Sandemo Margit Opowieści 39 Nierozwikązana zagadka

background image

MARGIT SANDEMO

NIEROZWIKŁANA ZAGADKA

Ze szwedzkiego przełożyła

ELŻBIETA PTASZYŃSKA - SADOWSKA

POL - NORDICA

Otwock

1

background image

ROZDZIAŁ I

Odd Stein nigdy nie mówił o Lindehede i o tym, co się tam właściwie wydarzyło przed
jedenastoma laty. Gdy ktoś przez przypadek wspomniał o tym miejscu lub spytał o nie
wprost, jego twarz zasnuwał cień, a on sam zupełnie się zamykał.

Był z nim wówczas także Nils Wangen. On też wolał nie wypowiadać się na temat
Lindehede, nawet w żartach. Gdy tylko zagadka z Lindehede stawała się przedmiotem
rozmowy, po prostu się wyłączał.

Odd Stein niemało widział w swojej karierze. Ale każdy policjant wcześniej czy później
natrafia na przypadek, po którym traci ochotę do dalszej służby. Stein rozwikłał tajemnicę
Lindehede, nie odczuwał jednak z tego powodu ani dumy, ani zwykłej zawodowej
satysfakcji.

Po prostu milczał i próbował ukryć jak najgłębiej wspomnienie o tej sprawie.

Było późne wiosenne popołudnie roku 1950, tajemnicze i trochę mroczne. Odd Stein
wracał właśnie do Oslo po wykonaniu zadania, które nadal zaprzątało jego myśli. Czuł
się zmęczony. Dlatego nawet nie zauważył, że skręcił w drogę, której zawsze
konsekwentnie unikał - drogę biegnącą przez Lindehede. Ostatni raz był tam przed
wojną, w 1939 roku. Kiedy z Nilsem Wangenem, roztrzęsieni, niemal w szoku, wyjeżdżali
z tej miejscowości, obaj byli przekonani, że ich noga już nigdy w niej nie postanie.

Stein zastanawiał się, czy nie zawrócić. Uznał jednak, że szkoda czasu, a poza tym jest
przecież dorosłym mężczyzną i niemało widział w życiu. Zresztą może byłoby dobrze
zobaczyć to miejsce po latach i raz na zawsze pozbyć się złych wspomnień?

Zacisnął zęby i jechał dalej.

Na drodze panował niewielki ruch. Steinowi jechało się dobrze. Zawsze uważał, że silnik
samochodu najlepiej pracuje w chłodnym i czystym powietrzu wiosennego wieczoru.

To już chyba niedaleko...

Minął tablicę informacyjną: LINDEHEDE.

Ładna nazwa, pod którą kryło się przerażające miejsce.

Teraz niewielkie wzniesienie, jeszcze kawałek i...

Odd Stein znalazł się już na wierzchołku wzgórza i teraz jechał drogą w dół.

Nagle, zdziwiony, uniósł lekko brwi.

2

background image

Pierwsze, co zobaczył, to duża, pustawa stacja benzynowa upstrzona kolorowymi
podświetlanymi szyldami. Za nią wyłaniały się szeregiem wysokie domy.

Czyżby zabłądził?

Musiał nabrać paliwa. Lekko przyhamował i zajechał przed jeden z dystrybutorów.

Wyszedłszy z samochodu przeciągnął się, żeby rozprostować kości zesztywniałe po
długiej podróży. Młody chłopak zaczął napełniać bak jego wozu,

- Czy tu nie leżało kiedyś chłopskie gospodarstwo? - spytał Stein.

Chłopak wzruszył ramionami.

- Nie mam pojęcia.

Jakiś tęgi starszy mężczyzna w luźnym ubraniu z wystającym pod szyją podkoszulkiem
usłyszał pytanie i zbliżył się do samochodu.

- Tak, chyba ma pan rację - powiedział niewyraźnie. - Stację pobudowano niedawno,
wcześniej było tu podobno jakieś gospodarstwo.

- Dużo się zmieniło - przerwał mu Stein.

- Owszem. I to w szalonym tempie. Mamy tutaj teraz i przemysł.

Komisarz spojrzał na ulicę, która prowadziła przez gęsto zabudowaną miejscowość.

- Jeśli się nie mylę, tuż obok był też cmentarz i mały kościółek.

- Zgadza się. Ale akurat tędy musiała biec droga, no to zbudowali nowy kościół na
drugim końcu Lindehede. Naprawdę elegancki, sam beton, od góry do dołu.

- A cmentarz?

Mężczyzna uśmiechnął się krzywo.

- Zrównali go z ziemią. Groby chyba najpierw poprzenosili, tak myślę. Ale tamtego
cmentarza dawno już nie ma!

Może to i lepiej, pomyślał Odd Stein.

- A majątek? - spytał, ogarniając wzrokiem dolinę i całkiem nową dzielnicę eleganckich
domków jednorodzinnych.

3

background image

- Jego też nie ma. Zdaje się, że z nim wiązała się jakaś podejrzana historia, ale nikt nic
nie wie.

- Nikt - potwierdził krótko Stein.

To właśnie było najdziwniejsze: prasa nigdy się nie dowiedziała, co tak naprawdę
wydarzyło się w Lindehede, bo całą sprawę okryła zmowa milczenia.

Chcąc lepiej widzieć, komisarz przymrużył oczy.

Poczuł się nieswojo, gdy w gęstniejącym mroku dostrzegł w oddali dwa, trzy wysokie
cienie świerków.

Resztki tamtego żywopłotu...

- Był tam też chyba las - bąknął.

- Zgadza się! Wycięty, prawie co do jednego drzewa. Na jego miejscu stoi teraz duża
fabryka, ale jest taka niska, że stąd jej nie widać. A ten staw to znowu napełnili wodą.
Ludzie mówią, że zawisł nad nim jakiś zły urok. Ale ja nie znam tej historii. Chyba nikt jej
tak do końca nie zna.

Mógłbyś ją usłyszeć ode mnie, pomyślał Stein. Ale nikt mnie nie zmusi, żebym
kiedykolwiek ją opowiedział.

Jak dużo zmieniła tu wojna! Wszystko, co się wtedy zdarzyło, należało już do minionej
epoki. To jednak były inne czasy... I zupełnie inny świat.

Dziś Lindehede można by uznać za symbol rozwoju. Zabudowania pochodzące sprzed
wojny zostały zrównane z ziemią. Wysokie, kanciaste betonowe bloki w żaden sposób
nie przypominały dawnego idyllicznego krajobrazu. Wieś licząca od piętnastu do
dwudziestu domów i gospodarstw, a także majątek, po prostu zniknęły. W ciągu zaledwie
kilku lat.

Ładnie teraz tu nie było. Mimo to Odd Stein doznał wielkiej ulgi.

Zapłacił za benzynę i ruszył przez owo nowe, nieznane Lindehede.

Jak się okazało, szosa prowadziła obok trzech świerków, które pozostały po dawnym
ciągnącym się kilometr żywopłocie. Wznoszące się ku niebu drzewa majaczyły niczym
widma w wieczornym mroku.

Świerkowy żywopłot...

4

background image

Stein poczuł ciarki na plecach, dodał gazu. Po chwili Lindehede ze swymi dawnymi
strachami zostało już za nim.

Po kilku kilometrach w wozie komisarza zaczął szwankować zapłon. Coś złego działo się
ze świecą. Muszę wreszcie poważnie pomyśleć o wymianie tego samochodu, westchnął
Stein.

Silnik dławił się i parskał. Nie daj Bóg, gdyby miało się okazać, że nie da się już jechać
dalej. Gdzie ja w ogóle jestem?

Właśnie minął jakąś większą wieś. „Grand Hotel”, głosił szyld, a pod tą nieco napuszoną
nazwą kryła się po prostu dwupiętrowa drewniana buda. Wyglądała jednak dosyć czysto
i schludnie, dlatego Stein zdecydował się w niej zatrzymać. Czuł się zmęczony i nie miał
ochoty spieszyć się z powrotem do Oslo, gdzie czekało go przeprowadzenie rutynowego
dochodzenia w dość banalnej sprawie. Kierowniczkę jakiegoś domu starców
podejrzewano o to, że pozbawia życia swoich uciążliwych podopiecznych, aby zdobyć
ich pieniądze i ująć sobie nieco pracy. Tego rodzaju oskarżenia już dawniej stawiano
wielu kobietom pełniącym tę funkcję. Z reguły były to tylko podyktowane zawiścią
pomówienia, oznaczały jednak ciągnące się w nieskończoność przesłuchania, a te nie
bawiły Steina ani trochę.

Gdy otrzymał pokój, poprosił portiera o umówienie go z mechanikiem samochodowym.
Potem uznał, że po trudach dnia należy mu się solidny odpoczynek.

Jednakże noc okazała się niespokojna dla Odda Steina. Gdy tak leżał pod spraną
pościelą w „Grand Hotelu”, starając się zasnąć, powróciła cała historia z Lindehede. A
kiedy wreszcie usnął nad ranem, prześladowała go także we śnie: widział upiorne blade
twarze, na których malowało się przerażenie, rozpacz albo złość.

Po owej nocy zrozumiał, że nie uwolni się od tej historii sprzed lat, jeśli nie odtworzy jej
od początku do samego końca, nie pomijając najdrobniejszych szczegółów. Może w ten
sposób wyrzuci ją z pamięci raz na zawsze.

Pozostało jeszcze do wyjaśnienia kilka detali, które zarówno Wangen, jak i on uważali za
mało istotne dla sprawy, i bynajmniej się nie mylili. Jednakże w ciągu minionych lat Stein
często o nich myślał. Bo choć nie miały większego znaczenia dla rozwiązania zagadki,
sprawiły, że nie potrafił zapomnieć ani Lindehede, ani przerażających wydarzeń, jakie się
tam rozegrały.

Ta historia nie miała żadnych jasnych punktów.

No, może jeden. Ciągłe słowne utarczki Nilsa Wangena z Unni.

5

background image

Jaki on był wtedy młody, ten Wangen! Po prostu młokos. A on sam? Może miał
dwadzieścia pięć lat? Ale już zdążył wyrobić sobie nazwisko.

Uśmiechnął się nieznacznie. Unni... Niewątpliwie atrakcyjna dziewczyna! Na dodatek o
tak ciętym języku, że nawet Nils Wangen musiał się poddać. Należy współczuć temu, kto
dostał ją za żonę!

Dla Odda Steina cała ta historia rozpoczęła się od zniknięcia młodej dziewczyny Ingrid
Andersen.

Odtwarzał teraz w myślach raport na jej temat sprzed jedenastu lat.

6

background image

ROZDZIAŁ II

Ingrid Andersen zatrzymała się na skrzyżowaniu, wyraźnie niespokojna, niezdecydowana
i bezradna. Wtedy właśnie zauważyła ją nadchodząca polną drogą koleżanka, która
później złożyła zeznania. Ingrid była dwudziestojednoletnią blondynką o dosyć bujnych
kształtach, ubraną bez smaku w nieco przyciasny płaszcz i wypłowiały żółty beret. Jej
spojrzenie zawsze zdradzało niepewność. Jednakże określony typ mężczyzn
prawdopodobnie uznałby ją za pociągającą - ci, którzy mają słabość do dziewczyn
głupiutkich i ładniutkich.

Ingrid Andersen stanęła właśnie przed dylematem, który przerastał możliwości jej
ograniczonego umysłu, opowiadała koleżanka. Aby zdążyć na spotkanie z Reidarem,
powinna była wybrać drogę na skróty przez las. A na to nie miała ochoty.

Bo wtedy musiałaby przejść nad stawem.

Nad czarnym, bezdennym stawem, w którym nikt nie miał odwagi się kąpać. Odstraszały
od niego nie łodygi lilii wodnych oplątujące nogi pływaków i nie odór zgnilizny.
Odstraszało od niego to, że ciało żadnej z osób, które się w nim utopiły, nigdy nie zostało
odnalezione.

A wielu było takich, co zniknęli w tej tajemniczej głębinie. Wyłącznie samotni pływacy.
Ten staw to jedyne miejsce w Lindehede nadające się do kąpieli, w upalne letnie dni
trudno było oprzeć się pokusie, by nie wskoczyć choć na krótko do wody. Jedyne, co
znajdowano po topielcach, to ich ubrania. Leżały na mchu, starannie złożone albo po
prostu rzucone bezładnie.

(Ale teraz była jesień, kto by tam miał ochotę się kąpać?)

Ostatni raz w ubiegłym roku jakiś młody chłopak.. Zarówno Ingrid, jak i jej przyjaciółka
nie mogły pojąć, że ktoś okazał się na tyle głupi, by się kąpać w stawie, którego zła
sława była powszechnie znana. Ale wszyscy chłopcy są jednakowi. Zarozumialcy,
zawsze chcą udowodnić, że niczego się nie boją.

Ingrid przestępowała z nogi na nogę, nie wiedząc, co zrobić. Była już spóźniona, a
Reidar nie należał do tych, co czekają na dziewczynę. Wspaniale wyglądał w tej swojej
czarnej skórzanej kurtce, a jakie miał oczy!

- Pomyśl, on się ze mną umówił. Może już tam na mnie czeka! - jęczała Ingrid. - Za
późno wyszłam! To wszystko przez mamę, musiałam jeszcze wyprowadzić krowy na
pastwisko.

- Przecież on ma motocykl, mógłby przyjechać do Lindehede - odparła przyjaciółka z
niemiłą logiką, ale Ingrid przeraziła się na samą myśl o tym.

7

background image

- Reidar w tej naszej dziurze? On nie jest taki! On jest... on jest... po prostu cudowny!

Tak, tak. On rozkazywał, a dziewczyny robiły, co chciał.

- No to idź na skróty! - powiedziała koleżanka. - Chyba nie masz zamiaru się kąpać?

- Pewnie że nie, ale to jeziorko jest takie okropne.

- W takim razie zostaje ci dłuższa droga naokoło. Jak chcesz, pójdę przez las i powiem
Reidarowi, że niedługo się zjawisz.

Tego już było za wiele. Prawdopodobnie Ingrid pomyślała to samo co później policjanci:
że przyjaciółka również miała ochotę na cudownego Reidara.

- Nie, nie! - wykrzyknęła. - Już pójdę na skróty. Nie mogę pozwolić, by czekał!

Po czym westchnęła i pobiegła.

Jacyś starsi ludzie, którzy wybrali się zbierać grzyby, widzieli Ingrid nieco dalej na drodze
prowadzącej przez las. Obejrzeli się nawet za nią, kiedy mignęła im między drzewami, a
potem się oddaliła. Przez chwilę zastanawiali się nawet, jak się nazywa, ale już po chwili,
na widok kilku okazałych koźlarzy, zupełnie o niej zapomnieli.

Byli ostatnimi, którzy widzieli Ingrid Andersen. Ubranie dziewczyny znaleziono na brzegu
jeziorka. Ona sama przepadła bez śladu.

W komendzie policji w Oslo dzień zaczął się nerwowo.

- Nie! - powiedział stanowczo Odd Stein. - Nie chcę żadnych kobiet w moim wydziale,
nawet bratanicy komendanta.

Właśnie przejął obowiązki szefa wydziału kryminalnego i czuł się z tego bardzo dumny.
Nie bez powodu: był przecież jeszcze bardzo młody.

- Ale ta dziewczyna jest niczego sobie - przekomarzał się z nim Nils Wangen.

- Nie ma żadnej pewności, że mielibyśmy z niej jakiś pożytek. Jeśli chce odbyć praktykę,
to niech znajdzie sobie jakieś inne miejsce. Niech wkłada mandaty za wycieraczki
samochodów albo zajmie się alkoholiczkami. U nas, w kryminalnym, nie ma nic do
roboty.

- Ale ona już przeszła przez wszystkie inne wydziały - spokojnie zwrócił szefowi uwagę
powolny Håkon Svendsen. - Został jej już tylko nasz. Chyba mierzy całkiem wysoko, a
mówiąc precyzyjniej: to wujek komendant wiąże z nią ambitne plany: Ministerstwo
Sprawiedliwości. Specjalistka do spraw policji.

8

background image

Odd Stein popatrzył na swych podwładnych.

- Dziewczyna? W Ministerstwie Sprawiedliwości? - Westchnął. - Wobec tego ty, Nils, się
nią zajmiesz. Z pewnością zrobisz to chętnie. Albo nie, ona przypadnie tobie, Håkon.
Jutro rano wyjeżdżam i zabieram ze sobą Nilsa. Wyjdzie mu na zdrowie, jak popracuje
trochę w terenie, bo niedługo zamieni się nam w ducha wiecznie poszukującego
drobnych opryszków stołecznego półświatka.

W piwnych oczach Wangena pojawił się błysk ożywienia.

- Coś nowego?

- Owszem, bardzo dziwna historia. Młoda dziewczyna znika bez śladu w leśnym jeziorku.
I nie jest bynajmniej pierwsza. W ciągu ostatnich trzech lat to już piąta ofiara, oczywiście
wcześniej też było kilka. Ludzie twierdzą, że tym jeziorkiem władają jakieś pozaziemskie
siły. Ale, jak wiecie, ja nie wierzę w takie rzeczy. Tak czy inaczej, zostaliśmy wezwani
przez tamtejszego komendanta. Trochę się wahałem, bo to raczej nie jest nic dla nas.
Skoro jednak w naszym wydziale ma się pojawić jakaś ambitna niewiasta, to wolę już
trochę leśnej mistyki.

W tej samej chwili dał się słyszeć w korytarzu dźwięczny kobiecy głos.

- Och, nie - wymamrotał Odd Stein, zdobył się wszakże na powściągliwy uśmiech
skierowany do młodej damy, która właśnie wparadowała do jego gabinetu.

Miała złociste loki opadające aż na ramiona i błękitne oczy, których żywy blask świadczył
i o poczuciu humoru, i o inteligencji. Była wysoka i szczupła, ubrana ze smakiem w
tweedowy kostium i białą bluzkę, sprawiała poza tym wrażenie osoby bardzo pewnej
siebie.

- A więc to jest nasz wielki Stein - uśmiechnęła się, wyciągając rękę. - No, no, nikt mi nie
powiedział, że poza wszystkim jest pan też przystojny. Czyli od tej pory będziemy
pracować razem? Może być wesoło. Mam na imię Unni.

Odd Stein wyglądał tak, jakby połknął coś kwaśnego. Przecież dopiero niedawno objął
stanowisko szefa wydziału, a na dodatek był niezwykle ambitny. Zupełnie nie wiedział,
jak ma się zachować w tej nieoczekiwanej sytuacji.

- Przede wszystkim chciałbym przedstawić moich współpracowników. To jest Håkon
Svendsen, który wprowadzi panią we wszystko, panno...

- Proszę mi mówić Unni! Wszyscy mnie tak nazywają.

- Hm. Właśnie miałem zamiar wyjść, jeśli więc pani pozwoli... Håkon, zajmiesz się...? Do
widzenia, na razie!

9

background image

Opuścił pospiesznie własny gabinet, czując się tak, jakby uciekał. Wychodząc, usłyszał
jeszcze głos młodej damy:

- Co to za okropny zapach! To przez te nieopróżnione popielniczki. Jak tu się otwiera
okna?

Stein i Nils Wangen wymienili wymowne spojrzenia, schodząc już po schodach.

Obaj detektywi stali razem z komendantem Bårdsenem nad leśnym jeziorkiem, które
wyglądało wyjątkowo urokliwie i spokojnie w blasku wieczornego słońca, na wpół
przysypane jesiennymi liśćmi o niepowtarzalnych barwach.

- Zarzucaliście sieć?

- Oczywiście - odpowiedział komendant. - Sprowadziliśmy też płetwonurka. Ale wszystko
na nic, jak zwykle.

Odd Stein spojrzał na tajemnicze jeziorko. Pomiędzy dryfującymi na powierzchni liśćmi
połyskiwały czarne oka wody. Jeziorko nie było duże, miało kształt nieregularnego owalu,
w najszerszym miejscu mogło liczyć około dwudziestu pięciu metrów. Droga, na której
stali mężczyźni, biegła zaledwie kilka metrów od brzegu. Po drugiej stronie leżał pas
ziemi usiany porośniętymi mchem pieńkami po wyciętych drzewach, a tuż za nim
wznosiła się ściana mieszanego lasu, w którym dominowały osiki, olchy i świerki.

- Jak wygląda dno?

- Jest bardzo muliste - odpowiedział komendant. - Jak w Loch Ness. Zaledwie kilka
metrów pod powierzchnią woda przypomina szlam, jest czarna i nic przez nią nie widać.
A dno to jedno wielkie błoto.

- I ludzie chcą się w czymś takim kąpać? - zdziwił się Nils Wangen.

- Teraz już nie - odparł komendant, wysoki i szczupły mężczyzna o smutnych oczach.

Odd Stein obejrzał się za siebie. Po drugiej stronie drogi biegł żywopłot.

Kiedyś było to starannie wypielęgnowane zielone ogrodzenie, ale z czasem drzewa
rozrosły się dziko, tworząc zwartą ścianę.

- Co znajduje się za tym zielonym monstrum? - zapytał Stein.

Bårdsen wzruszył ramionami.

10

background image

- Niewyobrażalnie duża posiadłość pewnego bogacza. Do samych zabudowań jest
jeszcze kilkaset albo więcej metrów. Nazywamy to majątkiem. Ale nie mam pojęcia, co
kryje się bezpośrednio za tym żywopłotem. Pewnie park albo pola, a może las.

- Czyli ta droga biegnie przez pustkowie? Żadnych domów w pobliżu?

- Żadnych.

Znowu odwrócili się w stronę jeziora.

- Czy istnieje lista osób, które tu utonęły?

- Ich nazwiska i daty wypadków mam w głowie.

Odd Stein wyjął kartkę i długopis, a Bårdsen zaczął dyktować.

- Kiedy się to naprawdę zaczęło, nie wiadomo. Pierwsza ofiara, jaką znamy, to Morten
Haug. Utopił się na początku ubiegłego wieku. Podobno był pijany i po prostu wpadł do
wody. Nigdy go nie odnaleziono. Potem jakaś dziewczyna z własnej woli weszła do
jeziora i zginęła. To było na początku naszego stulecia. Nazywała się Marit, nic więcej o
niej nie wiemy. Później długo nic się nie działo. Dopiero trzy lata temu utopiła się kolejna
ofiara. Miała na imię Gunvor. Razem z przyjaciółką, z którą przyjechała tu na wakacje,
kąpały się w jeziorze. Ta druga wróciła na rowerze do hotelu, a Gunvor zamierzała
wkrótce do niej dołączyć. Chciała jeszcze tylko trochę popływać, bo dzień był akurat
bardzo gorący. Więcej jej nie widziano. Oczywiście przeszukaliśmy dno, ale bez efektu.

- Ale ona nie była ostatnia?

- Nie, nie! Następnego lata, czyli dwa lata temu, zrobiło się tak źle, że nikt nie odważył
się nawet tędy przejść. Uznano, że to jeziorko w jakiś mistyczny sposób oddziałuje na
ludzi. Pierwsza była Kit Thomassen. Znaleziono jedynie jej ubranie na brzegu. A nie
wspomniała nikomu nawet słowem, że będzie się kąpać! I tego samego lata...

- Czy to dzieje się tylko latem? - przerwał mu Nils Wangen, niewysoki i energiczny.

- No tak, przecież w zimie nikt się nie kąpie. Poza tym droga, zasypana śniegiem, jest nie
do przebycia. No więc jeszcze w tym samym roku latem zniknęła kolejna wczasowiczka.
W ten sam sposób.

- Młoda? - pytał dalej Stein.

- Trzydziestoletnia kobieta. Niedługo potem przechodził tędy pewien młody chłopak.
Mówi, że nagle poczuł się jakoś nieswojo i uciekł stąd, ile sił w nogach. Później przez
długi czas nikt nie ośmielił się tu nawet zbliżyć, aż do ubiegłego roku, kiedy znowu utonął
młody chłopak. To jeden z tych bohaterów, co to niczego się nie boją. Przechwalał się na

11

background image

lewo i prawo, że może zupełnie sam popływać w jeziorze. No i w tym roku Ingrid
Andersen. Nawiasem mówiąc, jej Reidar ma alibi, możemy go więc wykluczyć z kręgu
podejrzanych.

Odd Stein podsumował:

- Pierwszy: Morten Haug, dziewiętnasty wiek, druga: Marit na początku dwudziestego
wieku, trzecia: Gunvor trzy lata temu, czyli po mniej więcej trzydziestopięcioletniej
przerwie, i czwarta: Kit Thomassen dwa lata temu.

- To miejscowa piękność - wtrącił komendant.

- W tym samym roku trzydziestoletnia kobieta. To już piąta. Czy ona też była ładna?

- Nie wiem, przyjechała tu tylko na wakacje, nigdy jej nie widziałem.

- I dalej: uwodziciel w zeszłym roku i jako siódma Ingrid Andersen w tym roku.

Stein zamknął swój notatnik.

- Ale z tym młodym chłopcem, który stąd uciekł, chętnie bym porozmawiał. Jak on się
nazywa i gdzie mogę go znaleźć?

- To Per Erik, uczeń, mieszka niedaleko stąd.

- Ile ma lat?

- Wtedy miał piętnaście, czyli teraz siedemnaście. Poza tym...

Odd Stein spojrzał pytająco na komendanta.

- Coś jeszcze?

- Nie, nie, nic takiego. To tylko plotka.

- Chciałbym ją usłyszeć.

- Mortena Hauga, tego pierwszego z utopionych, widziano potem w Ameryce.

Stein pokiwał głową.

- Bardzo prawdopodobne. Mam przeczucie, że... - przerwał. - Myślę, że o Mortenie
Haugu możemy zapomnieć. Ale ta młoda dziewczyna, Marit... jej przypadek trochę mnie
niepokoi. Czy jest pan pewien, że zniknęła zupełnie bez śladu?

- Tak. Pamiętam, że przeszukano wtedy bardzo gruntownie całe jezioro.

12

background image

Stein z zadowoleniem stwierdził, że komendant jest bardzo inteligentny, za każdym
razem bowiem doskonale wyczuwał, do czego zmierza stołeczny detektyw.

- Myślę, że ją też możemy pominąć - powiedział. - Mogło ją przecież znieść w podwodne
zarośla i dlatego jej nie znaleziono. Albo może ówczesne metody przeszukiwania dna
okazały się nieskuteczne w tym jeziorze. Myślę, że powinniśmy się skoncentrować na
pięciu ostatnich ofiarach. Proszę mi powiedzieć, czy w ciągu ostatnich lat był ktoś taki,
kto się tu kąpał i nie utonął?

- O, tak, bo jeśli jest więcej osób, to wtedy nic złego się nie dzieje. Ale od czasu, kiedy
Gunvor przepadła trzy lata temu bez wieści, nikt tu już nie wchodzi do wody. Zaczęto
mówić, że to jezioro jest zaklęte.

Słońce chowało się za horyzontem. Stein, rozejrzawszy się dokoła, poczuł się trochę
nieswojo.

Bårdsen spytał ostrożnie:

- Uważa pan, że to jest dosyć nowa sprawa?

- Tak. Zaczęło się od Gunvor. Trzy lata temu. Proszę mi powiedzieć, czy istnieje jakiś
związek między tymi pięcioma ofiarami?

- Też się nad tym zastanawiałem i mogę z całą pewnością powiedzieć, że nie ma
żadnego. Niektóre pochodziły stąd, inne spędzały tu tylko wakacje. Większość nie znała
się nawzajem.

- Czyli mamy cztery młode kobiety i jednego młodego mężczyznę. No i tego chłopca,
który uciekł. Zacznijmy od niego!

Per Erik był szczupłym chłopcem o jasnych włosach i oczach o jak gdyby nieobecnym
spojrzeniu. Grzecznie zgodził się pójść razem z policjantami nad jezioro, ale czuł się tam
nie najlepiej, co wyraźnie dało się zauważyć. Oświadczył jednak, że absolutnie nie
wierzy w działanie żadnych nadprzyrodzonych mocy.

