
– To chyba zbyt ryzykowne, Joe... – mrukna˛ł nie-

pewnie.

– Biore˛ na siebie pełna˛ odpowiedzialnos´c´ – oznajmił

Joe. – Jak dobrze wiesz, ja dowodze˛ tym zespołem. Jess
da sobie rade˛. Gdybym dostrzegł jakies´ zagroz˙enie,
natychmiast odes´le˛ ja˛ z miejsca akcji. Pozwo´lmy jej
przynajmniej zostac´ do kon´ca tej zmiany. To da nam
czas na znalezienie zaste˛pstwa.

Zno´w zapadła pełna napie˛cia cisza. Wszyscy zdawali

sobie sprawe˛, z˙e traca˛ czas. Cenny czas.

– Tony... – je˛kne˛ła błagalnie Jessica. – Pozwo´l mi.
Tony zwro´cił sie˛ do me˛z˙czyzny w białym kasku:
– Czy nie powinnis´my uzgodnic´ tego z innymi jed-

nostkami ratowniczymi, Geoff? A takz˙e z osobami,
kto´re dowodza˛ cała˛ akcja˛?

– Oni i tak maja˛ dos´c´ kłopoto´w – odparł Geoff,

kre˛ca˛c głowa˛. – Podobnie jak ja. Zostawiam piłke˛ na
waszym korcie. Załatwcie to we własnym gronie. Mam
nadzieje˛, z˙e be˛dziecie mieli dos´c´ rozsa˛dku, aby podja˛c´
włas´ciwa˛ decyzje˛.

Tony rzucił wymowne spojrzenie w kierunku Joego,

po czym obaj odeszli na bok, by porozmawiac´. Woko´ł
panował potworny hałas, nie musieli wie˛c is´c´ daleko, by
sie˛ upewnic´, z˙e nikt ich nie usłyszy. Spychacze, koparki
i młoty pneumatyczne usuwaja˛ce zwały betonowych

8

ALISON ROBERTS

background image

płyt wydawały z siebie ogłuszaja˛ca˛ kakofonie˛ dz´wie˛-
ko´w. Tony musiał podnies´c´ głos, by je przekrzyczec´.

– Joe? Czy jestes´ pewien, z˙e moz˙esz wzia˛c´ na siebie

te˛ dodatkowa˛ odpowiedzialnos´c´? Czy mys´lisz, z˙e Jess
stanie na wysokos´ci zadania?

– Ona jest doskonała˛ piele˛gniarka˛, Tony! – odkrzyk-

na˛ł Joe. – Pracowałem z nia˛ juz˙ wiele razy.

– Ja nie kwestionuje˛ jej kwalifikacji, ale nie wiem,

czy be˛dzie w stanie funkcjonowac´, szukaja˛c własnego
dziecka.

– Przeciez˙ robi to od pocza˛tku zmiany!
– Ale co be˛dzie, jes´li znajdzie jego zwłoki?
– Pewnie sie˛ załamie – przyznał Joe. – Wtedy

odes´lemy ja˛z pierwszej linii. Ale jes´li chłopczyk z˙yje, to
jej obecnos´c´ moz˙e byc´ pomocna. Ona najlepiej potrafi
z nim poste˛powac´.

– Co ty o nim w ogo´le wiesz?
Joe potrza˛sna˛ł głowa˛.
– Ona rzadko o nim mo´wi – odparł, zdaja˛c sobie

sprawe˛, z˙e nie zadał sobie wiele trudu, by sie˛ czegos´
dowiedziec´.

Istnienie tego dziecka pogrzebało jego nadzieje na

zwia˛zek z Jess. Miał oczywis´cie na mys´li kro´tkotrwały
romans, wiedział bowiem, z˙e po zakon´czeniu szkolenia
Jess ma zamiar wro´cic´ do swego rodzinnego miasta.

– Czy on jest nienormalny?
– O ile wiem, jest w pewnym sensie niepełnospra-

wny.

– Fizycznie?
Joe wzruszył ramionami.
– Mam wraz˙enie, z˙e chodzi raczej o upos´ledzenie

9

ALISON ROBERTS

background image

umysłowe. A moz˙e jakis´ problem psychiczny wpływaja˛-
cy na zachowanie.

– A wie˛c jes´li z˙yje, moz˙e stanowic´ zagroz˙enie dla

siebie i innych – westchna˛ł Tony. – Czy dasz sobie rade˛?

– Z Jessica˛ czy z tym dzieciakiem?
– Z obojgiem, jes´li be˛dzie trzeba.
Joe przypomniał sobie błagalne spojrzenie Jess i roz-

pacz, kto´ra odbijała sie˛ w jej oczach. Potem kiwna˛ł
głowa˛.

– Poradze˛ sobie, Tony. Chce˛, z˙eby została.
– W takim razie bierzmy sie˛ do roboty.

– Wracamy do pracy – oznajmił Joe, podchodza˛c do

członko´w swej grupy operacyjnej. – Z sektora numer
pie˛c´ usunie˛to juz˙ sporo gruzu, mamy wie˛c doste˛p do
cze˛s´ci budynku, kto´rej zdaniem inz˙yniero´w nie grozi
zawalenie. Chodz´my.

Jessica ruszyła za nim, usiłuja˛c odtworzyc´ w pamie˛ci

plan budynku, kto´ry pokazano im na odprawie wste˛pnej.
Nie miała poje˛cia, w kto´rej cze˛s´ci ogromnego centrum
mies´ci sie˛ sektor numer pie˛c´.

– Czy pamie˛tasz, co było na tej mapie, June? – spyta-

ła, zwracaja˛c sie˛ do starszej kobiety, kto´ra szła obok
niej. – Gdzie dokładnie lez˙y ten sektor?

– Chyba w tej cze˛s´ci, do kto´rej wchodzi sie˛ od

Sutherland Street – odparła June. – Albo od Desmond
Street.

Jessica pose˛pnie kiwne˛ła głowa˛. Tak czy owak,

sektor ten oddalony jest znacznie od miejsca, w kto´rym
znaleziono zwłoki jej matki. Była jednak szcze˛s´liwa, z˙e
bierze udział w akcji. Bezczynne oczekiwanie byłoby

10

ALISON ROBERTS

background image

dla niej nie do zniesienia. Nikt z nich nie wiedział, kto´re
cze˛s´ci centrum pozostały nienaruszone. I nikt nie miał
poje˛cia, jak daleko moz˙e przemies´cic´ sie˛ mały, wy-
straszony chłopczyk...

– Czy jestes´ pewna, z˙e chcesz brac´ w tym udział?
Jessica kiwne˛ła głowa˛.
– Ja tez˙ mys´lałabym tak jak ty.
June wycia˛gne˛ła re˛ke˛ i poklepała ja˛ po plecach. Była

najstarszym uczestnikiem kursu ratownictwa medycz-
nego. Pracowała od trzydziestu z go´ra˛ lat w Czerwonym
Krzyz˙u i mimo ukon´czonej pie˛c´dziesia˛tki wyro´z˙niała
sie˛ niezwykła˛ odpornos´cia˛ i determinacja˛. Odchowała
czworo dzieci i doczekała sie˛ wnuko´w. Dobrze rozumia-
ła sytuacje˛ Jess.

Przechodzili obok parkingu, kto´ry został oczyszczo-

ny z prywatnych samochodo´w, by stac´ sie˛ baza˛ dla
pojazdo´w wszystkich słuz˙b specjalnych, jakie zmobili-
zowano na potrzeby akcji. Choc´ dochodziło tu s´wiatło
dzienne, sceneria wydawała sie˛ tak nierealna jak plan
filmowy.

Od kiedy tu sa˛? Jessica straciła juz˙ dawno poczucie

czasu. Straszliwy wybuch, kto´rego epicentrum znaj-
dowało sie˛ w supermarkecie, nasta˛pił około pie˛tnastej
trzydzies´ci w pia˛tek – w chwili, w kto´rej uczestnicy
kursu skon´czyli zaje˛cia i poznawali włas´nie wyniki
egzamino´w. Gdy ogłoszono alarm i wezwano ich na
miejsce wypadku, pocza˛tkowo sa˛dzili, z˙e to tylko c´wi-
czenia maja˛ce stanowic´ ostateczny sprawdzian.

Pia˛tkowe popołudnie. Kiedy doszło do eksplozji

wywołanej podobno awaria˛ gło´wnych przewodo´w ga-
zowych, w centrum handlowym roiło sie˛ od kliento´w.

11

ALISON ROBERTS

background image

Była to katastrofa na mie˛dzynarodowa˛ skale˛, totez˙
liczba ratowniko´w biora˛cych udział w akcji przewyz˙-
szała chyba liczbe˛ oso´b przebywaja˛cych na terenie
centrum w chwili wybuchu. Wszystkich pokrywała
warstwa pyłu, wszyscy mieli na twarzach maski i okula-
ry, wszyscy pracowali bez wytchnienia, choc´ byli juz˙
skrajnie wyczerpani. Od czasu do czasu ich napie˛te do
granic moz˙liwos´ci nerwy dawały o sobie znac´. Do-
chodziło wtedy do ostrej wymiany zdan´.

– Nie zamierzam usuwac´ sta˛d tej cie˛z˙aro´wki! – krzy-

czał włas´nie jeden z wojskowych kierowco´w do kolegi.
– Jak mam do cholery znalez´c´ inne miejsce?

– Musisz odjechac´. Tutaj be˛dzie stał namiot.
– Postaw ten swo´j cholerny namiot gdzie indziej! Ja

nie rusze˛ sie˛ z miejsca!

Jessica zastanawiała sie˛, po co im nowy namiot,

i doszła do wniosku, z˙e ma on zapewne pełnic´ funkcje˛
tymczasowej kostnicy. Zwłoki znalezione na powierz-
chni zostały usunie˛te jeszcze przed przybyciem ich
zespołu. Potem specjalne grupy operacyjne zaje˛ły sie˛
wyszukiwaniem i wycia˛ganiem spod gruzu tych ciał,
kto´re lez˙ały w łatwiej doste˛pnych sektorach. Praw-
dopodobien´stwo odnalezienia z˙ywych ofiar malało z ka-
z˙da˛ chwila˛. Ale przeciez˙ wszystko jest moz˙liwe.

Jessica rozpaczliwie wmawiała sobie, z˙e jej synek

z˙yje. Miała ochote˛ pobiec naprzo´d, wykrzykuja˛c jego
imie˛, ale szybko sie˛ opanowała. Wiedziała, z˙e jes´li
pozwoli sobie na atak histerii, zostanie odesłana z miejs-
ca akcji.

Sama nie wiedziała, ska˛d czerpie siły. Choc´ miała juz˙

niemal trzydzies´ci lat, nigdy nie podejrzewała sie˛ o takie

12

ALISON ROBERTS

background image

rezerwy energii. Zawsze brakowało jej pewnos´ci siebie.
Zawsze umniejszała swe moz˙liwos´ci. Nigdy nie przed-
sie˛brała niczego z własnej inicjatywy, bez zache˛ty ze
strony oso´b, kto´rym ufała. I nigdy nie była na tyle
asertywna, by zrobic´ o własnych siłach cos´, czemu
ktokolwiek był przeciwny.

Ale teraz nie jest zdana na własne siły. Wkładaja˛c

maske˛ przeciwpyłowa˛ i zapalaja˛c przymocowana˛ do
kasku latarke˛, spojrzała na kolego´w. Przywo´dca ich
szes´cioosobowego zespołu,

Tony,

jest

ekspertem

w dziedzinie ratownictwa. Bryan i Gerry, maja˛cy za
soba˛ słuz˙be˛ w straz˙y poz˙arnej, byli – podobnie jak June
– uczestnikami kursu. W skład grupy wchodziła tez˙
dwo´jka wysoko kwalifikowanych piele˛gniarzy – ona
i jej bardziej dos´wiadczony kolega, Joe Barrington.

– Czy wszystko gotowe? – spytał Tony, patrza˛c

kolejno na członko´w swego zespołu. – W takim razie
ruszajmy.

Mine˛li bariery ustawione przez słuz˙by bezpieczen´-

stwa i wkroczyli do stosunkowo mało zniszczonej
cze˛s´ci centrum. Witryny sklepo´w były porozbijane,
a eksponowane na wystawach towary lez˙ały w nieła-
dzie, lecz poza tym wszystko wygla˛dało normalnie.
Jessica kre˛ciła głowa˛, by w s´wietle latarki przycze-
pionej do kasku obejrzec´ teren i ocenic´ rozmiary
szko´d.

Mine˛li szereg sklepo´w i weszli do restauracji. Krzes-

ła były poprzewracane, na stołach stały niedojedzone
posiłki. Widza˛c roztopiona˛ porcje˛ lodo´w, Jessica po-
czuła bolesne ukłucie w sercu. Jej synek przepadał za
słodyczami i cze˛sto o nie prosił. Byc´ moz˙e to włas´nie on

13

ALISON ROBERTS

background image

nie zda˛z˙ył zjes´c´ tej porcji, zafundowanej mu przez
babcie˛...

Dlaczego wybrali sie˛ do centrum tak wczes´nie?

– zachodziła w głowe˛. Miała sie˛ z nimi spotkac´ włas´nie
w tym miejscu, ale dopiero o pia˛tej po południu, po
zakon´czeniu kursu. Czyz˙by Ricky był tak przeje˛ty
perspektywa˛ wyprawy do sklepu z zabawkami, z˙e na-
kłonił babcie˛ do jej przyspieszenia?

Kiedy po ogłoszeniu alarmu dla wszystkich jedno-

stek ratownictwa Jessica wyjez˙dz˙ała z bazy na miejsce
wypadku, nie miała poje˛cia, z˙e katastrofa moz˙e doty-
czyc´ jej rodziny. Nawet gdy zadzwoniła do motelu,
w kto´rym mieszkała jej matka, i dowiedziała sie˛, z˙e nikt
nie odbiera telefonu, zbytnio sie˛ nie przeje˛ła. Mys´lała
raczej o czekaja˛cym ja˛ zadaniu. Lecz gdy wkroczyli na
miejsce akcji, nie miała juz˙ czasu na mys´lenie o rodzi-
nie. Przez˙yła szok dopiero wtedy, kiedy rozpoznała
w jednej z ofiar swoja˛ matke˛.

Kobiete˛, kto´ra wychowała ja˛ bez niczyjej pomocy,

kto´ra dbała o jej potrzeby i chroniła ja˛przed przeciwnos´-
ciami losu. Kobiete˛, kto´ra była przy niej, kiedy historia
jej z˙ycia powto´rzyła sie˛ – mianowicie gdy cie˛z˙arna
Jessica została porzucona przez ojca dziecka.

Jess nigdy w z˙yciu nie zemdlała, ale w tym momencie

była bliska utraty przytomnos´ci. Kiedy ciało matki zostało
usunie˛te z miejsca wypadku, opanowała sie˛ i pozostała na
pierwszej linii, az˙ do chwili, w kto´rej ogłoszono, z˙e w tym
sektorze nie ma juz˙ szans na odnalezienie z˙ywych.

Teraz czuła sie˛ troche˛ lepiej, ale nadal nie miała

poje˛cia, gdzie jest jej syn. Czy w chwili wybuchu szedł
z babcia˛ w kierunku wewne˛trznego parkingu, czy zmie-

14

ALISON ROBERTS

background image

rzał do innych pomieszczen´ centrum? Uwielbiał samo-
chody i lubił im sie˛ przygla˛dac´, istniało wie˛c spore
prawdopodobien´stwo, z˙e przebywał na parkingu. Czy
zda˛z˙ył opus´cic´ to miejsce w cia˛gu dziesie˛ciu sekund
dziela˛cych moment wybuchu od chwili, w kto´rej zapadł
sie˛ dach? Czy znalazł schronienie we wne˛trzu kto´regos´
sklepu? Czy tez˙ wbiegł do tunelu, kto´ry nadal był
całkowicie zasypany?

– Dobrze sie˛ czujesz, Jess? – spytał ida˛cy obok Joe.
– Jasne – odparła, us´miechaja˛c sie˛ do niego z wdzie˛-

cznos´cia˛.

– Uwaz˙aj na siebie, kiedy be˛dziemy is´c´ po gruzach.

Pamie˛taj o tym, z˙eby zawsze miec´ trzy punkty oparcia.

Jessica kiwne˛ła głowa˛. Była tak pochłonie˛ta włas-

nymi mys´lami, z˙e nie zauwaz˙yła sterty gruzo´w od-
gradzaja˛cej teren restauracji od reszty centrum.

– Ustawcie sie˛ w tyraliere˛, zachowuja˛c odległos´c´

metra – polecił Tony. – Mam nadzieje˛, z˙e szybko
pokonamy te˛ przeszkode˛, ale musimy przy okazji prze-
szukac´ teren.

Ruszyli przed siebie, z trudem zachowuja˛c ro´wno-

wage˛. Co jakis´ czas uruchamiali radiotelefony, by pod-
ja˛c´ pro´be˛ porozumienia sie˛ z innymi grupami ratow-
niko´w. W słuchawkach jednak panowała cisza. W kon´cu
nadeszła kolej Jess.

– Tu zespo´ł ratowniczy na go´rze. Czy mnie słyszy-

cie? – Zamilkła, oczekuja˛c odpowiedzi. – Nic nie
słychac´ – oznajmiła, zwracaja˛c sie˛ do szefa grupy.

Zno´w ruszyli w go´re˛ po stercie gruzu. W pewnym

momencie Joe pos´lizna˛ł sie˛ i omal nie upadł. Usłyszeli
brze˛k tłuczonego szkła i stukot metalowego przedmiotu.

15

ALISON ROBERTS

background image

– Wszystko w porza˛dku? – spytała Jessica.
– Tak – mrukna˛ł Joe, odzyskuja˛c ro´wnowage˛.

– A u ciebie?

Kiwne˛ła głowa˛ i ruszyła. Po chwili stane˛li na szczy-

cie gruzowiska. Potem podali swa˛ pozycje˛ naste˛pnej
ekipie, kto´ra miała dokładniej przeszukac´ to miejsce, by
upewnic´ sie˛, z˙e pod sterta˛ rumowiska nie ma ofiar.
Dopiero po´z´niej do akcji wkraczały spychacze, porza˛d-
kuja˛ce stopniowo cały teren.

Spojrzeli w go´re˛, by w s´wietle latarek zbadac´ stan

budynku. Boczne s´ciany rune˛ły w momencie wybuchu,
ale betonowy strop nadal sie˛ trzymał. W kaz˙dej chwili
jednak mo´gł sie˛ zawalic´.

Zeszli w do´ł i znalez´li sie˛ w drugiej cze˛s´ci restauracji.

W tym momencie usłyszeli jakis´ niewyraz´ny odgłos,
przypominaja˛cy je˛k. Jeden z członko´w ekipy zatrzymał
sie˛ gwałtownie i zacza˛ł dokładnie ogla˛dac´ miejsce.

– Ktos´ tu jest! – zawołał, zagla˛daja˛c w gła˛b szerokiej

rozpadliny w podłodze. – Rusza sie˛!

Gdy spojrzeli w do´ł, dostrzegli jaka˛s´ drobna˛ postac´,

kto´ra na dz´wie˛k głosu uniosła głowe˛.

– Ricky! – zawołała Jessica. Podbiegła do krawe˛dzi

rozpadliny, zamierzaja˛c zsuna˛c´ sie˛ po jednej z wygie˛-
tych belek i dotrzec´ za wszelka˛ cene˛ do synka. Ale
w tym momencie Joe chwycił ja˛ za ramie˛. – Pus´c´ mnie!
– zawołała z ws´ciekłos´cia˛.

– Nie ma mowy. Co ty do cholery wyprawiasz?
– Tam jest Ricky... – wyja˛kała drz˙a˛cym głosem.

– Musze˛ po niego zejs´c´...

– Wykluczone – os´wiadczył Tony, chwytaja˛c ja˛ za

drugie ramie˛, po czym spojrzał z wyrzutem na Joego.

16

ALISON ROBERTS

background image

Stało sie˛ włas´nie to, czemu usiłował zapobiec. Jessica
naraz˙a na niebezpieczen´stwo nie tylko siebie, ale takz˙e
innych.

Nagle poczuli drz˙enie betonowej podłogi i usłyszeli

złowieszczy huk wala˛cych sie˛ fragmento´w konstrukcji.
Zaraz potem rozległy sie˛ gwizdki nakazuja˛ce natych-
miastowa˛ ewakuacje˛. Budynek mo´gł w kaz˙dej chwili
zwalic´ sie˛ im na głowy.

– Posłuchaj, Jess – rzekł stanowczo Joe. – Znaj-

dziemy inna˛ droge˛ na ten parking. Tu jest zbyt niebez-
piecznie.

– Nieee! – zawołała z rozpacza˛ Jessica.
Joe jeszcze raz rozejrzał sie˛ woko´ł siebie. Ujrzał

zapadaja˛cy sie˛ strop i nowe pe˛knie˛cia w betonowych
s´cianach. Usłyszał pomruk metalowych belek podtrzy-
muja˛cych konstrukcje˛ gmachu. I zdał sobie sprawe˛, z˙e
cały fragment budynku moz˙e w kaz˙dej chwili runa˛c´. Ale
us´wiadomił sobie ro´wniez˙, z˙e silny i wytrzymały ratow-
nik miałby szanse˛ wynies´c´ w bezpieczne miejsce to
wystraszone małe dziecko.

Potem spojrzał na Jess. I doszedł do wniosku, z˙e nie

ma wyboru.

– Tony, wyprowadz´ sta˛d Jess – polecił dowo´dcy

grupy. – Ja wracam, z˙eby wykonac´ jeszcze jedno zada-
nie.

– Nie ba˛dz´ głupi, Joe. To zbyt niebezpieczne.
Joe jednak odwro´cił sie˛ na pie˛cie i pobiegł w kierun-

ku rozpadliny. Jessica spojrzała na niego i poczuła
przyspieszone bicie serca. Była tak przeraz˙ona, z˙e
z trudem chwytała oddech. Joe stana˛ł nad krawe˛dzia˛
dołu i w tym momencie rozległ sie˛ kolejny głos´ny

17

ALISON ROBERTS

background image

trzask. Cały segment s´ciany runa˛ł w do´ł. Kawałki betonu
z hukiem leciały na podłoge˛. Jessica ujrzała znikaja˛ca˛
w rozpadlinie głowe˛ Joego. Potem Tony wyprowadził ja˛
siła˛ z zagroz˙onego obszaru.

Obejrzała sie˛ przez ramie˛ i ujrzała wielka˛sterte˛ gruzu

w miejscu, w kto´rym przed chwila˛ stali. Nad nia˛ unosiła
sie˛ chmura gryza˛cego pyłu. Przeraz˙eni członkowie in-
nych ekip w popłochu uciekali. Gdy Tony i Jessica
dotarli do ochronnych barier, nalez˙a˛cy do ich zespołu
ratownicy wznies´li okrzyk rados´ci. Ale wszyscy czekali
na pojawienie sie˛ trzeciej osoby, kto´ra – jak wiedzieli
– musiała zostac´ z tyłu.

Wszyscy czekali na Joego.
I dopiero po chwili zdali sobie sprawe˛, z˙e Joe nie

wyłania sie˛ z chmury pyłu.

18

ALISON ROBERTS

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

To było czyste szalen´stwo.
Joe sam nie wiedział, co go skłoniło do tego kroku. Po

co wbrew zdrowemu rozsa˛dkowi wracał na zagroz˙ony
teren? Od lat pracował jako ratownik i znał podstawowe
zasady działania w takich sytuacjach. Wiedział, z˙e
najwaz˙niejsze jest bezpieczen´stwo członko´w ekipy.
Ranni lub martwi ratownicy nie sa˛ nikomu potrzebni.

Podja˛ł decyzje˛ pod wpływem impulsu, ale teraz

było juz˙ za po´z´no, by sie˛ wycofac´. Zagla˛daja˛c w gła˛b
rozpadliny, zdawał sobie sprawe˛, z˙e cała konstrukcja
budynku zaczyna sie˛ walic´. Uznał, z˙e moz˙e ocalic´
z˙ycie tylko w jeden sposo´b: zsuwaja˛c sie˛ jak najszyb-
ciej w do´ł. Miał jedynie cien´ nadziei, z˙e strop wy-
trzyma nacisk gruzu i nie runie na jego głowe˛. Totez˙
nie zastanawiaja˛c sie˛ ani chwili dłuz˙ej, zjechał po
pochyłej s´cianie i zeskoczył na teren podziemnego
parkingu.

Stoja˛ce tu samochody były cze˛s´ciowo zmiaz˙dz˙one

przez spadaja˛ce bloki betonu. Joe rozejrzał sie˛ woko´ł
siebie i w tym momencie usłyszał nad głowa˛ kolejny
grzmot, zapowiadaja˛cy zawalenie sie˛ naste˛pnego frag-
mentu stropu. Potem rune˛ły na niego cie˛z˙kie bloki,
cze˛s´ciowo go zasypuja˛c.

A wie˛c tak ma wygla˛dac´ koniec mojego z˙ycia,

background image

pomys´lał z gorycza˛. Co do diabła mnie ope˛tało? Mam
dopiero trzydzies´ci pie˛c´ lat. Za wczes´nie, z˙eby umierac´.

Zaciekawiło go, czy ujrzy przed s´miercia˛ najwaz˙niej-

sze momenty swego z˙ycia. Chwile grozy, kto´re przez˙ył
podczas ryzykownych akcji na pokładzie s´migłowca.
Albo fragmenty wys´cigo´w samochodowych, w kto´rych
brał udział dla rozrywki. Czy wreszcie spotkania z ro´z˙-
nymi kobietami, na kro´tko wpla˛tanymi w jego z˙ycie.

Ale jedyna˛ kobieta˛, kto´rej twarz potrafił sobie przy-

pomniec´, była Jessica. I nagle us´wiadomił sobie, dlacze-
go naraz˙a z˙ycie. Czy jego matka zachowywałaby sie˛ tak
samo, gdyby zagina˛ł ws´ro´d gruzo´w? Nie. Nikt nigdy nie
kochał go az˙ tak bardzo. Jego matka nie pos´wie˛ciłaby
dla niego nawet perspektywy randki z nowym znajo-
mym. Nie wyobraz˙ał sobie, z˙e jakas´ matka moz˙e tak
kochac´ dziecko jak Jessica. W gruncie rzeczy nie znał
dobrze kobiet. Z

˙

adna z nich nie zagrzała dłuz˙ej miejsca

przy jego boku. Wszystkie odchodziły, gdy tylko dowia-
dywały sie˛, z˙e nie interesuje go małz˙en´stwo. Ani potom-
stwo.

Hałas nagle ustał. Ge˛sta chmura pyłu ograniczała

widocznos´c´, ale panowała cisza. Nie słyszał złowiesz-
czych trzasko´w ani je˛ko´w konstrukcji, zapowiadaja˛cych
runie˛cie całego budynku. Zawalił sie˛ tylko jeden frag-
ment betonowej hali. Reszta pozostała nienaruszona.
A on nadal z˙ył. Był uwie˛ziony, ale z˙ył.

Poruszył noga˛ i us´wiadomił sobie, z˙e nie jest złama-

na. Gdyby udało mu sie˛ rozpia˛c´ zamek cie˛z˙kiego buta,
mo´głby wyswobodzic´ stope˛. Zadanie nie było łatwe. Joe
miał niemal metr dziewie˛c´dziesia˛t wzrostu i z˙aden był
z niego akrobata. Po kilku nieudanych pro´bach dosie˛g-

20

ALISON ROBERTS

background image

na˛ł wreszcie grubego sko´rzanego buta. Jego czubek był
zmiaz˙dz˙ony, ale stopa jakims´ cudem ocalała. Rozpia˛ł
zamek i wycia˛gna˛ł noge˛. Stracił przy tym skarpetke˛, ale
był wolny.

Odgarna˛ł gruz i z trudem ukla˛kł. Woko´ł panowała

ciemnos´c´, a nasycone pyłem powietrze utrudniało od-
dychanie. Przez chwile˛ trwał w bezruchu, oceniaja˛c
sytuacje˛. Przez˙ył obsunie˛cie sie˛ stropu, ale jest odcie˛ty.
Nie moz˙e liczyc´ na jaka˛kolwiek pomoc. Ale czy na
pewno? Dotkna˛ł pasa, do kto´rego przypie˛ty był radio-
nadajnik, ale nie znalazł go na miejscu. Pewnie spadł na
ziemie˛ podczas rozpaczliwej ucieczki przed spadaja˛cy-
mi blokami. Joe nie mo´gł liczyc´ na jego odnalezienie, bo
nie miał poje˛cia, z jakiego kierunku nadszedł.

Przypomniał sobie informacje, kto´re usłyszał pod-

czas odprawy. Podziemny parking sie˛ga daleko poza
teren centrum. Przejs´cie dla pieszych kliento´w było
zasypane – tam włas´nie znaleziono zwłoki matki Jess.
To mogłoby tłumaczyc´ cudowne ocalenie chłopca. Byc´
moz˙e pobiegł z powrotem w kierunku parkingu, podczas
gdy reszta przeraz˙onych ludzi rozpaczliwie przedzierała
sie˛ w strone˛ wyjs´cia.

– Ricky! – zawołał. W ciemnym wne˛trzu jego głos

brzmiał dziwnie obco. – Ricky, czy mnie słyszysz?

Cisza. Otaczaja˛ca˛ go czarna˛ przestrzen´ wypełnial

tylko ge˛sty pył.

– Ricky! – zawołał ponownie, tym razem bez wie˛k-

szej nadziei. Nawet normalny chłopiec byłby zbyt prze-
raz˙ony, by odpowiedziec´ na wołanie obcego człowieka.
A przeciez˙ dzieciak Jess nie jest podobno całkiem
normalny.

21

ALISON ROBERTS

background image

Joe nie wiedział, na czym polega jego choroba, bo

w cia˛gu trwania kursu nie rozmawiał z Jess na tematy
osobiste. Choc´ od pocza˛tku odczuwał do niej sympatie˛,
bał sie˛ jak ognia zaangaz˙owania w jej sprawy.

Zdja˛ł kask i namacał przyczepiona˛ do niego latarke˛.

Wszystkie jej elementy były obluzowane. Starannie
dokre˛cił s´ruby i wstrzymuja˛c oddech, nacisna˛ł przycisk.
Potem wydał westchnienie ulgi. Jasny snop s´wiatła
przedarł sie˛ przez otaczaja˛ce go ciemnos´ci.

Gdy włoz˙ył kask na głowe˛, poczuł sie˛ znacznie

bardziej bezpieczny. Moz˙e sie˛ poruszac´ i szukac´ drogi
wyjs´cia. Moz˙e nawet podja˛c´ pro´be˛ odnalezienia zagi-
nionego chłopca.

– Ricky! – zawołał na cały głos. – Gdzie jestes´,

kolego? Moz˙e razem poszukamy wyjs´cia, co?

Nagle usłyszał ciche kaszlnie˛cie.
Podczas dotychczasowej słuz˙by miał wielokrotnie do

czynienia z dziec´mi, wie˛c zorientował sie˛ od razu, z˙e
jest to głos małego chłopca, kto´ry przebywa gdzies´
niedaleko.

– Przysłała mnie po ciebie twoja mama, Ricky – wy-

jas´nił, nie podnosza˛c głosu. – Mam cie˛ sta˛d wyprowa-
dzic´. Ona czeka na nas na dworze.

Pod wpływem nagłego impulsu opadł na czworaki

i zajrzał pod stoja˛ce na parkingu samochody. I nagle
ujrzał drobna˛ twarz wystaja˛ca˛ spod jakiejs´ furgonetki.
Malowało sie˛ na niej paraliz˙uja˛ce przeraz˙enie.

– Wszystko be˛dzie dobrze, Ricky – powiedział ci-

cho. – Nazywam sie˛ Joe. Jestem kolega˛ twojej mamy.

Jego wypowiedz´ nie wywołała z˙adnej reakcji na

twarzy chłopca. Spojrzał na sytuacje˛ z jego punktu

22

ALISON ROBERTS

background image

widzenia. Jak moz˙e reagowac´ małe, przestraszone, byc´
moz˙e ranne dziecko na widok wielkiego, pokrytego
kurzem me˛z˙czyzny w dziwnym stroju i kasku? Zdja˛ł
z twarzy maske˛ i us´miechna˛ł sie˛ szeroko.

– Nie jestem wcale taki groz´ny – dodał cichym

głosem. – Popatrz na mnie.

Ricky nadal milczał. W jego oczach nie odbijało sie˛

z˙adne uczucie.

– Musimy sie˛ sta˛d wydostac´ – cia˛gna˛ł Joe. – Czy

widzisz, co sie˛ tu dzieje? Robi sie˛ niebezpiecznie,
a ja jestem za duz˙y, z˙eby schowac´ sie˛ pod ta˛ furgonetka˛.
Widze˛, z˙e jestes´ bystry. Znalazłes´ sobie dobra˛kryjo´wke˛.

Zacza˛ł sie˛ powoli zbliz˙ac´ do chłopca, tak ostroz˙nie,

jakby miał do czynienia z dzikim zwierze˛ciem. Czuł, z˙e
Ricky nie wyjdzie spod samochodu dobrowolnie, wie˛c
nie chciał go wystraszyc´ jeszcze bardziej. Potem schylił
sie˛ gwałtownie, chwycił małego za ramie˛ i szybko
wycia˛gna˛ł go spod auta.

– Przepraszam cie˛, Ricky, ale musimy sta˛d jak naj-

szybciej wyjs´c´ – mrukna˛ł pojednawczym tonem.

Ku jego zdziwieniu chłopiec nie usiłował sie˛ wyry-

wac´. Nie krzyczał tez˙ ani nie płakał. Joe nie był pewny,
czy mały nie jest ranny, ale w tym momencie nie miał
czasu, by go obejrzec´. Strop zno´w zacza˛ł ostrzegawczo
trzeszczec´, a on nie miał poje˛cia, w kto´ra˛strone˛ uciekac´.

Postanowił wie˛c znalez´c´ jakies´ w miare˛ bezpieczne

schronienie. Furgon, pod kto´rym ukrywał sie˛ Ricky,
wygla˛dał dos´c´ masywnie. Joe nacisna˛ł klamke˛ jego
tylnych drzwi, kto´re na szcze˛s´cie okazały sie˛ otwarte.
Delikatnie posadził chłopca na podłodze skrzyni, a po-
tem usiadł obok i zatrzasna˛ł cie˛z˙kie drzwi. Mały

23

ALISON ROBERTS

background image

natychmiast odsuna˛ł sie˛ od niego, siadaja˛c w ka˛cie.
Potem podcia˛gna˛ł kolana i zacza˛ł kołysac´ sie˛ w przo´d
i w tył, nie spuszczaja˛c wzroku z nieznajomego.

Joe ponownie ocenił sytuacje˛. Samocho´d słuz˙ył do

przewozu mebli i wydawał sie˛ wystarczaja˛co solidny,
by uchronic´ ich przed spadaja˛cymi bryłami betonu.
Nawet gdyby zawalił sie˛ strop, było w nim dos´c´ powiet-
rza, by mogli przez jakis´ czas utrzymac´ sie˛ przy z˙yciu.
Chwilowo sa˛ bezpieczni.

Jessica nie była zdziwiona, z˙e dowodza˛cy akcja˛

oficer wyznaczył specjalnego policjanta, by ja˛ pilno-
wał. Nie miałaby mu nawet za złe, gdyby kazał ja˛
aresztowac´. Jej powro´t na miejsce akcji istotnie nara-
ził z˙ycie innych ratowniko´w. Poza tym Joe nie wro´-
ciłby do zawalonego budynku, gdyby nie jej obec-
nos´c´. Zdawała sobie sprawe˛, z˙e do podje˛cia tej ryzy-
kownej decyzji skłoniło go jej błagalne spojrzenie.
I z˙e byc´ moz˙e be˛dzie miała na sumieniu naste˛pna˛
ofiare˛.

Na razie nic nie było wiadomo. Po drugim wstrza˛sie,

w wyniku kto´rego rune˛ła kolejna cze˛s´c´ betonowej kon-
strukcji, ewakuowano z zagroz˙onego terenu wszystkie
ekipy ratownicze. Obecnie ratownicy czekali na dalsze
instrukcje na ciemnym parkingu lub w pobliskim kos´-
ciele, w kto´rym wydawano ciepłe posiłki i napoje.

Jessica czuła na sobie niez˙yczliwe spojrzenia wielu

oso´b, kto´re najwyraz´niej słyszały o jej zachowaniu.
Zdawała sobie sprawe˛, z˙e naruszyła przyje˛te zasady
poste˛powania i nie mogła opanowac´ wyrzuto´w sumie-
nia. Totez˙ odczuła ulge˛, słysza˛c głos kolez˙anki.

24

ALISON ROBERTS

background image

– Wiem o twojej matce – odezwała sie˛ Kelly, obej-

muja˛c ja˛ serdecznie. – I o tym, z˙e był tam Ricky. Jess,
zamarłam z przeraz˙enia, kiedy ktos´ mi powiedział, z˙e
wro´ciłas´ na ten parking i zostałas´ odcie˛ta. Ciesze˛ sie˛, z˙e
to nieprawda.

– Alez˙ to prawda – wykrztusiła Jessica, pro´buja˛c

opanowac´ drz˙enie głosu. – Ricky tam jest. Na tym
parkingu...

Nie była w stanie mo´wic´ dalej, bo zacze˛ła rozpacz-

liwie szlochac´. W tym momencie do rozmowy wtra˛cił
sie˛ stoja˛cy nieopodal Tony:

– Joe zatrzymał Jess, kiedy chciała tam wracac´

– wyjas´nił. – Wiedział, jakie to niebezpieczne.

– Zatrzymał ja˛ i sam wro´cił po chłopca – wtra˛ciła

June, kłada˛c dłon´ na ramieniu Jess. – Nikt nie był
w stanie go powstrzymac´.

– A potem było juz˙ za po´z´no – dodał ponuro Tony.

– Nasta˛pił kolejny wybuch i runa˛ł strop, odcinaja˛c nas
od tego miejsca. Musielis´my uciekac´. Cudem uratowali-
s´my z˙ycie.

Jessica rozpaczliwie pro´bowała opanowac´ szloch.

