Jerzy Andrzejewski
Bramy Raju
2
„Jak pot nym i powszechnym było religijne rozmarzenie, wiadczy o tym owa
dziwna wyprawa krzy owa dzieci, która na kilka lat przed mierci Innocentego III
(1213) poruszyła południowo wschodni Francj , a nawet niektóre niemieckie
okolice. Pastuszek pewien pocz ł głosi , e duchy niebieskie oznajmiły mu, jako grób
wi ty mo e by wybawionym tylko przez niewinnych i małoletnich. Chłopcy i
dziewcz ta w wieku od o miu do szesnastu lat opuszczali swoje rodzinne miejsca,
zbierali si w tłumy i d yli ku brzegom morza. Wiele ich pogin ło z utrudzenia i
niedostatku, wiele tak e stało si łupem chciwych handlarzy, którzy wabili te dzieci
do siebie, a potem je sprzedawali w niewol ”.
Fryderyk Schlosser, „Dzieje powszechne”.
3
Na czas powszechnej spowiedzi zaprzestano wszelkich pie ni, miał si wła nie
ku ko cowi trzeci dzie powszechnej spowiedzi i wci szli ogromnymi lasami
kraju Vendôme, szli bez pie ni i bez dzwonienia w dzwonki, w ciasno stłoczonej
gromadzie, tylko monotonny szelest paru tysi cy nóg było słycha , czasem
skrzypienie wozów, które zamykały pochód dzieci wioz c te, które zasłabły z
wyczerpania lub miały nogi zbyt dotkliwie poranione, aby móc i pieszo, droga
w ród starej puszczy zdawała si nie mie pocz tku i ko ca, ju pi ta niedziela
mijała od owej przedwieczornej godziny, kiedy Jakub z Cloyes, zwany Jakubem
Znalezionym, a ostatnio niekiedy Jakubem Pi knym, opu cił był swój samotny
szałas ponad pastwiskami nale cymi do wsi Cloyes i powiedział do czternastu
pasterzy i pasterek z Cloyes: objawił mi Bóg wszechmog cy, aby wobec
bezdusznej lepoty królów, ksi
t i rycerzy dzieci chrze cija skie okazały łask i
miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, które jest w r kach poga skich Turków,
poniewa ponad wszelkie pot gi na ziemi i na morzu ufna wiara oraz niewinno
dzieci najwi kszych dzieł mo e dokona , w czterna cioro wyruszyli w t noc
wiosenn pełn bicia dzwonów i płaczu opuszczanych matek, lecz teraz, gdy
weszli w puszcz i od trzech dni trwał czas powszechnej spowiedzi, oczyszczaj cej
z wszelkich grzechów i przewinie , było ich wiele ponad tysi c, dalekie sło ce
oboj tnie płon ło ponad obszarami cienia, wilgoci i ciszy, mocniejszym od jego
dalekiego blasku był mrok pot nych pni i konarów, li ci i gał zi, o witach, gdy
wiatło jeszcze kruche i nie miałe poczynało si powoli wznosi nad obszarami
zieleni i milczenia, poranne ptaki wrzeszczały w g szczach puszczy, wrzeszczały
równie i wtedy, gdy zapadał zmierzch, a nocami, kiedy szli, aby nie przerywa
czasu spowiedzi, wi c nocami pełnymi monotonnego szelestu paru tysi cy bosych
nóg biegły ku nim z ciemno ci ałosne kuwikania puszczyków, w ciemno ciach
kołysały si bezgło nie czarne krzy e, chor gwie i feretrony, teraz miał si
wła nie ku ko cowi trzeci dzie powszechnej spowiedzi, stary człowiek, który od
trzech dni spowiadał dzieci, był du ym i ci kim m czyzn w brunatnym habicie
brata minoryty, na czas powszechnej spowiedzi nie Jakub, lecz on szedł na czele
pochodu, szedł powoli, jak człowiek zm czony, ci kie i obrz kni te stopy
niezgrabnie wdeptuj c w ziemi , dzieci kolejno, od najmłodszych pocz wszy,
podchodziły do niego i id c u jego boku wyznawały swoje drobne, jeszcze
niewinne grzechy, my lał: je li tego wiata nie ocali od zagłady młodo , nic go
ocali nie zdoła, oto wszystkie nadzieje i pragnienia zło yłem w tych dzieciach
zd aj cych do celu, który przerasta i ich, i mnie, i wszystkich ludzi na ziemi,
Bo e, b d przy tych niewinnych dzieciach, ja, któremu nie jest obcy aden
grzech i który znam do ostatniego tchu wszelkie zabł kanie, ja, który mimo mego
habitu i mojej usychaj cej skóry, i moich starczych warg, i stóp, które s obraz
rado ci i harmonii, znam równie dobrze dno ciemnych przepa ci, jak urojone
blaski t sknot, ja, wielki i wszechmog cy Bo e, nie pozwól, aby mogło si
kiedykolwiek sta to, co ujrzałem w okrutnym nie w ow noc, kiedy
zapragn łem słu y tym niewinnym dzieciom, widziałem we nie martw i
spalon sło cem pustyni , spójrz usłyszałem obok siebie oboj tny głos oto
Jerozolima spragnionych i łakn cych, tu wznosz si jej wi te mury i baszty,
tutaj widzisz bramy raju, poniewa bramy raju istniej prawdziwie tylko na
martwej i spalonej sło cem pustyni, kłamiesz powiedziałem pustynia jest tylko
4
pustyni , pustynia jest grobem spragnionych i łakn cych odpowiedział ten sam
oboj tny głos na pustyni wznosz si wi te mury i baszty Jerozolimy i na niej,
martwej i spalonej sło cem, otwieraj si przed spragnionymi i łakn cymi
olbrzymie bramy raju, pami tam, chciałem jeszcze raz powiedzie : kłamiesz,
pustynia jest tylko pustyni , gdy zrozumiałem, e ów niewidzialny głos ju przy
mnie nie jest, ujrzałem dwóch młodziutkich chłopców id cych samotnie pustyni ,
Bo e - pomy lałem - czy by spo ród wielu tysi cy oni byli jedynymi, którzy
ocaleli, Bo e, spraw, aby tak nie było, i wtedy, gdy to pomy lałem, starszy, który
prowadził za r k młodszego, potkn ł si i upadł, id - powiedział, ostatnim
wysiłkiem podnosz c głow - chwil odpoczn , zaraz b dzie wit, widziałem jego
dłonie gł boko zanurzone w suchy piasek i jego ciemn głow widziałem broni c
si przed miertelnym i ostatecznym znu eniem, id - powiedział jeszcze raz -
teraz jest jeszcze mrok, ale za chwil b dzie wit, zobaczysz Jerozolim , wtedy ten
młodszy, drobny i jasnowłosy, spytał: nie pójdziesz ze mn ?, id - powiedział
tamten i widziałem, e głowa mu bezsilnie opada, ju wargami dotykał piasku -
id przed siebie, prosto przed siebie, ju zaczyna wita , za chwil zobaczysz
mury i bramy Jerozolimy, id , chwil odpoczn i zaraz pójd za tob , wówczas
tamten pocz ł posłusznie i przed siebie i po jego ruchach od razu poznałem, e
jest lepy, Bo e - pomy lałem - przebud mnie z tego snu, wci jeszcze nie
widziałem twarzy lepego chłopca, szedł samotny w ród martwej i spalonej
sło cem pustyni, nieporadnymi r koma macaj c w pustce, jakby szukał dla nich
oparcia, a tamten, ju martwiej cymi wargami dotykaj c pustynnego piasku,
jeszcze zdołał powiedzie : ju wita, widz ogromne mury i bramy Jerozolimy,
złote dzi ki wiatłu, które nie wiem, sk d si bierze, z samych murów, bram i
baszt czy te ze złotego poblasku, który ponad nimi ogarnia powietrze i niebo,
Bo e, nie dopu , aby mógł si kiedykolwiek sprawdzi ten okrutny sen, ju
byłem przebudzony, lecz jeszcze we nie pogr ony, gdy ten o lepły, drobny i
jasnowłosy, wci przed siebie id c i w taki sposób dotykaj c dło mi pustego
powietrza, jakby dotykał prawdziwych murów, odwrócił ku mnie swoj twarz i
wtedy, nie, nie wtedy, lecz zaraz po tej dr cz cej nocy, gdy pełen wszystkich
grzechów i bardziej ni kiedykolwiek przezwyci enia grzechów spragniony,
wyszedłem naprzeciw krucjacie dzieci i powiedziałem: dzieci moje najmilsze,
wybrane przez Boga dla odnowienia nieszcz snej ludzko ci, je li pod acie do
celu tak wielkiego, oczy cie si ze wszystkich swoich niewinnych grzechów, niech
nastanie w ród was i u pocz tku waszej dalekiej drogi czas powszechnej
spowiedzi, wtedy t twarz samotnego lepca w ród martwej i spalonej sło cem
pustyni ujrzałem przed sob , i nie dopu do tego, wielki wszechmog cy Bo e,
była to twarz Jakuba z Cloyes, teraz miał si ku ko cowi trzeci dzie
powszechnej spowiedzi, ostatnie spowiadały si dzieci z Cloyes, które szły na czele
pochodu, w ród nich szedł Jakub, szedł Aleksy Melissen, on jedyny nie z Cloyes
pochodz cy, szła Blanka - córka kołodzieja, szedł Robert - syn młynarza, szła
Maud - córka kowala, my lał Jakub: słysz c ka de słowo, które on le cy obok
mnie w ciemno ciach wypowiadał, po raz pierwszy ujrzałem ogromne mury i
bramy Jerozolimy, złote dzi ki wiatłu, które nie wiem, sk d si brało, z samych
murów, bram i baszt czy ze złotego poblasku, który ponad nimi ogarniał
powietrze i niebo, my lał id cy obok niego Aleksy Melissen: kocham ci , cho nie
5
wiem, czy moja miło wynika tylko z ciebie i ze mnie, czy te zbudził j z
nieistnienia ten, który ju teraz nie istnieje, powi zaniem mnie i ciebie jest ta
miło czy te odblaskiem miło ci innej, tej, która pierwsze swoje słowo zd yła
tylko raz wypowiedzie , a potem poszła w chłód i szum miertelnych wód, aby ju
nigdy nie objawi si w ciele i w słowie, nie wiem, sk d si wzi ła moja miło do
ciebie, ale sk dkolwiek zaczerpn ła swój pocz tek i swoje pierwsze oczarowanie,
nigdy ci kocha nie przestan , poniewa , je li istniej , to tylko dlatego, aby, sam
niekochany, potrzeb miło ci całym sob potwierdza , my lała Blanka: niechby
ju nadeszła noc, podejdzie wtedy do mnie i gdy ju wszyscy dokoła b d zmo eni
ci kim snem, powie półgłosem: chod , wtedy wstan i pójd za nim, b dziemy
szli ostro nie, eby nikogo nie zbudzi , a wreszcie znajdziemy si w miejscu,
gdzie b dzie pusto i gdzie b dziemy tylko sami, b dziemy si rozbiera w
milczeniu, poniewa ani mnie, ani jemu nie s potrzebne słowa, wiem, o czym on
my li, i on wie, o czym ja my l , wejdzie we mnie brutalnie i gwałtownie,
b dziemy nawzajem czerpa ze swoich ciał rozkosz, my l c w ród rozkoszy
zł czeni ciele nie: ja, e nie on mi j zadaje, on, e nie mnie j przeznacza, my lał
Robert: za par godzin b dzie ciemno, noc b dzie chłodna i ziemi pokryje rosa,
je eli przed nastaniem ciemno ci nie dojdziemy do adnej wsi, b dziemy nocowa
w puszczy, pod gołym niebem, noc b dzie chłodna i Maud b dzie dr ała z zimna,
gdyby mnie kochała, ciepłem własnego ciała chroniłbym j przed chłodem,
mogłaby w moich ramionach bezpiecznie spa , miło ci nawet głód mo na
uciszy , my lała Maud: dobry, miłosierny Jezu, Jezu, do którego dalekiego grobu
id , wybacz mi, dobry, miłosierny Jezu, e id do twego grobu nie dlatego, aby go
wyzwoli z r k poga skich Turków, nie miło do ciebie kazała mi opu ci matk
i ojca, nie miło do ciebie ka e mi i do twego dalekiego grobu, ale inna jest
miło we mnie, miło , która wypełnia wszystkie moje my li i jest w całym moim
ciele, id c w chwil potem u boku starego spowiednika mówiła: zawsze wieczorem
przed za ni ciem odmawiałam pacierz, którego nauczyła mnie matka, ale teraz,
od kiedy opu ciłam Cloyes i id ze wszystkimi dzie mi z Cloyes i z innymi dzie mi
z wielu innych wsi i miasteczek, teraz ka dego dnia przed za ni ciem oprócz
pacierza, którego nauczyła mnie matka, odmawiam jeszcze jedn modlitw , i to
jest modlitwa tylko moja, to jest, ojcze, modlitwa mojego ci kiego grzechu,
innych grzechów równie ci kich nie pami tam i dlatego mog mówi o tym
jednym, najci szym moim grzechu, t modlitw , któr doł czam do codziennych
pacierzy, nie umniejszam mojego grzechu, poniewa nie potrafi si go wyrzec,
nie prosz równie o miłosierdzie, poniewa wiem, e mogłabym prosi o
miłosierdzie tylko wówczas, gdybym potrafiła si wyrzec mego grzechu, mojej
słabo ci, moich grzesznych pragnie , a mimo to codziennie wieczorem przed
za ni ciem odmawiam t modlitw , modlitw mego grzechu, i le c w
ciemno ciach mówi nie na głos, tylko w my lach: dobry, miłosierny Jezu, Jezu,
do którego dalekiego grobu id , wybacz mi, dobry, miłosierny Jezu, e id do
twego grobu nie dlatego, aby go wyzwoli z r k poga skich Turków, nie miło
do ciebie kazała mi opu ci matk i ojca, nie miło do ciebie ka e mi i do twego
dalekiego grobu, ale inna miło jest we mnie, miło , która wypełnia wszystkie
moje my li i jest w całym moim ciele, w moich ustach, dłoniach i oczach, jest we
mnie ta moja miło , jak gdyby była mn we wszystkim, co jest mn , to ona, ta
6
miło wypełniaj ca wszystkie moje my li i wypełniaj ca mnie ciele nie, kazała
mi opu ci rodzinny dom, porzuci bez słowa po egnania matk i ojca, wybacz,
dobry, miłosierny Jezu, e id do twego dalekiego grobu nie z miło ci do ciebie,
lecz zwi zana i wypełniona inn miło ci , szła z opuszczonymi oczami,
dostosowuj c swój drobny krok do kroków spowiednika, szedł powoli i ci ko,
jakby przy ka dym zetkni ciu z ziemi swych bosych i obrz kni tych stóp
usiłował mo liwie najdokładniej przylgn do ziemi, stawiał obie stopy troch
niepewnie i dopiero wówczas, gdy dotykał nimi ziemi, odzyskiwał sił , która
pozwalała mu znów odrywa si od ziemi, pomy lała: jest stary i zm czony, szła z
opuszczonymi oczami, widziała bose stopy człowieka, któremu miała powierzy
swój grzech, ale widziała tak e swoje dłonie nieruchomo skrzy owane na
piersiach, widziała biało swojej sukni, powoli posuwaj cej si naprzód,
przechodziły poprzez t biel cienie bezgło nej i nieruchomej puszczy, szła w ród
tych cieni, jak gdyby była złowiona w sie ukształtowan z cieni i z jasno ci,
mimo to, uwi ziona przez t sie , szła z ni razem zwi zana, widziała jeszcze
swoje drobne stopy instynktownie usiłuj ce dostosowa si do zm czenia
człowieka, u którego boku szła, aby wyzna mu swój najci szy grzech, ale cho
szli nikogo na wyci gni cie ramienia nie maj c w pobli u, czuła, e tak jak cienie
puszczy i poblaski niewidzialnego sło ca opl tuj i wi
sztywn biel jej sukni,
tak i jej ciało opl tuje i wi zi niewidoczny i milcz cy tłum, wiedziała, e tu poza
ni , id c na czele pochodu, kołysz si w ród cieni puszczy i poblasków
niewidzialnego sło ca czarne krzy e, chor gwie i wielokolorowe feretrony, a pod
nimi płynie, jak ogromny oddech, ciasno stłoczone mrowie jasnych i ciemnych
dzieci cych głów, słyszała poza sob monotonny szelest paru tysi cy bosych stóp
wci mimo znu enia posuwaj cych si naprzód i naprzód, szła z niezmiennie
opuszczonymi oczami i tyle w tym dobrowolnym ograniczeniu widz c, i tyle w
ciszy, która ogarniała t por przedwieczorn , słysz c, widziała jeszcze
wydłu one cienie id cych najbli ej, cienie, które dzi ki ich ró norodnym cechom
potrafiła nazwa po imieniu, oto cie strojnej i bogatej sukni Blanki, lekko
kołysz cy si cie purpurowego płaszcza nale cego do Aleksego Melissena, nieco
z boku smukły cie Roberta, dopiero po chwili dojrzała pomi dzy tymi trzema
cieniami delikatny cie Jakuba, pod dło mi skrzy owanymi na piersiach poczuła
przy pieszone pulsowanie serca, pomy lała: wybacz, dobry, miłosierny Jezu, e
id do twego dalekiego grobu nie z miło ci do ciebie, lecz zwi zana i wypełniona
miło ci inn , zasypiasz, moje dziecko, po tej modlitwie?, tak, ojcze powiedziała -
po tej modlitwie zasypiam, my lała: ze wszystkich godzin dnia i nocy najbardziej
lubił przedwieczorn , szałas, który sobie wzniósł na skraju puszczy, górował nad
ł kami, wi c stoj c przed nim mógł widzie całe pastwisko, nieraz pragn łam
zobaczy nasze pastwisko jego oczami, oczami, które s czyste, nie znajduj dla
ich czysto ci do wiernego porównania, s czyste, kiedy w ród szmaragdowej
doliny poczynały si kła pierwsze cienie, a niebo nasycało si fioletem i cisz , w
trawach wierkały wierszcze i ptaki w g stwinie d bów nawoływały si przed
snem, wówczas, nie mog c widzie tego wszystkiego jego oczami, widziałam
swymi: stał przed szałasem, w górze, z r k na biodrze, blask sło ca schodził z
niego powoli, lecz on cierpliwie czekał, a ostatnia smuga wiatła zaga nie u jego
stóp, i wtedy, gdy ostatnia smuga wiatła gasła u jego stóp, podnosił do ust dłonie
7
i rzucał przed siebie w rozległ przestrze i w cisz gardłowy okrzyk - id c wci
z opuszczonymi oczami wypełniała płaski cie ruchem dłoni podnosz cych si do
ust, a cisz cienia wypełniała gardłowym okrzykiem wznosz cym si tryumfalnie
w ród szmaragdowej doliny nasycanej pierwszymi cieniami nocy - na ten d wi k
ze wszystkich stron pastwiska zrywali si pasterze i podobnie pokrzykuj c swymi
jeszcze dziecinnymi głosami poczynali sp dza rozproszone krowy, ko czył si
dzie , wszyscy wracali do wsi, wszyscy odchodzili, tylko on zostawał w swoim
szałasie, a kiedy stało si tak jednego wieczora, i zszedł, cie , który wci
towarzyszył jej swoim milczeniem, poniewa szła z niezmiennie opuszczonymi
oczami, cie podobnie jak ona uwi ziony w sieci ukształtowanej z cieni puszczy i
z poblasków niewidzialnego sło ca, wypełnił si nagle nieomal dotykaln
cielesno ci : jest drobny i niewiele ode mnie wy szy, zawsze w płóciennej,
krótkiej do kolan tunice, z nagimi nogami i obna on szyj , ma brunatne włosy o
złocistym połysku, lekko si wij ce nad wysokim czołem, kocham jego u miech,
który nie jest u miechem, ale jak gdyby nie miał zapowiedzi u miechu, jego
u miech otwiera przede mn niebo, całym sob otwiera niebo, zawsze mogłam si
do niego modli jak do nieba, wi c gdy cie , który jej towarzyszył, wypełnił si
nagle dotykaln nieomal cielesno ci , ujrzała go pobladłym ow czyst i
natchnion blado ci , która wydaje si odbiciem szczególnej jasno ci
wewn trznej, ujrzała go schodz cego ze wzgórza, które wznosiło si ponad
pastwiskami, na skraju puszczy, niezrozumiale obecnego w ród oniemiałych ze
zdumienia pasterzy, wtedy powiedział: objawił mi Bóg wszechmog cy, aby wobec
bezdusznej lepoty królów, ksi
t i rycerzy dzieci chrze cija skie okazały łask i
miłosierdzie dla miasta Jerozolimy… powiedział spowiednik: wydaje mi si , moje
dziecko, e i teraz, gdy masz otworzy serce przed Bogiem, wi cej my lisz o
swojej miło ci ni o tym, e rozmawiasz z Bogiem, cie Jakuba zmienił nagle
kształt, podniósł teraz głow - pomy lała - i spojrzał na niebo, nigdy nie zobacz
nieba jego oczami, nigdy nie b d wiedziała, co on swymi oczami widzi,
powiedziała cicho: tak, ojcze, to jest prawda, teraz, gdy mam otworzy serce
przed Bogiem, te wi cej my l o mojej miło ci ni o tym, e mam otworzy serce
przed Bogiem, kochasz swój grzech?, kocham Jakuba z Cloyes, ojcze, a on?,
kocham go, ojcze, wi c nie umiem rozpoznawa jego my li, odk d si gam
pami ci , wychowywał si razem ze mn i z moj siostr w domu mego ojca, ale
widocznie zawsze, odk d si gam pami ci , musiałam go kocha , poniewa nigdy
nie potrafiłam rozpoznawa jego my li, nie wiem, co my li, nie znam jego my li,
ale wiem, e mnie nigdy nie pokocha w inny sposób, ni si kocha przybran
siostr , tego dnia, kiedy po raz pierwszy wyszedł z szałasu, poniewa przez trzy
dni nie opuszczał go i nie odpowiadał na nasze pro by i wezwania, wi c tego
wieczora, kiedy opu cił szałas i zszedł pomi dzy nas, i powiedział: objawił mi Bóg
wszechmog cy, aby wobec bezdusznej lepoty królów, rycerzy i ksi
t dzieci
chrze cija skie okazały łask i miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, które jest w
r kach poga skich Turków, poniewa ponad wszelkie pot gi na ziemi i na morzu
ufna wiara oraz niewinno dzieci najwi kszych dzieł mo e dokona , i potem,
kiedy w ród miertelnego milczenia powiedział: zmiłujcie si nad Ziemi wi t i
samotnym grobem Jezusa, wtedy zrozumiałam, e mnie nigdy nie pokocha,
poniewa Bóg powołał go do wielkich rzeczy i on im oddał swoje serce, nigdy
8
zatem nie wyznała mu swojej miło ci?, kiedy jestem, ojcze, sama, potrafi
prowadzi z nim długie, poufne i nawet zuchwałe rozmowy, potrafi przemawia
do niego najpi kniejszymi słowami, ale gdy jestem przy nim, opuszcza mnie
odwaga i wszystkie my li i uczucia, które pragn łabym mu wyjawi , zamieraj
we mnie w trwo liwym milczeniu, nigdy mu nie powiedziałam, e go kocham, i
nigdy mu tego nie powiem, poniewa zrozumiałam, e Bóg go powołał do wielkich
rzeczy, wi kszych ni moja miło , moja miło nale y tylko do mnie, to jest tylko
moja miło , a on, wybrany przez Boga dla wielkich celów, nale y do wszystkich
dzieci, które usłuchały jego wezwania i ju za nim id lub pójd za nim jutro, Bóg
słowami Jakuba i poprzez niego objawił nam wszystko, co mamy robi , jeszcze tej
samej nocy ruszyli my w drog , aby uwolni miasto Jerozolim z r k poga skich
Turków, wyruszyli my noc w ród bicia dzwonów i płaczu naszych matek, w
otwartych na ro cie oborach ryczały krowy, poniewa sp dziwszy je z pastwiska
zapomnieli my o wieczornym udoju, i wtedy, gdy do nas opuszczaj cych rodzinne
domy, zgromadzonych dokoła Jakuba i gotowych do dalekiej drogi, drogi pełnej
tajemnic i nieznanych niebezpiecze stw, drogi, ojcze, u której niepoj tego ko ca
wyrastały jak we nie ogromne mury i bramy Jerozolimy z grobem
najsamotniejszym ze wszystkich grobów na ziemi, poniewa poddany został
przemocy i niewoli, wtedy, ojcze, gdy biły nam bardzo mocno serca, poniewa
tylko przyspieszonym i troch trwo nym biciem serc mogli my mówi o dalekiej i
