John Marsden Jutro 05 Goraczka

background image
background image

MARSDENJOHN

Gorączka

TłumaczenieAnnaGralak

Podziękowania

BardzodziękujęCharlotteiRickowiLindsayom,RachelAngus,MaryEdmonston(„Miss
Ed”),PaulowiKennyemu,CatherineProctoriHelenKent.

DlamojejsiostryLouiseMarsden,zwielkąmiłością1

Letnieburzesąnajgwałtowniejszezewszystkich.Możedlatego,żezazwyczajniktsięich
niespodziewa.Alepotrafiąporządniewstrząsnąćziemią.Zupełniejakbyniebo
gromadziłotęcałąenergię,bypotemjąuwolnićwjednejogromnejeksplozji.Niebodrży.
Deszczniemawsobieniczpieszczotyanidelikatności:lejepotężnymi,ciężkimi
strugami,podktórymiwminutęprzemakaszdosuchejnitki.

Grzmotysątakbliskieigłośne,żeczujeszjewokółsiebie,jakbyosuwałasięziemiaalbo
schodziłalawina.Aczasamipadagrad.

Przedwojnąletnieburzewydawałymisięczymśfajnym.Lubiłamtedźwięki,
gwałtownośćiwymykającąsięspodkontrolidzikość,choćwiedziałam,żeburzaoznacza
kłopoty.Drzewapowalonealbouderzonepiorunem,świeżoostrzyżoneowce
niebezpieczniezmarznięte,wezbranestrumienie.

Czasamiproblemypojawiałysięjużpodczasburzy.Pewnegodniamusiałamwyjśćw
ulewnydeszcz,żebyprzegonićstadkomłodychowieczek,bopowalonedrzewospadłona
ogrodzenie,uwalniającbarany,którebyłycorazbardziejrozochocone.Zaczęłam
przeganiaćowce,aleMillie,naszpies,trochęzabardzosięrozkręciłaigdyjednazowiec
poszławzłąstronę,Milliepogoniłająażdostrumienia.

Strumieńpłynąłzprędkościąmiliona

9

kilometrównagodzinęiprawiewystępowałzkoryta.Wodapoobustronachzaczynałasię
wylewać.Porwałaiowieczkę,iMillie.Obieszaleńczowiosłowałykończynami.
Pobiegłamwzdłużbrzegu,próbującznaleźćmiejsce,gdziemogłabymwskoczyćije
wyciągnąć.

Szczerzemówiąc,myślałam,żeniemadlanichwiększejnadziei.Alekilometrdalejwoda
zniosłajenażwir.Owcawygramoliłasięnabrzegledwieżywa.RównieżMillie
wygramoliłasięnabrzeg,teżledwieżywa.Niewahałasięanichwili.Znowudo-skoczyła
doowcyizagoniłajązpowrotemdostada.

Biednaowca.Sąchwile,kiedybardzomiżaltychzwierząt.

InnymrazemsilnaburzazaskoczyłanasuMackenziech.Popowrociedodomu
zobaczyliśmy,żenaszopiedostrzyżeniaowiecobluzował

siępłatblachy.Łopotałnawietrze,wydającdźwięk,którypamiętamdodziś.Jakbychciał
sięzamęczyćnaśmierć-szaleńczy,rozpaczliwy,gwałtownyhałas.Kiedyweszłamna
drabinę,zobaczyłam,jakblachaodrywasięcentymetrpocentymetrze:solidny,

background image

niezniszczalnymetalrozdzieranyprzezwiatr.Próbaprzybiciazpowrotemtegooszalałego
łomoczącegopłatabudziłastrach.

Tutaj,wmiejscu,którenauczyłamsięnazywaćdomem,letnieburzemajądramatyczny
przebieg.WBibliijestnapisane,żepiekłotomiejsceskwaruiognia.Oficjalnanazwa
naszegonowegodomutowłaśniePiekło—takopisujesięjenamapach-irzeczywiście
latemrobisięwnimgorąco.Kiedyjednakdopadanasburza,Piekłozmieniasięwkrainę
hipotermii,gdziewciągupółgodzinytemperaturapotrafispaśćopiętnaściestopni.

Oczywiściegdybyżyciepotoczyłosiętak,jakmiałosiępotoczyć,niesiedziałabymw
małymnamiociewPiekle,patrząc,jakmateriał

rozdymasięinapina,jakdeszczpastwisięnadtropikiem,niesłuchałabymskrzypienia
kolejnejgałęzi,którałamiesięispada,iniepróbowałabympisaćwtychwarunkach
dalszejczęścikronikinaszychlosów.

10

SiedziałabymwnaszymprzytulnymdomkuwNowejZelandii,zajadałabympizzęiporaz
czwartyczytałaDumęiuprzedzenielubZ

pierwszejręki.Albojeszczelepiej:byłabymzpowrotemwswoimprawdziwymdomu,
sprawdzałakorytadopojeniazwierzątnapastwiskach,łowiłarybywzbiornikualbo
oddzielałaodstadabiednezwierzętaprzeznaczonenasprzedaż.

Nocóż,wnajbliższymczasieniemogęliczyćnażadnąztychrzeczy.

Możliwe,żejużnigdymisięnieprzytrafią.Musiałamsięztympogodzić,alewcalemnie
toniepowstrzymałoodgraniawstarąbezsensownągrę:wgdybanie.

Gdybytylkonaszkrajniezostałnapadnięty.

Gdybyśmynadalmogliżyćtakjakdawniej,oglądająccudzewojnywtelewizji.

Gdybyśmybylilepiejprzygotowaniipoświęcaliwięcejuwagisprawombezpieczeństwa.

Apotem,kiedywkońcuudałonamsięucieczestrefydziałańwojennych-gdybyśmynie
zgodzilisięwrócićiznowuwalczyć,pomagającnowozelandzkimżołnierzomwnieudanej
próbiezaatakowaniabazylotniczej.

Tyleżewzasadzieniemogliśmyodmówićpowrotu-pułkownikFinleywywarłnanas
ogromnąpresję.

Amywywarliśmypresjęnasiebienawzajem.

Tobyłonastępnegdybanie.Podejrzewam,żegdybyśmyniewrócili,mielibyśmypoczucie
winy.Pozatymbardzoliczyliśmynaspotkaniezrodzicami.Szkoda,żeniemieliśmytyle
szczęściacoFi.

Przynajmniejjejudałosięprzezpółgodzinyporozmawiaćzmamąitatą.

NadalbyłamwściekłanapułkownikaFinleya.Miałponasprzysłaćhelikopter.Obiecał
namto.Pozaginięciunowozelandzkichżołnierzywzasadzienasporzucił.Kiedysięz
nimskontaktowaliśmyipoprosiliśmyośmigłowiec,nagleokazało

się,żewszyscysązbytzajęci.Wiedzieliśmy,żegdybyśmybyli

background image

■j?

dwunastomaświetniewyszkolonyminowozelandzkimiżołnierzami,niebyłobyztym
problemu.Alebyliśmytylkosobą,więcproblembył

duży.

Najśmieszniejszejestto,żedziękinaszejprymitywnejtaktyce,bombomdomowejrobotyi
spontanicznemupodejściuzdziałaliśmywięcej,niżmoglibyzdziałaćzawodowiżołnierze.
Wkażdymrazietaknamsięwydawało,awNowejZelandiiwieleosóbochoczonaso
tymzapewniało.Tyleżeteraz,kiedyznowuutknęliśmytutaj,wpułapcesamotnego,
dzikiegoPiekła,najwyraźniejzradościąonaszapomniano.

Gdybytylkozjawiłsięśmigłowiec,któryzabrałbynaswbezpiecznemiejsce.Gdyby
działałnazasadzietaksówki:wystarczywykręcićnumer.Dokądpaństwojadą?Ilubędzie
pasażerów?Najakienazwisko?Kierowcazaraztambędzie,niemaproblemu.

Trudnobyłoniepoddaćsięgoryczy.Czuliśmysiętak,jakbypułkownikFinleynas
porzucił.Przeztydzieńbezprzerwyotymrozmawialiśmy,ażwkońcumieliśmytego
tematupodziurkiwnosieiuzgodniliśmy,żeniebędziemygowięcejporuszać.Tylkow
tensposóbmogliśmysprawić,byodmowapułkownikaprzestałazatruwaćnamżycie.

Dołowaliśmysięmniejwięcejtydzień,apotemzaczęliśmysięniecierpliwić.Najgorszy
byłLee.Odkądsiędowiedziałośmiercirodziców,rwałsiędodziałania.Mówiąco
działaniu,niekonieczniemamnamyślizemstę,chociażzpewnościąchętniebyjej
dokonał.

Myślęjednak,żegdybyśmymieliinnerzeczynagłowie,coinnegodoroboty,mógłbysię
skupićnatym,anienawyrównywaniurachunków.

Lecznicnierobiliśmy.SkleciliśmywPiekletoiowo-przedewszystkimkurnik-alenie
mogliśmyzbudowaćnicwięcej,bobyłobytozbytniebezpieczne.Istniałowielkieryzyko,
żezostaniemyzauważenizpowietrzaalbonawetzeSzwuKrawca,którywznosiłsięnad
namiitworzyłzachodniąścianęnaszejkryjówki.

12

Leeniewydawałsięzainteresowanyczytaniemtychkilkuksiążek,któreprzywieźliśmyz
NowejZelandii,niemiałprzysobieswojejcennejmuzykiiniebyłwnastrojudo
rozmowy.Miałjedynieswojemyśli.Codzienniegodzinamiprzesiadywałsaminawetnie
chciałmipowiedzieć,oczymmyśli.

HomeriKevinwcaleniebylilepsi.Pewnegopopołudniaprzezczterygodzinyrzucali
kamieniamiwpieńdrzewa.Siedzielinabrzegustrumieniaipróbowaliwcelować,dopóki
nieskończyłaimsięamunicja,apotemposzlipozbieraćkamienieizaczęliodnowa.
PrzezcałepopołudnieHomertrafiłsześćrazy,aKevintrzy.Tocałkiemnieźle,bodrzewo
byłooddaloneopięćdziesiątmetrów,aleuważałam,żemoglisięspisaćlepiej.Byłam
przekonana,żejaspisałabymsięlepiej.Alenietomniemartwiło.Martwiłmnieich
nastrój.Wydawalisięzupełniewypompowani,zupełnieobojętni.Omałonie
zaproponowałam,żebyśmyposzliznowuzaatakowaćwroga,bylebytylkojakośich
zmotywować.

Okazałosię,żewcaleniemusiałamtegoproponować.Gdytylkootympomyślałam-no,

background image

wzasadzieniespełnapółgodzinypóźniej-Leenaglesiędomnieodwróciłipowiedział:

-Idęstąd.DoWirraweealbogdziekolwiekindziej.MożedoZatokiSzewca.Anawetdo
Stratton.Niezamierzamspędzićresztywojny,siedzączzałożonymirękamiiczekając,aż
ktośnasuratuje.Chcęzniszczyć,cosiętylkoda.

Nachwilęprzestałamoddychać.Wiedziałam,żeniezdołamgopowstrzymać.Wpewnym
sensiewcaleniechciałamgopowstrzymywać.Alewinnymchciałam.Naprawdęlubiłam
Lee.

Możenawetgokochałam.Niebyłampewna.Czasamizdecydowanieprzypominałoto
miłość.Innymrazemwolałamniemiećznimnicwspólnego.WstosunkudoLeeczułam
pełnągamęemocji,oddzikiejnamiętnościpoobrzydzenie.Pouśrednieniuwychodziło
chybanato,żegolubię.

13

AlemiałamwątpliwościnietylkocodoLee.Niczegoniebyłampewna.Możetopo
prostucechanastolatków:ogólnybrakpewności.

Niebyłampewna,czyistniejeBóg,czyistniejeżyciepośmierci.Niebyłampewna,czy
kiedykolwiekjeszczezobaczęrodziców,czypowinnamsiękochaćzLee,czyodpoczątku
inwazjizachowujemysięwłaściwie,czysłońcewzejdzieoporankuizajdziewieczorem.
Niebyłampewna,czywolęjajkanatwardo,czynamiękko.

JakwięcmogłamocenićLee,któryspokojnieipewnieoznajmił,żezamierzadalej
walczyć?Tego,żepostępujeźle,byłampewnawjeszczemniejszymstopniuniżtego,że
znowuwzejdziesłońce.

Siedzieliśmydośćdaleko,naostatnimpłaskimodcinku,wmiejscu,wktórymszlak
zaczynasięwspinaćnaWomnego-noo.Przezdłuższyczasmilczeliśmy.Wiedziałam,jak
ważnesąjegosłowa.Wiedziałam,żezbliżasiękoniecnaszegokrótkiegoodpoczynku.
Obydwojewiedzieliśmy,żebyćmożezbliżasiękoniecnaszegokrótkiegożycia.

Byćmożeskradałasiędonasśmierć.Booczywiściewiedziałam,żeniemogłabympuścić
Leesamego.

Chybaobydwojeczuliśmy,żeżadneznas,żadenczłoneknaszejpięcioosobowejgrupy,
niepuściłbyLeesamego.Wpewnymsensiepowinnambyłamiećdoniegożal,że
wywierananastaksilnąpresję,żeniepozostawiamianireszcieżadnegowyboru.Jużraz
namtozrobiłiwcalemisiętoniespodobało.Niepodobałomisię,gdyktośnamnie
naciskał,mówiącmi,comamrobić,podejmujączamniedecyzje.Pamiętam,jakwpadłam
wszał,kiedywNowejZelandiiHomeroznajmił,żewracamydoAustralii.Jeślitym
razembyłoinaczej,tochybatylkodlatego,żeczułamrosnącytragizmsytuacji:wojna
weszławdecydującąfazęinaszapomocbyłapotrzebnajaknigdydotąd.Zwyczajnienie
mogliśmysięobijać,urządzającsobiedługieodpoczynkimiędzyakcjami.

14

Kiedyporozmawialiśmyzpozostałymi,okazałosię,żesprawysątrochębardziej
skomplikowane,niżprzypuszczałam.HomeriFizareagowalitak,jaksięspodziewałam-
wzasadzietaksamojakja.

background image

AleKevin…nocóż.Nieprzyszłomidogłowy,żejednoznasmożesięwyłamać.

Boidlaczegomiałobyprzyjść?Gdybymnatowpadła,byćmożemusiałabymuwzględnić
własneobawy.Strach,któryprzeszedłwpanikę,kiedypułkownikFinleyoznajmił,że
chce,byśmywrócilidoAustralii.Lękprzejąłnademnąkontrolę,gdywrogiżołnierzszedł
wmojąstronęulicamiWirrawee.Przeztenlękzmojegogardławyrwał

siękrzyk,wtedykiedyjedynąszansąbyłomilczenie.Wiedziałam,żetamtenkrzykmógł
doprowadzićdopojmaniaalbośmiercidwunastunowozelandzkichpartyzantów.

Dlategonieprzyszłomidogłowy,żeKevinmożeniebyćtakodważnyjakja.Nie
mogłammiećdoniegopretensji,żeczasamitrochętchórzy.

Tosięstało,kiedysiedzieliśmyprzyogniskuijedliśmylunchskładającysięgłówniez
ryżu,jakwiększośćnaszychposiłkówwtamtychdniach.Leezacząłdzielićsięzresztą
swojąwielkądecyzją,aleledwiezdążyłpowiedziećpierwszezdanie,przerwałmuHomer:

—Równiedobrzemoglibyśmystądwyjśćicośzrobić.Siedzenietutajjestbeznadziejne.
Nawetcośmałegobędzielepszeniżto.

„Niebezpieczeństwojestjaknarkotyk-pomyślałam,siedzącipatrzącnaniego.-Aty
jesteśuzależniony,Homer”.

-

Niemamnicprzeciwkorobieniumałychrzeczy-powiedziałaFi.-Mamtylkonadzieję,
żezdołacienatympoprzestać.Alejakośnigdywamtoniewystarcza.Zawszemarzycieo
wielkimwybuchu.

Kevinprzezchwilęmilczał.Potempowiedziałdrżącymgłosem:15

-

Moimzdaniemniepowinniśmyniczegowięcejrobić.Finleytaknasolał…Tobezsensu.
Dlaczegomielibyśmycokolwiekdlaniegorobić?Facetwystawiłnasdowiatru.

Najwyraźniejniktnieumiałnatoodpowiedzieć.Toznaczychybakażdybyumiał,tyleże
niktniechciałsięztymzmierzyć.Niebyliśmywielkimifanamikwiecistych
patriotycznychprzemówień.

Zjakiegośgłupiegopowoduotworzyłamjednakusta.Niemiałamdotegoprawa,aleto
zrobiłam.

-

Kevin,toniemanicwspólnegozpułkownikiemFinleyem.Potymjaknieprzysłałponas
śmigłowca,każdeznasztysiącrazypowiedziało,coonimmyśli.Niewtymrzecz.
Chodziprzedewszystkimoto,żemamymożliwośćjakośpomócizrobićcoś,czegonikt
innyniejestwstaniezrobić.Chybaniemamyinnegowyjścia.

Potempowiedziałamcośgłupiego.Cośniewybaczalnego:

-

Kevin,wiem,żewszyscysięboimy,alepoprostumusimystądwyjśćicośzrobić.

Opewnychsprawachnigdyzesobąnierozmawialiśmyistrachbył

background image

jednąznich.No,możewnocy,kiedyleżeliśmywswoichśpiworachimogliśmybyć
szczerzy,boniewidzieliśmyswoichtwarzy.Aleterazbyłowidno.

KevinzrobiłsięczerwonyinawetsiedzącaobokmnieFilekkosięodsunęła.

-Japrzynajmniejniekrzyczęnawidokżołnierza-powiedziałKevin.

Wstałiposzedł.Siedziałam,płonączewstyduizwściekłości.

Wiedziałam,dlaczegotopowiedział-nawetmimowściekłościwiedziałam,dlaczegoto
zrobił,aleniebyłampewna,czykiedykolwiekzdołammuwybaczyć.Miałam
wystarczającodużyproblemzwybaczeniemsamejsobie.

-

Toniebyłozbytmądre,Ellie-powiedziałHomer.

16

-1

-Oj,dajjejspokój-skarciłagoFi.

Leemilczał.Toteżmniezabolało.Myślałam,żesięzamnąwstawi,zwłaszczaprzeciwko
Kevinowi,zaktórymnieprzepadał.

Właśniedlategoleżałamwnamiocie,słuchałam,jakletniaburzatłuczesiępolesie,
patrzyłamnatarganywiatremnamiotikrzyczałamzestrachu,kiedyjakaśgałązkaspadała
nanylonowytropik.Grzmotyhuczałyiwaliłyzcałejsiły,padałulewnydeszcz,ajanigdy
wżyciunieczułamsiębardziejsamotna.

i-i

i‘Ay

2

NapięciewmoichstosunkachzKevinemsparaliżowałonaswszystkich.Myślałam,żepo
parugodzinachmuminie,jakpowiększościnaszychkłótni,jakletniaburza.AleKevin
niechciałzemnąrozmawiać,abezwzględunato,jakbardzopragnęliśmywyjśćzPiekła,
wtakchłodnejatmosferzejakośniebyliśmywstaniewykonaćżadnegoruchu.
PróbowałamprzeprosićKevina,leczniechciałmniesłuchać.Wtedydoszłamdowniosku,
żetojajestemposzkodowana,cooczywiścienieułatwiłorozwiązaniasprawy,bo
straciłamochotędopodejmowanianastępnychprób.

TrzeciegodniadoakcjiwkroczyłLee,któryniespodziewanieidośćagresywnie
powiedział:

-

Słuchajcie,parędnitemuwspomniałemEllie,żezamierzamstądiść,bezwzględunato,
czyktośpójdziezemną,czynie.Powinienembyłwyruszyćodrazu,kiedytylkoto
powiedziałem.Dlategododiabłazwamiwszystkimi,jasięstądwynoszę.

-

Pójdęztobą-oznajmiłodrazuHomer.

background image

-

Jateż-zgłosiłasięFi.

-

Jateż,jeślimniezechcesz-wtrąciłam.

-

Jasne,żecięzechcę,docholery-powiedziałrozdrażnionyLee.

18

NiktniespojrzałnaKevina,którypróbowałzeskrobaćzpatelniprzypalonyryż.Nie
wiem,zjakiegokorzystałprzepisu,kiedygosmażył,alepotrawawyszłaraczejkiepsko.
Kevinbyłczerwony,choćchybaniezwysiłkuwkładanegowszorowanie.Milczałtak
długo,żewkońcudaliśmyzawygranąiuznaliśmy,żewogóleniezamierzasięodezwać.
Zaczęliśmyrozmawiaćotym,copowinniśmyzabrać.NagleprzerwałnamKevin:

-

Byłobymiło,gdybyścieimnieuwzględniliwswoichplanach-

mruknął.

Spojrzeliśmynasiebie.Tymrazemniemiałamzamiaruzabieraćgłosu.Pozostali
najwyraźniejteżsięniespieszyli.WkońcuFi,naszarozjemczyni,powiedziała:

-

Nowiesz,niebyliśmypewni,czychceszznamiiść.

-

Jasne,żechcę-warknąłKevin.-Co,myśleliście,żezostanętusam?Niejestemtaki
głupi.Widzieliście,cospotkałoChrisa.

Znowuzapadłacisza,apotemwróciliśmydoukładaniaplanu.Odczasudoczasuwtrącał
sięKevin,zazwyczajpoto,byponarzekać.

Dlaodmianyniemieliśmyżadnychkonkretnychzamiarów.Tomisięniepodobało.
Zwykledobrzesięzastanawialiśmynadtym,cozrobić.

Imdłużejtrwaławojna,tymczęściejdziałaliśmyspontanicznie.

Czułamsięprzeztoniepewnie.

Pragnęłamtylkojednego:pójśćwkierunkuHollowayiposzukaćmamy.Pozostaliw
zasadzieniemielinicprzeciwkotemu.PodobnorodziceHomerabyligdzieśniedaleko
Stratton,atamniechcieliśmysięzapuszczać.Tamteterenybyłyzbytrozwinięte,zagęsto
zabudowane.Wydawałysięzbytniebezpieczne.Niemieliśmypojęcia,gdziesąrodzice
Kevina-wszystkowskazywałonato,żetrafilinapółnoc.Wiedzieliśmyjedynie,żejego
mamajestnatereniewystawowym,takjakmójtata.Nieliczyliśmynato,żeudanamsię
tamdostać.ZresztąwnajbliższymczasieniezamierzaliśmysiępokazywaćwWirrawee
aniwZatoceSzewca.Trochętamnarozrabialiśmy.Gdybyśmyposzliokrężnądrogą19

wstronęHolloway-drogązWirraweedoHollowayzamiastnaskrótyprzezgóry-potem

background image

moglibyśmyruszyćdoHollowayalbodoGoonardoo.Goonardooleżałoprzygłównejlinii
kolejowejzpółnocynapołudnie,więcliczyliśmynato,żeudasiętamcośzniszczyć.Oba
miastabyłyduże.

Inatymwzasadziekończyłysięnaszeplany.Przezresztęczasupoprostuzarzucaliśmy
sięnawzajempomysłami.Mnóstwemzdańzaczynającychsięod:„Możemoglibyśmy…”
albo„Agdybyśmytak…”.Zupełniejakzabawawgdybanie,tyleżewodniesieniudo
przyszłości,aniedoprzeszłości.

FichciałasięskontaktowaćzpułkownikiemFinleyemipowiedziećmu,żeopuszczamy
Piekło.Wzasadzieniktsięniesprzeciwiał.Natympolegałnaszproblem.Niktnie
sprzeciwiałsięniczemu,zwyjątkiemKevina,którysprzeciwiałsięwszystkiemu.
Mieliśmyjedyniesilnepoczucie,żetrzebajaknajszybciejwyjśćizrobićcoś
pożytecznego.

Niewiemjakinni,alejazaczęłamtłumićstrachprzedniebezpieczeństwemiśmiercią.
Widokśmiercitakwieluludzi,wtymniektórychmoichprzyjaciół,sprawił,żenabrałam
dziwnegopodejściadowłasnegożycia.Stopniowoprzesuwałamsięwstronęinnegotrybu
myślenia,którynieuwzględniałczęstegomarzeniaoprzyszłości.

Możetosamostałosięzresztąznasidlategoniezaprzątaliśmysobiegłowyukładaniem
planu.

Chybanabrałamprzekonania,żenieprzeżyjęwojny.Wczasiepokojuludzieczęsto
rzucająfrazesamiwstylu„Żyjdniemdzisiejszym”.

Całkiemjakwsporcie:„Rozgrywajjedenmecznaraz”.Podświadomiezaczęliśmydziałać
właśniewtensposób.Przedwojnąnigdytaknieżyłam.Takipomysłwcaledomnienie
przemawiał.Niesprawdziłbysięwrolnictwie.„Żyjtak,jakbyśmiałaumrzećjutro,ale
uprawiajziemię,jakbyśmiałażyćwiecznie”.Zawszesadziłosięibudowałozmyśląo
przyszłości.Niebyłosensuwznosićogrodzenia,którepadniezaparę

20

lat.Podnarożnysłupwykopaliśmydółgłębokinametr,aletacietoniewystarczyło.

-

Lepiejpokopaćstopęgłębiej.Takdlapewności.

-

Chciałeśpowiedzieć:trzydzieścicentymetrów-droczyłamsięznim.

Nigdyniezrezygnowaliśmyzposadzeniadębutylkodlatego,żeosiągnąłbydojrzałość
dopierozapięćdziesiątlat.„Niedożyjęchwili,wktórejzrobisięzniegonaprawdę
dorodnedrzewo”-mawiałtata.Apotemitakgosadził.Oburzałsię,kiedyszkółkidrzew
reklamowałyswojeroślinyjako„szybkorosnące”iobiecywały„ekspresowywzrost”.
Uważałtozaniewłaściwepodejściedożycia.

Terazmusiałamsięzmierzyćzmyślą,żejateżniedożyjęchwili,wktórejtamtedęby
zmieniąsięwdużedrzewa.Wiodłamżycie,któredawniejbyłonamobce,przedktórym
przestrzeganomnieodkołyskiiktóreodradzałamikażdakomórkawmoimciele.Trudno
byłojednaktrzymaćsięrodzicielskichnaukwobliczuśmierciRobyn,CorrieiChrisa.Ich

background image

śmierć,śmierćwszystkichinnychludzi,którąwidziałamalbooktórejsłyszałam,oraz
zaginięciedwunastunowozelandzkichżołnierzypowoli,stopniowomniezmieniały.
Drążyłymniejakstrumieńrów.Jakzanok-cicaowce.Jakrak.«jDlategoopuściłam
Piekłorazemzpozostałymi,przygnębiona,zastanawiającsię,czykiedykolwiekjejeszcze
zobaczę.Ibezżadnegoplanu.Gdybyudałomisięodnaleźćmamę,byłabymszczęśliwa.O

niczymwięcejniemyślałam.Niewiedziałam,czyczegoświęcejdożyję.Alejednocześnie
byłampewna,żemusimywalczyćdalej.Jużdawnominęliśmyetap,naktórym
siedzieliśmyidyskutowaliśmyomoralnejsłusznościwalkiizabijania.Przeszliśmytak
długądrogę,żeniebyłoodwrotu.Musieliśmydotrzećdokońca,bezwzględunato,jaki
mógłsięokazać.Musieliśmywierzyć,żewszystkosięułoży.

Niektóreznaszychdawnychrozmówowalcewydawałymisięteraznaiwne.

21

Wspinaliśmysięcorazwyżej.Burzaprzeszłatuzimpetem.Wtrzechmiejscachszlak
poprzecinałyzwalonedrzewa.Prowadziłamzesobąmałągrę,wyobrażającsobie,żete
drzewatoRo-byn,CorrieiChrisiżejeśliznajdziemynastępne,tobędzieznaczyło,że
któreśznastakżezginie.

WychodzączPiekła,nienapotkaliśmyjużwięcejpowalonychdrzew,alepodrodzena
Wombegonoominęliśmydwa.Przełażącnadichpołamanymigałęziamiipogniecionymi
liśćmi-drzewarosłybardzobliskosiebie-niemogłamprzestaćsięzastanawiać,czy
przypadkiemczegośniesymbolizują.Symbolizowałycośczymożepoprostu
przejmowałamsięgłupotami?Nalekcjachangielskiegoczęstozajmowaliśmysię
symbolami.UtrudnialiśmypracępaniJenkins.„Oj,proszępani-jęczeliśmy.-Niechnam
paniniewmawia,żeautormiał

tonamyśli!Założęsię,żegdybytuterazbył,powiedziałby:»Niemampojęcia,oczym
panimówi,japoprostunapisałemsobieopowiadanie«”.

WZabićdrozdajesttakifragment,wktórymJempowstrzymujeSmykaodzabiciażuka.
PaniJenkinspowiedziała,żetenżuktosymbolTomaRobinsona,alesamaniewiem.Jak
dlamnietobyłotrochęnaciągane.

NaszczycieWombegonoowiałsilny,rześkiwiatr.Przegoniłchmuryizostawiłjasne
niebo.Byłochłodno,aleniezimno.Ostatnioczęstopadałdeszcz,zdarzyłosiękilkaburz.
Pozostawiałyniebotakieczysteibezchmurne.Zmywałykurzipozwalałygwiazdom
świecić.Alechybajeszczenigdyniewidziałamtakczystegoniebajaktamtejnocy.

Szukałamsymboli,więcmożeniebobyłojednymznich?Gwiazdymiałyprzeróżne
kolory.Oczywiścieprzeważniewodcieniachbieli,aleniektórezdomieszkąbłękitu,inne
czerwieni,ajeszczeinneżółcialbozłota.Kilkapłonęłosilnączerwienią.Kiedykilkalat
temuSlaterówodwiedziłaprzyjaciółkazJaponii,powiedziała,żemieszkańcyTokiomają
szczęście,jeśliwidaćze22

dwanaściegwiazd.Niewiem,ilegwiazdwidzieliśmytamtegowieczoru.Miejscaminiebo
byłotakrozjaśnione,żezmieniałosięwlśniącystrumieńświatła.

Napoczątkuradioodbierałocałkiemdobrze.PułkownikFin-leywydawałsiębardziej

background image

odprężony.ChybaNowozelandczykomszłonawojnietrochęlepiej.Niewiem,możepo
prostuzjadłdokładkędeseru.

Możeawansował.Możeucieszyłsięnadźwięknaszychprzyjaznychgłosów.Pewnie
krążyłposwojejkancelariiimówił:„Kurczę,niemogęsiędoczekać,kiedyznowu
odezwąsięmoimłodzikumple.

Tęsknięzanimi.Możepoślęponichhelikopter?”.

Oczywiściemusieliśmyuważaćnasłowa.GdybyliśmyjeszczewNowejZelandii,
pułkownikFinleyporadziłnam,żebyśmy,korzystajączradia,zawszezakładali,żewróg
podsłuchuje.Kazałnammówić„zwięźleipowściągliwie”.ColiUrsulapowtarzalito
samo.

Nigdysięniedowiedziałam,cowłaściwieznaczy„powściągliwie”,alenietrudnobyłosię
domyślić.

MówiłHomer.Właśnieoznajmiłpułkownikowi,żewybieramysięnaterytoriumwroga,
aleniepoto,byposzukać„parszywejdwunastki”-

botakochrzciliśmyzaginionychNowozelandczyków.Wzasadzienieliczyliśmynato,że
jeszczekiedyśichzobaczymy-chybażezasprawąjakiegośszczęśliwegozrządzenia
losu.Byliśmypewni,żejeślinadalżyją,niesąprzetrzymywaniwnajbliższejokolicy.
MożewStratton,alenapewnoniewWir-raweeaniwHolloway.W

najlepszymraziebylijeńcami,oczywiścieumieszczonymiwwięzieniuozaostrzonym
rygorze,anienatereniewystawowymwWirrawee.

NajbliższewięzienieozaostrzonymrygorzebyłowStratton,oczymwszyscydobrze
wiedzieliśmy,choćbardzomożliwe,żejakiśczastemuwypadłozgry.Dostałostraszne
batypodczasconajmniejjednegonalotu,którytamprzeżyliśmy.Nalotymogłyoznaczać
koniecStrattonjakomiejscaprzetrzymywaniagroźnychprzestępców,takichjakmyalbo
żołnierzezNowejZelandii.

23

Nowięcpowiedzieliśmypułkownikowi,żezmierzamywinnymkierunku,bysiaćjak
największezniszczenie.Usłyszawszyto,niewydawałsięjużtakiodprężony.Typowym
dlasiebieoschłymioficjalnymtonemodpowiedział:

-

Cokolwiekzrobicie,waszedziałaniazostanądocenione.Jeśliwodpowiedzinawaszą
działalnośćskierujątamchoćbyjednegożołnierza,będąmielijednegożołnierzamniejdo
walkinakluczowychobszarach.Czymożemycośdlawaszrobić?

Byłotozestronypułkownikadośćnielogicznepytanie,bosiedzącwWellington,miał
mocnoograniczonemożliwości.Homerskorzystał

jednakzszansy:

-

Byłobymiło,gdybyktośnasstądzabrał.

PułkownikFinleyodpowiedziałtakimgłosem,jakbynaprawdęmiał

background image

poczuciewiny:

-

Niezrozumciemnieźle.Wcalewasnieporzuciliśmy.

Wydostaniemywasstamtąd,alewtejchwilitonaprawdęniemożliwe.

Wkażdymrazienieskreślajcienasjeszcze.

Myślę,żetesłowatrochępodniosłynaswszystkichnaduchu.Chwilępóźniejz
połączeniemzaczęłysiędziaćdziwnerzeczy:usłyszeliśmytrzaski,gwizdyiodgłos
przypominającywarkotpiłymotorowej.

Homerpróbowałsiępołączyćjeszczeraz,alegopowstrzymałam.

Nagłautratasygnałuidziwnehałasywtakbezchmurnąnocnapędziłymistracha.
Pomyślałam,żejednaznaszychobawmożebyćuzasadniona:chybaktośpróbowałnas
namierzyć.ZmusiłamHomera,żebywyłączyłradio.Zresztąitakniebyłosensuciągnąć
tejrozmowy.

Dobrzeusłyszećprzyjaznygłosdorosłegoczłowieka-miłyipokrzepiający-alenie
mogliśmymunicwięcejpowiedzieć.Onnamtakże.

Wkrótcepotemruszyliśmywdrogę.Spakowaliśmysię.Leewziął

radio,owijającjefoliąiwkładającdomałejpuszkiprzetrwania,którąnosiłprzypasku.
Obserwowałamgozlekkimuśmiechem.Byłtakizorganizowany,takidokładnyCzasami
mnietym24

denerwował-możedlatego,żesamabyłamzupełnieinnaidobrzeotymwiedziałam.Tym
razemniemogłamsiępowstrzymaćodkomentarza.

-

Przypominaszmidziewczynę,jesteśtakistaranny-

powiedziałam.

Leewzruszyłramionami.Niewydawałsięzasmucony.

-

Możepewnegodniamipodziękujesz-odparłtylko.

Wiedziałam,żemaracjęiżemojesłowabyłyniesamowiciegłupie-nawetjaknamnie-
więcodrazusięprzymknęłam.

SzliśmygęsiegopoSzwieKrawca.Trochęprzesadzam,kiedyonimpiszę.Nie
przypominaostrzażyletki,któremogłobywyrządzićpaskudnąkrzywdę,gdybyktóryśz
chłopakówupadłnanieokrakiem.

Przeważniemożnatamtędyiśćdośćswobodnie,czasaminawetoboksiebie.Jednakw
innychmiejscachjestnaprawdęwąskoitrzebabyćtrochęostrożniejszym.Aleupadeknie
oznaczałbylotutysiącmetrówwdółnazłamaniekarku.Człowiektylkotrochębysię
sturlał.Gdybyniefortunnieupadł,mógłbyzłamaćnogę,aletoprzecieżmożenasspotkać
wszędzie.

background image

Jesttamszlakprzezlatawydeptywanybutamileśnychwędrowników.

Teterenyzawszecieszyłysięwśródnichpopularnością.Bywałytygodnie,wciągu
którychprzeznaszepolaprzechodziłokilkanaścieosób,kierującsiękuSzwowiKrawca.
Kiedyindziej,zwłaszczazimą,przezparęmiesięcyniewidywaliśmynikogo.

Nietylkoludziewydeptalitenszlak.Szłamprzodem,azamnąszedł

Homer,Fi,LeeiKevin,który-coniebyłożadnymzaskoczeniem-

zostałkawałekwtyle.Musiałamjednakzwolnić,bozobaczyłamtłustyzadekwombata,
którychybotliwietoczyłsięnaprzódwewłasnymtempie.Wombatyżyjąwedługswoich
zasad.Kiedybyłammała,przyjechaładomnienaweekendkoleżankazmiasta,Annie
Abrahams.Nigdywcześniejniebyłanafarmie.Pierwszegowieczoru,tużpozachodzie
słońca,wracałyśmy

25

zkurnika,wktórymzamknęłyśmykury-trochępóźniej,niżnależało

-iwtedyAnniezobaczyławombata.Zanimzdążyłamcokolwiekpowiedzieć,podbiegła
doniegoigoprzytuliła.Chybamyślała,żetocośwrodzajumilutkiegomięciutkiego
niedźwiadka.Wombatniewahałsięanichwili.Odwróciłsięizatopiłzębywjejnodze.

Wrzasnęłajakkakaduozmierzchu.Próbowałamodciągnąćwombata,aleokazałosięto
niemożliwe.Sąstraszniesilne.Wołałamtatę,Anniebezprzerwysięwydzierała,awombat
warczałgłośniejniżbuldożerjadącypodgórkę.Przerażające.Niewiedziałam,jakwielką
krzywdęmożewyrządzićAnnie.Myślałam,żerozerwiejejnogęnakawałki.W

końcuprzybiegłtata.Teżbezskuteczniepróbowałodciągnąćwombata,awkońcudałmu
strasznegokopa.Wombatwypuściłnogęiobolałyuciekłwmrok.Niewiedziałam,czy
bardziejprzejmowaćsięzdrowiemwombata,czystanemnogiAnnie.Alenoganie
wyglądałanajgorzej.Choćwidniałnaniejsiniak,zębynieprzecięłyskóry-tochyba
raczejszokistrachsprawiły,żemojakoleżankadarłasięjakopętana.

Dodzisiajniewiem,cosięstałoztamtymwombatem.

Innymrazemwombatzostałuwięzionywmałejłaziencewgłębiszopydostrzyżenia
owiec.Niewiem,jaksiętamdostał,ajużtymbardziejniemampojęciadlaczego.Może
szukałjedzenia.Możechciałskorzystaćztoalety.Wkażdymrazieznalezionogodopiero
rano.Niebyłomnieprzytym,alesłyszałam,żemusiałtamspędzićstraszniedużoczasu.
Noiwidziałamzdemolowanąłazienkę.

Niewiarygodne.Gdybytamwejśćzwielkimmłotemiprzezcałąnocwymachiwaćnimz
całejsiły,niewyrządziłobysięwiększychszkód.

Tobyładrewnianatoaletawyłożonaazbestem,zktóregonieuratował

sięnawetkawałeczek.Napodłodzewalałysiętylkofragmenty.Naścianiepozostałymałe
kawałkiprzybitegwoździamidodrewna.Tyleżewiększośćdesekbyłapołamanai
sterczałyznichdrzazgi.Zupełniejakbywombatprzezcałąnocnawalałwniezgłówki.
Bochybawłaśnietorobił.

26

background image

Kiedyzatemzdałamsobiesprawę,żeidziemyzawielkimtyłkiemwombata,zwolniłam
kroku.Naszlakubyłowąsko,aniespieszyłomisięjeszczedobójki.

-

O,popatrzcie-powiedziałaFizamoimiplecami.-Wom-bat.

Prawda,żeśliczny?

Odrazusięwystraszyłam,żeczekamniepowtórkaprzygodyzAnnieAbrahams.

-

Jasne,śliczny-mruknęłam.-Tylkotrzymajsięodniegozdaleka.

Fiprzystanęłaipatrzyłyśmy,jakwombatkolebiesięnaprzód.

Zbliżaliśmysiędomiejsca,wktórymdrogadlaterenówekzaczynałaprowadzićwdół,w
stronęfarmy,iwombatzacząłodbijaćwlewo.

Pomyślałam,żetodobraokazja,bypokazaćFisztuczkę,którejsamanigdynie
próbowałam,aleoktórejopowiadałmitata.Niemającpojęcia,czysięuda-iniebardzo
wtowierząc-powiedziałamdoFi:

-

Wiesz,żeoneidązaświatłemlatarki?

TakczęstowkręcaliśmyFi,którapadałaofiarątakwielukawałów,żetymrazemnie
chciałamiuwierzyć.

-

Tak,jasne-powiedziałazpowątpiewaniem.

-

Mówięserio.Przysięgam.

Zdjęłamplecakiotworzyłambocznąkieszonkę,żebywyjąćlatarkę.

Zostawiłamplecaknaziemi,przeszłamdziesięćkrokówizapaliłamlatarkę.
Znajdowaliśmysięwśróddrzew,więcniebyłozagrożeniazestronywrogichżołnierzy.
Skierowałamświatłolatarkikuziemitużprzedwombatem,anastępnieprzesunęłamjew
bok.Kumojemuzaskoczeniuwombatodrazuskręciłiposłusznieposzedłzaświatłem.

Oczywiścieniedałamposobiepoznać,żemnietozaskoczyło.

Udawałamspokój,jakbymsiętegospodziewała.

Zaserwowałamwombatowispacerek,poruszająclatarkąnaboki.

Czułamsięjakchoreografka.Pozostaliwybuchnęliśmiechem.

27

-OmójBoże-powtarzałaFiswoimcichutkimgłosikiem,któryczasamibrzmiałtak,
jakbyunosiłsięwoddali.-Toniesamowite.

Wokółnadalbyłomałomiejsca,botużzanamiciągnąłsięSzewKrawca,apobokachrósł

background image

gęstylas.Poruszyłamwięclatarkąjeszczeraz,skłaniającwombata,byruszyłwmoją
stronę.Czułamabsolutnąpewnośćsiebie,totalnąkontrolę.Zamierzałampowolisięcofać
ipatrzeć,jakwombatdomniedrepcze.Wombatnieznałjednakmojegoscenariusza.Bez
żadnegowidocznegopowoduruszył

naprzód,opuszczającplamęświatłanaziemi.Możemniezobaczył-

chociażnaprawdęwątpię.Wombatysprawiająwrażenieprawiecałkiemślepych.
Oczywiściemogąudawać.

Napoczątkumyślałam,żetożart,izaczęłamsiępowolicofać.

Przyspieszyłam,kiedywombatzwiększyłtempo.Potemnagledomniedotarło,żemam
kłopoty.Wyglądałonato,żeruchylatarkistraciływszelkieznaczenie.Wombatzłamał
wszystkiezasady.

Przestałsiętrzymaćzarównoich,jakiświatła.Sytuacjawymknęłasięspodkontroli.
Zapomniałamowłasnejgodnościiwpadłamwpanikę.

Wombatwgalopiemożebyćnaprawdęprzerażający.Tezwierzętawyglądająjak
wypchanepoduchynaczterechmałychnóżkach,alepotrafiąnaprawdęnieźlesię
rozpędzić.Więcijatrochęprzyspieszyłam.Ignorującdzikiśmiechpozostałejczwórki,
obróciłamsię,bymócsięschronićnaścianieSzwuKrawca.

Iprzewróciłamsięowłasnyplecak.

Upadłamjakkłoda.Resztasikałaześmiechu.Muszęprzyznać,żenaprawdęsiębałam.
Myślałam,żezachwilęzostanęrozerwanaprzezdzikiegowombata.Jegopowarkiwania
brzmiałyzdecydowanienieprzyjaźnie.Pozatymwylądowałamnachorymkolanie,ato
zabolało.Przezchwilęmyślałam,żewombatnamniewskoczyiodgryziemigłowę.

Alenie.Odbiłwbokizniknąłwzaroślach.Miałdosyćludzijaknajedenwieczór.
Podniosłamsięzwysiłkiem,bezniczyjej28

pomocy.Wszyscynadalpokładalisięześmiechu.Czasamipotrafiąbyćnaprawdęgłupii
niedojrzali.Otrzepałamsię,założyłamplecakzpowrotemiruszyłamprzedsiebie.Musieli
samizdecydować,czyiśćzamną,czynie.

Najdziwniejszebyłoto,żepotejprzygodzieKevinprzestałsięnamniewkurzać.Częściej
sięśmiał,częściejrozmawiałiwłączałmniedorozmowy.Niewiem,dlaczegouznał,że
znowujestemwporządku,alenajwyraźniejmuprzeszło,więcpomyślałam,żeprawie
wartobyłozaliczyćtobliskiespotkaniezwombatem.Prawie.

RanoKevinznowubyłnaburmuszony.Zatrzymaliśmysiętużprzedpiątąranoitrochę
odpoczęliśmy.Nierozkładaliśmynamiotówanitropików,alerozwinęliśmykarimaty,żeby
sięzdrzemnąć.Spałamchybazgodzinę.Obudziłamsięwsamąporę,byusłyszeć
bzyczeniepierwszejplujkidnia.Kiedyczłowiekusłyszypierwsząplujkę,wie,żenocsię
skończyła.Imdłużejtrwalato,tymwcześniejpojawiająsięplujkiitymwięcejichjest.

Wstałamiwyjęłamkilkaproduktównaśniadanie.Żadnychfrykasów,tylkosuszone
morele,owocoweroll-upyigranolę.Zatrzymaliśmysięokołotrzystametrówod
strumienia.NauczyłamnietegoUrsula:nigdynierozbijajobozunadsamymstrumieniem,
boszumwodysprawi,żenieusłyszysz,jakktośsięskrada.

background image

Kiedyskończyłambawićsięjedzeniemipoprzekładałamkilkarzeczywplecaku-zawsze
starałamsięidealniepoukładaćrzeczywplecaku,stałosiętomoimnaczelnymhobby-
pobudzilisiępozostali.Ranożadneznasniebyłowdobrejformie.OpróczFi.Fi
zaczynałafunkcjonowaćzarazpoprzebudzeniu.Nietakjakterenowydiesel.

Wstawała,apotemnatychmiastporuszałasię,myślałaimówiłaznormalnąprędkością.
DrugiwtymrankingubyłLee,alesporomubrakowałodopoziomuFi.JaiKevin
byliśmynajgorsi.

30

Nowięcchodziłamizrzędziłam,odczasudoczasumamrocząccośdopozostałych,gdy
każdeznasprzygotowywałoswojedziwacznezestawyśniadaniowe.

Niezadaliśmysobietrudu,bypostawićkogośnawarcie,bonadalbyliśmywgęstymlesie,
choćdośćbliskodrogizWirra-weedoHolloway.Kiedymoiprzyjacielejedli,poszłam
jednaknaspacer,żebysprawdzić,czyudamisięzobaczyćcościekawego.Mimoplujek
tobyłprzyjemnyranek.Nadalwyczuwałosiętenświeżychłódtypowydlapoczątkudnia,
zanimsłońcewszystkoosuszyiprzypieczepowietrze,inawetplujkidadzązawygraną,
postanawiającposzukaćcienia.Zafundowałamsobieporządnykrótkispaceriwkońcu
zdołałamsiędobudzić,mimożejedynąinteresującąrzeczą,jakązobaczyłam,byłpstrąg
bijącyświatowyrekordwskokuwzwyż,bypochwycićprzelatującegoowada.Zupełnie
jakRoyCazaly.Rybawzbiłasięmetrnadwodę.No,prawiemetr.

Kiedywróciłam,trafiłamwsamśrodekzaciekłejkłótni.Usłyszałamjązodległościstu
metrów,cobardzomniezmartwiło.Ostatnionauczyliśmysięrozmawiaćdośćcicho.
Szczerzemówiąc,krzykibyłytakgłośne,żezpoczątkuwogólenierozpoznałamgłosów.
Przeszedł

mnieokropnydreszczstrachu,żektośnasznalazł.Gdyzdałamsobiesprawę,żetotylko
moiprzyjaciele,zociąganiemruszyłamwstronęobozu.Właśniezaliczyłammiłyspaceri
niechciałamsięmieszaćwjakieśnieprzyjemności.Słyszałam,jakHomerwrzeszczyna
Kevina:

-

Jezu,Kevin,jesteśżałosny.Niccisięniechce.

-

Lepiejbądźcieciszej-powiedziałam,kiedydonichpodeszłam.-

UsłysząwaswWirrawee.

Leestałpoddrzewem.Nigdyniewidziałam,żebytakbrzydkowyglądał.Splótłręcena
piersiizpaskudnąpogardliwąminąwpatrywałsięwKevina.Fisiedziałanad
strumieniem,trzymającswojąmiseczkęwwodzie,jakbychciałająumyć,tyleżewogóle
nieporuszałarękami.HomeriKevinstalinaprzeciwsiebiejakdwazłepsy,które
spotykająsiępierwszyraz.Gdybymielisierśćnaplecach,byłabypewniezjeżona.Jaksię
nadtymzastanowić,Homermasporowłosównaplecach…

Nie,niepowinnamztegożartować.Sprawabyłazbytpoważna.

-

background image

Wczymproblem?—zapytałam,kiedyniktnieodpowiedziałnamojeostrzeżenie.

-

Kevinaobleciałstrach-stwierdziłLee.-Znowu.

Byłamtrochęzdziwiona.Wyglądałonato,żechłopakimogązarzucaćKevinowi
tchórzostwo,ajanie.

-

Nieobleciałmnieżadencholernystrach-krzyknąłKevin.-

Zrobiłemtylesamocowy,alboiwięcej.Poprostujestemrealistą.

RodziceLeezginęli,aterazonchcetampobiecizabićkażdego,kogonapotka.Noi
dobrze,niechsobieidzie,alemniesięniespieszydosamobójstwa.

-

Kev,niejesteśmytacygłupi-rozzłościłsięHomer.-Prawiezawszeudawałonamsięich
przechytrzyć.

-

Nojasne-odpowiedziałKevin.-NaszaostatniawyprawadoWirraweezakończyłasię
wielkimsukcesem,prawda?Nicniezrobiliśmy,nicnieosiągnęliśmyTopieprzonycud,że
wogóleudałonamsięprzeżyć.

-Jeślichcesz,możeszwracaćdoPiekła-powiedziałLee-alejaniezamierzam.Cokolwiek
napotkamynanaszejdrodze,damysobieradę.

Oczywiściemamnadzieję,żeznajdziemymamęEllie,alepozatymliczęnato,że
napotkamyjakieścele,którebędziemożnazaatakować.

-

O,pieprzonybohater-prychnąłKevin.-Słuchaj,Lee,sytuacjasięzmieniła.Inwazja
zakończyłasięsukcesem.Dokonałasię.Oniwygrali.Nieważne,dokądpójdziemy.
Zobacząnas,dogoniąizłapią.

Apotemzabiją.Rozumiesz?Tojużniemasensu.Jedynymbezpiecznymmiejscem,które
nampozostało,jestPiekło.

background image

32.

-«t.

Wszędzieindziejnaswywęszą.Mówięci,wciągusześciumiesięcyzacznątu
organizowaćgórskiewycieczki,takjakzanaszychczasów,ilepiejsięmódl,żeby
pułkownikFinleyzdążyłwcześniejprzysłaćhelikopter,botonaszajedynanadzieja.

JegosłowazdenerwowałynawetFi.

-

Tojeszczeniekoniec-powiedziała,niepodnoszącgłowy.-

Nadalmyślę,żemożemyzwyciężyć.Nowozelandczycyteżtakuważają.

-

Wątpię,żebykiedykolwiekudałonamsięwszystkoodzyskać-

powiedziałHomer.-Wnajlepszymraziepewnegodnianastąpizawieszeniebroni,
podzieląnaszkrajiczęśćziemodzyskamy.Ztego,comiwyjaśniłpułkownikFinley,im
większyterenbędziemywtedykontrolowaćiimbardziejzepchniemyichdodefensywy,
tymwiększyobszardostaniemypotymwielkimpodziale.

-

PułkownikFinley.Coontamwie!-zawołałKevin.—Poprostumówi,cochcemy
usłyszeć.Bylebytylkonasskłonićdorobieniatego,czegoodnasoczekuje.Takjak
mama,któramówi:„Jedzwarzywa,aurośnieszdużyisilny”.Tonicnieznaczy.

-

Naciebiepodziałało-zauważyłam,wtypowydlasiebietaktownysposóbpróbując
rozładowaćnapięcie.Równiedobrzemogłamsięnieodzywać,boniktniezwracałna
mnieuwagi.

-

Kevin,niemożeszsobiewbićdotejwielkiejgłowy,żeniemamyinnegowyjścia?-
wycedziłLeeprzezzaciśniętezęby.Potemzacisnąłrównieżusta,takżejegowargi
utworzyłyjednąwąskąlinię.

Nigdyniewidziałamgoażtakwściekłego.-Jeślinicniezrobimy,jeślibędziemypo
prostusiedziećiczekaćnatransportdoNowejZelandii,okażemysiężałośni.Gorzejniż
żałośni.Ajeśliniktponasnieprzyleci,będziemymielipozamiatane.Naprawdę
pozamiatane.

Czasaminiemajużdalszychpytań.Czasaminiemaoczymdyskutować.Jeśliwogóle
mamyjakiśwybór,tochybajestprosty:możemyzginąćwwalcealboumrzećjako

33

tchórze.Tokiepskieopcje,zgoda,alejeślinaszasytuacjarzeczywiścietakwygląda,ja

background image

wiem,cowybiorę.

OświadczenieLeetakbardzonamiwstrząsnęło,żezamilkliśmy.

Ubrałwsłowato,cosamaczułamodjakiegośczasu,choćniestanęłamztymtwarząw
twarz.Zwinęliśmykarimatyiwłożyliśmyresztkiśniadaniazpowrotemdoplecaków.
Potemruszyliśmydalej.

Nadalniktsięnieodzywał.Półgodzinywcześniejporanekwydawał

misięprzyjemny,aleterazstraciłswójurok.

Kevinnadalzanamiczłapał.Jeślinawetprzyszłomudogłowy,żebysamotniewrócićdo
Piekła,niemiałodwagiwcielićtychzamiarówwżycie.Przypomniałymisięsłowamojej
trenerkihokeja,paniSanderson,którapowiedziała,żenieśmialigraczenajczęściej
odnosząobrażenia.Zastanawiałamsię,czytozłyznakdlaKevi-na.

Podkreślam,niejestempewna,czypaniSandersonmiałarację,bownaszejdrużynie
najwięcejobrażeńodnosiłaRobyn,którabezwątpieniabyłanasząnajbardziejagresywną
zawodniczką.

WyszliśmynadrogęzWirraweedoHollowayiskręciliśmywprawo.

Taczęśćtrasybyłaosłoniętadrzewamizobustron,więcmogliśmyzłatwościąunikać
pojazdów,dającnurawzarośla,gdytylkousłyszeliśmywarkotsilnika.Wmilczeniu
wlekliśmysiędalej,zagubieniwmyślach.Napoczątkutejwyprawyczułamdreszczyk
podniecenia,aleterazbyłojużgorzej.Chybapodświadomieliczyłamnato,żepójdziemy,
znajdziemymojąmamę,wszyscywpadnąwdzikąradość,apotembędążylidługoi
szczęśliwie.Niezbytdobrzetowszystkoprzemyślałam.

Szłamzespuszczonągłową,patrząc,jakprzykażdymkrokupył

opadaminabuty.Stare,dobre,wiernebuty.GdybyłamwwięzieniuwStratton,strażnicy
zabralimisznurówki,alepowyjściustamtądnadalmiałamtebutynanogach.Teraz,
kilka’miesięcypóźniej,wydawałyjużprawieostatnietchnienie,pozostałoimzaledwie
kilkakilometrówżycia.Wyglądałynaniekochane-coniebyłoprawdą-izaniedbane-co
niąbyło.Kiedyś

34

miałybarwęoliwkowejzieleni,bardzociemnej.Odnosiłosięwrażenie,żejeśliczłowiek
przyjrzyimsięwystarczającouważnie,gdzieśwgłębitejzielenidostrzeżeczerń.Teraz
miałyodcieńjaśniejszej,wyschniętejzieleni.Kolorwypłowiałwskutekciężkiegożywota.
Byłypodrapane,znoszoneizmatowiałe,zwłaszczanaczubkach.Nasameczubki
mogłabymzużyćcałeopakowaniepasty.

Podobniejakwiększośćbutów,mojetakżewymagałysporowysiłkuoporanku,kiedyje
wkładałam,alegdyjużznalazłysięnanogach,stawałysięnajwygodniejsząparą,jaką
kiedykolwieknosiłam.Niebyłyzbytefektowne,alezatobardzosolidne.Niechciałamsię
znimirozstawać.Tworzyłyjednąznielicznychwięzi,którenadalłączyłymniezdomem.

Homer,któryszedłprzedemną,prowadzącnasząpaczkę,naglesięzatrzymał.Omalna
niegoniewpadłam,aleszybkozdałamsobiesprawę,dlaczegostanął.Dotarliśmynaskraj
lasuiprzednamiotwierałysiępolauprawne.Właśniepokonałamczterykilometry,

background image

myślącwyłącznieoswoichbutach.Życiebywazabawne.Przedwojnączasami
jeździliśmyzWirraweedoStrattoniprzezcałąpodróżniczegoniezauważałam.
DojeżdżaliśmydoStratton,ajaniemiałampojęcia,jaksiętamdostaliśmy,wogólenie
pamiętałamdrogi.Terazprzydarzyłomisiętosamowwersjipieszej.

Domyśliłamsię,żejesteśmyjakieśtrzykilometryodHollo-wayWest,którenamapie
tworzyłokropkęoddalonąodsamegoHollowayomniejwięcejpięć,sześćkilometrów.
Przetrząsałamumysł,próbującsobieprzypomnieć,cotamjest.Stacjabenzynowaisklep,
szkoła,którąrządzamknąłtużprzedwybuchemwojny,dwakościołyizczterdzieści
domów.Przynajmniejtaktozapamiętałam.Agdywślizgnęliśmysięwzaroślaizdjęliśmy
plecaki,żebyzrobićprzerwę,okazałosię,żepozostalipamiętająniewielewięcej.

35

Czekałanasjednakdośćłatwatrasa.Staradroga,obecniezaledwieleśnytrakt,biegła
kilkasetmetrówwgłąblasu,równolegledonowejszosy.Wiedziałam,żeprowadziażna
szczyt,apotemchybaciągnęłasiędalej,gdzieśniedalekoMicklemore,kudawnemu
osiedluwojskowemu.Wokolicyniebyłonic,comogłobynaszainteresować,oprócz
dobrychkryjówekiewentualnejokazjiznalezieniakilkuniesplądrowanychchat.
Mieszkałotutrochędziwnychludzi:weteranów,hippisówitych,którzywoleliżyćzdala
odinnych.

Ruszyliśmywięcnajkrótsządrogąkustaremutraktowi.Wiłsięmiędzydrzewamii
przecinałparęstrumieni.Byłatoprzyjaznatrasa,poznaczonakoleinamiipylista.
Poczułamsympatiędoludzi,którywielelattemuwyrylijąwtymsuchymlesie.Lasy
kojarząsięzpięknemprzyrodyiczęstofaktyczniesąpiękne,aletenniebył.Rosłotam
tylkomnóstwomałychiśrednicheukaliptusów,prawieniewidziałamposzycia,ajedynie
zgaszonązieleńizgaszonybrązpozbawionejaśniejszychbarw.Niezauważyłamnawet
ptaków.

Mimotowlesienadalczułamsięjakwdomuibyłotambezpiecznie.

Szliśmypowoli,przedewszystkimzpowoduzmęczenia,alechybarównieżdlatego,że
niemieliśmyżadnegokonkretnegocelu.

Planowaliśmy,żenocąposzpiegujemynafarmach,ażudanamsięznaleźćjeńców,z
którymibędziemożnaporozmawiać.Mieliśmynadzieję,żeudzieląnamjakichś
informacjinatematmoichrodzicówipowiedzącoś,conampodpowie,dokądpójśćico
zrobić.Tymczasembyliśmyotwarcinasugestie.

Dotarliśmydoskrzyżowania,gdziepylistadroga,któraodchodziłaodgłównejtrasy,
spotykałasięznaszymtraktem.Prowadziłanawysypiskośmieci.Byłoonodośćduże-
choćjaknastandardydużegomiastaniewielkie-leczsłużyłozarównoWirrawee,jaki
Holloway.

Jużprzedpołączeniemradmiejskichkorzystałyzniegoobamiasta.

36

Czekałanasjednakdośćłatwatrasa.Staradroga,obecniezaledwieleśnytrakt,biegła
kilkasetmetrówwgłąblasu,równolegledonowejszosy.Wiedziałam,żeprowadziażna
szczyt,apotemchybaciągnęłasiędalej,gdzieśniedalekoMicklemore,kudawnemu

background image

osiedluwojskowemu.Wokolicyniebyłonic,comogłobynaszainteresować,oprócz
dobrychkryjówekiewentualnejokazjiznalezieniakilkuniesplądrowanychchat.
Mieszkałotutrochędziwnychludzi:weteranów,hippisówitych,którzywoleliżyćzdala
odinnych.

Ruszyliśmywięcnajkrótsządrogąkustaremutraktowi.Wiłsięmiędzydrzewamii
przecinałparęstrumieni.Byłatoprzyjaznatrasa,poznaczonakoleinamiipylista.
Poczułamsympatiędoludzi,którywielelattemuwyrylijąwtymsuchymlesie.Lasy
kojarząsięzpięknemprzyrodyiczęstofaktyczniesąpiękne,aletenniebył.Rosłotam
tylkomnóstwomałychiśrednicheukaliptusów,prawieniewidziałamposzycia,ajedynie
zgaszonązieleńizgaszonybrązpozbawionejaśniejszychbarw.Niezauważyłamnawet
ptaków.

Mimotowlesienadalczułamsięjakwdomuibyłotambezpiecznie.

Szliśmypowoli,przedewszystkimzpowoduzmęczenia,alechybarównieżdlatego,że
niemieliśmyżadnegokonkretnegocelu.

Planowaliśmy,żenocąposzpiegujemynafarmach,ażudanamsięznaleźćjeńców,z
którymibędziemożnaporozmawiać.Mieliśmynadzieję,żeudzieląnamjakichś
informacjinatematmoichrodzicówipowiedzącoś,conampodpowie,dokądpójśćico
zrobić.Tymczasembyliśmyotwarcinasugestie.

Dotarliśmydoskrzyżowania,gdziepylistadroga,któraodchodziłaodgłównejtrasy,
spotykałasięznaszymtraktem.Prowadziłanawysypiskośmieci.Byłoonodośćduże-
choćjaknastandardydużegomiastaniewielkie-leczsłużyłozarównoWir-rawee,jaki
Holloway.

Jużprzedpołączeniemradmiejskichkorzystałyzniegoobamiasta.

36

Czekałanasjednakdośćłatwatrasa.Staradroga,obecniezaledwieleśnytrakt,biegła
kilkasetmetrówwgłąblasu,równolegledonowejszosy.Wiedziałam,żeprowadziażna
szczyt,apotemchybaciągnęłasiędalej,gdzieśniedalekoMicklemore,kudawnemu
osiedluwojskowemu.Wokolicyniebyłonic,comogłobynaszainteresować,oprócz
dobrychkryjówekiewentualnejokazjiznalezieniakilkuniesplądrowanychchat.
Mieszkałotutrochędziwnychludzi:weteranów,hippisówitych,którzywoleliżyćzdala
odinnych.

Ruszyliśmywięcnajkrótsządrogąkustaremutraktowi.Wiłsięmiędzydrzewamii
przecinałparęstrumieni.Byłatoprzyjaznatrasa,poznaczonakoleinamiipylista.
Poczułamsympatiędoludzi,którywielelattemuwyrylijąwtymsuchymlesie.Lasy
kojarząsięzpięknemprzyrodyiczęstofaktyczniesąpiękne,aletenniebył.Rosłotam
tylkomnóstwomałychiśrednicheukaliptusów,prawieniewidziałamposzycia,ajedynie
zgaszonązieleńizgaszonybrązpozbawionejaśniejszychbarw.Niezauważyłamnawet
ptaków.

Mimotowlesienadalczułamsięjakwdomuibyłotambezpiecznie.

Szliśmypowoli,przedewszystkimzpowoduzmęczenia,alechybarównieżdlatego,że
niemieliśmyżadnegokonkretnegocelu.

background image

Planowaliśmy,żenocąposzpiegujemynafarmach,ażudanamsięznaleźćjeńców,z
którymibędziemożnaporozmawiać.Mieliśmynadzieję,żeudzieląnamjakichś
informacjinatematmoichrodzicówipowiedzącoś,conampodpowie,dokądpójśćico
zrobić.Tymczasembyliśmyotwarcinasugestie.

Dotarliśmydoskrzyżowania,gdziepylistadroga,któraodchodziłaodgłównejtrasy,
spotykałasięznaszymtraktem.Prowadziłanawysypiskośmieci.Byłoonodośćduże-
choćjaknastandardydużegomiastaniewielkie-leczsłużyłozarównoWir-rawee,jaki
Holloway.

Jużprzedpołączeniemradmiejskichkorzystałyzniegoobamiasta.

36

-1

My,drobnifarmerzy,wzasadzienanieniejeździliśmy,bojakwszyscyrolnicymieliśmy
wysypiskowewłasnymgospodarstwie.NapastwiskuNelliesbyłdół,doktórego
wrzucaliśmyodpady,odkąddziadekkupiłtęziemię.Możnabyłostanąćnakrawędzii
ujrzećcałąhistorięnaszejfarmypodpostaciąwielkiejstertyuswoichstóp.Może
pewnegodniadokopiesiędoniejjakiśarcheologinapiszeksiążkęomojejrodzinie.
Pierwszysamochódrodziców,kremowypikapaliant,nadaltamrdzewiał,podobniejak
roztrzaskanykuchennystółzlaminatu,naktóryrunąłpijanypostrzygaczwszopiedo
strzyżeniaowiec.Byłytampłatyblachyzerwanezdachuprzezburzępiaskowąw1994
roku,dziurawezbiorniki,kilkasamochodówitraktoróworazkawałkimaszyn.Leżałytam
pozostałościpomoichkatastrofalnychwskutkachpróbachpędzeniapiwaimbirowego-
dziesiątkibutelek,któreeksplodowałyodnadmiarugazu-ipompa,któraspłonęła,kiedy
zwłokiutopionejowcydostałysiępodzawórstopowyiuniosłygonadwodę.Owcateż
trafiładodołu,lądującnastarymkomputerze,którypróbowaliśmysprzedaćprzezpółtora
roku.Tatawkońcustracił

cierpliwośćiwyrzuciłgownapadziezłości.

Któregośrokuwczasieprzerwybożonarodzeniowejpróbowałamułożyćpuzzle
przedstawiająceocean.Potrzechtygodniachmiałamdość.Zebrałamtysiąckawałków,
pomaszerowałamnaskrajdołuiwyrzuciłamjeceremonialnymgestem.

Naszdółnaśmiecibyłchybaczymśwrodzajumuzeumrolnictwa.

Tatauważał,żekażdywyrzuconytamprzedmiotmaswojąhistorię.

•N

NawysypiskoWirrawee-Hollowayjeździliśmytylkowtedy,gdymusieliśmysiępozbyć
jakichśsubstancjitoksycznych,naprzykładchemikaliów.Wrzucalijetamdospecjalnego
zbiornika.DlategogdytatamusiałpocośjechaćdoHolloway,czasamiwrzucałnapakę
ładunekodpadów.

37

-Płacimytakiepodatki,żerówniedobrzemożemyztegoskorzystać-

mówił.

Prawiezakażdymrazemmutowarzyszyłaminawetlubiłamtewycieczki.Najbardziej

background image

podobałomisięzadawnychczasów,zanimposprzątanonawysypisku.Stałowtedy
otwarteprzezdwadzieściaczterygodzinynadobęiwszędziewalałysięśmieci.Człowiek
nigdyniewiedział,cotamznajdzie.PotemzaczęłysięproblemyzestronyKomisji
OchronyŚrodowiskaalboczegośwtymrodzaju,więcradamusiałazatrudnićgościa,
którymiałpilnowaćporządku.Noizrobiłosiętrochęnudno.Wysypiskobyłootwarte
tylkopięćdniwciągudwóchtygodni,bodzieliliśmysięDarrylem-czyligościem,który
tampracował-zwysypiskiemwRisdon.Przezpięćdnipracowałnaichwysypisku,a
przeznastępnepięćnanaszym.Odwalałkawałdobrejroboty,codotegoniktniemiał
wątpliwości.Pomiesiącujegopracybutelkiznalazłysięwjednejczęściskładowiska,
papierwdrugiej,awszystkiesamochodyutworzyłyogromnąstertęnapołudniowym
krańcu.Natereniewysypiskazbudowałblaszanąszopę,wktórejtrzymałwszystko,co
mogłomiećjakąśwartość,naprzykładstarelodówki,siedzeniasamochodówikawałki
drewna.Byłbardzozorganizowany.

PewnegodniatatamusiałpojechaćdoHolloway,więcpomyślał,żeprzyokazjiwpadnie
nawysypisko.Chciałwyrzucićtrochępłynuodkażającegodlaowiec,któremudawno
minąłterminważności.Aponieważitakmusiałtamzajechać,zabrałteżstarąkuchenkę.

Załadowaniejejnapakęwymagałogodzinysiłowaniasię,poceniaiprzeklinania.W
końcutrzebabyłoużyćdźwigu.Zjegoimojąpomocąkuchenkatrafiłanapakę.Potem
tatadorzuciłjeszczebeczkipłynuodkażającegoiruszyliśmywdrogę.Wszystkiego
pozbyliśmysięnawysypisku,akiedyodjeżdżaliśmy,tatazapytałDarryla,czymajakiś
starydywan.Mamachciałagorozłożyćwogrodzie,żebyzdusićchwasty.

38

-

NiechpanzajedziewdrodzepowrotnejzHolloway.Wyciągnęcośdlapana.

-

Dobra-powiedziałtata.-Wielkiedzięki.

Dwiegodzinypóźniejwracaliśmyzmiastaiskręciliśmynapółnocnykraniecwysypiska,
byzabraćdywan.Gdypodjechaliśmydobuldożera,zauważyliśmyfacetawpikapie.

-

Hej,kolego-zagadnąłmojegotatę.-Możemógłbyśmipomóc?

-

Jasne-odpowiedziałtata.-Comogędlaciebiezrobić?

-

Tylkopopatrz,coktośwyrzucił.Niedowiary,żeludziepozbywająsiętakichrzeczy.
Idiotówniebrakuje,nonie?

Ioczywiściepoprowadziłtatęprostodonaszejkuchenki.

Tataspiorunowałmniewzrokieminiesposóbbyłoniezrozumiećjegoprzesłania.Teoczy
mówiły:„Powiedzchociażjednosłowo,młodadamo,aprzeznastępnetrzylata
codzienniebędzieszwycinałarzepyzwełny”.

background image

Nowięcstałamipróbującpowstrzymaćsięodśmiechu,patrzyłam,jaktataitenfacet
wysilająsię,pocąiprzeklinają,bywkońcuzaładowaćkuchenkęnapikapa.Muszę
przyznać,żenawetimtrochępomogłam.Facetbyłogromniewdzięcznymojemutacie.
Ciąglepowtarzał,jakietowspaniałeznaleziskoiżektoś,ktowyrzuciłtękuchenkę,musiał
byćstraszniegłupi.Kiedyjużjąprzywiązali,zamknęliklapęifacetodjechał,tata
odwróciłsiędomnieipowiedział:

-

Nieważsiępisnąćotymmamie.Nigdy.

-

Okej,tato-powiedziałam.-Możeszmizaufać.

-

Wtejsprawie?-odparł.-Wątpię.

