PennyJordan
Ucieczkadoszczęścia
Tłumaczenie:
WandaJaworska
ROZDZIAŁPIERWSZY
Harriet skrzywiła się z niezadowoleniem, uprzytomniwszy sobie, że nie zdąży
przedzmrokiem.
Samabyłasobiewinna,gdyżwyjechałazLondynupóźniej,niżplanowała,awdo-
datkupodrodzezatrzymałasięiwstąpiładobaruprzyautostradzie.Oceniła,żeza-
nimdotrzedocelu,którymbyłniedawnonabytywiejskidomzogrodem,upłyniedo-
brepółgodziny,ajużzrobiłosięciemno.
WcześniejLouise,jejsiostra,nawieśćowyprowadzcezLondynuorzekłaprosto
zmostu,żeHarrietzwariowała.
–Zostawićmetropoliędlajakiejśzabitejdechamiwsinakońcuświata?–Louise
byłazdumionaijednocześniezdegustowana.
Cóż,nicdziwnego,stwierdziła wduchuHarriet,skoro mimowięzówkrwi miały
zupełnieróżneupodobaniainadobrąsprawęniewielejełączyło.Wspominającre-
akcjęLouise,poczuła,żeogarniajądobrzeznanyniepokój,którypozostałjejzpo-
czątkowegookresupośmiercirodziców.WówczasjakostarszaoczterylataodLo-
uisezrozumiała,żetoonaodpowiadazasiostręipowinnasięniązaopiekowaćnaj-
lepiej,jakpotrafi.Mimożemiaładopierodwadzieściadwalata,postanowiłazapew-
nićjejstabilnyibezpiecznybyt.Zrezygnowałazplanównauczaniazagranicąipod-
jęłapracęwLondynie.
Po paru miesiącach, które minęły od czasu pogrzebu, Harriet za swoją połowę
spadkunabyłaniewielkidomwniecieszącejsięwzięciemdzielnicyLondynu.Nato-
miastLouise,którabyłaupartaimiałabuntownicząnaturę,oświadczyła,żeswoją
częśćspuściznyprzeznaczagłównienaopłaceniedrogiegokursudlamodelek.
Byłaniewątpliwiepięknądziewczyną,aleHarrietstarałasięodwieśćjąodtego
pomysłu,doskonalezdającsobiesprawę,żesiostrędozawodumodelkiciągniewy-
łącznie przekonanie o wspaniałym życiu w blasku fleszy. Uważała, że brakuje jej
wytrwałości i predyspozycji koniecznych do osiągnięcia sukcesu w tak hermetycz-
nymizawistnymśrodowisku,którezmuszadonieustannejrywalizacji.
Siostra jednak nie zamierzała wysłuchać jej argumentów ani zrezygnować ze
swoichplanówipoprostuuciekłazdomu.Przezsześćmiesięcyniedawałaznaku
życia, a wszelkie próby odnalezienia jej spaliły na panewce. Nie dość, że Harriet
bałasięolossiostry,tognębiłojąpoczuciewiny,iżniepotrafiłasprostaćsytuacji
izapobiectakiemurozwojowiwypadków.
GdyporozlicznychnieudanychpróbachodnalezieniasiostryHarrietzaczęłaor-
ganizowaćwłasneżycieiosiągnęłastabilizacjęzawodową,uczącangielskiegowre-
nomowanej szkole średniej, kiedy znalazła paru przyjaciół i zaczęła się spotykać
zjednymzkolegów,PaulemThorbym,niztego,nizowegowjejdomupojawiłasię
Louiseioznajmiła,żewłaśniewróciłazWłoch,gdziepracowałajakomodelka.
Nieokazałanajmniejszejskruchyzpowoduwłasnegopostępowaniaaninieprze-
prosiła za to, że tak długo się nie odzywała, jakby nie zdawała sobie sprawy, jak
bardzoHarrietniepokoiłasięonią,nękananajgorszymiprzeczuciami.Mówiłatyl-
koiwyłącznieosobieiwłasnychplanach,aleHarrietbyłazbytszczęśliwazpowro-
tusiostry,byczynićjejwymówki.
Louisepoinformowałają,żewychodzizamążzaGuida,bogategoWłocha,które-
go poznała w Turynie, dodając beztrosko, że wróciła do Londynu tylko po to, aby
kupićsuknięślubną.Dowiedziawszysię,żesiostraznaswojegowybrankazaledwie
sześć tygodni, Harriet błagała ją, żeby wstrzymała się z zamążpójściem, ale jak
zwykleLouiseanimyślałajejsłuchać.WrezultaciestanęliprzedołtarzemwTury-
niepodwumiesięcznejznajomości.
Harrietodrazupolubiłaszwagra,alemartwiłasię,czysiostraprzyzwyczaisiędo
życiazteściamiidużąrodzinąmęża.PaulThorbyprzypomniałjejjednak,żeLouise
jestdorosłaicałkowiciezdolnadopodejmowaniasamodzielnychdecyzji.
Paulbyłmiłymmężczyzną,alełatwobyłogorozdrażnić,jeśliniepoświęcałomu
sięcałkowitejuwagi.Byłjedynakiem,akiedyzaprosiłHarrietdodomu,żebyprzed-
stawićjąswojejmatce,SarzeThorby,zorientowałasię,żenigdynieznajdzieznią
wspólnegojęzyka.
Miaławówczasdwadzieściaczterylatainiebyłazadowolonazdotychczasowego
życia. Przypomniała sobie o dawnych marzeniach o podróżowaniu i odkrywaniu
świata, które miała zrealizować, zanim zacznie karierę zawodową i na dobre się
ustabilizuje. Śmierć rodziców z oczywistych względów pokrzyżowała jej szyki, ale
nie widziała powodów, dla których nie mogłaby wrócić do swoich pragnień, skoro
Louisezostałamężatką.
PółrokupóźniejwłaśniezamierzałaoznajmićPaulowi,żeichzwiązekniebędzie
taktrwały,jakonsiętegospodziewał,iopowiedziećmuopodróżniczychplanach,
kiedynagle,bezuprzedzenia,doAngliiwróciłaLouise.Oznajmiła,żenadobreroz-
stałasięzGuidem.
Niemilezaskoczona,Harrietusiłowałanakłonićsiostrędopowrotudomęża,ale
okazała się nieugięta. Znalazła adwokata i wszczęła procedurę rozwodową, infor-
mującHarriet,żezamieszkawjejdomu,cobezzwłokiuczyniła.KiedyGuidoprzy-
jechałdoLondynu,żebysięzniązobaczyć,zamknęłasięwswoimpokoju,którego
niechciałaopuścić.WtejsytuacjiHarrietniepozostawałonicinnego,jakrozmówić
sięzewzburzonymWłochem.
Z zarzutów, które sformułował wobec żony, wywnioskowała, że miłość Guida do
jejsiostrywygasłataksamonaglejakuczucieLouisedoniego.Żadneznichniewy-
dawało się zmartwione rozpadem małżeństwa. Guido wrócił do Turynu, a Louise
ulokowałasięwwiększymzdwóchpokoigościnnychwdomuHarriet.
Paul,którynielubiłLouise,przekonywałHarriet,żebyznalazłasiostrzeinnelo-
kum,jednakonamiałazbytmiękkieserce,apozatymLouiseniebyławnajlepszej
formie.Ona,któraniemalodurodzeniauchodziłazapiękność,byłacorazbardziej
mizernaiźlesięczuła.
Kiedyś,jeszczejakonastolatka,Harrietzazdrościłamłodszejsiostrzeurody,któ-
rąodziedziczyłapobabcezestronyojca.Podobniejakona,miałagęstejasnewłosy
ozłocistymodcieniu,ciemnoniebieskieoczyinieskazitelnąporcelanowącerę.Na-
tomiast Harriet wdała się w rodzinę matki. Nie była tak smukła i wysoka jak sio-
stra.Miałaciemnewłosy,prawieczarne,ztakosobliwymczerwonawympołyskiem,
ażPaulrazspytałjązwyraźnądezaprobatą,czyabyichniefarbuje.Jedynieoczy
byłytaksamointensywnieniebieskiejakuLouise,wyraźniewyeksponowanenatle
jasnejskóryiciemnychwłosów.
Harrietniemiałazłudzeńcodowłasnejurody.Zdawałasobiesprawę,żedlamęż-
czyznniejestnawetwczęścitakpociągającajakLouise,aleteżwcalejejnatym
nie zależało. Wrodzona powściągliwość i nieśmiałość powstrzymywały ją przed
przyjęciempropozycji,któreczynilijejchłopcy,kiedyjeszczebyłanastolatką,apóź-
niejstudentką.
ZwiązkowizPaulembrakowałoekscytacjiinamiętności,aHarrietpodświadomie
zachowywałasięzrezerwą,niedopuszczającdozbliżenia,gdyżsnułaniedorzecz-
nie romantyczne sny na jawie o mężczyźnie, który ją porwie i rozpali w niej te
wszystkieemocje,którychzabrakłowznajomościzPaulem.Tłumiłajednaktepra-
gnienia,wmawiającsobie,żetakinapołyprzyjacielskizwiązeknajbardziejjejod-
powiada.
Zastanawiała się właśnie, kiedy powiadomić Louise, że zamierza sprzedać dom
iwyjechaćdopracyzagranicęnaczasbliżejnieokreślony,gdypękłabomba.Sio-
straoświadczyła,żejestwciąży.Podkreśliłaprzytym,żenietylkoniechcewrócić
doGuida,alenawetpoinformowaćgooswoimstanie.
Harrietusiłowałająprzekonaćdoprzemyśleniatejdecyzji,alesiostrazareago-
wałatakhisterycznie,żetegozaniechała.Louisewciążzniąmieszkała,apouro-
dzeniubliźniakówniekryła,żeniezamierzaniczegowtejsytuacjizmieniać.
Harrietnieoponowała,boprzecieżniemogławyrzucićzdomusiostryzdwójką
małychdzieci.Zaprotestowała,gdyPaulzasugerował,żepowinnaskłonićLouisedo
opuszczeniamieszkania.Wpadłwzłośćiprzezdwatygodniesiędoniejnieodzy-
wał.Wkońcuprzerwałmilczenie,awtedyonamuoznajmiła,żezjejpunktuwidze-
nia ich związek się zakończył. W następnych latach w jej życiu nie było czasu na
żadnego mężczyznę, bo musiała się zaopiekować siostrą i jej dziećmi i naturalnie
wspieraćichfinansowo.
JakomatkaLouiseokazałasięrównienieodpowiedzialnajakwinnychżyciowych
rolach. Jednego dnia rozpieszczała bliźniaki, by następnego niemal ich nie zauwa-
żać.Poporodzieniewróciładopracy,choćnajwyraźniejniebrakowałojejpienię-
dzy,skoromogłapozwolićsobienaatrakcyjnestroje,gdyumawiałasięzmężczy-
znami.
Harriet kochała bliźniaki, ale musiała przyznać, że nie są łatwymi dziećmi. Sio-
stra nie nauczyła ich dyscypliny i nie pozwoliła, żeby uczynił to ktokolwiek inny.
Harrietniemiałałatwegożycia,alenieskarżyłasięwodróżnieniuodLouise,która
zniezrozumiałegopowoduobwiniałajązaswojewczesnemałżeństwoiprzyjściena
światbliźniaków.
Potem,akuratpodziewiątychurodzinachdzieci,doszłodocałkiemniespodziewa-
nychizdumiewającychwydarzeń.
Otojednozwydawnictwzainteresowałosięksiążkąautorstwa
Harriet.Odkiedysięgałapamięcią,zawszecośsobie,jaktonazywała,„gryzmoli-
ła”. Pewnego dnia artykuł, który przeczytała w gazecie, zainspirował ją i zachęcił
do spędzania długich zimowych wieczorów nad dopracowywaniem i wygładzaniem
opowieściprzygodowej,którąnapisałazmyśląobliźniakach.Właśnietentekstzna-
lazłuznaniewoczachredaktorówwydawnictwa,którezamówiłouHarrietcztery
następneksiążkidladziecięcegoczytelnika.
Drugą niespodzianką była zapowiedź Louise, że wychodzi za mąż po raz drugi,
tymrazemzaAmerykanina,któryzabierzejąibliźniakidoKalifornii.
Harrietpodejrzewała,żesiostrawdałasięwnowyromans,alemiałaichjużtyle,
że nawet przez myśl jej nie przeszło, że ten będzie poważniejszy niż poprzednie.
Louisebyłatakspragnionaadoracjijakosobauzależnionaodnarkotykówbądźal-
koholu,akiedyaktualnymężczyznanieokazywałjejpodziwu,zwykleprzestawała
sięniminteresować.Tymrazemjednakwszystkowskazywałonato,żebędzieina-
czej,żewreszciespotkałamężczyznęnatylesilnego,byjąokiełznaćisprostaćjej
wymaganiom.
WzięlinaprędceślubiHarrietnawetniemiałasposobnościprzekazaćimswoich
dobrychwieści.ZresztąLouisezawszebyłatakpochłoniętawłasnymisprawami,że
niemiałaczasuaniochotynawysłuchiwaniesiostry.
OdprawiedziesięciulatHarrietwspierałafinansowosiostręijejdzieci,atuna-
glezostałauwolnionaodtegociężaru,któryzresztąchętnieznosiła,poczęścizmi-
łościdosiostryibliźniaków,poczęścinękanawyrzutamisumienia–wciążwierzyła,
żetozjejwinyLouiseuciekłazdomuizawarłapospiesznemałżeństwozGuidem.
Brzemięodpowiedzialnościzostałozdjętezjejbarków–wreszciebyławolna!
NielubiłaLondynuimiejskiegożycia,zdecydowaniewolaławieś.Pociągałjąre-
gionnapograniczuAngliiiSzkocji,więckiedyLouisewyjechałazdziećmiinowym
mężem do Kalifornii, Harriet udała się na północ. Spędziła wspaniały tydzień na
licznychwędrówkach.Rozkoszowałasięspokojemipoczuciemswobody,uwolniona
odtroskiolosLouiseibliźniaków.Nareszciemogłasnućplanynaprzyszłość,mając
świadomość,żedasięjezrealizować.
SzybkopodjęładecyzjęosprzedażydomuwLondynieiprzeniesieniusięnapół-
noc.Przyszłojejdogłowy,żemożezbytszybko,alenieżałowałategokroku.
Na dom natrafiła przez przypadek. W trakcie jednej z wycieczek pewnego sło-
necznegopopołudniaprzejechałasamochodemprzezniewielkąwioskęwdystrykcie
RyedalenapółnocyhrabstwaYorkiwodległościmniejwięcejpółtorakilometraod
wsi zauważyła umieszczone obok szosy ogłoszenie „Na sprzedaż”. Postanowiła
sprawdzićofertęipodążyłazarośniętąwąskądrogą,którąconajwyżejmogłynie-
kiedyprzejeżdżaćfurmanki.Wpewnejchwilijejoczomukazałsięwiejskidom,ulo-
kowany bezpiecznie i zacisznie za wysokim żywopłotem. Natychmiast wróciła do
hoteluizadzwoniładopośrednikasprzedażynieruchomości,ajużpodkoniectygo-
dniazobowiązałasiędozawarciaumowykupna.
Uczciwypośrednikzwróciłjejuwagęnamankamentyposiadłości.Leżałanapust-
kowiu,zdalaodludzi,domniebyłpodłączonydogłównejsieci,ogródzapuszczony
izarośnięty,aponadtonależałoprzeprowadzićkompleksowyremontinstalacjielek-
trycznejiwodno-kanalizacyjnej.NicjednakniezdołałoodwieśćHarrietodrazpod-
jętejdecyzji.Zakochałasięwtymdomuodpierwszegowejrzeniaijakkażdyzako-
chanypatrzyłanaobiektmiłościprzezróżoweokulary.
Niemniejdokonaładokładnychoględzinposiadłości.Niewielkidom,przysadzisty
wformie,byłzbudowanyzkamienia.Solidnośćkonstrukcjiniebudziłażadnychwąt-
pliwości. Miał trochę za małe okna, a pokoje nie były zbyt wysokie, ale w ocenie
Harrietniestanowiłotopoważnegomankamentu.
Dzięki zwyżce cen londyńskich nieruchomości, nawet tych położonych w mniej
atrakcyjnychdzielnicach,sprzedaładomodrękizastosunkowodużąkwotę,której
większączęśćpostanowiłazainwestować,abymiećstałyniewielkidochódwokre-
sie,gdypostarasięsprawdzić,czyudasięjejutrzymywaćzpisaniaksiążek,czyteż
jejpierwszyliterackisukcesbyłjedynieszczęśliwymtrafem.
Kiedyprzedstawiłaswojeplanydyrektorowiszkoły,wktórejpracowała,nieoka-
załentuzjazmu.Zwróciłjejuwagęnaryzykozwiązaneztakpoważnążyciowązmia-
ną. Przestrzegł, że tam, dokąd się udaje, niełatwo będzie znaleźć posadę nauczy-
cielki,awobecnymmiejscupracysąmożliwościawansu.
Harrietniezamierzałagosłuchać.Dotejporybyłaostrożna,przezornaimiała
nauwadzedobrosiostry,apotemtakżejejdzieci.Lossprawił,żemusiałazrezygno-
waćzwłasnychmarzeńiplanów,bytroszczyćsięprzedewszystkimoinnych.Nie-
bawemskończętrzydzieścipięćlat,pomyślała,inajwyższapora,bymwreszcieuło-
żyła sobie życie zgodnie z moimi upodobaniami, skoro los dał mi tę szansę, być
możejedyną.Okazałabymsięniemądra,gdybymjejniewykorzystała,uznaławdu-
chu.Nieprzypominałasobie,żebykiedykolwiekprzedtemczułasiętakszczęśliwa,
chociaż,musiałatouczciwieprzyznaćprzedsobą,zarazemprzejętaizdenerwowa-
natakzasadniczązmianą.
Pośredniczący w sprzedaży domu agent polecił Harriet firmę, która miała
usprawnić system wodno-kanalizacyjny. Tymczasem została zainstalowana nowa
kuchnia, w jednym z pokoi urządzono nową łazienkę, założono także centralne
ogrzewanie. Wraz z nastaniem jesieni Harriet wyjechała na północ, by rozpocząć
noweżycie.
W ostatnim geście sprzeciwu wobec dotychczasowego stylu życia pozbyła się
skromnychbluzekispódnic,którenosiła,pracującwszkole,iwybrałasięnazaku-
py.
Zaopatrzyłasięwdżinsyigrubewełnianeswetrywjaskrawychkolorachiwza-
bawny deseń. Zrezygnowała z praktycznych zielonych kaloszy, które poleciła jej
ekspedientka, dowiedziawszy się, gdzie zamieszka, na rzecz pary błyszczących
czerwonych botków, pasujących niemal idealnie do jasnoczerwonej budrysówki
zkapturem.
Pełnazapałuipoczuciawolności,Harrietpostanowiła,żeniebędzieulegaćniczy-
imsugestiom,ajedyniewłasnemuosądowiorazswoimwyborom.
Jadącnapółnoc,uśmiechałasiędosiebieniecosarkastycznie.Czyabywwieku
trzydziestu pięciu lat nie jest za późno na bunt tak charakterystyczny dla okresu
wczesnej młodości? Nawet jeśli to tylko bardzo skromny bunt… Tak czy inaczej,
wątpiła, aby w zaciszu niewielkiego wiejskiego domu, w dodatku położonego na
uboczu,miałaokazjęspotkaćwieleosób,którezdezaprobatąprzyjęłybywybrane
przezniąbarwneubrania.
Oczywiście, pomyślała, miło byłoby zawrzeć bliższe znajomości, a nawet za-
dzierzgnąćprzyjaźnie.WLondynienigdyniebyłokutemuokazji.Nauczycielezjej
szkołybylialbomłodsiodniejiwwolnymczasiechcielisiędobrzebawić,albostar-
si,zaabsorbowanisprawamirodziny.Zkoleionawwiększościbyłazajętarozwią-
zywaniemproblemówsiostry.
Louisedąsałasięzakażdymrazem,kiedyHarrietzwracałajejuwagę,żemapra-
wodoczasuwolnego,więckonieckońców,prowadzeniewłasnegożycia,niezależ-
nego od bliźniaków i siostry, okazało się tak trudne, że zrezygnowała z wszelkich
prób.
Gnębiłyjąwyrzutysumienia,żenietęsknizasiostrąidziećmi.Louisewyjechała,
nawetniepróbujączachęcićjejdozłożeniawizytywKalifornii.Harrietmiałana-
dzieję,żetymrazemmałżeństwosiostryokażesiętrwałe.Wjejnowymdomubyła
tylkojednadużasypialnia,dwamniejszepokojezostałypołączonewjedendzienny,
atrzeciprzerobiononałazienkę.
Tak,jestwolnaporazpierwszyodśmiercirodziców.Mogłapisać,marzyćnaja-
wie, cieszyć się spokojną okolicą… Robić to wszystko, na co od tak dawna miała
ochotę.
Naglemusiałaprzerwaćterozmyślaniaizahamowaćtakgwałtownie,żezapisz-
czałyoponyjejmałegovolkswagena.Dosłowniewostatniejchwiliominęłamężczy-
znę,któryniespodziewaniewybiegłzzadrzewprzydrodze,izatrzymałasamochód.
Zareagowałaodruchowonanieoczekiwanepojawieniesięprzechodnia,takjakby
tozrobiłkażdykierowca,aleteraz,kiedynieznajomyszedłwjejstronę,uświadomi-
łasobie,żepostąpiłanierozsądnie.Tymbardziejżezbliżającysięmężczyznamiał
nasobiejedyniebardzoskąpeslipy.Nailezdołaładostrzecwzapadającymzmroku,
byłcałymokryikipiałzezłości.
Właśniechciałazablokowaćdrzwisamochodu,alenieznajomyokazałsięszybszy.
Otworzyłjegwałtownymruchemiwrzasnąłzfurią.
–Trixie,coty,docholery,wyprawiasz?!Udałcisiętwójgłupikawał,aterazmoże
byłabyśtakuprzejmaioddałamiubranie!
Harriet poczuła, że dwie silne ręce chwytają ją bezceremonialnie za ramiona.
Znieruchomiała z przerażenia, ale niemal w tej samej chwili ręce cofnęły się
i wprawdzie usłyszała słowa przeprosin, ale wypowiedziane wciąż wściekłym to-
nem.
–Przepraszam,wziąłempaniązakogośinnego.Onamasamochódtejsamejmar-
kiiwtakimkolorze,copaniwóz–powiedziałinatychmiastdodałzezłością:–Tri-
xie,mógłbymcięudusićgołymirękami!
Zarazumilkł,widoczniestarającsiępowściągnąćgniew;czołoprzecięłagłęboka
zmarszczka.Mimożetwarzwykrzywiałmugrymaszłości,dałosięzauważyćwyra-
zisteregularnerysy.Byłwysoki–liczyłnapewnoponadmetrosiemdziesiątwzro-
stu,jakoceniłapobieżnieHarriet.Miałszczupłemuskularneciałoiciemnewłosy,
terazniemalprzyklejonedogłowy,jakgdybydopierocopływał,nacozresztąwska-
zywała skóra ociekająca wodą i brak ubrania poza slipkami. Ale jaki mężczyzna
przyzdrowychzmysłachpływałbytuterazpociemku?
Zatopiona w myślach, nagle sobie uświadomiła, że ją przeprosił, choć szorstko
iniezbytuprzejmie,wyjaśniając,żepomyliłjązinnąosobąjeżdżącątakimsamym
volkswagenem.
Utkwiławnimwzrokzniejakimzakłopotaniem,czując,żesięczerwieninamyśl
onasuwającymsięzwiązkumiędzyjegonagościąapomyłkącodojejosoby.Tadru-
gakobietazpewnościąbyłajegokochankąinajwyraźniejbylitutajrazem,apotem
onaodjechała,zostawiającgosamego.
Wytrąconazrównowagizaistniałąsytuacją,Harrietnaglepoczuła,żeogarniają
smutek.Dotarładoniejniepożądanaimałobudującaprawda,żenigdyniedoświad-
czyłaiprawdopodobniejużniedoświadczyinterludium,jakiemożedoprowadzićdo
namiętnejkłótni,któranajwyraźniejwywiązałasięmiędzykochankami.
Oceniła mężczyznę na trzy bądź cztery lata starszego od siebie i zastanawiała
się,jakwyglądajegokochanka.Napewnojestatrakcyjna,wyrafinowana.Ilemoże
mieć lat? Dwadzieścia parę? W tej samej chwili zorientowała się, że mężczyzna
pyta,czyniemogłabygopodwieźć.
Ostrożność,któracechowałająprzezcałedotychczasoweżycie,natychmiasturu-
chomiła w jej mózgu dzwonki alarmowe. Co prawda, nieznajomy wydawał się nie-
groźny,jednakniepowinnawpuszczaćgodoauta.
–Proszęwybaczyć–zaczęłaskonsternowana,żałując,żenieudałosięjejnaczas
zablokowaćdrzwi.–Jestempewna,żepańska…dziewczynawkrótcewróci–doda-
ła,chcączłagodzićodmowę.
Zdawałasobiesprawę,żewidaćponiej,iżsięwahainiejestpewnawłasnejde-
cyzji. Tymczasem mężczyzna znowu wpadł w gniew, o czym świadczyły zaciśnięte
mocnousta.Patrzyłnaniąprzezchwilęwmilczeniu,poczymrzucił:
–Mojaco?!Trixieniejestmojądziewczyną,tylkobratanicą.Niedoszłodonie-
udanejschadzkikochanków,jeślitomapaninamyśli,lecznastąpiłarozmyślnama-
nipulacja.–Skrzywiłsięidodał:–Zdajęsobiesprawę,żeokolicznościnieprzema-
wiająnamojąkorzyść.Rzeczywiściewtejsytuacjitrudnouwierzyć,żejestemsza-
nowanymczłonkiemtutejszejspołeczności.Czyjednakwyglądamnatakiegoidiotę,
któryidziepopływaćzdziewczynąwzimnyjesiennywieczór,apotempozwalajej
odjechaćzeswoimubraniem?Todobredlanastolatków,aniedladorosłych.
KuzaskoczeniuHarriet,mężczyznawydawałsiębardziejpoirytowanyjejcałkiem
naturalnąpomyłkąwocenienaturyjegokłopotliwejsytuacjiniżodmowąpodwiezie-
nia.Teraz,gdyprzypatrzyłamusiędokładniej,zorientowałasięzwyrazujegotwa-
rzy,żeprawdopodobniejestczłowiekiemodespotycznejnaturze,przyzwyczajonym
dokontrolowaniasytuacji,aniedotego,abybyćuzależnionymodinnych.Odwrot-
nieniżja,pomyślała,aletymrazemzamierzałabyćstanowcza.
Niezależnieodtego,jakwiarygodnyiprzekonującymógłsięwydawaćnieznajo-
my,byłabygłupia,gdybygopodwiozła,uznaławduchu.Zadrżała,myślącotym,jaki
losmógłbyjąspotkać,gdybyonnieokazałsiętakim,jakimsięnapozórwydawał.
Na szczęście nie wyłączyła silnika, a kiedy obejrzała się nerwowo przez ramię,
sprawdzając,czyniepojawisięnapustejdrodzeinnysamochód,mężczyznaodgadł
jejmyśli.
–Nalitośćboską,kobieto!Czywyglądamnagwałciciela?!–powiedziałznieukry-
wanąirytacją.
Spojrzenie,którymjąobrzucił,wskazywało,żenawetgdybymiałniecnezamiary,
to raczej nie wybrałby jej na swoją ofiarę. Harriet była wyczulona na wszelkie
oznaki własnego braku seksapilu, zwłaszcza że do Louise mężczyźni ciągnęli jak
pszczołydomiodu.Zaczerwieniłasięażponasadęwłosów.
–Skądmogęwiedzieć,nigdyżadnegoniespotkałam–odparłanieuprzejmie.
Mężczyznarzuciłjejjadowitespojrzenie,podktóregowpływempoczułasięnie-
pewnie.
– Przepraszam, ale nie mogę pana podwieźć – dodała, chcąc nieco złagodzić
wcześniejszesłowa.–Musipantozrozumieć.Możekogośpowiadomić…Policję?
Tymrazemwzroknieznajomegobyłjeszczebardziejzjadliwy.
Wiatrsięwzmógłinawetwewnętrzuautadałosięodczućprzenikliwychłód.Nic
dziwnego,żestojącynadworzeniemalnagimężczyznazacząłsiętrząść,ajegocia-
łopokryłosięgęsiąskórką.
Harrietomałoniezmiękła.Opiekuńczaiwrażliwanatura,któratakczęstobrała
w niej górę wobec siostry, znowu dała o sobie znać. Już miała zaproponować po-
moc,gdynieznajomysięwyprostował,aoczyrozbłysłymugniewem.
–Toniebędziekonieczne–oświadczyłkrótko,poczymlekkoskłoniłgłowęidodał
sarkastycznie:–Takbardzolubięwkobietachtęichempatięizrozumienie.
Harrietsięgnęłapoklamkę,żebyzamknąćdrzwi,alenieznajomypodniósłrękę,
by ją powstrzymać. Nieoczekiwanie zetknęli się palcami, co podziałało na ciało
Harrietzupełnieniezależnieodjejwoliniczymimpulselektryczny.Zastygławbez-
ruchu,asercezaczęłojejtrzepotaćniczymuprzerażonegokrólika.
–Niesądzipani,żegdybymchciałzrobićpanicośzłego,tojużbymtouczynił?
Przecieżbeztrudumógłbympaniąobezwładnić.Wiepanicholerniedobrze,żenic
jej nie grozi z mojej strony – dodał z lekką goryczą. – Niestety, podobnie jak inne
przedstawicielkiswojejpłci,najwyraźniejlubipanidręczyćdlasamegodręczenia.
Ajaprosiłemtylkoodrobnąprzysługęwekstremalnejdlamniesytuacji.
PoczuciewinyHarrietwzrastałozkażdymwypowiedzianymprzezniegosłowem.
Jużmiałaoznajmić,żezmieniłazamiar,gdymężczyznabezuprzedzeniacofnąłrękę
izatrzasnąłdrzwiczkiauta,pozostawiającjąznieoczekiwanymuczuciemosamot-
nieniaitęsknoty.
Zanimsięotrząsnęła,odwróciłsięioddaliłwkierunku,zktóregoprzyszedł.Jesz-
cze przez krótką chwilę widziała w świetle reflektorów jego sylwetkę, po czym
znikłjejzpolawidzenia.Uświadomiłasobie,żejestjakwtransie.Nacisnęłapedał
gazuiruszyłaprzedsiebie.
Półgodzinypóźniej,gdysercewciążjeszczenieodzyskałozwykłegorytmu,jecha-
ła przez wieś, rozglądając się za wąską drogą, która prowadziła do jej nowego
domu. Wahała się, czy jednak nie powiadomić policji o incydencie z nieznajomym,
ale doszedłszy do wniosku, że to mogłoby wprawić go w zakłopotanie, a nie przy-
nieśćmuulgę,zrezygnowałaztegopomysłu.
Zakłopotanie…Cóż,toonapowinnabyćzakłopotana,nieon,pomyślała,przypo-
minającsobie,jakbyłazszokowana,widzącgoprawiecałkiemnagiego.Todziwne,
żewidzianinaplażymężczyźniwskąpychspodenkachnierobiąnanikimwrażenia,
podczasgdywinnymotoczeniutensamwidok…
Przypomniałasobie,jaktrudnobyłojejpatrzećnieznajomemuwtwarz,niezdra-
dzajączażenowania,któreczuła,mającgoprzedsobąniemalnagiego.Toonpowi-
nienbyćskrępowany,nieona.
Harriet zmarszczyła brwi, skręcając w drogę prowadzącą do jej domu. A co do
tego, że to jego bratanica była odpowiedzialna za tę sytuację… Zmuszona była
przyznać,żezarównojegowściekłość,jakisłowapotwierdzały,żemówiłprawdę.
Najwyraźniejnieznajomyniemazbytdobrejopiniiopłciżeńskiej,pomyślała.Dla-
czego? Zważywszy na jego wygląd, pomyślałaby raczej, że otaczał go wianuszek
uwielbiającychgokobiet.
Wtymmomenciewświetlereflektorówukazałysiękonturydomu.Zapadłzmrok
iznowuHarrietpożałowała,żewyjechałazLondynutakpóźno.Przyjazddonowe-
godomu,gdzieniktjejniewitał,miałwsobiecośprzygnębiającego,zwłaszczaże
budynekbyłpogrążonywciemności.
Pośrednikpoinformowałją,żekiedyśtenniewielkidom,stanowiącyczęśćwięk-
szejposiadłości,zajmowałmiejscowyleśniczy,alepojegośmiercinieruchomośćpo-
dzielonoiodpółtorarokuniktwnimniemieszkał.Dodał,żewiększączęśćziemi
kupilidwajlokalnifarmerzy,adwóripołożonewokółniegogruntynabyłmiejscowy
biznesmen.
Otworzywszy drzwi wejściowe i zapaliwszy światło, Harriet odetchnęła z ulgą.
Przytulnyniewielkihallpomógłjejpozbyćsiępoczuciaosamotnieniaiwyrzutówsu-
mienia,któreniedawałyjejspokojuprzezcałądrogęodchwilirozstaniaznieznajo-
mym.Wyrzutysumienia…Właściwiedlaczegomiałybyjąnękać?Przecieżzapropo-
nowała,żezawiadomipolicję.
Stała przez chwilę, przypominając sobie gorzkie spojrzenie, jakie jej rzucił nie-
znajomy,krótkąoskarżycielskąuwagępodadresemjejpłci,ipocieszyłasię,żenie-
zależnieodtego,kimjest,zpewnościąmieszkanatyledaleko,żeniegrozijejna-
stępnespotkanie.
Byłojeszczestosunkowowcześnie,zaledwiedziesiątawieczór.Mimodługiejjaz-
dy samochodem Harriet miała na tyle energii, żeby wyjąć z samochodu bagaż
iustawićmaszynędopisaniawkuchni,naspecjalniewtymcelukupionymsolidnym
stole.Nawetzaczęłaprzelewaćnapapierpoczątekopowieści,któryprzyszedłjej
dogłowy,kiedywnosiłarzeczy.
Mebleprzywiezionowcześniej,przedparomadniami.Firmatrudniącasięorgani-
zowaniemprzeprowadzek,którąwynajęła,rozmieściłajedokładnietak,jaktoHar-
riet zaplanowała. Ostatnie dni, które spędziła w londyńskim hotelu, były dość mę-
czące, ale w przeddzień wyjazdu miała umówione spotkanie z wydawcą, nie było
więc sensu jechać do nowego domu po to tylko, żeby niedługo potem wracać do
Londynunadwiegodziny.
Jakzwyklepisaniepochłonęłojącałkowicieidopieropodwóchgodzinachspędzo-
nych przy maszynie uświadomiła sobie, że bolą ją plecy i nadgarstki, a całe ciało
przenikachłód.Tłumiącziewanie,starannieposkładałazapisanekartkiiwstałaod
stołu.
Poraspać,zdecydowała.Ranoprzeczytamto,conapisałam.
Tłumiącnastępneziewnięcie,upewniłasię,żedrzwisązamkniętenaklucz,iuda-
ła się na piętro do sporego pokoju z cudownym widokiem na okoliczne wzgórza,
oczymprzekonałasięwcześniej,wtrakcieoglądaniadomuprzedkupnem.
PrzywiezionezLondynunowoczesnełóżkowydawałosięcałkowicienienamiej-
scuwtradycyjnymwnętrzu.Gdytylkobędęmiaławięcejczasu,postanowiła,odwie-
dzęmiejscowesklepyzmeblamiipostaramsięznaleźćcośbardziejodpowiednie-
go. Pokój wymagał czegoś staroświeckiego – łoża przykrytego pikowaną narzutą,
doktóregotrzebabysięwspinać,naktórympiętrzyłybysięmiękkiepoduszki,oble-
czonewpachnącelawendąbawełnianepowłoczki.
Wokółpanowałspokój,wodróżnieniuodLondynu,gdzieruchulicznyzdawałsię
nie ustawać nigdy. Louise powiedziała jej pogardliwie, że zwariuje w takiej ciszy
inajpóźniejzapółrokubędzieznowuwLondynie,aleHarrietwiedziała,żenicpo-
dobnegosięniezdarzy.
Dopierocotutajprzyjechała,ajużstwierdziła,żejestcośniewyobrażalniekoją-
cegoiuspokajającegowniewyraźnych,przytłumionychodgłosachdomu.Jużwycze-
kiwałazniecierpliwością,cojejprzyniesienoweżycie.
Zmarszczyłaczoło,myśląc,żeszkoda,iżmusiałanatknąćsięnategomężczyznę.
Dającysięodczućjegolekceważącystosunekdoniej,atakżegorzkiesłowaoko-
bietachpotrąciływniejstrunę,którejniebyławstanieuciszyć.Poczułasiętak,jak
gdybybyłaodpowiedzialnazasprowokowanietegolekceważenia,jakgdybyonpa-
trzącnanią,uznał,żeczegośjejbrakjakokobiecie.Byłotoabsurdalneprzypusz-
czenie,zważywszynato,żenietaił,iżgardzikobietamijakotakimi.
Zastanawiała się jeszcze przez chwilę, dlaczego zaprząta sobie myśli nieznajo-
mym,ażwreszciezasnęła.
Obudziła się nagle, skonsternowana snami, które nie dawały jej spokoju przez
całąnoc.
Otośniłaotym,żeprzechadzasięwzdłużrzeki,zaabsorbowanaobserwacjąjej
prądu, wsłuchuje się w szum wody, po czym nagle skręca za róg i widzi idącego
z przeciwka mężczyznę. Ma on na sobie dżinsy i bawełnianą koszulę, a kiedy się
zbliża,patrzynaniązgóry,aonauświadamiasobiezprzerażeniem,żejestcałkiem
naga.Instynktkażesięjejukryć,alejestnatozapóźno.Mimoszumurzekisłyszy
jegokpiącygłos.„Teraztwojakolej…Popatrz,jakwyglądasz…”
Harriet usiadła w pościeli, starając się zignorować symboliczne znaczenie snu.
