SALLY WENTWORTH
BURZLIWA PODRÓŻ
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Pół tuzina włączonych wentylatorów nie przynosiło orzeźwienia. Zwisały jedynie z
sufitu i mieszały powietrze ciężkie od dymu papierosów i zapachu ostrych potraw. Nie
chłodziły sali w lokalu nocnym, w którym temperatura przekraczała zapewne 35°C.
Sara tańczyła, czując jak zalewający ją pot wsiąka w skąpy strój. Ubrana była w
obcisły, elastyczny kostium z cekinami, które zakrywały intymne miejsca, i z
przytwierdzonymi z tyłu piórami. Gdyby nie postawiła na swoim i nie odmówiła Marcelowi -
jej ubiór byłby jeszcze uboższy. Ale za największymi nawet namowami nie zgodziłaby się
obnażyć piersi przed oczami miejscowych Arabów i marynarzy licznie odwiedzających lokal.
Maxime, ich główna tancerka, występująca poprzednio w Paris Follies, zgodziła się na to bez
skrupułów. Tańczyła jednak od dłuższego czasu i za swego obrońcę miała Marcela. Sara zaś
była sama i dopiero co przyjechała z Anglii.
Taniec skończył się i pięć dziewcząt wybiegło ze sceny, aby zmienić stroje. Ich
miejsce zajął Marcel, który zaczął śpiewać starą francuską balladę. Na szczęście kolejne
wyjście było już ostatnim punktem w programie tego wieczoru. Był to “Karnawał” - ich
wielki finał. Wbiegły na scenę w strojach zrobionych kiedyś dla Paris Follies, które Maxime
kupiła parę lat temu. Używały ich potem różne dziewczyny, cztery razy dziennie, sześć dni w
tygodniu, w lokalach, które zmieniały się w zależności od pory roku. Nic więc dziwnego, że
przy tak intensywnym używaniu, kolorowe, pokryte piórami stroje były obszarpane. Tancerki
wyglądały w nich jak wynędzniałe i wypłowiałe rajskie ptaki.
Gdy z aktorskim uśmiechem na ustach wbiegały na scenę, ze strony publiczności
odezwały się tylko nieliczne brawa. Goście byli znużeni, albo też niedostatecznie pijani, by
zdobyć się na entuzjazm. Przyszli raczej gapić się na dziewczyny niż na ich występ. Sara
starała się nie wyobrażać sobie, co myślą wodzący za nią oczami mężczyźni. Muzyka z taśmy
nabrała tempa i w jej finalnym momencie dziewczęta zatańczyły kankana.
Dochodziła trzecia trzydzieści nad ranem. Rozpoczął się ruch w garderobie. Sara i jej
współmieszkanka, Francuzka Danielle, przebrały się w spodnie i bluzki. Dwie inne
dziewczyny założyły stroje wieczorowe i powróciły na salę, aby dotrzymać towarzystwa
klientom.
Rozległo się stukanie do drzwi i usłyszały zniecierpliwiony głos Marcela:
- Jesteście gotowe?
Chociaż według zawartej umowy zobowiązany był odprowadzać je do hotelu, czynił
to z wyraźną niechęcią. Wolał przebywać w lokalu, gdzie czekało na niego towarzystwo i
darmowe napoje. Jednakże dwie młode dziewczyny nie mogłyby o tej porze przejść ulicami
Oranu bez ochrony.
Marcel wyprowadził je tylnymi drzwiami, ponaglając i nie dając czasu nawet na
zmycie makijażu, nie mówiąc już o prysznicu. Powietrze na zewnątrz przyniosło prawdziwą
ulgę. Sara zrobiła kilka głębokich wdechów. Poczuła delikatny powiew od strony morza,
który napełnił ją dziwnym uczuciem wielkiej tęsknoty. Może to pragnienie przygody, które
tkwi gdzieś głęboko w mojej duszy, a może to po prostu tylko z braku świeżego powietrza,
pomyślała.
Ich hotel mieścił się w kompleksie starych, wysokich budynków blisko nadbrzeża,
którego bliskość była dla Sary zaletą. Hotel był stary, głośny, pełen niemiłych zapachów.
Jednakże z pokoju, który Sara dzieliła z Danielle, roztaczał się wspaniały widok na port.
Widok ten fascynował Sarę. Każdego dnia, po przebudzeniu, siadała na krześle przy
oknie, wspierała głowę na rękach i obserwowała zmieniającą się scenerię. W oddali widać
było oświetlone gorącym słońcem statki ładujące i rozładowujące towary. Płynęły do Grecji
lub Turcji, albo jeszcze dalej przez Kanał Sueski na Morze Czerwone. Były to statki
handlowe. Oran nie był na tyle atrakcyjny, aby przyciągnąć liniowce pasażerskie. Wielka
szkoda, pomyślała Sara z westchnieniem, jeśli tylko udałoby mi się znaleźć pracę na statku
pasażerskim, opuściłabym Oran bez zmrużenia oka.
Gdy Sara obudziła się i wstała z łóżka, Danielle wciąż jeszcze spała. Było już koło
południa. Podeszła do okna i otworzyła okiennice. Na morzu widać było w oddali kilka
statków. Słońce odbijało się od fal tak mocno, że Sara musiała przymrużyć oczy. Zaintrygo-
wał ją punkt po lewej stronie horyzontu. Wpatrywała się weń i dostrzegła zarys
staroświeckiego statku żaglowego, który pod pełnymi żaglami płynął w kierunku portu. Gdy
statek się przybliżył, włączono silnik spalinowy i żagle zostały ściągnięte, odsłaniając trzy
wysokie maszty.
Sara westchnęła, ogarnięta przypływem nostalgii, i dalej obserwowała statek, który
manewrował zręcznie w basenie portowym, omijając inne jednostki. W końcu przybił do
brzegu w pewnym oddaleniu od głównych nabrzeży przeładunkowych. Danielle już wstała i
krzątała się po pokoju. Dziewczyny wzięły prysznic, ubrały się i wyszły coś zjeść. Następnie
Danielle udała się w odwiedziny do swoich francusko - algierskich przyjaciół. Sara zaś, po
dokonaniu drobnych zakupów, poszła do portu, aby bliżej przyjrzeć się żaglowcowi.
Nazywał się “Duch Wiatru”. Zgrzana po długim spacerze Sara oparła się o mur
otaczający port i popatrzyła na statek przycumowany na przystani. Działo się tam wiele
rzeczy. Koło statku zatrzymała się karetka pogotowia i po trapie na dół znoszono człowieka
na noszach. Umieszczono go w karetce. Zbici w gromadę członkowie załogi obserwowali, jak
odjeżdża, lecz prawie natychmiast zostali przywołani do pracy przez wysokiego mężczyznę w
czapce żeglarskiej i marynarce. Był jedynym członkiem załogi, który nosił coś, co
przypominało mundur. Większość ubrana była jedynie w krótkie - spodenki. Następnie do
statku podjechała taksówka i wysoki mężczyzna, który wyglądał na szefa, wsiadł do niej i
odjechał. Sara sądziła, że jego odjazd spowoduje zwolnienie tempa pracy, lecz ku jej zdziwie-
niu, inny z kolei mężczyzna, niższy wzrostem, z kędzierzawą rudą brodą przejął jego funkcje,
i marynarze pracowali tak żwawo, jak przedtem. Krzątali się przy ożaglowaniu i, podając
sobie z rąk do rąk paczki oraz puste skrzynki, przenosili je ze statku na pomost.
Jeden ż członków załogi, młody człowiek o bielszej od innych cerze, który wyglądał
na dwadzieścia parę lat, zauważył, że Sara ich obserwuje i pomachał w jej stronę. Ona
zawahała się przez moment. Odpowiedziała mu skinieniem dłoni, a następnie odwróciła się i
poszła z powrotem do miasta. Po drodze wielu przechodniów przyglądało jej się z
zaciekawieniem. Była jedną z nielicznych blondynek, jakie można było spotkać wśród
przeważnie czarnowłosych i ciemnoskórych tutejszych kobiet. Ponadto szła sama. Już
wcześniej parę razy zaczepiano ją w porcie. Dlatego też tak rzadko tu zaglądała, mimo, że
lubiła to miejsce pełne krzątaniny i gwaru.
Danielle czekała na nią w umówionym miejscu i razem poszły do hotelu, a następnie
do lokalu. Ten wieczór był taki sam jak inne. Pierwsze dwa występy oglądało niewiele osób.
Sala wypełniła się dopiero około godziny jedenastej. Podczas trzeciego występu grupa sześciu
mężczyzn, których wczoraj nie widziała, zasiadła w jej rewirze. Byli na tyle blisko, że do nich
to właśnie powinna była podejść w części występu, w której miała udawać flirt z kimś z
publiczności. Należało wówczas bardzo uważać, aby nie wybrać kogoś, kto był pijany. Tak
łatwo można było bowiem narazić się na nieprzyjemne objęcia albo dotyk.
Podchodząc do stołu, Sara uśmiechnęła się profesjonalnie, po aktorsku, i rzekła do
najbliższego mężczyzny:
- Bonjour, cheri.
W odpowiedzi mężczyzna uśmiechnął się, zaś ktoś siedzący obok niego zawołał po
angielsku:
- Halo, jak się masz. Czy mnie pamiętasz? Rozpoznała młodego marynarza ze statku
żaglowego.
- Jesteś z Anglii - uśmiechnęła się do niego zwyczajnie. - Ja również.
Po czym odeszła z wdziękiem do następnego stolika, przy którym siedział Arab ze
złamanym nosem i wpatrywał się w nią z pożądaniem. Sara uciekła od niego szybko i wróciła
z powrotem do tańca.
Grupa marynarzy została jeszcze na następny występ i dołączyła do programu,
śpiewając z entuzjazmem, choć bez specjalnej umiejętności, stare londyńskie piosenki. Gdy
było już po wszystkim i przebierały się w garderobie, nadszedł Marcel. Waląc do drzwi
powiedział:
- Ktoś z publiczności chce się napić z Sarą. Taka propozycja nie była w zwyczaju,
toteż Sara uchyliła tylko nieco drzwi i chcąc się upewnić, czy nie pochodzi przypadkiem od
młodego marynarza, zapytała:
- Kto to?
- Bardzo ważna figura lokalna - rozwiał jej wątpliwości Marcel.
Sara miała już gotową odpowiedź, ale na wszelki wypadek zapytała z ciekawością:
- A gdzie siedzi?
- Po lewej. Drugi stół koło podium. Zapamiętała lubieżne spojrzenie Araba ze złama-
nym nosem. Wzruszyła ramionami.
- Znasz moją zasadę. Nie piję z klientami.
- Cóż, tym razem musisz - stanowczo powiedział Marcel, zmieniając się kompletnie
na twarzy. - Właścicielowi lokalu zależy na dobrych stosunkach z tym facetem.
- Tym gorzej dla niego. Zgłosiłam się tutaj, aby tańczyć, a nie po to, by zaspakajać
zachcianki klientów. Poproś Marię lub Elaine.
- On nie chce Marii ani Elaine. Chce ciebie.
- Powiedz mu, że się nie zgadzam.
Sara chciała zamknąć drzwi, ale Marcel udaremnił to, wkładając but w szparę.
- Jeśli się z nim nie napijesz, może zaszkodzić właścicielowi. To zaś zaszkodzi nam
wszystkim. Chcesz, abyśmy wszyscy zostali zwolnieni z pracy? On chce się tylko z tobą
napić.
- Nie! - odparła Sara stanowczo, wiedząc, że po kieliszku następują inne propozycje. -
Zabierz swoją nogę, bo ci ją zgniotę!
Marcel popatrzył na nią gniewnie.
- Zwolnię cię, jak tylko kogoś znajdę. Nie potrzebuję dziewcząt, które nie umieją być
miłe dla klientów.
Sara nie pozostała mu dłużna.
- Nie jestem zdziwiona. Zajęcie alfonsa jest dokładnie na twoim poziomie!
Szybko zatrzasnęła drzwi.
Odegrał się natychmiast i nie odprowadził jej i Danielle do domu. Musiały więc
wydać część swoich ciężko zarobionych pieniędzy na taksówkę. Gdy taksówka ruszyła, w
ślad za nią zaczęła podążać duża limuzyna. Sara zauważyła ją i obserwowała nerwowo cały
czas. Zatrwożyła się poważnie, widząc, jak limuzyna zatrzymuje się za nimi przed hotelem.
- Zapłać - powiedziała szybko do Danielle. - Biegnę do hotelu.
Otworzyła drzwi taksówki i szybko przebiegła chodnikiem do drzwi wejściowych. Nie
zwracała uwagi na krzyk, jaki dobiegł za nią z limuzyny. W recepcji ujrzała właściciela
hotelu. Był nim olbrzymi, dobrze zbudowany Francuz, zwolniony z wojska po wypadku, w
wyniku którego doznał kontuzji nogi. Popatrzył na nią, gdy wbiegała.
- Kłopoty? - zapytał.
- Jakiś samochód nas śledził.
Utykając wygramolił się zza lady. Jego potężna sylwetka dawała poczucie
bezpieczeństwa. Do hotelu weszła Danielle.
- To Arab, który był w lokalu. Chce z tobą mówić.
- Nie - powiedziała Sara zdecydowanie.
- Zostawcie to mnie. Powiem mu.
Właściciel pokuśtykał na zewnątrz, a dziewczyny udały się na górę do pokoju.
- Przepraszam, że zostawiłam cię samą - powiedziała Sara, kiedy były już bezpieczne
w środku.
Danielle wzruszyła ramionami.
- Powinnaś była z nim porozmawiać. Tak to jedynie wzbudziłaś tylko jego
zainteresowanie i będzie ci się tak długo naprzykrzał, aż zdobędzie, co chce.
- Jeżeli chce mnie, to nic z tego! - odpowiedziała Sara stanowczo.
Danielle zaśmiała się.
- Mężczyźni tacy jak on, zawsze zdobywają to, co chcą.
Ziewnęła.
- Jestem zmęczona. Dobranoc. - I położyła się, nie zmywając nawet makijażu.
Sara podeszła do okna. Miasto i port pogrążone były w ciszy. Patrząc w kierunku,
gdzie zacumowany był Duch Wiatru, dostrzegła jakby światełka na masztach. Zastanawiała
się, jak długo statek zatrzyma się w Oranie i czy go jeszcze zobaczy, gdy obudzi się rano.
Był na swoim miejscu. Była to pierwsza rzecz, którą Sara sprawdziła, gdy rano
otworzyła okiennice. Poczuła niedorzeczną przyjemność, widząc żaglowiec wciąż
zacumowany na przystani. Postanowiła, że pójdzie jeszcze raz zobaczyć go z bliska, jak tylko
zrobi zakupy. Miała do odebrania od szewca parę butów.
Zajście zeszłej nocy było nieprzyjemne, lecz Sara nie pamiętałaby już o tym, gdyby
nie właściciel hotelu, który zawołał ją, gdy zeszła na dół.
- Mężczyzna, który podążał w ślad za panią zeszłej nocy, zostawił coś dla pani -
pokazał jej małe pudełeczko.
Sara pokręciła przecząco głową.
- Nie chcę nic od niego. Czy nie powiedział mu pan, że nie jestem zainteresowana?
Zamiast odpowiedzieć jej wprost, właściciel hotelu odezwał się do niej
nieprzyjemnym, burkliwym głosem:
- Nazywa się Ali Messaad. Jest właścicielem ziemskim i bardzo wpływową osobą w
Oranie.
Popatrzyła na niego uważnie, zdając sobie nagle sprawę, że nie może już liczyć na
jego pomoc. Poczuła się jak w pułapce. Następnie, odpędzając od siebie ponury nastrój,
pomyślała, że w końcu są w mieście inne hotele, do których mogłaby się przenieść.
- Nie chcę tego. Proszę odesłać mu to z powrotem - powiedziała.
- Poproszono mnie, aby pani pokazać. Otworzył pudełeczko, w którym znajdowała się
para złotych, misternie wykonanych kolczyków. Pokręciła przecząco głową.
- Proszę to odesłać. Nie jestem zainteresowana.
Wyszła z hotelu. Zatrzymała się na chwilę by poprawić okulary słoneczne, i
zauważyła, że w cieniu przeciwległej bramy jakiś ubrany w białe szaty Arab, drzemiący na
stojąco, nagle wyprostował się. Udała się szybko w kierunku dzielnicy handlowej, oglądając
po drodze wystawy. Gdy przystanęła, aby przyjrzeć się jednej z nich, w odbiciu szyby
dostrzegła, że Arab podąża za nią. Skręciła w boczną ulicę, zastanawiając się co robić.
Dotarła do zakładu szewskiego, gdzie musiała chwilę poczekać, gdyż szewc kłócił się
zażarcie z jakąś klientką. Wreszcie odebrała buty i wyszła. W pierwszym momencie nie
dostrzegła śledzącego ją Araba. Stał w pewnym oddaleniu na krawędzi ulicy przy czarnej
limuzynie i rozmawiał żywo z kimś, kto siedział wewnątrz. Gestykulował i wskazywał ręką
na witrynę warsztatu szewskiego. Nie trzeba było wiele inteligencji, aby zgadnąć, kto siedział
w limuzynie. Sara skręciła szybko w wąską uliczkę, dobiegła do ulicy równoległej i
wskoczyła do autobusu odjeżdżającego w kierunku hotelu i portu. Ukryła się w tłumie
pasażerów.
Po raz pierwszy poczuła się rzeczywiście nieswojo. Kimkolwiek był Ali Messaad, nie
należał do ludzi, którzy łatwo dawali za wygraną. Dojechała autobusem na daleki koniec
portu i wyskoczyła z niego w momencie, kiedy miał właśnie odjeżdżać.
Pewna, że zgubiła pogoń, podążyła instynktownie w kierunku znajomego jej
żaglowca. Gdy spojrzała na statek z oddali, wydawało się jej, że na pokładzie nikogo nie ma.
Dopiero po chwili dostrzegła dwóch członków załogi. Leżeli i opalali się.
Podeszła bliżej do statku i zawołała:
- Hej tam!
Zza burty wychyliła się głowa. Był to ten sam młody marynarz, którego spotkała
wczoraj.
- Cześć! Poczekaj. Już przychodzę - w jego głosie dało się odczuć wielkie
zadowolenie, połączone z zaskoczeniem.
Po chwili zszedł po trapie i podszedł do niej. Miał na sobie postrzępione krótkie
spodnie z dżinsu i białą podkoszulkę z napisem “Duch Wiatru”.
- Cześć! - powtórzył pozdrowienie.
- Cześć! Przyszłam, żeby obejrzeć statek.
- A ja myślałem, że przyszłaś, żeby się ze mną zobaczyć - powiedział z zabawnym
wyrazem twarzy, po czym uśmiechnął się. - Powinienem był się tego spodziewać. Ten statek
przyciąga każdego. Chodź na pokład.
- Czy można? - Sara zawahała się.
- Tak. Przyszłaś w dobrą porę. Jesteśmy tylko ja i Mack. Reszta poszła do szpitala w
odwiedziny. Nasi kucharz jest chory.
Sara przypomniała sobie scenę z karetką.
- Co się z nim stało? - zapytała, gdy wchodzili po trapie burtowym.
- Dostał zapalenia ślepej kiszki. Dlatego zawinęliśmy do portu. Nie mieliśmy tego w
planie, ale kiedy zachorował, kapitan podjął decyzję, aby jak najszybciej przekazać go do
szpitala. Mieliśmy problemy z pogodą, ale daliśmy sobie radę. To wspaniały statek - dodał z
dumą.
- Wygląda na to - zgodziła się Sara, rozglądając się wokoło.
- Oprowadzę cię. Nazywam się Tony, a jak tobie na imię?
- Sara.
Oprowadził ją po pokładzie żaglowca, pokazując wszystko i objaśniając z
entuzjazmem dziecka. Był miłym chłopcem i z pewnością sprawiało mu przyjemność
oprowadzanie ładnej dziewczyny. Przedstawił ją drugiemu członkowi załogi, który uścisnął
jej rękę i zaprowadził pod pokład, pokazując kuchnię i kajuty marynarzy.
Pomieszczenia dla załogi wydawały się bardzo zatłoczone. Jedynie kapitan i kucharz
mieli oddzielne kabiny. Inni spali na piętrowych, potrójnych kojach. Łącznie z kucharzem,
było ośmiu członków załogi.
- Jak długo będziecie stać w porcie? - zapytała Sara. Wzruszył ramionami.
- Niedługo. Nie powinniśmy byli w ogóle tu zawijać.
- Nie poczekacie, aż wyzdrowieje kucharz? Tony zaprzeczył głową.
- Nie mamy tyle czasu. Będzie musiał sam wrócić do domu. Spieszymy się na Rodos,
gdzie bierzemy udział w filmie. Thor nie może się doczekać, kiedy tam będziemy.
- Thor?
- Thor Cameron. To nasz kapitan.
Sara rozejrzała się po pokładzie, myśląc, jak cudownie byłoby popłynąć tym pięknym
statkiem przez błękitne wody Morza Śródziemnego. Zwierzyła się z tego Tony'emu.
Uśmiechnął się do niej.
- To nie jest statek pasażerski.
- A kiedy statek staje się pasażerski? próbowała się z nim przekomarzać.
- Gdybym to ja wiedział. Chodźmy do kawiarni na kawę.
Poszła, trzymając się blisko niego, aby wszyscy widzieli, że są razem. Uśmiechała się
do siebie. Od dawna nie miała kontaktu z kimś, kto wydawał się tak młody i
nieskomplikowany, chociaż przy jej dwudziestu dwóch latach, mógł być przecież jej
rówieśnikiem. Chyba się starzeję, pomyślała.
W kawiarni prowokowała Tony'ego, aby mówił o sobie. Opowiedział jej, że rozpoczął
studia na wydziale fizyki, ale zdecydował, że zrobi przerwę na kilka miesięcy.
- Zarobki są niewielkie - zdradził w zaufaniu. - Ale co za wspaniałe przeżycie znaleźć
się na morzu, szczególnie wtedy, gdy się jest pod żaglami.
- Wyobrażam sobie - zaśmiała się, widząc jego entuzjazm. - Uważaj tylko, abyś się
zbytnio nie przywiązał. Inaczej lata studiów pójdą na marne.
- Właściwie nie miałbym nic przeciwko temu - odpowiedział z melancholią w głosie. -
Thor ma naprawdę klawe życie.
- Kapitan? Czy jest też właścicielem statku? Tony nachmurzył się.
- Nie sądzę. “Duch Wiatru” należy do firmy, która ma całą flotyllę żaglowców.
Wypożycza je wytwórniom filmowym i telewizji. Trudni się też reklamą.
Rozmawiali jeszcze przez pewien czas, po czym Sara powiedziała:
- Muszę już iść.
- Czy pracujesz w nocnym lokalu?
Skinęła głową i westchnęła.
- Niestety, tak.
- Nie lubisz swojej pracy?
- Nie cierpię jej - powiedziała szczerze.
- Dlaczego więc jej nie rzucisz?
- Zrobiłabym to, gdybym tylko mogła odparła, po czym opowiedziała mu swoją
historię.
- Wraz z koleżanką wybrałyśmy się do turystycznej miejscowości Sousse w Tunezji,
żeby tańczyć w jednym z lokali rozrywkowych. Nie pracowałyśmy długo, gdyż mama Carol
zachorowała i dziewczyna musiała wracać do domu. Miałyśmy tylko na jeden bilet lotniczy.
Ona poleciała, ja zostałam. Wkrótce zwolniono mnie z pracy, bo byłam bez partnerki. Kiedy
brakło mi już pieniędzy, dowiedziałam się o pracy w Oranie, w zespole Marcela. Marcel
pożyczył mi na bilet kolejowy. Tańczę co wieczór. Udało mi się już zwrócić za bilet. Teraz
zbieram na powrót do Anglii.
- Może ci pomóc? Mam ze sobą kilka funtów. - .. Sara szybko wysunęła dłoń i
dotknęła jego ręki.
- Dziękuję, Tony. To bardzo miło z twojej strony. Uzbierałam już prawie całą
potrzebną kwotę. Zresztą i tak będę musiała wkrótce odjechać. Naprzykrza mi się jakiś Arab.
- Czy będziesz wieczorem w lokalu? - spytał Tony.
- Tak. Dziś wypłacają pobory. - Wstała i uścisnęła mu rękę. - Cieszę się, Tony, że cię
poznałam. Dziękuję za pokazanie statku. Zazdroszczę ci.
Tego wieczoru w lokalu pojawiło się znów kilku członków załogi żaglowca. Pośród
nich Sara dostrzegła wysokiego blondyna o błękitnych oczach, który wydał się jej skądś
znajomy. Zorientowała się po chwili, że jest to ten sam mężczyzna, który kierował pracą na
pokładzie, kiedy obserwowała statek po raz pierwszy.
Załoga usadowiła się po drugiej stronie podium, nie miała więc tym razem żadnego
pretekstu, żeby do nich podejść.
Ali Messaad też był obecny na sali. Usiadł przy tym samym stoliku co wczoraj,
dokładnie w jej rewirze. Cały czas, kiedy Sara tańczyła, czuła na sobie jego lubieżne
spojrzenie.
W pewnym momencie występu, ubrana w bardzo obcisły i kusy kostium z
błyszczącego materiału oraz słomkowy kapelusz, miała przejść między publicznością, udając,
że sprzedaje kwiaty. Próbowała ominąć Araba, lecz on schwycił ją boleśnie za przegub dłoni i
przyciągnął gwałtownie ku sobie. Wymamrotał coś, czego nie zrozumiała, włożył jej jakieś
zawiniątko za stanik i pomacał za pierś. Następnie puścił ją. Mężczyźni wokół niego śmiali
się do rozpuku, podczas gdy twarz Sary zapłonęła z gniewu i wstydu. Wyciągnęła podarek
zza stanika i nie patrząc nań, rzuciła go śmiejącemu się Arabowi prosto w twarz. Ten gest
rozgniewał go. W jego oczach zobaczyła wściekłość.
Sara oddaliła, się tańcząc dalej. Serce jej waliło mocno. Wiedziała, że zrobiła źle.
Trzeba to było wziąć i grać na zwłokę, pomyślała, zamiast otwarcie okazywać mu wrogość.
Widziała, jak Messaad wstał od stolika i podszedł do właściciela lokalu. Rozmawiali chwilę,
wręcz kłócąc się i mocno gestykulując. Następnie, Arab i towarzyszący mu mężczyźni wyszli
z sali. Sara westchnęła z ulgą.
Czując się znacznie lepiej po wyjściu Messaada, Sara włożyła w swoją partię znacznie
więcej energii i entuzjazmu. Opuszczając scenę po ostatnim występie, zamachała wesoło do
stolika, gdzie siedzieli marynarze. Gdy się przebrała i była gotowa do wyjścia, dostrzegła
brak swojej torebki. Przeszukała całą garderobę, lecz na nic. Torebkę ktoś ukradł. Blada na
twarzy powiedziała o tym Marcelowi.
- Czy którejś z dziewcząt zginęła jeszcze torebka?
- Nie, tylko mnie.
Popatrzył na nią dziwnym wzrokiem, wzruszył ramionami i powiedział:
- Powiem właścicielowi, a on zawiadomi policję. Nie daję jednak wielkich szans na
odnalezienie. Miałaś w niej dużo pieniędzy?
- Nie. Ale była tam karta kredytowa, książeczka czekowa oraz mój paszport.
- Możesz sobie zamienić na nowe - powiedział szorstko. - A teraz, jeżeli jesteś
gotowa, to idziemy.
- A moja pensja? Marcel zmrużył oczy.
- Nie miałem czasu dzisiaj pójść do banku. Wypłacę ci jutro.
- Banki są jutro zamknięte! - przypomniała Sara, nieco unosząc głos.
- To zapłacę ci pojutrze. Idziesz czy nie?
- Muszę mieć pieniądze na zapłacenie rachunku w hotelu. Nie mogę zapłacić czekiem,
bo został skradziony.
- To twoja sprawa - powiedział niecierpliwie i nie bez złośliwości. Odwrócił się. - Idę
teraz odprowadzić Danielle, bez względu na to, czy idziesz z nami czy zostajesz.
Sara nie miała wyboru. Musiała pójść z nim. Nie miała już pieniędzy nawet na
taksówkę. Szła obok niego w ponurym nastroju, powstrzymując gniew i domyślając się, że to,
co ją spotkało, jest wynikiem podłej intrygi Ali Messaada.
Myślała o zwróceniu się o pomoc do policji. Ale co by to dało, pomyślała, skoro ma
do czynienia z lokalną grubą rybą. Policja zignorowałaby ją jako osobę bez znaczenia i nie
dałaby jej ochrony. Czy w Oranie był konsulat brytyjski, do którego mogłaby się zwrócić?
Nie wiedziała i nie miała pieniędzy, żeby zadzwonić i dowiedzieć się. Ale nawet gdyby
znalazła konsulat, sprawdzenie jej danych osobistych oraz uzyskanie nowego paszportu
zajęłoby wiele dni. A bez paszportu nie mogła pobrać pieniędzy z banku.
Marcel zostawił je przy wejściu do hotelu. Gdy weszły do środka, właściciel zawołał
je i poprosił, aby uregulowały rachunek. Nigdy tego wcześniej nie czynił. Danielle zapłaciła
swoją część i udała się na górę. Sara zaś zaczęła tłumaczyć, że ukradziono jej torebkę. - Jeżeli
nie ma pani pieniędzy, musi pani opuścić hotel - powiedział nieprzyjemnym tonem.
- W porządku, spakuję się jutro rano.
- Teraz.
Popatrzyła na niego, ale odwróciła wzrok nie mogąc spojrzeć mu w oczy.
- Nie może pan wyrzucić mnie na ulicę w środku nocy. Nie pójdę!
Opierając się o bok recepcji, pochyliła się do przodu i powiedziała po cichu szczerym
głosem:
- Wiem, że zmuszono pana do tego. Ale ma pan przecież córki. Czy wydałby pan
którąś z nich takiemu facetowi?
Zafrasował się i przyłożył dłonie do twarzy. Naciągnął palcami skórę na obwisłych
policzkach.
- Zabiją mnie, ale w porządku, może pani zostać do jutra. Lecz jutro rano musi pani
odejść.
Sara skinęła głową. Była prawie odurzona ulgą, której nagle doznała.
- Dziękuję.
Zawahała się przez chwilę, a następnie zapytała.
- Czy mogę skorzystać z telefonu?
Lecz tego było już za wiele. W odpowiedzi usłyszała: “Jest zepsuty”.
W pokoju zastała Danielle. Sara zatrzymała się w progu ze zdumieniem, widząc, że
Danielle szybko pakuje swoje rzeczy. Weszła do środka i zamknęła drzwi.
- Dokąd idziesz?
- Odchodzę. Idę do przyjaciół. Nie chcę już z tobą mieszkać.
- Nie możesz mnie przecież tak zostawić - powiedziała Sara bardziej zdziwiona niż
zagniewana.
- Odchodzę, kiedy chcę - odpowiedziała Danielle z uporem.
- Trudno. Pożyczysz mi przynajmniej trochę pieniędzy?
- Nie. Bo nigdy ich nie odzyskam.
- Zabierz mnie więc do swoich przyjaciół, choć na dwa dni - błagała Sara - zanim
znajdę sobie inne miejsce.
- Nie. Nie będą ciebie chcieli.
- Nie możesz mnie oddać w ręce tego faceta. Nie opuściłabym cię w ten sposób,
gdybyś mnie potrzebowała.
Cokolwiek jednak Sara by powiedziała, Danielle pozostawała głucha na jej słowa.
Spakowała swoje rzeczy i wyszła.
Sara zastanawiała się co począć dalej.
Ali Messaad musiał być wpływowym człowiekiem, jeżeli udało mu się tak szybko
wszystko zaaranżować w akcie zemsty za to, że odrzuciła jego podarunek. Musiał być
mściwy i złośliwy.
Sara nagle poczuła strach. Nawet jeśli spełniłaby jego życzenie, na tym by się nie
skończyło. Słyszała wiele przerażających historii o białych dziewczynach sprzedawanych na
Wschód do domów publicznych. Jeżeli coś takiego by się jej zdarzyło, jej życie byłoby
skończone.
Spojrzała tęsknie w kierunku, gdzie stał przycumowany “Duch Wiatru”. Na pokładzie
byli Anglicy, którzy mogliby ją obronić, o ile udałoby się jej do nich dotrzeć. Ich statek
wkrótce miał odpłynąć z Oranu.
Jeżeli tylko przedarłabym się na statek, myślała, kapitan mógłby zatrudnić mnie jako
członka załogi i przewieźć do następnego portu.
Serce Sary napełniło się nadzieją. Pewna, że znalazła wyjście, zaczęła się zastanawiać,
jak dyskretnie opuścić hotel i dotrzeć do statku. Była wysportowana i szczupła. Bardzo to jej
pomogło, gdy spuszczała się na dół z małego okienka hotelowego na parterze, z tyłu budynku.
Kiedy skoczyła z niewielkiej wysokości w dół, odszukała po omacku zawiniątko, które
zrzuciła najpierw. Było w nim parę niezbędnych ciuchów i buty do tańca. Nie odważyła się
wziąć niczego więcej.
Stała w mroku do chwili, aż oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Wydawało się jej,
że u wylotu uliczki ktoś stoi. Ta droga była więc dla niej zamknięta. Tak wiele czasu spędziła
wyglądając przez okno, że doskonale pamiętała rozkład budynków dookoła. Trzymając się
cienia, przedostała się na podwórko sąsiedniego domu i przechodząc przez płot, dotarła do
równoległej uliczki. Jakiś kot umknął jej spod nóg, wywołując w niej paniczny strach. Stała
cicho, wsparta o płot i nadsłuchiwała. Dopiero gdy była pewna, że nie zwróciła niczyjej
uwagi, ruszyła w dalszą drogę bocznymi ulicami. Dochodząc do głównej ulicy, zarzuciła na
siebie jaszmak, zasłonę na twarz i szyję noszoną przez tutejsze kobiety arabskie. Kupiła ją
sobie kiedyś na pamiątkę, nie spodziewając się, że kiedykolwiek jej użyje.
Była prawie pewna, że żaglowiec jeszcze nie odpłynął, gdyż inaczej załoga nie
przyszłaby na występ. Odczuła jednakże wielką ulgę, gdy zobaczyła go w promieniach
brzasku. Wodziła oczami po pokładzie, wypatrując osoby stojącej na wachcie. Następnie
rozejrzała się dookoła i zbiegła schodkami z muru portowego na nabrzeże. Pędem ruszyła ku
statkowi, bojąc się panicznie, że ktoś może ją jeszcze zatrzymać. Dotarła do trapu i wbiegła
po nim na pokład.
Strach skierował jej kroki do schodków biegnących na dół. Nim do nich dobiegła,
zatrzymała się gwałtownie, słysząc “stop!”, wymówione tonem, który zmuszał do
posłuszeństwa. Odwróciła się i zobaczyła wysokiego mężczyznę. Był to, jak prawidłowo
zgadła, kapitan statku, Thor Cameron. Podszedł do niej, schwycił ją za ramię i sądząc, że ma
do czynienia z miejscową kobietą, zapytał po francusku:
- Co tutaj robisz?
- Jestem Angielką - odpowiedziała Sara po angielsku. - Proszę mi pomóc. Jestem w
stra...
- Kim pani jest? - przerwał jej gwałtownie.
- Nazywam się Sara Beaumont. Przyszłam poprosić, aby zabrał mnie pan,
dokądkolwiek pan płynie. Muszę natychmiast opuścić Oran. Jeden mężczyzna...
- Podejdźmy do światła.
Pociągnął ją w kierunku latarni umieszczonej na górnej części trapu, lecz Sara opierała
się, wciąż bojąc się, że zostanie rozpoznana.
- Proszę, czy moglibyśmy pójść do kabiny? Kapitan zawahał się przez chwilę, po
czym skinął głową. Wciąż trzymając ją za ramię, poprowadził pod pokład do głównej kabiny
i włączył światło. Sara zdjęła z siebie jaszmak, odwiązała chustkę i jej długie, złociste włosy
opadły na ramiona.
- Tak myślałem - powiedział. - Jest pani dziewczyną z lokalu nocnego.
- Tak. To prawda, ja...
Lecz on nie dał jej skończyć. Mięśnie na jego twarzy napięły się.
- Nie myśl tylko o tym, by darmo odbyć podróż naszym statkiem. Nie przyjmujemy
pasażerów.
- Ale ja z chęcią będę pracować. Wasz kucharz jest w szpitalu. Mogłabym zająć się
gotowaniem. Umiem gotować.
Roześmiał się szyderczo.
- Bardzo w to wątpię. Ale kto ci powiedział, że nasz kucharz jest w szpitalu.
- Wiem od Tony'ego. Proszę mnie zabrać. Ja muszę się stąd wydostać.
- Nie na tym statku - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. - I w przyszłości
trzymaj się z dala od moich ludzi. Weź swoje rzeczy i zejdź na brzeg.
- Ale pan niczego nie rozumie. Jeden z mężczyzn, Arab, który nie należy do tych, co
łatwo dają za wygraną, napastował mnie w lokalu. Muszę stąd wyjechać.
- A więc proszę wyjechać pociągiem, autobusem, albo polecieć samolotem.
- Nie mam pieniędzy, ja...
- I dlatego pomyślałaś, że najłatwiej będzie, jeśli popłyniesz za darmo z nami. W
żadnym wypadku. Na statku są sami mężczyźni i nie chcę, żeby jakakolwiek kobieta
wprowadzała tu zamęt.
- Ale ja nie będę. Będę stosowała się do pana poleceń i wysiądę w pierwszym porcie -
powiedziała błagalnie.
Jego twarz przybrała nieubłagany wyraz.
- Odpowiedź brzmi: nie. Weź swoje rzeczy i odejdź! A gdy Sara nie wykonała na te
słowa żadnego ruchu, podniósł z podłogi zawiniątko, wcisnął jej w ręce, a następnie chwycił
za ramię i począł ją ciągnąć do drzwi.