- Skoro więc jesteś taki sceptyczny - spytał Stein z uśmiechem - to dlaczego wtedy
uciekałeś, gdzie cię oczy poniosą?

Wysiedli z samochodu i szli drogą przez las.

Per Erik sprawiał wrażenie zakłopotanego.

- Przestraszyłem się - odparł.

- Czego?

13

background image

- Nie wiem. Może jakiegoś odgłosu. Naprawdę nie wiem.

- Jakiego odgłosu?

Ale Per Erik pokręcił tylko głową. W lesie panował już gęsty mrok. Chłopak, który nie
wierzył w nadnaturalne siły, raz po raz rzucał za siebie lękliwe spojrzenia.

- Czy wiesz, co się mówi o tym jeziorze?

- Jasne.

Właśnie zatrzymali się na brzegu.

- To nam opowiedz - poprosił Odd Stein.

Widać było, że wspomnienia nie są miłe dla chłopca. Unikał patrzenia na wodę, tak
przerażająco nieruchomą w wieczornym mroku. Można by pomyśleć, że to jakaś żywa
istota, która przyczajona czyha na swoją ofiarę, przeszło przez myśl Steinowi.

Było to zaskakujące odczucie jak na mężczyznę tak rzeczowego i chłodnego jak Stein.
Zauważył jednak, że zarówno Bårdsen, jak i Wangen mieli podobne doznania, nie
mówiąc już o chłopcu.

- No więc, szedłem sobie drogą - zaczął Per Erik. - To było w samym środku dnia, padał
deszcz...

- Jak byłeś ubrany? - wtrącił Stein.

Chłopiec zastanowił się przez moment.

- W kurtkę od deszczu z kapturem i w kalosze.

- I miałeś wtedy piętnaście lat - powiedział Stein jakby do siebie. - Mów dalej!

Nils Wangen zerknął na swojego szefa. O co może mu chodzić?

- Kiedy już prawie doszedłem do jeziora, poczułem, że ktoś mnie obserwuje.

- Tak jak teraz? - przerwał mu nieoczekiwanie Nils Wangen.

- Nie. Znacznie intensywniej.

- A czy nie uważasz, że mogło ci się tylko tak wydawać? - spytał Bårdsen.

- Tak, oczywiście - odpowiedział Per Erik, kręcąc się nerwowo. - Ale właśnie coś takiego
poczułem.

14

background image

- Czy uważałeś, że to jezioro na ciebie patrzy? - spytał Odd.

Chłopiec spojrzał na niego urażony, lecz detektyw był jak najbardziej poważny.

- Przecież jezioro nie może nikogo obserwować - wymamrotał pod nosem Per Erik trochę
niepewnie. - Nie wiem, co to było, wiem tylko, że się potwornie bałem, mimo że
znalazłem się tutaj w środku dnia.

- Wspomniałeś o jakimś odgłosie?

- No tak - odparł z lekkim wahaniem. - Ale nie potrafię go określić. Może to było coś w
rodzaju szeptu.

- Pojawił się i zniknął po sekundzie?

- Skąd, wręcz przeciwnie! - zaprotestował gwałtownie chłopak. - Słyszałem go cały czas,
kiedy tu przechodziłem. Jakby przybliżał się i oddalał.

- Jak głosy mówiące szeptem?

- Nie... raczej nie.

- Miałeś kurtkę z kapturem, może to on tak szeleścił - zauważył Nils Wangen.

- Też tak pomyślałem i zsunąłem go z głowy, żeby lepiej słyszeć. I wtedy... tak, teraz
przypominam sobie, jak to brzmiało! A potem nagle ucichło. Rzuciłem się do ucieczki.

- Mówisz, że po zdjęciu kaptura słyszałeś ten odgłos wyraźniej. Opisz go! Przypominał
szepty?

- Nie. - Per Erik był wyraźnie poruszony, oczy lśniły mu z podniecenia. - Sam nie wiem,
jak mam go określić. Widział pan może kiedyś kota siedzącego na parapecie okna? Jak
siedzi i patrzy sobie na małe ptaszki?

Stein zerknął na niego z niedowierzaniem.

- Nie masz chyba na myśli...? Oczywiście, że widziałem coś takiego.

- A widział pan, jak takiemu kotu ruszają się szczęki? Słyszał pan to charakterystyczne
zgrzytanie? To właśnie było coś takiego! Tylko o wiele głośniejsze.

Wangen i Stein spojrzeli na siebie. Wangen mimo woli odsunął się o krok od jeziora,
które teraz o zmierzchu przypominało mu pokrytego śluzem potwora. Albo grób przykryty
jesiennymi liśćmi.

15

background image

Odd Stein w zamyśleniu przyglądał się chłopcu.

- Możesz wyświadczyć mi przysługę? Chciałbym, żebyś poszedł w tamto miejsce, gdzie
zakręca droga. Czy ktoś ma może kurtkę od deszczu? Dziękuję, Bårdsen. Czy ona jest z
kapturem? Nie? Szkoda, ale możemy go sobie wyobrazić. Włóż ją, chłopcze, na siebie,
o, tak, to nic, że jest trochę za długa. A teraz ruszaj! Jak będziesz wracał, miń nas i idź
dalej. Rób wszystko dokładnie tak, jak dwa lata temu!

Per Erik zawahał się przez chwilę, ale uznawszy widocznie, że trzech policjantów to
wystarczająca ochrona, oddalił się w kierunku zakrętu.

Zrobiło się już tak ciemno, że niełatwo było dostrzec sylwetkę chłopca. Mężczyźni czuli
się nieswojo. Wysoki żywopłot, który biegł wzdłuż drogi począwszy od jeziora, dalej gubił
się w nieprzeniknionej głębi lasu. Po drugiej stronie jeziora las trwał w nieprzyjemnej
ciszy i martwym bezruchu.

Trzej mężczyźni czekali w milczeniu, kiedy Per Erik zawróci i przejdzie obok nich.

- Czy dostrzegacie w nim coś wyjątkowego? - spytał Stein, nie wiedząc zupełnie,
dlaczego mówi przytłumionym głosem. - Może gdyby miał kaptur na głowie...

- Nie - odparł Bårdsen, przyjrzawszy się uważniej chłopcu, który szedł im naprzeciw. -
Wygląda jak każdy młody człowiek Nie różni się niczym specjalnym od dzisiejszych
młodych ludzi.

- Otóż to! - powiedział Stein. - Otóż to! Dwa lata temu liczył sobie lat piętnaście i
prawdopodobnie był jeszcze smuklejszy. Ponieważ miał kaptur na głowie, z daleka
można go było równie dobrze wziąć za dziewczynę. Ale kiedy go zdjął, ten odrażający
odgłos prawie natychmiast ucichł.

- No nie, teraz to już przesadzasz! - powiedział Wangen z przyganą w głosie. -
Twierdzisz, że jezioro ma oko na dziewczyny? A ten drugi chłopak w zeszłym roku?

- Racja - przyznał Stein. - To były tylko takie fantazje, próba znalezienia jakiegoś
wspólnego motywu. Zapomnijmy o tym!

- Cała ta historia wydaje się właściwie nierealna - rzekł Wangen już bardziej
pojednawczo. - Muszę przyznać, że nic z niej nie rozumiem.

Wszyscy czterej skierowali się z powrotem do głównej drogi i do samochodów. Zrobiło
się już zbyt ciemno, by móc prowadzić dalsze dochodzenie.

- Uważam, że ten pański z pozoru niedorzeczny pomysł coś jednak w sobie ma - rzekł w
pewnej chwili Bårdsen do Steina. - Kilka razy sam wybrałem się tą drogą, żeby
sprawdzić, czy jezioro rzeczywiście w jakiś sposób przyciąga do siebie ludzi. Nie

16

background image

spostrzegłem jednak niczego specjalnego. Czułem, rzecz jasna, słaby lęk przed tym
miejscem, ale miał on źródło w mojej własnej wyobraźni.

- Czyli już pan to zrobił - odezwał się Stein z uznaniem. - Bo właśnie myślałem o tym,
żeby się tędy przejść, ale pewnie jesteśmy za starzy i za brzydcy dla wielbiącego piękno
małego leśnego jeziorka. Gdybyśmy jednak mieli jakąś odważną dziewczynę...

- Ty chyba całkiem oszalałeś - jęknął Wangen. - Domyślam się, do czego zmierzasz.
Pewnie my ukrylibyśmy się gdzieś w zaroślach i patrzyli, co się stanie?

- No właśnie. Nils...!

Odd Stein zatrzymał się nagle.

- Przecież mamy naszą ambitną koleżankę! - rzekł z błyskiem przekory w oku. -
Nieustraszoną bratanicę komendanta. Jak to ona się nazywa?

- Unni?

- Unni, tak! Może poddamy ją próbie? Przekonamy się, ile odwagi i rozumu jest w tej
ładnej osóbce tak spragnionej kariery!

- No dobrze, niech będzie! Tylko musimy zapewnić jej dobrą ochronę, bo w razie
komplikacji wujek komendant raczej nie byłby z nas zadowolony.

Była to decyzja, której mieli później gorzko żałować.

17

background image

ROZDZIAŁ III

Odd Stein i Nils Wangen wchodzili właśnie do znanego im tak dobrze wydziału
kryminalnego komendy głównej policji w Oslo, gdy do ich uszu dobiegły podniesione
głosy. Zazwyczaj tak łagodny Håkon Svendsen wyrzucał właśnie za drzwi dwóch
młodych policjantów.

- Wynoście się! - wrzeszczał purpurowy na twarzy. - Weźcie się wreszcie za robotę,
zamiast mi się tu obijać!

- Co tu się dzieje? - spytał spokojnie Stein.

- Och, przepraszam, nie miałem pana na myśli - odpowiedział Svendsen, ocierając
rękawem pot z czoła. - Jakie to szczęście, że pan wrócił. Już nie daję sobie rady z tymi
pielgrzymkami, nie robię nic innego, tylko bez przerwy ich wyrzucam...

- Chwileczkę - chciał wiedzieć Stein - kogo pan wyrzuca i dlaczego?

Svendsen wskazał kciukiem przez ramię do tyłu i szepnął ochryple:

- To wszystko przez nią.

- Ach - powiedział tylko detektyw, co można było zinterpretować na wiele sposobów.

- Jak to dobrze, że wróciliście wreszcie z tej wycieczki - westchnął Håkon Svendsen.

- Nie jestem pewien, czy to rzeczywiście była wycieczka - odparł gorzko jego przełożony.
- Zajmie się pan wszystkimi bieżącymi sprawami, a my za to uwolnimy pana od kłopotu i
tę nieszczęsną kusicielkę zabierzemy do Lindehede.

- Jeszcze tam wracacie? - nie potrafił ukryć zawodu Håkon. - A tymczasem na biurku
wyrośnie góra papierów wyższa ode mnie. Wolałbym...

Nikt jednak nie słuchał jego narzekań.

- Wpadliśmy tylko po to, żeby zabrać kilka rzeczy potrzebnych do prowadzenia
dochodzenia - oświadczył Odd Stein i wchodząc do następnego pokoju, zwrócił się do
powierzonej jego opiece praktykantki: - Unni, na ile poważnie traktujesz swoje
obowiązki?

Młoda dziewczyna podniosła się zza biurka.

- Na tyle poważnie, że w każdej chwili mogę rzucić to klejenie kopert - odparła, nie
odrywając wzroku od blatu.

18

background image

Stein zerknął nie bez sceptycyzmu na szczupłą sylwetkę i na długie, lakierowane
paznokcie dziewczyny.

- Czy jesteś odważna? Tylko nie myl odwagi z tupetem.

- Tyle potrafię zrozumieć. Umiem strzelać, ale nie robię tego z zasady. Jeśli chce pan
poznać raporty z przebiegu mojej wcześniejszej praktyki w policji, to można je znaleźć w
wydziale głównym.

Przyjrzał jej się badawczo, po czym westchnął głęboko i nieoczekiwanie spytał:

- Czy chcesz być przynętą dla ludożerczego jeziorka w lesie?

W twarzy bratanicy komendanta nie drgnął ani jeden mięsień.

- Pewnie tak to nazywają miejscowi, a w rzeczywistości chodzi o coś zupełnie innego?

Kobiety nie powinny być takie inteligentne, pomyślał Stein.

- No właśnie - odrzekł krótko. - Nils Wangen i ja nie wierzymy w bajki.

- Ani ja - dodała. - Czy mogłabym poznać trochę szczegółów, zanim kupię tego kota w
worku?

Nils Wangen wzdrygnął się na dźwięk słowa „kot”. W kontekście sprawy Lindehede
brzmiało ono niezbyt przyjemnie.

W tym momencie Stein przyznał z niechęcią, że Unni zdobyła kolejny punkt: nie
powiedziała definitywnie „tak”, dopóki nie dowiedziała się, na co się godzi.

- Szczegóły poznasz potem - rzucił, a przypomniawszy sobie, czego wymaga
grzeczność, spytał z wyszukaną uprzejmością: - Jak ci się tu podoba?

- Wszyscy chłopcy byli dla mnie naprawdę słodcy. Ostrzyli mi ołówki, załatwiali różne
sprawy, a nawet zreperowali krzesło...

Stein wykrzyknął gwałtownie:

- Nasi chłopcy mają co innego do roboty niż temperowanie ołówków!

Nils Wangen uśmiechnął się do Unni krzywo i rzucił jej porozumiewawcze spojrzenie za
plecami szefa.

- Czy ty też wybierasz się nad to dziwaczne jezioro, mały przyjacielu? - zagadnęła.

19

background image

Wangen, młodszy i zaledwie kilka centymetrów wyższy od bratanicy komendanta, nieco
zbyt gwałtownie skinął głową.

- Wspaniale! Wobec tego będę się tam czuła zupełnie bezpieczna.

Trudno było nie zauważyć ironii w głosie dziewczyny.

Ach, więc to tak? pomyślał Nils Wangen. Chcesz wojny, to ją będziesz miała!

I od tej chwili nie ustawały utarczki między nimi.

Podczas przerwy obiadowej Odd Stein zapoznał Unni ze sprawą Lindehede, unikając
spojrzenia krystalicznie czystych niebieskich oczu dziewczyny. Zupełnie nie zwracał
uwagi na przycinki i złośliwości, jakimi Wangen i Unni cały czas obdarowywali się
nawzajem. Niech się bawią, pomyślał.

- Czyli ja przejdę się nad samym jeziorem, wsłuchując się, jak mnie przyzywa, podczas
gdy ty będziesz leżał ukryty w lesie, gotów w każdej chwili mnie uratować.

- Żadne przyzywanie - sprostował Nils Wangen, który nie mógł oderwać wzroku od
zjawiskowo pięknej dziewczyny - tylko wyczekujące, chciwe zgrzytanie zębami.

- Dzięki, widziałam już w swoim życiu sporo kotów spragnionych krwi - odparła sucho. -
Również je słyszałam. Nie musisz się wysilać. Zgadzam się. To może być zabawne.

- Ale zdajesz sobie sprawę, że możesz sobie złamać paznokieć? - ostrzegł Wangen.

- Chyba żartujesz? To niemożliwe! Prędzej kark.

- To by było na razie wszystko - bąknął Stein. - O, idzie szeregowy Rosenlund.

- Och, jaki on jest słodki! - wyraziła swój zachwyt Unni. - Przesiedział przy moim biurku
całe dwa dni. Czy nie mógłby pojechać z nami jako moja podpora moralna?

Stein, westchnąwszy, podniósł się z krzesła.

- Wykluczone! Za godzinę bądźcie gotowi. Wyruszamy.

Komendant Bårdsen był jedyną osobą w Lindehede, która znała powód przyjazdu ekipy z
Oslo. Im mniej wtajemniczonych, tym lepiej. Ponieważ jednak musiał akurat wyjechać w
teren w innej sprawie, wobec tego dzień później na skrzyżowaniu dróg pod Lindehede
zatrzymali się tylko Stein, Wangen i Unni.

- Trochę wystraszona? - spytał Stein z wyczuwalną nadzieją w głosie.

20

background image

- Nawet odrobinę! Nie wierzę w żadne widma ani duchy. Chociaż ubiegłej nocy śniło mi
się, muszę przyznać, jakieś ohydne małe jeziorko, które kłapało i zgrzytało w
sadystycznym pożądaniu i chwytało dziewice, a następnie zjadało je doszczętnie, nie
pozostawiając żadnych śladów.

- Milutka wizja - przyznał Wangen. - Czy opowiedziałaś ten sen Freudowi? Nawiasem
mówiąc: czy ty jesteś dziewicą?

Unni zaczerwieniła się.

- Trochę przesadziłeś - rzuciła ostro. - Poza tym przecież nie wszystkie były dziewicami.
W każdym razie jedna to mężatka, a druga...

- Czy my przypadkiem nie odbiegamy od tematu? - przerwał im Odd Stein. - Nils, dajcie
spokój tej niedorzecznej gadaninie. Jesteście przecież w pracy! Posłuchaj, Unni,
potrzebujemy piętnastu minut, żeby dotrzeć na koniec lasu za jeziorkiem. Oczywiście,
pójdziemy na skróty. A ty idź spokojnie drogą przez las, dojdź do krzyżówki na jego
skraju i tam na nas poczekaj. Czy to jasne?

- Tak jest!

- I zwracaj uwagę na każdy najmniejszy szczegół! Każdy odgłos, każdy ruch i każde,
jakby to powiedzieć, doznanie.

- Tak jest. Tylko miejcie pistolety w pogotowiu, chłopcy! I przypadkiem nie spudłujcie,
kiedy to groźne jezioro się na mnie rzuci!

Żarty żartami, ale w tym lesie zniknęło przecież bez śladu pięcioro ludzi.

Stein i Wangen byli już na miejscu, dobrze ukryci wśród drzew. Między liśćmi widzieli
otwartą przestrzeń z małym oczkiem wodnym, na wpół ukrytą drogę, a w tle czarną
ścianę świerków, tworzącą wysoki żywopłot.

Nie musieli długo czekać na Unni, która niebawem pokazała się na drodze. Zbliżała się
do skraju lasu; młoda kobieta wyglądała na całkowicie beztroską i zajętą własnymi
myślami.

- Urocza dziewczyna - szepnął Wangen.

Odd nic nie powiedział.

Kiedy znalazła się przy jeziorku, jej sylwetka odcinała się wyraźnie na tle ciemnego
żywopłotu.

21

background image

Ani razu nawet nie spojrzała w ich stronę, zauważyli jednak, że zerknęła na jezioro,
kiedy, nie zatrzymując się ani na sekundę, przeszła obok niego. Po chwili znowu zniknęła
w lesie.

- Idziemy - powiedział cicho Stein. - Na krzyżówkę po drugiej stronie.

Przedzierali się bezszelestnie przez leśną gęstwinę. Na skrzyżowaniu czekała na nich
Unni. Znajdowali się teraz na terenie innej gminy, ale nigdzie nie widzieli ani jednego
domu. To chyba gdzieś niedaleko stąd mieszka Reidar, chłopak Ingrid Andersen.

- No i co? - odezwał się Stein.

- Nic! Odrażające miejsce, ale potwora ani widu, ani słychu.

Odd Stein zacisnął mocno szczęki.

- Oczywiście, można założyć, że ktoś dla zabawy zostawia swoje ubranie na brzegu, a
sam znika, żeby ludzie myśleli, że utonął. Mógłbym zrozumieć, gdyby zrobiła coś takiego
jedna osoba, no, może dwie. Ale pięć? Poza tym chyba żadna z nich nie miała powodu,
by zniknąć, wyjechać gdzieś daleko. Co się dzieje, Unni? - zwrócił się do swojej
podopiecznej, widząc w jej oczach lekki niepokój.

- Powiedział pan, że mam mówić o wszystkim, również o odczuciach?

- Tak.

- Ale to jest głupie!

- Głupie czy nie, mów!

Ściągnęła brwi.

- Nie należę do strachliwych - zaczęła z lekkim ociąganiem - ale to było jakieś takie
dziwne. - Minęła chwila, zanim zdołała znaleźć odpowiednie słowa. - Sama nie wiem...
Poczułam ciarki na plecach i lodowate zimno. Miałam poczucie, że ktoś, albo coś, na
mnie czyha. Nie, to właściwie śmieszne. Prawdopodobnie czułam po prostu waszą
obecność.

- Czy mogłabyś zrobić to jeszcze raz? Pójść tą samą drogą, tylko w odwrotnym
kierunku?

- Oczywiście.

- Chodzi nam o to, żebyśmy mogli podejść do całej tej sprawy w sposób trzeźwy i
rzeczowy, eliminując ewentualny wpływ emocji i sugestii.

22

background image

- Chyba nie chce pan powiedzieć, że wierzy w te bzdury o hipnotycznym działaniu
jeziorka? - spytała Unni lekko rozbawiona. - Że ludzie wskakują do niego, jakby w dziwny
sposób przyciągani. Jeśli o mnie chodzi, jestem przekonana, że wszystkie rzekome
ofiary żyją gdzieś sobie na jakiejś rajskiej wyspie daleko od północnych zimnych wiatrów
i świetnie się mają. Albo może istnieje jakiś związek między nimi, prawdopodobnie mieli
coś do ukrycia i zniknęli, zrzucając winę na niewielkie, Bogu ducha winne jeziorko.

- Czyli nie wierzysz w to, że oni nie żyją?

- Absolutnie.

Stein zawahał się przez chwilę.

- Tym razem Wangen i ja nie będziemy stać tak blisko jeziora. Mam ochotę zrobić mały
eksperyment. Chciałbym poznać twoje wrażenia bezpośrednio, czyli w tej samej chwili,
kiedy ich doznajesz.

- Nie bardzo rozumiem.

- Nils, pokaż nam ten aparat, który dostaliśmy od znajomego angielskiego wynalazcy.

Wangen otworzył niewielką skrzyneczkę, która już od dawna wzbudzała ciekawość Unni.

- To jest mały nadajnik - wyjaśnił Stein, wysuwając antenę i wskazując na kilka
przycisków. - Tak naprawdę to jest niezwykle nowoczesny nadajnik szpiegowski. Istnienie
tego urządzenia trzymane jest w tajemnicy, ale jego wynalazca to mój dobry przyjaciel i
dlatego go dostałem. W samochodzie zaś mam odbiornik, ale jest za duży, żeby go
nosić. My nie możemy nadawać do ciebie, ty natomiast będziesz mogła wszystko nam
relacjonować. Trzymaj aparat jak najbliżej ust, ale tak, żeby go nie było widać.

Unni wypróbowała kilka sposobów.

- Mogę iść z rękami skrzyżowanymi z przodu. Albo nieść go pod pachą.

- Nadajnik nie ma zbyt dużego zasięgu, dlatego postaram się wjechać samochodem do
lasu tak blisko jeziorka, jak tylko się da - obiecał Stein.

- Ale jak będzie nam przekazywać relację? - zastanawiał się Wangen. - Przecież nie
będzie szła i mówiła do siebie jak jakaś sklerotyczna staruszka!

To rzeczywiście był problem.

- Mogę śpiewać - oznajmiła nieoczekiwanie Unni. - Bez obawy, mam nie najgorszy głos,
nie rozbolą was uszy.

23

background image

- Tylko nie wrzeszcz! - ostrzegł ją Nils Wangen.

- Będę nucić najcudowniejsze pieśni miłosne. Jaka jest twoja ulubiona melodia? „Jimmy
Sailor”? Nie, za krótki tekst. Nie martwcie się, coś znajdę. Znowu pójdziecie na skróty?

- Tak. Potem wjedziemy samochodem do lasu i na ciebie poczekamy.

- Nils, kochanie, masz liść za uchem. Jak Carmen - powiedziała słodko Unni. - A we
włosach pełno sosnowych igieł.

- To bardzo dobrze - odparł poważnie Wangen. - Zbieram je sobie do kąpieli.

- To ty się kąpiesz?

- Czasami na Boże Narodzenie, w zależności od tego, czy muszę czy nie.

- Idziemy - przerwał im Odd Stein. - Zanim zaczniecie naprawdę obrażać się nawzajem.
Unni, ruszysz stąd dokładnie o jedenastej trzydzieści.

W chwilę później Wangen i Stein stali już przy samochodzie. Przejechali krótki odcinek
drogi przez las, po czym się zatrzymali i włączyli odbiornik.

Najpierw, jak zwykle na początku, rozległy się trzaski i piski; potem odezwał się głos
Unni, co do sekundy o godzinie 11.30, i to na tyle wyraźnie, że mogli odróżnić słowa.

- Wchodzę do lasu. Przez trzy pierwsze minuty nie będę nadawać, bo w tej części lasu
nie ma nic ciekawego.

Wangen pokiwał głową z uznaniem. Zmierzyła czas, idąc tamtędy pierwszy raz. Sprytna
dziewczyna!

Wyłączyli więc odbiornik na dwie i pół minuty po czym uruchomili go znowu.

Po kilkunastu sekundach usłyszeli głos dziewczyny.

- Zbliżam się teraz do tego miejsca i zaraz przejdę do śpiewu, jeśli nie macie nic
przeciwko temu. Postaram się zachowywać poważnie.

I zaczęła śpiewać. Wybrała melodię starej rosyjskiej pieśni ludowej „Wołga, Wołga”.
Czasami nie zgadzały się wiersze, słowa były dzielone nie tak jak trzeba, ale solistka
niewzruszenie śpiewała dalej.

- Wyszłam na wolną przestrzeń - nuciła. - I nie czuję zupełnie nic. Zatrzymam się nad
jeziorem. Żeby się przekonać, czy doznam czegoś dziwnego. Myślę jednak, że to
wszystko to czyste bzdury.

24

background image

Na moment zapadła cisza. Po chwili Unni rozpoczęła następną zwrotkę.

- Muszę przyznać, że czuję się jakoś dziwnie. Stein, to jest coś niesamowitego, ale nie
wiem, co tu się tak naprawdę dzieje. O mój Boże, słyszę ten dźwięk! Nie, to jest okropne!

Z trudem dopasowywała słowa do rytmu melodii. Mimo zakłóceń wyraźnie słyszeli
przerażenie w jej głosie.

- Chyba lepiej stąd pójdę - śpiewała. - Idę brzegiem jeziora. Ale ten dźwięk jest naprawdę
przerażający. Nie chcę już tu być. Muszę szybko się stąd wydostać, żeby to... to jest.
Och!

Ten okrzyk nie należał już do piosenki. Stein i Wangen skamienieli.

- Pędź do niej tą drogą! - krzyknął Odd Stein. - Unni!

Ona jednak nie mogła go oczywiście usłyszeć. Nils Wangen był już daleko.

Jej głos przeszedł teraz w niewyraźny szept. Stein zrozumiał, że musiała trzymać
nadajnik tuż przy ustach. Już nie śpiewała.

- Stein! Stein, słyszy mnie pan? - szeptała ogarnięta paniką. - To jakiś obłęd! Muszę stąd
uciekać, i to szybko! To nie jezioro. To żywopłot!

25

background image

ROZDZIAŁ IV

Dobry Boże, pomyślał Stein. Nie wiedział, czy powinien traktować słowa dziewczyny
poważnie czy się śmiać. W gruncie rzeczy to wszystko brzmiało dość groteskowo -
najpierw żywe jeziorko, a teraz z kolei żywy żywopłot. Ale cała ta okolica miała w sobie
coś nieopisanie niesamowitego, głos Unni zdradzał bezgraniczny strach, a pięć osób
zniknęło bezpowrotnie i bez śladu. Chyba jednak trzeba podejść serio do tej sprawy.

Był pełen uznania dla dziewczyny, która mimo wszystko na tyle zachowała przytomność
umysłu, że nie pozbyła się nadajnika.

- Biegnę wzdłuż żywopłotu, a to jest cały czas za mną - dyszała przerażona. - Zupełnie
jakby cały ten żywopłot żył i chciał mnie schwytać. Straszny, przerażający dźwięk.

