1986551
1986551
1986551
B
B
eowulf
eowulf
średniowieczny anglosaski
poemat heroiczny
prozą opracowała Joanna Sarwa
Armoryka
Sandomierz 2009
1986551
1986551
BIBLIOTEKA TRADYCJI EUROPEJSKIEJ, Nr 1
Redaktor serii: Joanna Sarwa
Redaktor tomu: Władysław Kot
Projekt okładki i opracowanie graficzne: Juliusz Susak
Na pierwszej stronie okładki:
Heinrich Füssli (1741-1825), fragment obrazu The Rhine Daughters warning
Hagen (Kunsthalle Zürich) (licencja public domain),
źródło: Internet – http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Fuessli-Rheintöchter.JPG
Drzewa genealogiczne w opracowaniu Macieja Kazuli zaczerpnięto
z przekładu Beowulfa w przekładzie Mirosława Kropidłowskiego,
Wydawnictwo i Księgarnia Internetowa „Armoryka”, Sandomierz 2006, s. 121-122
Copyright © 2009 by Wydawnictwo „Armoryka”
Wydawnictwo ARMORYKA
ul. Krucza 16
27—600 Sandomierz
tel (0—15) 833 21 41
e—mail: wydawnictwo.armoryka@interia.pl
http://www.armoryka.strefa.pl/
ISBN 978—83—62173—00—6
1986551
1986551
5
Przedmowa
B
eowulf – jeden z najstarszych poematów heroicznych litera-
tury staroangielskiej opowiada historię księcia Géatów, który
wsławił się jako zwycięzca olbrzyma Grendela gnębiącego
duńskiego króla Hróðgára i jego wasalów. Imię bohatera zna-
czy to tyle co „pszczeli wilk”, albo „wilk na pszczoły” czyli
„niedźwiedź”. Ma ono symbolizować nadnaturalną siłę i od-
wagę. Imię przeciwnika Beowulfa – Grendela oznacza „zgrzy-
tającego zębami”. Część badaczy imię to wywodzi od grand
(piasek, dno morskie), co oczywiście nawiązywałoby do miej-
sca zamieszkania olbrzyma.
C
zas powstania poematu najczęściej określa się jako wiek VII
lub VIII. Beowulf Manuskrypt powstał najprawdopodobniej
na przełomie X i XI wieku. Składają się na niego dwie części:
pierwsza (która nie zawiera treści poematu) powstała praw-
dopodobnie w XII wieku, druga zaś (tzw. Nowell Codex) za-
wiera treść poematu, a prócz tego Cuda Wschodu, żywot
św. Krzysztofa, poemat o Judycie oraz fikcyjny List Aleksan-
dra Wielkiego do Arystotelesa. Połączenia dokonał Robert
Cotton.
B
eowulf został spisany w dialekcie zachodniosaskim. W rę-
kopisach zazwyczaj spotykamy się nie z tekstem oryginal-
nym, lecz transkrypcją na tenże właśnie dialekt.
1986551
1986551
6
O
d 1563 tekst poematu znajdował się w Bibliotece Cottona,
gdzie w 1731 uległ pożarowi. Na szczęście ogień tylko uszko-
dził manuskrypt, nie niszcząc go całkowicie. Odnalazł go
w 1786 r. Grímur Jónsson Thorkelin i opublikował w 1815 r.
wraz z łacińską transkrypcją. Pięć lat potem ukazał się pierw-
szy przekład na język nowożytny – duński. Tłumaczem był
Mikołaj Frederik Severin Grundtvig, historyk, pisarz i poeta.
W 1833 r. ukazało się drugie wydanie na język nowożytny –
angielski.
Pierwszego pełnego polskiego przekładu dokonał – w 2006
roku – Mirosław Kropidłowski.
Beowulf stanowi aż jedną dziesiątą część ocalałych tekstów
kultury anglosaskiej. Do najbardziej znaczących można zali-
czyć także: Exodus, Christ, Żeglarz, Wędrowiec, Sen o drze-
wie, Walka o Dwór Finna, Bitwa pod Maldon, Genesis
i Widsith.
1986551
1986551
7
Część pierwsza
GRENDEL
I. O śmierci i pogrzebie Scylda –
założyciela dynastii Scyldingskiej
Zaprawdę, posłuchajcie, o czynach i sławie królów duń-
skich znanych ze swej szlachetności i odwagi! Posłuchajcie
o dzielności dawnych bohaterów!
Pewnego dnia przed wiekami opuszczony przez najbliż-
szych chłopiec – syn Skefa, Scyld Scéfing, pojawił się w sa-
motnej łodzi na brzegu Danii. Kiedy dorósł, stał się mężczy-
zną tak silnym i walecznym, że nie da się opisać strachu, jaki
budził wśród swych wrogów. Szybko zawładnął wszystkimi
ludami zamieszkującymi nadmorską krainę. Mieszkańcy jej z
pokorą składali mu daniny a on był im dobrym królem. Miło-
sierny Bóg, który ulitował się nad ludem udręczonym bezkró-
lewiem i chaosem, zesłał mu wkrótce dziedzica i obdarzył sy-
nem, aby jego poddani zaznali wreszcie ulgi, a potem sprawił,
że sława Béowulfa
rozeszła się po całym Scedenigge
Młodzieniec od swych najmłodszych lat wzbudzał po-
wszechną miłość rozdawanymi przez siebie upominkami,
1
Nie należy mylić tego Béowulfa z bohaterem poematu.
2
Scedenigge – Skania. Skania określa tutaj tereny duńskie obejmujące wówczas
aktualną prowincję szwedzką, która właśnie posiada taką nazwę i wyspy Se-
eland, Laaland, Fionia, itd., lecz nie Półwysep Jutlandzki.
1986551
1986551
8
mieszkając w domu swego ojca. Podarki i dziecięcy urok mu-
szą jednak ustąpić, gdy młodzieniec zmężnieje i przyjdzie mu
walczyć. Potrzeba wtedy odwagi i wsparcia szlachetnych mę-
żów. Władca każdego narodu musi pamiętać, że powodzenie
jego zależy od szlachetności i prawości jego czynów.
Gdy przyszła godzina odejścia Scylda Scéfinga, nieustra-
szony ten wojownik wyruszył na spotkanie Pana Chwały.
Przed śmiercią rozkazał, by jego umiłowani towarzysze zanie-
śli go na brzeg morza. Tak też uczynili i spoczął dzielny wódz,
który tak długo i sprawiedliwie władał, na pokładzie królew-
skiego okrętu ze zgiętym dziobem. Ten, który rozdał tak wiele
pierścieni
, spoczął u stóp masztu, na pokładzie pokrytym
śniegiem. Wierni wojownicy obficie zaopatrzyli swego nie-
ustraszonego pana na jego ostatnią drogę: na łodzi znalazły
się przywiezione z daleka nieprzebrane skarby: klejnoty, mie-
cze, zbroje, kolczugi i wszelkie wspaniałości, które zdobył na
wrogach. Nikt nigdy nie widział tak bogatego w wojenny
rynsztunek statku! I nikt nigdy nie widział tylu bogatych klej-
notów w jednym miejscu! Wyprawa ta nie była gorsza od
skarbu, którym dawno temu wyposażyli go ci, którzy we
wczesnej młodości pożegnali go samotnego w łodzi i pozwoli-
li, by zabrały go fale.
Smutek wypełnił serca wojów, gdy złoty sztandar podnieśli
nad swym szlachetnym wodzem i oddali go morzu. I nikt nig-
dy nie widział już nieustraszonego Scylda Scéfinga i jego
wspaniałego okrętu!
3
„Rozdawca pierścieni” – określenie to jest często stosowane do królów germań-
skich, którzy jako podarunki często rozdawali pierścienie bądź bransolety.
1986551
1986551
9
II. O potomkach Scylda i o tym,
jak Hróðgár zbudował pałac Heorot
Po śmierci Scylda tron objął jego syn – Béowulf Scylding,
który – podobnie jak ojciec – zyskał miłość poddanych, rzą-
dząc sprawiedliwie i miłosiernie. Urodził mu się później
dzielny i bezwzględny Healfdene, który do końca życia rządził
ludem Dene
Dobry Bóg obdarzył go czworgiem dzieci. Byli to:
Heorogár, Hróðgár, odważny Hálga i córka Ýrse, która wy-
szła za mąż za jednego z dzielnych Scylfingów.
Lud podziwiał i wspierał dzielnego Hróðgára, któremu
wojny przyniosły skarby nieprzebrane.
żone z najlepszych, najwaleczniejszych i najszlachetniejszych
mężów, jakich nosiła ziemia. Postanowił więc wznieść pałac
godny bohaterstwa swych wojowników a zarazem ukazać bo-
gactwo swego skarbca. Pragnął w ogromnej sali dzielić mię-
dzy wasalów dobro, którymi Bóg w swym miłosierdziu raczył
go obdarzyć. Aby zbudować ten wspaniały pałac, budowni-
czowie przybyli ze wszystkich stron świata i wszystkich krain,
gdzie sięgała sława i władza znakomitego wodza. Nigdy tak
szybko nie ukończono ludzkiej siedziby. Dom, którą z rado-
ścią w sercu zbudował mu lud, był tak wspaniały, że w żad-
nym inny pałacu nie było sali tak wielkiej, jak ta, w której
4
Dene – Duńczycy.
5
Scylfingowie to Szwedzi.
6
Nie wspomina się tutaj o panowaniu Herogara, który władał przed Hróðgárem.
1986551
1986551
10
szczodry Hróðgár przyjmował kwiat swego rycerstwa. A da-
rzył swoich ludzi wszystkim z taką szczodrością, że powiada-
no, że nie daje on jedynie ziemi albo życia.
Hróðgár nadał swemu pałacowi nazwę Heorot. Tak ziściły
się jego marzenia, a swemu zadowoleniu dawał niejednokrot-
nie wyraz podczas wspaniałych uczt, podczas których obda-
rowywał gości klejnotami niespotykanej urody. Ta wspaniała
budowla budziła podziw jeszcze wiele lat, świadcząc o potę-
dze swego gospodarza aż do czasu, gdy pewnego dnia strawi-
ła ją nienasycona pożoga. Było to jednak wiele, wiele lat póź-
niej, gdy wielka nienawiść wybuchła między teściem i zię-
ciem, rodząc okrutną wojnę.
7
Mowa tu o walkach pomiędzy Hróðgárem a Ingeldem.
1986551
1986551
11
III. O tym, jak Grendel
gnębił napaściami Heorot
Radosny gwar wypełniał komnaty pałacu Heorot. Każdego
dnia dźwięk harfy i śpiew barda umilał czas ucztującym. Naj-
częściej śpiewał on historię o narodzinach wszystkich ras,
kiedy to Bóg miłościwy stworzył ziemię jako słodką równinę
a morza, słońce i księżyc, jako te, które światłem miały umi-
lać człowiecze wędrowanie. Tak miłe dźwięki koiły uszy licz-
nych gości pałacu. I żyli Duńczycy w spokoju i radości, cie-
sząc się pięknym pałacem swego wspaniałego króla aż do
dnia, w którym zniszczyć ich postanowił straszliwy wróg.
Śpiew o tym, że Pan wszelkiego stworzenia zioła i kwiaty
dał polom za ozdobę a w swej nieograniczonej miłości oddech
życia swemu stworzeniu, docierał do uszu złego potwora za-
mieszkującego bagna. Miły pomruk pałacowych biesiad każ-
dego dnia przyprawiał go o straszną wściekłość, gdy siedział
w ciemnościach tak ponurych, że każdemu innemu stworze-
niu stanęłoby serce.
Straszliwa bestia upodobała sobie jaskinie i stawy. Od naj-
dawniejszych czasów Grendel niósł ludziom strach i przera-
żenie, stanowiąc widomy znak kary, jaką Bóg nałożył na Ka-
inowe plemię. U zarania ludzkiej bytności na ziemi, Kain
skierował ostrze swego noża przeciw bratu, przyprawiając go
o śmierć. Pan wszechpotężny ukarał surowo mordercę Abla:
wypędził Kaina i odsunął od ludzi. To od niego pochodzą
1986551
1986551
12
wszystkie złe istoty, które zgrzeszyły buntem przeciw Stwór-
cy: olbrzymy, elfy i wszelkie potwory, a także giganci, którzy
przez bardzo długi czas sprzeciwiali się Panu. A Pan – choć
miłosierny – ukarał ich surowo!
Pewnej nocy Grendel zakradł się do pałacu, by sprawdzić,
co robią ludzie, którzy tak go drażnią. Zmorzeni snem po
uczcie wasale spokojnie leżeli w wielkiej sali, bez obawy od-
dając się odpoczynkowi. Mieli bowiem zwyczaj spać w tej sa-
mej sali, gzie ucztowano
. Na ten widok, potwora ogarnęła
wściekłość tak wielka, że bez chwili wahania porwał trzydzie-
stu wojów i uniósł ich do swej przerażającej kryjówki.
Kiedy nadszedł świt, dwór odkrył okrutną napaść Grende-
la. Skargi, płacz i przekleństwa wypełniły wspaniałe komnaty.
W sercu nieustraszonego króla zamieszkał smutek i upoko-
rzenie, zuchwała napaść olbrzyma dotknęła go bowiem do ży-
wego.
Tak w szczęśliwej dotąd Danii nastała rozpacz. Dziki po-
twór już bowiem każdej nocy dokonywał napaści a krwawe
ślady jego okrutnej żądzy dawały o sobie znać każdego kolej-
nego poranka. Jego zuchwałość rosła w siłę: napadał, niszczył
i grabił, sycąc się własnym okrucieństwem. Niełatwo było
znaleźć wojownika, co spałby spokojnie w łożu, które bez-
piecznym być nie mogło. W owym czasie, kiedy wściekłość
Grendela znana była dobrze wszystkim mieszkańcom krainy,
wielu próbowało się ratować ucieczką w miejsca odludne
i niedostępne.
Olbrzym bezkarnie prześladował poddanych Hróðgára
przez dwanaście długich lat. Strach wypędził z pałacu jego
szczęśliwych niegdyś mieszkańców i opustoszała wspaniała
siedziba
8
Owa kara, o której tu mowa to potop powszechny.
9
W sali, w której ucztowano spali jedynie wojowie, natomiast król i dostojnicy na
spoczynek udawali się do własnych, oddzielnych pomieszczeń sypialnych.
10 Należy zaznaczyć, że w sali, za dnia, nadal odbywały się uczty, jedynie zaprzesta-
no w niej nocować.
1986551
1986551
13
Upokorzony Hróðgár z bólem serca cierpiał zniewagę, pa-
trząc na smutek swych poddanych. Miejsce radosnych pieśni
wypełniły gorzkie zawodzenia przekazujące z ust do ust wieść
o wojnie między Grendelem a Hróðgárem. Grendel nie za-
przestawał prześladowań. Nie chciał on zawrzeć pokoju i na-
wet obietnica bogatego haraczu nie przekonała go, aby prze-
stał zabijać duński lud.
Przeklęta bestia węszyła nieustannie za starymi i młody-
mi, by zabijać ich bez litości. Czaiła się w mroku by napadać
na ludzi i wracała do swojego legowiska w odwiecznych ba-
gnach. A nikt nie wiedział, gdzie mieszka Grendel i jego odra-
żający ród.
Okrutne stworzenie przynosiło mieszkańcom duńskiej zie-
mi wiele zła i zniszczeń. Dziki potwór próbował zawładnąć
pałacem Heorot. O! Nie przychodził on tam, by pokłonić się
do stóp króla w sali wielkiej jak wioska! Nie dziękował też
władcy zgodnie z boskimi nakazami, ale coraz dalej wysuwał
swoje podstępne i krwiożercze szpony.
Dwanaście lat musiał król znosić to wielkie nieszczęście.
Nieustannie trwały próby uratowania kraju od bezbożnego
ciemiężcy. Hróðgár wielokrotnie spotykał się potajemnie ze
swoimi najodważniejszymi ludźmi, by znaleźć sposób na po-
konanie bestii. Jego wasale składali nawet ofiary pogańskim
bogom, zanosząc do nich błagania w ich świątyniach. Nieste-
ty! Nieznający Jedynego Boga dobrowolnie oddawali swe du-
sze władzom piekielnym! Nie wiedzieli o dobrym Bogu, który
wszystko stworzył, Panu potężniejszym od wszystkiego, co
żyje. Nieszczęśnicy! Nigdy nie oddawali chwały prawowitemu
Władcy świata! Przeklęci są ci, którzy w dniu utrapienia za-
wierzą się diabelskim płomieniom. Nie znajdą ratunku, ani
nawet nadziei a wolność stracą bezpowrotnie! Szczęśliwi ci,
którzy w Dniu Ostatecznym przed Bogiem stają i są przyjęci
na łono Ojca!
11 Mimo iż zgodnie z obowiązującym prawem to Grendel był zobowiązany zapłacić
okup za tych, których pozabijał.
1986551
1986551
14
Hróðgár trapił się bardzo bezprawiem na duńskiej ziemi.
Nie potrafił jednak uwolnić swego ludu od nieustannych ata-
ków bestii. I tak znosić trzeba było smutek nieustanny na wi-
dok rzezi, jaką czynił bagienny potwór i z niepokojem oczeki-
wać każdej kolejnej nocy, którą upodobała sobie bestia na
porę krwawych łowów!
1986551
1986551
15
IV. O tym, jak Béowulf przybył do Danii,
by służyć swoją pomocą Hróðgárowi
Wieść o gorzkim losie duńskiego ludu dotarła do dzielne-
go Géata,
który był wasalem Hygeláca.
ziemi męża silniejszego od niego. Nakazał on przygotować
łódź, by wyruszyć przez morze na ratunek królowi. Starszy-
zna się nie sprzeciwiała, bo chociaż był w ich oczach bezcen-
ny, to przepowiednia, która poznali, zachęcała do wyprawy.
Geat wybrał sobie piętnastu towarzyszy: najlepszych, naj-
mężniejszych i najbardziej prawych wojowników, jakich mógł
znaleźć. Wsiedli na łódź, co niby łabędź zgrabnie ich w po-
dróż miała zabrać. Lekko jak łanie na pokład skoczyli a roz-
szalałe fale nawet na moment nie wzbudziły w nich niepoko-
ju. Wojownicy ułożyli wewnątrz łodzi rynsztunek, którego ża-
den z rycerzy powstydzić by się nie śmiał i popychani przez
wiatr ruszyli ku przygodzie.
Podróż minęła im spokojnie. Kiedy statek dotarł do celu
i morscy wędrowcy dostrzegli wybrzeże, podwodne skały
i wysokie góry, bezpiecznie przybili do brzegu. Tak zakończy-
ła się ich podróż poprzez cieśninę.
Wederowie
z łodzi. Zacumowali. Szczęknęły kolczugi a przy-
12 Géaci – lud, który zamieszkiwał południową Szwecję.
13 Dopiero w tym miejscu pojawia się Béowulf, bohater poematu.
14 Kattegat – cieśnina pomiędzy Szwecją i Danią.
15 Wederowie (Wedera) – Géaci.
1986551
1986551
16
bysze z radością w sercu dziękowali Bogu za szczęśliwe wę-
drowanie.
Zobaczył ich z wysokiej skały strażnik, co bacznie spoglą-
dał na wybrzeże. Nie sposób było nie zauważyć grupy zbroj-
nych, co z łodzi wysiedli dźwięcząc kolczugami i odbijając
promienie słońca w tarczach błyszczących jak złoto. Czym
prędzej wsiadł na konia i pogalopował w stronę przybyszów,
by dowiedzieć się skąd ich los prowadził.
– Mówcie, kim jesteście i po co tu przybyliście? – wy-
krzyknął, mocno ściskając w dłoni włócznię. I dodał z podzi-
wem: – Od lat wielu strzegę wybrzeża przed obcymi okręta-
mi, ale jeszcze nikt nigdy tak odważnie na tym brzegu nie sta-
nął jak wy, choć nie wiecie, jak zostaniecie przyjęci! Widzę,
wśród was męża znakomitego, wojownika, jakiego nigdy nie
widziałem i jeśli nie kłamie jego dostojny wygląd i zdobna
broń, to nie jest on zwykłym wasalem! Teraz powiedzcie,
skąd pochodzicie i zapewnijcie, że nie jesteście szpiegami,
którzy chcą zło przynieść duńskiej ziemi! Słuchajcie, ludzie
morza! Szczerze wam radzę szybki powrót tam, skąd przyby-
liście!