Zdała sobie sprawe˛, z˙e ekipa specjalisto´w oceniła juz˙
zapewne skutki drugiego wstrza˛su i z˙e wkro´tce przeko-
naja˛ sie˛, czy sytuacja jest az˙ tak beznadziejna, jak im sie˛
wydaje.

– Musimy tam wro´cic´ – os´wiadczyła, uwalniaja˛c sie˛

z us´cisku Kelly. – Musimy ich znalez´c´.

– Po´jdziemy, kiedy teren zostanie uznany za bez-

pieczny – odparł Tony. – Ale bez ciebie, Jess. Musisz
zrezygnowac´ z dalszego udziału w akcji.

Jessica z determinacja˛ potrza˛sne˛ła głowa˛.

25

ALISON ROBERTS

background image

– To moja wina, z˙e Joe ma kłopoty – powiedziała.

– Musze˛ mu pomo´c.

– Najbardziej nam pomoz˙esz, zajmuja˛c sie˛ teraz

soba˛. Musisz na jakis´ czas sta˛d odejs´c´. Kelly albo June
zaprowadza˛ cie˛ do kos´cioła i be˛da˛ sie˛ toba˛ opiekowac´.

– Nie. Chce˛ tu zostac´! – zawołała Jessica, podej-

muja˛c ostatnia˛ pro´be˛ walki. – Tam jest mo´j syn. Moz˙e
z˙yje...

– Wie˛c zostan´ na zapleczu – zgodził sie˛ Tony – ale

nie pozwole˛ ci wejs´c´ do budynku.

– Ale... – Dalsze słowa uwie˛zły jej w gardle. Tony

ma racje˛. Na jego miejscu posta˛piłaby tak samo.

– Nie martw sie˛, Jess – rzekła serdecznym tonem

Kelly. – Moz˙esz na nas polegac´.

Wiedziała, z˙e dalsze protesty sa˛bezcelowe. Kelly ma

słusznos´c´. Moz˙e polegac´ na kolegach. Lubiła i szanowa-
ła wszystkich uczestniko´w kursu. Kelly, June i piele˛g-
niarka imieniem Wendy stały sie˛ jej bliskimi przyjacio´ł-
kami. Dwaj lekarze, Fletch i Ross, a takz˙e wszyscy
straz˙acy, sa˛ silni i odpowiedzialni. Moga˛ byc´ znacznie
bardziej przydatni podczas akcji niz˙ ona. Z

˙

aden z nich

nie naraziłby niepotrzebnie ani siebie, ani innych.

Pochyliła głowe˛ i poszła z Kelly w kierunku kos´cioła,

w kto´rym odpoczywali ratownicy.

– Joe na pewno znajdzie Ricky’ego – szepne˛ła jej do

ucha Kelly. – I jes´li be˛dzie w stanie wyprowadzic´ go
z budynku, na pewno to zrobi. Jest dos´wiadczonym
piele˛gniarzem, członkiem załogi helikoptera ratowni-
czego. Dawał sobie rade˛ w wielu trudnych sytuacjach.
Przez˙ył nawet katastrofe˛ s´migłowca.

– Nie moge˛ ich stracic´... – wyja˛kała Jessica. – To

26

ALISON ROBERTS

background image

znaczy mamy i Ricky’ego. Szczego´lnie Ricky’ego. On
jest całym moim z˙yciem.

– Wiem. – Kelly obje˛ła ja˛ mocno i przytuliła.
– Czy chcesz, z˙ebys´my skontaktowali sie˛ z kims´

w twoim imieniu, Jess? – spytał Fletch, najwyraz´niej
chca˛c dodac´ jej otuchy. – Mam na mys´li kogos´ z rodziny
albo przyjacio´ł.

– Nie. – Ze smutkiem pokre˛ciła głowa˛. Nie zdawała

sobie dota˛d sprawy, jak mały jest jej s´wiat. – Jedyni
waz˙ni dla mnie ludzie sa˛ tutaj. Mama... i Ricky...

I Joe, pomys´lała. Choc´ wiedziała, z˙e Joe nie od-

wzajemnia jej uczuc´, bardzo go lubiła. Do tego stopnia,
z˙e wydawał jej sie˛ idealnym kandydatem na partnera.
On tez˙ jest dla niej waz˙ny. Zwłaszcza teraz, gdy straciła
matke˛.

Przechodziły włas´nie obok wielkiego namiotu,

w kto´rym zorganizowano tymczasowa˛ kostnice˛.

– Chce˛ tam wejs´c´ – oznajmiła Jessica cichym gło-

sem. – Chce˛ jeszcze raz zobaczyc´ mame˛.

– Czy jestes´ pewna? – spytała sceptycznym tonem

Kelly.

Jessica kiwne˛ła głowa˛, usiłuja˛c powstrzymac´ kolejny

wybuch płaczu.

– Czy moz˙esz po´js´c´ ze mna˛, Kelly?
Pod s´cianami namiotu lez˙ały w szeregu przykryte

przes´cieradłami ciała ofiar. Był to przeraz˙aja˛cy widok.
Dyz˙urny funkcjonariusz wskazał im miejsce, w kto´rym
spoczywały zwłoki matki Jess, a potem osłonił je
przenos´nym parawanem, by zapewnic´ Jess poczucie
prywatnos´ci.

Nie wiedziała, jak długo stała przy ciele matki. Ale

27

ALISON ROBERTS

background image

wychodza˛c z namiotu była pewna, z˙e posta˛piła słusznie.
Pokonała psychologiczna˛ bariere˛, nie pozwalaja˛ca˛ jej
pogodzic´ sie˛ z utrata˛ najbliz˙szej osoby. Moz˙e teraz
rozpocza˛c´ z˙ałobe˛. Nabrała przekonania, z˙e przetrwa te
trudne chwile i be˛dzie mogła z˙yc´ dalej.

– Dzie˛kuje˛ ci – zwro´ciła sie˛ do Kelly, gdy ruszyły do

kos´cioła. – Bez ciebie nie byłabym w stanie tego znies´c´.

– Po to ma sie˛ przyjacio´ł – odparła z us´miechem

Kelly. – Jestem tu, z˙eby ci pomo´c. Tak samo jak Wendy,
Ross, Fletch i June. I Joe – dodała po chwili wahania,
jakby nie be˛da˛c pewna, czy Joe przez˙ył katastrofe˛.

Jessica kiwne˛ła głowa˛ i zdobyła sie˛ na blady

us´miech. Wiedziała dobrze, z˙e w najbliz˙szej przyszłos´ci
be˛dzie potrzebowała wszystkich przyjacio´ł. Nie miała
jednak poje˛cia, czy be˛dzie ws´ro´d nich Joe.

28

ALISON ROBERTS

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Ricky’ego nadal paraliz˙ował strach.
Siedział w pustej furgonetce i wydawał sie˛ bardzo

mały. Gdy Joe spro´bował sie˛ do niego zbliz˙yc´, natych-
miast wcisna˛ł sie˛ w ka˛t i obrzucił go przeraz˙onym
spojrzeniem. Widza˛c jego mine˛, Joe poczuł ukłucie
wspo´łczucia. Przypomniał sobie własne nieszcze˛s´liwe
dziecin´stwo; długi cia˛g ,,wujko´w’’, kto´rzy byli kolej-
nymi przyjacio´łmi jego matki i traktowali go jak niepo-
trzebny balast.

Wyobraził sobie, co czuje ten mały przestraszony

chłopiec, i postanowił rozwiac´ jego obawy. Przykle˛kna˛ł,
by jego wzrost jeszcze bardziej nie przeraz˙ał Ricky’ego,
a potem zdja˛ł maske˛, okulary i re˛kawice. Us´miechna˛ł sie˛
serdecznie i zacza˛ł przemawiac´ łagodnym głosem.

– Nazywam sie˛ Joe. Jestem piele˛gniarzem. To zna-

czy, z˙e opiekuje˛ sie˛ chorymi ludz´mi. Albo rannymi. Ten
samocho´d uchroni nas przed spadaja˛cymi kawałkami
betonu. Na razie jestes´my bezpieczni. Niedługo po nas
przyjda˛. Szuka nas duz˙a grupa ludzi. Słyszysz ten hałas?
To maszyny, kto´re tna˛beton i podnosza˛ cie˛z˙kie belki. Sa˛
tam nawet dz´wigi i spychacze!

Jego dos´wiadczenie nabyte podczas akcji ratowni-

czych, w trakcie kto´rych cze˛sto miewał do czynienia
z dziec´mi, okazało sie˛ przydatne. Chłopiec przestał sie˛

background image

kołysac´, lecz jego twarz, kontrastuja˛ca z czarnymi
włosami i ciemnymi oczami, wydawała sie˛ biała jak
przysłowiowa kreda. Przechylał sie˛ lekko na bok, byc´
moz˙e po to, by chronic´ obolałe z˙ebra. Trzymał sie˛ przez
cały czas za re˛ke˛, kto´ra najwyraz´niej była złamana.
Nadal kaszlał, ale jego oddech wydawał sie˛ bardziej
miarowy i spokojny.

Miał tez˙ zdarta˛ sko´re˛ z kolan i wiele drobnych

zadrapan´ na całym ciele. Joe najbardziej przeja˛ł sie˛
złamaniem.

– Widze˛, z˙e uszkodziłes´ sobie re˛ke˛, kolego. To przy-

kra sprawa. Czy bardzo cie˛ boli?

Chłopiec nadal nie reagował na pytania. Joe nie

wiedział, jak do niego dotrzec´. Dzieci, z kto´rymi miewał
do czynienia, zazwyczaj głos´no płakały lub krzyczały.

– Czy umiesz mo´wic´, Ricky? – spytał łagodnie.
Wiedział, z˙e Ricky jest dzieckiem niepełnospraw-

nym, ale w jego oczach odbijała sie˛ inteligencja. Były
podobne do oczu Jess – miały barwe˛ ciemnej czekolady.

– Nie musisz ze mna˛ rozmawiac´, jes´li nie masz

ochoty. Ale czy nie mo´głbys´ chociaz˙ kiwna˛c´ głowa˛?

Ruch głowy Ricky’ego był ledwo dostrzegalny, ale

Joe poczuł, z˙e zdołał przełamac´ jego le˛k i westchna˛ł
z ulga˛. Teraz był przynajmniej pewien, z˙e chłopiec go
rozumie.

– Doskonale – rzekł z us´miechem. – Czy boli cie˛ re˛ka?
Tym razem ruch głowa˛ był bardziej zdecydowany.
– Czy moz˙esz poruszac´ palcami? O, tak?
Ricky spro´bował powto´rzyc´ jego ruch i skrzywił sie˛

z bo´lu, ale nie je˛kna˛ł ani nie zapłakał. Najwyraz´niej nie
potrafił wydawac´ dz´wie˛ko´w, albo był bardzo dzielny.

30

ALISON ROBERTS

background image

– Ricky, musze˛ jakos´ opatrzyc´ twoja˛ re˛ke˛, z˙eby cie˛

mniej bolała. Czy widzisz ten kawałek tektury? Zrobie˛
z niego małe ło´z˙eczko i włoz˙e˛ do niego two´j łokiec´.

Uznaja˛c milczenie chłopca za znak zgody, otworzył

torbe˛ i wyja˛ł z niej noz˙yczki oraz resztki bandaz˙y. Miał
nadzieje˛, z˙e nerwy i naczynia krwionos´ne nie sa˛ uszko-
dzone. W cia˛gu naste˛pnych dwudziestu minut utwier-
dził sie˛ w przekonaniu, z˙e Ricky jest bardzo dzielny. Joe
starał sie˛ zakładac´ zaimprowizowana˛ szyne˛ w delikatny
sposo´b, ale wiedział, z˙e musi to byc´ dla małego pacjenta
bardzo bolesny zabieg. Mimo to Ricky nie zacza˛ł krzy-
czec´ ani płakac´.

– Czy czujesz, z˙e dotykam twoich palco´w? – spytał,

kiedy skon´czył opatrywac´ re˛ke˛. Chłopiec ponownie
kiwna˛ł głowa˛. – To dobrze. To znaczy, z˙e nie stało sie˛
nic złego.

Joe wiedział, z˙e złamanie jest powaz˙ne i z˙e niezbe˛dna

be˛dzie operacja, ale w tym momencie nic wie˛cej nie
mo´gł zrobic´. Miał nadzieje˛, z˙e stan chłopca nie ulegnie
pogorszeniu.

– Teraz zajmiemy sie˛ twoimi kolanami... – mrukna˛ł,

po czym wyja˛ł z torby jednorazowe opatrunki i spryskał
je płynem antybakteryjnym. – Be˛dzie troche˛ piekło, ale
musimy to zrobic´, z˙eby oczys´cic´ te zadrapania.

Zabieg musiał byc´ bardzo bolesny, bo po policzkach

chłopca zacze˛ły spływac´ łzy. Joe szybko zabezpieczył
opatrunki przylepcem i spojrzał w oczy Ricky’ego.

– Bardzo cie˛ przepraszam, kolego – rzekł cicho.

– Juz˙ po wszystkim. Teraz postarajmy sie˛, z˙eby było
nam wygodniej. Połoz˙ymy sie˛ na tych kocach, zamiast
siedziec´ na twardej podłodze, zgoda?

31

ALISON ROBERTS

background image

Gdy tylko skon´czył układac´ legowisko, jego latarka

nagle zgasła. Nie był tym zaskoczony, ale wiedział
dobrze, z˙e wyczerpała sie˛ ostatnia bateria, jaka˛ miał
przy sobie.

– Zrobiło sie˛ tu troche˛ ciemno – rzekł do chłopca,

a potem wycia˛gna˛ł re˛ke˛ i namacał jego stope˛. – Pomoge˛
ci przenies´c´ sie˛ na te koce i połoz˙e˛ sie˛ obok ciebie, z˙eby
było nam cieplej.

Ricky nie stawiał oporu. Po chwili lez˙eli obok siebie

na zaimprowizowanym legowisku. Joe pogłaskał chłop-
ca po głowie, chca˛c dodac´ mu otuchy, a Ricky przytulił
sie˛ do niego. Joe us´miechna˛ł sie˛ do siebie, bo tez˙
potrzebował otuchy.

– Rozgrzałes´ sie˛? – Połoz˙ył dłon´ na głowie Ri-

cky’ego, by wyczuc´ potakuja˛ce skinienie.

Zapragna˛ł jeszcze raz przecia˛gna˛c´ re˛ka˛ po ge˛stej

czuprynie, chociaz˙ włosy chłopczyka zesztywniały od
pyłu. Joe pomys´lał, z˙e jego pieszczota przypomina
głaskanie psa, zas´ milcza˛cy Ricky tylko patrzy błagal-
nie, niczym przeraz˙ony czworono´g. Joe lubił psy, ale nie
przepadał za dziec´mi, wie˛c to poro´wnanie mu sie˛
spodobało. Dzieciaki hałasuja˛, sa˛ kosztowne i wymaga-
ja˛ odpowiedzialnos´ci, kto´rej Joe nie zamierzał brac´ na
swoje barki. Miał okropne dziecin´stwo i juz˙ dawno
przysia˛gł, z˙e nie przyłoz˙y re˛ki do unieszcze˛s´liwienia
naste˛pnego dziecka. Nawet małz˙en´stwo nie gwarantuje
potomstwu szcze˛s´cia. Widział zbyt wiele zwia˛zko´w,
kto´re sie˛ rozpadły, a dziec´mi zajmowały sie˛ ich matki,
zas´ ojco´w zaste˛powali ojczymowie albo ,,wujkowie’’.

Czy w z˙yciu Ricky’ego juz˙ pojawił sie˛ me˛z˙czyzna,

kto´ry pełnił role˛ ojca? Ta mys´l nie sprawiła Joemu

32

ALISON ROBERTS

background image

przyjemnos´ci. Przeciez˙ Jessica bez trudu moz˙e wzbu-
dzic´ zainteresowanie płci przeciwnej. On natychmiast
zwro´cił na nia˛ uwage˛. Burza kasztanowych loko´w
opadaja˛cych na ramiona, czekoladowe oczy, kto´re
odziedziczył po niej syn, delikatne rysy twarzy, maluja˛-
ca sie˛ na niej inteligencja i nies´miałos´c´. Nosiła dz˙insy
opinaja˛ce uda i proste bluzki, pod kto´rymi rysowały sie˛
jej wydatne piersi. Jest bez wa˛tpienia atrakcyjna˛ dziew-
czyna˛ i natychmiast spro´bowałby ja˛ poderwac´, gdyby
przedstawiaja˛c sie˛ na pocza˛tku kursu, nie wspomniała,
z˙e samotnie wychowuje syna.

W kontaktach z kobietami Joe przestrzegał z˙elaznej

zasady: nigdy nie be˛dzie pełnił roli ,,wujka’’. A tym
bardziej ojca. Włas´nie z tego powodu wiele lat temu
rozpadło sie˛ jego małz˙en´stwo. Lisa była pewna, z˙e
przekona go do zmiany zdania i przez trzy lata po s´lubie
walczyła o to coraz gwałtowniej. Nigdy wie˛cej nie
wpakuje sie˛ w podobna˛ kabałe˛!

Głaskanie po włosach najwyraz´niej uspokoiło Ric-

ky’ego, bo oparł głowe˛ o ramie˛ Joego. Dzieciak powinien
sie˛ przespac´, pomys´lał Joe. Sam miał ochote˛ na drzemke˛,
ale zacza˛ł sie˛ zastanawiac´, na jak długo wystarczy im
powietrza. W furgonetce juz˙ teraz było dos´c´ duszno, ale
nie mo´gł otworzyc´ drzwi, bo na zewna˛trz unosiły sie˛
kłe˛by truja˛cego pyłu. Jes´li zas´nie, zapewne nigdy sie˛ nie
obudzi, totez˙ postanowił walczyc´ z sennos´cia˛.

– Juz˙ powinienem byc´ w domu – zwro´cił sie˛ do

chłopca. – Czeka na mnie go´ra zmywania i wielkie
pranie. A w weekend musze˛ przystrzyc trawnik. Potem
zrobie˛ sobie frajde˛ i spe˛dze˛ cały dzien´ w garaz˙u. Be˛de˛
reperował samocho´d.

33

ALISON ROBERTS

background image

Nieco zmienił pozycje˛, a Ricky mocniej sie˛ do niego

przytulił. Chłopczyk był całkowicie odpre˛z˙ony, totez˙
Joe uznał, z˙e jest to o wiele przyjemniejsze niz˙ trzy-
manie w ramionach przeraz˙onego pacjenta.

– Mo´j wo´z jest najlepszy – stwierdził po chwili

milczenia. – Miałem kiedys´ podrasowana˛ bryke˛, kto´ra˛
szalałem na zawodach, ale pomys´lałem, z˙e przyda mi sie˛
samocho´d do jazdy po mies´cie. Wyja˛tkowy, o kto´rym
marzyłem jako szesnastolatek. – Us´miechna˛ł sie˛ na to
wspomnienie. – Nie wierzyłem własnemu szcze˛s´ciu,
kiedy taki znalazłem. Kabriolet, ford mustang, rocznik
1966. Pokochałem go, choc´ był wrakiem. Od dwo´ch lat
łatam go w wolnych chwilach, juz˙ prawie skon´czyłem.
Jest cudowny – cia˛gna˛ł ciszej. – To moje malen´stwo.

Nikomu do tej pory nie zdradził, jak bardzo kocha

swo´j wo´z, ale przeciez˙ Ricky nikomu o tym nie powie.

– Cze˛s´ci s´cia˛gna˛łem ze Stano´w Zjednoczonych. Za-

płaciłem za nie fortune˛, ale było warto! – Joego tak
bardzo pochłone˛ła opowies´c´ o wymarzonym samocho-
dzie, z˙e niemal zapomniał, gdzie sie˛ znajduja˛. – Nie-
długo zaczne˛ robic´ blacharke˛ i polakieruje˛ karoserie˛.
Musze˛ jeszcze naprawic´ pare˛ drobiazgo´w w silniku
i załatac´ rozkładany dach, a potem zostanie mi wybranie
koloru. Zastanawiam sie˛, czy na karoserii wymalowac´
pasy, a moz˙e je˛zory ognia... – Ostatni pomysł mu sie˛
spodobał. – Gdybym sie˛ zdecydował na płomienie,
musiałbym powaz˙nie rozwaz˙yc´ kwestie˛ koloru karose-
rii. Nie mo´głbym polakierowac´ wozu na czerwono,
prawda? Lepszy byłby ciemnozielony. Albo niebieski.
Jak sa˛dzisz, kolego?

– Niebieski – odparł Ricky.

34

ALISON ROBERTS

background image

Joego az˙ zatkało. Ricky przemo´wił.
– Niezły pomysł. – Starał sie˛ przybrac´ swobodny

ton. – Moz˙e ciemnoniebieski? Widziałem kiedys´ grana-
towego chevy.

– Chevroleta – powiedział Ricky.
– Racja, tak sie˛ je nazywa. – Zaskoczony Joe lekko

sie˛ us´miechna˛ł. – Jakie znasz marki samochodo´w?

– Garbus – zacza˛ł po dłuz˙szej chwili chłopczyk.

– Cadillac – dodał nies´miało po kolejnej pauzie. – Mus-
tang i jaguar. – Z kaz˙dym słowem nabierał pewnos´ci
siebie. – Mama obiecała, z˙e dzis´ kupi mi porsche. Chce˛
miec´ czerwone.

– Kaz˙dy o takim marzy. – Joe us´miechna˛ł sie˛, ale

zaraz spowaz˙niał.

Kto uznał tego chłopca za ,,upos´ledzonego’’? Nie

cierpiał nadawania dzieciom etykietek. Sam przez lata
cierpiał z tego powodu. W domu był uwaz˙any za
,,nieznos´nego’’. W szkole mo´wiono o nim ,,ubogi’’ albo
,,sprawiaja˛cy trudnos´ci wychowawcze’’, a pod koniec
edukacji uzyskał nawet miano ,,zaburzonego’’. Z per-
spektywy czasu stwierdził, z˙e za jego problemy wine˛
ponosiło otoczenie, w kto´rym dorastał, i wiele go
kosztowało, aby sie˛ z niego wyrwac´ i wyjs´c´ na ludzi.

Ogarne˛ła go złos´c´. A moz˙e Ricky tez˙ zawdzie˛cza

swoja˛ etykietke˛ s´rodowisku, w kto´rym sie˛ wychowy-
wał? Czy naprawde˛ jest upos´ledzony? Joe miał nadzieje˛,
z˙e ktos´ jeszcze, poza jego matka˛, be˛dzie walczył o le-
psza˛ przyszłos´c´ chłopca. Jessica wprawdzie nie wy-
gla˛dała na przebojowa˛, ale zaskoczyło go, z jaka˛ de-
terminacja˛ starała sie˛ ocalic´ synka. Na pewno go ko-
chała, ale byc´ moz˙e psycholog błe˛dnie zdiagnozował

35

ALISON ROBERTS

background image

jego intelektualne moz˙liwos´ci? Oczywis´cie nie był spe-
cjalista˛, ale jego zdaniem dziecko, kto´re zna sie˛ na
samochodach, nie moz˙e byc´ niedorozwinie˛te.

– Kiedy byłem w twoim wieku, miałem ulubiony

samochodzik – zacza˛ł snuc´ opowies´c´ Joe. – Wsze˛dzie
go zabierałem. Czasem po lekcjach przekradałem sie˛ do
piaskownicy i godzinami budowałem trasy dla mojego
wozu. Bywało, z˙e długo nie mogli mnie znalez´c´.

Cze˛sto nikt mnie nie szukał, dodał w mys´lach.

Najbliz˙si woleli, z˙eby mały Joe Barrington stał sie˛
praktycznie niewidzialny. Nigdy wczes´niej nie opowia-
dał o swoim dziecin´stwie, poniewaz˙ sa˛dził, z˙e nikogo to
nie zainteresuje.

– Prawdziwe samochody sa˛ o wiele fajniejsze – po-

informował chłopca. – Gdy doros´niesz, be˛dziesz miał
własny wo´z, tak jak ja. Jakim chciałbys´ jez´dzic´?

– Mustangiem – os´wiadczył Ricky. – Takim jak

two´j. – Po czym ziewna˛ł i oparł gło´wke˛ na ramieniu
me˛z˙czyzny.

Pod powieka˛ Joego zakre˛ciła sie˛ łza. Ostatni raz

płakał, gdy był dzieckiem, i nie zamierzał sie˛ teraz
rozklejac´. Chłopczyk po prostu wzoruje sie˛ na nim, wie˛c
dlaczego tak sie˛ tym przeja˛ł? W tej sytuacji to nie ma
wie˛kszego znaczenia. Przeciez˙ ro´wnie dobrze moga˛z tej
opresji nie wyjs´c´ z˙ywi.

– Cos´ ci powiem, kolego – zacza˛ł Joe, pro´buja˛c

odepchna˛c´ od siebie złe mys´li. – Kiedy sie˛ sta˛d wydo-
staniemy, musisz koniecznie mnie odwiedzic´. Pokaz˙e˛ ci
swo´j samocho´d.

– Dobrze – odparł po chwili Ricky, a dalsze słowa

były juz˙ tylko po´łsennym mamrotaniem. – Dzie˛kuje˛, Joe.

36

ALISON ROBERTS

background image

Widoczniej mo´wienie stanowiło dla chłopca duz˙y

wysiłek, dlatego zapadł w sen. A moz˙e rozmowa s´wiad-
czyła, z˙e zaakceptował Joego i poczuł sie˛ bezpiecznie,
wie˛c usna˛ł. W kaz˙dym razie w furgonie zapadła cisza,
a głowa Joego opadała coraz niz˙ej. Ułoz˙ył sie˛ wygodniej
na materacu i nacia˛gna˛ł koc na siebie i Ricky’ego,
i niemal natychmiast zasna˛ł.

Obudził go hałas. Us´wiadomił sobie, z˙e natre˛tne

dz´wie˛ki docierały do jego uszu juz˙ wczes´niej, kiedy
dre˛czyły go koszmary o pogrzebaniu z˙ywcem. Jednak
zme˛czenie było tak silne, z˙e łoskot dopiero teraz prze-
darł sie˛ do jego s´wiadomos´ci. Poruszył sie˛ ostroz˙nie. Ta
drzemka musiała długo trwac´, poniewaz˙ cały zesztyw-
niał. Ricky nadal spał, jego blada twarz przypominała
pozbawiona˛ wyrazu maske˛. Przez ułamek sekundy Joe
pomys´lał z przeraz˙eniem, z˙e byc´ moz˙e to nie jest juz˙ sen.
Delikatnie potrza˛sna˛ł chłopca za ramie˛.

– Ricky! Wszystko w porza˛dku, kolego?
Dziecko poruszyło sie˛, uniosło powieki, potakne˛ło

głowa˛ i znowu zasne˛ło. Joe patrzył, jak klatka piersiowa
chłopca rytmicznie unosi sie˛ i opada, sprawdził jego
puls i odetchna˛ł z ulga˛. Wstał z posłania i po omacku
dotarł do drzwi furgonu. Gdy je uchylił, do jego uszu
dobiegł hałas – to oczyszczano z gruzu przeciwległy ka˛t
parkingu.

Akurat w tym momencie chrze˛st ustał i Joe usłyszał

gwizdek, kto´ry wzywał wszystkich do zachowania ci-
szy. Wyte˛z˙ył wzrok, aby w ciemnos´ciach zorientowac´
sie˛, ska˛d dobiega sygnał. Starał sie˛ opanowac´ rosna˛ce
podniecenie: a wie˛c wyjda˛ sta˛d z˙ywi!

37

ALISON ROBERTS

background image

– Ekipa ratunkowa. Czy ktos´ mnie słyszy? – dobiegł

go wreszcie wyczekiwany okrzyk.

– Tutaj! Tu jestes´my! – wychrypiał Joe, poniewaz˙

nałykał sie˛ pyłu i wczes´niej duz˙o kasłał.

Nic dziwnego, z˙e nikt go nie usłyszał. Nie mo´gł sie˛

doczekac´ kolejnego nawoływania ratowniko´w i zastana-
wiał sie˛, co powinien teraz zrobic´: ruszyc´ w ich strone˛,
czy pozostac´ z Rickym. Postanowił nie opuszczac´ chło-
pca.

– Ekipa ratunkowa! – usłyszał ponownie. – Czy ktos´

mnie słyszy?

– Tak! – Joe włoz˙ył w ten okrzyk cała˛ siłe˛.
I to wystarczyło. Usłyszał kolejny gwizd i pod-

niecone głosy, a w mroku nad pokrytymi kurzem samo-
chodami krzyz˙owały sie˛ s´wiatła latarek. W kon´cu jeden
promien´ trafił na twarz Joego, kto´ry stał w uchylonych
drzwiach furgonu.

– Tam!
Natychmiast otoczyła go grupa ratowniko´w. Rozpo-

znał tylko dwo´ch straz˙ako´w: Owena i Rogera.

– Nie mamy ze soba˛nikogo z personelu medycznego

– odezwał sie˛ przepraszaja˛co szef grupy. – Jak sie˛
czujesz?

– Dobrze. Marze˛ tylko o wodzie i s´wiez˙ym powiet-

rzu. – Joe us´miechna˛ł sie˛ szeroko. – Ricky tez˙ jest
w niezłej formie. Wprawdzie złamał re˛ke˛ i jest odwod-
niony, ale...

Pomys´lał, z˙e chłopca wyrwało ze snu s´wiatło lamp,

kto´re teraz os´wietlały wne˛trze furgonu. Zaspany i prze-
raz˙ony siedział skulony w ka˛cie wozu.

– O, nie! – je˛kna˛ł Joe, zły na siebie, poniewaz˙ nie

38

ALISON ROBERTS

background image

obudził wczes´niej chłopca i nie wyjas´nił mu, co sie˛
dzieje. – Zaczekajcie chwile˛ – zwro´cił sie˛ do ratow-
niko´w i ruszył w strone˛ dziecka. – Wszystko w porza˛d-
ku, kolego – odezwał sie˛ łagodnie. – Oni przyszli nas
uratowac´. Teraz zaprowadze˛ cie˛ do mamy.

Ricky sie˛ nie poruszył, nawet nie mrugna˛ł powie-

ka˛. Znowu ukrył sie˛ we własnym s´wiecie, do kto´rego
nikt nie miał wste˛pu. Joe delikatnie pogłaskał go po
głowie.

– Juz˙ wszystko w porza˛dku – powto´rzył. – Zajme˛ sie˛

toba˛. – Wycia˛gna˛ł ku niemu ramiona, a chłopczyk rzucił
mu sie˛ tak szybko w obje˛cia, z˙e az˙ go zaskoczył. Ukrył
twarz na piersiach Joego i mocno przytulił sie˛ do niego.

– Mamy ze soba˛ nosze, moz˙emy ułoz˙yc´ na nich

chłopca – zaproponował Owen, pomagaja˛c Joemu wyjs´c´
z samochodu.

– Sam go be˛de˛ nio´sł – os´wiadczył Joe. – Biedaczek

jest przeraz˙ony.

Chociaz˙ dla bosego piele˛gniarza droga do wyjs´cia

była daleka i niebezpieczna, Joe stanowczo odrzucał
wszelkie propozycje pomocy. Jakos´ sobie do tej pory we
dwo´ch z Rickym radzili, wie˛c jeszcze troche˛ zniosa˛.

Owen i Roger szli po obu stronach kolegi.
– Dlaczego w tej grupie nie ma piele˛gniarzy? – spy-

tał Joe.

– Był wypadek – wyjas´nił Roger. – Ross spadł ze

znacznej wysokos´ci i chyba ma powaz˙ny uraz kre˛go-
słupa.

– Zaje˛li sie˛ nim Flecher i Kelly – dodał Owen. – Juz˙

chyba wydobyli go z rumowiska i przetransportowali do
karetki. Wendy oczywis´cie została z Rossem.

39

ALISON ROBERTS

background image

– Jasne. – Joe przeja˛ł sie˛ złymi wiadomos´ciami.

– A co z Jessica˛? Wszystko w porza˛dku?

– Po twoim zniknie˛ciu zabroniono jej udziału w ak-

cji. Przez jakis´ czas odpoczywała w kos´ciele, a teraz
wro´ciła w pobliz˙e centrum. Nikt nie potrafił jej po-
wstrzymac´. Od os´miu godzin kra˛z˙y przy gło´wnym
wejs´ciu i czeka na wies´ci.

– Kiedy kieruja˛cy akcja˛ stwierdzili, z˙e moz˙na wejs´c´

na teren podziemnego parkingu, błyskawicznie zorgani-
zowalis´my te˛ grupe˛. – Owen us´miechna˛ł sie˛ szeroko pod
maska˛przeciwpyłowa˛. – S

´

wietnie, co? Wszyscy be˛dzie-

my bohaterami. Nie wiesz, co na ciebie czeka tam na
go´rze, bracie.

Nie mylił sie˛. Kamery ekip telewizyjnych, os´lepiaja˛-

cy blask fleszy aparato´w fotograficznych, oklaski i rado-
sne okrzyki setek ludzi. Joe sta˛pał ostroz˙nie, staraja˛c sie˛
nie utykac´, i mocno przytulał do siebie chłopca. Ig-
noruja˛c wrzawe˛, szukał w tłumie tylko jednej twarzy.

Po chwili ja˛ odnalazł. Widza˛c wyraz oczu Jessiki

poczuł, z˙e warto było cierpiec´ i naraz˙ac´ sie˛ na niebez-
pieczen´stwo. A gdy przekazał dziecko w ramiona matki,
do jego oczu tez˙ napłyne˛ły łzy. Jessica zachowywała sie˛
tak, jakby uratował jej z˙ycie. Nigdy dota˛d nie zdarzyło
mu sie˛ ro´wnie mocno zareagowac´ na cudze wzruszenie,
ale tez˙ po raz pierwszy dokonał tak bohaterskiego
czynu. Jednak wobec otaczaja˛cego ich tłumu starał sie˛
zachowywac´ chłodno i profesjonalnie.

– Wszystko be˛dzie dobrze, Jess – pocieszył ja˛. – Ri-

cky ma wprawdzie złamana˛ re˛ke˛, otarcia i siniaki, jest
tez˙ odwodniony, ale szybko wyzdrowieje. Zabieramy go
do szpitala.

40

ALISON ROBERTS

background image

Zobaczył, z˙e tłum sie˛ rozste˛puje, aby przepus´cic´

jada˛ca˛ wolno karetke˛. Piele˛gniarze chcieli zbadac´ Ri-
cky’ego i Joego.

– Nic mi nie jest – upierał sie˛ Joe. – Mam najwyz˙ej

kilka sin´co´w i nałykałem sie˛ kurzu. Wystarczy prysznic
i cos´ ciepłego do picia.

– Ricky, boli cie˛ ra˛czka? – zapytał chłopca piele˛g-

niarz.

– Mo´j syn nie odzywa sie˛ do obcych – odparła

Jessica, kto´ra usiadła na noszach, nie wypuszczaja˛c
z ramion dziecka.

– Ze mna˛ rozmawiał – rzucił po´łgłosem Joe.
– Naprawde˛? – Popatrzyła na niego zaskoczona.

– Dota˛d nie powiedział ani słowa do z˙adnego me˛z˙-
czyzny.

Joe nie zamierzał sie˛ z nia˛ spierac´. Widział, z˙e

chłopczyk bacznie go obserwuje z bezpiecznego schro-
nienia w ramionach matki. Pus´cił do malca oko, na co
Ricky odpowiedział lekkim us´miechem, przeznaczo-
nym tylko dla Joego.

W cia˛gu naste˛pnych godzin Joe zobaczył zupełnie

inne oblicze chłopca, gdy przeraz˙ony z krzykiem wyry-
wał sie˛ personelowi szpitala. Przeme˛czona Jessica nie
potrafiła sobie z nim poradzic´ i Joe starał sie˛ jej pomoc.
Udało mu sie˛ uzyskac´ informacje o stanie Rossa Turn-
balla, lekarza, kto´ry odnio´sł powaz˙ne obraz˙enia podczas
akcji ratunkowej.

– Rossa zabrali na intensywna˛ terapie˛ – powiedział

Joe do Jess. – Sa˛ z nim Flecher i Wendy. Jutro przeniosa˛
go zapewne na ortopedie˛.

– Wyjdzie z tego?

41

ALISON ROBERTS

background image

– Trudno powiedziec´. Na razie rokowania sa˛ kieps-

kie, ale czeka go operacja.

– Za kilka minut zabieraja˛ Ricky’ego na sale˛ opera-

cyjna˛. – Jessica wygla˛dała na wykon´czona˛. – Musieli go
us´pic´, z˙eby zrobic´ mu przes´wietlenie.

Joe widział, z˙e Jessica z trudem hamuje łzy.
– Wszystko be˛dzie dobrze – zapewnił ja˛ po´łgłosem.

– Ricky szybko wyzdrowieje.

– Wiem – przytakne˛ła i nagle wybuchne˛ła płaczem.

– A ja nawet ci jeszcze nie podzie˛kowałam!

Joe bez wahania wzia˛ł Jessice˛ w ramiona i uspokaja-

ja˛co ja˛ pogłaskał. Zaskoczyło go, z˙e odpowiada mu rola
pocieszyciela. Zwykle szerokim łukiem omijał przeje˛te
matki ofiar wypadko´w. Nie znosił płaczu i nie pro´bował
wczuc´ sie˛ w ich niepoko´j. Ale Jessica jest matka˛
Ricky’ego, chłopca, kto´ry poruszył w jego sercu czuła˛
strune˛. Joe postanowił zostac´ z nia˛, az˙ sytuacja be˛dzie
opanowana.

Jednak na to sie˛ nie zanosiło i kaz˙da kolejna godzina,

kto´ra˛spe˛dzał w szpitalu, pogłe˛biała jego zaangaz˙owanie
w los chłopczyka i jego matki. Siedział z Jessica˛ na
korytarzu pod sala˛ operacyjna˛, gdzie składano re˛ke˛
Ricky’ego i zakładano mu gips.

– On naprawde˛ do mnie mo´wił – zwro´cił sie˛ do

Jessiki. – Rozmawialis´my o samochodach.