Nadworzepadałdeszcz,ciężkiekropleuderzałyoszyby.Możedlategowydawało
sięjej,żeweśniesłyszyszumrzeki?Złanasiebie,żeincydent,któryjużdawnopo-
winnawyrzucićzpamięci,wciążzaprzątajejuwagę,uznała,żeporawstać.
Firma,któraprzewiozłajejdobytek,zaopatrzyłająwzapasjedzenia,alepotrze-
bowałakilkurzeczyimusiałasięudaćpozakupydonajbliższegomiasteczka.
Przedewszystkimjednakpowinnamzjeśćśniadanieidopieropotemzaplanować
całydzień,zdecydowała,nastawiającekspresdokawy.
Wypiładwakubkikawyizjadłagrzankę,poczympostanowiła,żemimodeszczo-
wejpogodyprzejdziesięponajbliższejokolicy.Upodnóżajejogrodurozciągałosię
pole,skądbiegłaścieżkaprowadzącaodwioskiprostonawzgórza.Harrietnieza-
mierzaławędrowaćażtakdaleko,aleuznała,żeświeżepowietrzedobrzejejzrobi
ipozwoliodzyskaćjasnośćmyślenia.
Wciągnęłaczerwonekalosze,jaskrawożółtąceratowąkurtkęzkapturemiwyszła
zdomu.
Nasiąkniętywodągruntokazałsięgrząski,byławięczadowolona,żeprzezornie
zaopatrzyłasięwgumowce.Furtkaogrodowaodskoczyłazgłośnymskrzypnięciem,
kiedyjąotworzyła.
Harrietskierowałasięprzezłąkędościeżkiprowadzącejprzezpola.
ROZDZIAŁDRUGI
Spacerowałajużprawiepółgodziny,niespotkawszynikogo,rozkoszującsięciszą
ipustkątakwspaniałąwporównaniudozgiełkulondyńskichuliciprzypadkowejciż-
byprzechodniów.Jużdawnoprzekonałasię,żemożnaczućsięowielebardziejsa-
motnym,przebywającwtłumieniżwodosobnieniu.Wiedziała,żeLouiseniepodzie-
lałabyjejodczuć.
Życzyła siostrze jak najlepiej. Czuła intuicyjnie, że tym razem Louise znalazła
mężczyznę,którypotrafiuporządkowaćjejżycieinadaćmuwłaściwykierunek.
Nieprzemakalna kurtka i kalosze skutecznie chroniły od deszczu i zimnego wia-
tru.Harrietuśmiechałasięznostalgią,przypominającsobie,jakwLondynieplano-
wała, że godziny wolne od pisania spędzi na przekształcaniu zarośniętego ogrodu
wsekretnyromantycznyzakątek,ojakimzawszemarzyła.
Zanosiłosię,żecałydzieńbędziedżdżysty,atoznaczyło,żezamiasttracićczas
naspacery,powinnazasiąśćdomaszyny.Naukończeniepierwszejzczterechzamó-
wionychksiążekwydawcawyznaczyłjejstosunkowoodległytermin,aletoniezna-
czy,żemazostawićpisanienaostatniąchwilę.Znacznielepiejpodejśćdozadania
systematycznie i wygospodarować czas na korektę, stwierdziła w duchu, uznając,
żeczaswracać.
Wciągunajbliższychdwunastumiesięcyczekająwielepracywewnątrzdomu,je-
ślichceprzekształcićgowtaki,jakisobiewymarzyła,alepostanowiławstrzymać
sięzurządzaniemgodonadejściazimy.
Czyżbymzmieniałasięwniemalarchetypowąstarąpannę,ocotakczęstopoma-
wiałamnieLouise?–zadałasobiewduchupytanie.Samotnieżyjącakobieta,zajęta
własnymdomemiogrodem.Zatrzymiesiąceskończytrzydzieścipięćlat.Napew-
noniejeststara,aleiniepierwszejmłodości,awiektowkońcusprawapsychiki.
Jednak podczas gdy mężczyzna trzydziestopięcio-, a nawet czterdziestoletni mógł
być uważany za atrakcyjnego partnera, to nawet współcześnie kobieta w takim
wiekujednakwypadałazobiegu.
Zatrzymała się i stwierdziła, że tak czy inaczej, nie wiadomo dlaczego i w jaki
sposób obraz wysokiego ciemnowłosego nieznajomego, ociekającego wodą, utkwił
jejwpamięci.Bardzomęskiegoirozgniewanegomężczyzny,którynajwyraźniejnie
widziałwniejkobietypociągającej,leczraczejobiektirytacjiipogardy.
Czynaprawdęniemogłagopodwieźć,zwłaszczażeznalazłsięwsytuacjiniedo
pozazdroszczenia? Czy wręcz nie powinna spełnić dobrego uczynku wobec osoby
potrzebującejpomocy?Okazaćuprzejmości,anawetwspółczucia?Czyzmieniłasię
wpłochliwąsingielkęowybujałejwyobraźni,którauważa,iżkażdynapotkanymęż-
czyznastanowipotencjalnezagrożenie?Czyzdziwaczała,latamiżyjącwcelibacie,
nadzwyczaj rzadko biorąc udział w życiu towarzyskim, obarczona wieloma obo-
wiązkamiiodpowiedzialnościązalossiostry,apóźniejtakżejejdzieci?
Harrietniespodobałysięmeandry,którymikrążyłyjejmyśli,uznałajezairracjo-
nalne.Oczywiście,żepostąpiłasłusznie,odmawiającprzysługinieznajomemu.Poli-
cjazapośrednictwemmediównieustannieostrzegałakobietyprzedniebezpieczeń-
stwem,jakieczyhananiewłaśniewtakichsytuacjachjakta,którazdarzyłasięjej
ostatniegowieczoru.Niepowinnamiećsobienicdozarzucenia,ajednak…
Niespodziewanie z zadumy wyrwał Harriet duży zabłocony labrador o ciemno-
brązowej sierści, który wypadł na nią zza zarośli. Za nim ukazała się niewysoka,
szczupła rudowłosa dziewczyna, z gołą głową mimo deszczu, ubrana w znoszoną
wyświechtanąciemnozielonąkurtkę,wyblakłedżinsyiciemnozielonegumowce.
–Donogi,Ben!–zawołaładopsa.
NawidokHarrietzrobiławielkieoczy.
–Och,niewiedziałam,żektośtujest.Myślałam,żeBenpoczułzająca.Nigdyich
naszczęścieniechwyta,aleitakmamdośćkłopotów,żebymjeszczemusiałacałe
ranouganiaćsięzanimpookolicy.Och,nie!Ben!Leżeć!
Ben, najwyraźniej zwierzę towarzyskie, ani myślał się dostosować do polecenia
irzuciłsięentuzjastycznienaHarriet,omałojejnieprzewracając,poczympolizał
jąwdłoń.Niemiałanicprzeciwkopsimpieszczotom.Kochałapsy,alewLondynie
niebyłowarunkówanimożliwości,żebywziąćnastałepsa.Tutajtozupełniecoin-
nego…
– Bardzo panią przepraszam – kajała się dziewczyna, biegnąc ku Harriet, żeby
wyzwolićjąodswojegonamolnegoulubieńca.
Miałaszerokorozstawioneorzechoweoczy,zadartynosiuśmiechrozświetlający
twarz.Wyglądałanaszesnaście,siedemnaścielatijakwydawałosięHarriet,cha-
rakteryzowała się rodzajem bystrej, niemal intuicyjnej inteligencji współgrającej
zjejzachowaniem.Delikatnieodepchnęłapsaiprzytrzymałagozaobrożę.
–Ojej,proszępopatrzeć,cozrobiłzpanikurtką–zauważyławyraźniezmartwio-
nadziewczyna.
Cały przód ceratowej kurtki nosił ślady zabłoconych psich łap, ale Harriet nie
zwróciłanatozbytwielkiejuwagi.
–Nieszkodzi,przecieżtosięzmyje.Niemaoczymmówić–odparła.
–DziękiBoguchoćzato–odparłazrozbrajającąszczerościądziewczyna.–Tyl-
ko tego mi potrzeba, by ktoś poskarżył się na mnie Riggowi. I tak tkwię po uszy
wkłopotach.–Przewróciłateatralnieoczamiizachichotała.–Właśnieterazpowin-
nam być w swoim pokoju i rozmyślać nad popełnionymi grzechami. Słyszała pani
kiedykolwiekcośtakarchaicznego?ZRigganaprawdęrzadkiokaz.Wciążmupo-
wtarzam,żeniejestemdzieckiem.–Zacisnęłaustaiprzybrałaupartywyraztwa-
rzy.
Ten widok uruchomił w pamięci Harriet niejasne wspomnienie. Zmarszczyła na
momentczoło,alezanimzdążyłacokolwiekpowiedzieć,dziewczynaznowusięode-
zwała.
–Atakwogóle,tojestemTrixieMatthews,atojaksiępaniprawdopodobniedo-
myśliła,Ben.
Trixie.Harrietpomyślała,żetonieczęstospotykaneimię,ausłyszałajejużdwa
razy w ciągu niecałych dwudziestu czterech godzin. Czyżby zbieg okoliczności?
Chyba jednak nie. A może? Czy dziewczyna jest bratanicą mężczyzny, który wy-
szedłnadrogę,mającnasobiejedynieslipki,nalegał,bygopodwiozłaiodnosiłsię
doniejztakązłością?
Ogarnęła ją przemożna pokusa, żeby się tego dowiedzieć. Nie powinno to być
trudne,uznała,zważywszynaufnąiszczerąnaturędziewczyny,aleHarrietmiała
osobistykodmoralny,azadaniepytań,któreprzemykałyjejprzezgłowę,niewątpli-
wiebygonaruszyło.Zresztą,czytoważne?Epizodzeszłegowieczorunależałdo
przeszłości,aitakbyłaniezadowolona,iżzabardzoabsorbowałjejmyśli.
Uśmiechnąwszysięuprzejmie,choćzlekkimpobłażaniemdodziewczyny,odwró-
ciłasię,bywrócićdodomu.Byłtouśmiech,któryprzezlatadoprowadziładoper-
fekcji, żeby trzymać ludzi na dystans, ale dziewczyna najwyraźniej nie była tego
świadoma,bopodążyłajejśladem.Benwęszyłwzaroślach,korzystającznieuwagi
swojejopiekunki.
– Zatrzymała się pani we wsi? – spytała Trixie. – Nie mieliśmy tego roku dużo
lata.–Skrzywiłasię.–WciążmówięRiggowi,żepotrzebujęprawdziwychwakacji.
– Posłała Harriet figlarny uśmiech i dodała: – On jest taki nadęty i staroświecki.
Masędziewczynwmoimwiekumieszkasamych,niemówiącjużotym,żejeżdżąna
wakacjezprzyjaciółkąijejmamą.
Masę dziewcząt tak, zgodziła się w duchu Harriet, ale nie dziewczyny takie jak
ta,którejkażdesłowoigestświadczyotym,jakjestrozpieszczanaichroniona.
–Gdziepanimieszka?WStaple?–dopytywałasięTrixie.
Staple był starym wiejskim pubem, pamiętającym czasy, kiedy wioska leżała na
szlakuciągnącymnapołudnieAnglii,dokądpasterzepędzilistadahodowanenatu-
tejszychwzgórzach.
–Nie.Właściwietoniejestemtutajgościem–odparłaHarriet.–Przeprowadzi-
łamsięzLondynunastałe.
–Tutaj?!–Trixienieposiadałasięzezdumienia.–Aha,topanimusiałakupićsta-
rydomekleśniczego.Riggmówił,żezostałsprzedanynauczycielce.
–Byłamnauczycielką,terazjużnieuczęwszkole–wyjaśniłaHarriet,niebardzo
wiedząc,dlaczegotorobi.
Niedodała,czymsięterazzajmuje.Trixieuśmiechnęłasięszeroko.
–Bogudzięki,wprzeciwnymrazieRiggstarałbysiępaniąnamówićdoudzielania
mi dodatkowych lekcji podczas wakacji. Ma obsesję na punkcie mojego wolnego
czasuiwciążwyszukujemijakieśzajęcia.Atotylkodlatego,żemoirodziceskoń-
czyliOxford.Powtarzammu,żeonibyliwybitnieinteligentni,alepodtymwzględem
niejestemdonichpodobna.Czynieuważapani,żewwiekuprawieosiemnastulat
jestemdostateczniedorosła,żebypojechaćnawakacjezprzyjaciółkąijejmamą?
DlaczegoRiggtaksięciska?!–dodałazoburzeniem.
Harrietpodejrzewając,żekryjesięzatymcoś,oczymniewie,mogłajedynieza-
łagodzićsprawę.
–Byćmoże,aleskoroniewyraziłzgody…
–Niewyraziłzgody?Trudnobytakokreślićjegoreakcję.Myślałam,żeeksplodu-
je–powiedziałaposępnieTrixie.–Atowszystkozpowodugłupiegonieporozumie-
nia.Próbowałammuwytłumaczyć,cosięstało,aleniechciałsłuchać,więcusiłowa-
łammupokazać,jakłatwomożnaźlezinterpretowaćokoliczności.Jednakzamiast
zrozumieć,costarałamsięmuudowodnić,zacząłsięwściekać.
Oczy dziewczyny pałały oburzeniem. Harriet, mająca za sobą doświadczenia
zLouise,naglepoczułaprzypływsympatiidlajejopiekuna.Niełatwoponosićodpo-
wiedzialnośćzatakąosobęjakTrixie.
Dziewczynaznowuwestchnęła.
–Chybajużpójdę,zanimodkryje,żewyszłamzdomu.Oczywiście,niebyłbytaki,
gdyby nie… gdyby nie był takim mize… mizu… – jednym z tych mężczyzn, którzy
nienawidząkobiet–dokończyłaszybko.
–Chciałaśpowiedzieć,mizoginem.–Harrietpodsunęławłaściwesłowo.
–Notak.Awszystkodlatego,żeprzedlatypewnakobietagorzuciła–wyjaśniła
Trixieztypowomłodzieńcząpogardą.
Harriet wiedziała, że nie powinna tego wszystkiego słuchać, a tym bardziej za-
chęcać dziewczyny do dalszych wynurzeń, choć trudno jej było opanować cieka-
wość.
–Przyznaję,toniebyłomiłe,bowycofałasięwostatniejchwili–dodałaTrixie.
Harriet zaczęła mieć wątpliwości, czy nie błędnie rozpoznała tożsamość stryja
rozżalonejdziewczyny.Niemieściłosięjejwgłowie,żejakakolwiekkobietamogła-
byporzucićmężczyznę,któregospotkałazeszłegowieczorunadrodze.
Znalazły się już w pobliżu domu, więc Harriet świadoma, że powinna była po-
wstrzymać zwierzenia swej przypadkowej towarzyszki już jakiś czas temu,
uśmiechnęłasiędoniejiskinęłalekkogłową.
–Miłobyłociępoznać–powiedziała.–Mamnadzieję,żestryjniebędziesiębar-
dzogniewał,kiedystwierdzi,żecięniema.
–Och,Riggsięniegniewa–odparłazwestchnieniemdziewczyna.–Ontylkopa-
trzynaciebietak…nowiesz,jakbyśbyłanajnędzniejsząistotąpodsłońcem.Myślę,
że naprawdę jestem dla niego ciężarem. Przynajmniej tak uważa pani Arkwright,
naszagospodyni.Riggjestdlaniejwszystkim,amniemazanic.Słyszałam,jakmó-
wiładomęża–onjestunasogrodnikiem–żeRiggtoświętyczłowiek,skorowziął
mniedosiebiepośmiercimoichrodziców.–Święty!–prychnęła.–Raczejdiabeł.
Niejestwstaniezrozumieć,żemamprawieosiemnaścielatijestemdorosła.Na-
wiasemmówiąc,podobamisiępanistrój–dodałaniztego,nizowego.–Riggby
sięwściekł,gdybymkupiłasobiecośpodobnego.
Skrzywiłasięwyraźnieniezadowolonazwłasnegopraktycznegoiodpowiedniego
napobytnawsiubioruiwtedydotarłodoHarriet,żegdybymiałanasobiedawne
londyńskierzeczy,dziewczynaniebyłabywobecniejtakśmiałaiotwarta.
Poczułasiętrochęwinna.NiepowinnabyłapozwolićTrixieażnatakdalekopo-
suniętezwierzenia.Rigg…Nietypoweimię.Korciłojązapytać,skądsięwzięło,ale
choćbyłapewna,żeTrixiepowiedziałabyjejwszystko,powstrzymałaciekawość.
Rozstały się przy furtce. Później, kiedy Harriet pracowała nad zarysem nowej
książki,coraztrudniejbyłojejstłumićchęćumieszczeniawpobocznymwątkupo-
staciwzorowanejnatejszczupłejdziewczyniezorzechowymioczamiipłomiennymi
włosami,takufnejibezpośredniejwsposobiebycia,ijejstryjapotwora.
Koniec końców, uległa pokusie i zanim zapadł wieczór, okazało się, że fabuła
książkipotoczyłasięwzupełnieinnymkierunku,agłównywątekzostałzdominowa-
nyprzeznowowprowadzonedoakcjiosoby.
Przedczwartąpopołudniuprzypomniałasobienagle,żemiałasięwybraćpoza-
kupy. Miasteczko znajdowało się jednak dobre trzy kwadranse jazdy od jej domu,
anadziśwystarczyjedzenia.Spojrzałanatelefon,usiłującobliczyćróżnicęczasu
między Anglią a Kalifornią i zastanawiając się, czy nie powinna zadzwonić do Lo-
uise,bysięupewnić,czyjestszczęśliwa.Zdecydowała,żejednakniezatelefonuje,
bowkońcuLouisejestdorosłaimamęża,któregoobowiązkiemjestsięoniątrosz-
czyć.
Todziwne,aleilekroćmyślałaosiostrze,niezmiennieodczuwała,żepowinnasię
niąopiekować,mimożeLouisebyłabardziejodpornapsychicznieniżona.Znacznie
łatwiejadaptowałasiędonowychsytuacji,owielelepiejpotrafiłasamaosiebieza-
dbaćpodwzględememocjonalnym.
Harrietodsunęłamaszynę.Przeniknęłojąnieznanedotychczasuczucieszczęścia.
Wolnośćbyciatym,kimsięchce,robieniatego,nacomasięochotę.Żadnychrosz-
czeń w stosunku do własnego czasu i uczuć, brak konieczności przedkładania po-
trzeb innych ponad swoje. Odczuwała obcy jej dotąd rodzaj hedonistycznej satys-
fakcji.
W przypływie nowej energii włożyła gumowce i ceratową kurtkę po raz drugi
tegodniaiwyszładoogrodu,gdziespędziłagodzinęnausuwaniuchwastówzzaro-
śniętej ścieżki, biegnącej wzdłuż ogrodu aż do furtki, zanim gęstniejący zmierzch
kazałjejwrócićdodomu.
Była tak głodna, że od razu po powrocie wzięła kąpiel, po czym zabrała się do
przygotowywaniaposiłku.
Chmurydeszczowesprawiły,żenadworzezrobiłosięciemnoprędzej,niżmożna
bysięspodziewać.Wradiupodano,żedeszczutrzymasięprzezparędni.
Harrietpołożyłasiędołóżkaześwieżowydanąksiążkąjednegozeswoichulubio-
nychautorów,aleniebyławstanieskupićsięnadtekstem.Wciążwracałamyślami
nietylkodoTrixieMatthews,aleprzedewszystkimdonieoczekiwanegospotkania
zjejstryjem.
W pierwszej chwili zwrócił się do niej imieniem Trixie i dopiero po sekundzie
uzmysłowił sobie pomyłkę. W jego głosie gniew mieszał się z rezygnacją. Biedak,
pomyślała,musimubyćniełatwoponosićodpowiedzialnośćzanastolatkęotaknie-
okiełznanymtemperamencie.
Lekkiuśmiechbłądziłnajejwargach,kiedyzastanawiałasię,jaknawettakspryt-
naizaradnadziewczynajakTrixiezdołałaskłonićmężczyznętakiegojakRiggdo
rozebrania się aż do slipów, nie mówiąc już o tym, że zostawiła go bez ubrania
iśrodkatransportu.
Cóż,supermarketysąwszędzietakiesame,uznałazeznużeniemHarriet,odbie-
rającparagonwkasieiwyjeżdżajączwózkiemnazmoczonyjesiennymdeszczem
parkingprzedsklepem.
Gdybypogodabyłabardziejsprzyjająca,możebypozwiedzałamiasteczko,alenie
dość,żelało,tojeszczewiałlodowatywiatr,przenikającydoszpikukości.Totyle,
jeślichodziodojrzałąurodzajnośćjesieni,pomyślałacierpko,ładujączakupydoba-
gażnikaiwyjeżdżajączparkingu.
Gdy wracała do domu, wzgórza wydawały się ponure i obce. Nawet w ciepłym
wnętrzu samochodu przeszedł ją dreszcz. Nie zazdrościła tym, którzy tego dnia
pracowalinawzgórzach,gdzieowcechroniłaprzeddeszczemichgrubawełna,ale
pasterzeipsymieliznaczniegorzej.
Wieś była opustoszała. Pośrednik, z którego usług skorzystała, poinformował ją,
żewewtorkiwszystkozamykasięwcześniej.Uśmiechnęłasiędosiebie.Mieszka-
jąc w Londynie, niemal zapomniała, że coś takiego jest możliwe. Zatrzymała się
przed przejściem, przepuszczając starszego mężczyznę, który zmierzał do staro-
świeckiejbudkitelefonicznej.
Wiatromaljejnieprzewrócił,gdyzajechawszyprzeddom,wysiadła,żebyotwo-
rzyćdrzwi.Powejściudośrodkarzuciłakluczdodrzwiitorebkęnastółwkuchni
iwybiegładoautapozakupy.
Trzasktylnychdrzwi,któryusłyszała,biegnącdosamochodu,niezwróciłjejuwa-
gi, dopóki nie wróciła objuczona torbami i nie stwierdziła, że nie może ich otwo-
rzyć.Niewpadającwpanikę,postawiłatorbynaziemiispróbowałaponownie,ale
w tej samej chwili uzmysłowiła sobie, że zatrzasnęła drzwi, nie zablokowawszy
uprzednio automatycznego zamka, klucze są w środku, a ona z zakupami na ze-
wnątrz.
Przez dłuższą chwilę wpatrywała się z niedowierzaniem w drzwi, aż wreszcie
uprzytomniła sobie, że jest przemoknięta do suchej nitki. Nie było możliwości do-
staniasiędodomu,tymbardziejżenauczonalondyńskimdoświadczeniemzpewno-
ściąprzedwyjściemzamknęławszystkieoknaidrzwifrontowe.
Cozatemwtejsytuacjizrobić?Zatelefonowaćdopośrednika?Możemiećzapa-
sowe klucze. Jeśli nie, to może poleci jej jakiegoś ślusarza. Przeklinając w duchu
własnąnieuwagę,wzięłatorbyiponowniewstawiłajedobagażnika,szczęśliwa,że
niezdążyładołączyćkluczykówsamochodowychdokluczyoddomu.
Najbliższytelefonznajdowałsięwewsiinasamąmyśl,żepozbawionakluczyków
odsamochodumusiałabywędrowaćpieszotrzykilometrywtakąpogodę,mającna
sobiecienkiżakietipółbuty,ponownieprzeszedłjądreszcz.
Wewsiniebyłożywegoducha,budkatelefonicznastałapusta.Najpierwmusiała
dowiedzieć się w informacji telefonicznej o numer agenta, na szczęście pamiętała
jegoadresinazwisko.Zgłosiłasięsekretarka,któraserdeczniewspółczułaHarriet
ipoinformowałają,żeszefwyszedłiniewróciprzedupływemgodziny.
–Proszęchwilkęzaczekać–dodała,gdyHarrietjużmiałaodwiesićsłuchawkę.–
Wydaje mi się, że zapasowy klucz jest przechowywany we dworze, bo właściciel
miał oko na ten dom, kiedy stał niezamieszkany. Mam tam zadzwonić i się dowie-
dzieć?
Harrietpodziękowała,alenieskorzystałazuprzejmościsekretarki,wyjaśniła,że
masamochódiodrazupojedziedodworu,botakbędzieszybciej.Wiedziała,gdzie
tojest,ponieważagentpokazałjejimponującąkutąbramęzżelazazaledwieparę
kilometrówodjejdomu.Pospiesznieudałasiędoauta,modlącsięwduchu,żebyza-
pasowyklucz,któryznajdowałsięwedworze,niezostałjużzwróconypośredniko-
wi.Odetchnęłazulgą,żeniezmieniłajeszczezamka,cozamierzałazrobić.
Przeklinając w duchu własną głupotę, pojechała z powrotem do wsi, mijając po
drodzewejściedowłasnejposiadłości.Dojechaładopomalowanejnaczarnoimpo-
nującejbramyzkutegożelazazezłoconymiszpicami.
Mężczyzna, który kupił dwór w dość opłakanym stanie, był najwyraźniej prawie
taksamoobcytutajjakona.Wpływowybiznesmen,któregoprzodkowiepochodzili
z tej części świata, jak ją poinformował pośrednik. Dodał, że mężczyzna nie tylko
kupił dwór i wprowadził się do niego, ale również przeniósł tutaj swoje interesy,
otwierającnowąfabrykęnaterenieprzemysłowympodmiastem.„Macośwspólne-
gozkomputerami”–powiedział,aHarrietbyłazadowolona,żeniepoinformowała
go,wjakisposóbzarabianażycie.
Oczywiście, agent nie miał złych zamiarów, ale najwyraźniej nie mógł się po-
wstrzymaćodopowiadaniaoswoichklientach,aonawciążniebyłapewna,czyjej
drugaksiążkaokażesięnatyledobra,bymogłasiebieprzedstawiaćjakopisarkę.
Musiaławysiąśćzauta,abyotworzyćbramę,istwierdziłazulgą,żeniemażad-
nychelektronicznychzabezpieczeń,któreuniemożliwiałybyjejwejścieiskazywały
nacałkowiteprzemoknięcie.
Cienkiżakietodpowiedninaprzejściezparkingudosupermarketunasiąkłwodą,
bluzka,którąmiałapodspodem,byławilgotna.Dżinsyteżprzemokły,grubatkanina
urażałaskórę,ilekroćmusiałazmienićbieg.
Dwórnieokazałsiętakimponującąsiedzibą,jaktosobiewyobrażała,aledługim
iniskimbudynkiem,pochodzącymmniejwięcejztegosamegookresu,cojejdom.
Jednaknawetzmokrymikamiennymiścianamiwciemnozielonymkolorzewydawał
się urokliwy. To bardzo tutaj pasujące, charakterystyczne piękno budowli na mo-
mentzaparłojejdechwpiersiach,takżezapomniałaomokrymubraniu,irytującej
sytuacjiizakłopotaniuzpowoduzakłócaniaspokojumieszkańcomtejposiadłości.
Gdy szła w stronę starych dębowych drzwi, nagle pozazdrościła temu, kto tutaj
mieszka,przyczymniezewzględunarozmiarydomostwaijegoodosobnienie,ale
zpowoducudownejiniespodziewanejauryspokojuiszczęścia.
Była już prawie u drzwi, gdy otworzyły się i zobaczyła przed sobą znajomą
uśmiechniętą twarz Trixie, w dodatku zupełnie niezaskoczoną jej widokiem. Ben,
brązowylabrador,powitałHarrietzwłaściwymsobieentuzjazmem,ajegoopiekun-
kaniemalwciągnęłajądośrodka.
–Taksięcieszę,żeprzyjechałaś–powiedziała,tymrazemzwracającsiędoHar-
riet bezpośrednio jak do równolatki. – Umierałam z nudów. – Przewróciła oczami
izachichotała.–Riggzabroniłmiwychodzićzdomu.
Staływpięknymkwadratowymhallu,wyłożonymboazerią.Wroguznajdowałsię
ogromnykamiennykominek,naktórymwłaśniepłonąłogień.Ben,powitawszyHar-
riet,położyłsięprzednim,westchnąwszyzwyraźnymzadowoleniem.
Sfatygowanedęboweschodyprowadziływzdłużjednejześciannapodestzgale-
rią,ścianyklatkischodowejbyłyozdobionemalowidłamiwyglądającyminabezcen-
neoryginały.
Oknaprzysłaniałyciężkiezasłonyzadamaszku,którychgrubatkaninanadawała
pomieszczeniuprzytulnycharakter.Harrietzorientowałasięponiewczasie,żestoi
na zabytkowym dywaniku, który z całą pewnością nie był przeznaczony do tego,
żebydotykałygoczyjeśmokreiprawdopodobniewciążzabłoconebuty.Odruchowo
zaczęłasięusprawiedliwiać,aleTrixietylkosięroześmiała.
–Chodźmy,niemogęsiędoczekać,żebyprzedstawićcięRiggowi.Zawszezrzę-
dzi,żeniemamprzyzwoitychprzyjaciół.
Harrietzmartwiałanamyślokłopotliwejdlaniejsytuacji.Przypuszczała,żewła-
ściciela,któryprowadziinteresyizapewnemalicznezajęcia,niebędziewdomu.
A jeśli jest tym samym mężczyzną, którego spotkała tamtego wieczoru w nieco-
dziennejikrępującejdlaobojgasytuacji,toniemanajmniejszejochotywidziećsię
znimponownie,zwłaszczawtychokolicznościach–niejakozaproszonyimilewi-
dzianygość,leczpetent.
– Och, nie… Proszę, nie trzeba niepokoić stryja – zwróciła się do dziewczyny,
chwytającjązarękę.–Prawdęmówiąc,nieprzyjechałamdociebie,Trixie–dodała.
–Nawetniewiedziałam,żetumieszkasz.
Choćpowinnambyłasiędomyślić,uznaławduchu.ZachowanieTrixieito,czego
sięodniejdowiedziała,wskazywało,żepochodzizzamożnejrodziny,apotym,co
usłyszała od agenta o właścicielu dworu, powinna była skojarzyć jedno z drugim
i odgadnąć, że to musi być dom, w którym mieszka Trixie. Nic dziwnego, że stryj
niechciał,bytamtegowieczoruHarrietzawiadomiłapolicję.
Dziewczynaposłałajejchmurnespojrzenie.
–Nieprzyszłaśdomnie?–spytała.
Harrietszybkowyjaśniła,cojąsprowadza.
–Zadzwoniłamdopośrednikanieruchomości,odktóregokupiłamdom,ijegose-
kretarkapowiedziałami,żezwykletutajbyłzapasowyklucz.
Trixiezmarszczyłaczoło.
–Nicotymniewiem–powiedziałaniepewnie.–BędęmusiałaspytaćRigga.
WtejsamejchwiliHarrietusłyszałaażzadobrzejejznanymęskigłos.
–Ocobędzieszmusiałamniespytać?
Niezastanawiającsię,corobi,Harrietobróciłasięnapięcieiruszyładodrzwi,
alesercewniejzamarło,gdyzobaczyłastojącegoprzedniąmężczyznę.Wyglądał
znajomo, a równocześnie całkiem obco w eleganckim garniturze i nieskazitelnej
białejkoszuli.
Ciemnewłosy,tymrazemsucheiwyszczotkowane,podkreślaływybitniemęskie
rysytwarzy.
–ToHarriet–przedstawiłająTrixie.–Zatrzasnęładrzwidomuiprzyszła,bomy-
ślała,żeunasjestzapasowyklucz.
Gdy mężczyzna przesunął po Harriet lekceważącym spojrzeniem, pomyślała, że
możejejniepoznał.Byłarozczarowana,żechoćonwywarłnaniejtakniezatarte
wrażenie,onanajwyraźniejniepozostawiłażadnegośladuwjegopamięci.Pochwili
znowuzwróciłwzroknaTrixie.
–Postarajsięotrochębardziejlogicznewyjaśnienie–zasugerowałspokojnie.
Choćdziewczynalekkosięskrzywiła,byłooczywiste,żeczujerespektprzedstry-
jem.
– To jest Harriet – powiedziała. – Poznałyśmy się tamtego… wczoraj. Mieszka
wdawnymdomuleśniczego.Harriet,tomójstryj.
–Dziękuję–odrzekłRigg.–PannaSmithijajużsiępoznaliśmy.
Harrietlekkosięspłoszyła.Pomyliłasię,sądząc,żeonjejniepoznał,aleskądzna
jejnazwisko?
–Och,naprawdę?–Trixierzuciłaimzdziwionespojrzenie.–Niepowiedziałaśmi,
żeznaszRigga.
–Byćmożetenepizodniejestdlaniejwartwspomnienia.–Rigguprzedziłodpo-
wiedźHarriet.–PannaSmithbyłanieszczęsnąofiarątwojegoidiotycznegozacho-
waniatamtegowieczoru.Miałanieszczęścieprowadzićsamochódtejsamejmarki
itegosamegokoloru,cotwój.Kiedywynurzyłemsięzwodyizobaczyłem,żejedzie
wmoimkierunku,myślałemprzezmoment,iżsięopamiętałaś.
HarrietspojrzałanaTrixieizauważyła,żeonaledwietłumiśmiech.Najwyraźniej
jejstryjniepodzielałtegorozbawienia.Patrzyłnanieobiezponurąminą.
–Och,nie!TotyniechciałaśpodwieźćRigga?–Dziewczynapatrzyłananiąsze-
rokootwartymioczami,aleposekundzierozbawieniewzięłogórę.–Tozadziałało,
Rigg!–Najwyraźniejnieposiadałasięzradości.–Poszlaki…Założęsię,żeHarriet
nieuwierzyłai…
– Panna Smith uznała, że jestem albo lunatykiem, albo gwałcicielem lub jednym
idrugim!–przerwałjejostroRigg.
–Och,jesteśdzielna!–zachwyciłasięTrixie.–Odmówiłaśmupodwózki.–Oczy
jejsięśmiały.
Harriet nie mogła podzielać niewinnego rozbawienia dziewczyny. Rigg był tym,
którynadaremnieprosiłjąoprzysługę,aterazichrolesięodwróciły,itoonapo-
trzebowałajegopomocy.
Zapragnęła, żeby stał teraz przed nią ktokolwiek inny, byle nie ten mężczyzna
osurowym,nieprzyjemnymwyrazietwarzy.Ajeszczebardziejpragnęła,żebynie-
posłusznapamięćniepodsuwałajejpostaci,którąujrzaławświetlereflektorówsa-
mochodu–tegosamegomężczyzny,tyleżemającegonasobiejedynieslipki.
–Przepraszam,żepananiepokoję,alewedługpośrednikanieruchomościmiałpan
zapasowykluczdodomuleśniczego,więcchciałabymzapytać,czynadalgopanma.
ROZDZIAŁTRZECI
Harriet domyśliła się odpowiedzi, zanim ją usłyszała. Stało się to w chwili, gdy
oczyRiggarozbłysłyzadowoleniem,awmiejscesurowejminypojawiłosięcośna
kształtuśmiechusatysfakcji.Niebyłazaskoczonasłowami,którepadłyzjegoust.
–Niestety,mojasekretarkaparędnitemuwłożyłagodokopertyiodesłaławspo-
mnianemuprzezpaniąagentowi.Prawdopodobnieprzesyłkawciążznajdujesięna
poczcie.
Harriet nie miała wątpliwości, że Rigg mówi prawdę. Nie zniżyłby się do kłam-
stwawjakimkolwiekcelu,nawettakimjakodpłaceniekomuśpięknymzanadobne.
Zmarszczyła brwi, skupiając się nie na obserwującym ją mężczyźnie, lecz na wła-
snychnatrętnychmyślach.Jaktomożliwe,żejegoobecnośćtaksilnienamniedzia-
ła?Dlaczegotaksiędzieje,mimożewie,cozniegozaczłowiek?Niebyłazadowo-
lonazwłasnejreakcji.Rozbudzoneemocjebyłyniebezpieczne.
Zorientowawszysię,żeoboje–RiggiTrixie–zuwagąnaniąpatrzą,przywołała
na twarz uśmiech, którym posługiwała się, chcąc utrzymać nieznajomych na dy-
stans.Zauważyła,żedziewczynaodebrałatozezdziwieniem.
–Ależ,Rigg,napewnomożeszcośzrobić–powiedziałaTrixie,przenoszącwzrok
ze stryja na Harriet i z powrotem, jakby wyczuła, że między nimi zapanowało
szczególnenapięcie.
– Nie ma potrzeby – zaprotestowała szybko Harriet. – Przypuszczałam, że jest
niewielkaszansa,iżznajdętuzapasowyklucz,alenawszelkiwypadekpostanowi-
łamsprawdzić.
Odwróciłasiędowyjściaświadomazarównowłasnegoopłakanegowyglądu,kon-
trastującegozeschludnościąielegancjąobserwującegojąmężczyzny,jakiswoich
reakcji.
Czyżby Rigg Matthews pociągał mnie seksualnie i dlatego odczuwam podniece-
nie?–zadałasobiewduchupytanieiodrazustwierdziła,żetononsens.Cofnęłasię
myślamiwprzeszłość,dotychnielicznychokazji,kiedyspotykałasięzmężczyzna-
mi,doPaula,zktórymznałasięniecodłużej.Wstosunkudożadnegoznichniebyła
wstaniewykrzesaćzsiebienawetodrobinyekscytacji,mimożepragnęłająodczu-
wać.
Jużprzedlatypogodziłasięztym,żeniejestkobietązdolnądoobudzeniawso-
biereakcjiseksualnej.Ateraz,wnajbardziejnieoczekiwanychiniefortunnychoko-
licznościachdoświadczyłajejażnazbytwyraźniewobecnieprzychylnienastawione-
godoniejmężczyzny,któregodopierocopoznała.Starałasięzawszelkącenęza-
panowaćnadswoimciałem,alejejumysłbyłskupionywyłącznienatychbulwersu-
jącychdoznaniach.
Zesztywniała,niezdolnasięporuszyć,idopierolekkidreszcz,któryprzebiegłjej
ciało,uwolniłjąodchwilowegoparaliżu.Byładziwniesłaba,awgłowieczułapust-
kę.Jaktodobrze,żestojęodwróconadoniegoplecami,uznaławduchu.