Odpowiedział mu najwyższy rangą:
– Jesteśmy nieustraszonymi Géatami – wiernymi wasala-
mi sławnego Hygeláca! Ja jestem synem księcia Ecgþéow! Oj-
ciec mój wspaniały w późnej starości spokojnie odszedł z tego
świata we własnym pałacu, zostawiając po sobie dobrą i peł-
ną miłości pamięć u wszystkich, którzy go poznali. Z dobrymi
zamiarami przybywamy! Chcemy spotkać się z królem twoje-
go ludu – Hróðgárem, synem Healfdena! Prowadź nas do
pana, którego dzielności sława dotarła i do nas! A nie ociągaj
się, ważna bowiem misja wiedzie nas ku sławie! Jeśli prawdą
jest, że lud Scyldingów okrutna bestia w nocy wściekle ataku-
je, cierpienia zadając i śmierć, pragnę Hróðgárowi w wielkiej
przyjaźni zaofiarować pomoc. Chcemy zwyciężyć tego, co
bezkarnie szydzi z królewskiej godności. Jeśli los pozwoli,
znajdziemy sposób na jego boleści i przywrócimy spokój du-
1986551
1986551
17
szy. Inaczej cierpieć będzie musiał ciągłe zniewagi bagienne-
go złoczyńcy, a lud nocne rzezie!
– Dobrze – rzecze strażnik – ostrożny wojownik patrzy na
czyny a nie tylko na słowa! Widzę, że wierni jesteście nasze-
mu panu, więc idźcie! Będę wam przewodnikiem! Nakażę, by
moi ludzie strzegli waszego okrętu. Każę go dobrze pokryć
smołą i dbać o niego aż do dnia, w którym wrócić zechcecie
do kraju Wederów. Pamiętajcie, że dzielnemu wojownikowi
szczęście pomaga, a podczas ciężkiej bitwy ratuje życie.
Tak wyruszyli. Ich statek pozostał zaś przy brzegu.
Szli wojownicy. Na ich głowach hełmy błyszczały jak złoto.
Widniały na nich dziki ukute w metalu i hartowane w ogniu,
które miały strzec pilnie życia dzielnych mężów
Szybko dotarli na miejsce, gdzie ujrzeli ogromną budowlę
o złocistych ozdobach
– jej sława doszła do wielu narodów,
ale rzeczywistość przewyższała wszelkie o niej opowieści.
Strażnik wskazał na królewską siedzibę, po czym, zawró-
ciwszy konia, tak im powiedział:
– Moja droga skończona. Wracam. Niechaj Bóg potężny
udzieli wam swej łaski i sprawi, iż szczęśliwie dokonacie swo-
jego dzieła! Jadę na wybrzeże by strzec je dalej od wrogów
Danii.
16 Dzik był zwierzęciem magicznym poświęconym bogu Freyowi.
17 Heorot.
1986551
1986551
18
V. O tym jak Béowulf spotkał się
z królem Hróðgárem
Mocne kroki uderzają o bruk. Oto idą urodziwi mężowie.
Wspaniale lśnią zbroje i skrzypią dźwięcznie żelazne kolczu-
gi. Geatowie, podziw powszechny budząc wspaniałością po-
stawy i rynsztunku, wchodzą do pałacu. Zmęczeni długą po-
dróżą rozsiadają się w ogromnej sali, a swoje tarcze – wielkie
i solidne – składają pod ścianą.
– A skądże to przybywacie? – zapytał na widok złożonych
włóczni i maczug z jesionu obitych żelazem Wulfgár, książę
Wendl
, posłaniec i herold króla Hróðgára. – Skąd przynosi-
cie te przepiękne tarcze, te srebrzyste zbroje, złocone hełmy
i stos włóczni? Nie widziałem tu dotąd tak postawnych mę-
żów jak wy! Doszły mnie słuchy, że przybywacie do mego
pana z zacną misją a nie z powodu wygnania?
Tak na to rzecze książę:
– Nazywam się Béowulf! Wyłożę mój zamiar twojemu
panu – synowi Healfdena, szlachetnemu Hróðgárowi, jeśli
twój wspaniały król łaskawie nam na to pozwoli!
– Przekażę twe życzenie wodzowi duńskiemu, dzielnemu
panu, szczodremu i godnemu czci, szlachetnemu Scyldingowi
i niezwłocznie przyniosę ci jego odpowiedź – odpowiedział
Wulfgár i udał się z pośpiechem do komnaty, gdzie między
szlachetnymi wasalami przebywał stary Hróðgár. Zatrzymał
18 Wendl to północny kraniec Półwyspu Jutlandzkiego.
1986551
1986551
19
się przy jego ramieniu i skłoniwszy się przed monarchą, który
darzył swego wasala szczerą przyjaźnią, rzekł:
– Umiłowany mój panie! Z odległej ziemi przybyli tu mo-
rzem dzielni Géatowie. Godnie wyglądają a uzbrojeni są prze-
pysznie. Dowodzi nimi Béowulf i prosi, aby mógł pokłonić się
przed twym tronem. Zgódź się, o panie, albowiem mężowie ci
wyglądem budzić mogą jedynie podziw i szacunek a ten, co
rządzi nimi i tutaj ich przywiódł, na dobrego przywódcę wy-
gląda!
Zamyślił się siwowłosy Hróðgár i tak odrzekł:
– Poznałem Béowulfa, gdy jeszcze był dzieckiem. Jest sy-
nem Ecgþéowa i wnukiem Géata Hréðela, który dał mu za
żonę swą jedyną córkę…
A więc jego syn przybył odważnie
aż tutaj, szukając przyjaciela? Ludzie morza mówili, że mło-
dzian ten ma w swojej pięści siłę trzydziestu wojowników! Je-
stem przekonany, że to Bóg w swej wielkiej dobroci natchnął
tego szlachetnego męża, by przybył do duńskiej ziemi, by
uwolnić nas od bezprawia Grendela. Odważnemu dam za
wielką waleczność wspaniałe skarby. Czym prędzej biegnij do
nich i proś, by przyszli a niechaj się wszyscy stawią tutaj przy
mym tronie! Powiedz też, że lud nasz z radością ich ugości!
Wulfgár wyszedł, zanosząc tę odpowiedź szlachetnym
przybyszom:
– Mój pan zna doskonale wasz szlachetny lud! Kazał mi
wam powiedzieć, iż z radością was przyjmie, odważni pano-
wie, wędrowcy morza! Pójdźcie za mną, założywszy kolczugi
i hełmy. Tutaj poczekają zaś wojenne tarcze i żelazne topory.
Podniósł się Béowulf i jego szlachetni wojowie. Tylko nie-
liczni zostali, pilnując broni, reszta zaś śmiało poszła za
swym wodzem.
Nie widział jeszcze Heorot takich bohaterów! Znakomici
panowie kroczyli śmiało aż stanęli przed królem. Kolczuga
19 Skoro Hréðel był ojcem i poprzednikiem Hygelác'a, zatem Béowulf jest jego ku-
zynem.
20 Ceremoniał dworu germańskiego zabraniał stawiania się wobec króla uzbrojo-
nym.
1986551
1986551
20
Béowulfa kunsztownie przez zręcznego kowala zrobiona ja-
śniała jak słońce podczas upalnego dnia. On sam zwrócił się
głosem śmiałym, choć pełnym szacunku:
– Pozdrawiam cię, Hróðgárze! Jestem krewnym i wasalem
Hygeláca i już w młodości dokonałem wielu chwalebnych
czynów. Doszła mnie wieść, iż twój lud nęka bezlitosny po-
twór – Grendel. Sława twojej sali, wielkiej jak wioska, szerzy
się wśród ludów morza. Wielu mówi o pięknym pałacu, który
wieczorem nagle pustoszeje ze strachu przez nocną napaścią
Grendela. Najstarsi i najmędrsi Geatowie zaproponowali mi,
o znamienity Hróðgárze, abym pośpieszył ci z pomocą. Oni
dobrze znają moją straszną siłę, bo widzieli, jak z okrutnej bi-
twy, w której tymi oto rękami zabiłem pięć morskich potwo-
rów z rasy olbrzymów, przyniosłem ich krew na moich pię-
ściach. To kara za krzywdę wyrządzoną Wederom! Zaprawdę,
zasłużyły sobie na to złośliwe potwory! Teraz pragnę zmie-
rzyć się z Grendelem i skończyć z ciemiężcą, który krajowi
twemu niesie śmierć i sromotę! O jedną tylko łaskę cię pro-
szę, panie duńskiego ludu, abyś pozwolił nam, przybyłym
z tak daleka, uwolnić Heorot od napaści bagiennego zwierza!
Słyszałem, że okrutny wróg w szalonej pysze atakuje nie-
uzbrojony. Ja również będę walczył w taki sposób. Mój pan
Hygelác, dumny będzie z mojej odwagi i z tego, że walczyć
będę bez pomocy miecza, a nawet bez tarczy. Zmierzę się
z bestią jedynie siłą mej ręki – jak równy z równym w śmier-
telnym pojedynku! Będzie się musiał z wolą Boża pogodzić
ten, który wówczas zginie! Jeśli Grendelowi uda się mnie
zwyciężyć w tym wspaniałym domu, będzie mógł bez lęku po-
żreć moich Géatów, jak to wcześniej uczynił z tyloma wojow-
nikami. Jeśli padnę w walce, nie będziecie nawet musieli
okryć mojej głowy i grzebać moich zwłok, bo potwór pobie-
gnie samotnie schować moje okrwawione strzępy do swojej
jaskini, gdzie je pochłonie. Tak więc nie będziecie musieli
czuwać nazbyt długo przy moich szczątkach. Jeśli życie po-
stradam w walce, poślijcie Hygelácowi kolczugę z oczek, któ-
1986551
1986551
21
ra mi pierś okrywa. Moja wyśmienita zbroja jest bowiem
spadkiem po Hréðelu, a dziełem Wélanda.
przeznaczenie zdecyduje!
21 Wéland – germański bóg kowal i złotnik.
1986551
1986551
22
VI. O serdecznym powitaniu Béowulfa
przez Hróðgára
Na te słowa tak się ozwie Hróðgár:
– Widzę, Béowulfie, że chcesz spłacić dług przeszłości.
Wiele lat temu na ziemi wilfindzkiej ojciec twój zadał śmierć
Heaþoláfowi, tworząc zarzewie kłótni
. Géatowie nie chcieli
później go przyjąć z obawy przed wojną. Przemierzając bez-
miar wód, szukał ludu duńskiego, szlachetnych Scyldingów.
Byłem wtedy jeszcze bardzo młody. Zaczynałem dopiero wła-
dać wielkimi włościami i twierdzą bohaterów, bo mój starszy
brat Heorogár, który przewyższał mnie we wszystkim, nie żył
już wtedy. Wówczas złotem opłaciłem cenę kłótni. Wysłałem
morzem groźnym Wylfingom starożytne skarby i złożyli mi
przysięgę.
Teraz czuję ból w sercu, gdy myślę o tym, co Grendel wy-
prawia w Heorot swoim wrogim gniewem i przewrotnymi
atakami. W sali czeka moje zdziesiątkowane wojsko, oddane
przez los wściekłości potwora. Tylko Bóg mógłby zniszczyć
wściekłego mordercę! Wielokrotnie się zdarzało, że w czasie
uczty, przy winie, podnosząc w górę kielichy, moi ludzie przy-
sięgali, iż będą czekali w przepysznym pałacu i stawią czoła
Grendelowi z ostrymi mieczami w dłoniach. A gdy nadchodził
świt, o poranku znajdowaliśmy ślady krwi na kamieniach i ła-
22 Wylfingowie prawdopodobnie zamieszkiwali okolice ujścia rzeki Odry.
23 Być może chodzi o to, że Ecgþéow złożył przysięgę dochowania zawartego poko-
ju, lecz jest także prawdopodobne, że chodziło o przysięgę przyjaźni i wierności.
1986551
1986551
23
wach! W ten sposób coraz to traciłem moich wasali… Tak oto
mija dwanaście lat tej udręki! Usiądź jednak teraz, aby pić
z nami! Opowiadaj, abyśmy w radości posłuchali o twoich
wielkich, bohaterskich czynach!
Wówczas uczyniono miejsce Géatom i zajęli oni ławę,
zdolną pomieścić tak przesławnych mężów. Coraz to dono-
szono dzbany i napełniano kielichy jasnym piwem. Znów roz-
brzmiewał w Heorot śpiew barda i zapanowała radość w wiel-
kim zgromadzeniu duńskich panów i Wederów.
1986551
1986551
24
VII. O czynie którego dokonał Béowulf –
według słów Hunferða
Nie podobało się to Hunferðowi, synowi Ecgláfa, który za-
siadał obok Hróðgára. Zirytowała go chwała, jaka otaczano
Béowulfa a jego zuchwały zamiar przyprawił o wściekłość.
Nie dopuszczał bowiem do siebie myśli, aby jakiś człowiek
cieszył się w świecie sławą, która byłaby większa niźli jego. Roz-
począł więc sprzeczkę, tymi słowy zwracając się do gościa:
– Czyś ty jest Béowulfem, co chciał się w wodach zmierzyć
z Brecą w owym pojedynku, w którym obaj, zuchwale prze-
mierzaliście morze i w głębokich nurtach dla błahostki nara-
żaliście życie, kierowani głupotą i niczym więcej? Podobno
daremne były rozsądne rady: nie chcieliście zrezygnować
z szaleństwa. Rzuciliście się w morze, by płynąć bez ustanku
przez siedem długich zimowych dni. Zwyciężyłeś, bo miałeś
więcej siły. Przybyłeś pewnego ranka do brzegów zamieszka-
łych przez wojowniczych Heaþo–Raémów
stamtąd do swej drogiej ojczyzny. Ale Breca – syn Bastana
udowodnił także, że prawdą było, co utrzymywał wcześniej!
Myślę, że teraz, jeśli zostaniesz w pałacu, czeka cię klęska
sromotna za sprawą Grenedela i nie pomogą tu nic zwycię-
stwa, które odniosłeś wcześniej w swych straszliwych star-
ciach.
24 Raumowie mieszkali na zachód od dzisiejszego Oslo (Raumariki, dzisiaj Romerige).
25 To znaczy, że nie był gorszy od Béowulfa.
1986551
1986551
25
VIII. O czynie, którego dokonał Béowulf
– według słów jego samego
Odpowiedział mu Béowulf, syn Ecgþéow'a:
– To piwo, Hunferð, sprawiło, żeś zbyt wiele powiedział
o Breca, zbytnio go wysławiając. Ja dokonałem o wiele więk-
szych czynów i nikt na morzu nie może się ze mną równać.
Gdy obaj byliśmy bardzo młodzi, przysięgliśmy na honor do-
konać wielkich czynów, ryzykując życiem w odmętach morza.
Tak też zrobiliśmy, spełniając złożoną obietnicę
. Rzuciliśmy
się w morze, ściskając w dłoniach obnażone miecze, które
miały nas bronić przed wielorybami. Breca na falach nie po-
trafił zdobyć nade mną żadnej przewagi, a ja nie dopuszcza-
łem, aby pozostawał w tyle. Pięć dni w ten sposób pływaliśmy
w wodach. Potem rozdzielił nas przypływ i odpływ morza,
wściekłość fal rozjuszonych i sztorm lodowaty, przyniesiony
przez północny wiatr. Od tego wszystkiego uwolniła mnie
ręcznie upleciona, bardzo wytrzymała kolczuga, która okry-
wała moją wyziębioną pierś.
Wtedy straszliwy potwór chwycił mnie w swe szpony
i wciągnął w głębinę aż na dno morza. Los jednak szczęśliwy
pozwolił, bym bestię mieczem uraczył i żelaznym grotem do-
sięgnął, śmierć jej haniebną zadając. Niejeden potwór nękał
mnie w czasie wędrówki przez morze ale zawsze dawałem na-
26 Zatem, według Béowulfa, nie chodziło tu bynajmniej o rywalizację lecz o doko-
nanie wspólnie bohaterskiego czynu.
1986551
1986551
26
pastnikom bolesną odpowiedź moim wyśmienitym mieczem.
Nie zdążyły więc bestie wyprawić sobie uczty na dnie odmę-
tów. O świcie wszystkie potwory ranione żelazem legły na
plaży, miecz mój bowiem udaremnił ich niecne plany, by po-
żerać pływaków wędrujących wśród fal. Zajaśniało wnet słoń-
ce, wieszcząc spokój wody. Tak ujrzałem skały smagane wia-
trem na nieznanym mi brzegu. Udało mi się cudem śmierci
uniknąć w odmętach, dziewięć zabiwszy bestii. Nie wiem, czy
kiedykolwiek pod niebem doszło do sroższego boju, bo nikt
chyba by tego trudu nie zdzierżył. Tak uszedłem cało od zę-
bów potworów, choć siły niemal zupełnie straciłem. Morze
zaniosło mnie do ziemi, którą zamieszkiwał lapoński lud.
– O tobie – tu z szyderstwem w głosie zwrócił się do Hun-
ferða – nie słyszałem, by takie historie opowiadano, jak
o mnie. Ani ty ani Breca nie dokonaliście orężem podobnego
wyczynu. O! Byłbym zapomniał! Przecież tyś zabił swoich
własnych braci.
I za to w piekle będziesz skomleć, gdy twój
czas przyjdzie! Powiadam ci, synu Ecgláfa, gdyby tak wielka
była twoja odwaga i moc, jak sam o sobie mówisz, Grendel
niewiele szkód by sprawił w Heorot. Widocznie przekonał się,
że nie wart postrachu słaby miecz i płonne słowa chwały Scyl-
dingów. Stąd życie wasze traktuje jak haracz, mordując
i niszcząc bez litości i przebaczenia. Krew Scyldingów miła
mu bardzo a powodów do lęku przed wami nie widać. Ja mu
pokażę w walce krzepkość Géatów, ich siłę i odwagę! Do
wspaniałego pałacu niechaj, kto chce, powróci bez lęku jutro
w południe!
27 Lapończycy zamieszkiwali całą północną część Skandynawii. Béowulf mógł więc
dotrzeć do północnego wybrzeża Norwegii lub, być może, nawet do obecnej Fin-
landii.
28 Oskarżenie o popełnienie jednego z największych z przestępstw.
1986551
1986551
27
IX. Królowa Wealhþéow
Rozradował się niezmiernie srebrnowłosy Hróðgár. Serce
mu wypełniły radość i nadzieja, gdy usłyszał dumne słowa
Béowulfa. Rozległ się w pałacu śmiech spokojny i wesoły,
a w dźwięcznym zgiełku usta otworzyła także Wealhþéow –
żona Hróðgára. Mimo swoich lat, urodą i świetnością niejed-
ną przerastała młódkę. Bogato klejnotami ustrojona pani po-
zdrowiła wojowników i wzniósłszy kielich, do króla duńskie-
go przepiła, życząc zadowolenia ze wspaniałej uczty. Umiło-
wany przez lud władca radośnie kielich przyjął z rąk swej na-
dobnej małżonki. Potem królowa ku wszystkim gościom po-
stąpiwszy, zaniosła go młodym i starym. Potem królowa dło-
nią, której palce ognie rzucały od drogich w pierścieniach ka-
mieni, przed Béowulfem stanęła, pozdrowiła obcego księcia
i wdzięczność swą wyraziła jemu i Bogu, że bohatera zesłać
raczył dla ludu duńskiego udręczonego przez bestię. Przyjął
kielich nieustraszony Wedera z rąk Wealhþéow i zachęcony
jasnym spojrzeniem królowej, przemówił do niej w te sło-
wa:
– Mocne postanowienie, by uwolnić twój lud od cier-
pień przez perfidnego olbrzyma zadawanych, skłoniło
mnie, bym wsiadł na statek i czym prędzej przybył na zie-
mię sercu twemu bliską. Wyruszyłem więc z kwiatem
mego rycerstwa, aby skończyć z nieszczęściem twojego
ludu, albo zginąć przez potwora pożarty. Ślubuje, iż zro-
1986551
1986551
28
bię wszystko, co jest w mej mocy albo zginę w tym oto
wspaniałym pałacu!
Zaskoczyły i rozradowały zarazem królową te słowa śmiałe
i z sercem otuchą napełnionym ponownie swe miejsce przy
królu zajęła.
1986551
1986551
29
X. O tym, jak Hróðgár zawierzył
Béowulfowi pałac Heorot
Tak znów w Heorot zakrólowało wesele i zabawa. Uczto-
wano i śmiano się aż do wieczora, kiedy to należało udać się
na spoczynek. Nie wiadomo było, kiedy potwór przybędzie,
by dać upust swej krwiożerczej żądzy: zaraz, gdy zpadnie
zmrok, czy później, gdy księżyc na dobre rozgości się na nie-
bie.
Podnieśli się biesiadnicy. Pożegnał Béowulfa nieustraszo-
ny Hróðgár, życząc mu szczęścia:
– Książę, mój drogi, oto powierzam ci mój pałac z ufno-
ścią, z jaką niemowlę oddaje się mamce. Jeszcze nigdy niko-
mu domu mego nie oddałem. Teraz tyś jest moim ramieniem,
które dom mój obronić może. Strzeż więc go gorliwie i niech
chwała twoja ziści się tej nocy. A jeśli życia w tej walce nie
stracisz, ja dam ci wszystko, czego tylko zażądasz.
Po tych słowach Hróðgár opuścił salę i wraz ze swymi
ludźmi oddalił się z nadzieją na radośniejszy niż zwykle pora-
nek. Dzień pełen wrażeń znużył króla i pragnął on odpocząć
obok szlachetnej swojej małżonki. Mówili ludzie:
– To Bóg zesłał naszemu panu obrońcę! On z pewnością
pokona złoczyńcę Grendela. Zaiste bezcenna była pomoc
Béowulfa, której królowi Duńczyków udzielić zamierzał.
