Czego się boi Edward Cullen?
Jak zwykle czekał na mnie w pokoju, gdy wróciłam z łazienki po wieczornej toalecie. Tak piękny,
tak idealny. Mój osobisty bóg. Jak zwykle leżeliśmy przytuleni. Jego ręka wędrowała po moim
ramieniu, gdy nagle zesztywniał, wykrztusił z siebie coś niezrozumiałego i znalazł się po drugiej
stronie pokoju. Jego oczy wpatrywały się we mnie z takim przerażeniem i obrzydzeniem, że
zwątpiłam.
-Edward? – Spytałam niepewnie. Chłopak stał pod oknem i wyglądał, jakby w każdej chwili miał
rzucić się do ucieczki. Zrobiłam krok w jego stronę, lecz krzyknął cicho:
- Nie zbliżaj się! – W jego głosie słyszałam źle tajoną panikę. – Nie podchodź z tym do mnie!
Nie zrozumiałam, o co chodzi. Zrobiłam jeszcze dwa kroki, chcąc go przytulić i uspokoić, ale
Edward błyskawicznie otworzył okno i już go nie było. Stałam przez moment oniemiała, potem
uderzył mnie sens jego słów: „nie podchodź z tym do mnie”. Jakim „tym”? Obejrzałam się
dokładnie i roześmiałam się serdecznie. Nie mogłam się opanować, dopóki nie przyszedł Charlie,
zdziwiony moim zachowaniem.
Wlazłam posłusznie pod kołdrę, ale długo jeszcze tłumiłam chichot za każdym razem, gdy
przypomniałam sobie nowe znaczenie, jakiego nabrały słowa „chyba nie uświadczysz tu nawet
pajęczyny”. Mały pajączek wędrował spokojnie po ramie łóżka.