Nagle z głośnika doszedł jej stłumiony krzyk. Odd Stein zmusił się, by zostać przy
odbiorniku. Miał nadzieję, że Nils Wangen zaraz dotrze do Unni.

Znowu jej głos. Szeptała gorączkowo poprzez bezradne łkanie:

- Coś mnie ściga, nie wiem co. Na pomoc, ratunku!

Krzyk dziewczyny nagle zamarł jakby rozwiany przez wiatr.

Stein wyłączył odbiornik i puścił się pędem drogą przez las. Biegł tak szybko jak nigdy
dotąd, ale droga wydawała się nieskończenie długa.

Po kilku metrach dostrzegł daleko przed sobą Nilsa, a już po chwili, ku wielkiej uldze,
także Unni, która wpadła prosto w ramiona swego przeciwnika. Gdy Odd Stein znalazł
się przy obojgu, powiedział szybko:

- Chodźcie! Musimy tam pójść. Nie mamy ani sekundy do stracenia.

Po oczach Unni było widać, że nie chce spełnić tego polecenia.

- Przenigdy! Źle się czuję. Nie chcę tam wrócić.

- Baba! - prychnął Stein, co natychmiast wywołało pożądaną reakcję.

- W porządku - odparła wściekła. - Pójdę z wami.

Sinozielona ze strachu, dygotała na całym ciele, jakby jej było zimno.

- A nadajnik? Gdzie go masz? - spytał Stein.

26

background image

- Myślałam, że to coś zaraz mnie złapie - wyjaśniała, szczękając zębami. - Rzuciłam go
więc daleko przed siebie, żeby nie dostał się w niczyje ręce. Najpierw złożyłam antenę.

- To dlatego twój krzyk nagle zrobił się taki przytłumiony - powiedział Stein. - Postąpiłaś
bardzo rozsądnie. Mam tylko nadzieję, że go teraz odnajdziemy.

Dość szybko dotarli do miejsca, w którym żywopłot biegł już poza linią lasu wzdłuż drogi.

- To tutaj! Tutaj coś nagle znalazło się za mną - wyjaśniła. - Coś, co dotknęło mojego
ramienia.

- Tak blisko? - przerwał jej Stein. - Nie odwróciłaś się, żeby zobaczyć?

- To było ponad moje siły - odparła skruszona. - Poza tym nie mogłam sobie pozwolić na
stratę choćby ułamka sekundy.

- Słusznie. Czy to tutaj rzuciłaś nadajnik? Nils, przeszukaj te zarośla!

Wangen bez trudu znalazł urządzenie, po czym już we trójkę kontynuowali rozmowę
przytłumionymi głosami.

Unni opowiadała:

- Odwróciłam się, kiedy jeszcze byłam parę metrów przed żywopłotem. Ale wtedy
niczego nie zauważyłam.

- Niczego? Chcesz powiedzieć, że to coś zniknęło?

- Tak. Nils głośno krzyknął w lesie i pewnie właśnie wtedy uciekło.

- Gdzie? Gdzie tu można zniknąć?

- Nie wiem.

- Unni - spokojnie zwrócił się do dziewczyny Wangen - czy ty fantazjujesz?

- Skąd, daję słowo, że nie! - zapewniła.

- To jasne, że nie zmyśla - rzekł Stein, który szedł już wzdłuż żywopłotu, chcąc zbadać go
dokładnie. - Lepiej mi pomóżcie, zamiast stać w miejscu i mleć językami.

Przeszukali żywopłot od jednego końca do drugiego, ale nie znaleźli w nim nawet
najmniejszego otworu, przez który można by się prześlizgnąć. Tuż przy ziemi był suchy i
nieopisanie szczelny. Młode nieduże drzewka, które próbowały przebić się do światła,
umarły wskutek braku słońca.

27

background image

- Opowiedz nam, co słyszałaś za sobą - zwrócił się Stein do Unni.

Dziewczyna nadal się trzęsła. Policjant widział, że jest już skrajnie wyczerpana, ale mimo
to stara się udowodnić, że jest równie dobra jak każdy z nich.

- To było tak, jakby ten żywopłot nagle ożył - zaczęła. - A właściwie to jakby ktoś spadał z
gałęzi na gałąź w tym poplątanym ciemnym gąszczu i wiódł za mną swymi błyszczącymi,
chciwymi oczami.

- Teraz to trochę przesadzasz! - stwierdził zimno Stein. - Przecież nie widziałaś tych
oczu?

- Nie, nie widziałam - bąknęła potulnie.

Stein zerknął na nią i bez wahania zdecydował:

- Wynosimy się stąd. To miejsce wyraźnie ci nie służy. I tak na razie do niczego nie
dojdziemy. Musimy spróbować rozgryźć to w inny sposób.

Doszli do samochodu, wyjechali z lasu i wrócili do hotelu, w którym się zatrzymali, o ile w
ogóle można było to miejsce nazwać hotelem, raczej letnią kwaterą w chłopskim
gospodarstwie. To właśnie ów budynek miał za parę lat ustąpić miejsca stacji
benzynowej.

Gdy gospodyni podawała im obiad, Stein spytał ją od niechcenia:

- Kto jest właścicielem majątku?

- Majątku Lindehede? Tildemowie. Strasznie wytworni ludzie.

W jej głosie dało się wyczuć pewną powściągliwość, jakby miała na myśli to, że istnieją
różne rodzaje wytworności.

- Tildemowie? - powtórzył z namysłem. - Nigdy nie słyszałem tego nazwiska.

- Ja też ich nie znam. Kupili tę posiadłość pięć lat temu, kiedy umarła stara panna Hahn.
Nie zadają się z nikim ze wsi. Nawet nie wiadomo, skąd pochodzą. Ale są wytworni.

- Czy to duża rodzina?

Gospodyni obejrzała się za siebie, jakby obawiała się, że ktoś mógłby ją usłyszeć.

- Ludzie powiadają, że oni są przeklęci - wyszeptała.

- Jak to przeklęci?

28

background image

- No nie wiem. Tak czy siak, właściciele majątku to Patrik i Marianne Tildemowie. Ona
musiała być za młodu bardzo piękna, tak mówią ci, którzy widzieli ją z bliska. Mają dwoje
dzieci, syn jest już przystojnym mężczyzną, a córka nie skończyła chyba jeszcze
dwunastu lat. Mieszka tu też ojciec Patrika, nieprzyjemny stary diabeł, który przesiaduje
w swoim pokoju i na wszystkich wrzeszczy. Poza tym jest też brat właściciela, ale jego
nigdy nie widzieliśmy.

- Mają jakąś służbę?

- Tylko dwoje, Kraussa i jego żonę. Nikt tam nie chce być.

- Dlaczego?

Kobieta znowu zniżyła głos do szeptu.

- Ludzie mówią, że nie podoba im się w tym domu. Wszystko jest takie tajemnicze, jakieś
niesamowite. Na każdym kroku nie wolno robić tego albo tamtego, wejść tam albo siam.
Właściciel to trudny do zniesienia typ wojskowego, jego ojciec jest okropny, a syn to
obibok i, mówiąc szczerze, nie przepuści żadnej dziewczynie. Naprawdę żal mi tylko tej
miłej pani Tildem, nie mówiąc już o jej małej córeczce Alice. Ostatnio znowu zamieścili
ogłoszenie w gazecie, że poszukują pomocy domowej, ale nikogo nie znajdą, mogę dać
głowę.

- Mam znajomego, który... - zaczął ostrożnie Stein. - Może znalazłoby się tam jakieś
zajęcie dla ogrodnika, nie wie pani?

- Chyba nie. Wszystkie męskie roboty wykonuje tam Krauss. Tildem nie wpuszcza
żadnego chłopa za bramę, ma ogromne owczarki, które pilnują majątku. To chyba
zazdrość, wie pan!

Stein poprosił o lokalną gazetę i przejrzał ogłoszenia. Znalazł to, które go interesowało:

„Zatrudnię godną zaufania kobietę jako pomoc domową, a także do opieki nad moim
starym ojcem. Dobre wynagrodzenie. Tildem, majątek Lindehede”.

- Była tam pani kiedyś? - spytał Stein.

- Jeszcze za czasów starszej pani. Już wtedy główny budynek przypominał zamek
duchów, a teraz wygląda pewnie jeszcze gorzej. Ci, co tam byli, mówią, że Tildemowie
przenieśli się do jednego ze skrzydeł.

Gdy kobieta wróciła do swoich zajęć, na chwilę zapadła cisza.

- Domyślam się, jakie nowe zadanie mnie teraz czeka - zaczęła trochę agresywnie Unni.

29

background image

- Właśnie się zastanawiam - odpowiedział jej Stein. - Nie jestem przekonany, czy
powinienem narażać młodą niedoświadczoną dziewczynę. Tylko bez protestów.
Doceniam twoje dobre chęci i gotowość współpracy, ale nie masz jeszcze dość praktyki.
Wiele bym dał, żebym ja sam mógł się tam znaleźć, jednakże...

- A czy ona nie mogłaby się tam zgłosić tylko jako kandydatka do pracy, a potem w razie
czego się nie zatrudnić? - zaproponował Wangen.

Stein skinął głową.

- To właśnie chciałem powiedzieć. Nawet jeśli tylko się zorientujemy, jak to wszystko
wygląda od środka i co się tam dzieje, to i tak będzie dużo. Albo może uda ci się
wymyślić jakiś sposób, żebyśmy mogli tam wejść. W tym czasie ja z Nilsem spróbujemy
znowu przypuścić atak na żywopłot. O zmroku, żeby przypadkiem nikt nam nie
przeszkodził.

- Naprawdę zdobędziecie się na to? - spytała Unni, robiąc wielkie oczy ze zdziwienia.

- To, co czai się w tym żywopłocie, wszystko jedno co by to było, atakuje jedynie osoby
samotne. I zawsze w biały dzień.

- Co to jest, pana zdaniem?

- Ptaki - oświadczył zdecydowanie Stein. - Albo jeden ptak. Tylko ptaki mogą poruszać
się w ten sposób w tak gęstym żywopłocie. A to, co otarło się o twoje ramię, to pewnie
było ptasie skrzydło. Ptaki umieją też łatwo znikać.

Unni zastanowiła się przez chwilę. Nie wyglądała na przekonaną.

- A ci, co utonęli? Co się z nimi stało?

- Jeszcze nie wiem. Ale mam zamiar do tego dojść. No to co? Wolisz poczekać do jutra
czy może...?

Wyraz twarzy Unni wystarczył za odpowiedź. Poczekałaby nie jeden dzień, ale
najchętniej cały tydzień, wiedziała jednak, że musi działać jak najszybciej, tego od niej
oczekiwano.

- Pójdę dzisiaj - oświadczyła zdecydowanie.

- Ale musisz coś ze sobą zrobić - stwierdził Stein. - Nie wyglądasz na zahukaną służącą.
A jak przed chwilą słyszeliśmy, syn Tildemów to typ kobieciarza. Musimy zredukować do
minimum twoją atrakcyjność.

- To ja jestem atrakcyjna? - rzuciła kokieteryjnie.

30

background image

- Najlepiej spytaj o to Nilsa - odparł sucho Stein. - No, to jak? Wchodzisz w to?

Spojrzała na niego, udając zagniewaną, ale po chwili się uśmiechnęła.

- Jak pan sobie życzy. To może być nawet zabawne.

Gdy Nils Wangen, zrobiwszy rundkę po wsi, w godzinę później wszedł do pokoju, zastał
w nim jedynie Steina i jakąś niezdarną dziewczynę, która sprzątała w pokoju. Miała na
sobie brzydką, za dużą sukienkę o staromodnym fasonie, włosy z przedziałkiem z boku,
spięte spinką na wysokości jednego ucha, a drugie ucho schowane. Pończochy
pościągały jej się w obwarzanki, stopami w ciężkich butach zamiatała do środka.

- Dzień dobry - powiedział Wangen. - Czy Unni już poszła?

Gdy dziewczyna wbiła w niego tępy wzrok, nagle ją rozpoznał i wybuchnął śmiechem.

- Świetnie, naprawdę wspaniale, Unni! - śmiał się rozbawiony. - Chyba nikomu nie
przyjdzie do głowy, żeby się za tobą uganiać.

- Dowiedziałeś się czegoś ciekawego we wsi? - spytał Stein, wyraźnie dumny ze swojego
dzieła.

- Nie, wszyscy robią się strasznie tajemniczy i milczący, gdy tylko pada pytanie o
majątek. Jedyną osobą, która czasami bywa we wsi, jest pani Krauss, ale ona nigdy nie
zniża się do tego, żeby rozmawiać ze zwykłymi śmiertelnikami. Czasami właściciel albo
jego syn przemkną samochodem po drodze do Oslo. Pozostali pokazują się rzadko.

- A czy w majątku nie ma stajni, obory i podobnych rzeczy?

- Owszem, są. Pracuje tam parę osób, ale pod żadnym pozorem nie wolno im wchodzić
na główny dziedziniec. Jedyną osobą, z jaką Tildemowie się kontaktują, jest Krauss.

- A może udało ci się dowiedzieć, co to znaczy, że oni są „przeklęci”?

Wangen prychnął zniecierpliwiony.

- Takie tam chłopskie gadanie! Istnieje we wsi jakaś sekta religijna, jej członkowie
twierdzą, że nad majątkiem Lindehede wiszą ciągle ciemne chmury. To znak potępienia.

- Jest już popołudnie. Czy to nie za późno, żeby tam iść? - spytała Unni.

Stein spojrzał na zegarek.

- Nie, nie sądzę. Podwieziemy cię najbliżej jak się da, a potem już sama znajdziesz
drogę.

31

background image

Kilka minut później samochód stał ukryty za gąszczem krzewów w pobliżu lipowej alei,
która prowadziła do majątku. Dom nie był stąd widoczny, ponieważ od tej strony otaczał
go niczym twierdzę nie do zdobycia wysoki mur.

Odd Stein udzielał Unni ostatnich instrukcji.

- Masz, weź ze sobą nadajnik i używaj go najczęściej jak się da. Tylko dobrze go ukryj!
Widziałem plan majątku i wiem, gdzie leży główny budynek. Wydaje mi się, że tutaj
powinniśmy jeszcze bez kłopotu cię odbierać, może tylko trochę słabiej. Połączymy się z
tobą, powiedzmy, za trzy kwadranse, po rozmowie z właścicielami. A jeśli już w tym
czasie stamtąd wyjdziesz, to tym lepiej. No, powodzenia!

Unni próbowała dojrzeć w twarzy Steina choćby cień zwyczajnego ludzkiego
zainteresowania i niepokoju o nią. Niestety, niczego takiego nie dostrzegła.

Patrzyli za nią, gdy szła powoli długą aleją w kierunku bramy. Zatrzymała się przy niej i,
zamieniwszy z kimś kilka słów, została wpuszczona do środka.

Niedługo potem w aparacie odezwał się jej głos.

- Jestem w środku! Idę teraz sama żwirową alejką przez park. Bramę otworzył mi chyba
ten Krauss. Jeśli chcielibyście poznać goryla z wielkim brzuchem piwosza, to powinniście
go zobaczyć. Miał lubieżne spojrzenie i patrzył na mnie podejrzliwie, ale chyba dosyć
dobrze odegrałam swoją rolę nierozgarniętej wiejskiej gąski, bo mnie wpuścił. Teraz
widzę przed sobą dom. A właściwie domy: główny budynek i dwa skrzydła. O Boże,
może ja jednak zawrócę? Czegoś tak paskudnego jak ta stara ruina jeszcze nie
oglądałam. W martwych oknach wiszą jakieś strzępy firanek, a od ścian odpada tynk.
Cała ta buda jest szaroczarna. Weranda niedługo przestanie istnieć. W oknach na
poddaszu gnieżdżą się dziesiątki nietoperzy.

Im bardziej oddalała się od odbiornika, tym jej głos robił się coraz słabszy.

- Mam nadzieję, że będzie ją słychać ze środka - bąknął Odd Stein. - To strasznie
irytujące, kiedy człowiek siedzi tu bezczynnie, a jakaś młoda dziewczyna wykonuje za
niego całą robotę! Muszę się tam jakoś dostać, Nils! Jeszcze nie wiem jak, ale muszę!

Zupełnie jakby usłyszała, co powiedział, rzekła:

- Myślę, że powinniście być ostrożni, bo Krauss jest uzbrojony. Ma duży sztucer
myśliwski. Ratunku, słyszę jakieś psy! Zawracam, Stein! Szczekają tak, jakby mnie
chciały pożreć. Ale nigdzie ich nie widać. Tutaj stoją tylko trzy budynki, cała reszta musi
być gdzieś z tyłu. Park jest stary i brzydki. Drzewa wyglądają zupełnie tak jak w ponurych
baśniach: są sękate, mają długie ramiona i oczy, i podobne rzeczy. Krauss powiedział, że

32

background image

właściciele mieszkają w prawym skrzydle. Właśnie tam idę. Usłyszymy się za około pół
godziny.

Stein wyłączył odbiornik i spojrzał na zegarek.

- To za mało czasu, żeby dojść do żywopłotu. Wobec tego poczekamy tutaj.

Siedzieli w samochodzie, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Wangen był niespokojny.
Nigdy nie lubił takiego bezczynnego siedzenia i czekania nie wiadomo na co. Co parę
minut włączał odbiornik.

- Nie podoba mi się ten więzienny mur - wyjaśnił, widząc karcące spojrzenie Steina.

Gdy minęło pół godziny, Odd Stein sam uruchomił aparat.

- Myślę, że rozmowa na pewno już się skończyła. I Unni idzie drogą przez park.

Ale w odbiorniku dał się słyszeć tylko jednostajny szum.

- Jeszcze nie włączyła nadajnika - powiedział z niepokojem Wangen.

Odd wyjrzał ostrożnie z samochodu. Aleja była pusta. Nie szła nią żadna smukła postać.

- Jakoś to długo trwa - westchnął pięć minut później, gdy odbiornik nadal milczał.

Po kolejnych dziesięciu minutach Nils Wangen spytał zdenerwowany:

- Co robimy? Przypuszczamy atak na tę twierdzę?

Ale Stein fuknął na niego.

- Cicho, coś słychać! Czyjś głos. Nadajnik jest włączony.

Obaj przyłożyli uszy do dużego, nieporęcznego urządzenia, które zajmowało pół tylnego
siedzenia.

- Słyszysz? - wykrzyknął Stein. - To ona!

Z dużym trudem wyławiali z jednostajnego szumu strzępy wypowiadanych przez Unni
słów.

- Możecie już, chłopcy, na dobre wyłączyć odbiornik, bo będę musiała schować torebkę.
Jestem teraz w niewielkim pomieszczeniu na górze we wschodnim skrzydle. Mam
nadzieję, że mnie słyszycie?

33

background image

Głos zniknął na kilka sekund w intensywnym szumie, po czym powrócił, ogłuszająco
silny, aż wreszcie zamarł znowu.

- Dostałam pracę! - rozległo się po chwili. - Wszyscy tutaj są tacy mili i naprawdę mnie
potrzebują. Pani Tildem niezbędna jest pomoc przy starym teściu, wobec tego
wykorzystałam okazję i zapewniłam panu, Stein, pobyt w majątku. Wspaniale, prawda?
Powiedziałam, że chętnie przyjęłabym tę posadę, ale mam starego ojca, którego muszę
doglądać. Po krótkiej dyskusji w gronie rodzinnym właściciele przystali na to, żebyś ty,
stary, kochany ojczulku, zamieszkał w zachodnim skrzydle i w każdej chwili, w razie
potrzeby, miał mnie pod ręką. Lepsze już takie rozwiązanie, niż gdybym musiała
wędrować w tę i z powrotem do domu. Chcą po prostu, żebym była do dyspozycji o
każdej porze dnia i nocy. Proszę pamiętać, ma pan chorą nogę, prawie nie wstaje pan z
łóżka i jest już sklerotycznym starcem.

Stein ciężko westchnął.

- Stary ojciec! Nie mogłaś powiedzieć: brat? No, już dobrze, dobrze. Nie najgorzej to
wymyśliłaś.

- Dasz sobie radę - uśmiechnął się szyderczo Wangen. - A może by się jej udało
przeszmuglować także mnie? Psst, znowu ją słychać.

- ...niech pan pamięta, umówiłam się, że jeśli nie wrócę do domu dziś wieczorem, to pan
przyjdzie jutro pod bramę o ósmej rano. Więcej opowiem jutro, bo teraz muszę już zejść
na dół i pomóc pani. Chcę jeszcze tylko dodać, że Krauss patroluje park co godzina z
psami, a na noc są w ogóle spuszczane. Ale poza tym wszyscy sprawiają nawet dosyć
miłe wrażenie. Właściciel Patrik Tildem to przystojny mężczyzna po pięćdziesiątce, a syn
jest po prostu cudowny. Nie wiem, którego najpierw mam uwieść: jego czy ojca. Ale po
tym, co pan ze mnie zrobił, nie mam chyba szansy u żadnego.

- Do rzeczy, dziewczyno - powiedział niecierpliwie Stein.

- Pani zaś to zwiędła piękność, z gatunku tych jasnowłosych aniołów, których ciało
szybko traci jędrność i nabiera pulchnych kształtów. Córeczka Alice jest naprawdę
słodka, jestem już z nią zaprzyjaźniona i na pewno uda mi się z niej wyciągnąć trochę
sekretów na temat majątku. Teścia jeszcze nie widziałam. Myślę, że na ich wszystkie
pytania odpowiedziałam tak, jak na taką nierozgarniętą osobę, jaką tu gram, przystało.
Cały czas staram się wyglądać na niezbyt inteligentną, ale, muszę przyznać, to wcale nie
jest łatwe. Wie pan co, Stein, zaczynam przychylać się już do pańskiej teorii, że w tym
żywopłocie siedziały po prostu ptaki, a ci, co przepadli bez śladu, zniknęli całkiem
dobrowolnie, udając tylko, że się potopili. Bo ci moi gospodarze to naprawdę bardzo
spokojni, kulturalni ludzie na poziomie. Trudno się im dziwić, że pilnują tej swojej
posiadłości przed nieproszonymi gośćmi. Mieszkańcy wioski pod żadnym względem nie

34

background image

dorastają im nawet do pięt. Wołają mnie. Zobaczymy się jutro! Uważaj na siebie, Nils!
Przez kilka dni przynajmniej odpoczniesz od mojego towarzystwa.

Wangen uśmiechnął się i wyłączył odbiornik.

- To brzmi obiecująco. Mówiąc szczerze, wreszcie odetchnąłem. Bo w którymś momencie
wyglądało to trochę niebezpiecznie.

- Owszem. To może rzucimy teraz okiem na żywopłot?

35

background image

ROZDZIAŁ V

Dziesięć minut później stali w lesie, patrząc na znienawidzony żywopłot, który wznosił się
nad ich głowami niczym góra. Słońce już zachodziło, pozostawiając tylko cienie i lśniące
w wieczornym świetle jeziorko. Zanosiło się na deszcz.

- Tak naprawdę to nie wiemy, czy ten niesamowity dźwięk istnieje, możemy polegać
jedynie na słowach innych - odezwał się Stein. - Ale jeśli chcemy posunąć się do przodu,
musimy w nie wierzyć.

Przez chwilę nic nie mówił, po czym mocno klasnął w ręce.

Nie zerwał się ani jeden ptak. Żywopłot stał czarny i niemy.

- Masz może w samochodzie siekierę i piłę? - spytał Wangen, wędrując wzdłuż gęsto
rosnących świerków.

- Chyba mam. Muszę powiedzieć, że nie jestem zadowolony z naszych dzisiejszych
dokonań. Zwróciłem tu dziś uwagę na jedno miejsce...

Poszedł jeszcze kawałek dalej, aż znalazł się mniej więcej w połowie żywopłotu.
Przykucnął.

- Przyjrzyj się: tutaj i pod żywopłotem - zwrócił się do Wangena. - Widzisz coś?

Nils Wangen też przykucnął.

- Trawa rośnie gorzej w tym miejscu. W środku też. Ziemia jest tu bardziej zbita.

- No właśnie. Jakby ktoś tędy chodził.

Badali ziemię w całkowitym milczeniu. To chyba niemożliwe, żeby tędy prowadziła jakaś
ścieżka, bo drogę zagradzał niewielki uschnięty świerk.

Spojrzeli na siebie. Stein wyciągnął rękę i ostrożnie chwycił cienki pień. Całe drzewko
zatrzęsło się lekko i nie wiadomo skąd spadł na nich deszcz suchych igieł.

- No proszę! - powiedział Wangen. - Podnieś je!

Odd przechylił lekko świerk i po prostu wyjął go z ziemi. Pień był przepiłowany.

- Popatrz, popatrz! - upajał się swoim odkryciem.

Wreszcie oni też mogli przejść do działania, zamiast powierzać wszystko młodej,
niedoświadczonej amatorce.

36

background image

Odłożyli drzewko na bok, chowając je w żywopłocie. Ogromnie przejęci wślizgnęli się w
niewielki otwór. Suche gałęzie drapały ich po plecach, jakby chciały zaprotestować
przeciwko temu nieoczekiwanemu wtargnięciu, wreszcie jednak mogli się wyprostować.
Zdziwieni rozejrzeli się wokoło.

Nadal znajdowali się w środku żywopłotu. Domyślili się teraz, że kiedyś, dawno temu,
musiał on tworzyć aleję. Pomiędzy szpalerami ogromnych świerków prawie nie było
widać dawnej drogi dojazdowej. Ale rzędy środkowe były znacznie rzadsze niż
zewnętrzne, dlatego obaj mężczyźni bez trudu mogli się przez nie przedrzeć.

- Już teraz rozumiem: to pewnie tędy, wewnątrz żywopłotu, ktoś szedł wtedy trop w trop
za Unni i wszystkimi pozostałymi - powiedział Wangen. - A kiedy próbuje się biec między
gęsto rosnącymi drzewami, powstaje szelest i świst. Może to był ten dźwięk, który oni
słyszeli?

Stein nie wyglądał na przekonanego.

- Pobiegnij kawałek!

Wangen ruszył przed siebie, a kiedy wrócił, obsypany suchymi igłami, Stein pokręcił
głową.

- To był normalny odgłos, jaki powstaje, kiedy ktoś przedziera się przez gęsty las. Nic
nadzwyczajnego. Poza tym kto by zdążył najpierw usunąć świerk, wyjrzeć, dotknąć
ramion Unni - która była dosyć daleko od tego miejsca - a potem wejść do środka i
schować się znowu? Nie, to się nie trzyma kupy. Wiesz co, przedostańmy się na
dziedziniec. Lepiej to zrobić teraz, kiedy psy chodzą razem z Kraussem, niż w nocy, gdy
są spuszczone i mogą pojawić się nagle w pierwszym lepszym miejscu.

Wypatrzyli przejście i tak oto znaleźli się na terenie majątku.

W ponurym świetle zmierzchu widzieli park, poszarzały ze starości, z drzewami o pniach
tak potężnych, że żadnego z nich nie zdołaliby objąć nawet dwaj rośli mężczyźni. Tuż
przed nimi teren lekko opadał, a po drugiej stronie wznosiło się zbocze zasłaniające
wszystko, co mogło kryć się za nim.

- Nie zapominaj o Kraussie i psach - bąknął Wangen.

- Pamiętam. Nie wiemy, o której odbywa te swoje obchody. Musimy zachowywać się
cicho i pilnie nasłuchiwać.

Zaczęli schodzić na sam dół rozległego zagłębienia, które swym kształtem przypominało
płaską czarę. Ziemię szczelnie okrywała gruba warstwa brązowych liści dębu,
miedzianych jarzębiny, żółtych brzozy i mieniących się różnymi kolorami liści klonu.

37

background image

Z lekkim ociąganiem obejrzeli się za siebie. Znajdowali się już dosyć daleko od
żywopłotu i raczej nie zdążyliby do niego dobiec, gdyby na wierzchołku wzniesienia
pojawiły się psy.

