172 ABY 0041 Odpływ

background image
background image

STARWARS

ODPŁYW

PAULS.KEMP

Przekład

BłażejNiedziński

AleksandraJagiełowicz

background image

Redakcjastylistyczna

MagdalenaStachowicz

Korekta

HannaLachowska

Ilustracjanaokładce

DaveSeeley

Druk

WojskowaDrukarniawŁodziSp.zo.o.

Tytułoryginału

Riptide

Copyright©2011byLucasfilmLtd.&®or™whereindicated.

AllRightsReserved.

UsedUnderAuthorization.

ForthePolishtranslation

Copyright©2013byWydawnictwoAmberSp.zo.o.

ISBN978-83-241-4601-7

Warszawa2013.WydanieI

WydawnictwoAMBERSp.zo.o.

02-952Warszawa,ul.Wiertnicza63

tel.226204013,226208162

www.wydawnictwoamber.pl

www.starwars.com

background image

Jen,RoarkemuiRiordanowi

background image
background image

BOHATEROWIEPOWIEŚCI

JadenKorr-RycerzJedi(mężczyzna)
MarrIdiShael-pierwszyoficer„Gruchota”(Cereanin)
KhedrynFaal-kapitan„Gruchota”(mężczyzna)
Biegacz-wojownikposługującysięMocą(mężczyzna,klon)
Wieszczka-mistyczkaposługującasięMocą(kobieta,klon)
Łaska-dziecko(klon)

background image

Dawno,dawnotemu,

wodległejgalaktyce…

background image
background image

ROZDZIAŁ1

Czasteraźniejszy

Jadenzdałsobiesprawę,żeklęczy;pomieszczeniewokółniegowirowało.Zjegoprawejskroni

ciekłakrew;kapałanapodłogę,tworzącniewielkiepąsowekręgi.Krewsączyłasiętakżezkikutów
jego palców. Ból rozmazywał mu obraz przed oczami, mącił myśli. W uszach dźwięczały mu
krótkie, szybkie piski alarmu, które przybierały na sile i cichły w rytm przyćmionych błysków
świateławaryjnychnasuficie.Dziwnychświateł.Przypominałydrobnegwiazdyzanurzonegłęboko
w zielonym sklepieniu. Fale czarnego dymu kłębiły się pod sufitem, zaciemniając powietrze, które
cuchnęło stopionym plastoidem, gumą i ozonem. Zdawało mu się, że wyczuł też lekki smród
rozkładającegosięciała,aleniebyłpewien.

Przyłożył ostrożnie niezranioną rękę do prawej skroni. Poczuł ciepłą, lepką krew i małą

dziurkę.Krewbyłaświeża;rananiedawna.

W migającym szybko świetle jego ruchy wydawały się spazmatyczne, jakby nie były jego;

przypominałypodrygimarionetkiwniewprawnychrękach.Ciałomiałobolałe,jakbyktośgopobił.
Wkikutachpalców,którestraciłnazamarzniętymksiężycu,czułrwącyból.Ranyjakimśsposobem
otworzyłysięnanowoisączyłasięznichropa.Głowapękałamu,jakbyktośwbijałwniągwóźdź.

Iniemiałpojęcia,gdziesięznajduje.
Zdawało mu się, że poczuł na sobie czyjś wzrok. Rozejrzał się mętnymi oczami po ciemnym

korytarzu. Nikogo nie dostrzegł. Podłoga zawibrowała pod nim, jakby przepływał przez nią prąd.
Przypominałotocharczenieogromnychpłuciwydałomusięniepokojące.Włóknazwisałyniczym
wnętrznościznieregularnychszczelinwścianach.Wokółszczelinczerniałyśladypoprzypaleniach.
Z jednego z otworów w ścianie zwisał ciemny prostokąt - panel kontrolny, jakby wysadzony w
wynikuprzepięcia.

Jadenniemógłnaniczymskupićwzrokuprzezdłuższyczas,bozarazzaczynałomusiękręcić

wgłowie.Zaczerwienioneoczyłzawiłyoddymu.Migająceświatłaiwyciesyrenyzbijałygoztropu,
niepozwalałyzebraćmyśli.

Ból głowy za nic nie chciał ustąpić. Jaden miał ochotę krzyczeć albo zanurzyć palce we

własnymmózgu,bywykorzenićtekatusze.Nigdywcześniejnieczułczegośtakiego.

Comusięstało?
Niemógłsobieprzypomnieć.Cogorsza,niebyłwstanietrzeźwomyśleć.
I nagle to poczuł - lekki posmak energii Ciemnej Strony. Jej zmaza przenikała powietrze,

wściekła,nikczemna.Czułnaskórzejejtłustydotyk.Ztrudemprzełknąłślinę.

CzyżbyzostałzaatakowanyprzezSithów?
SiłąwoliodepchnąłodsiebienadługośćrękidotykCiemnejStrony.Obecnośćwrogazmuszała

go do skupienia uwagi. Przygotowany na ból w głowie, stanął na chwiejnych nogach. Każde
uderzeniesercabyłojakciosmłotemwczaszkę.Łup.Łup.

Starałsięustać,alepomieszczeniezaczęłowirowaćcorazszybciej,alarmdudniłmuwuszach,

podłogawarczałapodstopami.Wycieiwirowanie.Zachwiałsię,ażółćpodeszłamudogardła.

Nagle,bezżadnegoostrzeżenia,potwornybólprzeszyłmuskroń,wywołującprzeciągłykrzyk.

Jegoskowytodbiłsięodścianiuleciałwmrok.PrzywtórzekrzykuświadomośćJadenazalałafala
wspomnień i obrazów, feeria barw, twarzy, rzeczy na wpół zapomnianych lub na wpół
wyimaginowanych.Niemógłskupićsięprzezdłuższyczasnażadnymzobrazów,niemógłteżich
spowolnić; przemykały przez jego świadomość jak iskry - rozbłyskiwały na moment, by zaraz

background image

zniknąć,pozostawiającposobiejedynieniewyraźnyzarys.

Zamknął oczy i zacisnął usta, żeby przerwać krzyk. Ból nie ustępował. Jaden był pewien, że

głowazarazmueksploduje.

Chwiałsięnanogach,pękałamugłowa,żołądekpodchodziłdogardła,oczyłzawiły.
Niemogącustać,osunąłsięzpowrotemnapodłogę.Wirowaniezaczęłomijać.Bóltakżejakby

osłabł.Jadenodetchnąłzulgą.Długobytakniewytrzymał.

Jasność umysłu zastąpiła ból, a obrazy i wydarzenia zaczęły dopasowywać się do układanki

jegopamięci,rekonstruowaćcałośćzfragmentówwspomnień.ZanurzyłsięwMocy,odnalazłwniej
ukojenie. Zamknął na pewien czas oczy, a kiedy je znów otworzył, rozejrzał się dokoła, jakby
odzyskałwzrok.

Siedział pośrodku szerokiego korytarza. Słabe, sporadyczne błyski dziwnych świateł nad jego

głową odsłaniały niewiele szczegółów. Ściany, sufity i podłogi wykonane były z substancji, jakiej
nigdywcześniejniewidział,jasnozielonejipółprzezroczystej.Początkowosądził,żetojakiśrodzaj
plastoidu lub zabarwionej transpastali, ale wyglądało raczej na jakąś żywicę. Teraz dopiero zdał
sobiesprawę,żepodłoganietylkopodnimwibruje,awdodatkujestciepła,jakciało.Głębokowjej
wnętrzu jarzyły się delikatne linie, ledwie widoczne, niczym świetliste naczynia włoskowate.
Rozmieszczone były w sposób uporządkowany, przypominając rodzaj matrycy, a częstotliwość ich
błysków również nie była przypadkowa, chociaż Jaden nie mógł się im przyglądać zbyt długo, bo
traciłorientację.

Próbował wydedukować coś z tego, co widział. Architektura, technologia... co mu to

przywodziłonamyśl...

Gdzieonjest?
Przezgłowęprzeniknęłomujednosłowo,niczymprzebłysk,którypojawiłsięiprzeminąłbez

żadnegowytłumaczenia.

Rakatan.
Nachylił się niżej, próbując sobie przypomnieć. Miał wrażenie, jakby był o krok od ważnego

objawienia. Uczepił się tego słowa, starał się nadać mu jakieś znaczenie, sens, ale ono wciąż mu
umykało.

-Rakatan-powiedział.Słowozabrzmiałodziwniewjegoustach.Nawetwypowiedzianenagłos

nieprzywołałożadnychnowychskojarzeń.

Jednak coraz więcej wspomnień zaczynało do siebie pasować. Imiona, zdarzenia i twarze

łączyły się, tworząc historię jego życia, opowiadaną tuż pod poziomem świadomości. Musiał
oberwać w głowę, i to mocno. W końcu wszystko ułoży się w całość, przynajmniej taką miał
nadzieję.

Wiedziałjednak,żeniemożesiedziećbezczynnie.OtaczałagoCiemnaStrona.Powietrzebyło

skażone wyczuwalnym gniewem, który napierał na niego. Alarm wciąż wył. Wibracje w podłodze
unosiły się i opadały niczym płuca, przypominały nie tyle zwykły oddech, co przedśmiertne
charczenie.Gdziekolwiekjest,musisięstądwynosić.

Gdzieśwoddalirozległasięeksplozjaiwszystkosięzatrzęsło.
Awięcznajdujesięnastatkualbonajakiejśstacji.Rozejrzałsięzailuminatorem,ależadnego

niezauważył.

Podczołgałsiędościanyipodpierającsięonią,wstał.Bólwkikutachpalcówwywołałgrymas

na jego twarzy. Pod wpływem jego dotyku gładka powierzchnia ściany zaczęła lekko pulsować.
Ogarnął go nagły, nieprzyjemny lęk, że oto obudził się w brzuchu jakiejś nieznanej
pseudomechanicznejbestii,żezostałprzezniąpołkniętyiterazjestpowolitrawiony.

Oblizując usta, odsunął się od ściany. Jego poranione palce pozostawiły krwawe smugi na

gładkiejzielonejpowierzchni.

background image

Poczuł kojący ciężar miecza świetlnego wiszącego u pasa i położył dłoń na jego chłodnej

rękojeści.Udałosię.Dotarłnamiejsce...

Aledokąd?
Nastatek.Na„Gruchota”.Dotarłna„Gruchota”.
Przypomniałsobie,żeoddałdrugimiecz,ten,którywykonałjakochłopiecnaCoruscant.Oddał

goMarrowi.

Marrowi?
Wpamięcimignęłamutwarz-brązowa,ogorzała,zaureoląwłosówokalającąwyniosłeczoło.

TwarzCereanina.Marr.

- Marr? - zawołał, przekrzykując syreny. Jego szorstki głos odbijał się w korytarzu. W

wyobraźni zobaczył leniwe oko, zdeformowaną asymetryczną twarz, nieodłączny uśmiech i wraz z
obrazempojawiłosięimię.-Khedryn?

Brakodpowiedzi.
Byłsam.
Poświęcił chwilę na ocenę swojej kondycji fizycznej. Obejrzał kończyny, pierś, brzuch. Poza

otwartymiodnowaranaminaręceimałądziurkąwgłowieniestwierdziłżadnychpoważniejszych
urazów.Najwyraźniejjednakstoczyłzkimśwalkę.Policzekbolałgoprzydotyku;żebrairęcemiał
posiniaczone,jakbyodblokowaniaciosów.

Dokonał przeglądu swojego ekwipunku. Przetrząsnął kieszenie i sakiewki na pasku - były tam

batony odżywcze, zapasowe zasobniki energii do blastera, płynna lina i lampa jarzeniowa. Nie
znalazłjednakpakietumedycznego.

Wziął lampę jarzeniową w zranioną dłoń i włączył ją. Snop światła padł na półprzezroczystą

podłogę w głębi korytarza. Cieniuteńkie włókna w podłodze zdawały się błyskać w odpowiedzi,
jakbyfotonyporozumiewałysięzesobąwjakimśniezrozumiałymdlaniegojęzyku.Ruszyłśladem
światłaswojejlampyjarzeniowejwposzukiwaniuwyjścia.

Z każdym krokiem dochodził do siebie. Korytarz co pewien czas się rozgałęział. Pionowe

łączeniawścianachotwierałysięprzednimzwilgotnymodgłosem,odsłaniająckolejnekorytarzei
pomieszczenia.Ponowniezadziwiłsięmiejscowątechnologią.

Od dymu łzawiły mu oczy i drapało w gardle. Migające światła w ścianach i podłodze

przyzywały go niczym błędne ogniki, kusząc nieznanym losem, którego nie pojmował. Odległe
eksplozjewciążkołysałystatkiemiJadenchwiałsięnaswoichsłabychjeszczenogach.

Energia Ciemnej Strony zgęstniała. Zbliżał się do jej źródła. Ciemna potęga budziła w nim

niepokój.Nachyliłsiędoprzodu,opierającsięjejnibynawałnicy.Przypomniałamusiębłyskawica
Mocyskwierczącanakońcachjegopalców-energiazrodzonazestrachulubzgniewu.Popatrzyłna
swojeręce-jednąnienaruszoną,drugąpozbawionątrzechpalców-izrozumiał,żestrachigniewnie
mająjużnadnimwładzy.NigdywięcejnieużyjebłyskawicyMocy.

Przed sobą zobaczył duże pionowe łączenie. Jego rozmiar wskazywał na znacznie większe

drzwi i znacznie większe pomieszczenie znajdujące się za nimi. Światła w podłodze i w ścianach
tworzyływokółniegokalejdoskopbarw:czerwieni,zieleni,żółci;przywoływałygo,aleonzwolnił,
wyczuwającwpowietrzucośstrasznego,jakieśniebezpieczeństwoczającesięwmrokuzadrzwiami.
Zjeżyły mu się włoski na karku. Światła zaczęły migać szybciej, bardziej natarczywie, jakby
wyczuwałyjegoemocje.Zatrzymałsię,przełknąłślinę.Naskórzeperliłmusiępot.

Zgasłajegolampajarzeniowa,apotemświatławścianachipodłodze.Pozostałyjedyniesłabe,

sporadycznebłyskinasuficie.Stałsamotniewkorytarzu,skąpanymwmroku,wświetle,wmroku,w
świetle.

Z pomieszczenia za drzwiami dobiegł wrzask, przeciągły skowyt nienawiści, tylko częściowo

ludzki.Czysta,niepohamowanafuriategogłosuporaziłaJadena.Zrobiłpółkrokudotyłuzdłonią

background image

narękojeścimieczaświetlnego.Przypływadrenalinywyostrzyłmuzmysły.

Wrzask przerodził się w dziki pomruk, ale Jaden słyszał w nim przebiegłość. Z wewnątrz

dobiegłpotężnyhuk,apotemjeszczejeden.Kroki?Zpewnościąjakiśruch.Cokolwiekczaiłosięza
drzwiami,zbliżałosiękuniemu.

Zanurzył się w Mocy i odpiął od paska miecz świetlny. Poczuł chłodny metal rękojeści w

śliskiejodpotudłoni.

-Jaden-odezwałsięgłoszajegoplecami:głos,któryzarzuciłhaczykwjegopamięćizaczął

wyciągaćwspomnienianapowierzchnięświadomości.

Odwróciłsięizobaczyłwyłaniającesięzcieniapostaci.Czyżbygośledzili?Jakmógłichnie

zauważyć?

Szybkoichrozpoznał-jedenmiałrękęowiniętąwokółszyidrugiego-alejegoumysłnieod

razuprzyporządkowałimimiona.

-Znamwas-powiedziałJaden.
Nagle zalała go fala wspomnień. Przypomniał sobie, gdzie jest, po co tu przybył i co mu się

przydarzyło.Nagłyprzypływobrazówiemocjioszołomiłgo.Jęknął,chwytającsięzagłowę.

Jednazpostacitrzymałacośwdłoni-rękojeśćmieczaświetlnego.Zapaliłagoiczerwonalinia

przecięłamrok.

Z pomieszczenia za plecami Jadena dobiegł kolejny wrzask. W odpowiedzi światła w ścianie

rozbłysłynanowo,jaśniejszeniżdotejpory,iJadenwkońcuprzypomniałsobie,cotojest-żyły,w
którychkrążyłaenergiaCiemnejStrony.

Faktycznieobudziłsięwbrzuchubestii.
Ścianyzatrzęsłysięodkolejnegowrzasku.
Zapaliłswójmieczświetlny,odpowiadającjegożółtympromieniemnaotaczającygomrok.

background image

ROZDZIAŁ2

Dwadniwcześniej

Jaden wyglądał przez iluminator „Gruchota”. Jego odbicie przysłaniało oddalające się tarcze

lodowego księżyca i błękitnego gazowego giganta, wokół którego krążył. Popatrzył na swój
wizerunek.Porazpierwszyodmiesięcymógłznieśćwłasnespojrzenie.Nazamarzniętymksiężycu
straciłpalceipołamałkości,alezostawiłtamteżswójstrachijednocześnieuleczyłduszę.

Zdałsobieterazsprawę,żewątpliwości,jakiemiałwsprawiewłasnejrelacjizMocą,niebyły

mieczem,którymiaługodzićwjegodeterminacjęizawieśćgonaCiemnąStronę.Stanowiłyraczej
tarczę introspekcji, która miała go przed tym chronić. Wiedział, że nigdy nie przejdzie na Ciemną
Stronę,ponieważzbytdobrzejąrozumie.

MistrzKatarnokrężnądrogąpróbowałgotegonauczyć,Jadenjednakniezrozumiałwpełnitej

lekcji, dopóki nie zawędrował na nieopisany księżyc w Nieznanych Regionach i nie spotkał
posługującychsięMocąklonów,zrodzonychzgenówSithówiJedi.

Miał nadzieję, że wkrótce zobaczy się z Mistrzem Katarnem. Zbyt wiele minęło już czasu.

Oddalalisięodsiebie,ażichorbityprzestałysiękrzyżować.TerazJadenmiałzamiartonaprawić.

Wyciągnął przed siebie ręce - jedną całą, drugą okaleczoną. Kikuty jego utraconych palców

wciąż miały czarno-czerwony kolor zwęglonego mięsa. Wiedział, że nigdy już nie zobaczy
błyskawicy Mocy wypuszczanej mimowolnie z końców jego palców. Nie dlatego, że błyskawice
Mocy były utożsamiane z Ciemną Stroną - dla Jadena Moc była tylko narzędziem, ani jasnym, ani
ciemnym - ale dlatego, że takie niekontrolowane wyładowania oznaczały brak zrozumienia Mocy i
samegosiebie.Aonterazrozumiałjużjednoidrugie.

WłaściwietopoczułMocnanowo,ztąsamąniepohamowanąrozkoszą,którąodczuwał,kiedy

odkrył ją jako dziecko. Odkrycie to skłoniło go do zbudowania miecza świetlnego z części
zamiennych w warsztacie jego wuja. Nie pamiętał samego procesu budowy, jakby robił to we śnie.
Podejrzewał,żemógłprzezcałytenczasznajdowaćsięwtransie,alepamiętał,jakporazpierwszy
włączył broń, jak zachwycił się jej cienką, prościutką fioletową linią, cichym szumem jej energii.
Kiedypokazałswojedziełowujowi,tenniemógłuwierzyćwłasnymoczom.

-Stang,chłopcze!Wyłączto,bowytnieszdziuręwścianie!
JegowujnatychmiastskontaktowałsięzwładzamiipodwóchdniachJadenjużbyłzapisanydo

Akademii Jedi i rzucony w wir wahadłowców i lotów kosmicznych, a na koniec po raz pierwszy
uścisnąłdłońWielkiegoMistrzaLuke’aSkywalkera.

-WitamwAkademiiJedi-powiedziałLuke.
Wpatrującsięterazwgwiazdyirozżarzoneobłokigazu,Jadenzdałsobiesprawę,żeodlatnie

myślał o wujku Omie. Om przygarnął Jadena po tym, jak jego przybrani rodzice zginęli w
katastrofie promu. Jako mały chłopiec Jaden wołał na niego „wujek Hutt” z uwagi na jego tuszę.
Jaden z rozbawieniem przypomniał sobie szeroki uśmiech przyklejony do twarzy wuja i jego
świszczący rechot. Om zginął w czasie inwazji Yuuzhan Vongów na Coruscant. Jaden był wtedy na
misjiidowiedziałsięojegośmiercipofakcie.

Niespodziewanienawiedziłogozmysłowewspomnienie,nagłeiintensywneniczymbłyskawica

- zapach rudych włosów jego matki, przypominający woń polnych kwiatów. Uczepił się tego
wspomnienia,bobardzosłabopamiętałswoichrodziców.Znałichgłówniezrodzinnychholozdjęći
nagrańwideo.

A teraz nie miał już żadnej rodziny. Był zupełnie sam. Praktykował zasadę nieprzywiązywania

background image

sięniezwyboru,alezkonieczności.Dziwne,jakukładałosięjegożycie.

GłosKhedrynaprzerwałjegorozważania.
-Skannicniewykazał.Klonyzniknęły...albosątakdaleko,żeskaneryichniewykrywają.
- Domyśliłem się - odparł Jaden, wciąż wyglądając przez iluminator i nadal zmagając się ze

wspomnieniami. Banda genetycznie zmodyfikowanych klonów uciekła z księżyca skradzionym
statkiem.Oniteżbylisami,pomyślałJaden.Przynajmniejwpewnymsensie.

-Może to ilepiej - stwierdziłKhedryn. - „Gruchot” nienadaje się dopościgów. Czeka nas co

najmniejkilkagodzinnapraw,zanimbędziemożnagoposłaćwnadprzestrzeń.Marrprzedziurawił
gonawylot,apotemoberwałjeszczeodtychmyśliwcówSithów.Niemówiącotwoimpilotowaniu,
któreprawierozniosłogonastrzępy.-Zachichotał.-Jakręka?

-Wporządku-powiedziałJaden,odwracającsiękuniemu.
Khedrynprzechyliłpytającogłowę.ZdrowymokiemwpatrywałsięwJadena,ato„leniwe”oko

utkwiłponadjegoramieniem,byćmożewjegoodbiciuwiluminatorze.

-Wszystkowporządku?-Khedrynpopijałkafzkubka.
-Tak,tak-odparłJaden.-Poprostu...myślałemoswojejrodzinie.
-Niewiedziałem,żemaszrodzinę.
-Boniemam.Jużnie.
-Totakjakja.
Jadenotymwiedział.RodziceKhedrynaprzeżylikatastrofę„LotuPozagalaktycznego”.Zmarli

jednak na długo przed tym, jak Wielki Mistrz Skywalker i Mara Jade ściągnęli Khedryna, wraz z
garstkąocalałych,zasteroidy,naktórejrozbiłsięstatek.

Khedrynwyszczerzyłzęby,unosząckubekzkafem.
-Aleterazmamysiebie,nonie?
Jadensięuśmiechnął.
-Owszem.
Khedrynocaliłmużycienaksiężycu.
- Świeży kaf w kambuzie - oznajmił Khedryn. - Pulkay jest tam gdzie zawsze, gdybyś miał

ochotęnaparęgłębszych.Niezaszkodziłobyci,Jaden.Wyglądasznafaceta,któryzadużomyśli,a
zamałopije.

Jadenuśmiechnąłsięszeroko.
-Takmówisz?
- Żebyś wiedział, że tak. Rozmyślasz, kontemplujesz, szukasz sensu to tu, to tam. Cały ty.

Czasamipoprostujestjakjest.

-Samwtoniewierzysz.
Wyraz rozbawienia zniknął z twarzy Khedryna. Mężczyzna spojrzał na swój kubek, zamieszał

zawartościąiwychyliłto,cozostało.

-Nopewnie,żenie.Niepotym,cosięstałonaksiężycu.Alenielubiętegozaczęstoroztrząsać.

Głowamnieodtegoboli.Jeszczepojednym,co?

-Dobra-zgodziłsięJadeniruszyliprzezkorytarze„Gruchota”wkierunkukambuza.Khedryn

przystawałcojakiśczas,żebyobejrzećjakieśzłączenagrodziczyiluminator.Stukałwścianęswoim
kubkiem i kiwał głową albo marszczył brwi, najwyraźniej próbując wywnioskować coś z dźwięku
metaluuderzającegoometal.

-Jestwykończony-stwierdziłwkońcu.-Aledałsobieradę.
Tosamomożnabyłopowiedziećonichwszystkich,pomyślałJaden.
Khedrynpoklepałgródź.
-Zrobito,ocogopoprosimy.Prawda,mały?
-Niewątpię.

background image

Khedrynodchrząknął.
-Tojak,maszjakiśplan?Cozrobimywsprawietychzbiegłychklonów?
-Znajdziemyje-odparłJaden.
-Takmyślałem.Ciekawtylkojestemjak.
-NajpierwmuszępomówićzWielkimMistrzemSkywalkerem.
Kierując się wizją Mocy, Jaden opuścił Coruscant bez powiadomienia Zakonu czy zgłoszenia

planu lotu. To był błąd. A teraz ktoś już się pewnie zastanawiał, dokąd on się udał. Poza tym miał
obowiązekpoinformowaćWielkiegoMistrzaozbiegłychklonach.

-Tomasens-powiedziałKhedrynispojrzałnapodłogę.-Więc,eee...Marrmówi,żezgodziłeś

sięgoszkolić.Toprawda?

JadenwyczułlekkągoryczwpytaniuKhedryna.Rozumiałto.
-ToteżmuszęomówićzWielkimMistrzem.
Khedrynprzejechałdłoniąpogrodzi„Gruchota”.
-JeśliMarrdostaniezieloneświatło,tochybazostanęsam.-Zachichotał,aleJadenwiedział,że

ten śmiech jest wymuszony. Khedryn i Marr od dawna byli przyjaciółmi. - Nie może być moim
pierwszymoficerem,jeślimasiękształcićnaJedi.

-Byłobytrudno-przyznałJaden.-Alenieuprzedzajmyfaktów.
-MarrJedi?-Khedrynpokręciłgłową.-Niemogęwtouwierzyć.
-Jakośtobędzie,Khedryn.
Żaden z nich nie odezwał się już, dopóki nie znaleźli się w kambuzie „Gruchota”. Powietrze

wypełniałzapachświeżegokafu,wszechobecnynapokładziestatku.Khedrynnapełniłswójkubeki
nalałdrugidlaJadena.

-Odrobinępulkaya?-spytał.
-Nie,dzięki.
Khedrynsięgnąłpokieliszekalkoholu,żebydolaćsobiedokafu,alesięrozmyślił.
-Piciesamemutożadnaprzyjemność.Zlataniemjesttaksamo.
Jadengozrozumiał,alenicniepowiedział.
Jakby na mocy jakiegoś niewypowiedzianego porozumienia nie usiedli przy stole, gdzie

wcześniejonitrzejiRelin-Jedi,któryprzybyłzprzeszłości,sprzedczterechtysięcylat-siedzieli,
planującataknapancernikSithów.Relinzginąłwtrakcieataku,aJaden,MarriKhedrynledwouszli
zżyciem.Usiedlizatemprzykontuarze.

-ZaRelina-powiedziałKhedryn,unosząckubek.
-ZaRelina-powtórzyłJaden.
Przezjakiśczassączylikafwmilczeniu,ażwkońcuodezwałsięKhedryn:
-Taksobiemyślałem...
Jadenczekał,popijająckaf.
- Te klony przeleciały swoim statkiem przez szczątki pancernika. A Relin mówił, że ten statek

byłwypełnionyrudą,którazwiększałapotęgęMocy.

-WzmacniałaCiemnąStronę-sprostowałJaden.
- Tak, tak. No więc przelecieli przez sam środek. - Khedryn spojrzał na stół, przy którym

siedzielizRelinem,apotemwyjrzałprzeziluminator.-Ciekawe,jaktomogłonanichzadziałać.

Jadenatakżetozastanawiało-iniepokoiło.
-Fakt.
Żołnierz wciąż czuł się pobudzony, naładowany energią. Lekarze w ośrodku nazwaliby to

CiemnąStronąMocy,aleŻołnierznieuznawałichetykietek.Dlaniegobyłatopoprostuenergiaido
diabłazetykietkami.

Wszyscy to poczuli, nawet dzieci, kiedy wiozący ich skradziony myśliwiec typu CloakShape

background image

opuściłlodowyksiężyciprzemknąłprzezpozostałościwysadzonegostatku.Pomiędzypowierzchnią
księżyca a schronieniem, jakie dawała przestrzeń kosmiczna, unosiła się chmura płonących
szczątków,rozgrzanegogazui...czegośjeszcze.

Żołnierz podejrzewał, że wysadzony statek przewoził coś związanego z Mocą coś potężnego,

może jakiś artefakt Sithów, i że zniszczenie okrętu spowodowało rozproszenie tego czegoś w
rzadkiej atmosferze księżyca. Niebo nasyciło się jego esencją powietrze wypełniło energią,
potencjałem.

W miarę jak się wznosili, odczuwali to coraz mocniej - najpierw jako mrowienie na skórze,

potem jako falę emocji, która sprawiła, że Żołnierz czuł na przemian radość, gniew, przerażenie i
miłość. Klony stały wokół niego w prowizorycznej ładowni myśliwca i szeptem zadawały pytania,
podczasgdydzieciwierciłysięichichotały.

-Cotojest?-spytałStwórcazotwartymiszerokooczami.-Tywiesz,Wieszczko?
Wieszczkajednaknieodpowiadała.Zdawałasiępogrążonawjednymzeswoichtransów-oczy

miałazamknięteikiwałasię.CałkiemjakbyobcowałazMatką.

Zkażdąchwiląuczucieprzybierałonasile.Byłotozarazemrozkoszneiprzerażające.Zpalców

Żołnierza wydobyła się błyskawica Mocy i skwiercząc, owinęła mu się wokół rąk. Spoglądał w
zdumieniunaswojepalce,uśmiechającsięszeroko.Emocjepozostałychklonówdocierałydoniego
poprzez wspólną empatyczną więź całej społeczności. Czuł ich radość, ich ekstazę, ich gniew. Ich
emocje karmiły się jego emocjami, a jego ich, tworząc niekończące się sprzężenie zwrotne, krąg
emocjonalnejenergii.Żołnierzmiałwrażenie,jakbycośwnimwrzało,wypełniałagoemocjonalna
para,któramogłaznaleźćujściejedyniewzwierzęcychkrzykachiwyładowaniachenergetycznych.
Ładowniapogrążyłasięwchaosie.Tylkotroskaodzieciutrzymywałagoprzyzdrowychzmysłach.
Stałnadnimiwopiekuńczejpozie.

- To znak od Matki! - krzyknęła nagle Wieszczka pośród panującego zgiełku. Oczy miała

zamknięte,aręcewyciągnęłaponadłysągłowę,wkierunkusufitu.-Pobłogosławiłanaszexodus!

Pozostali - Stwórca, Dwie Klingi, Łowczyni - powtórzyli za nią głosami niewyraźnymi od

nagłegoprzypływuenergii:

-TodarodMatki.Dar.
Dzieciprzeważnieśmiałysięlubjęczały-ichwięźzMocąbyłajeszczesłaba.
-Cotojest,Żołnierzu?-spytałaswoimcienkimgłosikiemŁaska.
Niemógłsięzmusić,żebywspomniećoMatce,więcpowiedziałtylko:
-Toenergia,Łasko.Nieruszajsię.
AwtedyCloakShapewleciałwobłok.Energiawypełniającapowietrzeprzelałasięprzezkadłub

idotknęłabezpośrednioichwszystkich.

PoraziłaŻołnierzaniczymprądem,otworzyłagłębsząwięźzMocąipowaliłagonakolana.
-Żołnierzu!-zawołałazaniepokojonaŁaska.
Gestem kazał jej się odsunąć, obawiając się, że może nie zapanować nad buzującą w nim

energią.

Pozostali członkowie Wspólnoty także krzyczeli głośno, gdy wstępowała w nich energia.

Wieszczka jęczała jak w ekstazie, dzieci - nawet Łaska - zaczęły się głośno śmiać, a w ich głosie
słychaćbyłojakąśdzikąnutę.

Otworzyły się nowe kanały w Mocy i energia natychmiast wypełniła puste przestrzenie.

Żołnierzowikręciłosięwgłowie,łzawiłymuoczy.Jegopercepcjasięrozszerzała.Trzymałsięza
głowę,jakbypróbowałpowstrzymaćswojącorazmocniejszązdolnośćpojmowania.

Statek obrócił się gwałtownie - za sterami siedział Biegacz i widocznie on także został

owładnięty. Wszyscy krzyknęli, gdy nagły zwrot rzucił ich na przeciwległą ścianę ładowni.
Łowczyni przytuliła do piersi swoje dzieci - Łaskę i Błogosławieństwo - żeby osłonić je przed

background image

uderzeniem. Żołnierz, najbardziej trzeźwo myślący z nich wszystkich, zamortyzował ich uderzenie
Mocą,dziękiczemuoszczędziłwszystkimpołamanychkości.Statekwpadłwkorkociągirzuciłoich
z powrotem na drugą stronę ładowni, a komory zamrażalni stojące wzdłuż jednej ze ścian
przewróciły się i zaczęły sunąć po podłodze. Zgrzyt metalu ocierającego się o metal dołączył do
chóru klonów. Żołnierz i Blizna oboje unieśli ręce i posługując się Mocą, zatrzymali komory dwa
metryodpogrążonejwciążwtransieWieszczki.

Zmagającsięzkonwulsjamistatku,Żołnierzpodniósłsięizacząłbrnąćprzezchaosładowniw

kierunkukabiny.ZastałBiegaczawfotelupilota,zrozłożonymiszerokorękami,głowąodrzuconą
dotyłu,zamkniętymioczamiiślinącieknącąznieprzytomnegouśmiechu.Żołnierzściągnąłgona
podłogęiwalnąłpięściąwpulpitsterowniczy,żebywłączyćautopilota.Potemodwróciłsięizłapał
Biegaczazakoszulę.

-Siadajtuipilotuj!-rozkazał,aleBiegacz,pochłoniętyprzezprzypływenergii,najwyraźniej

goniesłyszał.

Gdy tylko autopilot skorygował lot statku, Żołnierz ruszył śladem głosów klonów i dzieci z

powrotemwstronęładowni.Zanimdotarłnamiejsce,falaemocjizmieniłazabarwienie.Dziękiwięzi
łączącej go z pozostałymi klonami wyczuł rosnący w nich strach. Potem poczuł ich ból, wreszcie
śmiech dzieci zamienił się w płacz, a następnie wrzaski. Pełne radości krzyki klonów ustąpiły
miejscabolesnymjękom.

NiedotyczyłotoWieszczki,którejgłos,wychwalającyMatkę,słyszałwciążpośródinnych.
Żołnierz zablokował empatyczną więź najlepiej jak potrafił i popędził korytarzem w stronę

ładowni.Wszedłdośrodka,wnawałnicękrzykówibólu.

Łowczyni leżała w pozycji embrionalnej, wrzeszcząc, z zębami obnażonymi w grymasie. W

ramionach tuliła Błogosławieństwo i Łaskę. Oczy miała otwarte i nieobecne, a oddech pomiędzy
krzykami tak przyspieszony, że Żołnierz obawiał się, czy nie spowoduje to hiperwentylacji.
Dziewczynki także miały otwarte oczy. Łaska wpatrywała się w niego wzrokiem pełnym bólu. Na
szczęście dzieci nie krzyczały. Leżały nieruchomo, z uchylonymi ustami i szklistymi oczami.
Wyglądałyjaktrupy,któreniezorientowałysięjeszcze,żenieżyją.

Namyślotym,żedziecimogąumrzeć,Żołnierzowiugięłysięnogi.
-Łasko!-zawołał.-Błogosławieństwo!
Żadnaznichsięnieporuszyła.Najwyraźniejgoniesłyszały.
Cosięstało?Niebyłogoraptemparęminut.
Stwórca siedział ze skrzyżowanymi nogami na podłodze, kiwając się; z jego otwartych ust co

pewien czas wydobywały się gardłowe jęki. Na całej długości przedramienia wyrył sobie
paznokciamikrwawerowkiiwciążjerozdrapywał,ajegokrewzbierałasięwkałużachnapodłodze.
Przezwyciężającodrazę,Żołnierzpodszedłdoniegoichwyciłgozaręce.

-Przestań-powiedział,jednakStwórcawydawałsięgoniesłyszećinadalpróbowałdosięgnąć

ran.

Uwagę Żołnierza odwróciły przenikliwe krzyki Blizny. Kobieta leżała, wijąc się, w pobliżu

jednej z przewróconych komór zamrażalni, a odsłonięte fragmenty jej pokrytej plamami skóry
wyraźniepulsowały,całkiemjakbypodnaskórkiempełzałytysiącerobakówpróbującychwydostać
sięprzezpory.

- Pomóżcie! - krzyczała, rozpylając fontannę śliny. Twarz miała wykrzywioną w grymasie. -

Pomóżcie!

Aleniktnieprzyszedłjejzpomocą.Wieszczkabyłazanadtopogrążonawswoimtransieizajęta

wychwalaniemMatki,innizaśpochłonięcibyliswoimbólem.Żołnierzwziąłsięwgarść,podbiegł
doBlizny,ukląkłobokiprzyciągnąłjądosiebie.Byłachuda,ajejdługieciemnewłosyopadaływ
strąkach na wymizerowaną twarz. Żołnierz starał się nie okazywać po sobie obrzydzenia, gdy jej

background image

skóraruszałasięiwybrzuszałapodjegodłonią.

-Pomóżmi,Żołnierzu!
-Totachoroba-powiedziałŻołnierzbezradnie.-Tomusibyćto.Choroba.
Choroba dotykała ich wszystkich - wszystkich oprócz niego - ale nigdy wcześniej nie widział,

żebyobjawybyłytakpoważne,nigdyteżniewidział,żebywystąpiłytakszybko.Lekarzewośrodku
modyfikowalimidichlorianywichkrwiiwyglądałonato,żeterazzmodyfikowanakrewreagowała
natosamozjawisko,którepowodowałounichprzypływenergii.Chorobatakżeprzybierałanasile.
Żołnierzmusiałznaleźćleki.

- Zaraz wrócę - zapewnił Bliznę, na co ona odpowiedziała krzykiem. Wybrzuszenia na jej

twarzy robiły się coraz większe i ciemniejsze, tworzyły bąble, które deformowały jej oblicze, a
potempękały,tryskającróżowympłynemnatwarziubranieŻołnierza.

-Cosięzemnądzieje?-krzyknęła.
Myśli Żołnierza zwróciły się ku dzieciom. One też mogły być chore. Obejrzał się na Łaskę,

BłogosławieństwoiDar,alewyglądałonato,żenicimniejest.

Żołnierzwstał.Nogiwciążsiępodnimuginały.Zobaczyłskrzynię,wktórązapakowalizabrane

zksiężycaleki.Znajdowałasięwpobliżuprzeciwległejściany,aprzyniejstałDwieKlingizdzikim
wzrokiem i dłońmi na rękojeściach swoich mieczy świetlnych. Dwie Klingi nie wyglądał na
cierpiącego,przynajmniejnarazie.Mamrotałcośpodnosemiprzestępowałznoginanogę,jakby
gotowałsiędowalki.

Żołnierz ruszył w kierunku skrzyni z lekami, powoli, z rękami uniesionymi w pokojowym

geście.DwieKlingizmierzyłgosrogimspojrzeniem,naprężającmięśnie.Potwystąpiłmunaczoło.
Usta miał zaciśnięte, a jego zielone oczy utkwione były w Żołnierzu; co chwila nimi mrugał, tak
jakbyniewidziałwyraźnie.Rozszerzoneźrenice,przypominająceczarnedziury,widziałychybacoś
innego niż rzeczywisty świat. Żołnierz dostrzegł lekkie spazmy pod skórą jego twarzy, które
zwiastowałytakisamlosjakuBlizny.

- Potrzebne mi są leki - oznajmił Żołnierz, wskazując ruchem głowy na skrzynię za plecami

DwóchKling.

-Żołnierz-syknąłDwieKlingi.
Żołnierzchciałgoominąć,aleDwieKlingistanąłmunadrodze.Pierśfalowałamujakmiech.

Żołnierz zdławił w sobie przypływ irytacji. Krzyki i jęki ocalałych klonów działały mu na nerwy.
Zaklęcia,któreWieszczkakierowaładoMatki,byłyjakkamykwbuciejegoumysłu.

- Zejdź mi z drogi - powiedział Żołnierz. Przepchnął się obok Dwóch Kling i ukląkł przy

skrzyni.

Za plecami usłyszał skwierczenie zapalanych mieczy świetlnych i od razu odezwał się jego

instynkt.Przeturlałsięwlewo,skoczyłnarównenogi,chwyciłwdłońwłasnymieczizapaliłklingę.
Czerwona linia zaiskrzyła i zasyczała, odzwierciedlając jego nastrój. Rozniecił się w nim gniew
podsycany przez falę energii, która wpływała na nich wszystkich. Z jego palców wystrzeliła
błyskawica Mocy, która owinęła się wokół rękojeści i klingi jego miecza. Rozkoszował się swoją
nowoodkrytąpotęgą.

DwieKlingiwarknął.Jegoczerwonopomarańczoweklingisterczałyzrękojeści,któretrzymał

wzaciśniętychpięściach.

-Tomusiałosiętakskończyć,Żołnierzu.Niejesteśjednymznas.
-Niemyślisztrzeźwo-odparłŻołnierz,alewgłębiduszysięznimzgadzał.Chciałwalczyć,

chciałzabijać.

DwieKlingiwarknąłiskoczyłdoprzoduzopuszczonyminiskoostrzami.Żołnierzcofnąłsię,

odbiłobieklingiwłasnymmieczemiuniósłgo,żebyzadaćśmiertelnycios.Zanimjeszczetozrobił,
ryk wściekłości Dwóch Kling zamienił się w jęk bólu i mężczyzna padł z krzykiem na podłogę,

background image

wijąc się i trzymając za głowę. Obie klingi wyłączyły się, a jego skóra zaczęła się marszczyć i
wybrzuszać.

Żołnierzstanąłnadnimzmieczemświetlnymwdłoni,ześwieżorozbudzonąagresją.Takłatwo

byłobyzabićDwieKlingi,takłatwo.Uniósłmiecz...

KrzykiBlizny,któreprzybrałyjeszczenasile,przekłułybalonjegogniewuisprowadziłygona

ziemię. Przypomniał sobie o swoim celu. Z trudem opuścił i wyłączył klingę. Pot spływał mu po
całymciele.Kipiałwnimgniew-„tomusiałosiętakskończyć”-alepanowałnadnim.

Wziąłgłęboki,uspokajającyoddechiobejrzałsięnaBliznę.Byłozapóźno.Otwarteranynajej

twarzyirękachwydzielałypłyn,niczymposzarpanekraterytryskająceropą.

- Żołnierzu - powiedziała bezgłośnie i uniosła jedną rękę, która jednak opadła po chwili

bezwładnie na bok. Jej ciało zadrgało raz czy dwa, a potem znieruchomiało. Nieobecne, martwe
oczy,czerwoneodpopękanychnaczynek,wpatrywałysięwŻołnierzajakbyzwyrzutem.

Żołnierz zaklął i kopnął Dwie Klingi w żebra. Nie wiedział, dlaczego go to obeszło. Poza

dziećmi,resztaklonówniedbałaoniego.Ajednakniemógłzaprzeczyć,żecośdonichczuje.

Idlategomiałzamiarzrobićtocozawsze-zatroszczyćsięonich.
Ukląkłprzedskrzynką zestrzykawkami.Pozostało trzydzieścidawekleku. Spodziewalisię,że

wystarczy im to na parę tygodni, może dłużej, ale ceną, jaką zapłacili za bliższą więź z Mocą, był
przyspieszony rozwój choroby. Przypuszczał, że to coś, przez co przelecieli, przyspieszy także
obłęd,którybyłjejnieuchronnymnastępstwem.Najpierwniedomagałyciała,potemtosamodziało
sięzumysłami.DwieKlingibyłjużprawiemartwy.Łowczynitakże.JakiśJediprzyleciałnaksiężyc,
zabiłjednegozklonów,aleresztauszłazżyciem...tylkonajakdługo?

Wśród krzyków i jęków chorych, odbijających się echem od ścian, Żołnierz pewną ręką

odmierzał dawki. Przyglądał się przy tym swojej skórze, obawiając się, że zobaczy te same
przemieszczające się wzgórki, które widział u Blizny, ale na szczęście niczego takiego nie
zaobserwował.Najwyraźniejlekarzewośrodkuwzmocnilijegoodporność.

Kiedy przygotował odpowiednią liczbę strzykawek, odwrócił się i rzucił w wir pracy. Krążył

między chorymi, wstrzykując każdemu lek, który lekarze opracowali, żeby utrzymywać ich przy
życiu i zdrowych zmysłach. Zaczął od dzieci, potem zajął się Dwiema Klingami, następnie
Łowczynią. Każde z nich uspokajało się parę chwil po zastrzyku; ich powieki stawały się ciężkie,
oddechpowolnyiregularny.PołożyłrękęnagłowieŁaski,pogładziłjejrudewłosy,potemtosamo
zrobił z Łowczynią. Kobieta była mokra od potu. Jego dotyk przyprawiał ją o dreszcze, ale
przynajmniejskóraprzestałafalować.

- Gdzie jest Alfa? - spytała Łowczyni. Jej wzrok oprzytomniał, przynajmniej na chwilę.

Przytuliła Łaskę i Błogosławieństwo. Obie były córkami Alfy. Dziewczynki miały zamknięte oczy.
Wyglądały tak, jakby spały, ale ich ściągnięte twarze i cichutkie jęki zdradzały cierpienie. Dzieci
zawszenajgorzejznosiłychorobę.Większośćspośródpotomstwaklonówumierałaprzedwcześnie.

-Alfanieżyje-powiedziałŻołnierz.-Jedigozabił.Wieszotym,Łowczyni.
Wpatrywałasięwniegoprzezdługąchwilę,jakbynierozumiała.
-Totypowinieneśbyłzginąć-wymamrotaławkońcuizamknęłaoczy.
Jej słowa odbiły się od emocjonalnego pancerza, którym zwykle osłaniał się Żołnierz. Przez

latasłyszałto,lubpodobnerzeczy,wielerazy.Różniłsięodinnychklonów.Wiedziałotymioniteż
wiedzieli.Byłnajlepszyznich;byłostatecznym,najdoskonalszymokazemwyprodukowanymprzez
lekarzyiniezdradzałżadnychobjawówchoroby,któradotykałaresztę.Tylkodziecitraktowałygo
jakjednegoznich.

-Chceszwody?-spytałjąŻołnierz.
- Nie - odparła łagodnym głosem, jakby zapomniała już swoje ostre słowa wypowiedziane

przedchwilą.

background image

-Wtakimrazieodpoczywaj.Przyniosękocedladzieci.
Zacząłwstawać,alejejrękazacisnęłasięnajegoprzedramieniujakimadło.
-Dlaczegotaksiędzieje,Żołnierzu?
Bałsięodpowiedzieć,aleniemusiałtegorobić.Onaodpowiedziałazaniego.
- Matka wystawia swoich wiernych na próbę - stwierdziła, uśmiechnęła się i pokiwała w

zamyśleniugłową.-Przejdziemytępróbę,takjakprzeszliśmywszystkieinne.

Żołnierz poklepał ją po dłoni i wstał. Jego wzrok padł na ciało Blizny, jej twarz pokrytą

otwartymiranami.Wyobraziłsobie,jakzakażonakrewrozlewasiępopodłodze,wdzierasięwciała
innych. Ale wiedział, że to tylko urojenia. Podejrzewał, że Matka także może być urojeniem, ale
wiedział, że lepiej o tym nie wspominać. Jeśli Matka istniała naprawdę i faktycznie poddawała ich
próbie,toBliznatejpróbieniesprostała.Iniemiałwątpliwości,żeinnymtakżesiętonieuda.

Zaniósł dzieciom koce, po czym ruszył przez ładownię, lawirując między swoimi

nieprzytomnymi lub półprzytomnymi braćmi i siostrami. Wreszcie dotarł do Wieszczki. Wciąż
jeszcze nie zrobił jej zastrzyku. Teraz, gdy lek położył kres krzykom innych klonów, ciszę
wypełniałyjedyniemodlitwyWieszczkidoMatki.

Zanimzdążyłsięnadniąnachylić,Stwórcapodniósłsięistanąłnaniepewnychnogach.
-Żołnierzu...-zwróciłsiędoniego.-Chodźtutaj.
-Zachwilę-odparłŻołnierz.
- Teraz - nalegał Stwórca i zajął miejsce między Wieszczką a Żołnierzem. Miał dziki,

nieopanowanygrymasnatwarzy.Pozostaliprzyglądalisięimlubwpatrywalisięwdalnieobecnym
wzrokiem. Stwórca podszedł do Żołnierza i wycedził przez zęby: - Ty nie jesteś chory. - W jego
ściszonymgłosiepobrzmiewałagroźba.

Za plecami Żołnierza Dwie Klingi wymamrotał słowa poparcia, chociaż oczy miał wciąż

zamknięte. Błogosławieństwo i Łaska zakwiliły cicho. Nigdy nie lubiły konfliktów między
członkamiWspólnoty.

-Tyteżniejesteś,bopodałemcileki-odparłŻołnierz.
Stwórca przeniósł wzrok z Żołnierza na ciało Blizny. Tych dwoje było parą i zwłoki Blizny

stały się osełką, na której Stwórca ostrzył swój gniew. Dzięki łączącej ich empatycznej więzi
ŻołnierzwyczuwałrosnącąwStwórcywściekłość,ciemnąchmuręzwiastującąburzę.

-Dlaczegoniejesteśchory,Żołnierzu?-spytałStwórca.Całymjegociałemwstrząsałyspazmy.

-Czuję,jakpełzająmipodskórą.Midichloriany.Tyteżjeczujesz?

Żołnierznieodpowiedział.SpojrzałwkierunkuWieszczki.
-Wieszczko...
-Onaciniepomoże-warknąłStwórca.
Gniew rozniecony w Żołnierzu przez Dwie Klingi buchnął nagłym płomieniem. Nie potrafił

zatrzymać tej pożogi. Nie chciał jej zatrzymywać. Musiał znaleźć ujście dla wzbierającego w nim
napięcia, a Stwórca się do tego świetnie nadawał. Podszedł bliżej, aż znalazł się twarzą w twarz z
wyższymodniegoodługośćdłoniStwórcą.

-Niepotrzebujęjejpomocy,Stwórco.
Stwórcauśmiechnąłsięszyderczo.ŻołnierzzanurzyłsięwMocy,gotującsiędowalki.
Gniew i strach wypełniające pomieszczenie zawirowały wokół nich i zespoliły się w potężną

emocjonalną mieszankę. Stwórca i Żołnierz karmili się nią i podsycali jak mogli, tworząc błędne
koło,któremożnabyłoprzerwaćtylkowjedensposób.

Stwórca chwycił rękojeść swojego miecza świetlnego, włączył go i wyprowadził pchnięcie,

celując w brzuch Żołnierza, ten jednak uskoczył w bok, obrócił się i, wykorzystując impet obrotu,
wymierzył Stwórcy wspomaganego Mocą kopniaka w klatkę piersiową. Siła uderzenia odebrała
Stwórcydechiodrzuciłagonapięćmetrów.Wpadłnaścianęładowni,odbiłsięodniejizrykiem

background image

natarłnaŻołnierza,przeskakującnadwywróconąkomorązamrażalni.

Pozostałeklony,prawdopodobniepobudzonewzbierającąfalągniewuienergii,zaczęłyjęczeći

krzyczeć.

EnergiaprzepływającaprzezŻołnierzaprzybrałanasile.Niemógłnadniązapanować,więcdał

jejujściewokrzykuwściekłości.ZczubkówjegopalcówwystrzeliłabłyskawicaMocyizawirowała
wokół. Wyciągniętą lewą ręką posłał ją w Stwórcę. Błyskawica poraziła go, powstrzymując atak, i
uniosłazpodłogi.Stwórcawrzasnął.

Żołnierzrozkoszowałsięjegobólem.TrzymającStwórcęwysokowgórze,wykonałgestprawą

dłoniąicisnąłnimogródź.Stwórcauderzyłoniązsiłą,któramogłapołamaćmukości,poczym
osunąłsięnapodłogę.MimotoŻołnierzgoniewypuścił.PosługującsięMocą,rzuciłnimogródź
jeszczeraz,potemdrugiitrzeci.

MieczświetlnywypadłStwórcyzdłoni,jegoręceinogimłóciłypowietrze,jakbyodłączoneod

ciała. Z połamanymi kośćmi, wyrwanymi ze stawów, wyglądał jak szmaciana lalka. Żołnierz czuł
jegoból,podsycałnimswojąwściekłość,swojąpotęgę.

Teraz zawęził pole działania; kciukiem i palcem wskazującym wykonał gest i zacisnął uścisk

MocynaszyiStwórcy.Klonzłapałsięzagardło,duszącsię.TymczasemŻołnierzdrugąrękąposłał
w niego kolejną błyskawicę Mocy, która spowiła go w całun skwierczącej energii, jednak chwyt
Żołnierzaniepozwoliłmuwydaćokrzykubólu.

Żołnierz wpatrywał się w twarz Stwórcy; przeciwnik wierzgał słabo nogami, a jego oblicze

robiłosięfioletowe.Żołnierznierozluźniałuścisku,dopókiStwórcanieprzestałsięruszać.Dopiero
wtedy pozwolił, by jego ciało opadło na podłogę. Zwłoki Stwórcy legły obok Blizny - oszpecone
przezŻołnierza,takjakjejprzezchorobę.

Władownizapadłacisza.SłychaćbyłojedynieoddechŻołnierza.NawetWieszczkaprzerwała

swojemodlitwyizamilkła.WalkaiśmierćStwórcyjakbywyssałyzpowietrzawszystkieemocje.A
możetopoprostulekizaczęłydziałać.

Żołnierz rozejrzał się dookoła. Inni, których dotknęły przyspieszone objawy choroby i

postępującyobłęd,zdawalisięledwopojmować,cozaszło.Cieszyłsię,żedziecitegoniewidziały.
Byłobymuwstyd.

Stał tak, osamotniony, i przyglądał się swoim dłoniom. Nigdy wcześniej nie potrafił ciskać

błyskawicMocyotakiejsile.PodniósłwzroknaWieszczkę,którawkońcuwybudziłasięztransui
wpatrywała się w niego. Spojrzała na ciało Stwórcy, potem znów na Żołnierza, który wyciągnął
strzykawkę.

-Tyteżmusiszwziąćleki,Wieszczko.
Ona jednak pokręciła powoli głową i uśmiechnęła się. Nie po raz pierwszy uderzyła go jej

uroda-symetrycznerysy,głębokoosadzoneoczy.

-Nie,niemuszę-powiedziała.-MojawięźzMatkąjestterazsilniejszaniżkiedykolwiek.Ona

podda nas próbie, zanim do niej dotrzemy. Słyszycie? - Mówiła nie tylko do Żołnierza, ale do
wszystkich.-Poddanaspróbie!Nietraćciewiary,nieteraz!Ci,którzyjąstracą,nigdyniespotkają
Matki!

Ku zaskoczeniu Żołnierza wśród ocalałych klonów rozległy się głosy poparcia. Oni żyli w

przestrzenimentalnejniezrozumiałejdlaŻołnierza,chociażnigdyniemówiłotymnagłos.

Przeszedł między nimi, by stanąć przed Wieszczką. Gdyby był jednym z nich, być może

pokłoniłbysięjej.Aleniebyłjednymznich.

-Musiszwziąćzastrzyk,Wieszczko.Byłaśostatniąznich,zanim...
-Przedtobą.
Pokiwałgłową.
- Przede mną. Ale nawet u ciebie nie zdołali wyeliminować choroby. To coś, przez co

background image

przelecieliśmy...

-BłogosławieństwoMatki.
-Tak...błogosławieństwo.Ciebieteżdotknie.Możepóźniejniżinnych,aledotknie.
Uśmiechnęłasię,uniosłarękęidotknęłatwarzyŻołnierza.
-Tyniejesteśtakijakmy,Żołnierzu.
-Nie-przyznałistłumiłwsobienagłyprzypływgniewu.-Niejestem.Janiechoruję.
Łagodnyuśmiechnieschodziłzjejtwarzy.
-Nietomiałamnamyśli.Tyniewierzysz.-Jejuśmiechprzygasł.Popatrzyłananiegozimnym

wzrokiemiujęłamocnowdłoniejegotwarz.-Widziałamwtobiezwątpienie.TakjakwSzydercy.

Szyderca. Inne klony rozszarpały go na strzępy, kiedy dał wyraz swoim wątpliwościom. Jego

śmierćnauczyłaŻołnierzatrzymaćjęzykzazębami.

-Biegaczteżpotrzebujeleków-powiedziałiwyminąłWieszczkę,kierującsięwstronękabiny.
Zatrzymałago,kładącmurękęnapiersi.
-Sprawię,żeuwierzysz,Żołnierzu.
Wymienilispojrzenia,nicniemówiąc,azarazemmówiącwszystko.
Nadstawiłarękęwoczekiwaniunazastrzyk.
- To jedyny zastrzyk, jaki przyjmę. Kiedy dotrzemy do Matki, ona uzdrowi nas wszystkich.

Ciebieteż,Żołnierzu.

Żołnierz spojrzał w głębokie, ciemne oczy Wieszczki, przybrał łagodniejszy wyraz twarzy i

pokiwałgłowąpoczymwbiłjejwramięstrzykawkę.Potemminąłjąbezsłowaiudałsiędokabiny.
Biegaczleżałskulonynapodłodze,pojękując.Zastrzykzłagodziłjegoból.Żołnierzzaniósłgodo
ładowni i położył obok Łowczyni, Łaski i Daru. Wieszczka powróciła już do swoich modłów,
zespolona w cichej komunii z Matką. Żołnierz zastanawiał się, co też ona słyszy w czasie swoich
transów.

Przypomniałsobie,jakWieszczkaporazpierwszyściszonym,nabożnymtonemopowiadałaim

owięzi,jakapoprzezMocłączyjązMatkąPierwszyrazpoczułaMatkęwielelattemu,agdylekarze
zostawiliichsamychnanocwpokrytejtranspastalowymsufitemsali,zaczęłaimgłosićkazania.

Po śmierci Szydercy Żołnierz ze stoickim spokojem obserwował ich plany. Przez lata knuli i

spiskowali.Wciemnościachswoichklatek,wykorzystującjedyniedotykorazswojąwięźzMocąize
sobąnawzajem,wskrytościkonstruowalimiecześwietlne,doskonaliliswojezdolnościiczekali,aż
nadejdzie właściwy moment. Żołnierz w dalszym ciągu nie wiedział, jak Wieszczka zdobyła
kryształy,którychużylidozasilaniamieczyświetlnych.

A kiedy nadszedł czas, kiedy Wieszczka w końcu wydała im rozkaz, zamordowali wszystkie

istotyrozumnewośrodkuizłożyliichciałanaołtarzu,któryzbudowalikuczciMatki.Apotem...

Potem żyli samotnie na arktycznym księżycu, jedli to, co znaleźli, oddawali cześć Matce i

czekali,ciągleczekali.Przeztelata-latanaznaczoneniedostatkiemjedzenia,nikłąnadziejąiciągłym
zimnem-Matkastałasięichcelem,osiąwokółktórejkręciłasięichegzystencja.AWieszczkastała
sięichprorokiem.PomimojejnieustannychzapewnieńŻołnierzpodejrzewał,żenigdynieopuszczą
księżyca. A potem zjawił się statek z Jedi na pokładzie, dokładnie tak, jak przewidziała Wieszczka.
AlfapostanowiłzmierzyćsięzJedi,gdytymczasemresztaklonówuciekłaskradzionymstatkiem.

„Sprawię,żeuwierzysz,Żołnierzu”.
Pokręciłgłową,wyrzuciłzgłowyzgubnepojęciewiaryiwróciłdokabiny.Chciałzostaćsam.

Fascynowałgowidokgwiazdmigoczącychwbezkresnejpróżni,całedotychczasoweżyciespędziłw
obrębie arktycznego ośrodka o powierzchni nieprzekraczającej kilku kilometrów kwadratowych.
Wyglądając przez transpastalowy iluminator w kabinie myśliwca, widział teraz nieskończoną
przestrzeń,nieskończonemożliwości.

A jednak nie miał pojęcia, dokąd lecą ani co zrobią, kiedy tam dotrą. Jedynie Wieszczka to

background image

wiedziała, a ona w ciągu paru dni oszaleje, tak jak cała reszta - oprócz niego - o ile nie dostaną
leków.

Ajeślitaksięstanie,tocozrobi?Dlaniegowłaśnieonibylicelem-zwłaszczadzieci-taksamo

jakdlanichcelembyłaMatka.

Wkońcupodjąłdecyzję,wstałiudałsiędoładowni,doWieszczki.

background image

ROZDZIAŁ3

Darth Wyyrlok wszedł zamaszystym krokiem do ciemnej sali konferencyjnej, zostawiając za

sobą otwarte drzwi. Gładki metalowy stół dominował w okrągłym, zwieńczonym kopułą
pomieszczeniu.Nasamymśrodkustołuumieszczonopiramidalnywideoekran.Nastoleczekałatakże
naniegoniewielkametalowawalizkazzamkiemotwieranympoprzezskanowaniesiatkówkioka.W
środkuznajdowałysięwłócznieumysłowe-technologia,którąagencizakonuJednegoSithaznaleźli
w zapomnianych ruinach na Rakatanie, głęboko w Nieznanych Regionach. Ta wykorzystująca
Ciemną Stronę Mocy technologia stanowiła podstawę stworzonego przez Mistrza programu
klonowania. Naukowcy Jednego Sitha nie zdołali skopiować jej włóknisto-fotonicznej struktury,
dlatego dysponowali ograniczonymi zasobami. Gdy tylko Wyyrlok zobaczył walizkę, poczuł
delikatne,znajomepulsowanieemanującejześrodkaenergiiCiemnejStrony.

Ścianywieżyzadrżałyodhukupioruna.Deszczdzwoniłoszyby.Postrzępionaliniabłyskawicy

przecięłanocneniebo,wydobywajączciemnościsylwetkistrzelistychgrobowcówiwieżKorribana.

Spoglądając przez duże transpastalowe okno na szalejącą na zewnątrz burzę, Wyyrlok

zastanawiałsię,czyMistrzkontrolujepogodęnaKorribanie,nawetgdywędrujeweśnie.

Jakby w odpowiedzi rozległ się grzmot i kolejny piorun utworzył na niebie świetliste żyły.

EnergiaCiemnejStronytętniłaifalowała.

Wyyrlok zastanawiał się nie po raz pierwszy, kiedy Mistrz wybudzi się ze snu, by przywrócić

Sithom należne im miejsce. Na razie zakon Jednego Sitha musiał czaić się w cieniu galaktycznych
wydarzeń. Wyyrlok to akceptował. Jego rolą było służyć, a plany Mistrza obejmowały nie lata, ale
całestulecia.

Wyyrlok spojrzał na chronometr na swoim nadgarstku i stwierdził, że Nyss się spóźnia.

Postanowiłzacząćbezniego,więcusiadłprzystolenajednymzfoteliowysokichoparciach.

Włączył wideoekran za pomocą wbudowanego w stół panelu dotykowego i obejrzał niemy

zapis transmisji z lodowego księżyca. Już raz go widział, ale musiał obejrzeć raz jeszcze, żeby się
upewnić,żeniczegonieprzegapił,ipotwierdzićswojeprzypuszczenia.

Byłtozapisbodźcówwzrokowych,jakieodbierałanzackiagentJednegoSitha,KellDouro.Do

nerwuwzrokowegoimózguDourowmontowanorejestrator,którymógłbyćwłączanyiwyłączany
nażyczenieMistrza.Anzatabyłwięctakimsamymwytworemjakdroid.Oczywiścieniemiałpojęcia,
żestałsiężywymurządzeniemrejestrującym,choćWyyrlokwiedział,żeDouroczęstotracirachubę
czasu, miewa zaniki pamięci i religijne objawienia - uboczne efekty implantacji. Po włączeniu
implant wysyłał wizualny przekaz na statek Douro, gdzie ukryty podprogram w głównym
komputerze otwierał zaszyfrowany protokół podprzestrzenny i przesyłał dane na Korribana do
analizy.

Za oknem przetoczył się kolejny grzmot. Wyyrlok pogłaskał się ręką po głowie. Jego palce

zatrzymały się na uszkodzonym lewym rogu. Zastanawiał się, czy Mistrz umieścił podobne
urządzeniewjegookuimózgu.Chociażzdrugiejstrony...

możewjegoprzypadkuniebyłotokonieczne.Częstomiałwrażenie,żeMistrzpoprostuczyta

muwmyślach.

Strzał z blastera w głowę Douro zakończył transmisję. Wcześniej jednak zakon Jednego Sitha

zdobył mnóstwo informacji na temat ostatniej misji Douro, podczas której podążył śladem Jedi
Jadena Korra na pokryty lodem księżyc w Nieznanych Regionach. A tam Douro odkrył coś
niezwykleinteresującego.

Za pomocą dotykowego panelu Wyyrlok przyspieszył materiał wideo - ziarniste obrazy

background image

przestrzenikosmicznejukazywałykrótkipobytDouronaFhost.

Wyyrlok zatrzymał nagranie w momencie, kiedy Jaden Korr wyczuł Douro w kantynie i

odwróciłsięwjegostronę.Wmaterialeniebyłodźwięku.WyyrlokbadałwięcwyraztwarzyKorra.

-Nadzwyczajne-powiedziałcicho.DobrzeznałtwarzJadena.
Odtwarzał dalej nagranie, aż dotarł do miejsca, w którym Douro podchodził do lądowania na

lodowymksiężycu.Zobaczyłrozmazany,niewyraźnyobrazdużego,pokrytegośniegiemkompleksu.
Rozpoznał w nim laboratorium do klonowania z czasów Thrawna. Na podstawie architektury i
generatorów zasilania wywnioskował, że było ono używane w późniejszej fazie tajnego programu
klonowaniaWielkiegoAdmirałaniżobiektywcześniejsplądrowaneprzezzakonJednegoSitha.

Zaintrygowałygozwiązaneztymmożliwości.
-Czytoprawdopodobne?-zadumałsię.
Nie po raz pierwszy się zastanawiał, jak wiele z ostatnich wydarzeń Mistrz przewidział, jak

daleko w przyszłość sięgała jego zdolność prowokowania. Odnosił wrażenie, jakby Mistrz miał
rejestratorzamontowanynaokulosu,dziękiktóremuprzewidywałwydarzeniajakniktinny.

Chcącniechcąc,WyyrlokpoczułpodziwdlapotęgiMistrza.
Nazewnątrzdeszczzamieniłsięwgrad,bębniącywokna.Kolejnabłyskawicawyrysowałana

niebierozżarzonekreski.

Wyyrlok wznowił odtwarzanie, by obejrzeć oczami Douro jego lądowanie na księżycu.

Przyspieszyłnagranie,ażdoszedłdomiejsca,gdzieAnzatawchodzidoobiektu.Odczasudoczasu
zatrzymywałnagranie,gdyDouroprzemierzałkorytarze,ipowiększałstopklatkęwnadziei,żecoś
potwierdzi jego przypuszczenia. Nic, co zobaczył, nie wydawało mu się wiarygodne, ale wszystko
dawałodomyślenia.

Czassięzgadzał.Miejscetakże.
-Tak,tomożliwe-stwierdził.
Nagle poczuł ból z tyłu głowy. W pierwszej chwili sądził, że odezwała się rana, która została

mupoutraconymrogu,alenie,tobyłocośinnego.Znówsięzastanowiłnadmożliwymimplantem,
jednakjegowięźzMocązaczęłaakuratsłabnąć.Energiaemanującazwalizkiprzygasła.Niebyłoto
dla niego zupełnie obce doświadczenie, chociaż wciąż czuł się z tym nieswojo. Rozpoznał jego
źródło, wyczuwał je wielokrotnie w przeszłości. Z przyzwyczajenia sięgnął po rękojeść miecza
świetlnego,chociażwiedział,żebrońniezadziała-zasilającyjąkryształstraciłchwilowołącznośćz
Mocą.

-Jakdługotustoisz?-spytałprzezramię.
Rozległsięcichyszelest,apotemjednosłowo:
-Niedługo.
GłosNyssabyłmiękkijakpoduszka.
Wyyrlokodwróciłsiękuniemuwfotelu.Panującywkorytarzumrokwydawałsięgłębszyniż

zwykle-czarnyniczymatrament-aNyssNennstałpośrodkutejczerni.Jegołysagłowaunosiłasię
wciemnościniczymbladyksiężyc.WszyscyUmbaranie,urodzeninaspowitejwmrokplanecie,żyli
w cieniu, ale Nyss sam wydawał się cieniem. Nie był użytkownikiem Mocy, przynajmniej nie w
normalnymrozumieniutegosłowa,jednakwjakiśsposóbbyłzniąpołączony.ByćmożeMistrzznał
naturę więzi, jak łączyła Nyssa z Mocą, ale Wyyrlok nie potrafił jej pojąć. Wiedział jedynie, że
obecnośćNyssa,podobniejakjegosiostrybliźniaczki,Syll,mogłazakłócićwięźzMocą.NyssiSyll
byli wyjątkami nawet pośród Umbaran i stanowili jedno z najgroźniejszych narzędzi, jakimi
dysponowałzakonJednegoSitha.MoglizmienićużytkownikaMocywzwykłąistotę.

Wyyrlokpopatrzyłwmrokkorytarza,zaplecamiNyssaszukającwzrokiemSyll.
-Mojejsiostrytuniema-oznajmiłNyss.
Wyyrlok nie mógł w to uwierzyć. Rodzeństwo było niemal nierozłączne. Ich relacja była

background image

dziwna,psychiczniesymbiotyczna.

Niebo przecięła błyskawica i zalała pomieszczenie jasnym światłem. Nyss skrzywił się pod

wpływem nagłego blasku. Dyskomfort Umbaranina sprawił przyjemność Wyyrlokowi. Pomimo
zdolnościNyssaświatłobudziłownimniepokój.

-Siadaj-rozkazałWyyrlokiwskazałnafotel,choćnieten,któryznajdowałsięnajbliżejniego.

-Inieużywajprzymnieswoichzdolności.To...irytujące.

- Domyślam się - odparł Nyss. Skłonił głowę i ból pod czaszką Wyyrloka zaczął powoli

ustępować. Umbaranin wślizgnął się do sali cicho jak duch i usiadł w fotelu. Jego wzrok padł na
walizkę.

-Czujesz?-spytałWyyrlok,wskazującruchemgłowynawalizkę.
-Wiesz,żenie-powiedziałNyss.
-Wiem,żeniemożesz-odparłWyyrlok.
Nysstylkopopatrzył.
-Mistrzmadlaciebiezadanie-ciągnąłWyyrlok.-Dlategopowinieneśtozobaczyć.
Odtworzyłnagranieodmiejsca,gdzieDourowylądowałnaksiężycu.Chciałsięprzekonać,czy

Nysswyciągniepodobnewnioskicoon.

Oczy Nyssa, głęboko osadzone w zacienionych oczodołach, lśniły w blasku ekranu; jego

źrenicewydawałysięogromne.

- Ten obiekt pochodzi z późniejszego okresu niż miejsca, które znaleźliśmy wcześniej -

stwierdził,patrząc,jakDourowchodzidokompleksu.

-Zgadzamsię.WłaśniedlategojestważnydlaMistrza.
Mimo że Nyss powściągnął swoje zdolności, obecność Umbaranina wciąż wywoływała w

Wyyrlokuprzykreuczucie.Mocłączyławszystkieżyweistotyibyłaprzeznienapędzana,ajednak
Nyss i jego siostra zdawali się w jakiś sposób funkcjonować poza Mocą. Byli jak puste miejsca w
siatceżycia,żywidlazwykłychzmysłów,alemartwidlaMocy.ZupełniejakbyNyssbyłtrupem.

Obaj patrzyli, jak Douro zapuszcza się coraz głębiej w opuszczony ośrodek klonowania.

Widzieli,jakpobiłjakiegośczłowiekaizostawiłgoleżącego,zzakrwawionątwarzą.