nieznanej drodze, która otworzyła si przed nami tej nieoczekiwanej nocy, wtedy
w ród ciemno ci, bicia dzwonów, płaczu naszych matek i ryku krów cierpi cych z
nadmiaru mleka Jakub rozkazał nam rozej si do swoich domów, aby ka dy z
nas po raz ostatni wydoił krowy powierzone jego opiece, dopiero po tym ostatnim
udoju ruszyli my w drog i tej nocy po raz pierwszy zwróciłam si do dobroci i
miłosierdzia Jezusa z modlitw , aby mi wybaczył, e opu ciłam rodzinny dom,
matk i ojca nie z miło ci do niego, lecz zwi zana i wypełniona miło ci inn , szła
wci z opuszczonymi oczami i wydało si jej, e bose i obrz kni te stopy id cego
obok starego człowieka st paj z coraz wi kszym wysiłkiem, dłu ej ni
dotychczas i jak gdyby poszukiwały koniecznej ulgi nieruchomiej c przy
zetkni ciu z ziemi , powiedział głosem, który równie wydał si jej bardzo
zm czonym: moje dziecko, moje biedne zagubione dziecko, wierzysz, e wam,
niedo wiadczonym, a za jedyn bro posiadaj cym swoj niewinn młodo , uda
si osi gn to, czego w ostatnich latach nie zdołali osi gn najpot niejsi tego
wiata, królowie, ksi
ta i rycerze? wierzysz, e istotnie zdołacie wyzwoli
poha biony grób Chrystusa z r k pogan?, wierz , ojcze - powiedziała nie
podnosz c głosu, ale z akcentem jasnej pewno ci - wierz , e Jakub doprowadzi
nas do dalekiej Jerozolimy i jednego dnia, nie wiem, kiedy ten dzie nastanie,
mo e za miesi c, a mo e za rok, ale na pewno nastanie taki dzie , gdy otworz si
przed nami bramy Jerozolimy i my wejdziemy tymi bramami, aby ju na zawsze
wyzwoli grób Jezusa od przemocy i niewoli poga skiej, wierz , ojcze, e taki
dzie nastanie, cho nie wiem, czy to b dzie za miesi c, czy za rok, stary człowiek
zatrzymał si na moment, pomy lał: spraw, miłosierny Bo e, aby nigdy si nie
spełnił mój okrutny sen, jest stary i zm czony - pomy lała - nie starczyłoby mu
sił, aby doj razem z nami do Jerozolimy, tylko my dzi ki Jakubowi wejdziemy
jednego dnia w bramy Jerozolimy, teraz powinien mnie pobłogosławi , poniewa
9
nie powinien mnie pozostawi z moj miło ci jak z grzechem miertelnym, nie
moja miło jest grzechem, lecz to, e jej tylko potrafi słu y , a nie tej miło ci
wi kszej, której słu y Jakub, je eli mnie pobłogosławi i rozgrzeszy, wówczas
pozostan z moj miło ci , ale nie w grzechu miertelnym, poczuła si
oczyszczona t chwil rozgrzeszenia, chwil , która si jeszcze nie stała, ale miała
si sta za chwil , pomy lała przenikni ta nagle ogromnym wzruszeniem: kiedy
nadejdzie ten daleki dzie i otworz si przed nami bramy Jerozolimy, otworz
si lekko i bezgło nie, poniewa b dzie nas tysi c tysi cy, wszystkie dzwony b d
bi wówczas, gdy staniemy u grobu Jezusa na zawsze uwolnionego od przemocy i
niewoli, on podejdzie do mnie, we mie w swoj r k moj dło i powie: tobie,
najmilsza Maud, zawdzi czam, e dzieci z Cloyes wysłuchały mnie i poszły za
mn , ty pierwsza uwierzyła mi i przy mnie stan ła , ty była przez cały czas za
mn i teraz, gdy si ju spełniło to, co mi Bóg powierzył, mog ci, Maud,
powiedzie : kocham ci , Maud, zawsze ci kochałem, najpierw kochałem ci jak
siostr , ale od dawna kocham ci tak, jak m czyzna kocha kobiet , kocham ci ,
Maud, i tylko ciebie kocham, najmilsza moja Maud, promyczku mój, ptaszku
mój, oczy jej napełniły si łzami i ju nie widziała ani bosych, obrz kni tych stóp
spowiednika, ani cieni i poblasków płyn cych bezgło nie dokoła, ani nawet
własnych stóp i raczej wyczuła, ni ujrzała ruch du ej i ci kiej r ki kre l cej nad
jej głow znak krzy a, rozgrzeszam ci z twoich grzechów, moje dziecko
powiedział zm czonym głosem - i nie daj ci adnej pokuty, poniewa wydaje mi
si , według mego rozeznania w sprawach ludzkich, i twoja miło stała si dla
ciebie dostateczn pokut , niech Bóg wszechmog cy ulituje si nad tob i pozwoli,
aby Chrystus, do którego grobu idziesz, zaj ł w twoim sercu pierwsze miejsce, w
imi ojca i syna, i ducha wi tego, amen, pochyliła si , wci z oczyma pełnymi
łez, aby ucałowa r k starego człowieka, była to du a i spracowana dło pokryta
zgrubiał , szorstk i tward skór , całuj c t zgrubiał , szorstk i tward r k
pomy lała: gdy odejdzie, pozostan sama z moj miło ci , i podczas kiedy on, ju
obcy i daleki, szedł dalej przed siebie, z trudem dotykaj c bosymi stopami ziemi,
ona stała samotna, ju oderwana od tamtego człowieka i jeszcze nie ogarni ta
cieniami, które poczynały si stawa ywymi lud mi, pomy lała: we mie mnie za
r k i wówczas, ju nie widz c cieni, lecz czuj c si otoczona ywymi ciałami,
pomy lała: to si nigdy nie stanie, nigdy mnie nie pokocha, zobaczyła, e równym
i spokojnym krokiem przechodzi obok Robert, zobaczyła jego silne ramiona i
ciemne, krótkie włosy, cały był spokojem, pewno ci i zaufaniem, nigdy go nie
pokocham - pomy lała prawie z alem i w tym momencie przypomniał si jej
niedawny wieczór, kiedy nadaremnie prosiła Jakuba, aby przyszedł do Cloyes,
poniewa tej nocy miała by zabawa z okazji lubu jej siostry Agnieszki, stali
przed szałasem, z pastwiska dobiegały pokrzykiwania pasterzy sp dzaj cych
krowy z pastwiska, kukułka zakukała w gł bi puszczy, powiedziałam cicho:
my lałam, e cho troch mnie lubisz, u miechn ł si i powiedział: lubi ci , z
dołu dobiegł głos Roberta, zawołał: Maud, Robert ci woła - powiedział Jakub,
zawołałam: och, Jakubie, dlaczego jeste inny od wszystkich?, patrzył na mnie,
jakby nie rozumiał, co chciałam powiedzie , zawsze zamy lony i daleki,
powiedziałam: nie lubisz ludzi?, lubi - powiedział, ale ich unikasz, dlaczego?,
teraz nie patrzył na mnie, patrzył gdzie w bok, powiedział: nie wiem, nie nudzisz
10
si zawsze sam? - spytałam, zaprzeczył lekkim ruchem głowy, i nie bywa ci
smutno?, czasem - powiedział wci spogl daj c w bok, Robert znów zawołał:
Maud, czeka na ciebie - powiedział, wtedy pomy lałam: nigdy mnie nie pokocha, i
przestraszona, e mog si rozpłaka , odwróciłam si i szybko pocz łam biec,
Robert czekał na skraju pastwiska, min łam go biegn c i wtedy si dopiero
zatrzymałam, gdy mnie dogonił i chwycił za r k , szli my w milczeniu nie patrz c
na siebie, powiedział: Maud, chciałam r k cofn , lecz mocniej j przytrzymał,
kocham ci , Maud - powiedział - i nigdy ci kocha nie przestan , szedł
spokojnym krokiem, silny i skupiony, cały był spokojem i to, co mówił, te było
spokojem i pewno ci , miał ciepł , mocn r k , przy nim mogłabym si czu
bezpiecznie, powiedziałam szeptem, aby swoje słowa uczyni mniej dotkliwymi:
nie mog ci kocha , Robercie, chwil milczał, potem powiedział: wiem, ale ja ci
kocham i b d czeka tak długo, a i ty mnie pokochasz, wtedy zatrzymałam si z
sopelkiem lodu w sercu, nie - zawołałam - nigdy go kocha nie przestan , ju
ostatnie krowy zeszły z pastwiska, głosy pasterzy rozbrzmiewały coraz dalej, tu
była cisza i pustka, byli my sami, nie mógł nie poczu , e moja r ka dr y, chod -
powiedział - robi si chłodno, teraz szedł przed ni nie dalej ni o pi , sze
kroków, widziała jego mocn sylwetk tchn c spokojem i zaufaniem, widziała
jego nagie ramiona i ciemne, krótkie włosy, szedł swoim zwykłym, równym i
spokojnym krokiem, nie czuł zm czenia, poniewa czujno , która go wypełniała,
nie pozostawiała w nim miejsca na zm czenie, widział przed sob , gdy szedł teraz
u boku starego spowiednika, nikogo przed sob nie maj c, tylko ów le ny szlak,
który był ich wspóln drog , szlak poro ni ty traw i biegn cy pomi dzy
ogromnymi murami puszczy, dopiero teraz, gdy po raz pierwszy, od kiedy
opu cili Cloyes, szedł samotnie na czele pochodu i nikt mu nie przesłaniał drogi,
któr mieli przeby , zdał sobie spraw z mnogo ci dni i nocy, które w swoim
oboj tnym przemijaniu, i natychmiast, ledwie to pomy lał, poj ł, e i dnie, i noce,
które b d odmierza ich nie ko cz c si drog , nie b d nie ze sob cierpliwej
oboj tno ci, natomiast w upałach, kiedy niebo b dzie płon nad nimi,
pozbawionymi skrawka cienia, w ci kich upałach, w burzach i w ulewach
wiruj cych gwałtownie ponad obna onymi przestrzeniami, w uporczywych
deszczach i we wszystkim innym, co mog nie ze sob ziemia i niebo dni i nocy,
b d ich owe dnie i noce, nie daj ce si ogarn w swojej mnogo ci, ciga i
dr czy , niekiedy tylko obdarowuj c przychyln łaskawo ci , aby po krótkich
godzinach ulgi i bezpiecze stwa znów wtr ca w otchła ywiołów, pomy lał o
Maud, o jej delikatnych stopach i dłoniach, nie s kruche - pomy lał - ale i nie s
nazbyt silne i odporne na trudy, pomy lał o jej dziewcz cych ramionach, które
wydawały si i zbyt delikatne, i zbyt słabe, aby zosta bezbronnie wydane na
spiekoty, burze i deszcze, jeszcze raz pomy lał o małych, dziewcz cych stopach
Maud st paj cych po kamieniach i piaskach, po ziemi bezpłodnej i twardej,
spieczonej słonecznym arem, po czym wszystkie te my li nagle w sobie uciszaj c
pocz ł mówi : mój ojciec, Filip z Cloyes, jest młynarzem, nasz młyn jest stary,
mocny i bardzo pi kny, takiego młyna nie ma w całej okolicy, mój pradziadek był
młynarzem, mój dziadek był młynarzem, ojciec jest młynarzem i ja tak e miałem
nim by , mam ju pi tna cie lat i jestem jedynym synem mego ojca, poniewa
wszyscy moi starsi bracia nie yj , zawsze my lałem, e do ko ca ycia b d
11
pracowa przy moim młynie i kiedy po latach zajmie moje miejsce mój syn, ale
oto przyszedł dzie , kiedy musiałem opu ci mego ojca, chocia jest stary i ju
potrzebuje mojej pomocy, nigdy nie chciałem by złym synem, a jednak stałem
si nim, z miło ci do dziewczyny, która ma na imi Maud i jest córk kowala
Szymona z Cloyes, uczyniłem, ojcze, to, co uczyniłem, ale nie mogłem uczyni
inaczej, poniewa ponad wszystko na wiecie kocham Maud, kocham j , chocia
ona mnie nie kocha, ona jest krucha i delikatna, ma drobne, delikatne stopy, ju
teraz, cho zaledwie pi ty tydzie jeste my w drodze, widz w jej oczach
zm czenie, kto by j chronił przed nazbyt ci kimi trudami, kto by nad ni
czuwał, gdyby mnie przy niej nie było? nie mogłem, ojcze, uczyni inaczej i nie
chc c tego musiałem memu ojcu sprawi ci ki ból moim odej ciem, zrozumiałem
wtedy, e cieniem ka dej miło ci jest cierpienie, nie mo na nie kocha , ale je li si
kocha, miło rozszczepia si na miło i cierpienie, gdy widziałem mego ojca po
raz ostatni w t noc, kiedy opuszczali my nasz rodzinn wie , nie czynił mi
adnych wyrzutów, nie usiłował zatrzyma sił , stał przygarbiony i z pochylon
głow we drzwiach naszego młyna, ja stałem o krok przed nim, nic nie
mówili my, ale on ju o wszystkim wiedział, biły wszystkie dzwony w naszym
ko ciele, stali my dług chwil przy sobie, tak blisko, i zdawało mi si , e słysz
bicie jego starego i zm czonego serca, a nagle podniósł głow , poło ył mi r k na
ramieniu i powiedział niegło no, ale i niezupełnie cicho: Robercie, tylko to jedno
słowo powiedział, ale ja wiedziałem, e w tym jednym słowie chciał powiedzie
wszystko, zdj łem wi c jego dło z ramienia, pocałowałem j i powiedziałem:
musz i , ojcze, i odszedłem w noc pełn ciemno ci i bicia dzwonów, które bij u
nas w ten sposób tylko na pogrzeby albo wesela, a teraz biły, nie wiem, czy na
pogrzeb, czy na wesele, biły z powodu czego , co si jeszcze w naszej wsi nigdy nie
stało i chyba si nie stało nigdzie na wiecie, a czego ja, cho si temu z miło ci do
Maud poddałem, nie mogłem zrozumie , my l , ojcze, e wtedy, w t noc, kiedy
opuszczali my nasz rodzinn wie i nasze domy, i naszych ojców i matki, nikt z
nas tego nie rozumiał, mo e oprócz jednej Maud, nie rozumieli my, co si stało
Jakubowi, gdy przez trzy dni nie opuszczał swego szałasu i z nikim z nas nie
chciał rozmawia , nikogo do szałasu nie chciał wpu ci , zawsze był troch inny od
nas, był nie tylko pi kniejszy od wszystkich chłopców, ale tak e inny, mój ojciec
mówił, e dlatego, e był sierot i chocia si mi dzy nami od samego pocz tku
wychowywał, nikt nie wiedział, kim byli jego rodzice, stary dzwonniczy, który
jeszcze yje, znalazł go jednego dnia przed pi tnastoma laty podrzuconego w
koszyku na stopniach ko cioła, ochrzczono go wtedy i dano mu imi Jakub, bo
był akurat dzie wi tego Jakuba, kowal Szymon, ojciec Maud, wzi ł go wtedy do
siebie na wychowanie, odk d si gam pami ci , zawsze pami tam, e Jakub był
inny od nas wszystkich, nazywano go Jakubem Znalezionym, nigdy nie lubił
wspólnych zabaw, wolał by sam, a je li si z nami bawił, to w taki sposób, jakby
był pomi dzy nami i był jednocze nie gdzie indziej, mimo to wszyscy kochali my
go, bo był bardzo pi kny i kiedy si u miechał tym swoim troch nie miałym, a
troch kusz cym u miechem albo kiedy mówił urzekaj c nas łagodnym i
melodyjnym brzmieniem swego głosu, nie mogli my go nie kocha , od roku był
przywódc wszystkich pasterzy z Cloyes, ale ostatnio coraz mniej był z nami,
nigdy nie wracał z nami na noc do wsi, wybudował sobie szałas na skraju
12
puszczy, wysoko ponad naszymi pi knymi pastwiskami, w tym szałasie sp dzał
noce, ale musiał si chyba udawa na spoczynek bardzo pó no, poniewa bardzo
cz sto wielu z nas widziało, e jeszcze po północy arzyło si przed jego szałasem
samotne ognisko, nawet niedawno, kiedy w naszej wsi była wielka zabawa, bo
było wesele Agnieszki, starszej siostry Maud, Jakub nie przyszedł do nas i dlatego
nic nie rozumieli my, kiedy po tych trzech dniach, kiedy nikogo nie chciał widzie
i z nikim nie chciał rozmawia , wyszedł nagle pod wieczór z tego swego
dobrowolnego wi zienia, zobaczyli my go takim, jakim widzieli my go zawsze,
gdy pod zachód sło ca nadchodziła pora sp dzania krów z pastwiska, stał przed
szałasem wyprostowany, z r k na biodrze, blask sło ca schodził z niego powoli, a
on czekał, a ostatnia smuga zaga nie u jego stóp, lecz gdy zawsze w tym
momencie podnosił do ust dłonie, aby wyrzuci przed siebie gardłowy okrzyk,
znak dla nas, e mamy rozpocz zganianie krów z pastwiska, tego wieczora nie
podniósł dłoni do ust, nie usłyszeli my jego głosu, powoli pocz ł schodzi
łagodnym zboczem ku nam stoj cym w dole, dobrze pami tam, e był bardzo
blady, wiedziałem, e co si stanie, ale nie wiedziałem, co si sta mo e, nikt z nas
nie my lał, e ju nadeszła pora sp dzania krów z pastwiska, stali my w
milczeniu i to trwało bardzo długo, zanim do nas doszedł, poniewa im był bli ej,
tym wolniej szedł i wydawał si coraz bardziej blady, jakby wszystka krew
odpłyn ła mu z policzków, wreszcie w ród zupełnej ciszy znalazł si pomi dzy
nami, ju wiedzieli my, e chce co powiedzie , stłoczyli my si dokoła niego, nie
pami tam, ebym kiedykolwiek słyszał tak cisz , jaka była wtedy, i w tej ciszy i
wcale na nas nie patrz c pocz ł mówi , wiesz ju na pewno, ojcze, co wtedy
powiedział, jego słowa wci kr
w nas i poza nami, znamy je na pami , ka dy
z nas mógłby je powtórzy zbudzony gwałtownie z najgł bszego snu, ale chocia
je znamy na pami , nie wiem, czy je rozumiemy, poniewa one nas przerastaj o
to wszystko, czego zrozumie nie mo emy, ale wtedy, gdy je w ród nas i dla nas,
czternastu pasterzy i pasterek z Cloyes, wypowiadał, rozumieli my je jeszcze
mniej ni teraz, kiedy te słowa przekształciły si w drog ci gn c si przed nami
i w daleki cel, którego nie potrafimy sobie wyobrazi , ale który stał si naszym
celem i gdzie w nieznanym kraju i pod nieznanym niebem zarysowuje si
naszym oczom bramami i murami nieznanego miasta, wtedy, gdy pobladły i nie
patrz c na nas, stłoczonych dokoła, mówił o bezdusznej lepocie królów, ksi
t i
rycerzy i nas, bo przecie tylko my my go słuchali, wzywał, aby my okazali łask
i miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, które jest w r kach poga skich Turków, i
jeszcze powiedziawszy, e Bóg wszechmog cy nas wybrał, poniewa ponad
wszelkie pot gi na ziemi i na morzu ufna wiara oraz niewinno dzieci
najwi kszych dzieł mo e dokona , gdy umilkł to wszystko niepoj te i
niezrozumiałe powiedziawszy, a potem bardzo cicho, głosem, w którym było ju
tylko zm czenie i błagalna pro ba, powiedział: zmiłujcie si nad Ziemi wi t i
samotnym grobem Jezusa, kiedy to wszystko ju si stało i znów stała si cisza
taka sama, jaka była, gdy stan ł pomi dzy nami, my lałem, ojcze, i mógłbym
przysi c, e to samo co ja my leli wszyscy, my lałem: biedny, nieszcz sny Jakub,
oszalał w swojej samotno ci, zabiła go pycha, gdyby to było w mojej mocy,
dałbym sobie r k uci , aby móc odwróci to, co si stało, wiedziałem, e po raz
drugi Jakub nie mo e powtórzy swego wezwania, poniewa było to wezwanie,
13
które mo na zło y tylko raz jeden i tylko zwyci stwo odnosz c lub ostateczn
kl sk , wiedziałem, e poniósł kl sk i za chwil zaczniemy si rozchodzi w
milczeniu, jego pozostawiaj c jego samotno ci i obł dowi, ju chciałem podej
do Jakuba, aby powiedzie : odprowadz ci do szałasu, powiniene si poło y ,
jeste chory, gdy nagle poczułem na ramieniu dotkni cie lekkiej dłoni, to była
Maud, która stała przez cały czas za mn , teraz tym ruchem dłoni zmusiła mnie,
e si ku niej odwróciłem, ale nie patrz c na mnie, jakby mnie wcale nie widziała,
przeszła obok, podeszła do Jakuba, stała przy nim chwil bez słowa i nieruchoma,
chciałem zawoła : Maud, nie rób tego, lecz nim zd yłem to uczyni , ona
odwróciła si ku nam, wzi ła w swoj dło r k Jakuba i równie pobladła jak on,
ale pi kniejsza ni kiedykolwiek, z twarz , która wydawała si w tej chwili
twarz wi tej, i z oczami wypełnionymi wiatłem, którego i blask, i gł bia
wydawały si nieziemskimi, zacz ła mówi , nie pami tam ani jednego słowa z
tego, co mówiła, my l , e ona sama i Jakub, i wszyscy inni tak e tego nie
pami taj , nikt tych słów nigdy nie powtarzał, a jednak to one, zapomniane przez
wszystkich i nawet przez ni sam , sprawiły, e idziemy teraz t drog , one, te jej
zapomniane obecnie słowa, były jak kamie rzucony do wody, sam gin cy w
gł bi, lecz pozostawiaj cy po sobie ruch fal, to Maud dokonała cudu, którego nie
potrafił zdziała Jakub, ona dlatego, e przy nim stan ła i zacz ła mówi ,
wyd wign ła go z kl ski i jego szale stwo przemieniła w posłannictwo, słabo w
sił , teraz nikt ju tego nie pami ta, ale ja pami tam, poniewa prze yłem w ci gu
tych kilku chwil wi cej ni przez całe dotychczasowe ycie i je li mo na
powiedzie , e si widzi nieznan przyszło , to ja j wówczas zobaczyłem i
chocia były we mnie tylko ciemno i rozpacz, adnej wiary i nadziei, tylko
ciemno i rozpacz, poniewa w tej godzinie i moja miło do Maud była jedynie
ciemno ci i rozpacz , podszedłem do nich, gdy Maud sko czyła mówi , stan łem
przy nich, przy Jakubie i Maud, i było nas ju troje, a za chwil , która była
krótsza od najkrótszej chwili, byli przy nas wszyscy, opowiadali pó niej
niektórzy, i widzieli w tym momencie ogromn błyskawic rozcinaj c swym
pot nym blaskiem pogodne niebo, inni poczuli, e ziemia zadr ała pod ich
stopami, ju mrok zapadał, gdy piewaj c wracali my do Cloyes, Jakub szedł
pierwszy, szedłem obok Maud i wci były we mnie tylko ciemno i rozpacz, nie
wyznałem ci jeszcze, ojcze, e Maud, któr kocham, kocha Jakuba, ale on jej
miło ci nie odwzajemnia, potem, gdy wci piewaj c wchodzili my pomi dzy
pierwsze chaty, noc si nagle dokoła stała i w naszym ko ciele pocz ły bi dzwony,
umilkł, a poniewa stary człowiek w brunatnym habicie te si nie odzywał, wi c
szli w milczeniu, stary człowiek ci ko wdeptuj c w ziemi swoje du e,
obrz kni te stopy, Robert u jego boku spokojny i skupiony, oszcz dny w ruchach,
jak gdyby wiadomie ograniczał swoje siły, przygotowuj c w ten sposób i ciało, i
umysł do sprawnego wypełniania wszystkich przyszłych trudów i obowi zków,
pomy lał: za godzin b dzie ciemno, noc b dzie chłodna i ziemi pokryje rosa,
je eli przed nastaniem ciemno ci nie dojdziemy do adnej wsi, b dziemy nocowa
w puszczy, noc b dzie chłodna i Maud b dzie dr ała z zimna, gdyby mnie
kochała, ciepłem własnego ciała chroniłbym j przed chłodem, mogłaby w moich
ramionach bezpiecznie spa , miło ci nawet głód mo na uciszy , mój synu -
powiedział stary człowiek i umilkł, jakby zagubił potrzebne mu słowa, znów szli
14
w milczeniu, pomy lał niespodziewanie dla samego siebie: nie umiałbym teraz
mówi tak, jak mówiłem wtedy, miałbym teraz do ofiarowania i mniej, i wi cej, to
była ta pi kna przedwiosenna i ksi ycowa noc, kiedy cała wie si bawiła,
poniewa odbywało si wesele siostry Maud, Agnieszki, du a polana nie opodal
