354 Clark Lucy Tajna misja

background image

Lucy Clark

Tajna misja

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Zacisk.
Kimberlie Mason w skupieniu obserwowała, jak doktor Harry

Buchanan, jeden z najlepszych australijskich chirurgów,
posiadający rozliczne tytuły naukowe członek Królewskiego
Towarzystwa Chirurgów, operuje ministra spraw zagranicznych
Tarparnii, małego państewka na Pacyfiku. Nie mogła wprost
uwierzyć, że asystuje takiej medycznej sławie.

– Tampon.
Harry, jak go w myślach nazywała, miał głęboki, dźwięczny

głos o przyjemnym brzmieniu. Podniosła wzrok. Kątem oka
dostrzegła, że anestezjolog, John McPhee, zmienia pojemnik z
płynem do kroplówki. Operacja była długa i skomplikowana i
większość zespołu wyraźnie zaczynała odczuwać zmęczenie.

– Ssak, doktor Mason – poinstruował ją Jerry Mayberry,

chirurg robiący specjalizację pod kierunkiem Harry’ego.

Kim natychmiast skupiła całą uwagę na przydzielonym jej

zadaniu. Już dawno nie była w tak wspaniale wyposażonej sali
operacyjnej, chociaż od ostatniego zabiegu, jaki samodzielnie
przeprowadzała, nie minęło wcale tak dużo czasu. Była
chirurgiem, oczywiście nie tego kalibru co Harry Buchanan, lecz
zdobyła doświadczenie, o jakim otaczający ją koledzy nie mieli
pojęcia.

– Nasze zadanie skończone – oznajmił Harry. – Proszę o

prześwietlenie kontrolne – dodał, uniósł obie ręce i cofnął się od
stołu operacyjnego.

Jeny i Kim poszli w jego ślady. Kim ponownie spojrzała na

dzisiejszego mistrza ceremonii. Serce zabiło jej mocniej, gdy
poczuła na sobie jego wzrok. W ciągu pięciu dni, jakie
przepracowała w General Hospital w Sydney, po raz pierwszy
znalazła się tak blisko człowieka, którego cały personel uważał za
pierwszego po Bogu.

Wytrzymała badawcze spojrzenie. Zachowaj zimną krew,

background image

powtarzała sobie w duchu. Czy nie tego cię nauczono?

Nagle w chwili, gdy rentgenolog przystępował do zrobienia

zdjęcia, rozległ się przenikliwy sygnał aparatury monitorującej
pracę serca pacjenta.

– Co jest, John?
– Migotanie komór!
Wszyscy rzucili się na ratunek. Kim poczuła nieprzyjemne

ściskanie w dołku. Ostrzegano ją, że podczas wizyty ministra
spraw zagranicznych Tarparnii na kontynencie dojdzie do
zamachu na jego życie. Czy atak serca podczas operacji mógłby
zostać sztucznie wywołany?

Ściągnęła prześcieradło przykrywające pierś mężczyzny, a

pielęgniarka podała Harry’emu łopatki defibrylatora.

– Odsunąć się! – rzucił i przystąpił do reanimacji.
– Bez rezultatu – zakomunikował John. Zwiększono napięcie,

lecz kolejna próba również nie odniosła skutku. Kim wstrzymała
oddech. W duchu modliła się, by serce ministra zaczęło bić. –
Asystolia – stwierdził anestezjolog tonem tak płaskim, jak linia na
ekranie monitora.

– Jeszcze raz – zadecydował Harry.
– On nie żyje – beznamiętnym głosem sprzeciwił się John. –

Kontynuowanie akcji nie ma sensu.

Harry oddał elektrody pielęgniarce.
– Zgon... szesnasta dwadzieścia pięć – podyktował.
– Co się stało? – zwrócił się do kolegi.
– Właśnie staram się dociec – odparł John i pokazał mu wydruk

elektrokardiogramu. – Wszystko było w porządku i nagle
nastąpiło zatrzymanie akcji serca.

– Zawał? – W głosie Harry’ego zabrzmiała nuta

powątpiewania.

W sali operacyjnej zapanowała atmosfera napięcia i

niedowierzania. Oczy wszystkich skierowane były na głównego
chirurga.

– Zdarza się, że pacjenci dostają zawału na stole operacyjnym –

tłumaczył John.

background image

– Ale nie na moim – obruszył się Harry. – Poza tym tu nie

chodzi z zwykłego pacjenta, a o przedstawiciela obcego państwa.

– Kiedyś zawsze jest jakiś pierwszy raz – mruknął pod nosem

Jerry.

Na nieszczęście dla niego Harry usłyszał tę uwagę. Odwrócił

się na pięcie i zgromił go wzrokiem.

– Niczego nie dotykać! – Powiódł wzrokiem po obecnych i

dodał: – Wszyscy znają zasady postępowania określone w
regulaminie szpitalnym, prawda? Należy ich bezwzględnie
przestrzegać. A teraz proszę się przebrać i jak najszybciej stawić
w moim gabinecie.

– Ściągnął rękawiczki, wrzucił je do pojemnika na odpady i

stanął obok drzwi. Otworzył je i zaczekał, aż wszyscy po kolei
opuszczą salę. Kim szła na końcu. Kiedy go mijała, zatrzymał ją:
– Chwileczkę, doktor Mason... Proszę mi jeszcze raz wyjaśnić, jak
to się stało, że dziś po południu znalazła się pani tutaj?

– Zamieniłam się z doktorem Edingtonem, bo jego żonie zepsuł

się samochód i nie mogła odebrać dzieci ze szkoły.

– I pani sama się zaoferowała?
– Niezupełnie. Doktor Edington zwrócił się do mnie z prośbą,

żebym go zastąpiła.

– A pani chętnie się zgodziła.
– Oczywiście – odparła Kim i butnie uniosła głowę. W jej

oczach pojawiły się wyzywające błyski. – Bez względu na to, co
myślę o panu prywatnie, jest pan znakomitym specjalistą.
Ponieważ dopiero od tygodnia pracuję w tym szpitalu, chętnie
skorzystałam z okazji, żeby zobaczyć słynnego doktora
Buchanana w akcji.

– Z pani dokumentów wynika, że nie ma pani zbyt wielkiego

doświadczenia zawodowego.

– Odbywam dopiero staż podyplomowy, więc siłą rzeczy nie

mogę mieć wielkiego doświadczenia.

– Muszę przyznać, że całkiem dobrze dawała pani sobie radę.
– Staram się. Czy ma pan jeszcze coś do mnie, doktorze? –

spytała i zrobiła taki ruch, jak gdyby chciała go wyminąć.

background image

– Cóż to za dziwny doprawdy zbieg okoliczności – ciągnął, nie

pozwalając jej odejść – że akurat kiedy pani po raz pierwszy jest
w zespole, pacjent umiera podczas operacji.

Kim odwróciła się i spojrzała mu prosto w twarz.
– Co pan sugeruje?
– Ze wszystkimi innymi już pracowałem. Tylko pani jest nowa.
– A więc dlatego, że jestem nowa, chce mnie pan obarczyć

winą za śmierć pacjenta? – W obronnym geście uniosła dłonie. –
To był zawał.

– Pani w to wierzy, doktor Mason?
– Byłam przy tym. Pan też był – odparła Kim i lekko zmrużyła

powieki. – Czyżby starał się pan zasugerować, że pacjent nie
zmarł na zawał?

– Jeszcze nigdy się nie zdarzyło, żeby pacjent zmarł mi na stole

operacyjnym – powtórzył z naciskiem.

– Więc dziś był ten pierwszy raz. I nie zwalaj winy na nikogo, a

szczególnie nie na mnie, Harry!

Doktor Buchanan uniósł brwi, zdumiony jej poufałością, a ona

skorzystała z okazji, odwróciła się i udała do szatni. Zła była na
siebie za to, że zachowała się tak nieprofesjonalnie. Weszła do
damskiej przebieralni i przez uchylone drzwi wyjrzała na korytarz.
Gdzie Harry? Podświadomie spodziewała się, że pójdzie za nią,
lecz minęła prawie minuta, zanim dostrzegła go w głębi korytarza.
Zamknęła drzwi. Co go zatrzymało? Czyżby próbował usunąć
dowody, zatrzeć ślady? Czyżby wielki Harry Buchanan był
uwikłany w zamach na ministra?

– Pospiesz się, Kimberlie – ponaglała ją instrumentariuszka. –

Szef nie znosi spóźniania się.

– I tysiąca innych rzeczy – mruknęła Kim pod nosem.
Pielęgniarka roześmiała się.
– Jesteś tutaj dopiero tydzień i już zdążyłaś zauważyć? Nie

zapomina i nie wybacza.

– Z zasady – wtrąciła jej koleżanka. – Po rozstaniu z Elaine już

na pewno nie umówi się żadną dziewczyną ze szpitala – dodała z
wyraźnym żalem.

background image

– Kim jest Elaine? – zainteresowała się Kim.
– Zaraz ją zobaczysz. Biedak. Nie ma szczęścia do kobiet. –

Instrumentariuszka ściszyła głos. – Podobno jakieś dziesięć lat
temu ożenił się z kobietą, która okazała się bigamistką!

– Naprawdę?
Kim miała nadzieję, że dobrze odegrała zdziwienie. Oczywiście

doskonale znała historię małżeństwa Harry’ego z jego dossier.
Zapoznała się też z teczkami kilku innych pracowników szpitala
mających kontakty w Tarparnii. Jej zadaniem była dyskretna
obserwacja każdego z nich.

– Nie wierzę, że nie obiło ci się to o uszy. Babka była

policjantką, tajną agentką, czy kimś takim. Często wyjeżdżała,
nawet na wiele tygodni. I cały czas go oszukiwała.

– Podłe świństwo – skomentowała Kim, wygładziła białą

bluzeczkę i zapięła pasek szortów koloru khaki.

– Od tamtej pory – ciągnęła pielęgniarka – szef wścieka się,

jeśli tylko przyłapie kogoś na kłamstwie. Lepiej od razu przyznać
się do błędu, niż próbować kręcić.

– Nie dziwię mu się – stwierdziła Kim. Wsunęła stopy w

pantofle na płaskim obcasie i razem z koleżankami wyszła z
szatni. Po drodze wyjęła spinki z włosów i palcami roztrzepała
fryzurę. Rude fale opadły jej na ramiona. Widząc, że pielęgniarki
zajęte są rozmową, dyskretnie wsunęła do ucha miniaturową
słuchawkę połączoną z bardzo czułym nadajnikiem.

– A wracając do dzisiejszych wydarzeń – odezwała się – nie

wierzę, żeby ten minister tak po prostu zmarł na stole
operacyjnym.

– Co? – W słuchawce zabrzmiał męski głos.
– Obawiam się, że szef ciężko to przeżyje – mruknęła jedna z

pielęgniarek. – I odreaguje to na nas. Przez następnych kilka dni
będzie nieznośny.

– To ma taki wybuchowy charakter?
– Przeciwnie. Zamyka się w sobie, jest chłodny i rzeczowy, i w

rezultacie atmosfera staje się nie do wytrzymania.

– Kim – w słuchawce odezwał się ten sam męski głos – nie

background image

mogę się skontaktować z Ivanem w kostnicy. Zadzwoń do niego i
powiedz, że mamy sprawę.

Kim przeprosiła koleżanki i pod pretekstem, że musi jeszcze

wstąpić do toalety, zawróciła. Pamiętała, że chwilę przedtem,
przechodząc obok łazienki, minęły automat telefoniczny. Szybko
wykręciła numer wewnętrzny do kostnicy.

– Mówi doktor Mason – przedstawiła się. – Mogę prosić

Ivana... ? Nie żyje – zakomunikowała, kiedy Ivan podszedł do
telefonu.

– Przyjąłem – odparł i rozłączył się.
– Załatwione – zameldowała Kim do nadajnika.
– Okej. Tam na dole muszą być jakieś zakłócenia. Słysząc za

sobą kroki, Kim obejrzała się przez ramię. Harry, zdziwiła się w
duchu. Ubrany był teraz w swój zwykły strój do pracy: ciemny
garnitur, wykrochmaloną białą koszulę i krawat ekskluzywnej
uczelni. Wyglądał niezwykle elegancko. Nie odezwała się do
niego, lecz zaczęła wchodzić po schodach.

Kiedy dotarli na piętro, szarmanckim gestem otworzył przed

nią drzwi, a wyciągając rękę, na jedno mgnienie ramieniem otarł
się o jej ramię. Miała wrażenie, że przeszył ją dreszcz. Zapach
wody po goleniu uderzył ją w nozdrza, pobudził zmysły.

– Dzięki – wybąkała.
Zauważyła jego taksujące spojrzenie i serce zabiło jej mocniej.

Musiała wziąć głęboki oddech, by odzyskać równowagę. Kiedy
weszli do gabinetu, zobaczyła, że zebrało się tam sporo osób.
Oprócz całego zespołu operacyjnego stawili się też inni
pracownicy szpitala, których jeszcze nie znała.

Harry potoczył wzrokiem po pokoju, skinął lekko głową

wysokiej blondynce ubranej w elegancką czarną garsonkę i
udzielił jej głosu.

– Widzę kilka nowych twarzy – odezwała się blondynka – więc

zacznę od prezentacji. – Patrząc na Kim, ciągnęła: – Nazywam się
Elaine Parkinson i jestem dyrektor administracyjną. W sytuacjach
nadzwyczajnych koordynuję wewnętrzne dochodzenie. Każdy
przypadek zgonu w szpitalu jest przez nas dokładnie badany,

background image

obojętnie na jakim etapie leczenia nastąpił.

Aha, więc to jest Elaine, pomyślała Kim. Przyjrzała się jej

uważnie. Doszła do wniosku, że nie pasuje do Harry’ego.
Przestań, upomniała się w duchu. Skąd wiesz, jakie kobiety są w
jego typie, a poza tym co cię to obchodzi! Zmusiła się do
skoncentrowania na słowach Elaine, która kontynuowała
przemówienie:

– Jak wszystkim wiadomo, pacjentem był minister spraw

zagranicznych Tarparnii, pan Japarlin. Zawiadomiliśmy już
władze o jego śmierci. Ekipa dochodzeniowa jest w drodze. Im
szybciej zakończą wizję lokalną na bloku operacyjnym, tym
szybciej będziemy mogli wznowić zabiegi. Wszyscy obecni
zostaną poproszeni o złożenie oświadczeń. Okoliczności wskazują
na to, iż śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych, więc śledztwo
nie powinno trwać dłużej niż trzy dni.

Elaine zamilkła, uśmiechnęła się ze sztucznym optymizmem i

powiodła wzrokiem po zebranych.

Kim spojrzała na Harry’ego. Wyraz jego twarzy nie zmienił się.

Wciąż był obrażony, że pacjent ośmielił się umrzeć mu na stole.
Właściwie, pomyślała, nie widziałam go zadowolonego. Czy będę
kiedyś miała okazję powiedzieć mu, żeby się częściej uśmiechał,
bo inaczej zostanie już z tą nadętą miną na zawsze? Nagle
uświadomiła sobie, że to na nią patrzy takim gniewnym
wzrokiem. Odwróciła oczy i skupiła uwagę na Elaine.

Biurokracja, biurokracja i jeszcze raz biurokracja, myślała,

słuchając pani dyrektor. Jeśli Kim czegoś w swoim zawodzie
nienawidziła, to właśnie biurokracji. Musimy ściśle przestrzegać
przepisów, powtarzał jej prawdziwy szef, Moss, chociaż teraz jej
szefem był Harry Buchanan. Została oddelegowana do pracy w
General Hospital w Sydney, aby wyśledzić, kto z personelu ma
jakiekolwiek związki z Tarparnią, wyspiarskim państewkiem
pogrążonym w głębokim kryzysie politycznym i gnębionym przez
niepokoje społeczne. Australijskie służby specjalne zdobyły
bowiem informację, że podczas wizyty ministra na kontynencie
dojdzie do próby zamachu na jego życie.

background image

Po przybyciu policji Kim złożyła zeznanie, pamiętając jednak,

by nie zdradzić swoich związków z wywiadem. Nie było potrzeby
informowania policji stanowej, co naprawdę robi w szpitalu, tym
bardziej że pracowała dla służb federalnych. Wiedziała, że ekipa
dochodzeniowa skrupulatnie wykona swoje zadanie, wiedziała też,
że Ivan znacznie lepiej od nich zrobi to, co do niego należy.

Przemowa Elaine świadczyła o tym, że szpital trzyma się

wersji, iż zgon ministra nastąpił z przyczyn naturalnych, jednak
Kim nie do końca się zgadzała z tą diagnozą. Harry Buchanan, jak
dowodziła ich wcześniejsza rozmowa, również żywił poważne
wątpliwości.

Po rozmowie z policją Kim zeszła do szpitalnego bufetu. Z

kubkiem mocnej kawy w ręku podeszła do automatu
telefonicznego i ponownie połączyła się z kostnicą.

– Przesłuchanie zakończone. Oficjalna wersja: śmierć z

przyczyn naturalnych. Co dalej?

– Przyjdź o ósmej. Wpuszczę cię.
– Okej. – Odwiesiła słuchawkę, podniosła kubek z kawą do ust,

obróciła się i... zderzyła ze stojącym za nią mężczyzną. Gorąca
kawa oblała ich oboje. – Przep... – zaczęła i umilkła, rozpoznając
w ofierze Harry’ego Buchanana. Szybko spuściła wzrok, by nie
patrzeć w jego błękitne oczy. – Przepraszam – wybąkała – nie
chciałam...

– Uhm – mruknął Harry i dwoma palcami chwycił przód

koszuli, by nie ulec poparzeniu. Potem spojrzał na nią znacząco i
dodał: – Przynajmniej jestem w dobrym towarzystwie.

Kim podążyła za jego spojrzeniem. Na białej bluzce widniały

brązowe plamy. Próbując opanować przyspieszone bicie serca,
oblizała nagle wyschnięte wargi.

– Wygląda na to, że oboje ucierpieliśmy... Tymczasem z

zaplecza wyszła starsza kobieta z mopem w ręce, podniosła
upuszczony kubek i zabrała się do wycierania podłogi.

– Nie martwicie się, kochaniutcy. Zaraz to zmyję. Lepiej

pójdźcie zaprać te plamy – poradziła.

background image

– Dziękuję – odpowiedzieli chórem.
Przystojny, uprzejmy i jeszcze obdarzony poczuciem humoru.

No, no, pomyślała Kim i uśmiechnęła się do siebie.

– Co w tym śmiesznego? – spytał Harry.
– Naprawdę ogromnie mi przykro. Jeszcze raz bardzo pana

przepraszam za ten incydent, doktorze Buchanan.

– Znowu jesteśmy na oficjalnej stopie? – Spojrzała na niego,

nie bardzo rozumiejąc, o czym mówi. – Kiedy wychodziliśmy z
sali operacyjnej, zwróciłaś się do mnie po imieniu – przypomniał.

– Tak? – Kim udała zdziwienie. Jako stażystka była przecież na

najniższym szczeblu hierarchii zawodowej i chociaż zauważyła,
że w szpitalu nikt nie przywiązuje szczególnej wagi do tytułów,
wiedziała, że powinna zaczekać, aż się bliżej poznają, zanim
zacznie zwracać się do niego bardziej swobodnie. Problem jednak
polegał na tym, że kilka tygodni temu przeczytała jego dossier,
zresztą nie tylko jego, innych pracowników również, i była...
zaintrygowana. W myślach nigdy nie nazywała go inaczej jak
właśnie Harry. Nic więc dziwnego, że pod wpływem emocji się
zagalopowała. – Przepraszam...

– Nie ma sprawy.
– Skoro tak, dlaczego mi to wytykasz?
Harry odwrócił się i z wyzywającym błyskiem w oczach spytał:
– Szukasz zaczepki?
Kim uniosła brwi zdziwiona jego tonem.
– A ty? – Kolejny raz wbił w nią wzrok, jak gdyby chciał ją

przywołać do porządku, jednak Kim nie dała się speszyć. Nie
spuściła oczu, przeciwnie, wpatrywała się w hipnotyzujący błękit,
aż poczuła niespodziewaną falę podniecenia.

Harry przesunął wzrok niżej, zatrzymał się na jej ustach, potem

znowu spojrzał prosto w jej źrenice. Wyraz jego oczu nią
wstrząsnął. Dostrzegła w nich... Pożądanie? Nie, przecież prawie
się nie znają. Przypomniawszy sobie, że znajdują się w miejscu
publicznym, oświadczyła:

– Muszę pędzić. I jeszcze raz przepraszam za ten wypadek z

kawą.

background image

Zeszła na dół. W ciemnym zakamarku przystanęła, sprawdziła

puls na przegubie. Żmudne szkolenie w służbach specjalnych nie
przygotowało jej na spotkanie z mężczyzną takim jak Harry
Buchanan.

Westchnęła i spojrzała na zegarek. Siłą woli odegnała od siebie

myśli o przystojnym szefie i skupiła całą uwagę na bieżącym
zadaniu. Jesteś tajną agentką, powtarzała sobie, i masz ważne
zadanie do wykonania.

– Kim? – W nadajniku odezwał się ten sam co przedtem głos. –

Wszystko w porządku?

– Tak. Trzeba się zająć pojemnikami na odpady z bloku

operacyjnego. Jak tylko ekipa dochodzeniowa skończy pracę i
pielęgniarki posprzątają, musimy je przejąć.

– Załatwione.
Kim spojrzała na zaplamioną bluzkę.
– Jadę teraz do domu się przebrać – zameldowała. – Potem

spotykam się z Ivanem.

– Dobrze. Przekażę Mossowi.
– Rozłączam się.
Wyjęła słuchawkę z ucha. Ponownie” spojrzała na zegarek i

włączyła telefon komórkowy. Piechotą doszła do stacji kolejki
miejskiej. Minęła siódma i zachodzące słońce zabarwiło letnie
niebo na różowo i czerwono.

W drodze do domu – na czas pełnienia misji w szpitalu

szefowie wynajęli dla niej mieszkanie – starała się skupić na tym,
co jeszcze ma dziś do zrobienia, lecz myśli jej uporczywie
wracały do Harry’ego i uczucia, które tak niespodziewanie
zobaczyła w jego zdumiewających błękitnych oczach.

W domu zrzuciła z siebie oblane kawą ubranie i weszła pod

prysznic. Właśnie kiedy wycierała włosy, zadzwonił telefon.
Odsunęła klapkę komórki i nacisnęła przycisk.

– Doktor Mason.
– Jak leci, Kimmy? – usłyszała głos najlepszej przyjaciółki,

Tamary Jones.

– Nie najgorzej. A tobie jak minął dzień?

background image

– W porządku. Chciałam ci powiedzieć, że przydzielono mnie

do ciebie.

– Super! Jak tego dokonałaś?
– Zwyczajnie. Po przeczytaniu dossier Buchanana od razu

wiedziałam, że popadniesz w tarapaty i że potrzebna ci będzie
życzliwa dusza, która będzie cię asekurować.

– Co masz na myśli?
– Och, Kim, nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię. Facet jest

bosko przystojny. Jak mogłabyś nie wpaść w jego ramiona, jeśli
zechce je dla ciebie otworzyć? Podczas pełnienia tej misji
potrzebny ci jest do pomocy ktoś, kto zjadł z tobą beczkę soli.

Kim zastanawiała się, czy jej nie przejrzała.
– Owszem, jest przystojny, ale nie w moim typie.
– A kto jest w twoim typie? – spytała przyjaciółka łagodnym

tonem. – Posłuchaj, przez ostatnie dwa lata odrzucałaś wszystkich
facetów, jakich ci podsuwałam.

– W sprawie mężczyzn mamy zupełnie różne gusta, Tam. Nie

podobają mi się ci twoi pokryci tatuażami rockowcy z kolczykami
wszędzie, gdzie tylko się da.

– Musisz nauczyć się nie zwracać uwagi na wygląd, a

dostrzegać bogate wnętrze człowieka – obruszyła się Tammy. –
Zresztą nieważne. Przeczucie mi mówi, że Harry mógłby
przywrócić uśmiech na twojej twarzy.

– No tak, jeśli to on zamordował Japarlina, pęknę chyba ze

śmiechu.

– Kim... spróbuj!
– Już raz próbowałam i pamiętasz, czym się to dla mnie

skończyło. Złamanym sercem.

– Na miłość boską, Kim! Chris zmarł cztery lata temu! I to nie

była twoja wina. Doskonale o tym wiesz.

– Wiem, Tammy. Nieraz o tym rozmawiałyśmy. Przepraszam,

ale się spieszę. O ósmej jestem umówiona z Ivanem w kostnicy.

– Ale miejsce na randkę! – zażartowała Tammy.
– Mam nadzieję, że żona Ivana mi wybaczy. Dostaliście moją

wiadomość o odpadach?

background image

– Tak. Wszystkim się zajęłam. Niedługo je dostarczą.
– Świetnie. To dopiero nazywa się zespołowa robota. Grunt to

komunikacja. Nie rozumiem, dlaczego Moss nie chce, żebyśmy
zawsze pracowały razem. Tworzymy znakomity tandem.

– Powoli zaczyna to do niego docierać. Mam cię wspomagać w

tej kostnicy?

– Nie trzeba. Idę tylko na rekonesans, a poza tym przecież Ivan

tam będzie.

– Zadzwoń, kiedy skończycie. Aha, byłabym zapomniała.

Twoja mama dwa razy dziś dzwoniła na numer kontaktowy i...

– Wiem. Aż trzy razy nagrała mi się na pocztę głosową w

komórce. Właśnie wyszłam spod prysznica i miałam do niej
dzwonić, ale... – zerknęła na zegarek – ale muszę już pędzić do
szpitala. Chcę rzucić okiem na ciało, a potem jeszcze zostaję na
nocny dyżur.

– Martwi się o ciebie – wtrąciła Tammy, poważniejąc.
– Wiem. Chce, żebym się ustatkowała, założyła rodzinę. Mam

zaledwie trzydzieści dwa lata, ale według niej moje jajniki się
starzeją i już nie produkują tyle jajeczek, ile powinny.

– Zrozum ją, chce mieć wnuki. Wszyscy rodzice pragną tego

samego dla swoich dzieci. A ty jesteś jedynaczką.

Kim wychwyciła nutę rozbawienia w głosie Tammy.
– To nie jest śmieszne – obruszyła się.
– Coś ci się nie podoba? Sama chciałaś ze mną pracować. No,

zadzwoń do niej. Uspokój ją, że wszystko jest w porządku.

– Dobrze, już dobrze. Zrzędzisz prawie tak samo jak ona. No,

muszę pędzić. Dzięki za telefon. Pa!

Kim włożyła czarne spodnie i czarny trykotowy podkoszulek

bez rękawów, podmalowała się lekko, do plecaczka wrzuciła
identyfikator, pager, telefon komórkowy oraz klucze i wybiegła z
mieszkania. Na ulicy złapała taksówkę i w drodze do szpitala
zadzwoniła do matki. Tak, u niej wszystko w porządku... Nie, z
nikim się nie spotyka... Nie, w przyszły weekend nie może
przyjechać na kolację, dopiero w następny... Chyba sama, ale
gdyby coś się zmieniło, da znać...

background image

Kończąc rozmowę, Kim uśmiechnęła się do siebie. Cóż, miło

jest być kochanym, lecz nie można żyć pod dyktando rodziców.
Gdyby się dowiedzieli, że od pięciu lat pracuje w służbach
specjalnych, chyba dostaliby ataku serca. Matka i ojciec wiedzieli
tylko, że ich córka służy w wojsku – to tłumaczyło, dlaczego tyle
podróżuje – i już wystarczająco się denerwowali. Nie chciała
dodawać im stresu. Nie lubiła kłamać, ale w tych okolicznościach,
kierując się miłością, uznała, że tak będzie najlepiej.

Jej pojawienie się w szpitalu nie wzbudziło zdziwienia, stażyści

pracują przecież w najrozmaitszych porach dnia i nocy. Przeszła
na zaplecze, gdzie obok kaplicy znajdowała się kostnica.
Głównego wejścia pilnował strażnik, lecz ona obeszła budynek od
tyłu. Sprawdziła czas i lekko zapukała do drzwi, które natychmiast
się otworzyły. Skinieniem głowy przywitała się z Ivanem.

– Przyjrzałeś mu się? – zapytała.
– Nie było czasu. Później, kiedy się tu uspokoi.
– Dobra. Daj mi pięć minut.
Ivan wysunął szufladę z ciałem zmarłego ministra i odszedł.

Kim naciągnęła rękawiczki, zapaliła latarkę.

Nie bardzo wiedziała, czego szuka, lecz uznała, że każda

wskazówka sugerująca, co się właściwie stało, byłaby cenna.

W skupieniu analizowała w myślach przebieg operacji. Nie

potrafiła przypomnieć sobie niczego, co odbiegałoby od
rutynowych działań. Pochłonięta oględzinami, nie zapominała
jednak, że Ivan za pięć minut wróci. Nagle usłyszała za sobą
kroki.

– Już? Twój zegarek chyba się spieszy – szepnęła.
– Doprawdy? – odezwał się głęboki głos, który natychmiast

rozpoznała, i ciarki przeszły jej po plecach. – Proszę mi
wytłumaczyć, doktor Mason, co taka miła osoba jak pani porabia
w takim miejscu?

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

W ułamku sekundy przez głowę Kim przemknęły dziesiątki

myśli. Wpatrując się w Harry’ego, zauważyła, że on też się
przebrał. Teraz ubrany był bardziej sportowo.

Granatowa koszulka polo podkreślała błękit jego oczu, a

obcisłe dżinsy nadawały mu młodzieńczy wygląd. Zmusiła się do
odwrócenia wzroku. Co on tutaj robi?! Przypomniała sobie, że
Harry pierwszy zadał jej to pytanie i postanowiła, że najlepiej
obrócić całą sprawę w żart. Nonszalancko wzruszyła ramionami,
jak gdyby chciała pokazać, że jego nadejście wcale jej nie
przestraszyło.

– No wiesz... – zaczęła i znowu pochyliła się nad ciałem –

dziewczynie w moim wieku trudno jest poznać kogoś miłego...

Harry nie był tym ubawiony.
– Ile masz lat?
– Trzydzieści dwa.
– Naprawdę? Wyglądasz na osiemnaście.
– Potraktuję to jako komplement. A ty ile masz lat?
– Trzydzieści osiem. Skoro zakończyliśmy temat wieku, może

odpowiesz na moje pytanie: co tu robisz?

– Jak ci się wydaje? – Skierowała światło latarki na rękę

zmarłego, w której wciąż tkwiła kaniula od kroplówki. W
przypadku śmierci na stole operacyjnym wszystkie przewody są
przecinane i usuwane dopiero podczas sekcji zwłok. Przechodząc
na drugą stronę szuflady, spytała: – A ty? Po co ty tu przyszedłeś?
Harry zbliżył się do zwłok.

– Nie wydaje mi się, żeby zmarł na atak serca.
– Mnie też nie.
– Rano nie zdradziłaś się z wątpliwościami. Kim nie spieszyła

się z odpowiedzią. Oświetliła ranę na brzuchu zmarłego, której już
nie zdążyli zszyć.

– Nasza rozmowa w drzwiach sali operacyjnej dała mi do

myślenia. Przyszłam, żeby się wszystkiemu przyjrzeć.

background image

– I ot tak, po prostu tu weszłaś?
Kim nie uznała za stosowne się tłumaczyć.
– A ty wiesz, co chciałeś sprawdzić? – zapytała. Potrząsnął

głową.

– Nie. Ciągle analizuję przebieg operacji. Czy niechcący

przeciąłem jakąś arterię? Czy zostawiłem coś w ranie?