Dumny Béowulf, który pokładał nadzieję w swojej niespo-
tykanej sile, ściągnął ze swej piersi żelazną kolczugę i wraz
1986551
1986551
30
z hełmem i przepysznie zdobionym mieczem wręczył gierm-
kowi z nakazem, by pilnie dbał o jego rynsztunek.
– Czyżbym był mniej mężny niż Grendel, albo słabszy niż
on? Mógłbym walczyć mieczem, ale czyż z orężem stanę prze-
ciw wrogowi, który broni jest pozbawiony? Przecież on, choć
umie tarcze rozbijać i tylu morderstw się dopuścił, to przecież
nie stanie dzisiejszej nocy przeciw mnie z czymś innym jak
tylko pazury i łapy ogromne. A o zwycięstwie niech zdecyduje
Bóg – Stworzyciel świata, on bowiem wie, komu się ono nale-
ży.
Po tych słowach, ufny w swe siły, spoczął sławny Béowulf
na przygotowanym dla niego posłaniu a wojownicy jego
w ślad za nim szukać zaczęli sobie w wielkiej sali miejsca naj-
wygodniejszego na spędzenie nocy. Nie mieli oni tyle wiary,
co ich przywódca. Znali dobrze bowiem historię wielu wa-
lecznych rycerzy, którzy w sali tej śmierć znaleźli po rado-
snych ucztach, jakie w Heorot król zwykł wyprawiać. Nie byli
więc pewni, czy wrócą z innymi do swojej ojczyzny. Czas jed-
nak pokazał, że wiele łaski znaleźli u Boga, który im w walce
pobłogosławił i sprawił, że pokonali okrutnego złoczyńcę. Al-
bowiem Bóg zawsze wspiera ludzi przeciw złym istotom.
29 Pamiętamy, że Béowulf postanowił walczyć z Grendelem gołymi rękami.
1986551
1986551
31
XI. O kolejnej napaści Grendela
Wyruszył potwór z bagien ród swój wywodzący i poczłapał
ku pałacowi. Przemknął się w miejsce, gdzie osobliwym snem
zmorzeni, spali Wederowie, ufność złożywszy w Panu.
jeden czuwał – Béowulf, którego nozdrza czuły już woń po-
twornego wroga. Żarliwie pragnął on starcia z budzącym po-
strach olbrzymem.
Wyszedł z bagnistej pomroki przeklęty bluźnierca, by na-
paść Heorot i tam schwytać kolejną zdobycz. Skradał się pew-
nie, zmierzając do pałacu, co dachem złotym świecił w czerni
nocy. Nie pierwszy raz gościł w sławetnej sali wielkiego Hró-
ðgára. Nigdy jednak tak możnych i silnych panów w niej nie
spotkał. Wyposzczona bestia dotarła wreszcie do ludzkiej sie-
dziby a ledwie tknęła rygle, te spadły niczym wrzeciona. Bez-
karnie wkroczyła do pałacu nad pałacami. Z drwiną ognistą
w czerwonych ślepiach stąpał potwór po kosztownych po-
sadzkach a wściekłość sił mu dodawała.
W pałacu ujrzał wielu wojowników, którzy spoczywali
w wielkiej sali. Na widok oddziału, co kwieciem rycerstwa na-
zwać można, radość piekielna zalała mu serce. Złośliwy po-
twór od razu zapragnął jeszcze przed świtem zabrać im życie
i wyprawić sobie ucztę, jakiej świat dotąd nie widział. Nie
30 Nie jest rzeczą normalną, iż Géaci spali w takim momencie, być może przyczyną
owego niezwykłego snu było rzucenie na nich jakiegoś magicznego uroku przez
Grendela.
1986551
1986551
32
wiedział, że nie było mu pisane kogokolwiek pożreć po tej
nocy.
Béowulf, który bez strachu przyglądał się Grendelowi, uj-
rzał nagle, jak ten w mgnieniu oka schwycił jednego ze śpią-
cych, poszarpał go zębami i wychłeptał gorącą krew, która
lała się ze strzępów ludzkiego ciała jak woda. Wkrótce całego
połknął, ani rękami ani nogami nie wzgardziwszy.
Potem zbliżyła się Béowulfa, co leżał spokojnie na posła-
niu. Ledwo go dotknął pazurem, nieustraszony książę skoczył
na równe nogi, gotowy do walki. O, gdy znalazł się w morder-
czym uścisku, szybko się potwór przekonał, że silniejszego
człeka trudno spotkać w całym świecie. Bestia w popłochu
chciała się rzucić do ucieczki a nagłe pragnienie pogrążenia
w bagnie aż do owej chwili było mu obce jak światło!
Krewny Hygeláca wspomniał na przysięgę, którą wyrzekł
za dnia. Ścisnąwszy mocno łapę potworowi, wyrwał mu pal-
ce. Olbrzym jak węgorz wił się w uścisku, lecz nieustraszony
książę nie dawał za wygraną. Grendel usiłował uciec, by czym
prędzej ukryć się w bagnie przed wzrokiem swego prześla-
dowcy. O, przeklęta była myśl, by tej nocy na Heorot napaść!
Hałas, który w najodważniejszym trwogę by wzbudził,
sprawił, że zadrżała prześwietna siedziba wielkiego Hró-
ðgára! Struchlały serca Duńczyków na głos bitewnej wrzawy,
gdy oko w oko stanęli przeciw sobie dziecię ciemności i naj-
dzielniejszy ludzki wojownik. Gdyby nie żelazne belki trzy-
mające ściany, sala rozpadłaby się w proch. Pojedynek był tak
zaciekły, że ławy i sprzęty, stojące wokoło zostały zniszczone
doszczętnie. Nikomu nigdy na myśl by nawet nie przyszło, że
tak zniszczyć można Hrodgarowy pałac, nie spaliwszy go
wcześniej rozszalałym pożarem.
Mury rozbrzmiały wyciem tak strasznym, że nie było na
duńskiej ziemi nikogo, komu by serce nie zamarło na dźwięk
tak przerażającego krzyku. To potwór zanosił pieśń piekielną,
bluźniąc Bogu, co wsparł człowieka, który w żelaznym dzier-
żył go ucisku. Nie darmo mówiono, ze nie ma wśród ludzi sil-
1986551
1986551
33
niejszego niż szlachetny Béowulf! A książę Wederów wie-
dział, że musi potwora pozbawić życia. Nie byłoby bowiem
bezpiecznie dla żadnego człeka na duńskiej ziemi, gdyby choć
cień życia w nim pozostał. A oto wojowie Béowulfa stanęli
naokoło, próbując odwrócić uwagę olbrzyma od nieustraszo-
nego ich wodza. Błysk mieczy i groźne okrzyki nie potrafiły
jednak odwrócić oczu ni szponów potwora od postaci tego,
który jako pierwszy wydał olbrzymowi walkę na śmierć i ży-
cie. Odważni rycerze nie mogli jednak zranić bestii z bagien,
albowiem rzucała ona magiczne zaklęcia na ich miecze
i wszelką broń, tak iż stawała się nieużyteczna wobec tej po-
twornej istoty.
Zdecydował Pan Niebiosów, że tego dnia nadejdzie kres
przeklętego królowania stwora, co samym swym istnieniem
złorzeczył światu. Zrozumiał potwór, że nie zdoła wyrwać się
z rąk człowieka. Béowulf bowiem chwycił go tak mocno, iż
wyrwał mu łapę z barku, który teraz białością kości świecił
jak pochodnia. O, walka to była zaiste na śmierć i życie! Ból
niezmierny rozrywał wnętrzności śmiertelnie zranionego ol-
brzyma. Oto uciekł on na bagna, gdzie w ciemnościach smut-
nych ukryć się próbował w cuchnącej norze. Wiedział, że to
ostatnie jego chwile.
Tak to nieustraszony przybysz uratował duński lud od
gnębiącego go potwora. Serce Béowulfa wypełniło się dumą
i radością, spełnił bowiem obietnicę daną Scyldingom, gnę-
bionym przez okrutnego oprawcę. Aby cały świat przekonał
się o wyswobodzeniu Duńczyków spod jarzma złoczyńcy, na
wysokim dachu zawieszono łapę Grendela razem z ramie-
niem i barkiem.
1986551
1986551
34
XII. O wyprawie nad jezioro
Wczesnym rankiem na wieść o nocnych wydarzeniach pa-
łac otoczył tłum nieprzebrany. Każdy chciał zobaczyć ślady
krwawej walki i chlubnego zwycięstwa niepokonanego przy-
bysza. Nie było takiego, który by łzę choć jedną po potworze
uronił. Wielu natomiast śladami jego posoki doszło aż do ba-
gien, gdzie zdechł morderca najgodniejszych duńskich ryce-
rzy.
Wody jeziora krwią nabiegły. Skrzepy pływały po po-
wierzchni, stanowiąc dowód ostatnich chwil tego, co innym
litości zwykł skąpić. Bez światła nadziei ducha wyzionął i pie-
kło zabrało jego czarną duszę.
Wracali wesoło starzy i młodzi, radując się wielce ze
śmierci potwora i zwycięstwa dzielnego Béowulfa. Radość
wojowników wydawała się nie mieć końca. Dreptały żwawo
konie, rozbrzmiewał gwar przejętych nocnymi wydarzeniami
głosów. Wracali wojownicy znad jeziora, gdzie olbrzymie ciel-
sko gniło, smród wydając nieopisany.
Tak sławiono powszechnie męstwo Béowulfa a wydarzenia
w pałacu Heorot umocniły sławę księcia jako najdzielniejsze-
go, najodważniejszego i najsilniejszego ze szlachetnych mę-
żów, jacy w owym czasie stąpali po ziemi.
Zachwyty i uwielbienie, jakie przypadły w udziale obcemu,
nie raniły jednak dumy dostojnego Hróðgára. Nie darmo
uważano go za sprawiedliwego i mądrego króla!
1986551
1986551
35
Bieżał oddział odważnych i szlachetnych mężów. Od czasu
do czasu cwałem pędził, ścigając się na koniach, których
zwinność i uroda szły w parze z wielkością ich panów. Od
czasu do czasu jeden z wasali, człek obdarzony darem wymo-
wy przez Pana Niebios i znajomością legend wielu bohater-
skich, nucił pieśń o wielkim czynie Béowulfa, a tak zręcznie
to robił, że za każdym razem słowa zgrabnie zmieniając, tę
samą historię barwnie przedstawiał.
Idącym w orszaku pieśniarz umilał podróż także historią
syna Wæla – Siegmunda
. Śpiewał o nieznanych czynach bo-
haterskich, o długiej podróży, o nienawiściach i walkach szla-
chetnego wojownika. Nikt dotychczas nie znał tej historii
oprócz Fitela, któremu historię tę sam wuj – Siegmund –
opowiadał. Połączyła ich wspólnota miecza w wielu walkach
przeciwko olbrzymom. Siegmund wsławił się między innymi
zabiciem smoka. A było to tak
: wielka i przerażająca bestia
strzegła skarbu, siejąc grozę i postrach wśród wszystkich,
którzy choćby usłyszeli o jego przerażającym istnieniu. Sieg-
mund – mąż szlachetny i odważny nie wziął ze sobą Fitela,
lecz wybrał się do pieczary smoka samotnie. Tam, w pluga-
wym domostwie potwora, z niespotykaną odwagą przebił
gada na wylot, tak, że cielsko jego do ściany jaskini przyszpilił
a potwór sam od własnego ognia się przypiekł. Tak zginął
z rąk Siegmunda smok straszny dla każdego należącego do
ludzkiej rasy. Mąż, którego ducha nie złamały groźne ryki
piekielnej poczwary, po jej śmierci zawładnął skarbem nie-
przebranym. Klejnoty, złoto i wszelkie dobra, które zachwycić
musiały serce i oczy człowiecze, kazał załadować na okręt, by
zaświadczyć o swym zwycięstwie.
31 Syn Welsa: Siegmund (Sigemunde). Prawdopodobnie bard w swojej pieśni po-
równywał wyczyn Béowulf z czynami owego sławnego bohatera.
32 Przygodę ze smokiem przypisuje się we wszystkich pozostałych źródłach nie
Siegmundowi, lecz jego synowi, który w Skandynawii nosił imię Sigurd,
a u Niemców Sigfrid.
1986551
1986551
36
Sława Siegmunda sięgała daleko w czasach, gdy swoją
śmiałość, życie i odwagę stracił Heremód. Na nim Eoten
konali zdrady, oddając go wkrótce wrogom. Był on bowiem
smutnym ciężarem dla swego ludu. Często płakali z powodu
jego niecnego zachowania mądrzy mężowie, którzy wcześniej
mieli nadzieję, że uwolni on swój lud z nieszczęść i cierpienia.
Bardzo chcieli, by książę rządził królestwem odziedziczonym
po swym ojcu, ludem, skarbem, pałacem i dzielnymi wojami,
ziemią Scyldingów.
O! Béowulf – krewny Hygeláca darzony
był miłością przez wszystkich – nie jak Heremod, co źle pa-
nował!
33 Jutowie.
34 Heremód jest prototypem złego króla. Jest on przedstawiony jako przeciwień-
stwo Béowulfa. Jego historia jest dosyć pogmatwana. Zdaje się, że Duńczycy na
początku pokładali w nim wielkie nadzieje, ale wkrótce okazał się złym władcą,
więc lud zbuntował się przeciw niemu, tak iż musiał się schronić między Jutami.
Wrogi lud, któremu przekazali go Jutowie, to prawdopodobnie demony, ale być
może chodzi o to, że go po prostu zabili.
1986551
1986551
37
XIII. O tym, jak Hróðgár dowiedział się
o walce Béowulfa z Grendelem
Jechali więc mężowie, od czasu do czasu popędziwszy ko-
nie. Słońce coraz wyżej na niebie jaśniało, gdy wojowie Hró-
ðgára pędzili galopem do wspaniałego pałacu, by ujrzeć to, co
zakrawało na cud. Także i król, ledwie wstawszy z posłania,
przybył ze swoją świtą i królowa z fraucymerem. Gdy tylko
Hróðgár zobaczył łapę Grendela na dachu wiszącą, zakrzyk-
nął gromkim głosem:
– Podziękujcie Panu miłosiernemu, że ulitował się nad
duńskim ludem! Oto bowiem cierpieć musiałem obelgi i nie-
prawość od Grendela aż po dzień, w którym Bóg cud uczynił
dla mnie i moich ludzi! A tak niedawno jeszcze nawet nie śni-
łem o tym, że cierpienia moich wojowników zakończą się tak
szybko. Sala, słynna do niedawna ze wspaniałości, znana się
stała z powodu krwi, która plamiła tam ściany i posadzki! Po-
twór porywał z niej moich wasali, którzy utracili nadzieję na
wyzwolenie od bestii! Oto jednak zjawił się mąż, który z Bożą
pomocą dokonał dzieła niemożliwego dla żadnego z nas!
Niech będzie błogosławione łono, które wydało na ten świat
tak wielkiego męża!
Od teraz, Béowulfie, przysięgam ci miłość godną syna!
Uszanuj tę więź i zawsze jej strzeż! Obiecuję nie poskąpić ci
35 Pamiętamy, że matka Béowulfa była córką Hréðela i siostrą Hygeláca, króla
Géatów.
1986551
1986551
38
żadnej rzeczy, którą posiadam, a której zapragniesz. Zdarzyło
mi się niejeden raz nagradzać klejnotami tych, co nie mogą
się mierzyć nawet z częścią twych dokonań! Sława twoich
czynów przejdzie do historii! Niech miłościwy Stworzyciel
darzy cię wszelkim dobrem!
Odpowiedział mu skromnie Béowulf:
– O, panie! Chciałem dokonać tego bohaterskiego czynu
i zdzierżyć niespotykaną siłę potwora, aby uradować wasze
serce zwycięstwem! Chciałem szybko zadać śmierć potworo-
wi, ale Bóg, który wszelką mądrość posiadł, na to nie dozwo-
lił. Mimo siły mej pięści, z którą się nikt równać nie może na
ziemi, złoczyńca ten zdołał mi się wyrwać, tracąc jednak łapę,
która z ramieniem i barkiem w mojej została dłoni. W ten oto
sposób zyskał jedynie mękę konania dłuższą niż pierwej mu
Bóg zaplanował, moją osobą go karząc. Niedługo jednak po-
twór ten pożyje, co wiele zła uczynił mieszkańcom Danii!
Zamilkł po tych słowach mężny wojownik a wszyscy – sta-
rzy i młodzi, szlachetni panowie i ich urodziwe panie wielbili
jego niezwykły czyn, wpatrując się radośnie w krwawy strzęp
olbrzymiej łapy, dającej na szczycie dachu świadectwo
o prawdzie słów znakomitego Geata. A szczątki te nawet po
śmierci ich właściciela budzić mogły zrozumiały strach: mó-
wiono, że szpony bestii były twardsze niż stal najszlachetniej-
sza i żaden miecz nie był w stanie odciąć tej przeklętej koń-
czyny.
1986551
1986551
39
XIV. O radosnej uczcie w pałacu Heorot
na cześć Béowulfa
Oto znów radość zapanowała w Heorot! Król rozkazał, by
przyozdobić pałac, który aż przez dwanaście długich lat zdo-
biły jedynie krwawe znaki po nocnych rzeziach dokonywa-
nych przez Grendela. Zatętnił znów życiem wspaniały He-
orot! Zgiełk wielkiej ciżby rozradował królewskie uszy! Ko-
bierce spuszczono z okien i tak bogato ustrojono pałac, iż
wszyscy, którzy mu się przyglądali, musieli się zadziwić!
A wielkich doznał on zniszczeń podczas wielu lat napaści
krwawego potwora. Szczególnie zaś podczas ostatniej przera-
żającej nocy. Olbrzym, co na bagnach się skrywał, jedynie
dach oszczędził. Rozerwał żelazne klamry spinające pałac
i wyłamał drzwi, co ludzkiej sile by się nigdy nie poddały. Te-
raz jednak, ulec musiały bestii, co z sali uciekała żwawo,
chcąc ukryć się w jamie na moczarach.
Oto pojawił się w sali Heorotu syn Healfdena! Królowi to-
warzyszyli wasale, a nikt nigdy nie słyszał, by wojownicy tak
posłuszni byli swemu panu, jak ci Hróðgárowi.
Sławni mężowie zajęli swe miejsca, beztrosko jak przed
laty racząc się winem. Hróðgár i krewniak jego Hróþulf
wzajem do się pijąc, raz po raz wznosili kielichy. I cieszyło się
królewskie serce, widząc wokół zgodę wszystkich, którzy
36 Hróþulf był kuzynem Hróðgára.
1986551
1986551
40
ucztowali w Heorot. Wiele czasu musiało upłynąć, nim lud
Scyldingów zakosztował zdrady.
A oto słudzy Hróðgára przynieśli sztandar złotem hafto-
wany, proporzec, kolczugę i hełm, które wspaniałością wzbu-
dziły powszechny podziw. Król osobiście wręczył je Béowul-
fowi, dziękując mu za czyn, który wyzwolił wielu z jego ludzi.
Béowulf wzniósł wtedy kielich na cześć hojnego gospodarza,
bo żaden z dających nie powstydziłby się tak wspaniałego
prezentu i żaden z obdarowanych nie mógłby się poczuć bar-
dziej doceniony takim szczodrym darem, a niejeden z wiel-
kich pozazdrościć mógłby mu takiego wyróżnienia! Każdy bo-
wiem z czterech darów lśnił szczerym złotem. Hełm umoc-
niony był ukutą z żelaza taśmą, co bronić miała przed uderze-
niem wroga, gdyby mu przyszła chęć rozłupać czerep wroga
na pół. Ale nie poprzestał na tym najhojniejszy z hojnych:
osiem wspaniałych rumaków kazał wprowadzić do sali. Uzda
każdego była uczyniona ze złotych blaszek a jeden z rumaków
uprząż miał wysadzaną drogimi kamieniami! Było to siodło
króla, którego monarcha używał, gdy z wrogiem mierzyć mu
się przyszło a nigdy, w żadnej bitwie, odwagi mu by bić wroga
nie brakło.
Szlachetny Hróðgár Béowulfowi oddał rumaki i oręż:
– Dobrze z nich korzystaj – rzecze. – I pamiętaj, że zna-
kiem są mojej przyjaźni wobec ciebie!
Nie zapomniał wielki władca Scyldingów o towarzyszach
księcia, co z nim wespół przybyli, by uwolnić pałac duński od
udręki. Nie przyniosły mu wstydu dary, jakimi swą wdzięcz-
ność wobec nich wyraził. Wspaniały to był zaiste skarb, jakim
wielki pan wynagrodził dobro mu uczynione. Złotem również
i śmierć zabitego rycerza wymierzył, za ofiarę jego oddając
towarzyszom kosztowną zapłatę.