naszego młyna pełna była ta cz cych, kilku w drownych muzykantów
przygrywało do ta ca na lutniach i b benkach, ale Maud nie chciała ta czy ,
wci si jeszcze łudziła, e Jakub przyjdzie, stali my z dala od ta cz cych, w
cieniu młodziutkich tarnin, mówiłem: gdybym był bogaty, zebrałbym wielu
znakomitych rycerzy i zdobyłbym dla ciebie pot ny zamek, miałaby
najpi kniejsze suknie i klejnoty, a truwerzy układaliby pie ni o sławie twojej
urody i dobroci, dojrzałem nagle na jej twarzy o ywienie, serce mocniej mi
zabiło, ale zaraz zrozumiałem swoj omyłk , Maud nie patrzyła na mnie, patrzyła
na chłopca, który przeciskał si pomi dzy ta cz cymi i z drobnej postawy i z
jasnych włosów wydawał si podobny do Jakuba, ale gdy odwrócił w nasz stron
głow , natychmiast przestał by Jakubem, Maud przygasła i po chwili cicho
powiedziała: nie jestem dobra, chciałem zaprzeczy , gdy Blanka przebiegaj c
koło nas swym wyzywaj cym, tanecznym krokiem, musiała nas dojrze , chocia
stali my w cieniu tarnin, nagle si zatrzymała, o, to wy - zawołała swym niskim,
gardłowym głosem - czemu nie ta czycie?, podeszła do nas zarumieniona,
wiadoma swojej urody, chod , zata czymy powiedziała do mnie, a gdy
milczałem, roze miała si : nie chcesz? jaki z ciebie niedoł ga, Robercie, wszyscy
wiedz , e ona si bez pami ci kocha w Jakubie, a ty za ni łazisz jak cie , gdyby
był m czyzn , jestem nim - powiedziałem - i dlatego nie uderz ci , znów si
roze miała i powiedziała do Maud: wiesz, głupia g sko, co teraz zrobi ? mam
ochot na twego licznego Jakuba, a je eli mam na co ochot , to zawsze to
osi gam, baw si wesoło, Maud, mój synu - powiedział stary człowiek - jestem oto
o tyle lat od ciebie starszy, i mógłby by moim synem, je li nie wnukiem,
my lałem słuchaj c ci : daj mi, Bo e, do siły i m dro ci i do wiary, nadziei i
miło ci, abym potrafił pomóc temu chłopcu, ojcze mój - powiedział cicho Robert -
chc wierzy , e dojdziemy do dalekiej Jerozolimy, poniewa chc by silny, mój
synu - powiedział stary człowiek - twoja wiara, i umilkł, bowiem pomy lał: z
nieszcz , z cierpie i z zagubienia rodzi si pragnienie wiary, z tych samych
zatrutych ródeł kształtuje si wiara, nie dopu , Bo e, aby miał si kiedykolwiek
spełni mój okrutny sen i aby martwa i sło cem spalona pustynia miała si sta
kresem drogi tych dzieci, tych jeszcze nie zbudzonych do ycia i dlatego
niewinnych i tych, którzy ju zaznali pierwszych udr k, wiara - powiedział -
wielkich rzeczy mo e dokona , góry mo e przenie , wiem - powiedział Robert -
dlatego chc wierzy , e wejdziemy którego dnia w bramy Jerozolimy, wtedy
tamten pocz ł odmawia formuł rozgrzeszenia, po czym zwrócił si ku id cemu
obok całym swym du ym i ci kim ciałem, podniósł spracowan dło do
błogosławie stwa i kiedy kre lił nad głow chłopca znak krzy a, spojrzenia ich
spotkały si na moment, musiał du o cierpie - pomy lał Robert, wielu jeszcze
dozna cierpie - pomy lał stary człowiek, po czym Robert zatrzymał si , a tamten
szedł dalej samotny i w plecach pochylony, teraz ty - usłyszał Robert za sob głos
Aleksego Melissena, min ła go Blanka, szła ku spowiednikowi krokiem
nie piesznym, za to natarczywie wyzywaj cym, tu, na tym le nym trakcie, obca i
15
szczególnie natarczywie wyzywaj ca, miała na sobie sukni z ci kiego
jasnozielonego jedwabiu, g sto przetykan złotymi ni mi, na niej purpurowy
bliaut bez r kawów, szeroki u dołu, smugi cieni i słonecznych poblasków migotały
na purpurze jej wierzchniej szaty i na włosach swobodnie opadaj cych na
purpur szaty, poruszała si w tym bogactwie materii i barw swobodnie, jakby si
urodziła w przepychu, lecz równie i wyzywaj co, poniewa miała to we krwi,
my lała zbli aj c si ku samotnie i ju tylko o krok przed ni id cemu
człowiekowi: chciałabym, eby ju była noc, nienawidz go, ale nie wtedy, kiedy
mi to robi, poniewa robi to lepiej ni wszyscy inni, z którymi si kładłam,
wchodzi we mnie gwałtownie, ale potem przebywa we mnie długo, akurat tak
długo, jak to jest moj i jego potrzeb , nic nie mówi, wiem, e gdy we mnie
wchodzi, my li nie o mnie, lecz o kim innym, i nie mnie, lecz kogo innego chciałby
trzyma w ramionach, ale ja, gdy we mnie wchodzi, i tak e pó niej przez cały
czas równie my l nie o nim, lecz o kim innym, wiemy to oboje i dlatego mo emy
to robi ze sob tak długo, a potem mo emy si nienawidzi i znów, gdy zapadnie
noc, zdziera z siebie ubrania i przebywa ze sob bez wzajemnej miło ci, za to
niewolniczo sp tani wspóln miło ci , słucham ci , moje dziecko - powiedział
stary człowiek, przyjrzała si uwa nie jego du ym, obrz kni tym stopom, potem
odsun wszy si cokolwiek na bok, przemkn ła spojrzeniem po grubym i
szorstkim suknie brunatnego habitu, szedł nie patrz c na ni , z dło mi
wsuni tymi w r kawy habitu i z głow troch ku ziemi pochylon , o czym mam
mówi temu staremu dziadydze? - pomy lała - jest stary, brudny i mierdzi jak
stary cap, ujrzała siebie biegn c pastwiskiem, które było jasne od po wiaty
ksi yca, o tym mu opowiem - u miechn ła si przekornie - ale milczała i widziała
siebie biegn c pastwiskiem, zagrodził jej sob drog , gdy dobiegała do
brzozowego zagajnika, zjawił si przed ni tak niespodziewanie, i gdyby nie
biały i rosły andaluzyjczyk, którego w chwil potem dostrzegła uwi zanego nie
opodal do drzewa, mogłaby przypu ci , e ni lub dotkni ta została złudzeniami
czarów, nigdy go przedtem nie widziała, lecz gdy zrozumiała, e nie ni i nie
znajduje si we władaniu czarów, natychmiast odzyskała pewno siebie, był
ciemnowłosy, o smagłej i pochmurnej twarzy, szeroki w ramionach i silnej
budowy, miał na sobie krótk srebrzyst tunik , obcisłe nogawice z zielonego
płótna, skórzane ci my, krótki mieczyk u pasa, przep dził ci - powiedział, w
pierwszym odruchu zranionej miło ci własnej zawołała: nie!, potem ju spokojnie
spytała: sk d wiesz?, u miechn ł si pogardliwie i powtórzył swoim niskim, lekko
schrypni tym głosem: przep dził ci , nie mogła nie spyta : znasz dziewczyn , z
któr pi?, nie odpowiedział, tylko przygl dał si jej natarczywie, jest pi kniejsza
ode mnie? - spytała, a gdy wci milczał, powiedziała patrz c mu wprost w
ciemne, pochmurne oczy: potrafisz tak zrobi , ebym przestała o nim my le ?,
wtedy wzi ł j za r k , cisn ł jej dło tak mocno, i krótko krzykn ła, poci gn ł
j gł biej w cie , zobaczyła rozło ony na trawie purpurowy płaszcz, rozbierz si -
powiedział, wiedziała, e to uczyni, lecz spytała: kim jeste ?, rozbierz si -
powtórzył, le ałam naga na purpurowym płaszczu, nigdy jeszcze nie le ałam na
materii równie przyjemnej w dotyku, słyszałam, e si rozbiera, ale robił to nie
piesz c si , słyszałam szelest rzucanych na ziemi ubra , miałam oczy otwarte i
kiedy wszedł bosymi nogami na płaszcz i stan ł nade mn , zobaczyłam go w całej
16
jego nago ci, ale wówczas jeszcze nie wiedziałam, e i swoje ciało, i swoj m sko
pragnie ofiarowa nie mnie, lecz komu innemu, powiedział stoj c nagi nade mn :
przep dził ci , jeszcze nigdy w yciu nie pragn łam tak Jakuba jak w tej chwili,
powiedziałam: zrób tak, ebym nie my lała, i wtedy wszedł we mnie, a gdy ju
było po wszystkim i le ał obok z głow wspart o r k , spytał: my lała o nim?,
odpowiedziałam: tak, my lałam o nim, ja te my lałem o nim - powiedział - czy
wiesz, kto jest w jego szałasie?, nie spytałam i on po chwili powiedział: mój pan i
opiekun, hrabia Ludwik, pan całej tej ziemi, hrabia na Chartres i Blois, po czym
bez słowa, zamkn wszy oczy, wzi ł mnie w ramiona i znów we mnie wszedł, moje
dziecko - powiedział stary człowiek - oprócz milczenia nie masz mi nic do
wyznania?, wyprostowała si i krokom swoim wiadomie nadała taneczny rytm:
nie prosiłam ci , stary człowieku, eby słuchał moich wyzna , chcesz wi c odej
bez spowiedzi i rozgrzeszenia?, roze miała si pogodnie i powiedziała: bez twego
pozwolenia to uczyni , i gdy si lekko odwróciła, ujrzała przez moment tak wolno
si posuwaj cy, i prawie nieruchomy tłum, tysi c jasnych i ciemnych głów jedna
przy drugiej, biel dziewcz cych sukienek i chłopi cych zgrzebnych wiejskich
tunik, w górze czarne krzy e, chor gwie i kolorowe feretrony, była cisza i tylko
gdzie bardzo daleko, u niewidocznego ko ca pochodu, zabrzmiał krótkim i
wysokim tonem przez nieuwag najwidoczniej potr cony dzwonek, wydało si jej
naraz, e wszystko, co w tej chwili widzi, jest tylko snem i wystarczy dło
podnie lub gł biej odetchn , aby przebudzi si w innym wiecie, lecz nim
zd yła to uczyni , ujrzała przed sob Aleksego, stał od niej nie dalej ni o krok,
z twarz , której niepokoj c pochmurno przywykła była ogl da w jeszcze
wi kszym zbli eniu i zawsze pochylon nad sob , gdy równocze nie, patrz c
szeroko otwartymi oczami w t twarz równie znan , jak obc , przywykła
przyjmowa jego m sko gwałtown i uporczyw , stała bez ruchu, cisn ł jej
dło i powiedział: dlaczego si nie spowiadasz?, pu - powiedziała, coraz mocniej
ciskał jej r k , pu - powiedziała - nie chc si spowiada , ale musiała si
cofn , poniewa j do tego zmusił, i znów przez krótk chwil ujrzała przed sob
i ponad ciemn głow Aleksego nieruchome czarne krzy e, chor gwie i feretrony,
nad nimi pył ółtego kurzu migoc cy w ród cieni puszczy i przedzieraj cych si
przez ni poblasków zachodz cego sło ca, wró do niego - powiedział tym samym
głosem, ciszonym i troch chrapliwym, którym mówił: rozbierz si , pu -
powtórzyła, wtedy powiedział: zatłuk ci jak suk , je eli si nie wyspowiadasz i
nie dostaniesz rozgrzeszenia, kłam, ale b d taka jak wszyscy, wi c znów si
znalazła u boku starca, który mierdział jak stary cap i du ymi, obrz kni tymi
stopami powoli i z cierpliwym namysłem wchodził w ziemi wilgotniej c od rosy
przedwieczornej, wie o mnie wszystko - pomy lała mierdzi jak stary cap i wie o
mnie wszystko, wybacz, ojcze - czuła, e jej głos jest bardziej ni kiedykolwiek
czysty - wybacz mi moj gwałtowno i pych , mój głos - my lała - jest piewem,
mam piersi tak pi kne, jakich nie posiada adna inna dziewczyna, potrafi
kocha i przyjmowa w siebie m czyzn , jak nie potrafi tego robi adna inna
dziewczyna, wybacz, ojcze, e zbł dziłam znalazłszy si przy tobie, ale l k mnie
ogarn ł, l k, e nie tyle własne grzechy musz wypowiedzie , ile o grzechach
innych ludzi nale y mi mówi , nie pytaj mnie, ojcze, o imiona tych ludzi, wiem, e
sama musz ci je wyzna , mój narzeczony i przyszły mał onek, gdy Bóg
17
wszechmog cy pozwoli nam obojgu stan kiedy w przyszło ci u grobu pana
Jezusa, mój przyszły pan i mał onek, hrabia na Chartres i Blois, hrabia Aleksy
Melissen Vendôme, wspomógł mnie przed chwil i paroma słowami utwierdził
mnie w przekonaniu, e nie powinnam skrywa tego, co mi jest wiadomym, a co
przede wszystkim przed tob , ojcze, powinno by ujawnione, a je li uznasz to za
potrzebne, równie przed całym wiatem, musz ci zatem wyzna , ojcze, i jest
prawd , przysi gam, e to jest prawda, przysi gam na zbawienie duszy, i ten,
który siebie uwa a za wypełniaj cego posłannictwo bo e i w oczach id cych za
nim niewinnych dzieci równie za takiego uchodzi, przysi gam, e człowiek, który
nazywa si Jakub z Cloyes, moje dziecko, mów o sobie - powiedział stary
człowiek, ojcze mój, ja jedna wiem, e Jakub ju dawno przestał by niewinnym
chłopcem, nie jest ani czysty, ani niewinny, nie jest taki, za jakiego chce uchodzi
i za jakiego uchodzi, jego noce s rozpustne, pełne wyst pnych uciech zmysłów,
moja córko - znów powiedział stary człowiek, mówi prawd , przysi gam, ojcze,
e mówi prawd , niedawno, kiedy w naszej wsi była zabawa, poniewa było
wesele Agnieszki, siostry Maud, pobiegłam ju w nocy do szałasu Jakuba, eby go
namówi , aby przyszedł na zabaw , zawołałam na niego stoj c przed szałasem,
my lałam, e pi, wi c zawołałam jeszcze raz, wtedy wyszedł z szałasu obna ony,
był na tyle bezwstydny, eby mi pokaza swoj niczym nie osłoni t nago , milcz
- powiedział półgłosem stary człowiek, a w jego szałasie, bardzo dobrze to
widziałam, na tym n dznym jego legowisku, le ała Maud udaj ca niewini tko,
milcz! - tym razem jego głos, jakkolwiek wci ciszony, zabrzmiał tak twardo, i
umilkła, pomy lała: stary, mierdz cy cap wie o mnie wszystko, czemu ka esz mi
milcze ? - powiedziała - nie chcesz wysłucha mojej spowiedzi?, nie chc słucha
twoich kłamstw - odpowiedział, sk d wiesz, e to s kłamstwa? wiem, co o mnie
my lisz, my lisz, e jestem kłamliwa, pró na i rozpustna, ale teraz powiem
prawd : gdyby mnie Jakub pokochał, nie byłabym ani kłamliwa, ani pró na, ani
rozpustna, chwil milczał, potem powiedział: nie ma człowieka, który by od
pierwszych swych kroków a po ostatnie potrafił i mógł by tylko wył cznie złym,
bywa tak, e gdy człowieka wszystkie nadzieje i złudzenia opuszcz , u mierca w
sobie człowiek człowieka, w jednej sekundzie mo na si dobrowolnie ycia
pozbawi , dalej przecie yj c, lecz by u mierci w sobie potrzeb miło ci i
potrzeb nadziei, na to trzeba wielu ci kich lat, ton cy nawet powietrza i garstki
wody si chwyta, wi c gdy człowiek nie u miercił siebie jeszcze całkowicie i w ród
ciemnych obszarów jego zła kołacze si bodaj najniklejszy promyczek t sknoty za
dobrem i potrzeb dobra, pochyla si człowiek nad tym w tłym płomyczkiem,
aby łudzi si w chwilach samotno ci, e to, co jest teraz słabe i kruche, mo e si
przekształci w ogromny blask, mo e si myl , moja nieszcz sna córko, lecz
obawiam si , e gdyby ci kiedykolwiek Jakub pokochał, nie ty przestałaby by
kłamliwa, pró na i rozpustna, lecz równie on stałby si kłamliwy, pró ny i
rozpustny, u miechn ła si : uwa asz, e jestem tak silna?, my l , e jeste bardzo
nieszcz liwa, mylisz si , ojcze, wcale si nie czuj nieszcz liwa, spójrz na mnie,
czy tak wygl da istota nieszcz liwa?, powiedział nie spojrzawszy na ni :
człowiek, który zabł dził w obcej i nieznanej okolicy i wie, e zabł dził, poczyna
szuka drogi wła ciwej, ten natomiast, kto znalazł si w sytuacji podobnej i nie
zdaje sobie sprawy, i zgubił słuszny kierunek, nawet tej szansy przed sob nie
18
ma, słuszny kierunek! - zawołała - powiedz mi, co jest słusznym kierunkiem,
gdzie jest słuszny kierunek?, nie wiem - pomy lał, powiedział: Bóg, wtedy
pomy lała: niechby ju nadeszła noc, podejdzie do mnie, kiedy b d udawała
pi c i gdy ju wszyscy dokoła b d zmo eni ci kim snem, powie półgłosem:
chod , wtedy wstan i pójd za nim, b dziemy szli ostro nie, eby nikogo nie
zbudzi , a wreszcie znajdziemy si w miejscu, gdzie b dzie pusto i gdzie
b dziemy tylko sami, rozło y na ziemi swój purpurowy płaszcz, b dziemy si
rozbiera w milczeniu, poniewa ani mnie, ani jemu nie s potrzebne słowa,
wiem, o czym on my li, i on wie, o czym ja my l , wejdzie we mnie brutalnie i
gwałtownie, b dziemy nawzajem czerpa ze swoich ciał rozkosz, my l c w ród
rozkoszy zł czeni ciele nie: ja, e nie on mi j zadaje, on, e nie mnie j
przeznacza, przysi gam, ojcze - powiedziała - e byłabym zupełnie inna, gdyby
mnie Jakub zechciał pokocha , nie byłabym wtedy ani kłamliwa, ani pró na, ani
rozpustna, wyrzekłabym si i kłamstw, i pró no ci, i wszelkiej rozpusty,
wszystkiego, co jest we mnie złe, wyrzekłabym si , gdyby mnie Jakub pokochał,
poniewa kocham Jakuba, na to, e go kocham, te mog przysi gn , kocham
go, poniewa jest czysty i niewinny, jest lepszy ode mnie, jest jedyny na wiecie,
ale kocham go jeszcze i dlatego, e jest nieosi galny, wszystko, co o nim mówiłam,
było kłamstwem, to nieprawda, e wówczas, tamtej nocy, Maud była w jego
szałasie, nikogo w jego szałasie nie było i nie wyszedł przed szałas obna ony,
chciałam, eby mnie wzi ł, ale on tego nie chciał, poniewa jest czysty i niewinny,
jest nieosi galny, chwilami sama ju nie wiem, czego bardziej pragn i co podsyca
moj miło : po danie jego ciała i jego pieszczot czy sp tanie jego
nieosi galno ci , niewola, w któr własna moja natura mnie zepchn ła, ale tak e i
co , co si wymyka mojemu rozumieniu i moj natur przerasta, jestem w
niewoli, cała przenikni ta moj niewol , nagle dotarło do niej jakie poruszenie w
zd aj cym poza ni pochodzie, usłyszała co , co si jej wydało westchnieniem
zdziwienia lub ulgi wydartym równocze nie z tysi ca piersi, pomy lała: wyp dz
mnie, je eli nie dostan rozgrzeszenia, i wówczas, gdy w popłochu podniosła oczy,
ujrzała przed sob : niebo otaczaj ce swym ogromem cały horyzont, ciemne i
ci kie chmury tam wzbierały, ni ej, nagle wyswobodzona z nieruchomych
murów puszczy, roztaczała si rozległa równina, płaska i nasycona gro nym
poblaskiem ci kich chmur, zobaczyła krótk , po pieszn błyskawic
rozdzieraj c nieruchomy g szcz chmur, w dole zielone stawy, samotne drzewa,
ogarn ło j powietrze l ejsze i obszerniejsze od powietrza, którym oddychała
dotychczas, droga spadała w dół, gdzie w ród płaskiej równiny otwierały si
nieruchom zielono ci zielone stawy i gdzie z szarej i nieruchomej ziemi
wyrastały samotne drzewa, znów niecierpliwa błyskawica wdarła si pomi dzy
zwały chmur, czarne wrony poderwały si z ostatnich drzew na skraju puszczy i
czarn chmar , nisko nad ziemi , leciały ku zielonym stawom, daleki grzmot
przetoczył si gdzie bardzo daleko, znów pocz ła mówi i tym razem jeszcze
po pieszniej: skłamałam mówi c, e Aleksy Melissen b dzie moim panem i
mał onkiem, nie jest ani moim narzeczonym, ani kochankiem, jest dla mnie jak
brat, którego nigdy nie miałam, a ja jestem dla niego jak siostra, której te nigdy
nie miał, poniewa był dzieckiem, gdy w mie cie, które nazywa si Bizancjum,
zgin li na wielkiej wojnie jego rodzice, a jego, samotnego sierot , zabrał ze sob
19
do Francji hrabia Ludwik i przez wiele lat, a do niedawnej mierci, obsypywał
go swymi łaskami, i sam dzieci nie maj c uczynił go swym jedynym spadkobierc ,
spotkał mnie jednego dnia Aleksy Melissen, gdy nad strumykiem, który płynie
koło naszej wsi, zbierałam młodziutkie kacze ce, aby z nich uwi wianek na
ołtarz wi tego Jakuba znajduj cy si w naszym ko ciele, jechał na białym,
bardzo pi knym koniu, potem mi powiedział, e w dalekiej Andaluzji takie konie
si rodz , był bogato ubrany, ale był zamy lony i smutny, spytał mnie o drog do
Chartres, a potem mnie spytał, czy chc z nim razem pojecha i przy nim zosta ,
powiedziałam wtedy, e nie mog tego uczyni , poniewa moje serce jest zaj te
kim innym, na to on patrzył na mnie dług chwil i potem rzekł: moje serce te
nie jest wolne, jak e wi c mog z tob jecha i przy tobie zosta ?, odpowiedział
na to: b dziemy ze sob jak brat z siostr i siostra z bratem, b d ci jak siostr
szanował i chronił przed wszelkim złem, a ty, jak siostra bratu, pozwolisz mi
moj samotno uczyni mniej dotkliw , jestem bogaty, wszystkie te ziemie a po
horyzont i jeszcze dalej nale do mnie, zamieszkasz w pot nym zamku, b dziesz
miała swoje komnaty i swoje słu ebne, dam ci tyle strojnych sukien i
drogocennych klejnotów, ile tylko zapragniesz, a je eli obawiasz si , e nasze
ycie mo e by martwe jak bezwarto ciowy kamyk, któremu przydano bogat
opraw , nie l kaj si , oboje b dziemy mieli du o do działania, b dziemy, maj c
po temu rodki, czyni dokoła siebie wiele miłosierdzia, b dziemy tak czyni , aby
odj ludziom dr cz cych ich utrapie , nieszcz ciom, n dzy i cierpieniom ciała
zapobiegaj c, kl ski natury własn ofiarno ci łagodz c, a chc c i pami ci
wielkiego rycerza, jakim był zmarły hrabia Ludwik, pomnik dla przyszłych
wieków postawi , i panu Bogu miło nasz i wdzi czno okaza , zło ymy
uroczyste luby, i w sławnym Chartres, naszym mie cie, doko czymy budowy
katedry, pod której mury, ju teraz dumnie góruj ce nad miastem, kamie
w gielny poło ył przed o mioma laty hrabia Ludwik, pomy l - powiedział na
koniec, gdy słuchałam go w milczeniu - pomy l, moja siostro, o tym wszystkim,
nie chc , eby zaraz w tej chwili podj ła decyzj , wróc tu za trzy dni i wtedy
powiesz mi: tak, lub: nie, po czym odjechał, a ja - poczuła łzy w oczach, a w całym
ciele omdlało , która szczególn słodycz przenikn ła całe jej ciało, ci kie
chmury na horyzoncie wznosiły si coraz wy ej i swym g stniej cym mrokiem
ogarniały coraz rozleglejsze obszary nieba, znów zapaliła si błyskawica prosta
jak lot płon cej strzały i znów grzmot głucho zawarczał w gł bi chmur - a ja, gdy