– Nic z tych rzeczy. Zresztą sam zobacz – rzekła, podała mu

latarkę i odsunęła się. Harry naciągnął lateksowe rękawiczki i
pochylił się nad ciałem. – I co? – Kiedy milczał, ponagliła go: –
Znalazłeś coś?

– Jesteś zdenerwowana – stwierdził.
– Może to ty tak na mnie działasz? – odpowiedziała zaczepnym

tonem.

– Nie sądzę. Nie wyglądasz na osobę, która się mnie boi.
– A powinnam?
– Chyba nie, ale większość stażystów sprawia wrażenie, jak

gdyby się mnie bała.

– Czyżbym była inna?
– Uhm. Cechuje cię pewność siebie rzadko spotykana u kogoś,

kto dopiero zaczyna karierę w naszym zawodzie.

– Jestem trochę starsza niż większość stażystów.
– Zgadza się. Dlaczego?
Kim wzruszyła ramionami, gwałtownie szukając w myśli

sensownej odpowiedzi, która wybawiłaby ją z opresji.

– Nie każdy podejmuje studia zaraz po maturze.
– No tak. A więc skoro to nie ja cię peszę, to znaczy, że

okoliczności śmierci tego polityka tak cię wytrąciły z równowagi.

Kim westchnęła.
– Naprawdę nie wiem, ale mam jakieś przeczucie... To tylko

intuicja – dodała pospiesznie.

Harry pokiwał głową i rzekł:
– Coś tu się nie zgadza. – Wyłączył latarkę, zasunął szufladę ze

zwłokami. – Chodźmy stąd.

Mijając Ivana zajętego zmywaniem posadzki, Kim ledwo

zauważalnie dała mu znak głową. Strażnik pilnujący głównego

background image

wejścia nie zwrócił na nich uwagi.

W milczeniu doszli na oddział chirurgii ogólnej. W gabinecie

Harry wskazał Kim krzesło, a sam pewnym krokiem obszedł
biurko i zajął miejsce naprzeciw niej.

– Dlaczego uważasz, że Japarlin nie zmarł na atak serca? – Kim

uprzedziła jego pytanie.

– Bo to był zdrowy mężczyzna w dobrej kondycji fizycznej.
– Miał sześćdziesiąt kilka lat. W tym wieku ryzyko zawału...
– Wiek nie odgrywa większej roli – przerwał jej.
– Nie palił, prawie nie pił. Nie był obciążony genetycznie.

Odżywiał się racjonalnie, uprawiał sporty.

– No tak...
– A co ty o tym wszystkim sądzisz?
– Śmierć na stole operacyjnym z przyczyn naturalnych wydaje

się... – szukała właściwego „słowa – nazbyt wygodnym
rozwiązaniem, skoro, jak zauważyłeś, Japarlin był w dobrej
kondycji fizycznej. – Zaczęła chodzić po pokoju. – W kraju
oskarżano go o zbrodnie przeciwko narodowi – dodała.

– Nie ma na to dowodów – zauważył Harry.
– Nigdy nie ma. Większość polityków pilnie zaciera ślady –

odparła tonem rzeczowym i bezstronnym. – A każdy, kto zacznie
wyciągać brudy na wierzch, jest uciszany. Zanim Japarlin został
ministrem spraw zagranicznych, piastował wysokie stanowisko w
wojsku i dowodził oddziałami, które „przypadkowo”
wymordowały wszystkich mieszkańców wysepki Barhana.
Dokonano po prostu czystki etnicznej, a takich rzeczy ludzie nie
zapominają. Japarlin miał wielu wrogów.

– Mówisz, jak gdybyś sympatyzowała z Tarpareńczykami.
– A ty? – Kim przez chwilę przyglądała się Harry’emu

uważnie, w końcu spytała: – Jeździsz do Tarparnii regularnie, raz
albo dwa fazy do roku, tak? Dlaczego nie operowałeś go tam, na
miejscu?

Harry zmrużył oczy.
– Dużo wiesz o tym, co robię.
– To żadna tajemnica. Wszyscy w szpitalu wiedzą o twoich

background image

wyjazdach.

– Muszę przyznać, że w ciągu zaledwie tygodnia zebrałaś sporo

informacji na mój temat.

– Nie tylko na twój, chociaż jeśli chodzi o plotki, jesteś w

ścisłej czołówce. Jak chcesz, mogę ci powtórzyć, co o tobie
mówią. Może dowiesz się czegoś nowego?

– Dzięki – uciął cierpko. – A wracając do twojego pytania...

Dlaczego nie operowałem go tam? To była jego decyzja.
Wiedział, że przyjedzie do Australii na spotkanie na szczycie,
jakie ma się odbyć za trzy tygodnie, i postanowił skorzystać z
okazji i połączyć wizytę z leczeniem. Moje wyjazdy do Tarparnii
służą tym, których nie stać na kosztowne podróże.

– Bardzo to szlachetne z twojej strony.
– Daruj sobie te komentarze, Kimberlie. Uważam, że każdy,

bez względu na status społeczny i dochód, powinien mieć dostęp
do opieki medycznej. Zresztą jeżdżę nie tylko do Tarparnii, ale
również do Papui-Nowej Gwinei, Tajlandii...

– Kiedy ostatni raz tam byłeś?
– Co to? Śledztwo?
– Nie, po prostu zwykłe pytanie – odparła Kim. Uważaj,

pomyślała, bo cię zdemaskuje.

– To ja powinienem zadawać ci pytania. – Harry powoli

obszedł biurko. – Co robiłaś w kostnicy? Jak ci się udało
przekonać strażnika, żeby cię wpuścił? – Stanął przed nią,
skrzyżował ręce na piersi i zmrużył oczy. – I jak ci się udało
wkręcić do zespołu operującego Japarlina?

– Nie za dużo pytań naraz?
Kim nie miała zamiaru do niczego się przyznawać ani

ujawniać, jak mechanicy ze służb specjalnych unieruchomili
samochód żony doktora Edingtona po to, by musiał poprosić ją o
zastępstwo.

– Zabiłaś go? – Kim spojrzała na Harry’ego zdumiona. Nie

żartował, mówił poważnie. – Po co poszłaś do kostnicy? Chciałaś
pozacierać ślady?

– O to samo mogłabym zapytać ciebie – odcięła się ostro. – Ale

background image

dla pełnej jasności wyjaśnię: nie zabiłam go. Chciałabym się
jednak dowiedzieć, kto to zrobił.

– Czyli jest nas dwoje.
– Zabiłeś go?
– Wszyscy patrzyli mi na ręce. Byłem szefem zespołu

chirurgów. Gdybym zrobił coś nie tak, każdy by widział.

– Odpowiedz mi. Zabiłeś go? Tak czy nie? Harry milczał

chwilę, potem spojrzał jej prosto w oczy i odrzekł:

– Nie.
Odetchnęła z ulgą. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że

czekając na odpowiedź, wstrzymywała oddech.

– Cieszę się, że usłyszałam to z twoich ust. Harry nadal

figurował na jej liście podejrzanych, lecz jego wyjaśnienia miały
sens. Gdyby uczynił jeden fałszywy ruch, cała asysta by to
spostrzegła. Chyba że nie działał sam... Odnotowała to
spostrzeżenie w pamięci.

– Jest jeszcze coś – ciągnął Harry – co wzmaga moje

podejrzenia. Z bloku operacyjnego zniknęły wszystkie pojemniki
z odpadami.

– Niesłychane. Co mogło się z nimi stać?
Kim starała się jak najbardziej wiarygodnie odegrać zdziwienie.
– Nie mam pojęcia. – Przez chwilę przyglądał jej się badawczo.

– Ale wszystko to dowodzi, że śmierć Japarlina nie była
wybrykiem natury.

– Mógł złapać infekcję szpitalną.
– Nie zdążył. Przyjęliśmy go dziś rano. Zbadałem go bardzo

dokładnie, zanim John McPhee zrobił z nim wywiad. Był zdrowy.

– Niemniej – odezwała się Kim, jak gdyby myślała na głos –

obojętnie jakie środki ostrożności zastosuje szpital, żeby zapobiec
infekcji, „wybryki natury”, używając twojego określenia, się
zdarzają.

– W kostnicy i ty, i ja obejrzeliśmy go sobie dokładnie – odparł

Harry poirytowanym tonem. – Nie zauważyliśmy niczego
niezwykłego.

– Na zewnątrz – wtrąciła Kim, zdziwiona jego nerwową

background image

reakcją. – Dlaczego jest to dla ciebie aż takie ważne?

Harry przeczesał palcami włosy.
– Bo w tym wszystkim jest coś... zagadkowego. To nie był

wybryk natury, to nie był atak serca...

– Pozostaje tylko jedno: morderstwo. Harry kiwnął głową.
W milczeniu zastanawiali się nad grozą sytuacji. Kim wróciła

na swoje krzesło przed biurkiem i zapatrzyła się w jeden punkt.
Nie mogła wprost uwierzyć, że Harry jest gotów na własną rękę
szukać winnego. Przestraszyła się. Przecież on nie ma pojęcia, w
co się pakuje! Czuła się w obowiązku przestrzec go, by się miał na
baczności, chociaż wiedziała, że później będzie się musiała gęsto
tłumaczyć przed Tammy, a nawet przed samym Mossem.
Westchnęła ciężko.

– Dobrze się czujesz, Kimberlie? – spytał łagodnym tonem, a

gdy przeniosła na niego wzrok, w jego oczach dostrzegła
autentyczną troskę. – Wiem, że to zabrzmi cynicznie, ale takie
rzeczy się zdarzają.

Kim przygryzła wargę, by się nie uśmiechnąć. Miło z jego

strony, że się o mnie troszczy, pomyślała. Najwyraźniej sądził, że
przestraszyłam się wniosku, do jakiego wspólnie doszliśmy. Już
miała coś odpowiedzieć, gdy zabrzmiał ostry dźwięk jej pagera.
Sekundę później odezwał się pager Harry’ego.

– Oddział ratunkowy? – spytała.
– Uhm – potwierdził. – Wygląda na to, że na dziś jeszcze nie

skończyliśmy z emocjami.

– Karambol na szosie – poinformował ich lekarz dyżurny w

izbie przyjęć. Przywieziono już dwie ofiary... – Urwał,
nasłuchując odległego sygnału karetki. – Jadą następne.

– Idziemy – zakomenderował Harry. Nałożył biały fartuch

lekarski i sięgnął po lateksowe rękawiczki. Kim poszła za jego
przykładem. Rannym w wypadku był osiemnastoletni chłopak,
Tony Donnelly, którego należało natychmiast operować. –
Zobaczymy, jak szybko robi pani postępy, doktor Mason – rzekł.

– Przy takim mistrzu błyskawicznie – zapewniła go. Dręczyły

ją wyrzuty sumienia, że co do swoich kwalifikacji oszukuje nie

background image

tylko szpital, ale i Harry’ego osobiście, lecz Moss uznał, że tak
będzie najlepiej. Jako stażystka miała więcej okazji do kontaktów
z niższym personelem medycznym i mogła być bardziej
obiektywna w ocenie wydarzeń. W chwili takiej jak ta trapiły ją
jednak wątpliwości, czy zamiast tylko asystować Harry’emu nie
powinna zrezygnować z kamuflażu i zacząć ratować ludzkie
życie. Z drugiej strony w szpitalu nie brakowało lekarzy i na razie
jej aktywna pomoc nie była konieczna.

Przystępując do operacji, Harry zdjął tymczasowy opatrunek

uciskowy i wyjaśnił, co będzie robił.

– Tomografia wykazała pęknięcie pęcherza moczowego, jelita

cienkiego i, o tutaj, uszkodzenie wątroby.

Zabieg przebiegał prawidłowo, a Kim od czasu do czasu

zadawała jakieś pytanie, żeby wiarygodnie wypaść w swojej roli.
Podziwiała pewność i precyzję ruchów Harry’ego. Zasłużenie
uważano go za jednego z najlepszych chirurgów w kraju.

Gdy przebywali w sali operacyjnej, zawiadomiono ich przez

pager, że są dwie następne ofiary wypadku – jedna nie żyła już w
chwili przybycia, drugą natomiast zajął się doktor Edington, który
prosił Harry’ego o konsultację, kiedy tylko będzie wolny. Po
skończonej operacji Harry przebrał się i poszedł pomóc
młodszemu koledze.

– Sprawdź, co nowego w izbie przyjęć i jeśli nie będziesz

potrzebna, dołącz do nas – polecił Kimberlie. Posłusznie udała się
na oddział ratunkowy, gdzie sytuacja była już opanowana. – Oto i
ona – powitał ją Harry, kiedy zjawiła się w sali operacyjnej. –
Pacjent ma pękniętą śledzionę, której niestety nie da się uratować,
więc doktor Edington przystępuje do jej usunięcia. Robiłaś już
kiedyś tego rodzaju zabieg?

– Mam mu asystować? – Kim specjalnie zrobiła unik i nie

odpowiedziała na pytanie.

– A jak ci się wydaje? – Harry cofnął się, robiąc dla niej

miejsce przy stole operacyjnym.

Cały czas czuła na sobie jego wzrok i chociaż działało jej to na

nerwy, pracowała w skupieniu. Doktor Edington operował powoli,

background image

ostrożnie, zupełnie inaczej niż Harry. Zdecydowanie wolała styl
szefa... i to nie tylko jeśli chodzi o posługiwanie się skalpelem.

– Świetna robota – pochwalił Harry, gdy skończyli. –

Zadzwonił na oddział ratunkowy, a kiedy dowiedział się, że na
razie panuje tam spokój, poszli sprawdzić, jak się czuje Tony.
Przekonawszy się, że jego stan nie budzi obaw, zarządził: –
Możemy się przebrać.

Kim czuła się śmiertelnie zmęczona, ale i szczęśliwa.

Wiedziała, że Tammy czeka na szczegółowy raport. Ubrała się
szybko, zarzuciła na ramię plecaczek, z zamachem otworzyła
drzwi i... zderzyła się z Harrym.

– To już wchodzi pani w zwyczaj, doktor Mason. Przynajmniej

tym razem nie trzyma pani filiżanki z kawą – skomentował. –
Zabierajmy się stąd szybko, zanim coś następnego się wydarzy –
dodał.

– Czy szefowi wypada mówić takie rzeczy? – Spojrzała na

niego przekornie. – Demoralizuje pan personel, doktorze
Buchanan.

Harry ujął jej rękę poniżej łokcia i lekko popchnął w stronę

wyjścia.

– Odprowadzę cię do samochodu.
Kim wzdrygnęła się i odsunęła, ale nie z obawy, że ktoś

mógłby ich zobaczyć, lecz dlatego, że dotyk Harry’ego
przyprawiał ją o przyspieszone bicie serca. To wcale nie jest
zabawne, pomyślała.

– Dziękuję. Nie trzeba.
– Odprowadzę cię do samochodu – powtórzył z lekkim

naciskiem.

A jednak wciąż zdarzają się prawdziwi dżentelmeni na tym

świecie.

– Nie mam samochodu – oznajmiła. – Wezmę taksówkę. Przed

głównym wejściem zawsze stoi przynajmniej jedna albo dwie.

– O tej porze? Nie sądzę.
Kim z lubością wciągnęła świeże ranne powietrze.
– Mmm... Nareszcie odrobina chłodu.

background image

– Nie lubisz lata?
– Lubię, ale lubię też taką bryzę, a po nocnym dyżurze w

operacyjnej muszę ochłonąć.

Harry przyglądał się jej uważnie. Miała zachwycającą szyję. Aż

go kusiło, by przytulić do niej twarz i zacząć całować jej kark.
Zacisnął pięści, aby się opanować. Zdjęła z głowy opaskę i
potrząsnęła włosami. Nie ulega wątpliwości, że zielonooka
Kimberlie jest piękną kobietą.

– Na pewno masz trzydzieści dwa lata?
– Na pewno.
– Wyglądasz tak młodo, tak bezradnie, tak bezbronnie...
Nie mogła powstrzymać śmiechu. Gdyby znał prawdę!
– Nie śmieję się z ciebie – zapewniła go pospiesznie, widząc,

że poczuł się urażony, i położyła mu dłoń na ramieniu. – Miło, że
tak o mnie myślisz, ale to całkiem błędne wrażenie. No, może
czasami jestem bezradna, ale zazwyczaj świetnie daję sobie radę.
– Harry spojrzał na jej dłoń. – Przepraszam – wybąkała i szybko
cofnęła rękę.

– Nie ma za co. – Zerknął w stronę głównego wejścia. –

Żadnych taksówek.

– Zaraz jakaś nadjedzie.
– Nie mogę pozwolić, żebyś bladym świtem wystawała przed

szpitalem. Chodź, odwiozę cię. – Ponownie dotknął jej łokcia i
rzeki: – Tędy...

– Ale ja mieszkam w przeciwnym kierunku...
– Skąd wiesz?
Kim zagryzła wargi. Jak mogła być tak nieostrożna! To jego

wina. Jego dotyk budzi w niej tęsknotę, rozpraszają. Tymczasem
dotarli do samochodu. Harry wyjął kluczyki i otworzył drzwi od
strony pasażera.

– Dziękuję – rzekła. – Po prostu wydawało mi się, że jako

stażystka mieszkam w tańszej dzielnicy niż ty. Wszystkie modne i
eleganckie domy znajdują się po drugiej stronie miasta.

– To bardzo dziwne stwierdzenie.
– Mylę się? – spytała Kim.

background image

Doskonale wiedziała, gdzie Harry mieszka.
– Eee, nie. – Wsiedli i zapięli pasy. – Ziemia jest okrągła, a

poza tym będzie szybciej, jeśli cię odwiozę. Bóg wie jak długo
czekalibyśmy na taksówkę.

– Dzięki.
Podała Harry’emu wskazówki, którędy jechać. Po drodze

rozmawiali trochę o szpitalu i zakończonej właśnie operacji,
starając się wybierać tematy neutralne. Kiedy dotarli na miejsce,
Harry odwrócił się w jej stronę.

– Wracając do śmierci Japarlina...
– Tak?
– Wszystko, co wcześniej mówiliśmy, pozostanie oczywiście

między nami, jasne?

Kim kiwnęła potakująco głową.
– Zachowam to dla siebie.
Zdam co prawda dokładną relację Tammy, ale i tak będzie to

ściśle tajne, dorzuciła w myśli.

– Dobrze, bo nie wiemy, w co możemy się wplątać. Ani ty, ani

ja nie chcemy zostać uwikłani w jakieś wewnętrzne problemy
rządu Tarparnii.

– Racja.
– I chociaż sprawa jest intrygująca, obiecaj, że jeśli sytuacja

stanie się niebezpieczna, wycofasz się i zapomnisz o wszystkim.

– Wiesz – odparła Kim – zaczynasz mnie martwić. Był uroczy,

kiedy przybierał ten opiekuńczy ton.

– Obiecaj mi, Kim – nalegał.
– Tylko pod warunkiem, że ty obiecasz to samo. Harry kiwnął

głową. W milczeniu popatrzyli sobie w oczy. Woń wody po
goleniu, która stała się teraz jego znakiem rozpoznawczym,
drażniła jej zmysły. Bezwiednie wstrzymała oddech, lecz szybko
się opanowała. No już! Wysiadaj! Natychmiast, nakazała sobie.

– Dziękuję za podwiezienie – wybąkała, otworzyła drzwi i

sięgnęła po plecaczek.

– Do zobaczenia. Niebawem.
– Do zobaczenia. Uważaj na siebie.

background image

– Będę. Dobranoc, Kimberlie. Wyprostowała się i pomachała

mu ręką. Ruszając, Harry obserwował ją w lusterku wstecznym,
dopóki nie odwróciła się i nie zniknęła wewnątrz budynku.
Dojechał do skrzyżowania na końcu ulicy, przystanął i na moment
zamknął oczy. Fascynująca kobieta. Nie mógł się jej oprzeć. Z
trudem się powstrzymywał, by nie wziąć jej w ramiona.

Otworzył oczy, wrzucił bieg i skręcił w ulicę prowadzącą w

stronę Harbour Bridge. Kimberlie jest stażystką, młodszą
koleżanką, tłumaczył sobie. W przeszłości zdarzało mu się
umawiać z lekarkami i nigdy nic dobrego z tego nie wynikło. Czy
mimo to warto spróbować jeszcze raz? Zaryzykować, że znowu
się sparzy? Doszedł do wniosku, że nie ryzykując, też może
popełnić błąd. A jeśli Kimberlie Mason jest kobietą jego życia?

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

– Pst! Panie doktorze... Pst!
Dochodziła siódma. Harry wracał właśnie z porannego

joggingu. Przystanął i rozejrzał się. Drzwi mieszkania sąsiadki,
pani Pressman, były lekko uchylone.

– Dzień dobry – odezwał się przyciszonym głosem. – Jak noga?
– Już lepiej – starsza pani odpowiedziała również szeptem. –

Dzisiaj przyjdzie pielęgniarka, więc robię ćwiczenia.

– Ale musi pani dużo wypoczywać. Wrzodów na nogach nie

wolno lekceważyć – przestrzegł.

– Wiem, wiem. – Machnęła ręką, jak gdyby nie to było teraz

ważne. – Niech pan słucha, ktoś u pana jest.

Po wydarzeniach wczorajszego dnia w Harrym natychmiast

obudziła się czujność.

– Jest pani pewna?
– Widziałam, jak wchodziła.
Słysząc, że mowa o kobiecie, Harry uspokoił się trochę.
– Rozpoznała ją pani?
– Wydaje mi się, że to ta niesympatyczna osoba, z którą się pan

spotykał w zeszłym roku. Rozum musiał pana wtedy opuścić –
dodała odrobinę ciszej. Pani Pressman traktowała Harry’ego jak
syna. – Zmieniła fryzurę, ale słyszałam, jak mówi do Clarry’ego,
wie pan, tego nowego portiera, że jest pańską narzeczoną.

– Dziękuję, że mnie pani uprzedziła. A teraz proszę się położyć

i oszczędzać nogę.

– Dobrze, panie doktorze.
Harry zawsze mógł polegać na czujności sąsiadki. Nic, co się

działo na ich piętrze, a nawet w całej kamienicy, nie umknęło jej
uwadze. Podszedł do swoich drzwi. Nie były zamknięte.

– Wróciłem! – zawołał, wchodząc. Zasłony były odsunięte,

słońce zalewało całe wnętrze. – Nie chowaj się, Elaine! Wiem, że
tu jesteś.

Sekundę później Elaine Parkinson, ubrana i uczesana jak do

background image

pracy, wyłoniła się z kuchni.

– Idziesz do szpitala?
– Włączyłam czajnik. – Elaine zignorowała pytanie. – Napijesz

się kawy?

– Wtargnęłaś tu pod moją nieobecność. Mogę kazać cię

aresztować.

– Nie zrobisz tego – odparła słodkim głosikiem. – Jestem...

dobrą przyjaciółką – dodała, kładąc nacisk na ostatnie słowo. –
Zdziwiło mnie, że nie zmieniłeś kodu w alarmie, ale doszłam do
wniosku, że może spodziewałeś się mojej wizyty i dlatego...

– Nie sądziłem, że posuniesz się do tego, żeby tu wejść, kiedy

mnie nie będzie. Zrozum, między nami wszystko skończone.

– To ta wścibska sąsiadka ci o mnie powiedziała, tak?
Harry nie zareagował. Chwilę przyglądał się Elaine w

milczeniu, potem spytał bez ogródek:

– Czego właściwie chcesz?
– Jesteś takim atrakcyjnym mężczyzną, Harry. Szkoda, że nie

potrafiliśmy pokonać dzielących nas różnic.

– Zapominasz, że ja wierzę w uczciwe związki. Elaine zbyła tę

uwagę machnięciem ręki.

– Straszny z ciebie tradycjonalista, mój drogi. Szkoda, że wciąż

nie możesz zapomnieć, jak potraktowała cię kochana żoneczka.
Przez wieki mężczyźni korzystali z... nazwijmy to, rozmaitości,
jeśli idzie o partnerki, więc dlaczego teraz kobiety nie mogą
postępować podobnie? – Harry spojrzał na nią z nieskrywanym
obrzydzeniem. – Zachowujmy się jak dorośli. – Elaine przybrała
uwodzicielski ton. – Pragnę cię, a ty... pragniesz mnie.

Wyciągnęła rękę i starannie wymanikiurowanym palcem

pogładziła go po policzku. Harry chwycił ją za przegub i
zdecydowanym ruchem odsunął jej rękę od twarzy.

– I tu się mylisz. Nie pragnę cię, Elaine, a jeśli chcesz wiedzieć,

już mnie wcale, ale to wcale nie pociągasz. – Nie puszczając jej
dłoni, podszedł do drzwi, otworzył je i rozkazał: – Wyjdź!

Kiedy znalazła się za progiem, zamknął drzwi na zamek. Potem

poszedł do kuchni i nalał sobie szklankę soku pomarańczowego.

background image

Elaine myli się, myślał, otrząsnąłem się po nieudanym
małżeństwie. Przecież minęło od tamtej pory dziesięć lat! Już nie
odczuwał bólu, lecz uraz pozostał. Jeśli rodziły się w nim jakieś
podejrzenia, nie lekceważył ich, dociekał prawdy. Tak też postąpił
z Elaine. Zapytana wprost, przyznała, że spotyka się z innymi.

Jaka jest Kimberlie Mason? Po raz pierwszy uczestniczyła w

operacji i pacjent zmarł. Harry nadał nie wiedział, co mogło być
przyczyną zgonu, ale wizyta w kostnicy i dokładne oględziny
zwłok utwierdziły go w przekonaniu, że nie popełnił żadnego
błędu.

Co ona tam robiła? Westchnął ciężko. Kiedy podpisywał się w

księdze przyjść, strażnik zapewnił go, że w kostnicy już nie ma
nikogo, z wyjątkiem sprzątacza, który się guzdrze z robotą. Więc
którędy się tam dostała? Czego szukała? I co się stało z odpadami
z sali operacyjnej? Może Kim coś wie na ich temat? Nie, nie, to
wszystko nie trzyma się kupy, zirytował się.

Przyszło mu do głowy, że mógłby ją po prostu o wszystko

zapytać. Tylko czy to jego sprawa? Gdyby coś ich łączyło i
zaczęły się dziać różne dziwne rzeczy, pytanie i domaganie się
wyjaśnień byłoby usprawiedliwione. Ale ich nic nie łączy. Kim
mu się podoba, ale sprawa śmierci ministra rzuca cień na jej
osobę.

Milion pytań rodziło się w jego głowie. Wszystkie dotyczyły

Kimberlie i wszystkie pozostawały bez odpowiedzi. Postanowił
nie spuszczać z niej oka. Ze zdziwieniem stwierdził, że ta
perspektywa nie jest aż taka całkiem niemiła.

– To jakiś obłęd – powiedziała Kim na głos.
Siedziała po turecku na podłodze otoczona dokumentami,

usiłując coś zrozumieć. W końcu wstała, rozprostowała
ścierpnięte nogi, pokuśtykała do kuchni, nalała sobie zimnego
soku, wróciła do salonu i teraz z góry popatrzyła na teczki
zawierające dossier poszczególnych osób należących do personelu
szpitala, które otrzymała od swoich szefów. Sporo pracowników
pochodziło z Tarparnii, inni, jak Harry, utrzymywali takie czy

background image

inne kontakty z tym krajem. Włączyła telewizor. Wiadomość o
śmierci ministra znalazła się w wieczornych dziennikach.
Podawano w nich, że zgon nastąpił z przyczyn naturalnych, ale że
wszczęto w tej sprawie dochodzenie. Natychmiast skontaktowała
się z Ivanem, który poinformował ją, że sekcja zwłok została
wyznaczona na poniedziałek rano. Ponownie spojrzała na
dołączone do akt zdjęcie Harry’ego i potrząsając głową z
niezadowoleniem, upomniała się:

– Uważaj, Kimmy. Zbytnio się angażujesz. Otrzymałaś zadanie

do wykonania, musisz działać profesjonalnie, zachować dystans.
Nie daj przystojnemu doktorowi Buchananowi zawrócić sobie w
głowie.

Zdecydowanym ruchem zamknęła teczkę Harry’ego, wsunęła

ją pod inne i skupiła uwagę na następnej osobie.

Ni Kartu. Instrumentariusz. Rodowity Tarpareńczyk. Zdążyła

zauważyć, że bardzo interesuje się wydarzeniami w ojczyźnie. Ale
czy zdolny byłby posunąć się aż do morderstwa?

John McPhee. Anestezjolog. Od blisko dziesięciu lat żonaty z

Nowozelandką. Bezdzietny. Bardzo dobrze sytuowany. Kim nie
miała okazji z nim rozmawiać, ponieważ nie zniżał się do
kontaktów ze stażystami, lecz wpatrując się w jego zdjęcie, miała
wrażenie, że w jego oczach dostrzega niepokój i brak pewności
siebie.

Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, Kim aż podskoczyła,

oblewając się sokiem. Wstała, dłonią wytarła mokry przód
koszulki, i podeszła do drzwi. Przez judasza zobaczyła, że późnym
gościem jest Tammy.

– Przestraszyłam cię? – spytała przyjaciółka.
– Trochę. Kiedy się nad czymś mocno zastanawiam,

zapominam o bożym świecie i wszystko może mnie przestraszyć.

– Tylko nie pochwal się tym Mossowi – przestrzegła Tammy i

wręczyła Kim torebkę z cukierni. – Twoje ulubione babeczki
czekoladowe.

– Dzięki. Jesteś nieoceniona – rzekła Kim. – Dobrze, że

przyszłaś. Poczęstuj się sokiem i pomóż mi zorientować się w

background image

tym, co tak naprawdę dzieje się w szpitalu.

Czekając, aż Tammy wróci z kuchni, Kim usiadła na kanapie.

Spod stosu teczek wyciągnęła dossier Harry’ego i znowu zaczęła
przyglądać się jego zdjęciu. Ma hipnotyzujące oczy, pomyślała.
Jest w nich jakaś tajemnicza głębia. Tak, ten mężczyzna coraz
bardziej ją intrygował. Przypomniała sobie falę pożądania, jaka ją
ogarnęła, kiedy dotknął jej ręki...

– Twoja babeczka. – Kim drgnęła nerwowo i wytrąciła talerzyk

z ręki Tammy. Fotografia Harry’ego upadła na podłogę. – Facet
niczego sobie – zażartowała przyjaciółka, schylając się po nią. –
Widzę, że zrobił na tobie silne wrażenie. Tylko się pilnuj, żeby ci
to nie przeszkodziło w wykonaniu zadania.

– Jak możesz coś takiego sugerować!
– Prawda, superszpieg Kimberlie Mason jest ponad takie

rzeczy!

– Nie jestem superszpiegiem, ale agentką służb specjalnych

oddelegowaną z...

– Wiem, wiem – przerwała jej Tammy i usadowiła się w

drugim rogu kanapy. – Opowiedz, czy w rzeczywistości jest tak
samo przystojny jak na tym zdjęciu?

Kim westchnęła i uśmiechnęła się do niej. Znały się od

przedszkola i nie miały przed sobą żadnych tajemnic. To zresztą
Tamara Jones niechcący przyczyniła się do tego, że Kim podjęła
pracę w wywiadzie. Ponieważ rodziców nie było stać na opłacenie
edukacji córki, namówiła przyjaciółkę, by wstąpiła do wojska.
Wojsko zapłaciło za jej studia, a po uzyskaniu dyplomu Kimberlie
zaczęła pracować dla armii. Pięć lat temu oddelegowano ją do
udziału w misji prowadzonej przez służby specjalne, potem do
jeszcze jednej, potem do kolejnej, i tak już zostało.