- Nie! Proszę! - Sara opierała się, bliska płaczu.
- Słyszałaś mnie przecież. Nie popłyniesz tym statkiem.
Sara uczepiła się framugi i krzyknęła.
- Tony! Na pomoc!
- Dlaczego, ty mała... - Kapitan popchnął ją, podniósł i przerzucił przez plecy.
- Wołałeś mnie, kapitanie! - Rozczochrana głowa Tony'ego wynurzyła się w przejściu.
- Nie wołałem. Wracaj z powrotem do kajuty.
- Tony, to ja! - zakrzyknęła Sara. - Nie pozwól mu wyrzucić mnie na brzeg.
Sara próbowała się wyrwać z uchwytu kapitana, ale jego uścisk był zbyt mocny.
- Sara, co tutaj robisz?
- Pomóż mi. Mam wielkie kłopoty.
- Twoje będą jeszcze większe, jeżeli nie wrócisz do swojej kajuty - kapitan próbował
postraszyć Tony'ego. Minął go i wyniósł Sarę na pokład.
Sara biła go pięściami po plecach. Walczyła zaciekle.
- Nie masz prawa tego robić - krzyczała. - Jesteś Brytyjczykiem. Powinieneś mnie
bronić.
Jednakże, nie zważając na jej opór, kapitan przeniósł ją bezceremonialnie na płytę
nabrzeża.
- A teraz ruszaj się - powiedział.
- Ty świnio!
Sara kopnęła go mocno w łydkę.
- Czy wiesz, na co mnie skazujesz? Podszedł do nich pośpiesznie Tony.
- Kapitanie? - zapytał. - Co się dzieje?
- Podaj jej rzeczy!
Zdziwiony, wykonał polecenie. Sara wzięła od niego jaszmak i pośpiesznie się nim
okryła. Dniało i niedaleko stali ludzie. Niektórzy z nich przyglądali się im z ciekawością.
- Nie rozumiem. Co tu się dzieje? - Tony dopominał się o odpowiedź.
- Wracaj na pokład.
- Lecz ja...
Kapitan stanął tuż przed nim.
- Powiedziałem, wracaj na pokład i trzymaj się z daleka od tej kobiety.
Przez chwilę Tony wahał się, w końcu jednak kiwnął głową i wrócił z powrotem na
statek. Kapitan zaś zwrócił się z kolei do Sary.
- Jeśli spróbujesz jeszcze raz tutaj wejść, zadzwonię na policję i oni cię wyprowadzą.
A teraz odejdź stąd.
Odwrócił się i śladem Tony'ego wszedł na statek.
ROZDZIAŁ DRUGI
Sara stała na brzegu. Trzymała zawiniątko w dłoniach i wpatrywała się w sylwetkę
Thora Camerona, stojącego na mostku kapitańskim. Nie mogła w to uwierzyć, ze tak
brutalnie odrzucił jej błagania o pomoc. Podeszła z powrotem do muru portowego, oparła się
o niego i nagle poczuła się kompletnie wyczerpana.
Gdy w wielkim napięciu nerwowym uciekała z hotelu, wierzyła, że na statku czekają
ocalenie. Nigdy by nie przypuszczała, że kapitan może jej odmówić. A teraz, co właściwie
miała zrobić?
Mogłaby wrócić do miasta i dowiedzieć się, czy znajduje się tu jakieś
przedstawicielstwo brytyjskie. Nie znała jednak arabskiego, po francusku także mówiła słabo.
Mogłaby udać się do następnego miasta. Powinna to zrobić jak najszybciej, póki nie odkryto
jeszcze jej ucieczki z hotelu.
Sara nachyliła się, aby podnieść zawiniątko i już chciała odejść, gdy nagle dostrzegła
w jednym z iluminatorów postać Tony'ego. Machał do niej i pokazywał kartkę, na której
wielkimi literami było napisane: “IDŹ DO KAWIARNI”. Sara kiwnęła znacząco głową, Tony
zaś, podnosząc do góry kciuk, wyraził, że życzy jej powodzenia - i zniknął.
Odrobina nadziei napełniła jej duszę. Weszła powoli na schodki muru portowego i
podążyła w kierunku kawiarni. Było to jedno z tych miejsc, które nigdy się nie zamykały.
Stoły stały na zewnątrz pod wystawionymi już parasolami. Poranne powietrze przesycone
było zapachem świeżej kawy. Aromatyczny zapach wzbudził w Sarze wielkie pragnienie. Nie
miała jednak pieniędzy. Znalazła więc sobie miejsce w cieniu i czekała na przyjście Tony'ego,
modląc się w duchu, aby przyszedł jak najszybciej i wymyślił coś, co mogłoby jej pomóc.
Tony zjawił się po trzech godzinach, przetrzymany na statku przez kapitana, jak się
domyślała. W ręku; trzymał jakieś listy. Stanął przed kawiarnią i zaczął się rozglądać.
- Tony, tutaj! - zawołała Sara. Podszedł do niej żwawym krokiem.
- Chyba nie czekałaś na mnie cały czas w tym miejscu? Dlaczego nie poszłaś do
kawiarni? - powiedział.
- Nie mam pieniędzy. Bądź taki dobry i kup mi colę. Jestem bardzo spragniona.
Weszli do środka i usiedli przy stole na samym końcu kawiarni, w miejscu, z którego
mogli widzieć wszystkich wchodzących.
- Mówiłaś wczoraj, że masz wystarczającą ilość pieniędzy - powiedział Tony,
stawiając szklanki z napojami.
- Tak było, ale wczoraj w nocy ukradziono mi torebkę. Była w niej moja książeczka
czekowa i karta kredytowa. Bez nich nie mogę podjąć gotówki.
- Zgłosiłaś to na policji?
- Nie mogłam tego zrobić - odparła i zaczęła opowiadać mu całą historię.
- Czy to ten Arab, który wczoraj w lokalu wciągnął cię na swoje kolana - przerwał jej
w pewnej chwili.
Gdy Sara kiwnęła głową potwierdzająco, powiedział:
- Widziałem, jak czymś w niego rzuciłaś. Nie rozumiałem, co się dzieje. Wydaje mi
się, że mu się to nie podobało.
- To prawda. Jestem pewna, że to za jego sprawą moja torebka została ukradziona, a ja
wyrzucona z hotelu.
- Do tego też doprowadził?
- Tak.
Sara opowiedziała Tony'emu jak wydostała się z hotelu.
- Na szczęście miałam jaszmak. Dzięki temu przemknęłam się na statek nie
rozpoznana. Przepraszam, że sprawiłam ci kłopot, ale naprawdę nie wiedziałam dokąd pójść.
To było głupie z mojej strony, ale myślałam, że wystarczy jedynie poprosić, a kapitan zgodzi
się, abym popłynęła z wami do najbliższego portu. Jesteśmy przecież Brytyjczykami,
prawda?
- Czy powiedziałaś o tym wszystkim kapitanowi?
- Próbowałam, ale on nie chciał mnie słuchać. Sądzę, że nie wierzył w to, co mówię.
Tony wstał gwałtownie.
- Pójdę i porozmawiam z nim. Kiedy dowie się o szczegółach twojej sprawy, będzie
musiał pozwolić ci popłynąć z nami.
Sara położyła mu rękę na ramieniu.
- Dziękuję, Tony, ale to się na nic nie zda. Powie, że okłamałam cię i wymyśliłam tę
całą historię.
- Cóż, może mógłbym ci jakoś inaczej pomóc? Usiadł i zaczął się zastanawiać.
- Pojedziemy taksówką na lotnisko. Zapłacę za twój bilet swoją kartą kredytową, a ty
mi oddasz, kiedy twoja sytuacja finansowa się poprawi.
Sara uśmiechnęła się, odzyskując znów wiarę w dobroć ludzką.
- Dziękuję, Tony. Jestem ci bardzo wdzięczna. Niestety, nie będę mogła z tego
skorzystać. W torebce był mój paszport. Nie mając paszportu, nie mogę oficjalnie opuścić
tego kraju. Zdecydowałam się już, że pójdę pieszo do następnego miasta.
- Nie możesz tego zrobić. - Tony przerwał jej ostro. - To kawał drogi. A nawet jeżeli
tam dotrzesz, będziesz samotna jak palec.
- Ale jeżeli pożyczyłbyś mi trochę pieniędzy, mogłabym pojechać autobusem do
Algieru. Zgłosiłabym się po pomoc do Ambasady Brytyjskiej.
- Znasz arabski albo francuski? - Nie. Ale jakoś sobie poradzę. Pokręcił z
niecierpliwością głową.
- Poczekaj, niech pomyślę.
Sara umilkła, odczuwając coraz dotkliwiej głód i zmęczenie po nieprzespanej nocy. Po
chwili rozmyślań, Tony pochylił się nad stołem i zbliżając się do niej, powiedział szeptem:
- Będę musiał przeszmuglować cię na statek. Sara otworzyła szeroko oczy.
Mógłbyś coś takiego zrobić?
- Tak, mam pomysł.
- Ale kapitan?
- Wyjdzie na brzeg na początku wieczornego przypływu. Zanim odpłyniemy, musi
załatwić sprawy w Kapitanacie Portu i w Urzędzie Celnym.
Sara patrzyła na niego. Oczy jej zajaśniały nadzieją.
- Czy jesteś pewien? Co będzie, gdy inni członkowie załogi mnie zauważą?
Tony zamyślił się znowu.
- Pod jaszmakiem masz dżinsy, czy nie? Jeżeli założysz luźny sweter i schowasz
włosy pod czapkę, będziesz mogła przemknąć się na statek podczas ostatniego załadunku.
- Tony, jesteś genialny - powiedziała Sara z uznaniem. Oczy błyszczały jej z emocji.
Ten nastrój udzielił się Tony'emu. Uśmiechnął się.
- Myślę, że nam się uda. Sara nagle sposępniała.
- Nie. To nie jest dobry plan. To wspaniałe, co zaproponowałeś, ale ja nie mogę na to
pozwolić. Gdy kapitan się o tym dowie, będziesz miał poważne kłopoty. Może nawet kazać ci
odejść ze statku.
Tony wciągnął brzuch i napiął mięśnie.
- Cóż, jest to ryzyko, które biorę na siebie. Przynajmniej będę ź tobą, gdy nas wyrzuci,
i będzie to już w innym porcie. Gotów jestem zaryzykować, jeśli jesteś na to gotowa.
[ Sara uśmiechnęła się, dając za wygraną.
- W porządku, zaryzykujmy. Przyrzeknij mi jednak, że gdyby mnie znaleźli, powiesz,
że o niczym nie wiesz ostrzegła. - Nie ma sensu pakować się w niepotrzebne kłopoty.
Omówili szczegóły dalszego działania. W pobliskim sklepie Tony kupił jej duży
sweter i czapkę żeglarską, a następnie wrócił na statek, bojąc się, aby kapitan nie podejrzewał
go przypadkiem o spotkanie z dziewczyną. Dał jej też trochę pieniędzy. Sara kupiła sobie coś
do jedzenia i wysłała jego listy. Znalazła toaletę damską bez obsługi. W niej przeczekała aż
do wieczora.
Było już prawie ciemno, kiedy Sara opuściła swoją kryjówkę. Zdjęła jaszmak i
nałożyła sweter. Włosy podgarnęła pod czapkę. Przyciemniła nieco twarz i ręce, smarując je
ziemią. Następnie zaś, z bijącym sercem, poszła wzdłuż muru do schodków na nadbrzeże. Na
pokładzie dostrzegła kilku ludzi, między innymi Tony'ego i kapitana. Nie zauważyła jednak
ciężarówki z zaopatrzeniem. Strwożona, że może ciężarówka już odjechała, usiadła, by
jeszcze trochę poczekać.
Rozległ się odgłos silnika. Wielka ciężarówka z plandeką jechała powoli wzdłuż
nadbrzeża. Zatrzymała się koło statku. Natychmiast kapitan wydał rozkaz przeniesienia
zapasów do ładowni. Obserwował początek pracy. Następnie zaś nałożył kurtkę i zszedł
trapem w dół. Zamiast jednak udać się nadbrzeżem do Kapitanatu Portu, poszedł prosto w
kierunku schodków na murze, gdzie ukrywała się Sara. W popłochu rzuciła się do ucieczki.
Przebiegła kilkanaście metrów wzdłuż ściany i przywarła do ziemi. Słyszała, jak Thor Came-
ron wbiegł na kamienne schodki muru. Przez chwilę, będąc na ich szczycie, zastanawiał się,
w którą stronę pójść, po czym skręcił w przeciwnym kierunku i szybko odszedł.
Sara odetchnęła z ulgą. Zdawała sobie jednak sprawę, że wciąż czekają najcięższe
zadanie - musi przedostać się na statek. Okazało się to w końcu prostsze, niż sądziła.
Korzystając z zapadających ciemności, zbiegła niezauważona po schodkach do
ciężarówki. Przeczekała przy niej do chwili, kiedy była sama. Narzuciła sobie na plecy
skrzynkę z czymś, co pachniało jak pomarańcze i wniosła ją na pokład, zasłaniając ramieniem
twarz. Tony czekał w umówionym miejscu. Szybko zaprowadził ją do niedużej kajuty obok
kuchni, którą poprzednio zajmował kucharz. Zostawił ją tam i wrócił do pracy. Jego krótka
nieobecność nie została zauważona.
W kajucie było ciemno i wilgotno. Sara nie odważyła się jednak zapalić światła.
Poruszając się po omacku, wsunęła się skurczona pod koję. Dochodziły do niej hałasy z
pokładu. Słyszała, jak odjeżdża ciężarówka. Leżała w napięciu, chcąc, aby statek odpłynął jak
najszybciej. Nagle otworzyły się drzwi i w progu stanął ktoś, oświetlony z tyłu światłem z
korytarza. Nie był to kapitan. Na gęsto owłosionych nogach miał stare tenisówki. To musi być
pierwszy oficer, pomyślała, człowiek, który opalał się wraz z Tony'm, kiedy po raz pierwszy
odwiedziła statek. Próbując opanować strach, skuliła się jeszcze bardziej. On jednak,
dokonując zapewne tylko rutynowej inspekcji, rzucił jedynie okiem do wnętrza. Zamknął
drzwi i odszedł. Po chwili usłyszała odgłos pracujących maszyn.
Statek płynął poruszany silnikiem przez około pół godziny. Następnie postawiono
żagle. Słychać było skrzypienie drzewców omasztowania i fale uderzające o burtę. Podłoga
przechylała się to w tę, to w tamtą stronę.
Największe napięcie minęło i Sarze nawet udało się zasnąć. Zbudził ją głód i
pragnienie. Tony mówił, że musi pozostać w ukryciu przez co najmniej dwanaście godzin.
Potem za późno już będzie na powrót do Oranu. Sara postanowiła jednak, że będzie ukrywać
się tak długo, aż przybiją do następnego portu, i tam wymknie się dyskretnie ze statku. Nie
chciała narażać Tony'ego na nieprzyjemności.
Zapewne nie spała długo. Na zewnątrz było wciąż ciemno. Nie mogąc już dłużej
znieść niewygody, wygramoliła się spod łóżka. Otworzyła ostrożnie drzwi, przemknęła z
kajuty do kuchni, chwyciła puszkę coca - coli i powróciła z nią do miejsca swego ukrycia.
Czując się bezpieczniej, położyła się na koi i twardo zasnęła. Gdy obudziła się ponownie, był
już dzień.
Musiała koniecznie pójść do toalety. Wsłuchiwała się w odgłosy dochodzące z kuchni.
Poczuła zapach gotowanego jedzenia. Po pewnym czasie zaczęła dolatywać woń spalenizny.
Ktokolwiek próbował gotować, nie popisał się. Załoga wydawała się potwierdzać tę opinię.
Przez ścianę słyszała ich narzekania, kiedy przyszli spożywać posiłek. Gdy znów było cicho,
Sara otworzyła drzwi i wyszła z kajuty.
Kuchnia była pusta. Przeszła przez nią na palcach w kierunku pryszniców i ubikacji,
które znajdowały się w przedniej części statku, niedaleko kuchni. Na szczęście nie musiała
przechodzić obok innych kajut, aby do nich dotrzeć. Gdy Sara załatwiła już swoją potrzebę,
zamarzyła o kąpieli. Co tam, pomyślała i wskoczyła pod najbliższy prysznic, zostawiając swe
ubranie na zewnątrz.
Woda była zimna jak lód. W pierwszej chwili Sarze zabrakło tchu, ale zaraz odczuła
wielką przyjemność, zmywając swe spieczone słońcem i zakurzone ciało. Znalazła mydło,
którym namydliła się od stóp do głów. Następnie zamknęła oczy i odchyliła do tyłu głowę.
Nagle usłyszała głos.
- Czyż nie wydałem polecenia, że nie mą kąpieli w dzień? Nie wydaję poleceń dla
żartu. Ja...
Kółeczka kurtyny zasłaniającej prysznic zabrzęczały na skutek gwałtownego
szarpnięcia. Sara znalazła się nagle naprzeciw kapitana, który zdumiony wlepił wzrok w jej
nagie ciało.
Sara gwałtownie wyrwała kurtynę, zasłoniła się nią, na ile mogła, i krzyknęła:
- Odejdź stąd!
- Co, u diabła, tu robisz? - huknął kapitan.
Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Wreszcie on przemówił pierwszy.
- Mogłem się tego domyślić. Wyjdź stąd i ubierz się!
- Nie w pana obecności! Parsknął szyderczo.
- Jesteś już nieco za stara, by zachowywać się pruderyjnie.
Odwrócił się jednak i poszedł do kuchni. Sara zakręciła prysznic i stała jeszcze przez
chwilę, drżąc na całym ciele. Modliła się w duchu, aby przypadkiem kapitan nie zawrócił
statku i nie wysadził jej w Oranie. Usłyszała jego głos:
- Pospiesz się!
- Już idę!
Rozejrzała się wokoło.
- Panie Cameron, kapitanie, czy ma pan może ręcznik?
Usłyszała jakieś przekleństwo, lecz po chwili przyszedł z ręcznikiem.
- Teraz pospiesz się - rozkazał, mówiąc przez zaciśnięte zęby.
W ciągu pięciu minut Sara wytarła się, ubrała i poszła z wahaniem do mesy. Patrząc
na tego wysokiego, opalonego mężczyznę z zadbaną brodą i błękitnymi oczami, w których
malowała się złość, Sara odczuła strach. Jawił się w jej oczach przez chwilę jak groźny
wiking, oświetlony promieniami słońca prześwitującymi przez szklany dach mesy. Chcąc
odsunąć od siebie ten obraz, Sara uśmiechnęła się do niego, na próbę, i powiedziała:
- Cześć!
Próba się nie powiodła. Spojrzał na nią jeszcze bardziej spode łba i powiedział:
- Czy wiesz, jaka jest kara za nielegalne wdarcie się na statek?
- Nie chciałam się wdzierać. To była pańska wina. Pan zmusił mnie do tego.
Spojrzał na nią zdziwiony.
- Ja ciebie zmusiłem?
- Tak. Jeżeli posłuchałby pan tego, co mówię i wziął firnie na pokład jako członka
załogi, nie musiałabym prześlizgiwać się ukradkiem na statek i ukrywać się odpowiedziała
Sara szczerze.
- Ze wszystkich bezczelnych osób, ty jesteś niezrównana - powiedział ze złością. -
Podejrzewam, że Tony przemycił cię na pokład za moimi plecami. Mam zamiar rozmówić się
z tym chłopcem.
- Jest pan w błędzie - wtrąciła Sara. - Tony mi nie pomógł. Dostałam się sama na
statek podczas załadunku zapasów.
- Czy chcesz, abym w to uwierzył? - kapitan roześmiał się.
- To prawda! - zaprotestowała Sara, krzyżując palce za plecami. - Nie potrzebowałam
żadnej pomocy. To było proste.
- Gdzie się ukryłaś, kiedy dostałaś się na pokład? Kapitan spoglądał na nią uważnie i
Sara wiedziała, że musi być ostrożna. Nie chciała, aby Tony ucierpiał z jej powodu.
- W kajucie kucharza.
- Instynkt ci powiedział, gdzie się znajduje?
- Nie - odpowiedziała zrównoważonym tonem. - Byłam na statku wcześniej. Tony
oprowadził mnie. Na pokładzie był jeszcze ktoś, chyba pierwszy oficer. Może pan go o to
zapytać, jeżeli mi pan nie wierzy.
- To dziwne, ale nie wierzę. Jak mogłaś wiedzieć, kiedy przyjdzie dostawa zapasów,
jeśli Tony ci nie powiedział?
- Byłam w porcie cały dzień, czekając na odpowiednią okazję - odpowiedziała Sara,
trzymając się prawdy tak blisko, jak tylko mogła.
- Jeżeli dojdę do tego, kto pomógł ci dostać się na statek, wyrzucę go na ląd razem z
tobą w najbliższym porcie. Jasne?
Kiwnęła głową twierdząco, z uczuciem ulgi, że nie zawróci do Oranu.
- Tak, dziękuję - powiedziała. Chyba odczytał jej myśli, gdyż rzekł:
- Gdyby nie to, że straciliśmy już cztery dni przez chorobę kucharza, z przyjemnością
wróciłbym do Oranu, aby oddać cię w ręce władz. Nie wiem, co ci się tam przytrafiło, lecz
mój statek nie jest przytułkiem dla przestępców.
- Nie jestem przestępcą - zaprotestowała Sara.
- A więc kim? Zwykłą dziwką? Jej twarz zapłonęła gniewem.
- Jak pan śmie nazywać mnie w ten sposób! Nie ma pan prawa mnie obrażać!
Podszedł do niej i spoglądając na nią z góry, rzekł:
- Na tym statku mam prawo mówić, co mi się żywnie podoba. Nie zapominaj o tym.
Twierdzę, że zawróciłaś w głowie Tony'emu, żeby pomógł ci dostać się na statek.
- Nie uwiodłam go - Sara zaprzeczyła gwałtownie. - Ani też mi nie pomógł. Jedyną
osobą, do której zwróciłam się o pomoc, był pan i pan nie dał mi tego, o co tak rozpaczliwie
zabiegałam.
Najlepszą metodą obrony jest atak, który i tutaj okazał się skuteczny. Wpatrując się w
jej rozgniewaną twarz, kapitan cofnął się o pół kroku, przyłożył rękę do ust i pogładził nią
swoją krótką, zadbaną brodę.
- W porządku. Muszę teraz zdecydować, co z tobą zrobić. Jak się nazywasz?
- Sara, Sara Beaumont.
- Będziesz w kajucie kucharza - powiedział szorstko. - I radzę ci trzymać się z dala od
załogi, a w szczególności od Tony'ego.
- Tak, zrozumiałam.
- Daj mi swój paszport.
- Nie mam paszportu. Mówiłam, że...
- Nie masz czego? - Popatrzył na nią niedowierzająco.
- Został ukradziony wraz z moją torebką. Były tam też pieniądze i karta kredytowa.
Próbowałam o tym wczoraj rano panu powiedzieć, ale pan nie chciał słuchać - powiedziała z
goryczą.
- Gdzie są twoje rzeczy?
- W kabinie, lecz ja...
Thor Cameron odwrócił się i żwawym krokiem podążył korytarzem do jej kabiny.
Otworzył drzwi i wszedł do środka. Schwycił jej zawiniątko i wysypał zawartość na łóżko.
- Hej! - zaprotestowała Sara, widząc, jak rozrzuca jej rzeczy. - Proszę uważać. To jest
wszystko, co mi zostało.
Kapitan jednak dalej kontynuował przeszukiwanie, aby sprawdzić, czy czegoś nie
ukryła. Kiedy skończył, odwrócił się do niej z ponurym wyrazem twarzy.
- Czy zdajesz sobie sprawę, że bez paszportu możesz być uznana za bezpaństwowca.
Bezpaństwowcom nie wolno schodzić na brzeg. Mogę więc mieć cię na głowie przez całe
lata, zanim sprawa się nie wyjaśni.
Sara zarumieniła się, lecz z wysuniętym dumnie do przodu podbródkiem powiedziała:
- Proszę, niech pan nie przedstawia tego aż w tak czarnych kolorach. Myśl o tym, że
mogłabym przebywać z panem dłużej, nie pociąga mnie zbytnio. Jak tylko dopłyniemy do
portu, z wielką przyjemnością opuszczę statek.
- Ale tymczasem mam cię na głowie.
- Tak - uśmiechnęła się z ulgą. - Przykro mi, ale na razie tak.
Kapitan rzucił jej nienawistne spojrzenie i odwrócił się, aby odejść, gdy Sara spytała:
- Przepraszam, a dokąd płyniemy? Zatrzymał się.
- Tony na pewno ci powiedział. Płyniemy na Rodos.
- Słyszałam o tym, ale jaki jest nasz pierwszy przystanek po drodze?
- Nie ma “przystanków”, jak je nazywasz. Straciliśmy już tak wiele czasu, że
będziemy tam płynąć bez zawijania po drodze do jakiegokolwiek portu.
Po tych słowach odwrócił się i odszedł, aby, jak domyślała się Sara, znaleźć Tony'ego
i poddać go przesłuchaniu. Miała nadzieję, że Tony nie złamie się. Na razie, ponieważ czuła
się głodna, zrobiła sobie kanapkę i dużą kawę.
Po posiłku Sara zdecydowała się wyczyścić kuchnię, która zarzucona była
niedoszorowanymi garnkami i brudnymi patelniami. Gdy wszystko było już nieskazitelnie
czyste, podeszła do schodów i zaczęła się zastanawiać, czy będzie w porządku, jeśli wyjdzie
na pokład. Thor kazał jej siedzieć w kajucie, lecz z pewnością nie mógł jej skazać na
przebywanie pod pokładem przez cały okres podróży. Decydując, że jeżeli ma złamać
przepisy, to lepiej od razu na początku, Sara wbiegła schodami na górę i wyszła na pokład.
Popołudniowe słońce oświetlało statek długimi, ciepłymi promieniami. Wiatr był
czysty i orzeźwiający. To zupełnie odmienny świat niż zaduch i nieznośne gorąco Oranu,
pomyślała Sara. To zupełnie odmienne życie niż nocny lokal i groźby Ali Messaada. Zrobiła
głęboki wdech. Pomyślała, że nigdzie indziej nie pragnęłaby obecnie się znaleźć.
Tony powiedział jej, że członków załogi jest siedmiu. Wszyscy oni, oprócz kapitana,
byli na pokładzie. Rozmawiali ze sobą i śmiali się, lecz zamilkli raptownie, gdy ją zobaczyli.
Większość z nich Sara widziała w lokalu. Podeszła do rudego mężczyzny, który był pierw-
szym oficerem i wyciągnęła do niego rękę.
- Cześć, jestem Sara Beaumont. Mam nadzieję, że nie miał pan wielkich
nieprzyjemności z powodu mojego pojawienia się na statku.
Wahał się przez chwilę, wreszcie uśmiechnął się do niej kwaśno.
- Przeżyłem już większe awantury. Potrząsnął jej rękę.
- Jestem James Mackenzie, lecz nazywają mnie Mack - powiedział ze szkockim
akcentem. - Tony opowiedział nam o twojej historii. Chodź, poznam cię z innymi wilkami
morskimi.
Był tam mechanik, Ken, i drugi oficer, Arne Huss ze Szwecji. Obydwaj przywitali ją
szerokimi uśmiechami. Podobnie uczynili Tony i dwóch innych marynarzy, Steve Johnson z
Anglii i Pete Keats z Australii. Thor, Mack, Ken, Arne, Steve, Pete i Tony - powtarzając sobie
imiona członków załogi, Sara poczuła się jak Królewna Śnieżka wśród siedmiu
krasnoludków.
Mężczyźni otoczyli ją, lecz wkrótce rozeszli się do swoich prac, po tym jak Mack
powiedział ostrzegająco:
- Kapitan.
Thor Cameron wszedł schodami na pokład i podszedł do Sary. Wśród członków załogi
wyróżniał się olbrzymim wzrostem.
- Sądziłem, że mówiłem ci wyraźnie, abyś tu nie wchodziła - powiedział.
- Potrzebowałam trochę świeżego powietrza. Chyba nie oczekiwał pan, że będę
przebywała cały czas w zamkniętym pomieszczeniu? - odparła spokojnym głosem, aby go nie
prowokować.
On jednak nachmurzył się i rzekł:
- Opracowałem dla ciebie rozkład dnia, uwzględniający kąpiel pod prysznicem i
gimnastykę. Chodź do mojej kabiny, to ci go dam.
Kabina kapitana była nieduża, ale dobrze zagospodarowana i czysto utrzymana. Stało
tam starannie zaścielone łóżko. Przy ścianie działowej stał duży stół z rozłożonymi nań
mapami i radiostacja pokładowa. Obok wchodziło się do wnęki z prysznicem. Było też
wąskie biurko z umieszczonymi pod blatem półkami na książki. Obok łóżka znajdowały się
dwa fotele, gdzie kapitan mógł jeść posiłki, o ile chciał być sam.
Thor wziął blok papieru z biurka, oderwał pierwszą stronę i wręczył ją Sarze.
Przeczytała i zmarszczyła brwi.
- Tylko jeden prysznic dziennie w takie gorąco?
- Słodka woda to najcenniejszy artykuł na statku. Załoga bierze prysznic raz dziennie,
i to samo dotyczy ciebie.
- Rozumiem.
Czytała dalej, dochodząc do miejsca, gdzie zostało podkreślone, że nie może
opuszczać kajuty podczas wacht nocnych.
- Co to jest wachta nocna? - zapytała z ciekawością.
- Czas na statku podzielony jest na wachty - wyjaśnił kapitan. - Jest to okres, podczas
którego pełni służbę jedna zmiana załogi, a inni odpoczywają, jedzą lub śpią. Na naszym
statku wachty są czterogodzinne. Po wachcie zmiana ma cztery godziny przerwy.
- A więc każdy pracuje dwanaście godzin dziennie? Skinął głową.
- Słusznie.
- A pan?
- Ja stale jestem na wachcie - poinformował ją, mrużąc nieco oczy. - Nie myśl więc, że
możesz wślizgnąć się za moimi plecami do którejś z kajut zajmowanych przez załogę.
Sara nerwowo zgniotła kartkę, którą trzymała. Powiedziała z gniewem:
- Ma pan kompletnie błędne wyobrażenie o mnie. Jeżeli byłabym łatwą kobietą, to
dlaczego miałabym uciekać z Oranu? Dałabym Arabowi to, czego chciał i problem byłby
zakończony.
Thor popatrzył na nią sceptycznie, wciąż nie będąc przekonany.
- Twierdzisz więc, że jesteś niewinna? Sara oblała się rumieńcem.
- Twierdzę, że się nie sprzedaję! Spojrzał na nią ironicznie.
- Uwiodłaś Tony'ego, aby pomógł ci wślizgnąć się na statek.
- Nie uwiodłam go. Wcale mi nie pomógł.
Jego oczy, błękitne jak morze, wpatrywały się w nią badawczo przez dłuższą chwilę.
Sara próbowała wytrzymać jego spojrzenie. Lecz w końcu zamrugała oczami i spuściła
wzrok.
Zaśmiał się krótko, tak, jakby znajdując potwierdzenie dla swego przypuszczenia.
- Będziesz musiała zapracować na swój przejazd - powiedział.
- Już się zaoferowałam.
Nie zwracając uwagi na jej słowa, mówił dalej:
- Jak jest napisane na kartce, co rano masz czyścić i ubikacje i prysznice, po tym, jak
załoga się już wymyje i usiądzie do śniadania. Po śniadaniu będziesz codziennie czyścić
kuchnię. To samo po obiedzie i po kolacji. Możesz wyjść na pokład na jedną godzinę rano i
jedną wieczorem.
Sara spoglądała na papier. Zmarnował czas wypisując to wszystko, pomyślała. Nie
zamierzała stosować się do tych zaleceń. Pracę wykona chętnie, ale w żadnym wypadku nie
będzie pozostawać cały dzień w zamknięciu.
- Zrobi się, wodzu - powiedziała z odrobiną ironii i zasalutowała.
Thor zmarszczył brwi i ostrzegł ją z wyraźną złością:
- Tylko uważaj. Mogę bowiem uczynić twoje życie na tym statku bardziej nieznośne,
niż było w Oranie.
- Przepraszam, w jaki więc sposób powinnam się zwracać? - Powiedziała Sara
posłusznie.
Zawahał się przez chwilę, po czym rzekł: “Tak jest, kapitanie”.
Odwrócił się do biurka. Wziął z niego notatnik i długopis, a następnie, zwracając się
ponownie przodem do niej, powiedział:
- Chcę, abyś podyktowała mi dane z twojego paszportu: twoje dane osobiste, imię i
nazwisko najbliższej osoby z rodziny i, o ile pamiętasz, datę i miejsce wydania paszportu.
- W porządku - odpowiedziała.
- Dasz mi te dane jutro po śniadaniu, a ja wyślę je przez radio do Konsulatu
Brytyjskiego na Rodos i poproszę ich o wydanie nowego paszportu.
Statek kołysał się na fali. Nie bez pewnych trudności Sara wydostała się wąskimi
schodami z powrotem na pokład. Myślała o tym, by porozmawiać z Tony'm, a i on myślał
chyba podobnie, bo pod drzwiami znalazła karteczkę z notatką:
“Trzymałem się naszej wersji i twierdziłem, że nic ci nie pomogłem. Był zły, ale nie
zagroził mi zwolnieniem. Chyba nam się udało. Tony”
Sara podarła kartkę i wyrzuciła do toalety. Steve walił do jej drzwi, oznajmiając, że
wszyscy już skończyli posiłek. Gdy weszła do kuchni, zastała ją w okropnym stanie. Ken,
który został oddelegowany w zastępstwie do gotowania, nawet nie zadbał, aby pozmywać.
Jest więc przynajmniej jedna osoba zadowolona z mojego pobytu na statku, rozmyślała z
uśmiechem Sara, kiedy sprzątała pomieszczenie. Następnie zrobiła sobie omlet.
Myślała o tym, by pójść na pokład i popatrzeć na gwiazdy. Zamiast tego wzięła
czasopismo i usiadła, aby poczytać. Słyszała, jak ktoś z załogi poszedł do kuchni po kawę, po
czym znów zapanowała cisza. Sara zgasiła światło i położyła się na łóżku, myśląc o tym, że
właśnie dziewczyny w lokalu rozpoczynają drugi występ.
Nie odczuwała tęsknoty za tańcem. Świat rozrywki, do którego została wepchnięta
przez ambicje matki, wydawał się jej płytki i trywialny. Doszła do tego już wcześniej, lecz nie
miała przed sobą innych możliwości. Obecnie jednak postanowiła, że gdy wróci do Anglii,
spróbuje czegoś sensowniejszego.
Była tak zamyślona, że nie usłyszała, jak z tyłu za nią powoli otwierają się drzwi.
Dopiero gdy doszło do niej światło z korytarza, odwróciła się i zawołała:
- Tony! Co tutaj robisz? Zwariowałeś!
- Znalazłaś moją karteczkę?
- Tak. Postąpiłeś bardzo nierozsądnie, że zostawiłeś ją pod drzwiami. Wracaj do swej
kajuty.
- Myślałem, że chciałaś ze mną porozmawiać - powiedział Tony jakoś nieskładnie. -
Co mówiłaś Thorowi?
Usiadła.
- To, co uzgodniliśmy, ale nie sądzę, by mi wierzył. Może próbować ciebie zapędzić w
kozi róg, a więc uważaj. Pierwsza rzecz, idź lepiej do swojej kajuty.
Po ciemku nie widziała jego twarzy. Czuła jednak pewne napięcie i zastanawiała się,
czy przypadkiem koledzy nie namówili go, aby do niej poszedł.
- Idź już - powtórzyła.
Zamiast posłuchać, Tony usiadł na łóżku i próbował ją objąć. Zalatywało od niego
whisky.
- Chciałem tylko ucałować cię na dobranoc - mamrotał, próbując przyciągnąć ją do
siebie.
Sara usiłowała go odepchnąć, lecz on obstawał przy swoim. W końcu rozjątrzona
powiedziała:
- W porządku. Jeden pocałunek za twoją pomoc, ale obiecasz mi, że potem pójdziesz.
Próbowała ucałować go lekko, lecz Tony objął ją oburącz i przegiął na poduszkę. Z
obawy, aby jej nie udusił, starała się go odepchnąć, aż nagle gwałtownie się od niej odsunął.
Wciągnęła głęboko powietrze i usiadła. Rozbłysło światło i wtedy dopiero zauważyła
kapitana, który ciągnął Tony'ego za kołnierz. Nic nie powiedział. Wyciągnął Tony'ego z ka-
juty i zatrzasnął drzwi.
ROZDZIAŁ TRZECI
Kapitan trzymał Sarę w zamknięciu aż do rana. Od dłuższego czasu już nie spała.
Słyszała przez ścianę głosy marynarzy jedzących śniadanie. Czekała, siedząc na łóżku, aż
kapitan otworzy drzwi, i denerwowała się coraz bardziej. Wreszcie usłyszała kroki i ktoś
przekręcił klucz w zamku. W drzwiach stanął Thor Cameron. Spojrzał na nią zimno i
powiedział kategorycznym tonem:
- W mojej kabinie za dziesięć minut!
Odwrócił się i wyszedł. Sara umyła się szybko i została jej jeszcze minuta. Czekała
pod drzwiami kapitana. Obok niej stał Tony. Wyglądał okropnie. Miał podkrążone oczy. Jego
twarz była blada i wynędzniała. Stał, opierając się o ścianę, tak jakby nie mógł utrzymać się
na nogach. Włosy i ubranie miał zupełnie mokre.
- Co się stało? - zapytał nieprzytomnie. - Nic nie pamiętam.
- Byłeś pijany - powiedziała Sara bez ogródek. - Musisz chyba pamiętać, że wczoraj
piłeś.
- Wypiłem tylko dwa piwa - zaprotestował Tony.
- Plus whisky - powiedziała oschle. Spojrzał na nią oszołomiony. - Aleja nie...
Przerwał w pół słowa, gdyż drzwi się otwarły i kapitan poprosił ich do środka.
