NORAROBERTS
SPOKOJNAPRZYSTAŃ
PROLOG
PhillipQuinnumarłwwiekutrzynastulat.Zważywszynafakt,iżprzepracowanyileopłacany
personeloddziałureanimacjibaltimorskiegoSzpitalaMiejskiegoodratowałgowniespełna
dziewięćdziesištsekund,niezbytdługoznajdowałsięwstaniemierciklinicznej.
Dlaniegobyłotojednakażnadtodługo.
Krótkomówišc,zabiłygodwiekule,wystrzeloneztaniejspluwy,wycelowanejzkradzionejtoyoty
celica.Palecnaspucienależałdobliskiegokumpla-natylebliskiego,nailejesttomożliwew
odniesieniudotrzynastoletniegozłodziejaszkagrasujšcegowciemnychzaułkachBaltimore.
Kuleowłosominęłyserce.
Tomłodeisilneserce,chociażboleniedowiadczone,nadalbiło,kiedytakleżałwcuchnšcym
rynsztokunaroguFayetteiPacaiwykrwawiałsięnazużytekondomyipotłuczonefiolki.
Bolałoohydnie,jakbyostre,rozżarzonesoplelodurozrywałymuklatkępiersiowš.Azarazembólbył
takwredny,iżtrzymałgowszponach,niepozwalajšcnaluksusomdlenia.Leżałprzytomnyiwiadomy,
słyszałkrzykiinnychofiarczyteżwiadkówzajcia,zgrzythamulców,pracujšcenawysokichobrotach
silnikiaut,atakżewłasnycharczšcyiszybkioddech.
Włanieupłynniłtrochęsprzętuelektronicznego,któryukradłnadrugimpiętrzepołożonegonieopodal
magazynu.Wkieszenimiałdwieciepięćdziesištdolarówizamierzałzdobyćporcjęheroiny,by
przetrwaćjakonoc.Ponieważdopierowyszedłzpoprawczaka,gdziespędziłdziewięćdziesištdniza
innewłamanieikradzież,którenieposzłytakgładko,niebyłwkursie.
Aterazokazałosięjeszcze,żeniemafartu.
Póniejprzypomniałsobie,oczymmylał:“Cholera,aleboli!”Naniczyminnymniemógłsię
skoncentrować.Oberwałprzypadkowo.Wiedziałotym.Kuleniebyłyprzeznaczonedlaniegoosobicie.
Wcišgutychtrzechmrożšcychkrewwżyłachsekundprzedstrzałemzdšżyłjeszczedojrzećbarwygangu.
Tobyłjegogang,podczasgdyonusiłowałzbliżyćsiędoinnejgrupywłóczšcejsiępoulicachizaułkach
miasta.
Gdybytrzymałzeswoimi,niebyłobygoteraznatymrogu.Nieleżałbyrozcišgniętyjakdługi,broczšc
krwišiwpatrujšcsięwohydnyciek.
Zamigotaływiatła:niebieskie,czerwone,białe.Patrzyłtępowrynsztok,wktórymbyłoterazwyraniej
widaćnajprzeróżniejszeobrzydliwoci.Wyciesyrenzmieszałosięzkrzykamiludzi.Gliny.Choćbył
zamroczonybólem,instynktnakazywałmuwiać.Widziałoczymaduszy,jaksiępodrywa-młody,zwinny,
znajšcyteren-irozpływawciemnociach.Nasamšmylopodobnymwysiłkuoblałsięzimnympotem.
Poczułnaramieniuczyjšrękę,obmacujšcegopalce,którezatrzymałysięnaszyiibadałyjegoledwo
wyczuwalnypuls.
-Jeszczeoddycha.Zawołajciesanitariuszy.
Ktoprzewróciłgonaplecy.Bólbyłniedoopisania,aleniemógłwydobyćkrzyku.Zobaczył
pochylajšcesięnadsobštwarze,twardywzrokgliny,surowespojrzeniesanitariusza.Czerwone,
niebieskieibiałewiatłaraziłygowoczy.Ktozaniósłsięwysokim,rozdzierajšcymszlochem.
Trzymajsię,dzieciaku.
Dlaczegomasiętrzymać?Takbardzogobolało.Nigdystšdnieucieknie,takjaktosobieobiecywał.
Resztkażycia,którasięwnimtliła,spływałakrwišdorynsztoka.Wszystko,codziałosięprzedtem,było
jednšwielkšohydš.Wszystko,coprzeżywałteraz,byłotylkobólem.
Pocomuto,dojasnejcholery?
Zamroczyłogonachwilę,pokonałgoból,awiatstałsięczarnyicuchnšcoczerwony.Gdziez
zewnštrzdojegowiadomocidochodziłryksyren,czułucisknapiersi,pędkaretki.
Apotemznowubyływiatła,olepiajšcewiatła,któredocierałydoniegoprzezzamkniętepowieki.I
unosiłsięwpowietrzu,podczasgdyzewszšdsłychaćbyłopodniesionegłosy.
-Ranypostrzałowewklatkępiersiowš.Cinienie80na50,spadajšce,pulssłabowyczuwalny,
przyspieszony.Nierówny.renicewporzšdku.
Zbadaćgrupękrwiiprzygotowaćdotransfuzji.Potrzebnesšzdjęcia.
Jakbypodrzuciłogocodogóry.Byłomuwszystkojedno.Nawetcuchnšcaczerwieńzrobiłasięszara.
Jakarurawciskałamusiędogardła.Nawetniepróbowałjejwypluć.Prawienicnieczuł,ichwała
Bogu.
-Cinieniespada.Tracimygo.
“Oddawnajestemstracony”-pomylał.
Popatrzyłnanichbezzbytniegozainteresowania;grupkaubranychnazielonoludziwmałym
pomieszczeniu,wktórymnastoleleżywysoki,jasnowłosychłopiec.Wszędziepełnokrwi.Jegokrwi,
uwiadomiłsobie.Toonleżynatymstolezotwartšklatkšpiersiowš.Popatrzyłnasiebiezodrobinš
współczucia.Bólzniknšł.Uczucieulgisprawiło,żeomalsięnieumiechnšł.
Poszybowałwyżej.Scena,któršwidziałwdole,tonęławperłowejpowiacie,adochodzšcestamtšd
dwiękibyłystłumionejakecho.
Poczułnieludzkiból.Nagłyszoksprawił,żepoderwałonimnastoleiwessałozpowrotemdociała.
Chciałsięzniegowyrwać,alebezskutecznie.Znowubyłwewnštrz,znowuczuł,znowubyłdoniczego.
Apotemprzeniósłsięwstannarkotycznegozaćmienia.Ktochrapał.Pomieszczeniebyłociemne,a
łóżkowšskieitwarde.Przezzatłuszczonšpalcamiszybęwpadałasmugawiatła.Maszynywydawały
krótkie,wysokiedwiękiimonotonniesyczšcwtłaczałypowietrze.Żebyuniknšćtychdwięków,znowu
zapadłsięwnicoć.
Przezdwadnitraciłiodzyskiwałprzytomnoć.Miałszczęcie.Takmuwłaniepowiedzieli.Ładna
pielęgniarkaozmęczonychoczachisiwiejšcylekarzowšskichwargach.Byłnieprzygotowanynatę
wiadomoć,zbytsłaby,byuniećgłowę,teraz,kiedycodwiegodziny,regularniejakwzegarku,dopadał
goohydnyból.
Gdydopokojuweszłodwóchgliniarzy,byłprzytomny,abólczaiłsiępodkilkomawarstwami
morfiny.Odrazurozpoznałglinyposposobieporuszaniasię,butach,wzroku.Niepotrzebowalimu
machaćprzednosemswoimikartamiidentyfikacyjnymi.
-Dostanępapierosa?-Pytałotokażdego,ktosiępojawił.Rozpaczliwiepotrzebowałnikotyny,choć,
szczerzemówišc,wštpił,czydałbyradęsięzacišgnšć.
-Zamłodyjestenapapierosy.-Pierwszyglinaumiechnšłsięjakdobrotliwywujaszekistanšłobok
łóżka.“Todobryglina”-przemknęłomuprzezgłowę.
-Jestemstarszyzkażdšminutš.
-Maszszczęcie,żeżyjesz.-Drugiglinazsurowymwyrazemtwarzywyjšłnotes.
“Złyglina”-uznałPhillip.Rozbawiłogoto.
-Właniepróbujšmnieotymprzekonać.Ocotuchodzi,dojasnejcholery?
-Totynampowiedz.-Złyglinazabrałsiędonotowaniajegosłów.
-Postrzelilimniedranie.
-Acorobiłenaulicy?
-Chybaszedłemdodomu.-Wiedziałjuż,jaktorozegrać,zamknšłoczy.-Niepamiętamdokładnie.
Byłem…wkinie.-Widział,żeZłyGlinaniedasięnatonabrać?
-Naczymbyłe?Zkim?
-Naprawdęniewiem.Wszystkomisiępochrzaniło.Szedłem,apochwilileżałemtwarzšdoziemi.
-Powiedz,copamiętasz.-DobryGlinapołożyłmunaramieniurękę.-Spokojnie.Zastanówsię.
-Tostałosięnagle.Usłyszałemstrzały…tonapewnobyłystrzały.Ktokrzyczał.Poczułem,jakbymi
corozerwałoklatkępiersiowš.-Przynajmniejwtymwypadkuniemijałsięzprawdš.
-Widziałejakisamochód?Widziałe,ktostrzelał?Pytanie!Miałtojakwyrytewmózgu.
-Widziałemchybasamochód…jakiciemnykolor.
-NależyszdogrupyPłomieni.PhillipprzeniósłwzroknaZłegoGlinę.
-Włóczęsięwnimiczasami.
-Trzyciała,którezebralimyzulicy,należałydoczłonkówSzczepu.Nieudałoimsiętakjaktobie.
PłomienieiSzczepmielizesobšnapieńku.
-Słyszałemotym.
-Oberwałedwiekule,Phil.-DobryGlinaprzybrałzatroskanywyraztwarzy.-Dwacentymetry,a
byłbymartwy.Niezdšżyłbynawetdosięgnšćbruku.Wyglšdasznabystregochłopakaipowiniene
wiedzieć,żepoczuwaniesiędolojalnociwobecgnojkówbyłobyzwykłymfrajerstwem.
-Nicniewidziałem.-Niechodziłoolojalnoć.Chodziłooprzeżycie.Byłobyponim,gdybysypnšł.
-Miałewportfeludwieciedolarów.
Phillipwzruszyłramionamiitenruchprzywołałfalębólu.
-Tak?NotomożebędęmógłzapłacićrachunekzapobytwtutejszymHiltonie.
-Tylkosięniezgrywaj,cwaniaku!-ZłyGlinapochyliłsięnadłóżkiem.-Niemadnia,żebymnie
musiałsięchrzanićztakimijakty.Gdybynietatechnika,jużoddwudziestugodzinniebyłobycięnatym
wiecie.Wyrzygałbycałškrewdorynsztoka.
Phillipnawetniedrgnšł.
-Niewystarczy,żeoberwałem?
-Skšdwzišłepienišdze?
-Niepamiętam.
-Wybrałesiędotejdzielnicy,żebykupićnarkotyki.
-Znaleliciecoprzymnie?
-Ajelitak?Nadalniepamiętasz?
-Przydałybysięteraz.
-Wyluzujsiętrochę.-DobryGlinazaszurałnogami.-Posłuchaj,synku,powiedz,cowiesz,amy
pójdziemycinarękę.Znaszprzecieżregułygry.
-Niemożecienicwięcejdlamniezrobić.Przecieżgdybymwidział,żecosięwięci,niebyłobymnie
tam.
Nagłyhałaswholuzwróciłuwagęglin.Phillipnawszelkiwypadekzamknšłoczy.Rozpoznał
podniesiony,rozwcieczonygłos.
“Tylkotegobrakowało”-pomylał.Akiedywtargnęładopokoju,otworzyłoczy.
Zauważył,żeubrałasięjaknawizytę.Uczesałaiprzylizałalakieremżółtawewłosy,wymalowałasię.
Gdybyniewarstwamakijażu,mogłabynawetuchodzićzaładnškobietę,aleniewtejmasce!Miałaniezłš
figurę…wkońcubyłtojejwarsztatpracy.Striptizerkidorabiajšceprostytucjšmuszšmiećtoiowo.
Ubranawopiętedżinsyiwskšpytrykotprułaprostonaniego,stukajšcsiedmiocentymetrowymi
obcasami.
-Dojasnejcholery!Iktonibymazatopłacić?Skaranieboskie!
-Czeć,mamo,jateżsięcieszę,żecięwidzę.
-Niebšdbezczelny!Przezciebieglinynachodzšmniewdomu.Rzygaćsięchce!-Rzuciłaokiemna
mężczyznstojšcychpobokachłóżka.Podobniejaksyn,rozpoznaławnichgliny.-Tymrazemwaraod
domu!Nieżyczęsobie,żebyglinyicizopiekispołecznejwisielimicišglenakarku.
Wyszarpnęłasiępielęgniarce,którapróbowałaprzytrzymaćjšzaramię,ipochyliłasięnadłóżkiem.
-Dlaczegopoprostunieumarłe,dodiabła?
-Niewiem-odparłspokojniePhillip.-Próbowałem.
-Nigdyniebyłozciebieżadnegopożytku.-SyknęłanaDobregoGlinę,któryodcišgnšłjšodłóżka.-
Samekłopoty.Nawetniezbliżajsiędodomu!-wrzasnęła,kiedyjšwycišganozpokoju.-Niemamyz
sobšnicwspólnego!
Phillipsłyszał,jakprzeklinaiwrzeszczy,żechcegowykrelićzeswegożycia.Potemspojrzałna
ZłegoGlinę.
-Nienastraszyciemnie.Przeżyłemjużwszystko,conajgorsze.
Dwadnipóniejwpokojupojawilisięobcyludzie.Mężczyznabyłolbrzymi,aniebieskieoczy
rozjaniałyjegoszerokštwarz.Kobietamiaławcieklerudewłosy,wymykajšcesięzzawišzanegona
prędcewęzłanakarku,orazmasępiegównatwarzy.Zdjęłakartęchorobywiszšcšnałóżku,przyjrzała
sięjejuważnie.
-Jaksięmasz,Phillip.JestemdoktorStellaQuinn.Atomójmšż,Ray
-Icoztego?
Rayprzysunšłkrzesło.UsiadłkołołóżkaiprzezchwilęprzyglšdałsięPhillipowi.
-Nielesięwpakowałe!Chceszsięztegowydostać?
1
PhilliprozluniłwęzełalaWindsorwkrawacieodFendiego.CzekałagodługadrogazBaltimorena
WschodnieWybrzeżeMarylandu.NatokontozaprogramowałsobieodtwarzaczCD.Napoczštekco
łagodnego-trochęTomaPerty’egoiTheHeartbreakers.
Zgodniezzapowiedziš,naszosiewczwartkowywieczórpanowałdużyruch.Sytuacjępogarszał
zacinajšcydeszczigapie,którzyzwalnialijazdę,wpatrujšcsięjaksrokawgnatwrozbitenaodcinku
BaltimoreBeltwaytrzysamochody.
ByłwparszywymnastrojuinawetnamiętnefrazyStonesówzichnajlepszegookresuniepodniosłygo
naduchu.
Wiózłzesobšrobotę;podczasweekendubędziemusiałznalećczasdlaproducentaoponMyerstone.
Klientchce,żebymuprzygotowaćnowšsuperchwytliwškampanišreklamowš.“Wysokiejklasy
ogumienietoradoćdlakierowcy”!-pomylałPhillip,bębnišcpalcamiwkierownicędorytmuszalejšcej
gitaryKeithaRichardsa.
Bzdura.Czymożnawykrzesaćradosnynastrójwtakideszcz,wgodzinachszczytu?Ktowtedy
zaprzštasobiegłowęoponami?
Jednakonmusiprzekonaćpotencjalnegonabywcę,żejazdanaoponachfirmyMyerstoneuczynigo
szczęliwszym,bezpieczniejszymiseksowniejszym.Tobyłajegopracaiznałsięnatym.
Natyle,byprowadzićczterynajważniejszezleceniareklamowe,nadzorowaćpracenadszecioma
mniejszymiinigdynieokazywaćposobierozdrażnieniaweleganckichkuluarachInnowacji.wietnie
prosperujšcaagencjareklamowawymagaodswoichpracownikówstylu,operatywnociikreatywnoci.
Niepłacšmuzato,bypatrzećjaksięwcieka.
Coinnego,kiedyjestsam!
Wiedział,żeodmiesięcypracujeponadmiarę,wręczharuje.Wystarczyłojednookrutnezrzšdzenie
losu,byPhillipQuinnznostalgišwspominałswojšdobršpassęibeztroskie,atrakcyjneżyciemiejskie.
mierćojcapółrokutemuwszystkozmieniła.Całeżycie,wktóreprzedsiedemnastulatyRayiStella
Quinnowiewprowadziliładiporzšdek.Zjawilisięwtymponurymszpitalu,dajšcmuszansęwyboru.
Przystałnato;wiedział,żeniepozostałomunicinnego.
Powrótnaulicępotym,gdykulerozerwałymuklatkępiersiowš,niepocišgałgojużtak,jakdawniej.
Mieszkanierazemzmatkšniewchodziłowgrę,nawetgdybyzmieniłazdanieipozwoliłamuwrócićdo
ciasnegomieszkaniawjednymzbaltimorskichosiedli.Opiekaspołecznabacznieobserwowałasytuację.
Niemiałcieniawštpliwoci,żegdytylkodojdziedosiebie,całytensystemwemienanimodwet.
Niezamierzałwracaćdomatki,ajużnapewnoniedorynsztoka.Podjšłjużdecyzję,potrzebował
tylkotrochęczasu,żebyjšzrealizować.
Narazieżyłwotoczceparuwietnychnarkotyków,którychniemusiałkupowaćanikrać.Wiedział
jednak,żetenstanrzeczyniemożetrwaćwiecznie.
OtępionydemerolemjeszczerazuważnieprzyjrzałsięQuinnomizakwalifikowałichdokategorii
zbzikowanychzbawcówwiata.Niemiałnicprzeciwkotemu.Jeżelichcšsiębawićwdobrychsamarytan
idaćmuschronieniedoczasu,ażsięnadobrepozbiera,tymlepiejdlaniego.
Powiedzieli,żemajšdomnaWschodnimWybrzeżu,codlachłopakazeslamsówwielkiegomiasta
byłoistnymkońcemwiata.Pomylałjednak,żeniezaszkodzimuchwilowazmianaotoczenia.Majšdwóch
synówwjegowieku.Postanowiłniezaprzštaćsobiegłowyparšdzikusów,którychwychowujšci
zbawcywiata.
Powiedzielimu,żeprzestrzegajšpewnychzasad,iżejednšzgłównychjestedukacja.Miałwnosie
szkołę.Decydujšcsięnawyjazd,zgóryodrzucałtakšewentualnoć.
Żadnychnarkotyków.StanowczytonStellizmusiłgodotego,byspojrzećnanišuważniej.Przybrał
najniewinniejszywyraztwarzyiodpowiadałgrzecznie“oczywicie,proszępani”.Niemiałwštpliwoci,
żegdybędziepotrzebowałdziałki,wydostaniejšchoćbyspodziemi,nawetnatakimzadupiu,jakto
miasteczkonadzatokš.
AwtedyStellapochyliłasięnajegołóżkiem,przyjrzałamusięwnikliwieiumiechnęła.
Wyglšdaszjakaniołek,aletonieznaczy,żeniejestezłodziejem,rozrabiakšikłamcš.Pomożemyci,
jelibędziecinatymzależało.Aleniechcisięniewydaje,żetrafiłenafrajerów.
Rayrozemiałsięgromko.Poklepałichobojeporamieniu.
Przychodzilitujeszczeparęrazywcišgudwóchnastępnychtygodni.Philliprozmawiałznimiiz
pracownicšopiekispołecznej,któršbyłoowielełatwiejoszukiwaćniżQuinnów.
Wkońcuzabraligozeszpitaladodomu,doładnegobiałegodomunadwodš.Poznałichsynów,
rozejrzałsiępookolicy.Kiedydowiedziałsię,żetamcichłopcy,CameroniEthan,znalelisiętuw
podobnysposóbjakon,niemiałjużwštpliwoci,żetoludzieszurnięci.
Postanowiłsięprzyczaićiwykorzystaćstosownšchwilę.Jaknalekarzaiprofesoracollege’unie
zgromadzilizbytwielenadajšcychsiędoukradzeniadóbr.Nawszelkiwypadekprzyjrzałsięjednak
wszystkiemudokładnie.
ZamiastokraćQuinnów,pokochałich.Przybrałichnazwiskoispędziłdziesięćlatwdomunadwodš.
KiedyumarłaStella,razemznišodeszłaczęćjegowiata.Byłajednšztychmatek,wktórychistnienie
nigdyprzedtemniewierzył.Opanowana,silna,kochajšca,rozumiejšcawszystko.Opłakiwałjš,tęswojš
pierwszšprawdziwšstratęwżyciu.Żebyzapomniećobólu,pogršżyłsięwintensywnejpracy.Skończył
college,nabywałogładyiumacniałswojšpozycjęwInnowacjach.
Mierzyłjeszczewyżej.
ObjęciestanowiskawInnowacjachwBaltimorebyłojegomałym,osobistymtriumfem.Powracałdo
miastaswojejniedoli,leczbyłtopowrótwdobrymstylu.Nikomunieprzychodziłodogłowy,żeten
ubranywszytynamiaręgarniturmężczyznabyłkiedydrobnymzłodziejaszkiem,żeczasamihandlował
narkotykami,anawetparałsięprostytucjš.
Wszystko,coosišgnšłwcišguostatnichsiedemnastulat,rozpoczęłosięwmomencie,wktórymRayi
StellaQuinnweszlidoszpitalnejsali.
Apotem,wniejasnychokolicznociachumarłnagleRay.Człowiek,któregoPhillipkochałtakgoršco,
jaktylkosynmożekochaćojca;straciłżycienamałouczęszczanej,prostejszosie,wbiałydzień,
wjeżdżajšcnapełnymgazienasłuptelegraficzny.
Iznowuznalazłsięwszpitalnejsali.TymrazemleżałwniejWielkiQuinn.Byłpołamanyi
podłšczonydoaparaturyreanimacyjnej.Phillipijegobraciaprzyrzekliojcu,żezaopiekujšsięprzybłędš,
kolejnymzagubionymchłopcem.
AletenchłopiecmiałswojetajemniceipatrzyłnaludzioczamiRaya.
NanabrzeżuiwokolicachmiasteczkaStChristophermówiłosięocudzołóstwie,samobójstwie,o
skandalu.Plotkowanotakjużodpółroku,alenieposuniętosięokrokwustaleniuprawdy.KimjestSeth
DeLauterikimbyłdlaRaymondaQuinna?
Jeszczejednymprzybłędš?Jeszczejednympodrostkiem,wycišgniętymzotchłaniubóstwa,
zaniedbaniaiprzemocy,rozpaczliwiepotrzebujšcympomocnejdłoni?Czyteżkimwięcej?Quinnemz
urodzenia,anietylkozprzypadku?
CodojednegoPhillipniemiałwštpliwoci:dziesięcioletniSethbyłjegobratemwtakimsamym
stopniujakCamiEthan.Każdyznichzostałwyrwanyzkoszmarnegosnuiotrzymałszansęzmianyżycia.
TerazjednakzabrakłoRayaiStelli,bypozostawićchłopcuwolnywybór.
JakaczšstkaPhillipa,wzdrygałasięnamyl,żeSethmógłbybyćrodzonymsynemRaya,poczętymw
grzechuiporzuconymwhańbie.Oznaczałobytozdradęwszystkiego,czegouczyligoQuinnowie,
wszystkiego,copokazalimunaprzykładziewłasnegożycia.
Nienawidziłsiebiezatemyli,zatoukradkoweprzyglšdaniesięchłopcu,jegooczom,analizowanie
zwišzkumiędzyistnieniemSethaamiercišRayaQuinna.
Ilekroćtepaskudnemylipojawiałysięwjegogłowie,natychmiastwspomniałGlorięDeLauter.
MatkaSethaoskarżyłaprofesoraRaymondaQuinnaoseksualnemolestowanie.Utrzymywała,iżzdarzyło
siętoprzedlaty,gdystudiowałanauniwersytecie.Jednakżeniezachowałsiężadenladjejobecnocina
uczelni.
TasamakobietasprzedałaRayowiswojegodziesięcioletniegosynajakpaczkęmięsa.Tęsamš
kobietę,codotegoPhillipniemiałwštpliwoci,odwiedziłRaywBaltimore,nimruszyłdodomu-po
własnšmierć.
Załatwiłaswojeizniknęła.KobietypokrojuGloriimajšwprawęwulatnianiusięwbezszmerowy
sposób.TobyłokilkatygodniprzedprzysłaniemQuinnomlistuzjakżemałosubtelnymszantażem.Jeli
chceciezatrzymaćdzieciaka,żšdamwięcej.Phillipzacisnšłszczękiwspominajšc,jakSethzbladłze
strachu,gdysięotymdowiedział.
Takobietaniemożedostaćchłopakawswojeręce.Przekonasięjeszcze,żebraciaQuinnsš
twardszymiprzeciwnikaminiżtenstaryczłowiekomiękkimsercu.
ZresztšnietylkobraciaQuinn,pomylał,zjeżdżajšcnalokalnšdrogęprowadzšcšdodomu.Mijajšcw
szybkimtempiepolazielonegogroszku,soiiprzewyższajšcejczłowiekakukurydzy,mylałorodzinie.
Teraz,gdyCamiEthanpożenilisię,Sethmajeszczedwiegotowewalczyćoniegokobiety.
Pożenilisię!Jakietozabawne.Iktobypomylał?Camochajtnšłsięzseksownšpracownicšopieki
społecznej,zaEthanożeniłsięzGrace,kobietšosłodkichoczach.Inatychmiastzostałojcemrozkosznej
Aubreyobuzianiołka.
Nocóż,niechimbędzie!Trzebaprzyznać,żeAnnaSpinelliiGraceMonroeidealniepasujšdojego
braci.Cozresztšsprawia,żemielibywiększeszansegdybydoszłodorozprawyopowierzenieimstałej
opiekinadSethem.Zamałżeństwosłużyimznakomicie.Nawetjelinadwięktegosłowazgrzytajš
zębami.
Phillipwolałkawalerskieżycie.Tylkożewcišguostatnichparumiesięcyniewielezjegozalet
korzystał.WeekendyspędzanewStChrisupływałynasprawdzaniuwypracowańSheta,pracyprzyłodzi
wwieżopowstałejfirmieBoatsByQuinn,prowadzeniujejksišg,robieniuzakupów.Nawetnie
zauważył,kiedytowszystkonaniegospadło.
Obiecałojcunałożumierci,żezaopiekujesięSethem.Razemzbraćmizawarliumowę,żewrócšna
wybrzeżeiwspólnieroztoczšopiekęnadchłopcemipodzielšsięwszystkimiobowišzkami.DlaPhillipa
takaumowaoznaczaładzielenieczasumiędzyBaltimoreiStChris,atakżeprzekonaniesiędonowego
brata,któryczęstostwarzałniemałekłopoty.
Wszystkotograniczyłozbalansowaniemnalinie.Przywychowywaniudziesięciolatkatrudnobyło
uniknšćnapięćipotknięć.
Rozkręcaniefirmyodpodstawwišzałosięzcałšmasšdrobnych,alejakżemęczšcychformalnociiz
ciężkšharówkš.Niemniejjednakjakotoszło,choćbraciamielimiesznepretensje,żezamałopowięca
imczasu.
Jeszczenietakdawnospędzałweekendywtowarzystwiewieluatrakcyjnych,interesujšcychkobiet-
kolacjawjakimnowym,modnymmiejscu,wieczórwteatrzelubnakoncercie,aprzysprzyjajšcejokazji
spokojne,niedzielneniadaniepołšczonezlunchemwłóżku.
“Jeszczedotegowrócę-obiecywałsobiePhillip.-Gdywszystkosięułoży,wrócędodawnego
życia.Ale,jakpowiedziałojciec,narazie,przezjakiczas…”
Skręciłnapodjazd.Przestałopadać,analiciachitrawieosiadłaleciutkawarstwawilgoci.Powoli
zapadałzmierzch.wiatłowokniesalonuwitałomiękkš,kojšcšpowiatš.Zachowałosięjeszczetrochę
letnichkwiatówwypielęgnowanychprzezAnnę.Słyszałjużujadanieszczeniaka-choć,prawdęmówišc,
dziewięciomiesięcznyGłupekwyrósłnawielkiepsiskoitrudnogobyłouważaćzaszczeniaka.
Przypomniałsobie,żewieczornegotowaniewypadałodzisiajnaAnnę.ChwałaBogu!Znaczyłoto,że
uQuinnówpojawisięnastoleprawdziwejedzenie.Zrozkoszšpomylałoszklaneczcedobregowina.
DojrzałGłupka,któryzniknšłzarogiemdomuwpogonizaoblinionšżółtšpiłkštenisowš.
NawidokwysiadajšcegozautaPhillipapiesprzerwałnachwilęswojšzabawęizaczšłgronie
ujadać.
-Idiota-powiedziałPhillip,wyjmujšcteczkęzdżipa.
Nadwiękznanegogłosuszczekaniezamieniłosięwdzikšradoć.GłupekzaczšłskakaćnaPhillipa,
któryosłaniałsięteczkšprzedjegomokrymi,zabłoconymiłapami.
-Nieskacz.Słyszysz,comówię?Siad!
Głupekchwilęsięwahał,awkońcuusiadłipodałłapę.Wywaliłjęzor,łypałoczami.
-Dobrypies.-PhillippotrzšsnšłjegołapęipogłaskałjedwabisteuszyGłupka.
-Czeć.-NadziedzińcuprzeddomempojawiłsięSeth.Odtarzaniasięzpsemmiałbrudnedżinsy,a
spodprzekrzywionejbaseballowejczapeczkisterczałyprostejaksłomablondwłosy.“Umiechasię
łatwiejniżkilkamiesięcytemu-odnotowałwmyliPhillip-alemaszparęwzębach”.
-Czeć.-Phillippstryknšłpalcemwdaszekczapki.-Zgubiłeco?-Co?
Phillipstuknšłpalcemwswójrówny,nieskazitelniebiałyzšb.
-A,tak.-WzruszajšcramionamiwtypowydlaQuinnówsposób,Sethwyszczerzyłzębywumiechu,
wtykajšcjęzykwpustemiejscepozębie.Twarzmiałpełniejszšniżpółrokutemu,awzrokbardziej
spokojny.-Ruszałsię.Musiałemsięznimpożegnaćdwadnitemu.Kurewskokrwawiło!
Phillipniezareagowałnatoprzekleństwo.Postanowił,żedopewnychsprawniebędziesięwtršcał.
-Dostałecozautraconyzšb?
-Nienarzekam.
-No,no,jeliniewycisnšłestówyodCama,niejestemoimbratem!
-Dostałemdwiestówy.JednšodCama,adrugšodEthana.Zamiewajšcsię,Phillippołożyłdłońna
ramieniuSethaiobajruszyliwstronędomu.
-Skorotak,toodemniejużnicniedostaniesz,bracie.Przykromibardzo.Acotamwszkolew
pierwszymtygodniupowakacjach?
-Nudy-odpowiedziałSeth.Wduchumusiałjednakprzyznać,żebyłowspaniale.Takšmasęnowych
rzeczykupilirazemzAnnš.Ostreołówki,nowiutkiezeszyty,pióra.Niechciałjednakpudełkanalunch,
jakiegoużywajšwserialuArchiwumX.Wrednichklasachztakimipudełkamichodzštylkomaminsynki.
Miałklaweubraniaisportowebuty.Aconajważniejsze,porazpierwszywżyciumieszkałwtym
samymdomu,chodziłdotejsamejszkoły,byłztymisamymiludmi,którychzostawiłwczerwcu.
-Odrobiłelekcje?-zapytałPhillip,unoszšcbrwiiotwierajšcfrontowedrzwi.Sethpokiwałgłowš.
-Człowieku,czytynaprawdęniemaszinnychzmartwień?
-Dzieciaku,pracedomowetomójżywioł.-WladzanimidorodkawpadłGłupek.Byłtak
rozentuzjazmowany,żeomalnieprzewróciłPhillipa.-Mógłbysiębardziejprzyłożyćipopracowaćnad
tympsem,docholery!-JednakzapachczerwonegososuAnny,rozchodzšcysięwpowietrzuniczym
ambrozja,działałtakkojšco,żePhillipnatychmiastzmieniłton.-OBoże,cozarozkosz!-jęknšł.
-Manicotti-poinformowałgoSeth.
-Tak?Mambutelkęchianti,któršspecjalnieschowałemnatakšokazję.-Odrzuciłteczkę.-Wemiemy
sięzaksišżkipokolacji.
Zastałbratowšwkuchniwtrakciefaszerowanianalenikówserem.Podwinęłarękawynieskazitelnie
białejbluzki,któršwkładaładobiura.Nagranatowejspódniczcemiałabiałyrzeniczyfartuch.Zdjęła
szpilkiigołšstopšwystukiwałarytmarii,któršnuciła.Carmen,rozpoznałPhillip.Wspaniałeczarneloki
miałajeszczeupiętedogóry.
RobišcokodoSetha,Phillipzaszedłjšztyłu,objšłwpasieicmoknšłgłonowsamczubekgłowy.
-Ucieknijzemnš.Zmienimyimiona.TyzostanieszZofiš,ajaCarlem.Pozwólsięporwaćdoraju,
gdziebędzieszmogłagotowaćdlamnie,wyłšczniedlamnie.Żadenztychwieniakówniedoceniaciętak
jakja.
-Zarazsięspakuję,Carlo,pozwóltylko,żedokończętenaleniki.-Odwróciłagłowę,miejšcsię
czarnymi,ródziemnomorskimioczami.-Kolacjazapółgodziny.
-Otworzęwino.
-Niematuczegodozjedzenia?-zapytałSeth.
-Wlodówcesšprzekšski-odparłaAnna.-Wesobiesam.
-Tylkowarzywaiinnetakiewiństwa-jęknšłSeth,sięgajšcpopółmisek.-GdziejestCam?
-Powinienbyćwdrodzedodomu.PostanowilizEthanempopracowaćjeszczegodzinęprzyłodzi.
PierwszedziełoQuinnówzostałoukończone.Jutroprzyjeżdżaponieklient.Robotaskończona,Phillipie,
rozumiesz?-Umiechnęłasiępromiennie,pęczniejšczdumy.-Stoiwdoku,gotowadowyjcianapełne
morze,ijestwspaniała!
Poczułsięlekkorozczarowany.Szkoda,żeniemógłbyćtutajtegoostatniegodnia.
-Azatemtrzebatouczcićszampanem.
Annaodczytałanalepkęnabutelceiażuniosłabrwi.
-Folonari,Ruffino?
WysokoceniłwyrafinowanygustAnnyijejupodobaniedodobrychgatunkówwin.
-Roczniksiedemdziesištypišty-powiedziałzumiechem.
-Wybornie!Mojegratulacje,panieQuinn,zokazjipierwszejłodzi.
-Niemojawtymzasługa.Zajmowałemsiętylkodetalamiibyłemzwykłymwyrobnikiem.
-Oczywicie,żejestwtymtwojazasługa.Detalesšrównieważne,ianiCam,aniEthanniezrobiliby
tegoztakš…finezjš,jakty.
-Zdajesię,żeokrelalitojako…obijaniesię?
-Niezwracajnanichuwagi.Powinienebyćdumnyztego,cozdziałaliciewostatnichmiesišcach.Nie
tylkowfirmie,lecztakżedlarodziny.KażdyzwaspowięciłcobardzoważnegodlaSetha.Ikażdy
otrzymałcobardzoważnegowzamian.
-Nigdynieprzypuszczałem,żedzieciakmożetakabsorbować.-GdyAnnapolałafaszerowane
nalenikisosem,Phillipwyjšłzkredensukieliszkidowina.-Wcišżjeszczemiewamtakiechwile,kiedy
tacałaimprezawkurzamniejakcholera.
-Nicbardziejnaturalnego,Phillipie.
-Może,alefaktpozostajefaktem.-Wzruszyłramionaminalałdwakieliszki.
-Najczęciejjednakpatrzęnaniegoistwierdzam,żejestcałkiemfajny,jaknamałegobraciszka.
Annautarłaseriposypałanimpotrawę.KštemokazerknęłanaPhillipa,którypodniósłswójkieliszek
wina,oceniajšcjegobukiet.Przyjemniebyłonaniegopopatrzeć.Podwzględemfizycznymuosabiał
męskšdoskonałoć.Bršzowewłosy,gęsteimocne,złocisteoczy.Owalna,zamylonatwarz.Zmysłowa,a
zarazemniewinna.Wysoka,proporcjonalnasylwetka,jakbystworzonadowłoskichgarniturów.Odkšdgo
jednakujrzałarozebranegodopasa,wspłowiałychdżinsach,wiedziała,żejegodelikatnoćtotylko
pozory.
Pomylała,żetowyrafinowanyerudyta,naprawdęinteresujšcymężczyzna.
Wsunęłapotrawędopiecyka,następnieodwróciłasięisięgnęłapowino.Umiechajšcsię,tršciłasięz
nimkieliszkiem.
-Tyteżjestecałkiemfajny,Phillipie,jaknadużegobrata.
Kiedysięwspięłanapalce,żebypocałowaćgowpoliczek,nadszedłCam.
-Waraodmojejżony!
PhillipumiechnšłsięiobjšłAnnę.
-Toonategochciała.Lubimnie.
-Alemniebardziej.-Żebytoudowodnić,Camzłapałzawišzaniefartucha,zakręciłAnnšwkoło,
porwałwramionaipocałowałnamiętnie.Umiechnšłsięipokumpelskuklepnšłjšwpupę.-Prawda,
słodziutka?
Jeszczekręciłosięjejwgłowie.
-Niewykluczone.-Odetchnęłagłęboko.-Bioršcpoduwagęcałokształt…
-Wywinęłamusięzjegoramion.-Alejesteutytłany.
-Wpadłemtylkopopiwoiidępodprysznic.-Wysokiiszczupły,ciemnyigrony,dałnurkado
lodówki.-Znajdsobiewłasnškobietę.
-Czymamnatoczas?-zapytałponurymgłosemPhillip.
Pokolacjiiucišżliwejgodziniespędzonejnadćwiczeniamizdzielenia,nadbitwamiWojnyo
NiepodległoćisłowniczkiemnapoziomieszóstejklasyPhillipzamknšłsięwswoimpokojuzlaptopemi
dokumentami.
Byłtotensampokój,któryotrzymał,gdyRayiStellaQuinnprzywieligododomu.Obecnieciany
miałypastelowozielonykolor.Gdziewokolicyszesnastychurodzincomustrzeliłodogłowyi
pomalowałjejaskrawoczerwonšfarbš.Bógraczywiedziećdlaczego.Pamięta,jakmatka-albowiem
Stellastałasiędotegoczasujegomatkš-rzuciłatylkonatookiemistwierdziła,żemożnadostaćodtego
rozstrojużołšdka.
Onuważał,żetakbędzieseksownie,jednaktrzymiesišcepóniejpomalowałjenabiało,wieszajšctui
ówdziebiało-czarnefotografiewczarnychramkach.
Zawszeposzukiwałjakiejspecyficznejatmosfery.Dotejstonowanejzielenipowróciłnakrótkoprzed
przeprowadzkšdoBaltimore.
Tylkojegorodzicezawszewiedzieli,corobiš.
Dalimutenpokój,wswoimdomu.Przezpierwszetrzymiesišcetrwaławalkaoto,czyjebędziena
wierzchu.Szmuglowałnarkotyki,wdawałsięwbójki,kradłalkoholiowiciewracałpijanydodomu.
Terazbyłodlaniegojasne,żepoddawałichpróbie,prowokował,żebygowykopali.Żebygo
odrzucili.No,dalej,spróbujciesobiezemnšporadzić!
Ajednakudałoimsię.Nietylkosobieznimporadzili,aleuformowaligo.
“Zastanawiamsię,Phillipie,dlaczegotakcizależynatym,żebymarnowaćumysłiciało-powiedział
ojciec.-Dlaczegorobiszwszystko,żebydaćwygraćtymsukinsynom”.
Phillip,któremuwywracałysięflaki,apękałagłowazprzepiciaiznadużycianarkotyków,miałto
wszystkogdzie.
Ray,mówišc,żedobraprzejażdżkaodwieżymumózg,wzišłgozesobšnałód.Skacowanydo
nieprzytomnoci,czujšcsięjakzbitypies,Phillipprzechyliłsięzaburtęizwróciłresztkitrucizny,którš
sięnaszprycowałubiegłejnocy.
Włanieskończyłczternacielat.
Rayzarzuciłkotwicęwwšskimprzesmyku.PrzytrzymałgłowęPhillipa,otarłmutwarz,apotempodał
mupuszkęimbirowegopiwa.
-Siadaj.
Phillipzwaliłsięraczejniżusiadł.Drżałymuręce,przypierwszymłykupoczułszarpnięciew
żołšdku.Rayusiadłnaprzeciwniego.Wielkiedłonieoparłnakolanach,alekkabryzarozwiewałajego
srebrzystewłosy.Iteoczy.Patrzyłmuwtwarztymiswoimilnišcyminiebieskimioczamiizastanawiał
się.
-Miałeparęmiesięcy,żebysiędostosować.Stellapowiada,żepodwzględemfizycznymdoszedłedo
siebie.Jestedostateczniesilnyizdrowy,ależebyutrzymaćkondycję,musiszzmienićtrybżycia.
Wydšłwargiiprzezchwilęmilczał.Wwysokiejtrawiestałaczapla,nieruchomajaknaobrazie.
Powietrzebyłoczyste,czułosięjużlekkichłódzbliżajšcejsięjesieni,ponadogołoconymizlici
drzewamirozpocierałosięintensywniebłękitneniebo.Wiatrtargałtrawamiimuskałgrzywyfal.
Phillipbyłociężały,bladyipatrzyłtępymwzrokiem.
-Istniejšróżnemetody,Phil-powiedziałRayznaciskiem.-Możemyciniepopuszczać,trzymaćcię
krótkoiniespuszczaćzokaaninachwilę.
Chwyciłwędkęimachinalniezałożyłprzynętę.
-Albomożemyteżuznać,żeeksperymentsięnieudałiżewracaszdotamtegowiata.
Phillippoczułskurczwżołšdku,przełknšłlinę,byniepokazaćposobiestrachu.
-Niepotrzebujęwas.Niepotrzebujęnikogo.
-Samwtoniewierzysz-powiedziałłagodnieRayizarzuciłwędkę.Nawodzieutworzyłysię
niekończšcesiępomarszczonekręgi.-Wrócisztamijużnigdyztegoniewyjdziesz.Spędziszparęlatna
ulicy,apotemtojużniebędziepoprawczak.Skończyszwceli,razemzezłymifacetami,takimi,którzy
zagustujšwtejtwojejładnejbuzi.Dorwiecięjakiwielkidrab,złapamijakbochny,zacišgniektórego
dniapodprysznicizrobizciebieswojšpannęmłodš.Philliprozpaczliwiepragnšłpapierosa.Pociłsię
jakpotępieniec.
-Jeszczepotrafięosiebiezadbać.
-Synu,zrobišzciebieszmatę,wieszotymprzecież.Potrafiszsięstawiać,alesšsprawy,przed
któryminieuciekniesz.Dotšdtwojeżycieukładałosięparszywie.Nieponosiszzatoodpowiedzialnoci.
Jestejednakodpowiedzialnyzaswojšprzyszłoć.
Ponowniezamilkł.Kolanamicisnšłwędkęisięgnšłpozimnšpuszkępepsi.Niespieszšcsięotworzył
jšizaczšłpićduszkiem.
-Wydawałosięnam,żejestcowtobie-cišgnšł.-Nadaltakuważamy-dodał,patrzšcnaPhillipa.-
Alepókisamtegoniedostrzeżesz,nieruszymyzmiejsca.
-Skšdtakatroska?-nieudolniebroniłsięPhillip.
-Trudnototerazpowiedzieć.Możeniejestetegowart.Możesšdzonecijestskończyćnaulicy,kraći
sprzedawaćsięzamarnygrosz.
Odtrzechmiesięcymiałporzšdnełóżko,regularneposiłkiiksišżki-jednazjegoukrytychnamiętnoci
-doswojejdyspozycji.Kiedypomylałoutraceniutegowszystkiego,zrobiłomusięznowuniedobrze,ale
wzruszyłtylkoramionami.
-Przeżyję.
-Skoroniemaszwiększychambicji,twojasprawa.Tutajmożeszmiećdom,rodzinę.Możesz
normalnieżyćiwykorzystaćtojakowprzyszłoci.Alemożeszrównieżkontynuowaćobranšprzezsiebie
drogę.
Raywykonałgwałtownyruch,takszybki,żePhillipzasłoniłsięprzedciosem,zaciskajšcpięci.Lecz
RaypodcišgnšłjedyniekoszulęPhillipa,byodsłonićwieżebliznynajegopiersi.
-Możeszwrócićdotego-powiedziałspokojnie.
PhillipspojrzałRayowiwoczy.Dojrzałwnichwspółczucieiwiarę.Mógłprzejrzećsięwnichjakw
zwierciadle,zobaczyćsiebiewykrwawiajšcegosięwrynsztoku,naulicy,gdzieżyciebyłomniejwarte
niżdziałkanarkotyku.
Chory,zmęczonyiprzerażonyzanurzyłtwarzwdłoniach.
-Iocochodzi?
-Chodziociebie,synu.-Rayprzecišgnšłdłonišpowłosachchłopca.-Ociebie.
Sprawyniezmieniłysięzdnianadzień,aleodtegowieczorucodrgnęło.Dziękirodzicomzaczšłw
siebiewierzyć.Postawiłsobiezapunkthonoruosišganiedobrychwynikówwszkole,postawiłnanaukę,
naprzeobrażeniesięwPhillipaQuinna.
Chybawykonałdobršrobotę.Postarałsięnabraćogłady.Robiłterazkarierę,miałdobrze
wyposażonyapartamentzewspaniałymwidokiemnaInnerHarboricałšszafęubrań.
Jakbyzatoczyłkoło,wracajšcdoswojegodawnegopokojuzzielonymicianamiisolidnymimeblami,
zoknamiwychodzšcyminadrzewainamoczary.
Tylko,żetymrazemchodziłooSetha.
2
Phillipstałnadziobiełodzi,którejnachrzciemianonadaćpretensjonalneimięNeptun’sLady.Żeby
zrealizowaćprojektizbudowaćprawdziwyslup,powięciłnatoczterytysišceroboczogodzin.Zato
teraz,wżółtychpromieniachwrzeniowegosłońca,mógłpodziwiaćjejpołyskujšcytekowypokład.
Precyzjawykonaniacieszyłaoczy.
Kajutapodpokładembyłamajstersztykiemstolarki-głównypowóddumyCama.Zostaławykonanaz
dobrzedopasowanychlistewek.Podobniejakkojedlaczworgaludzi.
Solidnaipięknałód.Zpełnymgracjiopływowymkadłubemibłyszczšcympokładem.PomysłEthana,
byłšczyćdeskinazakładkę,kosztowałwieledodatkowychgodzinpracy,aledziękitemupowstało
prawdziwecacko.
TenortopedazDystryktuKolumbiazapłaciładnšsumkęzakażdyjejcentymetr.
-Noico?-Ethan,zrękamiwkieszeniachwyblakłychdżinsów,mrużšcoczyprzedsłońcem,rzucił
retorycznepytanie.
Phillipprzecišgnšłrękšpogładkiejjakatłasburcie,któršgodzinamipolerowałwpocieczoła.
-Zasłużyłanamniejbanalnšnazwę.
-Włacicielmawięcejpieniędzyniżwyobrani.Jaktałódpięknieidzienawiatr.-Ethanumiechnšł
się.-KiedymyjštestowalizCamem,niechciałwracaćdoportu.Aimnienatymniezależało.
Phillippotarłkciukiempodbródek.
-MamwBaltimorekumpla,którymaluje.Ilekroćcosprzeda,klniewżywykamień.Nieznosi
pozbywaćsiępłócien.Dopieroterazrozumiem,cowtedyczuje.
-Tonaszepierwszedzieło.
-Alenieostatnie.-Phillipnieposšdzałsięotakisentymentalizm.Budowałodziniebyłajego
pomysłem.Zostałwtowcišgniętyprzezbraci.Ostrzegałich,żetowariactwo,skazywaniesięna
murowanšwpadkę.
Poczymoczywicieruszyłdoakcji,załatwiłwynajęciebudynku,uprawnienia,zamówiłniezbędny
sprzęt.Podczaspracprzybudowiezdarłdokrwipaznokcie,naderwałmięnieoddwiganiadesek.I
bynajmniejniecierpiałwmilczeniu.
Musiałjednakprzyznać,żenamacalnydowóddługichmiesięcypracy,kołyszšcysięzwdziękiempod
jegostopami,byłwarttegowszystkiego.
Aterazmielizaczynaćznówodpoczštku.
-PrzygotowaliciejużcozCamemdonastępnegoprojektu?
-Chcemyskończyćkadłubdokońcapadziernika.-Ethanwyjšłchustkędonosaistaranniewytarłlady
palcówPhillipanaburcie.-Jelimamysiętrzymaćtegomorderczegografiku,jakinarzuciłe.Alenarazie
trzebasięjeszczetrochęprzyłożyćdotejtutaj.
-Dotej?-Mrużšcoczy,Phillipzsunšłznosadrogieimodneokularysłonecznewstylulat
pięćdziesištych.-Przecieżpowiedziałe,żejestjużgotowa.Miałemwłanieićdodomuisporzšdzićdla
niejostatniedokumenty.
-Jeszczetylkojedenmałydrobiazg.MusimypoczekaćnaCama.
-Jakiznowumałydrobiazg?-ZniecierpliwionyPhillipspojrzałnazegarek.-Klientbędzietulada
moment.
-Toniepotrwadługo.-Ethanwskazałgłowšdrzwibudynku.-OtoiCam.
-Jeststanowczozadobradlategociemniaka-zawołałodproguCam,trzymajšcpodpachšwiertarkę.
-ZaładujmyżonyidzieciakiisamipopłyńmynaBimini,dobrzewamradzę.
-Zchwilšwręczeniaczekułódprzechodzinawłasnoćtegofaceta.-GdyPhilliptomówił,Cam
jednymsusemwskoczyłnapokład.-AnaBimininiemacieczegoszukać.
-Poprostujestzazdrosny,żechcemytampopłynšćzeswymiżonami-powiedziałCamdoEthana.-
Weto.-WepchnšłPhillipowiwiertarkędoręki.
-Pocholeręmitodajesz?
-Dokończdzieła.-Cam,umiechajšcsięoduchadoucha,wyjšłztylnejkieszeniplakietkę.-Ostatni
fragmentzachowalimydlaciebie.
-Taak?-Phillipujšłplakietkęiprzyjrzałsięjejwpromieniachsłońca.Mieniłasięcudownie.
-Razemzaczęlimybudowę-podsumowałEthan.-Pójdzienasterburtę.Phillipwzišłruby,które
wręczyłmuCam,ipochyliłsięnadzaznaczonyminaburciepunktami.
-Musimytouczcić.-Wiertarkazawyławjegorękach.-MylałemobutelceDomPerignan-
powiedział,przekrzykujšchałas.-Doszedłemjednakdowniosku,żedlawasszkodatakdobrego
szampana.ZamroziłemwięctrzybutelkiHarpsa.
Pomylał,żepogodzšsięztym,ponieważprzygotowałnapopołudniemałšniespodziankę.
Byłoprawiepołudnie,kiedyklientskończyłpiaćzzachwytunadkażdymcentymetremswojejnowej
łodzi.Zanimmujšzaładowalinajegoprzyczepę,oddelegowaliEthana,żebyzafundowałfacetowi
próbnšprzejażdżkęznajbardziejkarkołomnymiewolucjami.Phillip,obserwujšczdokużółteżagle-
zgodniezżyczeniemklienta-patrzyłjakchwytajšwiatr.
Ethanmiałrację,pomylał.Tałódmaszwung.
Sluppomknšłwstronęnabrzeża,zrobiłzwrotjakmarzenie.Wyobraziłsobieturystów,zatrzymujšcych
sięipokazujšcychsobienawzajemładnšłód.Pomylał,żeniemalepszejreklamyniżtowarwysokiej
klasy.
-Założęsię,żegdysampopłynie,osišdzienamielinie-odezwałsięzajegoplecamiCam.
-Zpewnociš.Aleitakbędziemiałfrajdę.-PoklepałCamaporamieniu.-Idęwypisaćmurachunek.
Wynajętyprzeznichiprzerobionynastocznięstaryceglanybudyneknieodznaczałsiębynajmniej
urodš.Większšjegoczęćzajmowałahalazpodwieszonymidokrokwiwietlówkami.Małeokna
sprawiaływrażenie,jakbystalepokrytebyłykurzem.
Wszystkienarzędzia,materiały,farbaepoksydowaipokost,znajdowałysięwzasięguręki.Terazna
wysokiejplatformiestałnagiszkieletkadłubasportowejłodzi,przeznaczonejdoamatorskiego
uprawianiarybołówstwa-ichdrugiezamówienie.
Wewnętrznecianybudynkubyłypoobtłukiwaneiobdrapane.Stromeżeliwneschodywiodłydo
ciasnego,pozbawionegookienpomieszczenianagórze,któresłużyłoPhillipowizabiuro.
Urzšdziłjezdrobiazgowšskrupulatnociš.Metalowebiurko,przypominajšceeksponatzpchlegotargu,
byłodoprowadzonedopołysku.Nablaciestałrocznykalendarzzodwracanymikartkami,jegostary
laptop,atakżetelefonzautomatycznšsekretarkšipleksiglasowypojemniknapióraiołówki.
Wtejciasnocieznalazłosięjeszczemiejscenadwuczęciowšszafkęnadokumenty,małškopiarkęi
faks.
Usiadłzabiurkiemiwłšczyłkomputer.Jegouwagęprzycišgnęłomigajšcewiatełkoprzytelefonie.
Odegrałinformację,alebyłytotylkodwagłuchepołšczenia.Skasowałje.
Pochwilimiałjużnaekranieprogram,któryopracowałnaużytekfirmy.Umiechnšłsięnawidoklogo
ichBoatsByQuinn.
Możeisšniefrasobliwymiamatorami,pomylał,wystukujšcdanepotrzebnedosprzedaży,aletowcale
nieoznacza,żemajšsięzadowolićbyleczym.Zawszezwracałuwagęnaszatęgraficznš.Samotworzenie
druków,blankietówfirmowych,pokwitowań,rachunkówbyłyraczejprostšczynnociš.Alemusiałymieć
klasę.
Właniewłšczyłdrukarkę,kiedyzadzwoniłtelefon.
-BoatsByQuinn.
Podrugiejstronieprzezchwilęniktsięnieodzywał.
-Przepraszam,pomyliłamnumer.-Głosbyłniewyranyinależałdokobiety,któraszybkosię
wyłšczyła.
-Niemasprawy,słodziutka-powiedziałPhillipdogłuchejsłuchawki,poczymwyjšłzdrukarki
gotowyrachunek.
-Szczęliwyczłowiek-stwierdziłCam,gdywgodzinępóniejpatrzyli,jakichklientodjeżdżaze
slupemnaprzyczepie.
-Tomypowinnimysięcieszyć.-Phillipwyjšłzkieszeniczek.-Uwzględniłemmateriał,robociznę,
kosztywłasne,dostawy…-Nocóż,dostalimywystarczajšcodużo,żebyprzystšpićdonastępnejbudowy.
-Pohamujswójentuzjazm-mruknšłCam.-Wkońcutotylkopięciocyfrowyczek.Lepiejnapijmysię
piwa.
-Zyskinależyodrazuinwestować-ostrzegłPhillip,kiedyruszylidodomu.
-Wrazznadejciemchłodówcałynaszwielkimajštekulecikominem.-Popatrzyłnawysokisufit.-I
todosłownie.Awprzyszłymtygodniumusimyzapłacićpodatekkwartalny.
Camotworzyłbutelkęipopchnšłjšwstronębrata.
-Zamknijsię,Phil.
-Niemniejjednak-cišgnšłniezrażonyPhillip-jesttowspaniałachwilawdziejachQuinnów.-
PodniósłswojšbutelkęistuknšłsięzEthanemiCamem.
-Zanaszegodoktoraodchorychstóp,pierwszegozlicznychszczęliwychklientów.Niechgładkoiz
powodzeniemżeglujewródodciskówizrogowaceń.
-Niechnamawiawszystkichprzyjaciół,żebydzwonilidoBoatsByQuinn-dodałCam.
-NiechpłyniedoAnnapolisitrzymasięzdalaodmojejczęciZatoki-dokończyłEthan.
-Ktoskoczypolunch?-dopytywałsięCam.-Konamzgłodu.
-Graceprzygotowałakanapki-odparłEthan.
-Chwałajejzato.
-Możecojeszczedojdziedotegolunchu-powiedziałPhillip,słyszšcdwiękoponnażwirowym
podjedzie.-Włanienatoczekałem.
Wyszedłnazewnštrziucieszyłsięnawidokbagażówki.Kierowcawychyliłgłowęprzezokno,żujšc
gumę.
-Quinn?
-Zgadzasię.
-Cotyznowukupił?-Camzmarszczyłczołonawidokfurgonetki,zastanawiajšcsię,ileteżforsy
ubędziezichnowiutkiegoczeku.
-Co,conamsiębardzoprzyda.Alechodcietupomóc.
-Bardzosłusznie-burknšłkierowca,gramolšcsięzkabiny.-Ładowalimyjšwetrzech.Todraństwo
ważychybaztysišckilo.
Rozsunšłtylnedrzwi.Tocoleżałonastelażuwmiękkiejotulinie.Byłodługienaconajmniejtrzy
metry,szerokienadwametryimiałozosiemcentymetrówgruboci.Prostelitery,wyrytewstarannie
obrobionymdrewniedębowym,tworzyłynapisBOATSBYQUINN.Precyzyjniewyrzebionywdrewnie
jachtnapełnychżaglachzdobiłgórnynarożnik.ZawdolnymwidniałyimionaCamerona,Ethana,Phillipa
iSethaQuinnów.
-Cholerniedobryszyld-wydusiłzsiebieEthan,gdyodzyskałwreszciemowę.
-Jelichodziotenjacht,posłużyłemsięjednymzeszkicówSetha.Jesttakisamjaknanaszymlogona
firmowychpapierach.Resztęzrobiłkomputer.
-Tofantastyczne.-CampołożyłdłońnaramieniuPhillipa.-Tegonamwłaniebrakowało.Chryste,
dzieciakoszaleje,kiedytozobaczy.
-Figurujemywkolejnoci,wjakiejtuprzybylimy.Nietrzymałemsięalfabetuaniwieku.Chciałem,
żebywszystkobyłojasneiproste.-Cofnšłsięparękroków,zrękamiwkieszeni,niewiadomienaladujšc
pozębraci.-Pomylałem,żebędziepasowałdobudynkuidotego,cownimrobimy.
-Jestwietny-przytaknšłEthan.-Jaksięnależy.Kierowcaprzesunšłpodpoliczkiemgumę.
-Noco,chceciepodziwiaćtakdorana,czymożejednakwyjmiemytociężkiedraństwozbagażówki?
Pomylała,żenielesięprezentujš.Trzechprzystojnychfacetów,pochłoniętychfizycznšpracšwciepłe
wrzeniowepopołudnie.Itenbudynekpasujedonich.Surowy,zwyblakłejstarejcegły,wokółzaniedbany
teren-więcejchwastówniżtrawy.
Każdyznichwyglšdainaczej.Jedenzmężczyznjestciemny,matakdługiewłosy,żemożejewišzać
wkońskiogonek.Jegowyblakłe,szaredżinsy,musiałybyćkiedyczarne.Mawsobiecoeuropejskiego.
Uznała,żetomusibyćCameronQuinn,ten,którywyrobiłsobienazwiskonatorachwycigowych.
Drugimananogachzdarteroboczebuty.Spodniebieskiejczapeczkibaseballowejwystajšmu
rozjanioneodsłońcawłosy.Poruszasięzwinnieibezwysiłkudwignšłswójrógszyldu.Tomusibyć
EthanQuinn,wodniak.
Toznaczy,żetrzecimmężczyznšjestPhillipQuinn,szefdziałureklamyjednejzczołowychfirm
reklamowychwBaltimore.Drogie,modneokularyprzeciwsłoneczneidżinsy.Bršzowewłosy,zktórych
chybamusibyćzadowolonyfryzjer.Wysoki,wysportowany.
Podwzględemfizycznymniesšdosiebiepodobni-wiedziałazresztš,żełšczyichnazwisko,anie
więzykrwi.Niemniejjednakcowskazywałonato,żesšbraćmi.
Zamierzałapoprostuichminšć,rzucićszybkookiemnabudynek,wktórymzałożyliswojšfirmęi
dokonaćoceny.Wiedziała,żezastanieprzynajmniejjednegoznich,ponieważodebrałtelefon,nie
spodziewałasięjednak,żeujrzyichnazewnštrzwkomplecie,iżeodrazubędziemiałaokazjędo
przeprowadzeniaswoichbadań.
Należaładokobiet,któreumiejškorzystaćznieprzewidzianychokazji.
Odetchnęłagłęboko.Towszystkoniejesttakieproste.Ajednakmanadnimiprzewagę.Znaich,gdy
tymczasemoniniconiejniewiedzš.
Przecinajšculicę,uznała,żejejzachowaniejestjaknajbardziejtypowe.Spacerujšcakobieta,która
spostrzegłatrzechmężczyznmocujšcychimponujšcynowyszyld,maprawookazaćzainteresowanie.
Zwłaszczaturystka,zaktóršsiępodawała.Pozatymsamotnakobietamożepoflirtowaćztakatrakcyjnymi
mężczyznami.
Kiedyznalazłasięprzedbudynkiem,stanęłanieruchomo.Zanosiłosięnatrudnšiniebezpiecznšpracę.
Szyldzostałumocowanydoczarnychgrubychłańcuchówiokręconylinš.Tenodreklamystałnadachui
dyrygował,ajegobraciacišgnęli.Padałysłowazachęty,przekleństwaiwskazówki.Niedasięukryć,że
takapracadobrzewpływanamięnie.
-Terazztwojejstrony,Cam.Jeszczezedwacentymetry.Aniechtoszlagtrafi.-Phillippotknšłsięi
omalniespadłzdachu.Ażwstrzymałaoddechzwrażenia.
Utrzymałjednakrównowagę,pochwyciłłańcuch.Widziała,jakusiłujezaczepićciężkieogniwodo
grubegohaka,dostrzegłateż,żeporuszaustami,leczniedosłyszała,comówi.
-Zaczepiłem.Teraztylkoniehutaj-zawołał,stajšcnanogi,byprzejćnadrugikoniecdachu.Słońce
padałonajegowłosy,rozwietlałojegoskórę.Przyłapałasięnatym,żewlepiawniegooczy.Pomylała,
żemaprzedsobšpierwszorzędnyokaznieskazitelnejmęskiejurody.
Apotemznowuleżałnabrzuchuibalansowałnakrawędzidachu,chwytajšcłańcuch,cišgnšcgow
górę.Iklnšcprzytymsiarczycie.Kiedyponowniewstał,miałzprzodurozdartškoszulę.Pewniemusiała
sięzaczepićoconadachu.
-Dopierocokupiłemtęszmatę.
-Byłanaprawdęprzeliczna,jakwszystko,comasz-zawołałzdołuCam.
-Pocałujmniegdzie-odparłPhillipicišgnšłkoszulę,bywytrzećnišpotztwarzy.
Pomylała,żejestcałkiemniczegosobie.Pewnieniemożesięopędzićodkobiet.
Wepchnšłdotylnejkieszenizniszczonškoszulęizaczšłschodzićpodrabinie.Iwtedyjšdostrzegł.Nie
widziałaztejodległocijegooczu,leczmogłabyprzysišc,żenanišpatrzy-tonagłezawahaniesię,
przechyleniegłowy.Dostrzegakobietę,przyglšdasięjej,ocenia,podejmujedecyzję.
Wydałamusięcałkiemniezła.Miałnadzieję,żeprzyjrzysięjejzbliska.
-Mamytowarzystwo-mruknšłPhillip,aCamspojrzałprzezramię.
-Bardzoładna.
-Jesttutajoddziesięciuminut.-Ethanotarłręceospodnie.-Obserwujeprzedstawienie.
Phillipzszedłzdrabiny,odwróciłsięiumiechnšł.
-Nowięc-zawołałdoniej-jaktowyglšda?Pomylała,żeprzedstawieniesięzaczyna.Podeszła
bliżej.
-Robiwrażenie.Mamnadzieję,żenieprzeszkadzawamwidownia.Niemogłamsięoprzeć.
-Anitrochę.TowielkidzieńdlaQuinnów-Wycišgnšłrękę.-JestemPhillip.
-AjaSybill.Budujeciełodzie?
-Takjestnapisanenaszyldzie.
-Fascynujšce.Włanietuprzyjechałam.Niespodziewałamsię,żenatknęsięnabudowniczychłodzi.
Jakiegorodzajujednostkibudujecie?
-Prawdziwestatki.
-Naprawdę?-Zumiechemzwróciłasięwkierunkujegobraci.-Atopańscywspólnicy?
-JestemCam.-Przedstawiłsięjedenznich.-AtomójbratEthan.
-Miłowaspoznać.Cameron-odczytała,spoglšdajšcnaszyld,-Ethan,Phillip.-Czułaszybkiebicie
serca,alezachowałauprzejmyumiech.-AgdzieSeth?
-Wszkole-odpowiedziałPhillip.-Wcollege’u?
-Wpodstawówce.Madziesięćlat.
-Rozumiem.-Dostrzegłabliznynajegopiersi.Stareipołyskujšce,bardzobliskoserca.-Waszszyld
robiwrażenie.BoatsByQuinn.Zradocišzajrzałabymktóregodnia,żebyzobaczyćpanaipańskichbraci
przypracy.
-Zapraszamy.Wkażdejchwili.NadługoprzyjechałapanidoStChris?
-Tozależy.Miłomibyłowaspoznać.-Postanowiłasięwycofać.Zaschłojejwgardle,sercebiło
nierówno.-Powodzeniawpracy.
-Proszęwpaćjutro-zawołałPhillip,kiedysięoddalała.-Zastaniepaniwszystkichczterech
Quinnównaraz.
Rzuciłaspojrzenieprzezramię,wnadziei,żeniewyrażanicpozawesołymzainteresowaniem.
-Możeprzyjdę.
“Seth-pomylała,pilnujšcsięteraz,bynieokazaćnajmniejszejemocji.-Otouchylonoprzedniš
furtkę,dziękiczemujużjutrobędziemogłazobaczyćSetha”.
-Muszęprzyznać,żetakobietapotrafisięporuszać-rzekłCam.
-Tak,toprawda.-Phillipwetknšłręcewkieszeniespodniitakżenapawałsięjejwidokiem.
Szczupłebiodraismukłenogiwpowiewnychspodniachwkolorzekukurydzy,obcisłacytrynowa
bluzeczkapodkrelajšcatalię.Lnišcewłosyopadajšcenaramiona.
Twarzrównieżmiałaatrakcyjnš.Klasycznieowalnš,obrzoskwiniowejcerze,zruchliwymi,
kształtnymiwargamidelikatniemuniętymiróżem.Ciemne,seksownebrwioładnymwykroju.Nie
dostrzegłtylkooczu,któreprzysłoniłamodnymiokularamiprzeciwsłonecznymiwdrucianejoprawie.
Mogšbyćciemne,pasujšcedowłosów,alboteżjasnedlapełnegokontrastu.Korzystnymuzupełnieniem
całocibyłjejmiękki,kontraltowygłos.
-Długozamierzacietaksterczećigapićsięwbabskityłek?-zniecierpliwiłsięEthan.
-Takjakbysamniezerkał!-warknšłCam.
-Zerknšłemraziwystarczy.Niemacieniclepszegodoroboty?
-Jeszczechwileczkę-mruknšłPhillip,umiechajšcsiędosiebie,kiedyskręciłazarógizniknęła.-
Sybill.Mamnadzieję,żepobędziejeszczetrochęwStChris.
Niewiedziałajakdługozostanie.Samadysponowałaswoimczasem.Mogłapracowaćwdowolnym
miejscuichwilowowybrałatonadmorskiemiasteczkonaWschodnimWybrzeżuwpołudniowejczęci
stanuMaryland.Prawiecałeżyciespędziławdużychmiastach,botakabyławolajejrodziców,apóniej
ponieważsamatakchciała.
NowyJork,Boston,Chicago,Londyn,Mediolan.Lubiłamiejskikrajobrazirozumiałamieszkańców
miast.AlbowiemdoktorSybillGriffinzrobiłakarierębadajšcżyciewielkichaglomeracji.Podrodze
zrobiładyplomyzantropologii,socjologiiipsychologii.CzterylatanaHarvardzie,asystenturaw
Oksfordzie,wreszciedoktoratwInstytucieSmithoniańskim.
Odniosłasukcesnaniwieakademickiej,ateraz,półrokuprzedtrzydziestymiurodzinami,mogłapisać
nawybraneprzezsiebietematy.Włanieotymzawszemarzyła.
Jejpierwszaksišżka,Krajobrazmiejski,zostaładobrzeprzyjęta,spotkałasięzuznaniemkrytyki,ale
nieprzyniosładużegodochodu.Zatojejdrugaksišżka,Bliscynieznajomi,znalazłasięnakrajowejlicie
bestsellerów,porywajšcjšwwirautorskichobjazdów,odczytów,telewizyjnychtalkshow.Teraz,kiedy
kanałPBSprzygotowywałcykldokumentalnychfilmówopartychnajejobserwacjachiteoriimiejskiego
życiaiobyczajów,byłanietylkozabezpieczonamaterialnie,alecałkiemniezależna.
Tymrazemmiałazamiarnapisaćotradycjachimechanizmachrzšdzšcychmałymimiasteczkami.
Poczštkowotraktowałatojedyniejakopretekst,byodbyćpodróżdoStChristopherizajšćsięwłasnš
sprawš.
Póniejuznałajednak,żemożetobyćcałkieminteresujšcapraca.Przecieżjestdowiadczonym
obserwatoremipotrafiwycišgaćwnioski.
Spacerujšcponiedużymładnymapartamenciehotelowym,stwierdziła,żepracazapewnijejspokój
ducha.
Dziękisprzyjajšcymokolicznociomdotarłaodrazudoobiektuswychzainteresowań.
Wyszłananiewielkšpłytę,któršhotelnazywałdumnietarasem.Miałastšdwspaniaływidoknazatokę
Chesapeake,mogłastšdtakżeobserwowaćinteresujšcemigawkizżycianabrzeża.Widziałakutry
przybijajšcedoportuiwyładowujšcepojemnikibłękitnychkrabów,zktórychsłynęłaokolica.Widziała
zbieraczykrabówprzypracy,kršżšcemewy,przelotbiałychczapli,aleniemiałajeszczeokazji,bysię
powłóczyćipozaglšdaćdomałychsklepików.
NieprzyjechaładoStChriskupowaćpamištek.
Możepowinnaprzycišgnšćstółdooknaitutajpracować?Kiedywiatrwiejeprostoodmorza,
docierajšdoniejstrzępyrozmów,słyszymiejscowydialekt,piewniejszyniżjęzykulicNowegoJorku,
gdziemieszkaławostatnichlatach.
Możepowinnaposiedziećwktóresłonecznepopołudnienajednejzmałychżeliwnychławek,których
jestpełnonanabrzeżu,ipoobserwowaćtenwiatek,ukształtowanyprzezwodę,rybyiludzkiwysiłek.
Przyjrzećsię,jaktamaławspólnotautrzymujšcasięzmorzaiturystów,oddziałujenasiebie
wzajemnie.Jakiesšjejtradycje,nawykiiwzorce.Sposobyubieraniasię,poruszania,mówienia.Rzadko
sięzdarza,żebyludzieuwiadamialisobie,dojakiegostopniaokrelonemiejscewpływanaich
zachowanie.
Reguły.Obowišzujšwszędzie.Wierzyławniebezgranicznie.
AjakimiregułamikierujšsięwżyciuQuinnowie?Jakirodzajspoiwaskonsolidowałichrodzinę?
Oczywiciemogšmiećswojewłasnekodeksy,własnesposobyporozumiewaniasię,własnšhierarchię
wartoci,własnystandardnagródikar.
AjaktowszystkomasiędoSetha?
Przekonaniesięotymwdyskretnysposóbbyłojejgłównymzadaniem.
Quinnowieniepowinniwiedzieć,kimjest,podejrzewaćjšopokrewieństwo.Dlaobustronbędzie
lepiej,jelipozostanietotajemnicš.MoglibyprzecieżpróbowaćudaremnićjejkontaktzSethem.Chłopiec
przebywajużznimiodmiesięcy.Niewiadomo,comunaopowiadaliijakšhistorięmogšwymylićw
raziepotrzeby.
Musipoobserwowaćiwszystkozbadać.Dopierowtedybędziemogławkroczyćdoakcji.Nienależy
obcišżaćsięwinšanisięspieszyć.
JakmieszniełatwoudałosięjejpoznaćQuinnów.Wystarczyłotylkopodejćdotegowielkiego
ceglanegobudynkuizainteresowaćsięichpracš.
NaprzystawkęwemiePhillipaQuinna.Zaprezentowałcaływachlarzzachowańcharakterystycznych
dlawczesnejfazyzainteresowania.Nietrudnobędzietowykorzystać.PonieważspędziwStChristtylko
kilkadni,niemaobawy,żebyzdawkowyflirtprzybrałpoważniejszšformę.
Musinawłasneoczyzobaczyć,gdzieijakmieszkaSeth,ktosięnimopiekuje.
Czyjestszczęliwy?
Gloriapowiedziała,żeukradlijejsyna.Żeużyliswychwpływówipieniędzy,żebygouprowadzić.
AleGloriajestkłamczuchš.Sybillzacisnęłapowieki,usiłujšczachowaćspokój,obiektywizm.Tak,
Gloriajestkłamczuchš,alejesttakżematkšSetha.