odjechał, przez trzy dni i trzy noce biłam si z my lami, modliłam si i płakałam,
byłam szcz liwa i nieszcz liwa, zdecydowana i niezdecydowana, a wreszcie
nadszedł ów trzeci dzie , wi c wprzód dłonie rodziców ucałowawszy, z samego
rana pobiegłam nad strumyk, w to samo miejsce, gdzie mnie spotkał po raz
pierwszy Aleksy Melissen, i ledwie si tam znalazłam, ujrzałam jad c traktem
wspaniał , złocist kolask zaprz on w sze białych koni, a obok niej Aleksego
Melissena na czarnym koniu, z ramion spływał mu purpurowy płaszcz, gdy
podjechał do mnie, zobaczyłam, e twarz ma, jak i za pierwszym naszym
spotkaniem, smutn i zamy lon , ale tak e promieniej c jakim niezwykłym
blaskiem, to jest mój brat - pomy lałam i od tej chwili byłam dla niego siostr , a
on był dla mnie najczulszym, opieku czym bratem, a i teraz, gdy postanowił
porzuci na długie miesi ce wszelki dostatek i wygod , aby przył czy si do
20
krucjaty zd aj cej do dalekiej Jerozolimy dla uwolnienia grobu Jezusa z niewoli
poga skich Turków, i ja mu w tej pełnej trudów drodze towarzysz , poniewa i
on, i ja, oboje w niewoli nieosi galnej miło ci, przysi gli my sobie, i zawsze i w
ka dej chwili, w doli i w niedoli, w dostatku i biedzie, w zdrowiu i w chorobie, w
chwale i poni eniu, b dziemy si wzajemnie my l i uczynkiem wspiera i
wspomaga , on b d c dla mnie bratem, a ja dla niego siostr , wiosenna burza
szybko si przybli ała, ciemne i ci kie chmury docierały ju do najwy szej
wysoko ci nieba, szli prosto w burz i w błyskawice coraz cz ciej si zapalaj ce, i
w grzmoty, które przetaczały si ju nie u kresu dalekiego horyzontu, lecz
wybuchaj c u szczytu nadci gaj cych ciemno ci spadały niesko czenie długo w
ciemno , jeszcze o echo przedłu aj c swój gro ny warkot, aby, nim ono cichnie,
znów i prawie równocze nie z o lepiaj cym błyskiem targn mrocznym
sklepieniem nieba, nagle, jakby z trwałego bezruchu zrodzony, zerwał si wiatr,
ółty tuman kurzu wzbił si nad płask równin , skłamałam - krzykn ła Blanka -
wszystko skłamałam!, wówczas, nie rzekłszy słowa, stary człowiek podniósł dło i
uczynił nad jej głow znak krzy a, Aleksy Melissen odetchn ł w tym momencie z
ulg , dopiero teraz u wiadomił sobie, i przez cały czas, gdy Blanka szła u boku
spowiednika, trwał w napi tym a do bólu pogotowiu, pomy lał: nie wiem, co by
si stało, gdyby nie otrzymała rozgrzeszenia, lecz co by si sta musiało, zdj ł z
ramion swój purpurowy płaszcz - do biało ci roz arzony błysk roz wietlił
półmrok i w ród kł bi cej si ółtej kurzawy wbił si nie nazbyt daleko w
niewidoczn ziemi , ogłuszaj cy huk grzmotu targn ł ciemno ciami i natychmiast
cichł, gdzie daleko, na tyłach pochodu, zapłakało dziecko - z płaszczem
podobnym do płomienia, poniewa targał nim wiatr, przysun ł si do Jakuba,
który szedł o krok przed nim, narzucił mu płaszcz na nagie ramiona, a kiedy
tamten odwrócił głow i uczynił ruch, jakby chciał płaszcz z ramion zsun ,
powiedział: nie chciałe dotychczas przyj tego płaszcza, chocia tobie, jako
przywódcy, bardziej go nosi wypada ni mnie, ale teraz na czas mojej spowiedzi,
prosz ci , uczy to, i odszedł, nim Jakub zd ył słowo powiedzie , nagle cichł
wiatr i przez chwil krótsz od oddechu stała si dokoła cisza, cisza, w ród której
na chwil krótsz od oddechu wszystko, co istnieje, wydało si pora one
ostatecznym zgonem, jak gdyby sło ce stan ło, niebo i gwiazdy, a ich miertelny
bezwład równie i wszelkiemu yciu na ziemi odj ł ruch i d wi k, po czym lun ł
rz sisty deszcz, znów pocz ły płon błyskawice i dudnienia piorunów,
przygłuszone szumem ulewy, przetaczały si ci kie w ród szumu ulewy, szedł
wyprostowany, oboj tny na ulew , znów czujny i wewn trznie napi ty, nie
spojrzawszy na ni min ł Blank , która szła potykaj c si , jakby o lepła,
bezradna i zagubiona w strumieniach ulewy, nim kilkoma nie piesznymi krokami
zrównał si ze starym spowiednikiem, ziemia pod potokami wody rozmi kła i ju
gwałtown obfito ci wilgoci nasycona, przestała si ulegle potopowi poddawa ,
ogromne kału e bite deszczem pocz ły si na jej powierzchni tworzy , stary
człowiek szedł nie wolniej i nie pr dzej ni dotychczas, szedł swoim zwykłym,
ci kim krokiem, jego du e, obrz kni te stopy grz zły w błocie i w kału ach,
woda grubymi strugami spływała po jego habicie, pierwszy raz w yciu b d
my le na głos - pomy lał Aleksy, podniósł dło do twarzy, aby przetrze oczy
zalewane wod , nasilenie burzy zdawało si słabn , bardzo zapragn ł obejrze
21
si za siebie, wiedział, e ujrzałby wówczas Jakuba w chłopi cy sposób
st paj cego po błocie i w ród kału y, ale Jakuba purpurowym płaszczem
chronionego przed deszczem, ujrzałby równie w górze puszcz wydan
bezbronnie na oszalały ywioł, nieruchom pod błyskawicami i grzmotami, nie
obejrzał si jednak, niebo nad dalekim horyzontem, sk d nadci gn ła burza, ju
si poczynało przeja nia i naraz, gdy tu jeszcze półmrok panował i deszcz
szumiał, tam, na kra cach równiny, poblask zachodz cego sło ca wyłonił spo ród
ciemno ci smug ziemi i nieba, obie z doskonał czysto ci ukazuj ce swe kształty
i barwy, spokojny seledyn nieba nasycony złotawym wiatłem, płask i zielon
ru wiosennych ł k i w ród niej samotne wierzby, które mimo swej samotno ci
zdawały si teraz zwi zywa ziemi z niebem, teraz po raz pierwszy w yciu b d
gło no my le - pomy lał i odczuł to dobrowolne poddanie, nie jest dobrowolnym
- pomy lał, odczuł swoje konieczne poddanie jako wyzwanie rzucone całemu
wiatu, my lał: niech poprzez uszy tego starego człowieka, który obchodzi mnie
nie wi cej ni ta oto woda, w której chłodzie zanurzam moje stopy, nie wi cej ni
woda, która spływa po mojej twarzy, niech poprzez uszy tego starego człowieka
słysz mnie uszy wszystkich yj cych, wszystkich nie wył czaj c Jakuba, który
idzie o kilka kroków za mn chroniony przed deszczem moim purpurowym
płaszczem, płaszczem, na którym, gdy staje si noc, bior c co noc t dziwk i
bior c j i sobie i jej zadaj c dług rozkosz, my l nie o niej, lecz o Jakubie,
wiedz c równie , e i ona, poddana ulegle rozkoszy, my li nie o mnie, ale o
Jakubie, Bo e - pomy lał - wielki, wszechmog cy Bo e, którego nigdy nie było i
nie ma, wielki Bo e, który istniejesz tylko przez nasze nieszcz cia, Bo e
nieobecny i nie istniej cy, tylko przez nas stworzony, nie wiem, o co mógłbym ci
prosi , gdyby był, pami tam, i jest napisane, e miło mo e zdziała cuda, góry
mo e przenosi i jeszcze co robi , czego nie pami tam, mnie moja miło , nigdy
mnie nie kochał, nawet nie musiał powiedzie : rozbierz si , poniewa byli my w
ła ni i byłem nagi, rozło ył na ławie mój purpurowy płaszcz, który mi ofiarował,
kiedy sko czyłem czterna cie lat, pami tam, e kiedy , w czasie tak odległym, i
wydaje mi si , e nie mogłem w nim istnie , ale przecie istniałem, była wiosenna,
pełna wiatła ksi yca noc, ale obudziłem si nie w ciszy nocy i nie w blasku
ksi yca, lecz w migoc cych dokoła odblaskach płomieni i we wrzawie, szcz ku
or a, skowycie, płaczu kobiet i j kach umieraj cych, kobieta i m czyzna stali
przy mnie, kiedy si obudziłem, za mn , za oknem, płon ła ogromna łuna,
pami tam tylko t łun i m czyzn i kobiet stoj cych przy moim ogromnym
ło u, nie pami tam, jak wygl dali, byli moim ojcem i matk , ale nie pami tam ich
twarzy, nie mog usłysze ich głosów, pami tam zbli aj c si w migoc cej łunie
wrzaw , szcz k or a, płacz kobiet i j ki umieraj cych, pami tam i jego, gdy
nagle p kły ogromne drzwi, pami tam, e były tak wysokie, i wydawały mi si
nie drzwiami, nie pami tam, czym mi si wydawały, ale gdy nagle, jakby w pół
przełamane, p kły, wówczas stało si dokoła mnie mroczno, wtedy go ujrzałem po
raz pierwszy, był młody, promienny, pokochałem go wtedy, pami tam krótkie
błyski jego miecza, potem na moje dłonie, pami tam, zaci ni te przy szyi, trysn ł
ciepły strumie , to była krew moich rodziców, nie wiem, czy to była krew mojej
matki, czy mojego ojca, miałem krew na dłoniach i na ustach, chciałem krzycze ,
ale nie krzyczałem, a potem, to pami tam, jakby to było wczoraj, on si nade mn
22
pochylił, zamkn łem oczy, poczułem jego dło na czole zroszonym potem,
chciałem płaka i nie mogłem płaka , poniewa czułem na wargach mdły smak
krwi, o której nie wiedziałem, e jest krwi mojej matki albo mojego ojca,
pami tam, e wzi ł mnie w ramiona, pami tam jego nachylon nad sob twarz,
ale nie pami tam, co było potem, teraz po raz pierwszy w yciu b d my le
gło no, zacz ł mówi , deszcz si uciszał, a przestrzenie ziemi i nieba ogarniane
czyst jasno ci wci si poszerzały: do czternastego roku ycia wiedziałem o
swojej przeszło ci tyle tylko, e jestem Grekiem z Bizancjum, nazywam si Aleksy
Melissen i kiedy w ow noc sprzed o miu lat, gdy rycerze chrze cija scy pod
dowództwem dwóch sławnych m ów, hrabiego Baldwina z Flandrii i hrabiego
Bonifacego z Monferrat, ulegaj c namowom przebiegłych Wenecjan, zamiast
pod a ku Jerozolimie, aby z niewoli poga skiej uwolni grób Chrystusa, jak
przysi gli, uderzyli zdradziecko noc na mury Bizancjum i potem wtargn wszy w
nie pomordowali okrutnie tysi ce takich samych jak oni chrze cijan, powoduj c
si nie wiar , tylko dz zdobycia bogactw i władzy, mnie w t noc po arów i
krwi, gdy zamordowani zostali moi rodzice, uratował jeden z rycerzy, Ludwik z
Vendôme, hrabia na Chartres i Blois, byłem o mioletnim dzieckiem, gdy z
nara eniem własnego ycia wyniósł mnie z płon cego pałacu, mówił mi potem,
gdy ju byłem przy nim i on był moim opiekunem i ojcem, i tego dokonał, e ja,
obcej krwi i obcego nazwiska, uznany zostałem przez pana króla, Filipa Augusta,
za jedynego spadkobierc staro ytnych hrabiów panuj cych na Chartres i Blois, i
całej tej ziemi Vendôme, która teraz si dokoła nas rozpo ciera, mówił mi, ju
dorastaj cemu chłopcu, e wówczas, w t okrutn noc rzezi i po arów, on, który
dwudziestoletnim młodzie cem lubował, i wszystkie dane mu dary i przywileje
zło y w ofierze słu cej uwolnieniu z poga skiej niewoli grobu Chrystusa, obudził
si tej nocy jak ze snu i zrozumiał, e została dokonana ci ka zbrodnia, i mnie,
któremu zamordowano ojca i matk , unosz c we własnych ramionach z
płon cego domu ratował wła nie dlatego, by chocia w drobnej cz stce zło y
zado uczynienie dokonanym zbrodniom i nieprawo ciom niegodnym sławy
chrze cija skich rycerzy, to wiedziałem do lat czternastu, wychowuj c si w
Chartres, które stało si moim miastem rodzinnym, i je li pami tałem cokolwiek
z lat mojego dzieci stwa, to jedynie to, co mi mój najlepszy opiekun i ojciec o tych
zagubionych w niepami ci czasach opowiadał, przestał pada deszcz, od mokrej
ziemi bił odurzaj cy zapach ziemi i wiosennej zieleni, daleko, ale ju jakby w
innym wiecie, przetaczały si ci kie grzmoty, poblaski zachodz cego sło ca
znów opieku czo poczynały ogarnia płask dokoła równin , wyłoniły si z
ciemno ci spokojne zielone jeziora, ziemia pod stopami była grz ska i pełna ju
nieruchomych kału , zobaczył t cz i mówił: tyle wiedziałem o swojej przeszło ci
do lat czternastu, a wtedy jednego dnia, było wczesne przedwio nie i pami tam,
ziemia była jeszcze twarda i kału e po nocnym deszczu ci te cieniutk warstw
mrozu, powietrze było chłodne, ale sło ce wieciło, i pami tam jego radosne
ciepło na ramionach, był wczesny ranek, wyszli my w kilku poza mury miasta,
gdzie były ł ki nad rzek Eure, krucha powłoka mrozu, gdy nadeptywałem j
bos stop , kruszyła si bardzo lekko i wtedy czułem, e wchodz w zimn wod ,
ale poniewa sło ce czułem na ramionach i na szyi, było to bardzo przyjemne,
była na tych ł kach sucha i ju chyba martwa wierzba, do niej strzelali my z
23
łuków, wła ciwie nie do niej, ale do malutkiego p czka tarniny, który był biały i
delikatny i wydawał si tylko biał plamk , gdy został uwi ziony w twardej korze
umarłej wierzby, do tego celu strzelali my z łuków, pami tam, e w pewnym
momencie moja strzała dr c niecierpliwie wbiła si w sam rodek tej białej
plamy, cały pie martwego drzewa był ju pełen dygoc cych strzał, tkwiły w nim,
jakby nie chciały zosta , ale i nie mogły si oderwa , wówczas, kiedy udało mi si
trafi strzał w sam rodek małego p czka tarniny, stała si cisza, potem ci,
którzy byli ze mn , pocz li jeden po drugim podchodzi do drzewa, aby z bliska
zobaczy moj strzał tkwi c nieruchomo w samym sercu białego p czka
tarniny, zostałem sam, serce biło mi z rado ci i z dumy, pami tam, o krok przede
mn szkliła si du a kału a ci ta mrozem, postawiłem na tej gładkiej i
nieruchomej powierzchni stop i ju chciałem zmia d y uległy opór
nadchodz cej zimy, gdy naraz poczułem, e nie jestem sam, odwróciłem si i
wtedy ujrzałem tego człowieka, od razu wiedziałem, e nie jest st d, był czarny,
smagły i drobny, w prostackiej opo czy z kapturem, ale pod t opo cz miał
zniszczon wprawdzie, lecz z drogiego materiału uszyt sukni , stał ode mnie nie
dalej ni o dziesi kroków, pomy lałem: widział moj strzał nieomylnie
osi gaj c trudny cel, ale tak e pomy lałem, e ten człowiek dlatego tu jest,
poniewa nie z kim innym, tylko ze mn chce rozmawia , czekałem chwil z
łukiem napi tym now strzał , a on do mnie podejdzie, ale poniewa tego nie
uczynił, wi c wci trzymaj c łuk z napi t na ci ciwie strzał , zbli yłem si ku
niemu o kilka kroków i wówczas on, stoj c w miejscu bez ruchu, powiedział kilka
słów w j zyku dla mnie niezrozumiałym, ale chocia słowa, które wypowiedział,
były dla mnie niezrozumiałe, odczułem je, jakby od pocz tku mego istnienia
spoczywały we mnie, musiałem w tym momencie zbledn i on to musiał dostrzec,
powiedziałem: nie rozumiem, wtedy on ju w moim j zyku, cho z cudzoziemsk
wymow , spytał mnie: ty jeste Aleksy Melissen?, powiedziałem: ja jestem Aleksy
Melissen, a ty kim jeste ?, szukałem ci sze lat - powiedział - nie le strzelasz z
łuku, dlaczego mnie szukałe ? - spytałem, nie le strzelasz z łuku -powtórzył - ale
gdy mierzysz do celu i wypuszczasz strzał , powiniene mie mi nie bardziej
rozlu nione, wysiłek powinien by w tobie, gł boko ukryty, ale twego wysiłku nikt
z zewn trz nie powinien widzie , dlaczego mnie szukałe ? - powtórzyłem, przyjd
wieczorem, po nieszporach, do ko cioła wi tego Józefa, powiem ci wtedy,
dlaczego ci szukałem, potrz sn łem głow : je eli masz mi co do powiedzenia,
mo esz uczyni to teraz, obejrzałem si na moich rówie ników, stali przy martwej
wierzbie, patrzyli na nas, ale aden z nich nie uczynił ruchu, aby podej do nas,
chod - powiedziałem do nieznajomego - je eli to, co mi masz do powiedzenia, jest
tajemnic , ł ki nie maj uszu, po czym zacz łem i przed siebie, wci trzymaj c
w dłoniach łuk z napi t na ci ciwie strzał , tamten po chwili wahania poszedł za
mn , sło ce grzało coraz mocniej, zamróz gło no trzeszcz c p kał pod naszymi
stopami, twój ojciec - powiedział nieznajomy - miał na imi tak jak i ty, Aleksy, a
twoja matka nazywała si Teodozja, wiem - powiedziałem - czy po to mnie
szukałe przez sze lat, aby mi to powiedzie ?, nie - odparł - szukałem ci przez
sze lat po to, eby ci powiedzie , e jestem wysłannikiem twoich rodziców,
wtedy si zatrzymałem i spojrzałem prosto w jego twarz: znasz ich imiona, a nie
wiesz, e nie yj od sze ciu lat?, wiem - odpowiedział - poniewa na własne oczy
24
widziałem ich ciała, ale wiem równie , e je li tamtej nieszcz snej nocy przed
sze cioma laty zgin ło w okrutnej rzezi wiele tysi cy Greków i ponad pół miasta
zniszczyły po ary, to przecie r ka losu dotkn ła i tych równie , którzy dokonali
tych zbrodni, nie dłu ej ni dwa lata cieszył si tronem bazileusów samozwa czy
cesarz Baldwin, konał w długich m czarniach na dnie gł bokiego w wozu, gdzie
go jak psa lub padlin ci ni to na rozkaz króla bułgarskiego Jana, wprzód mu
uci wszy r ce i nogi, w bitwie z Wołochami poległ drugi przywódca zachodnich
grabie ców i gwałcicieli, Bonifacego, samozwa czego króla Tessalonii, siostrze ca
senechala Szampanii Gotfryda de Villehardouin, samozwa czego władc
Koryntu, kazał ukrzy owa w Epirze Michał Kommen, równie i wielu innych
zbrodniarzy do cign ł sprawiedliwy los, natomiast do tej pory kary unikn ł i po
wiecie chodzi jeden z nich, i to z tob , je li rzeczywi cie jeste Aleksym
Melissenem, szczególnymi w złami zł czony, poniewa to on w t noc, gdy ty
byłe małym dzieckiem, własnymi dło mi zamordował twoich rodziców, dopiero
gdy umilkł, zdałem sobie spraw , e ju od paru chwil nie id przed siebie, lecz
stoj w miejscu, wiedziałem, e to, co powiedział, jest prawd , nie umiem
powiedzie , jak to si stało, ale naraz wszystko, co w mglistych i nie poł czonych
ze sob kształtach pami tałem z dzieci stwa, teraz stało si we mnie a do bólu
przejrzyste, podniosłem łuk ze strzał na napi tej ci ciwie, wypu ciłem strzał i
patrzyłem, jak z cichym gwizdem mknie ku niebu, wzniosła si w przejrzystym
powietrzu bardzo wysoko, ale nie straciłem jej z oczu i widziałem, wci
ogarni ty obrazami tamtej nocy, krew rodziców czuj c na wargach i jego twarz
widz c nachylaj c si nade mn , słysz c j ki mordowanych i skowyt płacz cych
kobiet, wszystko to widz c i słysz c, widziałem lot mojej strzały, teraz ju szybko
opadaj cej, wbiła si w ziemi bardzo daleko i widziałem, e lekko dr y, wbita w
ziemi , jak gdyby nie wyczerpała jeszcze siły swego p du, i dopiero gdy stała si
nieruchoma, odwróciłem si ku nieznajomemu i powiedziałem patrz c mu w
oczy: kłamiesz, gdyby zaprzeczył lub pocz ł dowodami potwierdza prawdziwo
swoich słów, by mo e zw tpiłbym, e było tak, jak on powiedział, ale milczał, nie
rzekł ani jednego słowa, lecz oczu, ciemnych i gł boko osadzonych, nie oderwał
od mego wzroku, to ja pierwszy oczy spu ciłem i powiedziałem: kimkolwiek jeste
i jakiekolwiek plany masz wobec mnie, nie chc ci wi cej widzie i je eli jeszcze
raz staniesz na mojej drodze, zabij ci albo ka ci zabi ,wtedy on powiedział i
wydało mi si , e w jego głosie jest smutek: tak wi c kochasz człowieka, który ma
dłonie splamione krwi twoich rodziców, powtórzyłem, wci nie podnosz c oczu:
nie chc ci wi cej widzie , a je eli jeszcze raz ci zobacz , zabij ci albo ka
zabi , dobrze - powiedział po chwili milczenia - odejd i wi cej mnie nie
zobaczysz, ale nim odejd , chc ci jedno powiedzie : kiedy byłem twoim
piastunem, a ty dzieckiem powierzonym mojej opiece, stało si raz tak, e pod
nieobecno twoich rodziców ci ko zachorowałe , byłe nieprzytomny i
majaczyłe , wszyscy lekarze zw tpili, aby mo na ci było uratowa , ja przez
wszystkie dnie i noce czuwałem przy tobie i gdy trzeciej nocy, wci
nieprzytomny, pocz łe kona , byłe sztywny i mimo gor czki stopy i dłonie
miałe jak lód zimne, wtedy ja ci wzi łem w ramiona i powiedziałem: musisz y ,
musisz usłysze , e ja do ciebie mówi : musisz y , musisz mnie usłysze , e
mówi do ciebie: musisz y , nie pami tam, mo e te słowa powtórzyłem dziesi
25
razy, a mo e sto, pami tam natomiast, e ty w pewnym momencie otworzyłe
oczy i spojrzałe na mnie, trzymaj cego ci w ramionach, przytomnie,
przeklinam, Aleksy Melissenie, chwil , kiedy do ciebie umieraj cego zawołałem:
musisz y , to powiedział, ka de jego słowo dokładnie pami tam do dzisiaj, po
czym odszedł, ale nie spojrzałem na niego, stałem bez ruchu, chyba o niczym nie
my l c, wreszcie odwróciłem si i zacz łem i wolno w przeciwnym kierunku,
moi towarzysze wołali za mn , nie odpowiedziałem im, chciałem by sam, dopiero
o zmierzchu wróciłem tego dnia do zamku, a potem, patrzył chwil na t cz ,
która ju teraz ogromnym łukiem wspinała si po niebie, po czym mówił dalej:
potem usiłowałem nie my le o tym, czego si dowiedziałem, była wiosna, czułem,
e jego spojrzenia cz ciej ni przedtem kieruj si w moj stron , tej wiosny
otrzymałem od niego w podarunku purpurowy płaszcz, daj c mi go powiedział:
za dwa lata otrzymasz złote ostrogi i złoty rycerski pas, jednego dnia, poło ywszy
dło na moim ramieniu, powiedział: jeste wci zamy lony, chciałbym zna
twoje my li, ja sam ich nie znam - odpowiedziałem i powiedziałem prawd ,
poniewa istotnie swoich my li nie znałem, chodziłem jak we nie, w ci kim,
dr cz cym nie, robiłem wszystko, co zwykłem robi przedtem, ale obcy
wszystkim i wszystkiemu, pomy lał: tych dni i tych nocy, gdy chodziłem jak w
ci kim i dr cz cym nie, było bardzo du o, lecz potrafi o nich powiedzie nie