– Szaleje na ich punkcie – stwierdziła. – Nie potrafi

nazwac´ koloro´w, nie umie liczyc´, czytac´ ani sie˛ pod-
pisac´, ale wie wszystko o samochodach. Jednak roz-
mawia wyła˛cznie ze mna˛ i z moja˛ mama˛. – Zerkne˛ła na
niego z lekkim us´miechem. – Widocznie jestes´ kims´
wyja˛tkowym.

42

ALISON ROBERTS

background image

– Gadanie! – zbagatelizował jej komplement. – Po

prostu wiele nas ła˛czy. Tez˙ kocham cztery ko´łka.

– Ricky cierpi na autyzm – wyjas´niła ze smutkiem

Jessica. – Lekarze postawili diagnoze˛, gdy miał dwa
latka.

– Włas´ciwie nie wiem, co to oznacza – odparł Joe.

– Czy przypadkiem nie okres´la sie˛ w ten sposo´b całej
gamy zachowan´ antyspołecznych?

– Owszem, ta choroba objawia sie˛ na wiele sposo-

bo´w – przyznała – zas´ jej symptomy moga˛ wyste˛powac´
w ro´z˙nym nasileniu i w najro´z˙niejszych poła˛czeniach.
Ricky potrafi mo´wic´, ale nie chce rozmawiac´ z obcymi.
– Zerkne˛ła na Joego. – A przynajmniej z wie˛kszos´cia˛
ludzi – dodała z westchnieniem. – Ma ro´wniez˙ inne
klasyczne objawy, chociaz˙by natre˛tne powtarzanie
czynnos´ci, bez kon´ca sie˛ kołysze, albo wła˛cza i wyła˛cza
s´wiatło. Czasem układa przedmioty w bezsensowne
kompozycje.

Us´miechne˛ła sie˛ lekko.
– Zwykle robi tak ze swoja˛ kolekcja˛ samochodzi-

ko´w. Bardzo z´le znosi jakiekolwiek zmiany w otoczeniu
i rozkładzie dnia. Nie ma tez˙ mowy, z˙eby bawił sie˛
z innymi dziec´mi albo przystosował do szkoły. Wiele
mnie kosztowało podje˛cie decyzji o przywiezieniu go na
czas mojego kursu do Christchurch. Ku mojemu za-
skoczeniu pobyt tutaj s´wietnie mu zrobił, choc´ niestety,
zakon´czył sie˛ tragicznie.

– Moz˙e cos´ dobrego jednak z tego wyniknie – zasu-

gerował Joe. – Tutaj łatwiej ci be˛dzie skontaktowac´ sie˛
ze specjalistami niz˙ w Silverstream. – Wiedział, z˙e
rodzinna miejscowos´c´ Jessiki jest mała i liczy najwyz˙ej

43

ALISON ROBERTS

background image

pie˛ciuset mieszkan´co´w, a najbliz˙szy specjalista przy-
jmuje w Dunedin, mies´cie odległym o po´łtorej godziny
jazdy. – W cia˛gu najbliz˙szych kilku dni postaraj sie˛ jak
najwie˛cej dowiedziec´. Personel szpitala na pewno che˛t-
nie ci pomoz˙e.

Joe sam sie˛ o tym wkro´tce przekonał podczas wizyt

w szpitalu. Ricky dostał na pediatrii własny poko´j, do
kto´rego wstawiono ło´z˙ko dla Jessiki. Małego pacjenta
otoczono troskliwa˛ opieka˛, a piele˛gniarki i lekarze
s´wietnie sobie radzili z niekomunikatywnym i trudnym
dzieckiem.

Jessica otrzymała wszechstronna˛ pomoc. Skontak-

towano ja˛ z opiekunka˛ społeczna˛, kto´ra sie˛ z nia˛ za-
przyjaz´niła i serdecznie zaje˛ła Rickym. Skierowała go
na badanie do psychologa i pedagoga. Jessica wkro´tce
uwierzyła, z˙e wypadek synka jednak moz˙e doprowadzic´
do polepszenia jego sytuacji, zas´ jej entuzjazm skłonił
Joego do podwojenia wysiłko´w.

Wzia˛ł dwa wolne dni, z˙eby pozbierac´ sie˛ po trauma-

tycznych przez˙yciach na parkingu. Ale w zespole ratow-
niko´w brakowało ra˛k do pracy i juz˙ w s´rode˛ wyznaczono
mu dyz˙ur. Gdy zjawił sie˛ w centrum dowodzenia, by
odebrac´ wo´z przeznaczony dla bazy s´migłowco´w, prze-
konał sie˛, z˙e Kelly tez˙ wro´ciła do pracy.

Ratownicy pełnia˛cy dyz˙ur juz˙ sie˛ stawili w kom-

plecie, choc´ nikt sie˛ jeszcze nie wzia˛ł do codziennych
obowia˛zko´w, a wszyscy przegla˛dali poranne wydanie
gazety. Joe nawet do niej nie zajrzał, poniewaz˙ miał
dos´c´ relacji z tragedii w centrum handlowym. Dziennik
drukował kolejne opowies´ci szcze˛s´liwco´w, kto´rzy wy-
szli cało z opresji, dramatyczne wyznania członko´w

44

ALISON ROBERTS

background image

rodzin ofiar, a takz˙e biez˙a˛ce informacje o stanie zdrowia
powaz˙nie rannych. Coraz wie˛cej miejsca zajmowały
ro´wniez˙ polityczne reperkusje zdarzenia. Obwiniano
Rade˛ Miejska˛ za tolerowanie uchybien´ w przestrzeganiu
prawa budowlanego, odkryto ro´wniez˙ podejrzane po-
wia˛zania mie˛dzy deweloperem a miejscowym posłem
do parlamentu.

Jednak Joe nie zignorował tego numeru gazety. Na

pierwszej stronie znalazła sie˛ fotografia, kto´ra stała sie˛
symbolem tragicznego wypadku. Joego uwieczniono na
fotografii, gdy wynosił Ricky’ego z Westgate Mall.
Przerastał o głowe˛ Rogera i Owena, kto´rzy szli u jego
boku. Na tle jego pote˛z˙nej me˛skiej sylwetki chłopczyk
wydawał sie˛ jeszcze bardziej drobny i kruchy. Joe
zastanawiał sie˛, czy fotograf uchwycił moment, gdy
zauwaz˙ył w tłumie Jessice˛, poniewaz˙ choc´ w oczach
Joego ls´niły łzy, lekko sie˛ us´miechał. Wprawdzie doszło
do tragedii, ale jednak zdarzaja˛ sie˛ cuda, jak choc´by
ocalenie małego upos´ledzonego chłopca.

Joe spodziewał sie˛ publikacji podobnego artykułu,

poniewaz˙ zaro´wno on, jak i Jessica udzielili wywiado´w.
Chociaz˙ postanowił nie przywia˛zywac´ wagi do relacji
prasowych, wkro´tce sie˛ przekonał, z˙e koledzy nie dadza˛
mu spokoju.

– Fantastyczne zdje˛cie – stwierdziła Kelly. – Chyba

nas nabierałes´, opowiadaja˛c, z˙e nie cierpisz dzieci.

– Mylisz sie˛, mo´wił prawde˛. – Callum Jones, partner

Kelly na czas akcji, us´miechna˛ł sie˛ szeroko. – Nigdy
z nim nie pracowałas´. Wtedy usłyszałabys´, jak narzeka,
kiedy musi sie˛ zaja˛c´ ,,nieznos´nymi bachorami’’.

Joe us´wiadomił sobie, z˙e zawsze unikał jak ognia

45

ALISON ROBERTS

background image

małych pacjento´w. Callum sie˛ nie mylił. Zwykle wykre˛-
cał sie˛ od podobnych obowia˛zko´w, a po zakon´czeniu
akcji krytycznie wypowiadał sie˛ na temat dzieci. Wszys-
cy z tego z˙artowali, doskonale zdaja˛c sobie sprawe˛, z˙e Joe
nie cierpi płaczu, pisku i dotyku ra˛k najmłodszych. Ale
przeciez˙ Ricky nie przypominał typowego dzieciaka.

– Ricky jest w porza˛dku – przyznał Joe nieche˛tnie.

Nie chciał zdradzic´ przed kolegami, z˙e ma do niego
słabos´c´. – Jak na dzieciaka – dodał szybko. – Przynaj-
mniej milczy.

– Podobno cierpi na autyzm – stwierdził jeden z pie-

le˛gniarzy czytaja˛cych artykuł.

– Nic dziwnego, z˙e wytrzymałes´ z nim tak długo

w tym furgonie – zaz˙artował drugi. – Wiele was ła˛czy.

– Czy on mo´wi? – spytała zaciekawiona Kelly. – Jess

nieche˛tnie wspomina o jego problemach.

– Oczywis´cie, z˙e mo´wi – rzucił Joe i ruszył w strone˛

aneksu kuchennego. – Kiedy ma na to ochote˛.

Zaja˛ł sie˛ robieniem kawy. Chciał ukryc´ dume˛ z faktu,

z˙e Ricky włas´nie z nim zdecydował sie˛ porozmawiac´,
chociaz˙ nigdy wczes´niej nie nawia˛zywał kontaktu z ob-
cymi. Wczoraj znowu odezwał sie˛ do Joego, kiedy
spotkali sie˛ w szpitalu. Joe przyszedł w odwiedziny do
chłopca i przynio´sł mu w prezencie samochodzik: czer-
wone porsche, kto´re z niemałym trudem wyszukał
w sklepie z zabawkami. Prezent wzbudził zachwyt
Ricky’ego.

– Jego matka jest super – stwierdził Callum.
Włas´nie czytał artykuł na naste˛pnej stronie, zilust-

rowany zdje˛ciem dostarczonym przez Jessice˛, a przed-
stawiaja˛cym ja˛, jej matke˛ i nieco młodszego Ricky’ego.

46

ALISON ROBERTS

background image

Joe zignorował jego uwage˛. Jessica jest atrakcyjna˛

kobieta˛, ale nie zamierzał sie˛ przyznawac´ do zaintereso-
wania, jakie w nim wzbudziła. Nie zmieni swojej s´wie˛tej
zasady trzymania sie˛ z daleka od samotnych matek, wie˛c
uroda Jessiki nie ma tu znaczenia. A on chyba moz˙e
troszczyc´ sie˛ o chłopca z czystej przyjaz´ni?

– Jak sie˛ czuje Jessica? – zapytała Kelly, podcho-

dza˛c do Joego. – Widziałes´ ja˛ wczoraj? Zasiedziałam sie˛
u Rossa.

– Podobno maja˛ dzis´ wypisac´ Ricky’ego ze szpitala

– odparł Joe. – Najpo´z´niej jutro. Ze złamanej re˛ki zeszła
juz˙ opuchlizna, wie˛c mogli mu zmienic´ gips.

– Jutro pojade˛ z Jess na południe. – Kelly zniz˙yła

głos. – W pia˛tek odbe˛dzie sie˛ pogrzeb jej matki. Wzie˛-
łam wolny dzien´.

– Wiem, mo´wiła mi. Prawdziwa z ciebie przyja-

cio´łka.

– Trzeba jej pomo´c. Martwi sie˛ o Ricky’ego.
Joe doskonale o tym wiedział. Wczoraj Jessica mo´wi-

ła wyła˛cznie o tym. Wprawdzie chłopiec z filozoficz-
nym spokojem przyja˛ł informacje˛ o s´mierci babci, ale
zapewne znacznie trudniej be˛dzie mu sie˛ pogodzic´
z sytuacja˛, gdy znajdzie sie˛ w jej domu. Poza tym fatalnie
znio´słby obecnos´c´ wielu ludzi na pogrzebie, a w trakcie
samej ceremonii zachowywałby sie˛ nieznos´nie. Na Jes-
sice˛ czekało w domu wiele przykrych obowia˛zko´w
i mno´stwo spraw do załatwienia, a w tym momencie
opieka nad synem stawała sie˛ cie˛z˙arem ponad siły.

– Jess nie zabiera Ricky’ego – os´wiadczył Joe.
– Naprawde˛? – Kelly popatrzyła na niego zaskoczo-

na. – Przeciez˙ maja˛ go wypisac´ ze szpitala.

47

ALISON ROBERTS

background image

– Ja biore˛ go do siebie. – Joe bez powodzenia starał

sie˛ przyja˛c´ lekki ton. Sam był zaskoczony własnym
poste˛powaniem i długo musiał przekonywac´ Jessice˛, z˙e
podoła zadaniu. Na dodatek Ricky nie znosił podro´z˙y,
wie˛c pokonywanie znacznych odległos´ci w tak kro´tkim
czasie mogłoby mu zaszkodzic´ nie tylko fizycznie, ale
i psychicznie. – Jessica wro´ci tu po pogrzebie – dodał,
tłumacza˛c sie˛ ze swojej nieoczekiwanej propozycji.
– Opiekunka społeczna, kto´ra˛ poznała w szpitalu, prze-
konała ja˛, z˙eby Ricky’ego obejrzeli specjalis´ci. Na pare˛
tygodni po´jdzie do szkoły specjalnej.

– Ach, tak... – rzuciła przecia˛gle Kelly.
Joe pomys´lał z niepokojem, z˙e chyba niedostatecznie

podkres´lił swo´j wyła˛cznie przyjacielski stosunek do
Jessiki.

– Wspaniale. – Kelly starała sie˛ ukryc´ zadowolenie.

– A wie˛c Jessica moz˙e liczyc´ nie tylko na mnie.

Joe zazgrzytał ze˛bami. Chciał jak najszybciej zmie-

nic´ temat rozmowy. Za dwie minuty dopije kawe˛, ruszy
do bazy s´migłowco´w i zajmie sie˛ praca˛. Wolał nie
mys´lec´, co go czeka, gdy przez dwa dni be˛dzie sie˛
zajmował dzieckiem. Juz˙ i tak dostatecznie cze˛sto dre˛-
czyły go wa˛tpliwos´ci, czy dobrze zrobił, proponuja˛c
Jessice pomoc.

Z us´miechem kon´czyła wycinanie zdje˛c´ i artykuło´w

z gazety. Dostała egzemplarz od piele˛gniarki, kto´ra
o szo´stej trzydzies´ci przyszła na poranna˛ zmiane˛. A te-
raz dochodziło wpo´ł do o´smej i powinna obudzic´ Ri-
cky’ego na s´niadanie.

Us´miech nadal gos´cił na jej twarzy, kiedy spojrzała

48

ALISON ROBERTS

background image

na s´pia˛cego synka. Burza potarganych włoso´w roz-
sypała sie˛ po poduszce, a na buzi dziecka malował sie˛
wyraz zadowolenia, obecny wyła˛cznie we s´nie. Jedna
pia˛stka tkwiła zacis´nie˛ta tuz˙ przy twarzy i Jessica dobrze
wiedziała, co w niej sie˛ kryje: mały czerwony samo-
chodzik od Joego.

– Dzie˛kuje˛ ci, Joe – powiedział wtedy Ricky.
Jeszcze dzis´ Jessica cieszyła sie˛ w mys´lach na wspo-

mnienie sło´w synka. Nie wierzyła, z˙e Ricky rozmawiał
z Joem, dopo´ki sama nie dostrzegła wie˛zi, kto´ra sie˛
mie˛dzy nimi narodziła. Moz˙e dlatego zgodziła sie˛ przy-
ja˛c´ wspaniała˛ propozycje˛ opieki nad Rickym? Przeko-
nała ja˛ tez˙ postawa chłopca, kto´ry przypominał Joemu,
z˙e obiecał mu pokazac´ mustanga. Odwaz˙yła sie˛ na
wielkie ryzyko. Jes´li Ricky dostanie jednego ze swych
atako´w, Joe uzna, z˙e nie chce miec´ nic wspo´lnego z jej
synem. Ani tym bardziej z nia˛.

Ale z drugiej strony, moz˙e dzie˛ki tym paru dniom

w z˙yciu Jessiki pojawi sie˛ szansa, o kto´rej nawet nie
s´miała marzyc´.

Nadzieja na zwia˛zek z Joe Barringtonem.

49

ALISON ROBERTS

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Napis na tablicy informował, z˙e do Silverstream

pozostało jeszcze sto kilometro´w. Kelly postanowiła
prowadzic´ samocho´d, by przyjacio´łka mogła wreszcie
odpocza˛c´.

– Opowiedz mi o Silverstream – poprosiła. – Miło

sie˛ w nim z˙yje?

– To typowe nowozelandzkie miasteczko – odparła

Jessica. – Na gło´wnej ulicy znajduje sie˛ kilka sklepo´w
i pomnik ku czci poległych na wojnie. Wszystkiego
paruset mieszkan´co´w. Wie˛cej pubo´w niz˙ kos´cioło´w. Do
szkoły s´redniej jedzie sie˛ godzine˛ autobusem. Okolica
słynie z hodowli owiec i dobrej druz˙yny rugby. Mamy
os´rodek zdrowia, ale nie dorobilis´my sie˛ szpitala.

– Tam włas´nie pracujesz?
– Tak, jestem dyplomowana˛ piele˛gniarka˛. Ale nasz

lekarz rodzinny, Jim Summer, ostatnio nie daje sobie
rady. Skon´czył siedemdziesia˛t lat i zleca mi coraz
wie˛cej wizyt domowych. To włas´nie Jim podsuna˛ł
mi pomysł zostania piele˛gniarka˛ i zache˛cał do pod-
noszenia kwalifikacji. Dowiedział sie˛ o kursie rato-
wnictwa medycznego i namo´wił mnie, z˙ebym złoz˙yła
podanie. Jakis´ czas temu zrobiłam uprawnienia po-
łoz˙nej, a dwa lata temu ukon´czyłam kurs udzielania
pierwszej pomocy.

background image

– To wspaniale – stwierdziła ciepło Kelly. – Słysza-

łam, z˙e pogotowie ratunkowe organizuje kursy dla
personelu medycznego z odległych wiejskich okre˛go´w.
Jak było na twoim kursie?

– Cudownie – odparła Jessica z us´miechem.
Zdobyła wiedze˛ i otrzymała takz˙e sprze˛t medyczny

niezbe˛dny do udzielenia pierwszej pomocy w razie
powaz˙nych wypadko´w lub nagłych wezwan´ w Silver-
stream i okolicach. Nie rozstawała sie˛ z pagerem,
a w samochodzie miała migaja˛cy na niebiesko syg-
nalizator, kto´ry mogła umies´cic´ na dachu wozu.

– Uwielbiam swoja˛ prace˛, ale powaz˙ne wezwanie

trafia mi sie˛ najwyz˙ej raz w miesia˛cu – przyznała.
– Kilka miesie˛cy temu pacjent dostał przy mnie zawału.
Na szcze˛s´cie udało mi sie˛ utrzymac´ go przy z˙yciu do
momentu, gdy przyleciał s´migłowiec z Dunedin.

– Powinnas´ pracowac´ w pogotowiu. – Kelly spoj-

rzała na przyjacio´łke˛ spod oka. – Moim zdaniem była-
bys´ s´wietna.

– Marze˛ o tym – przyznała Jessica.
– Czemu wie˛c sie˛ nie przekwalifikujesz?
– W Silverstream nie ma pogotowia. Przysyłaja˛ do

nas karetke˛ z Dunedin, a w sytuacjach kryzysowych
przylatuje s´migłowiec. Wspominali o zatrudnieniu wo-
lontariuszy, ale cie˛z˙ko be˛dzie uzyskac´ fundusze na
przeszkolenie che˛tnych i sprze˛t. Ludzie tu nie sa˛ zbyt
zamoz˙ni.

– Dlaczego sie˛ nie przeprowadzisz do wie˛kszego

miasta? – zasugerowała Kelly. – Choc´by do Christ-
church! Pomys´l, jak byłoby wspaniale. Ricky poszedłby
do szkoły specjalnej, a ty pracowałabys´ w pogotowiu.

51

ALISON ROBERTS

background image

– Us´miechne˛ła sie˛ szeroko. – Na dodatek mogłabys´
cze˛s´ciej spotykac´ sie˛ ze mna˛ i Wendy.

– Kto by sie˛ zaja˛ł Rickym? – Jessica pokre˛ciła

smutno głowa˛. – Nic z tego. Moz˙e za kilka lat. Teraz bez
pomocy mamy be˛de˛ miała szcze˛s´cie, jes´li mi sie˛ uda
pracowac´ w przychodni na po´ł etatu. Jim jest bardzo
wyrozumiały.

– Od dawna mieszkasz w Silverstream?
– Od urodzenia. Jim pomo´gł mi przyjs´c´ na s´wiat.

– Jessica sie˛ us´miechne˛ła. – A ja w zeszłym roku
odbierałam poro´d jego wnuczki, i ko´łko sie˛ zamkne˛ło.

– To włas´nie on zaja˛ł sie˛ pogrzebem?
– Jest wspaniały. – Jessica potakne˛ła. – Uwaz˙am go

za przybranego ojca. Prawdziwy oryginał! Mama co
prawda za nim nie przepadała, ale w gruncie rzeczy nie
cierpiała wszystkich me˛z˙czyzn.

– Mieszkałas´ tylko z matka˛? – Kelly popatrzyła

zaintrygowana na przyjacio´łke˛. – Co sie˛ stało z twoim
ojcem?

– Nic o nim nie wiem – przyznała Jessica. – Mama

zawsze sie˛ złos´ciła, kiedy o niego pytałam, wie˛c w kon´-
cu dałam spoko´j. Nawet Jim niczego sie˛ nie dowiedział.
Mama przyjechała do Silverstream w o´smym miesia˛cu
cia˛z˙y. Wysiadła z autobusu bez grosza przy duszy
i natychmiast dostała skurczo´w.

– Mo´j Boz˙e! I co sie˛ stało?
– Przyszłam na s´wiat! – zas´miała sie˛ Jessica.

– Wszyscy mieszkan´cy otoczyli mame˛ opieka˛ i znalez´li
dla niej dom. Utrzymywała nas, pracuja˛c jako krawcowa
i ucza˛c gry na pianinie. Pos´wie˛ciła sie˛ całkowicie
wychowywaniu mnie, i tylko to sie˛ dla niej liczyło.

52

ALISON ROBERTS

background image

– Jessica z trudem hamowała łzy. – Była wspaniała˛
matka˛. Be˛dzie mi jej bardzo brakowało.

– Rozumiem. – Kelly zdje˛ła dłon´ z kierownicy

i poklepała przyjacio´łke˛ w kolano. – Tak mi przykro.

Jessica zdobyła sie˛ na lekkie skinienie głowa˛. Od-

wro´ciła twarz do okna, by ukryc´ łzy i zapanowac´ nad
emocjami. Cierpiała nie tylko z powodu głe˛bokiego
smutku, gne˛biły ja˛ takz˙e wyrzuty sumienia. Matka
czasem przygniatała ja˛ nadmierna˛ opiekun´czos´cia˛. Ile-
kroc´ odwaz˙yła sie˛ wyrwac´ spod jej skrzydeł, kon´czyło
sie˛ to dla Jessiki fatalnie. Jednak matka nieodmiennie
podawała jej pomocna˛ dłon´ i starała sie˛ wyprowadzic´
z˙ycie co´rki na prosta˛.

Do pierwszego nieszcze˛s´cia doszło, gdy Jessica po-

stanowiła spełnic´ swoje marzenie i zostac´ piele˛gniarka˛.
Wyjechała do szkoły, po raz pierwszy znalazła sie˛
w duz˙ym mies´cie, a jej styl z˙ycia z pewnos´cia˛ nie
zyskałby aprobaty matki.

Młoda dziewczyna wdała sie˛ w romans ze znacznie

starszym od niej me˛z˙czyzna˛, kto´ry ukrywał przed nia˛,
z˙e jest z˙onaty. Gdy zaszła w cia˛z˙e˛, groz´bami i szanta-
z˙em przeraził ja˛ do tego stopnia, z˙e przyrzekła nigdy
nie domagac´ sie˛ od niego uznania dziecka i alimen-
to´w. Zgina˛ł w wypadku samochodowym, gdy Ricky
miał szes´c´ miesie˛cy, co Norma przyje˛ła z ponurym
zadowoleniem.

– Zasłuz˙ył sobie na taki koniec – os´wiadczyła.

– Przynajmniej nie be˛dzie sie˛ wtra˛cał do naszego z˙ycia.
Poradzimy sobie same.

Umoz˙liwiła to pomoc Jima Summera. Ricky był

chorowitym wczes´niakiem. Pierwsze lata przez˙ył wyła˛-

53

ALISON ROBERTS

background image

cznie dzie˛ki nieustannej opiece Jessiki i Normy. S

´

wiat

dziewczyny znowu stałby sie˛ przygne˛biaja˛co mały,
gdyby doktor Summer nie troszczył sie˛ o jej przyszłos´c´.
Przekonał ja˛, aby zatrudniła sie˛ jako piele˛gniarka i po-
woli wydłuz˙ał czas, kto´ry spe˛dzała poza domem. Za-
che˛cał ja˛ do wyjazdo´w na kolejne szkolenia, ale to
Jessica postanowiła zakło´cic´ rytm z˙ycia Ricky’ego i wy-
brac´ sie˛ do Christchurch na kurs ratownictwa.

Wo´wczas Ricky po raz pierwszy opus´cił rodzinne

miasteczko, a skutki tej decyzji Jessica na zawsze
zapamie˛ta. Wyprawa zakon´czyła sie˛ tragicznie, ale tym
razem matka nie pomoz˙e jej odbudowac´ dawnej egzys-
tencji. Jessica została sama. Otarła łzy i smutno potrza˛s-
ne˛ła głowa˛.

– Co sie˛ stało? – zapytała delikatnie Kelly. – Chcesz

o tym porozmawiac´?

– Pojechałam na kurs, licza˛c, z˙e zdołam odmienic´

swoje z˙ycie – zacze˛ła cicho Jessica. – Nie sa˛dziłam, z˙e
spotka mnie takie nieszcze˛s´cie.

– Przeciez˙ to nie twoja wina – os´wiadczyła Kelly.

– Owszem, doszło do tragedii, ale nie ponosisz za nia˛
odpowiedzialnos´ci.

– Byc´ moz˙e – przyznała Jessica. – Ale moje z˙ycie

zmieniło sie˛ całkowicie. Nic juz˙ nigdy nie be˛dzie takie
samo.

Jednak domek przy Elizabeth Street wcale sie˛ nie

zmienił, podobnie jak i doktor Summer.

– O nic sie˛ nie martw – os´wiadczył, gdy wypus´cił

Jessice˛ z us´cisku. – Panie z rady parafialnej spisały sie˛
na medal. Załatwiły wszystkie sprawy, kos´cio´ł został

54

ALISON ROBERTS

background image

przybrany kwiatami, a wielebny Barlow po´z´niej zajrzy
do ciebie, z˙eby omo´wic´ przebieg ceremonii. Po pogrze-
bie rada parafialna zaprasza na herbate˛ i ciastka. Jes´li
be˛dziemy mieli szcze˛s´cie, moz˙e be˛da˛paro´wki w cies´cie.

– Bardzo ci dzie˛kuje˛, Jim. Nie wiedziałabym, od

czego zacza˛c´... – rzekła Jessica. – Czy mama... To
znaczy gdzie...?

– Norma jest w domu pogrzebowym starego Johnno

Batesa. W kaz˙dej chwili moz˙esz is´c´ i ja˛ zobaczyc´. – Jim
zas´miał sie˛ złos´liwie. – Mam nadzieje˛, z˙e nie patrzy na
nas z go´ry. Serdecznie nie znosiła tego człowieka,
prawda? Jak go nazywała? Juz˙ wiem. Wiejski se˛p.

Jessica nie zdołała powstrzymac´ us´miechu. Jim nadal

był soba˛ i w kaz˙dej sytuacji walił kawe˛ na ławe˛. Na
szcze˛s´cie był bardzo sympatyczny i nikt sie˛ nie obraz˙ał
na jego złos´liwos´ci.

– Jim, to moja kolez˙anka Kelly Drummond – oznaj-

miła Jessica. – Jest piele˛gniarka˛, pracuje w pogotowiu
i była ze mna˛ na szkoleniu.

– Bardzo mi miło – odparł Jim, wymieniaja˛c z Kelly

serdeczny us´cisk dłoni. – Jessica potrzebuje teraz przy-
jacio´ł. Nasza mies´cina jest tak mała, z˙e nie znalazła tu
ludzi doro´wnuja˛cych jej inteligencja˛ i zdolnos´ciami.

– Och, Jim. – Jessica sie˛ zawstydziła. – Daj spoko´j!

To kochane miasteczko i wymarzone miejsce dla Ri-
cky’ego.

– Co słychac´ u tego łobuziaka? – Na pomarszczonej

twarzy Jima malowała sie˛ troska. – Z kim go zostawiłas´?

– Joe jest wyja˛tkowy, okazał sie˛ prawdziwym przy-

jacielem – zapewniła go Jessica. – A Ricky... z nim
rozmawia.

55

ALISON ROBERTS

background image

– Niemoz˙liwe! – Ton głosu Jima zdradzał, z˙e ta

informacja wywarła na nim wielkie wraz˙enie, jednak
natychmiast us´miechna˛ł sie˛ pod wa˛sem. – Prawdziwy
przyjaciel, mo´wisz? Doskonale.

– Nie chodzi o to, o czym mys´lisz – zaprotestowała

Jessica, ale Jim juz˙ wymieniał porozumiewawcze spoj-
rzenia z Kelly, kto´ra szeroko sie˛ us´miechała.

Doktor Summer wyraz´nie jej sie˛ spodobał.
– Zaraz wychodze˛ – stwierdził Jim. – Wprawdzie

Norma, wyjez˙dz˙aja˛c, zostawiła dom w idealnym stanie,
ale troche˛ tu odkurzylis´my, a Kay zrobiła zakupy.
Zadzwon´cie do mnie, gdybys´cie czegos´ potrzebowały.
– Zatrzymał sie˛ w progu. – Pogrzeb odbe˛dzie sie˛ jutro
o czternastej. Po ceremonii jedziesz natychmiast do
Christchurch?

– Nie, dopiero w sobote˛ po południu. Musze˛ spako-

wac´ rzeczy, przygotowac´ dom i ogro´d do kilkutygo-
dniowej nieobecnos´ci.

– Hm... – Jim wyraz´nie nie s´pieszył sie˛ z wyjs´ciem.

– Gdzie zamieszkasz, kiedy two´j smyk be˛dzie chodził
do szkoły specjalnej? – Popatrzył na nia˛ spod oka.
– Z tym tajemniczym przyjacielem?

– Nie. Idz´ juz˙, Jim! – Jessica machne˛ła re˛ka˛. – Nie

dam ci pretekstu do plotkowania. Jeszcze nie wiem,
gdzie sie˛ zatrzymamy. Zastanowie˛ sie˛ nad tym po
pogrzebie.

Kelly odczekała, az˙ Jim zamknie za soba˛ drzwi

skromnego domku Normy.

– Moz˙emy zamieszkac´ u mojej mamy – oznajmiła. –

Na pewno sie˛ zgodzi.

– Dzie˛kuje˛, Kelly, niedługo dam ci odpowiedz´. Joe

56

ALISON ROBERTS

background image

zaproponował, z˙ebym w sobote˛ przenocowała u niego.
Powiedział, z˙e ma obszerny dom i wszyscy sie˛ zmies´-
cimy.

– Ach, tak. – Us´miech Kelly był ro´wnie wymowny,

jak wyraz twarzy Jima.

Jessica odwro´ciła sie˛, z˙eby ukryc´ rumieniec, ale

Kelly postanowiła dra˛z˙yc´ temat.

– Polubiłas´ Joego, przyznaj sie˛, Jess.
Jessica nies´miało przytakne˛ła.
– Ale obawiam sie˛, z˙e to całkowicie jednostronne

uczucie, wie˛c prosze˛, z nikim nie poruszaj tego tematu,
zwłaszcza z Jimem. Kilka lat temu pro´bował mnie
wyswatac´, z fatalnym skutkiem.

– Naprawde˛? Kogo ci wytrzasna˛ł?
– Młodego przystojnego kawalera, Charlesa, nasze-

go nowego weterynarza. Od dnia jego przyjazdu do
Silverstream, Jim marzył, z˙e staniemy na s´lubnym
kobiercu.

– Nie spodobał ci sie˛?
– Owszem, i to bardzo. Nawet sie˛ zare˛czylis´my.
– I co?
– Zaproponował, z˙e zostawimy Ricky’ego mojej

matce, a sami sie˛ wyniesiemy i be˛dziemy mieli własne
dzieci. Normalne.

– Co za łajdak!
– Ty to powiedziałas´. Ale dlatego wolałabym, z˙ebys´

nikomu nie mo´wiła o Joem.

– Zgoda, chociaz˙ nie sa˛dze˛, z˙eby twoje uczucia były

rzeczywis´cie całkowicie nieodwzajemnione. Bardzo sie˛
zdziwiłam, z˙e Joe zajmie sie˛ Rickym.

– Dlaczego?

57

ALISON ROBERTS

background image

– Słynie z tego... – Kelly urwała, szukaja˛c najbar-

dziej ogle˛dnego zwrotu. – No wie˛c... otwarcie daje do
zrozumienia, z˙e nie przepada za dziec´mi. Jego małz˙en´st-
wo rozpadło sie˛, poniewaz˙ z˙ona marzyła o potomstwie.

– Aha. – Jessica stała przez chwile˛ bez ruchu, zanim

wreszcie pokiwała głowa˛. – Czułam, z˙e o cos´ takiego
chodzi. Kiedy na kursie wspomniałam o synku, zacza˛ł
mnie traktowac´ zupełnie inaczej.

– Nie widzisz, z˙e zrobił dla ciebie wyja˛tek?
– Moz˙e po prostu polubił Ricky’ego – podsune˛ła

Jessica. – Spe˛dzili ze soba˛ kilka godzin w furgonie.
Niewykluczone, z˙e Ricky stał mu sie˛ bliski, poniewaz˙
uratował mu z˙ycie.

– Moz˙liwe. – Kelly us´miechne˛ła sie˛ zache˛caja˛co.

– Ale to niezły pocza˛tek, nie sa˛dzisz?

– Owszem – przyznała Jessica, kto´ra nie liczyła, z˙e

be˛dzie miała szanse˛ na bliz˙szy kontakt z przystojnym
ratownikiem.

Jednak juz˙ wkro´tce Jessice˛ całkowicie pochłone˛ły

przygotowania do pogrzebu matki.

Pod koniec ceremonii w kos´ciele wiele oso´b ciepło

mo´wiło o z˙yciu Normy. Wypowiedz´ Jima Summera
była jak zwykle z˙yczliwa, choc´ do bo´lu szczera.

– Wszyscy doskonale wiemy, z˙e Norma zazdros´nie

strzegła swojej prywatnos´ci. Nikt z nas nigdy sie˛ nie
dowiedział, co ja˛ sprowadziło do Silverstream, ale bez
wa˛tpienia uciekała przed problemami, o kto´rych chciała
zapomniec´. Na szcze˛s´cie nie przybyła sama, a w dzie-
sie˛c´ minut po moim pierwszym spotkaniu z Norma˛
z rados´cia˛ przyja˛łem na s´wiat Jessie. – Mały kos´cio´łek
wypełnił jego s´miech. – Poznalis´my sie˛ w nietypowych

58

ALISON ROBERTS

background image

okolicznos´ciach, ale mys´le˛, z˙e Norma w kon´cu mi
wybaczyła. Całkowicie pos´wie˛ciła sie˛ wychowaniu co´-
rki – cia˛gna˛ł Jim, patrza˛c z us´miechem na Jessice˛.
– Chociaz˙ niekto´rzy z nas uwaz˙ali ja˛za zbyt opiekun´cza˛,
chyba nie wyrza˛dziła Jess krzywdy.

Jessica wbiła wzrok w dłonie. Jej matka była bez

wa˛tpienia nadopiekun´cza, ale ona nie uwaz˙ała tego za
wade˛. Potem kolejna osoba wychwalała wkład Normy
w umuzykalnienie lokalnej społecznos´ci, ale Jessica
tego nie słuchała, pogra˛z˙ona we wspomnieniach.

Miała siedem czy osiem lat, kiedy ubłagała matke˛, by

zgodziła sie˛ na lekcje konnej jazdy. Jej najlepsza przyja-
cio´łka chodziła do szko´łki jez´dzieckiej i Jessica bardzo
chciała spro´bowac´ tego sportu.

– Wcale mi sie˛ to nie podoba, kochanie – odrzekła

nieche˛tnie matka. – Jazda konna bywa niebezpieczna.
Łatwo moz˙na spas´c´ z konia i skre˛cic´ sobie kark. Serce
mi pe˛knie, jes´li reszte˛ z˙ycia spe˛dzisz w wo´zku inwalidz-
kim.

– Mamusiu, daje˛ ci słowo, z˙e nie spadne˛! Prosze˛,

pozwo´l mi spro´bowac´. Błagam!

Norma martwiła sie˛, poniewaz˙ bardzo kochała co´rke˛.

Z tego tez˙ powodu przyszła na lekcje˛ i natychmiast
podbiegła do Jessiki, gdy podczas pierwszej jazdy
straciła ro´wnowage˛ i spadła na ziemie˛.

– Nic ci sie˛ nie stało. Wsia˛dz´ na kucyka i pro´buj dalej

– polecił instruktor.

Inne uczennice, ła˛cznie z przyjacio´łka˛ Jessiki, Amie,

czekały na dalszy cia˛g.

– A moz˙e moja co´rka juz˙ nie chce jez´dzic´? – Norma

postanowiła bronic´ dziecka.

59

ALISON ROBERTS

background image

– Jes´li natychmiast nie wsia˛dzie na konia, straci

pewnos´c´ siebie – tłumaczył instruktor.

Jessica od pocza˛tku nie wierzyła w swoje siły. Dzie-

wczynki nie spuszczały z niej oczu, i nawet kuc sie˛ jej
przypatrywał. Wszyscy uznali, z˙e do niczego sie˛ nie
nadaje.

– Nie chce˛ wie˛cej jez´dzic´. – Z trudem powstrzymała

płacz. – Boli mnie siedzenie.