Nigdyniepotrafiłsięśmiaćztejhistorii,akiedykilkatygodnipóźniejpróbowałamztego
zażartować,uciszyłmnie,zanimzdążyłamdokończyćpierwszezdanie.

Ateraz,rokpóźniej,znówbyłamnawysypisku.Czegobymniedała,byzobaczyćDarryla
przybramie,jakiegośfaceta39

paplającegooswoimwspaniałymznaleziskuimojegotatę,którygotującsięzezłości,
ładujekuchenkęnajegopikapa.

Byłajużprawieporalunchu.Namyślowejściunawysypiskozrobiłomisiętrochę
niedobrze.Oczamiwyobraźniwidziałamstertygnijącegojedzenia,którezawszewalało
siępocałymterenie,otoczonechmuramimuch.Niemogłamjednakpozwolić,by
zapanowałanademnąwyobraźnia:ostatniomusiałamnaniąuważać.

Wyobraźniaipamięćstałysięmoimiwrogami.Przedwojnąsięprzyjaźniłyśmy.Teraz
musiałamjekontrolowaćnawszystkiemożliwesposoby.Wprzeciwnymrazienie
przeżyłabymjużanijednejspokojnejnocy-acodopierospokojnegodnia.

Wysypiskonicsięniezmieniło.Srokiikrukiprzechadzałysięponimkrokiemwłaścicieli.
Zobaczyłamogromnegóryodpadówzepchniętebuldożeremp.w.-przedwojną.Pośród
papieru,plastikuizbutwiałegodrewnależałydziwnesterty,którychniesposóbbyło
zidentyfikować.

Szare,białeibrązowe:zapleśniałestosy,nieprzypominająceniczego,cowidziałosię
wcześniej,icomożnabyłozobaczyćgdzieśindziej.

Weszliśmynawysypiskobezwiększegoentuzjazmu,któregozresztąbrakowałonamod
rana.Niebyliśmypewni,corobićaniczyszukamyczegośkonkretnego.Zaczęłamsię
zastanawiać,pocowogólezaprzątamysobiegłowęwysypiskiem.Bowłaściwiejakito
miałosens?Snuliśmysiębezcelu-samaniewiem,możeliczyliśmynato,żecoś
znajdziemy.Wkońcutakieposzukiwaniabyłyterazpodstawąnaszegostylużycia.Może
jużniedługobędziemywdzięcznizaszansęprzespaniasięwkartonowympudlena
śmietnisku.„Znalazłeśkarton?

Luksus!”

background image

Mimowszystkospędziliśmytamgodzinęidobrzesiębawiliśmy.Niebyłtowprawdzie
Disneyland,aleznaleźliśmykilkaciekawostek.

NawetKevinznowusięrozchmurzył,nachwilę,choćniechciałnamdaćsatysfakcjii
próbowałtoprzednamiukryć.Fiznalazłatrzcinowykoszpełenpopsutychzabawek-
misiów,

40

Humphreyów,małpekitygrysków,wszystkiepolicznychamputacjach-izaczęłasięnimi
rzucaćzHomerem.Jamiłospędziłamczas,czytającstaregazety.Nawierzchubyłyżółtei
brudne,alegdydostałamsiękilkacentymetrówniżej,ichjakośćsiępoprawiła.Byłoto
trochęprzygnębiająceiznowuzatęskniłamzadomem,alepozatymczułamsiędziwnie.
Dawniejprzejmowaliśmysiętakimibzdurami!

Jedenzartykułówwdzialesportowymzaczynałsięodsłów:„Northzapłaciłozatragiczną
kontuzjękolanaBarry’egoMcManusautratąwszelkichszansnaudziałwtegorocznych
finałach”.

„Tragicznakontuzja!-pomyślałam.-Powiemwam,cojesttragiczne.

Tragicznejestto,żeLeestraciłrodziców.Tragicznejestto,żeRobyn,CorrieiChris
zostalipozbawienipięćdziesięciualbosześćdziesięciulatżycia.Tragicznejestto,żejeden
krajnapadanadrugi,grabigoiokupuje.Tojesttragiczne”.

Dałamsobiespokójzgazetamiizaczęłamspacerowaćpowysypisku,kopiącprzedmioty
walającesiępodnogamiiodczasudoczasuprzystając,bysięczemuśprzyjrzeć.Fii
Homerznudzilisięswojązabawąichcielijużiść.StaliprzyblaszanejszopieDar-rylai
wołalinas.Kevinjużprawiedonichdołączył,aLeeopuszczałmałyplaczabaw,który
udałomusięznaleźć,iteżzmierzałwichstronę.Z

westchnieniemodwróciłamsięplecamidostosustarychzdjęćrozrzuconychnaziemii
poszłamzaprzyjaciółmi.

Dotarłamdobarakujakoostatniailedwiezdążyłam.Gęstezaroślaotaczającewysypisko
byłydobrązasłoną,któratłumiłahałasnadrodze.Szłamdoprzyjaciółzszerokim
uśmiechemnatwarzy,zamierzającimopowiedziećokomiksiewjednejzgazet,gdy
zobaczyłam,żetwarzHomeranaglesięwykrzywia,jakbyużądliłagoosa.

-Ellie!Uważaj!-krzyknął.

Niemalwtejsamejsekundzieusłyszałamwarkot.Warkotsilnikówciężarówek
pracującychnaniskichobrotach.Napoczątku41

myślałam,żetotylkojedenpojazd,alepotemzdałamsobiesprawę,żejestichwięcej.
Homeripozostalizniknęliwszopie.Wyglądałototak,jakbywpadlidośrodkajednym
płynnymruchem,niczymcyrkowiklauni.Gdybybyłczasnażarty,mogłabymznich
zażartować.Alestarczyłoczasutylkonastrach.Samawskoczyłamdoszopy.Głupiobyło
siępakowaćwtakąśmiertelnąpułapkę,aleniemieliśmyinnegowyjścia.Szopęotaczała
pustaprzestrzeń.Najbliższąosłonąbyłyzaroślaoddaloneosześćdziesiąt,osiemdziesiąt
metrów.Gdybyśmydonichpobiegli,zostalibyśmyzauważenijużwpołowiedrogi.

Chociażwzasadzieniewiedziałam,czyktośprzypadkiemniezauważyłmojegotyłkai

background image

piętznikającychwmałejblaszanejszopie.

Znajdowałamsiępewniewpoluwidzeniaprzybyszy.Aruchbardzołatwozauważyć.Od
razurzucasięwoczy.Dobiegłamdobarakunajszybciej,jakumiałam.Niewiedziałam
tylko,czywystarczającoszybko.Padłamnaprzyjaciół,przewracającHomeraiFi.Nikt
jednakniemarnowałsłównadyskutowanieotakbłahychproblemach.Gdytylkosię
pozbieraliśmy,zajęliśmypozycje,zktórychmogliśmyobserwować,cosiędzieje.
Ciężarówkiprzejeżdżałyjużobokbaraku-

miałamfuksa.

Zajęłampozycjętużnadpodłogą.Wyglądałamprzezszczelinęwblaszewrogubudynku.
Miałamwystarczającodobrywidok,byzyskaćdośćjasnyobrazsytuacji.Doliczyłamsię
trzechdużychciężarówek,aletrzypierwszeprawdopodobnieminęłybarak,zanim
znalazłamswójpunktobserwacyjny.Zauważyłamdwiedużeśmieciarkiimałą
ciężarówkędoprzewozumebli.Cikolesieprzyjechalizpoważnąmisją.Prawdopodobnie
byłtoichwypadtygodnia.Możliwe,żeprzywieźliśmiecizWirrawee.Jaknamałe
Hollowaywydawałosięichzbytdużo.

Ostatniaciężarówkazatrzymałasiętużprzybaraku,pozamoimpolemwidzenia.
Próbowałamwywnioskować,cosiędzieje,napodstawieodgłosów.Chybaustawilisięw
kolejkę,żeby42

zrzucićśmieci.Homermocnosiędomnieprzysunął.Poczułam,jakjegołokiećwbijami
sięwżebra.Poruszyłamsiętrochę,żebysięodniegouwolnić.

-

Coterazzrobimy?-szepnęłazrozpaczonaFi.

Niktnieodpowiedział.Wszyscybyliśmywtotalnymszoku.Wjednejchwilisię
wygłupialiśmy,nieczującżadnejpresji,bawiącsięnastarymdobrymwysypisku,ajużw
następnejzaglądaliśmyśmierciwoczy.Widziałamjejźrenice.Wcześniejteżocieraliśmy
sięośmierć.

Mimotopoczułam,żetymrazemmożenaprawdębyćponas.Odjakiegośczasu
nawiedzałamnieśmiesznamyśl,żegdynaszłapią(myślałamotymjużwkategoriach
„kiedy”,anie„jeśli”),nastąpitopewniewjakiśgłupi,zwyczajnysposób-bezdramatów
iwielkichscen,niepodczaswysadzaniamostuwpowietrze,braniazakładnikaalbo
atakowaniakonwoju,aleweśniealbowtoalecie.Albogdyskręcimyścieżkągdzieśw
środkulasu,gdziedotądczuliśmysiębezpieczni,iujrzymyprzedsobątysiącżołnierzyz
wycelowanymiwnaskarabinami.

Właśnietosięterazdziało.Sytuacjabyłazupełnieniepozornainaglewpadliśmyw
pułapkę.Kapnęłanamniejakaściecz.TobyłpotHomera.Gorący.Niemogłamnic
poradzić.Zresztąitakniemiałotoznaczenia.WkońcuktośodpowiedziałnapytanieFi.
Odziwo,tymkimśokazałsięKevin.

-

Poprostutuprzeczekamy.

Kiepskaodpowiedź.Gdybydobarakuwszedłjakiśżołnierz,byłobyponas,

background image

doigralibyśmysię.

NiktznasniezareagowałnasłowaKevina.Wyglądałojednaknato,żeprawdziwe
rozstrzygnięcieprzyjdziezzewnątrz.Wmoimpoluwidzeniaukazałsiężołnierz.Szedł
powoli,zwyczajnie,jakbymusięnudziło.Zustzwisałmupapieros.Facetszedłprostona
nas.Odrazubyłowidać,cosiędzieje.Postanowiłzajrzećdoszopy.

43

Gdybyłpięćmetrówoddrzwi,usłyszałamczyjśkrzyk.Mężczyznazatrzymałsięi
spojrzałwstronę,zktórejdobiegłgłos,apotemwzruszyłramionami,zawróciłiposzedłz
powrotemrównieospalejakwcześniej.

Rozległsięwarkotciężarówkijadącejnaniskimbieguipiskliwy,przeszywającysygnał
cofania.Słyszałam,jakcofająpozostałeciężarówki.Chybakolejkaruszyła.Żołnierz,
któryszedłsprawdzićbarak,prawdopodobniedostałrozkaz,byprzesunąćswójpojazd.

Nagleukazałamisiępierwszaciężarówka.Domyśliłamsię,żejużpozbyłasięładunku.Z
piskiemhamulcówichrobotaniemzatrzymałasiędokładnienaprzeciwmojejszczeliny.
Toteżbyłamałaciężarówkadoprzewozumebli,tyleżebardzodługa.

Potemkierowcaruszyłwnasząstronę.Facetzciężarówkidoprzewozumebliwysiadłz
kabiny,przeciągnąłsięiskierowałkrokiwstronęszopyzniecowiększąwerwąniżjego
poprzednik.

Zesztywniałam.Comieliśmyrobić?Niemogliśmygozabić.Pozostaliodrazuruszyliby
zanamiwpogońitylkopogorszylibyśmyswojąsytuację,gdybyzobaczyli,że
uśmierciliśmyimkolegę.Mogliśmyliczyćnajwyżejnato,żeniezastrzeląnasnamiejscu.
GdybynaszabralidoWirrawee,dośćszybkobyodkryli,żetomyzabiliśmyichoficera,
nawetjeślitobyłwypadek.Takjakby.

Agdybywszczęlidochodzenie,moglibynasskojarzyćzwielomainnymipostępkami.

ZdrugiejstronyzabraniedoWirraweebyłonajlepszymscenariuszem,najakimogliśmy
miećnadzieję,bopodrodzemielibyśmyprzynajmniejszansęuciec.

Kierowcanadalszedłprostododrzwi.Niebyłmłodzieniaszkiem-

miałzeczterdzieścilat-inienosiłmunduru.Chybaniesłużyłwwojsku.Nie
potrzebowaliżołnierzydowożeniaśmiecinawysypisko.

44

Zniknąłmizpolawidzenia,bomojaszczelinaniedawaławielkichmożliwości.Czułam
takwielkienapięcie,żeniemogłamoddychać.

Płucaprzeszywałmidziwnyból.Gapiłamsięnadrzwi,czekając,kiedysięotworzą.Ale
sięnieotworzyły.Pochwilifacetwróciłdoswojegopojazdu.Niósłcałenaręczejuty.
Przypomniałamsobiestertęjutowychworkówprzydrzwiachbaraku,któreleżałytampod
osłonądachu.

Facetwdrapałsięnapakę.Byłtamtylkochwilę,apotemwróciłiznowuruszyłwnaszą
stronę.Ponowniepodniósłstertęjutowychworkówizaniósłjedociężarówki.

Tymrazem,kiedykierowcabyłnapace,Leezakradłsiępoddrzwi,przywarłdościanyi

background image

wyjrzałnazewnątrz.Potemszepnął:

-

Hej,wszyscysązajęci,zrzucająładunekręcznie.

Niktsięnieodezwał.Leenajwyraźniejczekałnajakąśreakcję.Gdyżadneznasnicnie
powiedziało,dodał:

-

Chybapowinniśmyspróbowaćsięstądwydostać.Kiedytenfacetjeszczerazpójdziedo
samochodu.

Poczułam,żeHomersięporusza,alemimotonadalmilczał.Jegopotkapałnamniejak
deszcz.

-

Dokądmielibyśmypójść?-zapytałaFi.

-

Podejdziemydociężarówkioddrugiejstrony.Potemmożemyspróbowaćukryćsięwtych
zaroślachprzyogrodzeniu.Alboprzemknąćdotamtychwraków.

-

Ale…-zacząłKevin.

-

Ciii-uciszyłgoHomer.

Facetwracał.Tobyłjegotrzecikurs.Gdytylkoodwróciłsięwstronęciężarówkiz
następnymnaręczemworków,HomerdołączyłdoLeepoddrzwiami.Wyglądałonato,że
podjęlidecyzjęzanaswszystkich.

Tozawszemnierozwścieczało.

Niebyłojednakczasunakłótnie.Ruszyłamzanimidodrzwi.

Czułam,żeFiiKevinidątużzamną.Kiedyfacetwszedłpodrabincenapakę,Lee
otworzyłdrzwi.Jeszczerazszybkospojrzał

45

wlewo.Najwidoczniejmężczyźnipodrugiejstroniewysypiskanadalbylizajęci,bood
razuruszyłdoprzodu.Homerposzedłzanim,nawetsięnierozglądając,couznałamza
dośćzaskakujące.Jaoczywiściesięrozejrzałam.Pospiesznie,alejednak.Niebyłowiele
dooglądania.

Tylkociężarówkazdługąprzyczepązwróconąwstronęgóryśmieciorazparukolesi
zrzucającychzniejodpady.Ktośztyłu-FialboKevin,choćzałożęsię,żeKevin-lekko
mniepopchnął.Poczułamprzypływzłości,aleitymrazemniebyłoczasunaemocje.

Pochyliłamgłowęipobiegłam.

Takjakchłopakiokrążyłamkabinęciężarówki.Znalazłamichpodrugiejstronie,gdzie

background image

opieralisięodługąpakę,próbującniedyszeć.

Obajgapilisięnamniewytrzeszczonymioczami.Byłytakwielkieinieproporcjonalne,że
przypominałyoczypsachi-huahua.Mojepewniewyglądałytaksamo.

NaglezbokupodbieglidomnieFiiKevin.Wszyscyprzylgnęliśmydometalowej
ciężarówkiznadzieją,żeniktnasniewidział,żekierowcanasniesłyszał.Przykucnęłami
zajrzałampodsamochód,próbującsprawdzić,cosiędzieje.Pochwilizobaczyłamstopy
kierowcy.Szedłwzdłużsamochodupodrugiejstronie,apotemoczywiścieodbiłwstronę
szopy.Mieliśmychwilę,byzaplanowaćnastępnyruch.Wstałamiużywającjęzyka
migowego,pokazałamprzyjaciołom,cosiędzieje.

Wodpowiedzitylkosięnamniegapili.Byliprzerażeniinadalwytrzeszczalitewielkie
oczy.

Kiedysięrozejrzałam,zobaczyłamto,coonizauważylijużwcześniej.

Mieliśmypoważnyproblem.Zaroślapodogrodzeniembyłyzbytdaleko.Dzieliłonasod
nichzpięćdziesiątmetrów.Aprzezczterdzieścidziewięćztychpięćdziesięciubylibyśmy
wystawieninawidokresztykierowców.Wrakisamochodów,októrychwspomniał

Lee,byłyniewielelepsze.Równieoddalonejakogrodzenie,tyleżewjeszczebardziej
niebezpiecznymkierunku,niedalekorozładowywanejciężarówki.

46

wlewo.Najwidoczniejmężczyźnipodrugiejstroniewysypiskanadalbylizajęci,bood
razuruszyłdoprzodu.Homerposzedłzanim,nawetsięnierozglądając,couznałamza
dośćzaskakujące.Jaoczywiściesięrozejrzałam.Pospiesznie,alejednak.Niebyłowiele
dooglądania.

Tylkociężarówkazdługąprzyczepązwróconąwstronęgóryśmieciorazparukolesi
zrzucającychzniejodpady.Ktośztyłu-FialboKevin,choćzałożęsię,żeKevin-lekko
mniepopchnął.Poczułamprzypływzłości,aleitymrazemniebyłoczasunaemocje.

Pochyliłamgłowęipobiegłam.

Takjakchłopakiokrążyłamkabinęciężarówki.Znalazłamichpodrugiejstronie,gdzie
opieralisięodługąpakę,próbującniedyszeć.

Obajgapilisięnamniewytrzeszczonymioczami.Byłytakwielkieinieproporcjonalne,że
przypominałyoczypsachi-huahua.Mojepewniewyglądałytaksamo.

NaglezbokupodbieglidomnieFiiKevin.Wszyscyprzylgnęliśmydometalowej
ciężarówkiznadzieją,żeniktnasniewidział,żekierowcanasniesłyszał.Przykucnęłami
zajrzałampodsamochód,próbującsprawdzić,cosiędzieje.Pochwilizobaczyłamstopy
kierowcy.Szedłwzdłużsamochodupodrugiejstronie,apotemoczywiścieodbiłwstronę
szopy.Mieliśmychwilę,byzaplanowaćnastępnyruch.Wstałamiużywającjęzyka
migowego,pokazałamprzyjaciołom,cosiędzieje.

Wodpowiedzitylkosięnamniegapili.Byliprzerażeniinadalwytrzeszczalitewielkie
oczy.

Kiedysięrozejrzałam,zobaczyłamto,coonizauważylijużwcześniej.

background image

Mieliśmypoważnyproblem.Zaroślapodogrodzeniembyłyzbytdaleko.Dzieliłonasod
nichzpięćdziesiątmetrów.Aprzezczterdzieścidziewięćztychpięćdziesięciubylibyśmy
wystawieninawidokresztykierowców.Wrakisamochodów,októrychwspomniał

Lee,byłyniewielelepsze.Równieoddalonejakogrodzenie,tyleżewjeszczebardziej
niebezpiecznymkierunku,niedalekorozładowywanejciężarówki.

46

Pozatymniebyłożadnejosłony.

Usłyszałamkroki,więczanurkowałamijeszczerazspojrzałampodpodwoziem.
Kierowcawracał.Znowuwszedłpodrabince,wnoszącworkinasamochód.Słyszałam,
jakporuszasięwśrodku.Tupotjegobutówodbijałsięechemodaluminiowejpaki.Potem
wyszedłiznowuruszyłwstronęszopy.

Tymrazemniepodniosłamsięipatrzyłamdalej.Zobaczyłam,jakjegostopyidąprostodo
drzwibudynkuiwchodządośrodka.

Wiedziałam,comusieliśmyzrobić.

-

Napakę-syknęłamdopozostałych.

Gapilisięnamniezprzerażeniem.

-

Skończyłładowaćworki-powiedziałam,choćbyłotobardzoryzykowne.Wzasadzienie
wiedziałam,czynaprawdęskończył.Poprostuzakładałam,żetak,skorotymrazem
wszedłdoszopy.-Szybko

-dodałam.

PrzejmującrolęHomera,zmusiłamichdouległości,ruszającjakopierwsza.Przecisnęłam
sięobokchłopakówisprintempodbiegłamdociężarówkiodtyłu.DziękiBogu,klapa
nadalbyłaotwarta.Weszłampodrabince,apotemdośrodka,czując,żektoś-nie
wiedziałamkto-

idzietużzamną.

Wśrodkubyłojakwkościele:ciemnoicicho.Tyleżepachniałostęchliznąibyłogorąco.
Ażprzeszłymnieciarki.Amożetozestrachu?Niewiem.

4

Facetmyślałjakspecjalistaodprzeprowadzek:gromadziłmateriał,któryzamierzał
wykorzystaćdoochronyładunku.Wdwóchprzednichrogachpakiprzywiązałzgrabne
stertykoców,jutowychworkówifilcu.To,cozdobyłdzisiaj,niebyłojeszcze
przywiązane-

rzuciłwszystkonapodłogę.Możechciałtowyprać.Przezwzglądnaprzyszłychklientów
miałamnadzieję,żetak.Niektórekawałkijutybyłydośćbrudne.

Zakopałamsiępodstertąjutowychworków.Byłoichtakdużo,anapacepanowałataka
ciemność,żefacetwcaleniemusiałnastamzauważyć.

background image

Przynajmniejjednobyłopewne:Leepostąpiłwłaściwie,wyciągającnaszbaraku.
Kierowcawszedłdośrodka,więcmusielibyśmygoobezwładnićiuciecalbosiępoddać.
Apoddaniesięnadalniemieściłonamsięwgłowach.Wprawdzieczasamiwręcz
chciałam,żebynaszłapano-żebytowreszciesięskończyło-alegdyprzychodziłocodo
czego,zrobiłabymwszystko,bylebytylkouniknąćniewoli.

Ktośzakopałsiępodfilcemtużobokmnie.Ktoślekki,prawdopodobnieFi.Czułam,żejej
butydotykająmoich.

Byłomigorąco,pociłamsięiwszystkomnieswędziało.Jutoweworkibyłystrasznie
zakurzoneiobawiałamsię,żekichnę48

takjakwskładziepaliwwWirrawee,wnocnaszegonieudanegobenzynowegosabotażu.
Tymrazemmyślałam,żejestemwstaniesiępowstrzymać,alecojeślikichniektośinny?
CzyFimiałaalergięnakurz?Całajejrodzinabyłananiegouczulona.Jejmłodszasiostra
cierpiałanapaskudnąastmę.

Kilkaminutpóźniejrozległsiędźwięk,którymiałprzesądzić0

naszymlosie.Odgłoskroków.Nastąpiłachwilaciszy.

Przypomniałamsobie,jakpewnapaniwNowejZelandiiopowiadałamioswoimsynku,
któremucierpłynogi.Narzekałwtedy:„Mamo,mamlemoniadowenogi”.Nowięcw
tamtejchwilicałabyłamzlemoniady.Mojaskóramusowała.Czułamsiętak,jakbypo
głowiepełzałymiwszy.Potemzprzerażeniempomyślałam,żebyćmożecałytenmateriał
pakunkowyjestzawszony.Toniebyłowykluczone.

Rozległosięskrzypnięcie,potemhukinastąpiłanagłaciemność.

Mężczyznazamknąłpakę.

Znowuzaczęłamoddychać.Swędzeniegłowyustało,więcuznałam,żechybajednaknie
jestemzawszona.

Usiadłam,zrzucajączsiebiejutoweworki.Byłozbytciemno,żebymmogłazobaczyć,co
robiąpozostali,alemojeoczystopniowosięprzyzwyczajały.Zdałamsobiesprawę,że
obokmniejestFi,takjakprzypuszczałam.Onateżsiępodnosiła.

Ciężarówkazatrzęsłasię,gdykierowcasiadałzakierownicą1

zamykałdrzwi,apotempojazdzadygotał,bofacetzapuszczał

silnik.Ruszyliśmydoprzodu,aleprzejechaliśmyzaledwiezpięćdziesiątmetrówi
staliśmypięćminutzpracującymsilnikiem.

Pomyślałam,żeprawdopodobnieczekamynapozostałeciężarówki.

Niktnieodważyłsięmówić.Niebyliśmypewni,jakcienkajestściankadzielącanasod
kierowcy.Ponadwarkotemsilnikarozległsiędźwiękklaksonu.Najwidoczniejbyłto
umówionysygnał,bopochwilikierowcawrzuciłbieg-jegoskrzyniabiegówbyłaraczej
kiepskozsynchronizowana-iruszyliśmywdrogę.

49

Nawiasemmówiąc,wczasiepokojulinielotniczeoferowałylotyniespodzianki,by
zapełnićpustemiejsca.Pasażerprzyjeżdżałnalotniskoidopierowtedydowiadywałsię,

background image

dokądpoleci.Oczywiścierobiłytaktylkodużelotniska,nietowStratton,ajużz
pewnościąnietowWirrawee,alepaństwoMathersowiekilkarazywybralisięwtaką
podróż.

Terazmyteżmieliśmyswójlotniespodziankę.

Mójumysłzmierzałkunajczystszejpanice.Wiedziałam,żemuszęprzedewszystkim
zapanowaćnadwłasnągłową,nadsobą.

Oddychałamgłębokoipróbowałamsięskupić.Trochętotrwało,alewkońcu.poczułam
sięspokojniejszaimogłamnormalniemyśleć.

Przeczołgałamsięnaśrodekpaki.Łapiącpodrodzekażdąkończynę,którąnapotkałam,
zmusiłampozostałych,byteżsiętamprzesunęli.Itakodbyłasięnaszanajdziwniejsza
narada:szeptaliśmydosiebie,ułożeninakształtgwiazdynarozgrzanej,podskakującej
podłodzeciężarówki.

-

Coterazzrobimy?-zapytałaFi.

Byłotojednozjejstandardowychpytań.Niktnieodpowiedział.

JednakwkońcuodezwałsięHomer:

-

Dośćłatwootworzyćtęklapęodwewnątrz.

-

Potrafisztozrobićcicho?-zapytałam.

-

Chybatak.Przyzamykaniuniebyłozbytdużohałasu.

-

Aleniemożemyotworzyćklapypodczasjazdy,bozobacząnaskierowcyciężarówekz
tyłu-powiedziałLee.

NajwidoczniejwpadłnatensampomysłcoHomer-żemoglibyśmywyskoczyćzjadącej
ciężarówki-aleszybkozdałsobiesprawę,żetobezsensu.

-

Pozostajenamtylkoschowaćsięjeszczerazpodworkami,kiedysięzatrzymamy-
szepnęłam-imiećnadzieję,żekierowcaniewejdziedośrodka.

-

Acopotem?-zapytałaFi.

50

-

Przyczaimysię,apotemspróbujemysięwydostać.Możezaczekamydozmroku.

background image

-

Kiedysięchowaliśmy,zauważyłempewnąrzecz—powiedział

Lee.

-Co?

-

Międzytączęściąakabinąkierowcyjestmałyluk.Kiedyusłyszymy,żekierowca
wysiadaiokrążaciężarówkę,możemyprzejśćdoprzodu.

Milczałam.Tobyłaprzydatnainformacja.Raczejniegwarantowałanamprzetrwania-nic
goniegwarantowało-alenaprawdędawaładodatkowąiskierkęnadziei.Awtamtej
chwilibyłamwdzięcznazakażdąiskierkęnadziei,nawettęnajmniejszą.

Ciężarówkajechaładalej.Drogabyładośćprostaiasfaltowa.Tomogłooznaczać
Wirrawee,aleniemiałampewności.RówniedobrzemogliśmysięznajdowaćwRisdon
albowWestStrat-ton.Byłampewnajedynietego,żeniejesteśmynagłównejtrasiedo
Stratton.

Leespojrzałprzezszparęwdrzwiachiwróciłzwiadomością,żewidzizanamico
najmniejjednąciężarówkę.Toostatecznieucięłotematwyskakiwaniapodczasjazdy.A
nawetgdybyśmyjechalisami-

czymielibyśmyodwagęskoczyć?Wątpię.Wnajlepszymraziepięćosóbzłamałoby
dziewięćnóg.Ciężarówkajechaładośćszybko.

-

Lepiejweźmykażdąbroń,którąudanamsięznaleźć-

zaproponowałHomer.-Araczejwszystko,comożnawykorzystaćjakobroń.

-

Okej-powiedziałam.-Aleschowajmyjąmiędzyworkami.Jeślinaszłapią,lepiej
wyglądaćniewinnie.Niemiećwkieszeniachniczego,comoglibynazwaćbronią.

Niewiem,coznaleźlipozostali,alejamiałamniewiele:nożykdoowoców,pudełko
zapałekidośćciężkąlatarkę,którąbyćmożeudałobysięzdzielićkogośpogłowie.
Przełożyłamtęlatarkędobocznejkieszeniplecaka,zapałkidokieszenidżinsów,apotem,
mimotego,copowiedziałampozostałym,wsunęłamnóżzaskarpetkę.

Pomyślałam,żejeślinasnakryją,spróbujęsięgoszybkopozbyć.

Tasytuacjabyłanaprawdętrudnadozniesienia.Mogliśmyspędzićwpodróżydziesięć
minutalbodziesięćgodzin.Mójpęcherzcorazrozpaczliwiejdomagałsięopróżnienia,ale
musiałamsobiewyraźniepowiedzieć,żetoniemożliwe.Wiedziałam,żetotylkoz
nerwów.

Pozwoliłammyślompłynąćswobodnie,jakzawsze.Czasamitobardzodenerwujące.I
niebezpieczne.Pamiętam,jakprowadziłamnowozelandzkichżołnierzykuSzwowi
KrawcaidalejdoPiekła.

Przezpołowędrogimarzyłamnajawie,apotemzdałamsobiesprawę,żeprzezswoją

background image

lekkomyślnośćmogłamsprowadzićnanichwszystkichśmierć.

Kiedyśtatabezprzerwykrzyczałdomniezdrugiegokońcapastwiska:

-Ellie,nadaljesteśwkrainieżywych?

Wtejchwilimarzenienajawieniestwarzałojednakwiększegozagrożenia.Niemogliśmy
zrobićnic,żebysobiepomóc.Niebyłowyjściaztejciemnej,stęchłejceli.Próbowałam
sobiewyobrazić,jakwyglądajątereny,którewłaśniemijamy.Byłkonieclistopada,
szybkozbliżałsięgrudzień,więcnazewnątrzpanowałpewniesporyruch.

Nawadnianiepólszłopełnąparą,dojarkiodprowadzałymlekodozbiornikówisiano
rośliny,którezbierasięlatem,takiejaksojaisłoneczniki.Mykąpalibyśmyterazowcew
płynieodkażającym.

Zastanawiałamsię,czyosadnicyteżrobiątakierzeczy.Zakładałam,żedrzewanadal
rodząowoce,aowceparząsięirodząjagnięta-topozostawałoniezmienne,wojnaczynie
wojna.Nigdynieznudziłomisięobserwowaniejagniątek.Tojedna

52

znajlepszychrzeczywżyciu.Wyglądajątak,jakbybyłyzrobionezwyciorówdofajki,
drepcząwokół,próbującudawać,żemogąuprawiaćgimnastykę,podczasgdymogąco
najwyżejstaćprosto.

Zastanawiałamsięnadnawadnianiempól.P.w.-przedwojną-możnabyłowziąćzrzeki
albozkanałunawadniającegookreślonąilośćwody.Byłaściślereglamentowana,bynie
zabrakłojejludziommieszkającymwdolnymbiegurzekiorazbyniewyschłyzbiorniki.

Każdymiałwodomierzenapompachispecjalnakomisjasprawdzała,czyludziebiorą
tylkotyle,ileimwolno.Jeśliteraznikttegoniekontrolował,zrobiłsięwielkibałagan:
niektórzyzbieraliświetneplony,ainnizmagalisięzsuszą.

Naszegospodarstwobyłodośćdalekoodfarmzsystememnawadniania,ale
gromadziliśmysporodeszczówki.Ostatniawiększasuszabyłaczterylatatemu.
Zazwyczajudawałonamsięzebraćokołopięciusetmilimetrówwodyrocznie.

Jaknarazietensezonwyglądałdobrze.Wokółrosłomnóstwozbóż.

Amybyliśmywiosennymijagniątkami,którebyćmożewłaśniejechałynaprzedwczesną
rzeź.

Naglecośzakłóciłomojemarzenianajawie.Samochódzaczął

zwalniać.Poczułam,jakwłączająsięhamulce,apotemusłyszałamichpisk.Zadziałały
zdecydowanieiciężarówkastanęła.Nadalwarczał

silnik,aleniesłyszałamniczegopozatymdźwiękiem.Zresztąitakznówleżałampod
workami,znadzieją,żepozostalimielinatylerozumu,byzrobićtosamo.

Pochwiliponadbasowymwarkotemsilnikausłyszałamczyjeśgłosy.

Wołałydosiebie.Tobyłarozmowatrzechgłosów,zktórychjedennależałdokobiety.
Trwałaokołominuty,pewnienawetkrócej.Głosybyłytaklekkieiradosne,żechyba
rozmowadotyczyłapogody.

background image

53

Rozległsięzgrzytinagleznówbyliśmywruchu.Nienabraliśmyjednakprędkościtakjak
poopuszczeniuwysypiska.Toczyliśmysiębardzogładkądrogą,owieległadsząniż
poprzednia,leczjednocześnieporuszaliśmysięznaczniewolniej.Zostałampodworkami.
Przejechaliśmymożezkilometr.Potemznowusięzatrzymaliśmy.Silnikzgasł.Zapadła
długa,okropnacisza.Niebyłosłychaćwarkotupozostałychciężarówek.Domoichuszu
docierałojedyniecichepobrzękiwaniestygnącegosilnika.Wydawałosięjakby
spotęgowane,więcpomyślałam,żemożemybyćwjakiejśszopiealbowgarażu.Kilka
minutpóźniejusłyszałamkaszelkierowcy.

Odcharknąłisplunął.Poczułamlekkiemdłości.Niecierpię,kiedyludzietakrobią,nie
znoszętegoodgłosu,niewspominającowidoku.

Potemmężczyznawysiadłzciężarówkiitrzasnąłdrzwiami.

Usłyszałamkroki.Odbijałysięechem,więcznowupomyślałam,żemusimybyćwjakimś
garażu,itowdużym.Brzmiałototak,jakbyfacetszedłpobetonie.Pochwiliusłyszałam
trzaśnięcieinnychdrzwi.

Ityle.Nielicząccykaniasilnika,zapadłazupełnacisza.

Pomyślałam,żenadeszłaporanaszybkiedecyzje.Zrzuciłamzsiebiedrapiące,rozgrzane
workiiszepnęłamnatylecicho,bymoglimnieusłyszećtylkomoiprzyjaciele:

-

Chodźmy,zanimnastuznajdą.

Wiedziałam,żetoryzykowne,alepozostanienamiejscuwydawałosięznaczniebardziej
niebezpieczne.

Niktnieodpowiedział,choćnagłaciszauświadomiłami,żewszyscynarazwstrzymali
oddech,więcraczejusłyszelimojesłowa.

Zrozumiałam,żetojamogębyćosobą,którabędziemusiaławyjśćjakopierwsza.Idącna
oślep,zrękamiuniesionymiprzedtwarzą,ruszyłamwstronęklapy.WtedynagleHomer
znalazłsiętużobokiszepnął:

-

Chybabędziebezpieczniejwyjśćprzezkabinękierowcy.

Zastanowiłamsię.Tak,mógłmiećrację.

54

Kabinazapewniałalepsząosłonę.Gdybyśmyotworzylidużątylnąklapę,przezchwilę
bylibyśmywystawieninawidokkażdego,ktoakuratznalazłbysięwpobliżu.Zato
prześlizgnąwszysiędokabinykierowcy,moglibyśmysięrozejrzeć,zanimktośbynas
zauważył.

Dlategoostrożnieruszyłamwdrugąstronę.TymrazemHomerbyłtużzamną.Pośrodku
przedniejściankiznajdowałysięmałeprzesuwanedrzwiczki.Zjednejstronybyła
szczelina,przezktórąprzenikałoświatło,więcznalazłamprzejściebezproblemu.
Przesunęłamdrzwiczkiwlewoichoćbyłyzapieczoneiciężkojebyłoporuszyć,wkońcu

background image

udałomisięjeotworzyć.Wkabiniebyłodośćciemno,codowodziło,żerzeczywiście
jesteśmywszopiealbowgarażu.

Przecisnęłamsięprzezotwór.Chybaniezostałzrobionyzmyśląoludziach-raczejpoto,
bykierowcamógłotworzyćdrzwiczkiirzucićokiemnato,cosiędziejenapace.Lądując
głowąnaprzednimsiedzeniu,szerokosięuśmiechnęłam,myśląc,jakbardzobędziesię
musiałnamęczyćHomer.Błyskawiczniewyzbywałamsięstrachu,botomiejscemiałow
sobiecoś,comówiło,żejestpuste.Powietrzebyłonieruchome,najcichszedźwięki
odbijałysięechem.

Wkabinieśmierdziałoludźmi:stęchłydympapierosowyiodrobinapotumieszałysięze
zjedzonymwczorajczosnkiem,woniąplastikowegosiedzeniaistarychjutowychworków,
którejechałyztyłu.Zapachniebyłnieprzyjemny,aletworzyłcharakterystyczną
mieszankę,takjaknorawombataalbokrólikaczybudadlapsa.

Pomyślałam,żefacetmusispędzaćwtejkabiniesporoczasu.

Homerprzecisnąłsięzamną,stękająciklnąc.Gdybygdzieśwpobliżuczekałżołnierzz
karabinem,Homerprzełażącyprzezdziurębyłbydlaniegołatwymcelem.Miałam
wrażenie,żezajęłomutozetrzyminuty,chociażprawdopodobnienietrwałoażtakdługo.

55

Nodobra,możezpiętnaściesekund.

Nowięcczailiśmysięwkabinie.Byłotrochępóźnonaostrożność,biorącpoduwagę
hałas,jakiegonarobiliśmy.Araczejjakiegonarobił

Homer.Aleczailiśmysięwmilczeniu,wyglądajączzapółkiideskirozdzielczej.Tuż
przedemnąwisiałytrzymałemaskotki.Wsłabymświetlewidziałamjeniezbytwyraźnie,
aleta,którątrącałamnosem,byłaniebiesko-zielonymptakiemzokropniewybałuszonymi
oczami.

Miałamwrażenie,żeladachwilazacznietrzepotaćskrzydłamiikrakać,bypowiadomić
żołnierzyonaszejobecności.Zapragnęłamgozłapaćiskręcićmutenmizernykark.W
tamtejchwilichybanaprawdędomniedotarło,jakokrutnymczłowiekiemstałamsię
przeztęwojnę.

Lekkopotrząsnęłamgłową,bypozbyćsiętychgłupichmyśli.

-Wyglądawporządku-powiedziałamdoHomera.

-No.

Podczołgałsięicichootworzyłdrzwiodstronypasażera.Toznaczywiem,żeotworzyłje
cicho-choćmojenadwyrężonenerwysprawiły,żebrzmiałotojaktraktorcofającyna
stercieblachy.Jużmiałamotworzyćdrzwipostroniekierowcy,gdyzawahałamsię,
słyszącskrzypnięcietamtych.Pomyślałam,żeniewartorobićwiększegohałasu.

ZamiasttegoruszyłamzaHomerem.Zdążyłjużwyjśćzkabiny,więcszybko
przeczołgałamsięposiedzeniuiwydostałamsiętymisamymidrzwiamicoon.Przy
okazjikątemokazobaczyłamLee,któryprzeciskałsięprzezotwórdokabiny.

StanęliśmyzHomeremnaogromnejbetonowejpodłodze.Byłtonajwiększygarażna
świecie.Dostałamjużodpowiedźnajednozeswoichpytań:wWirraweeniebyłonicaż

background image

takwielkiego,więcnajwidoczniejznajdowaliśmysięgdzieśindziej.Mimotosię
zdziwiłam.Niespędziliśmywciężarówcezbytdużoczasu,anieprzychodziłomido
głowyżadnetakdużemiejsce,któreznajdowałobysięniedalekowysypiska.Mimoto
postanowiłam,żebędęsię

56

martwiłapóźniej.Terazważne-najważniejsze-byłoutrzymaniesięprzyżyciu.Poszłam
zaHomerem,oddalającsięodsamochoduokilkakroków,izrobiłamtocoon:stanęłami
rozejrzałamsię,próbującdojrzećcośwsłabymświetle,próbującznaleźćjakieśwyjście.

Budynekbyłnaprawdęduży.Chybajeszczeniewykończony.Najednymkrańcu
zauważyłamstertędrewna-prawdopodobnienatrawersy.Podścianąpolewejstroniestał
stółroboczy,alepozatymbudynekwydawałsięzupełniepusty.Tobyłnastępnypowód,
dlaktóregouznałamgozaniewykończony:pustkapanującawtakogromnym
pomieszczeniu.Nadalniewiedziałam,cotomożebyć.

Ścianyidachbyłyzblachy.Naprzeciwściany,podktórąstałstół,ciągnęłasiędrugadługa
ściana,którawyglądałanaprzódbudynku.

Przyjrzałamjejsięizdałamsobiesprawę,żetaknaprawdętodługiedrzwi:całaściana
byładrzwiami.Pośrodkutychdrzwiznajdowałysięnastępne,tymrazemnormalnej
wielkości,choćwtakimotoczeniuwydawałysięcałkiemmalutkie.

Domyśliłamsię,żekierowcawyszedłtamtędy.Pobiegłamwtęstronęnajciszej,jak
umiałam,iprzyjrzałamsięuważniej.Wielkiedrzwibyływsegmentachnaszynach,dzięki
czemumożnabyłootworzyćtylkojednączęśćalbowszystkienaraz.Otwarciewszystkich
panelioznaczałootwarcieponadpołowybudynku.Dziwne.Niemiałampojęcia,poco
ktokolwiekmiałbywznosićtakąkonstrukcję.

Przypominałamegawersjęnaszegowarsztatu.Możetojakiśnowysposóbmagazynowania
zboża.Popatrzyłamwstronęnaszejciężarówki.Wydawałasięnaprawdęmaleńka.
Wszyscyjużzniejwyszli.KeviniLeestaliprzydrzwiachkierowcyiocośsiękłócili.Fi
zatrzymałasięwpołowiedrogimiędzymnąaciężarówką,aHomeroglądałmałedrzwi.
Uchyliłje,wyjrzałnazewnątrziszybkozamknął

drzwizpowrotem.Najwidoczniejcośsiętamdziało.Podbiegłamdoniego.

57

Wydawałsięwstrząśnięty.Gapiłsięnamniebezsłowa.Wsłabymświetleniemogłam
miećpewności,alewydawałomisię,żenaprawdęzbladł,cowwypadkuHomeraniejest
takieproste,botoprzecieżGrekitakdalej.

-

Cotamjest?-zapytałam.-Cosięstało?

-

Wiesz,gdziejesteśmy?-zapytał.

-

Nie,jasne,żenie.Dlategopytam.

background image

-

Jesteśmynatymprzeklętymlotnisku.

Gapiłamsięnaniego,równieprzerażonajakon.Potemzrobiłamtosamocowcześniej
Homer:leciutkouchyliłamdrzwiizerknęłamnazewnątrz.

Zobaczyłamtosamocomójprzyjaciel.

Hektarytrawyibetonowepasystartowe.Najednymzpasówrządodrzutowców.
Wszędziewokółbudynkiiplacebudowy.Orazdużadwupiętrowakonstrukcjazcegływ
oddali,zaokrąglonanagórze.

PorazostatniwidziałamlotniskowWirraweenietakdawnotemu.

Zdziwiłamsięwtedy,jakbardzosięzmieniłowtakkrótkimczasie.

Wąskipasdlaprywatnychsamolotówbogatychrolnikówidlamaszyndoopryskiwania
uprawprzekształconowpotężnąbazęwojskową.

Jednokrótkiespojrzenieuświadomiłomi,żelotniskonadaljestwbudowie.Dowodził
tegonowyhangar.Anazewnątrzznajdowałosięmnóstwoinnychdowodów.Byłotam
jeszczewięcejpasówstartowych,jeszczewięcejbudynkówniżpoprzednio.Tolotnisko
byłowiększeniżprzylądekCanaveral.Nieżebymkiedykolwiekwidziałaprzylądek
Canaveral,alejednak.

GapiłamsięnaHomerazprzerażenieminiedowierzaniem.Tobyłomiejsce,które
niedawnochcieliśmyzniszczyć.Miejsce,którechcielizniszczyćNowozelandczycy.
Kiedytoimsięnieudało-aprzynajmniejzakładaliśmy,żeimsięnieudało,bonigdy
więcejichniezobaczyliśmy,podczasgdylotniskowyglądałonanienaruszone-kiedyto
imsięnieudało,spróbowaliśmydziałaćnawłasnąrękę.Inicniezdziałaliśmy.Teraz,gdy
widziałamlotniskoodśrodka,wcalemnietoniezdziwiło.Odwewnątrzwydawałosięo
wielewiększeniżzzewnątrz.

Notak,byliśmywśrodku-codotegoniemiałamżadnychwątpliwości.Wsamym
środeczku.Ioddałabymwszystko,bybyćgdzieśindziej.

5

Gdytowszystkodomniedotarło,trochęspanikowałam.Odrazuwiedziałam,że
znaleźliśmysięwpaskudnejsytuacji.Byliśmywogromnymbudynku,niemieliśmy
żadnejosłony,żadnejkryjówkiiżadnejdrogiucieczki.Byłampewna,żetonajściślej
chronionyobszarwpromieniutysiącakilometrów.Weszliśmydogniazdaos
obejmującegostopięćdziesiąthektarów,ażadneznasniemiałonawetśrodka
owadobójczego.

WNowejZelandiipułkownikFinleywyjaśniłznaczenietegolotniskamnieitylkomnie.
Raczejnieprzesadzał,kiedymówił,żeztejbazywrógkontrolujepółkraju.Gdyby
zostałazniszczona,niebootworzyłobysiędlanowozelandzkichsiłpowietrznych.
Zyskałybypraktycznienieograniczonydostępdosześciudużychmiast.Mogłyby
zbombardowaćconajmniejpięćdziesiątfabryk,adotegomosty,liniekolejowe,Zatokę
SzewcaiwyrzutnięrakietbudowanąniedalekoStratton.Oczywiścieobronawroganie
ograniczałasiędolotniska,aletoonobyłojejpodstawą.PułkownikFinleypowiedziałmi

background image

zzakłębufajkowegodymu:„Ellie,gdybymmiałzbombardowaćtefabrykidzisiaj,
straciłbymczterdzieściprocentludzi.Alegdybylotniskozostałozniszczone,straciłbym
tylkopięć”.

Pamiętam,jakiedziwnewydałomisięwtedyto,żeużywapierwszejosoby,mimożetak
naprawdęwcaleniezamierzał

nigdziepoleciećiniczegobombardować.Amówienieoludzkimżyciuwprocentach
brzmiałostraszniebezwzględnie.

Chciałam,żebyśmyspróbowalizaatakowaćlotnisko,bociąglemyślałamotakichludziach
jakSamiXavier,którzypilotowalinaszśmigłowiec.Wyobrażałamsobieichtwarze.
Widziałam,jakonialboichkoledzysiedząwsamolotachlecącychzbombardowaćjakieś
celeijakzpiskiemdopadająichmyśliwcewroga,któreodpalająpociskipodobnedo
małychczarnychlotekpędzącychkunowozelandzkimsamolotom.Widziałam,jak
samolotynurkująiodbijająwbok,widziałamtwarzemoichprzyjaciół,którzytracą
kontrolęnadodrzutowcamilecącymicorazszybciej,spadającymizniebanaspotkaniez
twardąjakskałaziemią.Widziałamwybuch,gdypiach,kadłub,drzewa,płomienieiciała
ludzieksplodowaływogromnej,śmiertelnej,przeraźliwejkuliognia…

Tak,chciałam,żebyśmyspróbowalirozwalićtolotnisko.

Alewtedysytuacjawyglądałainaczej.Panowaliśmynadnią.Byliśmyniezależni,
przemykaliśmypoWirraweewciemności,chodząctam,gdzienamsiępodobało,robiąc
to,cochcieliśmy.Terazniemieliśmyżadnejkontroli.Jasne,znaleźliśmysięwmiejscu,
którenasinteresowało,aleniemieliśmybroni,planówaniżadnejkryjówki.Tenogromny
hangarniemógłnasdługoochraniać.

Homerszybkoobejrzałwiększośćbudynku,biegnącpowoliwzdłużdługichścian,ateraz
znowustanąłpodmałymidrzwiami.Coparęminutjeuchylałizerkałnazewnątrz.

-Tochybajedynewejście-powiedziałdomnie.-Idobrze.Sąmniejszeszanse,żenas
zaskoczą.Możemycośzaplanowaćtutaj,obserwującich.

Zaimponowałmitym.„Chwilamibywaszcałkiemniezły-

pomyślałam.—Mamywszelkiepowody,bywpaśćwpanikę,atymówiszotaktycei
przetrwaniu.Wieluludzibysiępoddało”.

61

Czułam,żesamajestemjednąztakichosób.AlesiłaHomeramniewzmocniła.Poczułam
siętrochępokrzepiona,trochętwardszaibardziejzdeterminowana.

-

Obserwuj,cosiędzieje-powiedziałam.-Pójdęporesztę.

Pobiegłamdopozostałychiprzekazałamimwieści.

-

Przykromi,żemuszęwamotympowiedzieć,alejesteśmywsamymśrodkulotniskaw
Wirrawee.

Przyjęlitoróżnie.Leelekkozadrżał,alenieodezwałsięanisłowem,Fizasłoniłausta

background image

dłoniąiprzysiadłanastopniuciężarówki,aKevinzaklął,jakbytobyłamojawina.Po
chwilizrozumiałam,żenaprawdęuważamniezawinnątejsytuacji,bopowiedział:

-

Gdybyśnamniekazaławejśćdotejcholernejciężarówki…

Urwałispiorunowałmniespojrzeniem.Fiodwróciłasiędoniegozwściekłością.

-

Jakśmiesz?Doskonalewiesz,żeniemieliśmyinnegowyjścia.

Poprostusięboisz.Noidobrze,bojestczegosiębać,aleniewyżywajsięnaEllie.

Znowuwypłynąłtematstrachu.Stawałsięcorazbardziejpopularny.

Leezignorowałnaswszystkich.Dobrzemuszłoignorowanierzeczy,októrychniechciał
nicwiedzieć.Wtejdyscyplinieprawdopodobniebyłwświatowejczołówce.Już
maszerowałdodrzwi,bydołączyćdoHomera.Pomyślałam,żenajrozsądniejbędzie
zrobićtosamo.

Odbyliśmyszybkąnaradępoddrzwiami.Najpierwpozostalimusielijeuchylićiszybko
spojrzećprzezszczelinę,jakbyniedokońcamiwierzyli,jakbymyśleli,żetosobie
wymyśliłam.Aleichbladetwarzeidrżąceustawyraźniepokazały,żejużmiwierzą.

NawetLeewyglądałtak,jakbysytuacjagoprzerosła.

-

Coterazzrobimy?-zapytałajakzwykleFi.

-*

Miałamprzywidzenia,czymożewsłabymświetlejejwzrokskupiał

sięnamnie?Nie,nieprzywidziałomisię.IniechodziłowyłącznieoFi.Chłopcyteżsię
namniegapili,nawetHomer.Niewiem,kiedytonastąpiło-tenmójawansnastanowisko
osobyzpomysłami,którapotrafinaswyciągnąćztarapatów-alewpewnejchwili
musiałodotegodojśćiterazwszyscyoczekiwali,żebędęsypałapropozycjamina
zawołanie.TakjakbyHomermiałpozytywnąenergię,ajapozytywnepomysły.Tym
razemodpowiedziałamimjednaktępymspojrzeniem.

Wkońcubardzosłabymgłosembąknęłam:

-

Nowiecie,pewniełatwiejstądwyjść,niżsiętudostać.

-

Ciężarówka-powiedziałKevin.-Tonaszajedynanadzieja.

Będziemymusielizaczekaćiznowusięwniejukryć,kiedybędziewyjeżdżała.

-

Niejestemtegotakipewien-odezwałsięLee.-Jeślikierowcaprzyjechałtupo
załadunek,togdziesięschowamy,kiedybędziegownosiłnapakę?

background image

-

Dojegowyjazdumogąupłynąćcałetygodnie-dodałaFi.-

Umarlibyśmytuzgłodu.—Rozejrzałasię,marszczącnos.-Niematunawettoalety.

-

Wkażdymrazieniemożemystądwyjść-powiedziałKevin.-Iniemożemysięprzebrać
wichmundury,takjaksięrobiwfilmach.

Jeśliniewyjedziemywciężarówce,będzieponas.

Naglenaszanaradazostałaprzerwana.Jedynymostrzeżeniembył

dobiegającyzzewnątrzwarkotpołączonyzlekkimwibrowaniembudynku.Spojrzeliśmy
nasiebiezaniepokojeni,apotemzawróciliśmyipędempobiegliśmydociężarówki.

Wskoczyliśmynapakęwsamąporę.Pochwiliusłyszałamszczękotwieranych
metalowychdrzwi,poczymniskiwarkotprzeszedłwgłośnyryk.Homerznowu
obserwowałsytuację,tymrazemprzezszczelinęwdrzwiachciężarówki.

63

-Wjeżdżająnastępneciężarówki-poinformowałnas.-Mnóstwociężarówek.

Nachwilęzrobiłosięnaprawdęgłośno.Szopa-którąpowinnamraczejnazywać
hangarem,bozaczynałamdochodzićdowniosku,żetowłaśniehangar-wzmacniała
warkotsilników,któryodbijałsięechemodścian.Pozatymczułamspaliny:przenikałydo
naszejciężarówkiinachwilęzepsułypowietrze.

Stopniowosytuacjazaczęłasięjednakuspokajać.Silnikipogasły.

Usłyszałamkrokiikilkasłówwykrzyczanychprzyakompaniamencieotwieranychi
zamykanychdrzwi.Ktośprzeszedłoboknaszejciężarówki,wystukującpalcamijakąś
melodięnaboku.Fiskuliłasięobokmniewciemnychczeluściachciężarówki,częściowo
przykrytaworkami,izesztywniała,jakbyprzezjejciałoprzeszedłprądonapięciu240
woltów.Muszęprzyznać,żesamaczułamsiętak,jakbyktośwrzuciłmidowanny
włączonytoster.

Potemprzezminutęniebyłonicsłychać,ażznowurozległsięodgłosprzesuwanych
metalowychdrzwi.

Apóźniejzapadłazupełnacisza.

Wyglądałonato,żeznowuzostaliśmysami.Chyba.Homerdelikatnieuchyliłklapęo
mniejwięcejdziesięćcentymetrów.Potemotrzydzieści.Wkońcu,zadowolony,otworzył
jąnaoścież.Wyszliśmynazewnątrz.

Terazwhangarzestałodwadzieściaciężarówek.Nadalwydawałysięmałewtym
ogromnymbudynku.Miałynajróżniejszekształtyirozmiary,odciężarówekzodkrytą
przyczepąprzezpółciężarówkipofurgonetki.Zauważyłamkilkaprawdziwych
wojskowychpojazdówpomalowanychnazielonoinakolorkhakidlakamuflażuoraz
paręfirmowychciężarówekzWirraweeiStratton.Ciężarówek,któreweszływskład
wojennychupominkówpodarowanychsobiesamymprzeztychkole-si.Zobaczyłamstarą
ciężarówkęzlogoHHAHoldingszboku.

background image

64

HHAHoldingsnależałokiedyśdopaństwaArthurów:byliwłaścicielamiRandomHills,
posiadłościoddalonejmniejwięcejotrzykilometryodgospodarstwaQuinnsówi
sąsiadującejzfarmąRamsayów.

Szybkospojrzeliśmynatepojazdy.Ichobecnośćniewielenampomogła.Tyleże
mogliśmywybieraćzdwudziestuiniebyliśmyskazaninajeden.Czytocokolwiek
zmieniało?Wżadnymznichniebyłodobrejkryjówki.

Naśrodkuhangaru,kiedypozostaliniesłyszeli,Leeszepnąłdomnie:

-

Musimydotegopodejśćodzupełnieinnejstrony.

Widoczniejużpracowałnadjakimśplanem.Intensywniejniżja.Wmoimumyśle
panowałchaos:strasznybałagan.MożeLeezamierzałprzejąćstanowiskospecjalistyod
pomysłów.Zchęciąbymmujeoddała.

-

Comasznamyśli?-zapytałamostrożnie.

-

Musimydostrzecwtymszansę.

Onie,jęknęłamwmyślach.Niecierpię,kiedyludzietakmówią.

„Zmieńswojewadywzalety”.„Niemówmioproblemach,móworozwiązaniach”.„Stań
sięczłowiekiem,którymodważyszsięstać”.

Iain,dowódcaNowozelandczyków,mówiłmniejwięcejwtymstylu.

„Nie,zaczekajchwilę-pomyślałam.-Przesadzasz.Leeniezaczął

jeszczebrzmiećjakkaznodziejazniedzielnegoporannegoprogramuwtelewizji…
Jeszczenie”.

Nadalnieodpowiadałam,akiedyzobaczył,żeniezamierzamsięodezwać,ciągnąłdalej:

-

Jesteśmywniesamowitejsytuacji.Zupełnieprzezprzypadekdostaliśmysiędomiejsca,
którebardzochcezniszczyćpułkownikFinley.Niepowinniśmysięmartwićoto,jakstąd
wyjdziemy.

Powinniśmymyślećotym,jaktuzrobićcośważnego:coś,comożebardzo,bardzo
zmienićlosytejwojny.Rozumieszto,prawdaEllie?

Wiesz,żewłaśnietakpowinniśmypostąpić.

65

Zabawne,nigdywcześnie]niesłyszałam,żebymówiłtakierzeczy.

Zupełniejakbybłagałmnieopoparcie.Zastanawiałamsię,czyprzypadkiemsamniema
wątpliwości-możeniebyłpewien,czywystarczymusiłyiodwagi.Taknaprawdęmówił

background image

osamobójstwie,onaszejśmierci.Odrazutowiedziałam.Niebyłoszans,byktokolwiek
zaatakowałtębazęodśrodkaiprzeżył.NietrzebabyłobyćEinsteinem,żebynatowpaść.
i

Nadalmilczałam,więcmówiłdalej.

-

Niepotrafiłbymspojrzećludziomwoczy,gdybyśmystąducieklijakwystraszonekróliki.
Toznaczyosiągnęliśmyto,czegonieudałosięosiągnąćNowozelandczykom,amyślimy
tylkootym,byuratowaćwłasnąskórę.Wyobraźsobie,jakwrócimydoNowejZelandiii
powiemypułkownikowiFinleyowi:„Notak,dostaliśmysięnalotnisko,alepotem
stchórzyliśmy”.Niechcęsięzachowywaćjakmaławystraszonamyszka.

-

Zdecydujsię-powiedziałam-jesteśmykrólikami,tchórzamiczymyszami?

Odeszłamodniego.Potrzebowałamczasunazastanowienie.Znowuprzechodziłymnie
ciarki.Niełatwostanąćtwarząwtwarzzwłasnąśmiercią.Niekiedyczłowiekczujesię
młody,pełnyżyciaizdrowy.

Niezdążyłamsięjednakpoważniezastanowić,bopodeszładomnieFi.Niewiem,czy
zauważyła,jaksiętrzęsę,wkażdymrazietegonieskomentowała.Zapytałatylkobardzo
cicho-takcicho,żeledwiejąusłyszałam:

-

Domyślamsię,żeLeechcezaatakowaćlotnisko?

Przytaknęłam,obejmującsięrękami.Fiteżzaczęładrżeć.Tymsamymcichymgłosem—
jakbyszeptaładosiebiesamej-

powiedziała:

-

Takwłaśniemyślałam.

Kuswojemuzaskoczeniuodparłam:

-

Moimzdaniemmarację.

Zastanawiałamsię,dlaczegotopowiedziałam.Niemiałampojęcia,żejużpodjęłam
decyzję.Chybanawetjeszczeniezaczęłamjejpodejmować.

—KtopowieKevinowi?-zapytałaFi.

Obiespojrzałyśmynadrugikoniechangaru,gdziemyszkowałKevin.

Otworzyłjakieśmałedrzwiiwszedłprzeznie.Drzwibyłytakniepozorne,żeresztaznas
ichniezauważyła.Wyglądałyjakwejściedomagazynualboczegośwtymrodzaju.

HomeriLeeprowadziligorączkowąrozmowęprzygłównychdrzwiach.Nietrudnobyło
siędomyślić,oczymdyskutują.Fipołożyłamirękęnaramieniu.Nieodezwałasię.Nie
musiała.

background image

Kevinteżsięnieodezwał,kiedymupowiedzieliśmy.Inatympolegał

pierwszyproblem:powiedzieliśmymu,zamiastgozapytać.WNowejZelandii,kiedyjai
FiwróciłyśmyzjogginguiHomernamoznajmił,żewracamydoAustraliiz
nowozelandzkimipartyzantami,zareagowałamwściekłością.Szalałamjakburzapiaskowa
napolupszenicy.Ateraz,zaledwiekilkatygodnipóźniej,robiłamtosamoKevinowi.

PrzyjąłtojednaktrochęinaczejniżjawWellington.Trudnootympisać,trudnoopisaćto
szczerze,alepostanowiłam,żebędęszczeraichybalepiejniezmieniaćterazpodejścia.
NowięcKevinprzeżyłcośwrodzajuzałamania.Andrea,mojazaprzyjaźnionaterapeutka
zNowejZelandii,znalazłabynatofachoweokreślenie.Chybabyłotozałamanie
nerwowe,choćnigdyniewiedziałam,codokładnieoznaczatanazwa.

Rozmowazaczęłasiędobrze,boKevinwróciłdonasdumny.Nawetlekkosię
uśmiechnął.Wszystkozasprawąjegowielkiegoodkrycia.

Małepomieszczenie,któreznalazł,skrywałotoaletęitrochęśrodkówczystości:dwie
dużeszczotki,kilkawiader,tegotypugraty.Bliskośćtoaletybyławspaniałąwiadomością.
Tozabawne,żetakbanalnarzeczmożebyćtakistotna.Radośćnietrwałajednakdługo.
Kevinwyczuł,żecośsięświęci.

67

Gratulowaliśmymuznalezieniatoalety,alewiedział,żeniejesteśmydokońcaszczerzy,
bonaglenamprzerwał.Wbiłwemniewzrokipowiedział:

-

Cośplanujecie.

Spojrzałammuwoczyiodpowiedziałam:

-

Zamierzamyzaatakowaćlotnisko.

Odpoczątkutejwojnykilkarazywidziałamblednącychludzi.NaprzykładtwarzFi,
kiedymoiprzyjacielezostalischwytaniprzezżołnierzynadBaloneyCreek.Twarz
rannegoLeepostrzelonegowudo.Corrie,kiedyzaczęłodoniejdocierać,żenaprawdę
doszłodoinwazji.IoczywiścieHomera,kiedyspojrzałprzezuchylonedrzwihangaru.Te
twarzeprzemykałymiprzezgłowę,gdymyślałamoblednącychludziach.AleKevin
zrobiłsięblady,apotemszary.

Wyglądałjakstarzec.Twarzprawiemusięzapadła.Wcześniej,zanimwojnaprzemieniła
naswszystkichwkompulsywnychniewolnikówdiety,byłraczejpucołowaty.Ateraz
przezchwilęjegogłowabardziejprzypominałaczaszkę.Potemukryłtwarzwdłoniachi
stałzdrżącymiramionami.Niewydawałżadnychdźwięków,dygotałtylko,jakbystał

naobszarzeobjętymtrzęsieniemziemi.

Żadneznasniewiedziało,cozrobić.WkońcuFiwzięłagozaramięipoprowadziłado
ciężarówki,wktórejprzyjechaliśmy.Leżałwniejprzeznastępnedwanaściegodzin.
Chybanawetnieskorzystałztoalety,zktórejodkryciabyłtakidumny.Prawdopodobnie
przezdłuższyczaswogólesięnieruszał.Copółgodzinyktoś-zazwyczajjaalboFi-
szedłdoniegozajrzeć,aleKevinbyłwstanieprzypominającymśpiączkę.Jakwarzywo.

background image

Jaksłonecznikbulwiasty.

Wiem,niepowinnamsobiezniegożartować,alecomogęzrobić?

Sytuacjabyłatakprzerażająca,anaszaprzyszłośćstałapodtakwielkimznakiem
zapytania,żechwilamipozostawałynamtylkożarty.

GdyniezaglądaliśmydoKevinainiekorzystaliśmyznaszejładnejporcelanowejtoalety,
spędzaliśmyczasnanajbardziejgorączkowych,naglącychrozmowach,jakie
kiedykolwiekprowadziliśmy.Wyobrażaliśmysobiemnóstworóżnychsposobów
zaatakowaniasamolotów-dwaznichmogłybysięprawieudać.

Ciąglejednakkurczowotrzymaliśmysięrozpaczliwejnadziei,żeudanamsiętozrobići
ujśćzżyciem.Tobyławersjaoptymistyczna,łapczywa,alechybamyśleliśmy,żejeśli
wystarczającoruszymygłową,udanamsięcośwymyślić.Byliśmyjakludziewiszącynad
przepaścią,którzywiedzą,żejedynąszansąnaratunekjestmocnepodciągnięciesięw
góręznarażeniemstawówbarkowych.

Byliśmygotowinarazićswojemózgi,bylebytylkozdobyćnajmniejsząszansę
przetrwania.

Podczasrozmowystaraliśmysięuważnieobserwowaćto,codziejesięnazewnątrz.
PorobiliśmyznalezionymwciężarówceśrubokrętemPhillipsamaleńkiedziurkiwe
wszystkichścianach,dziękiczemumieliśmywidoknawszystkiestrony.Wciągu
dwunastugodzinprzeszkodzononamtylkotrzyrazy:razjakaśkobietaprzyszławziąćcoś
zciężarówki,potemzjawiłosiędwóchmechaników,byprzezpół

godzinymajstrowaćprzysilniku,azatrzecimrazemwhangarzeukrył

sięjakiśfacet.Niewiem,dlaczegosięchował,pewnieniezrobiłnicstrasznego,alepo
sposobie,wjakiwślizgnąłsiędośrodka,oglądającsięprzezramięzpoczuciemwiny,od
razubyłowidać,żesięprzedkimśukrywa.Możechciałuniknąćnudnejpracy.Wyglądał
całkiemjakja,kiedymigamsięodpróbyszkolnegochóru.

Zakażdymrazem,gdyktośsięzjawiał,chowaliśmysięwtejsamejciężarówce.Nie
wiem,czytobyłdobrypomysł,alebyliśmyskazaninatęgrę:naokropnąrosyjską
ruletkę.

Gdymogliśmysobiepozwolićnaluksusobserwowaniabazy,dowiedzieliśmysiękilku
rzeczy,któremogłysięokazaćprzydatne.

Wyglądałonato,żenalotniskustoipodgołymniebemokołosześćdziesięciusamolotów.
Dwietrzecieznichbyłyolbrzymami,69

prawdopodobniemyśliwcamialbotransportowcami.Resztętworzyłymałemyśliwce
przypominająceosy.Staływtrzechrzędachwzdłużbetonowejpłytypostojowejdługiej
niemalnakilometr.Zaparkowanojedośćbliskosiebieiprzypomniałomisię,jak
pułkownikFinleywspomniał,żeimbardziejrozbudowująlotnisko,tymwięcejjestna
nimsamolotów.

Zabetonowąpłytąpostojowązobaczyłamolbrzymiehangary,któremogłyskrywać
wszystko-odzapasugorzałydlaoficerówponastępnydywizjonsamolotów.Mogłamsię
jednakzałożyć,żeprzynajmniejjedenhangar,aprawdopodobniewięcejniżjeden,

background image

wykorzystywanojakowarsztat,wktórymnaprawianosamoloty.

Gdywylądowałaeskadrasamolotów,czymprędzejwystartowałycysternyzpaliwem,
żebynapełnićbaki.Samolotykołowałykuswoimmiejscompostojowym.Kiedytam
dotarły,cysternyzpaliwemjużczekały.Agdypilociizałogaoddalalisiępopłycie
lotniska,paliwojużpłynęłodoogromnychbaków.

-Trzymajątusamolotywartestomilionówdolców-powiedział

Homer.

Chybazaniżyłichwartość.Moimzdaniemtakiesamolotykosztowałyconajmniejdwa
albotrzymilionyzasztukę.

Gdysięściemniło,poznaliśmynocneprocedury.Podczaslądowaniasamolotuwłączano
oświetleniepasa,którejednakbyłobardzosłabeidziałałotylkoparęminut.Kiedy
samolotdotknąłziemi,światłagasły.

Kiepskasprawadlapilota,któryniepotrafiutrzymaćsamolotuwliniiprostej.

Stopniowozaczęliśmysiędomyślać,coskrywająróżnebudynki,iLeenarysował
schematycznąmapkę.Tomisięniepodobało-czułamparanoicznystrachprzed
pozostawianiemśladównapapierze,bokiedybyłammała,przeczytałamopowiadaniao
szpieguzczasówpierwszejwojnyświatowej,którego

|

70

skazanonaśmierć,znalazłszymapęwszytąwjegoubranie.Aletenjedenrazugryzłamsię
wjęzyk.Czuliśmytakwielkąpresjęitakpotwornąrozpacz,żetrzebabyłozawiesić
normalnezasady.

Rozumiałamto.

Nowięcustaliliśmy,żepolewejmamystołówkęalbokantynę.

Domyśliliśmysiętegopozapachach,odktórychciekłanamślinka,idlategożegdy
zrobiłosięciemniej,mniejwięcejwporzepodwieczorku,wielużołnierzyminęłonasz
hangariposzłowtamtymkierunku.Półgodzinypóźniejwrócili.Gdytamszli,wyglądali
nagłodnych,agdywracali-nadobrzeodżywionych.Jakimścudemmożnatorozpoznać.
Niewiemjak,alemożna.Gdygłódzacząłnamnaprawdędoskwierać,conieco
przekąsiliśmy,korzystającznowozelandzkichzapasów,alezabraliśmyichniewiele,chcąc
zachowaćnaszeskromnezasobywPiekle.Pozatymmuesliniebyłotakapetycznejak
smażonykurczak,któregozapachunosiłsięwokół

hangaru.

Zresztąitakbyłamzbytzdenerwowana,bydużozjeść.Wyglądałonato,żetylkoHomer
maapetyt.Patrzącnajedzenieznikającewjegoustach,zastanawiałamsię,cozrobimy,
kiedyskończąnamsięzapasy.

Poprawejstroniemieliśmydużyazbestowybudynekzzaledwiekilkomalampami.
Najwyraźniejumieszczonojezewzględówbezpieczeństwa,bocałyczassiępaliły.
Myśleliśmy,żetomożebyćjakiśmagazyn.Dalejstaławieżakontrolna-budynekz

background image

zaokrąglonągórą-którąwidzieliśmywyraźnie,bobyławyższaniżpozostałe
zabudowania.

Naprzeciwnasstałdługi,niskidrewnianybudynekzmałymiokienkami.Dośćszybko
doszliśmydowniosku,żetokoszary.

Dudniłatammuzyka,woknachsuszyłysiękoszuleiodczasudoczasumigalipółnadzy
mężczyźni,którzywracalispodprysznicaalbosięprzebierali.

Dalejparkowałysamoloty.