Obserwował w milczeniu, jak wchodzą i stają przed biurkiem. Jesteśmy jak niegrzeczne
szkolne dzieci w gabinecie dyrektora, pomyślała Sara z oburzeniem.
Thor zaczął krążyć po pokoju. Z pogardą spoglądał to na Sarę, to na Tony'ego.
Zamiast poprosić ich o wyjaśnienie, zaatakował bez pardonu:
- Pewne jest, że oboje kłamaliście. Przerażająco zimnym wzrokiem spojrzał na Sarę.
- Nie mogłaś sama dostać się na pokład i Tony udzielił ci pomocy, tak jak się tego
wcześniej domyślałem. Wysadzę was oboje ze statku, jak tylko dopłyniemy do Rodos.
- To nieuczciwe - zaprotestowała Sara. - Tony był...
Thor rzucił jej tak chłodne spojrzenie, że przerwała.
- Nie obchodzi mnie - powiedział - kto zbałamucił kogo. Nie chcę was obojga na
moim statku. Nie potrzebuję, żeby “Duch Wiatru” przesiąknął plugastwem takim jak wy.
Słowa te były tak obraźliwe, że Sara aż zbladła i otworzyła oczy ze zdziwienia.
Ogarnęła ją fala gniewu. Zrobiła krok naprzód i z piorunami w oczach krzyknęła:
- Chwileczkę! Kim ty u diabła jesteś, żeby nas sądzić. To, że jesteś kapitanem tej
łajby, nie czyni cię jeszcze Wszechmocnym Bogiem, nawet jeżeli sądzisz, że tak jest.
- Saro! - Tony schwycił ją za ramię i próbował powstrzymać.
Thor osłupiał. Prawdopodobnie przez lata nikt do niego w ten sposób nie mówił.
Najbardziej jednak dotknęła go uwaga o statku. Pochylił się do przodu, oparł na biurku i
spoglądał na Sarę z wściekłością.
- Ten statek jest jednym z najlepszych żaglowców na świecie. Jedynie taki włóczykij
jak ty może nie dostrzegać piękna, gdy je widzi.
Nie panując nad oburzeniem, Sara odcięła się natychmiast:
- A jedynie taki chłopiec pokładowy jak ty może nie rozpoznać prawdy, gdy ją słyszy.
- Saro! - Tony jęknął i próbował odciągnąć ją do tyłu, lecz ona odepchnęła go
zdecydowanie.
- Chłopiec pokładowy! Ty... - Thor wyszedł zza biurka i miał już podejść do niej, gdy
rozległo się głośne pukanie i Mack, pierwszy oficer, wszedł do środka.
- Czego u diabła chcesz? - zapytał Thor ze złością.
- Przepraszam, kapitanie, ale jest coś, o czym powinieneś wiedzieć.
- Potem.
Odważnie łamiąc rozkaz, Mack powiedział:
- To dotyczy Tony'ego. Odkryłem, że dodano mu wczoraj whisky do piwa.
Thor odwrócił się do niego i zmarszczył brwi.
- Jesteś tego pewien?
- Tak. Tony nie ma zwyczaju się upijać, przeprowadziłem więc dochodzenie.
- Kto to zrobił?
- Wolałbym nie mówić. Miał to być kawał.
- Nie powiesz?
Thor wpatrywał się w niego przenikliwie, aż w końcu dał za wygraną.
- W porządku, przyjdź za pół godziny.
- Tak jest, kapitanie! - Mack odwrócił się i odszedł, starając się nie patrzeć na
Tony'ego i Sarę.
Thor przez chwilę stał przy oknie i spoglądał w morze. Było to prawdziwe
kwadratowe okno, a nie jeden z okrągłych iluminatorów, które umieszczone były w kajutach
załogi. Sara poczuła odrobinę nadziei. Kiedy odwrócił się do nich z powrotem, nie było już
wściekłości na jego twarzy. Patrząc na Tony'ego powiedział:
- Wydaje się, że dwukrotnie padłeś ofiarą. Najpierw podstępu tej dziewczyny, potem
humoru swoich kolegów. Ponieważ jednak okłamywałeś mnie, więc to, czy wysadzę cię w
Rodos, czy nie, zależeć będzie wyłącznie od twojego dalszego zachowania. Tymczasem
dostaniesz najcięższe prace do wykonania na pokładzie. Masz coś do powiedzenia?
- Nie - Tony westchnął z ulgą. - Przepraszam, kapitanie. Nie będzie już powodu, żeby
na mnie narzekać.
- Tak byłoby najlepiej. W porządku. Możesz odejść. Tony zawahał się, spoglądając na
Thora i na Sarę.
- Kapitanie, to nie była wina Sary. Ona...
- Powiedziałem, że możesz już iść! - odparł Thor rozkazująco.
- Tak jest, kapitanie! - Tony odwrócił się i odszedł. Thor stanął za biurkiem i spojrzał
na Sarę, która już przeczuwała, że teraz nastąpi atak. Miała rację. Odezwał się do niej z
gniewem:
- Od samego początku wiedziałem, że będzie z tobą kłopot. Dlatego też odmówiłem
wzięcia cię na pokład. I nie myliłem się. Nie upłynęły dwa dni, a już postawiłaś całą załogę
na nogi.
- To nie była moja wina. Ja...
- Oczywiście, że to twoja wina! - wrzasnął na nią, aż podskoczyła. - Jesteś kobietą i
jesteś pociągająca. To wystarczy dla kogoś tak młodego i zielonego, jak Tony. Nie zwalajmy
więc winy na niego.
Zamilkł, patrząc na nią przenikliwie, lecz Sara nie miała już nic do powiedzenia.
Część z tego, co powiedział, było prawdą. Będąc w rozpaczliwej sytuacji, musiała posłużyć
się Tony'm. Siedziała naprzeciw kapitana w milczeniu, zachowując postawę pełną dumy.
- Będziesz się trzymała harmonogramu i listy twoich obowiązków, który ode mnie
otrzymałaś - powiedział kapitan. - W nocy będziesz zamknięta w kajucie.
Sara wciągnęła z lekka powietrze.
- Tak nie można. A co będzie, jeżeli zachoruję albo coś podobnego?
- Trudno.
- A co się ze mną stanie, jeżeli statek będzie tonął? . Zaśmiał się ironicznie.
- Obiecuję, że wyratuję cię wówczas wraz z kotem okrętowym - powiedział z drwiną
w głosie. - A teraz idź już i pamiętaj, jeżeli dokonasz następnego wykroczenia, będziesz
zamknięta w kajucie do końca podróży. I nie myśl, że nie jestem zdolny do tego - dodał w
momencie, kiedy Sara otwierała usta. - Na tym statku mogę robić to, co mi się podoba.
Czując jego niewzruszoną wolę, Sara zrezygnowała z dalszej dyskusji i opuściła
kabinę. W kuchni oczekiwał na nią Tony.
- Co powiedział? - zapytał.
Na twarzy Sary pojawił się grymas.
- A co sądzisz? Będzie mnie zamykać na noc w mojej kajucie, abyście nie mogli się do
mnie dostać, żeglarze rozpustnicy. Będę się czuć jak zwierzę w klatce.
Tony zaczerwienił się.
- Przepraszam, Saro. Jeżeli nie namówiliby mnie do picia, nie miałbym... sama wiesz.
- Nie odważyłbyś się - zakończyła za niego i zaraz pożałowała tych słów, widząc, że
boleśnie go nimi dotknęła. - No, nie martw się już - powiedziała. - To nie była twoja wina.
Tony usiadł na ławce i przyłożył dłonie do skroni.
- Boże, czuję się strasznie - westchnął żałośnie.
- Masz kaca?
Przytaknął z wyrazem boleści na twarzy.
- Głowa mi pęka. Sara uśmiechnęła się.
- A może chciałbyś śniadanie?
- Nie mógłbym teraz niczego zjeść.
- Nonsens - odpowiedziała żywo. - Po jedzeniu poczujesz się znacznie lepiej.
Przyrządziła omlety z serem i podała je wraz z lekko przypieczonym chlebem
razowym. Kiedy ustawiała talerz przed Tony'm, nagle odzyskał apetyt. Sara usiadła przy stole
naprzeciwko i już miała wziąć się do jedzenia, gdy do kuchni wszedł Mack.
- Jest kawa?
- Zrobię ci - zaofiarowała się Sara.
- Dziękujemy za wybawienie nas - powiedział Tony żywo. - - Inaczej na Rodos
kapitan wysłałby mnie do domu.
Mack skinął głową i popatrzył na talerze.
- To wygląda znakomicie.
Skosztuj mojego - zaproponowała dyplomatycznie Sara. - Mogę sobie zrobić następny
omlet.
Nie musiała go zachęcać. W mgnieniu oka zjadł omlet i do sucha wytarł chlebem
talerz.
- To najlepszy posiłek, odkąd wypłynęliśmy z Oranu. Wszyscy jesteśmy
beznadziejnymi kucharzami, a Ken chyba najgorszym.
Spojrzał na nią.
- Nie chcesz przypadkiem zająć się gotowaniem?
- Zaproponowałam to kapitanowi - odpowiedziała Sara, siadając przy stole. Przed sobą
ustawiła talerz z nowym omletem. - Kapitan powiedział: “Nie”. Nie mogę się mu
przeciwstawiać.
- Nie, nie chcielibyśmy tego - Mack przyłożył rękę do policzka, a następnie zaczął
gładzić brodę.
- Mam więc pomysł. Kiedy Ken będzie gotował, możesz mu pomagać. Co ty na to?
- Pomyślane bardzo dyplomatycznie. - Sara uśmiechnęła się i spojrzała na niego
niewinnie. - Może jednak byłoby lepiej, gdyby Ken w dalszym ciągu przyrządzał posiłki dla
kapitana?
- O tak. Rozumiem, co masz na myśli - powiedział Mack z wahaniem i wzruszył
ramionami. - Zobaczymy, jak to się ułoży - dodał i wyszedł z kuchni na pokład.
- Chyba powinienem już pójść do pracy - powiedział Tony bez entuzjazmu. - Muszę
wyczyścić zęzy.
- Czytałam o tym, to ohydne.
- W istocie - powiedział Tony.
- Może to chyba poczekać z dziesięć minut. Napijmy się jeszcze kawy.
Nalała jemu i sobie.
- Jak długo jesteś na statku?
- Tylko dwa miesiące. Wcześniej byliśmy we Francji i pracowaliśmy nad reklamą dla
telewizji komercyjnej. Teraz płyniemy, aby wziąć udział w filmie kręconym na Rodos.
- Powiedz mi coś o kapitanie.
- Jest kapitanem od wielu lat. Czasami dowodzi innymi jednostkami, które należą do
naszego przedsiębiorstwa. Nie znam go jednak dobrze. Powinnaś zapytać Macka. On zna go
najlepiej.
- Cameron - Sara zadumała się. - To nie jest typowe angielskie nazwisko.
- Nie jest Anglikiem. Ojciec jego był Szkotem, a matka Dunką.
- Rozumiem. To wszystko wyjaśnia - powiedziała Sara, mając na myśli wzrost Thora i
jego blond włosy.
- Jego pewność siebie i autorytet... o to ci chodzi? - zapytał Tony.
Sara pomyślała, że Thor zapewne mógł mieć te cechy, lecz przez większość czasu
widziała go w złości, i dlatego nie mogła ich dostrzec.
- Czy go lubisz? - zapytała z ciekawością. Tony zawahał się z odpowiedzią.
- Naturalnie. Zna się na swojej pracy i jest z niego porządny facet. Wiem, że go nie
lubisz, ale na statku kapitan musi być surowy.
- Surowość nie powinna przeszkadzać mu postępować po ludzku.
- Jest ludzki przez większość czasu - odpowiedział Tony. Uśmiechnął się. - A może
jest mizoginistą?
- Wcale nie byłabym zdziwiona - odrzekła Sara. - Nie jest żonaty?
- Nikt z nas nie jest. Mack był, lecz jego żona rozwiodła się z nim, ponieważ ciągle
przebywał na morzu.
- Dlaczego więc nie porzucił pracy na statku? Tony wzruszył ramionami.
- Morze wciąga. Wchodzi ci w krew.
- A więc dlatego jesteś taki mokry! Uśmiechnął się.
- Stroisz sobie ze mnie żarty, a ja czuję się tak fatalnie.
Westchnął.
- Idę się przebrać i zabieram się za te zęzy.
Wstał od stołu i wyszedł.
Po zrobieniu porządku w kuchni, Sara spojrzała na listę swoich obowiązków. Należało
wysprzątać wszystkie kajuty i zmienić pościel. Czy również w kabinie kapitana? -
zastanawiała się. Dochodząc do wniosku, że lepiej będzie trzymać się od niego z daleka,
rozpoczęła pracę od dwóch kajut z przodu statku.
W pomieszczeniach panował zaduch, więc Sara otworzyła iluminatory. Pościel,
ręczniki i wszystkie walające się części garderoby zaniosła do prania. Śpiwory wzięła ze sobą
na pokład, aby się wywietrzyły.
Australijczyk, Pete Keats, który właśnie stał przy sterze, pozdrowił ją uniesieniem
ręki. Na szczycie grotmasztu, w bocianim gnieździe, siedział Steve Johnson. Niebo było
prawie bezchmurne. Otaczało ich bezkresne morze. Nie było widać skrawka lądu ani żadnych
innych jednostek.
- Sądziłam, że na morzu zobaczę wiele statków. Tak dużo było ich w porcie w Oranie
- powiedziała Sara, gdy podeszła do Pete'a ze śpiworami.
- Mają silniki i idą prostym kursem - odpowiedział Pete. - My zaś musimy żeglować,
dostosowując się do wiatru i prądów powietrznych.
- Jak długo zajmie nam podróż na Rodos?
- Około trzech tygodni, przy dobrej pogodzie i korzystnym wietrze.
Sara wprost nie mogła uwierzyć.
- Tak długo?!
Wziął jej okrzyk za wyraz zniecierpliwienia.
- Nie martw się. Wkrótce znajdziesz się na suchym lądzie. Poruszamy się z szybkością
pięciu węzłów. To nieźle jak na “Ducha Wiatru”.
Trzy tygodnie, pomyślała Sara. Podróż morska w słońcu i przy orzeźwiającym
wietrze. Niestety, ten idylliczny stan zakłócała postawa kapitana. Gdyby zobaczył, jak przed
chwilą rozmawiała z Pete'm, gotów byłby pewnie ją posądzić o próbę uwiedzenia również i
jego.
Rozejrzała się po pokładzie. Szukała miejsca do rozwieszenia śpiworów. W końcu
zdecydowała się powiesić je na linie pomiędzy dwoma masztami. Przewiesiła linę podwójnie
i umocowała je dobrze, tak aby nie porwał ich wiatr. Następnie, zadowolona z siebie poszła
na dół, żeby dokończyć sprzątanie kabin.
Mniej więcej godzinę później Sara usłyszała pełen wściekłości głos kapitana i od razu
domyśliła się, że znowu czekają ją kłopoty. Miała rację. Za chwilę pojawił się Mack, który
oznajmił, że kapitan woła ją na górę. Wydawało się jej, że z trudem powstrzymuje śmiech.
Thor spacerował nerwowo po pokładzie. Większość członków załogi kręciła się w
pobliżu, udając obojętność. Kapitan obrócił się na pięcie i w chwili gdy Sara wchodziła do
góry schodami, popatrzył na nią przenikliwie.
- Co to jest, u diabła! - wykrzyknął, wskazując ręką.
- Śpiwory - odparła spokojnie.
Thor podszedł bliżej, oparł ręce na biodrach i spojrzał na nią z drwiną.
- Wiem, co to jest. Ja...
- Dlaczego więc pan mnie pyta? - przerwała mu Sara.
- Słuchaj. - Zmrużył groźnie oczy. - Co, u licha, robią tu na pokładzie!
- Sądziłam, że to oczywiste. Wietrzą się.
- Wietrzą?
- Tak. One śmierdzą. Kajuty też. Cała łódka śmierdzi.
- Statek, nie łódka!' - poprawił ją Thor, wyraźnie zaskoczony jej zdecydowanym
tonem.
Ktoś z załogi roześmiał się głośno. Thor spojrzał w tamtą stronę.
- Jeżeli nie macie nic do roboty, wkrótce coś wam znajdę.
Mężczyźni odsunęli się na bezpieczną odległość i każdy z nich chwycił się jakiegoś
zajęcia. Thor obrzucił ich uważnym spojrzeniem i ponownie odezwał się do Sary.
- Co dokładnie masz na myśli?
- W kabinach panuje okropny zaduch.
- Chcesz przez to powiedzieć, że marynarze nie utrzymują ich w należytej czystości?
Zdając sobie sprawę, że wszyscy się im przysłuchują, Sara odparła wymijająco:
- Kabiny są małe i nie mają właściwej wentylacji. Suszą się w nich mokre ubrania.
Potrzebują odświeżenia i to wszystko.
- Kobieca ręka - odezwał się Thor ironicznie.
- Co w tym złego? - odparła żywo.
- Nic. Nie spodziewałem się tego po kobiecie, która nie należy do gatunku gospodyń
domowych.
Sara odgadła ukrytą aluzję i oblała się rumieńcem.
- Korzysta pan z każdej okazji, żeby mi ubliżyć.
- Czego się spodziewasz, jeśli prowadzisz takie życie?
Czuła w sobie narastający gniew, lecz postanowiła nie dać się sprowokować.
- Chce pan więc, abym wysprzątała kajuty, czy nie? - powiedziała głosem
zdradzającym napięcie.
Kapitan przypatrywał się jej przez chwilę w milczeniu, następnie skinął głową.
- Wysprzątaj je, lecz najpierw zabierz stąd te śpiwory. Nie urządzaj mi pralni na
pokładzie.
- A więc jak mam je przewietrzyć? Spojrzał na nią z wściekłością.
- Rusz głową. A jeśli to będzie za trudne, poproś o pomoc pierwszego oficera.
Odwrócił się i zszedł schodami w dół. Do Sary podszedł Mack.
- Daj, zwinę za ciebie linę - powiedział, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Co w tym takiego śmiesznego? - zapytała.
- Wybacz mi - Mack próbował przybrać poważny wyraz twarzy, ale nie mógł. - Wciąż
mam przed oczami twarz kapitana, kiedy zobaczył śpiwory zwisające na linie.
- Mam wrażenie, że cię to rozbawiło.
- No cóż. Jesteś na statku zaledwie dwa dni, a już udało ci się ożywić naszą podróż.
Westchnęła.
- Wydawało mi się, że w dzisiejszych czasach statki mają mieszane załogi.
- Niektóre tak, ale kapitan życzy sobie teraz, aby na naszym byli sami mężczyźni.
- Teraz? - Sara zapytała z zaciekawieniem. - Czy były przedtem kobiety na statku?
Mack zawahał się, a następnie kiwnął potwierdzająco głową.
- W przeszłości spotkały go pewne kłopoty.
- Naprawdę? Co się stało? Mack wzruszył lekko ramionami.
- Nie byłem z nim wówczas w rejsie. Lepiej zejdź na dół i zajmij się już pracą.
Sara posłuchała go, zeszła pod pokład i powróciła do sprzątania. Myślała o tym, że
chociaż Mack mógł nie być podczas rejsu z Thorem, na pewno wiedział o jego “kłopotach”.
Cokolwiek by to nie było, musiało mocno dotknąć kapitana, skoro odtąd zabronił kobietom
wstępu na pokład. Zaintrygowana, postanowiła dowiedzieć się o tym czegoś więcej, od
Macka lub innego członka załogi.
Sara skończyła sprzątanie kabiny, która pachniała już lepiej i której wygląd znacznie
się poprawił. Porozrzucane wszędzie ubrania poukładała starannie w szafie ściennej. Książki i
czasopisma ułożyła na półkach. Buty postawiła równo obok siebie. Płaszcze i sztormiaki
porozwieszała na wieszakach. Z dumą popatrzyła na wynik swojej pracy, a następnie udała
się do kuchni, gdzie zaczęła przygotowywać kanapki dla załogi. Kiedy już prawie kończyła,
do kuchni wpadł zziajany Ken. Gdy zobaczył talerze napełnione po brzegi kanapkami, wydał
z siebie westchnienie ulgi.
- Wspaniale wykrzyknął. Pracowałem cały czas przy silniku i nie zauważyłem, że jest
już tak późno. Zaniosę kanapki do mesy.
- Poczekaj! - powiedziała Sara. Masz przecież przyrządzić posiłek Thorowi.
- Aha! - Na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. - Możesz zrobić to za
mnie?
- Nie. Znasz przecież naszą umowę.
- W porządku więc. Podaj mi chleb.
Wziął od niej bochenek i rozpoczął krajanie nierównych kromek. Jedną z nich
posmarował obficie masłem, położył na niej kawał sera, który musiał ważyć chyba ze sto
gramów, przyłożył go drugą kromką, a następnie wszystko umieścił na malutkim talerzyku.
- Czy to jest właśnie to? Sara patrzyła z niedowierzaniem.
Jej kanapki, choć słusznych rozmiarów, wydawały się delikatne w porównaniu z
dziełem Kena.
- Czy twoje kanapki zwykle wyglądają w ten sposób?
- Spieszyłem się odparł. Wziął puszkę piwa i tackę.
- Idę zanieść to kapitanowi - powiedział i wypadł pędem z kuchni.
Marynarze, którzy nie mieli wachty na pokładzie, zeszli na obiad do mesy. Na stole
zastali rozłożone talerze, kubki, półmiski wypełnione surówkami i inne przystawki. Wiecznie
głodni, rzucili się na jedzenie. Wkrótce przyłączył się do nich Ken.
- Saro, gdybym był kapitanem, zawarłbym z tobą długoletni kontrakt - powiedział ze
swym ciężkim, szwedzkim akcentem Arne Huss, drugi oficer.
Siedzieli w mesie i rozmawiali wesoło. Następnie Sara zrobiła świeże kanapki dla
drugiej zmiany. Najpierw przyszedł Tony. Był brudny od pracy przy czyszczeniu zęz. Sara
kazała mu się umyć i przebrać. Spojrzał na nią niechętnie, lecz nie odważył się odmówić.
Zadowolony zasiadł przy stole, widząc jak stawia przed nim talerz z kanapkami.
Sara zostawiła marynarzy siedzących w mesie i poszła sprzątać następną kajutę.
Zatrzymała się w progu tej, którą niedawno wysprzątała i ogarnęło ją zdumienie. Mieszkali
tam Steve i Tony. Niedługo po tym jak ją wyczyściła, Tony wszedł do kajuty. Rzucił na pod-
łogę swoje brudne ubranie robocze. W poszukiwaniu czystych rzeczy wyrzucił z szafki różne
części garderoby. Zdążył już zostawić ślady rąk na białej poduszce i czystym ręczniku. Do
tego jeszcze porozrzucał równo ustawione buty na podłodze. W ciągu kilku minut zrujnował
pracę, której poświęciła cały ranek. Sara stała w progu oniemiała. Dlaczego, pomyślała, męż-
czyźni, szczególnie młodzi, wolą żyć w bałaganie?
- Miałaś przecież wysprzątać tę kajutę. Jest zaświniona!
Sara usłyszała głos kapitana za plecami i nie mogła uwierzyć własnym uszom.
Odwróciła się i czując się pokrzywdzona jego uwagą, powiedziała:
- Wysprzątałam ją do czysta pół godziny temu.
- Kobieca ręka - powtórzył pogardliwie. - Wyczyść ją, ale tym razem zrób to dobrze!
Odszedł, pozostawiając Sarę kipiącą gniewem. Nie miała jednak wyboru, jak tylko się
uspokoić i wysprzątać kabinę od nowa. Potem zabrała się z kolei za kajutę należącą do Macka
i Arne'a. Kiedy skończyła sprzątać swoją, trzeba już było zabrać się za kolację. Dzięki pracy
uspokoiła się i w pogodnym nastroju zasiadła wraz z innymi do stołu. Posiłek Thora przy-
gotował, jak zwykle nieudolnie, Ken, i zaniósł kapitanowi do kabiny. Patrząc na jego dzieło,
Sara pomyślała, że nie musi obmyślać lepszej zemsty, skoro kapitan zmuszony jest
codziennie do spożywania takich posiłków.
Po kolacji marynarze odpoczywali w mesie. Sara wysprzątała kuchnię i przyłączyła
się do nich. Grali w pokera.
- Chcesz popatrzeć? - zapytał Arne i zrobił jej miejsce na ławce.
- Zagrałabym, ale nie mam pieniędzy.
- Umiesz grać w pokera?
Sara uśmiechnęła się i skinęła głową.
- To niesamowite, czego można się nauczyć w przerwach między przedstawieniami.
- Pożyczę ci trochę - Arne przesunął w jej stronę kilka monet.
- Nie będę mogła ich zwrócić, gdy przegram. Wzruszył ramionami.
- Może będziesz miała szczęście.
Włączyli ją do gry i rozdali karty. Sara zauważyła, że Arne używał szwedzkich monet,
Pete - australijskich, Steve i Ken - brytyjskich. Gdy stawiali zakłady, mieszali wszystkie
monety razem. Sara lubiła grać w karty. Przyglądała się twarzom graczy, próbując odgadnąć,
kto blefuje. Wkrótce dostrzegła, że Ken pocierał ręką nos, jeżeli przytrafiła mu się dobra
karta. Pete zaś zdradzał się, przybierając z pozoru obojętny wyraz twarzy. Arne i Steve byli
bardziej opanowanymi graczami i na podstawie ich mimiki trudno było odgadnąć, co mają w
kartach. Stawki były bardzo niskie. Sara zaczęła wygrywać i powoli zgromadziła przed sobą
stos monet - znacznie więcej, niż pożyczyła od Arne'a. Nie miało to jednak większego
znaczenia, nie chciała bowiem wziąć od nich tych pieniędzy i planowała zwrócić im wszystko
po zakończeniu gry.
- Ty masz szczęście! - wykrzyknął Ken, gdy znów go przebiła. - Udało ci się w ten
sposób po raz czwarty.
- Niezupełnie. To dlatego, że ty... - przerwała, widząc, jak Thor wkracza do mesy.
Kapitan zatrzymał się na chwilę, popatrzył na nich i poszedł do kuchni. Sara słyszała,
jak otwierał drzwi od lodówki. Z satysfakcją pomyślała, że szuka czegoś godziwego do
zjedzenia.
Kolejne rozdanie należało do Sary. Zauważyła, że Ken pociera ręką nos. Skupiła się
na kartach i nie dostrzegła Thora, który stanął za jej plecami i począł obserwować grę. Ken
rzucił karty na stół i wydał jęk, widząc, że Sara znów wygrała.
- To niesamowite - wykrzyknął. - Wygrywasz ze mną za każdym razem. - Popatrzył
na zmniejszającą się przed nim ilość pieniędzy. - Jeżeli nie dopisze mi szczęście, wkrótce
znajdę się poza grą.
- Wyjdź z kuchni, jeżeli jest ci za gorąco - zadrwił z niego Steve, a następnie dodał,
gdy Sara zbierała wygraną:
- Zawsze wiesz, kiedy ma dobrą kartę. Musisz być doświadczonym graczem.
Sara roześmiała się.
- Niezupełnie. To raczej tobie i Kenowi brakuje wprawy. Czy wiesz, że...
Przerwała, czując dotknięcie ręki na swoim ramieniu. Obróciła głowę i zobaczyła
stojącego nad nią Thora.
- Chcę z tobą porozmawiać. Chodź na pokład - rozkazał krótko.
Trzymając karty w ręku, Sara popatrzyła na niego i zaczęła zastanawiać się, o co teraz
mu chodzi. Obecność marynarzy w mesie dawała jej poczucie bezpieczeństwa, którego nie
chciała się pozbyć. Otworzyła usta, aby zapytać “dlaczego?”, lecz zanim coś powiedziała,
Thor ponaglił:
- Ruszaj się.
Odłożyła karty i wstała natychmiast. Thor szedł za nią schodami na górę. Gdy dotarli
na pokład schwycił ją za ramię i poprowadził na dziób, daleko od miejsca gdzie stał sternik.
Obrócił ją twarzą ku sobie i powiedział z wściekłością:
- Odkrywasz przed nami swe nowe zdolności, jeżeli je tak można nazwać.
- Nie wiem, o co chodzi - zaprotestowała Sara.
- Poza tym boli mnie ramię.
- W porządku. - Schwycił ją jeszcze mocniej.
- Do twoich występków dodać można oszukiwanie w kartach.
Wstrzymała oddech ze zdziwienia.
- Niech pan nie żartuje.
- Nie? A więc jak mogłaś wygrać tyle razy, i to z kartą, z którą nikt przy zdrowych
zmysłach nie odważyłby się zagrać? Nie zaprzeczaj. Obserwowałem cię z tyłu.
- Blefowałam Kena i to wszystko. On...
- Kłamiesz! Rozdawałaś karty i wiedziałaś, co ma. Jesteś nędzną dziwką, a w dodatku
oszustką.
- Nie jestem oszustką - odparła Sara z furią.
- Tu na pewno nie będziesz miała takiej okazji. Nie uda ci się wystrychnąć mnie na
dudka.
Popchnął ją.
- A teraz idź na dół i oddaj wszystkie pieniądze, a jeśli zatrzymasz coś dla siebie,
pożałujesz.
Nie było sensu się sprzeczać. Sara spojrzała na niego z nienawiścią, odwróciła się i
odeszła najdostojniejszym krokiem, na jaki można było się zdobyć na pokładzie
rozkołysanego statku. Zatrzymała się na chwilę na schodach, aby odzyskać spokój, po czym
weszła do mesy, gdzie wszyscy nadal siedzieli przy kartach.
Zmienionym głosem oznajmiła:
- Jestem zmęczona. Pójdę już. Przesunęła na środek stołu całą swą wygraną.
- Podzielcie to między siebie.
- Ale tak nie można - zaprotestował Pete. - To nie jest w porządku.
- Wiem, ale to wasze pieniądze. Nie miałam zamiaru ich zatrzymać. Dobranoc.
Odeszła, zanim ktoś zdążył coś powiedzieć. Przed udaniem się na spoczynek wzięła
prysznic. W kilka minut po tym, jak wróciła do kajuty, rozległo się głośne stukanie do drzwi.
- Tak! - powiedziała.
Thor nie odpowiedział jej jednak. Przekręcił jedynie klucz w zamku i odszedł.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Przez następne dwa dni udało się Sarze uniknąć spotkania z Thorem. Od Tony'ego
dowiedziała się, jak wygląda jego rutynowy rozkład zajęć. Starała się przebywać tam, gdzie
go akurat nie było. Kapitan codziennie dokonywał drobiazgowej inspekcji. W towarzystwie
Macka przeglądał wszystkie części jednostki, od bocianiego gniazda do maszynowni, patrząc,
czy wszystko znajduje się w należytym porządku. Sprawdzał, jak utrzymane są kajuty,
prysznice, no i oczywiście kuchnia. Wiedział więc, że Sara wykonuje zleconą jej pracę. Nie
spotkał jej jednak, gdyż wymykała się przed nim jak duch. Znikała na jednych schodach,
podczas gdy Thor schodził drugimi na dół.
Zadowolona, że znalazła sposób na trzymanie się z dala od kłopotów, Sara skierowała
swą uwagę na inny palący problem, mianowicie, w co się ubrać. Wzięła ze sobą jedynie kilka
rzeczy i nosiła codziennie dżinsy, które pobrudziły się i straciły fason na skutek ciągłego
używania. Były także zbyt ciepłe. Tony dał jej podkoszulkę, nie musiała więc cały czas
chodzić w swetrze. Miała też ze sobą zmianę bielizny. Ciągłe chodzenie w dżinsach nie
dawało jej jednak spokoju. Z zazdrością patrzyła na pięknie opalone ciała marynarzy, którzy
mieli na sobie zazwyczaj tylko slipki kąpielowe lub krótkie spodenki. Zauważyła, że nawet
kapitan, będąc na pokładzie, zdejmował swą białą koszulę z krótkimi rękawami. W
przeciwieństwie do kolorowo ubranych marynarzy nosił zawsze nieskazitelnie białe spodnie.
Pewnego gorącego dnia, Sara zgrzała się tak bardzo podczas pracy, że zrobiło się jej
wręcz niedobrze.
Zrozpaczona zaczęła gorączkowo poszukiwać lżejszego ubrania i natknęła się na
szafkę, w której schowane były flagi sygnalizacyjne. Przebierając między nimi, znalazła jedną
właściwego rozmiaru i szybko przerobiła ją na majtki typu bikini, z końcami zawiązanymi na
biodrach. Ulga była olbrzymia. Sara odetchnęła z zadowoleniem i wrzuciła dżinsy do pralki
Pete zagwizdał na jej widok. Tony i Steve również spojrzeli na nią z uznaniem.
Na jej nieszczęście, następnego dnia Thor zaczął inspekcję statku godzinę wcześniej
niż zazwyczaj. Wraz z Mackiem wszedł do kuchni, kiedy zajęta była gotowaniem. Ubrana w
fartuch zawiązywany w pasie, Sara przygotowywała jarzyny do obiadu. Odwróciła się z
uśmiechem w odpowiedzi na pozdrowienie Macka. Lecz widząc stojącego obok niego
kapitana, z wrażenia wypuściła z rąk torebkę z mrożonym groszkiem. Torebka pękła i
ziarenka rozsypały się po całej kuchni.
Thor rzucił jej takie spojrzenie, jakby była skończonym niedorajdą. Podniósł brwi i
widząc, że jeszcze stoi w miejscu, powiedział:
- Nie stój tak. Schyl się i pozbieraj wszystko.
- Zro...bię to za chwilę. Pil...nuję, żeby nie wyparowała woda.
Thor zmrużył oczy.
- Mówię, zrób to teraz. Nie chcę, żeby ktoś pośliznął się na grochu i złamał sobie
nogę.
Sara skinęła głową. Szafka, w której była miotełka i śmietniczka, znajdowała się z tyłu
za nią. Nie było więc możliwości wydostania ich, bez odwracania się tyłem do kapitana.
Wiedząc, że nie uniknie kolejnej awantury, podeszła do szafki i pochyliła się, aby wyciągnąć
miotełkę i śmietniczkę. Przez chwilę panowała cisza, po czym Mack nie wytrzymał i parsknął
gromkim śmiechem. Sara odwróciła się szybko. Dostrzegła Macka opierającego się o ścianę i
śmiejącego się do rozpuku. Nawet Thor miał wielki uśmiech na twarzy. Starała się nie
poddawać temu nastrojowi i patrzeć na nich z powagą. Thor także robił wysiłki, aby się nie
śmiać. Odwrócił się gwałtownie i wyszedł z kuchni. Za nim podążył Mack.
Kompletnie zdezorientowana Sara nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć.
Powinna być zadowolona, że Thor nie zrobił dziś awantury. Nie podobało się jej jednak, że
się z niej śmieje. Odwróciła głowę, aby zobaczyć, co mogło ich tak rozbawić. Bikini było
jednak w porządku. Przeklinając brak dużego lustra na statku, Sara poszła do łazienki, gdzie
stary miednice, a nad nimi umieszczone były lustra. Stanęła na skrzynce, odwracając się tak,
aby obejrzeć się z tyłu. Jedna skrzynka nie wystarczała. Ustawiła na pierwszej kolejną. Kiedy
się obracała, próbując zobaczyć swoje odbicie, do łazienki wszedł Tony.
- Co ty wyprawiasz?
- Czy jest coś śmiesznego w moim bikini?
Tony rzucił na nią okiem ze wszystkich stron, a następnie rzekł:
- Nie widzę nic szczególnego.
- Nic szczególnego, lecz coś szczególnie śmiesznego. Tony spojrzał raz jeszcze.
- Nie. Wszystko wydaje się w porządku.
- Dlaczego więc, u licha...
Przerwała w pół zdania, gdyż do łazienki wszedł Thor.
Jego twarz przybrała wyraz zupełnej obojętności, gdy zobaczył ją stojącą na
skrzynkach. San była przekonana, że znów powstrzymuje się od śmiechu. Spojrzała na niego
z oburzeniem. Tony wymknął się tchórzliwie z łazienki.
- Co w tym takiego śmiesznego? - zapytała.
- Czy poświęciłaś flagę, żeby zmienić ją w tę rzecz? - odpowiedział pytaniem na
pytanie.
Jego słowa były ostre, lecz wypowiedział je bez złości. Sara była przekonana, że
walczy ze śmiechem. Było to dla niej niespodziewane odkrycie, że Thor ma poczucie
humoru.
- Jedynie to znalazłam. Musiałam się w coś ubrać. Nie mogłam już wytrzymać w tych
dżinsach.
Wyraz rozbawienia znikł z jego twarzy.
- Nie masz innych ubrań?
- Nie. Musiałam wszystko zostawić, kiedy uciekałam z hotelu w Oranie.
- Ponieważ nie zapłaciłaś za hotel?
- Mówiłam już. Ponieważ ukradziono mi torebkę i nie mogłam pobrać pieniędzy z
konta.
Było jasne, że Thor w dalszym ciągu jej nie wierzy. Nie skomentował jednak tym
razem jej wypowiedzi, lecz rzekł:
- Zobaczę, czy nie znajdę czegoś dla ciebie. Umiesz szyć?
- Owszem - odpowiedziała.
Wyciągnął do niej rękę, tak, jakby chciał jej pomóc zejść ze skrzynek, lecz szybko ją
cofnął. Zeszła sama. Odwrócił się i chciał odejść. Sara zatrzymała go jednak.
- Kapitanie!
- Tak?
- Co było takiego śmiesznego? Jego usta zadrżały.
- Musisz się nauczyć odczytywać flagi sygnalizacyjne.
Odwrócił się i odszedł.
Mniej więcej w godzinę później do kuchni przyszedł Mack i przyniósł dla niej rzeczy.
- Prezent od kapitana - powiedział. - Kilka ubrań będzie na ciebie pasować. Jest też
materiał, z którego możesz coś uszyć. Użyj maszyny, którą Arne reperuje żagle. Poproś, aby
pokazał ci, jak się ją obsługuje.