Matka starała sie˛ podnies´c´ co´rke˛ na duchu, mo´wia˛c,

z˙e za jakis´ czas spro´buje znowu. Ale Jessica wolała nie
ryzykowac´, z˙e zno´w sie˛ wystawi na pos´miewisko. Jej
przyjaz´n´ z Amie szybko sie˛ skon´czyła i Jessica zapisała
sie˛ do szkolnego cho´ru. A w szkole s´redniej nalez˙ała do
ko´łka dramatycznego. Niewaz˙ne, z˙e nigdy nie zagrała
gło´wnej roli. Jej matka zawsze siedziała na widowni,
dumna z osia˛gnie˛c´ co´rki, jakby były to jej własne.

Kelly wysłuchała kro´tkich przemo´wien´. Gdy kon-

dukt ruszył na cmentarz, otoczyła Jessice˛ ramieniem,
a po´z´niej towarzyszyła jej podczas skromnego przyje˛cia
w sali parafialnej. Wiele oso´b nie ukrywało łez, ale
ro´wnie cze˛sto rozbrzmiewał s´miech, gło´wnie dzie˛ki
anegdotom opowiadanym przez Jima Summera. Kelly
widziała, jak wszyscy tu kochaja˛ Jessice˛ i zrozumiała,
czemu Silverstream wydawało sie˛ przyjacio´łce bez-
piecznym schronieniem. Poje˛ła ro´wniez˙, dlaczego wie-
kowy lekarz uwaz˙a, z˙e tutaj Jessica nie zdoła rozwina˛c´
skrzydeł.

– Jak sobie poradzimy w cho´rze kos´cielnym, kiedy

zabrakło Normy? – zastanawiała sie˛ jedna ze staruszek.
– Zajmiesz sie˛ tym, droga Jessico?

– Moz˙liwe. – W głosie dziewczyny słychac´ było

60

ALISON ROBERTS

background image

zme˛czenie. – Ale w tej chwili nie moge˛ niczego obiecy-
wac´.

– Oczywis´cie. – Inna z kobiet poklepała ja˛ po dłoni.

– Dalie mi sie˛ w tym roku wyja˛tkowo udały, zachowa-
łam bulwy dla Normy. Niedługo trzeba be˛dzie je zasa-
dzic´.

– Dzie˛kuje˛, Ethel. Odwiedze˛ cie˛, gdy tylko znajde˛

wolna˛ chwile˛.

– Be˛dzie nam ciebie brakowało – os´wiadczył szorst-

ko siwowłosy me˛z˙czyzna i zwracaja˛c sie˛ do Kelly,
dodał: – Jessica wyleczyła mi wrzody. Bałem sie˛, z˙e
strace˛ stope˛, ale przez kilka tygodni przychodziła zmie-
niac´ opatrunki.

Kelly nie dziwiła sie˛, z˙e gdy juz˙ było po wszystkim,

Jessica odetchne˛ła z ulga˛.

Jim odprowadził je do domku Normy.
– A wie˛c... – powiedział, zacieraja˛c re˛ce, gdy tylko

zamkne˛ły drzwi – pare˛ dni temu schowałem tutaj butel-
ke˛ dz˙inu. Przyda sie˛ nam cos´ mocniejszego, prawda?

Jessica przeprosiła ich na chwile˛, mo´wia˛c, z˙e musi

zatelefonowac´.

– Witaj, Joe. Co słychac´?
– Z Rickym wszystko w porza˛dku. S

´

wietnie sie˛

bawimy. Jak ci mina˛ł dzien´?

– Na pogrzeb przyszło mno´stwo ludzi. Mama miała

tutaj wielu przyjacio´ł.

– Jak sie˛ czujesz? Chyba jestes´ zme˛czona.
– Owszem, i to bardzo – przyznała. – Na nic nie mam

juz˙ sił. Ciesze˛ sie˛, z˙e juz˙ po wszystkim.

– Z

˙

ałuje˛, z˙e nie mogłem z toba˛ pojechac´. – Słowa

Joego brzmiały szczerze.

61

ALISON ROBERTS

background image

Jessica ucieszyła sie˛, z˙e Joe w ogo´le brał pod uwage˛

moz˙liwos´c´ towarzyszenia jej i wspierania w trudnych
chwilach.

– Nigdy nie zdołam ci sie˛ odwdzie˛czyc´ za pomoc.

Dzie˛ki tobie mogłam w spokoju poz˙egnac´ sie˛ z matka˛
i powspominac´ dobre czasy. Chociaz˙ bywało nam cie˛z˙-
ko. Gdyby Ricky przyjechał ze mna˛, musiałabym sie˛
nim bez przerwy opiekowac´. – Pomys´lała, z˙e powinna
zaja˛c´ sie˛ swoja˛ przyszłos´cia˛, zamiast rozpamie˛tywac´
przeszłos´c´. – Jak sobie radzisz?

– Ricky czuje sie˛ s´wietnie – oznajmił Joe. – Re˛ka

nie nastre˛cza mu z˙adnych problemo´w i gips nie prze-
szkadza mu w zabawie. Ale wczoraj mine˛ło troche˛
czasu, zanim odzyskał humor. Przez godzine˛ mnie
ignorował, siedział w ka˛cie i tylko sie˛ kołysał, nuca˛c
cos´ pod nosem.

– Ojej! – Jessica zagryzła wargi.
Ricky wygla˛dał wtedy dziwnie, a inni gapili sie˛ na

niego ze smutkiem i kiwali głowami nad jego osob-
liwym zachowaniem. Jessice˛ ogarne˛ło zaz˙enowanie na
mys´l o reakcji Joego.

– Szybko sie˛ z tego otrza˛sna˛ł, kiedy mu zapro-

ponowałem prace˛ przy aucie. Udało sie˛ nam uruchomic´
reflektory. – W głosie Joego brzmiała duma. – Szkoda,
z˙e nie widziałas´ jego rados´ci, kiedy wreszcie sie˛ za-
paliły.

– Ciesze˛ sie˛. A jak w nocy spał?
– Jak suseł. Zasna˛ł, gdy tylko przyłoz˙ył głowe˛ do

poduszki. – Joe pomina˛ł fakt, z˙e Ricky połoz˙ył sie˛
dopiero o dwudziestej trzeciej, poniewaz˙ naprawa
os´wietlenia w samochodzie długo trwała. Matka, kto´ra

62

ALISON ROBERTS

background image

wymaga, by dziecko szło do ło´z˙ka o dziewie˛tnastej, nie
musi o tym wiedziec´. – Spał do szo´stej. A kiedy sie˛
obudziłem, lez˙ał obok mnie.

– No nie! – zawołała zawstydzona Jessica. – Bardzo

cie˛ przepraszam. Robi to kaz˙dego ranka, ale nie sa˛dzi-
łam, z˙e przyjdzie do kogos´ obcego. – Zaniepokoiła ja˛
mys´l, z˙e synek znalazł sobie nowy obiekt porannych
czułos´ci.

– Wcale mi to nie przeszkadza – rzucił lekko Joe.

– I tak miałem wstawac´. – Nie zamierzał sie˛ przy-
znawac´, z˙e zszokowała go obecnos´c´ dziecka w ło´z˙ku.
Ani to, z˙e lez˙ał bez ruchu, gdy Ricky zwina˛ł sie˛ u jego
boku i smacznie zasna˛ł.

– Ale jednak...
– Wiesz przeciez˙, z˙e juz˙ spał przy mnie – przypo-

mniał jej pogodnie. – Spe˛dzilis´my sporo czasu w tym
meblowozie.

Jessica skinieniem głowy podzie˛kowała Jimowi za

podanie szklaneczki z drinkiem. Zignorowała jego zna-
cza˛cy us´miech, kto´ry s´wiadczył o tym, z˙e Kelly powie-
działa mu, z kim rozmawia.

– Ma apetyt? – zapytała. – Poza domem zwykle nie

chce jes´c´.

– Wsuwa za trzech – zapewnił ja˛ Joe. – Włas´nie

szykujemy kiełbaski na grill. Ricky smaruje chleb mas-
łem.

– Noz˙em?
W słuchawce na chwile˛ zapadło milczenie.
– Trudno to robic´ inaczej, nie sa˛dzisz? – zapytał

w kon´cu łagodnie.

– Ale on cze˛sto robi sobie krzywde˛.

63

ALISON ROBERTS

background image

– Nie dałem mu ostrego noz˙a, Jess – uspokajał ja˛ Joe

i postanowił nie wspominac´, z˙e Ricky wczes´niej pomo´gł
mu siekac´ cebule˛.

Jessica wypiła łyk dz˙inu i pomys´lała, z˙e moz˙e rzeczy-

wis´cie Joe panuje nad sytuacja˛.

– Co dzis´ Ricky robił?
– Rano naprawialis´my mustanga. Potem kosiłem

trawe˛, a kiedy mu sie˛ znudziło pomaganie, poszedł sie˛
bawic´ samochodzikami w piaskownicy.

– Masz piaskownice˛?
– W pewnym sensie – zachichotał. – Pare˛ lat temu,

kiedy planowałem zrobienie podjazdu, przywiez´li mi
cie˛z˙aro´wke˛ piasku. Wyrwalis´my z tej go´ry chwasty
i uznalis´my, z˙e moz˙na zbudowac´ trasy dla samochodo´w.
– Joe nie zamierzał jej zdradzic´, jak s´wietnie sam sie˛
przy tym bawił.

– Fajne zaje˛cie – stwierdziła Jessica.
– Owszem. Chcesz porozmawiac´ z Rickym?
– Nie! Nawet nie pro´buj mu dawac´ słuchawki. Wpa-

da w przeraz˙enie, kiedy słyszy czyjs´ głos i nie widzi
rozmo´wcy.

– Ach tak. – Joe zerkna˛ł na chłopca, kto´ry włas´nie

przestał wydłubywac´ dziure˛ w smarowanej masłem
kromce i pro´bował przepiłowac´ noz˙em noge˛ od stołu,
nuca˛c przy tym pod nosem. – Dobrze, w takim razie do
zobaczenia jutro.

– Ucałuj ode mnie Ricky’ego. – Jessica odłoz˙yła

słuchawke˛ i lekko sie˛ zaczerwieniła, zdawszy sobie
sprawe˛, jak Joe moz˙e odebrac´ zdanie, kto´rym zawsze
kon´czyła rozmowy telefoniczne z matka˛. Nie potrafiła
sobie wyobrazic´, jak ten me˛z˙czyzna całuje jej syna.

64

ALISON ROBERTS

background image

Prawde˛ mo´wia˛c, wolałaby, z˙eby to ja˛ pocałował. Na te˛
mys´l zaczerwieniła sie˛ po cebulki włoso´w.

– Dz˙in z tonikiem s´wietnie ci zrobił – stwierdził

z zadowoleniem Jim, kiedy wro´ciła do kuchni. – Przez
cały dzien´ byłas´ blada jak s´ciana, albo jak mo´j pod-
koszulek.

– Daj spoko´j! – Jessica sie˛ us´miechne˛ła. – Kelly nie

chce słuchac´ o twojej bieliz´nie.

– Naprawde˛? – Kelly dokon´czyła drinka i popatrzyła

na starszego pana. – A moz˙e to ciekawy temat?

– Ucia˛łem sobie z Kelly pogawe˛dke˛ o tobie – stwier-

dził lekarz.

– Ach tak?
– Czeka cie˛ wielka zmiana – stwierdził powaz˙nie

Jim.

– Wiem – westchne˛ła. – Musze˛ polegac´ wyła˛cznie

na sobie. Ricky nie ma nikogo poza mna˛.

– Przeciez˙ ma mnie – przypomniał jej Jim. – I Kay,

choc´ moja z˙ona posune˛ła sie˛ w latach, a ja tez˙ nie jestem
juz˙ młodzieniaszkiem. Kto wie, kiedy be˛de˛ wa˛chac´
kwiatki od spodu?

– Oby jak najpo´z´niej. – Jessice nie podobało sie˛

spojrzenie, jakim Jim ja˛ zmierzył.

– Musze˛ przejs´c´ na emeryture˛ – dodał ostroz˙nie Jim.
– Powtarzasz to od dziesie˛ciu lat.
– Tym razem mo´wie˛ powaz˙nie. Moja pikawka za-

czyna stroic´ fochy.

– Nie wspominałes´, z˙e masz problemy z sercem.
– To nic powaz˙nego – rzucił lekko Jim. – Ale musze˛

zwolnic´ tempo. Dlatego dałem ogłoszenie w prasie
medycznej.

65

ALISON ROBERTS

background image

– Aha. – Do Jessiki powoli docierał sens jego wy-

powiedzi. – Znalazł sie˛ ktos´ zainteresowany posada˛?

– Tak. Młody, zapalony lekarz. Jego z˙ona jest piele˛-

gniarka˛.

– Pewnie be˛da˛ chcieli pracowac´ razem. – Jessica

starała sie˛ nie patrzec´ Jimowi w oczy.

– Niewykluczone. Ale za miesia˛c powinna urodzic´

dziecko, wie˛c troche˛ potrwa, zanim zacznie prace˛
w przychodni.

– A wtedy ja wyla˛duje˛ na bruku.
Pełne troski spojrzenie Jima potwierdziło jej podej-

rzenia.

– Kelly powiedziała mi, z˙e marzysz o pracy w pogo-

towiu – zacza˛ł. – Wspominała tez˙, z˙e w Christchurch
maja˛ wspaniały program szkoleniowy.

– To nie wchodzi w gre˛, musze˛ sie˛ zajmowac´ Ri-

ckym.

– Sama sobie utrudniasz wiele rzeczy – zauwaz˙ył

Jim. – Widzisz tylko problemy, a nie ich rozwia˛zania,
i zamartwiasz sie˛ bez powodu.

– Znam kilka dziewczyn w pogotowiu, kto´re maja˛

małe dzieci – dodała Kelly. – W mies´cie sa˛ naprawde˛
s´wietne przedszkola i s´wietlice.

– Ale Ricky jest inny.
– Oto kolejny powo´d, z˙eby zamieszkac´ w duz˙ym

mies´cie – dodał Jim. – Jaka˛ pomoc uzyskasz w Silver-
stream, z˙eby two´j syn mo´gł sie˛ rozwijac´?

Na twarzy Jessiki malowała sie˛ troska.
– Jes´li kiedykolwiek sie˛ sta˛d wyprowadze˛, zrobie˛ to

wyła˛cznie dla niego.

– Nie rezygnuj z marzen´ – poradził jej Jim.

66

ALISON ROBERTS

background image

– W przyszłos´ci Ricky wcale ci za to nie podzie˛kuje.
A ty tez˙ zasługujesz na odrobine˛ szcze˛s´cia.

– Zastanowie˛ sie˛ – obiecała Jessica. – Zobacze˛, co

przyniosa˛ najbliz˙sze tygodnie. Teraz musze˛ sie˛ skon-
centrowac´ na Rickym, a nie na sobie. Be˛dzie mu trudno,
nigdy jeszcze nie chodził do szkoły.

– Czuje˛ w kos´ciach, z˙e włas´nie tego potrzebuje

– zapewnił ja˛ Jim. – A pewnie i ty zobaczysz nowe
moz˙liwos´ci. Jestes´ silniejsza, niz˙ ci sie˛ wydaje. Musisz
tylko w to uwierzyc´ i wykorzystac´ swo´j potencjał.
Norma odeszła, wie˛c po prostu nie masz wyjs´cia.

– Wiem. – Jessica głe˛boko odetchne˛ła. Jim nie mo´gł

wiedziec´, z˙e juz˙ odkryła z´ro´dło mocy, z kto´rego po-
stanowiła czerpac´ siły.

– Na pewno ci sie˛ uda – zache˛cała ja˛ Kelly. – Jestem

o tym przekonana.

Jessica kiwne˛ła głowa˛, a potem sie˛ us´miechne˛ła. Była

zbyt zme˛czona, by w tym momencie zastanawiac´ sie˛ nad
przyszłos´cia˛. Ale nieco po´z´niej, tuz˙ przed zas´nie˛ciem,
widziała przesuwaja˛ce sie˛ przed oczami cudowne obra-
zy. Szkoła, w kto´rej nauczyciele pomoga˛ Ricky’emu
w pełni sie˛ rozwina˛c´. Ciekawy nowy zawo´d. Zwia˛zek,
kto´ry ma przyszłos´c´...

Poczuła, z˙e przynajmniej jedno z tych marzen´ zdoła

zrealizowac´. Nie, nie tylko jedno. Wszystkie.

67

ALISON ROBERTS

background image

ROZDZIAŁ PIA˛TY

To jest ten dom? Niemoz˙liwe!
Zaniepokojona Jessica cofne˛ła samocho´d, az˙ we

wstecznym lusterku zobaczyła skrzynke˛ pocztowa˛ na
poprzednim domu. Numer trzydzies´ci osiem. Za rogiem
mine˛ła numer dwadzies´cia, wie˛c jechała we włas´ciwym
kierunku. Naste˛pna posesja powinna nosic´ numer czter-
dzies´ci. Dom Joego Barringtona. Co za chlew!

Gdy wjez˙dz˙ała na podjazd, samocho´d podskakiwał

na pope˛kanym betonie, a wysoka trawa szorowała po
podwoziu. Zatrzymała sie˛ obok zardzewiałego wraku,
gdzie klomby zarosły bujnymi chwastami. W kon´cu
popatrzyła na obszerna˛ wille˛, kto´rej od dawna przydało-
by sie˛ odnowienie elewacji.

Okna i drzwi były otwarte, totez˙ Jessica uznała, z˙e

daruje sobie pukanie. I tak utone˛łoby w dudnia˛cym
hałasie rock’n’rolla, kto´ry słychac´ było na ulicy. Zakryła
uszy dłon´mi i weszła do s´rodka.

Brudne naczynia stały na blacie i stole kuchennym,

w ka˛tach lez˙ały stosy ubran´, zas´ podłoge˛ w przestronnym
salonie, z kto´rego dobiegała muzyka, zajmowały dziecin-
ne samochodziki i najro´z˙niejsze s´miecie. Co za bałagan!

Jessica wyszła na dwo´r. Gdyby wiedziała, w jakich

warunkach mieszka Joe, zastanowiłaby sie˛ dwa razy,
zanim pozwoliłaby mu odebrac´ syna ze szpitala!

background image

Za domem dostrzegła kawałek niedawno przycie˛tego

trawnika i zniszczony podjazd prowadza˛cy do duz˙ej
szopy. Stane˛ła w jej drzwiach. Wewna˛trz ujrzała raj
– oczywis´cie w wersji me˛skiej. Nad kanałem stał zapar-
kowany drugi wrak. S

´

ciany zdobił imponuja˛cy zbio´r

narze˛dzi, a podłoge˛ pokrywały cze˛s´ci zamienne, stare
opony, pisma motoryzacyjne i zdumiewaja˛co gruba
warstwa brudu.

Poniewaz˙ muzyka była tu znacznie cichsza, Jessica

zdołała usłyszec´ głosy dobiegaja˛ce z głe˛bi kanału.

– Kolego, podaj mi klucz francuski. Przypomina łepek

ptaka o duz˙ym dziobie i obrotowym kołnierzu woko´ł szyi.

Za samochodem pojawił sie˛ jej synek.
– Mama!
Jessica po raz pierwszy w z˙yciu zobaczyła na twarzy

Ricky’ego wyraz tak ogromnego szcze˛s´cia. Chwyciła
go w ramiona i w okamgnieniu zapomniała o dre˛cza˛cym
ja˛ niepokoju. Jej syn jest bezpieczny i zadowolony.
Tylko to sie˛ liczy.

– Czes´c´, Jess! Juz˙ wro´ciłas´...
Z kanału wynurzył sie˛ Joe odziany w brudny kom-

binezon. Podwinie˛te re˛kawy odsłaniały muskularne ra-
miona, pokryte teraz brudem i potem. Spod rozpie˛tej
bluzy wygla˛dała poros´nie˛ta włosami, opalona sko´ra.
Jego wygla˛d wywarł tak silne wraz˙enie na Jessice, z˙e
miała trudnos´ci ze sformułowaniem odpowiedzi na
entuzjastyczne powitanie.

– Mys´lałam, z˙e urza˛dzilis´cie sobie impreze˛, ale

w domu nikogo nie zastałam.

– Troche˛ głos´no, co? – us´miechna˛ł sie˛ Joe. – Chcieli-

s´my tutaj cos´ usłyszec´. Zaraz przycisze˛.

69

ALISON ROBERTS

background image

– Dobrze. – Jessica postawiła na ziemi Ricky’ego,

kto´ry pro´bował wyrwac´ sie˛ z jej obje˛c´.

– Mamo, popatrz! To samocho´d Joego!
– Widze˛. – Jessica zdobyła sie˛ na ton podziwu. – Jest

wspaniały.

– Wygla˛da fatalnie, ale zaraz wyczyszcze˛ karoserie˛

i wtedy go pomaluje˛. – Joe wytarł dłonie w brudna˛
s´cierke˛. Sprawiał wraz˙enie bardzo dumnego z tego
wraku.

– S

´

wiatła juz˙ sie˛ zapalaja˛ – poinformował matke˛

Ricky.

Jessica pomys´lała, z˙e w jego głosie słyszy taka˛ sama˛

dume˛, jaka pobrzmiewała w słowach Joego.

– Pomogłem je naprawic´ – dodał.
– Oczywis´cie – potwierdził Joe. – A teraz doprowa-

dzimy sie˛ do porza˛dku. Trzeba przygotowac´ grill, z˙eby
dac´ mamie cos´ do jedzenia. Na pewno jest zme˛czona
i głodna.

– Owszem, jestem wykon´czona.
Jessica zastanawiała sie˛, co Joe ma na mys´li, mo´wia˛c

o ,,doprowadzaniu sie˛ do porza˛dku’’. Wchodza˛c za nimi
do domu, jeszcze raz rozejrzała sie˛ po wne˛trzu. Sprza˛ta-
nie tego bałaganu zaje˛łoby jej co najmniej miesia˛c.
Ricky był umorusany ro´wno, choc´ spe˛dził tu zaledwie
dwie doby. Na pewno ani razu sie˛ nie czesał, jego twarz
zdobiły czarne smugi. Gips na re˛ce, jeszcze niedawno
s´niez˙nobiały, był prawie czarny. Na ubraniu pojawiły
sie˛ tłuste plamy i...

Jessica bacznie przyjrzała sie˛ koszulce i szortom

synka.

– Czemu Ricky nosi ubranie na lewa˛strone˛? – spytała.

70

ALISON ROBERTS

background image

– Naprawde˛? – Joe zerkna˛ł na chłopca. – Rzeczywis´-

cie. – Us´miechna˛ł sie˛. – Pewnie dlatego, z˙e tak je włoz˙ył.

– Ricky sam sie˛ ubrał?
– A nie powinien? – spytał Joe zaskoczony.
– On... – Jessice odebrało z wraz˙enia mowe˛.
Oczywis´cie, pie˛ciolatek powinien sam sie˛ ubierac´,

ale jej syn nigdy wczes´niej tego nie pro´bował. Do tej
pory zawsze kategorycznie odmawiał, a wszelkie nale-
gania z jej strony kon´czyły sie˛ awantura˛. Nie ma
znaczenia, z˙e Ricky włoz˙ył ubranko na lewe˛ strone˛.
Sama pro´ba zasługuje na pochwałe˛. Zwłaszcza z˙e zada-
nie to utrudniał mu gips.

Dlaczego ona nie potrafi sie˛ z tego cieszyc´? Joe nie

znał sie˛ na wychowywaniu dzieci. Z pewnos´cia˛ nie ma
poje˛cia, jak poste˛powac´ z Rickym. To niesprawiedliwe,
z˙e osia˛gna˛ł tak wiele wyła˛cznie dzie˛ki swej ignorancji.

Jessica odetchne˛ła z ulga˛, gdy Joe wyła˛czył muzyke˛.
– Masz pianino! – zawołała, wchodza˛c do salonu.
– Poprzedniemu włas´cicielowi domu nie chciało sie˛

go sta˛d wynosic´ i dał mi je w prezencie.

– Szcze˛s´ciarz z ciebie. – Jessica z zachwytem pa-

trzyła na instrument. – To bardzo dobre pianino.

– Naprawde˛? Nie znam sie˛ na tym i nie potrafie˛ grac´.

A ty umiesz?

Przytakne˛ła głowa˛.
– Mama dawała lekcje i zadbała, z˙ebym kontynuo-

wała rodzinna˛ tradycje˛.

– Ricky tez˙ sie˛ uczył?
Jessica spojrzała na synka lez˙a˛cego na spłowiałej

wykładzinie w kwiaty. Jez´dził samochodzikiem po du-
z˙ej ro´z˙y i wydawał dz´wie˛ki towarzysza˛ce hamowaniu.

71

ALISON ROBERTS

background image

– Nie. On nie lubi muzyki. – Zerkne˛ła na odtwa-

rzacz. – Dziwie˛ sie˛, z˙e nie chodził po s´cianach, kiedy
pus´ciłes´ płyte˛.

– Jakiej muzyki uczyła twoja mama?
– Gło´wnie klasycznej.
– A wie˛c wszystko jasne. – Joe sie˛ us´miechna˛ł.

– Rock’n’roll jest zupełnie inny.

– Najwyraz´niej. – Odpowiedziała mu us´miechem.
Polubiła Joego za jego nastawienie do z˙ycia. Niczym

sie˛ nie przejmował. Uwaz˙ał, z˙e wszystko sie˛ jakos´ uło-
z˙y, i zwykle tak włas´nie było. Jessica poste˛powała
zupełnie inaczej: bezustannie zamartwiała sie˛, anali-
zuja˛c kaz˙da˛ sytuacje˛, w nadziei z˙e zdoła przeciwdziałac´
nieszcze˛s´ciu.

– Chyba wyka˛pie˛ Ricky’ego przed kolacja˛. Zbliz˙a

sie˛ jego pora snu – powiedziała.

Powstrzymała sie˛ przed dodaniem, z˙e zapewne od

przybycia tutaj ani razu nie uz˙ył mydła i ciepłej wody.

– Nie ma pos´piechu – odezwał sie˛ Joe. – Pokaz˙e˛ ci

two´j poko´j i przygotuje˛ cos´ do picia. Sia˛dz´ wygodnie,
a ja z Rickym zrobie˛ kolacje˛.

Jessica pomys´lała, z˙e Joe ma chyba zbyt niefrasob-

liwe podejs´cie do z˙ycia. Jej zdaniem opłukanie ra˛czek
Ricky’ego pod kranem w kuchni na pewno nie usune˛ło
z nich brudu. Z przeraz˙eniem patrzyła, jak Joe sadza
chłopca przy kuchennym stole i wre˛cza mu torbe˛ z pie-
czarkami.

– Pokro´j je w plasterki – powiedział. – Wrzucimy je

na grill ze stekami.

– Nie pozwalam mu uz˙ywac´ noz˙y – zauwaz˙yła

Jessica.

72

ALISON ROBERTS

background image

– Moz˙e wzia˛c´ zwykły, stołowy. Wszystkie sa˛ te˛pe,

ale do pokrojenia pieczarek wystarczy.

Joe zerkna˛ł na nia˛ spod oka i postanowił nie wspomi-

nac´, z˙e Ricky znakomicie poradził sobie z cebula˛. Juz˙
wystarczaja˛co dziwnie Jess zareagowała na informacje˛,
z˙e dzieciak sam sie˛ ubrał.

– Szybko dojdzie do wniosku, z˙e moz˙e kroic´ tez˙ inne

rzeczy, i naste˛pnym razem sie˛gnie po ostry no´z˙.

– Nie jest głupi, widzi ro´z˙nice˛. – Joe napił sie˛ piwa

z butelki, kto´ra˛ trzymał w dłoni. – Smakuje ci wino?

– Tak, jest pyszne. – Jessica wypiła kolejny łyk. Nie

miała sił na kło´tnie. Joe nie wie, jak łatwo Ricky robi
sobie krzywde˛. Na dodatek wychodzi ze sko´ry, z˙eby
zaja˛c´ sie˛ jej synem, wie˛c zasługuje na pochwałe˛, a nie na
krytyke˛. – Jeszcze raz dzie˛kuje˛ ci za opieke˛ nad nim.
Chyba s´wietnie sie˛ z toba˛ bawił.

Ricky z zadowolona˛ mina˛ powoli rozcinał pieczarki

na duz˙e, niero´wne kawałki, nieco je przy tym roz-
gniataja˛c.

– Jutro zamierzamy dra˛z˙yc´ tunele w go´rze piasku

– oznajmił Joe. – Ricky znalazł w garaz˙u kawałki
starych plastikowych rur.

– Ach tak. – Jessica przygryzła wargi.
– Nie odpowiada ci to? – Joe włoz˙ył steki do

marynaty, kto´ra˛ włas´nie przygotował. – Masz inne
plany?

– Musze˛ znalez´c´ dla nas jakis´ ka˛t. Ricky w ponie-

działek idzie do szkoły i chciałabym, z˙eby do tego czasu
gdzies´ sie˛ zadomowił.

– Tutaj jest mu dobrze. Dzie˛ki, kolego. – Joe wzia˛ł

od chłopca gars´c´ pieczarek i połoz˙ył je na talerzu.

73

ALISON ROBERTS

background image

– Kelly zaproponowała, z˙ebym zatrzymała sie˛ u niej

i jej matki. Jutro zabiore˛ do nich Ricky’ego.

– One mieszkaja˛ praktycznie za miastem. Czeka cie˛

czterdzies´ci minut jazdy do szkoły, kto´ra znajduje sie˛
tuz˙ za tym rogiem.

– Tak, ale... – Jessica potrza˛sne˛ła głowa˛. – Nie

moz˙emy u ciebie zamieszkac´.

– Czemu nie? – Pytaja˛co unio´sł brwi.
– Ocena jego moz˙liwos´ci potrwa dwa tygodnie, albo

i dłuz˙ej.

– Mam dos´c´ miejsca. – Joe zatoczył woko´ł dłonia˛.

– To duz˙y dom i rzadko w nim bywam. Wezme˛
dodatkowe dyz˙ury w wolne dni, z˙eby zarobic´ na pola-
kierowanie mustanga, wie˛c włas´ciwie nie be˛dziecie
mnie widywac´.

Jessica zastanowiła sie˛. Gdyby zamieszkała tutaj,

zyskałaby szanse˛ na lepsze poznanie Joego. Ricky tez˙
dobrze sie˛ tu czuł, i na dodatek miałby blisko do szkoły.

– To byłoby dla nas cudownie wyjs´cie – odezwała

sie˛ z namysłem – ale chyba nie mamy prawa ci sie˛
narzucac´.

– Czemu?
– Przeszkadzalibys´my ci... gdybys´ na przykład miał

gos´ci. – Jessica spus´ciła wzrok na obracany w palcach
kieliszek.

– Nikogo nie zapraszam. – Us´miech Joego był roz-

brajaja˛cy. – Wstydze˛ sie˛ bałaganu. Kiedy mam ochote˛
na spotkanie, umawiam sie˛ w mies´cie.

– Jestes´ przekonany, z˙e nikt tu nie be˛dzie nocował

w cia˛gu najbliz˙szego tygodnia czy dwo´ch?

– Na pewno. – Joe popatrzył na nia˛ z dziwna˛ mina˛.

74

ALISON ROBERTS

background image

– Aha... Martwisz sie˛, z˙e zaprosze˛ dziewczyne˛ i Ricky
zobaczy cos´, czego twoim zdaniem nie powinien?

– Alez˙ ska˛dz˙e. – Jessica zaczerwieniła sie˛ po cebulki

włoso´w.

– Spokojna głowa. – Joe sie˛gna˛ł po szczypce do

przewracania mie˛sa. – W moim z˙yciu nie ma teraz
nikogo, kto mo´głby tutaj nocowac´.

Ricky podreptał za Joem do stoja˛cego na zewna˛trz

grilla, niczym piesek za swoim panem, ale Jessica
została jeszcze chwile˛ w domu. Bardzo ja˛ ucieszyły jego
zapewnienia. Teraz musi sie˛ tylko zdobyc´ na odwage˛.
Wstała i ruszyła za nimi do ogrodu.

– Joe? – zwro´ciła sie˛ do me˛z˙czyzny, kto´ry w tym

momencie pomagał Ricky’emu sie˛gna˛c´ szczypcami do
steko´w na ruszcie. S

´

wiadomie zignorowała fakt, z˙e jej

syn stoi tak blisko płomienia. – Jes´li na pewno nie
sprawimy ci kłopotu, bardzo che˛tnie przyjme˛ zaprosze-
nie.

– Super. – Joe pomo´gł chłopcu przewro´cic´ mie˛so.

– Zobaczymy, jak nam sie˛ ułoz˙y. Niewykluczone, z˙e do
kon´ca tygodnia zmienisz zdanie.

Nie mine˛ło siedem dni, a zaro´wno Jessica, jak i Joe

zacze˛li sie˛ powaz˙nie zastanawiac´, czy podje˛li włas´ciwa˛
decyzje˛. Jessica pierwszy raz w z˙yciu mieszkała z me˛z˙-
czyzna˛. O mało nie umarła ze wstydu, gdy w poniedział-
kowy ranek weszła do łazienki i natkne˛ła sie˛ na Joego,
kto´ry ownie˛ty re˛cznikiem stał przy umywalce i sie˛ golił.
Zbagatelizował jej gora˛ce przeprosiny.

– To moja wina. Musze˛ pamie˛tac´ o zamykaniu

drzwi. Przyzwyczaiłem sie˛ do samotnos´ci.

75

ALISON ROBERTS

background image

A gdyby przyłapała go, jak wychodzi spod prysz-

nica? Chyba nie tylko wstyd sprawił, z˙e na jej poli-
czkach pojawiły sie˛ ogniste rumien´ce. Od tej pory
Jessica nabrała ostroz˙nos´ci i za kaz˙dym razem upew-
niała sie˛, gdzie jest Joe, zanim skorzystała z łazienki.

Joe miał całodzienne dyz˙ury od wtorku do pia˛tku,

wie˛c Jessica zajmowała sie˛ przygotowywaniem kolacji.

– Nie musisz sama wszystkiego gotowac´ – protes-

tował. – Po powrocie moge˛ zrobic´ cos´ na grillu.

Prawde˛ mo´wia˛c, dziwnie sie˛ czuł, kiedy czekał na

niego gotowy posiłek. Po powrocie z pracy wolał
posiedziec´ chwile˛ przy piwie i odpocza˛c´, zanim za-
czynał mys´lec´ o jedzeniu.

– Pozwo´l mi robic´ chociaz˙ tyle – odparła. – Wydała-

bym fortune˛, gdybym mieszkała z Rickym w motelu
albo płaciła za benzyne˛, dojez˙dz˙aja˛c do szkoły z domu
Kelly.

Joe pogodził sie˛ z losem. Jessica gotowała wspaniale,

a z˙e nie mo´gł teraz niczego znalez´c´ w kuchni, kto´ra na
dodatek stała sie˛ niezwykle czysta...

– Powinnam uprac´ rzeczy Ricky’ego. Masz tez˙ cos´

do prania?

– Nie.
Na mys´l o tym, z˙e Jessica miałaby sortowac´ jego

skarpetki i bielizne˛, poczuł sie˛ nieswojo. Podobne uczu-
cie ogarne˛ło go, gdy przechodził obok pokoju gos´cin-
nego, a Ricky otworzył drzwi akurat w chwili, gdy
Jessica sie˛gała po stanik wisza˛cy na ramie ło´z˙ka. Wie-
dział, z˙e ma pie˛kne piersi, ale to, co zobaczył... Mało
brakowało, a sam by sie˛ zaczerwienił!

Z kaz˙dym upływaja˛cym dniem coraz bardziej draz˙-

76

ALISON ROBERTS

background image

niła go nadmierna troska, jaka˛ Jessica otaczała syna.
Wielokrotnie musiał ugryz´c´ sie˛ w je˛zyk, by nie zwro´cic´
jej uwagi. Martwiła sie˛, kiedy chłopczyk bawił sie˛ sam
i nie lubiła, gdy chodził do garaz˙u, gdzie było tyle
ostrych narze˛dzi. Nie podobało jej sie˛, z˙e Ricky pomaga
Joemu gotowac´, i musiał codziennie zmieniac´ skarpetki!
Podejrzenia Joego, z˙e Jessica swoim poste˛powaniem
pogłe˛bia problemy chłopca, a byc´ moz˙e nawet je wywo-
łała, potwierdziła rozmowa, kto´ra˛ odbyli w pia˛tek wie-
czo´r.

Jessica kładła synka spac´, a Joe otworzył butelke˛

wina.

– Usna˛ł natychmiast – stwierdziła, wro´ciwszy do

kuchni. – Jest tak zme˛czony, z˙e przespałby cała˛ dobe˛.
– Wzie˛ła talerz ze stołu. – Nawet nie tkna˛ł kolacji,
a przepada za mielonym kotletem z ziemniakami.

– Usia˛dz´, Jessico.
– Za chwile˛, tylko opłucze˛ talerze. – Wsune˛ła pierw-

szy pod strumien´ zimnej wody.

– Zostaw je w spokoju – zaprotestował Joe. – Zrobi-

łas´ kolacje˛, wie˛c ja sie˛ zajme˛ myciem. Usia˛dz´ – po-
wto´rzył. – Albo zaczne˛ pic´ sam i popsuje˛ sobie opinie˛.

Jessica zacisne˛ła usta i posłuchała nalegan´ Joego. Jej

zdaniem w tym domu talerze zbyt długo czekały na
umycie. Joe Barrington miał wiele zalet, ale był flej-
tuchem. I nie miał bladego poje˛cia, jak wychowywac´
dzieci. Gdyby postawił na swoim, Ricky spe˛dzałby
długie godziny w garaz˙u, wala˛c gdzie popadnie młot-
kiem albo piłuja˛c kawałki drewna, wybrane do budowy
mostu na torze powstaja˛cym na go´rze piachu. Przeciez˙
dzisiaj Joe pozwolił, z˙eby Ricky sam nalał sobie sok

77

ALISON ROBERTS

background image

pomaran´czowy! Po tym eksperymencie podłoga nadal
sie˛ lepiła, chociaz˙ Jessica juz˙ trzy razy wycierała ja˛
mokra˛ szmata˛.

