1
Ostatni wieczór
autorski Teodora
Parnickiego
Odbył się we środę, 30 listopada roku 1988, w
Instytucie Kultury Polskiej w Moskwie. Pisarz w nim nie
uczestniczył; tego samego popołudnia przyjmował w swoim
warszawskim mieszkaniu grono przyjaciół; rozmawiano
m.in. o tym moskiewskim spotkaniu autorskim, w którym
stan zdrowia nie pozwoliłby mu już wziąć udziału.
Powróciwszy z Moskwy, w piątek 2-go grudnia zdałem
Parnickiemu telefonicznie sprawę z przebiegu wieczoru; w
sporządzanym niemal dzień po dniu dzienniku pisarza
pozostała po tej rozmowie zwięzła notatka dotycząca
pewnej różnicy terminologicznej między jego wypowiedzią a
obecnym obyczajem językowym — mieliśmy to omówić
przy najbliższej okazji. W kilka dni później, w poniedziałek 5
grudnia, Teodor Parnicki zmarł.
*
O podróży do Moskwy, i w ogóle do Związku
Radzieckiego (w tym koniecznie do Ufy, gdzie przeżył
część dzieciństwa), myślał Teodor Parnicki od wielu lat,
odkąd opublikowano tam Srebrne orły w przekładzie
rosyjskim. Gorącymi rzecznikami takiej podróży byli: Maja
Koniewa i Wiktor Borisow, podjęli nawet odpowiednie
przygotowania. Ale sprawy komplikowały się na różnorakie
2
sposoby, z roku na rok też pogarszało się zdrowie pisarza;
przez ostatnie lata nie opuszczał on już Warszawy, a i z
domu wychodził niewiele i na krótko.
Toteż kiedy latem zeszłego roku Grzegorz Wiśniewski,
wicedyrektor nowo powstałego Instytutu Kultury Polskiej w
Moskwie, podjął inicjatywę zorganizowania w nim wieczoru
poświęconego
twórczości
Teodora
Parnickiego,
o
wyjeździe pisarza do ZSRR nie mogło już być mowy.
Ustaliliśmy wspólnie, że udam się do Moskwy z odczytem o
Parnickim — i że będę go reprezentował przed uczest-
nikami
spotkania,
służąc
im
informacjami
bio-
i
bibliograficznymi, odpowiadając w miarę możności na
pytania i demonstrując zdjęcia portretujące pisarza.
I wtedy właśnie wczesną jesienią zrodziła się myśl,
aby Parnicki napisał choćby kilka słów adresowanych do
uczestników wieczoru, po rosyjsku, którym władał od
dzieciństwa. Ale pisarzowi niedomagającemu na oczy,
pisanie sprawiało coraz większą trudność (a właśnie
obciążał swe chore oczy codziennym pisarskim pensum —
do ostatniej chwili życia pracował nad nowym cyklem
powieściowym, i prawie codziennie wpisywał coś do
dziennika). Zaproponował więc, że w miejsce listu prześle
przeze mnie słuchaczom moskiewskim taśmę z nagraną
dla nich specjalnie wypowiedzią. Podjąłem odpowiednie
przygotowania,
prosząc
o
pomoc
doświadczoną
realizatorkę wielu świetnych audycji literackich w Polskim
Radio, Krystynę Kraśniewską. Nagranie odbyło się w
mieszkaniu pisarza, w środę 23 listopada 1988, po
południu; trwało trzydzieści kilka minut. Mikrofon udało się
ustawić tak zręcznie („od dołu”, jak to określiła
Kraśniewska, jak gdyby pod falą głosową), że z taśmy
przesłuchiwanej zaraz po nagraniu dla próby, popłynął głos
3
pisarza wyraźny i czysty, wolny niemal od zniekształceń
słyszanych w bezpośredniej rozmowie, a spowodowanych
uszkodzeniami
strun
głosowych
przez
chorobę
nowotworową sprzed kilku lat.