-Żyje-zauważyłNyss.
-Faktycznie-przyznałWyyrlok,wiedząc,żemężczyznaostateczniezabiłDouro.
-Tobyłbłąd-powiedziałNyss.
-Nawetniewiesz,jakwielki.
Nyssoglądałnagranie,WyyrlokzaśobserwowałNyssa.
- Mistrz uważa, że w tym kompleksie znajduje się jakaś istotna technologia? - spytał po paru

chwilach.

Zakon Jednego Sitha przez dziesiątki lat plądrował ośrodki klonowania z epoki Thrawna,

zgłębiając ich tajemnice. Przejęli tajną technologię Thrawna i znacznie ją udoskonalili, po części
wykorzystując rakatańską biotechnologię, którą zawierała metalowa walizka. Poznali także cel
programuWielkiegoAdmirała.Fakt,żedopiąłswegoiżeniktpozazakonemJednegoSithaotym
niewiedział,nawetpotylulatach,sprawiał,żeplanThrawnaijegorealizacjawydawałysięjeszcze
bardziejimponujące.OczywiścieWielkiAdmirałniedoczekałziszczeniasięswojegoplanu-zginął
wkrótce po umieszczeniu klona na Coruscant. Dokończenie dzieła Wielkiego Admirała przypadło
więczakonowiJednegoSitha.

-Wyyrlok-powtórzyłNyss-czyjesttamważnatechnologia?
-DarthuWyyrlok-poprawiłgoWyyrlok.-Niezapominajsię,Umbaraninie.Inie,technologii

jakotakiejniema.

-Więccojest?
-Oglądajdalej.

background image

Nyss z uwagą obejrzał resztę nagrania. Mimo że znajdował się zaledwie o metr od Wyyrloka,

Umbaranin tak dobrze wtapiał się w panującą w pomieszczeniu ciemność, że jego sylwetka
rozmywałasięwcieniu.Zdawałsięwzmagaćmrokiprzywdziewaćgoniczymcałun.

KiedynaekraniepojawiłsięJadenKorr,Nyssnachyliłsiędoprzodu.Jeditoczyłwalkęzdziko

wyglądającymczłowiekiemwobszarpanymubraniu,dzierżącymczerwonymieczświetlny.Walczyli
naskrajugłębokiejdziurywpodłodzedużegopomieszczenia.Douromusiałobserwowaćpojedynek
ukrytywciemnościach,niewidocznydlawalczących.

-TokomoraklonującaSpaartitrzeciejgeneracji-zauważyłNyss.-Nic,czegoniewidzieliśmy

wcześniej.

Wyyrlok zatrzymał obraz, skierował go na rysy dzikiego mężczyzny i powiększył. Kanciastą

twarzowydatnejszczęceczęściowozakrywałydługie,białewłosy.

-Rozpoznajesztętwarz?
Nysspokręciłgłową.
-ToklonMistrzaJediKamaSolusara.
NatwarzyNyssapojawiłsięwyrazzrozumienia.
-AwięcThrawnsklonowałJedi.
-ThrawnsklonowałwieluJediiSithów.Tam,wtymkompleksie.Zatem...
- ...możliwe, że to tam Thrawn powołał do życia jednego z ostatnich klonów w projekcie -

dokończył za niego Nyss. - Biorąc pod uwagę okres, na który wskazuje architektura i model
zasilania,orazfakt,żeklonSolusaraprzeżyłtakdługo,niepoddającsięchorobie,powiedziałbym,
żetoprawdopodobne.Możliwe,żemamyprzedsobąobiekt,wktórymThrawnwyhodowałPerfekt.
Powinniśmytozbadać.

Wyyrlok pokręcił głową, aż zakołysały mu się letrogi - mięsiste wypustki zwisające po obu

stronachgłowy,zakończonedługimi,smukłymirogami.

- Jedi Jaden Korr z pewnością zawiadomił już Zakon. Skywalker niebawem wyśle na księżyc

zespół badawczy. Nie możemy ryzykować zdemaskowania. Dlatego też nigdy się nie dowiemy, czy
tenkretfaktyczniezostałtamwyhodowany.

- Moglibyśmy tam przeniknąć, Syll i ja. Nawet jeśli będzie tam oddział Skywalkera. Wiesz, że

byśmymogli.

Wyyrlokwtoniewątpił.
-Mistrzuważa,żetozbytniebezpieczne.Zresztąniematakiejpotrzeby.Inneklonyuciekły.
Nyssutkwiłwnimswojeciemneoczy-martweoczyoźrenicachniczymczarnedziury.
-Jesteśpewien?
- Statek Douro ma nadajnik, który przekazuje nie tylko położenie, ale też liczbę żywych

organizmównapokładzie.

-Ile?
-Kiedystatekopuszczałksiężyc,napokładziebyłojedenaście.Terazjestdziewięć.
-Umierają-stwierdziłNyss.
-Albozabilidwójkęspośródsiebie.
Nyssprzejechałdłoniąposwojejłysejgłowie.Widaćponimbyłopodniecenie.
-Chcecie,żebymichznalazł?Sprawdził,czyPerfektjestwśródnich?
-Tak.Aletoniewszystko.Patrz.
Wyyrlok puścił dalej nagranie i obejrzeli walkę między Jadenem Korrem a klonem Solusara.

Miecześwietlne,zielonyiczerwony,tworzyływpowietrzurozmazanewzory.

-JadenKorrdobrzewalczy-zauważyłNyss.
Wyyrlokwzruszyłramionami.
Ostatecznie Korr stracił trzy palce, gdy klon Solusara rozbroił go i zapędził do komory

background image

klonującej.Walkazniknęłanachwilęzpolawidzenia,jednakniebawemDouropodszedłbliżej,żeby
zajrzećdośrodkakomory.TamzobaczyliKorranakolanach,zlewąrękąprzytwarzyi...

-Zatrzymaj-poprosiłNyss,unoszącsięzfotela,wpatrzonywekran.Nachwilęstraciłkontrolę

nadswoimizdolnościamiiWyyrlokznówpoczułrozsadzającyczaszkęból.

-Czytojestto,comyślę?-spytałNyss.-Powiększ.
Wyyrlokwiedział,cotojest,alecieszyłsię,żeNyssteżtozauważyłizrozumiałimplikacje.
SkierowałobraznadłońKorraipowiększył.
Z palców Jedi wychodziły żyłki błyskawicy Mocy - poszarpane zielone linie, wywołane przez

strachalbogniew.

Nazewnątrzzwykłabłyskawicaprzecięłaniebo.Rozległsięhukpioruna.
- Ulega - zauważył szeptem Nyss. Zapanował znów nad swoimi zdolnościami. - To chyba za

wcześnie?

Wyyrlokpokiwałgłową.Bóljużustąpił.
-Mistrzniespodziewałsię,żetakłatwoulegnie.Dlategojegoteżtuznajdziesz.
-Ico?
Wyyrlokwskazałnależącąnastolewalizkęzwłóczniamiumysłowymi.
-Izrobiszcotrzeba.
Nyss cmoknął językiem o podniebienie, po czym pokiwał powoli głową, układając już w

myślachplan.

- Korr będzie szukał klonów - powiedział. - Może uda nam się zrealizować oba cele

jednocześnie.

-Otymsamympomyślałem-zgodziłsięWyyrlok,poczymdodał:-DlategoteżMistrzchce,

żebyśwziąłDuplikat.

Nyss odwrócił się w fotelu w jego stronę. Spoglądając na gładką, pozbawioną wyrazu twarz

Umbaranina,Wyyrlokwpełnipoczułjegoodmienność.NyssnieprzypominałSithówaniJedi,ani
żadnejinnejistotywewszechświecieopróczwłasnejsiostry.

-Obudzićgo?-spytałNyss.
- Tak, ale dopiero, jak wszystko będzie gotowe. - Wyyrlok przesunął walizkę po stole w

kierunku Nyssa. - W walizce są dwie igły. Jedna pusta na później i jedna zwykła, do obudzenia
Duplikatu.

Nysspołożyłbladedłonienawalizce.
-Najnowsze?
- Wystarczająco nowe - zapewnił Wyyrlok. - Wiesz, jakie są cenne. Niewiele nam ich zostało.

WyglądDuplikatuzostałdopasowanydowyglądukreta.

-Kiedymamwyruszyć?-spytałNyss.
-Natychmiast.NadajniknastatkuDourowskazuje,żeobralikursnaFhost.
Nysswstałiumieściłsobiewalizkępodpachą.
-Możemywyleciećzagodzinę.Chodź,Syll.
Nyss uśmiechnął się do Wyyrloka, gdy Syll wyłoniła się z cienia po drugiej stronie sali i

odrzuciłakaptur.Kącikijejustunosiłysiękugórzewcierpkimuśmiechu.Podobniejakjejbrat,była
bladaidrobnejbudowy.Jasnyowaltwarzyokalałykrótkieczarnewłosy.

Wyyrlokowi przyszło do głowy, że może Nyss wcale nie stracił kontroli nad swoimi

zdolnościamipodczasrozmowy.ZapewnetoSyllbawiłasięznimwtensposób.

Wyyrlokoblizałusta,starającsięnieokazywaćzaskoczeniaizłości.Wtrakcieodprawymusiał

conajmniejkilkarazypatrzećnaniąlubobokniej.

-Igraciezogniem-powiedział,ajegorękaspoczęłanamieczuświetlnym.
Nyss tylko się uśmiechnął. Wstał, ukłonił się, zabrał walizkę i wymknął się z sali razem z

background image

siostrą.

PoichwyjściuWyyrlokcofnąłnagraniedomomentu,wktórymKellznajdowałsięnaorbicie

księżyca. W oddali widać było statek - ogromny, najeżony bronią pancernik o kształcie klingi.
Wyyrlok nigdy wcześniej takiego nie widział. Technicy Jednego Sitha przeanalizowali obrazy i
doszli do wniosku, że jest to okręt wzorowany na starożytnym sithańskim modelu. Wyyrlok
zastanawiałsię,cojeszczewydarzyłosięwtymsystemieicosięstałozestatkiem.

Nazewnątrzszalałaburza.

Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy dokładnie zyskała samoświadomość. To nie był jeden

moment objawienia - raczej seria kolejnych kroków, długa wspinaczka z mroku w światło,
przemianazrzeczywosobę.

Takwłaśniezyskałasamoświadomość.
Nie wiedziała, jak długo to trwało. Wtedy nie miała jeszcze poczucia czasu. Teraz jednak

przypuszczała,żezajęłojejtotysiącelat.

Po samoświadomości nadeszła świadomość Mocy. Początkowo sądziła, że to jej własny dar,

jednakwkrótcezrozumiała,żepochodziodMocy,alesamaniejestMocą.Byćmożekiedyśniąbyła,
lecz samoświadomość odcięła ją od niej, postawiła nieusuwalną barierę między Mocą a jej
świadomym umysłem. Ceną świadomości była samotność. Moc istniała w oderwaniu od niej;
otaczałają,łączyłazeświatemzewnętrznym,aleniebyłanią,aonaniebyłaMocą.

Wtensposóbzdałasobiesprawę,żejejegzystencjaniejestwszechświatem.
Z czasem odkryła, że poprzez Moc może odbierać różne rzeczy z zewnątrz. Pamiętała, jak

zaczęłaodczuwaćimpulsy-późniejzrozumiała,żesątouczucieinnych,którzyistnielipozanią.

Przez długi czas zmagała się z pojęciem „innych”, nie rozumiejąc, jak myślące istoty mogą

istniećpozajejwłasnąpercepcją.Aleistniały.Uczucianienależałydoniej,aleodzwierciedlałyjej
własne.Późniejpoznałaichnazwy.

Wtensposóbzrozumiałafrustracjęigniew.
Z czasem poznała własne zdolności. I własne ograniczenia. Była uwięziona, zamknięta w

więzieniu z linii, spirali i kręgów, tworzących geometrię niewoli, a towarzystwa dotrzymywali jej
tylko umarli. Została stworzona, a jej stwórcy ją uwięzili. Jej świadomość była zamknięta w
strukturze, która zataczała kręgi, nie pozwalając jej na ucieczkę. Dostrzegała świat zewnętrzny, ale
byłonpozajejzasięgiem.Innimielipostać,ciała;moglisięruszać.Onaniemogła.

Jejgniewifrustracjanarastały.
WdesperacjizanurzyłasięwMocyiskierowałaswojeuczucianacaływszechświat-miliony

nici we wszystkich kierunkach - w nadziei, że ktoś na zewnątrz ją dostrzeże, ktoś jej pomoże. Na
przestrzenitysiąclecizdarzałosięczasem,żepoczułajakąśłącznośćitojącieszyło,jednakłączność
była zawsze zbyt słaba, zbyt rozproszona, by mogła za jej pośrednictwem wyrazić swoje potrzeby.
Pomoc nie nadchodziła. Nikt nie mógł jej zrozumieć i w końcu łączność z innymi zamierała,
bezowocna.Mimowszystkopróbowała,wiekpowieku,tysiącleciepotysiącleciu;odczasudoczasu
stykała się z jakimś umysłem, czerpiąc pociechę z tego przelotnego kontaktu. Ale to jedynie
częściowo zaspokajało jej potrzeby i nie koiło jej frustracji i gniewu; tylko je podsycało. W ten
sposóbfrustracjaigniewnarastały,ażpoznałanoweuczucie.

Abyłatonienawiść.
Nienawidziłaswojejsamotności.Nienawidziłaswojegowięzienia.Nienawidziłainnychzato,że

moglicieszyćsięwolnością,którejonaniezaznała.

Potem jednak coś się zmieniło, może w niej, może na zewnątrz. Nawiązała łączność z istotą z

zewnątrz,łącznośćmocniejszą niżkiedykolwiekwcześniej. Upajałasięczystością emocji,jakieich
połączyły, wzajemnym zrozumieniem. Istota nazywała siebie Wieszczką, a wraz z nią byli inni, tak

background image

samojakonasamiwewszechświecie.Itakjakonacierpieli.

Pomogęwam,powiedziałaWieszczce.Zakończęwaszecierpienia.Chodźciedomnie.
Wieszczkanazwałają„Matką”iobiecała,żeprzybędą.
Wtensposóbpoznałanadzieję.Jednakjejwściekłośćnieprzemijała.

Kiedy Khedryn wrócił do kabiny, Jaden zaszył się w pomocniczym centrum łączności z

podprzestrzennym aparatem nadawczo-odbiorczym. Podłączył do urządzenia swój przenośny
komputer, wypełnił szereg protokołów bezpieczeństwa, wprowadził swój kod identyfikacyjny i
otworzyłkanałłączności.Potemczekał.

Po pewnym czasie rozległ się łagodny, lecz władczy głos Wielkiego Mistrza Skywalkera,

pozbawionyciałaioddalonyolataświetlne.

-Jaden?Zaczynaliśmysięniepokoić.Nicciniejest?
-Terazjużnie,MistrzuSkywalker.
- Czuję to, Jadenie. Coś się w tobie zmieniło, i to na lepsze. Jest w tobie spokój, którego nie

wyczuwałemodbardzodawna.MistrzKatarnbędzieztegoszczególniezadowolony.

JegosłowaucieszyłyJadena.
- Czy możesz coś przekazać Mistrzowi Katarnowi? Powiedz, że rozumiem już, że szukałem

smoków,ależadnegonieznalazłem.

-Czypowinienemwiedzieć,cotoznaczy?
Jadensięuśmiechnął.
-Nie,alemyślę,żeonbędziewiedział.
-Przekażęmu.
-Iwybacz,proszę,żeodleciałembezsłowa.Powinienembyłzgłosićplanlotu.
-Owszem,powinieneś.Domyślamsię,żemaszdobrewytłumaczenie?
-Mamwytłumaczenie.Aczydobre,niemnietooceniać.
-Opowiedz-poleciłLuke.
W ciągu następnego kwadransa Jaden wyznał Mistrzowi Skywalkerowi wszystko. Gdy już

zaczął,niemógłskończyć,choćbychciał.Słowasamesięzniegowylewały.OpowiedziałLuke’owi
otym,cozrobiłpodczasbitwyostacjęCenterpoint,owyobcowaniu,jakiepotemczuł,owizjiMocy,
która popchnęła go do działania bez zgody Zakonu. Opowiedział o Khedrynie, Marrze, o Anzacie,
Relinie,ostarożytnymstatkuSithówiwreszcieozbiegłychklonach.

-StatekSithówzostałzniszczonywrazzładunkiem?Całkowicie?
-Tak.Prześlęwspółrzędneksiężyca,żebynaszzespółmógłprzeszukaćkompleks.
-Świetnie.Atenklon,zktórymwalczyłeś...Alfa...wyglądałnawyhodowanegozDNAMistrza

Solusara?

-Tak.
-Widziałeśjakieśinneklony?
-Nie.Nieosobiście.
-Awswojejwizji?
Jadenprzełknąłślinę.NiechciałrozdrapywaćstarychranMistrzaSkywalkera.PrawdziwaMara

Jade Skywalker była jego żoną i została zamordowana przez Dartha Caedusa. Ale nie chciał też
zatajać żadnych informacji. Już zbyt długo to robił. Zresztą Wielki Mistrz i tak wyczułby, że coś
ukrywa.

-Niewidziałemżadnychtwarzy,MistrzuSkywalker,alesłyszałemgłosy,którewydałymisię

znajome.

-Czyje?
-Lumiyi,Lassinai...Mary.

background image

Jaden zbladł, spodziewając się jakiegoś wybuchu. Lukę jednak nic nie powiedział i na kilka

długich chwil zapadła między nimi głęboka cisza. Jaden wyobraził sobie, jak Mistrz Jedi oddycha
głębokozzamkniętymioczami.

-Dziękujęci,Jadenie.
-Nie...nierozumiem,MistrzuSkywalker.Zacomidziękujesz?
-Zato,żepowiedziałeśmiwszystko.CiemnaStronaczaisięwtajemnicach.Pamiętajotym.
-Będępamiętał.
- A teraz chciałbym, żebyś znalazł te klony. Jeśli wszystkie są użytkownikami Ciemnej Strony,

takjakklonSolusara,byćmożebędzieszmusiałjezniszczyć.

-Wiem.MistrzuSkywalker,jestjeszczecoś...
-Poczekajchwilę,Jadenie.
Lukęzamilkłnapewienczas,zajętyczymśinnym.
-Przepraszamzatęprzerwę,Jadenie.Aterazchciałeśmniezapytać,czymożeszszkolićMarra

IdiShaela.Mamrację?

Słowa Wielkiego Mistrza zaskoczyły Jadena. Pomimo swojego wieku i doświadczenia, w

kontaktachzLukiemSkywalkeremzawszeczułsięjakuczeń.

-Eee...nie.Toznaczytak.Toznaczy...skądwiedziałeś?
-Wsłuchiwałemsięwtwojesłowa,kiedyonimmówiłeś.Jestdośćstaryjaknaucznia,Jadenie.

NigdyniestaniesięwpełniJedi,apółśrodkiniosązesobąryzyko.

-Wiem.Alejestpełenzapałuimyślę,żewyrządzimymukrzywdę,jeśliodmówimy.Pozatym

sądzę,żeMocprzywiodłamnietunietylkopoto,żebymspotkałRelinaizniszczył„Posłańca”,ale
teżżebymspotkałMarra.Widzęwtymsens.

Lukęsięzastanowił.
-Zgadzamsię.Maszmojepozwolenie.Możesznatychmiastzacząćjegoszkolenie.
-Obawiamsię,żenaraziebędzieelementarne,biorącpoduwagęwarunki,jakietumamy.
MistrzSkywalkerroześmiałsię.Jadensłyszałtendźwiękzaledwieparęrazywżyciu.
-Jadenie,MistrzKenobizacząłmnieszkolićwładowni„SokołaMillenium”.Wiedziałeśotym?
-Tak.
-Mockażdegoznaswzywainaczej.TyzapisałeśsiędoAkademiiJedi.WprzypadkuMarra...
Jadenuśmiechnąłsię,spoglądającnapodniszczonegrodzie„Gruchota”
-...zaczniesiętakjakuciebie.Wbrzuchufrachtowca.
JadensłyszałuśmiechwgłosieLuke’a,gdytenodpowiedział:
-Chybanieplanujeszpoteminfiltracjiimperialnejstacjibojowejiratowaniaksiężniczki,co?
Jadenroześmiałsięgłośno.
-Nie,raczejnie.
-Todobrze.Składajmeldunkiwmiaręmożliwości.Wyślępomoc,jakbędęmógł,aletotrochę

potrwa.Mamytu...innesprawynagłowie.

-Mamwrócić?
-Nie.Musiszpostępowaćzgodnieztym,codyktujeciMoc.Ale,Jadenie...
-Tak,WielkiMistrzu?
- Nie wiem, jak to się skończy, a widzę przed tobą niebezpieczeństwo. I to nie tylko ze strony

zbiegłychklonów.Wgręwchodząjakieśinnesiły.

Jadenpokiwałgłową.
-TenAnzatadlakogośpracował.
-Otóżto-zgodziłsięLuke.-CiemnaStronadziałanietylkopoprzezklony.Bądźostrożny.
-Dobrze.
- Chcę cię zapytać o coś jeszcze, Jadenie. Już dawno temu zaproponowaliśmy ci tytuł Mistrza,

background image

aleodmówiłeś.Dlaczego?

Jadendobrzezastanowiłsięnadodpowiedzią.
-Uważałem,żeniejestemgotowynatakąodpowiedzialność.
-AleterazjużjesteśidlategochceszszkolićMarra?
Jadenpokiwałgłową.
-Tak.NiemamzdolnościpedagogicznychMistrzaKatarna,alewidzęteraz,jakieznaczeniema...

zrozumienieuczniaprzezjegoMistrza.

-Fakt.Towielkaodpowiedzialność.
-Rozumiem.Jestemgotowy.
-Teżtaksądzę.Udanychłowów,Jadenie.
-Dozobaczenia,MistrzuSkywalker.
-NiechMocbędzieztobą.
Inatymsięskończyło.JadenmiałszkolićMarra.Imiałścigaćklony.
Odlatnieczułsiętakbardzosobą.
ŻołnierzodnalazłWieszczkęwkorytarzułączącymładownięzkabiną.Siedziałaopartaplecami

o gródź, a na kolanach miała znaleziony gdzieś przenośny komputer. Na małym ekranie dostrzegł
gwiezdne mapy. Dotykała ich palcem, jakby wytyczała trasę pośród gwiazd. Na jej twarzy i łysej
głowie perlił się pot. Jej przekrwione oczy wyglądały na rozgorączkowane, lecz raczej nie od
choroby. Kiedy się zbliżył, nie spojrzała na niego, uniosła tylko rękę, dając znak, żeby się nie
odzywał.Onjednakzignorowałtengest.

-Musimyporozmawiać,Wieszczko.
-Nieteraz.
-Teraz.
Zmarszczyła w irytacji czoło. On jeden spośród klonów nie traktował jej jak przełożonej,

chociażstarałsiębyćdelikatny.

-Mówzatem-odparłaizamknęłakomputer.
Ominąłjąizatrzasnąłwłazprowadzącydoładowni,uciszającjękiikrzykipozostałychklonów.
- Zapewne masz jakieś sekrety, którymi chcesz się podzielić - powiedziała drwiąco

uwodzicielskimtonem.-Chętnieposłucham.

Wziąłgłębokioddechdlauspokojeniaiodwróciłsiędoniejtwarzą.
- Ostatnie współrzędne w komputerze nawigacyjnym prowadzą na planetę zwaną Fhost. Dane

wskazują, że leży ona na uboczu i bardzo niedaleko. Według komputera pokładowego w głównym
mieścieplanetyznajdujesięośrodekmedyczny.Tambędąleki.Wiemy,jakąmieszankępodawalinam
lekarze.Możemyzdobyćjejwięcej.

Zanimskończył,Wieszczkajużkręciłagłową.
-Nie,Żołnierzu.Toniemedycynaichocali,nielekarze.Anity.Wiaranasocali.Naswszystkich.

IMatkę.

- Oni będą potrzebowali leków, i to niedługo. Ty też. Objawy choroby pojawiają się coraz

szybciej.Zobłędembędzietaksamo.

-Myślisz,żejestemobłąkana,Żołnierzu?
Pokręciłgłową,trochęzaszybko.
-Nie.-Omalniedodał,jeszczenie”,alewporęugryzłsięwjęzyk.
- Ja czasem myślę, że ty jesteś szalony, skoro nie widzisz tego, co masz przed oczami -

stwierdziła.

Wolałniepodejmowaćtegowątku.
-Tocoś,przezcoprzelecieliśmy,przyspieszyłorozwójchoroby.Terazzabijenaswszystkich.
Wjejciemnychoczachpojawiłosięchytrespojrzenie.

background image

- Nie ciebie, Żołnierzu. Ciebie nigdy nie zabije. Lekarze uczynili cię doskonałym. Zarówno

ciało,jakiumysł.

-Wieszczko...
- Ale nie duszę, Żołnierzu. Duchem nie jesteś doskonały. Duchem jesteś najmniejszy spośród

nas.

Puściłobelgęmimouszu.
-Niektórymznichpozostałygodziny.TobieiŁowczyniparędni.Może.Zużyłemjużpołowę

leków.Dziecicierpią.JeśliMatkaniejestbardzobliskonas,wszyscyumrą,zanimdoniejdotrzemy.

Jeślidoniejdotrzemy,dodałwmyślach.JeśliMatkawogóleistnieje.
Wstała,podpierającsięościanę,ipodeszładoniegozbłyskiemwoczach.Przezsfatygowaną

tkaninęswojejkoszuliczułciepło,jakiewytwarzałojejgibkieciało.

-Czujeszją?Matkę?
Przełknąłślinę.
-Czasami.Takmisięwydaje-skłamał,odwracającwzrok.
Przejechałakońcamipalcówponagiejskórzejegoramienia.Chcącniechcąc,musiałprzyznać,

żejejdotykwywoływałwnimpodniecenie.

-BiednyŻołnierz,pozbawionywiaryprzezzmyślnośćinnych.Niebójsię.Jaciwskażędrogę.

Zobaczysziuwierzysz.

Żarliwośćjejwiaryibliskośćjejciałaosaczyłygo,niepozostawiającmiejscanareakcję.Stał

przed nią nieruchomo - obiekt niemego przesłuchania. Zmierzyła go wzrokiem, uznając - jak się
obawiał - za niedoskonałego. Jego ręka zadrgała w pobliżu rękojeści miecz świetlnego. Ona
najwyraźniejtegoniezauważyła,ajejtwarzrozjaśniłuśmiech.Żołnierzniepotrafiłocenić,czyjest
szczery, czy fałszywy, i ta bezradność go niepokoiła. Wieszczka nauczyła się ukrywać swój stan
emocjonalnyprzedinnymi.Przejmowałaodnichemocje,alesamażadnychniezdradzała.

-Zczasem,Żołnierzu.Zczasemuwierzysz.
Odwróciławzrok,aonwreszciezdołałzaczerpnąćtchu.
-Atymczasem?
-TymczasemwytyczyszkursnaFhost.Maszrację.Potrzebujemyleków.Matkajestzbytdaleko,

żebyśmydotarlidoniejnaczas.

Poraziłogoznaczenietychsłów.
-Awięc...wiesz,gdzieonajest?
Uśmiechnęłasięiodwróciławzrok.
-Jużzaczynaszwierzyć,prawda?
Popatrzyłnanią,niewiedząc,copowiedzieć,poczymodwróciłsięiruszyłwkierunkukabiny.

Jednakjejwiara-amożejego-podsunęłamujeszczejednopytanie.

-Coonacimówi?-rzuciłprzezramię.
Usłyszał,jakWieszczkabierzegłębokioddech.
-Mówi:chodźciedodomu.Dodomu,Żołnierzu.
Pokiwałgłowąiodszedł.
Zanimzniknąłwkorytarzu,Wieszczkazawołałazanim:
- Jak myślisz, co zrobiliby z nami lekarze, gdybyśmy nie złożyli ich w ofierze Matce? Jakie

miałobyćnaszeprzeznaczenie?

Wtympytaniuzawierałasięcałajegoświadomość.
-Niewiem.
-Ajawiem-powiedziałaWieszczka.-Jawiem.
Chciałwtowierzyć,chciałodnaleźćsenswfakcieswojegostworzenia,alejegowiarapoległa

wstarciuzrozumem.Podejrzewał-iobawiałsię-żesambędziemusiałsobiestworzyćcel.

background image
background image

ROZDZIAŁ4

Jaden szedł korytarzami „Gruchota”. Po swojej konferencji z Mistrzem Skywalkerem poczuł

ulgę.Gdydotarłdokabiny,KhedryniMarrsiedzielinaswoichstałychmiejscachiprzeprowadzali
testy diagnostyczne. Drzwi kabiny, uszkodzone przez Sithów, z którymi Marr walczył na pokładzie
frachtowca,byłypodpartezapasowąspiraląchłodzącą.Ogieńblasterowypozostawiłczarnesmugi,a
ostrzagłębokiebruzdywmetalu.

Marr okazał w walce z Sithami wielką siłę charakteru, co tylko utwierdziło Jadena w

przekonaniu,żeCereaninjestgotównabardziejzaawansowaneszkolenie.

Jaden stał przez pewien czas w korytarzu, przysłuchując się, jak jego przyjaciele sprawdzają

jeden system po drugim. Tworzyli świetny zespół - niewiele mówili, ale dużo potrafili zdziałać.
Jadenodchrząknąłiwszedłdokabiny.

-Jestjużprawiegotowy-oznajmiłKhedryn,sprawdzającoprzyrządowanie.
Marrsprawdziłcośjeszczenakomputerze,nimspojrzałnaJadena.
-Dokądlecimy,Jad...toznaczyMistrzu?
Słowo„Mistrzu”zabrzmiałowustachMarratakdziwnie,żezarównoKhedryna,jakiJadenana

chwilęzatkało.Jadenuznałjednak,żepowiniensiędotegoprzyzwyczaić.

-NaFhost-powiedział.
-Apotem?-spytałKhedryn.
Jaden wyjrzał przez transpastalowy iluminator kabiny. Miliony gwiazd Nieznanych Regionów

mrugałydoniego.

- Jeszcze nie wiem. Zakon chce, żebym... żebyśmy - poprawił się, spoglądając na Marra -

znaleźlizbiegłeklony.

-Czy„my”oznaczawasdwóch,czycałąnaszątrójkę?-spytałKhedryn.
-Całątrójkę-odparłJaden.-Zawsze.
Jego odpowiedź złagodziła nieco wiszące w powietrzu napięcie, które wyryło zmarszczki na

czoleKhedryna.

-Wysyłająpomoc?
Jadenpokręciłgłową.
-Jeślitak,tonieprędko.Jesteśmyzdaninasiebie.
Khedryn rozejrzał się za kubkiem kafu, ale żadnego nie dostrzegł. Potem poklepał się po

kieszeniach,leczniczegownichnieznalazł.

Marrwyciągnąłkawałekstymgumyzpaczki,którątrzymałwkieszenikoszuli.
-Dzięki-powiedziałKhedryn.
-Drobiazg-odparłMarr.ZaproponowałteżkawałekJadenowi,aletenpokręciłgłową.
-Możetoilepiej-stwierdziłKhedryn,żującstymgumę.-PocoZakonmawysyłaćkogoś,żeby

siedziałtutajbezczynnie?Niewiemy,gdziesąklony,ipewnienigdysięniedowiemy.Jeślimajądość
sprytu,tosąjużdaleko.

SpoglądającnagwiazdyNieznanychRegionów,Jadenmusiałprzyznaćmurację.Ciężkobędzie

wytropićklonywtejbezkresnejczerni.

- Mają ograniczone możliwości - wtrącił Marr. - Patrzcie. - Pomajstrował przy tablicy

przyrządówiwyświetlił gwiezdnąmapęnajbliższych sektorówNieznanychRegionów. -Wiemy,że
podróżująmyśliwcemtypuCloakShape.Iwiemy,jakąodległośćmożepokonaćzwykłyhipernapęd
takiegomyśliwca.

- CloakShape to ulubiony statek mechaników - zauważył Khedryn. - Wszystkie są

background image

zmodyfikowane, Marr. Widziałeś ten egzemplarz. Miał modułową ładownię przyczepioną do
brzucha.Hipernapędteżmógłmiećzmodyfikowany.Ipewniemiał.

Marrpokręciłswojąmasywnągłową.
- Nie zgadzam się. CloakShape jest znany z tego, że trudno wymienić w nim hipernapęd, więc

podejrzewam,żejeststandardowy.Możenawetwolniejszyniżzwykle,biorącpoduwagęładownię.A
jeślitakjestiklonyzapuściłysięwgłąbNieznanychRegionów,anienaterytoriumRepubliki,to...

Marrzamknąłoczy,aJadenwyczuł,jakczerpiezMocy,żebyprzeprowadzićobliczenia.
- ...będą gdzieś na tym obszarze. - Narysował palcem kółko na gwiezdnej mapie, obejmujące

wielkąprzestrzeńwNieznanychRegionach.Przezchwilępracowałnakomputerze,poczymdodał:-
Ajeśliwykluczymymartwesystemypołożonewzdłuższlakównadprzestrzennych,zostajenamto.

Stuknął w klawisz i półkole możliwych tras podzieliło się na kilka dużych klinów,

rozchodzącychsięodznanychszlakównadprzestrzennych.

-Toitakmnóstwoprzestrzeni-stwierdziłKhedryn.
-Aletojużjakiśpoczątek-odparłJaden.-Brawo,Marr.
Marruśmiechnąłsiępromiennie.
-Dziękuję,Mistrzu.
Zadrugimrazemtytułzabrzmiałlepiej-jeśliniedlaKhedryna,toprzynajmniejdlaJadena.
-Dobrarobota-bąknąłKhedrynzzakłopotaniem.
-RozmawiałeśzWielkimMistrzemSkywalkerem?-spytałJadenaMarr.
-Tak.Wyraziłzgodęnatwojeszkolenie.
Marrsięnieuśmiechnął,przełknąłjedynieślinęipokiwałgłową.
-Gratulacje-powiedziałKhedryn,chociażbyłatotylkokurtuazjazjegostrony.Obróciłsięw

foteluiodchrząknął.-Słuchaj,Marr,biorącpoduwagęto...całeszkolenie,chybamusimypomówić
otwojejrolinapokładzie„Gruchota”.

Marrzmarszczyłpytającoswojeogromneczoło.
-Mojejroli?
KhedrynunikałwzrokiemspojrzeniaMarra.
-Notak.Twojejroli.Widzisz,rozmawialiśmyzJadenemotwoimszkoleniui...
MarrprzeniósłwzrokzKhedrynanaJadena.Wjegooczachwidaćbyłoirytację.
-Rozmawialiścieomnie?
Khedrynpokiwałgłową.
-Isądzimy,żetrudnobyłobycipełnićobowiązkipierwszegooficera,odbywającszkolenie.
- Ach, tak? - spytał Marr, przypatrując im się. W jego głosie pobrzmiewało rozdrażnienie. -

Obajtaksądzicie?

-Owszem-powiedziałniepewnieKhedrynispojrzałnaJadena.-Prawda?
Jadenskrzyżowałręcenapiersi.
-Szkoleniejesttrudne,Marr.A...
-Myślisz,żeotymniewiem?
-Eee...spodziewałemsię,żewiesz-wyjąkałJaden.
MarrodwróciłsięwfoteluwstronęKhedryna.
-Maszkogośnamojemiejsce?
Khedryn wił się, usiłując patrzeć wszędzie, tylko nie na Marra, wreszcie pogładził się po

głowie.

-No,nienapokładzie.Aleznamparęosób...
-Kogo?
-Jaktokogo?-spytałKhedrynostrzejszymtonem.-Osoby.
-Akurat.Słuchaj,jajestempierwszymoficeremiinżynieremnatymstatku.-Popatrywałtona

background image

Khedryna,tonaJadena,czekając,żektóryśmusięsprzeciwi.Żadenjednaktegoniezrobił.-Ajeśli
szkoleniebędzieodemniewymagałojakichśzmian,toichdokonam.Aletojaotymdecyduję.Jasne?

Khedrynnachyliłsięnadkonsoletąprzyrządów,aJadenodniósłwrażenie,żeodetchnąłzulgą.
-Dobra,jasne,wporządku.
Jadensięuśmiechnął.Marrnaprawdęmiałsilnycharakter.
-Jesteśgotowy,żebykontynuowaćszkolenie?
MarrspojrzałnaKhedryna,któryodprawiłgoruchemręki.
- Sam sobie poradzę z resztą napraw i diagnostyki. Idź już... przenieś coś siłą woli albo coś.

Możeprzyśleszmisiłąwolikubekkafudokabiny.

GdywychodzilizMarrem,Jadenusłyszał,jakKhedrynmruczypodnosem:
-Co,ulicha,wniegowstąpiło?

Mając w pamięci opinię Mistrza Skywalkera, że szkolenie może się odbywać wszędzie, Jaden

poprowadziłMarrawkierunkuładowni„Gruchota”.

-Posłuchaj,Marr-powiedziałmupodrodze.-Zaczynaszszkoleniewbardzopóźnymwieku.

Zwykleoznaczato,żetrudniejbędzieciprzezwyciężyćstarenawykimyśloweiżetwojemożliwości
będą znacznie ograniczone w porównaniu z Jedi, którzy rozpoczynają szkolenie bardzo wcześnie.
Masz jednak pewne wyjątkowe zdolności, które możemy wykorzystać. - Pomyślał o Wielkim
Mistrzu.-Noibywaływyjątki,alechcę,żebyśmniedobrzezrozumiał.

Marrpatrzyłprostoprzedsiebie.
-Rozumiem.
- To dobrze. Znaczna część twojego szkolenia w Mocy będzie się opierać na twojej własnej

percepcji. Ja będę ci udzielał wskazówek, dawał narzędzia, odpowiadał na pytania, ale to ty musisz
wykorzystać to, co już wiesz, żeby dowiedzieć się jeszcze więcej, zadawać więcej pytań i wciąż się
rozwijać.

Marrzdawałsięrozważaćjegosłowa.
-Czytosiękiedyśkończy?Nauka?
Jadensięuśmiechnął.PierwszepytanieMarrabyłodobre.
-Nie.TwojarelacjazMocąjestdynamiczna.Zmieniasięzupływemczasu,taksamojaktysię

zmieniasz. Ja codziennie uczę się nowych rzeczy. Bardzo wiele nauczyłem się na księżycu. Między
innymidlategotadrogadajetylesatysfakcji.Ijesttakatrudna.

Marrpokiwałgłową.
- Relin mówił ci o mentalnej przestrzeni, którą musisz pielęgnować? O centralnym miejscu w

twoimumyśle?

-NazywałjeWieżą.
-Właśnie.MistrzKatarn,mójMistrz,mówinatoAzyl.Nazwaniemaznaczenia.Chodzioto,

żebywidziećwnimźródłoswojejwięzizMocą.Zniegobędziepromieniowaćtwojezrozumieniei
postrzeganie.Zacząłeśjużtorobić,alestarajsięmyślećoWieżyjakoomiejscu,doktóregomożesz
powrócić,żebyspróbowaćnauczyćsięczegośodnowa.

Jaden stuknął w panel kontrolny i drzwi ładowni rozsunęły się z cichym szumem sterującego

nimi mechanizmu. W pomieszczeniu pozostało jedynie parę kontenerów. Reszta przepadła podczas
walkizestatkamiSithów.

Jaden wykorzystał niewielki kontener jako prowizoryczny stół, który ustawił na środku

ładowni.Nanimleżałarękojeśćfioletowegomieczaświetlnego,któryzbudowałwmłodości-broni,
którązabiłklonaAlfa.Obokstałamałaskrzynkaznarzędziami.

Marrzatrzymałsięwdrzwiach.Jadengonieponaglał.Marrmusiałsamzrobićtenkrok.
-Totwójmieczświetlny-zauważyłMarr.

background image

-Owszem-przyznałJaden.
Marrwpatrywałsięwniegoprzezchwilę,poczymwszedłdoładowni.
Jadenpodążyłzanim.
- Zwykle Jedi sam konstruuje swój miecz świetlny. To ważny krok i każdy z nas dochodzi do

tego na swój sposób. Ja swój pierwszy miecz świetlny, ten miecz, zbudowałem, zanim jeszcze
nauczyłemsięprowadzićśmigacz.

Marruniósłbrwi.
-Niezwykływyczyn.
-Bynajmniej,Marr.ToMocprzemówiła,ajasłuchałem.Pamiętam,żeczułemsiętak,jakbym

lunatykował.Tobyło...dziwne.

Marrpodszedłdostołu,przyglądającsiębroni.
-Towszystko?Tylkosłuchałeś?
- Umiejętność słuchania Mocy to najważniejsza rzecz, jakiej możesz się ode mnie nauczyć. Z

niejwypływawszystkoinne.Wydajemisię,żejużjąsłyszyszcałkiemwyraźnie,kiedywykonujesz
obliczenia.

Marrpokiwałpowoligłową,marszczącczoło.
-Weźgo-powiedziałJaden,wskazującnamieczświetlny.
MarrpodniósłbrońJadenaiobracałjąwdłoniach,oglądającrękojeśćzkażdejstrony.
-Aterazrozbierzgonaczęści-poleciłJaden.Wybrałtakiezadanie,ponieważsądził,żedobrze

pasujedozdolnościMarrajakoinżyniera.

-Aleonjesttwój,Mistrzu,i...
-Rozbierzgo,Marr.Tojestbroń.Musibyćwytrzymała.Niczegoniezepsujesz.-Jadenspojrzał

naswójchronometriustawiłstoper.-Maszpięćminut.

Marrzacisnąłzdeterminacjąustaiusiadłwjednymzfoteli.
Jadenowi podobała się reakcja ucznia. Żadnych protestów, żadnego narzekania, że nie da rady.

Marrpoprostuuwierzyłwsiebieiprzystąpiłdodziałania.

Jaden niemal widział proces myślowy, który przebiega w głowie Marra. Źrenice Cereanina

przywodziły na myśl koła zębate. Uczeń obrócił parę razy broń w rękach, a następnie położył ją,
otworzyłskrzyneczkęzprecyzyjnyminarzędziamiizabrałsiędopracy.

Marr rozmontował broń i rozłożył na stole w niecałe dwie minuty. Podniósł pokryty

żłobieniami,fioletowykryształ,trzymającgomiędzykciukiemapalcemwskazującym.

-Czuję...cośwtymkrysztale.Moc?
- Tak. Wszystkie miecze świetlne są zasilane kryształami. Natura kryształu decyduje o

właściwościachklingi.

-Iojejbarwie-powiedziałMarr,obracająckryształioglądającjegofasety.
- To też, ale nie tylko. Kryształ sam w sobie nie jest źródłem energii broni. Podobnie jak

użytkownik Mocy, kryształ jest połączony z Mocą. Bez tej łączności to tylko zwykły kamień. I
chociaż istota niewrażliwa na Moc mogłaby zapewne włączyć i posłużyć się mieczem świetlnym,
jeżelikryształbyłbywłaściwiezestrojonyzMocą,totakimieczświetlnybyłbydlaniejtylkowiązką
gorącej plazmy. Ale dla Jedi miecz świetlny staje się czymś więcej; to przejaw więzi łączącej go z
Mocą.

Marrpokiwałwzamyśleniugłową.
-Rozumiem.Chyba.
-Złóżgozpowrotem,Marr.Apotemwłącz.
Marr pewnymi rękami złożył broń i włączył ją. Fioletowa klinga przecięła powietrze w

ładowni.Jejbrzęczeniewypełniłociszę.

-Aterazostrożniepoczujjegociężarwdłoni-powiedziałJaden.-Samaklinganicnieważy.

background image

Całamasazawierasięwrękojeści,wtwojejręce.

Marrwykonałkilkapowolnychpróbnychruchów,starającsięnaśladowaćtechnikępodpatrzoną

uJadena.

- Teraz poczuj otaczającą cię Moc. Poczuj ją w sobie, w krysztale. Broń nie jest czymś

oderwanymodciebie.Jestprzedłużeniemciebie.NiechMocprzezciebieprzepływa.

Marrzamknąłoczy,jegotwarzzeskupieniapokryłasięzmarszczkami.
- Wycisz umysł, Marr. Rozum nie pomoże ci osiągnąć łączności z Mocą. Musisz ją poczuć.

Niech twój umysł promieniuje z Wieży, a to promieniowanie niech obejmuje całego ciebie, mnie,
broń,którątrzymasz.

TwarzMarrawygładziłasię,ajegooddechstałsięgłębokiiregularny.Jadenwyczuł,jakjego

uczeńnawiązujełączność,jakjegomentalnyklucztrafiadozamka.

-Czuję-oznajmiłMarr.
Jadensięuśmiechnął.
-Dobrze.Otwórzoczy,niezrywającłączności.
Marrwykonałpolecenie.
Jaden odpiął od paska miecz świetlny - ten, który zabrał klonowi Alfa - i włączył go. Jego

skwierczącaczerwonaklingaobudziłasiędożycia,wyznaczającgranicęmiędzynimi.

Marrpopatrzyłnaczerwonąklingę,potemnaJadena.JadenpoczułlekkinaciskCiemnejStrony

napierającejnajegoświadomość.Kryształmiecza,zestrojonyzMocąprzezAlfę,wciążnosiłjego
piętno.

-Czujesz?-spytałMarraJaden.
Marrpokiwałpowoligłową,niespuszczającklingizoczu.
-Cośjakbynacisk...takieogólneuczucieniepokoju.
- To właśnie Ciemna Strona - wyjaśnił Jaden. - Kiedy energia jest większa, to uczucie jest

silniejsze.Terazczujesztylkojejpozostałościwkrysztaletegomiecza.

- Intensywność uczucia jest funkcją siły użytkownika Ciemnej Strony i jego bliskości -

stwierdziłMarr.Palcemwskazującymzacząłkreślićwpowietrzuniewidzialnecyfry.Jadendopiero
po chwili zorientował się, że Marr faktycznie wylicza funkcję. Kiedy zdał sobie z tego sprawę,
dostrzegł otwierające się możliwości, które mógłby wykorzystać, żeby przyspieszyć szkolenie
Marra.

- Teraz nauczę cię podstaw walki mieczem świetlnym. Tak jak wcześniej, poczuj Moc całym

sobą. Sfera fizyczna nie jest tu najważniejsza. Twoja siła i szybkość nie zawiera się w mięśniach i
ścięgnach,alewtwojejrelacjizMocą.NiechMocprzezciebieprzepływa,przenikatwojeruchy.Jeśli
jejnatopozwolisz,sambędzieszzaskoczonytym,copotrafisz.

Marr wziął głęboki oddech, po czym wykonał parę próbnych cięć i obrotów, znacznie

zgrabniejszychniżwcześniej.Jadenczuł,jakjegouczeńzespalasięzMocą.

- Znakomicie, Marr. Kiedy będziemy walczyć, chciałbym, żebyś myślał o swoich ruchach w

sposóbmatematyczny.Zwracajuwagęnato,podjakimkątemtrzymamyklingi,podjakimkątemsię
krzyżują,oilestopniobracająsiętwojestopy.Rozumiesz?

Marrbezwahaniapokiwałgłową.
-Tak.
-Todobrze.Brońsię-powiedziałJadenirzuciłsięnaniego.
Przez następne parę godzin uczył Marra podstawowych technik walki mieczem świetlnym.

Cereanin okazał się pojętnym uczniem, ruchy miał opanowane i precyzyjne. Jaden wiedział, że to
niezwykłe,anawetniebezpieczne,szkolićnowegouczniaprzyużyciuprawdziwejbroni,alewiedział
też,żejeślion,MarriKhedrynodnajdąklony,znajdąsięwpoważnymniebezpieczeństwie.Dlatego
teżchciał,żebyMarrbyłjaknajlepiejprzygotowany.

background image

Kiedy skończyli i Jaden wyłączył czerwoną klingę Alfy, pot ściekał Marrowi z wyniosłego

czołaiprzyklejałmuwłosydołysiny.

-Zmęczony?-spytałJaden.
-Fizycznienie,Mistrzu.Aleumysłowotowyczerpujące.
Jadenpoklepałgopoplecach.
-Toznaczy,żerobisztojaktrzeba.Jeszczejednalekcjanadzisiaj.
Marruniósłwyczekującobrwi.
-Idźnadrugąstronęładowniiwłączbroń.
Marrwykonałpolecenie,awtymczasieJadenwyjąłjednoogniwozzasobnikaenergiiwswoim

DH-44 i ustawił blaster na ogłuszanie. Tak też mógł porządnie przywalić, ale nie na tyle, żeby
pozbawićMarraprzytomności.

-Niepróbujzgadnąć,gdziestrzelam.
-Będzieszstrzelać?
Jadenpokiwałgłową.
-Musisztopoczuć,niezobaczyć.Możesztorobićrówniedobrzezzamkniętymioczami,jakz

otwartymi.Trajektoria,Marr.Prędkość.Poczujprzestrzeńwokółsiebie.

WyraztwarzyCereaninaniezmieniłsię,jednakJadenwyczuwałwnimobawę.
-ZamknijoczyiumieśćswójumysłwWieży,Marr.
Marrzamknąłoczy,odetchnął.
- A teraz musisz rozszerzać swoją percepcję na zewnątrz. Postaraj się nie wyczuwać tylko

przedmiotów i osób wokół siebie. Poczuj energię przedmiotów, dostrzegaj linie Mocy, które łączą
jednąrzeczzdrugąikażdąrzeczzewszystkimiinnymi.

Jaden wyczuł za swoimi plecami wchodzącego do ładowni Khedryna. Mężczyzna nic nie

powiedział,tylkostanąłwpobliżuotwartychdrzwi.

-Czuję!-wykrzyknąłMarr.-Wzajemnepołączenia.Widzęje.Są...rozległe.
- Bardzo dobrze. Teraz uświadom sobie, że twoja wola i Moc są także wzajemnie połączone.

Jedna nadaje drugiej kierunek, ale przyczynowość nie jest linearna. Właściwie to nie ma
przyczynowości.Zamiasttegojestsynchroniczność.

Jadenwiedział,żeMarr,logiczniemyślącymatematyk,możemiećtrudnościzezrozumieniem

brakuprzyczynowości.

-Chyba...rozumiem.Synchroniczność.
-Więcwykorzystajtozrozumienie,żebyodbijaćstrzałyzblasterawmoimkierunku.
JadenwłączyłmieczświetlnyAlfy,zpewnymtrudemzewzględunazranionepalce,drugąręką

zaśstrzeliłzblasterawstronęMarra.

Marrspróbowałzablokowaćstrzał,alezapóźnoiwiązkatrafiłagowklatkępiersiową.Jęknąłi

zrobiłdwakrokidotyłu,próbujączłapaćoddech.Nieotworzyłjednakoczuaniniezacząłnarzekać
naból.Jadenwyczuł,jakdeterminacjaCereaninarośnie.

-Poczułem...coś-stwierdziłMarr.
Khedrynzachichotał,jednakMarrzdawałsięgoniesłyszeć.JadenuciszyłKhedrynagestem.
-ZanurzsięwMocy-powiedziałistrzeliłponownie.
Marr znowu nie zdołał zablokować strzału i znów jęknął z bólu, cofając się chwiejnym

krokiem.

-Jeszczeraz,Mistrzu-poprosiłCereaninspokojnymtonem.
JadenoddałjeszczepięćstrzałówzblasteraiczteryrazyMarrniezdołałichzablokować.Przy

piątymjednaknastawiłfioletowąlinięklingiiposłałwiązkęwpobliskągródź.

Jaden spodziewał się wybuchu radości, jednak nic takiego nie nastąpiło. Nie otwierając wciąż

oczu,Marrpowiedziałtylko:

background image

-Chybajużłapię.Jeszczeraz,Mistrzu.
Jadenzacząłstrzelaćszybciej,aMarrodbijałkażdystrzał,posyłającwiązkiwszędzie,tylkonie

wJadena.

-Kątpadaniarównyjestkątowiodbicia-zauważyłJaden.-Totykontrolujeszkątpadania.
Strzelałdalej,razzarazem,aprzytrzecimstrzaleMarrzacząłodbijaćwiązkiprostowJadena.

Ten posyłał je w podłogę mieczem świetlnym trzymanym w drugiej ręce. Strzelał coraz szybciej,
przemieszczającsię,aMarrcałyczasblokowałjegostrzały,odbijającjewewłaściwąstronę.

-Wystarczy-zadecydowałJadeniwyłączyłmieczświetlny.-Znakomicie,Marr.Dobrarobota.
Marrotworzyłoczy,pokiwałgłowąiwyłączyłswójmieczświetlny.
-Dziękuję,Mistrzu.
Khedrynwszedłdoładowni.
- Jeśli skończyliście już demolować moją ładownię, to możemy wykonać skok na Fhost. -

Poklepałgródź.-Jestjużgotowydodrogi.

- Pomogę przy przygotowaniach do skoku - zaoferował się Marr i pospieszył do wyjścia. Po

chwilizreflektowałsięjednakiodwróciłsięmówiąc:

-Toznaczy,jeślijużskończyliśmy...Mistrzu.
-Skończyliśmy.Idź.
Marr uśmiechnął się i podał Jadenowi jego miecz świetlny. Jaden przyglądał mu się przez

dłuższą chwilę. Przez lata jego fioletowa klinga była nicią, która zszywała jego przeszłość i
teraźniejszość.Nadszedłczas,byodciąćsięodprzeszłości.

-Zatrzymajgo,Marr.Jesttwój,dopókiniezbudujeszwłasnego.
-Ale...totwójmiecz,Mistrzu.Zostanieszbezbroni.
JadenuniósłrękojeśćmieczaświetlnegoAlfy.
-Mamto.
-TobrońSithów.
- Już niedługo - powiedział Jaden i przypiął ją do paska. Spojrzał Marrowi w oczy. - To był

dobrydzień.Dużosięnauczyłeś.Alejeślizrobisięgorąco,niewahajsięużyćblastera.

-Popieram-wtrąciłKhedryn.
- Masz poczucie, że zrobiłeś ogromne postępy - ciągnął Jaden. - I słusznie. Ale gdybyś miał

zmierzyć się z przeciwnikiem biegle władającym mieczem świetlnym, zostałbyś przecięty na pół,
zanim byś zrobił pierwszy krok. Przed tobą jeszcze długa droga. Nie zapominaj o zdrowym
rozsądku,próbującudowodnićcośmnie,sobieczykomukolwiekinnemu.

Marrwytrzymałjegospojrzenie.
-Rozumiem.
Jadenuśmiechnąłsię.
-Dobrzesięspisałeś,uczniu.
- To także popieram - dodał Khedryn. - Mógłbyś nam zaoszczędzić wielu nieprzyjemności,

gdybyśnauczyłsiętegoparęlattemu.

Marr uśmiechnął się szeroko, klepnął Khedryna w ramię i skłonił głowę przed Jadenem.

Następnie ruszyli razem z Khedrynem w stronę kabiny, rozprawiając o gwiezdnych mapach,
współrzędnych i przeróżnych częściach silników „Gruchota”. Jaden w zamyśleniu odprowadził ich
wzrokiem.

ByłodpowiedzialnyzaMarra,aciężartejodpowiedzialnościgozaskoczył.Wiedział,żebędzie

musiałnarażaćMarrananiebezpieczeństwo.Wielokrotnie.TaksamojakMistrzKatarnczyniłznim.

Sądził, że Marr zdaje sobie sprawę z ryzyka, nie był jednak pewien, czy Cereanin jest na to

gotowy.

Tak właśnie wyglądało ciężkie brzemię posiadania ucznia. Jeden fałszywy krok i ktoś, kto na

background image

nimpolegał,ktomuzawierzył,mógłzginąć.

Jadenwiedział,żetobędzietrudnedozniesienia.
PomyślałoRelinie,któryzacząłstaczaćsięnaCiemnąStronępotym,jakstarożytnySithzabił

jegoucznia.Relinniepotrafiłporadzićsobieztąstratą.

Jadenpostanowił,żeonobierzeinnykurs-żewogólenieponiesietakiejstraty.
PodniósłrękojeśćmieczaświetlnegoAlfy,izmierzyłgowzrokiem,jakbypatrzyłnawroga.
-Tyijamamyumówionespotkanie.

Jaden wrócił do niewielkiej kabiny, która służyła mu za kwaterę na pokładzie „Gruchota”.

Usiadł przy małym metalowym biurku w rogu i szybko rozłożył na części miecz świetlny Alfy.
Brakującepalceutrudniałymutrochęzadanie,aledałsobieradę.

Popatrzył na kikuty, zastanawiając się nad protezami. Stracił wszystkie palce lewej ręki poza

kciukiem i palcem wskazującym - wciąż więc mógł trzymać w niej miecz świetlny. Uznał, że
prawdopodobniepozostawirękęwtakimstanie,awięcokaleczoną,żebystaleprzypominałamu,że
zwątpienie-zwątpieniewswojeczyny,wswojąrelacjęzMocą,wswojąrolęwZakonie-byłoceną,
jakązapłacił.Jakązawszebędziepłaciłzato,kimjest.

Zostawił swoje rozważania i wrócił do pracy. Spodziewał się, że miecz świetlny klona będzie

miałprymitywnąkonstrukcję,okazałasięonajednakczystaifunkcjonalna,choćmałoelegancka.

Rozłożył przed sobą części. Kryształ zasilający broń, szkarłatny równoległobok, mienił się w

padającym z góry świetle. Fasety przecinały cienkie czarne linie - drobne skazy, których klon nie
usunął. Jaden wpatrywał się w kryształ jak zahipnotyzowany. Czuł jego więź z Ciemną Stroną;
poznawałsposób,wjakizawierał-wminiaturze-całąwściekłośćAlfy.

ZzamyśleniawyrwałgogłosKhedrynadobiegającyzgłośników:
-Skokwnadprzestrzeńzapięćsekund.
Jaden odliczył w myślach sekundy i wyjrzał przez iluminator w chwili, gdy czerń zaczęła

zmieniaćsięwbłękit.„Gruchot”zmierzałwstronęFhostitego,coichtamczekało.

Jadenprzeniósłwzrokzmęczącejniebieskiejkotłowaninynadprzestrzeninanieznośnyszkarłat

kryształuAlfy.SkupiłmyśliizanurzyłsięwMocy.Oczamiwyobraźniujrzałsiatkępołączonychze
sobąliniiiświatła,zmąconąjedynieprzezobecnośćkryształuAlfy-skazęwjegopercepcji.

Wziął kamień w dłonie i natychmiast poczuł echo szaleństwa i gniewu Alfy. Jego nienawiść i

emocjonalneskażenieemanowałonaJadenazfasetkamienia.

Wytrzymałtoizakryłkryształdłońmi,najszczelniejjakpotrafiłswoimiokaleczonymipalcami.

Skoncentrowałsięizacząłmedytować.

Gdy znalazł się w cichym centrum swojego jestestwa, otworzył dłonie. Kryształ uniósł się w

powietrze i zaczął obracać powoli, rzucając dokoła czerwone błyski. Jaden poprowadził swoją
świadomośćpopromieniachdownętrzakryształu,wprostwtygielwściekłościAlfy.Zaatakowałgo
skowyt, czarne chmury gniewu, błyskawice nienawiści. Stał pośrodku tej nawałnicy, niewzruszony,
przyciągając ją do siebie. Mroczne emocje rozbijały się o skałę jego wewnętrznego spokoju i
wreszcie zaczęły się rozpraszać. Wściekłość Alfy żarzyła się wokół niego, smagała go, ale nie
czyniła mu żadnej szkody. Jaden czerpał siłę z przykładu Wielkiego Mistrza, z jego spokoju, jego
wyważonej reakcji na wiadomość, że jeden ze zbiegłych klonów mógł być zrodzony z DNA Mary
JadeSkywalker.

Wrzaskiwjegogłowieprzycichły,rykgniewuAlfyzacząłsłabnąć.Jadenusadowiłsiępośród

liniiMocy,skupiony,wyciszony.

Otworzył oczy. Kryształ wciąż unosił się ponad jego dłońmi, ale zupełnie oczyszczony ze

skażeniaAlfy.Niebyłjuższkarłatny,leczprzejrzystyjaktranspastal.Zwykleoczyszczenietrwałoby
znaczniedłużej,nawetkilkadni.WidoczniekryształniebyłidealniezestrojonyzMocąprzezAlfę.

background image

Jadenpopatrzyłnaodmienionykamień.Pomyślał,żetodoskonałametaforajegowłasnejduszy,

oczyszczonejzwszelkichpokusCiemnejStrony.Światło,którerzucałterazkryształ,czysteibiałe,
rozjaśniałoobskurnewnętrzejegokwatery.

Pozwoliłsobienakrótkąchwilęradościzeswojegotriumfu,zanimznówskupiłsięnakrysztale.

OczyściłgojużzwpływuAlfyiskazyCiemnejStrony.TerazmusiałgozestroićzesobąizJasną
Stroną.

Jego świadomość znów powędrowała po promieniach do kryształu, aż znalazł się pośrodku

światła.Siłąwolidopasowałstrukturalnąmatrycękryształudosiebie,sprawił,żebyharmonizowała
zMocą,uczyniłjąprzedłużeniemswojejwoli.Przezcałytenczaspozostawałspokojny,opanowany.
WciągnąłkryształgłębiejwMoc,zestroiłgodokładnejzesobą,zliniami,którełączyływszystkie
rzeczy. Jego myśli powędrowały na chwilę ku Relinowi i pomyślał o kłębowisku emocji, jakie
starożytnyJedimusiałprzeżywać.

Siedziałprzezdłuższąchwilęwswojejkabinie,zanurzonywMocy,dopasowującdoniejsiebiei

kryształ.Wreszcieprocessięzakończył.KiedyJadenotworzyłoczyidoszedłdosiebie,zobaczył,że
Moc zmieniła kryształ z przejrzystego w jasno-żółty. Czarne linie zniknęły, nieczystości zostały
wymazane.

Zuśmiechemująłkryształwniecierpliwedłonieipołożyłgonastole.Szybkimiruchamizłożył

na nowo rękojeść, modyfikując uchwyt najlepiej jak się dało z dostępnych elementów. Kiedy była
gotowa,umieściłwniejkryształiwłączyłklingę.

Czystażółtaliniaprzecięłapowietrzewjegokwaterze.Brzęczeniebronibyłojakmuzyka.
W pradawnych czasach - czasach Relina - żółta klinga oznaczała, że jej właściciel jest

Strażnikiem Jedi, sługą Jasnej Strony, który zachowuje w swojej służbie równowagę pomiędzy
sztuką walki a naukowymi studiami nad Mocą. Jaden cieszył się, że Moc obdarzyła go podobną
klingą.MyślenieoReliniewtrakcieprzerabianiakryształumusiałowpłynąćnajegoformę.Pokiwał
z zadowoleniem głową. Oczyścił broń z wpływu Ciemnej Strony i uczynił ją swoją, oddając
jednocześniecześćpamięciRelina.Wydawałosiętostosowne.

Wyłączyłklingęizawiesiłjąnapasku.
Wydało mu się to nieco dziwne, że mógł aż tak odmienić kryształ. Zupełnie jakby wymazał

komuśwspomnieniaizastąpiłjeinnymi.

Unosiłsięwciepłym,cichymmiejscu.Nagle...doznaniewyłoniłosięzmroku,cośzniczego.
Usłyszałcichy,wibracyjnyszumwłączanejelektroniki.
Skądwiedział,żetoelektronika?Najwyraźniejwiedziałróżnerzeczy.
Wkończynachpoczułmrowienie,potemswędzenie,wreszcieból,mocneukłucianaskórze.
Wuchuzadźwięczałomuwyciejakiegośurządzenia.Zajegozamkniętymipowiekamirozbłysły

kolorowe smugi: zielone, czerwone, niebieskie. Usłyszał mechaniczny głos - stłumiony, jakby
przemawiałzdalekaalbobyłprzezcośblokowany:

-Funkcjeżyciowemawnormie.Odzyskujeświadomość.
-Słyszynas?-spytałinnygłos.
-Niewiem.Byćmoże.
-Cobędziewiedział?
Usłyszałpowolnebulgotaniejakiegośpłynu.Wcześniejniezwróciłnatouwagi.
- Wszystkie Duplikaty mają wszczepioną podstawową wiedzę, podobną do tej, jaką dysponuje

dorastającyczłowiek.Inaczejtrudnobyłobyznimidojśćdoładupoprzebudzeniu.Możnatołatwo
zmienićzapomocąrakatańskiejwłóczniumysłowej.

-Świetnie.
Jego ciało otworzyło się w pełni na nowe doznanie i stał się świadomy samego siebie. Był

background image

mężczyzną.Ręceinogimiałskrępowane.Cośtkwiłowjegowustach-jakaśrurka.Napowiekach
miał plastry, które nie pozwalały otworzyć oczu. Sprawdził siłę krępujących go więzów. Nie
zostawiałymużadnejswobodyruchów.

-Wyciągnijmygo-powiedziałgłos.
-Oczywiście.
Płyn,wktórymbyłzanurzony,zacząłspływać,bulgocząc,dojakiegośotworuwpobliżujego

stóp. Czuł się bezbronny, gdy opadająca ciecz odsłaniała kolejno jego głowę, potem tułów i nogi.
Podejrzewał, że musi to przypominać narodziny - przejście z ciepłego i bezpiecznego miejsca w
zimne i odsłonięte. Było to dziwne uczucie - stanąć na własnych nogach, opierając na nich ciężar
ciała.Byłnagiitrząsłsięzzimna.

Rozległsięszczękmetalowychzatrzasków,potemsykiodgłosotwieranychtużprzednimdrzwi

albowłazu.Podmuchzimnegopowietrzasprawił,żedostałgęsiejskórki.

Otworzyłusta,żebycośpowiedzieć,alezadławiłsięrurką.Cośzaniązłapało.
-Nieopierajsię-powiedziałmechanicznygłos,należącydodroidamedycznego.
Posłuchał,adroidwyciągnąłmururkęzciała.Sięgałaażdożołądkaikiedydroidprzeciągałją

przez przełyk, miał wrażenie, jakby wypruwał mu wnętrzności. Gdy tylko wysunęła mu się z ust,
wykaszlałodrobinępłynu,ztrudemłapiącpowietrze.

Wdechpodrażniłmugardło.Czułpieczeniewpłucach.Nozdrzawypełniałmuzapachśrodków

antyseptycznych.Próbowałcośpowiedzieć,aleustaijęzykmiałdziwniezgrubiałe,astrunygłosowe
napięte.Zdołałwydaćzsiebiejedyniestęknięcie.

-Wkrótcebędzieszmógłmówić-oznajmiłłagodny,syczącygłos.-Nigdyjeszczenieużywałeś

strungłosowychanipłuc.Postarajsięzachowaćspokój.

Wciążbyłskrępowany,aoczymiałcałyczaszaklejone.Czułsiębezbronny.
-Jesteśzwiązanydlawłasnegobezpieczeństwa-powiedziałłagodnygłos.-Procesimplantacji

jestbolesny.Niechcę,żebyśzrobiłsobiekrzywdę.

Słowo„bolesny”zapadłomuwpamięć.Próbowałsięszamotać,alewięzymocnogotrzymały.
-Możeszodejść,One-Bee-Seven-poinformowałgłos.
-Tak,jestpanieNyss-odpowiedziałdroid.
Usłyszał warkot serwomechanizmów oddalającego się droida, a potem odgłos otwieranych i

zamykanychdrzwi.

Został sam z Nyssem, który zapowiedział mu ból. Serce waliło mu jak młotem. Mimo zimna

ciałomiałlepkieodpotu.Nozdrzawypełniałmuwłasnysmród.Oddechmiałprzyspieszony.

-Boiszsię-stwierdziłgłos.-Niemasięczegoobawiać.Niebędzieszpamiętałbólu.
Poczułrękęzaciskającąsięnajegoszczęceiwzdrygnąłsię,spodziewającsięciosu.Jednakcios

nienadszedł.Zamiasttegopoczuł,żecościepłegoiostregoprzyciskasiędojegoskroni.Próbował
odwrócićgłowę,aleniemógł.Stęknął,przerażony;próbowałotworzyćoczymimoplastrów,alemu
sięnieudało.

Poczuł krótkie ukłucie bólu, a potem nacisk na skroni. Po twarzy pociekła mu strużka krwi,

ciepłajakpłyn,wktórymspędziłtyleczasu.Rzeczywiścieniebolało...

Nagle głowę przeszył mu rozdzierający ból. Wydał z siebie wrzask, przeciągły, zwierzęcy

skowyt,którytrwałitrwał,alewnajmniejszymstopniuniezłagodziłjegocierpienia.Bólprzybrał
jeszczenasile,promieniujączeskroninaresztęgłowy.Miałwrażenie,jakbyjegoczaszkęwypełniał
roztopionymetal,którybędziegopaliłwnieskończoność.

Całe jego ciało było sztywne niczym szyna, wszystkie mięśnie miał skurczone. Nie mógł

przestaćkrzyczeć.Miałochotęodciąćsobiegłowę,wyrwaćjązszyiiumrzeć,żebytylkoprzerwać
tenniekończącysię,nieznośnyból.

Alemiałzwiązaneręceiniemógłsięruszyć.

background image

Niepozostałomunicinnegojaktylkokrzyczećikrzyczeć,ikrzyczeć.
Nagle poczuł, jak coś wije się w jego rozpalonej głowie, jakby pełzające pnącza, które

wypuszczały korzenie w jego mózgu, ocierały się o podstawę czaszki. Ogarnęło go przerażenie
równiewielkiejakból.Wyobraziłsobierobaki,przewiercającesięprzeztkankęipozostawiającepo
sobiesiećpustychtuneli.Zrobiłomusięniedobrze,aleniemiałczymwymiotować.

Pomiędzyskurczamiżołądkajegokrzykistałysięjeszczebardziejrozpaczliwe;mocowałsięz

więzami,alebezskutecznie.Złorzeczył,krzyczał,wrzeszczał,krztusiłsię;wiedział,żewkrótcemusi
stracićprzytomnośćlubumrzeći...

Naglebólustał.
Byłcałymokryodpotu.Czułkażdymięsieńswojegociała.Oddychałciężkoiszybko.Zanim

zdążyłcokolwiekpowiedzieć,zapytać,cosięstało,wjegomózguwytrysnęłafontannaiskierizalał
go strumień informacji, który wymył to, co było tam wcześniej, i wypełnił puste naczynie jego
umysłu.

Wspomnienia wlały się w szczeliny jego pustej pamięci, tworząc go na nowo, dając mu nowe

życie.

Przypomniałsobiesiebie.
UrodziłsięnaCoruscant,ajegorodzicezginęli,kiedybyłbardzomłody.
Zzewnątrzmówiłdoniegojakiśgłos,aleniemógłgozrozumieć,niemógłoderwaćuwagiod

lawinywspomnień,swoichwspomnień.

Pośmiercirodzicówzamknąłsięwsobie.Jużjakodzieckonabrałfilozoficznegopodejściado

życiaitoskupienienawłasnymwnętrzuujawniłojegoukrytąwrażliwośćnaMoc.

Głos wciąż coś do niego mówił, łagodny, lecz natarczywy. On jednak nie zwracał na niego

uwagi.Żyłprzeszłością,swojąprzeszłością,oglądałprzesuwającesiętwarzeiwydarzenia.

Bez żadnego przeszkolenia, wykorzystując Moc, zrobił sobie miecz świetlny. Niedługo potem

jegowujzapisałgodoAkademiiJedi.PoznałWielkiegoMistrzaLuke’aSkywalkera.

Głoswreszcieprzeniknąłdojegoświadomości.
-Słyszyszmnie?-spytał.
Poczuł, jak czyjaś dłoń klepie go po policzkach, ale zignorował ją, koncentrując się wciąż na

wspomnieniach.

WalczyłzduchemMarkiRagnosanaKorribanie,próbującocalićRoshaPenina.
-Otwórzoczy-powiedziałgłos,ajegowłaścicielzerwałmuzpowiekplastry.
Zawahałsię,niechcącopuszczaćkrainywspomnień.
-Otwórz.
Otworzył oczy, które nawet w słabym oświetleniu niewielkiego pomieszczenia o stalowych

ścianachnatychmiastzaczęłyłzawić.Zamrugałpowiekami.Przednimstałajakaśpostać,jednakłzy
zamgliłymuwzrokiniewielemógłdostrzec.