1986551
1986551
41
XV. O tym, jak bard opowiedział
historię Finna
Tak więc ucztowano i bawiono się, a czas umilał im bard,
który opowiedział na nowo o nagłym ataku ludu Finna, jak
Hnæf Scyldinga, duński bohater,
zyjskiej. Tak brzmiała jego pieśń:
„Hildeburh już nigdy nie mogła ufać Eotenom: syn i brat
jej śmierć ponieśli od włóczni, żadnej winy nie zaciągnąwszy.
Cierpiała bardzo na myśl o tak bolesnej stracie. Wielki był jej
żal! Gorzki to był poranek, gdy córka Hóca
dwóch ukochanych mężczyzn! W końcu Hengest stracił tak
wielu swoich wojowników, że nie mógł już atakować wojsk,
ani też nie udawało mu się uratować ludzi, których miał ży-
wych.
Zaofiarowali mu pokój: Finn zaoferował salę w swoim kró-
lestwie, mieszkanie i poczesne miejsce i takie same prawa jak
Eotenowie. Gdyby składali swoje podarunki, syn Folcwalda
darzyłby szacunkiem duńskich panów i obdarowywałby pier-
ścieniami wojsko Hengesta tak samo hojnie, jak lud fryzyjski.
Zawarto więc pokój. Finn przysiągł wtedy, że wszyscy jego lu-
dzie będą traktowani uczciwie i że nikt nigdy nie złamie tego
paktu słowem ani czynem. Nie powie też czy to złośliwie, czy
37 Tekst oryginalny nazywa Hnæfa i tych, co do niego należeli, pół– bądź
ćwierć–Duńczykami.
38 Córka Hoka – Hildeburh.
39 Syn Folkalda – Fin.
1986551
1986551
42
żartem, że wspierali tego, który króla im zabił, choć stracili
siły, gdy stracili wodza. Finn obiecał też, że nawet gdyby
przypadkiem jakiś Frýsna
wspomniałby szyderczo o śmier-
telnej nienawiści z przeszłości, to broń wtedy przywoła go do
porządku.
Wzniesiono stos i przyniesiono złoto. Na swoim ostatnim
posłaniu spoczął Hnæf – najlepszy ze Scyldingów.
krwią zalana ukazywała pozłacaną postać dzika, co bronić
miał w walce. Hildeburh rozkazała by przy Hnæf'ie Scyldingu
położono także ciało jej syna. Objęła za szyję królowa zwłoki
swego pierworodnego zanosząc się od płaczu! Podpalono
stos! Do nieba samego wzniósł się ogień! Czaszki pękały,
otwierały się rany i w pożodze krew na nowo zaczynała pły-
nąć! Trawił żarłoczny ogień jednako ciała mężów walczących
tak z jednej jak z drugiej strony!
Gdy stos ugaszono, Fryzowie w pomniejszonej już liczbie,
wrócili do swoich domów. Trudna była dla Hengesta najbliż-
sza zima,
którą spędził z Finnem! Tęsknota za ojczyzną wy-
pełniała mu serce ale nie mógł wyprawić się przez morze, gdy
zima skuła lodem srogie fale. Gdy skończyły się mrozy i na
nowo zakwitły pola zapragnął wojownik
wygnania. Więcej jednak myśli niż powrotowi poświęcał pla-
nom zemsty.
Chciał przerazić swym gniewem Eotenów. Nie zmienił
swych planów nawet po tym, jak syn Húnláfinga położył mu
na piersi sławny miecz, Piorun w wojnie.
Eotenowie znali
świetnie ostrze tej broni! I przyszedł wtedy czas, że Finn po-
niósł śmierć – zabity został w swoim własnym domu, gdy
Gúðláf i Ósláf dotarli tam przez morze, mając w pamięci mi-
nioną napaść. O, nie zdołał powstrzymać wtedy Hengest
40 Fryzyjczyk.
41 Hnæf – martwy król.
42 Po zawarciu pokoju Fryzowie się rozproszyli bowiem poniósłszy straty w walce
z Duńczykami mięli mniej przyjaciół.
43 Wojownik – Hengest.
44 Syn Hunlafa zapewne był Duńczykiem i podarowanie miecza to nic innego, jak
zachęta do zemsty.
1986551
1986551
43
gniewu w swojej piersi. Zakrwawiły się posadzki pałacu, Finn
i jego wojsko zostali pokonani a królowa schwytana. Skarby
zaś zapakowano na łodzie i podobnie jak władczynię zabrano
do ziemi duńskiej.”
1986551
1986551
44
XVI. O tym, jak Wealhþéow obdarowała
Béowulfa prezentami
Gdy bard zakończył swą pieśń i umilkły słodkie dźwięki in-
strumentu, salę wypełniły okrzyki dumy i radości z powodu
ostatecznego zwycięstwa Duńczyków. Słudzy znów zaczęli
roznosić dzbany z winem a szlachetna Wealhþéow, która tyle
miała na sobie kosztowności, że tylko słońce mogłoby jej do-
równać blaskiem, podeszła do Hróðgára i Hróþulfa (Hróþulf
pozostawał bardzo blisko króla, który darzył go wielkim sza-
cunkiem, mimo iż zabił w walce jego braci) i rzekła te słowa:
– Przyjmij ten kielich, mój panie, najmężniejszy z wodzów
stąpających po ziemi! Nie zapomnij o wdzięczności wobec
tych dzielnych Géatów. Nie skąp im słów miłych, ani bogate-
go podarunku, bo zaprawdę zasłużyli sobie na to po tysiąc-
kroć! Słyszeliśmy wszyscy, jak synem nazwałeś bohaterskiego
naszego wybawiciela. Już jest uratowany Heorot, więc wyko-
rzystaj dobrze czas, w którym się życiem możesz radować,
byś pozostawił po sobie następcom lud i królestwo. Ja wiem,
że z pewnością twój drogi bratanek – Hróþulf da naszym sy-
nom pomoc i ochronę, jeśli wcześniej niż do niego, o mężu
mój miły, śmierć do ciebie przyjdzie. Wierzę, iż hojny wów-
czas będzie dla nich. Oddaję mu więc szacunek, bo wielkim
go darzę poważaniem.
1986551
1986551
45
Po tych słowach podeszła pani dostojna do ławy, którą jej
synowie zajmowali: Hréðríc i Hróðmund, mając za towarzy-
stwo osobę Béowulfa.
– Weź ten oto kielich – zwróciła się Wealhþéow z miłym
uśmiechem do księcia Geatów – i napij się, dzielny nasz wy-
bawicielu!
Po czym wręczyła mu dwie złote bransolety, kolczugę i na-
szyjnik, tak piękny, iż nikt nigdy na świecie piękniejszego nie
widział.
Z tym naszyjnikiem poszedł Géata Hygelác, wnuk Swer-
tinga, na swoją ostatnią bitwę: u stóp swojej chorągwi dra-
pieżnie bronił zdobytego łupu. Poszukiwał dla siebie śmierci,
zanosząc wojnę z szaloną arogancją ludowi fryzyjskiemu.
Z tym pięknym klejnotem na szyi udał się przez morze
w miejsce, gdzie paść mu przyszło. Francnowie zabrali ciało
króla, jego bitewny rynsztunek i drogocenny naszyjnik po
okrutnej rzezi, gdy Geaci leżeli powaleni na ziemi.
Ten wspaniały dar wzbudził u ucztujących wielki podziw.
Zaiste godny był on czynu, jakiego dokonał odważny Béo-
wulf! W obecności wielu dzielnych i wspaniałych mężów We-
alhþéow takimi słowami zwróciła się do walecznego księcia:
– Niech twe serce, Béowulfie, rozraduje się dzisiaj wielce!
A ta piękna kolczuga i drogocenny klejnot niech olśniewają,
jak sława twa i dzielność na to zasługują! Proszę, byś dla mo-
ich dzieci był miłościwym mistrzem! Będę umiała cię wyna-
grodzić! Twój ostatni czyn zapewnił ci wielką sławę aż po
krańce ziemi. Starzy i młodzi będą głosić twoją chwałę, bo nie
ma oprócz ciebie nikogo, komu słuszniej się ona należy niż
45 Jest to jedyne miejsce w poemacie, które jest potwierdzone historycznie. Grze-
gorz z Tours mówi w swojej Historia Francorum o ekspedycji króla Chochila-
icusa (Hygelác, dawniej nordyckie Hugilaikaz) przeciw ziemiom Franków około
roku 520. Hygelác złupił najpierw wybrzeże fryzyjskie na zachód od Zuider See,
wpływając zaraz potem w głąb lądu rzeką Rin (Ren?) aż do regionu zamieszkałe-
go przez Chatuariów (?), który był częścią królestwa Merowingów. Kiedy jego ło-
dzie zaczęły już drogę powrotną, załadowane bogatymi łupami, Hygelác, który
znajdował się jeszcze na lądzie, został zaatakowany przez wielkie wojsko Fran-
ków i Fryzów, które zadało mu śmierć.
1986551
1986551
46
tobie! Niechaj szczęście ci towarzyszy aż do ostatniej chwili
twego życia a wszelkie skarby nich znajdą się u twoich stóp!
Bądź moim synom dobrym opiekunem, o dzielny Béowulfie!
Te słowa powiedziawszy, popatrzyła na salę, w której zgro-
madzili się wierni królowi wojownicy – a byli oni mężni i go-
towi do czynu na najmniejszy choćby znak swojego pana
i jego małżonki – i powróciła na swój tron.
1986551
1986551
47
XVII. O wielkiej radości Duńczyków
z powodu odzyskania pałacu Heorot
Wino, co radość niesie smutnemu człowiekowi, rozgrze-
wało krew mężom, co w wielkiej sali Heorotu czcili pamięć
chlubnych wydarzeń ostatniej doby. Serca ich nie mącił ża-
den niepokój i nikt z wesołego towarzystwa nie domyślał się
nawet, jaki straszny los wisi nad ich głowami.
Gdy nastała noc i król Hróðgár udał się do swej komnaty
na spoczynek jak za dawnych lat, kiedy Grendel nie płoszył
jeszcze nocnych gości Heorotu, grupa duńskich panów pozo-
stała w sali, by, odsunąwszy ławy i stoły, przygotować sobie
posłanie. Wśród nich jeden szykując się do snu, nie przeczu-
wał nawet swej rychłej śmierci.
Każdy z wojów miał przy sobie oręż. Gdy się pokładli, wi-
dać było dobrze błyszczące tarcze, hełmy i kolczugi leżące na
ławach opodal rycerzy, by tylko sięgnąć mogli po nie, gdyby
zaszła taka potrzeba. Podobnie włócznie – czekały tylko, by
silna ręka cisnęła je w pierś wroga, gdyby się taki nadarzył
i zaatakował ich sprawiedliwego władcę. Bo zaprawdę mężne-
go serca był to lud!
1986551
1986551
48
Część druga
MATKA GRENDELA
I. O tym, jak matka Grendela napadła
na pałac Heorot
Posnęli wszyscy wasale. Zapomnieli o troskach i nabierali
sił na kolejny dzień. Niestety! Sen tak spokojny miał jednego
z nich kosztować życie! Szybko się przekonano, że jest ktoś,
komu zemsta za śmierć olbrzyma droższa jest niż wszystko!
To rodzicielka Grendela z bagien wyszła, by zadać śmierć
tym, co jej syna życia pozbawili!
Od czasu, gdy Kain zabił Abla – swego brata, żyła ona
w zimnych wodach jeziora, co czeluścią swoją najbardziej wa-
leczne serca grozą przejmowało. Kain w zamierzchłym prze-
szłości początku został skazany na wieczną tułaczkę. Obda-
rzony piętnem mordercy, oddalił się od świata i zamieszkał
na pustyni. To od pierwszego zabójcy pochodzą wszelkie złe
istoty a wśród nich Grendel złoczyńca, pokonany przez męża,
który zaufawszy od Boga danej sile, zabił potwora na chwałę
swoją i Stworzyciela świata. Kiedy ryczący z bólu po wyrwa-
niu łapy potwór biegł do swojej jamy, matka jego z sercem
wściekłym jak wilki, wyruszyła by pomścić krzywdę swego
dziecka.
1986551
1986551
49
Dotarła do Heorot, a nikt nie stanął jej na drodze. Wasale
bowiem snem spokojnym spali w sali, co kilka godzin wcze-
śniej była miejscem wielkiej radości. O, wielkie było przera-
żenie mężów duńskich, kiedy ujrzeli wchodzącą do pałacu
potworną istotę, co macierzyńskim gniewem zdjęta, nie miała
litości dla oprawców swego piekielnego dziecięcia! Mniej jed-
nak strachu wzbudziła w ich sercach niż Grendel, co w owej
chwili gnić zaczynał w ciemnościach bagiennej jamy.
Rzucili się do broni mężowie szlachetni! Chwycili tarcze,
włócznie i miecze, nie zdążywszy już przywdziać kolczug ani
hełmów, tak wielki popłoch wśród nich zapanował i zgroza,
co serca najodważniejszym wypełniła.
Olbrzymka, która chciała szybko dokonać zemsty i wrócić
do swego ponurego legowiska, chwyciła jednego z wasali i po-
człapała w stronę bagien, gdzie złożyła jego zakrwawione
zwłoki. Tak ofiarą okrutnej zemsty diabelskiej istoty padł ulu-
bieniec Hróðgára – Æschere, starszy brat Yrmenláfa – mąż,
którego cenił najmocniej i najbliższy był jego sercu.
Nie było wtedy w sali Béowulfa, bowiem dano mu na spo-
czynek miejsce osobne. Krzyk wielki wypełnił mury pałacu,
który na nowo stał się domem cierpienia i smutku! Zdjęto
z dachu łapę, co znakiem była zwycięstwa. Tak oto dwie doby
nawet nie minęły, a zarówno Duńczycy jak i Gaetowie stracili
po jednym bohaterze!
1986551
1986551
50
II. O tym, jak Béowulf ponownie
ofiarowuje Hróðgárowi swoją pomoc
Zasmucił się król na wieść o śmierci ulubieńca. Szacun-
kiem wielkim bowiem i miłością darzył owego wasala, co ży-
cie stracił minionej nocy.
Zaraz posłano po Béowulfa, który o świcie wraz ze swym
oddziałem stanął przed królem. Ten tracił już nadzieję, że
kiedykolwiek dom jego uwolni się od przekleństwa nocnych
napaści.
Przyszedł dzielny książę. Dudniły kroki jego ludzi, gdy
śmiało udali się do króla, co nawet nie próbował kryć udręki.
– Kłaniam ci się, panie! – rzecze dwornie Béowulf. – Jak-
że ci noc minęła szlachetny i dzielny królu! Czy noc przynio-
sła ci wreszcie sen spokojny i radość?
Tak na to odpowie wódz Scyldingów:
– O!O radości nawet pamiętać nie mogę, bowiem lud mój
znów cierpi! Mój wierny towarzysz, doradca mądry i przyja-
ciel, co w niejednej walce me życie ratował, Æschere, nie
żyje! Znów potwór straszliwy sieje w moim domu śmierć
i strach budzi w mężach, co niczego na świecie się nie lękają.
Okrutna olbrzymka uciekła, nie wiemy dokąd, z okrutnym
haraczem, jaki wzięła sobie za śmierć syna swego Grendela!
Zabiłeś wroga, ale oto matka jego przyszła, by dać upust swe-
mu gniewowi. Zaprawdę wielka jest nasza strata i boleść, nie-
odżałowana z powodu hojnego pana i dobrego wodza. Opła-
1986551
1986551
51
kujemy go razem, wspólnie bowiem doświadczaliśmy wspa-
niałości serca dzielnego Æschere.
Wasale moi powiadają, że widywali dwa potworne kształ-
ty, co wokół bagien niczym diabelskie widma krążyły zło-
wieszczo. Jeden z nich miał przypominać samicę, zaś drugi –
od najdawniejszych czasów zwany Grendelem – na pewno
męską miał postać. A co dziwniejsze, nikt nigdy nie wspo-
mniał nawet, czy potwór ten miał ojca, co go spłodził. Wiado-
mo tylko, że mieszkają na moczarach, gdzie dzikie ptaki i po-
nure skały towarzyszą rzece, co ostrym prądem spada z góry
i u stóp skał zapada się w ziemię.
Nieopodal rozciąga się mroczny las. Ciernie gałęzi osłania-
ją staw czarny jak oko piekielne. Ludzie boją się tej okolicy,
bo każdej nocy woda płonie ogniem i wybucha jak tysiąc pio-
runów, czyniąc potworny huk. Nie ma na świecie nikogo, kto
odważyłby się zapuścić się tam nocą. Nie ma też nikogo, kto
zakosztowałby wody z tego przeklętego jeziora, nie mówiąc
o kąpieli w tym dziwnym miejscu.
Szybkonogi jeleń o rogach wielkich jak konary, gdy jest
ścigany przez psy, potrafi uciekać godzinami przez las. Jed-
nak, gdy dotrze do brzegu tej przeklętej wody, oddaje się
w ręce myśliwego, jakby zęby ogarów milsze mu były niż dia-
belstwo, co drzemie w błotnistych odmętach! O, zaprawdę,
złe jest to miejsce! Czarna mgła aż chmur sięga, gdy wiatr bu-
rzę przyniesie i powietrze zmrozi! Tylko w tobie możemy po-
kładać nadzieję! Jeśli się ośmielisz na ten odważny czyn, ja –
jeśli wrócisz stamtąd żywy – sowicie cię wynagrodzę najdroż-
szymi klejnotami!
Tak odpowie królowi nieustraszony syn Ecgþéow:
– Zostaw troski, o najszlachetniejszy panie! Mężczyzna nie
płacze, ale się mści! Każdego z nas czeka śmierć, zanim to
jednak nastąpi, sławą powinniśmy okryć nasze człowiecze
ciała! Nie ma przecież nic droższego dla prawdziwego wojow-
nika o mężnej duszy! Królu wielki i wodzu niepokonany!
Wstań i chodź ze mną na poszukiwane bezbożnej olbrzymki!
1986551
1986551
52
Przysięgam, że nie ucieknie, nawet gdyby się pod ziemię za-
paść miała! O, wytrzymaj, mój królu, jeszcze tylko jeden
dzień bólu, co zżera twe serce!
1986551
1986551
53
III. O wyprawie nad jezioro
Stanął monarcha a włosy mu srebrne aż zadrżały od zapa-
łu.
– Chwała ci, Boże! – zakrzyknął i siadł na konia, którego
w mgnieniu oka dla niego osiodłano.
Wyruszył Hróðgár razem ze swym wojskiem. Szli krok za
krokiem, śladów pilnując złośliwej istoty, co swoją zuchwało-
ścią dawne rany rozjątrzyła. Idą leśnymi dróżkami i polami
rozległymi jak morze.
Tędy szła olbrzymka, unosząc ze sobą ciało najszlachet-
niejszego z królewskich wasali. Szli panowie skalistymi wą-
wozami, gdzie iść trzeba było jak młode gęsi, co za matką idą.
Doszli tak aż do urwiska, gdzie ciemne wody w sercu naj-
odważniejszych nawet mężów musiały wzbudzić niepokój.
Jakaż boleść przejęła dusze duńskich panów, gdy na skale na
skraju jeziora zobaczyli głowę szlachetnego Æschera!
Wody jeziora burzyły się aż od krwi, którą je napojono.
Stanęli odważni przybysze, wpatrując w toń skrywającą węże,
smoki i potwory, oraz inne istoty, które o świcie często wyru-
szają na krwiożerczą wyprawę. Na sygnał rogu wszelkie wod-
ne potworki uciekły, ale gdy Béowulf napiął łuk, udało mu się
zabić jedno z wodnych okropieństw. Czym prędzej na brzeg
wyciągnięto dziwaczne zwłoki, dziwiąc się bardzo ohydzie ich
postaci.
1986551
1986551
54
IV. O tym, jak Béowulf przygotowywał się
do walki z matką Grendela
Wtedy Béowulf, nie czekając długo, rozpoczął bitewne
przygotowania. Przywdział na się przepyszny rynsztunek,
którego niejeden z wielkich wojowników mógłby mu pozaz-
drościć. Oto bowiem kolczuga, w której miał wejść do jeziora,
nie tylko wygodna była ale i niezwykle piękna, bo ozdób jej
nie poskąpiono. Tak zręcznie była wykonana przez mistrzow-
skie palce, że spokojnie mogła chronić przed pazurami bestii,
która zagrażać mogła życiu każdej ludzkiej istoty. Głowę od-
ważnego księcia osłaniał piękny hełm wykonany z żelaza
i złota. Błyszczał niczym słońce, a tak przemyślnie był ozdo-
biony postacią dzików, że nie tylko zdobiły one przepyszne
uzbrojenie ale przede wszystkim strzegły, by żadne ostrze ni
miecza, ni włóczni zranić głowy nie mogło.
W ręku dzierżył książę Geatów drogocenny miecz należący
do samego Hunferða. Ten starożytny oręż o imieniu Hrun-
ting miał jeszcze na ostrzu ślady krwi, co świadczyło najle-
piej, że nie zawiódł on nigdy w walce swego właściciela.