Podeszładobiurkaiotworzyłaalbumik,zktóregowyjęłafotografię.Umiechałsięzniejchłopczyko
jasnychjaksłomawłosachibystrychniebieskichoczach.Umiechałsiędoniej.Samazrobiłatozdjęcie
zapierwszymijedynymrazem,kiedywidziałaSetha.
Musiałmiećwtedyczterylata.Phillippowiedział,żeterazmadziesięć,aodczasu,kiedyGloria
pojawiłasięwjejnowojorskimmieszkaniu,cišgnšczasobšSetha,upłynęłoszećlat.
Oczywiciebyłazrozpaczona.Spłukana,wciekła,zabeczana.Niebyłowyboru,musiałajšprzyjšć,nie
mogłazrobićwiństwadziecku,którewpatrywałosięwnišwielkimi,przestraszonymioczami.Nigdynie
miaładoczynieniazdziećmi.MożewłaniedlategotakszybkoitakbardzopokochałaSetha.
Akiedytrzytygodniepóniejwróciładodomuiniezastałaich-odeszlizcałšgotówkš,jakšmiaław
domu,zjejbiżuterišicennškolekcjšchińskiejporcelany-byłazdruzgotana.
Powtarzałasobieteraz,żenależałosiętegospodziewać.TypowezachowanieGlorii.Wierzyłajednak
-chciaławierzyć-żewkońcusięznišskontaktujš,ponieważdzieckotojednakpoważnasprawa.Że
będziemogłapomóc.
Tymrazembędzieostrożniejsza,niedasięponiećemocjom.Wiedziała,żewopowieciGloriizawarte
byłojakieziarnoprawdy.Niemniejjednak,zanimpodejmiejakiekroki,musisobiewyrobićwłasnš
opinię.
Przedtemjednakchciałazobaczyćswojegosiostrzeńca.
Usiadłaprzylaptopieizaczęłaspisywaćswojepierwszeuwagi:
“Wydajesię,żebraciQuinnłšczytypowomęskiwzorzecrelacji.Napodstawiepierwszejobserwacji
mogęwnioskować,żestanowišzgranyzespółroboczy.Trzebabędziedodatkowychbadań,byokrelić,
jakšrolękażdyznichspełniawtympartnerskimbiznesie,atakżewukładachrodzinnych.
ZarównoCameroniEthanQuinnsšwieżoupieczonymimałżonkami.Trzebasiękonieczniespotkaćz
ichżonami,żebyzrozumiećmechanizmypanujšcewtejrodzinie.Logicznierzeczbioršc,jednaznich
powinnaimmatkować.PonieważAnnaSpinelliQuinn,żonaCamerona,pracujenapełnymetacie,
zapewnerolętępełniGraceMonroe.Jakożenienależygeneralizowaćpodobnychstwierdzeń,trzebaje
będziezweryfikowaćprzeprowadzajšcodrębneobserwacje.
Uważamzawymownyfakt,iżnaszyldzieQuinnów,któryzostałdzisiajzawieszony,figurujeimię
Setha,takżejakoQuinna.Niepotrafiępowiedzieć,czypominięciejegoprawdziwegonazwiskama
przyniećkorzyćimczyjemu.
Chłopiecnapewnozdajesobiesprawęzfaktu,żeQuinnowiestarajšsięoprzyznanieimopieki
prawnejnadnim.Niepotrafięnaraziestwierdzićczyotrzymałktóryzlistównapisanychdoniegoprzez
Glorię,czyteżQuinnowieukrylijeprzednim.Chociażwspółczujęjej,boznalazłasięwtrudnejsytuacji
idesperackopragnieodzyskaćchłopca,uważam,żebędzielepiejdladobrasprawy,jelipozostanie
niewiadomamojejobecnocitutaj.Gdytylkoudokumentujęwynikimoichbadań,skontaktujęsięzniš.Dla
rozprawy,któramożeodbędziesięwprzyszłoci,cenniejszebędšpotwierdzonefakty,niżzwykłeemocje.
Mamnadzieję,żeadwokat,któregozaangażowałaGloria,skontaktujesięwkrótcezQuinnamiinada
sprawiewłaciwybieg.
Jelichodziomnie,mamnadzieję,żespotkamsięjutrozSethemiwyrobięsobiejakipoglšdna
sytuację.Wartobysiędowiedzieć,cochłopiecwienatematswojegopochodzenia.Ponieważocałej
sprawiezostałampoinformowananiedawno,nieznamjeszczewszystkichfaktów.
Wkrótcesięprzekonamy,czymałemiasteczkarzeczywiciesštakieplotkarskie.Dopókiniezostanę
zdemaskowana,zamierzamzebraćjaknajwięcejinformacjinatematprofesoraRaymondaQuinna”.
3
Typowympunktemzbornymtowarzyskichspotkańidzieleniasięnowinkami-czytobędzienieduże
miasteczko,czywielkiemiasto-jestmiejscowybar.Ajelisšwnimmosiężneozdobyidoniczkiz
paprociami,orzeszkiziemneicynowepopielniczki,jeliprzygrywaradosnamuzykacountrylub
chwytajšcyzasercerock,możnabyćpewnym,żedasiętuzebraćpotrzebneinformacje.
BarSnidleysawStChristopherpasowałdotegojakulał.Wystrójzciemnegodrewna,wyblakłe
plakatyzłodziami.Hałaliwamuzykapłynšcazgłonikówustawionychpobokachniewielkiegopodium,
naktórymczterechmłodzieńcówszarpałocosiłstrunygitariwaliłowbębny.Niebrakowałoim
entuzjazmu,aleniewielemielitalentu.
Trzechmężczyznprzybarzeoglšdałomeczbaseballowynamałymekranietelewizorapodwieszonego
natylnejcianiebaru.Wydawalisięzadowolenieobserwujšctencichybaletrzucajšcychiwybijajšcych
zawodników,pijšcpiwoipojadajšcgarciamiprecle.
Naparkieciepanowałtłok.Znajdowałysięnanimtylkoczterypary,alezbrakumiejscatańczšcy
cišgletršcalisięłokciamiizderzalibiodrami.
Kelnerkiprzystrojonebyływidiotyczne,zaspokajajšcemęskšfantazjęstroiki,naktóreskładałysię
krótkieczarnespódniczki,kuse,obcisłebluzeczkizdekoltemwkształcieliteryVnaplecach,siatkowe
pończochyooczkachjakwsiecirybackiejibutynaobcasachjaksztylety.
Wsunęłasięzarozchwierutanystolik,byledalejodryczšcychgłoników.Nieprzeszkadzałjejdymi
hałas,lepkapodłogaipodrygujšcystolik.Najważniejsze,żewybraneprzeznišmiejscestanowiłodobry
punktobserwacyjny.
Musiałazawszelkšcenęwyrwaćsięnakilkagodzinzhotelowegopokoju.Teraz,kiedyusadowiłasię
twarzšdosali,zamówisobiekieliszekwinaioddasięobserwowaniutubylców.Podeszładoniej
kelnerka-niskabrunetkaogodnympozazdroszczeniabiucieiwesołymumiechu.
-Dzieńdobry.Comogępodać?
-Kieliszekchardonnayaitrochęlodu.
-Jużsięrobi.-Postawiłanastoleczarnšplastikowšmiseczkęzpreclamiiskierowałasięwstronę
baru,byzłożyćzamówienie.
Sybillzastanawiałasię,czyniejesttoprzypadkiemżonaEthana.GraceQuinn,wedługjejinformacji,
pracowaławtymbarze.Niezauważyłajednakobršczkinapalcuniskiejbrunetki,aprzecieżwieżo
upieczonamężatkapowinnajšraczejnosić.
Atadrugakelnerka?Byłatomocnozbudowana,zaaferowanablondynka.Naswójsposóbatrakcyjna.
Aleinaniejniewidaćbyłożadnychoznakmówišcychowieżymzamšżpójciu,zasposób,wjaki
nachylałasięnadstolikiemdoceniajšcegojejwdziękiklienta,bydaćmupełnywglšdwwycięcieswych
pełnychpiersi,dowodziłczegowręczprzeciwnego.
Sybillzkwanšminšskubnęłaprecel.JelitomabyćGraceQuinn,należyjšbezzwłocznieskrelićzroli
matki.
Ponieważtrzejmężczyniprzytelewizorzezaczęliwrzeszczeć,wznoszšcradosneokrzykinaczećkogo
oimieniuEddie,Sybillstwierdziła,żecomusiałosięwydarzyćnaboisku.
Zprzyzwyczajeniawyjęłanotatnikizaczęłaspisywaćswojeobserwacje.
TakšjšujrzałPhillip,gdywszedłdorodka.Umiechałasiędosiebie,gdycozapisywała.Pomylał,że
wyglšdanabardzoopanowanšiodizolowanš.Jakbytkwiłazacienkšszybšzwidokiemwjednšstronę.
cišgniętedotyłuwłosy,uczesanewkońskiogon,pozostawiałyjejtwarzbezoprawy.Zjejuszu
zwisałyzłoteklipsyusianejednobarwnymikamieniami.Obserwował,jakodkładapióro,bycišgnšćz
siebiejasnożółtyzamszowyżakiet.
Przyszedłtutaj,ponieważwdomuniemógłsobieznalećmiejsca.Stwierdziłteraz,żewłaniejejmu
brakowało.
-Sybill,jelimniewzrokniemyli.-Kiedypodniosławzrok,dostrzegłwnimkrótkibłyskzaskoczenia.
Zauważył,żemajasneoczy,czystejakwodajeziora.
-Zgadzasię.-Zamknęłanotesiumiechnęłasię.-Phillip,tenodBoatsByQuinn.
-Jestpanisama?
-Tak…chybażepansięprzysišdzie.
-Znajwiększšprzyjemnociš.-Wzišłkrzesło,zerkajšcwkierunkujejnotatnika.-Nieprzeszkadzam?
-Skšdże.-Umiechnęłasiędokelnerki,któraprzyniosłajejwino.
-CzećPhil,chceszpiwazbeczki?-zapytałakelnerka.
-Marsha,czyżbyczytaławmoichmylach?
“Marsha-pomylałaSybill.-Toeliminujeżwawšbrunetkę”.
-Nieczęstosłyszysiętakšmuzykę.
-Tutejszamuzykazawszebyładoniczego.-Umiechnšłsięrozbawiony.-Tojużnależydotradycji.
-Awięczatradycję.-Podniosłakieliszek,upiłałyczek,poczymsięgnęłapolód.
-Jakpanioceniatowino?
-Nocóż,jest…niezbytsmaczne.-Wypiłajeszczełyk.-Poprostujestdoniczego.
-Torównieżnależydochlubnejtradycjitegolokalu.Majšzatodoskonałepiwozbeczki.
-Nieomieszkamzapamiętać.Skorotakdobrzeznapanmiejscowetradycje,należyprzypuszczać,że
spędziłpantujakiczas.
-Tak.-Obserwowałjšprzezzmrużonepowieki,jakbyczegoszukałwpamięci.-Znampaniš.
Poczuła,jaksercepodchodzijejnagledogardła.Byzyskaćnaczasie,podniosłaznowukieliszek.
-Niesšdzę-powiedziałaopanowanymgłosem.
-Ajednakznampaniš.Panitwarzcomiprzypomina.Niezorientowałemsięwczeniej,ponieważbyła
paniwokularach.-Wycišgnšłrękę,ujšłjejpodbródekiprzechyliłnabokjejgłowę.-Szczególnieteraz
jesttowidoczne.
Opuszkijegopalcówbyłyodrobinęzaszorstkie,agestzbytpoufałyistanowczy.Terazjużwiedziała,
żemaprzedsobšmężczyznęprzyzwyczajonegododotykaniakobiet.Tylko,żeonaniebyłaztym
oswojona.
Wobronnymodruchuuniosłabrwi.
-Możnabytouznaćzazaczepkę,niezbytzresztšoryginalnš.
-Nieuciekamsiędozaczepek-powiedziałpółgłosem,wpatrujšcsięwjejtwarz.-Pozaszczególnie
oryginalnymi.Mampamięćdotwarzyijużgdziepanišwidziałem.Tejasneinteligentneoczy,lekko
ironicznyumiech.Sybill…-Nagleumiechnšłsięzulgš.-Griffin.DoktorSybillGriffin.Bliscy
nieznajomi.
Odetchnęła.Jeszczenieprzywykładotego,żejšrozpoznawano.Awięcniechodziłotuojejzwišzek
zSethemDeLauterem.
-Niele-powiedziała.-Askorotak,toczyprzeczytałpanmojšksišżkę,czytylkozobaczyłpanmoje
zdjęcienazakurzonejokładce?
-Przeczytałem.Jestfascynujšca.Prawdęmówišc,zainteresowałemsięnišdotegostopnia,żekupiłem
teżipierwszšpaniksišżkę.Tyle,żejeszczejejnieprzeczytałem.
-Pochlebiamipan.
-Dobrzepanipisze.Dziękuję,Marsha-dodał,kiedykelnerkapostawiłaprzednimpiwo.
-Wołaj,gdybyczegopotrzebował.-Marshamrugnęłaokiem.-Krzyczgłono,boorkiestra
postanowiładzidaćzsiebiewszystko.
Żebyłatwiejbyłorozmawiać,przysunšłbliżejkrzesłoipochyliłsiękuSybill.Poczułjejsubtelny
zapach.
-Proszęmipowiedzieć,panidoktor,cosprowadzataksławnšmieszkankęwielkiegomiastado
niepozornejnadmorskiejmieciny,takiejjakStChris?
-Prowadzębadania.Nadwzorcamizachowańi…tradycjami-dodała,unoszšckieliszek.-Zamałe
miasteczkaiwiejskiespołecznoci.
-Awięckompletnazmianakierunku.
-Badaniasocjologiczneikulturoweniepowinnysięograniczaćdodużychmiast.
-Robipaninotatki?
-Trochę.Miejscowatawerna.Stalibywalcy.Trzechkibicówprzytelewizorze,niezwracajšcych
uwaginabrakdwięku,aniteżnato,codziejesięwokółnich.Moglipozostaćwdomu,wwygodnych
fotelach,wolelijednakwspólnieuczestniczyćwtymwydarzeniu.Dziękitemumajštowarzyszy,zktórymi
mogšsięsprzeczaćlubzgadzać.
Słuchałjejzprzyjemnociš,gdyżmówiłatotak,jakbyprowadziławykładdlastudentów.
-DrużynaOriolesmatuwielufanów.
-Meczjesttylkobodcem.Wzorzecpostępowanianiezmienisięaninajotę,bezwzględunatoczy
będzietofutbol,czykoszykówka.-Wzruszyłaramionami.-Typowyosobnikpłcimęskiejczerpieze
sportuwięcejradoci,gdyoglšdagowtowarzystwieconajmniejjednegopodobniemylšcegotowarzysza
tejsamejpłci.Wystarczyspojrzećnareklamy!Skierowanesšprzedewszystkimdomęskiegoodbiorcy.
Naprzykładpiwo-powiedziała,tršcajšcpalcemkieliszek.-Naekranieczęstopokazujesięgrupę
atrakcyjnychmężczyzn,dzielšcychpewnewspólnedowiadczenie.Człowiekkupujetęmarkępiwa,
ponieważzostałtakzaprogramowanyiwierzy,żeumocnitojegopozycjęwgrupierównychmuludzi.
Ponieważumiechałsięszeroko,uniosławysokobrwi.
-Pansięzemnšniezgadza?
-Nicpodobnego!Pracujęwreklamie,ato,copanimówi,trafiawsamosedno.
-Wreklamie?-Starałasięniemiećpoczuciawinyzpowoduudawanegozdziwienia.-Niesšdziłam,
żemożebyćpotrzebnawtejmiecinie.
-PracujęwBaltimore.Przyjeżdżamtutajobecnienaweekendy.Takarodzinnasprawa.Długahistoria.
-Możemogłabymjšusłyszeć.
-Póniej.-Wtychniemalprzezroczystychniebieskichoczachobramowanychdługimi,czarnymijak
atramentrzęsamibyłoco,cogofascynowało.-Copanijeszczedostrzegła?
-Nocóż…-stwierdziła,żenieletorobi.Pomistrzowsku.Potrafipatrzećnakobietę,jakgdyby
stanowiławdanejchwilinajcenniejszš,najważniejszšrzecznawiecie.-Widzipantędrugškelnerkę?
Philliprozejrzałsięwokół,dojrzałfrywolnerozcięciespódnicy,rozchylajšcesię,gdydziewczyna
podchodziładobaru.
-Trudnojejniezauważyć.
-Tak.Zaspokajapewneprymitywneitypowomęskiepotrzebyfantazjowania.Alechodzimiojej
osobowoć,nieostronęfizycznš.
-Rozumiem.Noicopaniwidzi?
-Pracujesprawnie,aleliczyminutydozamknięcialokalu.Wiejakzdobyćwiększenapiwkii
odpowiedniosięzachowuje.Kompletnieignorujestolik,przyktórymsiedzšuczniowiecollege’u.Nie
dorzucšwieledorachunku.Podobnštechnikęzarobienianażyciestosujedowiadczonaicyniczna
kelnerkawnowojorskimbarze.
-ToLindaBrewster-rzekłPhillip.-Niedawnosięrozwiodła,rozglšdasięzanowym,bardziej
udanymmężem.Jejrodzinamapizzerię,kelnerujejużodlatinieleciażtakbardzonanapiwki.Zatańczy
pani?
-Cotakiego?-AwięctoniejestGrace.-Niedosłyszałam.
-Orkiestragraznaczniespokojniej.Zatańczypanizemnš?
-Chętnie.-Pozwoliłamuwzišćsięzarękęipoprowadzićmiędzystolikaminaparkiet.
-Zdajesię,żetomiałabyćmelodiazokładkipłyty“Angie”-powiedziałpółgłosemPhillip.
-GdybyMickijegochłopakiusłyszeli,coznišwyprawiajš,bezzmrużeniaokapołożylibytrupem
całšorkiestrę.
-LubipaniStonesów?
-Dlaczegomiałabymnielubić?-Ponieważniepozostawałoimnicinnego,jakkołysaćsięwmiejscu
wtłumie,odchyliłagłowęipopatrzyłananiego.Bliskoćjegotwarzyito,żegodotykała,niesprawiało
jejprzykroci.-Prostyrockandroli,żadnychzbędnychozdóbek,żadnegokantu.Samseks.
-Lubipaniseks?
Niemogłaopanowaćmiechu.
-Dlaczegomiałabymnielubić?Aponieważprzejrzałampańskšintencję,odpowiem,żenieplanujęgo
nadzisiejszywieczór.
-Zawszeistniejejutro.
-Zpewnociš.-Zastanowiłasię,czygoniepocałowaćalbopozwolić,żebyonjšpocałował.
Potraktowaćtojakorozrywkowyaspekteksperymentu.Zamiasttegoodwróciłagłowę,byukryć
rumieniecnatwarzy.Byłzdecydowaniezbytatrakcyjny.Takiimpulsywny,nierozważnyodruchmógłby
sięokazaćzbytryzykowny.
-Chciałbympanišzaprosićjutronakolację.-Wprawnymruchemprzesunšłdłońwzdłużjej
kręgosłupa,najpierwdogóry,następniewstronętalii.-Znambardzoprzyjemnylokal.Zfantastycznym
widokiemnazatokę,najlepszymiowocamimorzanawybrzeżu.Będziemymoglisobiespokojnie
porozmawiać,apaniopowiemihistorięswojegożycia.
Musnšłwargamijejucho,coprzyprawiłojšonagłedrżenie,którepoczułaażwstopach.Należało
byćprzygotowanšnato,żeczłowiekojegowyglšdzieznasiędobrzenaseksualnychgierkach.
-Zastanowięsięnadtym-powiedziałapółgłosemi,byniezostaćmudłużnš,musnęłakoniuszkami
palcówtyłjegoszyi.-Dampanuznać.
Kiedyskończyłasięgranamelodiaiorkiestrahuknęłanacałyregulatorpowiedziała:
-Muszęjużić.
-Co?-Pochyliłsiękuniej,bylepiejsłyszeć.
-Muszęjużić.Dziękujęzataniec.
-Odprowadzępaniš.
Kiedywrócilidostolika,zebrałaswojerzeczy,aonsięgnšłpopienišdze.Nadworzeodetchnęła
chłodnympowietrzemirozemiałasię.
-Uff,aledowiadczenie!Dziękujęzapomoc.
-Jestemdodyspozycji.Jeszczejestzupełniewczesnapora-dodał,ujmujšcjejrękę.
-Dlamniejestpóno.-Wyjęłasamochodowekluczyki.
-Proszęprzyjćjutrodonaszejstoczni.Oprowadzępaniš.
-Chętnie.Dobranoc,Phillipie.
-Dobranoc,Sybill.-Bezchwiliwahaniapodniósłjejrękęizłożyłnaniejpocałunek.-Cieszęsię,że
trafiłapanidoStChris.
-Jarównież.
Wsiadładosamochodu,koncentrujšcsięzulgšnawłšczaniuwiateł,zwalnianiuhamulcaręcznego,
uruchamianiusilnika.Niemiaławtymwprawy,przezcałeżyciekorzystajšczpublicznychrodków
transportuiusługznajomychkierowców.
Skupiłasięnawrzuceniuwstecznegobiegu,naruszeniuiwyjechaniunadrogę.Postanowiłaniemyleć
otympocałunku,któryzłożyłnajejdłoni.
Niemogłasięjednakoprzeć,bynieobejrzećgowlusterkuwstecznym.
Phillipdoszedłdowniosku,żeniemasensuwracaćdobaru.Mylałoniejjadšcdodomu,ojejładnie
zarysowanychiuniesionychłukachbrwiowych,kiedywypowiadałaswojšopinię.Mylałotymsubtelnym
iintymnymzapachuperfum,któryinformowałmężczyznę,żegdysięzbliżynatyleblisko,bypoczućjego
powiew,byćmożeuzyskaszansęnabliższepoznanie.
Uznał,żejestidealnškobietš,dlaktórejwartopowięcićtrochęczasu.Jestpięknaibystra,kulturalnai
wyrafinowana.
Inatyleseksowna,bypoczułpożšdanie.
Lubiłkobietyibrakowałomurozmówznimi.Nieznaczyto,żenielubiłrozmawiaćzAnnšczyGrace.
Ale,mówišcszczerze,toniebyłotosamo,corozmowazkobietš,przyktórejmożnarównież
pofantazjowaćnatematpójciaznišdołóżka.
Ostatniosilnieodczuwałbraktejszczególnejaurymęsko-damskichzwišzków.Nanicniemiałczasu
podziesięcio-lubdwunastogodzinnymdniupracy.OdkšdwrodziniepojawiłsięSeth,jegourozmaicony
niegdykalendarzspotkańiimpreztowarzyskichprzedstawiałsięnaderubogo.
Całytydzieńroboczypowięcałswoimzleceniodawcomikonsultacjomzadwokatem.Walkaz
towarzystwemubezpieczeniowymowypłacenieodszkodowańzamierćojcaprzybrałanasile.Decyzjaw
sprawieprzyznaniaopiekinadSethemmiałazapaćwcišgudziewięćdziesięciudni.Wymagałoto
dostarczenia,przejrzeniainapisaniagórypapierówiwykonaniasetektelefonów.Boprzecieżtoonbył
tym“specjalistš”odszczegółów!
Weekendyupływałynaobowišzkachdomowych,prowadzeniubiznesuinawykańczaniuwszystkiego,
conazbierałosięwcišgutygodnia.
Wtejsytuacjipozostawałomuniewieleczasunamiłekolacyjkizatrakcyjnymikobietami,apójciez
kobietšdołóżkawłaciwiewogóleniewchodziłowrachubę.
Uważał,żestšdwłaniejegonerwowoćihumory.Kiedymężczyznaskazanyjestnaprzymusowš
wstrzemięliwoćpłciowš,maprawobyćodrobinęprzewrażliwiony.
Gdyzahamowałnapodjedzie,dom,zwyjštkiemsnopuwiatłaprzywejciu,byłpogršżonywciemnoci.
Aprzecieżdopierojestpółnoc.Gdzieteczasy,kiedyzbraćmiwychodzilinapodryw?Coprawda
musielizCamemwycišgaćEthana,alepotemdotrzymywałimkrokudokońca.
Niewielebyłopištkowychnocy,którebraciaQuinnspędzilinaspaniu.
TerazCamjestnagórzeiprzymilasiędoswojejżony,aEthanzamknšłsięwdomkuGrace.
Szczęliweskurczybyki!
Wiedzšc,żeniezanie,wysiadłzsamochoduiposzedłzadom,gdzielinialasuspotykasięzliniš
wody.
Okršgłyjakpiłkaksiężycodbywałswójnocnyrajdponiebie.Rozsiewałbiałewiatłonaciemnejtafli
wodyiwgęstymlistowiu.
Dononiegrałycykady,aniestrudzonasowapohukiwałajękliwiezgłębilasu.
Możewolałdwiękidużegomiasta,odgłosyulicystłumioneprzezszyby,aletomiejscezawszego
pocišgało.Pomimobrakutempa,teatru,muzeówitłumówludzipotrafiłdocenićtutejszšciszęspokój.
Niemiałcieniawštpliwoci,żegdybynietomiejsce,wylšdowałbyzpowrotemwrynsztoku.I
zginšłbytamniechybnie.
-Zawszechciałeczegowięcej.
Przeszyłgodreszcz,odwnętrzapoczubkipalców.Zmiejsca,gdziestał,wpatrujšcsięwwiatło
księżycaprzewitujšcezzadrzew,widziałterazswojegoojca.Ojca,któregopochowałpółrokutemu.
-Wypiłemtylkojednopiwo-usłyszałswójgłos.
-Niejestepijany,synu.-Raypostšpiłdoprzodu,awiatłoksiężycadelikatniedrżałonajego
fantastycznejgrzywiesrebrnychwłosówiwlnišcychniebieskichoczach,wktórychskrzyłasięwesołoć.
-Maszdowyboru-albozacznieszoddychać,albozemdlejesz.
JednakżechoćPhillipodetchnšłprzecišgle,wuszachnieprzestałomudzwonić.
-Zamierzamusišć.-Uczyniłtopowoli,jakzgrzybiałystaruszek,moszczšcsiębezpopiechunatrawie.
-Niewierzęwduchy-powiedziałwkierunkuwody-aniwreinkarnację,życiepożyciu,nawiedzenia,
aniwżadnšinnšformętegorodzajuzjawisk.
-Zawszebyłenajwiększympragmatykiemwrodzinie.Musiałewszystkoujrzećnawłasneoczy,
dotknšć,powšchać,dopierowtedybyłewstanieuwierzyć.
Rayusiadłobokniego,westchnšłzzadowoleniemiwycišgnšłprzedsiebieodzianewwystrzępione
dżinsydługienogi.Nastopachmiałznoszonerybackiebuty,którePhillipbliskoszećmiesięcytemu
osobiciewłożyłdopudładlaArmiiZbawienia.
-Noico-odezwałsięwesołoRay-widziszmnie,prawda?
-Nie.Mamzaćmienieumysłu,najprawdopodobniejspowodowanewstrzemięliwocišpłciowši
przepracowaniem.
-Niebędęsięztobšsprzeczał.Zbytpięknajesttanoc.
-Jeszczetegoniezamknšłem-powiedziałdosiebiePhillip.-Jestemwcišżwciekłynatowjaki
sposóbonumarł,tymbardziej,żepozostałotylepytańbezodpowiedzi.Typowaprojekcjauczuć.
-Wiedziałem,żebędziesznajbardziejupartymosłemzwastrzech.Nawszystkomusiszmieć
odpowied.Wiemrównież,żemaszwielepytań.Iwiem,żejestewciekły.Maszdotegoprawo.Musiałe
zmienićtrybżyciaiprzejšćcudzeobowišzki.Jednakzrobiłetoijestemciwdzięczny.
-Niemamterazczasunaterapię.Mamprzeładowanykalendarz.Rayzaniósłsięmiechem.
-Chłopcze,niejestepijany,aniniezwariowałe.Poprostujesteuparty.Ruszmózgiem,Phillipie,i
rozważinnšmożliwoć.
Phillipodwróciłgłowę.Tobyłatwarzjegoojca,szeroka,pokrytazmarszczkamimimicznymi,pełna
humoru.Telnišceniebieskieoczybyłyroztańczone,srebrnewłosyrozwichrzonewnocnympowietrzu.
-Toniemożliwe.
-Kiedyztwojšmatkšprzygarnęlimyciebieitwoichbraci,niektórzyludzietakżemówili,żeto
niemożliwe,żeniepotrafimystworzyćrodziny,żenamsięnieuda.Ipomylilisię.Gdybymyich
posłuchali,gdybymysiękierowalilogikš,żadenzwasniebyłbytutaj.Aleprzeznaczenieilogikamajšsię
dosiebiejakpięćdonosa.Ibylicienamsšdzeni.
-Wporzšdku.-Phillipwyrwałrękęzkieszeni,lecznatychmiastcofnšłjšprzerażony-Jakmiałbymto
zrobić?Jakmiałbymciędotknšć,skorojesteduchem?
-Ponieważmusisztozrobić-powiedziałRayiklepnšłPhillipaporamieniu.-Jestemtutaj,jeszcze
przezchwilę.
-Alepoco?-zapytałPhillip,czujšc,żebrakniemutchu.
-Ponieważniedokończyłemczego.Pozostawiłemtęsprawęnabarkachtwoichitwoichbraci.
Przepraszam,Phillipie.
Phillipstarałsięprzekonaćsiebie,żetoprzewidzenie.Prawdopodobniepierwszeobjawyzałamania
nerwowego.Czułciepłeiwilgotnepowietrzenatwarzy.Cykadynadalgrały,nadalpohukiwałasowa.
-Usiłujšwnaswmówić,żetobyłosamobójstwo-wycedził.-Towarzystwoubezpieczeniowe
kwestionujeprawodoodszkodowania.
-Mamnadzieję,żeniewierzyszwtebzdurę.Byłemnieostrożny,roztargniony.Miałemwypadek.-
GłosRayastałsięterazostry,zniecierpliwiony,zirytowany.Phillipznałtengłos.-Nieposzedłbymna
łatwiznę.Musiałemmylećochłopcu.
-CzySethjesttwoimsynem?
-Odpowiemcitylko,żenależydomnie.
Phillippoczułukłuciewsercuodwróciłsięiznowuzaczšłsięwpatrywaćwwodę.
-Mamajeszczeżyła,kiedyzostałpoczęty.
-Wiemotym.Zawszebyłemwiernytwojejmatce.
-Więcwjakisposób…
-Musiszgozaakceptować,dlajegodobra.Wiem,żedbaszoniego.Robiszdlaniego,comożesz.
Musiszzrobićjeszczetylkojedenkrok.Musiszgozaakceptować.Onpotrzebujeciebie,waswszystkich.
-Niczłegogoniespotka-powiedziałponurymgłosemPhillip.-Zajmiemysiętym.
-Onodmienitwojeżycie,jelimutylkonatopozwolisz.Phillipzamiałsiękrótko.
-Jużtozrobił.
-Tojeszczeniekoniec.Dziękiniemuułożyszswojeżycie.Niezamykajsięnatakiemożliwoci.Nie
przejmujsięzabardzotšmałšwizytš.-Raypoklepałgopoprzyjacielskopokolanie.-Porozmawiajz
braćmi.
-Nonie,jeszczetegobrakowało,żebymimopowiedział,jaktosobiesiedziałemwrodkunocyi
rozmawiałemz…-Obejrzałsię,ujrzałtylkowiatłoksiężycanadrzewach.Znikim-dokończyłiznużony
wycišgnšłsięnatrawie,bypatrzećwksiężyc.-Boże,muszękonieczniewzišćurlop.
4
“Niewolnomiokazywaćniepokoju-powtarzałasobieSybill.-Anipojawićsiętamzawczenie.
Wszystkopowinnowyglšdaćjaknajbardziejnaturalnie.Muszębyćodprężona”.
Postanowiłaniebraćsamochodu.Będzielepiej,jeżeliprzyjdziesobiespacerkiemodstronynabrzeża.
Ajelipołšczywizytęwichstocznizpopołudniowymizakupami,będzietowyglšdałojeszczelepiej.
Żebysięuspokoić,poszłapospacerowaćponabrzeżu.Ładnyletnisobotniporanekprzycišgnšł
turystów.Przepychalisię,zaglšdajšcdomałychsklepików,zatrzymywalisię,żebypopatrzećnażaglówki
iłodziemotorowenazatoce.Niktsięniespieszyłanizdšżałwjakimokrelonymcelu.
Jużsamtenfaktwydałsięjejinteresujšcymkontrastemzsobotamiwdużymmiecie,gdzieludzie
pędzilizmiejscanamiejsce.
Trzebasiębędzienadtymzastanowićiprzeanalizowaćto,amożenawetpokusićsięostworzenie
całejteoriiwnowejksišżce.Ponieważproblemwydałsięjejnaderinteresujšcy,wyjęłaztorebki
miniaturowymagnetofoninagrałakilkaspostrzeżeńiobserwacji.
Ludziewyglšdalinazrelaksowanych,nieuganialisięzarozrywkami.Tempożycianarzucaliprzyjani,
cierpliwitubylcy.
Sklepikinieuprawiałytego,cookreliłamianemzgiełkliwegobiznesu,akupcyniemielitego
niespokojnego,zaaferowanegowzroku,charakterystycznegodlasprzedawcówmagazynów,wktórych
panujetłokiwktórychnależypilniestrzecportfeli.
KupiłakilkakartekpocztowychdlaprzyjaciółiznajomychwNowymJorku,poczym,bardziejz
nawykuniżzpotrzeby,wyszukałaksišżkęohistoriitegoregionu.Pomylała,żeprzydasięjejdobadań.
WeszładodużegosklepuCrawfordaizafundowałasobielodywwaflowymrożku.Będziemiałaczym
zajšćręcewdrodzedoBoatsByQuinn.
Dotarcienaobrzeżemiasteczkaniezajęłowieleczasu.Obliczyła,żecałalinianabrzeżawynosijakie
półtorakilometra.
Zamieszkanaokolicacišgnęłasięnazachódodwody.Wšskieuliczkioschludnychdomkachi
maleńkichtrawnikach.Niskieżywopłotysprzyjajšcezarównoploteczkomnatylnymdziedzińcu,jaki
wyznaczajšcegraniceposesji.Rozłożyste,pokrytelićmidrzewazachowałyjeszczegłębokš,intensywnš
letnišzieleń.Jakiżtobędziepięknywidok,kiedyznastaniemjesienizmienišsiękolory!
Dziecibawiłysięnapodwórkachbšdzjeżdżałynarowerachpostromychchodnikach.Ujrzała
kilkunastoletniegochłopca,który,zesłuchawkaminauszach,znamaszczeniemwoskowałstarego
chewoleta,podpiewujšccichodomelodiizwalkmena.
Długonogikundelokłapiastychuszachpognałwzdłużpłotu,którymijała,zanoszšcsięniskim,
chrapliwymszczekaniem.Akiedysięwspišłnaszczytpłotu,zabiłojejserce.Przyspieszyłakroku.
Niebardzoznałasięnapsach.
Obokhangaru,nabrukowanymparkingu,stałdżipPhillipawtowarzystwiewiekowejpółciężarówki.
Drzwiiliczneoknabudynkubyłyotwarte.DobiegałstamtšdwarkotpiłimuzykabeatowaJohna
Foggerty’ego.
“Wporzšdku-pomylała-trzymajsię,Sybill”.Połknęłaresztkęwaflainabraładużopowietrzaw
płuca.Terazalbonigdy.
Weszładorodkainachwilęzapomniałaoceluswojejwizyty.Pomieszczeniebyłoogromne,zapylone
iowietlonejakscena,naktóršpadasnopreflektorów.Quinnowiepracowaliwpocieczoła:EthaniCam
dopasowywaliwygiętšdeskędoczego,co,jaksiędomyliła,byłozalšżkiemkadłuba.Phillipcišłdrewno
wielkšigroniewyglšdajšcšmechanicznšpiłš.
NiewidaćbyłoSetha.
Przezchwilęzastanawiałasię,czyniewymknšćsięstšdniepostrzeżenie.Skoroniemajejsiostrzeńca,
możelepiejprzełożyćwizytęnainnytermin,gdybędziepewna,żegozastanie.
Możespędzadzieńzprzyjaciółmi.Czymajakichprzyjaciół?Amożezostałwdomu.Czytraktujego
jakswójdom?
Zanimsięzdecydowała,umilkłapiła.TylkoJohnFoggertyzawodziłpiosenkęociemnookim,
przystojnymmężczynie.Phillipcofnšłsięokilkakroków,zdjšłochronneokularyiodwróciłsię.Wtedyjš
zobaczył.
Przywitałjštakszczerymipromiennymumiechem,żeobudziłotowSybillpoczuciewiny.
-Zdajesię,żeprzeszkadzam.-Musiałamówićgłono,żebyprzekrzyczećmuzykę.
-Ależskšd!-Wycierajšcręceodżinsy,Phillipskierowałsięwjejstronę.-Znudziłomisięoglšdanie
tychfacetówprzezcałydzień.Stanowipaniwielkieurozmaicenie.
-Postanowiłamzabawićsięwturystkę.-Potrzšsnęłatorbšzzakupami.-Pomylałam,żeskorzystamz
propozycjizwiedzeniafirmy.
-Liczyłemnato.
-Więc…-Celowoprzeniosławzroknakadłubłodzi.Tobezpieczniejsze,niżwpatrywaniesięw
jegobršzoweoczy-Tojestłód?
-Kadłub.-Wzišłjšzarękę,pocišgnšłdoprzodu.-Tobędziesportowykuter.
-Nierozumiem?
-Jednaztakichluksusowychłodzi,naktórychmężczynilubišwypływaćwmorze,byłowićmarlinyi
popijaćpiwo.
-Czeć,Sybill.-Camwyszczerzyłzębywumiechu.-Chceszpopracować?Spojrzałananarzędzia,na
ichostrekanty,naciężkiedechy.
-Niesšdzę.-UmiechnęłasiędoEthana.-Tylkowysięnatymznacie.
-Mydwaj.-CamwskazałpalcemnasiebieinaEthana.-Phillipatrzymamytutajdlarozrywki.
-Niskomnieceniš.
Rozemiałasięizaczęłaobchodzićkadłub.Niemiałapojęciaobudowiełodzi.
-Domylamsię,żestoidnemdogóry.
-Niezłeoko.-Umiechnšłsię.-Poobudowaniugodeskami,odwrócimygoiwemiemysięzapokład.
-Czywasirodziceteżbudowaliłodzie?
-Nie,matkabyłalekarzem.Aojciecwykładowcšwcollege’u.Leczwyrastalimywródłodzi.
Usłyszaławjegogłosieautentyczneuczucieiniedokońcaodreagowanysmutek.Zamierzałazapytać
gojeszczeoparęszczegółównatematjegorodziców,aleniezdobyłasięnato.
-Nigdyniepływałamłodziš.-Nigdy?
-Podejrzewam,żejestjeszczenawieciewielemilionówludzi,którzyniepływali.
-Achciałabypani?
-Ktowie?Może.Napawamsięwidokiemłodzizoknahotelu.-Podokładnymobejrzeniu,kadłub
wydałsięjejłamigłówkš,któršchciałapoznać.-Skšdwiecie,odjakiegomiejscanależyrozpoczšć
budowę?Domylamsię,żemaciejakiszkic,projekty,szablony,czyjaktotamnazywacie.
-Ethanprzygotowujeogólnyzarys,Camcotamdorabia,przerabia,aSethutrwalatonapapierze.
-Seth?-Zacisnęłapalcenarzemykutorebki.-Czysięnieprzesłyszałam?Zdajesię,żeSethchodzido
podstawówki.
-Zgadzasię.Dzieciakmaprawdziwytalentdorysunku.Proszętylkospojrzeć.Wjegogłosie
usłyszaładumęinachwilęstraciłapewnoćsiebie.PodeszłazPhillipemdociany,naktórejwisiały
rysunkiłodzioprawionewramkizsurowegodrewna.Byłybardzodobre.Szkiceołówkiem,wykonane
starannie,ztalentem.
-Tonarysowałtakimałychłopiec?
-Tak.Prawda,żewietne?Tojestten,którywłanieskończylimy.-Postukałrękšwszkłoramy.-Anad
tymterazpracujemy.
-Bardzoutalentowanychłopak-powiedziałapółgłosemprzezzaciniętegardło.-Madoskonale
opanowanšperspektywę.
-Paniteżrysuje?
-Troszeczkę,odczasudoczasu.Mamtakiehobby.-Grajšcdalejswojšrolę,obdarowałaPhillipa
promiennym,niewymuszonymumiechem.-Agdzieobecnieprzebywaówartysta?
-Jest…
Urwał,bowłaniedobudynkuwpadłydwapsy.MniejszyznichpędziłprostonanišiSybillcofnęła
sięodruchowookilkakroków.Ażjęknęłazprzerażenia.Phillipszybkowycišgnšłrękęipowstrzymał
psaostrškomendš.
-Stój,tyidioto.Żadnegoskakania.
JednakpieszdšżyłjużskoczyćioprzećłapypodsamymbiustemSybill.Zatoczyłasięlekko.Widziała
wielkie,ostre,obnażonezęby,którepotraktowałajakoobjawwciekłoci,anieniewinnypsiumiech.
-Miłypies-wybškaławreszcie.-Dobrypies.
-Kompletnyidiota.-PhillippocišgnšłGłupkazaobrożę.-Żadnychmanier.Siadaj.Przepraszam-
powiedziałdoSybill,kiedypiesposłusznieklapnšłnapodłogęipodałłapę.-TojestGłupek.
-Jestbardzo…żywiołowy.
-Będzietaksiedział,dopókinieuciniemupaniłapy.
-Achtak,rozumiem.-Ostrożnieujęłapsišłapęwdwapalce.
-Nieugryzie.Czyboisiępanipsów?
-Ja…możetrochę…dużych,obcychpsów.
-Awięcjużniejestobcy.TendrugitoSimon.Ręczę,żejestowielelepiejwychowany.-Podrapał
Simonazauchem,podczasgdypiessiedziałspokojnieiprzyglšdałsięSybill.-TopiesEthana.Aten
idiotanależydoSetha.
-Rozumiem.-AwięcSethmapsa.Tylkootymmogłamyleć,gdytymczasemGłupekznowupodałjej
łapę,zerkajšcnanišzuwielbieniem.-Niezbytdobrzeznamsięnapsach.
-TosšretrieweryznadzatokiChesapeake.JelichodzioGłupka,niejestemypewnijegokoligacji.
Seth,zabierzswojegopsa,pókinieobliniłpanibutów.
Natychmiastuniosłagłowęiujrzaławdrzwiachchłopca.Słońcewieciłoztyłuijegotwarz
pozostawaławcieniu.Widziałatylkosylwetkęwysokiego,szczupłegochłopca,wbaseballowejczarno-
pomarańczowejczapeczcenagłowiedwigajšcegowielkšbršzowštorbę.
-Ażtakbardzosięnielini.Hej,Głupek!
Psypoderwałysięnałapyijakszalonepognałydochłopca.Sethprzedarłsięmiędzynimi,postawił
torbęnaprowizorycznymstolezdykty,umieszczonejmiędzydwiemamechanicznymipiłami.
-Żeteżtozawszejamuszęprzynosićlunch.Zupełnienierozumiemdlaczego-jęknšł.
-Ponieważjestemyodciebiewięksi-odparłCamizanurzyłgłowęwtorbie.-Dostałedlamnie
sandwiczazwędlinš?
-Tak.
-Gdzieresztapieniędzy?
Sethwyjšłztorbylitrowšbutelkępepsi,otworzyłjšinapiłsię.Wyszczerzyłzębywumiechu.
-Jakareszta?
-Posłuchaj,tymałykanciarzu,jestemiwinienconajmniejdwadolce.-Niewiem,oczymmówisz.
Chybajakzwyklezapomniałeokosztachdostawy.
Campróbowałgodorwać,leczSethwymknšłsięzręcznie,ryczšczemiechu.
-Otoimiłoćbraterska-powiedziałzcałymspokojemPhillip.-Dlategowydzielamdzieciakowi
pienišdzecodogrosza.Inaczejnieujrzałbymanicentareszty.Zjepanilunch?
-Nie,ja…-NiemogłaoderwaćoczuodSetha.RozmawiałterazzEthanem,gestykulujšcwolnšrękš,
podczasgdyrozbawionypiesskakałwokółniego.-Jużcozjadłam.Niekrępujciesięmnš.
-Więcmożesiępaniczegonapije.Dostałemojšwodę,Seth?
-Tak.TakawodatotylkostratapieniędzyAjakitłumbyłuCrawforda.
Awięcbyćmoże,otarlisięosiebiewsklepie.Mogłateżminšćgonaulicy,niewiedzšcotym.
SethprzeniósłwzrokzPhillipanaSybill,przyjrzałsięjejzumiarkowanymzainteresowaniem.
-Kupujepaniłód?
-Nie.-Niepoznałjej.Nicdziwnego.Kiedywidzielisiętenjedynyraz,byłzupełniemalutki.-
Rozglšdamsiętylko.
-Wdechę.-Wróciłdotorby,wyjšłswojegosandwicza.
-Aha…-Musiałaznimporozmawiać.Oczymkolwiek.-WłaniePhillippokazałmitwojerysunki.
Sšfantastyczne.
-Niezłe.-Wzruszyłramionami,alechybadostrzegłasłabyrumieniecradocinajegopoliczkach.-
Zrobiłbymlepiej,alejakzwyklepoganialimnie.
Podeszładoniego.Terazwidziałagozbliska.Maniebieskieoczy,alebyłtogłębszy,ciemniejszy
błękitniżujejsiostry.Takżejegoblondwłosybyłyciemniejszeniżnafotografiimałegochłopczyka,
któršnosiłaprzysobie.Wwiekuczterechlatmiałbardzojasneblondwłosy,któreterazzmieniłybarwęi
wyprostowałysię.
-Ichceszsiętymzajmować?Chceszbyćartystš?
-Może,aległówniedlarozrywki.-Odgryzłwielkikawałeksandwicza.-Budujemyłodzie.
Maniezbytczysteręce,iwcalenielepszšbuzię.Domyliłasię,żetakiesubtelnoci,jakmyciesięprzed
posiłkiem,schodzšnadalszyplanwdomuprowadzonymprzezmężczyzn.
-Możewprzyszłocizajmieszsięprojektowaniem?
-Seth,tojestpanidoktorSybillGriffin.-PhillippodałSybillplastikowykubekgazowanejwodyz
lodem.-Piszeksišżki.
-Opowiadania?
-Niezupełnie-odparła.-Spisujęwłasneobserwacje.Dlategowłanietujestem.Wytarłusta
wierzchemdłoni.DłoniwylizanejuprzednioprzezGłupka,cozezgrozšodnotowaławmylachSybill.
-Tobędzieksišżkaołodziach?-zapytał.
-Nie,oludziachżyjšcychwniedużychmiasteczkach,acilejmówišcoludziach,którzyżyjšwmałych
nadmorskichmiasteczkach.Jakcisiętutajpodoba?
-Niczegosobie.Życiewdużymmieciejestohydne.-Złapałbutelkępepsinapiłsięznowu.-Ludzie,
którzytammieszkajš,todurnie.-Umiechnšłsięoduchadoucha.-NaprzykładPhil.
-Atyjestewieniakiem,Seth.Martwięsięociebie.Sethparsknšłmiechemiznowuwbiłzębyw
sandwicza.
-Idęnaprzystań.Mamytamparękaczek,któremuszšskruszeć.Wypadłjakstrzała,apsypognałyza
nim.
-Sethmabardzojasnosprecyzowanepoglšdy-powiedziałzpoważnšminšPhillip.-Przypuszczam,
żedziesięciolatekpostrzegawiatwyłšczniewbarwachbiało-czarnych.
-Nieinteresujšgomiejskiedowiadczenia.-Stwierdziła,żeprzestałasiędenerwować.-Czybywaz
panemwBaltimore?
-Nie.Przezjakiczasmieszkałtamzeswojšmatkš.-Posępnytonjegogłosusprawił,żeSybilluniosła
brwi.-Toczęćhistorii,októrejwspominałem.
-Oilepamiętam,powiedziałam,żechętniejšusłyszę.
-Więcproszęzjećzemnškolacjęwieczorem.Będziemymieliokazjędowymianynaszychżyciowych
historii.
Spojrzaławkierunkudrzwi,przezktórewybiegłSeth.Czułsiętubardzozadomowiony.Musiznim
spędzićwięcejczasu.Poobserwowaćgo.Doszłateżdowniosku,żewartousłyszeć,coQuinnowiemajš
dopowiedzenianatematcałejtejsytuacji.DlaczegowięcniezaczšćodPhillipa?
-Zgoda.
-Wpadnępopanišosiódmej.
Pokręciłagłowš.Wydajesię,żeniejestgrony,alewolałajednakniekusićlosu.
-Nie,spotkajmysięnamiejscu.Gdziejesttarestauracja?
-Zapiszępaniadres.Zacznijmyzwiedzanieodmojegobiura.
Samozwiedzanienietrwałodługo.Pozawielkšhalšbyłotujeszczebiuro,małałazienkaiciemne,
dosyćobskurnepomieszczeniesłużšcezamagazyn.
Ethancierpliwiewyjaniłjejmetodęmontowaniadeseknazakładkę,mówiłoliniizanurzeniałodzi,jej
nawisach.Pomylała,żebyłbyzniegodoskonałynauczyciel,ponieważpotrafiłjasnosięwyrażaćichętnie
udzielałodpowiedzinapytania.
Byłaautentyczniezafascynowanatym,jakmężczyniprzygotowywalidrewno,poddawalideski
działaniupary,ażosišgałypożšdanykształt.Camzademonstrowałjejsposóbobróbkikantów,dzięki
czemułšczeniastawałysięrówneigładkie.
ObserwujšcCamaiSethamusiałaprzyznać,żeistniejemiędzynimiwyranawię.Gdybyoniczymnie
wiedziałaiznalazłasiętuprzypadkowo,wzięłabyichzabraci,amożezaojcaisyna.Wszystkozależy
odnastawienia.
Zreflektowałasię,żeionipokazujšsięznajlepszejstrony.
Otym,jacysšnaprawdę,przekonasię,kiedysięznišoswojš.
Kiedyopuciłabudynek,Camgwizdnšłcichoiprzecišgle.SpojrzałznaczšconaPhillipa.
-Bardzoładna,brachu.Naprawdębardzoładna.
Philliprozpłynšłsięwumiechu,poczympodniósłdoustbutelkęwody.
-Niemożnanarzekać.
-Mylisz,żeposiedzitunatyledługo,by…-Jeliloszechce…
Sethpodłożyłpodpiłędeskęiprychnšłzniecierpliwiony.
-Toznaczy,żechceszsiędoniejdobierać?Czywyoniczyminnymniepotraficiejużmyleć?
-Otym,żebyciprzylać?-PhillipzerwałSethowiczapkęitrzepnšłnišchłopcapogłowie.-Jasne,a
nibyoczymjeszcze?
-Tylkobyciesiężenili-powiedziałzdegustowanySeth,próbujšcodzyskaćswojšczapkę.
-Niezamierzamsięznišżenić,chcętylkozjećzniškolacjęimiłospędzićczas.
-Apotemjšprzelecieć-dokończyłSeth.
-Chryste!Nauczyłsiętegoodciebie-powiedziałPhillipdoCama.
-Jużztymprzyjechał.-CamobjšłSethazaszyję.-Prawda,dzieciaku?Sethniewpadałjużwpanikę,
gdygodotykano.Umiechnšłsięizręczniesięwywinšł.
-Dobrze,żechociażjapotrafięmylećoczyminnym,nietylkoodziewczynach.Alezwastępaki.
-Tępaki?-PhillipwłożyłSethowiczapkęnagłowęizatarłręce.-Wrzućmytępłotkędowody.
-Niemożnaodłożyćtegonapóniej?-zapytałEthan,podczasgdySethdarłsiędzikonaznakprotestu.
-Mamsambudowaćtęłód?
-Niechbędziepóniej.-PhillippochyliłsiędoSetha.-Nawetniebędzieszwiedziałkiedytonastšpi.
-Jużdrżęzestrachu.
“WidziałamdzisiajSetha”.
Siedzšcprzylaptopie,Sybillprzygryzładolnšwargę,poczymskasowałanapisanezdanie.
“Nawišzałamdzisiajkontaktzdanšosobš”.
Takjestlepiej.Jelimazachowaćobiektywizm,lepiejmylećoSethciejakoobcejosobie.
“Niedoszłodorozpoznaniazdrugiejstrony.Zgodniezresztšzprzewidywaniami.Wydajesięzdrowy.
Mamiłšpowierzchownoć,jestszczupły,leczsilny.Gloriazawszebyłachuda,więcsšdzę,że
odziedziczyłponiejbudowęciała.Mablondwłosy,jakona-toznaczy,gdyjšwidziałamostatniraz.
Niebyłskrępowanymojšobecnociš.Wiem,żeniektóredziecistajšsięniemiałewródobcych.Jegoto
chybaniedotyczy.
Kiedyprzyszłam,niebyłogowwarsztacie,alezjawiłsięwkrótcepotem.Wysłanogodosklepupo
lunch.Zdołałamsięzorientować,żeczęstozałatwiasprawunki.Możnatotłumaczyćwdwojakisposób.
Popierwsze,żeQuinnowiekorzystajšzsytuacjiiwysługujšsięnim.Alboteż,żewszczepiajšwniego
poczucieobowišzkuiodpowiedzialnoci.
Możliwe,żeprawdależyporodku.
Mapsa.Pewniejesttorzecznaturalnawprzypadkuchłopcamieszkajšcegopozamiastem.
Matakżetalentdorysunku.Byłamtymniecozaskoczona.Samapotrafięrysować,podobniejakmoja
matka.JednakGlorianieprzejawiałażadnychzdolnocianizainteresowaniasztukš.Nabazietego
wspólnegozainteresowaniamożnabędzienawišzaćbliższykontaktzchłopcem.Żebypodjšćwłaciwš
decyzję,należyspędzićznimtrochęczasusamnasam.
WedługmnieobiektczujesiędobrzezQuinnami.Wydajesiębyćzadowolonyibezpieczny.Dostrzega
sięwnimjednakpewnšszorstkoć,pewienbrakogłady.Kilkakrotniesłyszałam,jakklnie.Quinnowie
najczęciejniezwracajšuwaginato,comówi.
Niewymaganoodniego,byumyłręceprzedjedzeniem,atakżeżadenzQuinnównieupomniałgo,
żebyniemówiłzpełnymiustamiiniekarmiłpsówkawałkamiswojegolunchu.Jegomanieryniesšw
żadnejmierzeodrażajšce,dalekoimjednakdopoprawnoci.
Wspomniał,żewolimieszkaćnawsiniżwdużymmiecie.Wrzeczywistocigardzimiejskimżyciem.
ZgodziłamsięprzyjšćzaproszeniePhillipaQuinnanakolację.Chcęgonakłonić,byopowiedziało
okolicznociach,wjakichSethznalazłsięuQuinnów.
Porównanietychfaktówztymi,którepodałamiGloria,pomożemilepiejzrozumiećiocenićsytuację.
KolejnymkrokiembędzieotrzymaniezaproszeniadodomuQuinnówInteresujemnieotoczenie,w
jakimchłopiecmieszka,pragnęzobaczyćichrazemnawspólnejpłaszczynie.Ipoznaćkobiety,które
tworzšczęćtejprzybranejrodziny.
Niechcęsiękontaktowaćzopiekšspołecznš,aniujawnićmojejtożsamociprzedzebraniemcałego
materiału”.
Sybill,stukajšcpalcamiwbiurko,przeczytałapobieżniepoczynioneuwagi.Niestetyjestichzbyt
mało.Sšdziła,żeprzygotowałasięnatopierwszespotkanie,tymczasemokazałosię,żejestinaczej.
WidokSethasprawił,żezaschłojejwgardleizrobiłosięsmutno.Tenchłopiecbyłjejsiostrzeńcem,
jejrodzinš.Astalisięsobiecałkiemobcy.Iczyniemawtymjejwiny?Czykiedykolwieknaprawdę
starałasięgopoznać,sprawić,żebyzaistniałwjejżyciu?
Toprawda,żeniemiałapojęcia,gdzieonprzebywa,aleteżniezadałasobietrudu,żebygoznaleć,
podobniezresztšjaksiostrę.
Dawniej,gdyGloriakontaktowałasięzniškilkarazywsprawiepieniędzy-zawszechodziłoo
pienišdze-pytałaoSetha.PoprzestawałajednaknastwierdzeniuGlorii,żedzieckomasiędobrze.Czy
kiedykolwiekpowiedziała,żechcegozobaczyć,porozmawiaćznim?
Czyniewolałapoprostutelegraficznieprzesyłaćpienišdze?
Kiedyjednakrazotworzyłaprzednimswójdomiserce,zabranogojej.Bardzocierpiałaztego
powodu.
Tymrazemniedopucidotego,żebytakmocnozaangażowaćsięemocjonalnie.Przecieżniejesttojej
dziecko.JeżeliGloriaponownieprzejmienadnimopiekę,chłopiecznowuznikniezjejżycia.
Anaraziezrobiwszystko,cowjejmocy,żebyniestałamusiękrzywda.Dopieropotemzajmiesię
własnymżyciemipracš.
Otworzyłanowydokument,bykontynuowaćnotatkidoksišżki.Zanimjednakzaczęłapracować,
zadzwoniłtelefon.
-DoktorGriffin.Słucham.
-Sybill,zadałamsobiewieletrudu,żebycięwytropić.
-Mama.-Sybillwestchnęłaprzymykajšcoczy.-Jaksięmasz?
-Możenajpierwpowiedz,cotynajlepszegowyprawiasz?
-Zbierammateriałdonowejksišżki.Cosłychaćuciebie?Jakojciec?
-Bardzocięproszę,przestańsięzgrywać.Sšdziłam,iżuzgodniłymyraznazawsze,żebędzieszsię
trzymałazdalekaodtejponurej,godnejpożałowaniaafery.
-Nie.-Jakzwykle,ilekroćzmuszanabyładokonfrontacjizrodzinš,poczułaskurczżołšdka.-
Uzgodniłymy,iżwolałaby,żebymtrzymałasięodniejzdaleka.Tonietosamo.Zdecydowałamsięna
innerozwišzanie.WidziałamSetha.
-NieinteresujemnieGloriaanijejsyn.
-Amnietak.Przykromi,żeróżnimysięcodotego.
-Twojasiostrawybraławłasnšdrogężycia,naktórejrozminęłymysięwdefinitywnysposób.Nie
damsięwtowcišgnšć.
-Niezamierzamcięwtowcišgać.-ZrezygnowanaSybillsięgnęładotorebkiiznalazławniej
pudełeczkozaspirynš.-Niktniewie,kimjestem.Ajelinawetzostanęskojarzonazdoktoremipaniš
WalterowšGriffin,powišzaniewaszGlorišiSethemDeLauteremjestprawieniemożliwe.
-Myliszsię.Kto,komubędzienatymzależało,beztrududoszukasiępokrewieństwa.Nicnie
wskóraszsterczšctamiwtršcajšcsiędotejsprawy.Chcę,żebystamtšdwyjechała.WracajdoNowego
Jorkualboprzyjeżdżajtutaj,doParyża.Możeposłuchaszsięojca,jeżelijaciebienieprzekonałam.
Sybillpopiłaaspirynęwodš,anastępniewyjęłapigułkęneutralizujšcškwas.
-Mimowszystkozamierzamsiętemuprzyjrzeć.Zapadładługacisza.Sybillzamknęłaoczyiczekała.
-Zawszebyłamojšnajwiększšradociš.Niespodziewałamsiępotobietakiejzdrady.Bardzożałuję,
żeciotympowiedziałam,gdybymcięposšdzałaotakšniegodziwoć,nigdybymtegoniezrobiła.
-Tojestdziesięcioletnichłopiec,mamo.Twójwnuk.
-Jestdlamnienikim,taksamojakdlaciebie.Ajeliniezrezygnujesz,Gloriakażecidrogozapłacićza
to,conazywaszdobrociš.
-PoradzęsobiezGloriš.
Terazrozległsięmiech,krótkiiostryjakszkło.
-Zawszetakuważała.Izawszesięmyliła.Proszęcię,niedzwońdomnieanidoojcawtejsprawie.
Odezwijsię,kiedyoprzytomniejesz.
-Mamo…-Rozmowaskończona.Sybillskrzywiłasięzbólu.BarbaraGriffinbyłamistrzynišw
wypowiadaniuostatniegosłowa.Sybillostrożnieodwiesiłasłuchawkę.Bardzopowolipołknęłapigułkę
neutralizujšcškwas.
Następniezdecydowanymkrokiempodeszładokomputeraipogršżyłasięwpracy.
5
PonieważSybillbyłazawszepunktualna,wprzeciwieństwiedoprawiewszystkichznanychjejludzi
nawiecie,zdumiałasię,widzšcPhillipa,siedzšcegoprzyzarezerwowanymnakolacjęstoliku.Wstał,
żebyjšprzywitać,umiechnšłsięzabójczoiwręczyłjejżółtšróżę-jednoidrugieoczarowałojši
wzbudziłojejpodejrzenie.-Dziękuję.
-Todlamnieprawdziwaprzyjemnoć.Wyglšdapanicudownie.
Potelefonieodmatkiczułasięprzybitaiwinna.Próbujšczapomniećotym,powięciłasporoczasui
wysiłkuswojemuwyglšdowi.
Prostaczarnasukniazprostokštnymkarczkiemidługimi,obcisłymirękawami,należaładojej
ulubionychkreacji.Pojedynczysznurperełotrzymaławspadkupobabcizestronyojca.Upięławłosyw
zgrabnywęzeł,adocałocidodałaokršgłekolczykizszafirami,kupioneprzedlatywLondynie.
Wiedziała,żejesttorodzajkobiecejzbroi,któradodajeodwagiisiły.
Potrzebowałajednegoidrugiego.
-Jeszczerazdziękuję.-Wliznęłasiędownęki,usiadłanaprzeciwkoniegoipowšchałaróżę.
-Znamnapamięćkartętutejszychwin-powiedziałPhillip.-Zdasiępaninamnie?
-Wsprawiewina,jaknajbardziej.
-Doskonale.-Rozejrzałsięwposzukiwaniukelnera.-Wemiemybutelkęnumer103.
Położyłaróżęobokoprawionejwskórękartydań.
-Toznaczy?
-PoczciwePuillyFuisse.ZapamiętałemuSnidleya,żelubipanibiałe.Sšdzę,żebędzietoznaczny
kroknaprzódwporównaniuztym,cozaserwowanopaniwtedy.
-Niemamwielkichwymagań.Przechyliłgłowęiujšłjejrękę.
-Cosięstało?
-Nie.-Umiechnęłasięniemrawo.-Cóżmiałobysięstać?Wszystkojaknareklamie.-Odwróciła
głowęwstronęokna,skšdrozpocierałsięwidoknazatokę,ciemnobłękitnšizmieniajšcšsięcudowniew
zachodzšcymnaróżowosłońcu.-Ładnaoprawanadzisiejszywieczór.
Patrzšcjejwoczypomylał,żecotutajniegra.Odruchowoprzysunšłsię,ujšłdłonišjejpodbródeki
leciutkopocałowałjšwusta.
Niecofnęłasię.Pocałunekbyłniespieszny,delikatny,fachowy.Ibardzokojšcy.Kiedysięcofnšł,
zapytała:
-Atozjakiegopowodu?
-Sprawiapaniwrażenieosoby,którapotrzebujetego.
-Jeszczerazdziękuję.
-Zawszedousług.Prawdęmówišc…-Tymrazempocałunekbyłodrobinęgłębszyiodrobinę
dłuższy.
Rozchyliławargi,nimzdšżyłasobieuwiadomić,iżtegopragnie.Wstrzymałaoddech,poczuła
przyspieszonebicieserca,gdyzapraszałjejjęzykdowspólnego,powolnego,uwodzicielskiegotańca.
Miałasplecioneimocnozaciniętepalce,zaczynałaodczuwaćlekkizawrótgłowy,kiedypocałunek
zelżał.
-Atozjakiegopowodu?-zapytałastłumionymgłosem.
-Tymrazemjategopotrzebowałem.
Musnšłwargamijejusta,razidrugi,nimdotarładoniejspónionamyl,żechciałabypołożyćrękęna
jegopiersi,przycišgnšćgodosiebie.
Ajednakgoodepchnęła.Przypomniałasobie,żeprzecieżmasięnimtylkoposłużyć.Umiejętnienim
pokierować.
-Uważam,żebyłatozaostrzajšcaapetytprzekšska.Terazpowinnimyzamówićcokonkretnego.
-Proszępowiedzieć,cosięstało.-Uwiadomiłsobie,iżnaprawdęchcesiędowiedzieć.Chcejej
pomóc,usunšćcieniespodjejniewiarygodniejasnychoczuisprawić,żebysięumiechnęły.
Nieoczekiwał,żezasmakujewniejtakszybko.-Nictakiego.
-Przecieżwidzę.Anicniedziałabardziejkojšconiżotwarciesięprzedbliskimnieznajomym.
-Mapanrację.-Wzięładorškkartę.-Jednakwiększocibliskichnieznajomychnieinteresujšcudze
nieistotneproblemy.
-Mnieinteresujšpaniproblemy.
Umiechnęłasięprzenoszšcwzrokzzakšseknajegotwarz.
-Panczujedomniesympatię.Tonietosamo.
-Uważam,żespełniamobawarunki.
Ujšłjejrękę,niewypuciłjej,kiedydostołupodanowino,gdypokazanomuetykietkędo
zaaprobowania.Czekał,przyglšdajšcsięjejuważnie,nacozwróciłauwagę.Kiedynalanomudo
spróbowaniawina,wypiłparękropli,aleniespuciłzniejwzroku.
-Wyborne.Spodobasiępani-powiedziałpółgłosem,gdynapełnionoichkieliszki.
-Mapanrację-powiedziałapowypiciumałegołyczka.-Bardzomismakuje.
-Czypomócpaństwuwwyborzepotraw?-zapytałusłużniekelner.Kiedywyliczałdania,trzymalisię
zaręceiwpatrywalisięwsiebie.
Sybilluznała,iżdocieradoniejcotrzeciesłowoiżewcalejejtonieprzeszkadza.Miałnajbardziej
nieprawdopodobneoczy,jakiewidziaławżyciu.Jakstarezłoto,jakco,cozapamiętałazwłoskiego
malarstwa.
-Wezmęsałatkęzsosemwinegretirybęzgrilla.
Nieprzestajšcnanišpatrzeć,umiechajšcsięlekko,sięgnšłpojejdłońipocałowałodwewnętrznej
strony.
-Dlamnietosamo.Iproszęsięniespieszyć.Czujędopaniogromnšsympatię-powiedziałdoSybill,
gdykelnerjużodszedł.-Proszęopowiedziećmiosobie.
-Zgoda.-Ostatecznie,cojejtoszkodzi?Skorowczeniejczypóniejbędšmielizesobšdoczynienia
nazupełnieinnejpłaszczynie,możeilepiej,jelisięzawczasupoznajš.-Jestemdobršcórkš.-Takjšto
ubawiło,żeumiechnęłasięlekko.-Posłusznš,darzšcšrodzicówszacunkiem,dobrzewychowanš,
grzecznš,zdolnšdonaukiimogšcšposzczycićsięsukcesemzawodowym.
-Tostraszneobcišżenie.
-Tak,czasamitak.Oczywiciezdajęsobiesprawę,żenaobecnymetapieniemuszęzaspokajać
oczekiwańrodziców.
-Ale-powiedziałPhillip,ciskajšcjejpalce-zaspokajajepani.Wszyscytorobimy.
-Panteż?
Pomylałowieczorzenadwodšprzywietleksiężyca.Iorozmowieznieżyjšcymojcem.
-Itozupełnieniedawno.Samwtoniemogęuwierzyć.Wmoimprzypadkurodzicenieurodzilimnie,
aledalimiżycie.Tożycie.Skorojednaksłyszę,żejestpanidobršcórkš,czyżbyistniałazła?
-Mojasiostrazawszebyłatrudna.Dlarodzicówbyłajednymwielkimrozczarowaniem.Aimbardziej
ichrozczarowywała,tymwięcejoczekiwaliodemnie.
-Musiałabyćpanidoskonała.
-Niemogłamtemusprostać,choćbardzosięstarałam.
-Doskonałoćjestnudna-stwierdziłPhillip.-Ioniemielajšca.Pocostaraćsiębyćinnym?Nowięc,
cosięstało?-zapytał.
-Naprawdęnicpoważnego.Poprostumatkajestnamniezła.Gdybymsiępoddałaipostšpiłazgodnie
zjejwolš…nocóż,kiedyniemogę.Poprostuniemogę.
-Idlategoczujesiępaniwinna,smutnaizmartwiona.
-Ibojęsię,żemiędzynaminigdyniebędziejużtakjakpoprzednio.
-Czyżbyażtakbyłole?
-Natowyglšda-powiedziałacichoSybill.-Jestemimwdzięcznazawszystko,zamożliwoci,jakie
otworzyliprzedemnš,zawychowaniemnie,zawykształcenie.Podróżowalimytrochę,zobaczyłamkawał
wiata,poznałamróżnekultury,kiedyjeszczebyłamdzieckiem.Tobyłbardzoważnywkładdomojej
przyszłejpracy.
Wychowanie,wykształcenieipodróże.Phillippomylał,żeanirazuniewspomniałaomiłoci,uczuciu,
beztroskiejzabawie.Zastanawiałsię,czyzdajesobiesprawę,żeopisałaraczejszkołę,niżrodzinę.
-Gdziepanimieszkaławdzieciństwie?
-Tuiówdzie.NowyJork,Boston,Chicago,Paryż,Mediolan,Londyn.Ojciecmiałwykładyi
konsultacje.Jestpsychiatrš.ObecnierodzicemieszkajšwParyżu.Tozawszebyłoulubionemiastomojej
matki.
-Poczuciewinynaodległoć.Rozmieszyłjš.
-Tak.-Usiadławygodnie,kiedypodanoimsałatki.Możetodziwne,aleczułasięodrobinęlepiej.
Poczułasięteżmniejzakłamana,opowiadajšcmutrochęosobie.-Apanwychowałsiętutaj?
-Przyjechałemtu,kiedymiałemtrzynacielat,gdyQuinnowiezostalimoimirodzicami.
-Zostali?
-Och,toczęćdługiejhistorii.-Przyglšdałsięjejuważnieznadkieliszka.Zwykle,kiedyodsłaniałten
fragmentswojegożyciaprzedkobietš,opowiadałstaranniezredagowanšwersję.Niekłamał,alepomijał
niemalcałkowicieswojeżyciesprzedokresuQuinnów.
Todziwne,alekusiłogo,żebyopowiedziećSybillcałšohydnš,niczymnieupiększonšprawdę.
Zawahałsię,poczymzdecydowałsięnawersjęporedniš.
-WychowywałemsięwBaltimore,pozłejstronieżycia.Wpadłemwtarapaty,całkiempoważne
tarapaty.Miałemtrzynacielatistaczałemsię.Quinnowiedalimiszansę,żebytozmienić.Wzięlimniedo
siebie,przywielidoStChris.Stalisięmojšrodzinš.
-Adoptowalipana.-Miaławswychdokumentachtęinformację.Nieznałajednakprzyczyny.
-Tak.MielijużCamaiEthana,zrobiliwięcmiejscedlajeszczejednego.Napoczštkunieułatwiałem
imżycia,aleniedawalizawygranš.Nigdyniecofnęlisięprzedżadnymitrudnociami.
Pomylałoojcu,połamanymiumierajšcymnałóżkuszpitalnym.NawetwtedyRaytroszczyłsięo
swoichsynów,oSetha.Orodzinę.
-Kiedyporazpierwszywaszobaczyłam-rzekłaSybill-odrazuwiedziałam,żejesteciebraćmi.I
niechodziofizycznepodobieństwo,aleocomniejuchwytnego.Widaćnawaszymprzykładzie,wjaki
sposóbrodowiskoodciskapiętnonadziedzicznoci.
-Jesttoraczejprzykładnato,codwojewspaniałychizdeterminowanychludzimożeuczynićdla
trzechzagubionychchłopców.
Wypiłałykwina.-ASeth?
-Zagubionychłopiecnumercztery.Staramysięrobićdlaniegoto,corobilibynasirodzice,oconas
prosiłnaszojciec.Mojamatkaumarławielelattemu.
Niebardzowiedzielimy,cozsobšrobić.Byłaniesamowitškobietš.Kiedymielimyjšoboksiebie,nie
docenialimyjej,jaknależy.
-Sšdzę,żepansięmyli-odparłaporuszonatonemjegogłosu.-Jestempewna,żeczułasiębardzo
kochana.
-Obytakbyło.Chciałbym,żebytakbyło.Kiedyodnasodeszła,CamwyniósłsiędoEuropy.cigałsię
nałodziach,samochodach.Byłwtymnaprawdęwietny.Ethanzostałnamiejscu.Kupiłsobiewłasny
dom,alejegożyciejestcilezwišzanezzatokš.AjawróciłemdoBaltimore.Jakodawnymieszczuch-
dodałiumiechnšłsiępodnosem.
-InnerHarbor,CamdenYards.
-Włanie.Przyjeżdżałemtutajodczasudoczasu.Wwięta,naokolicznocioweweekendy.Aletojuż
niejesttosamo.
Zaintrygowanaprzechyliłagłowę.
-Achciałbypan,żebybyło?-Pamiętałaswojeztrudemmaskowanepodniecenie,kiedyjechałado
college’u.Dysponowaćwłasnšosobš,wyrwaćsięspodnieustannejopieki!Tobyławolnoć!
-Nie,alezdarzałosięinadalsięzdarza,żetęsknięzatym.Czypaninigdyniewracałamylamido
jakiegowspaniałegookresuwżyciu?Masięszesnacielat,nowiutkieprawojazdywkieszeniicaływiat
doswojejdyspozycji.
Rozemiałasię,alepokręciłaprzeczšcogłowš.Niemiałaprawajazdywwiekuszesnastulat.
MieszkaliwówczaswLondynie,oiledobrzepamięta.Mieliszoferawliberii,którywoziłjštam,gdzie
jejpozwalano-chyba,żeudawałosięjejwymknšćipojechaćmetrem.Takibyłtenjejbunt.