Myśl o upokorzeniu, którego by doznała, gdyby on zorientował się, jak bardzo
jestpodniecona,zmobilizowałajądoszybkiegopodejściadodrzwi.Chciałajaknaj-
prędzejwyzwolićsięzobecnościRigga.
Nawetsięniezorientowała,żeTrixiezaniąpodąża,dopókidziewczynaniechwy-
ciłajejzarękę,uniemożliwiającotwarciedrzwi.
–Zaczekaj.Jestempewna,żeRiggcośwymyśli–powiedziała,patrzącbłagalnie
nastryja.
Harrietzorientowałasię,żemimonarzekańipomstowańnabrataojcaTrixieko-
cha go i szanuje, a nawet całkowicie na nim polega. Twarz dziewczyny wyrażała
niezachwiane przekonanie, że cokolwiek zdarzy się jej w życiu, stryj wybawi ją
z każdej opresji. Harriet poczuła lekkie ukłucie zazdrości, przypominając sobie,
jakabyławjejwieku.ToLouisebyłaulubienicąrodziców,aonaodnajmłodszychlat
uczyłasięwalczyćoswoje.
Cóż,samodzielnośćbardzosięwżyciuprzydaje,pomyślała.
–Tobardzouprzejmeztwojejstrony–odezwałasię,stającprzydrzwiach–ale
jestempewna,żetwójstryjzgodzisięzemną,żeniemożezrobićowielewięcejniż
ja.
Nieświadomieprzybrałarzeczowyton,jakimzwracałasięwszkoledouczniów.
Zachowywałasięuprzejmie,alepowściągliwie.
–Trzebatylkoznaleźćślusarza–dodałaniefrasobliwie.–PojadędoHawicki…–
Naglezaczęłasiętrząśćikichaćrazporaz.Przeziębienie!Tylkotegojejbrakuje!
Wmilczeniusięgnęładokieszenipochusteczkę.
– Mógłbym coś zaproponować – usłyszała chłodny głos Rigga. – Przypomniałem
sobie,żewdomuleśniczegojestmałeokienkonastrychu.
–Rzeczywiście–przyznałaHarriet.
Odwróciła się zaskoczona, spojrzała na niego i od razu tego pożałowała. Mimo
całej surowości i wyniosłości był wprost niewiarygodnie przystojnym mężczyzną.
Odruchowopomyślałaogłupiejdziewczynie,któraniechciałazostaćjegożoną,ale
natychmiastskarciłasięwduchu.Dobreserceiwspaniałomyślnyumysłtoznacznie
ważniejszeatrybutyniżuroda,aztego,codotychczaszauważyła,Riggniemaani
jednego,anidrugiego.
–Chciałemzasugerować,żebywłamaćsięprzeztookno.Oszczędziłobytopani
czasu–powiedział,taksującjąwzrokiemodgórydodołuwsposób,któryboleśnie
uświadomiłjejwłasnywygląd.Wyobraziłasobie,jakmusisięprezentować–zpo-
targanymi mokrymi włosami, czerwonym nosem, w przemoczonych dżinsach przy-
klejonychdonóg.
Zadrżała,niewiedząc,czyzzażenowania,czyzprzemoczeniaizimna.Widziała,
żeRiggzacisnąłusta–niewątpliwiezniesmakiem–inagleprzypomniałasobie,jak
gozostawiłastojącegoprawienago,zziębniętegoiprzemoczonego.Zrobiłosięjej
nieprzyjemnie,alezmusiłasiędojeszczejednegouprzejmegouśmiechu.
–Strych…Tak,cóż,dziękuję.Spróbujętozrobić.
Spojrzenie, jakie jej rzucił, sprawiło, że poczuła się tak, jakby była rówieśnicą
jegopodopiecznej.
–Tyleżeniebezdrabinyikogoś,ktojąprzytrzyma–zauważyłnatychmiast,po
czymnieodwracającodniejwzroku,dodał:–Trixie,pójdźdokuchni,proszę,ispy-
tajpaniąArkwright,czyniemogłabyprzygotowaćgorącegodrinkadlanaszegogo-
ścia.–Ijakgdybyprzewidując,żeHarrietzaprotestuje,ciągnął:–Apotemzapro-
wadźgościanagóręiznajdźjakieśsucherzeczy.TymczasemTomijapojedziemy
dodomuleśniczegoizobaczymy,czyudanamsięwejśćdośrodka.
Wtensposóbjednymcelnymuderzeniemzostałamsprowadzonadorolidziecka
młodszegoodTrixie,arównocześnieuświadomionomiwłasnybrakwyrozumiałości
ichęcipomocy,pomyślałaHarriet.
Skonsternowanaizła,zastanawiałasię,czyRiggzpremedytacjąpozwoliłjejmy-
śleć,żezamierzałwziąćodwet,nieudzielającjejwsparcia,poto,byzachwilęmieć
tymwiększąsatysfakcję,demonstrującwłasnąszlachetnąnaturę.
Niezależnieodmotywówjegopostępowaniabędzieostatniąidiotką,jeśliprzyjmie
tenaktdobroczynności.Jużmiałamutooznajmić,aleznowuzaczęłakichać.
Zanimwytarłanos,Riggwyszedł,aTrixieudałasiędokuchni.
PółgodzinypóźniejHarrietprzyjrzałasięsmętnieswemuodbiciuwlustrze.Mia-
łanasobiezadużąbluzęoddresu,którądałajejTrixie,iobcisłedżinsy.Włosyjuż
wyschły,alebyłytakmiękkiepodeszczu,żeniemogłazniminiczrobić,jedyniepo-
zwolić,byspływałynaramionajedwabistąbezładnąfalą.
PaniArkwrighttakbardzonalegała,żebyspróbowałajejcudownierozgrzewają-
cejisycącejzupy,żewkońcunieoparłasięzaproszeniu.
Gospodyni Rigga okazała się serdeczną kobietą. Wyznała Harriet, że panienka
jesttrochęniesforna,ależepanMatthewsjestnajlepszympracodawcą,zjakimkie-
dykolwiek miała do czynienia. Wyczuwając, że starsza pani chciałaby się czegoś
o niej dowiedzieć, Harriet poczuła się zobligowana do powiedzenia jej paru słów
osobie.
– Londyn. – Pani Arkwright potrząsnęła głową. – Nigdy nie mogłam zrozumieć,
dlaczegoktośchcemieszkaćwtakimmiejscu.Tutajmożnaoddychaćpełnąpiersią,
jeślipaniwie,comamnamyśli.
Harrietwiedziałaizwierzyłasięstarszejpani,jakbardzobyłapodekscytowana,
mogącspełnićwreszciemarzenieozamieszkaniunawsi.
WłaśnieopowiadałapaniArkwrightotym,jakmałżeństwoLouiseumożliwiłojej
sprzedażdomuwLondynieiprzeniesieniesięnapółnoc,gdydokuchniwróciłaTri-
xie.Wyszłatylkonachwilę,żebyodebraćtelefonodkoleżanki.
–OpuściłaśLondyn?–zdziwiłasię.–Chybaoszalałaś–dodałabezceremonialnie.
Harrietuśmiechnęłasię,apaniArkwrightpotrząsnęłagłową.
– Dzwoniła Eva – poinformowała Trixie. – Jej mama chce wiedzieć, czy pojadę
zniminaferieświąteczne.Powiedziałam,żewciążpróbujęprzekonaćdotegowy-
jazdustryja,byuzyskaćjegozgodę.
–Ależ,panienko,dobrzewiesz,żepanRiggnatoniepozwoli–zauważyłagospo-
dyni.–Niemammutegozazłe–dodała,zwracającsiędoHarriet.–PaniSoames
obracasięwdośćoryginalnymtowarzystwie,jeślitaktomożnaokreślić.
Trixiemruknęłacośzdegustowana.
–Całykłopotzestryjempoleganatym,żeonniepojmuje,naczympoleganowo-
czesneżycie–zwróciłasiędoHarriet.–Wciążtkwiwmrokachśredniowiecza.
Pamiętając sprzeczki z Louise, Harriet natychmiast poczuła solidarność z Rig-
giem,któregorozumiałaażzadobrze.Niebyłaztegozadowolona.Niechciałana-
wiązać żadnej więzi z tym mężczyzną, gdyż intuicja ostrzegała ją, że zajmowanie
nim własnych myśli może się okazać niebezpieczne. Poza tym było oczywiste, że
Trixiemawsobiejakiśwrodzonywdziękisłodycz,którychbrakowałojejsiostrze.
– Nie martw się – pocieszyła ją Trixie, niewłaściwie interpretując przyczynę jej
zmarszczkinaczole.–Stryjznajdziejakiśsposób,żebywejśćdotwojegodomu.–
Wyjrzała przez okno kuchni i się skrzywiła. – Patrz, ale leje. Prawie nie mieliśmy
lata,awzeszłymtygodniuJohnBeardpowiedział,żeczekanasciężkazima.Byłpa-
sterzem, ale już jest na emeryturze – wyjaśniła. – Tak bym chciała, żeby Rigg po-
zwoliłmipojechaćzEvąijejmamąnanarty.Potrzebujęwakacji!
Harrietroześmiałasię,alepaniArkwrightzachowałapowagę.
–Jeśliotochodzi,toraczejpanRiggpotrzebujewakacji–zauważyła.
–Nicniestoinaprzeszkodzie,żebyznamipojechał.–Trixiewzruszyłaramiona-
mi.–Spytałam,czymógłby,alewiesz,jakionjest.Odparł,żemazadużopracy!
–Nicdziwnego,żetwójstryjnieufapaniSoames–oznajmiłagospodyni.–Pozwo-
liła,żebyjejpartnerodwiózłciędodomu,aztego,comówią,wyglądałonato,że
przedtemwypił.NiedziwięsiępanuRiggowi,żebyłzły,zwłaszczażepaniSoames
obiecałaosobiścieprzywieźćciędodomuojedenastej.Tymczasemwróciłaśodru-
giejnadranem,apozatymtoufałabymtemujejprzyjacielowitylecowściekłemu
psu–dokończyłaprostozmostu.
Nastąpiładługachwilakłopotliwegomilczenia.Trixiebuntowniczopopatrzyłana
paniąArkwright.
–Myślę,żemusiałbyćjakiśpowód,dlaktóregopaniSoamesnieodwiozłaTrixie
dodomuoczasie–odezwałasięspokojnieHarriet,abyrozładowaćnapiętąatmos-
ferę.
–Tak,był!–wtrąciłagwałtowniedziewczyna.
– Ale nietrudno również zrozumieć – kontynuowała Harriet – że twój stryj mógł
byćzaniepokojonyizły.
Trixieznowuzmarkotniała.Harrietuzmysłowiłasobie,żetoniejejsprawa,iza-
milkła.Znieruchomiała,słyszączajeżdżającysamochód.
–TonapewnoRigg.–Trixienatychmiastpobiegładodrzwi.–Mamnadzieję,że
udałomusięwłamać.
Harrietteżżywiłatakąnadzieję.
Kiedyobajmężczyźniweszlidokuchni,natychmiastpowędrowałaspojrzeniemku
Riggowi.Nalewejręcemiałniewielkieskaleczenie,adorękawakurtkiprzylgnęła
pajęczyna.Wstałazkrzesła,mimowolniespięta.
–Udałocisięwejść?–Trixiezwróciłasiędostryja,uprzedzającjejpytanie.
–Tak–odparłRigg,poczymoświadczyłrzeczowymtonem,patrzącnaHarriet:–
Będzie pani musiała założyć zasuwę do okna na strychu, jak już je pani naprawi.
Niejestempewien,czyubezpieczeniepokryjekoszty.–Sięgnąłdokieszeniizponu-
rąminąwręczyłjejklucze.–Zabiliśmyokno,więcprzeznajbliższedniwodaniebę-
dzieprzeciekać,aleradzęjaknajprędzejsięnimzająć.Prognozadlarolnikówna
następnytydzieńprzewidujewichury.
Harrietwzięłaodniegoklucze,czującsięniczymdziecko,któremuudzielonore-
prymendy.Musiałazebraćsięwsobie,bymóccokolwiekpowiedzieć.
–Dziękujęzapomoc–odezwałasięwkońcu.–Zostawienieniezabezpieczonego
zamkabyłonierozsądneiwynikłozpośpiechu.Niejestemcałkowiciepozbawiona
rozumu.Oczywiście,żenaprawięświetliknajszybciej,jaktobędziemożliwe.
Zauważyła,żeRiggwciążmamarsowąminę,choćkilkasekundzajęłojejuświa-
domienie sobie, że nie patrzy na jej twarz, lecz na ciało. Natychmiast wyobraziła
sobie,jakmusiwyglądaćwpożyczonymubraniu,zrozpuszczonymiwnieładziewło-
sami–raczejjaktrzydziestopięciolatkaniepotrzebnieprzebranazanastolatkęniż
rozsądnakobieta.
Kiedybrałaodniegoklucze,ichpalcenaułameksekundysięzetknęłyiznowuod-
niosławrażenie,żeprzebiegłjąprąd.Trixiemówiłacośdostryjanatematniedaw-
nejrozmowytelefonicznej,aonodwróciłgłowęispojrzałnaHarriet.Natychmiast
sięodsunęłaiposzławstronędrzwi.
Imprędzejznajdziesięusiebie,zdalaodjegoburzącejjejspokójobecności,tym
lepiej.BędziemusiałaoddaćTrixiejejrzeczy,tojasne,alenajpierwdoniejzatelefo-
nuje,żebyprzyjechaćdodworuwtedy,gdyRigganiebędzie.
Bratanicaopisałagojakomizogina,mężczyznęniecierpiącegokobiet.Nieulegało
wątpliwości,żejestinteligentnyizpewnościązdajesobiedobrzesprawę,jakod-
działujenaprzedstawicielkipłcipięknej.Harrietniechciałasprawićwrażenia,że
jejwizytyzostałyzaaranżowanespecjalniepoto,żebyzwrócićnasiebiejegouwa-
gę.
Niezmiennieprzewrażliwionanapunkciewłasnegowygląduibrakuseksapiluwy-
obraziłasobie,comężczyznatakatrakcyjnyjakRigg,wdodatkuwykształconyibo-
gaty,możemyślećotakiejkobieciejakona.Poukończeniutrzydziestulatażnadto
częstowysłuchiwaładrwiącychuwagLouisenatematbrakupartneraiżyciaseksu-
alnego,byżywićjakiekolwiekzłudzenianatemattego,jakjąpostrzegająinni.
Wpędzona przez rodziców w kompleksy na tle swojej kobiecości w przeciwień-
stwiedomłodszejsiostry,niezdawałasobiesprawy,żetojejchłodnydystanswsto-
sunkudootoczeniawogóle,amężczyznwszczególności,anie,jakbyłaprzekona-
na,brakseksapiludoprowadziłdotego,żepozostawałasamotna.
Zauważyła, że kiedy przestawała się kontrolować i częściowo się odsłaniała,
ujawniając subtelną kobiecość i wrażliwość, stawała się bardziej atrakcyjna dla
mężczyzn,boprzemawiaładoichprymitywnegoinstynktumyśliwego.
Spostrzegła, że Rigg ponownie przeniósł uwagę z bratanicy na nią i że znowu
zmarszczyłbrwi.Uznaławduchu,żeniewątpliwieczekaniecierpliwie,żebyopuści-
łajegodom.Kujejzdumieniu,okazałosię,żejestwbłędzie.
–Odwiozępanią–zaproponował.–Robisięciemnoichoćzamknęliśmydrzwina
klucz,towdzisiejszychczasachniemożnabyćniczegopewnym.Niewiadomo,kto
możesięczaićwpobliżu.Deska,którązałożyliśmyokno,niestanowiłabyprzeszko-
dydlaewentualnegointruza.
Harrietzwróciłananiegowzrokizaprotestowała:
– Och, nie, na pewno nic złego się nie wydarzy. I tak już sprawiłam panu dosta-
teczniedużokłopotu.
– To na nic – ostrzegła ją Trixie. – Stryj ma wybujałe przekonanie, że kobiety
sameniedająsobierady.
Uniosła wojowniczo brodę, ale najwyraźniej Rigg nie zamierzał podjąć dyskusji,
bopodszedłdodrzwi.Harrietniemiaławyjścia;musiałaprzyjąćjegopropozycję.
Kiedy zmierzali każde do swojego samochodu – on, jak zauważyła, jeździł prak-
tycznymdużymrangeroverem–miałaochotęprzeprosićgozato,żeniepomogła
mutamtejnocynadrodze,aleniebyławstanieznaleźćsłów,którezabrzmiałyby
wtejsytuacjiwłaściwie.
Czułasięniezręczniewjegoobecności,bałasię,żewjakiśsposóbRiggodgadnie
przyczynęjejnienaturalnychreakcji.Niepojmowała,cosięzniądzieje.Całetoza-
chowaniebyłodoniejniepodobne,aonnapewnojejdotegoniezachęcał.Wręcz
przeciwnie.
Byładobrymkierowcą,aleterazniedokładniewrzuciłabiegirozległsięprzeraź-
liwyzgrzyt.Poczerwieniałazewstydu,świadoma,coRiggmożesobieoniejpomy-
śleć.Wkońcuruszyła.
Niebo było zaciągnięte deszczowymi chmurami, na dworze gwałtownie pociem-
niało. Gdy dojechała na miejsce, ukryty wśród drzew dom wydawał się ciemny
iopuszczony.Zadrżałalekko,zatrzymującsięprzedwejściem.Pomyślała,żenaza-
jutrzprzedewszystkimmusidorobićzapasoweklucze.Wysiadajączauta,zobaczy-
ła,żeRiggidziewjejstronę.Nadalspięta,ztrudemzmusiłasię,bymuformalnie
podziękowaćzapomoc,jednakmusiałaodwrócićwzrok,ponieważniebyławstanie
spojrzeć mu w twarz. Miał uzasadnione powody, żeby nie przyjść jej z pomocą,
ajednaktouczynił.
Wyjąłzsamochodulatarkęioświetliłoknowdachu.
– Wydaje się, że wszystko w porządku – zaczął – ale jeśli wolałaby pani, żebym
wszedłisprawdził,to…
–Nie,nie,niematakiejpotrzeby–przerwałamuszybko,cofającsięokroktak
gwałtownie,żepotknęłasięokamiennąkrawędźprzyścieżceistraciłarównowa-
gę.
Riggzareagowałbłyskawicznie.RzuciłlatarkęipodtrzymałHarriet,chwytającją
zaramionawchwili,kiedyniemaldotknęłaziemi.Podniósłjąbeznajmniejszegowy-
siłku,jakbybyłamałymdzieckiem,coniepowinnojejdziwić.Wiedziała,żepoddro-
gimgarnituremkryjesięsprawneimuskularneciało.
Na moment zacisnął palce na jej ramieniu. W świetle reflektorów range rovera
widać było jego pochyloną głowę i zaciśnięte usta. Harriet odniosła wrażenie, że
patrzynaniązniechęcią.
–Jestpanicałkiembezpieczna–oznajmiłzprzekonaniem.–Mimożebratanica
zapewnenakreśliłapaninikczemnyobrazmojegocharakteru,zapewniam,żezmo-
jejstronynicpaniniegrozi.Niemamzwyczajuczynićczegokolwiekbezakceptacji
kobiety.
Najłatwiejinajprościejbyłobygozapewnić,żeonaniczegotakiegosięnieoba-
wia, ale zamiast tak postąpić, z jakiejś absurdalnej i niewytłumaczalnej przyczyny
Harrietzaczęłasiębezradnietrząść.
–Żartowałem–powiedział oschleRigg,poczym dodałniespodziewanie:– Prze-
praszam,jeślipaniąprzestraszyłem.
Puściłjąostrożnieicofnąłsięokrok,przezcopoczułasięjeszczebardziejnie-
zręcznie.
–Mamprawietrzydzieścipięćlat,zebraneżyciowedoświadczenieipotrafiępra-
widłowoocenićsytuację–oświadczyła.
Zacisnęłausta,aonprzezchwilęskupiłnanichwzrok.WefekcieHarrietmiała
wrażenie,żejejsercezatrzymałosięnakilkasekund.
Rigguniósłbrwi.
– Sądzę, że w dzisiejszych czasach żadna kobieta nie może być pewna, iż wiek
chronijąprzedtakąnapaścią–zauważyłsarkastycznie.
–Nietomiałamnamyśli–rzuciłanieopatrznieHarriet.
–Nie?Acowtakimrazie?
Jak,nalitośćboską,mogławmanewrowaćsięwtakąsytuację?
–Chodziłomioto–zaczęła–żeniewyglądapannamężczyznę,którybymusiał
uciekaćsiędoprzemocy,żeby…żeby…–Urwałaspeszona.
–Ajednakniewpuściłamniepanidosamochodu,chociażznajdowałemsięwsytu-
acjigodnejpożałowania–przypomniałjejcierpkimtonem.
–Tobyłocoinnego–zaprotestowała.–Wtedypanbył…
–Nagi?–podpowiedział.
–Obcy–sprostowałapospiesznie.
–Aterazniejestem.Rozumiem.Zatemtonieobawaprzednieprzewidywalnością
mojejpłcijakotakiejwywołałapaniobiekcje,leczja,araczejmojedotknięcie.
Harriet wpatrywała się w Rigga, zastanawiając się, jak udało im się przejść od
bezpiecznejineutralnejkonwersacjidoryzykownejiprowokującej.
–N…nicpodobnego–wyjąkała,aletenprotestzabrzmiałbardzosłabo.
–Naprawdęniemusisiępaniniczegoobawiać,niezależnieodtego,żeniewątpli-
wie jest pani atrakcyjna – kontynuował Rigg. – Zapewniam, że nie mam zwyczaju
wymuszaćzainteresowaniazestronyprzedstawicielekpanipłci.
Nazwał ją atrakcyjną! Zaskoczona Harriet w milczeniu wpatrywała się w niego
szerokootwartymioczami.Gdywreszcieotrząsnęłasięzezdumienia,spostrzegła,
żeRiggoddaliłsięwstronęrangerovera.
Dlaczegotakjąocenił?Zdecydowanienierobiłwrażeniabawidamka,któryprawi
zdawkowekomplementy.Wręczprzeciwnie,wyglądałnapoważnego,niezbyttowa-
rzyskiegomężczyznę,azustjegobratanicydowiedziałasię,cosądziokobietach.
Niezależnieodtego,jakbardzoHarrietstarałasięotymzapomnieć,topytanie
nurtowałojąprzezcaływieczór,długopotym,jakwypakowałazakupy,przygotowa-
łasobiekolacjęiusiadłazksiążką.Kupiłają,ponieważzapowiadałosię,żepochło-
niejejuwagębezreszty,atymczasemwciążwmyślachwracaładoużytegoprzez
Riggaokreślenia.
ROZDZIAŁCZWARTY
RanoHarrietobudziłasięlekkozaniepokojona,czyabyniejestprzeziębiona,ale
okazałosię,żenaszczęścieniemażadnychobjawówwskazującychnaniepożądane
skutkiwczorajszegoprzemoknięcia.Początkikatarujużminęły.
Wnocydeszczustał,aleniebowciążzasnuwałyołowianechmury.Porywistywiatr
zrywał z drzew liście, które wirowały w powietrzu. Najwyraźniej jesień zagościła
nadobre.
Jesień–czasnostalgii,okresoczekiwaniananadejściezimy.Możetaporaroku
odpowiadazamójstanpsychiczny,anieRigg,czegosięobawiała,zastanawiałasię
Harriet.Byłtokuszącykierunekrozważań,aleiniebezpieczny.Wnocypodjęłade-
cyzję,żeniepozwolisobienarozmyślaniaoRigguanioswoichreakcjachnajego
obecność.Zanimbędziezapóźno,powinnaskierowaćmyślikuistotnymsprawom.
Nacozapóźno?–zreflektowałasię,jedzącśniadanie.Zapóźnonaopamiętanie
się,nawyrzuceniegozmyśliizserca?Odłożyłagrzankę,któranagleprzestałabyć
chrupiącaismakowałaniczymkawałekkartonu.Zakochaćsięwjejwieku,zaledwie
po dwóch przelotnych spotkaniach? To całkiem niemożliwe! Przecież jest dojrzałą
kobietą,anienastolatką.
Najpierw szybki spacer, a potem do pracy, postanowiła. W ten sposób przegna
głupieiniepożądanemyśliorazemocje,którezupełnieniepotrzebniezdominowały
początekjejupragnionegonowegożycia.
Kiedyznalazłasięnadworze,ucieszyłasię,żewłożyłaciepłąbudrysówkę,choć
jejjaskrawyczerwonykolorwydawałsięterazraczejdziecięcymgestemsprzeciwu
wobecjejdawnychzwyczajówipoprzedniegostylużycia.
Możetutajkryłosięrozwiązaniezagadkijejzachowania.Możeemocjonalniesta-
ła się nastolatką, którą tak naprawdę nigdy nie była. Ta myśl ją rozbawiła. Ode-
tchnęłazulgąiuśmiechnęłasiędosiebie.
Oddychałagłęboko,pozwalając,żebyczyste,ostrepowietrzewypełniałojejpłu-
ca.JakażtorozkoszpoLondynie.Naglezwysokiejtrawytużprzedniąwyskoczył
zając i w pierwszej chwili przestraszył Harriet, po czym przywołał skojarzenie
zBenem,labradoremTrixie.
Zawsze lubiła zwierzęta. Może powinna przyhołubić psa lub kota. Louise była
uczulonanasierść,więcwdzieciństwieniemiałyżadnychzwierząt.Tak,dobrzeby-
łobymiećpsa.
Zanim wróciła do domu, temperatura spadła o parę stopni, a wiatr się wzmógł.
Szklarz,doktóregoranozadzwoniła,obiecałwstawićszybęwoknienastrychunaj-
szybciej,jaktomożliwe.
Zaparzyłasobiekawę,nękanawyrzutamisumienia,żezażywaniezdrowejprzy-
jemności, racząc się kawą z kofeiną i obiecując sobie, jak to robiła regularnie, że
przestawi się na bezkofeinową. Wiedziała jednak doskonale, że najprawdopodob-
niejtonigdynienastąpi.
Prawdziwymluksusembyłoterazdlaniejto,żewewłasnymdomumogłaswobod-
niezasiąśćdomaszynydopisania.Jużniemusiałategorobićpokryjomu,jakbyto
był jej największy sekret, ani się spieszyć z powodu licznych obowiązków rodzin-
nych i zawodowych. Zawsze zazdrośnie strzegła swojej pasji, starając się znaleźć
chwilę,kiedymogłazamknąćsięwpokojuiskupićnapisaniu.
Teraz maszyna do pisania stała wygodnie na solidnym kuchennym stole, który
Harrietkupiłaspecjalniepoto,abyprzynimzasiadaćdopisania.Kiedyuniosłagło-
węznadmaszyny,patrzyłaprostowokno,zaktórymrozciągałsięgąszczogrodo-
wejroślinności.
Wczasieszybkiegolunchuskładającegosięzzupyirazowejbułkirozmarzyłasię,
wyobrażając sobie, jak następnego lata będzie wyglądał jej ogród. Nie mogła się
doczekaćdnia,wktórym zajmiesiępracamiogrodowymi. WLondyniemiała mały
ogródek,wyłącznieużytkowy.Oddałagobezinteresowniedzieciom,wierząc,żeim
będziebardziejpotrzebny.
Tutajwokółdomurozciągałsięprawieakrziemi,któregoczęśćstanowiłkiedyś
dobrze utrzymany ogród warzywny. Miała nadzieję, że uda się go przywrócić do
dawnejświetności.Coprawda,niebyładoświadczonąogrodniczką,alemiałamnó-
stwozapałuichęci.
Wyobrażałasobie,jakbędziewyglądałnierównyżywopłot,kiedyzostaniestaran-
nieprzycięty,awdonicachinarabatachpojawiąsięróżnobarwnekwiatytakcu-
downieutrwalaneprzezHelenAllingham,znanąakwarelistkęorazilustratorkę,ży-
jącąnaprzełomieXIXiXXwieku.
Skarciwszy się w duchu za trwonienie czasu na sny na jawie, wróciła do pracy.
Wydawcazaakceptowałwstępnyzarysnowejksiążki,pozwalając,bypuściławodze
fantazji.Jużpochwilibyłatakpochłoniętapracą,żeniezorientowałasię,iżmago-
ścia,dopókidrzwidokuchninieotworzyłysięinaproguniestanęłaTrixie.
–Przepraszam–zaczęłazuśmiechem–alewnieskończonośćpukałamdofronto-
wychdrzwi,awiedziałam,żejesteś,skoroprzeddomemstoisamochód.–Przynio-
słam twoje rzeczy – dodała, wręczając Harriet plastikową torbę. – Przyszłabym
wcześniej, ale Rigg wciąż wydziwia. – Skrzywiła się. – Mówił, że powinnam naj-
pierwzatelefonować,nawypadekgdybyśnieżyczyłasobieodwiedzin.Naprawdę,
onczasamijestzbytstaroświecki.NiepozwalamipojechaćzEvąijejmamą.Uwa-
ża, że pani Soames nie jest na tyle odpowiedzialna, żeby się nami opiekować, bo
lubiwychodzićzdomuisiębawić.Opiekować!Teżcoś!Mamosiemnaścielat,no,
prawieosiemnaście!
Harriet przezornie powstrzymała się przed stwierdzeniem, że prawie osiemna-
stolatkipotrzebujądokładnietakiejsamej,amożeistaranniejszejopiekiniżdzieci.
–Chciałabym,żebyśznimporozmawiała–oznajmiłaTrixie.
–Ja?
–Przecieżjesteśnauczycielką.Będziemusiałprzyznać,żewiesz,comówisz,że
sięnatymznasz.
Harrietwestchnęłanadnaiwnościąizaufaniemdziewczyny,którazdawałasięnie
miećżadnychwątpliwości,żeonajestpojejstronie.Nicdziwnego,żeRiggniechce
oddaćjejpodopiekękobiety,której,jegozdaniem,poczucieodpowiedzialnościpo-
zostawiawieledożyczenia.
–Myślę,żetwójstryjniejesttypemmężczyzny,którypozwoliłby,abyktośwpły-
wałnajegooceny–odparłastanowczo,starającsięnieulecprośbiemalującejsię
woczachTrixie,takpodobnychdooczuRigga.
–Och,aleoncięnaprawdęlubi.
Harrietpodejrzewała,żedziewczynawidzito,cochcewidzieć,atakżepozwala
sobienadrobnąmanipulację,abyosiągnąćswójcel.
– Nie mogę rozmawiać z twoim stryjem na ten temat, ponieważ, mówiąc szcze-
rze,sądzę,żemawszelkiepowody,żebyniegodzićsięnawyjazdzpaniąSoames–
wyjaśniła.
Zauważyła,żeTrixiezmarkotniała.
–Samasięzastanów–dodała.–Napewnopotrafiszzrozumieć,jakbardzostryj
musiał się zdenerwować, dowiedziawszy się, że pani Soames wysłała cię do domu
zmężczyzną,któregonieznał.Cowięcej,zmężczyzną,którypił,zanimusiadłza
kółkiem.
Nastąpiłakrótkachwilamilczenia.
–Tak.Rozumiem,żemógłbyćzły,alegdybypozwoliłmiwyjaśnić,zmieniłbyzda-
nie! Pani Soames późno wróciła, bo zatrzymał ją klient. Ona jest dekoratorką
wnętrziniemoże lekceważyćzleceniodawców.Pozatym stwierdziła,żematylko
tylepaliwawbaku,żebyranodojechaćdostacjibenzynowej.WtedyjejfacetMau-
ricezaproponował,żemnieodwiezie,aonauznałatozadoskonałerozwiązanie.–
Trixiewestchnęłaiwydęławargi.–Oczywiściesprawępogorszyłoto,żeRiggpo-
stanowiłpojechaćpomniedopaniSoamesiżeMauriceomalnaniegoniewjechał
tużzabramą.Oskarżyłgo,żeprowadzisamochódpopijanemu.Byłwściekły.Mau-
ricejestmłodszyodpaniSoamesimyślę,żeRiggobawiałsię,żeonspróbujemnie
podrywać,alejestempewna,żeniemiałtakiegozamiaru.Byłamzłanastryja,bo
potraktował mnie jak dziecko, którym nie jestem! Dlatego w niedzielę postanowi-
łamdaćmunauczkęiwmanewrowaćgowsytuację,wktórejludziebłędniebygo
ocenili,takbysięprzekonał,jaktojestzostaćośmieszonym!
UmilkłairzuciłaHarrietszelmowskiespojrzenie,poczymdodała:
–Opowiedziałmi,żewziąłtwójsamochódzamój.Założęsię,żewpadłwfurię.
Żałuję,żeniewidziałam,jaksięciskał.
–Niemaczego–zapewniłająHarriet.–Jakcisięudałozmusićgodorozebrania
sięiwskoczeniadowody?–spytała,niemogącoprzećsięchęcizaspokojeniacieka-
wości.
Trixieroześmiałasię.
– Och, to nie było trudne. Nienawidzi jeździć jako pasażer, więc siedział z za-
mkniętymi oczami. Zahamowałam i krzyknęłam, że widziałam, jak ktoś tonie. Nie
wahałsięanichwili.Wiedziałam,żetakbędzie.
Harrietzaczęłasięzastanawiać,czyTrixiezdajesobiesprawę,jakiemaszczę-
ście,żejestwjejżyciuktośtakodpowiedzialnyitroskliwy.
–Jaktylkowskoczyłdorzeki,natychmiastodjechałam.Muszęprzyznać,żezało-
żyłam,iżznajdziegoktóryśztutejszychmieszkańców.Przezmyślbyminieprze-
szło,żetobędziektośobcy.
Znowusięzaśmiałaispytała:
–Naprawdępomyślałaś,żemógłokazaćsięgwałcicielem?Ależonsięwściekał!
– Wyobrażam sobie – odparła automatycznie Harriet, ale zanim zdążyła powie-
dzieć,cootymwszystkimsądzi,rozległsięodgłoszajeżdżającegoprzeddomsamo-
chodu.
Tym razem usłyszała dzwonek i podeszła do drzwi frontowych. Trixie stanęła
obokniej.
Kobieta,którąHarrietujrzała,otworzywszydrzwi,najwyraźniejbyładobrązna-
jomąTrixie,bodziewczynapowitałająszerokimuśmiechem.
–JestemNoraFellows,żonapastora–przedstawiłasięzlekkimuśmiechem.
Harrietzaprosiłajądośrodka.
– Słyszałam, że się pani tutaj wprowadziła – dodała. – Tworzymy niewielką spo-
łeczność,wdodatkudośćrozrzuconąpookolicy,więcstaramysięwmiaręmożliwo-
ściutrzymywaćzesobąkontakty.Jeślipaniwolisamotność,toproszęśmiałopowie-
dzieć.Niekiedymałespołecznościmogąsięwydawaćklaustrofobiczne.Jednakdzi-
siejsza wizyta ma konkretny cel. Otóż w tym tygodniu przypadają sześćdziesiąte
urodzinymojegomężaiztejokazjiwydajemywsobotępopołudniuprzyjęcie.Za-
proszona jest cała wieś, a więc i pani. Proszę wybaczyć, że zawiadamiam z tak
krótkimwyprzedzeniem.
Harriet,wzruszonauprzejmościąiserdecznościąpaniFellows,podziękowałajej
zazaproszenie.
– We wsi organizowali zbiórkę na prezent – poinformowała ją Trixie po wyjściu
pastorowej.
Harrietpostanowiładowiedziećsięnapoczcie,czyniejestzapóźnonadołożenie
siędowspólnegopodarku.
–Copiszesz?–zainteresowałasięTrixie,zerkającnastółwkuchniiodruchowo
wyjmujączkoszykajabłko.
Jesttakprzyjaznajakmałypsiakizarazembardzowrażliwa,oceniłaHarriet.Nic
dziwnego, że Rigg uważa, iż bratanica powinna mieć opiekę w postaci kogoś bar-
dziejodpowiedzialnegoiostrożnegoniżpaniSoames.
–Książkę–odparła.
Trixiespojrzałananiązpodziwem.
–Jesteśpisarką.Wspaniale.Bardzochciałabympisać–powiedziałazrozmarze-
niem.–Wydawałomisię,żemówiłaś,iżjesteśnauczycielką.
–Tak,aleraczejbyłam–przyznałaHarriet.–Jeślizarazniewrócędopracy,to
obawiamsię,żemojakarierajakopisarkimożetrwaćbardzokrótko.
Trixie zrozumiała aluzję i skierowała się do drzwi. Po chwili jednak przystanęła
ispytała:
–MampowiedziećRiggowi,żeuciebiewszystkowporządku?
–Tak,proszę–odrzekłaHarriet.–Aha,mamprzecieżtwojerzeczy,któremipo-
życzyłaś.Wypioręjeioddamcijaknajszybciej.
–Niemasprawy!–Trixieuśmiechnęłasięizniknęłazadrzwiami.
Ileż sprzeczności w tym Riggu, pomyślała Harriet po upłynięciu godziny, gdy
wkońcudoszładowniosku,żejednakwizytaTrixieuniemożliwiłajejskupieniesię
napracy.Nieulegawątpliwości,żejestsurowy,wyniosłyipowściągliwy.Mogłaby
przysiąc, że jej nie lubi. A jednak zadał sobie trud wysłania do niej bratanicy, aby
upewniłasię,czynicjejniejest.
Czyżby szczerze się o nią troszczył? Wątpliwe. Jego zachowanie wynika raczej
zgłębokiegopoczuciaodpowiedzialności,cechy,którązdążyłajużzauważyćwjego
stosunku do podopiecznej. Dla Harriet było oczywiste, że choć Trixie buntuje się
przeciwkostryjowi,tokochagoiufamubezgranicznie.
Zastanawiałasięmimowoli,czydziewczyna,któraporzuciłaRigga,kiedykolwiek
żałowałatejdecyzji.Trudnobowiemwyobrazićsobie,żebyjakakolwiekkobietanie
chciałazostaćżonątakiegomężczyznyjakRigg.
Dość, napomniała siebie, parząc świeżą kawę. Jeśli nie chcesz z powrotem zna-
leźćsięprzedklasąpełnądwunastolatków,lepiejzabierzsiędopracy.