- Wspaniale.
Sara wzięła rzeczy i zaczęła je przeglądać. Były tam materiały w kolorze białym i
niebieskim, dwa podkoszulki z wydrukowaną nazwą statku, sarong i letnia damska sukienka.
- Kapitan pozwolił ci przerobić te rzeczy, jeśli zechcesz.
- W porządku. Dziękuję. Mack? Ty umiesz chyba odczytywać flagi sygnalizacyjne?
Mack uśmiechnął się.
- Tak, ale tobie nie powiem.
- Mack! To nie jest fair. Roześmiał się głośno.
- Poproś Arne'a, żeby ci pokazał, jak działa maszyna.
Gdy odszedł, Sara zabrała rzeczy do swej kajuty. Zastanawiała się, skąd na statku
wzięła się letnia sukienka. Przymierzyła ją, lecz była za duża. Należało ją zwęzić. Ubrała się
więc w sarong i ściągnęła z siebie flagę, która posłużyła jej jako bikini. Popatrzyła na nią ze
wszystkich stron, próbując odgadnąć, co może oznaczać, lecz nie była nawet pewna, czy
patrzy z właściwej strony.
Zazwyczaj Thor jadł sam w swojej kabinie. Tego wieczoru jednak przyszedł na
kolację do mesy. Musiał powiedzieć coś Kenowi na temat przypalania posiłków, gdyż ten tym
razem podał kapitanowi zraz wieprzowy, tak niedopieczony, że miał barwę jasnoróżową. Na
deser otrzymał zrobiony przez niego budyń. Reszta załogi rzuciła się z apetytem na duszoną
wołowinę z jarzynami i młodymi ziemniakami oraz na budyń z bitą śmietaną, przyrządzoną
przez Sarę.
Kapitan patrzył, jak: Sara odniosła do kuchni pusty półmisek po mięsie. Ponieważ
przez dłuższy czas nie wracała, zawołał ją. Przyszła szybko, spodziewając się, że zada jej
jakieś pytanie dotyczące jedzenia. On jednak zwrócił się do niej wyjątkowo uprzejmie:
- Nie widzę przy stole miejsca przygotowanego dla ciebie.
- Jem zazwyczaj dopiero wtedy, gdy wszyscy skończą - odparła.
- To, że wślizgnęłaś się na pokład “Ducha Wiatru”, nie czyni z ciebie naszej służącej.
Jak długo więc jesteś na statku, masz prawa członka załogi i jesteś na równi z innymi. Idź po
talerz i siadaj z nami.
- Tak jest, kapitanie! - powiedziała Sara i wykonała jego polecenie.
Na ławce było miejsce obok Thora, lecz Sara wślizgnęła się między Tony'ego i Pete'a.
- Muszę być blisko kuchni - oznajmiła na swoje usprawiedliwienie.
Sądziła, że obecność kapitana podziała na załogę onieśmielająco. Oni jednak
rozmawiali i żartowali jak zwykle. Gdy jedli, Sara zauważyła, że statek zaczyna kołysać się
bardziej niż zazwyczaj. Z trudem udało się jej zachować równowagę, gdy obchodziła stół,
podając bitą śmietanę. W pewnym momencie ““Duch Wiatru”“ przechylił się i trochę
śmietany spadło na stół. Popatrzyła na kapitana, oczekując uwagi na temat jej niezdarności,
lecz on nic nie powiedział, tylko nadal wpatrywał się w budyń, który przygotował mu Ken.
W pewnym momencie odsunął od siebie miseczkę, nie tknąwszy budyniu, i odezwał
się do Macka:
- Wiatr się wzmaga. Chyba zbliża się do nas burza, którą zapowiadali.
- Mam stanąć przy sterze, kapitanie?
- Nie, jest jeszcze wiele czasu. Skończ jedzenie. Patrzył, jak Mack oblewa obficie swój
budyń bitą śmietaną i spojrzał na Kena.
- To nie ty zrobiłeś bitą śmietanę - odezwał się surowo.
Ken przełknął łyk kawy.
- O... nie. Pozwoliłem Sarze. Potrzebuje praktyki. Paru mężczyzn zachichotało na te
słowa. Inni próbowali ukryć uśmiech. Thor popatrzył na Kena z ironią.
- Wydaje się, że praktykuje z wielkim sukcesem.
Jak zwykle taktowny, Mack zmienił temat rozmowy, zadając kapitanowi pytanie o
aktorów mających grać w filmie, w którym i oni mieli wziąć udział.
- Sądzę, że tacy sami jak zwykle - odparł Thor. - Mają dokonać paru zmian na statku i
upodobnić go do szesnastowiecznej jednostki. Zajmie to kilka dni. Musimy uważać na
stolarzy, aby niczego nie zniszczyli.
- O czym będzie ten film? - zapytała Sara z ciekawością.
- Zdobycie Rodos przez Sulejmana Wspaniałego - odparł. - Będzie to chyba historia
rycerzy, którzy bronili się przed nim w fortecy.
Jego szklanka przesunęła się wzdłuż stołu, w chwili, gdy statek podskoczył na kolejnej
fali. Złapał ją i wstał z miejsca.
- Przepraszam, ale nadszedł czas, żebym wyszedł na pokład.
Na rozbujanym statku posprzątanie mesy i kuchni zmieniło się niemalże w zabawę.
Sara napełniła tackę naczyniami i czekała, aż statek przechyli się w jedną stronę, wpadła
ślizgiem do kuchni i szybko położyła tackę, zanim nastąpił przechył w stronę przeciwną.
Mężczyźni, którzy nie byli na wachcie, siedzieli w mesie, wśród nich Tony, który
wyraźnie pobladł na twarzy.
- Myślałem, że nie ma burz na Morzu Śródziemnym - powiedział.
Mack roześmiał się.
- To jeszcze nie burza, a jedynie lekkie kołysanie. Powinieneś przeżyć z nami jeden ze
sztormów na Atlantyku.
Podniósł się i położył dłoń na jego ramieniu.
- Nie martw się. Wkrótce przyzwyczaisz się do kołysania.
Popatrzył, jak Sara uwija się z tacką.
- Wygląda na to, że nauczyłaś się kroku marynarskiego.
Roześmiała się:
- Wolałabym, żeby burza poczekała, aż zbiorę naczynia.
Statek przechylił się znowu. Tony jęknął i trzymając się ściany poszedł do toalety.
Sara patrzyła w ślad za nim z sympatią. Była po raz pierwszy na morzu i nie wiedziała, czy
nadaje się na żeglarza. Z przyjemnością stwierdziła, że chyba tak.
Gdy skończyła sprzątanie kuchni, postanowiła udać się na pokład pod pretekstem
wyrzucenia śmieci. Nie było jeszcze wcale późno, lecz niebo stało się tak szare i
zachmurzone, że zrobiło się prawie zupełnie ciemno. Wiatr był silny i porywisty. Nie padało
jednak i nie było zimno.
Kiedy Sara wyszła na pokład, postanowiła dostać się najpierw do nadburcia.
Oszacowała siłę wiatru i oparła się o poręcz, aby wyrzucić zawartość wiadra w morze. W tym
momencie czyjeś ręce objęły ją w pasie i pociągnęły gwałtownie. Tracąc równowagę,
znalazła się prosto w ramionach mężczyzny.
W pierwszej chwili myślała, że to Mack, lecz po wzroście mężczyzny, o którego się
opierała, odgadła, że jest nim Thor. Postawił ją na ziemi, lecz wciąż mocno trzymał ją za
ramię.
- Niemądra. Mogłaś wypaść za burtę - próbował przekrzyczeć wycie wiatru.
Pociągnął ją za sobą i przez główny luk weszli na pokład do pomieszczenia
nawigacyjnego, które mieściło się między kuchnią a jego kabiną.
- Czy nie masz rozumu w głowie, żeby przechylać się przez poręcz w czasie porywów
takich, jak teraz? Nie, oczywiście, że nie masz. Powinienem był przewidzieć, że możesz
zrobić coś tak głupiego. Nie wychodź więcej na pokład.
- Nie mogę ciągle siedzieć na dole - zaprotestowała Sara. - Potrzebuję świeżego
powietrza.
- W czasie burzy nie potrzebujesz - ofuknął ją.
- Pozwalasz być na pokładzie mężczyznom.
- To inna sprawa. Są członkami załogi.
Widząc przed sobą możliwość argumentacji, Sara rzekła zwycięsko:
- Ale w czasie kolacji powiedziałeś, że będę traktowana jak członek załogi, i na
równej stopie.
- Typowa kobieta - odparł. - Daj jej palec, a poprosi o rękę.
- Ale przecież sam to powiedziałeś.
- To dotyczyło wyłącznie posiłków. Zrozum, marynarze zostali przeszkoleni, jak
zachowywać się na pokładzie Znają każdy żagiel, każdą część omasztowania i olinowania.
Wiedzą także, jak przywiązać się do statku w czasie burzy. Powiem brutalnie. Jeżeli wypad-
łabyś za burtę, nie byłoby dla ciebie ratunku. Nie zdążylibyśmy spuścić łodzi i znaleźć cię na
czas w takich warunkach.
- Przepraszam - powiedziała. - Chciałam tylko wyrzucić śmieci prosto do morza, aby
wiatr nie porwał ich z powrotem na pokład.
- Kto cię tego nauczył? Uśmiechnęła się.
- Dużo wiem na temat żaglowców. Przeczytałam wiele książek żeglarskich.
Thor wydawał się rozbawiony tą odpowiedzią.
- Teoria i praktyka są oddalone od siebie o dwieście lat. Nie znasz reguł, Saro, a więc
musisz...
- Niech więc mnie pan nauczy - przerwała mu głosem pełnym zapału - i pozwoli mi
rzeczywiście być częścią załogi. Nie choruję, tak jak Tony. Mogłabym zastąpić go na wachcie
- próbowała argumentować.
On jednak zdecydowanie pokręcił przecząco głową.
- Jesteś tylko dziewczyną. Nie masz siły, by sprostać sile wiatru, a co tu mówić o
ciągnięciu liny. A poza tym - przerwał, aby podkreślić wagę swych słów - po cóż miałbym cię
szkolić. Wysadzę cię na brzeg, jak tylko dopłyniemy do Rodos.
Zapał znikł z twarzy Sary. Spuściła oczy.
- Tak, oczywiście.
Miała już wyjść, gdy Thor powiedział: - Saro! - Tak?
Podniosła głowę, mając cichą nadzieję, że zmienił zdanie, lecz on spoglądał na nią z
drwiną w oczach.
- Co zrobiłaś z wiadrem?
- Z wiadrem... Och! - zarumieniła się. - Musiało mi wypaść za burtę.
- Wiesz teraz, co mam na myśli - zadrwił z niej wyraźnie.
Rozgniewała się.
- To twoja wina. Wypadłoby każdemu, kogo byś schwycił w taki sposób. Proszę
odliczyć je z moich poborów - powiedziała wyniośle i wyszła.
Czterej marynarze grali w mesie w karty, ale Sara nie miała ochoty przyłączać się do
nich, nawet gdyby jej zezwolono. Poszła prosto do swojej kajuty i położyła się na koi.
Nie wiedziała dokładnie, dlaczego prosiła kapitana, aby ją nauczył rzemiosła
żeglarskiego, ale czuła, że to ma jakiś sens.
W nocy burza przybrała na sile. Następnego ranka mocno padało. Mężczyźni, którzy
przyszli na śniadanie, mieli na sobie sztormiaki i rzuciliby je na podłogę, gdyby Sara nie
kazała im zawiesić ich pod prysznicami. Tony nie pojawił się na śniadaniu. Sara znalazła go
w kajucie, gdzie leżał na koi i użalał się nad sobą samym, żałując, że się zaciągnął na statek.
- Pomyśleć, że mógłbym być w domu pod opieką mamy - powiedział żałośnie. - Nie
chciała, bym wypływał w morze.
- Ach, pleciesz dyrdymałki - powiedziała Sara nieprzyjemnym tonem. - Założę się, że
jesteś jedynakiem.
Poczuł się dotknięty.
- Tak, jestem. A ty? Sara skinęła głową.
- Tak. Na moje nieszczęście. Tony spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Nie mam nic przeciwko byciu jedynakiem. Chociaż jestem, być może, rozpieszczony
- dodał z zadumą w głosie. - Chciałabyś mieć brata albo siostrę?
- Jeżeli oznaczałoby to, że moja matka mogłaby na kogoś innego przenieść swoje
niespełnione ambicje, to tak, chciałabym.
- A co powiesz o swym ojcu?
- Opuścił dom, kiedy byłam jeszcze bardzo mała i nawet go nie pamiętam.
Tony spojrzał na nią ze zdumieniem.
- Nie masz więc z nim żadnego kontaktu?
Sara zrobiła przeczący ruch głową, czując, że on nie jest w stanie tego pojąć.
- Nie, nigdy go nie widziałam ani też nie miałam od niego wiadomości od tego czasu.
Błyskawicznie zmieniła temat rozmowy.
- Chcesz pójść na śniadanie?
Wzmianka o jedzeniu przypomniała mu o mdłościach. Jęknął.
- Nie. Po stokroć nie. Pozostanę tu do końca burzy i zejdę ze statku natychmiast po
dopłynięciu do portu.
- Spędzisz więc tutaj długi czas. Słyszałam, jak Mack mówił, że burza może trwać
nawet tydzień. - Sara naigrywała się z jego niedołęstwa bez litości. Następnie zostawiła go w
kajucie i poszła zająć się swoją pracą.
Jak dotąd, sprzątała pomieszczenia wszystkich członków załogi z wyjątkiem kabiny
kapitana. Domyślała się, że należy zająć się i nią, lecz czuła do tego wyraźną niechęć. Kabina
kapitana wydawała się jej czymś bardzo prywatnym. Nie chciała czuć się w niej jak intruz i
wchodzić bez zezwolenia. Chcąc nie chcąc, musiała więc odnaleźć Thora, żeby spytać go o
zgodę.
Kapitan był na pokładzie. Stał obok Arne'a, który sterował. Wzdłuż statku zostały
rozpięte liny. Marynarze mogli się do nich przywiązać, co zabezpieczało ich przed zmyciem
przez falę. Pamiętając o wczorajszej naganie, Sara przepasała się nylonową liną i przymo-
cowała do jednej z lin biegnących przez pokład. Od Tony'ego pożyczyła żółty sztormiak.
Jedynie twarz i ręce miała odsłonięte.
Przez kilka minut stała na pokładzie. Przyglądała się chwiejącym się masztom, które
wyglądały tak, jak gdyby miały w każdej chwili zostać wyrwane przez wiatr. Statek
podskoczył i wielka fala przelała się przez pokład, zbijając ją niemal z nóg. Sara schwyciła się
kurczowo liny i roześmiała się. Pasjonowała ją siła i piękno żywiołu. W sztormiaku było jej
ciepło i sucho. Popatrzyła na szare, spienione morze, które jeszcze dwa dni temu było
spokojne i intensywnie niebieskie. Fale znów uderzyły z furią. Statek, który wydawał się jej
przedtem całkiem duży, teraz był jak łupinka na bezkresnym i głębokim morzu. Sara
odwróciła się i zgięta, aby sprostać sile wiatru, udała się na mostek kapitański.
- Kto to? - Thor nachylił się i krzyknął jej do ucha. - Sara? Co, u diabła, tutaj robisz?
- Jestem przywiązana na linie. Skinął głową.
- W porządku. Czego chcesz?
- Czy mogę posprzątać twoją kabinę?
- Przyszłaś tutaj, aby o to zapytać? - Pokręcił głową ze zdziwieniem, - Tak,
oczywiście.
Skinęła głową i miała już odejść, zatrzymał ją jednak gestem ręki.
- Czy dobrze się czujesz? Nie chorujesz?
- Czuję się świetnie - krzyknęła w odpowiedzi i niespodziewanie posłała mu piękny
uśmiech.
Kabina Thora była utrzymana we wzorowym porządku. Tylko kilka jego rzeczy leżało
na wierzchu: przybory do mycia i golenia w jego prywatnej łazience oraz kilka tomów
powieści, które stały na półce obok podręczników żeglarskich. Nie miał na półkach żadnych
fotografii. Obrazy, które wisiały na ścianach, przedstawiały żaglowce. Człowiek
zaangażowany
1
w swoją pracę, kochający ją, a jednocześnie bardzo samotny, pomyślała Sara.
Wszyscy inni członkowie załogi umieszczali na ścianach kajut podobizny swoich
najbliższych lub przynajmniej kolorowe plakaty dla ozdoby. U kapitana nie było niczego, co
wykraczałoby poza życie zawodowe, tak, jakby nie miał innego życia. Zastanawiała się, co
robi, gdy “Duch Wiatru” wraca do macierzystego portu. Schodzi na ląd czy też dalej mieszka
na statku? Próbowała wyobrazić go sobie prowadzącego normalne, miejskie życie, ale nie
mogła. Udawało się jej jedynie wyobrazić Thora takim, jakim go znała, stojącego na mostku i
prowadzącego statek bezpiecznie przez burzę.
Sara wzięła się za sprzątanie. Była na kolanach, wycierając kurz pod łóżkiem, gdy
nagle statek przechylił się tak gwałtownie, że straciła równowagę i potoczyła się po podłodze,
zatrzymując się dopiero na biurku. Schwyciła rozpaczliwie za rączkę jednej z szuflad, aby nie
upaść, gdy nastąpił przechył w drugą stronę. Na nic się to nie zdało. Kolejny przechył
pociągnął ją za sobą wraz z szufladą, której zawartość wysypała się na podłogę.
Sara westchnęła z przerażeniem i szybko zaczęła wkładać przedmioty z powrotem do
szuflady. Byłoby to straszne, pomyślała, gdyby Thor wszedł do kabiny właśnie teraz i
posądził ją, że grzebie mu w jego rzeczach. Na podłodze leżały koperty, blok do pisania, stare
księgi okrętowe. Był tam też stos korespondencji. Podnosząc listy z podłogi, Sara zauważyła,
że zaadresowane były kobiecym pismem i miały duński znaczek. Ułożyła wszystko z
powrotem w szufladzie i wsunęła ją do biurka.
Od kogo mogły być te listy, rozmyślała. Pamiętała, że matka Thora była Dunką, toteż
listy mogły być od niej. Próbowała walczyć z ogarniającą ją pokusą. W końcu nie
wytrzymała. Wysunęła szufladę i wzięła z niej jeden z listów. Napisany był w obcym języku,
prawdopodobnie po duńsku. Podpis był nieczytelny, nie przypominał jednak w niczym słowa
“mama”. Usłyszała głosy na korytarzu. Szybko wsunęła list z powrotem i zatrzasnęła
szufladę. Chwyciła za miotełkę i śmietniczkę, i pobiegła do kuchni nie oglądając się za siebie.
Burza ściągnęła ich z kursu. Thor rozkazał włączyć silnik, co oznaczało, że Ken zajęty
będzie w maszynowni. Sara przygotowała tosty z kiełbaskami i poprosiła Arne'a, żeby
zawiadomił kapitana, że obiad jest już gotowy Wkrótce potem kapitan przyszedł do mesy. Był
ubrany w lekki sweter z podwiniętymi rękawami, który nałożył na koszulę. Patrząc na niego,
Sara pomyślała, że wyglądał dokładnie tak, jak w jej wyobrażeniach musieli wyglądać kiedyś
wikingowie.
Tony nie przyszedł na obiad. Znaczyło to, że czuje się wciąż źle. Tylko choroba mogła
powstrzymać go od jedzenia. Ken był na dole przy swoich ulubionych maszynach. Arne i
Steve poszli odpocząć. Mack i Pete pełnili wachtę na pokładzie. Sara została więc w mesie
sama z Thorem Kapitan jadł tosta w milczeniu i Sara nie przerywała mu posiłku.
- Chcesz jeszcze jednego? - zapytała, kiedy skończył.
- Proszę. Robisz dobre kanapki - powiedział. - Wysprzątałaś też ładnie moją kabinę.
Dziękuję.
Sarze zadrżały ręce i omalże nie upuściła kiełbasek. Na szczęście była odwrócona do
niego tyłem i nie zauważył, jak oblała się rumieńcem.
- Jak... jak długo trwać będzie jeszcze burza - próbowała coś powiedzieć.
- Co najmniej dwanaście godzin - odpowiedział. - Rzadko kiedy trwa tak długo.
Mamy jednak zwariowaną pogodę tego lata. - Uśmiechnął się. - Przynajmniej odstraszy
krążące po morzu statki wycieczkowe.
- Czy masz coś przeciwko statkom wycieczkowym? Thor zrobił minę wyrażającą
dezaprobatę.
- To nic innego, jak pływające hotele i kasyna gry, gdzie mężczyźni chorują z
przejedzenia i przepicia, kobiety zaś ubierają się szałowo, aby pozować do zdjęcia na balu
kapitańskim.
Sara uśmiechnęła się, słysząc ten opis i przewróciła kiełbaski na drugą stronę.
- Domyślam się, że nie chciałby pan zostać kapitanem jednego z nich.
- Boże broń! - odparł. - Najlepiej czuję się na żaglowcu.
- W tej chwili używamy silnika - zauważyła Sara. Thor zorientował się, że
powiedziała to z odrobiną żartobliwej przekory i jego oczy rozbłysły.
- Rzeczywiście. Jesteśmy jednak już spóźnieni na spotkanie na Rodos i musimy
wrócić na właściwy kurs. Co z Tony'm?
- Ma się lepiej. Musiał zjeść coś, co mu zaszkodziło - powiedziała Sara taktownie.
- Nasz wilk morski jest więc chory - powiedział Thor krótko. - I, jak sądzę, w ogóle
żałuje, że zaciągnął się na ten statek. Złożę mu wizytę później. Czas, aby wstał i wrócił do
pracy. Potrzebuję trzech ludzi na każdej wachcie.
- Mogę go zastąpić - powiedziała z zapałem Sara i ugryzła się w język. Wiedziała już
przecież, co Thor sądzi o jej pomyśle i narażała się w ten sposób na kolejną bezwzględną
odmowę. Położyła swoją kanapkę na talerzu i spuściła wzrok.
Thor spojrzał na nią uważnie.
- Czyżbyś naprawdę tak bardzo chciała? Pokręcił przecząco głową.
- Spotkałem dziewczyny, które pragnęły tak samo gorąco jak ty, lecz nie dały rady.
Zbaczały z kursu.
- Och! W jaki sposób? - spytała zaintrygowana Sara. Spojrzał na nią z ironią.
- Zakochiwały się, flirtowały z marynarzami i doprowadzały do niesnasek między
członkami załogi.
- Czy dlatego właśnie nie chcesz kobiet na statku?
- To jeden z powodów.
Sara zastanawiała się, jakie mogą być inne powody.
- Jeżeli dam gwarancję, że nie będę flirtować ani że się nie zakocham, to pozwolisz mi
zastąpić Tony'ego do czasu, kiedy poczuje się lepiej?
Thor roześmiał się głośno.
- Żadna kobieta nie może tego zagwarantować. Za chwilę ściągnę Tony'ego z łóżka.
Thor skończył jeść i poszedł do kajuty, gdzie leżał Tony. Zawołał stamtąd Sarę, żeby
przyniosła mu apteczkę.
- Z nim jest rzeczywiście źle - powiedział do niej. - Dam mu zastrzyk, który powinien
pomóc. Będzie musiał jednak leżeć tak długo, aż wiatr się uspokoi. Czy mogę cię prosić? -
spojrzał na nią pytająco.
- Tak, oczywiście.
- W porządku. Trzymaj równo rękę Tony'ego. Tony był tak chory, że nie zwracał już
uwagi na to, co się wokół niego dzieje. Thor zawiązał mu przepaskę na ręce i szukał żyły, aby
zrobić zastrzyk. Nie było to łatwe zadanie na kołyszącym się statku.
- W porządku, stary - powiedział do Tony'ego dobrotliwie. - Wkrótce znów będziesz
na nogach.
Thor wstał i zwrócił się do Sary:
- Opatul go porządnie. Kropla koniaku też mu dobrze zrobi. Idę do pomieszczenia
nawigacyjnego ustalić naszą pozycję i wysłuchać najnowszej prognozy pogody.
Sara zadbała, żeby Tony'emu było ciepło. Dała mu się napić łyk koniaku z butelki,
którą znalazła obok apteczki w kabinie Thora. Gdy odnosiła butelkę, zerknęła do
pomieszczenia nawigacyjnego. Kapitana tam już nie było. Wyszedł na pokład.
Służba na pokładzie była tak męcząca, że wachty zostały skrócone do dwóch godzin.
Gdy Mack i Pete zakończyli swoją wachtę, zeszli do kuchni na kubek kawy z rumem i poszli
natychmiast spać do swych kabin.
Sara ugotowała gęstą zupę z ostrymi przyprawami i postawiła ją w wazie, aby każdy
mógł sobie nałożyć. Poza tym nie miała w tym momencie niczego do roboty. Od czasu do
czasu zachodziła do Tony'ego. Dbała też o to, żeby w łazience czekały na przychodzących z
pokładu mężczyzn suche ręczniki.
Pomieszczenie nawigacyjne mieściło się zaraz obok kuchni i w pewnej chwili
usłyszała stamtąd jakiś dźwięk. Gdy otworzyła drzwi, zobaczyła migające światło neonówki.
Radioodbiornik wydawał długi pulsujący sygnał świetlny i dźwiękowy. Nie znała się w ogóle
na radiu. Pomyślała, że jakiś statek jest w niebezpieczeństwie i wysyła sygnał SOS. Szybko
pobiegła obudzić Macka.
- Pędź do kapitana - rozkazał Mack.
Sara nałożyła znowu sztormiak Tony'ego i wyszła na pokład. Fale przelewały się bez
przerwy przez pokład. Niebo było szare i wokół panowała ciemność. Jedynie na masztach
świeciły się światełka pozycyjne. Thor wspiął się kilka metrów w górę po grotmaszcie. Zszedł
natychmiast, gdy zobaczył Sarę.
- Posyła mnie Mack. Ktoś próbuje połączyć się z nami przez radio.
- W porządku, już idę.
Popatrzył na Pete'a stojącego u steru i spojrzał na nią tak, jakby nie miał innego
wyjścia.
- Nie mogę zostawić go samego - krzyknął, - Zostaniesz z nim na chwilę?
Skinęła energicznie głową.
- Czy mam wejść na maszt?
- Broń Boże! Bądź w pobliżu na wypadek, gdyby chciał posłać po mnie. Niedługo
wracam.
Pobiegł na dół, utrzymując się pewnie na nogach nawet na śliskim i chybotliwym
pokładzie. Sara stanęła obok Pete'a. Była bezpiecznie przepasana liną i na wszelki wypadek
trzymała się stermasztu. Niemożliwa była obserwacja morza z pokładu przy takiej pogodzie.
Raz statek unosił się do góry na grzbiecie fali; raz opadał na dół pod kątem chyba
dziewięćdziesiąt stopni i rozbijał się w dolinie między falami. Oglądanie tego widowiska
napawało Sarę grozą, a z drugiej strony było pasjonujące. Przylgnęła do masztu i
wstrzymywała oddech, kiedy wydawało się, że już idą na dno, by za chwilę w cudowny
sposób się wynurzyć.
Wielka fala uderzyła w statek z ogromną siłą. Masy wody przelały się przez pokład.
Pete stracił równowagę i woda porwała go kilka metrów za sobą. Koło sterowe wypadło mu z
rąk. Zaczęło się nagle tak szybko obracać, jak koło ruletki. Statek drgnął i zaczął wykonywać
zwrot. Sara podbiegła do steru. Zanim udało się jej złapać jedno z ramion koła sterowego,
odczuła potężne uderzenie po plecach. W końcu chwyciła ster, ale nawet wtedy nie była
pewna, w którą stronę ma nim pokręcić.
- Wszystko z tobą w porządku? - krzyknęła do Pete'a.
Powoli jakoś się podniósł. Był lekko zamroczony. Podszedł do niej na kołyszących
nogach. Miał zgiętą prawą rękę. Przyciskał ją kurczowo do piersi. Pracując razem, on lewą
ręką, ona prawą, udało im się znów naprowadzić statek na właściwy kurs.
W chwilę potem na pokładzie pojawił się Thor. Zorientował się od razu w sytuacji i
odesłał Pete'a na dół.
- Oddaj mi ster - popatrzył na Sarę poważnie. - Obawiam się, że będę musiał cię
poprosić, abyś została ze mną na pokładzie.
Wytarła sól zasychającą jej na rzęsach.
- Czy to był sygnał wzywający pomocy?
- Tak. Zajął się tym inny statek. My możemy dalej trzymać się kursu.
Sara skinęła głową i zajęła miejsce po jego lewej stronie. Gdy tylko lekko się obróciła,
mogła zobaczyć ostro zarysowany profil jego twarzy. Stał przy sterze walcząc z groźnym
żywiołem i całkowicie panował nad sytuacją. Dziwne uczucie zadowolenia ogarnęło Sarę.
Uśmiechnęła się. Było to jakby nie na miejscu. Burza wciąż szalała wokół nich.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Burza, która wydawała się jednym długim, wściekłym i nie mającym końca
wybuchem żywiołu nagle ucichła, tracąc jakby całą swą moc. Deszcz ustał. Szare niebo
poczęło się rozjaśniać, ale że zbliżał się już wieczór, znów pociemniało. Nadeszła
bezchmurna i gwiaździsta noc.
- Mamy to za sobą - z zadowoleniem rzekł Thor, spoglądając na niebo. - Zejdź na dół i
każ Mackowi przysłać tutaj dwóch ludzi do postawienia żagli. Kenowi powiedz, żeby
wyłączył maszyny.
- Tak jest, kapitanie! - Sara poczęła odczepiać linę, którą była przepasana.
- Lepiej miej ją na sobie - poradził Thor. - Pokład jest wciąż śliski. Saro!
- Słucham? - Oparła rękę o maszt i odwróciła się do niego twarzą, drugą ręką
usuwając sól zaschniętą na rzęsach.
- Spisywałaś się dzielnie - rzekł prawie szorstko. - Idź na dół i spróbuj wypocząć. Na
pewno jesteś zmęczona.
- Ty również - odparła. - Od początku burzy nie zmrużyłeś oka.
Thor wzruszył lekko ramionami.
- Jestem do tego przyzwyczajony. Poproś Macka, żeby zobaczył, jak się ma Pete i daj
mi znać, co się z nim dzieje.
- W porządku.
Sara z przyjemnością podążyła na dół. Burza podnieciła jej zmysły. Ale teraz, kiedy
było już po wszystkim, czuła się wyczerpana. W pomieszczeniu nawigacyjnym spotkała
Macka, który nasłuchiwał radia.
- Czy statek, który był w niebezpieczeństwie, został uratowany? - zapytała. Skinął
głową.
- Załoga musiała go opuścić. Zostali wyłowieni przez jakiś drobnicowiec. Czy kapitan
mnie potrzebuje?
- Tak. Chce, abyś wysłał dwóch ludzi do postawienia żagli i chce wiedzieć, jak się
czuje Pete.
- Pete ma uszkodzoną rękę. Nie wiem, czy to jest złamanie. Żeby się czegoś
dowiedzieć, musimy poczekać, aż dopłyniemy do Rodos.
- Ależ to okropne! Powinniście mieć na statku doktora - wykrzyknęła Sara.
Mack roześmiał się.
- Nie starczyłoby lekarzy na każdy statek, który wypływa w morze.
Wyłączył radio, a następnie udał się na poszukiwanie pomocnika do stawiania żagli.
Sara zrzuciła z siebie mokrą pelerynę i poszła przekazać Kenowi polecenie kapitana.
W kuchni nie było już zupy, ale przynajmniej została jeszcze kawa w ekspresie. Sara
nalała trochę do kubka i szybko wypiła. Od razu poczuła się lepiej. Następnie sprawdziła, co
się dzieje z Tonym i Pete'em. Zastała ich obu śpiących. Pete spał z ręką na temblaku. Tony,
rozmyślała, poczułby się teraz lepiej, wiedząc, że burza już ucichła. Pete zaś nie przestanie się
niepokoić o swą rękę, dopóki jej nie prześwietli i nie upewni się, że nie jest złamana.
Usmażyła jajecznicę na szynce i zaniosła do kabiny Thora. Zapukała. Jego: “Proszę
wejść!” było wypowiedziane głosem niecierpliwym, w którym dało się odczuć wyczerpanie.
Siedział przy biurku i pisał coś w dzienniku okrętowym.
- Sądziłam, że możesz być głodny - powiedziała. - Nic nie jadłeś od obiadu.
Uniósł brwi na znak zdziwienia.
- Dziękuję, to bardzo ładnie z twojej strony.
Zrobił miejsce na biurku, a Sara pochyliła się, aby postawić tam kawę. Musiał dopiero
co wziąć prysznic. Pachniał świeżo i ładnie. Jego jasne włosy błyszczały. Sara poczuła nagłe,
dokuczliwe pragnienie, aby pogłaskać pasmo skręconych włosów, które opadały na czoło,
musnąć palcami delikatne wargi...
Wyprostowała się gwałtownie, zaskoczona tym nagłym odkryciem. Trzymając przy
sobie zaciśnięte dłonie, powiedziała:
- Tony i Pete śpią.
- Tak, wiem - odparł. - Byłem u nich. Ty też? Sara skinęła głową, przełknęła ślinę i
matowym głosem wyrzekła:
- No cóż, dobranoc, kapitanie.
- Dobranoc, Saro, i jeszcze raz dziękuję.
Za co on mi dziękuje, za posiłek? - pomyślała, udając się do swojej kajuty. A może za
to, że wytrwałam na pokładzie podczas burzy? Z pewnością jednak nie podziękowałby mi,
gdyby wiedział o namiętności, która tak nagle mnie ogarnęła.
Rozmyślała o nim. Pożądanie, które nagle się w niej obudziło, przywiodło ją do
mężczyzny, który wcale nie był nią zainteresowany. Z całej załogi najprzystojniejszy był
chyba dobrze ułożony, czarnowłosy i czarnooki Pete. Na nią podziałała jednak męska i
niepospolita uroda Thora. Ale może to nie było to. Może przyciągała ją ku niemu jego
nieprzystępność? Może zaintrygowało ją jego niechętne nastawienie do kobiet? Fakt, że jej
nie lubił i szorstkość w stosunku do niej stały się wyzwaniem dla jej kobiecości. Pochłonięta
myślami o Thorze, zasnęła natychmiast.
Następnego dnia niebo było bezchmurne, lazurowe. Morze wydawało się tak spokojne
i ciche, jak gdyby burzy nigdy nie było.
Sara spała głęboko i zbudziła się dopiero wówczas, kiedy słońce prześwitując przez
okienko kajuty padło na jej twarz. Jej pierwszą myślą było przygotowanie śniadania dla
załogi, lecz kiedy się ubrała i udała do kuchni, spotkała już tam Macka, smażącego jajecznicę.
- Spóźniłam się. Przepraszam.
- Nic nie szkodzi - powiedział swobodnie. - Każdy z nas przyrządza dziś śniadanie dla
siebie. Czy dobrze się czujesz?
- Tak, oczywiście.
- Kapitan był zadowolony z twego zachowania. Kazał ci powiedzieć, że możesz
chodzić na pokład, kiedy tylko zechcesz.
- Doprawdy? - Twarz Sary zarumieniła się. - Miło mi - odparła zdawkowo.
- Czy chcesz jajecznicy?
- Proszę. Ale czy starczy dla Tony'ego i Pete'a?
- Są jeszcze w swoich kajutach. Możesz zrobić im śniadanie później.
Dosłownie w tej samej chwili wynurzył się Tony. Żołądek przestał mu już dokuczać,
gotowy do nadrobienia strat. Mack poszedł do Pete'a, żeby pomóc mu się ubrać i wkrótce on
też był na śniadaniu.
- Co z twoją ręką? - spytała Sara.
- Jeszcze pożyję - odparł w swym australijskim dialekcie. - Nie bardzo mnie boli,
sądzę, że nie jest złamana. Kapitan powiedział, żeby na wszelki wypadek założyć temblak i
nie wykonywać żadnych prac. - Uśmiechnął się od ucha do ucha. - Tak więc, będę się
wylegiwał na pokładzie i patrzył jak wy, przyjaciele, wykonywać będziecie wszystkie prace.
Na te słowa posypało się kilka uszczypliwych uwag i kiedy już wszyscy śmiali się, do
mesy żwawym krokiem wkroczył Thor. Nie było po nim widać śladu wczorajszego
zmęczenia. Uśmiechnął się widząc Tony'ego i Pete'a, Sara pragnęła go znowu zobaczyć,
postanawiając jednocześnie nie okazywać swoich uczuć ani też ciekawości. Wytrzymała w
tym stanie przez trzydzieści sekund - do czasu, kiedy się uśmiechnął. Wtedy jej serce zabiło
mocno i musiała szybko się odwrócić, udając, że jest bardzo zajęta gotowaniem.
1 Tego ranka Sara wykonała drobne prace porządkowe, a potem wypożyczyła
maszynę do szycia, aby zwęzić letnią sukienkę i uszyć dwuczęściowy kostium plażowy -
biustonosz oraz krótkie spodenki z materiału, który otrzymała od Thora. Po obiedzie wyszła
w nowym ubraniu na pokład. Załoga była w doskonałym nastroju. Wszyscy przebywali na
pokładzie, usadowieni koło sternika. Ci, którzy mieli służbę, wykonywali drobne prace. Inni
wygrzewali się na słońcu zadowoleni, że przeszli przez burzę bez większych strat i szkód.
Mack zobaczył Sarę na schodach i pomachał jej ręką.
- Zróbcie miejsce dla Sary! - wykrzyknął. W zwinnych rękach trzymał postrzępioną
linę, którą właśnie naprawiał.
Oczy mężczyzn zwróciły się ku Sarze i niektórzy, a w szczególności Tony,
przypatrywali się jej przez chwilę. Wkrótce jednak przyzwyczaili się do jej obecności i
poczęli ją traktować jak członka załogi. Wszyscy wiedzieli o jej odwadze, jaką wykazała w
czasie burzy, i to spowodowało, że stała się jakby członkiem załogi.