Przyda jej sie˛ lampka wina. Ma za soba˛ cie˛z˙ki

tydzien´. Przywykła, z˙e ludzie oceniaja˛ jej prace˛ piele˛g-
niarki, ale po raz pierwszy ktos´ krytycznie patrzył, jak
poste˛puje w roli matki. Westchne˛ła cie˛z˙ko.

– Co sie˛ stało? – Joe podał jej kieliszek.
– W szkole poprosili, z˙ebym w przyszłym tygodniu

nie zostawała z Rickym. Mam go przyprowadzac´ za
kwadrans dziewia˛ta i odbierac´ o trzeciej.

– To s´wietnie.
– Wre˛cz przeciwnie! Sam sobie nie poradzi. Boi sie˛

nauczycieli, a zwłaszcza brodatego psychologa!

– Widocznie uwaz˙aja˛, z˙e mu to nie zaszkodzi. – Joe

us´miechna˛ł sie˛ zache˛caja˛co. – A moz˙e, kiedy jestes´cie
razem, Ricky’emu udzielaja˛ sie˛ twoje obawy? – cia˛gna˛ł,
staraja˛c sie˛ byc´ taktowny. – I chca˛ sprawdzic´, czy sam
be˛dzie sie˛ zachowywał inaczej.

Jessica starała sie˛ nie patrzyc´ Joemu w oczy. Jej

najwie˛kszy niepoko´j budziło przekonanie Joego, z˙e
Ricky potrafi byc´ samodzielny. Ale nie chciała rozpo-
czynac´ dyskusji na ten temat. Przeciez˙ mieszkaja˛ pod
jego dachem. Joe doskonale zdaje sobie sprawe˛ z jej
obaw, ale uznał, z˙e powinna wysłuchac´ opinii innych na
temat syna. Najlepiej, jes´li powiedza˛ jej o tym w szkole,
poniewaz˙ jego zdania z pewnos´cia˛ nie potraktuje powa-
z˙nie.

– Opowiedz mi o Rickym – poprosił. – Jego ojciec

był twoim me˛z˙em?

– Nie – spowaz˙niała. – Miał z˙one˛.

78

ALISON ROBERTS

background image

– Ach tak.
– Mylisz sie˛. – Zaczerwieniła sie˛. – Nic o tym nie

wiedziałam. Zapraszano go do konsultowania niekto´-
rych przypadko´w na oddziale psychiatrycznym, na kto´-
rym pracowałam po szkole piele˛gniarskiej.

– Naprawde˛? – Joe unio´sł brwi. – Ile miał lat?
– Nie wiem dokładnie. – Jessica wzruszyła ramiona-

mi. – Na pewno był po czterdziestce.

– A ty ile miałas´ lat?
– Dwadzies´cia trzy. – Zignorowała znacza˛ce spoj-

rzenie Joego. – Kiedy urodził sie˛ Ricky, miałam dwa-
dzies´cia cztery lata. W listopadzie mały skon´czy szes´c´
lat.

– Długo trwał wasz zwia˛zek?
– Skon´czył sie˛, kiedy zaszłam w cia˛z˙e˛ – prychne˛ła

Jessica. – Pare˛ miesie˛cy, go´ra trzy.

– Ojciec utrzymuje kontakty z Rickym?
– Nie z˙yje. Zgina˛ł w wypadku samochodowym,

kiedy Ricky miał po´ł roku. Moja matka twierdziła, z˙e
dostał to, na co zasłuz˙ył.

– A ty co o tym sa˛dzisz?
Twarz Jessiki była pozbawiona uczuc´. Surowa ocena

matki s´wiadczyła o negatywnym stosunku do płci prze-
ciwnej. Zraziła sie˛ do wszystkich me˛z˙czyzn, czy tylko
do kochanka co´rki? A moz˙e Jessica została z´le potrak-
towana?

– Odetchne˛łam z ulga˛, bo juz˙ nigdy sie˛ z nim nie

spotkam, ale nikomu nie z˙ycze˛ podobnego losu.

– Czemu zdecydowałas´ sie˛ urodzic´ dziecko?
Popatrzyła na niego zaskoczona. Po raz pierwszy ktos´

zadał jej tak osobiste pytanie.

79

ALISON ROBERTS

background image

– Moja matka tez˙ została porzucona, gdy była w cia˛-

z˙y – odezwała sie˛ po chwili. – Gdyby postanowiła nie
urodzic´ dziecka, nie byłoby mnie na s´wiecie. Moz˙e jej
decyzja zapadła w moja˛ pods´wiadomos´c´, ale nigdy nie
przyszło mi do głowy, z˙eby posta˛pic´ inaczej.

Joe pokiwał głowa˛. A wie˛c matka Jessiki została

skrzywdzona, wie˛c sta˛d zapewne brała sie˛ jej negatywna
opinia o me˛z˙czyznach, kto´ra˛ pogłe˛biło z˙ycie w izolacji.

– Sama zdecydowałas´ sie˛ na powro´t do Silver-

stream?

– Nie miałam gdzie sie˛ podziac´ – odparła szczerze

Jessica. – Chorowałam w trakcie cia˛z˙y i chciałam,
z˙ebym mama sie˛ mna˛ zaje˛ła. A Ricky urodził sie˛ przed
terminem i miał wiele problemo´w zdrowotnych. Dopie-
ro po czterech miesia˛cach wypus´cili go ze szpitala,
i jeszcze długo chorował.

Joe w zamys´leniu popijał wino. Dwie kobiety, z´le

potraktowane przez me˛z˙czyzn, i chorowite dziecko,
kto´re było całym ich s´wiatem. Z

˙

ycie w małej miejs-

cowos´ci na terenach rolniczych. Wszystko jasne.

– Twoja matka była nadopiekun´cza? – spytał.
– Co? – Natychmiast przypomniała sobie historie˛

upadku z konia, i pod jej powiekami zakre˛ciły sie˛ łzy.
– Moz˙e troche˛... Ale była dobra˛ matka˛ – dodała defen-
sywnym tonem. – Uwaz˙asz, z˙e otaczam Ricky’ego prze-
sadna˛ troska˛?

– Masz pełne prawo byc´ bardzo opiekun´cza – rzekł

ostroz˙nie – ale uwaz˙am, z˙e powinien cze˛s´ciej pro´bowac´
własnych sił. Byc´ moz˙e jego problemy wynikaja˛ z tego,
z˙e jest inteligentnym dzieckiem i czuje sie˛ sfrustrowany.

Nikt wczes´niej nie uznał chłopca za inteligentnego,

80

ALISON ROBERTS

background image

ale czy Joe go nie przecenia? Pokre˛ciła przecza˛co
głowa˛.

– Ricky cia˛gle robi sobie krzywde˛. Przewraca sie˛,

rozcina sobie nogi, dwa razy złamał re˛ke˛, a raz miał
wstrza˛s mo´zgu. Nie radzi sobie z najprostszymi czyn-
nos´ciami. Widziałes´, jak nalewał ten sok?!

– Zapewne w tym przypadku nauka polega tez˙ na

rozlewaniu. Ale wie˛kszos´c´ dzieci robi to w wieku trzech
lat, a nie prawie szes´ciu.

– Mo´wiłes´ przed chwila˛, z˙e jest inteligentny, a teraz

uwaz˙asz go za opo´z´nionego w rozwoju?

Jessica wygla˛dała na oburzona˛ i Joe zastanawiał sie˛,

czy nie posuna˛ł sie˛ za daleko.

– Moim zdaniem uczymy sie˛ na błe˛dach, i dziecku

nalez˙y dac´ szanse˛ ich naprawiania. Przyznasz, z˙e z dru-
ga˛ szklanka˛ poszło znacznie lepiej?

– Podłoga jeszcze sie˛ lepi – mrukne˛ła.
Joe ma racje˛, ale nie podobało jej sie˛ to, co mo´wił.
– Tylko pro´buje˛ wam pomo´c – stwierdził cicho.

– Wcale cie˛ nie krytykuje˛.

– A włas´nie z˙e krytykujesz! Uwaz˙asz, z˙e jestem

nadopiekun´cza i nie spuszczam małego z oka. Zapew-
ne zgadzasz sie˛ z nauczycielami, z˙e Ricky lepiej da
sobie rade˛ beze mnie. – Z przeraz˙eniem stwierdziła,
z˙e zaczyna płakac´. – Nic nie rozumiesz! Tak bardzo
go kocham! Zrobiłabym wszystko, z˙eby mu pomo´c.
– Zaczerpne˛ła głe˛boko powietrza. – Nie rozumiem,
dlaczego przy tobie Ricky zachowuje sie˛ zupełnie ina-
czej. Pro´buje cie˛ we wszystkim nas´ladowac´ i nie od-
ste˛puje na krok. Czuje˛ wtedy, z˙e nie umiem z nim
poste˛powac´.

81

ALISON ROBERTS

background image

Wstała, by Joe nie zauwaz˙ył jej łez. Podeszła do

zlewu i odkre˛ciła kran.

Joe wpatrywał sie˛ w jej plecy. Czyz˙by Jessica była

zazdrosna o to, co go ła˛czy z chłopcem? Nie pro´bował
wkre˛cic´ sie˛ do jego z˙ycia. Stał sie˛ ,,wujkiem’’ przez
przypadek, i na dodatek nic go nie ła˛czy z Jessica˛.

Ona chyba płacze. Przeciez˙ nie chciał jej zranic´.

Miała cie˛z˙kie z˙ycie, a ostatnie tygodnie nalez˙ały do
wyja˛tkowo trudnych. Jes´li rzeczywis´cie jest jej przyja-
cielem, powinien jej pomagac´, a nie krytykowac´.

Podszedł do zlewu i zakre˛cił kran. A potem połoz˙ył

dłonie na jej ramionach i odwro´cił ja˛ do siebie.

– Przepraszam. Nie chciałem ci sprawic´ przykros´ci.

Zaczekaj. – Sie˛gna˛ł po s´ciereczke˛ do naczyn´ i otarł łzy
z jej policzka. – Jestes´ wspaniała˛matka˛. Sam bym chciał
taka˛ miec´. – Kolejna˛ łze˛ otarł palcem. – Włas´nie dlatego
wro´ciłem na parking i pobiegłem pomo´c Ricky’emu.
Pomys´lałem, z˙e dziecko, kto´re ma tak fantastyczna˛
matke˛, zasługuje na ratunek.

– Naprawde˛? – Jessica us´miechne˛ła sie˛ niepewnie

i pocia˛gne˛ła nosem.

– Tak. I wcale cie˛ nie krytykowałem. Ale poniewaz˙

nie znam dobrze twojego syna, nie wiem, z˙e czegos´ nie
potrafi robic´.

– Przy tobie... wydaje sie˛ prawie normalny. – Jessica

zagryzła wargi.

– To chyba dobrze, co? – Joe bezskutecznie starał sie˛

oderwac´ wzrok od jej ust.

– Tak, wre˛cz wspaniale. Pokazałes´ mi, jak wielki ma

potencjał. Jestem ci ogromnie wdzie˛czna.

– Nie ma za co. Nadal jestes´my przyjacio´łmi?

82

ALISON ROBERTS

background image

– Oczywis´cie. – Jessica go obje˛ła.
Dlaczego miałby nie odpowiedziec´ jej tym samym?

Zwykłym, przyjacielskim gestem. Jednak kiedy poczuł
dotyk jej piersi, jego dłonie bezwiednie powe˛drowały
w do´ł jej pleco´w. Wtedy lekko sie˛ odsuna˛ł, by zobaczyc´
jej twarz i pocałowac´ ja˛ w usta. Ona zas´, czuja˛c
dotknie˛cie jego dłoni, na moment wpadła w panike˛.
Przeciez˙ marzyła o tej chwili. Dlaczego wie˛c w jej
głowie dz´wie˛cza˛ przestrogi matki, z˙eby nie ufała z˙ad-
nemu me˛z˙czyz´nie? I czemu nagle przypomniała sobie
pierwszy pocałunek z Chrisem? I z ojcem Ricky’ego?
Joe jest inny, nie szuka w nim nieznanego ojca i nie
be˛dzie pro´bował usuna˛c´ z jej z˙ycia synka. Ale słabo go
znała i chyba dlatego wydał jej sie˛ niebezpieczny.

Odsune˛li sie˛ od siebie i aby ukryc´ zawstydzenie,

natychmiast zabrali sie˛ do sprza˛tania kuchni. Potem
wysa˛czyli reszte˛ wina, prowadza˛c luz´na˛ rozmowe˛,
w kto´rej wymieniali sie˛ wspomnieniami z dziecin´stwa
i zabawnymi anegdotami z pracy. Wreszcie Jessica
z˙yczyła mu dobrej nocy i jak co wieczo´r przebrała sie˛
w pokoju, czekaja˛c, az˙ Joe sie˛ umyje.

Cos´ jednak sie˛ zmieniło. Przebywanie pod jednym

dachem, tak blisko Joego, nabrało innego charakteru.

Pochwały Joego pod jej adresem sprawiły, z˙e nieco

sie˛ odpre˛z˙yła. Potem okazało sie˛, z˙e synkowi bardzo
odpowiada samodzielnos´c´ i s´wietnie sie˛ czuje w szkole
bez matki. Uznała to za kolejny krok ku normalnos´ci.
Przekonała sie˛, z˙e Joe, zache˛caja˛c chłopca do niezalez˙-
nos´ci, jednoczes´nie nad nim czuwa i nie pozwoli, by
spotkała go krzywda. Zaro´wno Jessica, jak i Ricky czuli
sie˛ znacznie swobodniej, gdy nie znajdowali sie˛ pod

83

ALISON ROBERTS

background image

baczna˛ kontrola˛ Normy. Gdy Jessica to sobie us´wiado-
miła, ogarne˛ły ja˛ wyrzuty sumienia, ale szybko sie˛
przyzwyczaiła do wolnos´ci.

Aby wypełnic´ czyms´ godziny, kto´re Ricky spe˛dzał

w szkole, Jessica zacze˛ła pielic´ ogro´d. Zmagania z gi-
gantycznymi chwastami sprawiały jej przyjemnos´c´. Joe
podziwiał jej poste˛py i stwierdził, z˙e z rados´cia˛ wraca do
domu, w kto´rym ktos´ na niego czeka. Ricky zawsze
wypatrywał go przez okno, a z kuchni nieodmiennie
płyne˛ły apetyczne zapachy.

Dyrekcja szkoły zaproponowała, z˙eby Ricky jeszcze

przez tydzien´ chodził na zaje˛cia. Jessica rozkwitła, a Joe
postanowił zrezygnowac´ z nadgodzin, by pomo´c jej
oczys´cic´ ogro´d i wreszcie zbudowac´ z Rickym most na
trasie przez go´re˛ piasku.

Rozluz´niona, zadowolona z z˙ycia Jessica stała sie˛

sympatyczniejsza. Kiedy Joe i Ricky wkroczyli do
domu zadowoleni z gotowego mostu, zastali Jessice˛
przy pianinie.

– Dobrze ci idzie! – Joe był pod wraz˙eniem jej gry.
– Jest troche˛ rozstrojone.
– Dziwie˛ sie˛, z˙e całkiem nie zardzewiało. Zagrasz

cos´ jeszcze?

Jessica rozpocze˛ła kolejny utwo´r, ale Joe pokre˛cił

głowa˛.

– Chodziło mi o cos´ znanego.
Us´miechne˛ła sie˛ do siebie. Nauczyła sie˛ grac´ ze

słuchu i teraz pro´bowała sobie przypomniec´ piosenke˛,
kto´ra rozbrzmiewała w dniu jej przyjazdu. W pamie˛ci
szybko pojawiły sie˛ nuty i zacze˛ła wystukiwac´ melodie˛
,,Rock Around the Clock’’.

84

ALISON ROBERTS

background image

– Super! – Joe wykonał kilka tanecznych kroko´w.

– Ricky, umiesz tan´czyc´?

Malec nigdy tego nie pro´bował. Do tej pory, słucha-

ja˛c muzyki, zawsze siedział skupiony u boku babci. Joe
wycia˛gna˛ł do niego re˛ke˛.

– Chodz´, kolego. Zaraz ci pokaz˙e˛.
Jessica zacze˛ła grac´ od pocza˛tku, patrza˛c przez ra-

mie˛, jak Joe daje synowi pierwsza˛ lekcje˛ rock’n’rolla.

– S

´

wietnie. A teraz wez´ mnie za re˛ke˛, a ja cie˛ obro´ce˛.

Jessice˛ wzruszenie s´cisne˛ło za gardło. Joe pos´wie˛ca

swo´j czas, by nauczyc´ jej syna tan´czyc´. Wbiła wzrok
w klawisze. Dobrze, z˙e umie grac´ ze słuchu, bo przez łzy
nie potrafiłaby odczytac´ nut. Tym razem były to łzy
rados´ci.

Joe Barrington okazał sie˛ cudowny. Nic wie˛c dziw-

nego, z˙e zakochała sie˛ w nim po uszy.

85

ALISON ROBERTS

background image

ROZDZIAŁ SZO

´

STY

Praca w pogotowiu wymaga nadzwyczajnej odpor-

nos´ci.

Czasem bywało tak cie˛z˙ko, z˙e Joe zastanawiał sie˛,

czy wybrał odpowiedni zawo´d. Dzis´ po raz pierwszy
przez˙ywał akcje˛ wyja˛tkowo głe˛boko, chociaz˙ od lat
ogla˛dał zgony, ofiary wypadko´w i ludzkie tragedie.

Złe przeczucia ogarne˛ły go juz˙ w chwili, gdy otrzy-

mali wezwanie do wypadku na samotnej farmie połoz˙o-
nej wysoko w go´rach. Ma˛z˙ spo´z´niał sie˛ na lunch, z˙ona
zacze˛ła go szukac´ i znalazła w zbiorniku na wode˛, przy-
gniecionego przewro´conym motocyklem. Jego głowa
ledwie wystawała nad poziom wody, a nogi uwie˛zły pod
motorem. Był po´łprzytomny i obficie krwawił. W tej
sytuacji na pomoc wysłano s´migłowiec.

Wyla˛dowali bez kłopotu. Woko´ł zebrali sie˛ juz˙ sa˛sie-

dzi, wie˛c Joe wybrał paru do pomocy. Najpierw trzeba
było wydobyc´ rannego z wody. Na miejsce przybyła
lokalna jednostka ochotniczej straz˙y poz˙arnej z od-
powiednim sprze˛tem. Straz˙acy szybko rozcie˛li metalo-
wy pre˛t przygniataja˛cy uda, a Joe z kolegami przysta˛pili
do reanimacji wychłodzonego farmera, kto´ry takz˙e był
w cie˛z˙kim szoku.

Natychmiast podano mu tlen. Murray Peters, partner

Joego, przysta˛pił do tamowania krwi, zas´ Joe załoz˙ył

background image

rannemu wenflon i podał płyn fizjologiczny. Farmer
oddychał swobodnie, wie˛c zapewne nie doznał obraz˙en´
klatki piersiowej. Pilot s´migłowca przy pomocy sa˛sia-
do´w przygotował nosze.

– Trzeba go unieruchomic´ – powiedział Joe. – Na

razie nie moz˙emy wykluczyc´ urazu kre˛gosłupa.

Joe zauwaz˙ył policjanta, kto´ry obejmował zapłakana˛

kobiete˛. Pomys´lał, z˙e to zapewne z˙ona rannego i zacza˛ł
sie˛ zastanawiac´, dlaczego nie czekała przy me˛z˙u na
przylot s´migłowca. Poznał odpowiedz´, gdy podszedł
bliz˙ej.

– Znajdziemy go, Jenny – mo´wił policjant. – Nie

mo´gł daleko odejs´c´. Pewnie pro´bował wro´cic´ do domu
i wtedy sie˛ zgubił.

– Kto? – spytał Joe.
– Ben – odparła s´miertelnie blada kobieta. Wpat-

rywała sie˛ w me˛z˙a, kto´rego Murray układał na noszach.
– O Boz˙e! – wyszeptała. – Czy on...

– Odnio´sł cie˛z˙kie obraz˙enia – przyznał Joe. – Stra-

cił duz˙o krwi i jest wychłodzony, ale cis´nienie krwi
nieco sie˛ podniosło, a to dobry znak. Trzyma sie˛.
Natychmiast wieziemy go do szpitala. Chce pani pole-
ciec´ z nami?

– Tak, ale... – Kobieta zacze˛ła nerwowo sie˛ roz-

gla˛dac´. – Co z Benem?

– To ich czteroletni syn – wyjas´nił policjant. – Jechał

razem z ojcem. Znikna˛ł, włas´nie przeszukujemy teren.

Dwo´ch straz˙ako´w stało po pas w wodzie. Opletli

lina˛ motocykl, a ich koledzy powoli wycia˛gali go
na powierzchnie˛. W tym czasie Joe i Murray przy-
gotowali rannego do transportu. Nagle wychodza˛cy

87

ALISON ROBERTS

background image

z wody straz˙ak dostrzegł niewyraz´ny kształt majacza˛cy
w mule. Chłopczyk został uwie˛ziony pod motorem
i utona˛ł, zanim nadeszła pomoc.

Dwudziestominutowy lot do szpitala nigdy jeszcze

nie wydawał sie˛ Joemu ro´wnie długi. Na szcze˛s´cie
utrzymywanie przy z˙yciu rannego pochłaniało go na
tyle, z˙e nie mys´lał o niczym innym. Sprawnie przekazali
farmera lekarzom i odlecieli do bazy. Na pokładzie
panowała martwa cisza. Murray miał pie˛cioro dzieci
i przeja˛ł sie˛ losem Bena. Zapewne sa˛dził, z˙e jego partner
nie rozumie w pełni tragedii, kto´ra spotkała rodzico´w
chłopca. Mylił sie˛.

Pogra˛z˙ony w mys´lach Joe zastanawiał sie˛, czy Ben

przesiadywał w oknie, czekaja˛c na powro´t ojca? Czy na
jego twarzy pojawiał sie˛ wo´wczas radosny, powitalny
us´miech? Czy pomagał mu w warsztacie? Znajdował
potrzebne narze˛dzia i uczył sie˛ od ojca, jak działaja˛
maszyny? Ricky tak sie˛ włas´nie zachowywał i zachwy-
cony słuchał opowies´ci Joego o wys´cigach samochodo-
wych.

Joe chciał kto´regos´ dnia zabrac´ chłopca na tor i po-

prosic´ jednego z kolego´w, z˙eby go przewio´zł pod-
rasowanym wozem. Wyobraz˙ał sobie, jak w ten sposo´b
uszcze˛s´liwi Ricky’ego. Chociaz˙ malec nie był jego
synem i Joe planował dla niego tylko kro´tka˛ wspo´lna˛
wyprawe˛, poczuł teraz, co to znaczy byc´ ojcem. Wo´w-
czas marzenia nie ograniczaja˛ sie˛ do jednodniowej
wycieczki. Rodzice Bena wyobraz˙ali sobie zapewne, jak
ich syn idzie do szkoły, gra w piłke˛ noz˙na˛, rozpoczyna
studia, przyprowadza do domu s´liczna˛ narzeczona˛ i ob-
darza ich wnukami. Cała˛ przyszłos´c´ w jednej chwili

88

ALISON ROBERTS

background image

zniszczył tragiczny wypadek. Joe nie potrafił sobie
poradzic´ ze swoimi uczuciami.

Zwykle po wyjs´ciu z pracy zapominał, co sie˛ działo

na dyz˙urze. Wracał do domu, wypijał butelke˛ piwa
i zajmował sie˛ remontowaniem mustanga. Dzis´ jest
inaczej. Nie da sie˛ zastosowac´ zwykłych s´rodko´w znie-
czulaja˛cych, poniewaz˙ nie wro´ci do pustego domu.
Jessica be˛dzie czekała z gora˛cym posiłkiem, a Ricky
bawił sie˛ na podłodze w wys´cigi samochodowe, wyda-
ja˛c przeraz´liwe dz´wie˛ki nas´laduja˛ce gwałtowne hamo-
wanie.

Tymczasem gdy dotarł do domu, Ricky nie lez˙ał na

podłodze w salonie ani nie wygla˛dał przez okno. Cze-
kał podniecony przy bramie, wymachuja˛c plikiem kar-
tek.

– Umiem czytac´! Joe, juz˙ umiem!
– Naprawde˛? W takim razie chodzisz do s´wietnej

szkoły, kolego.

– Chodz´. – Ricky niecierpliwił sie˛, gdy Joe zbierał

rzeczy z tylnego siedzenia. – Przeczytam ci moja˛
ksia˛z˙ke˛.

– Daj mu najpierw usia˛s´c´. – Jessica wychyliła sie˛

z kuchni. – I niech spokojnie wypije piwo.

Ale trudno by mu było wypic´ cokolwiek, bo chłop-

czyk usiadł mu na kolanach i na stole przed nimi
umies´cił kartki.

– To auto jest niebieskie – wyrecytował Ricky i prze-

wro´cił strone˛. – To auto jest czerwone!

,,Samochody’’ zostały niero´wno pokolorowane, za-

pewne przez Ricky’ego. Pod kaz˙dym rysunkiem znaj-
dował sie˛ podpis wykonany przez nauczyciela. Joe

89

ALISON ROBERTS

background image

zastanawiał sie˛, jak długo trwała praca, poniewaz˙ plik
był pokaz´ny.

– To auto jest ro´z˙owe! To auto jest z˙o´łte!
Dotarli do ostatniej strony. Znajduja˛cy sie˛ na niej

samocho´d pokrywał dziwaczny, wielobarwny wzo´r.

– To auto Joego! – W głosie Ricky’ego brzmiała

duma.

– Naprawde˛ s´wietnie! – Joe nie zdołał ukryc´ wzru-

szenia. – Ma˛dry z ciebie chłopak.

– Umiem czytac´.
– I rozro´z˙niasz kolory.
Jessica wysłała synka do łazienki, z˙eby umył re˛ce

przed jedzeniem.

– On włas´ciwie nie umie czytac´ – stwierdziła z z˙alem,

ale w jej oczach ls´niła macierzyn´ska duma. – Nie potrafi
rozro´z˙niac´ sło´w i liter, ani wodzic´ za nimi wzrokiem.

– Dla mnie brzmiało to jak czytanie.
– Rozumie, z˙e słowa cos´ znacza˛ – twarz Jessiki

rozjas´nił us´miech – a wie˛c kiedys´ be˛dzie umiał czytac´
i pisac´.

Widza˛c rados´c´ Jessiki, Joe na chwile˛ uwolnił sie˛ od

przytłaczaja˛cych wspomnien´ tragicznego wypadku.

– Wspaniale! – zawołał. – Mo´wiłem ci przeciez˙, z˙e

jest inteligentny.

Po kolacji Ricky powe˛drował do ło´z˙ka ze swoja˛

,,ksia˛z˙ka˛’’ i małym czerwonym porsche, a Joe, jak to
miał ostatnio w zwyczaju, kre˛cił sie˛ po kuchni, zamiast
is´c´ do garaz˙u i popracowac´ pare˛ godzin. Najwyraz´niej
szukał towarzystwa.

– Co mo´wia˛ w szkole o Rickym po dzisiejszym

90

ALISON ROBERTS

background image

osia˛gnie˛ciu? – zapytał Jessice˛, kto´ra włas´nie połoz˙yła
synka spac´.

Jessica zauwaz˙yła, z˙e Joe posprza˛tał po posiłku

i zaparzył kawe˛. Podzie˛kowała mu us´miechem.

– Nauczyciele sa˛ zachwyceni. Nie wiedzielis´my, z˙e

Ricky odro´z˙nia kolory i potrafi je nazywac´. Poza tym
bawił sie˛ z jednym z dzieci. Oczywis´cie, nie była to
prawdziwa zabawa, ale siedzieli w piaskownicy, a Ricky
nie obrzucił kolegi piaskiem ani nie uciekł do ka˛ta.
Nauczyciele uwaz˙aja˛, z˙e potrzebuje wie˛cej czasu, aby
sie˛ przystosowac´ do nowego otoczenia, i dopiero wtedy
zdołaja˛ w pełni ocenic´ jego moz˙liwos´ci.

– To brzmi niez´le. – Joe ucieszył sie˛, z˙e Jessica

i Ricky pozostana˛ z nim dłuz˙ej.

– To jest najlepsza wiadomos´c´, jaka˛ usłyszałam od

s´mierci mamy – przytakne˛ła uszcze˛s´liwiona. – Teraz
wiem, co powinnam zrobic´.

– Co? – Pewnos´c´ brzmia˛ca w jej głosie troche˛ go

zaniepokoiła.

– Zostawie˛ go w tej szkole. Uwaz˙aja˛, z˙e za jakis´ czas

be˛dzie mo´gł podja˛c´ normalna˛ nauke˛. Szkola˛ specjal-
nych asystento´w, kto´rzy sa˛ przydzielani do pomocy
nauczycielom, jes´li w klasie znajduja˛ sie˛ dzieci podobne
do Ricky’ego. W Silverstream nie miałby takich per-
spektyw.

– Zostaniesz na stałe w Christchurch? – Joe nie

sa˛dził, z˙e to w ogo´le moz˙liwe.

– Nie martw sie˛! – zas´miała sie˛. – Nie be˛dziesz nas

musiał usuwac´ siła˛ z domu. W przyszłym tygodniu
zaczne˛ rozgla˛dac´ sie˛ za mieszkaniem. Na pewno znajde˛
cos´, na co be˛dzie mnie stac´.

91

ALISON ROBERTS

background image

– Oczywis´cie. – Wyobraził sobie pusty dom. – Nie

s´piesz sie˛ – poradził. – Potrzebujecie ładnego miejsca
z ogrodem, w kto´rym Ricky mo´głby sie˛ bawic´. Najlepiej
w tej dzielnicy, z˙ebys´cie mieli niedaleko szkoły – dodał
pospiesznie, w razie gdyby Jessica pomys´lała, z˙e zalez˙y
mu na jej bliskos´ci.

– Racja. – Oczy Jessiki nadal ls´niły rados´cia˛. Joe po

raz pierwszy widział ja˛ ro´wnie szcze˛s´liwa˛. – A ja chyba
zajme˛ sie˛ praca˛, o jakiej zawsze marzyłam.

– Czyli?
Jessica spus´ciła wzrok. Otworzyła usta, ale natych-

miast je zamkne˛ła i zerkne˛ła na Joego.

– No powiedz. Mnie moz˙esz sie˛ zwierzyc´.
– Chciałabym po´js´c´ na szkolenie i pracowac´ w pogo-

towiu – przyznała nies´miało. – Marze˛ o jez˙dz˙eniu
karetka˛.

– Naprawde˛? – Nie miał poje˛cia, z˙e Jessica mys´li

o po´js´ciu w jego s´lady.

– Kelly namawia mnie do złoz˙enia podania. Gdyby

Ricky nie potrzebował stałej opieki, mogłabym sie˛ tym
zaja˛c´. Kelly mo´wi, z˙e w mies´cie znajde˛ wiele dobrych
s´wietlic.

– Na pewno.
Poczuł sie˛ dotknie˛ty, z˙e Kelly wczes´niej niz˙ on

poznała marzenia Jessiki i pro´bowała ja˛wspierac´. A zre-
szta˛, czy nie powinien sam sie˛ domys´lic´? Jessica cze˛sto
go wypytywała o jego prace˛. I przeciez˙ mo´głby jej
pomo´c. Gdyby pracowali na ro´z˙nych zmianach, miałby
cztery wolne dni, a kiedy ona by szła na dyz˙ur, on
zaja˛łby sie˛ Rickym. Chwileczke˛! Nie powinien sie˛ az˙
tak angaz˙owac´!

92

ALISON ROBERTS

background image

– Jestes´ przekonana, z˙e marzysz o takiej pracy?

– spytał, marszcza˛c brwi. – Bez trudu dostaniesz posade˛
piele˛gniarki w szpitalu i moz˙e ci sie˛ tam spodobac´.

– O, nie – odparła. – Marze˛ o pracy w pogotowiu od

chwili ukon´czenia kursu pierwszej pomocy.

– To nie zawsze jest ekscytuja˛ce – ostrzegł, mys´la˛c

o dzisiejszej tragedii. – I czasem bywa o wiele trudniej,
niz˙ ci sie˛ wydaje.

Us´miech znikna˛ł z jej twarzy. Nie odrywała wzroku

od Joego.

– Miałes´ cie˛z˙ki dzien´, prawda?
Odwro´cił wzrok zaskoczony. Sa˛dził, z˙e dobrze ukry-

wa swe uczucia.

– Czemu tak uwaz˙asz?
– Miałes´ to wypisane na twarzy, kiedy wro´ciłes´

– odparła cicho. – I zjadłes´ tylko połowe˛ kolacji. – Wy-
cia˛gne˛ła re˛ke˛ i dotkne˛ła jego dłoni. – Czekałam, az˙ Ri-
cky po´jdzie spac´, z˙eby cie˛ o to zapytac´.

– Na pewno chcesz usłyszec´ te˛ historie˛?
– Oczywis´cie. – Us´cisne˛ła jego re˛ke˛. – Jes´li zechcesz

mi ja˛ opowiedziec´...

– Z che˛cia˛.
Zrozumiał teraz, jak wczes´niej jego bo´l pogłe˛biała

s´wiadomos´c´, z˙e nie be˛dzie mo´gł tym dos´wiadczeniem
podzielic´ sie˛ z Jessica˛, z˙e musi sobie z nim poradzic´ sam.
A tymczasem najbardziej pragna˛ł opowiedziec´ wszystko
komus´, kto go wysłucha i zrozumie. Dlatego niczego
przed nia˛nie ukrył, a gdy skon´czył, z oczu obojga płyne˛ły
łzy. A potem wstali i bez słowa tulili sie˛ do siebie.

– Poszukajmy wygodniejszego miejsca do rozmowy

– zaproponowała wreszcie Jessica.

93

ALISON ROBERTS

background image

– Juz˙ sie˛ wygadałem. – Joego ogarna˛ł wstyd, bo

ostatni raz płakał w wieku szes´ciu lat.

– Nie, jeszcze nie. – Jessica uje˛ła go za re˛ke˛. – Lubie˛

słuchac´ innych.

Spojrzał w jej oczy z obawa˛, z˙e ujrzy w nich litos´c´.

A tymczasem ona patrzyła na niego z duma˛, aprobata˛
i miłos´cia˛. Czasem spogla˛dała tak na synka.

– Lubisz, kiedy cie˛ ktos´ dre˛czy? – spro´bował zaz˙ar-

towac´. – Jeszcze cie˛ nie odstraszyłem?

– Musisz sie˛ bardziej postarac´, jes´li masz taki za-

miar.

Oboje wiedzieli, z˙e Joe miał na mys´li prace˛ w pogo-

towiu, ale dwuznacznos´c´ kryja˛ca sie˛ w tej wymianie
zdan´ wytworzyła osobliwe napie˛cie.

W salonie Jessica usiadła na podniszczonej kanapie

naprzeciwko pianina, a Joe nastawił płyte˛ kompaktowa˛
z utworami Beatleso´w.

– S

´

mieszna sprawa – powiedział Joe, siadaja˛c obok

niej. – Wiedziałem, z˙e dzieci zmieniaja˛ ludzi, ale nie
zdawałem sobie sprawy, z˙e az˙ tak. Koncentrowałem sie˛
na negatywnych stronach ojcostwa: braku czasu dla
siebie i wysokich kosztach.

– A teraz?
– Us´wiadomiłem sobie, z˙e dzieci nadaja˛ z˙yciu inny

wymiar, całkowicie zmieniaja˛ perspektywe˛. Nie wiem,
jak to wyrazic´... – Pokre˛cił głowa˛. – Zupełnie, jakby
ła˛czyły cie˛ z innymi ludz´mi. – Spojrzał na Jessice˛.
– A przeciez˙ nie mam dzieci – dodał po´łgłosem. – Mie-
szkanie z toba˛i Rickym wiele zmieniło. Czuje˛ sie˛ innym
człowiekiem.

– Jestes´ wyja˛tkowy – rzekła mie˛kko Jessica. – Nie

94

ALISON ROBERTS

background image

znam nikogo, kto by ci doro´wnywał dobrocia˛ i szlachet-
nos´cia˛. – Us´miechne˛ła sie˛ łagodnie. – Jestes´ najlepszym
przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałam. – Zawaha-
ła sie˛. – I kocham cie˛... Joe.

– Ja tez˙ cie˛ kocham, Jess.
Długo tylko patrzyli sobie w oczy. Jessice˛ ogarne˛ła

szalona rados´c´, a Joego całkowicie zaskoczyły jego
własne słowa. W momencie, gdy je wypowiadał, us´wia-
domił sobie, z˙e to prawda. Jak to sie˛ stało, z˙e złamał
zasady i zakochał sie˛ w Jessice? Ze wszystkich sił starał
sie˛ pozostac´ z nia˛ na stopie przyjacielskiej i koncent-
rowac´ na Rickym, a teraz nadzieje na utrzymanie ich
relacji wyła˛cznie na poziomie platonicznym prysły, gdy
Jessica wycia˛gne˛ła dłon´ i delikatnie dotkne˛ła jego twa-
rzy. Pocałunek był ro´wnie nieunikniony, jak obdarzenie
miłos´cia˛ tej odwaz˙nej, łagodnej i czułej kobiety. A gdy
jej mie˛kkie wargi rozchyliły sie˛, poja˛ł, z˙e kolejny etap
jest ro´wnie nieuchronny. Po raz pierwszy tak mocno
zapragna˛ł kobiety, i nigdy wczes´niej nie zalez˙ało mu tak
bardzo na tym, by kobieta przez˙ywała rozkosz.

– Powiedz mi, jakie pieszczoty lubisz najbardziej?

– spytał, gdy juz˙ lez˙eli w ło´z˙ku.

Jessica znieruchomiała, nagle ogarnie˛ta nies´miałos´cia˛.
– Nie wiem – wyszeptała. – Wszystkie.
Powiedziała prawde˛. Marzyła o jego pieszczotach,

i tylko to sie˛ liczyło. Chciała go pocałowac´, ale zauwa-
z˙yła, z˙e przygla˛da jej sie˛ uwaz˙nie.

– Naprawde˛ nie masz ulubionych? – Joe zrozumiał,

z˙e chociaz˙ została matka˛, w tej dziedzinie jest nowic-
juszka˛. Us´miechna˛ł sie˛ zmysłowo. – W takim razie
postaramy sie˛ je odkryc´. I nie be˛dziemy sie˛ s´pieszyc´.