– Nawet bardziej. I jest taki słodki...
– Słodki? Mnie nie przyszłoby do głowy nazywać go słodkim!
– Masz rację. Jest bezpośredni, uparty, apodyktyczny...
– Bardzo męski, seksowny... – podrzuciła Tammy.
– Wystarczy. Przeczucie mi mówi, że jeśli nie będę się miała na

baczności, narobi mi kłopotów.

background image

– Dasz sobie radę.
– Oczywiście, że dam, ale jest jedna sprawa, o której musisz

wiedzieć. Otóż Harry sam chce dociec przyczyny śmierci
Japarlina. Nie uważa, żeby to był atak serca. Wczoraj wieczorem
przyłapał mnie w kostnicy. Razem obejrzeliśmy ciało, a potem
zabrał mnie do swojego gabinetu, gdzie przyznał, że w tej sprawie
istnieje wiele podejrzanych okoliczności.

– Dlaczego tak mu zależy na jej wyjaśnieniu?
– Bo jeszcze nigdy żaden pacjent nie zrnarł mu na stole. Poza

tym Japarlin nie należał do chorych wysokiego ryzyka, a
tajemniczy zawał wydaje mu się zbyt nieprawdopodobnym
zbiegiem okoliczności.

– Sądzisz, że miał z tym coś wspólnego? Może chce się

posłużyć tobą dla zatarcia śladów? Na przykład zacznie ci się
zwierzać, żebyś mu pomogła ukryć prawdę...

– Niewykluczone, ale intuicja mi podpowiada, że jest

uczciwym człowiekiem. Gdyby chciał coś ukryć, starałby się
raczej uśpić moją czujność, zamiast namawiać, żebyśmy wspólnie
prowadzili prywatne śledztwo, nie?

– Przypomnij sobie pierwszą zasadę wywiadu: każdy jest

podejrzany.

– Masz rację.
– Poza tym Mossowi zależy na tym, żeby go dokładnie

sprawdzić. To rozkaz, majorze Mason.

– Tak jest! Rozejrzę się w jego mieszkaniu. Mam założyć

podsłuch?

– Na tym etapie nie, ale – Tammy zawiesiła głos – prywatna

uwaga. Najpierw się upewnij, że go nie ma, albo przynajmniej że
śpi, dobrze? Szukaj notatek, faksów, skopiuj twardy dysk. Masz
jakiś pomysł, kiedy to zrobisz?

– Dziś wieczorem w szpitalu jest bankiet, w którym powinien

wziąć udział. Pomyślałam, że to świetna okazja.

– Słusznie. Zorganizuję samochód operacyjny i będę cię

ubezpieczać.

– Dobrze. A jeśli on okaże się czysty? Jeśli zacznie mu grozić

background image

jakieś niebezpieczeństwo?

– Cały czas będziesz trzymała rękę na pulsie. Jeśli uznasz, że

sytuacja staje się zbyt groźna, zapewnimy mu ochronę albo gdzieś
go ukryjemy, ale to ostateczność.

– Co z odpadami z sali operacyjnej? Aha, Harry zauważył ich

brak, więc musimy sfałszować protokół utylizacji.

– Zajmę się tym. Na razie przeprowadzane są analizy. Jak tylko

czegoś się dowiem, natychmiast dam ci znać.

– Dzięki.
– Nie ma za co. Dobrze, teraz przyjrzyjmy się pozostałym

podejrzanym. – Przez chwilę w skupieniu przeglądały teczki, lecz
w pewnej chwili przerwał im dzwonek do drzwi. – Spodziewasz
się kogoś? – zdziwiła się Tammy.

– Nie. – Kim podeszła do drzwi i wyjrzała przez judasza. – To

on – szepnęła.

– Co za on?
– Harry! – odparła i na migi pokazała Tammy, żeby sprzątnęła

papiery.

– Zajmę się tym – uspokoiła ją przyjaciółka – a ty otwieraj –

ponagliła.

Kim spojrzała na swoje bezkształtne szorty i koszulkę i

skrzywiła się. Trudno. Wzburzyła włosy i otworzyła drzwi.

– Harry? – Nie potrafiła ukryć zdziwienia... i zadowolenia. –

Co cię sprowadza?

Dobre pytanie, żebym tylko znał na nie odpowiedź, pomyślał

Harry. Odchrząknął i rzekł:

– Jest kilka spraw, które chciałbym z tobą omówić.
– Hm. Proszę... – Kim obejrzała się przez ramię, chcąc

sprawdzić, czy Tammy zdołała uprzątnąć teczki. Kiedy się
przekonała się, że droga wolna, dokończyła: – Wejdź.

Harry rozejrzał się dyskretnie dookoła. Uderzyło go, że

mieszkanie przypomina bardziej apartament hotelowy niż dom.
Było wysprzątane, wygodne – i anonimowe. Dziwne, pomyślał,
Kimberlie jest tak silną osobowością, że natychmiast wywiera
wpływ na otoczenie, a tu...

background image

Nagle z kuchni wyszła jakaś kobieta.
– Przepraszam. Nie wiedziałem, że nie jesteś sama – zaczął się

usprawiedliwiać.

Kim wciąż nie mogła ochłonąć ze zdziwienia, że Harry stoi tu

przed nią, w jej mieszkaniu. Teraz ona także dostrzegła Tammy i
dokonała prezentacji:

– Poznaj moją przyjaciółkę, Tamarę Jones.
– A ty, domyślam się, jesteś jej szefem – odezwała się Tammy i

wyciągnęła do Harry’ego rękę.

– Tak. Od tygodnia, ale... co to był za tydzień – dodał, patrząc

znacząco na Kim.

– Usiądź. Napijesz się czegoś? Kawy, herbaty?
– Z chęcią napiję się kawy, chociaż nie wiem, czy to

bezpieczne – odparł.

– Bezpieczne? – zdziwiła się Tammy, spoglądając to na

przyjaciółkę, to na jej gościa.

– Nastawię ekspres – rzuciła Kim i czym prędzej zniknęła w

kuchni.

Z salonu dobiegł ją śmiech Tammy. Widocznie Harry

opowiedział jej poranną przygodę z kawą. Otworzyła szafkę, by
wyjąć filiżanki, i wówczas zobaczyła plik teczek wciśniętych na
wierzch.

– A niech ją – mruknęła.
– Pomóc? – Tuż za jej plecami rozległ się głos Harry’ego.
– Dziękuję, dam sobie radę – wybąkała. Chwyciła pierwszą z

brzegu filiżankę, szybko zatrzasnęła drzwiczki i odwracając się do
niego, zaproponowała: – Wracaj do Tammy, a ja zaraz przyniosę
kawę, dobrze?

– Rozmawia przez telefon. Nie chciałem jej przeszkadzać.
– Aha. – Kim spojrzała na ekspres, jak gdyby chciała

przyspieszyć jego działanie. – Mleko? Cukier?

– Za mleko dziękuję, za to poproszę dwie łyżeczki cukru. –

Milczeli chwilę. – A ty nie pijesz?

– Moja filiżanka została w tamtym pokoju. Przyniosę ją, kiedy

Tammy skończy gadać. – Ponownie zapadła kłopotliwa cisza. W

background image

końcu Kim odezwała się: – Po co przyszedłeś? I skąd znałeś
numer mieszkania?

– Sprawdziłem w twoich aktach.
– Aha.
– A przyszedłem zapytać, czy nie zechciałabyś wybrać się ze

mną dziś wieczorem na bankiet dla ordynatorów.

– Ja nie jestem ordynatorem.
– Ale możesz być osobą towarzyszącą.
– Rozumiem. – Kim nie mogła uwierzyć, że Harry proponuje

jej randkę. Już bardzo dawno żaden mężczyzna nie chciał się z nią
umówić. – Nie obawiasz się, że damy powody do plotek?

– Przyznam ci się szczerze, że nie dbam o to. A ty?
– Cóż, mnie też jest to obojętne.
To prawda. Prywatnie mało ją obchodziło, że szpital będzie

huczeć od plotek, niemniej wiedziała, że jej misja może na tym
bardzo ucierpieć. Ludzie zaczną milknąć na jej widok. Poza tym
musi dostać się do mieszkania Harry’ego.

– Czyli przyjmujesz zaproszenie. – Harry raczej stwierdzał fakt,

niż pytał.

– Przykro mi. Nie mogę. Muszę się pouczyć. Dobra wymówka.

Stażyści dużo czasu poświęcają na naukę.

– A nie mogłabyś zrobić sobie wolnego? Kim roześmiała się.
– Zapomniałeś już, jak to jest? – spytała, podając mu filiżankę z

kawą.

Harry wypił łyk.
– Nie zmienisz zdania?
– Przykro mi, ale nie. Może weźmiesz Tammy?
– Dopiero przed chwilą ją poznałem. Nic o niej nie wiem.
– O mnie również nic nie wiesz.
– Więcej niż o niej.
– Doprawdy? Na przykład co?
Nie spuszczając z niej oczu, Harry podniósł filiżankę do ust,

wypił jeszcze jeden łyk kawy i dopiero wtedy odpowiedział:

– Wiem, że podczas operacji potrafisz przewidzieć następny

ruch, co wróży ci dobrą przyszłość w zawodzie. – Urwał,

background image

przestąpił z nogi na nogę, a Kim miała nieodparte wrażenie, że
odrobinę się do niej zbliżył. – Jesteś praworęczna, nie masz
samochodu i irytuje cię, kiedy włosy wymykają ci się spod opaski.
– Przysunął się jeszcze bliżej. Kim wstrzymała oddech, a Harry
wyciągnął rękę, odgarnął pasemko włosów z jej twarzy i założył
za ucho. – Masz zielone oczy, które rzucają szmaragdowe błyski,
kiedy cię coś rozzłości, a szczególnie wtedy, kiedy jesteś
podniecona. – Teraz znalazł się tuż przy niej. Jego oddech muskał
jej twarz. – Nie zaprzeczysz, że się wzajemnie pociągamy. Żadne
z nas o to nie prosiło, ale tak jest.

– Delikatnie pogładził ją po policzku, palcem przesunął po

wargach. Z ust Kim wyrwało się westchnienie.

– Kimberlie – szepnął.
– Kawa gotowa? – Głos Tammy wyrwał ich z transu. – Prze...

przepraszam – wybąkała Tammy i wycofała się.

– Lepiej już pójdę – stwierdził Harry. – Do widzenia – rzucił w

stronę salonu.

Kim na sztywnych nogach odprowadziła go do drzwi.
– Przepraszam cię – sumitowała się Tammy, kiedy zostały

same.

– Nie przepraszaj. Dobrze się stało, że weszłaś. Przecież Harry

to jeden z podejrzanych! Zachowałam się jak kretynka.

– Wcale nie. – Przyjaciółka podeszła, objęła ją i usadziła na

kanapie. – Harry jest przystojnym mężczyzną bez zobowiązań,
bardzo tobą zainteresowanym, i nie ma w tym nic złego.

– Tammy!
– Najwyższy czas, żebyś doszła do siebie po tragedii z

Chrisem.

– Doszłam do siebie.
– Na pewno?
– Tak. Nie mogę się tylko pogodzić z tym, że Chris postąpił tak

głupio i że w naszej pracy częściej niż zwykli ludzie ocieramy się
o śmierć.

– Chciałabyś wrócić do normalnego życia?
– Nie wiem. Mama wciąż mi powtarza, że powinnam się

background image

ustatkować, założyć rodzinę. Skończyłam trzydzieści dwa lata,
mój zegar biologiczny bije i wiesz... dochodzę do wniosku, że ona
ma rację. Harry bardzo mi się podoba, ale zdaję sobie sprawę z
tego, że wykonując powierzoną mi misję, mogę narazić go na
niebezpieczeństwo. Chris był moim podwładnym i jak to się
skończyło?

– Chris był inny. Nie posłuchał rozkazu. Kim potarła dłonią

czoło.

– Nie, nie... Skoncentruję się na zadaniu. Nie będzie więcej

„momentów” z Harrym.

– Słusznie. Dziś wieczorem pojedziesz do jego mieszkania,

poszukasz dowodów na to, że w taki czy inny sposób jest
uwikłany w tę sprawę. Jeśli natomiast, zgodnie z tym, co
podpowiada ci intuicja, okaże się, że jest czysty, wówczas
zastanowisz się, co dalej, zgoda?

– A praca? Jak i kiedy będę mogła mu powiedzieć, dla kogo

pracuję? Jak mu wyjaśnię, że kłamałam nie tylko w sprawie moich
kwalifikacji zawodowych, ale i w wielu innych kwestiach?

– Nie ma idealnych związków – stwierdziła filozoficznie

Tammy.

– On już kiedyś się sparzył. – Kim ruchem ręki wskazała

kuchnię, gdzie w szafce na filiżanki leżały teczki. – Okazuje się,
że jego żona była bigamistką! To musiał być dla niego straszny
cios. Pielęgniarki w szpitalu ostrzegły mnie, żebym nigdy przed
nim nie kłamała, a ja co? Każda chwila spędzona z nim podlana
jest fałszem.

– Tego wymaga twoja praca.
Kim jęknęła i ukryła twarz w dłoniach.
– Wiem, ale on jest taki słodki.
– To prawda. – Przyjaciółka poklepała ją po plecach. – A może

byśmy pojechały na salę gimnastyczną powalić w worki
treningowe? – zaproponowała. – Co ty na to?

– To niezbyt ładny sposób rozmawiania o Mossie – odparła

Kim i spróbowała się uśmiechnąć.

– No, już lepiej – pochwaliła ją Tammy. – Obiecuję, że nie

background image

powtórzę Mossowi, że myślałaś o nim jak o worku.

– Dzięki. Szefom należy się szacunek – odparła Kim, starając

się odwrócić myśli od drugiego „szefa”.

Tuż po wpół do dziewiątej wieczorem wytrychem otwierała

zamek w drzwiach mieszkania Harry’ego. Szybciej, szybciej,
powtarzała w duchu, słysząc nadjeżdżającą windę. Łatwiej by jej
było manipulować przy zamku, gdyby zdjęła rękawiczki, lecz ze
zrozumiałych względów nie mogła tego zrobić. Kiedy rozległ się
cichy szczęk, pchnęła drzwi i wśliznęła się do środka. Umocowała
deszyfrator do alarmu zainstalowanego wewnątrz i w ciągu kilku
sekund uzyskała odpowiedź. Szybko schowała urządzenie do
kieszeni długiego czarnego płaszcza, który miała na sobie.

– Udało się – rzekła przyciszonym głosem, wiedząc, że

mikrosłuchawka z nadajnikiem wychwytuje wszystkie dźwięki.

– Świetnie. Idź prosto do gabinetu – rozkazała Tammy.
Kim wyciągnęła z kieszeni latarkę, włączyła ją i poświeciła. Ku

swojemu zaskoczeniu zobaczyła porozrzucane na podłodze
rozmaite części garderoby, a gdy przyjrzała się im bliżej,
stwierdziła, że to ubranie, które Harry miał na sobie w pracy. Nie
wiedziała, dlaczego, ale spodziewała się, że jest pedantem i
ucieszyła się, że ma też swoje małe ludzkie wady. Stłumiła w
sobie impuls, by schylić się, pozbierać i poskładać rzeczy. Nie
przyszłaś tu sprzątać, upomniała się w myślach.

Przeszła z jednego pokoju do drugiego.
– Jestem w gabinecie – zameldowała. – Zobaczymy, co tu

mamy.

– Pst!
– Dobry wieczór, pani Pressman. Jak noga?
– Ona wróciła. – Starsza pani zignorowała pytanie i palcem

wskazała drzwi mieszkania Harry’ego.

– Nie – jęknął. – Jeszcze tylko tego mi dziś trzeba!
– Właśnie wysiadałam z windy, kiedy dostrzegłam jakąś

postać, chyba kobietę, całą ubraną na czarno, wchodzącą do
pańskiego mieszkania. Zaraz zadzwoniłam do Clarry’ego, ale

background image

powiedział, że nikogo nie wpuszczał. Po tym ostatnim incydencie
dostał od szefa niezłą reprymendę. Obiecał dać mi znać, że pan
wraca, żebym mogła pana uprzedzić.

– Dziękuję. Ale powinna pani oszczędzać nogę.
– Będę uważać. Dobranoc.
– Dobranoc.
Harry ostrożnie zbliżył się do mieszkania i nacisnął klamkę.

Drzwi były zamknięte. Przypomniał sobie, że poprzednim razem
Elaine zostawiła je otwarte. Otworzył zamek kluczem, wszedł do
środka i zawołał:

– Wróciłem! – Zanotował w pamięci, by po wyjściu

nieproszonego gościa zmienić kod alarmu. Zapalił światło. –
Elaine! Nie chowaj się. Wiem, że tu jesteś. – Zajrzał do kuchni. –
Pani Pressman cię widziała...

Przyczajona w gabinecie Kim zmobilizowała całą siłę woli, by

zapanować nad przyspieszonym biciem serca. Kiedy w słuchawce
usłyszała wiadomość od Tammy, że Harry wchodzi do budynku,
zaczęła gorączkowo zacierać ślady swej bytności. Miała nadzieję,
że uda jej się w porę opuścić mieszkanie. Nie zdążyła. Dlaczego
on uważa, że Elaine tu jest? Później się nad tym zastanowi, teraz
trzeba jakoś się stąd wydostać. Podeszła do drzwi i na wszelki
wypadek schowała się za nimi.

– Elaine? Przestań się ze mną bawić w kotka i myszkę. Nie

jestem w nastroju! – wołał Harry.

Kim domyśliła się, że musi być w którymś z pokoi od frontu.

Ostrożnie wyśliznęła się na korytarz. Nieraz była w podobnej
sytuacji i zawsze udawało jej się uciec, ale teraz różnica polegała
na tym, że znała właściciela mieszkania. Lubiła go. Jeśli przyłapie
ją na węszeniu w jego domu, już nigdy nie zaproponuje jej randki.
Harry zbliżał się, po drodze zapalając kolejne światła. Teraz!
Udało jej się zgasić lampę najpierw w kuchni, potem w holu, lecz
w tej samej chwili Harry pojawił się na korytarzu łączącym hol z
resztą mieszkania.

– Dość tego, Elaine – mówił. – Twoje żałosne gierki nie robią

na mnie wrażenia.

background image

Przyklejona do ściany Kim centymetr po centymetrze

przesuwała się ostrożnie w stronę drzwi. Wyciągnęła rękę,
dotknęła klamki. Już miała ją nacisnąć, gdy Harry skoczył na nią i
triumfalnym głosem wykrzyknął:

– Mam cię!

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Kim błyskawicznie obróciła się, wystawiając łokieć, a trafiony

w szczękę Harry puścił ją i zatoczył się do tyłu. Szarpnięciem
otworzyła drzwi, lecz wówczas on rzucił się, by ją zatrzymać.
Barkiem uderzył ją w żołądek i przygniótł do ściany. Jęknęła.
Zaimponowało jej jednak, że dzielnie walczy. Chwyciła go za
włosy i odgięła mu głowę do tylu. Zawył z bólu.

Jego okrzyk ugodził ją w samo serce, lecz głos Tammy w

słuchawce ponaglał, by uciekała, i to szybko. Kim wykonała
kolejny obrót, stopą trafiła Harry’ego w splot słoneczny, a
łokciem w kark.

Harry osunął się bezwładnie na ziemię.
– Uciekaj! – denerwowała się Tammy.
– Znokautowałam go – szepnęła przerażona Kim. Stała, jak

gdyby przykuta do miejsca.

– Uciekaj – powtórzyła Tammy. – Rozkaz!
Kim jeszcze raz spojrzała na ciemny kształt na podłodze, potem

wybiegła, zatrzaskując za sobą drzwi. Na schodach ściągnęła z
głowy czarną trykotową czapeczkę osłaniającą włosy, wepchnęła
ją do kieszeni płaszcza, potem zdjęła płaszcz, zwinęła go i gdy
dopadła samochodu operacyjnego, wrzuciła go do środka. Dopiero
wówczas zsunęła z dłoni rękawiczki.

– Wracam na górę – oświadczyła, wyjęła słuchawkę z ucha i

wręczyła ją Tammy. – Meldowałam, że w mieszkaniu nie udało
mi się znaleźć niczego, co wskazywałoby na udział w zamachu,
ale nie zawadzi jeszcze raz się rozejrzeć.

– Teraz? – Tammy nie kryła zdziwienia.
– Dlaczego nie? Chociaż wracam głównie po to, żeby

sprawdzić, czy nic mu się nie stało.

– A czym wytłumaczysz swoją wizytę?
Kim sięgnęła po firmową torbę z eleganckiego magazynu

leżącą na przednim siedzeniu.

– W ramach rekompensaty za oblanie kawą kupiłam mu

background image

koszulę.

– Sprytne – pochwaliła ją przyjaciółka. – Idź. Sprawdź, w

jakim jest stanie.

– Tylko jeszcze zamieńmy się bluzkami, dobrze? Tammy

zdjęła czerwony sweterek z wycięciem w serek, a Kim wręczyła
jej swój czarny z długimi rękawami.

– Ale weź też słuchawkę – poprosiła Tammy. – Na wszelki

wypadek.

Tym razem Kim weszła frontowymi drzwiami, zameldowała

się w recepcji, a kiedy w mieszkaniu Harry’ego nikt się nie
zgłaszał, Cłarry zostawił na posterunku kolegę i sam pojechał z
nią na górę.

– Doktorze Buchanan? – zawołał, pukając do drzwi.
– Może bierze prysznic? – zasugerowała Kim.
– Doktorze Buchanan? – portier zawołał odrobinę głośniej i

ponownie zapukał. – Nic panu nie jest?

Zza drzwi dały się słyszeć jakieś stłumione dźwięki i Kim

odetchnęła z ulgą. Portier wyciągnął z kieszeni klucz uniwersalny
i otworzył zamek.

– Doktorze Buchanan! – powtórzył, wszedł do środka i zapalił

światło.

Odpowiedział mu jęk bólu.
– Harry! – Kim upuściła torbę z koszulą i podbiegła do niego. –

Co ci się stało?

– Po... potknąłem się – wymamrotał.
– Może wezwać lekarza? – zaoferował się Clarry.
– Nie trzeba. Ja jestem lekarzem – wyjaśniła Kim.
– Wszystkim się zajmę i... dziękuję, że mnie pan wpuścił.

Jestem pewna, że doktor Buchanan – ciągnęła, odprowadzając
Clarry’ego do drzwi – nie chciałby rozgłaszać tego incydentu.
Rozumiemy się, prawda?

– Oczywiście. Dobranoc, doktor Mason.
– Dobranoc. – Chociaż Harry zapewniał ją, że czuje się dobrze,

Kim nalegała, że go zbada. Ujęła jego głowę w obie dłonie i
dokładnie ją obejrzała. Na widok guza nad prawym łukiem

background image

brwiowym i drugiego na karku ogarnęły ją wyrzuty sumienia. –
Naprawdę się potknąłeś?

– Nie – burknął Harry. – Powiedziałem tak, żeby pozbyć się

Clarry’ego. Zostałem zaatakowany.

Kim czuła do siebie wstręt, musiała jednak wziąć się w garść.
– Przyniosę lód i paracetamol – odezwała się łagodnie i poszła

do kuchni. – Czuję się strasznie winna – szepnęła, wiedząc, że
Tammy ją usłyszy.

W jednej z szafek znalazła apteczkę, potem z zamrażalnika

wyjęła dwie torebki z kostkami lodu i owinęła je w ścierki. Ze
szklanką wody, środkami przeciwbólowymi i zimnymi
kompresami wróciła do salonu. Harry posłusznie poddawał się
wszystkim zabiegom. Kiedy już leżał na kanapie z zimnymi
okładami, zapytała:

– Zostałeś napadnięty?
– Tak – odparł. – Czuję się jak ostatnia oferma – dodał.
– Dlaczego?
– Bo nie zdołałem złapać tego drania.
– Dobrze – wtrąciła Tammy. – On sądzi, że atakującym był

mężczyzna.

– Nie obwiniaj się. Drzwi były otwarte, kiedy przyszedłeś?
– Tak.
– Opowiedz mi wszystko – poprosiła.
– Wróciłem z bankietu wcześniej, bo nudziłem się

niemiłosiernie. Szczególnie bez ciebie...

– Aha. Czyli to wszystko moja wina? – zażartowała. O ironio,

pomyślała, nigdy nie byłam bliższa prawdy.

– Oczywiście. Gdybyś zgodziła się pójść ze mną, nie miałbym

ochoty wracać wcześniej.

– Ale wróciłeś i... – ponaglała go.
– Drzwi były zamknięte, alarm wyłączony i przez moment

pomyślałem... – spojrzał na nią niepewnie – że to znów Elaine.

– Elaine?
– Elaine Parkinson, wiesz, dyrektor administracyjna. W

zeszłym roku przez pewien czas byliśmy razem, ale to już

background image

skończone.

– Ona też tak uważa?
– Tak. Wczoraj rano jednak całkiem niespodziewanie się tu

zjawiła i dlatego pomyślałem o niej.

– To wiele wyjaśnia – wtrąciła Tammy. Słysząc tak znienacka

jej głos, Kim omal nie podskoczyła przestraszona.

– Ale to nie była ona.
– Nie.
– Wiesz kto?
– Nie.
– Dlaczego ktoś chciałby się dostać do twojego mieszkania? –

spytała, bacznie go obserwując.

– Nie mam pojęcia – odparł bez zająknienia.
– Zwykły złodziej?
– Złodziej czy nie, ale fachowiec. Drzwi były zamknięte, alarm

wyłączony.

– Przyniosę telefon. Trzeba zawiadomić policję – stwierdziła,

lecz Harry wyciągnął rękę i ją powstrzymał.

– Nie trzeba.
– Jak to? Przecież nie co dzień ktoś włamuje się do twojego

mieszkania i na dodatek napada na ciebie! To poważna sprawa. –
Znowu sprawdzała, jak Harry zareaguje na jej słowa, lecz on tylko
przymknął powieki. – Posłuchaj, naprawdę nie wiesz, dlaczego
ktoś się tu włamał?

Harry odetchnął ze świstem i skrzywił się z bólu. Kim

popatrzyła na niego ze współczuciem.

– Jedyna dziwna rzecz, jaka ostatnio mi się przytrafiła, to... –

zawiesił głos, uniósł powieki i poszukał jej wzroku – to śmierć
Japarlina.

Kim zrobiła wielkie oczy.
– Sądzisz, że napad ma związek z tą śmiercią?
– Bystry facet – pochwaliła Tammy.
– Nie wiem.
– Chcesz, żebym sprawdziła, czy czegoś nie brakuje? – Kim

rozejrzała po pokoju. Patrząc wymownie na porozrzucane ubranie,

background image

zażartowała: – Oprócz kamerdynera, oczywiście.

– No tak, nie należę do pedantów – rzekł z uśmiechem. –

Dziękuję za propozycję, ale skąd mogłabyś wiedzieć, co zniknęło?

– Racja. Chciałam się na coś przydać...
– Już się przydałaś. – Ujął jej dłoń. – I to bardzo. Mógłbym się

szybko przyzwyczaić do twojej troskliwej opieki.

– Doprawdy?
Harry zmarszczył brwi.
– A w ogóle to skąd się tu wzięłaś? Jest bardzo późno. Mam

nadzieję, że przyjechałaś taksówką, a nie kolejką.

Kim rozczuliła jego troska o nią.
– Tammy mnie podrzuciła, wracając do siebie.
– To ona z tobą nie mieszka?
– Nie.
– Czyli mieszkasz sama?
– Tak.
– Jeszcze jedna rzecz, która nas łączy.
– Czyżby zaczynał pan ze mną flirtować, doktorze Buchanan?
– A jeśli?
– Skąd mogę wiedzieć, czy na serio, czy wskutek silnego

uderzenia w głowę?

– Jak sądzisz? – szepnął i pogładził ją po policzku. Siedziała

jak przykuta do miejsca. Jeszcze żaden mężczyzna nie działał na
nią tak paraliżująco. Czuła, że przyciąga ją do niego jakaś dziwna,
tajemnicza siła, jak gdyby złapał ją na lasso. Harry wprawiał ją w
takie podniecenie, że wątpiła, czy kiedykolwiek ochłonie.

– Przy... przyniosłam ci koszulę – wybąkała i ruchem głowy

wskazała firmową torbę. – Miałam wyrzuty sumienia, że oblałam
cię kawą.

– To miło z twojej strony.
Kim jak zahipnotyzowana śledziła ruchy jego warg, nie słysząc

słów, jakie wypowiadał.

– Uhm?
– Kimberlie? Muszę cię pocałować.
Serce zabiło jej szybciej. Zrozumiała, że ona też musi go

background image

pocałować. Harry objął ją, lecz gdy przywarła do jego piersi, aż
syknął z bólu.

– Przepraszam, że cię poturbowałam – szepnęła. Nawet nie

zwrócił uwagi na jej wyznanie. Ujął jej twarz w dłonie i zamknął
jej usta pocałunkiem. Potem przesunął się, robiąc dla niej miejsce
obok siebie.

– Pozwól się przytulić...
Po chwili usłyszała równomierny oddech. Wyśliznęła się z jego

ramion.

– Zrobię herbatę – szepnęła mu do ucha. Harry mruknął coś

niewyraźnie w odpowiedzi. W kuchni napełniła czajnik wodą i
włączyła go.

Zajrzała do salonu, sprawdziła, że Harry, pogrążony we śnie,

spokojnie leży na kanapie, i weszła do gabinetu.

– Zasnął – powiedziała do Tammy.
– Nareszcie! Dobrze się bawiłaś? Kim jęknęła.
– Szczęście, że to ty mnie ubezpieczasz, a nie ktoś inny.

Spaliłabym się ze wstydu.

– Dobrze całuje?
– Cudownie.
– Opowiesz mi później, a teraz do roboty. Jesteś w gabinecie?
– Tak, ale mówiłam ci już, że tu czysto.
– Sprawdź sypialnię.
– Dobry pomysł – rzuciła Kim i wyszła na korytarz. Przed

drzwiami sypialni zawahała się jednak. – Nie mogę tam wejść. Co
będzie, jak się obudzi i mnie tam zastanie?

– Rzucisz się na łóżko i powiesz, że nie mogłaś się doczekać,

kiedy wreszcie przyjdzie.

– Tammy!
– Pospiesz się. Nie będziemy się martwić na zapas. W razie

czego coś wymyślimy.

Prawie całą sypialnię zajmowało ogromne łoże. Nie było

posłane, jedna z poduszek zsunęła się na podłogę. Na stoliku
nocnym piętrzył się stos książek. Kim wzięła każdą do ręki,
odwróciła grzbietem do góry, potrząsnęła. Nic. Potem zajrzała do

background image

szufladki i pod materac.

– Na razie zero – zakomunikowała. – Idę sprawdzić, co robi.
Harry wciąż leżał na kanapie pogrążony we śnie, więc wróciła

do sypialni. Przejrzenie szafy na ubrania nie zajęło jej dużo czasu,
za to kiedy otworzyła szufladę z bielizną, musiała zmobilizować
całą siłę woli, żeby trzymać wyobraźnię na wodzy.

– Znalazłaś coś? – dopytywała się Tammy.
– Dowiedziałam się tylko, że lubi bokserki. Tammy

zachichotała.

– Coś jeszcze?
– Nic. Chyba naprawdę jest czysty.
– A łazienka, kuchnia, schowek?
– Cierpliwości. Zaraz tam dotrę. – Weszła do łazienki. – Na

ścianie wiszą aż dwie szafki z lustrami.

– Ciepło, ciepło...
Kim podeszła do pierwszej z nich, były w niej przybory

toaletowe. Otworzyła drugą.

– Bingo!
– Sejf?
– Tak.
– Dasz radę otworzyć?
– Zamek cyfrowy.
– Sprytne. Użyj deszyfratora.
– Jest w kieszeni płaszcza.
– Nie rozumiem.
– Płaszcz został w samochodzie.
– Bardzo śmieszne.
Kim zamknęła sejf i starannie wytarła ślady palców z lustra.