Wmojejgłowiezacząłsiętworzyćplan,więcprzystąpiłamdodzieleniasięnimz
przyjaciółmi.Chybawszyscystaraliśmysiębyćodważni-nieliczącKevina,który
zniknąłwciężarówceiwydawał

sięniezdolnydoruchu.Leebyłnaniegonaprawdęwściekły.W

pewnejchwilipowiedział:

-Zostawmygotutaj.Niechgozłapią.

Byłamprzerażona.Leenieporazpierwszybudziłwemniestrach.Aletymrazem
przynajmniejpotrafiłamzrozumiećjegozłość.Przezpołowęczasubyłomiszkoda
Kevina,aprzezdrugąpołowęmyślałam,żetozwykłytchórz.Toznaczywpewnym
sensiewiedziałam,żemapoważnyproblem-medycznyalbopsychiczny-

alezdrugiejstronybyłamzła,żeopuściłnaswchwili,wktórejnajbardziejgo
potrzebowaliśmy,zostawiającnanaszychbarkachcałąrobotęiryzyko.Oczywiściegdyby
naszłapano,złapanobyrównieżKevina,aletrudnobyłopatrzećnasytuacjęwtensposób.

Wszyscypróbowaliśmyznimporozmawiać,stosowaliśmyróżnetaktyki:współczucie,
wyzwiska,głosrozsądku,zachęty.Testrategiemówiłychybacośonassamych.Fi
współczuła,Leewyzywał,japowoływałamsięnagłosrozsądku,aHomer-kumojemu
zdziwieniu

-zachęcałiwspierał.Żadneztychpodejśćniezdałojednakegzaminu.

Jedyny„postęp”polegałnatym,żezamiastnasignorować,kiedywchodziliśmydo
ciężarówki,Kevinzwijałsięwkłębekizaczynał

płakać.Niewyglądałotonakroknaprzód.

Układaliśmyzatemnaszplan-naszmglistyniby-plan.Mójpomysł

opierałsięnaodrobiniewiedzy,którązdobyłamwdzieciństwie.GdyHomerbyłmłodyi
szalony,czasamistrzelałdoceluzwiatrówki.

Jednakstrzelaniedozwyczajnychcelów,takichjakpuszkiipieńki,zabardzogonudziło.
Dlaurozmaicenianalewałdopuszekbenzynyizamykałjezpowrotem.Muszęprzyznać,
żesamaoddałamjedenstrzał,kiedyHomerwspaniałomyślnie

postanowiłpodzielićsięzemnąjednąpuszką.Tobyłodośćwciągające.Zabawniejszeniż
wynoszenieowczychkupzszopydostrzyżenia.

To,czegosięwtedynauczyliśmy,stałosiępodstawąnaszegoplanu.

Planu,którynadalbyłtylkozbieraninąniedopracowanychpomysłów,gdynagle

background image

zostaliśmyzmuszeni,byruszyćdoakcji.

6

OszóstejranojaiFijużniespałyśmy.Kevinchybaspał,niewiem,wkażdymrazieleżał
skulonywswoimkąciemałejciężarówki.LeeiHomerspaliwyciągnięciniedalekoniego.
Byłtopierwszyodpoczynek,naktórysobiepozwoliliśmy,odkądwylądowaliśmywtym
hangarze.Nieodpoczywalibyśmy,alebyliśmyzdesperowaniistraszniepotrzebowaliśmy
snu.

Spojrzałamnanichjeszczeraz,apotemzamknęłamdrzwiciężarówkiiwróciłamdo
punktuobserwacyjnego.Oficjalnienawarciestałamja,alezmieniałamsięzFi,bożadna
znasniemogłaspać.Zresztąitakpełniliśmygodzinnewarty,bomogliśmysobie
pozwolićnajwyżejnaczterogodzinnąprzerwę.

Bezsenność,któraatakowałamnieiFiakuratwtedy,kiedymiałyśmyszansętrochę
odpocząć,byłatypowymkawałem,któryciąglerobiłanamtawojna.

Jedynąciekawostkąwczasienaszejłączonejwartybyłoto,żeowpół

oszóstejwystartowałomnóstwosamolotów.Powiedziałabym,żebyłoichconajmniej
dwadzieścia.Startowałyfalami-ztego,cowidziałyśmy,potrzynaraz-warczącnad
hangarem.Czułyśmy,jakziemiawibrujenampodstopami.Hałasbyłtakpotworny,że
musiałamzasłonićuszyrękami.

74

<4

Jeślitoniezbudziłochłopaków,tominutęposzóstejzpewnościąjużniespali.Wszystkie
budynkibyłypodłączonedosystemunagłaśniającegoioszóstejzgłośnikówpopłynęła
muzyka,któranajwidoczniejmiałanaceluwyciągnąćwszystkichzłóżekorazwzbudzić
wnichgotowośćdokolejnegopięknegodniaspuszczaniabombnakażdego,ktonie
przypadłimdogustu.Muzykabrzmiałajakośdziwnie,alebyłagłośnaiwojskowa,więc
odrazudawaładozrozumienia,żeniejesteśmynaoboziedlaskautów.

Pochwiliusłyszałyśmytupotnóg.Brzmiałotojakowczytruchtnadrewnianejpodłodze
szopydostrzyżenia.Fipatrzyłajużprzezdziurkę.Doskoczyłamdoswojej.Obokhangaru
przebiegałomnóstwożołnierzy.Samimężczyźni,niektórzybardzomłodzi.Trzymali
karabiny.Kilkasekundpóźniejzniknęli.

HomeriLeedołączylidonaspoddrzwiami.Spojrzeliśmynasiebiezaniepokojeni,
zastanawiającsię,cosiędzieje,copowinniśmyzrobić.

PowiedziałamdoLee:

-

Musimywykorzystaćtenczas.Skorzystaćzokazji.

-

Zgadzamsię-odparł.-Będęichśledził.Zobaczę,cosiędzieje.

-

background image

Wporządku.Jasprawdzękoszary.

-

Ajamagazyn-szybkopodchwyciłHomer,zdającsobiesprawę,żetonaszapierwszai
byćmożeostatnia,szansa.

-

Aja?-zapytałaFi.

-

Zostańtutaj-odpowiedziałamszybko,nawypadekgdybychłopakimiałyjużjakąśgłupią
propozycję.

CzasamiczułamdziwnąpotrzebęchronieniaFi,opiekowaniasięnią.

Zabiłabymnie,gdybysięotymdowiedziała.

Homeruchyliłdrzwitrochębardziejinaszatrójkazaczęłasięwymykaćprzezwąską
szczelinę.

Japoszłamdruga,zaLee.

-

Bądźcieostrożni-powiedziałaFi.

75

Powstrzymałamsięodśmiechuitylkopokiwałamgłową.

Nazewnątrzwiałporywistywiatr.Jaknalatobyłodośćzimno.Dokoszarmiałam
niedaleko,alewiedziałam,żemuszęwykorzystywaćbudynkiicieniedlaosłonynajlepiej,
jaksięda.Pochyliłamsięipopędziłamprzezjezdnię.Czułamsiędziwnie,boniewiedzieć
czemuniemogłamoddychać.Mimotobiegłam,więcchybajednakoddychałam.Poza
tymogarnęłamnieprawdziwaparanoja-byłampewna,żektośgdzieśnapewnomnie
widzi.Niewiedziałam,czytoludziewwieżykontrolnej,whelikopterzewgórzeczy
możejakiśżołnierz,któryzostałwkoszarach,aleczułam,żetymrazemsięniewywinę:
tobyłozbytniebezpieczne,zbytpoważne.Niemogłamliczyćnato,żepobiegamsobiepo
tymogromnymiważnymdlawrogalotnisku,robiąc,comisiępodoba.Czekałamwięcna
krzyk,naostrzegawczenawoływanie,naszczękkarabinuładowanego,odbezpieczanegoi
unoszonegodostrzału.

Wnastępnejchwilibyłamjużwcieniudrzwiibezwątpieniaoddychałam.Terazmiałam
odwrotnyproblem:sapałamzbytgłośno-

takhałaśliwie,żechybakażdy,ktojeszczezostałwbudynku,musiałbystamtądwybieci
sprawdzić,cosiędzieje.Przypominałamrozgrzewającąsiękobzę.MłodsząsiostręFi
podczaskolejnegoatakuastmy.Usiłowałamnadtymzapanować,alemogłamnato
poświęcićzaledwiekilkasekund.Mniejwięcejpodziesięciuznichwyłoniłamsięzcienia
przydrzwiachiweszłamdobaraku.

Przypominałsalęsypialną.Wśrodkubyłotakczystoischludnie!

Wszystkiełóżkastaranniezasłane,każdanarzutawygładzonaiprosta,każdystółikażde

background image

krzesłorówniutkoustawione.Takbardzocuchnęłośrodkiemdezynfekującym,żeaż
szczypałymnieoczy.Oknalśniły.

Niemogłamuwierzyć,żefacecipotrafiąbyćtacyporządni.

Żałowałam,żeHomertegoniewidzi.Takmógłbywyglądaćjegopokój.

76

Szybkosięrozejrzałam.Najmniejszyruchoznaczałbydużekłopoty,musiałabympodjąć
decyzję:uciekaćczyatakować.Takczysiak,byłobyjużpomnie.Niemiałambroni,nie
liczącukrytegowskarpetcenożykadoowoców.Alewpomieszczeniupanowałspokój.

Pobiegłammiędzyłóżkami,szukającczegoś,comogłobynamjakośpomóc.Żadneskarby
nierzucałysięwoczy.Nakońcurzędułóżekotworzyłamdwieszafkijednocześnie,
obiemarękami.Wśrodkubyłorównieschludniejaknazewnątrz.Munduryicywilne
ubrania,staranniezapakowanewfolioweochraniacze,wisiałynawieszakach.

Nagórnejpółceleżałyrzeczyosobiste:zdjęcia,książki,długopisy,papierosyisłodycze-
takżestaranniepoukładane.„Boże,gdybymamamogłatozobaczyć…”-pomyślałam,nie
byłojednakczasunatakierzeczy.Bałamsięsiedziećtamzbytdługo,alezdrugiejstrony
niechciałamwrócićdoprzyjaciółzpustymirękami.

Otwartedrzwiwroguprowadziłydomałejkuchni,więcwślizgnęłamsiętami
otworzyłamlodówkę.Nawetwniejbyłoczystoischludnie,choćbyłapełnasmakołyków.
Marzyliśmyoświeżymjedzeniu,którestałosięobiektemnaszychnajwiększychfantazji,
więcwzięłamtyle,ilemogłamunieść,uważając,byniepozostawićnapółkach
widocznychpustychmiejsc.„Pomyślą,żektóryśzkolegówpodkradaimjedzenie-
kombinowałam.-Wybuchniewielkakłótnia,pozabijająsięnawzajem,amybędziemy
mogliprzejąćkontrolęnadlotniskiem”.

Wzięłamawokado,trochęsera,małegomelona,opakowanierokiettyiinnejzieleninyoraz
coś,cowyglądałojakkotlet,apachniałojakryba.

Potemsięstamtądzabrałam.Bardzosięspieszyłamzpowrotemdohangaru.Nie
wiedziałam,ileczasuupłynie,zanimniedźwiadkiwkrocządodomuzkarabinamii
odkryją,żektośpoczęstowałsięichowsianką.Wiedziałamzato,żejeślimnieprzyłapią,
skończęznaczniegorzejniżZłotowłosa.

77

Wdrodzepowrotnejzauważyłamcośinteresującego,choćdopieropóźniejzdałamsobie
sprawę,cotooznacza.Nadkażdymłóżkiembyłydwawspornikioddaloneodsiebiemniej
więcejometr.Alboimniej-prawdopodobniezosiemdziesiąt,dziewięćdziesiąt
centymetrów.Byłymosiężne,przykręconedościany.Wyglądały,jakbymogłyutrzymać
pewienciężar.

Dotarłamdodrzwi,którymiwcześniejweszłam,iszybkowyjrzałamnazewnątrz.Teren
wydawałsięczysty,więcwymknęłamsięprzezwąskąszparę.Znalazłamsięnaotwartej
przestrzeniprzedkoszaramiiznowubyłamprzerażającobezbronna.Stanowiłam
doskonałyceldlakażdego,ktochciałbydostaćmedal.Spojrzałamwprawo,spojrzałamw
lewo,spojrzałamjeszczerazwprawo.Apotemześlizgnęłamsięzkrawężnika.

background image

Iomałoniezginęłam.

Całetoszkoleniezpodstawówkiobezpiecznymprzechodzeniuprzezjezdnięmogłomnie
kosztowaćżycie.Przywykłamdotego,bypatrzećdwarazywprawo,conormalnie
zdawałoegzamin,aleniewtymwypadku.Żołnierzepobiegliwlewoitowłaśniewlewo
powinnambyłapatrzeć.

Polewej,pięćdziesiątmetrówdalej,zauważyłamdwóchoficerów.

Byłowidać,żetooficerowie.Porannesłońcepołyskiwałonaichzłotychgalonach,alei
beztegoniemiałabymwątpliwości.

Rozpoznałamoficerówposposobie,wjakiszli-jakbycałelotniskonależałodonich.
Czulisięzupełniezadomowieni.Odrazubyłowidać,żeniktnanichnienawrzeszczyza
spóźnieniesięnawartęalbozabrudnebuty.

Wolnoszlidrogą,gawędzącsobiewnajlepsze.Niemielikarabinów,alechoćtrudnobyło
tostwierdzićztejodległości,wkaburachnabiodrachnieślichybapistolety.

Stałamilekkodrżałam.Jeszczemnieniezauważyli.Alenawetpomimodrżenia
wiedziałam,żemuszęcośzrobić.Głosrozsądkupodpowiadałmi:„Musiszsięuspokoić,
myślracjonalnie.To78

twojajedynanadzieja”.Dziękipracyzbydłemwiedziałam,dlaczegooficerowiemnienie
zauważyli:bostałamnieruchomo.Bezruchpotrafiwielezdziałać.Tozadziwiające.Ale
choćjakdotejporyocalił

miskórę,niemogłamnaniegoliczyć,kiedysięzbliżą.Nastolatkastojącawdrzwiach
wojskowegobarakuzgórąjedzeniaskradzionegozichlodówki?Tak,jasne,napewno
przejdąobok,niezwracającnamnieuwagi.

Zaczęłampowoliwycofywaćsiędobudynku.Wcześniejchciałamzamknąćzasobą
drzwi,aleklamkaniezaskoczyła,iteraztodoceniłam.Dziękitemuotworzyłamdrzwi
dośćłatwoicicho.Nadalstałamwcieniuizagłębiłamsięwnimtrochębardziej.
Oficerowiebylizaledwietrzydzieści,trzydzieścipięćmetrówodemnie.W

powietrzuzpiskiemprzemknąłodrzutowiecichoćniespojrzeliwgórę,pomyślałam,że
trochęodwróciłichuwagęidałmiszansę,którejpotrzebowałam.Gdyhałasosiągnął
maksymalnenatężenieiodrzutowiecprzeleciałnadjezdnią,kierującsięnapasdo
lądowania,szybkozniknęłamwsalisypialnejizamknęłamzasobądrzwi.

Nazewnątrznierozległsiężadenostrzegawczykrzyk.Podbiegłamdooknaiwyjrzałam.
Oficerowienadalszli,całkowiciepochłonięcirozmową.Todobrze,tyleżeznowubyłam
wbudynku,wktórymniechciałambyć,wktórymniemogłambyć.Nie,jeśli
zamierzałamprzeżyć.

Azamierzałam.

Podbiegłamdookienztyłu.Wzasadzieniebyłonacopatrzeć:zobaczyłamtylkootwartą
przestrzeń,ogromnepołacielotniska.

Odrzutowiec,któryprzedchwiląwidziałam,sunąłterazpopasie,aspodjegokółunosiły
siękłębydymu.Wiedziałam,żezachwilęskręciiruszynaspotkaniezcysterną.

Znowupodbiegłamdooknazprzodu.Czułamsięjakszczurwpułapceitakteżsię

background image

zachowywałam.Gorączkowomiotałamsięwprzódiwtył,jakschwytanezwierzę,łudząc
się,że79

znajdęwklatcejakąśmałądziurkę,którejwcześniejniezauważyłam.

Tymrazemprzezoknozprzoduzobaczyłamcośjeszczebardziejprzerażającego.
Oficerowieskręcaliwstronębaraku.Bylinakursie,któryzakilkasekundmiałich
doprowadzićdodrzwi.Znowuogarnęłamniepanika-paraliżująca,przeraźliwapanika-i
znowumusiałampodjąćszaleńcząwalkę,byjąuciszyć,zdusić.Oficerowiebylijużtylko
dziesięćmetrówoddrzwi.

Rozejrzałamsięgorączkowo.Poprawejmiałamkuchnię,aleonaniezapewniałazbyt
dobrejosłony.Zlewejbyłopomieszczenie,wktórymprawdopodobnieznajdowałasię
łazienka,alewcześniejniezadałamsobietrudu,bytosprawdzić.Dziękiwszystkim
kilogramom,którezrzuciłamwciągutejwojny,mogłabymsięwcisnąćdoszafki,aletak
małaklatkabyłabyponadmojesiły.Dostałabymklaustrofobii.Gdybymniewniej
znaleźli,niemiałabymżadnychszans.Wyglądałonato,żewpomieszczeniupolewej
naprawdęjestłazienka.Pobiegłamdoniejszybkoicicho,nadalściskającjedzenie.Nie
śmiałamgoterazwyrzucić.

Dołazienkiprowadziłydrzwiwahadłowe,takiejakiewidujesięwrestauracyjnych
kuchniach,igdyjepopchnęłam,usłyszałam,jakzamoimiplecamidwajmężczyźni
otwierajądrzwidobaraku.Ledwiezdążyłam.Małobrakowało.Zauważylimnie?
Musiałamsiędowiedzieć.Odwróciłamsię,przytrzymałamdrzwi,żebyprzestałysię
huśtać,apotemzbliżyłamokodoszpary.

Niewidziałamichiprzezchwilęmojawyobraźniazaczęłaprodukowaćszalone,
przerażająceobrazy,naktórychskradalisięwzdłużbocznychścian,zachodzącmniezobu
stron,gotowiprzypuścićwściekłyataknałazienkę.Wtedymignęłamisylwetkajednegoz
nich.Pochyliłsięiobejrzałrógłóżka,jakbychciał

sprawdzić,czyjeststaranniezaścielone.„Nojasne-pomyślałam.-

Przyszlinakontrolę.Todlategożołnierzetaktuwysprzątali”.Przypomniałamsobie
Mikea,dużegoczarnowłosegoMaorysaalbomieszkańcaWyspSamoa,którytakbardzo
spodobałsięFi.Powiedziałkiedyś,żenajlepszewmisjachjestto,żenietrzebasię
przejmowaćtakimikontrolami.Czasamiprzypominałyżyciewdomuumamy.

Odsunęłamsięoddrzwiiuciekłamnadrugikoniecłazienki.

Zauważyłamtamdrugiedrzwi,teżwahadłowe,któreotworzyłam,prawieniepatrząc,co
jestpodrugiejstronie.Musiałammiećnadzieję,żenikogotamniema.

Znalazłamsięwpomieszczeniu,któreprzypominałodobudówkędogłównejsali
sypialnej.Wyglądałojednakzupełnieinaczej.Byływnimśladyżycia-togrzeczny
sposóbnapowiedzenie,żepanowałwnimstrasznybajzel.Rozmemłanełóżka,wszędzie
porozrzucaneubrania,otwartysłoikmiętóweknapodłodze,aumoichstóptrzyczycztery
stronylistunapisanegonabłękitnychkartkach,którepozłożeniuisklejeniutworzą
kopertę.

Żadenztychszczegółówniebyłistotny.Liczyłosiętylkojedno.Nadłóżkamibyłytakie
samewsporniki,jakiezauważyłamwdrugimpomieszczeniu,tyleżenatychleżały

background image

karabiny.Ciemne,czarne,ciężkieizłowrogie.Czarodziejskieróżdżkiśmierci.Tyleże
miałymagazynkiiwiedziałam,żetomojajedynanadzieja.Niewahałamsię.

Skoczyłamnanajbliższełóżko,złapałamkarabinizdjęłamgozewsporników.

Alewszystkopokolei:najpierwsprawdziłammagazynek.

Byłzaładowanypobrzegi.Wyglądałonato,żewśrodkujestzedwadzieścianaboi.Poraz
pierwszytegorankapoczułamcośwrodzajuzadowolenia.Gdybymzachwilęmiała
umrzeć,przynajmniejniebyłabymbezradna:niestałabymzrozłożonymigołymirękami,
próbujączatrzymaćkule,któreleciałybymnierozerwać.

Zerknęłamprzezszczelinęwdrzwiachłazienki.Narazienicsięnieruszało.Nie
wiedziałam,wktórympomieszczeniupowinnamsięukryć.Żadneniemiałodrugiego
wyjścia,aoknabyłyzamałeizawysokoumieszczone.Jednowydawałosiępewne:nie
byłogdziesięschować.Tylkoczterygołeściany,osiemłóżekiosiemszafek.Niemogłam
wejśćpodłóżko,bokażdemiałopodspodemszufladę.Inawetgdybymzmieniłazdanie
codoschowaniasięwszafce,niezdołałabymwcisnąćtamtakżekarabinu.Alenie
chciałamzmienićzdania.

Podejmowałamogromneryzyko.Możeoficerowieniezamierzaliprzeprowadzićkontroli
wdrugimpomieszczeniu.Najwidoczniejzjakiegośpowoduniezostałowysprzątane.
Możefaceci,którzytuspali,wyruszylinajakąśmisjęalbocośwtymrodzaju.A
oficerowieotymwiedzieli,prawda?Nowięcjedenmógłpowiedziećdodrugiego:

„Niemasensutamzaglądać.TamcipolecielizbombardowaćNowąZelandię”.Gdybytak
zrobili,pozostaniewtympomieszczeniuoznaczałowolność.Alegdybymtamzostała,a
onibyweszli,ktośmusiałbyzginąć.

Ztrzeciejstrony,gdybymweszładołazienkiischowałasięwkabinie

-wjedynymmiejscuwłazience,wktórymmożnabyłosięschować-

moglibyprzejśćobokinawetmnieniezauważyć.Mogliby.Drzwidowszystkichkabin
byłyzamknięte.Zwróciłamnatouwagę.Mogłabymstanąćnasedesie,żebyniktnie
zobaczyłmoichstóppoddrzwiami.

Alerówniedobrzemoglibyotworzyćdrzwikabinyimnieznaleźć,przykucniętąna
sedesieiwytrzeszczającąoczyjakkangurwświetlereflektora.

Niemiałamczasuusiąśćnałóżkuzkartkąidługopisem,byzrobićlistęskładającąsięz
dwóchkolumn:„argumentyza”i„argumentyprzeciw”.Niemiałamczasuprzeprowadzić
uważnejistarannejocenysytuacji.Paręminutprzeznaczyłamjużnazdjęciekarabinui
sprawdzeniemagazynka.Musiałampodjąćdecyzję.

„Ellie-pomyślałamsurowo-cokolwiekpostanowisz,trzymajsiętego.Niemasensusię
zastanawiać,czypostępujeszwłaściwie”.

Innymisłowy,oddecyzji,którąmiałampodjąć,zależałomojeżycie.

Podeszłamdołóżkanakońcusaliirzuciłamjedzenienapodłogęmiędzyłóżkiema
oknem.Potempołożyłamsięobok,trzymającprzysobiekarabin.Ściskałamgoprawą
ręką.Jużgoodbezpieczyłamiupewniłamsię,żewkomorzejestnabój.Wiedziałam,że
jeślimnieznajdą,będęmusiałastrzelać,bysięstądwydostać.Niewidziałaminnych

background image

możliwości.Wokółbyłotakmałoludzi,żemogłosięudać.

Alecopotem?Namyślokomplikacjachzakłułomniewsercu.Nachwilęmocno
zamknęłamoczy,byodegnaćodsiebietemyśli.Niemogłamsobienaniepozwolić.Za
bardzomnierozpraszały.Zdałamsobiesprawę,żetojednaztychchwil,wktórychmuszę
improwizować:ja,którazawszelubiłammiećwszystkopoukładane,ażyciezaplanowane,
iktórejojciecpowtarzał,żeczasprzeznaczonynarekonesansnigdyniejeststracony.

Tymrazemniebyłoczasunarekonesans,niebyłoczasunamyślenieokonsekwencjach-
pozostawałajedynieślepawiara,żejeśliudamisięwyjśćztejakcjibezszwanku,tobyć
możeudamisięwyjśćtakżeznastępnejinastępnej,izkolejnej,itakdalej.Oczywiście
prędzejczypóźniejcośmusiałopójśćnietak.Jakwjednymztychtanichswetrów:raz
zaciągniesznitkępaznokcieminagleprujesięrękaw,ażwkońcucałysweterjestdo
wyrzucenia.Musiałammiećnadzieję,żecośtakiegonastąpiraczejpóźniejniżwcześniej,
możegdyniedalekobędąHomeriLee,którzyzdołająmijakośpomóc.

Naglewstrzymałamoddech,boodniosłamwrażenie,żesłyszęczyjśgłos.Kuswojemu
obezwładniającemuprzerażeniuzdałamsobiesprawę,żeniejesttowytwórmojej
wyobraźni.Najprawdopodobniejsłyszałamoficerów,którzybylijużbardzoblisko.Weszli
dodrugiegopomieszczeniaczynie?Niebyłampewna.Możliwe,żebylicichoinie
usłyszałam,jakotwierająsiędrzwi.Ledwie83

*

doszłamdowniosku,żenie,niesąwtejsalisypialnej,musząbyćwłazience,usłyszałam
głosbardzobliskosiebie.Otak,bylitu,mniejwięcejdwałóżkaodmiejsca,wktórym
leżałam.Zprzerażeniaomalnieoderwałamsięodpodłogi.Wcalebymsięniezdziwiła,
gdybymzaczęłakwitowaćwysokonadłóżkiem,gdziemoglibymisiędobrzeprzyjrzeć.

Mocniejścisnęłamkarabin.Wiedziałam,żejeślisięzbliżą,dojdziedostrzelaniny.Miałam
przewagę,bomogłamichzaskoczyć.

Zyskałabymkilkasekund.Iwciągutychkilkusekundmusiałabymichzabić.

Znowuodezwałsiętensamgłos.Nadalbyłodemnieoddalonyokilkałóżek.Innygłos
odpowiedziałmuzdrugiegokońcasali.

Pomieszczenieniebyłoogromne,alemojeszanseznaczniebyzmalały,gdybympo
zerwaniusięnanogimusiałagozlokalizowaćprzedoddaniemstrzału.Alewtakiej
sytuacjiniemiałabyminnegowyjścia.Byłamjużtaknabuzowana,żeczułam,jakbym
naprawdęmogłasięwznieść:wyobraziłamsobie,żewyskakujęjaknatrampoliniei
zabijamichobu,zanimzdołająchoćbydrgnąć.

Czułammrowieniewcałymciele:znowumiałamlemoniadowenogi.

Wszy.Pamiętam,jakbabciamówiła,żekiedyścierpiałanaprzypadłośćzwaną
potówkami.Zawszeuważałam,żetozabawna,ciekawanazwa,więcłatwoutkwiłamiw
głowie.Terazmiałamtakiepotówki,jakbypłonęłocałemojeciałokłuterozgrzanymi
igiełkami.

Prawiekrzyczałamzezdenerwowania.

Iwtedytosięstało.Naparęsekundwłączyłamautomatycznegopilotaipozwoliłam,by

background image

przejąłnademnącałkowitąkontrolę.Zmieniłamsięwrobota,wterminatora.Chybanigdy
wcześniejniedoświadczyłamniczegopodobnego.Naglepadłnamniecieńiwnastępnej
sekundziezobaczyłamnadsobąjednegozoficerów.Spoglądałnadmojągłową,niewiem
naco-możenajakiśśladnaścianie.Niezauważyłmnie.

Uniosłamkarabin,zanimzdał

sobiesprawę,żektośtujest.Jegoustazaczęłysięotwieraćzprzerażenia,alenanic
więcejniemiałczasu.Niemogłamchybićztakiejodległości.Ułameksekundypóźniej
byłojużpowszystkim.

Miałamjedynieczas,byzauważyć,jakjegowłosypodskoczyływchwili,gdytrafiłago
kula:zamknąłoczy,ajegoczuprynapoleciaławgórę,jakbypotargałjąjakiśnagły
porywistywiatr.Siłakulipchnęłagodotyłu,nakrzesło.Żadenczłowiekniebyłbyw
stanieuderzyćgotakmocnojaktenpocisk.Alejużnaniegoniepatrzyłam.Niechciałam
widziećtegookropieństwa,apozatymmiałaminnyproblem.

Obróciłamsięwlewoijednocześnieuniosłamkarabintrochęwyżej.

Drugioficerrobiłdwierzeczynaraz:biegłdodrzwiirównocześniesięgałpopistolet.
Brońnajwidoczniejutknęławkaburze:szarpałsięzniąjednąręką,adrugąwyciągałw
stronęklamki.Wyjąłpistoletwtejsamejchwili,wktórejpopchnąłdrzwi.Naprogu
obróciłsięwmojąstronę.Chybaliczyłnato,żewłaziencekulagoniedosięgnie.Alenie
miałszans.Niezamierzałamspudłować.Pociągnęłamzaspust.Facetrunąłnadrzwi,
pozostawiającnanichkrwawąsmugę.Usłyszałam,jakjegociałozgłośnymhukiem
uderzaotwardąpodłogęłazienki.

Podczaslądowaniazłamałpewnieparękości,aleniemusiałsiętymprzejmować.To
dziwne,żemożnazłamaćkośćnawetpośmierci.

Choćchybaitakierzeczysięzdarzają.

Wiedziałamjuż,żeniemaodwrotu.Zbiłamdwapierwszekręgleibezwzględunakoszty
musiałamzbićpozostałe.Niewiedziałam,jakpowiemprzyjaciołom,żepodpisałamna
nichwyrokśmierci,alepostanowiłam,żeprzynajmniejzrobięwszystko,cowmojej
mocy,byzwiększyćnaszeszanse.Zaczęłamodzdjęciazewspornikówczterech
następnychkarabinów.

Starałamsięniepatrzećnaciała.Szybkoobejrzałamzwłokiwłazience,byupewnićsię,
żemężczyznanieżyje.Kulatrafiłagowszyję,więcnapewnobyłmartwy.Niebędę
opisywałajego85

wyglądu,aleciałoniebyłojużwjednymkawałku.Drugiegooficeratrafiłamwklatkę
piersiową.Ontakżenieżył.

Niemarnowałamczasu,byprzyjrzećsięzwłokom,iniemarnowałamgonato,by
zastanowićsię,cozrobiłam.Niebyłamjużrobotemaniterminatorem,aleniewróciłam
jeszczedonormalności.Nadalniebyłamsobą.Poprostudalejodwalałamrobotę.
Starałamsiędziałaćwskupieniu,niedopuszczaćdosiebieżadnychbrzydkich,
przerażających,koszmarnychmyśli,któremogłybymiuniemożliwićskuteczne
wykonywaniezadania.Musiałamdalejdziałaćjakautomat,bowprzeciwnymrazienie
byłabymwstanieniczegozrobić.

background image

Złapałamzakostkimężczyznę,któryleżałnapodłodzewsalisypialnej,izaciągnęłamgo
międzydwałóżka,gdzienarzuciłamnaniegokoc.Plamykrwinapodłodzeteż
przykryłamkocami.Wszystkowmglistejnadziei,żeniktnieznajdzietychciałjeszcze
przezjakąśgodzinę,comogłomiećdlanasabsolutniekluczoweznaczenie.W

salisypialnejpanowałtakibałagan,żechybaniktniezwróciłbyuwaginaporozrzucane
koce.

Następnyprzystanekzrobiłamwłazience.Pobiegłamdodrzwi.Idokładniewchwili,gdy
byłamzaledwiedwametryodnich,wahadłowedrzwisięrozchyliły.Tegosięnie
spodziewałam.Niesłyszałam,żebyktokolwiekwchodził.Niemiałamprzysobie
karabinu.Wszystkieleżałynałóżku.Natychmiastprzyszłymidogłowydwiemyśliinie
wiem,którabyłapierwsza.Możeżadna.Możezjawiłysięrównocześnie.Jednabyłataka,
żeżołnierzewrócilidoswojegobarakuizachwilęmniezabiją.Najprawdopodobniej
rozerwąnastrzępy.Drugabyłapodejrzeniem,żeoficerwłaziencewcaleniezginął:ożyłi
zamierzałmnieuśmiercić.Jaksięnazywałtenfilm,wktórymwszyscymyśleli,żefacet
nieżyje,aonnaglezwrzaskiemrzuciłsięnabohateraiwszyscyludziewkiniekrzyknęli
przerażeni?

Niepamiętam.MożewłaśnieTerminator.

Mojatwarzstraszniesięwykrzywiła,alewarękauniosłasięzupełniebezudziałuwoli.
Dziwne.Czułam,żetosiędzieje,aleniebyłamwstanietegozatrzymać.Równocześnie
zaczęłamsięzginaćwpół,jakbymoczekiwała,żekulatrafimniewbrzuch.Tak,byłam
całkowiciepewna,żeloswkońcuprzestałmisprzyjać.

7

*s

TobyłHomer.

Boże,Homer,bywaływmoimżyciuchwile,kiedycieszyłamsięnatwójwidok,itakie,
gdybyłowręczodwrotnie,aletymrazemsprawiłeśmiwielkąradość.

WNowejZelandiirozpoczętostarania,bydaćnammedalealbocośwtymrodzaju.
Okazałosię,żezorganizowanieczegośtakiegotrwazpięćdziesiątlat,musitorozpatrzyć
zszesnaściekomisjiipotrzebachmaryniezależnychświadków.Dlategoniezaprzątaliśmy
sobietymgłowy-chociażnaprawdębymchciała,żebyRobyndostałajakiśdużymedal.
AletamtegorankaHomerteżnaniegozasłużył.

Naprawdęwykazałsięodwagą.

Fizobaczyłaoficerówidącychdokoszar.WhangarzezostalitylkoHomeriKevin.
PobiegłapoHomera,któryakuratsiedziałwłazience.

Gdypodciągającspodnie,pędziłdomałychdrzwihangaru,usłyszał

strzały.Wiedział,żestrzelanowkoszarachiżemusiałamwpaśćwokropnetarapaty.Nie
wahałsięanichwili.Nieuzbrojonyprzebiegł

przezjezdnięiwpadłdosalisypialnej.Gdywpierwszejsaliiwkuchniniczegonie
znalazł,wszedłdołazienki,minąłzwłokiiruszył

wstronędobudówki.Tobyłoodważne.

background image

Oczywiścienieopowiedziałmiotymwtedy.Wtedyliczyłasiękażdasekunda.Nie
mogliśmystaćigadać.Zapytałtylko:88

SSWW’*1,,!

7

t>

TobyłHomer.

Boże,Homer,bywaływmoimżyciuchwile,kiedycieszyłamsięnatwójwidok,itakie,
gdybyłowręczodwrotnie,aletymrazemsprawiłeśmiwielkąradość.

WNowejZelandiirozpoczętostarania,bydaćnammedalealbocośwtymrodzaju.
Okazałosię,żezorganizowanieczegośtakiegotrwazpięćdziesiątlat,musitorozpatrzyć
zszesnaściekomisjiipotrzebachmaryniezależnychświadków.Dlategoniezaprzątaliśmy
sobietymgłowy-chociażnaprawdębymchciała,żebyRobyndostałajakiśdużymedal.
AletamtegorankaHomerteżnaniegozasłużył.

Naprawdęwykazałsięodwagą.

Fizobaczyłaoficerówidącychdokoszar.WhangarzezostalitylkoHomeriKevin.
PobiegłapoHomera,któryakuratsiedziałwłazience.

Gdypodciągającspodnie,pędziłdomałychdrzwihangaru,usłyszał

strzały.Wiedział,żestrzelanowkoszarachiżemusiałamwpaśćwokropnetarapaty.Nie
wahałsięanichwili.Nieuzbrojonyprzebiegł

przezjezdnięiwpadłdosalisypialnej.Gdywpierwszejsaliiwkuchniniczegonie
znalazł,wszedłdołazienki,minąłzwłokiiruszył

wstronędobudówki.Tobyłoodważne.

Oczywiścienieopowiedziałmiotymwtedy.Wtedyliczyłasiękażdasekunda.Nie
mogliśmystaćigadać.Zapytałtylko:88

-

Nicciniejest?

-

Nie-powiedziałam.-Alewciągnijmytutegodrugiego.

Wtensposóbdowiedziałsię,żezabiłamdwóchmężczyzn.

Niezadawałżadnychpytań.Pomógłmitylkozawinąćobieczęścioficerawnarzutęi
zaciągnąćjedomiejsca,wktórymułożyłamjegokolegę.

-

Zaskoczylimnie-mruknęłampodrodze.

Homerpokiwałgłową.Pewniechciałomusięrzygać,takjakmnie.

Użyłamręczników,byzetrzećkrew.Byłotoobrzydliwezadanie,bofacetstraciłjej
bardzodużo,wprzeciwieństwiedotegodrugiego,któryniekrwawiłprawiewogóle.

background image

Mimoobrzydzeniadoszłamdowniosku,żewartousunąćślady.Zajęłomitopięćminut,a
jeślidziękitemuzyskaliśmyichsześć,tosięopłaciło.

-

Myślisz,żektośjeszczetosłyszał?-zapytałamHomera.

Pokręciłgłową.

-

Kiedystrzelałaś,nadlotniskiemprzelatywałodrzutowiec.NawetFiniczegoniesłyszała.

Tobyłydobrewieści,cudowne,choćzdziwiłamsię,żesamanieusłyszałamodrzutowca.
Oto,ilepotrafizdziałaćskupienie.Aleteraz,gdyHomerotymwspomniał,zdałamsobie
sprawę,żelądująkolejneodrzutowce.Wpółminutowychodstępach.Tomogłotrwać
wieki.Itakbymniezauważyła.

Gdyskończyliśmysprzątać,zabraliśmypięćkarabinówijedzenie.Niemusieliśmy
dyskutowaćobroni.Homerwiedział,cotrzebazrobić.

Znowuprzebiegliśmyprzezgłównąsalęsypialną,trzymająckarabiny,głośnodysząci
wiedząc,żetkwimywtymjużposzyję,żebędąpadałykolejnekręgle.Mogliśmyjedynie
spróbowaćpopchnąćjewewłaściwąstronę.Niebyliśmywstaniezepchnąćichzeswojej
drogi,topewne.Najlepsze,nacomogliśmyliczyć,todotrwaniedokońcadnia.

89

Zatrzymaliśmysięprzydrzwiachiwyjrzeliśmynazewnątrz.Nadrodzeniebyłoruchu.
Musieliśmyzaryzykowaćibiecdalej,więcpochyliliśmygłowyisprintempopędziliśmy
dohangaru.Gdywpadliśmydośrodka,nadnaszymigłowamiśmignąłnastępny
odrzutowiec.Leciałtaknisko,żeprawiemogłabymgodotknąć.

Ogromnyhangardziałałjakbarieradźwiękowa,więcwzasadzieniesłyszałamsamolotu,
pókinieznalazłsiębezpośrednionadnami-

wtedyusłyszałamgoażzadobrze.Myślałam,żeurwiemigłowę.

LeeiFijużnanasczekali.

-

Tesamolotywracająchybazjakiejśmisji-powiedziałLee.

Takbrzmiałyjegopierwszesłowa.Nie„Jaksięczujecie?”,„Nicwamsięniestało?”czy
choćby„Gdziesiępodziewaliście?”.Był

skupiony.ZadaniewszystkichpytańprzypadłowudzialeFi,aponieważmusieliśmysię
streszczać,zadałajespojrzeniemoczu.

Mieliśmyczasjedynienanajpilniejszerozmowy.Szybkojąuściskałam,apotem
zwróciłamsiędoLee:

-

Musimydziałaćjużteraz-powiedziałam.-Odrazu.Właśniezastrzeliłamdwóch
oficerów.

background image

Spokojniewziąłkarabin,apotemzajrzałdomagazynka.Przynajmniejwydawałsię
spokojny.ZmusiłamFi,byteżwzięłabroń,choćonazdecydowanieniebyłaspokojna.
NiemogłamprzywyknąćdowidokuFizkarabinem.TotakjakbyHomertrzymałlalkę
Barbie.

HomerzwróciłsiędoLee.

-

Jeślizacznątankować,zanimznajdąciała,będziemymieliszansęconiecozniszczyć…

-

Lepiejbyłobypoczekaćdozmroku-przerwałmuLee.-Alezdrugiejstronylądujecoraz
więcejmaszyn.Jestichmnóstwo.

-

Zresztąpozmrokuteżmoglibynaszłapać-powiedziałHomer.

Chybachciałmnietympodnieśćnaduchu.

-

Gdziesąpozostaliżołnierze?-zapytałam,Wiedziałam,żeLeeposzedłsprawdzić,cosię
dzieje.Chciałamsiędowiedzieć,cozobaczył.

-

Mającośwrodzajuparady.Przygotowująsiędoczegoś.Nadalsąwbazie,maszerują
powoliiśmieszniewymachująkarabinami.

-

Sąpewnisiebie-zauważyłHomer.-Myślą,żesątutajbezpieczni.

-

Aniesą-powiedziałLee.

Osłupiałam.Tobyłyjedneznajdziwniejszychsłów,jakiekiedykolwieksłyszałam.

Rozmowatoczyłasiębardzoszybko,szeptem.Gapiliśmysięprzezdziurkiwblasze,
próbujączobaczyć,cosiędzieje.Adziałosięnaprawdęsporo.Mnóstwosamolotów
wracałodobazy.Widziałamtrzyodrzutowcewruchu:jedenwłaśnielądował,drugi
skręcałnakońcupasastartowegoijechałzpowrotemwnasząstronę,atrzecidobijałdo
płyty,przyktórejparkowaływszystkiesamoloty.Alenajważniejszebyłodlanasto,żeod
razuzaczęłosiętankowanie.

Potrzebowaliśmyzaledwiedziesięciuminut,byzrobićto,comusieliśmyzrobić,alegdyby
żołnierzewrócilidokoszarpoparadzieiznaleźlimartwychoficerów,niedostalibyśmy
nawettylu.

-

Jest-powiedziałnagleLee.

Spojrzałamwkierunku,którywskazał,aleprzezmojądziurkęnicniebyłowidać.Dlatego
przesunęłamsięwjegostronę,żebydałmipopatrzeć.Rzeczywiście,pierwszacysterna

background image

sunęłajużdrogąkuzaparkowanymodrzutowcomniczymwielkistarydinozaur.Zanią
zauważyłamdrugą,którawyjeżdżałazeskładupaliw.Mójżołądekdzikopodskoczył,
jakbywszystkiewnętrznościprzewróciłysiędogórynogami.Jakbynastąpiłotam
trzęsienieziemi.Tecysternybyłynaszymwyrokiemśmierci.Chcieliśmyjezobaczyć,t

ucieleśniałynasząszansęnazniszczenietejbazy,leczjednocześniebyłynaszym
wyrokiemśmierci.Niemożnabyłoodtegouciec.

-Chodźmy-powiedziałHomer.

Naszaczwórkaspojrzałanasiebie.Poco?Niewiem.Chybatylkopoto,bysprawdzić,by
sięupewnić,żejesteśmydotegozdolniigotowi.

Niemiałampojęcia,jakwyglądam,alezpewnymzdziwieniemzauważyłam,żetroje
moichprzyjaciółmaidentyczneminy:wąskie,zaciśnięteusta,bladątwarz,spoconeczoło,
leczspokojneoczy.Teoczypodniosłymnienaduchu.

Pobiegliśmydociężarówek.ZupełniezapomniałamoKevi-nie,choćprzecież
uwzględniliśmygownaszymplanie.Szedłznami,czymusiętopodobało,czynie.To
pewniebrzmibrutalnie,aleniemieliśmyinnegowyjścia.Jakmoglibyśmygotam
zostawić?

Byłobyidealnie,gdybypoprowadziłjednązciężarówek,bopomniebyłnajlepszym
kierowcąspośródnas.AleHomerteżprowadziłnieźleimusiałnamwystarczyć.FiiLee
sporobrakowałododoskonałości.

Byliwręczniebezpieczni.Wzasadziebylitakniebezpieczni,żemożepowinniśmybyli
ichposadzićzakółkiemiwyprawićwdrogę:rozjechalibymnóstwożołnierzy.

Nietrzebabyłodyskutować.JaiFipobiegłyśmydociężarówkidoprzewozumebli,aLee
iHomerdodrugiegowybranegowcześniejpojazdu:dowysokiejciężarówkidowywozu
śmieci,któraważyłazdziesięćalboidwanaścietoniwyglądałabardzosolidnie.

Uruchomiliśmysilniki.Chwila,wktórejprzekręcaliśmykluczykiwstacyjkach,była
straszna,naprawdęprzerażająca.SzybkospojrzałamnaFiiznowu-równieszybko-
odwróciłamwzrok.Wyglądałaupiornie.Jakktośśmiertelniechory.

Notak,przecieżwszyscycierpieliśmynatęsamąśmiertelnąchorobę.

Gdyzapuściłamsilnik,ztyłurozległsiękrzyk.Krzykstrachuprzywodzącynamyśl
dziecko,któresparzyłosięwrękę.

92

Pobrzmiewaławnimhisterycznanuta.Jakjużpowiedziałam,zupełniezapomniałamo
Kevinie.

JeszczerazspojrzałamnaFi.Tymrazemmiałaponurąminę.

-

Japójdę-oświadczyła,wstajączsiedzenia.

Zanimzdążyłasięruszyć,wmałymotworzemiędzykabinąagłównączęściąciężarówki
ukazałsięKevin.WyglądałjeszczegorzejniżFi.

background image

Pewnieniegorzejniżja,aleniepatrzyłamwlustro.Znosazwisałmugil,nieczesałsięod
mniejwięcejpółtoratygodnia,choćwtymczasiemusiałchybabezprzerwyprzeczesywać
włosypalcami,targającjenajbardziej,jaksięda.Miałdzikiespojrzenie.Gapiłsięna
jednąznas,apotemnadrugą,jakbynigdywcześniejnasniewidział.

-

Cosiędzieje?-pisnąłdomnie.-Cowyrobicie?

Niewiedziałam,czywogólepowinnyśmymuodpowiadać,bobałamsięjegoreakcji,ale
Fipowiedziała:

background image

-

Jedziemy,Kev.Atakujemysamoloty.

Całajegotwarznaglesięzmarszczyła.Kiedyśnafizycerobiliśmyeksperyment,wktórym
wysysasiępowietrzezpuszki.Puszkamarszczysięikurczy,zmieniającsięwkompletny
wrak.NowięcwłaśnietakwyglądałKevin.Wyssałyśmyzniegoducha.

Znowuprzeczesałwłosypalcamiizawołał:

-

Ellie,toszaleństwo.Nieróbtego,proszę.Tosamobójstwo!

Alejaitakwrzuciłambieg.CiężarówkaHomerajechałajużwstronęwielkichdrzwi.Gdy
zatrzymałasięprzednimizprzeszywającympiskiemhamulców,Leewyskoczyłzkabiny.

Spojrzałnanas,czekając,ażpodjedziemybliżej,zanimodsłoniprzednamiświat
zewnętrzny.Gdyjużtozrobi,niebędzieodwrotu.Przezpierwsząminutęmożemyjedynie
blefować.Musimymiećnadzieję,żekażdyżołnierz,któryzobaczyciężarówki,założy,że
jesteśmytulegalnie.Jeślinie,jeśliodrazusiędomyślą,żecośknujemy,zmiotąnasz
powierzchniziemi,zanimzdążymypokonaćstometrów.

Skończymyjakpiórkazpoduszkirozerwanej93

)

podczaspoduszkowejbitwy.Wiedziałam,żegdydrzwisięotworzą,zostanienam
zaledwiekilkaminutżycia.Itownajlepszymrazie.

NiemampretensjidoKevina,żetaksięrozkleił.Mnieteżniewielebrakowało.Kevin
posypałsiępsychicznie,azachwilęwszyscymieliśmysięposypaćfizycznie.Mieliśmy
skończyćjaktamtenmartwyoficerwłaziencewkoszarach.Niepotrafiłamprzestać
myślećoRobyniosposobie,wjakizginęła.Wiedziałam,żetokiepskaporana
wspominaniejej,alebyłamprzekonana,żejużwkrótcesięzobaczmy.

Toczyliśmysięnaprzód.Spojrzałamwgórę,byzerknąćnaKevina,alepoterhzdałam
sobiesprawę,żeprzecieżniemawstecznegolusterka.Wciężarówkachdoprzewozu
meblinaniewielebysięzdało.

-

GdzieKevin?-zapytałamFi.

Przezchwilęnieodpowiadała.Chybapróbowałazajrzećdotyłu.

Potemsięodezwała:

-

Trudnopowiedzieć.Wyglądanato,żezakopałsiępodstertąworków.

Byliśmyjużprzydrzwiach.Leedałnamznakizacząłjeotwierać.

-

Tookropne-powiedziałamdoFi,mającnamyślito,corobiłyśmyKevinowi,którego
wiozłyśmynaniemalpewnąśmierć.

background image

-

Tak-przyznała.-Okropne.

Musiałamzałożyć,żewie,oczymmówię,boniebyłoczasutegopotwierdzić,niebyło
czasunaniczwyjątkiemzabijaniaiumierania.

Wrotahangarusięrozsuwały.Byłatojednaztychkonstrukcji,wktórychprzesunięcie
pierwszejczęścipowodujeautomatyczneprzesunięciedrugiej.SzybkospojrzałamnaLee.
Wyglądałspokojnieipięknie.

Zastanawiałamsię,czywidzęgoporazostatni.JegoiHomera.

Drzwiotworzyłysięwystarczającoszeroko,byśmymogliprzejechać.

UsłyszałamgłośnywarkotsilnikaciężarówkiHomera.Dawałzadużogazu,aletrudno
przywyknąćdoobcegosilnikawtakimpośpiechu,zwłaszczagdymasiędoczynieniaz
ciężarówką.Wielkazakurzonaciężarówkazaczęłasiętoczyć.Zauważyłampyłi
pomyślałam,żeśmieszniewyglądawbaziewojskowej,gdziewszystkojesttakie
nieskazitelne.WyjechałamzaHomerem,apotemzatrzymałamsięizaczekałamnaLee.
Zamknąłdrzwi.Nadrugimkońcudrogistałodwóchżołnierzy,alebyliodwróceni
plecami.Leewskoczyłdokabiny,dającnamostatniznak.Dodałamgazuiruszyłamza
Homerem.

Nazewnątrzwszystkowydawałosięjasneiczyste.Jakbymoglądałaprześwietlonyfilm
nadużymekranie.Byłotyleprzestrzeni.Skręciłamwprawo,nadaljadączaHomerem,a
potemzerknęłamwtęstronę,gdziewdalszymciąguparadowaliżołnierze.Przezchwilę
niewierzyłamwłasnymoczom.Aletomusiałabyćprawda.Nakońcudrogizgraja
mężczyznszławnasząstronę.Pomyślałam,żejużnasnakryli,żeruszylidoataku.Potem
zdałamsobiesprawę,żetoniemożliwe.Pewnieskończylimusztręiwracalidokoszarna
kubekherbatyichwilęodpoczynku.Zawcześnie.Tooznaczało,żezatrzy,czteryminuty
znajdąciałaoficerów.Aleniekoniecznie:wcaleniemusieliwejśćdotejsalisypialnej,w
którejpanowałbałagan.Mimowszystkopomyślałam,żenaszeszansegwałtowniemaleją.

Jakbyodsamegopoczątkuniebyłymalutkie.

Homerszybkoskręciłwlewoiruszyłbocznądrogą.Wporządku-

nadaljechaliśmywstronęzaparkowanychodrzutowców.Skręciłamzanimrównie
szybko,alemartwiłamsię,czynienarzuciliśmyzbytdużegotempa.Niepowinniśmy
zwracaćnasiebieuwagi.Musieliśmyzyskaćconajmniejpółtorejminuty,byzająć
pozycjeumożliwiającerozpętaniepiekła,którechcieliśmyrozpętać.

95

Bochcieliśmyrozpętaćpiekło.Piekło,chaos,zniszczenie.

Wiedzieliśmy,żejeślinamsięuda,lotniskozmienisięwmorzeognia.Mieliśmyszansę
zniszczyćwięcejsamolotówwciąguparuminut,niżnowozelandzkiesiłypowietrzne
zniszczyływciąguostatnichsześciumiesięcy.

Jużjewidziałam.Boże,byłoichmnóstwo.Todobrze,alejednocześniesięwystraszyłam.
Bałamsięjużtakdługo,żewzasadzieniepowinnambyłasięprzejmowaćstrachem,alew
tamtejchwilipoczułam,żezachwilępozbędęsięcałejzawartościżołądka,itozobu

background image

stron.Odrzutowcewyglądałyjakszerszenie,amybyliśmyprzynichmrówkami.
Mrówkami,którepostanowiłyprzypuścićataknaszerszenie.

Dziewięćcysternnapełniałobaki,aczterysamolotyczekałynaswojąkolej.Razem
trzynaście.Dlaniektórychpechowaliczba.Wzdłużpłytypostojowejparkowałookoło
czterdziestu,możepięćdziesięciumaszyn.Wszystkosięzgadzało.Wcześniejwidzieliśmy
tylkodziewięćcysternipodejrzewaliśmy,żewięcejichniema.Ichbezpieczeństwo
zależałoodszybkości.Niemoglisobiepozwolić,bysamolotywnieskończonośćtkwiły
napłycielotniskabezpaliwaalbopołączoneruramizcysterną.Wtedybyłynajbardziej
bezbronne.

GdzieśkiedyśusłyszałamotymodpułkownikaFinleyaiIaina.

Ruszyliśmywichstronę.PrzednamisunęławielkaciężarówkaHomera.Nadawałanam
rytm.Gdybynieon,niewiem,jakszybkobymjechała.Pewnierozpędziłabymsiędostu
czterdziestu.

Ciężarówkadowywozuśmieciokazałasięjednaktrochępodobnadoczłowieka,którym
stałsięHomer.Byłasolidna,niezawodnaisilna.

-

Mamnadzieję,żekulezadziałają-powiedziałanagleFi.

-

Comasznamyśli?

-

Nowiesz,to,żeHomerowiudawałosięrozwalaćpuszkinapolu,wcalenieznaczy,że
tutajteżsięuda.

Bil

Bochcieliśmyrozpętaćpiekło.Piekło,chaos,zniszczenie.

Wiedzieliśmy,żejeślinamsięuda,lotniskozmienisięwmorzeognia.Mieliśmyszansę
zniszczyćwięcejsamolotówwciąguparuminut,niżnowozelandzkiesiłypowietrzne
zniszczyływciąguostatnichsześciumiesięcy.

Jużjewidziałam.Boże,byłoichmnóstwo.Todobrze,alejednocześniesięwystraszyłam.
Bałamsięjużtakdługo,żewzasadzieniepowinnambyłasięprzejmowaćstrachem,alew
tamtejchwilipoczułam,żezachwilępozbędęsięcałejzawartościżołądka,itozobu
stron.Odrzutowcewyglądałyjakszerszenie,amybyliśmyprzynichmrówkami.
Mrówkami,którepostanowiłyprzypuścićataknaszerszenie.

Dziewięćcysternnapełniałobaki,aczterysamolotyczekałynaswojąkolej.Razem
trzynaście.Dlaniektórychpechowaliczba.Wzdłużpłytypostojowejparkowałookoło
czterdziestu,możepięćdziesięciumaszyn.Wszystkosięzgadzało.Wcześniejwidzieliśmy
tylkodziewięćcysternipodejrzewaliśmy,żewięcejichniema.Ichbezpieczeństwo
zależałoodszybkości.Niemoglisobiepozwolić,bysamolotywnieskończonośćtkwiły
napłycielotniskabezpaliwaalbopołączoneruramizcysterną.Wtedybyłynajbardziej
bezbronne.

background image

GdzieśkiedyśusłyszałamotymodpułkownikaFinleyaiIaina.

Ruszyliśmywichstronę.PrzednamisunęławielkaciężarówkaHomera.Nadawałanam
rytm.Gdybynieon,niewiem,jakszybkobymjechała.Pewnierozpędziłabymsiędostu
czterdziestu.

Ciężarówkadowywozuśmieciokazałasięjednaktrochępodobnadoczłowieka,którym
stałsięHomer.Byłasolidna,niezawodnaisilna.

-

Mamnadzieję,żekulezadziałają-powiedziałanagleFi.

-

Comasznamyśli?

-

Nowiesz,to,żeHomerowiudawałosięrozwalaćpuszkinapolu,wcalenieznaczy,że
tutajteżsięuda.

96

Jechałamdalej,czującsiętak,jakbymdostaławgłowękantówką.Fimiałarację.To
mogłobyćjakieśspecjalnepaliwo.Acysternymogłybyćspecjalniezabezpieczone.

Homerodbiłwlewo.Takjakuzgodniliśmy.Odnajbliższegoodrzutowcadzieliłonasjuż
tylkoczterystametrów.Naszplanbył

prosty.HomeriLeezajmąsięsamolotamizaparkowanyminajdalej,mytymi
zaparkowanymibliżej.Gdychłopcybędąjechaćdocelu,myzwolnimyiskręcimyw
prawo,byzająćnajlepsząpozycjędoostrzału.

Jakdotejporyszłonamwyśmienicie.Niktsiędonasniezbliżyłinieokazałnam
najmniejszegozainteresowania.Alesytuacjaszybkosięzmieniała.Kilkanastępnych
minutprzypominałoobłęd:szalonywyścig,któregozwycięzcyżyjądalej,aprzegrani
giną.

Pierwszymzwiastunemkłopotówbyłoto,żenagleFichwyciłamniezarękę.Szepnęłami
doucha:

-Jedziejakiśsamochód.

Niewiem,dlaczegomówiłaszeptem.Itakniełatwobyłocokolwiekusłyszećprzezwarkot
diesla.Zerknęłamwstronę,którąpokazała,ioczywiścieokazałosię,żemarację:zielony
dżipzplandekąszybkozmierzałwnasząstronę.Jechałzodległegokrańcalotniska,więc
nadaldzieliłogoodnastrzysta,czterystametrów.Bezwątpieniachodziłomujednako
nas.Wyglądałgroźnie,pędząctakprostownasząstronę.

Myślałamszybko.Musiałamnadaćswojemuumysłowitakąsamąprędkość,zjakąjechał
tensamochód,albojeszczewiększą.Niewiem,dlaczegoczasamimózgpracuje,a
czasamizamierawbezruchu.Chodzinietylkoopoczuciezagrożeniaiadrenalinę.Tamtej
nocywWirrawee,kiedypuściłyminerwy,zagrożeniebyłoogromne,amimotosię
posypałam.Terazznowugroziłonamwielkieniebezpieczeństwo,lecztymrazemmój
mózgdziałał,jaknależy.Naswojeusprawiedliwieniedodam,żetamtozałamaniew

background image

WirraweewydarzyłosięniedługopośmierciRobyniniedługopotym,jakzrobiłamz
chłopakiemzWellingtoncoś,czegonaprawdężałowałam.

Tymrazemsięniezawahałam.Wzięłamszerokizakręt,dośćłagodny,żebyniewyglądał
podejrzanie.Nawettrochęzwolniłam,alejednocześniepowiedziałamdoFi:

-

Złapsięczegoś.

-

AcozKevinem?-zapytała.

Nawetonimniepomyślałam.

-

Powiedz,żebyzrobiłtosamo-poleciłam.

Niebyłoczasunadłuższąrozmowę.Fiodwróciłasięikrzyknęła:

-

Kevin,złapsięczegoś!

Natymetapiebyliśmyzwróceninapółnocnyzachód.Dżipzbliżałsięodzachodu.Kiedy
skręciłyśmy,zwolnił,apotemostroodbiłwlewo,byzajechaćnamdrogę.Możeżołnierze
chcielisięustawićpostroniekierowcy,niewiem.Niespodziewałamsiętego,alebiorąc
poduwagęto,cozamierzałamzrobić,złożyłosięcałkiemdobrze.Chybanadalniebyli
pewni,jaknaspotraktować,niewiedzieli,czyzagrażamyichbezpieczeństwu,czymoże
jesteśmytuzjakiegośważnegopowodu.

Prawdopodobnieniemogliuwierzyć,żektokolwiekzdołałprzełamaćichfantastyczną
obronę.

Znowuzaczęłamprzyspieszać-napoczątkudelikatnie,apotem,kiedyoceniłam,żesąwe
właściwymmiejscu,ostrzej.Gazdodechy.

Staraciężarówkaspisałasięcałkiemnieźle.Pewnieniktjejjeszczenieprosił,byrobiła
cośtakekscytującegoiodważnego.Prawdopodobnieniktjejnieprosił,bypędziłazpełną
prędkością.Wkażdymraziewyrwaładoprzoduzwiększąmocą,niżsięspodziewałam.

Wszystkostałosiętakszybko,żezbiłoztropużołnierzywdżi-pie.

Zobaczyłamichzaskoczoneminy.Krzyczelidokierowcyipróbowaliunieśćkarabinydo
strzału.Kierowcamyślał,żepodjedzieodmojejstrony,alezrobiłnajgorsze,comożna
byłozrobić:rozmyśliłsię.

Uznał,żemusięnieuda-bopewniebysięnie99

udało,trudnopowiedzieć-izahamował,apotemgwałtowniewrzucił

wstecznyipróbowałsięwycofać,skręcającjednocześniegwałtowniewprawo.Tobyła
okropna,głupiadecyzja.Jakjużwspomniałam,czasaminaszumysłpracuje,aczasami
zamierawbezruchu.Niewiem,dlaczegotamtenkierowcawykonałtakkiepskiruch,
dlaczegozrobiłcośtakniemądregowtakważnejchwiliswojegożycia.Inigdysiętego

background image

niedowiem.Firzuciłasięnapodłogę,zasłaniającoczyrękami,ajanaostatniedwa,trzy
metrymocnozacisnęłampowieki.

Tobyłostraszne.Gdywnichuderzyliśmy,nadalwciskałampedał

gazu.Ktośmikiedyśpowiedział,żewtensposóbszkolisiępolicjantów:mają
przyspieszyć,kiedywiedzą,żezachwilęuderząwinnypojazd.Dziękitemuodnoszą
mniejszeobrażenia.Tookropneiniewiem,jaktowszystkoomnieświadczy,bonie
zdjęłamnogizgazuażdoostatniejsekundy.Niezdjęłabymjejwogóle,alejakiśodruch
sprawił,żecofnęłamjąwchwiliuderzenia.Staranowaniekogośzpełnąprędkościąiz
zimnąkrwiąwydawałosięzbytprzerażające.

Mimotowchwilizderzeniajechaliśmydziewięćdziesiątnagodzinę.

Tobyłamasakra.Dżiprozpadłsięnaczęści:jegokawałkileżałyporozrzucanenaasfalcie.
Niektóreoddaloneostometrów.

Największym,jakizauważyłam,byłydrzwi,aioneniebyłyzbytduże,boprzecież
pochodziłyoddżipa.Zobaczyłamteżsilnik.Leżał

naziemi,jakbymechanikwyjąłgowielokrążkiem.

Pozatymwidziałamciała.Wdżipiejechałochybaczterech,pięciużołnierzy,ale
zauważyłamtylkodwóch:jedenleżałzupełnienieruchomo,adrugijakbyprzewracałsięz
bokunabok,jakrybawyjętazwodypięćminuttemu,którejpozostałojużniewieleżycia.

Widziałamteżfragmentyciał.

Oczywiścienieprzeprowadziłamszczegółowychoględzinmiejscawypadku.Moje
spojrzeniabyłytylkoprzelotne,icałyczasbardzoszybkojechaliśmy,zataczającduży
krąg.Musiałamsprawniezawrócić,żebyśmymoglisięustawićnaprzeciwcystern,kiedy
ichrurybędąjeszczepodłączonedoodrzutowców.Wzasadzieniemusiałybyćdonich
podłączone,aletakbyłobynajlepiej.

Wprowadziłamzatemrozchybotanąciężarówkęwzakręt,wiszącnadkierownicąjak
ponurakostucha,mimożewkażdejchwilimogliśmysięwywrócić.Poczułam,jakkołapo
prawejstroniesięunoszą,ipomyślałam:„Itobybyłonatyle.Jużponas”.Niecofnęłam
jednakkierownicynawetomilimetr,bowiedziałam,żemusimytozrobić,wszystkoalbo
nic.Niezwolnimyzażadneskarby.

Wpewnymsensieczułamsięjaknakaruzeli.Robiączakręt,zobaczyłyśmywszystko:całe
miejscewypadku.Ujrzałamwrakdżipa,szerokiepołaciepasówstartowychiogrodzenie
zanimi.Zobaczyłamżołnierzywysypującychsięprzezdrzwijakiegośdużego
niesymetrycznegobudynkuprzywieżykontrolnej.Zobaczyłam,jakciężarówkaHomerai
Leezataczaszerokiłuk,byzająćdobrąpozycję,idostrzegłamrzędysamolotówicystern
zpaliwem.

Totutoczyłasięakcja.Wiedziałam,żeprędzejczypóźniejobudzisięteżresztalotniska-
żołnierzewybiegającyzbudynkuprzywieżybylipierwszymizwielu-alefaceciw
cysternieodrazuzrozumieli,żetospraważycialubśmierci.Dwóchczytrzechpoprostu
uciekło.Niezrobiliśmyjeszczeniczego,comogłobyimbezpośredniozagrozić,alenie
zamierzalizwlekać.Resztawpadławpanikę.Mężczyźnizeskakiwalizeskrzydeł
samolotów,odłączalirury,bieglidokabinciężarówek.Wiedzieli,żecokolwiek

background image

zamierzamy,sąnanaszymcelowniku.Wiedzieli,żemajątylkosekundy,byocalićżycie.

Pojawiłysiędwaproblemy.Popierwsze,gdytelepiącsięnaboki,zataczaliśmyłuk,nie
mieliśmymożliwościwymierzeniadocelu.Fipróbowałasiępodnieśćzpodłogi,aja
wrzeszczałam:x),wstawaj!”,alesiłaodśrodkowabardzojąspowalniapodrugie,
znaleźliśmysięzbytblisko.Niebezpiecznieblisko,Mogliśmyspłonąć.

Gdytylkooddaliliśmysięnawystarczającąodległość,wdepnęłamhamulec.Fiwłaśnie
udałosięusiąść.Terazrzuciłoniądoprzoduiuderzyłagłowąoprzedniąszybę.Itaknie
potrzebowałyśmytejszyby,alemożnabyłopróbowaćsięjejpozbyćwinnysposób.
Kiedyświdziałam,jakpewienrobotnikwnaszymgospodarstwieuderzył

pięściąwprzedniąszybę,bomójtatagozwolnił.Tobyłaszybastaregodatsuna,naszego
polnegogruchota.Aleta,wktórąuderzyłagłowaFi,nawetniepękła.

Gdyszarpnęłamdrążekskrzynibiegów,bywrzucićwsteczny,krzyknęłamdoFijeszcze
raz:„No,dalej!”.Niebyłoczasunaokazywaniewspółczuciazpowoduranygłowy.
Ciężarówkanachwilęstanęła,dygocząc,wstrząśniętatym,cojejzrobiłam,więcFi
zdołaławrócićnasiedzenie.Potwarzypłynęłajejkrew,atwarzmiałabladąjakbanan
obranyzeskórki.

-

Karabiny,karabiny!-krzyknęłamdoniej.

Nadalniemogłamwrzucićwstecznego.Cholera,gdzieonjest?Udałosięzatrzecim
razem.Myślałam,żecałynaszszalonyatakzakończysięwtymmiejscu.Nagledrążekze
zgrzytemtrafiłnaodpowiedniemiejsce.

-

DziękiBogu—mruknęłam.

Znowuwcisnęłamgazdodechy.Zanamirozciągałysięhektarylotniska,więc
przynajmniejniemogliśmywnicuderzyć.Nawetniespojrzałamwbocznelusterka.Jeśli
ztyłubyłnastępnydżip,sammusiałosiebiezadbać.

Ruszyliśmywstecz,kołaobróciłysięwmiejscuiciężarówkagwałtownieszarpnęła,aFi
podskoczyłajakspławikwjeziorku.Nacośnajechaliśmy,prawdopodobnienajakąśczęść
dżipa.Zresztąitakwiedziałam,żeporasięjużzatrzymać.Niemogliśmydłużej
marnowaćczasu.Jeślibyliśmyzabliskoimieliśmysię102

„Wstawaj,wstawaj!”,alesiłaodśrodkowabardzojąspowalniała.Podrugie,znaleźliśmy
sięzbytblisko.Niebezpiecznieblisko.Mogliśmyspłonąć.

Gdytylkooddaliliśmysięnawystarczającąodległość,wdepnęłamhamulec.Fiwłaśnie
udałosięusiąść.Terazrzuciłoniądoprzoduiuderzyłagłowąoprzedniąszybę.Itaknie
potrzebowałyśmytejszyby,alemożnabyłopróbowaćsięjejpozbyćwinnysposób.
Kiedyświdziałam,jakpewienrobotnikwnaszymgospodarstwieuderzył

pięściąwprzedniąszybę,bomójtatagozwolnił.Tobyłaszybastaregodatsuna,naszego
polnegogruchota.Aleta,wktórąuderzyłagłowaFi,nawetniepękła.

Gdyszarpnęłamdrążekskrzynibiegów,bywrzucićwsteczny,krzyknęłamdoFijeszcze
raz:„No,dalej!”Niebyłoczasunaokazywaniewspółczuciazpowoduranygłowy.

background image

Ciężarówkanachwilęstanęła,dygocząc,wstrząśniętatym,cojejzrobiłam,więcFi
zdołaławrócićnasiedzenie.Potwarzypłynęłajejkrew,atwarzmiałabladąjakbanan
obranyzeskórki.

-

Karabiny,karabiny!-krzyknęłamdoniej.

Nadalniemogłamwrzucićwstecznego.Cholera,gdzieonjest?Udałosięzatrzecim
razem.Myślałam,żecałynaszszalonyatakzakończysięwtymmiejscu.Nagledrążekze
zgrzytemtrafiłnaodpowiedniemiejsce.

-

DziękiBogu-mruknęłam.

Znowuwcisnęłamgazdodechy.Zanamirozciągałysięhektarylotniska,więc
przynajmniejniemogliśmywnicuderzyć.Nawetniespojrzałamwbocznelusterka.Jeśli
ztyłubyłnastępnydżip,sammusiałosiebiezadbać.

Ruszyliśmywstecz,kołaobróciłysięwmiejscuiciężarówkagwałtownieszarpnęła,aFi
podskoczyłajakspławikwjeziorku.Nacośnajechaliśmy,prawdopodobnienajakąśczęść
dżipa.Zresztąitakwiedziałam,żeporasięjużzatrzymać.Niemogliśmydłużej
marnowaćczasu.Jeślibyliśmyzabliskoimieliśmysię102

p

ugrillować-trudno.Itakniesposóbbyłostwierdzić,jakąnależałobyzachowaćodległość.
Niemieliśmyzbytwielkiegodoświadczeniawtychsprawach.Alecofanieprzeznastępne
pięćminutteżniewchodziłowgrę.Jeślisiławybuchumiałanaszmieść,musieliśmy
najpierwzniszczyćtyle,ilesięda.

Nowięcznowuwcisnęłamhamulec.Tymrazempamiętałam,żebyostrzecFi,któraw
ostatniejchwiliprzygotowałasięnawstrząs,zapierającsięjednąrękąosiedzenie,adrugą
oszybę.Trzymałakarabinymiędzynogami,skierowanelufamiwsufit,alepodczas
hamowaniaobaprzechyliłysięwmojąstronę.Miałamnadzieję,żenadalsą
zabezpieczone.