95

ALISON ROBERTS

background image

Najpierw pocałował ja˛ w usta, potem zacza˛ł pies´cic´

jej uszy i kark. Jessica reagowała instynktownie, daja˛c
mu do zrozumienia, co odczuwa. Gdy dotarł do jej
piersi, ogarne˛ło ja˛ silne podniecenie. Wczes´niej wspo´ł-
z˙yła tylko z ojcem Ricky’ego, kto´remu nie zalez˙ało na
sprawianiu jej przyjemnos´ci. Zamiast tego cia˛gle ja˛
instruował, w jaki sposo´b powinna zadbac´ o jego zado-
wolenie. Z

˙

a˛dał, wymagał i brał. Jessica nie zdawała

sobie sprawy, z˙e seks moz˙e byc´ tak porywaja˛cy.

Poznawała zupełnie inna˛ strone˛ natury Joego. Nie

przypuszczała, z˙e ten pote˛z˙nie zbudowany, silny me˛z˙-
czyzna potrafi nad soba˛ panowac´ i okazywac´ tyle
delikatnos´ci. Az˙ je˛kne˛ła zaskoczona, gdy pocałunki
Joego dotarły do miejsca, kto´rego nikt wczes´niej w taki
sposo´b nie dotykał. Wsune˛ła palce w jego włosy. Prag-
ne˛ła obdarzyc´ go podobna˛ rozkosza˛ jak ta, kto´ra˛ otrzy-
mywała, ale Joe nadal ja˛ pies´cił. Nie wiedziała, do czego
zmierza, poniewaz˙ nigdy wczes´niej nie dos´wiadczyła
orgazmu. Znalazła sie˛ w nieznanej krainie.

– Joe! – szepne˛ła. – Pragne˛ cie˛.
– Juz˙ niedługo...
W kon´cu stało sie˛. Jak przez mgłe˛ słyszała swo´j

krzyk, a potem otworzyła oczy i cała˛ soba˛ przyje˛ła
Joego. Chciała okazac´ mu pełnie˛ swojej miłos´ci.

Po chwili Joe ułoz˙ył sie˛ przy niej i sprawiał wraz˙enie

bardzo szcze˛s´liwego, lecz Jessica była zaniepokojona.

– Zrobiłes´ dla mnie znacznie wie˛cej niz˙ ja dla ciebie

– zauwaz˙yła po´łgłosem. – Na pewno było ci dobrze?

Joe ze s´miechem musna˛ł jej usta.
– Przychodza˛ mi do głowy zupełnie inne okres´lenia.

– Pocałował ja˛ namie˛tnie, jakby w ten sposo´b chciał

96

ALISON ROBERTS

background image

wyrazic´, co ma na mys´li. – To było niesamowite. Ty
jestes´ niesamowita.

– Naste˛pnym razem twoja kolej – obiecała.
– Aha... – Zastanawiał sie˛, jak długo wypada mu

czekac´, nim przejdzie do czynu. – Ricky sie˛ nie obudzi?

– Potrafiłby przespac´ trze˛sienie ziemi.
– Przed chwila˛ poczułem, jak ziemia sie˛ porusza

– rzekł powaz˙nie. – A ty?

Jessica us´miechne˛ła sie˛. Uszcze˛s´liwiło ja˛ nie tylko

kochanie sie˛ z Joem, ale ro´wniez˙ odkrycie, z˙e w ło´z˙ku
moz˙na rozmawiac´ i s´miac´ sie˛, a takz˙e pokonac´ uczucie
samotnos´ci.

– Rano be˛dzie mnie szukał – stwierdziła.
– W takim razie znajde˛ spodnie od piz˙amy – za-

proponował Joe. – Ty dostaniesz go´re˛ – dodał wspania-
łomys´lnie.

– Zgoda.
– Ale chyba jeszcze tego nie potrzebujemy?
– Jeszcze nie. – Us´miechne˛ła sie˛ szeroko. – Dopiero

troche˛ po´z´niej...

97

ALISON ROBERTS

background image

ROZDZIAŁ SIO

´

DMY

– Sprawa wygla˛da powaz˙nie.
– Mam nadzieje˛. – Jessica us´miechne˛ła sie˛ do Kelly

i uniosła kieliszek wina.

– Z

˙

ycze˛ ci szcze˛s´cia, Jess. – Wendy us´miechne˛ła sie˛

znacza˛co, wznosza˛c toast z przyjacio´łkami.

– Moim zdaniem jestes´my s´wiadkami cudu.
– Czemu? – Jessica pytaja˛co uniosła brwi. – Uwa-

z˙asz mnie za brzydule˛?

– Daj spoko´j! – rozes´miała sie˛ Kelly. – Chodzi

o Ricky’ego. Nie moge˛ uwierzyc´, z˙e Joe pełni role˛
nian´ki.

– Rzeczywis´cie, to ciekawe – przytakne˛ła Wendy.
– Powiedział, z˙e powinnam sie˛ spotkac´ z kolez˙an-

kami. Jes´li be˛dziemy cia˛gle siedziec´ razem w domu,
ludzie zaczna˛ plotkowac´.

– Juz˙ zacze˛li – rzekła pogodnie Kelly. – Nie ja jedna

zauwaz˙yłam, z˙e Joe zjawia sie˛ w pracy us´miechnie˛ty od
ucha do ucha. Na dodatek podobno pods´piewuje! Zako-
chał sie˛. To jest ro´wnie oczywiste, jak rozmiar jego buta.

– Ma naprawde˛ duz˙e stopy – przyznała Jessica,

zadowolona, z˙e Joe nie ukrywa przed kolegami uczuc´.

– Ach, tak? – W oczach Wendy zapłone˛ły złos´liwe

iskierki. – Czy to s´wiadczy ro´wniez˙ o rozmiarze innych
cze˛s´ci jego ciała?

background image

– Niewykluczone – zaczerwieniła sie˛ Jessica.
– To chyba oznacza ,,tak’’ – zwro´ciła sie˛ Wendy do

Kelly.

– Oczywis´cie. – Kelly sie˛gne˛ła po butelke˛ wina.

– Czy mamy kolejny powo´d do wzniesienia toastu?

Wybuchne˛ły s´miechem, co wzbudziło zainteresowa-

nie pozostałych gos´ci bistro. Atrakcyjne młode kobiety
siedza˛ce same przy stoliku przycia˛gały spojrzenia in-
nych gos´ci. Zwłaszcza szatynka o kre˛conych włosach
sprawiała wraz˙enie ogromnie szcze˛s´liwej.

– Wypijmy zdrowie Rossa – zaproponowała Kelly.

– Wendy, jak mys´lisz, kiedy on wstanie z ło´z˙ka i przesia˛-
dzie sie˛ na wo´zek inwalidzki?

– Licze˛, z˙e za kilka dni – odparła Wendy. – Operacja

kre˛gosłupa sie˛ powiodła, i włas´nie przygotowuja˛ dla
niego gorset ortopedyczny, w kto´rym be˛dzie mo´gł
siedziec´. Ale martwie˛ sie˛ o niego.

– Dlaczego? – Jessica chciała, z˙eby przyjacio´łki

były tez˙ szcze˛s´liwe, ale one borykały sie˛ z powaz˙nymi
problemami.

– Przez pierwszy tydzien´ czuł sie˛ tak fatalnie, z˙e

nawet nie mys´lał o przyszłos´ci. Na szcze˛s´cie zachował
władze˛ w re˛kach i stopniowo powraca mu czucie w no-
gach.

– To wspaniale – uznała Kelly po chwili milczenia.

– Ma szanse˛ na całkowity powro´t do zdrowia.

– Spodziewał sie˛, z˙e niedługo be˛dzie w pełni spraw-

ny. Ale boi sie˛, z˙e be˛dzie chodził wyła˛cznie o kulach.

– Przeciez˙ od wypadku mine˛ło dopiero kilka tygodni

– stwierdziła Jessica. – Chyba nie oczekuje od lekarzy
cudu?

99

ALISON ROBERTS

background image

– Oczywis´cie, z˙e nie. Czy Kelly wspomniała ci, kto

go odwiedził w ubiegłym tygodniu? – Wendy postano-
wiła zmienic´ temat.

– Nie, a kto?
– Kyle Dickson.
– Z

˙

artujesz? Jak s´miał sie˛ pokazywac´ wam na oczy,

skoro ponosi wine˛ za wypadek Rossa!

– On wcale tak nie uwaz˙a. Zdziwił sie˛, z˙e Ross nie

cieszył sie˛ na jego widok.

– Ross posłał go chyba do diabła?
– Nie, sama to zrobiłam, kiedy wywołał mnie na

korytarz i zaprosił na randke˛.

– Co?! – Jessica była oburzona. – Nie do wiary!
– Bez przesady – stwierdziła Kelly z us´miechem.

– Wszyscy widzieli, z˙e na kursie wpadłas´ mu w oko.

– Proponuje˛ toast. – Wendy sie˛gne˛ła po kieliszek.

– Za samocho´d Kyle’a. Oby sie˛ rozleciał w drobny mak
i jego włas´ciciel nie mo´gł wie˛cej tu przyjechac´.

Wzmianka o podro´z˙y sprawiła, z˙e Kelly pomys´lała

o przyjacio´łce.

– Co zamierzasz zrobic´ ze swoim domem, Jessico?

– zapytała. – Sprzedasz go?

– Tylko go wynajmowałys´my – odparła. – Musze˛

gdzies´ ulokowac´ wszystkie rzeczy. Nie ma sensu płacic´
czynszu, skoro nie wracam do Silverstream.

– W domu Joego na pewno zmieszcza˛ sie˛ twoje

meble. Zdaje sie˛, z˙e jest duz˙y?

– Owszem – przytakne˛ła Jessica – ale Joe mi tego nie

zaproponował, a ja nie chce˛ prosic´. Przynajmniej na
razie. Powinnam w zwia˛zku z tym poszukac´ czegos´ do
wynaje˛cia w Christchurch, ale cia˛gle odkładam to na

100

ALISON ROBERTS

background image

po´z´niej. Musiałam zabrac´ Ricky’ego na zmiane˛ gipsu.
Załoz˙yli mu wodoodporny. Jest jasnoniebieski, a Joe
namalował na nim płomienie.

Kelly i Wendy wymieniły znacza˛ce spojrzenia.
– Wygla˛da na to, z˙e panowie s´wietnie sie˛ dogaduja˛

– stwierdziła Kelly.

– Ile czasu Joe spe˛dza z Rickym? – zapytała Wendy.
– Prawie kaz˙da˛ wolna˛ chwile˛.
– I co robia˛?
– Ricky pomaga mu reperowac´ stary samocho´d. Joe

uczy go tan´czyc´ rock’n’rolla. Poza tym bawia˛ sie˛
w piasku.

– Co? – Kelly i Wendy miały rozbawione miny.
– W ogrodzie jest go´ra piachu – wyjas´niła Jessica.

– Zbudowali tam drogi, tunele i mosty, po kto´rych
jez˙dz˙a˛ samochodzikami. Moim zdaniem Joe uwielbia te˛
zabawe˛ nie mniej niz˙ Ricky.

– Koledzy w pracy nie dadza˛ mu spokoju, kiedy

o tym usłysza˛! – Kelly us´miechne˛ła sie˛ triumfalnie.

– Nic im nie mo´w! Prosze˛! – zaniepokoiła sie˛ Jes-

sica. – Nie chce˛, z˙eby z niego kpili, bo przestanie sie˛
bawic´ z Rickym.

– Wa˛tpie˛ – stwierdziła Wendy. – Moim zdaniem

przyja˛ł role˛ ojca.

– Miła odmiana po tym twoim weterynarzu, co?

– zagadne˛ła Kelly. – Zakochałas´ sie˛ w chodza˛cym ideale.

– Na to wygla˛da – przyznała po´łgłosem Jessica.
– Mys´lisz o s´lubie? – zapytała Wendy.
– Tak. Gdyby jutro poprosił mnie o re˛ke˛, zgodziła-

bym sie˛ bez wahania. W z˙yciu na nikim tak mi nie
zalez˙ało.

101

ALISON ROBERTS

background image

– Os´wiadczy sie˛ – stwierdziła Kelly. – Załoz˙e˛ sie˛, z˙e

na naszym naste˛pnym spotkaniu be˛dziesz sie˛ chwaliła
piers´cionkiem zare˛czynowym.

Jessica tylko sie˛ us´miechne˛ła. Nie chciała kusic´

losu, ale w duchu przyznała Kelly racje˛. Wszystko
układało sie˛ tak dobrze, z˙e była to wyła˛cznie kwestia
czasu.

Zakochani uwielbiaja˛ planowac´ przyszłos´c´. Niewaz˙-

ne, z˙e z pocza˛tku plany Joego i Jessiki były kro´tkoter-
minowe.

– Mam wolna˛ sobote˛. Chciałabys´ sie˛ wybrac´ z Ri-

ckym na tor wys´cigowy i zobaczyc´ w akcji podrasowane
auta?

Jedno spojrzenie na rozpromieniona˛ twarzyczke˛ syna

sprawiło, z˙e Jessica zrezygnowała z własnych plano´w.

– Jasne! – stwierdziła z entuzjazmem. – Masz ocho-

te˛, Ricky?

Innym razem Jessica wpadła na pomysł, jak sprawic´,

z˙eby stara willa przestała przypominac´ kawalerskie
mieszkanie, a wygla˛dała jak prawdziwy dom.

– Te gzymsy pod sufitem sa˛ s´liczne – zauwaz˙yła

– trzeba je tylko oczys´cic´ i pomalowac´.

– To powaz˙na robota. – Joe nie tryskał entuzjazmem.

– Moz˙e zaja˛c´ pare˛ miesie˛cy.

– Ale warto spro´bowac´ – nalegała Jessica. – W salo-

nie moz˙na by usuna˛c´ wykładzine˛ i wycyklinowac´ pod-
łoge˛. Na deskach znacznie lepiej sie˛ tan´czy.

Joe uczył teraz tan´ca ro´wniez˙ Jessice˛, a w domu

rozbrzmiewała głos´na muzyka i s´miech.

– Moz˙e odnowimy takz˙e drzwi? – zaproponowała

102

ALISON ROBERTS

background image

Jessica kilka dni po´z´niej. – Wystarczy pokryc´ je ciemna˛
bejca˛ i be˛da˛ pie˛knie wygla˛dały.

– Chcesz, z˙ebys´my tu harowali latami?
– Warto sie˛ postarac´ – powto´rzyła.
Nie chodziło jej tylko o wyremontowanie domu,

zalez˙ało jej ro´wniez˙ na wspo´lnym działaniu z Joem. Ale
postanowiła zaczekac´, az˙ sam do tego dojrzeje, a tym-
czasem zaje˛ła sie˛ drobiazgami. Gdy pogoda nie po-
zwalała na prace˛ w ogrodzie, połatała zasłony.

– Wygla˛daja˛ jak nowe! – zawołał Joe z uznaniem.
– Wykorzystałam materiał z zakładu. Moja mama

była krawcowa˛. Nauczyła mnie cerowac´, gdy podrosłam
na tyle, z˙eby utrzymac´ w palcach igłe˛.

– Aha. Wiesz, z˙e mo´j mustang to kabriolet? – Joe

popatrzył na nia˛ z nadzieja˛ w oczach. – W rozkładanym
dachu ma pare˛ dziur... A nowy kosztuje fortune˛.

Nie mogła sie˛ oprzec´ jego błagalnemu spojrzeniu.
– Obejrze˛ go – obiecała. – Moz˙e da sie˛ cos´ zrobic´.
– Jestes´ boska – os´wiadczył i pocałował ja˛ namie˛t-

nie. – I masz ciało bogini.

Z rozkosza˛ poddała sie˛ jego pocałunkom.
– Kiedy musisz odebrac´ Ricky’ego ze szkoły?
– Mamy troche˛ czasu.
– Oby padało przez cały tydzien´ – wyszeptał.
Wieczorem jednak sie˛ wypogodziło i z wilgotnej

ziemi łatwiej było wyrywac´ chwasty niz˙ łatac´ dach
mustanga.

Naste˛pnego dnia pracowali w ogrodzie mie˛dzy gara-

z˙em a trzema starymi jabłoniami.

– Tutaj były dawniej grza˛dki – stwierdził Joe, przy-

gla˛daja˛c sie˛ oczyszczonej ziemi.

103

ALISON ROBERTS

background image

– Zobacz, tu jest kawałek muru z cegieł. – Jessica

rozgarne˛ła stopa˛ wysoka˛ trawe˛.

– Racja, oddzielał te˛ cze˛s´c´ od trawnika. Teraz sobie

przypominam. Poprzedni włas´ciciel uprawiał tu pomi-
dory.

– Marze˛ o własnych warzywach. – Oczy Jessiki

zabłysły. – Moz˙e spro´bujemy?

– Jasne. Trzeba tylko wyrwac´ chwasty i zaorac´

ziemie˛. Prosta rzecz!

– I s´wietna gimnastyka. Moglibys´my na s´rodku po-

stawic´ stracha na wro´ble. Ricky’emu by sie˛ spodobał.

– Znajde˛ stare ciuchy, kto´re sie˛ do tego be˛da˛ nada-

wały.

– Naprawde˛? – Jessica starała sie˛ zachowac´ neutral-

ny ton. – Mo´wisz o tej go´rze brudo´w z sypialni?

– Sugerujesz, z˙e jestem flejtuchem? – Joe odłoz˙ył

łopate˛. – Zasłuz˙yłas´ na solidne lanie.

– Nie! – Jessica wiedziała, do czego zmierza Joe.

– Trzeba wypielic´...

Odsune˛ła sie˛ od niego i potkne˛ła o murek. Pisne˛ła

przeraz´liwie, gdy Joe rzucił sie˛ w jej strone˛, a po chwili
lez˙ała w trawie, a on na niej.

– Sa˛ rzeczy waz˙niejsze od pielenia – os´wiadczył

surowym tonem.

Do przerwanych zaje˛c´ wro´cili dopiero po dłuz˙szej

chwili.

A w z˙yciu Joego Barringtona naste˛powały kolejne

zmiany. Nigdy wczes´niej nie mys´lał, by uprawiac´ wa-
rzywa, podobnie jak nie zwracał uwagi na łuszcza˛ca˛ sie˛
farbe˛, zniszczone tapety i dziurawe zasłony. Dzie˛ki
Jessice wszystko wygla˛dało znacznie lepiej i przypomi-

104

ALISON ROBERTS

background image

nało prawdziwy dom. Jednak pewne sprawy budziły
jego niepoko´j. Od czterech dni nawet nie zajrzał do
garaz˙u. A wczes´niej zaplanował, z˙e w tym tygodniu
załoz˙y w aucie nowy tłumik. Tymczasem okazało sie˛, z˙e
spe˛dzanie czasu z Jessica˛ i Rickym sprawia mu znacznie
wie˛ksza˛ przyjemnos´c´ niz˙ dłubanie przy samochodzie.

W pracy tez˙ zachowywał sie˛ inaczej. Po południu,

kiedy udzielali pomocy ofiarom wypadku drogowego,
Murray, partner Joego, az˙ zaniemo´wił ze zdumienia,
gdy Joe z własnej woli zaja˛ł sie˛ dzieckiem. Murray
tymczasem udzielił pomocy matce chłopca. Na szcze˛s´-
cie oboje odnies´li lekkie obraz˙enia i malec, mniej wie˛cej
w wieku Ricky’ego, szybko otrza˛sna˛ł sie˛ z przeraz˙enia.
A gdy wystartowali, całkowicie pochłone˛ły go wraz˙e-
nia, jakich dostarczał lot s´migłowcem. Joe, obserwuja˛c
jego z˙ywiołowe reakcje, postanowił, z˙e kto´regos´ dnia
zabierze na przejaz˙dz˙ke˛ Ricky’ego.

Gdy przekazali pacjento´w lekarzom, okazało sie˛, z˙e

nie maja˛ pilnych wezwan´ i Joe mo´gł odwiedzic´ Neila
Fletchera.

– Wybierasz sie˛ na spotkanie uczestniko´w kursu,

kto´re organizuje Roger? – zapytał Neil.

– Oczywis´cie, a ty?
– Chyba tez˙. Przyda mi sie˛ odrobina rozrywki. – Neil

popatrzył badawczo na Joego. – Wygla˛dasz na zadowo-
lonego, wie˛c to jednak prawda.

– Co?
– O tobie i Jess.
– A gdzie o nas słyszałes´?
Joe był zaskoczony. Z nikim nie rozmawiał o swym

prywatnym z˙yciu.

105

ALISON ROBERTS

background image

– W szpitalu od Wendy. – Neila rozbawiło zmiesza-

nie kolegi. – Wpadłem wczoraj do Rossa, a Wendy
powiedziała cos´, co mnie zaintrygowało.

– I co?
– A wie˛c to powaz˙na sprawa – us´miechna˛ł sie˛ Neil.
– Niewykluczone. – Joe tez˙ nie potrafił ukryc´ rado-

s´ci.

– Gratuluje˛. – Neil spowaz˙niał. – Che˛tnie przyjme˛

zaproszenie.

– Na co?
– Na wieczo´r kawalerski.
– Chwileczke˛! – Joe az˙ sie˛ cofna˛ł. – Nie powto´rze˛

starego błe˛du.

– Dlaczego?
– Raz sie˛ sparzyłem na małz˙en´stwie i to mi wystar-

czy.

– Rozumiem, s´lub nie jest obowia˛zkowy. – Na

twarzy Neila odmalowało sie˛ rozczarowanie. – Szkoda.
Che˛tnie bym poszalał na wieczorze kawalerskim.

– To zorganizuj sobie własny! – zawołał triumfalnie

Joe. – Che˛tnie przyjde˛.

– Uwaz˙aj, bo wpadniesz we własne sidła – odgryzł

sie˛ Neil. – A w dzisiejszych czasach obowia˛zuje ro´wno-
uprawnienie. Me˛z˙czyzna tez˙ moz˙e zmienic´ zdanie.

– Na to bym nie liczył – prychna˛ł Joe.
Nie chciał sie˛ z˙enic´, ale wszyscy znajomi uwaz˙ali, z˙e

powinni sie˛ pobrac´ i Joe uległ presji. Po prostu chciał
zatrzymac´ Lise˛ przy sobie. Niestety, słodkie chwile
szybko sie˛ skon´czyły i dopiero teraz us´wiadomił sobie,
z˙e nigdy nie spe˛dzał z nia˛ tak wspaniale czasu jak
z Jessica˛. W ich małz˙en´stwie nie było miejsca na

106

ALISON ROBERTS

background image

muzyke˛, taniec i s´miech. Czy nawet na pielenie ogro´dka
i zabawe˛ w go´rze piachu.

Im dłuz˙ej sie˛ nad tym zastanawiał, tym bardziej

pragna˛ł zatrzymac´ przy sobie Jessice˛. W drodze do
domu zacza˛ł sie˛ zastanawiac´ nad kolejna˛sprawa˛. Jessica
pod wieloma wzgle˛dami wydawała sie˛ staros´wiecka.
Podobało mu sie˛, z˙e dzie˛ki temu ro´z˙ni sie˛ od pewnych
siebie, natarczywych dziewczyn, z kto´rymi do tej pory
sie˛ spotykał, ale miało to swoje mankamenty. Zapewne
nie be˛dzie czekała w nieskon´czonos´c´ na os´wiadczyny?
Na mys´l, z˙e utraci swoje szcze˛s´cie, Joe wpadł w panike˛.
Gdyby zgodziła sie˛ zostac´ jego z˙ona˛, wiedziałby, z˙e
czeka ich wspaniała przyszłos´c´. Ale jes´li Jessica da mu
kosza?

Co sie˛ z nim dzieje? Nie planował os´wiadczyn, a tu

nagle boi sie˛ usłyszec´ ,,nie’’. Co z jego z˙elazna˛ zasada˛,
z˙e nigdy nie zostanie ,,wujkiem’’ lub ojczymem? Oczy-
wis´cie, jes´li oz˙eni sie˛ z Jessica˛, nie byłby ,,wujkiem’’ dla
Ricky’ego. A gdyby go adoptował, stałby sie˛ tata˛. Uznał
to rozwia˛zanie za doskonałe. Ricky jest wspaniałym
chłopcem... a ro´wnie wiele rados´ci dałyby mu własne
dzieci. Zwłaszcza gdyby nie miały takich problemo´w,
poniewaz˙ rosłyby w kochaja˛cej, pełnej rodzinie.

Sam sie˛ przestraszył tych mys´li, ale nie potrafił

od nich uciec. Z kaz˙da˛ chwila˛ stawały sie˛ coraz bardziej
pocia˛gaja˛ce. Niewykluczone, z˙e za kilka dni Joe przy-
znałby racje˛ Neilowi. Zawsze moz˙e zmienic´ zdanie.
A przed pierwszym s´lubem nie urza˛dził wieczoru ka-
walerskiego.

Ogro´d wymagał jeszcze kilku dni pracy. Trzeba było

107

ALISON ROBERTS

background image

rozkopac´ go´re˛ kompostu, kto´ra˛Joe gromadził przez lata.
Jessica dzielnie mu w tym pomagała, ale kiedy w czwar-
tek po południu zadzwonił telefon, che˛tnie skorzystała
z okazji do przerwy i pobiegła do domu. W słuchawce
rozpoznała głos Jima Summera. Po kilku chwilach
rozmowa zeszła na tematy osobiste.

– Jak ci sie˛ układa z Joem? – zapytał lekarz.
– Doskonale, po prostu idealnie.
– Sprawiasz wraz˙enie naprawde˛ szcze˛s´liwej. Nie

zare˛czyłas´ sie˛ przypadkiem w tajemnicy przede mna˛?

– Nigdy bym sie˛ nie os´mieliła!
– Chcesz za niego wyjs´c´?
– Owszem – potwierdziła.
– A wie˛c jestes´ zakochana?
– Po uszy.
– A Joe podziela twoje uczucia?
Jessice˛ rozbawił ojcowski ton Jima. Najwidoczniej

nie zamierzał zaakceptowac´ ich zwia˛zku, dopo´ki sie˛ nie
przekona, z˙e Joe spełnia jego oczekiwania. Ucieszyła
sie˛, z˙e komus´ jeszcze zalez˙y na jej szcze˛s´ciu.

– Mys´le˛, z˙e tak – odparła. Przypomniała sobie

wyznanie miłos´ci, kto´re usłyszała z ust Joego, i jego
ciepły wzrok. S

´

wiadczyły o uczuciu, kto´re przetrwa

całe z˙ycie, a jednak ro´z˙niło sie˛ od czystej namie˛tnos´ci.
Potrafiła je odro´z˙nic´, poniewaz˙ obdarzał ja˛ jednym
i drugim. – Jestem pewna, z˙e mnie kocha – os´wiadczyła
pewnie.

– A co z Rickym?
– To jest włas´nie najwspanialsze – rzekła uszcze˛s´-

liwiona. – Moz˙na pomys´lec´, z˙e Joe jest ojcem Ri-
cky’ego.

108

ALISON ROBERTS

background image

– Mam nadzieje˛, z˙e nie wyjdziesz za niego wyła˛cz-

nie ze wzgle˛du na synka.

– Alez˙ ska˛d! – Jessica zachichotała. – Wiem, co

robie˛. Jestem juz˙ duz˙a.

– Nie s´piesz sie˛. Nie musicie natychmiast brac´ s´lubu.
– Ale ja bym chciała – odparła. – Zawsze marzyłam

o małz˙en´stwie. A poza tym nie jestem coraz młodsza.

– W kaz˙dym razie daj mi znac´, jes´li cos´ postanowisz.

Co u was słychac´? Poszłas´ na rozmowe˛ do pogotowia?

– Tak, w kaz˙dej chwili moge˛ rozpocza˛c´ szkolenie.

Ale be˛de˛ potrzebowała pomocy w opiece nad Rickym.

– Co Joe o tym sa˛dzi?
– Jeszcze go nie zapytałam, ale mys´le˛, z˙e sie˛ che˛tnie

zgodzi.

– Nie powinnas´ sie˛ z tym s´pieszyc´. – Jim sprawiał

wraz˙enie zadowolonego. – No, chyba nareszcie ci sie˛
ułoz˙yło w z˙yciu. Nawet nie wiesz, jak sie˛ ciesze˛.

– Sama nie potrafie˛ uwierzyc´ własnemu szcze˛s´ciu.

Jes´li wyjde˛ za Joego, Ricky zyska prawdziwego ojca,
a ja be˛de˛ miała szanse˛ na prace˛ w pogotowiu. – Wes-
tchne˛ła z zadowoleniem. – Po prostu idealna sytuacja.

– Tylko zapros´cie mnie na s´lub. – Jim uznał, z˙e moz˙e

jej dac´ swoje błogosławien´stwo.

– Oczywis´cie.
– I jeszcze ostatnia sprawa: co postanowiłas´ w spra-

wie domu? Słyszałem, z˙e ktos´ chciałby go wynaja˛c´.

– A wie˛c musze˛ sie˛ szybko zdecydowac´?
– Tak. Kiedy skontaktujesz sie˛ z pania˛ Jacobs?
– Daj mi kilka dni – odparła. – W najgorszym razie

tydzien´.

109

ALISON ROBERTS

background image

Joe opłukał dłonie pod kranem w kuchni. Przez

ostatnie dwie minuty bezczelnie podsłuchiwał rozmowe˛
telefoniczna˛ Jessiki. A wie˛c... nie jest coraz młodsza
i zawsze marzyła o małz˙en´stwie. Dobrze wie, co robi,
a najwspanialsze jest to, z˙e Joe zachowuje sie˛ jak ojciec
Ricky’ego. Na dodatek zas´ zyskała szanse˛ pracy w po-
gotowiu. Idealna sytuacja, prawda?

Joe wcale tak nie uwaz˙ał. Oczywis´cie nie wierzył, z˙e

Jessica wszystko ukartowała, aby rozwia˛zac´ swoje prob-
lemy. Znał ja˛na tyle dobrze, by nie miec´ wa˛tpliwos´ci, z˙e
szczerze go kocha. Ro´wnie che˛tnie pomo´głby jej
w zmianie pracy. Niepokoił go tylko Ricky. Jak daleko
posunie sie˛ Jessica, aby zwie˛kszyc´ szanse syna?

Przypomniał sobie rozmowe˛ na temat chłopca pod

koniec pierwszego tygodnia pobytu Jessiki w jego
domu. Szczego´lnie zapamie˛tał trzy jej wypowiedzi:
,,Tak bardzo kocham Ricky’ego. Zalez˙y mi wyła˛cznie
na jego dobru. Zrobiłabym wszystko, z˙eby mu pomo´c.’’

Jak daleko posunie sie˛, robia˛c ,,wszystko’’? A jes´li

dobro Ricky’ego nie be˛dzie sie˛ pokrywało z potrzebami
Joego? Czy Jessica zawsze be˛dzie stawiała syna na
pierwszym miejscu? Joe nie chciał byc´ dodatkiem do jej
z˙ycia. Jak ma sie˛ przekonac´, czy pokochała go dla niego
samego, czy tez˙ moz˙e szuka jedynie doskonałego ojca
dla chłopczyka?

Postanowił sie˛ o tym przekonac´, proponuja˛c Jessice

kro´tkie rozstanie z Rickym.

– Wyjedz´my gdzies´ na kilka dni – powiedział. – Zro´b-

my sobie wakacje we dwoje.

– Nie mam z kim zostawic´ syna.
– Popros´ Kelly i jej matke˛, albo Wendy.

110

ALISON ROBERTS

background image

– Nie znaja˛ go.
– Ja tez˙ go ledwie znałem, a che˛tnie zgodziłas´ sie˛,

z˙ebym sie˛ nim zaja˛ł.

– To co innego, Ricky z toba˛rozmawiał i cie˛ polubił.
– Ska˛d wiesz, z˙e nie polubi matki Kelly? Moz˙e

te˛skni za babcia˛ bardziej, niz˙ to okazuje.

– Chodziło ro´wniez˙ o pogrzeb. – Jessica jakby nie

słyszała uwagi Joego. – Wolałam mu oszcze˛dzic´ trud-
nych przez˙yc´. A teraz nie ma waz˙nego powodu, z˙eby
zakło´cac´ jego codziennos´c´, zwłaszcza z˙e tak dobrze
idzie mu w szkole.

Joe poczuł przygne˛bienie, lecz wiedział, z˙e musi raz

na zawsze uzyskac´ odpowiedz´.

– A gdybys´my zabrali Ricky’ego ze soba˛?
Na twarzy Jessiki pokazał sie˛ radosny us´miech.
– Naprawde˛ moglibys´my? Nie be˛dzie ci przeszka-

dzał? – Natychmiast rzuciła mu sie˛ na szyje˛. – Och, Joe,
tak cie˛ kocham!

– Gdzie piers´cionek? – spytała z˙artobliwym tonem

Kelly, ale w jej oczach widac´ było troske˛. – Joe jeszcze
nie zdobył sie˛ na os´wiadczyny?

Jessica smutno pokre˛ciła głowa˛.
– Mys´lałam, z˙e to zrobi – westchne˛ła. – Opowiedzia-

łam mu o rozmowie kwalifikacyjnej w pogotowiu.
Wspominałam ci o tym, Wendy?

– Tak, to wspaniała wiadomos´c´ – odparła przyjacio´ł-

ka. – S

´

wietnie sie˛ nadajesz do tej pracy.

– Zacze˛łam sie˛ zastanawiac´, czy nie powinnam po-

czekac´, poniewaz˙ ostatnio wiele zmieniło sie˛ w z˙yciu
Ricky’ego. Musze˛ znalez´c´ dla niego nowa˛ szkołe˛.

111

ALISON ROBERTS

background image

W szkole specjalnej moga˛ go zatrzymac´ jeszcze tylko
dwa tygodnie. I tak spe˛dził tam wie˛cej czasu niz˙ inne
dzieci. No i jeszcze sprawa domu. Nie wspomniałam
o tym Joemu, ale dzwonił do mnie Jim i musze˛ przenies´c´
swoje rzeczy. – Westchne˛ła. – Joe nie zaproponował,
z˙ebys´my na stałe z nim zamieszkali, ale tez˙ nie sugero-
wał, z˙ebys´my sie˛ wyprowadzili. Nie rozumiem, co sie˛
dzieje.

– A ja wiem – odrzekła Kelly. – Boi sie˛ zaangaz˙o-

wania. Klasyczne objawy. Na dodatek ma za soba˛ nie-
udane małz˙en´stwo. Ale nie martw sie˛. W kon´cu zoba-
czy, z˙e z toba˛ be˛dzie zupełnie inaczej.

– Nie jestem pewna. – Jessica wygla˛dała na przeje˛ta˛.

– Chyba chce sie˛ wycofac´. Tym razem nie zapropono-
wał, z˙e posiedzi z Rickym, kiedy powiedziałam mu
o naszych planach na wieczo´r.

– I co? – Kelly zbagatelizowała niepoko´j przyjacio´-

łki. – Umo´wiłys´my sie˛ na lunch i jemy pyszne taco.

– Dzwonił do ciebie Roger? – spytała Wendy. – Or-

ganizuje w winiarni spotkanie uczestniko´w naszego
kursu.

– Tak, dzwonił – odparła Jessica. – Be˛dzie chyba

fajnie. Joe chce sie˛ wybrac´, a ja tez˙ che˛tnie spotkam sie˛
ze wszystkimi.

– Moz˙e Kyle przyjedzie. – Kelly zerkne˛ła na Wendy,

kto´ra głos´no je˛kne˛ła.

– I bez niego mam dos´c´ problemo´w.
– A włas´nie! – Jessica oderwała sie˛ od własnych

zmartwien´. – Czy policja złapała włamywacza, kto´ry
buszował w twoim mieszkaniu?

– Wcale im na tym nie zalez˙y. Na szcze˛s´cie nie

112

ALISON ROBERTS

background image

zgine˛ło nic cennego. Włas´ciwie nie moge˛ tylko znalez´c´
jednego naszyjnika.

– Na mys´l o tym, z˙e jakis´ typ miałby grzebac´

w moich rzeczach i dotykac´ bielizny, robi mi sie˛
niedobrze – stwierdziła Jessica.

– Choc´ wszystko uprałam, nadal dziwnie sie˛ czuje˛

– przyznała Wendy. – Miałam kilka głuchych telefo-
no´w.

– Tak?
– Pewnie zwyczajne pomyłki. Podnosiłam słuchaw-

ke˛, mo´wiłam ,,halo’’, i po chwili milczenia ktos´ przery-
wał poła˛czenie.

– Cze˛sto sie˛ zdarzały? – Kelly zmarszczyła brwi.
– Tylko dwa razy. – Wendy przesuwała jedzenie po

talerzu. – Chyba jestem przewraz˙liwiona. Przygne˛bia
mnie stan Rossa.

– Musisz sie˛ troche˛ rozerwac´ – stwierdziła Kelly.

– Wybierasz sie˛ na to spotkanie w winiarni?

– Chciałabym. – Wendy odsune˛ła talerz. – Ros-

sowi tez˙ dobrze zrobi znalezienie sie˛ ws´ro´d ludzi.
S

´

wietnie sobie radzi na wo´zku i wkro´tce maja˛ go

wysłac´ do os´rodka rehabilitacyjnego, z˙eby odzyskał
niezalez˙nos´c´.

– Be˛dzie mu trudniej, jes´li przy pierwszej wyprawie

w s´wiat znajdzie sie˛ ws´ro´d oso´b, kto´re były s´wiadkami
jego wypadku.

– Nieprawda, wszyscy otoczymy go serdecznos´cia˛.

Przeciez˙ nie uniknie kontakto´w z innymi. A tymczasem
zamyka sie˛ w sobie i popada w coraz wie˛ksza˛ depresje˛.
Pokło´cilis´my sie˛ o to wczoraj. Gdybym nie pracowała
na ortopedii, juz˙ bym straciła cierpliwos´c´ i przestała sie˛

113

ALISON ROBERTS

background image

nim przejmowac´. – Usta Wendy zadrz˙ały. – A jes´li nasz
zwia˛zek sie˛ rozleci?