- Zobacz! - szepnął Wangen. - Na tym dużym dębie jest ambonka. W razie czego tam
uciekniemy.

Stein skinął głową. Wiedział, że dom leży gdzieś za wzgórzem, nie wiedział tylko, jak
daleko.

Gdy podnosili i stawiali stopy, suche liście szeleściły rytmicznie.

- Wcale nie tak łatwo poruszać się tu po cichu - mruknął pod nosem Stein. - Ale teraz
doskonale rozumiem, co Unii miała na myśli, mówiąc o drzewach ze świata baśni.

Gdy dotarli na sam szczyt wzniesienia, przystanęli. Na wszelki wypadek woleli się ukryć
za rozłożystym dębem.

W oddali, między drzewami, dostrzegli jakiś budynek. Nie byli jednak w stanie stwierdzić,
co się w nim mieści. Z daleka odróżniali tylko zarys ścian.

- Myślę, że nie powinniśmy podchodzić jeszcze bliżej - szepnął Stein. - Musimy mieć
możliwość odwrotu. Przejdźmy trochę na prawo!

Przemykali przez park, czujni i skupieni. Po chwili u stóp wzniesienia ujrzeli czerwone
mury i czarne dachy budynków gospodarczych. W tym samym momencie rozległo się
głośne ujadanie psa. Zaraz potem odpowiedział mu drugi.

- Zaczął się obchód. Biegnijmy do żywopłotu - zdecydował Stein.

Pobiegli na przełaj przez park. Psy wprawdzie umilkły, ale przecież nie wiadomo, od
której strony Krauss wyrusza na inspekcję. Słońce dawno już zaszło i o tej porze w
ostatnich dniach października było prawie ciemno.

Akurat gdy znowu rozległo się szczekanie psów, tylko już znacznie bliżej, Nils potknął się
o coś ukrytego pod warstwą liści. Znajdowali się akurat na niewielkim wzniesieniu i mogli
dostrzec w oddali żywopłot.

- No, wstawaj, niedorajdo - uśmiechnął się Odd, podając koledze rękę.

- Poczekaj! - zatrzymał go Wangen. - Uwięzia mi w czymś stopa. No i przecież korzeń
drzewa nie dzwoni.

Ujadanie psów nieco się oddaliło, jakby znalazły się za domem albo za jakimś innym
budynkiem. Stein ocenił odległość do żywopłotu.

38

background image

- Chyba zdążymy się temu przyjrzeć - uznał. Zaczęli odgarniać liście rękami, cały czas
pilnie nasłuchując, gdzie mogą być psy. Bardzo szybko odkryli, co znajduje się pod
liśćmi.

Wangen potknął się o żelazny okrągły uchwyt przytwierdzony do ciężkiej płyty.

Stein stuknął palcem o metal.

- Tu jest jakiś napis, ale ma już chyba tyle lat, że prawie go nie widać - powiedział.

Przyklękli na ziemi, próbując odczytać inskrypcję.

- To jakiś grób - stwierdził Nils.

- Chyba coś więcej. Duży grobowiec. Jest zadziwiająco stary. Pochodzi z czasów przed
Tildemami, a nawet sprzed pani Hahn.

- Nie sposób odczytać nazwiska. Zobacz! Tu jest jakaś data. A tam jeszcze jedna.

Stein próbował odszyfrować napisy za pomocą dotyku.

- Chyba tysiąc siedemset osiemdziesiąty pierwszy. A ta... też tysiąc siedemset któryś.

- Myślisz, że możemy? Po dwustu latach zakłócać czyjś spokój?

- Możemy? Musimy! Nie zdążymy się obejrzeć, a zaraz dopadną nas psy!

Wspólnymi siłami unieśli ciężką kamienną płytę i bez większego trudu odsunęli ją na bok.

- Można by pomyśleć, że ktoś często tu zagląda! Tak łatwo nam poszło - dziwił się Stein,
schodząc w dół po wąskich schodkach. - Uważaj, są zmurszałe.

W kilka sekund znaleźli się na dole w niskim pomieszczeniu przesyconym zgniłym
zapachem ziemi i czymś jeszcze.

Stein pociągnął nosem.

- Dwustuletnich kości nie powinno być czuć - bąknął.

Nils zasunął płytę.

- Myślisz, że ktoś zauważy te odgarnięte liście? - spytał z obawą w głosie.

- Tylko wtedy, jeśli znajdzie się dokładnie w tym miejscu. Miejmy nadzieję, że psy nas nie
wytropią.

39

background image

Zamilkli. Stali cicho w ciemności i nasłuchiwali. Słyszeli szelest liści, ale nie bezpośrednio
nad ich głowami.

- Krauss z psami jest znacznie dalej, tam gdzie w ogóle nie szliśmy - szepnął Odd. -
Mamy więcej szczęścia niż rozumu.

Ponieważ nie wiedzieli, czy przez szpary nie będzie widać światła, woleli na razie nie
zapalać latarek. Dawali sobie radę po omacku. Stein wyczuł ściankę jakiejś skrzyni,
wielkością przypominającej trumnę, a kiedy przesunął palce dalej, znalazł jeszcze jedną.
Słyszał, że Nils też próbuje rozpoznać dotykiem, co ma wokół siebie.

Nagle Wangen zamarł w całkowitym bezruchu. Mimo panujących ciemności Odd Stein
od razu to wyczuł.

- Co się stało?

- Odd - lekko drżący głos młodego policjanta brzmiał złowróżbnie. - Odd, chyba nie
jesteśmy tu sami!

- Co masz na myśli?

Głos Nilsa dochodził tuż znad posadzki.

- Tu coś jest. Natknąłem się na coś miękkiego. Coś... Zapal latarkę, Krauss z psami jest
już chyba daleko.

Rozbłysło światło, odsłaniając na razie tylko ciemne ściany grobowca. Cztery kamienne
skrzynie stały w ciemności, pokryte pleśnią i mchem.

A między nimi...

- Nils! - powiedział Stein, pomagając koledze wstać. - W tym grobowcu są pasażerowie
na gapę!

Po chwili, która Nilsowi wydała się długą godziną, obaj mężczyźni stanęli wyprostowani
w grobowcu. Wangen czuł, że robi mu się niedobrze.

- Dwie kobiety - stwierdził krótko Stein. - Jedna leży na pewno dłużej, ale obie są tutaj co
najmniej od dwóch lat. Starsza jest ubrana w kostium kąpielowy, a ta druga nie ma na
sobie nic. Co ty o tym myślisz, Nils?

- Ta w kostiumie to pewnie ta Gunvor, która zniknęła trzy lata temu, bo ona rzeczywiście
się kąpała.

40

background image

- Słusznie. Ale druga... Zwłoki są w takim stanie, że nie potrafię o niej nic bliższego
powiedzieć. Prawdopodobnie to jest ta miejscowa piękność, Kit Thomassen, albo tamta
trzydziestoletnia wczasowiczka, która zniknęła zaraz po niej.

Wangen spojrzał na przerażające znalezisko.

- To są dwie z ofiar. A gdzie trzy pozostałe? A co z Unni, która właśnie teraz jest wśród
tych kulturalnych ludzi z majątku Lindehede?

Odd Stein zagryzł wargi.

- Chodź, musimy się stąd wydostać, zanim Krauss rozpocznie kolejny obchód.

Wyszli z grobowca, rozsypali liście na płycie, po czym bardzo szybko znaleźli się przy
żywopłocie i przedarli na drogę. Ścięty świerk wetknęli na dawne miejsce.

- Muszę się koniecznie umyć - powiedział Nils. - Może zaryzykujemy i zrobimy to w
jeziorze?

Stein uśmiechnął się krzywo.

- No to zaryzykujmy!

Miło było poczuć się czystym po nieoczekiwanej wizycie w grobowcu. Podczas gdy Nils
tak energicznie płukał ręce, że aż wkoło rozpryskiwała się woda, jego szef wycierał już
palce chusteczką, błądząc gdzieś myślami ze wzrokiem utkwionym w czarnym jak noc
lesie.

- Trzy pozostałe...? Jeszcze jedna kobieta, uwodziciel i Ingrid Andersen, która zniknęła
kilka dni temu. Co się z nimi mogło stać?

Nad majątkiem Lindehede zapadła noc. Zasłona ciężkich chmur rozchyliła się nieco,
ukazując blady i chory księżyc, ogryziony z boku i pozbawiony mocy. Unni ogarnęła
spojrzeniem swój niewielki pokój. Brązowe tapety ze złotym wzorem, kącik do mycia z
porcelanowym dzbankiem, ciężkie zasłony i drzwi do drugiego pokoju z szybką
przesłoniętą firanką w kwiatki. Torebkę z nadajnikiem schowała bardzo głęboko w
garderobie.

Lekko oszołomiona wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatniej doby, przymknęła
oczy, pragnąc wreszcie zasnąć. Ale myśli nie dawały jej spokoju.

Ten młody Hugo to fantastyczny, superprzystojny chłopak, ale prawdopodobnie typ
uwodziciela, poza tym chyba trochę lekkomyślny i nieco zwariowany. Wręcz pożerał ją
wzrokiem. Unni z trudem znosiła to, że nie może pokazać mu się w swym normalnym

41

background image

wcieleniu, jako osoba elegancka i dowcipna. Co wcale nie znaczy, że chciałaby go
zdobyć, ale irytowało ją to, że musi odgrywać rolę jakiejś nierozgarniętej, niezdarnej gęsi!

Alice... Dwunastolatka, inteligentna i ufna. Natychmiast przylgnęła do Unni, wszędzie za
nią chodziła, pomagała w pracy i objaśniała.

Unni zrobiło się naprawdę żal dziewczynki, gdy ta w którymś momencie wyznała jej z
wyrazem oddania w oczach: „Tak się cieszę, że jesteś, Unni. Bo wiesz, w domu nikt nie
ma dla mnie czasu. Tata jest taki surowy i wciąż zajęty, mama myśli tylko o swoim
wyglądzie, a Hugo ciągle gdzieś jeździ samochodem. Jedynie wujek Sigurd jest
naprawdę miły, ale on ma to swoje, no wiesz”.

Unni czuła się bardzo niezręcznie. Odkryła bowiem, że Alice jest nieocenionym źródłem
informacji, choć z drugiej strony to nie w porządku wykorzystywać w ten sposób samotne
i prostoduszne dziecko...

Ale ma przecież zadanie do wykonania. I to jest najważniejsze.

Przez chwilę zatrzymała się myślami przy starym Tildemie, lecz szybko je odegnała. Nie
jest przecież pielęgniarką, a ten okropny staruch... Uff! Poza nim wszyscy okazali się
cudowni. Zasnęła.

Firanka w oszklonych drzwiach lekko się poruszyła. Ktoś odchylił ją na dwa palce i na
młodą śpiącą dziewczynę spojrzało czyjeś oko. Przyglądało jej się długo: jasnym włosom
rozrzuconym na poduszce, miękkim kształtom rysującym się pod kołdrą. W tym oku był
błysk, który powinien być obcy każdemu człowiekowi: błysk pogardy. Uśmiech
pozbawiony ciepła. Oczekiwanie czegoś złego.

Unni widziała to oko w półśnie. Nie wiedziała, że nie śpi, była przekonana, że widzi je w
koszmarze, który właśnie ją nawiedził.

Mijały minuty, oko wreszcie zniknęło, oddaliły się przytłumione kroki.

Unni ocknęła się, wyrwana nagle ze snu przez jakiś dźwięk. Krzyk? A może trzaśniecie
drzwi?

Spojrzała na zegarek. Dziesięć po dwunastej.

Na palcach podeszła do okna. Wychodziło na dziedziniec, czyli skrzydło zachodnie miała
dokładnie naprzeciwko, a starą, zrujnowaną główną część budynku w załomie na prawo.

Surowo zabroniono jej tam chodzić, ponieważ tamta część domu mogła podobno w
każdej chwili się zawalić. Ale właśnie dostrzegła teraz jakieś słabe światło, migotliwy
płomień na pierwszym piętrze. Po chwili zniknęło, jakby ktoś otworzył i zamknął drzwi.

42

background image

Unni nie mogła oprzeć się ciekawości. Odd Stein prosił ją wprawdzie, żeby była ostrożna
aż do przesady, ale ta zagadka wymagała wyjaśnienia. Poza tym Stein chwilami bywał
naprawdę nudny. Obłędnie przystojny, wysportowany, o rysach twarzy świadczących o
charakterze i powadze, ale mimo wszystko nudziarz. Wobec tego będzie sam sobie
winien, bo ona nie ma zamiaru być niewolniczo posłuszna mężczyźnie pozbawionemu
wyobraźni.

Wiedziała, że w majątku Lindehede jest ktoś, kogo jeszcze nie spotkała. Wujek Sigurd,
brat Patrika Tildema. Czasami przemykał przez drzwi niczym cień, jakby nie chciał być
widziany. Unni spojrzała w niebo...

W pierwszej chwili sądziła, że nad domem zawisła jakaś ciemna chmura. Odkryła jednak,
że to z jednego z kominów na głównej części budynku, osmalonego i na wpół
zawalonego, unosi się wąską smugą dym. A więc to były te ciemne chmury potępienia
nad majątkiem Lindehede!

Któż to mógł kręcić się o dwunastej w nocy po pustym domu?

Unni podjęła decyzję.

Poddasze spowijały ciemności. Jakieś dziwne przedmioty czaiły się wszędzie wokół
niczym cienie dawno zmarłych istot. Nie, nie, tylko nie to! skarciła się Unni. Lepiej nie
puszczać wodzy fantazji! W świetle dnia te wszystkie dziwolągi okazałyby się pewnie
zwykłymi rupieciami, jakie zwykle gromadzi się na poddaszu. Dotarła do schodów.

Miała nadzieję, że stopnie nie będą skrzypieć.

Unni była już prawie na dole, gdy stanęła jak wryta. Nad swoją głową usłyszała szuranie
czyichś nóg, któremu towarzyszyło rytmiczne postukiwanie. Stuk - puk i krok, stuk - puk i
krok...

Brzmiało to dość niesamowicie w tym cichym zazwyczaj skrzydle domu. Unni ruszyła
znów przed siebie.

Bez trudu dotarła do drzwi od kuchni, bardzo, bardzo powoli nacisnęła klamkę, żeby
przypadkiem nie zaskrzypiała. Drzwi były zamknięte na zasuwkę. Odsunęła ją i po cichu
wyślizgnęła się na dwór.

Poczuła przeszywające zimno, miała na sobie tylko flanelową koszulę. Nie była
przyzwyczajona do chodzenia boso, zwłaszcza po żwirze, dlatego wykrzywiała twarz w
bolesnym grymasie, stąpając po alejce w stronę głównego budynku.

Nagle przed sobą w ciemności usłyszała przytłumione warczenie. Zapomniawszy o
dojmującym bólu stóp, rzuciła się z powrotem w stronę kuchennych drzwi i zdążyła

43

background image

zamknąć je za sobą dosłownie w tej samej chwili, gdy oparły się na nich ciężkie łapy
rozwścieczonego psa.

Przeszła szybko przez kuchnię, czując, że serce wali jej jak młotem, i już miała otworzyć
kolejne drzwi, gdy nagle usłyszała za nimi wzburzony głos.

- Co się dzieje z tymi psami?

Rozpoznała stanowczy głos Patrika Tildema.

Ojej, co ja teraz zrobię? pomyślała zrozpaczona. Obok były jakieś drugie drzwi. Jeśli
dobrze pamiętała, prowadziły do piwnicy. Otworzyła je szybko i w słabym świetle lampy
zawieszonej nad schodkami stanęła oko w oko z mężczyzną, którego dotąd nie widziała.
Patrzył na nią zimnym wzrokiem zza błyszczących okularów. Znalazła się w pułapce.

44

background image

ROZDZIAŁ VI

Następnego ranka Odd Stein przyczłapał tuż przed ósmą pod bramę. Uważał, że jest nie
najgorzej ucharakteryzowany, choć wiedział, że młodzi ludzie udający starych nie są w
stanie pozbyć się jednego: blasku oczu. Ciemne okulary nie stanowiły dobrego
rozwiązania, wyglądałyby nienaturalnie i mogły wzbudzić podejrzenia. Dlatego wkroplił
sobie do oczu lekko podrażniającą spojówki substancję chemiczną, wskutek czego cały
czas łzawił i miał zaczerwienione powieki. Na wyrazistą tęczówkę nie mógł już nic
poradzić, uważał jednak, że i tak nie jest źle.

Stein lubił grać kogoś innego. Zaliczano go do mistrzów w tej dziedzinie. Bardzo się
cieszył, kiedy udawało mu się wyprowadzić w pole przyjaciół. Utwierdzało go to w
przekonaniu, że do perfekcji opanował sztukę mistyfikacji. W roli starego mężczyzny
występował już kilkakrotnie, dlatego nieobce mu były odpowiednie gesty i ton. A tym
razem odczuwał szczególne zadowolenie.

Udając trochę zdezorientowanego, pokuśtykał w stronę władczego wartownika,
trzymającego za obrożę psa. „Goryl o wielkim brzuchu piwosza”. Tak, to musi być
Krauss!

- Unni - wymamrotał Stein bezradnie. - Moja córka... Czy ona jest tutaj? Miałem ją tu
spotkać. O ósmej.

- Nic mi o tym nie wiadomo - odparł szorstko Krauss.

Nadzieja w oczach starca zgasła.

- Przyszła tu wczoraj - bełkotał jeszcze bardziej niepewny. - Miałem ją dzisiaj spotkać.
Mam dla niej jedzenie. Ona tu jest, wiem na pewno.

Krauss pokręcił głową.

Odd Stein zaczął się naprawdę denerwować. Co się stało z Unni? Przed oczami miał
znowu zwłoki dwóch kobiet w grobowcu. Koniecznie musi dostać się do środka!

- Proszę o nią spytać - nalegał uparcie. - Wiem, że ona tu jest, bo wczoraj
odprowadziłem ją aż do alei i widziałem, jak wchodziła za bramę. Szukała pracy. A
później stąd nie wyszła. Niech pan o nią spyta!

Z lekkim ociąganiem, nieco zbity z tropu, Krauss poszedł do swojej budki. Nie mógł
przecież zaprzeczyć, że wpuścił dziewczynę do środka, skoro ten staruch odprowadził ją
aż do alei.

45

background image

Odd czuł głęboki niepokój. Co się stało? Która część planu zawiodła? Czy Unni okazała
się nierozsądna? Została zdemaskowana? Przecież ona nic nie wie o znalezionych w
grobowcu dwóch martwych kobietach!

Pilnował się, by nie iść zbyt blisko Kraussa, który mógłby się zorientować, że jest
przebrany. Najchętniej udawał mężczyznę około sześćdziesiątki, bo to nie było jeszcze
takie trudne. Ponieważ jednak Unni powiedziała, że jej ojciec jest niedołężnym starcem,
musiał pójść na całość i zrobić z siebie prawdziwego dziadka, co mogło się jednak
okazać nieco ryzykowne.

Z parku wyłoniły się dwie osoby. Ku wielkiej uldze Odda, jedną z nich była Unni.

Szatańska dziewczyna! Już nigdy więcej nie weźmie pod swoje skrzydła żadnej
bratanicy szefa! Bez przerwy bowiem umierał ze strachu o nią.

- To ona! - krzyknął drżącym głosem starego mężczyzny. - Wiedziałem, wiedziałem, że tu
jest. Unni! Pomachał niezdarnie w jej stronę. Była coraz bliżej. Razem z nią szła kobieta
w wieku Kraussa, wysoka i gruba, o potarganych, przysypanych siwizną włosach. To
prawdopodobnie jego żona.

Unni zatrzymała się na ułamek sekundy, oniemiała ze zdziwienia. Kto to jest? Czy to
rzeczywiście mógł być Odd Stein? Chyba jednak tak, rozpoznawała zarys jego szczęki i
ręce. Ale poza tym...

Siwa peruka stanowiła świetne dopełnienie zgarbionej sylwetki mężczyzny, który,
niepewnie stojąc na drżących nogach, na wszelki wypadek opierał się jeszcze na lasce.
Nie ogolony, zmęczony, wycieńczony - jak on zdołał tego dokonać? Łzawiące oczy, siwe
krzaczaste brwi, na wpół otwarte usta ze źdźbłami tabaki między zębami. A ubranie!
Lepiej nie mówić.

Ale najwspanialsze było zachowanie. Ruchy, spojrzenie, głos...

Doskonały! pomyślała Unni.

- Dzień dobry, ojcze - powiedziała głośno. - Dobrze, że przyszedłeś. Umówiłam się, że
będziesz tu mieszkać.

- Nie musisz tak do mnie krzyczeć - mruknął starzec. - Przecież słyszę nie najgorzej,
dobrze o tym wiesz. Ciągle do mnie krzyczy - wyjaśnił Kraussom. - Wiesz, córeczko, dziś
w nocy znowu przyszli do nas żołnierze. Zaczynają być już trochę natrętni.

- Żołnierze? - spytał zaniepokojony Krauss.

Unni szybko wyjaśniła:

46

background image

- Z czasów kryzysu unijnego w tysiąc dziewięćset piątym roku. Ojciec traci niekiedy
orientację w czasie.

- Dostałem medal - chwalił się dumny Stein. - Dał mi go w ubiegłym tygodniu sam król
Oskar. Chcesz zobaczyć?

- Zabierz go do domu i polecił Krauss, odwracając się do nich plecami.

W drodze przez park nie mieli szansy ze sobą porozmawiać, ponieważ cały czas
pilnowała ich pani Krauss. Tak więc Stein dalej fantazjował i bełkotał coś o wojnie unijnej,
Unni zaś odpowiadała ostrożnie. Stłumiła w sobie przemożny impuls, by spytać: „Jak ci
się udało tak zakonserwować, tato?” Nils Wangen umie żartować z samego siebie, w to
nie wątpiła, ale co do Steina nie była pewna. Wiedziała tylko tyle, że ogromnie go
podziwia i że doznała wielkiej ulgi, gdy wyrażono zgodę na jego obecność w majątku
Lindehede.

Dopiero gdy znaleźli się w prawie nie umeblowanym pokoju ziejącego pustką
zachodniego skrzydła, pani Krauss wreszcie ich opuściła, wydając na odchodnym
polecenie, by Unni za pół godziny zjawiła się w kuchni.

Policjant szepnął cicho:

- Sprawdź, czy nikt nas nie podsłuchuje!

Unni szybko zrobiła, co jej kazano, nie pomijając sąsiednich pomieszczeń.

- Nie ma nikogo - oznajmiła na koniec.

- W porządku. - Stein usiadł na łóżku, a jego podopieczna na jedynym w tym pokoju
krześle Roześmiała się.

- Nigdy nie myślałam, że moja praca będzie polegać na sprawowaniu opieki nad dwoma
starszymi panami naraz.

Odd Stein spojrzał na nią ponurym wzrokiem.

- Żebyś się tylko nie ważyła próbować mnie pielęgnować, myć i temu podobne rzeczy -
burknął. - Sam sobie dam radę.

Unni na próżno starała się stłumić śmiech.

- No i jakie masz dla mnie nowiny? - spytał Stein.

- Och! - wykrzyknęła przerażona. - Niewiele brakowało, a popełniłabym dzisiejszej nocy
straszny błąd. I zaczęła opowiadać o swojej nocnej eskapadzie.

47

background image

- I tak tam stałam oko w oko z tajemniczym wujkiem Sigurdem, podczas gdy właściciel
wracał z kuchni, a na dworze szalał rozwścieczony pies.

Stein aż jęknął, słysząc o tak nierozważnym postępowaniu dziewczyny.

- I co zrobiłaś?

Twarz Unni okryła się rumieńcem.

- Hm, co miałam zrobić? Istniało tylko jedno wyjście. Jąkając się wyjaśniłam, że właśnie
szukałam ubikacji na zewnątrz i ten okropny pies mnie przestraszył. Właściciel oznajmił
krótko, że na drugim piętrze znajduje się łazienka z toaletą. „Och, nie, nigdy nie
śmiałabym z niej korzystać!”, odparłam przerażona. Tildem, podobnie jak ja, był wyraźnie
zażenowany rozmową na ten temat. Nagle za jego plecami pojawiła się dziedziczka. „Na
poddaszu znajduje się sama ubikacja, przecież pokazałam ci ją dzisiaj”. „Ach”,
wykrzyknęłam, udając strasznie zdziwioną. „Nawet do niej nie zajrzałam, bo myślałam,
że to szafa na ubrania. Przepraszam!” Potem dygnęłam i pobiegłam na górę do swojego
pokoju.

- Sprytnie z tego wybrnęłaś - przyznał Stein. - Ale pamiętaj, że nie wolno ci się wybierać
na takie wycieczki! Pozostaw je mnie!

- Tak jest, szefie - odparła pokornie. - Ale wie pan, co mi się wydaje? Wuj Sigurd
przyszedł chyba wtedy z głównej części budynku. Jego piwnica i ta we wschodnim
skrzydle są ze sobą połączone. Bo najpierw widziałam światło po prawej stronie, a
później spotkałam Sigurda w drzwiach do piwnicy we wschodnim skrzydle.

- Muszę to sprawdzić - postanowił Stein. - A ty cały czas pozostawaj w kontakcie z
Nilsem.

Oczy dziewczyny zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.

- Jak? To niemożliwe!

- Umówiliśmy się, że każdego dnia o piątej po południu będziesz wynosić śmieci.
Pojemniki stoją przy murze, tam gdzie rośnie taki duży dąb. Przerzucisz mu przez mur
nasz raport, a on odrzuci do ciebie swój. Tylko nie wolno wam rozmawiać.

- Rozumiem. To się może nawet udać, bo pani Krauss spycha teraz całą robotę na mnie.
- Unni przeciągnęła się, pojękując. - Och, moje biedne plecy. Mam już pęcherze na
rękach, a za paznokciami brud. Najgorszy jest ten staruch. Czy ja jeszcze kiedyś będę
wyglądać jak należy? Aha, mała Alice wypaplała mi coś ważnego. Powiedziała, że jej
brat Hugo ma według niej wyjątkowo zły gust, jeśli chodzi o dziewczyny. Właściwie każda
jest dla niego dobra. Wymieniła nazwiska kilku jego znajomych z Oslo, które ona
uważała za strasznie nudne. Poza tym wspomniała, że jej braciszek miewał też kontakty

48

background image

z dziewczynami ze wsi. Między innymi z niejaką Kit, bardzo ładną jej zdaniem. Czy jedna
z zaginionych kobiet tak się przypadkiem nie nazywała?

- Kit Thomassen! - potwierdził Odd wyraźnie zainteresowany. - To ciekawe. Widzę, że
muszę ci powiedzieć o naszym odkryciu.

Po czym opisał jej, co udało im się znaleźć w parku. Unni, słysząc relację Steina,
pobladła.

- Czyli jedna z nich to może być Kit Thomassen?

- Bez wątpienia. Musimy o tym wspomnieć Nilsowi w raporcie. On próbuje teraz
nawiązać kontakt z komendantem Bårdsenem, który wyjechał prowadzić dochodzenie w
innej sprawie. To pewnie będzie dla niego szok! No, ale teraz wracaj do kuchni. Od tej
chwili twoim jedynym zadaniem jest przekazywanie raportów Nilsowi i wydobywanie
informacji od tej małej. Oczywiście dyskretnie. I żadnego węszenia na własną rękę,
pamiętaj! A kiedy będziesz szła do mnie z obiadem, to bądź tak miła i nie zapomnij
włożyć mi dodatkowej porcji mięsa.

Unni uśmiechnęła się serdecznie.

- Jest pan głodny? Zaraz się tym zajmę.

Dzień minął bez żadnych niespodzianek. Odd Stein siedział spokojnie w swoim pokoju.
Unni przyniosła mu jedzenie, nie miała jednak żadnych wiadomości do przekazania.