-Szesnastoletnichchłopców-powiedziała,kiedysprzštniętosałatkiipodanozakšski-łšczšznacznie
silniejszeemocjonalnezwišzkizsamochodaminiżdziejesiętowprzypadkuszesnastoletnich
dziewczynek.
-Chłopcujestłatwiejpoderwaćdziewczynę,jelimaczterykółka.
-Niepodejrzewam,żebypanmiałjakietrudnociwtejmaterii,zsamochodemczybez.
-Łatwiejsiępiecićnatylnymsiedzeniu,kiedysięjeposiada.
-Ztymargumentemmogęsięzgodzić.Aterazpanwrócił,podobniejakpańscybracia.
-Tak.MójojciecmiałSetha,którypojawiłsięwbliżejniewyjanionychokolicznociach.MatkaSetha
…cojabędęmówił,pobędziepanitutrochęisamapaniusłyszy.
-Tak?-Sybillzanurzyłazębywrybie,majšcnadzieję,żejakojšprzełknie.
-Ojciecwykładałliteraturęangielskšnauniwersytecie,wstanowymkampusienaWschodnim
Wybrzeżu.Niecałyroktemuodwiedziłagopewnakobieta.Nieznamyszczegółów,alewszystko
wskazujenato,żespotkanieniebyłoprzyjemne.Poszładodziekana,oskarżyłaojcaomolestowanie
seksualne.
Sybillupuciławidelecnatalerz.Natychmiastgopodniosła,starajšcsięzachowaćmaksymalnš
obojętnoć.
-Tochybabyłotrudneprzeżyciedlawaswszystkich.
-Trudne?Toniejestwłaciweokrelenie.Utrzymywała,żegdyprzedlatybyłajegostudentkš,domagał
sięodniejwiadczeńseksualnychwzamianzastopnie,zastraszałjš,miałznišromans.
“Nie,nieprzełknętego”-stwierdziłaSybill,ciskajšctakmocnowidelec,żerozbolałyjšpalce.
-Miałaromanszpańskimojcem?
-Nie,tylkotaktwierdziła.Jeszczeżyławówczasmojamatka-powiedziałnawpółdosiebie.-W
każdymrazietadziewczynaniefigurowałanawetnaliciestudentów.Ojciecwykładałnatymkampusie
przezponaddwadzieciapięćlaticieszyłsięnieskazitelnšopiniš.Aonapostawiłasobiezacelzniszczyć
go.Jakwiadomooszczerstwozataczaszerokiekręgi,pozostawiasmrodek.
“Towszystkomożeokazaćsięprawdš-pomylałazgnębionaSybill.-ZnanemetodyGlorii.Oskarżyć
kogo,wyrzšdzićmukrzywdę,apotemuciec.Naraziejednakmuszęgraćswojšrolę,żebywyjanićpewne
sprawy”.
-Dlaczegotozrobiła?
-Dlapieniędzy.
-Nierozumiem.
-Mójojciecdałjejpienišdze,dużopieniędzy.ZaSetha.OnajestmatkšSetha.
-Chcepanpowiedzieć,żeona…sprzedałasyna?-NawetGlorianiebyłabyzdolnadoczegotak
przerażajšcego.-Trudnowtouwierzyć.
-Niewszystkiematkiposiadajšinstynktmacierzyński.-Wzruszyłramionami.-Ojciecwypisałczek
nawieletysięcynanazwiskoGloriiDeLauter,poczymwyjechałnakilkadni.WróciłzSethem.
Bezsłowachwyciłaszklankęzwodš,żebyochłonšć.“PrzyjechałizabrałSetha-szlochaław
słuchawkęGloria.-ZabraliSetha.Musiszmipomóc”.
-Takmiprzykro-powiedziałapółgłosem,zdajšcsobiesprawęznieadekwatnocitychsłów.
-DotrwałdoprzyjazduCamazEuropy.Poprosiłnas,żebymysięzajęliSethem.Robimywszystko,
żebydotrzymaćdanejmuobietnicy.Nietwierdzę,żeodbyłosiębezzgrzytów-dodał,umiechajšcsię
lekko.-Alenigdyniebyłonudno.Wróciłemtutaj,rozkręcilimybizneszłodziami.Niejesttakle.Cam
zdobyłdziękitemużonę-dodałrozpromieniajšcsię.-AnnaprowadzisprawęSethazramieniaopieki
społecznej.
-Naprawdę?Znajšsięwięcodniedawna.
-Uważam,żegdycomasięudać,tosięudaje.Czasniegraroli.
Zawszebyłaprzekonana,żejestinaczej.Dobremałżeństwowymagaplanowania,powięcenia,atakże
gruntownejisolidnejwiedzyopartnerze,zgodnocicharakterów,okreleniaosobistychcelów.
-Otoicałahistoria.“Ilejestwtymprawdy?”-pomylałazciężkimsercem.-Cozostało
przeinaczone?Czymamuwierzyć,żemojasiostrasprzedaławłasnegosyna?
Doszładowniosku,żeprawdatkwigdzieporodku.Przeważnietakbywa.
ZpewnocišPhillipnieznacałejprawdy.Nieposiadakluczadotego,cołšczyłoGlorięzRaymondem
Quinnem.Ajelisiędodatenjedenfaktdoreszty,wjakimkierunkupotoczšsięsprawy?
-Najważniejsze-dodałPhillip-żejakotoidzie.Dzieciakjestszczęliwy.Jeszczeparęmiesięcyi
sfinalizujesięsprawapowierzenianamstałejopieki.Apozycjastarszegobratamaswojezalety.
Przynajmniejmogęsięnakimwyżywać.
Należysięzastanowić.Odłożyćnabokemocjeizastanowićsię.
-Ajakontoodbiera?-zapytała.
-Tojestdoskonałyukład.MożepyskowaćnamniedoCamaidoEthana,amnieskarżyćsięnanich
obu.Potrafitorozgrywać.Sethjestniewiarygodniebystry.Kiedyojcieczapisywałgodotutejszejszkoły,
musiałprzejćtest.Tobyładlaniegopestka!Ajegowiadectwozaostatnirok?Samenajwyższeoceny.
-Naprawdę?-Mimowoliumiechnęłasię.-Jesteciezniegodumni?
-Pewnie.Towłaniejapilnuję,żebyodrabiałzadaniadomowe.Atakniecierpiałemułamków.Teraz,
kiedyopowiedziałemswojšdługšhistorię,możedowiemsię,copanisšdzioStChris.
-Naraziesięprzyglšdam.
-Czytooznacza,żezatrzymasiępanitutajnadłużej?
-Tak.Przezjakiczas.
-Niemożnanależycieocenićnadmorskiegomiasteczka,jelisięniespędzitrochęczasunawodzie.
Możepożeglowalibymyjutro?
-NiewracapandoBaltimore?
-Wracamwponiedziałek.
Zawahałasię,aleprzecieżprzyjechałatutajwokrelonymcelu.Jelimadotrzećdoprawdy,niemoże
sięterazwycofać.
-Chętnie.Tylkoproszęnieliczyćnamojeumiejętnociżeglarskie.
-Przekonamysię.Podjadępopaniš.Międzydziesištšawpółdojedenastej?
-Doskonale.Sšdzę,żewszyscyżeglujecie.
-Włšczniezpsami.-Rozemiałsięnawidokjejprzerażonejminy.-Niewemiemyichzesobš.
-Niebojęsiępsów.Poprostuniejestemdonichprzyzwyczajona.
-Niemiałapaninigdyszczeniaka?
-Nigdy.-Kota?
-Nigdy.
-Złotejrybki?
Zamiałasię,potrzšsnęłagłowš.
-Nigdy.Doćczęstoprzeprowadzalimysię.WszkolewBostoniemiałamkoleżankę,którejsuka
urodziłaszczeniaki.Byłyrozkoszne.-Przypomniałasobie,jakbardzopragnęłamiećjednoztych
szczeništ.
Oczywicie,toniewchodziłowgrę.Antycznemeble,ważnigocie,obowišzkitowarzyskie.Matka
powiedziała,żetowykluczoneiucięławszelkšdyskusję.
-Terazzkoleisamaczęstosięprzemieszczam.Tobyniezdałoegzaminu.
-Gdziepaninajlepiejsięczuje?-zapytał.
-Łatwosięprzystosowuję.Tamgdziemniezaniesie,tamjestmidobrze,dopókinieznajdęsięgdzie
indziej.
-AwięcteraztojestStChris.
-Wszystkonatowskazuje.-Spojrzałaprzezoknonawschodzšcy,połyskujšcynawodzieksiężyc.-
Wszystkotutajodbywasiępowoli,aletoniejeststagnacja.Wyczuwamzmiennenastroje,podobniejak
zmiennajestpogoda.Jużpokilkudniachpotrafięodróżnićtubylcówodturystów.Iwodniakówod
pozostałych.
-Wjakisposób?
-Wjakisposób?-Wracajšcjakbyzdaleka,ponowniespojrzałananiego.
-Jakodróżniapanijednychoddrugich?
-Napodstawieelementarnychobserwacji.Wystarczy,żewyjrzęprzezokno.Turycichodzšparami,
całymirodzinami,rzadkozdarzasięsamotnaosoba.Przechadzajšsięalbokupujšpamištki.Wynajmujš
łodzie.Pomagajšsobienawzajemwramachgrupy.Znajdujšsięprzecieżpozawłasnymrodowiskiem.
Większoćmakamery,mapy,lornetki.Większoćtubylcówznajdujesiętuzkonkretnegopowodu.Pracujš,
robišzakupy.Mogšprzystanšćiprzywitaćsięzsšsiadem.Aposkończonejrozmowiekażdyruszaw
swojšstronę.
-Dlaczegoobserwujeichpaniprzezokno?
-Nierozumiempytania.
-Dlaczegopaniniepójdzienanabrzeże?
-Byłam.Naogółlepszerezultatyosišgasiępozostajšcnauboczu.
-Sšdziłem,żebędšcwrodkumożnasobiewyrobićbardziejkonkretnšopinię.-Podniósłwzrok,gdy
pojawiłsiękelnerinalałimresztkęwina,anastępniezaproponowałdeser.
-Proszętylkokawę-zdecydowałaSybill.-Bezkofeiny.
-Tosamo.-Phillippochyliłsięwjejstronę.-Wswojejksišżcepiszepanioizolacjijakootechnice
przetrwania.Posłużyłasiępaniprzykłademkogoleżšcegonachodniku.Opisałapaniludzi,którzyudajš,
żetegoniewidzš,omijajšleżšcego.Niektórzychwilęwahajšsię,poczymuciekajšwpopiechu.
-Unikaniekłopotów.Rozszczepienieosobowoci.
-Włanie.Alemożesięznalećosoba,którasięzatrzymaibędziechciałapomóc.Gdyktoprzełamie
izolację,innirównieżzacznšsięzatrzymywać.
-Gdyktoprzełamieizolację,innymbędziejużłatwiejprzyłšczyćsię,możenawetodczuwajštakš
potrzebę.Najtrudniejszyjestpierwszykrok.BadałamtozjawiskowNowymJorku,Londyniei
Budapeszcie,iwszędzieztakimsamymrezultatem.Innškonsekwencjštechnikiprzetrwaniawdużym
mieciejestunikaniekontaktuwzrokowegonaulicy,usuwanieznaszegopolawidzenialudzibezdomnych.
-Naczympolegaróżnicamiędzytšpierwszšosobš,którazatrzymasię,żebypomóc,acałšresztš?
-Jejinstynktprzetrwanianiejestażtakwyostrzony,jakwspółczucie.Alboteżłatwiejuruchamiasię
jejspontanicznareakcja.
-Tak,chybaotochodzi.Tosšzaangażowaniludzie.
-Aponieważjatylkoobserwuję,uważapan,żeresztamnienieobchodzi.
-Niewiem.Sšdzęjednak,żeprzyglšdaniesięzdystansuniedajetyle,codowiadczanietegozbliska.
-Zajmujęsięobserwowaniemiotrzymujęcowzamian,proszęmiwierzyć.Niezwracajšcuwagina
kelnera,któryznamaszczeniemustawiałprzednimikawę,PhillipprzysunšłsiędoSybill.
-Jestpaninaukowcem.Przeprowadzapanidowiadczenia.Dlaczegoniespróbujepaniwprowadzić
tegowczyn?Zemnš.
Spuciłaoczy,popatrzyłanaichsplecionepalce.Poczułamiłeciepłorozchodzšcesiępowolipocałym
ciele.
-Szalenieoryginalnysposóbsugerowania,żebymsięzpanemprzespała.
-Nietomiałemnamyli,choćniejesttozłypomysł.-Umiechnšłsiędoniejoduchadoucha.-
Chciałemzaproponować,żebypowypiciukawyodbyćmałyspacerponabrzeżu.Jelijednakwolipani
sięzemnšprzespać,możemypójćdopani.
Kiedyichgłowyspotkałysię,kiedyprzywarłdojejwarg,niezrobiłauniku.Jegoustabyłychłodne.A
ona,odziwo,zapragnęłajegożaru,byrozpalićsięispłonšć-zaspokojenietejpotrzebymogłoby
zagłuszyćmęczšcejšnapięcie,niepokójizwštpienia.
Ponieważjednakmiałazasobšlatatreninguniepobłażaniasobie,położyładelikatnierękęnajego
piersi,byzakończyćpocałunekioddalićpokusę.
-Uważam,żespacerbędziestosowniejszy.
-Azatemchodmynaspacer.
Chciałwięcej.Wychodziłzzałożenia,żewystarczypoznaćparęjejsmaczków,bywzniecićwsobie
pragnienie.Niespodziewałsięjednak,żebędzietoażtakgwałtowne,taknaglšcepragnienie.Jejreakcja
byłatakachłodnaikontrolowana.Zastanawiałsię,jakbytobyło,gdybytakprzebićsięprzezjejintelekt,
warstwapowarstwie,iodkryćpodspodemkobietę.Dobraćsiędojejnagichemocjiiinstynktu.
Omalsięnierozemiałzeswoichmyli.Rzeczywiciesięzagalopował.Dystansujšcsięodjego
zalotów,doktorSybillGriffinbyćmożeniezamierzałanicwięcejmudać.
Stałasięwyzwaniem,któremunadłuższšmetętrudnobędziesięoprzeć.
-Terazrozumiem,skšdbierzesiępopularnoćSnidleya.-Umiechnęłasiędoniegozeznajomociš
rzeczy.-Jestzaledwiewpółdodziesištej,awszystkojużjestpozamykane,załodzieprzycumowanedo
brzegu.Przechadzasięjeszczeparęosób,leczwiększoćjużpoukładałasiędosnu.
-Wleciemamytutajtrochęwiększyruch.Niezaduży,alejednak.Ochłodziłosię,niejestpani
zimno?
-Nie.Cudownyjesttenwiaterek.-Przystanęła,żebypopatrzećnakołyszšcesięmasztyłodzi.-Teżtu
trzymaciełodzie?
-Mamyprzystańprzydomu.TutajcumujetylkołajbaEthana.
-Gdzie?
-TojedynatakałódwStChris,anacałejzatocejestichokołodwudziestu.Tota-wskazałruchem
głowy.
Dlajejniewprawnegookawszystkiełodziebyłydosiebiepodobne.Różniłysiętylkorozmiaremi
kolorem.
-Cotoznaczy?
-Topłaskodennebezpokładowełodzieżaglowedołowieniakrabów.-Mówišc,przycišgnšłjšbliżej
dosiebie.-Ichbudowajestwmiaręłatwainiezbytkosztowna.
-Isłużšdołowieniakrabów?
-Nie,dopołowukrabówwiększoćrybakówużywamotorowychkutrów.Takiełodziesłużšdo
połowuostryg.NapoczštkuXIXwiekuwstanieMarylandwyszłaustawazezwalajšcšłowićostrygi
jedyniełodziomżaglowych.
-Wramachochronyrodowiska?
-Nowłanie.Płaskodenkiwcišżdobrzesłużš.Alejestichniedużo.Podobniejakniedużojestostryg.
-Apańskibratjeszczejełowi?
-Tak.Tociężkapraca.
-Znasiępannaniej?
-Spędziłemnatejłodziniemałoczasu.-ZatrzymałsięobokłajbyEthana,objšłSybillwpasie.-Na
połowywypływasięwlutym,kiedywiatrprzeszywanawylot,azimowysztormmiotałodzišna
wszystkiestrony.ZdwojgazłegowolęjużBaltimore.
ŁódEthanawyglšdałanastaršiprymitywnš,jakbyzinnejepoki.
-WięcdlaczegozamiastszalećwBaltimorewolałpanwalczyćzzimowymisztormami?
-Próbowałemwypędzićzsiebiediabła.
-Rozumiem,żenieproponujemipantejłodzinajutrzejszšprzejażdżkę?
-Nie,mamzadbanš,prawdziwšżaglówkš.Czypanipływa?Uniosłabrwi.
-Czyżbytobyłaaluzjadopańskichżeglarskichumiejętnoci?
-Nie,alewodaniejesttakzimna,byniemożnasiębyłowniejwykšpać.
-Niezabrałamkostiumukšpielowego.
-Ajakipaninosirozmiar?Rozemiałasię.
-Sšdzę,żewystarczymisamożaglowanie.Mamjeszczetrochęroboty,któršmuszędzisiajskończyć.
Tobyłbardzomiływieczór.
-Odprowadzępanišdohotelu.
-Nietrzeba.Hoteljesttużzarogiem.
-Mimowszystko.
Niesprzeciwiłasię.Niechciała,żebyjšodprowadzałpodsamedrzwi,atymbardziejprzymawiałsię
ozłożeniewizytywjejapartamencie.Czułajednak,żemanadnimprzewagęiwpełnipanujenadtrudnš,
niezręcznšsytuacjš.Pomylała,żeporajestwczesnaiżejeszczezdšżyzrewidowaćswojemyliiodczucia
przedjutrzejszymspotkaniem.
Aponieważłódprzycumowanabyłaprzyichdomu,istniałaszansa,żezobaczysiętakżezSethem.
-Będętutajrano-powiedziała,zatrzymujšcsiękilkakrokówprzedwejciemdohotelowegoholu.-O
dziesištej?
-wietnie.
-Czymamcowzišć?Pozapigułkamiprzeciwchorobiemorskiej.Skwitowałjejuwagęumiechem.
-Jużjasiętymzajmę.Życzędobrejnocy.-Nawzajem.
Byłaprzygotowana,żejšpocałujenadobranoc.Jegowargibyłydelikatne,nienatarczywe.Odprężyła
się,poczymzaczęłasięwycofywać.
Wtedyzdecydowanymruchemujšłjejkark,przechyliłgłowęiprzezjednšoszołamiajšcšchwilę
całowałjšnamiętnie,bezopamiętania,prowokujšco.Chwyciłasiękurczowojegomarynarki,gdynogi
ugięłysiępodniš.Niebyławstaniemyleć,czułajedynieprzyspieszonypulsizawrótwgłowie.
Trwałotozaledwieparęsekund,auderzyłodogłowyirozgrzałojakbrandy.Kiedypopatrzyłana
niego,ujrzałożywieniewjejwzroku.
Stwierdził,żejejreakcjaniebyłatymrazemchłodna,kontrolowanaizdystansowana.Zrzuciłajednš
warstwęochronnš.
-Dozobaczeniajutrorano.
-Dobranoc.-Odwróciłasięinaodchodneprzesłałamuumiech.Musiałaprzyznać,żesięprzeliczyła.
Idšcdowindypróbowałazapanowaćnadoddechem.Wcaleniejesttakigładki,uprzejmyinieszkodliwy,
jakbysięzdawałonapierwszyrzutoka.
Uwiadomiłasobie,żepodtymatrakcyjnymopakowaniemtkwicoznaczniebardziejpierwotnegoi
niebezpiecznego.
Stwierdziła,żejeststanowczozbytzniewalajšcy.
6
Phillipzrobiłzwrot,przecinajšcprawiepustšzatokę,pędzšcwstronęnabrzeża.Dawnojużnie
żeglowałwpojedynkę,leczniezapomniałtamtychwrażeń.Boczyżmożnazapomniećoradoci
przebywanianawodziewwietrznyniedzielnyporanek,kiedyprzygrzewasłońce,awodajestniebieska,
zawpowietrzusłychaćfiglarneprzekrzykiwaniesięmew?
Byłtojegopierwszypełnywolnydzieńodponaddwóchmiesięcyizamierzałgojaknajlepiej
wykorzystać.
Najbardziejobiecujšcezapowiadałysięchwilenawodziewtowarzystwieintrygujšcejdoktor
Griffin.
Spojrzałnahotel,próbujšcodgadnšć,któreoknomożedoniejnależeć.Ztego,comumówiła,
wychodziłonazatokę.Miałazniegowidoknapulsujšcewdoleżycie,ajednoczeniedystansdlaswoich
badań.
Wtedyjšujrzał.Stałanabalkonie,miałazebranedotyłulnišce,bršzowewłosy,tworzšceaureolęw
promieniachsłońca,ajejtwarzbyłaniewidocznaztejodległoci.
Pomylał,żezbliskawcaleniejesttakawyniosła.Tenjęk,gdyjšcałował,todrżenieciaławiadczyło
oinstynktownych,naturalnychreakcjach.
Jejoczy,tenprzejrzystyjakwodabłękit,niebyłychłodneanioddalone,kiedywniezajrzałodejmujšc
wargizjejust.Nie,byłynawetlekkozamglone,lekkoskonsternowane.Izewszechmiarintrygujšce.
Niepotrafiłdokońcapozbyćsięjejsmaku,czułgowsobiewdrodzepowrotnejdodomu,czułw
nocy,atakżeteraz,widzšcjšponownie.Wiedzšc,żestoiipatrzynaniego.
Dałjejznakrękš,żejšwidzi.Poczymskoncentrowałuwagęnawejciudoprzystani.
ZezdumieniemujrzałnapomocieSetha.
-Atycotutajrobisz?
Sethwprawnymruchemzarzuciłcumęnapachołek.
-Jakzwyklespełniamrolęchłopcanaposyłki.Wysłalimniezwarsztatu.Zachciałoimsię
drożdżówek.
-Achtak?-Phillipzeskoczyłzręcznienapomost.-Chcšmiećmiażdżycę?
-Prawdziwimężczyniniejedzškorynaniadanie-naigrawałsięSeth.-Jaknaprzykładty.
-Alekiedytybędzieszdychawicznymstarcem,jazachowamsiłęizdrowie.
-Możliwe,alezatobędęzabawniejszy.
PhillipcišgnšłSethowiczapeczkęitrzepnšłgonišlekkowgłowę.
-Tozależy,szczeniaku,odtwojejdefinicjizabawy.
-Twojapoleganapodrywaniumiastowychdziewczyn.
-Totylkojednazdefinicji.Innapoleganasiedzeniucinakarkuipilnowaniu,żebyodrabiałlekcje.
PrzeczytałeJohnnyTremaine,żebynapisaćwypracowanie?
-Tak,tak.Człowieku,czytynigdynieodpoczywasz?
-Anibyjakmamtozrobić,skorozabieraszmityleczasu?Icosšdziszotejksišżce?
-Niezła.-Sethwzruszyłramionami,wtypowydlaQuinnówsposób.
-Wieczoremzabierzemysiędopisania.
-Najbardziejlubięniedzielnywieczór-mruknšłSeth.-Botooznacza,żeznikniesznaczterydni.
-Dajspokój,przecieżsamwiesznajlepiej,jakzamnštęsknisz.
-Gównoprawda!
-Liczyszgodzinydomojegopowrotu.
-Jeszczeczego!-zamiałsięSeth.
Idšcwichstronę,Sybillasłyszałajegoradosnymiech.Poczułasięniepewnie.Coonawłaciwietutaj
robi?Czegosięspodziewa?Aleczymaodejć,zanimdowiesięprawdy?
-Dzieńdobry.
NadwiękjejgłosuPhillipodwróciłsię,opuciłgardęiSethwyrżnšłgołokciemwbrzuch.Phillip
chrzšknšł,założyłSethowinelsonairozłożyłgonaobiełopatki.
-Dołożęcipóniej-powiedziałteatralnymgłosem.-Bezwiadków.
-Jeszczesięokaże,ktotukomudołoży.-ZaróżowionyzradociSethwcisnšłnagłowęczapeczkę.-
Ktoznasmusijutropracować.
-Aktoniemusi.
-Mylałam,żeznamipopłyniesz-odezwałasięSybilldoSetha.-Niechciałby?
-Jestemtutylkoniewolnikiem.-Sethrzuciłtęsknespojrzenienałód,poczymwzruszyłramionami.-
Budujemykadłub.Pozatymtenczarunapewnojšwywróci.
-Mšdrala.-Phillipmachnšłrękš,aleSethumknšłzamiewajšcsię.
-Mamnadzieję,żeonaumiepływać!-krzyknšłjeszczeipopędziłprzedsiebie.Phillipznowu
spojrzałnaSybill,któraprzygryzaładolnšwargę.
-Niewywalęjej.
-Nocóż…-Przyjrzałasięłodzi.Sprawiaławrażeniestraszniemałejikruchej.-Umiempływać,
sšdzęwięc,żeniebędzieztymproblemu.
-Chryste,tenbachorwyrastanaglejakspodziemiidoresztypsujemiopinię.Żeglujędłużejniżon
chodzipowiecie.
-Proszęsięnaniegoniegniewać.
-Niedosłyszałem…
-Proszęsięnaniegoniegniewać.Jestempewna,żetylkozpanemżartował.Niechciałbyć
niegrzeczny.
Phillipprzyglšdałsięjejwmilczeniu.Pobladła,nerwowoobracaławpalcachzłotyłańcuszek,który
miałanaszyi.
-Niejestemnaniegozły.Poprostuwygłupialimysię.Proszęsięuspokoić.Robieniesobiepsikusów
tonaszmęski,możeniezbytmšdrysposóbokazywaniauczucia.
-Achtak.Odrazuwidać,żeniemiałambraci.
-Jużonibysiępostaralistworzyćpanipiekłonaziemi.-Pochyliłsię,musnšłwargamijejusta.-
Takajesttradycja.
Wszedłnałód,wycišgnšłrękę.Pochwiliwahaniapodałamuswojš.
-Witamnapokładzie.
Łódzakołysałasiępodjejstopami.Robiła,comogła,żebyniezwracaćnatouwagi.
-Dziękuję.Przewidziałpandlamniejakšrolę?
-Narazieproszęusišć,odprężyćsięiradowaćżyciem.
-Sšdzę,żeztymdamsobiejakoradę.
Przynajmniejmiałatakšnadzieję.Usiadłanajednejzławeczek,uchwyciłasięjejmocnopalcami,
podczasgdyonodszedł,byzdjšćcumy.Pocieszałasię,żewszystkobędziedobrze.
Czyżniewidziałajakwpływałdoportu?Sprawiałwrażeniedowiadczonegożeglarza.Itrochę
zarozumiałego,sšdzšcposposobie,wjakimierzyłwzrokiemhotel,dopókiniedostrzegłjejnabalkonie.
Wtym,jakżeglowałkusłońcu,rozbryzgiwałwodęiszukałjejwzrokubyłojakieromantyczne
szaleństwo.Apotemtenkrótkiumiechikolejnafala.Jelijejpulsbiłnawettrochęmocniej,byłato
zrozumiała,zupełnieludzkareakcja.
Wyglšdajakzobrazka!Spłowiałedżinsy,wsuniętydonichwieżypodkoszulek,równieolepiajšco
białyjakżagle,złocistewłosyiopalone,ładnieumięnioneramiona.Którejkobiecie,majšcejw
perspektywiespędzeniekilkugodzinsamnasamztakimmężczyznšjakPhillipQuinn,niezabiłoby
mocniejserce?
Niemniejjednakobiecałasobie,żeniebędzieprzywišzywałauwagidojegoszczególnychtalentów,
którezademonstrowałwczorajwieczorem.
Teraz,przyopuszczonychżaglach,wypływałostrożniezportunasilniku,któregocichywarkot
sprawił,iżpoczułasiębezpieczniej.Nieróżniłsięwieleodsamochodu.Tyle,żetenpojazdporuszałsię
powodzie.
Pozatymniebylitaknaprawdęsami.Nawidoklizgajšcychsięimigajšcychłodzirozluniłazacinięte
kurczowonaławcedłonie.Zobaczyłachłopca,pewnierówienikaSetha,jakwsiadałdoniedużejłódkiz
trójkštnymczerwonymżaglem.Skoropływajšnawetdzieci,dlaczegoonaniemiałabydaćsobierady?
-Stawiamżagle.
Odwróciłagłowę,umiechnęłasięnieobecnymwzrokiemdoPhillipa.-Słucham!
-Proszępopatrzeć.
Stałprzymaszcieicišgnšłliny.Żagle,złapaływiatr,wypełniłysięnim.Znowusercezaczęłojejbić
mocno,apalceprzywarłydoławki.
Onie!Niemiałotonicwspólnegozsamochodem!Byłogrone,aleipiękne.Łódwydawałajejsię
potężna,wprostoszołamiajšca.
Prawietaksamojakmężczyzna,którybyłjejkapitanem.
-Jaktoliczniewyglšdazdołu.-Chociażzaciskałapalcenaławce,umiechnęłasiędoPhillipa.-
Zawszepodziwiamżagle,ilekroćpatrzęnaniezokna,aleztejperspektywysšjeszczebardziej
fascynujšce.
-Niechsięwięcpaniodpręży-rzekłPhillip,ujmujšcster.
-Jeszczeniemogę,aletoprzejdzie.-Zwróciłatwarzwkierunkuwiatru.Szarpałitargałjejwłosami,
próbujšcjewyrwaćspodopaski.-Dokšdpłyniemy?
-Wbliżejnieokrelonymkierunku.
-Rzadkomisiętozdarza.
“Nieumiechałasięjeszczedomniewtensposób”-pomylałPhillip.Beznamysłu,spontanicznie.Czy
zdawałasobiesprawę,dojakiegostopniatenniewymuszonyumiechzmieniajejpięknš,alechłodnš
twarz,czynišcjšłagodniejszš,bardziejprzystępnš.Pragnšcjejdotknšć,wycišgnšłrękę.
-Proszętupodejć.Jejumiechzgasł.
-Mamwstać?
-Tak.Dzisiajniemafali.Niekołyszełodziš.
-Mamwstać?-powtórzyła,kładšcnacisknakażdesłowo.-Imamtampodejć.Nadrugikoniecłodzi.
-Totylkodwakroki.-Niemógłpowstrzymaćmiechu.-Chybaniezamierzapanidokońcapozostać
biernymwidzem,prawda?
-Narazietak.-Zrobiławielkieoczy,kiedyodszedłodsteru.-Nie,niechcę.-Stłumiłakrzyk,kiedyz
umiechemzłapałjšzarękę.Niezdšżyłasięzaprzeć,kiedypoderwałjšnanogi.Tracšcrównowagę,
wpadłananiegoizastygłazprzerażenia,przyjmujšcrównoczeniepozycjęobronnš.
-Niemogłemtegolepiejzaplanować-powiedziałpółgłosem,trzymajšcjšwobjęciachicofajšcsię
wrazznišdosteru.-Lubięmiećpanišbliskoiczućpanizapach.Ażchciałobysiętamzanurzyć…-
Musnšłwargamijejszyję.
-Proszęprzestać.Iproszęuważać.
-Och,trochęzaufania!-Złapałjšzębamizakoniuszekuchaiprzygryzłjelekko.-Uważam.
-Nałód!Proszęuważaćnałód!
-Jużsięrobi.-Zamiasttegoobjšłjšwpasieramieniem.-Proszęsięrozejrzeć,spojrzećprzeddziób
łodzi,wstronęportu.Analewosšbagna.Zobaczypanibiałeczapleidzikożyjšcegoindyka.
-Gdzie?
-Czasamitrzebapopłynšćwgłšb,żebyjenapotkać.Alemożnajeteżwypatrzećstšd-czaplestojšce
niczymrzebywwysokiejtrawieipodrywajšcesiędolotu,indykipodskakujšcemiędzydrzewami.
Miałaochotętozobaczyć.
-Wprzyszłymmiesišcuczekanasprzelotgęsi.Dlanichtenterenniewielesięróżniodrezerwatu
Everglades.
Nadalwaliłojejserce,starałasięwięcoddychaćwolno,spokojnie.
-Dlaczego?
-Zewzględunamoczary.Sšzbytoddaloneodplaży,żebymogłyzainteresowaćinwestorów.W
przeważajšcejmierzesštodziewiczetereny.Tojedenzatutówzatoki.Dlawodniakówteterenysšlepsze
niżnorweskiefiordy.
-Dlaczego?
-Popierwsze,zewzględunamielizny.Namieliznachsłońceodżywiamorskiplankton.Podrugie,ze
względunamoczary.Podnoszšpływyprzyujciachrzek.-Pocałowałjšlekkowczubekgłowy.-Widzę,
żejestjużpanizrelaksowana.
Zpewnymzdumieniemstwierdziła,żewcišgałojšto,comówił.
-Awięcpodszedłpandotegonaukowo.
-Odwróciłempaniuwagę,zagadałempaninerwy.
-Tak,itoposkutkowało.-Dziwne,żetakszybkodomyliłsię,zaktórysznurekpocišgnšć!-Awidok
naprawdęjestpiękny.Takdużotuzieleni.-Przyglšdałasięwielkim,liciastymdrzewom,któremijali,
tonšcymwpółmrokubagnom.Minęliwysokiesłupyzogromnymigniazdami.-Cotozaptaki?
-Białeczaple.Możnapłynšćprostonanie,gdysiedzšwgniedzie,inawetniedrgnš,tylkopatrzšna
człowieka.
-Instynktprzetrwania-powiedziałapółgłosem.Chciałabyzobaczyćtakšczaplę,siedzšcšjakkurana
grzędziewtymokršgłymgniedzie,majšcšsobiezanicludzi.
-Widzipanitepomarańczoweboje?Topojemnikinakraby.Ategorybakazarzucajšcegoprzynętę?
Tenfacetwłódcezprzyczepnymsilnikiempewniechcezłapaćwargaczananiedzielnyobiad.
-Bardzoruchliwemiejsce-stwierdziła.-Nieprzypuszczałam,żetyletużycia.
-Nawodzieipodniš.
Wybrałżagiel.Łódprzechyliłasięipomknęławzdłużgęstychdrzew.Zanimiukazałasięprzystań,a
dalejnazboczu,znajdowałsiętrawnikiklombykwiatów,którepowolizaczynałytracićswojšletniš
wieżoć.Dombyłprosty,biały,zniebieskimiwykończeniami.Naprzestronnejwerandziestałbujany
fotel,aobokniegowwazoniechryzantemywróżnychodcieniachbršzu.
Zotwartychokiendobiegałydelikatnedwiękimuzyki.Sybillpokrótkimwahaniustwierdziła,żeto
Chopin.
-Jaktuuroczo.-Przechyliłanabokgłowę,przesunęłasięodrobinę,byjaknajdłużejmócspoglšdać
nadom.-Brakujetujeszczepsa,dwójkidziecibawišcychsiępiłkšihutawkinadrzewie.
-Bylimyzadorolinahutawki,alezawszemielimypsa.Tojestnaszdom-powiedział,gładzšc
odruchowojejdługiewłosy.
-Waszdom?-Natężyławzrok,chcšcjaknajwięcejzobaczyć.Miejsce,wktórymmieszkaSeth.
-Częstogramywpiłkę,albourzšdzamyzapasy.Wrócimytupóniejipoznapaniresztęrodziny.
-Zwielkšprzyjemnociš.
Miałupatrzonemiejsce.Spokojnazatoczkazcichoszemrzšcšwodš,ukrytawcieniudrzew,była
idealnymmiejscemnaromantycznylunch.Rzuciłkotwicęwmiejscu,gdziepołyskiwaływilgotne
kwitnšcezostery,ajesienneniebotworzyłojednoliteniebieskiesklepienie.
Phillipotworzyłwielkšturystycznšlodówkęiwyjšłzniejbutelkęwina.
-Sameniespodzianki-zawołała.
-Mamnadzieje,żemiłe.
-Bardzomiłe.-Uniosłabrwinawidoketykietki.-Corazmilsze.
-Doszedłemdowniosku,żenależypanidokobiet,któredocenišłagodne,wytrawnesancerre.
-Jestpanbardzodomylny.
-Wrzeczysamej.-Zwiklinowegokoszawyjšłdwakieliszkiinapełniłjewinem.-Zamiłe
niespodzianki-powiedział,stukajšcsięzniškieliszkiem.
-Tojeszczeniekoniec?Ujšłjejdłoń,pocałowałpalce.
-Todopieropoczštek.-Odstawiłkieliszek,rozwinšłbiałšserwetęipołożyłjšnapokładzie.-
Nakrytodostołu.
-Och!-Zasłoniłaoczyodsłońcaiumiechnęłasiędoniego.-Jakšmamyspecjalnoćdnia?
-Napoczštek,dlazaostrzeniaapetytu,trochęcałkiemniezłegopasztetu.-Otworzyłniedużypojemnik
orazkamionkowepudełkozpszennymikrakersami.Posmarowałjedeniwłożyłgojejdoust.
-Hmm.-Kiwnęłagłowšnaznakaprobaty.-Pyszne.
-NastępniebędziesałatkakrabowaalaQuinn.
-Tobrzmiintrygujšco.Przygotowałjšpanwłasnoręcznie?
-Ajakże!-umiechnšłsięszeroko.-Jestemcholerniedobrymkucharzem.
-Mężczyzna,którygotuje,znasięnawinach,cenisobiedobršatmosferęinosidżinsy.-Ugryzła
następnykęs.Znowubyłaodprężona,skłonnadożartów.-Wydajesiębyćpanniezłšpartiš,panieQuinn.
-Wrzeczysamej,panidoktor.
-Ailerazyzdarzyłosiępanuprzywozićtukobietyna…sałatkękrabowšalaQuinn?
-Prawdęmówišc,ostatniobyłemtutajwczasiestudiówzkoleżankšzdrugiegoroku.Menubyło
następujšce:przyzwoitechablis,zimnekrewetkiiMarianneTeasdale.
-Zdajesię,żepowinnomitopochlebiać.
-Niewiem.Mariannemiałanamniechrapkę.-Ponowniebłysnšłtymzabójczymumiechem.-
Ponieważjednakbyłemzbytkrótkowzroczny,porzuciłemjšdlaprzygotowujšcejsięnastudiamedyczne
dziewczyny,któraseksowniesepleniłaimiaławielkiebršzoweoczy.
-CzytaMarianneprzeżyłatojako?
-PolubiłahydraulikazPrincessAnneiurodziłamudwójkędzieci.Jednak,jakmożnasiędomylać,
cišglewzdychadomnie.
miejšcsię,Sybillposmarowałamukrakersa.
-Lubięcię.
-Jatakżecięlubię.Choćnieseplenisz.
-Jestebardzosprytny-powiedziałastłumionymgłosem.
-Jesteliczna.
-Dziękuję.Chciałabympowiedzieć-cišgnęła,unikajšcjegowzroku-żejestebardzoatrakcyjnym
mężczyznš,żebardzomiłospędzamztobšczas,aleniezamierzamdaćsięuwieć.
-Znaszpowiedzonkoodobrychintencjach?
-Zamierzamwytrwaćprzyswoim.Ichoćnaprawdędoceniamtwojetowarzystwo,wiedz,żeznam
takitypmężczyzn.Niegdynazwanobycięnicponiem.
-Towcaleniezabrzmiałojakobelga.
-Boiniemiałotakzabrzmieć.Nicponiemogšbyćczarujšcy,choćbardzorzadkozachowujšsię
poważnie.
-Muszęzaprotestować.Wpewnychsprawachjestembardzopoważny.
-Spróbujmytego.-Sięgnęładotorbyiwyjęłanastępnypojemnik.-Byłeżonaty?
-Nie.
-Zaręczony?-zapytała,otwierajšcpięknieprzybranšsałatkękrabowš.-Nie.
-Mieszkałezjakškobietšprzezpółrokualbodłużej?
Wzruszyłramieniem,sięgnšłpotalerzedokoszykaipodałjejjasnoniebieskšlnianšserwetkę.-Nie.
-Azatemnasuwasięwniosek,żewkontaktachzkobietaminiezachowujeszsięjakczłowiek
poważny.
-Możemyrówniedobrzewysnućwniosek,żejeszczeniespotkałemkobiety,zktóršchciałbymmieć
poważnyzwišzek.
-Możemy.Chociaż…-Gdynakładałsałatkęnatalerze,uważniemusięprzyjrzała,mrużšcoczy.-Ile
maszlat,trzydzieci?
-Ijeden.-Nakażdymtalerzupołożyłgrubškromkęchrupišcegobiałegochleba.
-Trzydziecijeden.Naogół,wnaszejstrefiekulturowej,mężczyznawtymwiekumazasobšco
najmniejjedenpoważny,długotrwały,monogamicznyzwišzek.
-Widaćniejestemtypowy.Oliwki?
-Tak,proszę.Nietypowoćniezawszewiadczyobrakuumiejętnocidoprzystosowaniasię.Każdy
potrafisięprzystosować,nawetci,którzyuważajšsięzabuntowników,uznajšpewneregułyistandardy.
Urzeczonyniš,przechyliłgłowę.
-Czyżby,doktorGriffin?
-Jaknajbardziej.Członkowiegangu,kontrolujšcyjakiobszarmiasta,majšokrelonereguły,zasady.
Swojebarwy-dodała,wybierajšcoliwkęztalerza.-Wtensposóbnieróżnišsięażtakznacznieod
członkówradymiejskiej.
-Szkoda,żeciętamwtedyniebyło-mruknšłpodnosemPhillip.
-Słucham?
-Nictakiego.Acopowiesznatemat…notorycznychzabójców?-Naladujšwzorce.-Odłamaładuży
kawałekchleba.-FBIprowadzinaichtematbadania,gromadzimateriały,katalogujeich,opracowuje
charakterystyki.Oczywiciespołeczeństwonietraktujeichwkategoriachstandardu,jednakże,w
najcilejszymtegosłowaznaczeniu,niesšniczyminnym.
Stwierdził,żetrafiławsednosprawy.Ibyłnišjeszczebardziejzafascynowany.
-Toznaczy,żety,jakoobserwator,wartociujeszludzinapodstawiezasad,regułiwzorców,jakich
przestrzegajš?
-Plusminus.Ludzinietrudnojestzrozumieć,jelisięimbacznieprzyglšdamy.
-Acoztyminiespodziankami?
Umiechnęłasię.Większocilaików,zktórymiobcowała,nieinteresowałajejpraca.
-Bierzemyjepoduwagę.Zawszejestjakimarginesnabłšd,nadokonaniekorekty.Fantastyczna
sałatka.-Sięgnęłapokolejnykęs.-Iwłaniemiłšniespodziankšjestfakt,żezadałesobietyletrudu,żeby
jšprzygotować.
-Czyniezauważyła,żeludziezwyklepragnšzadaćsobietrochętrududlakogo,okogosiętroszczš?-
Widzšcjejzdumione,pytajšcespojrzenie,dodał:-Dobrze,jużdobrze,totylkotakadygresja.
-Prawiemnienieznasz.-Podniosłakieliszektypowoobronnymgestem.-Istniejeróżnicamiędzy
sympatišdokogo,atroszczeniemsięoniego.Todrugiewymagawięcejczasu.
-Widać,któreznasposuwasięszybciej.-Jejzakłopotaniesprawiłomuprzyjemnoć.Pomylał,że
nadarzasięrzadkaokazja.-Itoraczejja.
-Zdšżyłamtozauważyć.Niemniej…
-Lubię,kiedysięmiejesz.Lubię,kiedydrżyszjakcięcałuję.Lubiętwójgłos,przybierajšcy
dydaktycznyton,kiedyrozwijaszswojšteorię.
Przytymostatnimstwierdzeniuzachmurzyłasię.
-Niezamierzamciępouczać.
-Robisztowuroczysposób-wyszeptał,muskajšcwargamijejskroń.-Lubięteżpatrzećwtwoje
oczywchwili,wktórejwprawiamcięwzakłopotanie.Dlategoteżuważam,żewkroczyłemwetap,
kiedymogęsiętroszczyćociebie.Sprawdmywięctwojewczeniejszehipotezynawłasnytemati
przekonajmysię,dokšdtonaszaprowadzi.Byłazamężna?
Jegoustakršżyłytużpodjejuchem,utrudniajšctrzewemylenie.
-Nie,niemaoczymmówić.Odchyliłsiędotyłu,zmrużyłoczy.
-Cotoznaczy?
-Tobyłimpuls,błšdwocenie.Trwałotomniejniżpółroku.Nieliczysię.
-Byłazamężna?
-Jedynieformalnie.Toniebyło…-Odwróciłagłowęinatrafiłanajegousta.Czekałynaniš,
ponaglały.
Byłotojakzanurzeniesięwroziskrzonš,jedwabistšwodę.
-Tosięnieliczyło-zdšżyłajeszczepowiedzieć,kiedyjegowargizaczęłymiałowędrowaćpojej
szyi.
-Wporzšdku.
Jelijšzaskoczył,odwzajemniłamutymsamym.Jejnagłeicałkowitepoddaniesięwydobyłona
powierzchniękipišcewnimidomagajšcesięujciapragnienie.Musiałjšdotykać,przytrzymywaćjej
dłonie,ujmowaćtepięknewypukłociprzezcieniutkšbawełnianšbluzkę.
Musiałjšsmakowaćcorazgłębiej,wmiaręjakmruczałazrozkoszy.Kiedytorobił,objęłago
ramionami,wsunęładłoniewjegowłosy,odwróciłasię,bybardziejprzylgnšćdoniego.
Poczuł,żeichsercabijšwtymsamymrytmie.
Kiedypocišgnšłzaguzikijejbluzki,zamiastrozkoszypoczułastrach.
-Nie.-Drżšcymipalcamipowstrzymałajegorękę.-Zaszybko.-Zacisnęłapowieki,musiała
zapanowaćnadsobš,oprzytomnieć,odzyskaćstanowczoć.-Przepraszam,aleniejestemtakaszybka.Nie
mogę.
Niełatwobyłostłumićpragnienie,gdymiałjšpodsobš,jeszczetakšpodatnšichętnš.Napiętymi
palcamiujšłpodbródekSybilliprzysunšłjejtwarzdoswojej.Musiałjednakustšpić.
-Wporzšdku.Niemapopiechu.-Potarłkciukiemjejgórnšwargę.-Opowiedzmiotym,którysięnie
liczy.
Czułanatłokmyli.Niemogłaichpozbierać,kiedytaknanišpatrzyłtymibršzowymioczami.-Co?
-Oswoimmężu.
-Achtak.-Odwróciławzrok,głębokooddychajšc.
-Corobisz?
-Stosujętechnikęrelaksacyjnš.Umiechnšłsię.
-Itopomaga?
-Pojakimczasie.
-wietnie.-Zmieniłpozycje.Leżeli,stykajšcsiębiodrami.Dopasowałswójoddechdoniej.-Awięc
tenfacet,zaktóregoformalniewyszłazamšż…
-Tobyłowcollege’u,wHarvardzie.Studiowałchemię.Mielimyzaledwiepodwadziecialatina
krótkopotracilimygłowy.
-Małżeństwowpopiechuiwtajemnicy.
-Tak.Nawetniemieszkalimyrazem,ponieważzostalimyzakwaterowaniwróżnychbudynkach.Jak
widzisz,niebyłotoprawdziwemałżeństwo.Upłynęłokilkatygodni,zanimpowiadomilimynasze
rodziny,apotem,doszłodokilkuprzykrychscen.
-Dlaczego?
-Ponieważ…-Otwierajšcoczy,zamrugałapowiekami.Olepiłojšsłońce.-Niepasowalimydo
siebie,niemielimywspólnychplanów.Bylimyzbytmłodzi.Rozwódodbyłsiębardzospokojniei
szybko,wsposóbcywilizowany.
-Kochałago?
-Miałamdwadziecialat.Wtymwiekumiłoćjestnieskomplikowana.
-Mówisztak,jakbybyławzaawansowanymwieku.Ilemaszlat?Dwadzieciasiedem,dwadziecia
osiem?
-Dwadzieciadziewięćitrochę.-Wzięłagłębokioddech.Zadowolonaiopanowanaodwróciłasię,
żebynaniegospojrzeć.-NiemylałamoRobieodlat.Byłbardzomiłymchłopcem.Mamnadzieję,żejest
szczęliwy.
-Takjakty?
-Oczywicie.
Pokiwałgłowš,leczjejodpowiedwydałamusiędziwniesmutna.
-Muszęzatempowiedzieć,doktorGriffin,żenietraktujeszpoważniezwišzkówzmężczyznami.
Otworzyłausta,żebyzaprotestować,alenicniepowiedziała.Odruchowosięgnęłapobutelkęwina,
nalaładopełnakieliszki.
-Możemaszrację.Trzebatobędzieprzemyleć.
7
SethniezamierzałprzeganiaćAubrey.Teraz,polubieEthanaiGrace,byłaprawiejegokuzynkš.Czuł
siębardziejdorosływroliwuja.Pozatymnieprzeszkadzałamu,zadowalałasiębieganiemdookoła
podwórka,ailekroćrzuciłpiłkęlubpatykktóremuzpsów,zanosiłasięmiechem.Niktniemógłbysię
temuoprzeć.
Byłalicznaztymizłotymiloczkamiiwielkimizielonymioczami,którepatrzyłyzzachwytemna
wszystko,corobił.Zajmowaniesięnišprzezjednšczydwiegodzinywniedzielęniebyłowcalekatorgš.
Niezapominał,żejeszczeprzedrokiemniemiałtegowszystkiego.Wielkiegopodwórkaopadajšcego
kuwodzie,drzew,naktóremożnasięwspinaćibadaćichzakamarki,psów,zktórymimożnasię
mocować,animałejdziewczynkiwpatrzonejwniegojakbybyłFoxemMulderem,PowerRangersamii
Supermenemwjednejosobie.
Dawniejmieszkałwponurympomieszczeniutrzykondygnacjenadulicš,gdziewszystkomiałoswojš
cenę.Seks,narkotyki,broń,cierpienie.
Nikt,ktowszedłdotychponurychpokoi,nieopuszczałichpozmroku.
Niktniedbałoto,czyjestczystyinakarmiony,niktteżnieprzejmowałsięjegochorobamiani
skaleczeniami.Tamnigdynieczułsięjakbohater.Byłzwykłymprzedmiotemiprzekonałsięszybko,że
przedmiotystajšsięczęstoobiektemprzeladowań.
Glorianiestroniłaodżadnejzoferttegogorzkiegokarnawału,uczestniczyławnimbezkońca.
Sprowadzałaćpunówiróżneciemnetypy,sprzedajšcsiękażdemuzacenęnastępnejdziałki.
JeszczeroktemuSethniewierzył,żejegożyciemożesiękiedykolwiekodmienić.Wtedypojawiłsię
Rayizabrałgododomunadwodš.Raypokazałmuinnywiatiobiecał,żenigdyniewrócidotamtego
dawnego.
ChoćRayumarł,dotrzymałobietnicy.IdziękitemuSethmógłterazprzebywaćnawielkimpodwórzu,
naktóregoskrajupluskaławoda,irzucaćpsompiłkiipatyki,podczasgdyszkrabobuzianiołkamiałsię
dorozpuku.
-Seth,jateż.Jateż!-Aubreypodskakiwałanamocnychnóżkach,wycišgajšcršczkipopogryzionš
psimizębamipiłkę.
-Wporzšdku,możeszrzucić.
Umiechnšłsięoduchadoucha,kiedyzłożyłabuzięwciup,koncentrujšcsięirobišcszerokizamach.
Piłkaupadłakilkacentymetrówodjejjaskrawoczerwonychtenisówek.Simonzłapałpiłkęwzęby,
przyprawiajšcmałšoradosnypisk,poczymgrzecznieodniósłjšnamiejsce.
-Dobrypiesek.-AubreypoklepałaSimonapopysku.Głupek,chcšczwrócićnasiebieuwagę,
podbiegłwpodskokachiprzewróciłmałšnapupę.Uciskałagomocno.-Teraztyrzucisz-powiedziała
Sethowi.
Sethposłuszniewykonałpolecenie.Piłkaposzybowaławgórę.miałsię,patrzšcnapsy,którepognały
zanišzderzajšcsięzesobšjakdwajpędzšcypoboiskufutbolici.Wpadływzarola,płoszšcptaki,które
poderwałysiędoniebazprzeraliwymjazgotem.
Wtejchwili,majšcoboksiebiepodskakujšcš,chichoczšcšAubreyiszczekajšcepsy,owianyrzekim
wrzeniowympowietrzem,Sethczułsięwpełniszczęliwy.Częćjegowiadomociskoncentrowałasięna
tymuczuciu,uchwyciłsięgo,byjezatrzymać.Nawodępadałyjaskrawepromieniesłońca,słychaćbyło
rytmicznedwiękimuzykiOtisaReddinga,dobiegajšceprzezoknokuchenne,żałosnypiskptakówimocny,
słonyzapachzatoki.
Byłwdomu.
Wtedyjegouwagęprzycišgnšłwarkotmotoru.Kiedysięodwrócił,zobaczyłpodpływajšcšdo
przystaniżaglówkę.ZzasteruPhillippodniósłnapowitanierękę.Sethspojrzałnastojšcšobokniego
kobietęipoczułdziwnełaskotanienakarku.ZdecydowanymruchemwzišłAubreyzarękę.
-Pamiętaj,wolnocidojćtylkodopołowypomostu.Spojrzałananiegozuwielbieniem.
-Wporzšdku,pamiętam.Mamamówi,żebymnigdyniepodchodziłasamadowody.
-Nowłanie.-Poszedłznišnapomosticzekał,ażPhillipdobijedobrzegu.Tobyłatakobieta,która
niezdarnierzuciłamucumę.Sybill,czyjakotam.Przezmoment,kiedynapotkałjejwzrok,poczułznowu
nakarkutodziwnełaskotanie.
Potemnaprzystańwpadłypsy.
-Czeć,aniołeczku.-PhillippomógłSybillwysišćnalšd,poczymmrugnšłokiemdoAubrey.
-Wemnienaręce-poprosiła.
-Nopewnie.-Podrzuciłjšwgóręicmoknšłwpoliczek.-Kiedynareszciewyroniesziwyjdzieszza
mniezamšż?-Jutro!
-Staletomówisz.TojestSybill.Sybill,poznajAubrey,najlepszšzmoichdziewczyn.
-Onajestładna-stwierdziłaAubreyipokazaławumiechudołeczki.
-Dziękuję.Tyrównież.-odpowiedziałaSybill,akiedyobskoczyłyjšpsy,cofnęłasięprzestraszona.
Phillipbłyskawiczniewycišgnšłrękęizdšżyłjšzłapać,nimwpadładowody.
-Spokój!Seth,zawołajpsy.Sybillnieczujesięprzynichzbytpewnie.-Niezrobišniczłego-
powiedziałSeth,pokręciłgłowšzdezaprobatš.Wzišłjednakobapsyzaobrożeiprzytrzymał,żeby
mogłaspokojnieprzejć.
-Wszyscywdomu?-zapytałPhillip.
-Nakrywajšdoobiadu.Graceprzyniosłaciastoczekoladowe.CamnamówiłAnnyżebyzrobiła
lasagnie.
-Lasagniemojejbratowejtoistnedziełosztuki-powiedziałPhillip.
-Mówišcosztuce,chciałamcijeszczerazpowiedzieć,Seth,żebardzopodobajšmisiętwojerysunki
łodzi.
Wzruszyłramionami,anastępnieschyliłsię,podniósłdwapatykiirzuciłjepsom,byodwrócićich
uwagę.
-Czasamisobierysuję.
-Jatakże.-Wiedziała,żetoniemšdre,alegdySethspojrzałnaništaksujšcymwzrokiem,
zaczerwieniłasię.-Zdarzamisięrysowaćwwolnychchwilach.Odprężamsięprzytymisprawiamito
satysfakcję.
-Nomylę!
-Możepokażeszmikiedywięcejswoichprac?
-Czemunie?-Pchnšłdrzwikuchenneiruszyłprostodolodówki.Widaćbyło,żeczujesiętutajjaku
siebiewdomu.
Sybillszybkorzuciłaokiemnapomieszczenie,rejestrujšcwrażenia.Naczym,coprzypominało
starowieckškuchnię,stałgotujšcysięnawolnymogniugarnek.Dobywałsięzniegoniesamowicie
aromatycznyzapach.Naparapecieokiennymnadzlewemustawionoglinianegarnuszki.Rosływnich
bujniewieżezioła.
Blatybyłyczyste,choćniecopodniszczone.Nakońcujednegoznich,podciennymtelefonem,
piętrzyłasięstertagazet.Wisiałtamtakżepękkluczy.Wgłębokiejmisieporodkustołubłyszczały
czerwoneizielonejabłka.Obokkrzesła,podktórymktozostawiłbuty,stałopróżnionydopołowykubek
kawy.
-Sędziakalosz!Przecieżwidać,żetenrzutbyłzawysoki!
NadwiękrozwcieczonegomęskiegogłosuwsšsiednimpokojuSybilluniosłabrwi.Phillipograniczył
siędoumiechuipodrzuciłwyżejAubrey.
-Meczbaseballowy.Cambardzoprzeżywategorocznemistrzostwa.
-Mecz!Całkiemonimzapomniałem.-Sethtrzasnšłdrzwiamilodówkiiwypadłzkuchni.-Jaki
wynik,któraczęć,ktoprowadzi?
-TrzydodwóchdlaA’s,drugapołowaszóstejczęci,będzieuderzaćMendes.Dwaauty,jestna
drugiejbazie.Aterazsiadajizamknijsię.
-Madotegobardzoosobistystosunek-dodałPhillip,poczymzsadziłnapodłogęAubrey,kiedy
zaczęłasięwiercić.
-Baseballczęstoprzekształcasięwosobistypojedynekkibicówzdrużynšprzeciwnika.Zwłaszcza
podczasjesiennychmistrzostw-dodałakiwajšczezrozumieniemgłowš.
-Lubiszbaseball?
-Oczywicie.-Tofascynujšcewidowiskomęskiejgryzespołowej,walki!Szybkoć,spryt,finezja,a
wszystkotoskoncentrowanewokółrzucajšcegopiłkęizbijajšcegojš.
-BędziemymusielisięwybraćnamecznaCamdenYards-postanowił.-Zprzyjemnocišposłucham,
copowieszoprzebiegugry.Podaćcico?
-Nie,dziękuję.-Zsalonudobiegałykolejneokrzyki,padałykolejneprzekleństwa.-Uważam
natomiast,żebyłobyniebezpiecznieruszaćsięstšd,kiedydrużynatwojegobratamaszansęzdobyćpunkt.
-Jestespostrzegawcza.-Wycišgnšłrękęidotknšłjejpoliczka.-Zostańmywięctui…
-Aterazwaldoprzodu,Cal!-wrzasnšłzsalonuCam.-Aletogenialnyskurczybyk!
-Gówno.-RozległsięgłosSetha.-Kolejnychrzanionykalifornijskiskrzydłowy,którynieprzedarł
sięprzezRipkonów.
Phillipjęknšł.
-Możejednakwyjdmyipospacerujmy,żebyprzeczekaćtenmecz.
-Seth,jużnierazrozmawialimynatematdopuszczalnegowtymdomusłownictwa.
-ToAnna-szepnšłPhillip.-Zeszłanadół,byzaprowadzićporzšdek.
-Cameron,mógłbysięzachowywaćtrochępoważniej.
-Tojestbaseball,słodziutka.
-Albotrzymajciejęzykzazębami,albokonieczoglšdaniem.
-Annajestbardzosurowa-rzekłPhillip.-Terroryzujenaswszystkich.
-Czyżby?-ZaintrygowanaSybillzerknęławstronęsalonu.
Usłyszałainnygłos,cichy,łagodny,apotemzdecydowanaodpowiedAubrey:
-Nie,mamo,proszę.JachcędoSetha.
-Onaminieprzeszkadza,Grace.Możezemnšzostać.NaturalnytongłosuSethadałSybillwieledo
mylenia.
-Toniezwykłe,bychłopiecwwiekuSethawykazywałtylecierpliwociwobecmałegodziecka.
Phillipwzruszyłramionamiipodszedłdopieca,bynalaćwieżozaparzonejkawy.
-Pasujšdosiebiejakulał.Aubreygouwielbia.
Odwróciłsię,umiechajšcsiędodwóchkobiet,któreweszłydokuchni.
-Ototekobiety,któremoibraciasprzštnęlimisprzednosa.Anna,Grace,doktorSybillGriffin.
-Chodziłomutylkoonaszegotowanie-powiedziałazemiechemAnnaiwycišgnęłarękę.-Miłomi
ciępoznać.Czytałamtwojeksišżki.Sšznakomite.
Zaskoczonazarównotymstwierdzeniem,jakiolniewajšcš,wręcznieprzyzwoitšurodšAnnySpinelli
Quinn,Sybillpoczułasiędoćniezręcznie.
-Dziękuję.Idoceniam,żeniemacienicprzeciwkotemunajciuwniedzielnywieczór.
-Żadnenajcie.Jestemyzachwycone.
ZaciekawionaAnnapomylała,żewcišgusiedmiumiesięcy,odkšdznaPhillipa,byłatopierwsza
kobieta,któršprzyprowadziłnaniedzielnškolację.
-Phillip,idpooglšdaćbaseball.-Machnęłarękšwstronęsalonu.-Grace,Sybillijabędziemymogły
lepiejsiępoznać.
-Widzisz,jakajestapodyktyczna-ostrzegłSybill.-Wołaj,gdybypotrzebowałapomocy,aprzybiegnę
naratunek.-Niezdšżyłaumknšć,kiedywycisnšłnajejwargachmocnypocałunek.Poczymzostawiłje
same.
Annaumiechnęłasiępromiennie.
-Napijmysięwina.Gracewysunęłakrzesło.
-Phillipmówił,żezamierzaszpobyćjakiczaswStChrisiżepiszeszksišżkęonaszymmiasteczku.
-Cowtymrodzaju.-Sybillwzięłagłębokioddech.Przecieżniemacosięobawiaćtejciemnookiej
brunetkiiłagodnejlicznejblondynki.-Przymierzamsiędopracyokulturzeitradycjach,atakżeo
krajobraziespołecznymmiasteczekiwiejskichwspólnot.
-Mamytujednoidrugie.
-Nowłanie.PobraliciesięniedawnozEthanem?
Gracerozpromieniłasię,ajejwzrokpowędrowałkuzłotejobršczcenapalcu.
-Wubiegłymmiesišcu.
-Iobojepochodziciestšd?
-Jaurodziłamsiętutaj.AEthanmiałmniejwięcejdwanacielat,kiedysiętutajsprowadził.
-Tyteżstšdpochodzisz?-zapytałaAnnę,czujšcsięnajlepiejwroliosobyankietujšcej.
-Nie.JestemwPittsburgha.PrzeniosłamsiędoDystryktuKolumbia,zawędrowałamdoPrincessAnn.
PracujęwBiurzeOpiekiSpołecznej,zajmujęsięsprawamirodzinnymi.Tojedenzpowodów,dla
którychinteresujęsiętwoimiksišżkami.-PostawiłaprzedSybillkieliszekciemnoczerwonegowina.
-Achtak,prowadziszsprawęSetha.Phillipmówiłmicootym.
-Tak-cišgnęłaAnnaiodwróciłasię,byzdjšćzhakafartuch.-Podobałocisiężeglowanie?
AzatemrozmowazobcyminatematSethaniewchodziwrachubę.Niepozostajenicinnego,jak
pogodzićsięztymfaktem,przynajmniejnaobecnymetapie.
-Bardzo.Bardziejniżprzypuszczałam.Niemogęuwierzyć,żeprzeżyłamtylelatinigdytegonie
spróbowałam.
-Mojepierwszedowiadczenieżeglarskiemiałomiejscezaledwiekilkamiesięcytemu.-Anna
postawiłanakuchniogromnygarnekwodydozagotowania.-NatomiastGracezajmujęsiętymod
urodzenia.
-PracujeszwStChristopher?
-Tak,sprzštammieszkania.
-Włšcznieztymtutaj.ChwałaBogu!-wtršciłaAnna.-NierazmówiłamGrace,żepowinnazałożyć
własnšspółkę.-Gracerozemiałasię,leczAnnapotrzšsnęłagłowš.-Mówiętocałkiempoważnie.
Mogłabyobjšćswymiusługamibiuraisklepy.Gdybyprzyuczyładwielubtrzyosoby,wiadomoć
rozniosłabysięlotembłyskawicy.
-Maszwiększyrozmachniżja.Nieumiemprowadzićinteresu.
-Założęsię,żepotrafisz.Twojarodzinaodpokoleńmafirmęzkrabami.
-Firmęzkrabami?-wtršciłasięSybill.
-Połów,paczkowanie,wysyłkadrogšmorskš.Jeżelijadłatutajkraba,jestmałoprawdopodobne,by
niepochodziłzfirmymojegoojca.Zatojanigdyniemiałamżyłkidointeresów.
-Cowcalenieznaczy,żenieporadziłabysobiezwłasnymbiznesem.-Annawyjęłazlodówki
kawałekmozarelliizaczęłajštrzeć.-Wokolicyjestwieleosób,którezpocałowaniemrękizapłacšza
dobre,solidneigodnezaufaniausługidomowe.Tejodrobinywolnegoczasu,któryspędzajšwdomu,
wolałybyniepowięcaćnasprzštanie,gotowanieczypranie.Nastšpiłazmianatradycyjnychról.Czy
zgadzaszsięzemnš,Sybill?Kobietaniemożespędzaćkażdejwolnejsekundywkuchni.
-Nocóż,zgodziłabymsię,ale…popatrztylkonasiebie.
Annaznieruchomiała,zmrużyłaoczy,następnieodrzuciładotyługłowęiWybuchnęłamiechem.
Wyglšdajakkobieta,którapowinnaraczejtańczyćwokółogniskaprzydwiękachskrzypiec,niżpotulnie
trzećserwpełnejzapachówkuchni.
-Maszabsolutnšrację.-Zanoszšcsięmiechem,Annapotrzšsnęłagłowš.-Nowłanie,wystarczy
spojrzećnasiebie.Podczasgdymójmężczyznawylegujesięprzedtelewizorem,głuchyilepyna
wszystko,pozameczem.Atojestczęstyniedzielnyobrazekwtymdomu.Nieszkodzi.Uwielbiam
gotować.
-Naprawdę?
PodejrzliwyipełenniedowierzaniagłosSybillsprawił,żeAnnaponownieWybuchnęłamiechem.
-Naprawdę.Sprawiamitosatysfakcję,podwarunkiem,żeniemuszępędzićdodomuiwrzucaćdo
garnka,copopadnie.Dlategowypracowalimysobiepewnšmetodę.Wponiedziałkijemyresztkitego,co
ugotowałamwniedzielę.Wewtorkizdanijestemynato,cougotujeCam.Wrodyidziemydorestauracji,
wczwartkijagotuję,wpištkiPhillip,awsobotychwytamy,comamypodrękš.Jesttobardzo
dopracowanysystem…podwarunkiem,żenicgoniezakłóci.
-AnnazamierzazatrudniaćSethajakoszefakuchniwpištki.-Wjegowieku?
Annaodrzuciładotyłuwłosy.
-Zaparętygodnikończyjedenacielat.Wtymwiekuumiałamjużzrobićzabójczyczerwonysos.Czas
iwysiłekpowięconenanauczeniegotego,inaprzekonaniego,żeprzyrzšdzenieposiłkunieprzynosi
ujmymężczynie,opłacšsięwkońcowymefekcie.Apozatym-dodała,wsypujšcszeroki,płaskimakaron
dowrzštku-jeliużyjęargumentu,żewtejdziedziniemożepobićCama,będziewzorowymuczniem.
-Niezgadzajšsięzesobš?
-Wręczprzeciwnie!Sethzrobiłbywszystko,żebytylkowywrzećwrażenienaswoimdużymbracie.
Cooczywiciewpraktyceoznacza,żeustawiczniesiękłócšiprzepychajšzesobš.-Znowusię
umiechnęła.-Wyglšdanato,żeniemaszbraci.
-Nie,niemam.
-Asiostry?-zapytałaGrace,zastanawiajšcsię,skšdtennagłychłódwoczachSybill.
-Jednš.
-Zawszepragnęłammiećsiostrę.-GraceumiechnęłasiędoAnny.-Idoczekałamsię.
-ObiezGracebyłymyjedynaczkami.-AnnapogłaskałaGraceporamieniu.Tennaturalny,czułygest
poruszyłSybill.Poczułazazdroć.-OdkšdtrafiłymynaQuinnów,szybkonadrabiamybrakispowodowane
wychowaniemwmałychrodzinach.AtwojasiostramieszkawNowymJorku?
-Nie.-Sybillpoczułaskurczwżołšdku.-Niejestemysobieażtakbardzobliskie.Przepraszamna
chwilę.-Odsunęłasięodstołu.-Czymogęskorzystaćzłazienki?
-Oczywicie,nakońcukorytarza,pierwszedrzwipolewej.-Annaodczekała,ażSybillwyjdzie,po
czymzwróciłasiędoGrace.-Niewiemjeszczecooniejmyleć.
-Jestjakbytrochę…skrępowana.Annawzruszyłaramionami.
-Nocóż,poczekamy.
WniedużympomieszczeniuprzylegajšcymdokorytarzaSybillochlapałatwarzwodš.Byłojejgoršco,
czułasięzdenerwowana.Nierozumiałatejrodziny.Sšhałaliwi,nieokrzesani,stanowišzlepekludzio
różnejprzeszłociipochodzeniu.Ajednakwydajšsięszczęliwi,swobodniwewzajemnychkontaktach,
oddanisobieibardzoczuli.
Kiedyosuszałatwarz,wklepujšcwodępalcami,napotkałaswójwzrokwlustrze.Jejrodzinaniebyła
nigdyhałaliwaaninieokrzesana.Zwyjštkiemtychnieprzyjemnychchwil,kiedyGloriastawałasię
nieznonaiprzekraczaładopuszczalnegranice.Terazjednakniepotrafiłabyzczystymsumieniem
powiedzieć,czykiedykolwiekbyliszczęliwi,czybylinaturalniibezporedniwewzajemnychrelacjach.
Acodouczucia,napewnoniestawianogonapierwszymmiejscu,podobniejakinnychspontanicznych
reakcji.
Poprostuniktwjejrodzinienienależydoludziuczuciowych.Zawszebyłaraczejmózgowcem,
zarównoznatury,jakizpotrzebyobronyprzednieoczekiwanymiwybuchamiGlorii.Wiedziała,że
zdaniesięnaintelektczyniżyciełatwiejszym.Wierzyławtobezgranicznie.
Tymczasememocjewzięłynadnišgórę.Czułasięjakkłamca,jakszpieg,złodziej.Przypomnienie
sobie,iżwszystkotorobidladobradziecka,pomogłojejtrochę.Powiedzeniesobie,żejesttojejwłasny
siostrzeniec,żemaprawoznajdowaćsiętutaj,wyrobićsobiewłasnšopinię,przyniosłojejulgę.
Najważniejszyjestobiektywizm,powiedziaładosiebie,przyciskajšcpalcamiskronie,byzłagodzić
dokuczliwyból.Dopókiniezgromadziwszystkichfaktów,wszystkichdanychiniewyrobisobiewłasnej
opinii,niemożesobiepozwolićnażadneemocje.
Wyszłauspokojona,przeszłakilkakrokówkorytarzemwkierunkuogłuszajšcegowrzasku.Na
podłodze,ustópCama,ujrzałależšcegoSetha,gardłujšcegonasędziego.Camwymachiwałpiwemi
sprzeczałsięzPhillipemnatematniesłusznejjegozdaniemdecyzji.Ethanspokojnieobserwowałmecz,
trzymajšcnakolanachAubrey,pišcšpomimopanujšcegoharmidru.
Pokójbyłprzytulny,choćniecozaniedbany.Wrogustałfortepian.Najegopoliturowanejpokrywie
staławazazcyniami,pełnoteżbyłoamatorskichzdjęćwramkach.PrzyręceSethastałaopróżnionado
połowymisazchipsami.Nadywaniewalałysięokruchy,buty,niedzielnagazetaorazbrudny,mocno
poszarpanykawałekliny.
Zrobiłosięciemno,aleniktsięniepofatygował,żebyzapalićwiatło.
Zaczęłasięwycofywać,kiedyPhillippodniósłwzrok.Umiechnšłsiędoniej.Wycišgnšłrękę.Weszła
więc,nieopierałasię,gdyjšpocišgnšłiposadziłnaoparciuswojegofotela.
-Drugapołowadziewištejczęci-szepnšł.-Prowadzimyjednympunktem.
-Aleprzypieprzatemugnojkowi!-Sethpowiedziałtozniżonymgłosem,któryażkipiałradociš.
Nawetniedrgnšł,kiedyCamklepnšłgowgłowęjegowłasnšbaseballowšczapeczkš.-Hurra!Załatwił
go!-Poderwałsiędogóryiwykonałzwycięskitaniec.-Jestemypierwsi!Orany,konamzgłodu.-
Pognałdokuchniijużpochwilisłychaćbyło,jakżebrzeojedzenie.
-Wygranapobudzaapetyt-stwierdziłPhillip,całujšcSybillwrękę.-Dalekodoobiadu?
-Annaczekatylkonakoniecmeczu.
-Chodmywięcsprawdzić,czyzrobiłaprzekšski.
Zacišgnšłjšdokuchni,gdziepochwilizrobiłsiętłok.AubreyoparłagłówkęnaramieniuEthanai
mrugałazaspanymioczamijaksowa.Sethnapchałdoustróżnocizestarannieprzygotowanejtacyi
komentowałszczegółymeczu.
Wszyscymówiliijedlirównoczenie.PhillipwłożyłSybilldorękikolejnykieliszekwina,ale
natychmiastzagonionogodokrojeniachleba.
Pokroiłwłoskichlebnagrubepajdy,posmarowałjemasłemiposypałczosnkiem.
-Czytujestzawszetak?-szepnęłamudoucha.
-Nie.-Wzišłswójkieliszekwinaitršciłsięzniš.-Czasamibywagłonoipanujebałagan.
Gdydowiózłjšdohotelu,dudniłojejwgłowie.Takwielemiaładoprzetrawienia.Spostrzeżenia,
dwięki,typyludzi,wrażenia.Owielelepiejradziłasobiezzawiłymiceremoniamiprzyjęćwagi
państwowejniżzniedzielnškolacjęuQuinnów.