wi cej ni to, e były, było ich wiele i chodziłem w ród nich jak w ci kim i
dr cz cym nie, jednego dnia tej samej wiosny zabrał mnie do ła ni, dotychczas
chodziłem do ła ni z moimi rówie nikami, lubiłem chodzi do ła ni, lubiłem
gor co, jakie w niej było, lubiłem kł by pary ogarniaj ce ciało gor c wilgoci ,
lubiłem swobodn nago , a poniewa byłem silny, wi c w zapasach, jakie
urz dzali my, ja zawsze moich towarzyszy pokonywałem, lubiłem te zapasy,
nago rozgrzanych ciał i moj sił , a potem odpoczynek na niskich ło ach, ale
tego dnia poszedłem nie z moimi towarzyszami, tylko z nim, byli my sami,
poniewa odprawił pachołków, którzy posługiwali nam przy k pieli, czułem si z
pocz tku troch skr powany, ale nie nago ci , tylko cisz , jaka była dokoła,
przyzwyczaiłem si bowiem, e w ła ni zawsze było gwarno, brakowało mi tego
gwaru i brakowało mi moich towarzyszy, chyba o niczym nie my lałem, czułem
troch zm czenia po całym dniu sp dzonym na koniu, pojechałem bowiem
samotnie z samego rana w gł b puszczy, ale gor ca woda natychmiast zmyła ze
mnie znu enie, potem poło yłem si na niskim ło u i wci chyba o niczym nie
my lałem, nawet o niczym nie my lałem, gdy on zbli ył si do ło a, poło ył obok i
bez słowa obj wszy mnie ramieniem przyci gn ł do siebie, poczułem jego nago
przy swojej, a jego twarz w sk i such , jeszcze młod , cho pooran ciemnymi
bruzdami, twarz o ostrym nosie i oczach gł boko osadzonych, a tak jasnych, i
wydawały si nagimi, ujrzałem t twarz w takim samym zbli eniu jak wówczas,
gdy przed sze cioma laty zobaczyłem j po raz pierwszy, w pewnej chwili, wci
mnie obejmuj c ramionami, zamkn ł oczy, ja miałem oczy otwarte, powiedział
cicho: jeste ju m czyzn , tak - odpowiedziałem i nie czyni c najmniejszego
ruchu, aby oddali si od jego nago ci, spytałem: to prawda, e zabiłe moich
rodziców?, nie czułem, eby zadr ał, a przecie le ałem tak blisko przy nim, e
gdyby drgn ł lub nawet gdyby mu serce szybciej przez moment zabiło,
musiałbym to wyczu , powiedział, wci maj c oczy zamkni te: tak, a po chwili
26
spytał tym samym ciszonym głosem: jest ci dobrze?, tak - odpowiedziałem,
poniewa rzeczywi cie było mi dobrze i w tej chwili nie my lałem o niczym
innym, tylko o tym, e jest mi dobrze, nie wiem - powiedział - kiedy i od kogo
dowiedziałe si , e zabiłem twoich rodziców, nie chc zreszt tego wiedzie i nie
musisz mi o tym mówi , wystarcza mi, e wiedz c o tym, jeste przy mnie i le ysz
w moich ramionach, sam bym ci zreszt wszystko powiedział, mo e ju nawet w
tym roku, poniewa jeste ju m czyzn , to prawda, uczyniłem t straszn rzecz,
poniewa pełen wiary i nadziei s dziłem, e je li nosimy płaszcze krzy owców i
zło yli my lubowania, i po wi cimy wszystko, aby wyzwoli grób Chrystusa z
poga skiej niewoli, wówczas i wszystko, co czynimy, jest słuszne i konieczne,
poniewa słu y temu jednemu i najwa niejszemu celowi, to był bł d mojej lepej
wiary, zbrodnia mojej lepej wiary - gdy to mówił, my lałem, e mi jest w jego
ramionach dobrze, a równocze nie ujrzałem wn trze ko cioła wi tego Piotra w
Chartres podobne kamiennej przepa ci wzlatuj cej ku niebu, w dole ogarni tej
łun wiateł, mroczniej cej w górze, miał na sobie tylko czarn i dług do kostek
tunik ci ni t w biodrach złotym pasem, składał przed głównym ołtarzem
przysi g , przysi gał, e reszt ycia po wi ci wyzwoleniu grobu wi tego, tu
obok ja stałem w bogatym stroju pazia, słowa przysi gi, wzmacniane echem,
samotnie rozbrzmiewały pod sklepieniem ko cioła, biskup Wilhelm stał na
najwy szym stopniu ołtarza, stał nad Ewangeli podtrzymywan przez dwóch
młodziutkich diakonów, przysi gaj c dotykał mieczem kart Ewangelii, dzie był
jesienny, na witra ach, wysoko w chłodnym mroku, czuwali wi ci i aniołowie,
dokoła w blaskach zbroi tłoczyli si baronowie, rycerze i szlachta, widziałem to
wszystko, ale przede wszystkim my lałem, e mi jest w jego ramionach dobrze, on
mówił: nie umiem ju teraz powiedzie , kiedy zrozumiałem, e popełniam
zbrodni i nie tylko nie przybli am si do upragnionego celu, lecz oddalam si od
niego i czyni go prawie nieosi galnym, jakbym zd aj c ku szczytowi pot nej
góry spadał w przepa , mo e po raz pierwszy przenikn ła mnie owa wiadomo
wówczas, gdy sam zbryzgany krwi , ciebie ujrzałem na ogromnym ło u, równie
splamionego krwi , któr przelałem, o kilka godzin za pó no, o t noc za pó no
zrozumiałem, e tylko przed tymi, którzy posiadaj czyste my li i czysto
towarzyszy ich uczynkom, mog si otworzy bramy Jerozolimy, ale teraz, po
latach wielu wyrzecze i umartwie , kiedy czyniłem wi cej, ni pragn łem, aby
zmaza zło przeze mnie w za lepieniu wiary popełnione, teraz, trzymaj c ci w
ramionach, znów, ale ju dobrowolnie, zamykam przed sob bramy dalekiej
Jerozolimy, poniewa ponad wszystko, co we mnie istnieje, silniejsza jest moja
ciemna miło do ciebie, który miałe by moim synem i spadkobierc , a którego
od dawna po dam jak kochanka, mo esz ze mn zrobi wszystko, co chcesz -
powiedziałem, gdy umilkł, on za mnie spytał: b dzie ci to miłe?, mo esz ze mn
zrobi wszystko, co chcesz - powtórzyłem - cokolwiek zrobisz, b dzie mi to miłe, i
wtedy to si stało, ale gdy si ju stało, nie byłem szcz liwy, byłem tylko
nasycony nie znan mi dotychczas rozkosz i powtórzenia jej spragniony, ale nie
czułem si szcz liwy, poniewa ju wtedy zrozumiałem, e nie kocha mnie, tylko
po da mego ciała, wiem, e i on o tym wiedział, cho starał si oszuka i siebie, i
mnie i mówił mi, e mnie kocha, ale gdy to mówił, mówił nieprawd , poniewa
tylko mego ciała po dał, pragn ł miło ci, lecz nie potrafił mnie kocha , tylko
27
głodna dza była w nim prawdziwa, wiem, e nieraz, trzymaj c mnie w
ramionach, mówił, e mnie kocha, a my lał: wszystko jest daremne, nie umiem go
kocha i nie umiem bez niego y , a ja my lałem, gdy nasyciwszy si mn
zostawiał mnie nagle samego, my lałem wówczas: jestem jego własno ci , jego
rzecz , dlatego woli pogardza mn ni sob , nienawidz go, ale siebie tak e
nienawidz , poniewa ulegle godz si na wszystko, czego chce, sprawia mi to
przyjemno , a je li j mam, nie umiem jej nie lubi , za to siebie nienawidz ,
wiedziałem, e prócz mnie szukał innych ciał i miał je, ale potem znów do mnie
wracał, a ja, cho wiedziałem, e przyjdzie do mnie jeszcze ciepły od ciepła innego
ciała, czekałem na niego, a pó niej stało si jednego dnia tak, e gdy opu cił mnie
s dz c, e pi , pierwszy raz pocz łem go szuka , le ałem na moim purpurowym
płaszczu na wznak, z głow wspart o rami , i gdy obudził si jeszcze za dnia i
pochylił nade mn , udałem, e pi , oddychałem spokojnie, tak jak oddycha si w
spokojnym nie, powiedział gło no: Aleksy, nie poruszyłem si , była cisza, w gł bi
puszczy pogwizdywała wilga, wówczas wstał ostro nie, eby mnie nie zbudzi ,
wstał ostro nie jak człowiek, który chce uciec, nało ył na siebie wierzchni szat ,
z ziemi podniósł płaszcz i miecz, a potem, jeszcze raz ogarn wszy mnie
spojrzeniem człowieka, który chce uciec, zszedł ku strumieniowi, gdzie sp tane
pasły si spokojnie nasze wierzchowce, otworzyłem wtedy oczy i widziałem, jak
zbli ywszy si do swego czarnego ogiera uwalnia go z p t i przytrzymuj c za uzd
prowadzi w stron cie ki wdzieraj cej si w g ste podszycie lasu, zostałem sam,
pomy lałem: niech ucieka, wiem, e wróci, tylko dza jest w nim prawdziwa, a
potem, gdy ju zmierzch pocz ł powoli zapada i wci nagi, ale nie czuj c
chłodu, le ałem na moim purpurowym płaszczu, tym samym płaszczu, który
teraz na czas spowiedzi zdj łem z ramion i narzuciłem go na ramiona Jakuba,
wtedy wi c, kiedy zmierzch powoli zapadał i byłem sam, pocz łem my le nie o
sobie, lecz o tym, jakie jego mog by my li, znałem nie tylko jego ciało i nie tylko
rozkosz, jak mi dawał, znałem równie jego my li, mogłem sobie wyobrazi , e
jad c samotny w ród puszczy ogarnianej pierwszym zmierzchem, my li:
wszystko prócz krzywdy i wstydu jest daremne, nasycenie zmysłów nie zaspokaja
po dania, z pragnienia osi gni tego rodzi si sto nowych, j trz cych, czyny
zrodzone z najczystszych pragnie dogorywaj w ha bie, mo e w ogóle nie ma
czystych pragnie ? potrzeba gwałtu i okrucie stwa targaj natur człowieka,
człowiek przed nimi ucieka, ucieka od samotno ci, boi si jej i wstydzi, potem w
stadzie, silny i szalony, zadaje i szerzy gwałt, jest lepy, jest głuchy, ale jest silny,
poniewa jest szalony, a przychodzi chwila przebudzenia i wówczas człowiek
znów zostaje sam, tylko o cał zbrodniczo op tania bardziej ni przedtem
samotny i w tym osamotnieniu ostatecznym, w wi zieniu ciała i my li, poczyna
szuka ratunku, jednak daremnie go szuka, daremnie czepia si cieni ocalenia,
tylko w gwałcie potrafi si zatraci , w gwałcie ju odartym ze złudze , nagim i
ciemnym jak nienawi , to mógł my le jad c samotny w ród puszczy ogarnianej
pierwszymi cieniami zmierzchu, a je li si zdarzyło, i spojrzał w pewnej chwili
na swoje dłonie, wówczas musiał my le : te dłonie były dło mi mordercy, czym e
jest lepa wiara i w ogóle wiara wobec dłoni, które s dło mi mordercy, teraz
potrafi c tylko rozkosz wydziera z uległych ciał, tylko rozkosz potrafi c bra i
dawa , bowiem kiedy wszystko zawodzi, zostaje dza, ona jedna, nie miło i nie
28
wierno , tylko dza, przyjaciółka samotnych, czujna i poszukuj ca, wierna
nawet we nie, nigdy nie nasycona, z ni i przez ni idzie si na dno, wi c po co
ucieka , je li uciec nie mo na?, i my lał dalej: uciekłem, poniewa nad pewno
posiadania silniej mnie poci ga niepewno poszukiwa , wczoraj, pozawczoraj,
dzisiaj i zawsze kusiły mnie i wci kusz niewiadome obszary czasu i przestrzeni,
jakie si przede mn mog otworzy i jakie si niekiedy przede mn otwieraj ,
one mnie niecierpliwie i nagl co wabi , poniewa mog zawiera w sobie
wszystko, wiem, e kresem oczekiwa jest rozczarowanie, ale przecie , cho by
złudny, wol cie nadziei od jej nieuchronnej mierci, ka da zdobycz jest grobem
nadziei, ka de osi gni cie jest grobem nadziei, czas zazdro nie si zacie nia wokół
wszelkiego posiadania, tylko pragnienia, jakkolwiek i one musz ulec zniszczeniu,
u yczaj nocom i dniom swobodniejszego oddechu, wszystko to wiem, znam
ci ar tej wiedzy, jest ci ka jak góra kamieni i równie jak ona jałowa, jed my
dalej, mo e si co stanie, tak my l c jego my lami le ałem z głow wspart o
rami , a naraz, zgubiwszy si w jego my lach i nie widz c go, poniewa nagle
stało si dokoła mnie ciemno, podniosłem si , chwil kl czałem zagubiony w
ciemno ciach i je li czegokolwiek w tej chwili pragn łem, to tego jedynie, eby był
przy mnie i przed strachem, samotno ci i wszystkimi moimi spl tanymi my lami
obronił mnie swoim ciałem, pami tam, powiedziałem kl cz c w ciemno ciach na
głos: mo esz ze mn zrobi wszystko, co chcesz, cokolwiek zrobisz, b dzie mi to
miłe, potem jechałem ciemn puszcz , ju nie znałem ani jego my li, ani własnych
nie miałem prócz nagl cego pragnienia, aby mnie wzi ł w ramiona i przed
strachem, zagubieniem i samotno ci obronił swoimi ramionami, nagle znalazłem
si na skraju puszczy, za mn , tu przy moich ramionach, stała nieruchoma i
milcz ca ciana mroku, przede mn , w dole, biała rosa szkliła si na ł kach na
podobie stwo szeroko rozlanego jeziora, ale tam równie trwały ciemno ci i
wszystko, co było yciem, wydawało si w nich zatopione, i dopiero gdy
podniosłem głow , ujrzałem bardzo wysoko ponad sob czarne niebo pełne
kruchych gwiazd, wówczas, wci ogarni ty natarczyw t sknot za jego ciałem i
za rozkosz , któr sobie sprawiaj c i mnie j zadawał, si gn łem po róg, który
miałem przewieszony przez plecy, i my l c, e si chc znale w jego mocnych
ramionach i o wszystkim zapomnie prócz wiadomo ci, e jestem w jego
ramionach, zad łem w róg, słyszałem jego ostry głos wdzieraj cy si w ciemno ci,
potem słyszałem dalekie echo powtarzaj ce zanikaj cymi w oddali d wi kami
głos mojego rogu, potem stała si cisza, a jeszcze w chwil potem doszedł do mnie
z gł bi ciemno ci przeci gły i gardłowy, długo wibruj cy okrzyk, jakim zwykli si
zwoływa pasterze, on tam jest pomy lałem i przeczekawszy, a dalekie wezwanie
cichnie, znów zatr biłem w róg i po chwili znów odpowiedział mi z ciemno ci ten
sam gardłowy i wibruj cy okrzyk, ruszyłem w tamt stron , wci pewien, e go
odnajd , akurat w dole, gdzie musiały si rozci ga rozległe ł ki, wschodził w
rudej po wiacie ci ki ksi yc, jechałem skrajem puszczy, wysokim smugiem
coraz to wspinaj cym si w gór i opadaj cym w dół, w dole rzeczywi cie były
ł ki, nie wiem, jak dług przebyłem drog , poniewa maj c ju pewno , e go
odnajd , jechałem wolno, pomy lałem nawet w pewnym momencie: zawró , ale
nie uczyniłem tego i nie ałuj , e tego nie uczyniłem, bowiem dzisiaj ju wiem, e
jak kolwiek bym wówczas decyzj powzi ł, nie mogłaby ona odwróci rzeczy,
29
które ju si dokonały, jechałem zatem wolnym st pem skrajem puszczy, a nagle
mój andaluzyjczyk poruszył si niecierpliwie i wyci gn wszy szyj zastrzygł
uszami, pchn łem go naprzód i znalazłszy si w tej chwili na szczycie łagodnego
wzniesienia ujrzałem w dole, nie dalej ni o dwie cie kroków, ognisko dogasaj ce
tu przy ciemnej kraw dzi paszczy, tylko drobne płomyki migotały przy ziemi, a
przy ognisku, lekko ku niemu pochylony i z nog wspart o kamie , stał młody
pasterz, twarz miał pełn wiatła, nagimi ramionami opierał si o kolano, było
tak cicho, i słyszałem suchy szelest dopalaj cych si gał zi, wówczas - umilkł i
potem powiedział - pozwól mi, ojcze, chwil milcze , poniewa chciałbym, nie
musisz si pieszy - powiedział stary człowiek, noc si zbli a - powiedział Aleksy,
nie musz ci widzie , eby ci słysze , mo esz i i milcze , je li ci to jest
potrzebne, szedł wi c milcz c, poniewa rzeczywi cie milczenie było mu
potrzebne: ju miałem powiedzie , i gwałtownie wspi łem mego wierzchowca
ostrog , gdy w tej samej chwili zamiast siebie to czyni cego i zamiast Jakuba,
który stał w dole pochylony nad dogasaj cym ogniskiem, ujrzałem jego, i o tym,
cho po raz pierwszy my l na głos, nie wolno mi gło no my le , ujrzałem z
natarczyw ostro ci jego, powiedział twardym, lecz spokojnym głosem, jakim
zwykł był wydawa rozkazy: taka jest moja wola i nie próbuj jej zmieni , po
czym odwrócił si ode mnie, wspi ł swego konia i ju si na mnie nie ogl daj c
zjechał ku brzegowi, teraz, chocia id z otwartymi oczami i widz przed sob
drog w ród rozległej i płaskiej równiny, jeszcze jasn , ale ju si przygotowuj c
do przyj cia pierwszych cieni zmierzchu, widz moje nogi st paj ce po ziemi
jeszcze wilgotnej, widz zielone stawy na równinie, widz t cz ju bledn c na
niebie, słysz za sob st pania tych wszystkich, którzy id za mn , słysz ju
bardzo odległe odgłosy grzmotów, ale chocia to wszystko widz i słysz , widz
przed sob szeroko rozlane, ółte i spienione wody Loary, słysz niski szum
wezbranej rzeki, spogl dam na ten gro ny ywioł troch z wysoka, poniewa
jestem na koniu, lecz nie dalej od brzegu ni o kilkana cie kroków, mogłem go
uratowa , wiem, e mogłem go uratowa , ze wszystkich moich rówie ników
pływam najlepiej, mogłem go uratowa , poniewa ółte i gwałtownie pr ce przed
siebie fale nie pochłon ły go w jednej sekundzie, ton ł niedaleko brzegu i długo
opierał si mierci, nim wreszcie znikn ł w ród ółtych i spienionych wód, na
pewno nie chciał umrze , a gdy ju czuł, e traci siły i idzie na dno, na pewno
szedł na dno, w chłód i szum miertelnych wód, z obrazem Jakuba pod
zalewanymi wod powiekami, mogłem go uratowa , ale nie uczyniłem tego,
my lałem: teraz b d wolny, wi c niech si to stanie, poniewa gdy jego nie
b dzie, b d wolny, b d wyzwolony od jego ciała i od po dania jego ciała, lecz
kiedy si to stało i ju tylko szeroko rozlane, ółte i spienione wody Loary
widziałem przed sob , nie czułem ulgi, ale równie i cienia alu nie odczuwałem,
był we mnie lód, zimno w sercu i zimno w dłoniach i na wargach, niski szum
wezbranej rzeki toczył si ode mnie nie dalej ni na wyci gni cie ramienia,
przedtem, gdy w ów wczesny poranek wracali my do Chartres, jechali my
bardzo długo milcz c, milczenie było od dawna nasz najcz stsz rozmow , ale te
ostatnie godziny naszego ostatniego milczenia były inne od wszystkich
poprzednich godzin naszego milczenia, jechali my obok siebie, lecz dalsi od
siebie, ni gdyby my byli lepi, głusi i niemi, ju si zbli ali my do Loary i słycha
30
było niski szum jej wezbranych wód, gdy on nagle powiedział: Aleksy, tak, panie
- odpowiedziałem i znów jechali my w milczeniu, teraz pami tam, e jechali my
wilgotnymi ł kami, wtedy nie widziałem tych ł k, ale teraz je widz , wtedy nie
słyszałem szelestu traw gniecionych kopytami naszych koni, ale teraz go słysz ,
słyszałem równie plusk wody nasycaj cej nadmiarem wilgoci rozmi kł ziemi ,
tak jak teraz słysz podobny plusk pod własnymi nogami i tak e pod stopami tego
człowieka, który idzie obok mnie i który pozwolił mi milcze , nie odczuwam
wobec niego wdzi czno ci, cho powinienem, musz milcze , poniewa nie mog
my le gło no, powiedział: nic z tego, co si stało, nie mo na przekre li , ale je li
pomi dzy dwojgiem ludzi dzieje si rzecz zła, nie pami tam, co mówił dalej,
pami tam tylko to, i zrozumiałem z tego, co mówił, e wzbogacony uczuciem,
którego do tej pory nie zaznał, uczuciem nowym i urzekaj cym, uczuciem, które z
dna rozterki i nieszcz cia wynosi go na przestrzenie niecierpliwej rado ci,
zrozumiałem tylko tyle, e ja mam w jego yciu przesta istnie i mam wróci do
miasta, z którego mnie wzi ł nios c w ramionach, gdy płon ł mój dom rodzinny i
miałem na dłoniach i na ustach krew moich rodziców przez niego przelan ,
mówił, to pami tam i nigdy pami ta nie przestan : teraz wszystko si ju
dokonało, aby my si rozeszli i aby moje ycie nie było twoim yciem i twoje
moim, spytałem: kiedy mam odej ?, powiedział: wyposa ci tak, jak si nale y
człowiekowi, który miał by spadkobierc mego imienia, kiedy mam odej ? -
spytałem jeszcze raz i pami tałem t chwil , kiedy po raz pierwszy wzi wszy mnie
w ramiona mówił: jeste ju m czyzn , a ja, nie czyni c najmniejszego ruchu,
aby si oddali od jego nago ci, spytałem: to prawda, e zabiłe moich rodziców?,
a potem mówił: ponad wszystko, co we mnie istnieje, silniejsza jest moja ciemna
miło do ciebie, który miałe by moim synem i spadkobierc , a którego od
dawna po dam jak kochanka, i ja powiedziałem: mo esz ze mn zrobi
wszystko, co chcesz, my lałem: Jakuba, o którym nic nie wie, mógł pokocha ,
mnie, o którym wie wszystko, nie mógł pokocha i chocia z pocz tku mówił, e
mnie kocha, wiedziałem, e gdy trzymał mnie w ramionach, my lał: wszystko jest
daremne, nie umiem go kocha i nie umiem bez niego y , teraz, wci mnie nie
kochaj c, zdecydował, e mo e beze mnie y , my lałem o dalekiej drodze, jaka
mnie czeka, ale nie widziałem tej drogi ani nie pojmowałem, dok d ma mnie
zaprowadzi , jeszcze przedtem, nim wyruszyli my w t powrotn drog do
Chartres i dokonywały si mi dzy nami te ostatnie godziny naszego ostatniego
milczenia, a po chwil gdy jego zaci ni ta pi po raz ostatni wyłoniła si
spomi dzy ółtych i spienionych wód Loary, jeszcze przedtem i jeszcze, jakby we
nie, obudziłem si z gł bokiego snu z ogniem na ciele, a w ramionach trzymaj c
nagie ciało, o którym we nie zd yłem zapomnie , obudziłem si nagle, jakby
tymi ognistymi znakami wyci gni ty z wszelkiej niepami ci: le ałem na moim
purpurowym płaszczu nagi i nag dziewczyn trzymaj c w ramionach, przedtem,
w nocy, le c na tym skraju ł k widziałem j biegn c niecierpliwie ku szałasowi
Jakuba, a potem widziałem j wracaj c i wtedy wstałem i powiedziałem:
przep dził ci ?, powiedziała: potrafisz tak zrobi , ebym przestała o nim my le ?,
odpowiedziałem: rozbierz si , i ona to zrobiła, i ja, te zrzuciwszy z siebie
odzienie, stan łem nad ni , my l c: tu oto przed tob le y Jakub, po piesz si ,
poniewa za chwil Jakub przestanie by Jakubem, le ała naga na moim
31
płaszczu, po raz pierwszy nagimi stopami wszedłem na ten płaszcz, dlatego po raz
pierwszy, poniewa do tej pory, je li mi słu ył, to tylko mojemu oczekiwaniu,
wszedłem na mój purpurowy płaszcz i powiedziałem: przep dził ci ?, poniewa
nic innego powiedzie nie umiałem i wcale nie dlatego, abym tej nagiej, pode mn