- Jak nazywają się poszczególne żagle? - zapytała naiwnie i natychmiast znalazło się
pół tuzina ekspertów gotowych do udzielenia jej lekcji.
- Jedynym sposobem nauczenia Sary jest oprowadzenie jej po statku - powiedział
Mack. Steve i Tony podchwycili tę myśl, organizując dla niej zwiedzanie statku i ucząc ją
nazw poszczególnych żagli i masztów. Pomimo iż z entuzjazmem i najszczerszą chęcią
chciała przyswoić sobie tę porcję wiedzy, po chwili wszystko się jej poplątało. Nie wiedziała
już, który z żagli to bramżagiel, który sztaksel, a który spinaker.
Po usłyszeniu tej ostatniej nazwy, zawołała:
- Chyba sobie ze mnie żartujecie!
- Dlaczego mielibyśmy z ciebie żartować - odpowiedział Steve urażonym tonem.
- Chyba stroicie sobie ze mnie żarty. Nie wierzę wam.
- Tym razem on nie żartował. - Na dobiegający z tyłu głos Thora, Sara szybko się
odwróciła.
- Ten żagiel rzeczywiście nazywa się spinaker.
- Te nazwy wydają mi się takie niedorzeczne - odparła.
- Są proste do zapamiętania. Musisz tylko do nich przywyknąć. Może pomogłoby ci
rzucenie okiem na plan żagli. Mam go chyba u siebie w kajucie. Interesujesz się tym? - W
jego głosie brzmiała autentyczna wątpliwość.
- Tak. Chciałabym go zobaczyć.
- Możesz poświęcić mi trochę czasu? - spytał.
- Słucham, kapitanie?
- Powiedz mi raz jeszcze, co przydarzyło ci się w Oranie.
Rzuciła mu krótkie spojrzenie, zastanawiając się, dlaczego o to pyta, i dlaczego
właśnie teraz. Doszli do dziobu i zatrzymali się. Krótko powtórzyła swoją historię, trzymając
się głównych faktów. Patrzyła na morze, żeby uniknąć jego wzroku. - Kiedy skończyła, Thor
powiedział żywo: - Chcę, żebyś napisała, kiedy ukradziono ci torebkę i dała mi dane
dotyczące twojego konta bankowego oraz karty kredytowej. Czy zgłosiłaś kradzież na policji?
Sara zaprzeczyła.
- Nie było sensu. Arab, który się mną interesował, sprawuje w mieście wysoki urząd.
- Podaj mi jednak te dane, które pamiętasz.
- Zgoda. Ale dlaczego chcesz je teraz, a nie dopiero po dopłynięciu do Rodos?
- Przekażę je przez radio do właściwych władz, a kiedy dopłyniemy, przy odrobinie
szczęścia, już będzie czekać na ciebie nowy paszport i nowa karta kredytowa. A nawet jeśli
dokumenty nie zostaną jeszcze wystawione, przyśpieszy to całą procedurę.
W ten sposób pozbędzie się mnie jak najszybciej, pomyślała Sara ze smutkiem.
Lecz Thor mówił dalej.
- Wydaje mi się, że twoi rodzice nie wiedzą, że opuściłaś Oran i nie zdają sobie
sprawy, gdzie jesteś! Na pewno martwią się o ciebie. Jeśli dasz mi swój adres, przekażę im
wiadomość przez radio.
Wychylając się lekko za burtę, Sara mogła obserwować, jak statek przecina
połyskujące w słońcu grzebienie fal, zostawiając po sobie falujący, długi ślad.
- To bardzo miło z twojej strony, że chcesz mi pomóc, ale nie ma potrzeby wysyłania
wiadomości. - odpowiedziała po namyśle.
- Nie masz rodziców?
. - O tak. Cóż... mam mamę. Sądzę jednak, że lepiej będzie, gdy się z nią skontaktuję
dopiero po dopłynięciu do Rodos.
- Czy nie będzie się niepokoić brakiem wiadomości od ciebie?
Twarz Sary spochmurniała.
- Martwi się tylko wówczas, gdy myśli, że porzuciłam taniec. Pewnie wolałaby,
żebym tańczyła w Oranie, bez względu na okoliczności, niż była tutaj na morzu.
Niebieskie oczy Thora przypatrywały się badawczo jej napiętej twarzy. Nie odważył
się już więcej pytać.
- W porządku - powiedział. - Ale jeśli zmienisz zdanie, daj mi znać. Nie ma problemu
z nadaniem wiadomości.
Mówił tak, jakby chciał już zakończyć rozmowę. Jednakże Sara nie chciała, aby ta ich
pierwsza swobodna rozmowa, została w ten sposób zakończona. Powiedziała więc szybko:
- Zapewne objechałeś cały świat.
Obawiała się, że Thor może łatwo zbyć to pytanie. On jednak odparł:
- Tak. Byłem w wielu miejscach.
- Na tym statku?
- Na tym i na innych.
- Ale jesteś z Bristolu?
- Tak, z Bristolu. - Uśmiechnął się lekko. - To port macierzysty naszego statku i
dlatego nazywam go domem.
- Myślałam, że może pochodzisz z Danii - napomknęła Sara, usiłując zachować
pogodny ton głosu. - Ktoś powiedział mi, że jesteś w połowie Duńczykiem.
Thor położył ręce na poręczy nadburcia i wpatrzony w horyzont, powiedział:
- Tak. Moja matka była Dunką, ale ja nigdy tam na stałe nie mieszkałem.
- Była?
- Zmarła prawie dziesięć lat temu. - Wyprostował się. - Podaj mi teraz dane dotyczące
twojego konta bankowego.
- Oczywiście. Znaczy się... tak jest, kapitanie! - Sara odwróciła się i poszła na dół.
Znalazłszy pióro i papier, usiadła przy stole w pustej mesie i zaczęła pisać, ale wkrótce
jej dłoń zastygła w bezruchu. Sara wpatrywała się bezmyślnym wzrokiem w papier. Skoro
matka Thora umarła tak dawno, rozmyślała, listy, które zobaczyła w jego kabinie, z ze-
szłoroczną datą, nie mogły być od niej. Może pochodziły od innego członka rodziny albo od
dawnej sympatii? Sara poczuła nagle taki przypływ zazdrości, że aż sama się przestraszyła.
Tak nie może być! Pochyliła się nad papierem.
Po tej historii Sara próbowała unikać Thora. Niemożliwe było jednak uniknięcie
spotkania wieczorem, kiedy cała załoga zebrała się w mesie na kolacji. Wszyscy wiedzieli, że
posiłek został przygotowany przez Sarę. Kenowi udała się jedynie naiwna mistyfikacja, kiedy
po nałożeniu w kuchni potrawy na talerz podał ją następnie Thorowi.
Thor zobaczywszy, że nie jest przypalona, uniósł brwi, oblizał się ze smakiem i rzekł
do Kena oschle:
- Coraz lepiej ci idzie.
- To tylko kwestia praktyki - odpowiedział Ken wesoło.
Thor zmierzył go ironicznym wzrokiem.
- Sądzę, że również właściwej nauki.
- Nie krytykuj, kapitanie - wtrącił się Mack. - Cieszmy się, że jest co jeść.
Sara przyszła w końcu do mesy, żeby im towarzyszyć. Przy stole było dużo wolnego
miejsca. Thor ruchem ręki zaprosił ją jednak, aby usiadła przy nim. Wolno, unosząc swój
talerz, wcisnęła się na ławkę obok niego. Thor wyciągnął z kieszeni plan ożaglowania i
pokazał go jej zgodnie z obietnicą.
- Popatrz - rzekł. - To doprawdy bardzo proste. Musisz pamiętać, który maszt jest
który i do nazwy masztu dodać nazwę odpowiednich żagli. Tak więc masz fokbramżagiel,
grotbramżagiel, bezanbramżagiel i tak dalej.
- Ale ten? - zaoponowała Sara. - Nazywa się apsel.
- A tak - przyznał Thor, uśmiechając się. - Znalazłaś wyjątek od tej reguły.
Technicznie powinien się nazywać bezansztaksel, ale zawsze nazywamy go apsel. - Rozejrzał
się dookoła. - Czy wszyscy wiedzą dlaczego?
Każdy twierdząco skinął głową i dyskusja na temat terminologii spotykanej na morzu
potoczyła się dalej. Nie wiedząc nic na ten temat, Sara nie mogła uczestniczyć w rozmowach.
Atmosfera spotkania spodobała się jej jednak. Poczuła, że została zaakceptowana.
Jednocześnie, starała się nie reagować na bliskość Thora, siedzącego tuż obok niej. Próbowała
wstrzymać drżenie dłoni, kiedy przypadkowo, sięgając w tej samej chwili co on po kawałek
chleba, dotknęła jego ręki.
- Przepraszam - powiedział Thor i popatrzył na nią, ale szybko odwróciła wzrok.
Myśląc o tym, co mogłaby powiedzieć, rozejrzała się rozpaczliwie dookoła. W końcu
rzekła:
- Wasze brody są coraz dłuższe. Ciekawa jestem, jak będziecie wyglądać, kiedy
ogolicie się pod koniec podróży.
- Dlaczego uważasz, że je zgolimy zapytał Pete. - Ja swoją zachowam. - I pogładził
rzeczywiście atrakcyjnie wyglądającą brodę. - Dziewczyny szaleją za brodatymi
mężczyznami dodał.
- Nie sądzę, żeby moja matka pozwoliła mi zachować moją - zauważył Tony, co
natychmiast wywołało żartobliwe uwagi. Nazwano go mamisynkiem.
- Ogolę się natychmiast po zakończeniu filmu - powiedział Ken. - Moja dziewczyna
twierdzi, że broda postarza. - Zwrócił się do Sary. - A ty co o tym sądzisz?
- Co mogę powiedzieć?. Nie widziałam ciebie bez brody - zaprotestowała.
- Nie o to chodzi. Miałem na myśli mężczyzn w ogóle.
Popatrzyła dookoła stołu, wiodąc wzrokiem od twarzy do twarzy. Wszyscy w
skupieniu oczekiwali jej werdyktu. W końcu spojrzała na Thora, w którego oczach znać było
wyraźne rozbawienie. Zatrzymała wzrok na nim dłużej, niż powinna. W końcu zamrugała
oczami i powiedziała wymijająco:
- Wydaje mi się, że to zależy od tego, co kryje się pod brodą.
Rozległ się gromki wybuch śmiechu, po czym wypowiedziano kilka uwag na temat jej
taktownego zachowania. Sara śmiała się, ale wkrótce, gdy rozmowa przeszła na inne tory,
znów stała się cicha, prawie nie słysząc, co się wokół niej dzieje. Myśli miała zwrócone ku
mężczyźnie, który siedział tak blisko niej.
Thor opuścił mesę po kolacji i nie wrócił. Sara grała w karty z marynarzami, którzy
byli na służbie. Wkrótce jednak ogarnęło ją zmęczenie i postanowiła udać się na spoczynek.
Większość załogi chodziła w podkoszulkach i krótkich spodenkach. Oficerowie zaś
nosili białe mundury.
Ubrani byli tak zawsze, z wyjątkiem dni, w których Tony zajmował się praniem. Miał
wyjątkowy talent do prania ich śnieżnobiałych ubrań razem z czymś, co, jak na złość,
farbowało. Prasował je później w ten sposób, że wszędzie pojawiały się załamki. Tym razem,
chcąc uniknąć kłopotów, z przerażoną miną przyszedł w tej sprawie do Sary.
- Popatrz na te ubrania. Nie mogę oddać ich w tym stanie kapitanowi i Mackowi.
- Powinieneś prać je oddzielnie.
- Ktoś pozostawił w pralce farbujący granatowy ręcznik - spojrzał na Sarę błagalnie. -
Saro, mogłabyś mi pomóc? Kapitan będzie potrzebował munduru na jutrzejsze nabożeństwo.
- Cóż, będziesz musiał prać je tak długo, aż odzyskają kolor, no i nie obejdzie się bez
wybielacza. Uważaj jednak, żeby do końca ich nie zniszczyć.
- Nie dam sobie z tym rady. Pomóż mi. Czy pamiętasz, jak pomogłem ci dostać się na
statek?
Sara obrzuciła go chłodnym wzrokiem.
- Rzeczywiście, pomogłeś mi. Zgoda więc, ale niech to będzie ostateczne wyrównanie
naszych rachunków. Nie próbuj mnie już w ten sposób szantażować, dobrze?
Twarz Tony'ego rozpogodziła się natychmiast.
- Dziękuję, Saro. Jesteś wspaniała - powiedział. Po czym pocałował ją w policzek i
wręczył jej rzeczy do prania.
- Ach ci mężczyźni! - powiedziała do siebie cicho Sara, widząc, jak śpiesznie
odchodzi.
Doprowadzenie mundurów do stanu pierwotnego zabrało jej dobrych kilka godzin.
Było już po północy, gdy wysuszone i uprasowane wisiały na wieszakach. Należało je jeszcze
odnieść do kajut. Mack był na pokładzie, pełnił wachtę. Nie było więc kłopotu z zo-
stawieniem ubrania w jego kajucie, którą dzielił z Arne'em. Kajuta Thora była jednak
zamknięta, co oznaczało, że był w środku. Sara stała przed drzwiami, zastanawiając się, co
ma zrobić. Pod progiem nie prześwitywało światło, kapitan więc prawdopodobnie spał. Nie
chciała w żadnym wypadku go obudzić. Przy sprzątaniu poznała rozkład kajuty i pamiętała,
że po drugiej stronie drzwi jest hak. Jeżeli uchyliłaby drzwi, mogłaby wsunąć do środka rękę i
zawiesić ubrania na haku. Tak myśląc, wolno przekręciła klamką i powoli otworzyła drzwi.
W kabinie panował półmrok. Zasłony były uchylone i prześwitujące przez okienko
światło księżyca padało na śpiącą postać. Wstrzymując oddech, Sara wyciągnęła rękę, aby
sięgnąć do haka, ale znajdował się wyżej, niż sądziła. Sięgnęła ręką dalej, otwarła drzwi
szerzej i zrobiła krok do przodu. Zabłysło światło. Thor poderwał się błyskawicznie i usiadł
na łóżku.
- Co, u licha, tutaj robisz? - wykrzyknął.
- Przepraszam. Nie chciałam cię zbudzić. - Sara zawróciła do drzwi. W obu rękach
trzymała kurczowo wieszak z ubraniem. Policzki poczerwieniały jej na widok jego nagiego
ciała.
- Czekaj! Wejdź i zamknij drzwi! - Thor zdał sobie sprawę ze swojej nagości. - A
teraz odwróć się! - rozkazał. Sara zrobiła, co kazał. Słychać było, jak się ubiera. - W
porządku. Możesz się odwrócić.
- A więc, co tu robisz, wślizgując się po ciemku? - zapytał surowym tonem.
Drżącą ręką Sara wyciągnęła przed siebie wieszak.
- Przy... noszę uprany mundur.
- Dlaczego ty? Dałem polecenie Tony'emu. - Tak. Cóż... on jest teraz zajęty, no to ja
przyniosłam.
- O tej porze!?
- Wiedziałam, że będzie potrzebny rano, więc ... Thor wpatrywał się w jej twarz.
- Tony bał się pewnie, że otrzyma naganę, gdyby mundur nie był gotów na czas. Czy
to z tego powodu przysłał ciebie tutaj?
- Nie, nie. On nic nie wie. Ja ... - Sara przerwała, zdając sobie sprawę z pułapki, w jaką
wpada. - To znaczy... poprosił mnie, żebym przyniosła mundur wcześniej, ale zapomniałam.
Kapitan spojrzał na nią przenikliwie.
- A może on sam zapomniał przynieść, a ty zrobiłaś to za niego, próbując mu pomóc?
- Wybuchnął urywanym śmiechem. - Z pewnością darzysz Tony'ego sympatią. W porządku
więc. Zostaw mundur i nie próbuj się tutaj więcej wślizgiwać po nocy. Życie na morzu
przyzwyczaiło mnie do bardzo lekkiego snu. Słyszę nawet najmniejszy hałas. Idź już.
- Przepraszam. Dobranoc! - Sara wypadła z kabiny Thora i pobiegła do swojej kajuty,
chcąc udać się na spoczynek. Podenerwowana tym, co się jej wydarzyło, długo nie mogła
usnąć.
Następnego dnia była niedziela i Thor odprawiał nabożeństwo na pokładzie dla
wszystkich chętnych; Było to nabożeństwo uniwersalne, nie podporządkowane żadnemu
określonemu wyznaniu, toteż większość załogi brała w nim udział. Stanowiło ono nie-
wątpliwie urozmaicenie monotonii podróży. Tuż przed nabożeństwem rozeszła się
wiadomość, że Tony przefarbował biały mundur kapitana na niebiesko. Jakież było
zdziwienie wszystkich, kiedy Thor wyszedł na pokład w śnieżnobiałym, pięknie
wyprasowanym mundurze. Rozległo się parę gwizdów wyrażających podziw i pomruk
niezadowolenia.
Thor uniósł brwi. Jego oczy obiegły zebranych, spoczęły na Sarze i zatrzymały się na
Tony'm, który stał obok niej ze spuszczoną głową. Na ustach kapitana pojawił się ironiczny
uśmiech. Nie powiedział jednak nic i rozpoczął nabożeństwo.
Odgadł, pomyślała Sara. Raz tylko spojrzał na nas i już wiedział. Była zaniepokojona
myślą, że on tak łatwo potrafi czytać z twarzy. Niepokoiło ją to szczególnie z uwagi na
uczucia, które w stosunku do niego żywiła i które pragnęła zachować w tajemnicy. Ze złością
myślała o tym, jak pozbyć się tych uczuć. Gdyby tak rozpoczęła flirt z kimś innym, z
pewnością zapomniałaby o Thorze po jakimś czasie. Kiedy jednak dokonała w myślach
przeglądu obecnych mężczyzn, doszła do wniosku, że nie ma ochoty na nawet najbardziej
niewinny flirt z którymkolwiek z nich.
Po zakończonej modlitwie wszyscy unieśli głowy, aby zaśpiewać hymn “Dla tych,
którzy zginęli na morzu”. Większość znała hymn na pamięć, lecz Sara śpiewała go z kartki,
którą podsunął jej Mack. Niektórzy śpiewali naprawdę dobrze. Inni zaś wydzierali się,
kojarząc widocznie dobry śpiew z podnoszeniem głosu. Głos Sary utonął w ogólnym zgiełku.
Ktoś potrącił ją z tyłu łokciem. Był to Tony, który w takt melodii hymnu powiedział:
- Jak sądzisz, co się stanie w związku z mundurem?
Zamiast udzielić odpowiedzi, Sara wzruszyła ramionami, wyrażając zniecierpliwienie.
Popatrzyła do góry na Thora. Był tak wysoki, że nie potrzebował podium, aby go dobrze
widziano. Stał naprzeciwko zgromadzonych. Z uwagi na nabożeństwo, nie miał na głowie
czapki. Jasne włosy rozwiewał mu wiatr. Był pięknie opalony. Oczy miał tak niebieskie jak
błękit morza. Wielki ból przeszył nagle serce Sary, gdy tak wpatrywała się w Thora. Ręce jej
zadrżały i głos zamarł. Ich oczy spotkały się na moment, który wydawał się wiecznością, po
czym Sara spuściła wzrok na kartkę z hymnem. Nie mogła już dalej śpiewać ani
skoncentrować uwagi. Doznała nagłego olśnienia. To nie było przelotne zauroczenie ani
pożądanie. To była miłość - wielka miłość,
Q
której dotąd jedynie czytała i o której marzyła, a
teraz to się stało. Nawet jeśli podróż dobiegnie końca i nie spotka Thora więcej, jej życie nie
będzie już takie samo. Nigdy nie zapomni o człowieku, w którym tak bez reszty się
zakochała.
Nie zauważyła, że nabożeństwo się zakończyło. Thor rzekł “Amen”,
a
następnie
powiedział:
- Tony, Sara, przyjdźcie do mojej kabiny.
Stała nieruchomo, trzymając w ręku kartkę. Podszedł do niej Mack.
- Nie martw się, dziewczyno - powiedział wpatrując się w jej bladą twarz. -
Porozmawiam z kapitanem.
Sara nie mogła wydobyć z siebie słowa.
- Nie musisz iść, Saro. Powiem kapitanowi, że to była moja wina. - Zaproponował
Tony.
- Lepiej pójdźcie razem, skoro Thor wydał taki rozkaz - rzekł Mack. Spojrzał na Sarę
z niezadowoloną miną i następnie poprowadził ich schodami na dół do kabiny kapitana.
Drzwi były otwarte. Mack krótko zastukał i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.
- Czy dobrze się czujesz? - zapytał Tony. - Nie wyglądasz najlepiej.
- Wszystko w porządku - odparła bezwiednie Sara. Stała oparta o ścianę, marząc o
tym, by znaleźć się gdziekolwiek, byle tylko uniknąć spotkania twarzą w twarz z Thorem.
Chciała być sama, aby w samotności przeżywać to wielkie szczęście, a zarazem niepokój,
który napełniał jej duszę.
Miała wciąż bladą twarz, kiedy Mack wyszedł z kabiny i Thor ich zawołał. Kapitan
patrzył przenikliwie. Zanim jednak cokolwiek powiedział, rozległ się głos Tony'ego:
- To wszystko moja wina.
Thor spojrzał na niego ironicznie.
- Tak myślałem. Powiedz więc, co się siało?
- Ktoś zostawił niebieski ręcznik w pralce. Dlatego mundury się zafarbowały.
Poprosiłem Sarę, żeby pomogła mi je odbarwić.
- Rozumiem - rzekł Thor. - Ktoś zrobił to naumyślnie. Myślał, że będzie to zapewne
dobry dowcip zostawić w pralce ręcznik, który farbuje.
- Tak?! - Tony wydawał się zarówno zdziwiony, jak i rozgniewany. Słowa kapitana
przyniosły mu jednak ulgę.
Kapitan rzucił mu zimne spojrzenie.
- Przekaż załodze, że jeżeli chcą płatać figle, to niech tego nie robią kosztem innych.
Naprawa twojego błędu musiała Sarę kosztować wiele pracy. Odejść!
- Tak jest, kapitanie!
Zmierzali do wyjścia, kiedy Thor powiedział:
- Saro, poczekaj.
Zwróciła się ku niemu powoli, z ociąganiem. Obrzuciła go szybkim spojrzeniem, a
potem spuściła wzrok.
- Tak, kapitanie? Twarz Thora spoważniała.
- Wyglądasz na zmęczoną. Powinnaś była wcześniej pójść spać. Nie pozwól Tony'emu
już więcej się w ten sposób wykorzystywać.
- To nie z tego powodu jestem zmęczona. Nie spałam dobrze.
Thor spochmurniał.
- Mam nadzieję, że nie wprawiłem cię wczoraj w zakłopotanie?
- O, nie! - Policzki Sary oblały się rumieńcem.
- Chyba nie obawiałaś się kary z mojej strony za pomoc Tony'emu. Staram się
postępować uczciwie. Nie karzę nikogo, kto na to nie zasługuje.
- Naprawdę? - Sara uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy.
- Masz na myśli to, że nie uwierzyłem w twoją historię, kiedy po raz pierwszy
przyszłaś ze mną porozmawiać? - Wzruszył ramionami. - Tak. Przyznaję, że źle z tobą
postąpiłem. Ale jeśli postawisz się w mojej sytuacji, musisz przyznać, że...
- W porządku - przerwała Sara gwałtownie. - Czy mogę już odejść?
- Co się z tobą dzieje? Gzy mogę ci w czymś pomóc? Wolałaby raczej zostać
skarcona. Łatwiej było znieść jego gniew niż łagodność.
- Nie - odparła zdecydowanie. Roześmiała się krótkim, ironicznym śmiechem, w
którym pobrzmiewał ból. - W niczym nie możesz mi pomóc. Czy mogę już odejść?
Skinął głową i poważnym głosem powiedział:
- Pamiętaj. Jestem zawsze tutaj. Przyjdź, jeżeli zmienisz zdanie. To, co mi powiesz,
zostanie między nami.
Spojrzała mu prosto w oczy. Ciekawe, co by powiedział, gdybym wyznała mu prawdę,
pomyślała. Co by było, gdybym powiedziała mu, że jest dla mnie jedynym mężczyzną na
świecie i że tylko jego będę kochała. Czy śmiałby się ze mnie wówczas? Czy byłby
rozgniewany albo też zakłopotany?
Sara udała się do swojej kajuty - do jedynego miejsca na statku, gdzie mogła być
absolutnie sama. Siadła na łóżku. Podciągnęła kolana pod brodę i ukryła twarz w dłoniach.
Próbowała zachować spokój. Jeszcze raz analizowała wydarzenia. Romans z kimś o tak
tajemniczej osobowości jak Thor mógłby być interesujący. Sara usiłowała wyobrazić sobie,
jakich to kobiecych sztuczek użyłaby, aby wzbudzić jego zainteresowanie. Gdyby się jej
udało, zabawa byłaby przednia; gdyby nie, nie byłoby wielkiej straty. Teraz jednak wszystko
wyglądało inaczej. To już nie była zabawa ani przygoda miłosna, lecz coś naprawdę ważnego.
Nie mogłaby znieść odtrącenia. Może więc nie próbować? Lecz nie próbować i pozwolić na
to, aby jej życiowa szansa na prawdziwe szczęście przeszła obok niej, tego jeszcze bardziej
nie mogłaby znieść.
Targana wewnętrznymi sprzecznościami i nieco oszołomiona, Sara rozpoczęła
przygotowania do uroczystego, niedzielnego posiłku.
Założyła tego dnia letni kostium, który otrzymała od Thora. Była pięknie opalona.
Miała naturalnie ciemne brwi, które nie wymagały malowania. Doskonale kontrastowały z
jasnym kolorem jej włosów.
Thor zasiadł na czołowym miejscu przy długim stole. Po obu stronach zajęła miejsce
załoga. Tony pomógł Sarze wnieść przystawki, ona sama wniosła do mesy pieczeń na dużym
półmisku i postawiła ją przed Thorem do pokrojenia. Nie patrzyła na niego. Wiedziała, że
spogląda na jej strój. Czyżby myślał o dziewczynie, do której poprzednio należał? Sara
próbowała odsunąć nękające ją myśli. Zajęła miejsce daleko na drugim końcu stołu, obok
Pete'a, chcąc mu pomóc przy jedzeniu.
Thor odmówił modlitwę, a następnie umiejętnie pokroił i podzielił pieczeń. Wkrótce
wszyscy zajęli się jedzeniem. Sara pomagała Pete'owi pokroić mięso na drobne kawałki.
Poczuła jednak, że sama nie ma apetytu ani chęci włączenia się w rozmowę.
- Nie jesteś głodna? - spytał Thor.
Popatrzyła na niego i próbowała się uśmiechnąć. Utrzymując beztroski ton głosu
powiedziała:
- Cóż, przygotowanie posiłku dla wszystkich może zniechęcić do jedzenia.
- Zazwyczaj nie jesteś zniechęcona - zauważył Pete, ze śmiechem. - Powiedziałbym,
że masz zawsze bardzo dobry apetyt.
- Ty również, szczególnie wtedy, gdy Sara przygotowuje jedzenie - odezwał się Mack.
- Jesz jak wieprz.
Sara była zadowolona, że ich rubaszna, a zarazem pogodna konwersacja pozwala jej
zachować milczenie. Kiedy skończyli pierwsze danie, posprzątała talerze i postawiła na stole
wielką misę z ciepłym budyniem oraz dzban z bitą śmietaną. Następnie wyszła do kuchni, aby
włożyć naczynia do zmywarki. Mack zawołał ją do stołu.
- Dziękuję, jestem na diecie - odkrzyknęła. Wymknęła się ukradkiem z kuchni i
wyszła na pokład. Przy sterze stał Arne. Steve stał obok masztu na wachcie. Słońce już zaszło
i o minionym dniu świadczyła jedynie złota poświata na zachodzie. Ten dzień zapamiętam na
całe życie, pomyślała. Oparła się o poręcz nadburcia przy dziobie. Stała tak oparta przez
chwilę, pogrążona w myślach. Znowu zaczęły nią targać sprzeczne uczucia. Przez moment
wydawała się pełna nadziei, aby za chwilę ulec rozpaczy tak wielkiej, że łzy napłynęły jej do
oczu.
Usłyszała za sobą kroki. Zanim zdążyła otrzeć załzawione oczy, stanął przy niej Thor,
który delikatnie wymówił jej imię..
- Tak? - Musiała się odwrócić. Wpatrywał się w jej twarz.
- Załoga dziękuje ci za posiłek. Była to najlepsza kolacja, jaką dotąd mieliśmy na tym
statku.
- Miło mi to słyszeć. Cieszę się, że smakowała.
- Czy czujesz się dobrze, Saro?
Skinęła potwierdzająco głową i usiłowała przybrać pogodny wyraz twarzy.
- Tak, oczywiście.
Thor uczynił gest wyrażający zrozumienie, ale wyraźnie nie był przekonany.
- Wspaniale przerobiłaś kostium - powiedział.
- Dobrze w nim wyglądasz.
Miał to być niewinny komplement, ale Sara odczuła to jako przykrość. Uniosła głowę
i zapytała:
- Do kogo należał wcześniej? Twarz Thora wyrażała zdziwienie.
- Do dziewczyny, która kiedyś z nami podróżowała - odpowiedział.
- Jako pasażer czy jako członek załogi?
- Oczywiście, że jako pasażer - roześmiał się.
- Czy to była dziewczyna kogoś z załogi, czy może twoja?
Thor spojrzał na nią tak zimnym wzrokiem, że poczuła, jak ciarki przebiegają jej po
plecach.
- Dlaczego tak bardzo się tym interesujesz? Skrzyżowała ręce na piersiach i skuliła się.
Podnosząc głos, powiedziała:
- Tak sobie. Chciałam tylko wiedzieć, czyj to był strój, to wszystko. Przepraszam. -
Zerwała się, przebiegła pokład i schodami zbiegła w dół.
Thor zaczął ją gonić, przeskakując po parę stopni. Kiedy znalazła się na korytarzu pod
pokładem, był już tylko kilka kroków za nią. Korytarz był pusty. Załoga wciąż siedziała w
mesie.
- Saro, poczekaj - powiedział.
Zatrzymała się i stanęła odwrócona do niego tyłem, ale on położył jej rękę na ramieniu
i wolno obrócił twarzą ku sobie. Drżała na całym ciele, serce waliło jej mocno. Thor
nachmurzył się.
- Przepraszam, jeśli sprawiłem ci przykrość. Nie chciałem.
Nie odpowiedziała. Stała patrząc na niego, miotana sprzecznymi uczuciami.
- Saro, czy ty się mnie boisz? - spytał nagle. Przez dłuższą chwilę nie odpowiadała.
Wpatrywała się w jego twarz błyszczącymi od łez oczami, a następnie rzekła:
- Tak, boję się ciebie.
- Nie potrzebujesz się mnie bać. - Aby ją uspokoić położył dłonie na jej ramionach. -
Kapitan musi być wymagający, ale nie chciałem cię przestraszyć. Naprawdę nie chciałem.
Czuła ucisk jego dłoni na swoich ramionach. Pod wpływem tego dotyku poczuła nagły
przypływ pożądania.
- Czy tak? - szepnęła rozchylając zmysłowo usta.
- Tak, ja. . - Thor przerwał nagle, widząc pożądanie w jej oczach. Jeszcze mocniej
ścisnął ją za ramiona, ale była obojętna na ból. Pragnęła jego ust i z utęsknieniem czekała na
pocałunek. Przybliżyła się ku niemu, uniosła ręce i położyła mu je na piersiach. Wciągnął
głęboko powietrze i już jego rozpalone usta całowały jej usta, dając upust nieskrępowanej
namiętności. Sara wydała z siebie pomruk wyrażający rozkosz, której nagle doznała. Jej
radość sięgnęła zenitu, kiedy obejmując go rękami za szyję, przylgnęła do niego całym
ciałem. Nagle gwałtownym ruchem odepchnął ją od siebie.
- Ty lisico! - wykrzyknął. Wpatrywał się w nią, dysząc ciężko. Zacisnął pięści. -
Miałem rację co do ciebie - wykrzyknął dzikim głosem. Zmieniony na twarzy oddalił się
pospiesznie, zostawiając oszołomioną Sarę samą w jej nagle zdruzgotanym świecie.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Najłatwiej byłoby spędzić cały dzień w kajucie, udając chorobę. Sara była jednak zbyt
dumna, aby tak zrobić. Wstała o zwykłej porze i zabrała się do przygotowywania śniadania
dla załogi. Na jej twarzy malował się pogodny nastrój. Z tego powodu nikt nawet nie
zauważył, że ma podkrążone oczy i nieco rozdrażniony głos.
Tego dnia nie odważyła się jednak zanieść śniadania Thorowi. Poprosiła o to Kena.
Czym innym było bowiem udawanie przed załogą, że nic się nie stało, a czym innym
spotkanie twarzą w twarz z Thorem. Byłoby to ponad jej siły.
Płynęli często uczęszczanym szlakiem. Thor towarzyszył sternikowi na pokładzie lub
też dokonywał obserwacji radaru w pomieszczeniu nawigacyjnym. Dzięki temu natknęła się
na niego dopiero po południu. Wyszła na pokład, aby wyrzucić za burtę odpadki z kuchni. W
momencie, kiedy opróżniała wiadro, statek zakołysał się na skutek zmiany kursu i zamiast za
burtę resztki jabłek i pomidorów wysypały się na pokład. Sara schyliła się, aby je podnieść.
Dostrzegła wówczas Thora, który stał obok niej.
- Nie nauczyłaś się jeszcze rozpoznawać, z której strony wieje wiatr? - powiedział
ostrym głosem. - Usuń te śmieci i wysprzątaj pokład.
Sara spojrzała na niego i natychmiast zaczęła wykonywać polecenie. Starała się nie
przywiązywać wagi do złośliwej pogardy, jaką zobaczyła w jego oczach. Kiedy już
posprzątała i zeszła na dół, podszedł do niej Steve.
- Kapitan twierdzi, że nie wyczyściłaś dobrze pokładu. Musisz zrobić to jeszcze raz. -
Spojrzał na nią wymownie. - Co do mnie, wydaje mi się w porządku.
- Musiałam czegoś nie zauważyć - powiedziała Sara. Następnie wzięła szczotkę,
uklękła i powtórzyła całą pracę.
Gdy skończyła, podszedł do niej Thor. Uważnie spojrzał na pokład. Nie mogąc
znaleźć niczego więcej, z niechęcią w głosie powiedział.
- W porządku. Wystarczy.
Tego wieczoru, przy kolacji, Thor znalazł sobie kolejny powód do narzekań. Placek z
mięsem, który przygotowała Sara, przypominał raczej jedną z potraw Kena. Zapomniała także
na czas włożyć chleb do piekarnika. Nie był więc wystarczająco spieczony. Thor wytknął jej
te przewinienia ze złością. Sara wysłuchała go w milczeniu. Siedziała przy stole z pochyloną
głową, wpatrzona w swój talerz.
Po kolacji Thor udał się do kuchni. Rozejrzał się dookoła i polecił Sarze zrobić
porządek.
- Tu jest obrzydliwie - wykrzyknął. - Dziwię się, że nie dostaliśmy jeszcze bólów
żołądka. Nie zakończysz służby, zanim nie zniknie stąd ten brud.
Siedzący w mesie członkowie załogi słyszeli, co powiedział Thor. Słyszeli także jego
uwagi podczas posiłku. Kiedy Thor udał się do swej kabiny, do kuchni weszli Tony i Pete.
- Co się dzieje z szefem? - zapytał Pete. - Zachowuje się jak niedźwiedź z bolącą
głową.
Sara wzruszyła ramionami.
- Przypaliłam placek.
- Ken przypalał każdy posiłek, a kapitan nigdy nie zwrócił mu uwagi w ten sposób.
Czym go tak ubodłaś?
- Skąd mogę wiedzieć - powiedziała Sara z irytacją. - Pozwólcie, że zajmę się
sprzątaniem, bo jak tego nie zrobię, to znowu się do mnie przyczepi.
- Pomogę ci - zaofiarował się Tony.
Sara z trudem zdobyła się na uśmiech.
- Dziękuję, ale to nie jest praca dla dwóch osób. Nie martw się, dam sobie radę.
Zabrała się do pracy. Skrobała i czyściła kuchnię, aż rozbolały ją ręce. Kiedy
skończyła - pomieszczenie lśniło czystością. Spojrzała dokoła z dumą i udała się na
spoczynek. Praca miała jedną zaletę. Dzięki niej natychmiast zasnęła.
Zbudziło ją walenie do drzwi. W półśnie wstała z łóżka. Jej włosy były w nieładzie.
Jedwabny szlafrok, jaki miała na sobie, przylepiony był do spoconego ciała. Otworzyła drzwi
i zapytała:
- Co się dzieje? Toniemy?
- Nie!
Thor spojrzał na nią ponuro.
- Kto ci pozwolił pójść do łóżka przed zakończeniem pracy? - powiedział ze złością.
- Wyczyściłam przecież kuchnię - zaprotestowała.
- Może według ciebie jest czysta, ale dla mnie nie. Ubieraj się. Oczekuję cię za pięć
minut.
Im dłużej patrzyła na niego, na jego twarde rysy twarzy, tym bardziej wzbierał w niej
gniew. Ogarnęło ją znów uczucie wyczerpania, a także współczucia nad swoją niedolą.
Podporządkowując się mu powiedziała:
- W porządku.
- Co powiedziałaś? - wykrzyknął.
- Powiedziałam, w porządku.
Zatrzymała się w pół słowa. Nie patrząc mu w oczy, dodała:
- Znaczy, tak jest, kapitanie!
- Teraz lepiej - odparł.
Wyciągnął patelnie z szafki i szuflady z piekarnika. Odsunął też piecyk mikrofalowy,
aby odszukać miejsca, o których zapomniała.