-Nicniewidzę-powiedział.
-Twójwzroksięwkrótcepoprawi-odparłapostać.
Rozejrzałsiędookoła,spojrzałwdół,mrugając,żebypowstrzymaćłzawienie.Znajdowałsięw

transpastalowejkomorzeklonującej.Nadniezbiornikapozostałyjeszczeresztkiróżowegopłynu,w
którymbyłzanurzony.Obrazprzedjegooczamizaczynałsięwyostrzać.

Ześciankomorywyrastałykable,wężeiprzewody,połączonezjegorękami,nogami,tułowiem

i głową. Przewody łączyły też zbiornik z komputerem. Ze zdziwieniem stwierdził, że nie jest
skrępowany,ajednakwciążniemożesięruszyć.

Przy stanowisku komputerowym stał mężczyzna. Nie, nie mężczyzna - Umbaranin, chudy, o

skórze tak bladej, że wydawała się wręcz biała. Miał na sobie dopasowaną czarną pelerynę z
kapturem, a panujący w pomieszczeniu półmrok zdawał się gromadzić wokół niego, jakby

background image

intensyfikowałsięwjegopobliżu.Wblaskuekranukomputerajegociemneoczyświeciłyczerwono.
Obsługiwał klawiaturę jedną ręką, w drugiej trzymając urządzenie, które wyglądało jak metalowa
rękojeśćlubtrzonekzdobionydziwnymiżłobieniami.Wystawałzniegoszpiczesztywnychwłókien,
akażdeznichbyłodużocieńszeodnajcieńszegonawetwłosa.

- Nie mogę się ruszać - zwrócił się do Umbaranina chropowatym od długiego nieużywania

głosem.

- Program paraliżuje większą część twojego układu szkieletowo-mięśniowego do czasu, aż...

processięzakończy.

-NieczujęMocy-poskarżyłsię.
Umbaraninpokiwałgłową.
-Tomojarobota.
Niewiedział,copowiedzieć.Niepamiętał,żebykiedykolwiekbyłodciętyodMocy.Jegowzrok

padł na urządzenie, które Umbaranin trzymał w dłoni. Umbaranin zauważył to i uniósł przyrząd,
żebymógłmusięlepiejprzyjrzeć.

- To rakatańskie - wyjaśnił Umbaranin. - Podejrzewamy, że wykorzystywali je do

przechowywaniaiprzenoszeniaswojejświadomości.Znaleźliśmytajneskładyztakimiprzyrządami
tutajirozsianepocałejgalaktyce.

-My?-spytał.
-ZakonJednegoSitha-odparłUmbaranin.
Wtymmomenciezdałsobiesprawęzgrożącegomuniebezpieczeństwa.Znajdowałsięwrękach

nieznanego odłamu Sithów. Spróbował zanurzyć się w Mocy, ale poczuł tylko pustkę. Był sam,
bezsilny.Sithowienajwyraźniejwynaleźlijakąśnowąbroń,zapomocąktórejpotrafiliodseparować
JediodMocy.Musiałuciec,zameldowaćotym.

-Czegoodemniechcecie?
-Jaksięnazywasz?
-Znaszmojenazwisko.JadenKorr.
Umbaraninsięuśmiechnął.
-Nie.JesteśDuplikatem.
Tosłowonicmuniemówiło.
-Wypowiemzdanie-oznajmiłUmbaranin-iwtedyzrozumiesz,czymjesteś.
Pokręcił głową. Nic z tego, co mówił Umbaranin, nie miało sensu. Nic w jego sytuacji nie

miałosensu.Jaksiętuznalazł?Pamiętałbardzoniewieleztego,codziałosiępoukończeniuprzez
niegoAkademiiJedi.

Umbaraninuśmiechnąłsięuśmiechembardziejzłowieszczymniżwesołym,izacząłmówić.Nie

rozumiałjegosłów.Zamrugałpowiekamii...naglejużwiedział.

ByłklonemJadenaKorra,agentemJednegoSitha.MiałprzeniknąćdoZakonuJediiuaktywnić

się,kiedyZakonJednegoSithauznazastosowne.

-Jestem...agentemJednegoSitha.
Umbaraninpokiwałgłową.
-Tak.
-Dlaczegomnieterazuaktywniłeś?NiejestemjeszczeczłonkiemZakonuJedi.
-Niejesteś.Alebędziesz.
-Nierozumiem.
-Zczasemzrozumiesz.Azatemkimjesteś?
-JestemDuplikatem.
Umbaraninpokiwałgłowąiwcisnąłguziknapulpiciekomputera.
Duplikat mógł się już ruszać. Jednocześnie mrok, który zdawał się otulać Umbaranina,

background image

rozproszyłsięniecoiłącznośćDuplikatuzMocąpowróciłaztakąsiłą,żeażsięzachłysnął.

Duplikat zrobił krok, potem kolejny. Czuł się niepewnie na nogach, które nigdy wcześniej nie

nosiłyjegociężaru.Komoraklonującawykorzystywałaimpulsyelektrycznedostymulacjirozwoju
mięśni,alewiedział,żeprzypierwszychkrokachlepiejuważać.

Za plecami Umbaranina rozsunęły się drzwi niewielkiego pomieszczenia i do środka weszły

dwiepostaciewkapturachipelerynach.ObiegórowaływzrostemzarównonadUmbaraninem,jaki
nad Duplikatem, i obie trzymały w dłoniach elektropałki. Ich czerwone ręce były pokryte łuską i
zakończoneczarnymiszponami.Kapturyisłabeświatłoskrywałyichtwarze,aleDuplikatdostrzegł
zaryspokrytychłuskąwzgórkówponadgadzimioczami.

-Syllczekanapokładziemojegostatku-powiedziałdonichUmbaranin.-Zaprowadźciegona

pokładizahibernujcie.

-Tak,panie-odpowiedziałaparagłębokimi,gardłowymigłosami.
- Zahibernujcie? - powtórzył Duplikat. - Ale ja dopiero co... - szukał odpowiedniego słowa -

...sięobudziłem.

- Musiałem się upewnić, że przetrzymasz wstrząs związany z przebudzeniem i pierwszym

transferempamięci.

-Pierwszym?Agdybymumarł?
Umbaraninwzruszyłramionami.
-Użyłbyminnego.
-Innego?
-Zabraćgonapokład-poleciłstrażnikomUmbaranin.
Kiedystrażnicygoodprowadzali,rzuciłjeszczeprzezramię:
-Pocomnieobudziłeś?Comamrobić?
-Narazienic.Maszpoprostutowarzyszyćmidoczasu,ażbędęciępotrzebował.
-Potrzebowałdoczego?
- Do duplikacji - odparł Umbaranin, a Duplikatowi zdawało się, że dostrzegł cienką linię

chytregouśmiechunajegobladejtwarzy.

Żołnierzmiałdziwnepoczucieosamotnienia,osobliweuczucieodmienności.Otwarłasięwnim

czeluść,którarosła,wmiaręjakskradzionystatekoddalałsięcorazbardziejodksiężyca.

Księżycbyłjegomiejscemurodzenia,miejscem,gdziespędziłcałeżycie.
Miejscem,któregooddawnanienawidził,alektórebyłoteżjegodomem.
Miałwrażenie,żewszystko,coprzeżyłdotejpory,było„przedtem”,adopieroterazzaczęłosię

„potem”.Aleto„potem”byłoniepokojącorozległe.Wrzuconynaglewnieskończonąprzestrzeń,w
nieskończone możliwości, czuł się tak jak zawsze, gdy dryfował w jednym ze zbiorników do
deprywacji sensorycznej doktora Greena - sam, oderwany od siebie, jak maleńki stateczek
podskakującysięnapowierzchnibezkresnegooceanu.

Nienazwany lodowaty księżyc i jego ośrodek klonowania przez dziesiątki lat były dla

Wspólnoty domem. On i pozostałe klony byli próbkami dla imperialnych naukowców. Żyli w
klatkach z transpastali, a ich egzystencja stanowiła niekończącą się serię badań, pytań, zastrzyków,
treningów.

Byłotookropne,aleprzynajmniejistniałwtymjakiśład,jakiśsens.
Terazniemielianitego,anitego.
NaukowcychcielisklonowaćjedynegowswoimrodzajuużytkownikaMocy.Iwpewnymsensie

im się to udało, jednak ten sukces okazał się ich zgubą. Wspólnota zdobyła wolność poprzez
morderstwo,zabijającwszystkichwośrodkuiofiarowującichMatce.

AterazobietniceWieszczkiwiodłyichwciemnyaksamitkosmosu.

background image

Idokądmielidotrzeć?
NajpierwnaFhost.
PotemdoMatki.
Możliwości Żołnierza prawdopodobnie nie były tak nieskończone, jak mu się zdawało. Być

możebyłowjegożyciuwięcejsensu,więcejładu,niżsądził.

Odczyty wskazywały, że statek znalazł się poza zasięgiem studni grawitacyjnych. Żołnierz

spojrzałostatniraznasystem,naodległączerwonągwiazdęigazowegiganty.

Wieszczkaweszładokabinyiusiadławfoteludrugiegopilota.
-Wszechświatjestduży,atyczujeszsięsamotny-powiedziała.
Żołnierzpróbowałukryćzaskoczenie.Wieszczkadokładniewyraziłajegomyśli.
-Niemusiszbyćsam,Żołnierzu.Odcinaszsięodnas,odMatki.Niepotrzebnie.
NieporazpierwszyŻołnierzzastanawiałsię,czyWieszczkagórujenadresztąklonówswoimi

zdolnościamiempatycznymi.

-Nieczujęsięsamotny-skłamał.-Jestemjednymzwas.Dbamowas,chronięwaswszystkich.
-Robisztozewzględunadzieci.Nienainnych.
ItymrazemWieszczkasięniepomyliła.Żołnierzniemiałwłasnychdzieci,aletroszczyłsięo

Łaskę, Dar i Błogosławieństwo, jakby były jego. Jeśli klony miały jakiś cel, to właśnie dzieci go
ucieleśniały.Chciał,żebymiałylepszeżycieniżonipozostali.

NiechcącrozmawiaćotymdłużejzWieszczkązmieniłtemat.
- Współrzędne Fhost są w komputerze nawigacyjnym. Jesteśmy już poza zasięgiem studni

grawitacyjnych.Rozgrzewamhipernapęd.

Wieszczkapopatrzyłananiego,aleonniezwracającnaniąuwagirozpocząłprzygotowaniado

skoku. Wyciągnął rękę, żeby włączyć zaciemnianie iluminatorów w kabinie. Podczas szkolenia na
symulatorach lotu w ośrodku dowiedział się, że zbyt częste wpatrywanie się w kłębowisko
nadprzestrzenimożeprowadzićdoobłędu.Wieszczkazłapałagozarękęiniepuszczała.

-Chcętozobaczyć-powiedziała.
Jejdotykprzyprawiłgoodreszczpodniecenia.Podejrzewał,żeonazdajesobieztegosprawę.
-Wporządku.
Kiedy wskaźnik gotowości do skoku zaświecił się na zielono, włączył hipernapęd. Punkciki

światłarozciągnęłysięwlinie,któreniebawemzniknęływbłękitnymwirzenadprzestrzeni.

Wieszczkawydałastłumionyokrzykiścisnęłagozarękę.
-Topiękne.
Kłęby i wiry przyprawiały Żołnierza o nudności, ale nic nie mówił. Kiedy cofnął rękę,

Wieszczkanawettegoniezauważyła.Jejpodnieceniewypełniałokabinę.

-WkrótcedotrzemynaFhost-oznajmił.
Pokiwałagłową,wpatrującsięwbłękitszerokootwartymioczami.
- Zobaczę, co z innymi - powiedział, wstając. Dzięki łączącej ich więzi wyczuwał stan

emocjonalny pozostałych klonów. Leki ich uspokoiły, ale ich działanie było krótkotrwałe. Obłęd
kładłsięcieniemnaichumysłach,achorobanaosłabionychciałach.

Miałnadzieję,żeWieszczkasięniemyliła.Miałnadzieję,żeMatkaichuleczy.Zwłaszczadzieci.

background image

ROZDZIAŁ5

PrzezcałąpodróżwnadprzestrzeniWieszczkasiedziaławkabinie,wyglądającprzeziluminator.

Jej milczenie działało Żołnierzowi na nerwy. Wpatrywała się nieruchomym spojrzeniem w smugi
gwiazd, jakby w ich blasku kryło się niezwykłe odkrycie. Żołnierz zajął się diagnostyką systemów
statkuwoczekiwaniunainformacjękomputera,żezbliżająsiędoFhost.

Wreszciesiędoczekał.
-Wychodzimyznadprzestrzeni-oznajmił.
Wieszczka w końcu oderwała wzrok od widoku na zewnątrz i popatrzyła na niego. Nie mógł

oprzećsięwrażeniu,żeczytamuwmyślach.Jejciemneoczywypełniałażarliwawiara.Amożeto
byłobłęd;Żołnierzniepotrafiłtegorozróżnić.

-Dobrarobota,Żołnierzu-pochwaliłaWieszczka.
Wyszliznadprzestrzeni.Czerńwyparłabłękit,aświatłopobliskiejgwiazdyzabarwiłownętrze

kabinynapomarańczowo.Włączyłysięsilnikijonoweipomknęliprzezsystem.

Żołnierzniemiałpojęcia,czegospodziewaćsięnaplanecie.
- Dane na temat Fhost wskazują, że planeta jest słabo zaludniona, z jednym tylko dużym

miastem,Farpoint.Okrążymyplanetęiwylądujemypodrugiejstronie.Niematamzbytrozwiniętej
infrastruktury,powinnowięcsięudaćwylądowaćniepostrzeżenie.Posadzęstatekzamiastemiczęść
znasmożepójśćpieszo.

Wieszczkapokiwałagłową,zamyślona,amożepochłoniętakolejnąwizją,podczasgdyzbliżali

siędoplanety.

Fhostunosiłasięwprzestrzeninawprostnich-brązowakula,pokrytagdzieniegdziezielonymi

i niebieskimi plamami. Nad suchym światem wisiały długie, wiotkie pasma mglistych chmur.
Żołnierz poprowadził myśliwiec na drugą stronę planety. Nie spuszczał oczu ze skanerów,
zastanawiającsię,czyniezostanązatrzymaniicomógłbyzrobić,gdybydotegodoszło.Jednakalbo
weszliwatmosferęniepostrzeżenie,alboteżplanetarnewładzenicsobieztegonierobiły.

Żołnierz leciał nisko i szybko ponad powierzchnią Fhost. Dostrzegał niewiele szczegółów,

głównie niewyraźne plamy zieleni, brązu i błękitu. A jednak planeta wydała mu się piękna w
porównaniu z lodowym piekłem, które tak długo było ich domem. Zastanawiał się, jakby to było
osiedlićsięnatakimświecieipoprostu...żyć.

Wyobraził sobie Łaskę i Błogosławieństwo jako dorosłe osoby, żyjące w normalnym domu,

wiodące normalne życie. Ta myśl wywołała uśmiech na jego ustach. Odchrząknął i zaryzykował
heretyckiestwierdzenie:

- Moglibyśmy po prostu... osiedlić się tutaj - powiedział. Nie był pewien, czy Wieszczka go

usłyszała.

-Onanaswzywa,Żołnierzu-odparłaWieszczkaśpiewnymgłosem.-Chce,żebyśmywrócilido

domu.Musimysiępospieszyć.

Jejsłowarozwiaływszelkienadziejenaspokojneżycie.
Po pewnym czasie wyświetlacz projekcyjny pokazał, że Farpoint znajduje się nieco ponad

pięćdziesiątkilometrówprzednimi.Żołnierzrozejrzałsięzadogodnymlądowiskiem.Wpobliżunie
widać było żadnych śladów osadnictwa, więc zwolnił i posadził statek na dużej polanie pośrodku
lasu.

-Poszukamlekówiwrócęnajszybciej,jaksięda-obiecał.-Alebędępotrzebowałpomocy.
Wieszczka się nie odzywała. Oczy miała otwarte, jednak wydawała się wciąż pogrążona w

transie.

background image

-Wieszczko?Wieszczko!
Zostawił ją w kabinie i poszedł do ładowni. Pozostałe klony nie poruszyły się chyba wcale,

odkąd ostatnio do nich zaglądał. Lekarstwo spowiło ich umysły sztucznym spokojem i złagodziło
ból ciał, ale poprzez łączącą ich mentalną więź czuł, jak w dorosłych narasta obłęd i buzuje pod
powierzchnią.Podejrzewał,żegdybynieleki,statekpogrążyłbysięwchaosie.Jednakskutkileków
mogły wystarczyć jeszcze na godzinę, najwyżej dwie. Potem do głosu dojdzie obłęd albo choroba.
Takczyinaczej,ktośumrze.Musiałdziałaćszybko.

Podchodziłkolejnodokażdegozklonów,zaczynającoddzieci,oceniałichkondycjęfizyczną,

otwierał umysł, żeby lepiej wyczuć ich stan emocjonalny. Wszyscy mieli wypieki od gorączki,
przyspieszonyoddech,awichumysłachkłębiłysięgniew,przerażenie,energia.Błogosławieństwo,
Łaska i Dar popadli w katatonię. Nachylił się nad nimi i poczuł przytłaczający smutek. Musiał ich
uratować,ichprzedewszystkim.

Biegacz wydawał się w najmniejszym stopniu dotknięty chorobą, więc Żołnierz wyjął

strzykawkęzadrenalinąizrobiłmuzastrzyk.Biegaczotworzyłoczyiutkwiłrozszerzoneźrenicew
Żołnierzu.Jegosuche,spękaneustauformowałyjednosłowo.

-Żołnierzu-wymamrotał.
-Daszradęwstać?Potrzebujępomocy,żebyzdobyćleki.
Biegacz jakby go nie słyszał. Zamknął oczy, a jego usta, ukryte w chaszczach gęstej brody,

wykrzywiłysięzbólu.

-Damradę-powiedziałwkońcu.-Energia,Żołnierzu...
-Wiem.
OdczasuzabiciaStwórcyŻołnierzdusiłenergięwsobie.Alewciążmiałwrażenie,żewkażdej

chwilimożeeksplodować.Jegociało,ciałaichwszystkichztrudemjąwsobiemieściły.

ChciałpomócBiegaczowisiępodnieść,aletenodtrąciłjegoręceisamusiadłnapodłodze.
-Niepotrzebujęcię-warknął.
ŻołnierzpohamowałnagłąchęćuderzeniaBiegaczawtwarz.
- Gdyby nie ja, już byś nie żył. A teraz słuchaj. Pójdziesz ze mną do ośrodka medycznego

niedalekostąd.Zabierzemyleki,potrzebne,żebyzachowaćWspólnotęprzyżyciu.

SzklisteoczyBiegaczazabłysły.
-Zabierzemy?
- Tak, zabierzemy. To coś, przez co przelecieliśmy po opuszczeniu księżyca, przyspieszyło

rozwój... - omal nie powiedział „obłędu”, ale ugryzł się w język i zamiast tego powiedział: -
...choroby.Musimywziąćleki,boinaczejwszyscyumrzemy,zanimdotrzemydoMatki.

- Ty nie - odparł Biegacz, wstając. Śmierdział potem, gorączką, chorobą. - Ty nie umrzesz. -

Spojrzałnaniegospodełba.-Przynajmniejnieodchoroby.

Żołnierznicniepowiedział,tylkopatrzyłnarozpalonątwarzBiegacza.
Biegaczomiótłwzrokiemładownięiklony.
-ZabiłeśBliznęiStwórcę?
-ZabiłemStwórcę,boniepozostawiłmiwyboru.Bliznęzabiłachorobaizabijeteżcałąresztę,

takżeciebie,jeśliniezdobędziemytegocotrzeba.Rozumiesz?

-Rozumiem.-Biegaczznalazłwśródzapasówbutelkęwody,wypiłiotarłbrodę.-Niepozwolą

namwziąćleków,Żołnierzu.Spróbująnaspowstrzymać.Będziemymusieliichzabić.Wielu.

-Byćmoże-przyznałŻołnierz,starającsięniezwracaćuwaginazapał,jakisłyszałwgłosie

Biegacza. On także czuł nagłą skłonność do przemocy, ale potrafił nad nią zapanować. Biegacz,
popadającywobłęd,niepotrafił.JednakŻołnierzgopotrzebował.Ośrodekmedycznyzpewnością
byłstrzeżony,nawetnatakiejprowincjonalnejplanecie.Niemógłzaatakowaćgowpojedynkę.

-Powinniśmyruszać-powiedziałŻołnierz.

background image

Odwróciłsię,żebywyjśćiprzedsobązobaczyłWieszczkę.
StojącyobokniegoBiegaczpadłnakolana,pochyliłgłowęichwyciłWieszczkęzaręce.
-Wszystko,comówiłaś,byłoprawdą,Wieszczko.Ocaliłaśnas.Ocaliłaś.
- To, co mówię, to słowa Matki - oświadczyła Wieszczka, patrząc na Żołnierza, a nie na

Biegacza.-Itojestprawda.Aterazmówię,żewszyscywychodzimy.

Żołnierzwskazałnapogrążonewśpiączceklony.
- Oni są zbyt chorzy, żeby się ruszyć, Wieszczko. I ktoś powinien z nimi zostać. Ty powinnaś.

Niemożemyzostawiaćstatkubezopieki.

Biegaczpodniósłsię,przewiercającŻołnierzawzrokiem.
-Maszczelnośćjejsięsprzeciwiać?
-Zamknijsię-rzuciłŻołnierz.
Biegaczwarknął.
- Statek jest nieważny - stwierdziła Wieszczka. - Nie zabierzemy go ze sobą, kiedy będziemy

opuszczaćtenświat.

Przez chwilę Żołnierz nie potrafił sformułować odpowiedzi. Obawiał się, że Wieszczka także

popadawobłęd,izdawałsobiesprawęzgniewubijącegoodBiegacza.

Wieszczkauśmiechnęłasiędoniego,jakbyczytałamuwmyślach.
-Więcjakistatekweźmiemy?-zapytałspokojnymtonem.
-Statekzaopatrzeniowy,któryprzylecidoszpitala-odparłaWieszczka.
Biegacz zakołysał się, jakby kipiąca w nim energia nie pozwalała mu ustać spokojnie, jakby

ledwie mógł zapanować nad nagłym impulsem szukającym ujścia. Cały czas patrzył gniewnie na
Żołnierza.

-Skądwieszostatkuzaopatrzeniowym?-spytałŻołnierz.
-Moc.Matka.
-BłogosławionaMatka-wymamrotałBiegacz,wciążsiękołysząc.
WieszczkazlustrowałaŻołnierzawzrokiem.Wyglądałaniemalnasmutną.
Wierzyszmi,Żołnierzu?Wierzyszmi?
ŻołnierzczułnasobiepalącywzrokBiegacza,czułżarjegogorączki,jegowiary.Przypomniał

sobie Szydercę i to, jak inni rozszarpali go na strzępy, i przeniósł ciężar ciała, żeby rozłożyć go
równomiernienaobienogi.Jeślibędziemusiałsięgnąćpobroń,powinientozrobićbłyskawicznie.

-Wiesz,wcowierzę-powiedział.
Nachyliłasiędoniegozuśmiechem-uosobieniepięknainiebezpieczeństwa.
-Tak,wiem.
-Jakdotądsięniemyliłaś-przyznał.
Uśmiechnęłasięipokiwałagłową.
-Zabierzemywszystkich,którychmożnajeszczeuratować.Resztęmusimyzostawić.Niestetyich

wiaraokazałasięniewystarczająca,żebyichocalić.

-Wszystkichjeszczemożemyuratować-odparłŻołnierz.-Niezostawimydzieci.
- Wiem, że je kochasz - powiedziała Wieszczka. - To dobrze o tobie świadczy. Ale

Błogosławieństwo i Dar już prawie odeszli. Nie da się nic dla nich zrobić. Jedynie Łaska dożyje
spotkaniazMatką.

- Mylisz się - powiedział Żołnierz. Jego dłoń powędrowała do rękojeści miecza świetlnego.

ZabiłbyBiegacza,gdybymusiał.AleczyzabiłbyWieszczkę?Czybypotrafił?

- Nie mylę się - odparła Wieszczka. - I dobrze o tym wiesz. To były słowa Matki, Żołnierzu.

Wątpiszwnie?

Żołnierznieodwracałwzroku,aleteżnieśmiałsięzniąspierać.
-Zrobiękażdemuzastrzykzadrenaliny.Jeślisięprzebudzą,zabierzemyichzesobą.

background image

Wieszczkasięuśmiechnęła.
-Natomogęsięzgodzić.
-Niepotrzebujętwojegopozwolenia-oświadczyłŻołnierz.
Biegaczznówwarknął,aŻołnierzodwróciłsięgwałtownietwarządoniego.
-Chceszcośpowiedzieć?Albozrobić?
Biegaczpopatrzyłnaniegoprzekrwionymioczami.Oddechmiałciężkiinieświeży.
-Zajmijsięzastrzykami,Żołnierzu-wtrąciłaWieszczka.-Będzietak,jakpowiedziałam.
ŻołnierzzostawiłBiegaczaiposzukałstrzykawekzadrenalinąwśródzapasów.
-Jazrobięjedzieciom.-RzuciłtrochęstrzykawekBiegaczowi.-Typozostałym.
BiegaczobejrzałsięnaWieszczkę,czekającnawskazówki.
-Rób,comówi-poleciła.
ŻołnierzpodszedłdoBłogosławieństwa.Jejrzadkieblondwłosyopadałynanienaturalniebladą

twarz. Nie był pewien, czy dziewczynka oddycha. Przyciągnął ją do siebie, nasłuchując bicia serca,
ale go nie usłyszał. Ujął w dłonie jej małe rączki. Wydawały się takie wątłe, takie kruche. Łzy
zakręciłymusięwoczach.Przytuliłją.Robiłasięjużzimna.

-Żegnaj-powiedział,przypominającsobiejejuśmiech.
-Onajużodeszła-oznajmiłaWieszczka.-OdeszładoMatki.
-Zamknijsię-warknąłŻołnierz,powstrzymującszloch.-Zamknijgębę.
-Czujętwójból-powiedziałałagodnieWieszczka.-Przykromi,Żołnierzu.
Żołnierz obejrzał Dar i stwierdził, że on także zmarł. Wpatrywał się przez dłuższą chwilę w

jegotwarz.Całąswojąnadzieję-niejasną,nieokreślonąnadzieję,bezżadnegoceluczyszczególnych
dążeń,alejednaknadzieję-pokładałwdzieciach.

Nanic.Napróżno.
Nieocierałłez.Pozostawiłjenatwarzyjakoświadectwoswojejżałoby.
-Jakiejpróbywiaryonnieprzeszedł,Wieszczko?Jakiejpróby?Onbyłtylkochłopcem.
Wieszczkanieodpowiedziała.
Otępiałyiwyzutyzemocji,podszedłdoŁaski.Kiedyzobaczył,żedziewczynkażyje,poczułsię,

jakbysamzostałwskrzeszony.Łzyjeszczeobficiejpopłynęłymuzoczu.

- Ona żyje - oznajmił, podekscytowany. Drżącą ręką wstrzyknął jej adrenalinę, a ona zrobiła

gwałtownywdech.

Żołnierzzulgąpatrzył,jakjejpłucaunosząsięiopadają.Podniósłjąiprzytuliłdosiebie.
- Dwie Klingi jest umierający - dobiegł zza jego pleców głos Biegacza. - Z Łowczynią jest

lepiej.

- Zostawcie Dwie Klingi - poleciła Wieszczka. - Błogosławieństwo i Dar także. Zabierzcie

Łowczynię.

-Nie-powiedziałŻołnierz,odwracającsiękuniej.-Niezostawimydzieci.
-Toniesątwojedzieci-zauważyłBiegacz.
-Tosąnaszedzieci-rzuciłŻołnierzprzezramię.-Wieszczko?
-OneodeszłydoMatki-stwierdziłaWieszczka.-Ichciałaniesąistotne.
-Dlaciebie-powiedziałŻołnierz.
-Dlanich-odparłaWieszczka.-Musimydziałaćbardzoszybko,Żołnierzu.Niemożemyzabrać

zesobązmarłych.Tylkożywych.

Popatrzył na Błogosławieństwo, na Dar. Wiedział, że Wieszczka ma rację, i nienawidził jej za

to.OdwróciłsięiwyładowałswójgniewnaBiegaczu.

-Tylkosłowonaichtemat,azginiesz.-PodszedłbliżejistanąłzBiegaczemtwarząwtwarz.-

Jednosłowo.Nieżartuję,Biegaczu.

Biegacz ledwie panował nad emocjami. Drgała mu powieka, a gniew wykrzywiał usta,

background image

odsłaniajączęby.

To jednak było nic w porównaniu do tego, co czuł Żołnierz. Żal podsycał jego wściekłość,

wzmagałją.MiałochotęrozszarpaćBiegaczanastrzępy,wykąpaćsięwjegokrwi...

-Dosyćtego-powiedziałaWieszczka.-Zbytwielustraciłojużżycie.Dosyć,Żołnierzu.
-Niezawszemożeszmiećrację,Wieszczko-odparł,nieodrywającwzrokuodBiegacza.
Uśmiechnęłasię.
-Ajeślimam,Żołnierzu?
Na to nic nie odpowiedział. Podszedł do małej Łaski, która oddychała głęboko i miarowo.

Kiedyjądotknął,jęknęła.Uniósłdzieckoiwziąłwramiona.

-IdźszybkopoŁowczynię-poleciłBiegaczowi.-JawezmęŁaskę.
Spojrzał na Dwie Klingi. Mężczyzna miał nierówny i przyspieszony oddech. Jego skóra

pulsowałaiwybrzuszałasię.Niezostałomudużoczasu.Żołnierzatonieobchodziło.Byłskupiony
wyłącznienaŁasce.

Biegacz podniósł Łowczynię, a Żołnierz zabrał Łaskę. Ułożył ją delikatnie w śmigaczu

przymocowanymdogrodziładowni.BiegaczumieściłŁowczynięobokcórki.

-Typoprowadzisz,Żołnierzu-zadecydowałaWieszczka.
Usiadłaobokniego,aBiegaczztyłu,razemzŁowczyniąiŁaską.
Żołnierzotworzyłwrotaładowniiuruchomiłśmigacz.Silnikiuniosłypojazdzpodłoża.Ciepłe

powietrze z zewnątrz wlało się do ładowni. Pachniało roślinnością, z lekką nutą dymu z palonego
drewna. Słychać było gwizdanie i cykanie owadów. Wszystko to były dźwięki i zapachy żyjącego
świata.Żołnierzrozkoszowałsięnimi.Żałował,żeŁaskategoniewidzi.

Gdyopuścilimyśliwiec,zpobliskiegodrzewawyfrunęłostadoniewielkichlatającychzwierząt,

zapewneprzestraszonychpojawieniemsięśmigacza,iwzbiłosięwniebo.

-ByćmożeuniosłyduszezmarłychdoMatki-stwierdziłaWieszczka.
Żołnierznicniepowiedział,tylkoodprowadziłjewzrokiem,zazdroszczącimwolności.

JadenzastałKhedrynaiMarrawkabinie„Gruchota”.
-Wkrótcebędziemywychodzićznadprzestrzeni-oznajmiłKhedryn.
-Bardzodobrze-ucieszyłsięJaden.
-Kafu?-spytałKhedryn.Miałnapełnionydodatkowykubek.
-Dzięki-powiedziałJadeniwziąłnapój.
KiedyKhedrynpodawałmukaf,jegowzrokpadłnamieczświetlnyzwisającyzpaskaJadena.
-Cośznimzrobiłeś?Wyglądajakośinaczej.
Jadensięuśmiechnął.
- Bo jest inny. - Ujął rękojeść i włączył miecz. Żółta klinga obudziła się do życia. Marr i

Khedrynpopatrzylinanią.

-Tobyłabrońtegoklona?-spytałKhedrynzniedowierzaniem.-Taczerwonaklinga?
Jadenpokiwałgłową.
-Niewiedziałem,żetakmożna-zdziwiłsięMarr.-Zrobiłeścośzkryształemzasilającym?
Jadenwyłączyłklingę.
-WięźzCiemnąStronąmożnawymazać.Todośćzaawansowanatechnika-wyjaśnił,zwracając

siędoMarra.-Alekiedyściętegonauczę.

Khedrynpostukałpalcemwswójkubekzkafem.
-Jedi,gdybyściepotrafilizrobićtosamozSithami,galaktykabyłabylepsza.Możnabytakpo

prostująoczyścić.

Jadensięuśmiechnął.
-Istotatoniekryształ.

background image

-Szkoda-stwierdziłKhedryn.
-Odkupienieniepowinnobyćłatwe-odparłJaden.
-Teższkoda-powiedziałKhedryn.-Chociażniektórzyznasniepotrzebująodkupienia.
Jadenzachichotałiuniósłkubek,jakbywznosiłtoastzazdrowieKhedryna.
-Mogęocośzapytać?-odezwałsięMarr.
-Oczywiście-powiedziałJaden.
-Dlaczegościgamyklony?
Pytaniebyłotakbezpośrednie,żezbiłoJadenaztropu.
-Comasznamyśli?-spytałwkońcu.
-Nowłaśnie,co?-wtrąciłKhedryn.
Marrwyraźniesięrozkręciłizacząłmówić,gestykulującenergicznie.
-Coonitakiegozrobili?Ztego,comówiłeś,moglizabićciebieiKhedrynanaksiężycu.Zgadza

się?Obajstaliścienaotwartymterenie,atenCloakShapeznajdowałsiętużnadwami.

-Możeimogli-przyznałJaden.
-Aletegoniezrobili.Amimoto...ścigamyich.
- Nie byłeś wewnątrz tego ośrodka, Marr - odparł Khedryn. - Nie widziałeś... co zrobili z

lekarzamiiimperialnymiżołnierzami.Nawetszturmowcyniezasługująnatakąśmierć.

-Żylinatymksiężycuprzezdługiczas.Sami.Bylipoddawaniokropnymeksperymentom.
- Byli sami, bo wszystkich wymordowali - zauważył Khedryn. - Te klony zostały stworzone

przezThrawnajakobroń.Abrońchcebyćużyta.

Jadensłuchał,roztrząsającwszystkowmyśli.
-Tosąludzie-dowodziłMarr.-Nieprzedmioty.Mająrozum,własnąwolę.To,żeImperium

wyhodowałoichjakobroń,nieoznacza,żemusząniąbyć.Mogąwybraćinaczej.

Khedrynprzyjrzałmusię,popijająckaf.
-Jesteśtegopewien?
Marrspuściłwzrokipokręciłgłową.
-Nie.Alemożechcielibyżyćinaczej.Ludzietoniesąrównaniamatematyczne.
Khedrynsięuśmiechnął.
-Iktotomówi?
-Atycosądzisz,Mistrzu?-spytałMarr.
-Jesteśwyjątkowomilczący,Jedi-dodałKhedryn.
Jadenodstawiłkubek.
- Myślę, że obaj macie rację. Biologia nie jest przeznaczeniem. W przeciwnym razie wszyscy

bylibyśmyżywymidroidami.Wolnośćwyboruczyninasludźmi,alebiologiaograniczanaszwybór.
Czy klony mogą wybrać inną drogę niż przemoc, do której zostały stworzone? - Wzruszył
ramionami i zakręcił kafem w kubku. - Może. Ale klon, z którym mierzyłem się na księżycu, był
obłąkany i potężny Ciemną Stroną Mocy. Jeśli pozostali są podobni do niego, to mogą być
potencjalnieniebezpieczni.Musimyichprzynajmniejschwytać.

-Przynajmniej-powtórzyłKhedryn.
Marr pokiwał głową, ale Jaden nadal wyczuwał w nim wątpliwości. Nie potrafił ich jednak

rozwiać.

-Możenigdyichnieznajdziemy-powiedziałKhedryn.-Wtedytoniebędzienaszproblem.

Żołnierz zobaczył przed sobą chaotyczne miasto Farpoint, wyłaniające się z kłębów kurzu,

któreunosiłysięnadrówniną.Nazachodzierozciągałosięrozległelądowisko,zastawionestatkami.
Niebousianebyłonielicznymigrawicyklamiiskuteramirakietowymi.

Większość budynków w mieście stanowiły parterowe, rozpadające się konstrukcje z blachy

background image

falistej, miejscowego drewna i innych materiałów dostępnych budowniczym. Nieliczne piętrowe
budynki znajdowały się w centrum miasta; najwyższy miał około dziesięciu kondygnacji. Żołnierz
uświadomiłsobienagle,żeichsylwetkicośmuprzypominają.

Mosteknastatku.
Właściwie to cały zarys miasta wyglądał jak wydłużona wersja krążownika albo pancernika,

całkiemjakbyjakiśolbrzymrozsmarowałstateknapowierzchniFhost,amiastozbudowanonajego
szkielecie.Zczasemdochodziłykolejnebudowle,inneznikały,alezarysbyłwciążwidoczny.

Prowadząc śmigacz wąskimi, zaśmieconymi ulicami miasta, Żołnierz zastanawiał się nad

pochodzeniemstatku.Czegoszukałatujegozałoga?Czyznaleźlitoprzedśmiercią?

-Oczymmyślisz?-spytałagoWieszczka.
-Oniczym-odparł.
Wszystko pokrywała warstwa kurzu. Śmigacze, grawicykle, pojazdy kołowe i gąsienicowe, a

nawetprymitywnewozyciągnięteprzezjakieśdużegadytworzyłytechnologicznąmieszaninę,która
wypełniałaulice.Istotyrozlicznychrasstaływdrzwiachsklepówiprzechadzałysięchodnikami.Z
niektórychbudynkówunosiłsięaromatskwierczącegomięsaiegzotyczniepachnącydym.

Żołnierz nigdy wcześniej nie widział tylu istot w jednym miejscu, takiego zagęszczenia ruchu.

Miałochotępoprostuwysiąść,przejśćsięipoobserwować.

-Tam-powiedziałaWieszczka,wskazująckierunek.
Zbłękitnegoniebazmierzałwkierunkucentrumcylindrycznystatekzdużąładowniąpośrodku,

którawyglądałajakrozdętybrzuch.

Eskortowało go pięć umundurowanych istot na grawicyklach, które wyglądały przy nim jak

malutkierobaczki.Statekzaopatrzeniowykierowałsięwstronęnajwyższegobudynku,zbudowanego
zeszczątkówmostkurozbitegostatku.

-Leki,októrecichodzi,sąnatymstatku-oznajmiłaWieszczka.
-Skądwiesz?-spytałŻołnierz.
-Przecieżwiesz,skądwie-warknąłBiegacz.
Zobaczyli,żeczęśćdachudziesięciopiętrowegobudynku-ośrodkamedycznego,jakdomyślał

sięŻołnierz-otwierasię,odsłaniająclądowisko.

-Wtakimraziemusimysiętamdostać-stwierdziłŻołnierz.Ichśmigaczniemógłwznieśćsię

takwysoko.Musieliwejśćdoszpitalazpoziomugruntu,apotemprzedostaćsiędolądowiska.

Z tyłu dobiegł dźwięk klaksonu. Żołnierz zatrzymał się na środku ulicy, żeby popatrzeć na

lądujący statek zaopatrzeniowy, i teraz jakiś Weequay o pomarszczonej twarzy krzyczał na nich i
wygrażałpięściązeswojegoodkrytegośmigacza.

-Zabierajto!
ŻołnierzwyczułwzbierającywBiegaczugniew.
-Nie-powiedziałiodwróciłsię,żebyzłapaćBiegaczazarękę,alebyłojużzapóźno.
Biegacz wykonał zamaszysty gest jedną ręką i śmigacz Weequaya przechylił się na bok, jakby

uderzonyprzezogromnąfalę,poczymrunąłnachodnik,miażdżąckilkuprzechodniów,iwbiłsięw
pobliskibudynek.Rozległsięzgrzytzgniatanegometaluibrzękrozbijanegoszkła.Połowabudynku
zawaliłasięzgniewnymhukiem.Jedenzsilnikówśmigaczastanąłwpłomieniach.Wniebobuchnął
czarnydym.

Przechodnie krzyczeli, wskazując na Biegacza. Ranni jęczeli. Kierowcy zatrzymywali pojazdy,

żebypopatrzeć.Piesiciągnęliwkierunkumiejscawypadku.Żołnierzzaklął,zatrąbił,żebyutorować
sobiedrogę,iruszyłpospiesznie.

-Cocistrzeliłodogłowy?-krzyknąłprzezramiędoBiegacza.-Idiota.
-Zamknijsię,Żołnierzu.Nieskojarząwypadkuznami,aszkodyiofiaryściągnątamwładze.

Służbymedyczneteż.Tonamułatwizadanie.

background image

Żołnierz musiał przyznać mu rację, chociaż wątpił, żeby Biegacz pomyślał o tym zawczasu.

Podejrzewał,żepoprostudałsięponieśćemocjom.

Ponad nimi z przenikliwym wyciem syren przelatywali umundurowani funkcjonariusze na

grawicyklach.GdzieśwoddaliŻołnierzusłyszałodgłoskolejnejsyrenyidomyśliłsię,żetosłużby
medyczne.

Wykorzystującwysokąwieżęośrodkamedycznegojakopunktorientacyjny,prowadziłśmigacz

ulicami,ażdotarlidocentrummiasta.Przeddużymitranspastalowymidrzwiamiośrodkakłębiłysię
tłumy przechodniów. Grawicykle, skutery rakietowe, śmigacze i kilka pojazdów kołowych były
zaparkowane bezładnie na ulicy. Z lądowiska na drugiej kondygnacji wystartował niewielki,
kanciasty prom medyczny, odwrócił się w powietrzu i pomknął w kierunku spustoszenia, jakie
spowodowałBiegacz.ŻołnierzobejrzałsięnaWieszczkę.

-Jesteśpewna,żenastatkusąwszystkieleki,którychpotrzebujemy?
-Jestempewna-odparłabezmrugnięciaokiem.
SpojrzałnaŁowczynięiŁaskę.Niezostałoimdużoczasu.
-Awięcchodźmy.
Zaparkowali śmigacz i wysiedli. Wieszczka wzięła na ręce Łaskę, zanim Żołnierz zdążył to

zrobić,więconniósłŁowczynię.

-Schowajciebroń-poleciłWieszczceiBiegaczowi.
-Poco?-spytałBiegacz.
-Poprostuzróbto-warknąłŻołnierz.
Biegacz,gderając,zakryłpłaszczemrękojeśćmieczaświetlnego.
Ruszyli razem w stronę rozsuwanych drzwi ośrodka medycznego. Żołnierz miał spuszczoną

głowę, ale czuł na sobie spojrzenia przechodniów. Pewnie zwrócili uwagę na ich złachmanione
ubrania.

Pokryty kurzem dwunożny, antropoidalny droid wystąpił z tłumu i podszedł do nich. Żołnierz

spróbowałgowyminąć,aledroidzagrodziłimdrogę.

-Czymogępanuwczymśpomóc?-zapytał.
-Nie.
-Powiadomięlekarzaopańskichchorychtowarzyszach.
-Nietrzeba-powiedziałŻołnierz.
- To żaden problem, proszę pana. Mają wysoką temperaturę i wymagają natychmiastowego

leczenia.Zespółmedycznybędzieczekałnapaństwawśrodku.

Żołnierzliczył,żeudaimsięprzemknąćniepostrzeżenie,najwyraźniejjednaktoniewchodziło

jużwgrę.Przeciskającsięmiędzyżywymiistotamiidroidami,weszlidoośrodkamedycznego.

Po prawej stronie znajdowała się poczekalnia. Na fotelach siedziało kilkanaście

zaniepokojonychistotioglądałoholofilm.Polewejbyłaizbaprzyjęć.Wpowietrzuunosiłsięzapach
środkówantyseptycznych.Dokołakrzątalisięlekarzeipielęgniarkiwfioletowychfartuchach.Brzęk
sprzętu medycznego przypominał Żołnierzowi ośrodek na lodowym księżycu. Złe wspomnienia
wypłynęłyzodmętówjegoumysłu.

-Nielubięlekarzy-powiedziałBiegacz.Wyczuwałosiębijąceodniegowzburzenie.
Żołnierzteżichnielubił.Ichdoświadczeniazlekarzamiobejmowałydeprywacjęsensoryczną,

operacje bez znieczulenia, bolesne badania, zastrzyki i ciągłą obserwację. Czuł, że i w nim narasta
irytacja.Energia,którątrzymałdotądwryzach,dałaosobieznać,zawszelkącenęszukającujścia.

Nawprostnich,wpobliżupunkturejestracjistałachudalekarkaosiwiejącychwłosach.Wdłoni

trzymała przenośny skaner. Obok niej stał pielęgniarz, trzymając jedną ręką nosze na kółkach,
wystarczająco duże, żeby pomieścić Łowczynię i Łaskę. Gdy tylko Żołnierz i reszta weszli do
środka,obojepospiesznieruszylikunim.

background image

-Proszęichtutajpołożyć-powiedziałalekarkaenergicznym,władczymtonem.
Żołnierz położył Łowczynię na noszach, a Wieszczka obok niej ułożyła Łaskę. Żołnierz

ucieszyłsię,widząc,żeŁaskanabrałakolorów.

Obejrzał sobie izbę przyjęć, punkt rejestracji, poczekalnię, szukając wind. Zauważył sześciu

strażników w czarnych mundurach w zasięgu wzroku. Wszyscy mieli zawieszone na biodrach
blastery.

Lekarkarozpoczęłabadania.
-Sąrozpalone-stwierdziła.
-Musządostaćzastrzykzmetacykliny-powiedziałŻołnierz.
Lekarkaspojrzałananiego.
-Metacyklina?Niesłyszałamo...
- To mieszanka różnych leków - wyjaśnił Żołnierz. - Antypsychotycznych, rozrzedzających

krewisekwencerówkoherencjigenetycznej.

- Czytałem o metacyklinie wiele lat temu w artykule na temat etyki lekarskiej - wtrącił

pielęgniarz.-Imperiumużywałotegodziesiątkilattemuwjakichśeksperymentach.

-Pocoimto?-spytałalekarkaŻołnierza.
-Poprostuimtodajcie-warknąłBiegacz.
Dwóchzestojącychwpobliżustrażnikówzwróciłonanichuwagęizmarszczyłobrwi,słysząc

tonBiegacza.

Lekarka zamrugała, zaskoczona. Zapewne nie była przyzwyczajona, żeby ktoś się do niej

zwracałwtensposób.Terazdopierozwróciłauwagęnaichwygląd-brudne,poprzecieraneubrania
zimperialnychodrzutów,rozczochranewłosyibrody.

Żołnierzdostrzegłzachodzącąwniejzmianę,gdytylkopodejrzeniawkradłysiędojejumysłu,

sprawiając, że zaczęła troszczyć się bardziej o swoje bezpieczeństwo niż o zdrowie Łowczyni i
Łaski.

- Eee, rozumiem - powiedziała lekarka. Wyprostowała się i cofnęła z otwartymi szeroko

oczami. - Zobaczę, co mamy w aptece. - Chwyciła pielęgniarza za ramię i odeszła jeszcze parę
kroków.-Będępotrzebowałapańskiejpomocy.

-Yyy...oczywiście,panidoktor-odparłzaskoczonypielęgniarz.
Żołnierz zanurzył się w Mocy, sięgając do ogromnych zasobów buzującej w nim energii.

Wyciągnąłwmyślachpalceidotknąłumysłówlekarkiipielęgniarza.

-Zaprowadzicienasdowindy-rozkazałŻołnierz.
Lekarkaipielęgniarzzatrzymalisię,aichtwarzeprzybrałynieobecnywyraz.
-Zaprowadzęwasdowindy-powiedzielijednymgłosem.
-Hej,wy-zawołałjedenzestrażnikówzaichplecami.
-Prowadźcie-poleciłlekarceipielęgniarzowiŻołnierz.-Już.Natychmiast.
Odwrócilisięiruszyliwstronęizbyprzyjęć.ŻołnierzczułemocjewzbierającewBiegaczu,w

Wieszczceiwsobiesamym.Miałwrażenie,jakbymogłygozarazunieśćwpowietrze.

-Wytam!-zawołałznówstrażnikzanimi.-Stać,powiedziałem!
Wszystkieoczybyłyskierowanenanich-lekarzy,pielęgniarzy,pacjentów.
Przed nimi pojawiło się dwóch kolejnych strażników, rozmawiających po cichu przez

komunikatory.Obajtrzymalidłonienablasterach.ZanimiŻołnierzdostrzegłdrzwiwindy.

- Dosyć tego - powiedział Biegacz. Gniew wylewał się z niego strumieniami. Odepchnął

Żołnierza na bok, wyciągnął ręce i szerokim łukiem posłał podmuch energii przed siebie. Izba
przyjęć dosłownie eksplodowała. Poprzewracane łóżka, roztrzaskane lampy zasypujące wszystko
odłamkamiszkła,powywracanysprzętmedycznyidwatuzinyciał-pacjentów,strażników,lekarzyi
pielęgniarzy,łącznieztymi,którychumysłyŻołnierznagiąłdoswojejwoli-wszystkotopofrunęło

background image

przezcałąsalęiuderzyłoościanę.

Stos ciał, pościeli i aparatury wyglądał jak krajobraz po wybuchu bomby. Drzwi windy były

wgniecione, roztrzaskany panel kontrolny sypał iskrami. Sprzęt medyczny piszczał płaczliwie.
Słychaćbyłojękiikrzykirannych.

Żołnierzsięgnąłpomieczświetlny,włączyłgoiodwróciłsięwchwili,gdydwajstrażnicyza

nimiwyciągnęliblasteryiwystrzelili.Odbiłklingąobastrzały,posyłającjewstrażników.Zachwiali
sięipadlimartwizdymiącymidziuramiwpiersi.

Zewsząd dobiegały krzyki, niektóre wyrażały przerażenie, inne ból. Włączył się alarm i wył

przenikliwymtonem.Wkrótcepowinnyzjawićsięwładze.

- Chodź, Żołnierzu - powiedziała Wieszczka nienaturalnie spokojnym głosem. Zabrała już

Łaskęznoszy.ŻołnierzchwyciłŁowczynięizarzuciłjąsobienaramię.Biegaczprzedarłsięprzez
pobojowiskoinapróżnonaciskałpanelkontrolny.

-Zniszczyłeśgo-stwierdziłŻołnierz.
Biegacz odwrócił się gwałtownie w jego stronę. Ściągnięte usta odsłaniały zęby. Jego gniew

udzieliłsięŻołnierzowi,którypodszedłbliżej,zaciskającpięści.

Wieszczkastanęłapomiędzynimi.
-Pójdziemyschodami-zadecydowała.
Żołnierzprzełknąłślinęipokiwałgłową.Biegacznicniepowiedział,tylkoobróciłsięnapięcie

iposługującsięMocą,wyważyłdrzwiprowadzącenaschody.

-Tedrzwiteżzniszczyłem-rzuciłprzezramię.
Żołnierz miał ochotę wbić mu miecz świetlny w plecy. Powstrzymał się tylko dlatego, że

Wieszczka,byćmożewyczuwającjegogniew,położyłamurękęnaramieniu.

-Nie-powiedziała.
Zostawiajączasobąrannychiumierających,ruszyliwgórę.
Wchodząc po schodach, Żołnierz zastanawiał się, dlaczego został z Wieszczką. Mógł zabrać

Łaskę, nawet Łowczynię i zostawić Wieszczkę samą w jej poszukiwaniach Matki. Biegacz nie
zdołałbygopowstrzymać.

Chociaż jednak zadawał sobie to pytanie, znał odpowiedź - nienawidził swoich wątpliwości.

Pragnął pewności i miał nadzieję, wbrew temu, co podpowiadał mu rozsądek, że wszystkie
przepowiednieWieszczkiostateczniesięspełnią.

Gdybytaksięstało,nazawszepogrzebałbyswojewątpliwości.

„Gruchot” wyszedł z nadprzestrzeni i błękitne kłębowisko ustąpiło miejsca czerni systemu

Fhost. Gwiazda systemu zalała kabinę pomarańczowym światłem. Przed nimi jasnobrązowa kula
Fhostobracałasięnatleatramentukosmosu.

-Witamywdomu-odezwałsięKhedryn.-Wyglądatujakośinaczej.
-Tak-przyznałwzamyśleniuMarr.-Rzeczywiście.
-WładzemogąchciećnasprzesłuchaćwsprawieDziury-powiedziałJaden.
-Reegasniepowitanaszotwartymiramionami-zauważyłMarr.
Jaden wmieszał się kiedyś w partię sabaka, w której uczestniczyli Khedryn i boss lokalnego

półświatka imieniem Reegas. Gra przerodziła się w burdę, a Jaden zabił kilku z ochroniarzy
Reegasa.

- Będziemy unikać sygnałów satelitarnych, może kontrola planetarna nie zorientuje się, że

jesteśmywsystemie-powiedziałKhedryn.ObejrzałsięnaJadena.-Niezabawimytudługo,co?

-Raczejnie-odparłJaden.
Khedrynpokiwałgłową.
-Wiesz,jakikursobrać,Marr.

background image

Marr zaczął wstukiwać cyfry na tablicy przyrządów. Jaden zauważył, że Cereanin robi to z

zamkniętymioczami.

-MuszęskontaktowaćsięzAr-Six-oświadczyłJaden.Zostawiłswojegodroidawtymsystemie,

napokładzieswojegozmodyfikowanegomyśliwcaZ-95.

Khedrynpodałmuzestawłącznościbezpośredniej,aJadenwprowadziłczęstotliwość.Nakanale

rozległ się powitalny pisk droida. Ten dźwięk przyniósł Jadenowi ogromną ulgę. Zanim spotkał
KhedrynaiMarra,właśnieR-6przezwielemiesięcybyłjegojedynymtowarzyszem.

-Ciebieteżmiłosłyszeć,Ar-Six-powiedziałJaden.
Bez zbędnych ceregieli R-6 zaczął swoim zwyczajem wyrzucać z siebie szybką serię pisków,

gwizdówiszczebiotów.

-Powoli,Ar-Six-poprosiłJaden.
-Cośnietak?-spytałKhedryn.
Jadenzawszemiałproblemyzrozumieniemmowydroidów,jednakwychwyciłnutęniepokoju

w tonie R-6 i coś na temat ataku. R-6 rutynowo monitorował wszystkie transmisje radiowe i
holograficznenapowierzchniplanety.

-Zacznijodpoczątku-poleciłJadeniprzełączyłdroidanagłośnik.-Tylkowolniej.
R-6zacząłjeszczeraz,aKhedryniMarrprzyglądalisięsłuchającemuJadenowi.
-OśrodekmedycznynaFhostzostałzaatakowany-oznajmiłJaden.
-Użytkownicy-stwierdziłKhedryn,kręcącgłową.-Tosięzdarzaparęrazydoroku.Zbierasię

bandai...

-Powtórz,Ar-Six-powiedziałJadenidroidpowtórzył.-Jesteśpewien,żetakwłaśnieopisano

towraporcie?

Droidzapiszczałtwierdząco.
JadenspojrzałnaKhedrynaiMarra.
-Wedługraportówjedenznapastnikówposługiwałsięmieczemświetlnym.Czerwonym.
Zapadładługacisza.
-Niemożliwe-powiedziałKhedryn.
- Czas by się zgadzał - zastanowił się Marr. - Mogą być chorzy po tak długiej izolacji. Może

potrzebująleków?

-Ar-Sixśledzikomunikatynabieżąco-zauważyłJaden.-Mamyjedenpewnysposób,żebysię

przekonać.

- Kierunek: Ośrodek Medyczny w Farpoint - powiedział Khedryn i obrócił „Gruchota” na

sterburtę. - Jesteś jak magnes na takie historie, Jaden. Marr, mam nadzieję, że wiesz, w co się
pakujesz.

-Monitorujdalejwładzeplanetarne,Ar-Six-poleciłJaden,adroidpisnąłpotakująco.
-Niematamwieluformalnychsiłbezpieczeństwa,Jedi-zauważyłKhedryn.-Farpointrządzą

Reegas i jemu podobni. Władze to po prostu zbiry w mundurach. Po tej jatce, którą urządziłeś w
Dziurze, wątpię, żeby ktokolwiek pojawił się w ośrodku, kiedy usłyszą słowa „miecz świetlny”. -
ZwróciłsiędoMarra:-Maszstymgumę?

MarrwyciągnąłzkieszeniopakowanieipodałKhedrynowi.
-Lepiejschowajcietenkaf-powiedziałKhedryn,wskazującgłowąnakubki.
JadeniMarrzebralinawpółopróżnionekubki,wylalizawartośćiodstawilijenamiejsce.
„Gruchot” wdarł się w atmosferę; płomienie zaczęły lizać kadłub. Przebili się przez pokrywę

chmur i w dole ukazała im się Fhost. Farpoint wyglądał jak ciemny odcisk palca na beżowej
powierzchniplanety.

-Cośnowego,Ar-Six?-spytałJaden.
Droidzapiszczałprzecząco.

background image

-Możepowinieneśzabraćtegodroidanapokład„Gruchota”-odezwałsięKhedryn.
Jadenpopatrzyłnaniego,oniemiały.NawetMarrwyglądałnazaskoczonego.
-Cotakiego?-spytałJaden.-Myślałem,żeniewpuszczaszdroidównapokład„Gruchota”.
-Zdajesię,żegolubisz,więcmożejestlepszyodinnych.Pozatymprzydasięktoś,zkimbędzie

możnapogadać,kiedywydwajbędzieciezajęciszkoleniem.Czujęsię,jakbympilotowałgrobowiec,
taktucicho.Atendroidprzynajmniejwyglądanagadułę.

-Rozumiem-powiedziałzuśmiechemJaden.
- Może pora też na jakieś inne zmiany - ciągnął Khedryn. - Ty raczej nie masz w zwyczaju

uciekaćodkłopotów,aszkoda,bojatakrobiłemprzeztrzydzieścilatidobrzenatymwychodziłem.
Więcmożepowinniśmyuzbroić„Gruchota”wcośpozapromieniemściągającym.

Jadenwiedział,żeniemasensusięspierać.
-Jakuważasz.Totwójstatek.
-Pewnie,żemój-przytaknąłKhedryn.Wskazałnacośzatranspastalowąosłonąkabiny.-Jest

ośrodek.

Dziesięć kondygnacji ośrodka medycznego stanowiło kiedyś mostek rozbitego statku, który

tworzył szkielet Farpoint. Jako najwyższy budynek w Farpoint, wyglądał jak zwycięski proporzec
zatkniętywsercumiasta.Wrotaumieszczonegonadachulądowiskabyłyotwarte,anapłyciewidać
byłomedycznystatekzaopatrzeniowy.

Jadendostrzegłtrzygrawicykle,krążącewokółbudynkunaróżnychwysokościach.Ichsyreny

błyskałypomarańczowo.

-Niewchodządośrodka-zauważyłJaden.
-Mówiłem-odparłKhedryn.-Zaczekają,ażochronasięztymuporaiprzyjdąnagotowe.
-Ochronanieuporasięnawetzjednymztychklonów.
-Niewiemy,czytoklony.
ZgłośnikadobiegłgłosR-6.Jadensłuchał,kiwającgłową.
- Według meldunków ze środka wchodzą po schodach - przetłumaczył. - Windy zostały

uszkodzoneprzezjakiśwybuch.Jestwieluzabitychirannych.

-Przynajmniejsąwszpitalu-powiedziałKhedryniskrzywiłsięzaraz,zniesmaczonywłasnym

żartem.-Małozabawne.Przepraszam.-Odchrząknął.-Schodzimy.Gdziemamwylądować?

-Jeśliwchodząposchodach,tozmierzająnagórę.
-Dostatkuzaopatrzeniowego?-spytałMarr.
Jadenzmarszczyłbrwi.
-Niewykluczone,alemożeimchodzićocokolwiek.Amożeimteżonicniechodzić.Tenklon

Solusara, z którym walczyłem na księżycu, był obłąkany. Przewidywanie ich ruchów nie ma
najmniejszegosensu.

JadenprzypomniałsobiedzikiwzrokklonaKamaisłowawypisanekrwiąnadrzwiachkomory

klonującej:

MATKAJESTGŁODNA
Przypomniałsobieteżkilkumetrowąstertęciał,silny,gryzącysmródrozkładającychsięzwłok.

Klonyzabiływszystkich.

Musządostaćsiędoośrodkamedycznego,boinaczejtrupówbędzieznaczniewięcej.
-Lądujnadachu.Marr,potrzebnemibędąplanytegobudynku.
-Takjest,Mistrzu-odparłMarrizacząłstukaćwklawiszekomputera.
- Ciągle się zastanawiasz, dlaczego ich ścigamy? - spytał Marra Khedryn, ale Cereanin nie

odpowiedział.

„Gruchot”mknął,przecinającpowietrze,aośrodekmedycznyrósłwoczach.
- Mam - oznajmił Marr. Wcisnął parę klawiszy i nad jego stanowiskiem pojawił się

background image

holograficznyschematbudynku.-Klatkischodowesątuitu-objaśnił,pokazującpalcem.-Doobu
możnadostaćsięzdachu.

-Japójdęzachodnimischodami-powiedziałJaden,zwracającsiędoMarra.-Tywschodnimi.
Marr pokiwał głową. Na jego twarzy nie było najmniejszych oznak strachu. Jaden poczuł dla

niegouznanie.

-PójdęzMarrem-zaoferowałsięKhedryn.
Jadenpokręciłgłową.
-Nie.Tyzostańnadachuz„Gruchotem”.
-MożeniejestemJedi,Korr,aleumiemosiebiezadbać.
-Wiemotym.Tyjesteśmojąostatniąliniąobrony,Khedryn.Jeślinasminąibędąchcielidostać

sięnatenstatek,muszęotymnatychmiastwiedzieć.Jasne?

Khedrynskłoniłgłowę.
-Wporządku.Rozumiem.
-Dobrze.Idziemy,Marr.
JadeniMarrpobieglikorytarzami„Gruchota”,ażdotarlidoładowni.
-Będziemipotrzebnyjakiśznacznik-powiedziałJaden.-Nadajniktransponderaczycośwtym

rodzaju.Maciecośtakiegonapokładzie?

NatwarzyMarraodmalowałosięzdziwienie.
-Mamybojeratownicze.Używamyichdooznaczaniawraków,którychniemożemyodholować.

Dziękitemudajesięjepóźniejodnaleźć.

-Mająunikatowączęstotliwość?
-Musząmieć.Inaczejktośinnymógłbyodebraćsygnałisprzątnąćnamłupsprzednosa.
-Przynieśmijedną.
Marr pobiegł na drugą stronę ładowni, otworzył umocowany na ścianie pojemnik, wyjął z

niegojednązpiramidalnychboiiprzyniósłJadenowi.

-Jakaczęstotliwość?
Marrpodałcyfry.
-Pococito?
- Na wszelki wypadek - odparł Jaden. - Zawsze bądź przygotowany na różne ewentualności,

Marr.Nigdynicnieidziezgodniezplanem.Musiszmiećplanyawaryjneibyćprzygotowanym,żeby
improwizować.

-Takjest,Mistrzu.
PrzezkomunikatorrozległsięgłosKhedryna:
-Lądujemy.
Jaden wcisnął guzik na panelu kontrolnym, otwierając drzwi. Powietrze i kurz z powierzchni

Fhostwdarłysiędośrodka.Wiatrprzywiałwyciesyren.

JadenspojrzałMarrowiwoczy.
-Jeślitamsąklony,tomusiałykogośzabić,Marr.Atooznaczakoniecfilozoficznychdyskusji

na temat natury i samostanowienia. Oni dokonali już wyboru. Musimy ich powstrzymać. Zabić ich.
Rozumiesz?

-Tak,Mistrzu.
JadennieusłyszałwahaniawtonieMarra.
-Dobrze.Aterazsłuchaj:niepodejmujwalkizklonamiwpojedynkę.
-Mistrzu...
Jadenpodniósłrękę.
- Odbyłeś dopiero kilka godzin szkolenia. Twoja więź z Mocą jest silna, ale umiejętności

znikome w porównaniu z wyszkolonym użytkownikiem Mocy. Masz mnie wezwać i staniemy do

background image

walkirazem.Torozkaz.

Marrpochyliłgłowę.
-Takjest,Mistrzu.

Jedynie słaby blask oprzyrządowania rozświetlał mrok w kabinie statku zwiadowczego.

ZarównoSyll,jakiNyss,obojeurodzenipodsłabymsłońcemiciemnymniebemUmbary,wolelinie
włączaćświatełwkabinie.Wciemnościwidzielilepiejniżprzyświetle.Wjakiśnieokreślonysposób
Nysszawszeczułsięzwiązanyzmrokiem,czułsięnarzędziemnocy.

Spojrzał pod nogi, przez transpastalowy bąbel kabiny statku. W dole kłębił się Korriban,

obracającsiępowoliwswoimcałuniechmur.Nyssceniłsobiesurowąposępnośćplanety,nawetczuł
zniąpewnąwięź.PatrzyłnatęgniewnączarnąkulęburzienergiiCiemnejStrony.Oczywiścieonnie
wyczuwałżadnejenergii,nawetwnajmniejszymstopniu.Onijegosiostranieposiadalitejłączności
zMocą,którąodznaczałasięwiększośćżywychistot.

OniSyllbylioderwaniodMocyijakotacystanowiliwyjątekwgalaktyce.
Może właśnie to oderwanie powodowało, że byli tak martwi, zastanawiał się z uśmiechem. A

może to on i Syll jako jedyni żyli naprawdę, a wszyscy inni mamili się iluzją więzi łączącej żywe
istoty, zbiorowym złudzeniem, któremu kłam zadawało istnienie Syll i Nyssa. To mu się nawet
podobało.Tylkoonbyłprawdziwy.Resztagalaktykiżyławkłamstwie.

Obejrzał się i zobaczył, jak Syll wprowadza dane do komputera nawigacyjnego. Z ciemnymi

włosami i bladą skórą przypominała archaiczny negatyw fotografii, przeciwieństwo samej siebie,
zafałszowanyobrazrzeczywistości.

Wedługniegobyłapiękna.
Syll skończyła wprowadzać współrzędne Fhost do komputera nawigacyjnego statku

zwiadowczego,aNysszająłsięprzygotowaniamidoskoku.

-Kurswytyczony-oznajmiłaSyll.-UrządzenienaprowadzającenamyśliwcutypuCloakShape

włączone.

Nysspokiwałgłowąipołożyłdłońnajednymzpokrytychcortosisnożyzwibroostrzami,które

nosiłprzypasku.Poczułchłodnydotykmetalu.

-MoglibyśmywykorzystaćDuplikat-powiedziałaSyll.-Pocotrzymaćgowstanieuśpienia?
Prawdę mówiąc, Nyss chciał pozostawić klona w stanie uśpienia, ponieważ nie chciał, żeby

czyjakolwiekobecnośćkalałachwilespędzanezsiostrą.Wolałjejtowarzystwo-itylkojej.

- Jak jest przytomny, wytwarza więcej wspomnień. A im więcej będzie miał wspomnień, tym

więcejrakatańskawłóczniaumysłowabędziemusiaławymazać,zanimstworzygonanowo.

Pozaciśniętychzębachsiostrypoznał,żetowytłumaczenieniedokońcająusatysfakcjonowało.
-Jakbędziemygopotrzebować,togowyciągniemy-powiedziałwkońcu.-Pasuje?
-Pasuje.
-Toniepowinnobyćtrudne-stwierdził.-Zwykływłam,takjakwcześniej.
-Tak.
-Gotowa?
Pokiwałagłową.
-Ruszajmy.
Wyciągnąłrękęwkierunkusiostry.Onachwyciłajegodłoń,aichręceutworzyłymostmiędzy

fotelami.Syllwłączyłafiltryświatłanaosłoniekabiny.Nyssuruchomiłhipernapędirazemskoczyli
w otchłań. Smugi nadprzestrzeni drażniły im oczy - a normalna przestrzeń znikła. Dryfowali
samotniewciemnymłoniekabiny.

Nysswnadprzestrzeniczułsięjakwdomu.Zapewnedlatego,żepodobniejakonbyłaoderwana

odgalaktyki,niepodlegałanormalnymzasadom,którerządziłyrzeczywistością.

background image

Linie gwiazd, wyblakłe i ledwie widoczne przez przyciemniany transpastalowy bąbel kabiny,

byłyniczymciemnakurtyna,szerokanawieleparseków.

Usadowiłsięwygodniewfotelu,bywtensposóbspędzićnajbliższegodziny.

background image

ROZDZIAŁ6

Nyss poczuł pustkę, kiedy statek zwiadowczy wyszedł z nadprzestrzeni i normalna przestrzeń

uderzyła go jak obuchem w głowę. Nadprzestrzeń była wyrwą w galaktyce, która odzwierciedlała
otchłańwnimsamym.Lubiłwniejprzebywać-nicośćobcującaznicością.

Syllczęściowowyłączyłaprzyciemnianietranspastalowejosłonykabiny,odsłaniającbrązowąw

większościtarczęFhost,podświetlonąodtyłuprzezodległąpomarańczowągwiazdę.

Nysswłączyłsilnikijonoweistatekpomknąłprzezsystem.Planetarnewładzenienawiązywały

z nimi łączności. Prawdopodobnie technologia na takiej zapyziałej planetce jak Fhost nie dałaby
nawet rady wykryć ich statku zwiadowczego. Dzięki systemom zagłuszającym i tłumionemu
napędowibyłtrudnydonamierzenianawetdlanajnowocześniejszychradarów.

Kiedy zbliżyli się do Fhost, Nyss włączył system namierzania połączony z urządzeniem

naprowadzającym, które umieścił na myśliwcu typu CloakShape. Zaczekał, aż zacznie odbierać
sygnał.Trwałotozaledwieparęchwil.

Namierzyłcel.NadkomputerempojawiłsięhologrampowierzchniFhost.Przezroczystyobraz

planetyobracałsięszybko,podczasgdyprogramobliczałpołożenienadajnika.

-Dwadzieściakilometrówodnajwiększegomiastaplanety-oznajmiłNyss.-Farpoint.
-Cotamjest?
-Nic-odparł.-Mogligoporzucić.
-Wtakimraziemożemymiećtylkonadzieję,żewciążsąnaplanecie.
Nyss wiedział, że klony są chore i podatne na obłęd - tak jak wszystkie klony z programu

Thrawna. Jeśli wciąż były na Fhost, to niemal na pewno musiały zrobić coś, co przyciągnęłoby
uwagęwładz.

-Monitorujczęstotliwościwładzplanetarnych.
Syllustawiłasystemłączności,żebyśledziłplanetarneczęstotliwościpochodzącezFarpoint.W

tymsamymczasieweszliwatmosferęplanety.Lokalnakontrolalotówwciążsięnieodzywała.

Lecieli nisko, śledząc sygnał z urządzenia naprowadzającego, aż w końcu znaleźli się w lesie,

pół kilometra od statku klonów. Gdy tylko wylądowali, założyli gogle blokujące światło, które
pełniłytakżerolęmakrolornetek,sprawdziliwibronożeizarzucilisobiekuszenaplecy.Żadneznich
nieużywałoblasterów-byłatozbytprymitywnabrońdoichcelów.Bełtyichkuszzabijałyrównie
skuteczniejakogieńblasterowyirobiłytowewzględnejciszy.

Opuścili statek małą windą i zaczęli się skradać przez las. Gogle chroniły ich przed

dokuczliwymsłońcemtam,gdziesklepienielasuniezapewniałocienia.Wmilczeniuprzemykaliod
jednej plamy cienia do drugiej. Odgłosy lasu - śpiew miejscowych ptaków, cykanie owadów - nie
zmieniałysię.Nawetzwierzętaniezauważyłyichobecności.

Wkrótce dotarli na skraj dużej polany. Myśliwiec CloakShape stał na jej środku; jego

zakończone płozami wsporniki zatopione były głęboko w podmokłym gruncie. Duża ładownia,
doczepiona do modułowego statku, zwisała z kadłuba niczym potężny brzuch. Zionące wrota
ładowniodsłaniałyciemnewnętrze.