le cej nieznanej dziewczyny po dał, lecz tylko z t sknoty, z pragnienia i z
własnej samotno ci, jeszcze raz powiedziałem, wcale o tym nie my l c,
powiedziałem: przep dził ci ?, wtedy powiedziała: zrób tak, ebym o nim nie
my lała, wtedy nagle poczułem, e moja m sko jest moj m sko ci , i poło yłem
si na niej, i kiedy si potem obudziłem z najgł bszego snu z ogniem na ciele i j ,
to obce ciało, trzymaj c w ramionach, wtedy gdy otworzyłem oczy odurzone
ci kim snem, zobaczyłem: stał nad nami, zł czonymi miłosnym u ciskiem, ale
bez gniewu, jego oczy w jego ciemnej twarzy i tak jasne, i zawsze wydawały si
nagimi, teraz były bardziej nagie ni kiedykolwiek przedtem, bił nas tym samym
skórzanym harapem, który zgubił w po piechu, gdy ja zatr biłem na rogu, a on
chciał si przede mn w szałasie Jakuba skry , bił nas, ona, podobnie jak ja z
ci kiego snu obudzona, chciała si przed pierwszymi uderzeniami skry we
mnie, poniewa ja byłem najbli ej, ale potem, gdy go musiała zobaczy , poniewa
my byli my nadzy, a on był ubrany i nas smagał swoim harapem, ona w pewnym
momencie wy lizgn ła si z moich ramion i krzycz c, jakby j zarzynano, uciekła,
le ałem ju samotny na moim płaszczu, stał nade mn i wci mnie bił, je li ten
człowiek rzeczywi cie był kiedy moim piastunem, to miał słuszno mówi c: gdy
mierzysz do celu i wypuszczasz strzał , powiniene mie mi nie rozlu nione, twój
wysiłek powinien by w tobie, gł boko ukryty, aby twego wysiłku nikt z zewn trz
nie widział, le ałem przyjmuj c ostre i do krwi rani ce razy, nagle przestał mnie
bi , stał nade mn nieruchomy, spytałem: dlaczego mnie bijesz, dlatego e spałem
z t kurw czy dlatego e ukryty przede mn w szałasie Jakuba musiałe przede
mn skłama ?, wówczas rzucił harap, kl kn ł przy mnie i eby uciec przede mn ,
a pewnie i przed sob , wzi ł mnie w ramiona, wiedziałem, e po raz ostatni bierze
mnie w ramiona, i podczas kiedy on czynił ze mn to, co zawsze zwykł był czyni ,
zamkn łem oczy, aby nie dojrzał w nich łez, wstydziłem si tych łez,
nienawidziłem swojej słabo ci, przysi głem wówczas samemu sobie, e ju nigdy
w yciu nie zapłacz , potem jeszcze raz byłem w tym samym miejscu, była
wówczas noc, stałem pod tym samym drzewem, pod którym bił mnie le cego, a
potem trzymał po raz ostatni w ramionach, nie my lałem o nim, nie wi cej ni
tydzie min ł od tamtego witu, ale i ta godzina, gdy mnie bił, a potem trzymał w
ramionach po raz ostatni, a tak e i pó niejsza godzina, gdy z zimnem w sercu i z
zimnem w dłoniach i na wargach widziałem przed sob szeroko rozlane, ółte i
spienione wody Loary, a jego ju nie było, wszystkie te godziny sprzed nie wi cej
ni tygodnia wydawały si tak odległe, jakby stały si przed wieloma latami, nie
my lałem o nim, gdy znów si w tym mi znalazłem, nie my lałem o nim, lecz nie
czułem si od niego uwolniony, stał jak gdyby obok i tak samo jak gdyby tu obok
stał przy mnie, gdy doczekawszy si zmierzchu, kiedy ju wszystkie trzody zostały
sp dzone z pastwiska i cisza si stała dokoła i pustka, podjechałem pod szałas
Jakuba, my lałem: spoczywaj cy w ci kiej trumnie, w ciemnym lochu i pod
ci kimi płytami grobu, nigdy ju nie ujrzysz tego, którego raz tylko widz c
pokochałe , cho mnie, wci przy sobie mnie maj c, nigdy pokocha nie , nigdy
32
si ju tak nie stanie, eby mógł wypowiedzie słowo: kocham, natomiast ja yj ,
za chwil ujrz go i b d mógł powiedzie to, czego ty ju nie mo esz, przed
szałasem tliło si ognisko przed chwil najwidoczniej dopiero rozpalone, ale
Jakuba przy nim nie było, wyszedł z szałasu, wydał mi si jeszcze pi kniejszy ni
wówczas, gdy go ujrzałem po raz pierwszy, spytałem nie schodz c z konia:
poznajesz mnie?, tak - odpowiedział i po chwili spytał: jeste sam?, jak widzisz,
szukasz swego pana?, nie - odpowiedziałem - tym razem nie szukam go, po czym
zsiadłem z konia, on milczał, nie zaprosisz mnie do swego szałasu? - spytałem,
wtedy usun ł si na bok i powiedział: wejd , nikły poblask ogniska słabo
rozja niał mroczne i ciasne wn trze, w k cie było posłanie z jelenich skór, tu
pisz?, tak - odpowiedział, czułem go przy sobie nie dalej ni na wyci gni cie
ramienia, czułem jego nago pod płócienn , wiejsk tunik , wydawało mi si
przez moment, e w ciszy, jaka była, słysz przy pieszone pulsowanie serca,
chciałem powiedzie : tu, na tym posłaniu, trzymał ci w ramionach i mówił ci, e
ci kocha i zawsze b dzie kocha , chciałem to powiedzie , ale milczałem i wreszcie
powiedziałem: spytałe , czy szukam mego pana, nie szukam go, poniewa nie
szuka si umarłych, i my lałem: widzisz, stoj cy tu obok mnie, niewidzialny i nie
istniej cy, ja, który oddycham, widz i słysz , jestem tutaj zamiast ciebie i ja, a
nie ty, zamkni ty w ci kiej trumnie i ju bezsilnie gnij cy, powiem za chwil :
je eli pójdziesz ze mn i b dziesz przy mnie, uczyni wszystko, czego pragniesz,
b d ci słu ył i b d ci ochrania , b d dla ciebie wszystkim, czym pozwolisz mi
by , b d daleki, je li tego za dasz, i b d bliski, je li na to pozwolisz, b d przy
twoich snach i zawsze przy twoich smutkach, poniewa kocham ci i twojej
obecno ci potrzebuj jak oddechu, kocham ci od tej pierwszej chwili, gdy
ujrzałem ci pochylonego nad wygasaj cym ogniskiem, kocham ci , cho nie
wiem, czy moja miło wynika tylko ze mnie i z ciebie, tylko z nas dwojga, z ciebie
i ze mnie, czy te zbudził j z nieistnienia ten, który teraz ju nie istnieje,
powi zaniem mnie i ciebie jest ta miło czy te natarczywym odblaskiem miło ci
innej, tej, która pierwsze swoje słowo zd yła tylko raz wypowiedzie , a potem
poszła w chłód i szum miertelnych wód, aby ju nigdy nie odnowi si w ciele i
słowie, nie wiem, sk d si wzi ła moja miło do ciebie, ale sk dkolwiek
zaczerpn ła swój pocz tek i swoje pierwsze oczarowanie, nigdy ci kocha nie
przestan , poniewa je li istniej , to tylko dlatego, aby, sam nie kochany,
potrzeb miło ci całym sob potwierdzi , to wszystko w ród miertelnej ciszy,
jaka była, my lałem, ju wiedziałem, e nie mam nic wi cej do powiedzenia,
jeszcze pomy lałem: ty, przygnieciony ci kimi płytami grobu, nie my l o tobie,
ale nie uwolniłem si od ciebie, wtedy on powiedział: id , nie pójdziesz ze mn ? -
spytałem, nie - powiedział, potem spytał: byłe przy nim?, byłem, wiosenne rzeki
s zdradliwe, i nie mogłe go uratowa ?, nie - odpowiedziałem - to si stało tak
szybko, jak szybko kamie idzie na dno, i znów była cisza, nie podsycane ognisko
musiało wygasa , poniewa całkiem ciemno stało si w szałasie, ale mimo mroku
wci go czułem przy sobie nie odleglejszego ni na wyci gni cie ramienia, id -
powiedział, wi c jeszcze raz spytałem: nie pójdziesz ze mn ?, id - powiedział,
wtedy wyszedłem, wsiadłem na konia i po raz drugi pocz łem zd a przed siebie
ku wilgotnym w dole pastwiskom, ale wówczas, w t pierwsz noc, ogarni ty
zakochaniem i zazdro ci , teraz tylko z rozpacz w sercu, z przejmuj cym
33
zimnem w dłoniach i na wargach, potem zatrzymałem si na skraju pastwiska,
tam gdzie było to drzewo, pod którym bił mnie le cego harapem i potem po raz
ostatni wzi ł w ramiona, ta dziwka zjawiła si nagle, stan ła przy mnie i
powiedziała: ten straszny człowiek znów nas b dzie bi ?, rozbierz si -
powiedziałem - jego ju nie ma, le y w ci kiej trumnie i jedynym jego zaj ciem
jest po pieszne gnicie, potem le c pode mn naga spytała: przep dził ci ?,
wzi łem j nic nie mówi c, miała si i j czała, wchodziłem w ni jak w szeroko
rozlane, ółte i spienione wody Loary, ale otwarte oczy maj c wypełnione twarz
Jakuba, przedłu ałem powolne narastanie rozkoszy, aby dłu ej zachowa ten
obraz, miała si i j czała, miło jest tylko kł bkiem nieosi galnych pragnie -
my lałem - miło daje tylko cierpienie, natomiast ciemna rozkosz powstaje i trwa
w ród pogardy i nienawi ci, nagle posłyszałem pod sob , ale jakby z bardzo
daleka, jej krótki okrzyk, który zabrzmiał tak, jakby wrzasn ło umieraniem
pora one zwierz , poczułem si w tym krótkim krzyku panem i władc , byłem
panem i władc w mojej niepo piesznej i cierpliwej m sko ci, byłem panem i
władc tego ciała przemienionego dzi ki mnie w uległo i j k, powtarzałem w
my lach: pójdziesz ze mn ?, a kiedy nastał wit po nie przespanej nocy,
powiedziałem: je eli chcesz to mie co noc, mo esz pój ze mn , gdzie? - spytała,
to oboj tne - powiedziałem - w zamkowej ło nicy, w lesie czy na pustyni, w dzie
czy w noc, nikt ci tego nie zrobi lepiej ode mnie, zatem poszła ze mn i co noc
miała to, co jej obiecałem, ale gdy i z ni byłem sam albo w towarzystwie moich
towarzyszy, wci była we mnie jedna my l, jedna my l, e musi si co sta , musi
si co sta we mnie lub poza mn , miałem wszystko, co mo e posiada człowiek,
byłem teraz Aleksym z Vendôme, hrabi na Chartres i Blois, ja, Grek z
Bizancjum, Aleksy Melissen, uratowany przed o mioma laty z płon cego domu i
miasta, jeszcze nieletni, ale prawowity hrabia, poniewa wody Loary były szeroko
rozlane, ółte i spienione, jednego dnia, gdy nie mogłem spa , a ona spała,
wstałem przed witem, miasto jeszcze spało i bramy były zamkni te, pojechałem
przed siebie i wówczas, kiedy zaczynało si stawa jasno, ujrzałem posuwaj c si
po równinie gromad kilkudziesi ciu dzieci i wyrostków, dziewcz ta miały na
sobie białe suknie, niektóre wianki z polnych kwiatów na głowach, chłopcy
wiejskie płócienne tuniki, ciemnowłosy chłopiec, który szedł na przodzie, niósł
krzy , zagrodziłem im drog swoim koniem, spytałem: gdzie idziecie?, wtedy ten,
który trzymał krzy , powiedział: idziemy do Jerozolimy, wiesz, gdzie jest
Jerozolima? - spytałem, nie wiem - powiedział, jak e wi c dojdziecie do
Jerozolimy?, nie wiem - powiedział - wszystkie dzieci id do Jerozolimy, poniewa
przebywa w niej pan nasz, Jezus Chrystus, ust piłem im z drogi, przeszli obok
mnie i szli dalej ogromn równin , pojechałem wtedy do Cloyes, ale na ł kach,
gdzie pasły si trzody, tylko kilku niedoł nych starców pilnowało krów, spytałem
jednego z nich: gdzie s wasi pasterze?, podniósł na mnie wyblakłe, prawie nie
widz ce oczy i jedn dłoni wspieraj c si na kiju, drug , trz s c si , wzniósł
nad głow , która te mu si trz sła, niech wszystkie przekle stwa - powiedział
starczym, skrzypi cym głosem - niech wszystkie przekle stwa, głód, zaraza i
ha ba spadn na tego przybł d , który sam oszalawszy zaraził szale stwem nasze
dzieci i wnuki, niech b dzie przekl ty on i jego imi , czuj c, e bledn , spytałem:
kogo tak przeklinasz, starcze?, jego przeklinam - odpowiedział - przybł d , który
34
musi by synem samego czarta, przybł d , który przy pomocy diabelskich
sztuczek uwiódł nasze dzieci i wnuki, jego przeklinam i jego imi przeklinam, i
dusz jego i ciało przeklinam, dowiedz si - mówił - nie mamy ju ani dzieci, ani
wnuków, inne wsie dokoła te si wyludniły z dzieci i z wnuków, wszystkich ten
przekl ty przybł da op tał i zaraził swoim szale stwem, spójrz - podniósł obie
trz s ce si dłonie, w jednej trzymaj c kij - popatrz na te r ce, ju nigdy te r ce
nie opr si o rami wnuka i nigdy te r ce nie b d błogosławi wnuczki id cej za
m , odjechałem nie rzekłszy słowa, wszystko ju wiedziałem i wiedziałem tak e,
e ju nie wróc do Chartres, stało si to, czego nie nazywaj c pragn łem, i znów,
gdy to si stało, nie czułem ulgi, w puszczy dogoniła mnie Blanka, jej ko był
zgrzany i pian miał na pysku, ale po niej nie było zna zm czenia, powiedziała:
wszystkie dzieci wyszły dzi rano z Chartres, wiem - powiedziałem, mówi - znów
si odezwała po chwili milczenia - e na czele ogromnej i wci coraz wi kszej
rzeszy dzieci idzie przez kraj przemawiaj c po wsiach i miasteczkach: objawił mi
Bóg wszechmog cy, aby wobec bezdusznej lepoty królów, ksi
t i rycerzy dzieci
chrze cija skie okazały łask i miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, wiem -
przerwałem jej i on, zamkni ty na wieki w ci kiej trumnie, on bez oddechu i
słowa, id cy w szum i w chłód miertelnych wód, pó niej wyrzucony przez nie na
pusty brzeg, aby spocz wreszcie na wieki w ci kiej trumnie, on znów stał przy
mnie obok, przez dwie noce i dwa dni jechali my kilkakrotnie zmieniaj c
kierunek, poniewa ró ne słuchy chodziły mi dzy lud mi, któr dy posuwa si
owa krucjata, krucjata bez niego, spoczywaj cego w ci kiej trumnie, ale z jego
pragnie zrodzona, z ciemnych dz jego ciała teraz gnij cego w ci kiej trumnie
zrodzona, a wreszcie trzeciego dnia, w samo południe, gdy wyjechali my z lasu,
zobaczyłem ich pod ogromnym niebem i w takiej mnogo ci, i cała w dole
równina zdawała si płyn w ród powolnego falowania, krzy e, chor gwie i
feretrony połyskiwały w sło cu wznosz c si ponad t płyn c równin , one
równie wolno posuwały si naprzód, tworz c z nieprzebranym mrowiem głów
jedn cało , ogromny piew wzbijał si spo ród tej wolno płyn cej i faluj cej
równiny, potem, mijaj c ich, widziałem ju tylko poszarzał biel sukienek i tunik,
twarze ogorzałe od wiosennego sło ca, stłoczone jedna przy drugiej, twarze
tysi ca dziewcz t i chłopców, czerwone i spotniałe, z otwartymi szeroko ustami, z
ustami, które piewały, lecz które mnie przeje d aj cemu obok wydawały si
otwartymi na skutek zdumienia parali uj cego te drobne ciała w poszarzałych
białych sukienkach i zgrzebnych wiejskich tunikach, ci ki pył wzbijał si spod
tysi cy bosych stóp, sucha, nagrzana ziemia dymiła pod ich stopami, szli stłoczeni,
twarz przy twarzy, rami przy ramieniu, ciało przy ciele, stłoczeni w ogromne i
o lepłe stado, o lepłe, poniewa nie widzieli ani nieba, ani ziemi, mogli widzie
tylko głowy i ramiona id cych przed nimi, szli stłoczeni, jakby z blisko ci swych
ciał czerpali siły do dalszej i nieznanej drogi, a wrzask tysi cy dziecinnych
głosów, wrzask, który wydobywał si z tysi cy otwartych w zdumieniu ust,
rozdzierał rozległ przestrze ponad tym stłoczonym i wolno w ród kurzu, upału
i sło ca posuwaj cym si mrowiem, on szedł na czele tej faluj cej i naprzód si
posuwaj cej równiny, z wrzaskiem chóralnych piewów za sob , ale sam
spokojny i cichy, lekko bosymi stopami dotykaj cy ziemi, prosty i z nieruchom ,
on jedyny ze wszystkich, równin przed zamy lonymi oczami, widziałem go po
35
raz trzeci, lecz po raz pierwszy w wietle dnia, wydał mi si tak samotnie id cy
młodszym ni wówczas, gdy go widziałem w ród cieni nocy, podjechałem ku
niemu i wówczas on si zatrzymał, zatrzymał si równie cały pochód i piew
powoli pocz ł przycicha , poznajesz mnie? - spytałem, tak - odpowiedział i była
ju teraz cisza, zeskoczyłem z mego konia i powiedziałem: nie chciałe pój ze
mn , wi c ja pójd z tob , a mówi c to my lałem: nikt bardziej ni ty nie
potrzebuje miło ci i opieki, nikt bardziej ni ty nie zna ycia i nie zna ludzi, jeste
kruchy jak łza i samotniejszy od wszystkich samotnych ludzi na wiecie, bardziej
zagubiony ni ktokolwiek z zabł kanych na wiecie, samotny i zagubiony, cho
idzie za tob ogromny tłum, nikt bardziej ni ty nie potrzebuje miło ci i opieki,
powiedziałem do Blanki: zejd z konia, a gdy bez słowa uczyniła to, czego
za dałem, wzi łem jej wierzchowca za uzd , cugle swego białego andaluzyjczyka
drug dłoni schwyciłem i oba konie podprowadziłem ku Jakubowi, wybierz,
którego wolisz - powiedziałem - je eli jeste wodzem krucjaty, nie mo esz i
pieszo, jak wszyscy, wybierz tego, który ci si bardziej podoba, a ja b d jecha
przy twoim boku i b d spełnia wszystkie twoje rozkazy, stał przede mn nie
dalej ni o krok, drobny i jasnowłosy, samotny i zagubiony, nawet w swej
pi kno ci samotny, bliski i bardziej daleki ni kiedykolwiek przedtem,
powiedziałem cicho, eby ciszy w swoim głosie rozpacz: zrób, o co ci prosz ,
on, gdyby ył, uczyniłby to samo, chwil milczał, potem powiedział: nie, b d
szedł pieszo, jak wszyscy, ale ty, je eli chcesz, mo esz jecha na swoim
wierzchowcu, wówczas bez słowa wyci gn łem z pochwy mój krótki my liwski
mieczyk i jednym pchni ciem wbiłem a po r koje jego ostrze w gładk i
l ni c szyj mego andaluzyjczyka, le ał u moich stóp ju z bielmem mierci w
oczach, biały i ogromny, dreszcze konania wstrz sały jego brzuchem i smukłymi
nogami, a kiedy schyliłem si nad nim i wyci gn łem ostrze z szyi, krew
gwałtownym strumieniem pocz ła płyn z rany, daj - powiedziała Blanka
wyci gaj c r k po mój mieczyk, bez słowa odsun łem j ramieniem i drugiego
wierzchowca odprowadziwszy na bok, zdj łem z niego siodło, cisn łem je na pole,
potem uwolniłem go z w dzidła, miał rozszerzone chrapy i niespokojnie strzygł
uszami, poniewa czuł bliski odór krwi, rzemienn uzd ostro go po zadzie
smagn łem, wtedy wspi ł si gwałtownie i raz jeszcze uderzony, poderwał si do
ucieczki, patrzyłem za nim chwil , p dził jak oszalały płask równin i ółty
tuman kurzu wzbijał si spod jego kopyt, przy Jakubie, ci ki odór wie ej krwi
nasycał nagrzane powietrze, stał przy Jakubie chłopiec ciemnowłosy, o du ych,
ciemnych i wilgotnych oczach, miał na sobie ciemnozielon , do połowy łydek
si gaj c sukni wełnian , jakie zwykli byli nosi mieszczanie, powiedział: nic nie
jedli my od wczoraj, Jakubie, jeste my głodni, pozwól nam to zrobi ,
powiedziałem: pozwól im to zrobi , ujrzałem w tym momencie dziewczyn , która
stała nie opodal, była bardzo pi kna, jasna i łzy spływały po jej policzkach,
pó niej dowiedziałem si , e ma na imi Maud i kocha Jakuba, i ona go wsparła,
gdy samotniejszy od najbardziej samotnego człowieka na ziemi mówił po raz
pierwszy: objawił mi Bóg wszechmog cy, aby wobec bezdusznej lepoty królów,
ksi
t i rycerzy dzieci chrze cija skie okazały łask i miłosierdzie dla miasta
Jerozolimy, nienawidziłem jej w tej chwili, nienawidziłem jej łez i wtedy jeszcze
raz powtórzyłem: je eli s głodni, pozwól im to zrobi , poniewa nie musz by
36
głodni, starczy mi sa dla wszystkich, płon ło ogromne ognisko w samo południe,
po rodku pustej i sło cem palonej równiny, wtedy po raz pierwszy, cho go
widziałem ju trzeci raz, dostrzegłem na jego prawej dłoni ten pier cie , głupcze -
pomy lałem patrz c na ognisko, dokoła którego jak olbrzymie my biegali
chłopcy w tunikach zaledwie okrywaj cych ich nago , inni ci gali z ko skiej
padliny skór - głupcze, dło , któr zdobił ten pier cie , gnije teraz w ci kiej
trumnie, a przecie ona mnie co noc obejmowała, ona bł dziła w ciemno ciach po
moim ciele, głupcze - zapach krwistego mi sa wypełniał nagrzane sło cem
powietrze - głupcze, kogo kochasz i kogo pragniesz?, gdy rozszarpali pomi dzy
sob nie do upieczone, prawie surowe mi so, powiedziałem: ka im piewa , i
uczynił to, jeszcze wie krwi zwilgotniałe ko ci nie zd yły obeschn i roje
ci kich much gromadziły si nad nimi, kiedy, wybacz, ojcze - powiedział - moje
długie milczenie, lecz kiedy moja spowied pocz ła dobiega ko ca i ju tylko w
kilku zdaniach mog opowiedzie dalsze moje dzieje, pomy lałem, e u kresu
mojej spowiedzi powinienem jeszcze raz cofn si w przeszło , aby wróciwszy
do niej utwierdzi si we własnym sumieniu, czy niczego z niej nie zataiłem i
wszystko tak rzeczywi cie opowiedziałem, jak było, nie odnalazłem mego
dobroczy cy i opiekuna w szałasie pasterza Jakuba, odnalazłem go dopiero nad
ranem, poniewa przez noc bł dził w okolicy, nie mog c odnale wła ciwej
drogi, wracali my wczesn godzin porann do Chartres i wtedy stało si to
niczym nie odkupione nieszcz cie, ci kie i w całej swojej szorstkiej grubo ci
nawilgłe sukno habitu wci obejmowało jego ciało przenikliwym i natarczywym
chłodem, my lał, ci ko wdeptuj c w wilgotn ziemi swoje obrz kni te stopy:
stary i ju chc c tyle tylko zachowa pragnie , aby wchodz cych w ycie ochroni
przed bł dami młodo ci własnej, ja, którego ciała ju nikt nie mo e po da , ale
równie i ja, który w swoim dogasaj cym ciele, w ciele okrytym usychaj c skór ,
wci odczuwam błogosławione i rozpaczliwe dreszcze po dania, ja, którego nikt
nie zapragnie wzi w ramiona, aby na moich usychaj cych wargach zło y
pocałunek i ustami młodo ci obj moje usta ju usychaj ce, ja, oszukuj cy
samego siebie i oszukuj cy tych, których mog oszukiwa , aby oszuka samego
siebie, mierci przywoływany, a wci pogr enia w młodo ci spragniony, nigdy
nie zaspokojony, bowiem ciganie uciekaj cej młodo ci nigdy nie mo e by