- Powiedziałem, że ma tu nie być śladu brudu. Do roboty! Przyjdę jeszcze, aby
sprawdzić.
Wachta zmieniła się o północy. Marynarze, którzy przed zmianą przyszli do kuchni,
aby napić się kawy, zastali ją skrobiącą brud za piekarnikiem. Steve natychmiast podszedł do
niej i chciał wziąć szczotkę, którą trzymała.
- Pozwól mi to zrobić - powiedział.
- Zostaw. To praca dla dziewczyny - powiedział Thor, który nagle wynurzył się zza
jego pleców.
- Sara ledwo się trzyma na nogach, kapitanie.
- Jeżeli kiedykolwiek zostaniesz kapitanem marynarki, w co bardzo wątpię, będziesz
mógł wydawać rozkazy. Ale teraz to ja tu rozkazuję. Weźcie kawę i opuśćcie kuchnię -
ofuknął go Thor cierpko.
- Co za diabeł wstąpił w kapitana? - powiedział Steve, kiedy Thor już się oddalił. Nikt
jednak nie odpowiedział. Sara zaś odwróciła wzrok i wzięła się do dalszej pracy.
- Dziękuję ci za dobre intencje - powiedziała. Kiedy Thor zjawił się w kuchni
ponownie, udało mu się znaleźć nieco kurzu koło sufitu. Patrząc Sarze prosto w oczy,
rozkazał jej to wyczyścić. Nie chcąc niczym go sprowokować, wspięła się bez słowa na
skrzynkę, aby wykonać jego polecenie. Oczy zamykały się jej ze zmęczenia. W pewnej chwili
statek podskoczył niespodziewanie na jakiejś wysokiej fali i Sara spadła ze skrzynki,
uderzając się dotkliwie łokciem o zlew. Przez kilka minut leżała na podłodze w bólu. Powoli
wstała i skończyła pracę lewą ręką.
Gdy Thor przyszedł ponownie do kuchni, zastał Sarę opartą o ścianę.' Stała ze
zgiętymi rękami, podpierając lewą dłonią stłuczony łokieć. Jej twarz wyrażała determinację.
Postanowiła nie ulec słabości i wstrzymać się od płaczu. Thor, pochylony, dokonywał
inspekcji każdego centymetra kwadratowego kuchni. W końcu wyprostował się. Nie był
zadowolony. Palniki i szuflady lśniły tak, że można było się w nich przeglądać. Nie mógł już
więc do niczego się przyczepić.
- W porządku. Możesz iść. Pilnuj tylko, aby kuchnia była zawsze taka czysta.
Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
- Powiedziałem, możesz iść - powtórzył.
- Rozkazujesz mi? Skrzywił się szyderczo.
- Chyba, że chcesz tu pozostać i czyścić od nowa. Nie odpowiedziała. Kiedy
odchodził, na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech. Skóra na obolałych rękach była
popękana. Czuła dotkliwy ból w łokciu. Gdy dotarła do swej kajuty, nie miała już siły zdjąć z
siebie ubrania. Położyła się na łóżku i natychmiast zasnęła.
W ciągu następnych dni Thor zachowywał się podobnie. Dopatrywał się uchybień we
wszystkim, co robiła, i karał ją bezlitośnie. Nakazywał jej powtarzać tę samą pracę po dwa,
trzy razy.
Sara domyślała się, dlaczego był na nią tak zły. Wyładowywał całą swą złość i mścił
się za swoją słabość. Czy pocałunkiem zdradził kobietę, którą kochał? Czy była to kobieta,
która pisała do niego z Danii?
Gdy marynarze słyszeli, co Thor do niej mówił i widzieli, co z nią czynił, ogarniało
ich bezgraniczne zdziwienie. Nie widzieli go jeszcze w takim stanie. Gdy próbowali pomóc
Sarze, otrzymywali polecenie, by zostawić ją w spokoju. Napięcie na statku rosło. Atmosfera
zmieniała się na coraz gorszą.
Sara ze stoickim spokojem przyjmowała wszystkie prace, jakie narzucał jej Thor.
Jednakże, z powodu braku ochronnych, gumowych rękawiczek, na jej delikatnych dłoniach
pojawiły się wkrótce zadrapania. Jej paznokcie krwawiły. Próbowała to ukryć. Któregoś dnia
do kuchni niespodziewanie wszedł Mack i dostrzegł, jak próbowała zabezpieczyć ręce za
pomocą woreczków plastikowych.
- Co u licha robisz?
- Nic. - Sara ukryła dłonie za sobą.
- Pokaż.
- To nic, naprawdę - powiedziała, próbując się uśmiechnąć. - To zwykła kobieca
próżność.
On jednak chwycił ją delikatnie za rękę, odwrócił i popatrzył na jej dłoń.
- O rety, Saro! - wykrzyknął. Twoje palce krwawią. Musisz je natychmiast przemyć i
zabandażować. Poczekaj, ja...
- Nie! Nic mi nie jest.
- Mówisz głupstwa. Musi cię to strasznie boleć. Idź natychmiast do kapitana i...
Przerwał, widząc przestrach w jej oczach.
- Saro, co zaszło między tobą a kapitanem? Przez ostatni tydzień traktuje cię, jakbyś
była nikim. Co zrobiłaś, że jest na ciebie taki cięty?
- To nie ma znaczenia - odparła.
- Z pewnością ma. Nie może cię w ten sposób traktować. Pójdę i przemówię mu do
rozumu - powiedział ze złością.
Odwrócił się, aby odejść, lecz Sara chwyciła go za ramię.
- Nie trzeba, Mack. Tylko pogorszysz sprawę. Będzie myślał, że cię wysłałam.
- Ale tak dalej nie może być! Nie wytrzymasz dłużej takiego traktowania!
- Wytrzymam - odparła gwałtownie. - Wytrzymam wszystko. Nie poddam mu się.
Mack popatrzył na nią.
- A więc chodzi o związek miedzy wami. Czy to masz na myśli?
- Myślę, że tak.
Odwróciła wzrok, żałując, że powiedziała tak dużo. Mack jednak musiał wysnuć z
tego jakiś wniosek, gdyż powiedział krótko:
- W takim razie musisz sama zdecydować. Tak dalej być nie może.
- Do końca podróży pozostało mniej niż tydzień. Do tego czasu wszystko się samo
jakoś ułoży.
Zaśmiał się szyderczo.
- Wątpię. Ale teraz musisz zrobić coś z rękami. Nie bój się, pójdę do kabiny kapitana
po apteczkę. Jeżeli będzie się o coś pytał, powiem, że poparzyłaś sobie dłonie.
Wrócił szybko z powrotem z apteczką.
- Wszystko w porządku. Nie było go. Rozpoczął bandażowanie jej dłoni.
- Nie jestem w tym dobry - powiedział. - Kapitan to prawdziwy ekspert. Tylko on zna
się na medycynie na tym statku.
- Czuję się lepiej. Dziękuję. Czy mógłbyś mi teraz nałożyć na ręce woreczki
plastikowe? Muszę jeszcze wyczyścić ubikację i prysznice.
- Nie powinnaś tego robić.
- Ktoś musi. Przymocuj woreczki taśmą elastyczną. Mack uczynił tak, jak prosiła,
chociaż bez przekonania.
- Woreczki długo nie wytrzymają. Spróbuję znaleźć ci coś lepszego.
- Jesteś kochany. - Wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.
- A więc to tak!
Nagły skurcz przeszedł serce Sary, ale odetchnęła z ulgą, gdy ujrzała, że to tylko Pete.
- Widzę, że romansujemy z oficerami - powiedział Pete rozbawionym głosem.
- Sara i ja tworzymy towarzystwo wzajemnej adoracji, dostępne tylko dla wyższych
szarży - odpowiedział mu Mack z uśmiechem. - A jak ma się twoje ramię?
- Boli jak diabli. Saro, dlaczego masz worki na rękach?
- To najnowszy krzyk mody - odpowiedziała. Pete westchnął.
- Na głupie pytanie...
Podszedł do ekspresu, aby nalać sobie kawy.
- Ale już tak na serio, dlaczego...
Odwrócił się i momentalnie umilkł, widząc, jak Thor wkracza do kuchni.
Oczy kapitana zatrzymały się natychmiast na apteczce, która wciąż stała otwarta na
stole.
- Kto jest ranny? - zapytał Macka.
- Nikt odpowiedział spokojnie Mack. - Sprawdzamy opatrunek Pete'a i to wszystko.
Pete otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, ale udało mu się zachować powagę na
twarzy, podczas gdy Sara ukryła dłonie za sobą. Thor skinął głową. Obrzucił Sarę zimnym
spojrzeniem i rzekł:
- Sądziłem, że powiedziałem ci dosyć wyraźnie, abyś wyczyściła prysznice. Idź tam
natychmiast, zamiast zabierać czas innym.
Podszedł do ekspresu, aby nalać sobie kawy. Sara wzięła wiadro i wymknęła się z
kuchni za jego plecami.
Reszta dnia upłynęła raczej spokojnie. Było tak przede wszystkim dlatego, że Thor
prawie nie wychodził. Posilał się zamknięty w swojej kabinie. W końcu jednak, pod wieczór,
zdecydował się zejść do mesy na kolację.
Sara przyrządziła w tym dniu duszone mięso z jarzynami. Nie chcąc, aby Thor
zauważył, że coś jej się stało z rękami, zdjęła opatrunki. Załoga skończyła zimną przekąskę i
czekała, aż przyniesie drugie danie. Gdy zdejmowała potrawę z palnika, poczuła prze-
szywający ból. Strumień gorąca przedostał się przez szmatkę, przez którą trzymała garnek, i
poraził jej chore palce. Krzyknęła. Garnek z mięsem wysunął się jej z rąk. Instynktownie
próbowała go jeszcze złapać, pokrywka zsunęła się i gorąca potrawa wylała się na jej prawą
dłoń. Krzyczała z bólu, podczas gdy mężczyźni, jak jeden mąż, rzucili się do kuchni na
pomoc.
Sara stała oparta o szafkę, próbując walczyć z bólem. W kuchni znalazła się prawie
cała załoga. Nadszedł Thor.
- Odejść! Nie ma tutaj miejsca dla was wszystkich - krzyknął. Spojrzał na Sarę. - A ty
przyrządź nam teraz coś innego do jedzenia i posprzątaj to wszystko.
- Ale przecież ona się poparzyła - oświadczył Steve.
- To ją nauczy nie być taką niedojdą na przyszłość. Thor odwrócił się, aby pójść z
powrotem do mesy.
Drogę jednak zastąpili mu mężczyźni. Patrzyli na niego ze zdumieniem i ze złością. Z
tłumu wyłonił się Mack.
- Dlaczego, u diabła, nie znajdziesz sobie kogoś swojego wzrostu, kapitanie? A może
wyobrażasz sobie, że ta bezbronna dziewczyna jest godnym ciebie przeciwnikiem?
Odwrócił się nagle i schwycił Sarę za rękę, popychając ją jednocześnie do przodu.
- Nie! - zakrzyknęła. Próbowała się opierać, ale on trzymał ją za nadgarstki i wykręcił
jej ręce dłońmi do góry.
- Popatrz na jej dłonie. Ona nie jest mężczyzną. Nie nadaje się do prac, które jej
zlecasz. Ale ty przyczepiłeś się do niej i zrobiłeś z niej swoją ofiarę. Nie wiem dlaczego.
Zresztą nie obchodzi mnie powód. Interesuje mnie, że to, co z nią robisz, przechodzi już
wszelkie granice.
Thor słuchał, wpatrując się w dłonie Sary. Próbowała wyrwać się z uścisku Macka.
Była zdenerwowana i zła, że zaradził jej tajemnicę.
- Nic mi nie jest - wyszeptała.
- To nieprawda - odparł Mack. - Sparzyłaś się. Twoje dłonie trzeba jeszcze raz
zabandażować. Steve, przynieś szybko apteczkę - powiedział rozkazującym tonem.
Steve natychmiast wykonał jego polecenie. Thor podniósł głowę, popatrzył na ludzi
stojących w przejściu i na Macka. Jego twarz wydawała się dziwnie blada i wyczerpana.
- Jest apteczka - zakomunikował Steve. Mack zaprowadził Sarę do mesy.
- Usiądź - powiedział. - Zrobię ci opatrunek. Steve, znajdź maść na oparzenia.
W tym momencie Thor wyciągnął przed siebie rękę, aby go powstrzymać.
- Ja to zrobię - powiedział. - Ken, przyrządź nam coś do zjedzenia. Reszta niech
wyczyści kuchnię.
Mężczyźni popatrzyli na siebie pytająco. Nie minęła chwila, a było już po buncie.
Zastosowali się do jego poleceń.
Posłuchał go również Mack. Z pewnym wahaniem odstąpił mu miejsce przy Sarze
Stał jednak w pobliżu i obserwował.
- Powinnaś była opatrzyć je już wcześniej - rzekł Thor ostro, spoglądając na jej dłonie.
- Miała ręce zabandażowane, ale zdjęła opatrunek, abyś niczego nie zauważył - wtrącił
się Mack. - Jest dumna i uparta. Jeżeli chcesz znać moje zdanie, jesteście tak samo szaleni.
- Nie pytałem cię o zdanie - odpowiedział Thor. - Idź na pokład i obejmij dowództwo
statku.
Mack wahał się tym razem dłużej. W końcu rzekł do Sary, wyraźnie cedząc słowa:
- Poślij po mnie, jeżeli będziesz potrzebowała pomocy. Gdy Mack odszedł, Thor rzekł
szorstko.
- Niemądra, dlaczego mi nic nie powiedziałaś? Przez moment ich oczy spotkały się. W
jego oczach widać było złość. Gdy tak patrzył na nią, stopniowo zarysowało się w nich
zaciekawienie.
- Nie rozumiem cię powiedział krótko. - Czasem zachowujesz się jak łatwa
dziewczynka. Innym razem z kolei - popatrzył na jej spracowane ręce jesteś dumna i uparta
do tego stopnia, że możesz doprowadzić się do takiego stanu.
- Nawet łatwe dziewczynki mają swoją dumę - powiedziała Sara przekornie.
- Jeżeli byłyby dumne, nie byłyby dziewczynkami - Thor zachmurzył się, zdając sobie
nagle sprawę z tego, co powiedział. - Niczego już więcej nie dodawaj.
- Może nie jesteś dobry z arytmetyki - powiedziała z odrobiną zuchwałości.
Nadszedł Ken z koszykiem butelek.
- Udało nam się ocalić większą część kolacji - powiedział radośnie. - Ziemniaki i chleb
są w porządku. Możemy rozpocząć posiłek, kapitanie.
- Na razie opatrunek powinien wystarczyć - powiedział Thor. - Oparzenia nie są
poważne. Nie mocz rąk w wodzie. Jutro zobaczę, jak się goją.
- Dziękuję - odpowiedziała Sara machinalnie.
Było to niełatwe zawieszenie broni. Sara nie musiała już więcej wykonywać ciężkich
prac. Dzięki temu jej ręce zaczęły się goić. Nie była jednak pewna, czy poprawa ich stanu jest
korzystna dla niej, czy nie. Każdego bowiem ranka, po śniadaniu, udawała się do kabiny
Thora, aby zmienić opatrunek. Już na pół godziny przed tym zabiegiem ogarniały ją zmienne
uczucia. Czekała z napięciem na te spotkania, a jednocześnie bała się. Dawały jej one szanse
bycia z nim sam na sam. Mogła odczuć jego dotyk i bliskość. Z drugiej strony, Thor odnosił
się do niej chłodno. Z dużą sprawnością smarował jej ręce maścią i opatrywał je bandażem.
Nie okazywał przy tym śladu żadnych uczuć. Nie mówił do niej nic, poza tym, co
bezpośrednio wiązało się ze zmianą opatrunku.
Pewnego dnia Mack przyniósł jej własnoręcznie zrobioną parę rękawiczek.
- Och, Mack! Dziękuję. Bardzo mi się przydadzą. Ale czy przypadkiem nie
poświęciłeś na nie swojego sztormiaka?
Mack pokręcił przecząco głową.
- Kapitan dał mi swoją zapasową kurtkę przeciwdeszczową.
Sara wypowiedziała jedynie “och” i zaniemówiła, nie mogąc w pierwszym momencie
pozbierać myśli.
Zwolnienie z dotychczasowych obowiązków dawało Sarze dużo wolnego czasu na
przemyślenie wszystkich spraw. Większość czasu spędzała na pokładzie, opalając się.
Usiłowała czytać książkę, ale myślami była wciąż przy Thorze.
. Mijały dni. Godziny, które zostały do zakończenia podróży, stawały się coraz
bardziej drogocenne. Thor nie ukrywał, że z przyjemnością wysadzi ją na ląd, gdy tylko
dobiją do Rodos. Czasami Sara sama pragnęła już tam być. Widzieć go na co dzień, a
jednocześnie nie być z nim, to było dla niej bardzo bolesne. Jednakże świadomość, że już go
nigdy więcej nie zobaczy, stawała się również nie do zniesienia.
Pragnęła wówczas, aby czas się zatrzymał. Chciała spoglądać na jego pięknie
zbudowane ciało i rozmyślać, co mogłoby się stać, gdyby ją pokochał.
- Nie wiedziałem, że jest ci tak samo dobrze z góry, jak z dołu - skomentował Pete,
rozciągnięty na pokładzie obok niej. Jego głos wyrwał ją z zamyślenia.
- Co masz na myśli? - spytała nieco zakłopotana. Przybliżył się do niej i wziął jej z
ręki książkę.
- Od dłuższego czasu czytasz ją odwróconą.
- Och - zaczerwieniła się. - Musiałam się zdrzemnąć - powiedziała szeptem.
- Jasne, że śnisz na jawie. Czy chcesz, żebym posmarował ci plecy olejkiem?
- Proszę.
Sara miała na sobie bikini. Była pięknie opalona. Słońce śródziemnomorskie stawało
się jednak coraz silniejsze. Musiała więc uważać, aby się nie spalić. Pete zabrał się do
smarowania jej pleców. Wkrótce jego niezgrabne zabiegi i fakt, że na dwie osoby posiadali
jedynie jedną zdrową rękę, rozbawiły ich oboje. Wybuchnęli śmiechem.
W pewnej odległości od nich stał na pokładzie Thor, który pokazywał Stevowi, jak
wyznaczyć pozycję statku za pomocą sekstansu. Ich śmiech wyprowadził go na moment z
równowagi. Patrząc na nich, zapomniał nagle o wszystkim dokoła. Po chwili jednak odwrócił
się gwałtownie i kontynuował pokaz.
- Szkoda, że nie możesz mi się odwzajemnić i nasmarować mi pleców - powiedział
Pete ze śmiechem w głosie.
- Nie potrzebujesz. Twoja skóra jest gruba, jak u hipopotama.
- Aha. Dziękuję.
Pete przyzwyczaił się, że z niego żartowano i nawet to lubił. Zapytał Sarę:
- Co zrobisz, gdy dopłyniemy do Rodos?
- Gdybym to ja wiedziała - odparła. - Mam nadzieję, że otrzymam nową kartę
kredytową. Dzięki temu będę mogła pobrać trochę gotówki z konta. Nie sądzę jednak, aby mi
starczyło na powrót do Anglii. Będę musiała znaleźć sobie pracę w Rodos. Mozę rozpocznę
pracę w hotelu albo na statku pasażerskim.
- Przyjedź do Australii!
- Do Australii? To chyba za daleka podróż dla samotnej kobiety. Poza tym nie mam
pieniędzy.
- Możesz pojechać ze mną.
Pete zdziwił Sarę tą nagłą propozycją.
- Przecież ty nie musisz opuszczać statku. Kapitan zezwoli ci na dalszą służbę, nawet
jeżeli twoja ręka okaże się złamana. Czy tak?
- Oczywiście. Nie zamierzam jednak zostawać tu na zawsze. Zaciągnąłem się, aby
poznać kawałek Europy. W Australii czeka mnie praca na stacji mojego ojca.
- Będziesz pracował na kolei? Pete roześmiał się.
- Nie, głupia. Na stacji hodowlanej. Hodujemy owce. Na pewno będzie ci się u nas
podobać.
- Ale czy zostanę zaakceptowana? - powiedziała Sara z uśmiechem. - Czy artyści i
owce pasują do siebie?
- Wydaje mi się, że będzie ci się powodziło, gdziekolwiek się udasz. Jesteś
dziewczyną z ikrą.
Jak na Pete'a był to prawdziwy komplement. Sara pochyliła się i dotknęła lekko jego
obnażonych pleców, wyrażając mu tym samym swoją wdzięczność.
- Dziękuję, Pete. Ja...
Padł na nich cień. Thor i Steve przybliżyli się i stanęli w pobliżu. Sara podniosła się z
wdziękiem.
- Przepraszam - powiedziała. - Muszę już iść. Inaczej Ken przypali obiad.
Odchodząc, widziała, jak Thor spoglądał na nią szyderczo. Z łatwością mogła
odczytać, co myśli. Myślał, że teraz z kolei próbuje uwieść Pete'a.
Upłynęły trzy tygodnie od dnia, w którym Sara dostała się na pokład, kiedy wpłynęli
do portu na wyspie Rodos. Było to nad ranem. Dopłynęli do wyspy od strony zachodniej.
Słońce oświetlało w pełni ich żagle, tak, że przybrały barwę szczerozłotą. Thor wydał polece-
nie wywieszenia flag narodowych tych państw, które były reprezentowane na pokładzie.
Dzięki temu statek wyglądał okazale.
Podpłynęli do wyspy tak blisko, że widać już było ludzi machających im z brzegu.
Wreszcie ujrzeli potężny mur z wieżami obronnymi i bramą fortecy Rycerzy Świętego Jana z
Jerozolimy, która górowała nad portem.
Sara była urzeczona widokiem. Statek wpływał do starego portu Madraki przez wąski
przesmyk, nad którym stał ponoć w starożytności legendarny posąg kolosa z Rodos.
Starożytny port i szereg wiatraków tworzyły malowniczą linię brzegu.
Przybili zgrabnie do nadbrzeża w basenie portowym, gdzie czekał na nich już tłum
ludzi. Opuszczono trap i na pokład wszedł kapitan portu oraz celnik. Gdy Sara ich zobaczyła,
opuścił ją nagle błogi nastrój, w który została wprowadzona wspaniałym widokiem portu.
Thor zaprosił urzędników na dół, do swojej kabiny i mogła się domyślać, że jednym z
punktów ich narady będzie sprawa wysadzenia jej na ląd.
Widząc, że jest zasmucona, Tony zbliżył się do niej i szturchnął dobrotliwie w plecy.
- Nie martw się - powiedział. - Już niedługo będziesz w domu.
- W domu? - uśmiechnęła się gorzko. - Tak naprawdę, to nie mam domu. Nie mam
dokąd się udać i nigdzie mnie nie ciągnie.
- Nam również przykro byłoby ciebie zostawić - powiedział Tony z sympatią w głosie.
- Czy tak, przyjaciele?
- Co się dzieje?
Zbliżyli się do nich Ken, Arne i Steve.
- Mówiłem, że nie chcielibyśmy, aby Sara odeszła.
- Oczywiście, że nie - powiedział Ken stanowczo. - Któż zająłby się za mnie
gotowaniem?
- Musielibyśmy znowu rozkoszować się twoimi daniami - z ust Arne wydarł się jęk. -
Dlaczego nie poprosisz kapitana, aby zezwolił ci na pełnienie obowiązków członka załogi
podczas naszego postoju na Rodos? W ten sposób zarobisz trochę pieniędzy i pozostaniesz
wśród przyjaciół.
- Bardzo bym chciała. Ale to na nic się nie zda. Kapitan chce się mnie pozbyć. Moje
bagaże są już spakowane. Jestem gotowa do drogi.
- Tak nie może być - ostro zareagował Tony. - Chcemy, aby Sara została. Jest tu
potrzebna. Kapitan nie może jej tak po prostu wyrzucić na ląd i nie troszczyć się o jej dalszy
los. Nie można pozwolić na to, by sama udała się w podróż samolotem do Anglii.
- Pozwolił mi pozostać na pokładzie - powiedziała szybko Sara. - To wszystko, na co
się zgodził. Od początku wiedziałam, że jak dopłyniemy, muszę opuścić statek.
- A więc to tak! - skomentował Arne. Mężczyźni odeszli do miejsca, gdzie stali Mack
i Pete, i zaczęli się naradzać. W tym momencie na pokładzie pojawił się Thor wraz z
miejscowymi urzędnikami. Podszedł wpierw do Pete'a i powiedział:
- Załatwiliśmy ci prześwietlenie. Tu jest adres szpitala i pieniądze na taksówkę. Jeżeli
ramię jest złamane i nie będzie cię dłużej, zadzwoń do Kapitanatu Portu. Prześlą nam
wiadomość.
Pete wziął pieniądze i kartkę z adresem.
- Tak jest, kapitanie. Dziękuję. Przebiorę się i wychodzę.
Thor skinął głową i zwrócił się z kolei do Sary:
- Czy możesz udać się do mojej kabiny? Próbując stłumić emocje, Sara podążyła za
nim.
Weszli do środka.
- Rozmawiałem ze strażą graniczną - powiedział nagle. - Twój paszport jeszcze nie
nadszedł. Będę musiał wybrać się do konsulatu brytyjskiego, by dowiedzieć się, co się stało.
Mam za to dla ciebie list z banku.
Wręczył Sarze list. Wzięła go, lecz nie otworzyła koperty.
- Wyjaśniłem twoją sytuację. Powiedziano mi, że jak tylko będziesz miała paszport,
będziesz mogła opuścić Rodos. Niestety, jak długo paszportu nie ma, musisz pozostać na
statku. Myślę, że uda się wszystko załatwić jeszcze dzisiaj i zejdziesz na brzeg. A teraz
możesz iść.
Głos Thora wydawał jej się teraz bardziej twardy i nieubłagany niż zazwyczaj. Prawie
nie patrzył w jej stronę, gdy do niej mówił. To nie była przecież jej wina, że przez moment
uległ własnej słabości i poddał się namiętnościom. Z podniesioną głową Sara powiedziała
wyraźnie:
- Powinnam podziękować ci za to, że pozwoliłeś mi pozostać na pokładzie. Gotowa
jestem opuścić statek, kiedy tylko zechcesz.
Słysząc to, podniósł głowę i na moment twarz mu złagodniała. W jego oczach widać
było cierpienie. Po chwili jednak odwrócił wzrok i tylko napięte mięśnie zdradzały, że jest
zdenerwowany. Skinął szybko głową.
- Dam ci znać, kiedy przyjdzie twój paszport - powiedział.
Sara wyszła z kabiny na chwiejnych nogach. Weszła do mesy, usiadła i spojrzała na
kopertę, którą trzymała w rękach. Nawet jeżeli Thor czuł coś do niej, swoim zachowaniem
wyraźnie pokazał, że nie podda się swemu uczuciu. Nie wiadomo dlaczego postanowił nie
angażować się w ten związek. Nie pozostawało nic innego, jak odejść i zapomnieć o nim.
Patrzyła pustym wzrokiem przed siebie, czując wyczerpanie. Siedziała tak do chwili,
gdy pojawił się Pete.
- Sara?
Zamrugała oczami i popatrzyła na niego.
- Tak?
- Schodzę na brzeg i idę do szpitala - powiedział. - Przedtem chciałem się pożegnać.
Schodzisz także?
Sara pokręciła przecząco głową.
- Mój paszport jeszcze nie nadszedł. Kapitan powiedział, że odbierze go dzisiaj po
południu. Wtedy odejdę.
- Chcesz odejść?
Spuściła wzrok i wzięła ze stołu kopertę. Chwyciła ją tak mocno, że aż się pogniotła.
- Będzie lepiej, gdy odejdę. Kapitan nie lubi kobiet na pokładzie.
- Czy to list od matki? - zapytał Pete.
- Ten? Nie, to z banku.
Rozcięła kopertę, wyjęła list i po cichu przeczytała. Wybuchnęła histerycznym
śmiechem.
- Tylko tego mi brakowało!
- Co takiego?
Zanim zdążyła mu odpowiedzieć, Pete wziął list i przeczytał.
- Piszą, że twoje konto jest puste. Wszystkie pieniądze zostały pobrane w Oranie.
Sara zaśmiała się gorzko.
- W ten sposób Alt Messaad odwdzięczył mi się za to, że nie wpadłam w jego
ramiona.
- To wyjaśnia sytuację - wyszeptał Pete. - Nie możesz opuścić statku bez pieniędzy.
- Oczywiście, że mogę. Sara wzięła od niego list.
- Jestem obywatelką brytyjską. Pójdę do konsulatu, pożyczę trochę pieniędzy i znajdę
sobie pracę. Nie ma problemu.
Pete otworzył usta, a ona dodała szybko:
- Przypadkiem nie wpadnij na pomysł, aby mi coś pożyczyć, Pete. Nie przyjmę. Jesteś
moim przyjacielem. Od przyjaciół nie pożyczam.
Znowu otworzył usta.
- I nie mów o tym kapitanowi. Zaofiarował mi przejazd i to wszystko. Nie mamy w
stosunku do siebie żadnych długów. Chciałabym, aby tak pozostało.
Spojrzała na niego badawczo.
- Przyrzeknij mi, że nic nie powiesz.
Wstał. Na jego twarzy widać było wzburzenie.
- Czy mogę teraz coś powiedzieć? Jeżeli chcesz tak postąpić, to twoja sprawa. Daj mi
przynajmniej znać, gdzie się zatrzymasz. Obiecujesz? Byliśmy dobrymi kumplami. Chcę,
abyśmy byli w kontakcie.
Uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Owszem, będziemy. Wyzdrowiej jak najszybciej. Puścił do niej oczko.
- Sądzę, że to tylko zwichnięcie.
Gdy Sara wyszła na pokład, dowiedziała się, że Thor poszedł się spotkać z
producentem filmu, do którego statek został zaangażowany Część załogi również zeszła na
brzeg. Sara posmutniała, że nie będzie mogła ich pożegnać. Jednak spokojnie
przygotowywała obiad dla załogi.
Na głos klaksonu podeszła do iluminatora i wyjrzała na zewnątrz. Zobaczyła
taksówkę, którą przyjechał Pete. Był uśmiechnięty. Na ręce miał założony temblak. Podniósł
prawą dłoń, odwrócił się i pomachał w kierunku nabrzeża. Sara widziała innych mężczyzn
podążających w kierunku statku. Kiedy wyjrzała drugi raz, nadjechała kolejna taksówka, z
której wysiadł Thor. Pełna napięcia, z wypiekami na twarzy, udała się na górę, aby odebrać
swój paszport.
Thor odwrócił się, widząc, jak Sara wchodzi na pokład.
- Idź na dół, do mojej kabiny - powiedział. Wtedy wystąpił do przodu Mack.
- Chwileczkę, kapitanie. Sądzę, że wszyscy tutaj chcielibyśmy wiedzieć, co stanie się
z Sarą.
- To jej sprawa - odrzekł.
- Nasza też, jako załogi.
Thor objął bacznym spojrzeniem stojących wokół ludzi.
- Saro? To zależy od ciebie - powiedział. Zaskoczona zaistniałą sytuacją, odparła:
- Nie mam przed nimi żadnych tajemnic.
- W porządku więc - Thor wzruszył ramionami. - Ambasada w Atenach wyda ci
paszport po uzupełnieniu pewnych danych. Jednakże udało mi się przekonać lokalne władze,
aby wydały ci dokument tymczasowy, dzięki któremu możesz bez przeszkód zejść na ląd. Nie
będziesz mogła na razie opuścić Rodos i będziesz musiała meldować się codziennie na
policji. Zrozumiałaś?
- Tak. Dzię... dziękuję. - Sara poczuła się nieco zamroczona.
- Chciałem podziękować ci za pracę, którą wykonałaś - dodał Thor niespodziewanie. -
Przyjmij, proszę, zapłatę, która odpowiadałaby twojemu wynagrodzeniu, gdybyś była
regularnym członkiem załogi.
Podał jej pieniądze, a Sara spoglądała na nie, zastanawiając się, czy duma pozwala jej
to wziąć.
- Chwileczkę, kapitanie - Mack wysunął się do przodu. - W dalszym ciągu
potrzebujemy kucharza. Dlaczego nie mielibyśmy zatrzymać Sary jako członka załogi?
Odezwał się za nim pomruk poparcia ze strony stojących mężczyzn, lecz Thor
przerwał krótko:
- Zamierzam zatrudnić nowego kucharza.
- Dlaczego zatrudniać kogoś nowego, skoro Sara świetnie sobie radzi? Robi najlepsze
potrawy pod słońcem.
- Mówiłem już wam. Ja...
- Faktem jest - przerwał Mack - że ludzie nie chcą nikogo innego.
Thor zmarszczył brwi.
- Co mówisz?
- Przeprowadziliśmy małą naradę i zdecydowaliśmy, że chcemy, aby Sara pozostała.
A jeżeli rzeczywiście wolisz, aby odeszła... Cóż, nie będzie dobrej strawy na statku, nic nam
więc nie pozostanie, jak zejść na ląd na parę tygodni.
- Nie muszę wam przypominać, że zawarliście umowę na czas kręcenia filmu.
- W umowie jest mowa o właściwym wyżywieniu. Sara chciała się wtrącić, ale Mack
wzniósł rękę i powstrzymał ją. Następnie powiedział stanowczo:
- Tylko do końca filmu, kapitanie Nie możemy pracować bez właściwego
wyżywienia.
Jego zimne, niebieskie oczy obiegły ich, jednego po drugim. Niektórzy zbledli, ale
wszyscy wytrzymali jego wzrok. Wiedząc, kiedy należy ustąpić, Thor rzekł krótko:
- W porządku więc. Zostaje do końca filmu.
- Dziękujemy, kapitanie. - Mack uśmiechnął się szeroko do Sary, a Thor odwrócił się i
odszedł.
Popatrzyła na Macka z wdzięcznością, nie mogąc wykrztusić z siebie słowa. Wtem
usłyszała wołanie Thora. Stał przy schodkach biegnących z pokładu. Podeszła do niego. W
ręku trzymał pieniądze.
- Twoja pensja. Wahała się, ale on nalegał.
- Weź.
Powoli wyciągnęła rękę i wzięła zapłatę. Ich oczy spotkały się. Głosem, w którym
można było odczuć prawdziwy gniew, powiedział:
- Czy już nigdy się ciebie nie pozbędę?
ROZDZIAŁ SIÓDMY
- Saro! Co on ci powiedział?
Wciągnęła głęboko powietrze i dzięki temu udało się jej jakoś utrzymać siebie w
ryzach. Na jej bladej twarzy pojawił się uśmiech.
- To bardzo ładnie z waszej strony, że chcieliście, abym została. Nie wypadało jednak
stawiać Thora w takiej sytuacji. Będzie na was zły i...
- Nie, nie będzie - odparł Mack. - A my wyłącznie przedstawiliśmy mu naszą sugestię.
To prawda, że przywykliśmy do twojej obecności.
- Jestem wam wdzięczna.
- Myślimy wyłącznie o naszych żołądkach - powiedział Pete i roześmiał się.
- Czy w ten sposób podbiłam wasze serca? - odrzekła Sara z uśmiechem, który jednak
szybko zniknął z jej twarzy, gdy tylko mężczyźni odeszli. Podeszła do poręczy nadburcia.
Ledwo mogła się utrzymać na nogach.
- Co się z tobą dzieje, Saro! - podszedł do niej Mack.
- Mack, to wspaniale, że ty i reszta załogi mnie poparła, ale mimo to powinnam
odejść. On, to znaczy kapitan, nie chce mnie na pokładzie.
- Dziewczyno, nie masz pieniędzy, ani dokąd się udać. Tu nie ma miejsca na fochy.
- Poradzę sobie.
Zezwolenie na dalszy pobyt na statku było jednak dla Sary olbrzymią ulgą.
Rozpakowała bagaże i siedziała na koi. Liczyła pieniądze, które otrzymała od Thora.
Nagrodził ją hojnie. Starczyłoby jej na zamieszkanie w hotelu przez parę tygodni lub nawet
dłużej na kwaterze prywatnej. Zastanawiała się, czy Thor wiedział, że została okradziona.
Prosiła Pete'a, aby nikomu nic nie mówił, ale Mack już wiedział i zapewne reszta załogi
również. Sara westchnęła, rozważając, czy nie byłoby lepiej odejść. Z pewnością tak byłoby
mądrzej, wiedziała jednak, że nie chce tego, bo nie miałaby szansy na bycie blisko Thora.
Tak się złożyło, że przez następne parę dni prawie go nie widziała. Stolarze,
dekoratorzy i inni pracownicy zespołu filmowego weszli na pokład i opanowali statek,
przekształcając go w turecki okręt wojenny z szesnastego wieku. Thor był na pokładzie przez
cały dzień, pilnując, aby nic nie uległo zniszczeniu. Jednocześnie zajmował się
przygotowaniem żywności na podróż.
Wytwórnia filmowa zatrudniła całą załogę na miesiąc, jako statystów. Znaczyło to, że
oprócz wynagrodzeń wypłacanych przez armatora, każdy otrzyma dodatkowe pieniądze. Sara
nie spodziewała się, że weźmie udział w filmie. Przedstawiciel wytwórni wpisał ją jednak na
listę wraz z innymi. Powiedziano jej, żeby ukryła włosy pod turbanem, dano luźny,
maskujący piersi strój i powierzono rolę chłopca okrętowego.
Działy się rzeczy nowe i podniecające. Podobnie jak reszta załogi, Sara miała wciąż
pełno roboty. Chodziła na rynek, gdzie kupowała świeże owoce i warzywa. Uzupełniała
zapasy w spiżarni i lodówce. Uczyła się, jak przyrządzać miejscowe potrawy, z których wielu
wcale nie znała. Te zajęcia oderwały ją od jej problemów. Praca jest panaceum na wszystkie
choroby, rozmyślała. Podczas tych dni miała zbyt mało czasu, aby zwiedzić wyspę, ale udało
się jej napisać list do mamy, w którym oznajmiła jej, że znalazła pracę w filmie, chcąc ją w
ten sposób zadowolić.