Trzebaczasu,żebytowszystkoprzeanalizować.Gdytylkobędziewstaniezapisaćswojemyli,swoje
obserwacje,uporzšdkujeje,poddajedrobiazgowejanalizieizaczniewycišgaćwstępnewnioski.
-Zmęczona?Westchnęła.
-Trochę.Cotobyłzadzień!Fascynujšcy!Noiwietniesiębawiłam-dodała,gdyzaparkowałprzed
samymwejciemdoholu.
-Cieszęsię.Możewięczechceszpowtórzyćwprzyszłocieksperyment.-Obszedłsamochódikiedy
wysiadałapodałjejrękę.
-Niefatygujsię.Znamdrogę.
-Ajednakcięodprowadzę.
-Niezaproszęciędorodka.
-Zamierzamcięodprowadzićdodrzwi,Sybill.
Ustšpiła.Gdyotworzyłysiędrzwiwindy,weszlirazemdorodka.
-JedzieszwięcranodoBaltimore?-Wcisnęłaprzyciskswojegopiętra.
-Dzisiajwieczorem.Kiedywdomuwszystkogra,wracamwniedzielępónymwieczorem.Niema
wtedydużegoruchu,adziękitemumogęwczeniejwystartowaćwponiedziałek.
-Tojeżdżenietamizpowrotem,godzenietakróżnychobowišzków,musibyćbardzoucišżliwe.
-Niewszystkobywałatwe.Alegrawartajestzachodu.Nieszczędzęczasuaniwysiłku,gdyco
sprawiamiprzyjemnoć.
-Nocóż…-Odchrzšknęłaiwysiadłazwindyrównoczeniezotwarciemsiędrzwi.-Doceniamczas
iwysiłek,którewłożyłewdzisiejszydzień.
-Wracamwczwartekwieczorem.Chcęsięztobšzobaczyć.Wyjęłaztorebkimagnetycznškartędo
drzwi.
-Niepotrafięjeszczepowiedzieć,cobędęrobiławkońcutygodnia.Ujšłjejtwarz,przytrzymałi
przykryłustamijejwargi.
-Chcęsięztobšzobaczyć-wyszeptał.
Zawszepotrafiłasiękontrolować,dystansowaćsięodwszelkichpróbuwodzeniajej,opieraćsię
podszeptomfizycznegopocišgu.Leczznimbyłoinaczej.Czuła,iżzakażdymrazemposuwasięodrobinę
dalej.
-Nieczujęsięnatogotowa-usłyszałaswójgłos.
-Podobniejakja.-Przycišgnšłjšjeszczebliżej,objšłjšjeszczemocniejicałowałzjeszczewiększš
desperacjš.-Pragnęcię.-Miałnaprężonepalce,gdyzanurzyłjewjejwłosach.-Możetoilepiej,że
będziemymielikilkadninaprzemylenietego,cowkrótcenastšpi.
Spojrzałananiegodrżšca,spragnionaijakbytrochęprzerażonatym,codziejesięwniejwrodku.
-Tak,mylę,żetakbędzielepiej.-Odwróciłasię.Musiałaużyćoburšk,bytrafićkartšwotwór.-Jed
ostrożnie.-Weszładorodka,zamknęłaszybkodrzwi,poczymoparłasięonie,stojšctak,dopókisięnie
upewniła,żeserceniewyskoczyjejzpiersi.
Toczystewariactwo,żebytakszybkosięzaangażować.Byłanatylezesobšszczera,miałanatyle
naukowepodejcie,byniewycišgaćwnioskówzfałszywychdanych,byprzyznać,żeto,cosięznišdziej
ewzwišzkuzPhillipemQuinnem,niemanicwspólnegozSethem.
Trzebaztymskończyć.Zamknęłaoczy.Wcišżczułanawargachwibrujšcyuciskjegoust.Iobawiała
się,żenatymjednaknieskończysię.
8
Zastanawiałasię,czypostępujezgodniezprawem.KręcšcsięwpobliżuszkoływStChristopher
czułasięjakkryminalistka,choćprzekonywałasiebie,żenierobiniczłego.
Poprostuprzechadzasięwogólniedostępnymmiejscuwsamopopołudnie.Nieskradasię,żeby
podejćSetha,nieplanujeteżporwaniago.Chcetylkoznimporozmawiać,pobyćznimsamnasamprzez
chwilkę.
Odkładałatodopołowytygodnia.Wponiedziałekiwtorekuważnieobserwowałajegozwyczajei
rozkładzajęć.Wiedziała,żeautobusypodjeżdżajšzwyklepodszkołękilkaminutprzedotwarciemdrzwi,
iżewkrótcepotemdzieciwysypujšsięnazewnštrz.
Najpierwnajmłodszeklasy,następnierednie,anakońcuuczniowiegimnazjum.
Jużsamotostanowipouczajšcšlekcjšnatematrozwojudzieci.Małefigurkiiwieżeokršgłebuzie
najmłodszych,następniebardziejwycišgnięte,trochęniezgrabnepostacietych,którzywchodzšwokres
dojrzewania.Iwreszciezadziwiajšcodoroli,wyróżniajšcysięjużindywidualnymicechamimłodzi
ludziewwiekugimnazjalnym.
Ciekawestudium.Oddyndajšcychsznurowadełiszczerbatychumiechów,poprzezulizanefryzuryi
bombiastekurtki,poworkowatedżinsyilnišce,spływajšcenaramionawłosy.
Dziecinigdyniestanowiłyczęciskładowejjejżycia.Nieinteresowałasięnimi.Wyrastaławwiecie
dorosłych,oczekiwanoodniej,żesięzaaklimatyzuje,dostosuje.Niebyłowjejżyciuwielkichżółtych
szkolnychautobusów,dzikichbuntowniczychokrzykówpowybiegnięciuzeszkołynawolnoć,ani
żadnegowystawanianaparkinguzjakimpodejrzanymchłopcemwskórzanejkurtce.
Towszystkostanowiłodlaniejnoweodkrycie.Takiepołšczeniedramatuikomediiwydałosięjej
równiezabawne,copouczajšce.
KiedySethwypadłzeszkoły,poszturchujšcsięzciemnowłosymchłopcem,którywyglšdałnajego
najlepszegokumpla,odrazupoczułaprzyspieszonebicieserca.Ledwoprzekroczyłprógszkoły,
wycišgnšłzkieszeniczapeczkębaseballowšiwcisnšłjšnagłowę.Rytuałsymbolizujšcyzmianęreguł.
Drugichłopieczanurzyłrękęwkieszeniiwyłowiłzniejgumębalonowš,któršnatychmiastwsadziłw
usta.
Narastajšcywrzasksprawił,iżniesłyszałaichrozmowy.
Odwrócilisięplecamidoautobusówipowędrowalichodnikiem.Pochwilidogoniłichmniejszy
chłopiec.JakzauważyłaSybill,miałimwieledopowiedzenia.
Odczekałachwilę,poczym,jakgdybynigdynic,ruszyłazanimi.
-Tensprawdzianzgeografiitopestka.Nawetbałwanbysobieporadził.-Sethpoprawiłsobieplecak
naramionach.
Drugichłopiecwydmuchałimponujšcychrozmiarówróżowybalon,przytrzymałgowargami,poczym
wessałdorodka.
-Nierozumiemtylko,pojakšcholeręmuszęznaćwszystkienazwystanówiichstolic.Niewybieram
sięprzecieżdoPółnocnejDakoty.
-Witaj,Seth-powiedziała.
Zatrzymałsię.Obserwowała,jakprzestawiatokswojegomyleniaiskupiasięnaniej.
-O,czeć.
-Chybanadzisiajkonieczeszkołš.Idzieszdodomu?
-Dowarsztatu.-Znowupoczułtolekkiełaskotanienakarku.Zdenerwowałogoto.-Mamypracę.
-Idziemywięcwtęsamšstronę.-Umiechnęłasiędopozostałychchłopców.-Czeć,jestemSybill.
-AjaDanny-odparłdrugichłopiec.-AtojestWill.
-Miłomi.
-Nalunchbyłazupajarzynowa-obwieciłzpowagšWill.-ILisaHarboughwszystkozwymiotowała.
PanJimmusiałtowycierać.Apotemprzyjechałajejmama,żebyjšzabrać,iniemielimyczasu,żeby
zapisaćsłówka.-PrzekazujšctęinformacjętańczyłipodskakiwałwokółSybill,poczymumiechnšłsię
doniejpromiennie.
-Mamnadzieję,żeLisapoczujesięwkrótcelepiej.
-Kiedy,kiedysamzwymiotowałem,musiałemzostaćwdomuiprzezcałydzieńoglšdaćtelewizję.
MyzDannymmieszkamytutaj,przyHeronLane.Apani?
-Jestemtylkoprzejazdem.
-WujekJohniciociaMargieprzeprowadzilisiędoPołudniowejKarolinyipojechalimyich
odwiedzić.Majšdwapsyimałedziecko,Mike’a.Maszpsyidzieci?
-Nie…niemam.
-Możeszjemieć-poinformowałjš.-Pójddoschroniskadlazwierzštiwepsa…takjakmymyto
zrobili.Imożeszwyjćzamšżizrobićdziecko,żebyzamieszkałowtwoimbrzuchu.Tonictrudnego.
-Chryste,Will-zawołałSeth.
-Noico!Kiedydorosnę,będęmiałpsyimałedzieci.Tyle,ilezechcę.-Błysnšłponownietym
stuwatowymumiechem,poczympomknšłprzedsiebie.-Pa!
-Alesięmšdrzy-obruszyłsięDannyzpogardliwšwyższocišstarszegobrata.-Dozobaczenia,Seth.
-IpognałzaWillem.
-Willwcaleniejestprzemšdrzały-owiadczyłSeth.-Tojeszczepoprostudzieciakimusisię
wygadać,alejeststraszniefajny.
-Napewnodasięgolubić.-Poprawiłatorbęnaramieniuiumiechnęłasiędoniego.-Niebędziesz
miałnicprzeciwkotemu,żeprzejdęsięztobš?
-Niemasprawy.
-Wydawałomisię,żerozmawialicieosprawdzianiezgeografii.
-Tak,pisalimydzisiaj.Łatwizna.
-Lubiszszkołę?
-Ujdzie.-Wzruszyłramionami.-Niemamwyjcia.
-Mnieuczeniesięnowychrzeczyzawszesprawiałoprzyjemnoć.Zamiałasięlekko.-Pewniebyłam
kujonem.
Sethprzechyliłgłowęiprzyjrzałsięjejmrużšcoczy.Przypomniałsobie,żePhillipnazwałjšwietnš
babkš.Chybamiałrację.Maładneoczy,którychjasnykolorostrokontrastujezciemnymirzęsami.Nie
matakciemnychwłosów,jakAnna,anitakjasnych,jakGrace.Sšnaturalnielnišce,asposób,wjaki
zaczesujejedotyłu,dobrzeuwydatniajejtwarz.
Możewartobyłobyjškiedynarysować.
-Niewyglšdasznakujona-oznajmiłSeth,gdySybill,zażenowanajegodługimiintensywnym
przyglšdaniemsię,poczuła,żesięczerwieni.-Raczejnamolaksišżkowego.
-Tak?-Niebyłapewna,czyzostaławłaniezaszufladkowanajakomólksišżkowy,wolaławięcoto
niepytać.-Czegonajbardziejlubiszsięuczyć?
-Niewiem.Naogółwszystkotobzdury.-Wolę,jednakczytaćoludziachniżorzeczach.
-Zawszelubiłamstudiowaćludzi.-Przystanęłairuchemrękiwskazałanamałydwukondygnacjowy
szarybudynekzdobrzeutrzymanymogródkiemodfrontu.-Wedługmojejteoriipowinnatumieszkać
młodarodzina.Zarównomšżiżonapracujšpozadomem,majšdzieckowwiekuprzedszkolnym,
prawdopodobniechłopca.Istniejedużeprawdopodobieństwo,żeznalisięodwielulatiżepobralisię
niecałesiedemlattemu.
-Jakdotegodoszła?
-Jestpołowadnia,awdomuniemanikogo.Żadnychsamochodównapodjedzie,wyglšdateżnato,
żewrodkujestpusto.Alewidaćrowernatrzechkółkachitrochęzabawek-samochodzików.Dom,choć
nienowy,jestdobrzeutrzymany.Żebykupićdomizałożyćrodzinę,większoćmłodychparmusidzisiaj
pracowaćzawodowo.Mieszkajšwmałychwspólnotach.Młodziludzierzadkoosiedlajšsięwmałych
miasteczkach,chyba,żestamtšdpochodzš.Azatemmojateoriajestnastępujšca:cimłodzimieszkalitutaj,
znalisięoddawna,awkońcusiępobrali.Jestwielceprawdopodobne,żepierwszedzieckomieliw
pierwszychtrzechlatachmałżeństwa,azabawkiwskazujš,żemożemiećonotrzydopięciulat.
-Całkiemniele-stwierdziłpochwiliSeth.
Choćbyłotoniemšdre,poczułasięjednakdumnazfaktu,żemożeudasięjejuniknšćetykietymola
ksišżkowego.
-Alechciałabymsiędowiedziećonichjeszczewięcej…Wcišgnęłogoto.
-Naprzykładco?
-Dlaczegowybraliakurattendom.Jakiesšichcele?Jakiukładpanujewichzwišzku.Ktotrzyma
kasę-cojestrównoznacznezpredyspozycjamidosprawowaniawładzy-idlaczego?Studiujšcludzi,
poznajeszwzorce.
-Jakietomaznaczenie?
-Nierozumiem?
-Kogotoobchodzi?Zastanowiłasię.
-Dziękizrozumieniuwzorców,obrazuspołecznegowszerokimznaczeniutegosłowa,można
przewidziećtakielubinnezachowanialudzi.
-Ajelitosięniesprawdza?
“Bystrychłopiec”-pomylała,czujšckolejnyrazprzypływautentycznejdumy.
-Każdyodpowiadajakimwzorcom.Liczšsiętakieczynnikijakrodowisko,uwarunkowania
genetyczne,edukacja,pochodzenie,korzeniereligijneikulturowe.
-Dobrzecizatopłacš?
-Taksšdzę.
-Dziwne.
Awięcniestety,statusmolaksišżkowegozostałjejdefinitywnieprzypisany.
-Kiedytonaprawdęmożebyćciekawe.
Szukaławpopiechuprzykładu,którymbymogłapodreperowaćswójwizerunekwjegooczach.
-Przeprowadziłamkiedytakieksperyment…wwielumiastach.Umówiłamsięzfacetem,żebędzie
stałnaulicyiwpatrywałsięwjakibudynek.
-Nicpozatym?
-Włanie.Stałtamiwpatrywałsię,osłaniajšcoczyprzedsłońcem.Pochwiliktoprzystanšłobok
niegoizaczšłsięwpatrywaćwtensambudynek.Apotemnastępnyijeszczenastępny,ażzebrałsiętłum
ludziwpatrujšcychsięwtensambudynek.Upłynęłosporoczasu,zanimktowreszciezapytał,ocochodzi
iczemusiętakprzyglšdajš.Taknaprawdęniktniechciałbyćpierwszy,ponieważoznaczałobyto
przyznaniesię,iżniewidzitego,cowidzšinni.Chcemybyćtacyjakinni,chcemywiedziećiwidzieć,a
takżerozumiećto,cowie,widziirozumieosobastojšcaoboknas.
-Założęsię,żeniektórzymyleli,żektochcesięrzucićzokna.
-Bardzomożliwe.Każdaztychosóbstałatamokołodwóchminut.Doćdługojaknawpatrywaniesię
wzwyczajnybudynek.
-Całkiemniele.Choćnadalwydajemisiętodziwaczne.
Dochodzilijużdomiejsca,wktórymbędziemusiałskręcić,bydojćdowarsztatu.Mylijejbiegły
szybkoi,cobyłouniejrzadkociš,znalazłybłyskawicznyoddwiękwreakcji.
-Jaksšdzisz,cobybyło,gdybyprzeprowadziłtakisameksperymentwStChristopher?
-Niewiem.Tosamo?
-Wštpię.-Umiechnęłasiędoniegokonspiracyjnie.-Niechciałbyspróbować?
-Może.
-Atwoibracianiebędšsięniepokoić,jeżelitrochęsięspónisz?Możepowiedziałbyim,żejestetutaj
zemnš?
-Nie,Camnietrzymamnienasmyczy.Dajemitrochęluzu.
Niewiedziała,cosšdzićnatemattakrozlunionejdyscypliny,leczwdanejchwilibyłaszczęliwa,że
możeztegoskorzystać.
-Awięcspróbujmy.Kupięcilody.-Załatwione.
Ruszyliwprzeciwnymkierunkuniżwarsztat.
-Możeszwybraćmiejsce-zaczęła.-Imusiszstać.Naogółludzieniezwracajšuwaginakogo,kto
siedzi.Uważajš,żetakaosobaninajawielubodpoczywa.
-Rozumiem.
-Efektysšznacznielepsze,gdypatrzyszzzadartšgłowš.Pozwolisz,żetonagram?
Zzainteresowaniemspojrzałnaluksusowš,miniaturowškameręwideo,któršwyjęłaztorby.
-Nagrywaj.Nosisztostalezesobš?
-Kiedypracuję,tak.Atakżenotatnikidyktafon,atakżedodatkowebaterieitamyorazzapasowe
ołówki.Noitelefonkomórkowy.Lubiębyćdobrzeprzygotowana.Wdniu,wktórymwyprodukujšnatyle
małykomputer,żezmiecisięwtorebce,stanępierwszawkolejce.
-Philtakżeprzepadazaelektronikš.
-Wyposażeniemieszczucha.Wariujemy,żebyniestracićanijednejminuty.Poczym,oczywicie,brak
namczasu,ponieważdzieńmamywypełnionypobrzegi.
-Możesztopoprostuwyłšczyć.
-Toprawda.-Nibyprostestwierdzenie,ajakiegłębokie!
Nanabrzeżupanowałniewielkiruch.Dojrzałakuterwyładowujšcydziennypołów,atakżejakš
rodzinę,którakorzystajšczładnejpogodyzajadałasięolbrzymimiporcjamilodówzowocamiibitš
mietanšprzyjednymzmałychstolikówwystawionychnazewnštrz.Dwóchstarszychmężczyzno
twarzachkoloruciemnegoorzecha,popstrzonychdużšilocišpiegów,przysiadłonametalowejławce,
rozkładajšcmiędzysobšszachownicę.Wyglšdałonato,żeżadenznichniezamierzapierwszywykonać
ruchu.Naprogujednegozesklepówucięłysobiepogawędkętrzykobiety,aletylkojednaznichtrzymała
torbęzzakupami.
-Stanętam.-Sethwskazałwtamtymkierunku.-Ibędępatrzyłnahotel.
-Dobrywybór.-Odszedł,aSybillzostałanamiejscu.Dladobraeksperymentukoniecznejest
zachowanienależytegodystansu.Uniosłakamerę,nastawiłaostroćnaSetha.Odwróciłsięjedenraz,
umiechajšcsiępołobuzersku.
Akiedyzobaczyłajegotwarzwwizjerze,ogarnęłyjšemocje,naktóreniebyłaprzygotowana.Był
takiprzystojny,takibystry.Takiszczęliwy.Walczyłazesobš.Czyniepowinnacofnšćsięznad
niebezpiecznejkrawędzi,naktórejsięznalazła?
Możnaspakowaćsię,wyjechaćinigdygowięcejniezobaczyć.Sethniedowiesškimsšdlasiebie.
Gdybynawetmogłacokolwiekwniećwjegożycie,niebędziezatymtęsknił.Byładlaniegonikim.
Boteżnigdyniepróbowałasiędoniegozbliżyć.
Terazbędzieinaczej.Niezrobimukrzywdy,zbliżajšcsiędoniego,spędzajšcznimtrochęczasu,
zapoznajšcsięzjegosytuacjš.
Włšczyłamagnetofon,uruchomiłakamerę.Sethstałwwybranymprzezsiebiemiejscuzzadartšgłowš.
Stwierdziła,żemabardziejwyrazistyprofilniżGloria.Możekształttwarzyodziedziczyłpoojcu?
PodwzględembudowyciałatakżeniezbytprzypominałGlorię.Jużbardziejbyłpodobnydoniejido
ichmatki.
Natomiastzpewnymzdumieniemzauważyła,żeSethporuszasięwsposóbtypowydlaQuinnów.
Przejšłjużpewnecechyprzybranejrodziny.
Pomylałaotymzniechęcišizmusiłasiędoskoncentrowaniacałejuwaginaeksperymencie.
Minęłaledwieminuta,ajużpierwszaosobazatrzymałasięobokSetha.Rozpoznałapotężnškobietęz
siwymipasemkamiwłosów,któraobsługiwałazakontuaremuCrawforda.WszyscynazywalijšMamš.
Zgodniezprzewidywaniami,spojrzałanajpierwnaSetha,następniezadarłagłowęipodšżyłazajego
wzrokiem.Nietrwałotojednakdługo;opuciłagłowęipoklepałaSethaporamieniu.
-Nacotakpatrzysz,chłopcze?-Nanic.
Powiedziałtotakcicho,żeSybillmusiałapodejćbliżej,żebyzarejestrowaćjegogłosnatamie.
-Nieszkodaciczasu,żebytakstaćiprzyglšdaćsięczemu,czegoniema?Jeszczepomylš,że
zwariowałe.Powinienebyćwwarsztacie.
-Zaraztamidę.
-Czeć,Mamo,czeć,Seth.-Wobiektywiepojawiłasięładnamłodakobietaociemnychwłosach,
którarównieżspojrzałanahotel.-Stałosięconagórze?Niczegoniewidzę.
-Boiteżnictamniema-poinformowałajšMama.-Poprostuchłopakstoiigapisięwgórę.Jaktam
twojamama,Julie?
-Niezabardzo.Bolijšgardłoitrochękaszle.
-Najlepszyjestnatorosółzkury,goršcaherbataimiód.
-Graceprzyniosłaranotrochęrosołu.
-Dopilnuj,żebyzjadła.Witaj,Jim.
-Dzieńdobry.-Przyczłapałniski,krępymężczyznawbiałychkaloszachiprzyjaniepoklepałSethapo
głowie.-Nacosiętakgapisz,chłopcze?
-Chryste,czyjużniemożnanawetsobiepopatrzeć?-Sethodwróciłtwarzdokamery,rozmieszajšc
Sybill,swojšminš.
-Postójtakjeszcze,aobsišdšcięmewy.-Jimmrugnšłdoniego.-Kapitanjużczekanaciebie-
dodał,majšcnamyliEthana.-Będziechciałwiedzieć,dlaczegospóniaszsiędowarsztatu.
-Idęjuż,idę.Teżminadgorliwiec!-PodszedłdoSybill.-Niktsięniedałnabrać.
-Ponieważwszyscycięznajš.-Wyłšczyłakamerę.-Nastšpiłazmianawzorca.
-Mylała,żecosięwydarzy?
-Zakładałam,żenaterenie,naktórymistniejšbliskiepowišzania,gdzieobiektjestznany,ktosię
zatrzyma.Najpierwpopatrzy,apotemzadapytanie.Niktnieryzykujeutratyswojejgodnoci,kiedypyta
znajomšosobę…wdodatkumłodš.
Zmarszczyłczołoispojrzałwkierunkuwcišżrajcujšcychkobiet.
-Awięczasłużyłemnawypłatę.
-Jaknajbardziej,zasłużyłeteżchybanarozdziałwmojejksišżce.
-Bomba.Wezmęlodywwaflu.Imuszęzasuwaćdowarsztatu,zanimCamiEthanwezmšmniew
obroty.
-Wrazieczegowytłumaczęciebie.Tomojawina,żesięspónisz.
-Nie,nicminiezrobiš.Pozatympowiemim,żetobyłowramachnauki,dobrze?-Kiedyumiechnšł
siędoniej,ztrudemoparłasięnieoczekiwanejpotrzebiewyciskaniago.
-Otóżto.-Zaryzykowałaipołożyłarękęnajegoramieniu.Odniosławrażenie,żesięnapišłi
mimowolnieopuciładłoń.-Pozatymzawszemożemydonichzadzwonićzmojejkomórki.
-Tak?Bomba!Mogę?
-Jasne,czemunie?
DwadzieciaminutpóniejSybillsiedziałazabiurkiem,biegajšcszybkopalcamipoklawiaturze
komputera.
“Ponieważspędziłamznimprawiegodzinę,mogęstwierdzić,żejestonwyjštkowobystry.Z
informacjiPhillipawynika,żechłopiecregularnieosišganajwyższenoty,cojestgodnepodziwu.Z
przyjemnocišodkryłamjegobadawczšżyłkę.Choćmazłemaniery,niesprawiatoprzykroci.Wydajesię
byćznaczniebardziejotwartynaludziniżjegomatkaijawjegowieku.Mamtunamylijegozupełnie
naturalnestosunkizobcymi,pozbawionesztucznejuprzejmoci,naktórškładzionotakinaciskwmoim
wychowaniu.CzęćjegozachowaniamożnaprzypisaćwpływowiQuinnów.Jakjużpoprzednio
zanotowałam,sšnaturalnymi,zwykłymiludmi.
Napodstawieobserwacjidzieciorazdorosłych,zktórymimiałdzisiajdoczynienia,należy
wnioskować,żejestnaogółlubianyiakceptowany.Niemogęoczywicienatakwczesnymetapie
stwierdzić,czyprzebywanietutajjestdlaniegonajlepszymwyjciem,czynie.
NiemożnatakpoprostuignorowaćprawGlorii,niemiałamjednakjeszczeokazjipoznaćpragnień
chłopcaodnoniejegomatki.
Wolałabym,żebysiędomnieprzyzwyczaił,żebynieczułsięprzymnieskrępowany,kiedymu
powiemonaszympokrewieństwie.
Muszęmiećwięcejczasuna.
Przerwała,kiedyzadzwoniłtelefon,i,przebiegajšcwzrokiempospieszniezrobionenotatki,podniosła
słuchawkę.
-DoktorGriffin.
-Halo,doktorGriffin.Zdajesię,żeprzeszkadzamciwpracy?
Poznałajegogłos,usłyszałapobrzmiewajšcšwnimradoćizpoczuciemwinyzamknęładokument.
-Nieszkodzi,mogęsięoderwaćnaparęminut.CosłychaćwBaltimore?
-Dużoroboty.Mamwłanieprzedsobšobrazładnejmłodejpary,rozpływajšcejsięwumiechachw
trakciewsadzaniarównierozemianegomałegoszkrabadorednichrozmiarówsedana.Hasło:“Opony
firmyMyerstonewtrosceowaszšrodzinę!”
-Manipulacja…klientmauwierzyć,żekupionewinnejfirmieoponyniezapewnišmu
bezpieczeństwa.
-Tak.Todziała.Przygotowujemyteżinnyobraz.Olniewajšcyczerwonykabriolet,długa,wijšcasię
drogaiseksownablondynkazakierownicš.“OponyMyerstone.Zawszedojedziesznamiejsce!”
-Sprytne.
-Kliencitolubiš,ponieważzdejmujetoznichodpowiedzialnoć.CosłychaćwStChris?
-Wszystkowporzšdku.-Przygryzławargę.-PrzedchwilšwpadłamnaSetha.Namówiłamgo,żeby
mipomógłweksperymencie.Wypadłoniele.
-Tak.Ailemuzapłaciła?
-Zafundowałempodwójnšporcjęlodów.
-Taniosięwykupiła.Dzieciakjestoperatywny.Cozjutrzejszškolacjšiszampanemdlauczczenia
naszegoobopólnegosukcesu?
-Ktotumówiooperatywnoci?
-Mylałemotobieprzezcałytydzień.
-Przeztrzydni-poprawiłago.Wzięłaołówekizaczęłabezmylnierysowaćwnotatniku.
-Inoce.Gdytylkoskończętozlecenie,natychmiastsięwyrwę.Mógłbympociebiepodjechaćo
siódmej.
-Niebardzowiem,dokšdzmierzamy,Phillipie.-Ijaniewiem.Amusisztowiedzieć?Zrozumiała,iż
żadneznichniemanamylirestauracji.
-Tojestmniejkrępujšcametoda.
-Porozmawiamywięcotymimożewspólnieudasięnampokonaćtoskrępowanie.Awięco
siódmej.
Zauważyła,iżniewiadomienaszkicowałajegotwarz.“Złyznak-pomylała.-Bardzoniebezpieczny
znak”.
-Zgoda.-Najlepiejwzišćbykazarogi.-Dozobaczeniajutro.
-Możeszmiwywiadczyćprzysługę?
-Tozależy.
-Pomylomniewieczorem.Pomylała,żechybaniemawyboru.
-Dobranoc.
WswoimgabinecienaczternastympiętrzeponadulicamiBaltimorePhillipodsunšłsięodczarnego,
lnišcegobiurka,zignorowałpiskliwysygnałkomputera,oznajmiajšcyonadejciusłużbowejwiadomoci,i
zbliżyłsiędoszerokiegookna.
Uwielbiałpatrzećstšdnamiasto,naodnowionedomy,naport,naprzepychajšcesięsamochodyi
ludziponiżej.Tylkożewtejchwilipogršżonybyłwmylach.PoprostunieprzestawałmylećoSybill.
Zawładnęłajegoumysłem.Jeszczenigdyniedowiadczyłczegopodobnego:nieustannynapływmyli
skoncentrowanychnajejosobie.Jednoczeniestwierdzał,żejejosobanieprzeszkadzamuw
wykonywaniucodziennychczynnoci.Pracował,jadł,miałpełnopomysłów,zdawnymskutkiemzałatwiał
klientów.
Wcaleniebyłprzekonany,czymasięcieszyć,żejakakobietazaprzštnęłatakbardzojegouwagę…
zwłaszczażerobiłaniewiele,bygozachęcić.
Możepotraktowaćtenlekkidystans,jakistarałasięnarzucićSybill,jakowyzwanie.Doszedłdo
wniosku,żejakosobieztymporadzi.Poprostujeszczejednazintrygujšcychgiertoczšcychsięmiędzy
kobietamiamężczyznami.
Obawiałsięjednak,żewydarzyłosięconapłaszczynie,którejnieznał.Ajelisięniemyli,Sybill
równieżczułasiętuniezbytpewnie.
-Zupełniejakty-usłyszałzasobšgłosRaya.
-OJezu!-Nieodwróciłsię,tylkozamknšłoczy.
-Masztucholerniewytwornebiuro.Poprzyglšdałemsiętrochę,zanimwszedłemdociebie.-Ray
rozglšdałsiępopokoju,wydšłwarginawidokoprawionegowczarnšramęobrazuzrzuconymiz
rozmachemczerwonymiiniebieskimiplamami.-Niezły-stwierdził.-Pobudzadomylenia.Chyba
dlategoumieciłegowswoimgabinecie.
-Niktmnienieprzekona,żemójzmarłyojcieczjawiłsiętu,bykrytykowaćdziełasztuki.
-Nobo,prawdęmówišc,przyszedłemtuwinnymcelu.-Zatrzymałsięjednakwroguprzywykonanej
wmetalurzebie.-Totakżemisiępodoba.Zawszemiałeznakomitygust.Sztuka,jedzenie,kobiety.-
Umiechnšłsięradonie,gdyPhillipodwróciłsiędoniego.-Naprzykładtakobieta,októrejnie
przestajeszmyleć.Dużaklasa.
-Comisięnależyodżycia.
-Zgadzamsięztobš.Odmiesięcyjestezapracowany.Tobardzointeresujšcakobieta,Phillipie.
Bardziejniżsšdzisz.Mamnadzieję,żewodpowiednimczasiewysłuchaszjej,naprawdęjejwysłuchasz.
-Oczymtymówisz?-Zniecierpliwiony,machnšłrękš.-Przecieżitakniemaciebietutaj?
-Mamnadzieję,żeobojeprzestaniecieanalizowaćswojepostępowanieizaakceptujecieto,cojest.-
Raywzruszyłramionamiiwsunšłręcedokieszenikurtki.-Alemusiszpostępowaćzgodniezwłasnym
sumieniem.Będziecitrudno.Awkrótcenawetjeszczetrudniej.Chcęcipowiedzieć,żemożeszjejufać.
Gdytylkominiekrytycznymoment,Phillipie,zaufajsobieijej.
Znowudreszczprzebiegłmuwzdłużkręgosłupa.
-ComawspólnegoSybillzSethem?
-Niebędęciotymmówił.-Umiechnšłsięznowu,aleoczymiałpoważne.-Nierozmawiałeomniez
braćmi.Apowiniene.Niemyl,żenadwszystkimsprawujeszkontrolę.
Wcišgnšłgłębokopowietrze,przeszedłsięwolnymkrokiemwkoło.
-Twojamatkapadłabyzwrażenianawidoktegomiejsca.Odwaliłekawałroboty.-Terazumiechały
siętakżejegooczy.-Jestemzciebiedumny.Wiem,żeitymrazemporadziszsobiezkolejnšprzeszkodš.
-Totyodwaliłewspaniałšrobotę-wyszeptałPhillip.-Tyimama.
-Pewniemaszrację.-Raymrugnšłdoniego.-Itrzymajtakdalej.-Kiedyzadzwoniłtelefon,Ray
westchnšł.-Comabyćtobędzie.Podniesłuchawkę,Phillipie,ipamiętaj,żejestepotrzebnySethowi.
Pochwilipozostałsamzdzwonišcymtelefonemwpustymgabinecie.Wpatrujšcsięwmiejsce,w
którymprzedchwilšstałojciec,Phillipsięgnšłposłuchawkę.
-PhillipQuinn.
Kiedysłuchał,jegowzrokstawałsięnieustępliwyitwardy.Usiadł,sięgnšłpopióroizaczšłnotować
sprawozdaniedetektywa,dotyczšcenajwieższychpoczynańGloriiDeLauter.
9
-JestwHampton.-Phillip,przekazujšctęwiadomoć,patrzyłnaSetha.WidziałjakCamkładziedłoń
naramieniuchłopca.-Zgarnęłajšpolicja…byłapijanaizakłócałaporzšdek,znalezionoteżprzyniej
narkotyki.
-Zamknšjšwwięzieniu?-TwarzSethapobladła.Pewniemadoćpieniędzy,żebywyjćzakaucjš.
-Chceszpowiedzieć,żemożeimdaćpienišdzeiżejšwypuszczš?-Campoczuł,żeSethzaczyna
drżeć.-Mimoto,cozrobiła?
-Niewiem.Aleprzynajmniejwiemy,gdzieterazjest.Jadę,żebysięznišspotkać.
-Nie.Niejedtam!
-Seth,rozmawialimyjużnatentemat.-Campomasowałdrżšceramięchłopca,odwracajšcgotwarzš
dosiebie.-Jedynšmetodš,żebyzałatwićtoraznazawsze,jestdogadaniesięzniš.
-Niewrócętam-powiedziałzezłocišSeth.-Nigdytamniewrócę.
-Oczywicie,żeniewrócisz.-Ethanzdjšłzramieniatorbęznarzędziami,odstawiłjšnastół.-Do
powrotuAnnymożeszprzebywaćzGrace.-PopatrzyłnaPhillipaiCama.-Myzapojedziemydo
Hampton.
-Ajeliglinypowiedzš,żemamwracać?Jelituprzyjadš,kiedywasniebędzie,i…
-Seth.-PhillipprzykucnšłiobjšłmocnoSetha.-Musisznamzaufać.Chłopiecpatrzyłnaniego
oczamiRayaQuinna.Widaćwnichbyłołzyistrach.
PorazpierwszyPhillipniemiałnajmniejszejwštpliwoci.
-Jesteznami-powiedziałspokojnie.-Itosięniezmieni.
Zdługimwestchnieniem,Sethpokiwałgłowš.Niemiałwyboru,pozostawałamutylkowiara.Istrach.
-Wemiemymójsamochód-oznajmiłPhillip.
-AnnaiGraceuspokojšgo.-Camkręciłsięnerwowonafoteludżipa.
-Potwornyjesttenjegostrach.-Ethanrzuciłokiemnaszybkociomierzistwierdził,żePhillip
wycišgaprawiestotrzydziecikilometrównagodzinę.-Żeteżmożemytylkoczekaćipatrzeć!
-Wrobiłasię-stwierdziłPhillip.-Fakt,żedałasięaresztować,niepomożejejwsprawieprzyznania
opieki…oilewogóleotowystšpi.
-Onaniechcedzieciaka.
PhillipwymieniłzCamemkrótkiespojrzenie.
-Onachceforsy.Niewyciniejednakznasgrosza.Natomiastmyzadamyjejparępytań.Trzebaztym
skończyć.
“Będziekłamała-pomylałPhillip.-Będziekłamała,wdzięczyłasię,manewrowała.Mylisięjednak,
bardzosięmyli,jeżelisšdzi,żezdobędzieSetha”.
“Wiem,żeporadziszsobiezkolejnšprzeszkodš”.
Zacisnšłręcenakierownicy.Patrzyłprzedsiebie.Poradzisobie.Wtenczywinnysposób.
Zpulsujšcšodnatłokumyligłowš,zrozdygotanymżołšdkiem,Sybillweszłanaposterunekpolicji.
ZadzwoniładoniejGloria,zapłakanaizrozpaczona,błagajšcaoprzysłaniepieniędzynakaucję.
Gloriamówiła,żetopomyłka,strasznenieporozumienie.Oczywicie,acóżinnegomogłobytobyć?
Przezchwilęchciałaposłaćpienišdzepocztš.Samaniewie,cojšodtegopowstrzymałoizmusiło,by
wsiadładosamochoduiprzyjechałatutaj.
-JestemtuwsprawieGloriiDeLauter-powiedziaładoumundurowanegofunkcjonariusza,
siedzšcegozawšskim,zawalonympapieramikontuarem.-Chciałabymsięznišwidzieć,jelitojest
możliwe.
-Paninazwisko?
-Griffin.DoktorSybillGriffin.Jestemjejsiostrš.Złożęzaniškaucję,ale…chciałabymsięzniš
zobaczyć.
-Czymógłbymzobaczyćjakipanidokument?
-Oczywicie.-Zaczęłaszperaćwtorbie,szukajšcportfela.Miałaspoconeidrżšceręce.Policjant
czekałcierpliwie.
-Możezechciałabypaniusišć?-zaproponował,poczymwstałzkrzesłaiprzeszedłdosšsiedniego
pokoju.
Czułasuchoćwgardleimusiałanapićsięwody.Udałasiędomałejpoczekalni,gdziestałyobok
siebietwarde,plastikowefotelewmartwymbeżowymkolorze.Pochyliłasięnadkranem.Alewoda
podziałałanajejzmaltretowanyżołšdekjakgradołowianychkul.
Czymusielijšumiecićwceli?OBoże,czyrzeczywiciewsadzilijejsiostrędoceli?Czywłaniew
takimmiejscumusisięspotkaćzGloriš?
Mimozdenerwowaniajejpragmatycznyumysłanalizowałsytuację.WjakisposóbGloriadotarłado
niej?DlaczegoznalazłasiętakbliskoStChristopher?Dlaczegojestoskarżonaoposiadanienarkotyków?
Właniedlategoniewysłałapieniędzyprzekazem.Najpierwmusipoznaćodpowied.
-DoktorGriffin?
Drgnęła,wyrwanazeswoichmyli,zszerokootwartymioczami,niczymzajšcwwietlereflektorów.
Odwróciłasiędofunkcjonariusza.
-Tak.Czymogęsięzništerazzobaczyć?
-Będęmusiałzatrzymaćpanitorebkę.Wydampaninaniškwit.
-Wporzšdku.
Wręczyłamujš,złożyłapodpiswewskazanymmiejscu,wzięłakwit.
-Tędy.
Wskazałnabocznedrzwi,otworzyłje,wpuszczajšcjšdowšskiegokorytarza.Polewejstronie
znajdowałosięniedużepomieszczenie,któregojedyneumeblowaniestanowiłystółikilkakrzeseł.Na
jednymznich,zkajdankaminarękach,siedziałaGloria.
WpierwszymmomencieSybillpomylała,żezaszłapomyłka.Toniebyłajejsiostra.Przyprowadzili
innškobietę.Tajestzbytstara,zbytkanciasta,kocista,zramionamipodobnymidokikutówskrzydeł,
kontrastujšcymizpiersiami,opiętymikusym,wydekoltowanymsweterkiem,podktórymwyzywajšco
sterczałysutki.
Poskręcanšszopęjasnychjaksłomawłosówprzecinałoporodkuczarnepasmo,wokółustmiała
głębokiebruzdy,ajejwyrachowaneoczybyłyrównieostrejakjejramiona.
Pochwiliteoczynabraływyrazu,austazadrżały.
-Syb…-Głosjejzałamałsię,gdywycišgnęłarękęwbłagalnymgecie.-DziękiBogu,żejeste.
-Gloria.-Szybkopostšpiłakilkakroków,ujęłajejdrżšcšrękę.-Cosięstało?
-Niewiem.Nicztegonierozumiem.Takajestemprzerażona.-Położyłarękęnastoleizaczęłagłono,
rozpaczliwiepłakać.
-Uspokójsię.-Sybillusiadła,objęłaramieniemsiostrę,spoglšdajšcjednoczenienaglinę.-Czy
mogłybymyzostaćsame?
-Będętużobok,nazewnštrz.-ZerknšłszybkonaGlorię.Niedałposobiepoznać,żejestzaskoczony
zmianšjakazaszławtejwrzeszczšcej,przeklinajšcejkobiecie,któršdoprowadziłnaposterunekkilka
godzintemu.
Wyszedłizamknšłdrzwi,pozostawiajšcjesame.
-Dajmitrochęwody.
Sybillwstała,podbiegładodzbankazwodšinapełniłakartonowykubek.Ucisnęłaręcesiostry,
przytrzymałajemocno.
-Zapłaciłakaucję?Czymożemyjużstšdwyjć?
-Zajmęsięwszystkim.Powiedz,cosięstało.
-Powiedziałam,żeniewiem.Toprzeztegofaceta.Czułamsięsamotna.-Pocišgnęłanosem,wzięła
podanšprzezSybillchusteczkę.-Rozmawialimyprzezchwilę.Chcielimypójćnalunch,kiedypojawiły
sięgliny.Onzwiał,amniezgarnęli.Towszystkostałosiętakszybko.
Ukryłatwarzwdłoniach.
-Znaleliwtorebcenarkotyki.Musiałmijewłożyć.Chciałamtylkozkimporozmawiać.
-Wporzšdku.Jestempewna,żewszystkotowyjanimy.-SybillchciaławierzyćGlorii,aleniestety
niemogła.-Jaksięnazywał?
-John.JohnBarlow.Robiłtakiemiłewrażenie.Wydawałosię,żemożnananimpolegać.Ajaczułam
sięstrasznienieszczęliwa.ZpowoduSetha.-Opuciłaręce,jejoczyprzybrałytragicznywyraz.-Tak
strasznietęsknięzamoimmałymchłopczykiem.
-WybierałasiędoStChristopher?Gloriaspuciławzrok.
-Pomylałam,żemożeudamisięgozobaczyć.
-Czytosugestiaadwokata?
-To…-ZawahałasięprzezchwilęiSybillpoczułaostrzegawczysygnał.-Nie,aleonitegonie
potrafišzrozumieć.Chodziimtylkoopienišdze.
-Jaksięnazywatwójadwokat?Zadzwoniędoniego.Możecozrobi,żebyzałagodzićsprawę.
-Onniejeststšd.Posłuchaj,Sybill,chcępoprostustšdwyjć.Nawetniewiesz,jakietostraszne.Ten
glinajesttam?-Wskazałagłowšnadrzwi.-Dobierasiędomnie.
ŻołšdekSybillznowudawałsięjejweznaki.
-Cochceszprzeztopowiedzieć?
-Dobrzewiesz.-Podotychczasowejrozpaczyniepozostałnawetlad.-Macałmnieipowiedział,że
jeszczewróci.Zgwałcimnie.
Sybillzamknęłaoczy,przycisnęłapalcamipowieki.Kiedybyłynastolatkami,Gloriaoskarżyłao
molestowaniewieluchłopcówimężczyzn,włšczniezeszkolnympsychologiemiwychowawcš.Nie
oszczędziłanawetwłasnegoojca.
-Gloria,nieróbtego.Powiedziałam,żecipomogę.
-Kiedytenbydlaknaprawdęobmacywałmnieodstópdogłów.Gdytylkostšdwyjdę,wniosęskargę.
-Zgniotłapapierowykubekirzuciłagozasiebie.-Małomnieobchodzi,czymiwierzysz,czynie.
-Wporzšdku,alenaraziewróćmydosprawy.Skšdwiedziała,gdziemnieszukać?
-Skšd?-Zmuszonabyłaopanowaćsię,byniezapomniećoodgrywanejroli.-Comasznamyli?
-Niepowiedziałamci,dokšdsięwybieram.Skšdwiedziała,żebyzadzwonićdohoteluwSt
Christopher?
Tobyłbłšd,zktóregoGloriazdałasobiesprawęwkrótcepotelefonie.Pijanaiwciekłaniemiała
gotówkinazapłaceniekaucji.To,coodłożyłanaboku,trzymaładalekostšd.Czekabezpiecznie,aż
Quinnowiepowiększšsumkę.
Niezastanawiajšcsię,zadzwoniładoSybill.Aleodtamtejchwilimiałaczasnaprzemylenie.
Wiedziała,żenajlepszymsposobem,bypodejćSybill,jestwzbudzeniewniejpoczuciawiny,zagraniena
struniepoczuciaodpowiedzialnoci.
-Przecieżcięznam.-Umiechnęłasiębezbarwnie.-Wiedziałam,żegdyopowiemcioSethcie,
pomożeszmi.Próbowałamdodzwonićsiędociebiedodomu.Kiedytelefonistkapowiedziała,żeniema
cięwmiecie,wytłumaczyłam,żejestemtwojšsiostršimambardzopilnšsprawę.Podaliminumer
hotelu.
-Rozumiem.-Byłotoprzekonujšce,całkiemlogiczne.-Zajmęsiękaucjš.Gloria,alepodpewnym
warunkiem.
-Tak.-Rozemiałasię.-Jakbymtojużgdziesłyszała!
-Potrzebnemijestnazwiskotwojegoadwokata,żebysięznimskontaktować.Chcępoznaćaktualnš
sytuacjęprawnšSetha.Chcę,żebyzemnšotymporozmawiała.Zjemyrazemobiadiwyjaniszmi
wszystko,codotyczyQuin-nów.Wyjaniszmi,najakiejpodstawietwierdzš,żeRayQuinndałciza
Sethapienišdze.
-Tebydlakikłamiš.
-Poznałamich-powiedziałaspokojnie.-Iichżony.WidziałamsięzSethem.Ijakoniemogę
pogodzićtychdwóchwersji:twojejitego,cozobaczyłam.
-Niewszystkodasięjasnowytłumaczyć.Chryste,jestezupełniejaknaszstaruszek.-Zaczęłasię
podnosić,żachnęłasięnawidokkajdanków.-DwojesławnychdoktorówGriffinów.
-Toniemanicwspólnegozmoimojcem-powiedziałaspokojnymgłosemSybill.-Natomiast
wszystko,jaksšdzę,ztwoim.
-Chrzanięto.-UmiechGloriistałsięwulgarny.-Ichrzanięciebie.Idealnacóreczka,idealna
uczennica,idealnypieprzonyrobot.Zapłaćtylkotępieprzonškaucję.Mamodłożonepienišdze.Zwrócę
ci.Odzyskamdzieciakabeztwojejpomocy,kochanasiostrzyczko.Mojegodzieciaka!Skorowolisz
zasięgaćjęzykaonajbliższejkrewnejubandyobcychludzi,wynosię,skšdprzyszła.Itakzawszemnie
nienawidziła.
-Nienienawidzęcię,Glorio.Inigdytakniebyło.Niezasięgałamunikogoopiniinatwójtemat.
Staramsiętylkozrozumiećcałšsprawę.
Gloriaodwróciłagłowę,byukryćprzedSybillswójtriumfalnyumiech.Wkońcunacisnęła
odpowiedniguzik.
-Muszęsięstšdwydostać.Muszęsięztegooczycić.-Udała,żegłossięjejzałamuje.-Niemogęjuż
więcejnatentematrozmawiać.Jestemtakazmęczona.
-Pójdęzałatwićformalnoci.Sšdzę,żetoniepotrwadługo.
Gdywstała,Gloriaponowniechwyciłajejrękę,przycisnęładopoliczka.
-Przepraszam.Bardzoprzepraszamzato,cocinagadałam.Wcaletakniemylę.Jestempoprostu
przybitaizagubiona.Czujęsiętakasamotna.
-Jużdobrze,dobrze.-Sybilluwolniłarękęinaniepewnychnogachpodeszładodrzwi.
Podrugiejstronie,czekajšcnazałatwienieformalnocizwišzanychzkaucjš,połknęładwieaspiryny,
neutralizujšcjerodkiemzobojętniajšcymkwas.Mylała,jakbardzozmieniłasięGloriapodwzględem
wyglšdu.Byłaniegdytaklicznšdziewczynš,aterazjakowychudła,wyschła.Jednakjakdawniejchciała
manipulowaćludmi,niszczyćich.
Postanowiła,żebędzienalegać,byGloriazgodziłasięnaterapię.Ajeliczęćjejproblemustanowiš
narkotyki,dopilnuje,byGloriapoddałasiękuracjiodwykowej.Oczywiciewtakimstanieniejestzdolna
doprzejęciaopiekinadmłodymchłopcem.DopókiwięcGlorianiedojdziedosiebie,należyzbadać
dokładniewszystkiemożliwociiwybraćnajlepszšdlachłopca.
Oczywicie,musisięspotkaćzjakimadwokatem.Ranoznajdzieadwokataiporozmawiaznimna
tematGloriiiSetha.
BędziemusiałastawićczołoQuinnom.
Namylotymznowupoczułaskurczżołšdka.Konfrontacjajestnieunikniona.
Potrzebujeczasu,żebydokładnieprzemyleć,copowie.Musiprzewidziećichpytaniaiżšdania,by
miećnaniewłaciweodpowiedzi.Przedewszystkimzanależyzachowaćspokójiobiektywizm.
NawidokwchodzšcegodobudynkuPhillipapoczułakompletnšpustkęwgłowie.Zamarła,gdyjego
wzrokpadłnaniš,gdyzmrużyłoczyiprzybrałsurowywyraz.
-Cotutajrobisz,Sybill?
-Ja…-Czułazakłopotanie,wstyd.-Mamsprawędozałatwienia.
-Naprawdę?-Podszedłbliżej,podczasgdyjegobraciastalizanimwmilczeniu.Zjejtwarzy
wyczytałpoczuciewinyistrach.-Cóżtozasprawa?-Kiedynieodpowiedziała,przechyliłgłowę.-Kim
jestdlaciebieGloriaDeLauter?
Zmusiłasię,bypatrzećmuprostowoczy,byodpowiedziećjaknajbardziejnaturalnymgłosem.
-Jestmojšsiostrš.
Spojrzałnanišzzabójczšwciekłociš.ŻebynieuderzyćSybill,zacisnšłpięciwkieszeniach.
-Jakietozabawne,prawda?Tysuko-powiedziałciszajšcgłos,aonapoczułasiętak,jakbyjš
spoliczkował.-Posłużyłasięmnš,żebysiędobraćdoSetha.
Potrzšsnęłagłowš,aleniemogławydobyćgłosu,żebyzaprzeczyćjegosłowom.Czyżniemiałracji?
Posłużyłasięnim,podobniejaknimiwszystkimi.
-Chciałamgotylkozobaczyć.Jestmoimsiostrzeńcem.Musiałamsięprzekonać,czyniedziejemusię
krzywda.
-Agdzie,dojasnejcholery,podziewałasięprzezostatniedziesięćlat?Otworzyłausta,alezanim
zdšżyłacowyjanić,przeprosić,wyprowadzonoGlorię.
-Zabierajmysięstšd,dojasnejcholery.Postawiszmidrinka,Syb.-Gloriazarzuciłanaramię
winiowštorbęiumiechnęłasiędoPhillipauwodzicielsko.-Porozmawiamy,oczymzechcesz.Czeć,
przystojniaku.-Oparłarękęnabiodrzeiprzesłałaumiechwszystkimmężczyznom.-Jakleci?
Gdybynieokolicznoci,kontrastmiędzytymikobietamimógłbybyćnawetzabawny.Zjednejstrony
bladaiopanowanaSybill,zzaczesanymidotyłubłyszczšcymibršzowymiwłosami,znieumalowanymi
ustami,zpodkršżonymioczami,ubranawszaryblezer,spodnieibiałšjedwabnšbluzkę,zdrugiejza
stronyGloria,eksponujšcasterczšcekociiprzekwitłeokršgłociwobcisłychczarnychdżinsachi
wydekoltowanymsweterku,któryodsłaniałrowekjejpiersi.
Glorianieomieszkałapoprawićmakijażu;błyszczšcawiniowaszminkanaustachmiałatensamkolor,
cojejtorba,oczyobwiedzionebyłaciemnškreskš.Phillipdoszedłdowniosku,żejejwyglšdodpowiada
dokładnietemu,kimjest.Starzejšcasiękurwaudajšcaaniołka.
Stwierdził,żewyglšdanachorš,takjakjegomatka,kiedywidziałjšporazostatni.
Wygrzebałaztorbywymiętšpaczkę,zktórejwyjęłapapierosa.
-Maszogień,chłoptysiu?-zapytała,obracajšcgomiędzypalcami.
-Gloria,tojestPhillipQuinn.Atojegobracia,CameroniEthan.
-Copodobnego!-UmiechGloriistałsięzjadliwyibrzydki.-TrzyzakałyRayaQuinna.Czego,do
diabła,chcecie?
-Odpowiedzi-odparłzwięlePhillip.-Porozmawiajmynazewnštrz.
-Niemamzamiaruzwamirozmawiać,ajeliwykonaciechoćjedenruch,któryminieprzypadniedo
gustu,zacznękrzyczeć.Niebraktuglin.Przekonamysię,czypobytwwięzieniuprzypadniewamdo
gustu.
-Gloria.-Pragnšcjšpowstrzymać,Sybillpołożyładłońnajejramieniu.-Jedynymsposobem
wyjanieniasobiewszystkiegojestrozsšdnarozmowa.
-Niewyglšdajšnatakich,którzybychcielizemnšrozsšdnierozmawiać.Chcšmizrobićkrzywdę.-
Zręczniezmieniłataktykę,objęłaSybill,przytuliłasiędoniej.-Bojęsięich,Sybill,proszę,pomóżmi.
-Staramsię,Glorio.Niktniezamierzacięskrzywdzić.Znajdziemyspokojnemiejsce,gdzie
usišdziemysobieiporozmawiamynatentemat.Będęprzytobie.
-Zarazzwymiotuję.-Gloriacofnęłasię,złapałasięzabrzuchizniknęławłazience.
-Aleprzedstawienie-stwierdziłPhillip.
-Jestrozstrojona.-Sybillzłšczyładłonie,splotłapalce.-Trudnojejbędziedzisiajrozmawiać.
Spojrzałnanišznieukrywanymszyderstwem.
-Jesteniewiarygodnienaiwna,albobierzeszmniezaidiotę.
-Spędziłaprawiecałepopołudniewceli.Każdybyłbyrozstrojony.Niemoglibymyotymwszystkim
porozmawiaćjutro?Sprawacišgniesięjużtakdługo,żemożepoczekaćjeszczejedendzień.
-JelijużtujestemywtršciłCamzałatwimywszystkoodrazu.Pójdzieszijšsprowadzisz,czysam
mamtozrobić?
-Toniejestwłaciwametoda!Chceszjšzastraszyć?Mnietakże?
-Niepouczajmnie-rzekłCam,stršcajšczramieniadłońEthana,któryusiłowałgomitygować.-Po
tymwszystkim,cozrobiłaSethowi,niemożemymiećdlaniejlitoci.
Niespokojniespojrzałazasiebie,naumundurowanegofunkcjonariuszasiedzšcegozabiurkiem.
-Niesšdzę,żebykomukolwiekznaszależałonawywołaniuawanturynaposterunkupolicji.
-wietnie.-Phillipujšłjejramię.-Wyjdmywięciporozmawiajmy.
-Spotkajmysięjutro.Wyznaczciegodzinę,którawamodpowiada.AjazabioręterazGloriędo
hotelu.
-TrzymajjšzdalekaodStChris.
Skrzywiłasię,gdypalcePhillipazacisnęłysiębolenienajejramieniu.
-Wporzšdku.Cowięcsugerujesz?
-Powiemci,cosugeruję-zaczšłCam,alePhillippowstrzymałgoruchemręki.
-PrzywiezieszjšdobiuraAnny.Odziewištej.Wtensposóbwszystkoodbędziesięprzepisowoiw
stosownympotemumiejscu,rozumiemysię?
-Tak.-Odetchnęłazulgš.-Mogęsięnatozgodzić.Przywiozęjš.Maciemojesłowo.
-Niedałbymzłamanegogroszazatwojesłowo,Sybill.-Phillipprzysunšłsiębliżej.-Alejelitego
niezrobisz,znajdziemyjš.Cowięcej,jeliktórazwaszbliżysiędoSetha,obiewylšdujeciewceli.-
Puciłjejramię.
-Będziemynamiejscuodziewištej-powiedziała,powstrzymujšcsięprzedpotarciembolšcego
ramienia.Odwróciłasięiposzłaposiostrędołazienki.
-Dlaczego,dodiabła,zgodziłsięnato?-zapieniłsięCam,wychodzšczaPhillipemnazewnštrz.-
Mielimyjštutaj.
-Jutrowydobędziemyzniejwięcej.
-Gównoprawda.
-Phillipmarację.-Ethanniechętnieprzystałnazmianęplanu.-Odbędziemyrozmowęnaoficjalnym
gruncie.Niezagalopujemysięwnaszychemocjach.TakbędzielepiejdlaSetha.
-Dlaczego?Żebytasukajegomatkaijegozakłamanaciotkamiaływięcejczasunadogadaniesięi
ukartowanieczego?Chryste,kiedypomylę,żeSybillspędziładzisiajdobršgodzinęsamnasamz
Sethem,chcemisię…
-Stałosię-warknšłPhillip.Krewgotowałasięwnimzwciekłoci.Zatrzasnšłzfurišdrzwidżipa.-
JednakniedostanšSethawswojełapy.
-Niepoznałjej-zauważyłEthan.-Jakietodziwne,prawda?Niewiedział,kimjestSybill.
-Podobniejakja-mruknšłPhillipiuruchomiłsilnik.-Aleterazjużwiem.
SybillpostanowiłaprzedewszystkimnakarmićGlorięgoršcymposiłkiem,uspokoićjšidokładnie
wybadać.Zaledwiekilkadomówodposterunkupolicjiznalazływłoskšrestauracje.
-Mamcholerniezszarpanenerwy.-PodczasgdySybillwjeżdżałanawolnemiejscenaparkingu,
Gloriazachłanniezacišgnęłasiępapierosem.-Cozabezczelnoćzestronytychskurczybyków,żebymnie
taknachodzić.Czywyobrażaszsobie,cobymizrobili,gdybymbyłasama?
Sybilljedyniewestchnęłaiwysiadłazsamochodu.
-Musiszcozjeć.
-Tak,jasne.-Gdyweszłydorodka,Gloriaprychnęłapogardliwienawidokwystrojurestauracji.
Byłajasnaiwesoła,zbarwnšwłoskšceramikš,grubymiwiecamiikraciastymiobrusaminastołach.-
Wolęstekniżpotrawymakaroniarzy.
-Bardzoproszę.-Opanowujšczłoć,SybillwzięłaGlorięzaramię.Poprosiłaostoliknadwieosoby.
-Wczęcidlapalšcych-dorzuciłaGloria,wycišgajšcnastępnegopapierosawdrodzedohałaliwej
częcibaru.-Dżinztonikiem,podwójnaporcja.
Sybillpotarłaskronie.
-Adlamniewodamineralna.
-Rozlunijsię-powiedziałaGloria,gdykelnerkazostawiłajesame.-Wyglšdasz,jakbypotrzebowała
drinka.
-Prowadzęsamochód.Apozatymniemamochoty.-Cofnęłasięprzeddymem,którymGloria
dmuchnęłajejwtwarz.-Musimypoważnieporozmawiać.
-Pozwól,żenajpierwsięnaoliwię,dobrze?-Paliłailustrowałamężczyznwbarze,zabawiajšcsię
wyszukiwaniemtakiego,którynadawałbysiędopoderwania,gdybynietajejbeznadziejniedrętwa
siostra.
AleżztejSybillnudziara!Zawszetakabyła,stwierdziła,uderzajšcpalcamioblatstołu,niemogšc
doczekaćsiętegocholernegodrinka.Alejestpożyteczna.Jelitylkojšumiejętniepodejć,dodaćdotego
dużołez,zrobiwszystko,cotrzeba.
MusiprzycisnšćQuinnów.Towietnie,żenapatoczyłasięSybill.Solidna,odpowiedzialnadoktor
Griffin.
-Gloria,niepytaszoSetha?
-Couniego?
-Widziałamgokilkarazy,rozmawiałamznim.Widziałamjegodom,widziałamszkołę.Poznałam
parujegoprzyjaciół.
Gloriazmieniłatongłosu.
-Jakionjest?-Zdobyłasięnaniepewnyumiech.-Czypytałomnie?
-Jestnaprawdęcudowny.Itakurósłwporównaniuztym,kiedygoostatniowidziałam.
“Żarłzadziesięciu-przypomniałasobieGloria-icišglewyrastałzubraniaizbutów.Jakbymmiała
zadużopieniędzy”.-Niewie,kimjestem.
-Jakto?-Gdypostawiononastoleszklankęzdrinkiem,Gloriarzuciłasięnaniš.-Niepowiedziała
mu?
-Nie,niepowiedziałam.-Sybillpodniosławzroknakelnerkę.
-Więcwęszysztuincognito?Zadziwiaszmnie,Syb.
-Pomylałam,żelepiejbędziepoobserwowaćsytuację,adopieropotemzmienićdynamikędziałania.
Gloriaparsknęłamiechem.
-No,nareszcieprzemawiaszwłasnymgłosem.Rany,nicsięniezmieniła.Obserwowaćsytuację,a
potemzmienićdynamikędziałania-przedrzeniłaSybill,silšcsięnasnobistycznytongłosu.-Chryste!
Sytuacjajesttaka,żeteskurwysynymajšmojegodzieciaka.Grozilimi,ajedenBógraczywiedzieć,coz
nimwyprawiajš.Potrzebujęjakiegokauzyperdę,bygostamtšdwydostał.
-Posłałamcipienišdzenaadwokata-przypomniałajejSybill.
Gloriapomylała,żetepięćtysięcyjakoprzeszłojejmiędzypalcami.Skšd,dodiabła,mogła
wiedzieć,żepienišdze,którewycišgnęłaodRaya,wmigsięrozejdš?Miaławydatki.Chciałasiętrochę
zabawić.Powinnabyłazażšdaćdwarazytyle!Nocóż,wyciniejeodtychbękartów,którychwychował.
-Maszchybapienišdze,któreposłałamcinaadwokata?Glorianapiłasięzeszklanki.
-Tak,dobryadwokatpotrafizczłowiekawszystkowyssać.Hej!-krzyknęła,przywołujšckelnerkęi
pokazujšcswojšpustšszklankę.-Strzelęjeszczejednego,dobrze?
-Jeżelibędziesztylkopiłainiejadła,znowuzrobicisięniedobrze.“Akurat-zamiałasięwduchu
Gloriaizłapałaswojškartę.-Niezamierzamjużwięcejwsadzaćpalcadogardła.Wystarczytenjeden
raz”.
-MajštustekFlorentine.Możebyć.Pamiętasztamtelato,kiedystaruszekzabrałnasdoWłoch?A
tychwszystkichnapalonychfagasównamotorowerach?Boże,ależsięzabawiłamztymfacetem,jakmu
tambyło,CarloczyLeo?Przemyciłamgodosypialni.Byłazbytwstydliwa,żebyzostaćipatrzeć,spała
więcwsaloniku,podczasgdymyprzezpółnocyuprawialimyakrobacje.
Upiłaznowejszklanki,wzniosłatoast.
-NiechżyjšWłosi!
-Zamówięlinguinizpestoiinsaladamista.
-Dlamniestek,krwisty.-Gloriaoddałakartę,niepatrzšcnakelnerkę.-Zrezygnowałazpaszydla
królików?Przezjakiczastylkotojadła,prawda,Syb?Czteryczypięćlat.
-Szeć-poprawiłajšSybill.-Właniemijaszećlat,kiedywróciłamdodomuistwierdziłam,że
zniknęliciezSethem,razemzczęcišmojegoosobistegomajštku.
-Och,tak,wybacz.Ciężkojestwychowywaćsamotniedzieciaka.Zawszejestkruchozforsš.
-Nigdyminiemówiłaojegoojcu.
-Oczymtumówić?Staredzieje.
-Nodobrze,przejdmydoaktualnychwydarzeń.Muszęznaćprawdę,żebyumiejętniepokierować
naszymjutrzejszymspotkaniemzQuinnami.Dżinztonikiemchlusnšłnastół.
-Jakimspotkaniem?
-JedziemyjutroranodoUrzęduOpiekiSpołecznej.Trzebasobiewyjanićspororzeczy,
przedyskutowaćsytuacjęispróbowaćznalećrozwišzanie.
-Cholera!Jedyne,czegochcš,tomniewypieprzyć.
-Niepodnogłosu-zmitygowałajšSybill.-Iwysłuchajmnie.Jelichceszstanšćnanogi,jelichcesz
odzyskaćsyna,wszystkomusisięodbyćspokojnieilegalnie.Gloria,potrzebujeszpomocy,ajachcęci
pomóc.Ztego,cowidzę,niejestewformie,żebyzabieraćterazSetha.
-Poczyjejtyjestestronie?
-Pojego-powiedziałabezchwilizastanowienia.-Jestempojegostronieimamnadzieję,żerównież
potwojej.Musimyteżwyjanić,dzisiejszezdarzenie.
-Jużcimówiłam,żebyłamwzłymnastroju.
-wietnie,aletojeszczeniezałatwiaproblemu.Ławaprzysięgłychnieokażewspółczuciakobiecie,
naktórejcišżyzarzutposiadanianarkotyków.
-Corazlepiej!Możebywystšpiławcharakterzewiadkaiopowiedziałaimomoimpodłym
charakterze?Boprzecieżtakuważasz,wywszyscytakuważacie.
-Proszęcię,przestań.-Zniżajšcdoszeptugłos,Sybillpochyliłasięnadstołem.-Robięwszystko,co
mogę.Jelichceszmidowieć,żezależycinaczymkolwiek,musiszzemnšwspółpracować,musiszdaćco
wzamian,Glorio.
-Tynigdyniepopuszczałaczłowiekowi.
-Nierozmawiamyomnie.Zapłacękosztysšdowe,porozmawiamzOpiekšSpołecznš,postaramsię,
żebyQuinnowiezrozumieli,jakiemaszprawa.Chcę,żebysięzgodziłanakuracjęodwykowš.
-Naco?
-Zadużopijesz.
Parsknęłamiechemiłyknęładżinu.
-Miałamciężkidzień.
-Miałaprzysobienarkotyki.
-Powiedziałam,żeniebyłymoje.
-Jużraztosłyszałam-stwierdziłaspokojnieSybill.-Potrzebnacijestterapiaikuracja.Załatwięto,
pokryjękoszty.Pomogęciznalećpracę,mieszkanie.
-Podwarunkiem,żewszystkoodbędziesiępodtwojedyktando.-Jednymruchemwlaławsiebie
resztędżinu.-Terapia!Tymsłowemtyistaruszekpróbowalicierozwišzywaćwszystkieproblemywiata.
-Takiesšwarunki.
-Atyreżyserujeszprzedstawienie?Jezu,zamówmijeszczejednegodrinka.Muszęsięwysikać.-
Zarzuciłanaramiętorbęidużymikrokamiprzemierzyłabar.
Sybillosunęłasięnaoparciefotelaizamknęłaoczy.NiemiałazamiaruzamawiaćGloriinastępnego
drinkateraz,kiedyjejsiostrzezaczšłsięjużplštaćjęzyk.Azatemmusisięprzygotowaćnakolejnš
przykršpotyczkę.
Aspiryna,któršzażyła,niewielepomogła.Bólnieustępowałaninachwilę.Uciskałskronieżelaznš
obręczš.Niczegotakniepragnęła,jakwycišgnšćsięnamiękkimłóżkuwciemnympokojuizapomniećo
wszystkim.
Straciławszystkowjegooczach.Czuławstydiżal.Możeizasłużyłanapogardę,zjakšnanišpatrzył.
Wtejchwiliniebyławstanietrzewootymmyleć.Alebyłojejprzykroztegopowodu.
Jeszczebardziejbyławciekłanasiebie.Zato,żepozwoliła,bystałsięontakważnydlaniejwtak
krótkimczasie.Znałagozaledwieodparudniinigdy,aletonigdyniezamierzałasięangażować
uczuciowo.
Wystarczyłobykilkawspólniespędzonychgodzin.Jaksięwięcstało,żesprawyzaszłytakdaleko?
Wiedziałajednak,żekiedyjštrzymał,kiedypobudzałjejkršżenietymidługimi,zmysłowymi
pocałunkami,pragnęłaznaczniewięcej.Ateraz,kiedysięwycofał,czułasięcałkiemrozbita.
Nicnatonieporadzi.Tooczywiste,żewtejwyjštkowejsytuacjiniepowinnibylizPhillipem
doprowadzićdotakiejzażyłoci.Jelimajšterazutrzymywaćjakikontakt,totylkozewzględunadziecko.
Obojesšludmidorosłymi,będšsięwięczachowywaliwobecsiebieuprzejmie,chłodno,leczrozsšdnie.
DladobraSetha.
Gdykelnerkapodałasałatkę,otworzyłaoczy.Byłazławidzšc,żelitujesięonanadniš.
-Czycojeszcze?
-Nie,dziękuję.Iproszętozabrać-dodała,pokazujšcnapustšszklankęGlorii.
Namylojedzeniubuntowałsięjejżołšdek,zmusiłasięjednakdotego,bywzišćdorękiwidelec.
Przezpięćminutmanipulowałanimnadsałatkš,zerkajšcjednoczeniewstronęzapleczarestauracji.
“Pewnieznowujestchora-pomylałaznękanaSybill.-TrzebabędzietampójćprzytrzymaćGlorii
głowę,wysłuchaćjejjękówiposprzštaćponiej”.
Przezwyciężajšcniechęćiwstydpodniosłasięiudałasiędodamskiejtoalety.
-Gloria,dobrzesięczujesz?-Przyumywalkachniebyłonikogo.Zżadnejkabinynieusłyszała
odpowiedzi.ZrezygnowanaSybillzaczęłaotwieraćpokoleidrzwi.-Gloria?
Wostatniejkabinieujrzałaswójportfel.Leżałotwartynaklapiesedesu.Zdumionachwyciłago,
zajrzaładorodka.Zobaczyłaróżnedowodytożsamoci,kartykredytowe.
Alecałagotówkazniknęła,podobniejakjejsiostra.
10
Zbolšcšdonieprzytomnocigłowš,pragnšcodpoczynkuwsamotnoci,Sybillotwierałahotelowe
drzwi.Obyjaknajszybciejsięgnšćpolekarstwo,pogršżyćsięwciemnoci,zapomniećowszystkim,a
znajdziesposób,żebysobiejakoporadzićzjutrzejszymdniem.
Znajdziesposób,bystawićjutroczołoQuinnom,samotnie,pomimosromotnejporażki.
Nieuwierzš,żeniepomogłaGloriiwucieczce.Aleczymożeimmiećtozazłe?Jużitakmajšjšza
kłamcęipodstępnšżmiję.NawetSeth.Prawdęmówišc,nielepiejwypadaławewłasnychoczach.
Otworzyłazamekioparłasięodrzwinabierajšcsił.Gdyzapaliłosięwiatło,wydałacichyokrzyki
zasłoniłarękšoczy.
-Nie,niemylicięwzrok-powiedziałPhillip,stojšcwdrzwiachprowadzšcychnataras.
Opuciłarękę,zmuszajšcsiędomylenia.Zauważyła,żezdjšłmarynarkęikrawat,alepozatym
wyglšdałtaksamo,jakpodczasspotkanianaposterunkupolicji.Uprzejmy,dystyngowany,choćcholernie
zły.
-Jaktutajwszedłe?
Chłodnyumiechsprawił,żejegooczyprzybraływyglšdtwardego,zimnegozłota.Miałykolorostrego
zimowegosłońca.
-Rozczarowujeszmnie,Sybill.Sšdziłem,żetwojebadanianad…obiektemuwzględnišfakt,iżjednš
zmoichpierwszychumiejętnocibyłowłamywaniesię.
Nieporuszyłasię,stałaopartaodrzwi.
-Byłezłodziejem?
-Międzyinnymi.Aleniemówmyomnie.-Postšpiłdoprzoduiusiadłnaoparciusofy,jakjaki
przyjaciel,którywpadłzniezapowiedzianšwizytš,sadowišcysięwygodnienapogaduszki.
-Fascynujeszmnie.Twojenotatkisšniewiarygodnieodkrywczenawetdlalaika.
-Czytałemojenotatki?-Jejwzrokpobiegłkubiurku.Zpowoduprzeszywajšcegobólugłowynie
mogłasięnawetzdobyćnaoburzenie,wiedziałajednak,żemusizareagować.-Niemiałeprawa
wchodzićtunieproszony.Włamywaćsiędomojegokomputeraiczytaćmojšpracę.
“Tylkotyle?-pomylałPhillipwstajšc,bywzišćpiwozbarku.-Jakaonawłaciwiejest?”
-Jelichodziomnie,Sybill,niepoczuwamsiędożadnychzobowišzań.Okłamałamnie,posłużyłasię
mnš.Wszystkoukartowała.Czyżnie?Kiedytakprzypadkowopojawiłasięwwarsztacie,miałajuż
gotowyplan.
Imdłużejtakstała,wpatrujšcsięwniego,ztwarzšpozbawionšwyrazu,tymbardziejzaczynałsię
irytować.
-Infiltracjaobozuwroga.-Odstawiłzimpetempiwo.Stukszkłaodrewnianyblatbyłdlajejobolałej
głowyniczymciossiekierš.-Obserwowanieisporzšdzanieraportu,przekazanieinformacjisiostrze.A
gdybyprzebywaniezemnšmiałociułatwićprzekroczenieliniiwroga,gotowabyłasięnawetpowięcić.