Po południu pani Tildem wezwała dziewczynę do salonu. Wschodnie skrzydło było
urządzone z prawdziwym smakiem. Żadnego pomieszania stylów: jeśli w pokoju stały
rokokowe meble, to i cała reszta była także w tym stylu. W biedermeierowskim salonie
obicia kanap i foteli wykonane zostały z niebieskiego jedwabiu w pasy, a na ścianach
położono odpowiednie tapety.

Onieśmielona Unni dygnęła przed panią, która siedziała na sofie.

Marianne Tildem przyjrzała się uważnie nowej służącej. Wiem, wiem, wyglądam
okropnie, pomyślała Unni. W czepku nasuniętym na czoło, z obwarzankami na
pończochach i w wykoślawionych do środka butach. Zaraz da mi lekcję.

Lecz pani Tildem nie uczyniła tego. W każdym razie nie w taki sposób, jakiego
spodziewała się Unni.

- Nasuń czepek trochę bardziej na czoło! O tak. Poza tym masz za krótką spódnicę,
musisz ją podłużyć.

49

background image

A to ci dopiero, pomyślała Unni. Ona chce zrobić ze mnie jeszcze większą ofermę. Nie
przeszkadzają jej nawet moje niewyczyszczone buty! Czyżby się, bała, że uwiodę jej
syna?

Pani okazała się osobą nerwową. Ciągle paliła i mimo używania fifki dwa palce prawej
ręki miała brązowe. Jej niegdyś lalkowato ładna twarz była teraz zgorzkniała i
pomarszczona. Za dużo wina, pomyślała Unni, patrząc na spuchnięte powieki Marianne
Tildem. Mimo to w pani Tildem wyczuwało się coś wzruszającego i sympatycznego. Jakiś
rodzaj bezradności, jakby przez całe życie znajdowała się na niewłaściwym miejscu.

- Zdaje się, że nie masz zbyt dużej wprawy w opiekowaniu się chorymi - powiedziała z
wyrzutem, poprawiając jasne włosy ułożone w fale.

- Przeciwnie - zapewniła Unni. - Od wielu lat pielęgnuję ojca.

- Masz bardzo starego ojca.

Ratunku, Stein chyba przesadził, pomyślała Unni, Na dobrą sprawę, z takim wyglądem
mógłby równie dobrze udawać jej dziadka.

- Nie był już młody, kiedy przyszłam na świat - wyznała, nie umiejąc wymyślić niczego
mądrzejszego. - Jestem ostatnim dzieckiem. Moje rodzeństwo...

Pani Tildem ściągnęła usta, wskutek czego na jej twarzy ukazały się wszystkie tak
starannie skrywane zmarszczki.

- Dobrze wiesz, że długo się zastanawialiśmy, czy cię przyjąć. Ale pani Krauss brak
czasu, by zajmować się moim teściem, ja zaś mam naprawdę co innego do roboty.

Ciekawe co? pomyślała Unni. Po prostu ci się nie chce! Ale trudno mieć ci to za złe. Bo
ten twój teść to naprawdę odrażający typ!

W porządku, myślała, człapiąc na górę z jedzeniem na tacy dla starego Tildema. W
ostateczności mogę się nim zajmować, po to zostałam zatrudniona. Ale w rzeczywistości
spada na mnie jeszcze wiele innych obowiązków. Biegam jak nakręcona od samego
rana do wieczora, wyręczając i panią Tildem, i panią Krauss. A na dodatek muszę
jeszcze znosić wiele upokorzeń ze strony mężczyzn z tej rodziny. Gdybym tak mogła
wyjawić im, kim naprawdę jestem! Chciałabym widzieć wtedy ich miny! Ale nie ma
obawy, wytrzymam. Bo nie chcę zobaczyć pogardy w oczach Steina. Już ja mu pokażę!

Zebrała się w garść i weszła do pokoju starego Tildema.

Siedział pochylony nad szachownicą. Przypominał starą ropuchę i roztaczał wokół
nieprzyjemną woń potu zmieszaną z zapachem fajki.

50

background image

- Przynoszę jedzenie - rzekła Unni.

- Hm - mruknął. - Jaką to znowu truciznę mi dali? Dobrze wiedzą, że mój żołądek nie
znosi niczego ostrego, i dlatego przyprawiają wszystko tak mocno. Ta suka doskonale
wie, że moja chora dwunastnica... Nie, nie tam, tu jest mój stół! Co za głupia gęś!
Dlaczego zawsze przysyłają mi takie nierozgarnięte niezguły!

Unni zacisnęła zęby i wstrzymała oddech, by nie czuć nieprzyjemnego zapachu
starszego pana, gdy stawiała mu jedzenie na wskazanym miejscu.

Gdy tylko znalazła się blisko niego, od razu poczuła jego rękę sięgającą pod spódnicę.
Na szczęście zdołała się zręcznie wywinąć. Obrzydliwy staruch!

Sapnął lubieżnie, po czym uniósł pokrywkę z miski.

- Ryba! - syknął. - Przecież dostaję kolki od ryby, dobrze o tym wiedzą. Zabierz to z
powrotem!

- Przykro mi - oznajmiła Unni. - Dziś nie ma nic innego do jedzenia.

Pozrzędził jeszcze chwilę, ale wreszcie zabrał się do jedzenia, mlaszcząc i siorbiąc.
Zdaje się, że apetyt mu dopisywał.

Unni uporządkowała w tym czasie jego łóżko, schowała pisma pornograficzne pod
poduszkę i otworzyła okno.

- Czy ty oszalałaś, dziewczyno, chcesz mnie zabić? Zamknij je natychmiast!

Jeśli chcesz żyć w tym zaduchu, proszę bardzo! Na zdrowie! pomyślała Unni.

- Powiedz no mi, czym dziś zajmuje się mój syn?

- Pan Patrik?

- No tak, a któż by inny?

Na przykład twój drugi syn Sigurd, pomyślała. Ale może on w ogóle się nie liczy?

- Chyba siedzi w gabinecie.

Starzec prychnął.

- To ci dopiero zajęcie! Myślałem, że... A, wszystko jedno! Fircyk z niego. Próbowałem
zrobić z niego oficera, ale mi się nie udało. Żadnego autorytetu. Nawet kiedy wypina
pierś jak kogut i ściąga surowo brwi. I jeszcze na dodatek wziął sobie za żonę taką kurę.

51

background image

Ona chce się mnie pozbyć, dobrze wiem, ale już ja jej pokażę! Co to za przeklęta
rodzina! Chora, po prostu chora! Jeden gorszy od drugiego. Pomóż mi się położyć!

Dźwignął się ciężko z krzesła i sięgnął po swoje kule. Unni ujęła go pod ręce, pomagając
iść. Kule stukały rytmicznie o podłogę.

No jasne! przypomniała sobie nagle. To ich odgłos wtedy słyszałam, nie dochodził jednak
z tego pokoju. Czyli to ty, staruszku, krążyłeś nocą po domu. Nie jesteś więc wcale taki
niedołężny, jakiego udajesz.

- Trzymaj mnie jak należy - ofuknął ją. - Przecież nie mogę upaść.

Jesteś za tłusty i na tym tylko polega twój problem, pomyślała Unni, pomagając staremu
Tildemowi położyć się do łóżka. Następnie wzięła tacę z opróżnionymi co do okruszyny
talerzami i skierowała się do drzwi.

Po drodze usłyszała jeszcze ciche mamrotanie:

- Myśleli, że mogą od tego uciec. Ale od czegoś takiego się nie ucieknie. Zło w zatrutej
duszy towarzyszy człowiekowi przez całe jego życie, gdziekolwiek by się znalazł.

Unni zwlekała z wyjściem, lecz starzec powiedział już chyba wszystko, co leżało mu na
sercu. Teraz mówił raczej do siebie niż do niej i prawie zasypiał.

Unni poczuła nagle, że cała trzęsie się ze strachu. Zupełnie jakby dopiero teraz do niej
dotarło, jak wielkie grozi jej niebezpieczeństwo. Uzmysłowiła sobie, że w tym cichym,
tajemniczym Lindehede czai się coś naprawdę groźnego.

A ona, służąca Unni, powinna być bardzo ostrożna, by nie narazić się temu, kto zabił
dwie młode kobiety i prawdopodobnie uśmiercił też trzy pozostałe ofiary.

52

background image

ROZDZIAŁ VII

Unni szła po schodach na dół, gdy spotkała Alice, biedne, samotne dziecko.

- Cześć! - przywitała ją dziewczynka. - Pobawisz się ze mną?

- Nie mam teraz czasu - odparła Unni. - Pani Krauss na mnie czeka.

- Ta stara wiedźma? - Przecież to wariatka!

Unni wybuchła śmiechem.

- Gdzie ty się nauczyłaś takich słów?

- Och, w naszym domu można dużo się nauczyć.

Tej sposobności Unni nie mogła nie wykorzystać.

- Wiesz co, na chwilkę możemy usiąść na schodach i porozmawiać. Zobacz, mam
kawałek sznurka. Jeśli chcesz, poukładamy z niego różne wzory.

Usiadła razem z Alice na schodkach i zaczęły tworzyć najrozmaitsze figurki.

- Czy wujek Sigurd zawsze mieszkał z wami? - spytała jakby od niechcenia.

- Nie. Przyjechał tutaj dwa lata temu. Z Australii.

- Czyli wcześniej nigdy go nie widziałaś?

- Nawet o nim nie słyszałam!

- Wygląda na miłego człowieka - skłamała Unni. - Od razu go polubiłam.

- Jest strasznie inteligentny. Prawie geniusz. I na dodatek bardzo sympatyczny. Dał mi
masę prezentów. W zeszłym roku dostałam od niego rower.

- Jeździsz na nim do szkoły?

- Nie, bo teraz mama uczy mnie w domu. Uważa, że nie powinnam zadawać się z
dziećmi ze wsi. Ale wcześniej chodziłam do szkoły.

- Podobało ci się?

Alice wzruszyła ramionami.

53

background image

- Wszyscy byli okropnie głupi. Chociaż paru chłopców mówiło, że jestem niebrzydka.
Naprawdę, powiedz? - dopytywała się naiwnie.

- Myślę, że kiedy dorośniesz, będziesz bardzo ładna - udzieliła dyplomatycznej
odpowiedzi Unni. Dziewczynka bowiem była malutka i chuda jak patyk, miała ciągle
zmierzwione włosy i nazbyt duże zęby w wąskiej inteligentnej twarzyczce.

Gdy rozległ się gromki głos pani Krauss, Unni, pełna poczucia winy, zerwała się na
równe nogi. Miała jeszcze tyle różnych pytań do Alice, wszystkie jednak musiały
poczekać.

Odd Stein siedział ukryty za delikatnymi firankami, nie spuszczając z oka dziedzińca i
domu, i straszliwie się nudził. Nic się nie działo. Widział Kraussa z psami, odbywającego
co godzina szybki kontrolny obchód. Czasami dozorca pracował też na klombach. Były
trochę zaniedbane, ale dość ukwiecone jak na tę porę roku. Nie ulegało wątpliwości, że
Tildemom przydałoby się znacznie więcej ludzi do pracy w majątku. Można było odnieść
wrażenie, że nie mają odwagi nikogo zatrudnić. Jedyne osoby, do których mieli zaufanie,
to Kraussowie. Odd Stein pomyślał, że spotkał w swoim życiu znacznie milszych
służących.

Tak, ten dom chyba rzeczywiście krył w sobie jakąś mroczną tajemnicę. Wiedziały o niej
co najmniej dwie osoby, a może jeszcze więcej.

Widział, jak pan domu chodzi marszowym krokiem po dziedzińcu, a pani krąży bez celu
po skraju parku, prawdopodobnie dla zaczerpnięcia świeżego powietrza. Ich córeczka
jeździła na rowerze, przewracała się i wstawała, poza tym skakała przez skakankę i
chyba bardzo się nudziła.

Nie ulegało wątpliwości, że nie jest to szczęśliwa rodzina. Nad wszystkimi jej członkami
ciążyło bowiem jakieś fatum.

Dwóch osób w ogóle jeszcze nie widział: Hugona i wuja Sigurda. Ponieważ nigdzie nie
dało się dostrzec samochodu, Stein domyślił się, że młody Tildem pewnie pojechał
polować na dziewczęta.

O piątej zobaczył Unni, która szła wyrzucić śmieci. A pół godziny później z piskiem opon
nadjechało przez park sportowe auto. Jego kierowca zahamował przed główną częścią
budynku tak gwałtownie, że spod opon posypały się kamyki. Syn właściciela wyskoczył
rześko na dziedziniec. Spadkobierca...

Odd zdziwił się trochę, że Hugo zatrzymał się przed tą starą, majestatyczną budą. Młody
Tildem wyjął z tylnego siedzenia jakiś karton i mniejsze pudełko, po czym pobiegł ku
drzwiom po bliskich zawalenia się schodach. Zapukał i czekał.

54

background image

Nikt nie odpowiadał. Zapukał ponownie, tym razem mocniej.

Wreszcie drzwi się otworzyły i czyjaś ręka sięgnęła po paczki. Hugo najwyraźniej musiał
być w złym humorze, ponieważ postawił kartony na schodach i od razu pobiegł z
powrotem do samochodu, by odprowadzić go na miejsce.

Steinowi bardzo to odpowiadało. Miał nadzieję, że zobaczy wreszcie, kto mieszka w tej
części budynku.

W drzwiach ukazał się starszy siwowłosy mężczyzna. Rozejrzał się podejrzliwie wokoło,
zabrał najpierw jedną, potem drugą paczkę i zamknął znowu drzwi na klucz. Odd zdążył
przez chwilę na niego popatrzeć.

Twarzy nie rozpoznawał, ale mimo to uznał, że tego człowieka gdzieś już chyba widział.
Nikt nie potrafi tak do końca zmienić swojej sylwetki czy chodu. Stein zacisnął zęby.

Przed jego oczami przesuwały się błyskawicznie twarze wielu mężczyzn, tych, których
pamiętał z aresztu w Oslo - hardych i zagubionych, agresywnych i niepewnych.

Znał tego człowieka. Tylko kto to był?

Odd Stein miał się teraz nad czym zastanawiać.

Do salonu we wschodnim skrzydle wpadł jak burza młody Hugo, nie zwracając uwagi na
Unni, która siedziała w kącie, czyszcząc srebro. Podszedł do barku i nalał sobie dużego
drinka. W tej samej chwili wszedł jego ojciec Patrik Tildem i spojrzał na syna niechętnie.

Uprzedzając atak, młody mężczyzna wybuchnął:

- Jak długo jeszcze będzie tu mieszkał ten nasz odrażający wujek? Mam już dość
traktowania mnie jak chłopca na posyłki!

Żaden z nich nie zwrócił uwagi na Unni. Starała się być niewidzialna i niesłyszalna w
swoim kącie, z którego mogła obserwować cały salon. Tarła i tarła ciągle ten sam
widelec, nie mając odwagi włożyć go do szuflady w obawie przed hałasem.

Patrik Tildem był mężczyzną w kwiecie wieku, przystojnym, o czarnych, mocno
zarysowanych brwiach i z lekką siwizną na skroniach. Rzeczywiście ciekawy typ, ale tak
jak powiedział senior rodu, było w nim coś miękkiego i mało męskiego, mimo że zawsze
starał się przybierać taki ton, jakby zwracał się do podwładnych mu żołnierzy.

- Przecież wiesz, że on dobrze za siebie płaci - odparł ojciec.

55

background image

- Płaci? A za każdym razem, kiedy go widzisz, trzęsą ci się kolana! Czy ty boisz się
własnego brata? A tak nawiasem mówiąc, czy on rzeczywiście jest twoim bratem?
Trzeba przyznać, że pojawił się dosyć nieoczekiwanie.

- To już nie potrwa długo - odpowiedział ojciec, a jego stanowczy ton wydał się trochę nie
na miejscu. - Sigurd niedługo skończy swoją dysertację. Przecież przyjechał tutaj, żeby
móc napisać ją w spokoju.

- Co za bzdury! Wolno mu tu mieszkać, ponieważ cię szantażuje. Grozi, że opowie o
twojej...

- Szsz - syknął Patrik Tildem. - Nie wolno ci mówić w ten sposób do ojca! Skąd ty to...?

- Mam swoje źródła informacji - odparł hardo syn.

Unni usłyszała, że starszy pan kieruje się w stronę kąta, w którym siedziała. Uciekła więc
czym prędzej, domyślając się, że gdyby została przyłapana na podsłuchiwaniu w tym
domu, na pewno skończyłoby się to dla niej źle.

Nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie porozmawia ze Steinem. Ciągle jednak zlecano
jej nowe prace. Gdy wreszcie uporała się ze wszystkimi i szła do siebie, w przedpokoju
wpadła prosto na Hugo Tildema.

- Proszę, proszę, kogo my tu spotykamy! - wykrzyknął. - Nowa panienka dziadka! Muszę
przyznać, laleczko, że masz czym zaimponować. Masz, masz, choć starasz się to ukryć.

Mnie też się tak wydaje, pomyślała Unni.

Hugo Tildem przyglądał się jej taksującym wzrokiem. Nie zdążył się jeszcze przebrać po
powrocie do domu. Unni zastanawiała się, gdzie też mógł spędzić minioną noc. Jego
włosy bowiem wyglądały tak, jakby trafił w nie piorun, a na ubraniu dostrzegła źdźbła
siana. Mimo to sprawiał wrażenie niepokojąco czarującego z tymi diabelskimi ognikami i
lekkim błyskiem szaleństwa w oczach.

Nim Unni zdążyła odpowiedzieć, nieoczekiwanie znalazła się w jego ramionach i poczuła
na swych ustach mocny i brutalny pocałunek, cuchnący starą whisky.

Gdy próbowała się bronić, odpychając się od natręta rękami, do przedpokoju wszedł
Patrik Tildem, który widząc, co się dzieje, wrzasnął:

- Na co ty sobie, nicponiu, pozwalasz? Czy ty nie wiesz, kim jesteś?

Hugo puścił Unni tak gwałtownie, że aż zatoczyła się do tyłu.

Obok Patrika Tildema znalazła się też jego żona, która od razu powiedziała zjadliwie:

56

background image

- Tym razem to rzeczywiście zaczął twój syn.

Pan domu odwrócił się do niej.

- Mój syn? A czy twoim synem on nie jest? Jeśli zrobi coś szalonego, to wtedy jest tylko
mój. A skąd ty wiesz, kto zaczął?

Hugo zdążył już czmychnąć do swojego pokoju. Jego rodzice też wyszli, kłócąc się po
drodze.

Unni drżącymi rękami wygładziła sukienkę. Trudno było nie zauważyć, że Patrik Tildem
wziął syna w obronę. Czyżby nagle zaczął się go bać?

Co za tajemnicę starał się ukryć właściciel Lindehede?

Odd Stein czuł się zmęczony czekaniem i bezczynnością. Kiedy zobaczył na dziedzińcu
małą Alice, postanowił wykorzystać tę szansę. Wiele ryzykował, dzieci bowiem bywają
często znacznie bystrzejsze niż dorośli, ale ponieważ zaczynało się już ściemniać, miał
nadzieję, że dziewczynka nie odkryje jego charakteryzacji.

Poczłapał więc po schodach w dół i usiadł na dziedzińcu na ławce.

- Dzień dobry - zagadnął przyjaźnie. - Czy nie widziałaś może mojej córki? Unni?

Mała podeszła bliżej.

- Przed chwilą była w kuchni.

Uspokoiło to Steina, który chyba nigdy nie denerwował się tak jak w ostatnich dniach,
kiedy odpowiadał za bezpieczeństwo bratanicy szefa. Zdawał sobie oczywiście sprawę z
tego, że przesadza, bo bywał przecież w znacznie większych opałach.

- Chyba musisz czuć się tutaj strasznie samotna - spróbował na początek.

Alice wzruszyła ramionami.

- Och, to nie jest takie straszne. Poza tym przyjeżdżają do nas goście. Mojego tatę
często odwiedza dwóch, trzech przyjaciół, którzy ze mną rozmawiają i żartują. Tylko że
jednego z nich to w ogóle nie rozumiem.

- A to dlaczego?

- Bo on mówi do mnie po niemiecku. Spotykają się tu we trzech i wołają „Sieg heil” czy
coś w tym rodzaju.

57

background image

Stein zmarszczył brwi. Był zaskoczony, choć z drugiej strony... W Niemczech od kilku już
lat sprawowali władzę narodowi socjaliści, a i tu, w Norwegii, można było spotkać ludzi,
którzy nie kryli sympatii dla niemieckiego nacjonalizmu. Widocznie Patrik Tildem też do
nich należał.

- A co na to twoja mama? Czy podoba jej się, że oni mają tutaj takie spotkania?

- Ona tylko się cieszy, bo jest pełna podziwu dla wszystkiego, co tata mówi i robi. Biedna
mama, jest taka głupia. Kiedy zostaje sama, od razu zaczyna się żalić. Ale tych miłych
panów to naprawdę lubi, bo dwóch z nich pomogło nam kupić ten majątek. A wujek
Sigurd od razu dostanie pracę w Niemczech, jak tylko skończy tutaj tę swoją dysertację.
U człowieka, który chyba nazywa się Himmler. Zdaje się, że to ktoś bardzo ważny. A ten
mój wujek Sigurd jest strasznie mądry. I dowcipny - paplała dziewczynka.

- To on też bywa na tych spotkaniach?

- Czy pan oszalał? On wtedy się ukrywa, bo tata strasznie się boi, że jego znajomi
dowiedzą się, że wujek tu mieszka.

- Ty chyba bardzo dużo wiesz?

- Hm, bardzo lubię podsłuchiwać - przyznała po cichu. - Kiedyś słyszałam, jak tata i
wujek Sigurd się kłócili. Tata był strasznie zły i krzyczał na wujka, że właściwie to
powinien się stąd wynieść. Nie zrozumiałam, co mówił wujek, bo odpowiadał bardzo
cicho, ale i tak ciarki przechodziły mi ze strachu po plecach.

Dziewczynka miała duże zęby i nieco sepleniła. Patrzyła na Steina z ogromną ufnością.
Zawstydził się, kto to słyszał, żeby wypytywać dziecko w ten sposób! Ale ta mała Alice
okazała się nieoceniona. Nieoceniona!

Nagle obejrzała się za siebie.

- O, idzie Unni! Cieszy się pan, prawda? - wykrzyknęła i pobiegła przed siebie, podczas
gdy Odd Stein z trudem podniósł się z ławki, żeby wyjść naprzeciw swojej „córce”.

Myśli nie dawały mu spokoju, nadal nie mógł sobie przypomnieć, kto to jest ten wujek
Sigurd.

- Wyglądasz na trochę rozstrojoną - zauważył Stein, gdy znaleźli się już w jego pokoju.

- Czy to takie dziwne? - westchnęła Unni. - Ciekawe, jakby się pan czuł, gdyby ktoś pana
całował, a pan miałby w jednej kieszeni fartucha raport Wangena, a w drugiej dwa
skradzione befsztyki.

- Naprawdę nie zamierzam tego sprawdzać - odparł sucho Stein. - Młody Hugo?

58

background image

- Tak. Przyjemność była wątpliwa.

- Widziałem, kiedy przyjechał do domu. Wyglądał, jakby go ktoś wyciągnął ze stogu
siana.

- Uroki życia na wsi. Tu jest ta dodatkowa porcja mięsa, o którą pan prosił - oznajmiła,
wyjmując z kieszeni fartucha jakieś zawiniątko w serwetce. - A tu raport Nilsa. Nawiasem
mówiąc, wcale bym się nie zdziwiła, gdyby za którymś razem udało mi się niechcący
zwabić tym gwizdaniem łosia.

Stein, nie zwlekając, zaczął czytać przytłumionym głosem: - „Zidentyfikowano zwłoki. To
były Kit Thomassen i Gunvor Tvedt”. Dokładnie tak jak myśleliśmy - pokiwał głową
detektyw. - „Gunvor Tvedt została zabita strzałem między oczy, natomiast nie możemy
ustalić przyczyny śmierci Kit Thomassen. Lekarz sądowy ciągle nad tym pracuje.
Zgodnie z twoją prośbą, posłałem po Håkona Svendsena, który uprzedzi też Karlsena i
Rosenlunda...”

- Och, Rosenlund - zapiszczała Unni. - To ten słodki!

- Nawet go nie zobaczysz - odparł Stein najbardziej oschłym na świecie tonem. - Oni są
tylko w pogotowiu, na wypadek gdyby komisarz potrzebował dodatkowego wsparcia.

Czytał dalej: - „Gunvor Tvedt była w pierwszych tygodniach ciąży, zdołaliśmy też ustalić,
że utrzymywała znajomość z niejakim Tildemem w Oslo”. Aha - bąknął Odd Stein. - Czyli
nasz młody Hugo był także i tam?

- W każdym razie to wyklucza z kręgu podejrzanych wujka Sigurda Tildema - stwierdziła
Unni. - Bo on przyjechał tutaj dwa lata temu. Z Australii.

- Kto tak powiedział?

- Alice, moje niezastąpione źródło informacji. Nigdy wcześniej o nim nie słyszała. Ale
proszę mówić dalej!

Odd przez chwilę zatrzymał spojrzenie na Unni.

- Jak ty wyglądasz, coś ty z siebie zrobiła!

Unni wpadła w złość:

- A czyja to wina? Nawiasem mówiąc, to pan też wcale nie wygląda lepiej. Nigdy w życiu
nie spotkałam kogoś równie mało pociągającego!

Zacisnął usta, żeby nie powiedzieć nic niemiłego. Wreszcie wrócił do raportu.

59

background image

- „Chciałeś trochę informacji o rodzinie Tildemów. Oto co udało mi się ustalić: Ojciec,
stary Tildem, cieszył się niegdyś w Tonsbergu powszechnym szacunkiem. Syn Patrik,
niedoszły kapitan, osiadł z rodziną w Kristiansand, ale i tak żył z pieniędzy ojca. Pięć lat
temu kupił Lindehede. Starsza pani, poprzednia właścicielka majątku, była
prawdopodobnie spokrewniona z Tildemami, ale zdaje się, że kupno Lindehede służyło
ucieczce Patrika z Kristiansand. Przypuszczalnie po jakimś skandalu, nie mogę jednak
dojść, po jakim. Do transakcji doszło dzięki temu, że dwaj przyjaciele Tildema zgodzili się
być poręczycielami. To jakieś wpływowe osobistości z Oslo, jeden z nich jest Niemcem,
drugi germanofilem”. Oto i oni. Dziewczynka miała rację - mruknął pod nosem. -
„Sprowadzili starego ojca z Tonsbergu, bo to prawdopodobnie on trzyma rodzinną kasę.
Pani Marianne Tildem to dawna piękność, poza tym mało interesująca. Syn Hugo ma na
policji rejestr swoich grzeszków, zapłacił mandaty za zbyt szybką jazdę i awantury po
pijanemu; prawdopodobnie zostanie przyjęty na uniwersytet, choć nie zrobił wiele w tym
kierunku. Córka Alice to jeszcze dziecko. No i mamy jeszcze szanownych małżonków
Krauss. Sądząc po nazwisku, w ich żyłach płynie krew niemiecka, a na nim ciąży wyrok
w zawieszeniu za dopuszczenie się przemocy i niezgodne z prawem użycie broni.
<Wujek Sigurd> w ogóle nie istnieje. Stary Tildem miał tylko jednego syna, o dziecku
spoza małżeńskiego łoża nic nikomu nie wiadomo. Pozdrowienia dla twojej
podopiecznej. Przekaż jej, że bez niej mamy tu zabójczy spokój. Nils”.

- Kolejny komplement - roześmiała się Unni, po czym przystąpiła do zdawania własnej
relacji, i to tak szczegółowej, że Stein był bliski eksplozji. Nie pominęła żadnej
najdrobniejszej myśli i doznania. Wreszcie zakończyła: - Nie wytrzymam już dłużej tego
ohydnego papierosowego smrodu. Rozumiem, że teraz pan przejmuje pałeczkę? Na
razie.