*
Wrażenie, jakie odtworzona z taśmy wypowiedź
Teodora
Parnickiego
wywarła
na
zgromadzonych
nadzwyczaj licznie uczestnikach moskiewskiego wieczoru
poświęconego
jego
twórczości,
było
doprawdy
niepowszednie. Słuchaczy urzekła najpierw niepospolita
uroda jego ruszczyzny, jej bogactwo i wdzięk stylistyczny,
jej nieskazitelne wręcz brzmienie, zachowane w postaci
nieskażonej przez dziesięciolecia. Dalej, przypomniał im
Parnicki
Moskwę,
jaką
tylko
najstarsi
znali
z
bezpośredniego doświadczenia - Moskwę taką, jaką
utrwaliła w ich świadomości wielka literatura rosyjska
pierwszej połowy wieku i jakiej obraz wzbogacił polski
pisarz
własnymi
spostrzeżeniami
i
wspomnieniami.
Wreszcie
wzruszeniem
przejmowała
słuchaczy
świadomość, że oto wielki polski pisarz, sędziwy już i
zgnębiony chorobą, zadał sobie trud. aby choć za
pośrednictwem taśmy magnetofonowej być obecny pośród
nich w Moskwie, na wieczorze poświęconym jego
twórczości.
Teraz, po 5-tym grudnia 1988, pozostała im
świadomość, iż uczestniczyli w ostatnim wieczorze
autorskim Teodora Parnickiego.
WACŁAW SADKOWSKI
styczeń 1989
PS. Dla porządku, przedstawię przebieg wieczoru.
4
Otworzyłem go krótką informacją zapowiadającą
wypowiedź nagraną na taśmie. Po odtworzeniu jej
pierwszej, autobiograficznej części (w podanym obok
tekście odstępami zaznaczono kolejne „odcinki" jej
przedstawiania słuchaczom) podałem podstawowe in-
formacje bio- i bibliograficzne o pisarzu i jego dziele.
Ponownie głos zabrałem jak gdyby „wywołany” przez
wypowiedź Parnickiego przedstawiając próbę zwięzłej
charakterystyki krytycznoliterackiej głównych ogniw jego
pisarskiego dorobku — i zapowiadając końcową część
nagrania. Chochlik techniczny sprawił, że nie udało się
końcówki wypowiedzi Parnickiego nadać z kabiny operatora
do sali, gdzie zgromadzeni byli słuchacze (operator nie
potrafił odwrócić taśmy). Musiałem więc streścić ostatnie
zdania wypowiedzi Parnickiego i pożegnać w jego imieniu
zgromadzonych.
Drugą część wieczoru wypełniła projekcja filmu
Stefana Szlachtycza według powieści Parnickiego „Tylko
Beatrycze” z taśmy video.
W.S.
5
TEODOR PARNICKI
przełożyła
KRYSTYNA KANCEWICZ-SOKOŁOWSKA
CAŁY
W PRZESZŁOŚCI
(zapis z 30 listopada 1988)
Łaskawe Panie, Łaskawi Panowie!
Jestem głęboko wzruszony Państwa uprzejmością,
tym, z jaką uwagą zareagowali Państwo na propozycję
zapoznania się z moją twórczością literacką. Zrozumiałe, że
byłbym tym wzruszony w każdej sytuacji, ale teraz jest to
sytuacja szczególna i dlatego też zupełnie szczerze mogę
powiedzieć, że jestem wzruszony głęboko, a nawet wręcz
rozrzewniony. Dlaczego? Na czym polega wyjątkowość tej
sytuacji? A więc, łaskawe Panie i Panowie, polega ona na
tym, że Państwo są moskwiczanami, a Moskwa — to
miasto mojego dzieciństwa. Wprawdzie nie mojego
dzieciństwa
najwcześniejszego;
urodziłem
się
w
Niemczech, w Berlinie, rodzice przywieźli mnie do Rosji,
gdy miałem trzy lata z kawałkiem. Inaczej mówiąc,
przyjechałem do Rosji, jak mi się wydaje, w drugiej połowie
1911 roku. Mówię przyjechałem, ale oczywiście, przyjechali
ze mną moi rodzice. Ale o nich powiedzieć trzeba jeszcze
inaczej: oni nie przyjechali, oni wrócili. Byli w Rosji już
wcześniej. Moja matka była kijowianką. Ojciec skończył
6
gimnazjum w Baku na Kaukazie, był studentem uniwersy-
tetu w Kijowie. Myślę, że wielu z was pamięta, że Lenin
kiedyś w „Iskrze” pisał o zamieszkach rewolucyjnych wśród
studentów na początku wieku na uniwersytecie w Kijowie.