Pozostała część tygodnia upłynęła Harriet spokojnie i pracowicie. Trixie odwie-
dziłajątylkoraz,oonaprzyokazjizwróciłapożyczoneubranie.
Szybkosięzorientowała,żedziewczynajestsamotnaiżeszukawsparciadorosłej
osobywswejkampaniimającejnaceluprzekonaniestryja,żebywyraziłzgodęna
wyjazdnanartyzprzyjaciółkąijejmatką.Potymjednak,czegoHarrietdowiedzia-
łasięnatematstylużyciapaniSoames,byłaraczejskłonnautwierdzićRiggawjego
decyzji,aniewystąpićwrolioponentki.
Możliwie najłagodniej wytłumaczyła Trixie, dlaczego uważa decyzję stryja za
słuszną.
–Ależwkrótceskończęosiemnaścielat!–obruszyłasięTrixie.–To,żemamaEvy
jestotoczonamężczyznamiimadużopieniędzy,nieznaczy,iżbędęjąnaśladować.
Potrafięsamazdecydować,cojestdlamniedobre–dodała.
–Oczywiście–zgodziłasięHarriet.–Czasami,niezależnieodtegonailedorośli
się czujemy, możemy wplątać się w sytuacje, których wolelibyśmy uniknąć, bo nie
mamyjeszczenatyledoświadczenia,żebywiedzieć,jakpostąpić.
Trixie była inteligentną dziewczyną i zamiast się obruszyć, zastanowiła się nad
tymisłowami.
–Chodzicioto,żepozwoliłamMaurice’owisięodwieźć,choćraczejpowinnam
zadzwonićpoRigga?
–Właśnie.–Harrietskinęłagłową.
–Cóż,taknaprawdęniechciałamjechaćzMaurice’em.–Trixiesięskrzywiła.–
W nim jest coś… Nie umiem tego określić, jest taki… trochę odpychający, jeśli
wiesz, co mam na myśli. Jednak Rigg nie musiał aż tak się wściekać. Wyszłam na
kompletnąidiotkę.Evapowiedziała,żeMauriceijejmamapękaliześmiechu.Uwa-
ża,żemójstryjjestpotworniestaroświecki.
–Eva?–zdziwiłasięHarriet.–Acotyotymsądzisz?Najważniejszejestsamo-
dzielnie oceniać ludzi i sytuacje, mieć własne zdanie, a przynajmniej powinno tak
powinno być. Stryj może ci się teraz wydawać trochę apodyktyczny, ale wierz mi,
onchcejedynietwojegodobra.
TwarzTrixiespochmurniała.
– Zapewniam cię, nie jestem częścią spisku dorosłych przeciwko nastolatkom –
powiedziałaHarriet,widzącjejminę.–Gdybymuznała,żeRiggjestprzesadniesu-
rowywstosunkudociebie,niekryłabymtejopinii,alezastanówsięnadtym.Prze-
cieżitobieniedokońcaodpowiadastylżyciamamyEvy.
–Nie–zgodziłasięzlekkimwahaniemTrixie.–Jednaktonieznaczy,żeztego
powodu nie mogę się z Evą przyjaźnić. Zamieszkały w naszej okolicy zaledwie
przedkilkomamiesiącamiiEvaniemawieluprzyjaciół.Pozatym–dodałatęsknie–
bardzochciałampojechaćnanarty.Zanimmoirodzicezginęli,Riggkażdejzimyjeź-
dziłzniminanarty.Tamtegodnia,gdyrodzicezginęli,zostałwdomu,boczekałna
ważnytelefon.Zjeżdżalinartostradąiakuratzeszłalawina.
HarrietodruchowowyciągnęłarękęipołożyładłońnaręceTrixie.
–Tomusiałobyćdlaciebiestraszne–powiedziałazewspółczuciem.
– Było, ale jeszcze gorsze dla Rigga. Musiał ich zidentyfikować i wszystko zała-
twić. – Trixie wstała i zaczęła niespokojnie krążyć po kuchni. – To mój najbliższy
krewny, kocham go, ale z powodu interesów często wyjeżdża. Wolałabym chyba,
żebybyłżonaty.Chciałabymmiećkuzynów,ciocię.
Wchodziłynaniebezpiecznygrunt.Harrietintuicyjniewyczuwała,żeRiggmiałby
jejzazłe,gdybywykorzystujączaufanie,jakimobdarzyłająjegobratanica,wtrąca-
łasięwichprywatnesprawy.
–Cóż,twójstryjniejeststarcem.Możesięzpowodzeniemożenić–zauważyła,
chcączakończyćtenwątekrozmowy.
Jednaktauwaganieokazałasiętrafna,ponieważTrixienatychmiastgwałtownie
zaoponowała.
–Onsięnieożeni!KiedyGemmagorzuciła,złamałamuserce.Poprzysiągłsobie,
żewięcejniezaufażadnejkobiecie.
Harrietniepotrafiłasobiewyobrazić,żebytenopanowany,powściągliwymężczy-
znadałsięponieśćażtakimemocjom.
– To stało się przed moim urodzeniem, wkrótce po ślubie rodziców. Mama mi
o tym opowiadała – ciągnęła Trixie, ignorując próby Harriet powstrzymania jej
przeddalszymizwierzeniami.
–Gemmabyłapiękna,występowałajakomodelka.Riggoszalałzmiłości.Mama
itatadopierocosiępobrali,aRiggwłaśnieskończyłuniwersytet.Wszyscymiesz-
kali w Londynie. Mama opowiadała mi, że Gemma była skończoną pięknością, ale
jeślichodziocharakter…Myślę,żemamaucieszyłasię,żeniewzięliślubu.Wów-
czas Rigg nie zarabiał wiele. Powiedział moim rodzicom, że zamierzają z Gemmą
siępobrać,apotem,naparędniprzedślubem,przyszedłdonichioznajmił,żeona
wychodzizainnegomężczyznę,któregopoznaławświeciemody,znaczniestarsze-
goodniegoibardzobogatego.–NatwarzyTrixiepojawiłsięwymownygrymas.–
Mamaopowiadała,żeRiggbyłzdruzgotany.Myślę,żetobyłobardzoromantyczne,
aty?
„Romantyczne”?–zdziwiłasięwduchuHarriet.
–Wcaletaknieuważam–odparłarzeczowo.–Jeślichceszznaćmojąopinię,to
myślę,żetwójstryjmiałszczęście,żetaktosięskończyło.JeśliożeniłbysięzGem-
mą,prawdopodobniebyłbybardzonieszczęśliwy.
Trixiespojrzałananiąspodzmarszczonychbrwi.
–Byłaśkiedyśzakochana?–spytałazaciekawiona.–Toznaczytaknaprawdę,do
szaleństwa,namiętnie.
–Nie–odrzekłakrótkoHarriet.
Nie zamierzała ujawniać Trixie niedostatków swojej natury ani przyznawać, że
nie jest typem kobiety, która potrafi wzbudzić w mężczyźnie niepohamowaną na-
miętność.
–Niezakochamsię,dopókinieskończęprzynajmniejtrzydziestulat–oświadczy-
łaTrixie.–Uważam,żeżadnakobietaniepowinnapoświęcaćsięmężczyźnie,dopó-
kiniezrobiczegośzeswoimżyciem,niesądzisz?
–Uważam,żenienależyangażowaćsięwdługotrwałyzwiązek,zanimniepozna
siędogłębniesamegosiebieiniedecydujeoswoimżyciu.Toniejestdobrypomysł,
bezwzględunato,czydotyczymężczyzny,czykobiety–odparłaHarriet.
– Najpierw chcę się ustawić zawodowo – wyjawiła Trixie. – W dzisiejszych cza-
sachkobietamusimiećpewność,żepotrafibyćniezależnafinansowo,aniepolegać
nakimś,ktobyjąutrzymywał.Zgadzaszsięzemną?
–Owszem.Torozsądne,bykobietabyłasamodzielnafinansowoimogłasamasię
utrzymać–przyznałaHarriet.
–Zamierzaszkiedyśwyjśćzamąż?–spytałaTrixie,zmieniająctemat.
–Raczejtegonieoczekuję–odparłaszczerzeHarriet.
Niedodała,żechoćterazbyławwieku,kiedymałżeństwoopartenawspólnych
zainteresowaniachiwyznawanychwartościach,zbudowanenawzajemnejakcepta-
cjiiprzyjaźni,powinnobyćdlaniejważniejszeniżnamiętność,jakaśjejzbuntowana
cząstkatęskniłazasilnymiemocjamiipodpowiadała,żejeślimiałabynigdyichnie
doświadczyć,torówniedobrzemożepozostaćsamotna.
PowyjściuTrixiewróciładopisania,alestrzępyrozmowywciążdoniejwracały,
kusząc nowymi wątkami. A gdyby tak napisać powieść dla dorosłych? Czy to zbyt
ambitnyzamiar?Możeitak,aletakiewyzwaniepobudziłojejwyobraźnię.
Jesień zadomowiła się na dobre. Wichury, przed którymi ostrzegał Rigg, nadcią-
gnęły w piątek wczesnym rankiem, tłukąc w drzwi i okna domu. Obudziły Harriet
wtulonąwkołdręnadużymstaroświeckimłóżku,któredopieroconabyła.Odczu-
wałanieznanąjejdotychczas,niemaldziecinnąprzyjemność,gdytakleżaławcie-
ple,spokojnaibezpieczna,anazewnątrzszalałiwyłwiatr.
Niespodziewałasię,żezamieszkanienawsidajejtyleradości.Niedość,żemo-
gła sama regulować czas pracy, to jeszcze czuła się zdrowsza i szczęśliwsza niż
w minionych latach. Dobrze rozumiała Rigga, który przeniósł firmę z Londynu na
pograniczeSzkocji.
Rigg.Jedynywążwjejnowymraju.Nie,poprawiłasię,raczejtojejnatrętnyna-
wykciągłegowracaniadoniegomyślamijestowymprzysłowiowymwężem.
Pośniadaniu,niebaczącnapogodę,udałasiędowsi,abykupićkilkaznaczków.
WtygodniuHarrietbyłanapoczcie,żebysięprzedstawić,aterazchciałazapytać
ozbiórkęnaprezenturodzinowydlapastora.Urzędniczkazwróciłasiędoniejpo
imieniu, po czym uśmiechnęła się z aprobatą i poinformowała ją, że jest jeszcze
czasnadołożeniesiędowspólnegopodarunku.
– Pastor chciałby mieć komputer – wyjaśniła. – Nie spodziewa się, że go od nas
dostanie–dodałaześmiechem–amynapewnoniemoglibyśmysobiepozwolićna
jego kupno, gdyby nie pomoc ze strony Rigga Matthewsa. Nawet załatwił kurs
szkoleniowydlapastora.Będziesznaprzyjęciu?
Harrietprzytaknęła.Louisewyśmiałabyją,wiedząc,żesprawiajejprzyjemność
włączanie się w życie wsi. Siostra bywała tylko na ekskluzywnych imprezach, na
którychroiłosięodsławnychludziwstrojachodnajmodniejszychprojektantów.
Zdecydowanieróżniłysięgustem,upodobaniamiorazzainteresowaniami.Odcza-
suślubusiostryHarrietnapisaładoniejdwarazy,alewciążnieotrzymałaodpowie-
dzi.Miałaświadomość,żepowinnabardziejtęsknićzaLouiseibliźniętami,alewi-
zyty bratanicy Rigga sprawiały jej znacznie więcej radości niż kiedykolwiek towa-
rzystwosiostry.
Trixiezwierzyłasięjej,żepoukończeniuszkołyzamierzastudiowaćnauniwersy-
tecie,alewciążniepodjęładecyzji,jakikierunekwybrać.Harrietprzyszłodogło-
wy,żeRiggznacznielepiejdoprowadziłbratanicędopełnoletnościniżonasiostrę.
Wracała do domu, rozkoszując się wiatrem, zauważając zmiany w krajobrazie,
wskazujące,żenieuchronniezbliżasięzima.
Wewsiorganizowanoobchodyzokazjirocznicyspiskuprochowegozawiązanego
poto,by5listopada1605rokuuśmiercićkrólaJakubaIStuarta.Biletynaimprezę
sprzedawanonapoczcieiHarrietpodwpływemimpulsukupiłajedenznich.Nigdy
nicniewiadomo,pomyślała,możeznajdzietaminspiracjędopowieści.
Szybkispacerpobudziłjejwyobraźnię,więcprzezcałepopołudnieniewstawała
odmaszynydopisania.Doprzerwaniapracyzmusiłyjądopieroobolałenadgarstki.
Napoczciezaopatrzyłasięwkilkamagazynówilustrowanychiwieczórspędziłana
przeglądaniuprojektówwystrojumieszkań.
Wszystkiepodstawowepraceremontowezostaływykonane,aleczekałojąjesz-
cze urządzenie wnętrz. Jednak wyszukane propozycje, które znalazła w pismach,
nie przypadły jej do gustu. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie swój pokój dzienny,
w którym znalazłaby się zachęcająca do relaksu wygodna sofa i miękkie fotele,
wprostidealnedozagłębieniasięwnichzksiążkąwręce.
Oknapokojuwychodziłynapółnoc,należałobywięcurządzićgowciepłychkolo-
rach brązu i terakoty, doszła do wniosku Harriet. W wyobraźni już go meblowała
i dekorowała, gdy ni z tego, ni z owego w jej wizji pojawił się siedzący na brzegu
sofy Rigg. Poirytowana, zadała sobie w duchu pytanie, co się z nią dzieje, u licha,
skądteidiotycznefantazje?Czyżniemadostateczniedużosprawnagłowie?Dla-
czegouparciepowracajądoniejteabsurdalnesnynajawie?
Złanasiebie,wstałazkanapy.Dawniej,kiedyLouiseibliźniakizabardzodawały
się jej we znaki, znajdowała wytchnienie w domowych zajęciach, choćby w myciu
podłogiwkuchni.MożeteraztametodaokażesięrównieskutecznaiusunieRigga
zjejmyśli?
Popółgodziniepodłogawkuchnilśniłaniczymlustro,aHarrietnadalzastanawia-
ła się, czy naprawdę w wieku trzydziestu pięciu lat powinna snuć marzenia o nie-
osiągalnym mężczyźnie. Skoro nie może się ich definitywnie pozbyć, to dlaczego
wybraławłaśnieRigga?
Dlaczego?Czyrzeczywiściewartozadawaćsobietopytanie?Żadnakobieta,któ-
razapierwszymrazemzobaczyłabygowcałejokazałości,takjakjejsiętozdarzy-
ło, nie pozostałaby obojętna na jego męski urok. W przeszłości bardzo męscy
przedstawicieleprzeciwnejpłciniezmienniebudziliwniejlęk.Odziwo,wprzypad-
kuRigganieodczuwałaobaw.Onjąwręczfascynował,atakżedrażniłiabsorbował
jejuwagę.AimwięcejonimwiedziaładziękizwierzeniomTrixie,tymbardziejbyła
podjegowrażeniem.
Tewszystkiegroźneoznakibyłyażnadtowyraźne.Byłabyniemądra,gdybypo-
stanowiłajezignorować.Riggsięniąnieinteresował,anawetgdyby…Krążyłanie-
spokojniepokuchni,walczączkolejnąpokusąpuszczeniawodzyfantazjiiwyobra-
żenia sobie, jak by to było być pożądaną i kochaną przez takiego mężczyznę jak
Rigg.
Porazpierwszyodczasuprzyjazdunawieśnocnywypoczynekzakłóciłyjejniepo-
kojącesny,zktórychniezdołałasięwyzwolić.Ranoobudziłasiępoirytowanaizmę-
czona.Właśniemiałazmusićsiędozjedzeniaśniadania,kiedyrozległsiędzwonek
telefonu.Przekonana,żetoTrixie,szybkopodniosłasłuchawkęinaglezmartwiała,
usłyszawszyznajomymęskigłos.
–Harriet,tuRigg,wiem,żewybieraszsiępopołudniunaprzyjęciezokazjiuro-
dzinpastora–powiedziałrzeczowo.–PaniFellowspoprosiła,żebyśmyzajechalipo
ciebie i zabrali naszym samochodem. Tam jest bardzo mało miejsc parkingowych
ibędziewygodniej,jeślizjawisięmniejaut.Októrejchciałabyśwyjechać?
Harrietpotrzebowaładłuższejchwili,byzebraćmyśli.Byłazszokowana.Dopiero
cownocyśniłaoRiggu,atusłyszyjegogłos.Ucieszyłasię,żewkrótcegozobaczy,
choćradośćzmalała,gdysobieuprzytomniła,żezatelefonowałdoniejniezwłasnej
inicjatywy. Zła na siebie, że daje się ponieść niedorzecznym fantazjom, nie była
wstaniewydobyćgłosu.
–Harriet?Jesteśtam?–usłyszała.
–Tak–bąknęłaiwreszciewzięłasięwgarść.–Niemyślałamokonkretnejgodzi-
nie–odparłaztakimspokojem,najakijąbyłostać.–DostosujęsiędociebieiTri-
xie.
Gdyby nie dodał zastrzeżenia o braku miejsc parkingowych, musiałaby odrzucić
jego propozycję. Może zakochać się w nim jak ostatnia idiotka, ale dopilnuje, by
niktsięotymniedowiedział.Bądźcobądź,maswojądumę.
Duma?Aczyniejestuważanazawadę,aniezaletę?
– Dobrze, czy w takim razie możemy się umówić na wpół do czwartej? – spytał
Rigg.
–Będęgotowa.
Odkładając słuchawkę, stwierdziła, że ściskała ją tak kurczowo, aż pobielały jej
palce.OsiemnastoletniaTrixiemawięcejzimnejkrwiijestbardziejzrównoważona
psychicznieniżja,pomyślałazewstydemHarriet.Możetosprawawieku,uznała,
odsuwającśniadanie,któregożołądekniebyłwstaniestrawić.
Tak,wtymmusisiękryćodpowiedź,wmoimwieku,uznaławduchu,nalewając
kawędokubka.Najwyraźniejprzechodzęcośwrodzajukryzysuwiekuśredniego,
boprzeżywamterazto,czegoniedoświadczyłamwmłodości.Uspokojona,żezna-
lazła wytłumaczenie całkiem obcych sobie odczuć, Harriet poszła na górę po
płaszcz.
PowinnabyławczorajpojechaćdoHawickpozakupy,aletaksięzłożyło,żetam
niedotarła.Będziemusiałazałatwićtodzisiaj.
Wiatrustał,jasnoniebieskiegoniebanieprzesłaniałychmury,wpromieniachsłoń-
caliściepołyskiwałyzłociścieirdzawo.
Udało się jej znaleźć miejsce na parkingu przed sklepem. Zakupy w miasteczku
odbywałysięniespiesznie,znaczniespokojniejniżwLondynie.Nawetwsupermar-
keciedziewczętaprzykasachznałyimionaklientówizamieniałyznimiparęuprzej-
mychsłów.TutejszyakcentbrzmiałprzyjemniewuszachHarriet.
Powoliwracaładosamochodu,cieszącsięsłońcemimiłądlaniejmałomiasteczko-
wąatmosferą.Wpewnejchwilijejwzrokprzyciągnęławystawaniewielkiegobuti-
ku. Podeszła bliżej, żeby przyjrzeć się jasnoczerwonej garsonce z dzianiny. Spod
długiegożakietuwystawałakrótkaspódnica.Całośćzostałauszytaztkaninyozdo-
bionejwzoremiszerokąsatynowąwstążkąprzyżakiecie.PodczasgdyHarrietsta-
ła,podziwiającgustownyzestaw,obokzatrzymałasiękobietaipopatrzyłanakom-
pletzrównymzachwytem.
– Śliczny, prawda? – zwróciła się do Harriet tak samo przyjaźnie, jak czynili to
inni członkowie tutejszej społeczności. – Jan zawsze ma piękne rzeczy, ale muszę
powiedzieć,żetenzestawjestklasąsamąwsobie.Mapaniszczęście,żetopani
kolor, poza tym jest pani bardzo zgrabna – dodała z westchnieniem nieznajoma,
przesuwając wzrokiem po swojej pulchnej sylwetce. Uśmiechnęła się jeszcze raz
iodeszła.
Harriet nie potrzebowała nowych ubrań, a nietrudno było się domyślić, że ele-
ganckagarsonkanapewnojestdroga.Nieprzyszłojejdogłowy,żebyjąkupić,do-
póki nieznajoma nie podsunęła jej tego pomysłu. Nie nosiła rzeczy w tym stylu,
amimotoweszładosklepu.Natychmiastpodeszładoniejekspedientka.
–Jestpanizainteresowanakompletemzwystawy?–zapytała.–Mamytylkoten
jedenegzemplarz,itowbardzomałymrozmiarze.–PopatrzyłaniepewnienaHar-
riet.–Samaniewiem–dodała.–Jakinumerpaninosi?
Ocieplana budrysówka, którą Harriet miała na sobie, była luźna i w związku
ztymukrywałasylwetkę.KiedyHarrietjązdjęła,oczyekspedientkirozbłysłyzra-
dości.
–Otak,będziepasowaćidealnie!–wykrzyknęła,szybkozdjęłagarsonkęzwysta-
wyizaprowadziłaHarrietdoprzymierzalni.
Rzeczywiście komplet okazał się jak uszyty na miarę, stwierdziła Harriet, prze-
glądając się w lustrze. Kolor podkreślał jasną cerę i dodawał soczystego odcienia
ciemnymwłosomomiedzianympołysku.Cowięcej,wpołączeniuozdobnejgóryza-
pinanej pod szyję z wąską, krótką spódnicą było coś bardzo szykownego. Zestaw
niemiałwsobienicprowokacyjnego,ajednakgwarantował,żenoszącagoosoba
przyciągniespojrzenia.
Ignorującgłosrozsądku,Harrietprzebrałasięwswojerzeczyizanimzdążyłasię
oprzećimpulsowi,powiedziałaekspedientce,żekupujegarsonkę.
Byłatakdroga,jakprzewidywała,aleuznałatenwydatekzawpełniuzasadniony.
Miałabardzomałoubrańwyjściowych.Zapewniającsiebie,żeniekupiłategokom-
pletupoto,byRiggmógłjąwnimzobaczyć,skierowałasiędosamochodu.Spędziła
wHawickwięcejczasu,niżzamierzała.Otworzyłaradioiwdrodzedodomunuciła
dowtórupiosenki,wzbraniającsięprzedprzyznaniemsamaprzedsobą,żejejdo-
bryhumorłączysięzperspektywąrychłegospotkaniazRiggiem.
ROZDZIAŁPIĄTY
OtrzeciejpopołudniuHarrietbyłaubranaigotowadowyjścia.Umyławłosy,sta-
rannie je upięła i spojrzała w lustro. Zobaczyła osobę różniącą się zasadniczo od
tej,którąbyłanacodzień.Czyżbytylkojejsięwydawało,żewyglądamłodziejiła-
godniej?
Skarciłasięwduchuzatakiemyśliizeszłanadół.Jakzwykleprzedspotkaniem
zRiggiembyłaspięta.Kartkaurodzinowależałanastolikuoboktorebki,kluczjuż
tkwiłwzamku.Podejrzewała,żeRiggniejestmężczyzną,którylubinakogoścze-
kać.
Kiedyminęłowpółdoczwartej,aonsięniepojawił,jejnapięciewyraźniewzro-
sło.Zadwadzieściaczwartazaczęłasięzastanawiać,czyniepowinnadoniegoza-
dzwonić,kiedyprzezoknozauważyłazajeżdżającyzimpetemprzeddomczerwony
volkswagen.
Trixiewyskoczyłazautaipopędziładodrzwi.
– Przepraszam za spóźnienie – rzuciła od progu. – Nawiasem mówiąc, Rigg nie
mógłprzyjechać–dodała,gdyHarrietzamykaładrzwiiszłazaniądosamochodu.–
Wynikłyjakieśkłopotywfabryce.
Harrietwsiadładoautaizapięłapas,mającnadzieję,żejejtwarznieodzwiercie-
dlatargającychniąemocji.Rozmyślnieniezadałapytania,czyRiggweźmieudział
wprzyjęciu.Samajestemsobiewinna,żetaksięczuję,uznaławduchu.Ostrzegała
się,żebyniedaćsięprowadzićsnomnajawie.Przecieżtooczywiste,żeRiggnie
jestniąanitrochęzainteresowany.
–Stryjprosił,abyprzekazać,żecięprzeprasza–powiedziałaTrixie,zmieniając
biegzgodnąpozazdroszczeniazręcznością.
Jestdobrymkierowcą,ostrożnym,alezdecydowanym,zauważyłaHarriet.Zresz-
tąRiggniepozwoliłbybratanicywyjechaćnaszosę,gdybyniebyłpewienjejumie-
jętności,nawetjeśli–jaktwierdziła–zamykałoczy,gdyjadączniąsamochodem,
siedział na miejscu pasażera. Nie potrafię przestać myśleć o Riggu, skarciła się
wduchuHarrietipoczułaznajomyuciskwżołądku.Zamknęłaoczy.
–Dobrzesięczujesz?–zaniepokoiłasięTrixie.–Bardzozbladłaś.
–Wszystkowporządku–skłamałaniepewnieHarriet.
–Atakwogóle,topodobamisiętwójkomplet.Świetnieciwtymkolorze.Bardzo
bym chciała nosić czerwień, ale z moimi włosami to niemożliwe. W poniedziałek
znowudoszkoły!–jęknęła.–Naszczęścieniekażąnamchodzićwmundurkach.
Wkrótcezajechałyprzedplebanięizaparkowałyobokinnychsamochodów.
– Pastor jest super – stwierdziła nieoczekiwanie Trixie, kiedy szły w kierunku
drzwi.–Czasamitrochęroztargniony,alenieżadendewot,jeśliwiesz,comamna
myśli.
Harrietuśmiechnęłasię,słysząctęcharakterystykę.Krótkoczekałynaotwarcie
drzwiiwprogustanąłmężczyzna.Zmrużyłciemneoczy,spojrzałzwyraźnymzain-
teresowaniemnaHarriet,poczymzuśmiechemzwróciłsiędobratanicyRigga:
–Witaj.Stryjnieprzyjechał?Nieważne.Wejdźcie,alenajpierwprzedstawmnie
swojejprzyjaciółce.
–Harriet,toDan,synpastora.Dan,toHarriet,naszanowasąsiadka.–Trixiedo-
pełniłaformalności.
– Nowa sąsiadka? Wspaniale! W takim razie nie będę kłusownikiem na terenie
Rigga,jeślicięwykradnę,czyżnie,Harriet?
Jest nieco młodszy ode mnie, oceniła, nie odpowiadając na pytanie. Poza tym
atrakcyjny,pewnysiebiei,jakpodejrzewała,znasięnakobietach.Wie,jaksięim
przypodobać.GdybygospotkaławLondynie,byłabypodwrażeniem,terazjednak,
niezależnie od tego, że był atrakcyjny fizycznie, choć nieco zbyt chłopięcy jak na
mężczyznękołotrzydziestki,nieczułaabsolutnienic,kiedybezczelniejejschlebiał
inalegał,żeosobiścieprzedstawijąojcu.
Pastor powitał ją serdecznie i Harriet od razu domyśliła się, dlaczego Trixie go
lubi.Miałwsobieujmującąłagodnośćidelikatność.Zastanowiłoją,jaktomożliwe,
żetakabezpretensjonalna,skromnaparajakFellowsowiemoglispłodzićpewnego
siebieświatowegosyna.
Pastorodszedłnamoment,żebyimprzynieśćcośdopicia,iwtymczasieTrixie
przekazałajejkilkainformacjidotyczącychjegorodziny.
– Dan wykłada na uniwersytecie w Newcastle – powiedziała. – Pani Fellows po-
wtarza,żechciałaby,abysięożenił,aRiggtwierdzi,żeonzabardzolubirozkochi-
waćwsobiestudentki,żebybyćzjednąkobietą.Onnaprawdęciępodrywa–doda-
łapoczęścirozbawiona,poczęścizdziwiona.
Harrietsięuśmiechnęła.
–Nie,poprostumatakistylbycia.Pozatymskoroupodobałsobiestudentki,to
raczejmałoprawdopodobne,żebysięmnązainteresował.
Z jakiegoś powodu Trixie nie wydawała się zadowolona z faktu, że Dan zwrócił
uwagęnaHarriet.Onasamapodejrzewała,żeDanjesttypemmężczyzny,któryod-
ruchowoflirtujezkażdąkobietą.
Słuchając go jednym uchem, gdy prawił jej komplementy, obserwowała Trixie
iodetchnęłazulgą,stwierdziwszy,żetonieosobistezainteresowanienimsprawiło,
żewoczachjejmłodejprzyjaciółkipojawiłsiębłyskdezaprobaty.
Wmiaręupływupopołudnia,gdyobojeprzylgnęlidoniejniczymdwapsydokości,
rozbawienieHarrietustąpiłomiejscairytacji.Byłapewna,żeDanzpremedytacją
drażnisięzTrixie,choćniemiałapojęcia,wjakimcelutorobi.Byłooczywiste,że
dziewczynaniezamierzazostawićjejsamejzDanem,aonzsobiewiadomegopo-
wodurobiłwszystko,żebysięjejpozbyć.
Uznawszy,żemadość,właśniezamierzałazaproponowaćbratanicyRigga,żeby
opuściłyprzyjęcie,kiedyżonapastorapodeszładonichispytała,czyTrixieniepo-
mogłabyjejzebraćpustychtalerzyikieliszków.Dziewczynaodchodząc,rzuciłaDa-
nowigniewnespojrzenie.
–Dzięki,mamo–mruknąłDan,kiedyobieodeszły.–Ateraz,skoropozbyliśmysię
twojegoosobistegoaniołastróża,zdradźmi,coteżtenRiggwymyślił?Kazałjejcie-
biepilnować?
–Rigg?–zdziwiłasięHarrietilekkozarumieniła.–Specjalniesięzniądrażniłeś.
Niemożeszjejwinić,żenatozareagowała.
–Anizachronienieosobistejiprywatnejwłasnościjejstryja?–spytałprowokują-
co.
Harrietspurpurowiała.Byłazażenowanaijednocześniezła.
–Wyciągaszbezpodstawnewnioski–stwierdziłaoschle.–Riggjestmoimsąsia-
dem,towszystko.Niejestemjegowłasnością,anijego,aniżadnegoinnegomężczy-
zny–podkreśliłazgniewnymbłyskiemwoku.
Chciałazademonstrować,comyśliotejjawnieseksistowskiejuwadze.Jakwdzi-
siejszych czasach mężczyzna, który uczy młodych ludzi, ma czelność insynuować
kobiecie,żejestczyjąśwłasnością?
Rzuciłamusurowespojrzenie,podejrzewając,żedrażnisięzniąwtakisamspo-
sób jak z Trixie, ale on już na nią nie patrzył. Zamyślony błądził wzrokiem gdzieś
ponadjejramieniem.
–Myślę,żeskłamałaś–rzekłwkońcu.–Jeślimiędzywamidwojgiemnicniema,
todlaczegoRiggpatrzynamnietak,jakbychciałwbićminóżmiędzyżebra?
Rigg…tutaj…Harrietmocniejzabiłoserce.Ztrudemsiępohamowała,żebynie
odwrócićgłowy.Instynktownieopuściłapowieki,chcącukryćwyrazoczuprzedob-
serwującymjąmężczyzną.
–Cościsięroi–powiedziała,wzruszającramionami.–Riggniejestmnązaintere-
sowany.
–Dowiedźtegoizjedzzemnąjutrokolację–zaproponował.
Niezdołałasięopanowaćiotworzyłaustazezdumienia.Rozejrzałasiępopokoju,
bysięupewnić,żeniejestjedynąpełnoletniąkobietąprzedpięćdziesiątką.Niepoj-
mowała,czymtłumaczyćzainteresowanieDana.Zamknęłaustaiprzeniosłananie-
gospojrzenie.WciążjeszczezastanawiałasięnadsensownościązaproszeniaDana,
gdyzauważyłaszerokiuśmiech,którypojawiłsięnajegotwarzy.
– Witaj, Rigg – powiedział pogodnie. – Jednak ci się udało. Właśnie namawiałem
twojąurocząsąsiadkę,żebywybrałasięzemnąnakolację.
Harrietniemusiałasięodwracać,żebywyczućchłódbijącyodstojącegozanią
Rigga.Byłaświadoma,żewtenczyinnysposóbwywołałajegodezaprobatęwobec
swojegopostępowania.Możedlatego,żenietowarzyszyTrixie?Aleprzecieżjego
bratanicajestbezpiecznawtymgodnymszacunkutowarzystwie.
–Drinkisąserwowanewjadalni–dodałDan.
–Niestety,niemogęzostać–powiedziałRigg.–Wpadłemtylko,żebyzłożyćży-
czeniatwojemuojcu.WponiedziałekTrixiezaczynazajęciawszkole,więcmuszę
jązabraćirazemwyjdziemy.
Acozemną?–zadałasobiewduchupytanieHarriet.Czyżbyzapomniał,żeprzy-
jechała z jego bratanicą? Hamując gniew, najspokojniej, jak zdołała, odwróciła się
doRigga.
–Awięcijasiępożegnam–oświadczyła.
–Wychodzisz?–zdziwiłsięDan,wyraźnieniezadowolony.
–PrzyjechałamzTrixie–odrzekła,będącjużmyślamigdzieindziej.
–Przecieżjamogęcięodwieźć–zaproponowałDan.
TrzymałwrękupełnykieliszekwinaiHarrietnieorientowałasię,ilewypiłiile
zamierzawypić.Uśmiechnęłasięipotrząsnęłagłową.
–Tobardzomiłoztwojejstrony,aleniechcęcipsućprzyjęcia.
ŚwiadomaobecnościRigga,skierowałasiędowyjścia,aleDanchwycił
jązarękęiprzytrzymał,gdypróbowałasięwyrwać.
–Niezapomnijonaszejrandcejutrowieczór,dobrze?–powiedziałłagodnymto-
nem.–Przyjadępociebieowpółdoósmej,zgoda?
NiechcącmuodmawiaćprzyRiggu,uśmiechnęłasięwmilczeniu.Zauważyła,że
Riggsięniecierpliwi,akiedywyswobadzałarękęzdłoniDana,onjużsięodwrócił
izmierzałwstronępastoraijegożony.
–Miłocięwidzieć–ucieszyłsiępastor.
–Niestety,wpadłemtylkonachwilę.
Wymienili uprzejmości. Harriet usunęła się na bok, starając się odszukać wzro-
kiemTrixie.Ulga,któraodmalowałasięnatwarzydziewczynynawidokRigga,nie-
co ją zaskoczyła. Tymczasem dziewczyna błyskawicznie znalazła się przy stryju.
Wydawałosię,żejestzadowolona,żejużwychodzą.Wsunęłajednąrękępodramię
Rigga,drugąchwyciładłońHarriet.
Na dworze zrobiło się chłodniej, żywopłoty pokrył szron. Na niebie bez jednej
chmurki lśniły gwiazdy, powietrze było czyste i ciche. Harriet oddychała głęboko,
alelekkozadrżała,gdyprzeniknąłjąchłódnocy.Trixiepuściłajejdłońipospieszyła
doswojegoauta.RozległsięwarkotvolkswagenaiHarrietruszyławjegokierunku,
alekujejzdziwieniuznikałzparkingu.Odprowadziłagowzrokiem,niebardzowie-
dząc,cootymmyśleć.
–Wszystkowporządku–uspokoiłjąRigg,stającobok.–PowiedziałemTrixie,że
jaciępodrzucę.
Zbytspeszona,żebyzapytać,dlaczegotakzdecydował,patrzyłananiegowmil-
czeniu.Przykażdymoddechuzjejustwydobywałysiękłębuszkipary,zimnywiatr
sprawiał,żechcącniechcąc,zziębła.Niewzięłaokryciawierzchniego.
Obserwując ją spod zmarszczonych brwi, Rigg stanął tak, żeby osłonić ją przed
wiatrem, ale Harriet stwierdziła, że znajdują się zdecydowanie za blisko siebie.
Przeszedł ją nagły dreszcz tym razem niemający nic wspólnego z chłodem. Miała
nadzieję,żeRiggniezorientujesię,jakajesttegoprzyczyna.
– Musiałem zostawić range rovera przy głównej drodze. Możesz pójść czy wo-
lisz…–Urwał,spoglądajączpowątpiewaniemnajejwysokieobcasy.
Pamiętając, w jakim stanie jest podjazd pod plebanię, Harriet zrozumiała jego
obiekcje.
– Mogę iść – odparła zdecydowanie. Pomyślała, że w ruchu mniej zmarznie, niż
stojącwoczekiwaniu,ażRiggpodjedziesamochodem.
Odwróciłasięodniegoiruszyłaprzedsiebie,abyudowodnić,żenieskłamała,ale
nieprzewidziała,iżonnatychmiastznajdziesięprzyniejichwycijązarękę.Odru-
chowoprzyciągnąłjądosiebie,alebezżadnegoseksualnegopodtekstu,raczejzro-
biłtotak,jakbyująłdłońbratanicy.Harrietzacisnęłazęby,złanasiebie,żesilnie
zareagowałanabliskośćRigga.
Byłatakoszołomiona,żezapomniałapatrzećpodnogiiwdepnęłaprostowgłębo-
kąkoleinępełnąwody.Niespodziewanykontaktzzimnąwodąsprawił,żezabrakło
jejtchu,agdybyRiggniezacisnąłpalcównajejramieniuijejniepodtrzymał,nie-
chybniestraciłabyrównowagęiupadła.
–Nicciniejest?–spytał.
Gwiazdydawałytyleświatła,żepowinnamspostrzeckałużęijąominąć,pomyśla-
łaHarriet.Riggpatrzyłnaniąspodzmarszczonychbrwi,wskutekczegozaczerwie-
niłasięzzakłopotaniaiodwróciłagłowę,chcącuniknąćjegobadawczegospojrze-
nia.
–Nic–odparłalakonicznie.–Gapazemnie,powinnampatrzećpodnogi.
–Zapewnemiałaśgłowęzaprzątniętączyminnym–zauważył.
Harrietnatychmiaststałasięczujnairzuciłananiegookiem,wobawieżedomy-
śliłsię,wjakimjeststanieidlaczego,alejegonastępnesłowająuspokoiły.