zaspokojone, ja, który odrzuciłem wszystkie przywileje i bogactwa i imi moje
zatarłem, jak zaciera si zdradziecki lad, Bo e, zmiłuj si nade mn , ja, który w
pysze fałszywej pokory i cigany fałszyw konieczno ci słu enia wzi łem na
swoje ramiona ci ar ponad moje siły, my lałem: je li istotnie Bóg dotkn ł swym
palcem martwej ziemi i z ziemi podniosła si młodo obiecuj ca spełnienia,
których nikt z ywych spełni nie umiał, Bo e, niech si tak stanie, my lałem: ja,
któremu nie jest obcy aden grzech, a który znam do ostatniego oddechu wszelkie
zabł kanie, ja, który mimo mojego habitu i mojej usychaj cej skóry, i moich
starczych warg, i stóp, które s obraz rado ci i harmonii, znam równie dobrze
dno ciemnych przepa ci, jak urojone blaski t sknot, ja, wielki i wszechmog cy
Bo e, słyszałem go, gdy my lał: wielki i wszechmog cy Bo e, którego nigdy nie
było i nie ma, wielki Bo e, który istniejesz tylko poprzez nasze nieszcz cia,
słyszałem wszystkie jego my li, poniewa w jego milczeniu odnajdywałem samego
siebie, ja, któremu zaufało tysi c niewinnych dzieci, poniewa wszyscy, którzy
37
zwierzali mi swoje grzechy, istotnie byli dzie mi i ich niewinno była rzeczywist
niewinno ci ich ciał, nie dusz, poniewa dusz jeszcze nie maj , gdyby mieli
dusze, nie byliby ju niewinni, ale równie ja, którego w ostatnich godzinach
przebudzono nagle ze snu złudnych nadziei, poniewa , sam pełen mrocznych
pragnie , w tym tylko celu stan łem naprzeciw pochodowi młodo ci, aby siebie w
wyznaniach odnale i siebie cudzymi pragnieniami jeszcze raz i mo e ju ostatni
raz przywoła do stanu radosnego oddania, ja przecie usłyszałem w tych
ostatnich godzinach tyle wyzna prawdy i tak wiele kłamstwa, i równie wiele
milczenia zapieraj cego si i kłamstwa, i prawdy, i wszystko wiedz c kłami ,
poniewa wszystko wiedz c nie wiem, co mam uczyni z t wiedz , spraw, Bo e,
aby si nie spełnił mój okrutny sen i aby bramy Jerozolimy nie stały si martw
pustyni , idzie teraz obok mnie i mówi słowa, w których nie ma nic prócz
kłamstwa, myl si , poniewa to, co mi teraz wyznaje, nie jest kłamstwem, lecz
dalekim jak wiatło gwiazdy odblaskiem utajonej prawdy, jeszcze mnie na to nie
sta , za chwil , gdy umilknie, podnios dło , aby pobłogosławi go i z grzechów
rozgrzeszy , ale nie jego, tylko siebie i dla siebie, nie dla niego wypraszam
rozgrzeszenie, wszyscy, którzy kłami , czyni to ze słabo ci i ze strachu, jego
kłamstwa s moimi kłamstwami, teraz podnosz dło i mówi : niech Bóg
wszechmog cy rozgrzeszy ci twoje winy, tak jak ja je rozgrzeszam w imi ojca i
syna, i ducha wi tego, ojcze - powiedział Aleksy Melissen - teraz, gdy ju jestem
z moich grzechów oczyszczony, pozwól, ojcze, e zwróc si do ciebie z pro b ,
ju wszyscy, którzy pod amy do dalekiej Jerozolimy, wyznali my ci swoje
grzechy i mamy twoje rozgrzeszenie i błogosławie stwo, tylko jeden człowiek nie
odbył jeszcze spowiedzi i tym człowiekiem jest Jakub z Cloyes, wiem, e u stopni
konfesjonału wszyscy jeste my równi, ale je li tak jest, i tylko jednego z nas
wybrał Bóg, aby poprzez niego i jego ustami do nas przemówi , a tym jednym
wybranym jest wła nie on, Jakub z Cloyes, przywódca i nas wszystkich, i tych,
którzy si do nas przył cz , uczy , ojcze, tak, aby go w oczach wszystkich
pod aj cych za nim wyró nił, czy ju nie został wyró niony? - spytał stary
człowiek, dlatego prosz ci , eby si zatrzymał i zaczekał, a on do ciebie
podejdzie, a gdy to uczyni, eby go pobłogosławił, nie on, ojcze, potrzebuje tego,
jest skromny i czysty i nie ma w nim pychy, nam potwierdzenie jego wyró nienia
jest potrzebne, dlatego prosz ci , ojcze, o to nie dla niego, lecz dla nas, my lał,
wci swoje zm czone stopy wdeptuj c w wilgotn ziemi : ju teraz powinienem
si zatrzyma i całym sob , cho jestem sam, powstrzyma ten pochód
szale stwa, szale stwa i niewinno ci, szale stwa i dz, dz i kłamstw, ale
jeszcze nie mam do sił, aby przeciwstawi si moim nadziejom i pragnieniom,
szukałem ródła i znalazłem je zatrute, szukałem ucieczki od samego siebie i w tej
ucieczce, w ucieczce od siebie, od siebie oderwa si nie mog , tu szukałem
wsparcia dla moich umieraj cych nadziei, w młodo ci szukałem wsparcia dla
mojej dogorywaj cej staro ci, ale jeszcze brak mi odwagi, aby to wszystko
przekre li i pozwoli si ogarn ostatecznym ciemno ciom, i ju bez nadziei,
lecz ze jej spragniony, poniewa ostatni nadziej nie jest ona, lecz potrzeba jej
posiadania, i łatwiej wszystkie nadzieje pogrzeba , łatwiej patrze na konanie
wszystkich nadziei ni potrzeb posiadania nadziei w sobie u mierci , ty, który w
nie istniej cych latach powiedziałe : panie, odsu ode mnie ten kielich goryczy,
38
wybacz, e i ja, nie na krzy u rozpi ty, lecz do ci szej od krzy a młodo ci
przywi zany, stawał si wczesny wiosenny zmierzch i ju pierwsze cienie
kwietniowej nocy kła si poczynał rozległ równin pierwszymi cieniami, lecz
jeszcze w poblaskach gin cego sło ca nasycaj c ziemi , powietrze i niebo, wi c
gdy powoli nadchodził pierwszy wiosenny zmierzch i mgły po ulewie, która biła
ziemi , wznosiły si z ziemi zacieraj c kształt i ziemi, i nieba, i swój własny, gdy
przy stoj cym w milczeniu starym człowieku Aleksy podniósł rami i na ten jego
ruch wszystko nagle zamarło, tylko ku krzy om, chor gwiom i feretronom,
znieruchomiałym nad nieruchom mnogo ci głów i ramion, wznosiły si
podobne do ko cielnych kadzideł powolne opary mgieł, ostatni poblask sło ca
u yczał im ostatnich, ju zamieraj cych poblasków, była cisza, wszystko było
cisz i bezruchem, wówczas Jakub, w swojej płóciennej tunice, nie okrywaj cej
nago ci jego ramion i nóg, ale w purpurowym płaszczu na nagich ramionach,
pocz ł i ku staremu człowiekowi, który stał po rodku drogi, twarz ku id cemu
zwrócony, ogromny w swym ci kim habicie na tle płaskiej i milcz cej równiny
nasycanej pierwszymi cieniami wiosennej nocy, , drobny i jasnowłosy, swym
chłopi cym krokiem, lecz takie sprawiaj c wra enie, i nie po równej ziemi idzie,
lecz po wysokich i niewidzialnych stopniach zd a ku wysokiemu, wybranemu
spo ród wielu tysi cy celowi, który tylko jemu odsłania swoje tajemne istnienie,
zatrzymał si o krok przed starym człowiekiem, który wci stał nieruchomy i na
niego czekał, stał przed nim, drobny i jasnowłosy, okryty purpurowym
płaszczem, lecz nim ukl kł, podniósł obie dłonie, aby zsun z ramion płaszcz,
Aleksy obok czuwaj cy podj ł go z ziemi i wtedy wszyscy, którzy w ciasnej i
znieruchomiałej gromadzie stali w ród równiny nasyconej pierwszymi cieniami
wiosennej nocy, mogli zobaczy , i ten, który w ci gu długich trzech dni
wysłuchiwał ich grzechów i potem rozgrzeszenia udzielał i błogosławił, teraz,
ogromny w swym ci kim brunatnym habicie na tle płaskiej i milcz cej równiny
nasycanej pierwszymi cieniami wiosennej nocy, podnosi swoj dło i znak
błogosławie stwa powoli kre li ponad głow tego, który przed nim kl czy, wiem
ju teraz - my lał - e nie Bóg kieruje moj dłoni , tylko złudna nadzieja, e w
młodo ci odnajd sens i porz dek wiata, za chwil , gdy on zacznie mówi , b d
musiał porzuci wszelk nadziej , nawet pragnienie posiadania nadziei, a jedyne,
co mi pozostanie do uczynienia, id c u jego boku Jakub mówił: moje imi jest
Jakub, nazywaj mnie Jakubem z Cloyes, ale nie wiem, gdzie si urodziłem,
poniewa nie mam matki ani ojca, przed pi tnastoma laty znaleziono mnie
niemowl ciem u drzwi ko cioła w Cloyes, a poniewa był to dzie wi tego
Jakuba, ochrzczono mnie tym imieniem - drobny i jasnowłosy szedł u boku
starego człowieka lekko ku niemu pochylaj c głow , cie długich rz s padał mu
na policzki, poniewa powieki miał półprzymkni te, mówił w skupieniu i
półgłosem: moje ycie zacz ło si bardzo niedawno, kiedy jednej nocy nie mog c
zasn usłyszałem tu obok siebie w ciemno ciach nocy głos, który mówił: opu ,
Jakubie, swój szałas, id pomi dzy dzieci i gdziekolwiek je znajdziesz, w małej
czy licznej gromadzie, powiedz im: objawił mi Bóg wszechmog cy, aby wobec
bezdusznej lepoty królów, ksi
t i rycerzy dzieci chrze cija skie okazały łask i
miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, które jest w r kach poga skich Turków, was
wybrał Bóg wszechmog cy, poniewa ponad wszelkie pot gi na ziemi i morzu
39
ufna wiara oraz niewinno dzieci najwi kszych dzieł mo e dokona , zmiłujcie si
nad Ziemi wi t i samotnym grobem Jezusa, to mi mówił głos w ciemno ciach
nocy, kiedy nie mogłem spa , a poniewa rozpoznałem w łosie głos człowieka,
który pierwszy i jedyny odsłonił przede mn nieszcz sny los miasta Jerozolimy
oraz samotno grobu Jezusa, i przedtem yj cy jak lepy i głuchy, dopiero dzi ki
temu człowiekowi przejrzałem i pocz łem słysze , wi c gdy jego głos rozpoznałem
w głosie mówi cym do mnie w ród ciemno ci nocy i gdy ten sam głos równie i
nast pnych nocy wzywał mnie i przynaglał do spełnienia tego, czego dał, nie
mogłem nie by mu posłusznym i nie pój za jego wezwaniem, człowiekiem,
który pierwszy odsłonił przede mn los miasta Jerozolimy, był sławny rycerz,
Ludwik z Vendôme, hrabia na Chartres i Blois, to on, nim gwałtowna mier
wyrwała go spo ród yj cych, on, ojcze, to uczynił, e przedtem lepy i głuchy,
nagle przejrzałem i pocz łem słysze , szli chwil w milczeniu, gdybym był przy
nim, potrafiłbym go uratowa - my lał Jakub, nie kłamstwa, lecz prawda niszczy
nadziej - my lał stary człowiek, ale wci nie wiedział, co powinien uczyni ,
Jakub mówił dalej: po raz pierwszy w yciu, a zarazem ostatni, poniewa ywym
nigdy go ju nie miałem widzie , ujrzałem go tej wiosny jednego wieczora, gdy
nasze trzody zeszły ju z pastwiska i zostawszy sam rozpaliłem ognisko w pobli u
mego szałasu, stałem wła nie pochylony nad ogniskiem, kiedy na swym czarnym,
wspaniałym rumaku zjawił si przede mn zupełnie niespodziewanie, nie
wiedziałem, kim był, nigdy go przedtem nie widziałem, z postawy i z ubioru
wygl dał na szlachetnie urodzonego rycerza, pami tam: miał na sobie dług ,
ciemnozielon jedwabn sukni , na niej, pod czarnym płaszczem, fioletow szat
podbit futrem popielic, twarz miał jeszcze niestar , cho pooran ciemnymi
bruzdami, w sk i such , o ostrym nosie i oczach gł boko osadzonych, a tak
jasnych, i wydawały si nagimi, nie jest szcz liwy - pomy lałem patrz c na
niego, spytał mnie po chwili milczenia: jeste pasterzem?, tak, panie -
powiedziałem, jak ci na imi ?, a gdy powiedziałem, e Jakub, wskazał r k na
szałas i spytał: to twój szałas?, tak, panie - odpowiedziałem, a twoi towarzysze?,
we wsi nocuj - odpowiedziałem - to jest tylko mój szałas, wtedy zsiadł z konia i
podszedł do ogniska, zmarzłe ? - powiedział wyci gaj c obie dłonie ku ognisku,
nie - powiedziałem - lubi patrze na ogie , a gdy milczał, wci grzej c dłonie
nad ogniskiem, o mieliłem si spyta : musieli cie zabł dzi , panie?, znasz drog
do Chartres?, Chartres jest tam - powiedziałem wskazuj c r k - tam gdzie
gwiazda północna, je eli ruszycie zaraz w drog , b dziecie w Chartres nad
ranem, noc była bardzo jasna, bo ju pełnia ksi yca wznosiła si nad ł kami w
dole, pomy lałem, e zaraz odjedzie, i zapragn łem, aby tego nie uczynił, byłe w
Chartres? - spytał, nie, panie - odpowiedziałem - nigdy w Chartres nie byłem, ale
chciałbym zobaczy ko ciół, który buduje hrabia Ludwik, poniewa mówi
ludzie, e b dzie to najpi kniejszy ko ciół na wiecie, przygl dał mi si chwil w
milczeniu, potem powiedział: hrabia Ludwik? któ to jest hrabia Ludwik?,
zrozumiałem wówczas, e po raz pierwszy musiał si znale w naszych stronach,
i powiedziałem: jest panem całej tej ziemi, panem Vendôme, hrabi na Chartres i
Blois, tylko tyle? - powiedział, o nie! - zawołałemjest sławnym rycerzem, zło ył
przysi g , e zdob dzie Jerozolim i uwolni z r k pogan grób Jezusa, naraz z
gł bi nocy dobiegły skoczne d wi ki lutni, wtórowały im taneczne b benki i g le,
40
zabawa jest w naszej wsi - powiedziałem, poniewa rzeczywi cie tego wieczora
była u nas zabawa, był lub Agnieszki, starszej siostry Maud, znów pomy lałem,
e zaraz ruszy w dalsz drog , i powiedziałem: je eli nie chcecie jecha noc , w
Cloyes znajdziecie wygodny spoczynek, wolałbym z twojej go ciny skorzysta -
powiedział na to, a mnie serce mocniej zabiło, artujecie, panie, mój szałas jest
ubogi, nie lubisz go?, przeciwnie - zawołałem - kocham go, u miechn ł si wtedy i
jego jasne oczy wydały mi si jeszcze ja niejsze, zatem twoje uczucia czyni go
bogatym - powiedział - pomy l, co po wspaniało ciach obdarzanych niech ci lub
pogard ? bogactwo traci wówczas blask, pi kno urod , pot ga sił , tylko miło
potrafi ka d rzecz, nawet najskromniejsz , uczyni pi kn , pami tam, e chciał
mówi dalej, powiedział: miło , ale umilkł, poniewa nie nazbyt daleko, w
stronie, z której musiał przyby , rozległ si ostry d wi k my liwskiego rogu, jego
poszukuj - pomy lałem i tak e pomy lałem, e jeszcze przy adnym człowieku
nie było mi tak dobrze jak przy nim, którego pierwszy raz w yciu ujrzałem i nic
o nim nie wiedziałem, tymczasem on podszedł do swego rumaka i uchwyciwszy
jego uzd wprowadził do lasu, słyszałem w ciszy, e przywi zuje go do drzewa, po
czym wrócił do ogniska, i wtedy jeszcze raz zabrzmiał głos rogu, Jakubie -
powiedział - potrafisz zawoła do gło no, eby usłyszał ci tamten człowiek?,
szcz liwy, e da ode mnie jakiej przysługi, nawet tak drobnej jak ta,
u miechn łem si i z nog wspart o kamie , tylko głow nieco przechyliwszy do
tyłu, lekko, bo od wielu lat potrafiłem to robi , rzuciłem przed siebie, w cisz
nocy, przeci gły i gardłowy, pasterski, długo w powietrzu wibruj cy okrzyk, i
ledwo ten cichł, jeszcze raz krótko odezwał si róg, nigdy ju go nie zobacz -
pomy lałem, wówczas on powiedział: za chwil mój giermek powinien tu przyby ,
ale je li spyta ci , czy przeje d ał t dy samotny rycerz, powiedz mu, e tak,
przeje d ał przed paroma godzinami, pytał si o drog do Chartres i natychmiast
odjechał, a wy, panie? - spytałem cicho, nigdy jeszcze, ojcze, w yciu nie
skłamałem, ale w tej chwili nie my lałem, e musz skłama , czułem tylko rado ,
e mog uczyni to, czego ode mnie da, w twoim szałasie zaczekam - powiedział
- mój giermek wie, e lubi niekiedy by sam, w Chartres mnie odnajdzie,
skryjcie si , panie - powiedziałem, poniewa ju słycha było t tent konia, i kiedy
on wszedł do mego szałasu, t tent szybko si przybli ał, niebawem na wzgórzu
wznosz cym si ponad ogniskiem ukazał si na skraju puszczy i w po wiacie
ksi yca je dziec na białym koniu, chwil tam stał, widziałem, e podniósł r k do
czoła i uwa nie si dokoła rozejrzał, po czym galopem zjechał po łagodnej
pochyło ci, wydało mi si przez chwil , e wjedzie wprost na mnie, lecz nie dalej
ni o par kroków ode mnie ci gn ł lejce tak gwałtownie, i wierzchowiec pod
nim, wspi wszy si przednimi kopytami, przysiadł na zadzie, je dziec był niewiele
starszy ode mnie, najwy ej szesna cie lat mógł mie , był ciemnowłosy, smagły i
silnej budowy, miał na sobie krótk srebrzyst tunik , obcisłe nogawice z
zielonego płótna, skórzane ci my, krótki mieczyk u pasa, na ramionach płaszcz
purpurowy, smukły rumak wci si pod nim niecierpliwie rwał, lecz on
wyprostowany trzymał si go mocno i chocia w bezustannym ruchu, ani na
chwil nie odrywał ode mnie stoj cego przy ognisku swych ciemnych,
pochmurnie patrz cych oczu, ty krzykn łe ? - spytał, tak - odpowiedziałem, jak
si nazywasz?, Jakub - powiedziałem, a ja jestem Aleksy Melissen - powiedział -
41
przeje d ał t dy samotny rycerz?, przed paroma godzinami, jeszcze za dnia, i
co?, pytał o drog do Chartres, i co? - powtórzył natarczywie, tam jest Chartres -
wskazałem r k , dawno odjechał? - spytał, natychmiast - odpowiedziałem -
musiał si spieszy , tamten wci nie odrywał ode mnie swych ciemnych,
pochmurnych oczu, jeste pewien, e ów rycerz naprawd odjechał?, nie
wierzysz?, wierz - powiedział i wymin wszy mnie podjechał pod szałas, czemu
miałbym nie wierzy - powiedział gło niej, ni mówił do tej pory - Ludwik z
Vendôme, hrabia na Chartres i Blois, nie ma powodu, aby ukrywa si przed
swoim wychowankiem i spadkobierc , po czym nagle schylił si ku ziemi i
podniósłszy rzemienny harap le cy na trawie, przy wej ciu do szałasu, podjechał
z tym harapem w r ku do mnie, miałe słuszno - powiedział - mój pan istotnie
musiał si pieszy , bowiem nawet tej zguby nie zauwa ył, patrzyli my przez
chwil na siebie w milczeniu, nie znałem, ojcze, do tej pory uczucia nienawi ci,
lecz jego w tej chwili nienawidziłem, do zobaczenia, Jakubie - powiedział - jeszcze
si spotkamy, i smagn wszy harapem swego wierzchowca pomkn ł zboczem ku
pastwiskom le cym w dole, tam odwrócił si i podniósł r k w moj stron , lecz
ja nie poruszyłem si , stałem przy ognisku, płomienie ju wygasły i tylko resztki
aru wieciły słabym poblaskiem, tamten szybko si teraz oddalał, niebawem
tylko biały i jak gdyby ponad ziemi pomykaj cy kształt jego konia majaczył, po
czym i on zanikn ł w przymglonej przestrzeni, była cisza, wysokie d wi ki lutni
snuły w oddali skoczn melodi taneczn , wci stałem przy dogasaj cym
ognisku, a naraz, nie słysz c kroków, tak musiały by ciche, ujrzałem u swych
stóp cie zbli aj cego si człowieka, stał chwil za mn bez słowa, a wreszcie
powiedział półgłosem: dzi kuj ci, Jakubie, wtedy powiedziałem, i jeszcze chyba
ciszej ni on: domy lałem si w was szlachetnego rycerza, ale nie przypuszczałem,
e jeste cie panem tak pot nym, wówczas on, wci stoj c za mn , lecz nie dalej
ni o pół kroku, zawołał: ja panem pot nym? wierz mi, tylko złud , złud i
pozorem jest moja pot ga, nawet domy li si nie mo esz, jak bardzo innym od
Ludwika istniej cego w twojej wyobra ni jest Ludwik, który stoi przy tobie,
poniewa z nas dwóch ty jeste stokro od Ludwika bogatszy, jeste młody, jeste
pi kny, a spojrzenie twoich oczu zaraz w pierwszej chwili, gdy ci ujrzałem,
powiedziało mi, e masz dusz równie pi kn i czyst , wska mi bogactwa
wi ksze od tych, które posiadasz, jeszcze przed chwil , gdy stałem w
ciemno ciach szałasu, wydawałe mi si snem nazbyt doskonałym, aby był
rzeczywisto ci , ale na szcz cie nie jeste snem, nie myl mnie zmysły, widz ci ,
dotykam dłoni twego ramienia, które wzruszaj co pod moj dłoni dr y, yjesz,
poruszasz si , oddychasz, istniejesz, a je li si wydajesz z innej materii
ukształtowany ni wszyscy ludzie, to chyba dlatego, e na skutek swych
niepoj tych i tajemniczych działa , a szczególnie dzi ki boskiemu natchnieniu,
które w sobie nosi, natura tylko raz jeden potrafi z powszednich elementów
stworzy istot równie jak ty doskonał , cudown niepowtarzalno ci nasycaj c
zarówno poszczególne elementy, jak i cało , po czym, gdy milczałem, obrócił
mnie ku sobie delikatnym ruchem i spytał: nikt ci dotychczas nie mówił, e jeste
pi kny?, odpowiedziałem: w taki sposób jak wy, panie, nikt, i mówiłem prawd ,
poniewa nie znałem swojej twarzy i chocia wiedziałem, e coraz cz ciej mówi
o mnie we wsi ju nie jak dawniej: Jakub Znaleziony, ale Jakub Pi kny, nikt mi
42
dotychczas o tym w taki sposób jak on nie mówił, widziałem jego twarz tu przy
swojej, powiedział po chwili: jest ci to mo e niemiłe?, nic, co wy, panie, mówicie,
nie jest mi niemiłym - odpowiedziałem, bo tak rzeczywi cie czułem, wtedy poło ył
mi dło na ramieniu i powiedział: ju pó no, czas si uda na spoczynek - przez
moment, poniewa powieki miał wci półprzymkni te, a zmierzch wiosenny
coraz gł bszymi cieniami kładł si na ziemi , wydało mu si , e jest noc i w ród
jej spokoju i ciszy idzie u boku tamtego człowieka ku pobliskiemu szałasowi, ju
mieli obaj wej do niego, gdy chrapliwy wrzask wron przelatuj cych nisko nad
ziemi rozja nił ciemno nocy, był zmierzch w ród rozległej wiosennej równiny,
słyszał ci ki oddech id cego obok starego człowieka, mówił dalej: potem
le eli my obok siebie na moim twardym posłaniu, pami tam, mówił: kiedy
samotny jechałem przez puszcz , byłem miertelnie smutny, wiat mi si wydawał
jednym ogromnym obszarem n dzy i cierpienia, człowiek istot zagubion , ycie
bez nadziei, a oto ledwie ci ujrzałem stoj cego przy ognisku, mrok wiata
natychmiast stał si nie tak ciemny, zagubienie człowieka nie tak ostateczne, ycie
nie całkiem wystygłe, pomy l, jakie bogactwa w sobie posiadasz, je li samym