Wtedy też rząd carski karał studentów w ten sposób, że
wcielał ich do armii carskiej- Ale mojego ojca nie mogli
powołać do wojska, bo był obywatelem niemieckim.
Obywatel niemiecki nie mógł zostać rosyjskim żołnierzem.
Tak więc został wydalony z Rosji z tak zwanym „wilczym
biletem”. Jednakże wrócił. Wrócił przede wszystkim
dlatego, że po przyjeździe do Niemiec skończył słynną na
początku XX wieku Politechnikę na przedmieściach Berlina
— w Charlottenburgu. Wtedy w Rosji młodzi inżynierowie,
absolwenci tego instytutu bardzo byli cenieni. Do pracy w
Moskwie ściągnęła mojego ojca firma Gustaw List i
synowie. Gustaw List był Niemcem, luteraninem. Jego
synowie — Mikołaj i Aleksander zrusyfikowali się. Jak
powiedziałem, przeszli na prawosławie. Gdzieś w Moskwie
mieli fabrykę. Albo nie pamiętam gdzie, albo, co też jest
możliwe, nigdy nie wiedziałem, ponieważ oprócz fabryki
mieli też biuro... czy też można powiedzieć kantor. Tam też
często przychodziłem z mamą, bo właśnie w tym biurze
pracował mój ojciec. Czasem pracował też i w fabryce. Była
to fabryka budowy maszyn. Biuro firmy „Gustaw List i
synowie” znajdowało się na ulicy Miasnickiej, pod 26-tym.
Miasnicka — jeśli się nie mylę — teraz nosi nazwę Kirowa.
Naprzeciwko biura firmy „List” była poczta, wtedy nazywało
się to „pocztamt” („urząd pocztowy”). Do dziś pamiętam, że
nad wejściem do urzędu był wyrzeźbiony orzeł, ogromny
orzeł. A ja, jako mały chłopiec bałem się tego orła. Czy
pamiętam coś jeszcze z tego okresu? Tak. Po pierwsze,
mieszkaliśmy tam, w Moskwie, około czterech lat. Sytuacja,
jaka wytworzyła się w związku z I wojną światową, a także
7
to, że mój ojciec, choć był Polakiem, był obywatelem
niemieckim, inaczej mówiąc, obywatelem państwa, z
którym Rosja prowadziła wojnę, spowodowała to, że został
zesłany z Moskwy do gubernialnego miasta — Ufy. Ufa to
teraz stolica Baszkirskiej Republiki Autonomicznej. Przez
wszystkie te lata mieszkaliśmy w zaułku Furmannym.
Zaułek Furmanny jeszcze i dziś nosi tę nazwę. Ktoś z
moich warszawskich przyjaciół był tam na moją prośbę.
Zaułek Furmanny był w pobliżu ulicy Sadowej; trzeba
wiedzieć, że Sadowa miała różne odcinki, to było w pobliżu
Sadowej — Czernogłaznej. Tam też w pobliżu były
Krasnyje Worota. Teraz już, wydaje mi się, nie istnieją.
Mieszkaliśmy przez cały ten czas w jednym domu —
Furmanny zaułek 18, ale w dwóch różnych mieszkaniach. Z
początku było to dość przeciętne mieszkanie, uboższe,
potem widocznie, mój ojciec zarabiał lepiej u „Lista i synów”
i zmieniliśmy mieszkanie. Było to, jak na owe czasy,
mieszkanie bardzo komfortowe. Było to przecież przed
pierwszą wojną światową. Cztery pokoje, elektryczność,
centralne ogrzewanie, łazienka, winda na trzecie piętro,
gdzie mieszkaliśmy. Co jeszcze pamiętam? Rodzice
zabierali mnie do teatru na spektakle operowe. Zawsze była
to opera, nigdy, przez wszystkie lata pobytu w Moskwie, nie
byłem w teatrze dramatycznym, nie widziałem żadnej
komedii. Zawsze opera. Zawsze spektakle w ciągu dnia.