–Cóż,jeśliniechcesziśćjutronakolację,utykając,toradzępatrzeć,gdziesta-
jesz,anierozmyślaćoDanie.
Najpierw poczuła ulgę, ale już za chwilę wpadła w złość. Rigg traktował ją tak,
jakbybyłanierozgarniętympodlotkiem.Musiałasięsiłąpowstrzymać,żebymunie
powiedzieć,byjązostawił,aonasobieporadziijakośdostaniesiędodomu.Wtym
momencie dotarli do końca podjazdu i zobaczyli znajomą sylwetkę granatowego
rangerovera,niebyłowięcsensunieskorzystaćzpodwózki.
Czuła,jakwodachlupoczewbardzodrogichpantoflach.Wątpiła,byprzetrwały
bezuszczerbkuzetknięciezlodowatąkałużą,ipowiedziałasobie,żedobrzejejtak,
tokarazagłupotę.
Jedno, czego nie mogła zarzucić Riggowi, to braku manier, stwierdziła, kiedy
otworzyłjejdrzwiodstronypasażera.Zaparkowałnalekkiejpochyłości,więcmie-
rzącwzrokiemodległośćodziemidosiedzeniapożałowała,żeniewłożyładłuższej
spódnicy.
Miała nadzieję, że Rigg obejdzie samochód i otworzy drzwi od strony kierowcy,
więcniebędziewidział,jakonagramolisięnasiedzenie,alenajwyraźniejodgadłjej
kłopoty.
–Myślę,żebędziełatwiej,jeśliciępodniosę–zaproponował,zanimzrobiłajaki-
kolwiekruch.
Nie zdążyła zaprotestować, a już chwycił ją w pasie zdecydowanym ruchem
iuniósł.
Harrietbyłaszczupła,aleprawiezawszedziwiłoją,żegroteskowibohaterowie
ekranumężnieunosząwramionachswojebohaterkibezchoćbylekkoprzyspieszo-
negooddechu.Nowoczesnekobietybyłyzbytpraktyczneiwyzwolone,byuważać
siebiezadelikatne,lekkiejakpiórkoistotychwytanenaręceprzezjurnychsiłaczy.
Tymbardziejzaskoczyłająłatwość,zjakąRiggjąpodniósł.
Kiedyposadziłjąwfotelupasażera,spadłjejznogipantofel.
–Maszmokrestopy–zauważyłlekkoganiącymtonem.
–Tak–odrzekłaoschle.–Tosięzdarza,jeślibrodzisięwkałuży,niemającnano-
gachgumiaków.
Zauważyła,żesięuśmiecha.Natenwidokjejserceprzyspieszyłorytmwsposób
absolutnienieproporcjonalnydotego,cobyłotylkoprzelotnąreakcjąnajejsłowa.
–Jaktylkoruszymy,włączęogrzewanie–powiedział.–Przynajmniejwyschnąci
stopy.Lepiejściągnijpantofle–poradził,odwracającsięiprzechodzącdodrzwiod
stronykierowcy.
Harrietnaglepoczułasięosamotniona,bopozbawionaciepłegodotykujegorąk.
Zaczęłasięzastanawiać,jakbytobyło,gdybyteręceznalazłysięnajejnagiejskó-
rzejakoręcekochanka.Szybkozganiłasięwduchuispróbowałaskupićnaspra-
wachbardziejprzyziemnych,jakchoćbyodwołaniespotkaniazDanem.Byłatrak-
cyjnym mężczyzną, zasługującym na zainteresowanie ze strony kobiet, ale jej nie
pociągał.Zamierzałaspędzićdzieńnazaprojektowaniuwystrojudziennegopokoju
wnowymdomu.
Wokresie,kiedyutrzymywałaLouiseibliźniaki,musiałasamazajmowaćsięre-
montamiiodnawianiemmieszkania.Popierwszychnieudanychpróbachprzykleje-
niatapetipomalowaniadrzwistwierdziła,żetakapracadostarczajejpewnejsa-
tysfakcjiiradości.
Wnowymdomuznajdowałysiędwieciemnewnękipoobustronachpodmurówki
kominka,więcchciałaznaleźćwokolicykogoś,ktomógłbywniewbudowaćszafy.
Poichzamontowaniuspróbujesamajepomalować.
Range rover ruszył i po chwili poczuła ciepło z uruchomionej automatycznie kli-
matyzacji. Podsunęła palce pod strumień gorącego powietrza. Mimo że w domu
miałakominekzarównowpokojudziennym,jakiwsypialni,zainstalowałarównież
centralneogrzewanie.Tegowieczorubyłabardzozadowolona,żesięnatozdecy-
dowała.
Poniebiesunąłotoczonygwiazdamisierpksiężyca,rozświetlającwarstwęszronu
pokrywającążywopłotyiciągnącesięzanimipola.
Zerknęła na Rigga. Widząc, że pewną ręką prowadzi samochód, mogła czuć się
bezpieczna.
Trixienazwałagomizoginem.Czynaprawdęodczasuporzuceniagoprzeznarze-
czoną w jego życiu nie było żadnych kobiet? Wydawało się to nieprawdopodobne.
Harrietpodejrzewała,żejestmężczyznązdolnymdobardzointensywnejnamiętno-
ści,aleniewykluczone,żerozmyślnietęstronęswojegożyciaukrywałprzedmłodą
inaiwnąbratanicą,którąopiekowałsięwzastępstwienieżyjącychrodziców.
Dlaczego miałby chcieć się żenić? Nie byłby jedynym mężczyzną preferującym
różnorodnośćwswoimżyciu,aniewątpliwiejestdostateczniebogaty,żebymócpo-
zwolićsobienakażdązachciankęiprzyjemność.
Jechaliprzezwieś,zbliżającsiędozakrętuprzeddomemHarriet.Błotnistekole-
inyprzedwejściemzmieniłysięterazwzamarzniętewertepy.KiedyRiggzaparko-
wałprzedfrontowymidrzwiami,rozbłysłyniedawnozainstalowaneświatłaalarmo-
we.
Uprzejmośćkazałamuwysiąść,obejśćautoiotworzyćdrzwizestronyHarriet.
Tymczasemonawłożyławilgotnepantofle.TymrazemRiggniemusiałjejpomagać,
chociażzrozdrażnieniemstwierdziła,żejednakbardzobychciała,żebyuczyniłto
ponownie.
Zachowuję się niczym nastolatka ogarnięta obsesją na punkcie idola, pomyślała
kpiąco,byzyskaćdystansdosiebie,alewiedziała,żetonieprawda.Wsposóbdla
niejniepojętyicałkowiciezaskakującyzakochałasięwRiggu,aimlepiejgopozna-
wała,tymjejemocjezyskiwałynaintensywności,mimożenaróżnesposobytłuma-
czyłasobie,żepowinnajepowściągnąćiwycofaćsięztejniebezpiecznejsytuacji.
PodziękowałaRiggowi,niezwracająckuniemuoczu,znalazłakluczeiposzłado
drzwi,alejązatrzymał,kładącrękęnajejramieniu,iodwróciłkusobie.
–Byłbymzapomniał.WprzyszłymtygodniuTrixieobchodziurodzinyitakjakza-
wszewybieramysięnakolację.Chciałaby,żebyśwtymrokudonasdołączyła.Znaj-
dzieszczas?
WpierwszejchwiliHarrietzaniemówiła.Ton,jakimsięposłużył,zdawałsięwska-
zywać, że jej towarzystwo z takiej okazji uważa za zbędne. W związku z tym już
miałaodmówić,alekujejzdziwieniuRiggdodał:
–Trixiebardzozależy,żebyśuczestniczyławkolacji,todlaniejdużoznaczy.Bar-
dzociępolubiła.
– A jej przyjaciółka Eva Soames… – zaczęła Harriet i urwała, zauważywszy, że
Riggzmarszczyłczoło.
–Toniejejliga–odrzekłRigg.–Evajestnowoczesnąmłodąkobietą,którawolny
czasspędzanadyskotekach.
Harrietmimowszystkochciałaodmówić,aleuznała,żeniemogłabyzrobićprzy-
krościmłodejprzyjaciółce.Nawetprzezmyślbyjejtonieprzeszło.
–SkoroTrixietegochce…–zawahałasię.
–Itobardzo–potwierdziłRigg.
Jużsięzbierał,alejeszczesięzawahałipowiedział:
–Nawiasemmówiąc,chybapowinienemcipodziękować.
Harrietniebardzowiedziała,comanamyśli,imusiałotoznaleźćodbicienajej
twarzy,boRiggdodał:
–Zato,żemniepoparłaśwsprawiewyjazduTrixiewgóryzEvąijejmatką.
Harriet wzruszyła ramionami, lekko zakłopotana. Zastanawiała się, czy Rigg
przypadkiemniemyśli,żestarałasiępozyskaćjegowzględyzapośrednictwemTri-
xie, ale szybko zaniechała tego przypuszczenia. Jest wyraźnie przewrażliwiona.
Może i jest w nim idiotycznie zakochana, ale niezależnie od tego, co o nim myśli,
uczucianiezmieniąjejpogląduwtejsprawie,nawetjeślisązgodnezjegoopinią.
–Ztego,cosłyszałamopaniSoamesodTrixie,wynika,żemaszrację,niechcąc
powierzyćjejopiecebratanicę.Niezdołaszjednakustrzecjejprzedwszystkim,co
jąwżyciuczeka.
– Uważasz, że właśnie to staram się robić? – Rigg skrzywił się nieznacznie. –
Możeitrochęprzesadzam,aletodużaodpowiedzialnośćzostaćzdnianadzieńje-
dynymopiekunemnastolatki.–RzuciłHarrietpytającespojrzenie.–Opowiadałaci
ośmiercirodziców,prawda?
–Tak.Wydajemisię,żeuporałasięztątragedią.Miałaszczęście,żebyłktośbli-
ski,ktosięniązajął.Tonapewnopomogłojejwtymnieszczęściu.
– Zawsze mieliśmy dobry kontakt – wyjaśnił Rigg. – Robert, mój brat, był ode
mnie o dziesięć lat starszy i obaj znaleźliśmy się w podobnej sytuacji jak Trixie.
Nasirodzicezginęliwwypadkusamochodowym,kiedystudiowałemnauniwersyte-
cie.RobertwłaśniemiałsiężenićzJen.Gdywycenionorodzinnymajątek,okazało
się,żepieniędzyjestmniej,niżprzypuszczaliśmy.Wtejsytuacjinosiłemsięzzamia-
remprzerwanianauki,aleRobertnalegał,żebymzostałnauniwersytecie.Nietyl-
ko wspomagali mnie z Jen finansowo przez lata studiów, ale stworzyli mi dom, do
któregozawszemogłemwrócić.
Riggzamilkł,najwyraźniejwracającpamięciądotamtychlat.
–Musiałotobyćdlanichtrudne–odezwałsiępodłuższejchwili.–Młodemałżeń-
stwo, obarczone odpowiedzialnością za osiemnastoletniego studenta. Bardzo się
wtedydosiebiezbliżyliśmy.Kiedyzginęli,straciłemnietylkobrataibratową,ale
w ich osobach również najlepszych przyjaciół. Niezależnie od okoliczności, chcia-
łemuczynićdlaTrixiewszystko,cowmojejmocy,alekiedysobieprzypominammi-
łośćiwsparcie,jakiedalimiJeniRobert,todochodzędowniosku,żedalekomido
nich.Jestemnadopiekuńczydlatego,żeczuję,iżpowinienemchronićTrixie,takjak
onibytorobili.Jestemimtowinien.
–Onajestbardzowrażliwąidojrzałądziewczyną–zauważyłaHarriet.Ogarnęło
jąwzruszenie,dooczunapłynęłyłzy.Riggmówiłszczerzeispokojnie,bezzbytniej
emfazy,ajednakjegosłowabardzojąujęły,poruszyływniejczułąstrunę.
–Możejestwrażliwaidojrzała–przyznałRigg–alesąsytuacje,zktóryminara-
ziesobienieporadzi,boniemadoświadczenia.Niechcę,żebystykałasięzpania-
mipokrojupaniSoames.Niejestemgłupi.Trixiejestbardzoatrakcyjnądziewczy-
ną,którawkrótcezechcezasmakowaćżyciawewszystkichjegoodcieniach,alewo-
lałbym,żebyteeksperymentydzieliłazmłodymiludźmiwjejwieku,anieztakimi,
którychspotkałabywkręgupaniSoames.Narzeka,żetraktujęjąjakdziecko.Pró-
bowałemjejwytłumaczyćmójpunktwidzenia,leczbezwiększegosukcesu,jakza-
pewnezauważyłaś.Wostatnichtygodniachstosunkimiędzynamibyłydośćnapięte,
akulminacjęstanowiłtennieodpowiedzialnyincydentnadrzeką.
Przerwałiutkwiłwzrokwziemi.
–Miałaśrację,odmawiającmipomocy–dodałpochwili,zmieniająctemat.–By-
łemtakwściekły,że…
–Atuokazałosię–wpadłamuwsłowoHarriet–iżzabrakłowinowajczyni.Mu-
siałeśwpaśćwfurię,stwierdziwszy,żewsamochodziejestjakaśnieznajoma,anie
Trixie.
–Furiatojedno.Tamałajędzazpremedytacjąwpędziłamniewpotencjalnienaj-
bardziejżenującąsytuację,jakązdołaławymyślić.
–Chciaładowieśćczegoś,cobyłodlaniejważne–zauważyłaHarriet.
– Uhm. Choć będę za nią tęsknić, niecierpliwie czekam, żeby skończyła szkołę.
Na uniwersytecie będzie miała okazję zawrzeć nowe przyjaźnie, poszerzyć swoje
horyzonty.Wiem,żeczasamisiętutajdusi.Problemwtym,żejejszkołajestodda-
lona od nas o trzydzieści dwa kilometry. Eva jest jedyną osobą w jej wieku, która
mieszkawnaszejokolicyizktórąmożesięspotykaćwwolnymczasie.
– Wydaje mi się, że jesteś niesprawiedliwy wobec Trixie, jeśli uważasz, że Eva
możejejnarzucićwłasnepoglądy.
–Onanie,alestylżyciajejmatkiijejznajomkówniejestodpowiednimprzykła-
demdlaTrixieidlatego…–Urwał,widząc,żeHarriettrzęsiesięzzimna.–Trzy-
mam cię tu na dworze – zreflektował się – a ty przemarzłaś. Wejdźmy do środka.
Sprawdzę,czywszystkowporządku.
Wstępujączanimnaschodki,Harrietpoczułapełnięszczęścia.Porazpierwszy
rozmawializesobąjakpotencjalniprzyjaciele,anieprzeciwnicy.Gdywkrótcesię
żegnali,podziękowałaRiggowizaodwiezieniedodomu.
Postanowiłanieprzywiązywaćzbytdużejwagidoniedawnozakończonejrozmo-
wy.Riggmartwiłsięobratanicęiwtejsytuacjibyłoczymśnaturalnym,żepowie-
działjejażtyle,tymbardziejżeTrixiejąpolubiła.
Wkuchniściągnęłamokrepantofleispojrzałananiezdegustowana.Podejrzewa-
ła,żekiedywyschną,nienadadząsiędowłożenia.Byłydrogie,alenamyślorękach
Rigga, podtrzymujących ją i sadzających w samochodowym fotelu, uznała, że do-
świadczenieprzyjemności,jakąsprawiłjejjegodotyk,byłowartezniszczeniapary
butów.
Głupiajesteś,zganiłasięwduchu,ścielącłóżko.Pozwalaszsobienasnucieniere-
alnychfantazjinapodstawienajmniejszychmożliwychoznak.Sensowniejbędzie,je-
śli przestaniesz bujać w obłokach i skoncentrujesz się na rzeczywistości. Prawda
jesttaka,żezpewnościąRiggniejestmnązainteresowanyjakokobietą.
ROZDZIAŁSZÓSTY
Rano,jaktylkoHarrietzjadłaśniadanieiodebrałanapoczciezamówionegazety,
zatelefonowała do domu pastora. Odebrała jego żona, której podziękowała za za-
proszenie na przyjęcie. Następnie wyjaśniła, że ma dla Dana pewną wiadomość.
Okazało się, że wyszedł, więc postanowiła przekazać tę informację pani Fellows
wrazzprośbąopowtórzeniesynowi.
– Dzisiaj wieczorem mieliśmy pójść razem na kolację – powiedziała. – Niestety,
niebędęmogła.Czybyłabypanitakuprzejmaiprzeprosiłasynawmoimimieniu?–
Pożegnałasięizwyraźnąulgąodłożyłasłuchawkę.
Resztęprzedpołudniaspędziłanaczytaniuprasy,zajęciu,któremuzawszechętnie
sięoddawała.Powłasnoręcznieprzygotowanymlekkimlunchuodłożyłagazetyiwy-
szłaprzeddom,żebyumyćsamochód.
Na dworze panował przejmujący chłód, a porywisty wschodni wiatr zrywał
z drzew ostatnie jesienne liście. Była zadowolona, że włożyła ciepłą kurtkę. Gdy
umyławóz,wstawiłagodogarażuizamknęłanakluczbramęwjazdową.
Wczasachlondyńskichniedzielnepopołudniedlasiebiestanowiłorarytas,niemo-
gławięcpojąć,dlaczegoterazczujesięniespokojnaisamotna.
Możepowinnasprawićsobiepsa?Alejakiejrasy?Niechcąculeckuszącejmyśli,
żenajlepiejmógłbyjejwtejsprawieporadzićRigg,skupiłasięnanadrobieniuzale-
głychpracdomowych,naktóreniemiałaczasuwtygodniu.
O szóstej wieczorem włączyła radio i ze zdziwieniem usłyszała, że na północy
Szkocjinależysięspodziewaćopadówśniegu.Temperaturaprzezcałydzieństop-
niowo się obniżała, więc stojąc przy kominku, rozkoszowała się bijącym od niego
ciepłem.Byłazadowolona,żeniemusisięprzebieraćijechaćnaspotkanie,naktó-
reniemiałanajmniejszejochoty.
Jutroponiedziałek,Trixieranowybierzesiędoszkoły.Jakietodziwne,pomyślała
Harriet,nietakdawnoteżjeździłamdoszkoły,tyleżeniejakouczennica,alena-
uczycielka.Lubiłauczyć,leczdużaiprzeładowanalondyńskaszkołająprzytłacza-
ła.Choćobecnieodczuwałabrakkontaktuzuczniami,zdecydowaniewolałaobecny
trybżycia,niemówiącotym,żepisaniestanowiłojejpasję.
Zniejakimpoczuciemwinyzaplanowałamiływieczórdlasiebie.Wlodówcecze-
kałapizzazdelikatesówwHawick,jednaztychokropnietuczących,którepoleciła
jejTrixie.Zamierzałajązjeśćprzykominku,słuchającnowejpłytyVivaldiego,którą
kupiłaprzedwyjazdemzLondynu.Adotegouraczyćsięlampkądobregoczerwo-
negowina.
Kiedy po godzinie wniosła do pokoju dziennego zastawioną tacę, stwierdziła, że
ciepłyblaskogniazkominkadajewystarczającodużoświatła.Zaciągnęłazasłony
itonącywpółmrokupokójstałsięjeszczebardziejprzytulny.
Pizza była smaczna i sycąca, ale tak rujnująca sylwetkę, jak to obiecała Trixie.
Harrietzamknęłaoczy,głębiejusiadławfoteluipoddałasięmagiimuzyki.
–WyprowadziszwieczoremBena?
Trixiepodniosławzrokznadksiążkiilekkozmarszczyłabrwi.
–Jużczas?–spytałazwestchnieniem.–Myślałam,żeraczej…Niepojmuję,dla-
czegojakikolwieknauczycielmiałbyżądaćpogłębionejanalizystylupisarstwaTrol-
lope’awcharakterzepracysemestralnej.Topoprostusadyzm.
–Trudnociidzie?Chcesz,żebymwyszedłzBenem?–spytałRigg.
–Amógłbyś?Zatojaprzygotujęherbatę.
Wweekendymusielisobieradzićsami,ponieważpaniArkwrightspędzaławolny
czaszrodziną.Wprawdziemiaładorosłedzieci,alechętnieprzebywałazwnukami.
– Patrz na niego, co za leniwy pies – zauważyła Trixie, pocierając bosą stopą
grzbietleżącegoprzedkominkiemBena.–Myślisz,żeonchcewyjść?
Natesłowauszylabradoradrgnęły.
–Przestańgomęczyć.–Riggwstał.–Chodź,Ben,idziemynaspacer!
Labradornatychmiastzerwałsięnanogiiochoczopospieszyłzanimdotylnego
wyjścia.Riggwciągnąłgumiakiiwłożyłkurtkę.Gdytylkoznaleźlisięnazewnątrz,
pies wyskoczył do przodu, węsząc w zaroślach. Była zimna noc – chwycił mróz,
wiatrbyłporywisty.
Wyglądałonato,żeBendobrzewie,dokądchceiść,boruszyłznajomąścieżką
przezpolewstronępasalasu,okalającegodomodstronyszosy.Podrugiejstronie
lasu znajdował się dom Harriet. Rigg zastanawiał się, czy miło upływa jej czas na
randcezDanem.
Wciąguminionychlatnawiązywałkrótkotrwałezwiązkizkobietami,opartewy-
łącznienawięzifizycznej,anieemocjonalnej.Nieplanowałsamotnieiśćprzezży-
cie,alenieudałomusiętrafićnakobietę,zktórąchciałbysiętrwalezwiązać,apo-
tem wziął pod swoje skrzydła osieroconą bratanicę i jakoś tak zeszło. Za półtora
rokuskończyczterdzieścilat.Wydawałomusiętowręcznieprawdopodobne.
UsłyszałentuzjastyczneszczekanieBenaizawołałgo,uznając,żeczaswracaćdo
domu,zanimstaniesięzbytsentymentalny.Labradorniewracał,więcRiggposzedł
dalejścieżką,którąpobiegłBen.Kończyłasięonaniewielkimwzniesieniem,zaktó-
rymmiędzydrzewamiwidziałbryłędomuHarriet.Wjednymokniepaliłosięświa-
tło.
Zmarszczył czoło. Światło? To dziwne. Przecież Harriet była umówiona na spo-
tkanie.PrzywołałpółgłosemBenairuszyłwstronędawnegodomuleśniczego,co-
raz bardziej zaniepokojony. Wydawało się nieprawdopodobne, że ktoś mógłby się
włamać,alewdzisiejszychczasachprzemociprzestępczośćzdarzałysięwszędzie,
więctakieobawybyłyjednakuzasadnione.
Nawet tutaj, w spokojnej części kraju, dochodziło do napadów rabunkowych.
Ostatnio przybrały na sile w małych miejscowościach. Policja podejrzewała szajkę
zNewcastle.Kilkaosóbsłyszało,żeDanumawiałsięzHarriet.Dopierocoprzyby-
łazLondynuichoćniebyłabogata,napewnoniebyłateżbiedna.
Wmiaręzbliżaniasiędodomuprzezgłowęprzebiegałymucorazczarniejszemy-
śli. Ben szedł posłusznie u nogi. Rigg wychowywał go od szczeniaka i choć Trixie
rozpieszczałaswojegoulubieńca,piesbardzodobrzewiedział,kiedypowiniensłu-
chaćopiekuna.
Rigg przeszedł wzdłuż frontu domu, zobaczył, że okna pokoi są ciemne, a jasno
oświetlona jest tylko kuchnia. Zajrzawszy do środka, zorientował się, że nic nie
świadczyoobecnościintruza.Odruchowosięgnąłdogałkiutylnychdrzwiizezdzi-
wieniem stwierdził, że się obraca, co oznaczało, że drzwi nie są zamknięte na
klucz.Poważniezaniepokojony,pchnąłjeiwszedłdośrodka.
PłytasięskończyłainagłaciszaobudziłaHarrietzdrzemki.Przeciągnęłasięiza-
częła wstawać, gdy nagle usłyszała czyjeś kroki w kuchni. Przestraszyła się, bo
uświadomiła sobie, że nie zamknęła na klucz tylnych drzwi. W Londynie nawet
przezmyślbyjejnieprzeszło,żebytegoniezrobić.Nadodatektelefonznajdował
sięwłaśniewkuchni.
Zastanawiałasięprzezchwilę,czyzdołaotworzyćzamkniętenakluczdrzwifron-
toweiuciec,zanimdogonijąintruz,aledoszładowniosku,żenie.Kluczodfronto-
wegowejściaznajdowałsięwkuchni.Zapóźnoterazżałować,żeniesprawiłaso-
biepsa,takjakzamierzała,imwiększegoiostrzejszego,tymlepiej.
Usłyszawszy,żektośzmierzawstronępokojudziennego,rozejrzałasięwpanice
dokoła,szukającczegoś,czymmogłabysiębronić.Jedyne,cowpadłojejwoczy,to
pogrzebacz.Chwyciłago,nerwowościskającwdłoni,zaschłojejwustachzemocji,
alekiedydrzwisięotworzyły,kuogromnejuldzezobaczyłaznajomąwysokąpostać
Rigga.Pogrzebaczwypadłjejzręki.
–Rigg!
–Harriet!
Chóremwymówiliswojeimionairównocześniezamilkli.
–Cotyturobisz?
–Myślałem,żewyszłaśnaspotkanie.
Znowuzamilklijaknakomendę.
–Wybacztonajście.–Riggpierwszyprzerwałciszę.–Musiałemciębardzoprze-
straszyć. Kiedy szedłem na spacer z Benem, spostrzegłem światło w oknie, a my-
śląc,żecięniema,postanowiłemsprawdzić,cosiędzieje.
–Wporządku–odparłaHarriet.–Jestemciwdzięczna,żezwróciłeśnatouwagę.
Odwołałam spotkanie z Danem. – Odwróciła się i zaczęła nerwowo trajkotać nie
tylezpowoduulgi,jakąodczuła,ilezracjiobecnościRigga,którystałokilkakro-
kówodniej.–Danzgóryzałożył,żesięzgodzę,aniechciałamwprawiaćgowza-
kłopotanie,odmawiającwobecnościgości.
Naglesilniezadrżała.
–Jesteśwszoku–orzekłRigg.–Usiądźnachwilę,przygotujęcidrinka.
–Nietrzeba,nicminiejest–zapewniłagoHarriet.–DziękiBogu,żezorientowa-
łamsię,żetoty.
Popatrzyłanależącynapodłodzepogrzebaczinagleuświadomiłasobie,żemało
brakowało, a poważnie zraniłaby Rigga. Zaczęła drżeć jeszcze bardziej, zasłoniła
twarzdłońmi,jakbychciałaukryćtargająceniąemocje.
Rigg wziął Harriet w ramiona i uspokajał, delikatnie kołysząc, podczas gdy ona
wciążrozpamiętywała,cobysięstało,gdybyuderzyłagopogrzebaczem.
–Niemyślotym.Tosięniezdarzyło,amnienicsięniestało–powiedział,zgadu-
jąc,czymHarrietsiękłopocze.
–Bardzocięprzepraszam–powiedziałaniepewnie,unoszącgłowęzjegoramie-
niaipróbującgoodepchnąć.
W tym momencie oblała ją fala gorąca, na skórze poczuła gęsią skórkę, uniosły
się maleńkie włoski na karku. Wiedziona przemożnym pragnieniem, wsunęła ręce
podkurtkęRiggaioparłajenamiękkiejtkaniniekoszuli.Podpalcamipoczułacie-
płe atletyczne ciało. Zapragnęła sięgnąć pod koszulę, dotknąć muskułów, przecią-
gnąćpalcamipoobojczyku,przytulićustadowgłębieniapodszyją.
Rigg pachniał czystym świeżym powietrzem, lasem i czymś jeszcze, piżmowym
ibardzozmysłowym.Korciłoją,żebywtulićtwarzwjegopierśiwdychaćtenma-
gicznyzapach,posmakowaćskóryjęzykiemiwargami.
Ogłuszonasiłąwłasnegopożądania,patrzyłananiegopociemniałymioczami.Pró-
bowała się cofnąć, przerażona, że Rigg wyczuje, co się z nią dzieje, i będzie tak
samozbulwersowanyjakona,alejejnatoniepozwolił.Niespiesznieopuściłramio-
naipołożyłdłonienajejbiodrach.
Czyuczyniłtoniezwyklezmysłowymruchem,czytylkosobiewyobraziła?Oszoło-
mionaijednocześniespeszona,rozpaczliwieusiłowaławyzwolićsięzwyimaginowa-
nejwizjiiwrócićdorzeczywistości.OnapożądaRigga,aleonniemusipodzielaćjej
pragnień. Utkwiła wzrok w zacienionej ścianie ponad jego ramieniem i dwa razy
głębokozaczerpnęłapowietrza,starającsięuspokoićoddech.
–Harriet.
Rigg wymówił jej imię łagodnie i zareagowała odruchowo, przenosząc wzrok na
jegotwarz.Tobyłbłąd.OczyHarrietznajdowałysięprawienatymsamympozio-
mie, co jego usta. Obserwowała, jak po raz drugi wymawia jej imię, i bezwiednie
lekko rozchyliła wargi. To istne szaleństwo, pomyślała, a mimo to spojrzała mu
woczy.Starałasięzapanowaćnadwzburzonymiemocjami,alenaglesercewniej
zamarło,gdyzobaczyła,wjakisposóbRiggnaniąpatrzy.Wiedziałaponadwszelką
wątpliwość,żezamierzająpocałować.
Mogła go powstrzymać, odsunąć się, gdy pochylał głowę i przyciągnął ją do sie-
bie.Mogłatouczynić,tylkopoco,skoromarzyłaotym,byznaleźćsięwjegora-
mionach.Przeszedłjąrozkosznydreszcz,gdymusnąłwargamijejusta.
Nawetniezdającsobieztegosprawy,wydałastłumionyjękiprzezułameksekun-
dyRiggsięzawahał,alegdyHarrietsięniewycofała,ująłwdłoniejejtwarzimoc-
nopocałowałwusta.
Całowałasięzmężczyznami,aleniewiedziałaanisobieniewyobrażała,żepoca-
łunekmożewzbudzićtakiedoznania,jakichterazdoświadczała.KiedyRiggwsunął
palcewjejwłosy,ściśledoniegoprzylgnęła,otoczyłagoramionamiioddałamupo-
całunek,wkładającweńnagromadzonewniejemocje.
WpewnymmomencieRiggoderwałwargiodjejustiodgarnąłjejwłosy,bymóc
smakowaćskóręszyi.Drżała,kiedydelikatnieprzesuwałponiejustami,apochwili
krzyknęłazrozkoszyiprzylgnęławargamidojegopiersiwidocznejwrozcięciuko-
szuli.
DopierokiedyRiggcofnąłsięgwałtownie,jakbyjejdotykgopalił,Harrietodzy-
skałatrzeźwośćumysłuiuświadomiłasobie,conajlepszegorobi.Natychmiastwy-
sunęłasięzobjęćRiggaiodwróciładoniegoplecami,żebyniemógłzobaczyćobja-
wówjejpodniecenia.
Czuła,żesiędoniejzbliża,icałasięspięła.Boże,proszę,niechonnicniemówi.
Niechsobiepójdzie.Wyglądałonato,żejejmodlitwyzostaływysłuchane,bousły-
szała,żeRiggzatrzymałsięipowiedział:
–Lepiejjużpójdę.Niezapomnijzamknąćdrzwinaklucz.
Harriet nie odwróciła się, dopóki nie była całkowicie pewna, że Rigg opuścił jej
dom. Dopiero wtedy pobiegła do kuchni, tak jak jej polecił. Zamknęła drzwi i się
onieoparła,trzęsącsięcałajakwfebrze.
Co, u licha, ją opętało? Co też on musiał sobie pomyśleć? Przesadna reakcja na
coś, co prawdopodobnie było w jego intencji jedynie zdawkowym uściskiem, była
jednoznacznainiepozostawiałażadnychwątpliwości.
Poczułasięzażenowana,aRiggaprawdopodobniewprawiławniemałezakłopota-
nie.Przypuszczalnieniemógłsiędoczekać,żebywyjść.Zareagowałananiegotak,
jakbybyłaspragnionaseksu.Ukryłatwarzwdłoniach,palącsięzewstydu.
W nocy niewiele spała, a gdy udało się jej zdrzemnąć, kręciła się niespokojnie.
Obudziłasięwponiedziałekranozpulsującymbólemwskroniach.Kiedywłazience
spojrzaławlustro,skrzywiłasięzniesmakiemnawidokswojejwymizerowanejtwa-
rzy.
W głowie wciąż przewijały się jej niczym film obrazy z tych minut, kiedy Rigg
trzymał ją w ramionach. Potwierdzały to, co już wiedziała. Odpowiedź na to, co
z jego strony było przypuszczalnie tylko chwilowym impulsem, odruchową męską
reakcjąnafakt,żejąobejmuje,byłazdecydowanieprzesadzona.
Nic dziwnego, że pospiesznie wyszedł. Ośmieszyła siebie, to pewne. Natomiast
jego wprawiła w zakłopotanie. Czy na pewno? Czy mężczyzna, który postawiony
przezniemądryżartbratanicywkrępującejsytuacjizareagowałjedyniewściekło-
ścią, mógł być zażenowany jej gorliwością w oddawaniu pocałunku? Harriet była
wrozterce.
Przezcałydłużącysiędzieńnasłuchiwała,czynierozlegniesiędzwonektelefonu
albo, co gorsza, dzwonek u drzwi, chociaż zdawała sobie sprawę, że ostatnie, co
zrobiłbyRigg,topojawiłsięwjejdomu.
Późnympopołudniemrozbolałajągłowaiodezwałsiężołądek.Niemiałapojęcia,
jakzdołaspojrzećRiggowiwtwarz.Mogłatylkożywićnadzieję,żeonzignorujeto,
cosięzdarzyło.
Zakażdymrazem,gdywspominała,cozaszłomiędzynimi,czerwieniłasięzzaże-
nowania.Tłumaczyłasobie,żeniemasensuroztrząsaćterazczegoś,oczymnajle-
piejzapomnieć.PrzecieżRiggmógłopaczniezrozumiećprzyczynęjejzachowania
izłożyćjąnakarbstrachu,któryjąogarnął,gdyusłyszała,żektośwszedłdodomu.
Czyżby? Zbulwersowane spojrzenie, jakie jej rzucił, zanim odwrócił się i wyszedł,
świadczyłooczymśinnym.
Byłazadowolona,żeTrixiewróciładoszkołyiwzwiązkuztymraczejniewpad-
nie z wizytą, choć brakowało jej paplaniny młodej przyjaciółki. Później, kiedy się
przekonała, że każda próba zabrania się do pracy kończy się pogniecioną kartką
papieru lądującą w koszu na śmieci, przypomniała sobie, że umówiła się z Trixie
iRiggiemnaurodzinowyobiad.
Utkwiła niewidzący wzrok w przestrzeń, zastanawiając się, jak zdoła znieść wi-
dok Rigga, i szukając w myślach pretekstu, który by jej pozwolił wykręcić się od
spotkania.
Może pilna wizyta u wydawcy? Ale to by znaczyło, że musi spędzić weekend
wLondynie.PozawszystkimchodziłooTrixie.Riggwyraźniepowiedział,żebrata-
nicabardzochciała,żebyimtowarzyszyła,aHarrietniezamierzałajejzawieść.
Prędzejczypóźniejitaksięznimspotka.Tonieuniknione.Możejeślisiępostara
zachowywaćtak,jakbynicniewłaściwegosięniewydarzyło,zdołagoprzekonać,że
niemaoczymmówić.MożeRigguzna,żepoprostuonatakreagujenapocałunek
mężczyzny.Aniezależnieodtego,cosobiepomyśli,napewnoodczujeulgę,żenie
przywiązaładotegopocałunkunadmiernegoznaczenia.
Przezcaływieczórniebyławstaniepodjąćostatecznejdecyzji.Wahałasięmię-
dzyschowaniemgłowywpiasekiunikaniemspotkańzRiggiemasilnympoczuciem
lojalności i odpowiedzialności, które stanowiło nieodłączną część jej natury. Wie-
działa, że odmawiając udziału w uroczystości urodzinowej, sprawiłaby Trixie
ogromnyzawód.
Przygotowując się do spania, przypomniała sobie, że miała poradzić się Rigga
w sprawie psa. Teraz to niemożliwe. Z pewnością uznałby, że wynalazła pretekst,
abysięznimzobaczyć.
Mogłabyćniemądranatyle,bysięzakochać,alemiałaswojądumęiwzdrygała
sięnasamąmyśl,żeRiggmógłbyjąniesłusznieposądzićoto,iżzastawiananiego
sidła.
NocminęłaHarrietniespokojnie,obudziłasięzmęczona.
Był mroźny poranek i mimo funkcjonującego bez zastrzeżeń centralnego ogrze-
waniamiaławrażenie,żeprzemarzładoszpikukości.Pijącporannąkawę,wzięła
kubekwobiedłonie,jakgdybyjegociepłomogłoprzeniknąćwgłąbjejciała.Mimo-
wolnyrzutokawlustropotwierdziłjejsamopoczucie–twarzmiałabladąiściągnię-
tą.
Jesteś śmieszna, skarciła się w duchu. Beznadziejną miłość można tolerować
unastolatki,alenieprzystoionakobieciewmoimwieku.Najwyższyczaswziąćsię
wgarść,zająćmyśliczymśinnym.
Owszem, ośmieszyła się, zrobiła z siebie idiotkę, ale nieustanne roztrząsanie
tego,cosięstało,jestniepotrzebnątorturąistratączasu.Zdarzyłosięiteraznaj-
lepsze, co może zrobić, to własnym zachowaniem przekonać Rigga, że mimo na-
miętnejreakcjinapocałunekzapomniałaotymincydencie.
Harrietmiałaparęsprawdozałatwienia.NależałokupićprezentdlaTrixieoraz
napoczcienadaćlisty.Jeślinadalzamierzazmienićwystrójsalonu,totrzebanabyć
farbyitapetę.Dowczorajpracanadksiążkąposuwałasięzgodniezplanem,może
więcpozwolićsobienamałąprzerwę.