Gdy wyszła, Stein wycedził przez zęby parę nieprzyjemnych słów. Uchylił jednak trochę
okno.

Wciągnął głęboko powietrze. Owszem, nareszcie przyszła kolej na niego, mógł
przystąpić do działania po długim dniu upokarzającej bezczynności.

Nadszedł wieczór. Unni padła na łóżko, śmiertelnie zmęczona po pracy, do której
przecież nie nawykła. Miała prawo przypuszczać, że Odd Stein jest z niej zadowolony.
Dobrze jednak wiedziała, że prędzej doczeka się od niego krytyki niż słów uznania.

Nagle wzdrygnęła się.

Firanka w drzwiach prowadzących do sąsiedniego pomieszczenia jakby... Czy to
możliwe, żeby się poruszyła?

W jej pokoju panowała całkowita ciemność. Tej nocy nie świecił księżyc.

60

background image

Przerażona Unni dostrzegła coś w przeszklonych drzwiach. Coś, co jej się śniło
poprzedniej nocy. W wąskiej szparce między firankami pokazał się słaby promień światła,
a w nim czyjeś błyszczące oko, tak złowrogie i przerażające, że poczuła ciarki na
plecach. Nie przyszło jej do głowy, żeby sprawdzić, co jest za tymi drzwiami, sądziła, że
jest zupełnie sama na poddaszu. A jeśli da się je otworzyć od drugiej strony?

Unni próbowała opanować panikę, której powoli ulegała. Serce waliło jej jak młotem.

Firanki znowu znalazły się na miejscu, oko zniknęło. Unni usiadła na łóżku, na zmianę
drżąc i sztywniejąc ze strachu. Najważniejsze to zachować spokój! Nogi opuścić z łóżka,
stanąć na podłodze. Tam są drzwi, podejść do nich jak gdyby nigdy nic!

Odd Stein jest w drugim skrzydle domu. Zdążysz tam dojść, nie ma żadnego
niebezpieczeństwa. Tylko przemknąć przez poddasze, tak żeby nikt nie usłyszał...

Kiedy otwierała drzwi, klamka lekko zaskrzypiała. Uderzył ją zimny powiew. Na korytarzu
było ciemno, z małego okienka w szczycie domu sączyło się słabe światło. Widziała z
daleka poręcz schodów. Za chwilę jej dotknie...

W tym momencie Unni stanęła jak wryta, wciągnęła głęboko powietrze i z przerażenia
przestała oddychać.

W ciemności, jaka zalewała korytarz, usłyszała tuż przed sobą dźwięki, jakie mógł
wydawać tylko przyczajony, gotowy do skoku kot.

61

background image

ROZDZIAŁ VIII

Północ zbliżała się wolno i z ociąganiem. Odd Stein wstał i zszedł na dół. Następnie
otworzył ostrożnie drzwi wyjściowe, położył coś na schodkach i poczekał, póki nie
usłyszał odgłosów, które chciał usłyszeć. Wówczas jeszcze raz uchylił drzwi i znowu
rzucił kawałek mięsa.

Postanowił odczekać pół godziny.

Był trochę niespokojny, ponieważ mniej więcej godzinę wcześniej do jego uszu dobiegł
gdzieś z głębi domu przytłumiony krzyk - krzyk, który szybko został zduszony. Musiał
przyznać, że wcale mu się to nie podobało. Cały czas zdawał sobie sprawę z ogromnej
odpowiedzialności za bratanicę komendanta. A to on przecież wpadł na pomysł, żeby
zabrać ją do Lindehede.

Ale ten krzyk mógł przecież oznaczać zupełnie co innego. Małżeńską kłótnię między
Tildemami. Albo jakiś zły sen, który przyśnił się małej Alice.

Odd Stein był teraz sobą, zmył charakteryzację i założył własne ubranie. Poczuł się
znacznie lepiej, zwłaszcza że wciąż miał w pamięci nieprzyjemny komentarz Unni.

Pół godziny minęło. Niby niewidzialny cień prześlizgnął się przez drzwi, ominął uśpione
psy - wiedział, że środek działa cztery godziny - i znalazł się przy głównej części
budynku, starej ruinie, która straszyła niczym widmo.

W raporcie przekazanym Wangenowi ustalił porę spotkania na wpół do trzeciej, miał więc
jeszcze sporo czasu. Do tej pory jednak musiał niemało się dowiedzieć.

Ani on, ani Unni nie zdołali jeszcze ustalić, gdzie śpią Krauss i jego żona, przypuszczali,
że w domku przy bramie. A Krauss z pewnością nie miał nadludzkiej siły! Ponieważ od
rana do wieczora był na nogach, wobec tego teraz, zgodnie z wszelkimi prawami natury,
powinien spać, polegając całkowicie na czujności psów.

Tak więc Odd Stein obawiał się spotkania nie z nim, tylko z „wujkiem Sigurdem”. Zdaje
się, że to on w tym domu jest nocnym markiem, pomyślał.

Tak jak się spodziewał, główne wejście było zamknięte na klucz. Przeszedł więc naokoło
domu i znalazł kilka wejść od tyłu, a zwłaszcza to, które interesowało go najbardziej:
wejście do piwnicy.

Okazało się jednak tak solidnie zamknięte, że Stein musiał się poddać. Drzwi do kuchni
również były zaryglowane od wewnątrz, ale drzwi wychodzące na ogród - jak to często
bywa w takich starych domach - po kilku próbach dały się otworzyć.

62

background image

Tak więc w kwadrans potem Odd Stein uchylił je nieco i znalazł się w niewielkim
korytarzyku przed salonem. I właśnie tam dostrzegł światło dochodzące z pomieszczenia
znajdującego się w środku domu, z pomieszczenia nie mającego w ogóle okien.

Stein zakradł się bliżej. Nie było sposobu, żeby zajrzeć do środka, ale kiedy tak stał i
zastanawiał się nad następnym krokiem, usłyszał nagle głosy dobiegające z wewnątrz.

Znalazłszy sobie dobrą kryjówkę, wyjął z kieszeni mały aparat podsłuchowy. Przytwierdził
go do ściany i przyłożył ucho.

Teraz słyszał głosy bardzo wyraźnie.

- To przecież szaleństwo! - syknął ktoś. - Nie mam teraz co zrobić z tyloma, niedługo
skończę i wtedy od razu wyjeżdżam. Do Niemiec.

Steinowi serce podeszło do gardła. Znał ten głos. Teraz już wiedział, kim jest wujek
Sigurd. Poczuł, jak z przerażenia oblewa go zimny pot.

Doktor Hundt! Pozbawiony wszelkich skrupułów fanatyk, lekarz, dla którego ludzkie życie
nic nie znaczy. Skazany za bestialskie zbrodnie, zbiegł i przez długi czas nigdzie się nie
pokazywał. Był tutaj? Czy to przypadkiem nie dwa lata temu zaginął po nim wszelki ślad?
Chyba tak, i to by się zgadzało. Co on znowu kombinował? Czym się zajmował przez te
dwa lata w Lindehede? Przecież równie dobrze mógł już wcześniej wyjechać do Niemiec
i pracować tam dla Himmlera, szefa policji niemieckiej, o którym wspomniała Alice.
Czemu tego nie uczynił?

Drugi głos coś odpowiedział, dobiegał jednak z większej odległości, jakby osoba
mówiąca znajdowała się w jakimś wykuszu. Stein nie zdołał usłyszeć niczego poza
nieokreślonym bełkotem.

Następnie znowu rozległ się głos „wujka Sigurda”, tym razem przepełniony odrazą.

- Jesteś potworem! Nie możesz tego zrobić!

Stein zadrżał. Jeśli doktor Hundt, uważany za pozbawionego wszelkich uczuć, nazywa
tego drugiego człowieka potworem, to kim on musi być? Jeszcze większym
zwyrodnialcem?

I znowu niewyraźny bełkot, i odpowiedz Hundta:

- Grozisz mi? To niezbyt rozsądne z twojej strony! No dobrze, zrobię z tym porządek.
Wracaj teraz do siebie, nie chcę cię tu widzieć. Na początku myślałem, że nasza
współpraca będzie przebiegać bez zakłóceń, ale zaczynasz napawać mnie coraz
większą odrazą. Znikaj stąd!

63

background image

Jakieś drzwi otworzyły się i zamknęły. Stein zrozumiał, że Unni miała rację. Musiało
istnieć ukryte przejście między piwnicami obu części domu, a zejście do niego
znajdowało się chyba za tą ścianą, o którą się opierał.

Wewnątrz zapadła cisza. Hundt jednak mógł się tam nadal znajdować. Po krótkim
namyśle Stein postanowił dokładniej przyjrzeć się domowi. Odbezpieczył rewolwer,
wiedział bowiem, że w razie zagrożenia doktor nie zawaha się przed sięgnięciem po
broń. Na szczęście Stein trafił szybko na schody prowadzące na piętro. Stojąc w
korytarzu i przypominając sobie rozkład całego budynku, doszedł do wniosku, że Hundt
musi zajmować dwa albo trzy pokoje na parterze, łącznie z kuchnią.

Na szczęście stopnie schodów były wyłożone miękkim chodnikiem, dostał się więc
bezszelestnie na górę. Chodzenie po nieznanym mieszkaniu zawsze łączy się z pewnym
ryzykiem, ponieważ nigdy nie da się przewidzieć, które z desek skrzypią. Na wszelki
wypadek Stein wciągnął skarpetki na buty, po czym zapalił latarkę.

Wąski strumień światła padł na opuszczone pomieszczenie, niemal całkowicie
pozbawione mebli. Prawdopodobnie Tildemowie przenieśli wszystkie użyteczne sprzęty
do wschodniego skrzydła. W jednym z pokojów policjant zauważył przeciekający sufit i
zniszczoną przez kapiącą wodę podłogę.

Przechodził z pokoju do pokoju, potem w ten sam sposób sprawdził poddasze. Było duże
i nieprzyjemne, między belkami na suficie zwisały nietoperze.

Nic szczególnego nie zauważył, zszedł więc z powrotem niżej. Przy schodach na piętrze
nastąpiło to, czego się obawiał: zaskrzypiała jedna z desek podłogi.

Natychmiast odskoczył pod ścianę, przycupnął w jakimś niewielkim załomie i czekał. Ale
nic się nie działo. Czyżby doktor Hundt ogłuchł?

Albo może już go tutaj nie było?

Odd miał ochotę zobaczyć piwnicę. Wiedział jednak, że tędy nie dostanie się na dół.

Czy ma spróbować wejść do pokoju doktora? Nie, to byłoby zbyt ryzykowne, może on
jednak tam jest, tylko położył się spać. A już na pewno usłyszałby otwieranie drzwi. Stein
nie chciałby stanąć jeszcze raz oko w oko z doktorem Hundtem. Przede wszystkim
pragnął się dowiedzieć, co on tu robi i, co najważniejsze, kim jest jego współpracownik.
Ta bestia, której bał się nawet on.

Odd Stein nie miał wyjścia: musiał przejść do wschodniego skrzydła i od tamtej strony
dostać się do piwnicy pod najstarszą częścią domu. Spojrzał na zegarek. Ma jeszcze
trochę czasu, psy powinny nadal spać.

64

background image

Unni obiecała, że drzwi do kuchni zostawi otwarte. Nie wiadomo jednak, czy już po niej
nie znalazła się tam pani Krauss albo ktoś inny.

Stein z łatwością wydostał się na zewnątrz i trafił do drzwi kuchennych we wschodnim
skrzydle. Tu natknął się na pierwszą przeszkodę. Drzwi okazały się zaryglowane od
wewnątrz. No cóż, Unni zrobiła na pewno co mogła, to nie jej wina. Zerknął na ogromne
drzewa, wyższe od domu, i zastanowił się, czy nie udałoby mu się dostać do środka tą
drogą, ale w chwili, gdy puścił uchwyt przy drzwiach, stwierdził, że chyba nie wszystko
stracone.

Musiał przyznać, że dziewczyna jest sprytna. Zasuwka bowiem, choć wyglądała na
zamkniętą, ledwie, ledwie zachodziła na futrynę. Wystarczyło kilka razy porządnie
szarpnąć drzwiami, by odskoczyła.

Znalazł się w korytarzu czarnym jak piekielne czeluści. Gdy już zamierzał zapalić latarkę,
usłyszał, że ktoś nadchodzi, powłócząc nogami. Stein dopadł ściany i po omacku znalazł
na niej jakiś stary płaszcz przeciwdeszczowy. Schował się pod nim, ale niestety nie
zdążył już poszukać sobie jakiejś szparki, przez którą mógłby wyglądać, ponieważ
nieoczekiwanie otworzyły się drzwi do kuchni. Na szczęście nie zapalono światła w
korytarzu.

Ten ktoś, kto przyszedł, postękiwał ciężko i szedł niepewnie. Odd przypuszczał, że ów
niespodziewany gość zaraz wyjdzie na dwór, ale on, o dziwo, otworzył drzwi do piwnicy.
Wciąż postękując i pojękując, przestąpił próg i zamknął je za sobą. Ciężkie, powolne
stąpanie rozlegało się teraz na dole.

A więc ta droga na razie była odcięta. Odd chciał jak najszybciej dotrzeć do Unni i wydać
jej polecenia by natychmiast, bez chwili zwłoki, wyniosła się z Lindehede. Bo z doktorem
Hundtem to nie przelewki!

Znalazł tylne schody i bez kłopotu, mijając dwa piętra, dostał się na poddasze. Tu zapalił
wreszcie latarkę i odnalazł drzwi do pokoju Unni,

Wyszeptał jej imię. Nikt nie odpowiadał. Pewnie spała biedaczka po całym dniu męczącej
krzątaniny.

Pukanie do drzwi mogło się okazać zbyt ryzykowne. Chwycił zatem za klamkę, mimo że
był przekonany, iż dziewczyna zamknęła się na klucz. Jednakże ku jego wielkiemu
zaskoczeniu drzwi się uchyliły. Co za bezmyślność z jej strony!

Światło latarki przesuwało się po pokoju. Na krześle leżało ubranie Unni, ale łóżko było
puste, i wyglądało tak, jakby opuszczono je w wielkim pośpiechu.

Odd Stein poczuł, że robi mu się zimno z przerażenia. Dokąd ona mogła...?

65

background image

Uderzył się w czoło. Co za idiota z niego!

Myślał, że to stary Tildem błąka się, postękując, po piwnicy. Przecież Unni opowiadała,
że stary krąży nocami po całym domu. Lecz równie dobrze mógł to być doktor Hundt
dźwigający na plecach Unni! Hundt czy Krauss?

„To przecież szaleństwo! Nie mam teraz co zrobić z tyloma”. „Co z ciebie za potwór”. „No
dobrze, zrobię z tym porządek”.

A wcześniej ten krzyk gdzieś w głębi domu... Czy to naprawdę Unni?

Odd ruszył przed siebie. Spieszył się tak bardzo, że zapomniał nawet wyłączyć latarkę.

Nagle stanął jak wryty niedaleko schodów. Poczuł ukłucie w sercu, ogarnął go nieopisany
lęk.

Na podłodze dostrzegł niewielką plamę krwi. Na górnym stopniu schodów leżał jakiś
skrawek materiału. Odd Stein pochylił się i go podniósł. Był to trójkątny kawałek flaneli ze
śmiesznej koszuli nocnej, którą specjalnie kupili dla Unni.

66

background image

ROZDZIAŁ IX

Szybko otrząsnął się z szoku. Zerknąwszy na zegarek, stwierdził, że już pora udać się do
parku, gdzie przy dziurze w żywopłocie umówiony był z Nilsem Wangenem. Zaczął się
jednak zastanawiać, czy nie byłoby lepiej zejść do piwnicy i spróbować uratować Unni -
jeśli jeszcze nie jest za późno. Głęboko zaniepokojony, skłaniał się ku tej drugiej
możliwości, gdy nagle na jednym z niższych stopni zauważył jakiś przedmiot.

Wziął go do ręki, zastanawiając się, co to może być, obracał ową rzecz na wszystkie
strony, badał dotykiem i węchem. Gdzie on widział coś takiego ostatnio? Gdzie to było?

Ależ tak! Przy drodze w lesie, kiedy szukali tego nadajnika, który Unni cisnęła gdzieś w
zarośla. Zauważył wtedy taki sam błyszczący przedmiot na ziemi, wziął go jednak za
zabawkę zgubioną przez jakieś dziecko.

Odd włożył ową zagadkową rzecz do kieszeni i zdecydował: nie powinien sam iść do
piwnicy. Zwłaszcza z czymś takim. Z drugiej strony jednak znalezienie tej dziwnej rzeczy
obudziło w nim nadzieję, że Unni nic złego się nie stało.

Niedługo potem był już przy żywopłocie. Gwizdnął. W odpowiedzi usłyszał podobny
sygnał, a po chwili przez otwór między świerkami do parku weszło trzech mężczyzn:
Wangen, komendant i jeszcze jeden miejscowy policjant.

- Z Oslo nikt nie mógł przyjechać. Napad na bank, podpalenie i morderstwo to trochę za
dużo jak na jeden dzień. Zjawią się, jak tylko będą mogli. A to jest asystent komendanta,
Pedersen, niezwykle dyskretny człowiek - powiedział Wangen.

Stein skinął głową na powitanie.

- Pospieszmy się. Życie Unni jest w niebezpieczeństwie.

Gdy biegli przez park, opowiedział im, co się stało. Weszli na dziedziniec, na którym psy
nadal leżały jak martwe. Na horyzoncie pojawiła się słaba smuga światła zapowiadająca
coraz bliższy świt.

- Komendant i Nils Wangen wejdą do głównej części budynku od strony ogrodu - szepnął
Odd Stein. - A Pedersen pójdzie ze mną przez wschodnie skrzydło i piwnice. Poczekacie
chwilę wewnątrz domu, dopóki się nie upewnicie, że jesteśmy już na dole. Czy na pewno
wiecie, gdzie są drzwi do jego pokoju? Spróbujcie się tam przedostać. Trzymajcie broń w
pogotowiu. Jeśli będzie próbował się bronić, musicie go od razu unieszkodliwić. Ale chcę
go dostać żywego. Tylko miejcie się na baczności, ten człowiek byłby zdolny zabić
własną matkę, gdyby tylko mu się to do czegoś przydało.

67

background image

Rozstali się. Stein i jego towarzysz wkrótce znaleźli się na schodach do piwnicy we
wschodnim skrzydle, a następnie zeszli do korytarza, w którym znajdowało się wiele
drzwi. Otwierali jedne po drugich, dopóki nie znaleźli tego, czego szukali: długiego
tunelu, którego koniec ginął gdzieś w ciemnościach.

Nie zwlekając, weszli do niego i w ten sposób znaleźli się pod starą główną częścią
budynku.

Tu i ówdzie widać było pozostałości wiekowych sklepień, zmurszałe drzwi prowadziły do
pustych pomieszczeń przesyconych stęchłym zapachem ziemi. Natrafili na piwnicę, w
której kiedyś przechowywano wino, dotarli też do schodów wiodących na górę do części
mieszkalnej.

Nigdzie jednak nie zdołali dostrzec śladu Unni.

- Musi być wyżej - bąknął Odd. - Chodźmy.

Pokonali schody w kilku susach, starając się poruszać bezszelestnie.

Drzwi nie stawiały oporu. W pokoju, w którym Stein nie tak dawno słyszał dwie
rozmawiające osoby, spotkali pozostałych kolegów.

- Ani śladu - powiedział Nils Wangen.

- Chodźmy na piętro!

- Skoczę na dziedziniec i sprawdzę, czy nikt nie odjechał - zaproponował komendant.

- Chwileczkę! - wykrzyknął Wangen. - Kiedy czekaliśmy na ciebie przy żywopłocie,
słyszeliśmy w oddali jakiś motocykl. Myślicie, że...?

- Nawet go widziałem - potwierdził komendant Bårdsen. - Zjawiłem się trochę później.
Kiedy wjeżdżałem do lasu, minął mnie na drodze.

- Myślicie, że był stąd? - spytał Odd.

- W każdym razie nadjechał od strony alei.

- Miał kosz z boku?

- Nie, to zwykły motocykl. Było prawie ciemno, ale stałem blisko drogi i dlatego bardzo
wyraźnie widziałem mężczyznę, który go prowadził. Raczej nie wyglądał na młodego. I z
całą pewnością był sam.

Odd zaczerpnął powietrza.

68

background image

- Doktor Hundt! Tak, nie ulega wątpliwości. Szukajcie Unni! Szybko!

Stein i Wangen ruszyli przed siebie, komendant zaś wyjął telefon, obudził zaspaną
telefonistkę i zadzwonił do swego kolegi w sąsiednim okręgu, by zablokowano wszystkie
drogi.

Podczas gdy pozostali policjanci przeszukiwali dom od strychu po piwnice, Odd
penetrował kryjówkę doktora Hundta. Jeszcze nigdy do tej pory nie czuł tak dojmującego
niepokoju. Było to doznanie zupełnie mu nie znane. Nie potrafił go zrozumieć.

Wygląd pomieszczeń stanowiących siedzibę Hundta zdradzał, że zajmowała je osoba o
niezwykłym zamiłowaniu do porządku. Wszystko było starannie poukładane. Na
ogromnym biurku leżało mnóstwo notatek, które umiałby zinterpretować tylko lekarz albo
naukowiec znający się na medycynie, zwłaszcza że wiele słów zapisano w postaci
niezrozumiałych skrótów. Odd Stein nie znalazł nic, co mogłoby mu pomóc rozwiązać
zagadkę.

Prawdopodobnie majątek Lindehede służył Hundtowi jako kryjówka, ponieważ gdzie
indziej grunt palił mu się już pod nogami.

Milczący miejscowy policjant wrócił pierwszy. Zaraz po nim przyszli pozostali.

- Nic! Absolutnie nic!

Odd Stein wycedził coś przez zęby, po czym ruszył ku drzwiom.

- W porządku! Chodźcie za mną! Przerwiemy błogi sen rodzince Tildem, choć to przecież
środek nocy. Jeden ptaszek już wyfrunął, ale został jeszcze jeden, i to bardziej
niebezpieczny niż sam doktor Hundt!

Wrócili do wschodniego skrzydła, zmartwieni i zdenerwowani. Wszyscy mieli dziwne
uczucie, że życie Unni wisi na włosku i teraz liczy się każda minuta.

O ile jeszcze w ogóle nie jest za późno.

W szarym świetle brzasku Odd Stein, stojąc przed wystraszonymi członkami rodziny
Tildemów, przemawiał do nich, miotany wściekłością. Jego koledzy przeszukiwali
tymczasem każdy milimetr wschodniego i zachodniego skrzydła i wszystkie pozostałe
zabudowania posiadłości, włącznie z grobowcem. Gdy psy ocknęły się z uśpienia,
Krauss otrzymał polecenie zajęcia się nimi.

Gospodarz był ogromnie wzburzony wtargnięciem policji na teren prywatny, jego
niewysoka i okrągła żona co chwila wycierała nos chusteczką, Hugo zaś miał bladą twarz
i podkrążone oczy. Obok nich siedział na krześle stary Tildem, nie mogąc powstrzymać

69

background image

się od zjadliwych komentarzy na temat policji. Jedyną osobą, której chciano
zaoszczędzić tego wszystkiego, była mała Alice. Dlatego jej nie obudzono.

- Wiedziałem od początku, że z tą służącą jest coś podejrzanego - prychnął pan domu. - I
pomyśleć, że miała czelność wkraść się tutaj, wykorzystując naszą życzliwość.

- Bratanica samego szefa policji! - wykrzyknął Hugo, będący mimo woli pod wrażeniem. -
Ale nie myślicie chyba, że coś jej zrobiliśmy? Bo i po co?

- Dlatego, że w grobowcu w parku leżały dwa trupy.

- A gdzie mają leżeć, jeśli nie w grobowcu? - powiedział drwiąco Hugo. - Nawiasem
mówiąc, nigdy o tym nie słyszałem.

Odd zacisnął zęby.

- W pobliżu żywopłotu zniknęły trzy pozostałe osoby, o tym na pewno musieliście
słyszeć, mimo że żyjecie tu jakby odcięci od świata. A każda z tych pięciu zaginionych
albo zabitych osób została wystraszona przez określony dźwięk. Odrażające zgrzytanie
zębami jakby ogromnego kota.

Hugo wstał z miejsca.

- Czego? Kota? - powtórzył ochrypłym głosem, próbując się roześmiać. - Kota? Nie, tylko
nie to, to niemożliwe, tylko nie to!

Pozostali patrzyli na niego ze zdumieniem.

- Muszę wyjść - bąknął i rzucił się w stronę drzwi, jakby chciał uciec przed czymś, czego
nie byłby w stanie znieść.

- Zatrzymać go! - krzyknął Odd Stein.

Pedersen, który wracał właśnie do głównej części budynku, puścił się za nim pędem.
Hugo zdążył jednak wybiec na dziedziniec, wsiadł do samochodu i ruszył z piskiem opon,
błyskawicznie znikając między drzewami parku.

Pedersen chwycił rower małej Alice i zaczął pedałować jak szalony, żeby dopaść
młodego dziedzica przed zamkniętą bramą.

Nie musiał wcale jechać aż tak daleko, nagle bowiem wszyscy usłyszeli potężny huk i
brzęk rozsypującego się szkła.

Zapadła przerażająca cisza.

70

background image

Przez okno salonu widać było samochód, który uderzył w jeden z potężnych dębów
rosnących w parku i teraz bardziej przypominał stos żelastwa niż pojazd.

Pedersen zeskoczył z roweru i podbiegł do auta. W tym czasie Odd dzwonił już po
lekarza.

Dopiero po chwili zauważył, że Marianne Tildem leży nieprzytomna na podłodze.
Prawdopodobnie zemdlała, zanim jeszcze Hugo uciekł.

Nadszedł dzień. W całym domu panowała cisza. Odd otrzymał właśnie wiadomość, że
Hugo Tildem zmarł w drodze do szpitala.

Marianne Tildem leżała na kanapie, a jej mąż siedział tuż przy niej. Pogrążeni w smutku,
zapomnieli o swarach. Stary Tildem poszedł na górę do siebie, w salonie natomiast
pojawiła się Alice. Usiadła na oparciu kanapy, postukując nerwowo o jej bok jedną nogą.

- Biedna mamusia - powiedziała, sepleniąc. - Czy jest ci smutno? Czy ta okropna Gunvor
znowu zrobiła jakieś głupstwo? A gdzie jest Hugo? On zawsze powtarza, że Gunvor...

- Idź do kuchni do pani Krauss, słyszysz, Alice! - powiedział Patrik Tildem.

Dziewczynka wyszła niechętnie z pokoju.

- Przykro mi, że muszę naprzykrzać się państwu w takiej chwili - odezwał się Odd ze
współczuciem - ale chodzi o życie młodej dziewczyny. Gdzie ona może być ukryta, panie
Tildem? Nie oskarżam o to pana, zrobił to z pewnością doktor Hundt. Ale ona musi tu
gdzieś być.

Patrik Tildem przymknął oczy.

- Nie wiem, co ten szatan tu wyczyniał. Zmuszono mnie, żebym go przetrzymał w
Lindehede. Mogę tylko się domyślać, gdzie on mógł ukryć tę młodą dziewczynę.

- Zechce nam pan pokazać to miejsce? Proszę się pospieszyć!

Patrik Tildem, jeszcze nim się podniósł, poklepał żonę po ręce, jakby w ten sposób chciał
ją uspokoić. Następnie prowadząc wszystkich policjantów - oprócz Pedersena, który
został na górze - zszedł do piwnicy pod starą częścią domu.

- Przysięgam, że nic nie wiedziałem o zwłokach tych dwóch osób w grobowcu -
zapewniał. - Słyszałem oczywiście, że kilkoro młodych ludzi zniknęło w tym bezdennym
jeziorze, uważaliśmy to jednak za zwykłe wiejskie opowiastki pozbawione jakichkolwiek
podstaw.