Cóż, miałem wszystkiego trzy do siedmiu lat. Wieczorem
rodzice nie zabierali mnie. W niedzielę, na spektakle
popołudniowe. Pamiętam Damę Pikowa Czajkowskiego,
operę Masseneta Thais, opery Car i cieśla, Zaporożec za
Dunajem, ale nazwisk kompozytorów tych trzech oper nie
pamiętam. Co ciekawe, nie były to spektakle operowe w
słynnym moskiewskim Teatrze Wielkim. Wtedy, w
dzieciństwie nigdy nie byłem we wnętrzu Teatru Wielkiego.
8
Widziałem go tylko z zewnątrz, patrzyłem nań, a kiedy
patrzyłem — po prawej stronie był sklep, duży sklep, do
którego chodziliśmy z mamą. Nazywał się „Murę i Merilise”,
zdaje się, że właścicielami byli Francuzi. Zdaje się, że teraz
jest to dom towarowy, w każdym razie w czasie drugiej
wojny światowej był to dom towarowy. Po lewej stronie były
jakieś teatry dramatyczne — może Teatr Mały, może Teatr
Korsza!? Ale ja z rodzicami chodziłem do innego teatru. W
Moskwie była jeszcze inna opera — przedsiębiorstwo
prywatne, nie państwowe — przedsiębiorstwo, czy też
może instytucja — w każdym razie opera prywatna. Opera
Zimina...
Pamiętam Kreml. Wtedy był wolny wstęp na Kreml, w
każdym razie w niedziele. Ojciec w niedziele, kiedy miał
wolny czas, zabierał mnie tam. Co pamiętam? Car-dzwon...
połamany... Car-armata, ogromne kule armatnie obok Car-
armaty. Pamiętam wewnątrz, w Pałacu Kremlowskim czy
też w jednym z pałaców kremlowskich Granowitą Komnatę,
Zbrojownię. W Granowitej Komnacie, jak mi się wydaje, nie
jestem tego pewny, ale chyba był nawet zakrwawiony ubiór
carewicza Dymitra, tego syna Iwana Groźnego, którego
zabójstwo teraz już, zdaje się nie jest kwestionowane... W
ogóle, przez jakiś czas historycy podawali je w wątpliwość.
Mówiono, że Dymitr Samozwaniec nie był Dymitrem
Samozwańcem, tylko prawdziwym carewiczem Dymitrem.
Najlepiej pamiętam Galerię Tretiakowską. Pamiętam
obraz, którego zawsze się bałem. Ojciec mój bardzo lubił
chodzić do Galerii Tretiakowskiej. Bałem się obrazu
„Księżna Tarakanowa w więzieniu”. Przedstawiał, zdaje się,
powódź. Tak mi się wydaje, już nie pamiętam, albo bardzo
słabo pamiętam... Księżnej grozi śmierć, u jej nóg kłębią się
myszy. Pamiętam obraz Szyszkina „Trzy niedźwiadki.”
9
Historyczne obrazy Wasniecowa. „Trzej bohatyrowie”: llja
Muromiec, Dobrynia Nikiticz, Alosza Popowicz. No i obraz,
którego zawsze się bałem, dlatego że nie było na nim
żywych ludzi, były trupy. Było to pole bitwy, pole boju
księcia Igora z Połowcami. Wydaje mi się, że były też
obrazy Wiereszczagina przedstawiające wojnę rosyjsko-
turecką w 1877 roku, kiedy wojskami rosyjskimi dowodził
generał Skobielew. Ale co do tego nie jestem pewien...
No właśnie. Jesteście pewnie rozczarowani? Może
oczekiwaliście ode mnie czegoś innego? Na przykład, że
będę mówił o literaturze? O literaturze w ogóle, czy też o
jakichś
wybranych
problemach
literackich?
A
w
szczególności o swojej własnej twórczości literackiej? No
cóż, o literaturze w ogóle mogę coś powiedzieć.
Uwielbiam poezję rosyjską. Mało powiedzieć —
jestem jej wielbicielem, jestem jej miłośnikiem. Ale poezję
rosyjską znam wycinkowo. Moja znajomość poezji
rosyjskiej kończy się na Majakowskim. A przecież
Majakowski umarł ponad pół wieku temu! Możliwe, że w
ciągu tych pięćdziesięciu z kawałkiem lat pojawili się w Ro-
sji nowi poeci, poeci znakomici, może nawet wielcy poeci.