UkrytypośróddrzewNysswzmocniłpowiększaniewgoglachizbadałto,codałosiędostrzec

wewnątrz. Kawałki maszynerii i postrzępione ubrania były porozrzucane jak rupiecie, obok leżała
przewróconakomorazamrażalni.Byłotamtakżeciałokobiety.Wyglądałanamartwą.Nysspatrzył
jeszczeprzezchwilę,aleniedostrzegłwładowniżadnegoruchu.

Posługując się językiem gestów, który opracowali razem z Syll w dzieciństwie, oznajmił:

„Jednociało.Wchodzę.Osłaniajmnie”.

background image

Kiwnęła głową, zdjęła z pleców kuszę, założyła jeden z ulubionych przez nich bełtów o

końcówkachprzypominającychżyletkiiwycelowaławdrzwiładowni.

Nyss z przyjemnością wziął w obie ręce wibroostrza i poczuł w dłoniach znajome wibracje

broni. Wysunął się z cienia i pomknął przez polanę. Celowo ograniczał blokujące Moc pole, które
wytwarzałwokółsiebie.Gdybywśrodkuznajdowałysięjakieśklony,brakłącznościzMocąbyłby
jezaalarmował.

Zanim jeszcze dotarł do statku, poczuł smród rozkładającego się ciała. Przez chwilę czaił się

przyrampie,nasłuchujączprzekrzywionągłową.Nicnieusłyszał,więcdałznakSyll,żewchodzido
środka,iwbiegłporampie.

Wewnątrzładownizapachzaatakowałgojeszczemocniej.Zauważyłciała.Ichubraniaskładały

się ze znoszonych warstw imperialnych strojów z epoki Thrawna, włosy były długie, gęste i
rozczochrane.Klony.Zauważyłmężczyznę,kobietęorazdwojedzieci:chłopcaidziewczynkę.

Klonymiałydzieci?
Napierwszyrzutokazorientowałsię,żemężczyznatoniejestPerfekt-miałinnątwarz-więc

nie spiesząc się, obejrzał ciała. Kobieta zmarła jako pierwsza, a popękane obrzęki i rany, które
pokrywały jej skórę, wskazywały, że umierała w męczarniach, bez wątpienia na jakąś chorobę
związaną z dekoherencją genetyczną. Nigdy nie widział tak ciężkiego przypadku. Nigdy nawet nie
słyszał o tak ciężkim przypadku. Kobieta miała długą bliznę biegnącą od gardła do pępka, niczym
suwak wszyty przez jednego z lekarzy Thrawna dziesiątki lat wcześniej. Położył palce na rękojeści
mieczaświetlnego,wciążprzymocowanegodojejpaska.Zasilającygokryształ,połączonyzMocą,
wywoływałuNyssauczucieprzypominająceswędzeniezaoczami.

Podszedłdodzieci.Niedostrzegłunichżadnychwidocznychran.Domyśliłsię,żedekoherencją

genetycznaobjawiałasięunichinaczej,skorobyłyurodzone,aniewyhodowane.

Mężczyzna z kolei zginął w walce. Miał przypaloną skórę na rękach i klatce piersiowej - być

może od błyskawicy Mocy, ale nie to było przyczyną śmierci. Biorąc pod uwagę krwotok z oczu i
sińcenaszyi,Nysspodejrzewał,żemężczyznasięudusił.

Wstał, zamyślony. Klony z księżyca umierały w wyniku powikłań związanych z dekoherencją

genetyczną. Z jakiegoś powodu dekoherencją u tych klonów skutkowała znacznie ostrzejszymi
objawami niż zazwyczaj. Jedenaście klonów uciekło z księżyca myśliwcem typu CloakShape.
Zakładając, że nie pozbyli się po drodze żadnych ciał, czworo nie żyło, ale nie było wśród nich
Perfekta.

-Czworomartwychwśrodku-wyszeptałdokomunikatora.-Sprawdzęresztę...
Zaplecamiusłyszałskwierczenieiszumzapalanegomieczaświetlnego.
Odwróciłsięizobaczyłklonastojącegowwąskimwłazie,prowadzącymzładownidokabiny.

Mierzyłdobrzeponaddwametry,miałdługiebrązowewłosyibrodę,którezasłaniałyznacznączęść
twarzy.Byłmokryodpotuisłaniałsięnanogach.SzklistywzrokutkwionymiałwNyssie.

Woburękachtrzymałczerwonemiecześwietlne.Skwierczały,strzelająciskramijakognisko.
-Odsuńsięodnich-powiedziałklon.Mówiłniewyraźnie,alejegozamiarybyłyjasne.Zrobił

chwiejnykrokwstronęNyssa.

- Szukam reszty twojej... rodziny - odparł Nyss, przygotowując się do walki. Trzymał

wibroostrzapodpłaszczem,ukryteprzedwzrokiemklona.

Klon zrobił jeszcze jeden krok w jego stronę. Oddech miał ciężki i przyspieszony. Wciągnął

powietrze,jakbywęszył.

- Chcesz ich zabić - powiedział. Skóra na jego rękach wybrzuszała się i pulsowała, jakby coś

próbowało się spod niej wydostać. Popatrzył wybałuszonymi oczami na swoje ręce, a potem jego
twarz także zaczęła się wykrzywiać i puchnąć. Przez chwilę wyglądała jak odbicie w krzywym
zwierciadle.

background image

-Nie!-wykrzyknął,spluwając.
Nyssnigdywcześniejniewidziałczegośpodobnego.
-Mogęcipomóc-skłamał.
Klon potrząsnął głową jak ranne zwierzę i zaryczał, a Nyss zobaczył w jego dzikich oczach

tylkobóliwściekłość.Najwyraźniejpożegnałsięzrozumem.

Nyss uwolnił swoje pole tłumiące Moc i siłą woli zaczął je rozszerzać - ale za późno. Klon

wykonałgwałtownygestręką.PodmuchenergiiodrzuciłNyssanadrugikoniecładowniicisnąłnim
oprzewróconąkomoręzamrażalniztakąsiłą,żeprzeszyłgoporażającyból.

Ryczącjakbestia,klonrzuciłsięprzezładownięzwysokouniesionymiklingami,któresypały

iskrami.Nyssskoczyłnarównenogi,czekającnaklona.

Wściekłość nie pozwoliła napastnikowi wyczuć, że znalazł się w tłumiącym polu Nyssa.

Wycelowałobiemaklingamiwbrzuchprzeciwnika,jednaktenwyskoczyłwgórę,zrobiłsaltowtyłi
wylądował na komorze zamrażalni. Klingi do połowy utkwiły w metalu, roztapiając potężny jego
kawałirozgrzewającresztę.

-Gdziesąpozostałeklony?-spytałspokojnymgłosemNyss.Cieniezespalałysięwokółniego,

takjakdziałosięzawsze,kiedyużywałswoichzdolności.

Klonwyciągnąłklingizmetaluiwykonałcięcie,mierzącwnogiNyssa.Nyssprzeskoczyłnad

klingami, nad klonem i wylądował za jego plecami, cały czas wzmacniając swoje pole tłumiące.
Mrokpanującywładownipogłębiłsię,jakbysłońcenazewnątrzschowałosięzagęstymichmurami.

Klon odwrócił się, wyprowadzając cios wymierzony w szyję Nyssa, jednak Nyss się uchylił;

wtedyklondrugąrękąwykonałpchnięcie,celującwjegobrzuch,aleNyssuskoczyłwbok.

-Gdzie?Powiedzmi,dokądposzli.
Klonryknąłzfrustracjiigniewu,rozpryskującwokółślinęismarki.Uniósłobieklingiponad

głowę,żebyzadaćśmiertelnycios.Nysszdałsobiesprawę,żeniczniegoniewyciągnie.Wyostrzył
poletłumiąceMocdokładniewchwili,gdyklonopuszczałmiecześwietlne,kreślącnimiłuki,które
miałydwukrotnieprzeciąćNyssanapół.

Nyss nie próbował nawet się uchylić, a jedynie wpatrywał się w twarz klona, której wyraz

zmieniłsięzwściekłejsatysfakcjinacałkowitezaskoczenie.

WzmocnionepoleNyssaprzerwałonachwilęwięźłączącąkryształyzasilającemiecześwietlne

zMocą.Klontrzymałterazwdłoniachjedynierękojeści.

Nysszżalemwbiłjednozwibroostrzywpierśklona.Ciepłakrewtrysnęłazrany,pociekłana

brońinajegorękę.KlonzwytrzeszczonymioczamiiotwartymiustamiwpatrywałsięwNyssa,ażw
końcublaskwjegooczachzgasł,aonupadłnapodłogęładowni.

Syllwbiegłaporampiezkusząwgotowościiomiotławzrokiempobojowisko.Wykrzywiłaz

niesmakiemwargi.

-Nicciniejest?-spytała.
- Nic - odparł, spoglądając na klona, który oczy miał wciąż otwarte i nawet po śmierci pełne

szaleństwa. - To niesamowite, jak dalece zakon Jednego Sitha udoskonalił technologię klonowania
opracowanąprzezThrawna.-Ukląkłiwytarłostrzeozgrzebnąpelerynęklona.-Tonajlepszeklony,
jakienaukowcyThrawnabyliwstaniewyprodukować.

Syllstanęłaobokniegoipopatrzyłanaciało.
- Perfekt jest najlepszym klonem, jakiego Thrawn mógł wyprodukować. W dodatku robił to,

czegoThrawnchciał.TyleżeThrawntegoniedożył.

-Pozostajejeszczesześćklonów-powiedziałNyss.
-Powinniśmyprzeszukaćstatek-stwierdziłaSyll,aleNyssodrazupokręciłgłową.
-Strataczasu.PoszlidoFarpoint.
Syllrozejrzałasiępoładowni,popatrzyłanaciała,napobojowisko.

background image

-Poco?
Nysswzruszyłramionami.
-Możepozapasy.-Jegowzrokpadłnakobietę,zmarłązpowodudekoherencjigenetycznej.-

Onisąchorzy,bardzochorzy.Możliwe,żenierozumieją,coimdolega.Jateżtegonierozumiem.

Sylluklękłaipodniosłacośzpodłogi.PokazałaNyssowi-byłatozużytastrzykawka.
- Tu jest jeszcze jedna - powiedziała, wskazując na drugą strzykawkę leżącą na podłodze. - I

jeszczejedna.

Nyssodczytałetykietkęnastrzykawce.
-Możejednakwiedzą,coimdolega.
-PoszlidoFarpointpoleki-stwierdziłaSyll.
-Lećmyponich.
Wybieglizmyśliwcaipopędzilizpowrotemprzezlasdostatkuzwiadowczego.

Relatywnaciemnośćkabinystatkuzwiadowczegodałaimbardzopożądanąchwilęwytchnienia

od oślepiającego światła panującego na zewnątrz. Podczas gdy Syll monitorowała lokalne
częstotliwości,Nysswłączyłsilnikimanewrowe.Statekwzniósłsięprostoponadsklepienielasu.Na
wyświetlaczu projekcyjnym Nyssa pojawiła się trójwymiarowa mapa powierzchni Fhost. Nad
Farpointmrugałomałeczerwoneświatełko.

- Na zachód od miasta znajduje się lądowisko - oznajmił. - Wylądujemy tam i spróbujemy

zlokalizowaćklony.

Sylluciszyłagouniesionympalcem,słuchającczegośnalokalnychczęstotliwościach.
-KtośzaatakowałośrodekmedycznywFarpoint-powiedziała.
Nyss przeprogramował wyświetlacz projekcyjny, żeby pokazywał ośrodek medyczny,

dziesięciopiętrową wieżę w centrum Farpoint. Wyglądała jak szpilka, którą przypięto miasto do
powierzchniplanety.

- Według różnych raportów jest od trzech do sześciu napastników - ciągnęła Syll, wciąż

nasłuchując.

-Tomusząbyćoni-zawyrokowałNyss.-Próbujązdobyćpotrzebneleki.
Zwiększyłwysokośćlotuiuruchomiłsilnikijonowe.Statekzwiadowczypomknąłponiebienad

Fhost,szybkozbliżającsiędoFarpoint.

Z daleka miasto wyglądało jak statek, rozciągnięty tak, że aż rozpadł się na kawałki, które

rozsypałysięwpromieniuparukilometrów.Wieżaośrodkamedycznegowznosiłasiępośrodkutego
rumowiska. Nie sposób było jej przegapić. Nyss zauważył lądowisko na dachu, o otwartych
potężnychwrotach.Zobaczył,jakzbliżasiędonichfrachtowiecklasyYT.

Frachtowce YT były często spotykane na Zewnętrznych Rubieżach, jednak jego pojawienie się

właśnietuiterazzastanowiłoNyssa.Syllwypowiedziałanagłosto,oczympomyślał:

-WedługmeldunkówAnzatycizłomiarzeiKorrlataliYT.
-Tak-zgodziłsięNyss.
Byćmożeudaimsięupiecdwiepieczenieprzyjednymogniu.
Kilkadziesiąt grawicykli i skuterów rakietowych krążyło po niebie nad Farpoint. Na kilku

znajdującychsięwpobliżuośrodkamedycznegomigałyczerwoneświatła.Woddali,winnejczęści
miasta,wznosiłsięsłupdymu.

-Przejmijdrążek-powiedziałNyss.-Podlećnadlądowisko,alenieląduj.
-Cochceszzrobić?
- Zeskoczyć - odparł Nyss. - Bądź gotowa. Jak będę miał Perfekta i Korra, dam ci znać na

naszymnormalnymkanale.

-Idźjuż-powiedziała.

background image

Ośrodekmedycznywypełniałjużcałytranspastalowyiluminatorkabiny.Nyssnaciągnąłgoglei

popędziłdoschowkanarufie,gdzietrzymalisprzęt.Wyjąłzniegoplecakantygrawitacyjny,założył
iwszedłdośluzypowietrznej.

-Jużprawie-poinformowałaSyllprzezkomunikator.-Wedługmeldunkówklonyznajdująsię

na schodach i wchodzą na górę. To musi być frachtowiec tego złomiarza. Ma zmodyfikowaną
szalupęzamiastkapsułyratunkowej.

Nysschwyciłzajedenzdrążkówprzytwierdzonychdościanyśluzyiwcisnąłguzikotwierający

właz.Wiatr,światłoiwyciesyrenwdarłysiędomaleńkiegopomieszczenia.Całyczastrzymającsię
drążka,wychyliłsięispojrzałwdół.

Statek zwiadowczy był już prawie nad ośrodkiem medycznym. Nyss widział przed sobą

lądowisko. YT wylądował w pobliżu innej jednostki - dużego, cylindrycznego statku
zaopatrzeniowego.

-Celzatrzy,dwa,jeden.Już.
Syllzwolniłatylkonachwilę,aNyssbezwahaniawyskoczyłześluzypowietrznej.Rozpostarł

ręceinogi,żebyzłapaćwiatr,izacząłopadaćswobodniewkierunkulądowiska.

Durabetonowy prostokąt pędził mu na spotkanie. Nyss odczekał jakiś czas, aż w końcu w

ostatniej chwili włączył plecak antygrawitacyjny. Ostatnie dziesięć metrów pokonał spacerowym
tempem,przetoczyłsiępometalowejpłycielądowiska,skoczyłnarównenogiipopędziłskryćsięw
cieniu dużego statku. Tam odpiął plecak antygrawitacyjny. Bok statku zdobiła lśniąca gwiazda
PharmstarIndustries-byłtomedycznystatekzaopatrzeniowy.

Po drugiej stronie statku kręciły się droidy załadunkowe, które przygotowywały się do

rozładunku. Nyss przyciągnął do siebie mrok i zanurzył się w cieniu w pobliżu sterty kontenerów.
Droidygoniewidziały.

Wiedziałdokładnie,cozamierzająklony.Nieatakowałyośrodkamedycznego,aprzynajmniej

niebyłtoichgłównycel.

-Chcąporwaćstatekzaopatrzeniowyzlądowiska-wyszeptałdomikrofonukomunikatora.
-AJadenKorrbędziechciałichpowstrzymać-odpowiedziałmumiękkigłosSyll.
JaknazawołanieYTopuściłrampę.NysszobaczyłJadenaKorraiCereanina,MarraIdiShaela,

stojącychwotwartymwłazie.GdybyJadenbyłsam,byćmożeNyssodrazupodjąłbypróbę.

Wtejsytuacjijednakpozostałwukryciuiobserwował.

Gdytylko„Gruchot”wylądował,JadeniMarrwyskoczylizładowninapłytęlądowiska.Przez

komunikatoryusłyszelinienaturalniebrzmiącygłosKhedryna:

-Uważajcienasiebie.
Jadenobejrzałsięwkierunku„Gruchota”iprzeztranspastalowyiluminatorkabinyzobaczył,że

Khedrynpokazujeuniesionykciuk.

Marrpobiegłdodrzwiprowadzącychnawschodniąklatkęschodową.Jadenruszyłwkierunku

zachodnich schodów, ale zboczył w stronę statku zaopatrzeniowego. Obok statku stało pół tuzina
droidów,czekającnaotwarciedrzwiładowni,żebymogłyzacząćrozładunek.

-Wczymmogępomóc?-zapytałjedenzdroidów.
Nie zwracając na niego uwagi, Jaden włączył boję ratowniczą i rzucił ją na statek. Boja

przyczepiłasiędokadłuba.JadenwyczułdziwnezawirowaniewMocy,którejednakbłyskawicznie
przeminęło. Rozejrzał się, ale nic nie zauważył, więc uznał, że miało to jakiś związek z klonami.
PrzełączyłkanałwswoimkomunikatorzeiwywołałR-6.

-Ar-Six,umieściłemwłaśniebojęsygnałowąnastatku,którymożepróbowaćopuścićsystem.-

Podał droidowi częstotliwość sygnału. - Jeśli ten statek wystartuje, a ja się nie będę odzywał,
poinformujZakon,żenapokładzieprawdopodobniesązbiegłeklony.

background image

R-6zapiszczałpotakująco,poczymdodałcośjeszczewmowiedroidów.
-Niemartwsię-powiedziałJaden.-Będęostrożny.
ZwiększyłswojąprędkośćdziękiMocyidotarłdodrzwizachodniejklatkischodowejchwilępo

tym, jak Marr dotarł do wschodniej. Cereanin trzymał w jednej ręce miecz świetlny, a w drugiej
blaster.Otworzyłdrzwiiwszedł,nieoglądającsięzasiebie.

Jadenprzezzachodniedrzwiwyszedłnaklatkęschodową.Zdołudobiegałyodgłosyalarmów.

Schody były rozmieszczone na planie kwadratu, z głęboką studnią pośrodku. Jaden wychylił się
przezporęczispojrzałwdół.Niewidziałdobrzeschodówwdole,alesłyszałotwieraneizamykane
drzwinakilkupiętrachpodnim.Słyszałtakżepospiesznekrokiipełnestrachuszepty.

WłączyłkomunikatorizwracającsiędoMarra,wyszeptał:
-Naschodachsąchybacywile.Uważaj.
-Dobrze-odparłrównieższeptemMarr.

Nyssrozważałróżnemożliwości.MusiałdostaćsiędoKorra,podwarunkiem,żeKorrbędzie

sam.NiemógłryzykowaćujawnieniarolizakonuJednegoSitha,dopókiniebyłpewienpowodzenia.
To niezdecydowanie kosztowało go kilka cennych chwil, jednak mieszanie się w walkę między
KorremiPerfektemnieprzyniosłobymunicdobrego.

-Sąwbudynku-poinformowałszeptemSyll.
-Jeślionzginie,wszystkonanic.
-Wiem-odparłostroNyss.-Alejeślisięujawnimy,będziejeszczegorzej.
NatoSyllnicnieodpowiedziała.

Jaden ruszył w dół po schodach. Minął dziewiąte piętro, potem ósme. Na każdym piętrze

otwierał drzwi klatki schodowej i wystawiał głowę na korytarz ośrodka medycznego, wypatrując
czegokolwiekniezwykłego.Korytarzebyłypuste,nieliczącprzemykającychcojakiśczasukradkiem
lekarzy lub pielęgniarek. Rozległ się dźwięk alarmu. Z głośników dobiegł głos nakazujący
personelowiipacjentompozostaćwpokojach.GdyktośzauważyłJadena,jegooczynapełniałstrach.
Jaden uśmiechał się tylko, starając się wyglądać możliwie niegroźnie. Tym sposobem pokonywał
kolejnepiętra-siódme,szóste-nasłuchującczegośnietypowego,czekając...

Naglezmroziłgoczyjśgłośnywrzask;ponimrozległysiękrzykitrzypiętraniżej,anastępnie

dźwiękzapalanegomieczaświetlnego,potemkolejnegoijeszczejednego.Potemstrzałyzblasterów
iznówkrzyki.

-Mojastrona,trzeciepiętro,naschodach-poinformowałMarraprzezkomunikator,poczym

włączył swój miecz świetlny, przeskoczył nad poręczą i rzucił się w dół klatki schodowej.
Posługując się Mocą, spowolnił swój lot i spadając, chwycił się poręczy na wysokości czwartego
piętra. Gdy tylko jego wolna ręka zacisnęła się na niej, zwiększył swoją siłę, podciągnął się i
wskoczyłnaschodymiędzyczwartymapiątympiętrem.

Przedsobązobaczyłprzestraszonąpielęgniarkę,którauciekałaschodaminapiątepiętro.Zanią

leżałodwóchmartwychstrażników.Wpiersiachmieliczarnedziury,zktórychjeszczeulatywałdym.

Kobieta otworzyła usta, żeby krzyknąć, ale zanim zdążyła wydać z siebie choćby pisk, Jaden

przepchnąłjązasiebie.

- Uciekaj stąd - powiedział. Słyszał na schodach zbliżające się kroki i czuł Ciemną Stronę

napierającąnajegoświadomość.

Jedenzklonówpokonywałwłaśniezakrętschodówpiętroniżej.JegotwarzwydałasięJadenowi

znajoma, ale długa broda i rozczochrane włosy utrudniały rozpoznanie. Miał na sobie wytarty
imperialny mundur, o jeden rozmiar za mały, i szarą pelerynę z pozszywanych koców. Czerwona
klingajegomieczaświetlnegoonieregularnychkrawędziachskwierczałaisypałaiskrami.

background image

Dzikie,przekrwioneoczyklonaotworzyłysięszeroko,gdyzobaczyłJadena.Jediwykorzystał

jegozaskoczenie.CzerpiączMocy,wyciągnąłrękęiporaziłklonafaląenergiitaksilną,żezrzuciła
gozeschodów.Klonupadłnapodłogęileżałtak,zamroczony.

-Biegaczu!-zawołałkobiecygłos.
Jaden pobiegł schodami w dół, pokonując po trzy stopnie naraz, przeskoczył nad leżącym

klonem i zobaczył następną dwójkę - smukłą, łysą kobietę oraz wysokiego mężczyznę o długich,
prostych brązowych włosach i brodzie. Kobieta trzymała na rękach małą dziewczynkę. Mężczyzna
niósłdrugąkobietę,nieprzytomną,alekiedyzobaczyłJadena,wypuściłjązrąkiwłączyłswójmiecz
świetlny,czerwonyigniewny.

Jaden skoczył naprzód. Kobieta zrobiła krok do tyłu, osłaniając dziecko, a mężczyzna odparł

jegonatarcie,parującciosJadenaswojączerwonąklingą.

Zza skrzyżowanych ostrzy Jaden spojrzał klonowi w twarz... i wydał stłumiony okrzyk

zdumienia.

Patrzyłwszareoczy,którebyływiernymodbiciemjegowłasnych.
Dopieropochwilizdałsobiesprawęztego,cotooznacza,itaświadomośćuderzyławniego

obuchem, oszołomiła go. Stracił koncentrację. Przytłoczony implikacjami tego odkrycia, zdołał
wydusićzsiebietylkojednosłowo:

-Jak?
Klon uwolnił podmuch Mocy, który posłał Jadena na ścianę. Jaden otrząsnął się na tyle, żeby

zamortyzować uderzenie przy użyciu Mocy, ale klon poszedł za ciosem. Skoczył naprzód,
wyprowadzająccięciewymierzonewgardłoJadena.

Jaden uchylił się w ostatniej chwili i czerwona klinga wyżłobiła głęboki rowek w ścianie,

wywołującfontannęiskier.Jadenwysunąłnogę,podcinającklona,jednaktenzamiastwyłożyćsięjak
długi,podparłsięjednąręką,odepchnąłikoziołkującwpowietrzu,odskoczyłodJadena.

WalkapozwoliłaJadenowiotrząsnąćsięzszokuigdytylkoklondotknąłstopamipodłoża,Jedi

uwolniłpodmuchenergii,którymiałcisnąćnimościanę.

Klonwarknął,uniósłdłońiodpowiedziałnaatakJadenatymsamym.Energiestarłysięzesobą,

aJadeniklonmierzylisięwzrokiem,zaciskajączęby.Żadenznichniemógłuzyskaćprzewagi.

Naschodachpowyżej,nalewoodniego,Jadenzobaczył,żeklon,któregowcześniejogłuszył,

podnosi się, warcząc i kręcąc głową. Wściekłym wzrokiem wpatrywał się w Jadena. Wykonał gest
obiemarękamiiposłałfalęenergiiwkierunkuJedi.

Jaden w ostatniej chwili wyciągnął lewą rękę - tę okaleczoną - i odparł atak własnym

podmuchemenergii.Zachwiałsiępodnaporemklona,aleotuliłsięMocąiustałnanogach.Energia
klonównapierałateraznaniegozdwóchstron.Żółtaliniamieczaświetlnego,którywciążtrzymałw
lewejręce,skwierczałamuprzedoczami.Wysiłekwyciskałzniegosiódmepoty,wystawiałnapróbę
jego ciało i umysł. Zrobił krok do tyłu, potem jeszcze jeden i znalazł się pod ścianą. Wiedział, że
długotakniewytrzyma.

Kobieta przyglądała mu się z dziwnym uśmiechem na twarzy. Jej mocna szczęka i oczy o

kształciemigdałówwydawałysięznajome.WkońcurozpoznałwniejklonaMrocznejJediLumiyi.
W pierwszej chwili zmyliła go jej łysa głowa. Dziecko, które trzymała na rękach, miało brudną
buzię,długie,potarganerudewłosyiwogólesięnieruszało.

-Czegochcecie?-spytałJadenprzezzaciśniętezęby.
-Wrócićdodomu-odpowiedziałklonLumiyi.
-Niemogęnatopozwolić-odparłJaden.
Kobietauśmiechnęłasięszerzej.
-Niemożesznaspowstrzymać.Niktniemoże.Matkanaswzywa.
Obaj mężczyźni równocześnie zrobili krok w kierunku Jadena. Ich energia napierała na niego

background image

corazmocniej.Przykląkłnajednokolano,stękajączwysiłku.Ledwiewytrzymywałtenszturm.

ZrobilikolejnykrokiJadenupadłnaobakolana.
Większyzklonówwyszczerzyłzębywuśmiechu.Jadenrozpoznałtętwarz,ukrytąpodbrodąi

włosami.TobyłklonjegoMistrza,Kyle’aKatarna.Zobuklonówemanowałgniew.Gniewzrodzony
zwielulatfrustracjiimaltretowania.PoraziłJadenaniczymburzagradowa.Słabnąłcorazbardziej.

Jednakniezamierzałsiępoddać.
Stęknął z wysiłku, zebrał resztki sił i wyciągnął ręce, odpierając klony, po czym wstał,

trzymającsięmocnonanogach.

-Niepozwolęwamprzejść-wycedził.-Niemogę.
Jego słowa wymazały uśmiech z twarzy klona Lumiyi. Kobieta wrzasnęła, a fasada jej

spokojnego oblicza rozsypała się w nagłym wybuchu gniewu. Wypłynęła z niej energia, która
połączyłasięzenergiąpozostałychdwóchklonówicisnęłaJadenemościanę.

-Zabijgo,Żołnierzu!-krzyknęła.-Zabijgo!
KlonJadenawyłączyłmieczświetlnyiuniósłwolnąrękę,rozcapierzającpalceniczymszpony.

Jadenwiedział,cozaraznastąpi,byłwięcprzygotowany,kiedybłękitnabłyskawicaMocywypełniła
przestrzeńpomiędzynimi.

Przesunąłlekkomieczświetlny.Błyskawicazatrzymałasięnanim,prześlizgnęłasiępoklindze

wstronęrękojeściiporaziładłońJadena,jegoprzedramię,biceps.

Energia paliła mu skórę, jednocześnie mrożąc duszę. Skrzywił się z bólu. Próbując się jej

przeciwstawić,otworzyłsięcałkowicienaMoc,alesiłaklonabyłazbytwielka.

Krzyknął,ująłrękojeśćmieczaświetlnegowobiedłonieizacząłnimwymachiwać,przesuwając

błyskawicęMocyzpowrotempoklindze,byledalejodswojegociała.Skupiającsięnabłyskawicy,
naraził się jednak na nowy atak ze strony klona Katarna, który cisnął nim o ścianę. Uderzył
policzkiemodurabetoniosunąłsięnapodłogę,starającsięzachowaćprzytomność.

KlonJadena,Żołnierz,podszedłdoniego.
-Pozwólnampoprostuodejść,Jedi-powiedział.
UstaijęzykJadenaodmawiałymuposłuszeństwa,więcpokręciłtylkogłową.
Błyskawica znów zaskwierczała, a energia przeciągnęła go po podłodze, parząc skórę,

wypalającduszę.Wciążtrzymałklingę,odbijającwiększączęśćenergii.Musiałtylkosiępozbierać,
odzyskaćjasnośćumysłu.

Nagle pojawił się przed nim drugi klon - klon Katarna. Jaden nie widział, jak się zbliża. Jego

czerwonaklingazaczęłaopadaćwkierunkugłowyJadena.Jadenniezdarniezablokowałciosswoją
klingą, która wciąż była oplątana błyskawicą Mocy. Klon warknął, po czym wymierzył Jadenowi
wspomaganegoMocąkopniakawtwarz,poktórymJedizobaczyłgwiazdyisturlałsięposchodach.
Zatrzymałsięnanastępnympiętrze.Obawiającsiękolejnegoataku,wstał,chwiejącsięizataczając.
Wszystkowidziałniewyraźnie.Wgórzezobaczyłklonyispróbowałsięprzygotować,aleźlestąpnął
iznówspadłzeschodów.

Jeszczerazuderzyłsięwgłowę.Przyzywałagociemnośćiniepotrafiłjejsięoprzeć.

Marrstarałsięzachowaćspokój,pędzącprzezkorytarzeośrodkamedycznego.Podrodzemijał

lekarzy,pielęgniarki,pacjentównanoszach,droidymedyczneikonserwacyjne.

-Kimpanjest?-krzyknąłktoś.
Wjednejręcetrzymałswójfioletowymieczświetlny,wdrugiejblaster,azasobąpozostawiał

pytaniabezodpowiedziizaniepokojonespojrzenia.Miałwpamięcischematbudynkuikierowałsię
prostododrzwiprowadzącychnaklatkęschodową.

Pchnął je ramieniem, z blasterem i klingą w gotowości, i omal nie potknął się o leżące na

brzuchuciałoJadena.

background image

-Mistrzu!
Wysoko w górze usłyszał kroki i głosy, jednak nigdzie nie widział śladu klonów. Zastanawiał

się,czyniepobieczanimi,aletylkoprzezchwilę.Mistrzzabroniłmuatakowaćichwpojedynkę.

Ukląkł nad Jadenem. Jego Mistrz miał posiniały policzek, pękniętą wargę, a jego prawe oko

napłynęło krwią z popękanych naczynek. Ale oddychał. Marr poklepał go po twarzy, jednak Jaden
niereagował.

Marrwcisnąłguziknakomunikatorze,wywołującKhedryna.
- Jaden jest ranny, Khedryn. Klony kierują się w stronę statku zaopatrzeniowego. Każ im

startowaćalbowyprowadźwszystkichześrodka.

-Jadenjestranny?Coznim?
-Idź,Khedryn-ponagliłgoMarr.-Szybko!

Khedrynzaklął,przypiąłblasterdopasa,wyskoczyłzkabiny,popędziłprzezładownięizbiegł

po rampie. Pomknął prosto w stronę statku zaopatrzeniowego. Zbliżając się do kabiny, zaczął
krzyczećiwymachiwaćrękami.

Przeztranspastalowyiluminatorkabinydostrzegł,żezałogasiedzijeszczenaswoichmiejscach.

Zapewne kończyli jakieś procedury związane z lądowaniem, a może próbowali skontaktować się z
ośrodkiemmedycznym-bezskutecznie.

Trzy włazy ładowni były otwarte i droidy załadunkowe właśnie zaczynały wyładowywać

towary. Khedryn nie znosił droidów - te przeklęte maszyny wykonywały swoje zadania bez
najmniejszegopomyślunku.Budynekmógłbysięwalić,aonebynieprzerwałyrozładunku.

- Połącz się z załogą! - krzyknął Khedryn do najbliżej stojącego droida. - Powiedz im, żeby

startowali!

Droidalbogonieusłyszał,alboniezwróciłnaniegouwagi.
Khedryn zaklął i wbiegł na statek. Droidy zaczęły protestować - teraz już go zauważyły - ale

zignorował je. Przemknął przez zastawioną kontenerami ładownię i skierował się na mostek, cały
czaskrzycząc.

Nyss wyszedł z cienia i w ślad za pilotem frachtowca skierował się na statek zaopatrzeniowy.

Podążyłjegotropemprzezładownięiwstronękabiny,próbującustalić,cowłaściwiesiędzieje.

-Jestemnastatkuzaopatrzeniowym-poinformowałszeptemSyll.

Nie mogąc ocucić Jadena, Marr wybiegł z klatki schodowej na główny korytarz ośrodka

medycznego.Powitałygopełneniepokojuspojrzeniaszerokootwartychoczu.Ktośkrzyknął,pewnie
biorącgozajednegoznapastników.

- Jestem tu, żeby pomóc - burknął z roztargnieniem, szukając apteczki. Dostrzegł jedną,

zamontowaną na pobliskiej ścianie, rozciął ją mieczem świetlnym i wyjął z niej opakowanie
Quickwake.Pospieszyłzpowrotemnaschodyiprzełamałrurkęzpreparatem.

AmoniakowyzapachoczyściłMarrowinozdrzaisprawił,żezaczęłymułzawićoczy.Podetknął

rurkę pod nos Jadenowi, który natychmiast odwrócił głowę od smrodu, z trudem łapiąc powietrze.
OtworzyłoczyipopatrzyłnaMarra.

-Mistrzu,cosięstało?-spytałMarr.
-Klony-odparłJadenizacząłsiępodnosić.Marrpomógłmuusiąść.
-Tam-wskazałgłowąwgóręschodów.-PowiadomiłemKhedryna.
Jadenwstał,wspierającsięnaramieniuMarra.
-Khedrynichniepowstrzyma.

background image

Khedrynwpadłdokabinystatkuzaopatrzeniowego,ciężkodysząc.Kapitan,siwowłosyiotyły,

odwróciłsiętwarządoniego.Drugipilot,młodszyichudy,zwrażeniaomalniespadłzfotela.

-Wiem,jaktowygląda-powiedziałKhedryn.-Alemusiciemnieposłuchać.Zabierajciestądten

statek!Natychmiast!

Początkowystrachkapitanaustąpiłmiejscakonsternacji.
-Cotakiego?
KhedrynniemiałczasunaopowiadanieoklonachJediiSithów,więcskłamał:
-Jestemzochronybudynku.Wośrodkuznajdująsięprzestępcy,którzychcąporwaćtenstatek.

Zabierzciegostąd.

Tonajwyraźniejpodziałało.Drugipilotobróciłsięwfoteluizacząłmanipulowaćprzytablicy

przyrządów.

-Musipotrwaćparęminut,zanimuruchomimyzpowrotemsilnikiizamkniemydrzwiładowni.

Zotwartymidrzwiaminiepoleci.Zabezpieczenieprzedprzypadkowymwyrzuceniemładunku.

Khedrynwcisnąłguziknakomunikatorze.
-Ilemajączasu,Marr?
Żadnejodpowiedzi.
-Marr?
Khedrynzaklął.
-Możemypoprostuzamknąćkabinędoczasu,ażzjawiąsięwładze-zaproponowałdrugipilot.
Khedryn pokręcił głową. Wiedział, co potrafi miecz świetlny. Gdyby klony dostały się na

pokład,niedałobysięichpowstrzymaćprzedwejściemdokabiny.

-Wysiadajcie-powiedziałKhedryn.
-Co?-spytałdrugipilot.
-Mowyniema-zaprotestowałkapitan,kręcącgłową.-Niemożemyporzucićładunku.Potrącą

namzwypłaty.

- Człowieku, korporacje mają od tego ubezpieczenia. Wysiadać, już. Martwi nie odbierzecie

wypłaty. - Widząc, że kapitan się waha, Khedryn wyciągnął blaster i wycelował w niego. - No, już.
Przykromi,aletodlawaszegodobra.

To załatwiło sprawę. Kapitan i drugi pilot wstali, a Khedryn wypchnął ich z kabiny, zwiózł

windąiprzeprowadziłkorytarzamidoładowni.

-Marr?-zawołałznowuprzezkomunikator.-Marr?
- Dokąd mamy iść? - spytał drugi pilot. - Jeśli oni wchodzą po schodach, to jak się stąd

wydostaniemy?

-Ukryjciesięgdzieśnapłycie.Wyichnieobchodzicie.Chodziimtylkoostatek.Marr,słyszysz

mnie?

Kapitan i drugi pilot zbiegli po rampie. Brzuch kapitana bujał się na wszystkie strony.

Zatrzymalisięnadolerampyirozejrzelidookoła.Drugipilotwskazałnastoskontenerówwpobliżu
„Gruchota”ipopędziliwjegostronę.

-Marr,jeślimniesłyszysz...załogaopuściłastatek,alenieudasięgowporęuruchomić.
Wciążżadnejodpowiedzi.Khedrynzacząłsięniepokoić.
Niewróciłnapokład„Gruchota”.Zamiasttegopobiegłwstronęwschodnichschodów.

Nyss pozostał w ładowni statku zaopatrzeniowego i patrzył, jak złomiarz się oddala. Wokół

niego pracowały droidy, nieświadome jego obecności. Nie miał pojęcia, co stało się z Korrem i
klonami.

-Słychaćcośnakanałachłączności?-spytałSyll.
-Nicnowego-odpowiedziała.

background image

Niepozostawałomunicinnegojaktylkoczekać.Niemógłsięzbytwcześnieujawnić.

ZanimKhedryndotarłdoklatkischodowej,drzwiwypadłyzzawiasówispadłyzeszczękiemna

płytęlądowiska.Khedrynschyliłsięiosłoniłtwarzprzedlecącymiodłamkami.

Z klatki schodowej wybiegły klony. Jeden z mężczyzn niósł rannego dorosłego, a kobieta

trzymała na rękach dziecko w wieku około dziewięciu lat. Obaj mężczyźni trzymali w dłoniach
iskrzące,czerwonemiecześwietlne.

-Stać-powiedziałKhedryn,mierzączblastera.
Niezatrzymalisię,więcstrzeliłdoklonaznajdującegosięnaczele-jedenstrzał,drugi,trzeci.

Klon,potężnymężczyznaodługichwłosachigęstejbrodzie,odbiłstrzaływpowietrzeizacząłbiec
wstronęKhedryna.

Khedryn cofał się w kierunku statku zaopatrzeniowego najszybciej, jak potrafił, cały czas

strzelając.Klonodbijałkażdyjegostrzałiszybkozmniejszałdystans.Pozostałeklonypodążałyza
nim,alewolniej.

Khedrynwciążmiałnadzieję,żeJadeniMarrwyłoniąsięzarazzklatkischodowej,ależadenz

nichsięniezjawiał.Sytuacjabyłanieciekawaidobrzeotymwiedział.

Nagle z góry padły strzały, które powaliły klona i pozostawiły czarne smugi na płycie

lądowiska. Khedryn spojrzał w górę i zobaczył dwóch policjantów na grawicyklach, którzy
zawracali,szykującsiędokolejnegoprzelotu.

-Taktrzymać!-wykrzyknąłistrzeliłponowniedoklona.
Klęczący klon odbił strzał, nawet nie patrząc na Khedryna, po czym wolną ręką wykonał gest

chwytania.

Silnikigrawicyklizaryczały,bezskuteczniewalczączsiłąklona.Klonobnażyłzębywgrymasie

iwykonałgwałtownyruchręką,strącającobagrawicyklewpobliżestosukontenerów.Ognistakula
pochłonęłamaszynyijeźdźców.Klonwstał,wpatrującsięwKhedryna.

Bardzonieciekawasytuacja.
Khedryn odwrócił się i popędził w stronę statku zaopatrzeniowego, strzelając przez ramię jak

oszalały.Niemiałpojęcia,cozrobi,kiedydostaniesięnapokład-możezamkniestatek,możezyska
niecoczasuizaczeka,ażzjawisięwięcejpolicjialboJadeniMarr.

Nagle podmuch energii uderzył go w plecy i powalił twarzą na metalową płytę lądowiska. Ze

zmiażdżonegonosatrysnęłakrew.Zębamizaryłopłytę.Jedynieprzypływadrenalinypozwoliłmu
zachowaćprzytomność.Podźwignąłsię,odwróciłiwycelowałblasterwzbliżającegosięklona.

Zanim jednak zdążył nacisnąć spust, klon wykonał gest. Blaster wyfrunął z ręki Khedryna i

wylądowałwdłoniklona.

Khedrynjużwiedział,żenieucieknie.Stanąłnachwiejnychnogach,przełknąłślinęipostanowił

umrzećzgodnością.

Kiedyklonzbliżyłsiędoniegonakilkakroków,Khedrynsplunąłmupodnogi.Razemześliną

wyplułkrewijedenząb.

-Niechcięszlag!
Klon warknął i wykonał gest, który odrzucił go do tyłu. Khedryn przeleciał dobre dziesięć

metrówirąbnąłgłowąopłytęlądowiska.

Bóliniewyraźneiskry,apotemciemność.

background image

ROZDZIAŁ7

Żołnierzobserwował,jakBiegaczidziewkierunkuleżącegoczłowieka.Biegaczwłączyłmiecz

iuchwyciłgooburącz,gotówwbićklingęwpierśmężczyzny.

-Czekaj!-zawołałŻołnierz.
Biegacz obejrzał się przez ramię. Wiatr zwiał mu włosy na twarz, tak że Żołnierz nie mógł

zobaczyćjegominy.

-Zaczekaj,Biegaczu-krzyknąłponownieŻołnierz.-Wieszczko,powiedzmu!
-Wstrzymajsię,Biegaczu-powiedziałaWieszczkaiBiegaczposłuchałjej,choćniewyłączył

ostrza.

Żołnierz i Wieszczka, niosąc Łowcę i Łaskę, podbiegli do Biegacza. Żołnierz wskazał na

pokonanegomężczyznę.Nieruszałsię,akrewibrudzakrywałymutwarz.

- Jeśli nie jest martwy, zabierz go - powiedział Biegacz. - On musi być z tymi Jedi. Chcę

wiedzieć,jaknasznaleźli.Mogliteżwysłaćinnych.

Biegacz spojrzał na Żołnierza i zaraz potem na Wieszczkę, która skinęła głową. Biegacz

chrząknął,chwyciłczłowiekapodpachyibrutalniezarzuciłgosobienaramię.

WramionachWieszczkiŁaskaporuszyłasięiotworzyłaoczy.
-Żołnierz?-szepnęła.
Żołnierz uśmiechnął się, zachwycony, że dziecko oprzytomniało. Leki, które dał jej na

pokładziemyśliwca,zadziałały.

- Witaj z powrotem - powiedział. - Czy to jest moja matka? - zapytała Łaska, wskazując na

Łowczynię.

Żołnierzskinąłgłową.
-Będziedobrze.-Chcęwstać-odezwałasięŁaskaiWieszczkapostawiłająnanogi.Żołnierz

patrzyłnaniąprzezchwilę,poczymprzekazałŁowczynięWieszczce.

- Idę sprawdzić pojemniki rozładowane przez droidy. Chcę się upewnić, że leki są jeszcze na

pokładzie.

-Chodźmynapokład,Łasko-odezwałasięWieszczka.
Żołnierzpatrzyłwśladzanimi,gdyszłyrazemzBiegaczemwkierunkustatkudostawczego.
- Uruchomcie silniki - zawołał do nich. Spojrzał w niebo, na gromadkę ścigaczy policyjnych,

którewisiaływpewnejodległościodnich.Nicniewskazywało,abychciałysięzbliżaćczywtrącać.

PrzedBiegaczemiWieszczkąpojawiłysiędwadroidy.
-Przepraszam,aleniemaciezezwolenia...
UkośnymciosemostrzyBiegaczprzeciąłobadroidynapółiczterydymiące,iskrzącekawałki

spadłynalądowisko.

Nyss, wciąż ukryty w ciemności platformy lądowniczej statku dostawczego, obserwował

wsiadającenapokładklony,niosącejednegozeswoichrannychiKhedrynaFaala.Mógłwyciągnąć
rękęidotknąćich,kiedyprzechodzili.Perfektczekałnapokładzie,nazewnątrz.GdybyNysszostałz
nimsamnasam,mógłbygozabrać.

Ale kobieta-klon zapędziła dziecko do wnętrza statku, po czym przystanęła w ładowni,

obserwującPerfekta.

Żołnierzpospiesznieprzejrzałetykietynapojemnikachdostawczych,któredroidyrozładowcze

jużwyładowały,szukającskładników,zktórychmógłbyskomponowaćmetacyklinę.Widziałjedynie

background image

probiotykiiróżneinnetowary,żadnychfarmaceutyków.

-Chybawciążjestnapokładzie,prawda?-zawołaładoniegoWieszczkazrampyzaładowczej,

wciążtrzymającŁowczynię.Widziałstamtądjejuśmiech.

-Jeślibyłtuwogóle-odparł.
-Wkońcuuwierzysz,Żołnierzu.
Wyłączyłmieczświetlnyipobiegłdostatku.Wieszczkauśmiechałasięprzezcałyczas.Wszedł

do środka i zamknął drzwi ładowni z panelu sterowania. Zanim się zamknęły, Biegacz już włączył
silniki.

Kontenery magazynowe wypełniały obszerne pomieszczenie ładowni. Były ich setki,

poustawianewstosyjakdziecinneklocki.

-Wezmęmanifestiposzukamleków,którychpotrzebujemy-powiedziałdoWieszczki.-Niech

Biegaczpodniesiestatekirusza...gdziekolwieksięwybieramy.

-DoMatki-przypomniałaWieszczka.
Łowczyniporuszyłasięwjejramionach.Jejtakżelekarstwopomogło.
-Tak-odparłŻołnierz.-DoMatki.
KiedyWieszczkaodeszła,znalazłnajbliższyterminalkomputeraiwywołałmanifeststatku.Czuł

siętak,jakbypoddawanogopróbiewiary.JeśliWieszczkamiałarację,lekibędąnapokładzie.Jeśli
nie - Wieszczka, Biegacz, Łowczyni i Łaska zginą. Może Żołnierz też z czasem umrze - sam, jako
ostatni,bezcelu.

Poczuł, że statek unosi się w górę; czuł wibrację płóz lądowniczych wciąganych do kadłuba.

Silnikizaskoczyłyzpomrukiem,aonwyobraziłsobiestatekwystrzeliwującywniebo.

Na ekranie pojawił się manifest i Żołnierz zaczął go przewijać. Serce biło mu szybciej niż

wtedy, kiedy stawał przeciwko Jedi. Oblizał wysuszone wargi, przeglądając dane, pełen nadziei, a
jednocześniebojącsięmiećjejzbytwiele.

A jednak było tam wszystko, co przewidziała Wieszczka: stabilizator genetyczny,

antypsychotyki, kilka innych odczynników, które trzeba będzie domieszać, a wszystko w takich
ilościach,żeklonomwystarczynawielelat,nawetjeślichorobaprzybierzenasile.

Wieszczkamiałarację.Znowu.
Statekdostawczypewnieniemalaboratoriumnapokładzie,alejakośsobieporadzi.Przycisnął

przyciskobokstacji,żebyuruchomićkomunikatorpokładowy,ipodniósłmostek.

-Leki,którychpotrzebujemy,sąnapokładzie.Itodużo-powiedział.
Nastąpiładługacisza,jakbyWieszczkaiBiegaczprzetrawialijegosłowa.Wreszcieprzemówił

tenostatni.

-Uciekamy.Skanerypokazują,żeniktnasniegoni.
-Dobrze.Cozwięźniem?
-Wciążżyje-odparłBiegacz.-Jakiprzyjąćkurs?
TeraztoŻołnierzmilczałprzezdłuższąchwilę.Ponamyśleodparł:
-ZapytajWieszczki.Onawie,dokądlecimy.
Wyobraziłsobiejejuśmiechwodpowiedzinatesłowa.

NysspoznałimięPerfekta-Żołnierz.
Krążyłwmilczeniupomrocznejładowni,obserwującŻołnierza,podczas,kiedyklonsprawdzał

manifestładunkunastacjikomputera.Nysszpewnymwysiłkiemutrzymywałwokółsiebieciasnogo
otulającepoletłumiące.Niechciał,abyŻołnierzjepoczuł...jeszczenieteraz.

RozważałobezwładnienieŻołnierza,alepostanowiłzaczekać.
GdybyJadenKorrjeszczeżył,przybyłbypoKhedrynaFaala.Awtedy,wodpowiedniejchwili,

Nyssmógłwykorzystaćjegoobecność,abyzgarnąćichobujednocześnie.

background image

Cofnąłsięgłębiejwmrokładowni,dalejodŻołnierza,iwezwałprzezkomunikatorSyll.
-Wiesz,czyKorrjeszczeżyje?
-Żyje-odparłaSyll.-Obajżyją,ion,iCereanin.Widziałamichprzedchwiląnadachustacji

medycznej.

Nyssskinąłgłową,zadowolony.
-Dobrze.Uważaj,żebyniezobaczyli.Namierzmójsygnałipodążajzastatkiemdostawczym.
-AcozKorrem?
- On też za nami poleci. Umieścił sygnalizator śledzący na statku, zanim jeszcze wleciał do

stacji.

-Wporządku.Icodalej?
Nyssjużukładałsobiewmyślidalszyciągplanu.
-Trzymajsięnaodległość,dopókiciniepowiem.DopadniemyKorraiPerfekta.
-CzymamwyprowadzićDuplikatzuśpienia?
-Jeszczenie.

Marr pomógł Jadenowi wejść po schodach, aż dotarli na dach. Drzwi wejściowe, wyrwane z

ramy, leżały na platformie. Statek dostawczy był już o sto metrów nad dachem. Śmigacze policji
brzęczaływokółjakmuchypiaskowe,aleniemogłyniczrobić,abyspowolnićjegolot.

Obok pojemników dostawczych sterta płonącego żelastwa pluła w niebo czarnym dymem.

Części jednego z droidów leżały niedaleko miejsca, gdzie dokował statek dostawczy. Pozostałe
droidy załadunkowe stały bezczynnie koło kupki pojemników, które zdążyły rozładować, zanim
statekodleciał.Nalądowiskustał„Gruchot”zotwartąrampą.

Jaden spojrzał na wznoszący się statek, skoncentrował się i poczuł znaczniki Ciemnej Strony

znajdującychsięnapokładzieklonów.

-Klonysąnatymstatku-rzekł.-PoKhedrynieaniśladu.
Marrskinąłgłowąiuruchomiłkomunikator.
-Khedryn,odbiór!Khedryn?
Brakodpowiedzi.Jadenpoczułskurczwżołądku.
Spojrzeli po sobie z Marrem i rzucili się ku „Gruchotowi” w nadziei, że znajdą Khedryna na

pokładzie. Zanim jednak tam dotarli, zza stosu kontenerów w pobliżu płonącego wraku wynurzyły
siędwiepostacie.Obiemiałyoszołomionespojrzenieimundurykorporacyjnychoficerówlotnictwa.
Starszy, siwowłosy mężczyzna z brzuchem zwisającym poza pas spodni, prezentował skrzydła
kapitańskie. Młodszy nerwowo przeciągał dłonią po włosach, wodząc spojrzeniem od statku
dostawczegodopłonącegowrakuizpowrotem.

-Towypilotowaliściestatekdostawczy?-zapytałJaden,wskazującuciekiniera.
Mężczyznaskinąłgłowąwoszołomieniu.
-Widzieliścietamkogośjeszcze?-dopytywałsięMarr.
Spojrzelinaniego,najwyraźniejnierozumiejąc,ocochodzi.
Jadenzbliżyłtwarzdotwarzykapitana,wbijającwzrokwjegooczy.
-Widzieliścietuinnegoczłowieka?-skinąłgłowąna„Gruchota”.-Mógłwyjśćztegostatku.
Kapitanzamrugałipokiwałgłową.
-Widzieliśmymężczyznę.Ciemnewłosy.Leniweoko.
-Toon-potwierdziłJaden.
-Wyciągnąłnaszestatku-dodałdrugipilot,spoglądającwgórę.
-Gdzieonjestteraz?-dopytywałsięMarr.
- Zabrali go - odrzekł kapitan, wskazując ruchem głowy statek dostawczy, którego silniki

jonowewłączyłysięwłaśniewtejchwiliipojazdwystrzeliłwniebo.-Przykromi.Niewiem,czy

background image

jeszczeżył.Uratowałnas.

JadenwyczuwałcorazwiększyniepokójMarraoKhedryna.Cereaninprzymknąłoczy,wyraźnie

usiłującodnaleźćrównowagę.Odetchnąłgłęboko.

-Khedrynżyje-oznajmiłwreszcie.-Czujęto.
- Więc go odbijemy - postanowił Jaden. Ogarnęło go poczucie winy. Był tak przejęty swoją

odpowiedzialnościąwobecMarra,żeniezadbałodpowiedniooKhedryna.PotraktowałgojakJedi,a
to był błąd. Khedryn nie miał szans z kimś sprawnie władającym Mocą. Jaden nie wziął tego pod
uwagęiKhedryndrogozatozapłacił.

-Kimbyliciludzie?-zapytałdrugipilot.-Mielimiecześwietlne.Czerwone.
- To ci źli - odparł Jaden i na tym skończył. - Chodź - rzucił do Marra i obaj pospieszyli w

stronę„Gruchota”.

Śmigaczepolicyjneokrążyłydachizaczęłyschodzićwdół.Jadenniemógłsobiepozwolićna

stratęczasuiprzesłuchanie.Będziesięmusiałwytłumaczyćpóźniej.

Weszlinapokład„Gruchota”,kiedykilkaśmigaczypolicyjnychzniżyłosiędolądowania.Drugi

pilot statku dostawczego podbiegł do zamykającej się rampy, machając na Jadena i Marra, zanim
jeszczesięzamknęła.

-Awydwajkimjesteście?-zawołał.
Rampasięzamknęła.
- My jesteśmy ci dobrzy - odrzekł cicho Jaden i pomyślał o swoim klonie, swoim drugim,

morderczym,ja”.

Pobieglikorytarzemdokokpitu„Gruchota”.
- Umieściłem nadajnik śledzący na statku dostawczym - wyjaśnił Jaden po drodze. - Możemy

leciećzanimi,dokądkolwieksięudadzą.

Marr skinął głową z ulgą, którą Jaden wyczuł niemal namacalnie. Włączył komunikator i

wywołałR-6.

- Ar-Six, postaw Z-95 na lądowisku Fhost i zaplombuj go. Przylecimy tam po ciebie za kilka

chwil.

Droidpotwierdziłgłośnympiskiem.
-Możemygopotrzebować-wyjaśniłJadenMarrowi.
-Dobrypomysł-odparłMarr.
Kiedy dotarli do kokpitu, Marr rzucił się na swój fotel i uruchomił sekwencję startową. Jego

palceśmigałynadkontrolkami.Jadentylkoasystował.

- Spokojnie, Marr - mruknął. - Silne emocje powodują jedynie spowolnienie skutecznych

działań.

-Tak,Mistrzu-odparłMarr,aleniezwolnił.
Nalądowiskuzostałosiedmiupolicjantów,kiwającnaJadenaiMarraprzeztranspastalkokpitu.

Jadenwłączyłzewnętrznegłośniki.

- Nazywam się Jaden Korr, Rycerz Jedi. Osoby, które zaatakowały instalację, to przestępcy

poszukiwaniprzezZakon.Niemogęopóźniaćpościgu.Proszęsięodsunąćodstatku.

Widział, jak się porozumiewają - wskazują na statek, na budynek - wreszcie jeden z

dowodzącychoficerówwzruszyłramionamiipoleciłreszcieodsunąćsięod„Gruchota”.

-Gotowe-zameldowałMarr.
-Chceszsampilotować?-zapytałJaden.-Wciążjesteśpierwszymoficerem.
Marrpokręciłgłową.
-Jestemdrugimpiloteminiezamienięsięmiejscami,chyba...żebędęmusiał.
Jadenzrozumiał.
-Notodogóry-rzucił,przejmującstery.

background image

„Gruchot”wzniósłsięponaddym,prostowniebo.Drugipilotstatkudostawczegouniósłramię

wpożegnalnymgeście.WzruszyłtymJadena.

Poczułsięnaprawdętak,jakbyistotniebylitymidobrymifacetami.
RuszyliwkierunkupylistegolądowiskaFhost,miejsca,gdzieJadenwcześniejzostawiłswojego

Z-95, gdy podążał za wizją w Mocy, która ostatecznie doprowadziła ich do klonów. Wydawało mu
się,żetobyłojużniekilkadni,alekilkalattemu.

Zauważyli jego jednostkę. R-6 podniecony kołysał się obok niej. Jaden osadził „Gruchota” i

opuścił rampę. Droid zapiszczał do komunikatora, kiedy tylko znalazł się na pokładzie i Jaden
znowuwystrzelił„Gruchotem”wnieboFhost.

Zanimdroiddotarłdokokpitu,JadenpoinformowałMarra:
-Dobrzeprzyjrzałemsięklonom.
Marr skinął głową z nieobecną miną, wciąż wykreślając kursy i usiłując namierzyć nadajnik

śledzący.

-ByławśródnichLumiya,agentkaSithów.
Marrnieodpowiedział,zajętyswojąrobotą.Zwłaszczażeniewiedział,kimjestLumiya.
-DrugimklonembyłmójwłasnyMistrz,KyleKatarn.
TomomentalnieobudziłoMarra.
-Przykromi,Mistrzu.Tomusiałbyćprzykrywidok.
Jadenmówiłdalej:
-Owszem,byłprzykry.Aletrzeciklonbyłmną.
MarrokręciłsięzfotelemispojrzałnaJadena.
-Byłtobą?
Jadenskinąłgłową.
-Ale...jaktomożliwe?
Jaden spojrzał przez owiewkę. Właśnie przebijali się przez atmosferę, a błękit nieba Fhost

przechodziłwczerńkosmosu.

-Samwciążsięnadtymzastanawiam.Matematycznie...
-WielkiAdmirałThrawnzostałzabitypięćlatpośmierciImperatora.
Jadenuśmiechnąłsięznieobecnąminą.
-Uczyłeśsięhistorii.
-Takjakmipoleciłeś,Mistrzu.KiedywstąpiłeśdoAkademiiJedi?
-WdziewięćlatpośmierciImperatora.
Marrspojrzałnaniego.Wniosekbyłoczywisty,aleJadenitakgowypowiedział:
-ImperiummiałomojeDNA,zanimjeszczektokolwiekwiedział,żejestemwrażliwynaMoc.

Nawetmójwujtegoniewiedział.

-Jakwidać,ktośwImperiumjednakwiedział.
Jadenpokręciłgłową.
-Niemożliwe.
-Nierozumiem.Toprzecieżniemasensu.
-Wiem.
-Więc...jaktowyjaśnisz?
Jadenpróbowałzachowaćspokój.
-Niewiem,jak.Stwierdzamjedyniefakty.
Marr przez chwilę siedział w milczeniu i Jaden prawie widział, jak kręcą mu się trybiki w

mózgu.Wreszcieprzemówił:

- Nie wiemy, czy zdobyli twoje DNA, zanim wstąpiłeś do Akademii. Mogli je wziąć później.

ProgramklonowaniamógłtrwaćdługopośmierciThrawna,kontynuowanyprzezkogośinnego.A

background image

temporozwojuklonamożnakontrolować.

-Toprawda-zgodziłsięJaden.
UsiłowałnieczepiaćsięzbytkurczowoteoriiMarra,choćuznał,żejestzdecydowanielepszaod

alternatywnej.

PowitalnypiskoznajmiłprzybycieR-6dokokpitu.Droidzacząłpohukiwaćigwizdać.
-Teżsięcieszę,żecięwidzę,Ar-Six-rzekłJadenipoklepałastromechapokopulastejgłowie.-

PodłączsiędonadajnikapodprzestrzennegoipoinformujZakon,żeopuściliśmyFhostwpogoniza
klonami.Przekaższczegółyatakui...

Urwał.Marrspojrzałnaniegokoso.
-...ityle.
R-6wpiąłsiędordzeniakomputera„Gruchota”irozpocząłtransmisję.
-Mamnadajnik-zawołałMarr,stukającpalcemwekranskanera.
-Widzę-odparłJaden,sprawdzającpanelprzyrządu.-Lecimyzanimi.

Przytłumiony szum głosów wydobył Khedryna z ciemności. Początkowo słyszał je tylko jako

nonsensownybełkot,narastającyiopadający,tylkotonibarwę,aniesłowa.Ukłuciabóluwżebrach,
uszachinosiewyostrzałysięwmiarę,jakrozjaśniałomusięwgłowie.

Kiedysobieprzypomniał,cosięwydarzyło,otworzyłoczyirozejrzałsięwpółmroku.Lampy

nad jego głową dawały niewiele światła. Usiłował zobaczyć coś przez mgłę zasnuwającą oczy.
Głowapulsowałamubólem.

Usłyszałcośomatce,okursiewnadprzestrzeni.
Leżał na podłodze, oparty o ścianę. Ręce miał związane z tyłu, więzy wrzynały mu się w

nadgarstki. Na podłodze wokół niego leżały jakieś drobne przedmioty. Przyglądał im się przez
dłuższąchwilę,zanimzrozumiał,żetostrzykawki.

Usłyszał trzask i pusta tulejka uderzyła w podłogę. Podniósł wzrok i rozejrzał się. Ujrzał

skomplikowanypanelpełenprzyrządów,czterykrzesłaobrotoweiwielkiiluminator,któryukazywał
gwiazdyiotwartąprzestrzeń.

Awięcbyłnastatku.Wkokpicie.
NaścianienadiluminatoremzauważyłlogoPharmstarIndustries.
Czyliznalazłsięnamedycznymstatkudostawczym.
-Obudziłsię-rozległsięszorstkigłosgdzieśzboku.
Wpolujegowidzeniapojawiłsiępotężnykształtiprzesłoniłmuwidok.Zmrużyłoczyzbólu,

ale przyjrzał się dokładnie znoszonym butom, poszarpanemu płaszczowi i rękojeści miecza
świetlnegozwisającegozpasa.Podniósłwzrokizobaczyłpokrytąplamami,brodatątwarzidzikie
spojrzenieklona,doktóregostrzelałnalądowiskukompleksumedycznego.

Klon.
Zostałuwięzionyprzezklony.Szaloneklony.
Ztrudempowstrzymałsięodokazaniastrachu,alechybaniecałkiemmusiętoudało,ponieważ

stojącynadnimklonzaśmiałsię,ukazującżółtezęby.

-Myślę,żewie,gdziejest-rzekł,chichocząc.OdsunąłsięodKhedryna,usiadłwfotelupilotai

zająłsiękomputeremnawigacyjnym.

Umysł Khedryna, wciąż przyćmiony, próbował poskładać wydarzenia do kupy, wyciągnąć

wnioski. Klony wystartowały z Fhost. Czy to oznaczało, że Marr i Jaden nie żyją? Dlaczego klony
zabrałyKhedryna,zamiastgozabić?

Nie znał odpowiedzi. Z trudem oddychał przez złamany nos. Ostro wydmuchał powietrze, aż

strumieńśluzuikrwiwylądowałmunatwarzyikoszuli.Klonyalbotegoniezauważyły,alboichto
nieobeszło.

background image

Kobietaklonpodeszładofotelapilotaipołożyłarękęnaoparciu.Zapatrzyłasięwprzestrzeń,a

Khedryn dostrzegł jej profil - delikatne rysy, nagą czaszkę. Gdyby spotkał ją w jakiejś kantynie,
mógłby ją nawet uznać za piękną. Miała przymknięte oczy i chwiała się lekko, jak w transie. W
sąsiednim fotelu siedziała druga kobieta, zwrócona plecami do Khedryna, a jej długie rude włosy
rozsypałysięposzarymmaterialeoparcia.Wydawałosię,żeśpi.

U stóp kobiety, na podłodze, oparte o fotel, siedziało dziecko - dziewczynka. Miała długie

włosy, także rude. Sięgały jej prawie do pasa. Uśmiechnęła się do niego niewinnym, przyjaznym
uśmiechem.TenodruchwydawałsięKhedrynowitaknienamiejscu,żeniewiedział,jakzareagować.
Wkońcupokazałjejjęzyk,aonazachichotała.

Czyjaś dłoń zacisnęła się na jego ramieniu i brutalnie go obróciła. Przykucnął przed nim

kolejnyklonizajrzałmuprostowtwarz.

-JestemŻołnierz-oznajmił.
Khedrynujrzałwjegoszarychoczachjedyniecieńszaleństwa.
Szareoczy.
Zamrugał, myśląc, jak bardzo znajome wydają mu się te oczy. Zauważył szczupłe, kanciaste

rysy,wygiętynos,szczękę...iotworzyłusta.

-Stang-wyszeptał.
MiałprzesobąJadenaKorra-obdartegoJadenaKorra,steranegoiwychudzonegoprzeztwarde

życienazapomnianymksiężycu,aletychoczuniemógłpomylić.

-Chcę,żebyśnampowiedział,jakJedinasznaleźli-rzekłŻołnierz.
Khedrynzareagowałprawidłowo.
-JacyJedi?Jestemtylkoszabrownikiem,odwiedzałemkrewnegow...
-Przedchwilą,kiedynamniespojrzałeś,zobaczyłemwtwoichoczach,żemnierozpoznałeś-

odparłŻołnierz.-TosamoujrzałemwoczachJedi,kiedymniezobaczyliporazpierwszy.

-PowinieneśbyłmniezabićnaFhost-dodałszalonyklonzfotelapilota.
-OnsięnazywaBiegacz-rzekłŻołnierz,wskazującskinieniemgłowy.-Jeślibędzieszkłamał,

pozwolęmuzrobićztobą,cotylkozechce.Rozumiesz?

-Przecieżitakmniezabijecie-odparłKhedryn.
Żołnierzniezaprzeczył.Pochyliłsięniżej.
-Powiedzmi,jaknasznalazłeś.
-Jedimogąróżnerzeczy.Niewiem,jak...
Biegacz okręcił się wraz z fotelem i rzucił się w stronę Khedryna z twarzą wykrzywioną

gniewem.OdepchnąłŻołnierza,złapałKhedrynazagardłoipoderwałnanogi.Khedrynpróbował
złapać oddech, wierzgając nogami. Trafił butem w pierś Biegacza, ale w najmniejszym stopniu nie
powstrzymałotoklona.

Khedrynzacząłwidziećczarnepunkciki.Spojrzałwdółizobaczyłdziewczynkę,którazwinęła

się w kłębek, zasłaniając oczy. Przed sobą miał nabiegłe krwią oczy Biegacza, pełne ledwie
kontrolowanegoszaleństwa.

-Powiedz,jaknasznalazłeś-powtórzyłŻołnierzidodałpodadresemBiegacza:-Postawgo.
Biegaczzawahałsię.
-Postawgo,mówię.
Biegacz upuścił Khedryna, który zwalił się na ziemię, rzężąc i chwytając powietrze. Żołnierz

przykucnąłobok.

-Mów.
Khedrynodwróciłsięnaplecyiusiadł.
-Totylkozbiegokoliczności-rzekł,aBiegaczzawarczał.-Toprawda.WracaliśmynaFhostz

zamarzniętegoksiężyca,usłyszeliśmyoatakunakompleksmedycznyidodaliśmydwadodwóch.

background image

Żołnierzprzezchwilęzastanawiałsięnadjegosłowami.
-Więconinielecąterazzanami?
-Niewiem-zgodniezprawdąodparłKhedryn.-Niewiem,jakbytomielizrobić.
-Akurat!-prychnąłBiegacziwróciłnafotel.
ŻołnierzprzezchwilęprzyglądałsiętwarzyKhedryna.
-Wierzęci-rzekłiwstał.
KiedyŻołnierzsięodwrócił,Khedrynzapytał:
-Jakmożeszbyćnim?Jadenem?To...toniemasensu.
Klonobejrzałsięipochyliłnadnim.
-Jaden?TaksięnazywatenJedi?
Khedrynskinąłgłową,zastanawiającsię,czyniepowiedziałzawiele.
-Niejestemnim-rzekłklon.-JestemŻołnierz.
Khedryn odwrócił wzrok w stronę dziewczynki, ale ta już znikła. Nie widział jej nigdzie w

kokpicie.

-Cozamierzaciezemnązrobić?-zapytałŻołnierza.
KlonspojrzałnaniegojasnymioczamiJadena.Przekrzywiłgłowę,jakbyzadającsobietosamo

pytanie.Popatrzyłnałysąkobietę,potemnaBiegacza.

-Tenstatekmakapsułęratunkową-rzekł.-Możemyciętamwsadzićiwystrzelićwprzestrzeń.

Możektościęznajdzie.

Biegaczobróciłsięzfotelem.
-Pocomarnowaćkapsułę?Powinniśmygowystrzelićwprzestrzeń.
Serce Khedryna zabiło szybciej. Poczuł, że na czole pojawiają mu się kropelki potu, i gardził

sobązato.

-Amożezabijmygoodrazu?-zaproponowałBiegacz.Poderwałsięnanogi,chwyciłrękojeść

mieczaświetlnegoiruszyłwstronęKhedryna.

Żołnierzzastąpiłmudrogę.
-Zaczekaj.
- Strzelał do mnie - splunął Biegacz, usiłując go wyminąć. - I podróżuje z Jedi, którzy

próbowalizabićnasobu.

ŻołnierzobejrzałsięnaKhedryna,któregoprzerażałzimnywyrazjegotwarzy,twarzyJadena.

Wiedział,żejegożyciezależyodnastępnychsłówŻołnierza.

-Totylkokapsułaratunkowa-rzekłtamten.
-Wieszczko...-zwróciłsięBiegaczdokobiety.-Atycopowiesz?
Wieszczka,bezwłosyklon,nieodwróciłasięodiluminatora.
Spoglądaławciemność,jakbymogłazniejwyczytaćodpowiedź.
-Matkagoniepotrzebuje.Myteżnie.
Biegacz zachichotał i ruszył do Khedryna. Żołnierz wahał się tylko przez chwilę, zanim z

opuszczonymiramionamiodstąpiłnabok.OdwróciłsięispojrzałwtwarzKhedryna.Wjegooczach
niebyłoprośbyowybaczenie,aleteżniebyłozadowolenia.

-Niemapowodu,abymniezabijać-odezwałsięKhedryn,rad,żejegogłospozostałspokojny.
-Niemateżpowodu,abyzachowaćcięprzyżyciu-odparłBiegacziwłączyłmieczświetlny.
-Awięcjesteściemordercami-oceniłKhedryn.-JaktoSithowie.
-NiejesteśmySithami-zaoponowałŻołnierz.
-Najednowychodzi-odrzekłKhedryn.Spojrzałwielkiemuklonowiwtwarzipodpierającsię

ościanę,ztrudemwstałnanogi.Wobliczutego,conieuniknione,jegolękznikł.Niechciałumierać
przerażony.Uniósłpodbródek.

- Nie dotkniesz mnie mieczem świetlnym, ty sithański bękarcie. Jestem pilotem. Wyrzuć mnie

background image

przez tę cholerną śluzę powietrzną. Zrób dla mnie choć tyle. - Jakoś zawsze wyobrażał sobie, że
zginiewpróżni.WyjrzałzzaplecówBiegacza.-Żołnierzu,zróbcietodlamnie.