Kiedy Hunferð – syn Ecgláfa wręczał go Béowulfowi, nie-
wiele pamiętał z tego, co mu pijany powiedział w czasie uczty,
gdy zarzucił mu tchórzostwo i hańbę. Teraz ani słowem się
nie odezwał, bowiem oszczerstwo tamto nie przyniosło mu
ani chluby ani przyjaźni.
Tak uzbrojony Béowulf zwrócił się do króla:
1986551
1986551
55
– Pamiętaj, szlachetny panie i mężu niezłomnego serca, że
wyruszam, służąc tobie! Jeśli śmierć mnie spotka w odmę-
tach tego jeziora, ty, który zechciałeś mnie nazwać swoim sy-
nem, zaopiekuj się moimi ludźmi jak najlepszy ojciec.
A wspaniałe dary, którymi mnie wyróżniłeś, poślij Hygeláco-
wi! Kiedy król Géatów zobaczy złoto i wspaniałości, przekona
się, że służyłem wielkiemu panu, który hojnością swoją towa-
rzyszył mi aż do końca. Starożytny zaś miecz niech powróci
do Hunferða. Teraz zaś niech przyniesie mi chwałę!
Wypowiedziawszy te słowa, nie czekając na odpowiedź
króla, Béowulf skoczył do wody.
Gdy potwór, co od pół wieku prawie nie wychodził z jezio-
ra, zobaczył nieproszonego gościa, schwycił go mocno szpo-
nami. Nie udało mu się jednak przebić kolczugi, co skuteczną
się okazała przed nimi obroną. Aż na dno więc zaciągnął
śmiałka, który jako pierwszy z ludzkich synów zobaczył
mieszkanie wodnego stwora. Przerażające istoty, węże i stra-
szydła kąsały jego kolczugę, lecz nie ustąpiła ona pod siłą ich
straszliwych kłów!
Tak odważny książę znalazł się w podwodnej jaskini, do
której przystępu broniły nieprzebrane masy czarnego jeziora.
W tym tak ponurym miejscu, rozjaśnionym jedynie światłem
płonącego tam ogniska, dzielny Géata stanął twarzą w twarz
z potworną rodzicielką Grendela.
Nie przeląkł się jednak dzielny wojownik. Mężne jego ser-
ce nie zadrżało nawet, gdy podniósł po raz pierwszy oręż swój
przeciw bestii. Szybko jednak zobaczył, że żadnej krzywdy jej
zadać nie może. Miecz, który tyle hełmów rozpłatał bez trudu
i tyle kolczug pociął jak dziecinne zabawki, teraz zawiódł
dłoń, która nim władała!
Nie zatrwożyło się jednak jego serce. Nieustraszony książę
myślał o swojej sławie i czynie, którego musi dokonać. Od-
rzucił od siebie miecz i z gołymi pięściami stanął naprzeciw
olbrzymki. Zaufał swej mocy dzielny Geata, mając w pogar-
dzie kruche swoje życie! W żelazny uścisk ramię olbrzymiej
1986551
1986551
56
bestii chwycił z taką wściekłością, że poddać się musiała sile
jego dłoni i upadła w końcu na błotniste podłoże. Matka
Grendela nie dała za wygraną i zaatakowała bohatera, który
zmęczony walką, upadł na ziemię. Siadła na piersi szlachet-
nego męża ta, co pomścić śmierć syna swego chciała. Chwyci-
ła sztylet! Jego ostrze zalśniło złowieszczo w mrokach jaskini!
Kolczuga, która okrywała pierś Béowulfa, udaremniła jednak
jej podły zamiar! O, gdyby nie błogosławieństwo Jedynego
Boga, książę już nigdy z ziemi by się nie podniósł. Dał bo-
wiem Pan dobry, by książę Geatów na ścianie jaskini ujrzał
broń niezwykłą. Był to ogromny miecz ostrzejszy niż wszyst-
ko, co na ziemi tym mianem można by określić. Był on jed-
nak tak ciężki, że żaden z rycerzy stąpających po ziemi nie
ważyłby się nawet próbować go podźwignąć. Béowulf jednak
miał siły tak wiele, że żaden ciężar nie był mu straszny
i miecz przez gigantów wykuty podniósł i z gniewem wielkim
zadał olbrzymce cios tak potężny, że aż do kości przeszło
ostrze, rozcinając szyję bestii! Padła martwa u stóp Béowulfa!
O! Rozradował się książę na widok krwi ociekającej z miecza!
Trzymając mocno w garści miecz, poszedł ostrożnie książę
podwodną ścieżką wzdłuż muru jaskini. Drogę oświetlały mu
jedynie płomienie ogniska. O, jakże pragnął zemsty za wszel-
kie zło uczynione przez Grendela wasalom Hrodgara! Wszy-
scy mieli żywo w pamięci, kiedy to piętnastu mężów pożarł
w pałacu a innych piętnastu ze sobą porwał!
Skradać się począł Béowulf, dysząc żądzą zemsty! Oto zo-
baczył leże potwora. Grendel bezwładnie rozciągnięty na
swoim legowisku nikogo już straszyć nie będzie! Uniósł ksią-
żę miecz potężny do góry i odrąbał potworowi głowę!
* * *
Tymczasem towarzysze Béowulfa czekający na brzegu za-
uważyli, jak wody jeziora burzą się żywą krwią. Nawet ci, któ-
rzy mieli najwięcej nadziei na zwycięstwo Béowulfa, przestali
1986551
1986551
57
czekać na powrót dzielnego Geata. Widząc krwawą toń, po-
myśleli, że oto stracił życie ten, który miał oswobodzić He-
orot od udręki.
Gdy nastała godzina trzecia po południu, Scyldingowie
zrezygnowani i zasmuceni odeszli. Na brzegu zostali tylko
wierni towarzysze Béowulfa. Smutno patrzyli, jak lustro je-
ziora powoli się wygładza, połyskując krwią. Niewielu było
takich, co wierzyli, że jeszcze ujrzą swego dzielnego wodza!
* * *
Gdy miecz zaplamił się jadowitą krwią potwora, zaczął
topnieć, jak lód, gdy go dotkną promienie słońca. Niezwykły
był to widok. Tylko Bóg bowiem może sprawiać, że rzeki lód
opuszczają, gdy wiosna zrządzeniem Pańskim nadchodzi po
zimie!
Nie zabrał książę z jaskini podwodnej żadnego skarbu,
choć wiele tam widział wszelkiego bogactwa. Wziął z sobą tyl-
ko głowę Grendela i rękojeść miecza, którym ją odrąbał od
przeklętego cielska, klinga bowiem stopiła się od jadu we
krwi potwora. Rękojeść ta wielki podziw musiała wzbudzać
z powodu niespotykanie pięknych kamieni, którymi była wy-
sadzana.
Płynie szybko dzielny Béowulf, by zanieść czekającym ra-
dosną wieść, że uwolnił duńską ziemię raz na zawsze od
okrutnego złoczyńcy.
1986551
1986551
58
V. O szczęśliwym powrocie Béowulfa
do pałacu Heorot
Gdy Geatowie zobaczyli, że na brzeg spośród fal wychodzi
wódz, którego już opłakiwać zaczęli i na plecach dźwiga
chlubne trofeum, świadectwo zwycięstwa, podnieśli wrzawę
radosną! Nikt nie zdołałby zagłuszyć ich okrzyków, gdy Bogu
dziękowali za szczęśliwe zwieńczenie podwodnej wyprawy
swego pana. Zdjęli z niego kolczugę, która uratowała mu ży-
cie i patrzyli, jak nabierają spokoju wody jeziora, które wciąż
błyskały krwią.
Wracali panowie tą samą drogą, śmiechem i wesołą roz-
mową czas sobie skracając. Aż czterech nieść musiało po-
tworne trofeum! Nabity na włócznię łeb Grendela wnieśli do
pałacu, gdzie widok ten wzbudził strach i przerażenie, choć
niebezpieczeństwa żadnego przynieść nikomu nie mógł. We-
szli w czternastu do wspaniałej sali w Heorot.
Idzie Béowulf nieustraszony, aby szacunek oddać Hró-
ðgárowi. Ciągnie za sobą głowę zakrwawioną. Lęka się królo-
wa, lęka się wielu obecnych tam gości.
Podszedłszy przed tron Hrodgara, takimi słowami zwróci
się do niego książę o nieustraszonym sercu:
– Z radością powracam z ponurych okolic przeklętego je-
ziora, by przynieść ci ten oto łup. Narażając swe życie, zdoby-
łem go dla ciebie. Myślałem już, że śmierć poniosę w walce,
ale Bóg jedyny wsparł mnie, dając mi oręż, jakiego na świecie
1986551
1986551
59
nikt nigdy od czasów gigantów nie widział. Nie mogłem użyć
wspaniałego Hruntinga, bo nie przeciwko człowiekowi wal-
czyłem. Gdy zobaczyłem na ścianie jaskini miecz ten pradaw-
ny, wiedziałem, że oto Bóg zsyła mi pomoc, jaka potrzebna
jest temu, co na niczyje wsparcie oprócz Bożego liczyć nie
może. Tym to mieczem zadałem śmierć plugawej matce
Grendela i odrąbałem łeb jej przeklętemu synowi. Niestety,
krew pełna jadu stopiła klingę, rękojeść mi tylko pozostawia-
jąc jako pamiątkę czynu, którego dokonałem. Tak oto pomściłem
krzywdy twego ludu. Możesz już spokojnie kłaść się na spoczy-
nek, bowiem żadne zło nie grozi już pałacowi Heorot!
Z tymi słowami wręczył Hrodgarowi wspaniałą rękojeść
chwalebnego oręża. Wziął srebrnowłosy monarcha dar ten
niezwykły, wpatrując się w przepych wykonanych przez gi-
gantów ozdób.
Oto bowiem na rękojeści wyryta była historia gigantów,
którzy w pradawnych czasach zostali uśmierceni falami poto-
pu. Zesłał go na nich Bóg za zło, którego się dopuszczali i od-
sunął ich w ten sposób od siebie.
Zdumiał się sprawiedliwy Hrodgar, przeczytawszy runy,
co na rękojeści przyciągały oczy i dowiedziawszy się dla kogo
i przez kogo broń ta znakomita została stworzona. Wreszcie,
po chwili milczenia ozwał się w te słowa:
– Każdy, kto chce prawdy i sprawiedliwości dla swojego
ludu, powie razem ze mną, że nie narodził się dotąd mąż tak
wspaniały jak ty, nieustraszony Béowulfie! We wszystkich
twych czynach widać odwagę i przemyślność. Przyjaźń, którą
ci przysiągłem, potwierdzam teraz z mocą i obiecuję wszelką
pomoc, jakiej mógłbyś ode mnie zapragnąć, aż do ostatniego
twego tchnienia! A wsparciem będą ci służyć z pewnością
twoi towarzysze, których darzysz miłością i szacunkiem! O!
Jesteś całkiem inny niż Heremod wobec synów Ecgwelana
sławnych Scyldingów.
46 Ecgwelan – jakiś dawny król duński.
1986551
1986551
60
Był okrutny wobec własnych wasali i przyjaciół, niejedno-
krotnie śmierć im zadając. Był on jak szaleniec, który rzeź
czyni we własnym domu. Umarł samotnie jak pies, przeklina-
ny przez lud. O wiele więcej darów on otrzymał od Boga niż
inni, a mimo to żył z nienawiścią w sercu. A tak był chciwy
i skąpy, że łamiąc pradawny zwyczaj, nie dawał prezentów
swym gościom! Bóg ukarał go za zło, jakiego się dopuszczał
wobec swego ludu i poskąpił mu szczęścia. Niechaj jego hi-
storia będzie ci przestrogą i nauką, jak powinieneś postępo-
wać! Jako człowiek w latach posunięty i ktoś, kto niejedno na
tym świecie widział, pozwól, bym obdarzył cię pewną radą,
bo zaprawdę niezwykłym jesteś człowiekiem. A mówię to dla
twojego dobra: to Bóg daje ludziom rozum, ziemię i sławę.
Czasami szlachetnie urodzonemu daje liczne powody do ra-
dości w postaci odziedziczonej władzy, dzielnego wojska
i pięknego pałacu. Czasem daje mu we władanie ogromne
ziemie. Jeśli myśli, że będzie to trwać wiecznie, postępuje jak
szaleniec: używa życia, mając za nic chorobę i upływający
czas. Nie boi się wrogów, bo wszyscy postępują według jego
rozkazów. Ponieważ nie zaznał cierpienia, w sercu jego rośnie
pycha i usypia duszę. Tak oto chytry zabójca ludzkiego serca,
demon, co czyha na każdym kroku, bierze go w końcu we
władanie i odtąd człek ów nie może inaczej postępować, jak
tylko według rozkazów Złego. Traci wiarę. A skąpstwo jego
bierze górę nad sprawiedliwością, tak że nie nagradza nigdy
czynów tego godnych. Zapomina w końcu o zadaniu, jakie
Bóg przed nim postawił. Przychodzi jednak moment, gdy cia-
ło jego słabnie od starości, a jego miejsce zajmuje inny – taki,
co nie żałuje pierścieni, ni innych klejnotów dla tych, co na
nie zasługują. Szczodry władca góruje na skąpcem, jak niebo
nad ziemią.
Strzeż się takich błędów, odważny Béowulfie! Wybieraj za-
wsze dobro, abyś korzyść osiągnął także w wieczności! Zapo-
mnij o pysze, bo pamiętaj, że siła twoja jeszcze tylko czas ja-
kiś ci służyć będzie, by potem opuścić cię bezpowrotnie. Cho-
1986551
1986551
61
roba lub miecz, ogień czy wzburzone fale, włócznia czy po
prostu wiek podeszły przyniosą ci śmierć.
Ja rządziłem szczęśliwie przez pół wieku, strzegąc dzielne-
go ludu duńskiego przed wszystkimi innymi narodami i gdy
byłem pewny, że obawiać się nikogo nie muszę, pojawił się
Grendel, który bezpowrotnie pozbawił me serce spokoju.
Dziękuję Bogu, że dał mi dożyć chwili, gdy łeb jego skrwawio-
ny spoczął u mego tronu.
Zasiądź teraz mój przyjacielu i wraz ze swymi towarzysza-
mi korzystaj z uczty, która niech będzie wyrazem naszej rado-
ści. Jutro zaś rano zajmiemy się skarbami!
Zasiadł z radością dzielny książę na miejscu dla niego
przygotowanym. Uczta wydana na jego cześć przez szczodre-
go Hrodgara była zaiste wspaniała! Gdy noc nadeszła, władca
znamienity poszedł na spoczynek. Jak kazał zwyczaj, również
Béowulfa położono we wspaniałej alkowie, specjalnie dla nie-
go przygotowanej. Zgodnie ze zwyczajem, wyjątkowym go-
ściem i bohaterem, co uwolnił lud duński od udręki, zajął się
szambelan, który miał dbać o to, by znamienity książę miał
wszystko, czego zapragnie. Utrudzony Geata zasnął snem twar-
dym, jak kamień. Obudził go dopiero kruk zwiastujący poranek.
Towarzysze Béowulfa szykowali się do wyprawy, chcąc jak
najszybciej powrócić do domu. Również i bohaterski książę chciał
już wsiąść do łodzi, która miała go zawieźć ku brzegowi ojczyzny.
Postanowił dzielny mąż, że odda Hruntinga synowi Ec-
gláfa. Dziękując mu za tę znakomitą broń, rzekł:
– Zaprawdę, dobrze się sprawował miecz twój, i możesz
być dumny, że posiadasz tak wspaniały oręż!
Kiedy oddział ludzi morza był gotowy do podróży, Béowulf
stanął przed tronem Hróðgára i skłoniwszy mu się dwornie,
tak rzekł:
– Zaznaliśmy u ciebie prawdziwie królewskiej gościny, ale
chcemy już powrócić do naszego dobrego pana – Hygeláca.
Jeśli kiedyś będziesz potrzebował mojej pomocy, możesz li-
czyć na mój miecz i siłę mojej pięści. Jeśli kiedyś dotrze do
1986551
1986551
62
mnie wieść, że sąsiad wrogi na ciebie napada, przyjdę ci z po-
mocą, wiodąc ze sobą tysięczne wojsko. Nie wątpię, że Hyge-
lác, król Géatów, choć jest tak młody, zezwoli mi przyjść ci
z pomocą potrzebie. A jeśli syn twój Hréðríc, zechce odwie-
dzić mój dwór, wielu przyjaciół tam spotka!
Wzruszył się Hróðgár i tak mu odpowiedział:
– Sam Bóg przez ciebie mówił, szlachetny Béowulfie! Nig-
dy wcześniej nie słyszałem, by młody człowiek tak rozsądnie
mówił. W mocnym ciele kryje się jasny umysł, a twa rozważ-
na mowa jest tego świadectwem. Pewny jestem, że gdyby
śmierć przedwczesna z powodu miecza czy choroby zabrała
władcę Geatów, nie znajdą godniejszego od ciebie, by zająć
jego miejsce, jeśli zgodzisz się podjąć ten obowiązek. Prze-
świetny Béowulfie, sercu memu drogi! To dzięki tobie praw-
dziwy pokój zapanował między dzielnymi Géatami i wojowni-
czymi Dene. Już nigdy nie dojdzie do walk, które kiedyś to-
czono jako owoc wielkiej nienawiści. Dopóki ja na tronie za-
siadał będę, dopóty radować nas będą kosztowne podarki
morzem wzajemnie wysyłane. Skarby będą wędrować na stat-
kach ciężkich od klejnotów. Ludzie twoi i moi wojowie tych
samych będą mieli przyjaciół i wrogów!
Te słowa wypowiedziawszy, Hrodgar przekazał geackiemu
bohaterowi dwanaście podarunków i życząc mu szczęśliwej
podróży, do piersi go serdecznie przycisnął. Wzruszony Béo-
wulf ucałował monarchę, gdy ten ze łzami żegnał młodzieńca,
którego pokochał jak syna. Myślał stary Hrodgar, iż może go
już nigdy nie ujrzeć i taka boleść przenikała jego szlachetne
serce, że zdawało mu się, jakby krew w jego żyłach płonęła
gorzkim ogniem.
Béowulf z radością i dumą przyjął wspaniałe podarki, bo
miła to była dla niego nagroda. I odeszli Geatówie w stronę
brzegu, gdzie z zarzuconą kotwicą czekała ich łódź. Towarzy-
sze księcia wychwalali pod niebiosa szczodrość i sprawiedli-
wość duńskiego króla. Nie było bowiem na świecie żadnego,
który mógłby się z nim równać.
1986551
1986551
63
Część trzecia
POWRÓT BÉOWULFA
I. O powrocie Béowulfa do ojczyzny
Morskie wybrzeże ponowne ujrzało oddział, co okryty sła-
wą wracał do łodzi o dziobie wygiętym jak łabędź. Widząc
groźnych mężów, co dźwięczeli wspaniałym orężem, strażnik
bez lęku pośpieszył w ich stronę, wiedział bowiem, że tylko
wrogowie powinni lękać się ich siły. Powitał serdecznie boha-
terów, co duńskiemu władcy zdjęli z serca ciężar hańby
i smutku.
Ugiął się okręt Geatów od koni, oręża i skarbów, jakie do-
stali od szczodrego Hrodgara! A jako podziękowanie podaro-
wali strażnikowi łodzi miecz tak bogato złotem zdobiony, że
najlepsi panowie mogliby mu pozazdrościć tak wspaniałej
broni.
Wsiedli na łódź i wyruszyli w stronę ojczyzny, za którą już
szczerze zatęsknić zdążyli. Wciągnięto żagiel a wiatr spokoj-
nie popychał po falach drewniany kadłub, co niósł bohate-
rów.
Bez żadnych przeszkód dotarli do brzegu dobrze znanego
morskim wędrowcom. Czekał tam już na nich oddział porto-
wych strażników, co od trzech dni bez przerwy ich wypatry-
1986551
1986551
64
wali. I choć ledwie trzy dni nie było ich w ojczyźnie, zdało się
im, jakby upłynął cały wiek.
Rzucono kotwicę i kazano wynieść na ląd złoto i klejnoty,
jakie przywieźli ze sobą śmiałkowie.
Wyszli mężowie z łodzi i szybko udali się przed oblicze
szlachetnego Hréþling'a
. Droga ich była krótka, albowiem
mieszkał on w pałacu niedaleko morza razem z małżonką –
piękną Hygd.
Dostojna Hygd, choć młoda bardzo, sławna była z powodu
swej mądrości i talentów, jakim Pan ją obdarzył, a także hoj-
ności, która kazała jej obdarowywać Geatów licznymi skarba-
mi.
Była ona przeciwieństwem dumnej księżniczki Thryth, co
krzywdy liczne zadawała swojemu ludowi i (oprócz jej ojca)
nie było śmiałka, co odważnie spojrzałby jej w twarz. A gdy
się taki zdarzył, szybko wyrok śmierci na niego wydawała
z powodu obrazy, jakiej miał się dopuścić.