Może powstają pierwszorzędne utwory artystyczne. Nie
mam o tym najmniejszego pojęcia. Co zaś dotyczy
Majakowskiego: to bardzo ciekawe, czy i teraz uważany
jest za wybitnego poetę? Mój stosunek do jego poezji jest
niejednoznaczny. Najbardziej utkwił mi w pamięci dość
zagadkowy wiersz — wiersz poświęcony śmierci Jesienina.
Sam Majakowski prawdopodobnie w drugiej zwrotce pisze:
Nie, Jesienin,
na bok
głupie żarty W gardle
10
gruda bólu,
to nie śmiech.
Jakże zaczyna się ten wiersz?
Odeszliście,
jak mówię
w inny świat
Lecicie,
wzbijając się w niebo.
I zaliczki nie ma,
i knajpy brak.
Na trzeźwo.
No i dalej jeszcze. Aluzje. Pamiętacie takie pół
zwrotki, kiedy mowa jest o pijaństwie Jesienina, o tym. że
nic go nie łączy z klasą. Majakowski pisze tam;
Bo czy klasa
pragnienie
zapija kwasem?
Klasa lubi wypić —
nie od tego jest!...
(tłumaczył Leon Pasternak)
Tak więc, cały wiersz z jednej strony jest pewnego
rodzaju elegią na cześć zmarłego, z drugiej — drwiną,
szyderstwem. A pomyśleć, że tenże Majakowski potem, w
kilka lat, zdaje się, później, tak samo popełnił samobójstwo.
Ale są w poezji Majakowskiego inne miejsca, które
zapamiętałem, a które wywierają na mnie głębokie
11
wrażenie. Choćby takie słowa:
Za geniuszami,
jak żałobna wdowa Niech
idzie sława
w takt żałobnych marszów—
I
kilka
wierszy
dalej,
nieomal
wulgarnie,
a
jednocześnie wspaniale:
Mam gdzieś
ten brąz,
co na pomniki pójdzie, mam
gdzieś marmury,
co byle kpu stawiali.
Podzielmy sławę
— toć myśmy swoi ludzie
(tłumaczył Władysław Broniewski)
Zachwycałem się symbolistami i akmeistami. Do dziś naj-
większe wrażenie wywiera na mnie zwrotka z poematu
Błoka „Scytowie”:
Kochamy wszystko (my — to znaczy, my, Rosjanie)
Kochamy wszystko — i żar zimnych liczb,
I wizje w boskim zachwyceniu,
Nie obca nam galicka jasna myśl Ani
germański mroczny geniusz.
(tłumaczył Mieczysław Jastrun)
Mówiąc o symbolistach chciałem zwrócić uwagę na
coś bardzo interesującego. W 1939 roku byłem w Rzymie.
12
Dowiedziałem się, że mieszka tam wspaniały rosyjski
symbolista — Wiaczesław Iwanow. Zawsze mówiłem o nim
Iwanów. Poszedłem do niego z wizytą. Często go
odwiedzałem. Zawsze krzyczał na mnie, bo z przy-
zwyczajenia
mówiłem
„Gospodin
Iwanów”.
Zawsze
krzyczał: „Nie Iwanów, nie Iwanów, łaskawy panie,
Iwanow!”. Miałem 31 lat, on miał zdaje się 73 czy 74, ale
pod względem umysłowym był zupełnie młody. Przynosiłem
ze sobą wino. Zauważyłem, że upijam się szybciej niż on.
Ale co najciekawsze? W Rzymie, stolicy katolicyzmu, sercu
kultury łacińskiej, Wiaczesław Iwanow na katolickiej, pa-
pieskiej wyższej uczelni prowadził wykłady o rzymskiej
poezji łacińskiej, nie pomijając też łacińskiej poezji
kościelnej.
Ale z biegiem czasu gusty zmieniają się, gusty nawet
pospolite, prymitywne, kulinarne... Ale podobnie i gusty
dotyczące spraw wzniosłych, dotyczące poezji. Choć i teraz
akmeistka Achmatowa robi wrażenie. Choćby taki wiersz:
Niech się święci niestygnący ból!
Umarł wczoraj szarooki król.
(tłumaczyła Janina Pollakówna)
Z naciskiem na „szarooki”. Dlaczego z naciskiem na
„szarooki”? Dlatego, że kilka linijek dalej są takie słowa:
Ja córeczkę obudzę w nocy i popatrzę
jej w szare oczy.