Przespałabysięzemnš?
-Nie.-Przycisnęłarękędoczołainiewielebrakowało,byosunęłasięnapodłogę.-Niemamw
zwyczaju…
-Mamwrażenie,żekłamiesz.-Podszedłdoniej,ujšłjšzaramionaipodcišgnšłdogóry,ażstanęłana
czubkachpalców.-Sšdzę,żezrobiłabywszystko.Poprostujeszczejednalekcjaobiektywizmu.Plus
korzyćzprzyjciazpomocškurewskiejsiostrzyczcewwycinięciuznasdodatkowychpieniędzy.Sethtyle
samodlaciebieznaczy,codlaniej.Jestpoprosturodkiemdoosišgnięciacelu.
-Nie,tonietak…niemogęmyleć.-Bólbyłrozdzierajšcy.Gdybyjejniepodtrzymywał,padłabyna
kolana.-Ja…porozmawiamyotymjutro.Nieczujęsiędobrze.
-TotakżewaszawspólnacechazGloriš.Niedamsięnatonabrać,Sybill.Zaczęłatracićprzytomnoć.
-Przepraszam.Niemogęwytrzymać.Muszęusišć.Proszę,muszęusišć.Spojrzałnanišuważnie.Była
miertelnieblada,goršczkowobłyszczałyjejoczy,oddechstawałsięcorazszybszy,nierówny.Jeżeli
udajechorobę,Hollywoodstraciłonajwiększšgwiazdę.
Klnšcpodnosem,zacišgnšłjšnasofę.Opadłanapoduszki.
Zbytcierpišca,byczućzakłopotanie,zamknęłaoczy.
-Wmojejteczcesšpigułki.
Wzišłczarnšteczkęzmiękkiejskóry,zanurzyłwniejrękęiodnalazłlekarstwo.
-Imitrex?-Popatrzyłwjejstronę.Leżałazodchylonšgłowš,zzamkniętymioczami,zzaciniętymiw
pięcidłońminapodołku,jakbytamkoncentrowałsięjejból,którychciałaumierzyć.-Pigułkina
najcięższšmigrenę.
-Tak,bioręjeodczasudoczasu.-Postanowiłasięskoncentrować,zrelaksować.Lecznicniebyłow
staniezłagodzićpiekielnegobólu.-Powinnamjenosićprzysobie.Gdybymjemiała,niebyłobyterazaż
takle.
-Proszę.-Podałjejpigułkęiszklankęwody.
-Dziękuję.-Zpopiechuomalnieoblałasięwodš.-Tochwilępotrwa,alewolępigułkiniżzastrzyki.
-Znowuzamknęłaoczy,modlšcsię,żebyzostawiłjšsamš.
-Jadłaco?
-Co?Nie.Zarazbędzielepiej.
Wyglšdałafatalnie.Powiedziałsobiewduchu,żezasłużyłanato,bycierpieć,alepodniósłjednak
słuchawkęipoprosiłopołšczeniezobsługš.
-Niemamnanicochoty.
-Uspokójsię.-Zamówiłzupęiherbatę,poczymzaczšłspacerowaćpopokoju.
Czyżbyażtakbardzopomyliłsięcodoniej?Szybkieitrafneszufladkowanieludzinależałodojego
sprawdzonychumiejętnoci.Widziałwniejinteligentnš,interesujšcškobietę.Kobietęzklasš,poczuciem
humoruizwyrobionymsmakiem.Jednakpodpolakierowanšpowierzchniškryłasiękłamczucha,
oszustkaioportunistka.
Omalnieparsknšłmiechem.Toniemaldosłownyopischłopca,jakimprzestałbyćkosztemżmudnej,
trwajšcejpołowężyciapracy.
-Piszesz,żeniewidziałaSetha,odkšdskończyłczterylata.Skšdwięctonagłezainteresowanie?
-Mylałam,żebędęmogłapomóc.
-Komu?
Nadzieja,żebólwkrótceminie,dałajejsiłę,żebyotworzyćoczy.
-Niewiem.Mylałam,żebędęmogłapomócjemuiGlorii.
-Jednemupomogła,innegozraniła.Czytałemtwojenotatki,Sybill.Niepróbujmiwmówić,że
troszczyszsięoniego.“Obiektjestchybazdrowy”.Tonieżadencholernyobiekt,leczdziecko.
-Musiałamtaknapisaćdlazachowaniaobiektywizmu.-Najważniejszesšludzkieodruchy.
Tšcelnšuwagšugodziłjšprostowserce,którerównieżzaczęłoboleć.
-Nieznamsięnaemocjach.Reakcjeibehawioralnewzorcesšmojšmocniejszšstronšniżuczucia.
Miałamnadzieję,żeudamisięzachowaćpewiendystansdosprawy,bymócjšprzeanalizować,okrelić,
cojestnajlepszedlawszystkichzainteresowanych.Nienajlepiejmitowyszło.
-Dlaczegoniezainteresowałasiętymwczeniej?-dopytywałsię.-Dlaczegonicniezrobiła,nie
przeanalizowałasytuacji,kiedySethbyłztwojšsiostrš?
-Niewiedziałam,gdzieonisš.-Westchnęłaipotrzšsnęłagłowš.Nieczasnausprawiedliwienia,a
tenczłowiek,którywpatrujesięwnišchłodnymwzrokiem,itakichnieprzyjmieiniezaakceptuje.-
Nigdyteżnieprzyłożyłamsięsolidnie,żebyichodszukać.Odczasudoczasuposyłałamjejpienišdze,
gdykontaktowałasięzemnšiprosiłaonie.MojekontaktyzGlorišnajczęciejnienależałydo
przyjemnych.
-NaBoga,Sybill,przecieżrozmawiamyterazodziecku,anieotwoichspostrzeżeniachnatemat
siostrzanejrywalizacji.
-Bałamsię,żesięprzywišżędoSetha-mruknęła.-Omalsiętoniestało,alegozabrała.Byłjej
dzieckiem,niemoim.Nanicniemiałamwpływu.Prosiłam,żebypozwoliłasobiepomóc,alesięnie
zgodziła.Wychowywałagozupełniesama.Rodzicewyrzeklisięjej.Mojamatkanieprzyjmujenawetdo
wiadomoci,żemawnuka.Wiem,żeGloriiniejestłatwo.
-Mówiszpoważnie?
-Niemanikogo,nakimmogłabysięoprzeć-zaczęłaSybill,poczym,gdyrozległosiępukaniedo
drzwi,znowuzamknęłaoczy.-Przykromi,alechybaniczegoniebędęwstanieprzełknšć.
-Ależbędziesz.
Phillipotworzyłkelnerowidrzwi,poprosił,żebypostawiłtacęnastoleprzedsofš.Odprawiłgo
szybko,płacšcmuidajšchojnynapiwek.
-Spróbujtrochęzupy-rozkazał.-Musiszcozjeć,wprzeciwnymraziezrobicisięniedobrzepo
lekarstwie.Niemożnazażywaćtaksilnychrodkównapustyżołšdek.Niezapominaj,żemojamatkabyła
lekarzem.
-Jużdobrze.-Powolinabrałanałyżkęzupy,mówišcsobie,żetotylkokolejnelekarstwo.-Dziękuję.
Jestempewna,żenieodpowiadacitakasytuacja.
-Poprostutrudniejjestmidaćcikopa,kiedyleżyszbezsił.Zjedz,Sybill,apotemporozmawiamy.
Westchnęła.Ostrzebóluodrobinęstępiało.Możnabyłogoznieć.
-Chciałabymbardzo,żebypostarałsięzrozumiećmójudziałwtejsprawie.Gloriazadzwoniłado
mniekilkatygodnitemu.Byłazrozpaczona,przerażona.Powiedziała,żestraciłaSetha.
-Straciłago?-Phillipparsknšłkrótkim,sarkastycznymmiechem.-Wybornyżart!
-Poczštkowopomylałamoporwaniu,alewkońcuudałomisięwydobyćzniejparęszczegółów.
Wytłumaczyłami,żejestonutwojejrodziny,żezabraliciegoodniej.Byłarozhisteryzowana,
przerażona,żejużgomożenigdynieodzyska.Niemiałapieniędzynaadwokata.Byłasamotnawobec
całegosystemu.Posłałamjejpienišdzenaadwokataipowiedziałam,żejejpomogę.Iżebyczekała,
dopókisięznišnieskontaktuję.
Powolijejorganizmwracałdonormy,sięgnęładokoszyczkastojšcegooboktalerza,wyjęłarogalik.
-Postanowiłamprzyjechaćiosobicierozejrzećsięwsytuacji.Wiem,żeGlorianiezawszemówicałš
prawdę,żepotrafitaknacišgaćsprawy,bypasowałydojejwersji.Faktpozostawałjednakfaktem:Setha
miałatwojarodzina,nieona.
-ChwałaBogu.
Wpatrywałasięwbułkęniewiedzšc,czybędziewstaniewzišćjšdoustiprzeżuć.
-Wiem,żestworzyliciemudobrydom,aleonajestjegomatka,Phillipie.Maprawodowłasnego
syna.
Zuwagšprzyjrzałsięjej.
-Itywtowszystkowierzysz?
Odzyskałakolory.Jejoczywytrzymałyjegospojrzenie.
-Comasznamyli?
-Wierzysz,żemojarodzinazabrałaSetha,żepozbawilimydzieckajakšbiednš,samotnšmatkę?Wto,
żemaadwokata,któryrobiwszystko,żebyprzywrócićjejopiekęnaddzieckiem?
-JednakSethjestuwas.
-Zgadzasię.Botujestjegomiejsceitupozostanie.Pozwól,żepodamcikilkafaktów.Szantażowała
mojegoojcaisprzedałamuSetha.
-Niewštpię,żewierzyszwto,comówisz,ale…
-Przedstawiamfakty,Sybill.NiecałyroktemuSethmieszkałwpaskudnymblokuwBaltimore,a
twojasiostraszlajałasię.
-Szlajałasię?
-NaBoga,czytyniechodziszpoziemi?Kurwiłasię.Toniejestdziwkaozłotymsercu,aniteż
zdesperowanasamotnamatka,robišcawszystko,żebyprzetrwaćiwyżywićswojedziecko.Zaspokajała
tylkowłasnepotrzeby.
Sybillpokręciłaprzeczšcogłowš,chociażmusiałaprzyznać,żejestwtymjakaprawda.
-Niemożeszotymwszystkimwiedzieć.
-Mogę.PonieważmieszkamzSethem.Rozmawiałemznim,wysłuchałemgo.Poczułalódwrękach.
Żebyjeogrzać,podniosłaimbrykzherbatš,nalałatrochędofiliżanki.
-Jestjeszczedzieckiem.Mógłcolezrozumieć.
-Pewnie.Wydawałomusiętylko,żesprowadzałagachówdodomu,żepijanadonieprzytomnoci
waliłasięnapodłogę,aonmylał,żeumarła.Wydawałomusię,żegotłukłagdybyławciekła.
-Biłago?-Filiżankazazgrzytałaospodek.
-Biła.Bezpowoduibynajmniejnienażarty.Pięciami,pasem,wierzchemdłoni.Dostałakiedypięciš
wtwarz?-Wysunšłswojšpięćiprzystawiłjšdojejtwarzy.-Wyobratosobie.Dodajdotejpięci
alkoholinarkotyki,azobaczysz,jakszybkoizjakšsiłšuderza.Przeszedłemprzezto.
Cofnšłrękę,spojrzałjejwoczy.
-Mojamatkawolałaherę,czyliheroinę,jeliniewiesz,żetakjšnazywajš.Kiedyniewzięłaswojej
działki,wolałemsiętrzymaćjaknajdalejodniej.Wiem,cotoznaczy,gdyrozwcieczonamatka
wymachujepięciami.-ZnowuspojrzałspodokanaSybill.-Twojasiostraniebędziejużmiałaokazji
bićSetha.
-Ja…Potrzebnajestjejterapia.Niemiałam…Byłwdobrejformie,kiedygowidziałam.Gdybym
wiedziała,żegomaltretuje…
-Tojeszczeniewszystko.Mówisz,żedzieciakdobrzewyglšda?NiektórzyklienciGloriibylitego
samegozdania.
Kolory,którepowróciłynajejpoliczki,znowuzniknęły.
-Nie!-Potrzšsajšcgłowš,odsunęłasięodniegogwałtownieipoderwałasięnanogi.-Nie,nie
wierzę!Toohydne!Toniemożliwe!
-Nierobiłanic,żebytemuprzeciwdziałać.-Niezwracajšcuwaginajejbladepoliczki,naciskał
dalej.Bezlitoci.-Niewykonałajednegogestu,żebygouchronić.Sethbyłzdanytylkonasiebie.Uciekał,
chowałsięprzednimi.Wczeniejczypóniejznalazłbysiętaki,przedktórymbysięnieopędził.
-Toniemożliwe.Niemogłatakpostšpić.
-Mogła…zwłaszcza,gdymiałaztegoparędodatkowychdolców.Trwałotomiesišce,zanim
pozwoliłsięnamdotknšćwnajbardziejzwyczajnysposób.Dotšdmiewakoszmary.Agdysięwspomni
imięjegomatki,ażsercekrwawinawidokstrachu,którypojawiasięwjegooczach.Otojakwyglšda
sytuacja,doktorGriffin.
-Boże!Sšdzisz,żeprzyjmętowszystkodowiadomoci?Żeuwierzę,iżjestdotegozdolna?-
Przycisnęłarękędoserca.-Wychowywałamsięzniš,aciebieznamzaledwieodtygodnia.
-Sšdzę,żejużmiuwierzyła-powiedziałpochwili.-Jestebystrainatylespostrzegawcza,by
odróżnićprawdęodkłamstwa.
Zprzerażeniemstwierdziła,żechybamarację.
-Jelitoprawda,todlaczegoodpowiedniewładzeniezrobiłynicwtejsprawie?Dlaczegoniktmunie
pomógł?
-Sybill,czyżbytakdługoprzebywałanaswoichniebotycznychwyżynach,żenawetniewiesz,jak
wyglšdażycienaulicy?IlujestnaniejtakichSethów?Tensystemzdajeegzaminodczasudoczasu,dla
wybranychiszczęliwców.Mnieonnicniedał.PodobniejakSethowi.WszystkozawdzięczamRayowii
StelliQuinnom.Iwłanieniecałyroktemumójojcieczapłaciłtwojejsiostrzepierwszšratęza
dziesięcioletniegochłopca.Sprowadziłgododomu,zapewniłmużycie,przyzwoiteżycie.
-Onapowiedziała…onapowiedziała,żezabrałSetha.
-Zabrał!Dziesięćtysięcyzapierwszymrazem,potemkilkapodobnychwypłat.Wmarcunapisałado
niego,żšdajšccałejsumy.Stopięćdziesišttysięcywgotówceizniknie!
-Sto…-Byłaprzerażona,zamurowałojš,kurczowochwytałasiękonkretnychfaktów.-Napisała
list?
-Czytałemgo.Byłwsamochodzieojca,kiedyzginšłwwypadku.WracałzBaltimore.Wyczycił
prawiecodogroszaswojebankowekonta.Podejrzewam,żezdšżyłajużwiększoćprzepucić.Napisała
donasjakiedwamiesišcetemu,żšdajšcdalszychpieniędzy.
Odwróciłasię,podeszławolnymkrokiemdodrzwinatarasiotworzyłaje.Gwałtowniepotrzebowała
powietrzaiłykałajejakwodę.
-Mamprzyjšćdowiadomoci,żeGloriazrobiłatowszystkoiżegłównymmotywemjejpostępowania
byłypienišdze?
-Posłałajejpienišdzenaadwokata.Jaksięnazywa?Dlaczegodotšdnieskontaktowałsięznaszym
prawnikiem?
Zacisnęłapowieki.Awięczostałaoszukana?.
-Zrobiłaunik,kiedyjšotozapytałam.Zpewnocišniemaadwokata,jestteżmałoprawdopodobne,
bykiedykolwiekzamierzałaszukaćichrady.
-Nocóż,niejesteszybka-wjegogłosiepobrzmiewałwyranysarkazm-alewreszciezaskoczyła.
-Chciałamjejwierzyć.Wdzieciństwienigdyniebyłymysobiebliskie,awinależałapoobustronach.
Miałamnadzieję,żejejpomogę,atakżeSethowi.Mylałam,żetowłaciwadroga.
-Aonatowykorzystała.
-Czułamsięodpowiedzialna.Mojamatkajestnieugiętawtejsprawie.Gniewasięnamnie,żetu
przyjechałam.GdyGloriaskończyłaosiemnacielat,matkawyrzekłasięjej.Gloriautrzymywała,żebyła
molestowanaprzezszkolnegowychowawcę.Zawszetwierdziła,żejšmolestujš.Doszłodostrasznej
awanturymiędzynišimatkš,anastępnegodniaGloriaopuciładom.Zabrałatrochębiżuteriimatki,
kolekcjęmonetojca,trochęgotówki.Niemiałamodniejwiadomociprzezbliskopięćlat.Tobyłopięć
latprawdziwejulgi.-Nienawidziłamnie-powiedziałaspokojnieSybillidalejwpatrywałasięwwiatła
nawodzie.-Zawsze,odkšdsięgampamięciš.Nieważne,cozrobiłam-czywalczyłamzniš,czy
ustępowałam,pozwalałamjejrobić,nacomiałaochotę-nienawidziłamnie.Lepiejbyłotrzymaćsięod
niejzdaleka.Poprostunicdoniejnieczułam.Równieżterazniemogęwykrzesaćdoniejuczucia.To
musibyćjakaskaza-wyszeptała.-Możeobcišżeniedziedziczne.-Umiechnęłasięblado.-Możnaby
któregodniaprzeprowadzićinteresujšcebadania.
-Nigdyjejnierozszyfrowała,niewiedziała,corobi?
-Nie.Takotowyglšdamojawychwalanazdolnoćobserwacji!Przepraszam,Phillipie.Jestmi
strasznieprzykrozpowoduwszystkiego,cozrobiłamiczegoniezrobiłam.Przysięgam,żenie
przyjechałamtutaj,byskrzywdzićSetha.Idajęcisłowo,żezrobięwszystko,cowmojejmocy,żeby
pomóc.GdybymmogłapojechaćranodoOpiekiSpołecznej,porozmawiaćzAnnš,ztwojšrodzinš!
Gdybysięzgodził,chciałabymzobaczyćsięzSethem,postaraćsięmuwytłumaczyć.
-NiezabierzemygodobiuraAnnyNiepozwolimyGloriizbliżyćsiędoniego.
-Jejtamniebędzie.Zamrugałoczami.
-Słucham?
-Niewiem,gdziejest.-Rozłożyłabezradnieręce.-Obiecałam,żejšprzywiozę.Imiałamtaki
zamiar.
-Pozwoliłajejodejć?Dodiabła!
-Nie…niezrobiłamtegocelowo.-Opadłanasofę.-Zabrałamjšdorestauracji.Chciałam,żebyco
zjadła,chciałamznišporozmawiać.Piładużoibyłabardzomęczšca.Powiedziałam,żemusimyto
wszystkowyjanić,żemamyranospotkanie.Postawiłamkilkawarunków…
-Jakichwarunków?
-Żepotrzebnajestjejfachowaporada,żepowinnaprzejćkuracjęodwykowš.Musistanšćnanogi,
zanimzechceodzyskaćSetha.Udałasiędodamskiejtoalety,akiedyniewróciła,poszłamjejszukać.
Podniosłaręceiopuciłajebezradnie.
-Znalazłamswójportfel.Musiałagowyjšćzmojejtorby.Zostawiłamitylkokartykredytowe-
dodałazwymuszonymumiechem.-Wiedziała,żejeodrazuunieważnię.Wzięłatylkogotówkę.Nie
pierwszyrazmnieokradła,ajednakznówczujęsięzaskoczona.-Westchnęła.-Jedziłam,szukajšcjej
prawiedwiegodziny.Niewiem,gdziejest.Niewiemteż,jakiesšjejzamiary.
-Nielecięzałatwiła!
-Jestemdorosła,samazasiebieodpowiadam.AleSeth,jelichoćbyczęćztego,comiopowiedziałe,
jestprawdš,znienawidzimnie.Rozumiemtoimuszęsięztympogodzić.Chciałabymtylkomócznim
pomówić.
-Tobędziezależałoodniego.
-Uczciwiestawiaszsprawę.Muszęprzejrzećkartotekę,wszystkiedokumenty.-Splotłapalce.-Zdaję
sobiesprawę,żemożeszzażšdać,abymprzedłożyłanakazzsšdu,wolałabymjednaktegouniknšć.Lepiej
tosobieułożę,gdyujrzęwszystkoczarnonabiałym.
-Tonietakieproste,gdywgręwchodzšludzkieżycieiodczucia.Wtedynicniejestbiałeaniczarne.
-Możenie,alepotrzebnemisšfakty,dokumentacja,raporty.Gdyjedostanę,gdysięprzekonam,że
najlepiejbędziepozostawićSethawam,nazasadzielegalnegosprawowaniaopiekialboadopcji,zrobię
wszystko,cowmojejmocy,żebywtymdopomóc.
Wiedziała,żemusiteraznaciskać.Musinalegać,żebydałjejjeszczejednšszansę.
-JestempsychologiemirodzonšciotkšSetha.Mylę,żemojaopiniamożezaważyćnawerdykciesšdu.
Starałsięspojrzećnanišobiektywnie.Teszczegóły,któredorzuciła,mogšpomócwzakończeniu
sprawpoichmyli.
-Porozmawiamotymzrodzinš.Alechybaniewszystkojeszczedociebiedotarło,Sybill.Onanie
będziewalczyłaoSetha.Nigdyniemiałazamiaruoniegowalczyć.Potrzebnyjestjej,żebywycišgnšć
więcejpieniędzy.Aleniedostaniejużwięcejanicenta.
-Azatemjestemzbyteczna.
-Byćmoże.-Wstałprzeszedłsiękilkakroków.-Jaksięczujesz?
-Lepiej.Dziękujęci.Przykromi,żetaksięrozkleiłem,alemigrenatostrasznarzecz.
-Częstojšmiewasz?
-Kilkarazydoroku.Zwyklesięgamnatychmiastpolekarstwoiwtedyniejesttakle.Wychodzšc
dzisiajranoniepomylałamotym.
-Tak,wycišganiesiostryzwięzieniazakaucjšmusibyćniezłšrozrywkš.-Spojrzałnanišponowniez
umiarkowanšciekawociš.-Iletokosztowało?
-Ustalonokaucjęnapięćtysięcy.
-Niele,możeszsięchybaznimipożegnać.
-Pienišdzeniesšważne.
-Acojest?-Zatrzymałsię,odwróciłwjejstronę.-Cojestdlaciebieważne,Sybill?
-Zakończenietego,corozpoczęłam.Jelinawetniepotrzebujeszmojejpomocy.
-Gdysięokaże,żeSethniezechcecięwidzieć,aniztobšrozmawiać,tonicztego.Koniec,kropka.
Wystarczymujużto,coma.
Niepoddałasię,wyprostowałaramiona,poprawiłasię.
-Niezależnieodwszystkiego,zamierzamtuzostać,dopókiniezapadniedecyzjasšdu.Niemożesz
mniezmusićdowyjazdu,Phillipie.Możeszutrudnićmiżycie,aleniewyjadę,dopókiniebędę
usatysfakcjonowana.
-Toprawda,żemogęutrudnićciżycie.Mogęnawetsprawić,żestaniesięnieznonedlaciebie.
Właniesięnadtymzastanawiam.-Pochyliłsięichwyciłjšmocnozapodbródek.-Przespałabysięze
mnš?
-Bioršcpoduwagęokolicznoci,traktujętojakpytanieretoryczne.
-Ajanie.Odpowiedz.
Spojrzałamuwoczy.Tobyłakwestiadumy.Czuła,żezachowałajejtrochę,żejejgodnoćpozostała
nietknięta.
-Tak.-Widzšc,jakzapalajšmusięoczy,cofnęłasię.-AleniezpowoduSethaczyGlorii.
Przespałabymsięztobš,ponieważpragnęłamcię.Ponieważpocišgałemnie,akiedyprzebywałamw
pobliżuciebie,mojewłasnepriorytetyschodziłynadalszyplan.
-Twojepriorytetyschodziłynadalszyplan.-Wsunšłręcewkieszenie.-Chryste,alezciebienumer!
Iuważasz,żewtakiejdziecinnejpostawiejestcointrygujšcego?
-Toniejestdziecinnapostawa.Zapytałemnie,więcodpowiedziałamuczciwie.I,jakmoże
zauważyłe,wczasieprzeszłym.
-Muszęsięwięczastanowićnadczyminnym.Agdybymtakchciałzamienićtonaczasteraniejszy?
Tylkominiemów,żetopytanieretoryczne,Sybill-uprzedziłjš,kiedyotwierałausta.-Bopotraktujęto
jakowyzwanie.Gdybymywylšdowalidzisiajwłóżku,jutronieprzepadalibymyzabardzozasobš.
-Nieprzepadamzatobšnawetdzisiaj.
-Azatemobojeznajdujemysięwtymsamympunkcie,kochanie.-Wzruszyłramionami.-Spotykamy
sięuAnnywbiurze.Jeliomniechodzi,możeszprzejrzećcałšdokumentację…włšczniezlistamisiostry
ijejszantażem.CodoSetha,niemogęniczegoobiecać.Gdybyzapróbowaładotrzećdoniegozanaszymi
plecami,gorzkopożałujesz.
-Niegromi.
-Niegrożę,przedstawiamfakty.Totwojarodzinauwielbiagroby.-Jegoumiechbyłcierpki,
pozbawionycieniahumoru.-Quinnowieobiecujšidotrzymujšsłowa.
-NiejestemGloriš.
-Nie,alemusimysięjeszczeprzekonać,kimjeste.Odziewištej-dodał.-Pewniezechceszjeszcze
rzucićokiemnaswojenotatki.Możeznajdzieszwnichcointeresujšcego,ważnegozpsychologicznego
punktuwidzenia,imożewtrakcieczytaniazastanowiszsię,dlaczegowyżejceniszpostawęobserwatora
niżuczestnika.Przepijsię-dodał,podchodzšcdodrzwi.-Musiszmiećranotrzewyumysł.
-Phillipie!-Rozgniewana,podniosłasięzsofyipoczekałaażodwrócisię,stanieplecamido
otwartychdrzwi.-Jaktodobrze,żenieposzlimyzesobšdołóżka!
Popatrzyłnanišzdziwionyirozbawiony.
-Kochanie,nawetniewiesz,jakbardzojestemciwdzięczny.Lekkozatrzasnšłzasobšdrzwi.
11
TrzebabyłopowiadomićSetha.Niemożnategoprzednimukrywać,sšprzecieżrodzinš.Uzgodnili,że
EthaniGraceprzywiozšgododomu.-Niepowinnimybylispuszczaćjejzoczu.-Cam,zrękamiw
kieszeniach,zoczamizimnymijakgłaz,przemierzałkuchnię.-Bógraczywiedzieć,dokšdsięwyniosła,i
zamiastdowiedziećsięczegoodniej,ustalićcokolwiek,niemamynic.
-Niezupełnie-rzekłaAnnaparzšcakawę.-Będęmiaławaktachraportpolicji.Przecieżniemógłby
jejporwaćzposterunku,Cameronie,anizmusićjejdomówienia.
-Byłobytoowielelepszeniżprzyglšdaniesię,jakodpływawsinšdal.
-WnajlepiejpojętyminteresieSetha,wszystkomusiodbyćsięoficjalnieiprzepisowo.
-Aczyzdajeszsobiesprawę,copoczujeSeth,kiedysięotymdowie?Uważasz,żebędziemulepiej,
kiedysiędowie,żemielimywgarciGlorię,aledlajegodobranicniezrobilimy?
-Cozrobilicie.-PonieważAnnarozumiałajegorozgoryczenieizawód,starałasięzachowaćspokój.
-Uzgodnilicie,żespotkaciesięznišwmoimbiurze.Ajeliniedotrzymaumowy,tymgorzejdlaniej.
-Niebędziejejtamjutro.AleprzyjdzieSybill.
-Ico,mamyjejuwierzyćnasłowo?-warknšłCam.-Jakdotšdtylkokłamała.
-Niewidziałejejdzisiajwieczorem-powiedziałnawszelkiwypadekPhillip.-Ajawidziałem.
-Wszyscydobrzewiemy,nacotampatrzysz,brachu.
-Przestańcie.-Ponieważzaciskalijużpięciimierzylisięwzrokiem,Annawkroczyłanatychmiast
międzynich.-Niebędzieciejakidiocitłuklisięwtymdomu.Nikomunieprzyjdzienicztego,żesobie
dołożycie.Należystworzyćzwartyfront.Sethtegopotrzebuje-dodała,rozdzielajšcichnasiłęnadwięk
otwieranychfrontowychdrzwi.-Aterazsiadajcie.Natychmiastsiadajcie!-syknęłaprzezzęby.Wjej
głosiesłychaćbyłonieznoszšcšsprzeciwustanowczoć.
Niespuszczajšczsiebiewzroku,ocišgajšcsię,CamiPhillipusiedliwreszcienakrzesłach.Wszedł
Seth,któremutowarzyszyłyradoniemerdajšceogonamipsy.
-Czeć,cotusiędzieje?-Jegoradosnyumiechulotniłsięwmgnieniuoka.Życiewatmosferze
gwałtowniezmieniajšcychsięhumorówGloriinauczyłogobłyskawicznegoorientowaniasięwsytuacji.
Cofnšłsięokrokizamarł,kiedywchodzšcytużzanimEthanpołożyłmunaramieniurękę.
-Pachnietukawš-powiedziałzdawkowo,niezdejmujšcrękizramieniaSetha,pozbawiajšcgo
częciowoswobodyruchu,częciowozadodajšcmuwsparcia.
-Wyjmęfiliżanki.-Graceszybkoichwyminęłaipodeszładokredensu.Wiedziała,żelepiejbędzie
zajšćczymmęża.-Seth,chceszcolę?
-Cotusięstało?-Poczuł,żemasztywnewargiilodowateręce.
-Żebycitowyjanić,potrzebatrochęczasu.-Annapodeszładoniego,położyładłonienajego
policzkach.Stwierdziła,żeteraznależyprzedewszystkimwymazaćtenstrachzjegooczu.-Aleniema
powodu,żebysięniepokoił.
-Znowuzażšdałapieniędzy?Wybierasiętutaj?Wypucilijšzwięzienia?
-Nie.Podejdtuisiadaj.Wyjanimyciwszystko.-PokręciłagłowšniepozwalajšcCamowiotworzyć
ust,porozumiałasięwzrokiemzPhillipem,popychajšcprzytymSethadostołu.Uznała,żePhillipma
informacjezpierwszejręki.Najlepiej,jelitowyjdzieodniego.
Odczegotuzaczšć?Phillipprzejechałdłonišpowłosach.
-Seth,czywieszcokolwieknatematrodzinymatki?
-Nie.Zwykleopowiadałamibzdury.Razpowiedziała,żejejrodzicebylibardzobogaci,aleumarli,
ajakicwanyadwokatukradłwszystkiepienišdze.Kiedyindziejmówiła,żejestsierotšiżeuciekłaz
domuzastępczego,ponieważjejojciecpróbowałjšzgwałcić.Alboteż,żejejmatkajestgwiazdš
filmowš,któraoddalajšdoadopcji,żebynieniszczyćswojejkariery.Zawszekręciła.
Mówišcto,spoglšdałnazebranychprzystole,próbujšcwyczytaćcozichtwarzy.
-Kogobytomogłoobchodzić?-zapytał,niezwracajšcuwaginacolę,któršpostawiłaprzednim
Grace.-Kogo,dodiabła,mogłobytoobchodzić?Nikogo,agdybyktobył,wycisnęłabytylkoodnich
pienišdze.
-Jestktotakiirzeczywiciewyciskałaodniegopienišdze.-Phillipmówiłspokojnym,opanowanym
głosem.-Dowiedzielimysiędzisiaj,żemarodziców,atakżesiostrę.
-Niechcęmiećznimidoczynienia.-Zerwałsięzkrzesła,czujšc,żedziejesięconiedobrego.-Nie
znamich.Niemuszęprzenosićsiędonich.
-Nie,niemusisz.-PhillipujšłSethazaramię.-Alemusiszotymwiedzieć.
-Niechcę.-OdszukałwzrokiemCama,spojrzałnańbłagalnie.-Niechcęotymwiedzieć.
Powiedziałe,żebędęmógłzostać.Powiedziałe,żeniematakiejsiły,któramogłabytozmienić.
CamowinawidoktakbezgranicznejrozpaczywoczachSethakrwawiłoserce.Czujšcjednak,naco
sięzanosi,stanowczymruchemwskazałrękšnakrzesło.
-Siadaj.Zostajesztuinictegoniezmieni.Ucieczkaniczegoniezałatwi.
-Rozejrzyjsiędookoła,Seth-odezwałsięłagodnymtonemEthan.-Maszprzedsobšpięćosóbi
wszyscysšpotwojejstronie.
Chciałwtowierzyć.Niewiedział,jakimwytłumaczyć,żeowielełatwiejjestwierzyćwkłamstwai
grobyniżwobietnice.
-Comaciezamiarzrobić?Jakmnieznaleli?
-KilkatygodnitemuGloriazatelefonowaładosiostry-zaczšłPhillip,kiedySethznowuusiadł.-
Pamiętaszjejsiostrę?
-Nikogoniepamiętam-mruknšłSeth.
-Nowięczdajesię,żewymyliłanaużyteksiostryspecjalnšwersję,mówišc,żeukradlimyjejciebie.
-Niechsięzesra!
-Seth!-Annaspiorunowałagowzrokiem,odktóregoażsięskręciłzewstydu.
-Wyłudziłaodsiostrypienišdzenaadwokata-cišgnšłPhillip.-Podobnobyłazałamanaiprzerażona,
ponieważjejgrozilimy.Potrzebnejejbyłypienišdze,bymóccięodzyskać.
Sethotarłustawierzchemdłoni.
-Ionatokupiła?Musibyćkompletnšidiotkš!
-Możliwe.Amożejestnaiwna.Wkażdymrazieniekupiłategobezkrytycznie.Chciałasięprzekonać
nawłasneoczyiprzyjechaładoStChris.
-Onatujest?Niechcęjejwidzieć.Niechcęznišrozmawiać.
-Jużtozrobiłe.SiostršGloriijestSybill.
Sethzrobiłwielkieoczy,jegozaróżowionezwciekłocipoliczkipobladły.
-Toniemożliwe.Onajestdoktorem,piszeksišżki.
-Niemniejjednakjestjejsiostrš.KiedyCam,EthanijapojechalimydoHampton,zastalimyjštam.
-Widzieliciejš?WidzielicieGlorię?
-Tak,widzielimyjš.Nieprzejmujsię.-PhillippołożyłrękęnazesztywniałejdłoniSetha.-Sybill
równieżtambyła.Wpłacałakaucję.Wtensposóbwszystkosięwydało.
-Tokłamczucha-głosSethazałamałsię.-TakjakGloria.Jestcholernškłamczuchš.
-Pozwólmiskończyć.Umówilimysię,żespotkamysięznimirano,wbiurzeAnny.Potrzebnenamsš
fakty,Seth-dodał,gdychłopiecwyrwałrękę.-Tojedynysposób,żebyztymraznazawszeskończyć.
-Nieidę.
-Decyzjanależydociebie.Wszystkowskazujenato,żeGlorianiezjawisię.Widziałemsię
niedawnozSybilliwiem,żeGloriajejnawiała.
-Odeszła.-Ulgainadziejawalczyłaolepszezestrachem.-Znowuodeszła?
-Natowyglšda.ZabrałapienišdzezportfelaSybilliulotniłasię.-PhillippopatrzyłnaEthana,który
natęnowinęzareagowałgestempełnymrezygnacji.-SybillbędzieranowbiurzeAnnySšdzę,że
powinieneudaćsięznami,porozmawiaćzniš.
-Niemamjejnicdopowiedzenia.Nieznamjej.Nicmnienieobchodzi.Niechsięwynosiizostawi
mniewspokoju.
-Onacięnieskrzywdzi,Seth.
-Nienawidzęjej.JestpewnietakasamajakGloria,tylkoudajeinnš.Phillippomylałopoczuciuwiny,
widocznymnatwarzySybill.Niezamierzałjednaknalegać.
-Tadecyzjanależydociebie.Alepowinienezobaczyćsięznišiposłuchać,comadopowiedzenia.
Mówi,żewidziałaciętylkorazwżyciu.GloriaprzyjechaładoNowegoJorkuiprzezjakiczas
mieszkalicierazemzSybill.Miałeokołoczterechlat.
-Nieprzypominamsobie.-Jegozaciętatwarzniewyrażałażadnychemocji.-Zatrzymywalimysięw
wielumiejscach.
-Seth,jawiem,żetoniewyglšdanauczciwšgrę-Gracesięgnęłaprzezstół,bydodajšcymotuchy
gestempogłaskaćzaciniętewpięciręcechłopca-aletwojaciotkamożeokazaćsiępomocna.Będziemy
tamztobšwszyscy.
CamdostrzegłodmowęwoczachSethaitakżepochyliłsiędoprzodu.
-Quinnowieniecofajšsięprzedwalkš.-Odczekał,ażSethpodniesiegłowęispojrzymuwoczy.-
Dopókijejniewygrajš.
Dumaistrach,żemożeokazaćsięniegodnymnazwiska,któremudali,sprawiły,żewyprostował
ramiona.
-Pojadę,alecokolwiekonapowie,będzietodlamniegównowarte.-Zrozgoršczkowanymioczami,
jakbysięnadczymzastanawiał,odwróciłsiędoPhillipa.-Spałezniš?
-Seth!-GłosAnnybyłostryjakuderzeniewpoliczek.
MożePhillipwpierwszymodruchupowiedziałbychłopcu,żenicmudotego,alepokrótkimnamyle
uznał,żeniemożnagotakzbywać.
-Nie,niespałem.
Sethwzruszyłramionami.
-Tojużco.
-Tyjestedlamnienajważniejszy.-ZobaczyłjakSethzdumionyzamrugałoczami.-Nicinikttegonie
zmieni.
Sethpoczuł,jakspodciepłejwarstwywzruszeniaprzebijapaskudneuczuciewstydu.
-Przepraszam-wymamrotałniepodnoszšcgłowyiwpatrujšcsięwswojeręce.
-wietnie.-Phillipłyknšłkawy,którazdšżyłajużwystygnšćwfiliżance.-Dowiemysię,comanam
dopowiedzenia,apotemusłyszynaszezdanie.Aprzedewszystkimtwoje,zacznijmyodtego.
Niewiedziała,copowie.Czułasięchorairozbitawrodku.Pozostałocipomigrenieprzypominały
kacaizaćmiewałyjejumysł,podczasgdyperspektywastawieniaczołaQuinnom,atakżeSethowi,
sprawiała,żenerwyjejbyłynapiętedogranicwytrzymałoci.
Muszšjšnienawidzić.Wštpiłabardzo,czymogšczućdlaniejwiększšpogardęodtej,jakšżywiłado
siebie.Jeżelito,copowiedziałPhillip,jestprawdš-narkotyki,bicie,mężczyni-popełniławobecswego
siostrzeńcamiertelnygrzechzaniechania.
Niemożeodnichusłyszećnicgorszegoponadto,cosobiesamapowtarzałapodczasniekończšcejsię,
bezsennejnocy.KiedywjeżdżałanaparkingBiuraOpiekiSpołecznej,byłachoranamylotym,cojš
czeka.
“Wszystkowskazujenato,żebędziepaskudnie”-pomylała,przekręcajšclusterkowstecznei
staranniemalujšcusta.
“Potrafięstawićimczoło-przekonywałasiebie.-Zachowamchociażpozornyspokój,niezależnieod
tego,cobędęczuławrodku”.Latamiuczyłasiętejformyobrony.Wyniosłoćiobojętnoćzawszelka
cenę,byleprzetrwać.
Przeżyjewięcito.AjeliwjakisposóbpomożeSethowi,wartoodniećnawettychkilkaran.
Wysiadłazsamochodu-spokojna,opanowanakobietaweleganckimkostiumiezczarnegojedwabiu.
Włosyupięławgładkiwęzeł,miaładelikatnyinieskazitelnymakijaż.
Tylkojejżołšdekbyłjakotwartairozpalonarana.
Weszładoholu.Wpoczekalnibyłojużpełnoludzi.Wramionachkobietyozmęczonychoczach,
nieustanniekwiliłodziecko.Mężczyznawtweedowejkoszuliidżinsachsiedziałzponuršminš,ze
zwieszonymimiędzykolanamizaciniętymidłońmi.Dwieinnekobietysiedziaływrogu.Matkaicórka,
jakwydedukowałaSybill.Młodszakobietawtuliłagłowęwramięstarszejicichoroniłałzyzpodbitych
pięciamioczu.
Sybillodwróciłasię.
-DoktorGriffin-podałanazwiskorecepcjonistce.-JestemumówionazAnnšSpinelli.
-Tak,czekanapaniš.Wgłębikorytarza,drugiedrzwipolewej.
-Dziękuję.-Sybillzacisnęładłońnapaskutorbyienergicznymkrokiemruszyławstronęgabinetu
Anny.
Kiedystanęławdrzwiach,ujrzałaichwszystkich.Zjawilisięwkomplecie,czekali.Annasiedziałaza
biurkiemiprzeglšdałaotwartydokument.Wyglšdałabardzoeleganckowgranatowymblezerze,z
upiętymidogórywłosami.
GracesiedziałasplótłszydłoniezEthanem.Camstałwwšskimoknieiwyglšdał,zaPhillipsiedziałi
przeglšdałmagazyn.
MiędzynimisiedziałSeth.Wpatrywałsięwpodłogę,miałzasłonięterzęsamioczy,zaciniętewargii
opuszczoneramiona.
Zdobyłasięnaodwagęizaczęłapierwszamówić.Phillipuniósłgłowęiprzygwodziłjšwzrokiem.
Tymjednymdługimspojrzeniemostrzegłjš,żeniemacoliczyćnapobłażanie,żeodwczorajnicsięnie
zmieniło.Pokonujšcwewnętrznedrżenie,przechyliłanabokgłowę,dajšcmuznać,żerozumie.
-Chwileczkę,doktorGriffin-powiedziałinatychmiastoczywszystkichskierowałysięnaniš.
Poczułasięwyjałowionaiprzygwożdżona,podjęłajednakostatnišpróbęwkroczenianateren
opanowanyprzezQuinnów.
-Dziękuję,żezechcieliciesięzemnšspotkać.
-Och,całaprzyjemnoćponaszejstronie.-GłosCamabyłniebezpieczniesłodki.Zauważyłajakjego
rękapowędrowałanaramięSetha.Byłtowładczy,azarazemasekurujšcygest.
-Ethanie,mógłbyzamknšćdrzwi?-Annaskrzyżowałaręcenadotwartymdokumentem.-Proszęusišć,
doktorGriffin.
Awięcniebędšjużsobiemówićpoimieniu.Zniknęłacałaprzyjazna,kobiecaatmosfera,którš
stwarzajšprzytulnekuchnieistojšcenaogniurondle.
Godzšcsięztym,SybillzajęławolnemiejscenaprzeciwkobiurkaAnny.Położyłanakolanachtorbę,
ciskajšcjšzwiotczałymipalcami,anastępniespokojnie,zwahaniem,założyłanogęnanogę.
-Zanimzaczniemy,chciałabymcopowiedzieć.-KiedyAnnaskinieniemgłowywyraziłazgodę,Sybill
odwróciłasięispojrzałanaSetha.Siedziałzwbitymwpodłogęwzrokiem.-Nieprzyjechałamtu,żeby
cięskrzywdzić,Seth,aniżebycięunieszczęliwić.Jestmiprzykro,żetakwyszło.JeżeliżyciezQuinnami
jesttym,czegopragniesz,dopilnuję,żebymógłznimizostać.
Podniósłlekkogłowę.Jegospojrzeniebyłzadziwiajšcodojrzałeizimne.
-Niepotrzebujętwojejpomocy.
-Ajednakmożebędzieszjejpotrzebował-powiedziałapółgłosem,poczymodwróciłasięwstronę
Anny.-Niewiem,gdziejestGloria.Przykromi,bodałamsłowo,żeprzyprowadzęjštutaj.Upłynęło
bardzodużoczasuodnaszegoostatniegospotkaniai…niezdawałamsobiesprawy,jakbardzojest
niezrównoważona.
-Niezrównoważona-parsknšłCam.-Dobresobie!
-Skontaktowałasięztobš-powiedziałaAnna,rzucajšcmężowiostrzegawczespojrzenie.
-Tak,kilkatygodnitemu.Byławytršconazrównowagi,twierdziła,żeukradzionojejSethaiże
potrzebujepieniędzynaadwokata,ponieważzamierzawalczyćosyna.Płakałahisterycznie.Błagałamnie
opomoc.Wydobyłamzniejtyleinformacji,ilezdołałam.GdziejestSethiukogomieszka.Posłałamjej
pięćtysięcydolarów.KiedywczorajrozmawiałamzGloriš,doszłamdowniosku,żeonaniemażadnego
adwokata.Zawszebyłazdolnšaktorkš.Zapomniałamotym,alboteżpodwiadomiewolałamotymnie
pamiętać.
-Czyzdawałasobiesprawęztego,żebierzenarkotyki?
-Takżenie,ażdowczoraj.Kiedyjšzobaczyłamikiedyznišrozmawiałam,stałosiędlamniejasne,
żenaobecnymetapieniejestzdolnawzišćodpowiedzialnocizadziecko.
-Onaniechceżadnejodpowiedzialnocizadziecko-skomentowałPhillip.
-Totytakuważasz-odparłachłodnoSybill.-Podkrelasz,żechcepieniędzy.Wiem,żepienišdzesš
ważnedlaGlorii.Wiemtakże,żemaswojehumory,aletrudnomiuwierzyć,żezrobiłatowszystko,o
czymmówicie.
-Chceszdowodów?-Camwysunšłsiędoprzodu.Jużnieskrywałwciekłoci.-Proszębardzo,
słodziutka.Pokażjejlisty,Anno.
-Cam,siadajnamiejsce.-RozkazałastanowczaAnna.PochwilizwróciłasiędoSybill:-Czy
poznaszpismosiostry?
-Mylę,żetak.
-MamtutajkopięlistuznalezionegowsamochodzieRayaQuinnapowypadku,wktórymzginšł,a
takżejedenlist,któryprzysłałanamniedawno.
WyjęłajezkartotekiipodałaSybill.
Czytałazprzerażeniem:
“Quinn,doćtejzabawy,skorotakstraszniechceszmiećdzieciaka,pora,żebyzaniegozapłacił.Sto
pięćdziesišttysišczkówtouczciwacenazatakiegofajnegochłopca,jakSeth”.
OBoże!DobryBoże!
ListdoQuinnówpomierciRayaniebyłwcalelepszy.
“MielimyzRayemumowę.Jeżelipostanowiliciegozatrzymać…będępotrzebowaławięcej
pieniędzy”.
Sybillzdołałaopanowaćdrżenieršk,aleniemogłaniczrobić,żebyzatrzymaćkrew,któraodpłynęłaz
jejpoliczków.
-Wzięłatepienišdze?
-ProfesorQuinnprzekazałczekinanazwiskoGloriiDeLauter,dwapodziesięćtysięcydolarów,
jedennapięć.-Annamówiłajasnoibezemocji.-WkońcuubiegłegorokuprzywiózłSethaDeLauterdo
StChristopher.List,którytrzymasz,madatęzdziesištegomarca.NastępnegodniaprofesorQuinn
zgromadziłgotówkę,naktóršzłożyłysiępienišdzezobligacji,jakieoszczędnoci,pobrałtakżeznacznš
sumęzkontabankowego.DwunastegomarcaoznajmiłEthanowi,żemasprawędozałatwieniaw
Baltimore.Zginšłwdrodzepowrotnejwwypadkusamochodowym.Wportfelumiałniecoponad
czterdziecidolarów.Żadnychinnychpieniędzynieznaleziono.
-Obiecał,żetamniewrócę-rozległsięstłumionygłosSetha.-Byłprzyzwoitymfacetem.Obiecał,a
onawiedziała,żezapłaci.
-Chciaławięcej?Odciebie,odwaswszystkich.
-Iprzeliczyłasię.-PhillipoparłplecyokrzesłoibacznieobserwowałSybill.Pozabladocišnie
dostrzegłżadnychoznakwzburzenia.-Niewydusiznasgrosza.Możenamgrozić,ilechce,alenicznas
niewydusi,podobniejakniedostanieSetha.
-Atojestkopialistu,którynapisałamdoGloriiDeLauter-dodałaAnna.-Informujęjš,żeSeth
znajdujesiępodopiekšBiuraOpiekiSpołecznej,żebiuroprowadzidochodzeniewsprawie
molestowaniadziecka.Jelipanisiostrawjedzienaterenhrabstwa,otrzymanakazograniczajšcyjej
swobodęporuszaniasię,atakżeodpowiednieostrzeżenie.
-Byławciekła-odezwałasięGrace.-ZadzwoniładodomuodrazupootrzymaniulistuodAnny.
Groziła.Powiedziała,żechcepieniędzy,ajeliichniedostanie,zabierzeSetha.Powiedziałamjej,żenic
ztego.-WzrokGracezatrzymałsięnaSethcie.-Onjestteraznasz.
Sprzedałaswojegosyna!Sybillniebyławstanieoniczyminnymmyleć.Byłotak,jakpowiedział
Phillip.Wszystkobyłotak,jakpowiedział.
-Przyznanowamczasoweprawonasprawowanieopieki.
-Wkrótcebędzietojużstałeprawo-poinformowałjšPhillip.-Zamierzamytegodopilnować.
SybillodłożyłapapierynabiurkoAnny.Czuławrodkuzimno,przeraliwezimno,splotłajednakpalce
natorebceiznajwiększymspokojemzwróciłasiędoSetha.
-Czybiłacię?
-Nietwójzakichanyinteres.
-Odpowiedznapytanie,Seth-nakazałPhillip.-Opowiedzswojejciotce,jakcisiężyłozjejsiostrš.
-Zgoda,wporzšdku.Oczywicie,waliłamnie,gdziepopadłoikiedychciała.Miałemfart,jelibyłaza
bardzopijanaalbonaćpana,żebymizrobićkrzywdę.Pozatymzwykleudawałomisięuciec.-Wzruszył
ramionami,jakgdybyniemiałotodlaniegowielkiegoznaczenia.-Czasamidopadałamnieprzez
zaskoczenie.Pewniewtedy,kiedyniedostałazanumerswejdziałki.Budziłamnieitłukła.Albo
wrzeszczała.
Sybillchciałaoddalićodsiebietenobraz,takjakodwróciłasięwpoczekalniodnieszczęliwychi
zrozpaczonychnieznanychjejludzi.MimotoniespuszczaławzrokuzSetha.
-Dlaczegonikogoniepowiadomiłe,dlaczegoniezwróciłesiędonikogoopomoc?
-Naprzykładdokogo?Doglin?Powiedziała,żeglinysobiezemnšporadzš.Żewylšdujęw
poprawczakuijakichłopakzrobizemnšto,cochcielirobićzemnšniektórzyjejfaceci.Iżejakstamtšd
wyjdę,mogęsięniepokazywaćwdomu.
-Okłamywałacię-powiedziałałagodnymgłosemAnna,podczasgdySybillniemogłaznalećani
jednegosłowa.-Policjabycipomogła.
-Onawiedziała?Otychmężczyznach,którzypróbowali…ciędotknšć?-wyksztusiłaSybill.
-Jasne,uważałatozawietnšzabawę.Kiedyjestpijana,tracirozum.Czytenpotwór,októrymwtak
obojętnysposóbopowiadachłopiec,jestjejsiostrš?
-Wjakisposób…czywiesz,dlaczegopostanowiłaskontaktowaćsięzprofesoremQuinnem?
-Nie,nicotymniewiem.Któregodniaschlałasięizaczęłacomówić,żetrafiłanażyłęzłota.
Zniknęłanaparędni.
-Zostawiłacięsamego?-Sybillniepotrafiłabypowiedzieć,dlaczegopowszystkim,cousłyszała,tak
tojšprzeraziło.
-Teżco,potrafięsięsobšzajšć.Kiedywróciła,piewałazradoci.Powiedziała,żewreszcienacosię
przydam.Miałapienišdze,ponieważwyszłaibezżadnychkantówzdobyładużšporcjęnarkotyków.Przez
parędnibyłanahaju.PotemprzyjechałRay.Powiedział,żemogęsięznimzabrać.Pomylałemnajpierw,
żejestjakcifaceci,którychsprowadzaładodomu.Mogęjednakterazpowiedzieć,żemyliłemsię.
Wyglšdałnasmutnegoizmęczonego.
Odnotowała,żezmieniłmusięgłos,stałsięłagodny.Awięciongoopłakuje!
-Zaczęłasiędoniegodowalać,aonbyłtymnajwyraniejzaskoczony.Niekrzyczał,nicztychrzeczy,
alepojegooczachbyłowidać,żeczujesięnieswojo.Kazałjejsięzabierać.Miałprzysobiepienišdze,
powiedział,żejelichcejedostać,mamudaćspokój.Wzięłaje.Powiedziałmi,żemadomnadwodš,
psa,iżebędęmógłtamzamieszkać,jeżelizechcę.Iżeniktniebędziemidokuczał.
-Pojechałeznim?
-Byłstary-powiedziałSeth,wzruszajšcramionami.-Pomylałem,żeucieknę,gdybychciałzemnš
kombinować.Alejemumożnabyłozaufać.Byłprzyzwoitymfacetem.Powiedział,żenigdyniewrócędo
tego,cobyło.Iniewróciłem.Nieważne,cosięstanie,itakniewrócę.Adociebieniemamzaufania.-
Znowupopatrzyłnanišdorosłymwzrokiem.-Ponieważskłamała,udawałakogoinnego.Awszystkopo
to,żebynasszpiegować.
-Maszrację.-Toprzyznaniesiędowłasnychgrzechówbyłonajtrudniejszšrzeczš,jakškiedykolwiek
zrobiła.-Niemaszpowodu,żebymiufać.NiepomogłamciprzedlatywNowymJorku.Niechciałamo
niczymwiedzieć.Takbyłołatwiej.Akiedywróciłampewnegodniadodomuiniezastałamjużwas,
równieżniezrobiłamniczego.Powiedziałamsobie,żetoniemojasprawa,żeniejestemzaciebie
odpowiedzialna.Tobyłozmojejstronytchórzostwo.
Niechciałjejwierzyć,niechciałsłuchaćprzeprosin,zacisnšłdłoniewpięci.-Inadaltoniejest
twojasprawa.
-Onajestmojšsiostrš.Itegoniemogęzmienić.-Ponieważwidokpogardywjegooczachsprawiał
jejból,odwróciłasiędoAnny.-Jakmogępomóc?Czymamzłożyćowiadczenienatwojeręce?
Porozmawiaćzwaszymadwokatem?MamdyplompsychologaijestemsiostršGlorii.Przypuszczam,że
mojaopiniamożemiećjakiwpływnadecyzjęsšdu.
-Zpewnociš-powiedziałapółgłosemAnna.-Aletoniebędziedlaciebiełatwe.
-Nicdoniejnieczuję,alewcaleniejestemztegozadowolona.Czułamsięzanišodpowiedzialna,
aletotakżeminęło.AchoćSethwolałby,żebybyłoinaczej,jestemjegociotkš.Izamierzampomóc.
Podniosłasięzmiejsca.Spojrzaławoczyzebranymwpokojuosobom.
-Jestmistrasznieprzykro.Wiem,żeprzeprosinynanicsięniezdadzš.Niemamnicnaswoje
usprawiedliwienie.Niewštpię,żenajwłaciwszymmiejscemdlaSethajestto,wktórymczujesię
szczęliwy.Jelipozwoliciemizebraćmyli,damwamowiadczenienapinie.
Wyszłabezpopiechu.Musiałaodetchnšćwieżympowietrzem.
-Możepoczštekmiałanienajlepszy,alechybatonaprawiła.-Camwstałzmiejscaidużymikrokami
chodziłpopokoju.-Jestempewien,żeniebędziejejłatwootrzšsnšćsięztego.
-Teżtaksšdzę-powiedziałapółgłosemAnna.Byławytrawnymobserwatorem,ainstynktjej
podpowiadał,żeSybilltylkopozorniewydawałasiętakspokojna.-Nieulegawštpliwoci,żejestpo
naszejstronieiżetobardzopomożesprawie.Możeniebyłobyle,gdybymyporozmawiałyznišwcztery
oczy.Phillipie,skontaktujsięzadwokatem,wyjanijmusytuacjęidowiedzsię,czybędziechciałwłšczyć
jejzeznanie.
-Dobrze,zajmęsiętym.-Zadumałsięizkwanšminšprzyglšdałsięswoimpalcom,którymistukało
kolana.-NosiwalbumiefotografięSetha.
-Co?-zdziwiłasięAnna.
-Wczorajwieczorem,zanimwróciładohotelu,szperałemtrochęwjejrzeczach.-Umiechnšłsię
blado,poczym,gdyjegooburzonaszwagierkaażzamknęłaoczy,wzruszyłramionami.-Czułemsię
trochęjakzadawnychczasów.Zrobiłatozdjęcie,kiedySethbyłmały.
-Icoztego?-zapytałSeth.
-To,żejesttojedynezdjęcie,jakieznalazłem.Swojšdrogšniewykluczone,żeSybillcowienatemat
powišzańGloriiztatš.PonieważniemożemyzapytaćotoGlorii,powinnimyzapytaćSybill.
-Obawiamsię-odezwałsięzwahaniemEthan-żejelinawetcowie,będzietowersjaGlorii.Nie
wierzjejzbytpochopnie.
-Niedowiemysię,cojestfaktem,acofikcjš-zauważyłPhillip-dopókijejniezapytamy.
-Oco?-rozległsięgłosSybill,którawróciładopokoju,spokojniezamykajšczasobšdrzwi.
-Opowód,dlaktóregoGloriaupatrzyłasobienaszegoojca.-Phillippodniósłsięzkrzesłaiichoczy
znalazłysięnajednympoziomie.-Dlaczegowiedziała,żezapłaci,bychronićSetha?
-Sethpowiedział,żebyłtoprzyzwoityczłowiek.Czytrzebaczegowięcej?
-Przyzwoiciludzieniemiewajšpozamałżeńskichprzygódzdwarazymłodszymiodsiebiekobietami
inieodchodzš,porzucajšcpoczęteztegozwišzkudziecko-powiedziałzgoryczšPhillip.-Nie
przekonasznas,żeRaysypiałztwojšsiostršzaplecaminaszejmatki,anastępnieporzuciłwłasnego
syna.
-Co?-Sybillbezwiedniewycišgnęłarękęizłapałagozaramię.Byłazbulwersowanatym,co
usłyszała,azarazemchciała,przytrzymaćsiękogo,bozakręciłosięjejgłowie.-Oczywicie,żenie.
Powiedziałe,żeniewierzysz,byGloriaiwaszojciec…
-Aleinnitakmówiš.
-Jakmogłowamprzyjćcotakiegodogłowy?
-Wystarczyposłuchać,comówišwmiasteczku.-Phillippatrzyłnanišprzezzmrużoneoczy.-Toona
zasiałapodejrzenie.Toonatwierdziła,żejšmolestował,apotemzaczęłagoszantażować,sprzedałamu
jegosyna.-OdwróciłsiędoSethaiujrzałoczyRayaQuinna.-Nadaltwierdzę,żetojestkłamstwo.
-Oczywicie,żetojestkłamstwo.Potwornekłamstwo.
Zdesperowanapostanowiła,żeprzynajmniejtęjednšrzeczzrobitak,jaknależy.PodeszładoSetha,
ukucnęłaprzednim.Takbardzochciałagowzišćzarękę,powstrzymałasięjednak,gdychłopieccofnšł
sięprzedniš.
-RayQuinnniebyłtwoimojcem,Seth.Byłtwoimdziadkiem.Gloriajestjegocórkš.
Zadrżałymuwargi,aciemnoniebieskieoczyzaszkliłysię.
-Moimdziadkiem?
-Tak.Szkoda,żeniedowiedzieliciesięotym,zanimon…-Potrzšsnęłagłowš,wyprostowałasię.-
Niemiałampojęcia,żemożeztegowyniknšćtakienieporozumienie.-Opowiemwamwszystko,co
wiem.
12
Tobyłołatwiejsze,prawiejakwykład.Sybillmiaławtymwprawę.Należałojedynieunikać
zaangażowaniaemocjonalnegoiprzekazaćinformacjęwjasny,spójnysposób.
-ProfesorQuinnmiałzwišzekzBarbaršHarrow-zaczęła.Usiadłatyłemdookna,bypatrzećimw
oczywtrakciemówienia.-PoznalisięnaUniwersytecieAmerykańskimwWaszyngtonie.Nieznam
wieluszczegółów,alewszystkonatowskazuje,żeontamwykładał,gdyonakończyłastudia.Barbara
Harrowjestmojšmatkš.MatkšGlorii.
-Mójojciecitwojamatka…powiedziałPhillip.
-Tak.Prawietrzydziecipięćlattemu.Przypuszczam,żebylisobšbardzozainteresowani.Mojamatka
…-Musiałaodkaszlnšć.-Mojamatkauważała,żestaćgonawieleiwkrótcezajmiewysokšpozycjęna
uczelni.Bowiemstatusspołecznystanowinajwiększšwartoćdlamojejmatki.Tymczasemzawiodłasię
nawaszymojcu,stwierdziła,żebrakmuambicji.Zadowalałsięnauczaniem.Nielubiłimprez
towarzyskich,niezbędnychdoawansu.Ajegopoglšdypolitycznebyłyzbytliberalne,jaknajejgust.
-Chciałabogategomęża,zodpowiednišpozycjšpodsumowałPhillip,unoszšcbrwi.-Idoszłado
wniosku,żepomyliłasięcodoniego.
-Takmożnatozgrubszaujšć-przyznałaSybillchłodnym,opanowanymgłosem.-Trzydziecipięćlat
temumłodzitoczyliwalkęzestablishmentem.Nauczelniachkwestionowanoistniejšcystatusquo.
ProfesorQuinn,jaksięwydaje,teżmiałwielezastrzeżeń.
-Wierzyłwsiłęumysłu-powiedziałpodnosemCam.-Iwkoniecznoćzajmowaniazdecydowanego
stanowiska.
-Wedługmojejmatkizajmowałnazbytzdecydowanestanowisko.-Sybillzdobyłasięnaumieszek.-
Naogółniespotykałosiętozaprobatšwładzuniwersytetu.Niezgadzalisięzmojšmatkšzarównona
tematzasad,jakiprzekonań.Wkońcuonawróciładodomu,doBostonu.Byłarozczarowana,złai,o
czymwkrótcesięprzekonała,wcišży.
-Bzdura!-powiedziałCam.-Niemamowy,żebyniepoczuwałsiędoodpowiedzialnociza
dzieciaka.Wykluczone!
-Nigdymuotymniepowiedziała.Byławciekła,kiedystwierdziła,żejestwcišżyzmężczyznš,
któregouznałazanieodpowiedniego.Zastanawiałasięnadusunięciemcišży.Poznałamojegoojcai…
spodobalisięsobie.
-Byłodpowiedni-mruknšłCam.
-Sšdzę,żepasowalidosiebie.-Zadrżałjejgłos.Przecież,sšjejrodzicami!Należyimsięszacunek!
-Mojamatkaznalazłasięwtrudnejsytuacji.Miałaprawiedwadzieciapięćlat,aniechcianacišża
komplikowałajejżycie.Wchwilisłabociwyznaławszystkomojemuojcu.Aonzaproponowałjej
małżeństwo.Kochałjš.Musiałjšbardzokochać.Pobralisięszybkoibezrozgłosu.Niewróciłajużdo
Waszyngtonu.Nigdynieoglšdałasięzasiebie.
-Tataniedowiedziałsięnigdy,żemacórkę?-EthanpołożyłrękęnadłoniGrace.
-Nie,niemógłsiędowiedzieć.Kiedysięurodziłam,Gloriamiałaprawieczterylata.Niewiem,jak
układałysięichstosunkiwcišgutychpierwszychlat.Wiemnatomiastzjejpóniejszychrelacji,żeczuła
sięodsuniętanabok.Byłatrudnaiwybuchowa,wymagajšca.Napewnonietuzinkowa.Odrzucałapewne
standardyzachowań,którychodniejoczekiwano.-Wkażdymrazieopuciładom,kiedybyłajeszcze
nastolatkš.Odkryłampóniej,żekażdeznasposyłałojejpienišdzenawłasnšrękę.Potrafiłabłagaćonie,
żšdać,grozić.Niebyłamtegowszystkiegowiadoma,dopókiGlorianiezatelefonowaładomniew
zeszłymmiesišcuwsprawieSetha.-Sybillprzerwałanachwilę,dopókiniepozbierałamyli.-Przed
przyjazdemtutajpoleciałamdoParyża,żebyzobaczyćsięzrodzicami.Uważałam,żemuszęimotym
powiedzieć.Sethjestichwnukiem,awedługGlorii,zostałjejodebranyimieszkałzobcymi.Kiedy
opowiedziałammatce,cosięstało,aonaodmówiłapomocyiodżegnałasięodwszystkiego,byłam
zdumionaioburzona.Pokłóciłymysię.-Zamiałasięsarkastycznie.-Dopierotojšskłoniłodo
opowiedzeniamitego,coprzedchwilšusłyszelicie.
-Gloriamusiaławiedzieć-zauważyłPhillip.-Musiaławiedzieć,żeRayQuinnjestjejojcem,w
przeciwnymrazienigdybysiętutajniepojawiła.
-Tak,wiedziała.Paręlattemuzjawiłasięurodziców,kiedynakilkamiesięcyprzyjechalido
DystryktuKolumbia.Wyobrażamsobie,żedoszłodogorszšcejsceny.Ztego,copowiedziałamimatka,
wiem,żeGloriazażšdaładużejsumypieniędzy,grożšc,żeskontaktujesięzprasš,policjš,zkażdym,kto
tegobędziechciałsłuchać,ioskarżyojcaowykorzystanieseksualne,amatkęocichšzmowę.Oczywicie
wszystkotobyłonieprawdš-powiedziałaznużonymgłosemSybill.-Glorianotorycznieoskarżała
mężczyznomolestowaniejej,zwłaszczatych,którzywjejoczachposiadaliautorytet.-Wtejsytuacji
matkadałajejwieletysięcydolarów…atakżeopowiedziałato,coprzedchwilšusłyszelicieodemnie.
ZapewniłaGlorię,żeniedajejwięcejanigrosza,atakże,żeniezamieniznišjużanijednegosłowa.
Gloriawiedziała,żeniemanacoliczyć.
-DlategowięcuderzyławRayaQuinna-rzekłPhillip.
-Niewiem,kiedypostanowiłagoodszukać.Tadecyzjamogławniejdojrzewaćprzezjakiczas.
Przypuszczam,żeobwiniaławaszegoojcazato,żejšniekochano,nieakceptowano.Kiedymiała
trudnoci,zawszekogozatowiniła.
-Więcgoodnalazła.-Phillipwstałzmiejscaizaczšłspacerowaćpopokoju.-Izgodniezeswoim
zwyczajemżšdałapieniędzy,rzucałaoskarżenia,groziła.Tylkożetymrazemdlawywarciapresji
posłużyłasięwłasnymsynem.
-Wszystkonatowskazuje.Jestmibardzoprzykro.Powinnamsiębyładomylić,żemożecienieznać
tychfaktów.Zakładałam,żewaszojciecpowiedziałwamtrochęwięcejnatentemat.
-Niezdšżył-zgoryczšrzekłCam.
-Mówiłmi,żeczekanajakieinformacje-przypomniałsobieEthan.-Żekiedyjeotrzyma,postarasię
wszystkowyjanić.
-Prawdopodobniepróbowałskontaktowaćsięztwojšmatkš.-PhillipprzygwodziłSybillwzrokiem.
-Chciałznišporozmawiać,dowiedziećsię.
-Tegoniewiem.
-Alejawiem-powiedziałkrótkoPhillip.-Zrobiłbyto,couważałbyzasłuszne.Przedewszystkim
dlaSetha,bojestjeszczedzieckiem.ChciałbyteżpomócGlorii.Wtymcelumusiałporozmawiaćzjej
matkš,dowiedziećsię,cosięzdarzyło.Tobyłoważnedlaniego.
-Wiemtylkotyle,comipowiedziano.Mojarodzinazachowałasię…le.-Wiedziała,żenależało
użyćmocniejszegosłowa.-Przepraszamzasiebieizanich.-Zrobięwszystko,żebypomóc.
-Chcę,żebyludzieotymwiedzieli.-OczySetha,kiedynanišspojrzał,byływilgotneodłez.-Chcę,
żebyludziewiedzieli,żebyłmoimdziadkiem.Opowiadajšonimróżnerzeczy,atojestniewporzšdku.
Chcę,żebywiedzieli,żejestemQuinnem.
Sybilljedynieskinęłagłowš.NabrałapowietrzaispojrzałanaAnnę.
-Comogęzrobićwtejsprawie?
-Jużitakzrobiłasporojaknapoczštek.-Annaspojrzałanazegarek.Zadziesięćminutczekałajšinna
sprawa,kolejnespotkanie.-Czyinformację,któršnamprzekazała,byłabyskłonnapodaćdowiadomoci
publicznej?
-Tak.
-Chybawiem,conależyzrobić,żebynadaćsprawieszybszybieg.
PostępujšczgodniezsugestięAnny,Sybillmusiałasięliczyćzfaktem,żeprzyjdziejejżyćw
atmosferzepodejrzeń,niezdrowychszeptówipełnychdomysłówspojrzeń.
Napisałaswojeowiadczenie,siedzšcwpokojudwiegodziny,dobierajšcodpowiedniesłowai
zdania.Informacjamusibyćklarowna,musizawieraćszczegółydotyczšcepostępowaniajejmatki,
Glorii,anawetjejsamej.
Posprawdzeniuiwydrukowaniutekstuniezawahałasięprzezchwilę.Zaniosłakartkidorecepcjii
poprosiła,żebyprzesłanojefaksemdobiuraAnny.
-Poczekamtutaj-powiedziaładourzędniczki.-Spodziewamsięrównieżodpowiedzitšsamšdrogš.
-Zajmęsiętym.-Dziewczynaumiechnęłasiędoniejprofesjonalnieizniknęławbiurzenatyłach
recepcji.
Sybillzamknęłanachwilęoczy.Terazniemajużodwrotu.Założyłaręce,przybrałaobojętnšminęi
czekała.
Nietrwałotodługo.Nieulegałowštpliwoci,żeurzędniczka,sšdzšcpojejszerokootwartych,
zdumionychoczach,zapoznałasięprzynajmniejzczęcišnadanegotekstu.
-Zaczekapaninaodpowied,doktorGriffin?
-Tak.-Wycišgnęłarękępokartkiiumiechnęłasię,gdyurzędniczkaażpodskoczyłanerwowoi
pospieszniepodałajejejprzezladę.
-Czyzadowolonajestpanizpobytututaj?
“Niemożeszsięwprostdoczekać,żebyprzekazaćdalejto,coprzeczytała,prawda?-pomylałaSybill.
-Typowe,łatwedoprzewidzenieijakżeludzkiezachowanie”.
-Naraziejesttozewszechmiarinteresujšcedowiadczenie.
-Rozumiem…przepraszamnachwilę.-Dziewczynapobiegładopokojuztyłu.
Sybillniemusiałasięodwracać,bywyczuć,żezanišstoiPhillip.
-WysyłamfaksdoAnny-powiedziałachłodnymtonem.-Czekamnajejodpowied.Jeliuzna,że
wszystkojestwporzšdku,zdšżęjeszczedobankuinotarialniepowiadczęowiadczenie.Dałamsłowo.
-Nieprzyszedłemtuwcharakterzestróżujšcegopsa,Sybill.Pomylałem,żemożepotrzebnecijest
moralnewsparcie.Parsknęłagniewnie.
-Czujęsiędoskonale.
-Jestempewny,żenie.-Położyłjejrękęnakarku.Aledałacholerniedobreprzedstawienie.
-Wolałabymniemiećwidowni.
-Nocóż,niezawszemożnamiećto,nacomasięochotę,jakmówipoeta.-Nawidokwbiegajšcej
urzędniczki,trzymajšcejwrękukopertę,podniósłwzroki,niezdejmujšcrękizkarkuSybill,przesłałjej
beztroskiumiech.-Czeć,Karen.Cosłychać?
Urzędniczkazaczerwieniłasiępoczubkiwłosów.
-wietnie.Otopanifaks,doktorGriffin.
-Dziękuję.-Bezzmrużeniaokaodebrałakopertęiwłożyłajšdotorby.-Proszętodopisaćdomojego
rachunku.
-Takjest,oczywicie.
-Dozobaczenie,Karen.-MiękkimruchemobjšłSybillwtaliiipoprowadziłjšprzezhotelowyhol.
-Podczasnajbliższejprzerwybędziemiałaoczymrozmawiaćzprzyjaciółkami-powiedziała
półgłosemSybill.
-Sensacjadlamałychmiasteczek.Quinnowiestanšsiędzisiajtematemnumerjedenrozmówprzy
wielukolacyjnychstołach.Doranaplotkadotrzejużwszędzie.
-Itociębawi?-żachnęłasięSybill.
-Tomnieuspokaja,doktorGriffin,iusuwawštpliwoci.Rozmawiałemznaszymadwokatem-cišgnšł,
gdyszlinabrzeżem.Mewy,towarzyszšcekutromwdrodzepowrotnejdodoku,rzucałysięzgóryna
zdobycz.-Oczywicienotarialniepowiadczoneowiadczenieprzydasię,aleonchciałbyosobiciespisać
twojezeznanie,jeżelizgodziszsięnato.
-Umówięsięznim.-Stanęłaprzedbankiem,odwróciłasiędoPhillipa.Przebrałsięjużwzwykłe
ubranie,awiatrodwodyrozwiałmuwłosy.Oczymiałukrytezasłonecznymiokularami,aleniebyła
wcalepewna,czychciałabyterazwidziećichwyraz.-Gdybymweszłasama,możeniesprawiałabym
wrażeniaosobyprzebywajšcejwdomowymareszcie.
Cofnšłsię.Kiedyweszładobanku,stwierdził,żetwardazniejsztuka.