Wendy do tej pory zwykle tryskała entuzjazmem,

wie˛c Kelly i Jessica wymieniły zatroskane spojrzenia.

– Nie wolno ci tak mys´lec´! – rzekła Jessica. – Prze-

ciez˙ naprawde˛ sie˛ kochacie i Ross w kon´cu zauwaz˙y
twoja˛ miłos´c´.

– A trudnos´ci jeszcze bardziej was do siebie zbliz˙a˛.
– On twierdzi, z˙e nie mamy przyszłos´ci. I nigdy nie

zgodzi sie˛ na s´lub, gdyby miał pojechac´ do ołtarza na
tym cholernym wo´zku. – W oczach Wendy pojawiły sie˛
łzy, ale szybko sie˛ opanowała. – Nie chce˛ teraz nawet
o tym mys´lec´. Lepiej zaja˛c´ sie˛ planowaniem s´lubu
Jessiki i Joego.

– Chyba sie˛ na to nie zanosi – powiedziała przy-

gne˛biona Jessica.

– Wez´ sprawy we własne re˛ce – poradziła Kelly.
– Jak? Joe miał wiele okazji. Wyznał, z˙e mnie kocha

i nie wyobraz˙a sobie z˙ycia bez mnie. Po prostu nie chce
mi niczego obiecywac´. Moz˙e nawet nie zamierza sie˛ ze
mna˛ oz˙enic´.

– Zgodziłabys´ sie˛ mieszkac´ z nim bez s´lubu?
– Bo ja wiem? – Jessica wzruszyła ramionami.

– Jestem z nim absolutnie szcze˛s´liwa. Ale potrzebuje˛
s´lubu, aby poczuc´ sie˛ bezpieczna. W przeciwnym razie
zawsze be˛de˛ sie˛ martwiła, z˙e nasz zwia˛zek znaczy dla
mnie wie˛cej niz˙ dla niego. Poza tym Ricky tez˙ musi
zyskac´ pewnos´c´, z˙e Joe juz˙ na zawsze pozostanie w jego
z˙yciu.

– S

´

wietnie cie˛ rozumiem – stwierdziła Wendy. –

Gdybys´my z Rossem byli małz˙en´stwem, łatwiej prze-

114

ALISON ROBERTS

background image

trwalibys´my cie˛z˙kie chwile. Nie mo´głby teraz bagateli-
zowac´ naszego zwia˛zku i uwaz˙ac´, z˙e to niewaz˙na
sprawa. Małz˙en´stwo to nie przelewki.

– Poza tym od zawsze marzyłam o uroczystym

s´lubie – przyznała nies´miało Jessica. – O białej sukni,
konfetti i pamia˛tkowych zdje˛ciach.

– W takim razie wszystko zalez˙y od ciebie – rzekła

Kelly z naciskiem. – Przejmij inicjatywe˛ i postaraj sie˛
spełnic´ swoje marzenia.

– Jak?
– Os´wiadcz mu sie˛.
– Nigdy tego nie zrobie˛! – zawołała Jessica.
– Czemu nie? Przeciez˙ tego pragniesz. Moz˙e Joe tez˙.

Jest tylko jeden sposo´b, aby sie˛ przekonac´, chyba z˙e
wolisz czekac´ i sie˛ martwic´.

– A jes´li odmo´wi?
– Raczej sie˛ zgodzi, zwłaszcza jes´li wie, jakie to dla

ciebie waz˙ne.

– Musisz sie˛ przekonac´, co on na ten temat mys´li

– przyznała Wendy. – Ze wzgle˛du na Ricky’ego i siebie
sama˛. Przyznaj, Jess, z˙e cze˛sto martwisz sie˛ bez po-
wodu.

– Teraz mam powo´d: os´wiadczyny. – Jessica lekko

zbladła. – Chyba nie wystarczy mi odwagi.

– Wystarczy, nie ma obawy – zache˛cała ja˛ Kelly.

– Jestes´ silna i musisz uwierzyc´ w siebie.

– I w Joego – dodała Wendy. – Jes´li go kochasz,

potrafisz mu zaufac´. A jez˙eli on kocha ciebie ro´wnie
mocno, jak ty jego, zdoła pozbyc´ sie˛ oporo´w przed
małz˙en´stwem.

– A co, jez˙eli mnie tak bardzo nie kocha?

115

ALISON ROBERTS

background image

– Chyba be˛dzie lepiej, z˙ebys´ sie˛ teraz o tym prze-

konała?

Jessica popatrzyła na przyjacio´łki i głe˛boko ode-

tchne˛ła.

– Macie racje˛. Musze˛ sie˛ dowiedziec´. – Stanowczo

skine˛ła głowa˛. – I zrobie˛ to. Os´wiadcze˛ sie˛ Joemu.

– Kiedy?
– Jak najszybciej – odrzekła zdecydowanym gło-

sem. – Zanim strace˛ odwage˛... Moz˙e nawet zrobie˛ to
dzis´ wieczorem.

116

ALISON ROBERTS

background image

ROZDZIAŁ O

´

SMY

Decyzja została podje˛ta.
Jessica z łatwos´cia˛potrafiłaby znalez´c´ tysia˛c preteks-

to´w, by zmienic´ zdanie, ale postanowiła przełamac´ le˛k.
Uspokoiła sie˛, porza˛dkuja˛c dom i szczego´lnie starannie
przygotowuja˛c posiłek. Upiekła udziec jagnie˛cy z roz-
marynem, zrobiła purée ziemniaczane, a Ricky pomo´gł
jej łuskac´ groszek. Chyba wyczuł, z˙e dzis´ matka oczeku-
je od niego poprawnego zachowania, bo bez protesto´w
umył sie˛ przed snem. Jak zwykle zasna˛ł, nim Jessica
doczytała do kon´ca bajke˛. Joe w tym czasie posprza˛tał
kuchnie˛ i czekał na Jessice˛, aby razem dopili wino
otwarte do kolacji.

Miała nadzieje˛, z˙e smaczny posiłek i dobre wino

wprawia˛ Joego w s´wietny nastro´j i z˙yczliwie przyjmie
propozycje˛, kto´ra˛ zamierzała mu złoz˙yc´. Jednak nie
potrafiła zacza˛c´. Zerkne˛ła na niego nies´miało. Przeciez˙
nie moz˙e zapytac´ go prosto z mostu? Wypiła troche˛ wina
i podniosła na Joego wzrok.

– W cia˛gu najbliz˙szych paru dni musze˛ podja˛c´ waz˙-

ne decyzje – wykrztusiła.

– Naprawde˛? – Us´miechna˛ł sie˛ bez przekonania.
Przez cały wieczo´r panowało mie˛dzy nimi napie˛cie.

Joe doskonale wiedział, co Jessica zamierza zrobic´
i jakie motywy nia˛ kieruja˛, wie˛c dobra kolacja nie

background image

sprawiła mu przyjemnos´ci. Nabrał juz˙ wprawy w ig-
norowaniu aluzji, kto´rych ostatnio Jessica mu nie szcze˛-
dziła. Nie skomentował jej pro´b znalezienia mieszkania
i nowej szkoły dla Ricky’ego. Milczał, gdy zadzwoniła
do pani Jacobs w Silverstream, by poinformowac´ o swo-
ich planach. Wiedział, z˙e w kon´cu postawi sprawe˛
jasno i chciał sie˛ wreszcie dowiedziec´, czego od niego
oczekuje.

– Ktos´ chce wynaja˛c´ mo´j dom w Silverstream – oz-

najmiła. – Musze˛ sie˛ spakowac´ i zabrac´ swoje rzeczy.

– Masz z tym problem?
– Owszem, jes´li nie znajde˛ nowego lokum.
– Przewiez´ je tutaj, na pewno sie˛ zmieszcza˛ – za-

proponował Joe.

– Nie moge˛ tego zrobic´!
– Czemu?
– Bo nie jestes´my... Poniewaz˙ mieszkam tu z Ri-

ckym jedynie tymczasowo – dokon´czyła pos´piesznie.
– A gos´cie nie przywoz˙a˛ ze soba˛ mebli.

– Wiesz dobrze, z˙e jestes´ dla mnie kims´ wie˛cej niz˙

tylko zwykłym gos´ciem.

– Mam nadzieje˛... – Us´miechne˛ła sie˛ zdenerwowa-

na. Sprawa okazała sie˛ znacznie trudniejsza, niz˙ sa˛dziła.
A moz˙e Joe celowo komplikuje jej zadanie? – Problem
w tym, z˙e Ricky bardzo cie˛ polubił. Z kaz˙dym kolejnym
dniem wie˛z´ mie˛dzy wami sie˛ pogłe˛bia. I jes´li przywioze˛
tu nasze meble, uzna, z˙e zostajemy, a przy rozstaniu
serce mu pe˛knie.

– Chcesz go sta˛d zabrac´? – Joe nie odrywał wzroku

od jej twarzy. A wie˛c jak zwykle na pierwszym miejscu
stawia syna.

118

ALISON ROBERTS

background image

– Oczywis´cie, z˙e nie! – Wyraz´nie sie˛ przeje˛ła. – Ko-

cham cie˛, chce˛ byc´ z toba˛, ale...

– Ale co?
– Nigdy nie rozmawialis´my o przyszłos´ci i o na-

szych oczekiwaniach.

– A czego chcesz? – zapytał Joe.
– Byc´ z toba˛. – Zaczerpne˛ła głe˛boko powietrza. –

Nie przypuszczałam, z˙e miłos´c´ moz˙e byc´ ro´wnie pie˛kna
i nie wyobraz˙am sobie, z˙e mogłabym pokochac´ kogos´
innego. Jestes´ wspaniałym człowiekiem. Cenie˛ twoja˛
dobroc´ i poczucie humoru. Umiesz zrobic´ wiele rzeczy,
znakomicie tan´czysz i doskonale sprawdzasz sie˛ w pra-
cy. Podziwiam to, jak zaakceptowałes´ Ricky’ego, cho-
ciaz˙ podobno nie cierpisz dzieci. I... – spus´ciła wzrok –
uwielbiam, kiedy sie˛ ze mna˛ kochasz i sprawiasz, z˙e
jestem szcze˛s´liwa, nawet kiedy mnie nie dotykasz. –
Spojrzała mu prosto w oczy. – Wystarczy mi samo
przebywanie z toba˛. Chce˛ spe˛dzic´ z toba˛ całe z˙ycie.
Chce˛... – Nabrała powietrza. – Joe, oz˙enisz sie˛ ze mna˛?
– Nie odrywała od niego wzroku, chociaz˙ wiele ja˛ to
kosztowało. – Prosze˛ – dodała.

Joe milczał, a Jessice sie˛ wydawało, z˙e mijaja˛ wieki.
– Czemu małz˙en´stwo jest dla ciebie takie waz˙ne?

– spytał w kon´cu. – Dlaczego nie odpowiada ci obecny
układ?

– Nie planowalis´my, z˙e be˛dziemy razem, i dlatego

zawsze be˛de˛ sie˛ tutaj czuła jak gos´c´. Brakuje mi po-
czucia stałos´ci i zaangaz˙owania. Chciałabym wiedziec´,
z˙e naprawde˛ zalez˙y ci na mojej obecnos´ci.

– Niczego innego nie pragne˛.
– Ale nie chodzi tylko o mnie – dodała Jessica,

119

ALISON ROBERTS

background image

niecałkiem zgodnie z prawda˛. – Trzeba tez˙ wzia˛c´ pod
uwage˛ Ricky’ego.

– A wie˛c to tak. – Ton Joego sugerował, z˙e wreszcie

przeszli do sedna sprawy.

Jessica zmarszczyła brwi. W tym momencie przypo-

mniał sie˛ jej Chris, kto´ry wprost zaz˙a˛dał, aby porzuciła
własne dziecko. Joe chyba nie be˛dzie tego od niej
wymagał?

– Ricky stanowi przeszkode˛ dla naszego zwia˛zku?

– zapytała cicho.

Joe milczał, co wywołało w niej niepoko´j.
– Kogo ty naprawde˛ szukasz, Jess? – odezwał sie˛

wreszcie. – Me˛z˙a? A moz˙e raczej ojca dla swojego
syna?

Wpatrywała sie˛ w niego z napie˛ciem. Nie podobał jej

sie˛ chłodny wyraz maluja˛cy sie˛ na jego twarzy. Poczuła,
jakby Joe przewidział przebieg ich rozmowy i juz˙
wczes´niej podja˛ł decyzje˛. Zdumiało ja˛ podejrzenie, z˙e
szukała w nim kogos´ innego niz˙ z˙yciowego partnera.

– Pragne˛ tylko ciebie – wyja˛kała. – Kocham cie˛,

przeciez˙ o tym wiesz.

– A gdybym nie chciał byc´ ojcem Ricky’ego? Nigdy

nie marzyłem o tej roli i nie potrafie˛ jej spełniac´.

– Wystarczy, z˙e be˛dziesz soba˛. – Us´miechne˛ła sie˛

zache˛caja˛co. – Cudownie sie˛ opiekujesz Rickym, a on
cie˛ uwielbia.

– Zakochałas´ sie˛ we mnie od pierwszego wejrzenia,

czy dopiero kiedy sie˛ przekonałas´, z˙e dogaduje˛ sie˛
z twoim synem?

Przypomniała sobie chwile˛, w kto´rej zrozumiała, jak

bardzo go kocha: gdy uczył Ricky’ego tan´czyc´. Jego

120

ALISON ROBERTS

background image

podejs´cie do chłopca było nieodła˛czna˛ cecha˛jego chara-
kteru. I to takz˙e bardzo ja˛ w nim urzekło.

– Ricky zawsze był z nami – odparła. – Jest cze˛s´cia˛

mnie, waz˙nym elementem mojego z˙ycia.

– Nie potrafiłabys´ go zostawic´ nawet na kilka dni,

z˙eby spe˛dzic´ je ze mna˛?

– Ale... – Jessica zrozumiała, z˙e Joe, proponuja˛c

wspo´lny wyjazd, poddał ja˛ pro´bie. Miał wa˛tpliwos´ci
co do kieruja˛cych nia˛ motywo´w, a ona nie zdała eg-
zaminu.

– Kiedy nasz zwia˛zek rzeczywis´cie sie˛ zacza˛ł?

– spytał Joe z westchnieniem. – Powiem ci. W dniu,
w kto´rym Ricky zrobił ksia˛z˙eczke˛ o samochodach. Tak
sie˛ ucieszyłas´ z jego poste˛po´w w szkole, z˙e postanowiłas´
przenies´c´ sie˛ do Christchurch.

Nie, zaprzeczyła w mys´lach. To stało sie˛ w dniu, gdy

utona˛ł mały Ben, a ja˛ poruszyła do głe˛bi rozpacz Joego
i wyznała mu miłos´c´. On tymczasem mo´wił o tym tak,
jakby dała mu swoje ciało w formie zaliczki na poczet
czynszu, skoro zamierza pozostac´ w jego domu na
dłuz˙ej. Sprowadził ich zwia˛zek do wymiany handlowej
i Jessice˛ ogarna˛ł gniew.

– Chciałam poszukac´ mieszkania – rzuciła z gory-

cza˛. – To ty mo´wiłes´, z˙e nie ma pos´piechu.

– Bo nie ma. Twierdze˛ tylko, z˙e z jednego powodu

postanowiłas´ zatrzymac´ sie˛ u mnie, a z innego zdecydo-
wałas´ sie˛ ze mna˛sypiac´. A teraz musisz przenies´c´ gdzies´
meble, wie˛c proponujesz mi s´lub.

– Sugerujesz, z˙e wszystko ukartowałam! I podste˛-

pem skłoniłam cie˛, z˙ebys´ robił rzeczy, na kto´re nie masz
ochoty. Przeciez˙ to ty wymys´liłes´, z˙e zaopiekujesz sie˛

121

ALISON ROBERTS

background image

Rickym. I ty namo´wiłes´ mnie na pozostanie, kiedy
wro´ciłam z pogrzebu.

– Bez najmniejszego trudu zdołałem cie˛ przekonac´

– rzekł po´łgłosem. Wprawdzie sam nie wierzył w to, co
sugerował, ale postanowił ujawnic´ wszystkie swoje
wa˛tpliwos´ci.

– Powiedziałes´, z˙e mnie kochasz. – Jessica była zdu-

miona. – Chodziło ci tylko o seks?

– Nie. – Pokre˛cił przecza˛co głowa˛. – Naprawde˛ cie˛

kocham i na tym polega problem, nie sa˛dzisz?

– Czemu?
– Poniewaz˙ nie jestem pewny, czy podzielasz moje

uczucia. I dlatego nie moge˛ sie˛ z toba˛ oz˙enic´.

– Kocham cie˛ ro´wnie mocno, jak ty mnie.
– Ska˛d mam o tym wiedziec´? Jak miałbym sie˛

przekonac´, z˙e jestes´ ze mna˛, chcesz spe˛dzic´ u mojego
boku reszte˛ z˙ycia?

– Uwierz w moje słowa.
– Ach, słowa. – Jego spojrzenie zmroziło ja˛ do

szpiku kos´ci. – Byc´ moz˙e juz˙ uwierzyłem w cos´ innego,
co mi powiedziałas´.

– W co?
– Kochasz Ricky’ego tak bardzo, z˙e zrobiłabys´

wszystko, z˙eby mu pomo´c. Jak daleko sie˛ posuniesz?
Zakochałabys´ sie˛ w me˛z˙czyz´nie, kto´ry zapowiada sie˛ na
dobrego ojca? I potrafił sie˛ dogadac´ z Rickym, chociaz˙
ten nie ufa obcym?

– Nie zakochałam sie˛ w tobie, poniewaz˙ mo´j syn cie˛

polubił!

– A czułabys´ do mnie to samo, gdyby mnie zniena-

widził? I na mo´j widok robił dzika˛ awanture˛?

122

ALISON ROBERTS

background image

– Wtedy nie mielibys´my okazji bliz˙ej sie˛ poznac´.

Ale stało sie˛ inaczej i pokochałam cie˛. To nie ma nic
wspo´lnego z Rickym.

– Na pewno?
Zapadła wymowna cisza. Oczywis´cie, z˙e wszystko

ła˛czy sie˛ z Rickym. Chłopiec musi byc´ cze˛s´cia˛ ich
zwia˛zku.

– Co jest dla ciebie najwaz˙niejsze, Jess? Bycie ze

mna˛, czy otoczenie syna najlepsza˛ opieka˛?

– Obie sprawy sa˛ ro´wnie waz˙ne.
– A gdyby nasz zwia˛zek mu nie słuz˙ył?
– Jednak słuz˙y.
– Ale gdyby szkodził?
– Wtedy... nie mogłabym z toba˛ z˙yc´. – Jessica

uniosła głowe˛. – Nie zwia˛z˙e˛ sie˛ z me˛z˙czyzna˛, kto´ry
wymaga ode mnie porzucenia syna. Ricky to cze˛s´c´
mojego z˙ycia – dodała dobitnie. – Cze˛s´c´ mnie samej.

– I na tym polega problem.
– Co to znaczy?
– Z

˙

yjesz tylko dla niego. Ricky wymusza na tobie

okres´lone decyzje. Nie jestes´ niezalez˙na, dlatego on tez˙
nie jest samodzielny. Moim zdaniem wie˛kszos´c´ prob-
lemo´w Ricky’ego wynika z tego, z˙e obie z matka˛
wychowałys´cie go tak, a nie inaczej.

– Nie mieszaj do tego mojej matki – ostrzegła

Jessica. – Nie znasz sie˛ na tych sprawach. Ricky cierpi
na autyzm. Specjalis´ci stwierdzili to, gdy miał dwa lata.

– Lekarze czasem stawiaja˛ błe˛dne diagnozy – os´wia-

dczył spokojnie. – Owszem, Ricky nie radzi sobie
w grupie i niekto´re jego reakcje przypominaja˛ zachowa-
nie dzieci autystycznych, ale moim zdaniem jego stan

123

ALISON ROBERTS

background image

moz˙e ulec poprawie i ktos´ za szybko przyczepił mu
etykietke˛. Uwaz˙am, z˙e trzymałys´cie go pod kloszem
i przytłoczyłys´cie go wasza˛ nadmierna˛ opieka˛. Nic
dziwnego, z˙e juz˙ we wczesnym dziecin´stwie nie potrafił
porozumiewac´ sie˛ z innymi. Załoz˙e˛ sie˛, z˙e gdy usłysza-
łys´cie o jego chorobie, jeszcze bardziej go odizolowały-
s´cie od s´wiata.

– Jakim prawem nas krytykujesz? – Teraz naprawde˛

sie˛ zezłos´ciła. – Przeciez˙ nie chcesz miec´ dzieci.

– Owszem, ale widze˛, ile odrobina samodzielnos´ci

dała Ricky’emu i jak wiele osia˛gna˛ł w kro´tkim czasie,
gdy był traktowany normalnie. Na tym chyba polega
rodzicielstwo? Pomo´c dziecku uzyskac´ niezalez˙nos´c´.
Wspierac´ je, kochac´ i chronic´, ale nie trzymac´ na siłe˛
pod kloszem, bo nigdy nie zdoła dorosna˛c´.

– Ska˛d wiesz? Nie jestes´ ojcem.
– Wiem, czego mi brakowało w dziecin´stwie – od-

parł spokojnie. – I czego potrzebuje Ricky. Ty tez˙ chyba
zdajesz sobie z tego sprawe˛ i byc´ moz˙e dlatego zalez˙y ci
na mojej obecnos´ci w jego z˙yciu.

– S

´

wietnie sobie radzilis´my bez ciebie. – Jessica

była zbyt rozgniewana, aby przyznac´ mu racje˛. – I jes´li
be˛dzie trzeba, damy sobie rade˛ bez ciebie.

– Nie musicie – tłumaczył cierpliwie. – Przeciez˙ was

nie wyganiam, tylko nie moge˛ sie˛ z toba˛oz˙enic´. Zmienie˛
zdanie, jes´li sie˛ przekonam, z˙e bardziej zalez˙y ci na
mnie, niz˙ na znalezieniu ojca dla Ricky’ego.

– Jakim cudem, jes´li nie wierzysz w moje zapew-

nienia?

– Nie wiem – odparł. – Moz˙e potrzebuje˛ wie˛cej

czasu.

124

ALISON ROBERTS

background image

– Mys´lisz, z˙e to włas´ciwa decyzja? – spytała z poga-

rda˛ w głosie. – Mam czekac´, kiedy ty be˛dziesz spraw-
dzał, kto´ry z was jest dla mnie waz˙niejszy? – Jessica
z trudem zachowywała spoko´j. – Po prostu mi nie ufasz,
co moim zdaniem oznacza, z˙e mnie nie kochasz. Od
me˛z˙czyzny mojego z˙ycia oczekuje˛ innego rodzaju miło-
s´ci.

– A wie˛c nie zostaniesz ze mna˛?
– Jak sobie teraz wyobraz˙asz nasz zwia˛zek? Przez

ciebie wspo´lne mieszkanie stało sie˛ niemoz˙liwe.

– Stawiasz mi ultimatum, Jess? – spytał z kamienna˛

twarza˛. – S

´

lub albo rozstanie?

– Mys´le˛, z˙e małz˙en´stwo w ogo´le nie wchodzi w gre˛.

– Jessica wstała. – I tak by sie˛ nam nie ułoz˙yło. Jestem
matka˛ Ricky’ego. Nie moz˙esz ode mnie z˙a˛dac´, z˙e stane˛
sie˛ kims´ innym.

– Wcale tego nie oczekuje˛ – warkna˛ł Joe. – Ale nie

zgadzam sie˛ na role˛ pomocnika. Opiekuna dziecka
potrzebnego ci, abys´ zrobiła kariere˛.

– Kariere˛? O co ci chodzi?
– Chcesz pracowac´ w pogotowiu, prawda? Byłoby ci

o wiele łatwiej, gdyby ktos´ zaja˛ł sie˛ synem. A od me˛z˙a
mogłabys´ wymagac´ wie˛cej niz˙ od kochanka.

Niestety, w oskarz˙eniach Joego tkwiło ziarno praw-

dy. Jessica kochałaby go nawet gdyby nie miała dziecka.
Ale wie˛z´ Ricky’ego z Joem stanowiła dodatkowa˛ zalete˛
i sprawiała, z˙e ich zwia˛zek wydawał sie˛ wre˛cz idealny.
Poza tym Jessica rzeczywis´cie chciała pracowac´ w po-
gotowiu i Joe mo´gł jej w tym pomo´c. Szkoda, z˙e jej
wszystkie plany włas´nie legły w gruzach, a zwia˛zek
okazał sie˛ daleki od ideału.

125

ALISON ROBERTS

background image

– Jutro odwioze˛ Ricky’ego do domu – oznajmiła

Jessica drewnianym głosem. Pomys´lała, z˙e musi go sta˛d
zabrac´, nim sytuacja stanie sie˛ nie do zniesienia. – I tak
miałam pojechac´ do Silverstream załatwic´ sprawy. Obo-
je potrzebujemy czasu do zastanowienia.

Wprawdzie Joe kwestionował motywy Jessiki, ale

teraz przestraszył sie˛ nie na z˙arty.

– Nie chce˛, z˙ebys´ odchodziła. Musimy porozmawiac´.
– O czym tu wie˛cej mo´wic´? Mam ci dowies´c´, z˙e nie

biore˛ pod uwage˛ twojego stosunku do Ricky’ego. Prze-
ciez˙ to dla mnie bardzo waz˙ne, z˙e mo´głbys´ stac´ sie˛ jego
ojcem. I nic tego nie zmieni.

Racja, a Joe nigdy sie˛ nie przekona, czy to stanowiło

najistotniejszy element ich relacji. Nie potrafił sie˛ z tym
pogodzic´, ani tez˙ oprzec´ na takiej podstawie małz˙en´st-
wa. Tymczasem Jessice zalez˙ało na s´lubie i nie zamie-
rzała usta˛pic´. Po co´z˙ wie˛c dalej nalegac´, aby została?
Ona ma racje˛. Rozmowa do niczego nie prowadzi.

I Jessica bez słowa opus´ciła kuchnie˛.

Nie zrobił nic złego. Dlaczego wie˛c czuł sie˛ jak

skon´czony łajdak? Moz˙e z powodu upartego milczenia
Jessiki, gdy naste˛pnego dnia pakowała rzeczy? Albo
napadu agresji Ricky’ego, gdy polecono mu, aby zebrał
samochodziki z piaskownicy i podłogi w salonie. Prze-
raz´liwe piski chłopca sprawiły, z˙e Joe zapomniał o wa˛t-
pliwos´ciach, kto´rego dre˛czyły go przez cała˛ noc, i roz-
złos´cił sie˛ na Jessice˛, bo z jej winy wszyscy znalez´li sie˛
w impasie. A wyz˙ył sie˛ na malcu.

– Na litos´c´ boska˛ – warkna˛ł Joe. – Uspoko´j sie˛,

Ricky, i ro´b, co ci kaz˙a˛.

126

ALISON ROBERTS

background image

Chłopiec natychmiast zamilkł i zacza˛ł sie˛ kołysac´, co

było znacznie gorsze od krzyku. Joe przykucna˛ł obok
malca i włoz˙ył kilka samochodziko´w do przyniesionego
przez Jessice˛ pudełka po butach.

– Przepraszam cie˛, kolego – powiedział. – Obiecuje˛,

z˙e niedługo sie˛ spotkamy.

Ricky nawet na niego nie spojrzał i Joemu przypo-

mniało sie˛ ich pierwsze spotkanie. Nic dziwnego, z˙e
ktos´ kiedys´ uznał go za dziecko autystyczne.

Jessica juz˙ wielokrotnie radziła sobie z podobna˛

sytuacja˛. Wzie˛ła synka na re˛ce i umies´ciła w samo-
chodowym foteliku. Przy poz˙egnaniu ledwie spojrzała
na Joego, wzbudzaja˛c w nim jeszcze wie˛ksze poczucie
winny.

W pracy tez˙ nie było lepiej. Gdy Kelly zapytała, czy

wszystko jest w porza˛dku, uciekł, zanim poruszyła
bardziej osobiste sprawy. Do kon´ca dnia pocieszał sie˛,
z˙e w domu przynajmniej sie˛ rozluz´ni i popracuje przy
mustangu, a nie be˛dzie marnował czasu na zmywanie,
sprza˛tanie i głupie zabawy w piaskownicy. Postanowił
urza˛dzic´ sobie impreze˛, po drodze kupił pizze˛ i piwo.

Tymczasem pusty dom wydał mu sie˛ niepokoja˛co

cichy. Mine˛ły trzy dni i stał sie˛ obcy, a na dodatek unosił
sie˛ w nim nieprzyjemny zapach. Joe wycia˛gna˛ł duz˙y,
plastikowy worek na s´mieci i zgarna˛ł z kuchennego
stołu stos pudełek po pizzy. Naste˛pnie wyrzucił go´re˛
puszek po piwie. Postanowił skon´czyc´ na jakis´ czas
z alkoholem, bo z jego winy nie chodził wieczorami do
garaz˙u, tylko przesiadywał w salonie, topia˛c smutki
w piwie.

Zdecydował, z˙e rozpocznie nowy rozdział w z˙yciu.

127

ALISON ROBERTS

background image

Skoncentruje sie˛ na remoncie auta i za pare˛ tygodni
mustang wyjedzie na szose˛. Zaproszenie na przejaz˙dz˙ke˛
be˛dzie s´wietnym pretekstem do spotkania z Rickym.
Gdy po raz trzeci wyszedł z kanału po narze˛dzia, ze
złos´cia˛ stwierdził, z˙e nadal mys´li o chłopcu. Dzieciak
błyskawicznie znalazłby włas´ciwy klucz i praca byłaby
o wiele ciekawsza, poniewaz˙ wyjas´niałby Rickiemu, co
robi.

Nigdy nie te˛sknił za towarzystwem, dlaczego wie˛c

tak z´le znosił teraz samotnos´c´? Nastawił płyte˛, ale
muzyka przypomniała mu lekcje tan´ca z Rickym. A co
gorsza, jego ulubione utwory grane przez Jessice˛ na
pianinie. Czyz˙by wspomnienia pozbawiły go przyjem-
nos´ci słuchania muzyki? Na mys´l o Beatlesach natych-
miast przyszła mu do głowy pierwsza noc z Jessica˛.

W tym momencie złamał postanowienie o ogranicze-

niu picia i znowu pogra˛z˙ył sie˛ w niewesołych mys´lach.
Jes´li be˛dzie chciał załoz˙yc´ rodzine˛, na pewno znajdzie
inna˛ kobiete˛ i be˛dzie miał własne dzieci. Wtedy zyska
pewnos´c´, z˙e został wybrany na me˛z˙a, a nie wyła˛cznie na
ojca. Ale czy na pewno? Przeciez˙ podobno kobiety sa˛
genetycznie uwarunkowane, aby szukac´ najlepszego
ojca. I czy przebywanie z własnym dzieckiem zapewni
mu tyle rados´ci, co czas spe˛dzany z Rickym? Przeciez˙
poza nim nie lubi dzieci.

Te˛sknił za tym łobuziakiem.
Łatwo znalazłby partnerke˛ na jedna˛ noc, ale uznał, z˙e

nie warto zadawac´ sobie tyle trudu dla chwili fizycznej
satysfakcji. Poza tym musiałby cos´ zrobic´ z go´ra˛brudo´w
lez˙a˛ca˛ na podłodze w sypialni. Gdyby zaprosił jaka˛s´
kobiete˛ do siebie, musiałby odkrywac´, co jej sprawia

128

ALISON ROBERTS

background image

przyjemnos´c´ w ło´z˙ku, a na pewno nie reagowałaby na
jego zabiegi z ro´wnie radosnym zapamie˛taniem co
Jessica. Albo ro´wnie che˛tnie zadbała o jego rozkosz.

Zrobił podsumowanie: w jego domu zagos´ciła samo-

tnos´c´, z˙ycie erotyczne juz˙ nigdy nie be˛dzie tak udane.
Stracił serce do pracy nad mustangiem. Pozostała mu
tylko słuz˙ba w pogotowiu, ale nawet emocje wywołane
cie˛z˙kimi warunkami atmosferycznymi czy trudnym pro-
blemem medycznym nie wystarcza˛ mu na długo. Joe
poczuł sie˛ jak w pułapce i wcale mu to nie odpowiadało.
Moz˙e powinien cze˛s´ciej wychodzic´ do ludzi? Czeka go
wkro´tce spotkanie uczestniko´w kursu w winiarni, ale nie
sa˛dził, by Jessica przyjechała do Christchurch tylko na
te˛ impreze˛.

Wyszedł do garaz˙u. Znowu zacze˛ło padac´! Pomys´lał,

z˙e powinien zrobic´ dach w samochodzie, jes´li chce
choc´by wyjechac´ nim z garaz˙u. Be˛dzie musiał kupic´
nowy, poniewaz˙ nie miał poje˛cia, jak naprawic´ stary.
Skulił sie˛, bo deszcz zacinał, i przys´pieszył kroku. Woda
rozmyła drogi usypane w go´rze piachu i sprawiła, z˙e
jeden z tuneli sie˛ zawalił. Z wilgotnego piasku wy-
stawały ko´łka. Jes´li dalej be˛dzie tak padac´, samochodzi-
ki Ricky’ego zardzewieja˛ w cia˛gu paru dni. Moz˙e
powinien je włoz˙yc´ do pudełka i wysłac´ dzieciakowi?

Gdyby Kelly przestała w pracy patrzec´ na niego

z wyrzutem, nie musiałby jej unikac´ i zdobył potrzebne
informacje. Gdyby miał adres Jessiki w Silverstream,
wysłałby samochodziki i doła˛czył kartke˛ z pros´ba˛ o roz-
mowe˛. Moz˙e nawet dopisałby, z˙e za nia˛ te˛skni. Pragna˛ł
jakiegokolwiek kontaktu. Wystarczyłaby nawet rozmo-
wa telefoniczna, by sie˛ przekonac´, czy traci czas, mys´la˛c

129

ALISON ROBERTS

background image

o niej. Byc´ moz˙e Jessica przemys´lała sytuacje˛, zrezyg-
nuje z ultimatum i zdołaja˛ sie˛ porozumiec´.

Włoz˙ył maske˛ przeciwpyłowa˛ i gogle. Dzis´ solidnie

przyłoz˙y sie˛ do czyszczenia karoserii. A jutro, na spot-
kaniu w winiarni, poprosi Kelly o adres Jessiki. Poczta
w cia˛gu dwo´ch dni dostarczy samochodziki Ricky’emu.

Zabrał sie˛ ostro do roboty, staraja˛c sie˛ zapomniec´, z˙e

Jessica miała dwa tygodnie na załatwienie spraw w Sil-
verstream. W tej sytuacji nie moz˙e sobie pozwolic´ na
pesymizm. Musi miec´ nadzieje˛, z˙e nie wyprowadziła sie˛
pos´piesznie w nieznane.

130

ALISON ROBERTS

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIA˛TY

Jessica nie chciała tu zostac´.
Juz˙ nie. Znalazła sie˛ w domu matki, w centrum z˙ycia,

kto´re zostawiła za soba˛ i okazało sie˛, z˙e nie potrafi do
niego wro´cic´. Po tygodniach spe˛dzonych w przestron-
nej, choc´ zaniedbanej willi Joego, dusiła sie˛ w niewiel-
kim domku przy Elizabeth Street. A moz˙e to znajomi
starali sie˛ wcisna˛c´ jej egzystencje˛ w dawne ramy?

Liczyła, z˙e z czasem przystosuje sie˛ do z˙ycia tej

małej mies´ciny. Przeciez˙ kiedys´ była tu szcze˛s´liwa,
wszyscy cieszyli sie˛ z jej powrotu i starali sie˛ pomo´c.
Ale ona jakby wyrosła z dawnego s´rodowiska i przestała
do niego pasowac´.

Znajomi, opro´cz doktora Summera, zakładali, z˙e

Jessica jest przygne˛biona, bo nie pogodziła sie˛ jeszcze
ze s´miercia˛ matki. Przeciez˙ Norma z˙elazna˛ re˛ka˛ kiero-
wała kaz˙dym krokiem co´rki, nic wie˛c dziwnego, z˙e teraz
biedaczka wygla˛da na zagubiona˛. Na dodatek sama
musi opiekowac´ sie˛ upos´ledzonym synem. Wszyscy
starali sie˛ okazac´ jej sympatie˛.

Ethel przyniosła pudełko kła˛czy dalii.
– Maja˛ pie˛kne, pełne, ro´z˙owe kwiaty – zache˛cała.

– Norma za nimi przepadała. Mogłabys´ je posadzic´ na
grza˛dce za sznurami na bielizne˛.

– Mys´lałam, z˙eby zrobic´ tam zagony warzywne.

background image

– Tak sa˛dzisz? – Staruszka spojrzała przez okno.

– Ale tam jest bardzo mało miejsca.

Z pewnos´cia˛ mniej niz˙ w ogrodzie Joego, pomys´lała

Jessica.

Wielebny Barlow przyszedł jako jeden z pierwszych.
– Zawsze moz˙esz do mnie zajrzec´ – powiedział.

– Rozumiem, jak ci teraz cie˛z˙ko.

– Naprawde˛? – Jessica liczyła, z˙e Jim nie wspomniał

nikomu o jej zwia˛zku z Joem. Wtedy mieszkan´cy
Silverstream mieliby kolejny temat do plotek i powo´d do
wspo´łczucia.

– Norma była cudowna˛ kobieta˛... na swo´j sposo´b.

Wszystkim nam jej brakuje. – Pastor popatrzył przez
okno na Ricky’ego, kto´ry kre˛cił sie˛ bez celu na malen´-
kim trawniku za domem. – Chyba trudno jest ci samej
dozorowac´ Richarda.

Jessica zmusiła sie˛ do us´miechu. Ricky nie potrzebo-

wał ,,dozorowania’’, tylko poczucia bezpieczen´stwa,
miłos´ci i otoczenia, w kto´rym nauczy sie˛ niezalez˙nos´ci.
Przekonała sie˛ o tym dzie˛ki Joemu. Pastor zatrzymał sie˛
w progu i wymownie popatrzył na stoja˛ce w salonie
pianino.