swym istnieniem mo esz wskrzesza nadziej , zabija nadziej - my lał stary
człowiek - poniewa nie kłamstwa, lecz prawda zabija nadziej , i ju prawie
wiedział, co powinien uczyni , cho jeszcze nie wiedział, czy to uczyni potrafi,
le ałem na wznak, z otwartymi oczami, maj c nad sob ciemno , a ponad ni
mgli cie poprzez sklepienie szałasu prze wituj c po wiat ksi yca, ju chciałem
powiedzie : nie znasz mnie, panie, gdy usłyszałem na dworze cichy szelest czyich
kroków, wtedy wstałem i wyszedłem na dwór, od razu w dziewczynie stoj cej
przede mn poznałem Blank , czego szukasz? - spytałem, ciebie - odpowiedziała -
pocałuj mnie, a kiedy milczałem, podeszła bli ej, głupia Maud - powiedziała - leje
łzy dlatego, e ci nie ma na zabawie i nie mo e za tob t sknie wodzi oczami, ale
ja jestem inna ni ona i nie potrzebuj , eby za mn wodził oczami, wystarcz mi
ciemno ci twego szałasu, mo esz mnie nie widzie i ja mog nie widzie ciebie,
wystarczy mi, e mnie we miesz tak, jak m czyzna bierze kobiet , id -
powiedziałem, boisz si ? - za miała si - je eli jeszcze nie miałe adnej
dziewczyny, ja ci naucz , zobaczysz, e gdy we mnie wejdziesz, b dziesz to chciał
powtarza ze mn co noc, id - powtórzyłem, stała tak blisko, i widziałem, jak
zbladła i oczy jej zw ziły si i pociemniały, kto jest w twoim szałasie? - spytała,
nikt - odpowiedziałem, kłamiesz - i chciała mnie uderzy , lecz nim zd yła to
uczyni , przychwyciłem jej r k w przegubie, szarpn ła si , pu - powiedziała i
kiedy rozlu niłem palce, powiedziała szybko oddychaj c: b dziesz mnie jeszcze
na kolanach błaga , eby mnie wzi , i ju nie musiałem po raz trzeci powiedzie :
id , poniewa gwałtownie si ode mnie odwróciwszy pocz ła zbiega ku ł kom w
dole, chwil jeszcze stałem, a gdy przestałem j widzie , wróciłem do szałasu i
poło yłem si na posłaniu, nie widziałem go, ale wiedziałem, e nie pi, długo
le eli my obok siebie w milczeniu, wreszcie spytał: to była twoja dziewczyna?, nie
mam dziewczyny - odpowiedziałem, dlaczego? - spytał, nie wiem -
odpowiedziałem - chyba dlatego, e adnej nie kocham, ciebie kochaj -
powiedział, nie wiem - odrzekłem, po czym znów była cisza, słyszałem wierszcze
piewaj ce w ród traw dokoła szałasu, my lałem: nie wiem, kim był mój ojciec,
chciałbym, aby on był moim ojcem, zasypiasz? - spytał cicho, panie, mnie te
43
odeszła senno - powiedział i wyczułem, e obie dłonie podło ył sobie pod głow ,
twoi rodzice czy yj ? - spytał, nic nie wiem o moich rodzicach - mówiłem - nie
wiem, kim był mój ojciec i kim była moja matka, opowiadał mi kiedy jeden stary
człowiek z naszej wsi, stary ko cielny, e gdy mnie znaleziono niemowl ciem u
drzwi ko cioła, była akurat krótka burza, a potem zaraz wyjrzało sło ce i wielka
t cza ukazała si na niebie, mógłby by moim synem - powiedział - chciałbym
mie takiego syna jak ty, wiedziałbym, e mo e osi gn to, czego ja dokona nie
potrafiłem, czułem, e łzy zbieraj mi si pod otwartymi powiekami, było mi
dobrze jak jeszcze nigdy w yciu, nie znasz mnie, panie - powiedziałem, wówczas
on powiedział: je eli drugi człowiek jest tylko ciemn tajemnic , trudno go
pokocha , ale je li nie ma w nim nic z tajemnicy, równie kocha go niepodobna,
poniewa miło jest poszukiwaniem i odkrywaniem, d eniem i niepewno ci ,
po piechem i oczekiwaniem, niecierpliwym, ale zawsze oczekiwaniem, jest owym
szczególnym i jedynym stanem pragnie i po da , czystych i mrocznych,
szczególnym i jedynym stanem pragnie i po da , które d
c do zaspokojenia
domagaj si nieprzekroczenia ostatecznej granicy ostatecznego zaspokojenia,
bowiem miło , cała z racji swej natury b d c gwałtown potrzeb zaspokojenia,
nie jest nim, nie jest zaspokojeniem, i nigdy nim sta si nie mo e, gdybym ci
znał, nie mógłbym zło y w tobie moich pragnie , poniewa one daj dla siebie
niewiadomej miary, ale gdybym nic o tobie nie wiedział i nic nie potrafiłbym
sobie o tobie dopowiedzie , równie cofn łbym si przed tob jak przed
zdradzieck przepa ci w górach albo przed gwałtownym wirem rzeki, miło
jest wołaniem i poszukiwaniami, jest zaborcza, ale wszelkie zaspokojenie
pragnie zabija j , jest bezustannie spragniona, ale wszelkie zaspokojenie
pragnie u mierca j , jest rozpacz pomi dzy sprzecznymi ywiołami, jest
samotno ci pomi dzy sprzecznymi ywiołami, ale jest tak e nadziej , ci gle
nadziej pomi dzy sprzecznymi ywiołami - my lał stary człowiek słuchaj c tych
słów: tobie jednemu, ze wszystkich najbardziej czystemu i niewinnemu, tobie,
który jednego słowa nie skłamałe i cienia my li nie zataiłe , tobie jednemu nie
mog da rozgrzeszenia i ciebie jednego nie mog pobłogosławi - zapami tałem
słowo po słowie wszystko, co mówił, poniewa nie rozumiej c wszystkiego, co
mówił, słuchałem jego słów jak muzyki, i teraz, u twego boku id c, ojcze, potrafi
z tamtej nocy, gdy le ałem obok niego, ciemno maj c ponad otwartymi oczami,
a jeszcze wy ej mglisty poblask ksi yca prze wituj cy poprzez sklepienie
szałasu, potrafi z tej nocy, gdy obok niego le ałem wstrzymuj c oddech,
powtórzy ka de słowo, jakby yły one teraz i tylko teraz obok mnie,
powiedziałem w pewnej chwili: panie, nigdy nie miałem ojca, wtedy długo milczał
i wreszcie, nie uczyniwszy adnego ruchu, aby mnie obj jak syna, a czego
pragn łem wszystkimi moimi pragnieniami, powiedział: do wielu wspaniałych
czynów mo e zd a tu, na ziemi, chrze cijanin, wielu wspaniałych czynów mo e
dokona , ale ku czemukolwiek by d ył i czegokolwiek by dokonał, wszystkie
d enia i czyny musz podobnie jak gwiazdy, które bledn przy sło cu, zbledn
i przygasn wobec powołania najwy szego, tym za powołaniem najwy szym
jest dalekie miasto Jerozolima, a w nim samotny grób Chrystusa, który ku ha bie
wszystkich chrze cijan i ku niezatartej ha bie ka dego chrze cijanina wci si
od wielu lat znajduje w r kach poga skich Turków, Bóg mi wiadkiem - mówił
44
pili milczenia - mówi to nie dlatego, i od paru wieków, od chwili kiedy
najwi kszy rycerz chrze cija ski, pan Gotfryd de Bouillon, pierwszy po
stuleciach upokarzaj cej niewoli przyniósł grobowi Chrystusa wolno , wszyscy
moi przodkowie, wszyscy hrabiowie na Chartres i Blois, nie szcz dzili mienia oraz
wszelkich ofiar, aby słu y grobowi Jezusa w jego zmiennych losach, w godzinach
jego tryumfu i w godzinach samotnej niewoli, nie dlatego, Bóg mi wiadkiem, to
mówi , ebym z ofiar i z rycerskiej sławy moich przodków chciał czerpa
nierozumn pych , ale dlatego to mówi , e ów najwy szy cel przynaglaj cy
swym wezwaniem sumienie chrze cijanina, samotny grób Chrystusa, poddany
poga skiej niewoli w dalekiej Jerozolimie, stał przy mnie, odk d si gam
pami ci , był przy mnie zawsze, a i teraz, gdy ju wiem, i nigdy nie wejd w
bramy Jerozolimy i nigdy nie zostanie mi dane to szcz cie, aby swoje grzechy i
winy odkupi u grobu Chrystusa, teraz ten nieosi galny dla mnie cel, najwy szy
kształt ofiary i sławy, równie stoi obok mnie nie dalej, ni ty le ysz, gdy to mówił
ciszonym głosem, ale bardzo wyra nie, le ałem obok niego bez ruchu, wci na
wznak i z oczami otwartymi, z oddechem w sobie, cały przenikni ty dziwn
niemoc , niemoc , która była i szcz ciem, i smutkiem, wydało mi si , e gdybym
zamkn ł oczy, natychmiast ujrzałbym pod powiekami pot ne bramy i ogromne
mury dalekiej Jerozolimy, a po chwili ujrzałbym równie i samotny grób Jezusa,
nie zamkn łem jednak oczu, le ałem z oddechem w sobie, pisz? - zapytał, nie,
panie - odpowiedziałem, pami tam, długo milczał, nim znów pocz ł mówi ,
mówił: gdy miałem lat niewiele wi cej, ni ty ich masz teraz, popełniłem du o
ci kich przewinie , nie wiem, czy ze lepej wiary zła dokoła siebie nie
dostrzegaj c, czy te dlatego, e zło było we mnie, a ja moj wiar chciałem je
u pi , jakkolwiek było, ofiar zła si stałem, czy te zło z naturalnej potrzeby
czyniłem, w ród obszarów czasu, które s poza mn , moje uczynki na zawsze
pozostan moimi uczynkami i zarówno ich kształtu, gdy powstawały, jak i ich
rozlicznych przeobra e w dalszym trwaniu nie zdoła odmieni ani moja dobra,
ani moja zła wola, znów umilkł, pami tam, e tym razem milczał jeszcze dłu ej
ni przedtem, wreszcie znów si odezwał i mówił: miałem lat niewiele wi cej, ni
ty ich masz teraz, gdy pocz ł si spełnia sen mego dzieci stwa i mojej
najpierwszej młodo ci, sen arliwych pragnie i t sknot, który nagle przyobleka
si poczynał kształtem ycia, ka dy z wielu dni, gdy poprzez obce ziemie
zd ali my na Wschód, a potem na wenecja skich galerach płyn li my morzem,
ka dy z tych wielu dni przybli ał mnie do oczekuj cego wyzwolenia grobu
Chrystusa, nie wiedziałem wówczas, nawet w t noc wiosenn , gdy my w białych
płaszczach krzy owców, rycerze Chrystusowi, stali my pod pot nymi murami i
basztami Konstantynopola zamiast sta pod murami Jerozolimy i miasto
chrze cija skie, nios c mu gwałt, ogie i zniszczenie, zdobywali my zamiast
szturmowa mury i wie e Jerozolimy, nawet w t straszn noc naszego
wiarołomstwa i tryumfuj cej dzy ziemskiego panowania i ziemskich zdobyczy,
nawet w t noc zdrady Chrystusa wst puj c i czyni c to samo, co czynili inni
rycerze, nie wiedziałem, e a po ostatni oddech mego ycia pozbawiam si
najwy szego i jedynego celu mego ycia i nic nie zyskuj c wszystko trac , w t
noc moje dłonie, dotychczas niewinne, przestały by niewinnymi, poniewa
splamiła je niewinnie przelana krew, słyszysz mnie? - spytał, tak, panie -
45
odpowiedziałem, a on mówił: lecz nim si sko czyła ta haniebna noc zdrady,
wiarołomstwa i zbrodni, pełna płomieni po arów, krzyku kobiet i j ków
mordowanych, nim pierwszy wiosenny brzask stan ł nad t otchłani zbrodni i
cierpienia, stało si tak, i zrozumiałem, e nie łami c prawa ludzkie i boskie, nie
mieczami splamionymi niewinn krwi i nie ciemne i ci kie dze kryj c w sercu
i w my lach, lecz tylko w zbroi niewinno ci i z czystym sercem pod ow zbroj
mo na dotrze pod bramy Jerozolimy, aby mogły si otworzy przed tymi, którzy
Chrystusowi spoczywaj cemu w samotnym grobie s najbli si, bowiem mówił:
błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga ogl daj , i równie mówił:
wchod cie przez ciasn bram , albowiem szeroka brama i przestronna jest droga,
która wiedzie na zatracenie, a wielu ich jest, którzy przez ni wchodz , natomiast
ciasna brama i w ska jest droga, która wiedzie do ywota, i mało tych jest, którzy
j znajduj , wtedy, przed o mioma laty, u ko ca owej najci szej w moim yciu
nocy zrozumiałem, jakby mi to Bóg wszechmog cy objawił, e wobec bezdusznej
lepoty królów, ksi
t i rycerzy tylko dzieci chrze cija skie mog okaza łask i
miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, poniewa ponad wszelkie pot gi na ziemi i na
morzu ufna wiara oraz niewinno dzieci najwi kszych dzieł mo e dokona , gdy
to mówił, zamkn łem oczy i wtedy ciemno ciami ogarni ty, lecz słysz c ka de
słowo,które on tu obok mnie w ciemno ciach le cy wypowiadał, po raz pierwszy
ujrzałem ogromne mury i bramy Jerozolimy, złote dzi ki wiatłu, które nie wiem,
sk d si brało, z s murów, baszt i bram czy ze złotego poblasku, który ponad nimi
ogarniał powietrze i niebo, potem słyszałem, e milczy, lecz wci b d c przy nim
byłem równie i pod ogromnymi murami i bramami Jerozolimy, które
spoczywały pod moimi zamkni tymi powiekami nasycone złot po wiat ,
posłyszałem nagle jego bliski i łagodny głos: wita ju b dzie niedługo, pora
zasn , z pierwszym witem musz odjecha , wtedy spytałem: czy ujrz ci
jeszcze kiedy , panie?, gdyby to tylko ode mnie zale ało - powiedział - mógłby
by przy mnie zawsze i a do ko ca, Aleksy Melissen - powiedziałem - wie, e
skłamałem, skłamałem - powiedział - e Aleksy Melissen jest moim giermkiem,
istotnie jest moim wychowankiem i chocia obcego pochodzenia, był do tej pory
spadkobierc mojego imienia, powiedz mi, panie - powiedziałem - miasto
Jeruzalem jest bardzo dalekie?, dalsze, ni przypuszczasz i ni mo esz to sobie
wyobrazi - odpowiedział - dalsze, ale równie i bli sze, ni to mo na zmierzy
czasem i przestrzeni , które nas od niego dziel , widziałem przed chwil mury i
bramy Jerozolimy - powiedziałem i gdy to powiedziałem, była długa cisza, pij -
powiedział - a je eli potrafisz czeka , wróc tu którego dnia, ale nie noc , jak
dzisiaj, tylko w samo południe, czy mury i bramy Jerozolimy s rzeczywi cie
złote? - spytałem, nie wiem - odpowiedział - nigdy nie widziałem murów i bram
Jerozolimy i nigdy ich nie zobacz , ale je li ty je takimi widzisz, to na pewno
trwaj w dalekim czasie i w przestrzeni w kształcie zgodnym z twoim widzeniem,
pij - powiedział i wtedy, pami tam, ju cały snem ogarni ty, snem, który był
niemoc pełn szcz cia i smutku, powiedziałem: b d czeka , panie, i ju nic
wi cej z tej nocy nie pami tam, gdy zbudziłem si o pierwszym wicie i jeszcze
oczy miałem zamkni te, cały jeszcze we nie, usłyszałem wilgotny gwizd wilgi,
której wzywanie zawsze mnie o wicie budziło, ale wówczas, zbudzony ze snu tym
niedalekim głosem, natychmiast wiedziałem, e jego obok mnie ju nie ma,
46
le ałem na moim posłaniu bardziej sam ni kiedykolwiek przedtem, chocia
zawsze budziłem si w moim szałasie sam, pomy lałem: wszystko to było snem, i
nawet, kiedy to pomy lałem, zapragn łem, eby to był tylko sen, ale w tej samej
chwili, gdy tego zapragn łem, strach mnie ogarn ł, usiadłem na posłaniu i wtedy
zobaczyłem na mojej r ce drogocenny pier cie , ten sam, który teraz widzisz,
ojcze, na moim palcu, gdy odchodził, a ja spałem, musiał mi go wsun na palec,
wówczas ukl kłem i odmawiaj c porann modlitw dzi kowałem Bogu
wszechmog cemu, nie był sen, a potem, potem przez wiele dni czekałem i byłem
szcz liwy jak jeszcze nigdy w yciu, a wreszcie jednego wieczora przybył Aleksy
Melissen i gdy mi to powiedział, spytałem: byłe przy nim?, byłem - odrzekł -
wiosenne rzeki s zdradliwe, i nie mogłe go uratowa ?, nie - powiedział - to si
stało tak szybko, jak szybko kamie idzie na dno, my lałem wtedy, gdy to mówił:
gdybym był przy nim, potrafiłbym go uratowa , a potem, kiedy odszedł i
zostałem sam, tej nocy, le c bez snu, po raz pierwszy usłyszałem w ciemno ciach
jego głos, który mówił: opu , Jakubie, swój szałas, id pomi dzy dzieci i
gdziekolwiek je znajdziesz, w małej czy licznej gromadzie, powiedz im: objawił
mi Bóg wszechmog cy, aby wobec bezdusznej lepoty królów, ksi
t i rycerzy
dzieci chrze cija skie okazały łask i miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, mój
synu - powiedział stary człowiek i zatrzymał si po rodku drogi, stał w ród
g stniej cego zmierzchu ogromny i ci ki w swym grubym brunatnym habicie, a
gdy obrócił si ku id cym, zatrzymali si pierwsi, potem ci, co szli za nimi, przez
chwil to uspokojenie przenikało a po ostatnich w pochodzie, teraz ju prawie
niewidocznych, stała si cisza, pomy lał: gdybym był posłuszny tylko memu
głosowi wewn trznemu, poszedłbym z nimi, wiedz c, e id po zgub własn i ich
wszystkich, lecz po drodze do zguby ogarni ty cieniami nadziei, a w chwilach
szczególnego uniesienia mo e nawet w zł czeniu z ich niewiedz sam łaski
niewiedzy dost puj c, tak bym uczynił, gdybym był posłuszny tylko mojemu
głosowi wewn trznemu, ale oto, innemu głosowi poddany, nie uczyni tego, co
chc , ale to, czego nie chc , to uczyni , mój synu - powtórzył, Jakub stał obok z
pochylon głow , drobny i jasnowłosy, była cisza, wi c nie musiał głosu zbytnio
nat a , aby zosta dosłyszanym przez stoj cych nie opodal w ciasno stłoczonej i
gin cej po kra cach w oddali gromadzie, mój synu - powiedział i głos mu
cokolwiek zadr ał - nie mog ci udzieli ani błogosławie stwa, ani rozgrzeszenia,
ujrzał przed sob pobladł twarz Jakuba, a w jego oczach zdumienie, które nagle
zmieniło si w miertelny strach, wi c my l c: Bo e, dodaj mi sił, poniewa nie
mo e si sprawdzi mój okrutny sen, wyci gn ł wszerz ramiona i tak stoj c
po rodku drogi, ju prawie w mroku, naprzeciw milcz cej i nieruchomej
gromady, ogromny i z ramionami wyci gni tymi w poprzek milcz cej i
nieruchomej gromady, zawołał mocnym głosem: dzieci moje, najmilsi moi,
cofnijcie si , póki czas, i wró cie do swoich domów, bowiem w imi Boga
wszechmog cego i pana naszego Jezusa Chrystusa zabraniam wam i za tym,
którego nie mog ani pobłogosławi , ani da mu rozgrzeszenia, wtedy Jakub
krzykn ł głosem skrzywdzonego dziecka: Aleksy!, i gdy tamten, wci stoj c
po rodku drogi z rozkrzy owanymi ramionami, wołał: prosz was i rozkazuj
wam - słowa pie ni ko cielnej: „O Maria, virga davidica, virginum flos, vitae spes
unica”, zaintonowane silnym głosem Aleksego, podj ło natychmiast sto głosów
47
innych, głusz c wołanie starego człowieka stoj cego z rozkrzy owanymi
ramionami po rodku drogi, pot niał piew, bowiem po chwili szedł ju i z
najodleglejszych kra ców gromady, Jakub stał w ród tego piewu nieruchomy i
pobladły, chod - posłyszał przy sobie głos Aleksego, poczuł jego dło na swojej i
wci ogarni ty pot niej cym dokoła piewem, poddał si mocnemu u ciskowi
tej dłoni, przeszedł jak we nie obok bezgło nie wołaj cego człowieka, który w
swym brunatnym habicie stał po rodku drogi z rozkrzy owanymi i nienaturalnie
długimi ramionami, min ł go wci z dłoni bezwładnie spoczywaj c w silnej
dłoni Aleksego, przed nimi była noc, i wtedy, gdy tylko chłód wilgotnej ziemi czuł
pod bosymi stopami, a na dłoni dło Aleksego, zdał sobie spraw , e nie id sami,
wielki piew stał si nagle jeszcze ogromniejszy, chciał si zatrzyma , chod -
powiedział Aleksy i mocniej cisn ł jego r k , natomiast stary człowiek z
ramionami rozkrzy owanymi w g stniej cych ciemno ciach, ogarni ty zewsz d
piewem dzieci cych głosów, ju nie samotny po rodku drogi, lecz, sam
nieruchomy, omijany przez wolno si posuwaj cy i ciasno stłoczony tłum, wołał,
przez nikogo nie słyszany, widz c o krok od siebie przesuwaj ce si głowy, białe
suknie i nagie ramiona, widz c nad sob bardziej od zmierzchu czarne krzy e,
białe chor gwie i niebo nad nimi jeszcze bez gwiazd, wołał: błogosławi
wszystkich i wszystkich was rozgrzeszam z grzechów ju popełnionych i z tych,
które popełnicie, poniewa gdy nie ma nadziei, tylko pragnienie nadziei, wtedy,
gdy to wołał, zachwiał si , poniewa mały i pełen piewu chłopiec nios cy krzy
dwukrotnie od siebie wi kszy potr cił krzy em jego wyci gni te rami , poczuł w
sobie zimny chłód bólu, czuł, e mu rami , jak złamane skrzydło, bezwładnie
opada, schylił si , eby je z ziemi podj , i cia niej ni dot d ogarni ty ciepłem
przesuwaj cych si dokoła białych sukien, białych tunik i nagich nóg, ale nagle
ogromny piew słysz c wy ej ponad sob , ni go słyszał był do tej pory, upadł na
kolana i mimo grubego sukna habitu poczuł pod kolanami wilgotn mi kko
ziemi, poczuł zapach ziemi, a zaraz potem lepo macaj cymi dło mi poczuł pod
dło mi wilgotno ziemi, błogosławi was - powiedział bardzo wyra nie, cho
wilgotn ziemi miał tu przy twarzy, i tak przywi zany do ziemi kolanami i
dło mi, nic przez moment nie widz c, ale otwartymi ustami wdychaj c wilgotny
zapach ziemi i wysoko ponad sob słysz c ogromny piew powoli przesuwaj cy
si w ród ciemno ci, całym sob , całym swym ogromnym i ci kim ciałem
dotkn ł ziemi, le ał teraz na wznak i oczy miał otwarte, czuł pod głow , pod
plecami i równie pod bezsiln bezwładno ci nieruchomych nóg, czuł wilgotn
ziemi , nigdy nie zobacz Jerozolimy - pomy lał i piew wysokich dzieci cych
głosów słyszał na wysoko ciach ju tak dalekich, e były mu obce i oboj tne,
natomiast bose i brudne i potem i ziemi cuchn ce stopy dzieci ce wchodziły w
jego brzuch, w jego piersi i ramiona, w jego twarz, wchodziły w niego jak w
wilgotn ziemi , le ał na wznak i nagle ciemniej cymi oczami zobaczył ciemno
zamykaj c si bezgło nie ponad nagimi udami i bosymi nogami, które go coraz
gł biej w wilgotn ziemi wdeptywały, pomy lał: nie kłamstwa, lecz prawda
zabija nadziej , i wówczas, gdy to pomy lał, stała si ciemno i w nim, i ponad
nim, stało si przera enie, potem strach wi kszy od poprzedniego przera enia,
wci ciskaj c dło Jakuba i wraz z nim id c w gł b nocy, piewem obaj
48
ogarni ci, powiedział Aleksy, gdy poczuł, e dło Jakuba dr y: je eli rozka esz,
b dziemy i cał noc, id my - powiedział Jakub.
I szli cał noc.