Potem w desperacji uderzyła pięścią w brzeg umywalki.

– Coś nie tak? – usłyszała za plecami. Obróciła się gwałtownie.

Śledził ją?

– Harry! Przestraszyłeś mnie! Dlaczego wstałeś? – Podeszła do

niego i dotknęła guza na czole. Zaczął już nabierać sinej barwy. –
Powinieneś leżeć.

Już dawno odkryła, że w takich sytuacjach najlepszą obroną

background image

jest odwrócenie uwagi pytającego. Zaprowadziła Harry’ego do
salonu, posadziła na kanapie, sprawdziła reakcję źrenic na światło,
zmierzyła ciśnienie, a kiedy otworzył usta, by coś powiedzieć,
zręcznym ruchem wsunęła mu termometr między zęby.
Skończywszy, zapakowała wszystko do apteczki, zabrała
kompresy z torebkami lodu i zaniosła je do kuchni.

– Mogę coś powiedzieć? Znowu nie słyszała jego kroków!
– Nosisz jakieś cichochody, czy co? Przestań mnie tak

zaskakiwać!

– Dlaczego jesteś dziś taka nerwowa? Zmusiła się do uśmiechu.
– Zawsze jestem nerwowa, nie tylko dziś – odparła i sięgnęła

po czajnik. – Napijesz się herbaty? Zaparzyłabym już wcześniej,
ale tak smacznie spałeś, że nie miałam sumienia cię budzić.

– Rozumiem. – Harry usadowił się na wysokim stołku przy

barze i obserwował, jak gość nalewa herbatę. – Bez cukru, za to z
odrobiną mleka – rzucił.

– Dokładnie odwrotnie niż kawa – zauważyła, – Masz dobrą

pamięć. – Jego spojrzenie stało się teraz czujne. – Dziękuję, że tak
się o mnie troszczysz.

– Cała przyjemność po mojej stronie.
– Byłabyś świetną pielęgniarką.
– Mam nadzieję, że zasłużę na podobną ocenę jako lekarka.
– Pracowałaś kiedyś jako pielęgniarka?
– Nie. Zawsze chciałam być lekarzem.
– Nie obraź się, ale intryguje mnie twój wiek. Stażyści

zazwyczaj są znacznie młodsi.

Kim wzruszyła ramionami.
– W życiu różnie bywa.
– Masz rodzeństwo? Twoi rodzice żyją?
– Nie i tak – odpowiedziała na oba pytania. – A ty?
– Mam dwie siostry. Lidia jest nauczycielką. Razem z mężem

przepracowali kilka lat w Rwandzie.

– Podziwiam takich ludzi.
– Druga siostra, Zoe, mieszka w Melbourne i kończy

medycynę.

background image

– Obie są młodsze od ciebie?
– Znacznie.
– A rodzice?
– Są już na emeryturze i cieszą się życiem. Ostatnio wybierali

się w rejs na pokładzie „Queen Elizabeth II”.

– Wspaniale! – Kim wzięła łyk herbaty i westchnęła. – Szkoda,

że moich rodziców nie stać na nic podobnego. Prowadzą spokojne
życie w gronie rodziny i przyjaciół i martwią się o mnie.

– Martwienie się o dzieci to przywilej rodziców.
– Wiem.
– Mieszkają w pobliżu? Często się z nimi widujesz?
Kim wahała się, co powiedzieć. Nie lubiła ujawniać

szczegółów prywatnego życia. Z natury była podejrzliwa, a jeśli
Harry jest wplątany w sprawę Japarlina, w grę wchodzi
bezpieczeństwo najbliższych.

– Niezbyt daleko i odwiedzam ich tak często, jak mogę.
– Jesteś nieufna – zauważył, obserwując ją bacznie.
– To źle? – odparła.
Pociągnęła duży łyk herbaty, połykając przy tym haust

powietrza. Oczywiście natychmiast zaniosła się kaszlem. Harry
zerwał się i poklepał ją po plecach.

– Dobre posunięcie – mruknęła Tammy. Ingerencja przyjaciółki

przypomniała Kim, że powinna się zbierać. Wylała resztę herbaty
do zlewu.

– Lepiej żebym już więcej nie piła. – Kiedy się odwróciła,

spostrzegła, że Harry stał tuż za nią. Natychmiast poczuła
podniecenie. – Harry... to, co zdarzyło się między nami
wcześniej...

– Nic nie mów. – Położył jej dwa palce na wargach. – Miałem

złe doświadczenia z kobietami, kilkakrotnie się sparzyłem i
przysiągłem sobie, że już nigdy nie umówię się z żadną koleżanką
ze szpitala, ale pojawiłaś się ty i nie wiem, czy nie złamię
postanowienia. Bardzo chciałbym jeszcze się z tobą zobaczyć.

– Zobaczymy się. W pracy.
– Nie udawaj, że nie wiesz, co mam na myśli. Kim ukryła twarz

background image

w dłoniach.

– Nie, Harry. Nie – potrząsnęła głową, opuściła ręce i spojrzała

na niego błagalnie. – Nie rób tego, proszę.

– Czego mam nie robić? – Chwycił ją za ramiona. – Powiedz.

O co chodzi?

– Nie mogę się angażować. Po prostu nie mogę.
– Dlaczego? Czy jest w twoim życiu jakiś mężczyzna?
– Nie – wyrwało jej się, zanim zdążyła wymyślić jakieś

kłamstwo. Chwyciła się więc ostatniej deski ratunku. – Muszę się
skoncentrować na pracy. – To przynajmniej jest prawdą. – Zbyt
wiele wysiłku włożyłam w to, żeby dojść do etapu, na którym
teraz jestem, a przede mną jeszcze daleka droga. Przez następne
cztery, pięć lat, dopóki nie zrobię specjalizacji, nie mogę sobie
pozwolić ani na stały związek, ani nawet na randki. Z pewnością
zdajesz sobie z tego sprawę.

Harry przytaknął ruchem głowy, lecz nie zdjął dłoni z jej

ramion. Ciepło płynące z jego rąk ją przenikało.

– Czy przynajmniej możemy wspólnie dociekać prawdy o

śmierci Japarlina?

– Pewnie, chociaż i to odbywać się będzie kosztem nauki.
– Jeśli nasze dochodzenie zajmie ci za dużo czasu, zawsze

możesz się wycofać. A na razie będzie dobrym pretekstem do
spotkań. Platonicznych – dorzucił, przysunął się bliżej i szepnął: –
Prawie...

Pochylił się i dotknął jej warg. To było silniejsze od niej.

Zarzuciła mu ręce na szyję i oddała pocałunek. Tym razem
całowali się mocno, namiętnie, żarliwie. Czuła, jak ogarniają
pożądanie. Harry całował teraz jej szyję, jego usta zbliżały się do
jej ucha. Do prawego ucha!

W panice chwyciła go za włosy i odgięła mu głowę do tyłu.

Grymas bólu wykrzywił mu twarz.

– Przepraszam, nie chciałam – zapewniała go. Wywinęła się z

jego objęć. – Przykro mi, Harry, ale naprawdę nie mogę... –
rzuciła i wybiegła z mieszkania.

Nie pobiegł za nią. Dotknął głowy. Ciekawe, pomyślał, że Kim

background image

i tajemniczy napastnik zastosowali ten sam chwyt. Wrócił myślą
do chwili, gdy rzucił intruza na ścianę i przycisnął go barkiem. To
nie było ciało mężczyzny, uświadomił sobie nagle. Na studiach
grał w drużynie rugby i wiedział, jak wyglądają zapasy z facetem.
To była kobieta! A potem zjawiła się Kimberlie...

Co o niej wiem?
Jest starsza niż zazwyczaj stażyści i nie chce zdradzić,

dlaczego. Jej zachowanie w sali operacyjnej wskazuje, że ma
większe doświadczenie, niż się przyznaje.

Nie chciała powiedzieć niczego o swojej rodzinie. Uderzyła

pięścią w umywalkę, jak gdyby ze złości, że co? Że mnie
pocałowała?

Harry poszedł do łazienki, otworzył sejf. Czy go znalazła? Czy

doszła do wniosku, że mam coś do ukrycia?

Szybko wprowadził kod i sprawdził zawartość schowka.

Wszystko leżało na swoim miejscu: dokumenty dotyczące pracy,
testament, lista podejrzanych o udział w zamachu na Japarlina.
Jego wzrok padł na nazwisko Kimberlie Mason. Czy rzeczywiście
maczała w tym palce? Czy usiłuje go omamić czarem i urodą?
Czy sam nie pcha się w zastawione przez nią sidła?

Pytań było więcej niż odpowiedzi. Intuicja podpowiadała mu,

że kluczem do rozwiązania zagadki jest Kimberlie Mason.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Nie wiedziała, czy w niedzielę Harry był w szpitalu, czy nie.

Mieli takie urwanie głowy, że dopiero około trzeciej mogła
wyrwać się na lunch.

W bufecie przysiadł się do niej Jerry.
– Ale młyn – westchnął znad filiżanki kawy.
– Uhm.
– Dobrze się spisałaś – pochwalił ją, mając na myśli

zakończoną przed chwilą operację, w której asystowała.

– Dziękuję.
– Moim zdaniem nie powinnaś mieć kłopotów z dostaniem się

na specjalizację. Słyszałem, że szef też jest pod wrażeniem twoich
umiejętności i jeśli uzyskasz jego rekomendację, droga przed tobą
otwarta.

Kim uśmiechnęła się, wzruszyła ramionami i ugryzła kęs

kanapki z sałatką jarzynową.

– Nie chwalmy dnia przed zachodem słońca – odparła

wymijająco. – A ty długo musiałeś czekać, zanim cię przyjęli? –
spytała, chociaż wszystko o Jerrym wiedziała.

– Mnie się poszczęściło. Pochodzę z lekarskiej rodziny i odkąd

skończyłem piętnaście lat, marzyłem o chirurgii.

– Jesteś wyjątkiem. Większość nastolatków, kończąc szkołę,

nie wie, co chce robić dalej. Zresztą, czy można im się dziwić?

Jeny pokiwał głową i spytał:
– Jak było z tobą?
– Zawsze chciałam studiować medycynę.
– Co się właściwie stało, że dopiero teraz starasz się o przyjęcie

na specjalizację?

– No wiesz, różnie się w życiu układa... – zaczęła i,

przybierając żartobliwy ton, dodała: – W końcu nie jestem aż taka
stara.

– Najważniejsze, że dopięłaś celu. Gratuluję.
– Dziękuję.

background image

Kilka godzin później Tammy podjechała pod szpital i zabrała

przyjaciółkę do domu.

– Co z doktorem Mayberrym? – spytała, kiedy po raz kolejny

przeglądały teczki.

– Wydaje mi się, że jest w porządku. Nie ma związków

rodzinnych z Tarparnią, nigdy tam nie był, a podczas operacji stał
tuż przy mnie. Poza tym kiedyś poznałam jego szwagra, nawet
zaprosili mnie z żoną na kolację. To mili, uczciwi ludzie. –
Potrząsnęła głową.

– Gdyby się okazało, że Jerry maczał w tym palce, byłabym

bardzo zdziwiona.

– Aż tak jesteś go pewna?
– Aha. Chociaż oczywiście będę go miała na oku.
– Tylko nie przesadź, bo Harry zrobi się zazdrosny.
– Och, daj spokój.
– Nie obawiasz się, że Jerry mógłby wspomnieć o tobie w

rozmowie z siostrą?

– Nie pomyślałam o tym. – Kim zmarszczyła brwi.
– Ech! Nie będę się martwić na zapas.
– Dobrze. Co z tym instrumentariuszem, Ni Kartu?
– Może jutro uda mi się go złapać. Po dyżurze spróbuję

wyciągnąć go na kawę. Ma opinię podrywacza, więc powinien się
zgodzić.

– Najlepiej umów się z nim w jakieś kawiarni. Zawiadom mnie,

gdzie będziecie, żebym miała czas się przygotować.

– Dobrze.
– Kto następny? – Tammy przerzucała teczki. – John McPhee,

anestezjolog.

– Nieprzystępny. Jako stażystka nie mam wiele okazji do

kontaktów ze szpitalną elitą. Muszę coś wymyślić.

– No tak. Szkoda, że nie poszłaś na ten bankiet.
– Może, ale za to miałam okazję rozejrzeć się w mieszkaniu

Harry’ego.

– Został ci jeszcze sejf.

background image

– Wiem. Pomyślałam, że wpadnę do niego pod pretekstem...

no, że niby chciałam się dowiedzieć, jak się czuje po...

– Po wczorajszym pobiciu? Kim przymknęła powieki.
– Mam takie wyrzuty sumienia – wyznała.
– To się ich pozbądź – poradziła przyjaciółka. – Stało się.

Zresztą doktor Buchanan wciąż figuruje na liście podejrzanych.

– Tylko że ja się z nim całowałam!
– Właśnie. Obiecałaś opowiedzieć mi wszystko z detalami.
– Niczego nie będę opowiadać!
Na szczęście dzwonek telefonu wybawił ją z kłopotliwej

sytuacji.

– Doktor Mason. Słucham... Harry!
– Nie przeszkadzam?
– Ależ skąd.
– Masz chwilkę? Dasz się wyciągnąć na kawę? Pół godziny,

nie dłużej, obiecuję.

Kim spojrzała na zegarek. Wpół do dziewiątej. Dobrze, mogę

się z nim umówić, pomyślała.

– Pół godziny? Zgoda. Masz mi coś szczególnego do

powiedzenia?

– Nie przez telefon – odparł.
Z głosu Harry’ego znikła uwodzicielska nuta, toteż Kim

natychmiast się domyśliła, że sprawa musi dotyczyć tajemniczej
śmierci Japarlina.

– Gdzie się spotkamy?
– Niedaleko szpitala jest mała kawiarnia. Możemy się spotkać

tam, albo jeśli wolisz, przyjadę po ciebie i pojedziemy gdzie
indziej.

– Nie, nie. Tamara mnie podrzuci.
– Za kwadrans wystarczy?
– Tak.
– Zadzwonię, żeby przysłali samochód operacyjny – rzuciła

Tammy, kiedy Kim skończyła rozmawiać.

– Nie zdążą. Wezmę dyktafon.
– Jesteś pewna?

background image

– Oczywiście.
– Na wszelki wypadek będę krążyć w pobliżu.
Na widok Kim, Harry wstał i odsunął dla niej krzesło.
– Pięknie wyglądasz.
– Dziękuję.
– Ładne kolczyki.
Kim dotknęła małych diamencików w uszach.
– Prezent od rodziców.
– Moja matka nigdy nie daje mi prezentów, którymi mógłbym

się pochwalić przed szerszą publicznością.

Kim uniosła brwi.
– Jak już zacząłeś, to musisz dokończyć.
– Daje mi bieliznę. Na każde urodziny, odkąd pamiętam.

Twierdzi, że to przywilej matki.

Kim przypomniały się bokserki w kiczowate wzroki w

szufladzie jego komody i zachichotała w duchu.

– Pewnie wybiera bardzo elegancką i dystyngowaną.
– Wręcz przeciwnie. Jest wielbicielką komiksów. Kim oparła

łokcie na blacie stołu, pochyliła się do przodu i
konfidencjonalnym szeptem spytała:

– Jakie masz teraz na sobie? – Harry skrzywił się. – Sam

zacząłeś. No powiedz, jakie?

– W uśmiechnięte buziaczki. Takie „Keep smiling!”.
– „Keep smiling!” Ho, ho. Kto by pomyślał, że sławny doktor

Buchanan pod eleganckim garniturem ma bokserki w śmieszne
wzorki.

– Uprzedzam, że jeśli w szpitalu zaczną się na ten temat plotki,

będę wiedział, kto je rozpuszcza.

– Nie zapominaj o Elaine.
– Zazdrosna?
– Gdyby łączyło nas coś więcej, a nie tylko śledztwo w sprawie

tajemniczej śmierci zagranicznego polityka, może byłabym
zazdrosna. Chociaż Elaine Parkinson nie wydaje mi się kobietą w
twoim typie.

– Bo nie jest.

background image

– To dobrze. – Kelner podał im kawę, a kiedy odszedł, Kim

spytała: – O czym chciałeś ze mną rozmawiać?

Harry wypił kilka łyków, dosypał trochę cukru do filiżanki i

dopiero po chwili odpowiedział:

– Kilka godzin temu przybyła delegacja Tarparnii. Kim kiwnęła

głową. Nie było to dla niej nic nowego.

– Znam jednego z członków – ciągnął Harry, nie patrząc na nią.

Wydawał się całkowicie pochłonięty mieszaniem kawy. –
Zdradził mi, że dotarły do nich informacje o przygotowywanym
zamachu na Japarlina tu, w Australii, podczas planowanej
operacji.

Kim zrobiła wielkie oczy.
– Mają dowody?
– O dowodach nie wspomniał.
– A więc to było morderstwo.
– Rząd Tarparnii uważa śmierć ministra za mocno podejrzaną.

Sekcję zwłok wyznaczono na jutro rano, ale wyniki zostaną
podane do publicznej wiadomości, dopiero kiedy Tarparńczycy
wypowiedzą się na ten temat.

– Jeśli coś znajdą, jakieś niezbite dowody, to czy twoim

zdaniem ogłoszą, że to było morderstwo, czy będą się trzymać
wersji o śmierci z przyczyn naturalnych?

– Nie wiem.
– Czy w sekcji zwłok weźmie udział ktoś z naszej strony?
Kim doskonale znała odpowiedź, lecz chciała sprawdzić, jak

dobrze poinformowany jest znajomy Harry’ego.

– Owszem, lecz Tarpareńczycy stawiają warunek, że sekcji

dokona ich lekarz, zresztą właśnie ten mój kolega. Jest cenionym
specjalistą w dziedzinie medycyny sądowej.

– Ufasz mu?
– Tak. To porządny człowiek. Wielokrotnie

współpracowaliśmy podczas moich wizyt w Talrparnii. Zawsze
społecznie robił badania histopatologiczne.

– Mamy przynajmniej gwarancję, że sekcja będzie

przeprowadzona uczciwie.

background image

– To prawda, ale teraz zaczynam bać się o niego. A jeśli

znajdzie dowody zabójstwa? Jaki to będzie miało wpływ na
stosunki między naszymi państwami?

– Sądzisz, że któraś ze stron będzie chciała zatuszować sprawę?
– Nie wiem. Mój znajomy twierdzi, że niektórzy z urzędników

biorących udział w delegacji chcieliby widzieć Japarłina
martwym.

– No, no...
– Właśnie.
– Możemy coś zrobić?
– Mie mojego znajomego na oku.
– Jak to sobie wyobrażasz? Żadne z nas nie jest ekspertem w

dziedzinie medycyny sądowej. Nie pozwolą nam nawet zbliżyć się
do kostnicy.

– Ponieważ to ja operowałem ministra, mój znajomy poprosi,

żebym był obecny w charakterze obserwatora.

– Czyli jutro nie będzie cię na oddziale?
– Nie, ale jestem pewien, że Jeny i doktor Edington znakomicie

poradzą sobie beze mnie.

– Oczywiście. Zawiadomisz mnie przez pager, kiedy

skończycie, dobrze? – Kim dotknęła jego dłoni i dodała: – Proszę.

W jej oczach Harry dostrzegł autentyczną troskę. Zaskoczyło

go to, a nawet wzruszyło. Dawno nie spotkał kobiety takiej jak
Kimberlie. Czasami wydaje się szczerze o niego zaniepokojona, a
czasem robi coś, co stawia pod znakiem zapytania jej szlachetne
intencje.

– Postaram się – obiecał.
– Dzięki. To dla mnie bardzo ważne. Czy będziesz miał wgląd

w analizy?

– Nie wydaje mi się. Sądzę, że Tarpareńczycy położą na nich

rękę.

– Będą musieli to sobie wywalczyć z naszym rządem... –

wyrwało jej się, lecz natychmiast się zreflektowała i dodała: – Tak
mi się wydaje. – Dopiła kawę, spojrzała na zegarek. – Miło mi się
tu z tobą siedzi, ale...

background image

– Wiem. Musisz wracać do nauki. – Skinął na kelnera i

zaproponował: – Odwiozę cię.

– Będzie mi miło.
Wstając od stolika, Kim wyłączyła dyktafon, który przez cały

czas miała w torebce. Kiedy doszli do sportowego
ciemnozielonego jaguara Harry’ego ze skórzanymi fotelami,
wyznała:

– Podoba mi się twoje auto. Od dawna je masz?
– Kupiłem je, kiedy zostałem konsultantem.
– Ja też coś sobie sprezentuję, ale na pewno nie samochód.
– Nie masz prawa jazdy?
– Mam, ale wolę nie siadać za kierownicą.
– Dlaczego?
– Bo za bardzo lubię szybką jazdę, więc gdybym miała

sportowy wóz, to nie wiem, czym by się to skończyło. Za to
wyżywam się na torze.

– Brzmi to groźnie.
Kim wzruszyła ramionami.
– Przynajmniej znam swoje wady.
– Wszystko przygotowane? – spytała Tamarę następnego dnia

rano. Siedziała w maleńkim pokoiku za biurkiem zarzuconym
kartami pacjentów, które dostała do przejrzenia. Za dwie minuty
miała się stawić u Harry’ego na porannej odprawie.

– Tak. Ivan zainstalował miniaturową kamerę nad stołem

prosektoryjnym, więc wszystko zobaczymy i usłyszymy.

– Znakomicie. Spotkamy się wieczorem? U mnie?
– Świetnie. Przynieść chińszczyznę na kolację?
– Uhm. Zawiadom mnie przez pager, jeśli czegoś jeszcze

będziesz potrzebowała.

– Dobrze. Do zobaczenia.
Po skończonym obchodzie Harry zwrócił się do Kim:
– Przed rozpoczęciem dyżuru proszę na słowo do mojego

gabinetu, doktor Mason.

Gdy weszła, sprawiał wrażenie bardzo zdenerwowanego.
– Coś się stało? Chodzi o sekcję?

background image

– Nie – odparł. – Chodzi o ciebie. Nie mogę spać, nie mogę

myśleć! – wybuchnął. – Doprowadzasz mnie do szaleństwa.
Podobam ci się? Powiedz...

– Słucham?!
– Przepraszam, że pytam tak obcesowo, ale muszę wiedzieć!
– Posłuchaj, Harry... – zaczęła łagodnym tonem. Musi mu

powiedzieć, że wszelka zażyłość między nimi jest wykluczona.
Znalazła się tu, bo powierzono jej misję, której szczegółów nie
wolno jej zdradzić. Okłamuje go, chociaż wie, że on nienawidzi
kłamstwa. Jej praca związana jest z podróżami po całym świecie,
a jego życie jest tu, w Sydney. Nie, nie może się przyznać, że
Harry się jej podoba, że ją pociąga. To nie byłoby fair ani wobec
niego, ani wobec niej samej.

– Tak?
– Chcesz wiedzieć, czy mi się podobasz? – powtórzyła pytanie.

– Oczywiście, że tak, ale ja nie...

Nie pozwolił jej dokończyć. W okamgnieniu znalazł się tuż

przy niej i pocałował ją – władczo i namiętnie, dokładnie tak, jak
pragnęła. Świat wokół niej zawirował. Poczuła się lekka,
bezwolna, marzyła, żeby ta chwila trwała wiecznie. Dźwięk
interkomu sprowadził ją na ziemię. Drgnęła, lecz Harry nie
spieszył się. Powoli oderwał od niej wargi, podprowadził ją do
krzesła, pomógł jej usiąść i dopiero wtedy podniósł słuchawkę.

– Doktor Buchanan.
– Czekają na pana w kostnicy – zawiadomiła sekretarka.
– Dziękuję. – Odłożył słuchawkę i zwrócił się do Kim. – Muszę

iść.

– Uważaj na siebie.
– Obiecuję.
– I zawiadom mnie, jak będzie po wszystkim.
– Oczywiście.
Kiedy zabrzęczał pager, Kim sprawdziła numer i ku swojemu

zdziwieniu zobaczyła, że nadawcą wiadomości nie jest Harry, lecz
Tammy. Pobiegła do podziemia, gdzie odkryła automat
telefoniczny, z którego można było dyskretnie rozmawiać, i

background image

szybko zadzwoniła.

– Mamy problem – wyznała przyjaciółka.
– O co chodzi? Coś z Harrym? – zaniepokoiła się Kim.
– Tak. Ukradł próbkę tkanki wątroby Japarlina.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

– Musisz się dowiedzieć, dlaczego to zrobił – mówiła Tammy.

– Kamera wychwyciła, jak ten jego koleżka, który przeprowadzał
sekcję, podaje mu preparat. Nikt jakoś niczego nie zauważył, ale
możesz mi wierzyć, nie dwa, ale trzy razy obejrzałam taśmę.
Widać jak na dłoni! Niezły numer z tego twojego Harry’ego.

– Podejrzewam, że będzie się starał jak najszybciej oddać

preparat do analizy. Dobrze by było sprawdzić laboratoria i
skopiować wyniki.

– Uważasz, że nie skorzysta z laboratorium w szpitalu? Może

mieć tam kogoś zaufanego...

– Sprawdzę.
– Nie. Niech Ivan się tym zajmie. Ty musisz zbadać sejf. A

wracając do tematu, po co mu taka analiza?

– Pewnie sądzi, że to coś wyjaśni.
– W jakim kierunku szłoby twoje rozumowanie?
– Po pierwsze chciałabym wiedzieć, czy do kroplówki nie

dodano żadnej substancji, która nie powinna się tam znaleźć.
Badanie wątroby to wykaże.

– Może też chcieć zatrzeć ślady.
Kim przymknęła oczy i potrząsnęła głową.
– Nie. Nie sądzę. Harry nie miał nic wspólnego z tą śmiercią.

On chce się dowiedzieć, co ją spowodowało.

– Intuicja ci to podpowiada?
– Tak.
– Nie hormony?
– Nie!
– Nie irytuj się tak. Zadałam tylko zwyczajne pytanie. Dla

twojej informacji dodam, że zgadzam się z tobą. Moss jest
zadowolony z tego, co „do tej pory dostarczyłaś i on też przychyla
się do twierdzenia, że Harry jest czysty. Musimy jeszcze tylko
sprawdzić jego sejf.

– Dziś wieczorem się tym zajmę, ale ja i bez tego mam taką

background image

pewność.

– Moss chce, żeby wszystko było zrobione jak należy.
Słowa Tammy zastanowiły Kim.
– Dlaczego Moss tak się nim interesuje?
– Powiedzmy, że facet zrobił na nim duże wrażenie.
– Nie!
– Co nie?
– Pamiętasz, jak było ze mną? Powiedziałaś, że zrobiłam na

nim duże wrażenie i zanim się zorientowałam, już dla niego
pracowałam. Nie chcę, żeby Harry został wciągnięty w takie
życie.

– Rozumiem, co czujesz, ale to nie twoja sprawa.
– To niech Moss go do siebie wezwie i spyta wprost, dlaczego

ukradł tkanki – napadła na nią Kim.

– Uspokój się. Na razie każę go śledzić, żeby się dowiedzieć,

do którego laboratorium się zwróci.

Kim westchnęła. Wiedziała, że Tammy ma rację.
– Pogadam z nim. Może sam mi wszystko powie?
– Moss czeka na raport do końca dnia. – Kim milczała. – Jesteś

tam? Kim?

– Uhm.
– Spójrz na to od innej strony. Jeśli Moss chce zwerbować

Harry’ego... nie, wcale nie twierdzę, że tak jest – wtrąciła szybko
– to znaczy, że uważa go za niewinnego.

– Chyba tak. Wiecie, co było w odpadach? Do tej pory wyniki

powinny już być.

– Moss już je nawet dostał. Za godzinę się z nim zobaczę,

wtedy dowiem się czegoś konkretnego.

Przerwał im sygnał pagera Kim. Miała nadzieję, że to nareszcie

Harry się odezwał, lecz wyświetlił się nie jego numer.

– Muszę pędzić. Wzywają mnie na salę operacyjną.
– Harry ma teraz dyżur?
– Powinien, ale jak będzie, nie wiem. Zazwyczaj Jerry go

zastępuje, ale mam nadzieję, że kiedyś się zjawi.

– Jeśli ci się uda...

background image

– Oczywiście. Spróbuję wysondować, dlaczego to zrobił. No,

porozmawiamy później. – Kim odwiesiła słuchawkę i pobiegła na
blok operacyjny. – Więc kogo dzisiaj mamy? – zagadnęła
Jerry’ego.

– Nie wiesz? Przecież sama układałaś listę pacjentów.
Zgadza się, przypomniała sobie. Dwa pęcherzyki żółciowe,

dwa wyrostki robaczkowe, jedna przepuklina i dwie operacje
wycięcia nasieniowodu.

Harry dołączył do nich, akurat kiedy myli się do usunięcia

przepukliny.

– Jak leci? – zwrócił się do Jerry’ego.
– W porządku, prawda, Kim?
– W absolutnym – potwierdziła.
Powie jej o tej skradzionej próbce czy nie? Miała ochotę

zaciągnąć go w jakiś kąt, przywiązać do krzesła, oślepić
reflektorem, wydobyć z niego prawdę, a potem całować aż do
utraty tchu. Przymknęła powieki, by się uspokoić. Tak, w ciągu
ostatnich kilku dni Harry stał się kimś bardzo dla niej ważnym.

– Kimberlie? Dobrze się czujesz? – Jego głos sprowadził ją na

ziemię.

Gwałtownie otworzyła oczy. Wyprostowała się, zmusiła do

uśmiechu.

– Oczywiście. Jak sekcja? – zapytała cicho. Harry zwlekał z

odpowiedzią, lecz cały czas patrzył jej prosto w oczy.

– Masz dziś wolny wieczór? Zjemy razem kolację? Tym razem

uśmiech, który pojawił się na jej twarzy, nie był udawany.

– Dobrze.
Świetnie. Cudownie. Od razu humor jej się poprawił. Harry

opowie jej, co zaszło podczas sekcji.

– Długo jeszcze będziecie tak stali i robili do siebie słodkie

oczy? – zirytował się Jeny. Harry zgromił swego podwładnego
wzrokiem, lecz on tylko wzruszył ramionami. – Wolałbyś, żeby
instrumentariuszka cię zobaczyła albo podsłuchała, jak zapraszasz
stażystki na kolację?

– Dziękuję za troskę.

background image

Harry nalegał, by drugą operację usunięcia nasieniowodu Kim

przeprowadziła samodzielnie i chociaż nie było to dla niej nic
nowego, świadomość, że Harry z uwagą śledzi każdy jej ruch,
trochę jej przeszkadzała.

Kiedy skończyli, Jerry pierwszy pobiegł do przebieralni i na

chwilę zostali sami.

– Przyjadę po ciebie o siódmej, dobrze?
– Tak wcześnie?
– Tak, żebyś potem mogła się jeszcze pouczyć.
– Aha. Pamięta pan o wszystkim, doktorze – odparła. – Będę

gotowa. – Stali wpatrzeni w siebie jak zahipnotyzowani. W końcu
Kim nadludzkim wysiłkiem zmusiła się do zrobienia pierwszego
kroku. – Do zobaczenia – rzuciła, odwróciła się i odeszła.

W szatni puściła zimny prysznic, by ostudzić rozbudzone

zmysły. To nie fair, myślała. Kiedy spotkałam faceta, który
naprawdę mi się podoba, z którym świetnie się rozumiem, jest dla
mnie nieosiągalny.