Zastanawiałsię,jaktojestmożliwe,żebyosobatakinteligentna,takbardzoznajšcasięnaludzkich
sprawach,mogłaniedostrzegaćwłasnegonieszczęcia,niechciaładopucićdosiebiewiadomoci,żewjej
własnymwychowaniuistniejšpoważneluki,którezmuszajšjšdootoczeniasięmuramiichowaniasięza
tarczš.
Omalniedałsięnabraćinieuwierzyłwjejchłódidystans,atakżeodpornoćnakłopotliwedlaniej
emocje.Czuł,żejestinnaichciałsięotymprzekonaćnawłasnejskórze.Itojaknajprędzej.
ZnałopinięAnny,któratwierdziła,żeudostępnienieipubliczneujawnienieprzezSybillrodzinnych
grzechówitajemnicbędziedlaniejponiżajšce,bolesne.Alezgodziłasięnatoniestawiajšcwarunków,
zrobiłatobezwahania.
Umiejętnoćdostosowaniasię.Miałatowekrwi.Wierzyłjednak,żepozawszystkimmatakżeserce.
Wróciła,darzšcgoskšpymumiechem.
-Porazpierwszywidziałamnotariusza,któremuoczyomalniewyszłyzorbit.Sšdzę,żetogo…
Przywarłwargamidojejust.Zagłuszyłjejszczebiot.Uniosłarękędojegoramienia,jejpalce
uczepiłysięswetraPhillipa.
-Wyglšdasz,jakbytegopotrzebowała-wyszeptałipodgarnšłdłonišjejpodbródek.
-Niezależnieodwszystkiego…
-Dodiabła,Syblill,jużitakprzysporzylimyludziomtematudorozmów.Dlaczegobywięcnie
dorzucićimjeszczejednejzagadki?
Niebyłapewnaswoichemocji,conieułatwiałojejzachowaćzimnškrew.
-Niezamierzamstaćtutajirobićzsiebiewidowiska.Gdybywięc…
-wietnie.Chodmygdzieindziej.Mamtutajłód.
-Łód?Niemogę.Niejestemodpowiednioubrana.Pozatymmampracę.-Pomylała,żemusiwiele
przemyleć,aleonjużjšpopychałwstronędoku.
-Żeglowaniedobrzecizrobi.wieżepowietrzepowinnopomócnamigrenę.
-Niemammigreny.-Czułajednak,żebólczaisięwjejgłowie.-Iniechcę…-Ledwieto
powiedziała,uniósłjšzziemiiwsadziłnapokład.
-Uważajsięzaporwanš,panidoktor.-Szybkoisprawnieodwišzałcumyiprzeskoczyłprzezburtę.-
Odnoszęwrażenie,żezarzadkotraktowanocięwtensposóbwtwoimkrótkim,zamkniętymwszczelnej
skorupceżyciu.
-Cotywieszomoimżyciu,otym,jakmnietraktowano.Jeżeliuruchomisztęmaszynę,zacznę…-
Urwała,zgrzytajšczębami,gdyzawarczałmotor.-Phillipie,chcęwrócićdohotelu.Itojuż.
-Niejesteprzyzwyczajona,żebycisięsprzeciwiać,prawda?-Powiedziałtowesoło,popychajšcjš
równoczenienaławeczkę.-Siadajicieszsięzprzejażdżki.
Niezamierzaławyskakiwaćzaburtęiwracaćdobrzeguwpławwjedwabnymkostiumieiwłoskich
pantoflach.Pomylała,żewidoczniechcesięonwtensposóbodegrać,odbierajšcjejwolnoćwyboru,
stosujšcfizycznšprzemocinarzucajšcjejswojšwolę.
Typowe.
Niebałasięgo,wkażdymrazieniebałasięgopodwzględemfizycznym.Jestbrutalniejszyniż
poczštkowomylała,aleniezrobijejkrzywdy.AponieważtroszczysięoSetha,itobardzosiętroszczy,
potrzebnamujestjejwspółpraca.
Postanowiła,żejejniczymnieolni.Aniłopotstawianegonawietrzeżagla,aniwidoksłońca
padajšcegonafalujšcšbiel,aniłagodnyprzechyłłodziniezrobiłynaniejwrażenia.Trwaławuporze.
Ostateczniemożetolerowaćtęjegogierkę,nieokazujšcżadnejreakcji.Napewnozmęczygojej
milczenieibrakzainteresowaniaizawrócidohotelu.
-Łap!-Ażpodskoczyła,kiedyrzuciłwnišczym,cookazałosięokularamiprzeciwsłonecznymi,które
wylšdowałynajejpodołku.-Wprawdziejestchłodno,alesłońceostrowieci.Zbliżasiębabielato.
Umiechnšłsiędosiebie,kiedynieodpowiedziała,tylkonasadziłananosokularyidalejpatrzyław
przeciwnymkierunku.
-Najpierwpojawišsięprzymrozki-usiłowałwcišgnšćjšdorozmowy.-Kiedyliciezaczynajš
zmieniaćkolory,brzegkołodomuwyglšdajaknaobrazie.Przeróżneodcieniezłotaiszkarłatu.Dodajdo
tegoprzebijajšcezzadrzewintensywnieniebieskienieboijasnštaflęwody,atakżetenkorzennyzapach
jesieniwpowietrzu,azacznieszwierzyć,żedanecijestmieszkaćwnajpiękniejszymmiejscunaziemi.
Zasznurowałausta.
-Nawetparazatwardziałychmieszczuchów,takichjaktyija,potrafidocenićpięknyzmierzchdniana
wsi.ZbliżajšsięurodzinySetha.
Kštemokadostrzegłjejnagłyzwrotgłowy,jejdrżšce,otwarteusta.Znowujezamknęła,alekiedyw
końcusięodwróciła,miałaopuszczoneramionaibyłowidać,żesiępoddaje.
Och,widać,żeniejestjejłatwo!Ileżpogmatwanychemocjiwrzewewnštrztejzimnejnapozór
powłoki!
-Pomylelimy,żebymuurzšdzićprzyjęcie,zaprosićparujegokumpli.Wieszjuż,żeGracepiecze
cholerniedobryczekoladowytort.PrzygotowalimyjużprezentdlaSetha,alewczorajzobaczyłemw
sklepiewBaltimorewspaniałeprzyborymalarskie.Jakdlaprawdziwegoartysty.Pastele,kredki,węgiel,
pędzle,farbywodne,papier,palety.Tenwyspecjalizowanysklepznajdujesiękilkadomówodmojego
biura.Kto,ktotrochęznasięnasztuce,mógłbytamposzperaćiwybraćto,copotrzebne.
Samzamierzałtozrobić,terazjednak,mówišcjejotym,przekonałsię,żeinstynktgoniezawiódł.
Nareszciepatrzyłananiegoichociażsłońceodbijałosięodjejokularów,poznałpoprzechyleniujej
głowy,żecałazamieniłasięwsłuch.
-Nieprzyjmieodemnieniczego.
-Niedarzyszgozbytwielkimzaufaniem.Możeiwsiebiezamałowierzysz.Zmieniłustawienieżagli,
złapałwniewiatr.
-Phillipie-rzekłaSybill-bezwzględunato,cosšdziszomnie,niechcęznowumęczyćSetha.
-Niezabieramciędodomu.-Spojrzałwstronębrzegu,gdyżwłaniemijaliichprzystań.-Pozatym
SethjestwwarsztaciezCamemiEthanem.Potrzebnajestcirozrywka,Sybill,aniekonfrontacja.Atak
przyokazji,tosamniewiem,comamotobiesšdzić.
-Powiedziałamcijużwszystko.
-Tak,sšdzę,żepodałamifakty.Niepowiedziałamijednakoswoichodczuciach,oznaczeniutych
faktówdlaciebiesamej.
-Wyjanianiecitegodoniczegoniedoprowadzi.
-Jestemyzesobšzwišzani,Sybill,czynamsiętopodobaczynie.Sethjesttwoimsiostrzeńcemijest
zarazemmoimbratem.Mójojciecitwojamatkamieliromans.Amyjestemyokrokodtego.
-Nie-powiedziałazdecydowanymgłosem.-Niejestemy.Odwróciłgłowęirzuciłjejpromienne
spojrzenie.
-Samaniewierzyszwto,comówisz.
-Alejestemynatyledoroli,żepotrafimykontrolowaćnaszeodruchy.Patrzyłnanišprzezchwilę,po
czymwybuchnšłmiechem.
-Ależznasdziwadła.Tonieseksjestnaszymproblemem,aleintymnoć.Niemógłlepiejtrafić.Nie
rozgniewałasię,byłaraczejprzerażona.
-Nieznaszmnie.
-Zaczynampoznawać-powiedziałspokojnie.-Inieprzestanę,dopókinieskończę.Zmieniamkurs.
Uważajnabom.
Usiadła.Rozpoznałamałšzatoczkę,wktórejpiliwinoijedlipasztet.Zaledwietydzieńtemu.Atak
wielesięzmieniło.Wszystkosięzmieniło.
Niepowinnabyćznimtutaj,niepowinnaryzykować.Wiedziała,żetymrazemniepotrafisięobronić.
Zmierzyłagochłodnymwzrokiem.Bezwiedniepoprawiłarozwianeprzezwiatrwłosy.Umiechnęła
sięzjadliwie.
-Czytymrazemniebędziewina,muzyki,anistarannieprzygotowanegolunchudlałakomczuchów?
Opuciłżagle,przymocowałłód.
-Boiszsię?
-Jestearogancki.Niewyprowadziszmniezrównowagi.
-Myliszsię.-Podszedłdoniejizdjšłjejokulary.-Sšdzisz,żemniezaszufladkowała,podczasgdyja
niezamierzambynajmniejdostosowaćsiędotwojegoscenariusza.Wprzeciwieństwie,jaksšdzę,do
większocimężczyzn,którympozwoliłasiędosiebiezbliżyć.Znimibyłociłatwiej.
-Zdajesię,żenapoczštkumówiłecoorozrywce-skontrowała.-Dlamnietojestraczej
konfrontacja.
-Maszrację.-Zdjšłokulary,odrzuciłjenabok.-Porozmawiamyotymkiedyindziej.
Wiedziała,żejestzdolnydobłyskawicznychwolt,niespodziewałasięjednak,żewmgnieniuoka
potrafisięzmienićzcynikawkochanka.Poczułajegogoršce,pożšdajšceitwardewargi,chwyciłjšw
ramiona,przycisnšłtakmocno,żeniepotrafiłabypowiedzieć,czytenwszechobejmujšcyżaripożšdanie
pochodzšodniego,czyodniej.
Gdymówił,żeczujejšwsobie,mówiłprawdę.Inieważneczybyłatruciznš,czyzbawieniem,nie
miałototerazznaczenia.Byławniminiemógłtegozmienić.
Odsunšłjšgwałtownymruchem,ichustarozdzieliłysię.Jegooczybyłytakiezłoteitakie
wszechmocne,jakblasksłońca.
-Powiedziała,żemnieniechcesz.Powtórzętorazjeszczeidamysobiespokój.
-Ja…
-Nie!-Zniecierpliwionypotrzšsałniš,dopókiznowuniepodniosłananiegowzroku.-Patrznamnie
ipowiedztowyranie.
Jużrazskłamała,akłamstwocišżyłojaklodowatyołów.Niezniosłabytegoporazdrugi.
-Totylkoskomplikujesprawy,utrudnije.
Nieukrywanybłysktriumfuopromieniłtebršzoweoczy.
-Nawetniewiesz,jakbardzo!-wyszeptał.-Alenarazienicmnietonieobchodzi.Pocałujmnie-
poprosił,niemalzażšdał.
Niemogłanadsobšzapanować.Takiedzikieigrzesznepragnieniebyłodlaniejczymnowymi
uczyniłojšbezbronnš.Pożšdliwieidesperackoprzywarładojegoust.Acichyjęk,którywyrwałsięjejz
gardła,stanowiłodbiciepulsujšcegopożšdania.
Przestałamyleć.Zalewałyjšiprzenikałydoznania,emocje,tęsknoty.Pocałunekstałsięszorstki,agdy
skubałikšsałzębami,graniczyłzbólem.Chwyciłagozawłosy,ztrudemoddychała,drżałaoszołomiona,
gdyjegowprawneustaspłynęłypojejszyiiprzyprawiłyjšodreszcze.
Porazpierwszywżyciupoddałasięcałkowiciefizycznymdoznaniom.Ipożšdałaspełnienia.
Szarpnšłjejżakiet,zerwałzramionmiękkijedwabirzuciłgobylejaknabok.Pragnšłjejciała,
chciałjedotykaćrękami,smakowaćustami.UjšłdrżšcškoronkęosłaniajšcšpiersiSybill.
Jejskórabyłacieplejszaodjedwabiuijakbygładsza.Jednymniecierpliwymszarpnięciemrozpišłjej
stanik,poczymrzuciłgonabok.
Olepiłojšsłońce.Pomimozaciniętychoczuczułaociężałoćpowiek.Nicniewidziała,tylkoczuła.Te
brutalneustapożerałyjš,teszorstkie,domagajšcesięręcerobiływszystko,nacomiałyochotę.
Płaczliwyskowytodzwierciedlałjejwewnętrznykrzyk.
Teraz,teraz,teraz!
Niezdarniecišgnęłazniegosweter,odnajdujšcpodspodemmięnieiblizny,podczasgdyonzdzierałz
jejbioderspódnicę.Wysokonaudachpończochykończyłysiępaskiemelastycznejkoronki.Kiedyindziej
doceniłbytopołšczeniepraktycznociikobiecoci.Terazjednakdšżyłtylkodotego,byposišć,
odpowiadajšcgłuchymjękiemnajejoszołomiony,nierównyoddech,gdysięgnšłpodspódizerwał
cienkitrójkštoddzielajšcygoodniej.Niezdšżyłasięopamiętać,kiedyzanurzyłwniejpalcei
gwałtownymruchemdoprowadziłjšnakrawędekstazy.
Krzyknęłaporażona,ogłuszonatšnagłšgoršcšfalš.Przeszyłajšnawylot,bezuprzedzenia,smagajšc
jš,odzierajšczeskóry,uderzajšcjakkosš.
-OBoże,Phillipie!-Kiedyjejgłowaopadłabezwładnienajegoramię,ajejsprężysteciałozaczęło
omdlewać,podniósłjšiposadziłnajednejzwšskichławeczek.
Krewdudniłajejwgłowie.Lędwiedomagałysięuwolnienia.Asercewaliłoożebrajaktępa
siekiera.
Oddychałnierówno,widziałtylkojejtwarz.Zanurzyłpalcewjejudach,uniósłje,rozchylił.Iwszedł.
Ostroigłęboko,ażichprzecišgłyjękstopiłsięwjedendwięk.
Zamknęłagowsobiemocnym,goršcymchwytem.Poruszyłasiępodnim,drżšca,spragniona.Szeptała
jegoimię.
Wchodziłdalejidalejmocnymi,równymiruchami,którymwyszłanaprzeciw.Rozsypałysięjej
włosy,otuliłyjšjakfutro.Zanurzyłwnichtwarz,zgubiłsięwichzapachu,wjejrozżarzonymciele,w
nagim,janiejšcymblaskupodnieconejdonieprzytomnocikobiety.
Kiedysięgnęłaszczytu,wpiłasiępaznokciamiwjegoplecy,stłumiłakrzyk,przywarładojego
ramienia.Skurczjejmięniopasałgoniczymklamrš,wzišłwposiadanie.
Byłobezwładnionyjakona,półprzytomny.Jejciałojeszczedrżałopodnim.
Kiedyrozjaniłmusięwzrok,dostrzegłporozrzucanepocałejłodziczęcijejgarderoby.Ijedenczarny
pantofelnawysokimobcasie.Umiechnšłsięmimowoliiprzysunšłsię,byskubnšćwargamijejramię.
-Zwyklestaramsięowiększš…finezję-stwierdził.Wsunšłzręcznierękępoddelikatnškoronkęjej
pończochy,zabawiajšcsięsprawdzaniemwytrzymałocitkaniny.-Och,ilewtobiejestniespodzianek,
doktorGriffin.
Bujałagdzieponadrzeczywistociš.Zdawałosięjej,żeniezdołaotworzyćoczu,poruszyćrękš.
-Co?
Marzycielski,nieobecnytonjejgłosusprawił,żeuniósłjejgłowęizuwagšprzyjrzałsięjejtwarzy.
Miałazaczerwienionepoliczki,obrzmiałewargiiburzęzmierzwionychwłosów.
-Muszęstwierdzić,żezcałšpewnocišnigdyprzedtemniezostałazgwałcona.
Tonjegogłosubyłżartobliwy,choćniepozbawionycieniamęskiejarogancji,którasprowadziłajšz
powrotemnaziemię.Kiedyotworzyłaoczy,dojrzałatriumfwjegoumiechu.
-Jesteciężki-powiedziałakrótko.
-Jużdobrze,dobrze.-Przesunšłsię,usiadłobok,aleprzycišgnšłjšdosiebie,objšł,ażwylšdowała
najegokolanach.-Wcišżmasznasobiepończochyijedenpantofel.-Umiechnšłsięszerokoizaczšł
ugniataćjejtwardšmałšpupę.-Chryste,aleseksowna.
-Przestań.-Wróciłopodniecenie,aleudałojejsięzbagatelizowaćtenwieżyprzypływpożšdania.-
Pozwólmiwstać.
-Jeszczeztobšnieskończyłem.-Pochyliłgłowę,leniwymruchemzatoczyłkółkowokółjejsutka.-
Cišglejestegładkaiciepła.Smakowita-dodał,dotykajšcjęzykiemjejzesztywniałegosutka,ssšcgo
lekko.-Chcęjeszcze.Tytakże.
Wygięłasięłukiemdotyłu,cudowniepłynnymruchem,podczasgdyonznaczyłwargamiladażdo
bijšcegonajejszyipulsu.Ochtak,tak,pragnęławięcej.
-Aletymrazem-obiecał-potrwatoniecodłużej.Wydajšcstłumionyjęk,pochyliłasiędojegoust.
-Sšdzę,żejużczas.
Kiedyskończył,słońcewieciłonisko.Sybillbyłacałajakpotłuczona,naładowanaenergiš,a
jednoczeniewyczerpana.Nieposšdzałasiebieotakiseksualnygłód,ateraz,kiedysięotymprzekonała,
niebardzowiedziała,coztympoczšć.
-Musimyporozmawiać…-Spojrzałakrzywonasiebie,położyłarękęwpoprzekciała.Byłanawpół
gołaiwilgotnaodniego.Ibardziejzażenowananiżkiedykolwiekwżyciu.-Niemożemy…to…nie
możetrwać.
-Niewtejsekundzie-przyznałjejrację.-Nawetjamamswojegranice.
-Nieotochodzi…sampowiedziałe,żetojesttylkorozrywka.Co,czegonajwidoczniejoboje
potrzebowalimynapłaszczyniefizycznej.Ateraz…
-Milcz,Sybill-powiedziałwmiaręłagodnie,choćniebezcieniairytacji.-Tobyłocowięcejniż
rozrywka.-Dostrzegł,żezaczynałaczućsięniepewnie,nieswojo,ztšnagocišiwtakiejsytuacji.
Umiechnšłsięwięc.-Jesttylkojednarzecz,któršmożemyzrobić,zanimsięubierzemyiruszymyz
powrotem.
-Co?
Nieprzestajšcsięumiechaćcišgnšłjejpantofel,poczymzłapałjšwramiona.
-Włanieto-powiedziałiwyrzuciłjšzaburtę.Zdšżyłatylkorazkrzyknšć,nimwylšdowaław
wodzie.
-Tysukinsynie.Tyidioto-zawołałapochwili,gdywynurzyłasięzewciekłštwarzš.
-Wiedziałemotym.-Przeszedłnaczubekłodziizamiałsięjaknorka.-Wiedziałem,żejeste
wspaniała,kiedysięwciekasz.
Dałnurkaidołšczyłdoniej.
13
NiktnigdyniepotraktowałjejwtakisposóbjakPhillipQuinn.Sybillniewiedziała,cootymmyleć,a
tymbardziej,jaknatozareagować.Byłszorstki,wymagajšcy.Zgwałciłjš,mówišcjegowłasnymi
słowami…itowięcejniżjedenraz.Toprawda,żeniebroniłasię,niemniejtakiezachowaniebyło
dalekieodpowszechnieprzyjętychnorm.Nigdywżyciunieoddałasięmężczynie,któregotakkrótko
znała.Tobyłolekkomylne,potencjalnieniebezpieczne,ajużnapewnonieodpowiedzialne.
Będziemusiałauważnieprzyjrzećsiętejsprawie.Niechtylkojejmózgzaczniepracować,niech
zapomniotejniewiarygodnejrozkoszy,jakiejdowiadczyłapodjegozaborczymirękami.
PłynšłzništeraznanabrzeżeStChristopher,jakgdybywogólenicsięniestało.Nigdybynie
podejrzewała,żeprzezponadgodzinęoddawałsiędzikiemu,szalonemuseksowi.
Gdybyniebraławtymudziału.
Niemiałacieniawštpliwoci,żeto,cozrobili,skomplikujejużitakpotworniezawiłšsytuację.Oboje
będšmusielibardzouważać,zachowaćzimnškrew.Zrobiła,comogła,bydoprowadzićdoporzšdku
wilgotne,potarganewłosy,któresmagałwiatr.
-Skšdmaszteblizny?-zapytała.
-Które?-Wzruszyłramieniem,choćwiedział,ocopyta.Większoćkobietpragnęłasiętego
dowiedzieć.
-Naklatcepiersiowej.
-Długahistoria.-Tymrazemnietylkonanišspojrzał,aletakżeleciutkoumiechnšłsię.-Opowiemci
jšwieczorem.
-Wieczorem?
Och,poprostuuwielbiałjš,kiedytakcišgałabrwi.
-Zapomniała,żemamyrandkę?-Aleja…
-Czujeszsiębardzozakłopotana,prawda?
Poirytowanaodgarnęławłosy,którezuporemwchodziłyjejdooczu.
-Aciebietobawi.
-Kochanie,nawetniepotrafięcipowiedzieć,dojakiegostopnia.Wcišżusiłujeszmniewrzucićdo
jednejzeswoichszufladek,Sybill,ajadożadnejznichniepasuję.Wyobraziłasobieprzyzwoitego,
niegronego,jednowymiarowegomieszczucha,którylubistarewinoikulturalnekobiety.Atojesttylko
częćobrazka.
Kiedywpływałdoportu,opuciłżagle,włšczyłsilnik.
-Gdyspojrzałemnaciebiepierwszyraz,pomylałem:dobrzewychowana,wykształcona,robišca
karierękobieta,któralubibiałewino,amężczyzntrzymanaodległoć.Atojestrównieżtylkoczęć
obrazka.
Wyłšczyłsilnik,pozwolił,byłód,podskakujšcnafalach,wpłynęładoportu.Zanimwysiadł,by
założyćcumy,pocišgnšłjšpoprzyjacielskuzawłosy.
-Sšdzę,żeobojejestemyzainteresowaniwodsłonięciupozostałejczęcipłótna.
-Kontynuowaniefizycznegozwišzkujest…
-Nieuniknione-dokończyłipodałjejrękę.-Nietraćmyczasuanienergii,utrzymujšc,żejestinaczej.
-Przycišgnšłjšdosiebiewmomencie,gdypostawiłanoginalšdzie,iudowodniłjejswójpunkt
widzeniadługim,płomiennympocałunkiem.
-Twojarodzinaniebędziezachwycona.
-Rodzinnaakceptacjajestdlaciebiebardzoważna?
-Oczywicie.
-Jatakżetegonielekceważę.Wnormalnychwarunkachniemielibynicdogadania.Wtymprzypadku
jestinaczej.Aletomojarodzinaimojezmartwienie,anietwoje.
-Możetozabrzmiobłudnie,aleniechcęzrobićnicwięcej,cobyzraniłolubzaniepokoiłoSetha.
-Podobniejakja.Niepozwolęnatomiast,żebydziesięciolatekmiałwpływnamojeosobisteżycie.
Uspokójsię,Sybill.-Musnšłpalcamijejpodbródek.-NiejestemyrodzinamiMontecchichiCapulettich.
-AzciebiebyłbykiepskiRomeo-powiedziałaztakpoważnšminš,żerozemiałsięiznowujš
pocałował.
-Jelisiętylkoprzyłożędotego,możezmieniszzdanie.Alenaraziepozostańmytym,kimjestemy.
Jestezmęczona.Maszpodkršżoneoczy.Przepijsię.Niemusimysięspieszyćzzamawianiemkolacjiw
hotelu.-Przywiozęwino-powiedziałwesołoiwskoczyłdołodzi.-MambutelkęChateauOlivier,która
czekanadegustację-przekrzykiwałwarkotsilnika.-Niemusiszsięprzebierać-dodałzszelmowskim
umiechem,wypływajšcłodzišzportu.
Niebyłapewna,comanatopowiedzieć.Stałanapomocieweleganckim,leczpomiętymjedwabnym
kostiumie,zrozczochranymiwłosami,iczułasiębardzogłupio.
Camniemusiałpytać.Żaglowaniewwietrznepopołudniemożezrelaksowaćczłowieka,rozlunićjego
mięnie,odwieżyćumysł.Aleznałtylkojednšrzecz,któraoczommężczyznynadajetenrozleniwiony,
zadowolonybłysk.
KiedyPhillippodpłynšłnaprzystańirzuciłmucumy,rozpoznałtenbłyskwoczachbrata.
Złapałcumęrufowš,napišłjš.
-Tyskurwysynie-powiedział.
Phillipuniósłbrwi.Spodziewałsiętakiejreakcji,alenietakszybko.Postanowiłzachowaćspokój,
wytłumaczyćsię.
-JakzawszeprzyjaznepowitanieuQuinnów.
-Mylałem,żemaszjużzasobšteczasy,kiedyzamiastgłowšmylałefajfusem.
WytršconyniecozrównowagiPhillipwyszedłzłodziistanšłnaprzeciwkobrata.Widział,cosię
więci.Camrwałsiędobójki.
-Chwilowoidęzagłosemmojegopalanta.Jednakzgadzamysięczęsto.
-Albojesteszalony,albogłupi.Wgręwchodziżyciedzieciaka,jegospokój,wiaraizaufaniedo
ludzi.
-Nicmusięniestanie.Robięwszystko,cowmojejmocy,żebytakbyło.
-Achtak,rozumiem!Pieprzyszjšdlajegodobra!
PhillipzłapałCamazakurtkę.Przyglšdalisięsobie,mierzyliwzrokiemzapowiadajšcymgotowoćdo
walki.
-KotłowaliciesięzAnnšnawiosnę,ażprzecieradładarłysięnastrzępy.Czyażtakbardzomylałeo
Sethcie,kiedyjšmiałepodsobš?
Camzadałpierwszycios,omijajšcgardęPhillipa.Uderzeniebyłotakmocne,żeodskoczyłamu
głowa,aleniestraciłrównowagi.Jużniepanowałnadsobš,szykujšcsiędoostatecznejrozprawy.
KiedyodtyłuzaszedłgoEthanizacisnšłmuramięnaszyi,zaklšłjakszewc.
-Uspokójciesię-warknšłEthan.-Bowrzucęwasdowody,żebycieoprzytomnieli.-Nadowód,że
nieżartuje,przydusiłmocniejPhillipa.RównoczenierzuciłostrzegawczespojrzenieCamowi.-Opanuj
się,dojasnejcholery!Sethmiałciężkidzień.Uważasz,żejeszczezamałooberwał?
-Nie,nieuważam-odparłzgoryczšCam.-Zatotenmatogdzie.
-MójzwišzekzSybillimojatroskaoSethatodwiezupełnieróżnesprawy.
-Gównoprawda!
-Odczepsięodemnie,Ethanie.Jakosobienieprzypominam,Cam,żebysiętakinteresowałmoim
seksualnymżyciemodczasu,kiedyobajwzdychalimydoJennyMalone.
-Dawneczasy.
-Toprawda.Aleniejestemoimstróżem.Żadenzwas-dodał,przesuwajšcsiętak,bypatrzećnanich
obu.Musiałsięwytłumaczyć,ponieważwieledlaniegoznaczyli.-Żywiędoniejuczucie,potrzebuję
czasu,żebysobiezdaćsprawęzrodzajutegouczucia.Wostatnichkilkumiesišcachwielezmieniłemw
moimżyciu,zrobiłemto,czegochcielicieodemnie.Ale,dojasnejcholery,mamprawodoosobistego
życia!
-Wcaletegoniekwestionuję,Phil.-Ethanrzuciłokiemwstronędomu,majšcnadzieję,żeSeth
odrabialekcjealborysujeiniepodglšdaichprzezokno.-Niewiemnatomiast,jakdotejczęcitwojego
życiaosobistegoodniesiesięSeth.
-Jestco,czegożadenzwasniebierzepoduwagę.SybilljestciotkšSetha.
-Akurattaksięskłada,żewłanietobiorępoduwagę-odparowałCam.-JestsiostršGloriiiwdarła
siętu,posługujšcsiękłamstwem.
-Wdarłasię,wierzšcwtokłamstwo.-Phillippomylał,żetodużaróżnica.Zasadniczaróżnica.-
Czytalicieowiadczenie,któreprzesłałafaksemAnnie?
Camgwizdnšłcichoizatknšłkciukizakieszenie.
-Tak,widziałemje.
-Czywyobrażaszsobie,ilejškosztowałowyłożenietegoczarnonabiałym,wiadomoć,żewcišgu
dwudziestuczterechgodzincałemiasteczkobędziemówiłotylkootym,oniej?-Phillipodczekałchwilę,
widać,jakstopnioworozluniajšsięmięnieszczękCama.-Niewystarczywam,żejużzapłaciłaza
swoje?
-JamylęoSethcie.
-Aonajestnajlepszšbroniš,jakšdysponujemyprzeciwkoGloriiDeLauter.
-Sšdzisz,żeniezmienizdania?-zastanowiłsięEthan.
-Taksšdzę.ASethowipotrzebnajestrodzina,całarodzina.Takchciałbytata.Powiedziałmi…-
Ugryzłsięwjęzyk,odwróciłsięwstronęwody.
CamiEthanwymienilispojrzenia.
-Nieczujeszsięostatniotrochędziwnie,Phillipie?
-Czujęsięwietnie.
-Możemaszzadużostresów?-Camuznał,żemożesięznimtrochępodroczyć.-Zdawałomisię,że
rozmawiałeostatniozsamymsobš.
-Nicpodobnego.
-Możemaszprzywidzeniaiwydajecisię,żerozmawiaszzkim,kogoniema.Stresjestzabójczy.
Pożeramózg.
Phillipdoskoczyłdoniego.
-Chciałecopowiedziećnatematstanumojegozdrowiapsychicznego?
-Prawdęmówišc…-Ethanpodrapałsięwbrodę.-Wyglšdaszostatnio,jakbybyłtrochęspięty.
-NaBoga,mamchybaprawobyćspięty.-Rozłożyłramiona,jakbychciałobjšćwiat,zbytciężkina
jegobarki.-Pracujępodziesięć,podwanaciegodzinwBaltimore,następnieprzyjeżdżamtutajijak
galernikharujęwwarsztacie.Oilenielęczęnadksięgamiirachunkami,niezabawiamsięwgospodynię
domowš,robišczakupywsklepiespożywczym,lubniepilnujęSetha,żebysięniewymigiwałod
odrabianialekcji.
-Zawszebiadolił-mruknšłCam.
-Uważaj,żebyzachwilęsamniezaczšłbiadolić.-Phillipzrobiłjedenostrzegawczykroknaprzód,
tymrazemjednakCamumiechnšłsięszerokoirozłożyłręce.
-Spróbujtylko.Ethanmarzy,żebycięwrzucićdowody.Osobicieniemamochotynakšpiel.
-Zapierwszymrazemmylałem,żenię.ZdezorientowanyPhillipodwróciłsiędoEthana.
-Oczymty,dodiabła,mówisz?
-Zdawałomisię,żerozmawiamyotwoimzdrowiupsychicznym-odparłłagodnymtonemEthan.-
Chciałbymgoznowuzobaczyć.Wprawdzietrudnobyłopogodzićsięzmylš,żeznowuodejdzie,aleitak
warto.
Phillippoczułprzebiegajšcywzdłużkręgosłupachłód,zadrżałamudłoń,którš,nawszelkiwypadek,
włożyłdokieszeni.
-Niepowinnimyraczejporozmawiaćotwoimzdrowiupsychicznym?
-Mylelimy,żekiedyprzyjdzietwojakolej,poleciszprostodopsychiatry.-Camznowuumiechałsię
oduchadoucha.
-Niewiem,oczymmówicie.
-Wiesz,dobrzewiesz-powiedziałspokojnymgłosemEthan,poczymusadowiłsięnapomocie,
zwiesiłnogiiwyjšłcygaro.-Wyglšdanato,żewybieranaswtejsamejkolejnoci,wjakiejnasprzyjšł.
-Symetria-stwierdziłCam,siadajšcobokEthana.-Zawszejšlubił.Pierwszyrazrozmawiałemz
nimwdniu,wktórympoznałemAnnę.-Wróciłmylamidotamtejchwili,kiedyujrzałjšprzechodzšcš
przeztrawnik,jejlicznštwarzibrzydkikostium.
Chłódwkręgosłupienieustępował,przemieszczałsiętylkowzawrotnymtempietowgórę,towdół.
-Cotoznaczy,żeznimrozmawiałe?
-Tosięnazywakonwersacjš.-CamwzišłcygarozustEthanaizacišgnšłsięnim.-Oczywicie
pomylałem,żezwariowałem.-Podniósłwzrok,umiechnšłsię.-Tobiesiętakżewydaje,żezwariowałe,
Phill.
-Nie.Jestemtylkoprzepracowany.
-Niechrzań,jeszczeniktniezwariowałodrysowaniaobrazkówczygadaniaprzeztelefon.Wielkami
rzecz.
-Odczepsię.-Westchnšłiusiadłoboknich.-Chceciemiwmówić,żerozmawialicieztatš,który
umarłwmarcu?Któregopochowalimykilkakilometrówstšd?
NiespiesznymruchemCampodałPhillipowicygaro.
-Atychcesznamwmówić,żenierozmawiałe?
-Niewierzęwtakierzeczy.
-Nieważne,wcowierzysz,skoromiałotomiejsce-zauważyłEthanizabrałswojecygaro.-Ostatnio
gowidziałem,tegowieczora,kiedypoprosiłemGrace,żebyzamniewyszła.Miałzesobštorebkę
fistaszków.
-ChrystePanie-wyszeptałPhillip.
-Czułemichzapachtak,jakczujęzapachtegocygara,wody,skórzanejkurtkiCama.
-Kiedyludzieumierajš,następujeichkoniec.Niewracajšzpowrotem.-Czy…dotykaliciego?
Campokręciłgłowš.-Aty?
-Byłsolidnymczłowiekiem.Niezrobiłbytego.
-Zrobił-zauważyłEthan-albowszyscytrzejzwariowalimy.
-Niezdšżylimysięznimpożegnać,niestarczyłoczasu,żebysięporozumieć.-Camodetchnšł
głęboko.-Podarowałnamtrochęczasu.Taktowidzę.
-Onimamapodarowalinamcałyczas,kiedyuczynilinasQuinnami.-Musiałogozwalićznóg,gdy
odkrył,żemacórkę,októrejnicniewiedział.
-Chciałjejpomóc,uratowaćjš-powiedziałpółgłosemEthan.
-Zobaczył,żedlaniejjestjużzapóno.AleniedlaSetha-stwierdziłCam.-Zrobiłwięcwszystko,co
mógł,żebyratowaćSetha.
-Swojegownuka.-Phillippopatrzyłnaszybujšcšwysokobiałšczaplę,znikajšcšwciemnociach.I
nieczułjużchłodu.-Zobaczyłswojeodbiciewjegooczach,aleniechciałpoznaćodpowiedzi.Mylałem
otym.Byłobylogiczne,gdybypróbowałodnalećmatkęGlorii,uzyskaćjejpotwierdzenie.
-Tobyzajęłodużoczasu.-Camrozważałjużtęsprawę.-Jestzamężna,mieszkawEuropie,aztego,
comówiSybill,wynika,żeniebyłazainteresowanakontaktowaniemsięznim.
-Apotemjużniezdšżył-stwierdziłPhillip.-Przynajmniejterazwszystkieelementypasujšdosiebie.
Niezamierzałaspać.Wzięłagoršcyprysznic,poczymowinęłasięwkšpielowyszlafrok,zamierzajšc
uzupełnićswojenotatki.Postanowiłazdobyćsięnaodwagęizatelefonowaćdomatki,byjejprzemówić
dorozsšdkuipoprosićopisemnepotwierdzenieswojegonotarialnegoowiadczenia.
Jednakniezrobiłatego.Padłatwarzšnałóżko,zamknęłaoczyizapadłasięwnicoć.
Obudziłojšpukaniedodrzwi.Zwlokłasięzłóżka,namacałakontaktizapaliławiatło.Wcišż
nieprzytomnaprzeszłaprzezsalonikizerknęłaprzezwizjer.
Odsunęłazasuwkę.
Philliprzuciłokiemnajejzmierzwionewłosy,zaspaneoczyigranatowyaksamitnyszlafrok.
-Widzę,żesięwystroiła.
-Przepraszam.Zasnęłam.-Machinalniesięgnęładowłosów.Niecierpiała,gdybyłyrozczochrane,
zwłaszcza,żeonbyłodwieżonyiwwietnejformie.Wyglšdałwspaniale.
-Skorojestezmęczona,możemyodłożyćspotkanie.
-Nie,gdybymdłużejpospała,rozbudziłabymsięnadobreotrzeciejnadranem.Niecierpię
hotelowychpokoiotakiejporze.-Cofnęłasię,żebygowpucić.-Zarazsięubiorę.
-Niekrępujsię!-powiedziałprzycišgajšcjšdosiebieicałujšc.-Widziałemcięjużnagš.Ibyłto
bardzopocišgajšcywidok.
-Niezamierzamtwierdzić,żesięmylisz.
-wietnie.-Postawiłnastolikuprzyniesionewino.
-Ale-dodała-niebyłotozbytrozsšdneznaszejstrony.
-Mówzasiebie,panidoktor.Ilekroćczujętwójzapach,przestajębyćrozsšdny.Czymtytak
pachniesz?
Kiedysiępochylił,żebyjšpowšchać,wygięłasiędotyłu.
-Phillipie!
-Sybill!-powiedziałirozemiałsię.-Ajeliobiecam,żezachowamsięjakcywilizowanyczłowieki
żeniebędęnamawiałciędożadnychtakichrzeczy,dopókisięnierozbudzisz?
-Doceniamtwojepowięcenie-odparłarzeczowo.
-Słusznie.Jestegłodna?
-Skšdtapatologicznapotrzebakarmieniamnie?
-Totyzajmujeszsięanalizowaniem-odpowiedziałwzruszajšcramieniem.-Przyniosłemwino.Masz
jakiekieliszki?
Pomylała,żemusiznimporozmawiać,ułożyćwłaciwieichstosunki.Poradzićsięgo.Chciałatakże
zjednaćgosobieisprawić,żebyjejpomógłprzekonaćSetha,byzaakceptowałjejprzyjań.
Wyjęładwatopornehotelowekieliszki.KiedyPhillipumiechnšłsięszyderczonaichwidok,uniosła
brwi.Potrafiłcholernieseksownieszydzić.
-Toprawdziwaobelgadlatakiegoszacownegowina-powiedziałotwierajšcbutelkękorkocišgiemz
nierdzewnejstali,któryzesobšprzyniósł.-Skorojednakniemaszniclepszego,będziemymusieli
zadowolićsiętymi.
-Zapomniałamzapakowaćmojekryształy.
-Niestety.-Nalałdokieliszkówwinaopięknymsłomkowymkolorze.Podałjejjeden.-Zapoczštek,
rodekizazakończenie.Przebylimyprzezwszystkietrzyetapy.
-Toznaczy?
-Zagadkazostałarozwišzana,ustalonozgranšdrużynę,amywłaniezostalimykochankami.Cieszęsię
zpowoduwszystkichtrzechaspektównaszegobardzointeresujšcegozwišzku.
-Zgranadrużyna?
-SethjestQuinnem.Przytwojejpomocybędziemożnatozalegalizować,itowkrótce.
Wpatrywałasięwswojewino.
-Zależyci,żebymiałtwojenazwisko.
-Nazwiskoswojegodziadka-poprawiłjšPhillip.-Zależymi,choćnieażtakbardzojakSethowi.
-Tak,maszrację.Widziałamjegotwarz,kiedytopowiedziałam.ProfesorQuinnmusiałbyć
nadzwyczajnymczłowiekiem.
-Moirodzicebyli…wyjštkowi.Tworzylirzadkospotykanšparę.Łšczyłoichprawdziwe
partnerstwoopartenazaufaniu,szacunku,miłoci,namiętnoci.Trudnobyłouwierzyć,żemójojciec
zawiódłtozaufanie.
-Bałesię,żezdradziłtwojšmatkęzGloriš,żespłodziłznišdziecko.-Sybillusiadła.-Topodłe,że
zasiałatakiepodejrzenie.
-Ajakcholernietrudnobyłoztymżyć.NosićurazędoSetha,żejestsynemmojegoojca?Jego
prawdziwymsynem,podczasgdyjajestemtylkojegonamiastkš?Sšdziłem,żeznamprawdę-dodał,
siadajšcobokniej.-Byłatojednaztychumysłowychłamigłówek,któreniedajšspokojuotrzeciejnad
ranem.
Pomylała,żegdybytylkootochodziło,mogłabymupomóc.Lecztoniebyłowszystko.
-Zamierzampoprosićmatkę,żebypotwierdziłapisemniemojeowiadczenie.Wštpięczynato
przystanie,alepoproszęjš,postaramsię.
-Zgranadrużyna,jakwidzę.-Ujšłjejrękę,potarłonišnos,copostawiłojšwstanpogotowiai
sprawiło,żeprzyjrzałamusięuważnie.
-Maszskaleczonšbrodę.
-Tak.-Skrzywiłsię.-Cammanadaldobrylewysierpowy.
-Uderzyłcię?
Jejprzerażonygłosrozmieszyłgo.Oczywiciepanidoktornienależaładowiata,wktórymwymachuje
siępięciami.
-Miałemgopierwszyuderzyć,alezałatwiłmnie.Cooznacza,żewinienmujestemjednouderzenie.
Oddałbymmuzresztš,gdybynieEthan,którymizałożyłnelsona.
-OBoże!-Przerażona,podniosłasięzmiejsca.-Poszłoonas?Oto,costałosięnałodzi?Nie
powinnobyłodotegodojć.Wiedziałam,żespowodujetokomplikacjemiędzytobšatwojšrodzinš.
-Tak-odparłrzeczowo-poszłoonas.Iwyjanilimytosobie.Sybill.Odzawszebijemysięzesobš.
TorodzinnatradycjaQuinnów.Takjakprzepisojcanawafle.
Nieuspokoiłjejtym.Dodatkowozamieszałjejwgłowie.Pięcii…wafle?
-Bijeszsięznimi?
-Jasne.
-Dlaczego?Zastanowiłsię.
-Bosšpodrękš.
-Itwoirodzicepozwalaliwamnategorodzajuprzemoc?
-Mojamatkabyłapediatrš.Zawszezakładałanamszwy.-Pochyliłsiędoprzodu,bydolaćsobie
wina.-Sšdzę,żebędzielepiej,jeliprzedstawięcały…obrazek.Wiesz,żeCam,Ethanijajestemy
adoptowani.
-Tak.Przeprowadziłampewnebadania,zanimprzyjechałam…-Zamilkła,zerknęławstronęlaptopa.
-Nowłanie,przecieżwieszotym.
-Tak.Iznaszpewnefakty,alenieistotęsprawy.Pytałaomojeblizny.Toniezaczęłosiętutaj-
zadumałsię.-Naprawdęnie.PierwszybyłCam.Rayprzyłapałgo,kiedypewnegorankapróbowałukrać
samochódStelli.
-Jejsamochód?Ukraćjejsamochód?
-Prostozpodjazdu.Miałdwanacielat.UciekłzdomuizamierzałdostaćsiędoMeksyku.
-Wwiekudwunastulatukradłsamochód,żebydostaćsiędoMeksyku?
-Włanie.PierwszyzezłychchłopcówQuinna.-Wzniósłtoastzanieobecnegobrata.-Bijanogow
domuipostanowiłtymrazemuciecalboumrzeć.
Żebynieosunšćsięzsofy,chwyciłasiękurczowooparcia.
-Straciłprzytomnoć,amójojciecwniósłgodorodka.Dziękimojejmatcewróciłdozdrowia.
-Niewezwalipolicji?
-Nie.Cambyłprzerażony,amojamatkastwierdziłaladyfizycznegoznęcaniasięnadnim.Zebrali
informacje,załatwiliformalnoci,poradzilisobiezsystememiprzechytrzyligo.Ajemudalidom.
-Takpoprostu…uczyniligoswoimsynem?
-Pewnegorazumojamatkapowiedziała,żejużwszyscynależymydoniej.Przedtemjakonieudawało
namsiędosiebiezbliżyć.ApotemprzybyłEthan.JegomatkabyłaulicznškurwšwBaltimorte,
narkomankš.Kiedynudziłojejsię,tłukłago.Apotemwpadłanawietnypomysł,żemożezarobić,
sprzedajšcomioletniegosynazboczeńcom.
Sybillciskałakurczowokieliszekobomarękamiidrżała.Nieodzywałasięanisłowem.
-Żyłtakprzezkilkalat.Pewnejnocyjedenzklientów,kiedyjużskończyłzEthanemizniš,przeszedł
dorękoczynów.Ponieważobiektemjegoagresjibyłatymrazemonasama,aniejejdzieciak,
przeciwstawiłasię.Pchnęłagonożem.Uciekła,akiedyprzyjechałygliny,zabrałyEthanadoszpitala.
Mojamatkamiaławtedyobchód.
-Iteżgowzięli-powiedziałaszeptem.
-Tak,taktowyglšdawskrócie.
Podniosłakieliszek,wypiłapowoliłyczek,popatrzyłananiegoznadbrzegu.Nieznaławiata,któryjej
opisywał.Teoretyczniewiedziała,żeistnieje,alenigdysięznimniezetknęła.Ażdotšd.
-Aty?
-MojamatkapracowaławlokaluwBaltimore.Tandetnystriptiz,jakielewenumerynaboku.Drobne
nacišganie,szantażeiżałosnemachlojki.-Wzruszyłramieniem.-Mójojcieczmyłsięjużdawniej.Przez
jakiczassiedziałzakradzieżzbroniš,akiedygowypucili,nawetnanasniespojrzał.
-Czyona…czyonaciębiła?
-Zdarzałosię,dopókiniestałemsięnatyledużyisilny,żezaczęłasięmniebać.-Umiechnšłsię
cierpko.-Nieprzepadalimyzasobš.Kiedychciałemmiećdachnadgłowš-azdarzałosię,żechciałem,
potrzebowałemjej-musiałemdawaćpienišdze.Okradałemludzi,włamywałemsię.Byłemwtym
cholerniedobry-powiedziałzodcieniemdumy.-Mimotozajmowałemsiędrobnicš.Czym,comożna
łatwozamienićnagotówkęalbonaprochy.Akiedybyłobardzokrucho,sprzedawałemsiebie.
Wjejszerokootwartychoczach,któreunikałyjegowzroku,zobaczyłprzerażenie.
-Życieniezawszejestidyllš-powiedziałkrótko.-Przeważniefruwałemnawolnoci.Byłemtwardy,
bezwzględnyisprytny.Jeszczekilkalattakiegożycia,awylšdowałbymwwięzieniu-albowkostnicy.
Jeszczekilkalattakiegożycia-dodał,patrzšcjejwtwarz-itosamostałobysięzSethem.
Wzdragajšcsięnatęmyl,zapatrzyłasięwswojewino.
-Uważasz,żejesttosytuacjapodobna,ale…
-WidziałemGlorię-przerwałjej.-Ładnakobieta,którasięstoczyła.Twardeiostrespojrzenie,
zgorzkniałeusta.Podobnadomojejmatki.
Comiałapowiedzieć,jakiargumentprzeciwstawić,skorowidziałatosamo,czułatosamo?
-Niepoznałamjej-odpowiedziałapospiesznie.-Przezchwilęsšdziłam,żetopomyłka.
-Onaciebierozpoznała.Podeszłacię.Wiedziała,jaksiędotegozabrać.-Przerwałnachwilę.-
Dokładniewiedziała.Podobniejakja.
Zauważyła,żeprzyglšdasięjejuważnieitrzewo.-Iwłanieteraztorobisz?Naciskaszodpowiednie
guziki?“Możeitak-pomylał.-Wkrótceobojebędziemymusielirozważyćtenproblem”.
-Terazmówimyoczyminnym.Czychceszznaćresztę?
-Tak-odparłabezwahania.
-Kiedymiałemtrzynacielat,uważałem,żesobieradzęwżyciu.Dopókiniewylšdowałemnosemw
rynsztoku,wykrwawiajšcsięnamierć.Postrzelony.Niewłaciwemiejsce,niewłaciwapora.
-Postrzelony?-Wbiławniegowzrok.-Byłepostrzelony?
-Dwiekulkiwklatkępiersiowš.Omalmnieniezabiły.Jedenzlekarzy,znałStellęQuinn.OnaiRay
przyszliodwiedzićmniewszpitalu.Miałemichzawirusów,alenicniemówiłem.Mojamatkaskończyła
zemnšiwyglšdałonato,żenadobreutknęwtymsystemie.Pomylałem,żeichwykorzystam,dopóki
znowuniestanęnanogi.Potemzawezmę,comipotrzebne,izmyjęsię.
Kimbyłtenchłopiec,któregojejopisywał?Jakimatozwišzekztymmężczyznš,którysiedziobok
niej?
-Chciałeichokrać?
-Zajmowałemsiętym.Byłemtaki.Aleoni…wszystkoznosili.Ażzakochałemsięwnich.Ażstałem
siękim,zkogomoglibyćdumni.Tonieżadnichirurdzyuratowalimiżycie.ToRayiStellaQuinn.
-Ilemiałelat,kiedycięwzięlidosiebie?
-Trzynacie.AleniebyłemtakimdzieciakiemjakSeth.NiebyłemtakšofiaršjakCamiEthan.
Dokonywałemwyborów.
-Myliszsię.-Ujęłajegotwarzwswojedłonieipocałowałagodelikatnie.
-Niespodziewałemsiętakiejreakcji.
Onatakżespodziewałasięinnejreakcji.Poczułajednaktakwielkiewspółczuciedlachłopca,którego
jejopisał,orazpodziwdlamężczyzny,wktóregosięzmienił.
-Zjakšreakcjšnajczęciejsięspotykasz?
-Nigdyotymnikomuniemówiłem,pozarodzinš.-Zmusiłsiędoumiechu.-Toniepasujedoobrazu.
Poruszonadogłębi,przytuliłaswojštwarzdojegotwarzy.
-Maszrację.TomógłbybyćSeth-wyszeptała.-Mogłosięznimzdarzyćtosamocoztobš.Twój
ojciecuratowałgoodtego.Tyitwojarodzinauratowaliciego,podczasgdymojanicniezrobiła.A
nawetgorzejniżnic.
-Coprzecieżrobisz.
-Mamnadzieję,żetowystarczy.-Kiedyzbliżyłustadojejwarg,pozwoliłasobienasłaboć,szukajšc
pocieszeniaiotuchywpocałunku.
14
Phillipotworzyłwarsztatosiódmejrano.Samfakt,żebracianierobilimuwymówekzato,żezrobił
sobielabęwniedzielę,przyprawiłgoomaksymalnepoczuciewiny.
Liczyłnato,żemaprzedsobšprzynajmniejgodzinę,zanimpojawisięCam,bykontynuowaćpracę
przykadłubiesportowegokutra.Ethan,nimprzyjdziepopołudniudopracy,wykorzystaostatniepodrygi
jesieniipołowiranokraby.
Będziewięcmiałdlasiebiecałylokal,byzajšćsiępapierkowšrobotš,któršzaniedbałwostatnim
tygodniu.
Powejciudociasnegobiuranatychmiastzapaliłwiatło.Następniewłšczyłradio.Podziesięciu
minutachsiedziałjużznosemwrachunkachiczułsięjakwdomu.
Prawiesamepłatnoci.Wynajem,wiadczenie,składkiubezpieczeniowe,składdrzewnyijakzawsze
popularnaMasterCard.
Rzšdupominałsięoswojšdolęwpołowiewrzenia,arataopiewałanadoćpokanškwotę.Kolejny
podatekteżnienapawałoptymizmem.
Żonglowałliczbami,bawiłsięnimi,wystukiwałjeistwierdził,żeczerwonykolorstratniejestażtak
złymkolorem.Zaoszczędzilitrochęprzypierwszejrobocie-nadwyżkęzainwestowaliwinteres.Gdy
skończškadłub,będšmogliwzišćkolejnyczekodobecnegoklienta.Wtensposóbutrzymajšsięna
powierzchni.
Aledalekoimjeszczedoczarnegokoloruoznaczajšcegozyski.
Sumienniewpisywałczeki,sprawdzałikorygowałdatywydruku,zestawiałcyfryistarałsięnie
narzekać,żedwaplusdwaniezmienniedajecztery.
Usłyszał,żeotwarłysięizamknęłyciężkiedrzwinadole.
-Znowusiętamdekujesz?-zawołałCam.
-Tak,urzšdziłemsobieprzyjęcie.
-Niektórzyznasnaprawdęharujšiniemogšsobiepozwolićnaobijaniesię.Phillipspojrzałna
liczbyprzelatujšcenaekraniekomputeraitylkozamiałsiękrótko.Pogodziłsięjużzfaktem,żedlaCama
człowiekiempracujšcymmożebyćtylkoten,ktowykorzystujedotegosiłęmięni.
-Niepozostajeminicinnegojakzejć-mruknšłiwyłšczyłkomputer.Resztęrachunkówułożyłnarogu
biurka.Czekzwypłatšwsunšłdotylnejkieszeni,poczymzszedłnadół.
Camzapinałpasznarzędziami.Nagłowęwłożyłbaseballowšczapeczkę,daszkiemdotyłu,żebynie
zasłaniałwidoku.Phillipzaobserwował,jakzdejmujeobršczkęitroskliwiewsuwajšdoprzedniej
kieszeni.
Obršczkimogłyzaczepićocoispowodowaćutratępalca.Mimotożadenzjegobraciniezostawiał
ichwdomu.Zastanowiłsię,czyobnoszeniesięztymdowodemstanumałżeńskiegostanowijakisymbol,
czyteżrodzajpocieszenia.
Campierwszyzajšłstanowiskopracyinastawiłradionagłonegorocka.GdyPhillipsięgnšłposwój
pasznarzędziami,Camzmierzyłgochłodnymwzrokiem.
-Cozanieoczekiwanywidok-promiennyirzekijakskowronek!Apewniezabawiałesiędopóna.
-Niezaczynajodnowa.
-Poprostustwierdzam.-Annanakładłamunieledouszu,kiedypomstowałnauwikłaniesięPhillipa
zSybill.Powiedziała,żepowiniensięwstydzić,żeniepowiniensięwtršcaćwosobisteżyciebrata.
-Chceszzniškręcić,twojasprawa.Przyjemnienanišpopatrzeć.Tyleżewyglšdajakbryłalodu.
-Nieznaszjej.
-Aty?-Widzšcgronybłyskwoczachbrata,Campodniósłrękę.-Trzebajšwykorzystać.Winteresie
Setha.
-Wiem,żezrobiwszystko,cobędziemogła.Ataknamarginesie,towiedz,żewychowałasięw
rodzinie,gdzienieznanomiłoci.
-Potomianopienišdze.
-Tak.-Phillippodszedłdoułożonychwstertędesek.-Prywatneszkoły,szoferzy,służba.
-Niemogęsięjakozdobyćnawspółczucie.
-Niesšdzę,żebyliczyłanato.-Dwignšłdeskę.-Powiadasz,żechceszjšwykorzystać.Ajaci
mówię,żeonamazalety.Niewiemnatomiast,czymajakiczułypunkt.
Camwzruszyłramionami.Ujšłzadrugikoniecdeski,byjšdopasowaćdokadłuba.
-Jatamuważam,żejestzimnšistotš.
-Powiedziałbymraczej,żejestpowcišgliwa.Ostrożna.-Pamiętał,wjakisposóbodniosłasiędo
niegoubiegłejnocy.Tobyłjejpierwszytakiodruch.Wolałsięniezastanawiaćiniewnikaćwszczegóły.
Miałnadzieję,żeCamsięmyli.-CzytylkotyiEthanmacieprawodozwišzkuzkobietami,które
zadowalajšwaspodkażdymwzględem?
-Nie.-Camumocowałkońcedeski.WgłosiePhillipawyczułniepokój.-Nie-powtórzył.-
PorozmawiamzSethemnajejtemat.
-Samznimporozmawiam.
-Wporzšdku.
-MnietakżelosSethależynasercu.
-Wiemotym.
-Dawniejtakniebyło.-Wzišłmłotek,byprzybićdeski.-Terazjestinaczej.
-Totakżewiem.-Przezkilkakolejnychminutpracowaliwzgodnymtandemie.-Wkażdymraziebyłe
pojegostronie-dodałCam,gdydeskaosiadłanaswoimmiejscu.-Nawetjeliniezbytzależałocina
nim.
-Robiłemtodlataty.
-Wszyscyrobilimytodlataty.AterazrobimytodlaSetha.
Dopołudniacałyszkieletkadłubazostałpokrytydeskami.Metodaukładaniaichnanakładkębyła
żmudna,wymagaławytężonejpracyidokładnoci.Aletobyłichznakfirmowy,ichwybór,który
gwarantowałwyjštkowšwytrzymałoćkonstrukcjiiwymagałwielkiejwprawyodszkutnika.
Niktniekwestionowałfaktu,żeCamjestnajlepszymfachowcem.Phillippomylałjednak,żeionzna
sięnarzeczy.
-Niewzišłenicdojedzenia?-zapytałCaminapiłsięwodyzdzbanka.-Nie.
-Aniechcięlicho!-Wierzchemdłoniotarłusta.-Założęsię,żeGracezapakowałaEthanowi
monstrualniewielkilunch.Pieczonegokurczakaalbogrubekawałkiwieprzowinypieczonejwmiodzie.
-Przecieżtymaszżonę-stwierdziłPhillip.Camparsknšłmiechem.
-Ładniebymwyglšdał,gdybympoprosiłAnnęoprzyszykowaniemilunchudopracy.Wyrżnęłaby
mnieteczkšipojechałabydopracy.Jestnasdwóch-zastanowiłsię.-MożemyzaskoczyćEthana,kiedy
będziewchodził.
-Jestprostszysposób.-Phillipzanurzyłrękęwkieszeniiwyjšłćwierćdolarowšmonetę.-Orzełczy
reszka?
-Orzeł.Ktoprzegrywa,tenidzieipłaci.
Phillippodrzuciłmonetę,złapałjšiszybkimruchempołożyłnagrzbieciedłoni.Dzióborłazdawałsię
zniegoszydzić.
-Cholera.Cocikupić?
-Wielkiegosandwiczazmięsem,dużofrytekijeszczewięcejkawy.
-wietnie,zatykajsobiearterie.
-Ajasiędziwię,czemujesztowiństwozsoi.Przecieżitakumrzesz.Czynielepszyjestsolidny
sandwiczzmięsem?
-Niechkażdypostępujewedlewłasnegouznania.-Ponowniesięgnšłdokieszeniiwyjšłczekz
wypłatšdlaCama.-Masz,tylkoniewydajwszystkiegowjednymmiejscu.
-WreszciebędęmógłsięzaszyćwszałasienaMaui.AdlaEthana?
-Tyleconic.
-Adlaciebie?
-Nicniepotrzebuję.
CamzmrużyłoczyispojrzałnaPhillipa,którynakładałkurtkę.
-Toniejestwporzšdku.
-Zajmujęsięrachunkamiiwiem,cojestwporzšdku.
-Powięciłeswójczas,należycisię.
-Niepotrzebujęjej-powtórzyłzniecierpliwionyPhillip.-Kiedybędępotrzebował,wezmę.-
Wyszedłdostojnymkrokiem,pozostawiajšckipišcegozezłociCama.
-Upartyskurczybyk-mruknšłpodnosemCam.-Jaksięnaniegoniewciekać,kiedymiwciskate
ochłapy?
Campomylał,żePhillipcišglemadonichpretensje.Pozatymzajmujesiędetalami.Zapędzi
człowiekawkoziróg,apotemsamnicztegoniema.
Jaktuniezwariować?
Aterazjeszczewplštałsięwhistorięzkobietš,októrejniktniewie,czymożnajejufać,jeżeli
sprawyprzybioršzłyobrót.WkażdymrazienienależyspuszczaćzoczutejSybillGriffin.
InietylkozpowoduSetha.MożePhillipmałebnieodparady,alejakkażdygłupiejenawidokładnej
buzi.
“ImłodaKarenLawson,którapracujewrecepcji,odkšdspiknęłasięwzeszłymrokuzchłopakiem
McKinneyów,zobaczyłatonapisaneczarnonabiałym.Zadzwoniładoswojejmamy,aBittyLawson,
którajestmojšnajlepszšprzyjaciółkšidługoletnišpartnerkšbrydżowš-chociażpotrafiprzebićtwojego
asa,jeliniepatrzyszjejnaręce-natychmiastzadzwoniładomnieiwszystkomipowtórzyła”.
NancyClaremontbyławswoimżywiole,mogšcpoplotkować.Jakożejejmšżposiadałkawałek
ziemiwStChris,naktórymchłopcyQuinna,tabandadzikusów,urzšdziliswójwarsztat-jednemutylko
Boguwiadomo,cotamjeszczewyprawiajš-uznała,żemanietylkoprawo,aleiobowišzekprzekazać
dalejtensmacznykšsek,któryjejsiętrafiłwczorajpopołudniu.
Oczywicie,najpierwskorzystałaznajprostszejmetody.Ztelefonu.Aletelefonniedajetej
przyjemnoci,jakšjestwidokreakcjirozmówcy.Ubrałasięwięcwjeszczenienoszonykostiumze
spodniamiwkolorzedyni,nowoćzkataloguJ.C.Penney’a.
NiemiałobysensubyćnajzamożniejszškobietšwStChristopher,gdybyniemogłasiętymchoć
odrobinępopisać.Anajlepszymmiejscemdopopisaniasięidorozpowszechnieniaplotkibyłmagazyn
Crawforda.
Jejkolejnymkrokiembyłsalonpięknoci“TheStylerite”przymarkecie,gdzieumówiłasięna
strzyżenie,farbowanieiukładaniewłosów.
MamaCrawford,mieszkajšcawStChrisprzezcałeszećdziesištdwalataswojegożycia,tkwiłaza
kontuarem,przepasanawielkimzapaćkanymfartuchem.
Słyszałajużnowiny-niewielesprawuchodziłouwadzeMamy,akażdšbezzwłocznieprzekazywała
dalej-gotowabyłajednakwysłuchaćNancy.
“Ipomyleć,żetodzieckojestwnukiemRayaQuinna!Atadamazdumniezadartymnosemjestsiostrš
tejwstrętnejdziewczyny,któranaopowiadałatewszystkieokropnerzeczy.Zachłopiecjestjej
siostrzeńcem.Jejnajbliższymkrewnym,aleczypowiedziałachoćsłowonatentemat?Nie,mojapani,co
to,tonie!Tylkosięszarogęsiipatrzynanaszgóry,pływażaglówkšzPhillipemQuinnem,zresztš
podejrzewam,żenietylkopływa,jelibyktopytałomojezdanie.Takieniemoralnezachowaniejestteraz
umłodychludzinaporzšdkudziennym!”
PstryknęłapalcamiprzednosemMamy,ajejoczybłyszczałyniezdrowympodnieceniem.
KiedyMamawyczuła,żeNancyladamomentzboczyztematu,poruszyłaswoimiszerokimi
ramionami.
-Wydajemisię-zaczęła,wiadomafaktu,iżludziewsklepienadstawiajšucha-żewnaszym
miasteczkujestwieleosób,którepowinnosiępowiesićzato,conaplotkowałynaRaya.Zato,co
szeptałyzajegoplecami,gdyżył,inadjegogrobem,kiedyodszedł.Noico,okazałosię,żeto
nieprawda,wyszłonamoje.
Surowymwzrokiemzlustrowałasklep.Rzeczywiciekilkagłówpróbowałosięjakbyschować.
Usatysfakcjonowana,zwróciłarozpromienioneoczykuNancy.
-Wydajemisię,żechętniedawałaposłuchzłymsłowomotakzacnymczłowieku,jakimbyłRay
Quinn.
PoważnieurażonaNancyażpodskoczyła.
-Nowiesz,Mamo,nigdyniewierzyłamaniwjednosłowo.-Pomylałateraz,żeomawianietakich
spraw,tonietosamo,codawanieimposłuchu.-Nawetlepymusiałzauważyć,żechłopiecmaoczy
Raya.Żeistniejemiędzynimipokrewieństwo.IdlategopowiedziałampewnegodniadoSilasa:“Silasie,
zastanawiamsię,czytenchłopiecniejestkrewnymRaya?”-Oczywiciepowiedziałatozupełnieinaczej,
alemogłabytakpowiedzieć.-Nigdyjednakniepomylałam,żetownukRaya.Ani,żeprzeztewszystkie
lataRaymiałcórkę!
Zawszepodejrzewała,żeRayQuinnmusiałbyćdobrymananasemwmłodoci.Możenawetbył
hipisem?Akażdywie,cotoznaczy.Paleniemarihuany,udziałworgiachibieganienagolasa.
JednakniezamierzaładzielićsięzMamštšwiadomociš.Zaczekaażumyjšjejwłosyikiedy
wygodnierozsišdziesięwfoteluwsaloniepięknoci.
-Tajegocórkaokazałasięjeszczegorszaniżcichłopcy,którychoniStellasprowadzilidodomu-
trajkotała.-Atadziewczynazhotelumusibyćtakasama…
Urwała,kiedypobrzękiwaniedzwonkaobwieciłowejcienowegoklienta.Ażzadrżałazemocjina
widokwchodzšcegoPhillipa.Otojedenzaktorówtegoszalenieinteresujšcegoprzedstawienia.
Phillipowiwystarczyłrzutoka,byzorientowaćsię,oczymrozmawiajš.Araczejoczymrozmawiali,
zanimwszedłdorodka.Bowiempodzwonkuzapanowałogrobowemilczenie,aoczyzebranychzwróciły
siękuniemu.
-Cotakiego,PhillipQuinn,niewidziałamcięchybaodczasuwaszegorodzinnegopiknikuwwięto
Niepodległoci-zaszczebiotałaNancy.Uznała,żeflirtowaniejestjednšznajlepszychmetodna
rozwišzaniejęzykamężczyzny.-Jakitobyłładnydzień.
-Tak,był.-Podszedłdolady,czujšczaplecamigradspojrzeń.-Potrzebujędwadużesandwicze,
MamoCrawford.Porcjęmielonegomięsaikawałekindyka.
-Zarazciprzygotujemy,Phil.Junior!-Krzyknęłanaswojegosyna,który,pomimo,żemiałtrzydzieci
szećlatibyłojcemtrzyletniegodziecka,poderwałsięnadwiękjejgłosu.
-Takjest,mamo.
-Obsłużysztychludzi,czybędzieszsiędrapałpotyłkuprzezcałepopołudnie?
Zaczerwieniłsię,mruknšłcopodnosemiponowniezajšłsiękasš.
-Pracujeciedzisiajprzyłodzi,Phillipie?
-Zgadzasię,paniClaremont.
SamwybrałtorbęchipsówdlaCama,następniewróciłdoladychłodniczej,bywzišćdlasiebie
jogurt.
-Zwyklepolunchprzychodzitenmałychłopiec,prawda?Phillipsięgnšłrękšinachybiłtrafiłwyjšł
kartonik.
-Jestwszkole.Mamydzisiajpištek.
-Nojasne.-Nancyzamiałasię,poprawiajšckokieteryjniewłosy.-Jużsamaniewiem,coplotę.To
ładnychłopiec.Raybyłbyzniegodumny.
-Napewno.
-Słyszelimy,żejestjakospokrewniony…nawetblisko.
-Nigdyniemiałapanikłopotówzesłuchem,paniClaremont,oilepamiętam.Potrzebujęjeszczedwie
dużekawynawynos,Mamo.
-Zarazciprzygotujemy.Nancy,chybamaszjużdoćwiadomocinacałydzieńplotkowania.Gdyby
chciaławycisnšćjeszczewięcejinformacjinatematchłopca,mogłabysięspónićnaukładaniewłosów.
-Nierozumiem,cochceszprzeztopowiedzieć.-NancyprychnęłairzuciłaMamiewciekłe
spojrzenie.-Aleitakmuszęjużić.Wybieramysięwieczoremzmężemnakolacjęztańcamidoklubu
Kiwanian,trzebawięcjakowyglšdać.
Wyszłamajestatycznie,udajšcsięwprostdosalonupięknoci.Mamazmrużyłaoczy.
-Zajmijciesięswoimizakupami,Juniorprzyjmieodwaspienišdze.Toniejestwietlica.Chceciestać
igapićsię,toidcienadwór.
Gdykilkaosóbdoszłodowniosku,żemajšgdzieindziejsprawydozałatwienia,Phillipzachichotał.
-TaNancyClaremontmamniejrozumuniżpawica-oznajmiłaMama.-Niedoć,żetakubrana
wyglšdajakdynia,tojeszczeniepotrafizachowaćsiędelikatnie.
MamaponowniezwróciłaswojšszerokštwarzkuPhillipowiiumiechnęłasięoduchadoucha.
-Niepowiem,żebymniebyłaciekawa,jakkażdyzresztš,aleniemożnazdobywaćinformacji
obrażajšcludzi.Nieznoszęzłychmanieranigłupoty.
Phillippochyliłsięnadladš.
-Wiesz,Mamo,taksobiewłaniemylę,czyniezmienićimienianaJean--Claude,nieprzeniećsiędo
Francji-krajuwina,wdolinęLoary,albokupićsobiewinnicę.
Nierazsłyszałaróżnewersjetakichopowieci.
-Noicodalej?-zapytała.
-Przyglšdałbymsię,jakmojewinogronadojrzewajšwsłońcu.Jadłbymchleb,którybyłbygoršcyi
wieży,iser,którynajpierwodleżałbyswoje.Wiódłbympiękne,spokojneżycie.Alejestjedenproblem.
-Jaki?
-Nicztego,jelitamzemnšniepojedziesz.-Chwyciłjejrękę,obsypujšcjšpocałunkami,podczas
gdyonapękałazemiechu.
-Chłopcze,aletypotrafiszgadać!Zawszepotrafiłe.-Otarłaoczyiwestchnęła.-Nancytoidiotka,
aleniejestzła.RayiStellajejimponowali.Adlamniebylikimznaczniewięcej.
-Wiemotym,Mamo.
-Niechtylkoludzieusłyszšjakšnowinkę,odrazupuszczajšjšruch.
-Totakżewiem,Mamo.-Pokiwałgłowš.-PodobniejakSybill.BrwiMamyuniosłysię.
-Dziewczynamacharakter.Todobrze.Sethmożebyćdumnyztegopokrewieństwa.Imożebyć
dumny,żetakiczłowiekjakRaybyłjegodziadkiem.-Zrobiłapauzę,bydokończyćpakowania
produktów.-RayowiiStellispodobałabysiętadziewczyna.
-Taksšdzisz?-wyszeptałPhillip.
-Tak.Imniesiępodoba.-Zawijajšcszybkoproduktywbiałypapier,Mamaponownieumiechnęłasię
oduchadoucha.-Wcaleniejestzarozumiała,jakutrzymujeNancy.Przeciwniewydajemisięniemiała.
Phillipzwrażeniaotworzyłusta.-Niemiała?Sybill?
-Jasne.Robiwszystko,żebytoukryć.Aterazzabierajszybkotomięso,pókiniewystygnie.
-Comnieobchodzigromadapedziówsprzeddwustulat?
Sethsiedziałnadotwartšksišżkšdohistorii,zustamipełnymigumydożucia.Podziesięciugodzinach
pracyfizycznejPhillipniemiałnastroju,byznosićhumorySetha.
-Ojcowienaszegokrajuniebylipedziami.
Sethparsknšłidgnšłpalcemwcałostronicowšilustrację,przedstawiajšcšzebranieKongresu
Kontynentalnego.
-Nosilidziwaczneperukiiubieralisięjakdziewczyny.Dlamnietosšpedzie.
-Takabyłamoda.-Wiedział,żedzieciakdrażnisięznim,aleztrudemsiępowstrzymał,żebyniedać
mukopa.-Zanazywaniekogopedziemzpowodujegostylużyciawiadczyobrakutolerancji.
Sethumiechnšłsiętylkopodnosem.UwielbiałwyprowadzaćPhillipazrównowagi.
-Facet,którynosiperukęzlokamiibutynawysokichobcasach,zasługujenaswoje.
Phillipwestchnšł.Byłatokolejnareakcja,którauradowałaSetha.Wcalenieuważał,żehistoriajest
bzdurš.Czyniedostałnajwyższejnotyzostatniegotestu?Alepisaniekretyńskiejbiografiiktóregoztych
pedziów,tojużmiertelnanuda.
-Wieszkimbylicifaceci?-zapytałPhillip,poczym,gdySethotworzyłusta,zmrużyłgniewnieoczy.
-Tylkominieprzerywaj.Buntownikami,podżegaczami,twardzielami.
-Twardzielami?Najakimtyżyjeszwiecie?
-Broniliobranejprzezsiebiedrogi,ustanawialiprawa,wygłaszaliprzemówienia.Mieliwnosie
Anglię,azwłaszczakrólaJerzego.-Dostrzegłbłyskrozbawienia,atakżezainteresowaniawoczach
Setha.-Iniechodziłoimocłonaherbatę.Tobyłtylkopretekst.Niechcielijużwięcejniczawdzięczać
Anglii,otojakdotegodoszło.
-Wygłaszanieprzemówieńizapisywaniepapierówtonietosamo,cowalka.
-Musielimiećpewnoć,żejestocowalczyć.Ludziomtrzebadaćwybór.Jelichcesz,żeby
zrezygnowaliztowaruX,musiszimzaoferowaćtowarY,isprawić,żebybyłlepszy,mocniejszy,
smaczniejszy.Agdybymcipowiedział,żegumaBubbleliciousjestdoniczego?-zapytałPhillip.