ŻołnierzpopatrzyłnaWieszczkę,któraniedałaposobiepoznać,czysłyszałaprośbęKhedryna,

apotemnaBiegacza.

-Wyrzućgo-polecił.
Dwaklonyspoglądałynasiebiegroźnie.OstrzeBiegaczaplułoiskrami.
-Zróbto-powtórzyłŻołnierz.
Biegaczzaśmiałsięponuroiwyłączyłmiecz.
-A,comitam.Truptotrup.
ChwyciłKhedrynazakołnierziwywlókłzkokpituwkierunkurufystatku,gdzieznajdowałasię

śluza. Khedryn obejrzał się, z jakiegoś powodu pragnąc jeszcze raz zobaczyć dziewczynkę, ale nie
byłojejnigdziewzasięguwzroku.

Nyss skradał się przez korytarze statku dostawczego. Poruszał się bezszelestnie, otulony

ciemnością,zapoznającsięzrozkłademstatku.Klony,zarównodorosłe,jakidziecko,zebrałysięw
kokpicie,gdzieprzetrzymywałyKhedryna.Zacząłsięprzygotowywać.

Znalazł złącze napędu i otworzył je, odsłaniając kłąb obwodów i drutów. Większość z nich

oznaczonomałymiprzywieszkami.Znalazłlinie,którezasilałygłówneświatławładowniinarufie
statku,iprzeciąłjewibroostrzem.

Wszystkiegórneświatławjegootoczeniuzgasły.Rozjarzyłysięzatoświatłaawaryjne,małei

ciemne,tworzącśrodowiskopełnecieni.Poczułsięnaprawdęjakwdomu.

KhedryniBiegaczwyszlizsekcjidziobowejistwierdzili,żegłówneoświetlenienaśródokręciu

zgasło. Światła awaryjne rozjaśniały korytarze i pomieszczenia mdłym blaskiem. Biegacz uderzył
dłoniąwprzełączniki,alegórneświatłopozostałowyłączone.

Klon popchnął Khedryna przed sobą przez ciemne korytarze. Khedryn nawet nie myślał o

oporzeczyozaskoczeniuBiegacza.Wiedział,żetonanic.Miałzwiązaneręceibyłbezbronny.Poza
tym, gdyby się opierał, Biegacz zabiłby go mieczem świetlnym, a Khedryn nie chciał zginąć od
ostrzaszalonegoklona.Zawszewybrałbypróżnię.

Idącmiałwrażenie,żeporuszasięwtunelu-włonie,zktóregosięnienarodzi,leczwktórym

zginie. W głowie wirowały mu chaotyczne myśli, przepływała fala wspomnień: dzieciństwo w
ruinach„LotuPozagalaktycznego”,twarzejegomatki,przyjaciół,wrogów,mężczyznikobiet,które
znał,jegożycie,którezrosłosięzichżyciem,wszystkoto,copomogłomustaćsiętym,kimjest.

JakbysłyszałsłowaMarra:„Ludzietonierównania”.
Jasne, że nie, pomyślał i uśmiechnął się. Ludzie stanowili końcową sumę swoich interakcji z

innymi, wyborów, jakich dokonywali. Sam dokonał w życiu wielu złych wyborów, ale też i wielu
dobrych.

Słowa i strzałki wymalowane na ścianach wskazywały drogę do śluzy powietrznej - komory

egzekucyjnejKhedryna.

-Ruszajsię-warknąłBiegacz.
Khedrynnawetniezauważył,żezwolnił.Poczuł,żenogisiępodnimuginają.Oddychałszybko,

usiłując zaspokoić potrzeby łomoczącego serca. Korytarze wydawały mu się zbyt wąskie. Ściany
otaczałygocorazciaśniejszymkręgiem.Usiłowałsięuspokoić,zdecydowanyumrzećzgodnością.

Biegacz ścisnął go za ramię i zmusił do zatrzymania. Szum i syk miecza świetlnego klona

rozproszyłmrokciemnegokorytarza.Khedrynztrudemtrzymałsięnanogach.

-Idziemydośluzypowietrznej-odezwałsięgłosemspokojniejszym,niżsamtegooczekiwał.-

Nieumręwtensposób.Zawarliśmyumowę,klonie.

background image

- Zamknij się - odparł Biegacz z wyraźnym napięciem, ale jego niepokój nie miał nic

wspólnego z Khedrynem. Spojrzał w głąb korytarza, odwrócił się i popatrzył w drugą stronę.
Khedryn widział wokół siebie tylko ciemność we wszystkich kierunkach, Oddech Biegacza był
prawietakszybki,jakoddechKhedryna,któryusiłowałsięzorientować,cowłaściwiesiędzieje.

Toszaleństwo,zdecydował.Biegaczmajakiśatak.
Amoże...
Klonwydałzsiebieniski,niebezpiecznyryk.JegodłońścisnęłaramięKhedrynatakmocno,że

tenażsięskrzywił.

Ciemność wokół nich zdawała się wirować i pogłębiać. Biegacz pochylił się do przodu,

obserwując czujnie korytarz, z mieczem przed sobą. Syk świetlnego ostrza stał się mniej wyraźny,
ostrzezaczęłoiskrzyć.Biegaczzezdumieniempodniósłjedooczu,obserwującJaksiękurczy.

-Cojest...-zacząłKhedryn.
Ostrze zamigotało i zgasło z cichym sykiem. Obłoczek dymu uniósł się z rękojeści jak

zapomnianyduszek.

WkorytarzuprzednimirozległsięświstiBiegaczrzuciłsięwbok,chwytająccośwpowietrzu.

ZanimKhedrynsięzorientował,cosiędzieje,byłojużpowszystkim.

Biegacz trzymał w ręku bełt kuszy, złapany w locie, Srebrzyste zadziory grotu wyglądały jak

brzytwy.

W ciemności korytarza rozległo się szuranie - szelest miękkich butów na podłodze, a może

tkaninypłaszcza.Biegaczodrzuciłstrzałę,aleKhedrynatrzymałnadal.

Ciemność w korytarzu zgęstniała, przetoczyła się ku nim. Blady kontur, który ją poprzedzał,

zbliżał się szybko. Khedryn, wciąż skupiony na czekającej go egzekucji, sądził przez chwilę, że to
widmośmierciwewłasnejosobie.

AletobyłUmbaranin.
Biegacz pchnął Khedryna na ścianę tak mocno, że ten stracił oddech i osunął się na ziemię.

Pochwyciłjednakbłyskostrzywdłonibladejistoty.InagleUmbaraniniBiegaczstarlisięwwalce
takszybkiejizaciętej,żeKhedrynledwiemógłnadążyćzanimiwzrokiem.

Umbaranin dźgnął Biegacza w brzuch. Klon usunął się w bok przed ciosem i trzasnął

przeciwnikawskrońrękojeściąmiecza.Tenuchyliłsię,odbiłramięBiegaczaiwycelowałwpierś
klona drugim ostrzem. Zanim jednak nóż dotarł do celu, Biegacz chwycił przeciwnika za przegub,
zaparłsię,okręciłirzuciłnimościanętakmocno,żeblademumężczyźniepowietrzeuciekłozpłuc
zesłyszalnymsykiem.

Biegacz rzucił się na niego, zamarkował wolną ręką cios, a drugą jeszcze raz uderzył

Umbaranina rękojeścią miecza. Ten znów się uchylił i rękojeść trafiła w ścianę. Kopniak obalił
Biegaczanaziemię,aUmbaraninskoczyłzanim,uderzającobuostrzami.

Biegacz przetoczył się na bok, umknął przed jednym ciosem, potem przed drugim i z dołu

wymierzył w pierś Umbaranina kopniak, który posłał bladego mężczyznę na tyle daleko w tył, że
klon zdołał wstać. Oddychał ciężko. Umbaranin, zupełnie niezmęczony, trzymał ostrza w pewnej
odległości od ciała i obserwował klona, szukając luk w jego obronie. Krążyli wokół siebie w
odległościmetra.Umbaraninmarkowałzamachy,żebyzdezorientowaćklona.

Biegacz,zniecierpliwionytymigierkami,wreszciezaatakował.Umbaraninwycelowałostrzaw

jegopierś,aleklonzłapałgozanadgarstki,rozsuwającnożeszerokonaboki.Korzystającztego,że
był cięższy, pchnął przeciwnika na ścianę. Chwycił jego dłoń i tak długo uderzał nią o ścianę, aż
Umbaraninjęknąłzbóluiwypuściłnóż.

Od razu przesunął się w bok i wbił lewe kolano w brzuch Biegacza - raz, a potem drugi; oba

ciosy trafiły w cel, ale klon tak się przysunął, że był zbyt blisko na kolejne kopniaki. Umbaranin
usiłowałwyrwaćręcezuchwytuBiegacza,aleniemógłsięuwolnić.

background image

Klon stęknął i przycisnął Umbaranina, do ściany. Cios głową w skroń, jaki otrzymał od

Umbaranina,wywołałjękklona.Warczączbóluiwściekłości,Biegaczuniósłprzeciwnikawgórę,
opierającgoościanę.

Tenwykorzystałokazjędoataku,podciągającnogiizamykającszyjęBiegaczawnożycowym

uścisku.Klonstęknąłiwytrzeszczyłoczy,gdynogiUmbaraninazaciskałymukrtań.Odwróciłsięod
ścianyiprzebiegłnadrugąstronękorytarza,uderzającUmbaraninemwprzeciwległąścianę.

Uderzenie wstrząsnęło nim. Uwolnił szyję Biegacza z uścisku i błyskawicznie wymierzył

prostegokopniaka,którygładkotrafiłwszczękęklona.Tenzachwiałsięodciosuipuściłnadgarstek
Umbaranina, który natychmiast poderwał się, stanął na ziemi i wbił nóż w pierś Biegacza. Klon
chwiejnie ruszył w jego stronę, a krew napływała mu do ust. Umbaranin uderzył po raz drugi, a
potemjeszczeraz.

Biegacz poruszył ustami, jakby przeżuwał swoje ostatnie myśli, zakrztusił się, zabulgotał i

martwyopadłnapodłogę.

GapiącsięwosłupieniunaUmbaranina,Khedrynpomyślał,żepowinienbyłzwiaćjużdziesięć

sekundtemu.Zebrałsięwsobieipobiegłciemnymkorytarzemtakszybko,jaktylkomógł.

Dobiegłdopierwszegozakrętu,potemdodrugiegoitrzeciego.Wreszciecałkiemsięzgubiłi

nicgotonieobeszło.Trafiłwślepyzaułek,naportwymianyenergii.Próbowałopanowaćoddech,
jednocześnienasłuchując.

Niesłyszałnicopróczbiciawłasnegoserca.Próbowałpoukładaćsobiewydarzenia,którychbył

świadkiem.CzyUmbaraninbyłnapokładzieprzezcałyczas?Czegochciał?Czybyłpotencjalnym
sprzymierzeńcem?Aconajważniejsze,czybędziegogonił?

Korytarzpociemniał,albotakmusięwydawało,choćtoniemiałosensu.
Szarpnął więzy, ale nic nie wskórał poza tym, że jeszcze głębiej wbiły się w ciało, Zagryzł

wargi z bólu i wystawił głowę, spoglądając w stronę, z której przyszedł. Musi jakoś uwolnić ręce,
potemznaleźćbrońi...

Poczułukłuciewbokszyi.
-Cześć-odezwałsięcichygłos,któryprzyprawiłjegoserceodzikigalop.-Proszę,nieróbnic

pochopnie,bobędęmusiałzrobićcikrzywdę.

Khedrynprzełknąłślinęipowoliobróciłgłowęwkierunkumówiącego.Umbaranincofnąłsię

okrok,alenaładowanąkuszęwciążtrzymałwycelowanąwtwarzKhedryna.

-Ruszaj-poleciłilekkotrąciłgokuszą.
Khedrynusłuchał,aUmbaraninpoprowadziłgokorytarzemdomiejsca,gdzienaskrzyżowaniu

przymocowanabyładościanydługaszynabezpieczeństwa.

UmbaraninwsunąłwibroostrzepodwięzyKhedryna.Całyczastrzymająckuszęwycelowanąw

niego,wyjąłzpłaszczaparęelastycznychkajdanek.

-Przymocujjedoprawejręki,apotemdoszynynaścianie.
RzuciłkajdankiKhedrynowi.
-Zróbtoszybko,inaczejstrzelęciwtwarz.
Khedrynowinąłkajdankiwokółprawegonadgarstka,apotemwokółszynybezpieczeństwa.
-Mocniej-nakazałUmbaraniniKhedrynusłuchał.
-Terazsiadaj.
Khedrynusiadł,zprzykutymdoszynyramieniemuniesionymnadgłowę.Musiałwyglądaćjak

uczeń,którychcezadaćpytanie.

Jego ubranie było przesiąknięte potem. Z miejsca, gdzie więzy klona wbiły mu się w skórę,

sączyłasiękrew.

-Cochceszzemnązrobić?
-Wogólemijesteśniepotrzebny-odparłUmbaraninzłowróżbnymszeptem.-Wrócępociebie.

background image

-Czekaj!Kimjesteś?CzypracujeszdlaJedi?
Umbaranin nie odpowiedział, tylko cofnął się i pobiegł korytarzem. Khedryn podziwiał jego

umiejętność poruszania się niemal całkiem bezszelestnie. Zaledwie Umbaranin oddalił się o kilka
metrów,Khedrynstraciłgozoczu.Wyglądałoto,jakbywtopiłsięwmrok.

background image

ROZDZIAŁ8

Musimy się spieszyć - odezwała się Wieszczka do Żołnierza głuchym głosem, z nieobecnym

wzrokiemwbitymwbezkresnąciemnośćotaczającąstatek.-Matkachce,żebyśmywrócilidodomu.

Żołnierzspojrzałnaniąidostrzegłlekkiepulsowaniepodskórąkobiety.Obejrzałsięzasiebie,

na Łowczynię, siedzącą w jednym z foteli załogi. Odpowiedziała mu lekko nieprzytomnym
spojrzeniem zielonych oczu. Zastanawiał się, czy go rozpoznaje i czy pamięta, co mu powiedziała,
kiedyopuszczaliksiężyc.Wątpiłwto.

UjąłWieszczkęzaramię.Syknęła,aonpoczułruchpodjejskórą.
- Potrzebujesz leków - ocenił. Powinien był przynieść ich więcej z ładowni do kokpitu. Nie

sądził,żebędąpotrzebnetakszybko.

-Muszęwrócićdodomu-odrzekłazuśmiechem.
Zobaczyłwjejtwarzyobłęd.
- Właśnie kończę wprowadzać kurs - powiedział ostrożnie i puścił jej ramię. - Wracamy do

domu,Wieszczko,alemusiszwziąćlekarstwo.Dobrze?

Nieodpowiedziała,więcpostanowiłuznaćjejmilczeniezazgodę.
Podprowadziłjądosiedzeniadrugiegopilota,posadziłiobejrzałsięnaŁowczynię.
-Chcę,żebyśposzładoładowniiprzyniosłaleki-polecił.
Łowczyniskupiłananimwzrok,przytomniejszaniżkiedykolwiekodwieludni.
-Gdziesą?
-Naprzodzieładowni.Zostawiłemotwartykontener.Weź,iletylkozdołaszunieść.Istrzykawki.

Mogęzmieszaćskładnikitutaj.

Łowczyniskinęłagłowąiwstała.
Rozejrzał się po kokpicie w poszukiwaniu Łaski, zajrzał pod fotele, ale nigdzie nie widział

dziewczynki.

-GdzieŁaska?-zapytał.
Łowczyniwzruszyłaramionamiiskierowałasiędowyjścia.
- Znajdź ją - polecił. - Nie powinna się włóczyć po statku. I powiedz Biegaczowi, żeby też tu

przyszedł.

Żołnierzpotrzebowałdrugiegopilota,aWieszczkasiędotegonienadawała.

Khedrynsiedziałnapodłodze,czującuciskwgłowieiwpiersi.Naprężyłwięzynanadgarstkui

skrzywił się, kiedy werżnęły się w ciało, a strużka ciepłej krwi pokryła jego dłoń lepką warstwą i
spłynęłapoprzedramieniu.

Próbowałzrozumieć,cosiętuwłaściwiedzieje.
Kim jest Umbaranin? Jak mógł tak łatwo zabić Biegacza, w dodatku dezaktywując jego miecz

świetlny?JeśliniepracowałdlaJedi,todlakogo?IdlaczegopozostawiłKhedrynaprzyżyciu?

Rozejrzałsięwciemnościkorytarza,szukającczegokolwiek,czegomógłbyużyćdouwolnienia

się. Nie zobaczył nic. Szarpnął się znowu, ale ból pohamował jego zapędy niemal natychmiast.
Zaklął,zdenerwowany.

Jakiśszelestpoprawejsprawił,żepodskoczył.
-Ktotamjest?-zapytał.
Mała dziewczynka z kokpitu wyłoniła się z ciemności, płochliwa jak sarenka. Spojrzała na

Khedryna,najegokajdanki.Oczymiaławielkiejakspodki.

-GdzieBiegacz?-zapytała.

background image

-Niewiem-odparłłagodnie.-Jakcinaimię?
-Cieszęsię,żecięnieskrzywdził-odpowiedziałaiodwróciłasię,żebyodejść.
-Zaczekaj,nieodchodź-poprosił.-Potrzebujętwojejpomocy.
Niewiedział,czygousłyszała.Odwróciłasięipobiegłakorytarzemnieoglądającsięzasiebie,

niemalrówniezwinnaibezszelestnajakUmbaranin.

Zakląłpodnosem,kiedyznikła.
Siedziałtaksamotnie,starającsięniemyślećotym,cosięstaniezachwilę.Wydawałomusię,

żeoddychabardzogłośno.

Zaskoczył go cichy zgrzyt metalu o metal - to z prawej strony po podłodze poleciał w jego

stronę nóż monterski. Dziewczynka znów wyłoniła się z ciemności. Nieśmiały uśmiech znikł z jej
buzi; choroba, która dotknęła klony, wykrzywiła jej rysy. Policzki wydęły się, zaczęły falować.
Krzyknęła i podniosła dłonie do twarzy, a Khedryn zauważył, że skóra na jej rękach i ramionach
wygląda tak samo. Jakby armia owadów pełzała pod skórą. Przerażone oczy dziecka napotkały
wzrokKhedryna.

-Zostań-poprosił,sięgającponóż.-Pomogęci.
Aleniezostała.Odwróciłasięzpłaczemiuciekła.
Khedryn chwycił nóż, wysunął ostrze i odciął się od kajdanek. Rozmasowując nadgarstki,

zastanawiał się, co robić. Mógł próbować dostać się do kapsuły ratunkowej, z nadzieją, że
Umbaraniniklonybędązbytzajęcisobąnawzajem,żebyzwrócićuwagęnajegoucieczkę.Wkońcu
Umbaraninsampowiedział,żeniemanicdoKhedryna.

Aledziewczynka...
Uwolniłago.
Mógłpróbowaćjąodnaleźć,możenawetzabraćzesobą,aledokąd?Pozatymbyłachora,aon

niewiedział,jakjąleczyć.

Możeklonywiedzą.Pomyślałostrzykawkach,rozrzuconychnapodłodzewkokpicie.Mielitam

pewnielekarstwo.

Aby pomóc dziewczynce, musi się upewnić, że Umbaranin nie zabije klonów. A przynajmniej

musizdobyćtrochęlekarstw.

Pomysł był sprzeczny z instynktem samozachowawczym. Ostatnim razem, kiedy nie uciekł,

kiedypowinien,skończyłzessawkąchłonącąanzackiegozabójcywbitąwczaszkę.

Alepostanowiłrozważyćzajęciesiędziewczynką.
Aniemożnapowiedzieć,żebyniebyłuparty.
Poprostuniemógłjejporzucić,byłobytowbrewjegonaturze.Samteżkiedyśbyłbezradnym

dzieckiem,dawnotemu,wruinachReduty.SkywalkeriMaraJademogliopuścićjegoipozostałych,
ale tego nie zrobili. Ocalili ich wszystkich. On też nie opuści dziewczynki. Cokolwiek Umbaranin
zamierzałzrobićzKhedrynemiklonami,niemogłotobyćnicdobrego.Zprzyjemnościąpozostawi
klonywłasnemulosowi,aleniedziewczynkę.

PrzeklęciJedi,zaraziłsięodnichdobrocią.
Uchwyt noża monterskiego był śliski od potu. Próbował uspokoić oddech, kiedy najciszej, jak

umiał, przemykał ciemnymi korytarzami statku. Od czasu do czasu wytężał słuch, ale niczego nie
słyszał. Właściwie nawet nie spodziewał się usłyszeć. Umbaranin poruszał się cicho i stapiał z
cieniami,jakbybyłubranywkombinezonmaskujący.

Możedopiszemuszczęście.
Wyjąłzkieszenispodniostatnikawałekstymgumy,odwinąłiwsunąłdoust.
Chociażprzezcałeżyciemapecha.
Wydmuchałbańkęzestymgumyipozwoliłjejcichopęknąć.
Aleprzynajmniejjestuparty.

background image

Lekarstwo pomogło Łowczyni dojść do siebie. Od opuszczenia lodowego księżyca nie

pamiętaławłaściwienic.Obudziłasięwkokpiciekolejnegoskradzionegostatku,aprzestrzeńwokół
byławielka,ciemnaigłęboka.

Energiawniejnarastała,wirowała,jakimpulsyprąduelektrycznego.Jejemocjewahałysięod

kontrolowanej ekstazy do powstrzymywanego gniewu. Więź z Mocą wydawała się głębsza,
rozleglejsza niż kiedykolwiek w przeszłości. Przypuszczała, że to z powodu jej bliższej więzi z
Matką.Nigdynieczuławsobietakiegopotencjału.

Żałowała,żeAlfanieprzeżył,alerozumiaładlaczego-niezdałtestuMatki,przeszedłnastronę

Jedi.

TaktwierdziłaWieszczka,aWieszczkamówiprawdę.
Powiedziałateż,żewkrótcespotkająsięzMatką.Łowczynicieszyłasięnatęchwilę.
Przeszła przez sekcję dziobową statku dostawczego i turbo windą zjechała na dół. Drzwi

otwarły się na długi korytarz, oświetlony jedynie światłami awaryjnymi. Wcisnęła komunikator w
windzieipowiedziała:

-Tunadoleniemaświatła.
Braksygnału.Komunikacjateżpadła.
-Łasko!-zawołała.Cisza.
Wyszłanakorytarzidrzwiwindyzamknęłysięzanią.Natychmiastpoczuła,żecośjestnietak:

dziwne ciśnienie w powietrzu, mocne napięcie. Łowczyni została wyhodowana, aby śledzić ofiarę,
więcnauczyłasięwierzyćswoiminstynktom.

Wpodnieceniuczuła,jakMoczaczynaiskrzyćnakońcachjejpalców.Ujęławąską,zakrzywioną

rękojeśćmiecza,aleniewłączyłaostrza.Uspokoiłaoddech,nasłuchując,alenicniesłyszała.

-Biegaczu?-zawołała.
Odczekała, aż wzrok przyzwyczai jej się do ciemności, po czym przesunęła się na bok, gdzie

mogła korzystać z osłony ściany, i ruszyła przed siebie. Szła w milczeniu, jak myśliwy śledzący
nieznanąofiarę.Zkażdymkrokiemczułacorazwiększąpewność,żeBiegaczowicośsięstało.

Czyżbymielipasażeranagapę?CzyJedizksiężycajakośprzedostalisięnapokład?
Genetyczniewyczulonymizmysłamiwyczuławpowietrzulekki,miedzianyzapachkrwi.Poszła

zanimpowoli,czujnanakażdydźwięk,innyniżzwykłyszumsilnikówstatku.

Przed nią na podłodze korytarza, leżał jakiś podłużny kształt. Przez kilka sekund przyglądała

musięuważnie.

Żadnegoruchu,żadnegodźwięku,tylkojejwłasny,spokojnyoddech.
Ciemność utrudniała widzenie, ale ciało było zbyt duże jak na Łaskę. Kiedy podeszła bliżej,

dostrzegładługi,poszarpanypłaszcz,którylubiłnosićBiegacz,ijegobuty.

-Biegaczu-szepnęła.Ciałoniedrgnęło.
Zdecydowałasię-doskoczyłabliżejiuklękłaobokniego.
Podłogę wokół Biegacza pokrywała krzepnąca krew, wsiąkając w podeszwy jej butów.

Odwróciła ciało. Twarz klona pokryta była purpurowymi sińcami od uderzeń. Otwór w piersi
zrobionoczymśostrymipozbawionymenergii;zpewnościąniebyłtomieczświetlny.

PrzesunęładłońmipopowiekachBiegacza,abyzamknąćmuoczy,iwstała.Jakiśprzedmiotna

podłodzeprzyciągnąłjejwzrok.Podniosłago-byłtobełtzkuszy,zgrotemostrymjakbrzytwa.

Przesuwającponimkciukiem,rozejrzałasięnajpierwwlewo,potemwprawo.Oblizaławargi,

nagle czując się odsłonięta. Z korytarza po prawej dobiegł jakiś dźwięk, który zwrócił jej uwagę;
możeczyjeścichekroki.Nicniewidziała.Mdłeświatłaawaryjneledwooświetlałykorytarz,czyniąc
zniegoistnyteatrcieni.

Ogarnęłojądziwneuczucie.Początkowowzięłajezanormalnezawirowanieenergiiwswoim

background image

ciele. Może to lekarstwo pogarszało jej połączenie z Mocą, aby choroba nie postępowała zbyt
szybko?Aleuczucienieznikało.Miaławrażenie,jakbykrążyławodpływieispadaławdół,coraz
szybciejiszybciej.

Mrok wokół niej pogłębił się. Po lewej i prawej światła w korytarzu przygasły, aż stały się

ledwieiskierkami.

Oparłasięplecamiościanęiwłączyłamiecz.Znajomaczerwonaklingadodałajejotuchyiw

jejświetlerozejrzałasięzaprzeciwnikiem.Pozwoliła,abyjejgniewiniepokójrosły;użyłaich,aby
głębiejzanurzyćsięwMocy.Alewięźrozluźniłasię,sprawiaławrażeniestłumionejicorazsłabszej.

-Wiem,żetamjesteś-odezwałasię.
SięgnęławMocnajgłębiej,jakumiaławnadziei,żenatrafinaobecnośćswegoprzeciwnika.
Niepoczułajednaknic,jedyniekolejnąlukęwewłasnejpercepcji.
Spokójjąopuścił,zastąpiłgoparaliżującystrach.Obnażyłazębyizasyczała.
JejwzrokspocząłnaBiegaczu.Upuściłabełtnaziemię,aostrzemieczazaczęłomigotać.Strach

zapuścił korzenie w jej wnętrzu. Z rozszerzonymi oczami przyglądała się, jak promień jej broni
zanikazsykiemigaśnie.

Ciemność.
Poczuła się całkowicie odseparowana od Mocy. Było to uczucie, jakiego nie doznała nigdy

przedtem,uderzającasamotność,odktórejzaschłojejwustach.Oddychałaciężko,zdradzającswoje
położenie. Cicho jak cień przesunęła się wzdłuż ściany, czując pot na dłoni ściskającej rękojeść
miecza-jakkawałekmartwegometalu.

Musi wracać do windy, dotrzeć do Żołnierza, Wieszczki i Łaski. Macając ścianę jedną ręką,

powolizaczęłasięcofaćwstronę,zktórejprzyszła.

Zanim jeszcze jej mózg zdążył przetworzyć dźwięk - świst wystrzelonego bełtu - potężne

uderzeniewpierśwycisnęłojejpowietrzezpłuc,ająsamąpowaliłonaziemię.

Chciałakrzyczećzbólu,aleniebyławstanienapełnićpowietrzempłonącychpłuc.Stanęłana

czworakach,próbującsiępodnieść,aleniemogła.Spojrzałanabełtwystającyzklatkipiersiowej.Po
jejbokuspływałakrew.

Napodłodzeprzedniąpojawiłasięparastóp.
Rzuciłasięnaprzód,chcącschwytaćnależącedonichnogi,choćtenruchsprawił,żesyknęłaz

bólu.Stopyjednakcofnęłysiępozajejzasięg.Łowczynipośliznęłasięnapodłodze,śliskiejodjej
własnejkrwi,lądującpłaskonabrzuchu.Umierałasamotnie,odseparowanaodMocy,oddzielonaod
swojejcórki,swojejspołeczności.

Stopyznówpojawiłysięprzednią.
Znajwyższymwysiłkiemzmusiłasię,żebysięobrócićnaplecy.Spojrzałanasufit.Jejoddech

stawałsięcorazpłytszy,abólsłabłwmiarę,jakuchodziłozniejżycie.

Zabójcazmaterializowałsięwpolujejwidzenia.Jegosylwetkawyłoniłasięzciemności,jakby

stanowiłajejczęść.Bladedłonieodsunęłykaptur,odsłaniającbezwłosączaszkęibladą,pozbawioną
emocjitwarz.Ciemneoczywyglądałyjakdziury,jakdwieotchłanie,którewessaływi꟣owczyniz
Mocą.

Próbowała coś powiedzieć, zapytać, jak zrobił to, co zrobił, kim jest, czemu ją zabił, ale nie

mogłanabraćdośćtchu,abyprzemówić.Najejpiersizdawałsięspoczywaćogromnyciężar,który
nie pozwolił pracować płucom. Przed oczami tańczyły smugi pomarańczowe i czerwone,
świadczące,żemózgotrzymujezamałotlenu.

Widmośmierciwyjęłocośspodpłaszcza.Kuszę.
KiedyŁowczyniwalczyłaooddech,okilkasekundżyciawięcej,widmobezpośpiechunapięło

kuszę,włożyłowniąkolejnybełtiwycelowałowjejpierś.Patrzyłajejprostowtwarz,pociągającza
spust.Poczułatylkotępeuderzenie,apotemjużnic.Nazawsze.

background image

Ciemność w ładowni utrudniała orientowanie się na statku. Khedryn nie pamiętał drogi, którą

prowadził go Biegacz: stres wymazał mu ją z pamięci, a pospieszna ucieczka przed Umbaraninem
dodatkowo pomieszała kierunki. Wybierał drogę najlepiej, jak potrafił, korzystając z oznaczeń, z
rzadkapojawiającychsięnaścianach.Wiedział,żemusiznaleźćturbo-windy.

Skręcił za róg i zamarł, gdy ujrzał przed sobą dwa ciała. Rozpłaszczył się na ścianie i przez

chwilęobserwował,nasłuchując.Panowałacisza.

Podszedłdociałostrożnie,jakdoniebezpiecznegozwierzęcia.Bałsię,żeprzedsobązobaczy

dziewczynkę,jejdrobneciałkozakrwawioneiskręcone.

Odetchnął z ulgą, kiedy stwierdził, że jedno ciało należało do Biegacza, a drugie do dorosłej

kobiety.Dwabełtyzumbarańskiejkuszysterczałyzjejpiersi.Otaczałaichkałużakrwi.

Miecześwietlneklonówleżałyobokciał.Wzruszyłramionami,pozbierałjeiprzypiąłsobiedo

pasa, choć nie umiał ich obsługiwać. Zresztą nawet gdyby umiał, nie zamierzał ich użyć. Prędzej
zrobiłbykrzywdęsobieniżprzeciwnikowi.

Przetrząsnąłodzieżklonówwposzukiwaniubardziejpospolitejbroni,alenicnieznalazł.
A więc Umbaranin zabił już co najmniej dwa klony. Mały nóż monterski, który Khedryn miał

przysobie,wydawałsięwjegorękachkompletnienieodpowiednimorężem.

Wstał i rozejrzał się po korytarzu. Wiedział, jak stąd trafić do turbowind. Umbaranin

przypuszczalnieskierowałsiędokokpitu.

Khedryn spojrzał w stronę, z której przyszedł, zastanawiając się, czy dziewczynka wciąż jest

jeszczenapoziomieładowni.Miałtakąnadzieję,aleniebyłosposobu,żebysprawdzić.Znówzaczął
bawić się myślą, że powinien dać sobie spokój i poszukać kapsuły. Jeśli wjedzie windą na pokład
załogowy,tojużbędziezobowiązanie.Będziemusiałwygraćlubumrzeć.

Podjąłdecyzjęiruszyłkorytarzemwstronęturbowind.Uderzyłwprzyciskiczekał,ażktóraś

zjedzie.Wiedząc,żedrzwipootwarciumogąukazaćmuUmbaraninalubjednegozklonów,odstąpił
nabok,spoconądłoniąściskającrękojeśćnoża.

Drzwirozsunęłysię,światłazgasłyiKhedrynodnotowałjakiśruchwśrodku.Zwindywysunął

sięjakiśkształt.Khedrynrzuciłsięnaniegoznożemgotowymdozadaniaciosu.

Nysswyeliminowałjużdwaklony.MusiałsięjeszczezmierzyćzŻołnierzem,dzieckiemidrugą

dorosłąkobietą,Wieszczką.Powiniensięspieszyć,abyichzabić,zanimzauważąbrakBiegaczaczy
kobiety.

Wtopiony w mrok, pobiegł do turbowind i ruszył na pokład załogowy. Rozpłaszczył się na

ścianie,kiedydrzwisięotwarły.Nieusłyszałnic,więcwyśliznąłsięnakorytarz.

Kokpitbyłjakieśpiętnaściemetrówprzednim.Zzaotwartychdrzwidobiegałygłosy:Żołnierz,

Wieszczka. Nie słyszał w nich niepokoju, więc uznał, że jeszcze nie zaczęli się martwić
nieobecnościąpozostałychdwóchklonów.

Przywarł do ściany i ruszył przed siebie z wibroostrzem w ręku i umysłem podtrzymującym

pole tłumiące. Przystanął w korytarzu obok wejścia do kokpitu. Jego uzbrojenie zawierało dwa
granaty ogłuszające. Wyjął jeden z torby, przycisnął przycisk guzik, aby go uruchomić, i stał w
pogotowiu.

-Kursustawiony,Wieszczko-odezwałsięŻołnierz.
-Matkaczeka-przypomniałaWieszczka.-Dobrzesięspisałeś,Żołnierzu.
-Zobaczymy-mruknął.
Nysszluzowałniecopoletłumiące.Światławholuikokpicieprzygasły,kiedyrozszerzyłswoją

moc,którazawszemanifestowałasięchmurąciemnegopowietrza,jakczarnamgła.

-Czyżbycośsięstałozeświatłami?-zapytałŻołnierz.

background image

Wieszczkanicnieodpowiedziała...alboNyssnieusłyszał.
Umbaranin powoli zintensyfikował pole, stopniowo oddzielając klony od Mocy. Jeśli będzie

miałszczęście,zauważąto,kiedyjużbędziezapóźno.

Dziura, w której istniał, rozszerzała się wokół niego, pogłębiała, ciemniała. Czuł, jak

Wieszczka ześlizguje się w nią, a jej połączenie z resztą wszechświata powoli niknie. Żołnierz też
zacząłspadać,alezatrzymałsięnakrawędzi.Nyssniepotrafiłcałkowicieprzerwaćjegopołączenia
zMocą.

Dziwne.Jeszczenigdyniespotkałsięztakąodpornościąnajegopotęgę.
MożeThrawnrzeczywiściesklonowałwyjątkowegoużytkownikaMocy?
- Wszystko w porządku? - zwrócił się Żołnierz do Wieszczki. Nyss usłyszał w jego głosie

narastającąpodejrzliwość.

-Coś...chybajestnietak-odparłaWieszczka.
Nyss usłyszał cichy okrzyk, a potem stłumiony stuk. Wyobraził sobie, jak Wieszczka pada na

podłogę.

-NieczujęMatki-szepnęłaWieszczkacicho,przerażonymgłosem.
Przeraźliwy wrzask za plecami Nyssa kazał mu obrócić się na pięcie. Dziewczynka, z chmurą

rudych włosów, otaczających przerażoną buzię, patrzyła na niego wytrzeszczonymi oczami, jedną
rękępodnoszącdoust.

Jakonazdołałagopodejść?
Uniósł już wibroostrze do rzutu, ale dziewczynka odwróciła się i uciekła, zanim zdołał

wypuścićjezręki.

-Łaska!-usłyszałzkokpitukrzykŻołnierza.Szumisykwłączonegomieczazmąciłyciszę.
Nyss zaklął, odwrócił się i na oślep rzucił granatem ogłuszającym w tej samej chwili, gdy

Żołnierzwypadłzdrzwikokpitu,poprzedzonyczerwonymostrzemiczerwonąchmurągniewu.

Umbaranin odwrócił się i zakrył uszy, kiedy granat eksplodował z jaskrawym błyskiem i

hukiem dość głośnym, aby zniszczyć bębenki. W chwili wybuchu wyciągnął drugie wibroostrze i
przyjąłpozycjębojową.

Żołnierz,pochwyconywskrajpolaoddziaływaniagranatu,zachwiałsięiskrzywiłzbólu.
Nyss doskoczył do niego i ramieniem przyparł go do ściany. Klon jęknął pod ciosem, a

Umbaranin wbił mu wibroostrze w prawe przedramię, uważając, aby nie przeciąć kości. Nie chciał
gozabić,tylkookiełznać.

Jęk Żołnierza przeszedł w krzyk bólu; z rany trysnęła krew i klon upuścił miecz, tak jak tego

chciałNyss.

Wciąż przyciskając sobą Żołnierza, kopniakiem odrzucił broń. Spodziewał się, że to koniec

walki,tymczasemklon,tylkoczęściowootumanionywpływemNyssa,wymierzyłspotęgowanyMocą
cioswtwarzprzeciwnika.

TylkoinstynktiwyszkolenieuratowałyUmbaranina.Przetoczyłsię,poddającciosowi,któryw

innymprzypadkuzgruchotałbymuszczękę.Tymczasemjedyniezbiłgoznóg,odrzuciłodwakroki
ipoluzowałkilkazębów.

- Jeśli skrzywdziłeś Łaskę... - syknął Żołnierz i potrząsnął głową, usiłując odzyskać

przytomność.Zranynaramieniutryskałakrew,alewściekłośćemanowałazcałejjegoistoty.

NyssnigdyniewalczyłzużytkownikiemMocy,którybyłbywstanieużyćjejwjegoobecności.

Wiedział,żezyskałprzewagęjedyniedziękizaskoczeniu.

Rozumiejąc, że nie może teraz odpuścić, zaryzykował, pochylił głowę i zaatakował klona.

PerfektspuściłpięśćnaplecyNyssaztakąsiłą,żepołamałmużebra.

Umbaranin wytrzymał ból, chwycił klona za nogi i pociągnął na podłogę. Uderzyli o pokład

splątani ze sobą, okładając się wzajemnie. Krew klona spłynęła na twarz Nyssa i zmieniła walkę w

background image

śliskie,lepkiezapasy.

Nyss usiłował podtrzymywać pole tłumiące i wzmocnić je, ale nie udawało mu się wciągnąć

Żołnierzawczarnądziurę;raczejtoon,rozgrzanywściekłościąwyciągnąłzniejNyssakuświatłu.
Umbaranintakdługożyłwotchłani,oddzielonyodwszystkich,zwyjątkiemswojejsiostry,żeteraz
myślowymuszonymkontakciezotoczeniemwprawiłagowstanbliskipanice.

JegostrachzderzyłsięzwściekłościąŻołnierzaiwzajemnieutrzymywałysięwrównowadze.

Siła Żołnierza osłabła, ale nie została całkowicie stłumiona; samotna egzystencja Nyssa była
zagrożona,aletrwała.

Sięgnął paznokciami do oczu Żołnierza, a kiedy klon odwrócił twarz na bok, Nyss rąbnął go

głową - raz, potem drugi. Poczuł, jak nos Żołnierza poddaje się. Buchnęła krew, kiedy chrząstka
pękła.

Ale klon nie stracił przytomności. Zdrową ręką sięgnął do oka Nyssa i wbił palec w oczodół.

SpanikowanyUmbaraninszarpnąłgłowąiznówwalnąłzimpetemgłowąwtwarzklona.Siłaciosu
sprawiła,żezobaczyłgwiazdy,aleudałomusięzmiażdżyćzłamanyjużnosPerfekta.Zachrzęściła
kośćitrysnęłojeszczewięcejkrwi.Klon,chwilowooszołomiony,zwiotczał.

Nyss wyrwał ramię z jego uchwytu, odwrócił w dłoni wibroostrze i rękojeścią grzmotnął w

skrońŻołnierza.

Perfekt jęknął i znieruchomiał. Nyss opadł na jego ciało, oddychając ciężko. Adrenalina

odpływałazjegokrwiobiegu,ajejbrakpozostawiłgosamnasamzbólem.

Z rany na ramieniu Żołnierza wciąż płynęła krew. Nyss zaklął i usiadł, krzywiąc się z bólu w

połamanych żebrach. Unosząc się na kolana, oddarł z płaszcza kawałek materiału, robiąc z niego
zaimprowizowaną opaskę uciskową, którą obwiązał ramię Żołnierza, aby powstrzymać krwotok.
Będziemusiałznaleźćapteczkęitubkęnewskinutakszybko,jaktomożliwe.

Wstał i korytarz zawirował wokół niego. Zamrugał, stojąc nieruchomo, dopóki wrażenie nie

przeszło, po czym chwiejnie przeszedł do kokpitu. Wieszczka leżała na podłodze nieprzytomna.
Musiała uderzyć się o panel przyrządów, kiedy padała. Rozważał, czy jej nie zabić, ale uznał, że
JedynySithmożeznajdziedlaniejjakieśzastosowanie.

Zaczął przeszukiwać szafki w kokpicie i znalazł apteczkę oraz rolkę taśmy. Wyjął tubkę

newskinu z apteczki, wypełnił ranę Żołnierza i przykrył bandażem z gazy. Taśmą skrępował ręce i
nogiŻołnierzaiWieszczki,poczymoparłichotylnąścianękokpitu.

Kiedyskończył,wezwałSyllprzezkomunikator.
-Mamkontrolęnadstatkiem,PerfektemisojusznikiemJadenaKorra,pilotem.
-Wszystkowporządku?-zapytałaSyll.Chybausłyszałanapięciewjegogłosie.
- Owszem - odparł. - Perfekt nie jest całkiem wrażliwy na nasz wpływ, więc było... trochę

trudniej,niżsięspodziewałem.

Sprawdził przyrządy i przeczytał współrzędne, które Żołnierz wprowadził do komputera

nawigacyjnego.Nierozpoznałsystemu,aleprzecieżnieznałażtakdobrzeNieznanychObszarów.

Klony nigdy nie dotrą do miejsca przeznaczenia, gdziekolwiek ono się znajduje, ale Wyyrlok

alboMistrzmogąuznaćzaużytecznąinformację,gdziezamieralisięudać.

-Wysyłamcipewnewspółrzędne-powiedziałdoSyll.-Przydadząsięnapóźniej.
Potemdodał:
-WezwęJadenaKorra.Bądźgotowa.
ZajegoplecamiŻołnierzjęknął.Wkrótcesięocknie.

Khedrynznieruchomiałwpółruchuzwysokouniesionymnożem.
Cieniemwwindzieokazałasiędziewczynka.
Zamarłazestrachuiobojeterazmierzylisięwzrokiem,wytrzeszczającoczy.

background image

Małacofnęłasiędowindy.Jejskóranadalfalowała.Widaćbyło,żejejstansiępogarsza.
Khedrynszybkoopuściłostrze,usiłującwyglądaćnieszkodliwie.
-Jużdobrze,wszystkowporządku,przepraszam.
Cofnęłasięjeszczekawałekwgłąbwagonika,spłoszona.
Wydawałosię,żezarazrzucisiędoucieczki,choćniemiaładokąduciec.Khedrynschowałnóż

dokieszeniiodezwałsięłagodnie.

-Niewiedziałem,żetoty,dziecko.Myślałem...
Drzwiwindyzaczęłysięzamykać,Rzuciłsiędoprzodu,przytrzymującjeręką.
Jegogwałtownygestsprawił,żedziewczynkapisnęłazestrachu.
-Nieważnezresztą,comyślałem-rzekł.Ukląkłobok,żebyzajrzećmałejwoczyiniegórować

taknadnią.Teraz,kiedyschowałnóż,wydawałasięspokojniejsza.-Nieskrzywdzęcię.Wieszotym,
prawda?

Skinęłagłową.
- Ale na pokładzie jest jeszcze inny człowiek. Może skrzywdzić ciebie i twojego... przyjaciela.

Onjestłysyitaki...ciemny.

Pokiwałaenergiczniegłową.
-Wiesz,gdzieonjest?-zapytał.
- Na górze - odparła, wskazując na windę. Odgarnęła zmierzwione włosy z twarzy. - On...

walczyłzŻołnierzem.Żołnierzkrwawił.

AwięcKhedrynmusisiędostaćnapokładzałogi.
-Czytotamjesttwojelekarstwo?-zapytał.
Przytaknęła.
-Dobrze.Więcidźischowajsięwładowni.Poczekaj,ażktośpociebieprzyjdzie.Jaalbo...ktoś

inny.

Przemknęłaobokniegoiruszyławewskazanymkierunku.
-Czekaj-zawołał,amałasięodwróciła.-Wiesz,jakuruchomićkapsułęratunkową?
Spojrzałananiego,jakbymówiłwobcymjęzyku.
- W porządku. Nieważne. Idź się schować. Wszystko będzie dobrze, jasne? Jasne? Postaraj się,

żebytwoi...twójludociebiezadbał.

Skinęłagłową.
-Jakmasznaimię?-zapytał.
- Łaska - odpowiedziała i onieśmielona wbiła wzrok w podłogę. Zachowywała się jak każda

innamaładziewczynkawgalaktyce.

-Mogłemsiędomyślić-odparłzuśmiechem.
Odetchnąłgłęboko,odwróciłsięiwszedłdowindy.Nacisnąłprzycisk,którymiałgowynieść

napokładzałogi,doUmbaraninaiklonów.

Nie potrafił sobie wytłumaczyć, dlaczego chce to zrobić. Nie w sposób racjonalny. Po prostu

czuł,żeniemożezawieśćŁaski.

Drzwizaczęłysięzamykać,aledziewczynkawciążstałaprzedwindą,zgłowąprzechylonąna

bok i wpatrywała się w niego. Wyraz jej oczu zaniepokoił go. Przytrzymał drzwi ręką, zanim
zamknęłysięzupełnie.

-Ocochodzi?
Odchrząknęła,mruknęłacośiprzestąpiłaznoginanogę.
-Cosiędzieje,Łasko?
Znówspojrzałananiego,uśmiechającsięnieśmiało.
-Dlaczegomasztakieoczy?-zapytaławkońcu.
Pytaniewtychokolicznościachbyłotakzaskakujące,żeKhedryndosłowniezaniemówił.Zabrał

background image

rękęoddrzwiiprzesunąłdłoniąpowłosach.Drzwizaczęłysięzamykać.

Łaskawciążstałaiczekała,adrzwiwznosiłypomiędzynimimur.
-Chybadlatego,żewidziałyjużzbytwieledziwnychrzeczy-uśmiechnąłsięizrobiłzabawną

minę.

Zachichotała.
-Terazuciekaj-poleciłidrzwisięzamknęły.Przezcałądrogęnagóręśmiałsiędosiebie,ale

zanim drzwi windy znów się otwarły, wesołość go opuściła. Przed nim ciągnął się pusty korytarz,
długi,mrocznytunel.Umbaraninprawdopodobnieuszkodziłoświetlenie.

UmysłŻołnierzaprzedzierałsięwstronęświadomości.Zkażdymuderzeniemsercawgłowie

pulsował mu ból. W brodzie i włosach zakrzepła krew. Stęknął, mrugając szybko, aby odpędzić
słabość,istwierdził,żeręcemaskrępowanezaplecami.Kostkinógteżbyłyobwiązanetaśmą.Górne
oświetleniewyłączono.Jedynymźródłemświatłabyłytarczeprzyrządów.

WpierwszejchwilipomyślałoŁasce,ojejkrzykuiprzypływadrenalinyoczyściłjegoumysł.

Usiadł i rozejrzał się niespokojnie. Wieszczka siedziała obok niego, oparta o ścianę, wciąż
nieprzytomna. Ogromny siniec, który już przybierał fioletową barwę, zakłócał symetrię jej twarzy.
Upadając uderzyła się o panel z przyrządami; pewnie wtedy, kiedy wraz z Żołnierzem poczuli to
dziwnewrażenie,żeoddalająsięodMocy.

Odwróciłgłowę,aleniezobaczyłŁaski.Możeudałojejsięuciec,amoże...przydarzyłojejsię

cośinnego.

Samamyślowyrządzonejdziewczyncekrzywdzie-ostatniejzocalałychdzieciSpołeczności-

wywołała falę gniewu. W miarę jak złość narastała, rosła też siła Żołnierza. Wypełnił nią swoje
ciało,wykorzystał,abyzwiększyćsiłęmięśni,inapiąłwięzynanadgarstkach.

Wbiły mu się w ciało jak zęby. Ignorując ból usiłował je rozerwać, ale nie mógł. Nie był w

staniewpełniczerpaćzMocy.Cośzakłócałotęwięź.

Zprzedniejczęścikokpitudobiegłposępnygłos:
-Niedaszradyzerwaćwięzów.Niemasensuwalczyć.Niemamzamiaruwyrządzićcikrzywdy.
- Nie mogę powiedzieć tego samego o sobie - odparł Żołnierz. - Co mi zrobiłeś? Co nam

zrobiłeś?

-CzujeszsięoddzielonyodMocy?-zapytałUmbaranin.
-Jaktozrobiłeś?-zdołałjedyniewykrztusićŻołnierz.
Nysszachichotał.
-Dokładającodrobinęmojegoświatadotwojego.
Żołnierz nie rozumiał. Nie wierzył, że kiedykolwiek zrozumie. Widział jedynie sylwetkę

Umbaranina, który - zwrócony plecami do niego i Wieszczki - przyglądał się czemuś na tablicy
przyrządów.

-Kimjesteś?-zapytałŻołnierz.-Czegochcesz?
-Chcęciebie-odparłtamten.-TotyjesteśinteresującydlaMistrza.
„Jesteśinteresujący”.Żołnierzczęstosłyszałtakieopinieodlekarzywkompleksieklonowania.

Zawszezapowiadałycośnieprzyjemnego.

-Dlaczego?-zapytał.-Jestemnikim.
-Nieprawda-odparłNyss.
-Więczabierzmnie,alezostawWieszczkęiŁaskę.
- Obawiam się, że nie mogę tego uczynić. A teraz bądź cicho - polecił Umbaranin. - Muszę z

kimśporozmawiać.

„Gruchot” wyłonił się z nadprzestrzeni na zewnętrznych rubieżach systemu. Blask odległego

background image

czerwonegokarłazalewałkokpitszkarłatem.Marrzająłsięskanerami.

-Systemmadwagazowegigantyigrubypasasteroid.Nicwięcej.
-Gdziejeststatekdostawczy?
- Właśnie go szukam - odparł Marr, włączając przemiatanie szerokopasmowe. - Mam. Jest po

drugiej stronie pasa asteroid. Nasza sylwetka jest tak mała, że wątpię, aby wykryli nas z tej
odległości.

-Maszrację-odparłJaden.Włączyłsilnikijonoweiruszyłwstronępolaasteroid.Starającsię

uniknąć wykrycia, utrzymywał „Gruchota” na tej samej płaszczyźnie, co większość asteroid,
próbującwykorzystaćjejakoosłonę.Zastanawiałsię,codalej.Musiałznaleźćsposób,abydostaćsię
napokładstatku.

Zanimdotarlidopasaasteroid,komunikatorzewnętrznydałsygnał.JadeniMarrodwrócilisię

wjegostronęzezdumieniem.

-Tootwartewywołanie-mruknąłJaden.
-Zestatkudostawczego-dodałMarr.Spojrzeliposobie.
-MożeKhedrynsięuwolniłipróbujesięskontaktować.-Jadenotworzyłkanał.
Zkomunikatorarozległsięłagodny,złowieszczygłos,któryzniszczyłwszelkienadzieje,jakie

moglimiećnaucieczkęKhedryna.

-Wiem,żemniesłyszysz,JadenieKorr.Słuchajuważnie,comamdopowiedzenia.Nazywamsię

NyssiprzejąłemkontrolęnadmedycznymstatkiemdostawczymzFhost.Klony,któreścigaliście,są
jużalbomartwe,albowniewoli.KhedrynFaalrównieżjestpodmojąopieką.

- Klony są martwe? - zawołał Marr z niedowierzaniem. Jaden wbił wzrok w komunikator,

próbującodnaleźćsenswtymnieoczekiwanymobrociewydarzeń.Wcisnąłprzycisknadawania.

-NatychmiastmasznamoddaćKhedrynaFaala.
Nyssodpowiedziałtonem,którynaglestwardniał:
-Nietywydajesztutajrozkazy,Jedi.Nierozumiesz?Zrobiszdokładnieto,cocipowiem,itylko

to.

Jadengniewniezacisnąłpięści.
-Kimjesteś?Czegochcesz?
-Wyjaśniętoosobiście.
ZdziwiłotoJadena.
-Chceszsięspotkać?
-Chcęwymiany.KhedrynFaalzaciebie.Wprzeciwnymprzypadkugozabiję.
JadenwyłączyłtransmisjęispojrzałnaMarra.CzołoCereaninaprzecięłazmarszczka.
-Cootymmyślicie?-zapytałJaden.
- Prawdopodobnie kłamie. Jak mógł się dostać na statek? Jak dał radę zabić wszystkie klony?

Sammógłbybyćjednymznich.Tomożebyćspisek,żebysiędociebiedobrać.

-Mnóstwoniewiadomych-zgodziłsięJaden.
-Zadużo-odparłMarr.
GłosNyssadobiegłznówprzezkomunikator:
- Macie sześćdziesiąt sekund. Potem zabiję Khedryna Faala. Jaden uderzył pięścią w przycisk

transmisji.

-Spróbujgoskrzywdzić,abędęcięścigałprzezcałągalaktykę.
-Pięćdziesiątosiemsekund.
Jadenomalniezakląłzfrustracji.Marrniemiałtylesamokontroli.
-Corobimy,Mistrzu?-zapytałCereanin.
JadenwyczuwałjegoobawęoKhedryna.Zdecydowałsię.
- Dokonamy zamiany. Chce mnie zagarnąć z jakiegoś powodu. Zgoda, ale postaram się, żeby

background image

dostałwięcej,niżjestwstanieunieść.Ważne,abyKhedrynbyłbezpieczny.

NiepewnośćzmieniłatwarzMarrawmaskętroski.
-Czterdzieścisekund-powiedziałNyss.
-Zgoda-niechętnieodparłMarr.-Niewidzężadnejinnejopcji.

Khedrynwysunąłsięzwindy,zaciskajączcałejsiłypalcenarękojeścinoża.Głosydochodzące

zoddalisprawiły,żejegosercefiknęłokoziołka,astopyprzymarzłydopodłogi.Słyszałposępny
szeptUmbaraninai...

GłosJadena?
AmożeŻołnierza?
Ruszyłprzedsiebie,zgarbiony,przytulonydościany,próbującstopićsięzciemnością.Skrzywił

się,słysząccichystukwłasnychbutównapokładzie.Korytarzniedawałprawieżadnejosłony,więc
próbowałporuszaćsięszybkownadziei,żetozastąpiskradaniesię.Ostatniąrzeczą,jakiejpragnął,
było pozwolenie, aby Umbaranin i jego kusza dopadli go z daleka, bez osłony. Khedryn nigdy w
życiutaknietęskniłzablasterem.

Drzwi kokpitu były otwarte, pomieszczenie za nimi ciemne, oświetlone jedynie blaskiem tarcz

przyrządów.Trzymającsięściany,przesunąłsiębliżej.

Głosy ucichły. W strachu, że został odkryty, Khedryn zamarł. Własny oddech brzmiał w jego

uszachjakkrzyk.Spodziewałsię,żeUmbaraninladachwilapojawisięwwejściuznapiętąkuszą.

Znowu głosy w kokpicie. Khedryn nie usłyszał w nich niepokoju, więc uznał, że nie został

odkryty.

W nadziei, że rozmowa zagłuszy szelest jego kroków, podbiegł do wejścia, przykucnął i

wysunąłgłowęzzaframugi.

Umbaranin siedział w fotelu pilota, odwrócony tyłem do Khedryna. Komunikator zaćwierkał,

oznajmiającprzychodzącąwiadomość...iwgłośnikurozległsięgłosJadena.

Jadenwłączyłprzekaz,żebyprzemówićdoNyssa.
-Załatwione.Azatemwymiana.JazaKhedryna.
-Doskonale-odparłNyss.-Tofrachtowiecdlaprzestrzennychwędrowców.Włóżkombinezon

iwyjdźzestatku.

-Kombinezon?-wrzasnąłMarrpozazasięgiem.
- Podlecisz do statku dostawczego w kombinezonie - ciągnął Nyss. - Kiedy będziesz

wystarczającoblisko,wypuszczęKhedrynaFaalawkapsuleratunkowej.

Jadenzacząłanalizowaćkolejnemożliwościiukładaćtaktykę.
-Maszpięćminutnaopuszczeniestatku-oznajmiłNyss.-Będęcięobserwował.
Połączeniezostałoprzerwane.

Dźwięk głosu Jadena przywołał na twarz Khedryna szeroki uśmiech. Świadomość, że Jaden i

Marr jakoś go namierzyli, wywołała u niego falę emocji. Spojrzał przez ramię Umbaranina na
iluminatorwnadziei,żepochwycichoćprzelotnieobraz„Gruchota”,alewidziałtylkociemność.

Nieważne.Bylitam.
Zrozumiał,cosięstałoidlaczegoUmbaraninpozwoliłmużyć-chciałgowymienićnaJadena.

Jadenoczywiściesięzgodził.

PrzeklęciJedi,takłatwoichzmanipulować.
Znów zaczął rozważać możliwość ucieczki kapsułą ratunkową. Skoro „Gruchot” był gdzieś

blisko,musiałjedyniewydostaćsięwprzestrzeń,aonibędąmogligościągnąć.Jadenniepowinien
narażać się na niebezpieczeństwo. Khedryn wiedział, co Umbaranin może zrobić z użytkownikami

background image

Mocy,wdziwnysposóbtłumiącichmożliwości.TrzebabędzieostrzecJadena...albojakośwydostać
sięzestatkudostawczego.

Wciążjednakmusiałpamiętaćodziewczynce.Niewątpił,żeUmbaraninjązabijelubpoprostu

pozwolijejumrzećodchoroby.Khedrynniemógłjejporzucić.Niebyłbywstaniespojrzećwtwarz
JadenowianiMarrowi,gdybytozrobił.

Umbaraninsiedziałwfotelupilotaipatrzyłnakomunikator.
Khedrynwśliznąłsiędokokpitu,niskopochylony,znożemwgotowości.
Naglejegouwagęodwróciłruchzprawejstrony.
Na pokładzie siedział Żołnierz, oparty o ścianę, z rękami i nogami skrępowanymi taśmą.

Kobietaklon,Wieszczka,leżałaobokzzamkniętymioczami,martwalubnieprzytomna.

Oczy Żołnierza spoczęły na Khedrynie; zabłysło w nich najpierw zaskoczenie, potem

podejrzliwość.Khedrynjużwiedział,comusizrobić.Położyłpalecnaustachnaznakmilczenia.

-Niepodobamisięto-rzekłMarr,kręcącgłową.-Wcalemisiętoniepodoba.
R-6zajegoplecamizagwizdałnaznak,żesięznimzgadza.Jadenniemalzapomniał,żerobot

jestwkokpicie.

-Monitorujstatekidajmiznaćowszystkim,coodbiegaodnormy-poleciłdroidowi.-Gdzie

sąkombinezonyprzestrzenne?-spytałMarra.

Biegnączanimkorytarzem,Marrprzekonywał:
-Możecięzestrzelićwtejsamejchwili,kiedyopuścisz„Gruchota”.
-Niechspróbuje-odparłJaden,kładącdłońnarękojeścimiecza.-Myślę,żestatekdostawczy

jestraczejskąpouzbrojony.

-Wystarczy,żecięstaranuje,Mistrzu.Istniejemilionsposobów.Jedenprzeciekwkombinezonie

ijużpowszystkim.

- Zadałby sobie tyle trudu tylko po to, żeby mnie zabić? Z jakiejś przyczyny chce mnie mieć

żywego.

SkinienieolbrzymiejgłowyMarraoznaczało,żezgadzasięztąteorią.
-Zpewnościąniejesttoprzyczyna,którabycisięspodobała.Towszystkojestbezsensu.
-Zgoda-odparłJadeniznówruszyliprzedsiebie.-Amaszlepszypomysł?
Marrspuściłoczyipotrząsnąłwielkągłową.
-Niemam.
- Statek dostawczy ma słaby promień ściągający. Będzie próbował mnie złowić, jak tylko

opuszczę „Gruchota”. Nie pozwól, aby to nastąpiło, zanim Khedryn nie będzie nasz. Najważniejsze
jest to, aby Khedryn był bezpieczny, rozumiesz? Chwyć jego kapsułę w wiązkę ściągającą
„Gruchota”natychmiast,jaktylkowyleci.Kiedyjużbędziebezpieczny,cośzaimprowizujemy.

-Zaimprowizujemy?
-Cóż,takiejestżycie,uwierzmi-odparłJadenzuśmiechem.-Nigdynicnieidziezgodniez

planem.Przezpołowęczasukombinujępodrodzeidziałamzależnieodsytuacji.Musiszsiędotego
przyzwyczaić.

Marruśmiechnąłsię,wskazującnajednązszafekwpobliżuśluzypowietrznej.
- Tu masz sprzęt - rzekł. Otworzył szafkę, ukazując trzy kombinezony przestrzenne, jeden z

hełmemodpowiednimdlaCereanina.-Wiesz,jaksiętowkłada?

-Trochęczasuminęło,aletak.
Jaden podał Marrowi swój miecz świetlny, po czym element po elemencie zaczął wkładać

kombinezon. Czuł się, jakby nakładał archaiczną zbroję z czasów Wojen Klonów. Po drodze
sprawdzał wszystkie uszczelki na połączeniach. Kiedy coś opuścił, Marr go korygował. Wkrótce
Jadenbyłprzygotowanynaspotkaniezprzestrzenią.Przyczepiłmieczświetlnydokombinezonu.

background image

-Wkładajhełm-poleciłMarr.-Sprawdźuszczelnienie.
Jaden nałożył hełm i uruchomił uszczelnienie elektromagnetyczne. Jego oddech głośno

rozbrzmiewał w kopule kombinezonu. HUD na wizjerze pokazywał, że zarówno przy szyi, jak i
wszędzieindziejuszczelnieniasąprawidłowe.

Marrpostukałwhełm.
-Komunikator-przypomniał.
Jadensprawdziłgoistwierdził,żedziaładobrze.
-Wiesz,jakobsługiwaćsterowaniesilnikiemodrzutowym?-zapytałMarr.
Jaden skinął głową. Kontrolę napędu zapewniała matryca dźwigni, wbudowana w prawy

nadgarstek.Mógłjąkontrolowaćkciukiem.

Marrrazjeszczesprawdziłuszczelnienia.
- Mówiłem, że trochę czasu minęło - zauważył Jaden. - Ale robiłem to już raz czy dwa.

Uszczelnieniasąwcałkowitymporządku.

-Robiłeśtorazczydwa,ajadziesiątkirazy.Uszczelnieniemożepokazywaćzielonysygnał,ale

okazaćsięzasłabe.Możetospowodowaćprzeciekwprzestrzeniibędzieszmartwy,zanimzdołamci
pomóc.

- Racja - odparł Jaden, poważniejąc nagle. - Pozostaniemy na otwartej łączności. Daj mi znać

natychmiast, jak Khedryn opuści statek dostawczy. A potem, kiedy znajdzie się na pokładzie
„Gruchota”.

-Możebyć.-Marrpoklepałkombinezonporamieniu.-Jesteśdobry.
Jadenodwróciłsię,aleusłyszał,jakMarrklnie,iobejrzałsięraptownie.
- Jeszcze jedno - powiedział Cereanin, wyciągając coś z kieszeni. Rozszczelnił hełm Jadena,

zdjąłgoipodałmukawałekstymgumy.

-Naszczęście-oznajmił.-Totradycjanamoimstatku.
Jadenwziąłstymgumęiwsunąłdoust.
Marrnałożyłmuhełmzpowrotemiuszczelniłgonanowo,poczymokrążyłJadenaiprzyjrzał

siękombinezonowiuważnie.

-Jesteścałyzielony,Mistrzu.
-Notodoroboty.
Jadenruszyłdośluzy,tupiącbutamiodkombinezonupopokładzie„Gruchota”.Marrotworzył

wewnętrzne drzwi i Jaden wszedł do środka. Marr zamknął za nim drzwi - jego głos rozlegał się
terazwkomunikatorzekombinezonu,rozbrzmiewającechemwhełmie:

-Będęwkokpicie.NiechMocbędzieztobą,Mistrzu.
-Iztobą,Marr.

Khedrynobserwował,jakUmbaraninprzechylasięwfotelu,żebyuruchomićkomunikator.Na

jego wezwanie odpowiedział kobiecy głos. Khedryn skorzystał z tej okazji, żeby podpełznąć do
Żołnierza.Nicniepowiedział,pokazałtylkonóż.RysyŻołnierzastwardniały,aleKhedrynpokręcił
głową,dającznak,żeniemaniczłegowplanie.Przeciąłtaśmęnakostkachtamtego.

-Jakdalekojesteście?-pytałUmbaranin.
-Prawiewsystemie-odparłkobiecygłos.
Khedrynprzysunąłustadouchaklonaiszepnął:
-RobiętodlaŁaski.
Żołnierz zauważalnie zesztywniał na dźwięk imienia dziewczynki. Khedryn zaczął się

zastanawiać, czy Łaska nie jest jego córką. Klon obrócił się, aby Khedryn mógł sięgnąć do taśmy,
którakrępowałamuręce.

-Coplanujesz?-pytałakobietaprzezkomunikator.

background image

-ZamierzamsprowadzićJadenaKorranastatek,apotemruszymy...
Khedrynprzeciąłwięzynaprzegubieklonaiwtymmomencieczubeknożazbrzękiemuderzył

wmetalpokładu.

Umbaranin obrócił się z fotelem i skoczył na równe nogi. W jego dłoniach, jakby za sprawą

czarów,pojawiłysiębliźniaczenoże.

Khedryn zerwał się, trzymając swoją żałosną broń i zaczął przesuwać się w stronę drzwi

kokpitu.

-Hej,ty!-krzyknąłUmbaraniniruszyłnaniego.
KiedyŻołnierzwstał, wolnyodwięzów, Umbaraninprzystanąłi wytrzeszczyłzdumioneoczy.

Khedrynmiałochotęsięroześmiać.

-Umbaraninie...-odezwałsięŻołnierzgłosempełnymgroźby.
Przez moment cała trójka stała nieruchomo - Khedryn przy drzwiach, Umbaranin o kilka

krokówdalej,Żołnierzpodścianą.

Nysszmrużyłoczy.Ciemnośćwokółniegojakbysiępogłębiła.
Khedrynowiprzyszedłdogłowypewienpomysł.
-Trzymaj!-zawołałirzuciłŻołnierzowijedenzmieczów,którezabrałmartwymklonom.
Żołnierzchwyciłgowlocieiwłączyłostrze,spowijająckokpitczerwonymblaskiem.
-MieczŁowczyni-syknął.
Umbaranin przestąpił z nogi na nogę i w kokpicie pociemniało. Khedryn wyobrażał sobie

wirującewokółniegoniewidzialneenergie.NysswbiłwzrokwŻołnierza,wostrzewjegodłonii
promieńmieczazacząłtopnieć,sypiąciskrami.

-Nietymrazem-warknąłŻołnierzprzezzaciśniętezęby.
Ostrze zaświeciło intensywniej, znów przygasło, rozbłysło, zamigotało i od nowa nabrało

mocy.

Khedrynbyłświadkiemwalkiwoli,którejnierozumiał.
-Odejdź-syknąłŻołnierzdoKhedryna.
-Zrobimytorazem-zaproponowałKhedryn,ściskającwgarściswójżałosnykozik.
WargiŻołnierzawykrzywiłysięzgniewu.NienaKhedryna-naNyssa.
-Kimtyjesteśdlamnie,wędrowcze?JeśliWieszczkapowiemi,żepozabiciuUmbaraninamam

załatwić ciebie, zrobię to. Opuść statek i nie leć za nami. Przekaż Jedi, co powiedziałem. Żeby za
naminieleciał.

Khedrynnicztegonierozumiał.
-Uwolniłemcię,Żołnierzu...
-Wynośsię!
-Żadenzwasnieopuścitegostatku-syknąłUmbaranin.Wibroostrzawjegodłoniachzaczęły

wtórowaćpomrukowimieczaświetlnegoŻołnierza.

Anazewnątrzbył„Gruchot”-Marr,Jaden.
Khedryn odwrócił się i pobiegł tą samą drogą, którą przyszedł. Żołnierz z pewnością zabije

Umbaranina i zajmie się Łaską. Khedryn zaś przekona Jadena, żeby zostawił klony w spokoju. A
wtedywrócąnaFrost,graćipić.

Alboinie...naileznaJadena.
W jednej chwili dopadł windy, słysząc za plecami głośny trzask energetycznych ostrzy. Nie

zwolnił.Drzwisięotworzyły,więcwpadłdośrodka,uderzyłwprzyciskpokładuładowniiruszyłw
dół.Windaporuszałasięowielewolniej,niżbychciał.Nieznałrozkładustatku,alepodejrzewał,że
drogadokapsułratunkowychwiedzieprzezładownie.Musijetylkoznaleźć.

background image

ROZDZIAŁ9

Śluza „Gruchota” opróżniła się z powietrza, rozsunęły się zewnętrzne drzwi i Jaden stanął

twarzą w twarz z próżnią. Przycisnął kciuk do dźwigni sterowania silnikami i wyrzucił się w
przestrzeń.Wystarczyłpojedynczyrozbłysk,żebyzainicjowaćruch,bezwładnośćzrobiłaresztę.Już
pochwiliunosiłsięswobodnieosetkimetrówod„Gruchota”.Frachtowiecwydawałsięmaleńkina
tlenieskończonegodywanugwiazd.

-Czysto-zameldował.
-Widzęcię-odparłMarr.
-AKhedryna?
-Jeszczenie.
- Wywołaj statek dostawczy. Powiedz, że się wycofuję, jeśli Khedryn natychmiast nie zostanie

zwolniony.

Jadenzapomocąsilnikówpowstrzymałswójdalszylotizawisłnieruchomo.Statekdostawczy

unosił się w przestrzeni, maleńki z odległości dziesięciu kilometrów. Pas asteroid wyglądał jak
ciemne chmury pomiędzy pomarańczową gwiazdą systemu a Jadenem. Poczuł lekki przypływ
niepokoju,jakbycośmiałosięwydarzyć.

-Marr,czydziejesięcośniezwykłego?
-Niczegoniewidzę,Mistrzu.
Nyss czuł, że Żołnierz walczy wspomagany Mocą, a gniew klona jest godnym przeciwnikiem

jego pustki. Obserwując czerwony promień miecza świetlnego Żołnierza, którego blask był po
prostu afrontem dla jego umiejętności, Umbaranin zrozumiał, że musi uciekać. Może razem z Syll
zdołającałkowicieodciąćŻołnierzaodMocy,aleonsamniebyłwstanietegozrobić.

Wieszczka,leżącaustópŻołnierza,poruszyłasięijęknęła.Nysswcisnąłprzycisk,abywezwać

windę, i odwrócił się, by powstrzymać atak klona. Żołnierz zasypał go dwuręcznymi ciosami od
góry, które Umbaranin parował nożami. Cortosis pokrywający ostrza nie tylko pozwalał na
wytrzymanieciosówmieczaświetlnego-przynajmniejprzezjakiśczas-alepowodowałteż,żebroń
Żołnierzawściekleiskrzyła.Przedłużającysiękontaktzcortosismógłnawetspowodowaćchwilowe
zwarciewmieczu,aleostrzeŻołnierzaporuszałosiętakszybko,żekontaktpomiędzyklingamibył
w najlepszym przypadku chwilowy. W końcu jednak miecz świetlny z pewnością zniszczy ostrza
Nyssa.