Zakręciła kran, wytarła się, ubrała i jak najszybciej opuściła

blok operacyjny. Zajrzała jeszcze do kilku pacjentów, by
sprawdzić ich stan, i przed szóstą wyszła ze szpitala. Gdy znalazła
się na zewnątrz, włączyła telefon komórkowy. W poczcie
głosowej miała dwie wiadomości, obie od Tamary. Pierwsza
brzmiała: „Zadzwoń, jak tylko będziesz mogła. Spotkanie u Mossa
bardzo interesujące. „ Druga: „Będę u ciebie koło siódmej. Mam
coś. Cześć. „

Szkoda, że jeszcze nikt nie wynalazł sposobu, jak być w dwóch

miejscach naraz. Kim usiadła na ławce, westchnęła i zaczęła
wystukiwać numer przyjaciółki. Nagle tuż nad głową usłyszała:

– Ciężki dzień?
Ze zdziwieniem zobaczyła, że przysiada się do niej Ni Kartu,

instrumentariusz asystujących przy operacji Japarlina.

– Jak każdy – odparła i schowała telefon. – Co u ciebie? –

zagadnęła.

– Nic szczególnego.
Bez oporów wykorzystała nadarzającą się okazję.

background image

– Wiesz, kawa postawiłaby mnie na nogi – rzuciła. Ni uniósł

brwi, zdumiony jej bezpośredniością.

– Mnie też. To może razem poszukamy jakiegoś baru?
– Świetnie – podchwyciła.
Wiedziała, że nie ma czasu do stracenia. Musi wyciągnąć z Ni,

co się tylko da, potem wymienić uwagi z Tammy i jeszcze zdążyć
przyszykować się na randkę z Harrym.

Harry zatrzymał się przed samochodem, sięgnął do kieszeni po

kluczyki i podniósł głowę akurat w chwili, kiedy Kim z Ni
opuszczali teren szpitala. Zacisnął zęby. To po prostu zbieg
okoliczności, tłumaczył sobie. Przy przejściu dla pieszych pewno
każde pójdzie w swoją stronę. Jednak nie, dalej też szli razem.
Mocniej zacisnął palce na rączce teczki. Co prawda Kim
przyznała, że się jej podoba, ale to nie znaczy, że ma monopol na
jej towarzystwo. Starał się opanować wzbierającą złość.

– Harry! – John McPhee szybkimi krokami zmierzał w jego

stronę. – Dobrze, że cię złapałem. W piątek wydajemy z żoną
przyjęcie i chcieliśmy cię zaprosić. Żadna okazja, po prostu dużo
picia, dużo jedzenia i tłum ludzi. Przyjdź z dziewczyną, jeśli masz
ochotę.

– Dzięki. – Natychmiast pomyślał o Kimberlie.
– Widziałem cię wczoraj wieczorem w kawiarni w

towarzystwie tej nowej stażystki. Niezła.

– Tak. Bardzo atrakcyjna – przyznał Harry i jeszcze raz

spojrzał w kierunku, w którym oddaliła się Kim. Potem przeniósł
wzrok na Johna. – Było dość późno – zauważył. – Sądziłem, że
odkąd zostałeś szefem anestezjologów, nie bierzesz już tych
okropnych nocnych dyżurów.

Czy mu się tylko wydawało, czy John uśmiechnął się z

wyraźnym przymusem?

– Nie miałem dyżuru, ale musiałem nadgonić papierkową

robotę. Wiesz, jak to jest.

Harry ze zrozumieniem pokiwał głową.
– Wiem. Mnie też się zebrało sporo zaległości.

background image

– Miałeś jakieś wiadomości o sekcji? – spytał John wciąż z tym

samym sztucznym uśmiechem.

– Byłem tam. Wszystko przebiegło zgodnie z planem.
– Byłeś tam?
– To był wyłącznie gest kurtuazji wobec mnie jako szefa

zespołu chirurgów operujących Japarlina.

– Nie rozumiem. Byłem anestezjologiem odpowiedzialnym za

pacjenta. Też zasługiwałem na podobny gest. Dlaczego mnie nie
poproszono?

– Nie mam pojęcia. Jeśli chcesz, spytaj jutro Elaine.
– Nieważne. – John, wyraźnie wzburzony, machnął ręką. –

Kiedy będą wyniki?

Harry wzruszył ramionami.
– Najwcześniej jutro. Sądzę, że władze poruszą niebo i ziemię,

żeby dostać je jak najszybciej – odparł, a widząc, że John jest
zdenerwowany, spytał: – Coś nie tak?

– Nie, nic. Po prostu cała ta sprawa wytrąciła mnie z

równowagi. Nie wiem, jak możesz tam jeździć operować.

– Ludzie, bez względu na to, gdzie mieszkają, potrzebują

pomocy. Jeżdżę nie tylko do Tarparnii.

– Racja. No, nie będę cię zatrzymywać.
Kim starała się nakierować rozmowę na temat, który był na

ustach wszystkich – śmierć ministra Japarlina.

– Opowiedz mi o swoim kraju – poprosiła. – Nigdy tam nie

byłam.

– Mamy najpiękniejsze na świecie plaże i dlatego przemysł

turystyczny kwitnie – zaczął Ni. – A zachody słońca... – Urwał
rozmarzony.

– Tęsknisz?
– Jasne.
– Masz tam rodzinę?
– Z wyjątkiem młodszej siostry wszyscy moi bliscy nadal tam

mieszkają.

– Denerwujesz się, prawda? Cała ta niepewna sytuacja

polityczna powoduje, że w Tarparnii nie jest bezpiecznie.

background image

– Każdy kraj ma swoje problemy – odparł Ni, przybierając

lekko defensywny ton.

– Przepraszam. Nie chcę nikogo krytykować, próbuję tylko

zrozumieć.

– Dlaczego?
Kim wzruszyła ramionami.
– Bo mnie to interesuje. I dlatego wyciągnęłam cię na kawę –

wyznała i skromnie spuściła wzrok. – Wiesz, chyba zrobiłam coś
bardzo nierozsądnego... – Zawiesiła głos, jakby się wahała. –
Zaczęłam trochę badać śmierć tego waszego ministra –
dokończyła.

– Dlaczego? – spytał znacznie poważniejszym głosem.
– Bo byłam wtedy w sali operacyjnej. Cieszyłam się, że

nareszcie mam okazję obserwować, jak doktor Buchanan operuje,
ale nigdy bym nie przypuszczała, że pacjent umrze mu na stole.
Wszyscy byli zdziwieni.

– Mnie już niewiele dziwi. – Ni wypił kilka łyków kawy i

dodał: – Dziś robili sekcję, ale nie znam wyników.

– Cóż, z tego miejsca, gdzie stałam, wyglądało to na atak serca.
Ni milczał chwilę.
– Czasami pozory mylą – odezwał się w końcu.
– Co masz na myśli?
Ni rozejrzał się po sali, nachylił do Kim i ściszając głos, rzekł:
– Po powrocie do kraju Japarlin miał stanąć przed sądem pod

zarzutem zbrodni przeciwko narodowi.

Kim także pochyliła się i szeptem zapytała:
– Jakie jest twoje zdanie? Słusznie?
– Według mnie zasłużył sobie na to, ale teraz większość

Tarpareńczyków będzie zawiedziona, że uniknął sprawiedliwości.
Zastanawiam się, czy nie uśmiercono go tutaj, żeby ocalić twarz.

– Taka polityczna zagrywka?
– Coś w tym rodzaju.
– Kto ci o tym powiedział?
– Ojciec. Mówił, że gazety pisały, że dla dobra kraju

Japarlinowi zostanie wytoczony proces.

background image

– Kiedy to było?
– W piątek w południe tutejszego czasu.
– Czyli już po śmierci Japarlina – szepnęła. – Zdumiewające! –

Potrząsnęła głową. Nagle w jej plecaczku odezwała się komórka.
– Przepraszam...

– Gdzie jesteś? – dopytywała się Tammy.
– W kawiarni.
– Z Harrym?
– Nie. Jestem potrzebna na oddziale? – spytała.
– Aha, rozumiem.
– Zaraz tam będę – rzuciła, rozłączyła się i zwracając się do Ni,

dodała: – Obowiązki wzywają...

Zanim Tammy dojechała na miejsce, Kim zdążyła wziąć

prysznic i się przebrać.

– Dlaczego nie oddzwaniałaś?
– Nie miałam czasu. Harry zaprosił mnie na kolację, za dziesięć

minut już tu będzie, a jeszcze muszę wysuszyć włosy.
Porozmawiajmy w łazience, dobrze?

– Z kim byłaś na kawie?
– Z Ni Kartu.
– Dowiedziałaś się czegoś ciekawego?
Kim powtórzyła jej usłyszane przed chwilą rewelacje, lecz

Tammy już znała te nowiny.

– Dziś po południu Moss mi o wszystkim powiedział.
– Wiesz coś jeszcze? – spytała Kim.
– Mamy raport w sprawie odpadów. Przyniosłam go, żebyś

sprawdziła, czy na liście coś wzbudza twoje podejrzenia.

– Zaraz się tym zajmę. Pomóż mi umalować rzęsy, bo sama

zawsze rozmazuję sobie tusz...

– Co to jest propofol? – spytała Tammy, kiedy skończyła z

jednym okiem.

– Środek znieczulający niezawierający barbituranu, stosowany

w chirurgii jednego dnia. Ma lekkie działanie uspokajające.
Dlaczego pytasz?

– Ponieważ wśród odpadów znaleźliśmy całkiem sporo fiolek

background image

po tym specyfiku.

Kim uniosła brwi.
– Nie ruszaj oczami! – zdenerwowała się Tammy.
– Przepraszam. Skończyłaś?
– Tak.
– To pokaż tę listę. – Tammy wyjęła z teczki kartkę. – Czy

propofol to niebezpieczny środek?

– Nie, jeśli stosuje się go zgodnie z zaleceniami. Niewłaściwie

podany może mieć fatalne skutki, zresztą jak każdy inny lek.

– Więc nie jest niebezpieczny dla zdrowia?
– Istnieją przeciwwskazania, na przykład przy alergii na soję i

jajka, ale o ile mi wiadomo, minister nie był uczulony na te
produkty.

– Sprawdzimy.
– Dobrze.
Kim odwróciła kartkę i potrząsnęła głową.
– Tu jest stanowczo za dużo fiolek jak na jedną operację.
– O ile za dużo?
– Przynajmniej o pięćdziesiąt mililitrów.
– Czy takie przekroczenie dawki mogłoby wywołać atak serca?
Kim uśmiechnęła się do przyjaciółki.
– Zabiłoby go na miejscu.
– Czyli już wiemy.
– Tak.
– Jak się nazywa ten anestezjolog?
– John McPhee.
– Okej. Odtąd podejrzany numer jeden. – Dzwonek do drzwi

przerwał im rozmowę. Kim szybko oddała protokół przyjaciółce.
– Nie za wcześnie? – zdziwiła się Tamara.

Kim zerknęła na zegarek.
– Kilka minut. Dobrze wyglądam?
– Wspaniale. Tylko nie zapomnij o słuchawce.
– Nie zapomnę. Coś jeszcze?
– Przekręć spódnicę. Włożyłaś tył na przód. Kim poprawiła

spódnicę i otworzyła drzwi.

background image

– Świetnie wyglądasz – pochwalił Harry, wchodząc.
– Dziękuję. Jestem gotowa – oznajmiła Kim, a zwracając się do

Tammy, rzuciła: – Zamkniesz, wychodząc, dobrze?

– Oczywiście. Bawcie się dobrze.
Kim wiedziała, że jak tylko znikną z pola widzenia, Tammy

popędzi do samochodu operacyjnego i podąży za nimi. Chcąc dać
jej czas, udała, że musi sprawdzić, czy wzięła klucze i grzebała w
torebce dopóty, dopóki kątem oka nie zobaczyła, że przyjaciółka
wyszła z budynku. Wówczas jej klucze natychmiast się odnalazły.

Harry zabrał ją do modnej restauracji w samym centrum

Sydney. Szef sali przywitał Harry’ego z wielką rewerencją i
zaprowadził ich do stolika. Kim od razu zaczęła rozmowę o
porannej sekcji, lecz Harry ją powstrzymał:

– Później – rzekł i położył rękę na jej dłoni. – Przez kilka

godzin postarajmy się po prostu cieszyć nawzajem swoim
towarzystwem, dobrze?

– Jak na prawdziwej randce?
Zamiast odpowiedzi, uśmiechnął się uwodzicielsko, i Kim

natychmiast straciła głowę. Ilekroć spoglądał na nią w ten sposób,
z uśmiechem na ustach, z hipnotyzującym błyskiem w oczach,
ilekroć czuła na skórze ciepły dotyk jego dłoni, zapominała o
wszystkim. W jej pracy z pewnością było to bardzo
niebezpieczne. A niech tam, pomyślała, poddając się magii chwili.

Kolacja minęła w cudownym nastroju, a kiedy skończyli deser,

Harry zaproponował kawę.

Kim zastanawiała się chwilę.
– Czuję się najedzona, ale – zawiesiła głos – dam się

poczęstować trochę później, już u ciebie, dobrze?

Uniesione brwi Harry’ego niemal dotknęły linii włosów.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł i dał znak

kelnerowi, że chciałby zapłacić rachunek.

– Dobra robota – w słuchawce odezwał się nagle głos Tammy,

która do tej pory milczała.

Kim drgnęła, zaskoczona.
– Co ci jest? – spytał Harry.

background image

– Nic, nic. Wszystko w porządku. Przepraszam, chciałabym

jeszcze pójść do toalety. Zaraz wracam. – Korzystając z chwili
samotności, Kim skarciła przyjaciółkę: – Mogłabyś darować sobie
komentarze i odzywać się, kiedy masz coś ważnego do
powiedzenia.

W samochodzie Harry powiedział:
– W piątek wieczorem John McPhee wydaje przyjęcie.

Pójdziesz ze mną?

Kim zgodziła się z ochotą. Po pierwsze, miło jej się zrobiło, że

Harry zaproponował jej następną randkę, po drugie, nadarzała się
okazja poznania Johna McPhee.

Gdy dojechali przed dom, Harry odpiął pas, przechylił się w

stronę swej towarzyszki i pocałował ją w usta.

– Dziękuję, że się zgodziłaś – szepnął. Obszedł samochód,

otworzył drzwi i pomógł Kim wysiąść. Ucieszył się, gdy
zaproponowała, by wypili kawę u niego, nie tylko dlatego, że
mogli swobodnie porozmawiać o porannej sekcji, ale ponieważ
zamierzał zadać jej kilka poważnych pytań. Postanowił
dowiedzieć się prawdy, nawet gdyby miał wymusić odpowiedź
pocałunkami. Uśmiechnął się do siebie na tę myśl. Właśnie
przechodzili przez hol, kiedy kątem oka dostrzegł panią Pressman
wysiadającą z taksówki.

– Poczekamy na moją sąsiadkę – powiedział do Kim. –

Zabierzemy się jedną windą.

– Co jej dolega? – zainteresowała się, widząc, że starsza pani

podpiera się laską.

– Owrzodzenie żylakowe.
W tej samej chwili kamienicą wstrząsnął silny wybuch. Harry i

Kim wybiegli przed dom. Z okna na trzecim piętrze sypały się
odłamki szkła zmieszane z gruzem, buchały płomienie.
Przestraszona hukiem pani Pressman odwróciła się, straciła
równowagę i upadła na trotuar.

– Dzwoń po straż, policję i pogotowie! – krzyknął Harry do

Clarry’ego, który wybiegł na ulicę.

– Co to było? – odezwała się Tammy.

background image

– Nie wiem. Jakaś eksplozja. W budynku wybuchł pożar.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

W ciągu lat pracy w służbach specjalnych Kim nieraz

znajdowała się w sytuacji, kiedy musiała myśleć w biegu, lecz
dzisiaj, zamiast błyskawicznie ustalić kolejność działań, martwiła
się przede wszystkim o bezpieczeństwo Harry’ego, który rzucił się
na pomoc pani Pressman. A jeśli nastąpi drugi wybuch? Jeśli coś
mu się stanie?

Wiedziała, że powinna odegnać od siebie te myśli, lecz nagle

osaczyły ją wspomnienia. Zmobilizowała całą siłę woli, by nad
sobą zapanować. Rozejrzała się dookoła, czy nie zauważy czegoś
podejrzanego.

– Tammy? Jesteś tam? – spytała półgłosem.
– Właśnie parkuję. Uch! Ale demolka! Chcesz, żebym wezwała

służby ratunkowe?

– Ochrona budynku już się tym zajęła – poinformowała i

podbiegła do Harry’ego klęczącego przy sąsiadce.

– Zostań z panią Pressman i sprawdź, czy nie doszło do

złamania kości udowej – poprosił, wstając.

– Nic mi nie jest, chłopcze – zaprotestowała starsza pani, lecz

gdy Kim dotknęła jej biodra, skrzywiła się z bólu.

– Gdzie idziesz? – zaniepokoiła się Kim.
– Pomóc.
– Ale trzecie piętro się pali! – Czuła, jak wzbiera w niej panika.

– Zaczekaj! To niebezpieczne! Możesz...

– Uspokój się – przerwał jej, odrobinę zdziwiony tą histeryczną

reakcją. – Wiem, co robię.

– Kim?? Co się tam dzieje? – denerwowała się Tammy.
– Harry wszedł do środka!
– Opanuj się i skoncentruj! – rozkazała przyjaciółka.
– Clarry! – zawołała Kim do portiera, który przyszedł

powiedzieć im, że służby ratunkowe są już w drodze. – Znajdź
jakieś koce i okryj panią Pressman. Nie wolno jej ruszać, dopóki
ratownicy jej nie zbadają. Podejrzewam złamanie kości udowej. I

background image

trzymaj gapiów z daleka – dodała. – Ja... pobiegnę pomóc
doktorowi Buchananowi. Aha, i zaopiekuj się tym. – Wręczyła mu
swoją torebkę.

– Nie musisz tego robić, Kim – odezwała się Tammy.
– Muszę. Nie mogę go stracić. Potrzebuję go. Serce jej waliło

jak młotem, dłonie zwilgotniały, a przecież jeszcze nawet nie
zbliżyła się do płomieni. Przystanęła na moment, przymknęła
powieki i skupiła się na ćwiczeniach, jakie lata temu zalecił jej
terapeuta.

– Kim?
Otworzyła oczy i gwałtownie wypuściła powietrze z płuc, jak

gdyby chciała się pozbyć wzbierającego w niej gniewu.

– W porządku, Tammy. Nie martw się o mnie.
– Uważaj na siebie i bądź w stałym kontakcie. Kim weszła na

pierwsze piętro. Przez uchylone drzwi zaniepokojeni lokatorzy
wyglądali na klatkę schodową.

– Wybuchł pożar. Proszę zachować spokój i opuścić budynek –

przemówiła do nich tonem nakazującym posłuch.

Podeszła do zawieszonego na ścianie alarmu

przeciwpożarowego, zdjęła but, obcasem zbiła szybę i nacisnęła
przycisk. Gdzie jest Harry? Dlaczego nie włączył alarmu? Może
coś mu się stało? Może ktoś go napadł i ogłuszył? Znowu zaczęła
ją ogarniać panika.

Na drugim piętrze natknęła się na grupkę zdezorientowanych

ludzi. Niektórzy byli bliscy histerii.

– Nie wsiadajcie do windy – ostrzegła. – Zejdźcie schodami.

Straż zaraz tu będzie, a z nimi policja i pogotowie. Nic się pani nie
stało? – zwróciła się do płaczącej starszej kobiety.

– Mnie nie.
– Ktoś został w mieszkaniu?
– Nie, ale te hałasy! Kiedy je usłyszałam, serce zaczęło mi bić

tak mocno i... i nie mogę się uspokoić. Brak mi tchu.

– Wszystko będzie dobrze, proszę mi wierzyć.
– Mam na imię Enid, córeńko.
– Ja nazywam się Kim Mason i jestem lekarką – przedstawiła

background image

się, wzięła przestraszoną kobietę za przegub i sprawdziła puls. Był
bardzo przyspieszony.

– Musi pani zejść na dół, Enid. Tam już są ratownicy, którzy

się panią zajmą. – Widząc młodego człowieka, który kierował się
na schody, złapała go za ramię i poprosiła: – Mógłby pan pomóc
sąsiadce?

– Oczywiście.
– A co z tobą, dziecko? Nie schodzisz? – zaniepokoiła się Enid.
– Muszę sprawdzić, co się dzieje na ostatnim piętrze.
– Uważaj na siebie, moja droga.
Dobry znak, pomyślała Kim, jeśli biedaczka jest w stanie

troszczyć się o innych.

Kiedy dochodziła na trzecie piętro, duszący dym zaczął

wypełniać klatkę schodową. Nie, nie, powtarzała sobie w myśli,
teraz sytuacja jest inna, całkiem inna niż cztery lata temu, kiedy
zginął Chris.

– Harry! – zawołała, lecz nie otrzymała odpowiedzi.
– Kim? Co tam się dzieje? – usłyszała głos Tammy.
– Nie mogę go znaleźć. Harry! – krzyknęła głośniej.
– Kimberlie! Tutaj! – Zaczęła iść po omacku za jego głosem. –

Pochył się!

Kim przypomniała sobie polecenia instruktorów podczas

szkoleń i natychmiast padła na kolana. Dalej już pełzała na
czworakach. Trzeba było włożyć spodnie, pomyślała.

– Słyszysz syreny? Jadą – informowała Tamara.
– Straż jest blisko! – Kim krzyknęła do Harry’ego.
– To dobrze. Wszystkie mieszkania są puste, z wyjątkiem tego

jednego, skąd wydobywa się dym.

– Poczekajmy na strażaków. Wyważą drzwi.
– Właśnie z nimi rozmawiam i zdaję relację – w słuchawce

znowu odezwał się głos Tammy.

Kim wyciągnęła rękę i napotkała dłoń Harry’ego. Przyciągnął

ją do siebie i przytulił. Ogarnęło ją poczucie ulgi. Na schodach
słychać już było głośne tupanie. Nareszcie! Jej modlitwy zostały
wysłuchane.

background image

– Doktorze Buchanan! Doktor Mason!
– Tutaj! – zawołał Harry. – Dym wydostaje się z tego

mieszkania, ale drzwi są zablokowane. Macie apteczkę?

Strażacy wręczyli im obojgu maski.
– Proszę nałożyć maski i odsunąć się – rozkazali i natychmiast

przystąpili do wyważania drzwi.

Kim ukryła twarz na piersi Harry’ego. Nie mogła na to patrzeć.

Drżała.

– Co ci jest, Kimberlie? – zaniepokoił się.
W odpowiedzi jeszcze mocniej przytuliła się do niego. Nie

chciała go puścić. Zabroniła Chrisowi iść w płomienie, lecz on
pobiegł i nie wrócił. Teraz zaś zrozumiała, że kocha Harry’ego.
Podejrzewała go, sprawdzała, okłamywała, a jednak darzyła
miłością. Nienawidziła świata, w którym żyła. Jak może dalej
oszukiwać mężczyznę, który stał się dla niej najważniejszy na
świecie?

– Jak tam? – odezwała się Tammy.
– Strasznie – mruknęła Kim.
– Pamiętaj – uspokajała przyjaciółka – teraz okoliczności są

zupełnie inne. Strażacy już przystąpili do akcji, Harry jest z tobą.
Musisz się skoncentrować na ofiarach. Jesteś przede wszystkim
lekarzem.

Skoncentrować się. Słusznie. Uniosła głowę, a Harry

natychmiast wypuścił ją z objęć. Napotkała jego wzrok, dodający
jej otuchy.

– Tutaj! – krzyknął strażak, który wraz z kolegą wyciągał na

kocu pierwszą ofiarę, nieprzytomną kilkunastoletnią dziewczynę.
– Pożar zaczął się od piekarnika piecyka gazowego.
Niewykluczone, że ktoś jeszcze został w mieszkaniu. Zajmijcie się
nią.

Harry i Kim natychmiast przystąpili do badania.
– Będzie potrzebny tlen – rzuciła Kim. Podczas gdy Harry

badał puls i osłuchiwał serce, zajęła się sprawdzeniem, czy oprócz
lekkich ran na rękach, nogach i twarzy nastolatka nie doznała
poważniejszych obrażeń. – Przydadzą się nosze – dodała po

background image

chwili.

– Już się robi – wtrąciła Tammy.
– Ci faceci chyba czytają w naszych myślach – odezwał się

Harry, kiedy niecałe pół minuty później na górę wbiegli ratownicy
z noszami i dodatkową maską tlenową.

Tymczasem strażacy wydobyli z mieszkania drugą ofiarę,

kobietę w średnim wieku. Była nieprzytomna, twarz i ręce miała
silnie poparzone, a z jej podbrzusza wystawał kawałek
stłuczonego talerza.

– Musimy ją stąd zabrać – zadecydował Harry. Zmienił

rękawiczki, zbadał puls. – Niedobrze. Potrzebna aparatura do
reanimacji, plazma, sól fizjologiczna. Natychmiast!

– Słyszałaś? – mruknęła Kim do Tammy.
– Tak.
Błyskawicznie pojawiła się druga ekipa ratowników z noszami.
– Jest tam jeszcze ktoś? – zawołał Harry do strażaków, a kiedy

zaprzeczyli, dodał: – Ta kobieta wymaga reanimacji. Schodzimy
na dół.

– Dobra. My zostajemy. Ogień został opanowany, ale musimy

wszystko zabezpieczyć.

Kim i Harry dogonili ratowników, którzy zaczęli już schodzić.

Na ulicy zdjęli maski, wręczyli je policjantowi i wsiedli do
karetki. Tuż przed zamknięciem drzwi Kim dostrzegła Tammy,
która podniosła kciuk, gratulując jej zwycięstwa nad sobą.

– No, nareszcie napijemy się tej obiecanej kawy – stwierdził

Harry, kiedy kilka godzin później opuszczali blok operacyjny.

– Kawa? Zdecydowanie tak!
Harry wziął Kim za rękę i zaprowadził do bufetu. Oszalał czy

jest aż tak zmęczony, że jest mu wszystko jedno? Na szczęście o
tej porze, tuż nad ranem, niewiele osób ich widziało, niemniej
doskonale wiedziała, że zaraz szpital zacznie się trząść od plotek,
że ona i Harry są parą. Ale czy rzeczywiście? Wiele muszą sobie
jeszcze wyjaśnić i obawiała się, że gdy tylko Harry pozna prawdę,
nie będzie chciał mieć z nią do czynienia.

W pustym bufecie usiedli przy stoliku. Kim zastanawiała się,

background image

czy nie przyznać się Harry’emu do wszystkiego. Wiedziała
jednak, że gdyby tylko powiedziała choć słowo o swojej pracy bez
pozwolenia zwierzchników, wpędziłaby się w nie lada kłopoty.
Czy warto? Czy Harry jest tego wart? Powiodła palcem po brzegu
filiżanki. Starała się sobie wyobrazić, jak by zareagował, gdyby
wyznała mu miłość. Chyba to nie jest zabronione?

Harry, mówiła w myślach, znamy się od niedawna, ale dzisiaj,

w tym wypełnionym dymem budynku, uświadomiłam sobie, że
cię kocham. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu.

Nie, to bez sensu. Nie tak wyznaje się komuś miłość. Nie w

szpitalnym bufecie, nie tuż po kilkugodzinnej skomplikowanej
operacji.

– Dlaczego nie lubisz pożarów? – Głos Harry’ego zabrzmiał

tak niespodziewanie, że Kim aż drgnęła i jak zwykle oblała sobie
dłonie kawą. Harry chwycił garść serwetek, wytarł jej ręce i blat
stołu. – Chyba powinnaś przerzucić się na kawę mrożoną,
najlepiej w kartoniku z rurką – zażartował.

Kim zamknęła oczy i westchnęła. Kiedy uniosła powieki,

zobaczyła, że jej towarzysz wpatruje się w nią z zachwytem
pomieszanym ze zdumieniem, jak ktoś, kto odwinął z papieru
piękny prezent i nie bardzo wie, co z nim zrobić. Na twoje
nieszczęście, pomyślała, do odwinięcia został jeszcze niejeden
papier.

– Dlaczego nie lubię pożarów? – Wiedziała, że Harry ma prawo

znać odpowiedź. Musi tylko ostrożnie dobierać słowa, by nie
zdradzić szczegółów, których nie wolno jej ujawnić. – Bo w
pożarze zginął mój narzeczony.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

– Twój narzeczony? Kiedy to się stało?
Kim spodziewała się, że teraz Harry puści jej dłoń, lecz on, ku

jej ogromnej radości, nie cofnął ręki.

– Cztery lata temu. Poznaliśmy się w pracy i tydzień, może dwa

tygodnie później już byliśmy zaręczeni. – Urwała, wzruszyła
ramionami. – Jak widzisz, cokolwiek robię, robię szybko – dodała
i ponownie umilkła. Po chwili westchnęła, wzięła głęboki oddech
i ciągnęła: – Zostaliśmy oddelegowani do Papui-Nowej Gwinei.
Po wykonaniu zadania... to jest zakończeniu zmiany – poprawiła
się szybko – mieliśmy już wracać, kiedy wydarzyła się ta tragedia.
Szliśmy w odwiedziny do znajomych. Nagle rzucono bomby
zapalające, dwa domy stanęły w płomieniach. – Kim odwróciła
wzrok. – Trwały tam wówczas zamieszki, było bardzo
niespokojnie. – Przymknęła powieki. Nie powinna była tego robić,
bo natychmiast powróciły wspomnienia, żar płomieni, swąd
dymu, krzyki ludzi. Harry lekko uścisnął jej dłoń. – Chris zawołał
tylko do mnie, że musi biec na pomoc i pobiegł, ignorując mój
rozkaz...

– Twój rozkaz? – przerwał jej zdumiony.
– No wiesz, wołałam za nim, błagałam – gorączkowo usiłowała

naprawić błąd – ale on nie zdawał sobie sprawy z tego, na jakie
niebezpieczeństwo się naraża. Kiedy nie wracał, chciałam biec za
nim, wyciągnąć go, ale znajomi, którzy tam byli, siłą mnie
powstrzymali.

Kim powoli otworzyła oczy i przez łzy spojrzała na Harry’ego.

Wyciągnął rękę i delikatnie otarł jej mokry policzek.

– A dziś to ja wbiegłem do budynku – zauważył. – Teraz

rozumiem twoje zdenerwowanie, ale wierz mi, gdyby coś mi
groziło, zaczekałbym na strażaków. Jak to dobrze, że wszyscy
mieszkańcy wyszli tak spokojnie i nikomu nic się nie stało.

– Dlaczego nie włączyłeś alarmu przeciwpożarowego?
– Włączyłem. Ten na parterze. Kiedy nie usłyszałem żadnego

background image

dzwonka, pomyślałem, że to jakiś nowy system. Chwilę potem,
kiedy rozległa się syrena, doszło do mnie, że alarm po prostu nie
zadziałał. A ty się zlękłaś, że coś mi się stało, tak?

– Uhm.
Nie puszczając dłoni Kim, Harry wstał, obszedł stolik i usiadł

obok niej.

– Wbiegłaś na górę mnie szukać. Wykazałaś się ogromną

odwagą.

– Tak mnie szkolono. – Znowu wyrwało się jej niewłaściwe

słowo! – Lekarz nie może być tchórzem – dodała szybko. –
Jesteśmy narażeni na straszne widoki, spieszymy z pomocą tam,
gdzie możemy. Zniosę wszystko z wyjątkiem... z wyjątkiem
ognia.

– Dzięki, że mi zaufałaś. Teraz potrafię jeszcze bardziej

docenić to, na co się zdobyłaś. – Delikatnie pogładził wnętrze jej
dłoni. – Stałaś się bardzo mi bliska, Kimberlie – szepnął. Palcem
dotknął jej ust, a ona instynktownie rozchyliła wargi. –
Kompletnie straciłem dla ciebie głowę i... jest mi z tym bardzo
dobrze.