– Nie znalez´lis´my nikogo na miejsce Normy – stwie-

rdził. – Niestety, poziom cho´ru, pozbawionego akom-
paniatorki, znacznie sie˛ obniz˙ył.

Jessica tez˙ spojrzała na instrument. Pianino matki

było doskonale nastrojone, ale jakos´ nie miała ochoty na
nim grac´.

– Nie wzie˛łabys´ pod uwage˛... – zacza˛ł pastor.
– Nie, przepraszam. – Jessice˛ zaskoczyło, z jaka˛

łatwos´cia˛ przyszła jej odmowa. – W tej chwili nie moge˛

132

ALISON ROBERTS

background image

podja˛c´ sie˛ takiej odpowiedzialnos´ci. I nie mam ochoty
na zajmowanie sie˛ muzyka˛.

– Rozumiem. – Jednak wielebny Barlow nie był

zadowolony z postawy dziewczyny. – Mam nadzieje˛, z˙e
rychło odzyskasz siły. Praca w kos´ciele wiele człowie-
kowi daje. Che˛tnie ci pomoz˙emy, jestes´my mała˛ społe-
cznos´cia˛. I bardzo zz˙yta˛ – dodał surowym tonem.
– I kaz˙dy powinien sie˛ przykładac´, aby była szcze˛s´liwa.

Dyrektorka miejscowej szkoły podstawowej, Joan

Whitlow, okazała sie˛ nieche˛tnie nastawiona do wspo´ł-
pracy.

– Moim zdaniem Ricky powinien podja˛c´ nauke˛

w szkole specjalnej, przeznaczonej dla upos´ledzonych
dzieci – os´wiadczyła. – My nie znamy sie˛ na tym,
prowadzimy zwyczajna˛ podstawo´wke˛.

– W Christchurch miał trafic´ do normalnej szkoły,

a nauczycielowi pomagałby przeszkolony asystent.

– Nie stac´ nas na dodatkowych pracowniko´w

– stwierdziła pani Whitlow. – Fundusze, jakie otrzymu-
jemy od rza˛du, sa˛ z˙ałos´nie małe, a komitet rodzicielski
z trudem zbierze sume˛ potrzebna˛ na ten rok.

– Szkoła nie musiałaby nic za to płacic´ – zapewniła

ja˛ Jessica. – Kuratorium wypłaca specjalna˛ dotacje˛,
obliczona˛ na podstawie indywidualnych potrzeb ucznia,
kto´ra pokrywa pensje˛ asystenta i dodatkowe wyposaz˙e-
nie dla Ricky’ego.

– A niby kogo zatrudnimy? – zapytała dyrektorka.

– Musiałby to byc´ ktos´ sta˛d, a nie znam nikogo, kto
potrafiłby sobie radzic´ z... trudnymi dziec´mi. A ty
znasz?

– Moz˙e sama bym sie˛ tym zaje˛ła... – Jednak Jessica

133

ALISON ROBERTS

background image

czuła, z˙e Ricky nie zdobe˛dzie samodzielnos´ci, jes´li
w klasie be˛dzie przesiadywała jego matka.

– Przeciez˙ wracasz do pracy w przychodni, moja

droga?

– Bardzo bym chciała – odparła Jessica. – Ale trudno

mi znalez´c´ opieke˛ dla Ricky’ego.

– Rozumiem. – Pani Whitlow pokiwała wspo´łczuja˛-

co głowa˛. – Słyszałam o awanturze, kto´ra˛ urza˛dził
w cukierni, kiedy pani Summer zabrała go na lody.

– Jest sfrustrowany. – Jessica broniła syna. – Powi-

nien chodzic´ do szkoły.

– Zastanowie˛ sie˛ nad tym – obiecała wspaniałomys´l-

nie dyrektorka. – Przedstawie˛ jego sprawe˛ na najbliz˙-
szym posiedzeniu zarza˛du szkoły.

– A kiedy ma sie˛ odbyc´?
– Niech sprawdze˛. – Pani Whitlow spojrzała do

kalendarza. – Za kilka tygodni. W tym miesia˛cu urza˛-
dzamy wieczorek powitalny na czes´c´ nowego członka
zarza˛du. – Us´miechne˛ła sie˛ do Jessiki. – Jakie to
szcze˛s´cie, z˙e doktor Stringer obja˛ł praktyke˛ w naszym
mies´cie, prawda? Co´z˙ to za energiczny i oddany pracy
młody człowiek. Nasza przychodnia zmieni sie˛ nie do
poznania.

Jessica wyszła ze szkoły z poczuciem, z˙e znalazła sie˛

w pułapce. Nie ma sensu walczyc´ o przyje˛cie Ricky’ego
do szkoły, w kto´rej nikt nie potrafi mu pomo´c. A ona nie
zdoła znalez´c´ dla siebie miejsca w odmienionej przy-
chodni. Nie zdołała zorganizowac´ opieki nad Rickym
i na dodatek czuła, z˙e nie dogada sie˛ z Alisterem
Stringerem, kto´ry jak na młodego lekarza przystało,
tryskał entuzjazmem i snuł ambitne plany.

134

ALISON ROBERTS

background image

– Całkowicie skomputeryzujemy nasza˛ prace˛ – po-

informował Jessice˛. – Karty pacjento´w, wizyty lekarskie
i skierowania. Chciałbym tez˙ drukowac´ recepty. Potrafi
pani obsługiwac´ komputer?

– Nie. – Z trudem ukryła nieche˛c´ do lekarza. – Skon´-

czyłam szkołe˛ piele˛gniarska˛, a nie kurs dla sekretarek.

– Nie szkodzi, Lizzie sie˛ tym zajmie. Powinna zda˛-

z˙yc´ wszystko zorganizowac´ jeszcze przed porodem.

– Mys´lałam, z˙e pan´ska z˙ona jest piele˛gniarka˛?
– Owszem. – Us´miech lekarza sugerował, z˙e kwali-

fikacje Jessiki mu nie wystarcza˛. – I to bardzo dobra˛, ale
w dzisiejszych czasach wszyscy musza˛ obsługiwac´
komputer, prawda?

Dalej snuł wizje zmian, przy kto´rych umieje˛tnos´ci

Jessiki znalazłyby wie˛ksze zastosowanie.

– Be˛dziemy zapobiegac´, a nie tylko leczyc´ – os´wiad-

czył z duma˛. – Przyjmiemy aktywna˛postawe˛. Zorganizu-
jemy dyz˙ury, na kto´rych be˛dziemy wyjas´niac´, jak schud-
na˛c´ i rzucic´ palenie. Chyba sobie pani z tym poradzi?

– Wkro´tce sie˛ pan przekona, z˙e pacjenci przychodza˛

do przychodni tylko wtedy, kiedy cos´ im dolega.

– Pani zdaniem otyłos´c´ i palenie nie stanowia˛ powa-

z˙nego zagroz˙enia?

– Tego nie powiedziałam.
– Przywiozłem mno´stwo materiało´w, dam je pani do

przejrzenia – os´wiadczył z us´miechem. – Nie musi sie˛
pani s´pieszyc´. Ruszymy dopiero za pare˛ tygodni.

Jessica miała mno´stwo wolnego czasu. Alister prze-

ja˛ł wizyty domowe i poprosił ja˛ o zwrot sygnalizatora
i zestawu do udzielania pierwszej pomocy w nagłych
wpadkach.

135

ALISON ROBERTS

background image

– Jim z racji wieku juz˙ sobie nie radzi w kryzyso-

wych sytuacjach – stwierdził. – Szkoda, z˙eby s´wietnie
wyszkolony lekarz siedział w domu, a ktos´ inny s´pieszył
na wezwanie. A poza tym... – Zno´w sie˛ us´miechna˛ł.
– Che˛tnie sie˛ tym zajme˛. Miło wspominam praktyki
w izbie przyje˛c´. Cze˛sto sie˛ tu zdarzaja˛ wypadki?

– Kilka razy w roku. – Jessica starała sie˛ bez powo-

dzenia ukryc´ rozczarowanie.

– W razie potrzeby na pewno pania˛ wezwe˛ – pocie-

szył ja˛ lekarz. – Przyda sie˛ nam pani wyszkolenie. – Po
czym dodał rozbawiony: – Choc´ nie bardzo widze˛, do
czego wykorzysta pani wiedze˛ nabyta˛ podczas ostat-
niego kursu. Przeciez˙ w Silverstream nie dojdzie do
wybuchu w centrum handlowym.

Pod tym wzgle˛dem doktor Stringer miał racje˛, przeciez˙

w ich mies´cinie było pare˛ sklepo´w na krzyz˙. Skon´czyła
sie˛ dla niej satysfakcja z udzielania pomocy w powaz˙nych
przypadkach. Pozostawały jej jedynie wrzody na stopach
Jocka Menziego i dowcipy Charliego Yatesa, woz´nego
w szkole. Zgodnie z zaleceniami młodego lekarza,
przeprowadziła z woz´nym powaz˙na˛rozmowe˛. Jej propo-
zycja, aby rzucił palenie, najpierw szczerze go rozbawiła,
ale w kon´cu odmo´wił kategorycznie.

– Musi byc´ pani bardziej przekonuja˛ca – zache˛cał ja˛

doktor Stringer. – Prosze˛ dac´ panu Yatesowi ulotki
o wpływie palenia na choroby serca i dro´g oddechowych.

– Charlie ma siedemdziesia˛t szes´c´ lat – tłumaczyła

Jessica. – Zacza˛ł palic´, kiedy jako trzynastolatek przyła˛-
czył sie˛ do postrzygaczy owiec. Nie ma rodziny i braku-
je mu motywacji, aby przeprowadzic´ radykalne zmiany
w z˙yciu.

136

ALISON ROBERTS

background image

– Daje fatalny przykład. Wszystkie dzieci w szkole

patrza˛, jak pali oparty o szope˛ na boisku. Sam to
widziałem pare˛ dni temu!

– Kiedy umrze, wykorzysta go pan jako przykład

tragicznych skutko´w palenia. – Pro´bowała zachowac´
powage˛. – Oby tylko nie doz˙ył dziewie˛c´dziesia˛tki.

– Nie podoba mi sie˛ pani podejs´cie – warkna˛ł lekarz.

– Na szcze˛s´cie nie ma pani stałej umowy o prace˛.

Kay Summer rozes´miała sie˛, gdy Jessica powto´rzyła

jej rozmowe˛ z lekarzem.

– Niech tylko nie pro´buje powstrzymac´ Jima od

popijania dz˙inu – zaz˙artowała. – On czasem naprawde˛
potrzebuje drinka – dodała powaz˙niej. – Ostatnio z´le sie˛
czuje, jest przeme˛czony i serce mu dokucza.

– Nie powinnam was prosic´ o opieke˛ na Rickym. To

dla was za duz˙y wysiłek.

– Z che˛cia˛ ci pomagamy – zapewniła ja˛ Kay, ale

w jej głosie brzmiała troska. – Ricky chyba nie jest tutaj
szcze˛s´liwy. Całe popołudnie siedział na schodkach i tyl-
ko sie˛ kołysał.

– Rzeczywis´cie, jest w kiepskiej formie – westchne˛-

ła Jessica. – Ja tez˙. Te˛sknimy na Joem i szkoła˛ w Christ-
church. Czuje˛, jakbym nie miała przyjacio´ł.

– Masz mnie i Jima – zapewniła ja˛ Kay i dodała

z us´miechem: – Ale grunt to ro´wies´nicy.

– Szkoda, z˙e Jim juz˙ nie pracuje w przychodni

– stwierdziła ze smutkiem Jessica. – Nigdy sie˛ nie
dogadam ze Stringerem. Ani z Lizzie. Zaproponowa-
łam, z˙e jej pomoge˛, przeciez˙ jestem połoz˙na˛, a ona na to,
z˙e ma juz˙ połoz˙nika w Dunedin, kto´ry jej odpowiada.

– A jes´li dziecko przyjdzie na s´wiat przed terminem?

137

ALISON ROBERTS

background image

– Mnie wtedy tu nie be˛dzie – oznajmiła Jessica

i widza˛c zaskoczenie Kay, dodała: – Postanowiłam sta˛d
wyjechac´. Nic tu po mnie, a Ricky potrzebuje lepszej
szkoły.

– Spodziewalis´my sie˛ tego. – Kay pokiwała głowa˛ze

zrozumiem. – Be˛dziemy za toba˛ te˛sknili, ale Jim sie˛
ucieszy, jes´li wro´cisz do Christchurch. Jego zdaniem
pogodzisz sie˛ w kon´cu z Joem.

– Oczywis´cie – potwierdził Jim, wchodza˛c do ku-

chni z Rickym. – Ale nici z tego, jes´li be˛dzie was nadal
dzieliło sto pie˛c´dziesia˛t kilometro´w. Spotkaj sie˛ z nim
– poradził. – Musicie porozmawiac´.

– Moz˙e spro´buje˛. – Jessica us´miechne˛ła sie˛.
– Zostaniecie na kolacji? – spytała Kay z kuchni.

– Ugotowałam gar gulaszu.

– Nie, dzie˛kuje˛ – odrzekła Jessica. Jim wygla˛dał na

zme˛czonego i pomys´lała, z˙e che˛tnie posiedzi sobie
z synem. Podniosła z podłogi pudełko z samochodzika-
mi. – Wykon´czył mnie dzisiejszy dzien´ – tłumaczyła sie˛.
– Marze˛, z˙eby odpocza˛c´ w spokoju. Moz˙e zafunduje˛
sobie długa˛ ka˛piel. Przekonałam sie˛, z˙e najlepsze roz-
wia˛zania przychodza˛ mi do głowy w wannie.

– Doskonały pomysł. – Jim ja˛ obja˛ł serdecznie.

– Tylko wybierz włas´ciwe wyjs´cie. – Delikatnie potar-
gał Ricky’ego. – A ty ba˛dz´ grzeczny, młody człowieku.
Mamusia miała cie˛z˙ki dzien´.

Ricky milczał w drodze do domu. Poczekał, az˙

Jessica zamknie brame˛ i gdy tylko otworzyła drzwi,
wbiegł do s´rodka. Cisna˛ł pudełko na podłoge˛, az˙ samo-
chodziki sie˛ rozsypały, i mijaja˛c w pe˛dzie stolik, zrzucił
na ziemie˛ telefon.

138

ALISON ROBERTS

background image

– Ricky, pozbieraj auta – poleciła Jessica – zanim

wła˛czysz telewizor.

Ale gdy doszła do kon´ca korytarza, odbiornik juz˙ grał

na cały regulator. Podniosła telefon i upewniła sie˛, z˙e
działa. Zobaczyła, z˙e ma jedna˛ wiadomos´c´ nagrana˛ na
automatycznej sekretarce. Postanowiła ja˛ odsłuchac´,
maja˛c nadzieje˛, z˙e pochodzi od Joego. Odczytała godzi-
ne˛ – nagrania dokonano kilka minut po jej wyjs´ciu do
przychodni.

– Dzwoni Dave Stewart. W trybie pilnym organizu-

jemy zespo´ł ratownictwa medycznego i liczymy na
ciebie. Znowu doszło do wybuchu w centrum hand-
lowym. Tym razem wypadek miał miejsce w Dunedin,
czyli niedaleko ciebie. Zbieramy sie˛ w informacji turys-
tycznej w ratuszu. Oby ci sie˛ udało dojechac´. Dotarcie
na miejsce zajmie nam kilka godzin, wie˛c jes´li po-
trzebujesz dodatkowych informacji, dzwon´ na mo´j nu-
mer komo´rkowy.

Jessica nie mogła w to uwierzyc´. Kolejny wybuch

w centrum handlowym? Co sie˛ dzieje? I jakim cudem sie˛
tam dostanie? Nie odwaz˙y sie˛ prosic´ Summero´w o po-
moc, chociaz˙ z pewnos´cia˛ by jej nie odmo´wili. Dave
zadzwonił do niej kilka godzin temu. Moz˙e juz˙ nie jest
potrzebna?

Do jej s´wiadomos´ci przenikne˛ły dz´wie˛ki z telewi-

zora. Nie przypominało to w niczym ulubionego fil-
mu rysunkowego Ricky’ego. Jessica weszła do salo-
nu i zobaczyła, z˙e przerwano program, aby przekazac´
najs´wiez˙sze informacje. Ricky stał bez ruchu pos´rod-
ku pokoju, wpatrzony w ekran. Zaniepokojona usiad-
ła na kanapie.

139

ALISON ROBERTS

background image

Poczuła, jakby czas sie˛ cofna˛ł i przesuwał przed jej

oczami potworne sceny z Westgate Mall. Tłum, karetki
i wozy straz˙y poz˙arnej woko´ł wejs´cia do centrum
handlowego. Dziennikarz wypytywał o cos´ policjanta
dowodza˛cego akcja˛.

– Co pan wie o jego obraz˙eniach?
– Niestety jeszcze nic. Z

˙

yje i staramy sie˛ go wydo-

stac´.

– Dlaczego ratownicy zostali wpuszczeni na teren

budynku, kto´ry nie był całkowicie bezpieczny?

– Nigdy nie da sie˛ tego w pełni ustalic´. Członkowie

zespołu ratownictwa medycznego potrafia˛ oceniac´ za-
groz˙enie, a podczas akcji podejmuja˛ ograniczone ryzy-
ko. Niestety, klatka schodowa okazała sie˛ mniej stabil-
na, niz˙ zakładano.

– Podobno rannym piele˛gniarzem z Christchurch

jest Joe Barlow? – zapytał dziennikarz.

– O nie! – je˛kne˛ła Jessica.
– Nie moge˛ potwierdzic´ tej informacji. Przepraszam.

– Policjant odwro´cił sie˛ w strone˛ tłumu, kto´ry naciskał
na barierki. – Prosze˛ sie˛ natychmiast cofna˛c´!

Kamera pokazała, jak karetka wolno podjez˙dz˙a tyłem

do wejs´cia. Przeraz˙ona Jessica patrzyła na grupe˛ ratow-
niko´w wybiegaja˛cych z budynku. Nies´li nosze, a twarz
rannego zasłonie˛to, aby uniemoz˙liwic´ identyfikacje˛.
Jessica rozpoznała jednak niekto´rych członko´w zespołu.
Byli tam Neil i Kelly. Mieli ponure twarze, a Kelly
w pewnej chwili pochyliła sie˛, by powiedziec´ cos´ do
rannego, gdy nosze wsuwano do karetki. Jessica szukała
w tłumie Joego, kto´ry dzie˛ki wzrostowi dominowałby
nad tłumem. Ale wiedziała, z˙e szuka go na pro´z˙no.

140

ALISON ROBERTS

background image

Zapewne to on lez˙y na noszach, a ona nie wie, czy
odnio´sł cie˛z˙kie obraz˙enia.

– O Boz˙e! – krzykne˛ła.
Nagle zdała sobie sprawe˛, z˙e Ricky stoi obok niej

i ogla˛da te same sceny. Chwyciła pilota i zmieniła
program. Czy synek zrozumiał, co sie˛ stało? Czy domys´-
lił sie˛, z˙e Joe został ranny i zawieziono go do szpitala?
Czy te obrazy przywołały wspomnienia okropnych go-
dzin, kto´re przez˙ył w podziemnym parkingu?

– Juz˙ wszystko dobrze, Ricky – powiedziała spokoj-

nym tonem. – Jestes´ bezpieczny, kochanie.

Chłopiec wbił wzrok w przestrzen´.
– Joe – wykrztusił.
– Joe tez˙ jest bezpieczny – zapewniła go. – Zawioza˛

go do szpitala w Dunedin. To niedaleko. Pojedziemy do
niego jutro w odwiedziny, dobrze? – Ucałowała synka.
– Poogla˛daj film rysunkowy, a ja zobacze˛, co sie˛ da
zrobic´.

Rzuciła sie˛ do telefonu. Komo´rka Dave’a była wyła˛-

czona, co jej nie zdziwiło. Zadzwoniła wie˛c na policje˛,
ale tam nie mogli jej pomo´c. W szpitalu kazano jej
zatelefonowac´ za kilka godzin, kiedy moz˙e stan rannego
sie˛ ustabilizuje.

Nie mogła czekac´. Zadzwoniła do Summero´w i wy-

tłumaczyła im sytuacje˛.

– Bardzo mi głupio zno´w was prosic´, ale czy moge˛

zostawic´ u was Ricky’ego na noc? Chciałabym natych-
miast pojechac´ do Dunedin. – Głos jej sie˛ łamał i była
bliska łez. – Tylko w ten sposo´b dowiem sie˛, co z Joem.

– Oczywis´cie, kochanie – odparła Kay. – Przywiez´

małego do nas.

141

ALISON ROBERTS

background image

Kamien´ spadł jej z serca.
– Ricky! – zawołała. – Wez´ piz˙ame˛, zabieram cie˛ do

cioci Kay.

Spodziewała sie˛, z˙e odpowie jej cisza. Nie liczyła tez˙,

z˙e Ricky pomoz˙e jej spakowac´ swoje rzeczy. Na pewno
nie był zadowolony z kolejnego rozstania z matka˛.
Miała tylko nadzieje˛, z˙e nie zacznie sie˛ złos´cic´, co by
znacznie opo´z´niło jej wyjazd. Wrzuciła do torby szczo-
teczke˛ do ze˛bo´w, re˛cznik, piz˙ame˛ i zabawki, zanim
pobiegła do salonu po synka.

Poko´j był pusty.
– Ricky! – Pognała do kuchni. – Gdzie jestes´?
Tylne drzwi stały otworem, ale w ogro´dku nikogo nie

było.

– Ricky! – W jej głosie zabrzmiała panika, gdy

zobaczyła szeroko otwarta˛ furtke˛. A przeciez˙, wracaja˛c
od Summero´w, dokładnie ja˛ zamkne˛ła.

– Ricky! – Krzyk zamarł jej w gardle.
Ricky nigdy nie wychodził sam z domu. Nigdy nie

uciekał. Az˙ do dzis´.

142

ALISON ROBERTS

background image

ROZDZIAŁ DZIESIA˛TY

Tym razem załatwił sie˛ na amen.
Gdy w Christchurch posypał sie˛ na niego grad betono-

wych odłamko´w, Joe pomys´lał o s´mierci. A teraz historia
sie˛ powto´rzyła – w innym mies´cie, w innym centrum
handlowym. Tylko z˙e teraz wszystko go boli. Nie mo´gł
oddychac´, a wie˛c koniec wydaje sie˛ bliski. Musiał mocno
oberwac´ w głowe˛, skoro tez˙ go boli mimo ochronnego
hełmu, ale nie stracił przytomnos´ci. Doskonale pamie˛tał
upadek. Co´z˙ za z˙enuja˛ca historia: dos´wiadczony ratownik
nie sprawdził, czy klatka schodowa utrzyma jego cie˛z˙ar.

Musi złapac´ oddech! Ma tyle spraw do załatwienia.

Nie poprosił Kelly o adres Jessiki na spotkaniu w winia-
rni, wie˛c dzis´ po kro´tkiej odprawie s´pieszył na lotnisko
z nadzieja˛, z˙e natknie sie˛ na Jessice˛ podczas akcji.
Postanowił szepna˛c´ sło´wko Dave’owi, aby trafili do
tego samego zespołu. Pracowaliby razem, a w czasie
przerwy mogliby porozmawiac´. Zamierzał jej wyznac´,
z˙e zrozumiał swo´j bła˛d i chciał ja˛ prosic´, aby mu
wybaczyła. Nie potrafił z˙yc´ bez Jessiki i jej synka.

Tymczasem na zbio´rce w ratuszu nikt nie potrafił mu

powiedziec´, czy Jessica sie˛ zjawi.

A teraz musi wcia˛gna˛c´ do płuc dos´c´ powietrza, aby

przez˙yc´. Dotkna˛ł re˛ka˛ najbardziej bola˛cego miejsca
w klatce piersiowej – zapewne ma złamane z˙ebra.

background image

Przygotował sie˛ na bo´l i nabrał powietrza. Poczuł, jakby
ktos´ wbił mu no´z˙. Je˛kna˛ł, ale spro´bował jeszcze raz.
Czemu oni sie˛ tak grzebia˛ tam na go´rze? Nie potrafił
powiedziec´, jak długo lez˙y u sto´p schodo´w. Kolejne
oddechy były ro´wnie bolesne, ale przynajmniej pojawił
sie˛ cien´ nadziei, z˙e nie umrze.

Z najwyz˙szym trudem zdołał usia˛s´c´, zrobiło mu sie˛

niedobrze, jednak po chwili mdłos´ci usta˛piły i ucichło
dzwonienie w uszach.

– Joe! Joe! – rozległo sie˛ wołanie nad jego głowa˛.

– Słyszysz mnie?

– Tak. – Jego odpowiedz´ zabrzmiała jak je˛k. S

´

cia˛g-

na˛ł maske˛ i spro´bował jeszcze raz. – Tutaj.

– Jestes´ cały?
– Mniej wie˛cej.
– Moz˙esz sie˛ poruszac´?
– Potrzebuje˛ pomocy! – odkrzykna˛ł z trudem.
Zastanawiał sie˛, w jaki sposo´b do niego dotra˛, skoro

schody sie˛ cze˛s´ciowo zawaliły. Moz˙e droga˛ przeciw-
poz˙arowa˛ w specjalnej klatce schodowej?

– Zostan´ na miejscu. – Rozpoznał głos Neila Fle-

tchera. – Nie ruszaj sie˛. Zaraz dostaniemy liny.

Oparł sie˛ o s´ciane˛ i cierpliwie czekał. W akcji brał

udział cały zespo´ł ratownictwa medycznego. Przymkna˛ł
oczy i przypomniał sobie spotkanie uczestniko´w kursu,
na kto´rym, ku jego rozczarowaniu, Jessica sie˛ nie
zjawiła. Kelly po raz pierwszy naduz˙yła alkoholu i Joe
widział, jak namie˛tnie całuje sie˛ z Fletcherem. Obser-
wuja˛c rodza˛ca˛ sie˛ mie˛dzy nimi miłos´c´, stwierdził, z˙e
popełnił bła˛d, rezygnuja˛c z uczucia, jakie poła˛czyło go
z Jessica˛, i postanowił działac´.

144

ALISON ROBERTS

background image

Moz˙e zmarnował szanse˛? A jes´li Jessica nie przyje-

chała do Dunedin, poniewaz˙ nie chce go widziec´? Ogar-
na˛ł go niepoko´j. Na szcze˛s´cie w tym momencie zjawili
sie˛ ratownicy, podali mu tlen i ułoz˙yli na noszach. Przyja-
ciele starali sie˛ is´c´ blisko niego, a on z przyjemnos´cia˛słu-
chał ich złos´liwos´ci.

– A niech to, Joe, waz˙ysz tone˛! – Wendy dyszała

z wysiłku, gdy znosili go po schodach. – Całe szcze˛s´cie,
z˙e cze˛sto chodze˛ do siłowni.

– A szybko biegasz? – spytała Kelly. – Kyle cie˛

szukał.

– Ska˛d on wie o tej akcji? – zainteresował sie˛ Neil.

– Dave celowo go nie zawiadomił.

– Podobno z telewizji – je˛kne˛ła Wendy. – Mieszka

niedaleko Dunedin, prawda?

– Podobnie jak Jessica, ale do niej Dave zadzwonił.

Ciekawe, czemu nie przyjechała.

– Bo nie trzyma spakowanej torby w sypialni, jak

Kyle – wyjas´niła Kelly.

– Mam nadzieje˛, z˙e nie wiesz nic wie˛cej o jego

sypialni, Kelly – rzekł Neil surowym tonem.

Ich s´miech szybko ucichł i przystane˛li, cie˛z˙ko dy-

sza˛c.

– Joe, moz˙esz oddychac´? – Kelly pochyliła sie˛ nad

rannym.

– Całkiem niez´le.
– Nie ma to jak morfina. – Neil sie˛gna˛ł po słuchawki.

– Sprawdze˛ jeszcze raz, co słychac´ w twoich płucach.
– A po chwili dodał: – No, drogi oddechowe całkowicie
droz˙ne, a jak głowa?

– Znacznie lepiej.

145

ALISON ROBERTS

background image

– Masz lekki wstrza˛s mo´zgu. Za pare˛ dni lepiej sie˛

poczujesz – pocieszył go.

– Wystarczy, z˙e zdejmiecie mi gorset. Jest strasznie

ciasny.

– Nie mamy rozmiaru dla olbrzymo´w – mrukne˛ła

Wendy. – Za bardzo wyrosłes´, Joe.

– Dla ciebie kaz˙dy jest wielki. – Joe przymkna˛ł oczy.
Był pewny, z˙e nie doznał urazu kre˛gosłupa, ale

z powodu wstrza˛su mo´zgu zatrzymaja˛ go w szpitalu na
pare˛ dni. Na szcze˛s´cie przyjaciele dotrzymaja˛ mu towa-
rzystwa.

Pierwszy gos´c´ zjawił sie˛, gdy Joe czekał na badanie

w izbie przyje˛c´. Piele˛gniarka, kto´ra miała mu przynies´c´
herbate˛, wsune˛ła głowe˛ do pomieszczenia.

– Ktos´ chce cie˛ koniecznie zobaczyc´. Przyjmujesz

gos´ci?

– Oczywis´cie. – Pomys´lał, z˙e zapewne Kelly i Neil

skon´czyli włas´nie słuz˙be˛. – Jess! – zawołał i z bo´lu az˙ sie˛
chwycił za klatke˛ piersiowa˛.

– Joe! Jestes´ cały? – Jessica była blada i patrzyła na

niego z przeraz˙eniem.

– Jasne – odparł. – To tylko drobny wstrza˛s mo´zgu

i kilka połamanych z˙eber.

– Mys´lałam, z˙e... – W jej ciemnych oczach zals´niły

łzy. – Och, Joe! Tak sie˛ bałam.

Wycia˛gna˛ł do niej ramiona, nie bacza˛c na bo´l. A wie˛c

kocha go! Tylko to sie˛ liczy.

– Nie przybyłas´ na wezwanie. Czekałem na ciebie.
– Za po´z´no odebrałam wiadomos´c´ Dave’a. Ricky

wła˛czył telewizor i zobaczylis´my ciebie. Wprawdzie
przekre˛cili twoje nazwisko, ale wiedziałam, z˙e chodzi

146

ALISON ROBERTS

background image

o ciebie. – Us´miechała sie˛ przez łzy. – Bogu dzie˛ki,
jestes´ cały.

– Ricky’ego nie wpus´cili na izbe˛ przyje˛c´?
– Nie ma go tutaj. – Jessica wysune˛ła sie˛ z ramion

ukochanego i z trudem zachowała spoko´j.

– A gdzie jest?
– Nie wiem. – Znowu wybuchne˛ła płaczem.

– Uciekł. Nie sa˛dziłam, z˙e rozumie sens relacji telewi-
zyjnej. Ale dotarło do niego, z˙e jestes´ ranny, i naj-
widoczniej pro´buje cie˛ odnalez´c´.

– Czemu tak sa˛dzisz?
– Wsiadł do autobusu jada˛cego do Dunedin. Zauwa-

z˙yła go Julie Smythe, kto´ra pracuje w kawiarni przy
przystanku autobusowym. Widziała, jak wsiadał. Pomy-
s´lała, z˙e ja juz˙ wsiadłam i jedziemy do szpitala na
zmiane˛ gipsu, a mo´j samocho´d sie˛ popsuł.

– Gdzie on teraz jest? W autobusie?
– Odkrylis´my to zbyt po´z´no. Kiedy przeszukałam

okolice domu, zatelefonowałam do Jima i Kay. Zanim
powiadomilis´my policje˛ i sprawdzilis´my w Silverstream,
juz˙ tu dojechał. Policja wpadła na dworzec w dziesie˛c´
minut po przybyciu autobusu. Ktos´ zwro´cił uwage˛ na
Ricky’ego, ale nikt nie wiedział, z˙e trzeba go zatrzymac´.

– I jest sam w Dunedin?
Przytakne˛ła skinieniem głowy.
– Wszyscy go szukaja˛, a policja wys´le wie˛cej patroli,

gdy zakon´cza˛ akcje˛ w centrum. Jim mnie przywio´zł
prosto do szpitala.

Joe pomys´lał z przeraz˙eniem, z˙e mały chłopiec, kto´ry

na dodatek nie odzywa sie˛ do obcych, bła˛ka sie˛ po
mies´cie.

147

ALISON ROBERTS

background image

– Jess, dlaczego go nie szukasz, tylko siedzisz przy

mnie?

– I tak na wiele sie˛ nie przydam.
Z niedowierzaniem pokre˛cił głowa˛. Pamie˛tał, jak

Jessica walczyła, by szukac´ syna w Westgate Mall.
A teraz siedzi przy nim i wcale jej sie˛ nie s´pieszy.

– Dlaczego tu jestes´? – spytał cicho.
– Musiałam sie˛ przekonac´, z˙e wyzdrowiejesz – od-

parła szeptem. – Nie przez˙yłabym, gdyby cos´ ci sie˛
stało.

Dwie waz˙ne dla Jessiki osoby znalazły sie˛ jednoczes´-

nie w niebezpieczen´stwie, ale ona najpierw odszukała
jego. A wie˛c on jest dla niej tak samo waz˙ny jak Ricky.
Poja˛ł, z˙e pokochał Jessice˛ takz˙e za jej miłos´c´ do syna.
A włas´ciwie pokochał do szalen´stwa ich oboje.

– Musimy odnalez´c´ Ricky’ego – os´wiadczył, pro´bu-

ja˛c nieporadnie wstac´, ale osuna˛ł sie˛ na ło´z˙ko z je˛kiem.

– Nigdzie nie po´jdziesz – stwierdziła. – Poszukam

Jima, niech zawiadomi policje˛, z˙e tu jestes´my i czekamy
na wies´ci o Rickym – powiedziała i wyszła.

Teraz był pewny, z˙e Jessica wro´ci, bo go kocha

i wybaczy mu bo´l, jaki jej sprawił. Teraz, kiedy otrzymał
dowo´d jej miłos´ci, zrozumiał, z˙e nigdy go nie po-
trzebował. Trudne przez˙ycia z dziecin´stwa podwaz˙yły
w nim zaufanie do innych, ale juz˙ nigdy sobie na to nie
pozwoli.

Wpatrywał sie˛ w napie˛ciu w zasłone˛, za kto´ra˛ znik-

ne˛ła Jessica. Długo jej nie było. Nie zniesie bezczyn-
nego oczekiwania. Jeszcze raz postanowił wstac´, gdy
usłyszał głos ukochanej.

– Idz´ pierwszy.

148

ALISON ROBERTS

background image

I w szparze mie˛dzy kotarami pojawił sie˛ mały, prze-

raz˙ony chłopiec.

– Witaj, kolego – odezwał sie˛ łagodnie Joe. – Ciesze˛

sie˛, z˙e cie˛ widze˛.

Ricky ani drgna˛ł. Jessica musiała go lekko popchna˛c´,

dopiero wtedy przysuna˛ł sie˛ do ło´z˙ka.

– Sam trafił do szpitala – powiedziała. – Policja

znalazła go na schodach przed wejs´ciem. Nie uwierzyli,
z˙e jestem w izbie przyje˛c´. – Us´miechała sie˛, choc´ wargi
jej drz˙ały. – Szukał ciebie. Chciał sie˛ przekonac´, z˙e
z˙yjesz. Tak jak ja. – Pochyliła sie˛ i ucałowała synka.
– Widzisz? Mo´wiłam, z˙e Joemu nic nie be˛dzie. Połamał
sobie z˙ebra, ale wkro´tce wyzdrowieje. – Wyprostowała
sie˛. – Ricky ma cos´ dla ciebie.

Malec wycia˛gna˛ł do niego zacis´nie˛ta˛ pia˛stke˛.
– Kupiłam to, kiedy poprzednio przyjechalis´my

z Rickym do Dunedin na przes´wietlenie – wyjas´niła
Jessica. – A teraz chce ci dac´ swoja˛ ulubiona˛ zabawke˛.

Zaintrygowany Joe wysuna˛ł dłon´, na kto´rej w chwile˛

po´z´niej znalazł sie˛ samochodzik. Był to mustang.

– Twoje auto – odezwał sie˛ Ricky.
– S

´

liczne – powiedział Joe. – Popatrz, na bokach ma

nawet płomienie. Takie same wymalujemy na moim
wozie.

– Twoje auto – powto´rzył Ricky i spojrzał z us´mie-

chem na me˛z˙czyzne˛.

– Nie. – Joe pokre˛cił głowa˛. – To be˛dzie nasz

wspo´lny samocho´d. Oczywis´cie, jes´li mama sie˛ zgodzi.
– Ponad głowa˛ chłopca spojrzał w oczy Jessiki. – Ale
wspo´lne posiadanie pojazdo´w mechanicznych jest do-
zwolone wyła˛cznie ws´ro´d członko´w rodziny – zastrzegł.

149

ALISON ROBERTS

background image

– Dlatego najpierw musze˛ namo´wic´ twoja˛ mame˛, z˙eby
za mnie wyszła.

– Zgadzasz sie˛, mamo?
Ricky odwro´cił sie˛ w strone˛ matki. Dlaczego Joe

i mama nic nie mo´wia˛, tylko patrza˛ na siebie i tak sie˛
dziwnie us´miechaja˛?

– Powiedz tak – nalegał chłopczyk.
– Tak – odparła cicho i nie odrywaja˛c wzroku do

Joego, powto´rzyła: – Tak!

150

ALISON ROBERTS


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
319 Roberts Alison Nierozerwalna wiez
297 Alison Roberts Serdeczna więź
Roberts Alison Medical Duo 493 Zatępcza matka
165 Roberts Alison Prawdziwy tata
383 Roberts Alison Dobrana para
Roberts Alison Długa noc
Roberts Alison Cisza w eterze
459 Roberts Alison Na równych prawach
Roberts Alison Bohater mimo woli 2
300 Roberts Alison Miłość ponad wszystko
363 Roberts Alison Rajska wyspa
Roberts Alison Dobrana para
Roberts Alison Jedyny w swoim rodzaju
Roberts Alison Dobrana para 6
Roberts Alison Zaproszenie 2
260 Roberts Alison Dramatyczny dyżur
374 Roberts Alison Bratnie dusze

więcej podobnych podstron