Pamiętając,żedarmowagazetalokalnajestdostarczanazlistamiwsobotęrano,
przetrząsnęłazawartośćdrucianegokosza,któregoużywałazamiasttackinakore-
spondencję,ijąwyciągnęła.
Czyniezamierzała,kiedysiętutajprzeprowadzała,pomyszkowaćtrochępooko-
licznychsklepach,kupićsolidne,wygodnemeblerustykalne?
Z lokalnej gazety dowiedziała się, że w jednym z pobliskich miasteczek odbywa
siętegodniatargbydlęcy.Nigdyniebyłanatakimtargu,więcuznała,żemożeto
byćinteresujące.Przebrałasięisprawdziwszy,czynapewnosązamkniętenaklucz
zarównodrzwifrontowe,jakitylne,wsiadładoautairuszyłaprzedsiebie.
Miasteczko, do którego się wybrała, leżało w dolinie otoczonej wzgórzami.
W promieniach słońca domy z kamienia przybrały nasyconą złotą barwę. Panował
dużyruchiHarrietnieporazpierwszypoczułazadowolenie,żemaniewielkisamo-
chód,któryłatwozaparkować.
Przechodząc obok księgarni, zwróciła uwagę na leżącą na wystawie książkę
odziejachmiasteczka.Zaciekawiona,weszładośrodkaikupiłaksiążkę.
Wbocznejuliczceznalazłaprzytulnąkawiarenkę.Usiadłanadfiliżankąkawyiza-
głębiła się w lekturze. Nie miała pojęcia, że dawniej w miasteczku znajdował się
dużyibardzobogatyklasztor.Dowiedziałasię,żewiększośćmiejscowychstarych
domówzbudowanozkamieniapozyskanegozezniszczonegoklasztorupojegoroz-
biórce nakazanej przez Henryka VIII. Podobnie jak wiele miasteczek pogranicza
szkockiego,itomiałokrwawąigwałtownąprzeszłość.Jakgłosilegenda,kiedyśno-
cowałatutajMariaStuart,królowaSzkotów.
Uśmiechnięta kelnerka, która podała Harriet kawę, ochoczo poinformowała ją,
jakdojśćdotargubydlęcego.
–Sprzedajątammiejscowyserijajka,atakżeświeżewarzywa,itoznacznieta-
niejniżwsupermarkecie–powiedziała.
Harrietpodziękowała,włożyłapłaszcziwyszłazkawiarni.
Zachwilęjejwzrokprzyciągnęłagaleriasztuki,usytuowanazaledwieoparękro-
kówodkawiarni.Zatrzymałasię,żebyprzyjrzećsięobrazowiwystawionemuwwi-
trynie.Sportretowanymężczyzna,odzianynaczarno,oostrymzdecydowanympro-
filu,mógłbybyćRiggiem,choćmiałnasobieubiórzXVIstulecia.Ruszyładalej.To
śmieszne,pomyślała,przecieżprzyjechałamtutaj,żebyniemyślećoRiggu.
Bez trudu trafiła na targ i skierowała się w stronę straganów rozmieszczonych
wjegobezpośrednimsąsiedztwie.Kupiłaserijajkapolecaneprzezkelnerkęzka-
wiarni,atakżetrochęlokalnychwarzyw.
Dokoła rozlegały się głosy z typowym miejscowym akcentem. Mimo obecności
wielu osób i zaaferowania panująca na targu atmosfera działała odprężająco na
Harriet,któradobrzepamiętałagorączkowychaos,charakterystycznydlaulicLon-
dynu.
Niezależnieodtego,ileprzeżyćemocjonalnychmożejąkosztowaćzamieszkanie
tutaj,niesposóbzaprzeczyć,żezjejpunktuwidzeniaokolicaijejmieszkańcymają
wsobiecośmagicznego.Sprzedawcyzestraganów,przyktórychsięzatrzymywała,
uśmiechalisiędoniejciepłoizamienializniąparęmiłychsłów.
Przystanęłanachwilęnakońcutarguizwróciłauwagęnastarszegomężczyznę
stojącegoprzedpubemzlokalizowanymnaniewielkimplacu.Najwyraźniejwygrze-
wałsięwzimowymsłońcu.Podniosławzrokizobaczyłasfatygowanyszyld–„Ręka
poganiacza”. Ta miejscowość, podobnie jak wiele innych, leżała na szlaku, którym
ciągnęlipoganiaczebydła,kiedyschodzilizeswymistadamizewzgórz.
Popatrzyłanawitrynęmiejscowegoagentanieruchomościiprzeczytałazawiado-
mienia o nadchodzących aukcjach. Jedno dotyczyło wyposażenia kilku farm i do-
mów,więczanotowaładatę.
Marzyła o staroświeckim kredensie i jeśli to możliwe o równie starym serwisie
obiadowym, charakterystycznym dla dawnych domów farmerskich. Takie rzeczy
osiągały zawrotne ceny w Londynie, gdzie ostatnio panowała moda na kuchnie
wstylurustykalnym,choćobowiązkowowyposażonewnajnowocześniejszysprzęt.
Byćmożetutajniebędąażtakdrogie.
W miasteczku znajdował się także niewielki park, prowadzący na dawne tereny
klasztorne.Harrietspędziłatamtrochęczasu,karmiącdzikieptactwo.Wpewnym
momencieuprzytomniłasobie,żejeszczeniekupiłaprezentudlaTrixie.
Okolicasłynęłazwełenitweedów.Przypuszczała,żeTrixieraczejniejestama-
torkąubrańztweedu,natomiastnapewnobędziesięjejpodobaćcośzwełny.Pa-
miętała,żemiastoszczyciłosięzakłademwełniarskimzwłasnymsklepemfabrycz-
nym.Znalazłagonaperyferiach–odnowionybudynekzmalowniczymkołemwod-
nym. Sklepik znajdował się tuż obok. Dziewczyna obsługująca klientów była miła
iuczynna.Prawdopodobniemiałaniewieleponaddwadzieścialat,jasnącerę,brą-
zowewłosyipiwneoczyobursztynowymodcieniu,wktórychtańczyływesołeogni-
ki.Harrietwytłumaczyła,ocojejchodzi.
– Myślę, że mamy coś odpowiedniego – odparła z uśmiechem ekspedientka. –
Ogromniemisiępodobają.Sądziełemtutejszegoprojektanta–dodała,otwierając
szufladęjednejzszafstojącychpodścianą.–Każdymodeljestinnyiraczejdrogi.
Wróciła do lady i ostrożnie rozłożyła sweter, na którego widok Harriet zaparło
dechwpiersiach.
–Proszędotknąć–zachęciłaekspedientka.–Totutejszawełna.Niezwyklemięk-
ka.
Rzeczywiście,pomyślałaHarriet.
–Możepanikupićunaspasującedoswetraczapkęiszalik.
OczamiwyobraźniHarrietujrzałaTrixiewswetrze,czapceiszaliku.Mogławy-
braćtepasującekolorystykądojejceryiwłosów.
–Jakajestcenakompletu?–spytała,wiedząc,żeniezależnieododpowiedziitak
gokupi,bożebyniewiemjakdługoszukała,nieznajdzieniczegolepszego.Sprze-
dawczynimiałarację.Terzeczybyłydrogie,alewarteswojejceny.
DziesięćminutpóźniejHarrietzreklamówkąwrękuwróciłanagłównąulicępo
dekoracyjnypapierikartęurodzinową.Osiemnasteurodzinytoszczególnaokazja.
Byłaniecozaskoczona,żeTrixieniechceurządzićimprezydlaprzyjaciół,aleRigg
jejwyjaśnił,iżzdecydowałasięzaczekaćztymdoczasuukończeniadwudziestuje-
denlat,czylizgodniezprawemosiągnięciapełnoletności.
Uradowana,żeznalazłaprezent,którynapewnobędziesiępodobałTrixie,skie-
rowałasięwstronęparkingu,uznając,żedecyzjaoprzyjeździetutajbyłasłuszna.
Czułasiębardziejzrelaksowanaioptymistycznienastrojona,jeślichodziouporanie
sięzproblemamizwiązanymizjejuczuciamidoRigga.
Skręciłazarógistanęłajakwryta.Zbladła,asercezaczęłojejbićprzyspieszo-
nymrytmem.ZobaczyłaRiggaidącegoznaprzeciwkaoparęmetrówodniej,zwró-
conegodotowarzyszącegomumężczyznyipogrążonegoznimwrozmowie.
Najchętniej od razu odwróciłaby się na pięcie i uciekła, zanim Rigg ją zauważy.
Jeszczemoment,aonpodniesiegłowęijązobaczy.Sparaliżowanaobawą,wstrzy-
mała oddech, ale Rigg i jego towarzysz, nawet nie patrząc w jej stronę, skręcili
wbocznąuliczkęizniklijejzoczu.
Harrietzamrugałapowiekami,utkwiwszywzrokwpustejulicy.Czynaprawdęwi-
działaRigga,czytylkogosobiewyobraziła?Sercewciążbiłoprzyspieszonymryt-
memikręciłosięjejwgłowie.
Udałosięjejdotrzećdosamochodu,alemusiałaparęminutodczekać,zanimbyła
wstanieuruchomićsilnikiruszyćwdrogędodomu.
Dlaczegoniepotrafipanowaćnademocjami?Czemuniejestwstanieusunąćze
swojegożycianiechcianejiniebezpiecznejmiłości?Zjakiegopowoduniemożesię
zachowywaćjakdojrzałakobieta,którąprzecieżjest?Miałabliskotrzydzieścipięć
lat,awtymprzypadkuzachowywałasięniczymnastolatka.Toniemożetaktrwać.
Muszęznaleźćsposóbnakontrolowanieemocji,postanowiła,inaczejcoraztrudniej
będzieminormalniefunkcjonować.Alejaki?
ROZDZIAŁSIÓDMY
Przez cały tydzień Harriet starała się być tak zaabsorbowana rozmaitymi spra-
wamiipracą,byprzestaćroztrząsaćswojąreakcjęnapocałunekRiggaiemocje,
jakie w niej wzbudził, a także zadręczać się pytaniem, jak to możliwe, iż się tak
beznadziejniezakochała.
Ten sposób nie całkiem się sprawdził. Każdego wieczoru, kiedy wyczerpana ca-
łympracowitymdniemkładłasiędołóżka,liczącnazasłużonywypoczynek,spoty-
kałjązawód.Niemogłazasnąć,agdywreszcieudałosięjejzdrzemnąć,rzucałasię
niespokojnie,śniącoRigguibardziejintymnychpieszczotach.
Byłatymzaskoczona,bonieuważałasięzakobietęszczególniezainteresowaną
seksem i zmysłową. Mężczyźni, z którymi się umawiała, nie wprawiali jej w taki
stan,jakczyniłtoRigg,wdodatkuniezabiegającojejwzględy.Dojedynegopoca-
łunkudoszłoprzezzbiegokoliczności.Leżącbezsennie,zamykałaoczyipozwalała
sobieodpływaćdalekoodrzeczywistościinietylkowspominać,jakczułasięwra-
mionach Rigga, ale również wyobrażać sobie, co by było, gdyby jej nie wypuścił
zobjęć.
Skórapokrywałasięjejkropelkamipotu,kiedypróbowałakontrolowaćniesforne
myśli,zdecydowaniebardziejodpowiedniedlamłodejdziewczynynaproguprzebu-
dzenia seksualnego niż dla dorosłej kobiety. Tyle że jako młoda dziewczyna nie
przeczuwała, że można pragnąć tak jak teraz, odczuwać pożądanie na granicy fi-
zycznegobólu.
Wczwartekpopołudniustwierdziłaposępnie,żejedynądobrąstronącałegonie-
szczęsnegoepizodubyłfakt,żewięcejczasupoświęcałapracynadksiążką.
Naogółpowoliiostrożnieprzenosiłanapapiermyśliiważyłasłowa,tymczasem
obecniebłyskawicznienadawałakształttemu,cobyłozaledwiemglistymzarysem,
niejasnąideą.Opowieśćrozrastałasięwzadziwiającymtempie.To,cozaczęłosię
od niewyraźnego pomysłu, rozwijało się tak szybko, że chwilami czuła się niemal
zdominowanaprzezakcjępowieści.
Uznała, że jeśli tak dalej pójdzie, to będzie musiała porozmawiać na ten temat
zwydawcą.Zdawałasobiesprawę,żewydawnictwomożeniebyćzainteresowane
obszerną historią, w dodatku napisaną z myślą o dorosłych, a nie o dzieciach,
amimotonieustawaławpracy,jakbybyłapoddanapresji.
Czytającfragmentynapisanewciągumijającegotygodnia,spostrzegła,żegłówny
bohaterjestbardzopodobnydoRigga.Toniefair,pomyślała.Nawetjeśliniewpeł-
niświadomiewyposażyłabohaterawniektórecechycharakteruRigga,topostąpiła
jakintruzwkraczającywprywatneistrzeżoneobszaryjegożycia.Jednakpochwili
uznała, że jest przewrażliwiona. Nawet jeśli książka kiedykolwiek ujrzy światło
dzienne,istniejebardzomałeprawdopodobieństwo,byRiggjąprzeczytał.Skupiła
sięwięcnapisaniu.
Właśnie była w trakcie rozwijania kolejnego wątku, gdy zadzwonił telefon. Po-
czątkowo chciała go zignorować, ale kiedy sobie uprzytomniła, że ktokolwiek to
jest,najwyraźniejniezamierzasięrozłączyć,wstałaipodniosłasłuchawkę.
UsłyszawszygłosRigga,doznaławrażenia,żeprądelektrycznyprzeszedłprzez
jejcałeciało.Mocniejścisnęłasłuchawkę,alesięnieodezwała.
–Harriet,jesteśtam?Halo?!
Wustachjejzaschło,asercezaczęłotłucsięwpiersi.Zmobilizowałasięiodpar-
ła:
–Tak,jestem.
Odziwo,udałosięjejzapanowaćnadgłosem,chociażcałatrzęsłasięzemocji.
– Dzwonię w sprawie sobotniego spotkania – oznajmił Rigg. – Nie ma sensu się
wybieraćdwomasamochodami,skorotakbliskomieszkasz.Podjedziemypociebie
owpółdoósmej.
Harrietzawahałasię.Wiedziała,żeimmniejczasuspędziwtowarzystwieRigga,
tymłatwiejzniesiewspólnywieczór,alerównocześniezdawałasobiesprawę,żenie
wypadasięjejupierać,żeprzyjedziewłasnymautem,skorojestichgościem.
–Dziękuję.Będęczekać–odrzekła.
Zastanawiałasię,czyRiggobawiasiętejsobotytaksamojakona.Tempo,wja-
kimodsunąłjąodsiebiewniedzielęwieczorem,świadczyłoażnadtowymownie,że
nieodpowiadałamujejnamiętnareakcjanapocałunek.Czyżbysiędomyślił,cokie-
rowałojejzachowaniem,czydoszedłdowniosku,żedałasięchwilowoponieśćzmy-
słom?Miałanadzieję,żetodrugie.Niewiedziała,jakbywytrzymała,gdybysięzo-
rientował,żejestwnimzakochana.
„Zakochana” – jakkolwiek szczeniacko to brzmiało, w jej uczuciach nie było nic
młodzieńczego,wręczprzeciwnie.
–ZamówiłemstolikwrestauracjihotelupołożonegonaobrzeżachHawick–po-
wiedziałRigg.–Tamtejszewieczoryzdancingiemciesząsiędużąpopularnością.
WodpowiedziHarrietmruknęłacośniewyraźnie.
–Azatemwidzimysięwsobotęowpółdoósmej–zakończyłRigg.
–Tak…wsobotęowpółdoósmej–powtórzyła.
Jeszczedługopoodłożeniusłuchawkiwpatrywałasięwprzestrzeńzaoknem.
Wieczór z dancingiem. Myślała, że po prostu zjedzą kolację. Kusiło ją, by pod-
nieśćsłuchawkę,zadzwonićdoTrixieipowiedzieć,żeniemożeimtowarzyszyć,ale
toniewchodziłowrachubę.
UrodzinyTrixiewypadaływpiątek,więcmającpewność,żeRiggbędziewfabry-
ce,gdzieprodukujesięczęścidokomputerówwedługjegoprojektów,pojechałado
niejpóźnympopołudniem.
Trixiewłaśniewróciłazeszkołyipowitałajązradością.Pokazałakartkiipoda-
runki,któredostałaodkoleżanek.
–Evaobchodziosiemnastkęwcałonocnejdyskotece–powiedziała,kiedyHarriet
wręczyła jej prezent. – Raczej nie ma szans, żeby Rigg pozwolił mi w ten sposób
uczcićurodziny.–Skrzywiłasięwymownie.–Chciałabym,żebypuściłmnieznimi
nanarty.Mamaitatakochalinartyizabieralimniezesobą.KilkarazywrazzRig-
giemspędziłamczęśćwakacji,alenigdynanartach.
Przez moment wyglądała na przygnębioną, ale zaraz się rozpromieniła, zoba-
czywszy,copodarowałajejHarriet.
–Och,jakietośliczne–zachwyciłasię,gładzącmiękkądzianinęiunoszącsweter
przedsobą.–Proszęspojrzeć,paniArkwright–zwróciłasiędogospodyni.–Czyż
toniecudo?
Zaczęłapodskakiwaćdokoła,trzymającprzedsobąsweter.
–Zawszeotakimmarzyłam,aleonesąbardzodrogie–dodała,nieposiadającsię
z radości. – Niech no tylko Eva zobaczy! Och, jesteś kochana. – Odłożyła sweter
ichwyciłaHarrietwramiona.
WoczachHarrietpojawiłysięłzywzruszenia.Mocnouścisnęłamłodąprzyjaciół-
kę.
W jej rodzinie bardzo rzadko ktoś uzewnętrzniał uczucia. Ojciec był wyniosłym,
zamkniętym w sobie człowiekiem, natomiast matka była kapryśna i niecierpliwa.
NawetLouise,któraregularniewypraszałauHarrietpieniądzenakupowanierze-
czydlabliźniakówisiebie,naktóreniemogłasobiepozwolić,anirazuniezareago-
wałanajejhojnośćczymświęcejniżsłówkiem„dzięki”.
– Nie mogę się już doczekać, kiedy to włożę. – Trixie pogładziła z zachwytem
miękkąwełnę.
–Kiedycowłożysz?
Harrietodruchowocofnęłasięwciemniejszykątprzydrzwiachnadźwiękgłosu
Rigga.Niesłyszała,jakwchodził.Wniósłzesobązapachzimnegopowietrza.Ciem-
newłosyzmierzwiłmusilnywiatr,ruchymiałgibkieiszybkie,kiedyzrzucałzsiebie
kurtkę.
–Kiedycowłożysz?–powtórzył.
–To–odparłaTrixie,wyciągającprzedsiebiesweter.–Harrietmigosprezento-
wałanaurodziny.
–Aha,Harriet.
Czyjejsięwydawało,czyrzeczywiściewgłosieRiggazabrzmiałanutaniezado-
wolenia?Niebyławstaniespojrzećmuwtwarz.
–Cieszęsię,żecisiępodoba–powiedziałacicho.–Muszęwracaćdodomu.
– Och, nie! – zaprotestowała Trixie. – Pani Arkwright upiekła dla mnie tort. Zo-
stań,zjemyrazem.Rigg,powiedz,żebyzostała.
„Powiedz, żeby została”. Harriet była przekonana, że Rigg nie miał na to naj-
mniejszejochoty.Zapewnetakjakonaniemożesięjużdoczekać,byopuściłajego
dom.
–NiemamżadnejwładzynadHarriet–zwróciłsiędobratanicy.–Jeślimajakieś
pilnesprawydozałatwienia,toniepowinnaśjejzatrzymywać.
–Och,chybaniemasz,prawda?–spytałaszybkoTrixie,rzucającHarrietpełne
nadzieispojrzenie.–Wkońcudziśsąmojeurodziny.
Niezdołałasięoprzećjejprośbie.
–Cóż,ja…
–Dobrze,zostajesz.
HarrietzerknęłanaRigga,alestałdoniejtyłem,mówiąccośdopaniArkwright.
–Zatemchodźmy–powiedział,odwracającsię.–PaniArkwrightpodatortwsalo-
nie.
–Wsalonie?–zdziwiłasięTrixie.–Przecieżzawszepijemyherbatęwtwoimga-
binecie.
–Niedzisiaj–odparłzdecydowanieRigg,przechodzącdalejiotwierającdrzwi.
Salon zajmował niemal całą długość domu. Wysokie okna wychodziły na ogród.
Wkominkubuzowałogień.Harrietzauważyła,żerozległepomieszczeniebyłorów-
nieżogrzewaneprzezdyskretnieumieszczonekaloryfery.
–Tenpokójbyłjużurządzony,kiedykupowałemdom–powiedziałRigg.
Jegogłoszabrzmiałtużprzyjejuchu,cospowodowało,żelekkosięnapięła.Czy
onpamięta,jaknaniegozareagowała?Czymożliwe,żedostrzega,jaknaniądzia-
ła,stojąctakblisko?Zbytblisko,uznała,czując,żeogarniająfalagorąca.
– Jest bardzo przyjemny – pochwaliła, ganiąc się w duchu za banalność tego
stwierdzenia.
NajwyraźniejRiggrobił,comógł,żebyzignorowaćniedzielnyincydent,powodo-
wany dobrym wychowaniem lub chcąc jej subtelnie dać do zrozumienia, żeby nie
spodziewałasięponimzbytwiele.Powinnaodwołaćsiędowłasnegozdrowegoroz-
sądkuiodpowiedziećmutakąsamąobojętnością.Aleczyosobazakochanakieruje
sięrozsądkiem?Towątpliwe.
–Przyjemny?–Trixiezmarszczyłanos.–Cośmisięzdaje,żebardzopodobająci
siętewszystkiestarocie.
Zatoczyła ręką łuk, wskazując obite adamaszkiem wygodne krzesła i sofę, miej-
scami wysiedziane i wyblakłe, co zdaniem Harriet tylko dodawało wnętrzu uroku.
Beznichsalonrobiłbywrażeniezbytsurowegoizaobszernego.Zajmowałwiększą
część skrzydła dobudowanego w późniejszym czasie do dawnego budynku. Sufit
zdobiłyornamenty,podobniejaknasfatygowanymdywanie.
– Chciałam, żeby Rigg to wszystko wyrzucił, ale się nie zgodził. – Trixie zrobiła
wymownąminę.
–Rzeczywiściemniesiętupodoba–powiedziałaHarriet.–Tenpokójmaduszę.
Zaczerwieniła się lekko, widząc potępiające spojrzenie Trixie. Ku jej zdziwieniu
Riggpowiedział:
–Mamtakiesamozdaniewtejkwestii.Tendom,zanimgokupiłem,należałodpo-
koleń do tej samej rodziny. Salon został urządzony przez teściową poprzedniego
właściciela. Nietrudno byłoby znaleźć projektanta, który by go odnowił i zmienił
wystrój,aleczułem,żetemeblebardzotupasują.
Widaćbyło,żeTrixiemiałabyochotęsięznimspierać,alezanimcokolwiekpo-
wiedziała, weszła pani Arkwright, pchając przed sobą staroświecki stolik na kół-
kach,anajegoblacieustawionypięknieudekorowanytorturodzinowy,atakżepół-
misektartinek,dużydzbanekherbatyitalerzzciasteczkami.
TrixieuśmiechnęłasięnawidokminyHarriet.
–TowinaRigga–powiedziała.–Mafiołanapunkcie,jaktonazywa,„popołudnio-
wejherbaty”.
– Brak umiaru mogę z całego serca polecić. – Rigg podziękował pani Arkwright
izwróciłsiędoHarriet:–Mogłabyśpełnićhonorypanidomu?
Kiedyśtobyłtestumiejętnościtowarzyskichmłodejdziewczyny,jeślizostałapo-
proszonaotakąusługę.Srebrnydzbanekokazałsięciężki,alenalewałosięzniego
doskonale. Obserwując złocisty płyn napełniający filiżanki i rozpoznając jego za-
pach,Harrietodruchowospytała:
–EarlGrey?
–Acóżbyinnego?–odparłzuśmiechemRigg.
–Osobiściewolęherbatęwtorebkach–wtrąciłaprzekornieTrixie.
Przyniosłaotrzymanekartyurodzinoweiprezentydosalonuizaczęłajepokazy-
waćRiggowi.
Właściwie powinnam się czuć skrępowana i nie na miejscu, stwierdziła w duchu
Harriet, obserwując stryja i bratanicę, podczas gdy sączyła wyborną herbatę,
a jednak niczego podobnego nie odczuwała. Teraz, kiedy minęło zaskoczenie spo-
wodowanenieoczekiwanymzjawieniemsięRiggaijejserceodzyskałozwykłyrytm,
przepełniłojąuczuciezadowolenia.Odniosławrażenie,żeprzebywazludźmi,któ-
rychtowarzystwonigdysięjejniesprzykrzy.
Mimo kpinek ze zwyczaju stryja Trixie z zapałem zabrała się do pałaszowania
tartinekiciasteczek.ByłaszczupłądziewczynąoniespożytejenergiiiHarrietucie-
szyłasięwidząc,jakzajadazapetytem.
Louisebyłaniejadkiem,narzekała,żemusidbaćofigurę,przezcoHarrietczuła
sięłakomczuchemimiałapoczuciewiny,kiedysiostraodmawiałajejuczestniczenia
wskąpychposiłkach.
–Cóż,nadszedłczas,żebypokroićtort–oznajmiławpewnymmomencieTrixie,
wstając.
Riggpowstrzymałjąruchemrękiizniknąłzadrzwiami.Pochwiliwrócił,prowa-
dzączesobąpaniąArkwrightijejmężaorazniosącbutelkęszampana.Gospodyni
trzymaławdłoniachtacęzpięciomakieliszkami.
Twarz Trixie rozjaśniła się radością, kiedy stryj uroczyście otworzył szampana
inapełniłkieliszki.
– Twoje zdrowie, droga jubilatko – powiedział z czułością, unosząc kieliszek
wstronębratanicy.
Pozostali poszli za jego przykładem. Harriet wiedziała, że Rigg myśli o swoim
bracieibratowej,rodzicachTrixie,którzyniemogąbyćtuterazznimiiświętować
urodzincórki.Panującaw salonieatmosferasięzmieniła. Harrietpoczułałzypod
powiekamiiwspontanicznymodruchuzwróciłasiędoRigga,wyciągającwjegokie-
runkukieliszek.Widziałasmutekwjegooczachizapominającowłasnymzakłopota-
niu,popatrzyłananiegozeszczerymwspółczuciem.
–Muszępokroićtort.–Trixieprzerwałazalegającewsaloniemilczenie.
Riggodrazupoweselał.
–Chceszpowiedzieć,żepotychwszystkichkanapkachiciasteczkachmaszjesz-
czemiejscenatort?–zauważyłzlekkąkpiną.
Pani Arkwright i jej mąż uścisnęli Trixie i złożyli życzenia, wręczając jej upomi-
nek,któryzaczęłarozwijaćzzaciekawieniemiradością.
Jesttakaciepłaiserdeczna,pomyślałaHarriet,obserwująctęscenę.Każdy,kto
sięzniąkontaktował,musiałtoodczuwać.Torzadkidar,któryRiggnajwyraźniej
wysokosobiecenił.
Odczekał,ażrozdzielonotort,sięgnąłdokieszeniiterazonwręczyłbratanicypo-
darek–płaskieprostokątnepudełeczko,wktórym,jaksiędomyślałaHarriet,mu-
siałosięznajdowaćcośzbiżuterii.
Trixiewzięłajeniepewnie.
–Przecieżdałeśmijużprezent–zauważyła.–Mówiłeś,żesamochódmabyćpre-
zentemnaosiemnasteurodziny.
– I był – odparł spokojnie Rigg. – Ten tak naprawdę nie jest ode mnie – dodał,
wskazującnabilecikprzyczepionydopuzderka.
Trixie przeczytała go w milczeniu, po czym drżącymi palcami zaczęła rozwijać
upominek.Otworzyłapudełeczkoizjejustwyrwałsięokrzykzdumieniairadości.
–Och,patrz,Harriet,toperłymojejmamy–powiedziałazełzamiwoczach.
Harrietponownieogarnęłowzruszenie.JakiżtowspaniałygestzestronyRigga,
pomyślała,żeobdarowałbratanicęwtensposób.
–Kazałemjeoczyścićiprzewlec–wyjaśnił,aleTrixiejużrzuciłamusięwramio-
na.
–Och,kochamcię!–zawołała.
Patrząc, jak Rigg tuli do siebie bratanicę, Harriet zyskała pewność, że od tej
chwilitenwspaniałymężczyznanazawszepozostaniewjejsercu.Kiedywypuścił
Trixiezobjęć,Harrietodstąpiłaokrokiodwróciłasię,niechcąc,żebyRiggzoba-
czyłwymownywyrazjejtwarzy.
ZakochałasięwRiggu,cojużsamowsobiebyłobłędem.Przynajmniejpróbowała
sobie tłumaczyć, że to uczucie, choć bolesne, jest niczym nieznośny wirus grypy,
którypomęczyjąprzezpewienczas,poczymszybkominie.Niestety,okazałosię,
żesiępomyliła.Uczucieniebyłoprzelotneinicniezapowiadało,żebymiałowkrót-
ceobumrzeć.Przeciwnie,będziekochaćRiggadokońcażycia.Zadrżałatakgwał-
townie,żeomałonierozlałaszampana.
–Harrietjestzimno–zauważyłaTrixie.
NaczoleRiggapojawiłasięzmarszczka.
–Ależnie.Nicminiejest–skłamałaHarriet.–Niestety,naprawdęmuszęjużiść.
Wpadłamtylkopoto,żebywręczyćprezentjubilatce.
–Och,nie,proszę,zostań…–zaczęłaTrixie,aleRiggprzerwałjejjednymostrze-
gawczymsłowem.
–Trixie.
Zamilkłaispojrzałananiego.
–Mawłasneżycie–dodał.–Wieszotym.Jestempewien,żeczekająjąznacznie
ważniejszesprawyniżspędzaniewieczoruznami.
Harrietomałoniezaprzeczyła,jednaksiępowstrzymała.Trixierzuciłajejzamy-
ślonespojrzenie,alewięcejnienalegała.Dobremanierynakazywały,żebyRiggod-
prowadziłjądosamochodu,więcbyłaszczęśliwa,żeTrixiedonichdołączyła.Prze-
bywającznimsamnasam,niezmiennieczułasięskrępowanaispeszona.
Kiedyotwierałdrzwiczkiauta,przypadkowodotknąłjejręki,ażegnającsięznią,
pochylił ku niej głowę. Do Harriet momentalnie wróciły emocje, których doznała
wniedzielę,widzącjegoustazbliżającesiędojejwarg.
Odjeżdżając, wciąż jeszcze drżała, zastanawiając się, jak mogłaby się wykręcić
zjutrzejszejkolacjiwhotelowejrestauracji.Wnocybudziłasięcochwila,podobnie
jakprzezcałyostatnitydzień,nękanakrótkimisnami,wktórychpojawiałsięRigg.
Ranobyłazmęczonaiwyczerpana,miałapodkrążoneoczy,czułauciskwskroniach.
Wsobotęprzedpołudniemuzmysłowiłasobie,żejeślimauczestniczyćwkolacji
zdancingiem,topowinnakupićcośstosownegodowłożenianatakiespecjalnespo-
tkanie. W przeszłości bardzo rzadko miała okazję uczestniczyć w życiu towarzy-
skiminieposiadałaodpowiedniegostroju.
Powiedziała sobie, że wyłącznie przez próżność myśli o zakupie. Przecież nadal
ma czarną spódnicę z aksamitu, do której od biedy dobrałaby jakąś górę. Tyle że
eleganckaspódnicajestwyjątkowonieefektowna,pomyślała.
CzygdybyRiggniebrałudziałuwkolacji,towybrałabysiępozakupnowegostro-
ju?–zastanawiałasiępółgodzinypóźniejwdrodzedoHawick.Zacisnęłaręcena
kierownicy,niemalgotowazawrócić.NieuczyniłajednaktegoiznalazłasięwHa-
wick.
Odrazupodjechaładobutiku,wktórymkupiłaczerwonykomplet.
Tasamamłodadziewczynapowitałajązszerokimuśmiechem.Harrietwyjaśniła,
dokądsięwybiera,poczymdodała:
–Niechcęniczegonadzwyczajnegoczyzbytefektownego.Niejestemdokońca
pewna,cobyłobyodpowiednienatęokazję.
– Cóż, o tej porze roku nie polecałabym niczego z dekoltem, radziłabym raczej
wybraćeleganckąsuknięzzabudowanągórą–odparłaekspedientkaidodała:–Ten
hotelmaklientelę,którawyznaczabardzowysokiestandardyubioru.–Zauważyła
wyraztwarzyHarrietiuśmiechnęłasiężyczliwie.–Wiem,ocopanichodzi,proszę
sięniemartwić.Rozumiem,żeniechcepanistrojutakwyszukanego,żewłożygo
panitylkoraz,apotembędziewisiałwszafie.Właśnieprzywiezionoświątecznądo-
stawę,więcmogępanizaproponowaćparęrzeczy.
Koniec końców, Harriet wybrała ciemnoniebieską suknię. Przylegająca do ciała
góra została uszyta z weluru, a rozkloszowany dół z tafty, przy czym miał pod
spodem tiulową halkę. Początkowo stwierdziła, że sukienka jest za krótka i zbyt
młodzieżowa, ale ekspedientka roześmiała się tak szczerze, że Harriet dała się
przekonać,iżbędziedlaniejodpowiednia.
Mimo niewielkiego okrągłego wycięcia pod szyją i długich rękawów, było coś
wkrojutejsukni,coczyniłojązaskakującoprowokacyjną.Zbytprowokacyjnąjak
dlamnie?Harrietwahałasię,alejużbyłozapóźno.Ekspedientkastarannieopako-
wałasuknięwbibułkęiwłożyładokartonowejtorby.
–Jeślipotrzebujepanipantofli,toparęmetrówdalejjestdobrysklepobuwniczy,
majątamdużywybór–dodała.
Westchnąwszy lekko z powodu własnej tak obcej jej ekstrawagancji, Harriet
przyznaławduchu,żerzeczywiściepowinnakupićpantofle.Jedynaparabucików,
jakąmiała,nadającychsiędowieczorowejsukni,byławczarnymkolorze.
Beztruduznalazłaskleppoleconyprzezekspedientkęikupiłanietylkoparęgra-
natowychpantoflizsatynynawysokimobcasie,alerównieżwieczorowątorebkę.
Pomyśleć,żetowszystkotylkonajednąokazję,pomyślaławdrodzedodomu.Nie
mogłajednakpójśćwstarejaksamitnejspódnicy.Awłaściwedlaczegonie?Wkońcu
nosiłająostatniosiedemrazyzrzęduwczasieświątinawetdogłowyjejnieprzy-
szło,żebyjązastąpićczymśinnym.Cóż,uznałaostatecznie,kolacjazdancingiemto
jednakzdecydowaniecoinnegoniżimprezyszkolne,naktórychpoprzedniobywała.
Niezależniejednakodtego,jakbardzostarałasięzracjonalizowaćnowenabytki,
zdawałasobiesprawę,żekupiłasuknięzmyślątylkoojednejosobie–oRiggu.
Emocje, które naiwnie uważała za właściwe nastolatkom, nie przemijały wraz
z postępująca dorosłością. Okazało się, czego osobiście doświadcza, że można się
zakochaćwkażdymwiekuistracićgłowęjakmłodadziewczyna,choćjużsięniąnie
jest.
Mimożemiałasporoczasu,dwadzieściaposiódmejjeszczeniebyłacałkiemgo-
towa. Umyła i wysuszyła włosy, zrobiła makijaż, włożyła suknię, ale spojrzawszy
wlustro,doszładowniosku,żewygląda,jakbypróbowałaudawaćznacznieodsie-
biemłodsząkobietę.
Uniosłazdecydowanymruchemwłosy,chcącupiąćjewwęzeł,jakizawszenosiła,
uczącwszkole,alejejpalce,takzwyklezręczne,nagleodmówiływykonywaniapo-
leceń.Wrezultaciewciążjeszczezmagałasięzfryzurą,gdyusłyszałazajeżdżający
samochódRigga.
Speszona własnym niecodziennym wyglądem, obawiała się, że Rigg rzuci na nią
okiemiodrazusięzorientuje,jakieuczuciaonaukrywa.Daławięcspokójwłosom,
pozwalającimspłynąćnaramiona,przejechałaponichszczotką,chwyciłatorebkę
izbiegłanaparter.
Zamykającdrzwinaklucz,usłyszaładzwonekprzybramie.Niemiałaodpowied-
niegopłaszczanawieczórichwyciłamoherowyżakiet,którykiedyśwłasnoręcznie
zrobiłanadrutachdlaLouise.Siostrauznała,żewkolorzekremowymjestjejnie
do twarzy, i nigdy go nie włożyła, chociaż namówiła Harriet do kupna tej nieprzy-
zwoiciedrogiejwełny.Skończyłosięwięcnatym,żeżakietwylądowałwszafieiaż
dotegodniaczekał,bygowłożyła.
Nie zdając sobie sprawy, jak udatnie miękka wełna harmonizuje z jej włosami
icerą,podkreślającodcieńskóryidodającłagodnejkobiecości,Harrietowinęłasię
żakietem.OtworzyładrzwiizobaczyłaprzedsobąuśmiechniętegoRigga.
Zamknąwszydom,podbiegładorangerovera,bojącsię,żebyzuprzejmościnie
komplementowałjejwyglądu.Miaławrażenie,jakbynasuknibyłowypisane,żejest
fabrycznienowa,aonodrazusiędomyśli,dlaczegojąsobiesprawiła.
Podeszładotylnychdrzwiauta,alekanapęzajmowałaTrixieinieznanyHarriet
młody człowiek. Zawahała się, zmieszana widokiem niespodziewanego czwartego
uczestnikauroczystości,aleRiggjużotworzyłdrzwiodstronypasażera.Niepozo-
stawało jej nic innego, jak wsiąść do środka. Trixie powitała ją entuzjastycznie
iprzedstawiłaswojegotowarzysza.