Patrząc na niego, Kim czuła, że serce jej pęka. Jakże pragnęła

przyjąć wszystko, co jej ofiarowywał! Wiedziała jednak, że nie
wolno jej tego uczynić. Nie wolno! Na jedną chwilę odsunęła od
siebie te myśli i poddała się magii dotyku Harry’ego, czekając na
pocałunek.

– Jeśli nie chcecie, żeby cały szpital o was plotkował, całujcie

się w bardziej ustronnych miejscach! – Nad ich głowami
zabrzmiał głos Jerry’ego.

Kim podskoczyła jak oparzona, lecz Harry się nie speszył.

Dotknął wargami jej warg, palcami przeczesał jej włosy i dopiero
potem spojrzał na intruza.

– O co chodzi, Jeny? – spytał.
– Uliczny karambol. Ortopedzi już badają pacjentów, ale

tworzy się kolejka. Wiem, że nie macie teraz dyżuru, ale nie
dajemy sobie rady. Możemy liczyć na waszą pomoc?

– Obowiązek przede wszystkim. – Harry wstał i pociągnął Kim

background image

za sobą. Uścisnął jej dłoń, ucałował i dopiero wówczas puścił. Nie
zwracając uwagi na Jeny’ego, rzekł: – Dzięki. – Nie musiał mówić
nic więcej, z jego oczu wyczytała całą resztę. W drodze na oddział
ratunkowy Harry pytał: – Jaki jest stan ofiar pożaru? Znamy już
ich nazwiska?

– Louanne Curruthers, lat czterdzieści siedem, wciąż jest na sali

operacyjnej. Teraz zajmują się nią specjaliści od oparzeń.

– A ta młoda dziewczyna?
– To jej córka, Cynthia.
– Dopilnuj, żeby mogła zobaczyć matkę, jak tylko wybudzi się

po operacji. Może wejść na OIOM, oczywiście z zachowaniem
wszelkich zasad regulaminu. Wiadomo już, jak doszło do pożaru?

– Strażacy znaleźli w piecyku jakieś danie spalone na żużel.

Ktoś powiedział, że to prawdopodobnie deser z beżów. Do
upieczenia beżów potrzebny jest bardzo mały ogień, a w
przypadku piecyka gazowego płomień może po prostu zgasnąć,
jeśli się go zbytnio zmniejszy. I tak się chyba stało. Louanne,
która pali, z papierosem w ręku otworzyła piecyk, a
nagromadzony gaz wybuchł. Ogień szybko się rozprzestrzenił,
zajęły się firanki, obicia...

Kim wzdrygnęła się, a widząc to, Harry położył jej dłoń na

ramieniu.

– Co z moją sąsiadką, panią Pressman?
– Zrobiliśmy prześwietlenie. Ma złamaną kość udową i

najprawdopodobniej konieczna będzie operacja wszczepienia
protezy stawu biodrowego.

– Na czyją listę ją wpisaliście?
– Jeszcze się pytasz?
– Dzięki.
– Nie ma za co. To bardzo sympatyczna starsza pani.
– Co mamy robić? – spytała Kim już na miejscu.
– Dwójka i czwórka dla ciebie, proszę. – Jeny wręczył jej karty.

– Dla ciebie, Harry, jedynka, proszę. A dla mnie trójka, piątka i
dziewiątka.

Kim zauważyła, że z chwilą, kiedy Harry dostał do ręki

background image

kopertę, wszystko inne, łącznie z nią, przestało dla niego istnieć.
Wzięła z niego przykład i udała się do wskazanego boksu.

Na łóżku zobaczyła dwudziestokilkuletniego mężczyznę z

zielonymi i czerwonymi włosami postawionymi na sztorc,
kolczykami w uszach, nosie, brwiach i wargach, tatuażami na
piersi i ramionach. Leżał z zamkniętymi oczami i przez słuchawki
słuchał nastawionej na pełny regulator dudniącej muzyki. Kim
uśmiechnęła się z niedowierzaniem.

Na brzuchu pacjenta zauważyła tymczasowy opatrunek.

Czytając wpis z izby przyjęć, ze zdziwienia aż uniosła brwi.
Odłożyła kartę, podeszła do łóżka.

– Panie Switch... – Żadnej reakcji. Bębnienie w słuchawkach

zagłuszało wszystko. Lekko dotknęła ramienia chłopaka, który
podskoczył jak oparzony i wykrzyknął:

– Ach!
Zaraz potem jedną ręką dotknął opatrunku, a drugą ściągnął z

głowy słuchawki.

– Przepraszam – wybąkała. – Przepraszam – powtórzyła i sama

aż podskoczyła przestraszona, kiedy nagle zasłona boksu
rozsunęła się z chrzęstem i do środka wkroczył Harry w asyście
dwóch pielęgniarek.

Rzucił okiem na pacjenta, podszedł bliżej i stanął pół kroku

przed Kim, jak gdyby chciał ją chronić.

– Co się tutaj dzieje? – zażądał wyjaśnień.
– Nic – obruszyła się Kim. – Po prostu pacjent, pan Switch,

miał na uszach słuchawki, więc nie usłyszał, co do niego mówię, i
chyba się przestraszył, kiedy go trąciłam w ramię. Potem ja z kolei
się przestraszyłam, jak wszedłeś. Ale już jest dobrze.

Harry przyjrzał się jej uważnie i zwracając się do jednej z

pielęgniarek, zadecydował:

– Siostra zostanie z doktor Mason, dobrze?
– Dziękuję. – Kiedy Harry z drugą pielęgniarką wyszli, Kim

przystąpiła do badania. Zaczęła od przeprowadzenia wywiadu. –
Co się właściwie stało?

– Tam jest wszystko napisane.

background image

– Wiem, przeczytałam opis zajścia, ale chciałabym usłyszeć to

z twoich ust, Switch. Pozwolisz, że będę się zwracać do ciebie po
imieniu, dobrze?

– Proszę. Dlaczego mam jeszcze raz o tym opowiadać?
– W ten sposób sprawdzimy twoją sprawność umysłową. Wiem

już, że brałeś udział w bójce, zostałeś uderzony butelką w głowę...

– Zgadza się, ale najgorsze jest to. – Urwał i wskazał swój

brzuch.

Kim ostrożnie uniosła opatrunek i oczy omal nie wyszły jej z

orbit. W brzuchu tkwiła pałeczka do perkusji.

– Dostałeś jakiś środek uśmierzający ból?
– Nie. Niczego nie potrzebuję. – Wziął do ręki słuchawki. – To

jest mój główny środek na ból. Poza tym wypiłem kilka drinków,
więc chyba lepiej nie brać żadnych leków.

– Nie boli cię?
– Tylko wtedy, gdy się śmieję – zażartował – albo przestraszę –

dodał, patrząc na nią znacząco.

– Zrobiono prześwietlenie, siostro?
– Oczywiście. Proszę – odrzekła pielęgniarka i przypięła klisze

do ekranu negatoskopu.

Kim aż potrząsnęła głową ze zdumienia.
– Masz szczęście – rzekła do Switcha. – Jakimś cudem

pałeczka ominęła wszystkie ważne narządy.

– Świetnie. Pogratuluję precyzji temu, który mnie tak załatwił –

odparł Switch i podnosząc słuchawki, spytał: – Mogę?

Kim kiwnęła potakująco głową, potem zwróciła się do

pielęgniarki:

– Zastosuję znieczulenie miejscowe. – Siostra natychmiast

zaczęła przygotowywać narzędzia potrzebne do zabiegu. Kiedy
Kim wzięła do ręki strzykawkę, Switch nastawił swojego
discmana na pełny regulator. Przez cały czas bacznie śledził jej
ruchy, a kiedy wyjęła pałeczkę, kiwnął z aprobatą głową. – Po
wszystkim – oznajmiła, kończąc zakładać sterylny opatrunek.

– Dzięki. Mogę już iść do domu?
– Nie. Musisz zostać jeszcze przynamniej godzinę, żebyśmy

background image

mogli monitorować twój stan.

– Nic mi nie będzie.
– Proszę. Dla mojego spokoju.
– Zgoda. Poczekam, ale zrobię to tylko dla ciebie... – spojrzał

na jej identyfikator – Kim.

– Jeśli nie będę zajęta w sali operacyjnej, zajrzę jeszcze do

ciebie – obiecała.

– Super. Aha, kiedy tylko zechcesz się zabawić, zajrzyj do

King’s Cross. – Kim znała nazwę tego modnego klubu, lecz nigdy
w nim nie była. – Dobra muzyka, a ludzie nie tacy wcale straszni,
jak opowiadają. Gram na perkusji z Crazy Shadows.

Kim oniemiała.
– Jesteś tym sławnym perkusistą?
– Słyszałaś o mnie?
– Moja przyjaciółka was uwielbia.
Kim już sobie wyobrażała, jak Tammy zareaguje, kiedy

usłyszy, kogo opatrywała.

– To wybierzcie się obie.
– Skończone, doktor Mason? – Za plecami Kim rozległ się głos

Harry’ego. – Proszono mnie, żebym to pani oddał.

Podniósł do góry słoik ze złamaną pałeczką do perkusji, a Kim

przekazała go Switchowi.

– Na pamiątkę.
– Dzięki. I nie zapomnij wpaść do klubu.
– Kiedy opowiem Tammy, komu dziś zszywałam brzuch...
– Znasz Tammy? Taką krótko obciętą odjazdową blondynkę z

brązowymi oczami? – zdziwił się, a kiedy potwierdziła, dodał: –
Dawno jej nie widziałem. Pracuje w jakichś obłędnych godzinach.

– Zgadza się. No, muszę już iść. Pacjenci czekają. Do

zobaczenia.

– Przyjdźcie koniecznie – zapraszał Switch. – Ma pan fajną

dziewczynę, doktorze – dodał, patrząc na Harry’ego. – Niech jej
pan dobrze pilnuje.

– Postaram się. – Kiedy znaleźli się na korytarzu, rzekł: – Jesteś

potrzebna na bloku operacyjnym.

background image

– Ale ja muszę jeszcze zbadać pacjenta w czwórce.
– Właśnie o niego chodzi. Kamienie żółciowe. Pacjent już

dwukrotnie zgłaszał się do nas z bólem i był poddawany litotrypsji
ultradźwiękowej, ale tym razem ból jest znacznie silniejszy. Kiedy
ty byłaś zajęta usuwaniem tej pałeczki, Jerry zbadał chorego.
Konieczne jest nacięcie pęcherzyka żółciowego.

– Nie chcecie spróbować kolejnej litotrypsji?
– Za późno. Pacjent jest już znieczulony. Pomyślałem, że może

zechcesz samodzielnie zrobić ten zabieg. Metodą laparoskopową
nie będzie to trudne.

– Dobrze. Spróbuję.
Z lekką tremą weszła do sali operacyjnej. W życiu zrobiła setki

takich zabiegów, więc dlaczego miałoby jej się teraz nie udać?
Czy dlatego, że Harry tu jest?

Zrobiła centymetrowe nacięcie na brzuchu pacjenta nad

pępkiem, wpompowała do jamy otrzewnej dwutlenek węgla
unoszący powłoki brzuszne, potem wprowadziła laparoskop
połączony z kamerą. Następnie wykonała kolejne nacięcia pod
żebrami dla narzędzi mikrochirurgicznych, potem jeszcze jedno
dla lasera chirurgicznego.

Zerknęła na Harry’ego i dopiero wówczas zorientowała się, że

popełniła błąd. Każdy ruch powinna konsultować z nim! Za
późno. Dokończyła operację.

– Dobra robota – pochwalił ją, kiedy już przebrani opuszczali

blok operacyjny. – Domyślam się, że zanim do nas przyszłaś,
dużo operowałaś – dodał. – Mam tylko nadzieję, że pewnego dnia
zaufasz mi na tyle, że wyjaśnisz, po co ta cała mistyfikacja.

Kim westchnęła. Wiedziała, że kiedyś musi wyznać mu

prawdę. Może uda jej się uzyskać zgodę Mossa? Będzie musiała
poprosić Tammy, by się za nią wstawiła. Uniosła oczy, napotkała
jego spojrzenie. Kochała Harry’ego i pragnęła być w stosunku do
niego uczciwa.

– Naprawdę bardzo chciałabym ci wszystko powiedzieć, ale...

nie mogę. Jeszcze nie.

– Co jest grane, Kimberlie? – zirytował się. – Mam tyle pytań,

background image

tyle rzeczy nie trzyma się kupy!

– Wiem. To tylko dobrze świadczy o twojej przenikliwości.

Dostrzegłeś, że coś jest nie... tak. Daj mi jeszcze kilka dni. Proszę.

Harry wahał się, zanim odpowiedział:
– Nienawidzę kłamstw.
– Wiem.
– Na pewno znasz historię mojego nieudanego małżeństwa. –

Kiwnęła głową. – Minęło sporo czasu i już nie odczuwam bólu,
ale nie mogę ścierpieć, że zostałem okłamany nie tylko przez nią,
ale i przez innych. W relacjach między ludźmi nie toleruję fałszu.

– Wiem o tym. Moje uczucia wobec ciebie są szczere. Musisz

mi uwierzyć, że mówię prawdę.

– Jak możesz tego ode mnie wymagać? Jesteś taka skryta.

Musimy być uczciwi wobec siebie we wszystkim, a jak dotąd ty
nie byłaś ze mną szczera.

– Masz rację.
– Więc powiedz mi – nalegał, kładąc jej ręce na ramionach. –

Zaufaj mi, Kimberlie.

Zamknęła oczy i potrząsnęła głową.
– Ufam ci. Naprawdę ci ufam, ale nic nie mogę powiedzieć.

Nie teraz.

Harry popatrzył na nią przeciągle, potem opuścił ręce i odszedł.

Jakże pragnęła za nim pobiec! Zamknęła oczy, by nie widzieć, jak
się od niej oddala.

Stała jeszcze chwilę, mobilizując siłę woli, by się opanować,

lecz nie udawało jej się zwalczyć wszechogarniającego
odrętwienia. W końcu zmusiła się do zrobienia pierwszego kroku.
Zajrzała do sali pooperacyjnej, by sprawdzić, jak ma się jej
pacjent. Potem zeszła na oddział ratunkowy poszukać Harry’ego,
lecz go nie znalazła. Switch został wypisany do domu, poszła więc
zobaczyć, jak się czują Louanne, jej córka Cynthia i Enid. Mimo
że dochodziła czwarta nad ranem, Enid leżała z szeroko otwartymi
oczami. Nie spała.

– Jesteś, moja droga – ucieszyła się na widok Kim.
– Tak się o ciebie martwiłam.

background image

– To dlatego nie może pani spać?
– Och, już taka jestem. Co z moimi sąsiadkami z trzeciego

piętra? Nic im się nie stało?

– Cynthia nawdychała się dymu, ale czuje się coraz lepiej.

Dostała środki uspokajające.

– A jej matka?
– Jest na oddziale intensywnej opieki medycznej.
– To brzmi poważnie.
– Właśnie od niej wracam. Najważniejsze są najbliższe

dwadzieścia cztery godziny. Jest poparzona, ma złamaną rękę i
bark, poza tym głęboką ranę brzucha.

– Jesteś chirurgiem?
Kim potwierdziła skinieniem głowy.
– Operowaliśmy ją natychmiast po przewiezieniu.
– Od dawna pracujesz w szpitalu? Wyglądasz tak młodo...
Kim uśmiechnęła się.
– Ale czuję się staro. To była ciężka noc.
– Na pewno. Idź odpocząć, córeńko.
– Uda się pani zasnąć? Mogę poprosić pielęgniarki, żeby dały

pani środek nasenny.

– Dziękuję. Nie martw się o mnie. Dam sobie radę. Wiesz, cała

rodzina zapowiedziała się na dziś po południu z odwiedzinami.
Chcą, żebym z nimi zamieszkała...

– A pani? Co by pani wolała?
– Zaczęłam się nad tym poważnie zastanawiać – odparła Enid i

westchnęła. – Po tym wypadku zrozumiałam, że życie bywa
nieprzewidywalne. Obojętne, jak się zabezpieczę na przyszłość, są
rzeczy całkowicie ode mnie niezależne. – To prawda, pomyślała
Kim. Ja na przykład wcale nie planowałam, że zakocham się w
Harrym. – Kocham moje dzieci i wnuki – ciągnęła Enid. –
Myślałam, że dobrze by było częściej do nich jeździć, spędzać z
nimi więcej czasu. Rodzina, korzenie, to wszystko ogromnie się w
życiu liczy. Córka już planuje dobudować dla mnie samodzielny
pokój na tyłach domu, żebym była bliżej nich.

– To bardzo... dobry plan – rzekła Kim poruszona. – Domyślam

background image

się, że pani już podjęła decyzję, prawda?

Starsza pani przymknęła powieki i wyszeptała:
– Tak, córeńko.
Kim pożegnała się z Enid, pewna, że teraz chora zaśnie, i

poszła na ortopedię zajrzeć do pani Pressman. W drzwiach sali
zatrzymała się, widząc, że Harry siedzi przy łóżku sąsiadki i
trzymają za rękę. Wezbrała w niej miłość i czułość. Stąpając
cicho, podeszła bliżej.

– Chyba będę zazdrosna – szepnęła.
Harry odpowiedział uśmiechem, który dodał jej otuchy. Może

pogodził się z tym, że istnieją pewne tajemnice, których nie może
mu zdradzić, chociaż bardzo by pragnęła?

– Biedaczka. Ostatnio wiele przeszła. W zeszłym roku straciła

męża, potem zachorowała, potem porobiły jej się wrzody na
nogach. A teraz jeszcze ta operacja wszczepienia protezy. – Był
wyraźnie zmartwiony.

– Ma rodzinę?
– Pięciu synów. Często ją odwiedzają.
– I ma jeszcze ciebie. Harry kiwnął głową.
– Kiedy słyszy, że wracam, zawsze wygląda. To przyjemne

uczucie.

– Jak przebiegła operacja?
– Bez komplikacji.
– To dobrze.
Milczeli chwilę, potem Harry pocałował rękę pani Pressman i

spytał:

– Jesteś już wolna?
– Tak. – Spojrzała na swój biały fartuch. – Przebiorę się, a

potem mogę nareszcie wypić obiecaną kawę.

– A ta w naszym bufecie?
– Nie liczy się. Prawie całą wylałam.
– No tak. Mój samochód został przed domem, więc złapię

taksówkę i podrzucę cię do mieszkania.

Kim przypomniała sobie, że musi zajrzeć do sejfu i chociaż

była śmiertelnie zmęczona, postanowiła skorzystać z nadarzającej

background image

się okazji. Poza tym wcale nie chciała rozstawać się z Harrym.

– Klucze mam w torebce, a torebkę zostawiłam twojemu

portierowi.

– Więc musisz jechać ze mną.
– Na to wygląda.
– Przebieraj się. Daję ci dwie minuty.
Była gotowa nawet wcześniej. Nie miała gdzie schować

mikrosłuchawki z nadajnikiem – nie miała ani torebki, ani żadnej
kieszeni, a nie chciała, by Harry zauważył, że trzyma coś w ręce –
włożyła ją więc do ucha. Rozwiązała włosy, tak że zakrywały
uszy, potem spłukała twarz wodą, by otrzeźwieć. Im szybciej
dostanie się do tego sejfu, tym szybciej całe to szpiegowanie się
skończy. Jeszcze tylko sprowokuje go, by się przyznał, dlaczego
ukradł preparat, i już. Koniec. Potem skoncentruje się na Johnie
McPhee i jak tylko będzie to możliwe, uwolni się od całej sprawy.
Nareszcie zajmę się swoim życiem, planowała.

W korytarzu zatrzymała się przy automacie telefonicznym, by

zawiadomić Tammy, że wychodzi ze szpitala i podejmuje trop.

– Do kogo dzwonisz o tak wczesnej porze? – zaskoczył ją

Harry.

– Do Tammy. Na pewno się denerwuje. Nagram się na

sekretarkę, żeby wiedziała, że jestem bezpieczna.

Harry’ego najwyraźniej usatysfakcjonowała ta odpowiedź.

Zachowywał się tak, jak gdyby zawarli milczący układ, że nie
będą wracać do trudnej rozmowy sprzed paru chwil. Całą drogę
trzymał Kim za rękę, a kiedy znaleźli się w jego mieszkaniu, objął
ją i pocałował żarliwie, nie miękko i delikatnie jak w szpitalnym
bufecie.

– Od kilku godzin chcę to zrobić – szepnął. – Szaleję za tobą,

Kimberlie. Nie mogę spać, nie mogę jeść, z trudem koncentruję
się na pracy. Wiem, że to obłęd, ale to jest silniejsze ode mnie.

– Wiem. – Wplotła palce w jego włosy, przyciągnęła jego

głowę do siebie i oddała pocałunek. – Muszę się trochę odświeżyć
– powiedziała, kiedy nareszcie wypuścił ją z objęć. – Zaparz
kawę, dobrze?

background image

Schyliła się po torebkę. Ku swojemu przerażeniu spostrzegła,

że jest otwarta i że na samym wierzchu leży deszyfrator.
Zatrzasnęła ją i zniknęła w łazience. Odetchnęła głęboko, potem
podeszła do lustra maskującego sejf.

– Tammy?
– Tak?
– Przepraszam, jeśli cię obudziłam, ale jestem w łazience. –

Odkręciła kran, wyjęła deszyfrator i w mgnieniu oka dostała się
do sejfu. Zobaczyła plik papierów: dokumenty dotyczące
mieszkania, samochodu, polisa ubezpieczeniowa, a na samym
spodzie lista nazwisk. Domyśliła się, że są to osoby, które Harry
podejrzewa o związek ze śmiercią ministra. Na kartce znajdowało
się i jej nazwisko, a nazwisko Johna McPhee było podkreślone na
czerwono. Natychmiast poinformowała o tym Tammy.

– Prowadzi własne śledztwo. No, no...
– Kimberlie? – dobiegło zza drzwi.
– Już idę! – odkrzyknęła.
Szybko odłożyła dokumenty na miejsce, ręcznikiem wytarła

wszystko, czego dotykała, i zamknęła sejf. Opłukała ręce i wyszła
z łazienki.

– Dobrze się czujesz?
– Tak. Co z kawą?
– Możesz dostać mrożoną. Będzie bezpieczniej. – Chwycił ją w

ramiona i dodał: – Nie mogę się tobą nacieszyć.

– Ja tobą też nie.
Ich usta spotkały się. Kim przymknęła powieki i odchyliła

głowę do tyłu. Nagle Harry znieruchomiał.

– Co się stało? – spytała, otwierając oczy. Przed sobą zobaczyła

beznamiętną maskę.

– Co to jest? – spytał, odsłaniając jej ucho. Kim wydała z siebie

stłumiony okrzyk. Chciała się cofnąć, lecz on trzymał ją w
stalowym uścisku.

– Co to jest? – powtórzył.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

– Jeden z naszych ludzi przetrząsnął gabinet Johna McPhee w

szpitalu, ale niczego nie znalazł, więc jutro koniecznie musisz iść
z Harrym na to przyjęcie – mówiła Tammy. – Kim? Czy ty mnie
w ogóle słuchasz?

Kim beznamiętnym wzrokiem patrzyła przed siebie.
– Wątpię, czy zechce mnie zabrać na to przyjęcie albo w ogóle

gdziekolwiek – odezwała się w końcu.

– Zechce.
– Skąd ta pewność? Słyszałaś, co się stało w poniedziałek! On

mnie nienawidzi!

– Nieprawda. Czuje się oszukany, ale ciebie nie nienawidzi.
– Skąd możesz to wiedzieć? – Kim wstała i zaczęła nerwowo

chodzić po pokoju. – Wciąż nie mogę uwierzyć, że dałam się tak
ponieść emocjom! Gdybym się pilnowała, nie znalazłby tej siu...
tej pluskwy!

– To jeszcze nie koniec świata. Najważniejsze, że nie

zdradziłaś tajemnicy zawodowej.

– A jak się miałam zachować? Powiedzieć: cieszę się, że sam

odkryłeś, że jestem szpiegiem? Właśnie ci miałam o wszystkim...

– Nie jesteś szpiegiem – przerwała jej Tammy.
– Jego szpiegowałam.
– Ale to skończone. Moss ucieszył się, że Harry nie przyłożył

ręki do śmierci Japarlina...

– Co z kradzieżą tkanek?
– Zajęliśmy się tym. Jego motywy były uczciwe.
– Oczywiście – obruszyła się Kim. – Ale wciąż nie mogę

pogodzić się z tym, że szpiegowałam mężczyznę, którego
kocham.

– Nie szpiegowałaś, tylko sprawdzałaś. Kim jęknęła z rozpaczą

i wybiegła z pokoju.

– Przepraszam, że to tak zabrzmiało!
Kim zatrzasnęła za sobą drzwi sypialni, rzuciła się na łóżko i

background image

ukryła twarz w poduszce. W pamięci wciąż miała obraz Harry’ego
trzymającego inkryminujący dowód rzeczowy w dwóch palcach,
jak gdyby to była miniaturowa bomba, która zaraz ma wybuchnąć.

Przez ostatnie trzy noce wciąż od nowa, słowo po słowie,

rozpamiętywała ich rozmowę. Ilekroć w szpitalu napotykała jego
wzrok, natychmiast wracały tamte dramatyczne chwile.

– Kimberlie? – Wypowiedział jej imię z nieukrywaną odrazą. –

Co tu jest grane?

Oswobodziła się w końcu z jego rąk, wyrwała mu słuchawkę z

ręki i włożyła z powrotem do ucha.

– Harry, posłuchaj... – zaczęła.
– Czego? Kolejnych kłamstw?
Kim przymknęła oczy, starając się zebrać myśli. Wiedziała, że

obojętne, co w tej chwili powie, on i tak jej nie uwierzy.
Otworzyła oczy i spojrzała na niego poważnie.

– To – podniosła rękę do ucha – nie ma nic wspólnego z

uczuciem, jakim cię darzę – zaczęła.

– To? A co „to” właściwie jest? Czy „to” ma coś wspólnego z

twoimi znakomitymi kwalifikacjami zawodowymi? Dlaczego
zataiłaś przede mną, że jesteś lekarką z dużym doświadczeniem? –
Kim pokręciła głową, westchnęła ciężko, wzięła torebkę i ruszyła
w stronę drzwi. – Tak, odejdź bez słowa wyjaśnienia. W ten
sposób dopiero udowodnisz, co do mnie czujesz. Z ręką na klamce
zatrzymała się, odwróciła i spojrzała mu w twarz. Całą siłą woli
powstrzymywała łzy.

– Cokolwiek powiem, nie będzie miało żadnego znaczenia,

Harry. Przecież ty już mnie osądziłeś.

– A więc między nami koniec?
Kiwnęła głową. To nie był odpowiedni moment na wyjaśnienia.

Bardzo pragnęła sprzeciwić się rozkazom, jakie otrzymała, lecz
nie mogła. Była żołnierzem, rozkaz był dla niej święty.

– Koniec.
– Kogo słyszysz w tej słuchawce? – dopytywał się. – Oni

słyszą, co teraz mówimy?

Kim przełknęła dławiące ją łzy.

background image

– Muszę iść.
Wyszła z mieszkania i nie czekając na windę, ruszyła w stronę

schodów. Harry nie wybiegł za nią, mimo że bardzo tego
pragnęła. Od tamtej pory prawie się do niej nie odzywał, czasami
tylko zamienili kilka słów w sprawach zawodowych. Jerry przejął
od niego opiekę merytoryczną nad nią jako stażystką i taktownie
nie zadawał żadnych pytań, dlaczego ona i Harry unikają się.

Natomiast jedna sprawa się wyjaśniła. Badania patologiczne

tkanek pobranych podczas sekcji wykazały, że przyczyną zgonu
Japarlina była nadmierna dawka propofolu. Harry zapewne dostał
takie same wyniki analizy skradzionej próbki, więc wiedział, w
jaki sposób zmarł jego pacjent. Najdziwniejsze jednak było to, że
rząd Tarparnii trzymał się wersji o śmierci z przyczyn
naturalnych. Kim zastanawiała się, dlaczego. Możliwe, że podanie
prawdy do publicznej wiadomości zaogniłoby już i tak napiętą
sytuację wewnętrzną w kraju, lecz ją wciąż zastanawiały
rewelacje usłyszane od Ni Kartu. Gdyby Japarlin żył, stanąłby
przed sądem. Dlaczego John McPhee go zabił? Sprawiedliwości
miało stać się zadość, więc po co było to morderstwo?

Służby specjalne wiedziały teraz, kto i w jaki sposób dokonał

zbrodni, lecz motyw nadal pozostawał nieznany. I właśnie jej
kolejnym zadaniem było wyjaśnienie tej sprawy. Przysięgła sobie,
że gdy rozwikła tę zagadkę, odszuka Harry’ego i wyjawi mu
prawdę. Wyzna, że go kocha, będzie błagać, aby dał jej jeszcze
jedną szansę, a on... Cóż, miała nadzieję, że się zgodzi i że odtąd
będą żyli długo i szczęśliwie.

Proszę, modliła się w duchu, zaciskając mocno powieki i

zwijając dłonie w pięści.

– Kim? – Tammy zapukała do drzwi sypialni, odczekała chwilę

i weszła do pokoju. – Musisz wziąć się w garść. – Położyła się na
łóżku obok przyjaciółki i ciągnęła: – A może wybrałybyśmy się
posłuchać Crazy Shadows? Widziałam wczoraj Switcha. Pokazał
mi szwy.

Kim roześmiała się przez łzy.
– Chyba oszalałaś.

background image

– Rozerwiesz się trochę. Zobaczysz.
– Akurat. Uważasz, że przyglądanie się wam, jak robicie do

siebie słodkie oczy, dobrze mi zrobi? Wykluczone.

Tammy uniosła się na łokciu.
– Czyli z Harrym to coś naprawdę poważnego, tak?
– Kocham go, a on mną gardzi.
– Nieprawda. Jest zdezorientowany, bo nie znajduje

odpowiedzi na nurtujące go pytania. Kiedy tylko skończymy tę
robotę, będziecie mogli paść sobie w ramiona.

– Co z wywiadem? Co z wojskiem?
– Właśnie. Co? Powiedz, jak ty to widzisz.
– Lubię moją pracę – zaczęła Kim – lubię wojsko, podróże, ale

teraz... – zawahała się. – Któregoś dnia rozmawiałam z jedną z
ofiar tego pożaru, starszą już kobietą. Powiedziała, że rodzina
namawiają, żeby się do nich przeprowadziła. Z początku uważała,
że chcą jej odebrać niezależność, ale teraz zrozumiała, że chcą,
żeby była bliżej nich.

– A ty chcesz być blisko Harry’ego, tak? Skoro go kochasz, to

chyba naturalne.

– Lubię też moją pracę.
– Bardziej niż jego?
– Nie. I tu leży pies pogrzebany. Czy mam poświęcić wszystko

dla niego? Złożyć ofiarę z siebie na ołtarzu miłości?

– Wszystko? Przecież możesz nadal być lekarzem, tyle że nie w

wojsku.

– Cokolwiek zrobię, zrobię dla niego.
– Na pewno? A nie dla siebie? W każdym razie musisz

odpowiedzieć sobie na pytanie, czy on jest tego wart.

Przez cały piątek Kim bezskutecznie próbowała skontaktować

się z Harrym. Od drugiej nad ranem do drugiej po południu była
na bloku operacyjnym, potem miała dyżur na oddziale, a gdy
skończyła, poszła sprawdzić, jak czuje się Louanne.

Kobietę przeniesiono na oddział oparzeń. Gdy Kim weszła,

Cynthia siedziała przy łóżku matki i czytała kolorowy magazyn.

– Jakieś ciekawe nowiny z eleganckiego świata? – zagadnęła

background image

Kim i sięgnęła po kartę chorej.