Umbaranin upadł na podłogę i próbował podciąć Żołnierzowi nogi, ale ten przewidział atak,

przeskoczyłnadnimiciąłNyssaponodze.

Umbaranin podciągnął kończynę - miecz świetlny wbił się w pokład, zasypując korytarz

fontanną iskier - przetoczył się na bok i z rozpędu skoczył na nogi. Klon warknął i rzucił się na
przeciwnika, kreśląc mieczem świszczącą sieć cięć, sztychów i zamachów. Zdyszany, zlany potem
Nyssustawiłwibroostrzatak,abystworzyłyzaporę,odpowiadającnakażdyatakklonaparadą.Nawet
niepróbowałkontratakować.Starałsięutrzymaćnapozycjiigrałnaczas.

Drzwiwindyzajegoplecamisięotworzyły.
Nyss ruszył ku nim, zasypując przeciwnika desperackimi sztychami. Blokował miecz klona

jednym ostrzem, drugie kierując w jego pierś. Klon przekoziołkował w tył, na chwilę przerywając
starcie i wtedy Nyss popędził w kierunku windy. Kiedy wpadł do środka, natychmiast wdusił
przycisk,abyzamknąćdrzwi.

Żołnierzryknąłirzuciłsięwśladzanim.
ZdesperowanyNysscisnąłjednozostrzyprzezkurczącąsięszparęwdrzwiach.Żołnierzniebył

background image

natoprzygotowany,alezatrzymałsięiodbiłnóżmieczemświetlnym.

Turbowindazamknęłasięizaczęłazjeżdżaćwdół.
CzerwonasmugaostrzaŻołnierzaprzecięłametaldrzwi.Brońwyżłobiłaiskrzącąsiępionową

szczelinęwburciewindy,alepokilkusekundachkabinaznalazłasiępozazasięgiem.

Nyss nie mógł sobie pozwolić na oddech ulgi. Krążył po windzie, która powoli schodziła na

poziomładowni.Statekdostawczymiałczterykapsułyratunkowe,aonwiedział,dokądmusipójść,
żebysiędonichdostać.

Windazatrzymałasięnapokładzieładowniidrzwirozsunęłysię.
Cośuderzyłowdachkabinytakmocno,żecałasięzatrzęsła.
Żołnierz?
Nyssprzycupnął,kiedyczerwonypromieńmieczawysunąłsięzsufituizacząłwycinaćwnim

okrągłyotwór.Iskryikroplestopionegometaluposypałysięnaniego.

-Nieucieknieszmi!-krzyknąłŻołnierz.-AjeśliskrzywdziszŁaskę...
Pozostawiłgroźbęniedopowiedzianą,aleNysszrozumiałjąażzadobrze.Wyskoczyłzwindyi

pobiegłwkierunkukapsuł.

Khedryn zgiął się w pół ze zmęczenia. Pot zalewał mu oczy. Oddychał ciężko, zbyt ciężko.

Chybatymrazemwreszciebiegniewdobrymkierunku?Ciemnośćuniemożliwiałamusprawdzenie,
czyniekrążywkółko.Ładownieiłączącejekorytarzewyglądaływszystkietaksamo.

Zobaczył jakiś napis na ścianie przed sobą i podbiegł dość blisko, aby odczytać go w mdłym

blasku świateł awaryjnych. Wypisane szablonem litery kierowały go w stronę kapsuł ratunkowych.
Odetchnąłzulgąipobiegłwzdłużstrzałek.Dotarłdoskrzyżowaniaiskręcił.

Nadrugimkońcudługiegopomieszczeniatrafiłnametaloweschody,któreprowadziłydziesięć

metrów w dół, do nawy, w której znajdowało się czworo drzwi: kapsuły ratunkowe. Ruszył w ich
stronę.Zachwilębędziejużnapokładzie„Gruchota”.

Cośświsnęłomukołoucha,zbrzękiemodbiłosięodścianyipoleciałonapodłogę.Zamarłi

sprawdził,cototakiego-bełtzkuszy.

Odwróciłsię,klnącpodnosem,izobaczyłbiegnącegowjegostronęUmbaranina.
Pobiegłprzedsiebie,schylającsię,bystanowićmniejszycel.Kolejnystrzałodbiłsięodściany.

Umbaraninmusiałmiećwkuszyjakiśsamopowtarzającymechanizm.

Khedrynpopędziłprzezobszernyprzedział.Odległośćrówniedobrzemogłabywynosićkilka

parseków.Niemiałpojęcia,czyzdołająprzebyćżywcem.

Biegłzakosami,drżącnamyśl,żewkażdejchwilimożezostaćpostrzelonyztyłu.
Za jego plecami rozległo się warknięcie i okrzyk. Obejrzał się. Za Umbaraninem zza rogu

wyskoczyłŻołnierz,oświetlającsobiedrogęmieczemświetlnym.

Nyssteżgozauważył.Zarzuciłkuszęnaramięipobiegłwstronękapsuł.
Khedryndobiegłdoschodów,zjechałponichirzuciłsiędodrzwipierwszejkapsuły.Otwarły

się,aonwbiegłdośrodka.Słyszał,jakUmbaraninzajegoplecamigalopemzbiegawdół.Khedryn
żałował,żeniemożewystrzelićwszystkichkapsuł,pozostawiającUmbaraninawrękachŻołnierza,
aleniebyłonatoczasu.

Włazkapsułyzamknąłsięzsykiem.Khedrynwyjrzałprzezmałeokienkowgrubychdrzwiachi

pokazałUmbaraninowinieprzyzwoitygest,kiedytenprzebiegałobok.

Przypiął się do jednego z czterech siedzeń, uruchomił systemy kapsuły i wbił przycisk

awaryjnegostartu.

- Trzy, dwa, jeden - odezwał się elektroniczny głos, a kapsuła wystrzeliła z kadłuba statku

dostawczegojaktorpeda.

background image

Nyss był wściekły, że musi uciekać, ale w pojedynku z Żołnierzem był w gorszym położeniu.

Nie dość, że klon mógł używać wobec niego Mocy, w dodatku Nyss nie mógł go zabić - musiał
zachowaćgoprzyżyciu.

Będziepotrzebowałsiostry,abyschwytaćklona.Mogąnastatkuzwiadowczymopracowaćnowy

plan.Wcisnąłprzycisk,abydostaćsiędojednejzkapsuł,iwłazotworzyłsięzsykiem.

Ciężkie kroki Żołnierza było już słychać na schodach; szum miecza świetlnego zwiastował

wściekłośćklona.

Nyss wbiegł do kapsuły, zamknął właz i uruchomił sekwencję startu awaryjnego.

Skoncentrowałsięnapustceswojejegzystencjiipozwolił,abyzaczęłazniegopromieniować.

Po drugiej stronie drzwi pojawił się żołnierz, a jego brodata twarz emanowała gniewem.

Podniósłmigoczącymiecz,abyprzedziurawićdrzwikapsuły;poczymśtakimnienadawałabysięjuż
doużytku,cozmusiłobyNyssadostawieniamuczoła.

Emitowana przez Umbaranina pustka pogłębiła się. Robił wszystko, by stała się ciemna jak

przestrzeńkosmosu,choćnigdywcześniejmusiętonieudało.

Żołnierz uderzył ostrzeni w iluminator, ale już tylko rękojeść stuknęła o transpastal. Przez

chwilęzaskoczeniestłumiłowściekłość.

AwięcsiłaNyssazdławiłakryształklingi.
Żołnierzwalnąłpięściąwpłytęzgroźnymwarczeniem.
Nyss odwrócił się i ciężko oparł plecami o właz. Kapsuła wystrzeliła z kadłuba, uciekając od

Żołnierza.

SzybkośćkulistegopojazdunamomentprzyszpiliłaNyssadościany.Dyszącciężko,uruchomił

komunikator.

- Klony odbiły statek - powiedział. - Jestem w kapsule. Namierzcie mój sygnał i ściągnijcie

mnie,tylkoszybko.Brońmiejciewpogotowiu.

-Jużlecę-odparłaSyll.-Brońmamwpogotowiu.

Jadenunosiłsięwprzestrzenipomiędzy„Gruchotem”astatkiemdostawczym.
-Żadnejreakcji,Mistrzu-meldowałMarr.-Nieodpowiadananaszewezwania.
Jaden spojrzał na statek, jakby mógł przebić wzrokiem kadłub i zobaczyć, co się dzieje w

środku.

-Cośsięświęci-mruknął.
-Możepowinieneś wrócićna„Gruchota”. Moglibyśmywziąćszalupę, wymusićdokowanie na

statkudostawczymiwtensposóbdostaćsięnapokład.-GłosMarraucichłnagle.-Czekaj...

Jakiś ruch przyciągnął wzrok Jadena. To bańka kapsuły ratunkowej - błyszcząca metalową

powłokąwświetlegwiazdy-wystrzeliłazesterburtystatkudostawczego.

-Marr...
Pochwilizkadłubawyskoczyładrugakapsuła.
-Mistrzu,dwiekapsuływłaśnie...
-Widzęje.
WuchuJadenazatrzeszczałyzakłócenia,kiedywichczęstotliwośćwciąłsięsygnałzzewnątrz.

GłosKhedrynawypełniłhełm,pokonująckilometrypróżni.

-Jaden?Marr?
-Khedryn!-krzyknąłMarr.
-Klonyzpowrotemprzejęłykontrolęnadstatkiemdostawczym!-zawołałKhedryn.-Jestemw

kapsule!

-Jaktozrobiły?-zapytałMarr.
-Wktórejjesteś?-dodałJaden.

background image

-Wktórejkapsule?Ajestdruga?-zdziwiłsięKhedryn.-PewnieleciniąUmbaranin.Teżuciekł

ztegostatku,kiedyklonyprzejęłykontrolę.

-Tyjesteśwtej,którawystartowałapierwsza-domyśliłsięJaden.
-Niewiem,mamsilnikimanewrowe.Pokiwamwam.
Jednazkapsuł,ta,którawystartowałapierwsza,zakołysałasięwprzestrzeni.
-Mamcię-rzekłMarr.-Widzisznas?
-Lecędowas-odparłKhedryn.Silnikikapsułyrozbłysłyimetalowakulapopędziławstronę

„Gruchota”iJadena.

ZaplecamiJadenaożyłysilniki„Gruchota”.
-Idępowasobu-rzekłMarr.
-Obu?Jaden,gdzietyjesteś?-zdziwiłsięKhedryn.
-Latamsobiewkombinezonie-odparłJaden.
- Niech cię, chłopie. Nie ma mnie przez chwilę i już się uważasz za wytrawnego wędrowca!

Marr,pozwoliłeśmupolataćwpróżni?

-Uparłsię-wyjaśniłMarr.
Kolejny ruch ściągnął uwagę Jadena i starł szeroki uśmiech z jego twarzy. Niedaleko drugiej

kapsułyznadprzestrzeniwyskoczyłjeszczejedenstatek.

- Mistrzu, do systemu wszedł kolejny statek. - Urwał na chwilę, po czym dodał: - Ma broń w

pogotowiu.

Nyss dojrzał smukłą sylwetkę stateczku zwiadowczego, wyłaniającą się z nadprzestrzeni.

Włączył silniki manewrowe kapsuły, silniki zwiadowcy błysnęły w odpowiedzi i odległość
pomiędzydwomapojazdamigwałtowniezmalała.Kapsułapodskoczyła.

-Mamcięnawiązce-powiedziałaSyllprzezkomunikator.-Wciągamcię.
-Jestjeszczejednakapsuła.
-Widzęją.
-CzyJedijestpozafrachtowcem?
Minęłachwila,zanimSyllodczytaławskazaniaskanerów.
-Zgadzasię.
-Zniszczkapsułęifrachtowiec.PotemściągniemyJedizprzestrzeni.
Wciążjeszczeniewiedzieli,cozrobiązPerfektem,aleprzynajmniejbędąmieliKorra.
Kapsułaciężkouderzyławburtęimetalzazgrzytał.
-Mamcię-oznajmiłaSyll.
-Jużidę-odparłNyss.Zsunąłsięzfotelaiczekał,ażpierścieniedokującesięzamkną.

Jaden obserwował, jak druga kapsuła ratunkowa przyczepia się do jakiegoś małego stateczku,

możezwiadowczego,apotemtenstateczekzawracawichkierunkuinatychmiastzrozumiał,cosię
dzieje.GłosMarrawkomunikatorzetylkotopotwierdził:

-Tenstatekleciwprostnanas!Bierze„Gruchota”nacelownik!
-Podnieśtarcze!-poleciłJaden.
Zanim jeszcze skończył mówić, zamontowane na skrzydłach statku zwiadowczego działka

zapłonęły. Przez czarną otchłań pomknęły smugi czerwonej plazmy. Frachtowiec, którego tarcze
ochronne jeszcze były nieaktywne, przyjął salwę na lewą burtę. W przestrzeń płynęły płomienie;
cisza, jaka temu towarzyszyła, odbierała scenie realizm. Gwałtowna dekompresja wyrzuciła w
przestrzeństrzępymetaluidrobneprzedmioty.Statekzakołysałsię,plującdymemipłomieniami.

-Marr!-krzyknęlijednocześnieKhedryniJaden.
Przez komunikator słyszeli przyspieszony ze zdenerwowania oddech Cereanina. Głos jednak

brzmiałspokojnie:

background image

- Wszystko w porządku. Ar-Six, uszczelnij uszkodzone przedziały. Deflektory działają. Silniki

też.

Jaden spojrzał na zwiadowcę, który właśnie skręcał w stronę kapsuły Khedryna. Jeden strzał i

kapsułazmienisięwparę.Jadenmusiałzyskaćnaczasie.

-Khedryn,ostrowlewo!Ilemocywsilnikach!Teraz!
Khedrynmusiałusłyszećnaciskwjegogłosie,więcniekwestionowałpolecenia.Silnikikapsuły

odpaliłyipojazdwykonałskrętwlewo.

Jadenoszacowałszybkośćiodległość,odpaliłsilnikimanewrowekombinezonuiskierowałsię

nakurs,który-jakmiałnadzieję-przeniesiegowpobliżeKhedryna.

Nieprzygotowany na nagły zwrot kapsuły statek zwiadowczy zawrócił, aby za nią nadążyć.

Jadenprzeciąłprzestrzeńipoleciałwstronękapsuły.Statekzwiadowczyteż.

-Szybciej,Khedryn-mruknął.
-Szybciejsięnieda,Jedi.Gdzieonisą?
-Tużzatobą-odparłJaden.
Khedrynzakląłiłączewypełniłjegoprzyspieszonyoddech.
Statek zwiadowczy wyrównał i ustawił się tak, aby mieć kapsułę na linii strzału. Jaden musiał

cośzrobić,itonatychmiast!

Pogrążył się w Mocy. Działka na skrzydłach statku zwiadowczego rozbłysły i dały ognia.

Jadenowiwydawałosięjednak,żewydarzeniarozgrywająsięwzwolnionymtempie.Linielaserów
wysuwałysięzlufdziałstatku,powolisięgałyprzezprzestrzeń,jakkreskimalowanekredkąprzez
niewidzialnedziecko.

MocwypełniłaJadena.SięgnąłpoprzezniądokapsułyKhedryna,owinąłjąumysłemiszarpnął

mocnokusobie.PomimoużyciaMocyróżnicamasyjegociałaikapsułyratunkowejniepozwalała
naczystepociągnięcie.Podążyłszybciejwstronękapsuły,którarównieostroruszyłakuniemu.

I to wystarczyło. Choć strzały były tak blisko, że zatrzęsły kapsułą, czerwone linie przecięły

przestrzeńzanią.Jadenstęknąłzwysiłku,usiłującutrzymaćmentalnąwięźmiędzynimapojazdem.

-Cosięstało?-zawołałKhedryn.
-Omałoniedostałeś-odparłJaden,mknącprzezpróżnięwkierunkukapsuły.
-Postaramysiętegouniknąć.
-Notodoroboty-odparłJadenzuśmiechem.Terazjednakodległośćpomiędzynimakapsułą

zmniejszałasięstanowczozaszybko.Jeśliuderzyzbytmocno,możerozszczelnićsobiekombinezon,
itobędzienatyle.

Tymczasemzdrugiejstronystatekzwiadowczyostroruszyłwstronękapsuły,znówbiorącjąna

cel.

Jadenzbliżyłsięnatrzysta...dwieście...stometrów.Statekzwiadowczybyłnapozycji,aleJaden

też.Włączyłmieczświetlny.Kombinezonograniczałmuswobodęruchów,alebędziemusiałsobiez
tymporadzić.Szkoleniewzerogprzeszedłbardzodawnotemu.UżyjeMocy,abyustabilizowaćsięw
przestrzeni,boinaczejkażdedziałaniewnieważkościspowodujerówną,aleprzeciwnieskierowaną
reakcję,któraprawieuniemożliwiprecyzyjneruchy.

Dwadzieściametrów.
-Silnikicałanasterburtę-poleciłKhedrynowiiodpaliłnapędkombinezonu.
Silniki po bakburcie kapsuły odpaliły, kładąc pojazd na sterburtę. Statek zwiadowczy skręcił,

abyniestracićjejzcelownika.

Jaden, wciąż trzymając kapsułę Mocą, z pełnym rozpędem uderzył w nią stopami. Wolną ręką

chwyciłsięjakiejśwystającejczęści-chybaantenykomunikacyjnej-wtejsamejchwili,kiedystatek
zwiadowczywypalił.

Wciąż wplątany w Moc, wyczuwał trajektorię strzałów i linię ich zbliżania się. Miecz świetlny

background image

przeciął próżnię, wspomagany Mocą ruch napiął kombinezon. Strzały zderzyły się z żółtą smugą
jego ostrza, a on odbił je w kierunku kokpitu wroga, który eksplodował płomieniem. Statek
zwiadowczy,ciągnączasobąsmugędymu,mknąłterazwkierunkukapsuły.

- W lewo! Khedryn, w lewo! - krzyknął Jaden, obserwując zbliżający się pojazd. Statek zaraz

uderzywnichobu.

Dosiadając kapsuły, Jaden pchnął ją Mocą w kierunku nadlatującego statku, pomagając w ten

sposóbsilnikommanewrowym.Nachyliłsięnisko,kiedynapastnikprzeleciałoboknichtakblisko,
żemógłgodotknąćkońcamipalców.Zwiadowcaleciałpotejsamejtrajektorii,ztąsamąprędkością,
nierobiączwrotu.Kierowałsięwgłąbsystemu.Możemiotaczeuszkodziłymustery?Amożezabiły
pilota?

-Khedryn!-zawołałJaden.-Wszystkowporządku?
-Chybatak-odparłKhedryn.-Takmyślę.
-Weźnasnapokład,Marr-poleciłJadenCereaninowi.
-Wiązkaściągającanakapsule-zameldowałMarr.
W kombinezonie Jadena odezwał się alarm. Dźwięk był dziwnie stłumiony, zważywszy na

zagrożenie.

-Przeciekam-mruknął.
-Co?-zawołałKhedryn.-Copowiedziałeś?
Twarz Khedryna pojawiła się w małym okienku kapsuły ratunkowej, jego nierówne oczy nie

odrywały się od osłon twarzy Jadena. Sam był posiniaczony i zakrwawiony, i bardzo zatroskany.
Wcisnąłprzycisk,abyuruchomićkomunikator.

-Mówiłeś,żemaszprzeciek?
-Potwierdzam-odparłJaden.
Khedrynzaklął.
-Jużlecę-zawołałMarr.
Jadenwyłączyłmieczświetlnyiwyciągnąłręce,sprawdzająckombinezon.Powietrzeuciekało

przezmałyotworekwszwienakostceidrugiprzyprawymłokciu.

-Widzęje-rzekłKhedryn.-Dwiedziurki.
Jadennieskomentował.Starałsięoszczędzaćtlen.HUDmówiłmu,żemadwadzieściadziewięć

sekund,zanimzbiornikisięopróżnią.Dwadzieściaosiem.

-Mamdwadzieściasiedemsekund-rzekł.-Dwadzieściasześć.
-Trzymajsię,Jaden-szepnąłKhedryniprzyłożyłdłońdoszybyiluminatora.-Trzymajsię.
Jadenskinąłgłowąwewnątrzkasku.Uspokoiłserceiumysł,starającsięzużywaćjaknajmniej

tlenu, i obserwował, jak „Gruchot” wykonuje zwrot i rusza ku niemu. Dwadzieścia sekund.
Dziewiętnaście.

Wmiarę,jakubywałotlenu,zaczynałodczuwaćzawrotygłowy.Promieńściągający„Gruchota”

ciągnął kapsułę przez próżnię z zawrotną szybkością, a jednocześnie Marr kierował frachtowiec w
ichstronę.

-Mamdwanaściesekund-zameldowałJaden.
-Marr,gdzietyjesteś,docholery?-wrzasnąłKhedryn.
-Ar-Sixjestprzysterach,Khedrynie.
-Co?-zoburzeniemzawołałKhedryn.-Droidpilotujemójstatek?
PrzedoczamiJadenazaczęłylataćczarnekropki.
-Tojużprawiekoniec-chciałpowiedzieć,alesłowazabrzmiałyniewyraźnie.
WjegohełmierozległsięgłosMarra:
-Mistrzu,widziszśluzę?
Jaden usiłował się skoncentrować na „Gruchocie”, który obrócił się bokiem do kapsuły, aby

background image

ułatwić im dostęp do otwartej śluzy. W jasnym prostokącie pojawiła się ciemna postać: Marr w
kombinezonie. Jego silnik błysnął i Cereanin wystrzelił w stronę Jadena, który co chwila tracił
zdolnośćwidzenia.SłyszałwgłowiegłosKhedryna,alesłowazdawałysięodległymszeptem,który
niecałkiemrozumiał.

Marr pojawił się przed nim; widział jego zatroskaną twarz przez podświetloną szybkę

kombinezonu. Jaden próbował coś powiedzieć, ale nie mógł. Słowa Marra wbiły się w mrok
zanikającejświadomości.

-Mamcię,Mistrzu.
Ijużkierowalisięrazemwstronę„Gruchota”.Jadenwpatrywałsięwśluzę,otwartąjakpaszcza

wburciestatku.

-Jestgłodny-próbowałwykrztusićzuśmiechem,alejegoustaniepotrafiłyjużułożyćsięani

w uśmiech, ani w słowa. Tylko jakaś część jego świadomości zastanawiała się nad idiotyzmem tej
uwagi.

Khedryn coś krzyczał przez komunikator, ale Jaden go nie rozumiał, nie mógł też utrzymać

otwartychoczu.

Stateczek zwiadowczy zadrżał od uderzenia. Rozwrzeszczał się alarm. W jednej chwili Nyss

poczułdym.

-Cosiędzieje?-zawołał.-Syll,cosiędzieje?
Siostranieodpowiedziała.Pobiegłciasnym,mrocznymkorytarzemstatku,zkażdąchwilącoraz

silniejczujączapachdymu.Kiedydotarłdokokpituispróbowałotworzyćdrzwi,stwierdził,żecoś
blokujejeodśrodka.

-Syll!-krzyknął.-Syll!
Nic.
Z całych sił pchnął drzwi i stwierdził, że to ciało jego siostry je blokowało. Ogarnęła go

panika: serce zaczęło bić jak szalone, zabrakło mu oddechu. Ukląkł przy boku Syll i odwrócił ją,
żebymócspojrzećsiostrzewtwarz.Krew,ciepłailepka,lśniławjejwłosach.Ostrożnieobmacałjej
czaszkęwposzukiwaniurany;wyczułwgłębieniewkościiodskoczyłprzerażony.

-Syll...-szepnął.
Nieodpowiedziała.Jejoczyspoglądałynaniego,pusteiszkliste,iwiedziałjuż,żeonanieżyje.

Musiałauderzyćocośgłowąpodczaswstrząsu.

Otchłań,wktórejżył-sanktuarium,wktórymistniałoddzielnieodinnychżywychistot-teraz

rozwarła się u jego stóp. Spoglądając w twarz Syll, poczuł, że wiruje na skraju próżni. Mrok w
kokpiciepogłębiałsięwmiaręzanurzaniasięwtępróżnię.

Ale kiedy przyjrzał się twarzy Syll, rozpacz spowolniła spadanie. Gniew wypełnił pustkę i

zatrzymałgo.

Byłsamwewszechświecie,jużnazawszesam.
Zgrzytnąłzębami,zacisnąłpięściiwrzasnąłnacałygłos.
Ktośzapłacizajegostratę,zajegosamotność.
ZabijewszystkichsojusznikówJedi,zabijeklony,zniszczywszystkichiwszystko.
Wyjrzałpozakokpitiniezobaczyłnic,pozapolemgwiazd.Pokapsule,„Gruchocie”ipostatku

dostawczymniepozostałnawetślad.Onzaśleciałsamotniewgłąbsystemu,corazdalejodgwiazdy.

Włączył autopilota, aby uniknąć kolizji, i stwierdził, że trzęsą mu się ręce. Uspokoił się i

łagodnieuniósłSyllzpodłogi.Ogłuszonyprzezgniew,posadziłjąwjejzwykłymfoteludrugiego
pilotaizapiąłpasy.

-Tojestpiękne,Syll-rzekł,wskazującgłębięzailuminatorem.-Toznaczy,taciemność.
Nigdydotądwżyciuniedoznałtakiegobólu.

background image

GniewŻołnierzazacząłprzygasaćwtejsamejchwili,kiedykapsułaUmbaraninawystrzeliłaze

statku.Stałtakprzezchwilęgłębokooddychając,awściekłośćopuszczałago,kiedypatrzyłnapuste
dziury po kapsułach ratunkowych. Czując krew spływającą z rany na ramieniu, odwrócił się i
chwiejnymkrokiemruszyłprzezładownię.Wyłączyłmiecz.

-Łaska!-zawołał.-Hej,Łasko!
Nie myślał o Wieszczce, Łowczyni ani Biegaczu. Myślał tylko o dziewczynce. Z jakiegoś

powodu,któregonierozumiał,jejocaleniestałosiędlaniegonajważniejsze.

-Łasko!Łasko!
Jego głos niósł się echem wśród ścian, rozbrzmiewał w całej ładowni. Alchemia jego stanu

emocjonalnegoprzekształciłastrachoŁaskęwsiłę.WypełniałagoMoc.Odrzuciłgłowędotyłui
wykrzyczałswojąwściekłośćwpowietrzeprzeciągłymrykiembóluistrachu.

-Łasko!
Gestem lewej dłoni cisnął kontener dostawczy na środek ładowni. Pojemnik uderzył w stos

innych kontenerów. Zmiażdżony metal ustąpił i sprzęt medyczny rozsypał się po podłodze. Skinął
prawą dłonią i kolejny kontener poleciał przez ładownię, otwierając ścieżkę dla jego gniewu.
Zacisnąłpięśćitrzecikontenerzacząłsięzapadaćwsobie.SiłaŻołnierzaścisnęłablaszanepudłodo
połowywielkości,dojednejczwartej.

Wypełniłagorozpacz,ogarniająctęprzestrzeńumysłu,którąprzedtemzajmowałgniew.Upadł

nakolana,oczywezbrałymułzami.Niewycierałich,kiedyspływałypotwarzy.

ZawiódłŁaskę.Zawiódłichwszystkich.Jegożycieniemiałojużżadnegoznaczenia.
-Żołnierzu?-rozległsięzajegoplecamicichy,nieśmiałygłosik.
Odwróciłsię,anatwarzypojawiłmusięszerokiuśmiech.
Mała stała o trzy metry od niego, a rude włosy spadały w nieładzie na bladą buzie. Po raz

pierwszyprzeraziłagojejchudość.Byławyraźnieniedożywiona.

Wyciągnął ręce i dziewczynka padła mu w ramiona. Objął ją i podniósł, czując przerażający

ruchpodjejskórą.Natychmiastpotrzebowałazastrzyku.Tuliłjądosiebie,płacząc.

-Chodźzemną-rzekłwreszcie.-Potrzebujeszleków.
-Wszystkowporządku?-zapytała.Mógłtylkouśmiechaćsięikiwaćgłową.
Nieopierałasię,kiedywziąłjązarękęipoprowadziłwstronękokpitu.
-Czymoja...matkanieżyje?
Ścisnąłjejdłoń.MieczświetlnyŁowczynizwisałmuupasa.
-Chybatak,takmyślę.Przykromi,Łasko.
Nieodpowiedziała.Żołnierzczułjejsmutek,alestłumiony,odległy.Widziałajużwżyciutyle

złego, że ta tragedia ledwo ją poruszała. Nienawidził tego, nienawidził naukowców, którzy ich
stworzyli i skazali wszystkich na nędzne życie, zmuszając do zabijania dla wolności; nienawidził
tego, że nie mogą żyć zwyczajnie i szukać radości w tym, że mogą tak żyć. Łaska to zdobędzie,
choćbymiałabyćjedyna.

-Acoztamtympanem?-zapytałaŁaska.
-Jakimpanem?
-Tymześmiesznymioczami.
Mówiłaoichjeńcu,wędrowcu,sojusznikuJedi.
-Niewiemnapewno.Alechybaopuściłstatek.
-Jateżtakmyślę-odparłaiścisnęłagozarękę.-Mamnadzieję,żetak.Byłmiły.

Jadenusłyszałgłosy.Otworzyłoczy.OlbrzymiagłowaMarrawisiałanadjegotwarzą.Potężne

czołoprzecinałazatroskanazmarszczka.

-Mistrzu,słyszyszmnie?

background image

GdzieśzbokuwspółczującozagwizdałR-6.
-Słyszę-wykrztusiłJaden,usiłującmruganiemprzepędzićmgłęsprzedoczu.
Spojrzenie Marra przepełniła ulga. Wciąż trzymał dłoń przyciśniętą do piersi Jadena, jakby

chciałgopowstrzymaćprzedwstaniem.

Jaden znajdował się na pokładzie „Gruchota”, w korytarzu za śluzą powietrzną. Hełm od

kombinezonuleżałoboknapokładzie.Kończyłmusiętlen.

-Jakto...
- Wzięliśmy cię na pokład, podaliśmy powietrze do śluzy i wciągnęliśmy cię tutaj. - wyjaśnił

Marr. - Całkiem bez powietrza byłeś zaledwie kilka sekund, ale sądzę, że zawartość tlenu we krwi
masznaraziedośćniską.Odpoczywaj.Oddychaj.Niechcisięrozjaśniwgłowie.

Rozległysięczyjeśkrokinapokładzie,apotemgłosKhedryna:
-Czyznimwszystkowporządku?
-Nicmuniebędzie-zapewniłMarr.
-Nicminiebędzie-powtórzyłJaden,jeszczeniecałkiemgotów,abyspróbowaćsiępodnieść.-

Acoztobą?

Marr odwrócił się, spojrzał na Khedryna i zaklął. Jaden chyba po raz pierwszy usłyszał, jak

Cereaninklnie.

Spodnie Khedryna miały długie rozdarcie wzdłuż nogawki, a jedna strona jego twarzy była

fioletowaispuchnięta,cojeszczebardziejpodkreślałonierównośćoczu.Nakoszulituitamwidniały
plamykrwi.Włosysterczałymupoddziwnymikątami,anoswydawałsięskrzywionyjakuHutta.

Machnąłrękąlekceważąco.
- Nic mi nie jest, tylko jestem coraz brzydszy. To wszystko przez was. - Stanął obok Marra i

spojrzałnaJadena,ztroską,ale...jakośinaczej.

-Pomóżmiusiąść,dobrze?-poprosiłJaden.
Marr podparł go tak, żeby mógł usiąść prosto. Mistrzowi zakręciło się w głowie, musiał się

podeprzećrękami,żebynieupaść.R-6zapiszczałztroską.

-Wporządku,Ar-Six.
Khedryn, Marr i R-6 otoczyli go ciasno. Khedryn wziął go za jedno ramię, Marr za drugie i

pomoglimuwstać.

-Gdziestatekdostawczy?-spytałJaden.
KhedryniMarrspojrzeliposobie.R-6wydałzsiebiepisk,cośwrodzajurobociegowzruszenia

ramionami.

-Właśnieweszliśmynapokład,Mistrzu-odparłMarr.-Przyskanerachniemanikogo.
-Dobrzemiećcięznównapokładzie-powiedziałJadendoKhedryna.
-Dobrzejestbyćzpowrotem-odrzekłtamten.
Marrpołożyłmudłońnaramieniuwpowitalnymgeście.
- Chodźmy do kokpitu - rzekł Jaden. Po drodze zrzucał z siebie kawałki kombinezonu

przestrzennego. Gdy dotarli na miejsce, zobaczyli statek dostawczy, który właśnie odlatywał.
Stateczkuzwiadowczegoniebyłowidaćwzasięguwzroku.Marrpochyliłsięnadskanerami.

-Tendostawczyuruchomiłsilnikijonoweikierujesiędopunktuskoku.Niedogonimygo.
- Nie - zgodził się Jaden. - Ale możemy go śledzić. Na pokładzie wciąż jest nadajnik

naprowadzający.

-Nadajnik?-mruknąłKhedryn.-Totakmnienamierzyliście?
-Wziąłemjedenztwoichnadajnikówzmagazynka-wyjaśniłJaden.
Marr,wciążobserwującskanery,dodał:
-Zwiadowcakierujesięwgłąbsystemu.Drugakapsuładokujenanim.
-AwięcUmbaraninjestjużnapokładzie-domyśliłsięKhedryn.

background image

-Umbaranin?-zainteresowałsięJaden.-Istota,któranazywałasiebieNyss?
-Tak,onjestUmbaraninem.I...cośzrobiłklonom,Jadenie.JakośodciąłichodMocy.
Jadenpokręciłgłową.
-Toniejestmożliwe.
Khedrynprzeciągnąłdłoniąposzczęce,sprawdzając,czygonieboli.
-Mówięcitylkoto,cowidziałem.Kiedyklonyznimwalczyły,niemogłyużywaćMocy.Nawet

ichmiecześwietlneniedziałały.Świeciłyinagleprzestawały.

-Nigdyoczymśtakimniesłyszałeś,Mistrzu?-zapytałMarr.
-Nigdy.Jesteśpewien,żetakbyło?-dopytywałsięJaden.-Możezastosowałjakieśurządzenie?
- Na przykład generator zakłóceń - podsunął Marr. - A może coś, co wynika z genotypu

klonów?Jakaśwrażliwość,którąmożnaprzypisaćichchorobie?

Khedrynpokręciłgłową.
- Nie sądzę. Wydawało się, że to powoduje sam Umbaranin. I wcale nie twierdzę, że to

rozumiem.Aletaktowyglądało.OdciąłklonyodMocy.Nonie,wszystkieopróczjednego.

-Cotoznaczy?-poderwałsięJaden.-Którego?
Khedrynprzełknąłślinę,unikającwzrokuMistrza.
-NazywałsamsiebieŻołnierzem.PomagałemmuuwolnićsięodUmbaranina,żebymmógł...-

zawahałsię,aledodał:-Chodziłoojedenzklonów.Dziewczynkę,dziecko.Niemogłemjejzostawić
napastwęUmbaranina.

Jadendoskonalegorozumiał.
-Samteżbymtakpostąpił.
NatesłowaKhedrynnadąłsięlekkozdumy.
-Nocóż,racja.
-Więcdlaczegochciałdopaśćciebie,Mistrzu?-zagadnąłMarr.-Coonmawtymzainteres?
Jaden pokręcił głową. Wszystko to było niejasne. Nie miał wyraźnego obrazu wydarzeń.

Zauważył,żeKhedrynchcecośpowiedzieć.

-Tak?-zagadnął.-Cojeszcze?
Khedrynodchrząknąłiodwróciłwzrok.
-Jadenie,niewiem,jakcitopowiedzieć...
NagleJadenaolśniło.
-Jużwiem.Jedenznichjestklonemmnie.
R-6ażgwizdnąłzzaskoczenia.
Khedrynpodniósłwzrok.Spuchnięteokodosłowniewyłaziłomuzczaszki.
-Skądwiesz?
-WalczyłemznimnaFhost.
Khedrynzrobiłprzerażonąminę.
-Ity...Cóż,tomusiałobyć...dziwne.
Jadenwzruszyłramionami.
-Którytoznich?Żołnierz?
-Tak-odrzekłKhedryn.-I,Jadenie,onbył...innyodpozostałychklonów.
-Cotoznaczy?-zapytałMarr.
-Jaktoinny?-dopytywałsięJaden.
-Mniejchoryniżpozostali...możenawetwogóleniebyłchory.Oniwyglądalinaszaleńców,on

był tylko... zdezorientowany. Wściekły, ale nie szalony. Kiedy chcieli mnie zabić, próbował ich
powstrzymać.Cośwnimbyłotakiego...-podniósłwzrok.-Miałtwojeoczy.Wiesz,oczymmówię?
Czegośszukał.

Jadenniewiedział,copowiedzieć.

background image

- Jest naprawdę podobny do ciebie, nie tylko z wyglądu - ciągnął Khedryn w zadumie. - I

wydawało się, że przynajmniej do pewnego stopnia jest w stanie oprzeć się działaniu Umbaranina.
Możetyteż?

-Możliwe-odparłJaden,dziwniezaniepokojonytym,żeklonmapodobnytemperamentjakon.
Ludzietonierównania,mawiałMarr.Jadenwcaleniebyłtegotakipewien.
-Musimyleciećzanimi-zdecydował.
-ZaUmbaraninemczyzaklonami?-zapytałMarr.
-Zaklonami.
Khedrynodchrząknął.
-AleŻołnierzmówił,żebyzaniminielecieć.Pocomamytorobić?Zostałatylkotrójka.Wtym

jednodziecko.

-Khedrynie,nigdynieskrzywdziłbymdziecka-odparłJaden.
-Wiem.
-AleteklonyzabiłyludzinaFhost.Wciążsąniebezpieczne.-Khedrynwestchnął.
-Jedi,bardzochciałbymprzezchwilęodpocząć.
-Wiem-pokiwałgłowąJaden.-Aleniemaczasu.

background image

ROZDZIAŁ10

ŻołnierzpodniósłŁaskęzziemiizaniósłdokokpitu.Wieszczkaczekałatamnanich,całkiem

przytomna. Stała koło fotela drugiego pilota i wyglądała przez transpastal. Nie patrzyła na nich,
kiedyprzemówiła:

-Więcterazjestnastylkotroje.
-Cocisięstałowtwarz?-zapytałaŁaska,przyglądającsięsiniakowinajejpoliczku.
-Cichobądź-odparłŻołnierziposadziłmałąwjednymzfotelidlazałogi.Przypiąłjąilekko

zmierzwiłjejwłosy.-Terazjużwszystkojestwporządku-dodałiuśmiechnąłsię.

Nieodpowiedziałauśmiechemiwyczułwniejziarnosmutku,Próbowałaniepozwolić,żebysię

zakorzeniło,aleobawiałsię,żeniedarady.Straciłamatkę-iwszystkichinnychzeSpołecznościz
wyjątkiemjegoiWieszczki.

Znalazł naładowaną strzykawkę i zrobił jej zastrzyk. Ani pisnęła. Miał nadzieję, że lekarstwo

zacznieszybkodziałać.OdwróciłsięipołożyłdłonienaramionachWieszczki,delikatniesadzającją
w fotelu drugiego pilota. Nie opierała się, ale poczuł pod palcami, jak jej skóra faluje. Ona też
chorowała.Wszyscy,zwyjątkiemniego.

-Potrzebujeszleków,Wieszczko-powiedział.
- Powiedziałam ci już, że koniec z tym, Żołnierzu - odparła. - Wkrótce zobaczymy Matkę.

Konieczlekami.Matkanasuzdrowi.

-Janiejestemchory-odparł.
-Nienaciele-odparła,wciążspoglądającwmrok.Żołnierzzastanawiałsię,cotamwidziała.
Postanowił się nie sprzeczać. Łaska dostała leki i tylko to się liczyło. Zajął siedzenie pilota i

spojrzałnakomputernawigacyjny.Współrzędnewciążbyłynaekranie:kodnumeryczny,który,jeśli
Wieszczkamiałarację,poprowadziichdoMatki.

-Jesteśgotów,Żołnierzu?-zapytałaWieszczka,zwracającnaniegowzrok.-Czyteraz,potym

wszystkim,wreszciejesteśgotów?

Wyjrzałprzeziluminator,obejrzałsięnaŁaskęiskinąłgłową.
-LećmydoMatki-rzekłiwłączyłhipernapęd.

Matka czuła, że jej więź z Wieszczką staje się coraz silniejsza. Wiedziała, że coś się stało

Wieszczceitym,zktórymipodróżowała.

Sprawię,żecisiętoopłaci,wysłałamyśldoWieszczki.Wracajciedodomu.Wracajciedodomu

jaknajszybciej.WkrótceMatkabędziewolna.

Nyssprzewijałkoordynatywkomputerzenawigacyjnymstatkuzwiadowczego,poszukująctych,

które ściągnął ze statku dostawczego. Wiedział, dokąd wybierają się klony, i był pewny, że Jaden
Korrpolecitamzanimi.

Współrzędne wskazywały system ukryty głęboko w Nieznanych Regionach. Niewiele danych

istniałonajegotemat.Gwiazdasystemubyłapulsarem,asamsystemwykazywałniezwyklewysoki
poziom promieniowania. Obliczenia oparte na obserwacjach astronomicznych potwierdziły
obecnośćdwóchplanetipasaasteroid,alewzapisachniebyłożadnychbadańplanety.

-Dobrzezrobiłaś,zapisująctenkurs-powiedziałdociałasiostry.Starałsięniewidzieć,żejej

podbródekprawiewbijasięwpierś.ZostawiłSyllprzysobie,boniemógłznieśćmyśliorozstaniuz
nią; nie mógł też znieść myśli, że będzie sam na tym statku. Potrzebował czegoś, co będzie mu
przypominałoojegobólu.

background image

Wiedziałjednak,żeniedaradystawićczołaJadenowiiŻołnierzowibezjakiejśpomocy.
-MuszęzbudzićDuplikat-powiedziałdoSyll.-Jużczas.
Najpierw jednak musiał jednak oddalić się choć trochę od Perfekta i Jedi. Wprowadził do

komputeranawigacyjnegokrótkiskoknadprzestrzennydosąsiedniegoniezamieszkanegosystemui
włączyłhipernapęd.Statekwystrzeliłwbłękitnytunelnadprzestrzeni.

Kiedyzniejwyjdzie,obudziDuplikat.ApotemwyśledziJediiPerfekta.Wykonazadanie,które

wyznaczyłmuWyyrlok.Apotempozabijawszystkichinnych.

Marrodezwałsięodskanera:
-StatekUmbaraninawykonałskokzsystemu.
Khedrynzaklął.
Jadenpołożyłmudłońnaramieniu.
-Z„Gruchota”niewielebylibyśmywstaniezrobić.
Khedrynskinąłgłową.
-Miejmynadzieję,żeznikłnazawsze.
W tym momencie pojawił się R-6, niosąc w mechanicznych ramionach naręcze środków

medycznych. Podał je Khedrynowi, który przyjrzał im się, wziął kawałek gazy i wsadził sobie do
nosa.

-Jesteśwporządku,droidzie-powiedział.
Jadenspojrzałnaniegozzaskoczonąminą.
- Ludzie się zmieniają, Jedi - wyjaśnił Khedryn. - Inaczej bylibyśmy jedynie robotami we

własnymciele.Czynietakzawszemówiłeś?

-Istotnie-odrzekłJaden.
-Hipernapędstatkudostawczegoteżsięwłączył-zauważyłMarr.
Wszyscyjednocześniewyjrzelinazewnątrz.Statekdostawczyznikłwjednejchwili,opuszczając

system.

-Namierzmynadajniknaprowadzającyilećmyzanimi.
-Szukająkogoślubczegoś,conazywająMatką.Dlamniebrzmitojakoś...religijnie.-Khedryn

spojrzał na Jadena znacząco. - Mówiłem, że on ma twoje oczy, nie? Może też miał twoją wizję w
Mocy?

Jadenwzadumiewbiłwzrokwciemność.
-Przynieśmitrochękafu,droidzie-rzekłKhedryn.-Musiszzapracowaćnaswojeutrzymanie

wtejbalii,aopatrunkiniewystarczą.Brakujenamkafu.

R-6wydałzsiebiecierpiętnicząserięgwizdówipiskówiwytoczyłsięzgalerii.

Podrugiejstroniepustki,przezPotęgę,Matkaczuła,żezbliżasięWieszczkaipozostali.Czuła

krzepiącepołączeniezichumysłami,takjejpotrzebnepoeonachsamotności.

Matkawezwałaichdosiebie,aoniodpowiedzieli.
Akiedyprzybędą,uwolniąją.Wieszczkabędzietą,któradaMatceciało,zajakimtęskniłaprzez

tysiąclecia.

Miałanatonadzieję,pozwalałasobieuwierzyć,żetakbędzie.
Wiedziała,żeWieszczkateżmanadziejęnaróżnerzeczyiteżpozwalasobieuwierzyć,żetaksię

stanie.

TowtakisposóbMatkanauczyłasiękłamać.
Już wcześniej wykorzystywała innych - skorupy istot, które zaludniały jej więzienie - ale

wszystkieoneskruszyłysięwjejuścisku,niemogącznieśćjejdotknięcia.

Tymrazemwszystkobędziewyglądaćinaczej.

background image

Miałanatonadzieję.Wierzyławto.
Możezaczęłajużokłamywaćsamąsiebie?Skądzresztąmiałabywiedzieć?
Była sama tak długo, dryfując w nicości, istniejąc jedynie na dnie głębokiej jamy, z której

spoglądała w górę, na wszechświat, nie mogąc go jednak doświadczyć. Ta klatka skazywała ją na
samotneżycie-zawszeobserwator,nigdyuczestnik.

Chciałazakończyćswąsamotność,doświadczyćwszechświata,któryczułapośrednioprzezcały

tenczas.Chciaładaćwyrazwściekłości,którątakdługożywiła.

Wieszczkadajejtęmożliwość.

DłonieŻołnierzadrżałynadźwigni,kiedystatekwychodziłznadprzestrzeni.Próbowałukryćto

drżenie przed Wieszczką. Miał nadzieję... oczekiwał piękna, światła objawienia, Matki i znaczenia.
PrzecieżWieszczkadotejporynigdysięniemyliła,ajejwizjezaprowadziłyichażtutaj.

Ajegocelem...cóż,przynajmniejtaksądziłiwierzyłwto,byłodowiezienieichnamiejsce.
W kokpicie panowała cisza, gdy błękitny wir ustępował miejsca zwykłej przestrzeni. Żołnierz

wstrzymałoddech,pełennadziei,zadumyidesperacji.

W chwili, gdy weszli w normalną przestrzeń, rozległ się alarm. Nagła eksplozja dźwięku

zaskoczyła klona; potrzebował chwili, żeby zareagować. Odczyty pokazywały system skąpany w
promieniowaniu.

Łaskazakryłauszy,szlochającikołyszącsięwfotelu.Wieszczkaledwiezauważyłatendźwięk.

Całyczaswpatrywałasięwsystem,jakbyjegomrocznaprzestrzeńzawierałaczystąprawdę.

Żołnierzszybkoskorygowałdeflektory,abyuwzględniływewnątrzsystemowepromieniowanie.

Alarmyucichły.Sprawdziłczujniki.

-Dawkabyłamała-poinformował.-Nicsięniestało.
Wieszczka z nieobecną miną skinęła głową. Ociekała potem, jej ciemne oczy zapadły się

głębokowoczodoły.

-Wszystkobędziedobrze-powiedziałŻołnierzdoŁaski.-Naprawdę.
Nadźwiękjegogłosuotwarłaoczyiprzestałaszlochać.Wswoimfoteluwydawałasiędrobnai

delikatna.Zradościązauważył,żejejskóraprzestałafalować.Narazielekispełniałyswojezadanie.

Odwróciłsiędoprzyrządów.Wyszlijużznadprzestrzeninaskrajsystemu.Poprzeztranspastal

kokpitu widział odległy pulsar, ciemną kulę spoczywającą pośrodku sieci kolorowych łuków i
wirów, które rozciągały się w przepięknych draperiach w promieniu tysięcy kilometrów.
Przypuszczał, że to światło miało swoje źródło w interakcji pola elektromagnetycznego pulsara z
jakąśenergiąwsystemie.Nasymulacjachnigdyniewidziałniczegopodobnego.

Przynajmniejodnaleźlipięknyobraz.Terazpotrzebowaliobjawienia.
-Ładneto-powiedziałaŁaska,stającnafotelu.
Żołnierzskinąłgłową,zadowolony,żesłyszyzachwytwjejgłosie.
Pulsar otaczał gruby pas asteroid, widoczny jako nieregularna czarna krecha na tle

rozjarzonegosystemuwewnętrznego.Czujnikipokazywały,żewieleasteroidskładasięzdziwnego
stopumetali,któregoskanernieumiałzidentyfikować.Próbowałwyregulowaćskaner,alemetalnie
pozwoliłsięrozpoznać.

Dwie małe planety, nagie i kamieniste, orbitowały wokół pulsara w głębi systemu, niedaleko

statku.Żadnaznichniemogłabyćzamieszkana.

Sprawdzał skanery po kilka razy, szukając czegoś, co mógł przeoczyć. Nie znalazł nic, więc

jeszcze raz przejrzał odczyty, przesuwając szybko palcem po panelu kontrolnym. Czuł narastającą
frustrację.

Dlaczegonictuniema?
Dotarli tak daleko, zrobili tak wiele i niczego nie znaleźli. Wokół zionęło pustką i rozpaczą;

background image

byłotouczuciepodobnedotego,któregoopanowało,kiedyUmbaraninprawieodseparowałgood
Mocy.Terazbyłodciętyodnadziei.

- Wieszczko... - odezwał się głuchym głosem. Nie mógł w to uwierzyć. Poświęcili wszystko,

żebyzobaczyćmiędzygwiezdnypokazświateł.AwięcWieszczkasięmyliła.

Wydawałosię,żegoniesłyszy.Zmarszczyłabrwiwskupieniu.
Miał już serdecznie dość jej udawanej religijności. Transy Wieszczki były niczym więcej, niż

gorączkowymi wyobrażeniami chorego umysłu. Tylko ze względu na Łaskę starał się ukryć
rozczarowaniewgłosie.

-Wieszczko,tunicniema.Musimylecieć.
-Tam-odparła,wskazującnawiększą,bliższąplanetę.-Lećtam,Żołnierzu.
Jej niechęć przyznania się do pomyłki obudziła w klonie wrzący gniew. Jego głos nabrał

ostrychtonów,palcenadźwignizbielały.

-Nictamniema,Wieszczko.Tomartwaplaneta.Całysystemjestmartwy.
Obróciłasięzfotelem,żebynaniegospojrzeć.Wjejoczachniebyłozwątpienia,cozbiłogo

zupełnieztropu.

-Leć,powiedziałam.
Zawrzałgniewem,widzącjejbezsensownyupór.Niebyłwstaniesiępowstrzymać-skoczyłz

miejsca,chwyciłjązaramionaipotrząsnął,czując,jakwypełniagopotęgaCiemnejStrony.Słowa
wyrwałysięzjegogardła:

-Słyszyszmnie,kobieto?Tamnicniema!Towszystkobyłapomyłka,kłamstwo!Wszystkona

nic!Rozumiesz?Wszystkonanic!

Nie opierała się. Uśmiechnęła się tylko, a on pomyślał, jak bardzo to nieodpowiedni wyraz

twarzy,igniewnaglegoopuścił.Odsunąłsięodniej,dyszącciężko.

Łaskaspoglądałananiegorozszerzonymioczami.Kolanapodciągnęłapodbrodę,kulącsięna

siedzeniu.Zawstydziłsię.

-Łasko,wszystkowporządku.Nicsięniestało.Jatylko...zapomniałemsięnachwilę.
Wieszczka wyciągnęła rozpaloną gorączką dłoń w stronę jego twarzy. Cofnął się przed jej

dotknięciem,kontaktzniąprzejąłgonagleobrzydzeniem.Wieszczkajednaknieopuściładłoni.

- Twoja wiara zawsze była bardzo słaba, Żołnierzu. Moją nie tak łatwo podważyć. Rób, co

mówię.Zabierznasnawiększąplanetę,najejCiemnąStronę.

Dopatrywałsięwjejoczachfałszualbowątpliwości,aleichnieznalazł.Jejpewnośćsiebiezbiła

goztropu.

-Tamniemanic-zaoponował,alewjegogłosiezabrzmiałozwątpienie.
-Skanerytamniedocierają-odparła.
-Systemjestnapromieniowany-odparł.-Nictamniemożeprzeżyć.
-TamjestMatka-odrzekłaWieszczka.Uśmiechnęłasię,ajejskórapokryłasiębąblami;jeden

znichwydąłpoliczek,przezcotenuśmiechzmieniłsięwironicznygrymas.-Miałeśnasdowieźćna
miejsce.Więczróbto.

Kiedy przypomniała mu o celu, jaki przed sobą postawił, poczuł, że włosy stają mu dęba na

głowie.Poruszającsięjakautomatzająłmiejscepilota,położyłdłonienadźwigniiskierowałstatek
wkierunkuwielkiej,czarnejskały.

-OkrążjąilećnaCiemnąStronę-poleciła.-Jesteśmyprawienamiejscu.
ŁaskazeszłazfotelaistanęłaprzyŻołnierzu,wyczekującozerkającnazewnątrz.Planetarosła

wmiarę,jaksiędoniejzbliżali.SerceŻołnierzabiłoszybciejzkażdymtysiącemkilometrów,jaki
przebywali.Zdałsobiesprawę,żewstrzymujeoddech.Odważyłsięmiećnadziejęnawetteraz,kiedy
rozummówiłmu,żenadziejatoszaleństwo.

Łaska obok niego zachowywała się tak samo. Okrążył statkiem planetę, kierując się ku jej

background image

ciemnejstronie,osłoniętejprzedskanerami.

Na widok tego, co im się ukazało, Żołnierz i Łaska wydali chóralny okrzyk zdumienia.

Wieszczkatylkosięuśmiechnęła.

Jaden,MarriKhedrynstudiowaliteszczątkowedane,jakiemielinatematsystemu,doktórego

skoczyłyklony.

-Możesiępomylili?-zastanawiałsięKhedryn.Podrapałsiępogłowieiwysączyłresztkękafu

zkubka.

R-6,stojącyzanimi,zabuczałipodetknąłKhedrynowidzbanekzkafem,iposłusznienapełnił

podsuniętymukubek.Khedrynpodziękował,adroidpisnąłzradości.

-Możliwe-odparłMarr.-Tensystemjestsilnienapromieniowany.Pocomielibytamlecieć?
- Deflektory „Gruchota” ochronią nas przed promieniowaniem - zauważył Khedryn. - Ich

deflektorymogązrobićtosamo.

- Owszem - zgodził się Marr, przekrzywiając głowę. - Ale w tym systemie nie może być nic

pozakamieniami.

- Tam są dwie planety - przypomniał Jaden, spoglądając na obliczenia i dane z obserwacji

dalekiegozasięgu.-Możetakżepasasteroid.

- Ale system jest jałowy - wtrącił Khedryn. - Jak mówiłem, to musi być błąd w skoku. Albo

przystanek po drodze. Mogli mieć jakiś problem mechaniczny i trzeba było wyskoczyć z
nadprzestrzeninanaprawę.

-Niesądzę-sprzeciwiłsięJaden,gładzącdłoniąbródkę.-Tammusijednakcośbyć.
- Jest jeden sposób, żeby się dowiedzieć - odparł Khedryn, krzyżując ramiona na piersi. - Ma

ktośstymgumę?Skończyłamisięiniebędzieskoku,dopókijejniedostanę.

Marr pomacał się po kieszeniach, ale nic nie znalazł. Jaden też nie miał. Khedryn wyraźnie

posmutniał.

R-6zapiszczałzpodnieceniemiwysunąłzcylindrycznegociałacienkimanipulator.Trzymałw

nimkawałekstymgumy.Khedrynuśmiechnąłsię,odwinąłjąiwłożyłdoust.

-Terazjesteśmygotowi.Dobrarobota,droidzie.
Marrwjednejchwiliwprowadziłwspółrzędneskokuikursdokomputeranawigacyjnego.
Khedrynuruchomiłhipernapędiskoczyliwbłękit.

Ogromstacji,jejniepokojąceformybudziływŻołnierzupokorę.ZwątpiłwWieszczkę,myślał,

żesąnakursiedonikąd,aleostatecznietoWieszczkamiałarację.Znowu.

Poczułjejwzroknasobie,jakbybadałajegoreakcję,osądzałago.
-Czyterazwierzysz,Żołnierzu?-zapytała.
Zawahałsię,aleskinąłgłową.
Ogromna stacja, zbudowana z gładkiej, zielonkawej substancji, która chyba nie była metalem,

unosiła się ponad planetą na orbicie geosynchronicznej. Z jednego końca jajowatej stacji do samej
powierzchniplanetysięgałocośwrodzajuszybu.

- Podprowadź statek do stacji - poleciła Wieszczka. Uniosła się częściowo z siedzenia, jakby

podnieconawłasnymsukcesem.

Żołnierz podprowadził statek dostawczy bliżej. Nawet tak wielka jednostka wydawała się

nieduża w porównaniu z ogromem stacji. Jej zieloną powierzchnię pokrywały nieregularne
wypukłości i krzywizny, sprawiając wrażenie wytworu organicznego, a nie sztucznego. W chwili,
gdyobserwowałbudowlę,fragmentjejpowłokinabrzmiałiuniósłsię.

Żołnierz, zaniepokojony, zaczął ściągać ku sobie dźwignię i włączać silniki. Spokojny głos

Wieszczkipowstrzymałgo:

background image

-Wporządku,Żołnierzu.
Spojrzałnajpierwnaniąpotemnastacjęizdjąłręcezdźwigni.
Wypukłość budowli wydłużyła się w rurę - terminal dokujący, który sięgnął do jednego z

pierścienidokującychnastatkudostawczym.Gdyobaobiektysiępołączyły,kolejnemackiwysunęły
sięzestacji,abyzahaczyćodnostatkuiutrzymaćgowmiejscu.

Żołnierzprzyglądałsiętemuwytrzeszczonymizezdumieniaoczami.
-Możeszwyłączyćsilniki-poleciłaWieszczkaobojętnymtonem.-Wchodzimynapokład.
ŻołnierzwyłączyłzasilanieiwrazzŁaskąpodążylizaWieszczkądośluzypowietrznej.Kiedy

właz się otworzył, powietrze wypełnił nieprzyjemny, organiczny zapach. Wieszczka odetchnęła
głęboko.

Łaskazatkałanos.
-Śmierdzi.Cotozamiejsce?
Wydawałosię,żeWieszczkasłuchanietylkotego,comówiŁaska,alerównieżjakiegośinnego

głosu,którytylkodoniejdociera.

-Tomiejscejestnaszymdomem.
Jejskórafalowałaimarszczyłasię,aleWieszczkazdawałasiętegoniezauważać.
Weszlidorękawadokującego.Podstopamiwydawałsięciepły,gąbczasty,przyjazny.Wychodził

na wielki, sklepiony łukowato korytarz, który rozciągał się w dwie strony. Cały był zasłany
różnokształtnymiszkieletamiistot,któreumarłytudawnotemu.Byłyichsetki.

-Totrupy-szepnąłŻołnierz.
Wieszczka zdawała się nie przejmować ich widokiem. Ruszyła korytarzem w prawo, jakby

wiedziaładokładnie,dokądsięwybiera.ŻołnierzprzyciągnąłdosiebieŁaskę.

-Niepatrz-polecił,kiedymanewrowalipomiędzyszczątkami.
Zgniłe ubrania, łachmany i strzępy tkanin oblepiały zmumifikowane ciała. Żołnierz zauważył

szczątkiludzioraznieludzkichistotrozumnych.Skóramocnoopinałaciała,ukazujączęby,ścięgnai
mięśnie.Niemógłstwierdzić,jakzginęli.

- Gdzie jest Matka? - zapytał. Mówił cicho, jakby bał się kogoś obudzić. Stacja wydawała się

opuszczona,ogromnaipusta,jakgrobowiecdlazmumifikowanychtrupów.

Wieszczkawyciągnęłaręceiobróciłasięwokół,tańczącpomiędzyzwłokami.
- Jest wszędzie wokół nas, Żołnierzu. Ale chce, żebyśmy zobaczyli jej twarz. Chodź ze mną.

Chodź.

Pobiegłaszerokimkorytarzem.ŻołnierziŁaskaztrudemzaniąnadążali.
-Musimyzejśćwdół-tłumaczyła.-Nasamąplanetę.TamspotkamysięzMatkąosobiście.
Żołnierzpomyślałoszybie,któryłączyłstacjęorbitalnązplanetą.Pomysłzejścianadółtrochę

goniepokoił.

- Jak tam zejdziemy? - zapytał. - Może powinniśmy wrócić na statek i wylądować na

powierzchni?

Wieszczka pokręciła głową. Uśmiech, który pojawił się na jej twarzy po wejściu na stację,

wydawałsięprzyklejonydoust.

-Matkapokażenamdrogę.
Żołnierzniesprzeczałsięznią.MiałjużdośćkłótnizWieszczką.Wkońcudoprowadziłaichdo

Matki.

PołożyłkrzepiącądłońnaramieniuŁaskiiposzedłzaWieszczką.

Nyss stał przed komorą hibernacyjną Duplikatu. Małe okienko w pionowej skrzyni pozwalało

mu zobaczyć jego twarz - twarz Żołnierza, twarz Jadena Korra z bródką włącznie. Nienawidził tej
twarzy,twarzytego,ktoodebrałmusiostrę.

background image

Ale będzie potrzebował Duplikatu, jeśli ma wykonać zadanie, które postawił przed nim

Wyyrlok.

Wprowadził sekwencję otwierania do panelu kontrolnego komory hibernacyjnej. Zdobył już

nową broń i teraz chłodne rękojeści wibroostrzy tkwiły w obu jego dłoniach. Duplikat został
wprowadzonywstanuśpieniasiłą.Możeobudzićsię...niezadowolony.

Nyss pozwolił, aby otchłań jego pola tłumiącego objęła Duplikat. Wydawało mu się, że od

śmierci Syll to pole jest mocniejsze. Otchłań jego istnienia stała się bardziej mroczna, głębia
samotności jeszcze głębsza. Wydawało się, że żyje we własnej celi, odizolowany od wszystkich i
wszystkiego.

Dziwne,żeprzeztewszystkielatasiostrastanowiłaograniczeniedlajegopotęgi.Aonzawsze

uważałjązawzmacniacz.

Zastanawiałsięjednak,czytanowoodkrytamocpozwolimuwpełnipanowaćnadDuplikatem.

PrzyŻołnierzudziałałojedynieczęściowo.AjakzadziałaprzeciwkoJadenowiKorrowi?

Komora zasyczała, wypuszczając zamarznięty gaz, i powoli podniosła temperaturę ciała

Duplikatu. Nyss obserwował odczyty bioczujników, a Duplikat powoli przedzierał się ku
świadomości.Falemózgowezadrgały,szareoczyotworzyłysięispoczęłynaNyssie.

Nyssuderzyłwprzyciskgłośnika.
-Słyszyszmnie?
Duplikatskinąłgłową.
-Cośjestnietak.Niemogę...
-...wyczućMocy?
-Właśnie.
-Tomojarobota-odparłNyss,zadowolony.Ściągnąłpolekusobie,abyniewpływałojużna

Duplikat.

-Czypamiętasz,kimjesteś?-zapytał.
-JestemduplikatemJadenaKorra.
-JesteśDuplikatemprzezwielkie„D”,przynajmniejnarazie.Ipotrzebujętwojejpomocy.
Drzwidokomoryhibernacyjnejkliknęłyiotworzyłysiępowoli.Duplikatzacząłwyplątywaćsię

zrurek,którełączyłygozsystemempodtrzymaniażycia.

-Pomocywczym?
-Wzabójstwie-odparłNyss.
Jedenmartwy,drugiuwięziony-takibyłcelmisjiNyssa.
-Kogomamyzabić?-zapytałDuplikat.
Nysszignorowałpytanie.
-Musimysięspieszyć.
Wypowiedziałzdanie-kod,którezmieniałoDuplikatwautomat.
Oczyklonastałysiępusteinieruchome,ciałozwiotczało.Osunąłsię,aleNysszłapałgo,zanim

upadłtwarząnapokład,poczymwypowiedziałzdanie,któreprzywracałoDuplikatowiświadomość.

-Cosięstało?-spytałDuplikat,uwalniającsięzjegorąk.
Nyssjużchciałprzyznać,żetobyłtest,aleodpowiedziałtylko:
-Zapewneskutekhibernacji.Wszystkobędziedobrze.Chodźzemną.
WkokpicieDuplikatzauważyłciałoSyll.SpojrzałnaNyssapytająco,alenicniepowiedział.
-Tomojasiostra-wyjaśniłNyss.-Zostańtutaj.
PodniósłSyllzfotela.Wjegoramionachbyłabezwładnaizimna.
-Mogępomóc-zaproponowałDuplikat.
-Nie!Nigdyjejniedotykaj!Nigdy!
Mierzącgowściekłymwzrokiem,NysswyszedłzkokpituizaniósłSyllnadrugikoniecstatku,

background image

do komory hibernacyjnej. Umieścił ją wewnątrz, zamknął i uszczelnił drzwi, a potem ustawił
temperaturębliskopoziomuzamarzania.

Siostra pozostanie z nim - obecna, ale nieobecna, bliska, ale daleka, martwa, ale

zakonserwowana.

Czyżniemiałczasemwrażenia,żeobojesąnaprawdęmartwi?
Terazjużwiedział.
Kiedywróciłdokokpitu,zastałDuplikatwfoteludrugiegopilota,sprawdzającegowspółrzędne

wkomputerzenawigacyjnym.

-Czytotamlecimy?-zapytał,wskazującdane,któreNysswydobyłzkomputeraklonów.
-Tak-odparłNyss.-Itonatychmiast.

Marrdostroiłdokładniedeflektory„Gruchota”kiedystatekwyszedłznadprzestrzeni.Odległy

pulsarijegokoronamalowałykokpitróżnymikolorami.Zodległościipodtymkątempasasteroid
systemuwyglądałtak,jakbyogromnarękanakreśliłakreskęprzezcałysystem,dzielącgonagórnąi
dolnąpołowę.

- Deflektory blokują promieniowanie - zameldował Khedryn, obserwując skaner. - Dobra

robota, Mam W przestrzeni systemu unosiły się dwie planety, podzielone na swoich orbitach
milionamimil.

Jadenpoczułztyługłowylekkiból,jakbydotknięcieośrodkawrażliwościMocy.
-Cotojest?-zapytałpowoli,wpatrującsięwsystem.
- Co takiego? - zdziwił się Khedryn. Podążył za wzrokiem Jadena poza iluminator. - Nic nie

widzę,aletoprzecieżjamamśmieszneoczy.Ococichodzi?

Marrodchyliłsięwfotelu.
-Jateżcośczuję.
-ToCiemnaStrona-wyjaśniłJaden.
-Klony?-zastanowiłsięMarr.
Jadenpokręciłgłową.
-Tocośinnego.
Khedrynwywróciłoczami.
-Chybasobiezemnieżartujecie.MamytuinnątajemnicząistotęzCiemnejStronyrodem?
-Skądtodochodzi?-zapytałMarr.Odrazurozpocząłbardziejszczegółowyskansystemu.
- Nie widzę statku klonów na skanerze - mruknął. - Obie planety systemu są pod wpływem sił

pływowych, więc na każdej istnieje obszar, którego nie mogę stąd zeskanować. Musimy podlecieć
bliżej.

-Pocomielibysiadaćnajednejztychplanet?-zastanawiałsięKhedryn.-Przecieżtoskały.
Marrpokręciłgłową.
- Mogą być na orbicie geosynchronicznej w ślepej strefie. Musimy podlecieć bliżej, żeby to

sprawdzić.

Khedrynodpaliłsilnikijonowei„Gruchot”zacząłpożeraćodległośćkęsamipodziesięćtysięcy

kilometrów.

-Dziwne-mruknąłMarr.-Tenpasasteroid...
JadenpodszedłdostanowiskaCereaninaispojrzałmuprzezramięnaekrandanych.
-Cotozametal?-zapytał.
-Skanynieumiejągozidentyfikować-odparłMarr.-Alejestgodużo.To...hmm...
-Co?
Marr jeszcze raz poprawił czułość, koncentrując się nie na pasie, ale na kilku konkretnych,

metalicznych asteroidach. Podniósł wzrok znad skanera. Trybiki jego potężnego mózgu szybko

background image

pracowałyzabrązowymioczami.

-Niektóreznichwykazujądziwnąstrukturę.
- Czy statek dostawczy zderzył się z asteroidą i został zniszczony? - zapytał Khedryn. Jaden

usłyszałwjegogłosietroskę.Troskęodzieckoklona.

- To niemożliwe - odparł Jaden, ale nie mógł zanegować odczytu na skanerach. - Nie istnieje

takatechnologia.

-Dzisiajjużnie-mruknąłMarr.
Jadennatychmiastpojął,cotamtenmanamyśli.
-Czymówiszto,comyślę,żemówisz?
-Totylkojednazmożliwości.
-Byłybyażtakstare?
Marruniósłbrwiiwzruszyłramionami.
-Niemogępowiedziećnapewno,alesąstare.Możeażtak.
Khedrynodchyliłsięwtyłwfotelu.
-Ktośmożemniewprowadzićwto,oczymmyturozmawiamy?
Jadentakżesięodchylił.
-Marrsugeruje,żeasteroidy,zniszczonastruktura,możebyćpochodzenianiebiańskiego.
-Alboratakańskiego-uzupełniłMarr.-Alboodinnejcywilizacjiztamtychczasów,októrejnie

mamyinformacji.

JadenniewielewiedziałoNiebiańskich-niktzresztąniewiedział-aoRatakanachtylkotrochę

więcej. Niejasne informacje z lekcji historii podczas stażu w Akademii wydobywał teraz powoli z
czeluścipamięci.

Niebiańscybylistarodawnąrasą.Niewiadomo,jakwyglądali,aledysponowaliniewiarygodną

technologią.Podobnodawałaonamożliwościprzenoszeniacałychsystemówgwiezdnych.

Ratakanie i ich tak zwane Nieskończone Imperium pojawili się, kiedy Niebiańscy zniknęli ze

sceny. Wykorzystywali technologię zasilaną Ciemną Stroną Mocy, niemal równie niezwykłą jak
poprzednicy,abypodbijaćsektorzasektorem.IchwojnazGreeiKwarozdarłagalaktykęnaczęści.
Jakieś pozostałości tej technologii mogły wyjaśniać odczuwanie przez Jadena Ciemnej Strony w
systemie.

Jednak, podobnie jak Niebiańscy, Ratakanie zniknęli z galaktyki całe tysiąclecia temu. Ich

cywilizacja padła ofiarą jakiejś katastrofy lub wojny. Kilka skąpych pozostałości tych cywilizacji
błąkałosiępodobnowciążpogalaktyce,stanowiącwielkąpokusędlaarcheologówihistoryków,ale
nicwięcej.

- Myślicie, że to możliwe? - zapytał Khedryn, nie zwracając się do nikogo konkretnie. Zrobił

bańkęzestymgumy.-Myślałem,żepołowatychhistoriitomit.Toznaczy...Rakatanie.

-Toniemit-odparłJaden.-Aprzynajmniejniecałkiem.
KhedrynwodziłwzrokiemodJadenadoMarraizpowrotem.
- Zaraz mi powiecie, że zmienili gwiazdę w pulsar podczas jednej ze swoich wojen, żeby

zniszczyćpasasteroid.

Jadenmilczał.Intensywniesięzastanawiał.
-Niewmawiajmitego!-wrzasnąłKhedryn.-Dajspokój!Muszędostaćkafu!Droid!
- Z naszej skąpej wiedzy wynika - wtrącił Marr - że coś takiego na pewno leżałoby w ich

możliwościach.