Noinadeszławielkachwila.StaranneplanyułożoneprzezpułkownikaFinleya,Iainai
Ursulę-takpieczołowicie,takdawnotemu-nanicsięniezdały.Terazwszystkozależało
odnas,odnaszegoplanuułożonegonaprędce,zzastosowaniemnaszychmózgówi
inicjatywy,orazwymagającegosporoszczęścia.Zabawne:Nowozelandczycychcieli,
byśmybylijedynieichprzewodnikami.

Uznali,żeponieważjesteśmymłodzi,naniewielemożemysięprzydać.Mimożetakdużo
wcześniejzrobiliśmy,uważali,żepoprostumieliśmyszczęście.Możnatobyłopoznaćpo
sposobie,wjakimnanaspatrzyli,ipotym,jakmówili.Jakbywiedzieliowielewięcejniż
my.

Ateraztomybyliśmynalotniskuiprzypuszczaliśmyatak.Miałamtylkonadzieję,że
kiedywojnasięskończy,postawiąnamdużypomnik.

Chwyciłamjedenkarabin,aFiuniosładrugi.Fibyłanajgorszymstrzelcemnapółkuli
południowej,choćterazradziłasobiezbroniąodrobinęlepiejniżprzedwojną.

background image

Sprawdziłam,czykarabinnadaljestzabezpieczony,apotemodwróciłamgoistłukłam
kolbąprzedniąszybę.Obłęd.Szkłosięrozprysło.Spadłnanasdeszczodłamków.Nie
byłojednakczasunaoglądaniezadrapańiran.ObokmnieFipróbowałastłucto,co
zostało

103

zszybypojejstronie.Byłajednakzbytmałoagresywna.Amożezasłaba.Wkażdym
raziezamachnęłamsięjeszczeraz,omałnieroztrzaskującFigłowy,istłukłamcałeszkło,
jakiesiętyłkodało.

Byłyśmygotowe.Miałyśmyprzedsobąpięćcystern.Zprawej,zzahangaru,wyjeżdżały
dwanastępnedżipy.Nieodważyłamsięspojrzećwbocznelusterka.Zanamimogłosię
dziaćdosłowniewszystko.

Żałowałam,żeKevinwypadłzgryiniemożeubezpieczaćtyłów.

Alboprawejstrony.Albolewej.Którejkolwiek.Musiałampodjąćnastępnątrudną
decyzję,jednąznajważniejszychwżyciu.Fikiepskostrzelała,tojasne.Zdrugiejstrony
niemożnabyłospudłować,strzelającdotychcystern.Stałyjakwielkietłustekuryw
jednymładnymrządku,jakgąskiwdrodzenadstaw.Choćżołnierzegorączkowo
próbowaliodłączyćruryiodjechaćcysternami,oszacowałam,żepotrzebująnatojeszcze
zpółminuty.Naszekarabinymogłyopróżnićmagazynkiwznaczniekrótszymczasie.Ale
szybkozbliżałysiędwadżipy.Jużminęłybudynkiiwyjechałynasłońce.Nadalchciałam
przeżyć.Togłupie,wiem,aletakajużjestem.

Byłatylkojednamożliwość.

-

Zajmijsięcysternami-powiedziałamdoFi.

Spojrzałanamnieprzerażona.

-

Och,aleEllie…

-

Poprostuzróbto-wrzasnęłam.

Poprawejrozległsięgłośnyhuk.Ziemiazadrżała.Naglewciężarówkęuderzyłafala
gorącegopowietrza,telepiącniązbokunabok.Zlewejdobiegłymniekrzykiiwrzaski.Z
przodukolejniżołnierzeuciekaliodcystern.Jużprzeczuwali,cosięświęci.HomeriLee
zaatakowali,więcwrógjużwiedział,cozamierzamyzrobić.

Siławybuchuuświadomiłami,żeprawdopodobniejesteśmyzdecydowaniezablisko,ale
byłojużzapóźno,bycokolwieknatoporadzić.Niemiałamteżczasu,byrozejrzećsięw
poszukiwaniuHomeraiLee.Liczyłamnato,żewszystkoznimiwporządku,alenawet
jeślinie,niebyłamwstanieimpomóc.KiedyFi,drżącaipobladła,uniosłakarabin,
przesunęłamsiębardziejwprawoizajęłamwygodnąpozycjęzgłowątużnaddolną
krawędziąoknaizkarabinemopartymopółkę.Dżipynadalpędziływnasząstronęinie
miałamzbytdużoczasu.

background image

Gdytylkozajęłampozycję,rozległsiędrugihukeksplozjipostroniechłopaków.Potem
trzeci,prawienatychmiast.Wyglądałonato,żeskończą,zanimmyzaczniemy.
Wymierzyłam,alemyślamibyłamprzyFi,modlącsię,żebywkońcuzaczęła.

Chybaobiestrzeliłyśmywtejsamejchwili.RozległosięznajomeBUMkarabinów:było
mniejdymuniżprzyinnejbroni,zktórąmiałamdoczynienia,aleodrzutokazałsię
mocniejszy.

Przygotowałamsięnawielkąeksplozję,myśląc,żepodmuchmógłbyprzewrócićnaszą
ciężarówkę.Alenicsięniestało.Jedynąciekawostkąbyłoto,żedżipjadącyzprzodu,
trochęwlewooddrugiego,naglestraciłprzedniąszybę.Rozprysłasięiwypadła.Chyba
mnietoucieszyło,aleniemiałamczasu,żebysięnadtymzastanowić.

SpojrzałamnaFi,żebysprawdzić,cosięstało.

Byłazrozpaczona.

-Spudłowałam-załkała.

Przypominaładziecko,którestłukłokolano.Niemogłamwtouwierzyć.Nikt-
powtarzam:nikt-niemógłspudłowaćztakiejodległości.Podobnoniektórzyludzieniesą
wstanietrafićwstodołę.

FiniepotrafiłabytrafićwEmpireStateBuildingzodległościdwudziestukroków.Nagle
poprawejstroniedoszłodoseriieksplozji,którezdawałysięniemiećkońca.Odniosłam
wrażenie,żesłońcezniknęło.Zrobiłosięciemno.Ciężarówkakołysałasię,jakbyatakował

jąbuldożer.Ażsięobróciliśmy-pojazdważącypięćton!

105

-Strzelajjeszczeraz!-krzyknęłamdoFi.

Spojrzałamdoprzodu-botakbardzonamiobróciło-bysprawdzić,gdziesądżipy.Jeden
leżałprzewróconyiześrodkagramolilisiężołnierze.Drugi,kumojemuprzerażeniu,
zatrzymałsięzaledwiedwadzieściapięćmetrówodnasiwidziałam,jakżołnierzemierzą
donaszkarabinów.Tymgościomnależałosięuznanie.Miałamokołosekundy,byich
załatwić.Musiałamzużyćtrochęnabojów.Głupiobyłobyumieraćzniewykorzystaną
amunicjąwmagazynku.Oddałamkilkaserii,alekątemokazobaczyłam,żeżSłnierzez
przewróconegodżipateżklękają,szykującsiędoostrzału.Wymierzyłamdonichijuż
miałamstrzelać,gdywreszcieFioddaładrugistrzał.Jakbymierzyłazpięćminut.Wcale
bymsięniezdziwiła,bopewniebardzosiędenerwowała,żeznowuspudłuje.

Aleniespudłowała.

Całynaszplanopierałsięnaprostymfakcie:Homerijawnaszejniedojrzałejmłodości
strzelaliśmydopuszekwypełnionychbenzyną,którenatychmiasteksplodowały,
zmieniającsięwkapitalnemałekuleognia.Chybabyłatozasługaiskrytowarzyszącej
przejściukuliprzezmetal.Doszliśmydowniosku,żeskorosposóbdziałałnamałąskalę-

zpuszkami-topowinienzadziałaćtakżenadużą-zcysternami.

Mieliśmyrację.

Izmiótłnaspodmuchpowietrza.Wtejkwestiiteżsięniepomyliłam.

background image

Staliśmyzdecydowaniezbytblisko.

Boże,nigdyniezapomnętamtegouczucia.Jużwiem,przezcoprzechodząofiarytornada.
Potwornyhałas,całkowitautratakontroli,wstrząsy,któremogąpogruchotaćkości.Jak
królikwmordzieteriera,jakskarpetkawsuszarce.Próbowałamtrzymaćlufęskierowaną
kugórze,bykarabinniewystrzeliłiniezabiłFi.Człowiekczujesiętakibezsilny.Jest
bezsilny.PodobniejakpodczaswypadkuterenówkiwWirrawee,tyleżetysiącrazy

106

gorzej.Złapałamsiękierownicy,aleszybkowyszarpnęłomijązrąkiwylądowałamnaFi.
Potrafiłammyślećwyłącznieokarabinach.Nadaltrzymałamswój,nadalmiałlufę
skierowanąwdrugąstronę,alecozkarabinemFi?Trzymago?Znowuzapomniałamo
biednymKevinieztyłu.

Myślę,żefalapowietrzaodrzuciłanasoponadpięćdziesiątmetrów.O

dziwo,nakońcuciężarówkaznówstanęłanaczterechkołach-oilenadaljemiała.
Byliśmyzwrócenibokiemdomasakry,którązgotowałyśmy,tyleżestaliśmyodwrotnie
niżchwilęwcześniej.Niewidziałamzarysucysterny,wktórąstrzeliłaFi.Płomieniebyły
takjaskrawe,żeniemogłamnaniepatrzeć.Zaścianąogniamignęłymiciemneszkielety
samolotów.Całekorpusyspłonęłyipozostałyjedynieczarneżebraprzypominająceramę
samolotuzbalsy.Potemjeszczerazdmuchnąłwiatrisamolotyznowuzniknęły.

Niemaljednocześnienastąpiłydwiekolejneeksplozjewewnątrzognia.Chybabyłyto
sąsiedniecysterny.Amożewybuchły,kiedymykoziołkowaliśmy.Niebyłabymwstanie
tegozauważyć.Możewyleciaływpowietrzejakieśsamoloty.Wybuchywydawałysię
słabszeniżpierwszaeksplozja,alezdrugiejstronybyliśmyjużtrochędalej.Towarzyszyło
imcośwrodzajuzadziwiającychrac:ogromneognistepomarańczowekometynaniebie
wydającedziwnegwiżdżąco-skwierczącedźwięki.Pewnieprzypierwszejeksplozjibyło
taksamo,alesiedzącwkoziołkującejiobracającejsięciężarówce,niczegonie
zauważyłam.

Zostałyjeszczedwiecysterny,którychpłomienieniedosięgły.Stałynadwóchkrańcach
piekła.Czującdzikąradośćwsercu,przystawiłamkarabindoramienia.Oddawna
pałałamżądzązemsty,aterazzamierzałamimzaserwowaćwielkipożar,odpłacićza
wszystko,conamzrobili.Tobyłobardziejniżprymitywne:tobyłopierwotne.

Byłamjaskiniowcem,którywymachujemaczugąnadgłową,nacierającnaszakaleihieny.

107

Wiedziałam,żewystarcządwastrzałyPomyślałam,żelepiejtozałatwićszybko,bogdy
uderzywnaspierwszafalagorącegopowietrza,niezdążęstrzelićporazdrugi.

Tobyłoniewiarygodne.Kiedycysternywybuchały,efektbył

porażający.Pokażdymstrzalepojawiałsięogromnybłysktrwającyconajmniejsekundę,
apotemwystrzelałakolumnaogniawysokanastometrów,kolejnepiekielnekomety
przeszywałystratosferę,apoziemitoczyłasiękulaognia,jakbyktośpodpaliłzeschniętą
roślinękulającąsiępoprerii.Dymubyłoniewiele,alemiałczarnykolor.

Jednaczęśćkuliogniazetknęłasięzresztąpłomieniirozległsięstłumionyhuk.Wtedy

background image

ogieńzacząłpłonąćjeszczemocniejizrobiłosięjeszczegoręcej,choćsekundęwcześniej
powiedziałabym,żetoniemożliwe.

Potemuderzyływnaskolejnefalepowietrza.Ciężarówkaza-kołysałasięwprzódiwtył.
Chybazaczęliśmysiędotegoprzyzwyczajać.

Zastanawiałamsię,czyprzypadkiemniedostanęchorobymorskiej.

Aletymrazemniebyłoażtakźle.

Złebyłoto,żebrakowałonampowietrza.Jakbymniemogławciągnąćtlenudopłuc.Żar
byłtakwielki,nawetztejodległości,żeczułamsiętak,jakbymteżpłonęła.Spojrzałam
naFi,próbującpowiedzieć,żemusimysięstądwynosić.Niezdołałamwydusićsłowa,ale
chybazrozumiała,bopokiwałagłową.

Potemzrobiłacośnaprawdęodważnego.NajpierwHomer,aterazFi.

Nieżartuję,brakpowietrzanaprawdędawałnamsięweznaki.Chybaogieńmusiał
pochłonąćcałytlen,boautentycznieczułam,żezachwilęsięuduszę.Fimiałabardzo
czerwonątwarz,alenagleruszyładotyłuprzezmałedrzwiczki.Chwyciłamjązarękę,
żebyzapytać,cowyrabia,iwtedyzrozumiałam.Kevin!Boże,jakmogłamonim
zapomnieć?Gdyzniknęławciemności,wyprostowałamsięzwysiłkiemispojrzałamw
śladzanią.Niczegoniebyłowidać.

Zawahałamsię,apotemuznałam,żenajrozsądniejbędziezostawićKevinawrękachFii
spróbować

108

«t_

uruchomićciężarówkę.Raczejnieliczyłam,żesięuda,aleitakprzekręciłamkluczykw
stacyjce.Silnikzawarczał,cozrobiłonamniesporewrażenie,aleniedawałonajmniejszej
nadzieinajazdę.Pozatymnawetgdybyciężarówkaodpaliła,oponyizawieszeniemiała
jużpewniezniszczone.

Zostawiłamkluczykiznowusięwyprostowałam.Odwróciłamsię,byjeszczerazspojrzeć
przezotwórwtylnejściance.Nadalniczegoniebyłowidać.Nadeszłapora,byopuścić
pokład.Chciałamotworzyćdrzwipostroniekierowcy,alewidoczniesięzacięły,bonie
mogłamichruszyć.Niezdarniewylazłamprzezokno.Miałamwrażenie,żemojepłuca
płoną,jakbymoddychałaogniem,aniepowietrzem.

Podobnopalenieszkodzi.Powinnambyłaodrazupaśćtrupemnarakapłuc.

Kiedymojestopydotknęłyziemi,poczułamogromnąulgę.

Podbiegłamdotylnejklapy.Gwałtowniełapałampowietrze,leczjednocześniestarałam
siętegonierobić,bogdzieśczytałam,żewstaniepanikizużywasięwięcejtlenu.A
niewielegopozostało.

Podeszłamdodrzwiiszarpnęłamzauchwyt.Niechciałysięotworzyć.Ciężarówkamiała
okropniepoobijanyipogniecionydach.

Teraznaprawdęzaczynałamłkać,myśląc,żenigdyniezdołamstamtądwydostaćFii
Kevina.

background image

Nodobra,przecieżnadalmogliprzejśćprzezotwórdokabiny,tyleżezprzodubyło
niebezpieczniemałotlenuipanowałostrasznegorąco.

Promieniującegorąco-towielkizabójcawpożarachlasów.Pozatymniewiedziałam,czy
udasięruszyćKevi-■na.Jeślinadalbyłwrozsypce,mógłniepalićsiędogimnastyki,
którejwymagałoprzeciskaniesięprzezmałyotwór.

Hukogniabrzmiałtak,jakbypłomieniebyłytużnadnami.KeviniFimusielisięczućjak
wmikrofalówce.Złamałamkilkapaznokci,szarpiączatedrzwi.Ciężarówkazadygotałai
zadrżała,gdykolejnaogromnaeksplozjapolewejstroniezatrzęsłaziemią.Nawet
powietrzezdawałosiędygotać.Drgałojakwbardzo

109

upalnydzień,kiedycisięwydaje,żemiędzytobąatym,nacopatrzysz,stoiszyba,która
zniekształcaobraz.Wokółsłyszałamtrzaskiihuki.Niemogłamzgadnąć,cototakiego,
alepochwilizrozumiałam:poostatniejeksplozjizniebaspadałdeszczrozgrzanychdo
czerwonościkawałkówposzarpanegometalu.

Rozpaczliwiepróbowałammyśleć.Jakmamotworzyćtedrzwi?

Potrzebowałamjakiegośnarzędzia,aleskądmiałamjewziąć?Nagleusłyszałam
łomotaniepodrugiejstroniedrzwi.FialboKevin-alboobydwoje-walilipięściami,
próbującsięwydostać.Wyglądałojednaknato,żemajątylkopięści.Bonapewnonie
brzmiałotojakmłotdwuręczny,którybardziejbyimsięprzydał.Słyszącto,wpadłamw
jeszczewiększąrozpacz.Onitamumierali.Wśrodkumielipewnieznaczniemniejtlenu
niżja,amnieledwiegostarczało.Rzuciłamsięnadrzwi,próbującwyprostowaćpogiętą
blachę.Nieudałomisię.

Wtedyusłyszałamgłos.Dobiegałznadmojejgłowy.Serio,przezchwilęmyślałam,żeto
głosBoga.AtaknaprawdętobyłgłosHomera.Niechcę,bykiedykolwieksiędowiedział,
żepomyliłamgozBogiem.Jużitakmawystarczającowielkieego.Jegogłosrozległ

sięnadmojągłową,bokucałam,próbującotworzyćdrzwioddołu.

-Odsuńsię-powiedział.-Zróbmiejscedlamężczyzny.

Typowe.Mimotosięodsunęłam.Niedlatego,żejestmężczyzną,aledlatego,żemiałcoś,
czegomibrakowało.Łom.Jedenztychpodwiniętychnaobukońcach,mniejwięcej
metrowejdługości,ciężkichigroźnych.Orazbardzoskutecznych.Wystarczyłytrzy
szybkieruchy-uderzyłwramędrzwiwtrzechmiejscach-itrzyszarpnięciazcałejsiły.
Zatrzecimrazemdrzwisięotworzyły.

WśrodkustaliFiiKevin.Wyglądalidośćdziwnieiwydawalisiędośćwystraszeni.Kevin
trząsłsięjakstaruszekpróbującychodzićporazpierwszyodsześciumiesięcy.Słaniając
sięnano

nogach,zeszlipomałymstopniuprostownaszeramiona.Niebyłojednakczasuna
dobroczynność.Gdytylkoichstopystanęłynatwardymgruncie,musielisamiosiebie
zadbać.Chwyciłamplecak-

innychniewidziałam-izawróciłam.Zanamistałaciężarówkachłopaków,czekającna
jałowymbiegu.MiędzyniąanamistałLee,trzymająckarabin.Niepatrzyłnanas.

background image

Rozglądałsięnawszystkiestrony,jegogłowanieustannieobracałasięwprawoiwlewo,
czekającnanieuniknionykontratak.Jedenfacetzjednymkarabinemgotowynachmarę
żołnierzy,którzyzachwilęnadbiegną.

Popędziliśmywstronęciężarówki.Obejrzałamsiętylkorazizobaczyłam,żeKevinradzi
sobiecałkiemdobrze.WzasadziewyprzedziłFiokilkametrów,więcbezwzględunato,
jakciężkiebyłojegozałamanienerwowe,niespowalniałogo,gdychciałuciecprzed
niebezpieczeństwem.

Weszłamdokabinyciężarówki.Normalniewtakiejsytuacjijaktausiadłabymza
kierownicą.AleHomeroswoiłsięjużztąciężarówką.

Poznałsprzęgło.Gdybyzgasłmisilnik,wszyscymoglibyśmyzginąćprzeztenjedengłupi
błąd.

-

Maciekarabiny?-zawołałzamnąHomer.

-

Nie.Onie.Zostawiliśmyjewfurgonetce.

Odwróciłamsię,żebynaniąspojrzeć.Trochępożałowałam,żetozrobiłam.Widokbył
przerażający.Sięgającaniebaścianaogniaciągnęłasięwprawoiwlewo,jakokiem
sięgnąć.Byłacałkiemczerwona-ogromnapłonącakurtyna.Gdzieśmusiałasiękończyć,
aleztego,cowidziałam,płonęłowszystko.Samoloty,cysterny,hangary,szopy,baraki-
wszystkomusiałosięstaćczęściątegoognia,wszystkomiałospłonąć.Byłoprzeraźliwie
gorąco.Czułamsięwyschniętajaksuszonawołowina,którąprzywieźliśmywprowiancie
zNowejZelandii.Naszczęściemiałamkoszulęzdługimrękawem.

Wiedziałam,żepoparzyłamsobietwarz.Mojepłucateżwydawałysiępoparzone,alebyć
możebyłtojedynieskutekbrakutlenu.

iii

Powinniśmybylisiędotegoprzygotowaćjakdopożarulasu,alenieprzyszłonamdo
głowy,żebędzieażtakgorąco.

Zdałamsobiesprawę,żenaszesylwetkinatleogniatodoskonałycel.

Zaciężarówkąwidziałamjedyniepołacietrawyiasfaltowepasystartowelotniska.Po
lewej,gdziestałybudynkiadministracyjne,mignęlimichybabiegnącyludzie,alewokół
byłotyledymuifruwającychkawałków,żemogłamsiępomylić.Wydawałomisię,że
słyszęwyciesyren,alehukogniasprawiał,żeniczegoniemogłambyćpewna.Naszatak
rozegrałsiętakszybko,żeniedaliśmyżołnierzomczasunazareagowanie.Pierwszą
myślą,któraprzychodziładogłowykomuś,ktoznalazłsięwpobliżueksplozji,było
chybaratowaniewłasnejskóry.Dopieropotemsięprzegrupują,zorganizują.

Homerwskoczyłnamiejscekierowcy.Chwyciłkarabinipodałmigo.

Potemznowuwyskoczył,żebypomócwejśćFiiKevinowi.Wtymczasiejapobiegłamdo
drzwizdrugiejstrony.PodrodzeminęłamLee.Nigdyniezapomnę,jakwyglądał.Niedo
wiary.DosłowniejakRambo.Stałpewnie,wrozkroku,trzymająckarabin,miałkamienną
twarziporuszałjedyniegłową,lustrującwzrokiemlotnisko.

background image

Pomyślałamwtedy,żewkażdejchwilimogłabymmupowierzyćswojeżycie,aonnigdy
bymnieniezawiódł.Dotarłamdodrzwipasażeraiwskoczyłamdokabiny.Podrodze
zauważyłamcośdziwnego.Naglenawywrotceukazałsięrząddziurek.Zgrabnyrządek,
jakbyktośgostaranniewymierzył.Otwórkierunkowy.

Dopieropochwilizrozumiałam,cotojest.WtedykrzyknęłamdoHomera,którywłaśnie
wskoczyłnamiejscekierowcy:

-

Strzelajądonas!

-

Dośćdługosięnamyślali-powiedziałspokojnie.

Wrzuciłbiegistarygratszarpnąłdoprzodu.

-

AcozLee?-przeraziłamsię.

Homerwzruszyłramionami.

-Możepójśćpiechotą.

TylkoHomerpotrafiłżartowaćwtakiejchwili.Spojrzałamwbocznelusterkoi
oczywiściezobaczyłamLeenapace,zkarabinemuniesionymdostrzału.Nieczekałam,
żebysprawdzić,czystrzeli.

Zajęłamsiętymsamym:próbąuratowanianamskóry.TeżuniosłamkarabinHomerai
lustrowałamlotnisko,szukająckłopotów,którenapewnosiętamczaiły.

Homerwdepnąłgaz.Tobyłoszaleństwo.Jeślijeszczemnieniewytrzęsło,toterazz
pewnościąmiałamszansęnadrobićbraki.W

jednejsekundzierzuciłomnienaFi,awnastępnejnaokno.AleHomerrobił,cotrzeba:
jechałzygzakiemjakwariat.Oponyciężarówkiprzechodziłynajtrudniejszytest.Bałam
się,żewkażdejchwilimogąpęknąć.Zarzuciłonamimocnowjednąstronę,apotem
naglewdrugą-jeszczemocniej.

Wybojeoczywiściebardzoutrudniałysprawę.Pędziliśmyzmaksymalnąprędkościąpo
trawie.Potemznowugwałtownienamizarzuciło,tymrazemwlewo,ikumojemu
zdumieniunagleznaleźliśmysięnapięknejgładkiejnawierzchni.

Dopieropochwilizrozumiałam,cosięstało.Iwszystkobyłojasne.

Passtartowy.Niewiarygodne.Niewiedziałam,czytodobrypomysł.

Oznaczałbardzoszybkąucieczkęodgorącychpłomieniibyćmożeodkul,leczzdrugiej
strony,jadącpoliniiprostej,stanowiliśmyłatwiejszycel.

WtedyFichwyciłamniezaramię,zatapiającwnimpalcejakszpony.

Pokazałacoś,alewcaleniemusiała,bojateżtozobaczyłam.Zrobiłomisięsłabo.Miałam
wrażenie,żemójżołądeksięzapadł.

Odrzutowiecpodchodziłdolądowania.

background image

Byłjakieśdwadzieściametrównadkońcempasa.Opuściłkołairównocześnieotworzył
klapy,jakkaczkarozpościerającaskrzydłapodczaslądowania.Byłatopiękna,
symetrycznamaszyna,wspanialezrównoważona,oidealnymkształcie.Mimo

113

tomiaławsobiecośnienawistnego:przypominałaraczejosęniżptaka.Zdziwiłamsię,że
lądujenalotnisku,gdzieprawiewszystkiebudynkistojąwpiekielnymogniu,alebyć
możeskończyłojejsiępaliwoiniemiałainnegowyjścia.Wkażdymrazielądowała-co
dotegoniebyłożadnychwątpliwości.

AHomerjechałdalej.

Napoczątkupomyślałam,żeniezauważyłsamolotu.Aletobyłomałoprawdopodobne,
bowszyscydoniegowrzeszczeliśmy.Wystarczyłospojrzećnajegotwarz,bywiedzieć,że
gozauważył.Byłblady,pocił

sięiwbijałwzrokwsamolotjakzahipnotyzowany.„Jedzienaczołówkę”-pomyślałam.
Zupełniejakpodczastychokropnychgierwcykorawamerykańskichfilmach,kiedy
samochodypędząprostonasiebie.Nieznoszęoglądaćtegowtelewizji,atutaj,napasie
startowym,wprawdziwymżyciu,byłonieskończeniegorzej.

Wzbijająckołamimałykłąbdymu,odrzutowiecwylądował.Wpadłwlekkipoślizg,ale
byłatojedynaoznakawahaniazjegostrony.Naglezpiskiempędziłpoasfalcie,prostona
nas.Jakbyzacząłżyćwłasnymżyciem.Iniewiedziałam,czyzmienizdaniewystarczająco
szybko,bynasuchronićodroztrzaskaniasięnakawałki.Zjakąprędkościąbędziegnał,
kiedywnasuderzy?Dwustukilometrów?Trzystu?

Jechaliśmydalej.Samipędziliśmypewnieprawiestówą,wyciskajączestaregodiesla,ile
sięda.Złapałamzaklamkęizerknęłamprzezokno.Niepodobałamisięwizjaskokuz
ciężarówkirozpędzonejdostukilometrównagodzinęiwylądowanianaasfalcie.Alenie
spieszyłomisiędoczołowegozderzeniazrozpędzonymodrzutowcem.Czyzdołam
skoczyć,gdynadejdziekrytycznachwila?

Niewiedziałam,czymamtyleodwagi.

FikrzyczałanaHomera.Krzyczała:„Zatrzymajsię!Zatrzymajsię!”,cojednakniebyło
dobrąradą,bogdybyśmysięzatrzymali,114

samolotitakbynasstaranował.Kevinchybazemdlał.Miałzamknięteoczyilśniącą
twarzpokrytąkropelkamipotu.Oparłsię0

ramięFi,jakbystraciłkontrolęnadciałem.Gdybyjejtamniebyło,osunąłbysięna
podłogę.

AHomer,starydobryHomer,najwidoczniejpostanowiłnaswszystkichzabić.Miał
spojrzenieczłowiekanaprochach.Ściskał

kierownicę,jakbychciałzniejwycisnąćsok.Odchyliłsięjaknajbardziejdotyłuipołożył
naszalinaszeżycie.Ciężarówkanieskręciłanawetocentymetr,aniwprawo,aniwlewo.

Samolotzbliżałsiębardzoszybko.Wjednejchwilibyłwpowietrzunadlotniskiem,aw
następnejpędziłprostonanas.Robiłsięcorazwiększy.Przestałwyglądaćpiękniei
symetrycznie1

background image

wydawałsięjużtylkoprzerażający.Szybykokpituprzypominałyoczyowada.Zdawały
sięgapićakuratnamnie.Trudnobyłosobiewyobrazić,żezanimisiedząludzie.Wiem,że
hamowali,bospodkółwzbijałsiędym.Zastanawiałamsię,czyzauważyli,żeprzy
naszychkołachniemadymu.Znowuzłapałamzaklamkęinaprawdęzaczęłamotwierać
drzwi,żebysięprzygotować.WmyślachbłagałamHomera,żebyprzekręciłkierownicę,
żebyzjechałzpasa.Finiebłagałagowmyślach:krzyczałanacałegardło.Jabyłamnato
zbytdumna.Niezamierzałamkrzyczeć,nawetgdybymmiałaprzeztozginąć.
Zastanawiałamsię,czyLeeniewyskoczyłjużprzypadkiemzwywrotki.Wcalebymsię
niezdziwiła.Odrzutowiecwydawałsięterazowielewiększyodnas.Zdalekabyłdość
mały.Porazpierwszydotarłodomnie,żeHomermożenaprawdęchciećsięznim
zderzyć.

Możetobyłamisjasamobójcza.Możedoszedłdowniosku,żeitakniemamyszansy
przetrwać,anaszeżycietouczciwacenazatakdrogiiśmiercionośnysamolot.

Dzielącanasodległośćzmniejszyłasięprawiedozera.Niebyłoratunku.Zostaliśmy
zmuszenidoodkryciakart.Zachwilęmieliśmysięroztrzaskać.

5

Iwtedysamolottrochęsięwzniósł.Fi,któraprzechyliłasięwstronęHomera,próbując
wyrwaćmukierownicę,głośnokrzyknęła.

Zaczęłamsięmodlić.Przypuszczam,żedobryżołnierzniepowiniensięmodlićoocalenie
wrogiegoodrzutowca,alewłaśnieotosięmodliłam.Pragnęłamtylkotego,byoderwałsię
odziemiiwzbiłwpowietrze.Alenieliczyłam,żesięuda.Odbilizbytpóźno.

Wpatrywałamsięwsamolotwcałkowitymskupieniu.Zobaczyłam,jakdzióbdrży.Zaczął
siępodnosić.Zobaczyłam,jakunosisięjeszczebardziej,inawetdostrzegłamzanim
słońce.

Alebyłozapóźno.Wiedziałam,żejestzapóźno.Mocnozacisnęłamoczy,napięłamtwarz
icałeciało,czekającnauderzenie.

Myślę,żeominąłnasocentymetr.Pilocimusieliwycisnąćzmaszynycałąmoc,jakąbyli
wstanieznaleźć.Niewiem,możetesamolotymająjakieśturbodoładowaniealbocośw
tymrodzaju.Wkażdymrazietocackodałoradę.Gdyzpiskiemprzelatywałonad
naszymigłowami,hałasbyłogłuszający-brzmiałjaktysiącświńzarzynanychdokładnie
wtejsamejchwili.Sprawiałpotwornybólmoimuszom.Nadodatekwpadliśmywcień
aerodynamiczny.Niewiarygodne!Tesamolotymajątakwielkąmoc,żeprawie
pożałowałamniedawnejrozwałki.Byływspanialewykonane,idealniezbudowane.W
pewnymsensiebyłocośzłegowtym,żezgrajanastoletnichchuliganówprzyszłai
zniszczyładziesiątkitakichmaszynrówniełatwo,jakniszczysięgniazdoos.

Cieńaerodynamicznymógłoznaczaćnaszkoniec.Pchnięcinim,sunęliśmypopasie
startowymzszaleńczopracującymsilnikiem,jakbyztyłudmuchnąłwnasolbrzym.
Lżejszypojazdjużbykoziołkował,topewne.Naszczęścieciężarówkadowywozuśmieci
byłataksolidna,żeutrzymałasięnaczterechkołach.Nawetniezboczyłazpasa.

Inagleznaleźliśmysięsamipośrodkulotniska,mniejwięcejkilometrodnajbliższego
ogrodzenia,mniejwięcejkilometrodpłonącychbudynkówisamolotów,mniejwięcej
półtorakilometraodnadalnietkniętejwieżykontrolnej.Poczułamsiębardzosamotna.

background image

Byliśmywidocznijaknadłoni.Inietrzebabyłobyćgeniuszem,bywiedzieć,żenasze
kłopotydopierosięzaczynają.

Kiedywyjechaliśmyzcieniaaerodynamicznegoiprzestałonamirzucać,Homerskręcił.
Wyglądałonato,żewracamynawyboje.Irzeczywiście,pochwilizjechaliśmyzasfaltui
pędzączmaksymalnąprędkością,podskakiwaliśmynatrawie.

Taprzejażdżkateżwymagałamocnychnerwów.Terenbyłbardzonierówny,pełen
króliczychnoridołów,którychniebyłowidaćwwysokiejtrawie.NiktopróczHomera
niemiałpasów,alenawetonichniezapiął.Możechciałpokazać,żejedziemynatym
samymwózku,choćwciągukilkuostatnichminutpoważniezwątpiłamwjegodobre
intencje.Chwytaliśmysięwszystkiego,czegobyłomożna,ichybaobiezFistarałyśmy
sięniekrzyczećnaHomera.Niechciałyśmygodenerwować.Musiałsięskupić.Niełatwo
byłokierowaćwtakichwarunkach.

Kevinzsunąłsięnapodłogęileżałskulonyumoichstóp.Niewiem,czybyłprzytomny,i
niewielemnietoobchodziło,aleprawdopodobniejechałomusięwygodniejniż
komukolwiekznas.

Nietrzęsłonimtakbardzojakmną.AlebyłomiżalLee-oilenadalsiedziałztyłu.Nie
porazpierwszywciągutejwojnyprzydarzyłamusiębolesnainietypowaprzejażdżka.
KiedyśprzewiozłamgowłyszespychaczawWirrawee,potymjakzostałrannywnogę.
Wtedyteżbyłoostro.

118

Leedowiódł,żenadalznamijest.Rozległosięnagłeuderzeniewtylnąszybę,takgłośnei
takbliskiemojegoucha,jakbyktośroztrzaskałokno.Szybkosięodwróciłam.
NajwidoczniejLeerzucał

czymśwszybę,żebyzwrócićnasząuwagę.Terazwychylałsięzzakrawędziwywrotkii
żywogestykulował,pokazującnapasstartowy.

Przezchwilęmyślałam,żepróbujenakłonićHomeradopowrotunaasfalt.Aletobyłobez
sensu.LeedośćdobrzeznałHomeraimiałdoniegozaufanie.Musiałochodzić

0

cośinnego.Ocoś,czegoniezauważyliśmy.Dlategospojrzałamwstronę,wktórą
pokazywał.

Izobaczyłam,żepogońrozpoczęłasięnapoważnie.Popasiestartowympędziłytrzy
dżipy.Ladachwilamiałysięznamizrównać,apotemmogłyskręcićigonićnaspo
trawie.Wiedziałam,żezniosąwybojelepiejniżnaszaciężarówkadowywozuśmieci.Że
dopadnąnaswokamgnieniu.

Chciałamimjakośprzeszkodzić.Musiałam.Problempolegałnatym,żewidziałamje
tylkowtedy,gdypatrzyłamprzezoknopostronieHomera.Niemogłamoddaćstrzałuw
tamtymkierunku.Zauważyłamjetylkodlatego,żejechaliśmypodmałymkątem
względempasastartowego.Leeteżniemógłichpowstrzymać,dysponująctylkojednym
karabinem.Jakmiałamcokolwiekzdziałać,siedzącponiewłaściwejstronie?

Ztyłurozległsięstrzał.Niemogliśmysobiepozwolićnamarnowanieamunicji,alemimo

background image

toLeeudałosięjakośwymierzyć.Niewidziałam,czycokolwiekzniszczył.Dżipy
zaczynałyzjeżdżaćzpasa1

zbliżaćsiędonas.Przypominałypsyosaczającezbuntowanegowołu.

Rozpaczliwechwile,rozpaczliwedziałania.Nadalczułam,żeumrzemy,więcniebyło
sensutchórzyć.Równiedobrzemogliśmyodejśćwwielkimstylu.Aoknoobokmniebyło
jużotwarte.

Zostałamkaskaderką.Niebyłototakwidowiskowejakspacerpodachurozpędzonego
pociąguczywyjścienaskrzydłosamolotu,alejaknamniecałkiemniezłe.

119

-Kiedystądwyjdę,podajmikarabin-powiedziałamdoFiizaczęłamsięprzeciskać
przezokno.

Taczęśćbyłaniezbyttrudna.Problemyzaczęłysięwtedy,gdywysunęłamnazewnątrz
swójśrodekciężkości,czylityłek.Naglepoczułamsiębardzozagrożona,pozbawiona
wszelkiejochrony—

siedziałamnaramieokna,ztwarząwystającąnaddachemkabiny-

więcprzesunęłamsięwstronęszczelinymiędzykabinąawywrotką.

Szczelinabyładośćszeroka.Zdałamsobiesprawę,żemuszęodegraćTarzanaiuwierzyć,
żeudamisięzłapaćbokuciężarówki.Fizniepokojempatrzyłaprzezoknoichyba
powiedziałacośdoHomera,bogdytylkowstrzymałamoddechiprzerzuciłamnogina
drugąstronę,ciężarówkazwolniła.

„Zamordujęgo-pomyślałam.-Jeślitoprzeżyjemy,zamordujęgo”.

Zupełniewybiłmniezrytmu.Złapałammetalowąkrawędźsamymipaznokciamiprawej
dłoni.Paznokciamiiopuszkamipalców.Ziemiaprzesuwałasięwzatrważającymtempie,
więcupadekoznaczałbyśmierć.Wpadłabymmiędzykoła,atoniewyglądałobyzbyt
ładnie.

Śmierćbyłabyszybka,aleniewyglądałabyładnie.Nieodważyłamsięspojrzećwdół.
Wiedziałam,żepodejmętylkojednąpróbę.Starałamsięzebraćcałąodwagę,całąsiłę,
całąenergię.Nigdynieuprawiałamsztukwalki,alewiem,żeniektórzykolesiekruszą
cegły,skupiająccałąsiłęwdłoni.Chciałamskupićcałąsiłęwtymjednymruchu.

Wiedziałam,żejeślibędęzadługozwlekała,energiamnieopuści,więcjakimścudem
pomimoprzerażeniamusiałamsięzmusićdodziałania.

Jednymznajtrudniejszychzadańbyłopowstrzymaniesięodzamknięciaoczu.Byłamtak
przerażona,żechciałamjezamknąć.Natakiluksusniemogłamsobiejednakpozwolić.Z
otwartymi,wręczwytrzeszczonymioczamiwykonałamwielkiskok.

Prawiemisięudało.Wysokośćokazałasięmniejszymproblemem,niżoczekiwałam,i
chybaodprężyłamsięułameksekundyzawcześnie,myśląc,żebeztrududopnęswego.
Alenie120

dostałamsięażnasamągórę.Inajtrudniejbyłoznaleźćdobrypunktzaczepienia.Palceod
razuzaczęłymisięześlizgiwać.Czułam,jakmięśnieprawejrękinapinająsięipuchną

background image

podciężaremcałegociała.

Jasne,wtamtymokresienieważyłamzbytdużo,aleitakzadużo,bymzdołałasiędługo
utrzymaćnakoniuszkachpalców.

Mojeręcedziałałyjakbyosobno,jakurobota.ZnowumiałamtowrażeniezTerminatora.
Prawarękadostałarozkaztrzymania,więctrzymała,leczrównocześniezaczęłasię
zsuwać,milimetrpomilimetrze.Drugarękazaczęłaprzeszukiwaćpowierzchnię
wywrotki,powoliześlizgującsięwdółipróbującwyczućdotykiem,czyjesttamcoś,
czegomożnabysięzłapać.Tobyłodziwne.Wydawałomisię,żewszystkotrwadługo,
jakbymmiałamnóstwoczasunatakiewiszenieimacanie.Czułamsięcałkowiciewylu-
zowana,całkowiciespokojnaizdystansowana-nigdywcześniejczegośtakiegonie
doświadczyłam.

Trwałotojednakzaledwiekilkasekund.Naglewróciłamdorzeczywistości.Głośny
warkotsilnikaciężarówkirozlegałsiętużprzymnie,ogromnekoładudniłynatrawiastej
nawierzchni,nalotniskudoszłodokolejnejpotężnejeksplozji-wszystkietedźwięki
znowuzahuczałymiwuszach.Znowupoczułamuporczywyżarsilnika,którypracował
ponadsiły.Wpadliśmynasporągórkęiomalniespadłam:Homerjużniezwalniał.
Pędziliśmyzprędkością,którąnormalnieuznałabymzaniemożliwą.Chybazataczaliśmy
wielkiekoło,bydostaćsięwpobliżegłównejbramy.PrawdopodobnieHomeruznał,że
możenamsięudaćwyjechać,wykorzystujączamieszaniewywołaneprzezeksplozje.

Koniuszkipalcówmojejprawejdłonidoznawałybóluprzekraczającegowszelkie
wyobrażenie,popadaływjakąśskrajność.

Jużprawieichnieczułam.Wiedziałam,żenadalkurczowosiętrzymają,alewiedziałam
też,żeniesąwstanietrzymaćsiętakdłużej.

121

Amojalewadłońnadalszukała.Iwkońcunacośnatrafiła.Niebyłotonicwielkiego.
Bógmiświadkiem,żeniebyłotonicwielkiego.

Chybacośwrodzajumetalowegobolca.Byłampewnatylkotego,żetocośzmetaluo
nieregularnymkształcie.Wyczułamtwardą,solidnączęść,apotemcośprzypominającego
drut.

Niebyłotocoś,czemuspokojniemożnabypowierzyćżycie.Aleniczegoinnegonie
miałam.Niebyłowystarczającoduże,bymmogłasiętegozłapaćalbozacisnąćnatym
dłoń.Pozostawałomijedyniewykorzystaćtowcharakterzetrampoliny.Czegoś,odczego
możnasięodepchnąć,bywykonaćostatniskoknawywrotkę,ostatniskokkużyciu.Ten
bolecmusiałmiwystarczyć,boniezanosiłosięnato,żedostanęinnąszansę.

Koniuszkipalcówmojejlewejdłonizłapałymałykawałekmetalu.Nanicinnegonie
starczyłomiejsca.Gdyopuszkiprawejdłoniwkońcusiępoddały-nagle,zprzerażającym
inieodwracalnymślizgiem-

złapałambolecjeszczemocniejizaryzykowałam.Tymrazembyłamwyżejniż
poprzednio,aleodpychałamsięodczegośtakdrobnego,żenieliczyłamnawielkiskok.

Czującdziką,bezbrzeżnąradość,poczułam,jakmojarękatrafianagórę.Tozabawne,że
wtakichchwilachjaktaskupiamysięnabieżącejsekundzie.Ladachwilamogliśmy

background image

zostaćzastrzelenialbowyleciećwpowietrze,alejabyłamszczęśliwa,bomyślałam,że
ocaliłamżycie.Wyglądanato,żeniemożnaprzetrwaćbezumiejętnościkoncentracji.W
tejostatniejminuciebyłamskoncentrowanajakcholera,alemojeproblemywcalesięnie
skończyły.

Mocnotrzymającsięlewąręką-iponieważtymrazembyłamjużwyżej-dośćłatwo
podniosłamprawą.Potemwygięłamplecywłukipostawiłamstopynabokuciężarówki.
Wisiałamtakprzezchwilę,apotemopuściłamnogiiwykonałamnastępnywielkiskok,
lądującnabocznejczęściwywrotki.Wdrapałamsięjeszczewyżejizawisłamna
krawędzi.Twardymetalwpijałmi

122

sięwbrzuch.Sapałamidyszałam,aleprzelazłamnadrugąstronę,robiąccośwrodzaju
powolnegoprzewrotuwprzód,ażwkońcuwylądowałamnanogach.

Jednasprawabyłatakpilna,żezajęłamsięniąwpierwszejkolejności.

Odrazusięodwróciłamiwychyliłamzakrawędźwywrotki,sięgającwstronękabiny.Fi
mnieniezawiodła.Wiedziałam,żeniezawiedzie.

Byłajużdopasawychylonazkabinyiwyciągaładomniekarabin.

Złapałagozakolbę,więcjachwyciłamzakonieclufy.Fidoszładowniosku,żejestemod
niejsilniejsza:gdybyspróbowałazłapaćkarabinzalufę,jegociężarokazałbysiępewnie
zawielkiimogłabygoupuścić.Byłabytokatastrofa,naktórąniemogłyśmysobie
pozwolić.

Choćjestemdośćsilna,ciężarkarabinuprawiemnieprzerósł.

Wykorzystałamkażdąodrobinęsiły,jakamipozostała.Poczułam,jakmięśniedrżąmiz
napięcia.Karabinkołysałsięjakmetronom,boFijużgowypuściła,ajapróbowałam
znaleźćenergię,bywciągnąćgonagórę.Podejrzewam,żeprzypominałotowyciąganiez
wodywielkiejryby.Alestopniowo,kawałekpokawałku,dźwignęłamgonagórę.

Miałamtylkonadzieję,żeFiniezapomniałagozabezpieczyć.Odtychwszystkich
wibracjimógłzłatwościąwypalić,rozbryzgującmojewnętrznościpocałymlotnisku.

Dopierogdymiałambrońwrękach,mogłamsięrozejrzeć.

Izobaczyłamcośnaprawdędziwnego.Oczywiściewwywrotcebył

Lee.Zauważyłam,żenawetniezdawałsobiesprawyzmojejwalkioto,bydoniego
dołączyć.Byłdomnieodwróconyplecamiiwyglądał

znadkrawędziwywrotkipoprawejstronie.Oparłkarabinostalowybrzeg.Niewiem,ile
strzałówoddał.Słyszałamtylkojeden.Złapałamkarabinwodpowiednisposóbiruszyłam
wstronęLee.Niebyłołatwoiśćpogwałtowniepodskakującejwywrotce,alewolałamto
niżwspinaczkę,którąmusiałamzaliczyć,bysiętamdostać.

123

DotknęłamramieniaLee.Omalniespadłzwrażenia.Alepowiedział

niewiele:

background image

-

Jużmyślałem,żenigdyniedołączysz.

Niewiem,dlaczegochłopakiuwielbiająodgrywaćroletakichtwardzieli.

Zerknęłamnadkrawędzią.Dżipyrozjechałysiępromieniścieigoniłynaspolotnisku.

-

Wywrotkazabardzopodskakuje-krzyknąłLee.Nazewnątrztrudna.gobyłousłyszeć.-
Niemogędobrzewymierzyć.

Miałrację,aleoznaczałotorównież,żewrógniemożewymierzyćdonas.Odczasudo
czasuwidziałambłyski,więczpewnościądonasstrzelano.Usłyszałamparęgłośnych
brzdęków,prawdopodobnie,gdykuleuderzyływwywrotkę,alenajwyraźniejnie
ponieśliśmyżadnychstrat.Wybraliśmywłaściwąciężarówkę.Gdybyśmyjechalistarą
furgonetkądoprzewozumebli,bylibyśmybardziejpodziurawieniniżdurszlak.

Znowusięschowałam.Naraziepudłowali,alekomuśprzecieżmogłosięposzczęścić.
Moglinietrafićtysiącrazy,alewystarczyłabyjednakula.Niechciałam,bymojeostatnie
słowabrzmiały:„Przecieżnietrafiądonasztakiejodległości…”.

Sprawdziłamzamekiodbezpieczyłamkarabin.Zaczęłonaminaprawdętrząść.
NajwidoczniejHomerdoszedłdowniosku,żeskorojestemjużwwywrotce,może
rozwinąćskrzydła.Pędziliśmyzygzakiem,kreślącszalonewzory.Dawałoponomniezły
wycisk.

Miałamnadzieję,żesobieporadzą.Niesłyszałamjużjednakkolejnychbrzdękówkulo
metal.Potemnaglewyszliśmynaprostą.

Leeklepnąłmniewramię.

-

Niewychylajsięteraz-krzyknął.-Jedzienarozwałkę.

Poczułamukłuciestrachu.WwypadkuHomerajechanienarozwałkęmogłooznaczać
dosłowniewszystko.ZdenerwowanazignorowałamradęLeeiwystawiłamgłowę.

124

Odzachodniegoogrodzenianadaldzieliłnasjakiśkilometr,aleplanHomerawydawałsię
oczywisty.Ciężarówkapędziłazpoczuciemmisji.Piekielnieszybkognaliśmyku
ogrodzeniu.Niemogłamwtouwierzyć.Ogrodzeniewyglądałobardzosolidnie:wysoka
barierazdużymistalowymisłupamiinapiętymdrutem.Alewiedziałam,żeHomer
postępujesłusznie:tobyłanaszajedynaszansa.Inaszczęściejechaliśmywielką
ciężarówką.Jeśliistniałpojazdzdolnyprzebićsięnadrugąstronę,towłaśnieona.

Leespochmurniał.Byliśmyjużstraszniepoobijani,takwielerazyotarliśmysięośmierć.
Niewiedziałam,ilejeszczezdołamyznieść,ilejeszczepozostałonamszczęścia.Znowu
rozległysiębrzdęki,które-

cogorsza-byłycorazgłośniejsze.Możedlatego,żeprzykucnęłam,amożedlatego,że
poścignasdoganiał.MimożeHomerwcisnąłgazdodechy,dżipybyłypewniecoraz
bliżej.Zdałamsobiesprawę,żewtylnejczęściwywrotkizaczynająsiępojawiaćdziury.

background image

Najpierwmałe,potemwiększe.Metalotwierałsiępodgrademkuljakrozkwitającykwiat.
Jednadziurapowstałanamoichoczach.Widocznielepiejbyłoniepatrzeć.Ścisnęłam
karabininerwowosiępodniosłam,bywyjrzećznadtylnejkrawędziwywrotki.

Dżipjadącypośrodkubyłjakieśczterdzieści,pięćdziesiątmetrówzanami.Dwa
pozostałe,jadącepojegoprawejilewejstronie,znajdowałysiętrochędalej.Ale
zaczynałysiędosiebiezbliżać.

Próbowałamwymyślićjakiśsposób,byimzaszkodzićbezmarnowaniaamunicji.
Zauważyłam,żeodpowiedźturlasięunaszychstóp.Beczkizpaliwem!Mogliśmy
powtórzyćnaszniedawnywyczynnamniejsząskalę.

Najbliżejmnieznajdowałsiękanister,któryleżałnabokuizewzględunaswójkształtnie
turlałsięwwywrotce.NiepatrzącnaLee,podałammuswójkarabin.Potempodniosłam
kanister,którywydawał

siępełnymniejwięcejwpołowie,wyrzuciłamgonadtylnąkrawędziąwywrotkiiznowu
chwyciłamkarabin.

25

Porażka.Kanisterrozprysłsięwchwilizderzeniazziemiąijegozawartośćrozlałasięna
wszystkiestrony.Odziwoniewybuchł.Możewśrodkubyławoda,aniebenzyna.Nie
stałamjednakzzałożonymirękamiiniezastanawiałamsięnadtym.ZnowuoddałamLee
swójkarabin,chwyciłamjednązbeczek,którapotoczyłasięwmojąstronę,ijednym
ruchempoderwałamjądogóry.

Kanisternacośsięjednakprzydał.Kierowcaśrodkowegodżi-panajwidoczniejwpadłw
panikę,widząc,jakcośwylatujezwywrotki.

Możeodgadłmojezamiary.Wcalebymsięniezdziwiła.Wkażdymrazienachwilę
wcisnąłhamulec,cowyraźniegospowolniłoidałonamtrochęwięcejczasu.

Beczkaniepękła.Odbiłasięiposzybowałazaskakującowysoko,apotemodbiłasię
jeszczekilkarazy.Leezdążyłjużoddaćdwastrzaływjejstronę,alespudłował.Ja
strzeliłamrazitrafiłamwchwili,gdybeczkędzieliłooddżipazaledwiedziesięćmetrów.

Mamztegopowoduogromnąsatysfakcję.Niejestemnajlepszymstrzelcemnaświecie-o
nie.Aletenstrzałbyłcałkiemładny.Ioddałamgowdoskonałymmomencie.Kierowca
dżipanajwidoczniejodzyskałpewnośćsiebie,bopędziłzpełnąprędkością.Beczka
wybuchłajakbomba:wszędzieposzybowałopłonącepaliwoikawałkimetalu.Kierowca
niemiałszansichominąć.Oczywiściepróbował.

Ktobyniepróbował?Gwałtownieodbiłwbok,skręcającjaknajmocniejwprawo.
Tchórz,pomyślałam,nibyprzypadkiemzapominającodziwnejchwiliwłasnego
tchórzostwa.Bokręcąckierownicą,byuciecjaknajdalejodeksplozji,kierowcadżipa
narażał

pasażeranaogromneniebezpieczeństwo.Teżnarażałamludzinaogromne
niebezpieczeństwo,kiedypuszczałyminerwy,alenietakrozmyślniejakon.

Wkażdymraziedoprowadziłdotego,żedżipzacząłkoziołkować.Itojak!Przeturlałsię
chybazetrzyrazyiwylądowałnadachu,odwróconydonastyłem.Jegokołaobracałysię

background image

jakszalone.

126

Niebyłoczasudłużejsiętemuprzyglądać.NagleLeewrzasnął:

-Chowajsię!

Izdałamsobiesprawę,żezachwilęuderzymywogrodzenie.

Obydwojepadliśmynaziemię.Rozległsięhuk,trzaskikilkabrzdęków,które
przypominałyuderzeniekuliometal,alewrzeczywistościtowarzyszyłypękaniu
przewodówpodwysokimnapięciem.Okropnymetalowypisk.Jedenkabelstrzeliłnam
nadgłowąjakbat.Gdybymnadalstała,uciąłbymigłowę.Nieżartuję.Alechoćnie
odważyłamsięwstać,wiedziałam,żeprzebiliśmysięprzezogrodzenie.

Niewiarygodne:naprawdęudałonamsięwydostaćzlotniska.Inajwyraźniejwszyscy
przeżyliśmy.Towcalenieznaczy,żewyzbyliśmysiępanicznegostrachuprzedśmiercią,
któraprzecieżnadalmogłanasspotkaćwkażdejchwili-cozresztąbyłobardzo
prawdopodobne.Najbardziejniesamowitebyłoto,żespowodowaliśmyogromne
zniszczenia,zadającwrogowiciosy,wktóreledwiemogliśmyuwierzyć,amimotoudało
namsięuciec.

Zasadniczaróżnicapolegałaterazchybanatym,żenachwilędopuściłamdosiebiemyślo
przetrwaniu.Wydawałasięniebezpieczna,mogłazrobićwięcejzłegoniżdobrego,ale
wkradłasiędomojejgłowyitkwiłatamjakkwiatuszekpośrodkuasfaltowegopodwórka.

Kiedytrzaskający,zawodzący,śpiewnydźwiękrozrywanychkabliucichł,prześlizgnęłam
sięnakoniecwywrotkiiwyjrzałamnazewnątrz.Byłototrudne,boHomernadaljechałz
pełnąprędkością.

Aleterazsytuacjawyglądałainaczej,bopędziliśmydrogąoboklotniska,którazaczynała
sięrobićkrętaibiecpodgórę,Wkrótcemiałasięzrobićjeszczebardziejkrętaistroma,bo
wiodłakuwzgórzomnapółnocodWirrawee.

Byłamposiniaczonaipoobijanaodciągłegopodskakiwania,alemusiałamotym
zapomnieć,żebysięskupić.Rozpaczliwiechciałamzobaczyć,cojestzanami.

127

Dwapozostałedżipysiedziałynamnazderzaku.Chybapoopuszczeniulotniskażołnierze
przestalidonasstrzelać,alebylituż-

tuż.Jeśliwcześniejsięniewkurzyli,toterazzpewnościąbyliwściekli.Wścieklii
prawdopodobnietakżewystraszeni.Cojednakwcaleniezmniejszałozagrożenia.
Wystraszonyczłowiekpotrafibyćnaprawdębrutalny.

Uniosłamkarabinistanęłamwrozkroku,byprzyjąćodpowiedniąpozycjędostrzału.W
tymmomencieżołnierzenatylnymsiedzeniupierwszegodżipapodnieślisięiteżunieśli
karabiny,mierzącdomnie.

Zastanawiałamsię,dlaczegoniestrzelajądonascałyczas.Możebrakowałoimamunicji.
Niemielidużoczasunazabraniewiększejilości.Niedaliśmyimszansyna
zorganizowaniesię.Możepoprostupróbowaliodzyskaćrównowagępoostrymzakręcie.
Amożeuznali,żekulenieprzebijąmetalowejwywrotki.

background image

Wkażdymrazieterazzamierzalinadrobićbraki.Przykucnęłam,gdygradkułposypałsię
natyłciężarówki.Wstalizakwitłrządkwiatów.

Byłookropnieniebezpiecznie.Mimotomusieliśmycośzrobić.

Wychyliłamsię,oddałamdwaszybkiestrzaływichprzedniąszybęischowałamsięz
powrotem,nasłuchującodgłosówkraksy,którejsięspodziewałam.

Nic.Tylkowarkotnaszegosilnika,grzmiącedudnieniekażdejnajmniejszejczęściod
tłokówpopasekklinowy,pracującychjakjeszczenigdydotąd.Nawetgdybymwcoś
trafiła,niczegobymnieusłyszała.

Leewyjrzałznadkrawędzi.Pokonywaliśmykolejnąserięzakrętówiwyglądałonato,że
ostrzałznowuustał.Wtoczyłasięnamniejednazbeczekzbenzynąizaczęłamsię
zastanawiać,czypowinnamrzucićnastępną.Wiedziałam,żeniebędzieczasunaoddanie
strzału,alebyćmożerozprysłabysięiwybuchła.Nawetjeślidwiepoprzedniesięnie
rozprysły.

128

WtedyLeecośkrzyknąłiprzywołałmniedosiebiemachnięciemręki.

Szybkoprzesunęłamsięwjegostronę.Wskazałbolecnagórzetylnejklapy.Natychmiast
zrozumiałam,ocomuchodzi.

-Stracimyosłonę-krzyknęłam,aleonwzruszyłramionamiinicnieodpowiedział.Chyba
miałnamyślito,żebędziemysięmartwilipóźniej.

Jateżwzruszyłamramionamiiprzesunęłamsięzpowrotemnadrugąstronę.Zaczęłam
majstrowaćprzybolcu.Gdybyżołnierzezobaczylimojąrękę,moglibysiędomyślić,co
zamierzamy,aleniemieliszanswniątrafić.Zresztąpewnieitakniemoglijejzauważyć.

Leewyjąłjużbolecposwojejstronie.Przeztozwiększyłsięnacisknamojąstronęibyło
mitrudniejwysunąćboleczdziury.Klapaskładałasięzdwóchczęści,amyskupiliśmy
sięnagórnej.Wpionietrzymał

jąjużtylkomójbolecijeszczejeden,pośrodku,któryprzytwierdzał

jądodolnejpołowy.Zadrżałymipalce,kiedyzdałamsobiesprawę,jakniewieleczasu
dzielinasodchwili,wktórejciężkikawałstalizostanieuwolnionyibędziemógł
odfrunąć,dokądtylkozechce.

Chociażnie,towzasadzieniebyłaprawda.Odfrunąłbytam,dokądzabrałbygowiatri
prędkośćnaszejciężarówki.Czyliprostodotyłu.

Leewyjąłbolecposwojejstronie.Aletenpomojejstawiałopór.

Próbowałambyćcierpliwa.Siłowałamsięznimiciągnęłamgo.W

ogóleniechciałsięruszyć.Możestalowaklapawiedziała,cojączeka.

Miałamwrażenie,żeutknęłanadobre.Toczyłamrozpaczliwąwalkę.

Potrzebowałamjedynie,bybolecprzesunąłsięotrzycentymetryitobymiwystarczyło.
Aledolnaczęśćbolcawydawałasięjakaśspuchnięta,jakbybyłazaduża,bysięwysunąć.
Mojepalcepoczerwieniały,byłyobtarteiobolałe.

background image

Potem,znagłympośpiechemilekkimzgrzytem,bolecustąpił.

129

Nadalklęczałamipoczułamsiętrochęgłupio,trzymającgowrękach.

Przezchwilęgórnaczęśćklapytrwałajakbywzawieszeniu.Potemnaglezniknęła.
Zdmuchnęłojąjakkartkępapieru.JaiLeestraciliśmyczęśćosłony.Zczymśwrodzaju
przerażeniazmieszanegozfascynacjączekaliśmy,cosięstanie.

Astałosięcośokropnego.Najwidoczniejniktjadącywdżipieniezauważyłnaszych
małychpalcówmajstrującychprzybolcach.Alboniktsięniminieprzejął.

Gdyżołnierzezobaczylilecącąklapę,zaczęlihamować,aleniebyliwstaniewielezrobić.
Ciężarówkapędziłazestonagodzinęidżipteż.

Stalowaklapaposzybowaławjegokierunkuzpodobnąprędkością.

Górnepołowyfacetówsiedzącychzprzodupoprostusięrozpadły.

Trzebabyzsześćplastikowychworków,bypozbieraćto,wcosięprzemieniły.Kolesiz
tyłuspotkałnielepszylos.Mignęłymidolnepołowydwóchciał,którenadalsiedziałyz
przodu,gdydżipzjechałzdrogiprostonadrzewoiwybuchł.

Nawojniewidujesięokropnerzeczy.JaiLeetylkospojrzeliśmynasiebie.Jeślibyłam
równiebladaiwstrząśniętajakon,mojaskórazrobiłasięcałkiembiała.Pewnienawet
bielszaniżjego,biorącpoduwagęmojąanglosaskąkarnację.Chybaobydwoje
osłupieliśmynawidokczegośtakpotężnegoitotalnego.Tojednaznajbardziej
dramatycznychiprzerażającychscen,jakiekiedykolwiekwidziałam.

Niewiem,dlaczegozrobiłanamnieznaczniewiększewrażenieniżwybuchbeczkiz
paliwemprzedpierwszymdżipem.Możewidzieliśmyjużwieleeksplozji,wporównaniuz
którymikawałstalilecącejnasamochódzdawałsięnieśćzimną,okrutnąśmierć.Śmierć
naskutekwybuchubyłagorąca.

Nadalwidzieliśmydrugiegodżipa.Żołnierzezaczęlidonasstrzelać.

RazemzLeeschowaliśmysięzadolnączęściąklapyinachwilęzamarliśmywbezruchu.
Potemostrożniewyjrzałam.Czytomojawyobraźnia,czymożezostalilekkowtyle?
Wcalebymimsięniedziwiła.

130

Kiedypokonaliśmyparęwąskichzakrętów,nakilkasekundzupełniestraciliśmyichz
oczu.

Wjeżdżaliśmypodgóręiciężarówkazwalniała.Chcączachowaćtakdużąodległość,
kierowcadżipamusiałużywaćhamulcówiprawdopodobnietorobił.

Niewiem,jakLee,alejaczułam,żeniemamjużwzanadrzużadnychfajnychsztuczek.
Droganadalbyłazbytkręta,byśmymogliwykorzystaćbeczkizpaliwem.Wzięłam
karabinipołożyłamsięzadolnączęściąklapy.PochwiliLeezrobiłtosamo.
Zrozumiałam,żeszykujemysiędostrzelaninyiżemusimyzwyciężyć.Imszybciejto
załatwimy,tymlepiej.

Gdyznowupojawiłsiędżip,oddałamtrzystrzały.UsłyszałamteżkarabinLee:wystrzelił

background image

chybadwukrotnie.Tymrazemrównieżcelowałamwprzedniąszybę-bobyła
największyminajlepszymcelem-izobaczyłam,jaksięrozprysła,choćniewiem,od
czyjejkuli:mojejczyLee.Utrataprzedniejszybynajwidoczniejniewielezmieniła.
Kierowcabyłcałyizdrowy,adżipjechałdalej.Został

jednakjeszczebardziejwtyle.Zaczęłomnietomartwić.Wiedziałam,żejeślizwolnii
będziezanamijechałwbezpiecznejodległości,wpadniemywogromnetarapaty.
Dokądkolwiekpojedziemy,cokolwiekzrobimy,będzienasśledził.Kiedysięzatrzymamy
albospróbujemysięukryć;czynawetgdyskończynamsiębenzyna,żołnierzebędątużza
nami.Zwyczajniemusieliśmysięichpozbyć.

Znowusprawdziłammagazynek.Zostałymiczterykule.SpojrzałamnaLeeiuniosłam
brwi,pytając,ilezostałojemu.Uniósłjedenpalec.

Skrzywiłamsię.Tobyłkoszmar.Znowuuniosłamkarabin,przesunęłamsiętrochę,żeby
zająćnajwygodniejsząpozycję,izmrużyłamoczy,patrzącprzezcelownik.

Tymrazemzaczekałam,ażwyjedziemynaprostą.Kiedypojawiłsiędżip,mogłamdobrze
wymierzyć,mimożebyłdośćdaleko.Dopierogdyniewyraźnatwarzkierowcyznalazła
sięwmoim131

poluwidzenia,pociągnęłamzaspust.Usłyszałam,jakLeeprzeklina.

Opuściłamkarabinizrozumiałamdlaczego.Kierowcazacząłjechaćzygzakiem,takjak
Homernalotnisku.Mojakulaminęłagopewnieokilkametrów.

Wciągudwóchnastępnychminutspróbowałamjeszczedwarazy.Niejestempewna,czy
udałomisięcokolwiekzniszczyć,alewidziałam,jakpojednymstrzalecośoderwałosię
oddachu.Drugakulachybatrafiłafacetasiedzącegoztyłu.Gdywkońcuich
zatrzymaliśmy,poczułamniemalrozczarowanie.Obydwojeczekaliśmyzkarabinamiprzy
policzkach,agdydżipnakrótkąchwilęwyrównałtorjazdy,wystrzeliliśmyrazem,prawie
równocześnie.Uzgodniliśmy,żebędziemycelowaćwsilnik,coprzytakiejodległości
dawałonamnajwiększeszanse.Gdywystrzeliliśmy,naglepojawiłasięchmurabiałego
dymu,apotempłomień.Dżipszybkosięzatrzymał,jakbyuderzyłwmur,izobaczyłam,
żeześrodkawyskakujądwajżołnierze.

Potemodwróciłamwzrok.

OpuściłamkarabinispojrzałamnaLee.Nadalbyliśmyżywi!Towydawałosię
niemożliwe.Wystrzelaliśmywszystkienaboje,alenadalżyliśmy.

Chciałamsięodprężyć.Nie,chciałamzupełniesięwyłączyć,paśćwkącie,płakać,
mówić,spaćidostaćhisterii-wszystkonarazalbochociażjedno.Alewiedziałam,że
nadaljesteśmywokropnymniebezpieczeństwie.Radiaitelefonywrogapracowały
pewnienanajwyższychobrotach,jakszalonedzwoniącdowszystkichmężczyzn,kobieti
dzieci,doktórychtylkosiędało.Wjednymcelu.

Żebynaszabić.

Nowięcniebyłożadnegoodpoczynku,żadnejszansynazłapanieoddechu.Przeszłamna
przódprzyczepy,żebysprawdzić,jaksobieradząnasiprzyjacielewkabinie.Ztego,co
udałomisiędojrzeć,radzilisobienieźle.Fiodwróciłasię,spojrzałaprzeztylnąszybęi
zobaczyłamnie.Zaczęłabićbrawo.Zrobiłomisięmiłoizdałamsobiesprawę,żeHomer

background image

iFiwidzieli,jakpozbyliśmysiępościgu.Przynajmniejnajakiśczas.

Homerjechałprzezkolejnetrzyminuty.Łatwobyłozgadnąć,comyśli:żemusimy
odjechaćnabezpiecznąodległośćodostatniegodżipa.Niemogliśmyjednakpojechaćza
daleko,bozdrugiejstronyprawdopodobniezbliżalisięjużżołnierze.Gdybysięzjawili,
bylibyśmyugotowani.Dotądmieliśmyszczęście.No,możenietylkoononamsprzyjało.
Desperacjateżpotrafiwielezdziałać.

miłoizdałamsobiesprawę,żeHomeriFiwidzieli,jakpozbyliśmysiępościgu.
Przynajmniejnajakiśczas.

Homerjechałprzezkolejnetrzyminuty.Łatwobyłozgadnąć,comyśli:żemusimy
odjechaćnabezpiecznąodległośćodostatniegodżipa.Niemogliśmyjednakpojechaćza
daleko,bozdrugiejstronyprawdopodobniezbliżalisięjużżołnierze.Gdybysięzjawili,
bylibyśmyugotowani.Dotądmieliśmyszczęście.No,możenietylkoononamsprzyjało.
Desperacjateżpotrafiwielezdziałać.

10

Zebraliśmysięnawąskim,nieregularnympasietrawynaskrajudrogi.

NawetKevinwysiadłzciężarówki.Jasne,byłwrozsypce,alemiałnatylerozumu,by
dojśćdowniosku,żesiedzeniewciężarówcenicmunieda.Tenpojazddobrzenam
służył.Możepowojnieprzyjadę,odnajdęgoiwstawiędoładnegogarażu,wktórym
będziemógł

wygodniemieszkaćdokońcaswoichdni.Kiedytylkobychciał,karmiłabymgopięknym
gęstymczarnymolejemorazpoiłabenzynąbezołowiowąklasypremiumiwodąmineralną
dochłodnicy.Aleterazmusieliśmysiępożegnać.Homerwprowadziłciężarówkęw
zachwaszczonezarośla,gdzierosłydrzewawysokienamniejwięcejpięćmetrów.Nie
byłatoidealnakryjówka,alemusiaławystarczyć.

Znowuzłapałamswójplecakizarzuciłamgonaplecy.HomeriLeemieliswojeplecaki,
alebagażKevinaiFizostałgdzieśnalotnisku.

Tobyłazławiadomość-nietylkodlanich,aletakżedlaresztyznas,boKeviniFinieśli
ostatniezapasyżywności.

Choćwszyscytrzęśliśmysięzestrachu-zaciśniętezębyszczękałynamtakbardzo,że
prawieniktniemógłmówić-szybkoosiągnęliśmyporozumienie.

—Musimyzostawićciężarówkę.

TakbrzmiałypierwszesłowaHomera.

134

Niktniezaprotestował.

-

Uciekamydolasu?-zapytałaFi.

-

Toraczejniewystarczy-powiedziałam.-Będzienasścigałomnóstwożołnierzy,a

background image

jesteśmywykończeni.Niezdołamyuciecwystarczającoszybko.

-

Wtakimraziecozrobimy?-zapytałLee.

Znowupatrzylinamnie.Nieznosiłam,kiedytorobili.

-

Potrzebnynamhelikopter-powiedziałaFi.

Wcaleminiepomogła.Dalejłamałamsobiegłowę.Nietylkojąłamałam:rozłożyłam
umysłnastoledoklasyfikacjiwełny,przeczesałamgopalcamiisprawdziłamkażdy
supełek.Apotem,kuswojemuzdumieniu,naglewpadłamnapewienpomysł.Niemiałnic
wspólnegozhelikopterami.Wdalekimzakamarkumózguzapchanymmnóstwem
bezużytecznychbzdurnatknęłamsięnapewnądrobną,aleważnąinformację.

Jakjużwspomniałam,desperacjapotrafiwielezdziałać.

-

Rzeka.

Niemusiałammówićnicwięcej.Moiprzyjacielespojrzelinasiebie-

aprzynajmniejFi,LeeiHomer,boKevinstałjakrobot,gapiącsięwziemię-ijużpo
chwilibyliśmywruchu.