–Harriet,toJonathanWalker.WłaśniezacząłpracowaćuRiggainieznatujesz-
czeprawienikogo.DopierocoskończyłOxforditerazmionimopowiada.
MłodyczłowiekuścisnąłdłońHarriet.
JonathanWalkerokazałsięsympatycznymmłodzieńcem,entuzjastyczniepodcho-
dzącym do pierwszej pracy. Wydawał się szczęśliwy w nowym otoczeniu. Harriet
dowiedziałasię,żewynajmujemieszkaniewmałejwioscewpobliżufabrykiiżenie
pierwszyrazspotykasięzTrixie.
Fakt,żespędząwieczórwczwórkę,dodawałspotkaniupewnejintymności,uzna-
ławduchuHarrietniebezobaw.Obajpanowiemielinasobiewieczoroweubrania,
aTrixieślicznąsukienkęzniebieskągórąiczarnąspódnicąwjasnoniebieskiekrop-
ki. Szyję ozdobiła perłami mamy. Narzekała, ale bez przekonania, że nie weźmie
udziału w całonocnej imprezie w dyskotece, gdzie świętowała urodziny Eva. Nie
wydawałasięprzesadniezmartwiona,żetakaimprezajestniedlaniej.
Potrzechkwadransachdotarlinamiejsce,dodużegowiejskiegodomu,otoczone-
go,jakprzypuszczałaHarriet,wspaniałymiogrodami.
Riggzaparkowałprzysamymwejściu.WysiedlizautaiJonathanpodałramięTri-
xie. Harriet nie pozostawało nic innego, jak pójść u boku Rigga. Jonathan i Trixie
szlirazemzgodnymtempem,zpochylonymikusobiegłowami,prowadzącożywioną
rozmowę,onazaśstaranniesiępilnowała,żebydzieliłojąodRiggadobrychkilka-
dziesiątcentymetrów.
Zbliżającsięwstronęoświetlonegowejściadohotelu,zastanawiałasię,jakiro-
dzajmęczarnizafundowałasobienanadchodzącywieczór.
ROZDZIAŁÓSMY
Zostawiliokryciawierzchniewszatni,poczymzaprowadzonoichdoniedużejza-
cisznejsali,gdziepodanoaperitif.Niebyłotubaru,tylkostoły,awokółnichfotele
isofy,ustawionewtakisposób,żebysiedzącymoglicieszyćsięciepłemogniapłoną-
cegonakominku.Salatonęławpółmroku,dyskretnieoświetlonabocznymilampa-
mi.Umiejętniedobranebarwywystrojuprzydawałytemuwnętrzuciepłaiprzytul-
ności.
Kelnerwmgnieniuokapodałimręczniewypisanąkartękoktajli.
Harrietzaprobatąobserwowała,żeTrixiewybrałataki,wktórymbyłoznacznie
więcejowocówniżalkoholu.SamazamówiławodęPerrier.Domyślałasię,żedopo-
siłkubędąpiliwino,iniechciałaryzykowaćniepotrzebnychsensacjizdrowotnych.
Ogólnie rzecz biorąc, bardzo rzadko sięgała po alkohol, a poza tym pamiętała, że
podwóchkieliszkachwina,którewypiłanaprzyjęciuupastora,miałakłopotyzżo-
łądkiem.Riggteżwybrałwodę,aJonathandotrzymałtowarzystwaTrixie,decydu-
jącsięnanapójegzotyczny.
Bratanica Rigga nie była tak nieśmiała jak Harriet w jej wieku. Swobodnie roz-
mawiałaiżartowałazJonathanem,pytającgoodomiprzyjaciół,najwyraźniejnie-
zmieszanatym,że,jaksięokazało,madziewczynę,którajeszczestudiujewOxfor-
dzie.
–Twójstryjwspomniał,żezamierzaszpójśćnauniwersytet–powiedziałwpew-
nymmomencie.
–Tak,alewątpię,żebymdostałasiędoOxfordu–odparłaTrixie,krzywiącsięlek-
ko.–TataiRiggstudiowaliwcollege’uMagdalenwOxfordzie.Myślę,żejaobniżę
rodzinnąpoprzeczkę.
JonathanzwróciłsiędoRiggaizacząłgowypytywaćojegolatauniwersyteckie,
atymczasemTrixiepochyliłasiękuHarriet.
–Podobamisiętwojasuknia–powiedziałazuznaniem.–KupiłaśjąwLondynie?
ZajętyrozmowązJonathanem,Riggichniesłuchał,ajednakHarrietbyłabardzo
świadomajegoobecności.
–Nie…niewLondynie–odparła.
Wolałaby,żebyTrixieniezaczęłasiędopytywać,kiedyigdziekupiłasuknię,ode-
tchnęła więc z ulgą, kiedy pojawił się kelner z drinkami i dziewczyna zmieniła te-
mat.
Owpółdodziewiątejpojawiłsięszefkelnerówipoinformował,żezachwilęzo-
staniepodanakolacja,więcwszyscyruszyliwstronęotwartychnaościeżpodwój-
nychdrzwi,prowadzącychdosalirestauracyjnej.
Wysokie,sięgającepodłogiokna,zajmującejednąześcian,wychodziłynaoświe-
tlonytaras.
–Latemsięjeotwieraigościemogąsięprzechadzaćpotarasie–wyjaśniłRigg,
zwracającsiędoHarriet.
Znowubezwiedniedobralisięwpary,akiedykelnerwskazałimichstolik,Rigg
podałramięHarrietipoprowadziłjąnamiejsce.Nawetprzezwelurrękawajego
dotyk palił jej skórę, w ułamku sekundy gorąco objęło całe ciało. Natychmiast się
odsunęła,aRiggcofnąłramięiodstąpiłodniejokrok,zaciskającusta.
Nakażdymstolikuleżałowypisaneręczniemenu,leczHarrietniebyławstanie
podzielać entuzjazmu Trixie, kiedy je czytała. Ostatnie, na co miałaby aktualnie
ochotę,tojedzenie,alebylitutajzespecjalnejokazjiiniemogłamłodejprzyjaciółce
popsuć urodzinowej kolacji. Mimo protestów żołądka zmusiła się do przełknięcia
kilkukęsówkolejnychdań,alezrezygnowałazpodanychnakoniecserów.
Obserwowałazprzyjemnością,żeTrixiedobrzesiębawi.Okazałosię,żechoćJo-
nathan na święta wyjeżdża do domu, to wracając, przywiezie swoją dziewczynę
isiostrę.ZerknąłnaRiggaizasugerował,żemożeTrixiemiałabyochotępokazać
imokolicę.
Harriet zastanawiała się, czy z tego powodu Rigg zaprosił go na kolację. Być
może uważał, że siostra Jonathana będzie odpowiedniejszym towarzystwem dla
jegobratanicyniżEvaSoames?Jeślitak,totrudnosiędziwić.Trixiejużjejwyjawi-
ła,żeEvaniezamierzastudiować,tylkopozakończeniuszkołyśredniejrozejrzeć
sięzapracą.Harrietpomyślała,żetokolejnaprzyczyna,dlaktórejRiggnieżyczy
sobie,abybratanicaznalazłasiępodnadmiernymwpływemEvyijejmatki.
Towarzyszyłojejwrażenie,żeposiłeknigdysięnieskończy,azkażdąupływającą
minutąbyłacorazbardziejspiętaiskrępowanabliskościąRigga.
Kiedyprzyszedłczasnakawę,ogłoszono,żewsąsiedniejsaliodbędziesiędan-
cing dla wszystkich, którzy chcieliby spróbować swoich sił na parkiecie. Trixie aż
podskoczyła,oczyjejrozbłysły,chwyciłazarękawRiggaipowiedziała:
–Chodź,chcęzatańczyć.
Stryjpowstrzymałją,zauważającstanowczo:
–Harrietjeszczenieskończyłakawy.
ZakłopotanaHarrietszybkoodsunęłafiliżankę,mówiąc,żeniebędziepiłakawy.
Niezamierzałaprzedłużaćspotkania,aleniechcącpopsućrodzinnejuroczystości,
musiałasiędostosowaćdoresztytowarzystwa.Zmuszającsiędouśmiechu,wstała
odstołu.
WtrakciekolacjiRiggprawiesiędoniejnieodzywał.Takiezachowanietylkopo-
twierdzało to, co Harriet już wiedziała: że jej obecność jest mu niemiła. A jednak
kiedy wstała, on też się podniósł, a gdy przechodzili do sali znajdującej się piętro
wyżej, podał jej ramię. Mimo intymności tego gestu dzieliło ich około trzydziestu
centymetrów.InaczejniżwprzypadkuTrixieiJonathana,którzyszliparękroków
przednimi,stykającsięramionami,zgłowamipochylonymikusobie.Bylipogrążeni
wrozmowie,amiędzyHarrietiRiggiempanowałomilczenie.
To wszystko przez moje głupie zachowanie w zeszłym tygodniu, pomyślała Har-
riet.Gdybyniedoszłodopocałunku,aonaniezareagowałabytakzmysłowo,mogli-
byzRiggiemzostaćprzyjaciółmi.Doszładotakiegowniosku,ponieważwyczuła,że
chciałby dzielić z nią swoje zatroskanie o Trixie i porozmawiać o swoich proble-
machzkimśdorosłym.Niestety,taszansaprzepadła,awłaściwieonajązaprzepa-
ściła. Kątem oka zerknęła na twarz Rigga, surową, niemal gniewną, do pewnego
stopnia przypominającą tę, którą ujrzała wtedy, kiedy podszedł do jej samochodu
pamiętnegowieczoru.
Mogłazdobyćjegoprzyjaźń,aleterazonnajwyraźniejczułgniewiżywiłdoniej
urazę.Czyżbysięobawiał,żejestnatyległupia,bysnućnierealneplanyzwiązane
ztymjednympocałunkiem?Czyuważał,żeniejestdostatecznieinteligentna,żeby
rozeznaćsięwprawdzie?
Odczułaulgę,kiedydotarlinamiejsceimogławreszciesięodniegoodsunąć,na
coRiggzareagowałzaciśnięciemwargizłymbłyskiemwoczach.
–Chodźciejuż!–zawołaławichstronęTrixieiHarrietszybkoruszyławjejkie-
runku.
Prawiewszystkiestolikiustawionewokółparkietubyłyzajęte,copotwierdzałojej
wcześniejszewrażenie,żehotelcieszyłsięrenomąipopularnością.Kobiety,zktó-
rychwiększośćbyłamniejwięcejwjejwieku,byłytakeleganckoubrane,żezdała
sobiesprawę,iżczarnaaksamitnaspódnicawyglądałabywtymotoczeniunasfaty-
gowanąizupełnienienamiejscu.Pomyślała,żedobrzesięstało,iżzdecydowałasię
na zakup wieczorowej sukienki i dodatków do niej – przynajmniej pod tym wzglę-
demmogładobrzesięczuć.
Wśródgościbyłyrównież większegrupyosóbw różnymwieku,takżerówieśni-
kówTrixie,wyglądającenarodziny.Muzykabyławyraźnietakdobrana,żebyzado-
wolićkażdygust.
Trixie tańczyła z zapałem, na początku ze stryjem, później z Jonathanem, który
najpierwHarrietzaprosiłnaparkiet.Pomyślała,żetosympatycznymłodyczłowiek,
którynajwyraźniejmiałdobrykontaktzeswoimpracodawcąiktóryczułsiętrochę
samotny w nowym dla niego środowisku, z daleka od przyjaciół i rodziny. Harriet
podejrzewała,żeRiggzaprosiłgonaurodzinowąkolacjębratanicynietylkodlate-
go,abyzapewnićjejodpowiedniewiekiemtowarzystwo,alerównieżprzezwzgląd
napodwładnego.
Trixie na pewno nie brakowałoby partnerów do tańca. Jako jeden z pierwszych
poprosiłjąwysokichłopakodsąsiedniegostolika.Harrietoceniła,żejestmniejwię-
cejwtymsamymwieku,choćzesposobu,wjakidziewczynasiędoniegoodnosiła,
byłojasne,żeuważagozaniedojrzałego.
Kiedychłopakodprowadziłjądostolikaizaczerwienionyzzakłopotania,wyjąkał
podziękowania,Trixiezwróciłasiędostryja.
–JeszczenietańczyłeśzHarriet.
ZanimHarrietzdołałacokolwiekpowiedzieć,Riggpodniósłsięzkrzesła.
–Toprzeoczenie,którechciałbymnadrobić,jeśliwyraziszzgodę–zwróciłsiędo
Harriet.
Wstała z oporami. Wiedziała, że nie wypada jej odmówić, podobnie jak Riggowi
niewypadałoniepoprosićjejdotańca.Tojasne,żeniemiałochotyzniątańczyć,
alebratanicaniepozostawiłamuwyboru.
Kiedyprowadziłjąnaparkiet,tempomuzykisięzmieniło,światłaprzygasłyize-
spółzaintonowałzmysłowypowolnykawałek.Pozostałeparyprzytuliłysiędosiebie
izaczęłykołysaćwrytmmuzyki.Tomuzykadlazakochanych,pomyślałaspeszona
Harriet,instynktowniezwiększającdystansmiędzysobąaRiggiem.
–Cośnietak?–spytał.
–Ja…niemożemytegotańczyć.–Zaczerwieniłasię,mówiąctesłowa.
Zauważyła,żeRiggzacisnąłusta.Niewiedziała,czyzpowoduzniecierpliwienia,
czyzirytacji.Rzuciłjejponurespojrzenie.
–Cóż,wrócićdostolikateżnie,prawda?
Niezdążyłaodpowiedzieć,gdyżwziąłjąwramionaitrzymającnieznośnieblisko
siebie, zaczął poruszać się w rytm muzyki. Dobrze tańczył i w innych okoliczno-
ściachHarrietbyłabywsiódmymniebie.Tymczasemmusiałasiętrzymaćwryzach,
aniejakinneznajdującesięnaparkieciekobietywtulaćwpartnera.Ramionamiała
sztywne,dłońoparłaobarkRigga,starającsięzachowaćprzestrzeńmiędzynimi,
coniebyłołatwe.Zapewneonnieraztańczył,przytulającdosiebiepartnerkę,więc
nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo ona jest spięta. Nie miał również pojęcia, że
Harriet,przewrażliwionanapunkciejegozachowania,mogłaopaczniezinterpreto-
waćsposób,wjakijątrzymał.Jednąrękępołożyłunasadyjejpleców,drugąnakar-
ku.
Z coraz większym trudem przychodziło Harriet kontrolowanie własnego ciała.
Wpewnymmomenciezaczęładrżećtak,żestałosiętowyczuwalne.Wpierwszej
chwilimiaławrażenie,żeRiggmocniejjąchwycił,późniejjednak,kiedypowiedziała
sobie,żetotylkograjejwyobraźni,rozluźniłpalce,odsunąłsięodniejokrok,tak
żedzieliłaichterazprzestrzeńconajmniejdwudziestucentymetrów.
Muzycyzaczęligraćnastępnykawałek,równiesentymentalnyizmysłowyjakpo-
przedni.Harrietspodziewałasię,żeRiggwypuścijązobjęć,poczymwrócądosto-
lika,aonodetchniezulgąpospełnieniuobowiązku,alekujejzaskoczeniutaksię
niestało.Odsunęłasięwięcipowiedziałacicho:
–Dajmysobiespokój,dobrze?Przecieżtojasne,żeniechceszzemnątańczyć.
O Boże, dlaczego to powiedziała? Czemu nie poskarżyła się, że jest zmęczona
albożemożeTrixiechciałabyznimzatańczyć?Cojejstrzeliłodogłowy,żebysię
wyrwaćztakąuwagą?
Zaczęłajużiśćwstronęstolika,aleRiggchwyciłjązarękę.
–Zaczekaj.Skąd,ulicha,przyszłocidogłowy,żeniechcęztobątańczyć?!
PrzezcaływieczórHarrietwydawałosię,żeRiggjestnaniązły,imyślała,iżwie,
z jakiego powodu. Cóż, to nie jej wina, że tutaj jest. Została zaproszona. Jeśli on
choć przez moment myślał, że zamierza ich oboje wprowadzić w zakłopotanie,
przypisującjegopocałunkowicoświęcejniż…
–Nieodpowiedziałaśmi,Harriet–przypomniałjejobcesowo.–Stwierdziłaś,że
tojasne,żeniechcęztobątańczyć.Myślałbymraczej,żejestodwrotnie,alemniej-
szaztym.Dlaczegotwoimzdaniemnieuważamcięzaodpowiedniąpartnerkędo
tańca?
Cojąpodkusiło,żebyzacząćtęrozmowę?Ona,zawszetakauważnaiostrożna,
bezwahaniaigrałazogniem.Onbyłzły,tofakt,ibyćmożemiałkutemupowody.
Zachowałasięgłupio.
–Spójrznainnepary–powiedziała.–Tamuzykajestdla…zakochanych.–Serce
sięjejścisnęło.–Ja…my…
–Dlazakochanych–powtórzyłRigg.–Amyniejesteśmywsobiezakochani,jak
tegozdużymtrudemdowiodłaś,starającsięzawszelkącenętrzymaćodemniena
dystans.
Zdziwiłająnutarozgoryczenia,pobrzmiewającawjegogłosie.
– Zachowałeś się tak samo – odparła, nieroztropnie przeciągając rozmowę. –
Choćbyteraz,zanimprzestaliśmytańczyć,ty…
Riggzakląłpodnosem.Harrietnigdyprzedtemniesłyszała,żebytaksięwyrażał,
nawetowejnocy,kiedyodmówiłamupomocy.
– Naprawdę chcesz wiedzieć, dlaczego to zrobiłem? – spytał wyzywająco. –
Awięcdobrze,chodźtu,pokażęci.
Zanim zdążyła go powstrzymać, pociągnął ją ku sobie, zamknął w ramionach
i przycisnął do siebie. Nieprzygotowana na takie zachowanie, nie zdołała go po-
wstrzymać.Byłojużzapóźnonawymuszeniechoćbyniewielkiejprzestrzenimiędzy
ich ciałami. Przez welurową tkaninę sukni czuła jego rozpalone ciało. Jej piersi
opierałysięojegoklatkępiersiowąikiedyporuszałsięzmysłowowrytmmuzyki,
poczuła,żetwardniejąjejsutki.Sercezaczęłojejbićjakoszalałe.Amożetobyło
jegoserce?
–Todlategostworzyłemdystansmiędzynami–szepnąłRiggwprostdojejucha,
zsuwającręcewzdłużjejplecówiprzyciskającjądosiebietak,żeniemogłaniepo-
czuć,jakbardzojestpodniecony.–Zszokowana?–spytał.–Aczyniewolnomire-
agowaćnabliskośćkobiety,którąuważamzagodnąpożądania?Amożeuważasz,
że takie namacalne dowody powinny być zastrzeżone dla sypialni? Pożądanie jest
sprawąkłopotliwą,prawda?Właśniewtedy,kiedywydajenamsię,żeosiągnęliśmy
wiek,wktórympotrafimyjekontrolować,okazujesię,żeonokpisobieznaszego
zarozumialstwa. To dlatego chciałem, by dzieliła nas pewna przestrzeń, Harriet.
Zdążyłaś dać mi do zrozumienia, że jako mężczyzna jestem dla ciebie odrażający,
aniechciałemnasbardziejżenowaćprzez…
– Wcale nie uważam cię za odrażającego – przerwała mu. – To ty mnie nie
chcesz…
Namomentobojezamilkli.
–Gdybyśmyznajdowalisięnietutaj,leczwmiejscu,którezapewniałobynampry-
watność–odezwałsięRigg–tobymcipokazał…–Urwał,boHarrietsięzaśmiała.
Ująłwdłoniejejtwarz,zaglądającjejgłębokowoczy.–Myślałaś,żecochcępowie-
dzieć?–spytał.–Żepokażęci,jakbardzosięmylisz?
Wyraztwarzyjązdradził.
– Mógłbym to zrobić. Harriet, czy ty naprawdę nie dostrzegasz, jak bardzo cię
pragnę?Tutaj…teraz…Przezcałytydzieńrozmyślałemotobie,pragnąłemcię,ale
traktowałaśmniechłodno,zdystansem.–Zmarszczyłczoło.
Taniecdobiegłkońca,leczżadneznichtegoniezauważyło,dopókinaglenieroz-
błysłyświatła,omalichnieoślepiając.
–Niemożemytutajotymrozmawiać.Musimysięspotkaćsamnasam–zapropo-
nowałRigg.
–Jutroczywprzyszłymtygodniu,kiedyTrixiewrócidoszkoły?–spytałaniepew-
nieHarriet.
–Nie,dzisiaj,pokolacji.PodrzucęJonathanaiodwiozędodomuTrixie,apotem
przyjadędociebie–odparł.–Tylkopoto,żebyporozmawiać–zaznaczył.
Kuswemuzaskoczeniupomyślała,żeniemiałabynicprzeciwkotemu,gdybynie
ograniczylisiędorozmowy.
–Tak,wporządku–odrzekła.
DokońcawieczoruHarrietmiaławrażenie,żeunosisięnadziemią.Riggjejpra-
gnie!Podczasgdyinnirozmawialiitańczyli,onaprzeżywałabezkońcachwilespę-
dzonewramionachRigga.
Dochodziła pierwsza w nocy, gdy opuścili restaurację. Tym razem w drodze na
parkingHarriettrzymałasiębliskoRigga,akiedyprzechyliłsięzeswegosiedze-
nia,żebyzapiąćjejpas,przeszedłjąekscytującydreszcz.Przypadkowomusnąłdło-
niąjejpierś.Usłyszałastłumionewestchnienieiwiedziała,cojespowodowało.
Byłazadowolona,żewsamochodziejestciemno.Dziękitemuniebyłowidać,że
się zaczerwieniła. W dodatku sterczące sutki stały się widoczne pod welurem su-
kienki.Wiedziała,żegdybybylisami,Rigganicbyniepowstrzymałoprzedujęciem
jejpiersiwdłonie,amożedotknięciemichustami.Ponownieprzebiegłjądreszcz.
Niemogławiedzieć,jakbyzareagowała,ponieważnigdywcześniejniezaznałain-
tymnościtakiejpieszczoty.
Milczenie,jakiezapanowałomiędzyniąaRiggiem,byłoodmienneodtego,które-
go doświadczyła wcześniej. Była pełna oczekiwania, podekscytowana, ale równo-
cześnie odczuwała pewną obawę. W końcu dla niej to była ziemia nieznana. Czy
Rigg uzna za dziwny czy niemożliwy do zaakceptowania fakt, iż będzie jej pierw-
szymkochankiem?
NajpierwpodwieźliJonathanadojegomieszkaniawHawick.Wzwiązkuztym,że
zwolniło się miejsce z tyłu wozu, Harriet zaproponowała, że się przesiądzie, ale
sennaizmęczonaTrixiewolałazostaćsamaiwygodniesięrozłożyć.Wtejsytuacji
Harrietzostałanaprzednimsiedzeniu,rozkoszującsiębliskościąRigga.
Kiedypodjechalipodjejdom,wziąłodniejkluczeiodprowadziłjądodrzwi,ale
zachowałdystans.
–Gdybymterazciędotknął,niebyłbymwstaniesiępowstrzymać–wyjaśnił,jak-
byczytałwmyślachHarriet.–Zaczekajnamnie,dobrze?Niedługowrócę.
Paręminutpotemstałanaśrodkukuchni,zewzrokiemutkwionymwprzestrzeń.
Ocknęłasię,kiedyzegarwybiłpółgodziny.Uprzytomniłasobie,żepowinnazapalić
ogieńwkominkuwpokojudziennym,abymogliwciepleusiąśćiporozmawiać.Jed-
naknajpierwmusizmienićsukienkę,jeśliniechceryzykować,żejąpowala.Ilecza-
sujejzostało?Powinnasiępospieszyć.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Minęłopółgodziny,potemnastępnepółgodziny,ogieńnakominkuprzygasł.Gdzie
podziałsięRigg?Dlaczegotakdługonieprzyjeżdża?
Harrietczuwaładotrzeciejwnocy,ażwkońcuuznała,żeniedoczekasięRigga.
Przygnębiona,poszłanagóręiwyciągnęłasięnałóżku.Onjejniechciałiniechce,
uznaławduchu.Udawałzainteresowanieikłamał,żejejpragnie,żebysobiezniej
zakpić.Niemaco,dobrzebawiłsięmoimkosztem,doszładowniosku.
Rozsądekpodpowiadał,żesięmyli,alegdybyrzeczywiścietaksprawysięmiały,
toRiggpowinienbyćterazwjejdomu.Niedość,żegoniebyło,tonawetniezate-
lefonował.Popatrzyłatęsknienaaparatijużmiałasięgnąćposłuchawkę,aleduma
powstrzymałająprzedpodniesieniemjejiwystukaniemnumerutelefonuRigga.
Pogodzinie,kiedywreszciezasypiała,usłyszałazajeżdżającypoddomsamochód.
Niemiałaczasusięubrać,naciągnęłaszlafroknanocnąkoszulęibosozbiegłana
parter,żebyotworzyćdrzwi.Naglezorientowałasię,żeRiggmożeopaczniezinter-
pretowaćfakt,żeonamanasobienocnąkoszulęiszlafrok.
–Uznałam,żejużnieprzyjedziesz,więcsiępołożyłam–powiedziała.–Obudziłam
sięnaodgłossamochodu.
–Przepraszam–odparłRigg.–Możeniepowinienembyłprzyjeżdżaćotejporze,
alejużwychodziłem,kiedyzadzwoniłmójagentzeStanów.Chciałporozmawiaćna
temat dużego zamówienia, które otrzymał. Sprzedaż za ocean to dla nas nowe
iatrakcyjneprzedsięwzięcie.
– Nasze spotkanie mogło zaczekać – przyznała Harriet, widząc, jak bardzo on
jestzmęczony.–Wystarczyłomnietylkopowiadomić
– Może i mogło, ale ja nie mogłem. Masz rację, powinienem był zatelefonować,
jeszczerazprzepraszam.
Nie zastanawiając się, co robi, Harriet postąpiła krok ku Riggowi w tej samej
chwili,wktórejonruszyłkuniej,iwpadławprostwjegootwarteramiona.Kiedy
przygarnąłjąbliskodosiebie,miałatylkoczas,bysięzdziwić,żetakszybkoinie-
równobijejejserce,zanimjąpocałował.Niewahałsięanisekundy,zdecydowanie
zawładnąłjejustamijakmężczyznadomagającysiętego,codoniegonależy.
Kolana ugięły się pod Harriet, bo przez chwilę poczuła się słaba pod wpływem
przebiegającejprzezjejciałofaligorąca.Jednakzarazpotemogarniającejąprze-
możnepragnieniestopieniasięzukochanymwjednododałojejsił.Dlaczegoprzed-
temniewiedziała,żepodobneodczuciasąmożliwe?–przemknęłojejprzezgłowę.
Rigg pogłębił pocałunek, a tym samym dał Harriet znak, że pragnie ją posiąść.
PrzytuliłasiędoRigga,który,nieprzerywającpocałunku,zsunąłręceidłońmiobjął
jejpośladki.Przycisnąłjądosiebietak,żepoczuła,jakbardzojestpodniecony,co
sprawiło,iżzapragnęłanatychmiastzaspokoićwłasnepragnienie.
Niespodziewanie Rigg oderwał usta od jej warg i rozluźnił uścisk, jakby nagle
uświadomił sobie, do czego zaprowadzą ich namiętne pieszczoty. Odsunął się od
Harriet,choćniewypuściłjejzobjęć.
–Przytobiezachowujęsięjaknastolatek,aniemężczyznaprzedczterdziestką–
stwierdziłsamokrytycznie.–Zdarzamisiętoporazpierwszy.
Harrietwychwyciłapoważnąnutę,pobrzmiewającąwjegosłowach
–Mnieteż–wyznała.–Prawdęmówiąc…–Zadrżałanieznacznie.
Riggzauważyłtoiująłjejdłoń.
–Tydrżysz.Zimnotutaj–stwierdził.
–Wpokojudziennympowinnobyćjeszczeciepło,bowieczoremrozpaliłamogień
–powiedziała,dobrzewiedząc,żeniezziębła,tylkodrżałazpowodubliskościRig-
ga.–Tammożemyporozmawiać.
Przechodzącdopokoju,trzymalisięzaręce.Okazałosię,żeogieńjeszczesiętlił,
więcRiggszybkogoroznieciłidodałwięcejdrew.Pochwiliwnętrzewypełniłosię
miłymzapachemdymu.Otaczałaichgłębokanocnacisza.
Wtakichokolicznościachpowinnambyćspokojnaiodprężona,pomyślałaHarriet,
a tymczasem odczuwam silne pożądanie. Nie zapanuję nad nim, jeśli Rigg znowu
mniedotknie.Jednaktegoniezrobił.Usiadłwfoteluizacząłbezwstępów.
–Niebędęudawał,żeniejestemzaskoczony.Sądziłem,żejużdawnominęłydni,
kiedybyłemzdolnyspontanicznieigwałtowniereagowaćnakobietę,takjaktosię
stałowobecciebie.
Harrietniespokojnieporuszyłasięwfotelu.Nietochciałausłyszeć,nietakiebez-
namiętne, niemal niechętne przyznanie się do odczuwania pożądania. Oczekiwała,
żeRiggpowie,iżjegopragnieniasązarównonaturyfizycznej,jakiemocjonalnej.
Oczekiwała płomiennego wyznania miłości, które pozwoliłoby jej wyjawić własne
uczucia.Niestety,taksięniestało…
Naglepoczułasiętak,jakbyktośwylałjejnagłowękubełzimnejwody.Riggmó-
wiłoreakcjachswojegociała,aonapragnęławyznaniamiłości.Wstałazfotelaiza-
częłaniespokojniekrążyćpopokoju.Niebyławstanienaniegospojrzeć.Wiedzia-
ła,żejeślitozrobi,rozkleisięiwyjawimuswojeuczucia.
Riggobserwowałjąspodzmarszczonychbrwi.
– Myślę, że to nie jest dobry pomysł – powiedziała. – Akceptuję, że mnie pra-
gniesz,ale…
–Ale?–powtórzyłRigg.
–Bojęsię–odparłaszczerzeHarrietponamyśle.–Niejestemprzyzwyczajona
dotegorodzajusytuacji.Ja…
– Nie sądzisz, że ze mną jest dokładnie tak samo? – nie pozwolił jej dokończyć,
przerywając bezceremonialnie. – Na litość boską, dobiegam czterdziestki, dawno
minęłylata,kiedyspodziewałemsiędoświadczyćczegośpodobnego.
Podniósł się z fotela i zaczął krążyć po pokoju niczym drapieżnik zamknięty
wklatce.
–Zakochaćsięodpierwszegowejrzenia.Omalniezwaliłomnietoznóg–wyjawił
wzburzony,odwróconyplecamidoHarriet.
„Zakochaćsię”–powtórzyławduchusłowawypowiedzianeprzezRigga,zasko-
czonaijednocześnieszczęśliwa.Onmniekocha,powodujenimnietylkopożądanie
fizyczne.
–Pomyślałem,żeprzeżywamkryzyswiekuśredniego,atymczasem…–Urwał.
–Niemożeszmniekochać…–powiedziałaniepewnieHarriet.
Riggodwróciłsiębłyskawicznie.
–Nie?Anibydlaczego?
Oblałasięrumieńcem.
–Rigg,ja…–zaczęła.
–Posłuchaj,dajmysobiespokójzanalizowaniem,dobrze?Lepiejcieszmysiępre-
zentem,jakinieoczekiwanieotrzymaliśmyodlosu.Dajmysięponieśćchwili.
–Niezależnieodtego,dokądtonaszaprowadzi–dodałaHarrietnajbardziejnie-
frasobliwie,jakzdołała.
PochwilimilczeniaRiggodparł:
–Przecieżwiemydokąd.
– Może ty tak, ale ja nie mam doświadczenia w takich sprawach. – Harriet
uśmiechnęłasięniepewnie.
– Uważasz, że ja mam? Od czasu przejęcia opieki nad Trixie praktycznie żyję
wcelibacie.Niemaszpojęcia,jakatoodpowiedzialnośćwychowywanienastolatki.
Zapominasięowszelkichpotrzebach,nawetseksualnych.
Tego,coczujędociebie,niedasięstłumićaniodrzucić.Tojestcośodmiennego,
szczególnego.
WyciągnąłrękęisplótłpalcezpalcamiHarriet,nacojejciałonatychmiastzare-
agowało.
–Coś,czegożadneznasniedoświadczyłooddługiegoczasu–dodałłagodnie.
– Coś, czego ja nie doświadczyłam nigdy przedtem – sprostowała Harriet. – To
mnie przeraża. Nie przywykłam do takich doznań. W moim życiu nie było dotych-
czasnikogo,ktowyzwoliłbywemnietakieemocjei…–Uciekłaspojrzeniemwbok
ipochwilidodała:–Zdajęsobiesprawę,żewdzisiejszychczasachiwmoimwieku
todziwne,aledotejporyniemiałamkochanka.
SkierowaławzroknatwarzRiggaiujrzała,żeuśmiechasięzczułością,alewidać
było,żezatymuśmiechemkryjesięsatysfakcjazjejwyznania,któremilepołechta-
łojegomęskieego.Oddechuwiązłjejwgardle,gdywyczytałazjegooczuradość,iż
tego,coichpołączy,onadoświadczyporazpierwszy.
Mimowszystkobyłazdenerwowana,niepewnaizawszelkącenęchciałamuoka-
zać, że dla niej to nie jest wyłącznie chwilowa przygoda, a z drugiej strony, była
zbytdumna,żebypoprosićgoosłowaotuchy,którychtakbardzopragnęła.
– Nie mam wprawy, by poradzić sobie z… – Chciała powiedzieć „odrzuceniem”,
ale w ostatniej chwili zmieniła zamiar. – Z tego typu rzeczami – dokończyła bez
większegoprzekonania.
–Toniesprawawprawy.–RiggprzesunąłkciukiempodłoniHarriet,przyprawia-
jącjąoszybszebicieserca.–Kochamcięipożądam.Chcęcięnatychmiastwziąć
wramionaipokazać,coczuję.Pragnędotykaćtwojegociałaijednocześniewyczy-
taćztwoichoczu,żewiesz,iżoddałemciserce.Chcępoznaćdotykiemkażdynaj-
mniejszy fragment twojej skóry, zarys twoich piersi, krągłość brzucha, aksamitną
gładkośćud,apotemchcęczućtowszystkopodmoimiustami.
SłuchającgłosuRigga,odniosławrażenie,żeczujenasobiejegodłonie,żejużją
pieści. Usiłowała nie wydać z siebie dźwięku, który by ją zdradził, ale nie zdołała
pohamowaćwestchnienia.
– Harriet – powiedział nagle schrypniętym głosem i natychmiast znalazła się
wjegoramionach.
Całowałjątak,jaktosobieczęstowminionymtygodniuwyobrażała,leczrzeczy-
wistośćprzerosłajejfantazje.Niezaprotestowała,kiedywsunąłręcepodjejszla-
frok,szukającpiersi.Niemiałajużciałamłodejdziewczyny,alewciążbyłogładkie
i jędrne. Rigg pospiesznie rozwiązał wstążkę u jej nocnej koszuli, by ją ściągnąć.
Nieczułazażenowania,gdyukazałysięjejobnażonepiersi–kremoweipełne.
Czytotylkograjejwyobraźni,czynaprawdępiersinabrzmiały,asutkisterczały,
jakbybłagającopieszczotę?Przemożnepodniecenieisilnapotrzebazaspokojenia,
którychdoświadczałaporazpierwszy,zawładnęłybezresztyHarriet.
Riggdelikatniezacząłwodzićkciukiemwokółjejsutka,ajejciałonatychmiastza-
reagowałonatęnienachalnąpieszczotę.Spięta,podekscytowana,obserwowałapo-
wolnerytmiczneruchykciuka.
–Rigg…–zaczęłanieswoimgłosem,niebędączdecydowana,czytoprotest,czy
błaganie.
Onwydawałsięwiedzieć.Wydałzsiebiezduszonydźwięk,przechyliłdotyłujej
głowę i ustami powędrował wzdłuż szyi aż do widocznego pod skórą pulsującego
tętna.Wyglądałonato,żeRiggdoskonalerozpoznałmoment,gdyHarrietutraciła
nadsobąkontrolę.Poddałasięzmysłom,ulegającpożądaniu,jakiegodotychczasnie
znała.
Rigg opadł na fotel i pociągnął ją za sobą, po czym wziął do ust jej sutek, a po
chwili uczynił to samo z drugim, oba pobudzając i pieszcząc. Harriet wygięła się
woczekiwaniunaciągdalszy.Riggzacząłgładzićjejudo,apotemprzesunąłdłoń
wyżej, docierając do źródła kobiecej rozkoszy. Nadal ustami zmysłowo pieścił jej
pierś,apalcamidoprowadzałnaskrajekstazy.Pojękiwałacicho,awpewnymmo-
menciekrzycząc,wyznała,żegopragnie.
Jużniebyłoodwrotu.Naturawzięłagórę,pozbawiającHarrietzdolnościanalizo-
waniasytuacji.Podpowiedziałajej,doczegojestprzeznaczona,doczegosięurodzi-
ła.Jużniemogłainiechciałasięwycofać.NajwyraźniejRiggteżuważał,żepowin-
nidoprowadzićdokońcato,cozaczęli.
Itakznaleźlisięnadzyprzedkominkiem.TymrazemHarrietmogłaoglądaćna-
giegoRiggabezskrępowania,nietakjaktomiałomiejscepoprzednio.Niemusiała
odwracać oczu od ciemnej linii owłosienia, przebiegającej przez brzuch i niknącej
podpaskiemspodenek.
Niemiałprzedniąnicdoukryciaimogłanapawaćsięjegomęskością.Nieczuł
się ani zakłopotany, ani rozbawiony jej brakiem doświadczenia, wahaniami i po-
wściągliwościąprzemieszanązsilnąpotrzebąspełnienia.Przeciwnie,wydawałsię
wpełniświadomy,coonaczuje.
Ująłjejdłońipowoli,znamysłem,położyłnaswojejmęskości,rozprostowującjej
skurczonepalceiprzytrzymującjewswoich.Pokazywałjej,żejejdotykwywołuje
wnimdrżenieiprowokujedokrzyku,podobniejaktosiędziejewjejprzypadku.