Ale jak powiedziałem już, gusty zmieniają się, i ja też
zmieniłem upodobania. Zdradziłem, jak zdradza się czasem
ukochaną kobietę, zacząłem zdradzać akmeistów i
symbolistów. Ciągnęło mnie do Puszkina. Porywają mnie,
na przykład, takie strofy z Eugieniusza Oniegina, już pod
13
koniec:
Wiem : już dobijam do przystani,
Lecz by przedłużyć smutne życie,
Muszę mieć, budząc się o świcie,
Pewność, że dziś Cię spotkam, Pani...
(tłumaczył Adam Ważyk)
A jeszcze większe wrażenie wywiera to, co jest jak gdyby
obrazem realistycznym. Samo zakończenie „Kaukaskiego
jeńca”. Idzie, idzie jeniec. Uciekał, idzie z niewoli. I nagle:
Oto już przed nim pobłyskują
Bagnety Rosjan w mgieł oparzę i na
kurhanach się zwołują Kozaków
czuwające straże.
(tłumaczył Włodzimierz Słobodnik)
O literaturze można jeszcze co nieco powiedzieć.
Pewien wpływ na literaturę, zarówno rosyjską, jak i polską,
miała religia. W obu wypadkach. W obu wypadkach był to
wpływ chrześcijaństwa — z tym że wobec literatury
rosyjskiej przyjęło ono formę prawosławia, a wobec polskiej
— było to chrześcijaństwo w postaci katolicyzmu.
Zrozumiałe, że polskiego literata, interesującego się
literaturą rosyjską, powinny także interesować relacje
pomiędzy literaturą a katolicyzmem, jako czymś w rodzaju
wychowawcy tej literatury. Co nieco o tym można odnaleźć
i u Puszkina, nawet u akmeistów, u Gumilowa. Ale
najciekawsze jest to, co można odnaleźć u największych
mistrzów
prozy.
No,
stosunek
Dostojewskiego
do
katolicyzmu... Nawiasy i znak zapytania postawiłbym w
jednym miejscu, ale jest to mało istotny fragment. Tak więc
14
pomijając to jedno miejsce, można powiedzieć, że stosunek
Dostojewskiego do katolicyzmu jest zupełnie jednoznaczny:
zdecydowanie wrogi — choć głęboko przemyślany i
bynajmniej nie drwiący. A Lew Tołstoj? Lew Tołstoj na
starość głęboko zainteresował się religią, w taki sposób, że
został ekskomunikowany. Ale kiedy pisał Wojnę i pokój,
szczerze mówiąc, zagadnienia religii go nie interesowały. W
Wojnie i pokoju jest jedno zadziwiające miejsce,
zadziwiające i zagadkowe, tak jak zagadkowy jest wiersz
Majakowskiego „Na śmierć Jesienina" (właściwy tytuł „Ser-
giuszowi Jesieninowi” — przyp. tłum.) Jeden z bohaterów
Wojny i pokoju, Rosjanin, przechodzi na katolicyzm. Kto to
taki? Jest to istota ludzka, z jednej strony piękna, nieomal
przepiękna, a z drugiej — głupia i zła. Helena Bezuchowa,
Helena Kuragina, żona Pierre’a Be- zuchowa. I te rozdziały
poświęcone jej przejściu na katolicyzm, trudno czytać bez
śmiechu. Tu właśnie jest ta drwina, której nie ma u
Dostojewskiego. Nigdy nie ma.
Tak więc pomówmy o literaturze. Nie będę jednak
mówić o mojej własnej twórczości literackiej. Nie mówię
dziś, nie mówiłem i dziesięć lat temu, nie mówiłem i
dwadzieścia. Zawsze uważam, że pisarz sam jest bardzo
złym interpretatorem własnych utworów. Każda autorska
przedmowa, każde posłowie w rzeczywistości okazuje się
pustosłowiem, albo jest mętne. Objaśniać, interpretować
powinni krytycy, krytycy literaccy.