Kiedy już “Duch Wiatru” został przygotowany do odegrania swojej roli, wypłynięto w
morze. Kamerzyści filmowali statek z motorówki. Cała załoga założyła kostiumy. Większość
marynarzy była obnażona do pasa i nosiła obszerne szarawary. Thor otrzymał strój wyższego
oficera. Miał na sobie długi, rozcięty surdut,! jedwabną koszulę i spodnie. Do pasa
przytwierdzono mu turecką szablę. Na głowie nosił turban. W tym stroju wywoływał gromki
śmiech i gwizdy ze strony swoich podkomendnych, ale w oczach Sary prezentował się
wspaniale.
Po kilku dniach spędzonych na Rodos, przyjemnie było znowu wsłuchiwać się w
uderzenia fal i skrzypienie masztów, zamiast słuchać zgiełku ulicznego i odgłosów miasta.
Tym razem Sara szybko przystosowała się do morskich warunków. Tak jak inni członkowie
załogi biegała chyżo po pokładzie i ciągnęła za szoty podczas zmiany kursu. Mężczyźni
próbowali przyzwyczaić się do swoich turbanów i luźnych spodni. Było z tego powodu wiele
śmiechu. Do Thora zaś jego strój pasował jak ulał. Sara wyobraziła sobie przez moment, że
jest jego branką w odległych czasach i dreszcz podniecenia przebiegł jej po plecach.
Zrobiono przerwę na obiad. Statek zarzucił kotwicę w cichej zatoce na wschodnim
wybrzeżu wyspy. Motorówka zespołu filmowego podpłynęła do burty i filmowcy weszli na
pokład. Sara zeszła na dół, żeby przygotować zakąskę, lecz zanim weszła do kuchni,
zatrzymała się w mesie, aby zdjąć turban. Podniosła go do góry i włosy opadły jej na ramiona.
Usłyszała jakiś dźwięk i odwróciła się szybko. W przejściu stał Thor w koszuli rozpiętej do
pasa. Przez kilka sekund patrzyli na siebie wzrokiem pełnym tęsknoty i pożądania. Potem
Thor, wydając z siebie głębokie westchnienie, odszedł szybkim krokiem.
Pod wpływem tego spotkania odzyskała znowu iskierkę nadziei. Może, myślała, jest
jakaś szansa. Może spróbuję go przywabić. W końcu co mam do stracenia? Thor nie może
mnie już bardziej zlekceważyć niż przedtem. A może jego wysiłki, aby się mnie pozbyć nie
wynikały wyłącznie z pogardy, ale z tego, że nie wierzy sobie, gdy jestem w pobliżu.
Przygotowując sałatę i chleb, Sara zaczęła sobie śpiewać, po raz pierwszy od kilku
tygodni. Jeden z filmowców wsunął głowę przez drzwi. - Przepraszam, czy mogę prosić
trochę lodu? Odzyskany optymizm spowodował, że na jej twarzy pojawił się piękny uśmiech,
na który z pewnością nie zasłużył pytający filmowiec. - Tutaj jest wiadro. Lód jest w
lodówce.
- Dziękuję.
Podszedł i otworzył drzwi do lodówki.
- Ma pani taki piękny głos. Obrzucił ją spojrzeniem.
- Nie wygląda pani na galernika.
- Z zawodu jestem tancerką.
- Taak? Jak to się stało, że rozpoczęła pani pracę na statku? Jest pani żoną któregoś z
członków załogi?
- Nie. To długa historia.
Sara odwróciła się, żeby wziąć talerze z szafki.
- A więc co? Jest pani dziewczyną kapitana? Powiedział to zwyczajnym głosem i z
pewnością nie miał nic szczególnego na myśli. Sara wyprostowała się, próbując nie dopuścić
do głosu emocji. Odwracając się ku niemu, powiedziała:
- Nie, ja jestem...
Zatrzymała się w pół słowa na widok Thora, który wrócił i stał za nieznajomym.
- Jestem rozbitkiem dokończyła. - Rozbiłam się u brzegu Oranu, a kapitan był na tyle
uprzejmy, że zgodził się wziąć mnie na pokład.
Nieznajomy, nie zdając sobie sprawy z obecności Thora, obrzucił ją taksującym
spojrzeniem.
- Taak? Taka ładna dziewczyna jak ty? Założę się, że zaplanowałaś sobie podróż w
jego łóżku. A może masz układ z całą załogą?
- Jeżeli wziąłeś już, co ci potrzeba, dlaczego się stąd nie zmyjesz wraz ze swoimi
głupimi insynuacjami? - rzekł Thor dobitnie, powodując, że filmowiec poderwał się z miejsca
i opuścił kuchnię w pośpiechu, trzymając wiadro lodu w rękach.
- Przepraszam - powiedział Thor podobnym tonem - Jeżeli nadal będzie się
zachowywał po chamsku, daj mi znać.
- Tak, dzięki - patrzyła mu prosto w oczy. - Czy dlatego nie chciałeś, abym pozostała,
bo ludzie mogliby w ten sposób myśleć?
Milczał przez chwilę. Na jego skroni widać było uderzający puls. Po czym powiedział:
- Nie, to nie dlatego.
- Cieszę się - odwróciła wzrok.
- Czy ty...? - Thor zawahał się. - Może nie powinienem o to pytać, ale czy często
zdarza ci się usłyszeć coś podobnego?
- Dosyć często - odparła. - Mężczyźni sądzą, że dziewczyna, która tańczy w lokalu,
jest łatwa i że mogą jej powiedzieć cokolwiek im się podoba. Myślą, że mają prawo mówić
nieprzyzwoite dowcipy, dotknąć ją, objąć ramieniem bez jej przyzwolenia.
Im dłużej mówiła, tym bardziej ton jej głosu stawał się gorzki, na skutek
powracających, nieprzyjemnych wspomnień.
W końcu jednak opamiętała się i podniosła głowę.
- A właściwie, to po co przyszedłeś?
- Po co? Ach, aby powiedzieć ci, abyś nie przygotowywała kolacji. Otrzymaliśmy
właśnie zaproszenie, przez radio na przyjęcie z udziałem reżysera i producenta filmu.
Skinęła głową.
- W porządku, kapitanie. Thor zamilkł, a następnie rzekł:
- Jesteś członkiem załogi, jesteś więc zaproszona. Zarumieniła się.
- Dzięki.
Wspaniałe uczucie towarzyszyło jej tylko przez chwilę. Gdy odszedł, zdała sobie
sprawę, że nie ma co na siebie włożyć. Miała jednak pieniądze, które otrzymała od Thora, a
sklepy na Rodos zamykano bardzo późno.
Jak tylko przycumowali do brzegu, wskoczyła na trap i pobiegła do miasta. Były tu
piękne sklepy z odzieżą, gdzie bogaci turyści mogli nabyć najnowsze fasony mody włoskiej i
francuskiej. Widziała ubrania, które pasowałyby jej wspaniale. Problem w tym, że były za
drogie. Czas upływał. Sara zatrzymała na ulicy bardzo elegancko wyglądającą, młodą kobietę
i zapytała, gdzie można nabyć niedrogą, ale dobrą odzież. We wskazanym przez nią sklepie,
na bocznej ulicy, znalazła dokładnie to, czego szukała. Był to prosty, lecz dobrze skrojony
kostium, w kolorze koralowym, żakiet podkreślał talię i biodra, na których wspaniale układała
się długa spódnica. Strój był bardzo kobiecy. Oprócz kostiumu Sara kupiła jeszcze parę
pasujących do niego pantofli i pośpieszyła z powrotem.
Na przyjęcie marynarze ubrali się elegancko, w najlepsze wyjściowe ubrania.
Mężczyźni losowali, którzy z nich zostaną na statku. Los padł na Steve'a i Arne'a.
- Za dwie godziny przyślę Tony'ego i Pete'a, aby was zmienili - przyrzekł Thor w
chwili, gdy Sara weszła na pokład za jego plecami.
- Rety!
Długim gwizdem Pete wyraził swój podziw.
- Wyglądasz jak milionerka!
Marynarze obrócili się natychmiast w jej stronę, podczas gdy Thor odwrócił się
wolniej, jakby pod presją.
- Wyglądasz bombowo! - wykrzyknął Tony.
- Swym wyglądem dodajesz nam splendoru - dorzucił Mack.
Pozostali także wypowiadali swoje komplementy. Jedynie Thor milczał. Wpatrywał
się w nią. Dostrzegł, że dobrze zrobiony makijaż dyskretnie podkreślał jej delikatną urodę.
Spoglądał na jej nową, bardzo oryginalną fryzurę, na jej zgrabną figurę o odznaczających się
kobiecych kształtach i na jej delikatną, opaloną skórę na dekolcie.
- Wszyscy wyglądacie wspaniale - Sara odwzajemniła się uśmiechem.
- Czy wyruszamy, kapitanie? - Zapytał Mack pogrążonego w milczeniu Thora.
- Tak, oczywiście. Zamówiłem dwie taksówki - powiedział niepotrzebnie, gdyż widać
je było czekające na brzegu.
Rozpoczęły się zawody o to, kto pomoże Sarze zejść po wąskim trapie na wysokich
obcasach i o miejsce przy niej w taksówce. W końcu, zajęła miejsce obok Tony'ego i Pete'a,
podczas gdy Ken i oficerowie pojechali drugą taksówką. Przyjęcie odbywało się w
mieszczącym się na północy wyspy hotelu, w całości niemal zajętym przez wytwórnię
filmową.
Gospodarze przyjęcia wyszli, aby ich powitać. Thor przedstawił wszystkich po
imieniu. Nastąpiły uściski dłoni. Przedstawiciele biznesu filmowego zainteresowani byli
przede wszystkim spotkaniem z Thorem. Zaprosili go wraz z Mackiem na spotkanie z
aktorami. Do pozostałych podszedł asystent reżysera i zwrócił się jowialnie:
- Czujcie się jak u siebie w domu.
Było to wielkie przyjęcie w sali balowej hotelu. Szybko zorientowali się, że zostało
zaproszonych wiele osób z Rodos. Podeszli do baru i wzięli kieliszki z napojami.
- Myślałem, że to party tylko dla nas - zauważył Tony.
- Myślałeś, że pierwsza dama legnie u twych stóp - zażartował z niego Pete.
Schwycił Sarę za rękę.
- Chodź, zatańczymy. Mamy tylko dwie godziny do powrotu na statek.
- Hola, ten taniec do mnie należy - zaoponował Tony. - To ja pomogłem Sarze dostać
się na statek.
Lecz Pete już zdążył wciągnąć ją na parkiet i rozpoczął energiczne, choć pozbawione
polotu obroty.
- Z kim po raz ostatni tańczyłeś? Czy przypadkiem nie był to kangur? - powiedziała
Sara, gdy po raz drugi nadepnął jej na nogę.
Wkrótce Pete opadł z sił i poszedł się czegoś napić, a Sara tańczyła z Tonym, a
później z Kenem. Kiedy tańczyli podszedł do nich Mack i poprosił o następny taniec.
- O ile nie będzie taki szybki. Na rock and roll'a jestem za stary - powiedział.
Tak też się stało. Tańczyli razem powoli, co dawało Sarze możliwość zerkania ponad
ramieniem Macka w stronę Thora. Stał wraz z grupą osób w rogu sali, w miejscu dyskretnie
wydzielonym dla aktorów, dyrektorów wytwórni filmowej i innych najważniejszych
osobistości.
Mack pobiegł oczami za jej spojrzeniem i powiedział:
- Nie wydaje się obcy w tym otoczeniu.
- Kto? - Sara udała, że nie rozumie. - Masz na myśli kapitana? Rzeczywiście, chyba
nie. Patrzyłam na różne ważne osobistości. Dostrzegłam kilku znanych aktorów. Czy nasz
statek wziął udział w wielu filmach?
- W kilku. Mamy za sobą także dwa seriale telewizyjne i wiele produkcji
reklamowych. Zapytaj się o to Thora. Powie ci więcej na ten temat.
- Z niecierpliwością oczekuję, kiedy rozpoczną zdjęcia - powiedziała z entuzjazmem.
- Ja nie. Filmowcy zachowują się wówczas tak, jak gdyby statek do nich należał.
- Cóż, w końcu wynajmują go. Nie bądź taki...
- Sara!
Odwróciła się ze zdziwieniem, słysząc, jak kobieta tańcząca obok wypowiedziała jej
imię.
- Tina! Jak się masz? Co tu robisz?
- Gram w filmie. Jestem tancerką trzecią od lewej. Wykonujemy taniec brzucha. Ale
skoro ty również jesteś w filmie, to jak to możliwe, że wcześniej ciebie nie spotkałam?
Myślałam, że poznałam już wszystkie tancerki.
- Nie, ja nie gram w filmie, przynajmniej jako tancerka - Sara zaśmiała się, - Robimy
sztuczny tłok. Zobaczymy się przy barze.
- Koleżanka? - zapytał Mack.
- Kiedyś byłyśmy razem w chórze. Potem spotykałyśmy się od czasu do czasu, na
przesłuchaniach wokalnych.
- Co za przypadek to spotkanie!
- Z pewnością, chociaż tancerki to w sumie mała rodzina. W większości się znamy.
Gdy muzyka ucichła, Mack poprowadził ją do baru, podał jej napój i zostawił na
plotkach wraz z Tiną. Po pewnym czasie, podeszli do nich Tony, Pete i Ken. Chcieli
zatańczyć i poprosili, aby ich przedstawiła.
- Oto moi koledzy ze statku - oświadczyła Sara.
- Czy rzeczywiście pracujesz na statku? Nie mogę w to uwierzyć! - wykrzyknęła Tina.
- Przyjdź do portu, oprowadzimy cię. Weź ze sobą przyjaciół - powiedział otwarcie
Pete.
- Mam przyprowadzić inne tancerki? Chcecie je poznać?
Stół z zakąskami był ustawiony w pokoju sąsiadującym z salą balową. Tina
zaprowadziła ich tam i poznała nie tylko z innymi tancerkami, lecz także z niektórymi
pracownikami technicznymi, pracującymi w filmie. Stali całą grupą jedząc, pijąc,
rozmawiając i dowcipkując.
W pewnej chwili do pokoju wszedł Thor, stanął na progu i zaczął się rozglądać. Sara
dostrzegła, że Tina zwróciła natychmiast na niego uwagę. Z kolei inna dziewczyna
uśmiechnęła się do niego ślicznie, widząc, jak zbliża się ku nim. Jej uśmiech wkrótce jednak
przygasł, gdy Thor podszedł i rzekł krótko: “Przepraszam”, a następnie zwrócił się do
Tony'ego i Pete'a:
- Już czas, abyście powrócili na statek zmienić Steve'a i Arne'a. Weźcie taksówkę i
powiedzcie, żeby tu przyjechali.
Thor uniósł brwi, ale zanim udało mu się odejść, Tina powiedziała:
- Saro, czy mnie przedstawisz?
- Oczywiście. Thor Cameron, kapitan “Ducha Wiatru”. Kapitanie, to moja stara
przyjaciółka, Tina Tremaine.
- Witam - Tina obdarzyła Thora pięknym uśmiechem. - Niezmiernie mi miło poznać
kapitana prawdziwego statku żaglowego. Musi pan mieć do przekazania wiele ciekawych
morskich opowieści.
- Nie, ja...
Tina przerwała, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Wygląda pan jak prawdziwy żeglarz ze swymi błękitnymi oczami i wspaniałą brodą.
Thor sprawiał wrażenie złapanego w pułapkę.
- Dziękuję. Prószę wybaczyć, ja...
- Może pan opowiedzieć mi o swych przygodach podczas tańca - rzekła Tina głosem
pełnym powabu, patrząc mu prosto w oczy i uśmiechając się.
Och nie, pomyślała Sara ze smutkiem. Teraz będzie myślał, że wszystkie tancerki
zachowują się wyzywająco, gdy zobaczą mężczyznę, który im się podoba.
Lecz Thor zupełnie zaskoczył ją w tym momencie.
- Przepraszam najmocniej powiedział - ale nadszedł czas, abym zatańczył z Sarą.
Podniósł rękę w geście wyrażającym zaproszenie i rzekł:
- Zatańczymy?
Nawet podejrzewając, że to tylko pretekst, aby opędzić się od Tiny, Sara nie mogła
obronić się przed taką pokusą. Uśmiechnęła się do swej koleżanki.
- Przyjdź nas odwiedzić na statku. Miło mi było znowu cię spotkać.
Następnie pozwoliła Thorowi poprowadzić się do sali balowej.
Parkiet był pełen tańczących par. Miejscowi greccy urzędnicy tańczyli ze swoimi
żonami o oliwkowej karnacji i ciemnych włosach. Aktorki, manikiurzystki i fryzjerki
wyglądały na znużone lub podniecone, w zależności od swego partnera. Aktorzy przytulali się
do swych pięknych i pięknie ubranych, najnowszych sympatii. W takim tłumie Thor i Sara
pozostaliby niezauważeni bez względu na to, czy tańczyliby czy nie. Zwracając się ku niemu,
Sara powiedziała:
- Wiem przecież, że naprawdę to nie masz ochoty tańczyć, więc nie musisz...
Na wysokich obcasach była znacznie wyższa niż zazwyczaj. Thor spojrzał jej prosto w
oczy.
- Jesteś w błędzie - powiedział dziwnym głosem. - Chcę z tobą zatańczyć.
- Och - wyszeptała Sara, nie mogąc znaleźć słów i czując, że nagle słabnie w
kolanach. Thor zaś wziął ją pod ramię i wprowadził na parkiet.
Na szczęście pierwszy taniec był powolny. Thor objął ją, a ona oparła rękę na jego
ramieniu. Trzymał ją delikatnie i zachowywał dystans. Sara uważała, aby luźno trzymać rękę
w jego dłoni. Oczy miała na wysokości jego ust.
Jego górna warga była wąska i stanowcza, dolna miała pełniejszy kształt i zapewne
wyglądałaby zmysłowo, gdyby nie broda. Sara była zadowolona, że oprócz brody nie nosi
wąsów, których nie lubiła. Próbowała wyobrazić go sobie bez brody, myśleć o czymkolwiek,
byleby tylko zagłuszyć emocje.
Inna para przybliżyła się do nich i Thor przyciągnął ją do siebie, aby uniknąć
zderzenia. Ich ciała zetknęły się i odczuła gwałtowny przypływ tęsknoty, któryś napełnił ją
drżeniem. Próbując to ukryć i nie mogąc pozbierać myśli, powiedziała:
- Mam nadzieję, że Tina nie...
- Kim jest twoja przyjaciółka? - zapytał jednocześnie Thor.
Sara odsunęła się nieco i udało się jej wziąć w garść.
- Naprawdę to nie jest moją przyjaciółką. Poznałam ją kiedyś podczas występów.
- Wydawała się bardzo przyjazna - powiedział z ironią.
Popatrzył na nią i tym samym tonem rzekł:
- Wyglądasz dzisiaj bardzo kobieco.
Nie wiedząc, jak ma się do tego ustosunkować, zapytała:
- To dobrze czy źle?
Przelotny uśmiech rozpogodził mu twarz.
- Po prostu inaczej niż na pokładzie, w koszulce i krótkich spodenkach. Inaczej niż w
klubie nocnym w Oranie. Po prostu, inna Sara. Nie mogę cię poznać!
- Ale przecież ty nie znasz mnie dobrze. Podniósł brwi.
- Może rzeczywiście nie.
- Może nawet wyciągnąłeś na mój temat nieprawdziwe wnioski.
Ale to już było za dużo.
- Wątpię - powiedział chłodno. - Ty i twoja przyjaciółka wydajecie mi się bardzo
podobne.
Sara cofnęła się o krok i odepchnęła go. W jej szarych oczach widać było gniew.
- To nie jest fair i ty dobrze o tym wiesz. Znasz Tinę nawet mniej ode mnie.
- Pokazała wyraźnie, jaką jest kobietą - odpowiedział Thor.
- Nie. Pokazała jedynie, że się jej podobasz i że chciałaby poznać cię lepiej. Czy to
przestępstwo? Nie bądź tak bardzo pruderyjny. Jeżeli dziś kobiecie podoba się mężczyzna,
jest przyjęte, że może mu to okazać. W końcu mężczyźni czynili tak od tysięcy lat - dodała
zjadliwie.
Thor rzucił jej zdziwione spojrzenie i zdał sobie sprawę, że ludzie wokół patrzyli na
nich. Wziął ją pod ramię i poprowadził na skraj parkietu.
- Chcesz powiedzieć, że uczyniłabyś na jej miejscu to samo i że pochwalasz jej
zachowanie?
Spojrzała na niego z gniewem. Następnie jednak spuściła wzrok i pokręciła przecząco
głową.
- Nie, nie uczyniłabym tego, przynajmniej nie w ten sposób. Była zbyt nachalna.
- Cieszy mnie, że się tutaj zgadzamy. Zastanów się, jeśli mężczyzna zachowałby się w
stosunku do ciebie w taki, nazwijmy to, natarczywy sposób, zatańczyłabyś z nim?
Sara uśmiechnęła się lekko.
Ich oczy spotkały się. Przez chwilę myślała, że on się uśmiechnie, lecz w końcu z
wyrazem zniecierpliwienia powiedział:
- Mam dosyć tego przyjęcia. Idę na statek. Możesz tu zostać, jak długo tylko zechcesz.
Ukłonił się z lekka i odszedł.
Po odejściu Thora przyjęcie straciło swój blask. Sara wyszła na taras wznoszący się
ponad ogrodem. Dochodził tam szum morza. Stojąc w półmroku, zdała sobie sprawę, że
odgłos fal przybijających do brzegu jest jej milszy niż głośna muzyka zespołu rozrywkowego.
Teren hotelu otoczony był wysokim płotem. Była za nim droga, rozjaśniona nielicznym
lampami, a potem plaża i morze. Świat dzieli się na to, co wewnątrz i co na zewnątrz tego
ogrodzenia, pomyślała Sara. Wewnątrz są potrawy, napoje, muzyka i wykwintne, lecz
sztuczne życie; na zewnątrz zaś prostota: wiatr, morze, słońce i czas rozciągający się w
nieskończoność. Poczuła się jak w klatce. Zrobiła półobrót, aby wyjść na zewnątrz. W oddali
dostrzegła nagle wysoką postać w białym stroju, która szła w poprzek plaży. Bez wątpienia
był to Thor. Zatrzymał się, wpatrując się w przybijające fale, a następnie poszedł wzdłuż
brzegu w kierunku portu. Gdy zniknął z oczu, Sara odwróciła się i weszła z powrotem do
hotelu.
Arne i Steve już byli. Czekali, aby z nią zatańczyć. Do północy więc, kiedy odeszli,
Sara nie miała już okazji być samotna. Towarzyszyła jej Tina i jeszcze kilką osób.
- Chodźmy do lokalu - zaproponował ktoś.
- Znam dobre miejsce, które nazywa się Joker. Jest tam muzyka i dzieje się wiele
rzeczy.
Wszyscy przyjęli propozycję z entuzjazmem, z wyjątkiem Sary. Podeszła do Macka,
który obejmował czule jedną z manikiurzystek.
- Czas, abym położyła się spać, Mack. Wracam na statek.
- Czujesz się dobrze? Chcesz, abym cię odprowadził?
- Głowa mi pęka. Może moglibyście mnie wysadzić w porcie.
Kiedy wysiadła z taksówki, po bulwarze nadmorskim spacerowało jeszcze wielu
spóźnionych turystów. Było cicho. Sara pomachała na pożegnanie i poszła w kierunku statku.
Widok portu o tej porze, a przede wszystkim oświetlonych z rzadka murów starej twierdzy,
wywołał w niej wrażenie podróży w głąb czasu.
Na statku nie zauważyła nikogo. Dopiero gdy wdrapała się po trapie na pokład i
stanęła w świetle lampy zwisającej na grotmaszcie, z cienia wynurzył się Thor. Był w białych
spodniach i koszuli z krótkimi rękawami. - Jesteś sama? - Tak, reszta poszła do lokalu. - Nie
poszłaś z nimi? Sara wzruszyła ramionami.
- Mam już na całe życie dosyć nocnych lokali - wyznała z niezamierzoną goryczą w
głosie.
Thor zmarszczył czoło.
- Pozwolili ci samej wrócić?
- Nie. Podrzucili mnie do końca bulwaru. Powiedziałam im, że stamtąd sama pójdę do
domu.
- Do domu? Czy traktujesz statek jako swój dom?
- spytał Thor ze zdumieniem.
- Dlaczego nie. Naturalnie. A ty nie?
Nie odpowiedział jej, lecz rzekł raczej oschle:
- Powinni byli cię odprowadzić.
Sara zrobiła parę kroków w kierunku zaciemnionej części pokładu i zapytała:
- Gdzie są Pete i Tony?
- Pozwoliłem im pójść spać. Za dużo wypili. Nie byłoby z nich żadnego pożytku na
wachcie.
Kiwnęła głową i podeszła do schodów, aby zejść na dół. Usłyszała za sobą głos Thora.
- Nie odchodź jeszcze... chyba, że jesteś zmęczona.
- Nie jestem zmęczona - wolno odwróciła się ku niemu.
Thor podszedł do niej i przez chwilę wpatrywał się w jej twarz. Wydawało się, że
wałczy ze sobą. W końcu wyksztusił z siebie chropawym głosem:
- Nie rozumiem cię.
- A chciałbyś mnie zrozumieć? - serce Sary zabiło mocno.
- Tak - rzekł po chwili. - Myślę, że chciałbym.
- Czy zmieniłeś więc o mnie zdanie?
- Bez przerwy zmieniam zdanie o tobie - powiedział jakby ze skruchą. - Gdy tylko
dojdę do jakiegoś wniosku, ty robisz coś, co zmienia całe moje dotychczasowe spojrzenie.
- Czy to cię dręczy? - Sara przybliżyła się ku niemu.
- Tak - powiedział zdławionym głosem. - Nie cierpię mieć fałszywych opinii o
ludziach... Kiedy po raz pierwszy poprosiłaś mnie o schronienie na pokładzie, miałem cię za
zwykłą włóczęgę. Kiedy posłużyłaś się Tony'm, by wśliznąć się na statek, to jedynie
utwierdziło mnie w mojej opinii. Lecz potem twój wdzięk, twoje zachowanie, twoja odwaga
podczas burzy....
Potrząsnął głową i schwycił dłonią zwisającą linę.
- Zacząłem cię lubić, więcej, szanować cię. Myślałem, że się w stosunku do ciebie
pomyliłem, że byłem niesprawiedliwy...
Zamilkł na chwilę, a następnie kontynuował ochrypłym głosem:
- Boże, ty nawet zaczęłaś mi się podobać! Pomimo tego, że kiedyś przysięgałem nigdy
więcej nie zwrócić uwagi na kobietę!
Zamilkł i pokręcił głową.
- Zacząłem nawet rozmyślać, że może z czasem... Zaśmiał się przeraźliwie głośno.
- Ale ty wówczas dałaś dowód, że jesteś gotowa już dziś! Nawet nie wiesz, jakie to
było wielkie rozczarowanie wobec tego, w co zaczynałem wierzyć. Znów pojawiłaś się
przede mną jako włóczęga i strasznie mnie to zgniewało. Musiałem ten gniew na tobie
wyładować.
- Wymiar kary z pewnością nie odpowiadał skali przestępstwa - zauważyła Sara.
- Fakt, że tak to przyjmowałaś, że wykonywałaś moje polecenia bez słowa sprzeciwu,
pomimo że twe biedne ręce musiały cię nieznośnie boleć, spowodował, że znowu zacząłem
myśleć, że pomyliłem się w stosunku do ciebie.
- A teraz - powiedziała Sara delikatnie, czując w sercu odrobinę nadziei.
Ku jej rozczarowaniu, Thor potrząsnął głową i rzekł szorstko.
- Wolałbym, abyś była włóczęgą. Wolałbym dalej tobą pogardzać i pragnąć, abyś
opuściła statek przy najbliższej sposobności.
- Ale dlaczego? - powiedziała Sara równie szorstkim tonem. - Czy dlatego, że łatwiej
jest nienawidzić mnie? Czy dlatego?
- Tak. To byłoby o wiele prostsze.
Thor popatrzył na nią. Jego twarz była napięta. Następnie położył jej rękę na ramieniu.
- Ale nie mogę! Wyglądałaś tak ślicznie dzisiaj. Kiedy tańczyliśmy, kiedy dotknąłem
cię...
Zadrżał. Jego głos stał się głęboki i chropowaty.
- Chcę ciebie. Pragnę cię już od dawna. Próbowałem z tym walczyć, ale jest to jak ból,
który głęboko tkwi w moim ciele, jak żarzący się ogień, który nie chce zgasnąć.
- Próbowałeś walczyć? Czy to dlatego, że miałeś mnie za włóczęgę?
- Częściowo tak, ale, zdałem sobie również sprawę, że moje marzenia są dziecinne i
niemożliwe do zrealizowania.
- Ale dlaczego? Dlaczego niemożliwe?
Sara zawahała się przez chwilę i zapytała.
- Thor, czy masz dziewczynę, narzeczoną? Czy to ona pisze do ciebie z Danii?
- Nie, to moja ciotka. Ale dlaczego pytasz?
- Myślałam, że masz wyrzuty sumienia, ponieważ pragnąc mnie nadużyłeś czyjegoś
zaufania.
Pokręcił przecząco głową.
- Nie. Nadużyłem jedynie zaufania do samego siebie. Złamałem postanowienie, żeby
już nigdy się nie angażować. Statek nie jest miejscem dla kobiety, a morze zawsze zostanie
częścią mojego życia. Oto powód.
Wykonał nerwowy gest, tak, jakby chciał uwolnić się od tych myśli.
- To zresztą nie ma znaczenia. Myślę, że chciałem po prostu przeprosić cię za złe
traktowanie. Straciłem głowę i poczucie sprawiedliwości. Mój gniew na siebie samego
skierowałem przeciwko tobie.
- Tak, wiem. Dostrzegłam to.
Sara spojrzała na jego bladą twarz, która wydała się chudsza i bardziej ascetyczna w
półmroku.
- Ale dokąd nas to zaprowadzi? - zapytała.
- Nie wiem - odpowiedział i wzruszył lekko ramionami.
- Masz przecież jakiś powód, żeby mi to wszystko powiedzieć.
- Aby ciebie przeprosić.
- I powiedzieć mi, że mnie pragniesz? Spojrzał jej w oczy wzrokiem pełnym
pożądania. - Tak.
Sara westchnęła i uśmiechnęła się.
- Cokolwiek bym nie zrobiła, będzie źle, nieprawdaż? Jeśli powiem “nie”, pomyślisz,
że chcę cię ukarać. Jeśli powiem “tak”, znów weźmiesz mnie za włóczęgę.
Próbował coś powiedzieć, lecz Sara powstrzymała go gestem dłoni.
- Czy ty sobie myślisz, że zaryzykuję i oddam ci się, a ty z kolei potraktujesz mnie, jak
gdybym była nikim?
Nigdy. Nie mam wiele, lecz mam jeszcze odrobinę dumy i honoru.
Thor wyprostował się. .W jego twarzy widać było napięcie.
- Zasługiwałem na to. Oczekiwałem, że tak będzie. Oczy Sary rozbłysły gniewem.
- Nieprawda, wcale tego nie oczekiwałeś. Sądziłeś, że wpadnę ci w ramiona. Jesteś
mężczyzną, czy tak? Wszyscy jesteście tacy sami.
Ku jej zaskoczeniu, roześmiał się.
- Wydaje mi się, że odnajduję Sarę, którą kiedyś znałem, tę, która odesłała mnie do
diabła.
Jego twarz zmieniła się.
- Dopiero wtedy, gdy się nie broniłaś, zacząłem zdawać sobie sprawę, że cię
krzywdzę. Lecz w ten sposób przynajmniej chciałem wzbudzić twoje zainteresowanie. Gdy
więc mówiłem, że cię pragnę, miałem nadzieję, że powiesz “tak”.
- Nie. usłyszysz tego - powiedziała i odwróciła się. Jestem zmęczona. Idę do swojej
kajuty.
Nie zatrzymywał jej już więcej.
W kajucie było gorąco i duszno. Sara wzięła prysznic, nałożyła na siebie szlafrok,
uczesała włosy i położyła się do łóżka. Noc była cicha. Nie mogła jednak zasnąć. Słyszała
mężczyzn powracających z miasta. Tony i Steve wstali, aby objąć wachtę. Potem na statku
znowu zapanowała cisza.
Wstała. Boso przeszła ciemnym korytarzem w stronę kabiny Thora i delikatnie
otworzyła drzwi. Nie spał. Usiadł na łóżku i wyciągnął do niej dłoń. Sara zamknęła drzwi. I
oddała mu się. Miłość zwyciężyła dumę.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Promień słońca, który padł na twarz Sary, zbudził ją późnym rankiem. Obróciła się na
drugi bok, zastanawiając się, dlaczego czuje się tak błogo, a jednocześnie jest tak wyczerpana
- i przypomniała sobie. Otworzyła szybko oczy i rozejrzała się wokoło, szukając Thora. Była
jednak sama w swojej kajucie. Nie pamiętała nawet dokładnie, jak się tu znalazła. Wydawało
się jej, że Thor, o brzasku, wniósł ją do kajuty na rękach. Tych kilka wcześniejszych godzin
nocnych, pomyślała, pozostanie na zawsze w mojej pamięci.
Położyła się na plecach, spoglądając w sufit i oddała się wspomnieniom cudownych
chwil, jakie z nim spędziła. Zbliżenie wywołało w nich niesamowity wręcz przypływ
namiętności. Tak wielka namiętność mogłaby ruszyć z posad cały świat, pomyślała. Czuła się
szczęśliwa i w pełni zaspokojona..
Leżała tak jeszcze chwilę, chcąc jak najdłużej zatrzymać się w zaczarowanym świecie,
lecz powoli odgłosy zwykłego, powszedniego dnia zaczęły dobiegać do jej świadomości.
Słychać było syrenę promu, który wpływał właśnie do portu i skrzypienie dźwigów por-
towych. Na statku rozpoczął się ruch. Ktoś pogwizdywał w kuchni. Rozległy się nagle jakieś
stuki i huki. Załadowywano coś na pokład. Powinnam już wstać, pomyślała z niechęcią.
Jedynie myśl, że gdy wstanie, zobaczy znowu Thora, była dla niej wystarczająco silną
motywacją, aby wyjść z łóżka.
Wzięła prysznic i nałożyła górną część kostiumu kąpielowego oraz szorty, w których
chodziła zazwyczaj. Więcej czasu, niż zwykle, poświęciła toalecie.
Dokładnie uczesała włosy, zostawiając je rozpuszczone i zrobiła makijaż. Nie mogę
go rozczarować, pomyślała. Kiedy jednak wreszcie wyszła na pokład, na stanowisku
dowodzenia zamiast Thora zastała Macka. Podeszła do niego i powitała radosnym
uśmiechem.
- Cześć! Wygląda na to, że przeszedł ci już wczorajszy ból głowy - powiedział.
Sara zaśmiała się.
- Za to ty chyba dzisiaj na to cierpisz.
Kiwnął niemrawo głową, tak jakby miał zbyt ciężką, aby ją unieść. . - Kiedy poszłaś,
to dopiero zaczął się ubaw.
Rozejrzała się wokoło. Steve i Tony wtaczali beczkę z paliwem. Poza nimi nikogo
więcej nie było na pokładzie.
- Gdzie reszta? - zapytała, w głębi serca myśląc tylko o jednym z nich.
- Większość jeszcze śpi - odparł. Zarumieniła się.
- Nawet Thor?
- O nie. Kapitan zszedł ze statku jakieś dwie godziny temu. - Mack popatrzył na
zegarek. - Chyba pójdę po Arne, żeby mnie zastąpił.
- Czy mogę ci w czymś pomóc? A może chciałbyś śniadanie?
Wzruszył ramionami.
- Dziękuję. Jedzenie to ostatnia rzecz, o której teraz myślę.
Większość załogi czuła się podobnie. W związku z tym Sara nie przygotowywała
śniadania, lecz usiadła na pokładzie i zabrała się do czytania książki. Jednocześnie pilnie
obserwowała, czy nie pojawi się na brzegu wysoka postać Thora. Chciała zobaczyć go jak
najszybciej, choć czuła się jakoś dziwnie nieśmiała. Wszystko uległo tak gwałtownej zmianie.
Zbliżyli się do siebie tak, jak tylko kobieta i mężczyzna zbliżyć się mogą. Życie otworzyło się
przed nią nagle, jak rozkwitający kwiat nadziei.
Słonce wzeszło wyżej. Trudno już było przebywać na nieosłoniętym pokładzie. Sara
zeszła na dół i rozpoczęła przygotowywanie obiadu. Znajdowała się w kuchni, kiedy Thor
wreszcie powrócił na statek. Słyszała jego głos, gdy mówił coś do Arne'a. Po chwili weszli
razem do mesy. W kuchni był wraz z nią Tony. Ken wyjmował piwo z lodówki. Ona sama
zajęta była pracą. Chwila, na którą czekała, stała się jedynie przelotnym spojrzeniem.
Popatrzyli na siebie, w momencie kiedy Thor zajmował swoje miejsce przy stole.
- Otrzymałem harmonogram pierwszego tygodnia zdjęć - powiedział. - Grupa
filmowców wejdzie na pokład jutro wcześnie rano. Popłyniemy z nimi do wyspy Symi, gdzie
zbudowano kopię średniowiecznego portu.
- Dlaczego budują kopię, skoro mają tutaj oryginał - spytał Mack.
- Nie ma hałasu, gapiów i ruchu - odpowiedział Thor krótko i dodał: -
Prawdopodobnie wrócimy jutro wieczorem, ale może się zdarzyć, że będziemy tam nocować.
Spojrzał na Sarę wzrokiem, który nic nie wyrażał, i rzekł:
- Potrzebujemy zapasów na drogę. Zajmij się tym dzisiaj.
- Tak jest, kapitanie! - odpowiedziała.