Odd zatrzymał się w tunelu.

71

background image

- Teraz, kiedy nie ma tu pańskiej żony, może pan się chyba przyznać, że trzy lata temu
Gunvor Tvedt zaszła w ciążę nie z pańskim synem, tylko z panem, prawda? Z panem!

Tildem obruszył się.

- Jak pan śmie?

- Owszem, śmiem - odparł krótko Odd. - Alice bąknęła coś, co dało nam wiele do
myślenia, poza tym ustaliliśmy, że Gunvor Tvedt obracała się w Oslo w tych samych
germanofilskich kręgach co pan i doktor Hundt. To właśnie dlatego rok po całej tej historii
Hundt wymusił na panu, by mógł tu zamieszkać, nieprawdaż? Pańska żona jest bardzo
zazdrosna, a pan miał romans z Gunvor.

Tildem spuścił głowę.

- To prawda, wszystko było mniej więcej tak, jak pan to przedstawił. - Wyprostował się
znowu. - Ale ja jej nie zabiłem. Nawet nie wiedziałem, że zginęła. Na dodatek w
Lindehede!

- A te inne kobiety? Na przykład Kit Thomassen, znał pan ją?

- Skądże znowu!

- Mówi się, że Kit była przez jakiś czas przyjaciółką Hugona.

- Tak, Hugo chyba przyjechał tu z nią parę razy.

Odd spojrzał na Patrika Tildema w zamyśleniu.

- Pana syn zareagował bardzo gwałtownie, gdy wspomniałem o tym dziwnym zgrzytaniu
jakby wielkiego kota. Powiedział: „Nie, tylko nie to, to niemożliwe, tylko nie to”. Co pan o
tym myśli?

- Nonsens! - oświadczył krótko Tildem.

- Koszula nocna Unni została rozerwana przez coś, co mogło być pazurem dzikiego
zwierzęcia. Przeszukaliśmy całą posiadłość, ale nie znaleźliśmy najmniejszego nawet
śladu kota. A może jest tu jednak jakiś kot?

- Ależ skąd! - gospodarz był bardzo wzburzony takim przypuszczeniem.

Ruszyli znowu naprzód.

- Powiedział pan, że pan wie, gdzie może być ukryta Unni.

72

background image

- Wiedzieć nie wiem. Ale skoro szukaliście już naprawdę wszędzie... Kiedyś w Oslo
opowiedziałem doktorowi Hundtowi historię tej posiadłości. Bardzo go zaciekawiła. A gdy,
uciekając się do szantażu, wprowadził się już tutaj, nalegał, żeby mógł zamieszkać w tej
starej części budynku. Nikt poza Kraussem, który był jego człowiekiem, nie mógł tam
wejść. Na samym początku nocą przyjeżdżały tu ogromne ciężarówki i przywoziły
niewyobrażalne ilości mniejszych i większych skrzyń, które wszystkie znikały potem we
wnętrzu starej części domu. Mieszkało tam z Hundtem kilku mężczyzn, ale oni po paru
miesiącach opuścili ukradkiem posiadłość.

Odd pokiwał głową.

- Powiada pan: historia posiadłości?

Znaleźli się teraz w dużej piwnicy pod głównym budynkiem. Tildem przystanął.

- W pewnej starej książce mowa jest o tym, że Lindehede zostało zbudowane na miejscu
dawnej magnackiej posiadłości, niemal średniowiecznego zamku. Jednakże wszystkie
przekazy o nim zaginęły. Wieść ludowa głosi, tak piszą autorzy książki, że nadal można
tu zobaczyć sklepienia starych więziennych lochów. We wsi jednak nikt nie słyszał o
żadnym zamku.

- To prawda, nigdy nie słyszałem o czymś takim - potwierdził Bårdsen.

Wszyscy jak na komendę podnieśli wzrok na kamienny sufit.

- Te mury pochodzą najwcześniej z siedemnastego wieku - ocenił Odd, który znał się na
historii i architekturze. - Ale raczej z osiemnastego. A to przecież nie średniowiecze.

Zwrócił się do Tildema:

- A nic panu nie wiadomo o jakimś tajemnym przejściu albo czymś w tym rodzaju?

- Nigdy nie badałem tej starej ruiny.

- Obszedłem całą piwnicę - wtrącił Nils Wangen. - W zarysie dokładnie odpowiada
budynkowi nad nią. Nie ma nic więcej poza tym, co tu widać.

- Krauss powinien się lepiej orientować - ostrożnie wtrącił komendant Bårdsen.

Gospodarz pokręcił głową.

- Nie wydobędziemy z niego ani słowa. Poza tym nie chcę go tu oglądać. Na jego widok
ciarki przechodzą mi po plecach.

73

background image

Odd pochylił się nad podłogą, po czym przykucnął i zaczął grzebać nożem w udeptanej
ziemi.

- Popatrzcie - odezwał się po chwili. - Pod ziemią jest kamienny mur. Musimy poszukać
jakiegoś zejścia!

Szukali gorączkowo przez pół godziny, ale nie natrafili na nic podejrzanego. Wreszcie
Odd zaczął przyglądać się dokładniej wielkim beczkom po winie, które stały na
przymocowanych do podłogi cokołach. Na jednym z nich znalazł jakieś ukryte blokady.
Gdy je zwolnił, beczka razem z cokołem dała się bez trudu podnieść do góry, odsłaniając
kamienną klapę w posadzce.

Mimo że klapa wyglądała masywnie, otworzyli ją z łatwością. Poczuli dziwną woń, której
nie potrafili zidentyfikować.

Kamienne schodki prowadziły na dół w ciemność. Nils Wangen znalazł kontakt i zapalił
światło. Odd odbezpieczył pistolet.

- Doktor Hundt odjechał na motocyklu - powiedział. - Krauss i jego żona są na górze,
podobnie jak reszta rodziny Tildemów. Ale gdzieś w domu znajduje się nadal ten ktoś
nieznany.

Wangen dodał krótko:

- Bestia.

Zeszli do niewielkiego pomieszczenia, które musiało być bardzo stare, ponieważ ludzie
Hundta wzmocnili jego strop cementem i grubymi palami.

- Zapewniam pana, że nie miałem w ogóle pojęcia o tym pomieszczeniu - rzekł Tildem.

Przed nimi znajdowały się solidne żelazne drzwi zaryglowane drewnianą belką. Odd
Stein usunął ją i pchnął drzwi.

Zapach, jaki buchnął z pomieszczenia, wprost zatrzymał mężczyzn w miejscu. To nie
była woń ziemi, stęchlizny czy czegoś zgniłego - to zupełnie coś innego,
nieoczekiwanego.

Intensywny odór karbolu, eteru i innych chemikaliów, czyli mówiąc krótko: szpital bez
wentylacji.

- Światło! - poprosił Stein.

74

background image

Znajdowali się w ciemnej i wilgotnej piwnicy, w której ze ścian melancholijnie ściekały
krople wody. Żelazne uchwyty na ścianach ze zwisającymi łańcuchami zdradzały, że
kiedyś mieścił się tu więzienny loch.

Bårdsen zadrżał.

- Trzeba przyznać, że w dzisiejszych czasach jesteśmy trochę bardziej humanitarni dla
naszych więźniów - bąknął. - Tu są jeszcze jedne drzwi.

Otworzyli je. Szpitalny zapach stał się wprost nie do wytrzymania. Gdy rozbłysło światło,
ujrzeli doskonale wyposażone nowoczesne laboratorium o ścianach, suficie i podłodze
wyłożonych kafelkami, ze stołem operacyjnym z kompletnym wyposażeniem.

- Dysertacja doktora Hundta - odezwał się Wangen. - Ciekaw jestem, do czego mu to
było.

- Przecież znasz chyba jego specjalność? - spytał Odd dziwnie ochrypłym głosem, jakby
chciał stłumić emocje, jakie nim targały. - Operacje plastyczne. Zmienianie wyglądu
ściganych przestępców. Został zaproszony do współpracy przez nowe niemieckie
władze.

Przeszli do następnego pomieszczenia. Było niewielkie i - w odróżnieniu od dużego - nie
całe zostało wyłożone kafelkami. Ściany pokrywała warstwa wilgoci.

Ale nie to odebrało wszystkim czterem mowę.

- Boże drogi! - szepnął po dłuższej chwili Tildem. - Coś takiego w moim domu...

Rzędem stały trzy łóżka, na których leżało troje ludzi i patrzyło na nich otępiałym
wzrokiem. Młoda dziewczyna całą twarz miała owiniętą szerokim bandażem, twarze
pozostałych były zdeformowane i pokryte bliznami.

- Jezus Maria, czy to możliwe! - wykrzyknął przerażony komendant Bårdsen. - Czy to
może być prawda? Co oni z tobą zrobili?

Chłopak, który musiał być kiedyś ładnym młodzieńcem, nie był w stanie się odezwać.
Dostrzegli łzy w jego oczach.

Odd powiedział szybko:

- Ta dziewczyna z obandażowaną twarzą... Czy to może być Ingrid Andersen?

Komendant spojrzał na nią.

- Kolor włosów się zgadza. Oczu też. Tak, to ona.

75

background image

- Wobec tego trzecia osoba to pewnie ta trzydziestoletnia kobieta, która zniknęła dwa lata
temu. Chyba jest zupełnie odurzona lekarstwami. Ale gdzie jest Unni?

Nils Wangen powiedział z wyraźnym wysiłkiem:

- W laboratorium widziałem piec kremacyjny.

- Nie! - wykrzyknął Odd Stein i wypadł z pomieszczenia.

- Ciemne chmury nad majątkiem Lindehede - powiedział Bårdsen jakby do siebie. - Po
spaleniu w takim urządzeniu niewiele zostaje z człowieka.

Znaleźli Unni w laboratorium, przykrytą brezentową płachtą. Leżała w swej flanelowej
koszuli w kwiatki, uśpiona jakimiś mocnymi środkami, ale żywa.

- Dzięki ci, Boże! - szepnął Odd niemal niesłyszalnie i ostrożnie obciągnął flanelową
koszulę, która zsunęła się dziewczynie powyżej kolan.

76

background image

ROZDZIAŁ X

Odd Stein chciał jak najszybciej przesłuchać Kraussa i jego żonę, sądził, że w obronie
doktora Hundta oboje gotowi będą wydrapać mu oczy albo - najchętniej - sięgnąć po
broń. Kiedy jednak Odd wyszedł z piwnicy na górę, usłyszał od Pedersena, że szanowni
małżonkowie Krauss oddalili się razem z psami. Pedersen nie mógł im przeszkodzić,
ponieważ zgodnie z poleceniem pilnował pogrążonej w rozpaczy pani Tildem.

- Szczury opuszczają tonący statek! Niech się pan tym specjalnie nie przejmuje - rzekł
Odd do Pedersena. - Kraussom nie możemy przedstawić żadnych bezpośrednich
zarzutów, ale oczywiście nie od rzeczy byłoby z nimi porozmawiać. Niech pan poprosi
swojego szefa, żeby uprzedził kolegów w sąsiednich obwodach. Z takimi wielkimi psami
niełatwo będzie się im ukryć.

Małomówny Pedersen odezwał się w zamyśleniu:

- Skąd doktor Hundt wiedział wczoraj w nocy, że musi uciekać?

Odd Stein zastanowił się przez moment:

- Chyba wpadł na to dzięki psom. Ponieważ jest nocnym markiem, pewnie zobaczył je
uśpione. Domyślił się, co w trawie piszczy, i wziął nogi za pas. To jedyne wyjaśnienie.

Komendant i jego ludzie zajęli się ofiarami doktora Hundta. Zawieźli je do najbliższego
szpitala, gdzie obiecano przeprowadzić nowe operacje plastyczne w celu przywrócenia
nieszczęśnikom ich poprzedniego wyglądu. Jak stwierdził ordynator, narkotyki nie
poczyniły w organizmach tych trojga ludzi całkowitego spustoszenia, pewne wątpliwości
istniały jedynie co do kobiety, która przeleżała w laboratorium dwa lata. Zwłaszcza w jej
przypadku urazy psychiczne mogły okazać się poważniejsze od fizycznych.
Eksperymenty przeprowadzane przez doktora Hundta były przerażające i nie ograniczały
się bynajmniej do twarzy ofiar. Zadanie egzaminacyjne... Z pozostawionych przez
Hundta papierów wynikało, że miał się wykazać swoimi „osiągnięciami” przed wysoko
postawionymi zleceniodawcami z rządzonych przez Hitlera Niemiec. Do czego jednak
mogłyby im być przydatne tak potworne doświadczenia? Komendant nie potrafił tego
zrozumieć.

Najmniej ucierpiała Ingrid Andersen. Ale młody chłopak, niegdyś wielki uwodziciel,
obudziwszy się na chwilę z półsnu, z rozpaczą spojrzał na komendanta i ordynatora.

- Nie denerwuj się - uspokoił go lekarz. - Będziesz znowu bardzo ładny.

- Dziękuję - wyszeptał chłopak. - Tylko proszę nikomu o tym nie mówić! Nikomu, a
zwłaszcza rodzicom!

77

background image

- Obiecujemy. Czy doktor Hundt robił to zupełnie sam? - spytał Bårdsen.

Młody mężczyzna już trochę się zmęczył.

- Ktoś jeszcze z nim był. Czytał temu komuś na głos, opowiadał o operacjach. Nie
widzieliśmy go nigdy, bo stał zawsze z tyłu. Śmiali się, rozmawiali...

Nie mógł już więcej mówić, po chwili zasnął.

Unni powoli uniosła powieki. Leżała na łóżku Steina w zachodnim skrzydle domu.
Patrzyła oszołomiona na niego i Nilsa Wangena. W chłodnych zazwyczaj oczach Odda
dostrzegła coś, czego do tej pory nigdy nie widziała: prawdziwy strach!

Na prośbę policjantów opowiedziała, co ją spotkało: o oku za firanką i o tym, jak znalazła
się na korytarzu.

- Widziałaś to zwierzę? Kota czy co to było?

- Nie. Słyszałam je tylko w ciemności. To był taki sam odgłos jak wtedy przy żywopłocie.
Popędziłam więc jak oszalała w stronę schodów, koszula zahaczyła o poręcz,
szarpnęłam ją, po chwili poczułam tępy ból pod łopatką, krzyknęłam, nogi nie chciały
mnie słuchać, a potem już nic nie pamiętam*

- Możemy zobaczyć? Pod łopatką, mówisz. No, nie bądź taka wstydliwa, myślałem, że
jesteś bardziej wyzwolona.

Unni nie omieszkała odpowiedzieć na tę sympatyczną prowokację:

- Proszę trochę poczekać, a wkrótce się pan przekona.

Gdy się odwrócili, zdjęła koszulę i szybko wślizgnęła się pod prześcieradło. Leżała na
brzuchu, odsłoniwszy tylko same ramiona. Ani milimetra więcej!

- Hm - mruknął Odd. - Niewielka, ale głęboka ranka, dosyć opuchnięta naokoło.

- Jak po ukłuciu grubej igły? - podsunął Nils.

- Albo tego - rzekł Stein, wyjmując z kieszeni metalową lotkę, podobną do rzucanych dla
zabawy przez chłopców. Ślad na skórze przypominał też trochę ukłucie po zastrzyku. -
Czegoś takiego używa się również w ogrodach zoologicznych, żeby uśpić dzikie
zwierzęta. Taki „zastrzyk” wystrzeliwany jest z pistoletu. To całkiem nowe urządzenie,
jeszcze dosyć rzadko spotykane. Niewykluczone, że doktor Hundt je stosował. Coś w
tym rodzaju znalazłem też przy żywopłocie.

- Czy właśnie to musnęło wtedy moje ramię? - spytała Unni.

78

background image

- Na pewno! Tylko że wówczas chybiono.

- Myśli pan, że to sam doktor Hundt?

- Nie, on nie oddalał się tak bardzo od domu. To z pewnością jego pomocnik, to twoje
„złowrogie oko”. Sadysta pierwszej wody, który uwielbia bawić się swoimi ofiarami.
Wzbudzał grozę nawet samego niewzruszonego doktora Hundta. Koniecznie musimy go
znaleźć.

Odd Stein czuł ze zmęczenia piasek w oczach. Ale gdy wchodził do salonu, w którym
znajdowali się państwo Tildem, mimo nieprzespanej nocy umysł miał świeży i jasny.

- Kapitanie Tildem, czy mogę porozmawiać z pana żoną w cztery oczy? - spytał.

Mężczyzna skinął głową i wchodząc do swojego gabinetu, rzucił:

- Proszę pamiętać, że moja żona jest bardzo osłabiona po przejściach minionej nocy.

- Pani Tildem - zaczął Odd, zwracając się do kobiety, która usiadła teraz na kanapie. -
Kochanek raczej nie byłby zdolny strzelić dziewczynie prosto w twarz. Ale zazdrosna
kobieta mogłaby to zrobić bez skrupułów. Pani jest podobno bardzo zazdrosna, prawda?
I kiedy młoda dziewczyna, promieniejąca urodą i świeżością, trzy lata temu przyszła do
tego domu, żeby porozmawiać z panem Patrikiem, a zastawszy tylko panią, wyznała, że
spodziewa się jego dziecka, wtedy runął cały świat. Czy tak?

Marianne Tildem siedziała z opuszczoną głową. Milczała.

- Śledziła ją pani i wiedziała, że kąpie się często ze swoją przyjaciółką w jeziorku.
Przepiłowała więc pani niewielki świerk, żeby móc obserwować jeziorko. Nieraz
opowiadano, że żadna z osób, która się w nim utopiła, nie została znaleziona. I pewnego
dnia Gunvor Tvedt, której pani nienawidziła z całej duszy, została nad jeziorem całkiem
sama. Wtedy przeczołgała się pani przez żywopłot, strzeliła jej między oczy, ubranie
zostawiła na brzegu, a ją samą zaciągnęła między świerki. W czasie ulubionych
spacerów po parku natrafiła pani kiedyś na zapomniany grobowiec i właśnie w nim ją
pani ukryła. Czy mam rację?

Pani Tildem długo milczała. Wreszcie nagłym ruchem podniosła głowę.

- Tak, ma pan rację. Lecz ani przez sekundę nie żałuję tego, co zrobiłam. Ta dziwka
ukradła mi męża. Może tylko od tamtej pory trochę nieswojo mi było, kiedy chodziłam po
parku. Wciąż pamiętałam o tym grobie, który jakby mnie przyciągał. Ale nie dałam się.
Najważniejsze, że Patrik był już tylko mój.

Odd czekał jeszcze, kobieta jednak nie zamierzała już nic więcej powiedzieć.

79

background image

- A jak było z pozostałymi, pani Tildem? Z Kit Thomassen i resztą? Z tym młodym,
ładnym chłopcem? Co panią z nimi łączyło?

Marianne Tildem zaczęła drżeć.

- Przecież przyznałam się, że zabiłam. Jeszcze panu nie wystarczy?

- Nie wystarczy - odparł Odd surowo. - Jest jeszcze wiele pytań, na które nie znam
odpowiedzi Na przykład...

W tym momencie usta Marianne Tildem stały się zupełnie białe i kobieta opadła na
kanapę.

- Jak się pani czuje?

- Wody - wyszeptała. - Czy mogę dostać trochę wody?

Nie było wątpliwości, że nie udaje.

Odd pospieszył do kuchni. Zastał w niej Alice, która siedziała nieszczęśliwa i
zrezygnowana na krześle, wymachując nogami.

- Szklankę wody, szybko! - poprosił Odd.

Dziewczynka wyjęła szklankę z szafki.

- Biedna mama - szepnęła przygnębiona. - Tak mi jej żal! Pan chyba rozumie, jakie to
trudne być najpierw najpiękniejszą w całej Norwegii, a potem patrzeć bezradnie, jak ciało
się starzeje. Powiedziała mi to pewnego razu, gdy przyglądała się sobie w lustrze.
„Nienawidzę ich wszystkich”, rzekła. „One nie są nawet w połowie tak ładne jak ja, tylko
są młode. Na dodatek takie pewne siebie! Ale ja znowu będę piękna i wtedy one
zobaczą!” Robiła się jednak coraz brzydsza i dlatego coraz bardziej nienawidziła
wszystkich młodych i ładnych kobiet. „Byłabym w stanie je pozabijać”, mówiła. „I zrobię
to! Pewnego pięknego dnia to zrobię!” Byłam wtedy jeszcze mała i niewiele z tego
rozumiałam. Ale dziś już rozumiem. Panie komisarzu, niech pan nie zabiera mi mamusi,
bardzo proszę, niech pan tego nie robi - chlipnęła.

Co miał odpowiedzieć na taką prośbę?

- Idź na górę do swojego pokoju - to jedyne słowa, na jakie się zdobył, wychodząc ze
szklanką wody w ręce. Dziewczynka posłuchała go i poczłapała ku schodom.

Pani Tildem wypiła kilka łyków wody i dalej leżała na kanapie, zasłaniając sobie twarz
ręką.

80

background image

Odd Stein powiedział cicho:

- Doktor Hundt wykrył pani tajemnicę, prawda? I zaszantażował także panią. Dlatego
mógł tu zostać i wykonywać to swoje nikczemne rzemiosło. A pani mu w tym pomagała.

Pokręciła niemo głową.

- Straszyła ich pani, bo to akurat lubi pani robić...

W słowach wypowiedzianych cicho przez panią Tildem nie było już żadnej nadziei:

- Wszystko mi jedno, co pan mówi. Nic mnie już nie obchodzi.

- Jak pani to robiła?

- Inspektorze Stein, czy jak się tam pan nazywa. Dajmy już temu spokój. Proszę mnie
zabrać na policję czy gdzie pan chce i tam złożę pełne zeznanie. Tylko proszę mi jeszcze
pozwolić pożegnać się z mężem.

Stein zawahał się przez chwilę.

- Nie mogę tego pani odmówić.

Usiadła na kanapie wyprostowana, zupełnie jakby zaakceptowała już swoją sytuację.
Potem zdecydowanym krokiem weszła do gabinetu męża - niewysoka
czterdziestopięcioletnia blondynka, tu i tam zanadto zaokrąglona.

Odd czekał w salonie, i tak nie mogła mu uciec. Słyszał głosy obojga małżonków, ciche,
ale mimo to wzburzone.

Potem rozległo się głośne, pełne przerażenia „Nie!” Tildema i padł strzał. Odd rzucił się
ku drzwiom, ale w tej samej chwili pani Tildem wypadła z nich z pistoletem w dłoni i jak
szalona pobiegła po schodach na piętro.

- Cała rodzina! - krzyczała, a po jej policzkach płynęły łzy. - Cała ta rodzina musi zostać
wytępiona!

Odd w jednej sekundzie znalazł się na schodach, jednakże Marianne Tildem, pchana
rozpaczą, okazała się szybsza od niego. Przemknęło mu przez głowę, czy nie powinien
strzelić, ale nagle w drzwiach pojawił się stary Tildem.

- Nie ośmielisz się zabić swojego własnego dziecka, ty potworze! - zawołał. - Jest
bezpieczna w moim pokoju.

81

background image

Pani Tildem zawahała się przez sekundę. Odd był już przy niej. Wyciągnął właśnie rękę
po pistolet, gdy zdesperowana kobieta nieoczekiwanie skierowała broń ku sobie i
przycisnęła spust. Stein nie mógł zrobić nic więcej, jak tylko chwycić ją wpół, gdy
upadała.

- Dlaczego pani to zrobiła? Dlaczego zabiła pani męża?

- Nikt inny już go nie dostanie - wyszeptała ostatkiem sił. - Teraz jest tylko mój. Na
zawsze.

- A córka? Chyba nie chciała pani jej zastrzelić?

Głos Marianne Tildem stawał się coraz bardziej niewyraźny.

- Przecież nie mogę zostawić jej samej na tym świecie - wyszeptała jeszcze. - Powinna
być...

Jej głowa opadła. Pani Tildem nie żyła.

- To jest właśnie najniebezpieczniejsze u samobójców: Zawsze próbują pociągnąć za
sobą innych - powiedział stary Tildem.

- No, może nie zawsze. Ale przynajmniej udało się nam uratować dziewczynkę.

Spojrzeli na siebie nawzajem z ogromnym niepokojem. No bo jak teraz uzyskają
odpowiedzi na wszystkie te zagadki, których jeszcze nie zdołali rozwikłać?

Małżonkowie Tildem i ich syn zostali pochowani na niewielkim cmentarzu w drugim
końcu Lindehede mniej więcej w tym samym czasie, co dwie ofiary Marianne Tildem:
Gunvor Tvedt i Kit Thomassen. Nikt z zewnątrz się nie dowiedział, co tak naprawdę stało
się z owymi dwiema kobietami. Rozpowszechniono wersję, że znaleziono je martwe w
lesie i że ich morderca - który też już nie żył - był psychicznie chory. Pobyt trzech
pozostałych osób w szpitalu trzymano w całkowitej tajemnicy. Zamierzano ujawnić całą
prawdę dopiero wtedy, gdy po przejściu operacji pacjenci będą mogli się pokazać swoim
rodzinom.

Starego Tildema umieszczono w domu starców, gdzie niedługo potem zmarł, mała Alice
zaś trafiła do życzliwych ludzi, którzy obiecali uczynić wszystko, by dziewczynka jak
najszybciej zapomniała tragiczne wydarzenia z Lindehede.

Unni została przewieziona do szpitala w Oslo na obserwację. Środek odurzający
zastosowany przez doktora Hundta nadal jeszcze działał: dziewczyna czuła się dziwnie i
nieswojo, jak twierdziła. Być może jej długi powrót do zdrowia miał swą przyczynę także
w tym, że w szpitalu odwiedzał ją dzień w dzień młody Rosenlund.

82

background image

Odd i Nils nigdy nie rozmawiali o Lindehede. Pewnego dnia jednak Stein spytał
obojętnym tonem:

- A co tam z Unni?

Nils Wangen uśmiechnął się szeroko.

- Bardzo dobrze. Racja, przecież miałem cię pozdrowić. Byłem u niej tydzień temu.
Zapomniałem.

- To do ciebie podobne. Tak czy inaczej dziękuję. I ja powinienem ją odwiedzić, ale wciąż
mam tyle spraw na głowie...

Wangen uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Powtórzę ci, co powiedziała: „Pozdrów swojego kolegę, wielkiego Steina. Straszny z
niego uparciuch. To taki facet, który nie ma odwagi otworzyć ust jak się należy, tylko
cedzi przez zęby słowa wielkiej wagi. Ale mimo to słodki z niego nudziarz. Uwielbiam go!”

- Co to ma, do diabła, znaczyć! - wykrzyknął zdumiony Stein. - Jak mam to rozumieć?
Jako komplement czy raczej jako zniewagę?

- Jak wolisz.

- Właściwie ta Unni okazała się całkiem rozsądną dziewczyną - przyznał Odd Stein
niechętnie. - Kiedy się z nią spotkasz, przekaż jej moje życzenia powodzenia w karierze.
Może być z niej w przyszłości dobry policjant. Jeśli tylko chce, będzie tu na nią czekać
miejsce, kiedy wyzdrowieje.

Jak na Odda Steina były to słowa niemal najwyższego uznania.

- Zdaje się, że jej karierę diabli wzięli - rzekł Nils.

- Dlaczego? Czy została tak poważnie skaleczona tą strzałką?

- Nie strzałką, tylko raczej strzałą Amora. Unni ma zamiar wyjść za mąż za naszego
Rosenlunda o pięknych oczach i zrezygnować ze studiów kryminalistycznych na rzecz
zmywania i pieluch.

Odd poczuł się bezradny. Nie potrafił pojąć, dlaczego, słysząc te słowa, doznał bólu, tak
jakby zjadł jakąś palącą truciznę.

- Poza tym Rosenlund ma nad nami, starymi prykami, ogromną przewagę: Jest to
porządny mężczyzna, który nie pali - oświadczył Wangen.

83

background image

- Zrezygnować ze wszystkiego, do czego przywykłem, zanim ją poznałem? To idiotyczne!
- mruknął Stein.