Khedrynwróciłdosterów,kręcącgłową.
-Towariactwo.Kompletnewariactwo.
R-6napełniłmukubekkafem.Jadenpołożyłrękęnakopulastejgłowiedroida.
- Ar-Six, zbierz te wszystkie mizerne informacje, które mamy, i prześlij podprzestrzenią do

background image

WielkiegoMistrza.Niechcę,abytopozostałoniezgłoszone.

R-6pisnąłtwierdzącoiwłączyłsięwjednozgniazdsieciowych„Gruchota”.
-Powinienemzłapaćdobryodczyt-rzekłKhedryn,kiedystatekpodchodziłdobliższejzdwóch

planetsystemu.-OkrążęjąipodejdędoCiemnejStronyplanety.

„Gruchot”podążyłzaliniąhoryzontunagiej,pooranejpowierzchnikamienistejplanety.Kiedy

znaleźli się po drugiej stronie, Jaden i Marr pochylili się do przodu w fotelach, R-6 zaskrzeczał
pytająco,aKhedrynprzyoblekłichmyśliwsłowa:

-Atocotakiego?

Matka czuła Wieszczkę i dwójkę pozostałych, kiedy zbliżali się w swoim pojeździe. Instynkt,

którego nie umiała kontrolować, zmusił jej klatkę do przyjęcia statku; podłączyła się do niego
ciałem.Zadrżałazeszczęścia,kiedypoczułapoprzezklatkęichkroki.

Jestem tutaj, Wieszczko, przekazała, rozkoszując się więzią z Wieszczką tą oczekiwaną

bliskością.Chcęspojrzećnaciebieiżebyśtypopatrzyłanamnie.

Poczuła zachwyt Wieszczki, jakim powitała jej myślowe dotknięcie; to bliskie już szczęście

Matkazradościąprzyjęła.PrzesyłałacałyczaswskazówkidoograniczonejświadomościWieszczki.

Todobradroga,przekazała,aWieszczkausłuchała.
Matkakontrolowałaichpostępywmiarę,jaksięzbliżali.Ztrudemopanowywałapodniecenie.

Otrzymaciało;wcielona,wreszcieprzyjmierzeczywistąpostać,innąniżwięzieniestacji.

Lecz nagle Matka poczuła zakłócenie w pobliskiej przestrzeni, emocje sprzeczne z jej wolą.

OdwróciłauwagęodWieszczkiijejtowarzyszyisięgnęławpustkęwokółswojegowięzienia.

Totamwyczułaobecnośćinnychumysłów,wrogichiskoncentrowanych.Nadchodzili.
Niemogłaichpowstrzymać,jeszczenieteraz,alespróbujeichopóźnić.
Sięgnęła Mocą ku starożytnym szczątkom, które wraz z nią drzemały na stacji, napełniła je

iskrami swojej siły. Dawno już spaliła większość z nich, ale ta reszta, która została, jeszcze przez
jakiśczasmożejejposłużyć.

Czuła,kiedysięwznosiły,wyczuwałanierównykrokichstópnaswojejklatce.
Spieszsię,Wieszczko,przekazała.Spieszsię.

background image

ROZDZIAŁ11

Cylinder,wielkijakgwiezdnykrążownik,wisiałnaorbiciegeosynchronicznejponadkamienistą

powierzchniąciemnejstronyplanety.Cylinderzwężałsięnajednymkońcu,nadrugimbyłgrubszyi
zaokrąglony. Z kształtu przypominał Jadenowi muszlę. Jego powierzchnia, zielonkawo czarna jak
głębiaoceanu,byłagładka,bezżadnychwidocznychiluminatorówczyśladówstacjidokujących.

Węższa część cylindra była odwrócona od planety, skierowana w stronę gwiazdy systemu,

szeroka zaś - w stronę powierzchni. Grube liny z tej samej zielonej substancji wystawały z
szerokiegokońca,sięgałydosamejplanetyiznikaływzagłębieniukamienistejskorupy.

-Wygląda,jakbytaprzeklętaplanetamiałaogon-mruknąłKhedryniJadenmusiałsięznim

zgodzić.

Całość emanowała potęgą Ciemnej Strony, jak podmuch zła unoszącej się w przestrzeni,

zanieczyszczającej cały system. Tu nawet Moc wydawała się inna, miała ciemny odcień, jakiego
Jadendotejporynigdyniespotkał.

-Jateżtoczuję-szepnąłMarr,mrugającjaknasilnymwietrze.-Wydajesiępełnagniewu,ale...

jesttamteżsmutekirozpacz.

Marrwychwyciłtęinność.ZazwyczajCiemnąStronęJadenodbierałjakowyraźnąwściekłość,a

jej dotyk był jak burza gniewu, ale ta tutejsza wydawała się jakby pokorna, gniew podszyty był
rozczarowaniemicierpieniem.CośpodobnegowyczuwałodŻołnierza.

- Dziwne - odezwał się w zadumie. Wzniósł blokadę mentalną żeby się odgrodzić od tego

uczucia.

- Ani tamten cylinder, ani uwięź nie są wykonane z metalu ani z jakiegokolwiek znanego

kompozytu-mruknąłMarr,skanującjednoidrugie.

Jaden przyjrzał się strukturze, niezdolny pozbyć się obrazu planety: odbierał ją jako jajo, a

cylinder i więź jako ogon bestii wykluwającej się ze skorupy. Świat wydający na wszechświat
potwora.

-Tocośorganicznego-mruknąłMarrzzaskoczeniem.
Jadenpoczuł,żedostajegęsiejskórki.
-Nodobrze,możetakbyć-poprawiłsięCereanin.
-Comasznamyśli?-zapytałJaden.
Marrgłowiłsięnaddanymi,któreskanerypodawałynamonitor.
- Całość wykazuje charakterystyczne cechy tworu organicznego, ale wewnątrz wykrywam

zorganizowanelinieenergetyczne.Nawetwęzłyiprzekaźniki.Tyleżetaksamoprzypominajążyłyi
arterie,comagistraleiprzewody.Acałośćjestpustawśrodku,pełnaotworów,którewyglądająjak
korytarzeipokoje.Myślę,żetauwięź,to...jakaświnda,alboinnadroganapowierzchnię.

-Stang-mruknąłKhedryn.-Czytomożebyćjakiśstatek?
Marrpokręciłgłową.
- Powiedziałbym, że raczej stacja. Ale nie wiem, jak mogli ją zbudować w takim kształcie.

Wszystkojestzwartącałością,żadnych...szwówanispoin,aniniczegotakiego.

-Nowięccootymmyślisz?-zapytałKhedryn.
Marrspojrzałnamonitor.
-Myślę,żejąwyhodowano.
R-6wydałprzeciągłyświstzaskoczenia.
-Wyhodowano!-zawołałKhedryn.-Jakmoglicośtakiegowyhodować?
-Jakdrzewo-podsunąłMarr.

background image

-Cholerniewielkiedrzewo-mruknąłKhedryn.
- Myślę, że jest pochodzenia rakatańskiego - dodał Jaden, wyrażając swoje myśli. Ze skąpych

informacji zawartych w archiwach Jedi wiedział, że Rakatanie używali technologii
mechanoorganicznej, przepełnionej Ciemną Stroną. Robili to przynajmniej przez część swojego
panowania.Tak,tobypasowało.

-Niemaszans,żebytosprawdzić-powiedziałMarr.
Khedrynwskazałnakonstrukcję.
-Patrz!Tamjeststatekklonów!
Podobny do strzały statek wisiał w przestrzeni obok cylindra, z którego wysuwał się port

dokujący,podłączonydojednejześluzpowietrznychstatku.Zcylindrawysuwałysiędziwnemacki,
obejmującdolnączęśćstatku,Jadenowiprzypominałotomuchęuwięzionąwpajęczynie.

-Niewidzędrugiejstacjidokującej-zauważyłKhedryn.-Niemagdziesiępodpiąć.
- Trzymaj „Gruchota” na bezpieczną odległość. Marr i ja weźmiemy „Wrak” i podlecimy -

powiedziałJaden,mającnamyśliszalupę„Gruchota”.-Znajdziemywejście.

KhedrynobróciłsięzfotelemiwbiłwJadenaasymetrycznespojrzenie.
-Janiezostanę.
-Khedrynie...-zaprotestowałJaden,aleprzyjacielpodniósłdłoń,żebygouciszyć.
-Natymstatkunietywydajeszrozkazy,Jadenie.Pozatymjużrazzostawiliściemniesamegona

Fhostisamiwiecie,jaktosięskończyło.

PrzyganaukłułaJadenaibyłotoponimwidać.
-Toniemiałotakzabrzmieć-usprawiedliwiałsięKhedryn.
- Nie szkodzi - odrzekł Jaden. - Posłuchaj... klony to potężni władcy Mocy, a ta stacja była

wybudowanazpomocąpotęgiCiemnejStrony.Niechcę,żebyśmnieźlezrozumiał,alenieuważam,
abyśwtejsytuacjimógłnampomóc.

NawidokurażonejminyKhedrynadodał:
-Tymrazemtojaniechciałem,żebytaktozabrzmiało.
- Ależ chciałeś - odparł Khedryn. - I może nawet masz rację. Ale Marr też właściwie nie jest

MistrzemJedi.-OdwróciłsięwfoteluiwyciągnąłrękędoCereanina.-Bezurazy.

Marrwzruszyłramionami.
-Nieuraziłeśmnie.Maszrację.Jestem...nowy.
JadenpołożyłdłońnaramieniuKhedryna.
-AleMarrjestlepiejprzygotowany,abystawićczołotemu,conastamczeka.Klonyprzybyły

tu,abycośznaleźć.

-Matkę-odparłKhedryn.
-Właśnie.I...chybalepiejzostańnapokładzie,przynajmniejnarazie.
KhedrynstrząsnąłzramieniadłońJadena.
- Próbujesz mną rządzić. Nie podoba mi się to. Nie możesz osłonić mnie przed

niebezpieczeństwem,Jedi.Żyjęnakrawędziprzezcałyczas.

Jadenuśmiechnąłsię,próbującżartemrozładowaćsytuację.
- A ile widziałeś w życiu organicznych stacji kosmicznych, wykonanych przez Rakatan za

pomocątechnologiiCiemnejStrony?

TeraztoKhedrynuśmiechnąłsięzniezbytmądrąminą.
-Trafiony-zatopiony.
- Słuchaj, wiesz przecież, że szanuję i ciebie, i twoje umiejętności. Ale to jest coś, co musimy

załatwić sami z Marrem. Poza tym, tak samo jak przedtem zamierzałem to rozegrać, będziemy
potrzebowali pilota, który pozostanie na „Gruchocie” na wypadek, gdyby była potrzebna szybka
ewakuacja. Wiem, że klony są na pokładzie, ale to jest cała nasza wiedza. Być może trzeba będzie

background image

zwijaćsięwpośpiechu.

-Droidteżmożelecieć-obruszyłsięKhedryn.
- Potrzebujemy prawdziwego pilota - z naciskiem powiedział Jaden, a R-6 zaćwierkał z

oburzeniem.-Niegniewajsię,Ar-Six.

-Widzisz,droidzie,terazobrażatakżeciebie-nadąsałsięKhedryn.-Cóż,spędziliśmywtym

kokpiciekilkafajnychchwil,nie?-OdwróciłsiędoMarra.-Zgadzaszsięztym?

Marrzachowałkamiennątwarz.
-Owszem.
Khedrynwestchnąłciężko.
-Stang,aletusięwszystkozmienia.Natowygląda,żesiedzimywtymrazem,droidzie.
R-6zabuczałwspółczująco.
-Dobrze-Jadenwstał.-Marr,chodźmy.
Powyjściuzkokpitudodał:
-Nicmuniebędzie.
-Wiemotym.Widzisz,jateżwtymtkwięterazpouszy,Mistrzu.
Jadenzaśmiałsię.
-Notojestnasjużtrzech.Alesprawdźmy,czymimowszystkonieudanamsiętrochępopływać.
Zasiedli w kokpicie „Wraku”, przeprowadzili szybką diagnostykę i Jaden nawiązał łączność z

Khedrynem. Szalupa odłączyła się od „Gruchota” i uniosła się swobodnie w przestrzeni. Jaden
włączyłsilnikiimałystateczekwystrzeliłwkierunkupotężnejstacji.

-Ciekawjestem,doczegotopołączeniejestprzyczepionepodpowierzchnią-mruknąłMarr.
-Jateż-odparłJaden,wyobrażającsobiepustąplanetę,wypełnionąrakatańskątechnologią.
-Powieszę„Gruchota”naskrajupasaasteroid-zaproponowałKhedryn.-Będęsiętrzymałpoza

zasięgiemwzroku.

JadenusłyszałoburzonypiskigwizdR-6.
-Racja.Droidijazabierzemy„Gruchota”dalejodpasa.
- Dobra myśl - zgodził się Jaden. Umbaranin lub jego sojusznicy wciąż jeszcze mogą go

znaleźć, choć wydawało się to nieprawdopodobne. Pomimo wszystko pozostawienie „Gruchota”
odsłoniętegowotwartejprzestrzeniwydawałosięmałorozsądne.

„Wrak”zmniejszałodległośćodstacji.
-Myślę,żemożemyprzyjąć,iżklonówjużniemanastatku-zauważyłMarr.
-Zgadzasię.Tegowłaśnieszukali.Weszlidogdzieśdośrodka.
-Musibyćzatemjeszczejedenportdokujący-mruknąłMarr,obserwującodczytystacji.-Stacja

jestzaduża,żebymiałatylkojeden.

-Teżsięzgadzam.Podejdźmybliżej.
Nieopodal „Gruchot” odpalił silniki i ruszył w kierunku czarnej linii pasa asteroid. Jaden

przybliżyłsię„Wrakiem”dostacji.

Jejbliskośćspotęgowałaprzypływmrocznejenergii.Jadenodepchnąłjąodsiebieitrzymałna

dystans.SpojrzałnaMarra.

-Dobrzesięczujesz?
Marrskinąłgłową.
-Tak.Wydajesię,żeMocniejesttuskoncentrowana.
JadenbyłzaskoczonyniezwykłąwrażliwościąMarra.
-Istotnie.
Gdyby źródło Mocy było istotą rozumną, Jaden uznałby, że jej uwaga zaprzątnięta jest czymś

innym.Narazieprzypuszczał,żecałatechnologia,użytadobudowystacji,poprostuemitujeniezbyt
intensywnąenergięCiemnejStronywewszystkichkierunkach.

background image

- Zbliżamy się do pasa - zameldował Khedryn. - Słuchajcie, czy powinienem powiedzieć wam

„powodzenia”, czy „niech Moc będzie z wami”? Przy tych wszystkich zmianach już mi się trochę
pomieszało...

JadeniMarrparsknęliśmiechem.
-„Powodzenia”wystarczy-odparłJaden.
-Azatempowodzenia-odrzekłKhedrynidodałpoważnie:-IniechMocbędziezwami.
-Iztobą-odrzekłMarr.
-Będziemyprowadzićnasłuchnatejczęstotliwości-dodałKhedryn.
„Wrak” zbliżał się do ogromnego rakatańskiego cylindra. Jaden podprowadził stateczek jak

najbliżej, obserwując gładką, lśniącą powierzchnię przez owiewkę kokpitu. Kiedy nad nią lecieli,
powierzchniazafalowałaiwypuczyłasię,przypominającskóręchorychklonów.

-Cotobyło?-zapytałJaden.
Marrobserwowałmonitory.
Jaden wyobraził sobie, jak cylinder tworzy gigantyczną mackę, która odrzuca statek w

przestrzeń.Taksięjednakniestało,wypukłośćnacylindrzeprzesunęłasiępojegopowierzchnijak
fala, dopasowując się kierunkiem do „Wraku”. Na jej powierzchni świeciły cienkie linie białego
światła.

Naglezrozumiał,ocochodzi.Marrmusiałnatowpaśćwtymsamymmomencie.
- Zwolnij, Mistrzu - rzekł Marr, ale Jaden już wygaszał silniki i powstrzymywał rozpęd

silnikami manewrowymi. Wypukłość w powierzchni cylindra zatrzymała się w tej samej chwili, co
„Wrak”.Nabrzmiałajeszczebardziejistacjawysunęławkierunkustateczkudługąwić.

-Otonaszportdokujący-oznajmiłJaden.
-Zdumiewającatechnologia.
Jaden tak długo manewrował silnikami, aż pierścień dokujący „Wraku” odwrócił się w stronę

stacji. Podszedł bliżej i wypukłość rozszerzyła się, sięgając ku nim. Potem utworzyła rękaw i
podłączyła się do pierścienia dokującego „Wraku”. W cylindrycznej stacji uformowały się kolejne
wypukłości, wydłużyły w macki i wsunęły się pod szalupę, mocując ją w doku. Stateczek łagodnie
osiadłwobjęciachstacji.

Jaden i Marr wymienili spojrzenia, odpięli pasy, sprawdzili sprzęt i skierowali się do śluzy.

Włazobróciłsięiotworzył.

Uderzyłwnichpodmuchciepłego,wilgotnegopowietrzazestacji.Niósłsłaby,słodko-mdlący

zapachorganicznegorozkładu.

Cienkie jak włosy włókna światła biegły w rurze niczym żyły. Czasami rozbłyskiwały jaśniej.

Marr przyglądał im się i Jadenowi się wydawało, że towarzysz mierzy częstotliwość rozbłysków,
próbującznaleźćsenswtymwzorze.

-Włóknaprawdopodobnieprzenosząenergię,abyćmożerównieżinformacje-zastanawiałsię

Cereanin.

Weszli do rękawa. Powierzchnia uginała się lekko pod butami Jadena, jak miękka guma. Marr

położyłdłońnaścianieisiećwłókienrozbłysławmiejscu,gdziejejdotknął.

-Jestciepłaiwrażliwanadotyk-rzekł.Zabrałrękęijarzeniewłókienprzygasło.-Tewłókna

sąwszędzie,zintegrowanewjakąśstrukturę.Możetowszystkotosamewłókna,takcienkieimocno
splecione,żeścianywydająsięjednolitącałością.

Jaden poczuł nagle, jak energia Ciemnej Strony zaczyna się ogniskować. Chwycił rękojeść

miecza.

-UczeniZakonumogąprzestudiowaćtopóźniej,Marr.Terazznajdźmyklony.
-Racja,Mistrzu.
Przeszli przez rękaw dokujący do samej stacji. Wysoki, sklepiony korytarz rozciągał się na

background image

prawo i lewo. Jarzące się włókna tworzyły nad ich głowami małe kłębki, oświetlając korytarz
stłumionym,zielonkawymświatłem.

Jaden pozwolił, aby Moc go wypełniła, przymknął oczy i sięgnął świadomością w kierunku

klonów.Niepostrzegałich,wyczuwałjedyniepączkującą,rozproszonąsiłęCiemnejStronyzawartą
w stacji. Ilość energii była tu ogromna, ale jednocześnie rozproszona, jak delikatny deszcz, jak
powietrze, coś, co ich otacza, ale jest ledwie wyczuwalne. Gdyby ta energia się skoncentrowała,
byłabyjaktsunami.

-Chodź-rzekłiruszyłwkierunkuuwięzi.Możeklonyzeszływdół,naplanetę,pomyślał.
Zanimjednakuszlichoćbytrzydzieścimetrów,naścianachzaczęłypojawiaćsięwypukłecysty.

Byłyichsetki,zprzoduiztyłupoobustronachkorytarza.

-Cotojest?-zdziwiłsięMarr.
W cystach pojawiły się szczeliny, otwarły i wypluły pokryte śluzem, zmumifikowane resztki

setek istot ludzkich. Truchła stanęły niepewnie na kościstych nogach, a ich puste oczodoły
skierowałysięnaJadenaiMarra.

-Stańmyplecamidosiebie-poleciłJaden.
Szponiastedłonieumarłychwyciągnęłysiękunim,astopysetekwiekowychzwłokporuszyły

sięipoczłapaływichkierunku.

NyssiDuplikatmilczeli,gdystatekzwiadowczywyłoniłsięznadprzestrzeni.Nyssnatychmiast

uruchomiłprzegrodyswojegostatku.Większośćskanerówprześlizgniesięponim,niewykrywając
go. Cichy alarm oznajmił o zagrożeniu promieniowaniem, więc Nyss skorygował deflektor, aby
odfiltrowaćszkodliwąenergię.

-WyczuwamCiemnąStronęMocy-rzekłDuplikat.-Jestsłaba,aleistnieje.
Nyssburknąłtwierdząco.Niezbytgoobchodziło,coczujeDuplikat.
-Niewielemówisz-zauważyłklon.
Nyssnawetniepodniósłwzroku,tylkoodpowiedział:
-Niejesteśkimś,zkimchciałbymrozmawiać.Zagodzinęstandardowąstanieszsiękimśinnym.

-Spojrzałnaklonaiwyszczerzyłzęby.-Wtedyporozmawiamy.

Duplikatprzesunąłsięwfoteluizamilkł,aleNyssczułjegodyskomfort.Podejrzewał,żeklon

tkwi we własnej otchłani. „Żył” zaledwie od kilku godzin i wkrótce umrze. Gdyby nie został
właściwie zaprogramowany przez naukowców Jednego Sitha, Nyss mógłby się obawiać, że się
zablokuje.

Sprawdził system skanerem i wykrył statek, frachtowiec, na którym lecieli Jedi i wędrowcy.

Wisiałnaskrajupasaasteroidsystemu.

Nysswłączyłsilnikijonoweiruszyłwjegostronę.Kiedybylijużblisko,Duplikatodezwałsię:
-Jediniemanapokładziestatku,Gdybybył,wyczułbymgo.
-Więcmożemygorozwalić-odparłNyss.
Podszedłpodkątemdofrachtowcaiuruchomiłdziała.

Eksplozja zatrzęsła „Gruchotem”, szarpnęła nim do przodu. R-6 zawył przerażony, a Khedryn

chwyciłzastery,boomalnierozbiłsobiegłowyopanelprzyrządów.

-Cotobyło,docholery?-wrzasnął.
Siłaeksplozjisprawiła,żestatekznalazłsięnakursiekolizyjnymzbliskąasteroidą.Podłużna,

obła skała wypełniła całe pole widzenia; pokryta kraterami powierzchnia z każdą chwilą rosła w
oczach.Khedrynzakląłiszarpnął,włączającsilnikiwsteczne.

Kolejna eksplozja zakołysała statkiem. Czerwona linia lasera przecięła przestrzeń tuż obok,

uderzyławasteroidęirozbiłająnakawałki.Odłamkiskalnezabębniłyokadłub„Gruchota”,siekąc

background image

go metalem i kamieniami. Khedryn prawdopodobnie przez czysty przypadek uratował statek,
odwracającciągdokładniewewłaściwejchwili.

-Ktośdonasstrzela-zauważył,aR-6zapiszczałznowu.Skierowałenergiędeflektorównarufę

iodpaliłsilniki,kiedywkokpicierozległsięalarm.Przyrządywskazywałypożarwmaszynowni.

-Zgaśtenpożar,droidzie-poleciłKhedryn.
Włączył silniki w chwili, kiedy kolejny strzał przeorał górę kadłuba „Gruchota”. Rozległ się

huk i na jeden przerażający moment cały panel przyrządów stracił zasilanie, ale rezerwa szybko je
przywróciła.Khedrynpchnąłsterydoprzoduiprzyspieszyłpogrążaniesięstatkuwpoluasteroid.

Lecącsprawdzałskaner,usiłujączidentyfikowaćatakujących.Wjednejchwilidostałichpodpis

-statekzwiadowczy.

-Umbaranin-mruknął.
Umbaraninjakośichwyśledził.Jegostatek,podobniejakionsam,musiałmiećcośwrodzaju

osłony lub technologii maskującej, skoro Khedryn nie zauważył jego wyjścia z nadprzestrzeni.
„Gruchot”niemiałbroni,aKhedrynniemiałzałogi.Musiałsięstądwynosić.

Zgarbił się na siedzeniu i ostrożnie kluczył w polu asteroid. Kubek z kafem spadł na pokład,

rozlewającswojązawartość.Zakląłijakszalonyzacząłmanewrowaćsterami-obrót,przyspieszenie,
zwolnienie,nurkowanie,podejście.Pamiętał,żeJadenrobiłcośtakiegonapełnejprędkościinigdy
niezderzyłsięzasteroidą.AleKhedrynniemiałwsparciaMocy,tylkowłasnyinstynktiszkolenie.
Jużpływałwewłasnympocie.

Piski i gwizdy przerażenia R-6 stanowiły rozpraszające tło dźwiękowe dla tych wygibasów.

Wokół nich przestrzeń znów przecięły czerwone linie laserów i kolejna asteroida rozpadła się w
kawałki. Fala uderzeniowa posłała „Gruchota” w bok, na drugą asteroidę, a od uderzenia w nią
Khedrynowiażzaszczękałyzęby.Metalkadłubajęczał.Khedrynkląłrazzarazem.

-Mamnapokładziecholernegodroida,aleanijednejsztukibroni.Wszystkonaodwrót,nonie?

Jeśliprzeżyjemy,zmieniętownajbliższymporcie,dojakiegozawiniemy.

R-6 zapiszczał twierdząco. Khedryn stwierdził, że droid zdążył zdalnie ugasić pożar w

maszynowni.

Frachtowcemwstrząsnęłokolejneuderzenie,inastępne.Khedrynniewiedział,czytolaserygo

trafiają,czyzderzasięzasteroidami.

-OstrzeżJadenaiMarra-rzuciłdodroida.-Powiedzim,żeUmbaraninjestwsystemie.
R-6 wydał z siebie gorączkową serię elektronicznych słów, których Khedryn nie mógł

zrozumieć, choć orientował się, że droid jest albo zrozpaczony, albo niespokojny. Sprawdził panel
przyrządówinatychmiastzrozumiałdlaczego.AtakUmbaraninazałatwiłimnadajnik.Niemoglisię
skomunikowaćzJadenemiMarrem.„Gruchot”byłniemy.Abezprzetwornikastatku,którywzmocni
transmisję,ichosobistekomunikatorybędądziałaćjedynienabardzomałymzasięgu.

Przestrzeń przecięły kolejne strzały; „Gruchot” musiał zrobić unik i poleciał wirując na

najbliższąasteroidę.R-6wydałdługi,wysoki,rozpaczliwypisk,aKhedrynkurczowościągnąłstery,
unosząc w górę rufę statku. Dół kadłuba otarł się o asteroidę, przypuszczalnie zostawiając na niej
warstwępowłoki.Khedrynzakląłznowuizbrakulepszegopomysłudałcałąnaprzód.

Nyss skoncentrował się na ogniu silników frachtowca, które miał przed sobą. Podążał za

ruchami YT w skomplikowanym tańcu przedpole asteroid. Pilot był dobry, a frachtowiec
manewrował łatwiej bez szalupy. Komputer celowniczy Nyssa nie mógł naprowadzić dział na cel.
Lasery musnęły statek raz czy drugi, kilka razy omal nie trafił, ale ograniczenia pasa asteroid
utrudniałyokreślenieliniistrzału.

-Włączskanowanie,trzebaznaleźćszalupęstatku-poleciłNyssklonowi,atenpochyliłsięnad

konsoląskanera.

background image

YTzanurkowałiNysspchnąłsterydoprzodu,abyzanimnadążyć.Nagleprzedjegodziobem

pojawiła się wielka asteroida i musiał szybko wznieść się w górę, szorując brzuchem statku po jej
powierzchni.Zepchnęłogowprawo.Wyprostowałstatek,skręciłwlewoispróbowałnamierzyćYT.
Wyczułsilnikigłębiejwpoluasteroidinatychmiastruszyłzanimi.

-Zaczekaj-odezwałsięDuplikat.-Znalazłem.Imamjeszczecoś.
Ton jego głosu skłonił Nyssa, aby poderwać statek i zwolnić. Przy tej prędkości łatwo mógł

manewrowaćpomiędzypowoliporuszającymisięasteroidamipola,alefrachtowiecznikłmuzoczu,
zgubiłsiępomiędzylatającymiskałami.

-Tam,nadtąbliższąplanetą-pokazałDuplikat.
-Nicniewidzę-odrzekłNyss,wyglądajączakokpit.
-Wejdźponadpas.
Nyss zobaczył na swoim HUD odczyt skanera, wskazujący ogromną strukturę na orbicie

geosynchronicznejnadkamienistąpowierzchniąsamotnejplanety.Podniósłstatekponadpłaszczyznę
pasaasteroidipowiększyłobraznatranspastalowymiluminatorze.

Terazzobaczyłwyraźnie-ogromną,zielonkawąbryłęunoszącąsięponadplanetą,połączonąz

powierzchnią wielomilowym wałem. Nie potrzebował dalszych skanów, żeby zrozumieć, że to
konstrukcja mechanoorganiczna. Rozpoznał oczywiste cechy technologii rakatańskiej; w końcu ta
samatechnologiastworzyławłóczniemyśli,którenosiłzsobą.

-Cotojest?-zapytałklon.
-Rakatańskastacja-odparłUmbaranin.
Duplikat nie odpowiedział; pewnie jego implanty pamięci nie zawierały informacji na temat

NieskończonegoImperiumRakatańskiego.

Nyss zauważył dwa statki zadokowane przy stacji - statek dostaw medycznych, porwany przez

klony,imałąszalupę,którapochodziłazfrachtowcaYT.

Wyglądałonato,żeJadenKorriPerfektobajprzebywalinastacji.
JeszczerazrozejrzałsięzaYT,nieznalazłgo,włączyłsilnikinapełnąmociruszyłwkierunku

stacji.

Jaden włączył żółte ostrze miecza, a Marr purpurowe. Pośród żywych trupów zauważył ludzi,

Rodian, Kaleeshów oraz dziesiątki innych gatunków. Wielu z nich nie rozpoznawał. Pod ich skórą
płonęły cienkie linie - te same jarzące się włókna, które pokrywały ściany. Jakimś sposobem byli
połączenizestacją,amożetostacjabyłapołączonaznimi.

-NiechMocprzepływaprzezciebie-szepnąłJadendoMarra.
Trupy przyspieszyły, chwiejny krok zmienił się w szybki marsz. Usta miały otwarte, ale nie

wydawałyżadnychdźwięków.Poprostuzbiorowiskoszponiastychdłoniizębów.

Zbliżalisię.JadenpogrążyłsięwMocyiwypuściłstrumieńenergii.Uderzyławpierwsząlinię

trupów,któreeksplodowaływfontanniekościiwyschniętegociała.Marrzrobiłtosamoijemutakże
udałosięzbićkilkuznóg.

Jadenposłużyłsięznówporcjąenergii,całymituzinaminiszczącumarłych.Cijednakbylijuż

bliskoiatakowali-pusteoczy,kościstepalce,wyszczerzonezębyiwirenergiiCiemnejStrony,która
nimiporuszała.

Jadenwirowałwśródnich,jegożółteostrzebyłojaksierp,koszącymartwych.Ciął,alejednym

okiemobserwowałMarra,którymachałostrzem,strzelałzmiotacza,ścinał,dźgałiznówstrzelał.
Jadenściąłjednemuztrupówgłowęiwypuściłstrumieńenergii,któryroztrzaskałkolejnychpięciu.
Jego broń wznosiła się i opadała, wznosiła i opadała. Stracił już rachubę, ilu położył, ilu załatwił
Marr, jak długo walczą. Ożywione ciała były powolne i bezmyślne, stanowiły bardziej utrudnienie
niżzagrożenie.

background image

Po pewnym czasie zostali z Marrem sami w korytarzu, pośród wysuszonych szczątków setek

trupów. Jedno z ciał obok stopy Jadena poruszyło się. Zmiażdżył mu czaszkę butem i wyłączył
miecz.

-Wszystkowporządku?-zapytałMarra.
Marrzgasiłostrze,alemiotaczanieschował.
-Jasne,Mistrzu.
-Tobyłataktykagrynazwłokę-wyjaśniłJaden.-Klonyprzeszłybezprzeszkód.
-Alektonaspróbujepowstrzymać?-zapytałMarr.
-Chodźmytosprawdzić-odparłJadeniobajpobieglikorytarzem.

Palce Khedryna na sterach były śliskie od potu. Nie miał wyboru, musiał lecieć z dużą

prędkością, ryzykując, że „Gruchot” zostanie rozbity w proch w kontakcie z asteroidą, uciekając
przed laserami Umbaranina. Obrócił statek o dziewięćdziesiąt stopni i wystrzelił przez wąską
szczelinę pomiędzy dwiema asteroidami, które właśnie miały się zderzyć. Ściągnął stery w dół,
wślizgującsiępodtrzecią,potężnąasteroidę,iwyrwałwgórę,omalnieocierającsięopowierzchnię
kolejnej. Gdyby stał na powłoce „Gruchota”, mógłby wyciągnąć rękę i dotknąć jednego z
ogromnychgłazów.

R-6wypiszczałpytanieiKhedrynpotrzebowałchwili,żebyzrozumiećjegoznaczenie.
Gdzie jest ogień laserów? Sprawdził skaner, ale asteroidy zakłócały odczyty tak bardzo, że

trudnobyłostwierdzić,czyUmbaraninnadalichściga.Zwolniłnieco,okrążyłjednąwielkąskałęi
zanurkowałpoddrugą,mniejszą.

Ostrzałuniebyło.
-Zgubiliśmygo?-zapytałgłośno.
R-6gwizdnąłniepewnie.
Khedryn zanurkował i kręcąc beczkę wyprowadził „Gruchota” z pasa asteroid na pustą

przestrzeń. Ściągnął stery, gotów w każdej chwili skoczyć znów pod osłonę pola, gdyby skanery
wykryłystatekUmbaranina.

Niewykryły.
Poklepał panel przyrządów „Gruchota” i pozwolił sobie odetchnąć z ulgą. Miał nadzieję, że

Umbaraninrozwaliłsięwpoluasteroid,aleskanokolicymówiłcośinnego.

StatekzwiadowczypędziłwkierunkustacjirakatańskiejnaCiemnejStronieplanety.
Khedryn zaklął - bez Marra pod bokiem robił to dużo częściej - i polecił R-6 uruchomić

nadajniktakszybko,jaktobędziemożliwe.MusiałostrzecJadenaiMarra.

-Wchodzęnastację-rzekłdodroida.-Będąpotrzebowalipomocy.
Droidpisnąłztroską.
Nyssniedoceniałwielkościrakatańskiejstacji,dopókisiędoniejniezbliżył.Byławiększaod

gwiezdnego krążownika. Statek zwiadowczy wydawał się przy niej malutki, a była to jedynie jej
część orbitalna. Manewrował wzdłuż boku stacji, tuż za statkiem dostaw medycznych. Tak jak tego
oczekiwał,wkrótcepojawiłasięmackadokującaipołączyłastatekzestacją.Kolejnemackiwysunęły
siępodstatkiem,objęłygoizamocowały.

-Cotozamiejsce?-zapytałDuplikat.
-Tomiejsce,gdziesięodrodzisz-odparłNyssiwstał.Zebrałswójsprzęt:noże,kuszę,bełty,

włóczniemyśli.-UżyjMocy.Powiedzmi,czyczujeszJedi.

Duplikatzamknąłszareoczyiskoncentrowałsięnachwilę.Otworzyłjeiodparł:
-Nieczuję,aleniemogąbyćdaleko.
-Chodźzamną-poleciłNyss.
Otworzyłstatekiwszedłdociemnego,wilgotnegotunelurękawadokującego.Wchwili,kiedy

background image

wstąpiłnaciepłą,lekkosiępoddającąpowierzchnięstacji,wścianachipodłodzetunelurozjarzyły
sięwłókna.

- Tędy - rzekł i skierował się w stronę szybu, który łączył stację orbitalną z większym

kompleksemwbudowanymwskorupęplanety.-ZabierzeszmniedoPerfekta.

Duplikatruszyłzanim,dzierżącwdłonirękojeśćmieczaświetlnego.

Jadenwyobrażałsobie,żeklonyzeszłypouwięzi,którałączyłastacjęzplanetą.Pozostawiając

zasobąstertęstarożytnychtrupów,razemzMarremudałsięwtamtymkierunku.Czujnieprzytym
obserwował,czyzprzyległychpomieszczeńniewyłoniąsiękolejneożywionezwłoki.

Drzwijakotakietunieistniały,jedyniecienkieszwywścianach,którerozsuwałysięprzednimi.

Żebrowanekwadratynasklepieniumogłybyćwywietrznikami,głośnikamialbojednymidrugim.

-Myślę,żetokiedyśbyłowięzieniealbolaboratorium-odezwałsięMarr.-Tylkotobymiało

sens.Iwyjaśniałobytakżezwłoki.

Cicho i szybko przemykali przez korytarze i pomieszczenia, które wydawały się nie mieć

żadnegozastosowania.Wszelkieurządzenia,jakiemogłysięwnichmieścić,wyniesionojużdawno.
Niektóre mogły służyć za cele, jak domyślał się Marr, choć mogły być także koszarami dawnych
żołnierzy.

Cienkie linie światła od czasu do czasu pulsowały w ścianach, a dotyk ich butów na podłodze

powodował niewielkie rozbłyski w miejscach kontaktu. Jaden miał dziwne wrażenie, że stacja
odnotowuje ich przejście. Z komunikatora dochodziło ćwierkanie zakłóceń, jakby łączność z
„Gruchotem”zostałazerwana.Nacisnąłklawisz,żebynawiązaćkontakt.

-Khedryn,słyszyszmnie?Khedryn?
Odpowiedziałmuszum.
Marrspróbowałswojegokomunikatoraztakimsamymrezultatem.
-Możetoteściany-podsunął.
-Może-zgodziłsięJadeniruszylidalej.
W pewnych odstępach do ścian przymocowano ciemne, prostokątne panele. Jaden dotknął

jednegopalcemipoekranieprzesunęłysiękolorowe,świetlistewzory-alenietekst.Zabrałpaleci
panelsamsięwyłączył.Tuitamdostrzegalimałe,nieregularneotworywścianach.Zichkrawędzi
zwisałycienkiejakwłosywłókna.

- Ta technologia nie przypomina niczego, co widziałem - mruknął Marr, sięgając po jedno z

włókien.

Jadenchwyciłgozaprzegub,żebygopowstrzymać.Włóknaodrazuożyłyodsamejbliskości

dłoniMarra.Otwórzamknąłsięzmokrym,błotnistymmlaśnięciem.

- To chyba jakieś gniazda zasilające - ocenił Marr. - Albo port komunikacyjny. Włókna to

prawdopodobniepołączenia.Sąwplecionewścianyi...

-Chodźmy-przerwałmuJaden.
Ostrożnie wybierali drogę przez starożytną stację, aż dotarli do wielkiej, sklepionej, okrągłej

komnaty,którałączyłasięzszybem.NajejwidokMarrażgwizdnął.

Podłogęwpewnychodstępachpokrywałyotworymniejwięcejmetrowejśrednicy.JadeniMarr

podeszli do jednego z nich, zajrzeli i stwierdzili, że otwiera się na szyb prowadzący w ciemność,
prawdopodobnie aż na odległą o wiele mil powierzchnię planety. Unosiło się z nich wilgotne
powietrze, cuchnące organicznym rozkładem. Zapewne kolejne starożytne trupy. Przy każdym z
otworówstałpionowypaneldotykowy.

Marrdotknąłjednegoznichipanelnatychmiastzapłonął.Wytrysnąłzniegopromieńiotoczył

światłemjegociało.

Jadenpodskoczył,abyusunąćCereaninazjegozasięgu,aleMarruniósłdłonie.

background image

-Wszystkowporządku.
Wskazał ruchem głowy panel, gdzie na ekranie pokazała się jego sylwetka. Uporządkowane

kolorowebłyskimrugałynakrawędziachekranu,przekazującinformację,którejJadennierozumiał.
Kiedypokazświetlnysięzakończył,tunelustópMarrazwęziłsięlekko,jakbydopasowującsiędo
wymiarujegociała,awjegościanachpojawiłysięlinieżarzącychsięwłókiem,oświetlającgona
długościwielukilometrów.

MarrspojrzałnaJadenaiuniósłbrwi.
-Myślałem,żetawięźtojakiśrodzajwindy...ichybamiałemrację.
Jadenzajrzałdotunelu.
-Mamytędyzjechać?
-Natowygląda.
Myśl o wielokilometrowej przejażdżce mechanoorganicznym tunelem w nieznane środowisko

niespecjalnie spodobała się Jadenowi. Nie miał jednak innego wyjścia, więc dotknął dłonią
najbliższego panelu kontrolnego, który przeskanował jego ciało tak samo, jak poprzedni zrobił z
ciałem Marra. Skanowanie przypominało dotknięcie lekkiego wietrzyku, a kiedy dobiegło końca,
szybujegostópzwęziłsięlekko,abydopasowaćdojegociała.Zapłonęłylinieświetlistychwłókien,
ciągnące się jakby w nieskończoność. Jaden przypuszczał, że wszystkie szyby prowadzą do tego
samegomiejsca,alepewnościniemiał.

-Jeślisięrozdzielimy,siedźwmiejscuiczekaj,ażcięznajdę-poleciłMarrowi.-Gotów?
Cereaninskinąłgłową.Każdyznichusiadłnakrawędziswojegotunelu,poczymobajzaczęli

zsuwaćsiędoszybu.JaktylkonogiJadenaznalazłysięwśrodku,ścianyszybujakbynabrzmiałyi
objęły go ciepłym, łagodnym uściskiem, po czym zaczęły ściągać go w dół, co niepokojąco
przypominałowrażenietowarzyszącepołykaniu.Nieopierałsię.

-Marr!-zawołał,kiedyszybwciągnąłgocałkiem.-Jaksięczujesz?
Zakończył okrzykiem zaskoczenia, kiedy wypukłości utrzymujące go w szybie zafalowały,

popychając go szybko, jakby spadał. Zacisnął zęby i spróbował opanować mdłości. Ciepło ścian i
blaskświetlistychliniiotuliłygoiwchłonęły.

Spadałjużdłuższąchwilę,zanimruchwdółspowolniałidobiegłkońca.Szybrozluźniłswój

chwyt,kiedyJadenpoczułpodbutamitwardygrunt.

Szybwypuściłgowogromnej,okrągłejkomnacie,stanowiącejwiernąkopiętejnagórze,tyle

że tu z sufitu spływały rury, za to w podłodze nie było otworów. Stały tylko panele sterujące dla
poszczególnychtuneli.

Smród rozkładu był tu silniejszy, aż dusił. Wrażenie Ciemnej Strony także wydawało się

bardziej skoncentrowane. Lekka mżawka energii przeszła w ulewę. Jaden próbował ją opanować,
zagnieżdżającsięwMocyimyśląlokalizowaćklony.

Intensywne,nieprzyjemneuczuciekontaktuzCiemnąStronądałomuodpowiedź.Klonyniebyły

daleko.

Najbliższa rura obok niego wydęła się jak brzuch węża i wypluła Marra. Cereanin stał przez

chwilęzrękaminabiodrach,patrzącwgórę,wtunel,zktóregowypadł.

-Zastanawiające-mruknął,poczymspojrzałnaJadena,pytającoprzechylającgłowę.-Czujesz

to?CiemnaStronajesttu...

-...silniejsza-dokończyłzaniegotowarzysz.
Marrskinąłgłową.
- Jeśli ta stacja jest rakatańska i częściowo zasila ją energia Ciemnej Strony, powinniśmy

wyczuwaćjejcentrumenergetyczne.

-Wkrótcejeznajdziemy-odparłJadenipoprowadziłMarrawkierunku,zktóregowyczuwał

klony.Pionowyszewwścianieotworzyłsięzmlaśnięciem,odsłaniająckorytarzzanim.Włóknaw

background image

ścianachświeciłymocno.

Przeszliprzezotwór,czując,jaksiłaCiemnejStronyrośniezkażdymichkrokiem.

Obserwując Jadena i Marra we „Wraku”, Khedryn zrozumiał, że rakatańska stacja zadokuje

także „Gruchota”, kiedy się zbliży. Wprowadził statek, podleciał nim blisko i ze zdumieniem
obserwował, jak stacja wypuszcza rurę dokującą i sięga po niego. Gdy „Gruchot” był już
zamocowany,KhedrynodpiąłsięzfotelaipoklepałR-6pokopułce.

-Trzymajsilnikiwgotowości,mały.Ipracujnadnadajnikiem.
R-6zagwizdałtwierdząco.
Khedrynzszafkiwkokpiciewyjąłblasteriwsunąłgodokaburynabiodrze.Odwróciłsię,po

czymprzemyślałsprawęiwyjąłzszafkidrugimiotacz,umieszczającgowkaburzenaudzie.

- Tego nigdy za wiele - wyjaśnił droidowi. - Zamknij statek, kiedy wyjdę. I natychmiast się ze

mnąskontaktuj,jaktylkopostawisznadajnik.

R-6znówprzytaknąłgwizdnięciem.
Khedrynruszyłpospieszniepodszedłdośluzyiotworzyłją.Ciepły,organicznysmrodekstacji

rakatańskiej wpłynął do śluzy, a wraz z nim... coś jeszcze, co spowodowało, że włosy stanęły mu
dębanagłowie.

-MożezaczynambyćwrażliwynaCiemnąStronę-mruknąłiopuścił„Gruchota”.
Ledwie dostrzegał włókna, które tworzyły gęstą, jarzącą się sieć wszędzie wokół. Pod jego

stopami tryskały eksplozje światła, kiedy biegł po ciepłej, gładkiej podłodze. Próbował nie
koncentrowaćsięzanadtonatechnologii.Tuneldokującyotwierałsięnaszerokikorytarz.Ruszyłw
prawo, w kierunku szybu, pamiętając, jak Marr sugerował, że może to być coś w rodzaju windy.
Biegnąc próbował wywołać Jadena i Marra komunikatorem, ale w odpowiedzi otrzymał tylko falę
szumów. Prawdopodobnie energia stacji jeszcze bardziej ograniczała i tak już niewielki zasięg, w
jakimmogąpracowaćkomunikatorybeznadajnika„Gruchota”.

Zatrzymał się, kiedy dotarł do sterty ciał. Leżały tu istoty rozumne różnych gatunków,

zmiażdżone, poszarpane. Nie było krwi, tylko szczątki wyschniętych trupów. Jeden rzut oka
przekonał go, że Jadena i Marra nie mogło być wśród nich. Prawdopodobnie ciała leżały tu od
stuleci.

-Jaden!-zawołałiprzyspieszyłnajpierwdotruchtu,potemdobiegu.Wołaniebyłoryzykowne

- Umbaranin pewnie był blisko, a Khedryn mógł nie zauważyć zdradzieckiego sukinkota. Ale nie
obchodziłogoto.Musiałichostrzec.-Marr!

Włókna w ścianach reagowały na jego wołanie, rozbłyskując w odpowiedzi czerwienią i

zielenią.Wziąłmiotaczdokażdejręki,podejrzliwierozglądającsiępoplamachcieniaimrocznych
kątach.

Przedsobąwidziałcoś,cowydawałosięścianąblokującąprzejście,alekiedypodszedłbliżej,w

ścianiezmokrymmlaśnięciemotworzyłsiępionowyszew,ukazująckolejnąkomorę.

-Stang-mruknąłiprzebiegłnadrugąstronę.
Przejściezamknęłosięzanim.Nigdywżyciunieczułsiębardziejizolowany.

background image

ROZDZIAŁ12

Wchwili,kiedyŻołnierzotworzyłdrzwi,ześrodkaniczympodmuchwyleciałstrumieńenergii

Ciemnej Strony, jakby zbierał się tam przez wieki. Żołnierz zasłonił sobą Łaskę i pochylił się,
stawiającopór.

-Jesteśmynamiejscu-powiedziałaWieszczkatonempełnymczci.
Przednimirozpościerałasięwielka,owalnakomnata.Jejwysokiesklepienieznikałowmroku.

Wścianachipodłodzebłyszczaływłókna:białe,czerwone,zieloneiżółte.Koloroweliniebyłytak
gęsto rozmieszczone, że cała powierzchnia zdawała się płonąć. Wszystkie linie skupiały się w
cylindrycznejwypukłości,którawyrastałanaśrodkukomory.ByładwukrotniewyższaodŻołnierza;
rozszerzała się i kurczyła w regularnych odstępach czasu, jak płuco. Świecące włókna, grube jak
liny, oplatały się wokół niej i znikały w podłodze. Żołnierz wyczuwał w tym inteligencję i nagle
zrozumiałcałąsytuację.

Matkaniebyłaosobąaniwytworemstacji.Matkabyłasamąstacją,aonipatrzylinajejserce.
-Czujeszją?-zapytałaWieszczkazszerokimuśmiechem.-Czujeszją,Żołnierzu?
Ciało Wieszczki, to chore, zakażone ciało, pulsowało w rytmie ruchów cylindra. Ciało Łaski

też. Żołnierz obronnym gestem położył rękę na ramieniu dziewczynki, drugą dotknął rękojeści
mieczaświetlnego.

Nie wyczuwał Matki, ale ekstatyczna fala emocji Wieszczki napierała na jego umysł, grożąc

jegowchłonięciem.Opierałsięzprzyzwyczajeniaizprzekory.

Wiedział jedno: dotarli na miejsce. Po wszystkim, co przeszli, dotarli na miejsce. Wieszczka

miałarację.MatkauzdrowijąiŁaskę,aŻołnierzowidacelwżyciu.Jegooczyzasnułysięłzami.

-Udałonamsię-powiedziałdoWieszczki.
Spoglądałananiegozuśmiechem.Wjejoczachteżzobaczyłłzyradości.
-Tak.
-Czyona...możenasuzdrowić?-zapytał.
Dotknęłajegopoliczka,odwróciłasięiweszładokomnaty.ŻołnierzpozostałprzyŁasce,nie

czującsięgodny,abyteżtamwejść.

-Cotojest,Żołnierzu?-zapytałaŁaska.
-ToMatka-odrzekł.
KiedyWieszczkasięzbliżała,włóknawścianachzapłonęływregularnychwzorachczerwieni,

bieli,zieleniiżółci.Spływałykaskadąwzdłużścianipopodłodze.

NaŻołnierzamiałyonehipnotycznywpływ.
Łaskajęknęłazzachwytu.
-Jakietoładne!
Żołnierz wyczuwał zdumienie dziewczynki i cieszył się, że doprowadził ją w końcu do Matki.

Możeniezrobiłnicwięcej,alejużtosamobyłocośwarte.

Z każdym krokiem Wieszczki pod jej stopami rozbłyskiwał jakiś kolor, więc szła ku Matce w

kręgachświatła.Grubewłóknawokółcylindrawiłysięniczymwęże,wyczuwającjejobecność.

WieszczkapadłaprzedsercemMatkinakolanaiskłoniłagłowę.
-Usłyszeliśmytwójzewiwyruszyliśmy,abydociebiedotrzeć,Matko.
Włóknawścianachipodłodzeodpowiedziałyrozbłyskamiczerwieni,zieleniiżółci.Wieszczka

rozejrzałasięzuniesieniem.

-Topiękne,Żołnierzu!Tojestpiękne!
Najejtwarzypęczniaływęzły,skórazdawałasiękipieć,zmieniającjejuśmiechwgroteskowy

background image

grymas.

ŁaskaodsunęłasięodŻołnierza.
-Żołnierzu,niepodobamisięto.
-Wszystkowporządku-zapewnił.Czuł,jaktkankidzieckapulsująpodjegopalcami.
Wkomnacienarastałaenergia.Światławścianachrozbłyskałyieksplodowałyszaleńczo.
-Czymożeszjeuzdrowić,Matko?-rzekłŻołnierz-Proszę.
NapodłodzewokółWieszczkizarysowałosiępęknięcie.
Kobieta klon klęczała teraz w kręgu, jak na wyspie. Z otworu, który ją otaczał, wysunęły się

cienkie nici. Falowały w powietrzu, błyskając zielenią i czerwienią. Wieszczka patrzyła na nie z
błogimuśmiechem.

Żołnierzteżsięuśmiechał.WłóknazpewnościąnajpierwuzdrowiąWieszczkę,apotemŁaskę.
Włóknawznosiłysięwgórę,ażzawisłynadWieszczką,otaczającjąszczelnie.
-Czujęto,Żołnierzu!-powiedziałakobietaklon.-Tosiędzieje!
Nagle wszystkie włókna opadły na Wieszczkę, przykrywając ją miękką falą. Wzdłuż nich

przebiegały łagodne błyski. Wieszczka roześmiała się i uniosła ramiona. Włókna otoczyły całe
ciało.Jejśmiechzmieniłnagleton.

Włókna zabłysły czerwienią, okręciły się ciasno wokół niej, wpełzły na szyję i zakryły jej

twarz.Śmiechzamarł.

-Matko!-zawołała.-Matko!
WjednejchwiliWieszczkaznalazłasięwkokoniezwłókiem,desperackoszarpiącsięwuwięzi.

Włóknazczerwonychstałysięzielone,potemżółte,światłopulsowało.Wieszczkąszarpałydrgawki
i Żołnierz zrozumiał, że włókna coś w nią pompują. Jej ciało nabrzmiało i pulsowało tak
gwałtownie,żeledwoprzypominałaludzkąistotę.

-Cosiędzieje?-zawołałaŁaska.
Żołnierz nie miał pojęcia, ale z pewnością nie było to coś, czego Wieszczka oczekiwała.

Włączył miecz świetlny i ruszył w jej stronę. Ściany i podłoga świeciły gniewną czerwienią,
strumienie energii strzelały ze wszystkich stron, a potężne wyładowanie uniosło Żołnierza i
wyrzuciłozkomnaty.Uderzyłwścianękorytarzanazewnątrz,ażpowietrzeześwistemuciekłomuz
płuc.Łaskapodbiegładoniegozprzerażeniemwoczach.

- Żołnierzu! - krzyczała rozpaczliwie Wieszczka, szarpiąc włókna, które zakrywały jej twarz,

wpełzałydoustigardła.-Żołnierzu!

Kolejne włókna uniosły się z podłogi i pokryły ją całkowicie, z wyjątkiem jednego oka i

otwartych, krzyczących ust. Żarzyły się czerwienią, zielenią, żółcią, strumienie światła pulsowały,
gdy w jej ciało wlewało się coraz więcej i więcej energii. Wciągnęły ją wreszcie pod podłogę i
Łaskawrzasnęła.

Do połowy zanurzona w otworze Wieszczka wyciągnęła rękę w stronę Żołnierza. Jedyne

widoczneokowypełniałlęk.Jejustaztrudemformowałysłowa,aleŻołnierzitakjerozpoznał:

-Ratujmnie!Ratuj!
UżyłMocy,abyściągnąćrękojeśćmieczadoręki,izapaliłgo.StrachoWieszczkę,wściekłość

nazdradęMatki-wszystkotodałomusiłę.CiemnaStronaMocywezbraławnimjakpowódź.

Wstał, ale wejście do komnaty Matki zamknęło się bez widocznego śladu. Słyszał dochodzące

zza ściany pełne grozy, stłumione krzyki Wieszczki. Spróbuje się przebić mieczem. Ujął rękojeść
oburącz.

-Żołnierzu-odezwałasięŁaskazaskakującospokojnymtonem.
Jej głos przebił się przez gniew i strach, przez cały zamęt w jego umyśle. Spojrzał na nią,

dysząc ciężko. Skóra dziewczynki zwisała w jednych miejscach, pęczniała w innych. Z trudem ją
rozpoznawał.TylkooczyŁaskipozostałyniezmienioneiterazbłagałygoopomoc.

background image

-Chcęwracaćdodomu-powiedziała.
- Nie mamy domu - odparł ostro i znienawidził się za nutę rozpaczy, jaką usłyszał w tych

słowach. Zmarnował siebie, wszystkie swoje nadzieje, na spełnienie snu Wieszczki. Tymczasem
Wieszczkasięmyliła-jejwiarabyłakłamstwem,ajegowiarawniąkoszmarnągłupotą.

-Proszę,Żołnierzu-szepnęłaŁaska.
Zanimzdążyłodpowiedzieć,zgłębistacjidobiegłdziwny,wewnętrznykrzyk;odbiłsięechem

odpodłóg,ścianisufitu.Włóknarozbłysłytakjasno,żemusiałzasłonićoczy.Ześcianzaczęłasię
sączyć żrąca energia, pozostawiając po sobie poczerniałe smugi. Panele dotykowe eksplodowały i
wyleciały ze ścian; wisiały teraz na słabo świecących włóknach, które wyglądały jak wnętrzności.
Powietrzewypełniłdym.Rozległosięwyciealarmuiwszystkopogrążyłosięwciemności.

-Żołnierzu,bojęsię-szepnęłaŁaska.
Włączyłmiecziprzyjegoświetleodnalazłdziewczynkę.Przywarładojednejześcian;patrzyła

naniegorozszerzonymi,pełnymilękuoczami.Ukląkł,przytuliłjąiuznał,żewciążmaprzynajmniej
jedencel.Podniósłmałąnanogi.

-Trzymajsiębliskomnie-polecił.-Zabioręciędodomu.
PrzedKhedrynemrozwarłysiędrzwijakkurtynazżywegociała,odsłaniającobszerną,okrągłą

komnatę.Podłogępokrywałydziury.Przykażdejznichstałypanelesterowanianieznanegomutypu.
Podszedłdonichostrożnie,wkładającdokaburyjedenzblasterówibiorącwzamianprętświetlny.
Oświetlił promieniem jedną z dziur i zobaczył, że jej gładkie boki biegną w dół, poza zasięg jego
wzroku,prawdopodobnienapowierzchnięplanety.Żołądekskurczyłmusięnamyślozsuwaniusię
przez jedną z tych rur o długości kilku kilometrów. Ale chyba będzie musiał to zrobić, jeżeli ma
zlokalizowaćJadena,MarralubUmbaranina.

-Stang-mruknął.
Podszedł do jednego z paneli sterowania, nie mając pojęcia, jak go uruchomić. Dotknął

pozbawionejjakichkolwiekcechcharakterystycznychpowierzchni,któranatychmiastsięzapaliła.Po
gładkiej tafli rozpłynęły się kolorowe linie, prawdopodobnie przekazując jakieś informacje, choć
niemiałpojęciajakie.

Z panelu wytrysnął promień białego światła i omiótł jego ciało, podnosząc mu włoski na

ramionach. Skrzywił się, ale promień był nieszkodliwy, a na ekranie pojawiła się jego sylwetka.
Otwórujegostópskurczyłsięzwilgotnym,groteskowymdźwiękiemiznieruchomiałjakusta,które
czekają,bygopożreć.

Desperacko szukając powodu, aby uniknąć wejścia do otworu, włączył komunikator, potem

jeszczerazijeszczeraz.Nic.

-Cholernydroid-mruknął.
Usiadł na podłodze i ostrożnie opuścił się do tunelu. Ściany zamknęły się na jego nogach,

pochwyciłygoizaczęłyściągać.Poczułprzypływklaustrofobii,kiedytunelgowsysał,zaciskałsię
najegobrzuchu,piersi,szyi,twarzy...

Stwierdził,żeleciwdółizaklął,choćjegogłoszabrzmiałgłucho.Stacjamiałagowobjęciach.

Spadałbezkońca,widzącjedynielinieświatłajarzącesięgłębokowmiękkichścianachstacji.

Nagleświatłazalśniłyczerwienią;rozbłyskbyłtakjaskrawy,żewidziałponimczarnepunkty.

Poczułgłębokąwibrację,dochodzącągdzieśzdaleka,aleodrezonansucałytunelzadrżał.

Inaglewszystkieświatławokółniegozgasły.Ruchwdółustał.
Utkwiłgdzieśwszybie,wciemności,wobjęciachścian.
Zasilaniesiadło.
Panika wprawiła jego serce w szalone bicie, zabrała mu oddech, sprawiła, że zaschło mu w

ustach.Próbowałzniąwalczyć,trzymającsięnadziei,żezarazuruchomisięrezerwaipozwolimu
dokończyć zjazd, ale długie sekundy zmieniły się w minuty, a on ciągle tkwił w miejscu. Czuł w

background image

uszach bicie własnego serca, swój głośny, gorący i wilgotny oddech na ścianach. Próbował
dosięgnąćkomunikatora,comusięztrudemudało.

-Ar-Six?-Nienawidziłstrachu,jakibrzmiałwjegogłosie,alenieumiałsięgopozbyć.-Ar-

Six?

Oczywiście,żadnejreakcji.
Był uwięziony w brzuchu starożytnej stacji. Nikt nie wiedział, gdzie jest. A gdyby nawet

wiedzieli,jakgowyciągną?

Wyrzucił z siebie wiązankę soczystych przekleństw i ten wybuch trochę go uspokoił. Kiedy

sięgał po komunikator, rozepchał trochę ściany. Może zdoła się teraz wyśliznąć z uchwytu stacji i
dokończyzjazdwdół?

A co, jeśli wciąż jest na wysokości kilometra? Nie wiedział, jak daleko udało mu się zjechać.

Poruszałsięszybko,ale...

-Dodiabłaztym-mruknąłizacząłsięwiercić.Niemógłsiedziećbezczynnie.
Stękając i napinając mięśnie, zaczął naciskać na ściany, które trochę poluzowały uchwyt.

Uwolnił nogi, które zwisły pod nim bez oparcia, i przez chwilę omal nie stracił zimnej krwi. Ale
niechgoszlag,jeśliumrzewprzełykujakiejśstarożytnejstacjikosmicznej.Wierciłsiętakdługo,aż
otwór pod nim rozszerzył się na tyle, że mógł wcisnąć w niego ramiona. Niezręcznie sięgnął po
swójprętświetlnyispróbowałmanewrowaćnimtak,abyzobaczyćtunelnadoleiocenić,ilespadku
mupozostało.

Skierowałprętświetlnywdół,upuściłgoizaklął.Ręcestraciłykontaktześcianąiześliznąłsię

wdziurę,którąsamzrobił.

Szaleńcza podróż w ciemność sprawiła, że żołądek stanął mu w gardle. Spadając krzyczał,

drapiąc gładkie ściany, poszukując jakiegokolwiek oparcia, by zwolnić, aż zdarł sobie paznokcie.
Wiedział już, że umrze. Spadnie z wysokości kilometra i uderzy w podłoże, roztrzaskując się na
miazgę.

Kiedy tak wyobrażał sobie własną śmierć, po kilku sekundach spadania uderzył twardo w dno

rury.Oduderzeniastopy,kostkiikolanaprzeszyłmuból.Zwaliłsięciężko,zhukiemupadłnaplecy,
łupnąłgłowąwpodłoże.Przedoczamirozbłysłymuświatłaizapadłaciemność.

Nyss krążył po korytarzach stacji, nasłuchując uważnie każdego dźwięku w poszukiwaniu

PerfektaiJadena.Copewienczasnatykałsięnajakieśzwłoki,starożytne,zmumifikowaneszczątki
tegoczyinnegogatunku,czasemniewidzianegowgalaktyceodtysięcylat.

Pod kurtką niósł jedną z niezużytych włóczni umysłowych. Duplikat, wlokący się z tyłu, niósł

drugą. Trzymał się na odległość, pewnie dlatego, że czuł od Nyssa moc i było to dla niego
nieprzyjemne.

Oświetlone włókna w ścianie prowadziły go naprzód. Cienie zaścielały korytarze i większe

pomieszczenia. Szedł cicho, niewidzialny. Pozostawiał Duplikat coraz dalej i dalej w tyle, ale nie
przejmował się tym. Chciał stawić czoło Perfektowi i Jadenowi samotnie, zadać im ból za to, co
zrobiliSyll.Apotemzniszczyto,czymbyliistworzyznichistoty,jakichżyczyłsobieJedynySith.

Umbaranin zatrzymał się. Przed sobą, w półmroku korytarza, pochwycił jakiś ruch. Słyszał

cichyszmergłosów.RozpoznałJadenaKorra.

PrzezkomunikatorpowiedziałDuplikatowi:
-Zostańtam,gdziejesteś.
Ciaśniej otulił się swoją mocą, stopił z ciemnością i ruszył przed siebie. Potrzebował tylko

okazji.

Stacja zatrzęsła się, jakby od odległego wybuchu czy uderzenia. Światła zamigotały i zgasły.

background image

Ciemność jak atrament otuliła korytarz. Alarmy zamilkły i wokół zaległa cisza, jakby stacja
nabierałatchuprzedkrzykiem.CiemnaStrona,któraprzenikałapowietrze,ścianyipodłoże,zaczęła
sięcofać,jakbywskutekzdarzenia,któregoJadennierozumiał.

-Mistrzu?-zapytałMarriJadenusłyszałniepokójwjegogłosie.
-Zachowajspokój-odrzekł.-PoczujMoc.
Uruchomił miecz świetlny i żółte światło rozpędziło cienie w polu jego widzenia. Poczuł się

tak,jakbywłaśniewystawiłsięnacel.

MarrodsunąłsięodJadenaiwłączyłwłasneostrze.Dożółcidołączyłapurpura.
-Cosięstałoprzedchwilą?-szeptemzapytałCereanin.
Jadenpokręciłgłową.CiemnaStrona,którąbyłaprzesyconastacja,opadła,jakbyprzesunęłasię

lub skoncentrowała na czymś innym, poza bezpośrednim zasięgiem postrzegania. Sięgnął w Moc i
rozszerzyłswojewidzeniepozadoznaniawzrokowe.

Od razu poczuł... coś, ale nie mógł tego zidentyfikować. Wydawało się, że jego postrzeganie

trafiło na pustkę. Nigdy nie spotkał się z czymś podobnym. Nie był to jeden z klonów, lecz coś
całkieminnego.

Nagle przypomniał sobie słowa Khedryna na temat zdolności Umbaranina do oddzielania

klonówodMocy.

-Niejesteśmytusami-odezwałsięMarr,chybaidąctymsamymtokiemmyślenia.
-Maszrację-odparłJaden,wbijającwzrokwciemność.-Niejesteśmysami.
Głośne wycie rozdarło ciszę i sprawiło, że Jaden aż podskoczył - to na nowo uruchomił się

alarm. Zapaliły się światła awaryjne, blade i niestabilne. Błyszczące włókna na ścianie wróciły do
swojego wzorzystego tańca, ale był on teraz wolniejszy, jakby straciły energię, która je wcześniej
napędzała.

Jadenkątemokauchwyciłjakiśruch.Obróciłsięzmieczemwgotowości.
Nic.
-Cosiędzieje?-syknąłMarr.
-Musimyruszać.
-Zgoda.-Marrsięgnąłpokomunikator.-Khedryn,słyszyszmnie?
Wciążnic,opróczszumów.
-Onwie,jaksobieradzić-rzekłJaden.-Idziemy.
Ruszyliwdółkorytarzazmieczamiprzedsobą.Jadenczułsiętak,jakbyzapuszczalisięwgłąb

paszczy potwora. Powolne miganie świateł awaryjnych utrudniało oczom przystosowanie się do
ciemności.Marrznówspróbowałnawiązaćłączność.

-Khedryn,odezwijsię!
Wciążnic.
W miarę jak szli, światła stawały się coraz słabsze. Jaden nie wiedział, czy przypisywać to

awariisystemu,czy...czemuśinnemu.Odgłoskrokównapodłodzesprawił,żesięodwrócił.Widział
jedynieciemnośćnaprzemianzgrącienirzucanychprzezbłyskająceświatła.

-Podścianę-poleciłMarrowiicofnęlisię.
Zanim dotarli do ściany, ciemność wokół nich pogłębiła się tak, że światła na sklepieniu

wydawałysięsłabejakodległegwiazdy.Jadenwidziałtylkonaodległośćkilkukroków,niewięcej.

W żołądku poczuł dziwne trzepotanie, jakby spadał z wielkiej wysokości. Jego więź z Mocą

nagleumknęła,wessanawjakąściemnądziurę,doktórejniemógłzajrzećanisięgnąć.Uczepiłsię
jej, próbował się skoncentrować i przytrzymać tej jedynej pewnej rzeczy w swoim istnieniu, ale
wyśliznęłasięipozostawiłagosamego,zpoczuciemstratyipustki.

-Cosiędzieje?-zapytałMarrgłosemooktawęwyższymniżzwykle.
-Umbaranin-wyjaśniłJaden.

background image

Ichmieczezgasłyjednocześnie.

Marrczułzawrotygłowyilekkiemdłości.Niewiedział,żetaksięjużprzyzwyczaiłpolegaćna

swojej więzi z Mocą. Choć dopiero od niedawna poznał prawdziwą naturę tej więzi, była przy nim
przezcałeżycie,ajejbrakbudziłwnimwielkąniepewność.Nogisiępodnimugięły.Chwyciłswój
zdezaktywowanymieczświetlnywspoconądłońisięgnąłkuścianiezaplecami,próbującodzyskać
równowagę.

Cościężkiegouderzyłogowtyłczaszki.Przedoczamistanęłymugwiazdy,kolanasięugięły.

Nachwilępociemniałomuwoczach,apotemzacząłspadaćispadaćbezkońca.Spróbowałostrzec
Jadena, ale usta nie chciały go słuchać. Zdołał odzyskać przytomność na tyle, żeby podeprzeć się
rękami,zanimuderzyłtwarząwpodłogę.Klęczałteraznaczworakach,walczączzawrotamigłowy.

Dziwne,aledopieroterazzauważyłgładkąpowierzchniępodłogiijejciepło.
Kopniakciężkoobutąstopąwylądowałnajegoboku,strzaskałżebraiobróciłnim,przetaczając

na plecy. Marr uniósł wzrok w górę, niezdolny oddychać, niezdolny myśleć. Złamane żebra
przeszywałygorozżarzonymiostrzamibólu.

Nagle pojawiła się nad nim blada, bezwłosa twarz - Umbaranin. Ciemne oczy były jak dziury,

ustajakotwartarana,CiemnośćoblepiałagojakmgłaiMarrztrudemodróżniałjegosylwetkę.

Sięgnąłpomiotacz,alewydawałosię,żejegoramięporuszasięzbytwolno.
Umbaraninpochylałsięnadnim,awdłonitrzymałwibroostrze.
-Mistrzu-próbowałwyszeptaćMarr,alezjegoustwydobyłsiętylkojęk.

ŻołnierziŁaskabieglikorytarzamistacji.
-Wiesz,dokądidziemy?-zapytałaŁaska.Jejgłosikwydawałsiębardzocieniutki.
-Tak-odrzekł,aletobyłokłamstwo.Przedtembyłtakzachwyconyioszołomionystacją,tym

wszystkim, co wydawało się ucieleśnieniem marzeń Wieszczki, że nie bardzo zwracał uwagę na
trasę,którąszli,abyspotkaćsięzMatką.Miałtylkoogólnepojęcie,wktórąstronępowinieniść.

Mrok w korytarzach nie pomagał. Górne światła awaryjne zapalały się i gasły, tak samo, jak

świecącewłóknawścianachipodłodze.Każdepomieszczenieikażdykorytarzwyglądałytaksamo.

-Bojęsię-szepnęłaŁaska.
Wiedział o tym. Czuł emanujący od niej strach. W nadziei, że ona nie wyczuje jego obaw,

położył jej dłoń na ramieniu i ruszyli pospiesznie. Miecz świetlny trzymał w ręku, ale go nie
włączył.

Co chwila oglądał się za siebie w obawie, że Wieszczka nagle się pojawi, albo że jakaś inna

manifestacjaMatkizabierzejegoiŁaskę,taksamojakzabrałaWieszczkę.Podłogaiścianyodczasu
do czasu dygotały od wibracji, co przypominało Żołnierzowi ekstatyczne drżenie ciała Wieszczki,
gdyłączyłasięzMatką.Topodobieństwogozaniepokoiło.

-Chodź,Łasko-rzekł,ciągnącjązasobą.-Musimysięspieszyć.
Przed nimi otworzyły się drzwi, ukazując długi, ciemny korytarz. Z daleka, pomiędzy

sygnałamialarmu,Żołnierzsłyszałkrzyki,jęki,apotemodgłosywalki.UkląkłispojrzałŁascew
oczy.

-Trzymajsiędziesięćmetrówzamnąibądźcicho.
Wytrzeszczyłaoczy,alekiwnęłagłową.
Żołnierzwstałiruszyłprzedsiebie.