Ucieszyła się, widząc, że rokowania są dobre.
– Nic specjalnego, ale mama uspokaja się, kiedy jej czytam na

głos, i potem przysypia. Jak teraz.

– Co u ciebie? – spytała Kim i przysunęła krzesło.
– Da się wytrzymać.
– Gdzie mieszkasz?
– U jednej starszej pani, sąsiadki z drugiego piętra. Ma na imię

Enid. Jest kochana. Właściwie wszyscy nasi sąsiedzi są kochani.
Pani Enid szykuje się do przeprowadzki do rodziny, ale
powiedziała, że zostanie, dopóki mama i ja będziemy
potrzebowały pomocy.

– Poznałam ją. Jest przemiła.
– Co jeszcze... Strażacy powiedzieli, że nasze mieszkanie da się

odremontować. W przeciwnym razie cały budynek trzeba by
rozebrać i tyle ludzi straciłoby dach nad głową. Na szczęście to
nie będzie konieczne.

– Super! – ucieszyła się Kim. – Skontaktował się z wami ktoś z

towarzystwa ubezpieczeniowego?

– Tak. Niech go! Co za ludzie!
– Potrzebujesz pomocy w załatwianiu tych wszystkich spraw?
– Dziękuję. Jamie, taki chłopak też z drugiego piętra, zna się na

tym i obiecał, że mi pomoże.

Kim spostrzegła błysk w oczach Cynthii, kiedy wymawiała

jego imię, i uśmiechnęła się do dziewczyny.

– To świetnie. – Spojrzała na zegar. – Teraz muszę już iść, ale

zajrzę jutro, to pogadamy. Nie zapomnij pozdrowić ode mnie
mamę, jak się obudzi.

– Dziękuję. Będzie niepocieszona, że przespała pani wizytę.

Bardzo lubi, jak ją pani odwiedza, pani doktor.

– Ja też lubię ją odwiedzać.
Po wyjściu od Louanne Kim po raz kolejny zajrzała do

gabinetu Harry’ego, lecz sekretarka poinformowała ją, że szef jest
na zebraniu. Czy naprawdę jest na zebraniu, czy to wymówka?
Odczekała, aż sekretarka pójdzie do domu, i spróbowała jeszcze

background image

raz. Drzwi gabinetu były zamknięte, ale to wcale nie oznaczało, że
Harry’ego nie ma. Z kieszeni spodni wyjęła wytrych i szybko
otworzyła zamek. Gabinet był pusty. Zmarszczyła brwi. Może
sekretarka rzeczywiście mówiła prawdę? Może miał jakieś
zebranie?

– Kimberlie? – Na dźwięk swojego imienia drgnęła

przestraszona. Harry podszedł do biurka i rzucił na blat naręcze
segregatorów. Potem spytał bez ogródek: – Czego chcesz? Widzę
– popatrzył wymownie na wytrych w jej dłoni – że nie miałaś
trudności z dostaniem się do środka.

Szybko schowała wytrych do kieszeni i zrobiła krok do przodu.

Harry uniósł brwi.

– Chciałam się upewnić – zaczęła – czy twoje zaproszenie na

przyjęcie u Johna McPhee jest wciąż aktualne.

Harry zwlekał z odpowiedzią. Kim zaczęła się już nawet

zastanawiać, czy istotnie zadała to pytanie na głos.

– John z żoną spodziewają się nas obój ga – przemówił w

końcu.

– W porządku. Mam przyjechać do ciebie?
– Tak będzie najlepiej. Bądź o ósmej. A teraz, jeśli pozwolisz...

– Urwał i wskazał papiery na biurku.

– Przepraszam... – wybąkała. – Do zobaczenia wieczorem.
Aha, myślała, wychodząc. Nadal chce, żebym poszła z nim na

przyjęcie. Dziwne. Sądziła, że po tym, co się stało, nie będzie
chciał mieć z nią do czynienia, a jednak... Może Tammy ma rację?

Pogrążona w rozmyślaniach, piechotą poszła do domu. Harry

przyłapał ją w swoim gabinecie z wytrychem w ręku! Dziwne
tylko, że tak spokojnie przeszedł nad tym do porządku dziennego.
Druga wpadka, wyrzucała sobie. Do tej pory nic podobnego nigdy
jej się nie przytrafiło. No tak, ale od samego początku Harry
rozpraszał jej uwagę.

Wygląda na to, że akceptuje jej działania, co samo w sobie jest

zastanawiające. Czyżby Moss go zaangażował? Przeczucie
mówiło jej, że szef się nim poważnie interesuje. Ile mu
powiedzieli? Potrząsnęła głową. Nie chciała, by Harry został

background image

wciągnięty w takie życie, szczególnie że ona, właśnie z miłości do
niego, bardzo chętnie by się teraz z tego wszystkiego wycofała.

Zanim to jednak uczyni, musi wywiązać się z powierzonego

zadania. Dopiero potem będzie mogła usiąść z Harrym i wszystko
mu wytłumaczyć. Zapewnić go, że w przyszłości już niczego nie
będzie przed nim ukrywać, że między nimi nie będzie żadnych
kłamstw czy tajemnic. Już nigdy nic nie stanie między nimi, jeśli
tylko on da jej drugą szansę...

W domu zastała Tammy.
– Wybierasz się na bal, Kopciuszku? – powitała ją przyjaciółka.
– Tak – ucięła krótko Kim i spytała: – Czy Moss rozmawiał z

Harrym? – Tammy milczała, lecz wyraz jej twarzy świadczył o
tym, że wie coś więcej na ten temat. – Niech zgadnę... Nie wolno
ci niczego ujawnić?

– Nie.
– Czyli rozmawiał. – Kim ze złości zacisnęła wargi i walnęła

pięścią w kanapę. – Po co go w to miesza? Podejrzewam, że chce
wykorzystać jego wiedzę o stosunkach panujących w Tarparnii i
innych krajach, które odwiedza. Dla Mossa życie ludzkie się nie
liczy, ważna jest tylko służba i to, jak może nami manipulować.

Tammy wzdrygnęła się, słysząc te gorzkie słowa.
– Uspokój się. Nie masz zbyt wiele czasu na przyszykowanie

się na przyjęcie. Zobacz, co ci przygotowałam do włożenia.

– Podejrzewam, że w kieszeniach mam wszelkie rutynowe

gadżety: deszyfrator, proszek do pobierania odcisków palców,
broń laserową i ręczną wyrzutnię granatów.

Tammy uśmiechnęła się.
– Cieszę się, że poczucie humoru cię nie opuszcza. No, idź pod

prysznic – zarządziła.

Jazda do willi Johna McPhee nie trwała długo, lecz milczenie w

samochodzie było trudne do wytrzymania.

– Dziękuję, że mnie zabrałeś, inaczej musiałabym pojechać

taksówką – mruknęła Kim, kiedy stanęli na czerwonym świetle.

Harry milczał. Siedział z zaciętą miną, a ona zastanawiała się,

background image

czy dzisiejszego wieczoru w ogóle się do niej odezwie. Nie miała
do niego pretensji. Gdyby była na jego miejscu, gdyby to on ją
oszukał, trudno by jej było mu wybaczyć. Chociaż z drugiej strony
miło by było trochę pogawędzić.

Kiedy dojechali na miejsce, Harry odpiął pas i wysiadł. Kim

szybko zrobiła to samo. Nie spodziewała się, że dziś okrąży auto i
przytrzyma dla niej drzwi.

– Im szybciej będziemy mieli to z głowy, tym lepiej – burknął i

poszedł przodem.

Kim zdołała go dogonić, a kiedy podnosił rękę, by nacisnąć

dzwonek, rzekła:

– Postaraj się robić dobrą minę do złej gry, proszę. Zachowaj

pozory.

Zamiast odpowiedzi, Harry spojrzał na nią takim wzrokiem, że

najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Nerwowo obciągnęła
granatową jedwabną bluzeczkę. Miała na sobie swój ulubiony
dwuczęściowy komplet ze spodniami, ulubiony, bo w szwach były
ukryte liczne kieszenie, w których doskonale mieściły się
wszystkie narzędzia pracy.

Dziś Harry zupełnie nie przypominał mężczyzny, którego

pokochała. Jego błękitne oczy były zimne jak lód, a spojrzenie
mrożące. Nagle drzwi otworzyły się i ukazała się w nich pani
McPhee. Harry zmusił się do uśmiechu.

– Witajcie. Jestem Kat – przedstawiła się i szerokim gestem

zaprosiła gości do środka.

Kim starała się nie przyglądać jej zbyt natrętnie. Kat McPhee.

W dossier Johna niewiele było informacji na temat żony, jedynie
wzmianka, że jest obywatelką Nowej Zelandii.

– Kat? Ładnie imię. Czy to jakieś zdrobnienie?
– Tak. Od Kateka.
– Och. Po kim je nosisz?
– Po babci. Oznacza: wybawicielka.
– To w języku Maorysów, prawda? – wtrącił Harry. W nagrodę

za szybki refleks Kim miała ochotę go ucałować.

– Nie. W języku plemion Tarparnii – wyjaśniła Kat i

background image

pomachała ręką do męża, który stał w drugim końcu salonu.

– Cieszę że, że was widzę – rzekł gospodarz, podchodząc do

nowych gości. – Czego się napijecie? – Ręką, w której trzymał
kieliszek, wskazał bar, wylewając przy tym czerwone wino na
podłogę.

– Przepraszam, pójdę po ścierkę – rzuciła Kat i zniknęła.
– Dla mnie kieliszek szampana, jeśli jest – poprosiła Kim.
– Och, dziś mamy mnóstwo szampana – zapewnił John.
– Harry nie mówił, z jakiej okazji jest to przyjęcie. Świętujemy

czyjeś urodziny? – zapytała.

– Nie. Po prostu świętujemy dla świętowania – odparł John i

puścił do nich oko.

Widząc, że gospodarz chwieje się już trochę na nogach, Harry

zaproponował:

– Może ja naleję?
– A ja tymczasem pójdę się odświeżyć – wtrąciła Kim. – Gdzie

łazienka?

– W głębi korytarza skręć w prawo i trzecie drzwi po lewej.

Nie, chyba czwarte... Zresztą znajdziesz.

Kim bez trudu odnalazła łazienkę, a także gabinet gospodarza.

Wśliznęła się tam, powiodła wzrokiem po pokoju i odezwała się:

– Tammy? Macie jakieś informacje o żonie Johna?
– Właśnie sprawdzamy. Na razie nie podejmuj żadnych działań.

Potrzebujemy jeszcze co najmniej godzinę.

Kim wróciła do salonu. Uśmiechnęła się promiennie do

Harry’ego, a on zerknął na nią zagadkowo. Dziwne, pomyślała po
raz kolejny tego wieczoru, po czym wzięła z jego rąk kieliszek. W
takich sytuacjach zawsze na początku prosiła o jakiegoś drinka,
którego potem przez całe przyjęcie bardzo powoli sączyła.

Godzinę później przyjęcie rozkręciło się na dobre, a goście

rozeszli się po całym domu. Harry wyraźnie się odprężył i w
pewnej chwili nawet objął swoją towarzyszkę. Kim wsparła się na
nim. Jak cudownie było czuć emanujące z niego ciepło. Na
przyjęciu było wielu znajomych ze szpitala, którzy w zabawny
sposób reagowali na wiadomość, że Harry i Kim przyszli razem.

background image

– Przecież prawie się nie znacie – zdziwiła się jedna z

pielęgniarek.

Kim poczuła, że Harry sztywnieje, i rzuciła:
– Cóż, ja żyję szybko. Może nie znamy się długo – urwała i

spojrzała na Harry’ego – ale za to dobrze.

Ich oczy spotkały się. Włożyła w to spojrzenie wszystko, czego

nie powiedziała słowami. Wydawało się jej, że zna Harry’ego od
zawsze, że całe życie szukała właśnie jego i nareszcie go
odnalazła. Teraz pragnęła tylko jednego, by pocałunkiem ją
zapewnił, że nie zniszczyła uczucia, jakie do niej żywił. Lecz
Harry tego nie uczynił. Spuścił głowę, wbił wzrok w ziemię,
potem przeprosił i podszedł do baru nalać sobie kolejnego drinka.

– To takie urocze – szczebiotała pielęgniarka. – W szpitalu nikt

nic nie mówił. Jak wam się udało uniknąć rozgłosu?

– Kim? – W słuchawce odezwał się głos Tammy. Kim

uśmiechnęła się do pielęgniarki i rzekła:

– Doprawdy nie wiem. Przepraszam, pójdę mu pomóc. –

Przeciskając się przez tłum, szepnęła: – Tam?

– Mamy dane. Kateka McPhee, nazwisko panieńskie Zefari.

Jako kilkunastolatka wstąpiła do prawicowej bojówki. Nasz
ekspert od spraw Tarparnii poinformował, że od ponad dziesięciu
lat jest poszukiwana w związku z pewnymi wydarzeniami, lecz
nie udało się ustalić jej miejsca pobytu. Do teraz – dodała. –
Przygotowujemy nakaz aresztowania i wysyłamy policję. Powinni
tam dotrzeć za około piętnaście, dwadzieścia minut. Gdyby udało
ci się zdobyć konkretne dowody, że maczała palce w zamachu na
Japarlina, bardzo by to pomogło ją oskarżyć.

– Rozejrzę się.
Kim odszukała wzrokiem Harry’ego. Stał przy barze, oparty o

blat, śledząc jej każdy ruch. Uśmiechnęła się i na migi pokazała,
że idzie do łazienki. Skinął głową i odwrócił się do Johna, który
nalewał sobie kolejnego drinka. Przed drzwiami łazienki ustawiła
się już kolejka. Świetnie, ucieszyła się i poszła dalej, udając, że
ogląda zawieszone na ścianie obrazy.

Kiedy się upewniła, że nikt na nią nie patrzy, wśliznęła się do

background image

gabinetu Johna i zaczęła przeglądać szuflady biurka i teczki leżące
na wierzchu, następnie otworzyła szafę z dokumentami.

– Nic – zameldowała.
– Okej. Sprawdziłaś już oczywiste miejsca, zajmij się tymi

mniej oczywistymi.

Kim zajrzała kolejno za wszystkie obrazy. Nic. Już miała się

wycofać, kiedy nagle pod stopą skrzypnęła jedna z klepek w
podłodze. Przystanęła, spojrzała pod nogi, potem uklękła i na
czworakach wczołgała się pod biurko.

– Zaraz, zaraz... – Zaczęła opukiwać klepki. W pewnym

momencie usłyszała głuchy odgłos. – Chyba coś mam. – Wstała, z
biurka wzięła nóż do papieru i podważyła jedną z deseczek. –
Dokumenty. Mnóstwo tego – meldowała na bieżąco. – Faksy z
instrukcjami... trasa podróży Japarlina...

– Wspaniale. Sfotografuj co smakowitsze kąski. Kim wyjęła z

kieszeni miniaturowy aparat cyfrowy i zrobiła kilka zdjęć.

– Mam coś stąd zabrać?
– Nie. Zostaw wszystko, jak jest. Niech policja sama znajdzie

dowody. Powiemy im, gdzie mają szukać.

– Dobrze.
Kim schowała papiery na miejsce, zamknęła skrytkę, i właśnie

kiedy wyczołgiwała się spod biurka, usłyszała:

– Co tu robisz!? – Oczy stojącej w progu Kat błyszczały

złowrogo. – Tu nie wolno wchodzić! Nikomu!

Kim uśmiechnęła się do niej, ostrożnie przesuwając ręką nóż do

papieru na właściwe miejsce.

– Przestraszyłaś mnie. – Podniosła drugą rękę do ucha, jak

gdyby chciała poprawić kolczyk. – Przepraszam, że tu weszłam,
ale kiedy zobaczyłam, że przed łazienką ustawiła się kolejka,
postanowiłam zwiedzić dom. Na biurku twojego męża
zobaczyłam bardzo ciekawy artykuł. – Wskazała otwarte
czasopismo medyczne. – Usiadłam, zaczęłam czytać i bezwiednie
bawiłam się kolczykiem. Odpiął się, upadł na podłogę... Jeszcze
raz przepraszam za wtargnięcie, ale to taki ładny pokój. –
Skierowała się w stronę drzwi.

background image

– Jestem dopiero na stażu przed specjalizacją, więc wszystko,

na co mnie stać, to dwupokojowe mieszkanie, które zresztą dzielę
z przyjaciółką. Wiele bym dała za gabinet taki jak ten, szczególnie
że tyle czasu muszę ślęczeć nad książkami. – Uśmiechnęła się
nerwowo do Kat. Miała nadzieję, że wypadła wiarygodnie. –
Zobaczę, czy kolejka do toalety się zmniejszyła – dokończyła i
wyszła. Odrobinę zaniepokoiło ją to, że gospodyni nie podążyła za
nią. – Chyba mnie sprawdza – powiedziała do Tammy. – Kiedy
przyjedzie policja?

– Kimberlie? – zawołał Harry, doganiając ją na korytarzu. – Co

tu jest grane?

– Możemy już iść? – spytała naglącym tonem.
– Proszę. – Zamiast jej posłuchać, Harry przystanął

zdezorientowany. Kim obejrzała się za siebie. Kątem oka
dostrzegła, że Kat wychodzi z gabinetu. Chwyciła Harry’ego za
klapy marynarki i pociągnęła ku sobie.

– Pocałuj mnie. Szybko! – szepnęła.
Na szczęście spełnił jej prośbę. W tej samej chwili wszystko

uleciało jej z głowy. Sądziła, że już nigdy to się nie zdarzy, że już
nigdy nie poczuje jego ciała tak blisko, że już nigdy zapach jego
skóry nie pobudzi jej zmysłów. Ten pocałunek był mocny, gorący,
jak gdyby Harry chciał ją ukarać za udrękę ostatnich dni. Poddała
mu się z rozkoszą. Ona też przeżywała katusze i była to próba
ponad siły.

Nagle Harry odsunął się od niej i szepnął:
– Nie rób mi tego, Kimberlie.
W jego oczach dostrzegła ból i uświadomiła sobie, może

dopiero teraz w całej pełni, jak bardzo go zraniła.

– Ja... ja... – zaczęła się jąkać, łzy przesłoniły jej wzrok. Jak

mogła go tak zranić? – Ja... – Znowu urwała, pamiętając, że nic
nie może mu powiedzieć.

Jeszcze nie teraz. Ale już niedługo. Jeśli tylko poczeka jeszcze

kilka godzin... Tylko kilka godzin i jej misja będzie zakończona.

Harry cofnął się o krok.
– Nadal nie możesz powiedzieć, co tu jest grane?

background image

– Zrozum, nie chodzi o to, że nie chcę. Niczego na świecie nie

pragnę bardziej – tłumaczyła błagalnym tonem, lecz on potrząsnął
głową i spojrzał na nią z pogardą.

– Ach, tu jesteś! – wykrzyknęła Kat i nie zwracając uwagi na

Harry’ego, chwyciła Kim za ramię. – Chodź! – Pociągnęła ją za
sobą.

– Co się tam dzieje!? – W słuchawce odezwał się bardzo

zaniepokojony głos Tammy.

– Puść mnie! – syknęła, oswobodziła ramię, wyminęła Kat i

wybiegła do ogrodu.

– Spadaj stamtąd! Natychmiast! – rozkazała Tammy.
– Nie tak prędko. – Kat dogoniła ją, chwyciła za ramię i

obróciła ku sobie. – Co robiłaś w gabinecie mojego męża? Czego
szukałaś?

– Tłumaczyłam ci już – odparła Kim. – Zainteresował mnie

artykuł w czasopiśmie medycznym, więc usiadłam, żeby go
przeczytać i zaczęłam bawić się kolczykiem. Odpiął się, upadł na
podłogę, więc schyliłam się, żeby go podnieść, a wtedy ty się
pojawiłaś.

Harry, który wyszedł za nimi, przystanął i uważnie przyglądał

się tej scenie. Nie wiedział, o co chodzi, lecz nie podobała mu się
agresja żony Johna wobec Kim.

Na trawniku przed domem stała grupka gości. Słysząc

podniesione głosy, zaczęli się przysłuchiwać.

– Nieprawda! – Z oczu Kat biła nienawiść. – Przyznaj się, że

szperałaś w dokumentach! Dla kogo pracujesz?

– Nie rozumiem.
W odpowiedzi Kat wymierzyła jej policzek. Kim odruchowo

przyłożyła dłoń do twarzy. Jej zdumienie nie miało granic.

– No, no! – wtrącił się natychmiast Harry i stanął między

kobietami. – Co tu się wyprawia?

– Nie udawaj, że nie wiesz! Nie wierzę, że na ochotnika

zgłosiłeś się operować tego padalca! – wykrzyknęła Kat i
zręcznym wymachem nogi kopnęła Harry’ego w pierś.

Harry z jękiem zatoczył się na Kim i oboje upadli na trawę.

background image

– Nic ci cię nie stało? – zapytała Kini. – Harry! Harry charczał,

Kim zaś aż zagotowała się z wściekłości. Jak ona śmiała go
zaatakować!

Kat krzyczała coś teraz w swoim języku. Kim rozumiała tylko

pojedyncze słowa, lecz z wyrazu twarzy przeciwniczki i intonacji
domyśliła się reszty.

Podniosła się z ziemi, odeszła kilka kroków w bok, żeby w

razie czego mieć swobodę ruchów.

– Dlaczego to zrobiłaś? – odezwała się.
– Bo jest jednym z nich – syknęła Kat. – Ty też! – Rzuciła się

naprzód, chcąc zaatakować, lecz Kim zrobiła błyskawiczny unik,
schyliła się i głową trafiła ją w brzuch. Wiedziała teraz, że Kat jest
doskonale wyszkoloną przeciwniczką.

Harry w osłupieniu przyglądał się pojedynkowi. Ręce i nogi

migały tylko w powietrzu.

– Kimberlie! – wyrwało mu się, gdy zobaczył, jak Kim stopą

trafia żonę Johna w pierś, a kiedy tamta zgina się w pół, łokciem
zadaje cios w kark. – To ty mnie znokautowałaś...

Odwrócił głowę. Zrozumiał, że kolejny raz zrobiono z niego

głupka. Gdy odkrył, że jest zdradzany, ogarnęło go poczucie
głębokiego zawodu, poniżenia. Teraz, gdy pokochał Kimberlie,
mocniej i żarliwiej niż jakąkolwiek kobietę, a ona zakpiła sobie z
niego, uraz psychiczny sprzed lat odezwał się ze zdwojoną siłą.

Nie mógł zmusić się do spojrzenia na nią. Powoli podniósł się z

ziemi. Ból rozsadzał mu piersi, utrudniał oddychanie. Kątem oka
dostrzegł Johna, który pojawił się w drzwiach i na widok
walczących kobiet wypuścił kieliszek z ręki. Potem z zaciętym
wyrazem twarzy pobiegł do stojącej nieopodal ogrodowej rzeźby,
zerwał ją z postumentu i zamierzył się na Kim.

Harry nawet nie miał czasu krzyknąć, by ją ostrzec, toteż rzucił

się na Johna. Anestezjolog padł jak długi, posąg rozprysł się w
drobny mak.

– Nie mieszaj się do tego, Harry – ostrzegł, zręcznie odwinął

się i wystawionym łokciem uderzył Harry’ego w twarz.

Harry zatoczył się, lecz szybko złapał równowagę i zaczął

background image

odpierać ciosy.

– Wiem, co zrobiłeś. To było morderstwo z zimną krwią –

syknął przez zęby.

Poczuł przypływ adrenaliny. Wściekłość dodawała mu sił.

Zadał ostatni cios, po którym John zwalił się na ziemię. Uniósł
pięść, lecz powstrzymał go okrzyk Kim.

– Nie!
Otrzeźwiał. Wówczas zobaczył, że Kat, która przed chwilą

leżała nieruchomo, ocknęła się, zamachnęła nogą i podcięła Kim,
która upadła płasko na plecy i jęknęła z bólu. Harry zerknął na
Johna – ten nie dawał znaku życia. Tymczasem syreny policyjne
wyły coraz głośniej. Goście zebrani przed domem zaczęli znikać.
Kimberlie natomiast z podrapaną twarzą, w podartym ubraniu
leżała na trawniku.

Nagle Kat zaczęła się podnosić.
– Kimberlie! – Tym razem udało mu sieją ostrzec. Z

zadziwiającą zwinnością Kim odepchnęła się rękami i poderwała
na nogi. Harry patrzył na nią szeroko otwartymi ze zdumienia
oczami. Kobiety ponownie zwarły się w zacieklej walce. Kat
kilkakrotnie uderzyła Kim, lecz ta nie zamierzała się poddać.
Harry widział, z jaką determinacją zadaje ciosy, aż w końcu
potężnym kopniakiem powala napastniczkę i sama pada przy niej
na kolana.

Czy to już koniec? Czy Kat znowu udaje? Gra na zwłokę,

zbiera siły, szykuje się do kolejnego ataku?

Radiowozy policyjne z wyciem syren i błyskami kogutów

podjechały pod dom.

Kim sprawdziła puls Kat, uniosła jej powieki, zajrzała w

źrenice, i dopiero potem osunęła się na ziemię.

– Tammy? Znokautowałam ją.
– Masz aparat?
Kim pomacała kieszenie spodni.
– Mam.
– Do kogo mówisz? – dopytywał się Harry, który sprawdzał,

czy John oddycha.

background image

Kim zamknęła oczy. Nie miała siły teraz z nim rozmawiać.

Czuła się kompletnie wyczerpana.

– Do Tammy.
– Przez ten nadajnik w uchu?
Kim milczała. Teraz Harry zajął się Kat. Sprawdził jej puls i

źrenice. Żałował, że nie ma przy sobie latarki. Zbadał także
ramiona i nogi.

– Kość promieniowa złamana – oznajmił.
– Upadła na nią – mruknęła Kim.
– Potrzebne będzie prześwietlenie. – Po chwili spytał: – Co o

niej wiesz?

– Kateka Zefari. W Tarpamii poszukiwana listem gończym. –

Spróbowała usiąść, lecz tylko jęknęła z bólu.

– Co jest?
– Kostka..
– Przecież przed chwilą stałaś na tej nodze.
– Agent Mason? – policjant zwrócił się do obojga.
– To ja – odezwała się Kim i machnęła ręką w stronę Kat. –

Jest wasza.

– Gdzie jej mąż?
– Tam – wskazał Harry, a potem spytał: – Agent Mason?
Kim wzniosła oczy do góry i ciężko westchnęła.
– Doktor Mason, agent Mason, major Mason, co wolisz. – Była

wykończona. Wyciągnęła się na trawie, zamknęła oczy i starała
się o niczym nie myśleć.

– Wezwaliście karetkę?
Dlaczego głos Harry’ego dochodzi jak gdyby z oddali?
– Jest w drodze.
Odpowiedź policjanta też się rozmywa. Dlaczego? Przecież to

nie oni stoczyli właśnie najzacieklejszy, najbardziej szalony
pojedynek w życiu, a ja, myślała Kim.

– Kiedy przyjedzie, chciałbym zamienić słowo z ratownikami.
– Oczywiście.
– Kimberlie? – Harry przyklęknął obok, a kiedy nie

zareagowała, poklepał ją po twarzy. – Kimberlie?

background image

– Jęknęła, skrzywiła się, mocno zacisnęła powieki. Sprawdził

jej puls, potem zbadał ręce, nogi, dotknął kostki. Krzyknęła z
bólu. – Kimberlie? – Delikatnie odgarnął włosy z jej twarzy,
dotknął małżowiny usznej i znalazł słuchawkę. Wyjął ją, włożył
sobie do ucha.

– Halo? Tammy?
– Harry! Co tam się dzieje!?
– Kimberlie potrzebuje pomocy. Ma skręconą prawą nogę w

kostce. Chcesz, żeby ją przewieziono do naszego szpitala, czy
gdzie indziej? Może wasz konsultant medyczny sam zechce ją
zbadać?

– Ona jest naszym konsultantem.
– W takim razie zabieram ją do siebie.
– W porządku. Przyjadę i odbiorę aparat fotograficzny.
– Aparat?
– Zadajesz za dużo pytań.
– Racja. – W jego głosie zabrzmiała nuta goryczy.
– Żadnych pytań, żadnych odpowiedzi.
– Przykro mi.
Harry spojrzał na Kimberlie i odrzekł:
– Mnie też.
– No, nareszcie się obudziłaś – ucieszył się Jerry, wchodząc do

boksu na oddziale ratunkowym, gdzie umieszczono Kim. – Kiedy
niedawno do ciebie zaglądałem, jeszcze spałaś.

Kim chciała się uśmiechnąć, lecz twarz jej wykrzywił grymas

bólu.

– Czuję się, jak gdybym wpadła pod ciężarówkę. Jerry

roześmiał się z tego porównania.

– Obawiam się, że tak też wyglądasz. – Zdjął przypiętą do ramy

łóżka kartę chorobową i przeczytał wpisy. – Boli?

– W normie.
– Nie odgrywaj bohaterki. Jeśli potrzebne ci są środki

przeciwbólowe, powiedz. – Kim powoli skinęła głową. Jerry
uniósł prześcieradło i zbadał nogę. – Miałaś szczęście. Zobacz. –
Pokazał jej klisze rentgenowskie. – Żadna kość nie jest złamana.

background image

Kim westchnęła.
– Cieszę się.
– Pamiętasz, skąd cię przywieziono?
– Nie.
Jak przez mgłę przypominała sobie Harry’ego ostrym tonem

wydającego polecenia ratownikom. Potem już go nie widziała.

– Muszę przyznać, że nieźle nabroiliście, ty, John i jego żona.
– Co z nimi?
– John ma pękniętą szczękę, a Kat złamaną rękę i kilka żeber.

Za to ty jesteś jak z gumy.

– Widocznie lepiej odpierałam ciosy. Jeny potrząsnął głową.
– Wciąż trudno mi uwierzyć, że stoczyłaś pojedynek jak w

filmie. Szpital aż się trzęsie od plotek. Podobno jesteś tajną
agentką. To prawda?

Kim spojrzała mu prosto w oczy i odrzekła:
– Gdybym ci powiedziała, musiałabym cię zabić. Jeny

spoważniał.

– Przyjmuję to za odpowiedź twierdzącą. – Przerwało im

wejście Harry’ego. Kim serce zabiło mocniej, jej oddech stał się
płytki, szybki, urywany. Odezwij się do mnie, powiedz coś,
zaklinała w myślach, patrząc na niego błagalnym wzrokiem. – To
ja już pójdę, nie będę robił tłoku – bąknął Jeny. – Zajrzę później.

Po jego wyjściu zaległo kłopotliwe milczenie. W końcu Kim

nie wytrzymała i szepnęła:

– Powiedz coś. – Harry wciąż milczał. Stał przy jej łóżku z

rękami splecionymi na piersiach i patrzył jej w oczy, jak gdyby
chciał wejrzeć w jej duszę. Czuła się obnażona, lecz nie miała do
niego o to pretensji. Dobrze, że nareszcie może zobaczyć mnie
taką, jaka naprawdę jestem, pomyślała. Szkoda tylko, że
przedstawia sobą tak opłakany widok. Ale przynajmniej prawda
wyszła na jaw. Teraz muszę tylko znaleźć w sobie dość odwagi,
żeby zrobić następny krok i postarać się zasypać przepaść
pomiędzy nimi. – Wiem, że chcesz mi zadać wiele pytań...

– I teraz na nie odpowiesz?
– Czy John i Kat zostali aresztowani? – spytała.

background image

– Tak.
– Gdzie mój aparat fotograficzny?
– Tammy go ma.
Kit odetchnęła z ulgą.
– Tyle przynajmniej wiesz.
– Od jak dawna pracujesz w służbach specjalnych?
– Od pięciu lat.
– Powiedziałaś, że twój narzeczony zginął cztery lata temu.