Oto jak wygląda rozmowa kochanków! Sara uśmiechnęła się do siebie na myśl, jak
mało romantyczna jest codzienność w stosunku do marzeń. Ale na szczęście, snuła myśli,
nadejdzie noc i znów będą razem. Będą leżeli blisko siebie na wąskim łóżku, w kabinie
Thora. Oczami poszukała jego wzroku, lecz on zajęty był rozmową z Mackiem na temat
przypływów i jutrzejszego rejsu.
Tego popołudnia Sara zajęła się sprzątaniem. Pod pokładem było chłodno. Była to
więc praca w sam raz, jak na upalny dzień. Sara pragnęła jednak jak najszybciej ją zakończyć,
by móc znowu być na pokładzie. Gdy skończyła, sporządziła listę owoców i warzyw. Następ-
nie poszła szukać Thora, aby dał jej pieniądze na zakupy. Ale nawet wtedy, kiedy go spotkała,
nie miała okazji być z nim sam na sam, ponieważ gościli u niego w kabinie członkowie
zespołu filmowego. Podał jej w milczeniu pieniądze i jedynie ich oczy spotkały się przez
ułamek sekundy po raz drugi. Opuściła jego kabinę sfrustrowana.
Wieczorem dwóch filmowców przyszło na kolację. Opowiadali niestworzone historie
o filmach, w których brali udział, anegdoty o znanych aktorach i dowcipy, tak prymitywne, że
Sara wyszła do kuchni, aby ich nie słuchać. Pragnąc być z Thorem, o dziesiątej wyszła z
kuchni i przeszła przez mesę. Powietrze było ciemne od dymu papierosowego i pachniało
piwem. Wszystko wskazywało na to, że filmowcy zadomowili się na dobre i będą jeszcze na
statku przez parę godzin. Spojrzała na Thora wymownie i dała mu znać głową, że idzie na
górę.
W kilka minut później Thor wszedł na pokład. Sara z trudem powstrzymała się od
rzucenia mu się na szyję. W pobliżu, oparci o poręcz nadburcia, stali Arne i Ken. Zaśmiała się
radośnie, gdy podszedł do niej i wyciągnęła ku niemu rękę.
- Wreszcie! - powiedziała. Czekałam na ciebie przez cały długi dzień.
- Nie jesteśmy sami - ostrzegł ją, ale podniósł jej rękę i ucałował.
Sara roześmiała się.
- W twojej czy mojej kabinie? - zapytała podnieconym głosem.
Thor wyprostował się.
- W żadnej. Wysadzam cię na ląd. Zmarszczyła brwi, wyraźnie nie mogąc zrozumieć
tego, co usłyszała.
- Co masz na myśli?
- Chcę, abyś spakowała swoje rzeczy. Znalazłem dla ciebie mieszkanie w mieście.
- Ale dlaczego? - W jej głosie można było odczuć strach i zdziwienie.
Thor położył jej rękę na ramieniu i oddalił się wraz z nią od stojących na pokładzie
marynarzy.
- Wydawało mi się, że to jasne.
- Dla mnie nie. Dlaczego chcesz, abym odeszła teraz, kiedy wreszcie się
odnaleźliśmy?
- Z jednego i najważniejszego powodu. Saro, czy nie rozumiesz? Nie pozwalam
chłopcom, żeby przyprowadzali dziewczyny na pokład. Nie mogę więc sam łamać przepisów.
- Ale ja już jestem na statku. Poza tym, możemy wszystko utrzymać w tajemnicy, o ile
tego pragniesz.
Roześmiał się krótko z ironią w głosie.
- Czy wierzysz, że można zachować tajemnicę na statku? To niemożliwe. Jeśli
wczoraj załoga nie byłaby zwalona z nóg, wiedzieliby już dzisiaj.
Podniosła dumnie głowę.
- Nie boję się prawdy. Nie było między nami nic, czego musielibyśmy się wstydzić. W
każdym razie, nie było nic wstydliwego dla mnie.
W jej głosie dawało się wyczuć zarówno wyzwanie, jak i prośbę. Thor podniósł dłoń i
palcem począł gładzić delikatnie jej wargi.
- Dla mnie również nie ma w tym nic wstydliwego - powiedział - lecz jako kapitan
muszę stanowić prawo, a nie łamać je. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby ktoś dostrzegł nas
przemykających się w nocy z jednej kajuty do drugiej.
- A więc schodzę na ląd. - Tak.
- Odwiedzisz mnie?
- Dobry pomysł.
- Więc załoga i tak się dowie.
- Tak, lecz w ten sposób zachowamy odrobinę dyskrecji.
- Ale co z moją pracą na statku? Podpisałam kontrakt z wytwórnią filmową.
- Nie musisz pracować, jeśli nie chcesz. Ten pomysł nie podobał się jej również.
- Chcę pracować!
- W takim razie przychodź na statek rano i pracuj jak poprzednio.
- To wydaje się niemądre. Poza tym, lubię ten statek. Jest dla mnie domem.
- Przepraszam, ale tak już musi pozostać, o ile chcesz, abyśmy byli razem.
- Wiesz, że chcę - powiedziała stanowczo. - Jak możesz w to wątpić.
- Dobrze więc - Thor pochylił się i lekko ją ucałował. - Miałem nadzieję, że to
powiesz. Idź więc po swoje rzeczy, a ja odprowadzę cię na miejsce.
- Czy zostaniesz ze mną?
Uśmiechnął się szczerze jak dziecko, co spowodowało, że przez chwilę wyglądał tak
młodo jak Tony.
- Spróbuj mi przeszkodzić.
- A co powiesz innym?
- Po prostu, że spędzę noc na brzegu.
- Domyśla się.
- Sama powiedziałaś, że nie ma się czego wstydzić.
- To prawda. Ale co z tobą? Będą o nas plotkować. Uśmiechnął się.
- Będą z pewnością bardzo zazdrośni. Są także pewne korzyści... .
Powiedział to tak bardzo sugestywnie, że skłoniła głowę pytająco w jedną stronę.
- Och. Cóż to za korzyści? Położył rękę na jej biodrze.
- Będzie bardziej intymnie i łóżko będzie szersze.
- Polubiłam twoje łóżko.
- Trzeszczy.
- Nie zwróciłam na to uwagi. Pochylił się nad nią i szepnął jej do ucha.
- Naprawdę, to jeszcze niczego nie doznałaś, pani. Jego głos nabrał barwy
zdradzającej bliską zażyłość.
Sara poczuła wzbierające w niej podniecenie.
- Nie mogę się doczekać - szepnęła.
- Ja również. Dlatego idź i spakuj rzeczy. Pójdę i przegonię to towarzystwo z mesy, bo
inaczej gotowi są spędzić tam całą noc. Spotkamy się za dziesięć minut.
Pakowanie nie zajęło jej dużo czasu. Sara nie wyszła jednak od razu z kajuty.
Poczekała, aż filmowcy opuszczą statek, a załoga ułoży się do snu. Potem, gdy się uciszyło,
wyszła na pokład. Czekał tam już na nią Thor. Ubrany był po cywilnemu, w dżinsy i
granatowy sweter. Wziął od niej torbę i zwrócił się do Arne'a.
- Odprowadzam Sarę. Będzie odtąd mieszkała w mieście.
- Tak jest, kapitanie - odparł Arne wyraźnie zdziwiony.
- Mam sprawę do załatwienia. Nie będzie mnie do rana - dodał Thor głosem nie
tolerującym sprzeciwu.
- O, la la! - wykrzyknął Ken, podczas gdy Arne, lepiej wychowany, jedynie skinął
głową.
Kwatera, którą Thor znalazł dla Sary, znajdowała się w starej części miasta, w bliskiej
odległości od statku. Było to niewielkie mieszkanie, składające się z łazienki, sypialni i
pokoju wychodzącego na plac z turecką fontanną. Do mieszkania wchodziło się po stromych
schodach, znajdujących się na zewnątrz budynku. Na stopniach ustawione były doniczki z
kwiatami. Było już zbyt ciemno, aby je rozpoznać.
Thor przekręcił klucz w zaniku i zapalił światło. Położył jej bagaż na podłodze, uniósł
ją na rękach i ramieniem otworzył drzwi do sypialni. Miał rację, pomyślała. Stało tam
znacznie szersze łóżko niż to trzeszczące w jego sypialni.
Ich zbliżenie miało tym razem inny stopień natężenia. Może dlatego, że pierwszą
miłością zaspokoili już wstrzymywaną długo namiętność, a może dlatego, że mieli przed sobą
całą noc.
Wczesnym rankiem Thor obudził ją pocałunkiem. Był już ubrany.
- Muszę wracać na statek - powiedział. - Wkrótce nadejdą ludzie z zespołu filmowego.
Poleź jeszcze trochę. Nie wypływamy przed ósmą.
- Która jest?
- Piąta trzydzieści. Westchnęła.
- Musisz już iść?
- Wiesz, że muszę.
- Czy kapitanowie mają kiedykolwiek wakacje?
- Może będziemy mogli zrobić kilkudniową przerwę, jak skończymy zdjęcia.
Sara objęła go za szyję, pocałowała i próbowała wciągnąć znowu do łóżka. Roześmiał
się. Opierał się jej, lecz był zadowolony z tych żartów.
- Zostań chociaż na chwilę - prosiła.
- Saro, ja... Hej, przestań. Ty kokietko.
W końcu udało mu się wydostać z jej uścisków. Gdy wyszedł, Sara wylegiwała się
jeszcze przez chwilę. Potem wstała, wzięła prysznic i ubrała się. Poczuła straszny głód. W
domu nie było jednak nic do jedzenia. Otworzyła drzwi na zewnątrz. Kwiaty, które tworzyły
kolorową kaskadę na schodach, okazały się czerwonymi pelargoniami. Zamknęła drzwi i
włożyła klucz do kieszeni. Zbiegła schodami w dół i podążyła ulicami Rodos w kierunku
portu. Miała na sobie letnią sukienkę. Życie w mieście już się rozpoczęło. Ludzie, których
mijała, uśmiechali się, widząc radość na jej twarzy.
Jej radosny nastrój nieco przygasał, w miarę jak zbliżała się do statku. Ogarnął ją
niepokój. Była świadoma, że cała załoga już wie, że ona i Thor są ze sobą. Nie miała nic
przeciwko temu, żeby wiedzieli. Obawiała się tylko, że mogą zacząć inaczej ją traktować.
Dotychczas, poza pierwszą nocą, kiedy Tony się upił, traktowali ją jak kumpla - jako jednego
z nich. Teraz jednak mogą zmienić swój stosunek do niej. Decydując się, że najlepiej będzie
zachowywać się wobec nich tak jak poprzednio, Sara weszła na pomost.
Martwiła się na zapas. Obok statku stały dwie furgonetki. Cała załoga była zajęta
przeładowywaniem na statek znajdującego się w nich sprzętu filmowego. Byli tak pochłonięci
przenoszeniem reflektorów, kabli, kamer i innych urządzeń potrzebnych do zdjęć, że poza
zdawkowym “dzień dobry” nie mieli czasu odezwać się do niej słowem. Thor stał na mostku i
kierował przeładunkiem. Nie zauważył, jak weszła na pokład. Sara przemknęła się
niepostrzeżenie do kuchni i podśpiewując zaczęła przygotowywać śniadanie.
Tego dnia nie zakończyli zdjęć, toteż spędzili noc na kotwicy u brzegów Symi.
Kobiety spały w pomieszczeniu gościnnym na dziobie, a mężczyźni na rufie. Jeżeli ktoś
przemykał się w nocy z kajuty do kajuty, to nie był to z pewnością Thor. Całą noc pozostał w
swojej kabinie, tak jak się tego Sara spodziewała. Za to, gdy wrócili do Rodos, każdej nocy
przychodził do jej niedużego mieszkanka na starym mieście. Załoga nie wyrażała sądów na
ten temat, przynajmniej do Sary. Tylko Mack zaskoczył ją raz cierpką uwagą: “Najwyższy
czas”.
Był to najszczęśliwszy czas w życiu Sary, a ponieważ była szczęśliwa, chciała, aby
inni czuli się podobnie. Gdy więc któregoś dnia Mack wziął ją na stronę i powiadomił o
zbliżających się urodzinach Steve'a, zdecydowała, że to świetna okazja dla zorganizowania
zabawy.
- Możemy zaprosić tancerki z filmu i muzyków - powiedziała entuzjastycznie.
- Myślałem tylko o torcie urodzinowym - Mack uśmiechnął się.
- Nie. Zrobimy prawdziwą zabawę.
- Lepiej zapytaj o to wpierw kapitana - ostrzegł. Sara roześmiała się, wiedząc, że Thor
nie odmówi jej takiej drobnej zachcianki. I rzeczywiście, nie odmówił. Nie był już w stanie
odmówić jej czegokolwiek. Grono zaproszonych gości powiększało się. Według
początkowych założeń, mieli być obecni jedynie członkowie załogi, kilka dziewcząt i muzyk.
W końcu jednak przyszła dodatkowo większość członków zespołu filmowego, pięcioosobowa
kapela i wielu innych starych bywalców tego rodzaju imprez. Sara i jeszcze dwie dziewczyny
przygotowały program artystyczny. Zbierając olbrzymie brawa wykonały taniec, w którym
Sara występowała wcześniej w nocnym lokalu. Potem wykonały jeszcze jeden taniec, który
przypominał balet współczesny. Dział dekoracji i kostiumów uszył im specjalnie na tę okazję
odpowiednie stroje. Podczas swego drugiego występu dziewczyny ubrane były w czarne
kostiumy, przylegające ściśle do ciała, ze złotymi nitkami, które podkreślały ich ruchy.
- Byłyście wspaniałe!
Zewsząd podchodzili ludzie, aby im pogratulować.
- To najlepsze urodziny, jakie miałem - powiedział Steve upojony atmosferą i
alkoholem, po czym ucałował ją z dubeltówki.
Sara poszła się przebrać do swojej starej kajuty, mając nikłą nadzieję, że przyjdzie do
niej Thor. Nie przyszedł jednak, toteż wróciła na górę, aby odszukać go na pokładzie. Zabawa
trwała dalej. Goście niechętnie opuszczali statek, lecz byli delikatnie kierowani na pomost i
do taksówek przez Thora i Arne'a. Kiedy Sara podeszła do Thora, ten spojrzał na nią
przenikliwie.
- Idź już do domu. Nie mogę zejść ze statku, zanim nie opuszczą go ostatni goście -
powiedział.
- Dobrze. Do zobaczenia wkrótce!
Sara pojechała do domu taksówką i zasnęła, zanim Thor zdążył wrócić. Przytuliła się
do niego, kiedy położył się obok niej w łóżku. Pocałował ją delikatnie i oparł głowę o
poduszkę. Nie próbował się z nią kochać.
- Jesteś zmęczony? - szepnęła Sara.
Objął ją ramieniem, lecz nie odpowiedział. Sara zasnęła wkrótce znowu, zbyt
zmęczona, aby nad czymkolwiek się zastanawiać. Kiedy obudziła się - już go nie było,
pomimo że tego dnia statek nie wypływał w morze.
Wzięła prysznic i powoli się ubrała. Następnie wyszła. Nie spiesząc się podążała w
kierunku statku, zatrzymując się tu i ówdzie, żeby zrobić zakupy. Gdy przyszła, załoga
powitała ją z entuzjazmem, dziękując za udaną zabawę.
Tak bardzo ich polubiła! Czuła się, jak gdyby stanowili jedną wielką rodzinę, jak
gdyby miała licznych braci - no i jednego kochanka. Chciałaby, żeby był jej mężem, lecz
Thor nie wspominał o tym, a ona zbyt cieszyła się chwilą obecną, by myśleć o przyszłości.
Marzyła jedynie o tym, aby ta chwila trwała wiecznie.
Wydarzenia tego dnia spowodowały jednak, że została zmuszona do zastanowienia się
nad przyszłością. Dziewczyny, z którymi tańczyła poprzedniej nocy, zjawiły się na statku,
aby zabrać swoje kostiumy. Kiedy weszły do mesy, gdzie Sara popijała kawę wraz z Thorem i
innymi członkami załogi, zaczęły mówić jedna przez drugą.
- Saro, mamy dla ciebie wspaniałe wiadomości. Znasz Jonathana? Jest choreografem.
Był wczoraj na przyjęciu i bardzo mu się podobał nasz nowy taniec.
- Tak - wtrąciła druga. - Zaofiarował się popracować nad nim trochę z nami i
powiedział, że jeżeli stworzymy zespół i będziemy trzymać się razem, pomoże nam znaleźć
pracę po zakończeniu filmu.
- Ciekawe, ale... - Sara próbowała coś powiedzieć.
- To nie wszystko - nie dopuszczały jej do głosu. - Zaproponował tobie rolę w firmie.
To praca tylko na dwa - trzy tygodnie, a z pewnością zarobisz dużo więcej niż teraz.
- Bardzo ładnie z jego strony - odparła Sara. - Ja jednak czuję się doskonale na statku.
A jeżeli chodzi o pracę z wami po zakończeniu filmu, to bardzo mi przykro, ale ja ...
- Myślę, że powinnaś wziąć tę rolę, Saro - wtrącił się Thor: - Przyda ci się dodatkowa
suma pieniędzy po zakończeniu filmu.
Sara popatrzyła na niego nieufnie. Jego głos i zachowanie wydawały się dziwne.
- Tak sądzisz? zapytała.
- Tak - milczał przez chwilę, po czym z namysłem dodał. - Dałyście wczoraj bardzo
dobre przedstawienie. To chyba dobry pomysł, byście pracowały razem, kiedy powrócicie do
Anglii.
Sarę zamurowało. Mimo to udało się jej uśmiechnąć do dziewcząt i powiedzieć
dyplomatycznie:
- Dziękuję, że przyszłyście mi o tym powiedzieć. Dam wam znać, jak się zastanowię.
Wstała z miejsca.
- Przepraszam na moment. Kapitanie, czy możemy porozmawiać przez chwilę na
temat... na temat zapasów?
Poszli razem na pokład. Odwróciła się do Thora i powiedziała:
- Powiedz, co to wszystko miało znaczyć?
- Myślałem o twojej przyszłości. Będziesz musiała pracować, kiedy wrócisz do domu.
Popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami i czuła, jak ogarnia ją trwoga.
- Gdziekolwiek ty jesteś, tam jest i mój dom. Jego wargi zacisnęły się i przybrały
uparty wyraz, który miała już okazję poznać.
- Wiesz, jaki jest mój pogląd na temat kobiet na statku. Gdy opuścimy Rodos, nie
popłyniesz już dalej z nami.
- Nie zależy ci na mnie?
- Wiesz, że tak - odpowiedział krótko.
- Dlaczego więc, u licha, tak mówisz? Musisz zabrać mnie ze sobą.
- Nie ma miejsca na kochankę na pokładzie. Rozwijając ten wątek, powiedziała:
- A żony, czy dla nich również nie ma miejsca? Thor położył jej ręce na ramionach i
popatrzył szczerze w oczy.
- Statek to nie miejsce dla kobiety. A ślub z marynarzem to nie jest dla niej życie.
- Dlaczego nie, na Boga?
- Ponieważ mężczyźni są na morzu przez długie miesiące. Ponieważ nie widują swych
dzieci. Ponieważ ich żony są zmuszone do samodzielnego prowadzenia gospodarstwa i do
polegania wyłącznie na samych sobie. W końcu - dodał z zastygłą twarzą - ponieważ kochają
morze bardziej niż swoje kobiety.
Sara poczerwieniała na twarzy.
- Próbujesz się wymigać. Zawsze uważałam, że zaszło coś w twoim życiu, co
zniechęciło cię do kobiet. Sądzę, że mam prawo o tym wiedzieć.
Thor zdjął ręce z jej ramion i wyprostował się. W pierwszej chwili myślała, że jej nie
powie, lecz on zawahał się chwilę i zaczął mówić:
- W porządku, a więc gdy byłem młody, miałem dziewczynę. Byłem wówczas
zwykłym majtkiem. Widywałem ją za każdym razem, kiedy wracałem z rejsu. Marynarze nie
zarabiają wiele, toteż obiecała mi, że będzie czekać tak długo, aż będę w stanie się z nią
ożenić i założyć rodzinę. Ale słowa nie dotrzymała. Wyszła za jakiegoś urzędnika.
- I to zniechęciło cię do kobiet? - zapytała Sara z niedowierzaniem.
Thor pokręcił przecząco głową.
- Tylko na pewien czas. Kilka lat temu statek, na którym pracowałem, należał do
dwóch wspólników. Jeden z nich miał córkę, w której się bardzo zakochałem. Przekonała
ojca, aby pozwolił jej popłynąć ze mną w rejs. Był to pierwszy rejs pod moją komendą. Nie-
które kobiety - wycedził - na morzu zapominają o wszelkich hamulcach. A może jedynie mi
się wydawało, że takie posiadała. Dosyć, że morze podziałało na nią jak afrodyzjak. Była
jedyną kobietą na statku. Nikt nie mógł się obronić przed jej urokiem. Kiedy staliśmy w
porcie, pozwalała sobie nawet zapraszać obcych mężczyzn na pokład. W końcu wyrzuciłem
ją ze statku. Naturalnie, udawała niewiniątko i poskarżyła się swemu ojcu. Przez to straciłem
pracę. Niewiele już zostało żaglowców, toteż bardzo trudno było mi potem znaleźć nową
posadę. Wtedy to złożyłem przysięgę, że nie będzie już więcej kobiet w moim życiu.
W jego głosie odczuć można było gorycz i złość. Sara mogła się jedynie domyślać, jak
wiele lat ciężkiej pracy kosztowała go naprawa tej pierwszej, wielkiej porażki, którą odniósł
w swym życiu zawodowym. To wiele tłumaczyło. On, który wydawał się tak bardzo pewny
siebie niemal we wszystkim co robił, stawał się bezbronny wobec kobiety, na której mu
zależało.
- Thor - powiedziała Sara. Nie jestem nią, jestem sobą. Musisz już chyba wiedzieć, że
cię kocham i nigdy nie chciałabym cię opuścić.
Patrzyli na siebie. Sara starała się, by jaśniejąca w jej oczach miłość przekonała go o
jej szczerości. Zdała sobie jednak sprawę ze swojego niepowodzenia, kiedy szybko odwrócił
wzrok.
- To nie dla ciebie. Masz szanse na zrobienie kariery wraz z innymi dziewczynami.
Powinnaś z tego skorzystać. Pragnęłaś przecież zawsze być tancerką.
- Nieprawda. Moja mama tego chciała. Będę szczęśliwa, mogąc spędzić resztę życia
przy tobie, na statku.
- To nie miejsce dla kobiety - powtórzył uparcie.
- Czy nie możesz zaryzykować i dać mi szansę?
Pozostawał niewzruszony. Jego twarz była jak z kamienia. Sara, wpadając w gniew,
wykrzyknęła w końcu z goryczą w głosie:
- Nie zasługujesz na mnie! Idź do diabła! Odwróciła się i wybiegła na pomost. Była
zbyt dumna, by pozwolić sobie na to, żeby oglądał ją we łzach.
Życie Sary wiele razy układało się okropnie, ale nigdy chyba przedtem nie czuła się aż
tak nieszczęśliwa. Nie zamknęła drzwi do mieszkania, mając nadzieję, że Thor jeszcze
przyjdzie i że będą znów razem. Leżała, nie śpiąc i czekając na niego przez pół nocy, ale nie
przyszedł. Pragnęła związku z Thorem bardziej niż czegokolwiek innego na świecie, ale nie
umiała przezwyciężyć jego uporu i rozczarowania kobietami.
Jeżeli jej miłość i oddanie nie mogły go do niej przekonać, to co mogłoby? Musiała
walczyć z jego lękiem przed zaangażowaniem się i z jego miłością do morza, którą zawsze
będzie stawiał na pierwszym miejscu. Wiedziała, że nie jest w stanie jej pokonać.
Następnego dnia powiedziała choreografowi, że przyjmuje rolę tancerki w filmie. Rola
nie była trudna i nauka nie zajęła jej wiele czasu. Następnie udała się na statek. Nieco wysiłku
kosztowało ją poinformowanie wszystkich, że odchodzi. Uściskała każdego, z trudem
wstrzymując łzy. Spoglądali na nią ze zdumieniem, a zarazem ze współczuciem - zgadywali
bowiem, co zaszło. Kilku kolegów obrzuciło gniewnym spojrzeniem Thora, kiedy podeszła
do niego, stojącego samotnie na rufie.
- Chciałabym zatrzymać mieszkanie, aż do końca filmu - powiedziała. - Chyba że
chcesz, aby ktoś inny tam zamieszkał - dodała zgryźliwie.
- Nie bądź niemądra - odpowiedział krótko. Uniosła głowę i popatrzyła mu w oczy.
- Drzwi będą zawsze otwarte, o ile zmienisz zdanie. Pobladł na twarzy i zacisnął
wargi.
- Wybacz, Saro. Chciałbym, abyś wiedziała, że był to najszczęśliwszy okres w moim
życiu.
Nie odezwała się już do niego, chociaż na ustach miała oczywiste pytanie: “I cóż z
tego?”. Skinęła jedynie głową i wyszła.
Odzyskanie równowagi zajęło jej dwa, trzy dni. Po przemyśleniu wszystkiego podjęła
decyzję, że nie da tak łatwo za wygraną. To jest zapewne, rozmyślała, moja ostatnia szansa na
szczęście i ciążyć będzie na mnie przekleństwo, jeżeli oddam ją bez walki. Kiedy nie
pracowała nad filmem, spędzała większość czasu na myśleniu o sposobach, za pomocą
których mogłaby przekonać Thora, że można być razem nawet na morzu. Każdego dnia
wspinała się na stary mur obronny blisko pomostu i z oddali spoglądała na statek. Gdy
patrzyła na niego z utęsknieniem w Oranie, symbolizował dla niej drogę ucieczki. Teraz stał
się symbolem ziszczenia jej marzeń.
Któregoś dnia wszyscy członkowie załogi przyszli do niej z wizytą i prosili, aby
wróciła na statek. Nie pytała o Thora. Oni również nic nie powiedzieli konkretnego, odniosła
jednak wrażenie, że jest z nim coś nie w porządku i że znów zaczyna zachowywać się jak
ranny niedźwiedź.
Nie widziała go już prawie do końca pracy nad filmem, kiedy potrzeba było więcej
statystów. Tancerki zostały ucharakteryzowane jako branki z wyspy opanowanej przez
Saracenów. Siłą miały być zmuszone do wejścia na turecki statek i sprzedane jako nie-
wolnice. Sara przebrana została w czarne długie szaty, jakie wciąż nosi wiele kobiet na
południu wyspy Symi, i wraz z innymi dziewczynami przybyła na pomost. Odbyły kilka prób
scen przemocy z bijącymi je okrutnie janczarami. Po czym, po przerwie, nastąpiła kolejna
seria zdjęć.
Był to jeden z tych pechowych dni, w których nic nie wychodziło. Niebo chmurzyło
się. Zbierało się na tropikalną burzę. Byli gotowi do wypłynięcia znacznie później, niż
zaplanowali. ““Duch Wiatru”“ miał wypłynąć z portu w morze na odległość około dwóch mil.
Wiatr był jednak zbyt silny. Sara słyszała, jak Thor radził asystentowi reżysera, który
kierował zdjęciami, aby odłożyć je do jutra. W odpowiedzi filmowiec wybuchnął:
- Jesteśmy już dwa tygodnie spóźnieni. W porządku, może nabawimy się choroby
morskiej, ale wypływamy tylko na bliską odległość. Domagam się wypłynięcia w morze!
Thor wzruszył ramionami, tak jakby mu na tym nie zależało i odpowiedział.
- W porządku, jeśli tego chcecie.
Wydał rozkaz odwiązania lin cumowniczych i wypłynął tylko na niektórych żaglach.
Fale uderzyły w nich, gdy tylko opuścili port. Niebo pociemniało i zrobiło się straszne.
Załoga, ubrana w kolorowe kostiumy, biegała po pokładzie i obsługiwała żagle, próbując
ominąć po drodze zalegający na pokładzie sprzęt i przestraszone kobiety, które z trudem
utrzymywały się na nogach.
Sara bała się, że sprzęt może wypaść za burtę. Pomimo fali i wiatru dotarli jednak do
scen, które reżyser sfilmował. Thor wydał polecenie sternikowi, aby zmienił kierunek i Sara
poczęła już wierzyć, że wyszli z kłopotów obronną ręką. Nagle jednak rozpoczęła się
prawdziwa nawałnica. Burza wybuchnęła niespodziewanie z niesamowitą siłą, gradem,
przeraźliwymi grzmotami i piorunami.
- Kobiety pod pokład! - Thor próbował przekrzyczeć nawałnicę. - Arne, schodź na
dół! - wołał do majtka siedzącego na bocianim gnieździe. Lecz Arne albo nie słyszał, albo też
uważał, że schodzenie po maszcie wśród szalejącej wichury, na podrzucanym przez fale
statku może być zbyt ryzykowne.
Mack zszedł na dół, aby pokrzepić na duchu przestraszone kobiety. Sara zdjęła czarną
woalkę, która zakrywała jej twarz, i stała z boku, podekscytowana sztormem oraz
zaciekawiona nagłą zmianą sytuacji.
- Saro, co u licha, tu robisz?
Wykrzyknęła mu coś w odpowiedzi, lecz nic nie było słychać, gdyż piorun z wielkim
hukiem uderzył w grotmaszt, łamiąc jego wierzchołek jak zapałkę i wyrzucając Arne'a z
bocianiego gniazda do wody. Sara wrzasnęła i pobiegła na pokład. Koła ratunkowe zostały
usunięte z pokładu, aby upodobnić statek do historycznego żaglowca. Sara schwyciła więc
linę, rzuciła jeden z jej końców w morze, drugi zaś przywiązała do poręczy nadburcia.
Zobaczyła, jak nagle jakaś postać wskoczyła na poręcz i wykonała skok do wody.
- Thor! - krzyknęła z rozpaczą, lecz nic nie mogło go powstrzymać.
- Spuścić szalupę! - rozkazał Mack. - Z drogi, Saro!
Ale ona wdrapała się do łodzi wraz z innymi i to ona pierwsza, wychylając się i
wpatrując w rozkołysane morze, przesłonięte strugami deszczu, dostrzegła w otchłani wód
dwie głowy.
- Tam są, po prawej!
Thor go odszukał. Dzięki Bogu!
- Na prawo, chłopcy! Przygotować się!
Używali wioseł, gdyż silnik był prawie nieużyteczny w takich warunkach. Mack
ściągnął Sarę w dół, toteż Thor jej nie zauważył, gdy wdrapał się do łódki, pomógłszy wpierw
wciągnąć Arne'a. Zbliżyli się do statku. Sara była tak wyczerpana akcją ratunkową, że
brakowało jej sił, aby samej wspiąć się na pokład. Wciągnięta została na linie.
Przeczekali na pełnym morzu najgorszą nawałnicę. Z pomocą silnika rozpoczęli drogę
powrotną na Rodos. Powrót pasażerowie przyjęli z ulgą. Wielu z nich było chorych. Mack
przyszedł na dół powiedzieć, że z Arne jest wszystko w porządku. Napił się tylko dużo wody.
Sara skinęła głową. Zdjęła z siebie mokry strój i ubrała się w szorty oraz koszulkę, które
pożyczyła od Tony'ego.
- Gdzie jest Thor?
- W kabinie.
- Dziękuję.
Z wyrazem zdecydowania na twarzy, Sara pomaszerowała w kierunku kabiny Thora.
Mack, wielce zaintrygowany, popatrzył w ślad za nią.
Weszła do kabiny bez pukania. Thor miał na sobie suche spodnie i zmieniał właśnie
koszulę, kiedy ją dostrzegł. Odwrócił się ze zdziwieniem, które przeszło w stan kompletnego
zaskoczenia.
- Sara! Co ty tu...?
- Mam już ciebie zupełnie dosyć! - krzyknęła na niego z wściekłością. - Nie dość, że
jesteś kompletnym idiotą, który nie wie, co dobre, to jeszcze ryzykujesz życiem! A co by
było, gdybyś utonął? Mogłeś przecież popłynąć razem z nami szalupą. Lecz nie. Wolałeś
udawać bohatera!
Thor patrzył na nią wytrzeszczając oczy.
- Mam ci jeszcze coś do powiedzenia - dodała z mocą. - Jesteś ograniczony. Jeżeli
kochałabym morze, tak jak ty, uczyniłabym wszystko, aby stać się posiadaczem własnego
statku. Jesteś zaślepionym głupcem, gdyż nie widzisz, że można kochać morze i kobietę, i że
kobieta może tak bardzo ciebie kochać, że zgodzi się na wszystkie twoje warunki.
Sara uniosła głowę, w jej oczach widać było wzburzenie.
- Miałam rację, kiedy powiedziałam, że nie zasługujesz na mnie. Nie jesteś dla mnie
wystarczająco męskim facetem. Pielęgnuj swoje przesądy. Będzie ci z nimi ciepło i samotnie
w łóżku.
Odwróciła się na pięcie, wymaszerowała z kabiny i wtedy zorientowała się, że na
korytarzu zgrupowała się cała załoga i bezwstydnie przysłuchiwała się temu, co mówiła.
Przywitali ją uśmiechami i oklaskami. Zagrodzili drogę Thorowi, kiedy wyskoczył z kabiny
za nią.
- Saro, poczekaj!
Lecz ona odeszła z miną wyrażającą oburzenie.
Thor przyszedł wieczorem do jej mieszkania, lecz tam jej nie zastał. Nie było jej też w
hotelu, opuszczonym już przez ekipę filmową. Tancerki nie wiedziały, gdzie jest.
- Chyba już wyjechała do Anglii. Wiele osób, które nie zdecydowały się na udział w
zabawie pożegnalnej, odleciało już dzisiaj.
- Zabawa pożegnalna?
- To wielkie przyjęcie na cześć zakończenia pracy nad filmem. Będzie jutro
wieczorem. Czy przyjdzie pan?
- Sam nie wiem. Ale załoga na pewno będzie miała chęć przyjść.
Sceny filmu ze statkiem zostały zakończone. Marynarze spędzili cały dzień nad
reperacją masztu i przygotowaniem statku do wyjścia w morze. Pracą kierował Mack. Thor
spędził zaś cały dzień na poszukiwaniu Sary. Wrócił wczesnym ranem, czując się pokonany.
Ze smętnym wyrazem twarzy siadł przy stole w mesie naprzeciw Macka, sączącego kawę.
- Straciłem ją, Mack - wyznał. - Nie mogę jej nigdzie odszukać.
- Zasługiwałeś na to - odpowiedział Mack bez współczucia. - Idziemy się bawić.
Thor wyciągnął rękę i schwycił go za przegub dłoni.
- Jeżeli tam będzie, obiecujesz, że dasz mi znać? Mack popatrzył na niego z wahaniem
i odparł:
- W porządku, jeśli tam będzie. Arne zostaje na wachcie. Nie ma dziś ochoty na picie.
Wiadomość, że Sara jest na przyjęciu, nie nadeszła, i o północy załoga wróciła na
statek. “Duch Wiatru” odbił od nabrzeża i w nocy wypłynął z portu na pełne morze. Thor stał
oparty o poręcz 1 obserwował, jak światła portu oddalały się. W końcu zupełnie zmalały i
zniknęły. Powoli odwrócił się i ciężkim krokiem poszedł do swej kabiny.
Sara leżała na jego łóżku, przeglądając tygodnik ilustrowany. Podniosła wzrok i
popatrzyła na niego, kiedy wchodził.
- Myślałam, że nigdy już nie przyjdziesz. Popatrzył na nią zdumiony i twarz mu
zajaśniała radością.
- Jak długo tutaj jesteś?
- W twojej kabinie czy na statku?
- Byłaś tutaj cały czas? - zapytał z niedowierzaniem.
- Naturalnie, a gdzie miałabym być? Thor zamknął drzwi.
- Czy wiesz, że poszukując ciebie obszedłem całe Rodos? Myślałem, że wróciłaś do
Anglii i że już nigdy ciebie nie odnajdę.
Usiadł na łóżku.
- Nie próbuj mówić, że dobrze mi tak. Już to słyszałem. To prawda.
Wziął tygodnik z jej rąk i odsunął na bok. W jego oczach malowało się nowe uczucie -
nadzieja i ulga połączona z radością.
- Czy mam przez to rozumieć, że znów jesteś pasażerem na gapę?
- Owszem i muszę cię ostrzec, że jeśli spróbujesz mnie zabrać z powrotem na Rodos,
załoga stanie po mojej stronie.
- Dobrze mi tak.
Uniósł koc i odkrył, że nie miała na sobie niczego.
- Czy wyjdziesz za ślepego głupca, Saro?
- Tylko wtedy, jeżeli sprawi sobie i żonie swój własny statek.
Thor uśmiechnął się.
- Załatwiam właśnie sprawy związane z zakupem tego.
- Naprawdę?
Oczy Sary zajaśniały, ale próbowała dalej udawać obojętność.
- To wyjaśnia sprawę. Kocham ten statek!
- Bardziej niż mnie?
Zaczął ją gładzić po plecach. Jego niebieskie oczy patrzyły pytająco.
- Tak bardzo, jak bardzo kocham morze - odparła delikatnie i zagadkowo.
- A więc nie tak bardzo, jak ja kocham ciebie - powiedział Thor z absolutną pewnością
w głosie.
Roześmiała się.
- A więc wszystko w porządku. Dlaczego nie wejdziesz do łóżka?
- Natychmiast, pani.
Momentalnie rozebrał się i położył się obok niej. Natychmiast mocno ją przytulił.
Sara westchnęła z radości i uniosła dłoń, aby delikatnie pogładzić go po twarzy. Nagle
coś sobie przypomniała.
Thor, czy pamiętasz, jak się śmiałeś, gdy zrobiłam sobie bikini z flagi? Dlaczego?
Zachichotał.
- Oznaczała: “Witamy na pokładzie!” Parsknęła śmiechem, a następnie przysunęła się
do niego, aby go pocałować.
- Jestem gotowa objąć stanowisko pod twoją komendą, kapitanie!