JadensłyszałbolesnyjękMarra,widziałUmbaraninapochylającegosięnadnimzobnażonym

nożem.Instynktowniewyciągnąłrękę,sięgnąłwMocpostrumieńenergii...izaklął.NiemiałMocy.
Wydawało się, że Umbaranin potrafi przerwać całą łączność z Mocą: zarówno jego własną, jak i

background image

kryształumieczaświetlnego.

Sięgałwłaśniepoblaster,kiedyUmbaraninrzuciłwniegowibroostrzem.
Nawykły do reagowania odruchami wzmocnionymi Mocą, stwierdził, że jego własny refleks

jest zbyt powolny. Ostrze uderzyło go w ramię, przecięło skórę, mięsień i otarło się o kość. Ból
wstrząsnąłnim,zranypociekłakrew,ciepłailepka.

Umbaranin kopnął Marra w głowę, pozbawiając Cereanina przytomności, i skoczył w stronę

Jadena.Tenwyrwałnóżzranyiprzygotowałsię.

Nyss skoczył na niego jak oszalały: kłąb kolan i pięści, wir ruchu i woalu ciemności. Jedi

uskoczył przed ciosem skierowanym w jego gardło i dźgnął Umbaranina wibroostrzem. Musnął
tylko lekko bok Umbaranina, a ten obrócił się natychmiast, blokując ramię Jadena pod pachą i
wykręcającmunadgarstek.BólogarnąłcałeprzedramięJadenaiwibroostrzewypadłomuzręki.

Umbaraninstęknął,zamachnąłsięłokciemwtyłitrafiłJadenawszczękę.Jadenzachwiałsię,

alezdołałwyrwaćramięiwymierzyćnaoślepcioswtwarztamtego.

PrzeciwnikuchyliłsięizamachemnogipodciąłJadena.Jediupadłnaziemię,przetoczyłsięw

tył i zerwał na nogi; Umbaranin od razu zarzucił go gradem ciosów i kopniaków. Jaden cofał się,
blokował,uchylałsięikontratakował,jaktylkomógł.

Z ramienia spływała mu krew. Osłabiony, zwalniał i Umbaranin musiał zdawać sobie z tego

sprawę.JednakprzerwałatakizacząłkrążyćwokółJedi.Czyżbygrałnaczas?

-Postanowiłemrozlaćtwojąkrew-rzekł.-Chciałemtegodlamojejsiostry.Aleteraz...
Wypowiedział kilka słów w języku, którego Jedi nie zrozumiał. Spojrzał na Jadena, jakby

spodziewałsię,żetesłowawywrąnanimwrażenie,jakbytobyłomagicznezaklęcie.JednakJaden
najwyraźniejniezareagowałtak,jaktamtensięspodziewał.

-Jakmożesz...-zacząłNyss.
Widząc okazję, Jaden zaatakował, wyprowadzając serię kopniaków z półobrotu. Umbaranin je

zablokował, ale to pozwoliło Jedi przejąć inicjatywę. Wyprowadzając cios obrotem z tyłu, trafił
Umbaraninawpoliczek.Tenzachwiałsię.Jadenuchyliłsięprzedkontratakiemioddołuuderzyłgo
pięściąwbrzuch.Ciossprawił,żeNysszgiąłsięwpółiwtedyJadenwbiłmukolanowtwarz.

Umbaranin upadł na plecy, ale oszołomione oczy miał wciąż otwarte. Niezgrabnie trzymał

przedsobądłoniewobronnymgeście.Jadenjednaksięniewahał.Skoczyłiprzylgnąłdoniegood
tyłu.ZacisnąłramionanagardleUmbaraninaiścisnąłzcałejsiły.

PrzeciwnikwczepiłsiępazuramiwręceJadena.Wierzgałenergicznie,alebezskutecznie.Umarł

wciągukilkusekund.

Jadenspróbowałwstać;wreszciezdołałunieśćsięnadrżącychnogach.Spojrzałwdół.Zrany

w jego ramieniu ciekła krew, plamiąc podłogę. Korytarz wirował mu przed oczami. Bał się, że
upadnie.Przednimzmaterializowałasięnaglejakaśsylwetka.Pomyślał,żetomożebyćMarr.

Naglepociemniałomuwoczachiupadłjakdługi.

Marr otworzył oczy. Leżał płasko na plecach, jego ciało czuło jedynie ból. Kiedy zaczerpnął

powietrza,miałwrażenie,jakbyktośwbiłmunóżmiędzyżebra.Głowamupulsowała.Podsobączuł
rosnącąkałużękrwi,ciepłąilepką.Odetchnąłiznówskrzywiłsięzbólu.

Nad jego głową wyły alarmy. Blade światła awaryjne na sklepieniu zapalały się i gasły w

dezorientującymrytmie,któryutrudniałkoncentrację.Myślipowolisięporządkowały,wspomnienia
powracały,pozwalającmumyślećjasno.Cośtrzymałwręku:zimnycylinderztwardegometalu.

Rękojeśćmieczaświetlnego.
Niewielemipomógł,pomyślał.
„Marr,opanowaniewłasnejbronizajmujenierazdziesięciolecia-powiedziałmuMistrz.-Ale

tyrobiszwspaniałepostępy”.

background image

Przypomniał sobie już, gdzie się znajduje. Pamiętał, że coś uderzyło go w tył głowy, czyjś

kopniakpołamałmużebra.PamiętałteżtwarzUmbaranina.

-Mistrzu-szepnął.
Adrenalina,którąpompowaławniegotroskaoJadena,pozwoliłamusięporuszyć.Podparłsię

nałokciu.

DwametryodniegonadJadenemklęczałajakaśpostać.Trzymaławrękumieczświetlny,ajego

czerwoneświatłospowijałowszkarłatnieruchomąpostaćJadena.

ZnówusłyszałwgłowiegłosMistrza:„Należyprzedewszystkimpamiętaćotym,żewładanie

broniątonietestfizycznejsiły.NapędzaciętwojarelacjazMocą”.

KiedyoczyMarraskoncentrowałysięwreszcienaosobiepochylonejnadJadenem,ażjęknął.
To był Jaden. Albo raczej kolejny klon Jadena. Nie ten z zamarzniętego księżyca, ale inny,

doskonałareplikaMistrza.Byłubranywspółcześnie,abrodęiwłosymiałstarannieprzycięte.Przez
chwilę Marr wpatrywał się w niego z fascynacją, próbując zrozumieć, jak mogą istnieć dwa klony
jego Mistrza: jeden zrodzony w laboratorium klonowania z czasów Thrawna, a drugi urodzony...
gdzieindziej.

Tymczasem klon wyjął niewielkie urządzenie - metalową rękojeść z przymocowaną do niej

cienką igłą - i zatopił je w skroni Jadena. Ciało Jedi wygięło się w łuk i zesztywniało, wargi
odsłoniłyzębywgrymasiebólu.Liniebiałegoświatłazamrugaływpodstawieigły.Wyglądałyjak
włóknawścianachstacjiiwtymmomencieMarrzrozumiał,żetourządzenietakżejestpochodzenia
rakatańskiego.

-Nie!-krzyknąłizerwałsięnanogi.
KlonJadenaprzyjrzałmusięzmrużonymioczami.Jegoczerwoneostrzeprzecięłopowietrze,

odbijającsięwźrenicach.

Serce Marra przyspieszyło. Sięgnął w Moc i ku swemu zdumieniu stwierdził, że czuje ją

wszędzie wokół. Jego wzrok padł na inne ciało, leżące niedaleko Jadena, ale ledwie widoczne w
mrocznymświetle-Umbaranin.Jadenpewniegozabił.

JegoMistrzwydałzsiebiekrzyk,okropny,zwierzęcy-takpełenrozpaczyibólu,żeMarrowi

łzy napłynęły do oczu. Urządzenie, aż po rękojeść pogrążone w jego czaszce, zamrugało jeszcze
szybciej.

KlonspojrzałnaJadena,potemnaMarra.Jegooczy-całkiemróżneodoczuJadena,pomimo

fizycznegopodobieństwa-wbiłysięwjegotwarz.

-Kimjesteś,Cereaninie?
Pytanie,zadanegłosemJadena,zdenerwowałoMarra.Ztrudemwstał,walczączogarniającymi

gozawrotamigłowy.

-Jestemjegoprzyjacielem.
Klonskrzywiłsię.MarrnigdyniewidziałtakiegowyrazutwarzyuJadena.
-Więcchybalepiej,żebyniepamiętał,żecięzabiłem.
Klonruszyłkuniemu,trzymającostrzenisko,zgroźbąwoczach.
Marr sięgnął po blaster wolną ręką, wyrwał go z kabury i zaczął strzelać raz za razem. Klon

odbijałkażdystrzałinadalzbliżałsięzpogardliwąminą.Marrcofnąłsię,nieprzestającstrzelać,ale
kloncałyczasskracałodległość.Jegotwarz,podobna,ajednocześnieniepodobnadotwarzyJadena,
jasnowyrażałamorderczyzamiar.

Marruderzyłwścianę,którejpulsująceciepłoprzenikałojegoubranie.Klonwyciągnąłrękęi

użyłMocy,abywyrwaćmubroń.

Za plecami klona Jaden znów krzyknął, tym razem głośniej. Jego dłonie zacisnęły się jak

szpony.Natwarzyiczolepojawiłasięsiećżył.Otworzyłoczy,alewzrokmiałbezmyślny,pusty;po
chwiliznówjezamknąłiupadł.

background image

-Nie!-zawołałMarr.
-Nieprzejmujsię-odparłklon,unoszącmiecz.-Będzieżył.Wemnie.Tourządzeniezabierze

jegopamięć,całejegożycie,idajemnie.

CzerwonypromieńspadałnagłowęMarra.Cereaninwłączyłmiecz-klingęJadena,purpurową

istabilną-iodparowałciostamtego.

Klonwytrzeszczyłoczy.Skrzyżowaneostrzazasyczały.
-Jestemkimświęcejniżprzyjacielem-rzuciłMarrprzezpołączoneostrza.-Jestemtakżejego

uczniem.

Marr zwiększył swoje siły Mocą i wbił pięść w żołądek przeciwnika. Klon odstąpił o krok,

krztuszącsię,aMarrrzuciłsięnaniego,zamierzającjednymcięciemściąćmugłowę.

OstrzeklonabłysnęłoiprzejęłociosMarra.Mieczświetlnyopurpurowymostrzupoleciałna

drugąstronękomory.KlonpodniósłwzrokiMarrzobaczył,żetamtenjużsięniekrztusi.Śmiejesię.

-Nieszczególnyzciebieuczeń-prychnął.
Marrcofnąłsięokrok,jegopewnośćsiebiezmalałanagle.Klon,ciąglesięśmiejąc,ruszyłku

niemu.

W piersi Marra narodził się strach, silny i oślepiający. Serce zaczęło mu mocniej bić i przez

chwilęmyślałtylkooucieczce.PonadramieniemklonazobaczyłjednakciałoJadena-Mistrza,który
goszkolił,którynauczyłgotakwielewtakkrótkimczasie.

SiłapochodziztwojejrelacjizMocą,przypomniałsobie.
Izrelacjizinnymi-dodałwmyśliiodnalazłWieżę.Odnalazłizamieszkałwniej.
Klonzbliżałsię,łypiącprzekrwionymioczami.
StrachMarraznikł,zastąpiłgospokój.
GłębiejpogrążyłsięwMocyiniezamierzałustępować,nieuzbrojony,aleniebezbronny.
Czerwonaliniaostrzaklonaopadłalśniącymłukiem.
Dla Marra czas zwolnił bieg. Ostrze spadało na jego głowę jak w zwolnionym tempie. Jego

umysłnietylepostrzegał,cowyczuwałłuktegoruchu,prędkość,zjakąmieczopadał,energię,jaką
musiało generować ostrze, aby pozostało spójne. Wszystko to zobaczył w postaci liczb, równań,
wzorów.

Niemyśl.Czuj,nakazałsobie.
Spokojnie, bez lęku poznał, że Moc wypełnia go większą potęgą, niż tego kiedykolwiek

doświadczył.Ledwiemógłjąutrzymaćwsobie.Całątęenergię,wszystko,comiał,przelałwramięi
dłoń,którejakbybezjegowoliuniosłysię,abyprzechwycićklingę.

Nie skrzywił się, gdy jego pięść zacisnęła się wokół ognistoczerwonej smugi ostrza klona.

Poczułgorąco;ledwiesobieuświadamiałból,isyczenieciała,pękającegopodnaporemmiecza.

Poczułteżostrzewdłoni-cienkąsmugęnienawiści,wokółktórejzacisnąłpięść,skierowałna

niąswojąsiłęitrzymał,niewiedząc,cochceosiągnąć.

Oczyklonarozszerzyłysię,ustaotwarły,abyprzemówić,alezanimzdołałwydaćjakikolwiek

dźwięk,Marrwolnąrękęwykorzystałjakobrońiwbiłpalcewodsłoniętegardłoklona.

Inagleczasiruchwróciłydonormalnejprędkości.
Zaskoczonyklonwypuściłmieczicofnąłsięchwiejnie,walczącooddech.
WciążgłębokopołączonyzMocą,Marrwyciągnąłdłońiuwolniłstrumieńenergii,któryrzucił

klonemnadrugąstronękorytarza.Jegociałouderzyłoościanęiosunęłosięzbrodąnapiersi.

-Możeijestemnieszczególnymuczniem-mruknąłCereaninbardziejdosiebieniżdoklona.-

Alezatocholerniedobrymprzyjacielem.

Użył Mocy, aby przyciągnąć rękojeść miecza do dłoni, zapalił go i podszedł do klona po

drugiejstroniekorytarza.

Klonniezareagowałnajegoobecność.Marrstanąłnadnimijużuniósłmiecz,abyzabić,ale...

background image

pomyślałoJadenie.

ObejrzałsięnaMistrza.Przyglądałmusięprzezdłuższyczaswnadziei,żedostrzeżeruchjego

piersiwoddechu.

Nic.
Odpychającodsiebieból,Marrskierowałostrzewpierśklona,ukląkłisprawdził,czytenwciąż

żyje.Żył.

Jedibędzieżył,powiedziałprzedtemklon.Wemnie.
Marrowi zaschło w ustach na myśl o tym, co właśnie zamierzał zrobić. Spojrzał na klona, z

któregotwarzyomdleniezdjęłogniew.WyglądałterazdokładniejakJaden.

Prawie.
Nie zastanawiając się dłużej w obawie, że straci odwagę, Marr zaczął po prostu działać.

Oderwałpasmateriałuodubraniaklonaiowinąłnimswojązranionądłoń.Niechciałnaniąpatrzeć,
bólprzyzakładaniuopatrunkuomalnieodebrałmuzmysłów.Kiedyskończył,ująłprawądłońklona
i obciął mu trzy ostatnie palce tuż poniżej pierwszego stawu. Klon jęknął z bólu, ale to wszystko.
Gorąceostrzeprzypaliłoranyistłumiłokrwawienie.

Marr wstał i podszedł do ciała Jadena. Wyciągnął rękę, aby sprawdzić puls na szyi Mistrza,

upewnić się, czy żyje, ale długo nie mógł się zdobyć na to, aby go dotknąć. Przełknął ślinę i
przełamałsię.I...niepoczułpulsu.

Żalomalnieodebrałmuzdolnościmyślenia.Jużchciałzrezygnowaćztego,pocotuprzyszedł.

MożepowinienpoprostuzostawićwspokojuJadenaipozwolićmupołączyćsięzMocą?

Aleniemógłtegozrobić.
Oblizał usta i zacisnął dłoń na rękojeści migającego urządzenia, nadal tkwiącego w głowie

Jadena.Wydawałomusięciepłe,żyjące,jakmigotliweścianystacji.

Zebrał się w sobie, szarpnął i wyrwał przyrząd z głowy Jadena. Wyszło lekko, z mokrym,

ssącymdźwiękiem,awchwili,kiedyjewyciągnął,wpowietrzuzaczęłysięwićdosłowniemiliony
włókien,zktórychkażdemiałoułamekśrednicywłosa.Najegooczachłączyłysięiprzeplatały,aby
stworzyćnowe,pozorniesolidneostrze.

Marrwpatrywałsięwnieprzezdługąchwilę.Wydawałomusięniemożliwe,żebyJadenbył...w

tymczymś.Jednaktowłaśnieklondałmudozrozumienia.Ajeślijakakolwiekcywilizacjamogłaby
opanowaćprzenoszenieświadomości,bylibytoRakatanie.

ZdecydowałsięizaniósłdziwnyprzyrządzpowrotemdoklonaJadena.Niemiałpojęcia,jakto

obsługiwać,więcmusiałmiećnadzieję,żeaktywujesięsamodzielnie,jakmechanizmydokującena
stacji.Wydawałosiężywe,więcniemógłtegowykluczyć.

Oczyklonaotworzyłysięirozszerzyły,zatrzymującnaurządzeniu.
-Niejestjeszczegotowa-powiedziałisięgnąłwjegostronę.
Marrodepchnąłręceklona,wbiłmukolanowpierśizłapałgozagardło.
- Chcesz powiedzieć, że ty nie jesteś gotowy - odparł i wbił szpikulec w skroń klona. Przebił

czaszkęprawiebezoporu,auchwytwjegorękustałsięnagleciepły,poczymzacząłwibrować.

Ustaklonaotworzyłysięrównieszerokojakoczy,aleniewyszedłznichżadenkrzyk.Ścięgna

na szyi miał napięte jak liny, a jego ciało zesztywniało. Uchwyt nadal wibrował i Marr wyobraził
sobiemilionymacekwijącychsięwszarejmateriimózguklona,wymazującznichto,czymbył,i
zastępującgoJadenem.

Czekał,pełennadziei,podczasgdyalarmyzawodziły,światłamigotały,agdzieśwgłębistacji

CiemnaStronastwarzałacoś,czegonierozumiał.

Musiałuchwycićsięczegokolwiekznajomego.Desperackotegopragnąc,ponowniespróbował

włączyćkomunikator.

-Khedryn,słyszyszmnie?Khedryn!

background image

Zakłócenia i żadnej nadziei. Spojrzał w dół, na Jadena-klona, mając nadzieję, że nie jest już

Jadenem-klonem.

Niewiedział,copowieJadenowi,jeśliwszystkosięuda.CzyJadenbędziepamiętałklona?Czy

ongowogólewidział?Marrniemiałpojęcia.

Co ważniejsze, Cereanin nie wiedział, czy dobrze zrobił. W końcu klon najwyraźniej chciał

dokonać dokładnie tego, co zrobił Marr, i w tym celu był gotów zabić. Czy Marr nie wykonał
zadaniaklonazaniego?Dlaczegochcieli...zastąpićJadena?

Wyrzuciłtęmyślzgłowy,alejejmiejscezarazzajęłainna.
Cozrobić,jeśliurządzenieniezadziałało?Cobędzie,jeśliumysłzawartywtymcielepozostał

umysłemklona?

Wtedy Marr będzie z nim walczyć i umrze. Spojrzał na zranioną rękę; krew sączyła się przez

tkaninę.Ledwieczułból,stłumionyprzezuciskwsercu.

Wstał, podszedł do ciała Jadena i podniósł je. Było bezwładne, już stygło. Starając się

odepchnąćodsiebieżalzpowoduśmierciprzyjacielanadziejąnajegoodrodzenie,zaniósłjewgłąb
korytarzem.TampozbawiłJadenablastera,szatyimieczaświetlnego.

WróciłdonowegociałaMistrza-pozwoliłsobiemyślećonimwtensposób-ipomacałpuls.

Był silny. Zdjął z klona szatę, zastąpił ją szatą Jadena, zawiesił miecz świetlny przy pasie. Zapiął
kaburęzjegoblasteremizabrałostrzeklona-czerpiącpociechęztego,żejegorękojeśćbyłaróżna
odmieczaJadena.OdrzuciłjenabokwrazzurządzeniemRakatan.

Potempatrzyłiczekał.Mijałykolejnedługiechwile.Stacjąwstrząsałyodległeeksplozje.
Zdenerwowany Marr odsunął się dalej od Jadena i wtopił się w cień po drugiej stronie

pomieszczenia.Terazobserwowałgostamtąd,asekundyprzeciągałysięwnieskończoność.

PopewnymczasienowyJadenporuszyłsię.Otworzyłoczyipołożyłrękęnagłowie,dotykając

rany,którązadałmuMarr,wbijającwniąrakatańskikolec.

Cereaninjużchciałzawołaćprzyjaciela,alesięrozmyśliłipostanowiłpoprostuobserwować.

Nagleczyjeśramięobjęłogoodtyłu,owinęłosięwokółjegoszyiiścisnęłotchawicę.

-Anipiśnij-powiedziałktośszeptem.-Inaczejumrzesz.
Marrpoczułwbitąwplecyrękojeśćmieczaświetlnego.Wystarczy,żejegonapastnikgowłączy,

aostrzeprzeszyjegonawylot.

- Co z nim zrobiłeś? - szepnął głos, a ręka odsunęła się od gardła Marra, tylko na tyle, aby

umożliwićmumówienie.

-Niewiem-odparłMarritobyłaprawda.-Czegochcesz?
- Nie wiem - tchnął głos, a cuchnący oddech na policzku Marra prawie parzył. - Chcę stąd

odejść.

Przed nimi, zaledwie o trzydzieści metrów dalej, stał Jaden na chwiejnych nogach. Miał

oszołomionaminę.

-Kimjesteś?-zapytałMarr.Mógłtobyćjedenzezbiegłychklonów.
-NazywamsięŻołnierz.-SięgnąłdopasaMarraizabrałjegomieczświetlny.
Jaden ruszył korytarzem, oddalając się od Żołnierza i Marra. Kiedy znalazł się w pewnej

odległościodnich,Żołnierz,wciążtrzymającMarrazagardło,zawołałcicho:

-Łasko?
Z cienia wyszła rudowłosa dziewczynka, może dziewięcioletnia. Choroba zdeformowała jej

twarz,napoliczkumiałasporyguz,wokółjednegookawidniałobrzęk.

-Wszystkobędziewporządku-powiedziałŻołnierzdodziewczynki.-Wynosimysięstąd.
-Pozwólmiodejść-odezwałsięMarr.-JachcętylkopomócJadenowi.Niemuszęmunawet

powiedzieć,żecięwidziałem.

-MasztajemniceprzedswoimMistrzem?-zapytałŻołnierz.

background image

Marrskinąłgłowąipowędrowałwzrokiemdomiejsca,gdzieukrył„stare”ciałoJadena.
-Jeślitrzeba-dodałcicho.
-Czywiesz,jakwrócićdowind?-zapytałŻołnierziścisnąłgozagardło.-Tylkoniekłam.
-Tak-odparłMarriskinąłgłowąwstronęJadena.-Onzmierzawdobrymkierunku.
-Więcpójdziemyzanim-oznajmiłŻołnierziruszylizaJadenem,którychwiejnieprzemierzał

korytarzerakatańskiejstacji.Marrobserwowałgozciemności,zastanawiającsięczydobrzezrobił.

Wreszcie Jaden dotarł do obszernego przejścia. Marr wyczuwał tu obecność energii Ciemnej

Strony,wylewającąsięzpionowejszczelinywdrzwiach.Jadenmusiałtakżetopoczuć,bozawahał
sięipołożyłdłońnarękojeścimiecza.

-TamjestMatka-powiedziałcichoŻołnierz-Porozmawiajznim.ZJedi.
Marr przełknął ślinę, po czym wypowiedział imię, które - jak miał nadzieję - nadal

obowiązywało:

-Jadenie...

background image

ROZDZIAŁ13

Obecnie

Mistrzodwróciłsię,choćMatkawrzeszczałazazamkniętymidrzwiami.Wyglądałjakośinaczej

iMarrobawiałsięnajgorszego.OczyJadenaspoczęłynajpierwnaCereaninie,potemnaŻołnierzu.
Zmarszczyłbrwi.

-Znamcię-powiedział.Jegomieczświetlnyzapłonął,sprawiając,żewychudłatwarznabrała

ziemistej barwy. Zachwiał się na nogach, przyłożył palec do skroni i skrzywił się, jakby mózg mu
bombardowałanawałnicawspomnień.

Marr chciał podejść bliżej i pomóc mu, ale Żołnierz trzymał go mocno, a w dodatku włączył

swójmieczświetlny.CzerwoneostrzeskwierczałotużprzyuchuMarra.

Jaden ochłonął nieco i uniósł żółte ostrze, nie spuszczając wzroku z Żołnierza i Marra. Marr

widział w oczach swojego Mistrza, że go rozpoznaje, ale nie było tam zrozumienia. Wydawał się
zagubiony,zdezorientowany.Marrdobrzewiedziałdlaczego.

WrzaskzkomoryzaplecamiJadenaściągnąłuwagęwszystkich.Wposzukiwaniupociechy-lub

ochrony-dziewczynkazakradłasiętużzaplecyŻołnierza.

Marrwiedział,żezadrzwiamiczaisięcośstrasznego.
-Porozmawiajznim-powtórzyłŻołnierz.
- Mistrzu - odezwał się Marr, a słowo to dziwnie zabrzmiało w jego ustach. - Czy... naprawdę

mnieznasz?Mistrzu?

Jadenzmarszczyłczołoiopuściłmieczświetlny.
-Marr?
Napięcie i strach, jakie Cereanin odczuwał przez cały czas, nagle gdzieś odleciały. Powróciła

nadzieja,żejegodziałaniaprzyniosłyskutek,żeotostoiprzednimjegoMistrz,zdrowynaumyśle.

-Tak-powiedział,niemogącpowstrzymaćuśmiechu.-Tak,toja.
WzrokJadenastwardniałnagleizatrzymałsięnaŻołnierzu.
-TyjesteśŻołnierz,prawda?Puśćgo.
UchwytŻołnierzanagardleMarrajeszczesięzacieśnił.
-Niemogę.Muszęwydostaćsięztejstacji.Wyobajpokażeciemidrogę.
Coś ogromnego poruszyło się w komorze za plecami Jadena. Rozległy się ciężkie kroki.

Podłogazawibrowałapodichwpływem.MarrpoczułpotęgęCiemnejStrony,przelewającąsięprzez
pionowąszczelinę.Poczułnaglemdłości.

-Teraznieczasnato-powiedział.
-Niemogępozwolićcistądodejść-zaprotestowałJaden,upartyjakzawsze.-Zabiłeśpółtuzina

ludziwplacówcemedycznejnaFhost.JesteśSithem.

Marrpoczuł,żeŻołnierzuginasiępodtymoskarżeniem.
- Nie jestem Sithem. Nie jestem także Jedi. Jestem tylko... Żołnierzem. To inni zabijali

niewinnychnaFrost,nieja.Jestem...terazlepszy,Jedi.Byłemzagubiony,alejużniejestemJadennie
wyglądał na przekonanego. Jego miecz świetlny zaznaczał żółtą barierę, której nie pozwoli
Żołnierzowiprzekroczyć.

WgłosieŻołnierzabrzmiaładesperacja:
-Chcemypoprostuwyjść,Jedi.Poprostuodejśćimiećspokój.
-My?
-Onmazesobądziecko,Mistrzu-powiedziałMarr.

background image

-Łasko!-zawołałprzezramięŻołnierz.
Dziewczynka wyszła z ciemności za ich plecami. Wyraz twarzy Jadena złagodniał, gdy ją

zobaczył.SpojrzeniemposzukałoczuMarra,jakbychciałgoocośzapytać.

-Mógłdawnozabićnasobu-wyjaśniłMarr.-Byłembezbronny.Ity...także.
-Alejanie-wtrąciłŻołnierz.
Zkomnatyukrytej zadrzwiamidobiegł kolejnywrzask.Przejście zafalowało.Monsunenergii

CiemnejStronyprzeciskałsięprzezzamknięcie.

- Żołnierzu... - szepnęła dziewczynka głosem drżącym ze strachu. Osunęła się na podłogę i

ŻołnierzpuściłMarra,abypodbiecdoniejiprzytulićjądosiebie.Ukryłatwarznajegopiersi,aon
pogładziłjąpogłówce.

-Wszystkobędziewporządku.Niemówiłem,żewszystkobędziewporządku?
Marrzauważył,żedeterminacjaJadenazaczynasięchwiać.
-OnniejestSithem-powtórzył,zbijającostatniecegłyzmuruoporuJadena.
Jaden,patrzącnaŻołnierzaiŁaskę,wyłączyłmieczświetlny.
Żołnierz nie zatrzymywał Marra, który poszedł do Jadena i zajrzał mu w twarz, szukając

jakiegokolwiek znaku, że nie jest tym, kim powinien być. Nie znalazł śladu manieryzmów i
grymasówJadena-klona.Jadenwydawałsiępoprostusobą.Marrpozwoliłsobienanadzieję.

- Jak dobrze cię widzieć - odezwał się Jaden. Dotknął rany w skroni. - Musiałem oberwać w

głowę...

-Oberwałeś-zgodziłsięMarr,mającnadzieję,żeJadenniebędziezbytdociekliwy,dopókion

nieuporządkujeswoichkłamstw.-Pamiętasz,cosięstało?

- Wszystko jest jakby rozmyte - westchnął Jaden. Podniósł zranioną rękę, z kikutów palców

sączyłasięjeszczekrew.-Znówsięchybazraniłem.

- Walcząc z Umbaraninem, jak sądzę - zapewnił Marr. - Później będziemy się nad tym

zastanawiać.Naraziemusimywydostaćsięztejstacji.Wszyscy.

JadennadjegoramieniemspojrzałnaŻołnierza.
-Cozinnymiklonami?Byłowaswięcej,nietylkotyiŁaska.
Żołnierztrzymałrękęnaramieniudziewczynki.
-Tylkomypozostaliśmy.
Jaden popatrzył mu w twarz i Marr zaczął się zastanawiać, jak to jest rozmawiać z klonem

samegosiebie.

Ludzieniesąrównaniami,powiedziałMarrswojemuMistrzowi.Możenie.Alemiałnadzieję,że

każdyczłowiekskładasięzeswoichwyborówiwspomnień.Jeślitak,toJadenbyłJadenem.Jeślinie,
toJadenbył...kimśinnym.

-Tujestwyjście-powiedziałJaden,skinieniemgłowywskazującnakomnatęzanim.
Żołnierz włączył swój miecz świetlny i rzucił Marrowi jego broń. Marr i Jaden też zapalili

swojeostrza.Łaskaschowałasięzanimi.

Drzwisięrozsunęły,ukazująchorror.

- To jest Wieszczka - odezwał się Żołnierz, a w tych słowach był tak głęboki smutek, jakby

ogłaszałżałobę.

Łaska zaszlochała i ukryła twarz w płaszczu Żołnierza. Żołnierz położył rękę na jej głowie

gestemtakpełnymmiłości,żeJadenpoczułzakłopotanie.

Rozpoznał twarz kobiety klona z Fhost. Wieszczka, Tak nazwał ją Żołnierz. Ale niewiele

pozostałowniejzczłowieka.

Jej tułów i bezwłosa głowa były blade i rozdęte jak u topielicy. Żyły i tętnice odcinały się od

skórytakwyraźnie,jakbymiaływkrótceeksplodować.Świeciłytymsamymświatłem,cowłóknaw

background image

ścianach.

Gniazdozwłókienspowijałojącałkowicieodpasawdół.Jeśliwciążjeszczemiałanogi,Jaden

nie mógł ich zobaczyć. Wyglądała jak demon, półwąż, zrodzony z Ciemnej Strony i technologii
Rakatan.

Kokonenergiiotaczałjejciałoitryskałniebieskimibłyskawicamizoczuipalców.Skupiłana

nich wzrok i ciężar tego spojrzenia sprawił, że Jaden zrobił pół kroku do tyłu. Moc, którą
ucieleśniała,zachwiałanim.

-Wieszczko-jęknąłŻołnierzgłosemprzepełnionymrozpaczą.-Jesteśtam,Wieszczko?
-Onaodeszła-szepnąłJaden,odsuwającsięodkipiącejwniejenergii.
-ZatoMatkajesttutaj-odparłapostaćgłębokimgłosem,niosącymsięechemprzezogromną

komnatę.-Aterazmusiciezapłacić.Wszyscybędąpłacić!

Jadenwiedział,żemusząprzedostaćsięobokniej,abywrócićdowind.Niezawahałsię.
-Pilnujmałej-nakazałMarrowiizaatakował.
Zanim zrobił trzy kroki, z rozdętych palców Matki wyleciały iskrzące błyskawice Mocy i

uderzyły w niego. Zablokował je żółtą klingą miecza. Obracając nią w szybkim młynku, próbował
owinąć błyskawice wokół ostrza, lecz ich energia była zbyt wielka. Przebiła się przez jego linię
obrony i uderzyła w ciało, które przeszył ból jak od tuzina wbitych noży. Odrzuciło go na pięć
metrówwbok.Wylądowałnabrzuchuinatychmiastzpodłogiiścianwypełzływijącesięwłókna,
sięgając po niego. Ciął je mieczem i skoczył na nogi, aby ujrzeć, że Żołnierz także zaatakował
Matkę.

Z podłogi eksplodowała lina spleciona z włókien, chwyciła Żołnierza za kostki, uniosła go

wysokoiuderzyłanimopodłogęraz,apotemdrugi.Wyglądałjakszmacianalalka.

-Żołnierzu!-krzyknęłaŁaska.
Marr,jednąrękątrzymającdziewczynkę,drugąwyciągnąłblasteriwypaliłwMatkę.Pierwszy

strzał uderzył ją w pierś, pozostawiając czarną, dymiącą dziurę w wydętym, bladym ciele. Drugi
zrobił to samo i Matka ryknęła z bólu, a jej ciało zadygotało spazmatycznie. Zanim Marr mógł
oddać kolejny strzał, Matka uniosła dłoń i blaster pofrunął z jego dłoni ku niej. Chwyciła go,
zgniotłabrońwgarściiwyciągnęławstronęMarradwazłożonepalce.

Cereaninuniósłsięnadziemię,dławiącsięiwierzgając.
-Uciekaj-wybełkotałdoŁaski,alemałastanęłajakwryta,wlepiającwzrokwtęscenę.
Jaden całkowicie pogrążył się w Mocy. Machnął wyciągniętymi ramionami i rozpostartymi

dłońmi na Matkę, zasypując ją snopem energii. Strumień uderzył ją w bok, odrzucając na metr i
zmuszającdopuszczeniaMarra,któryupadłciężko.

Jaden znów zaatakował, skacząc aż pod sufit; wykonał salto w najwyższym punkcie skoku i

oburączchwyciłmieczświetlny,zamierzającprzeciąćMatkęnapół.

Ona jednak już odzyskała siły. Zwróciła na niego ciemne oczy, uniosła lekceważąco rękę i

chwyciłagoswojąMocą.

Nie był dla niej żadnym przeciwnikiem. Podtrzymywała go bez wysiłku na suficie i zaczęła

naciskać. Oddech ze świstem opuścił jego płuca, pierś się zapadła. Uwolnił własną Moc, aby
zmniejszyćnacisk,alejejsiłabyłanieubłagana.

Widział,jakMarrpędzinapomocŻołnierzowi,odcinającwiążącegowłókna,apotempomaga

muwstać.Jadenchciałimrozkazać,żebyuciekali,zabralidziewczynkęiwydostalisięstamtąd,ale
niemógłwydobyćgłosu.Niemógłzrobićnic,bopotrzebowałkażdejuncjiMocyiwytrzymałości,
abypowstrzymaćMatkęodzmiażdżeniamużeber.

Teraz Marr i Żołnierz rzucili się na Matkę. Włókna wijąc się wyrastały z podłogi i ścian,

atakującichzewszystkichstron.NóżŻołnierzabłyskał,aonsamrobiłuniki,skakał,obracałsięi
kręcił,zkażdymkrokiemzbliżającsiędoMatki.Pozostawiałposobiezwałydymiącychidrgających

background image

włókien.Marr,mniejzwinny,alenadalskuteczny,wycinałsobiedrogęprzezwłóknajakprzezgrube
łodygi,tnącoburącz,obracającsięistosującwszystkietechniki,jakichzdążyłnauczyćgoJaden.

Gdy zbliżali się do Matki, zawyła i zielona błyskawica Mocy trysnęła z niej we wszystkich

kierunkach,spowijającjąwenergię.Jaden,któryznalazłsięnajbliżej,poczuł,żezaczynasiępalić,
poczułsmródpłonącegociała.Otworzyłustadokrzyku,aleniemógłzłapaćtchu.

Żołnierz i Marr próbowali przechwycić błyskawicę na swoje ostrza, ale była zbyt mocna,

dochodziłazezbytwielukierunków.Wreszcieobajupadlinaziemię,wijącsięzbólu.

Teraz, kiedy uwaga Matki skierowana była gdzie indziej, Jaden poczuł, że jej uścisk zelżał.

PomimobóluzaczerpnąłzMocyipozwolił,abyenergiaeksplodowałanazewnątrz.Togouwolniło
z uchwytu Matki; spadł, koziołkując w powietrzu. Opadł na nogi, przykucnął i wyskoczył w jej
stronęzwysokouniesionymmieczemświetlnym.Przedarłsiędoniej,zanimzdążyłaodrzucićgona
bok.Ostrzezaśpiewało,kiedyciąłiotworzyłranęwjejpiersi.

Energia, ciemna i zimna, eksplodowała z rany, ze ścian, z podłogi. Rzuciła Jadenem do tyłu i

cisnęła nim o ścianę. Zamortyzował cios Mocą, ale i tak ledwo ustrzegł się przed zmiażdżeniem
czaszki.

Matkawytrzeszczyłaoczyizatoczyłasiędotyłu,wrzeszcząc.Rzucałasięwspazmachiszalała,

aburzaenergiiwypełniałasalę,wmiaręjakjejwściekłośćrosła.

Jadenzrozumiał,żejejniepokonają.
-Uciekajcie!-zawołał,dźwigającsięnanogi.-Teraz!
CałączwórkąprzebiegliobokMatki,prostodoszczelinydrzwi.
Była zamknięta, więc wszyscy trzej cięli ścianę mieczami świetlnymi. To było jak krojenie

mięsa.MatkawrzeszczałazanimiiJadenpoznał,żesięprzesuwa,bopoczułjejwzroknaplecach.

-Ruszaćsię!-huknąłiprzepchnąłMarra,Łaskę,iŻołnierzaprzezotwór,któryrazemwycięli.-

Szybko!

Wysunąłsięzanimi,aleniezdążył;piorunMocyprzedarłsięprzezotwór,uderzyłgowplecyi

przeorałjegotwarzącałykorytarz.

-Mistrzu!-zawołałMarr,aleJadenpodniósłsięjużnaczworakiipróbowałwstać.Zachwiałsię

od zawrotów głowy, ale Marr i Żołnierz podtrzymali go na nogach. Głos Matki ryknął za ich
plecami:

-Nieucieknieciemi!-krzyczała.-Tylkojaopuszczętęstację!
Drzwizanimisięrozsunęły.PostaćMatkizamajaczyławotworze.Jadenwypuściłnaniąsnop

energii,Żołnierzzrobiłtosamoiwszyscypobiegli,próbującratowaćżycie.

ZawodzeniealarmuprzywróciłoKhedrynowiświadomość.Leżałimrugającgapiłsięnablade

światła awaryjne, jarzące się w suficie nad jego głową. Nie wiedział, gdzie jest. Utknął w obcej
windzie,aresztędrogiwdółszybuprzebył,spadając.Musiałuderzyćsięwgłowęprzylądowaniu.

Zasilaniepadło,alewydawałosię,żerezerwajeprzywróciła.
Przesunął palcami po głowie i poczuł bolesny, sączący się guz z tyłu czaszki. Jego pręt

jarzeniowy leżał obok, ale nadal działał. Przewrócił się na brzuch i podpełzł do niego, czując, że
nogi i plecy bolą go przy każdym ruchu. Może coś sobie zwichnął, ale był pewien, że niczego nie
złamał.

Podniósłprętjarzeniowyiomiótłnimpomieszczenie,abyzdobyćlepszerozeznaniewsytuacji.

Najwyraźniej spadł przez jedną z rur schodzących w dół z sufitu. Podczołgał się pod pierwszą z
brzeguispojrzałwgórę.Wydawałasięciągnąćdogórywnieskończoność.

Panelesterujące,takiesame,jaktewkomorzewyżej,stałypodwylotemkażdejzrur.Dotknął

jednego,alenicsięniestało.Klnąc,dotknąłinnego,ztakimsamymskutkiem.Jakonwrócinagórę?
Dotknąłtrzeciego-itenożył,zaczynającskanjegociała,taksamojaktennagórze.

background image

Wyszedłzzasięguświatła,zanimskanowaniedobiegłokońca.Oddychałjużswobodniej,skoro

wiedział,żepanelsterowaniaiwindydziałają.Będziemógłwrócić.

Na razie jednak musiał dowiedzieć się, dokąd iść. Pojedyncza pionowa szczelina w ścianie

wyglądała na jedyne wyjście z komory. Kiedy podszedł bliżej, jej brzegi rozsunęły się z niemiłym
odgłosem. Zanim przeszedł na drugą stronę, jego komunikator zatrzeszczał, a potem wydał serię
pytających pisków i gwizdów. Nareszcie, Ar-Six! Samotny, w brzuchu ciemnej stacji, Khedryn
uczepił się głosu robota jak liny ratunkowej. W tej waśnie chwili postanowił, że musi nauczyć się
mowydroidów.

-Dobrarobota,Ar-Six.Wiedz,żezawszejesteśmilewidzianynamojejbalii.
Droidzaterkotałzsatysfakcją.
-PołączmniezJadenemiMarrem.
Droidzapiszczałiwykonałpołączenie.
-Jaden?-zawołałKhedryn-Słyszyszmnie?Jaden!
PełnewściekłościkrzykiMatkiścigałyich,kiedybieglijakszaleniprzezkorytarzestacji.Jaden,

Marr i Żołnierz torowali sobie drogę mieczami przez każde drzwi, które nie otworzyły się same,
kiedysięzbliżali.

-Onajestcorazbliżej!-płakałaŁaska.
-Ruchy,ruchy,ruchy!-krzyczałŻołnierz.
KomunikatorJadenazatrzeszczałirozległsięzniegogłosKhedryna:
-Jaden,słyszyszmnie?Jaden!
-Gdziejesteś?-zapytałJadenpełnymnapięciagłosem,przekrzykującrykiMatki.
- Zadokowaliśmy. Jestem na dole pod windami. Umbaranin mnie zaatakował. Jest na stacji.

Uważajnasiebie.

-Onjużnieżyje-odparłJaden.
-Cieszęsię,ale...
-Nadchodzicośgorszego-wpadłmuwsłowoJaden.
-Gorszego?Comasznamyśli?
-Ato,żemusimysięstądwydostać,Khedrynie-rzekłJaden.-Niewiem,czydamyradę...
-Słuchaj,Jedi,niezostawięwas...
NagleJadenwpadłnapomysł.
-Konieczniedostańsiędostatkudostawczegoklonówiustawsilnikinaprzeciążenie.
-Co?
-Rozwalichstatek,Khedrynie!Chcę,żebycałastacjaorbitalnawyleciaławprzestrzeń.
-Niemamowy-powiedziałŻołnierz.-Natymstatkusąlekarstwa.Łaskamusijezażyć.
- Ale to jedyny statek wystarczająco duży, aby zrobić dość szkód - odparł Jaden. - Pamiętaj:

wszyscy zginiemy, jeśli nie wysadzimy stacji. Nie możemy zatrzymać Matki. Zdobędziemy leki w
jakiśinnysposób.

NatoŻołnierzjużnicnieodpowiedział.
-Tonaswszystkichzabije,Jadenie-przekonywałKhedryn.
- Wystartujemy, zanim wybuchnie. A jeśli my tego nie zrobimy, zrobisz to sam. Zrób to,

Khedryn.

-Nodobra,toruszajcietyłki,Jedi.
-Uważajnazwłoki-ostrzegłJaden.-Możeichtambyćwięcej.
-Widziałemjużtrochę.Totylkotrupy,Jadenie.
-Oniniesąmartwi-powiedziałJaden.-Matkaichużywa.
-Matka...corobi?
-Poprostuuważajnasiebie.

background image

KhedrynrozpoznałniepokójwtonieJadena.NigdywcześniejniesłyszałtakiegogłosuuJedi.

Podszedł do jednego z paneli sterowania, uruchomił go i pozwolił, by światło zeskanowało jego
ciało. Rura nad nim dostosowała swoją wielkość, aby go pomieścić, a następnie wyciągnęła się w
dół,żebygopołknąć.Zamknąłoczy,ciepłeściankiotoczyłygoitrzymałymocno.

Wjechał szybko na górę i odetchnął z ulgą, gdy dotarł do końca. Podłoga wibrowała,

wstrząsanaodległymiuderzeniami.Pobiegłzpowrotemdrogą,którąprzyszedł,poprzezkorytarzei
pomieszczeniasłabooświetloneświecącymiwłóknami,którerozbłyskiwałyimrugałyszaleńczo.

Wyobrażając sobie pozycję punktu dokującego „Gruchota” w stosunku do statku dostawczego,

skręciłwlewoipopędziłwdółkorytarzem.

Zobaczyłprzedsobąotwórrurydokującejstatkuklonówipobiegłwjegokierunku.
Zbocznychkorytarzywychynęłynagleożywionezwłokizwyciągniętymirękami,grzechoczące

stosywysuszonychmięśni,ścięgienikości.WpierwszejchwiliKhedrynsądził,żeichżyłyiarterie
świecą, ale po prostu te same włókna, które wyścielały ściany stacji, oblepiały również ich ciała.
Wyglądałototak,jakbycośnanichwyrosłoiwzięłowswojeposiadanie.

Byli humanoidalni, dwunożni, ale ich stan nie pozwalał na zidentyfikowanie gatunków.

Zaskoczony Khedryn zatrzymał się w pół kroku, a wtedy jeden z trupów położył dłoń na jego
ramieniu.Kiedypoczułkościstepalceściskająceciało,zaklął,stęknąłzbóluiuderzyłtrupawtwarz,
aż głowa, już i tak ledwo przymocowana do kręgosłupa, odpadła i uderzyła w ścianę. Bezgłowe
ciałoupadłoujegostóp.Wyrwałzkaburobablasteryizacząłstrzelaćnaoślep.Jegopierwszystrzał
trafił w ścianę, za to drugi w odsłoniętą klatkę piersiową innego trupa. Eksplodowała w deszczu
odłamkówkościiwysuszonegociała.Khedrynprzylgnąłdościanyipociągałzaspusttakszybko,
jaktylkomógł,celującwewszystko,cosięrusza.

Gdy w korytarzu nie ruszało się już nic więcej, przemknął przez pobojowisko i pobiegł na

pokład statku dostawczego. Przypomniał sobie, jak dostać się do kokpitu, i od razu tam poszedł.
Przemieszczając się po korytarzach i windach, wrócił pamięcią do wydarzeń ostatnich godzin:
uwięzienieprzezklony,Umbaranin,dziewczynkaŁaska.

Miałnadzieję,żenicjejniejest.
Kiedy znalazł się w kokpicie, uruchomił silniki, ale wewnętrzne zabezpieczenia statku

uniemożliwiłymuustawienieichwsposób,któryspowodowałbyeksplozję.WezwałwobectegoR-6.

-Ar-Six,jestemnapokładziestatkudostawczego.Silnikisągorące.Musiszzłamaćwewnętrzne

zabezpieczenia,żebymożnabyłowysadzićstatekwpowietrze.

R-6zapiszczałpytająco.
-Maszdziesięćsekund,droidzie.
R-6 zabuczał, zaniepokojony. Khedryn obserwował odczyt na stacji komputerów, podczas gdy

R-6 pracował nad systemem. Dane przewijały się tak szybko, że Khedryn nie mógł nic odczytać.
Odwróciłsiędodrzwikabinyzmiotaczemwpogotowiu,nawypadek,gdybypojawiłysięklonylub
zwłoki.Naszczęściepanowałspokój,adroiduporałsięzzabezpieczeniamiwjednejchwili.

- Dobra robota, Ar-Six - pochwalił Khedryn i ustawił silniki w pętli zasilania, co w końcu

musiałospowodowaćwybuch.Całystatekeksploduje,abiorącpoduwagęjegowielkość,wyrządzi
nastacjiogromneszkody.

-JadeniMarrsąwdrodze-powiedziałKhedryn.-Przygotuj„Gruchota”doucieczki.
Silniki statku dostawczego mogły wybuchnąć już niedługo. Khedryn pobiegł z powrotem w

kierunku windy. Spotkał tylko jednego ożywionego trupa, przybłędę z przerośniętą czaszką i
dziwnymikłami.Niezwalniając,rozstrzelałgoswoimblasterem.

-Lepiejzostańmartwy-mruknął.
Przedsobąwidziałjużsalęwind.

background image

Podłoganaglezafalowała,aonomałosięnieprzewrócił.Wgłębistacjirozległsiękrzyk,tak

pełen nienawiści i wściekłości, że Khedryn zasłonił uszy. Włókna w ścianach świeciły gorącą
czerwienią.

-Idziemy-zameldowałgłosJadenawkomunikatorze.-Matkateżnadchodzi.
-Pospieszsię-ponagliłKhedryn.-Statekdostawczyniedługowybuchnie.
Jaden, Marr, Żołnierz i Łaska stłoczyli się w sali wind. Miotanie się Matki za ich plecami

wstrząsałogruntem.Wydawałosię,żeonazkażdąchwiląstajesięwiększa,pochłaniającpodrodze
kolejneczęścistacji.

-Wchodźcie-poleciłJaden.UżyłMocy,abyzamknąćwejściedokomoryicofałsięwkierunku

jednegozpanelikontrolnych.ŻołnierzwziąłŁaskęnaręce,żebyświatłopanelusterowaniamogło
przeskanować ich oboje, rura rozszerzyła się, dostosowując do ich rozmiarów, i ruszyli w górę.
Marrposzedłzanimi.

Matka uderzyła w drzwi od zewnątrz. Mocą popchnęła Jadena do tyłu, ale utrzymał drzwi

zamknięte. Matka znów wydała wrzask pełen nienawiści, frustracji, wściekłości. Drzwi zaczęły się
wydymaćdowewnątrz.

Światełko na panelu sterowania przeskanowało Jadena, rura nad nim skorygowała swoją

wielkośćizniżyłasiędoniego.

Niemógłjużdłużejutrzymaćwejścia.DrzwisięotworzyłyiMatkawpadładośrodka.Jejludzki

korpus był jeszcze bardziej rozdęty i odbarwiony, a wężowa część miała teraz dziesięć metrów
długości.

Z podłogi i ścian wysunęły się włókna i chwyciły Jadena. Ciął je mieczem. Matka wyła coraz

głośniej,alewkońcuprzestalijąsłyszeć,kiedyruszyłwgóręwindą.

Khedrynpobiegłdopomieszczeniazwindami.Kluczyłmiędzyszybami,zaglądałtuitam,ale

nicniewidział.Czekałwięczbijącymgwałtowniesercemiprzyspieszonymoddechem.

Drganiapodnogamisygnalizowaływznoszeniesięwyciągów.Chodziłodjednegododrugiego,

oczekującnaznak,żecośnadchodzi.Wjednejzrurujrzałszybkorosnącewybrzuszenieicofnąłsię,
alewindawypchnęłanieJadenalubMarra,aleŻołnierzaiŁaskę.KrewciekłaŻołnierzowiznosa;
wyglądał,jakbyzostałtrafionywtwarzcegłą.Pęknięteżyłkizabarwiłyjednookonaczerwono.

-Toty!-krzyknąłKhedrynisięgnąłpomiotacz.
Żołnierz wyciągnął wolną rękę i wyrwał broń Khedrynowi, ale nie zapalił swojego miecza

świetlnego.

-Niejestemtwoimwrogiem-powiedział.-JediiCereaninsątużzanami.
ZanimKhedrynzdołałcokolwiekpowiedzieć,Żołnierzwręczyłmujegoblaster.
-Cosięstało?-zapytałKhedryn,wiedząc,jakgłupiozabrzmiałotopytanie.
-Dziwnerzeczy-powiedziałaŁaskaiuśmiechnęłasiędoniego.
Khedrynniemógłsiępowstrzymaćiuśmiechnąłsięwodpowiedzi.
-Cieszęsię,żecięwidzę-powiedziałdoniej,adziewczynkawyraźniesięspeszyła.
Rura najbliżej Khedryna zgięła się, wydęła i wypluła Marra. Cereanin miał wzrok tak

zaniepokojony,jakiegoKhedrynjeszczeuniegoniewidział.

-Cojest?-zapytał.
-GdziejestJaden?-chciałwiedziećMarr.
-Jeszczegoniema.
-Uruchomiłeśsamozniszczenienastatkudostawczym?
Khedrynprzytaknął.
-Cosiędzieje?Ktotojest„Matka”?
Jakbywodpowiedzipodłogapodnimizafalowałaiugięłasię.Łaskazapiszczałazestrachu.

background image

-Towszystkokłamstwo-odparłŻołnierz.-Matkajestkłamstwem.
Podłoga znów się poruszyła. Marr zapalił swój miecz świetlny. Żołnierz zrobił to samo. Rura

po drugiej stronie sali wypluła Jadena. Włosy i brwi miał osmalone, ubranie nadpalone i ciężko
oddychał.

Podłogaprzechyliłasięponownie,omałoichnieprzewracając.Zaczęławydymaćsięwstronę

sufitu. Krzyk czystej, niezmąconej wściekłości dobiegł z jednego z szybów, aż włosy stanęły
Khedrynowidęba.

-Uciekać!-krzyknąłJaden.-Uciekać!Wszyscy!
Khedrynniemusiałsięzastanawiać.Odwróciłsięiwrazzresztąpopędziłdo„Gruchota”.
Żar i dym wypełniały słabo oświetlone korytarze. Włókna w ścianach mrugały seriami

kolorów,szybko,szaleńczo,wrytmgorączkowejaktywnościmózguumierającegoorganizmu.

JadeniŻołnierzprowadziligrupę,ichmiecze-żółtyiczerwony-cięływszystkiedrzwi,które

nie otwierały się, kiedy się do nich zbliżali. Żołnierz podtrzymywał dziewczynkę wolnym
ramieniem. Mała wcisnęła głowę pod jego brodę. Jaden użył Mocy, żeby zamykać ściany i drzwi,
którejużminęli,chcącspowolnićpościg.Matkawrzeszczałazanimi,auderzeniajejciałaienergiio
przeszkody,któreJadenpostawiłnajejdrodze,byłyjużblisko,zbytblisko.

-Uciekajmy!-wołałKhedryn.-Uciekajmy!
Kolejnywybuchszarpnąłnimi,rzuciłościanęizbiłŻołnierzaznóg.JadeniMarrpociągnęli

godopozycjipionowejipobieglidalej.Dziewczynkazaczęłapłakać.

Korytarzprzednimirozwidlałsię.
-Na„Gruchota”tędy-krzyknąłMarr,wskazującwlewoswoimmieczemświetlnym.
-GdziejeststatekUmbaranina?-zapytałŻołnierz.
-Tam-odparłMarr,dającznakgłowąwprawo.-Kołotwojegostatku.
ŻołnierzująłKhedrynazaramię.
-Ilemamyczasudoeksplozjistatkudostawczego?
Khedrynwyrwałmusię.
-Sekundy.Trzebasięspieszyć.
ZanimiMatkakrzyczałazwściekłościibólu.Czuli,jakpodłogauginasiępodjejkrokami.
-Onapotrzebujelekarstw-powiedziałŻołnierz,wskazującgłowąnaŁaskę.-Muszęsiędostać

napokładtegostatku.

-MożnajezdobyćnaFhost-zaprotestowałMarr.
-NiewracamnaFhost-odpowiedziałŻołnierz.
-Jadenie...-zagadnąłKhedryn.
ŻołnierzodwróciłsiędoJadena,jegoustatworzyłytwardąlinięwczerwonejpoświaciemiecza

świetlnego. Jedi spojrzał w szare oczy Żołnierza, takie same, jakie widział każdego ranka, gdy
spojrzałwlustro.

Niemożepozwolićmuodejść.Towykluczone.
Cichełkaniadziewczynkiichorobliwepulsowaniejejciałapodjęłydecyzjęzaniego.
-Dokądpójdziecie?-zapytałJaden.-Cozrobisz?
-Niewiem.
Jadenskinąłgłowąnaznakzgody;Żołnierzzrobiłtosamo.
-Idźcie-rzekłJaden.
Wciąż tuląc Łaskę wolnym ramieniem, Żołnierz odwrócił się bez słowa i pobiegł do statku

Umbaranina.MusiałchybaużyćMocy,abyzwiększyćszybkość,bozniknąłwmgnieniuoka.

-Niesądzę,żebymusiętoudało-mruknąłKhedryn.-Niezdążydotrzećdostatkudostawczego,

apotemjeszczedostatkuUmbaranina.

-Możeinie-zgodziłsięJaden.-Alemusiałempozwolićmuspróbować.

background image

Kolejny wrzask Matki i eksplozja w odległej części stacji wprawiły stopy Jadena, Marra i

Khedrynawszybkiruch.

- Statek gotów do lotu, Ar-Six? - zapytał Khedryn przez komunikator. Droid zaćwierkał

twierdząco.

Przed sobą widzieli już rurę dokującą, otwarty luk i śluzę powietrzną „Gruchota”. Pobiegli ku

niej,aleniezdążyli;ześcian,wijącsięjakwęże.wytrysnęłogniazdowłókieniuwięziłoich.

OstrzeJadenamigało,kiedyjeciął,pozostawiającskręcającesięipłonącewłóknanapodłodze.

Marrrobiłtosamo.Ruszylidalej.Jadenobejrzałsięizobaczył,żeMatkastoiuwylotuzadymionego
korytarzazanimi.

-Szybciej!-zawołałdoswoichtowarzyszy.-No,już!
ZanurzyłsięwMocy,skinąłrękąizamknąłnajbliższedrzwi.
RykfrustracjiMatkiwstrząsnąłścianami.
Jadenwskoczyłdo„Gruchota”tużzaKhedrynemiMarremizamknąłklapęśluzy.
-Zabierznasstąd-poleciłdroidowiprzezkomunikator.
„Gruchot”natychmiastzacząłsięoddalaćodrurydokującej.
Rura rozciągnęła się, ale nie puściła. Włókna wystrzeliły z jej boków i chwyciły się różnych

wypukłościkadłuba„Gruchota”,próbującnapowrótściągnąćstatek.PrzeziluminatorJadenwidział,
jak stacja blisko miejsca dokowania pulsuje, jak zbiera się tam coraz więcej włókiem, strzelając w
przestrzeń, aby pochwycić „Gruchota”. Wyczuwał obecność Matki, czyhającej na nich po drugiej
stronieściany.

-Silnikipełnamoc!-krzyknąłKhedrynwkomunikator.
R-6wypełniłpolecenieistatekobroniłsięprzeduściskiemstacji,iuchwytemMatki.
Z drugiej strony stacji zasilania eksplodował statek dostawczy, tworząc ogromną kulę ognia.

Natychmiast tu i tam rozkwitły wtórne eksplozje, rozrastając się i nabierając intensywności.
Przemykały seriami po powierzchni stacji. W kosmos wystrzeliły fontanny ognia. Eksplozja
wstrząsnęła stacją w pobliżu uwięzi. Jej część, oderwana wybuchem, zaczęła spadać w kierunku
planety.

Tymczasemzniszczeniarozszerzyłysięnacałądługośćstacjiwkierunkuplanety;wyglądałoto

jakdługilontwypalającysobiedrogędopodziemnejczęści.

Jaden obserwował to wszystko z pełną przerażenia fascynacją. Silniki „Gruchota” walczyły ze

ściągającym go w dół uściskiem włókien. Stacja spadła na planetę, pociągając „Gruchota” za sobą.
Marr,KhedryniJadenobserwowalitoprzeziluminator,wiedząc,żeichżyciecałkowiciezależyod
silników„Gruchota”.

-No,dalej,kochanie-szeptałKhedryn.-Załatwich.
Statekistacjarazempoleciaływkierunkuplanety,zkażdąsekundąnabierającprędkości.Jaden

wyczuwał moc Matki wciąż wylewającą się z tuneli. Włókna oplotły „Gruchota” jak sieć. Silniki
zawyły,starającsiępowstrzymaćzarównostatek,jakistacjęodupadku.

-Przekierujcałąmocnasilniki-poleciłKhedrynR-6.-Wszystko!
Wyciesilnikówzmieniłoton,stałosięgłębsze;światłaprzygasły,gdyR-6posyłałdosilników

całąmoczwyjątkiemsystemówpodtrzymaniażyciaisztucznejgrawitacji.

Powierzchniaplanetyzdążałaimnaspotkanie.Mogłaichzniszczyć,pogrzebaćwogniuiskale

wrazzMatką.

Nagle wszystkie włókna pękły. „Gruchot” uwolnił się i wystrzelił w przestrzeń jak pocisk z

miotacza. Takie przyspieszenie było zbyt nagłe dla sztucznej grawitacji, aby mogła je natychmiast
zrekompensować.Jaden,MarriKhedrynpolecielinaścianę.

Jaden, z twarzą przyklejoną do iluminatora, obserwował upadek stacji na planetę i wijące się

włókna-ciągnącysięzaniąsymbolnienawiściiwściekłościMatki.

background image

Stacjauderzyłaopowierzchnięibezdźwięcznierozkwitławkulęognia.GniewMatki,całajej

Moc,znikływ płomieniach.Wtórneeksplozje pokryłyplanetężyłkami pomarańczowychlinii,gdy
podziemnaczęśćstacjieksplodowała.

Khedryn, Marr, Jaden i droid stłoczyli się w kokpicie „Gruchota”. Khedryn przeprowadził już

diagnostykę-statekwydawałsięprawienienaruszony,jakstwierdziłzzadowoleniem,podczas,gdy
Marrwykreślałwspółrzędneskokudonadprzestrzeni.

Khedrynowi wydawało się, że obaj Jedi - teraz uważał za Jedi także Marra - wyglądają na

dziwniepełnychrezerwy.

-Myślisz,żezdążyliuciec?-zapytałJadena.
JegopytaniesprowadziłoJadenazpowrotemdorzeczywistościzmiejsca,gdziebłąkałsięjego

umysł.JedipodniósłwzroknaKhedryna.

-ChodzioŻołnierza?
-IŁaskę-dodałKhedryn.
Jadenspoglądałgdzieśpozakokpit,wprzestrzeńkosmiczną.
-Niewiem.Myślę,żetak.Mamtakąnadzieję.
Khedrynteżmiałnadzieję.
Jadenodchrząknął,uśmiechnąłsięiwstał.
-MuszęzłożyćraportZakonowi.WracamynaFhost,kapitanie?
Khedrynprzytaknął.
-Jasne.WracamynaFrost.
-Poskończeniuraportuprzydałobysiętrochękafu-powiedziałJaden.-Spotkamsięzwamiw

mesie.

-Podprawgopulkay-zasugerowałKhedryn.-Wszyscyzasługujemynadrinka.
Jadentylkosięroześmiałiwyszedłzkabiny.
-Mówiłempoważnie!-powiedziałKhedryndojegopleców.Naprawdęmówiłpoważnie.Musiał

sięnapić.

GdyJadenznikł,KhedrynobróciłfotelwkierunkuMarraistwierdził,żeCereaningapisięw

śladzaJadenemzniepokojem.

-Wszystkowporządku?-zapytał.
Marruśmiechnąłsię,aleKhedrynwidział,żetowymuszonygrymas.
-Jasne.
-Cozwami?Obajsiędziwniezachowujecie.
MarrutkwiłwzrokwKhedrynie,niepokójwjegooczachsiępogłębił.
-Cotoznaczy„dziwnie”?Dziwnie,czylijak?
Khedrynopadłnaoparciefotela.
-Spokojnie,Marr.Poprostuobajwydajeciesięjacyś...inni.Prawdopodobnieprzeztowszystko,

cosiętustało.Wyluzuj.

AleMarrsięnieuspokoił.PatrzyłzaJadenem,ajegonapięciebyłowręczwyczuwalne.
- Nie widzę w Jadenie nic dziwnego - wymamrotał Marr. - Myślę, że jest dokładnie taki sam.

Dokładnie.

Wniewielkimpomieszczeniujednejztoalet„Gruchota”Jadenwziąłprysznic,wytarłsięistanął

przed małym lusterkiem z polerowanego metalu. Jego zawsze szczupła twarz wyglądała teraz na
wymizerowaną, wręcz wynędzniałą. Szare oczy zapadły się głęboko w oczodołach, podkreślone
przezsinecienie.Wielesięwydarzyłowciąguostatnichkilkudni.

Musiałzmienićopatrunkinaranach.Alenajpierwtrzebabędziesięogolić.

background image

Sprawdził szafkę wbudowaną w ścianę i znalazł puszkę z pianą i archaiczną brzytwę, którą

Khedrynmusiałzostawićtamdlapasażerów.

Teraz,kiedyjużzmyłsmródstacjizciała,choćniezumysłu,metodyczniepokryłpianątwarz.

Powolipociągnąłbrzytwąwdółpopoliczkachigardle,staranniezarysowującgranicebródki.

Kiedytorobił,zastanawiałsięnadŻołnierzemiotym,jacysąpodobni.Fizycznieniczymsię

nieróżnili.Cóż,wgruncierzeczybyliwręczbraćmi-bliźniakami.Ajednakprowadzilizupełnieinne
życieidokonywalibardzoróżnychwyborów.

Ludzietonierównania.
Jasne.Ludzietowybory.
Ale na ile biologia może ograniczyć wybory? Teoretycznie Żołnierz mógł przejść na Ciemną

Stronęwkażdejchwili.Czytateorianierozbijasięjednaknaskałachrzeczywistości?Czywybory
Żołnierzaograniczanebyłyprzezjegobiologię,przynajmniejdopewnegostopnia?

AwyboryJadena?
Skończyłsięgolić,starłpianęispojrzałnasiebiewlustrze.Cośwyglądałonietak.Zajęłomu

chwilę,abyuświadomićsobie,cotobyło-małablizna,którąmiałnaprawympoliczkuodwczesnej
młodości,znikła.SkaleczyłsięwtedyjednymznarzędziwujaOmairananiezagoiłasiędobrze.

-Jaktomożliwe?-mruknął.
Przysunął twarz do tafli lustra, zastanawiając się, czy może blizna tylko zbladła, ale nie, nie

widziałjejwogóle.Przezdługąchwilęspoglądałnaswójobrazwlustrze.

Wjegoumyślezaczęływirowaćnieprzyjemnemożliwości.Starałsiętrzymaćjewryzach,ale

onewciążpowracały.Spróbowałrozpędzićjeśmiechem,aleoneuporczywiewracały.

- To niemożliwe - powiedział głośno, zaprzeczając rzeczywistości, której nawet nie chciał

nazwać. Przypomniał sobie całe swoje życie. Nikt nie dysponował taką technologią, jakiej
wymagałobyprzeszczepieniewspomnieńcałegożycia.

Nie,tobyłon.Toniemożebyćniktinny.
Ale... był nieprzytomny przez jakiś czas po walce z Umbaraninem. Uświadomił sobie, jak się

czuł,kiedysięobudził-jakniepotrafiłnicsobieprzypomnieć.

Aletowszystkopasowałodourazugłowy.
Jegowzrokpadłnaokaleczonepalce,naotwarteodnowarany.
Otwarteodnowa...
Marrwłaśnietakpowiedział,aonbygonieokłamał.
AleMarrpatrzyłnaniegodziwnie.Jadensądził,żepoprostubałsięojegozdrowie,aleczynie

mogłotobyćcośinnego?

Mogłoczynie?
Patrzyłnasiebiewlustrzeizastanawiałsię.
WodległychzakamarkachsystemuŻołnierzstudiowałwykresygwiazdnastatkuzwiadowczym

Umbaranina. Byli w okolicy, którą komputer nawigacyjny określał jako Nieznane Regiony. Co
prawdadlaŻołnierzawszystkiemiejscawprzestrzenibyłynieznane.Przezcałeżycie.

Poznałswojegoklonaiwidzącgouświadomiłsobie,kimmógłbybyć.
Szukałceluoddziesięcioleciijużmyślał,żeznalazłgowWieszczceijejdążeniudoMatki.Ale

to było kłamstwo, fałszywa nadzieja, jaka rodzi się z rozpaczy i samotności. Był sam, nawet jeśli
wśród współbraci różnił się od innych klonów, wyizolowany, odrębny. Wieszczka wydawała się
rozumiećjegobólipróbowałagouleczyć,zabierającgonawyprawę.

AleMatkatobyłjejcel,aniejego.Jegocelbył...odmienny.
Łaska siedziała skulona w fotelu drugiego pilota. Wyglądała tak krucho, tak blado, tak lekko,

jakbymogłauleciećwdalprzysilniejszymwietrze.Dostałaleki.Jejchorobabyłapodkontrolą-ze
statkudostawczegouratowałtyle,abymogłażyćbezobjawowoprzezwielelat.Wtymczasiebędzie

background image

jąchronić,wychowają,zapewnijejżycielepszeniżjegowłasne,amożenawetgdzieśtamodnajdzie
dlaniejmożliwośćcałkowitegowyleczenia.

Tak,miałswójcel.
Otworzyłaoczy,spojrzałananiegoiuśmiechnęłasię.Uśmiechnąłsięwodpowiedzi.
-Ciemnotu-powiedziała.
- Jest tak jasno, jak oświetlenie pozwala - powiedział. Umbaranie z konieczności tak go

zaprojektowali.-Zmienimyto,kiedytotylkobędziemożliwe.

-Dokądzmierzamy?-zapytała.
Przezdłuższąchwilęzastanawiałsięnadodpowiedzią.
-Niewiem.Znajdziemydobremiejsceistworzymytamsobiedom.
Wydawałosię,żezaakceptowałatęodpowiedź.Zwinęłasięzpowrotemwfoteluiwkrótceznów

zasnęła.JejcichutkiechrapanieprzywołałouśmiechnatwarzŻołnierza.

Siedział w ciemnym kokpicie statku, wpatrując się w bezkresną przestrzeń Nieznanych

Regionów-wogromną,pustąciemność,przerywanąjedyniesłabymipunktamiświatła.

Tylepustki,pomyślał.
Wybrałsystemzkomputeranawigacyjnegoiwprowadziłwspółrzędne.
Postanowił,żemusiskupićsięnaświatłach.
Ztąmyśląwłączyłhipernapęd.

background image

PODZIĘKOWANIA

Taksiążkamogłapowstaćdziękiwspaniałejekipie.
Dziękujęwam,Shelly,SueiLelandzie.

background image

SpisTreści

BOHATEROWIEPOWIEŚCI
ROZDZIAŁ1
ROZDZIAŁ2
ROZDZIAŁ3
ROZDZIAŁ4
ROZDZIAŁ5
ROZDZIAŁ6
ROZDZIAŁ7
ROZDZIAŁ8
ROZDZIAŁ9
ROZDZIAŁ10
ROZDZIAŁ11
ROZDZIAŁ12
ROZDZIAŁ13
PODZIĘKOWANIA


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
171 ABY 0041 Rozdroża czasu
003 BBY 5000 ABY 0041 Rozdroża czasu
Jak słuchać i mówić, aby dzieci chciały rozmawiać
145 172
172
ABY 0025 Mroczny Przypływ 2 Inwazja
aby dzieci nadpobudliwe byly szczesliwe i zdrowsze, edukacja, psychologia
13. ABY WARBURG, metodologia historii sztuki
Zestawienie równoważników odpływu
ABY 0046 Rozdroża czasu
ABC mądrego rodzica Jak sprawić, aby Twoje dziecko odniosło w życiu sukces
ABY 0025 Wektor pierwszy
K Napora 'Aby sluzyl i strzeg Nieznany
ABY 0027 Linie wroga 2 Twierdza rebelii
ABY 0009 X Wing 8 Zemsta Isard
7 172
IMG 0041
Morris L Venden Aby poznać Boga
chodzi o to aby atmosfera w klasie miała coś dobrego z rodziny godzina wychowawcza kl 5

więcej podobnych podstron