Zmieniło ją jednak zdarzenie, co zamiast przekleństwa
przyniosło poddanym szczęście i pokój: oto za mąż wziął ją
krewny Hemninga
– młody wojownik dobrze urodzony. Od
czasu, kiedy zgodnie z wolą jej ojca, przybyła morzem do pa-
łacu Offy jako zaślubiona mu małżonka, dobrze o niej mó-
wiono. Łaskawa dla wasalów, hojnie ich darzyła klejnotami
i bogactwem wszelakim, zyskując sobie sławę dobrej wład-
czyni. Thyrth zakochana była do szaleństwa w swoim mężu –
dzielnym Offie, o którym mówiono, że nie było na świecie
równego mu władcy. Miłość wasalów zdobył hojnością i nie-
zwykłą dzielnością w boju, szczególnie w walce oszczepem.
Rządził on mądrze swoim królestwem i zostawił – ku wielkiej
radości poddanych – odważnego dziedzica o imieniu Eomer
– wnuka Gármunda.
47 Hréþling – Hygelác.
48 Czyli Offa, który władał Anglami w IV w., gdy jeszcze mieszkali na kontynencie.
1986551
1986551
65
Idzie Béowulf brzegiem morza a z nim jego dzielni wojo-
wie. Stąpają po rozgrzanym piasku. Śpieszą do pałacu, w któ-
rym mieszka pan, co zabił Ongenþéowa
Otworzono drzwi do sali, w której młody wódz hojnie da-
rzył tych, co na jego wdzięczność zasłużyli. Wnet powiedziano
mu o powrocie odważnego siostrzeńca, który zwycięstwem
kolejną wyprawę uwieńczył.
Na rozkaz króla uczyniono miejsce dzielnym mężom.
Książę Béowulf pozdrowił dwornie swego wuja i władcę, po
czym zajął przy nim miejsce godne największego bohatera.
Córka Hæreþa podawała kielichy z winem a król z niecierpli-
wością wypytywał o szczegóły niebezpiecznej wyprawy.
– Umiłowany mój siostrzeńcze, czym prędzej zaradź mojej
ciekawości! Jak minął ci czas od chwili, gdy bez namysłu po-
stanowiłeś wyruszyć na ratunek zhańbionemu panu pałacu
Heorot? Jak morze przyjęło ciebie i twoich dzielnych towa-
rzyszy? Czyś wygnał smutki znamienitego Hróðgára? Od
chwili, gdyś opuścił brzeg geacki, smutek zamieszkał w moim
sercu, bowiem bałem się, że nie wrócisz. Dlatego błagałem
cię, o miły Béowulfie, byś został w domu i pozostawił duń-
skim rycerzom walkę ze strasznym Grenedelem! O, raduje się
moje serce, widząc cię w domu całym i zdrowym!
Wzruszył się słowami króla dzielny syn Ecgþéow'a i rzekł:
– Wszyscy już wiedzą, żem wielkiego czynu dokonał, po-
konując złoczyńcę w miejscu, w którym hańbił on lud duński,
nocnymi krwawymi łowami. O, zaprawdę srogą on poniósł
karę za zło, jakiego się dopuszczał pod dachem dobrego Hró-
ðgára! Już nigdy żadna istota należąca do przeklętej rasy po-
tworów nie będzie się pysznić z powodu polowania na ludz-
kich synów!
Kiedy wszedłem do pałacu, by przekazać pozdrowienia
Hróðgárowi i opowiedzieć mu o swych planach uwolnienia go
od udręki, on posadził mnie na miejscu zaszczytnym między
własnymi synami. A wszyscy się tak radowali, że nie ma na
49 Hygelác nie zabił go osobiście ale rękami swego wasala Iofore'a.
1986551
1986551
66
świecie ludzi, którzy z bardziej ochotnym sercem oddawaliby
się zabawie i winu. Wśród biesiadujących przechadzała się
królowa, zachęcając do odważnych czynów i coraz to klejnot
wspaniały darując gościom.
Córka Hróðgára o imieniu Fréaware także roznosiła napi-
tek i podarki. Była piękna a urodę jej podkreślały złoto
i wspaniałe klejnoty. Jej rękę przyrzekł Hróðgár synowi Fro-
da – Ingeldowi – królowi Heaðo–Beardów.
Hróðgár – władca znamienity i mądry chciał tym samym
ustrzec swe królestwo przed okrutnymi walkami. Niestety,
płonne okażą się jego nadzieje. Jeśli bowiem jakiś władca
grzeszy nikczemnością, jego kopia niezbyt długo odpoczywa,
nawet jeśli jego małżonka jest godna pokoju.
dzo rozzłościć władcę Heaðo–Beardów lub kogokolwiek nale-
żącego do ich narodu, gdy ujrzą radosny duński lud. Oni
sprawiają, że blask bije od starożytnego i mocnego miecza
z pierścieniem, którym walczył jakiś Heaðo–Beard, co potem
stracił go w walce.
Kiedy będą ucztować, stary heaðo–beardzki oszczepnik
zobaczy miecz, który dobrze z przeszłości pamięta. Rozgnie-
wa się on a serce jego napełni się bólem. Wtedy zacznie pod-
burzać do walki młodego wojownika takimi słowami:
– Czyż nie rozpoznajesz broni swego ojca? Czy zapomnia-
łeś, jak rodzic twój stracił życie z rąk Dene w bitwie, w której
zabito też Wiðergylda
i wielu innych znamienitych mężów?
W tym pałacu bawi się teraz syn tego, który zabił twojego
ojca. Szczyci się tamtymi czynami i nosi u pasa miecz, którym
tyś powinien władać!
Takim słowami jątrzyć będzie i judzić póki młodzieniec nie
podniesie miecza na tych, których obarcza winą za śmierć ro-
50 Heaðo–Beardowie – tożsamość tego ludu nie została ustalona. Może chodzi
o Longobardów, a może o Herulów.
51 W czasie dawnych zatargów pomiędzy Duńczykami i Heaðo–Beardami poległ,
według jednych źródeł Froda, a według innych Healfdene, ojciec Hróðgár'a.
52 Owa przepowiednia Béowulfa, jest zdarzeniem, o którym, z pewnymi różnicami,
opowiada także Saxo Grammaticus w Gesta Danorum.
53 Wiðergyld to zapewne jakiś wódz Heaðo–Beardów.
1986551
1986551
67
dzica. Potem ucieknie zachowując życie. Dojdzie wtedy do ze-
rwania pokoju a serce Ingelda napełni się gniewem tak
strasznym, że zmrozi nawet jego miłość do żony.
dzy Heaðo–Beardami a Dene okaże się bardzo kruchy!
Zamyślił się Béowulf. Po chwili jednak zostawił smutne
myśli i powrócił do relacji ostatnich dni:
– Znowu o potworze będę ci mówił, panie mój wspaniały!
Zaraz dokładnie poznasz jego nędzny koniec! Po zachodzie
słońca rozwścieczony Grendel przyszedł do pałacu, w którym
w ogromnej sali pełniliśmy straż. Niestety! Szybciej, niż kto-
kolwiek mógłby to przewidzieć, szlachetny Hondsciö życie
stracił w paszczy straszliwej bestii! Nie nasyciła się ona jed-
nak krwią znamienitego tego męża! Rzucił się na mnie, ata-
kując zajadle! Chciał mnie schwycić swą straszliwą łapą, któ-
rą chronić miała przedziwna rękawica ze smoczej skóry uczy-
niona. To dzięki niej potwór walczył z mocą i zręcznością
iście piekielną. Niebo pomogło, że nie udało się potworowi
pokonać mnie diabelskim sprytem!
Zbyt długo by mówić, jak przebiegała walka i jak skarałem
Grendela za wszelkie zniewagi, których się dopuścił na pa-
nach duńskich. Słowem, udało mi się pokonać potwora, wy-
rywając mu łapsko straszliwe! Umknął olbrzym, choć życia
swego w stanie uratować nie był. Podążył pokonany w stronę
jeziora, gdzie krótko choć mógł nędzny swój żywot przedłu-
żyć. W Heorot zaś pozostała łapa jego skrwawiona jako świa-
dectwo triumfu człeka nad olbrzymem. Za czyn ten wspaniały
król duński chciał mnie sowicie wynagrodzić złotem i klejno-
tami najpiękniejszymi, jakie widziałem. Następnego dnia
ucztę wystawną wydał na cześć moją i moich towarzyszy.
Przy wtórze harfy nawet król nucił pieśni. A melodia przeno-
siła nas w czasy dawne, gdy siłą nikt nie mógł dorównać wo-
jownikowi, co teraz srebrną nicią włosy ma splecione. Stary
54 W taki oto sposób ponownie zaczynają się zatargi, które spowodują zniszczenie
Heorot, drugiej zaś strony, ostateczną klęskę Heaðo–Beardów.
55 Według innej interpretacji tego fragmentu, nie była to rękawica lecz worek, do
którego olbrzym chciał wrzucić Géatów.
1986551
1986551
68
król w smutku się pogrążał na myśl, że wiek odebrał mu moc,
z którą za młodu nikt w walce równać by się nie mógł. Wspo-
mnienia pełne chwalebnych czynów smutek zdawały się przy-
nosić w szlachetne serce władcy, który tak wspaniale mnie
ugościł.
Cały dzień spędziliśmy na świętowaniu mojego zwycię-
stwa. Niestety! Najbliższa noc przyniosła nam niespodziewa-
ną boleść: oto przyczłapała matka Grendela, aby zemścić się
za śmierć swojego jedynaka i zabrała życie dzielnemu Æsche-
rowi! Gdy ranek nadszedł, nie mogliśmy go nawet pożegnać
jak zwyczaj każe na stosie pachnącym wonnymi drzewami,
bowiem bestia zabrała jego krwawe szczątki na dno jeziora,
gdzie kilka wieków ostatnich spędziła. Hróðgár wielki ból
cierpiał, bowiem stracił wiernego wasala i umiłowanego przy-
jaciela. Zasmucony monarcha prosił mnie, bym kolejnego bo-
haterskiego czynu dokonał i pokonał potworną samicę, co
znów przyniosła Duńczykom strach i zagrożenie. Obiecał mi
nagrodę za bój w rozszalałych wodach przeklętego jeziora.
Podjąłem wyzwanie i rzuciłem się w wody ciemne, by w to-
pieli stawić czoła olbrzymce, co wodne czeluści strzegła. Od-
rąbałem jej łeb i zwycięstwem zwieńczyłem nierówną naszą
walkę. Ocaliłem tym samym wiele istnień, które pod dachem
Hróðgára były zagrożone. Syn Healfdena, zgodnie z danym
słowem, sowicie wynagrodził mój czyn nieprzebranymi bo-
gactwami, które teraz ci oto ofiarowuję na znak mojej miłości
i przywiązania do ciebie, czcigodny Hygelácu!
Wówczas Béowulf kazał przynieść sztandar, na którym
widniała postać dzika, wspaniały hełm, kunsztownie plecioną
kolczugę i miecz a każdy z tych przedmiotów budził okrzyki
zachwytu zebranych w pałacu osób.
– Oto rynsztunek, który podarował mi znamienity Hró-
ðgár! – powiedział Béowulf do Hygelaca. – Prosił, bym prze-
kazał ci od niego serdeczne pozdrowienie! Niniejszym czynię
to, darując ci oręż ten przepyszny, który należał do jego star-
szego brata – Heorogára, króla Scyldingów!
1986551
1986551
69
Także i cztery wspaniałe rumaki przekazał znamienitemu
krewniakowi dzielny wojownik o nieustraszonym sercu.
Świadczyło to najlepiej o tym, że nawet cienia nieprawości
czy knowania nie znalazłby nikt w sercu Béowulfa wobec jego
pana i krewniaka. Tak bowiem bezwzględny w bitwie Hyge-
lác, jak nieustraszony Béowulf mieli jedynie na względzie za-
dowolenie drugiego.
Mówią, że wspaniały naszyjnik, który otrzymał od Weal-
hþéow jak również trzy piękne konie Béowulf podarował
Hygdzie
. A pani owa od tego dnia naszyjnika ze swej piersi
nie zdejmowała, rzucając wokół blask przepysznych kamieni.
Sława dzielnego Béowulfa niosła się po świecie. Nigdy on wi-
nem rozgrzany towarzysza nie zranił, porywczością nie zgrze-
szył przeciw bliźniemu a swojej niezmierzonej odwagi roz-
sądnie używał w słusznej walce. Był kiedyś czas, gdy gardzili
nim Géatowie, myśląc, że nie jest on wiele wart, bowiem nie
lubił zaszczytów ani przechwałek. Myślano, że brakuje mu za-
pału i odwagi. O! Zmieniło się teraz to mało chwalebne po-
dejście!
Hygelác zaraz rozkazał, by przynieść złotem ozdobione
dziedzictwo Hréðela. Nie było bowiem między Géatami bro-
ni, która była tyle warta. Położył ją zacny król na piersi wo-
jownika i podarował siedem tysięcy miar gruntu, pałac i wła-
dzę. Jak mówiło prawo, obydwaj odziedziczyli na ziemi Géa-
tów posiadłości i budynki, ale więcej posiadał – władzę
w królestwie – ten większy rangą.
56 Hygd – żona Hygeláca.
1986551
1986551
70
Część czwarta
SMOK
I. O skarbie smoka
Mijały lata. Dzielny Hygelác poniósł śmierć chwalebną
w jednej z bitew. Podobną śmiercią zginął Heardréd,
w czasie walki z Scylfingami, którzy zaatakowali bratanka
Hereríca.
Ogromnymi ziemiami zawładnął wtedy Béowulf. Pano-
wał mądrze, mając na względzie jedynie dobro swego
ludu. Przez pół wieku zdobył serca poddanych miłością
i roztropnością.
Kiedy jego skroń okryła siwizna, w rządzonej przez niego
krainie zapanował strach. Stało się to za sprawą smoka, który
mieszkał w jamie znajdującej się w usypanym opodal nad-
morskiej skały kurhanie. W to straszliwe miejsce wiodła
dróżka nieznana ludzkim stopom. Pewnego dnia sługa pew-
nego okrutnego pana, uciekając przed jego prześladowaniem,
zmyliwszy drogę w poszukiwaniu schronienia, trafił do jamy.
Aż dech zaparło nieszczęsnemu przybyszowi, gdy zobaczył
znajdujące się w jaskini bogactwo. Przeraził się, widząc
strasznego gospodarza, jednak, widząc skarby niezmierzone,
57 Hereríc – stryj Hæreþ'a oraz brat Hygd.
1986551
1986551
71
uległ pokusie i skradł kielich przecudnej roboty. Kradzież
rozwścieczyła potwora, który postanowił dokonać zemsty
na mieszkańcach tamtej okolicy. A wściekłość jego była
wielka!
Kilka wieków wcześniej skarb został ukryty tam przez
pewnego wojownika, który nie chciał, by niepożądany wzrok
odkrył przepyszne klejnoty stanowiące najdroższe dziedzic-
two jego rodu. Tylko on przy życiu został z całej rodziny.
Wszyscy jej członkowie zakończyli żywot, a on – patrząc na
los swych szlachetnych krewniaków, przekonany był, że
wkrótce podąży ich śladem i niedługo będzie się cieszyć swo-
im majątkiem. Postanowił więc ukryć swój skarb we wnętrzu
kurhanu, który wydawał mu się miejscem bezpiecznym dla
złota i klejnotów, przypominających mu wspaniałość jego
przodków.
Patrząc na swoje drogocenne dziedzictwo, ze wzruszeniem
raz po raz biorąc do rąk piękne przedmioty ze szlachetnych
kruszców, tak rzekł:
– Skoro mężowie szlachetni, synowie ludzcy nie mogą po-
siadać cię, skarbie starożytny, niech ziemia weźmie cię
w opiekę! Tobie, ziemio, wydarli go kiedyś wojowie. Krewnia-
cy moi w walce życie potracili i nie ma komu przypasać tego
oto miecza! Nie ma nikogo, kto wypolerowałby kielich ten
przepyszny, jak słońce błyszczący! Odeszli z tego świata, z ży-
ciem się pożegnali dumni i dzielni wojownicy! Nie ma komu
dbać o wojenne hełmy, odpadają z nich ozdoby, bo właścicie-
le ich śpią snem nieprzerwanym! Kolczuga wspaniała, co wy-
trzymać mogła cios wielkiego miecza, teraz, gdy jej właścicie-
la robactwo zjada, osłania nędzne szczątki swego pana i nie
cieszy swym misternym splotem ludzkich oczu! Nie słyszą
śpiący melodii miłej harfy, trącanej palcami przez zręcznego
muzyka! Nie widzą sokoła, co w sali nad ucztującymi fruwa.
Nie galopują na rumakach zwinnych po szerokich dziedziń-
cach wspaniałych zamków! O! Dlaczego tak szybko odeszli
śmiercią nagłą jak piorun?
1986551
1986551
72
Tak się skarżył smutno mąż i samotnością swą budził li-
tość dnia i nocy. Wkrótce i jego śmierć zabrała z tego świata
a skarb jego znalazł smok ogniem ziejący.
1986551
1986551
73
II. O tym, jak smok odkrył
kradzież kielicha
Przez trzy stulecia gad strzegł skarbu i cieszył swe oczy
błyszczącymi klejnotami. Spokoju jego nic nie mąciło do
chwili, gdy w jaskini zjawił się człowiek, który ukradł kielich
przecudnej roboty. Zaniósł go czym prędzej do swego pana,
próbując umniejszyć jego gniew cennym podarkiem. Przeba-
czył biednemu wygnańcowi surowy pan, który zadziwił się
bardzo wspaniałością starożytnego naczynia i zachwycił nim
bez miary.
Gdy smok obudził się i wyczuł na skałach ślad człowie-
czych stóp, wpadł we wściekłość. Śmiałość człowieka, co tak
blisko podszedł do legowiska, wywołała w potworze straszli-
wy szał. Węszył niecierpliwie, by znaleźć ślady wścibskiego
intruza! O, zły był wielce gospodarz skalnego skarbca, gdy
szukał tego, co tak haniebnie go podszedł! Daleko sięgały pło-
mienie ognia, którym smok świat raczył, raz po raz otwierając
swoją przerażającą paszczę! Mimo iż smok bacznie rozglądał
się po jaskini i zaglądał w każdy jej zakamarek, nie znalazł
gościa, co tak haniebnie sen jego wykorzystał. Bestia żądała
krwi i zmierzenia się oko w oko z bezczelnym złodziejem!
Kiedy potwór nie znalazł nieproszonego gościa, zauważył, że
jeden z najcenniejszych przedmiotów – kielich wysadzany
drogimi kamieniami – zniknął z jego skarbca.
1986551
1986551
74
Przekonawszy się, że ktoś dotykał jego skarbu, postanowił
dokonać zemsty. Poczekał do nocy, bowiem smoki nie wymy-
kają się ze swej kryjówki przed zapadnięciem zmierzchu,
i wyruszył na poszukiwania winowajcy! Wzbił się w niebo,
zionąc ogniem ze straszliwej paszczy! Tak rozpoczęła się
smutna historia, co wkrótce miała śmierć przynieść dobremu
władcy!
Płomienie, co z paszczy potwora leciały, zniszczenie przy-
niosły domom i śmierć ich mieszkańcom! Noc rozświetlała
ponura poświata ognia, którym raczył wszystko naokoło
straszliwy potwór! O! Chciał wszystkich zabić! Struchlał
świat, widząc gniew smoka, co Geatów niszczył! Dopiero
o świcie potwór poleciał do skarbu, którego od wieków pilno-
wał w kurhanie, co był mu domem i twierdzą!
1986551
1986551
75
III. O tym, jak Béowulf postanowił
zmierzyć się ze smokiem
Wieść o zniszczeniach, jakich dokonał rozwścieczony
smok w domach Geatów i siedzibie ich władców szybko do-
szła do uszu Béowulfa! Bólem niezmiernym wypełniło się ser-
ce monarchy. Zaczął też od razu szukać w sumieniu przewin
przeciw odwiecznym prawom, które mogłyby Stwórcę obra-
zić, ale nie znalazł nawet cienia w swym odważnym i szla-
chetnym sercu.
Smok spalił cały pas ziemi oddzielający ląd od morza. Na
ten widok zawrzało gniewem serce króla! Zapragnął zemsty
pan miłujący swój lud. Wnet rozkazał, by sporządzono dla
niego żelazną tarczę dla ochrony przed ogniem
. Niestety!
Postanowione jednak już było, że zarówno smok jak i jego
przeciwnik w pojedynku stracić mieli życie!
Nie ulękło się serce męża, co niejeden raz stawał w niebez-
pieczeństwie i niejeden raz przeciw potworom walczył. Zabił
przecież Grendela – potwora z mokradeł. Nie była mu strasz-
na także wielka bitwa, w której na ziemi fryzyjskiej padł król
Géatów – Hygelác. Z tej bitwy tylko Béowulf powrócił, poko-
nując morskie odmęty. Miał na sobie trzydzieści kolczug i to
sprawiło, że broń przeciwników nie mogła uczynić mu krzyw-
dy. Niewielu zdołało się uratować przed srogim mieczem
księcia, co śmierć im zadawał bez litości.