Nieoczekiwanie rzucił na stół pudełko zapałek i to samo zrobił z niezapalonym
papierosem.

84

background image

ROZDZIAŁ XI

Odd Stein obudził się nagle i usiadł na łóżku.

Gdzie on jest?

Słońce zaglądało do czystego, ale już trochę zniszczonego hotelowego pokoju.

Lindehede? Jest znowu w Lindehede? Czyżby jakiś koszmarny sen?

Nie! To przecież rok 1950, a on wraca właśnie do domu do Oslo z delegacji. Minęło już
jedenaście lat od chwili, gdy razem z Nilsem wyjeżdżał z Lindehede z niemiłym
uczuciem, że coś nie zostało dokończone. Mimo że Marianne Tildem przyznała się do
winy, obaj zaliczyli sprawę Lindehede do nielicznych, których nie udało się im wyjaśnić
do końca.

Siedział przez chwilę na łóżku, żeby pozbierać myśli. Spojrzał na zegarek. Niemożliwe!
Już prawie południe.

W pokoju był telefon. Odd westchnął i zamówił rozmowę z komisariatem w Oslo. Spytał o
Nilsa Wangena. Chwała Bogu, zastał go w biurze.

- Nils? Czy byłeś zadowolony z naszej roboty w Lindehede?

Po drugiej stronie zapadła cisza. Pauza trwała dosyć długo, po czym nastąpiła krótka
odpowiedź:

- Nie!

Odd Stein znowu westchnął.

- Wczoraj wieczorem przejeżdżałem tamtędy. Potem myślałem o tej sprawie przez całą
noc. Będę w Oslo za dwie godziny. Możesz na mnie poczekać?

- Jasne - odparł Wangen z przekonaniem.

Nils Wangen przywitał Steina bez zbędnych słów.

- Wiesz co, chodźmy coś zjeść - zaproponował. - Lepiej się myśli, kiedy mózg ma trochę
paliwa.

Po obiedzie Odd opowiedział o nowym i zupełnie nieznanym Lindehede. Następnie
spytał:

- Powiedz mi, Nils, co najbardziej nie dawało ci spokoju w tej sprawie?

85

background image

Wangen zawahał się przez moment.

- Nie wiem - odparł z ociąganiem. - Coś bardzo dziwnego, coś, co powinniśmy byli
zrobić. Ale oczywiście także pytania, na które nie znaleźliśmy odpowiedzi. Marianne
Tildem odebrała sobie życie, zanim zdążyła nam wszystko wyjaśnić.

- No właśnie! Ciągle jeszcze pozostało tyle znaków zapytania.

- Jak choćby ten Per Erik. Dlaczego akurat jego oszczędzono? I skąd się brał ten
niesamowity dźwięk?

- I dlaczego Tildemowie wynieśli się z poprzedniego miejsca zamieszkania, z
Kristiansand? Dlaczego młody Hugo Tildem zareagował aż tak gwałtownie, gdy tylko
usłyszał o tym kocie?

- Po twoim telefonie w południe przez chwilę zająłem się tą sprawą. Okazuje się, że
Krauss i jego żona wyjechali do Niemiec i tam ślad po nich zaginął. Doktor Hundt
pojawiał się to tu, to tam w Europie i Norwegii w równych odstępach czasu, ale ostatnia
plotka głosi, że się kończy. Rak czy coś takiego. Mieszka gdzieś za granicą.

- Czyli jest tylko jedna osoba, która może nam udzielić odpowiedzi - stwierdził Odd,
kiwając głową.

- Jest już dorosłą kobietą - dodał Nils. - Chyba nie przeżyje szoku na wspomnienie tej
tragedii?

- Przekonamy się.

Wrócili do komisariatu i od razu przystąpili do żmudnego poszukiwania śladu Alice
Tildem. W książce telefonicznej jej nazwisko nie widniało.

Wreszcie, po wielu rozmowach telefonicznych, dotarli do tych serdecznych ludzi, którzy
zajęli się dziewczynką przed laty. Mieszkali w Kongsbergu.

- Alice Tildem? - powtórzył kobiecy głos w słuchawce. - Oczywiście, że ją pamiętam.
Takich dzieci się nie zapomina... Przebywała u nas tylko pół roku... Nie, nie udało nam
się nawiązać z nią kontaktu. Te straszne przeżycia spustoszyły jej psychikę... Owszem,
gdzieś mam jej nowy adres.

- Biedna mała - bąknął Wangen, gdy Odd relacjonował mu potem rozmowę. - To musiał
być dla niej straszny szok. Zwłaszcza śmierć matki.

Pod nowym numerem telefonu jakaś kobieta wyjaśniła powściągliwie, że Alice Tildem
przebywała u nich zaledwie kilka miesięcy.

86

background image

I skończyło się podobnie jak w poprzedniej rodzinie. Odd, odkładając słuchawkę, myślał
o czymś intensywnie.

- Dziesięć różnych domów w ciągu sześciu lat! Jak bardzo samotne musiało czuć się to
dziecko!

Okazało się jednak, że i dla niej zaświeciło światełko. Alice Tildem zaczęła uczyć się w
szkole wyższej i choć jej nie skończyła, chyba bardzo dobrze jej to zrobiło. Później
zapisała się na kurs dla personelu medycznego i wytrwała do końca. Wyglądało na to, że
odnalazła swoją drogę w życiu. I wtedy zmieniła nazwisko. Od tamtej pory nazywała się
Solveig Dahl.

- Trudno jej się dziwić - westchnął Nils. - Prawdopodobnie pragnęła uciec w ten sposób
od bolesnych wspomnień. A co mówią o niej ludzie?

- Nic - odparł Odd Stein. - Udzielali mi tylko krótkich i rzeczowych wyjaśnień. Zdaje się,
że Alice zupełnie zamknęła się w sobie i nie udało jej się nawiązać żadnego kontaktu z
innymi. Szczególnie trudno było jej wtedy, gdy w rodzinie znajdowało się choćby jeszcze
jedno dziecko.

- Może powinniśmy spytać o nią Unni. Możliwe, że coś o niej słyszała - zaproponował
Nils.

Odd Stein zacisnął usta. Jego podwładny dodał szybko:

- Unni pracuje teraz w Sądzie Najwyższym.

- Co takiego? Myślałem, że...

- Nie, nie wyszła za mąż za Rosenlunda. Bardzo szybko oboje się przekonali, że Unni
zanadto przewyższa go pod względem intelektualnym. A taki brak równowagi zwykle
szkodzi miłości. I dlatego Unni zaczęła wspinać się po stopniach kariery.

- Całkiem rozsądnie - bąknął Odd.

Na chwilę popadł w zadumę. Zamyślony, stukał palcami o blat biurka. Potem ocknął się i
zajrzał do notesu.

- Ostatni adres Alice to jakiś szpital w pobliżu Oslo. Może się tam wybierzemy.

Przyjął ich dyrektor personalny.

- Nie, Solveig Dahl już u nas nie pracuje. Otrzymała lepszą posadę.

87

background image

Wangen jęknął cicho. Czy ta ich wędrówka nigdy się nie skończy? Można było odnieść
wrażenie, że Alice Tildem bawi się z nimi w ciuciubabkę.

- Czy była dobrą pielęgniarką? - spytał Odd Stein.

- Asystentką - skorygował mężczyzna. Zawahał się. - Raczej tak. Oczywiście zdarzały się
na nią i skargi, nie była może wystarczająco uprzejma, ale nieprawdopodobnie zdolna.
Mógłby z niej być całkiem dobry lekarz.

- Czy ma pan jej nowy adres?

- Gdzieś tu powinien być...

Zaczął szukać w swojej kartotece.

- Jest! Mam go. No więc, Solveig Dahl przeniosła się do... do Svaleby.

Odd i Nils popatrzyli na siebie, zaskoczeni. Wreszcie Stein zapytał zduszonym głosem:

- Domyślam się, że również tam znalazła sobie podobną pracę.

- Tak, zatrudniła się w jakimś domu opieki czy czymś podobnym.

- Dziękujemy - powiedział. - Dziękujemy za pomoc.

Już przy samochodzie rzekł:

- Muszę zadzwonić w kilka miejsc.

- Do kogo?

- Do Kristiansand. Tildemowie mieszkali tam przed przeniesieniem się do Lindehede. I do
jednej z tych rodzin, z którymi dzisiaj rozmawiałem. Do którejś z większą liczbą własnych
dzieci.

- Musimy się pospieszyć. Niedługo zamykają wszystkie urzędy pocztowe.

Znaleźli budkę telefoniczną. Odd zaczął gorączkowo kartkować książkę telefoniczną.

- Naprawdę myślisz, że Unni wie coś nowego? Nie, to niemożliwe. Gdzie jest książka
Kristiansand?

- Ale co nam szkodzi ją spytać - nie dawał za wygraną Nils. - Na pewno jeszcze jest w
biurze.

- Naprawdę nie wiem... No dobrze, ale ty będziesz rozmawiać.

88

background image

Odd Stein wszedł za Nilsem do budki. Zrobiło się w niej dosyć ciasno.

Unni była w biurze, Odd słyszał z daleka jej jasny głos. Stał bardzo blisko Nilsa i śledził
przebieg rozmowy.

- Co za niespodzianka! Nils Wangen! Cześć! Kopę lat. Co u ciebie słychać?

- W porządku. A u ciebie?

- Też dobrze.

- Nie wyszłaś jeszcze za mąż?

- Nie, a ty się ożeniłeś?

- Na razie nie. Ale chyba już niedługo... Posłuchaj, Unni, czy wiesz może coś o...

Przerwała mu.

- A co słychać u twojego szanownego szefa Odda Steina? Ożenił się?

- Nie, on nie ma czasu na takie rzeczy. Całe życie poświęcił zwalczaniu przestępczości.

- Daj już spokój tym bzdurom, Nils - ofuknął go Odd. - Dzień dobry, Unni - rzekł do
słuchawki uprzejmie, ale oschle. - Chcielibyśmy spytać cię o kilka szczegółów
związanych z Lindehede. Czy potem nigdy już nie słyszałaś o Alice Tildem?

- O tej małej dziewczynce? Nie, ale muszę przyznać, że to mnie interesuje. Tylko teraz
mam niestety mnóstwo pracy. Może spotkamy się wieczorem?

Jej głos był miękki i ciepły.

- Ale Nils chyba gdzieś dzisiaj wyjeżdża - powiedział Odd nie bez wahania.

- Wobec tego niech pan przyjdzie sam. Najlepiej do mnie do domu, adres jest w książce
telefonicznej. Porozmawiamy sobie też o tym, jak minęły nam te lata.

- Dziękuję za zaproszenie. Postaram się przyjść. Ale to może być późno.

- Nie szkodzi. Jestem cały czas w domu. Serdecznie zapraszam, byłoby miło znowu
pana zobaczyć.

- Mnie również - odparł krótko. Gwałtownym ruchem odłożył słuchawkę, a widząc szeroki
uśmiech na twarzy Nilsa, spytał dosyć szorstkim tonem: - Nie zamówiłeś jeszcze
Kristiansand?

89

background image

Stein znał bardzo dobrze również tamtejszego komendanta.

- Witam cię, witam. Mówi Odd Stein. Czy mógłbyś trochę cofnąć się w czasie? Do roku
tysiąc dziewięćset trzydziestego czwartego. Już raz cię pytałem, czy właśnie w tamtym
roku nie wydarzył się u was jakiś skandal, i wtedy twoja odpowiedź brzmiała: nie. Pytam
cię dzisiaj znowu o to samo. Ten skandal mógł dotyczyć dziecka, siedmiolatka?

Obaj stali nadal w budce telefonicznej. Czekali w napięciu, podczas gdy komendant z
Kristiansand przeglądał stare kartoteki.

Po chwili ponownie usłyszeli jego głos.

- Trzydziesty czwarty? Widzę, że jest tu niemała porcyjka do przejrzenia. Zobaczmy, co
tu mamy... Rabunek, pijacka burda, oszustwo, znowu rabunek. Jakaś awantura, znowu
awantura, ludzie nie umieli żyć spokojnie.

Zamilkł.

- No, co tam? - dopytywał się Stein.

- Poczekaj, poczekaj! Chyba coś znalazłem. Ale rok wcześniej, w trzydziestym trzecim.

- To nie ma znaczenia!

- Jak widzę, sprawa została umorzona. Zatuszowana. Mały chłopiec o mało nie został
zamordowany przez... Boże uchowaj! Przez zaledwie sześcioletnią dziewczynkę. Trzeba
przyznać, to pomysłowe dziecko. Chłopiec został przywiązany do drzewa i tam poddano
go torturom. Na szczęście odnaleziono go w porę. Jest tu jeszcze jakiś dopisek: „Inne
dzieci z tej samej ulicy mówią, że dziewczynka lubiła je straszyć w jakiś wyjątkowo
niemiły sposób”. Jej rodzice zapłacili jakieś bajońskie grzywny i wynieśli się z miasta.

- Nie poddano jej żadnym badaniom lekarskim?

- Jest tu krótka wzmianka o badaniu psychiatrycznym. „Dziewczynka pozostawała pod
wpływem negatywnego przeżycia, jakie wywołała u niej wizyta w cyrku, kiedy miała
cztery lata. Była świadkiem ciężkiego poranienia tresera przez tygrysa. Wspomnienie to
prawdopodobnie na długo utrwaliło się w jej pamięci, należy jednak przypuszczać, że
solidaryzowała się nie z poszkodowanym, tylko z tygrysem. Poza tym dziewczynka
sprawia wrażenie bardzo rozsądnej. Nie istnieje ryzyko powtórzenia incydentu”.

- To tyle - powiedział Odd, kończąc rozmowę. - Chciałbym teraz skontaktować się z tą
wielodzietną rodziną, u której mieszkała.

Kobieta chętnie odpowiadała na pytania. Czy można powiedzieć, że jej dzieci
zachowywały się z rezerwą w stosunku do Alice?

90

background image

Tak, to prawda, potwierdziła kobieta. Nigdy nie udało jej się ustalić, z jakiego powodu, ale
wie, że jedno z dzieci nazwało Alice sadystką i odmówiło zabawy z nią. Nic więcej nie
potrafiła powiedzieć, a dzieci akurat nie było w domu.

Stein zadzwonił następnie do komisariatu w Oslo i poprosił do telefonu Håkona
Svendsena.

- Czy ta kierowniczka domu starców, na którą wpłynęło doniesienie to młoda osoba?

- Bardzo młoda. Nie ma dwudziestu pięciu lat.

Na twarzy Odda wyraźnie było widać napięcie.

W budce zrobiło się tak duszno, że wprost nie dawało się oddychać. Ale żaden z nich w
ogóle o tym nie myślał.

- Powiedz mi, Håkon, czy w oskarżeniu mowa jest też o sadystycznym zachowaniu?

- Oczywiście. To jeden z głównych zarzutów. Najstarsi pacjenci, a zwłaszcza ci przykuci
do łóżka, opowiadają jakieś nieprawdopodobne historie. Mówią, że kierowniczka
straszyła ich, miaucząc jak kot. A właściwie nie miaucząc, tylko skrzypiąc, chrzęszcząc,
zgrzytając zębami czy coś w tym rodzaju. Coś zupełnie obłędnego, no wiesz, jacy są
starzy ludzie, potrafią wymyślić niestworzone rzeczy. Przecież wielu ludzi zgrzyta zębami
i nie ma w tym nic dziwnego.

- Ale raczej nie w ten sposób - bąknął Odd. - Czy ta kierowniczka nazywa się Solveig
Dahl?

- Tak.

- Gdzie ona teraz jest?

- Właśnie była tu przed chwilą. Chodziło o wprowadzenie jakichś danych do protokołu.
Chyba już wyszła z budynku,

- Zatrzymaj ją, Håkon! I to szybko!

Håkon Svendsen najwyraźniej się zawahał.

- Myślisz, że to ona... że ona jest winna? Tych wszystkich morderstw i tych
sadystycznych zachowań?

- Nie mam najmniejszych wątpliwości. Zatrzymaj ją, Håkon, już jedziemy!

91

background image

Biegli po schodach do swojego biura. Nad miastem zapadł zmrok, na ulicach zapaliły się
latarnie.

- To dlatego Hugo Tildem doznał szoku, kiedy usłyszał o kocie - powiedział Nils. - Bo
oczywiście znał potworną skłonność swojej siostry do naśladowania kotów. Pamiętał też
na pewno epizod z Kristiansand.

- A Marianne Tildem zemdlała, kiedy o tym usłyszała. Nikt jednak nie przywiązywał do
tego wagi, bo przecież parę minut wcześniej Hugo rozbił się o drzewo.

Z kierowniczką domu starców Solveig Dahl spotkali się w gabinecie Steina.

Mimo upływu jedenastu lat obaj policjanci nie mieli wątpliwości, że to Alice Tildem.

Wyrosła na całkiem ładną kobietę. Urody dodawały jej śnieżnobiałe mocne zęby i jasne
włosy.

Tylko oczy wzbudzały przerażenie. Bił z nich dziwny blask, który w odróżnieniu od
łobuzerskiego błysku w oczach jej brata emanował złem.

W pierwszej chwili spojrzenie dawnej Alice niczego nie zdradzało, ale, przyjrzawszy się
im bliżej, nie potrafiła ukryć, że gdzieś w zakamarkach pamięci odnalazła obraz Steina.

- Widzę, że sobie nas przypominasz - powiedział zdecydowanie detektyw. - Wiemy już,
że to ty byłaś asystentką doktora Hundta i że nawet jego przerażałaś. Może zechciałabyś
nam teraz opowiedzieć, jak do tego wszystkiego doszło.

Na twarzy Alice pojawił się drwiący uśmiech.

- Mamy niezbite dowody i takich świadków, że nie uda ci się uniknąć oskarżenia o
popełnienie morderstwa w domu starców. Lepiej więc będzie, jeśli opowiesz wszystko od
samego początku, od Lindehede.

- Czy taki superdetektyw jak pan nie potrafi dojść do tego sam? Musi pytać?

- Nie, wcale nie muszę tego robić - odparł Odd. - W parku na wysokim dębie znajdowała
się niewielka ambonka. Przyjmijmy, że siedziałaś na niej akurat tego dnia, kiedy twoja
matka zabiła swoją rywalkę, Gunvor Tvedt. Powściągałaś swoje skłonności przez dwa,
trzy lata od czasu, gdy omal nie zabiłaś małego chłopca w Kristiansand. Morderstwo,
którego byłaś świadkiem, rozbudziło na nowo twoją chorą wyobraźnię. Nie mogłaś
zapomnieć tego, co zobaczyłaś. W najbliższe wakacje twój brat przyjechał do domu z Kit
Thomassen. Pewnie była dla ciebie niemiła, prawda?

W oczach Alice pojawił się lodowaty błysk.

92

background image

- Była po prostu nie do wytrzymania. „Spływaj stąd, ty smarkulo!”, mówiła. Ale po
pewnym czasie zrozumiała chyba, że nie jestem wcale żadną smarkulą, o, nie!

- Jak to zrobiłaś?

Nie próbowała już zaprzeczać. Wyglądała raczej na zadowoloną z siebie.

- Leżałam na czatach ukryta w żywopłocie. Wiedziałam, że będzie tamtędy przechodzić.
Przygotowałam więc pułapkę na drodze. Potknęła się i upadła. Wtedy ja wyczołgałam się
z zarośli, zarzuciłam jej na szyję cienką linkę, szarpnęłam i już. Bajecznie proste! A
potem zrobiłam tak samo jak mama: wciągnęłam ją między zarośla żywopłotu i ukryłam
w grobowcu.

Odd pokiwał głową.

- Była w takim stanie, że nie mogliśmy ustalić przyczyny jej śmierci. A potem do majątku
przyjechał doktor Hundt. Oboje rodzice ulegli jego szantażowi, choć jedno nie wiedziało o
drugim. Czy to znaczy, że to ty wyjawiłaś temu niebezpiecznemu eksperymentatorowi
makabryczną tajemnicę twojej matki?

Alice skinęła głową z wyraźną dumą.

- Od razu przypadliśmy sobie do gustu. Doktor Hundt opowiadał mi tyle cudownych
historii, że i ja nie miałam przed nim sekretów. Pokazałam mu grobowiec. Spytał mnie,
czy nie mam ochoty zarobić trochę pieniędzy - na rower i inne rzeczy, o których marzę.
Mogliśmy współpracować tylko w naszym domu, bo on nie mógł pokazywać się nigdzie
poza murami majątku. Potrzebował trzech młodych ludzi do swojego eksperymentu. Nie
musiałam ich wcale zabijać. Dostałam niewielką strzelbę ze strzałami. Ten otwór w
żywopłocie, tuż przy jeziorze, w którym znikali ludzie, był, jego zdaniem, wyśmienitym
miejscem.

Alice Tildem opowiadała z ożywieniem.

- I w ten sposób miałaś możliwość się wykazać. Na początku tylko straszyłaś ofiary -
wtrącił Odd.

- Przecież człowiek musi się jakoś zabawić - prychnęła. - Kiedy byłam mała, mieliśmy
kota, który wydawał z siebie takie śmieszne dźwięki. Umiałam go bardzo dobrze
naśladować, ćwiczyłam to tak często, że doszłam wreszcie do absolutnej perfekcji.
Miauczałam i zgrzytałam zębami zupełnie jak kot, tylko znacznie głośniej. Mówię wam,
słysząc to ludzie podskakiwali jak wystrzeleni z procy.

- Asystowałaś przy operacjach doktora Hundta?

93

background image

- Przecież musiał mieć kogoś do pomocy. A ja byłam, według niego, bardzo dobra. To
naprawdę wspaniały czas!

- Ale jednej z ofiar pozwoliłaś uciec. Mam na myśli Pera Erika. Dlaczego?

W oczach Alice pojawił się wyraz rozmarzenia.

- Kiedy chodziłam do szkoły we wsi, Per Erik powiedział mi raz, że będę kiedyś bardzo
ładna. I miał rację. W pierwszej chwili go nie poznałam, bo był w płaszczu od deszczu.

Okazuje się, że i w tym monstrum drzemały jakieś uczucia!

- Wiemy dzisiaj aż nadto dobrze, dlaczego Himmler i jego ludzie byli zainteresowani tego
rodzaju potworami jak doktor Hundt. Znalezienie trójki pacjentów dla doktora zajęło ci
jednak sporo czasu.

- Nie chciał ich mieć wszystkich naraz. Jego eksperyment był tak szeroko zakrojony, że
po prostu nie mógłby pracować nad więcej niż jedną osobą w tym samym czasie.

- A jednak zaatakowałaś Unni.

Alice prychnęła znowu ze złością.

- Wyglądała na strasznie głupią. Miałam ochotę trochę ją podrażnić. Doktor Hundt
zezłościł się wtedy na mnie.

- A potem pozwoliłaś, żeby matka wzięła na siebie winę za wszystkie twoje zbrodnie.
Zastrzeliła Gunvor Tvedt, to nie ulega wątpliwości. Ale to ty nasunęłaś mi to podejrzenie,
co gorsza, próbowałaś mnie przekonać, że matka jest zazdrosna o wszystkich młodych
ludzi. Kiedy oskarżono ją także i o te zbrodnie, których nie popełniła, nie protestowała.
Rozumiała bowiem, że to ty jesteś winna.

- Nie była zbyt mądra. Pamięta pan, chciała mnie zastrzelić!

- Uważała, że tak będzie najlepiej, i dla ciebie, i dla wszystkich wkoło. No, myślę, że pora
sprowadzić kogoś, kto umieści cię w więzieniu.

Alice Tildem wzruszyła ramionami.

- Co za różnica. I tak zaraz z niego wyjdę.

- Nie sądzę.

- Zaskarżę wyrok.

94

background image

- Nic ci z tego nie przyjdzie. Ponieważ twoja sprawa trafi do rąk naszej dawnej wspólnej
znajomej Unni. Ona pracuje teraz w Sądzie Najwyższym.

- Ona? Ta głupia gęś? - wybuchła Alice. - Nie wierzę!

- Możesz nie wierzyć.

Stein zadzwonił po sierżanta, który miał wyprowadzić podejrzaną.

Niemal w tym samym momencie obaj z Wangenem aż podskoczyli. Alice Tildem wydała
z siebie przedziwny dźwięk, przypominający jakiś głęboki skowyt lub coś w tym rodzaju.
Czegoś tak okropnego nigdy dotąd nie słyszeli.

Gdy ujrzała przerażoną twarz Nilsa Wangena, roześmiała się głośno, Odd Stein zaś
odwrócił się do niej z uśmiechem pełnym pogardy.

- To przecież żałosne i całkiem niedorzeczne!

Alice Tildem wpadła we wściekłość. Gdy wyprowadzano ją z pokoju, wykrzykiwała
pogróżki pod adresem Steina.

- Myślisz, że ona kiedyś wyjdzie? - spytał Nils niemal z lękiem.

- Nieprędko.

- Czy ona jest chora umysłowo?

- Nie, wręcz przeciwnie. Umysł ma bardzo jasny. Ale samouwielbienie, uczuciowy chłód,
aspołeczne zachowania, wszystko to wskazuje na jedno: psychopatka o przestępczych
skłonnościach. Mamy odpowiednie miejsce dla takich.

- Właściwie chyba ten epizod z tygrysem i treserem spowodował to wszystko?

- Nie, on jedynie wyzwolił zło, jakie w niej już tkwiło. Przypomnij sobie słowa psychiatry,
który stwierdził, że współczuła tygrysowi, a nie rannemu człowiekowi.

Odd Stein, głęboko westchnąwszy, zamknął teczkę z aktami dotyczącymi sprawy
Lindehede.

- Nareszcie! To dlatego ta sprawa ciągle nas męczyła i wydawała się nam
niezakończona. Bo czuliśmy podświadomie, że coś jeszcze pozostało do wyjaśnienia.

- Trudno uznać jej rozwiązanie za szczęśliwe, ale przynajmniej nie będą nas dręczyć
wyrzuty sumienia. Może zapalimy sobie z tej okazji? Na szczęście nie ma tu żadnej
zrzędy, która zmuszałaby nas do otworzenia okna.

95

background image

Odd popadł w zadumę.

- Czy ja wiem? Właśnie postanowiłem, że rzucam palenie.

- Co takiego?

Na twarzy Steina pojawił się niezwykle ciepły uśmiech. Nils nigdy dotąd nie widział
takiego wyrazu twarzy u swojego szefa.

- Czy mógłbyś tu zrobić porządek, Nils? Bo ja trochę się spieszę, wychodzę dziś
wieczorem. Chciałbym jeszcze wpaść do domu, żeby się przebrać. W coś eleganckiego!

96


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Sandemo Margit Opowieści 39 Nierozwikłana zagadka
Sandemo Margit Opowieści 39 Nierozwikłana zagadka
Opowieści 39 Nierozwikłana zagadka Margit Sandemo
(Opowieści 39) Nierozwikłana zagadka Margit Sandemo
Sandemo Margit Opowieści9 Nierozwikłana Zagadka (Mandragora76)
ebook Margit Sandemo 39 Nierozwikłana zagadka 2
Sandemo Margit Opowieści Wieza Nadziei (Mandragora76)
Sandemo Margit Opowieści1 Małżeństwo Na Niby (Mandragora76)
Sandemo Margit Opowieści Pewnej?szczowej Nocy (Mandragora76)
Sandemo Margit Opowieści Czarownice nie płaczą
Sandemo Margit Opowieści Królewski list
Sandemo Margit Opowieści Tajemnice starego dworu
Sandemo Margit Opowieści Przeklęty skarb
Sandemo Margit Opowieści Jasnowłosa (Mandragora76)
Sandemo Margit Opowieści" Klucz Do Szczęścia (Mandragora76)
Sandemo Margit Opowieści) Światełko Na Wrzosowisku (Mandragora76)
Sandemo Margit Opowieści tom Mężczyzna z ogłoszenia

więcej podobnych podstron