ProwadziłaFi.Lekkośćdawałajejprzewagę.ZaniąszedłLee,potemKevin,którego
specjalnieumieściliśmypośrodku,anastępniejaiHomer,któryciężkoczłapałnakońcu.

Padaliśmyznóg.Aleprawieniczegonienieśliśmy.Wplecakachzostałonamniewiele,a
zkarabinówbeznabojówniebyłożadnegopożytku.Dlategomogliśmyprzynajmniej
poruszaćsiętakswobodnie,jaktylkopozwalaływycieńczoneciała.

Zabawnebyłoto-naprawdętakwtedymyślałam-żeniezrobiliśmynic,comogłobynas
wyczerpaćfizycznie.Niewspinaliśmysiępogórach,nieprzepłynęliśmyoceanówaninie
graliśmywfinałachLigiMistrzów.Niebraliśmyudziałuwtrójboju.Wmoimwypadku
wysiłkuwymagałojedynieprzedostaniesięzkabinyna135

wywrotkę.Mimotobyłamtakwykończona,jakbymprzebiegłamaraton.Chybastres,
któryprzeżyliśmy,pozbawiłnaswszystkiego:każdegogramaenergii,każdejkroplisiły,
prawiecałegożycia.

Właśnietaksięczułam:jakbymtowszystkostraciła.

Alemojezmęczonenoginadalsięporuszały.Las,przezktóryszliśmy

-oddalonyodWirraweeozaledwieparękilometrów-byłrzadkiibardzosuchy.Rosłytu
eukaliptusy,przeważnieśredniejwielkości,osrebrzysto-oliwkowychliściach,które
wypuszczająlatem.Paręlatwcześniejszalałtupożariczęśćpninadalmiałaczarnykolor.
Niezauważyłamzbytwielukrzaków.Glebabyłakiepska,usianamałymikamieniami,
pozbawionażyznejziemiobarwieciemnejczekolady.

Wiem,cobymznalazła,gdybymzaczęławniejkopać:kamienieniewielewiększeod
żwiruirdzawy,suchypiach.Tworzyłtwardąnawierzchnię,poktórejjednakdośćdobrze

background image

siębiegło.

Normalniespodziewałabymsięjużhelikopterów.Nietakdawnotemu,kiedyzbliżaliśmy
siędoWirrawee,byposzukaćNowozelandczyków,zjawiłysiębardzoszybko.Aleteraz
tylkosamBógwiedział,cosięmiałostać.Niewiedzieliśmy,jakdużoudałonamsię
zniszczyć,alenapewnosporo.Anijedensamolotniezdołałsięwzbićwpowietrze-tego
byłampewna-aleniewiedziałam,ilemaszynocalało.Możliwe,żeżadna-nielicząc
odrzutowca,zktórympędziliśmynaczołowezderzenie.

Kiedypoprzednimrazemzbliżyliśmysiędolotniska,okazałosię,żenajwidoczniej
zainstalowanotamjakiśsupernowoczesnysystemochrony,którypozwalałwykrywać
obecnośćludzizzadziwiającejodległości.Pewnieprzekonałżołnierzy,żesąbezpieczni.
W

powietrzuNowozelandczycyzRNZAFprzegrywalizkretesemiwycofywalisięzaMorze
Tasmana.Jużichniewidywaliśmy.Dlategonalotniskuniespodziewanosięwiększych
kłopotówzpowietrza.Asystemnaziemnywydawałsiębardzoskuteczny.
Przechytrzyliśmygofuksem.Mogłamsobiewyobrazić

136

rozmowęprzybramiewjazdowejmiędzywartownikamiakierowcamiciężarówek
wracającychzwysypiska.

-

Zatrzymywaliściesięgdzieś?

-Nie.

-

Widzieliściekogoś?

-Nie!

-

Pojechaliścietylkotamizpowrotem?

-Tak.

-

Okej,wtakimraziewjeżdżajcie.

Agdyjużznaleźliśmysięwśrodku,poszłowzasadziełatwo.Możeżołnierzeczulisiętak
pewnie,żewbazieniezaprzątalisobiegłowyśrodkamibezpieczeństwa.Tobyładlamnie
cennalekcja:nigdyniemyśl,żeudałocisiędopiąćwszystkonaostatniguzik,bez
względunato,jakbardzosięstarałeś.Powinnambyłasiętegonauczyćnafarmie.

Razemztatąprzezwiekikładliśmyrurywzdłużrowówwokółdomuiszop,instalującje
tamnastałe,apotempodłączającdonowiusieńkiejpompy.Miałynaschronićprzed
pożarami.Blokujeszrynnypionowe,apotemnapełniaszrowywodą.Testowaliśmy
systemcopółroku.

Zeroproblemów.Potemwybuchłpożar,włączyliśmypompęinicniezadziałało.Później

background image

odkryliśmy,żepodobudowępompydostałysięosy,którezrobiłytamgniazdo.Użyta
przeznieglinaunieruchomiłamaszynę.

Nowięcrozumiałam,dlaczegowartownicynalotniskutakkiepskosięspisali.Miałam
tylkonadzieję,żeniezostanietoodnotowanewpapierach.Ichkarierawojskowabardzo
bynatymucierpiała.

Gdyonichmyślałam,zoddali,odstronylotniska,dobiegłnashuknastępnejeksplozji.
Niewiem,cotobyło.Weszliśmynamałewzniesienie,gdziezdawnejzagrodypozostały
tylkopłatyblachyipozostałościogrodzenia.Dalej,polewejstronie,zauważyłam
ogromnąchmuręszaregodymu.Miałazabawnykształt,137

W

wisiałanadWirraweejakciężkistół,cośwrodzajusztabydymu.Alerozciągałasięna
wielemil.Uśmiechnęliśmysiędosiebie.Nadalniebyłowidaćmściwychhelikopterów,
wściekłychodrzutowcówśmigającychzwarkotem,żadnegoruchunaniebie.Musieliśmy
zadaćogromnestratyichflociepowietrznej,skoroniemoglinawetoderwaćsięodziemi,
bynasposzukać.

Naszezmęczeniezaczęłazalewaćradość.To,cozrobiliśmy,wydawałosięniewiarygodne.
Poczułam,żeidęcorazszybciej,ażwkońcuodniosłamwrażenie,żeidęzaszybko.
Gdybymmiałasilnik,pewniepracowałbynazbytwysokichobrotach.NawetKevin
przyspieszyłkroku.Jakbynasnapędzałsyropmalinowy.Wymieniłamkilkauwagz
Homerem,alemówiliśmycicho,boniebyliśmyjeszczegłębokowlesie.Musieliśmy
jednakpowiedzieć,jakietofantastyczneiwspaniałe,jakwielkiemieliśmyszczęście.

Dlamniebyłotochybanajlepszeźródłoemocji.Przetrwaliśmy!

Właśnietak.Takdługobyłampewna,żezginiemy,anagleodkryłam,żenadalżyję.
Oddychałam!Czułamciężkawyzapacheukaliptusa,gorącopoliczkówipotcieknącyspod
pach,oblizywałamspierzchnięteustasuchym,spuchniętymjęzykiem.Nagleżyciewydało
misięcudowne.Pragnęłamdalejdoświadczaćtychemocji,najdłużej,jaksięda.
Naprawdęniechciałamumierać.Cudcodziennychchwil.Możliwośćpatrzeniananiebo,
uśmiechaniasięnawidokprzedziałkanatyłkubiegnącegoprzedemnąKevinaalbo
zauważenia,żepryszcznamoimprzedramieniupowoliznika-

wszystkieterzeczywydawałysiętakiecenne.Ajeszczebardziejwyjątkowybyłcud
polegającynamożliwościpodejmowaniadecyzji,mierzeniasięzproblemami,szukania
rozwiązań.Nalotniskumyślałam,żeniemadlanasnadziei.Myślałam,żeniema
rozwiązania.Żejedynymwyjściemjestśmierć.Terazzobaczyłam,żedziękinaszej
determinacjizmieniliśmyrzeczywistość.Znaleźliśmyodpowiedzitam,gdziewcześniej
ichniebyło.Obiecałamsobie,żenazawszezapamiętamtęlekcję.

138

Ijużwkrótcemusiałamjąsobieprzypomnieć.Mniejwięcejpodziesięciuminutachbiegu
Homernaglezłapałmnieodtyłuzaramię.

-Ktośidzie-szepnął.

Pochwiliteżtousłyszałam.Niedalekozanami.Pościgniestarałsiębyćcicho.Chyba
uznano,żeszybkośćjestważniejszaodostrożności.

background image

Prawdopodobniewiedzieli,żebędziemysięspieszyćiżenaszgubią,jeślisięniesprężą.
Przeklęłamich.Przeklęłamichwsercuiwmyślach.Niebyłosensumarnowaćcennego
oddechu.Aledoniedawnamiałamnadzieję,żeudanamsiędotrzećdorzekitak,bynas
niezauważyli.Jakimścudemnaswytropili.Możedlatego,żetakatrasawydawałasię
najbardziejlogiczna-podrugiejstroniedrogi,przyktórejzostawiliśmyciężarówkę,nie
byłodrzew-amożeokazalisięwystarczającobystrzy,byzauważyćnasześlady.
Pomyślałamjednak,żenataktwardejziemitomałoprawdopodobne.Raczejnie
zostawialiśmyśladów.Pewnieułatwiliśmyimzadanie,idączgodnieznaturalnym
ułożeniemterenu.Byliśmyzbytzmęczeniiwystraszeni,bypostąpićinaczej.

Próbowałammyślećwbiegu.Niebyłołatwo.Potrafięiśćijednocześnieżućgumę,ale
mamproblemzmyśleniemwbiegu.

Brakowałomidotegotlenu.Przynajmniejsiędowiedziałam,czegopotrzebujemy:czasu.
Wykorzystanierzekizgodnieznaszymplanemwymagałoprzewagiczasowej.W
przeciwnymrazieżołnierzeczekalibynanasnabrzegujużstometrówdalej.

Przyspieszyłam,minęłamdrzewoiwyszłamnaprowadzenie.

Doszłamdowniosku,żemusimypobiecokrężnądrogą,odważniezakładając,żeudanam
sięzwiększyćdystansjeszczeokilkaminut.Iznowuprzyspieszyłam.Zanosiłosięna
wyścigożycie,sprint,idrugiemiejscenapodiumniewchodziłowgrę.

Wmiaręjakzbliżaliśmysiędorzeki,lasgęstniał.Rosłowięcejjeżyniciemnekępy
gęstychzarośli.Zatymwszystkimwidaći39

byłostromybrzeg,cośjakbymałyklif,zaktórymprawdopodobniepłynęławoda.

Gdybyśmynadalpodążalizgodnieznachyleniemterenu,skręcilibyśmywlewo,czyli
zwrócilibyśmysięzpowrotemkuWirrawee.Chybanawetzauważyłamtamwąską
ścieżkę.Wdodatkuzdawałasięodbiegaćodrzeki.

Niewiedziałam,czydziękitemuzyskamywyraźnąprzewagę,alelepszebyłotoniżnic.
Bezwahaniaskręciłamwtamtąstronę,pędzącprzezchwastywciemnezarośla.Pozostali
pobieglizamną.Niemieliinnegowyjścia.Jedenzawszystkich,wszyscyzajednego-
znowudziałaliśmywtensposób,wzasadziejakzwykle.

Musieliśmybiecostrożnie.Jeśliciludzienaprawdęnasśledzili,szybkozauważyliby
połamanegałęzieipogniecionerośliny.

Równocześniemusieliśmysięporuszaćszybko.Więctrzebabyłoiśćnakompromis.
Mieliśmyztrzydzieścisekund,żebyzniknąć.Daliśmynurawciemnezarośla.

Przykucnęłambardzoniskowniewygodnej,pokracznejpozycji,nalekkimwzniesieniu.
Częściowozasłoniłmniezłamanypień,aczęściowopaprocie.Miałamnadzieję,żenie
będęmusiałatamsterczećzbytdługo.

Nieśmiałamsięrozejrzeć.Musiałamwierzyć,żepozostaliteżsądobrzeschowani,
zwłaszczaKevin.Bógjedenwiedział,comożestrzelićdogłowytemufacetowi.
Prawdopodobnieskuliłsiędopozycjipłodowej,takjakja.Czekając,pomyślałamonim.
Przerażałomnie,żeniewiem,cosięznimdzieje,iżektoś,kogotakdługoznałam,
kompletniesięrozsypał.Skorocośtakiegoprzydarzyłosięjemu,mogłosięprzydarzyć
każdemuznas.

background image

Mojemyśliprzerwałtupotnóg.Przesądniewierzyłam,żejeślispojrzęwichstronę,też
zostanęzauważona.Aleniemogłamsiępowstrzymać.“Wyjrzałam.

Byłoichsześciu.Ciężkiemunduryikarabinychybatrochęichspowalniały.Twarze
wyraźnielśniłyodpotu,anakoszulach140

widniałydużemokreplamy:podpachamiinaplecach.Aleraczejzanaminieskręcili.
Prawdopodobniepodążalizgodniezukształtowaniemterenu,takjakwcześniejmy.
Odruchowowbieglinaścieżkęipopędzilidalej.

Gdytylkoucichłodgłosichbutów,wstałam.Niedałamsygnałupozostałym-poprostu
uznałam,żesamizauważą,corobię,ipobiegnązamną.Wyskoczyłamzzaroślii
zaczęłamsięwspinaćnamałeurwisko.

Byłotrudniej,niżprzypuszczałam.Zpierwszymodcinkiemposzłomiłatwo,alepotem
zrobiłosiębardziejstromoigruntzacząłsiękruszyć.

Znowupomyślałam,żezostawiamywyraźnyślad,imiałamnadzieję,żepozostalisą
równieostrożnijakja.AlenadalnajbardziejmartwiłamsięoKevina.Ciąglenaniego
zerkałam.Beznamiętniewspinałsięnaszczytipoparuminutachkumojemuzdumieniu
udałomusięmniewyprzedzić.Nawetnamnieniespojrzał.Poprostugnał

naprzódjakwielkiniedźwiedźgrizzly.

Mimotonaszapiątkadotarłanaszczytmniejwięcejwtymsamymczasie.Ogromniemi
ulżyło,gdyprzeszłamnadrugąstronęgrzbietuiusłyszałam,apotemzobaczyłamto,co-
jakmiałamnadzieję-byłonasząostatniądeskąratunku:szeroką,pięknąrzekęHeron.

Nadaltrwałolato,więcwodapłynęładośćszybkoibyłagłęboka.W

połowiestyczniajejpoziomznaczniesięobniżał,alenastarejrzecemożnabyłopolegać,i
tylkodługasuszapotrafiłająnaprawdęspowolnić.

Staliśmynadprostymodcinkiemnurtu.Byłszerokimniejwięcejnadwadzieściametrów.
Ostatnioniepadało,więcwodawyglądaładośćczysto.Podobnomieszkaływniej
dziobaki,choćporazostatniwidziałamjetamwdzieciństwie.Terazteżżadnegonie
zauważyłam.

Możnabysięspodziewać,żerzekapłynącaprzezWirraweewpadadoZatokiSzewca,ale
zasprawąjakiegośgeograficznego141

J*

wybrykunatury-dokładniejmówiącWzgórzBlackmana-wcalesiętakniedziało.Heron
płynąłażdoStratton,apotemwdół,dojezioraMurchison.Todośćważnarzeka,bowodę
zjezioraMurchisonwykorzystujątamtejszewielkieelektrownie.

Alewtedyotymniemyślałam.Chciałamtylkojaknajszybciejwydostaćsięzokręgu
Wirrawee.Szybkośćidziałaniebyłydlanasnajważniejsze.

-

Trzymajciesięrazem—powiedziałamdoprzyjaciół.-Jeśliktośwpadniewtarapaty,
niechkrzyknie.IuważajcienaKevina.

-

background image

Nicminiejest-mruknął.

Ucieszyłam,się,żewogólecośpowiedział.

Aleledwietousłyszałam,bobyłamjużwdrodze.Niewysiliłamsięnaspektakularny
skokzrozpędu-główniedlatego,żeniejestemwtymzbytdobra.Zresztąchciałamsię
trzymaćbliskobrzegu,botakbyłobezpieczniej.Nowięcszybkoweszłampokolana,
ustawiłamplecakprzedsobą,położyłamsięnawodzieiprzepłynęłamparęmetrów.
Potemskręciłamwprawo,kierującsięwdółrzeki.

Dziwniesiępływawubraniu.Nigdywcześniejtegonierobiłam.W

ZatoceSzewcajaiHomermieliśmynasobielekkieT-shirtyiszorty.

Terazbyłamwpełnymrynsztunku.Wodawypełniłamibuty,potemdżinsy.Pełzłapo
nogach.Wszystkorobiłosięcorazcięższe.Aleprzynajmniejniebyłozazimno.Biegłam
takdługoitakbardzosiębałam,żebyłamrozgrzana,zestresowanailepka,więcwoda
podziałałanamniedobrze.Niechodziłotylkoochłód,leczosposób,wjakizmywałaz
mojegociałabrudipot.Upłynęłodużoczasu,odkądporazostatnisiękąpałam.

Rzekapłynęłazdecydowanie,aleniezbytwartko.Niebyłowniejżadnychwirówani
wodospadów.Heronnienależałdotegorodzajurzek.Tonaprawdęzabawne:przedwojną
Wirraweeniemiałowsobieniczegodzikiego,dramatycznegoaniwidowiskowego.
Byliśmyspokojnączęściąświata.Większośćludzi

142

wnaszymokręgunieprzejmowałasiętym,cosiędziejewinnychzakątkach.Chcielipo
prostumiećspokój,byżyćwłasnymżyciem.

Chcielimócpoślubiaćludzi,wktórychsięzakochali,wychowywaćdzieci,uprawiać
ziemięispocząćnacmentarzuwWirraweepodwysokimiciemnymisosnami,gdziepo
ichgrobachbiegałybyoposy,któretakżeszukałyjedzenia,dobierałysięwparyirodziły
młode.

Takżyliludziewśrednimwiekuicistarsi.Mnienieinteresowałatakaprzyszłość.
ChciałampodróżowaćpoAzji,AfryceiEuropierazemzFi(dawniejrazemzCorrie),a
potemwrócić,pójśćnastudia,zdobyćciekawą,efektownąpracęipoślubićciekawego,
efektownegofaceta-

najlepiejbogatego.Okej,możewwiekuczterdziestulatwróciłabymdoWirrawee,
wykopałabymrodzicówzfarmyiprzejęłają.Wieleargumentówprzemawiałozażyciem
wWirrawee.Alewcalemisiędoniegoniespieszyło.

RzekaHeronbyłatypowadlaWirrawee.Płynęłaspokojnie,nierobiącnicszalonegoani
niespodziewanego.Niebyłowniejkrokodylianialigatorów,ani…Onie!Węże!Pijawki!
Wyciągnęłamszyjęicichozawołałamdopozostałych:

-

Uważajcienawęże.Inapijawki.

-

Wielkiedzięki,Ellie-odpowiedziałaFi.

background image

Tobyłkoniecmojegospokojuiopanowania.Zestrachemzaczęłamsięrozglądaćw
poszukiwaniupijawek.Nauczyłamsięichbać.W

dzieciństwiewogólesięniminieprzejmowałam.Jeśliktóraśsiędomnieprzyssała,
wychodziłamzwodyiprzypalałamjązapałką.Jakopaskudny,sadystycznybachor
czerpałampewnąprzyjemnośćzobserwowaniaskręcającychsię,wijących,
wysychającychciał,którewkońcuodpadałyodskóry.Ciekawe,ktoodkrył,że
przypalanietonajlepszysposóbnapozbyciesiępijawki.Tomusiałbyćnaprawdę
czarującyczłowiek.

Pewnegorazuwyszłamzestawu,wróciłamdodomuiskierowałamsiędoswojego
pokoju,żebyzostawićrzeczy.Potem43

zauważyłamnakorytarzuśladykrwinadywanie.Pomyślałam,żezostawiłjepies,może
sukazcieczką.

—Mamo!-zawołałam.-Byłtuktóryśzpsów?

Przyszła,żebyspojrzeć.

-

Ojej-powiedziała.Potemmisięprzyjrzała.-Comasznanodze?

Oczywiściemiałampijawkę,przyczepionątylkowpołowieiwiszącąnazębiealboczymś
wtymrodzaju.Toprzezniąponodzepłynęłamikrew.Nawettegoniezauważyłam.

AleCorrienauczyłamniebaćsiępijawek.Zakażdymrazem,gdyktóraśsiędomnie
przyssała,mojaprzyjaciółkarobiławielkiezamieszanie-krzyczałaiuciekała-ażpo
jakimśczasiesamazaczęłamsiędenerwowaćnaichwidokiwkońcuwpadałamw
większąpanikęniżCorrie.Dziwne,aleprawdziwe.

PóźniejpanKassar,nasznauczycielprowadzącykółkoteatralne,opowiedziałnampewną
totalnieobrzydliwąprzygodęswojejprzyjaciółkinaFilipinach.Kobietamiała
paroletniegosynka,któryzawszecierpiałnaproblemyzoddychaniem,dokuczałmuból
zatokiprzeziębienia.Byłaznimukilkumiejscowychlekarzy,którzyniewidzieliwtym
niczłego,więcwkońcuzawiozłagodospecjalistywwielkimmieście,któryskierował
małegonaprześwietlenie.Okazałosię,żeprzezcałyczaswnosiedzieckamieszkała
pijawka,tworząccośwrodzajustałegoelementuwystroju,izupływemmiesięcycoraz
bardziejrosła,korzystajączeswojegoosobistegoautomatuznapojami.Obrzydliwa
historia.

Zabawnebyłoto,żenaoboziewósmejklasiedopanaKassa-rateżprzyssałasiępijawka.
Przezchwilępluskałsięnapłyciźnie,wyglądającjakmaływieloryb,agdywyszedłz
wody,zobaczyliśmy,żezplecówzwisamuwielkaciemnoczerwonapijawka.Tańczyliśmy
wokółniego,krzycząc:„Spalimyją!Przynieściebenzynę!Niechpansięnierusza,może
nampanzaufać!”.

Alefacetstchórzyłikazałnamzastosowaćsól.Nudy.

144

**

Kiedywięcpłynęliśmyrzeką,niespokojniesięrozglądałam,obserwującteczęściciała,

background image

którebyłowidać,imacającpozostałe.

Przesuwałamrękąpoodsłoniętymkarku,anawetsięgnęłamdokostek.Zaczęłamsobie
wyobrażać,żepijawkidostająsiępodmojeubranie,iomałominieodbiło,bopotem
czułam,jakpełznąmipodnogawkamidżinsówalbopodkoszulką.

Tomogłabyćcałkiemrelaksującapodróż,alemojagłupiawyobraźniawszystkopopsuła.
Samaobrzydziłamsobiewycieczkę.Taknaprawdęprzemieszczaliśmysięzbytszybko,by
pijawkimogłynasdopaść.

Bonaprawdęmieliśmydobretempo.Niemusieliśmydużopływać,tylkotam,gdziebył
słabyprąd,borzekaskręcałaalbosięrozszerzała.

Przezwiększośćczasuwodaniosłanasspokojnymrytmem.Czasamidotykaliśmydna,
innymrazemrobiłosięwąskoigłęboko,alenawetwtedyniemieliśmypoważniejszych
problemów.TylkojaiHomerbyliśmydobrymipływakami,alepozostałatrójkateżradziła
sobienieźle.

Płynęliśmyszybciej,niżbyśmyszli,aleporuszaliśmysięznaczniewolniejniżsamochód.
Nieżebytomiałojakieśznaczenie.Czułam,żedecydującsięnarzekę,zdobyliśmydużą
przewagę.Tobyłatajemnadroga,którazabierałanasdalekoodlotniska.Byłaszybkai
cichaiwiedziałam,żeprzyodrobinieszczęściaminietrochęczasu,zanimżołnierzeoniej
pomyślą.Możewogólenieprzyjdzieimtodogłowy.

Niedoceniłamich.

Pochwilimiła,ciepłaikojącawodaprzestałabyćmiłaikojąca.Mojeubranieprzemokło,
zrobiłosięjeszczecięższeibardziejniewygodne,awkońcuzaczęłomnieocierać.Mój
plecaknabrałwodyichoćnadalunosiłsięnapowierzchni,musiałamgopodtrzymywać
ręką.Wodaprzestałabyćciepłaiwniektórychmiejscach-nadługich,ciemnych
odcinkachpoddrzewami-zrobiłasiębardzozimna.Chwilamipłynęłamzawzięcie,ale
uderzyłam

45

wparępodwodnychprzeszkódirąbnęłamobolałymkolanem0

jakiśpieńalboskałę,którejwporęniezauważyłam.

Mimotopłynęliśmydalej.Tobyłonajlepszerozwiązanie.Właściwiejedyne.Pokonaliśmy
zpiętnaściekilometrówwciągugodziny,możewięcej.WtedypodpłynęłamdoHomera,
żebypogadać.Araczejbysięnaradzić.

Dotamtejchwiliniktsięnieodzywał,nieliczącmnieimoichsłówowężachipijawkach.
Milczeliśmypoczęścizewzględówbezpieczeństwa,alewwiększymstopniuchyba
dlatego,żenadalbyliśmywstrząśnięcipoakcjinalotnisku.Potrzebowaliśmyczasu,by
zebraćmyśli,byoswoićsięztym,coosiągnęliśmy.Bypogodzićsięzfaktem,żeodtąd
naszeżyciebędziewyglądałoinaczej.Oczywistąróżnicą-wkażdymraziedotyczącą
najbliższejprzyszłości-byłoto,żestaniemysięnajbardziejposzukiwanymiludźmiw
kraju.Wrogamipublicznyminumerjeden,dwa,trzy,cztery,pięć.Trochękiepskodla
Kevina,któryniechciałmiećztymnicwspólnego.

Uznałamjednak,żeporaznowuzacząćrozmawiać.Niemogliśmytakpłynąćw

background image

nieskończoność.Musieliśmycośzaplanować1

pomyśleć.Ciąglemusieliśmymyśleć,jeślichcieliśmydożyćnastępnegodnia,amoże
nawetpojutrza.DlategopodpłynęłamdoHomera.

-

Cowymyśliłeś?-zapytałamgo.

Leniwieprzewróciłsięnabok,żebymnielepiejwidzieć.MoimzdaniemHomerjest
leniwyznatury,więctensposóbpodróżowanianapewnomuodpowiadał.

-

Będziemytakdryfowaliwnieskończoność-odpowiedziałzszerokimuśmiechem.-A
właściwiedokądpłynietarzeka?

-

Nigdynieuważałeśnalekcjach?HeronwpadadojezioraMurchison.

-

PrzepływaprzezStratton?

-

Właśnie.

146

-

Takmyślałem.Wydawałomisię,żenamościewStrattonwidziałemtabliczkęznazwą.

Nastąpiłachwilaciszy,poktórejdodał:

-

Jakmyślisz,jakdalekoodStrattonterazjesteśmy?

-

Niewiem.Pewniezczterdzieścikilometrów.

-

Tak,całkiemmożliwe.Chociażsamniewiem.Wszystkozależyodrzeki,prawda?Jeśli
biegnieprostsządrogąniższosa,możemymiećdoStrattontylkotrzydzieścikilometrów.
Jeślitrochękluczy,możemymiećsześćdziesiąt.

-

Chybapłyniedośćprosto-powiedziałam,próbującsobieprzypomnieć,jaktowyglądana
mapie.

-

Widzisz-ciągnąłHomer-problemwtym,żemusimydopłynąćnajdalej,jaksięda.
Otoczącałyokręgkordonem,któryodetniecholerniedużyteren.Alejeślipopłyniemyza
daleko,znajdziemysięwStratton.WięcwyjdziemyzwodyprzedStrattonczypo

background image

Stratton?

-

AmożewStratton?-dodałam.

-

Notak,otymniepomyślałem.Chybaistniejetakamożliwość.

Wkażdymrazietoostatniemiejsce,któreimprzyjdziedogłowy.

-

Musielibyśmyzachowaćszczególnąostrożność-powiedział

Lee,którypodpłynął,żebysiędonasprzyłączyć.

Zabawniebyłoodbywaćnaradęwojennąwwodzie,płynącrzeką,aledziękitemu
zapomniałamozimnie,obóluiomokrymubraniuocierającymmiskórę.

-

Tak-potwierdziłHomer.-WStrattonjestpełnofabrykitakdalej,więcpewniedobrzeje
chronią.

-

Niewiem,ileztychfabryknadaldziała-powiedziałam.-

Nowozelandczycyprzezchwilęostrojebombardowali.

-

Uratowalinamżycie-zauważyłHomer.

-

Namtak,aleRobynnie-powiedziałam,choćnormalnieniewspominałamotakich
sprawach.Nachwilęzapadłaniezręcznacisza.

i47

-

Jestemgłodny-jęknąłLee,nagleprzerywającmilczenie.

-

Wiem.Jaumieramzgłodu-powiedziałHomer.

Poczułam,żezemnąjestpodobnie,aleniewielemogliśmynatoporadzić.Wyjaśniłosię,
dlaczegojestmitakzimnoiczujętakwielkiezmęczenie.Próbowałamsobie
przypomnieć,kiedyjadłamporazostatni,alemisięnieudało.

-

Więcjak?-zapytałam.-Ilejeszczebędziemytakpłynąć?

-

Długo-odpowiedziałHomer.

background image

-

Tak,myślę,żepowinniśmypokonaćkolejnetrzydzieścialboczterdzieścikilometrów-
powiedziałLee.-Oiletomożliwe.Oilewytrzymamywwodzietyleczasu.

-

MożemywylądowaćwStratton-zauważyłam.

-

Och,niepłyńmydoStratton-jęknęłaFi.Onateżdonaspodpłynęła.-Niecierpiętego
miasta.Będziezbytniebezpiecznie.

-

PodobnogdzieśwStrattonsąmoirodzice-powiedziałHomer.

-

Notak-przyznałaFi.-Zapomniałam.

Nieodezwałamsię,boniewiedziałam,cobyłobydlanasnajlepsze.

Alechybaniktznasniebyłtegopewien,więcpoprostudługopłynęliśmywmilczeniu.
Wkońcu,jaktoczęstobywanawojnie,lospodjąłtędecyzjęzanas.

11

Pokolejnejgodziniewrzececałkowicienasiąkłamwodą.

Pomyślałam,żelepiejwyjśćnabrzeg,zanimzatonęjakwielkaskała.

Nierozmawialiśmyjużwięcejitaciszamniemartwiła.Byliśmyzbytzmęczeni.Nie
twierdzę,żepowinniśmykrzyczeć,śmiaćsięiszaleć,aleprzydałobysięwięcejżycia.
Byłomijużnaprawdęzimno.Tozadziwiające:kiedymaszpustyżołądek,tracisz
mnóstwoenergii,ciepła,wszystkiego.

Minęliśmykilkazabudowańwzniesionychtużnadrzeką-główniedomówletniskowych.
Zauważyłamkilkaszlakówpieszych.Gdypokonaliśmydługi,szerokizakręt,zdałam
sobiesprawę,żezbliżamysiędobrodu.Rzekazrobiłasięszerszaipłytka.Poczułam,że
ocieramsiękolanamiożwir.

“Wstałamiprzeszłamkawałekdalej,brodzącwwodzie.Byłamniewiarygodnie
przemoczona.Wodadosłowniesięzemniewylewała.

Wcześniejmyślałam,żewtejrzeceniemawodospadów,alejedenbył:ja.Ważyłam
pewniezestokilo.Niemogłamsiędoczekać,żebywyjśćzwody,więcsłaniającsięna
nogach,wyszłamnabrzeg.Cozaulga!Opadłamnatrawę.Paręminutpóźniejdołączyli
domniepozostali.

Alegdytylkorozłożyliśmysięwzdłużbrzegu,tużprzydrodze,usłyszeliśmycichywarkot
jakiegośpojazdu.Brzmiałtak,jakbyrozlegałsięokropnieblisko.

149

-Szybko-zawołałHomer.

Wcaleniemusiałnaspoganiać.Ukryliśmysięwśródtego,cozdołaliśmyznaleźć:głównie

background image

wtrawieipiachunabrzegurzeki.Jaznalazłampowalonyeukaliptus,któryrunąłna
drugiedrzewoiutknął

nanim,więcniedokońcależałnaziemi.Schowałamsięzapniemipomyślałam,że
jestemdośćdobrzeukryta.Potemostrożniewyjrzałam,mającnadzieję,żeniezobaczę
niczegobardziejzłowieszczegoniżwiejskipikap.

Niestety,zobaczyłamcośznaczniegorszego.Kolejnegodżipa,kolejnegodużego,
zielonegoowada,któryciąglewłaziłwnaszeżycie.

Jechalinimczterejżołnierze,samimężczyźni.Zatrzymałsiętużnadwodą.

Zrobiłomisięsłabo.Zwyczajnieniepotrafiłamdłużejtegoznieść.

Naiwniewierzyłam,żezatrzymalisię,żebyodpocząć,alenie.Odrazubyłowidać,że
przybylizjakąśspecjalnąmisją.Dwajzajęlipozycjenabrzegurzeki—tamwysiedliz
dżipa—adwajpozostalipowoliprzejechalirzekęwbród.Gdytylkodotarlinadrugą
stronę,wysiedliiznaleźlidobrepozycje,zktórychmogliobserwowaćwodę.

Wpatrywalisięwgóręrzekiztakimskupieniem,żeodrazubyłowiadomo,nacoczekają.
Przygotowalikarabiny.Jakiśgeniuszrozpracowałnaszątrasęucieczki.Teraz
prawdopodobnierozsyłaliżołnierzynastrategicznemiejscawzdłużrzeki.

Spojrzałamnanichzestrachem.Takbardzochciałamichnienawidzić.Kiedysiękogoś
nienawidzi,jestłatwiej.Możnasobiewmówić,żecokolwieksięzrobi,będziewporządku.
Podokuczaszim,poszarpieszsięznimi,zastraszyszich:niemasprawy,przecieżich
nienawidzisz,tozrozumiałe,zasłużylisobie.CzasamiwszkoleFimówiła,żeniema
takiejosoby,którejbynienawidziła.Zawszesięwtedydziwiłam.JaiCorriepotrafiłyśmy
nienawidzić.Robynteż,mimożebyłabardzoreligijna.

150

Zastanawiałamsię,czyterazFinienawidzi-czynienawidzitychżołnierzy.Spojrzałamna
nichjeszczeraz,próbującrozbudzićwsobiegorączkęnienawiści.Dwajpomojejstronie
staliodwrócenidomnieplecami,aledwóchpozostałychwidziałamdośćdobrze.Mogli
byćojcemisynem.Jedenmiałokołoczterdziestki,byłniskimczłowiekiemocierpliwej,
spokojnejtwarzyiciąglepatrzyłnakwiaty,jakbyinteresowałygobardziejniżwoda.
Drugimiałmniejwięcejpiętnaścielat.Chybabyłnacośwkurzony.Częstomarszczył
brwi,awłaściwierzucałwściekłespojrzenia.Miałamwrażenie,żezastrzeliłbykwiat,
gdybytylkomógł.

Alenawetjegoniepotrafiłamznienawidzić.Jasne,byłwzłymhumorze,alewnie
gorszymniżczasamija.WyglądałjakSteve,mójbyłychłopak,kiedykłóciłsięzeswoją
mamą.AlbojakChris,kiedydzwonekwzywającynalekcjerozlegałsięakuratwchwili,
wktórejdocierałnapoczątekkolejkiwstołówce.Anawetjakja,kiedytataobwiniałmnie
zato,żelisdostałsiędokurnika.

Nieczęstomieliśmyokazjęprzyjrzećsięwrogimżołnierzomzbliskaiprzezdłuższyczas.
TylkogdynaszłapanoizamkniętowwięzieniuwStratton.Iimdłużejprzyglądałamsię
terazdwómżołnierzom,tymbardziejprzypominalimiludzi,którychznałam.

Nobojakmożnanienawidzićkogoś,kogonawetsięniepoznało?Tochybanajgłupsze,co
możnazrobić.

background image

Popołudnieminęłodośćdawnotemu.Podejrzewałam,żeodzmrokudzieląnasjakieśtrzy
godziny.Wydajesię,żetrzygodzinytoniewiele,aleniewiedziałam,czyzdołamy
wytrzymaćtakdługownaszychniewygodnychmałychkryjówkach.Wszyscybyliśmy
kompletnieprzemoczeni,wyczerpaniizziębnięci.Prędzejczypóźniejktośmógłkichnąć,
kogośmógłzłapaćskurcz,komuśmogłypuścićnerwy.Czułabymsiężałośnie,gdybypo
tymwszystkim,cozrobiliśmy,schwytałynasczteryzwyczajneżołnierzyki,alebyłoto
całkiemprawdopodobne.

151

Spróbowałamwczućsięwichrole.Wzasadzietobyłobezsensu,alezdrugiejstronynie
miałamniclepszegodoroboty.Dziękitemuczasmijałszybciej.Gdybymbyłanaich
miejscu,pomyślałabym:„Notak,szanse,żeichzłapiemy,sąjakjedendostu.Pewnie
wcaleniepopłynęlirzekąalboniedotarliażtakdaleko,albojużdawnominęlitenpunkt,
albozłapałichjużktośinny…Aleszefkazałnamtusiedziećiobserwowaćrzekę,więc
takzrobimy,bociludziesąbardzoniebezpieczni.Pozatymwpadlibyśmywdużetarapaty,
gdybytędyprzepłynęli,amybyśmyichniezauważyli”.

Dżipstałnastromejpochyłościnadbrzegiem,dośćdalekoodżołnierzy,izaczęłamsię
zastanawiać,czyudałobymisiędoniegoniepostrzeżeniepodejśćiczycokolwiekbynam
todało.Zanimzdążyłabymuruchomićsilnikiwrzucićbieg,podziurawilibymniejaksito.
Dlategodalejleżałambezruchu,spoglądającnadżipaizastanawiającsię,corobić.Było
micorazzimniej.

Naglekątemokazauważyłamjakiśruch.Jeszczeuważniejwpatrywałamsięwsamochód.
Apomniejwięcejdwudziestusekundachmogłabymprzysiąc,żezacząłsięruszać.Kilka
razyzamrugałam,pewna,żetotylkoprzywidzenie.Alenie,dżipnaprawdęsięporuszał.
Pewniezawiódłhamulecręczny!Chociażbyłbytozadziwiającyzbiegokoliczności.Może
wcaleniechodziłoohamulec

-możezadziałałasiłamojegospojrzeniaiumysłu.Możebyłamzłośliwymduchem,
którzyprzesuwaprzedmioty.

Żołnierzepodrugiejstronierzekizobaczylitowcześniejniżichkoledzy,obajwtejsamej
chwili.Rozpaczliwiekrzyczeliimachalirękami,próbujączwrócićuwagędwóch
pozostałych.Aci,gdytylkozauważyli,cosiędzieje,rzucilikarabinyinajszybciej,jak
umieli,pobieglinawzgórze.

Dżipstaczałsięzewzniesienia,szybkonabierającprędkości.

Zdecydowaniesunąłwkierunkurzeki,oddalającsięoddrogi,izbliżał

siędomiejsca,którewyglądałonadośćgłębokie.Nicdziwnego,żeżołnierzestaralisięgo
zatrzymać.Bieglisprintem152

pościeżce,wykrzykującdosiebienawzajempolecenia,aichdwajkoledzypodrugiej
stronieweszlidowody,przyglądającsiętemuzniepokojemiwykrzykującwłasnerady.

Żadenznichniezauważyłtegocoja.SzczupłegociałaLee,którypocichu,ukradkiem,
wynurzyłsięzzarośliizabrałkarabinyporzuconeprzezdwóchżołnierzy.Lee,który
szybkowycofałsięwkrzakiiskierowałlufękarabinuwstronędwóchuzbrojonych
żołnierzy.Lee,któryleżałiczekał,gotówdonichstrzelić,kiedyprzyjdziemuochota.

background image

Apotym,cospotkałojegorodziców,czułam,żeladachwilapociągniezaspust.

Rozpędzonydżipśmignąłobokdwóchżołnierzyponaszejstronierzeki.Obydwajstarali
sięgozatrzymać.Starszybiegłzanimprzezjakieśdziesięćmetrów.Złapałklamkępo
stroniekierowcyiciągnął

zanią,próbujączatrzymaćsamochódwłasnymisiłami,aleniemiał

szans.Jasne,dżipysąlekkie,aletenzabardzosięrozpędził.Wpadłdowodyzgłośnym
pluskiemiszybkosięzatrzymał,odrazutonącwotoczeniumasybąbelków.Wkońcu
byłowidaćtylkoprzedniąszybęigórnączęśćkaroserii.Utknąłwrzecenaamen.

Późniejwydarzyłosięcośfascynującego.Zrozumiałam,żeniejestemduchem,który
potrafiprzesuwaćprzedmioty:toLeepodkradłsięwzaroślachizafundowałdżipowiten
maływypadek.Alepochwilipoczułam,żechybajednakmamjakieśzdolności
paranormalne,bożołnierzezrobilidokładnieto,czegosięspodziewałam.Zaczęlisię
zachowywaćjakbohaterowienapisanejprzezemniesztuki.Jakbyprzeczytaliscenariusz.
Gdybysytuacjaniebyłaażtakpoważna,uznałabym,żetozabawne.

Najpierwpomyślałam:„Napewnoniebędąchcielisięprzyznaćprzedoficerami,że
zrobilicośtakgłupiego,więcspróbująsamiwyciągnąćsamochód”.

Iwłaśnietaksięstało.Dwaj,którzybylipodrugiejstronierzeki,przeszlijąwbród,dużo
krzycząc,wymachującrękamiikłócąc53

się.Zebralisięprzydżipieistali,gapiącsięnaniego.„Rozejrzyjciesięzajakimś
drzewem,chłopaki-pomyślałam.-Towaszajedynanadzieja”.Irzeczywiściezaczęli
pokazywaćnajbliższedużedrzewo.

Odrazubyłowiadomo,comówią:„Moglibyśmyprzywiązaćdotegopnialinęalbo
łańcuchiwyciągnąćsamochódzwody”.

Odczasudoczasunadalspoglądalinarzekę,więcniedokońcazapomnieli,poco
przyjechali.Alenajważniejszymobiektemichzainteresowaniabyłojużcośzupełnie
innego.

„Postanowiązdobyćwciągarkę-pomyślałam.-Dwajznichponiąpójdą,adwajtu
zostaną”.

Mniejwięcejminutępóźniej,pokolejnejkłótni,dwajżołnierze,którzystalipomojej
stronierzeki,zeszlidomiejsca,wktórymporzucilikarabiny.Naglemojeserceprzeszył
ból.Dlaczegoniemogliposzukaćwciągarkibezkarabinów?Terazprzezichgłupią
dbałośćoszczegóły,przezto,żesądobrymi,anieniedbałymiżołnierzami,znowu
znaleźliśmysięwpaskudnejsytuacji.Leebędziemusiał

zastrzelićichwszystkich,zanimzdążąodpowiedziećogniem.Miał

przewagę,bodwajznichbylinieuzbrojeni,alemimotogroziłonamstraszne
niebezpieczeństwo.Nawetgdybypokonałtychczterech,niewiedzieliśmy,ilujeszcze
żołnierzymożebyćtużzawzgórzem.Możeczekałatamcałaarmia.Pozatymmiałamjuż
dośćzabijania.Namyślokolejnymrozlewiekrwiczułamuciskwżołądku,wgardle.Nie
byłamwstanieznowuprzeztoprzechodzić,niedzisiaj,proszę.

Aleniepotrafiłamodwrócićwzroku.Wpatrywałamsięwżołnierzy.

background image

KiedyLeezamierzałsięwynurzyćzkrzakówizacząćstrzelać?No,Lee,lepiejzróbto
teraz,zanimpodejdąjeszczebliżej.Teraz,Lee!Nodalej,pospieszsię,niezostawiajtego
naostatniąchwilę,musiszdziałaćzzaskoczenia,niezepsujtego.Cotywyrabiasz,Lee?

i54

Żołnierzedotarlidomiejsca,wktórymzostawilikarabiny,schylilisię,podnieślijei
wrócilinapagórek.

Zatkałomnie.Byłamwszoku.Leżałamzrozdziawionymiustamiigapiłamsięnanich.
Okej,mamzdolnościparanormalne,aletojużprzesada.Czyżbykręciłasiętujakaś
karabinowawróżka?Czytachłodnacienistapolanabyłamagicznymmiejscem,
zaczarowanymlasem?Niewiedziałam.Nawetniebyłampewna,czyżołnierzemająteraz
karabiny,czynie.MożeLeewogóleichniezabrał.Możebyłamnainnejplanecie.Może
miałamhalucynacje.Prawiesięuszczypnęłam,aleostateczniezrezygnowałam.
Wiedziałam,żepoczułabymtouszczypnięcie,ajużitakbyłamwystarczającoobolałapo
przygodachnalotnisku.

Dwajżołnierzeminęlikolegówiposzlidalej.Weszlinawzgórzeiszli,ażzniknęlimiz
oczu.Najwidoczniejtowłaśnieoniwyciągnęlikrótszezapałki.

Dwajpozostalisterczelinaddżipemidyskutowali.Bylibardzozaniepokojeni.Ich
dowódcamusiałbyćprawdziwymdraniem.Chybabalisięwrócićbezsamochodu.A
możepoprostuniecieszyłaichwizjadługiegospaceruzpowrotemdobazy.

Wszystkietewydarzeniatakbardzomniepochłonęły,żeprzestałammyślećozimnie,
skurczachiniewygodziet~Niemyślałamteżoprzyjaciołach.Dlategoomałoniedostałam
zawału,kiedynagleHomeriLeezaczęlipodskakiwaćwkrzakachimachaćdomnie.

Odbiłoim.Kompletnieimodbiło.Przypomniałymisięreportażesportowe,wktórych
dzieciakistojązadziennikarzemprzeprowadzającymwywiadyipodskakująjakna
sprężynie,machającdomamyiwykrzykującróżnegłupoty.

Miłomipoinformować,żeHomeriLeeniekrzyczeli.Inietrzymalitabliczekznapisami
„Cześć,mamo!”albo„KlubPiłkarskiMolong”.

Alepozatymniepominęliniczego.Skakali,jakbyrozbilinamiotnamrowiskuimrówki
powłaziłyimwspodnie.

55

TobyłogłupiezichstronyAleżołnierzewyglądalinatakpochłoniętychdżipemi
wypatrywaniemnaswrzece,żeniewidzieli,cosiędziejezaichplecami.HomeriLee
moglibysięrozebraćiodstawićnagolasamusicalTheSoundofMusie,atamcidwaj
niczegobyniezauważyli.

Oczywiściemiałotopewiensens.Wzasadzieniewiem,dlaczegoużyłamsłowa
„oczywiście”,bocidwajidiociniepotrzebowaliżadnegopowodu,bycokolwiekrobić.
Aleprzesyłalireszcieznaswiadomość.Potemzdałamsobiesprawę,-żejednaknie
przesyłająwiadomościreszcieznas.Przesyłalijąmnie.Zobaczyłam,żeKeviniFisąjuż
zanimi.Zdążylisięoddalićodzagrożenia.Potejstroniezostałamtylkoja.

Problempolegałnatym,żeodsamegopoczątkubyłamwgorszympołożeniuniżoni.

background image

Wszyscyukrylisięwyżejnadbrzegiemrzeki.

Oznaczałoto,żebyliwstaniedostaćsięnagórę,przejśćprzezgrzbietiuciec.Zemną
byłozupełnieinaczej.Odszczytuwzgórzadzieliłamnietakdużaodległość,żeryzyko
byłopoprostuzbytwielkie.

Czułamsięokropnie,stercząctamjakojedynaznas,samotnie,alewiedziałam,żemuszę
poczekać,ażcośsięzmieni,zanimbędęmogłauciec.Dobrze,żezostałotylkodwóch
żołnierzy,alenadalbyliczujni.

Siedziałamtamprzeznastępnepółgodziny.Homeriresztazrezygnowalizdalszychprób
zwróceniamojejuwagi.Ulżyłomi.

Ostatnionielubiłam,gdyludzierobilicośzbytszalonego.Martwiłamsię.Nawetnie
byłampewna,czywiedzą,gdziesięukrywam.

Wszystkozależałoodtego,czyktośzauważył,jakchowamsięzapowalonymdrzewem.

Wkońcudwajżołnierzewrócilizwciągarką.Byłampodwrażeniem.

Niewiem,jakzdołalijąznaleźćpośrodkupustki,alejakośznaleźli,mimożebyłastarai
poobijana.Wdodatkuwiedzieli,jakjejużywać.

Kiedyzaczęlijąustawiać,oplatającłańcuchemdużystaryeukaliptus,postanowiłam
wykonaćruch.Gdybym

156

sięnatoniezdecydowała,mogłabymniedostaćdrugiejszansy.

Zaczęłampełznąćigramolićsięnagórę.

Najgorszebyłyjeżyny.Zawszemamwrażenie,żerosnąpoto,żebynaskłuć.Mamznimi
napieńku.Nieznoszęich.Zaczepiałamonieubraniem,skórąiwłosami.Aimbardziejsię
naniewściekaszipróbujeszsięwyswobodzić,tymgłębiejzatapiająswojeszpony.Ze
sześćrazypuściłyminerwy,alewcalemitoniepomogło.Oneuwielbiają,kiedy
człowiekowipuszczająnerwy.

Przynajmniejżołnierzebylicałyczaspochłonięcipracą.Zauważyłam

-bokilkarazyspojrzałamwichstronę-żeidzieimcałkiemdobrze.

Zanimzdążyłamdotrzećdogrzbietuwzgórza,wyciągnęlidżipadopołowyzwody.

Mniejwięcejwtedyzdałamsobiesprawę,żemamypoważnyproblem.Przypuszczałam,
żeHomeralboLeezwolniłhamulecręczny,żebydżipstoczyłsiędorzeki.Tobyłow
porządku.Martwiłomniejednakcoinnego:jakzareagujążołnierze,kiedyprzeprowadzą
oględziny.Uznałam,żepowinnampogadaćzHomeremiLee-itoszybko.Gdytylko
przeszłamnadrugąstronęgrzbietu,zaczęłambiec.

ZaledwietrzydzieścialboczterdzieścimetrówdalejzobaczyłamHomeraipozostałych.
Stanęliprzedemną,bardzozadowolenizsiebie.

-

Udałosię-powiedziałHomer.-Chodźmy.

background image

-

Onie-zatrzymałamgo.-Raczejnie.

-

Dlaczego?

Zasekundęobejrządżipaiodkryją,dlaczegostoczyłsięzewzgórza.

Wszyscystaliiwpatrywalisięwemniezezdziwieniem.

-

Notak-odezwałsięLee.Naglezrozumiał.

Niemiałamwątpliwości,żeżołnierzeodkryjąsabotaż.Mójumysł

natychmiastprzeskoczyłdonastępnejmyśli.Ciżołnierzemusieliumrzeć,zanimzdążą
powiedziećinnym,żejesteśmynatymterenie.

Znowuśmierć.Mieliśmyproblem,aostatnio57

wtakichsytuacjachodruchowomyślałam,żenajlepszymrozwiązaniemkażdego
problemujestzabijanie.

Przynajmniejtymrazemtoniejamiałamichzabić.Tegobyłampewna.

-

Ocochodzi?—zapytałaFi.-Dlaczegoniemożemypoprostuuciec?

-

Żołnierzezauważą,żektośzwolniłhamulec-wyjaśniłam.-Idomyśląsię,żetosprawka
któregośznas.

background image

-

Przecieżmógłsięzwolnićprzezprzypadek-powiedziałaFi.

-

Raczejnie.

-

Dlaczego?-upierałasię.

Niemiałamochotywysilaćsięnaodpowiedź,alewkońcupowiedziałam:

-

Topoprostuniemożliwe.Niekiedywukładziehamulcowymjestodpowiednieciśnienie.

Nastąpiłachwilamilczenia,apotemFipowiedziała:

-

Agdybysięzepsułjeszczeraz?

Znowuzapadłacisza,tymrazemdłuższa,inagledomniedotarło,ocojejchodzi.
Słuchałamtylkojednymuchem,próbującznaleźćjakiśsposóbnapowstrzymanie
żołnierzy.Związaćich,wziąćjakozakładników,zastrzelić?Nawetniemieliśmybroni!

Alewtedyzrozumiałam,doczegozmierzaFi.Bezsłowawbiegłamnawzgórze,anasam
szczytpodkradłamsięnaczworaka.Wiedziałam,żemożemniespotkaćpaskudna
niespodzianka,jeślistanętwarząwtwarzzżołnierzem,alemieliśmytakmałoczasu,że
musiałamzaryzykować.Podczołgałamsiękilkaostatnichmetrów,apotemwyjrzałam
znadkrawędzi.

Wyciągnęlidżipazwody.Stałnabrzegu,mokry,ubrudzonyiżałosny.Wśrodkubylidwaj
żołnierze,trzecigmerałprzyantenieztyłu,aczwartyodpinałhakwciągarkiodhaka
holowniczego.„Tomójodpowiednik-pomyślałamzuznaniem,przemądrzale,patrzącna
tegoostatniego.-Odwalałabymnudnąrobotę

158

iodłączałałańcuch,podczasgdypozostalidobrzebysiębawili,oglądającwyłowionego
dżipa”.

Facetmiałjednakkłopot.Próbowałodłączyćłańcuchjednąręką,trzymającwdrugiej
karabinwpogotowiuiciąglesięrozglądając.

Obokniegokoleśbawiłsięanteną.Wysuwałjąichował,wykrzykującpoleceniado
mężczyznynaprzednimsiedzeniu.Wyglądalinabardzoprzejętychizaniepokojonych.
Zachowywalisięzdecydowanieinaczejniżprzedkilkomaminutami.Jakbyktośwrzucił
imzakoszulerozżarzonewęgle.

Powiązałamfakty.Odkryli,żektoścelowozwolniłhamulec.Uznali,żetoniebył
przypadek.Wiedzieli,żejesteśmywpobliżu.Próbowaliwezwaćposiłki.

Alecośnamsprzyjało.Chybamielitylkojednoradio:towdżipie.

Zniszczyłajewoda.Tenfaktdziałałnanasząkorzyść.

background image

Terazwszystkozależałoodichnastępnegoruchu.Czyudaimsięuruchomićradio?Czy
odpalądżipaipopędząpowsparcie?Amożenajpierwzacznąnasszukać?

Wszystkomogłosięsprowadzaćdotego,któryscenariuszoznaczałbydlanich
najmniejszykłopot.Przyznaniesiędotego,żezepchnęliśmyichsamochóddowody,gdy
onistalizzałożonymirękami,byłobydośćżałosne.Alegdybywróciliznami,żywymi
lubmartwymi,niktbysięnieprzejąłmokrymdżipem.

Ciąglerozmawiali,czasaminawetkrzyczeli.Chybadyskutowaliotychsamychsprawach,
októrychmyślałam.Wszyscyczterejciągleniespokojniesięrozglądali.Bylibardzo
świadominaszejobecności.

Ichnastępnymruchembyłapróbaodpaleniasilnika.Niemielipojęcia,jaknależytorobić.
Jaknaludzi,którzypotrafiliobsłużyćwciągarkę,wydawalisięzaskakującobezradni,
kiedyprzyszłouruchomićmokrysilnik.Jedenznichsiedziałnamiejscukierowcyi
przekręcałkluczykwstacyjce,apozostalistaliobok,rozglądającsięzanamiinazmianę
wykrzykującradydlakierowcy.

59

Kiedyzrozumieli,żesamochódniezapali,przeszlidoplanuB.Wtedydostałamswoją
szansę.

PlanBpolegałnaprzeszukaniuterenu.Podejrzewam,żeniepodobałaimsięperspektywa
powrotudobazy,dopókiniezrobiąchociażtego.Ichybamyśleli,żekiedybędąnas
szukać,samochódwyschnie.

Ruszyliwgóręrzeki.Działalimetodycznie.Najwyraźniejzostaliprzeszkoleniwtym
zakresie.Dwajstaliztyłuilustrowaliwzrokiemteren,trzymająckarabinywpogotowiu.
Dwajpozostaliprzedzieralisięprzezkrzaki,rozgarniającgałęziekarabinami.Tata
dostałbyszałunatenwidok.Zawszeutrzymywałnaszestrzelbywidealnymstanie.

Wciągutychwszystkichlatprzeciągnęłamprzezichlufytysiącewyciorów.Wystarczyła
jednadrobinkabruduimusiałamzaczynaćodnowa.

Aleteraz,kiedyżołnierzebylijeszczedośćdaleko,nadeszłapora,bymwykonałaswój
ruch.Wykorzystałamdżipajakoosłonęisprintemzbiegłamdopołowywzgórza,gdzie
rosłapierwszakępakrzaków.Przystanęłamtamidysząc,wyjrzałamspomiędzygałęzi.

Jaknarazieszłomidobrze.Żołnierzenadalprzeszukiwaliteren.

Znowusiępochyliłamiodczekałamchwilę.Potrzebowałamnastępnegozastrzykuenergii,
następnegohaustutlenu.Alekiedypodniosłamgłowę,poczułamuciskwżołądku.
Najmłodszyżołnierz,tenpiętnastolatek,szedłprostonamnie.Gapiłamsięnaniegoz
przerażeniem.Jeszczebardziejprzywarłamdoziemi,jakkolczatka,wijącsię,jakbym
chciaławywiercićdziuręwpiachu.Spojrzenieżołnierzabłądziłopokrzakachjeżyn,ale
kojarzyłomisięzesnopemlaserowegoświatłazmierzającegowmojąstronę.Zachwilę
miałomniedosięgnąć.Żołnierzmniezobaczy.Wytrzeszczyoczy.Otworzyusta.
Krzyknie.Zginę.

Uratowałmnieplusk.Głośny,wyraźnypluskwody.Pośrodkunajwiększegorozlewiska
rozchodziłysiępromieniściewysokie160

background image

fale.Raczejzadużejaknarybę.Zastanawiałamsię,czytoprzypadkiemniedziobak.
Chłopakzmarszczyłbrwi-marszczyłjeprawiebezprzerwy-izwróciłsięwstronęrzeki.
Onijegokoledzybylitakzdenerwowani,żenawetgdybyliśćspadłzdrzewa,
podskoczylibyzestrachu.Zrobiłkrokwstronęwzgórza,alewtedydrugiżołnierz
wykrzyczałkilkaostrych,wściekłychsłów.Chłopakzmarszczyłnos,jakbyktośpuścił
bąka.Mamroczącpodnosem,wróciłdokolegów.

Pomyślałam,żepowinnamjaknajlepiejwykorzystaćtoułaskawienie.

Porazdrugiruszyłambiegiem,trzymającsiętakbliskoziemi,żeżwiromalniepodrapał
mibrzucha.Zamierzałamsięzatrzymaćjeszczeraz,aleostatecznieztego
zrezygnowałam.Ostatniemetrybyłyprzerażające.Jakośudałomisiędotrzećdodżipai
przykucnąćzanimpobezpiecznejstronie.Wyjrzałamzzatylnegoświatłapolewej,żeby
spojrzećnażołnierzy.Trącalikarabinamiwystającekorzeniewierzby.

Bylidalekoodnaszychwcześniejszychkryjówek,więcniemartwiłamsię,że
pozostawiliśmyjakieśobciążająceślady.Prawdopodobniegapilisięnanoręwombata.
Sięgnęłamdodżipaizwolniłamhamulecręczny.„Jesteśgeniuszem,Fi”-pomyślałam.
Powolizaczęłamsięwycofywać.Żołnierzenadalskupialisięnawierzbach.Wmgnieniu
okaznalazłamsięnaszczyciewzgórza.Porazostatniprzeczołgałamsięnadrugąstronęi
znowubyłamwśródprzyjaciół.

Mojewysiłkizostałynagrodzonekilkomaklepnięciamiwramię.AleLeeteżbyłzsiebie
dumny.

-

Spodobałcisięmójrzutkamieniem?-zapytał.

-

Kamieniem?Jakimkamieniem?

Pochwilizrozumiałam.

-

Aha.Myślałam,żetodziobak.Boże,okropnieryzykowałeś.

Postanowiliśmyzostaćizobaczyć,cosięstanie.Sprawabyładlanaszbytważna.Gdyby
cigościeniedalisięnabrać,gdybybylipewni,żejesteśmywpobliżu,musielibyśmy
zmienićcałąstrategię.

161

Jeślijednakudałobynamsięichwykołować,zapewnilibyśmysobiesporoczasui
przestrzeni.Dlategomusieliśmymiećpewność.

Azdobycietejpewnościzajęłonampółgodziny.Wtymczasieżołnierze,pracując
ostrożnieimetodycznie,przeszukalicałyterenażdodrogi.Potemwkońcupostanowili
odpocząć.Ruszylizpowrotemwstronędżipa.

Zanimcokolwieksięwydarzyło,minęłokolejnepięćminut.Przeztenczas
obserwowaliśmysytuacjęznaszegopunktuwidokowego,pocącsięimodląc.Gdybysiła
wolimogłasprawić,żeciżołnierzezrobiąto,czegochcieliśmy,poruszalibysię

background image

trzykrotnieszybciej.Alenajwidoczniejnawetnaszepołączonesiłyniebyływstanie
niczegozmienić.Żołnierzezapalilipapierosy,staliirozmawiali,alenadalbylibardzo
czujniitrzymalikarabinywgotowości.Miałamwrażenie,żetracąentuzjazm.Nieznaleźli
nic,comogłobyichpobudzićdodziałania.

Dopierokiedyjedenznichwyrzuciłniedopałekipodszedłdodżipa,wydarzenianabrały
rozpędu.Usiadłnasiedzeniukierowcyiponowniespróbowałprzekręcićkluczykw
stacyjce.Tymrazemdżipteżniezapalił.Facetsiedziałdalej.Jedenzjegokolegówcoś
zawołał,aletenzakierownicątylkowzruszyłramionami.Przezparęminutsiedziałigapił
sięprzezszybę.

Niewidziałam,jakspoglądanahamulecręczny.Alenagleusłyszałamjegookrzyk
zaskoczenia.Wręczszczęścia.Wyskoczyłzsamochodu,wołającpozostałych.Poczułam,
żeFinerwowościskamniezarękę.

Tobyłodlanasbardzoważne.Zwłaszczadląniej,botoonawpadłanatenpomysł.Po
prostumusiałosięudać.Byliśmyzbytzmęczeni,zbytwykończeni,byrozpoczynać
kolejnądługąrundęuciekaniaiukrywaniasię.Musieliśmyzdobyćtendodatkowyczas.

Cokolwiekpowiedziałtamtenmężczyzna,skłoniłpozostałych,żebyzajrzelidodżipa.
Zaczęlidyskutowaćzwielkimożywieniem.Alejednobyłopewne:ichnastrójsięzmienił.
Byli162

odprężeni,weselsi,śmialisię.Wiedziałam,żewcaleniechcąnasznaleźć-niechcielitego
równiemocno,jakmyniechcieliśmyzostaćznalezieni.Dlanichbyliśmygroźnymi,
uzbrojonymipartyzantami.

Totalnieniebezpiecznymi,totalnieśmiercionośnymi.Zadziwiające.

Alerozumiałam,dlaczegomoglitakmyśleć.Bylitylkoszeregowymiżołnierzami,
przywykłymidopucowaniabutów,maszerowanianaplacudefilad,sprzątaniaw
koszarachprzedkontrolamiipopołudniowegoćwiczeniastrzelaniadocelu.Niktichnie
przygotowałnato,corobiliśmy.Niktichnieprzygotowałnapiekło,którerozpętaliśmyna
lotnisku.

Terazmyśleli,żejużniemusząnasszukać.Mielidżipazpopsutymhamulcem.Toim
odpowiadało.Znowubyliszczęśliwi.

Rozpoczęlikolejnądyskusję.Aleconajmniejdwóchchciałojużwracać.Zapadałzmrok,
więcchybakończylirobotę.Dwajpierwsizaczęlisięprzeprawiaćprzezbródinawoływać
dwóchpozostałych,starszegofacetainastolatka,żebyposzliznimi.Ciniebylizbyt
chętni,alepochwiliruszylizakolegami.Naszapiątkapatrzyłazniepokojem,jakbrną
przezrzekę,rozpryskującwodę.Jużwkrótcewdrapywalisięnaprzeciwległybrzeg.Ale
odetchnęliśmy,dopierogdyminęliszczytizniknęlinamzoczu.Położyliśmysięnaziemi
izaczęliśmysięśmiać.Ulgabyłaogromna,wszechogarniająca.

Przetrwaliśmy,nikogoniekrzywdzącaniniezabijając.Tobyłonaprawdęcoś.

12

Nikomuznasniespieszyłosięzpowrotemdowody.Imciem-niejsięrobiło,tym
bezpieczniejbyłowrzece-zasadzkinaniewielebyimsięzdały,skoroniemoglibynas
zobaczyć-alepopierwszymodcinkubyłonamtakzimnoiźle,żeniepaliliśmysiędo

background image

powtórki.Zamiasttegopostanowiliśmyzajśćjaknajdalejbrzegiem,apotemtrochę
pospać.Codośćzabawne,niktnawetniewspomniałojedzeniu.

Chybaniebyłosensu.Wiedzieliśmy,żenienatkniemysięnazłotełukiMcDonalda,więc
nacobysięzdałynarzekania?Alewiedziałam,żenaszpoziomenergiibardzospadłi
wkrótcebędziemymusielicośzjeść.

Mozolnieszliśmybrzegiem.Byłociężko.Wkilkumiejscachrosływielkiekępyjeżyn,
któreciągnęłysięconajmniejprzezstometrów.

Winnychrobiłosięzbytstromo.Wkońcu,gdyresztaznasprzedzierałasięprzezkolejną
przeszkodę,gdziekępadrzewzmusiłanasdonadłożeniadrogi,Leezsunąłsiędowodyi
popłynął.

Pokonanietegoodcinkazajęłomutrzydzieścisekund,anamdziesięćminut.Kiedy
wyszliśmyzzadrzew,Leeczekałnanaswygodnierozłożonynatrawie.Tonam
wystarczyło.Przynastępnejkępiejeżynwszyscyweszliśmydowody.

Płynęliśmyprzezpółtorejgodziny.Zniknęłosłońceiznowuzrobiłosiępotworniezimno.
Musieliśmywyjśćzwody.Niktznas164

niemiałpojęcia,gdziejesteśmy,aleoddwudziestuminutniewidzieliśmyżadnychśladów
zabudowań,agęstezaroślapoobustronachrzekiprzekonałynas,żejesteśmybezpieczni.

Wygramoliliśmysięzwody.Byliśmytakzziębnięci,zbolaliigłodni,żegdyHomer
wspomniałorozpaleniuogniska,żadneznassięniesprzeciwiło.Spojrzałprzytymprosto
namnie,dośćwojowniczo,jakbyoczekiwał,żezacznęsięburzyć,alejaniemiałamsiły
sięodezwać.Zresztąponamyśle,kiedyrozeszliśmysiępopolaniewposzukiwaniu
drewna,uznałam,żetodobrypomysł.Pozostaniewmokrychubraniachbyłoby
niebezpieczne.Ranomielibyśmynowezmartwienie:kilkaprzypadkówzapaleniapłuc.

NowięcLeesięgnąłdoswojegowodoodpornegoplecakaiwyjął

zapałki.Kiedyśpowiedział,żepewnegodniadocenięjegowodoodpornyplecak,ijak
zwyklemiałrację.

Rozpaliliśmymalutkieogniskoiotoczyliśmyjeciasnymkręgiem,żebyukryćpłomień.
Dorzucaliśmysuchegałązki,żebyniebyłodymu.Spororozmawialiśmy,alecicho,na
wypadekgdybyludziebylibliżej,niżmyśleliśmy.PierwszepytaniezadałamLee:

-

Przyśniłomisięczypodkradłeśkarabinytamtymdwómżołnierzom?

-

Tak,musiałocisięprzyśnić.Nawetichnietknąłem.

Przezchwilęnaprawdęmuwierzyłam,conajlepiejświadczyotym,jakbardzobyłam
zmęczona.

-

Właśnie,żejepodkradłeś!—powiedziałamzoburzeniem.

-

background image

Nodobra,podkradłem.Jaksobiechcesz.

-

Oj,Lee,dajspokój.Powiedzmi,cosięstało.Jaktozrobiłeś?

WkońcuHomersięnademnązlitował.

-

Tobyłaspontanicznaakcja.Wyglądałonato,żemamysporeszansewyjśćztegobez
strzelaniny,aletylkojeśliodłożymykarabinynamiejsce.Nowięczaryzykowaliśmy.

Słysząctakprostewyjaśnienie,poczułamulgę.

165

Rozmawialiśmyolotnisku.Każdeznasopowiadałoswojąwersjęwydarzeń.Mówiliśmy
otym,cozrobiliśmy,gdziepopełniliśmybłędyorazjakietowszystkobyłozaskakującei
niesamowite.Nieszaleliśmyiniekrzyczeliśmy,nieświętowaliśmyzwycięstwa.Poprostu
cichorozmawialiśmy.Wiedziałam,żeprawdopodobniesprawialiśmyprzykrość
Kevinowi,analizująccałąakcjęwjegoobecności,aletrudno.Musieliśmytozrobić.Nie
próbowaliśmyposypywaćjegoransolą,leczostatniewydarzeniabyłytakdoniosłe,tak
emocjonujące,taknagłeiniespodziewane,żeniezdążyliśmyichjeszczeogarnąć.

Tamtegorankazrobiliśmycoś,comogłobyćjednąznajważniejszychakcjitejwojny.
Wiedzieliśmy,żezlotniskawWirraweewrógkontrolowałtysiącekilometrów
kwadratowychziemi.Położyliśmytemukres.Eksplozjeipożarybyłytakpotężnei
wydarzyłysięnatakąskalę,żemogłynawetzniszczyćwszystkiesamoloty.

Gdyrozmawialiśmyodużymhangarze,Leepowiedział:

-

PowinniśmyspróbowaćnawiązaćłącznośćzpułkownikiemFinleyem.

-

Tak,dobrypomysł—podchwyciłHomerznagłymentuzjazmem.

Leeciągnąłdalej:

-

MożewNowejZelandiijeszczeniewiedzą,cosięstało.Amusząsiędowiedzieć,bo
moglibytowykorzystać.Moglibyzbombardowaćwszystko,cotylkozechcą.

-

Napewnojużotymwiedzą-powiedziałaFi.-Byłotyledymu!

PewniedotarłażnadrugąstronęMorzaTasmana.

Chybanajbardziejmartwiłasiętym,żejeśliwłączymyradio,możemyzdradzićswoje
położenie.Nowozelandczycywyjaśnilinam,jakłatwokogośtakiegonamierzyć,i
zaznaczyli,żepowinniśmyużywaćradiatylkowwyjątkowychsytuacjach.Szczerze
mówiąc,wzasadzieteżchciałamporozmawiaćzpułkownikiem,tyleżezzupełnieinnych
powodów.Chciałamznowuusłyszeć

background image

166

jakiśznajomygłosdorosłegoczłowieka,ajeszczebardziejpragnęłam,żebyktoś
powiedział:„Fantastycznie!Dobrzesięspisaliście.Tobyłosuper!”.

Jużdawnoniesłyszałamżadnejpochwałyzustdorosłejosoby.

-Będziemyostrożni—powiedziałamdoFi.

Spojrzałanamnie,jakbychciałapowiedzieć:„Jesteśżałosna”.

Uzgodniliśmy,żenanawiązaniepołączeniaprzeznaczymynajwyżejczteryminuty.Może
sięwydawać,żetoniewiele,alenowozelandzkaarmiapełniładwudziestoczterogodzinne
dyżurynaczęstotliwości,zktórejkorzystaliśmy,więcbyliśmywdośćdobrejsytuacjiinie
groziłynamwiększezakłócenia.