Czy to się stało na służbie? On także był agentem?

– Tak. Chris nie posłuchał mojego rozkazu i wszedł do

płonącego budynku.

Harry w zamyśleniu pokiwał głową. Wracał myślami do

rozmowy w szpitalnym bufecie. To wówczas wyrwało jej się, że
nie posłuchał rozkazu. Co jeszcze powiedziała niechcący, a on był
zbyt głupi, zbyt zaślepiony miłością, że nie zwrócił na to uwagi?

– Czy kiedykolwiek powiedziałaś mi prawdę?
– Oczywiście – żachnęła się. – Posłuchaj, musisz mi uwierzyć...
– Uwierzyć ci? Dobre sobie! – Jego głos nabrzmiały był bólem.

– Cały czas mnie okłamywałaś. Podejrzewałaś, że przyłożyłem
rękę do śmierci Japarlina!

– Na tym polegała moja praca, moja misja. Oddelegowano

mnie tu, żebym przeprowadziła śledztwo.

– Ale zjawiłaś się, zanim Japarlina zamordowano.
– Tylko dlatego, że wywiad otrzymał tajną informację o

zamierzonym zamachu. Chcieliśmy wzmocnić jego ochronę
podczas rekonwalescencji, tylko że do rekonwalescencji nie
doszło. Otrzymałam listę osób, które mają jakiś związek z
Tarparnią. Figurowało na niej i twoje nazwisko. Kazano mi za
wszelką cenę dostać się do zespołu operacyjnego.

– Aha, czyli sama tak wszystko zorganizowałaś, żeby Edington

musiał poprosić cię o zastępstwo.

– Tak. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, do momentu

kiedy... kiedy poznałam ciebie.

Harry zaciął wargi.
– Zrobiłaś ze mnie głównego podejrzanego! – wybuchnął. –

background image

Chciałaś mnie prześwietlić!

– Nie! To wcale nie było tak!
– Ale tak wyglądało. Już niczego nie jestem pewny. Nawet nie

wiem, czy Mason to twoje prawdziwe nazwisko.

– Prawdziwe. Znasz mnie lepiej, niż ci się wydaje. Przyznaj

szczerze.

– Szczerość! Kpisz sobie ze mnie? Szpiegowałaś mnie!
– I wzajemnie.
– Co? – obruszył się Harry. – Zaglądałaś do sejfu – domyślił

się.

– Wykonywałam rozkazy.
– Tylko to potrafisz. Ślepo wykonywać rozkazy.
– Harry, nie rozumiesz...
– Tu się nie mylisz. – Odwrócił głowę, potem znowu spojrzał

na nią. – Czy chwile intymności między nami cokolwiek dla
ciebie znaczyły?

– Tak. – Boże, jak mam go przekonać? – Znaczyły bardzo

wiele – zapewniła go.

– W szczególny sposób to okazałaś – zakpił. Przełknęła łzy.
– Wykonywałam swoją pracę.
– Cóż, wypada tylko pogratulować zapału. Czy uwodzenie

mnie także należało do planu?

– Nie! – Jak on mógł coś takiego pomyśleć! – Ja ciebie

kocham!

– Kochasz? – Prychnął pogardliwie. – Czy ty w ogóle wiesz, co

to słowo znaczy? Jak możesz twierdzić, że mnie kochasz, jeśli nie
potrafisz zdobyć się na uczciwość wobec mnie?

Próbowała otrzeć łzy, lecz tylko skrzywiła się z bólu. Wściekła

była na siebie za swoją słabość, bezbronność w momencie, który
wymagał szczytowej formy. Przecież musi mu udowodnić, że
tworzą idealną parę!

– Każda chwila z tobą była dla mnie bezcenna. Prawdziwa. Z

całej siły broniłam się, żeby się w tobie nie zakochać, ale to się
stało i nie żałuję.

– Chwila ze mną? Dobre sobie! Ze mną, z Tammy na

background image

podsłuchu i cholera jeszcze wie z kim!

– Harry – chciała zaprzeczyć, lecz głos odmówił jej

posłuszeństwa.

– Daruj sobie, Kimberlie.
Odwrócił się od niej i zrobił krok w stronę wyjścia.
– Harry – błagała – Harry, zostań, nie odchodź... Obejrzał się i

zmierzył ją takim wzrokiem, jak gdyby była mu zupełnie obca.

– Nie wiem, kim jesteś, Kimberlie, i nie jestem pewien, czy

chcę się dowiedzieć. – Z tymi słowami odszedł, a ona nie mogła
go zatrzymać.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

– Kochanie? – Eileen Mason ze słuchawką telefonu

bezprzewodowego w ręce podeszła do drzwi pokoju córki i
zapukała. – Kimmy, kochanie, dzwoni Tammy...

Kim wytarła oczy i nos.
– Wejdź, mamo, proszę.
Eileen otworzyła drzwi i podeszła do łóżka.
– Córeńko – szepnęła, siadając na brzegu. Objęła Kim i

przytuliła do siebie. – Czas leczy rany. Zobaczysz. – Widząc, że
Kim na nowo zalewa się łzami, podniosła słuchawkę i powiedziała
do Tammy: – Ona zadzwoni później, dobrze? Co, kochanie?
Wychodzisz? No to tymczasem. – Potem wyłączyła telefon i
wyjaśniła: – Tammy sama do ciebie zadzwoni, bo teraz musi
wyjść.

Kim odsunęła się od matki i wymamrotała:
– Są tu gdzieś chusteczki?
– Proszę.
Eileen podała jej całe pudełko. Kim wyciągnęła ligninową

chusteczkę, wytarła nos i odezwała się:

– Tammy to sprawdzona przyjaciółka...
– Martwi się o ciebie tak samo jak ojciec i ja. Powiedz,

kochanie, czy... jest jeszcze ktoś, kto może też o tobie teraz myśli?

– Nie rozumiem.
– Pytałam, czy jest...
– O co ci chodzi, mamo?
– Jak on się nazywa, Kimmy? – nalegała Eileen.
– Wiem, że nie rozpaczasz z powodu kostki. Tylko mężczyzna,

i to mężczyzna, którego kochasz, może być przyczyną takiego
morza łez. Pozwoliłam ci się wypłakać, miałam nadzieję, że sama
się jakoś uporasz z tym problemem, ale teraz doszłam do wniosku,
że najlepiej będzie, jeśli porozmawiamy. Wyrzuć to z siebie,
kochanie.

– Och, mamo, strasznie zagmatwałam sobie życie – westchnęła

background image

Kim i łzy znowu napłynęły jej do oczu.

– Wszystko da się naprawić.
– Nie sądzę. Harry nie chce mieć ze mną nic wspólnego i nie

obwiniam go za to.

– Nonsens. Jesteś jedną z najszlachetniejszych osób, jakie

znam. Masz takie dobre serce i...

– Nie jesteś obiektywna, mamo.
– Właśnie że jestem. A jeśli ten Harry nie widzi, jaki był głupi,

to może nie jest ciebie wart?

– Jest, mamo, jest. I świetnie do siebie pasujemy.
– Więc na czym polega problem? Kim wzięła głęboki oddech i

wyjaśniła:

– Widzisz... ja go okłamałam. Musiałam – dodała szybko. –

Dlatego nie obwiniam go za to, że nie chce mnie więcej widzieć.

– Musiałaś go okłamywać? Dlaczego?
– Nie chciałam, żeby stała się mu jakaś krzywda.
– Więc działałaś ze szlachetnych pobudek. – Objęła córkę i

przytuliła. – Jeśli Harry zna cię wystarczająco dobrze, jestem
pewna, że ochłonie. Opowiedz mi o nim.

– Oczy jej zabłysły z ciekawości. – Przystojny?
Kim westchnęła rozmarzona.
– I to jak...
Matka miała rację. Opowiadanie o ukochanym przyniosło jej

ulgę, a gdy skończyła, ujrzała nagle promyk nadziei
rozświetlający mroczną rzeczywistość ostatnich tygodni. Kiedy
ojciec zawołał je na lunch, ze smakiem spałaszowała kanapkę i
nabrała ochoty na spacer.

– Przewietrzę się trochę – oznajmiła.
– Gdzie się wybierzesz? – spytał ojciec.
– Na Black Mountain, chociaż... – zawahała się – chociaż nie,

zajrzę do Ogrodu Botanicznego.

– Dasz radę prowadzić z chorą nogą? Może ja cię zawiozę –

zaproponował.

– Dziękuję. Kochany jesteś. – Kim przystała na propozycję

ojca. Od czasu do czasu miło jest znowu znaleźć się pod

background image

opiekuńczymi skrzydłami rodziców.

– Ale czuję się coraz lepiej i już nie potrzebuję kul – dodała.
– Miałaś szczęście, że nie złamałaś nogi, moja droga – wtrąciła

matka. – Cud boski, że przy tych wszystkich wyczynowych
sportach, jakie tam w wojsku uprawiacie, nigdy dotąd nie...

– Nie zaczynaj od nowa, mamo – błagała Kim.
– Przepraszam. – Eileen uniosła obie dłonie. – Wiem, że

uwielbiasz podróże i ten dreszczyk emocji, jakiego dostarcza ci
twoja praca, ale latka lecą i nie możesz do końca życia rozbijać się
po świecie. Musisz zapewnić sobie jakąś przystań.

Kim wielokrotnie słyszała podobne przemowy i wiedziała, że

gdyby jej rodzice poznali prawdę o tym, czym rzeczywiście się
zajmuje, martwiliby się jeszcze bardziej. Tym razem jednak słowa
matki trafiły w czuły punkt. Przecież odkąd spotkała Harry’ego,
zaczęła poważniej zastanawiać się nad życiem, odczuwać, że
czegoś w nim brak.

Harry. Wszystko sprowadza się do niego.
– Gotowa? – spytał ojciec, biorąc kluczyki.
– Tak.
– Odpocznij, córeczko – życzyła Eileen. – Zawsze lubiłaś

Ogród Botaniczny.

– Tak, mamo. – Podeszła, objęła ją i szepnęła do ucha: –

Dziękuję, że jesteś ze mną. Nikt mi ciebie nie zastąpi.

– Och, daj spokój! – żachnęła się Eileen, lecz Kim dostrzegła w

jej oczach łzy wzruszenia. – I nie zapomnij komórki. Kiedy
będziesz miała dość, zadzwonisz i ojciec po ciebie przyjedzie.

Kilka godzin później Kim czuła się już znacznie lepiej. Leżała

na trawie pod rozłożystym drzewem rzucającym miły cień i przez
gałęzie spoglądała na obłoki sunące po niebie.

– Jak ja kocham to miejsce – szepnęła do siebie i westchnęła.
Chwilę później zadzwonił telefon. Kim usiadła, wyciągnęła z

kieszeni komórkę. Na wyświetlaczu pojawił się numer rodziców.

– Nie chcesz już wracać, córeńko? – zapytała matka.
– Która godzina? – Kim spojrzała na zegarek i wykrzyknęła: –

Ale zrobiło się późno!

background image

– Widać dobrze odpoczywałaś, skoro straciłaś poczucie czasu.
– Wspaniale. Leżę sobie pod moim ulubionym eukaliptusem i

patrzę w niebo. Czuję się jak w raju.

– W takim razie przepraszam, że ci przeszkodziłam. Więc jak?

Przyjechać już teraz?

– Dobrze.
– Zostań dłużej, jeśli masz ochotę.
– Nie, nie. Przecież mogę tu przyjechać jeszcze jutro. To

czekam. Pa.

Kim wyciągnęła się z powrotem na trawie i znowu spojrzała w

niebo. Po chwili przymknęła powieki. Ostatni miesiąc wyczerpał
ją nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.

Podczas składania raportu z wykonania zadania, kiedy

dowiedziała się, że John i Kat McPhee zamordowali Japarlina na
zlecenie rządu Tarparnii, myślała głównie o Harrym. Kiedy Moss
nawrzeszczał na nią, że staczając publiczny pojedynek z Kateką
Zefari, zdekonspirowała się i spaliła jako agentka, wcale się nie
przejęła. Teraz, gdy wszyscy wiedzieli, że pracuje dla służb
specjalnych, jej możliwości działania zostały znacznie
ograniczone. Dalsza praca w szpitalu przestała mieć sens, została
więc wysłana na zwolnienie lekarskie.

Tammy miała na ten temat własną, całkiem oryginalną teorię.

Uważała mianowicie, że Kim chciała, oczywiście podświadomie,
się zdekonspirować, by pomniejszyć swoją przydatność do służby.
Po głębszym zastanowieniu Kim przyznała jej rację. Chciała
zrezygnować ze służby i w wywiadzie, i w wojsku. Chciała gdzieś
osiąść, mieszkać w jednym miejscu dłużej niż jeden miesiąc i
każdą wolną chwilę spędzać z Harrym.

Harry. Wszystko sprowadza się do niego. Poczuła, że znowu

ogarniają beznadziejny smutek. A już była w tak dobrym nastroju!
Westchnęła, spojrzała na obłoki. Przecież się nie rozpłacze, nie
zrobi z siebie widowiska. Zmobilizowała całą siłę woli, by się
opanować. Nie będzie myśleć o tym, co zaszło. Dopóki ojciec po
nią nie przyjedzie, poobserwuje niebo, uspokoi się.

Nagle usłyszała blisko siebie czyjeś kroki. Otworzyła oczy.

background image

Nad sobą zobaczyła mężczyznę, bacznie się jej przyglądającego.
Serce zabiło jej jak młot. Usiadła, niemal uderzając czołem w
pochylającego się nad nią...

– Harry!
– Dlaczego za każdym razem, kiedy się do ciebie zbliżę,

podskakujesz jak oparzona? – spytał żartem.

Kim oniemiała. Siedziała na trawie i wpatrywała się w

ukochanego. Harry usiadł tuż obok, spojrzał na nią i uśmiechnął
się tym swoim rozbrajającym uśmiechem, któremu nie mogła się
oprzeć.

– Jak... jak mnie znalazłeś?
– Dzięki twojej mamie.
– Mojej mamie! – wykrzyknęła.
– Tak. Dzwoniła do ciebie przed chwilą, prawda?
– Dzwoniła, ale...
– Uważasz, że tylko ty nadajesz się na szpiega?
– Posłuchaj, Harry, to nie...
– Tammy podała mi adres twoich rodziców, a oni skierowali

mnie do Ogrodu Botanicznego. Potem twoja matka telefonicznie
udzieliła mi dalszych wskazówek, gdzie cię znajdę.

– Przecież nie chciałeś mieć ze mną nic wspólnego. – Głos

odmówił jej posłuszeństwa, oczy zaszły łzami.

– Nonsens, głuptasie – zaprzeczył łagodnie i ujął jej twarz w

dłonie. – Oczywiście, że chcę. Kocham cię.

– Jak to? Znienawidziłeś mnie, odszedłeś...
Nie pozwolił jej dokończyć, bo zaczął ją całować. Nie mogła

uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Harry jest przy niej.
Pragnie jej. Kocha ją! Westchnęła. Wplotła palce w jego włosy,
rozkoszując się ich miękkością. Ten gest pomógł jej uświadomić
sobie, że to nie sen, a rzeczywistość. Zapach jego ciała, który
przez ostatnie tygodnie ją prześladował, budził ją teraz do życia.

– Kimberlie – jęknął cicho i wtulił twarz w zagłębienie jej szyi.

– Tak się za tobą stęskniłem...

– Odsunął się, spojrzał w jej przepełnione namiętnością oczy. –

Byłem strasznie głupi.

background image

– Nie mów tak. – Położyła mu palce na ustach.
– Miałeś pełne prawo mnie porzucić. Bardzo cię zraniłam.
– Mnie nie, może moją dumę – rzekł z uśmiechem.
– Wiesz, co czuję, kiedy się tak uśmiechasz?
– A ty wiesz, co ja czuję, kiedy tak reagujesz na mój uśmiech?
– Nie.
– Czuję w sobie niezwykłą moc. Czuję, że mogę być władcą

świata, dokonać wszystkiego. Żadna kobieta nie miała na mnie
takiego magicznego wpływu – ciągnął, muskając oddechem jej
twarz. – Sprawiasz, że czuję się silny, a jednocześnie bezradny,
zdany na twoją łaskę. Nigdy nie mam ciebie dość. Uzależniłem
się. Szaleję za tobą.

Tym razem, kiedy ją pocałował, był to najbardziej władczy

pocałunek w jej życiu. Wiedzieli, że są sobie przeznaczeni.

W końcu Harry wypuścił ją z objęć i rozejrzał się dookoła, jak

gdyby nagle przypomniał sobie, że znajdują się w miejscu
publicznym.

– Jeszcze trochę i poszedłbym na całość – szepnął.
– Ja też. – Pochyliła się i wargami delikatnie uszczypnęła go w

ucho.

– Przestań!
– A jak nie przestanę? – zaczęła się z nim droczyć.
– Usychałam z pragnienia, w spiekocie czołgałam się przez

pustynię, a gdy nareszcie znalazłam oazę, zabraniasz mi się napić
do woli? Nie jesteś fatamorganą, prawda?

– Nie. Odczuwam to samo pragnienie, co ty, ale wiem, że jeśli

zbyt dużo wypiję, mogę się rozchorować.

– Wstręciuch. Wszystko psujesz.
– Łakomczucha. – Kim wybuchnęła serdecznym śmiechem.

Czuła, że z jej ramion spadł przygniatający ciężar. – Wyjdziesz za
mnie? – spytał Harry znienacka.

– Wyjść za ciebie? – Kim nie wierzyła własnym uszom. –

Niczego bardziej nie pragnę – odpowiedziała i spojrzała na niego
wzrokiem przepełnionym miłością.

– Naprawdę?

background image

Westchnęła i czułym gestem pogładziła go po policzku.
– Wciąż nie mogę uwierzyć, że tu jesteś – szepnęła.
– Tammy wie? – spytała po chwili. – Dzwoniła do mnie, ale...
Nie dokończyła. Nie chciała mu mówić, że z rozpaczy nie była

w stanie z nikim rozmawiać.

– Ale?
Wzięła głęboki oddech. Żadnych tajemnic.
– Byłam tak zapłakana, że nie mogłam z nią rozmawiać –

przyznała się.

– Przepraszam... Wiem, że powinienem przyjechać wcześniej,

ale potrzebowałem czasu, żeby to wszystko w sobie przetrawić.

– Miałeś pełne prawo mnie znielubić. Okłamywałam cię.
– Zrozumiałem, że twoje motywy były uczciwe. Wiem, że to

brzmi jak paradoks, ale cóż... Zrozumiałem, że jesteś kobietą,
której mogę zaufać. Masz zasady, mocny kręgosłup moralny i... –
spojrzał na nią przekornie – dobrze opanowane techniki walki,
szczególnie cios łokciem w kark.

– Och, nie! Przepraszam! Ale wróciłam, żeby cię pielęgnować.
– Wiem. Tammy mi powiedziała.
– Tak? I co jeszcze ci powiedziała?
– Masz na myśli instrukcje, jak wypełniać formularze przed

wstąpieniem do służb specjalnych?

– Co! wykrzyknęła i spojrzała na niego z niedowierzaniem. –

Kiedy?

– Co kiedy?
– Kiedy cię zwerbowali?
– Oficjalnie? W zeszłym tygodniu. Kim potrząsnęła głową.
– Nie! Harry, nie! Nie wiesz, w co się pakujesz. Niepotrzebne

ci takie życie.

– To jest twoje życie.
– Już nie. Walcząc z Kat McPhee, zdekonspirowałam się. Teraz

szef wydziału operacyjnego, Moss...

– Poznałem go – wtrącił Harry.
– Moss powiedział, że odtąd mogę pracować...
– Wiem. Tylko za granicą. Wiem też o kamerze zainstalowanej

background image

w kostnicy.

Mnóstwo myśli przemknęło przez głowę Kim. Coś się jej w

tym wszystkim nie zgadzało.

– Widziałeś się z Mossem jeszcze przed przyjęciem u Johna?
– Tak.
– Więc wiedziałeś, że dla nich pracuję?
– Nie. Powiedziano mi tylko, że mają w szpitalu swojego

człowieka. Podejrzewałem, że chodzi o tego sprzątacza z kostnicy
i dopiero na przyjęciu zorientowałem się, że mówili o tobie.

– Tak mi przykro.
Harry położył palec na jej ustach.
– Przestań przepraszać, kochanie, i pozwól mi wytłumaczyć. W

trakcie naszej rozmowy Moss spytał, dlaczego ukradłem tkanki.
Powiedziałem mu.

– Chciałeś sprawdzić, czy do organizmu Japarlina nie

wprowadzono jakieś podejrzanej substancji.

– Tak.
– Sama im to wyjaśniłam.
– Domyśliłem się. Moss powiedział mi także, że zainteresowali

się mną, bo dużo operuję za granicą. Mam więc już znakomity
kamuflaż, ale kiedy wynikła afera z Japarlinem, chciał zyskać
absolutną pewność, że nie przyłożyłem ręki do jego śmierci.

– Co jeszcze powiedział ci Moss?
– Że jeśli mnie zwerbują, będę potrzebował partnera. Warunek:

ta osoba musi być agentem tajnych służb i wykwalifikowanym
lekarzem... – Harry zawiesił głos.

– Miał na myśli mnie?
– Tak.
– Jestem zaskoczona. To już oficjalne?
– Jeszcze nie, ale będę prosił, żeby przydzielono mi ciebie.

Nikogo nie zdziwi, że jako moja żona będziesz ze mną
podróżowała. Spełniasz warunki przedstawione przez Mossa, więc
nie widzę powodu, dlaczego nie miałby się zgodzić. Jedyne, co
wciąż budzi moje wątpliwości, to twoje prawdziwe kwalifikacje
jako lekarza.

background image

– Nie wierzysz, że odbywam staż podyplomowy i staram się

dostać na specjalizację?

– Absolutnie nie. Masz takie nawyki, że nikogo nie nabierzesz.

Od razu wydawało mi się to podejrzane – dodał z uśmiechem, a
kiedy milczała, zaniepokoił się. – O co ci chodzi?

– Nie wiem, czy to dobry pomysł. Kiedy Moss mi powiedział,

że w Australii jestem praktycznie spalona, postanowiłam się
wycofać z wojska. Chciałam dostać etat w szpitalu i nareszcie stać
się normalną kobietą.

Ku jej zdumieniu Harry wybuchnął śmiechem.
– Kimberlie, kochanie, ty nie jesteś normalną kobietą! Jesteś

wyjątkowa, niespotykana i wcale nie chcę, żebyś się zmieniła.
Jesteś wszechstronnie uzdolniona i posiadasz wybitne
predyspozycje do pracy wywiadowczej. Moss wprost nie mógł się
ciebie nachwalić.

– Naprawdę? – Kim była kompletnie zbita z tropu.
– Powiedz szczerze, czy praca w wywiadzie nie daje ci

satysfakcji? Nie lubisz tego, co robisz?

– Lubię, ale zrozumiałam, że w życiu są ważniejsze rzeczy.
– Jakie? Dom, codzienna rutyna? Kochanie, znudziłoby ci się

już po miesiącu.

– Naprawdę tak sądzisz?
– Nie sądzę, wiem. Jestem taki sam. Jak ci się wydaje, dlaczego

jeżdżę operować za granicą? Bo muszę oderwać się od szpitalnego
kieratu. Owszem, pomagam ludziom, których nie stać na przyjazd
na leczenie tutaj, ale sam też wiele korzystam. Taki wyjazd
pozwala mi skoncentrować się na tym, co w życiu naprawdę
ważne. Praca w wywiadzie da mi okazję pomagać w inny sposób,
a ty zaspokoisz moją tęsknotę za miłością. – Pocałował ją lekko. –
Powiedz, co tak naprawdę cię dręczy?

Kim, zaskoczona jego dociekliwością, stwierdziła w myślach,

że zdążył bardzo dobrze ją poznać.

– Kocham cię i dlatego nie jestem przekonana, czy to dobry

pomysł, żebym ci partnerowała w pracy. Jak zareaguję, jeśli coś ci
się stanie? Boję się, że się załamię.

background image

– Tak jak po śmierci Chrisa?
– Tak. Potrzeba było kilku lat, żebym odzyskała równowagę i

chęć do życia.

– Chris zginął, ratując innych. Niektórzy nazwaliby go

bohaterem.

– Niektórzy, bo inni oskarżyliby go o głupią brawurę. Zawsze

trzeba rozważyć ryzyko dla życia swojego i innych. Chris naraził
na niebezpieczeństwo nie tylko siebie, ale i mnie. Przekreślił
powodzenie misji, zdekonspirował się. Strasznie długo byłam na
niego po prostu wściekła, co tylko pogłębiało moje wyrzuty
sumienia. Nie chcę po raz drugi przeżywać czegoś podobnego. Za
bardzo cię kocham.

Przywarła do niego, a on objął ją mocno i zapewnił:
– Nic takiego się nie stanie.
– Skąd pewność? Kiedy zobaczyłeś pożar, wbiegłeś do

budynku, prawda?

– To było zupełnie co innego. Starannie rozważyłem ryzyko.

Pamiętasz, że nie forsowałem drzwi do tamtego mieszkania,
chociaż mogłem je wyważyć? Wiedziałem, że najrozsądniej jest
czekać na pomoc, i tak też uczyniłem. Nie chcę zostać bohaterem,
ty też nie, prawda? I dlatego mamy szansę razem zdziałać coś
dobrego dla świata. Czy nie tym się kierowałaś, zostając agentką?
Nie chciałaś zmienić świata? Poza tym, we wszystkim, co robimy,
istnieje element ryzyka, ale jeśli oboje zachowamy ostrożność,
jestem przekonany, że nic nam się nie stanie.

– A co z dziećmi?
Harry spojrzał na nią poważnie.
– Chcesz, żebyśmy mieli rodzinę?
– Chcę. Ty nie?
– Oczywiście, że chcę, ale... – zająknął się – z jakiegoś powodu

zakładałem, że ty jesteś typem kobiety, która nie myśli o
dzieciach. Cóż, jeszcze dużo musimy się nawzajem o sobie
nauczyć.

– Więc jak będzie z dziećmi? – drążyła.
– Kiedy pojawią się na świecie, wszystko będzie wyglądało

background image

inaczej. Proponuję, żebyśmy wtedy oboje wycofali się ze służby
operacyjnej i ewentualnie pracowali jako doradcy. – Położył jej
ręce na ramionach. – Wierzę, że nam się uda, Kimberlie.

– A jeśli wystąpię z wojska?
– Nie widzę problemu, oczywiście jeśli zrobisz to z poważnych

pobudek.

– Napodróżowałam się już – oświadczyła. – Chcę zamieszkać

w Sydney. Chociaż chcę też wyjeżdżać z tobą na operacje, po to,
żeby jak powiedziałeś, dać coś z siebie innym.

– W takim razie dobrze. Załatwię ci etat w naszym szpitalu,

oczywiście jeśli masz odpowiednie kwalifikacje.

Kim poczuła się tak, jak gdyby zdjęto jej z barków kolejny

ciężar.

– Jesteś dla mnie taki dobry – rzekła i pocałowała go namiętnie.
– Nie zmieniaj tematu, Kimberlie. Odpowiedz na moje pytanie.
– Mam specjalizację z medycyny ogólnej, chirurgii ogólnej i

ortopedii.

– Co! – wykrzyknął Harry, wyraźnie pod wrażeniem.
– Wiesz, jak to jest, kiedy pracujesz za granicą. Lekarz musi

być omnibusem, znać się na wszystkim. Kiedyś nawet drutowałam
szczękę i operowałam wrośnięte paznokcie.

– To powiedz jeszcze, że masz doktorat.
– Nie, ale zastanawiałam się nad tym.
– Może się tym zajmiesz, kiedy dzieci będą małe?
– Podoba mi się ten pomysł. Więc kiedy pojawią się te dzieci?
– Za kilka lat – odparł i przygarnął ją do siebie. – Bo wpierw

chcę cię mieć wyłącznie dla siebie.

Nagle odezwał się dzwonek telefonu komórkowego. Kim

sprawdziła numer na wyświetlaczu i poinformowała:

– Mama.
– Wszystko u ciebie w porządku, córeczko?
– W absolutnym, mamo.
– Rozumiem, że Harry cię znalazł...
– Tak.
– Robi bardzo miłe wrażenie. A jaki przystojny.

background image

Rozmawialiście już o ślubie?

– Tak, mamo. Możesz zacząć przygotowania. Do zobaczenia. –

Rozłączyła się i z przekornym uśmiechem rzekła do Harry’ego: –
Teraz już nie możesz się wycofać.

Harry z poważną miną pokiwał głową i rzekł:
– Rodzice nie wiedzą, że pracujesz w wywiadzie. Było to

stwierdzenie, nie pytanie.

– Nie. – Widząc w jego oczach błysk dezaprobaty, Kim

wyjaśniła: – Chcę ich chronić. Pomyśl, jak twoja rodzina by
zareagowała, gdyby się dowiedzieli, że wstąpiłeś do służb
specjalnych. Nasi przeciwnicy są bezwzględni i nie cofną się
przed niczym, żeby zdobyć potrzebne informacje. W
odpowiednim momencie im powiem, ale jeszcze nie teraz.
Oszukuję ich z miłości...

– Jak mnie?
– Jak ciebie, chociaż bardzo chciałam przyznać się przed tobą

do wszystkiego.

– Czy Tammy słyszała wszystkie nasze... rozmowy? Kim

uśmiechnęła się domyślnie.

– Prawie wszystkie. Znamy się jak łyse konie i wiedziała, kiedy

się rozłączyć. Bardzo się cieszę, że to właśnie ona była moją
partnerką w tej misji. Zresztą to właśnie ona zachęcała mnie,
żebym nie tłamsiła w sobie rodzącego się uczucia do ciebie.

– Przypomnij mi, że muszę jej kiedyś za to specjalnie

podziękować.

– Poprosimy, żeby była naszą druhną i zmusimy do włożenia

sukienki z falbankami!

Harry roześmiał się na samą myśl o tym.
– Nie spodoba się jej ten pomysł – rzekł.
– Wiem, że nie – odparła i także wybuchnęła śmiechem.
– No, komu w drogę...
– Dobrze, chodźmy – zgodziła się Kim. Wsiedli do samochodu,

a kiedy Harry przejechał skrzyżowanie, na którym powinien
skręcić do domu jej rodziców, zapytała: – Dokąd mnie wieziesz?

– Do jubilera. Przecież musimy kupić pierścionek

background image

zaręczynowy. Ale błagam, nie wybieraj takiego z wystającym
kamieniem, żebyś mnie nie podrapała, kiedy będziemy ćwiczyć
sztuki walki. Koniecznie musisz mnie nauczyć tego ciosu, no
wiesz...

– Jak długo masz zamiar mi to wypominać! – obruszyła się i

czułym gestem położyła mu rękę na udzie.

Harry. Wszystko sprowadza się do niego. Ale teraz już należy

do mnie, pomyślała i poczuła się szczęśliwa.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Clark Lucy Stworzeni dla siebie
240 Clark Lucy Lek na całe zło
257 Clark Lucy Idealna para
257 Clark Lucy Idealna para
Clark Lucy Na fali szczęścia
Clark Lucy Na fali szczescia
Ewa Farna Tajna misja
170 Clark Lucy Lekarka z małego miasteczka
418 Clark Lucy Niezwykły ojciec
Dawson Jodi Tajna misja
Clark Lucy Niezwykly ojciec
Parkinson C Northcote Tajna Misja
170 Clark Lucy Lekarka z malego miasteczka
Clark Lucy Niezwykly ojciec
311 Clark Lucy Zostań moim mężem
Clark Lucy Idealna para

więcej podobnych podstron