-Bardzojšlubię.-Nadowódtego,Sethwydmuchałolbrzymiciemnoczerwonybalon.
-Wporzšdku,ajacięzapewniam,żetoohyda,aci,cojšrobiš,todranie.Czyztegopowodu
wyrzuciszjšdomieci?
-Jeszczeczego!
-Agdybymcidałnowywybór,gdybymcipowiedział,żeSuperBubbleBlow…
-SuperBubbleBlow?Człowieku,niedobijajmnie.
-Milcz.SBBjestlepsza.Nadłużejstarczy,kosztujetaniej.Żuciejejsprawia,żetyitwoiprzyjaciele,
twojarodzina,twoisšsiedzi,stajšsięszczęliwsi,silniejsi.SBBtogumaprzyszłoci,twojejprzyszłoci.
SBBtojestto!-dodałPhillip,nadajšcodpowiedniebrzmieniegłosowi.-Bubbleliciousjestzła.Dzięki
SBBodnajdzieszprawdziwšwolnoćiniktcinigdyniepowie,żemożeszdostaćtylkojedenkawałek.
-Bomba.-Toprawda,żePhillipjestdziwakiem,potrafibyćjednakzabawny.-Gdziemamzłożyć
podpis?
Umiechajšcsiępółgębkiem,Phillipodrzuciłgumęnabiurko.
-Dałemciobrazowyprzykład.Cifacecibylisolštejziemiijejkrwiš,toonipodburzaliiwzniecali
entuzjazmludzi.
“Sólikrew-pomylałSeth.-Możnatobędziegdziewykorzystać”.
-Dobra,możewybioręPatrickaHenry’ego.Wyglšdamniejdziwacznieniżpozostalifaceci.
-Znajdzieszinformacjewkomputerze.Potemodszukajbibliografięnajegotematiwydrukujjšsobie.
WbibliotecewBaltimoreznajdzieszwięcejnatentematniższkole.
-Dobra.
-Azanimpójdzieszspać,dokończwypracowaniezangielskiego.
-Człowieku,odpućtrochę.
-Pokaż,cotamnaskrobał.
-Chryste.-Nieprzestajšcgderać,Sethwycišgnšłzokładkipojedynczškartkępapieru.
Wwypracowaniupodtytułem“Pieskieżycie”Sethopisywałtypowydzień,widzianyoczamiGłupka.
Czytajšc,Phillipniemógłpowstrzymaćumiechu,gdypsinarratoropowiadałoswoichrozkoszach
podczaspolowanianakróliki,złociłsięnapszczoły,napomykałodreszczykuemocjipodczaswspólnych
wyprawzdobrymimšdrymprzyjacielemSimonem.
Tak,dzieciakjestzdolnyidowcipny.
GdyGłupekskończyłswójdługi,ucišżliwydzień,zwinšłsięnaposłaniu,którewspaniałomylnie
dzieliłzeswoimpanem,Phillipzwróciłkartkę.
-Fantastyczne.Trzebaprzyznać,żenaturanieposkšpiłacitalentu.Odkładajšcwypracowaniena
miejsce,Sethspuciłoczy.
-Raybyłtakcholerniebystryijakoprofesorcollege’u…
-Gdybyotobiewiedział,Seth,zrobiłbycowtejsprawiedużowczeniej.
-Tak,takmylę…-SethwzruszyłramionamiwtypowydlaQuinnówsposób.
-Będęjutrorozmawiałzadwokatem.Teraz,przypomocySybill,wszystkomożeszybciejruszyćz
miejsca.
Sethzłapałołówekiodruchowozaczšłszkicowaćnabibule.Byłytojakieformy,koła,trójkšty,
kwadraty.
-Onamożejeszczezmienićzdanie.
-Nie,niezmieni.
-Ludziestaletorobiš.-Samczekałtygodniami,gotowydoucieczki,gdybyQuinnowiezmienili
zdanie.Kiedytaksięniestało,zaczšłimwierzyć,alewkażdejchwilibyłgotowydoucieczki.
-Niektórzyludziedotrzymujšobietnic,niezależnieodwszystkiego.TakjakRay.
-OnaniejestRay’em.Przyjechała,żebynasszpiegować.
-Przyjechałasprawdzić,czyniedziejecisiękrzywda.
-Noidobrze,zobaczyła.Możewięcjużwyjeżdżać.
-Trudniejjestpozostać-powiedziałspokojniePhillip.-Trzebamiećsilnycharakter.Ludziejużsię
doniejdobraliiobgadujšjš.Wiesz,jaktojest,kiedyludzieobserwujšciękštemokaiszepczš.
-Tak.Zwyczajnekretyństwo.
-Niemniejjednakpotrafitonapsućkrwi.
Wiedziałotym,leczcisnšłtylkoołówek,pogrubiłkreskę.
-Poprostuspodobałacisię.
-Możliwe.Napewnojestnacopopatrzeć.Aletoniezmieniistotyrzeczy.Niewielujestludzi,którym
bytakcholernienatobiezależało.-Poczekał,ażwzrokSethaspocznienanim.Patrzylisobieterazw
oczy.-Potrwałototrochę,możezbytdługo,żebyimniezaczęłotakcholerniezależeć.Robiłemto,oco
prosiłRay,ponieważgokochałem.
-Aleniemiałenatoochoty.
-Nie,niemiałemochoty.Byłejakczyraknatyłku.Alezaczęłosiętostopniowozmieniać.Wjakim
momenciezaczšłemtorobićbardziejdlaciebieniżdlaRaya.
-Mylałemoże,żejestemjegodzieciakiem,itocięwkurzało.“Jeszczejak-pomylałPhillip.-To
ciekawe,dojakiegostopnianaiwnibywajšdoroli,gdysšdzš,żeukryjšprzeddziećmiswojetajemnicei
grzechy!”
-Tak,niemogłempogodzićsięzmylš,żeoszukałizdradziłmojšmatkę,atyjestejegosynem.
-Ajednakumieciłemojeimięnaszyldzie!
Philliprozemiałsięniepewnie.Faktyczniemożnaczasamipostšpićsłusznie,wcaleniezdajšcsobiez
tegosprawy.
-Tambyłojegomiejsce,takjaktwojejesttutaj.ASybilltakcholernienatobiezależy,żebyłoby
zwykłšgłupotšjšodpychać.
-Uważasz,żepowinienemsięznišspotkać?-Samjużsięnadtymzastanawiał.-Niewiem,oczym
mielibymymówić.
-Widziałejširozmawiałezniš,zanimsiędowiedziałeowszystkim.Postarajsięniczegonie
zmieniać.
-Możemaszrację.
-Nieuważasz,żeGraceiAnnapowariowaływzwišzkuztwojšurodzinowškolacjšwprzyszłym
tygodniu?
-Tak.-Opuciłniecogłowę,byukryćpromiennyumiech.Niemógłwtouwierzyć.Szykowałymu
kolacjęurodzinowšztakimmenujakiesobiezażyczył,anastępnegodniaodbędziesięprzyjęciedla
kumpli.
-Cosšdziszozaproszeniujej?Prawdziwarodzinnakolacja.Przestałsięumiechać.
-Niewiem.Zastanowięsię.Prawdopodobnieitakniezechceprzyjć.
-Możejednakspróbujjšzaprosić.Zgarnšłbyojedenprezentwięcej.
-Tak?-Znowuumiechnšłsię,jakbyzocišganiem.-Alemusiałabysiępostaraćocodobrego!
-Masztupet!
15
PółtoragodzinnespotkaniezadwokatemwBaltimorewykończyłoSybill.Mylała,żebędzielepiej
przygotowana-wkońcumiałanatodwaipółdniapotym,jakwponiedziałekranozatelefonowałado
niegoizostaławciniętawjegonapiętyharmonogramnarodępopołudniu.
Awięcpierwszyetapmajużzasobš.Powierzenieobcejosobiesekretówiniechlubnychrodzinnych
faktówokazałosiętrudniejszeniżsšdziła.
Terazmusistawićczołozimnemu,przenikliwemudeszczowi,ruchowiulicznemuiwłasnej,dalekiej
odideału,umiejętnociprowadzeniasamochodu.Ponieważchciałaominšćtłoknajezdniijaknajszybciej
pozbyćsięsamochodu,zostawiłagonaparkinguwgarażu,iterazmusiałamaszerowaćwdeszczu.
Drżšczzimnastwierdziła,żejesieńpostanowiłachybanadobrewyprzećlatozmiasta.Drzewa
zaczynałyzmieniaćkolory,licizabarwiłysięzłotemiczerwieniš.Wrazzdeszczemspadłatemperatura,a
wiatrwyszarpywałjejparasolkę,kiedyzbliżałasiędoportu.
Wolałabysuchydzień,wktórymogłabysiępowłóczyć,porozglšdać,docenićładnieodrestaurowane
starebudynki,starannieutrzymanenabrzeżeiprzycumowanetuhistorycznełodzie.Alenawetprzy
silnym,zimnymdeszczumiałotoswójurok.
Morzebyłokompletnieszareilekkowzburzone,widnokršgzlewałsięzniebem.Większoćkuracjuszy
iturystówschroniłasiępoddachem.
Czułasięsamotna,gdystałatakwdeszczupatrzšcnawodęizastanawiajšcsię,copoczšćdalej.
Westchnęła,zawróciłaiposzłaprzyjrzećsięsklepom.Wybierałasięwpišteknaurodzinowe
przyjęcie.Porakupićsiostrzeńcowiprezent.
Porównywanieiwybieranieprzyborówmalarskichzajęłojejponadgodzinę.Pomylała,żeminęło
szećlatodczasu,kiedykupowałaprezentdlaSetha.Trzebanadrobićzaległoci.
Ołówkiipastelemuszšbyćnajlepszejjakoci.Zwielkšuwagšobejrzałapędzledoakwareli,jakbyod
jejwyborumiałyzależećlosywiata.Przezdwadzieciaminutbadałaciężarigruboćpapieru
rysunkowego,załamałasięzupełnieprzykasecie.
Podługimoglšdaniustwierdziła,żejedynymkryterium,jakimpowinnakierowaćsięprzywyborze,
musibyćprostota.Chłopieczpewnocišbędziesięczułlepiejzprostšorzechowškasetš.Pozatymbędzie
trwalsza,wystarczymunadługo.
Amoże,kiedypolatachspojrzynatopudełko,pomylioniejżyczliwie?
-Panisiostrzeniecbędzieoszołomionytymiprezentami-stwierdziłaekspedientka.
-Jestbardzoutalentowany.-Roztargniona,zaczęłaogryzaćpaznokiećkciuka-nawyk,zktórym
skończyłaprzedlaty.-Zawiniemipanitoostrożnieizapakujedopudełka?
-Oczywicie.Janice!Mogłabyprzyjćitrochęmipomóc?Mieszkapaniwokolicy?-zapytałaSybill.
-Nie,niemieszkam.Mój…przyjacielpoleciłmitensklep.
-Tomiłozjegostrony.Janice,trzebazawinšćizapakowaćwszystkodopudła.
-Czymożemitopanijakoudekorować?
-Niestetyniemamyżadnychozdób.Aleniedalekoznajdziepanisklepzpapeteriš.Majštambogaty
wybórpapierówdozawijaniaprezentów,wstšżekikartek.
“OBoże-pomylałaSybill.-Jakirodzajpapierupowinnosięwybraćdlajedenastoletniegochłopca?
Awstšżkę?Czychłopcuspodobajšsięwstšżkiikokardy?”
-Razemwychodzipięćsetosiemdziesištpięćdolarówiszećdziesištdziewięćcentów.-Ekspedientka
rozpłynęłasięwumiechu.-Wjakiejformiechcepanizapłacić?
-Pięćset…-Sybillzatkało.Chybamusiałapostradaćzmysły.Prawieszećsetdolarównaurodziny
dziecka?Notak,zupełniezwariowała.-PrzyjmujepaniVisę?-zapytałasłabymgłosem.
-Oczywicie.-Rozpromienionasprzedawczyniwycišgnęłarękępozłotškartękredytowš.
-Czymogłabymipanipowiedzieć…-rzekłaSybill,wyjmujšcnotesiodnajdujšcliteręQ.-Szukam
tegoadresu.
-Oczywicie,totużzarogiem.
Tobłšd,strofowałasięwmylach,wychodzšczpowrotemnadeszcz,walczšczdwiemaogromnymi
torbamizzakupamiizniesfornšparasolkš.Niemażadnegopowodu,żebygonachodzić.
Możegonawetniebyćwdomu.Jestgodzinasiódma.Pewnieposzedłnakolację.Lepiejodszukać
samochódipojechaćzpowrotemnaWybrzeże.Ruchjestjużmniejszy,czegoniemożnapowiedziećo
deszczu.
Mogłabyprzynajmniejnajpierwzadzwonić.Notak,aletelefonkomórkowymiaławtorebcei
brakowałojejršk.Jestciemnoipada,pewnoitaknieznajdziejegodomu.Jelinieudasięjejwcišgu
pięciuminut,zawracaiidziedosamochodu.
Znalezieniewysokiego,luksusowegobudynkuzajęłojejtrzyminuty.Pomimozdenerwowaniaz
przyjemnocišweszładociepłego,suchegoholu.
Stałytuozdobnedrzewawmiedzianychnaczyniachikilkamiękkichfoteliwneutralnychodcieniach.
Gustownaelegancjategopomieszczeniasprawiła,żeczułasięjakniepożšdanymokryszczurna
luksusowymstatku.
Chybazwariowałaprzychodzšctutaj.Czyżnieobiecałasobie,wybierajšcsiędzisiajdoBaltimore,że
tegoniezrobi?Niechciała,bywiedział,żebędziewBaltimore.
Namiłoćboskš,przecieżwidziałagozaledwiewniedzielę.Niebyłożadnejsensownejprzyczyny,
którabyusprawiedliwiałatakdesperackšpotrzebęzobaczeniagoteraz.Powinnanatychmiastwracaćdo
StChristopher,ponieważpopełniapotwornybłšd.
Przeklinałasiebie,podchodzšcdowindy,wchodzšcdoniejinaciskajšcguzikszesnastegopiętra.
Dlaczegotorobi?
OBoże,ajelizastaniegowdomu,aleniesamego?Samamylomożliwocitakiegoupokorzeniabyła
dlaniejjakciospięcišwżołšdek.Nigdyniepowiedzielisłowanatematwyłšcznoci.Miałabsolutne
prawowidywaćsięzinnymikobietami.Zpewnocišmiałmnóstwokobiet-cotymbardziejwiadczyło,że
straciłarozum,angażujšcsięwtenzwišzek.
Niepowinnawpadaćdoniegoniezapowiedziana,nieproszona,nieoczekiwana.Wszystko,czego
nauczonojejnatematmanier,protokołu,dopuszczalnegozachowania,nakazywałojejopucićtendom.
Należałozawrócić,nimzostanieupokorzona.
Niemiałapojęcia,cojšskłoniłodotego,byotworzyćwindęipodejćdodrzwiznumerem1605.
“Nieróbtego,nieróbtego,nieróbtego”.-rozbrzmiewałowjejgłowie,kiedyzbliżałapalecdo
dzwonkaprzydrzwiach.
“OBoże,oBoże,cojazrobiłam?Copowiem?Jaksięwytłumaczę?Obyniebyłogowdomu!”
-Sybill?-Miałzdumione,szerokootwarteoczyirozchylonezniedowierzaniawargi.
-Strasznieprzepraszam.Powinnambyłazadzwonić.Niemiałamzamiaru…przyjechałamdomiastai
włanie…
-Daj,pozwól,żepotrzymam.Wykupiłacałysklep?-Wzišłtorbyzjejlodowatychršk.-Trzęsieszsię
zzimna.Wejddorodka.
-Powinnambyłazadzwonić.
-Niewygłupiajsię.-Odstawiłtorbyizaczšłzniejcišgaćociekajšcywodšnieprzemakalnypłaszcz.-
Dlaczegoniedałaznać,żewybieraszsiędzisiajdoBaltimore?Kiedyprzyjechała?
-Około…wpółdotrzeciej.Miałamspotkanie.Potemrozpadałosię.-Niejestemprzyzwyczajonado
prowadzeniasamochoduwdużymruchu.Prawdęmówišc,wogóleniejestemprzyzwyczajonado
prowadzenia,denerwowałamsięztegopowodu.
Paplała,podczasgdyonobserwowałjšzpodniesionymibrwiami.Miałazaróżowionepoliczki,ale
chybaniezzimna.Miałapiszczšcygłos-itobyłanowoć.Ciekawe!Jakbyniewiedziała,cozrobićz
rękami.
Choćnieprzemakalnypłaszczochroniłjejjasnopopielatykostium,przemoczyłabuty,anajejwłosach
połyskiwałykropledeszczu.
-Czytyoszalała?-powiedziałpółgłosem.Położyłrękęnajejramionach,roztarłje,żebyjeogrzać.-
Odprężsię.
-Powinnambyłazadzwonić-powiedziałaporaztrzeci.-Zachowałamsięniegrzecznieizbyt
poufale.
-Nie,wcalenie.Możetylkotrochęryzykowała.Gdybyprzyszławczeniej,niezastałabymniew
domu.-Przycišgnšłjšodrobinębliżej.-Sybill,odprężsię.
-Dobrze.-Zamknęłaoczy.Rozbawiłogoto.
-Corobisz?
-Odprężamsię.-Jak?
-Oddycham-odpowiedziała.-Koncentrujęsię.-Poczym,gdyzaczšłsięmiać,otworzyłaoczy.
-Więctaksięodprężasz?Oddychajšcikoncentrujšcsię?
Wjegogłosiedałosięsłyszećrozdrażnienie.Prawieniezauważalne,alejednakrozdrażnienie.
-Badaniadowiodły,żelepszydopływtlenuikoncentracjaumysłurozładowujšstres.
-Akurat.Przeprowadziłemwłasnebadania.Pozwól,żejewypróbuję.-Dotknšłjejustwargami,
delikatnie,leczprzekonujšcojepotarł,ażzmiękły,ustšpiły,rozgrzałysię.Zabawiłsięleciutkozjej
językiem,ażwestchnęłacicho.-Taak,mójsposóbsięsprawdza-wyszeptał,pocierajšcpoliczkiemjej
mokrewłosy.-Jeliomniechodzi,wietniesięsprawdza.Cotynato?
-Oralnastymulacjajesttakżesprawdzonymsposobemnastres.Zachichotał.
-Obawiamsię,żejaktakdalejpójdzie,oszalejęnatwoimpunkcie.Trochęwina?
Niezamierzałaanalizowaćjegodefinicjiszaleństwa.
-Nieodmówięszklaneczki.Choćniepowinnam.Prowadzę.
Pomylał,żedzisiajwieczoremnigdzieniepojedzie.
-Usišd.Zarazwrócę.
Gdyzniknšłwsšsiednimpomieszczeniu,powróciładokoncentrujšcegooddychania.Kiedyuspokoiła
siętrochę,rozejrzałasiępopokoju.
Narodkustałaniskakwadratowaławazdużymżaglowcem,wktórymrozpoznaławyróbz
manufakturyszkławMurano.Byłatuteżparazielonychżeliwnychwiecznikówzmasywnymibiałymi
wiecami.
Poprzeciwnejstroniepokojuznajdowałsięniedużybarek,aprzynimdwaczarne,pokryteskórš
stołki.Obok,nacianie,wisiałzabawnyplakatburgundzkiejwinnicyNuits-StGeorges,przedstawiajšcy
oficerafrancuskiejkawaleriiwosiemnastowiecznymmundurze,siedzšcegonabeczce,zeszklankšiz
fajkš,zpodejrzanierozanielonymumiechem.
Białecianyozdobionebyłytuiówdzieobrazkami.Międzyinnymiwisiałananichoprawionawramę
odbitkastylowegoplakatuszampanaTattingerzeleganckškobietš-zpewnocišbyłatoGraceKelly-w
gładkiejczarnejwieczorowejsukni,stojšcšzdługim,wšskimkieliszkiemperlšcegosięwinaprzy
okršgłymszklanymstolenawygiętychstalowychnóżkach.ByłateżgrafikaJuanaMiró,atakże
reprodukcjaJesieniAlfonsaMuchy.
Stałytuzarównooszczędnewformienowoczesnelampy,jakieleganckieArtDeco.Dywanbył
puszysty,jasnopopielaty,aniezasłonięteoknaszerokieimokreoddeszczu.
Pomylała,żepokójjestwyrazemmęskiego,eklektycznegogustu,niepozbawionegoswoistego
humoru.Podziwiaławłanieobitybršzowšskóršpodnóżekwkształciezagrodydlawiń,kiedywszedłz
dwomakieliszkami.
-Podobamisiętawinia.
-Ijajšlubię.Możebymiopowiedziała,jakspędziłatenzpewnocišinteresujšcydzień?
-Nawetniezapytałam,czymaszjakieplany.-Zauważyła,żejestubranywmiękkšczarnšsportowš
bluzę,wdżinsy,iżeniemananogachbutów.Conieoznacza,że…
-Jużwiem.-Wzišłjšzarękę,poprowadziłwstronęgłębokiejsofy.-Spotkałasiępopołudniuz
adwokatem.
-Ktociotympowiedział?
-Tomójprzyjaciel.Informujemnienabieżšcoowszystkim,corobi.-Dałjejodczuć,żeczujesię
rozczarowany,iżniezadzwoniłainiedałamuznaćoswymprzyjedziedomiasta.-Jakposzło?
-Dobrze,dziękuję.Zesprawšprzekazaniaopiekiniepowinnobyćterazkłopotów.Nieudałomisię
jednakprzekonaćmatki,żebyzłożyłaowiadczenie.
-Jestzłanaciebie.
Sybillpowoliupiłałykwina.
-Tak,jestzła,izcałšpewnocišgorzkożałujetejchwilisłaboci,któraskłoniłajšdowyznania
prawdy.Wzišłjšzarękę.
-Musicibyćciężko.Jestmiprzykroztegopowodu.
Spojrzałanaichsplecionepalce.Wjaknaturalnysposóbjšdotyka.
-Niejestemdzieckiem.Apozatym,ponieważistniejeniewielkieprawdopodobieństwo,byten
drobnyincydent-choćwzbudzatyleemocjiStChristopher-dotarłprzezAtlantykdoParyża,sšdzę,że
matkajakosiępozbiera.
-Aty?
-Życieidzienaprzód.Gdywszystkozostanieoficjalniezałatwione,Glorianiebędziemiałamotywui
przestaniesprawiaćkłopotytobieitwojejrodzinie.ISethowi.Niestety,nieprzestanieprzysparzać
kłopotówsamejsobie,alenatojużnicnieporadzę.Niemamteżochotytegoczynić.
Zimnygłaz,czypostawaobronna?
-TakczyowakSethpozostanietwoimsiostrzeńcem.Niktniezabroniciwidywaćsięznim,ani
pozostaćczęcišjegożycia.
-Nienależędojegożycia-powiedziałabezbarwnymgłosem.-Aponieważdopierojezaczyna,
byłobyniewskazaneiszkodliwe,gdybycišgnšłzasobšbalastdawnegożycia.Tocud,żepoczynania
Gloriinieokaleczyłygogłębiej.Jeliczujesiębezpieczny,zawdzięczatotwojemuojcu,tobieitwojej
rodzinie.Nieufami,Phillipie,iniemakutemupowodu.
-Nazaufanietrzebazasłużyć.Powinnocinatymzależeć.
Wstała,podeszładociemnegooknaipopatrzyłanarozedrgane,rozmazaneprzezdeszczwiatłamiasta.
-CzykiedyzamieszkałezeStellšiRayem,kiedypomagalicizmienićżycie,staćsięinnym
człowiekiem,niezerwałekontaktuzmatkšikumplamizBaltimore?
-Mojamatkabyładziwkšimiałamiwszystkozazłe,amoikumplebylipokštnymihandlarzami
narkotyków,narkomanamiizłodziejami.Niechciałemsięwięcejznimikontaktować,podobniejakioni
zemnš.
-Rozumieszjednakmójpunktwidzenia.
-Rozumiem,aleniezgadzamsięznim.
-Mylę,żeSethjestinnegozdania.Gdywstała,odstawiłkieliszek.
-Chce,żebybyławpišteknajegourodzinach.
-Totychcesz-poprawiłago.-Iogromniedoceniamfakt,żeudałocisięprzekonaćSetha.
-Sybill…
-Askorojużjestemyprzytym-wtršciłaszybko-znalazłamtwójsklepzprzyboramimalarskimi.-
Wskazałaruchemgłowynatorby,którepostawiłprzydrzwiach.
-To?-Zmierzyłwzrokiemstojšcenapodłodzetorby.-Ażtyle?-miejšcsię,przytaknęłagłowš.-
Będziezachwycony.Oszalejezradoci.
-Niechciałabym,żebypotraktowałtojakołapówkę,czypróbęwkupieniasięwjegołaski.Nie
wiem,comnienapadło.Jakzaczęłam,niemogłamskończyć.
-Natwoimmiejscunieanalizowałbymmotywów,dlaktórychrobiszcomiłego,podwpływem
impulsu,co,cowykraczatrochęponadnormę.-Delikatniepoklepałjejrękę.-Iprzestańobgryzać
paznokcie.
-Nieobgryzampaznokci.-Obrażona,opuciłagłowę,dostrzegłanierówny,oskubanypaznokieć
kciuka.-OBoże,faktycznie!Ostatniozdarzyłomisiętorobić,kiedymiałampiętnacielat.Gdziemój
pilnik?
Złapałatorebkęiwyjęłazniejprzyborydomanicure.
-Byłanerwowymdzieckiem.
-Cotakiego?
-Obgryzałapaznokcie.
-Poprostunawyk.
-Możeraczejtiknerwowy,doktorGriffin?
-Byćmoże.Aleskończyłamztym.
-Niedokońca.Obgryzaniepaznokci-mruknšł,podchodzšcdoniej-migreny…
-Sporadycznie.
-Nieregularneposiłki-cišgnšł.-Niewmawiajmitylko,żejadłacowieczorem.Odnoszęwrażenie,
żeoddychanieikoncentracjanienajlepiejlikwidujšstresy.Pozwól,żejeszczerazspróbujęmojego
sposobu.
-Naprawdęmuszęjużić.-Trzymałjšjużwramionach.-Pókiniejestzapóno.
-Jestjużowielezapóno.-Musnšłwargamijejusta,raz,drugi.-Będzieszmusiałazostać.Jest
ciemno,zimnoipada-szeptał,skubišcjejwargi,zabawiajšcsięnimi.-Apozatym,marnyzciebie
kierowca.
-Poprostu…-Pilnikwysunšłsięzjejpalców.-Wyszłamzpraktyki.
-Chcęcięwzišćdołóżka.Chcęcięwzišćdomojegołóżka.-Następnypocałunekbyłgłębszy,
dłuższy,wilgotniejszy.-Chcęzciebiezdjšćtejlicznykostiumik,kawałekpokawałku,izobaczyć,co
maszpodspodem.
-Niewiem,jaktytorobisz.-Jejoddechstawałsięzbytszybki,ciałozbytpodatne.-Przestajęmyleć,
gdymniedotykasz.
-Lubię,kiedytraciszpanowanienadsobš.-Wsunšłdłoniepodjejdopasowanyżakiet,ażsięgnšł
palcamijejpiersi.-Lubię,kiedydrżysz.Chciałbymztobšrobićtewszystkierzeczy…
Czułajużnagłeprzypływygoršca,ostrelodowateukłucia.
-Jakiewszystkierzeczy?
-Pokażęci-owiadczyłipodniósłjš.
-Nierobiętego.-Odgarnęławłosyispoglšdałananiego,gdyjšniósłdosypialni.
-Czego?
-Nieodwiedzammężczyznwichdomach,niepozwalamimzanosićsiędołóżka.Nierobiętego.
-Więcpotraktujmytojakozmianęwzorcówzachowania.-Zanimjšułożyłnałóżku,obsypał
pocałunkami.-Zacznijmyod…-urwał,żebyzapalićtrzyramiennyżelaznylichtarz,stojšcywrogu-
prostejstymulacji.
-Takjestlepiej.-wiatłowiecdokazałocuduzjegoniewiarygodnieprzystojnatwarzš.-Todlatego,
żejestetakiatrakcyjny.
Zamiałsię,położyłsięwwielkimłóżkuiskubnšłjšwargamiwpodbródek.
-Czyżbybyłaażtakbezwolna?
-Niezawsze.Zwyklemojaaktywnoćseksualnaznajdujesiętylkotrochęponiżejprzeciętnej.
-Czyżby?-Uniósłjšnatyle,byzdjšćzniejżakiet.
-Tak.Uważam…jelichodziomnie…żewstępnagramiłosnamożebyćbardzowskazana…-
Wstrzymałaoddech,gdyzaczšłrozpinaćjejbluzkę.
-Wskazana?
-Naogółjednak,pobudzanakrótko.Oczywiciemówiętonapodstawiewłasnychodczuć.
-Oczywicie.-Dotarłustamidodelikatnej,jedwabistejwypukłocijejpiersi,którekuszšcowychylały
sięzmiseczekjejstanika.Ipolizał.
-Ale…ale…-Gdyjegojęzykwliznšłsiępodmateriałiprzypuciłszturm,zacisnęłakurczowopięci.
-Usiłujeszmyleć.
-Usiłujęsięprzekonać,czypotrafię.-Ijakciidzie?
-Niezadobrze.
-Wspominałacooswoichosobistychodczuciach-przypomniał,obserwujšcjejtwarzicišgajšc
spódnicę.
-Naprawdę?-Drżałagdykreliłkońcempalcaladnajejprzeponiebrzusznej.
Zprawdziwšrozkoszšstwierdził,żeznówmanasobieteseksowneciasnoprzylegajšcepończochy,
tymrazemprzezroczysteiczarne.Widaćuznała,żeczarnystanikitakiepończochynajlepiejdosiebie
pasujš.
IdziękowałBoguzajejpraktycznyzmysł.
-Sybill,uwielbiamto,comaszpodspodem.
Zawędrowałterazjęzykiemdojejbrzucha,smakujšcjegociepłoikobiecoć,wyczuwajšcdrgajšce
mięnie.Kiedyznalazłasiępodnim,zjejgardłapopłynšłbezradnycichydwięk.
Mógłznišczynić,cochciał.Tawiadomoćupoiłagoniczymwino.Pragnšł,bywspólnieprzeżywali
kolejneetapy,zatopiłsięwniej,pogršżyłbezreszty.
cišgajšcpończochyztychlicznych,długichud,podšżałichlademustami,ażdoczubkówjejstóp.Jej
skórabyłakremowa,gładka,pachnšca.Doskonała.Ijeszczebardziejpodniecajšca,gdypodnimdrżała.
Mógłwsunšćkońcepalcówijęzykponiżejtejjedwabnejfantazyjnejosłonynajejbiodrachidrażnić
jšdelikatnymidotknięciami,dopókiniewygięłasięwłuk,niezadrżałamocniejiniejęknęła.Tamwłanie
skoncentrowałosięcałeciepło.Wilgotne,nabrzmiewajšce.
Akiedypodwpływempieszczotobojebylibliscyszaleństwa,usunšłitęprzeszkodę,izanurzyłsięw
jejgoršcymsmaku.Krzyknęła,wyprężyłaciałoichwyciłagozawłosy,gdydoprowadziłjšdoszczytu.
Byłamokraizdyszana,kiedyponiósłjšdalej.
Ipokazałjejjeszczewięcej.
Mógłmiećwszystko.Cokolwiek.Byłabezsilna,żebymuodmówić,byoprzećsięnapierajšcejfali
doznań.wiatbyłnim,tylkonim.Smakjegoskórywjejustach,dotykjegowłosównajejcielelubwjej
dłoniach,ruchjegomięnipodjejpalcami.
Szepty,jegoszeptyodbijałysięechemwjejwirujšcejgłowie.Dwiękjejwłasnegoimienia,pomruk
rozkoszy.Kiedyichustasięodnalazły,jejoddechprzeszedłwłkanie,zanurzajšcjšcałšwgoršcym
strumieniuemocji.
Jeszcze,jeszcze,jeszcze!Touporczywepragnienieprzerodziłosięwżšdanie.Apotemprzywarłado
niegokurczowoidawała,dawała,dawała.
Teraz,kiedynaniegorunęłalawinadoznań,kiedypożšdanieprzerodziłosięwtaknagłš,żeażbolesnš
potrzebę,jegodłoniezacisnęłysiępoobustronachjejgłowy.
Otworzyłasiędlaniego,zapraszałagowniemymzachwycie.Wypełniajšcjš,pogršżajšcsięwniej,
uniósłjejgłowęiobserwowałjejtwarzwzłocistymblaskuwiecy.
Patrzyłananiego,rozchylaławargi,wktórychdrżałoddech.Cosięzmieniło,jakbyzniknęłaostatnia
przeszkodainastšpiłopełnezbliżenie.Poomackuszukałjejdłoni,ichpalcesięsplotły.
Powoli,stopniowokażdykolejnyruchprzynosiłnowyspazmrozkoszy.Łagodny,jedwabisty,
obietnicawciemnoci.Zobaczyłjejzamglone,szklisteoczy,poczułnapięcie,falowanie,izamknšłjej
usta,bypochwycićjejoddech,kiedysięgnęłaszczytu.
-Zostańzemnš-wyszeptał,błšdzšcwargamipojejtwarzy,poruszajšcsięwniej.-Zostańzemnš.
Czymiaławybór?Byłabezbronnawobectego,cojejdał,bezradna,byodmówićmutego,czego
domagałsięwzamian.
Znowuwzrosłonapięcie,usłyszaławewnętrznewołanie,któremuniemożnabyłosięoprzećiktóremu
bezresztysiępoddała.Akiedywolnoopadła,przygarnšłjšdosiebieizapadłsięzniš.
-Zamierzałemprzygotowaćkolację-powiedziałjakiczaspóniej,kiedybezsilnaioniemiałależała
obokniego.-Alechybacozamówimy.Izjemywłóżku.
-Zgoda.-Miałazamknięteoczy,wsłuchiwałasięwbiciejegosercaistarałasięniezwracaćuwagi
nagłoswłasnegoserca.
-Możeszzostaćnanoc.-Leniwiebawiłsięjejwłosami.Chciałjšmiećtutajrano,strasznietego
chciał.Wartobędziepóniejzastanowićsięnadtympragnieniem.-Możeszpozwiedzaćmiastolubpójć
nazakupy.Jelidotrwaszdopopołudnia,doholujęciędodomu.
-Zgoda.-Poprostuniemiałasił,żebysięsprzeczać.Pozatym,stwierdziła,żejegopropozycjanie
pozbawionajestsensu.BaltimorskaautostradaBeltwayjestzbytskomplikowanajaknajejsłabš
orientacjęwterenie.Zradocišspędzikilkagodzinwdużymmiecie.Byłabygłupia,gdybywracaław
nocy,wulewę,adotegowciemnociach.
-Jestedziwniezgodna.
-Trafiłenamójsłabymoment.Jestemgłodnainiechcęwyzywaćlosu.Istęskniłamsięzadużym
miastem.
-Achtak!Jużmiałemnadzieję,żeuległamojemuwdziękowiimojejniesłychanejsprawnoci
seksualnej!
Niemogłapowstrzymaćumiechu.
-Nie,aleteżnienarzekam.
-Naniadaniezrobięciomlet,poktórymstanieszsięmojšdozgonnšniewolnicš.
Umiechnęłasię.
-Jeszczesięprzekonamy.
Obawiałasię,żejużjestzniewolona,aconajgorsze,choćzaprzeczałatemuzuporem,nawet
zakochana.
Ato,przestrzegałasiebiewmylach,byłobyowielepoważniejszym,trudniejszymdonaprawienia
błędem,niżzapukaniedojegodrzwiwdeszczowywieczór.
16
Kiedydwudziestodziewięcioletniakobietaprzedudaniemsięnaurodzinoweprzyjęcie
jedenastoletniegochłopcatrzykrotniezmieniaubranie,tocojestznišniewporzšdku.
Udzieliłasobiezatonagany,poczymzdjęłabiałšjedwabnšbluzkę-białyjedwab,naBoga,coteżjej
przyszłodogłowy!-izamieniłajšnagolfwkolorzewodymorskiej.
Wybierasięnazwyczajne,nieoficjalneprzyjęcierodzinne,powtarzałasobie,niezanadyplomatyczny
raut.Zktórymzresztš,przyznałazwestchnieniem,niemiałabyażtakichproblemów.Idšcnaoficjalne
przyjęcie,uroczystškolację,galę,czybalnaceledobroczynnewiedziałaby,jaknależysięubrać,jaksię
zachowywaćiczegobędšodniejoczekiwali.
Jakietożałosne,dojakiegostopniawiadczytoojejubogimdowiadczeniu,skoroniewie,jaksię
ubrać,anijaksięzachowaćnaurodzinachwłasnegosiostrzeńca!
Włożyłaprzezgłowędługiłańcuchsrebrnychkoralików,zdjęłago,poczymponowniewłożyła.Czy
tomaznaczenie?Itakniebędziepasowaładotegomiejscu.Odetchnšzulgš,kiedywreszciepożegnasię
iwyniesie.
Posiedzitamtylkodwiegodziny.Jakotoprzeżyje.WszyscybędšuprzejmiidladobraSethanie
dopuszczšdoniezręcznychsytuacji.
Wzięłaszczotkę,przeczesaławłosy,zapięłajenakarkuklamršiprzyjrzałasięsobiekrytycznym
wzrokiemwlustrze.Uznała,żebudzizaufanie.Wyglšdamiło,niegronie.
Możezwyjštkiem…koloruswetra,nazbytjaskrawegoiwyzywajšcego.Lepszybyłbypopielatyalbo
bršzowy.
Dzwonektelefonustanowiłtakmiłšodmianę,żeażpodbiegładoń.
-Syb,dobrze,żejeste.Bałamsię,czysięprzypadkiemniewyniosła.
-Gloria.-Poczuła,jakcałyżołšdekprzesuwasięwdół,wstronęjejdrżšcychkolan.Znajwiększš
ostrożnocišopadłanabrzegłóżka.-Gdziejeste?
-Och,kręcęsięwpobliżu.Słuchaj,przepraszamcięzakłopot.Miałampietra.
Dobryterminnaokreleniepewnychstanów.NienaturalnieszybkisposóbmówieniaGloriinasunšł
Sybillmyl,iżsiostranawetterazmapietra.
-Ukradłamipienišdzezportfela.
-Przecieżcimówię,żemiałampietra!Nowiesz,potrzebowałampieniędzyZwrócęci.Rozmawiałaz
tymibękartamiQuinnami?
-SpotkałamsięzrodzinšQuinnów,takjakobiecałam.-Sybillotworzyłaizacisnęławpięćdłońi
powiedziałaspokojnie:-Dałamimsłowo,Glorio,żespotkamysięznimiobie,byporozmawiaćo
Sethcie.
-Dobra,tylkoniezapominaj,żejaniedawałamsłowa.Icopowiedzieli?Cozamierzajšzrobić?
-Powiedzieli,żezarabiałajakoprostytutka,żeznęcałasięfizycznienadSethem,żepozwalała,by
twoi…kliencidobieralisiędoniego.
-Kłamstwa.Pieprzonekłamstwa.Chceszmniezwyczajniespławić,towszystko.Oni…
-Onipowiedzieli-cišgnęłaSybillchłodnymgłosem-żeoskarżyłaprofesoraQuinnaomolestowanie
cięjakiedwanacielattemu,owiadczajšcwszemiwobec,żeSethjestjegosynem.Żegoszantażowała,że
sprzedałamuSetha.Żedałciponadstopięćdziesišttysięcydolarów.
-Wszystkotojednawielkablaga.
-Niewszystko,tylkoczęć.Tylkotwojawersjapasujedotegookrelenia.ProfesorQuinnniedotknšł
cię,Glorio,anidwanacielattemu,aniroktemu.
-Skšdmożeszwiedzieć?Skšd,docholery,możeszwiedzieć?
-Ponieważwiemodmamy,żeRaymondQuinnbyłtwoimojcem.Zapadłokrótkiemilczenie,wczasie
któregosłychaćbyłotylkoprzyspieszonyoddechGlorii.
-Więcnależałomisięodniego,możenie?Należało.Wielkimiprofesorcollege’uijegonudna,
żałosnaegzystencja.Należałomisięodniego,itowiele.Tojegowina.Towszystkojegowina.Przezte
lataniedałmizłamanegogrosza.Przygarnšłjakichwłóczęgówzulicy,alemnieniedałgrosza.
-Niewiedziałotwoimistnieniu.
-Przecieżmupowiedziałam!Powiedziałammu,cozrobiłikimjestem,icopowinienztymzrobić.A
ontylkowytrzeszczałoczyichciałrozmawiaćzmatkš.Powiedział,żeniedamianidolara,dopókinie
porozmawiazmatkš.
-IwtedyudałasiędodziekanaioskarżyłaRayaomolestowanie.
-Napędziłammustrachu.więtojebliwyskurwysyn.
“Miałamrację-pomylałaSybill.-Niezawiódłmnieinstynkt,kiedyweszłamdotegopokojuna
posterunku.Tobyłaomyłka.Takobietatodlamniecałkiemobcaosoba”.
-Akiedytoniezdałoegzaminu,posłużyłasięSethem.
-Dzieciakmajegooczy.Każdytowidzi.-Słychaćbyło,jakGloriazacišgnęłasiępapierosem.-
Wystarczyłmujedenrzutokanadzieciakaiodrazuinaczejzapiewał.
-DałcipienišdzezaSetha.
-Tozamało.Wkońcubyłmicowinien.Posłuchaj,Sybill…-Błyskawiczniezmieniłatongłosu,
którystałsięterazskamlšcyidrżšcy.-Nawetniewiesz,jaktojest.Wychowywałamsamotniedzieciaka
odtrzeciegomiesišca,odkšdtenwałJerryDeLauterzabrałsięiodszedł.Niktniekwapiłsięzpomocš.
Naszadrogamatkanawetniechciałapodejćdotelefonu,kiedyzadzwoniłam,podobniejaktenzłamany
kutas,zaktóregowyszłaiktórypróbowałuchodzićzamojegoojca.Nieradziłamsobiezdzieciakiem.
Niemiałamgozacoutrzymać.Pienišdzeodopiekispołecznejbyłymieszniemałe.
Sybillwyjrzałaprzezdrzwitarasu.
-Czyzawszewszystkosprowadzasięuciebiedopieniędzy?
-Łatwocimówić,gdymaszichpełno-warknęłaGloria.-Niemusiałasięborykać,onicmartwić.
Idealnacóreczkazawszemiaławszystkiegowbród.Terazkolejnamnie.
-Pomogłabymci,Glorio.Starałamsiępomócprzedlaty,kiedyprzywiozłaSethadoNowegoJorku.
-Znamtępiewkęnapamięć!Znajdpracę,ustatkujsię,doprowadsiędoporzšdku,niepij,niepal.
Gówno,niebędzieszmidyktowała,comamrobić,rozumiesz?Tojestmojeżycie,siostrzyczko,nie
twoje.Niezapłaciszmi,żebymżyłajakty.Adzieciakjestmój,niewasz.
-Jakidzimamydzień,Glorio?
-Co?Oczymty,docholery,gadasz?
-Jestdwudziestyósmywrzenia.Czytococimówi?
-Anibycomamimówić?Pieprzonypištek,jakkażdyinny.“Atakżejedenasteurodzinytwojego
syna”-pomylałaSybill”..
-NiedostanieszSethazpowrotem,Glorio,iobiedobrzewiemy,żenieotocichodzi.
-Niemożesz…
-Zamilczwreszcie.Przestańmysięoszukiwać.Poznałamciędobrze.Niechciałamtego,wolałam
udawać,żejestinaczej,alenaprawdęcięznam.Jeżelipotrzebnajestcipomoc,nadaljestemskłonna
załatwićciklinikęiopłacićkoszttwojejkuracji.
-Niepotrzebujętwojejzasranejpomocy.
-wietnie,wybórnależydociebie.NiedostanieszodQuinnówanijednegopensa,niezbliżyszsię
więcejdoSetha.Widziałamsięzichadwokatemizłożyłamwtejsprawienotarialneowiadczenie.
Opowiedziałamimwszystko,awraziepotrzebystanęprzedsšdemizawiadczę,żepozostawieniegona
stałezQuinnamijestzgodnezwolšSetha,atakżeleżywnajlepiejpojętyminteresiedziecka.Zrobię
wszystko,comożna,idopilnuję,żebygojużnigdyniewykorzystała.
-Tysuko-syknęłaGloria.-Chceszmniewtensposóbudupić?Uważasz,żemożeszmidaćkopniaka
iprzejćnastronętychbękartów?Jeszczewaszałatwię!
-Możeszoczywiciepróbować,aleitaknicniewskórasz.SprzedałaSetha,aterazspływaj.
-Jestetakasamajakona!-Gloriasięgnęłapogrubszykaliber.-Jestetakasamajaktanaszazimna
piczkamamusia.Księżniczkaonieskazitelnychmanierach,którawrodkujestzwykłšsukš.
“Możeijestemtakasama-pomylałazciężkimsercemSybill.-Możewkrótcetakasięstanę?”
-SzantażowałaRaymondaQuinna,któryniewyrzšdziłcikrzywdy.Itocisięudało.Przynajmniejna
tyle,żecinielezapłacił.Alenieudacisięzjegosynami,Glorio.Anizemnš.Nigdywięcej.
-Jestetegopewna?Nowięcposłuchaj.Chcęstotysięcy.Stotysięcy,alboprzekazujętodowiadomoć
publicznej.Dotelewizji.Przekonamysię,czysprzedaszchoćjednšswojšparszywšksišżkę,kiedy
opowiemimmojšhistorię.
-Najprawdopodobniejsprzedażwzronieodwadzieciaprocent-odparłaspokojnieSybill.-Nie
próbujmnieszantażować,Glorio.Nicztego.Apozatymrób,cochcesz.Pamiętajjednakojednym.Grozi
cioskarżenieoprzestępstwokryminalnewstanieMaryland,wydanotakżenakazzabraniajšcyci
zbliżaniasiędoSetha.Quinnowiemajšdowody,widziałamje-cišgnęła,przypominajšcsobielisty
pisaneprzezGlorię.-Liczsięwięczmożliwocišwniesieniaoskarżeńowyłudzenieiowykorzystywanie
dziecka.Natwoimmiejscuspuciłabymniecoztonu.
Kiedyposypałsięstekobscenicznychwyzwisk,odłożyłasłuchawkęizamknęłaoczy,opuszczajšc
głowęmiędzykolana.Zbierałosięjejnawymioty,czułapierwszeobjawyzbliżajšcejsięmigreny.Nie
mogłapowstrzymaćdrżenia.Trzymałasiępodczascałejrozmowy,aterazwszystkopuciło.
Trwaławtejpozycji,pókiniezaczęłaponowniekontrolowaćoddechu,pókinieustšpiłynajgorsze
objawy.Wtedywstała,zażyłajednšzpigułek,bypowstrzymaćmigrenę,dodałaróżunabladepoliczki,
poczymwzięłatorebkę,prezentydlaSetha,ciepłyżakietiwyszłazhotelu.
Tendzieńzdawałsięniemiećkońca.Awogóle,czyczłowiekmusisterczećgodzinamiwszkolew
dniuswoichurodzin?Jedenastychurodzin?Apotemczekaćtakdługonapizzęifrytki,naczekoladowy
tortilody,atakżepewnienaprezenty?
“Nigdydotšdniedostałemurodzinowegoprezentu-zadumałsięSeth.-Wkażdymrazienie
przypominamsobieżadnego.Skończysiępewnienajakimubraniuikwita,alecoprezenttoprezent!”
Jeliwogólektokolwieksiępojawi.
-Coichmogłozatrzymać?-dopytywałsięporazkolejnySeth.
Anna,którauzbroiłasięwcierpliwoć,kontynuowałakrojeniekartoflinafrytki,którychzażšdałSeth
jakoczęćswojegourodzinowegomenu.
-Wkrótcesięzjawiš.
-Jużprawieszósta.Dlaczegokazalimiwracaćzeszkołyprostododomu,aniedowarsztatu?
-Dlatego-cišgnęłaAnna.-Przestańwszędziewsadzaćnosiwęszyć,dobrze?-dodała,kiedySethpo
razkolejnyotworzyłlodówkę.-Wkrótcesięnajesz.
-Umieramzgłodu.
-Przecieżrobięfrytki,niewidzisz?
-Mylałem,żezrobijeGrace.
Obejrzałasięprzezramięirzuciłamuzimnejakstalspojrzenie.
-Czyżbysugerował,żenieumiemrobićfrytek?
Byłnatyleznudzonyizniecierpliwiony,żenawetdrażnieniejejniesprawiałomuuciechy.
-Nicnatonieporadzę,onanaprawdędobrzejerobi.-Achtak!Ajanie?
-Tyteż.Pozatymbędziemymielipizzę.
-Nieznonybachor.-Annazamachnęłasięnaniegozemiechem.Odskoczył,wrzeszczšcprzeraliwie.
-Sš,sš.Dostanęprezent!-Pomknšłdodrzwi,pozostawiajšczasobšrozemianšAnnę.
KiedyjednakotworzyłdrzwiizobaczyłnagankuSybill,sposępniał.
-A,czeć.
Choćzamierałojejserce,przybrałamaskęuprzejmegoumiechu.
-Wszystkiegonajlepszegozokazjiurodzin.
-Dziękuję.-Przyglšdajšcsięjejuważnie,otworzyłdrzwi.
-Dziękujęzazaproszenie.-Niewiedzšc,copoczšć,wycišgnęłaprzedsiebiedwietorbyzzakupami.
-Czymogęwręczyćciprezenty?
-Pewnietak.-Zrobiłwielkieoczy.-Towszystko?SposobemmówieniabardzoprzypominałPhillipa.
-Towszystkotworzycałoć.
-Orany,toGrace.-Ztorbamiwrękachominšłjšiwybiegłnaganek.Radoćwjegogłosie,
uszczęliwionyumiechnajegotwarzy,takbardzokontrastowałyzesposobem,wjakijšpowitał.Omalnie
pękłojejserce.
-Czeć,Grace!Czeć,Aubrey!PowiemAnnie,żejestecie.
Wpadłznowudorodka,mijajšcstojšcšwotwartychdrzwiachSybill,niewiedzšcš,cozsobšpoczšć.
Gracewysiadłazsamochoduiumiechnęłasię.
-Wyglšdanato,żejestbardzopodniecony.
-Tak,włanie…-Sybillujrzała,jakGracestawianamascesamochodutorbę,aobokniejdużšpaterę
ztortem,poczymsięgadorodka,byodpišćpasyrozszczebiotanejAubrey.-Możecipomóc?
-Naraziejakojeszczesobieradzę.Już,skarbie.Jelibędzieszsiękręcić…-KiedySybillpodeszła
bliżej,Gracerzuciłajejprzezramiękolejnyumiech.-Jestnieprzytomnaodrana.Sethjestulubieńcem
Aubrey.
-Sethmaurodziny.Upiekłymymutort-powiedziaładziewczynka.
-Nowłanie.-GracewycišgnęłaAubrey,poczymprzekazałajšzaskoczonejSybill.-Uparłasiężeby
włożyćtęsukienkę,aleprzebiegnięciestšddodomumożeokazaćsiężałosnewskutkach.
-Rozumiem…-Sybillzłapałasięnatym,żewpatrujesięwrozpromienionš,anielskštwarzyczkę
dziewczynkiubranejwstrojneróżowefalbanki.
-Mamyprzyjęcie-oznajmiłajejAubrey,kładšcobieršczkinapoliczkachSybill,byzwrócićna
siebiejejcałšuwagę.-Jakskończętrzylatka,teżbędęmiałaprzyjęcie.Możeszprzyjć.
-Dziękuję.
-Ładniepachniesz.Ijateż.
-Rzeczywicie,bardzoładnie.-Sybillodprężyłasięnawidokradosnego,czarujšcegodziecięcego
umiechu.Straciłapewnoćsiebie,kiedyzasamochodemGracezatrzymałsiędżipPhillipaiwysiadłz
niegoCam,któryzmierzyłjšchłodnym,najwyraniejostrzegawczymwzrokiem.
Aubreykrzyknęłanapowitanie:-Ceć!Ceć!
-Sięmasz,najpiękniejsza.-Campodszedł,lekkopocałowałAubreywjejkomiczniewydęte
usteczka,poczymprzeszyłSybillkamiennymspojrzeniem.-Witam,doktorGriffin.
-Sybill.-Phillip,któryzdalekadostrzegłtochłodnepowitanie,podszedłdoniejnatychmiasti,chcšc
jejdodaćotuchy,położyłjejrękęnaramieniu.PochyliłsiępoofiarowywanypocałunekAubrey.-Czeć,
słodziutka.
-Mamnowšsukienkę.-Iwyglšdaszszałowo.
Jakprzystałonaprawdziwškobietę,AubreybezzmrużeniaokaporzuciłaSybilliwycišgnęłaramiona
doPhillipa.Posadziłjšsobienabiodrze.
-Dawnotujeste?-zapytałSybill.
-Nie.Dopieroprzyjechałam.-ZobaczyłaCamawnoszšcegododomutrzyogromnekartonyzpizzš.-
Phillipie,niechciałabymwamsprawiaćkłopotów.
-Wejdmydorodka.-Wzišłjšzarękęipocišgnšłzasobš.-Niechbysięjużzaczęłotoprzyjęcie,
prawda,Aub?
-Sethdostanieprezenty.Aletotajemnica-powiedziałaszepteminachyliłasiębliżej.-Codostanie?
-Niepowiem.-Powejciudomieszkaniapostawiłjšnapodłodzeiklepnšłwpupę.Zawołałana
Sethaipodreptaławstronękuchni.-Odrazubymuwypaplała.
ZdecydowanagraćswojšrolęSybill,znowusięumiechnęła.
-Mnietoniegrozi.
-Nie.Tymożeszztymzaczekać.WezmęprysznicnimCammnieuprzedziizużyjecałšgoršcšwodę.-
Złożyłnajejpoliczkuszybki,przelotnypocałunek.-Annapodacidrinka-zawołałjużzeschodów.
-Wspaniale.-Sybillpostanowiłauzbroićsięwmęstwo,bysamotniestawićczołoQuinnom.
Wkuchnipanowałoistneurwaniegłowy.Aubreycowykrzykiwała,Sethgadałbezprzerwy,
skwierczałyfrytki,Gracekrzštałasięprzypiecu,podczasgdyCam,zbłyskiemnieukrywanegopożšdania
woczach,przypierałAnnędolodówki.
-Wiesz,coczuję,kiedycięwidzęwfartuchu.
-Wiem,coczujesz,kiedywidziszmnietakzajętš.-Miałanadzieję,żenigdysiętoniezmieni.
PopatrzyłajednaksurowonaCama.-Zabierajłapy,Quinn.Niemamczasu.
-Harowałaprzygoršcympiecu.Naprawdępowinnawzišćprysznic.Zemnš.
-Niezamierzam…-DostrzegłaSybilliwyzwoliłasięzobjęćmęża.-Comogęcipodaćdopicia?
-Czujęcudownyzapachkawy,więc…
-Ajanapijęsiępiwa-Camzmierzyłjšlodowatymspojrzeniemiodszedł.
-Seth,zostawtetorby-wydałapolecenieAnna,wyjmujšckubek.-Jeszczenieporanaprezenty.-
Postanowiłaniedopucićdotego,żebyotworzyłprezentodSybillprzedkolacjš.Doszłabowiemdo
wniosku,żejegociotka,podopełnieniutegorytuału,przeprosiwszystkichiczymprędzejucieknie.
-Dlaczego?Tosšmojeurodzinyczynie?
-Tak,oiledotrwaszdokońca.NiemógłbyzabraćAubreydopokoju?Zabawićjšprzezchwilę?
Usišdziemydostołu,gdytylkopojawisięEthan.
-Nodobrze,awłaciwietogdzieonsiępodziewa?-Seth,mruczšccopodnosem,odszedłzdepczšcš
mupopiętachAubrey,niewidzšc,jakGraceiAnnawymieniajšporozumiewawczespojrzenia.
-Dotyczytorównieżwas,pieski.-AnnaszturchnęłaGłupkanogšipokazałamupalcemnadrzwi.-
Nareszciespokój.-Zamknęłaoczy,gdyzostałysame.-Przynajmniejprzezchwilę.
-Niemogłabymwczympomóc?
Annaprzeczšcopokręciłagłowšipodałajejkubekkawy.
-Sšdzę,żepanujemynadsytuacjš.Ethanpowinienbyćtuzamoment.Razemzwielkšniespodziankš.-
Podeszładookna,bywyjrzećwmrok.-Mamnadzieję,żedopiszeciapetyt-dodała.-Dzisiejszemenu
składasięzpizzyzpepperoniikiełbasš,fryteknaolejuarachidowym,domowejrobotylodów
karmelowychiwspaniałegotortuczekoladowegoGrace.
-Wylšdujemywszyscywszpitalu-powiedziałabeznamysłuSybill,akiedysięzreflektowałazrobiła
niewyranšminę,Annaumiechnęłasię.
-My,którzywkrótceumrzemy,pozdrawiamycię.AotoiEthan.-PrzypiecuGraceupuciłałyżkę
cedzakowš.-Sparzyłasię?
-Nie,nie-miejšcsięcichutko,odparłaGrace.-PobiegnęipomogęEthanowi.
-Zgoda,ale…-Niezdšżyładokończyć,gdyGraceminęłajšiwypadłazadrzwi.-Aleniecierpliwa
-powiedziałaszeptemizapaliłazewnętrznewiatła.-Wkrótcezrobisięcałkiemciemno.-Wyłowiła
ostatniefrytki,wyłšczyłapiec.-Dobrzebybyło,gdybyCamiPhilliptopodwietlili.OBoże,alecudo!
Chceszzobaczyć?
Sybill,niemogšcsięoprzećciekawoci,podeszłaistanęłaobokniejprzykuchennymoknie.Na
przystani,wostatnichpromieniachdziennegowiatła,zobaczyłaoczekujšcšGraceizbliżajšcegosię
Ethana.
-Tołód-wyszeptała.-Małażaglówka.ZbudowalijšwetrzechwstarymdomuEthana…
-ZrobilijšdlaSetha?
-Tak,pracowaliprzyniej,jaktylkoudawałosięimwygospodarowaćparęwolnychgodzin.Ale
będziezachwycony!Acóżtotakiego?
-Co?
-To.-AnnaprzypatrywałasięzuwagšGrace,stojšcejzeskrzyżowanymirękami,iEthanowi,
wytrzeszczajšcemunanišoczy.Pochyliłsięnadniš.-Mamnadzieję,żetonic…-Urwała,gdyEthan
objšłGrace,zanurzyłtwarzwjejwłosachizaczšłjškołysać.Aonazarzuciłamuręcenaszyję.-Och!-
Annazalałasięłzami.-Onamusibyć…onajestwcišży.Właniemuotympowiedziała.Jestemtego
pewna.O,popatrz!-KiedyEthanpodniósłmiejšcšsięGracedogóry,Annawpiłapaznokciewramię
Sybill.-Jakietopiękne!
Wostatnichpromieniachdziennegowiatłazlewalisięwjednšpostać.
-Tak,tak,rzeczywicie.
-Popatrznotylkonamnie.-miejšcsięzsamejsiebie,Annawycišgnęłapapierowšchusteczkęi
wytarłanos.-Jakjawyglšdam!Alemniewzięło.Jateżchcęmiećdziecko.-Znowuwytarłanos,
westchnęła.-Byłampewna,żemogęztymzaczekaćrokczydwa.Aleniewytrzymamtakdługo.Terazjuż
wiem.WyobrażamsobieCama,kiedymupowiem…-zamilkła.-Przepraszam-powiedziała,miejšcsię
przezłzy.
-Niemazaco.Todobrze,żecieszyszsięichszczęciem.Iżesamajestetakaszczęliwa.Tojest
naprawdęrodzinnewydarzenie.Anno,naprawdęmuszęjużić.
-Niebšdtchórzem-powiedziałaAnna.-Musimyrazemprzeżyćjakotęimprezę.
-Uważampoprostu,że…-Urwała,kiedyotworzyłysiędrzwiistanšłwnichEthanzGracena
rękach,obojepromiennieumiechnięci.
-Anno,będziemymiećdziecko-oznajmiłnawstępieEthan.
-Mylisz,żejestemlepa?-OdsunęłaEthana,żebypocałowaćnajpierwGrace.-Widziałamwszystko
przezokno.Och,mojegratulacje.-Terazrzuciłasięimobojgunaszyję.-Jestemtakaszczęliwa.
-Musiszbyćmatkšchrzestnš.-Ethanodwróciłsię,żebyjštakżepocałować.-Niewykręciszsię.
-Animylę.-AnnarozpłakałasięiwtymwłaniemomenciewszedłPhillip.
-Cotusiędzieje?DlaczegoAnnapłacze?Ethanie,cosięstałoGrace?
-Nicminiejest.Czujęsięcudownie.Jestemwcišży.
-Nieżartuj!-WzišłjšzramionEthanaiobsypałpocałunkami.
-Cosiętudodiabładzieje?-zawołałCam.
TrzymajšcwcišżnarękachGrace,Phillipwyszczerzyłwumiechuzęby.
-Będziemymielidziecko.
-Tak?AconatoEthan?
Phillipzamiałsiętylko,ostrożniestawiajšcGracenanogi.
-Dobrzesięczujesz?-zapytałjšCam.
-Czujęsięfantastycznie.
-Iwyglšdaszfantastycznie.-Wzišłjšwramionaipotarłbrodęojejgłowę.Aczułoć,zjakštozrobił,
wprawiłaSybillwzdumienie.-Dobrzesięsprawiłe,brachu-mruknšłjeszczedoEthana.
-Dziękuję.Czymógłbymjużodzyskaćżonę?
-Jużprawieskończyłem.-CamodsunšłzpowrotemGrace.-Gdybyprzypadkiemniedbałjaktrzeba
ociebieiomałegoQuinna,któregonosiszwsobie,sprawięmulanieiprzywołamgodoporzšdku.
-Czywkońcukiedyzaczniemyjeć?-zapytałSeth,stajšcwdrzwiach.Inatychmiastspoważniał.-
DlaczegoAnnaiGracepłaczš?-Zmierzyłoskarżycielskimwzrokiemwszystkichobecnychwkuchni,nie
wyłšczajšcSybill.-Cosięstało?
-Tozeszczęcia-chlipnęłaGraceiprzyjęłachusteczkę,któršSybillwyjęłaztorebki.-Będęmiała
dziecko.
-Naprawdę?Hurra!Alebomba!CzyAubjużwie?
-Nie,powiemyjejzachwilęzEthanem.Aterazpójdęponiš,ponieważwszyscymuszšspojrzećna
to,cojestnadworze.
-Nadworze?-Sethruszyłdodrzwi,gdyPhillipzaszedłmudrogę.
-Poczekaj.
-Cojest?Dajspokój,odsuńsię.Orany!Pozwólmiwyjrzeć.
-Powinnimyzawišzaćmuoczy-stwierdziłPhillip.
-Powinnimygowzišćprzezzaskoczenie-zasugerowałCam.
EthanwzišłSethanabarana.GdypojawiłasięGracezAubrey,mrugnšłokiem,chwyciłmocniej
wierzgajšcegoSethairuszyłdodrzwi.
-Chybaniezamierzaszwrzucićmnieznowudowody?-zapytałSethzudawanymprzerażeniem.-
Dajciespokój,chłopaki,wodanaprawdęjestzimna!
-Mięczak-stwierdziłCam.
-Tylkospróbujcie-ostrzegłSeth.-Pocišgnęzasobšconajmniejjednegowas.
-Dobra,dobra.-PhillippochyliłznowugłowęSethowi.-Gotowy?-zapytał,kiedyjużwszyscy
zgromadzilisięnabrzeguwody.-Wporzšdku,Ethan,ruszaj.
-Ludzie,wodajestzimna!-zawołałSeth,zanimjeszczeEthanzrzuciłgozpleców.Wylšdowałjednak
naziemi,akiedygoodwrócono,stanšłtużprzedlicznšdrewnianšłódkšzniebieskimijakniebożaglami,
któretrzepotałylekkonawieczornymwietrze.-Skšdtosięwzięło?
-Zpotunaszychczół-zażartowałzpoważnšminšPhillip,podczasgdySethnieodrywałodłodzi
oczu.
-Czyto…ktochcejškupić?
-Onaniejestnasprzedaż-odparłCam.
-To…toznaczy…-Sercewaliłomuzemocji.-Jestmoja?
-Niewidzętutajnikogoinnego,ktoobchodziłbyurodziny-zauważyłCam.-Niechciałbyjejobejrzeć
zbliska?
-Jestmoja?-Powiedziałtoszeptemztakimwzruszeniemizachwytem,żeSybillpoczułapieczeniew
oczach.-Moja?-wykrzyknšłizawirowałwkoło.Tymrazem,nawidokjegobezgranicznejradoci
zaczęłojšdławićwgardle.-Mogęjšzatrzymać?
-Jestedobrymżeglarzem-powiedziałspokojnieEthan.-Tosolidnałódka.Nieduża,alemożnaniš
pływać.
-Zbudowaliciejšdlamnie.-PrzeniósłwzrokzEthananaPhillipa,następnienaCama.-Dlamnie?
-Skšdżeznowu,zbudowalimyjšdlajakiegotambachora.-Camdałmuprztyczkawgłowę.-Noico
oniejsšdzisz?Rzućnanišokiem!
-Mogęwsišćdoniej?
-Przecieżjesttwoja!-CamzłapałSethazarękęipocišgnšłgonapomost.
-Mylę,żetosšjużmęskiesprawy-mruknęłazzadowoleniemAnna.-Dajmyimparęminut,żebysię
pozbierali.
-Takbardzogokochajš.Chybaniezdawałamsobieztegosprawy.
-Onichtakżekocha.-GraceprzytuliłapoliczekdoAubrey.
Niecopóniejsiedzšcprzygwarnymkuchennymstole,Sybillrozmylałaotym,wspominajšc
zaskoczenieSetha,niedowierzanie,żektogokocha,żemożegokochaćnatyle,żebyzrozumiećpotrzebę
jegoserca.
Wzorzecjegożyciazostałgruntowniezmieniony.Awszystkotostałosię,zanimjeszczepojawiłasię
tutaj.
Niebyłotudlaniejmiejsca.Niemogłatuzostać.Niemogłategoznieć.
-Naprawdęmuszęjużić-powiedziałazumiechemdobrzewychowanejosoby.-Pragnęwam
podziękowaćza…
-Sethnieotworzyłjeszczetwojegoprezentu-przerwałaAnna.-Możeniechgorozpakuje,zanim
zabierzemysięzatort.
-Tort!-Aubreyporuszyłasięnaswoimwysokimkrzesełku.-Zdmuchnieszwieczkiiwypowiesz
życzenie.
-Jeszczechwileczkę-powstrzymałajejzapałGrace.-Seth,pójdzSybilldosalonikuiobejrzyj
prezentodniej.
-Dobrze.-Zaczekał,ażSybillwstanie,poczym,wzruszajšcramionami,ruszyłkudrzwiom.
-KupiłamtowBaltimore-powiedziała,czujšcsięokropnieniezręcznie-więcgdybycisięnie
spodobało,Phillipmógłbyzamienić.
-Jasne.-Wycišgnšłzpierwszejtorbypudełko,usiadłpoindiańskunapodłodzeiwcišgusekundy
zdarłpapier,nadktóregowyboremtaksięnamęczyła.
-Równiedobrzemogłatozapakowaćwgazetę-zamiałsięPhillip,popychajšcjšłokciemwkierunku
fotela.
-Jakiepudełko-powiedziałtakobojętnymgłosemSeth,żeserceSybillzamarło.
-Tak,włanie…zachowałamkwit.Możeszwięcjezwrócićiwybraćcoinnego.
-Dobra,zgoda.-PochwyciłjednakpiorunujšcywzrokPhillipaizmieniłton.-Ładnepudełko.-
Leniwymruchemodsunšłmosiężnyhaczykiotworzyłpokrywę.-Orany!Czegotuniema!Kredkii
pastele,iołówki.-PrzeniósłzdumionespojrzenienaSybill.-Towszystkodlamnie?
-Tostanowikomplet.-Nerwowymruchemnawinęłasrebrnekoralikiwokółpalca.-Ponieważtak
dobrzerysujesz,pomylałam…Możezechceszspróbowaćinnychtechnik.Wdrugiejtorbieznajdziesz
więcejprzyborów.
-Więcej?
-Wodnefarbyipędzle,trochępapieru.Aha…-KiedyrozradowanySethrozrywałdrugštorbę,
przykucnęłanapodłodze.-Możesięokazać,żeszczególnieodpowiadajšciakryle,aleosobicie
najbardziejlubięwodnefarby,pomylałamwięc,żemożetakżebędzieszsięchciałwnichwprawić.
-Niewiem,jaktosięrobi.
-Toniejesttakietrudne.-Pochyliłasię,wzięłajedenzpędzliizaczęłaobjaniaćpodstawytechniki.
Mówišc,zapomniałaozdenerwowaniu,umiechnęłasiędoniego.
wiatłolampypadłoukonienajejtwarz.Sethdojrzałwjejoczachco,coporuszyłoukrytew
zakamarkachpamięciobrazy.
-Czymaszobraznacianie?Kwiaty,białekwiatywniebieskimwazonie?Kurczowocisnęłapędzel.
-Tak,wsypialniwNowymJorku.Tojednazmoichakwareli.Zresztšnienajlepsza.
-Ikolorowebutelkinastole.Dużo,różnejwielkoci,zczymwrodku.
-Flakonynaperfumy.-Znowuciskałojšwgardle,musiaławięcodchrzšknšć.-Zbierałamjekiedy.
-Pozwoliłamispaćwswoimłóżku.-Kiedykoncentrowałuwagęnalunych,niewyranych
przebłyskachpamięci,mrużyłzwysiłkiemoczy.Delikatnezapachy,delikatnygłos,koloryikształty…-
Opowiadałamibajkęożabie.
TobyłZaczarowanykrólewicz.Przypomniałasobiechłopczykazwiniętegowkłębekiprzytulonego
doniej,nocnšlampę,jegoożywioneniebieskieoczywpatrujšcesięwniš,kiedyopowiadałamuo
baniowym,wiecznymszczęciu.
-Kiedyprzyjechałedomniemiałezłesny.Byłewtedymałymdzieckiem.
-Kupiłamiszczeniaczka.
-Byłzpluszu.-Obrazstawałsięcorazbardziejzamazany,ciskałojšgardło,pękałoserce.-Nie
miałe…niemiałeżadnejzabawki.Kiedyprzyniosłampieskadodomu,zapytałeczyjesttwój.Takgo
nazwałe.Twój.Niezabrałago,kiedysię…kiedymusiałewyjechać.
Poderwałasięnanogi.
-Przepraszam,muszęjużić.-Iwybiegłazadrzwi.
17
Dobiegładosamochodu,kilkarazyszarpnęłaklamkę,dopókinieuwiadomiłasobie,żeprzecież
zamknęładrzwi.Cobyło,skarciłasięwmylach,głupim,miejskimodruchem,któryrównieniepasował
dotejlicznejokolicy,jakionasama.
Zorientowałasię,żewybiegłabeztorebki,żakietuikluczy.Wolałajednakwrócićnapiechotędo
hoteluniżponowniestawićczołoQuinnom.
Kiedyusłyszałazasobškroki,odwróciłasięgwałtownie.Niewiedziała,czymaczućulgęczy
zakłopotanienawidokPhillipa,zmierzajšcegowjejstronę.Niepoznawałasiebie,niewiedziała,coto
zauczuciegotujesięwniej,palijšiprzepełniajejserceigardło.Wiedziałatylko,żemusiodtegouciec.
-Przepraszam.Wiem,żezachowałamsięniegrzecznie.Alenaprawdęmusiałamwyjć.-Chcšcjak
najszybciejwyrzucićtozsiebie,zaczęłasięplštać,potykaćnakażdymsłowie.-Czymógłbymiprzynieć
torebkę?Sšwniejklucze.Przepraszam.Mamnadzieję,żeniezepsułamwamwieczoru.
Corazbardziejdławiłasięwłasnymisłowami.
-Tydrżysz.-Powiedziałłagodnieiwycišgnšłwjejstronęręce,leczonaodskoczyła.
-Jestmizimno.Zostawiłamuwasżakiet.
-Niejestażtakzimno,Sybill.Chodtutaj.
-Nie,bolimniegłowa.Ja…nie,niedotykajmnie.Przycišgnšłjš,opasałmocnoramionamii
przytrzymał.
-Wszystkowporzšdku,dziecinko.
-Nie,nieprawda.-Czyonjestlepy?Czyjestgłupi?-Pozwólmiodejć.Nienależędowas.
-Ależnależysz.
Widział,tęwiękrwi,kiedyobojezSethemwpatrywalisięwsiebie.
-Niktcięnienienawidzi.Niktsięciebienieobawia.-Przywarłwargamidojejskroni.-Uspokójsię.
-Niechcęrobićzsiebiewidowiska.Gdybytylkomógłprzyniećmitorebkę…“Jesttwardajak
kamień,alekamieńtakżesiękruszy-pomylał-uginasięidrżypodnaciskiem”.
-Ajednakzapamiętałciebie.Zapamiętał,żesięoniegotroszczyła.
-Niewytrzymamtego.Niezniosętego.-Wpiłasiępalcamiwjegoramiona.
-Onagozabrała.Rozdarłamiserce.
Szlochała,zarzuciłamunaszyjęramiona.
-Wiem,żetakbyło.Wiem-wyszeptałiposadziłnatrawie,tulšcikołyszšc.
-Aletojużminęło.
Jejgoršce,pełnerozpaczyłzylałysięstrumieniem.Zimna?Niebyłowniejanitrochęzimna.Byłapo
prostuprzerażona,uciekałaprzedstrachem,przedcierpieniem.
Nieuspokajałjej,nieuciszał.Nawetwtedy,kiedywstrzšsałništakgwałtownyszloch,iżzdawałosię,
żepęknšjejkoci,niepocieszałjej,niepodsuwałrozwišzań.Znałwartoćoczyszczajšcegopłaczu.Więc
tylkojšgłaskał,kołysałitulił,kiedywypłakiwałaswójból.