Nadalbyliśmymokrzy.Znaszychubrańunosiłasiępara,aleogniskobyłozamałe,żeby
naswysuszyć.Postanowiliśmypójśćposzukaćmiejsca,zktóregomożnabynadawać.
Mieliśmynadzieję,żespacertrochęnasrozgrzeje.NawetKevintrochęsięrozchmurzyłna
myślorozmowiezNowąZelandią,idośćchętniesiędonasprzyłączył.Zakolejnym
zakolemrzekiwdrapaliśmysięnawzgórze,odczasudoczasucośszepcząc,ale
przeważniebyliśmycichoiskupialiśmysięnawłasnychmyślach.

NagórzeLeewyjąłradio.Byłtakipewny,żenieuległozniszczeniupodczasatakuw
bazie,żenawetgojeszczeniesprawdził.Kiedyjewłączył,bardzosiędenerwowałam.
Gdybybyłopopsute…Nie,nawetniechciałamotymmyśleć.Izolacja,strachisamotność
związanazbrakiemradiabyłybywręczniedozniesienia.Czasamimyślałam,żejedyne,
cotrzymamniejeszczeprzyżyciu,toświadomość,żeniejesteśmysami.PrzezMorze
Tasma-nabiegłaniewidzialnalinia,któraprzypominałanam,żektośjestponaszej
stronie,żewalczytakjakmy,poświęcającsiętejsamejsprawie.

Małeczerwoneświatełkorozbłysłobezproblemu.Jaknarazie,wszystkoszłozgodniez
planem.Leewysunąłantenę.Pstryknął

przełącznikiemizacząłnadawać.Naszehasłobrzmiałotak167

samojakhasłoIainainowozelandzkichkomandosów:Lomu.Leepowiedziałjecztery
albopięćrazy,apotemprzełączyłsięnaodbiór.

Niemusiałdługopowtarzać.Podrugiejserii„łomów”padłaodpowiedź,któraomałogo
nieogłuszyła.Mówiłakobieta.Nierozpoznaliśmyjejgłosu,aleodzewbrzmiałtak,jak
powinien:Zinzan.

Zdajesię,żetobyłynazwiskarugbystów.

-

Pułkownikchcewiedzieć,czybyliścieaktywni.Odbiór-zaczęła.

-

Tak,bardzo.Odbiór-szybkoodpowiedziałLee.

-

Takmyśleliśmy.Dotarłydonaspewneciekawewieści.

background image

DołączyliściedoKeas?Odbiór.

Musiałamsięchwilęzastanowić.Potemsobieprzypomniałam.Keasbyłokryptonimem
Iaina,Ursuliiichgrupy.AleLeejużodpowiadał:

-

Nie,nadaljesteśmysami.Niestetyniemamyonichżadnychwieści.Odbiór.

-

Alezaatakowaliścieichcel?Odbiór.

-

Zgadzasię.Odbiór.

-

Wiecie,ilejednostekuległozniszczeniu?Odbiór.

-

Niezupełnie.Przypuszczamy,żeconajmniejtrzydzieści.

Maksymalniepięćdziesiątalboiwięcej.Możliwe,żezniszczyliśmywszystkie.Odbiór.

-

Takmyśleliśmy.Aleniektórebudynkinadalstojąimusimywiedzieć,cownichjest.
Możecienampomóc?Odbiór.

-

Poznaliśmytylkozabudowaniawpółnocno-zachodniejczęści.

Odbiór.

-

Tak,mówcie.Tonambardzopomoże.Odbiór.

-

Okej.Nowyblaszanyhangar,mniejwięcejstometrównapięćdziesiąt,niedalekolinii
energetycznej,jestpusty,jeślinieliczyćkilkuciężarówek.Naprzeciwkoniegostoi
drewnianybudynekwkształcieliteryL.Tokoszary.Napołudnieodhangarujest168

magazynzczęściamisamolotówitegotypurzeczami.Towszystko,cowiemy.Odbiór.

Nastąpiłachwilaciszy,apotemznowuodezwałsięgłos.

-

Dziękuję.Towspaniale.Martwiłnastenpierwszybudynek.Jakoceniacietrafnośćwaszej
oceny?Odbiór.

-

Co?-Leespojrzałnamnie.

-

background image

Chybapyta,jakbardzojesteśmypewni,żehangarjestpusty-

powiedziałamszybko.

-

A,wporządku-uspokoiłsięLee.Potemodpowiedziałprzezradio:-Mamy
stuprocentowąpewność.Tobyłanaszakryjówka.

Odbiór.

Znowunastąpiłacisza,apotemkobietazapytała:

-

Czystraciliściejakichśludzi?Odbiór.

-

Miło,żewkońcusięzainteresowała-mruknąłHomerzamoimiplecami.

-

Nie,nikogo.Odbiór-powiedziałLee.

-

Maciedlanascośjeszcze?Odbiór.

-

Nie.Odbiór.

Zaczęłamczućcośjakbypustkę.Chciałampochwałizachwytów.

Wyglądałonato,żezawszedostajemyodnichtylkochłodneopanowaniekojarzącesięz
głosemnagranymnasekretarkę.

-

Kończ-powiedziałamdoLee.

Połączenietrwałojużdośćdługo.

Alekobietaodezwałasięponownie.

-

Możeciesięznamipołączyćjutrootejsamejporze?Pułkownikchcezwamipomówić
osobiście.Odbiór.

Wreszciecoś.Widocznienadalbyliśmydośćważni,skoropułkownikFinleychciałnam
poświęcićkilkachwilswojegocennegoczasu.

Powlekliśmysiędonaszegomałegoogniskaidołożyliśmydoognia.

Zdążyliśmyjużpodeschnąć,więcwłaściwieniebyłotokonieczne.

Alepoczuliśmysięlepiej.Nagledopadłomniepotworne169

zmęczenie.Rozmowaprzezradiosprawiła,żezłapałamdoła.Mimotousłyszałam,jak
zgłaszamsięnaochotnikadopełnieniapierwszejwarty.Bardzowspaniałomyślnie.

background image

Wszyscybylimiwdzięczni-isłusznie.Popełzlidoswoichmałychkryjówek,żeby
spróbowaćpospać.Niewiedziałam,czyimsięuda.Ajużzpewnościąniewiedziałam,
czymnieudasięniezasnąć.Czułamsiępotworniepokrzywdzona,boniemogliśmyliczyć
nato,żepogrążonywdepresjiKevinbędziepełniłwartę,więcchoćobiecaliśmygo
obudzić,pocichuuzgodniliśmy,żezostawimygowspokoju.

Możecałonocnysensprawi,żeKevinznowustaniesięnormalny.

Nocbyładlamniejakbypusta.Kevinnajwyraźniejnieprzejąłsiętym,żezostał
pominiętyprzyprzydzielaniuwarty-niewiem,czywogóletozauważył,wkażdymrazie
nicniepowiedział-iniemampojęcia,czykomukolwiekudałosięzasnąć.Jamiałam
wrażenie,żeniezmrużyłamoka.Ranobyliśmytakgłodni,żeburczeniewnaszych
brzuchachbrzmiałoniemalśmiesznie.Dziwne,żeniezwabiłochmarywrogichżołnierzy.
Alemusieliśmysięruszyć.Wiedzieliśmy,żeposzukiwaniapotrwająjeszczedługo.W
zasadziemogłybyćjeszczebardziejintensywneniżdotychczas.Żołnierzezwyczajnie
musielinasznaleźć,dlaswojegowłasnegodobra.Pozwolenie,byśmysiedzieliwlesiei
szykowalinastępnyatak,mogłoichbardzodużokosztować.

Naszaostatniaakcjapozbawiłaichpięćdziesięciualboistumilionówdolców,więcile
stracilibynastępnymrazem?Zpewnościąbyligotowipoświęcićkilkatygodnina
poszukiwania.Wiedziałam,żetakmyślą.

Jużprzedświtemwlekliśmysięprzezlas,usiłującsięniepotykać,byćcicho,nie
przysypiaćizachowaćczujność.

Tamtegorankazobaczyliśmypierwszyhelikopter,alepoleciałnazachód,bardzonisko
nadziemią,iodrazusięodnasoddalił,więcniewiem,czyuczestniczyłw
poszukiwaniach.

170

Wtedybyliśmyjużzpowrotemwwodzie.Toprzestałobyćzabawne,alepozostawało
dobrymsposobemprzemieszczaniasię:szybkim,cichymiodpowiedniodyskretnym.
Martwiłamsię,żecorazbardziejoddalamysięodPiekła,gdziepozostałaresztanaszych
rzeczyigdzieczułamsięstosunkowobezpieczna.Aletrudno.Jakmówiąsłowapiosenki:
„Gdybyżyczeniabyłyrybami,wszyscyzarzucalibyśmysieciwmorzu”.Albo,jak
mawiałamojababciazeStratton:„Gdybyżyczeniabyłykońmi,żebracyjeździliby
konno”.

Wpadłamnapomysł,żepiciedużejilościwodywypełnimójbrzuchizłagodzigłód,ale
niepomogło.Sprawiłotylko,żespuchłamzarównowśrodku,jakinazewnątrz.
Gdybyśmybylibohateramiksiążki,zrobilibyśmypewniecośwstyluleśnegoharcerskiego
survivalu,naprzykładzbudowalibyśmyzmłodychgałązeksidłanakróliki,
wykopalibyśmyjakieśkorzonki,korzystajączpradawnejwiedzyAborygenów,albo
nałapalibyśmypstrągównałaskotki.Nieradziłamsobiewlesieażtakdobrze,choćjako
dzieckokilkarazypróbowałamzbudowaćsidłanakróliki.NigdyniedziałałyPozatym
niemieliśmyczasu,bycałymidniamisiedziećiczekać,ażjakiśwyjątkowogłupikrólik
wpakujesięwnaszesidłapowypiciukilkugłębszychzkumplami.Botylkowtakim
wypadkumógłbywniewpaść.Pijanykrólikbyłbyzresztąjużzamarynowany,więc
łatwiejszydoprzyrządzenia.Oszczędziłbynammnóstwazachodu.

background image

PewnegopopołudniastarszyfacetoimieniuAlf,którypracowałwnaszymgospodarstwie,
złapałdwanaściepstrągówdziękitemu,żełaskotałjepobrzuchu.Niechciałamwto
uwierzyć,aletatawkońcumnieprzekonał.Połówodbyłsięwdośćnietypowych
okolicznościach.Panowałasuszaijedenzestrumienipłynącychprzeznaszeziemie-tak
małoważny,żenawetniemiałnazwy-przestał

płynąćizmieniłsięwkilkamałychsadzawek.Alfzauważył,żewniektórychsadzawkach
sąpstrągi,któreukrywają171

sięjaknajbliżejbrzegu,byschronićsięwcieniu.Nowięcwsadził

rękędowody,wyciąłstarynumerzłaskotkamiipowyjmowałpstrągijednegopodrugim.

Niewiem,jakąrolępełniłołaskotanie.Chybajehipnotyzowało.NafestyniewWirrawee
byłfacetzTasmanii,którydawałpokazzudziałemwężyijaszczurek.Jednązjaszczurek
wystarczyłosześćrazypogłaskaćpobrzuchu,byzapadławgłębokisen.Totalniesię
odprężała.Kładłjąnaziemi,aonależałajakstarypijakprawiedokońcapokazu.
Pewnegorazusięobudziłaizaczęłabiegaćwkółko,więczłapałją,jeszczerazpogłaskałi
stałosiędokładnietosamocowcześniej:natychmiastzapadławśpiączkę.

Oczywiście,mnieteżdarzyłosięzahipnotyzowaćkilkakur-chybakażdedziecko,które
madoczynieniazkurami,prędzejczypóźniejtegopróbuje.Zabawnewidowisko.
Stawiaszkuręnaziemi,opuszczaszjejgłowęirysujeszkreskędziobem,awnastępnej
sekundzieptakodpływa.Możnajeustawićwzagrodzieupo-zowanenaElvisa,udające,że
zrzucająpiórkaalbożezakochałysięnazabójwkogucie.Żadenproblem.

WielelattemumojababciazeStrattonmiałapsa,któregomożnabyłozahipnotyzować.
Trzebabyłozrobićtosamocozkurą.Chodziłwkółkozwysuniętymłbemisterczącym
prostoogonem.Całyczaswzwolnionymtempie.Najśmieszniejszarzecz,jaką
kiedykolwiekwidziałam.Tarzalibyśmysięześmiechu,alekiedyktośgłośnosięśmiał
albohałasował,czarpryskał.Wystarczyłotrzaś-nięciekuchennychdrzwialbowarkot
silnikasamochodu,bygowybudzić.

Pies-wabiłsięCob-nagleodzyskiwałprzytomność.Dojegooczuwracałożycie,
energiczniepotrząsałcałymciałem,apotemsiadałiporządniesiędrapał.Przezcałyczas
wyglądałtrochęgłupawo,jakbywiedział,żezawiódłpsigatunekswoimniewystarczająco
godnymzachowaniem.

Wkońcutatazabroniłnamtorobić.Powiedział,żetakahipnozaszkodzipsu.Pewnego
dniaznalazłCoba,którysamwprawił

172

sięwhipnotycznytransiwzwolnionymtempiekrążyłpopodwórku.

Dlategotatapowiedział,żepowinniśmyprzestać.Cobzaczynałsięuzależniać,niemógł
sięobyćbezswojejdziałkihipnozy.

Bardzodziwne.

Otegorodzajugłupotachrozmyślałam,płynącrzeką.Minęłomitakkilkagodzin.
Rozmyślałamimarzyłamodawnychczasach,oczasachprzedwojną.Nastałchłodniejszy
dzieńitymrazemwwodziebyłocieplej.Nielubiłam,kiedytrzebabyłowstawaći

background image

przechodzićpłytszeodcinki.Wiatrnamojejskórzewydawałsięwtedytakizimny.

Oczywiściekątemokarozglądałamsięwposzukiwaniużołnierzy-

aletylkokątemoka.Mniejwięcejwporzelunchu-araczejwporze,wktórejjedlibyśmy
lunch,gdybyśmygomieli-sytuacjasięzmieniła.

Aleniezasprawążołnierzy.

-Togorszeriteczterdziestogodzinnypostnaceledobroczynne-

poskarżyłasięFi.

-

Mhmm-przytaknęłam.Niemiałamsiłymówić.Aleczęstomyślałamojedzeniu,a
zwłaszczaozapachachgrillowa-nia.Doszłamdowniosku,żewtymmomencie
uznałabymjezanajlepszyzapachnaświecie.Marzyłamolekkoprzypieczonych
kiełbaskach,smażonychcebulkachigórachsałatkiziemniaczanej.

Wnastępnejchwilibyłamjużzupełnieprzytomna.

-

Kryjsię-syknęłamnanią.

Zapóźno.Byliśmyjużzbytdalekonazakręcie,awdodatkunawąskimigłębokim
odcinkurzeki,gdziewodapłynęładośćszybko.Z

przoduzobaczyłamLeewynurzającegosięprzyprawymbrzegu.

Zauważyłniebezpieczeństwoizanurkował.Najwidoczniejzamierzał

sięwydostaćzwody,więctrąciłamFiłokciemiposzłamzajegoprzykładem.Przeklęłam
sięzato,żeniebyłamostrożniejsza.Omalnasniezłapano.Powinnambyłabardziejcenić
swojeżycie.

Problempolegałnatym,żewkońcudotarliśmynaprzedmieściaStratton.Szykowałamsię
natooddłuższegoczasuichoćniechciałamtampłynąć,zulgąprzyjęłamzmianęw
monotonnej74

podróży.Mieliśmyprzedsobądużymostzbetonuistaliszerokinaczterypasyjezdni.
Dobrzegoznałam,mimożejeszczenigdynieoglądałamgoztejstrony.Dalejbyłowidać
szeregwspaniałychdomówwzniesionychnadrzeką.Przypuszczałam,żezostałyjuż
zajęteprzezoficerówwrogiejarmii.WWirraweepozajmo-walinajlepszedomy.

Potejstroniemostustałafabryka,któraprodukowałałożyskakulkowe.Wkażdymrazie
przedwojną.Niewiedziałam,cowytwarzateraz.Byłacelem,któryzradością
zbombardowalibyNowozelandczycy,alenaraziestałanietknięta.Ktośzniejkorzystał,
bozauważyłamparęosób,którestałyirozmawiałyprzyceglanejścianiezprzodu.A
zanimzanurkowałam,zobaczyłamciężarówkęwycofującąobokbudynku.

Dopłynęłamdobrzegunajednymoddechu,cobyłocałkiemniezłymosiągnięciem,choć
wolałabymtegonierobićzbytczęsto.

WynurzyłamsiętużprzedFi.Widziałam,żeHomeriKevinjużsięgramoląnabrzeg,
więcwyglądałonato,żewszyscyjesteśmybezpieczni.Wylazłamiruszyłamzanimi,

background image

przemoczonajakmors.

Lałasięzemniewoda.Kiedywyszłamzrzeki,jejpoziomopadł

chybaopółmetra.

Leżeliśmyrazemwzaroślach,ztrudemłapiącoddech.Byliśmytakzmęczeniigłodni,że
niemieliśmysiłynaniespodzianki,napodejmowanietakogromnegowysiłku.Tobyło
okrutne.

Najwyraźniejnaszapodróżrzekądobiegłakońca-przynajmniejnarazie.Niemieliśmy
innegowyjścia.ByliśmywStratton,czytonamsiępodobało,czynie.Znaleźliśmysię
tamporazdrugiwciągutejwojnyimiałamnadzieję,żebędzielepiejniżpoprzednio,
kiedyotarłamsięośmierć,aRobynprzekroczyłajejcienkągranicę.

Niemieliśmypojęcia,corobić.Rozmawialiśmyściszonymigłosami,leżącitrzęsącsięz
zimna.Jakzwyklemieliśmypechaitrafiłnamsiępierwszyzimnydzieńodwieków.W
zasadzie175

wszyscychcieliśmywrócićdoPiekła-jedynegobezpiecznegomiejsca,jakieznaliśmy—
aleodrazubyłowiadomo,żenarazieniemanatoszans.

Myślałam,żezaczekamydozmrokuipopłyniemydalej,alepozostali,zwłaszczaLeeiFi,
niebardzotegochcieli.FinapoczątkuniechciałaiśćdoStratton,aleterazzupełnie
zmieniłazdanie.Możewmiastachczułasiębezpieczniej.Rzeczywiście,dalszepłynięcie
rzekąbezżadnegoceluiplanuwydawałosiętrochębezmyślne.

WpewnejchwiliwspomniałamomojejbabciiLeezapytał:

-

Możepójdziemydoniej?

-

Chybamoglibyśmy.Aleniewiem,czytomajakiśsens.

-

Jasne,pewnieniema.Aleprzynajmniejznaszteren.Skrótyiróżnekryjówki.Moglibyśmy
sięporuszaćztrochęwiększąpewnością.Lepszetoniżnic.

-

Dalekojeszcze?-zapytałaFi.

-

Jakieśpięćkilometrów.Aletoładnydom,więcmogligozająć.

-

Stoinaprzedmieściach,tak?-upewniłasięFi.-Tamsięraczejniezapuszczają.

Niktwięcejsięnieodezwałinajwidoczniejżadneznasniemiałolepszychpomysłów.W
końcuHomerpodjąłdecyzję.

-

background image

MoimzdaniemwStrattonbędziemybezpieczni-powiedział.—

Przecieżniemogąnasszukaćwcałymmieście,nawetjeślipodejrzewają,żetujesteśmy.

Wyglądałonato,żemojejbabcitrafiąsięodwiedzinywnuczkiijejniesfornych
nastoletnichprzyjaciół.Przedwojnąbabcia,którabyłabardzodystyngowana,uznałabyto
zakoszmarnąperspektywę.Teraz,gdziekolwiekbyła-ioilewciążżyła-niemiałaby
pewnienicprzeciwkotemu.

Wątpiłam,czynadalżyje.Gdywybuchławojna,miałazsiedemdziesiątpięćlat,alebyła
bardzokrucha.Nazywałamjąswoją176

kościstąbabcią.Kiedyjąprzytulałam,wyczuwałamtwardekości.

Oczywiściebyłamiłaifajna-chybawszystkiebabcietakiesą,pewnienakazujeimto
jakieśprawo-alenieznosiłazamieszania,więcjeślimiwciskałapięćdziesiątdolcówna
nowąkoszulę,niewolnomibyłopowiedziećniczegowięcejniżtylko:„Dziękuję,
babciu”.

Tojająściskałamnapowitanie.Godziłasię,aletoniebyłowjejstylu.

WłaściwieniemiałampojęciacodokładniesięstałozmieszkańcamiStratton,kiedy
wybuchławojna.Wniektórychmiastachludziompozwalanopowoliwracaćdodomów,
gdziepotemmieszkalipodścisłymnadzorem,aleponieważStrattonbyłoważnym
ośrodkiemprzemysłowym,usuniętowszystkichcywilów.Próbowałamsobiewyobrazić
babcięwoboziejenieckim,alewtakimmiejscupołożyłabysięchybaiumarła.Jejduma
zabardzobyucierpiała.Nietylkoucierpiała-zostałabyjejodebrana,pobita,stratowana
podkutymibucioramiirozwalonakopniakaminakawałki.

Byćmożewysłalijądoktóregośzgospodarstw-takjakrodzicówHomera-alepewnie
uznali,żejestnatozastara.Możliwe,żemielirację.Alezjejenergiąnigdynicnie
wiadomo.

Niewyruszyliśmyodrazu.Zamiasttegoskupiliśmysięnakwestiijedzenia.Jak
moglibyśmyjezdobyć?Rozmowanietrwaładługo,boniktniemiałżadnegopomysłu.
Siedzieliśmyimówiliśmyonaszychnadziejach,anieopraktycznychaspektachzadania.
„Możeznajdziemysklepy,doktórychbędziemożnasięwłamać”.„Możezostałokilka
domów,którychjeszczeniktniesplądrował”.„Możeudanamsięskontaktowaćzgrupą
więzionychrobotników”.

Bardzoszybkomisiętoznudziło.

-Oj,dajciespokój,marnujemyczas-powiedziałampodwudziestejmałokonkretnej
sugestii.

177

Pierwszapołowadrogidodomumojejbabciokazałasięnudna.Byłytojednezwielu
chwilwczasietejwojny,podczasktórychzgrzytałamzębamiznudów.Leepoczęstował
nasgumądożuciazeswojegowodoodpornegoplecaka,aleniczegowięcejniemiał.
Przeklęłamgowmyślachzato,żeniezabrałwięcejjedzenia.Niebyłamzbyt
sprawiedliwa,boprzecieżsamaniczegoniewzięłam.

Gumadożuciasprawiła,żepoczułamjeszczewiększygłód.Fitwierdziła,żeżucie

background image

zawszetakdziała.Podobnożołądekodbierasygnałyzust,żejedzeniejestwdrodze,ale
nicdoniegoniewpada,więccorazbardziejsiędenerwuje.Tocałkiemmożliwe.W
każdymrazieteoriabrzmiaładobrze.

Mimożedodomubabcimieliśmytylkopięćkilometrów,wybraliśmydrogę,która
ciągnęłasięconajmniejprzezdziesięć.Kiepskojąznałam,więcstarałamsięwybierać
spokojniejszątrasę.OstatecznieobeszliśmycałeprzedmieściaStratton.

Okazałosiętocałkiemsprytne.Mniejwięcejwpołowiedrogizatrzymaliśmysię,żeby
odpocząćwroguwielkiegopustegoparku.

Znowurozmawialiśmyoakcjinalotnisku.Figłośnosięzastanawiała,czynaszatak
cokolwiekzmienił.Wtedy,zupełniejakbypułkownikFinleywybrałtęchwilę,byzrobić
nanaswrażenieidaćFiodpowiedź,otrzymaliśmywymownydowód.Dalekona
wschodzierozległsięniskiwarkot.Przezchwilęniepotrafiliśmyrozpoznać,cototakiego,
apotemLeepowiedział:

-Samoloty.

Zerwaliśmysięnarównenogiiostrożniewystawiliśmynosyzzarośli.Byliśmywdobrym
punkcie,wysokonadStratton,skądroztaczałsięwidoknadzielnicęhandlową.Ijeszcze
zanimzobaczyliśmypierwszysamolot,naprzedmieściachpowschodniejstronienastąpiła
seriawybuchów.Czerwonebłyski,jakbyolbrzymiaparatzacząłpstrykaćzdjęcia,a
następnieznajomechmurywkształciegrzybówbrudnegodymukolorugliny.Pochwili
178

usłyszeliśmybum,bum,bumiwarkotsamolotunabierającegowysokości.Leewskazałw
stronęsłońca.

-Tamsą-powiedział.

Niektórzymówili,żeNowozelandczycyzradościązrzucalinanasbomby.Żeczekalina
toodlat,odkądporazpierwszywygraliśmymistrzostwaBledisloeCup.Notak,tym
razemnaprawdęsprawialitakiewrażenie.Niewiem,iletonspuścilinaStratton,aledali
czadu.

Bombardowanietrwałozdziesięćminut.Atakowalifalami:dwasamolotynarazpędziły
poniebiejakbąki,zrzucałyładunek,apotemzwarkotemodlatywaływdal.Widzieliśmy
spadającebomby.Niewielkieizaokrąglone,ześmigiełkamiztyłujakwkreskówkach,
aleraczejprzypominająceczarnepatyki.Byłoichmnóstwo.Gdyparasamolotówznikała,
uderzałybomby,rozlegałsięogromnyhuk,trzęsłasięziemiaiukazywałasiękolejna
czerwonakulaognia,apotemjejcieńzdymu.

Widziałam,jakzawalasięjedenbudynek.Byłdużyiwyglądałnafabrykę.Murynagle
złożyłysięiosunęłynaziemięjakmdlejącyczłowiek.Tobyłostraszneijednocześnie
fascynujące.

Biorącpoduwagę,żejakiśczastemuNowozelandczycyzupełniezrezygnowalizataków
zpowietrza,tennalotdowodził,żeznowuotworzyliśmydlanichniebonadAustralią.
Spojrzeliśmynasiebiezezdziwieniemiszerokosięuśmiechnęliśmy.OczyHomera
płonęłydumą.Pomyśleć,żeprzyczyniliśmysiędoczegośtakwielkiego!Awszystkoza
sprawąjednejrozmowyprzezradio.Bombanatelefon.

background image

Samolotnatelefon.Nalotnatelefon.Trochętrudnobyłowtouwierzyć.Wkońcu
przyłapałamsięnatym,żeznadziejączekamnachwilę,wktórejsamolotywreszcie
zniknąiniebędęmusiaładłużejotymwszystkimmyśleć.

Kiedynalotfaktyczniesięskończył,bezociąganiaznowuruszyliśmywdrogę.Uznaliśmy,
żetoodpowiednimoment,żebysięprzemieścić.

Niezapowiadałosięnato,bynaulicemiałoszybkowylecwieluludzi.Przezjakiśczas
dobrzenamszło.

79

MimotodotarliśmynaDoncasterCrescentdobrzepozachodziesłońca.Znowu
musieliśmyzwolnićtempo.Dobijałomnietoiwkurzało.Gdytylkodoszliśmydo
obszarówzasiedlonych,okazałosię,żenaulicachpanujesporyruch.Nieażtakijakprzed
wojną,aledośćduży.Wporównaniuztym,doczegobyliśmyprzyzwyczajeni,
przypominałNowyJork.Ludziepędziliulicami,omijającstertygruzuiśmieci.Nie
wydawalisięszczęśliwi.Chybazchęciąwynosilisięwinnemiejsce.Niktsięnie
uśmiechał.Sposób,wjakipospiesznieprzemykaliulicami,miałwsobiecośwręcz
podejrzanego.Niezapuszczaliśmysiędotychczęścimiasta,którezostałymocnolub
niedawnozbombardowane,alekażdaulicawyglądałatak,jakbyzostałajużkiedyś
zniszczona.

Wszystkimipojazdamikierowaliżołnierze,jakbytylkoonimielidotegooficjalneprawo.
Przeważniebyłytociężarówkiiwiększośćznichjechaławkonwojachzłożonychz
sześciualboośmiusamochodów.Raczejniepozostałozbytdużopaliwanarekreacyjne
wycieczki.

DlategodotarciedoWestStrattonzajęłonamcałewieki,akażdemupokonywanemu
metrowitowarzyszyłstrach.Musieliśmydługoczekać,bywchwilispokojumócpokonać
kolejnetrzydzieścialboczterdzieścimetrówdonastępnejosłony.Miałamwrażenie,że
mojagłowazmieniłasięwzraszaczogrodowy,bocałyczasobracałasięwprawoiw
lewo,doprzoduidotyłu.Męczyłomnietofizycznie,alecogorszawykańczało
psychicznie.Ponalocieprzestaliśmysiędosiebieodzywać.Byliśmybardzoskupieni,
naszenerwynapięłysięjakpostronki.

Miałamnadzieję-awręcztegooczekiwałam-żewWestStrattonbędzieinaczej.I
rzeczywiście:WestStrattonbyłozbytdalekooddzielnicyhandlowej,bywzbudzić
zainteresowaniewrogichżołnierzy.

Wyglądałonaopuszczoneiniedziałałtamprąd.

Dopierogdysięzbliżaliśmydodomu,pozwoliłamsobienaluksuspomyśleniaobabci.
Jużwyraźnieczułam,żeniemajej180

wśródżywych.Jejduch,któryprzeztakwielelatwypełniałtendom,wydawałsiępo
prostunieobecny.

Bojednązzadziwiającychcechmojejbabcibyłoto,żejejkrucheciałoskrywałoducha
zdolnegowypełnićswąsiłącałydużystarydom.Przysięgam:możnabyłostanąćw
najdalszymkącienajwyższegopiętra,aitakwyczuwałosięjejobecność.Jakbybabcia
byławewszystkichpokojach,chodziławszystkimikorytarzami,siedziaławkażdym

background image

zakamarku.Myślę,żemamiebardzoulżyło,kiedybabciawyprowadziłasięzfarmydo
Stratton.Niewiem,czyfarmabyławystarczającoduża,bypomieścićjeobie.

Dostaliśmysiędoogroduinapaluszkachweszliśmyposchodkach,zbliżającsiędodrzwi.
Ogródekkwiatowyokropniezarósłiprawiesięucieszyłam,żebabcianiemożetego
zobaczyć.Potemskarciłamsięwmyślachzatęradośćzjejnieobecności.Ajeszcze
późniejwyjaśniłamsobiesamej,żepoprostupróbujępodnieśćsięnaduchupostracie
babci,więcbyłamusprawiedliwiona.

Czasamitakiemyślimniewykańczały.Przeznieżycierobisiębardzoskomplikowane.

Trudnobyłoiśćwerandąiuniknąćskrzypieniadesek.Drewno,zktóregozbudowano
dom,zaczynałosięstarzeć.Codziesięćsekundstawiałamkolejnykrok,modlącsię,bynie
obudzićśpiącegożołnierza.Wyobrażałamsobie,jakwyskakujeprzedemną,gotowydo
strzału.Zaglądałamdookien,aleniczegoniebyłowidać.Panowałazupełnaciemność,
totalnybezruch.

Musiałamzałożyć,żewdomujestpusto.Mogłammiećtylkonadzieję,żegdzieśgłęboko
wspiżarniczekapuszkapieczonejfasolialbosłoikzmarmoladą.Babciadobrzegotowała,
alenigdynieradziłasobiezdżemami.Słynęływcałejrodziniezwyjątkowejtwardości.

Nazywaliśmyjebetonemiczęstożartowaliśmy,mówiąc,żemożnananichpołamaćzęby.
Aleteraz-tak,

181

tak-przyjęłabymsłoikbabcinegobetonuzotwartymiramionami.

Wróciłamdopozostałych,którzyczekałiwnajdalszymzakątkuogrodu.Wsłabymświetle
wydawalisięchudzi,bladziinieszczęśliwi.

Wiedziałam,żewdużejmierzetoskutekbrakuenergiizwiązanegozbrakiemjedzenia,i
obiecałamsobie,żegdytylkodostaniemysiędodomu,załatwięjakąśżywność.Nie
wiedziałamjak,aleczułam,żemuszęcośzrobić.

-Chybajestokej-szepnęłam.-Nikogotamniema.Wejdźmyodtyłu.

Tamtędybędziełatwiej.

Niebyłoprądu,więcnieprzejmowałamsięalarmem.Generatorawaryjnypadłjużpewnie
wielemiesięcytemu.Pomyślałamjednak,żekuchennedrzwibędąsłabszeniżsolidne
ciemnedębowedrzwiwejściowe.Zaprowadziłamprzyjaciółnatyły.Kevincochwila
deptał

mipopiętachimusiałamsięugryźćwjęzyk,żebysięnieodwrócićiniekrzyknąć:„Na
miłośćboską,Kevin,niemógłbyśpatrzeć,jakleziesz?!”.Chybabyłamrówniezmęczona
jakpozostali.

Wogrodziezadomemrosływarzywa.Porazpierwszyuświadomiłamsobie,żew
ubiegłymrokuniektóreznichmogłysięrozsiaćsame.Najakiśczasbyłamgotowa
przerzucićsięnawegetarianizm.Czułamtakigłód,żezjadłabymnawetduszoneliście
eukaliptusa.Zjadłabymkoręzdrzewa,świerszczealbokompost.Byłamtakagłodna,że
zjadłabymnawetpiklezbig

maca.

background image

Prowadzącprzyjaciółwstronękuchennychdrzwi,spojrzałamnaogródekipomyślałam,
żenadalprezentujesięcałkiemnieźle.W

każdymrazielepiejniżtenodfrontu.

Kiedyśwtylnychdrzwiachbyłaszyba.Alezobaczyłam,żetojużprzeszłość.Szybko
zajrzałamprzezprostokątnądziurę,któraponiejzostała,leczzpowoduciemnościnadal
niczegoniewidziałam.Tyleżeprzestałamsięprzejmować.Odrazubyłowidać,182

żedomjestopuszczony.Poruszałamklamkąwgóręiwdół.Czułam,żezamekledwiesię
trzymaiżedrzwiustąpiąpojednymporządnympchnięciu.Oparłamonieramięi
popchnęłam,alenicniewskórałam.

-Mocniej-powiedziałczyjśzniecierpliwionygłoszamoimiplecami.

Niechciałamjednakbyćzbytbrutalna:wdomubabciwydawałosiętoniegrzeczne.
Wtedyktośwcisnąłmidorękijakiśtwardyprzedmiot.

Spojrzałamwdółizobaczyłamkielnię.Kiedyśjejużywałam,pomagająctacie
poprowadzićbetonowąścieżkęwogrodzie.Terazwsunęłamjąwszparęmiędzydrzwiami
afutryną,robiączniejdźwignię.Zniszczenia,którychdokonaliśmywszkolewramach
ćwiczeniaprzedwłamaniemdosupermarketu,nacośsięprzydały.

Usłyszałamtrzaskdrewnaidrzwiustąpiły.

Odrazujeotworzyłamizdenerwowanaweszłamdośrodka.

Dokładniewtejsamejchwiliusłyszałamświst.Cośmignęłoobokmojejdłoni,lecąctak
bliskoiszybko,żepodrodzeuszczypnęłomniewskórę,apotemroztrzaskałosięościanę
obok.Fi,którabyłatużzamną,krzyknęłaiwycofałasię.ChybaprzewróciłaKevina,
którystał

zanią.Przypominałotokostkidomina.Aleskupiłamsięnakuchni.

Nadalsięnieruszałam,nieliczącgwałtownegocofnięciaręki,anawettobyłoczystym
odruchem.Potemodzyskałamzmysłyiwykonałamruch,szybkoprzykucając.

Wsąsiednimpomieszczeniu,czyliwjadalni,rozległsiętupotstópprzypominający
uderzeniagraduoblaszanydach.Pochwilizdrugiegokońcadomudobiegłnasbrzęk
tłuczonegoszkła.

Skuliłamsię,przerażona.Przezchwilęmyślałam,żebabcianadaljestwdomu.Alebyłam
pewna,żenieżyje.Żegnałamsięzniąwmyślachodpółgodziny,próbującprzywyknąć
doświata,wktórymjejniema.

Potempomyślałam,żetomógłbyćduch.Alektóryduchrobiłbyażtylezamieszania?

183

Pomacałampodłogęwokółsiebie.Szybkonatrafiłamnaprzedmiot,któryomalnie
uderzyłmniewrękę.Tobyłpogrzebacz-długiiciężki.

Podniosłamgo,krzywiącsię.Miałamszczęście,żeniepogruchotałmikościręki.Miałam
szczęście,żenietrafiłmniewtwarz.

Napaluszkachruszyłamprzedsiebie.Cośzachrzęściłomipodstopami.Usłyszałam,że

background image

pozostaliidązamną,równieostrożnie.Ichobecnośćdodawałamiotuchy.Żałowałam
tylko,żeniemaświatła.

Wdomubyłopusto.Stwierdziliśmytodopieropodwudziestuminutach,aleprzynajmniej
zyskaliśmypewność,żemamygotylkodlasiebie.Dombyłjednakmocnozniszczony.Z
zewnątrzwydawał

sięnietknięty,alewśrodkupanowałbałagan:potłuczonetalerze,roztrzaskanemeble,
porozrzucaneubraniababci.Wtoaleciebyłopełnotego,cozazwyczajlądujewtoaletach.
Przypominałotobałaganpozostawianyprzezdzieci.Ktośurządziłsobiebiwakwdomu
mojejbabci.

Poruszaniesiępodomuwciemnościprzypominałotorprzeszkód.Z

dziesięćrazyuderzyłamsięwpiszczel.

Wróciliśmydokuchniiopracowaliśmyplandziałania.Podjęliśmydecyzjęopozostaniuw
domu.Chciałamzostać,bymócposprzątaćizabezpieczyćbudynek.Pozostalisię
zgodzili,bobylizbytwykończeni,byszukaćinnegomiejsca.Ktokolwiektamobozował,
bałsięnasbardziejniżmyjego,atobyłopocieszające.

Zgromadziliśmyarsenał,przynoszącwszystko,coudałosięznaleźć:pogrzebacze,laski,
noże.Odkryliśmy,jaknajlepiejzabarykadowaćdrzwi.Gdybyciludziewrócili,musieliby
stoczyćznamiwalkę.

Niezawracaliśmysobiegłowyteoriaminatemattego,cosiędziejewStratton.
Uznaliśmy,żenatoprzyjdziejeszczeczas.WytypowaliśmyFiiKevina,byposzlisię
rozejrzećwogródkuwarzywnym.Lee,Homerijazgłosiliśmysięnaochotnikado184

przeczesaniaciemnych,złowrogichuliczekisprawdzenia,coudasiętamznaleźć.
Mieliśmyzacząćrazem,awraziepotrzebyrozdzielićsięispotkaćwdomuzagodzinę.

Nowięcruszyliśmy.Nadalbyłamgłodna,alepotrzebadziałaniapomogłami
przezwyciężyćskurczeżołądka.Wnocybyłojeszczezimniejniżwdzień,aulice
naprawdęwydawałysięciemneizłowrogie.Szliśmypowoli,trzymającsięmrokuprzy
płotach.Niewiedzieliśmy,gdzierozpocząćposzukiwaniajedzenia.Leezaproponował
włamaniedonastępnegodomu.Towydawałosięniebezpieczneiprawdopodobnie
niewielebynamdało,aleniktniemiałlepszegopomysłu.Postanowiliśmy,żenapoczątek
sprawdzimykilkaulic,ajeślinieznajdziemyniczegoobiecującego,wybierzemyjakiś
domisiędoniegowłamiemy.

-

Mamnadzieję,żeniktinnynieczaisięzpogrzebaczem—

szepnęłam.

Kilkarazywyraźnieczułam,żewokółsąjacyśludzie.Niebardzoufamswoim
instynktom,alekilkakrotnieprzystanęłamidałamsygnał

pozostałym,przekonana,żektośnasśledzi.Wdzielnicy,którawcześniejwydawałasię
zupełniepozbawionażycia,zapanowałacałkieminnaatmosfera.Możeimpóźniejsza
pora,tymwięcejsiętamdziało.Czułamsięnieswojo,jakbytowarzyszyłymijakieś
dziwne,chorezjawy.

background image

Jeślichodziojedzenie,brakowałonamwspaniałychpomysłów.

-

Wiecieco,jedzenienierośnienadrzewach-szepnąłwpewnymmomencieHomer.

Dopieropóźniejzrozumiałam,żepróbowałzażartować.Byłamzbytzmęczona,żeby
załapać,acodopierobysięśmiać.

Minęliśmydużypark,którywyglądałtakzłowieszczo,żepostanowiliśmydoniegonie
wchodzić.

Poniespełnagodzinnychbezowocnychposzukiwaniach-o,jateżwysiliłamsięnażarcik,
któryokazałsięniewielelepszyniżtenHomera-wybraliśmydom,doktóregomieliśmy
sięwłamać.

185

NieróżniłsięodinnychdomówwWestStrattonipewniedlategozwróciłnasząuwagę.
Miałceglanyfornirimałąwerandę,murekzprzodu,garażzbokuiokrągłyogródekpo
drugiejstronie.Nuda,aleładnaisolidna.Napaluszkachpodeszliśmydotylnychdrzwi.
Nawetpoatakupogrzebaczemniezaprzątaliśmysobiegłowyśrodkamibezpieczeństwa.
Tebudynkimiaływsobiecoś,cokrzyczało:

„Jesteśmypuste!”,choćoczywiściewwypadkudomumojejbabciniedokońcasięto
sprawdziło.

Alewtymowszem.Tylnedrzwibyłyzupełniewepchniętedośrodka,adokładniej
mówiącwyważone.Leżałynapodłodzewkuchni.Naichwidokpoczułamsiędziwnie.
Wiedziałamdlaczego.‘Odfrontudomwydawałsiętakisolidny.Takiniezawodny,
bezpieczny,pewny.

Patrzącnaniego,odnosiłosięwrażenie,żeznasięcałąjegohistorięihistorięjego
właścicieli.Pewniebylispokojnymi,odpowiedzialnymiludźmi.Onpracowałwbiurze,
kolekcjonowałwina,jeździłmagnąipasjonowałsięogrodnictwem.Onapracowaław
recepcjiwgabinecielekarskim,robiładobresałatki,słuchałaPaulaSimonaichodziłana
zebraniaradyszkoły.

Apotemidzieszdotylnychdrzwi,znajdujeszjenakuchennejpodłodzeizaczynaszsię
zastanawiać.

Weszliśmydośrodka.Tymrazemteżsięokazało,żeprzednamizajrzałotuzbytwiele
osób.Szafkiiszufladybyłypootwierane,arzeczyporozrzucane,alewyglądałotolepiej
niżumojejbabci.

Przeszukanotylkogłównąsypialnię.Pewniewłaśnietamwiększośćludzichowacenne
przedmioty.

Nieznaleźliśmyjedzenia,tylkokilkaobrzydliwychspleśniałychstertodpadkóww
kuchni.

Poddaliśmysięiwróciliśmydodomumojejbabci.FiiKevinsiedzieliprzystolewkuchni
iwciemnościkroiliziemniaki.Okazałosię,żeznaleźliteżtrochębrokułów,naktóreod
razusięrzuciliśmy.Fiszybkopodsumowałastanogródkawarzywnego.

background image

186

-NapomysłzziemniakamiwpadłKevin-powiedziała,uśmiechającsiędoniegojak
matka,którawłaśnienauczyłaswojedzieckoliczyćdodziesięciu.-Wogródkurosną
tylkomałemłodeziemniaki,aleKevinpowiedział,żejeślipokopiemygłębiej,możemy
znaleźćtrochęzubiegłegosezonuinadalbędąsięnadawałydojedzenia.Otoone:
znaleźliśmyichcałkiemsporo.

WtedywszyscyuśmiechnęliśmysiędoKevina,jakbynauczyłsięliczyćdostu.Nieokazał
takiejradościjakmy,alewykrzywiłusta,coprzyodrobiniedobrejwolimożnabyłouznać
zauśmiech.

Chrupałambrokuły,aFiciągnęładalej:

-

Problemwtym,żewszystkiewarzywasąjeszczemłode.Jestzawcześnienazbiory.Ale
rośnieichtamcałkiemsporo.Dynie,sałataicukinie.Rozejrzymysięrano,kiedybędzie
lepiejwidać.

-

Zamierzaszugotowaćziemniaki?-zapytałHomer.

Domyślałamsię,jakiemazdanienatematdietywarzywnej.

-

Jakuważacie?Moglibyśmyrozpalićwkominkuwjadalniizmienićgowgrill.
Obejrzeliśmygoichybasięnadaje.

-

Powinnobyćbezpiecznie-powiedziałHomer.-Musimytylkouważać,żebyniepokazał
siędym.

-

Azapach?-zapytałam.-Niewiem,jakwy,alejapotrafięwyczućpłonącedrewnona
kilometr.Chybaniechcemy,żebywrócilinasigoście.

-

Jadalniajestpośrodkudomu-powiedziałaFi.-Tomożeograniczyćrozchodzeniesię
zapachu.

Nieprzekonałamnie.

-

Ciludzieniewrócą-powiedziałHomer.-Pocomielibytorobić?Sąsetkidomów,w
którychmogąprzebierać.Pewnieniechcąkłopotów.

Pomyślałam,żemyteżmożemyprzebieraćwsetkachdomów,aleniepowiedziałamtego
nagłos,boznówpoczułamemocjezwiązanezwizytąwdomubabci.

-

Jestcośdojedzeniawspiżarni?-zapytałLee.

background image

187

-Ojej!-zawołałaFi.-Wyobraźsobie,żezupełniezapomnieliśmytamzajrzeć.

Nachwilęsięożywiliśmyipobiegliśmydospiżarni,myśląc,żebyćmożeznajdziemytam
jakiśukrytyskarbwpostaciróżnychsmakołyków.Niestety.Stałotamtylkopółbutelki
octu,nie-otwartysłoikchutneya,półsłoikazwietrzałejkawyipaczkażelatyny.Oraz
szafkazprzyprawami,wktórejwiększośćmałychsłoiczkównadalbyłaprawiepełna,i
rządznajomychbabcinychniebiesko-białychpojemników.Otworzyłamjepokolei:mąka,
zerocukru,półszklankiryżu,odrobinacukrupudru,dośćdużosoliitowszystko.

Przygnębiającyzestaw.

Wkońcuugotowaliśmyziemniaki.Mieliśmytakmałoenergiiitakkiepskihumor,że
postanowiliśmyzaryzykować.FiiLeestanęlinaczatachnaulicy,ajaiHomerzajęliśmy
sięgotowaniem.Niejestempewna,cobyśmyzrobili,gdybyFiiLeeprzybieglizwieścią
ozbliżającymsiępatrolualboobandziedzikichlokatorów.Chybaniebyłabymwstanie
zostawićziemniakówdlakogośinnego.Możeprzegoniłabymintruzówpogrzebaczem.

Ostateczniezjedliśmyposiłek,wdodatkuciepły.Ziemniakiibrokułyzsoląichutneyem
popiliśmykawą.Potemwyszliśmydoogródkazadomemispróbowaliśmysiępołączyćz
NowąZelandią.Zakażdymrazem,kiedyotymmyślałam,ogarniałamnieradość.Tobyła
liniażyciałączącanasznormalnymświatem,zezdrowiempsychicznym,zespokojnym,
palącymfajkępułkownikiemFinleyemwjegowypełnionejksiążkamikancelariiw
Wellington.Pokażdympołączeniuspodziewałamsięczarówicudów.Niejestempewna,
jakichdokładnieanidlaczegowogólemiałamtakieoczekiwania.

Możedlatego,żejużsamamożliwośćpołączeniasięzNowąZelandiąwydawałamisię
cudem.

Nocóż,tymrazemsrodzesięzawiodłam.Przeznaczyliśmynarozmowęsześćminutijak
zwykleprzekroczyliśmynarzuconysobielimit.PodwunastuminutachpróbHomersię
rozłączył.

188

Usłyszeliśmytylkoróżnetrzaski:głośne,ciche,gwiżdżące,pstrykające,szemrzące,
gwałtowne.Możezawiniłapogoda.Możetobyłyzakłóceniaatmosferyczne.Amoże-co
gorsza-ktośkorzystałznaszejczęstotliwości.Byłamzawiedzionaipoczułamulgę,gdy
wchłodnymnocnymniebieznowuzaległacisza.

Homerjakopierwszystanąłnawarcie.Posprzątaliśmywdwóchpokojach.Znaleźliśmyw
bieliźniarcedośćczystychkocówiprześcieradeł,bysobiepościelić.Tobyłanoc
prawdziwegoluksusu.

14

PrzyniosłamFiśniadaniedołóżka:zimneziemniakizchutneyem.

Rzuciłananiejednospojrzenieipowiedziała:

-

Oj,polałaśjechutneyem.

background image

-

Przecieżlubiszchutney.

-

Nie,nielubię.Wczorajgoniejadłam.

NadoleHomeriLeezdążylisięjużrozejrzeć.Przekonaliśmysię,żetoaletaniedziała,ale
odziwokranfunkcjonowałbezzarzutu,więcspłukaliśmytoaletękilkomawiadramiwody
izostawiliśmywiadrowłaziencedlaosoby,którazechceskorzystaćztoalety.

WkońcuKevinznalazłcoś,conajwyraźniejsprawiałomuprzyjemność.Możepomogło
munaszeuznaniezpoprzedniegodnia.

Wkażdymrazieposzedłdoogródkaizacząłkopaćwposzukiwaniuwarzyw.Uzbierał
sporąstertęziemniaków.Niektórebyływpołowiezgniłe,awielejużkiełkowało,ale
częśćwyglądaławporządku.

Pozostałemogliśmyokroić.Wgłębiogródkabyłomnóstwosuchychbiałychpatyków,
wokółktórychkiełkowałynowerośliny.Myślałam,żetosłonecznikibulwiaste,któresą
dośćnudnympożywieniem,leczterazwydawałysięrarytasem.Podpowiedziałam
Kevinowi,żebyjeobejrzał,izostawiłamsprawęwjegorękach.Nigdyniebyłamzapaloną
ogrodniczką,więcwidzącKevinawtakdobrejformie,wolałammunieprzeszkadzać.

190

RazemzFiiHomeremnamówiliśmyLee,żebystanąłnawarcie,asamiweszliśmyna
wzgórzezaWestStratton,żebysprawdzić,cosiędzieje.Przemieszczaniesiępo
przedmieściachwciągudniabyłoniebezpieczne,aleniemogliśmysobiepozwolićna
siedzeniewmiejscuipowolneumieranie.Musieliśmycośzrobić.

WStrattonniebyłotakdobregopunktuwidokowegojakwWirrawee.

Tochybajedynarzecz,którąWirraweemiało,aStrattonnie.Aleuznaliśmy,żeze
wzgórzaudanamsięzobaczyćwystarczającodużo.

Byłooddaloneoddomumojejbabcioponadkilometrimieściłosięjużwinnejdzielnicy.
NazywanojąWinchesterHeights,ajeślitanazwabrzmipretensjonalnie,todoskonale
pasujedozabudowań.Doogromnychnowychdomów,zktórychkażdykolejnyjest
większyiwspanialszyniżpoprzedni.Niematamżadnychciekawychdzikichogrodów
anidziwnychtajemniczychmiejscimałychzabawnychbudynkówgospodarczych.Na
budowętychdomówprzeznaczonomiliardcegiełimiliondachówek,któremoim
zdaniemwwiększościposzłynamarne.

SytuacjawyglądałazupełnieinaczejniżwWestStratton.Wróciłruchzpoprzedniego
dnia.Byłatodobraizarazemzławiadomość.Dobradlatego,żeprzeszłymidreszcze,
którecałyczasczułamwdomubabci:wrażenie,żejestemobserwowanaalbośledzona.
Tutajzagrożeniabyłydobrzewidoczne,oczywiste.Złąwiadomościąbyłoto,żedzielnica
zdecydowaniewyglądałanazamieszkaną.

Najwyraźniejnajeźdźcyniepotrafilisięoprzećtymwspaniałymnowymdomom.Okolica
przypominałaminoweobliczeWirrawee,gdziewdomachjużdawnomieszkałyrodziny.
Nie„nasze”rodziny,alegdybyktośotymniewiedział,napewnobyniezgadł,żetoobcy

background image

ludzie.Nasznurachschłytesameubrania,naulicachstałyzaparkowanetesame
samochody,tesamekwiatyrosływtychsamychzadbanychogrodach.Czułamsiętak,
191

jakbyśmywyszlizmrocznegoświataWestStrattoniznaleźlisięwamerykańskimreality
show.

JaiHomerspojrzeliśmynasiebie,ukrycinadstrumykiem.Byliśmywmałymparkuu
stópwzgórza.

-

Niemasensutamwchodzić-powiedziałHomerbeznamiętnymgłosem.

-

Zgadzamsię.

-

Och,dziękiBogu-ucieszyłasięFi.-Biorącpoduwagęwaszeostatniewyczyny,
myślałam,żebędzieciechcielitamwpaśćiwziąćwszystkichjakozakładników.

-

Hmm,niezłamyśl-powiedziałHomer.

Najostrożniej,jakumieliśmy,wróciliśmydoWestStratton.

Kiedyśbyłytamniemodne,choćprzyjemnestareprzedmieścia.Alewielesięzmieniło.
Znowuzaczęłamsięniespokojnierozglądać.Mojaszyjawyginałasięjaksprężyna
śrubowawsamochodzie.

-

Niemaszwrażenia,żedziejesiętucośdziwnego?-mruknęłamdoFi,kiedy
przykucnęliśmyzaszopąwczyimśogródku.

Nawetmniesamejtakiepytaniewydawałosięgłupie.Byliśmyprzecieżwstrefiedziałań
wojennych,napadniętonanaszkraj.Fiobrzuciłamnietakimspojrzeniem,jakbysama
zamierzałatopowiedzieć.Alekumojejuldzeodparłatylko:

-

Tak,dziwnietu.Czujęsiętak,jakbymwypiłazadużotoniku.

Nigdyniepiłamtoniku,alewyglądałonato,żeobiezauważyłyśmyproblem.

-

Niewiem,oczymmówicie-mruknąłHomer.-Janiczegonieczuję.Opróczgłodu.

Fiijaszerokosiędosiebieuśmiechnęłyśmy.

Wyszliśmyzzaszopyiprzemknęliśmynaskrótywstronędrogiprowadzącejdodomu
mojejbabci.Gdysięnaniejznaleźliśmy,doznałamnajwiększegopoczuciazagrożeniaod
wybuchu192

wojny.Niewiem,dlaczegoodrazusięniezatrzymałam.Chociażnie,wiem:dlategoże

background image

HomeriFiszlidwadzieściametrówprzedemnąibyłojużzapóźno.Mogłamichzawołać,
alenarobiłabymhałasu.

Mogłamsięzatrzymać,aleniechciałamsięodnichoddzielić.

Mogłam…Och,samaniewiem.Problemwtym,żezamiastcośzrobić,potulnieszłam
dalej.Chybataknaprawdęniemiałamwystarczającegozaufaniadoswojejintuicjiinie
chciałamwyjśćnaidiotkęprzedHomerem.

Okolicawyglądałanabezpieczną.Byłatojednaztychwąskichuliczek,zktórychw
dawnychczasachkorzystałpowózzabierającyzawartośćwychodków.Nowoczesny
samochódmiałbykłopotzprzemieszczaniemsię.Uliczkabyłakrótka,alezobustron
otaczałyjąwysokiepłoty.Dziękinimnieobawialiśmysięatakuzboku.Całemoje
napięcieskupiłosięwtejmałejprzestrzeni.

Wpołowiedroginiewytrzymałam.Zawołałamcicho:„Pospieszciesię”,izaczęłambiec.
Fiteżpobiegła,zanimzdążyłamdokończyćzdanie,więcwiedziałam,żeonarównież
wyczułaniebezpieczeństwo.

Alegdytylkoprzyspieszyłyśmy,uliczkaeksplodowała.Przerażającywidok.Jakwtedy,
gdypodnosisięobornikprzyklejonydowełnyiokazujesię,żepodspodemkłębiąsię
czerwie.Jakłajnosroki,któreznienackaspadłocinaramię.Jakwtedy,gdypo
podniesieniupniawidzisz,żepodspodemjestniejedenwąż,leczcałegniazdo,matkaz
młodymi,którewijąsięimiotają.

Wyskoczylizzapłotów.Chybauznaliśmy-przynajmniejpodświadomie-żeuzbrojeni
żołnierzewpełnymrynsztunkuniemoglibywyskoczyćzzawysokichpłotówjak
gimnastycynatrampolinach.Tojedyneusprawiedliwieniedlanaszegowpakowaniasięw
tęgłupiąuliczkę.Niewiedzieliśmyjednak,jakwielesięzmieniłowStratton,wcałym
naszymkraju.Botoniebyliżołnierzewpełnymrynsztunku.Tobyłydzieci.

Dzieciwróżnymwieku.Najmłodszemogłymiećzsześć,siedemlat,alebyłytakkościste
iniedożywione,żetrudnobyło93

zgadnąć.Najstarszeprawdopodobniemiałyzdwanaściealbotrzynaście.Sześcioro
zeskoczyłozpłotów,adwojestanęłonakońcuuliczki,przednami.Wcaleniebyłam
zaskoczona,kiedysięodwróciłamizobaczyłam,żekolejnedzieckoodcięłonamdrogę
ucieczki.

Wszystkiebyłyuzbrojone.Jednomiałonawetłukistrzałę.Dwojetrzymałokarabiny.
Odbezpieczyłoje,gdytylkoichnogidotknęłyziemi.Dziecitrzymałynasnamuszce.
Resztamiałanoże.Myślałam,żeodrazunaszastrzelą.Wyglądałynaprawdęprzerażająco.
Jakszalone.

Niemogłamuwierzyćwto,cosiędzieje.Toniebyliżołnierze.Tonasirodacy,dzieciaki,
zktóryminormalniejeździsięszkolnymautobusem,zktórymiwygłupiasięnamiejskim
basenie.Iwłaśnieonenasterazatakowały.Tobyłozłe,okropnieiodrażającozłe.

Spojrzałamnaniezrozpaczą.Wbiłamwniewzrok.Szukałamczegośznajomego.
Chciałamnapotkaćjednąprzyjaznąparęoczu,doktórychmogłabympowiedzieć:„Cześć,
totylkomy!Pogadajmy.Przeszliśmyprzeztosamocowy.Możemysobiepomóc”.

background image

Niczegotakiegonieznalazłam.Tylkowściekłespojrzeniadzikich,przerażającychoczu.
Jasne,wniektórychznichzauważyłamwięcejstrachuniżwściekłości,alepewnietylko
misięprzywidziało.Zresztąitakniebyłoczasusięnadtymzastanawiać.

Krzyczały,żebyśmypołożylisięnaziemi.HomeriFijużleżeli.Jakiśchłopiecmierzyłdo
mniezkarabinutakagresywnie,takzłowrogo,potrząsającnimtakgwałtownie,jakbyza
chwilęmiałpociągnąćzaspust.Jegopaleczaciskałsięjużnanimstanowczozbytmocno,
więcszybkopadłamnaziemię.„Boże-pomyślałamgłupio-czywłaśnietakibędziemój
koniec?Zastrzeląmnienatejbezimiennejuliczcecisamiludzie,którymchcieliśmy
pomagać?”

Leżałamnabruku.Nigdywżyciuniebyłomibardziejniewygodnie.

Lufakarabinutakmocnouderzyłamniewtyłgłowy,żechybaprzecięłaskórę.Czyjeś
ręcezaczęłymigrzebać194

wkieszeniach.Przypominałymałeszpony.Gotowałamsięzezłości,wściekłanawłasną
bezsilność.

-

Odwróćsię-rozkazałdziewczęcygłos,więcsięodwróciłam.

Dziewczynaprzeszukałakieszeniemojejkoszuli.

Próbowałamcośwymyślić,znaleźćsposóbnazałagodzeniesytuacji.Niebyłołatwo.
Usłyszałam,jakFimówi:„Przestań,tymałykretynie”,aHomer:„Spokój!”Dziwne.
Takiesłowakierowałosiędodzieciakówwszkolnymautobusie,kiedyzaczynałysię
rzucaćkanapkamialborobiłygłupieminydoprzechodniów.Niktniezwracał

sięwtensposóbdoagresywnychłobuzów.

Skupiłamsięnajednejzestarszychdziewczyn.Mogłamiećdziesięć,dwunaścielat.
Wybrałamjąniedlatego,żewydawałasięmilsza,aledlatego,żebyładziewczyną,więc
doszłamdowniosku,żezachowasięrozsądniej.

-

Dlaczegotorobicie?-zapytałam.-Przecieżjesteśmypowaszejstronie.

-

Spierdalaj-powiedziałaiodwróciławzrok.

-

Niemacienicdojedzenia?-zapytałmniejakiśchłopak.

Porazpierwszyktóreśznichprzemówiłogłosem,którymożnabyłouznaćzanormalny.
Chłopakwydawałsiębardzomłody,ajegogłosbrzmiałtakbezradnieinieszczęśliwie,że
zrobiłomisięgotrochężal.

Nadalleżącnabruku,przeczącopokręciłamgłową.

-

Dopierotudotarliśmy-powiedziałam.-Mieszkaliśmywlesie.

background image

Niewiemy,gdziecojest.

Pomyślałam,żejeśliudasięnawiązaćznimirozmowę,będziejakaśnadzieja.Żemoże
zdołamyzałagodzićsytuację.

-

Musiciemiećcośdojedzenia-powiedziaładziewczyna.

Niewidziałam,jakwygląda.Staładośćdalekoztyłu.

-

Nie,przysięgam—powiedziałam.

-

Niejedliśmyodtrzechdni-skłamałHomer.

-

Łamieciemiserce-syknęłatasamadziewczyna.

-

Chceszchusteczkę,bekso?-zapytałinnygłos.

Byłampewna,żewłaśnietakzesobąrozmawiają.Powstrzymywaliwtensposóbmałe
dzieciodpłaczuiokazywaniasłabości.Wkońcuprzetrwali.Jakdługo?Traciłamrachubę
czasu,alechybajakieśdziesięćmiesięcy,najprawdopodobniejbezopiekidorosłych.
Słabośćszybkobyjezgubiła.

-

Całyczasjesteściesami?-zapytałam.-Byłzwamiktośdorosły?

Jakiśchłopieczacząłodpowiadać,mówiąc:„Mieliśmyparę…”,aledziewczynamu
przerwała.Warknęłacoś,cobrzmiałojak„Odwrót”,alemogłooznaczaćcokolwiek.I
naglezniknęli.Możeibyliniedożywieni,aleporuszalisięszybkojakszczury.Wjednej
chwilibylitużobok,potemusłyszeliśmytupot,awnastępnymmomenciepozostałapo
nichtylkopustauliczkaicisza.

Podnieśliśmysię.Fiotarłałzęipociągnęłanosem.Homerwyglądał

nawściekłego.

-

Małegnidy-powiedział.-Wszystkomizabrały.

Wychodzączuliczkiprzeszukaliśmykieszenie,żebysprawdzić,costraciliśmy.Potem
znaleźliśmykryjówkęnapodwórkusplądrowanegobarumlecznego.Dziecizabrały
Homerowicennyscyzoryk.Fiimnieteż.AleHomerzachowywałsiętak,jakbytylkoon
cośstracił.

Zabraływszystko,comiałamwkieszeniach:długopis,dwapa-nadolewfoliowejtorebce,
ostatnitampon,nowozelandzkikompas,zdjęciemoichrodziców,pierścionek,który
dostałamodRo-bynnadwunasteurodzinyiktórynosiłamwkieszeni,botamwydawałmi
siębezpieczny.Nawetmojąchusteczkędonosa.Iconajgorsze:zegarek,którybabcia

background image

podarowałaminagwiazdkę.

Zostaliśmydoszczętnieobrobieniprzezzgrajędziesięciolatków.

Nawszelkiwypadekposzliśmydodomubabciokrężnądrogą.Niewiedzieliśmy,czy
dziecinasnieobserwują.Niechcieliśmy,żebysiędowiedziałyonaszejkryjówce,chociaż
wcalebym196

sięniezdziwiła,gdybyjużznałynaszenazwiska,datyurodzenia,grupykrwiiwynikiw
szkole.Działałyzprzerażającąskutecznością.

Zastanawiałamsię,czytoprzypadkiemnieoneurzędowaływdomumojejbabci,ale
uznałam,żebyłoichnatozbytwiele.

KiedywróciliśmyiopowiedzieliśmyLee,cosięstało,napoczątkunamniedowierzał,a
potemzłapałdoła.

-

Niedowiary-powtarzał.-Potymwszystkim,przezcoprzeszliśmy.Niedowiary.Boże,
coznamibędzie?Nawetjeśliwkońcuwygramytęwojnę,całykrajwylądujewdomu
wariatów.

Siedzieliśmyponuroprzystolewjadalni,skądmieliśmywidoknaulicę.Niktniemiałsiły
spieraćsięzLee.

-

Coteraz?-zapytaławkońcuFi.-Musimyułożyćjakiśplan.Niemożemytusiedzieć
przezpółroku.Mamysporodozrobienia.

Mówiącto,patrzyłaprostonamnie.Ajapotrafiłammyślećtylkootym,jakbardzosię
zmieniliśmy.Itonawielesubtelnychsposobów.

P.w.-przedwojną-Finigdynieprzejęłabyinicjatywy.ZwłaszczawobecnościHomerai
Lee.Zaczekałaby,ażzostaniemysame,apotemomówiłybyśmysprawęnaosobności.To
takadrobnostkaidawniejpewnienawetbymjejniezauważyła,aleterazzauważyłami
zrobiłomisiętrochęsmutno.Zmieniłosiętylerzeczy,żejeszczebardziejkurczowo
trzymałamsiętego,copozostałoniezmienione.

-

Moimzdaniempowinniśmytuzostaćjeszczekilkadni-

powiedziałam.-Jasne,wszyscychcemywrócićdoPiekła,aledopókisytuacjasięnie
uspokoi,lepiejtrzymaćsięzdalekaodWirrawee.

-

Będziemytumieliproblemzjedzeniem-zauważyłLee.

-

Tak,izbezpieczeństwem.

-

Nowłaśnie,zagrażająnamtunietylkożołnierzeidzicylokatorzy,alenawettecholerne

background image

małeszczury.

-

Zdrugiejstrony…-zacząłHomer.

Niedokończyłzdaniaiprzezchwilęniewiedzieliśmy,ocomuchodzi,ażnagle
zrozumiałamipowiedziałam:197

-

A,twoirodzice.

-

Tak.Wiem,żeszansesąjakjedendomiliona…

Codotegomiałrację.

-

Niemusimypodejmowaćdecyzjijużteraz-powiedziałam.-

WieczorempowinniśmyznowuspróbowaćnawiązaćłącznośćzpułkownikiemFinleyem.
Możecośbynampodpowiedział.

-

Jasne,botoŚwiętyMikołaj-prychnąłLee.

-

Amożeakurat.

Miałamnamyślito,żepułkowniknampomoże,alemojesłowazabrzmiałydwuznacznie.

-

StąddoPiekłajestdaleko-zauważyłaFi.

-

Tammamyprzynajmniejjedzenie.

-Oby.

-JakmożnazdobyćjedzeniewStratton?-zastanowiłsięHomer.

-

Warzywazogródkastarcząnamnatydzień.Tożadnerarytasy,aleprzynajmniejnie
umrzemyzgłodu.Aimdłużejtrwalato,tymwięcejwarzywbędziemożnazebrać.

-

Super-powiedziałHomer.

Niebyłstworzonydowegetarianizmu.

-

Tamtedzieciakipewnieniemająpojęcia,żewogródkachrosnąwarzywa-powiedziała

background image

Fi.-Prawdopodobniemyślą,żeprodukujesięjenazapleczusupermarketu.Wokolicyjest
mnóstwoogródków,wktórychmoglibyśmycośznaleźć.

Pomysłbyłdobry,choćwgłosieFiusłyszałamcoś,cokazałomipodejrzewać,że
chciałabyposadzićtamtedzieciakiprzydługimstoleinakarmićjezieleniną.Przerażająca
myśl.

-

PrzecieżnieutknęliśmywcentrumNowegoJorku-

powiedziałam.-Jeślipójdziemywzdłużstrumienia,zagodzinęznajdziemysięwlesie.

-

Tak-przyznałHomer.-Toprawda.Gdybyśmynajakiśczasurządzilitubazę,
moglibyśmycośupolować.Niemamnic198

przeciwkokilkudniomwegetarianizmu,jeśliwiem,żenamecieczekasześćkotletów
jagnięcych.

-

Aższeść?!-zawołałaFi,jakbyzrobiłojejsięsłabo.

-

Tylkożemusimyznaleźćbezpieczniejszysposóbgotowania-

powiedziałam.-Moimzdaniemrozsiewaniezapachuogniawcałejdzielnicyjestbardzo
niebezpieczne.

-

Zwłaszczażewpobliżusątamtedzieciaki-zauważyłaFi.

-

Właśnie.Sąstraszne.Będziemymusielijakośsobieznimiporadzić.

-

Mampomysł-odezwałsięKevin.

Omalnieudławiłamsięjęzykiem.

-

No?-podchwyciliśmyskwapliwie.

Zbytskwapliwie.Przezchwilęmyślałam,żeznowusięwycofa.Alewkońcuwydusił
kilkasłów.

-

Boucher.Hodowlapstrąga.

-

Cotozamiejsce?-zapytałam.

background image

Dośćczęstomijałamtendrogowskaz,alenigdynieskręciłam.Stawbyłoddalonyod
Strattonojakieśosiemkilometrów.

-

Byłamtam-powiedziałaFi.

Szkoda,żesięodezwała,bonagłeożywienieKevinawydawałomisiętakwielkim
wydarzeniem,żewolałam,-bymówiłdalej.AleFiprzejęłapałeczkę.

-

Tosupermiejsce.Majątamdużystawpełenpstrągów,dająciwędkiicałysprzęt,aty
łapiesztyleryb,ilechcesz,apotempatroszyszjewmałejszopie,zabieraszdodomui
zjadasz.Patroszeniejestohydne,aleładniesięuśmiechnęłamdopanaBoucheraizrobiłto
zamnie.

-

Jesteśbeznadziejna,Fi-powiedziałam.

-

Typowakobieta-mruknąłLee.-Wszystkieudajeciefeministki,dopókiniechcecie,żeby
facetwaswczymśwyręczył.Wtedyrobiciemaślaneoczy,mówiciecieniutkimgłosikiem
iwkładaciekrótkiespódniczki.

199

TegotypukomentarzwustachLeebyłtakoklepanyiprzewidywalny,żeżadnaznasnie
wysiliłasięnaodpowiedź.

-

Wkażdymrazietodobrypomysł,Kevin-powiedziałam.-

Gdybynamsięudałozłowićkilkapstrągów,odrazupoczulibyśmysięlepiej.

-

Robisztospecjalnie,Ellie?-zapytałLee.-Bobrzmitostraszniesztucznie.

-

Co?-zdziwiłamsię.

-

No,przecieżwiesz.Tengłosnauczycielkizpodstawówki.„Touroczypomysł,Kevin.
Mądryzciebiechłopczyk”.

Kevinzrobiłtakązadowolonąminę,żemiałamochotęmuprzyłożyć.

Oddawnasięniekłóciliśmy-byliśmyzbytzajęci-alenadrobiliśmytebrakiznawiązką.
Czasamimiałamwrażenie,żeLeeuwielbiasiękłócić.

Poszłamnagórę.Nieplanowałamspać,alekiedypołożyłamsięnałóżku,odpłynęłamjak
wnarkozie.

15

background image

Potejkłótnidochodziłamdosiebieprzezkilkadni.Normalnieniechowamdługourazy.
AlepoczułamsięszczególniezdradzonaprzezLee.Uważałam,żejestmicoświnien.
Szczerzemówiąc,wzasadziemyślałam,żeskorozesobąspaliśmy,tocośznaczy.Okej,
wiem,żedlachłopakówmatomniejszeznaczenieniżdladziewczyn-wkażdymrazietak
twierdząwszyscymoiprzyjaciele-alemimotouważałam,żepowiniensięzachować
inaczej.