58 Béowulf potrzebował nowej, żelaznej tarczy, ponieważ tradycyjne germańskie
tarcze wykonane były z drewna lipowego, niekiedy pokrytego skórą.
1986551
1986551
76
Kiedy tak Béowulf płynął przez morze do ojczystej ziemi,
Hygd zaofiarowała mu bogactwa, królestwo i tron. Nie wie-
rzyła bowiem, że po śmierci Hygeláca jego syn zdolny będzie
do ustrzeżenia ludu przed wrogimi najazdami. Mimo gorą-
cych namów ze wszech stron Béowulf nie zgodził się, aby za-
jąć miejsce wyższe niż Heardréd i by usiąść na królewskim
tronie. Wiernie więc i mądrze służył młodemu Heardrédowi
radą aż do chwili, gdy osiągnął on wiek odpowiedni do obję-
cia rządów.
Przybyło wówczas przez morze dwóch wygnańców – syno-
wie Óhtera, którzy wystąpili przeciw swemu wujowi Onelowi
– władcy Scylfingów. Zbuntowali się oni przeciw sławnemu
władcy, znakomitemu panu sławnemu ze swej hojności i szu-
kali wsparcia u syna Hygelaca. Ten słono musiał zapłacić za
to, że cudzoziemców u siebie ugościł. Śmiertelny cios przy-
niósł mu Onel – syn Ongenþéowa, który zemścił się okrutnie
za gościnę bratanków, śmierć przynosząc Heardrédowi. Po
jego śmierci tron objął Béowulf. A władcą był zaiste wiel-
kim!
Kilka lat później pomścił śmierć Heardréda, gdy pomocy
udzielił Éadgilsowi. Synowi Óhtera dał wojsko, sprzęt i okręt,
by ten zemścił się w lodowatej toni, powalając monarchę.
Béowulf wielokrotnie stawał przeciw bezlitosnym wrogom
i zawsze z zasadzek i niebezpieczeństw udało mu się wyjść
cało. Nadszedł jednak dzień, w którym wydać miał wojnę
szczególnemu wrogowi!
Wziąwszy ze sobą jedenastu wojowników, król Geatów
wyruszył w poszukiwaniu smoka. Poznał już powód wściekło-
59 Oznacza to, że Béowulf pełnił funkcję regenta.
60 Jest tu mowa o drugiej wojnie pomiędzy Géatami i Szwedami. Wygnańcy, Szwe-
dzi, to Éanmund i Éadgils, którzy przybili do Heardréda szukać u niego ochrony
po tym, jak nie udało im się usunąć z tronu ich wuja Onela (syna Ongenþéow),
który zaatakował i zabił Heardréda za to, że ten przyjął u siebie jego bratanków.
61 Mowa o trzeciej wojnie pomiędzy Géatami i Szwedami. Po latach Béowulf po-
mścił, choć nie bezpośrednio, Heardréda popierając Éadgilsa przeciw Onelowi,
gdyż ów zabił tamtego w walce, która miała miejsce na zamarzniętych wodach
jeziora Vener.
1986551
1986551
77
ści gada, bowiem los zdarzył, że trafił w jego ręce kielich
przecudnej roboty, skradziony z jaskini.
Szło ich trzynastu, do mężów dołączył bowiem także
sprawca całego nieszczęścia: złodziej, dręczony wyrzutami
sumienia, który czuł się w obowiązku, by pokazać drogę tym,
co jego grzech szli odkupić. Wylękniony i niezbyt szczęśliwy
z powodu swej niebezpiecznej misji, prowadził ich aż do
jamy, gdzie smok od wieków strzegł niezwykłego skarbu.
Tam właśnie, opodal morskiego brzegu przerażający strażnik
pilnował klejnotów, co niejednemu szczęście by zapewnić
mogły. O! Straszliwa zguba czekała na śmiałków, co w tamtą
okolicę zapędzić by się próbowali!
Przysiadł na skale król o mężnym sercu. Pożegnał się ser-
decznie z towarzyszami. Być może czuł, że zbliża się kres jego
ziemskiego wędrowania? Niedługi mu bowiem czas pozostał
do chwili, gdy śmierć oddziela duszę od ciała.
Spojrzał Béowulf na swoich znakomitych wojowników
i rzekł:
– Od wczesnej młodości brałem udział w ciężkich bitwach,
a wszystkie zostały w mej pamięci. Gdy miałem siedem lat,
ojciec oddał mnie na wychowanie królowi Hréðelowi. O!
Traktował mnie on jak syna sercu najbliższego! Klejnoty, po-
darki i uczty rozjaśniały moje dzieciństwo i wiek młodzień-
czy. A nie czynił różnicy między mną a swoimi rodzonymi sy-
nami: Herebealdem czy Hæðcynem, czy Hygelácem – moim
królem. I wtedy doszło do zdarzenia, co cieniem się położyło
na losach szlachetnego rodu królewskiego: gdy Hæðcyn ćwi-
czył się w sztuce łuczniczej, los nieszczęsny poniósł jedną
z jego strzał wprost w serce jego starszego brata – Herebalda!
O przeklęta chwila, gdy wiadomość tę zaniesiono królowi!
Rozpaczy tak wielkiej nie widziano na świecie! Hréðel nie
mógł nawet pomścić tragicznej śmierci swego pierworodne-
go, bo musiałby splamić miecz krwią swego drugiego syna.
62 Można domniemywać, że albo sługa, który dokonał kradzieży był jego niewolni-
kiem, albo pan, który otrzymał kielich później mu go przekazał.
1986551
1986551
78
Tak więc nikt nie zapłacił za śmierć królewskiego dziedzica!
Ból starego króla podobny był do tego, który dręczy serce
starca patrzącego na zwłoki syna kołyszące się na szubienicy
jako pokarm dla kruków. Nie może mu pomóc ani też go po-
mścić.
Każdego ranka, gdy sen go opuszcza, wspomina ob-
raz martwego dziecka i nawet myśl o narodzinach nowego
potomka nie jest w stanie pocieszyć jego strapionego serca.
Patrzy na komnaty zmarłego syna – ucichły gromkie pełne
radości głosy towarzyszy dzielnego młodzieńca. Zamilkła har-
fa, co weselem wypełniała serca gości. Teraz tylko wiatr smęt-
ną pieśń niesie po salach mrocznych jak grób.
Zrozpaczony ojciec patrząc na to wszystko, kładzie się
w łożu i oddaje tęsknocie i łzom. Ziemia i zamek wydają mu
się zbyt wielkie dla jednego udręczonego serca. Tak właśnie
władca Wederów cierpiał po śmierci Herebealda. Nie mógł
się zemścić ojciec nieszczęsny, bo jakże winić człowieka za
przekleństwo przypadku? Rozpacz jego była tak wielka, że
w krótkim czasie stracił chęć do życia a Bóg wyszedł naprze-
ciw pragnieniom jego serca i wkrótce zabrał go do swojej
światłości. Zgodnie z obyczajem tron po nim objął Hæðcyn –
podwójny mimowolny morderca. Przez niego bowiem zginął
brat i z jego powodu odszedł z ziemi ojciec.
63 Podobieństwo opiera się na tym, że nie można było pomścić tych, którzy umarli
powieszeni, zostali złożeni w ofierze religijnej lub zabito ich z powodu popełnie-
nia pewnych przestępstw.
1986551
1986551
79
IV. O wojnach pomiędzy Géatami
i Swóna
Po śmierci Hréðela wybuchła wojna między Swóna
i Géatami. Synowie Ongenþéowa znani byli z zuchwałości.
Walczyli zaciekle na wodach jeziora Vetter, które oddzielało
obydwa ludy. Wstrętna im była myśl o pokoju. Częstoatakowa-
li przez Hréosnabeorh – wzgórze w Gotlandii i siali śmierć
wśród Geatów. Moi dzielni krewniacy zemścili się jednak za
zniewagi i straty im zadawane przez Swona. Niestety, władca
Geatów – Hæðcyn przypłacił to życiem! Został jednak pomsz-
czony o świcie dnia następnego przez wasala jego brata Iofora.
Iofore jednym ciosem miecza rozciął hełm osłaniający czo-
ło Ongenþéowa, śmierć mu przynosząc. A dłoń Iofora się na-
wet przez moment nie zawahała na wspomnienie krzywd.
O! przyszło mi sowicie opłacić nieprzebrane skarby, jakie
dostałem od Hygeláca! Ramieniem i mieczem spłaciłem po
wielokroć dobro, jakie otrzymałem od niego! A dał mi wiele
ziemi i wszelkiego majątku. Nie musiał on nigdy zwracać się
do Gifðumów, Dene czy do królestwa szwedzkiego i płacić
złotem wojownikom, bowiem ja w każdej z bitew jako pierw-
szy ruszałem do boju. Tak też będzie, póki dłoń moja ma tyle
siły, by unieść miecz. A miecz mój – Nægling wielu czynów
dokonał. Wśród trzydziestu mężów, com im śmierć zadał
64 Szwedami.
65 Mowa tu o pierwszej wojnie pomiędzy Géatami i Szwedami.
1986551
1986551
80
w czasie bitwy, w której poległ Hygelac, znalazł się też mąż
imieniem Dæghrefn.
On to chorągwie nosił dzielnie, póki moje ramię mu życia
nie przerwało. Nie umarł jednak od miecza. Moja straszliwa
pięść, o której sile krążą już legendy, połamała jego ciało.
Miecz mój jest łupem i pamiątką po owym pojedynku. Teraz
broń owa wraz z pięścią niepokonaną stworzą drużynę, której
nawet potwór tak potężny jak smok, nie zdoła się oprzeć!
Zdobędę jego skarb i pokonam potwora!
Słowa te tak zuchwałe nie zakończyły przemowy Béowulfa,
który popatrzywszy wokół, ponownie zwrócił się do swoich ludzi:
– Wiele razy narażałem swe życie w czasach mej młodości.
Teraz czynię to ponownie, gdy włos mój bardziej srebro przy-
pomina niż szlachetne klejnoty. Jako starzec podejmuję wal-
kę na nowo, jeśli tylko stwór straszliwy wyjdzie ze swojej kry-
jówki, by zmierzyć się z ludzkim synem. Żegnam was tedy,
moi druhowie, drodzy moi wojownicy, na których zawsze
mogłem liczyć. Idę więc, mając za oręż broń z żelaza wykutą.
Nie wiem bowiem, w jaki inny sposób mógłbym potwora po-
konać. Gołymi rękami pokonałem Grendela. Smok chce mnie
jednak uraczyć płomieniem, co może spalić mnie do cna. Dla-
tego okrywam się kolczugą i tarczą osłaniam. Nie będę mógł
się odwrócić tyłem do smoka a wysoko na skale olbrzymiej
okaże się, komu los sprzyja! Wściekłość, jaką czuję, zmusza
mnie do tego, bym nie zwlekał dłużej i wyruszył, by obwieścić
potworowi jego nędzny koniec! Przypatrujcie się z daleka,
o wierni panowie, kto z nas odniesie zwycięstwo w tej walce na
śmierć i życie! Jedynie ja mogę stawić czoła złośliwej istocie, co
dręczy mój lud bezkarnie! Albo więc zdobędę skarb potwora
i zachowam życie, albo stracę wszystko a wy stracicie króla!
Wypowiedziawszy te słowa, Béowulf chwycił miecz i osło-
niwszy się tarczą, wyruszył zmierzyć się ze smokiem. A wie-
rzył on gorąco w swoje zwycięstwo.
66 To właśnie jemu bohater zabrał miecz Nægling.
1986551
1986551
81
V. O odważnej walce Béowulfa
ze smokiem
Stąpa ostrożnie Béowulf, który niegdyś wielu wielkich czy-
nów dokonał, by odkryć wejście do jaskini. Wskazówką było
mu rozgrzane powietrze, co z groty wychodziło, paląc wszyst-
ko, co napotykało na swej drodze. Płomienie płynące z pasz-
czy smoka nie pozwalały żadnemu stworzeniu ani na krok
zbliżyć się do skarbu.
Rozgniewany Béowulf krzyknął wielkim głosem! Rozległ
się jego głos po wszelkich skalnych zakamarkach! I wtedy
rozgorzała walka, w której stanęli naprzeciw siebie człowiek
i potwór.
Doszło do walki. O! Świetnie słyszała bestia wyzwanie
wstrętnego mu intruza! Ziemia zadrżała a z jaskini wydobyły
się płonące opary. Ochronił się jednak przed nimi władca Ge-
atów tarczą, którą zabrał ze sobą przeciw potworowi. Przy-
czaił się smok, przyczaił się też król z mieczem w garści. Obaj
doznali strachu, wyczuwszy jeden w drugim godnego siebie
przeciwnika!
Skoczył potwór z rykiem tak wielkim, jakby miał zagłuszyć
dźwięki wodospadu! Król obronił życie tarczą i mieczem sła-
wetnym, co tylu czynów dokonał! Niestety, na krócej niż my-
ślał, zaznał spokoju od potwora! Podniósł więc miecz
i z ostrzem błyskającym złowrogo ruszył naprzeciw bestii.
Ostrze jednak tylko drasnęło gada, napotkawszy kość tward-
1986551
1986551
82
szą niż żelazo. Rzygnął ogniem zraniony smok. O! Brakowało
Béowulfowi mocy jego miecza! Znów smok zaatakował i znów
starli się walczący. Wyrzucił potwór z pyska ogniste języki,
które bezlitośnie ogarnęły Béowulfa!
Jego towarzysze nie pobiegli mu jednak z pomocą, o nie!
W strachu o swe życie pobiegli do lasu! O, hańba to niezmier-
na zostawić pana swojego w tak wielkiej potrzebie! Tylko je-
den z nich wyżej niż swe życie postawił wierność umiłowane-
mu panu! Ten bowiem, kto bardzo kocha, nigdy nie zapomi-
na powinności, której wymaga przywiązanie!
Miał on na imię Wígláf. Był on synem Wéoxstána i krew-
niakiem Ælfherea. Zobaczywszy, jak bardzo jego pan cierpiał
od żaru pod żelaznym hełmem, przypomniał sobie wszelkie
zaszczyty, jakie od niego otrzymał oraz dobro, jakim obdarzył
także jego ojca
. Nie myślał czekać: chwycił za tarczę i ścisnął
w dłoni miecz, który należał niegdyś do Szweda Éanmunda –
syna Óhtera. On to padł z ręki Wéoxstána – ojca Wígláfa,
który zabrał mu hełm, kolczugę i miecz. Otrzymał on od One-
li zbroję bitewną, którą Éanmund założył, jego wyposażenie
wojenne. Nie mówiono o zemście chociaż zabił go jego wła-
sny bratanek.
Kiedy starzec odchodził z tego świata, przekazał mu ten
bogaty oręż. Wiele długich lat leżał rynsztunek, czekając aż
syn stanie się godny, by przywdziać kolczugę, wziąć w dłonie
broń i dokonać czynów tak bohaterskich, jakich dokonał jego
ojciec.
Aż do tamtej chwili żaden tak młody wasal nie ruszył na
pomoc swojemu królowi. Nie zawahał się on nawet chwili,
a miecz, który po ojcu odziedziczył, okazał się niezawodny,
o czym na własnej skórze miał się przekonać smok.
67 Wígláf pochodził z rodu, do którego również należał, ze strony ojca, Béowulf.
Natomiast nie wiemy kim był Ælfhere.
68 Epizod z drugiej wojny pomiędzy Géatami i Szwedami. Wéoxstán, który walczył
po stronie szwedzkiej, przynosi zdobycz Éanmundowi stryjowi Oneli, ten wszak-
że woli, aby on je sobie pozostawił. Dla Oneli nie było zbyt zręczne przyjęcie
uzbrojenia swojego krewniaka, którego śmierć sam spowodował.
1986551
1986551
83
Gdy ujrzał sromotną ucieczkę towarzyszy, rozgniewał się
Wígláf i rozgoryczony tak do nich się zwrócił:
– Czyż nie pamiętacie, jak dnia pewnego przy kielichach
miodu składaliśmy przysięgę naszemu szczodremu panu?
Słowo żeśmy dali, że przy jego boku stać będziemy, gdy trze-
ba mu będzie zapłacić czynem za kolczugi, hełmy i miecze.
Sam nas przecież wybrał do tej wyprawy! Obdarzył nas klej-
notami i zabrał ze sobą, bo wierzył, że jesteśmy odważni
i prawi. Sam chciał dokonać czynu dzięki bohaterstwie, co le-
gendą się okryło. Teraz jednak przyszedł moment, gdyśmy są
zobowiązani wesprzeć naszego najmiłościwszego pana!
Chodźmy do króla! Pomóżmy mu, zanim spłonie w pożodze!
Bóg mi świadkiem, że wolę umrzeć w ogniu z moim słodkim
panem niż w hańbie go teraz opuścić! Nie możemy wrócić
pierwej, niż doprowadzimy do śmierci potwora a tym samym
uratujemy życie naszego umiłowanego króla! Nie zasłużył bo-
wiem przesławny książę Wederów na marną śmierć wśród
towarzyszy, co będą się tylko przypatrywać jego zgonowi!
Mamy przecież wszyscy świetne uzbrojenie i naszym heł-
mom, mieczom i kolczugom nic zarzucić nie można!
Po tych słowach Wígláf rzucił się w wielki obłok gryzącego
dymu, by stanąć u boku króla.
– O, drogi Béowulfie! – zwrócił się do władcy – zaprawdę
godny jesteś sławy, która towarzyszy ci od młodości! Nie za-
pomnij o swej chwale! Walcz ze wszystkich swych sił a ja
będę cię wspierał, ile tylko jest w mojej mocy!
Ledwie Wígláf to wyrzekł, smok ponownie zaatakował,
wyrzucając ze swej paszczy ogromne kłęby jadowitego żaru.
Ogień zniszczył tarczę młodego wojownika, który skrył się za
tarczą Béowulfa. W sercu króla zjawiło się znów wspomnie-
nie walecznych czynów, jakich dokonał podczas swego dłu-
giego żywota. Uniesiony gniewem, uderzył smoka w głowę.
O! Nieszczęsny! W rękach Béowulfa tak wielka drzemała siła,
że przy mocnym uderzeniu każdy miecz ulegał złamaniu. Tak
też stało się ze szlachetnym Næglingiem! Prastary miecz
1986551
1986551
84
również uległ legendarnej sile bohatera, co stanął do walki
przeciw smokowi!
Trzeci raz smok zaatakował śmiałka, co odważył się pod-
nieść rękę na jego ohydne istnienie! Rzucił się wściekle na
księcia Wederów, miotając ogień z paszczy, którą chwycił
Béowulfa za szyję. Trysnęła krew!
Mówią, że Wígláf nieustraszony wykazał się sercem nie-
złomnym w chwili, gdy bestia próbowała pozbawić życia jego
pana. Wiedząc, że smoki można zranić jedynie w miejsce po
wewnętrznej stronie ohydnego cielska, spalił swe ramię szla-
chetny młodzian, gdy chcąc pomóc swemu panu, mieczem
sięgnął w miękkie miejsce poniżej głowy bestii! Aż po ręko-
jeść swój miecz wbił w cielsko przerażającego potwora! W tej
samej chwili przygasły płomienie, którymi szczodrze smok
raczył swych wrogów!
Béowulf odzyskał zmysły i wyjąwszy sztylet, który zawsze
nosił w kolczudze, przeciął potwora na dwie części.
Tak król i jego wasal, szlachetni krewniacy ramię w ramię,
pozbawili życia straszliwego gada! Oto wzór prawdziwej jed-
ności dzielnych mężów!
O! Biada wam Wederowie! Oto bowiem ostatnie zwycię-
stwo waszego pana przyszło wam oglądać! Rana, której do-
znał Béowulf od smoka, paliła jak ogień. Wiedział mąż do-
świadczony, co to znaczy: smoczy jad już krążył w jego żyłach,
zatruwając całe ciało! Ostatkiem sił dotarł król do miejsca
pod kurhanem, gdzie spoczął bez sił. Przyniósł Wígláf wody
i zdjąwszy władcy hełm, obmył jego poranione i poparzone
ciało.
Béowulf patrzył, jak krew tryska z jego rany. Wiedział, że
nadchodzi śmierć i świadomy tego, tak zwrócił się do swego
wiernego wasala:
– Gdybym miał syna, teraz przekazałbym mu mój wojenny
rynsztunek! Pół wieku rządziłem ludem. Żaden monarcha
z sąsiednich ziem nie odważył się zaatakować moich włości.
Nie szukałem kłótni, strzegłem, tego, co było mi dane,
1986551
1986551
85
a wszelki fałsz był mi wstrętny. Dlatego umieram szczęśliwy,
bo czysty stanę przez Bogiem Niebios, gdy dusza ma i ciało
się rozstaną! Umiłowany mój Wígláfie, proszę, pobiegnij do
jaskini, bym mógł nacieszyć oczy przed śmiercią klejnotami
ze skarbca, którego do dziś pilnował straszliwy gad! Ich wi-
dok ukoi nieco ból mojego odejścia i smutek, że zostawiam
królestwo, którym tyle czasu władałem!