Pojegowcześniejszymwyznaniu,żebardzojejpożąda,Harrietspodziewałasię,
żeodrazuzaczniesięzniąkochaćpospiesznieiniecierpliwie.Tymczasemuwodził
jąłagodnie,stopniowo.Umiejętniepieściłipodniecałdomomentu,kiedykuswemu
zdumieniuomalnieeksplodowałanadługoprzedtym,zanimwniąwszedłirytmicz-
nymiruchamidoprowadziłdomiłosnejekstazyzarównoją,jakisiebie.Gdyoboje
wrócilidorzeczywistości,Riggpowiedział:
–Niechciałemcisprawićbólu,aleniemogęobiecać,żezawszebędętakideli-
katny.Niesamowiciemniepodniecasz,nawetniepotrafięwyrazićjakbardzo.
–Skorotak,topokażmi,jakbardzomniepragniesz–odparła,zaskoczonaswoimi
słowami.
Za drugim razem, czując w sobie jego męskość, wiedziała, że dopiero teraz do-
świadcza prawdziwego pożądania. Natychmiast entuzjastycznie poddała się miło-
snemurytmowiidostosowaładoniegotak,żedoznałarozkoszynieporównywalnej
dotej,którąprzeżyłapoprzednio.
Po wszystkim leżała naga i nasycona w ramionach ukochanego, marząc o tym,
żebyzostalizdalaodzgiełkuświata,sami,tylkowedwoje.Wpewnymmomencie
Riggsięodniejodsunął.
–Muszęiść–powiedziałzżalem.–Niczegobardziejbymniepragnął,jakzostać
ztobą,trzymaćcięwramionachprzezcałąnociczekać,ażsięprzymnieobudzisz.
Niestety,toniemożliwe.
Otulona szlafrokiem, Harriet obserwowała, jak on się ubiera. Na myśl, że ją
opuszcza, miała ochotę zapłakać jak porzucone dziecko. Rigg sprawiał wrażenie
przygnębionego. Pochyliwszy się nad Harriet, ujął w dłonie jej głowę, odwracając
tak,byspojrzećjejwoczy.
–Tonostalgiapoeuforiirozkoszy–powiedział,pocałowałjąwustaiwstał.–Dziś
muszępojechaćdofabrykiwsprawiezleceniaodAmerykanów–dodał.–Zadzwo-
nię,jaktylkobędzietomożliwe.–Pocałowałjąjeszczeraziskierowałsiędodrzwi.
Dochodziłaszóstarano.Ilegodzinupłynie,zanimgoznowuzobaczy?–zastana-
wiałasięHarriet.Poszłanagóręiwyciągnęłasięnałóżku,zgłowąwypełnionąmy-
ślamioukochanym,z sercempełnymmiłości.Okazał sięcudownymkochankiem–
uważnym,czułym,atakżebardziejnamiętnymniżjakikolwiekmężczyznazjejma-
rzeń,kiedyzorientowałsię,żeonategooczekuje.
Maleńkie ślady na skórze, widoma oznaka jego namiętności, zaczęły ciemnieć.
Niebyłybolesne,aleprzypominałyjejchwilezmysłowychuniesieńiznowuzaczęła
tęsknićzaRiggiem.
Żadneznichniepomyślało,żebysięzabezpieczyć.Harrietbyłajednakpewna,że
wtychdniachniepowinnazajśćwciążę.Anawetjeśli…Wyobraziłasobie,żenosi
włoniedzieckoRigga,itamyślsprawiłajejradość.
Rigg.Takbardzogokocha.Czyondarzyjąrówniesilnymuczuciem?Niepowinna
żywićwątpliwości,usiłowałasięichpozbyć,złanasiebie,żewogóledopuściłado
ichpowstania.
Oczywiście, że Rigg ją kocha. Przecież wyznał jej uczucie. Owszem, wyraził je
słowami, ale czy rzeczywiście je czuje? Czy kocha ją tak samo jak ona jego? Czy
chcespędzićzniążycie,uczynićzniejżonęczyzachowaćjakokochankę?
Harrietniebyławstaniezasnąć.Dręczyłjąstrachiniepewność;liczyłagodziny
dotelefonuodRigga.Niewystarczyłojej,żekochałsięzniączule,potrzebowała
zapewnień,żepragniejąmiećnazawsze,żechce,byzajęłatrwałemiejscewjego
życiujakożona,matkajegodzieci.
Ile czasu upłynie, zanim zadzwoni? Usiłowała przewidzieć, kiedy może spodzie-
waćsiętelefonu.Napewnonieprzedpołudniem,anawetnieprzedlunchem.Toza-
leży,jakdługobędziemusiałzostaćwfabryce.Zjejpunktuwidzeniazadługo,całe
wieki.Cóż,będziemusiałauzbroićsięwcierpliwośćijakośprzetrwać.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
Minęłopołudnie,aRiggwciążniezatelefonował.Harrietstarałasięuspokoić,po-
wtarzając sobie, że południe to najwcześniejszy możliwy termin, kiedy mógłby się
z nią skontaktować. Być może odezwie się w czasie lunchu, pomyślała, z trudem
opierającsięchęcipodniesieniasłuchawki,żebyzadzwonićdoniegododomu.
O pierwszej była tak spięta, że zaczęły ją boleć wszystkie mięśnie, a o drugiej,
dręczonanajgorszymipodejrzeniami,byłajużniemalchora.Otrzeciejznałapraw-
dę.Riggniezamierzazadzwonić.
Wciąguniecałychdwudziestuczterechgodzinprzeszłaodstanurozpaczydoeu-
forii,przezcałągamęemocji,poczymznówwróciłaudręka,tyleżetymrazembar-
dziejdojmującaibolesna.Dręczyłasięzpowoduodrzucenia,pogardydlasamejsie-
bie,samotnościiświadomości,żekocha,ajejmiłośćniezostanieodwzajemniona.
Rozpaczliwieusiłowałasobiepowiedzieć,żemożebyćkonkretnaprzyczyna,dla
którejRiggsięnieodezwał.Albomiałinnąważnąrozmowętelefoniczną,albozała-
twiałsprawyzawodowe.Jednakwtejsytuacjizdrowyrozsądekprzegrywałzemo-
cjami.Wiedziałaswoje:Riggniezadzwonił,bowświetledniaobietniceuczynione
w nocy przestały mieć dla niego moc obowiązującą, podobnie jak dla innych męż-
czyzn
Harrietuważałasięzaosobędostatecznieinteligentną,bymócodróżnićpożąda-
nieinamiętnośćodmiłości.Jakonastolatkaszybkosięzorientowała,czegochcieli
odniejchłopcy,zktórymisięumawiała,gdywyciskalinajejustachniezdarnepoca-
łunkiipróbowaliwsuwaćręcepodjejbluzkęczysweter.Potemjakoosobadorosła
przyzwyczaiłasiępostrzegaćsiebiejakokobietę,któraniewzbudzapożądania,do
czegopoczęściprzyczyniłasięsamawodruchusamoobrony.
Pozatym,pytałasiebiezgoryczą,jeślimabyćszczerawobecsiebie,czyniepra-
gnęłainiekochałaRiggatakbardzozeszłejnocy,żeniebyławstaniesięzastana-
wiaćnadmotywamijegopostępowania?Łudziłasię,iżonkochajątakjakonajego.
Ozmierzchuporzuciławszelkąnadzieję,żeonjeszczesięzniąskontaktuje.
Riggjestinteligentny,przenikliwy.Musiałwiedzieć,coonamyśli,coczujeiprze-
żywa, czekając na telefon od niego. Było tylko jedno wytłumaczenie faktu, że się
zniąnieskontaktował,amianowiciepostanowiłjednoznaczniedaćdozrozumienia,
iżniezamierzakontynuowaćtego,coichpołączyłominionejnocy.
Mimo to Harriet nie żałowała, że się z nim kochała. Gdyby mogła cofnąć czas
o dwadzieścia cztery godziny, na pewno nie zrezygnowałaby z ani jednej sekundy,
którą spędziła w ramionach Rigga. Nie mógł ofiarować jej miłości, ale dał jej roz-
kosz,jakiejniepotrafiłabysobiewyobrazić.Sprawił,żepozbyłasiękompleksów,bo
potrafiłagorozpalićizaspokoić.Dziękiniemuzyskałaświadomośćwłasnejkobie-
cości,odkryłaswojązmysłowość,którejistnieniausiebienawetniepodejrzewała.
Podczas aktu miłosnego okazał jej zarówno czułość, jak i pożądanie. Czy to jego
wina,żeonamiałanadziejęnacoświęcej?
Jeśliniebyłwstaniejejpokochać,tomożelepiej,żezachowałsiętak,anieina-
czej.Możeażdoostatniejnocynieuświadamiałsobie,jakbardzoonagokocha.
Wprawdzie wspomniał o miłości, ale niewykluczone, że jego wyobrażenie uczuć
różniło się od jej pojmowania miłości. Niewykluczone też, iż wyczuł, że chciałaby
trwałego związku, i dlatego się wycofał. Harriet doszła do wniosku, że to mało
prawdopodobne,bykiedykolwiekpoznałaprawdę.
KiedynadranemporozstaniuzRiggiemprzygotowywałasiędospania,stwierdzi-
ła,żeżalwywołanyzniknięciemkochankatakszybkopomiłosnychuniesieniachnie
ulotni się z godziny na godzinę. Wiedziała, że nadchodzącej nocy nie zmruży oka,
analizującbezkońcakażdewypowiedzianeprzeznichsłowo,każdygest,szukając
najmniejszejoznakiwskazującej,żewzaistniałejsytuacjipowinnabyćprzygotowa-
nanatrwałyżalinieukojonątęsknotę.
Wcześniej, świadoma własnych uczuć, obawiała się spotkania z Riggiem, ponie-
ważniechciałaichujawnić.Ówczesnylękbyłniczymwporównaniuzodczuwanym
obecnie strachem. Tak jak przewidywała, noc minęła bezsennie. Na długo przed
świtemwiedziała,żejedynymsposobemzapewnieniasobie,iżnigdywięcejniezo-
baczyRigga,jestwystawienienasprzedażdomuiopuszczenietejokolicy.
Na samą myśl o tym łzy napłynęły jej do oczu. Czuła się tak samotna jak nigdy
wprzeszłości.Rozumwziąłjednakgóręnademocjami.Wiedziała,żetodecyzjanie-
odwołalna,żemusipozbyćsiędomuiznaleźćinnemiejscedożycia.
Oszóstejranowstała,usiadłaprzystolewkuchniiwzięławręcedymiącykubek
świeżozaparzonejkawy,tymrazemjednakaromatycznynapójniedodałjejenergii.
Była rozkojarzona, słaba, jakby przebyła dotkliwy szok, co w gruncie rzeczy nie
byłodalekieodprawdy.
Wydawałosię,żeupłynęływieki,zanimzegarwybiłdziewiątąiHarrietmogłaza-
dzwonićdopośrednika,którypomógłjejnabyćdom.Niekryłzdziwienia,kiedymu
oświadczyła,żezamierzawystawićniedawnokupionydomnasprzedaż.Niezasko-
czyła jej reakcja agenta. Przecież była pełna entuzjazmu, kupując tę posiadłość –
zachwyconadomem,okolicąinowąsytuacjążyciową.Wyczuwając,żejestzacieka-
wionymotywamijejpostępowania,przedstawiławersjęmającąniewielewspólnego
zrzeczywistością.
–Wiepan,zaczynamsiętutajczućtrochęodciętaodświata.Domleżynauboczu.
Wolałabymjednakmieszkaćbliżejludzi.
–Cóż,rozumiempaniargumenty–zgodziłsiępośrednik.–Nieradziłbymjednak
terazprzystępowaćdosprzedażyToniejestdobryokresnatakietransakcje.Po-
siadłośćjestdośćszczególnaimusiznaleźćsięnaniąamator.Nawetporemoncie
iprzeróbkach,którepaniwprowadziła,wątpię,żebyzwróciłsiępanikosztnabycia
domuiponiesionewydatki,jeślibędziepaninalegałanaszybkąsprzedaż.Nawio-
snętocoinnego…
„Nawiosnę”.Harrietpoczułasiętak,jakbyzostałaułaskawionaodkaryśmierci.
Ścisnęła w dłoni słuchawkę. Bardzo chciałaby się zgodzić ze zdaniem agenta, po-
zwolićsobienazgubnąradośćpozostania.Zgubną,boprzecieżjeśliniewyjedzie,
trudnobędziesięjejwyleczyćzmiłościdoRigga.
Nie może okazać słabości, postanowiła, ani się wahać. Jeśli pozostanie tutaj do
wiosny, to może wpaść w pułapkę oczekiwania, że pewnego dnia stanie się cud
iRiggprzejrzynaoczy.Niepowinnadotegodopuścić,musiwziąćsięwgarśćibyć
konsekwentna.
Odetchnęłagłębokoioświadczyłazdecydowanie:
–Niechcęczekaćdowiosny.Jestemprzygotowananapewnąstratęfinansową.
Wyczuła,żepośrednik,starszypan,powściągliwyipełenrezerwy,byłzaniepoko-
jony,więcbyuprzedzićjegoewentualnedalszeobiekcje,dodałaszybko:
–Jeśliwolałbypan,żebymzwróciłasiędokogośinnego,tonicniestoinaprze-
szkodzie.
– Nie ma takiej potrzeby. Przez kilka następnych dni nie będzie mnie w biurze.
Możemoglibyśmysięspotkaćwpiątekrano,żebymomówiłzpaniąszczegółyido-
konałpomiarów?
Przecież zna wszystkie rozmiary pokoi! Harriet miała ochotę krzyczeć ze znie-
cierpliwienia. Wyczuwała jednak, że dyskutowanie z agentem zagra na jej nieko-
rzyść,zgodziłasięwięcnazaproponowanyterminspotkania.
Piątek.Pięćdługichdniczekania,rozmyślań,wspomnień.Pięćdnimasochistycz-
nejradościztortury,jakąbędzieprzebywaniewpokojudziennym,gdziesiękocha-
li.
Niemogącznieśćmyśliopozostaniuwdomu,otęsknociezaRiggiem,opłakiwa-
niatego,cominęło,aco,jakmiałanadzieję,będzietrwaćwiecznie,wzięłakluczyki
samochodoweizamknąwszydrzwi,wsiadładoauta.
Spędziłacałydzień,jeżdżącbezcelupookolicznychwioskach,miasteczkach,po
pustych drogach, wspinających się serpentynami na wzgórza, ponure i jałowe
woczekiwaniunazimę.
Nie miała pojęcia, ile kilometrów przejechała, i choć mówiła sobie, że zwiedza
okolicewposzukiwaniumiejsca,doktóregomogłabysięprzeprowadzić,wiedziała,
żetaknaprawdęchodzijejjedynieoto,abychoćpoczęścistłumićbólspowodowa-
nyświadomością,żeRiggnieodwzajemniajejmiłości.
Zatrzymałasiętylkowporzelunchuwniewielkimmiasteczku,mówiącsobie,że
powinnacośzjeść.Zaparkowałaprzedstarym,niecozaniedbanympubem.Wśrod-
kupanowałaprzytulnaatmosfera,któranatychmiastjąprzytłoczyła.Zjadłazaled-
wiekęszamówionejkanapkiiwyszła,niemogącznieśćwidokugościzasiadających
przyinnychstolikach.Niebyłotusamotnych,każdymiałtowarzystwo.Przykomin-
kusiedziałajakaśparacałkowiciepochłoniętasobą.Wyglądalinakochankówina
ich widok Harriet poczuła taki ból, że obawiała się, iż zasłabnie. Kelnerka popa-
trzyła na nią z niepokojem i omal się nie potknęła, poruszona rozpaczą widoczną
wjejoczach.
W środę, patrząc na swoje odbicie w lustrze, Harriet przekonała się, że ciągła
udrękaodbiłasięnietylkonajejpsychice,alerównieżnawyglądzie.Wiedziała,że
straciła parę kilogramów, ale nie zdawała sobie sprawy, że aż tak wyostrzyły się
rysyjejtwarzy.Doszładowniosku,żejeśliniechce,byludziezaczęlisięzastana-
wiać,cosięzniądzieje,musispróbowaćwziąćsięwgarść.
Problemjednakpolegałnatym,żechoćusiłowałazachowywaćsięrozsądnie,nie
byławstanieanijeść,anispać.Przestałarównieżwyczekiwaćtelefonu.Choćza-
mierzałaposzukaćzapomnieniawpracy,siedziałanieruchomoprzymaszyniedopi-
sania, wpatrując się w przestrzeń i myśląc o Riggu zamiast o swoich bohaterach.
Naglepanującąwdomuciszęprzerwałprzeraźliwydzwonektelefonu.Przezchwilę
patrzyłanaaparat,jakgdybyniebyłapewna,doczegosłuży.
Wkońcupodniosłasięzkrzesłaisięgnęłaposłuchawkę.Ruchymiałaspowolnio-
nejaklunatykczyktośbędącypodwpływemnarkotyków.Zmartwiała,kiedyusły-
szaławsłuchawceniespokojnygłosTrixie.
–Harriet,toty?Och,proszę,przyjedź!Potrzebujętwojejpomocy.Harriet…–po-
wtórzyłaposekundzie,awtlerozległsięodgłosprzypominającyszloch.
Nieulegałowątpliwości,żecośsięstało.Harrietnietraciłaczasunazbędnepy-
tania.
–Jużjadę–powiedziała.–Będęzajakieśdziesięćminut.
DojazddodomuRiggazająłjejdokładniesiedemminut.Zatrzymującsięnawysy-
panymżwirempodjeździe,Harrietuzmysłowiłasobie,żejeszczenigdywżyciunie
prowadziłasamochodubardziejbrawurowo.
Nie miała pojęcia, co się wydarzyło, ale podejrzewała, że Trixie wdała się
w awanturę z Riggiem, być może z powodu swojej przyjaźni z Evą, i koniecznie
chciałaotymporozmawiać.Musiałostaćsięcośnaprawdępoważnego,pomyślała
Harriet,skoroTrixieniepojechaładoszkoły.Podczasrozmowytelefonicznejszlo-
chała,więcHarrietniebyłazaskoczona,kiedydrzwidomuotworzyłysięgwałtow-
nieiTrixierzuciłasięwjejkierunku.
–DziękiBogu,żejesteś!–zawołała.–Riggzapowiedział,żebynikogoniepowia-
damiać,alepaniArkwrightijejmężaniemawdomu.Udałomisięzaprowadzićgo
nagóręizasnął.Toznaczy,myślę,żeśpi.
Harrietpatrzyłananią,nierozumiejąc,ocochodzi.
–Och,szybko,proszę.–Trixiewzięłajązarękęipociągnęłazasobą.–Martwię
sięoniego.Wszpitalupowiedzieli,żetomożebyćwstrząśnieniemózgu,aleodesła-
ligododomu.Sądziłam,żewszystkowporządku,alekiedyweszliśmydośrodka,
onstraciłprzytomność.
Byływhallu.PrzerażonaHarrietjużwiedziała,okogochodzi.
–Tobyłostraszne–opowiadałaTrixie.–Wniedzielęranoobudziłamsięizasta-
łamnastolekartkęodRigga,żemusijechaćdofabryki,apotemprzyjechałapolicja
zwiadomością,żezostałnapadnięty.Ktośpróbowałwłamaćsiędofabryki,myśląc,
żetamniemanikogo,stryjusiłowałgozatrzymaćizostałpobity.Jużwtedychcia-
łamdociebiezadzwonić,alepolicjanciniedalimiczasu.Awszpitalumusiałamcze-
kaćcałewiekinadoktora,którypowiedziałmitylkotyle,żeRiggjestnieprzytomny.
Harrietbyławszoku.
Riggleżałnieprzytomnywszpitalu,aonaniemiałaotympojęcia.Nicdziwnego,
żesięniąnieskontaktował.
–Dlaczegowcześniejdomnieniezatelefonowałaś?!–zwróciłasięzpretensjądo
Trixie.
–Stryjminiepozwolił–odrzekła.–Wponiedziałekodzyskałprzytomnośćikiedy
przyszłam do szpitala, zapytał, czy dzwoniłaś. Odparłam, że nie, i zapytałam, czy
chce, bym cię powiadomiła o tym, co się stało. Powiedział, że lepiej nie. Byłby na
mnie wściekły, gdyby wiedział, że tu jesteś, ale nie miałam pojęcia, do kogo się
zwrócić.Jużbyłodobrze,atu…
WoczachTrixiepojawiłysięłzyiHarriet,samaprzerażona,zaczęłająuspoka-
jać.
–Przedewszystkimmusimywezwaćlekarza–oświadczyła.
Kujejzaskoczeniudziewczynaniebyławpełniprzekonanadotegopomysłu.
–Możelepiejnajpierwgozobacz–zasugerowała.–Anużodzyskałprzytomność
inietrzebabędzieniepokoićlekarza.
Harrietpopatrzyłananią,niekryjączdziwienia.
–Ależ,twójstryjmiałwstrząśnieniemózgu.Jestniezwykleważne,żebyzbadałgo
specjalista.Tomożebyćspraważyciaalbośmierci.
–Onnienawidziszpitali,azalekarzaminieprzepada.Byłwściekły,kiedypoodzy-
skaniu świadomości nie puścili go od razu do domu, tylko zatrzymali na badania.
Myślę,żepowinnyśmytrochęzaczekać.Teraz,kiedytujesteś,mniejsiędenerwuję.
Stryj był w okropnym nastroju, kiedy po niego pojechałam. Zupełnie jakby nie był
sobą.
– Mówiłaś, że nie chciał, żebyś mnie zawiadomiła. Wyjaśnił dlaczego? – Harriet
niemogłasiępowstrzymaćodzadaniategopytania.
– Och, mówił coś o tym, by cię nie niepokoić, bo masz własne życie. Takie tam
rzeczy…Zauważyłam,żenapewnochętniebyśnampomogła,alewpadłwfurię.
Nie życzył sobie, aby bratanica się ze mną skontaktowała, bo właśnie zdecydo-
wał,żewięcejniechcemiećzemnądoczynienia?–zastanawiałasięHarriet.
–Uważam,żejednakpowinnyśmywezwaćdoktora–oznajmiłazdecydowanie.–
Tojestkonieczne,zważywszynato,żelekarzezdiagnozowaliwstrząśnieniemózgu-
podkreśliła,widzącupartywyraztwarzyTrixie.
–Możepoprostuzrobiłomusięsłabo.Dlaczegoniepójdziesznagóręiniezoba-
czysz?Proszę…
Harrietspojrzałananiąbezradnie.
–Nieznamsięnachorobach.Niepotrafięstwierdzić,comujest.
–Wiem,alepoczułabymsięlepiej,gdybyśnaniegospojrzała.Byłwsypialni,kiedy
zasłabł.Udałomisięgopołożyćdołóżka,alejegolewarękawyglądadziwnie.
Harrietpoddałasię,widząc,żeTrixienieustąpi.
– Dobrze, ale obiecaj mi, że zaraz potem zgodzisz się na wezwanie lekarza.
Wprzeciwnymrazieniepójdęnagórę–zastrzegłasięHarriet.
–Wporządku.–Trixiesięrozpromieniła.–Tędy.
Dziewczyna ma imponującą zdolność odzyskiwania równowagi ducha, pomyślała
Harriet,idączaniąnapiętro.Jeszczeparęminuttemutonęławełzach,aterazjest
takradosna,jakbyjejstryjowinicsięniestało.Natomiastonaczułauciskwżołąd-
ku.LękoRiggaprzezwyciężyłopórprzednaruszeniemjegoprywatności,nawetje-
ślionsam,nieprzytomny,niebyłbyświadomjejobecności.
Niechciałjej,jasnodałtodozrozumienia.Aterazmożesobiepomyśleć,żejest
takgruboskórna,iżniezdajesobiesprawy,jakonsięczuje.Cogorsza,rozmyślnie
próbujenasiłęwedrzećsięwjegożycie.
– To jego pokój. – Trixie pchnęła ciężkie dębowe drzwi i przytrzymała je, żeby
Harrietmogławejśćdośrodka
Znalazłszysięwśrodku,zobaczyłazaryscałkowicieubranegoRigga,leżącegona
brzuchunazasłanymnarzutąłóżku.Podeszłabliżej,żebynaniegospojrzeć,iwtedy
rozległosiętrzaśnięciedrzwi.Odwróciłasię,abycośpowiedziećTrixie,alejejjuż
niebyło.Zdumiałasięiwtymmomencieusłyszaładźwiękprzekręcanegowzamku
klucza.Niemożliwe,pomyślała,alepodeszładodrzwiiusiłowałaprzekręcićgałkę.
Byłyzamknięte.Czyżbytadziewczynazwariowała?Coona,ulicha,wyczynia?Har-
rietobracałagałką,aledrzwinieustępowały.
–Trixie,cotywyrabiasz?!–zawołała.
Zzadrzwiniepadłaodpowiedź,zatoodstronyłóżkaodezwałsięrozespanygłos.
–Trixie,myślałem…
Riggodwróciłsięnaplecy.
–Toty–mruknął,ukrywajączaskoczenieiprzybierającobojętnywyraztwarzy.
–Twojabratanicazadzwoniładomnieipoprosiła,żebymprzyjechała–wyjaśniła
zakłopotanaHarriet.–Powiedziałami,żestraciłeśprzytomność.Martwiłasię,że
tomożebyćwstrząśnieniemózgu.
–Naprawdę?Idlategoznalazłaśsięprzymoimłóżku?
Wydawałsięzły,cowięcej,jegogłoszabrzmiałszyderczo.Harrietzaczerwieniła
się,odgadując,coRiggmógłsobiepomyśleć,aczegosięobawiała.Otowjegooce-
nieuchwyciłasiętejwymówki,żebysięznimspotkać.
–Trixiebyłabardzozdenerwowana,gdyrozmawiałazemnąprzeztelefon–doda-
ła.–Niemiałampojęcia,cosięstało.Sądziłam,żesiępokłóciliście.
– I pojawiłaś się tu powodowana kobiecą solidarnością? Myślałem, że cię znam,
aletakniejest,prawda,Harriet?
Usiadłnabrzegułóżka.SpostrzegłaplasternalekkoobrzmiałejskroniRigga,ale
niezauważyłażadnychinnychoznakwskazujących,żecośznimjestniewporząd-
ku.Niewyglądałaniniezachowywałsięjakktoś,ktodopierocodoznałwstrząśnie-
niamózgu.Przeciwnie,prezentowałsięjakktoścałkiemzdrowyisprawny.
Harrietzaczęłapodejrzewać,żeTrixieużyłapodstępu,byjązwabić,anastępnie
rozmyślnieprzyprowadziłajądopokojuRigga,gdzieichzamknęła.
–Wydawałomisię,żejesteśrzadkimwyjątkiemwśródswojejpłci–kontynuował
zgorycząRigg.–Miałemcięzakobietę,którawoliżyćsamaniżzmężczyzną,któ-
remu nie jest w stanie oddać serca. Nie mogłem wprost uwierzyć w swoje szczę-
ście, kiedy cię poznałem. Popełniłem błąd – zakochałem się w mirażu, w kobiecie,
któranieistnieje.Wdzisiejszychczasachchybatylkoskończonygłupiecmożedać
wiarę,żekobietapotrzydziestcejedyniezwłasnegowyborupozostajesama–kon-
tynuował. – Pomyliłem się, uznając, że w twoim przypadku to sprawa uczuć, gdy
tymczasemwrzeczywistościwolnośćliczysiędlaciebiewżyciunajbardziej.
Harrietwpatrywałasięwniego,niewierzącwłasnymuszom.Tegorzkieoskarże-
nia tak bardzo kłóciły się ze wszystkim, co sobie wyobrażała, że musiało upłynąć
parędobrychminut,zanimdotarłdoniejsenssłówRigga.Zmocnobijącymsercem
podeszłaokrokbliżejłóżka,potemonastępnyijeszczejeden.
Wszystkosięwniejbuntowałoprzeciwtemu,corobiła,alerównocześniecośją
pchałonaprzód.Dotądnieodważyłasięniczegożądaćoddrugiegoczłowieka–ani
zrozumienia,aniwsparcia,ajużnapewnoniemiłości.Tymczasemobecniezamie-
rzałatouczynićinicniemogłojejprzedtympowstrzymać.
–Obiecałeś,żezadzwonisz.Czekałam–powiedziałaniepewnie.
Riggzmarszczyłczoło.
–Jateż,dodiabła!–wybuchnął.–Wkażdymraziebędącwszpitalu,poprosiłem,
żebydociebiezadzwoniliidaliciznać,cosięstało.Dałemimtwójnumer–osiem-
setsiedemdziesiątdwatrzystadwa.
Harrietczuła,żejeśliniezostanietu,gdziestoi,jeśliuniesienogę,pofruniepod
sufitzeszczęścia.Ostrożnie,jakbyobawiałasię,żecośuszkodzi,zauważyła:
–Mójnumertoosiemsetsiedemdziesiątdwatrzystatrzy.
Przezchwilęwpatrywalisięwsiebiewmilczeniu.
–Nawetniepróbowałaśsięzemnąporozumieć–odezwałsięzwyrzutemRigg.–
PytałemTrixie,czydzwoniłaś.
–Jakmogłabym?–Harrietpopatrzyłananiegowyzywająco.–Wychodząc,obie-
całeś,żesięzemnąskontaktujesz.Tylkozjednegopowodumogłeśtegoniezrobić.
–Jakiego?
–Podługimnamyśledoszłamdowniosku,żezmieniłeśzdaniealbonawetuznałeś,
żezapragnęłamodciebiewięcej,niżchciałeśmidać.
Nastąpiłachwilapełnejnapięciaciszy.
–Myślałaś,żezpremedytacjącięuwiodłemiżezamierzałemcięrzucić?Itopo
tym,comiędzynamizaszło?!
Harrietzwiesiłagłowę,niezdolnawydobyćzsiebiesłowa.
–Nawetgdybymciniewyznał,żeciękocham,nawetgdybysposób,wjakiprze-
żywaliśmyaktmiłosny,nieświadczyłomoimzaangażowaniu,tonapewnowiedzia-
łaś, że zwykła przyzwoitość kazałaby mi po pewnym czasie sprawdzić, czy nie je-
steśwciąży.
Harrietnawetniebrałatakiejmożliwościpoduwagę.
–Myślałaś,żebędęsięztobąkochać,apotemodejdęjakgdybynigdynic?
–Nie.Natomiastprzyszłomidogłowy,żenieuświadamiałeśsobie,jakbardzocię
kocham,iżechcęzająćstałemiejscewtwoimżyciu,aniezaistniećwnimtylkona
krótko–odparłaHarriet,zbierającsięnaodwagę.
–OmójBoże–jęknąłRigg.–Chodźtutaj.
Drżąclekko,Harrietzbliżyłasiędołóżka,aRiggpodniósłsięiwziąłjąwramio-
na.
–Kochamcię–oświadczył.–Chcędzielićztobąresztężycia.Pragnę,byśzostała
mojążoną,matkąmoichdzieci.Jeśliniepowiedziałemcitegowtedy,gdysiękocha-
liśmy, to przepraszam. Nie masz pojęcia, jak się czułem, gdy znalazłem się w tym
cholernymszpitalu,atysięzemnąnieskontaktowałaś.Byłempewien,żegdytylko
otworzęoczy,zobaczęciebieprzysobie.Trixie,niechjąlicho,wciążmówiłaotym,
żebydaćciznać,tymsamymsypiącmisólwrany.
PocałowałHarrietnajpierwdelikatnie,potemjużbardziejnamiętnie.
–Czypowinieneśtorobić?–spytała,odsuwającsięniecoodRigga.–Pozapaści?
–Jakiejzapaści?–zdziwiłsięRigg.
–Trixiezadzwoniładomniespanikowana,błagając,żebymprzyjechała.Opowie-
działamionapaścinaciebie,owstrząśnieniumózgu,któreorzeczonowszpitalu,
atakżeotym,żepopowrociedodomustraciłeśprzytomność.Chciałamwezwaćle-
karza,aleminiepozwoliła.
–Nicdziwnego,boniestraciłemprzytomności.Naszpikowalimniewszpitalupro-
chamiprzeciwbólowymi,poktórychchciałomisięspać,idoradzili,żebymwdomu
porządnie wypoczął. Niestety, te wszystkie środki nie uśmierzyły bólu, którego ty
miprzysporzyłaś.
Harrietrzuciłaokiemnadrzwi.
–CzyTrixiewieonas?–spytała.
– Głowiłem się nad tym w szpitalu. Chyba się domyśliła. Podejrzewam, że cała
okolicawie,jakbardzociękocham.
Zauważył,żeHarrietspoglądawstronędrzwizwymownąminą.
–Ocochodzi?–spytał.
WyjaśniającmupostępowanieTrixie,spodziewałasię,żebędziezirytowanyspo-
sobem,wjakijegobratanicanimimanipuluje,aleRiggtylkosięroześmiał.
Wieletomówiłoojegocharakterze.Harrietuznała,żegdybyuważniejanalizo-
wała postępowanie Rigga, a nie własne wątpliwości i wahania, nie doszłaby do
wniosku,żemunaniejniezależało.
–Kiedymożemysiępobrać?–zapytałRigg,zbliżającwargidojejucha.–Imprę-
dzej, tym lepiej. Jestem za stary na odbywanie nocnych wycieczek do twojego
domu,apozatymchcęsiębudzićranoobokciebie.
–PrzedBożymNarodzeniem,alezjednymzastrzeżeniem–odparłaHarriet.
–Każdym–zgodziłsięochoczoRigg.
–Miesiącmiodowyspędzimynanartach.
–Niewiedziałem,żejesteśzapalonąnarciarką–zdziwiłsięRigg.
–Niejestem–odrzekłazuśmiechemHarriet.–Uważam,żeTrixiezasługujena
nagrodęzaswójwysiłek,prawda?
Śmialisięjeszczepodziesięciuminutach,gdyTrixieostrożnieprzekręciłaklucz,
otworzyładrzwiiweszładośrodka,niosąctacę,naktórejstałabutelkaszampana
itrzykieliszki.
Półgodzinypóźniejbutelkabyłapusta,adataślubuustalona.
– Dzięki Bogu wszystko załatwione – stwierdziła Trixie. – Naprawdę, wy dwoje
zachowujecie się jak dzieci. Jonathan i ja zauważyliśmy już w sobotę, że coś jest
międzywami.
Gdyzostalisami,Harrietprzypomniałasobie,ocochciałazapytaćRigga.
–Tadziewczyna,zktórąmiałeśsięożenić–zagadnęła.
Riggwyglądałnazakłopotanego.Powtórzyłamuwięcto,czegodowiedziałasięod
Trixie,oniedoszłymślubie,otym,jakbardzotoprzeżył.
KujejzdziwieniuRiggsięroześmiał,poczymwyjaśnił:
– Zaręczyny zostały zerwane za obopólnym porozumieniem, bez żalu żadnej ze
stron. Skąd Trixie przyszło do głowy, że kiedykolwiek cierpiałem na skutek nie-
odwzajemnionejmiłości?Pojęcianiemam.Byłemzamłody,żebyodróżnićzadurze-
nie od miłości. Zaręczyliśmy się, ale szczęśliwie oboje na czas dorośliśmy na tyle,
byzrozumieć,żeto,conaspołączyło,niewystarczy,abystworzyćtrwałyzwiązek.
Pokochałemtylkojednąkobietęwżyciuityniąjesteś–dodał.
ŚlubHarrietiRiggaodbyłsięnatydzieńprzedBożymNarodzeniem.Zkościoła
wrócilidodomubiałąodśniegudrogą.Podwysokąchoinkąpiętrzyłosięwięcejpre-
zentów,niżHarrietkiedykolwiekwcześniejwidziała.
PodarekdlaTrixiedoostatniejchwilitrzymaliwtajemnicy.Kiedywręczylijejko-
pertę,patrzyłananiąprzezchwilę,poczymotworzyłająwmilczeniuidopierona
widokzawartościjejtwarzrozjaśniłasięuśmiechemszczęścia.
–Bierzeciemniezesobą!–zawołałaradośnie,podbiegającdonichiściskającich
oboje.
– Cóż, Harriet uznała, że zasłużyłaś na nagrodę za wtrącanie się w nie swoje
sprawy–powiedziałRigg.–AskoroniemogęsięzgodzićnatwójwyjazdzEvąSo-
ames, pomyśleliśmy, że nasza wspólna eskapada na narty może być formą rekom-
pensaty.
–Harriet,jesteświelka!–wykrzyknęłazachwyconaTrixie.
– Całkowicie się z tym zgadzam, moja droga pani Matthews – szepnął Rigg do
nowopoślubionejżony.
Tytułoryginału:BreakingAway
Pierwszewydanie:HarlequinBooks,1990
Redaktorserii:DominikOsuch
Opracowanieredakcyjne:BarbaraSyczewska-Olszewska
Korekta:LiliannaMieszczańska
©1990byPennyJordan
©forthePolisheditionbyHarperCollinsPolskasp.zo.o.,Warszawa2017
WydanieniniejszezostałoopublikowanenalicencjiHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone,łączniezprawemreprodukcjiczęścidzieławjakiejkolwiekformie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych
iumarłych–jestcałkowicieprzypadkowe.
HarlequiniHarlequinGwiazdyRomansusązastrzeżonymiznakaminależącymidoHarlequinEnterprises
Limitedizostałyużytenajegolicencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa
iznakniemogąbyćwykorzystanebezzgodywłaściciela.
IlustracjanaokładcewykorzystanazazgodąHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone.
HarperCollinsPolskasp.zo.o.
02-516Warszawa,ul.Starościńska1B,lokal24-25
ISBN978-83-276-3054-4
KonwersjadoformatuMOBI:
LegimiSp.zo.o.
Spistreści
Stronatytułowa
Rozdziałpierwszy
Rozdziałdrugi
Rozdziałtrzeci
Rozdziałczwarty
Rozdziałpiąty
Rozdziałszósty
Rozdziałsiódmy
Rozdziałósmy
Rozdziałdziewiąty
Rozdziałdziesiąty
Stronaredakcyjna