Fiteżsięzamnąniewstawiła.Tozabolało.Byłyśmytylkomydwieprzeciwkotrzem
facetom,więcmyślałam,żepowinnyśmydbaćosiebienawzajem.Jastanęłabympojej
stronie,gdybyLee,HomeralboKevinzaczęlijejdokuczać.

Nowięcjakiśczaschodziłamnaburmuszona.Przeważnierobiłamcoś,cobyłodlamnie
bardzoważne.Wzasadzienikomuniezdradziłampozostałychpowodów,dlaktórych
chciałamzostaćwdomubabci.

OczywiścierozsądniebyłosiętamukryćiniepróbowaćjeszczewracaćdoPiekła.
Najważniejszympowodembyłojednakogromnepragnienie,byzająćsięrzeczamibabci,
wysprzątaćjejdom,przywrócićgodoprzyzwoitegostanu.Oznaczałotopozbieranie
wszystkichjejlistówipapierów,któreleżałyporozrzucanepodomu,wsadzenieichdo
małejlodówkisamochodowejizakopaniewogrodzie.Oznaczałotoowinięcie

201

jejnajlepszychubrańwfolię,którąudałomisięznaleźć-bardzopomocneokazałysię
zasłonkidoprysznica-iukrycieichwciemnymschowkupodwerandą.Oznaczałoto
zebranieresztekjejbiżuteriiiozdóbiukrycieichmiędzyzwojamiróżowegomuślinuna
strychu.

Niemogłamukryćrozgoryczenia,patrzącnażałosnystosikbiżuterii.

Mieściłsięwjednejręce.Babciaposiadaławielecennychipięknychprzedmiotów,które
pewnegodniamiałytrafićdomnie.Kiedybyłammała,częstojewyjmowała,wkładałana
mnieiopowiadałamiichhistorie.Byłtamsrebrnynaszyjnikzeszmaragdami,perły,biała
jadeitowabroszka,ciężkazłotabransoleta,conajmniejdwanaściepierścionków.W
jednymznichtkwiłrubinwielkościpestkibrzoskwini.

Terazwszystkieteskarbyskurczyłysiędokilkupopsutychkolczyków,czterech
bransoletek,broszkizporcelanyipustegomedalionu.

Odkurzanie,zamiatanieiporządkowanietegowszystkiegopochłonęłomnóstwoczasui
energii.Byłotakdużodozrobienia,żeniemiałamczasunaodpoczynek,więcwzasadzie
prawieniewidywałamprzyjaciół.Zresztąkiedysięspotykaliśmy,zachowywalisię
podobniejakja:jakbysięwyłączyli.Kevinnaprawdęzrobiłkawałdobrejrobotyw
ogródku:pielił,podlewałinawoził.Fizostałanasząszefowąkuchni,aHomer
zadziwiającodobrzespisywałsięjakojejpomocnik.

Alewszyscyczęstosiedzieliśmywróżnychczęściachdomuigapiliśmysięwpustkę.
NiespodziewanienatykałamsięnaprzykładnaHomeraalbonaFi,którzybezwładnie
siedzieliwfotelachiwyglądalitak,jakbyprzedchwilądostaliwgłowękafarem.Nie
ruszalisięgodzinami.Zemnąbyłotaksamo.Zwijałamsięwkłębekwdużymstarym
foteluzbrązowejskóry,którystałprzysekretarzyku,issałamkciuk,gapiącsięnatapetę.
Pojakimśczasieodkrywałam,żeminęłytrzygodziny,aleniewiedziałam,cosięznimi

background image

stało.Możetrafiływotchłań,

202

wktórejzbierająsięstraconegodziny,doktórejodsyłasięmyśliiuczucianiepasującedo
żadnejkategorii.

Dopieropokilkudniachzdałamsobiesprawęzczegośjeszcze:żeprawieniewidujęLee.
Jaznikałampsychicznie,aleonznikał

fizycznie.Napoczątkumyślałam,żewychodzidoogrodu,idziedoszopyalbowłazina
drzewo.PotemFipowiedziała,żeLeezapuszczasiętrochędalej.Leżałyśmyskulonena
szerokimłóżkuwpokojugościnnym.Byłobardzowcześnie,pewniedopierowpółdo
dziewiątejwieczorem,aletakwłaśniewyglądałonaszeżycie.Długiegodzinywarty,brak
elektrycznościibezsennośćkilkuostatnichtygodni-towszystkozmieniłonasw
grzecznychchłopcówidziewczynki,którzywcześniekładąsięspać.

-

Wiesz,cosiędziejezLee?-zapytałaFi.

-

Nie.Comasznamyśli?

-

Trochęzdziczał.Chybachodzisamotniedomiasta.

-

Naprawdę?Poco?

Zadająctopytanie,poczułamlekkieukłuciestrachu.ZnającLee,niechodziłdomiastapo
to,byzajrzećdobiblioteki.

Nieczekając,ażFiodpowienapytanie,dodałam:

-

Ocomuchodzi?Chybazrobiliśmyjużtyle,żenajakiśczaspowinnomuwystarczyć.
Kiedydasobiespokój?Pewnie,jakgozabiją.

Naglepoczułamtakwielkązłośćigorycz,jakbymponowniepołknęłazawartośćżołądka,
którapodeszładogardła.Taksmakujewojna.

-

Niemożeszmiećdoniegopretensji-powiedziałaFi.-Wyobraź

sobie,żedowiedziałabyśsiętegosamegocoon.Orodzicach.Tozadziwiające,żejeszcze
mucałkiemnieodbiło.

-

Więcuważasz,żetrochęmuodbiło?

-

Och,nie.Poprostu…zawszebyłodrobinęinny.Jasne,towszystko,przezcoprzeszlijego

background image

rodzice,żebysiętudostać,napewnonaniegowpłynęło.Byłobydziwnie,gdybynie
wpłynęło.

203

-

Zawszewydajesiętakiskupiony-powiedziałam.-Dawniejpatrzyłam,jakgrana
skrzypcachwszkolnejorkiestrze.Wyglądał,jakbynicinnegodlaniegonieistniało.

-

Otak.Możnadużopowiedziećoludziachnapodstawieinstrumentu,naktórymgrają,nie
uważasz?

Nigdywcześniejsięnadtymniezastanawiałam.

-

Gitarzyścisąwyluzowani-powiedziałaFi.-Jakhippisialbocośwtymrodzaju.Tacy
niekonwencjonalni.Awszyscypianiścisąperfekcjonistami.

-

Wszyscyperkusiścitodebile.JakMattCohen.Poprostulubił

robićdużohałasu.Awdodatkudziękilekcjomgrynaperkusjidwarazywtygodniumógł
wcześniejwychodzićzeszkoły.

-

Więcjacysąskrzypkowie?

Musiałamsięzastanowić.

-

Chybabardzowrażliwi-powiedziałamwkońcu-ijakbypoważni.KiedyLeegrał,
wydawałsięskupionyijednocześnieoddalonyomilionykilometrów.

-

Nadaljesteśwnimzakochana-powiedziałanagleFi.

Wiedziała,corobi:próbowałamniewybadać,podpuszczałamnie,byłaciekawa,co
powiem.Zamierzałamrzucićjakiśgłupi,zabawnytekst,alesięrozmyśliłam.Zamiasttego
poważniesięzastanowiłam.Niemyślałamotymodwieków,niechciałam,aleteraz
spróbowałamsięzdecydować:kochamgoczynie?Kocham,niekocham.Gdziebyły
stokrotki,kiedyczłowiekichpotrzebował?

Pojednejstroniebyłyjegopiękneoczyiniespiesznyuśmiech,długie,smukłebrązowe
ciało,inteligencjaiuczciwość,siła.Zarównotawewnętrzna,jakizewnętrzna.Podrugiej
stroniebyłoto,żeczasamipotrafiłbyćbardzooziębłyibrutalny.Nawetbardziejniżja,a
podtymwzględemostatnioniedziałosięzemnąnajlepiej.

204

Międzytymwszystkimtkwiłateżtaokropnarzecz,którązrobiłamzAdamemwNowej
Zelandii,którejtakbardzosięwstydziłamiktórazdecydowaniezniechęciłamniedo

background image

chłopaków.

WkażdymraziejaiLeebyliśmyzamłodzinadługoletnizwiązek.

Cośtakiegomogłobysięudaćwdawnychczasach,wpokoleniumoichrodziców.Moja
mamamiaławdniuślubuosiemnaścielat,atatadwadzieściatrzy.Jatakniechciałam.

Najważniejszymczynnikiemjakzawszebyławojna.Czasamimiałamwrażenie,że
wszystkosiędoniejsprowadza.Niemogłamsięskupićnazwiązku,gdyotaczałynas
płomienie,śmierćinienawiść.CzasamiprzezwieledniniemyślałamanioLee,anio
nikiminnym,niemarzyłamożadnymchłopaku,niewyobrażałamsobiesiebiewniczyich
ramionachinieprzejawiałamnajmniejszegozainteresowaniacałowaniemibyciem
całowaną.Przeztęinwazjęmiałamskończyćjakojałowa,zimna,samotnastaruszka.

TerazodwróciłamsiędoFi,przekręcająccałeciałoiznajdującwygodniejsząpozycjędla
głowynapoduszkach.

-

Możenadalgokocham.Niemampojęcia.Wiem,łatwotakpowiedzieć,alenaprawdęnie
mampojęcia.

-

Wiesz,wpewnymsensiejesteśwdobrympołożeniu.Niemaszrywalek.JeśliLeechcesię
zkimśzwiązać,matylkociebie.Ichybanadalcięlubi.

Zignorowałamostatniezdanieiskupiłamsięnapoprzednich.

-

Jesteśjeszczety.

-

Onie,dziękuję.Bardzogolubięiuważamzajednąznajbardziejfantastycznychosób,
jakieznam,alenigdymnienieinteresowałwtakimsensie.

-

MożeLeeiHomerdojdądowniosku,żesągejamiizacznązesobąkręcić.

-

Możeitak.Aletobędzienaszawina.

-

Wielkiedzięki.Więccałyjegolosspoczywawmoichrękach?O

życiuerotycznymniewspominając?

205

-

Myślisz,żesięmasturbują?-zachichotałaFi.

-

background image

Nojasne.Jestempewna,żeparęrazyomalnieprzyłapałamHomeranagorącymuczynku.
ApewnegodniawPiekle,kiedyKevinmyślał,żejesteśmynadstrumieniem,słyszałam
ciekaweodgłosydobiegającezjegonamiotu.

-

Totakieśmieszne.Inaprawdęobrzydliwe.Niewyobrażamichsobiewtakiejsytuacji.

Lekkosięzarumieniłamiwtuliłamtwarzwpoduszkę.CzasamiFizachowywałasiętak,
jakbyprzyszłanaświatstolatzapóźno.

NależaładoXIXwieku.Teżminiewiniątko.Walczyłanawojnie,zabijałaludzi,amimo
toleśnychochlikwiedziałożyciuwięcejniżona.

-

Acoztobą?-zapytałam,żebyzmienićtemat.

AleFiźlemniezrozumiała.Oderwałagłowęodpoduszkiizapytała:

-

Chceszwiedzieć…czytorobię?

-

Nie!Niechcęwiedzieć,czytorobisz,czynie.Pytam,czynadalsięwkimś
podkochujesz?NadalmyśliszoMikeu?

KomandosMikebyłMaorysem-amożepochodziłzSamoa,niebyłampewna-który
przyleciałznamidoAustraliirazemzinnymiNowozelandczykami.

GłowaFiznowuspoczęłanapoduszceijejgłossięzmienił,posmutniał.

-

Nie.Chybajużnigdyichniezobaczymy.

Przeklętawojna.Niebyłomożnaodniejuciec.Próbowałamcośwymyślić,zmienićtemat
porazdrugi,alenicnieprzychodziłomidogłowy.

KumojemuzaskoczeniuFimniewyręczyła.

-

Alewgłębisercakogośkocham-powiedziała.

-

Serio?Kogo?

-

Przecieżwiesz.Tegosamegocozawsze:zawszekochałamtylkojego.

206

-

Homera?MówiszoHomerze?

background image

Nieodpowiedziała,cooczywiściebyłonajlepsząodpowiedzią,jakiejpotrzebowałam.
Położyłamsięiwmyślachpokręciłamgłową.Jednomusiałamprzyznać:Fibyła
nieprzewidywalna.

-

NaprawdędalejpodobacisięHomer?

-

„Mamytylkojednegorabina,aonmatylkojednegosyna”.

FicytowałaSkrzypkanadachu,musical,naktóregopunkcieobiemiałyśmyfiołaprzez
bardzokrótkiczaswósmejklasie.

-

Odbiłoci-powiedziałam.-Chybajesteśjednąztychosób,któremajątalentdo
wybieraniasobienajgorszychchłopakównaświecie.

TakjakSally.Założęsię,żezsześćrazywyjdzieszzamążiweźmieszrozwód.

-

Więcuważasz,żetoniewypali?Myślisz,żemusięniepodobam?

Tongłosumojejprzyjaciółkipowinienbyłmnieostrzec,alejakkretynkamówiłamdalej:

-

Nowiesz,moimzdaniemHomernanikogoniepatrzywtakisposób…Togopoprostuw
ogólenieinteresuje.Pewniektóregośdniasięocknieikogośpoślubi,alenapewnonie
będzietokobieta,którąznaoddawna,tylkoktośzupełnienowy.

Finieodpowiedziała.Ciszatrwałamniejwięcejdwieminuty.Nadalnieczułam,że
powiedziałamcośzłego,ażwkońcuusłyszałamcośjakbykaszelprzeplatanyłkaniem,
którydobiegałzdrugiejstronyłóżka.Wreszciezrozumiałamto,conawetpółgłówek
pojąłbynatychmiast:Fipłakała.

Przeraziłamsię.

-Fi!OBoże,przepraszam,niezdawałamsobiesprawy…Onie,czasaminaprawdę
potrafiębyćgłupia.Och,Fi,naprawdęażtakgolubisz?

Nieodpowiedziała.

-

Fi,niezwracajuwaginato,copowiedziałam.Niewiem,dlaczegoniezrzuciliściemniez
ciężarówkizprzyczepionymdoszyi207

liścikiemdoschroniskadlazwierząt.Fi,pamiętaj,żekiedycośmówię,musiszmyśleć:
„Notak,aletotylkoEllie,dobrze,mogętozignorować”.Powinnaśtrenować.Tonietakie
trudne.Samateżsięnauczyłam.Więckażdymoże.Serio.

-

Alemaszrację,wiem,żemaszrację.Właśniedlategopłaczę.

background image

-

Nie,niemamracji.Tozwykłazazdrość.Takdługokum-plujęsięzHomerem,żenie
potrafięgosobiewyobrazićzkimśinnym.Z

innądziewczyną.Toznaczywcalegoniechcędlasiebie,niewtakimsensie,alezdrugiej
stronyniechcę,żebymiałagoinnadziewczyna.

-

Mówisztaktylkopoto,żebymniepocieszyć.

-

Jasne,żechcęciępocieszyć,aleitakmówięprawdę.Nielubię,kiedyHomerem
interesująsięinnedziewczyny.Myślęwtedy:

„Spadaj,onjestmój”.Nawetwstosunkudociebieczujęcośtakiego.

-

Maszszczęście,takdobrzesiędogadujecie.Czujeciesięzesobątak…swobodnie.Patrząc
nawas,żałuję,żeniemambrata.

-Wieszco,jeślichceszdowodunato,żemojesłowabyłykompletnienieprawdziwe-
zaczynałamzbieraćargumenty-przypomnijsobie,jaksięwtobiezakochałnapoczątku,
kiedybiwakowaliśmywPiekle.

Boże,roztapiałsięjak…O,pamiętasz,jakwłożyłyśmydomikrofalitojajowielkanocne?

Wkońcuudałomisięwydobyćzniejnieśmiałychichot.Pewnegorokumusiałyśmy
pomalowaćmnóstwojajwielkanocnych,więcwkońcuzaczęłyśmysięwygłupiać.Jajo
włożonedomikrofalówkistopiłosięwobrzydliwyczarnyitoksycznypłyn.Wypełniło
kuchniędymemismrodem,któryutrzymywałsięwielegodzin.

PowtórzyłamFiwszystko,copowiedziałoniejHomer,kiedyczcił

ziemię,poktórejstąpała.Otym,jakajestdoskonała,żeniejestdlaniejwystarczająco
dobry,idodałam,żestraszniesięczerwieniłnajejwidok.Ato,czegoniepamiętałam,
zmyśliłam.Czułamsięjakmatkaopowiadającadzieckubajeczkęnadobranoc.

208

-

Szkoda,żejużtakiniejest-westchnęłaFi,kiedyskończyłam.

-

Fi,wierzmi,teuczucianadalwnimsiedzą.Niezniknęły.Nietrzebawiele,byje
wskrzesić.

-

Takmyślisz?

-

Oczywiście.Jesteśtym,czegomutrzeba.Tobyłobynajlepszedlawasobojga.

background image

Czasamiczuję,żemarnujęswójtalent.Powinnamcośsprzedawać.

Zbiłabymfortunę.Szczerzemówiąc,wcaleniebyłamtakapewna,czyHomeriFi
stworzylibyudanąparę-nawetpomijającmojązazdrość-

alezanimFizasnęła,chybaudałomisięjąprzekonać,żemająprzedsobąprzyszłość.

CzterygodzinypóźniejwyszłamzmienićLeenawarcie.PorozmowiezFibyłam
ciekawa,cosięznimdzieje,chciałamsiędowiedzieć,cokombinuje.Aleniczegosięnie
dowiedziałam.Marzyłjedynieośnieibezwzględunato,jakimisłowamizachęcałamgo
dorozmowy,ciągleziewałiwycofywałsięmiędzydrzewa.Wkońcumusiałammudać
spokój.Aleznowuzaczęłamzwracaćnaniegouwagęiprzezparęnastępnychdni
obserwowałamgozzaciekawieniem.Fimiałarację.

Naprawdęznikałnadługiegodziny,apopowrociewydawałsięwykończony.Inietylko
wykończony.Dopierowiekipóźniejzrozumiałam,ocochodzi,leczpowolitodomnie
dotarło.Byłczymśprzejęty.Naprawdęcośkombinował.Byłczujny,prawietryskał

energią,jakcollie,którycałydzieńpilnowałowiec,alemyśli,żezarogiemczeka
następnedużestado.

PostanowiłamzapytaćotoHomera.

-

Jakmyślisz,dokądchodziLee,kiedyznikanacałegodziny?

Homerwydawałsięzaskoczony,aleniezbytzainteresowany

-

Naprawdęczęstogdzieśznika?Tak,chybarzeczywiściemaszrację,chociażzanimotym
wspomniałaś,niczegoniezauważyłem.

Alewiesz,jakijestLee.Ktobyłsamotnikiem,pozostaniesamotnikiem.

209

ByłtokolejnytekstzupełnieniewstyluHomera.Przedwojnąnigdybymczegośtakiego
odniegonieusłyszała.

-

Wiesz,poprostusięmartwię.Jeślirobicoś,comogłobynamzaszkodzić…Chyba
powiniennampowiedzieć,dokądchodzi.

Mówiącto,samasięprzeraziłam:zachowywałamsięjakwłasnamatka.Wojnapotrafi
bardzozmienićpunktwidzenia.

-

Dlaczego?Cotwoimzdaniemkombinuje?

-

Niemampojęcia.Alemaobsesjęnapunkciezemstyzaśmierćrodziców.ZnającLee,
możnapomyśleć,żesięwymykaiwysadzawpowietrzefabryki.

-

background image

Wątpię.Dlaczegosamagootoniezapytasz?

Łatwopowiedzieć.SzczerarozmowazLeeniebyłaniczymłatwym.

MożeHomerkiedyśznimtakrozmawiał,chociażniezauważyłam.W

każdymrazieniełączyłoichto,comnieiLee.Zdecydowanienie.

RozmowazHomeremwcaleminiepomogła.

AlepółtoradniapóźniejLeebyłwzaskakującodobrymhumorze,więcpomyślałam,że
mogęspróbowaćbezpośredniejtaktykiHomera.

Siedzieliśmynaławcewogrodzie,patrząc,jakKevinprzekopujestarąrabatęirozrzuca
kompost.

-

Nowięcgdziesiępodziewasz,kiedystądznikasz?-zapytałamLee.

Najwyraźniejniemiałmizazłetegopytania.Wzruszyłramionamiiodgarnąłwłosyz
oczu.

-

Taksobiełażę.

-

Tutajniedaleko?Amożepomieście?Albopozamiastem.

-

Poprostusobiełażę-powtórzył.

-

Zjakiegośkonkretnegopowodu?

-

Itak,inie.

Czekałam,ażpowiecoświęcej.Zastanawiałamsię,czysięniepomyliłam:możejednak
miałmizazłetęciekawość.Kusiłomnie,żebydrążyćdalej,żebyspytać:„Nieuważasz,
żejaknaraziezrobiliśmywystarczającodużo?Jesteśpewny,żenienarażasz210

nasnaniebezpieczeństwo?”.Aleuznałam,żenieprzyjąłbytegonajlepiej.Zamiasttego
powiedziałam:

-

Więcnadalcośkombinujesz,tak?

-

Dlaczegoniepowiesz,conaprawdęmyślisz?—zapytał.

-

Amożetymipowiesz,skorojesteśtakimekspertemodmojegomózgu?

background image

Spojrzałnamniespokojnie.Jajużgotowałamsięzezłości.Aonbył

chłodnyjakpaczkamiętówek.

-

Myślę,żewściekaszsiędlatego,żechceszwiedzieć,codokładnierobię,ajaniechcęci
powiedzieć.

-

Nicmnienieobchodzi,corobisz-odparłam.-Jakdlamnie,możeszpopłynąćażdo
NowejZelandii.Aleniepowinieneśdziałaćnawłasnąrękę.Toniewporządku.Mógłbyś
nasnarazićnaniebezpieczeństwo.Cobędzie,jeślinaprzykładpewnegodnianiewróciszi
przyjdzienamicięszukać?Niebędziemywiedzieli,gdziezacząć.Ajeśliprzeprowadzisz
jakąśsamotnąakcję,żołnierzecięwyśledząinagleznowubędziemymusieliuciekać,
choćniezapytałeśnasozdanie?Cojeśli…

-

Cojeślito,cojeślitamto…-przerwałmizniecierpliwiony.-

Mogłabyśtakcałydzień.Ajeślisłońcewybuchnie?Wszyscyzginiemy.Wiem,corobię.
Powinnaśdlaodmianyspróbowaćsięzająćwłasnymisprawami.

Zerwałsięzmiejsca,pomaszerowałdoKevina,złapałmotykęizaczął

wściekleatakowaćsuchą,twardąglinęnakońcuogródka.

16

Szliśmycichąbocznąuliczkąotoczonąstarymidomamizcegły.Roktemubyłypewnie
ładneizadbane,aleterazwyglądałynadośćmocnozapuszczone.Jednomniejednak
zaciekawiło:przykucnąwszywcieniuróżanegokrzewuobsypanegomnóstwemmałych
żółtychkwiatków,zobaczyłampełnoowadów!Większychimniejszychpszczół,ważeki
motyli.Os,szerszeniikilkainnych,którychniepotrafiłamzidentyfikować.Kosarze
podrygiwałynagałęzikrzewu.

Byłamprawiepewna,żeroktemuniebyłotutyluowadów.

Pomyślałam,żedobrzesiędzieje.Niemamnicprzeciwkokilkuowadomraznajakiś
czas.Kiedysąwpobliżu,czuję,żeświatniejestjednakważtakkiepskimstanie.Dopiero
gdyilośćowadówurastadoplagi-takiejjakta,któradwalatatemuzaatakowałanasze
pola-

przestajęjelubić.

Leedałmiznakręką,apodrugiejstronieuliczkiHomerteżruszył

naprzód.Fiubezpieczałatyły.ZostawiliśmyKevinawdomubabci.

Wydawałsięzadowolonyzmożliwościpracywogródku,amymusieliśmymiećnadzieję,
żebędzietambezpieczny.Szliśmynawieśwposzukiwaniujagnięcia,któremiało
zaspokoićgłódmięsanękającyHomera.

Byłojeszczedośćwcześnie,więcporuszaliśmysiębardzoostrożnie.

background image

212

Popowrociezamierzaliśmyjeszczerazspróbowaćnawiązaćłącznośćzpułkownikiem
Finleyem.Chcieliśmyzabraćzesobąradio,alepamiętaliśmyotamtychdzieciakach.Nie
mieliśmykarabinów,agdybydzieciznowunasnapadłyiokradły-nocóż,niemogliśmy
sobiepozwolićnautratęradia.

Strachprzedtakimimałymignojkamibyłwkurzający,anawetkrępujący.Alemusieliśmy
traktowaćtozagrożeniepoważnie.Boże,jeszczejak!Trzęsącesiępalcenaspuście
karabinów,odbezpieczonabroń,dzikośćipanikawoczach-byłoczegosiębać.

Tamtedzieciprzypominałymihorror,wktórymistotyzobcejgalaktykiprzejmowały
kontrolęnadludźmi.Albojednąztychhistoriioodurzonychnarkotykaminastolatkach
skaczącychzbalkonówwprzeświadczeniu,żefioletowemałpypełznąimponogach.

Zastanawiałamsię,czytedzieciakiteżbyłynaćpane,aleraczejnie.

Chociażpewnieitakbymniepoznała.Nigdyniewidziałamnikogo,ktobyłbypod
wpływemczegośmocniejszegoniżtrawka.

Dotarłamdonastępnegozakrętu.Mieliśmyprzedsobąkolejnąwąskąuliczkę,podobnądo
tej,wktórejnasnapadnięto.Pozwoliłam,bymojespojrzenieuważniesięponiej
przesunęło.Niewiedziałam,kogoobawiałamsiębardziej:żołnierzyczytamtych
dzieciaków.

Znowuspojrzałamnagłównąuliczkę,alemojąuwagęprzykułocośnaziemi.Spojrzałam
wdół.Zatrzymałamsięiwbiłamwtowzrok.

Potemspojrzałamtrochędalejizobaczyłamcośjeszcze.Cichogwizdnęłam,żebyzwrócić
uwagęHomera.

Kiedychciał,Homerporuszałsięszybkoicicho.Zaskakującejaknatakiegowielkiego
faceta.Możewpoprzednimżyciubył

baletmistrzem.

Chociażraczejnie.

Gdyzobaczyłtocoja,zareagowałidentycznie.Uniósłbrwiispojrzał

namnie,apotemnaglenauliczkę.

213

-

Chodźmy-powiedział.-Któreśznichnasobserwuje.

-

Wporządku-powiedziałam.-Alezamierzamodzyskaćswojerzeczy.

-

Nojasne.Jateż.

Ominęliśmytomiejsceipobiegliśmyzaresztą.Spotkaliśmysiępodwiatągarażowąobok
domunakońcuuliczki.

background image

-

Nacopatrzyliście?-zapytałLee.

-

Nazdjęciemoichrodziców-powiedziałam.

-

Namojąszczęśliwąkrólicząłapkę-powiedziałHomer.

-

Namojąchusteczkędonosa.

-

Narzeczy,któreukradływamtamtedzieciaki?

-

Właśnie.

-

Więcocochodzi?Wyrzuciłyjetam?

Homerpróbowałrozgryźćsytuację.

-

Albospotkałysięwtejuliczce,żebypodzielićłupiwyrzucićśmieci.Chybażeszykująna
naszasadzkę.

-

Wątpię-powiedziałam.-Toniezbytdobremiejscenazasadzkę.

-

Czemutegoniewzięliście?-zapytałaFi.

-

Zauważyłem,żejednoznichnasobserwuje-powiedziałHomerdoLeeiFi.-Chyba
majątugdzieśkryjówkę.Chcęjewytropić.

-

Poco?-zapytałaFi.

Myślałam,żeHomerodpowie:„Bochcęjespraćnakwaśnejabłkoiodzyskaćswoje
rzeczy”,aleonzaskakiwałmnieprzezcałeżycieichybabędzietorobiłażdośmierci.

-

Szkodamitychbiednychmałychgnojków-powiedział.

Fioparłasięościanęwiatyipowachlowaładłonią.

-

background image

Homer—powiedziała-przysięgam,nigdycięniezrozumiem.

Ulżyłomi,żeniejestemwtymodosobniona.

214

-

Więccoproponujesz?-zapytałLee.-Mamypójśćjenawrócić?

Zbawićichdusze?Otworzyćsierocinieciotoczyćjeopieką?

OstatnioLeeczęstobywałagresywny.

-

Nicztychrzeczy-odpowiedziałHomer.Raczejsięniezniechęcił.-Alepomyślałem,że
moglibyśmyspróbowaćimjakośpomóc.

-

Tobrzmitak-wtrąciłasięFi-jakbyśchciałwskoczyćdoklatkizlwamiizaproponować
imnaszewątrobynapodwieczorek.

-

Słuchajcie-powiedziałHomer-amożezrobimycośtakiego:zostawimytamnasze
rzeczyipójdziemypojagnię.Zanimwrócimy,zrobisięciemno.Wtedytrochęsię
rozejrzymy.Jeślipróbująsięnanaszaczaić,dotegoczasunapewnozrezygnują.
Prawdopodobnieukrywająsięgdzieśniedaleko.Poprostuchcęsięrozeznaćwsytuacji.

Jeślisiędowiemy,gdziemieszkają,będziemymoglimiećjenaokuipomyślimy,jakje
trochęoswoić.Wiem,żesąniebezpieczne,aletowynikazezwyczajnejzłości.Musimy
byćostrożni,aleniepowinniśmytakłatwodawaćzawygraną.

Tobyłanajdłuższaprzemowa,jakąHomerwygłosiłodwieków.

Bywałychwile,kiedytrudnogobyłouciszyć,aledawnoodeszłydoprzeszłości.

-

Niepodobamisiępomysłzostawieniajedynegozdjęciamoichrodzicównaziemi-
zaprotestowałam.-Najpierwmyślałam,żejużnigdygoniezobaczę.Niechcęryzykować,
żeznowujestracę.

-

Przecieżniezadadząsobietrudu,żebyjestądzabrać-

przekonywałHomer.-1niebędziepadało.Zdjęciejesttutajbezpieczne,przynajmniej
dzisiaj.

-

Amożetomysięzaczaimy-zaproponowałLee.-Przegonimyjestądraznazawsze.

215

-

background image

Jasne-westchnąłHomer.-Alecośmimówi,samniewiemdlaczego,żepowinniśmyim
daćjeszczejednąszansę.Gdybybyliwśródnichtwoimłodsibraciaisiostry,napewno
chciałbyśimpomóc.

Przypomniałamsobieoczymś,oczymniezbytczęstomyślałam:żekiedyHomermiał
osiemlat,jegomamaurodziłatrzeciegosyna,któryprzeżyłtylkoparędni.

Dlategogopoparłam.Wyruszyliśmyzamiasto,znaleźliśmypastwiskopełneowieci
ubiliśmyśliczne,świeżutkiepółrocznejagnię.

Dawniejubabcizawszebyłomożnaznaleźćostrenoże.

Prawdopodobniepozostałyjejpożyciunafarmie-wszyscyrolnicybardzodbająonoże.
Terazwdomuzostałjedynienożykdoowocówinożestołowe.

Dlategoubójbyłniechlujny.Wyrzuciliśmymnóstwodobrychrzeczy.

ByliśmyzbytzmęczeniiciąglekłóciłamsięzHomerem,jakpowinniśmytozrobić.
Chciałamzakopaćwnętrzności,żebyniedopadłyichlisyidzikiepsy,aleFipowiedziała:

-

Acosięstanie,jeślijezjedzą?

Pomyślałam,żemarację.Byłatokolejnazmiana,którąwprowadziliśmydonaszych
zasad.Tatabymniezabił.

WróciliśmydoStrattonnaprawdępóźno.Uznałam,żedziecięcygangraczejniebędzie
aktywnyotejporze.Chybanadaltrzymałamsięobrazuświata,wktórymdziecichodzą
spaćowpółdodziewiątej.Alegdydotarliśmydoszerokiejaleiniedalekouliczki,wktórej
widzieliśmynaszerzeczy,znowupoczułam,żektośnasobserwuje,śledzi,żemałecienie
nieodstępująnasnakrok.Szłamnakońcuicochwilaoglądałamsięzasiebie.Trzyrazy
zauważyłamjakiśruch,jakbydzikikotuciekłprzedświatłamisamochodu.Wiedziałam,
żedziecimogąnasznówzaatakować,zwłaszczażenapewnowidziałyHomeraniosącego
worekzjagnięciem.Możezauważyłykropelkikrwikapiącejnaścieżkę.Możepoczuły

216

zapachświeżegosurowegomięsa.Wcalebymsięniezdziwiła.Temałedzikusy
prawdopodobniemiaływęchdzikiegokotaalbopsa.

Aleułożyliśmyplan.Popierwszeszliśmyrozproszeni,wodległościmniejwięcej
siedemdziesięciupięciumetrówodsiebie.Toutrudniałozaatakowanienas.Podrugie,
poruszaliśmysięwnieregularnymrytmie,czasamipokonywaliśmypółprzecznicy
biegiem,innymrazembezostrzeżeniaprzechodziliśmynadrugąstronęulicyalboszliśmy
naskrótyprzezczyjeśpodwórka.Mimożewchwilitamtegoatakudzieciwydawałysię
dobrzezorganizowane,przypuszczaliśmy,żepogubiąsięwsytuacji,kiedyniczegonie
możnaprzewidzieć.Zapierwszymrazemułatwiliśmyimzadanie,wchodzącwwąską
uliczkę.Niezamierzaliśmypowtórzyćtegobłędu.

Odbyliśmyszybkąnaradęnaśrodkustadionu.Powiedziałamreszcie,żemoimzdaniem
ktośnasśledzi.Zgodziliśmysię,żenicnatonieporadzimyByliśmybardzoostrożnii
mieliśmynadziejęzostaćobserwatorami,anieobserwowanymi-myśliwymi,anie
zwierzyną.

background image

Niepotrafiłamjednakpozwolić,byzdjęciemoichrodzicównadalleżałonaziemi.
Nadeszłapora,byzapomniećowielkichplanachHomera.Szybkosprawdziliśmy
pobliskiepodwórko,potemHomer,LeeiFiutworzylikordon,ajapozbierałamnasze
rzeczy.Tworzyłymałążałosnąkupkę.

Potemwróciliśmydodomumojejbabci.Dochodziłapółnoc.JaiHomerprzezdziesięć
minutpróbowaliśmynawiązaćłącznośćzNowąZelandią,aLeeznowurozpaliłogieńw
jadalni.Ponownieryzykowaliśmy,alepokusawpostacigrillowanejmłodejjagnięciny
byłatrudnadoodparcia.

Próbanawiązaniałącznościzakończyłasięklapą.Najbardziejprawdopodobnewydawało
sięto,żektośzacząłnaszagłuszać,choćniebyliśmydokońcapewni.

Napchaliśmysiępolędwicąiniedogotowanymiziemniakami.Nie,oczywiście
przesadzam:kiedyczłowiekprzezjakiśczasgłoduje,217

najwidoczniejkurczymusiężołądek,bopotemniemożedużozjeść-

anawetniechce.Dlategozjadłamtyle,ilemogłam,apotemposzłamprzejąćwartęodFi,
żebyonateżmogłasiępożywić.

Kiedydoniejpodeszłam,odrazupowiedziała:

-

Sątutaj.

-

Tedzieciaki?

-Tak.

-

Jesteśpewna?

-

Tak.Ichybawiedzą,żejatutajjestem.Pewniezwabiłjezapachpieczeni.

„Jakmuchy”-pomyślałam.

KiedyFiposzładodomu,usiadłamcichonanajniższejgałęzidrzewapieprzowego,
nasłuchująciwytężającwzrok.Jużwkrótcesięprzekonałam,żeFimiałarację.Wokół
czaiłysięalbobardzodużekoty,albomałejiśredniejwielkościistotyludzkie.Tobyło
dośćdziwne.Czułamsięniepewnie.Zastanawiałamsię,czyniemoglibyśmyichzwabić
zapachemjedzenia.JeśliFimiałaracjęcodoichignorancjiwkwestiiproduktów
spożywczych,pewnietrudnobyłobyimsięoprzećpolędwicyjagnięcej.Moglibyśmyje
zaprosićnagrilla.Wyobraziłamtosobieiponurosięuśmiechnęłam.Tobyłabydziwna
impreza.Trochęinnaniżte,któreurządzaliśmynadrzekąwczasiepokoju.

Elementemnaszejstrategiitrzymaniawartywtakiejsytuacjibył

ciągłyruch,więcpochwilizeszłamzgałęziiruszyłamnapatrol,skradającsięprzez
ogródek.Alenocmijałapowoli.Przeztychmałychgnojkówniemiałamzegarkaiczułam
siętak,jakbyodwielugodzinniktnieprzyszedłmniezmienić.WkońcuzjawiłsięLee,

background image

przecierającoczy.

-

Przepraszam-powiedział.-Mojawina.Padłemzezmęczenia.

Wtedybyłamjużcałkiemrozbudzonaichciałampogadać,aleLeeniebyłwnastroju,
więcsiępoddałamiposzłamnagóręspać.

218

X

Potemoczywiścieodkryłam,żeniemogęzasnąć.Takwyglądaławiększośćmoichnocy.
Znowuzaczęłammyślećotychdzieciachipochwili-nieplanująctegoiwzasadzie
niewielemyśląc-wstałamiznowuzeszłamnadół.

Chyłkiemprzeszłamprzezpłot,mającnadzieję,żeLeemnieniezauważy,apotem
ruszyłamulicą,trzymającsięnajciemniejszychmiejsc.Pociepłymdniunastał
orzeźwiającychłód.Przedmieściawkońcuwydawałysięwolneodbrutalnościżycia.
MożenawetmaliulicznicyzeStrattonbylijużwłóżkach.

Poszłamprawieprostokuuliczce,wktórejznaleźliśmynaszerzeczy.

Nadalbyłotamcicho.Szłambardzoostrożnie.Wpołowieuliczkiskręciłamwlewo.
Przesuwałamsięnapaluszkach.Wcaleniechciałomisięspać.Wszystkiemojezmysły
byływyostrzone,każdaczęśćciałazupełnierozbudzona.

Iprawienatychmiastusłyszałamdźwięk.Przezchwilęmyślałam,żetokotzawodzącyw
tenokropnysposób,któryczasamidocieradonaszychuszu.Potemzdałamsobiesprawę,
żetopłaczącedziecko.

Trwałotojakiśczas.Dzieckomusiałobyćmałe,aleniepłakałotak,jakbyktośjezranił
alboprzestraszył.Jegopłaczbyłjakiśtakizmęczony.Odnosiłosięwrażenie,żedziecko
płaczejużdługo,możeprzezcałąnoc.Przezcałąwojnę.

Próbowałamsprawdzić,skąddobiegatengłos.Wnocyjestztymkłopot,boznacznie
trudniejzlokalizowaćźródłodźwięku.Wdomuczasamimusiałamiśćzaszczekaniem
dzikiegopsa,beczeniemwystraszonegojagnięciaalbowyciemrodzącejkrowy.Nocpłata
wtedyfigle.Tutaj,natakzabudowanymobszarze,byłojeszczetrudniej.

Pochwilidoszłamdowniosku,żepłacznajprawdopodobniejwydobywasięzdługiego
ciemnegobudynku,wktórymkiedyśmusiałabyćstajnia.Znajdowałsięjakieś
pięćdziesiątmetrówdalej,zlewejstrony.Ostrożniezaczęłamiśćwtymkierunku.

219

Zaledwiedwadzieściametrówodstajnipoczułam,jakcośłapiemniezanogę.
Przynajmniejtakiemiałamwrażenie.Zastygłamtylkonachwilę.Sekundępóźniejtuż
przedemnącośrunęło.Jakbyosunęłasięziemia.

Odskoczyłamdotyłu.Rozległsiępotwornytrzask.Stukotzmieszanyzodgłosami
miażdżenia,któreniosłysięechempouliczceprzeznastępnepółgodziny.Pocałych
cholernychprzedmieściach.

Słyszałamtodoskonale.Słyszałamto,kiedyuciekałam,byocalićżycie.Myślałam,żeten

background image

trzaskmniegoni,alenawetbezniegopędziłabymnazłamaniekarku.Ciąglemyślałamo
karabinachtamtychdzieciaków,okarabinachtrzymanychwdrżącychdłoniach,o
szaleństwiewoczach.Niechciałam,bytelufyjeszczerazskierowałysięwmojąstronę.

Pięćprzecznicdalejdałamnuranawerandęmałegobliźniakaiprzykucnęłamza
ceglanymmurkiem.Niesłyszałamodgłosówpościguichoćczekałamprawieczterdzieści
minut,niczegoniezobaczyłam.Siedząctam,zrozumiałamjednak,cosięstało.Te
przebiegłemałebachoryzastawiłypułapkę.Pociągnęłydrut,doktóregoprzymocowały
mnóstworóżnychrzeczy,więckiedymojanoganatrafiłanadrut,zgóryzeszłalawina
garnków,patelniiwszystkiego,coudałoimsięznaleźć.Sprytnie.Pułapkanietylko
ostrzegałaoprzybyciuintruza,lecztakżedawałaszansęucieczki.

Hałastakbardzozaskoczyłbyżołnierzy,żenieodrazuwbieglibydodomu.Wzasadzie
raczejbyuciekli,takjakja.

Byłtosystemwysokiegoryzyka,alecałkiemniegłupi.

Długoszłamzpowrotemdodomubabci,bouciekającprzedhałasem,pobiegłamw
niewłaściwymkierunku.Musiałambyćniesamowicieostrożna.WWestStrattonnie
widywaliśmywielużołnierzy,alejeśliktóryśznichusłyszałtenraban,byliterazbardzo
czujni.

Porozumiewaliśmysięgwizdami.Jakptaki.Wybraliśmydotegopięciodźwiękowygwizd
zBliskichspotkańtrzeciegostopnia,220

kv

którywydałamzsiebie,podchodzącdodomubabci.NawarciestałajużFi,którazdziwiła
się,widząc,jakwychodzęzciemności.

Byłamzmęczona,aleprzezchwilęrozmawiałyśmyipowiedziałamjej,gdziebyłam.
Prawdęmówiąc,byłamspragnionanowychploteczek,porządnejrozmowy.Nadalmiałam
poczuciewinypotym,jakzasmuciłamFi,kiedypowiedziałamioHomerze.Niemiałam
okazjisięzrehabilitować.Ciąglegnaliśmy,bywyprzedzićśmierćokrok.Ichoć
wiedziałam,żeranobędętegożałowała,usadowiłamsięobokFiigadałyśmyoKevinie,o
dawnychczasach,olotniskuiodzieciakach,którenasograbiły.Ostatnioczułamsię
znacznielepiejniżponaszejpierwszejnieudanejpróbiezaatakowaniabazylotniczej.

Niedlatego,żetymrazemnamsięudało,aledlatego,żestałamsiętrochęstarsza,trochę
bardziejpewnasiebie,bardziejopanowana.

Sytuacjawydawałasięjaśniejsza.Niebyłoczasunadobijającekłótnieoto,cozrobić,czy
postępujemysłusznie,czynie.Poprostumusieliśmydziałać,amartwićsięmieliśmy
później.

AleFimyślałainaczej.Kiedyzaczęłyśmyrozmawiać,kuswojemuzaskoczeniuzdałam
sobiesprawę,żeciężkotowszystkoprzeżywa-

gorzejniżkiedykolwiekwcześniej.Mówiącolotnisku,zaczęłapłakać.

-

Tobyłookropne-powiedziała.-Całatakrew.Widziałam,jakjednemuczłowiekowi
odrywanogi.Jegociałotrzęsłosięipodrygiwałojakwjakimśpotwornymtańcu,jego

background image

twarzsięrozmazała,upadłnaziemięiwięcejgoniewidziałam.Apóźniejzobaczyłam
płomienie,którezsykiempędziłypoziemi,jakbykogośgoniły,ażwkońcudopadły
drugiegomężczyznę,zanimzdążyłzrobićtrzykroki…

-

Przestań,przestań-powiedziałam.Wskrzeszaławszystkiewspomnienia,októrychnie
chciałammyśleć.-Przestań.

Nagleopuściłmniedobryhumor.Alemusiałamniąpotrząsnąć,żebysięzamknęła.
Chciałamówićorozwalonychdżipach,221

otym,jakutknęłanapaceciężarówkizKevinem,ooficerze,którynajejoczach
wyciągnąłpistoletistrzeliłsobiewgłowęnawidokzbliżającychsiępłomieni.Janie
chciałamotymwszystkimsłuchać.

Jakośudałomisięprzekonaćsiebie,żetobyłookej,żejesteśmyżołnierzami,którzy
zrobilitodlarodziców,dlapułkownikaFinleya,dlaIainaiUrsuli,aterazFiwciągała
mniezpowrotemdorzeczywistości.

-

Pogadajmyoczymśinnym-błagałam.-Niemożemyotymrozmawiać.Nietutaj.Nie
teraz.Zaczekaj,ażwrócimydoNowejZelandii,alboażskończysięwojna.Pamiętasz,jak
wiekitemuwPiekleHomerpowiedział,żemusimybyćodważni?Nowięctonadal
aktualne.Jeślipozwolimysobiezwariować,będzieponas.Musimywziąćsięwgarść.

Mówiłamtyle,bochciałamprzekonaćnietylkoFi,aletakżesiebie.

Marzyłamotym,byAndrea,mojaterapeutkazNowejZelandii,naglezmaterializowała
sięoboknas,żebymmogłasięwyżalićprzedkimś,ktorozumie.

Fisięuspokoiła,alenicwięcejniepowiedziała.Poprostusiedziałaiwyglądałażałośnie.

-

Niechciałam,żebyścałkiemsięzamknęła-powiedziałam.-

Chcępogadać.Alenieotychwszystkichstrasznychrzeczach.Nieobchodzimnie,o
czym,bylebynieotamtychsprawach.

-

Aha-powiedziała.-Wiem,żepodobnerzeczydziałysięwinnychkrajach,kiedy
dorastałyśmy:TimorWschodni,IrianJaya,Tybet.Przejmowałamsiętym,naprawdę.Ale
jestcałkieminaczej,kiedysamawtymuczestniczysz,kiedytowidzisz.Albokiedyktoś
krzywdziizabijatwojąrodzinęiprzyjaciół.Tamtedzieci.Homermarację,powinniśmy
imjakośpomóc.Takjakpowiedział,moglibybyćnaszymibraćmiisiostrami.

Ucieszyłamsię,żedałamiokazjędozmianytematu.

-

Onecałkiemzdziczały-powiedziałam.-Myślisz,żemożemycośdlanichzrobić?

222

background image

g

-

Apocotamposzłaś,skoroniewidziałaśtakiejszansy?

-

Niejestempewna.Poprostuonichmyślałaminiemogłamzasnąć.Możegdybyśmy
wiedzielicoświęcej,moglibyśmyzdecydować,czywartopróbować.

-

Poczułamsięstrasznie,kiedytamtenmałyzapytał,czymamycośdojedzenia-
powiedziałaFi.-Miałamochotęgopodnieśćiprzytulić.

-

Fi,przecieżtedziecinanasnapadły!

-

Wiem.Alewydawałysiętakiezrozpaczone.Myślisz,żenaprawdęumierajązgłodu?

-

Rzeczywiściewyglądałynagłodne.Kiedyjedliśmyjagnię-cinę,pomyślałam,że
moglibyśmyimtrochęoddać.Możepotakimprezenciebynamzaufałyiuwierzyły,że
chcemyimpomóc.Wdomuraznajakiśczasdokarmiałamoposy,aleitakdziałało.
Wiedziały,żeichnieskrzywdzę.

-

Czytoniedziwne,żeNowozelandczycyniecierpiąoposów?-

zapytałaFi.Wkońcutrochęsięuspokoiła.

-

Tak,mnieteżtozaskoczyło,apotemsiędowiedziałam,żewNowejZelandiiichniema.
Zaimportowalije.Takjakmylisyikróliki.

-

Więcdlaczegoniezaniosłaśtymdzieciomtrochęjagnięciny?-

zapytałaFi.-Jachybabymzaniosła.

-

Bosątakszalone,żegdybyśmypodeszlidoichkryjówkiwciągudnia,najpierwby
strzelały,apotemzadawałypytania.Apotym,jakdziśnapędziłamimstracha,niewiem,
czykiedykolwiekpozwoląnamsięzbliżyć.

-

Możeniewiedzą,żetoty.

-

background image

Może.

Naprawdęchciałomisięspać,aleposłałamFidołóżkaiprzejęłamwartę.Byłśrodeklata,
więcporankistawałysiędłuższeibardziejpowolne.Miłobyłopatrzeć,jakszareświatło
stopnioworobisiępomarańczowe,potemróżoweiczerwone.Oświcie223

temperaturabardzospadała,ażwkońcuzaczynałamdygotaćzzimna,alewcalemitonie
przeszkadzało.Wiedziałam,żepóźniej,kiedyzrobisięnaprawdęgorąco,wspomnęten
przenikliwychłódiwtensposóbsięorzeźwię.Gdytylkowzeszłosłońce,powietrze
zaczęłowysychaćipoczułampierwszelekkiełaskotkiciepła.

Zrozumiałam,żechybamusimyspróbowaćpomóctymdzieciom,boinaczejsami
oszalejemy.Możegdybyudałonamsięzrobićcośdobrego,cośpozytywnego,
rozrzedzilibyśmywspomnieniatamtychchwil,tamtychstrasznychchwil,októrych
wspomniałaFi.

17

Czassięzatrzymał.NiemogliśmyuzyskaćłącznościzpułkownikiemFinleyemi
przypuszczaliśmy,żektośzagłuszafaleradiowe.Aponieważniemieliśmyżadnych
pilnychspraw,żadnychpilnychzadań,zapadliśmywcośwrodzajuśpiączki.Andreana
pewnoumiałabywytłumaczyć,dlaczegotaksięstało.Pewnieniebyłatożadnawielka
zagadka.

Doszłamdowniosku,żezatydzieńmoglibyśmypomyślećopowrociedoPiekła.Dotego
czasumusieliśmyczekać.

Sytuacjamiałaswojeplusyiminusy.StanKevinazdecydowaniesiępoprawiał.Nasz
przyjacielczęściejsięodzywał,czasamisięuśmiechał,rzuciłkilkaczerstwychdowcipów,
zktórychśmialiśmysięjakzjakiegośfantastycznegoamerykańskiegosit-comu.
Wyglądałonato,żezatraktowanieKevinazgórydostałosiętylkomnie.Nadallubił
pracowaćwogródkuwarzywnym,adotegozajrzałdokilkusąsiednichogrodówiznalazł
kolekcjęwarzyw,którymudałosięprzetrwać.

Skorzystaliśmyzjegosugestiidotyczącejhodowlipstrąga.Pomysł

okazałsięwspaniały.StawBoucherabyłcholerniedaleko,alewyruszyliśmytamw
przyjemnąciepłąnocigdyjużudałonamsiębezpieczniewymknąćzeStratton,
odprężyliśmysięicieszyliśmyświeżympowietrzempól.

225

OkręgStrattonniezostałtakmocnoskolonizowanyjakokręgWirrawee.Homerprzeżyłw
związkuztymogromnyzawód,bonadalmarzyłotym,żeidącktórąśzdróg,natkniesię
naswoichrodziców.

Niewidzieliśmyjednakżadnychśladówgruproboczych.Problempolegałnatym,że
okręgStrattonobejmujesetkikilometrówkwadratowych,więctaknaprawdęHomerbył
niewielebliżejrodzicówniżwtedy,kiedysiedzieliśmywPiekle.Mógłliczyćconajwyżej
naprzypadkowespotkanie.Wzasadzietylkonaprzypadkowespotkanie.

Jestemprzekonana,żebrakosadnikówwiązałsięzogromnymizniszczeniami,których
doświadczyłoStrattonpodczaslicznychnalotów.Nielicząckilkuostatnichmiesięcy,

background image

kiedynowozelandzkiesiłypowietrznezostałyuziemione,Strattondostawałotęgielanie.

Minęliśmywielezbombardowanychblokównaprzedmieściachinawetpozamiastem
byłyogromnelejepobombach,którenietrafiływcel.

Wpewnejchwiliwrogukolejnegopastwiskazobaczyliśmyciemnąsylwetkę
zestrzelonegosamolotu.Wsłabymświetleksiężycanieumieliśmyrozpoznać,czysamolot
byłich,czynasz,aleitakominęliśmygoszerokimłukiem.Niebyłosensupodchodzić.

Prawdopodobnieniestanowiłzagrożenia,aleniechcieliśmyznowuoglądaćśmiercii
potwornychrzeczy.

WbudynkachotaczającychfarmęBoucherateżbyłociemno,więcpodeszliśmydonich
bardzoostrożnie,poruszającsięzprędkościącentymetranaminutę.Tegorodzajumiejsce
mogłozainteresowaćosadników.Wzasadzienawetniesprawdziliśmy,czyprzypadkiem
ichniema,boniemusieliśmyzaglądaćdogłównegobudynku.FiiKevinodrazu
zaprowadzilinasdoszopy,wktórejtrzymanosprzętwędkarski,iwybraliśmywędki.
Większośćtychdobrychzniknęła,alezostałokilkastarychkijówiżyłek.Kevinprzyniósł
ładnąkolekcję226

dżdżownic,białychlarwiświerszczyzogródkamojejbabci.Mójtatakręciłbynosem-
łowiłnamuchęiuważał,żeinnesposobytooszustwo-aleniebyliśmywnastrojudo
wybrzydzania.

Niewiedziałam,czywstawiezostałyjakieśpstrągianiczybędąbraływśrodkunocy,ale
chybaczułygłód,bopierwszyrzuciłsięnamójhaczykztakąsiłą,żeupuściłamwędkę.
Wciągudwudziestupięciuminutwyciągnęliśmydziesięćrybiśmialiśmysiętakgłośno,
żegdybywdomubylijacyśosadnicy,napewnobynasusłyszeli.

-Tochore-powiedziałHomer,kiedyKevinwyciągnąłdziesiątąrybę.

-Nigdyichwszystkichniezjemy.Iniemamylodówki.Powinniśmydaćsobiespokóji
wrócićnastępnymrazem,skorojużwiemy,żetusą.

Zgodziliśmysię,aleatmosferaitaksięzepsuławwynikukłótnioto,gdzieijak
przyrządzićryby.Jauważałam,żenajbezpieczniejbędzierozpalićogniskonaśrodkupola.
Leemniepoparł,alepozostalichcielitozrobićwdomumojejbabci.JaiLeewygraliśmy,
leczklimattrochęsiadł.

Pstrągibyłypiękne.Przyniosłammnóstwofoliialuminiowej-jedynejrzeczy,któreju
babcibyłomnóstwo-orazsóliprzyprawy,więcnajszybciej,jaksiędało,
zredukowaliśmyogieńdorozżarzonychwęgielkówiupiekliśmyrybywfolii.Mięso
odchodziłoodości,asmakokazałsięostryiwyrazisty.Kiedysięnapcha-liśmy,zostało
jeszczetyle,żemogliśmyzabraćdomiastaprzyzwoityzapas.

Mimokłótnibyłtojedenzlepszychwieczorów.Nawojniedobrociągleustępowałopod
naporemzła,aletakanocjaktadodawałanamsił.Wpowietrzudużosiędziało:
odrzutowceśmigałytamizpowrotem.Niektórenasze,inneich.Wyglądałonato,że
walkajestzdecydowaniebardziejwyrównananiż

227

dotychczas.Alepewnejnocyprzeleciałnadnamicałydywizjonsamolotów.Niewiem,po

background image

czyjejbyłystronie,alebyłoichmnóstwo.

Dużesamolotyleciałydośćwolno,więcchybabyłybombowcami.

Miałamnadzieję,żenależądoNowejZelandii.Przypomniałymisiętamtechwilew
górach,kiedybiwakowaliśmywPiekleiusłyszeliśmypierwsząfalęobcychsamolotów,
niezdającsobiesprawy,żezaczynasięinwazja.Możetobyłapierwszafalasamolotów,
któremiałyodbićnasząziemię.Wiem,żeNowozelandczycystaralisięonowesamoloty
odStanówZjednoczonych.

Strattonniezostałoponowniezbombardowane,pewniedlatego,żeniebyłojużczego
niszczyć.Miastowydawałosięprawiedoszczętniezrujnowane,aidącwzdłużMelaleuca
Drive,gdzierozciągałysięnajważniejszeterenyprzemysłowe,trzebabymiećdużo
szczęścia,żebyznaleźćchociażjednącałącegłę.

Nasza„martwica”,jaknazwałająFi-bochodziliśmyjakogłuszeni,nierobiącnicpoza
spaniem,rozmawianiem,poszukiwaniemjedzeniaichodzeniemnazwiady-trwała
tydzień,apotemjeszczetrochę.Niewidzieliśmyżadnychżołnierzyidbaliśmyoto,bynie
dawaćdzieciakomokazjidoponownegoschwytanianaswpułapkę.Odczasudoczasu
mignęłonamktóreśznich,alekiedymówię

„mignęło”,mamnamyśligłównienocnewrażenie,żeniejesteśmysami,żektośnas
śledzialboobserwuje.Tylkodwarazyudałomisięimprzyjrzeć.

Zapierwszymrazempopołudniuzobaczyłamchłopcawychodzącegoprzezokno
eleganckiegobiałegodomuwpołowiewzgórzawWinchesterHeights.Onteżmnie
zobaczył,aleniemógłsięjużcofnąć,boprawiecałybyłnazewnątrz.Zawahałsięchwilę,
apotemskoczył.Następniezogroduwyszłotrojeinnychdzieciiwszystkieuciekły.
Chybananiegoczekały.Alebiegły,jakbysię228

mniebały,jakbymyślały,żejezastrzelę,borozproszyłysięipędziłyzygzakiem,takjak
czasamimy.

Żadneznichsięnieobejrzało.

Pomyślałam,żewłamywaniesiędodomówwWinchesterHeightstoszaleństwo,bo
wokółzawszekręcilisięjacyśludzie.

Zadrugimrazembyłoodwrotnie-niewychodziłyzbudynku,leczdoniegowchodziły.
ByłtostarybarmlecznyprzyRailwayRoad,któryjużdawnoograbionozewszystkiego.
Aleozmierzchuzobaczyłamcoś,cowyglądałojakwysokichudzie-lecwłażącydo
środka.Kiedysięprzyjrzałam,zobaczyłam,żetochłopaktrzymającynaramionachmałe
dziecko.Tymrazemmnieniewidzieli.

Czekałamchwilę,aleniewyszli,więcpodkradłamsiętrochębliżej,uważającnapułapki.
Cośwsposobie,wjakimweszlidośrodka,kojarzyłosięzpowrotemdodomu:chyba
odprężonykroktamtegochłopaka,nawetmimociężaruniesionegonaplecach.Odczasu
doczasusłyszałamgłosy,wpewnejchwiliśmiech,aznaczniepóźniejnajbardziej
nieznośnydźwięk:niekończącysiępłaczmałegodziecka,któremimobrakukonkretnego
powoduitakniezamierzaucichnąć.

Niewiem,czytobyłotosamodziecko,któresłyszałamwcześniejniedalekostarych
stajni,alebyłampewna,żeznalazłamichnowąkryjówkę.

background image

Wramacheksperymentuspróbowałamimpodrzucićtrochęjedzenia,takjakwcześniej
mówiłamFi.Niezostawiłamgozbytbliskobaru,bojącsię,żespanikują,jeślipokażę,że
wiem,gdziesięukrywają.

Położyłamjedzenieprzynastępnejprzecznicy,naśrodkuchodnika,gdzietrudnobyłogo
niezauważyć.Musiałamjeochronićprzedoposami,więcprzykryłamtożółtym
pojemnikiemTupperwarezbabcinejkuchniidodałamkarteczkęznapisem:„JEDZENIE
-

CZĘSTUJCIESIĘ”.

229

Niebyłotonicwielkiego,tylkoziemniaki,pieczonajagnięcinaitrochęfasolki,którą
ugotowałamnocwcześniejnapółtwar-do.Gdywróciłamtamrano,kumojemuwielkiemu
rozczarowaniuokazałosię,żejedzeniejestnietknięte.Zadrugimrazembyłotaksamo.
Poddałamsięiwszystkozabrałam.Niemogłamzrozumieć,dlaczegodzieciniechcąjeść.

18

Minąłtydzieńiwiększośćnastępnego-łączniedwanaściedni,którespędziliśmywstanie
zawieszenia.Strattonwydawałosiędośćspokojne.Wkońcupewnegodniapopołudniu
Nowozelandczycyzaczęlibombardowanie,alepodrugiejstroniemiasta.Nie
wiedzieliśmy,cobyłoichcelem.

WWestStrattonnadalbyłociemnonocąicichowciągudnia,inaczejniżna
przedmieściachbliższychmiastu.Czasamiulicąprzemknął

jakiśpojazd,aleprawiewogóleniewidywaliśmypieszychpatroli.Taciszapowinnabyła
misiępodobać.Niewiedziećczemuzaczęłamjejjednaknienawidzić.Nienawidzićjeji
baćsię.Naulicachpanował

wielkispokój,awnocywielkaciemność.Tobyłomiastoduchów.

Normalniesłyszysięwtledźwięki,zktórychnawetniezdajemysobiesprawy:szum
ulicy,warkotkosiarek,chichotdzieci,pogawędkisąsiadów,tupotprzechodniów.Ludzie
nawołująsięnawzajem.

Telewizorymruczą,sprzętmuzycznybrzęczy,piszczątelefony.

Nawettakawieśniaczkajakjaznaodgłosyprzedmieść.

Aleterazpanowałatamcisza.Wkażdymrazieprzezwiększośćczasu.

Oczywiścierobiliśmytrochęhałasu-itobyłowporządku.Alepozatymcałe
przedmieściawydawałysięodcięteodświata,zamkniętewszczelnejkapsule.

231

Czasami,wpewnychokolicznościach,nawetlubięsamotność.

Samotnośćiciszę.Aletambyłoinaczej.Taciszawydawałasięcałkiempusta.Jakby
nastąpiłkoniecświata.Oczywiścieniebyłokońcaświata.Skończyłsiętylkonaszświat.
Czasamimyślałam,żetobędzietrwałownieskończoność.Czasamistawałamnaschodach
ztyłudomuinasłuchiwałam,prawiebłagając0

background image

hałas,oznakżycia.

Niewiem,jaktamtedzieciakimogłyznosićtotakdługoinieoszaleć.

Możeoszalały.AmożebyływWestStrattonodniedawna.

Niewidzieliśmyśladuinnychdzikichlokatorów,więcwkońcudoszłamdo-wniosku,że
todzieciobozowaływdomumojejbabciiktóreśznichrzuciłopogrzebaczem.
Zdecydowaniebyłydotegozdolne.Czasamisięwkurzałam,żemusimysiębaćtakich
małychgnojków.Czułamsięurażona,obawiającsięatakuzestronydzieci.

Alekiedyzłośćprzechodziła,robiłomisięrozpaczliwieżaltychdzieciakówibardzosięo
niemartwiłam.Jestempewna,żegdybybyliznimijacyśdorośli,niepozwolilibyimtak
zdziczeć.Bałamsię,myślącotym,najakichludziwyrosną.Czykiedykolwiekprzywykną
donormalnegożycia?Jakzdołająsięnauczyćpokoju,chodzeniadoszkoły,okazywania
przyjaźni.Szczerzemówiąc,większościtego,cowiedziałamożyciu,nauczyłamsięod
rodziców.Nie,niesadzalimnieprzedsobą

1

niedawaliwykładów.Możewniektórychrodzinachtakjest,możemająrodzinnenarady
albocośwtymrodzaju,aletoniebyłownaszymstylu.Uczyłamsię,patrzącisłuchając.
Chłoniesiętozmlekiemmatki,zpierwszejbutelkisokupomarańczowego,zpierwszym
syropemcytrynowymdomowejrobotyrozcieńczonymwodązezbiornika,zpierwszymi
łyczkamipiwa,którymwżartachczęstujeciętata,zpierwszymiłyczkamiwina,którego
pozwalaspróbowaćmama,zkubkamiherbatywypijanymiprzykuchennymstole,gdzie
możeszsięwyluzowaćiopowiedzieć,cociędziśspotkało,usłyszeć,żenazajutrzmusisz
przegonićmałe232

stadozOneTree,zastanowićsię,dlaczegopanaRoddazostawiłażona,dowiedziećsię,że
tatazdobyłprawojazdywwiekusiedemnastulat,potymjakzaprosiłsierżanta
Braithwaiteadopubunabrowarapopracy,orazsprzeczaćsięoto,czyrandapniszczy
chwastylepiejniżsprayseed.

Tegotypurzeczy.Poprostusięichuczysz.

Alejakmiałysięichnauczyćtedzieci?Przecieżniebiegającjakdzikusypoulicach
Stratton,cuchnącmiesiącamiżyciabezopieki,zzasmarkanyminosamiibrudnymi
buziami.Przecieżnieatakującludzi,którzymoglibyćichprzyjaciółmi,którzymogliim
pomóc.

Przecieżniekradnąc.Przecieżnieczując,żeśmierćmożeczyhaćzanastępnymidrzwiami
albopodrugiejstronieulicy.

Zaczęłammyśleć,żeszkodywyrządzonenaszemukrajowi,namsamym,sięgnęłyzbyt
głębokoinigdynieudasięichwpełninaprawić.Zrozumiałam,żenajgorszestratytonie
zbombardowanebudynki,spalonesamochody,wybiteszybywoknach.Nawetnie
zaniedbanegospodarstwa,dziurywogrodzeniachiniezebra-neplony.

Najgorszebyłozniszczeniewgłębinassamych.Takiesłowajakduchiduszanabrałydla
mniewiększegoznaczenia.Czułam,żejestembliższaRobynniżkiedykolwiekwcześniej
-oiletowogólemożliwe.

background image

Onawiedziała,żeistniejąrzeczygorszeniżranyiśmierć.Jeślitwójduchitwojadusza
ulegnąnieodwracalnemuzniszczeniu,cociprzyjdzieztego,żenadalmożeszreagowaćna
bodźce,oddychać,wydalaćispełniaćwszystkieinnefunkcjeistotżywychopisanew
czwartymrozdzialepodręcznikadobiologiidladziewiątejklasy?

Musieliśmyzacząćleczyćniektórerany.Możeniebyliśmywstaniepomócdzieciom,ale
musiałamspróbowaćuniknąćzbytwielkichszkód,któremogłymniezniszczyćpotym,
cosięstało.Potym,cozrobiłamzAdamemwNowejZelandii-albopotym,coonzrobił

mnie.Takiesprawymogłamkontrolowaćipowinnambyłakontrolować.Wprzyszłości
musiałamsiętrochę233

bardziejpostarać.Żałowałam,żeniewiemwięcejoreligiiiKościele.

TakwieleznaczyłydlaRobyn,dawałyjejtylesiły.Zazdrościłamjejtego.

Rozmyślającotymwszystkim,doszłamdowniosku,żeporazacząćokazywaćLeewięcej
troski.Nigdyniepatrzyłamnaniegowtensposób.Amożepowinnam.Słowo„troska”
brzmizabawniewodniesieniudoLee,alechybapodpewnymiwzględamiwłaśnietymsię
terazzajmowaliśmy.Troszczyliśmysięosiebienawzajem.

Chociażniezawszetroszczyliśmysięosiebiesamych.Leezdecydowanieosiebienie
dbałimuszęprzyznać,żejateżczasamisiętrochęzaniedbywałam.

Dlategozaćżęłamsięstaraćopoprawęatmosfery.Włożyłamdowazonówkilkakwiatówi
porozstawiałamjewróżnychpunktachdomu.Zrobiłamnalotnakilkadrzewowocowych
rosnącychwsąsiedztwieiprzygotowałasałatkęowocową.Tegotypurzeczy.W

pewnymsensieczułamsiębardzodziwnie,robiąccośtakiegowśrodkustrefydziałań
wojennych.Alenatejwojnienieobowiązywałyżadnezasady.Ustanawialiśmyjena
bieżąco.Towszystkowydawałosięsurrealistyczne,aletrzebabyłojaknajszybciejsięz
tympogodzić,boinaczejwpadałosięwtarapaty.

Pozatymzaczęłamwięcejmówić,copewniebrzmidziwnie,alepodciężaremproblemów
Kevinaorazpostrachuigwałtownychemocjachzwiązanychzatakiemwbazielotniczej,
wzasadzieprawiezesobąnierozmawialiśmy.Teraz,wstosunkowobezpiecznymdomu
babci,robiliśmytoczęściej,aleitakzbytrzadko.Wcześniejbezprzerwyrozmawiałamz
Fi.Ostatnioczasamiodświeżałyśmytenzwyczaj,aHomerowizdarzałosiępogadaćzLee.
ZaczęlisiębardzoszanowaćZ

Kevinemwzasadzieniktnierozmawiał.

Dlategopróbowałambyćbardziejotwarta.Pamiętam,żekiedyśRobynpowiedziała:
„Mówienieosobiemożebyćprzejawemegoizmualboszlachetności”.Gdyzapytałam,co
toznaczy,234

wyjaśniła:„Jeślinigdyniemówiszosobie,oswoichproblemachitakdalej,jesteś
egoistką,boniedajeszprzyjaciołomszansy,bycipomogli.Ajeśligadaszosobiebez
przerwy,jesteśsamolubnainudna”.

NadalmiałamjednakwpamięcinapaśćLee,którymizarzucił,żetraktujęKevinazgóry.
Powiedział,żemówięjakpanizpodstawówkiczycośwtymrodzaju.Aua.Robynbyła
dobra,alenierobiłaztegowielkiegohalo.Toznaczyniebyładobrazawszeiwszędzie-o

background image

nie-

alekiedybyładlakogośmiła,przychodziłojejtonaturalnie.Mnieniezawszesięto
udawało.Możedlatego,żeniebyłammiłaznatury.

Miałamnadzieję,żejednakniedlatego.

Próbujępowiedzieć,żeniezmieniłamsięwPollyannęaniwuchodźcęzserialuBrady
Bunch.Niełaziłamwkółko,pytającwszystkich:

„Cześć,jaksiędzisiajczujecie,prawda,żeżyciejestpiękne?”.Ażtakagłupianiejestem.
Poprostupróbowałamniemyślećwyłącznieosobie.Ityle.

19

>

Pewnegodnianaglezjawilisiężołnierzenamotorach.Przerazilimnie.Krążyliw
czteroosobowychgrupach,zagrażającnamwsposób,wjakiniemogłynamwcześniej
zagrozićżadnepatrolesamochodoweipiesze.Popierwsze,bylibardzoszybcy:nagle
wyskakiwalinakońcuulicy.Podrugie,bardzosprawniesięprzemieszczali,mogli
wjechaćnapodjazd,przeciąćtrawnikalboogródek.Potrzecie,bylizawodowcami.

PrzejeżdżaliprzezWestStrattoncodwa,trzydniinauczyliśmysięichbać.Naszczęście
płototaczającyogródekzadomembyłwysokiisolidny,więcodstronyulicyalboz
podjazduniktniemógłzobaczyć,żewysprzątaliśmydziałkę.Porządekokazałbysię
naszymwyrokiemśmierci,gdybykiedykolwiekzsiedlizmotorówiweszligłębiej.

EfektypracyKevinawyglądałybardzopodejrzanie.Odrazuzaczęliśmyjezakrywać,
przyrzucającglebęliśćmi,jakbyodmiesięcywiałwiatr,wsadzaliśmyzgniłewarzywaz
powrotemdoziemi,byukryćmłoderośliny,wyciągaliśmytyczkiipozwalaliśmy
pnączomopaśćzpowrotemnaziemię.Pozatymstworzyliśmydomowejrobotysystem
bezpieczeństwa:sznurekciągnącysięoddrzewadooknawkuchni,dziękiktóremuosoba
stojącanawarciemogłazaalarmowaćresztę.Gdyzjawiałsiępatrol,mieliśmytylkopół
minuty,żebysięukryć-tacybyliszybcy.