1986551
1986551
86
VI. O śmierci Béowulfa
Wstał szybko Wígláf i pobiegł do jamy. Skarby nieprzebra-
ne leżały na ziemi i wzdłuż ścian pieczary. Klejnoty, drogie
kamienie, pierścienie, złote łańcuchy i wszystko, co zachwycić
może ludzkie oczy, spoczywało obok pozbawionych blasku
kielichów dawnych bohaterów i zardzewiałych hełmów.
Mimo, że w jaskini było ciemno, to mrok pieczary rozświe-
tlał wiszący przepyszny złocisty sztandar. Teraz, kiedy po-
tworny strażnik skarbu padł od miecza dzielnego wodza,
młodzieniec mógł bez lęku zabrać kielichy i misy uczynione
przed wiekami przez gigantów i ze złotą chorągwią wyjść spo-
kojnie z pieczary. O! Jakże bardzo Wígláf śpieszył się, by
sprawić radość swemu konającemu wodzowi! Jego serce wy-
pełniał lęk, że zastanie go martwym! Zdążył jednak i zastał
jeszcze przy życiu swego dobrego pana! Stanął przed nim.
Znowu obmył jego zakrwawioną twarz.
Książę Wederów, spoglądając na skarb, smutno zwrócił się
do Wígláfa:
– O! Dziękuję Panu, który cały świat stworzył, że mogę
oglądać te wielkie bogactwa, które zdobyłem, by ofiarować je
w spadku moim ludziom! Życiem przyszło mi za nie zapłacić,
zaopiekuj się więc dziedzictwem mojego ludu! Oto bowiem
zbliża się mój kres! Pamiętaj, niech moi ludzie, kiedy spalą
me ciało, wzniosą mi grób na Szczycie Wielorybów. A na
moją pamiątkę nazwijcie to miejsce skałą Béowulfa. Niech
widzą je ci, co statkami przybywają z daleka!
1986551
1986551
87
Po tych słowach król Wederów zdjął z szyi złoty łańcuch
i podał go wraz z hełmem i kolczugą wiernemu wasalowi, co
nie opuścił go w chwili próby.
– Korzystaj z nich, ostatni bowiem jesteś z naszego rodu,
z linii wegmundzkiej! Ja wyruszam do szlachetnych moich
krewniaków, co dawno przekroczyli próg śmierci!
Takie były ostatnie słowa wielkiego monarchy, dzielnego
wodza zanim dusza jego opuściła ciało.
O! Wielce rozpaczał Wígláf na widok ten tak smutny! Czcił
bowiem swego bohatera, jak nikogo na świecie. Nieopodal le-
żały zwłoki gada, który śmierć z ręki Béowulfa poniósłszy,
sam jego zacnej osobie śmierć zadał. Ten, co dumnie strzegł
skarbu, nocami siejąc strach i zniszczenie, legł teraz w są-
siedztwie klejnotów, do których już żadnego prawa rościć so-
bie nie mógł. Tak oto powaliła go moc pięści szlachetnego
wodza! Niewielu było na świecie takich, co czynów bohater-
skich dokonawszy, śmiałoby sięgnąć po skarb, którego strzegł
jadowity oddech smoka. Teraz obu im strażnikowi i zdobyw-
cy zapłacić przyszło życiem za skarb nieprzebrany!
Wyszło zaraz z lasu dziesięciu wasali, którym strach nie
pozwolił użyć włóczni ni mieczy, by stanąć w obronie swojego
pana. Wstydem przeniknięci, przynieśli tarczę i zbliżyli się ku
ciału martwego księcia. Ujrzeli tam Wígláfa, jak siedział przy
ciele króla, bez skutku próbując go do życia wrócić wodą, któ-
rą zraszał jego twarz. Mimo iż starał się ze wszystkich sił, nic
uczynić już nie mógł, inne bowiem są wyroki Boga, niż pra-
gnienia człowieka.
Zobaczywszy nadchodzących, twarde słowa rzucił pod ad-
resem tchórzliwych serc, co własnemu panu poskąpiły pomo-
cy:
– Każdy by powiedział, że władca, co dał wam te bogate
zbroje, które macie na sobie, zdobne hełmy i plecione kolczu-
gi, który gościł was w swym pałacu i hojnie was darzył pre-
zentami, myślał, że ma najlepszych ludzi, jakich można za-
pragnąć! A oto, ci, których tak bogato obdarował, nie wsparli
1986551
1986551
88
go w walce! O, nie mógł się poszczycić męstwem swoich wa-
salów! Wstyd i hańba! Bóg jedyny jednak dozwolił, by swoją
śmierć pomścił własną ręką i mieczem. Ja – choć pomoc
moja nie na wiele się zdała – stanąłem u jego boku! Zraniłem
smoka i wtedy jego płomieniste wyziewy ustały a Béowulf za-
cny mógł życia go pozbawić. Już nigdy nie otrzymacie klejno-
tów, które dostalibyście w spadku. Wy i wasi potomkowie
będą musieli się tułać w poszukiwaniu nowej ojczyzny
a wszyscy będą wiedzieć, żeście zdrajcami i tchórzami! Dla
mężczyzny lepsza jest bowiem śmierć, niż utrata honoru!
I Wígláf rozkazał, aby o wszystkim dowiedzieli się uzbroje-
ni wojownicy, którzy cały ranek czekali w twierdzy na wieści
o swoim władcy.
1986551
1986551
89
VII. O tym, jak posłaniec opowiedział
Géatom o śmierci Béowulfa
O, smutny posłaniec, który musiał przekazać tragiczne
wieści czekającym w twierdzy! Ledwie przekroczył progi, tak
rzekł:
– Nie żyje pan Wederów! Zamordował go smok straszliwy,
który leży teraz obok ciała naszego umiłowanego wodza! Od
sztyletu on padł, bo mieczem niepodobna mu było zadać naj-
mniejszej nawet rany! Przy ciele króla czuwa teraz Wígláf –
syn Wéoxstána. Ze smutkiem w sercu towarzyszy swemu
panu i przyjacielowi.
Teraz czeka Géatów straszliwa wojna, bo o śmierci nasze-
go króla szybko dowiedzą się Fryzowie i Frankowie!
Húga'owie znienawidzili nas, gdy Hygelác na nich naje-
chał, wysyłając swoją flotę na wybrzeże fryzyjskie. To tam
Hetwareowie w swej przewadze zadali mu śmierć! Padł, nie
nagrodziwszy męstwa swoich ludzi, wśród których życie stra-
cił. Nic dziwnego, że nie żywi do nas życzliwości władca Fran-
ków – Merewíoing.
Nie wierzę też w pokój ze Swona. Wiemy wszyscy, że król
Ongenþéow zabił przy Hrefnawudu – Lesie Kruka nieustra-
szonego Hæðcyna, syna Hréðela, w ten sposób karząc zu-
chwały atak, jakiego dokonali Géatowie na lud Scylfingów.
69 Merowing.
1986551
1986551
90
Szybko stary monarcha, groźny ojciec Óhterea, wydarł ży-
cie morskiemu wodzowi – Hoacynowi. Starą władczynię, jego
żonę, uwolnił – ona była Onela i Óhtera matką. O! Okrutnie
prześladował potem swoich wrogów, którzy pospiesznie ucie-
kali przed jego gniewem do Hrefnawudu – Lasu Kruka. Kazał
ich osaczyć, jak łowną zwierzynę i całą długą noc odgrażał się,
że ledwie słońce wzejdzie, życia ich pozbawi mieczem lub
szubienicą. O świcie jednak wojownikom pomoc przyszła ra-
zem z dźwiękiem rogów i trąb, które zwiastowały ludzi Hyge-
láca. Znalazł ich bowiem po śladach szlachetnych mężów. Na
całym polu widoczne bowiem były plamy krwi Szwedów
i Géatów, tak straszną bitwę tu rozegrali!
Rozwścieczony król Swona – Ongenþéow odmaszerował
z wojskiem do swej nocnej kryjówki. Musiał się wycofać, po-
znał już bowiem siłę i męstwo Hygeláca! Zdawał sobie sprawę
z przewagi, jaką mają jego morscy ludzie. Nie wierzył, by
udało mu się obronić przed Géatami swój skarbiec, żonę i sy-
nów. Starzec szukał więc obrony za murami. Zaatakowani
Szwedzi bezsilni byli wobec ludzi Hygeláca, którzy weszli do
środka twierdzy. Od ich mieczy zginął stary Ongenþéow.
A śmiertelny cios zadał Wulf – syn Wonréda. Gdy z rany jego
krew trysnęła, nie stchórzył stary wojownik, ale natychmiast
oddał cios. Nie zdążył już syn Wonréda zranić ponownie star-
ca, gdyż ten rozpłatał mu na dwie części hełm na głowie. Nie-
bo jednak dozwoliło, by uratował życie. Wtedy jeden z wasali
Hygeláca – Iofore – brat Wulfa, rozłupał mieczem hełm kró-
la, który padł śmiertelnie zraniony. Gdy tak niebiosa dały
zwycięstwo Geatom, Iofore zdjął Ongenþéowi kolczugę żela-
zną, miecz i hełm i ofiarował swoje łupy Hygelácowi. Ten
przyjął je, mówiąc, że nagrodzi go wśród innych. Tak też zro-
bił: po powrocie do swego królestwa, książę Géata, syn
Hréðela, Ioforeowi i Wulfowi szczodrze zapłacił za ich boha-
terski wyczyn wojenny.
1986551
1986551
91
Dał każdemu z nich sto tysięcy miar ziemi i złote łańcuchy!
A swą jedyną córkę w dowód przyjaźni dał Ioforowi, aby jego
dom rozradowała.
Na myśl o tej bitwie, obawiam się, że teraz na wieść o tym,
że nie mamy króla – wielkiego i niezwyciężonego wodza, ude-
rzą na nas Swona!
Podążajmy teraz żwawo, by ujrzeć po raz ostatni naszego
dobrego władcę! Zbudujmy mu stos! Niech hojny nasz pan
spocznie na nim wraz z bogactwem, które swoim życiem
opłacił! Niechaj ogień zabierze klejnoty! Niech piękne panny
nie stroją się w nie!
Smutkiem przepełnieni, pozbawieni złota, o świcie wezmą
swe zimne włócznie. O! Nie będzie to pobudka przy dźwię-
kach harfy! Czarny kruk o wielu będzie mówił, kiedy orzeł
opowie, że miał swoją ucztę i przy wilku nasycił się martwy-
mi!
Tak zakończył swą przemowę mąż, co złe wieści przyniósł
Wederom. W niczym nie skłamał, wypowiadając swoje smut-
ne słowa.
70 Jest to pierwsza wojna pomiędzy Géatami i Szwedami. Rozpoczęli ją Szwedzi.
Następnie Hæðcyn, król Géatów, poprowadził wyprawę odwetową, w której zdo-
był żonę Ongenþéow, ale zaraz potem został przez niego zabity i szwedzka królo-
wa odzyskała wolność. Zwyciężeni Géaci schronili się w Lesie Kruka, w którym
przebywali przez całą noc otoczeni przez wojska Ongenþéow. Wszakże o świcie,
na rozkaz Hygelác'a, do Géatów przybywają posiłki (po śmierci brata, królem zo-
stał Hæðcyn) i Ongenþéow jest zmuszony wycofać się do swojej twierdzy. Géaci
się jednak wdzierają do niej i Ongenþéow zostaje zraniony przez Wulfa, a póź-
niej zabity przez jego brata Iofore'a.
71 Przypuszcza się, że wcielenie Géatów do królestwa Szwecji miało miejsce po
śmierci Béowulfa.
1986551
1986551
92
VIII. O tym, jak Géatowie zawładnęli
smoczym skarbem
Wstali wojownicy i ze smutkiem w sercu wyruszyli pod
Szczyt Orła. Tam ujrzeli pana, który tak szczodrze za swego
życia obdarowywał ich pierścieniami! Teraz leżał na miejscu
swego skonania. A obok nieustraszonego wodza, spoczywał
smok, pokonany przez ludzkie ręce, spalony teraz w ogniu
własnego jadowitego oddechu. Miał on co najmniej pięćdzie-
siąt stóp długości. Za swego życia latał nocami, by o świcie
wracać do jaskini, gdzie strzegł złotych półmisków i srebr-
nych kielichów, mieczów bogato zdobionych i klejnotów. Ty-
siąc lat ziemia nosiła w swym łonie skarb starożytny a nikt
nie mógł wejść do smoczego skarbca oprócz tego, któremu je-
dyny Bóg na to pozwolił, jako godnemu tego czynu.
Wtedy wszem i wobec zaczęto ogłaszać o ostatecznym
końcu strażnika skarbu, do którego praw rościć sobie smok
nie powinien. Zabił on wielkiego Béowulfa, którego śmierć
została srogo pomszczona. Nikt nie zna kresu swoich dni. Tak
było z Béowulfem, który przeciwko gadowi ohydnemu stanął.
Nie wiedział przecież, jak i kiedy zakończy się jego ziemskie
wędrowanie. Nie wiedział, że ten, który złoto ukrył, nałożył
czar aż do Ostatniego Dnia, aby każdy, kto tego nie jest tego
godzien i nie ma przychylności Boga Jedynego a sięgnie po
skarb, dotknięty został wiecznym przekleństwem w piekle.
Teraz Wígláf – syn Wéoxstána przemówił tymi słowy:
1986551
1986551
93
– Wielu z nas ból przygniata serce z powodu śmierci tego
oto męża. Nie możemy naszego umiłowanego wodza ubłagać,
by nie szedł przeciwko smokowi, by skarbu pilnował do koń-
ca czasów. Pan dobry i odważny wypełnił los, który był mu
przeznaczony! Teraz nam przypadł skarb, okupiony życiem
tak wspaniałego wodza! Kiedy król nasz konał, pobiegłem
prędko do kurhanu, by z ukrytej jamy wynieść część cennej
zdobyczy i zanieść ją szlachetnemu Béowulfowi, który jeszcze
żył. Ucieszył się na widok klejnotów, co tak dużo go koszto-
wały. Wiele ważnych słów powiedział mi przed śmiercią pan
mój umiłowany! Nakazał, by szanować jego pamięć i wznieść
wysoki kurhan w miejscu, gdzie stanie jego stos pogrzebowy.
Tak będzie uwieczniona chwała człowieka, który cieszył się za
swego życia niesłabnącą sławą wojownika, wodza i króla!
Teraz chodźmy szybko do pieczary ujrzeć skarb nieprze-
brany! Będę wam przewodnikiem. Zróbmy też nosze. Po po-
wrocie zabierzemy na nich naszego pana w miejsce, skąd po-
żegna ten świat!
Syn Wéoxstána zadbał o to, aby nie było nikogo, do kogo
rozkaz by nie dotarł. Oto ze wszystkich stron przyniesiono
drewno na stos. Ten, co widział się wiele razy w deszczu żela-
znych grotów strzał, co jak chmura otaczały go ponad murem
z tarcz, odejdzie teraz w pożodze na przepysznym stosie uczy-
nionym mu z miłości jego poddanych.
Wígláf wybrał siedmiu najlepszych ludzi z królewskiego
oddziału i wszedł z nimi do ponurego skarbca, co śmiertel-
nym łożem stał się dla ich pana. Szli a drogę oświetlała im
pochodnia niesiona na przedzie. Zobaczywszy skarby nie-
przebrane, wynieśli je wszystkie na zewnątrz a odrażający ze-
włok smoka wrzucili do morza. Złoto i klejnoty załadowano
na wozy i zabrano do króla na Szczyt Wielorybów.
1986551
1986551
94
IX. O pogrzebie Béowulfa
Géatowie wznieśli dla swego pana przepyszny stos. Tak,
jak rozkazał im ich dobry władca, kiedy jeszcze żył, ustawili
na nim oręż wspaniały: hełmy, tarcze i zbroje. Na tym łożu
z drew i uzbrojenia ułożyli umiłowanego króla. Podpalono
ostatnie posłanie wielkiego Béowulfa, który wielkich czynów
dokonał w swoim długim życiu! Buchnęły w niebo płomienie
wielkie jak sława wojownika, którego miały pożegnać świa-
tłem i żarem! Rozległ się płacz i lament tych, którzy ostatnie
spojrzenia rzucali na leżącą dostojnie postać wodza. Ogień
strawił doczesne szczątki odważnego wojownika i sprawiedli-
wego władcy. Kiedy wiatr się uspokoił, słychać było tylko
szloch tych, co pożegnać przyszli dobrego pana. Smutne były
ich serca a łzy gorzkie jak piołun!
Władczyni o splecionym włosie srebrnym jak księżyc sta-
nęła przy stosie i zawodzić zaczęła skargi bolesne na straszny
czas, jaki nadszedł dla królestwa, co bez pana zostało.
– Rzezie bezlitosne, napaści wrogów i sromotna niewola
czekają nas bez ciebie, odważny wodzu! – wołała pani, gdy le-
ciutki wiaterek powoli rozwiewał obłok dymu unoszący się ze
stygnących już żagwi.
Wtedy Geatowie kurhan wysoki wznieśli na górze, którą
nawet z daleka z morza widać było. Przez dziesięć dni praco-
wali wytrwale, by oddać cześć sławnemu mężowi, którego
prochy złożyli w środku. Przynieśli tam skarb smoka i ułożyli
1986551
1986551
95
wokół prochów Béowulfa złoto i klejnoty, których kiedyś wy-
trwale strzegł smok, a których teraz miała strzec ziemia.
Dwunastu znakomitych mężów siadło na koń. Stanęli wo-
kół mogiły. Wznieśli pieśń pełną lamentu, sławiąc wielkie
czyny swojego bohaterskiego króla. Słuszne jest bowiem, by
wojownicy opłakali swojego wodza i druha, gdy przychodzi
chwila jego śmierci!
Odejście władcy przyniosło smutek sercom Geatów, którzy
powiadali, że nie było króla, który byłby bardziej łagodny
i kochający swój lud a zarazem bardziej godny chwały.
1986551
1986551
96
Południowa Skandynawia w czasach Beowulfa
1986551
1986551
97
Anglia anglosaska w okresie siedmiu królestw
1986551
1986551
98
1986551
1986551
99
1986551
1986551
100
SPIS TREŚCI
Przedmowa 5
Część pierwsza
GRENDEL 7
I. O śmierci i pogrzebie Scylda –
założyciela dynastii Scyldingskiej 7
II. O potomkach Scylda i o tym, jak Hróðgár
zbudował pałac Heorot 9
III. O tym, jak Grendel gnębił napaściami Heorot 11
IV. O tym, jak Béowulf przybył do Danii,
by służyć swoją pomocą Hróðgárowi 15
V. O tym jak Béowulf spotkał się
z królem Hróðgárem 18
VI. O serdecznym powitaniu Béowulfa
przez Hróðgára 22
VII. O czynie którego dokonał Béowulf
– według słów Hunferða 24
VIII. O czynie, którego dokonał Béowulf
– według słów jego samego 25
IX. Królowa Wealhþéow 27
X. O tym, jak Hróðgár zawierzył Béowulfowi
pałac Heorot 29
1986551
1986551
101
XI. O kolejnej napaści Grendela 31
XII. O wyprawie nad jezioro 34
XIII. O tym, jak Hróðgár dowiedział się
o walce Béowulfa z Grendelem 37
XIV. O radosnej uczcie w pałacu Heorot
na cześć Béowulfa 39
XV. O tym, jak bard opowiedział historię Finna 41
XVI. O tym, jak Wealhþéow obdarowała
Béowulfa prezentami 44
XVII. O wielkiej radości Duńczyków
z powodu odzyskania pałacu Heorot 47
Część druga
MATKA GRENDELA 48
I. O tym, jak matka Grendela napadła
na pałac Heorot 48
II. O tym, jak Béowulf ponownie ofiarowuje
Hróðgárowi swoją pomoc 50
III. O wyprawie nad jezioro 53
IV. O tym, jak Béowulf przygotowywał się
do walki z matką Grendela 54
V. O szczęśliwym powrocie Béowulfa
do pałacu Heorot 58
Część trzecia
POWRÓT BÉOWULFA 63
I. O powrocie Béowulfa do ojczyzny 63
1986551
1986551
102
Część czwarta
SMOK 70
I. O skarbie smoka 70
II. O tym, jak smok odkrył kradzież kielicha 73
III. O tym, jak Béowulf postanowił zmierzyć się
ze smokiem 75
IV. O wojnach pomiędzy Géatami i Swóna 79
V. O odważnej walce Béowulfa ze smokiem 81
VI. O śmierci Béowulfa 86
VII. O tym, jak posłaniec opowiedział Géatom
o śmierci Béowulfa 89
VIII. O tym, jak Géatowie zawładnęli
smoczym skarbem 92
IX. O pogrzebie Béowulfa 94
Mapy 96-97
Drzewa genealogiczne 98-99
1986551