I właśnie wybitny polski krytyk literacki, redaktor
znakomitego miesięcznika „Literatura na Świecie”, Wacław
Sadkowski uprzejmie zaoferował mi swoją pomoc. Opowie
Państwu o mojej twórczości literackiej. Nie wiem, co powie,
nawet nie chcę tego wiedzieć wcześniej, ale jestem
przekonany, że to, co powie, będzie lepsze, mądrzejsze, a
15
w każdym razie bliższe prawdzie niż to, co ja sam mógłbym
powiedzieć o swojej własnej twórczości literackiej.
Ale może zauważyli Państwo:-mówiłem o literaturze,
ponieważ myślałem, że Państwo tego oczekujecie ode
mnie, że powinienem... Mnie się bardziej chciało mówić o
moich .wspomnieniach... Takich na przykład: pomnik na
Placu Czerwonym, pomnik Minina i Pożarskiego. Książę
siedzi z tarczą, i zdaje się, w hełmie na głowie. Minin stoi z
gołą głową, z wyciągniętą ręką. Albo inne wspomnienie.
Kiedyś przyjechał z Petersburga młodszy brat mojego ojca,
Franz
Parnicki,
inżynier,
specjalista
od
linii
komunikacyjnych. Moi rodzice zawieźli go, i mnie, małego,
wzięli ze sobą, na Worobiowy Góry, za miasto. Były tam
restauracje. Pamiętam, że... pomyślcie tylko, jestem prawie
przekonany, że jadłem wtedy bieługę. Może to śmieszne,
ale z drugiej strony, trzeba wziąć pod uwagę, że przecież
jestem staruszkiem, mam osiemdziesiąt lat. Zapamiętałem
na przykład taki obraz: ...powiedzmy, zupełnie możliwe, że
obrazu nigdy nie widziałem, ale widziałem tak zwaną
reprodukcję, kopię. Pocztówka, karta pocztowa, a na
odwrocie właśnie reprodukcja obrazu. Na werandzie siedzi
kobieta, starsza pani, siedzi, zamyślona. Tytuł obrazu:
„Cała w przeszłości”.
No właśnie, i ja, Teodor Parnicki też jestem „cały w
przeszłości”.
Myślę, że teraz powinienem Państwa przeprosić,
wytłumaczyć się, prosić o wybaczenie. Mój język rosyjski
już nie jest taki, jak wtedy, gdy byłem małym chłopcem w
Moskwie. Na pewno popełniłem wiele błędów. Na przykład,
mówiłem o operze Zimina — „prywatne przedsiębiorstwo,
czy instytucja”. Czy można powiedzieć tak o teatrze? Kiedy
byłem w Ufie uczniem pierwszej klasy gimnazjum, wtedy
16
wiedziałem na pewno, że można powiedzieć: — „Jest
gimnazjum państwowe, jest gimnazjum prywatne”. Zresztą
w Ufie wtedy przed rewolucją były dwa gimnazja
państwowe i jedno prywatne. Męskie. Wydaje mi się, że
było i żeńskie gimnazjum. Potem, mówiąc o moim ojcu,
powiedziałem, że w Rosji wysoko ceniono inżynierów,
absolwentów Politechniki w Charlottenburgu. Użyłem formy
„cenieni”. Jest to forma w sensie gramatycznym
prawidłowa. Jest to imiesłów przymiotnikowy w stronie
biernej, prawda? Ale czyż nie brzmiałoby lepiej po rosyjsku,
bardziej
naturalnie,
powiedzieć:
„w
Rosji
ceniono
absolwentów", a nie „byli cenieni"? No i to, co najbardziej
przykre — moje przywitanie na wstępie. Powiedziałem
„łaskawe Panie i Panowie!". A może ja się mylę? Może
mam zły akcent? Może trzeba mówić „gosudarí”, a nie
„gosudári”? Jestem niemal pewien, że „gosudári”, ale tylko
niemal, nie — zupełnie pewien. No cóż, jak powiedziałem,
tak powiedziałem. To, co zostało powiedziane — to
powiedziane. Jeszcze raz — dziękuję, lub też. mówiąc
bardziej uroczyście — wielkie dzięki — za uwagę, za
uprzejmość, z jaką spotkało się to zaproszenie. Serdecznie
Państwu dziękuję i przez Pana Sadkowskiego przesyłam
serdecznie pozdrowienia wraz ze słowami głębokiego
szacunku.
Zapis z taśmy magnetofonowej — Tamara Czuganowa