236

Czułam,żewojnaznowunasdosięga.Postanowiliśmy,żeniebędziemywięcejdzwonić
dopułkownikaFinleya.Próbowaliśmyuzyskaćpołączenieprzezczterynocezrzędu,
potemdwieopuściliśmyipróbowaliśmyprzezdwiekolejne,ażwkońcudaliśmysobie
spokój.Decyzjaozaprzestaniutychpróbnasprzeraziła,alejeszczebardziejprzeraziłyby
nasdalszepróby.Słyszeliśmyjedynietrzaski,dziwnetrzaski,zupełnienieprzypominające
tychnormalnych.

Jakdlamniebrzmiałyzbytelektronicznie.Ogarniałamniejeszczewiększaparanojaniż
zazwyczaj.

Myślę,żemojestaraniaowiększezaangażowanieiotwartośćprzyniosłyjakieśskutki.
Homerstwierdził,żełatwiejsięzemnądogadać.Możewszyscysięstarali.Mimonowych
problemówczęściejżartowaliśmyirozmawialiśmyosprawachnie-związanychzwojną.
SłyszącsłowaHomera,poczułamogromnąulgę.

Alejednosięniezmieniło.Leenadalwymykałsięnocą.Wcalemisiętoniepodobało.

background image

Niepodobałymisięmojeobawyoto,comożesiędziać,coLeemożerobić.Intuicja
podpowiadała,żeLeepakujesięwkłopoty,żezabardzozbliżasiędokrawędzi,ryzykuje
własnymżyciem,amożejeszczeczymś.

Nieznikałconoc,tylkocodrugąalbotrzecią.Czasamiwracał

wyczerpany,czasamimarkotnyispięty,czasamizadowolonyzsiebie.

Alezawszewyczuwałamtęczujność,jakbyukrywałcośważnego.

Bezwzględunato,wjakimnastrojuwracał,chodziłamniespokojna.

Przyśniłomisię,żejestpanterą,którawyskakujespomiędzydrzewiporywamałedzieci,
zarzucającjesobienagrzbiet,apotemucieka.

Kiedysięobudziłamileżałam,wspominająctensen,niemogłamsięzdecydować,czyje
ratował,czymożechciałpożreć.

Taknaprawdębałamsięoczywiścietego,żeprzypuszczasamotneatakinażołnierzy
wroga.Gdzieśwmrocznymzakamarkuduszywyobrażałamsobie,żejestcichymzabójcą,
który237

krążypoulicachibrutalnieatakujeludziodtyłu:niebezpiecznapantera.

Dlategozaczęłamgośledzić.Niejakdetektyw.Chybanieminęsięzprawdą,jeśli
powiem,żewcaleniepróbowałamwściubiaćnosawjegosprawy.Chodziłoraczejoto,o
czymwspomniałam:Leeniemiał

jużrodzicówidlategostarałamsię-niechcętegopowiedzieć,alemuszę-starałamsięgo
chronić.

Poszłamzanimtrzyrazy.Dwiepierwszepróbyzakończyłysięklapą.

Zgubiłamgo:raz,kiedypozwoliłam,żebyzabardzosięoddalił,adrugiraz,kiedymały
konwójciężarówekodciąłmidrogęimusiałamzaczekać,ażprzejedzie.Zanimzniknął,
Leejużniebyło.

Zatrzecimrazemstałosięinaczej.Nocbyłachłodnaibezchmurna,odświeżającapo
długimgorącymdniu.Nicniezapowiadałoburzy,wktórąsiępakowałam.Lekkiwietrzyk
muskałmitwarz,szeptał,tylkożenierozumiałamoczym.Leebyłcieniemwoddali,
ruchemmiędzybudynkami,jakimścudemprzestałbyćczłowiekiem,ajużnapewnonie
byłtąosobą,którątakdobrzepoznałamwciągutegodługiegoroku.Niemiałampojęcia,
dokądidzie.Niczegoniepodejrzewałam.

Poprzedniejnocy,gdynaulicędotarłpierwszywarkotkonwoju,wydawałsięobojętny.
Nawetsięnierozejrzał.Poprostuprzyspieszył

krokuizniknąłwciemnympodwórkunakońcuulicy.Niewiem,dokądposzedłpóźniej,
alegdybytoczyłprywatnąwojnępartyzancką,napewnoprzyjrzałbysięciężarówkom
jadącymwkonwoju.

Alenie.Nieprzyjrzałsię.

Tejnocynieprzejeżdżałżadenkonwój.Szliśmyinnądrogąniżpoprzednio,alesześć
przecznicdalejzrozumiałam,żezmierzamywtymsamymkierunku.NaHallidayRoad,
będącejjednązgłównychdrógwyjazdowychzmiasta,skręciłwprawoiruszyłkupolom.

background image

Pokonaliśmyjużparękilometrówizaczęłamsię238

zastanawiać,ilepotrwatawycieczka.Takczysiak,odrazubyłowidać,żeLeezmierzado
konkretnegocelu.Niechodziłomutylkooto,żebysięprzespacerować.

Pokonaliśmyjeszczedwakilometry.Zaczynałamsięobawiać,żenapłaskimterenie
usłyszymniealbonawetzobaczy,jeślisięobejrzy.Z

drugiejstrony,terazmogłamsobiepozwolićnazwiększenieodległości,dziękiczemubyło
łatwiej.Wystarczyło,żewidzętylkoniewyraźnyzarysjegosylwetki,maleńkąsmugę
człowiekaodbijającąsięwmoichźrenicach.Cojakiśczasrozlegałsiędźwięk,szurnięcie
noginamokrejpochyłościalbochrzęstluźnegożwiru.Miałamnadzieję,żeniewywołuję
żadnychodgłosów,któremógłbyusłyszeć,iżeniktinnyniesłyszyodgłosów
wywoływanychprzezLee.

Kiedywkońcuskręcił,uszydałymipodpowiedź.Usłyszałammiękkiodgłosjegobutów
naasfalcie.Zatrzymałamsięiszybkospojrzałamwgórę.ByłambliżejLee,niż
przypuszczałam,imusiałamznowusięschować,żebymnieniezauważył.Szybko
przeszedłnadrugąstronędrogi,apotemotworzyłbramęiwszedłnapastwisko.

Zamknąłbramęzasobą.Wyglądałonato,żedobrzeznatenteren.Odrazubyłowidać,że
jużtutajbywał.Poco?Gdybygrasowałpozamiastem,atakującizabijając,nie
przychodziłbyprzecieżwtosamomiejsce.Iznaczniebardziejbynasiebieuważał,
częściejbysięrozglądał,cojakiśczasprzystawałbyiczekał.Wydawałsięniebezpiecznie
pewnysiebie.

Prześlizgnęłamsięprzezbramę.Widniałnaniejnapis„Ka-renDowns”,więc
najwidoczniejbyłatoczyjaśposiadłość.Zdziwiłam,się,bowszkolemieliśmykoleżankę
otakimnazwisku.ZawszedawałamibatywkomputerowejwersjiScrabblea.Ta
zbieżnośćnazwisknachwilęodwróciłamojąuwagę,akiedypodniosłamgłowę,
zobaczyłam,żeLeeznowuzniknąłmizpolawidzenia.Tobyłostraszniedobijające.Kilka
sekundwcześniej239

szedłwstronęprześwituwdługimrzędziesosen-naturalnegowiatrochronu-ateraz
zniknąłwciemności.Niewiedziałam,czystoimiędzydrzewami,czymożeskręciłw
prawoalbowlewo.Mógłteżpójśćprostomiędzydrzewamiibyćjużnasąsiednim
pastwisku.

Przystanęłamnachwilę,patrząciczekając.Niezauważyłamżadnegoruchu,więc
podeszłambliżej,wolnoiostrożnie,trzymającsięjaknajbliżejziemi,żebynierzucaćsię
woczy.Cokilkametrówprzystawałam,nadstawiającuszu.Niczegoniesłyszałam-tylko
ciągłyszumliściimruczeniesowicydobiegająceodstronydrogi.

Przykucnęłamjeszczeniżej.Prawiezapomniałam,żeśledzęLee.

Corazbardziejprzypominałotooperacjęprzeciwkowrogowi.

Denerwowałamsiętak,jakbymszpiegowałażołnierzy.Ostatniedziesięćmetrów
dzielącychmnieoddrzewpokonałampraktycznienabrzuchu,czołgającsięwtrawiejak
wążtygrysi.Miałamtylkonadzieję,żenienatrafięgołymirękomanawielkimokrykrowi
placek.

Źdźbłabyłyjużwilgotneodrosy.

background image

Wśróddrzewznowusięzatrzymałamizaczęłamnasłuchiwać.Drogąprzejechał
samochód,bardzoszybko.Wtakiejciszybyłogosłychaćzodległościwielumil.Miał
włączoneświatła,alebyłamzbytdalekooddrogi,abymógłmizagrozić.

Kiedywarkotucichł,wkońcuwstałamiznowunadstawiłamuszu.

Niczegoniebyłosłychać.Gdybygwiazdyumiałyhałasować,ichśpiewnapewnobymnie
ogłuszył,bocałeniebobyłonimirozświetlone.Wniektórychmiejscachniedałobysię
chybawcisnąćnastępnej.Aleoilewiatrniebyłgłosemgwiazd,musiałamzałożyć,że
gwiazdymilczą,boniesłyszałamniczegoopróczzawodzeniawiatru.

Zaczęłamsiędenerwować.Czyżbymprzeszłatakiszmatdroginadarmo?Pocotuw
ogóleprzylazłam?CowyrabiałtencholernyLee?

Toczyłswojąprywatnąwojnę?Niemiałprawa.Czy240

robiłamcośpodstępnegoipaskudnego,zmieniającsięwszpiega?Amożecośważnegoi
zrozumiałego?Wiedziałam,żeFiiCor-rienigdybysiędotegonieposunęły.Codosyć
dziwne,miałamwrażenie,żeRobynbyłabydotegozdolna,żeprzynajmniejona
zrozumiałabymojepowody.

Notak,jakzwyklebyłamzdananawłasnąocenęsytuacji.

Wstałam,bardzoostrożnie,irozejrzałamsię.Wtedykątemokazauważyłamleciutkiruch
ipomyślałam,żetociemnyzaryssylwetkiLeeznikającejzawzniesieniemnasąsiednim
pastwisku.Pochwilijużgoniebyło.Zapomniałamozasadachbezpieczeństwa,
przeskoczyłamprzezpłotipognałamjakszalona.Dośćszybkozdałamsobiesprawę,że
Leeidziepodjazdem,porządnąpylistądrogąprowadzącądojakiegośdomu,wcalenie
zarośniętą.Dobrystannawierzchnipodpowiadał,żedrogajestwciągłymużyciu,co
oczywiściejeszczebardziejmniezaciekawiłoizaniepokoiło.

Alebiegłamdalej,ażwkońcudotarłamnaszczytpagórka.Potempochyliłamsięi
pędziłamdalej.Mojeserceprzyspieszałozkażdymkrokiem,oczylustrowałyciemność,
wspieranejedynieblaskiemgwiazd.

Sąsiedniepastwiskobyłotużobokdomu:bydłowchodziłonanieprzezbramę,a
samochodywjeżdżałynadkrytymkratownicąrowemtużobok.Dalejstałyzabudowania.
Jeśliwidziałosięjednogospodarstwo,totakjakbywidziałosięjewszystkie,amimoto
każdebyłoinne.Wtymstałnowoczesnydomobłożonycegłą,którybardziejpasowałby
doprzedmieść.Wbłękitnejwodziebasenupolewejstronieodbijałysięgwiazdy.Było
tamtrochęzarośli,aleniezauważyłamogrodu.

Dalej,polewejstronie,stałybudynkigospodarcze,silosy,budydlapsówikurniki.
WłaśnietamposzedłLee,terazwidziałamgowyraźniej.Szedłszybkim,pewnym
krokiem,wzdłużpołudniowejścianydużegowarsztatu.Byłdobrzewidocznynatle
srebrnej241

blachy.Szłamrównolegleznim,alewdużejodległości,trzymającsięliniidrzewna
skrajupastwiska.Minąwszywarsztat,Leeruszyłwstronędużegodrewnianegobudynku,
ciemnego,staregoidośćmocnozapuszczonego.

Gdybyłjużwpołowiedrogi,stałosięcoś,cosprawiło,żewszystkiewłoskinamojej
skórzestanęłydęba.Poczułamsiętak,jakbyktośporaziłmojągłowęprądemonapięciu

background image

240woltów.Ustaotworzyłymisiętakszeroko,żeniepotrafiłamichzamknąć.
Najzwyczajniejniewierzyłamwłasnymoczom.

ZestarejstodoływyszłajakaśpostaćiruszyławstronęLee.Spotkalisięwpołowiedrogi
międzystodołąawarsztatem.Dziewczynabyławysoka,miaładługieczarnewłosy
opadającenaplecyiporuszałasięjakwąż,jakbymiałasamemięśnieiżadnejkości.
Spotkalisię.Objęli.

Pocałowali.

Kilkaminutpóźniejodsunęlisięodsiebieiposzliwstronęstodoły.

Nietrzymalisięzaręce,alepozostalibliskosiebie.Krewwmoimcieleznówzaczęła
krążyć.Śledziłamkażdyichruch.Gdywtopilisięwmrokbudynku,dziewczyna
przystanęłairozejrzałasięniespokojnie.Przezchwilęsięwahała,apotemLee,którybył
jużwśrodku,chybazawołałjądosiebie,bonaglesięodwróciła,jakbykomuś
odpowiadała,iweszładociemnegobudynku.

Byłamwszoku.Czułamsiętak,jakbyktośzaszedłmnieodtyłuirąbnąłwgłowękijem
bejsbolowym.Pozatymbyłamwściekła.

Wściekłanawszystko,nawetnato,żeLeeniezadałsobietrudu,bysięrozejrzeć,by
sprawdzićteren.Stałsięzupełnieniedbały.Nawettadziewczynabyłaostrożniejszaniż
on.

Krewznowupłynęłamiwżyłach,aleniemiałampojęcia,corobić.

Czywogólepowinnamcośrobić.Niebyłamwstaniesięruszyć.

Nadalmiałamotwarteusta,alechybaniewpadałoprzezniepowietrze.Stałam
zahipnotyzowanajakkura.

242

Iwłaśnietouratowałomiżycie.Mójbezruchsprawił,żeniezostałamzauważonaprzez
mężczyznzbliżającychsiędostodoły.

Niewiem,cozobaczyłamnajpierw.Jakiśruchkątemoka.Pamiętam,żezmarszczyłam
brwiipowoliodwróciłamgłowę-nagleczując,żezobaczęcoświęcejniżspadającą
gałązkęalbogłodnąsowę.Imiałamrację.Wciągutrzechnastępnychsekundzobaczyłam
czterechmężczyzn.Bardzopowoliiostrożnieprzesuwalisięwstronęstodoły.

Spojrzałamwdrugąstronę,alenaszczęścienikogoniezauważyłam.

Towyglądałonafrontalnyatak.Możestodołaniemiałatylnychdrzwi.

Znowuspojrzałamnatychmężczyzn.Bylicorazbliżej.Raczejnieżołnierze-bardziej
przypominalirolników.Mielifarmerskąbroń:strzelby,aniekarabiny.Alewiedzieli,co
robią.WyglądalinazawodnikówzwyższejliginiżLee.Zwyższejliginiżja.

Przynajmniejnadalmnieniewidzieli.Todlatego,żejeszczesięnieporuszyłam.Alenie
mogłamtakpoprostustaćipatrzeć,jakłapiąLee.Zabijągonamiejscuczymożezabiorą
dowięzieniawStratton?

Tylkonatopytaniemiałamczasitylkoonoprzyszłominaraziedogłowy.Wnastępnej
sekundziepodniosłamlewąnogęizrobiłamkrokwprawo.Całyczasobserwowałam

background image

mężczyzn,bojącsię,żektóryśznichodwrócigłowę.Drżałaminogailedwieodważyłam
sięjąpostawić,przerażonatym,żepodpodeszwąmógłbytrzasnąćkawałekkoryalbo
gałązka.

Aleostateczniejąpostawiłam,apotempodniosłamdrugą.Nadalsiębałam,leczpierwszy
ruchwyrwałmniezodrętwieniaipchnąłdodziałania.Zrobiłamjeszczeosiemkroków,
denerwującsiętaksamojakprzypierwszym.Byłobardzotrudno,bowiedziałam,żenie
mogęiśćzbytwolno-mimożecimężczyźniteżporuszalisiępowoli.

Miałamdopokonaniatrzykrotniewiększąodległośćniżoni.Starałamsiępatrzeć,gdzie
stawiamkolejny

3

krok,dbając,bynienadepnąćnakorę,aletrudnobyłocokolwiekzobaczyćwśróddrzew,
gdzieniedocierałoświatłogwiazd.

Nadalniemiałampojęcia,corobić.Wiedziałam,żejeślipodejdęodtyłuinieznajdętam
żadnychdrzwianiokien,będęzgubiona.

Mogłabymzałomotaćdodrzwi,alewodpowiedziLeewybiegłbypewnienazewnątrz,
prostowręcewroga.Niedałabymradyczteremuzbrojonymmężczyznom.Potrafiłam
myślećtylkootym,żejeśliudałobymisięichzajśćodtyłu,byćmożeodwróciłabymich
uwagę,amożenawetznalazłabymjakąśbroń.Dlategocałyczasszłamwprawo.Gdy
wystarczającozagłębiłamsięwciemności,szybkopobiegłammiędzydrzewami,z
nadzieją,żewezmąmniezalisaalbooposa-oilewogólemnieusłyszą.

Zanimznowuwyszłamspomiędzydrzew,zdążyłamułożyćplan.

Opracowałamtylkopierwszyetap,aleitakzrobiłamogromnypostępwporównaniuz
tym,cowiedziałamwcześniej.Biegnąc,pogrzebałamwkieszeniiupewniłamsię,żemam
zapalniczkę.Takąjednorazówkę.

Nawetniepamiętałam,gdziejąznalazłam.Pewniewdomubabci.

Wcześniejwidziałamtrzydużestogisiana:jedenpodzadaszeniem,aledwapozostałepod
gołymniebem.Najszybciej,jakumiałam,pobiegłamdotegopierwszego.Byłoddalonyod
stodołyostometrów.

JakbardzociludziechcielizabićLee?Takbardzo,żezignorująpłonącestogiswojego
siana?Drżącymirękamiwyjęłamzapalniczkęipotarłammałąrolkę.Przysunęłam
płomieńdosiana.Niebyłammistrzynią,gdychodziłoorozpalanieognisk,alezestogiem
sianaposzłomidoskonale.Zająłsiętakszybko,żeomalniestraciłambrwi.

Niesamowite.Terazmusiałamsięścigaćzpłomieniami,żebypodpalićdwapozostałe
stogi,zanimtamcimężczyźnizauważą,cosiędziejezaichplecami.

244

Podbiegłamdodrugiego.Podpalającgo,zerknęłamnapierwszystóg.

Zauważyłamtylkojedenpłomień,alemiałjużdwametry.Podpaliłamstógipobiegłamdo
trzeciego,tegopodzadaszeniem.Podrodzewpadłamjednaknalepszypomysł.Niecoz
lewejstronystałaciężarówkazaładowanasianem.Zaparkowanojąprzodemdostodołyi
ktośzostawiłopuszczonąszybępostroniekierowcy.Odbiłamwbokipopędziłamw

background image

tamtąstronę.Najciszej,jakumiałam,otworzyłamdrzwi.Wyprężyłamsięido-sięgnęłam
drążkaskrzynibiegów,któryprzesunęłamnaluz,niewciskającsprzęgła.Potem
zwolniłamhamulecręczny

Niezadałamsobietrudu,żebyzamknąćdrzwi.Odrazupobiegłamdotyłu.Niebyłojuż
czasupatrzećnamężczyzn,alezaplecamiusłyszałamcichytrzask,któryoznaczał,że
ogieńszybkosięrozprzestrzenia.

Pagórekzastodołąbyłdośćstromy.Zdałamsobiesprawę,żeciężarówkajestustawiona
niemalidealnie.Mocnojąpopchnęłam.

Czułamsięjakjednaztychmatekznajdującychsiłę,bypodnosićsamochody,pod
którymiutknęłyichdzieci.Leeniebyłmoimdzieckiem,alemożemojasiławzięłasięz
chęciuratowaniawłasnegożycia.Wkażdymrazieciężarówkapotoczyłasięwdół.
Zdziwiłamsię,jakszybkoprzyspieszała.Pobiegłamzanią,żebypodpalićsianonapace.
Przywsparciuruchupowietrzapłomieniebuchnęłyzjeszczewiększąłatwością.Zanim
zdążyłampokonaćpięćdziesiątmetrów,ogieńrozszalałsięnadobre.

Nadalniewidziałammężczyzn,bozasłaniałaichciężarówka,alebyłojużmnóstwo
dowodównato,żezauważyli,cosiędzieje.Rozległysiękrzykiikilkastrzałów.Chyba
mierzyliwkabinęciężarówki,zakładając,żektośjąprowadzi.Jednazkulśmignęłami
nadgłowązeznajomymjużświstemprzywodzącymnamyślpiskliwącykadę.To,żenie
moglitrafićwciężarówkę,kiepsko245

J?

świadczyłoocelnościichstrzałów.Zastanawiałamsię,czyzdołalibytrafićwstodołę.

Biegłamzaciężarówką,któracorazbardziejsięrozpędzała.Imszybciejjechała,tym
bardziejszalałogień.Musiałamsięodsunąć,bopłomieniegrzałymniewtwarz.Jedną
rękązasłoniłamoczyimogłampatrzyćtylkonaziemię.Alemniejwięcejsiedemdziesiąt
pięćmetrówodmiejsca,wktórymwprawiłamciężarówkęwruch,rozpętałosiępiekło.
Płomieniesięgnęłykół.Najbardziejniesamowitywidoknaświecie,choćpewnieniktnie
miałczasugopodziwiać.Rozpędzoneognisko.

Normalniejeślipojazdtoczysięsam,niejedzieprosto.Wiedziałamotymdziękiswoim
wygłupomwland-roverze.Puszczałamkierownicę,żebykarmićzwierzętazręki.Ta
ciężarówkapojechałaprosto,bożlebprowadzącydostodołyutworzyłnaturalnytor
prowadzącyprostododrzwi.Dowiedziałamsięotymdopierowtedy,kiedypoczułamcień
dachu,podniosłamgłowęizobaczyłam,żedobiegłamzatoczącymsięogniskiemażdo
stodoły.Rozpędzonaciężarówkawpadławielkimiotwartymiwrotamiizprzeraźliwym
hukiemuderzyławścianęnaprzeciwko.Tyleżeprawietegoniesłyszałam,bowszystko
zostałozagłuszoneprzezwycieitrzaskipłomieni.Wsuchympowietrzuwewnątrzstodoły
rozpoczęłynoweżycie.

Zdałamsobiesprawę,żemojasylwetkawyraźniemalujesięnatleognia,więcrzuciłam
sięwlewoiturlałamsięwstronędługiegorzędubalizsianem,dopókinieuznałam,że
jużmnieniewidać.Spojrzałamnaciężarówkę.Płomieniedotykałydachubudynku.
Wydawałysiędwukrotniewyższe,niżbyłynazewnątrz.Wstodolebyłopełnosianai
paszydlakoni-tużobokmniepiętrzyłysięjejworkiiciągnąłsięrządkołkównauzdyi
tegotypurzeczy.Poprzezpłomienieusłyszałam,żepodrugiejstroniestodołysąkonie:

background image

dowodziłytegogorączkowefanfaryprychaniairżenia.Wpowietrzuunosiłosięmnóstwo
płonącychkawałkówsłomy-niektóre246

->

znichczerniałyiobumierały,zanimspadłynaziemię,ainnedokońcaczerwieniały
ogniem.Małespiralkidymuwidocznewróżnychpunktachpodłogiuzmysłowiłymi,żeza
chwilęcałybudynekstaniewpłomieniach.

Niemogłamznieśćrżeniakoni.Świadomość,żesamadotegodoprowadziłam,żeumrą
potwornąśmierciąwpłomieniachwznieconychmojąręką,byłaponadmojesiły.
Rozejrzałamsię,rozpaczliwiepragnącsiędonichdostać.Ogieńzciężarówkidotarłjuż
dowrótstodoły.Niktzzewnątrzniemógłwejśćdośrodka.

Spojrzałamwgóręizauważyłamcośwrodzajugaleriibiegnącejwzdłużcałegobudynku.
Polewejmiałamdrabinę.Podbiegłamdoniejiwdrapałamsięnagórętakszybko,żemoje
dłonieledwiedotknęłybokówdrabiny.Nagaleriiodwróciłamsięwprawoipędem
pobiegłampodrewnianejpodłodze.Nagórzebyłoprzeraźliwiegorącoizanimzdążyłam
pokonaćdziesięćmetrów,prawiezabrakłomitchu.Nafizycezawszenampowtarzali,że
ciepłepowietrzeidziedogóry,iotomiałamdowód.Gdyprzebiegałamnadciężarówką,
uderzyłamniefalagorącegopowietrza,któreprzypiekłomidżinsy,włosyitwarz.Jakby
ktośtrzymałogromnąsuszarkędowłosówparęcentymetrówodemnieiwłączyłjąna
najwyższeobroty.

Nadrugimkońcugaleriizprzerażeniemzobaczyłam,żeniemadrabiny.Poniżejtrzy
koniedzikowierzgaływboksach.Trochędalejstałyjeszczedwa,akilkabyłopoza
boksami-zwierzętazbiłysięwoszalałązestrachuinerwoworżącągromadkę.Cofnęłam
siękilkametrów,ażstanęłamnadmałąstertąsiana.Powiedziałam:„Boże,pomóżmi”,co
byłonajkrótsząmodlitwą,jakązdołałamwymyślić,apotemskoczyłam.

Stertasianaokazałasiętakmała,najakąwyglądała,więcdośćmocnouderzyłamw
podłogę.Poczułamszarpiącybólwkolanie.Tokolanozawszemniezawodziło,kiedygo
potrzebowałam.Niebyłojednakczasunaoględzinylekarskie.

247

znichczerniałyiobumierały,zanimspadłynaziemię,ainnedokońcaczerwieniały
ogniem.Małespiralkidymuwidocznewróżnychpunktachpodłogiuzmysłowiłymi,żeza
chwilęcałybudynekstaniewpłomieniach.

Niemogłamznieśćrżeniakoni.Świadomość,żesamadotegodoprowadziłam,żeumrą
potwornąśmierciąwpłomieniachwznieconychmojąręką,byłaponadmojesiły.
Rozejrzałamsię,rozpaczliwiepragnącsiędonichdostać.Ogieńzciężarówkidotarłjuż
dowrótstodoły.Niktzzewnątrzniemógłwejśćdośrodka.

Spojrzałamwgóręizauważyłamcośwrodzajugaleriibiegnącejwzdłużcałegobudynku.
Polewejmiałamdrabinę.Podbiegłamdoniejiwdrapałamsięnagórętakszybko,żemoje
dłonieledwiedotknęłybokówdrabiny.Nagaleriiodwróciłamsięwprawoipędem
pobiegłampodrewnianejpodłodze.Nagórzebyłoprzeraźliwiegorącoizanimzdążyłam
pokonaćdziesięćmetrów,prawiezabrakłomitchu.Nafizycezawszenampowtarzali,że
ciepłepowietrzeidziedogóry,iotomiałamdowód.Gdyprzebiegałamnadciężarówką,
uderzyłamniefalagorącegopowietrza,któreprzypiekłomidżinsy,włosyitwarz.Jakby

background image

ktośtrzymałogromnąsuszarkędowłosówparęcentymetrówodemnieiwłączyłjąna
najwyższeobroty.

Nadrugimkońcugaleriizprzerażeniemzobaczyłam,żeniemadrabiny.Poniżejtrzy
koniedzikowierzgaływboksach.Trochędalejstałyjeszczedwa,akilkabyłopoza
boksami-zwierzętazbiłysięwoszalałązestrachuinerwoworżącągromadkę.Cofnęłam
siękilkametrów,ażstanęłamnadmałąstertąsiana.Powiedziałam:„Boże,pomóżmi”,co
byłonajkrótsząmodlitwą,jakązdołałamwymyślić,apotemskoczyłam.

Stertasianaokazałasiętakmała,najakąwyglądała,więcdośćmocnouderzyłamw
podłogę.Poczułamszarpiącybólwkolanie.Tokolanozawszemniezawodziło,kiedygo
potrzebowałam.Niebyłojednakczasunaoględzinylekarskie.

247

Pokuśtykałamdonajbliższegoboksu.Dużakasztankamiotałasięwwąskiejprzestrzeni,
rzucającsięwprzódiwtył,jakbychciałastratowaćdrzwi,aleniemiaławystarczająco
dużoodwagi.Potrząsałałbem:wbiałkachjejprzerażonychoczuodbijałysięczerwone
płomienie.Pociągnęłambolectrzymającydrzwiiszybkoodskoczyłamnabok.Taklacz
postradałarozumijednojejkopnięciemogłobymniezabić.Wyciągnąwszybolecprzy
następnymboksie,spojrzałamwprawoikuswojemuzdumieniuzobaczyłamLee.Prawie
zapomniałam,żeznalazłamsiętamzjegopowodu.Robiłtosamocoja:uwalniał
uwięzionekonie.Zrozumiałam,wjakisposóbpozostałezwierzętawydostałysięz
boksów.

Spojrzałnamniewtejsamejchwili,wktórejjaspojrzałamnaniego.

Naszeoczynachwilęsięspotkały.Niezareagował.Musiałmniezauważyćjużwcześniej.
Pewnieprzeżyłwtedynajwiększyszokwswoimżyciu.

Uwolniłamostatniegokonia,czarnegoźrebaka,apotemzadałamsobiewielkiepytanie-
największezewszystkich:wjakisposóbsięstądwydostaniemy?Wrotastodołyzostały
całkowicieodcięteprzezogień,ainnegowyjścianiewidziałam.Budynekbyłwielki,lecz
niepozostałonamdużoczasu.Drugastrona,ta,gdzieweszłampodrabinie,stałajużw
płomieniach.Nieupiekliśmysięjeszczeżywcemtylkodlatego,żezjakiegośpowodu
ogieńwolałtamtenkierunek.

Możebyłtamprzeciąg.Aleczułam,żewbardzogorącympowietrzuszybkozaczyna
brakowaćtlenu.Bolałymniepłucaibezwzględunato,ilepowietrzawciągałam,ciągle
byłogozamało.

Spanikowana,spojrzałamnaścianę.Musieliśmyjakośsięstamtądwydostać,najlepiej
zabierajączesobąkonie.Bocznaściana-ta,naktórąpatrzyłam-wyglądaładośćsolidnie.
Ztyłu,gdziezamiastbalibyłydeski,mieliśmywiększeszanse.Międzymnąatąścianą
stał

traktor,szaryfergiezłychązprzodu.

248

Żałowałam,żeniejestwiększy,alemieliśmytylkojego.Wdrapałamsięnadużetylne
kołoiusiadłamnasiedzeniu.Wcisnęłamzapłonisilniksięzakręcił.Alenieodpalił.
Szturchnęłamprzyciskjeszczeraz,pocącsięigłośnoklnączezniecierpliwienia.Itaknikt

background image

niemógłmnieusłyszeć:wokółpanowałjużstrasznyhałas.Traktornadalniechciał

zapalić.

-OBoże,proszę!-zawołałamispróbowałamporaztrzeci.

Silnikwarknął,kaszlnął,prychnął,znieruchomiałnadługąchwilę-awrazznim
znieruchomiałomojeserce-iwkońcuodpalił.Nigdyniesłyszałamrówniesłodkiego
dźwiękujaktamtenwarkot.Drążekskrzynibiegówbyłmiędzymoiminogami.
Wrzuciłamwolnądwójkę,maksymalniezwiększyłamobrotyiruszyłamprostonaścianę.
Tenzłomniemiałklatkizabezpieczającejiwiedziałam,żepodejmujęwielkieryzyko,ale
jakimiałamwybór?Lepszabelkanagłowieniżspłonięcieżywcemwtympiekle.
Smażyłymisiępłucaimiałamwrażenie,żewogóleniedostająjużtlenu.Łychatraktora
uderzyławścianęiwstrząsprzeszedłprzezcałypojazd,apotemprzezmojeciało.

Przezchwilęmyślałam,żesięprzebiliśmy.Ścianawyglądałatak,jakbysięprzemieściła,i
zobaczyłam,żegaleriasiękołysze,jakbyzachwilęmiałarunąć.Zgóryposypałasię
słoma.Przygarbiłamsię,czekając,ażciężkiebelkirunąminagłowę.Alenicsięniestało.

Zaczęłammyśleć,żetraktorjednakniedarady.Łychaitrzymającejąwysięgnikibyły
mocnozniekształcone-inicdziwnego-alewycofałamiprzesunęłamdźwignię,byunieść
trochęłychę.Miałamnadzieję,żetocośda.

Wycofałamnajdalej,jakmogłam,igwałtowniewcisnęłamhamulec.

WtedydotyłuwskoczyłLeeipoklepałmnieporamieniu.Odziwo,trochęmitopomogło.
Znowusięrozpędziłam,jadącjeszczeszybciejniżzapierwszymrazem.Wcześniej,gdy
zbliżyłamsiędościany,musiałamchybaodruchowozwolnić.Powodowałmną
podświadomystrachprzedzderzeniemzrozpędu

249

zczymśtwardym.Tymrazemsięniezawahałam.Uderzyliśmytakmocno,żeLeespadłz
traktora.Usłyszałamcośwrodzajukrzykuiprzezjednąniewybaczalną,strasznąchwilę
myślałam,żetoLee.Aletotylkoblaszanydachodrywałsięodmuru.Ścianaodłączyłasię
odbudynkuugóry,zdalaodnas.Tojużbyłocoś,alewciążzamało.

Zrozpaczonaobejrzałamsięzasiebie.NiechciałamprzejechaćLee,choćpewnienato
zasłużył.Aleonjużczołgałsięwbok.Wiedział,żemuszęuderzyćporaztrzeci.Duże
tylnekołaobróciłysięwmiejscu,kiedyznowuwcisnęłamgazdodechy.Traktorszarpnął
dotyłu.

Tamtokrótkiespojrzeniezasiebieukazałomiprawdziwąscenęzpiekła.Koniejuż
zamilkłyiwcisnęłysięwnajdalszekąty,jakiemogłyznaleźć,omalnieduszącsię
nawzajem.Odsuwałysięodpłomieni,aichrozpaczliweprzerażeniemalowałosięw
każdymdrżącymmięśniu,wkażdejkroplipotunalśniącejsierści,wkażdymłapczywym,
chrapliwymoddechu.Mnieteżbrakowałotchu.

Kaszlałamjakszalona,akaszelprowadziłdookropnegobólu.

Cofając,zasłoniłamustalewąręką,żebyodfiltrowaćdym.

Odjechałamnajdalej,jaksiędało-najdalej,jaksięodważyłam.Potempochyliłamgłowę,
próbującuciecodgorącaidymu,próbującochronićsięprzedbudynkiem,któryzachwilę

background image

miałnamnierunąć,iznowuruszyłamnaprzód.

Wiedziałam,żetoostatniaszansa.Gdybymmusiałaspróbowaćporazczwarty,nie
starczyłobymiczasu.Zginęłabymwtympiecu.Jużterazszansanaocaleniekonibyła
bliskazera.Zabardzosiębały.

Wiedziałam,żetrudnojebędziewygonić.Naszczęściemyślałamonich,anieościanie,z
którąwłaśniesięzderzałam.Inaczejniewiem,czymiałabymodwagęuderzyćtakmocno,
jakuderzyłam.Ścianajakbyzastygła,czekała,możemiałanadzieję,żestaniesięcoś,co
wostatniejchwilijąuratuje.Kołatraktoraobracałysięjakszalone.

Ścianazaczęłasięwychylaćnazewnątrz,

250

poczynającodgóry.Poprzecznebelkiodskoczyłyiwyglądałonato,żezachwilęzaczną
spadaćnaziemię.Podniosłamgłowę.Belkijużsięzapadałyigdyrunęłapierwszaznich,
wydałamzduszonyokrzyk.

Potemwrzasnęłam,mimożewylądowaładwametryodemnie,czemutowarzyszył
potężnygłuchyhuk.Ściananaprzeciwkomniewkońcuustąpiła,wypadającnazewnątrz.
Niesłyszałamhuku,alepoczułamuderzeniepowietrza,którewstrząsnęłotraktorem,
ciskającmiwtwarzburzępyłu.Naszczęścierazemzpowietrzemdośrodkawpadłtlen,
więcwciągnęłamgotrochęwpłuca.Ztyłuusłyszałamjednakbuchnięcieognia,jego
radośćzpowodunowejdostawyamunicji.

Przedniekołatraktoramiałysięjużczegotrzymać.Wpiłysięwziemięitraktorszarpnął
doprzodu.Dźwigniagazunadalbyłaprzesuniętanamaksa,więcruszyłamzkopyta.
Runęłanastępnabelka,aletanieleciałanapłaskjakpoprzednia.Spadając,kołysałasięna
boki.Chybajedenkoniecodłączyłsięwcześniejniżdrugi.Dolnapołowazbliżałasiędo
mojejtwarzy.Półtonylecącegodrewna.

Rzuciłamsięnabok,przerażona,żedostanęsiępodkoła.Belkarunęłanatyłtraktora,aja
rozpłaszczyłamsięnaziemi.Jakimścudemwylądowałamnaczworakach.Podźwignę-łam
sięnanogi.

Tyłtraktorazostałprzygwożdżonyipojazdstałdęba.Silnikpędził,aprzedniekoła
obracałysięjakwściekłe.Dachnademnąlekkosięzapadł,alenierunął.Usłyszałam
dzikierżenieigwałtowniesięodwróciłam.Konie,kłębowiskołbów,nógiogonów,
pędziłyprostonamnie.Znowupadłamnaziemięiskuliłamsięnajbardziej,jakumiałam.
Chybajedenzkonimnieprzeskoczył.Krawędźkopytauderzyłamniewbok,połowa
ciężarukoniaznalazłasięnamnie,adrugapołowanaziemi.Bolesnycios,aletrwałtylko
sekundę.Czułamsiętak,jakbyktośzdzieliłmniewżebrażelaznymprętem.PotemLee
mniezłapałipostawiłnanogi.

251

Pobiegliśmy.Trzymałamsięzabok,zamiejsce,gdziekopnąłmniekoń,ikuśtykałamna
obolałymkolanie.Spojrzeniewtyłukazałomipotwornywidok:koniaprzygwożdżonego
belką,którywiłsięiwierzgał.Potemzhukiemirykiemwiatruspadłonaniegopółdachu.

Wszystkonatychmiastzmieniłosięwścianęogniainiczegowięcejniezobaczyłam.

background image

20

Jeślitamcimężczyźnigasiliogień,musielitorobićodfrontu.Miałobytosens,boprzecież
niewiedzieli,żechcemysięwydostaćtyłem.

Pewniemyśleli,żezginęliśmywpłomieniach.Dopieronawidokspalonegotraktora,który
przebiłścianę,moglibysiędomyślić,cosięstało.

Takwięcsłaniającsięnanogach,uciekliśmywnoc,przeznikogonieścigani.Obydwoje
drżeliśmyidygotaliśmy,jakbytemperaturaspadładopięciustopniponiżejzera.
Przeszliśmyprzezpłot-tylkowtedyLeenachwilęmniepuścił-alepodrapaliśmysięprzy
tymdokrwi.

Okropnymelementemtejwojnybyłoto,żegdyniebezpieczeństwomijało,niebyło
nikogodorosłego,-ktomógłbyowinąćnaswkocipodaćkubekgorącejherbaty.Czekała
nanastylkodalszaciemność,dalszezagrożenia,jeszczewięcejstrachu.

PotemLeewziąłmniepodrękęiszliśmyprzezzaoranepole.Nasąsiednimpastwisku
pasłysięowceiichwidokbardzomnieucieszył,bowiedziałam,żegdzieśwpobliżumusi
byćwoda.Zeszłamponaturalnejpochyłościterenuiwkońcudotarliśmydomałego
zbiornikazestojącązielonąwodą.NiepozwoliłamLeesięnapić,aleopryskaliśmysięnią
itoteżpomogło.

Spojrzałamwstronęfarmyizobaczyłamczterywyraźnesłupyogniaprzypominające
czteryognisterakietystojącewbazie253

igotowedostartu.Widywałamjużwżyciupożary,aletakiegojeszczenigdy.Tamci
facecimusielimiećterazpełneręceroboty.

Zastanawiałamsię,skądsięwzięłyczterysłupyognia.Byłamodpowiedzialnatylkoza
trzy.

Gdyzbliżaliśmysiędodrogi,przechodzącprzezkolejnezaoranepole,przemknęłynią
dwawozystrażackiezeStratton.Niejechałynasygnaleikierowcyniewłączylikogutów,
aleitakpędziłybardzoszybko.

PowrótdoStrattonzająłnamcałąwieczność.Niemogłamuwierzyć,żew.końcusiędo
niegozbliżamy.Zdziesięćrazymyślałam,żetojuż,żenaszadrogadobiegakońca,ale
potempodnosiłamgłowęiokazywałosię,żenadaljesteśmynawsi.Możestawialiśmy
mniejszekrokiniżzwykle,możepoprostuporuszaliśmysięwolniej,możestraciliśmy
rachubęczasualboorientacjęwterenie-samaniewiem.

Wiem,żeprzezostatnieparękilometrówbyłamkompletniezamroczona:nogiiręcemi
zdrętwiały-nielicząckolana,któreprzeszywałdobijającyból-abokpaliłżywym
ogniem.Potwarzypłynęłymiłzy.Pojakimśczasiedałamzawygranąiprzestałamje
ocierać.Leespisałsięnamedal-tylemuszęmuprzyznać.Ciąglemówił,powtarzał,żejuż
niedalekoiżebymsięniepoddawała.

Alekiedyoddaliliśmysięodfarmy,niepozwoliłammusięwięcejdotknąć.

Gdydotarliśmydodomumojejbabci,nawarciestalKevin.Zaczął

mówić:„Gdziesiępodziewaliście,docholery?”,alejednospojrzenienamnie
wystarczyło,bysłowauwięzłymuwgardle.Zeskoczyłzdrzewaipobiegłdodomu.

background image

Zatrzymałamsięioparłszysięościanę,pomyślałam:„Jużdobrze,niczegowięcejnie
muszęrobić.ZachwilębędzietuFi”.PochwiliprzybiegłaFi,wprowadziłamniedo
środkaiwpewnymsensiewszystkobyłowporządku:leżałamnakanapieipozwalałam
sięobmywać,aonipoilimniekroplamiwodyiopatulalimojestopykocami.Homer

254

teżtambył,alejegoniechciałam:chciałamtylkoFi.Ispisałasięfantastycznie.Szybko
wyczuła,czegomitrzeba,iodesłałaHomera,apotemwgłębibabcinychszafekznalazła
kremnaoparzeniaicośnamojeposiniaczoneżebra.Podparłamigłowępoduszkamii
siedziałaprzymnie,trzymającmniezarękę,dopókinieusnęłam.

Aletooczywiścieniewystarczyło.Nazajutrzobudziłamsięzobolałymiżebrami,rwącym
bólemwkolanieorazbokiemtwarzy,którypaliłmnietakmocno,jakbymleżałazablisko
kaloryfera.

Wiedziałamjednak,żejakośztegowszystkiegowyjdę.

Prawdziwybólzagnieździłsięgdzieśwmoimżołądku.Ludziemówiąobóluserca,
złamanymsercuitakdalej,alemojeserceniejestchybaażtakuwrażliwione.Bardziej
żołądek.Samśrodek.Boże,tamtegorankanaprawdędałmisięweznaki.Wydawałomi
się,żeLeezdradziłnaswszystkichnawszelkiemożliwesposoby.Nieznałamżadnych
szczegółów,aleniewydawałymisięwartepoznania.

Związekzdziewczyną,którabyłanaszymwrogiem,związek,któryzagrażałnaszemu
życiu,związek,którybyłwielkimpaskudnymuderzeniemwtwarzwszystkichjego
przyjaciół.

Przeztencałyczastowłaśniemiłośćilojalnośćtrzymałynasrazem.

Trzymałynaspomimodoświadczeń,którerozbiłybywiększośćgrup.

Podejrzewałam,żeniewielegrupdorosłych-no,możejedna-

przetrwałobytakjakmy.Wyglądałonato,żedoroślizabardzoskupiająsięnawłasnym
ego.Oczywiściemyteżmieliśmyswojeego,alegdyzaczynałysiękłopoty,słuchaliśmy
sięnawzajemitraktowaliśmysiępoważnie.Rzadkonasiebiekrzyczeliśmyalbo
mówiliśmy,żebyktośsięzamknął.ALeepokazał,żeodrobinaseksuzjakąśzdzirąjest
dlaniegoważniejszaniżprawieroknajważniejszychdoświadczeńwnaszymżyciu.

Zwłaszczajaczułamsiętak,jakbyLeesplunąłmiwtwarz.Najpierwsplunął,apotem
uderzył.Prawieczułamszczypaniewmiejscu,gdziejegootwartadłońzostawiłaślad.
Chybanigdy255

wżyciunieczułamsięrównieodrzucona.Niewiedziałam,czykiedykolwiekbędęjeszcze
wstaniekomuśzaufać.

Bałamsięczegośjeszcze.Staramsięniebać,alechybanaprawdębardziejprzerażają
mniezagrożeniaemocjonalneniżfizyczne.Leżącnatamtejkanapie,zobolałątwarzą,
rękąinogą,bałamsiętego,żeLeeobwinimniezato,cosięstało.Żepowie:„Widzisz,
niepozwalałaśmisiędotknąć,więcdlategoposzedłemztamtą”.

Czytakbypowiedział?Czyupadłbyażtaknisko?Niczegojużniewiedziałam.Czasami,
kiedypróbowałsiędomniedobierać,ajaniebyłamwnastroju,niebyłamjeszcze

background image

gotowa,czułamsięjakbywinna.

Niezakażdymrazem,aleLeezawszesięwkurzał.Wiem,wszkolenasuczą,że
dziewczynaniepowinnaulegaćpresjizestronychłopaków,aoninieumrą,jeślinie
dostanątego,czegochcą,alewprawdziwymżyciuwcaleniejesttakłatwo.

Zabawnejestto,żewdawnychczasachwcaleniebyłamtakapowściągliwa.Steveraczej
bynienarzekał.Niewiem,cosięzmieniłoanidlaczego.Nojasne,wojna,toonabyła
nasządyżurnąwymówką.

Alemożechodziłoozwyczajnąpróżność.Gdybymmogławziąćdługigorącyprysznici
zdobyćtrochęnowychciuchów,gdybymmogławmasowaćwskórętrochętegobalsamuz
BodyShop,napewnomiałabymlepszezdanieosobie.

Tylkożechodziłojeszczeocośwśrodku.Nieczułamsięzbytatrakcyjnanazewnątrzi
nieczułamsięzbytatrakcyjnawewnątrz.

TamtaokropnaimprezawNowejZelandii:imbardziejsięodniejoddalałam,tymgorsza
misięwydawała.Aprzecieżpowinnobyćodwrotnie.

Bałamsięjeszczejednejrzeczyiwłaśnieodwołującsiędoniej,mogłabymwytłumaczyć
Lee,dlaczegogośledziłam.Niewiem,dlaczegozawszesięobwiniam-chociażw
zasadziewcaleniezrobiłamniczegozłego-alemyślałam,żemojezachowaniemusiało
wyglądaćokropnie.Nieprzyszłomidogłowy,żespotykasię256

zdziewczyną.Niewtrącałamsięwjegożycieuczuciowe.

Próbowałamsięupewnić,żenienarażanasnaniebezpieczeństwo,atakującwrogana
własnąrękę.

Możetobyłobylepsze.

Zobaczyłamgodopieropokilkugodzinach.Wszedłdopokojutakcicho,żenawetgonie
zauważyłam.Nachwilęzamknęłamoczy,akiedyjeotworzyłam,stałtużobokmnie.Dość
długosięsobieprzyglądaliśmy.Wzasadziejestempewna,żeżadneznasniemrugnęło.

-

Dobrzesięczujesz?-zapytał.

Nieodpowiedziałam.

Usiadłnakońcukanapy.Podkurczyłamnogi,zupełnieodruchowo,żebyzrobićmuwięcej
miejsca,alezauważyłtoizgadłam,comyśli:żezrobiłamtospecjalnie.Wstał.Miał
spuszczonągłowę.

Najwyraźniejniewiedział,odczegozacząć,ajaniezamierzałammupomagać.Wpokoju
byłotakciemno,żeniezbytdobrzewidziałamjegotwarz.Wkońcuodchrząknąłi
powiedział:

-

Niechciałem,żebytosięstało.

-

Jakjąpoznałeś?

background image

Słyszałam,żewmoimgłosieniemażadnychemocji.Nierobiłamtegocelowo,ale
wiedziałam,żemojesłowabrzmiąmartwo.

Pochwiliwzruszyłramionami.

-

Przezprzypadek.Uratowałemjejżycie.

Uśmiechnąłsię,alenabardzokrótko,jakbyodrazuzrozumiał,żeniepowiniensię
uśmiechać.

-

Słucham?

-

Uratowałemjejżycie.Byłemnapastwiskuizbierałemgrzyby.

Pamiętasz,żedawniejconocprzynosiłemgrzyby?

Nieodpowiedziałam.

-

Tobyłabardzociepłanoc.Trochęszukałemgrzybów,atrochęsiedziałemirozmyślałem.
Wtedyusłyszałemkrzyk.Takinaserio,któryodrazucimówi,żektośjestwpoważnych
tarapatach.

2-57

Nawetniemyślałemowojnie.Poprostutampobiegłem.Dotarłemnaszczytwzgórzai
zobaczyłemzbiornikzwodą,wktórejktośgwałtowniesięmiotał.Nowięcpodbiegłem
jeszczebliżej.

Miałamwrażenie,żezchęciązakończyłbyswojąopowieśćwtymmomencie,aleja
chciałamusłyszećwięcej.

Pochwili,kiedynadalmilczał,powiedziałam:

-Noi?

Westchnął.

-

Wymknęłasięzdomuiposzłapopływać.Wzbiornikubyłagłęboka,szerszaczęść,gdzie
wodamiałaowieleniższątemperaturę,niżsięspodziewała.Złapałjąskurcz.

-

Niewiedziałam,żejesteśtakimmistrzempływania.

-

No,umiempływać.PoprostunieażtakdobrzejaktyiHomer.

Nakrótkichdystansachradzęsobienieźle.

-

background image

Więcpadłaciwramionaiusłyszałeśdźwiękskrzypiec?

Znowuwzruszyłramionami.

-

Wspomniałemotym,żebyłanaga?

-

Nie,niewspomniałeś.

-

Aha.Nowięcbyła.

Takbardzosiędenerwował,żewinnychokolicznościachwydałbymisięzabawny.Ale
czułamwściekłą,pełnągoryczyzazdrość.Niechciałamdłużejsłuchaćospotkaniuprzy
zbiorniku.Przeszłamdalej.

-

Apotemznowusięzniąspotkałeś?

-Tak.

-

Apotemznowuiznowu?

-

Naprawdęmisięspodobała,Ellie.Wiedziałem,żepostępujęźle,wiedziałem,żeto
niebezpieczne,wiedziałem,żecięzdradzam,nawetjeśliostatnioniebyliśmyzbyt…No
wiesz.Alenieumiałemsiępowstrzymać.Nieumiałemsiępowstrzymaćodwidywania
jej.

-

Acosięstałodzisiaj?Toznaczyubiegłejnocy.

258

-

Pewniewieszwięcejniżja.

-

Sprzedałacię?

-

Niewiem.Cosiętamdziało?Skądsiętamwzięłaś?

Zrozumiałem,żedziejesięcośzłego,dopierokiedyusłyszałemjakiśtrzask.Zapytałem:
„Cotobyło?”,aonapoprostuwybiegłazestodoły.

Wyszedłemzaniąizobaczyłemcholernąpłonącąciężarówkę,którapędziłaprostona
mnie.Potemrozległysięstrzały,więcznowuschowałemsięwśrodku.Ciężarówka
pędziła,ajamyślałem,żegdzieśpopełniłembłąd.Alezrozumiałem,żezachwilęto

background image

miejsceeksplodujejakwulkan.Pomyślałem,żeprzynajmniejuwolniękonie.

-

Kiedymniezobaczyłeś?

-

Gdybiegłaśpotejdrewnianejgalerii.Szczerzemówiąc,napoczątkuprzezchwilę
myślałem,żetoRobyn.Totalniespanikowałem.Potemzauważyłem,żetoty.
Spanikowałemjeszczebardziej.Alemusiałemwypuścićkonie,więcskupiłemsięnanich.

Wiedziałam,cobyłopotem.Wróciłamdopoprzedniegopytania.

-

Więcmyślisz,żecięsprzedała?

Odrazusięprzygarbiłiwcisnąłdłoniepodpachy.Zrozumiałam,żeniechceodpowiadać.
Alejegomilczenieteżbyłoodpowiedzią.Pochwilisięodezwał.

-

Mamnadzieję,żenie.Alerzeczywiścieszybkostamtądprysnęła.

Spojrzałnamnieizdałamsobiesprawę,jakbardzogotoboli.Chybawłaśniewtedy
poczułamnajwiększązazdrośćotędziewczynęiogarnęłamnienajwiększazłość.Lee
zrobiłcośniewiarygodniegłupiego,aleonaniemiałaprawatakgotraktować,niepotym
wszystkim,przezcoprzeszedł.Gdybywtamtejchwiliweszładopokoju,rozerwałabymją
nakawałki.

-

Jakmanaimię?-zapytałam.

-

Reni.

259

-

Nieposzłamzatobąpoto,żebycięszpiegować-powiedziałam.

Wyglądałtak,jakbymuulżyło,jakbysamchciałotozapytać,aleniemiałodwagi.

-

Myślałam,żeprowadziszswojąprywatnąwojnę-dodałam.-

Bałamsię,żeatakujeszichnawłasnąrękę.

Milczał.Chybachciałusłyszećcoświęcej,aletobyłowszystko,comiałammudo
przekazania.

-

Nadalnierozumiem-powiedział.-Przedstodołąbyliżołnierze?

-

background image

Czterechfacetówzbronią.

Pokiwałgłową.

-

Rzeczywiściewydawałasięzdenerwowana-przyznał.-Akiedypotemtakuciekła…-Po
chwilimruknąłpodnosem:-Pewnegodniająznajdę.Dowiemsię,cosięstało.

Teraztojegomogłabymrozszarpać.Czyonnigdysięniczegonienauczy?Jakimścudem
zdołałamsięugryźćwjęzyk.Nawetniewiemdlaczego.Prędzejczypóźniejktośbędzie
musiałmupowiedzieć,żebyprzestałbyćtakimgłupkiem,takimegoistązsamobójczymi
zapędami.

Poprostuniechciałambyćtymkimś.

-

Jakdużojejonaspowiedziałeś?

-

Nicniemówiłem.Założyła,żenależędotychdzieciakówzulicy.Nigdynie
wyprowadziłemjejzbłędu.Niechciałem,żebymnieskojarzyłazucieczkązwięzienia.
AlbozlotniskiemwWir-rawee.

Pomyślałem,żenadszarpnęłobytonasząprzyjaźń.

Starałsięmówićbeztroskimtonem,alejeszczenigdyniewidziałam,żebybyłażtak
nieszczęśliwy,nawetkiedypowiedziałmioswoichrodzicach.

-

Najgorszajesttaniepewność.

Nicniepowiedziałaminiedotknęłamgo.Chybachciał,żebymtozrobiła,alenie
potrafiłam.Niewiedziałam,czykiedykolwiekgojeszczedotknę.

260

i

Epilog

Jestnastylkopięcioro,więcjaktomożliwe,żenaszerelacjetakbardzosię
skomplikowały?HomeriFi,LeeijaorazKevinsolo,odkądodeszłaCorrie.Takpowinno
być.Wpewnymokresietakbyło.

Alewyglądanato,żeżycienigdynietoczysięwedługplanu.

LeżałamnakanapieiwkońcuzaczęłambardziejwspółczućLeeniżsobiesamej.Potem
zmieniłamzdanieidoszłamdowniosku,żeniezasługujenawspółczucie.Tenspórtoczył
sięwemniebezkońca.„Z

jednejstrony-myślałam-wzasadziewtymmomencienaszegożycianiebyliśmy
razem”.

Tobyłdziwnyzwiązek:przezdługieokresytrwałwzawieszeniu,aledlamniezawszebył
obecnygdzieśwtle.

background image

ZdrugiejstronyLeezdradziłcoświęcejniżtylkonaszzwiązek,jakikolwiekbyonbył.
Zdradziłnaswszystkichpodkażdymmożliwymwzględem.Zdradziłnasnawięcej
sposobów,niżumiałamzliczyć.Wkażdejminuciekażdegodniakładliśmynaszaliswoje
życie,bylebytylkowypędzićtychludzizkraju.IcozrobiłLee?

Skumałsięzjednąznich.Kiedyśmyślałam,żeLeemawięcejolejuwgłowieniż
większośćfacetów,alewyglądałonato,żegdyprzychodziłocodoczego,jegomózg
tkwiłwtymsamymmiejscucouresztychłopaków.

262

Naszzwiązekprzeszedłwfazękrępującegomilczenia,unikaniasięizażenowania
odczuwanegowswoimtowarzystwie.Tochybanajgorszyrodzajzwiązkunaświecie.
Jedynarzecz,którejnigdyniebyłamwstanieznieść.Lubięjasnesytuacje.

Mimotrwającegomiędzynaminapięcianigdyniepowiedzieliśmypozostałym,cosię
wydarzyło.Wkońcuprzestalipytać.NiepowiedziałamnawetFi.Wzasadzienajbardziej
upartybyłHomer.

NieudałomusięwycisnąćsłowazLee,więcskupiłsięnamnie.

Pewnegodnia,chcącodwrócićjegouwagę,zapytałam,comyślioFi.

Irzeczywiścieodwróciłamjegouwagę.Urwałwpółzdaniaiwlepił

wemniewzrok.

-

Czemu…Czemupytasz?-wybąkał.-Powiedziałacicoś?-Naglewydałsiępodejrzliwy.-
CzyLeecościpowiedział?Powiedziałcicośomnie?

Słysząctesłowa,wgłębisercapoczułamogromnąradość.Mogłyoznaczaćtylkojedno.
ŻerozmawiałzLeeoFi.Imusiałwspomnieć,żeFimusiępodoba,bowprzeciwnym
razieniezareagowałbywtensposób.Jakimścudemudałomisiępowstrzymaćuśmiech,
aleniebyłołatwo.

-

Nadalcisiępodoba,prawda?-droczyłamsięznim.

Teraztoonprzestałodpowiadaćnapytania.Niemogłamzniegowydusićniczegowięcej,
alebyłamprzekonana,żeFiniepowinnasięjeszczepoddawać.Nadaldarzyłjąsilnym
uczuciem.Tyleżeniepotrafiłamrozgryźć,jakimdokładnie.

Wkońcumójstanfizycznysiępoprawił.Przeniosłamsiędopokojunapiętrzeitam
wracałamdozdrowia.Mojeżebramiałykolorpizzycapricciosaidługomniebolały.
Kolanojakzwyklesprawiałoproblem,alenauczyłamsięztymżyć.Oparzonypoliczek
szczypał,swędziałipokryłogokilkapęcherzy,alewkrótcesięzagoił.

Myślałam,żeskończęztakąbliznąjakFi,alemiałamszczęście.

263

Nienawidziłamleżećbezczynnie.Normalniezawszeszukamczegoś,czymmożnabysię
zająć.Niejestemzbytcierpliwa.Podobałymisiętylkotechwile,kiedyprzychodził

background image

Homer,kładłsięnadrugimłóżkuirozmawialiśmyotym,comoglibyśmyzrobić,co
moglibyśmyzaatakować,jakiecelemoglibyśmyznaleźć.

ByćmożewłaśnieprzezterozmowyHomerodpowiedział

pułkownikowiFinleyowitakanieinaczej.Pewnejnocywyszliśmynapolaoddaloneod
Strattonojakieśtrzykilometry.Byliśmytamwszyscypięcioro,trochędlatego,że
chcieliśmyzdobyćnastępnejagnię,trochępoto,żebysięprzespacerowaćioderwaćod
martwegociężarumiasta.Strattonbywałoprzytłaczające:okropnacisza,strach,
świadomość,żeżyjemynatereniewroga.Spięciamiędzynami.

NaprawdęniepowinniśmybylisiedziećwStrattontakdługo.Jasne,mojeobrażenia
trochęopóźniłynasząwyprowadzkę,alenajwyraźniejniktniemiałsiłyanimotywacji,
żebyrozpocząćdługimarszdoPiekła.Tobyłogłupie,bowStrattonnigdynie
moglibyśmysiępoczućrówniebezpiecznijakwPiekle.Zagrażalinamnawetnasirodacy
-zdziczałedziecibyłytaksamoniebezpiecznejakwróg.Niktznasniewykonał
następnegoruchu,żebyimpomóc.

TamtejnocyHomer,niemówiącnikomu,zabrałradio.

Opracowaliśmynowysystemzdobywaniajagniąt.KiedyHomerijazajmowaliśmysię
ubojem,obdzieraliśmyjagnię,patroszyliśmyjeićwiartowaliśmy,Lee,KeviniFikopali
dółirozpalaliognisko.Gdydrewnosięzwęgliło,zawijaliśmykawałkimięsawmokry
papier.Tosamorobiliśmyzprzyniesionymiwarzywami.Jeśliniemogliśmyznaleźć
innegopapieru,używaliśmystarejgazety,chociażnadawałajedzeniutrochędziwnysmak.

PotemzasypywaliśmydółiwracaliśmydoStratton.Następnejnocyprzychodziliśmyz
powrotemiodkopywaliśmygo.Tensystembył

wspaniały.Niepotrzebowaliśmyżadnychspecjalnych264

v

narzędzi,jedzenienigdyniebyłospaloneitametodaokazałasiębezpieczniejszaniżinne,
którychpróbowaliśmy.Ogieńwdolebył

niewidocznyzoddali,bopłonąłpodpoziomemgruntu,agdyzasypaliśmydół,poognisku
niezostawałnawetślad.Imuchyniemogłysiędobraćdomięsa.

Jedynyproblempojawiłsiępewnegorazu,kiedyniemogliśmyodnaleźćdołu.Musieliśmy
chodzićwkółkoidźgaćziemiępatykami.

Każdeznasbyłopewne,żewie,gdziejestdół,każdemówiłopozostałym,żeszukająw
złymmiejscu.WkońcudółznalazłKevin.

Wtękonkretnąnoczakopaliśmyjedzenieileżeliśmynaziemi,próbującznaleźćsiłęna
powrótdomiasta.IwtedyHomerwyjął

radio.

-

Pomyślałem,żepowinniśmyspróbowaćjeszczeraz-wyjaśnił.-

Mieliśmysporąprzerwę.Poraznowusiępostarać.

background image

Niktnieodpowiedział.Wszyscybyliśmychybazbytzaskoczeni.

Patrzyliśmy,jakwysuwaantenę.PotemHomerrozpocząłrytuał

nawiązywaniapołączenia.

Odpoczątkubyłojasne,żesytuacjasięzmieniła.Niebyłosłychaćgwizdów,brzęczenia
anidziwnychodgłosów,któreodpowiadałynamwcześniej.Rozlegałsiętylkonormalny
szum.Usiedliśmy,corazbardziejzaciekawieni.

Ipokilkuminutachusłyszeliśmyodpowiedź.Kobiecygłoszniezaprzeczalnie
nowozelandzkimakcentemodpowiedziałodzewem

„Lomu”.Kobietawiedziała,kimjesteśmy,atozawszepodnosiłonasnaduchu:nie
zostaliśmyjeszczecałkiemzapomniani.

-

PułkownikFinleyrozkazał,żebymgoobudziłabezwzględunaporę,jeśliudamisięz
wamipołączyć-powiedziała.-Moglibyściesięrozłączyćnapiętnaścieminut,apotem
spróbowaćjeszczeraz?

Odbiór.

Siedzieliśmyiuśmiechaliśmysiędosiebie.Byłomibardzociepło-itonieprzez
oparzonątwarz.Poczuliśmysięważni:pół-kownikFinleykazałsięobudzić,żebyznami
porozmawiać.

265

KiedyHomerpołączyłsięporazdrugi,odezwałsiępułkownik.Miłobyłoznowugo
usłyszeć.Byłabsolutniezachwyconytym,cosięstałowbazielotniczejwWirrawee.Nie
wymieniłjejznazwy-

bezpieczniejbyłotegounikać-alepowiedział,żetojedenznajważniejszychmomentów
tejwojny,żewybraliśmydoskonałymoment,żepopowrociedoNowejZelandii
zostaniemy

„odpowiednionagrodzeni”.Nawetkiedysięzachwycał,mówił

oficjalnymwojskowymtonem.Alecudowniebyłotosłyszeć.

Pomyśleliśmy,żedobrzesięspisaliśmy,choćniebyliśmypewni,cotowszystkooznacza.

Potemznienackapadłaoferta,którejniktznassięniespodziewał.

PułkownikFinleyjakzwyklemówiłchłodnymtonem,któregoniezmieniałnawetwtedy,
kiedysięzczegościeszył.Alenaglezrozumiałam,doczegozmierza.

-

…idziękitemumamytrochęwiększepolemanewruwniektórychkluczowych
dziedzinach,naprzykładwtransporcie.Nawetwtransporciecywilnym,aprzecieżściśle
rzeczbiorąc,nadalpodpadaciepodtękategorię.Odbiór.

ZłapałamHomerazaramięipochyliłamsię,żebyzadaćpułkownikowipytanie:

-

background image

Chcepanpowiedziećto,comyślę,żechcepanpowiedzieć?

Odbiór.

Gapiłamsięnapozostałych.Byłamwszoku.Oniteżsięnamniegapili.Namnieina
Homera.Miałamwrażenie,żenaszemilczenietrwazpółgodziny.Jedynymdźwiękiem
byłszumradia.Pomyślałamorodzicachizrozumiałam,jakpowinnabrzmiećmoja
odpowiedź.

PotemodezwałsięLee,bardzocicho:

-

Nadaljestmnóstwodozrobienia.

Homerpokiwałgłową,jakbytakiejodpowiedzioczekiwał.Kevinporuszyłsię,jakby
chciałcośpowiedzieć,apotemznowuznieruchomiałisiedziałpochylony,patrzącna
Homerajak266

zalęknionedziecko.Fizbliżyłarękędotwarzy.TeżspojrzałanaHomera,apotem
odwróciławzrokkuciemnympolom.

Homerodchrząknąłiprzemówił.Kiedytozrobił,jegosłowazawisływpowietrzu,jakby
ktośjetamwyrył.Jakbyktośwyciąłjewskale.

-Myjużjesteśmywdomu.

Niemajużżadnychzasad

JOHNMARSDEN

JUTRO

JOHHMAISDEN

MamnaimięEllie.Kilkadnitemuwybraliśmysięwsiedemosóbnawyprawędosamego
Piekła.Taknazywasięniedostępnemiejscewgórach.Wycieczkabyłapróbąnaszej
przyjaźni.Niektórychznaspołączyłonawetcoświęcej.

Szczęśliwiwróciliśmydodomu.Aletobytpowrótdopiekła.

Znaleźliśmymartwezwierzęta,anasirodziceiwszyscymieszkańcymiastazniknęli.

Okazałosię,żenaszegoświatajużniema.Zeniemajużżadnychzasad.Ajutromusimy
stworzyćwłasne.

NapodstawieksiążkipowstałfilmTomorrow,WhenTheWarBegan.

Jutro\ofenomen:nietylkonajwiększymłodzieżowybestsellerwhistoriiAustralii,alei
książkaprzekraczającagranicewiekowe.SeriaotrzymałakilkadziesiątnagródwAustralii,
StanachZjednoczonych,SzwecjiiNiemczech.WUSAznalazłasięnaliścienajlepszych
książekdlamłodzieży,awSzwecjinapierwszym-miejscunaliścieksiążekpolecanych
przeznastolatków.

na)»’

WttW.SIIMJtJriOK

JOHNMARSDEN

background image

JUTRO2

WPUŁAPCENOCY

JOHNMARSDEN

JUTRO2

Wpułapcenocy

MamnaimięEllie.Cośwamopowiem.

Tobyłynaszenajlepszewakacje.Alepopowrociezastaliśmycoś,conazawszezmieniło
naszeżycie.Jeszczenigdyniemieliśmytakichkłopotów.

Napoczątkubyłonasośmioro,terazzostałaszóstka.Niewiem,cosiędziejezdwójką
naszychnajlepszychprzyjaciół.Umieramyzestrachuibardzozaoimitęsknimy.Idlatego,
chociażtoniebezpieczne,anaszplanniejestidealny,spróbujemyichodbić,nawetjeśli
niemamypojęcia,coprzyniesiejutro.

Aja?Chybasięzakochałam.Niewiem,czytonajlepszyczasnatakierzeczy.

Jutrozadajekłamprzesądom,jakobybestsellermiałbyćopartąnaschematachbanalną
historią.[…]Totrochęthriller,trochęsensacja-

czytasiędoskonalebezwzględunawiek.Nicdziwnego,żepowieśćJutros\a\asię
bestsellerem”.

AgnieszkaWolny-Hamkało,„GazetaWyborcza”

JOHNMARSDEN

JUTRO3

Wobjęciachchłodu

MamnaimięEllie.Niejestemjużtąsamądziewczyną,któramieszkałazrodzicamiw
Wirrowee.Niktznasniejestjużtakisam.

Boimysię,alejesteśmysilniinietakłatwonaszłamać.Niechcemybyćmartwymi
bohaterami.Wydajemisię,żewobliczuniebezpieczeństwabędziemymusielirobić
rzeczynaprawdęstraszne.

Aleniewiem,jakdalekomożemysięposunąć,żebyocalićnajbliższych.Iczybędęw
staniekochaćkogoś,ktoniezawahałsięzabić?

Choćnadciągachłód,jutromożebyćnaprawdęgorąco.

JOHNMARSDEN

JUTRO4

Przyjacielemroku

Namyślopowrocierobimisięniedobrze.Mamochotękrzyknąć

„Posłuchajciemnie,dodiabła!Mamgdzieśwaszewielkieplany!”.

Chcę,żebyktoś,ktokolwiek,przyznał,żeto,czegoodemnieoczekują,jestwielkie,

background image

olbrzymie,gigantyczne.!niechodziwcaleoto,żetujestnamtakwspaniale.Niejest.

Mamwrażenie,żewszyscyprzestaliśmybyćsobą.Homerchcenamirządzićbardziejniż
kiedykolwiek.FiiKevinwszystkiegosięboją,aLee…niepoznajęgo.

Noizrobiłamcoś,czegodawnaEllienigdybysobieniewybaczyłoJedyne,copomagami
przetrwać,tonadzieja,żetam,namiejscu,znówstaniemysięsobą.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
John Marsden Jutro 04 Przyjaciele mroku
John Marsden Jutro 07 Po drugiej stronie switu
John Marsden Jutro 06 Cienie
Antologia - Stało Się Jutro 05, Antologie
John DeChancie Castle 05 Castle Murders
John Ringo Alldenata 05 The Hero (with Williamson, Michael)
John Marsden Kroniki Ellie 03 Przyciagając burzę
antologia Stało się jutro 05
Ringo John Dziedzictwo Aldenata 05 Bohater
John Updike [Rabbit 05] Rabbit Remembered (retail) (pdf)

więcej podobnych podstron