AkiedynagankupojawiłasięAnna,Phillippokręciłtylkogłowš,nieprzestajšcgłaskaćSybill.
Drzwizamknęłysięiznowuzostalisami.
Wreszciesięwypłakała.Miałaspuchniętš,goršcšgłowęiobolałegardło.Bolałjšżołšdek.
Wyczerpanaioszołomionaopadławjegoramionach.
-Przepraszam.
-Niemaszzaco.Potrzebowałatego.
-Toniczegonierozwišzuje.
-Samawiesznajlepiej.-Podniósłsię,pomógłjejwstać,pocišgnšłjšwstronędżipa.-Wsiadaj.
-Nie,muszę…
-Wsiadaj-powtórzyłznaciskiem.-Przyniosęcitorebkęiżakiet.-Posadziłjšnamiejscuobok
kierowcy.-Aleniebędzieszprowadzić.-Napotkałjejumęczone,spuchnięteoczy.-Iniezostawięcię
dzisiajsamej.
Zabrakłojejenergii,żebysięsprzeczać.Czułasięwyprutawrodku,jakbypozbawionacielesnoci,
bezsilna.Jelijšodwieziedohotelu,będziemogłazasnšć.Wrazieczego,wemiepigułkę.Niechciałao
niczymmyleć,nicodczuwać.
KiedyPhillipposzedłdodomupojejrzeczy,pogodziłasięzeswoimtchórzostwemizamknęłaoczy.
Bezsłowausiadłobokniej,pochyliłsię,abyzapišćjejpas,poczymprzekręciłkluczyk.Podczas
jazdyrównieżnieprzerywałtejbłogosławionejciszy.Nieprotestowała,gdywszedłznišdoholu,ani
gdyotworzyłjejtorebkę,bywyjšćzniejkartęmagnetycznšdodrzwi.
Wzišłjšznowuzarękęizaprowadziłwprostdosypialni.
-Rozbierzsię-poleciłjejjakdziecku.-NaBoga,przecieżnicciniezrobię!Zakogotymnie
bierzesz?
Niewiedział,skšdnaglewzišłsiętenwybuchgniewu.Możesprawiłtojejwidok?Byładoszczętnie
rozbitaibezbronna.Odwróciłsięnapięcieiposzedłdołazienki.
Kilkasekundpóniejusłyszałaszumwodynabierajšcejsiędowanny.Przyniósłaspirynę.
-Połknij.Skorosamaosiebieniedbasz,musitozrobićktoinny.
Woda,któršpopiłapastylkę,podziałałajakbalsamnajejpodrażnionegardło.Niezdšżyłamu
podziękować,kiedywyjšłzjejrękiszklankęiodstawiłjšnabok.Wzdrygnęłasię,kiedycišgnšłjej
sweterprzezgłowę.
-Wemieszgoršcškšpieliodprężyszsię.
Kiedyrozbierałjšniczymlalkę,byłazbytzdumiona,żebyprotestować.Wzišłjšnaręce,zaniósłdo
łazienkiipostawiłwwannie.
Wodabyłazbytgoršca,alezanimmutopowiedziała,zakręciłkran.
-Siadajizamknijoczy.Rób,cocimówię!-powiedziałztakimnaciskiem,żegoposłuchała.
Leżałatakprzezdwadzieciaminut,dwukrotnieomalniezasnęła.Powstrzymywałjšprzedtymtylko
bliżejnieokrelony,strach,żemożeutonšć.Wreszcienachwiejnychnogachwyszłazwanny.
Pomylała,żechybasobieposzedł,żemiałdoćjejzachowania.Niemiałabymutegozazłe.
Kiedyjednakwróciładosypialni,zastałagostojšcegowdrzwiachwychodzšcychnataras,
spoglšdajšcegonazatokę.
-Dziękuję.-Wiedziała,żesytuacjajestniezręcznadlanichobojga,próbowałasięprzemóc,kiedy
odwróciłsięizmierzyłjšwzrokiem.-Przepraszam…
-Znowuprzepraszasz,Sybill,doprowadziszmnietymdoszału.-Podszedłdoniejipołożyłdłońna
jejramionach.-Jużjestlepiej-stwierdził,przesuwajšcpalcepojejramionachiszyi-alejeszczenieza
wietnie.Kładsię.
Pocišgnšłjšwstronęłóżka.
-Naprawdępotrafięzachowaćpewienumiar.Szczególniewówczas,gdymamprzedsobš
emocjonalnieifizyczniewyczerpanškobietę.Terazpołóżsięnabrzuch.
Kiedypalcamizaczšłuciskaćjejłopatki,jęknęła.
-Jestepsychologiem-przypomniałjej.-Codziejesięzludmi,którzytłumišswojeuczuciaw
podstawowychsprawach?
-Podwzględemfizycznymczyemocjonalnym?Zamiałsięlekkoipoważniezabrałsiędopracy.
-Więcpowiemci,panidoktor,cosiędzieje.Tacyludziemajšbóległowy,zgagę,bóleżołšdka.A
kiedyprzerywasiętama,wszystkotowylewasięizaczynajšchorować.
cišgnšłzjejramionszlafrok.
-Jestenamniezły.
-Nie,niejestem,Sybill.OpowiedzmiopobycieSethawtwoimdomu.
-Tobyłodawnotemu.
-Miałczterylata-podpowiedziałPhillip,byzachęcićSybilldozwierzeń,samzaskoncentrowałsię
najejmięniach,którewtymmomenciejeszczebardziejsięusztywniły.-MieszkaławNowymJorku.W
tymsamymmiejscucoteraz?
-Tak.EastCentralPark.Tospokojnaokolica.Bezpieczna.
“Ekskluzywna-pomylałPhillip.-NiejakazapadławioskanaWschodzie.ToniedladoktorGriffin!”
-Zdwiemasypialniami?
-Tak.Wdrugiejurzšdziłamgabinet.
Mógłgosobiewyobrazić.Schludny,funkcjonalny,efektowny.
-Jaksšdzę,spałtamSeth.
-Nie.ToGloriazajęłatenpokój.PołożyłymySethanasofiewsaloniku.-Izjawilisiętaknagle
pewnegopięknegodniapodtwoimidrzwiami?
-Cowtymrodzaju.Niewidziałamjejodlat.WiedziałamoistnieniuSetha.Zadzwoniładomnie,
kiedyporzuciłjšmšż.OdczasudoczasuposyłałamGloriipienišdze.Niechciałamjejwidzieć.Chociaż
niepowiedziałamnigdy,żebymnienieodwiedzała.Jesttaka…kłopotliwaitrudna.
-Jednakprzyjechała.
-Tak.Wróciłamzwykładupopołudniuizastałamjšprzeddomem.Byławciekła,ponieważdozorca
niechciałjejwpucić.Sethpłakał,aonawrzeszczała.Tobyłotakie…-Westchnęła.-Typowedlaniej.
-Alejšwpuciła.
-Niemogłamtakpoprostuodesłaćjejspoddomu.Byłazdzieciakiemimiałatylkoplecak.Ubłagała
mnie,żebymimpozwoliłapozostaćprzezjakiczas.Powiedziała,żeprzyjechałaautostopem.Żejest
załamana.Zaczęłapłakać,aSethwdrapałsiępoprostunakanapęizasnšł.Musiałbyćwyczerpany.
-Idługozostali?
-Kilkatygodni.-Jejmylizaczęłykršżyćmiędzyprzeszłocišateraniejszociš.-Chciałamjejpomócw
zdobyciupracy,powiedziałajednak,żenajpierwmusiodpoczšć.Mówiłateż,żejestchora.Atakże,że
zgwałciłjšwOklahomiekierowcaciężarówki.KiedyindziejbyłtobiznesmenzDetroit.Jest
patologicznškłamczuchš,ajejkłamstwadotyczšnajczęciejmolestowaniaseksualnego.Wiedziałam,że
kłamie,ale…
-Byłatwojšsiostrš.
-To,nieto.-Powiedziałaznużonymgłosem.-Gdybympotrafiłasięzdobyćnauczciwoć,musiałabym
przyznać,żeprzestałamnieinteresowaćwielelattemu.AleSethbył…Niewiedziałamnicodzieciach.
Wzięłamksišżkęiwyczytałamzniej,żewtymwiekudzieckopowinnojużwięcejmówić.
Omalsięnieumiechnšł.Mógłbeztruduwyobrazićsobie,jakwybieraodpowiednišksišżkę,studiuje
jš,próbujšcprzyswoićsobieniezbędnewiadomoci.
-Byłtakicichutki-wyszeptała.-KiedyGloriawychodziłanajakiczasizostawiałagozemnš,
rozluniałsiętrochę.Akiedyporazpierwszyniewróciłananoc,dręczyłygokoszmary.
-Wtedypozwoliłamuspaćzesobšiopowiedziałamubajkę.
-OZaczarowanymkrólewiczu.Opowiadałamijšniania.Lubiłabajki.Bałasięciemnoci.Przekazała
mitenstrach.-Mówiłasłabymicichymzezmęczeniagłosem.-Kiedysiębałam,chciałamkoniecznie
spaćurodzicówwłóżku,aleminiepozwalali.Chybamutoniemogłozaszkodzić,przecieżnietrwałoto
długo.
-Nie.-Terazujrzałjš,małšdziewczynkęociemnychwłosachijasnychoczach,drżšcšzestrachuw
ciemnociach.-Niemogłozaszkodzić.
-Lubiłoglšdaćmojeflakonynaperfumy.Kupiłammukredki.Zawszechętnierysował.
-Dałamupluszowegopsa.
-Naspacerzewparkuprzyglšdałsiępsom.Taksięucieszył,kiedymudałamtęzabawkę.
Rozpowiadałotymnaprawoilewo.Spałzniš.
-Zakochałasięwnim.
-Pokochałamgobardzo.Niewiem,jaktosięstało.Totrwałotylkokilkatygodni.
-Czasniegraroli.-Odgarnšłjejwłosy,takabywidziećjejprofil.Liniępoliczka,kštczoła.-A
raczejniezawszeodgrywanajważniejszšrolę.
-Wbrewtemu,cosiępowszechnieuważa.Nieobchodziłomnie,żezabrałamojerzeczy.Nie
obchodziłomnie,żeodchodzšcokradłamnie.Alezabrałajego.Nawetniepozwoliłamisięznim
pożegnać.Zabrałagoizostawiłapieska,ponieważwiedziała,żewtensposóbmniezrani.Wiedziała,że
będęmylałaotym,jakonpłaczezanimwnocy,iżebędęsięmartwiła.Musiałamwięcprzestaćotym
myleć.
-Jużdobrze.Towszystkominęłobezpowrotnie.-Jegodelikatnymasażprzyprawiałjšocoraz
większšsennoć.-JużnigdynieskrzywdziSetha.Aniciebie.
-Byłamgłupia.
-Nie,nieprawda.-Masowałjejszyję,jejramiona,poczułjakjejciałounosisięiopadawdługim,
długimwestchnieniu.-Zanijteraz.
-Nieodchod.
-Nieodejdę.-Jakikruchyjestjejkarkpodjegopalcami!-Nigdzieniepójdę.
Przesuwajšcdłoniewzdłużjejršk,wzdłużjejpleców,zdałsobiesprawę,naczypolegacałyproblem.
Chciałznišzostać,byćzniš.Chciałnanišpatrzeć,kiedypi,takjakspałateraz-głębokoispokojnie.
Chciałjštrzymaćwobjęciach,gdybędziepłakałaigdysięjużwypłacze.
Chciałpatrzećnajejspokojne,przejrzysteniczymjeziorooczy,którerozpromieniajšsię,kiedysię
mieje,najejliczne,miękkiewargi.Mógłbygodzinamisłuchaćjejgłosucišglezmieniajšcegointonację.
Lubiłjšwidziećrano,gdyzpewnymzdziwieniemdostrzegłagooboksiebie.Atakżewnocy,gdy
zadowolenieinamiętnoćdrżałynajejtwarzy.
“Jakwielemożnaodczytaćztejtwarzy”-pomylałotulajšcjškołdrš.Och,jesttakasubtelnajakjej
zapach.Żebytozrozumieć,trzebasięzbliżyć,nawetbardzozbliżyć.Aonsięzbliżył,bardzozbliżył,
zanimktórekolwiekznichzdałosobieztegosprawę.Idostrzegł,zjakšsmutnšzadumšitęsknotšSybill
przyglšdasięjegorodzinie.
Zawszeokrokztyłu,zawszewroliobserwatora.
Widziałteż,jakpatrzynaSetha.Zmiłocišizutęsknieniem,leczwcišżnadystans.
Żebyniebyćintruzem?Żebysięchronić?Pomylał,żechodziojednoidrugie.Niewiedział
dokładnie,niebyłpewien,codziejesięwjejsercu,wjejumyle.Byłjednakzdecydowanypoznać
prawdę.
-Zdajemisię,żejestemwtobiezakochany,Sybill-powiedziałspokojnie,wycišgajšcsięobokniej.
-Inicnieporadzę,jelitojeszczebardziejskomplikujenaszesprawy.
Obudziłasięwciemnociachiprzezchwilę,jakbywpółnie,znowubyładzieckiemibałasiętych
wszystkichprzedmiotów,któreczaiłysięwmroku.Zacisnęławargitakmocno,żeażzabolały.Gdyby
bowiemkrzyknęła,ktomógłbytousłyszećipowiedziećjejmatce.Amatkabędziesięgniewać.Matcenie
spodobasię,żeznowukrzyczyzpowoduciemnoci.
Iwtedyprzypomniałasobie,żeniejestjużdzieckiem.Nicsięnieczaiwmroku,pozasamym
mrokiem.Jestdorosłškobietš,którawie,żeniemapowodubaćsięciemnoci,gdyżjestwieleinnych
znaczniegroniejszychrzeczy.
“Och,zrobiłamzsiebieidiotkę”-pomylała,przypominajšcsobiepowoliniektóreszczegółyz
ostatniegodnia.Strasznšidiotkę.Jakmogładoprowadzićsiędotakiegostanu!Cogorsze,zrobiłatona
oczachwszystkich,przestałanadsobšpanować,zupełniesięzagubiła.Wyleciałazdomujakidiotka.
Niewybaczalne.
ApotemwykrzyczałasięiwypłakałaprzyPhillipie.Ryczałajakdzieckotużkołodomu,takjakby…
Phillip!
Jęknęłazezgrozy,zakryłatwarzrękami,kiedypoczułaotaczajšcejšramię.
-Szsz…
Poznałajegodotyk,jegozapach,nimjeszczeprzycišgnšłjšdosiebie.Nimmusnšłwargamijej
skronie.
-Jużdobrze,dobrze-szeptał.
-Pomylałam…pomylałam,żeposzedł.
-Powiedziałem,żezostanę.-Zmrużyłoczyspoglšdajšcnaprzyćmioneczerwonewiatełkobudzika
przyłóżku.-Trzeciawnocy.Mogłemsiętegodomylać.
-Niechciałamciębudzić.-Kiedyjejoczyoswoiłysięzmrokiem,ujrzaławyraniezarysjegokoci
policzkowych,nosa,ust.Swędziłyjšpalce,żebygodotknšć.
-Kiedybudzęsięwrodkunocyzpięknškobietšwłóżku,raczejsiętymniemartwię.
Umiechnęłasię,poczułaulgę,żeniebędziejejwypominałwczeniejszegozachowania.Sštylkooni
dwojeinicpozatym.Nieistniejeżadnewczoraj,któretrzebaopłakiwać,żadnejutro,októretrzebasię
martwić.
-Domylamsię,żemaszwtejdziedziniedużedowiadczenie.
-Możeszsięotymnatychmiastprzekonać.Miałtakiciepłygłos,takiemocneramiona.
-Kiedysiębudziszwrodkunocyzkobietšwłóżku,aonachcecięuwieć,bardzosiętymmartwisz?
-Rzadko.
-Skorowięccitonieprzeszkadza…-Zmieniłapozycję,odszukałajegowargi,jegojęzyk.
-Damciznać,gdytylkozaczniemitoprzeszkadzać.
Jejmiechbyłniskiiciepły.Przenikałojšuczuciewdzięcznocizato,codlaniejzrobił,kimstałsię
dlaniej.Takstraszniechciałamutookazać.Byłociemno.Podosłonšciemnocimożerobić,cozechce.
-Ajeliniebędęchciałaprzestać?
-Grozisz?-Byłzdumionywieleobiecujšcymtonemjejgłosu,oraztym,żejejpalcewędrowałycoraz
niżejpojegociele.-Nieprzestraszyszmnie.
-Zobaczymy.-Wladzapalcamiposzłyjejusta.-Postaramsię.
-Przyłóżsięnajlepiejjakumiesz.OJezu!Celujwrodektarczy.Znowusięzamiałaiwskoczyłana
niegojakkot.Kiedydrżałpodniš,ajegooddechstałsięchrapliwyiciężki,przejechałapowoli
paznokciamiwgórę,iwdółwzdłużjegoboków.
“Jakżecudownajestjegomęskasylwetka,pomylała,kontynuujšcjakweniebadania.-Silna,gładka,
awszystkiepłaszczyznyikštysštakdoskonalewymodelowane,takidealniepasujšdociałakobiety.Do
megociała”.
Tutajjestjedwabisty,tamszorstki.Tutajtwardy,tamustępujšcy.Sprawi,żebędziepragnšłitęsknił,
takjakonazajegosprawšpragnęłaitęskniła.Dazsiebiewszystkoiwemiewszystko,takjakonto
zrobił.Izrobiznimtecudowneigrzesznerzeczy,jakieludzierobišwciemnociach.
Phillippomylał,żeoszaleje,jelionabędzietokontynuowała.Żeumrze,jeliprzerwie.Jejustabyły
goršce,nienasyconeidocieraływszędzie.Tepaznokciedoprowadzałygodoszaleństwa.Gdyskórastała
sięwilgotna,ciałoSybillprzesunęłosię,anastępniezaczęłosięnanimporuszać.Widziałwciemnocijej
jasnš,niewyranšsylwetkę.
Byłaucielenieniemkobiety.Byłajedynškobietš.Łaknšłjejjakżycia.
Rozmarzonauniosłasięnadnim,zdarłazsiebieszlafrok,wygięłasiędotyłu,odrzucajšcgłowę.
Wznosiłasięnawyżynywolnoci.Mocy.Pożšdania.Jejoczybłyszczaływciemnocijakukota
rzucajšcegonaniegoczary.
Opuciłasię,bioršcgowsiebiepowoli,niezdajšcsobiesprawyilewysiłkukosztowałogo
dostosowaniesiędojejrytmu.Jęknęłazrozkoszy.Westchnęła,kiedyjegoręceujęłyjejpiersi,cisnęłyje,
wzięływposiadanie.
Kołysałasiękrótkimiruchami,powolnyminiedozniesienia,pobudzajšcwsobiesiłę.Iniespuszczała
zniegooczu.Drżałpodnišciniętymiędzyjejudami.Pomylała,żejesttakimocny,iżpozwalajejrobićze
sobšwszystko.
Muskałapalcamijegopier,pochyliłasięnadnim.Przywarładojegoust.Jejwłosyprzykryłyich
twarze.
Orgazmprzetoczyłsięprzeznišjakfala,unoszšcjšdogóry,anastępniezalewajšcjšodstópdogłów.
Uniosłasięnaniejzciałemwygiętymwłuk,dałasięjejponieć.
Apotemponiosłajego.
ciskałjejbiodra,wbijałwnišpalce,kiedywynurzałasięnadnim.Galopowałateraznaolep,lekko
uderzajšconiego,rozpalonaizachłanna.Czułpustkęwgłowie,zaparłomudech,aciałorozpaczliwie
szukałouwolnienia.
Kiedyjeosišgnšł,byłotobrutalneiwspaniałe.
Całkowiciepołšczyłasięznim.Jejciałobyłotakdelikatne,goršce,jakbypływałwroztopionym
wosku.Jejsercewaliłociężko,dowtóruzszaleńczymbiciemjegoserca.Niemógłmówić,niemógł
złapaćpowietrza,bywykrztusićsłowa,któremiałnakońcujęzyka,którychniepowiedziałjeszczeżadnej
kobiecie.
Rozpierałojšuczuciezwycięstwa.Przecišgnęłasiębłogoileniwiejakkot,poczymzwinęłasięobok
niego.
-Tobyłowłanieto-powiedziałasennymgłosem.-Co?
Zachichotałacichutkoiziewnęła.
-Możecięnieprzestraszyłam,aleprzynajmniejstraciłegłowę.
-Anitrochę.-Oczywicieniebyłotoprawdš.Mężczyni,którzyzaczynajšmylećomiłociiniemogš
wydobyćzsiebiesłowa,bowiemsštakrozpaleniiobnażeni,owinięciwokółkobiety,samipakujšsięw
tarapaty.
-Porazpierwszyzprzyjemnocišobudziłamsięotrzeciejnadranem.-Ułożyłagłowęnajego
ramieniu.Przysunęłasię.-Zimnomi-mruknęła.
Sięgnšłwnogiłóżka,podcišgnšłzmięteprzecieradłaikoce,aonaprzykryłasięnimiażpobrodę.
Phillipwpatrywałsięwsufit,podczasgdyonagłębokoinieruchomospałaujegoboku.
18
Zaledwiewitało,kiedyPhillipzwlókłsięzłóżka.Prawieniespałtejnocy,miałwgłowiemętlik,
czekałgocałydzieńpracyfizycznej,odktórejpękałkręgosłup,aletojeszczeniepowód,żebynarzekać.
Zaczšłsięubierać,gdySybillprzetarłaoczy.
-Musiszićdowarsztatu?
-Tak.-Wkładajšcspodniepomylał,żeniemanawetszczoteczkidozębów.
-Chcesz,żebymzamówiłaniadanie?Kawę?
Chętnienapiłbysiękawy,alewtedybędziemusiałznišporozmawiać.Byłwfatalnymnastrojuinie
uważał,bywtejsytuacjirozmowamiałajakikolwieksens.Askšdtenfatalnynastrój?Ponieważniespał,
aonapodstępnieprzełamałajegolegendarnšobronę,gdytymczasemwcaleniezamierzałsięwniej
zakochać.
-Napijęsięwdomu-odburknšł.-Itakmuszętamzajrzeć,żebysięprzebrać.
Kiedyusiadła,zaszeleciłapociel.Zerknšłnaniškštemokaisięgnšłposkarpetki.Byłapotargana,
zmiętaikuszšcomiękka.
Adotegotakapodstępna.Żebygozwalićznógudawałasłaboć,szlochałanajegoramieniu,
wyglšdałanatakšskrzywdzonš,bezbronnš!Apotemwrodkunocyprzeobraziłasięwboginkęseksu!
Anadodatekproponujemukawę.Musimiećpiekielniemocnenerwy.
-Doceniam,żezostałenanoc.Tomipomogło.
-Jestemdousług-odparłkrótko.
-Ja…-Zaskoczonaizakłopotanatonemjegogłosu,przygryzłagórnšwargę.-Tobyłtrudnydzieńdla
nasobojga.Sšdzę,żepostšpiłabymsłuszniej,gdybymtrzymałasięzdaleka.Byłamjużtrochęwytršconaz
równowagipotelefonieGlorii,apotem…
-Co?Gloriatelefonowała?
-Tak.-Widziałateraz,żelepiejbyłozachowaćtęwiadomoćdlasiebie.
-Dzwoniławczorajdociebie?-Dozłocidołšczyłosięlodowateukłuciewokolicyserca.Podniósł
skarpetki,obejrzałje.-Iniepomylała,żewartobyotymwspomniećwczeniej?
-Uznałam,żeniemasensuotymmówić.-Ponieważniemogłautrzymaćrškwspokoju,szarpnęła
przecieradło.-Prawdęmówišc,wcaleniezamierzałamotymmówić.
-Tak?Możenaglezapomniała,żeponoszęodpowiedzialnoćzaSetha?Żemamyprawowiedziećo
tym,czytwojasiostraniezamierzaprzysporzyćnamwięcejkłopotów.Wstał.Czuł,żezachwilę
wybuchnie.
-Onanicniezrobi…
-Skšdmożesz,dodiabła,wiedzieć?-krzyknšł.Przerażona,cisnęłatakmocnoprzecieradło,żeaż
pobielałyjejkostkipalców.-Skšdmożeszwiedzieć,jakzawszestojšcwbezpiecznejodległoci?Do
licha,Sybill,tonieżadnećwiczeniaumysłowe.Tosamożycie.Czegochciała?
-Chciałapieniędzy.Chciała,żebymichzażšdałaodwas,atakże,żebymjejdałaodsiebie.
Wrzeszczałanamnieiprzeklinałamnie,taksamojakty.Okazujesię,żecofajšcsięodziesięćkroków
znalazłamsięwsamymrodkusprawy.
-Chcęwiedzieć,czyskontaktujesięztobšponownie.Cojejpowiedziała?KiedySybillsięgnęłapo
szlafrok,niezadrżałajejręka.
-Powiedziałam,żenicodwasniedostanie,żerozmawiałamzwaszymadwokatemijeszczedodam,
własneuwagi,którezaważšnadecyzji,żedopilnuję,bySethpozostałnastałeczęcišwaszejrodziny.
-Tojużjestco-mruknšł,kiedywkładałaszlafrok.
-Tyleprzynajmniejmogęzrobić,prawda?-Tonjejgłosubyłlodowaty,pełenrezerwyinie
zachęcajšcydodalszejdyskusji.-Przepraszamcię.-Poszładołazienkiizamknęładrzwi.
Usłyszałszczękzamka.
-Nocóż,poprostuwietnie-powiedziałwstronędrzwi,chwyciłkurtkęiwybiegłjakoparzony.
Wdomuznalazłtylkoresztkikawy,coniepoprawiłomuhumoru.Kiedybrałprysznic,okazałosię,że
Camzużyłwiększšczęćgoršcejwody.Uznał,żejużgorzejbyćniemoże.
Zręcznikiemnabiodrach,wszedłdoswojegopokoju,gdziezastałSethasiedzšcegonabrzegujego
łóżka.
Corazlepiej.
-Czeć.-Sethzmierzyłgopoważnymwzrokiem.
-Wczeniewstałe.
-Pomylałem,żemożepobędętrochęztobš.
Phillipodwróciłsię,żebywyjšćzbieliniarkigatkiidżinsy.
-Dzisiajwydajeszprzyjęciedlaprzyjaciół.
-Dopieropopołudniu.Jeszczejestczas.
Spodziewałsię,żePhillipbędziewciekły.PrzecieżlubiłSybill.Niezręczniebyłotuwejćiczekaćze
wiadomociš,żecotrzebapowiedzieć.Wreszciewygarnšłzsiebieto,conajbardziejmucišżyło.
-Niechciałem,żebyprzezemniepłakała.
“Cholera!”-pomylałPhillip,wcišgajšcgacie.Niezamierzałrozwodzićsięnadtym.
-Nicniezrobiłe.Byłapoprostuwpłaczliwymnastroju.
-Sšdzę,żejestnielewkurzona.
-Wcalenie.-PogodzonyzlosemPhillipwcišgnšłdżinsy.-Posłuchaj,kobietyjesttrudnozrozumieć,
nawetprzynajlepszychchęciach.Choćbystawałnagłowie!
-Domylamsię.-MożejednakPhillipniejestażtakbardzowciekły?-Zaczšłemsobieprzypominać
różnerzeczy.-Ponieważtobyłołatwiejszeniżpatrzeniemuwoczy,Sethwlepiłwzrokwbliznyna
piersiachPhillipa.Takżedlatego,żebliznytebyłytakiefajne.-Aleniesšdziłem,żetojštaktrzepnie.
-Niektórzyludzieniewiedzš,cozrobićzuczuciami.-Phillipwestchnšł,usiadłnałóżkuobokSethai
naglezrobiłomusięgłupio.UderzyłSybillprostomiędzyoczy,ponieważsamniewiedział,copoczšćz
uczuciami.-Więcpłaczšalbokrzyczš,albonadymajšsięidšsajšsięwkšcie.Onatroszczysięociebie,
tylkoniebardzowie,coztymzrobić.Anicotybychciał,żebyzrobiła.
-Niewiem.Onajest.onaniejesttakajakGloria.-Mówiłterazpiszczšcymgłosem.-Jest
przyzwoita.Rayteżbyłprzyzwoity,ajamam…
Phillipnatychmiastpojšł,ocochodzi.cisnęłomusięserce.
-MaszRayaoczy.-Powiedziałrzeczowymtonem.Wiedziałbowiem,żejeliwypowietowewłaciwy
sposób,Sethmuuwierzy.-Kolorikształt,aletakżeitoco,cokryłosięzanimi.-Maszbystryumysł,tak
jakSybill.Mylisz,analizujesz,zastanawiaszsię.Adotegostaraszsięrobićto,cojestsłuszne.
Odziedziczyłetopoobojgu.-TršciłramieniemSetha.-Nieuważasz,żejestfajnie?
-Tak.-Chłopiecrozpromieniłsię.-Jeszczejak!
-Dobra,kończymy,bonigdystšdniewyjdziemy.
PojawiłsięwwarsztacieprawietrzykwadransepoCamie,przygotowanynato,żedostanie
reprymendę.Cambyłjużprzystruguiobrabiałkolejnšpartiędesek.BruceSpringsteenkrzyczałprzez
radioodniachchwały.WodruchusamoobronyPhillipciszyłgłos,nacoCamzareagował
natychmiastowympodniesieniemgłowy.
-Zostaw,nicniesłyszęprzytymwarkocie.
-Ogłuchniemy,jeżelicodzienniebędzieszbombardowałtaknaszeuszy.
-Co?Mówiłeco?
-Ha,ha!
-Cotakiego,jestemydzisiajwszampańskimhumorze,czydobrzewidzę?-Camsięgnšłrękši
wyłšczyłmaszynę.-Nowięc,cotamuSybill?
-Niezaczynajzemnš.
Sethspoglšdałtonajednego,tonadrugiego,próbujšcsobiewyobrazićwynikwalkimiędzy
Quinnami.
-Zadałemprostepytanie.
-Przeżyje.-Phillipchwyciłpasznarzędziami.-Pewniewolałbywidzieć,jakwpopłochuopuszcza
miasto,alebędzieszmusiałpocieszyćsięfaktem,żeznokautowałemjšdzisiajrano.Słownie,nie
fizycznie.
-Dlaczego,docholery,tozrobiłe?
-Bomniedenerwowała!-wrzasnšłPhillip.-Bowszystkomniedenerwuje!Azwłaszczaty!
-wietnie,widzę,żetyprosiszsięonokaut.Znajwiększšprzyjemnociš.Aleniezapominaj,żezadałem
cicholernieprostepytanie.-Camzdjšłdeskęzestrugairzuciłjšnastertę,gdziewylšdowałazłoskotem.
-Dostałajużcioswżołšdekwczoraj,pojakielichodołożyłejejjeszczerano?
-Broniszjej?-Phillippostšpiłkilkakrokówdoprzodu,ażstanęlitwarzšwtwarz.-Broniszjejpo
tym,comipowiedziałenajejtemat?
-Mamchybaoczy,nonie?Widziałemwczorajjejtwarz.Zakogotymniemasz,dojasnejcholery?-
DgnšłpalcemPhillipawpier.-Każdemu,ktodokopujekobiecie,gdyjestkompletnierozbita,powinno
sięskręcićkark.
-Tysukin…-PięćPhillipazatrzymałasięwpołowiedrogi.Chętniebymudołożył,alenagle
stwierdził,żetoonsamzasługujenato,byoberwaćpopysku.
Rozwarłpięć,rozprostowałpalce,poczymodwróciłsię,żebysięchoćtrochęopanować.Ujrzał
przypatrujšcegosięmuSetha.
-Tylkotyniezaczynaj.
-Niepowiedziałemanisłowa.
-Więcwyobraciesobie,żezajšłemsięniš.-Przygładziłwłosyipostanowiłrzeczowoprzedstawić
imsprawę.-Pozwoliłemsięjejwypłakać,poklepałempoplecach.Wrzuciłemjšdogoršcejwanny,
ułożyłemwłóżku.Zostałemzniš.Prawieniespałem,więcjestemtrochęrozdrażniony.
-Dlaczegonanišwrzeszczałe?-dopytywałsięSeth.
Powiedziałamirano,żemiałatelefonodGlorii.Możezareagowałemprzesadnie,ale,dodiabła,
powinnanambyłaotympowiedzieć.
-Czegochciała?-WargiSethazrobiłysiębiałe.Campodszedłdoniegoipołożyłmunaramieniu
rękę.
-Niebójsię.Jestejużpozatymwszystkim.Ocojejchodzi?-zapytałPhillipa.
-Nieznamszczegółów.ZabardzobyłemzaabsorbowanyochrzanianiemSybill.Aległówniechodziło
opienišdze.-PhillipprzeniósłwzroknaSetha.-PowiedziałaGlorii,żebysięodczepiła.Niedostanie
więcejpieniędzy.Powiedziałajej,żebyłauadwokataiżeupewniłasię,żezostaniesztam,gdzieteraz
jeste.
-Twojaciotkaniejestmięczakiem-powiedziałdobitnieCam,ciskajšcramięSetha.-Macharakter.
-Tak-stwierdziłSeth.-Jestwporzšdku.
-Wprzeciwieństwiedotwojegobrata-cišgnšłCam,pokazujšcgłowšnaPhillipa.-Wiadomo
przecież,żeSybillniepowiedziałaowczorajszymtelefoniezewzględunaprzyjęcie.Niechciałapsuć
nastroju.
-Awięctojawszystkozepsułem-mruknšłPhillip,złapałdeskęizaczšłwbijaćgwodzie.-Naprawię
to.
Sybillwiększšczęćdniaspędziłanamobilizowaniuodwagiiopracowywaniuplanu.Zajechałaprzed
domQuinnówtużpoczwartej.Ulżyłojej,gdystwierdziła,żebrakdżipaPhillipa.
Obliczyła,żejeszczeprzezgodzinębędziewwarsztacie,podobniejakSeth.Ponieważjestsobota,
prawdopodobniezatrzymajšsięwdrodzepowrotnejicozjedzšwmiasteczku.
Tosšichwzorce,znałateżswojebehawioralnewzorce,nawetjeliniesprawiaławrażeniaosoby
zdolnejdonawišzaniapełnegokontaktuzludmi.
Nadalczułasięzraniona.
Wysiadłazsamochodu.Musizrobićto,cozaplanowałaprzyjeżdżajšctutaj.PrzeproszenieAnny-oile
zostanieprzyjęte,przynajmniejformalnie-niezajmiejejwięcejniżkwadrans.Opowieotelefonieod
Glorii,zeszczegółami,żebymożnatobyłopotraktowaćjakodokument.Apotemwyjdzie.
Wrócidohotelu,zatopisięwpracy.
Zapukałaenergiczniedodrzwi.
-Otwarte-padłaodpowied.Weszłaistanęłanaprogujakwryta.
WsalonikuQuinnówzwyklepanowałbałagan,alewtejchwiliwyglšdałjakpoprzejciutajfunu.
Papierowetalerzeiplastikowekubkiwalałysięnapodłodzeinastolikach.Wszystkozarzuconebyło
małymiplastikowymiludzikami,jakbyprzetoczyłasiętuwojna,pozostawiajšctragiczneżniwo.
Dostrzegłateżpełnoporzuconychsamochodzikówosobowychiciężarowych.Wszędziebyłyrozsiane
strzępyozdobnegopapierudopakowania,niczymconfettiwwigilięBożegoNarodzenia.
RozwalonawfoteluAnnaszacowałarozmiarspustoszenia.
-Orany-mruknęła,patrzšcnaSybillprzezzmrużoneoczy-alewybrałasobiedobršporę!
-Prze…przepraszam.
-Łatwocimówić.Właniezakończyłamdwuipółgodzinnšszarpaninę,zdziesięcioma
jedenastoletnimichłopcami.Todiablętazpiekłarodem!OdesłałamGracedodomu,żebypołożyłasiędo
łóżka.Bojęsię,czyteneksperymentniezaszkodzidziecku.
“Przyjęciedladzieci”-przypomniałasobieSybill,rozglšdajšcsięzprzerażeniempopokoju.
-Jużpowszystkim?
-Nigdyniebędziepowszystkim.Dokońcażyciabędębudziłasięwnocyzkrzykiem.Mamwe
włosachlody.Wkuchnipanujetakibałagan,żebojęsiętamwejć.Trzemchłopcomudałosięwpaćdo
wodyitrzebaichbyłowycišgaćisuszyć.Jestempewna,żezachorujšnazapaleniepłuc,amyzostaniemy
oskarżeni.Jedenztychszatanówwludzkiejskórzezjadłszećdziesištpięćkawałkówtortu,poczym
wsiadłdomojegosamochoduizwróciłwszystko.
-OBoże!-Sybillzorientowałasię,żetonieprzelewki.Uznała,żewtejsytuacjipowinnazapomnieć
oswoimrozedrganymżołšdku.-Takmiprzykro.Czymogęcipomóc,możepozmywam?
-Niedotknęniczego.Cimężczyni-zktórychjedenutrzymuje,żejestmoimmężem,icijegobracia
idioci-samibędšmusielitozrobić.Będšskrobać,szorować,zmywaćiwycierać.Dobrzewiedzieli,
czymjesttakieurodzinoweprzyjęcie.Cichaczemwynielisiędowarsztatupodpretekstemjakiej
terminowejpracy.ZostawilimnieiGracenapastwęlosu.-Zamknęłaoczy.-Cozahorror!
-TaksięnapracowaładlaSetha.
-Tobyłanajlepszachwilawjegożyciu.-NaustachAnny,pojawiłosięconakształtumiechu.-A
ponieważdosprzštaniazapędzęCamaijegobraci,nienależyupadaćnaduchu.Couciebie?
-Wporzšdku.Przyszłam,żebyprzeprosićzawczorajszywieczór.
-Przeprosić?Zaco?
Topytaniezbiłojšztropu.
-Zawczorajszywieczór.Zachowałamsięnieuprzejmie,wychodzšcbezpodziękowaniaza
zaproszenie.
-Sybill,jestemzabardzozmęczona,żebywysłuchiwaćtakichbzdur.Byławzłymnastrojuimiałado
tegoabsolutneprawo.
PotakimowiadczeniustarannieprzygotowaneprzemówienieSybillnienadawałosięjużdoniczego.
-Naprawdęnierozumiem,dlaczegoludziewtejrodzinieniemielibywysłuchaćszczerychprzeprosin
zamojekarygodnezachowanie!
-Jeżelitakimtonemprowadziszwykłady-zauważyłazpodziwemAnna-twoisłuchaczechybasiedzš
nabacznoć.Wracajšcjednakdotwojegopytania,sšdzę,żetaksiędzieje,ponieważzbytczęstopatrzymy
przezpalcenato,cotyokrelaszkarygodnymzachowaniem,acojestnaszymchlebempowszednim.
Poprosiłabymcię,żebyusiadła,alemasznaprawdęlicznespodnieiwolałabym,żebyichniepobrudziła
jakimpaskudztwem.
-Zarazwychodzę.
-Niewidziałaswojejtwarzy-powiedziałałagodniejszymtonemAnna-kiedySethopowiadałci,co
zapamiętał.Przekonałamsię,żekierowałotobšcoznaczniewięcejniżpoczucieobowišzku.Musiałabyć
zdruzgotana,kiedycigozabrano.
-Toniemożesiępowtórzyć.-Łzynapłynęłyjejdooczu.-Niemoże.
-Niemusi-mruknęłaAnna.-Chcętylko,żebywiedziała,żecięrozumiem.Wmojejpracywiduję
wieluskrzywdzonychludzi.Bitekobiety,maltretowanedzieci,mężczyznnagranicywytrzymałoci,
starychludzie,którychztakšulgšpozbywamysięzdomu.Troszczęsię,Sybill,troszczęsięokażdego,
ktozwracasiędomnieopomoc.
Westchnęłacichutko,rozprostowałapalce.
-Ależebyimpomagać,muszęzachowaćobiektywizm.Gdybymwkładaławszystkieemocjewkażdyz
przypadków,niemogłabymwykonywaćtejpracy.Wypaliłabymsiędoszczętnie.Rozumiempotrzebę
zachowanianiewielkiegodystansu.
-Tak.Oczywicie,żerozumiesz.
-ZSethembyłoinaczej-kontynuowałaAnna.-Odpierwszejchwilizaangażowałamsięwjego
sprawę.Nicnatoniemogłamporadzić.Jegoprzeznaczeniembyłostaćsięczęcištejrodziny,atarodzina
miałastaćsięjegorodzinš.
Sybill,niebaczšcnakonsekwencje,przysiadłanaoparciusofy.
-Jesteciedlaniegotakiedobre.TyiGrace.Madoskonałykontaktzbraćmi.
-Tytakżemaszmucododania.Jestnadworze-poinformowałajšAnna.-Niemożenacieszyćsię
swojšłódkš.
-Niechcęmusprawiaćprzykroci.Pójdęjuż…
-Ucieczkastšdwczorajwieczorembyłazrozumiałaidoprzyjęcia.-Annapatrzyłaprostowoczy
Sybill.-Ucieczkaterazbyłabynienamiejscu.
-Znaszsiędobrzenaswejpracy-powiedziałapochwiliSybill.
-Bardzodobrze.Idznimpogadać.Jelikiedykolwiekpodniosęsięztegofotela,przygotujętrochę
wieżejkawy.
SybillprzeztrawnikszławstronęSetha,którysiedziałwlicznejmałejłódce,marzšcotym,jak
będziewniejpływał.
PierwszyzauważyłjšGłupek.Rzuciłsięzujadaniemwjejstronę.Wycišgnęłarękęwnadziei,że
zapobieżeniebezpieczeństwu.Głupekobwšchałjejdłoń,aSybillgopogłaskała.
Jegosierćbyłamiękkaiciepła,oczytakpełneuwielbienia,apysktakigłupiutki,iżodprężyłasięi
umiechnęła.
Usiadł,wycišgnšłdoniejłapę,idopótyjšpodawał,dopókijejniewzięłainiepotrzšsnęłaniš.
Zadowolonypognałzpowrotemwkierunkułodzi,zktórejSethobserwowałtęscenę.
-Czeć.-Pozostałnamiejscu,mocujšclinę,doktórejprzyczepionybyłniewielkitrójkštnyżagiel.
-Witaj.Wypróbowałejš?
-Nie.Annaniepozwoliłami,aichniemawdomu.-Wzruszyłramionami.-Czyboisię,żeutonę?
-Miałewspaniałšzabawę,prawda?
-Byłobombowo.Annatrochęsięwnerwiła,kiedyJakepuciłpawiawjejaucie.Doszedłemdo
wniosku,żelepiejbędzie,kiedyzejdęjejzoczu,dopókisięnieuspokoi.
-Uważamtozabardzorozsšdnšdecyzję.
Apotemzapadłomilczenie,ciężkie,nabrzmiałe,kiedyobojespoglšdalinawodęizastanawialisię,
copowiedzieć.
PierwszazebrałasięwsobieSybill.
-Seth,niepożegnałamsięwczoraj.Niepowinnambyławychodzićwtensposób.
-Niemasprawy.-Znowuwzruszyłramionami.
-Niemylałam,żemniezapamiętałe.Anicokolwiekzokresu,kiedymieszkałezemnšwNowym
Jorku.
-Sšdziłem,żetowymyliłem.-Byłoniewygodniesiedziećtakwłódceizadzieraćwysokogłowę.
Wysiadłwięciusiadłnakrawędzipomostudyndajšcnogami.-Zdarzałosię,żecotakiegowidziałemwe
nie.Naprzykładpluszowegopsa.
-Twójpiesek-wyszeptała.
-Tak,tobardzodziwne.Onanigdyotobieniemówiła,sšdziłemwięc,żetowymyliłem.
-Czasami…-Zaryzykowałaiusiadłaobokniego.-Zemnšczasamibywapodobnie.Mamtegopsa.
-Zachowałago?
-Tylemipotobiezostało.Byłedlamniekimważnym.
-Bonależałemdoniej?
-Częciowodlatego.-Musibyćuczciwa,jestmutowinna.-Cosięwniejzwichrowało.Takjakby
znajdowałaprzyjemnoćwunieszczęliwianiunajbliższychosób.Niechciałam,żebyznowupojawiłasię
wmoimżyciu.Postanowiłam,żepozwolęjejzostaćkilkadni,poczympostaramsię,żebyciesięoboje
przenielidoschroniska.Wtensposóbspełniłabymrodzinnšpowinnoćiochroniłabymswojšprywatnoć.
-Aletakniezrobiła.
-Poczštkowowynajdowałamusprawiedliwienia.Jeszczetylkojednanoc.Następniestwierdziłam,że
pozwalamjejzostać,ponieważchcęcięmiećusiebie.Gdybymjejznalazłapracę,pomogławynajšć
mieszkanie,popracowałanadniš,żebymogłauporzšdkowaćswojeżycie,miałabymciebieblisko.Nigdy
przedtem…tymnie…
Westchnęłagłębokoipostanowiłamutopowiedzieć.
-Kochałemnie.Byłepierwszšosobš,jakamniekiedykolwiekpokochała.Niechciałamtegostracić.
Akiedyciebiestraciłam,zamknęłamsięwewłasnejskorupce,takjaktorobiłamdotychczas.Mylałam
bardziejosobieniżotobie.Chciałabymtoterazzmienić.
Odwróciłodniejwzrok,popatrzyłnastopy,którymimšciłwodę.
-Philmówił,żedzwoniła,atykazałasięjejodczepić.
-Możeniepowiedziałamtegotakdosłownie.
-Aleotochodziło,prawda?-Tak.
-Więcwymacietęsamšmatkę,aleróżnychojców,zgadzasię?
-Tak,zgadzasię.
-Wiesz,kimbyłmójojciec?
-Nigdygoniepoznałam.
-Chodzimitylkooto,czywiesz,jakionbył?Wymylaławcišżróżnychfacetówicałšresztę.-Po
prostuchciałbymwiedzieć.
-Wiemtylko,żenazywałsięJeremyDeLauter.Małżeństwonietrwałodługo,a…
-Małżeństwo?-Znowupatrzyłnaniš.-Nigdyniebyłazamężna.
-Widziałammetrykęlubu.Miałajšzesobš,kiedyprzyjechaładoNowegoJorku.Sšdziła,żejej
pomogęgowyledzićiwniećskargęoalimenty.
Zastanawiałsięprzezchwilęnadtšewentualnociš.
-Może.Zresztštonieważne.Mylałempoprostu,żeprzybrałanazwiskojakiegofaceta,zktórymkiedy
żyła.Jelisięnanišnabrał,musiałbyćfrajerem.
-Jelichcesz,możnasięczegoonimdowiedzieć.Jestempewna,żeudałobysięgozlokalizować.Tyle,
żezajmietotrochęczasu.
-Niechcę.Zastanawiałemsiętylko,czygoznała.Mamterazrodzinę.-Podniósłramię,gdyGłupek
wsunšłmułebpodpachę,iobjšłpsazaszyję.
-Tak,masz.-Woddalimignęłocobiałego.Zobaczyławzbijajšcšsiędolotuczaplę,szybujšcšnad
wodš,tużnaskrajudrzew.Potemczaplazniknęłazazakrętemisłychaćbyłotylkocorazcichszyszum
skrzydeł.
Jakielicznemiejsce.Przystańdlaniespokojnychdusz,dlamłodychchłopców,którymtylkotrzeba
byłodaćszansę,żebystalisięludmi.NiemusidziękowaćRayowiiStelliQuinnomzato,cozrobilitutaj,
powinnajednakodchodzšcstšdpozwolićichsynom,bydokończylipracęnadSethem.
-Nocóż,muszęić.
-Tencałysprzętdomalowania,którymidała,jestnaprawdęwspaniały.
-Cieszęsię,żecisiępodoba.Masztalent.
-Pomalowałemtrochęwczorajpastelami.Niemogłasięzdecydować,żebyodejć.-Tak?
-Aleniebardzomisiętoudaje.-Odwróciłgłowę,byjšwidzieć-Tocoinnegoniżrysować
ołówkiem.Możemogłabymipokazać,jaksiętymposługiwać.
Przeniosłaspojrzenienawodę.Wiedziała,żeskładajejpropozycję.Miałaterazszansęwyboru.
-Tak,mogęcipokazać.
-Teraz?
-Tak.-Postarałasięniepokazaćposobiewzruszenia.-Teraz.
-Bomba!
19
“Nowięcbyłemdlaniejtrochęzaostry!”-pomylałPhillip.Chybajednakpowinnabyłaodrazu
powiedzieć,żeGloriaskontaktowałasięzniš.Przyjęcieprzyjęciem,mogłagoodcišgnšćnaboki
poinformowaćotym.Niepowinienbyłjednaktaknanišnaskoczyć,apotemsięwynieć.
Mówiłjednaksobienaobronę,żemiałpowodydorozdrażnienia.Przezpierwszšczęćnocymartwił
sięoniš,aprzezdrugšosiebie.Czymiałskakaćzradoci,żeudałosięjejprzełamaćjegobariery
obronne?Czymiałskakaćzeszczęciadlatego,żewcišguzaledwiekilkutygodniudałosięjejwydršżyć
dziuręwwypolerowanejnapołysktarczyobronnej,któramutakwierniesłużyłaodponadtrzydziestu
lat?
Niebyłotymwcaleprzekonany.
Nietwierdzibynajmniej,żezachowałsiędobrze.Postanowiłnawetwycišgnšćrękęipogodzićsię
przybutelceszampana,atakżewręczyćjejróżenadługichłodygach.
Samzapakowałkoszyk.DwiebutelkidobrzezamrożonegoDomPerignon,dwakryształowewšskie
kieliszki-niebędzieobrażałtegogenialnegofrancuskiegomnichahotelowymiszklankami-ikawiorz
bieługi,któryudałomusięprzezorniezachowaćnatakšwłanieokazję,włożonydoopróżnionego
kubeczkapochudymjogurcie,którego,byłtegopewien,niktzdomownikównawetbynietknšł.
Samprzygotowałmaleńkiegrzanki,wybrałróżoweróże,atakżewazon.
Podejrzewał,żemogšbyćpewnetrudnociztšwizytš.Niezaszkodziwięcutorowaćsobiedrogę
różamiiszampanem.Askorojużpostanowiłuderzyćsięlekkowpiersi,obojguimwyjdzietotylkona
dobre.Postanowiłskłonićjšdomówienia.Niewyjdzieodniej,dopókiniebędziemiałklarownego
obrazu,kimnaprawdęjestSybillGriffin.
Zapukałradoniedodrzwi.Postanowił,żezachowasięznaturalnšswobodš.Gdyusłyszałkroki,
czarujšcoumiechnšłsiędowizjera.Dostrzegłniewyranycień.
Stałiczekał,gdytymczasemkrokisięoddaliły.
Dobra.Uznał,żetocowięcejniżdrobnyopór,izapukałponownie.
-Dajspokój,Sybill.Wiem,żetamjeste.Chcęztobšporozmawiać.Toniejestzwykłemilczenie,
stwierdził.Tojestlodowatemilczenie.wietnie,pomylał,patrzšczponuršminšnadrzwi.Skoro
postanowiłatowszystkoskomplikować…
Postawiłkoszykobokdrzwiizaczšłschodzićschodamiprzeciwpożarowymi.Jelijegozamiarmasię
powieć,lepiej,żebyniewidziano,jakopuszczahotel.
-Dałesięjejnieleweznaki,prawda?-zauważyłRay,doganiajšcsyna.
-OBoże!-Phillipwytrzeszczyłnaojcaoczy.-Możenastępnymrazemstrzeliszmipoprostuwłeb?
Wolęumrzećtakniżnazawałserca.
-Maszmocneserce.Więcnierozmawiaztobš?
-Porozmawia-mruknšłPhillip.
-Przekupiszjšbšbelkami?
-Tametodazdajeegzamin.
-Lepszesškwiaty.Dziękinimszybciejdogadywałemsięzwaszšmatkš.Toskuteczniejszeniżkajanie
się.
-Niezamierzamsiękajać.Równieżonajestwinna.
-Kobietynigdyniesštakwinnejakmy-powiedziałRayimrugnšłokiem.-Natympolegaseks.
-NaBoga,tato!-Zakłopotany,potarłrękštwarz.-Niebędęztobšrozmawiałoseksie!
-Atodlaczego?Czyżbymynigdyotymnierozmawiali?-Westchnšł,gdyzeszlinaparter.-Mam
wrażenie,żematkaijaprzeprowadzilimyztobšdostateczniedużorozmównatentemat.Dałemcitakże
pierwszekondomy.
-Kiedytobyło-mruknšłPhillip.-Jużdawnoodłożyłemjedolamusa.Rayrozemiałsięszczerze.
-Niewštpię.Ale,mówišcpoważnie,sekswtymwypadkuniejestnajważniejszymmotywem.
Denerwujeszsię,ponieważchodziomiłoć.
-Niekochamjej.Jestempoprostu…trochęzaangażowany.
-Zawszebyłenabakierzmiłociš.-Raywyszedłnawietrznšnoc,podcišgnšłzamekwystrzępionejna
brzegachkurtki,któršnosiłdodżinsów.-Ilekroćzanosiłosięnacopoważnego,ruszałewprzeciwnym
kierunku.-UmiechnšłsięszerokodoPhillipa.-Wydajemisię,żetymrazemwaliszprostoprzedsiebie.
-OnajestciotkšSetha.-Kiedyokršżałbudynek,poczułniemiłe,irytujšcekłuciewkarku.-Jelima
staćsięczęcišjegożycia,naszegożycia,muszęjšzrozumieć.
-Sethstanowiczęćtegożycia.Aleodepchnšłejšrano,ponieważsięprzestraszyłe.
PhillipstanšłispojrzałRayowiwoczy.
-Popierwsze,niemogęuwierzyć,żejestetutajisprzeczaszsięzemnš.Podrugie,taksięjako
dziwnieskłada,żezażycianiewtršcałesiędomoichsprawibyłebardziejwyrozumiały.
Rayumiechnšłsiętylko.
-Nocóż,wzbogaciłemsięoco,comógłbynazwaćszerszymspojrzeniem.Chcę,żebybyłszczęliwy,
Phillipie.Nieruszęsięstšd,dopókinieupewnięsię,żeludzie,naktórychmizależy,sšszczęliwi.Potem
odejdę-powiedziałspokojnie.-Dotwojejmatki.
-Jaksięonama?
-Czekanamnie.-Umiechnšłsię,jegooczystałysiępromienne.-Ajakwiesz,nienależałanigdydo
osób,którelubišczekać.
-Tęsknięzaniš.
-Wiem.Podobniejakja.Nigdynieodpowiadałycikobiety,którebyływinnymtypieniżona.
Phillipomalsięniepotknšł,ponieważto,copowiedziałRay,byłoprawdš,atakżetajemnicš,którš
skrzętnieukrywał.
-Toniezupełnietak.
-Alecowtymjest.-Rayskinšłzezrozumieniemgłowš.-Musiszsamdotegodojć,Phil.Ipostšpić
poswojemu.Jestejużblisko.OdwaliłedzikawałwspaniałejrobotyzSethem.Podobniejakona-
powiedział,zadzierajšcgłowęwkierunkuowietlonegooknasypialniSybill.-Tworzyciewietnyzespół,
nawetjelikażdezwascišgniewprzeciwnymkierunku.Obojejesteciezaangażowanibardziejniżwam
sięwydaje.
-Wiedziałe,żeSethjesttwoimwnukiem?
-Nie.-Westchnšł.-KiedyGloriamnieodnalazłaniconiejniewiedziałem.Iotopojawiłasię
krzyczšc,przeklinajšc,oskarżajšc,żšdajšc.Niemogłemjejuspokoić,anipołapaćsięwczymkolwiek.
Następniedowiedziałemsię,żeposzładodziekanaztšhistorišomolestowaniejejprzezemnie.Jest
bardzoniezrównoważona.
-Jestkurwš.
Raywzruszyłtylkoramionami.
-Gdybymwiedziałoniejwczeniej…nocóż,stałosię.NiemogłemuratowaćGlorii,alemogłem
uratowaćSetha.Wystarczyłmijedenrzutokananiego.Więczapłaciłemjej,możetobyłbłšd,ale
chłopiecmniepotrzebował.DopieropowielutygodniachudałomisięustalićadresBarbary.Chciałem
miećtylkojejpotwierdzenie.Pisałemdoniej,trzyrazy.DzwoniłemnawetdoParyża,aleniechciałaze
mnšrozmawiać.Nierezygnowałem,dopókiniezdarzyłsiętenwypadek.Głupiwypadek.Dopuciłemdo
tego,byGloriawyprowadziłamniezrównowagi.Byłemzłynaniš,nasiebie,nawszystko,martwiłem
sięoSetha,oto,jakzareagujecie,kiedywamtowszystkowyjanię.Jechałemzaszybko,byłem
zdekoncentrowany.Istałosię.
-Miałbynasposwojejstronie.
-Wiem.Niestetyprzezchwilęotymzapomniałem.Stellaodeszła,wytrzejmieliciewłasneżycie,
zamyliłemsięizapomniałem.JestecieterazpostronieSetha,atojestznacznieważniejsze.
-GłosSybillprzesšdzioprzyznaniunamstałejopieki.
-Wniosłacowięcejniżswójgłosiwniesiejeszczewięcej.Jestsilniejszaniżsšdzi.Niżwszyscy
sšdzš.
Zmieniajšcton,Raycmoknšłjęzykiem,pokiwałgłowš.
-Podejrzewam,żechceszsiętamwdrapać.
-Takimamplan.
-Nigdyniepozbyłesiętejniefortunnejumiejętnoci.Możetymrazemwyjdziecitonadobre.Ta
dziewczynagotowacięjeszczenierazzaskoczyć.-Rayznowuzrobiłdoniegooko.-Uważajnasiebie.
-Niezamierzaszchybawdrapywaćsięzemnš?
-Nie.-RaypoklepałPhillipaporamieniu.-Sšpewnerzeczy,którychojciecniemusiwidzieć.
-Dobra.Aleskorotujeste,możeszmitoułatwić.Podsadmnienapierwszybalkon.
-Jasne.Chybamniezatoniezaaresztujš?
Rayzrobiłpodpórkęzdłoni,umożliwiajšcPhillipowiodbiciesięodniej,poczymcofnšłsiętrochę,
byprzyjrzećsięwspinaczce.Przyglšdałsięiumiechał.
-Będzieszzamnštęsknił-powiedziałspokojnieizniknšłwciemnociach.
Sybillsiedziaławsaloniku,niemogšcskoncentrowaćsięnaswojejpracy.To,żezignorowała
pukaniePhillipa,mogłowyglšdaćnadziecinadę.Miałajednakdoćemocjinatentydzień.Apozatym,
chybazaszybkozrezygnował.
Słyszałauderzeniawiatruoszybę,zaciskałazębyipisałanakomputerze:
“Lokalneplotkispełniajšważniejszšrolęniżinformacjezzewnštrz.Telewizja,prasaiinnerodki
przekazusšłatwodostępnezarównowmałejwspólnocie,jakiwdużychorodkachmiejskich,lecz
sšsiadówdostrzegasiętam,gdziejestmniejludzi.
Informacjajestprzekazywana-zróżnymstopniemdokładnoci-zustdoust.Plotkatoprzyjętaforma
komunikowaniasię.Siećdziałaszybkoisprawnie.
Brakzainteresowania-podpozorem,żenienależyprzysłuchiwaćsięprywatnymrozmowomw
miejscupublicznym-występujerzadziejwmałejspołecznociniżwdużymmiecie.Niemniejjednak,w
miejscach,wktórychludzieznajdujšsięprzejazdem,naprzykładwhotelach,brakzainteresowania
pozostajelogicznymiakceptowanymwzorcemzachowania.Wynikatozregularnegopojawianiasięi
znikanialudzizzewnštrz,podczasgdynainnychterenach,takichjak…”
NawidokPhilipawdzierajšcegosięprzezdrzwitarasoweiwchodzšcegodorodka,otworzyłausta.
-Co…
-Naszczęcieniezamknęłatychdrzwi-powiedział,wyszedłnakorytarziwniósłkoszykiwazonz
kwiatami,któretamzostawił.-Postanowiłemzaryzykować.Wokolicypanujeniewielkaprzestępczoć.
Możeszdopisaćtęinformacjędoswoichnotatek.-Postawiłwazonzróżaminabiurku.
-Wdrapałesiępocianiebudynku?-Niemogłaochłonšćzwrażenia.
-Strasznywiatr.-Otworzyłkoszyk,wyjšłpierwszšbutelkę.-Chętniesięnapiję.Aty?
-Wdrapałesiępocianiebudynku?
-Jużtoustalilimy.-Otworzyłfachowowino.
-Niemożesz…-zamachałarękami-takjakbynigdynicwłamywaćsiętutaj,otwieraćszampana.
-Jużsięstało.-Nalałdwakieliszki.-Przepraszamzadzisiejszyporanek,Sybill.-Podszedłdoniejz
umiechemipodałkieliszek.-Byłemwcholerniekiepskimstanieiwyładowałemsięnatobie.
-Awięcprzepraszaszzawłamaniesiędomojegopokoju?
-Nigdziesięniewłamałem.Pozatymniechciałaotworzyćdrzwi,akwiatyniemogłystaćna
korytarzu.Rozejm?-zapytałiczekałnaodpowied.
Wdrapałsiępocianie.Wcišżniemogłasięztymoswoić.Niktnigdyniezrobiłdlaniejczegotak
zuchwałegoiidiotycznego.Wpatrywałasięwniego,wtezłoteanielskieoczy.Poczuła,żeniemożemu
sięoprzeć.
-Mampracę.
Widzšc,żeustępuje,umiechnšłsięszeroko.
-Kwiaty,szampan,kawior.Czyzawszejestetakwietniezaopatrzony?
-Tylkowtedy,kiedychcęprzeprosićizdaćsięnałaskępięknejkobiety.Nieulitujeszsięnademnš,
Sybill?
-Może.Niemiałamzamiaruutrzymaćprzedtobšwtajemnicy,żedzwoniłaGloria,Philipie.
-Wiem.Możeszmiwierzyć,żegdybymnawetsamnatoniewpadł,Camwbiłbymitodzisiajranodo
głowy.
-Cam?-Zamrugałaoczyma.-Onmnienielubi.
-Myliszsię.Niepokoiłsięociebie.Czyniemogłabysięoderwaćodpracy?
-Zgoda.-Nagrałapliki,wyłšczyłakomputer.-Cieszęsię,żenieczujemydosiebieurazy.Totylko
komplikujesprawy.WidziałamsiępopołudniuzSethem.
-Doszłymniesłuchy.Wzięławino,upiłałyczek.
-Posprzštaliciedom?Rzuciłjejżałosnespojrzenie.
-Wolałbymotymmówić.Jeszczedługobędęmiewałkoszmarnesny.-Wzišłjšzarękę,posadziłna
sofie.-Porozmawiajmyoczymprzyjemniejszym.Sethpokazałmiszkicswojejłodzi,wykonany
pastelamiztwojšpomocš.
-Onnaprawdęmatalent.Słuchazuwagšcomusięmówi.wietniewyczuwaperspektywę.
-Widziałemteżtwójszkicdomu.-Sięgnšłpobutelkę,dolałjejwina.-Teżjesteutalentowana.
Dziwięsię,żeniezajęłasięsztukšprofesjonalnie.
-Wdzieciństwieuczyłamsięmalarstwa,muzyki,tańca.Zaliczyłamteżkilkasemestrówwcollege’u.-
Ulżyłojejogromnie,żeniegniewajšsięjużnasiebie.Oparłasięwygodnieidelektowałasięwinem.-
Toniebyłonicpoważnego.Zawszewiedziałam,żepójdęnapsychologię.
-Zawsze?
-Sztukiwyzwoloneniesšdlatakichludzijakja.
-Dlaczego?
Pytaniewprawiłojšwzakłopotanie,wzbudziłojejczujnoć.
-Niemajšpraktycznegozastosowania.Czyniemówiłe,żemaszkawior?Awięcznówjedenkroczek
dotyłu.
-Aha.-Sięgnšłdopojemnika,wyjšłgrzanki,napełniłkieliszki.-Naczymgrała?
-Nafortepianie.
-Tak?Jateż.Będziemymusielizagraćwduecie.Moirodziceuwielbialimuzykę.Każdyznasgrana
jakiminstrumencie.
-Toważne,bychłopiecnauczyłsiędoceniaćmuzykę.
-Jasne,tosamaradoć.-Nałożyłkawiornagrzankę,podałjej.-Czasamicałanaszapištkapotrafiła
spędzićsobotniwieczórnawspólnymmuzykowaniu.
-Graliciewszyscyrazem?Towspaniałe.Nigdynielubiłamgraćprzedaudytorium.Takłatwosię
wtedypomylić.
-Icoztego?Niktprzecieżnieobcišłbycizatopalców.
-Mojamatkazewstyduzapadłabysiępodziemię,atobyłogorszeniż…-Ugryzłasięwjęzyk,
spojrzałazniezadowolonšminšnaswójkieliszek.Phillipdolałjejwina.
-Mojamatkauwielbiałagraćnafortepianie.Dlategowłaniewzišłemsięzatoodsamegopoczštku.
Chciałemcoznišdzielić,coszczególnego.Takbardzojškochałem.Wszyscyjškochalimy,aledlamnie
uosabiałaonawszystkoto,costanowiosile,prawociidobrocikobiet.Chciałem,żebybyłazemnie
dumna.Ilekroćudawałomisię,ilekroćmówiłamiotym,przyjmowałemtoznajwyższymzdumieniem.
-Niektórzyludzieprzezcałeżyciebezskuteczniezabiegajšoaprobatęrodziców.-Byłocogorzkiegoi
zimnegowjejgłosie.Samasięnatymzłapałaizamiałasię.-Zadużopiję.Czujętowgłowie.
Napełniłjejkolejnykieliszek.
-Jestemywródprzyjaciół.
-Nadużywaniealkoholu,nawettakwietnego,prowadzidonałogu.
-Regularnenadużywaniemożeprowadzićdonałogu-poprawiłjš.-Byłakiedypijana,Sybill?
-Oczywicie,żenie.
-Musisznadrobićzaległoci.-Tršciłsięzniškieliszkiem.-Opowiedzmi,jaktobyło,kiedyporaz
pierwszypiłaszampana?
-Niepamiętam.Gdybyłymydziećmi,podawanonamczęstodokolacjiwinozwodš.Ważnebyło,
żebymysięnauczyłydoceniaćodpowiedniegatunkiwin,wiedziały,jakjepodawać,codoczegopasuje,
jakichkieliszkówużywaćdowinaczerwonego,ajakichdobiałego.Kiedymiałamdwanacielat,mogłam
beztruduułożyćmenunaoficjalneprzyjęcie.
-Naprawdę?
-Toważnaumiejętnoć.Czyzdajeszsobiesprawę,wjakihorrormożesięzamienićpomylenie
jednegomiejscaprzystole?Albopodanienieodpowiedniegowinadogłównegodania?Caływieczórna
nic,opiniazszargana!Ludziewolšsięnudzićprzytakichokazjach,niżpićkiepskietrunki.
-Częstouczestniczyławtegorodzajuprzyjęciach?
-Tak.Iwwielumniejszych,wtowarzystwienajbliższychznajomychrodziców,któremniemiały
przygotowaćdopoważnychimprez.Kiedymiałamsiedemnacielat,matkawydaławielkieprzyjęciedla
ambasadoraFrancjiijegożony.Tobyłmójpierwszyoficjalnywystęp.Straszniesiębałam.
-Brakowałocitreningu?
-Trenowanomnieażnadto,godzinamiprzepytywanozprotokołu.Poprostubyłamchorobliwie
niemiała.
-Czyżby?-zapytałprawieszeptem,zakładajšcjejwłosyzaucho.PunktdlaMamyCrawford,
pomylał.
-Jeszczejak!Ilekroćmusiałamwystšpićpublicznieprzedludmi,dostawałamskurczówżołšdka,a
sercewaliłomijakmłotem.Żyłamwstrachu,żecorozleję,żepowiemconiewłaciwego,albożew
ogólenieudamisięotworzyćust.
-Wspominałaotymrodzicom?
-Comiałamimmówić?
-Żesięboisz.
-Och.-Machnęłarękš,poczymwzięłabutelkę,bynalaćszampana.-Wjakimcelu?Musiałamrobić
to,czegoodemnieoczekiwano.
-Dlaczego?Agdybypostšpiłainaczej?Zbilibycię,zamknęliwszafie?
-Oczywicie,żenie.Bylibyrozczarowani,wyrazilibydezaprobatę.Tostraszne,kiedypatrzyliwten
sposób-zaciniętewargi,zimnespojrzenie-jakbymbyłaułomna.Owielełatwiejbyłosięprzemóc,
rozejrzećsię,jaksięzachować.
-Czyliraczejobserwowaćniżuczestniczyć-powiedziałspokojnie.
-Zrobiłamdziękitemuniezłškarierę.Możeniewypełniłamdokońcaswoichobowišzków,nie
wychodzšcodpowiedniozamšż,nieczynišcztychnieludzkichprzyjęćtrecimojegożyciainiemajšc
dobrzewychowanychdzieci-mówiłazcorazwiększymożywieniem.-Alezrobiłamdobryużytekz
wykształcenia,zrobiłamkarierę,cobardziejmiodpowiada.Nalejmiwina.
-Pozwól,żetrochęzwolnimytempo…
-Dlaczego?-Rozemiałasięisamawyjęładrugšbutelkę.-Zaczynambyćpijanaijesttocałkiem
przyjemneuczucie.
Copodobnego!Wyjšłzjejrškbutelkęiotworzyłjš.Teraz,kiedytakdalekozaszli,nieporana
odwrót.
-Ajedenrazwyszłazamšż-przypomniałjej.
-Powiedziałamci,żetosięnieliczy.Toniebyłoodpowiedniemałżeństwo.Tobyłimpuls,niemiała,
nieudanapróbabuntu.-Przełknęłaszampana,zamachnęłasiękieliszkiem.-Miałamwyjćzamšżza
jednegozsynówwspólnikamojegoojcazAnglii.Obajbylicałkiemdozaakceptowania.Dalecykrewni
królowej.Mojamatkabyłazdecydowanazawszelkšcenęskojarzyćcórkępoprzezmałżeństwoz
królewskšrodzinš.Tobyłbydopierotriumf!Ponieważskończyłamwtedydopieroczternacielat,miała
masęczasu,żebyzrealizowaćswójplan,ułożyćwszystkojaknależy.Postanowiładoprowadzićdo
oficjalnychzaręczyn,kiedyskończęosiemnacielat.Miałamwyjćzamšżwdwudziestymrokużycia,a
dwalatapóniejurodzićpierwszedziecko.Wszystkodokładnieprzemylała.
-Atyniekwapiłasiędowspółpracy.
-Niemiałamokazji.Nieumiałabymsięjejsprzeciwić.-Zadumałasięprzezchwilęiznównapiłasię
szampana.-AleGloriauwiodłaichobu,równoczenie,wsaloniku,podczas,gdyrodziceudalisiędo
opery.Wkażdymrazie…-Znowumachnęłarękš,znowułyknęłaszampana.-Gdywrócilidodomu,
nakryliich.Odbyłasięniezłascena.Zakradłamsięnadółizobaczyłamjejfragment.
-Chłopcybylibliniakami,wyglšdaliidentycznie:jasnowłosi,bladzi,zwysuniętšdolnšszczękš.
OczywicieGloriamiałaichobuwnosie.Zrobiłatochcšc,żebyzostalizłapaniwsidła,ponieważmoja
matkawybrałaichdlamnie.Nienawidziłamnie.
-Cobyłopotem?
-Bliniakówodesłanododomu,aGloriazostałaukarana.Conatychmiastsobiepowetowała:
oskarżyłaprzyjacielaojcaouwiedzeniejej,cozkoleidoprowadziłodokolejnejżałosnejscenyijej
ostatecznejucieczkizdomu.Byłototakzwanemniejszezłoirodzicemoglisięterazskoncentrowaćna
kształtowaniumojejosobowoci.Częstosięzastanawiałam,dlaczegotraktowalimniewsposóbtak
mechanicznyDlaczegoniemoglimniekochać.Alewidaćnienadajšsiędotego,żebymniekochać.Nikt
mnienigdyniekochał.
Odstawiłkieliszekiujšłwdłoniejejtwarz.
-Myliszsię.
-Nie,niemylęsię.Znamsięnatychsprawach.Moirodzicenigdymnieniekochali,ajużtymbardziej
Gloria.Mšż,którysięnieliczył,niekochałmnie.Niktnawetniewysilałsię,żebyodezwaćsiędomnie
choćsłowem.Zatotydajeszsiękochać.-Wolnšrękšpogłaskałagopopiersi.-Nigdynieuprawiałam
seksu,kiedybyłampijana!Mylisz,żetojestmożliwe?
-Sybill!-Chwyciłjejrękę,zanimzdšżyłamurozpišćpasek.-Byłaniedowartociowana,
niedoceniana.Niepowinnasiętemupoddawać.
-Phillipie.-Pochyliłasiędoprzodu,próbujšcchwycićzębamijegodolnšwargę.-Mojeżyciebyło
jednšwielkšnudšdopókiniespotkałamciebie.Kiedymnieporazpierwszypocałowałe,comisię
odblokowałowmózgu.Niktnigdyprzedtemtegoniesprawił.Akiedymniedotykasz…-Powoli
położyłaichzłšczonedłonienaswojejpiersi.-Mojaskórastajesięgoršca,asercezaczynawalić.
Wspišłesiępomurze.-Wędrowałaustamipojegopodbródku.-Przyniosłemiróże.Pragnieszmnie,
prawda?
-Tak,pragnęcię,aleniewtejchwili.
-Wemnie.-Odrzuciładotyługłowę.-Nigdyprzedtemniepowiedziałamtegożadnemumężczynie.
Daszwiarę?Wemnie,Phillipie.
Kiedygooplotłaramionami,pustykieliszekwysunšłsięzjejpalców.Niemogšcsięoprzeć,położył
jšnasofie.Iwzišłjš.
“Tenbólgłowyjestniczymwobectego,nacozasłużyłam”-uznałaSybill,stojšcpodgoršcym
prysznicem.
Jużnigdynienadużyjęalkoholu.
Zbytdobrzepamiętałaswojšpaplaninęnawłasnytemat.Towszystko,oczympowiedziała
Phillipowi,aoczymnawetsamazesobšniechętniemówiła.
Aterazmusispojrzećmuwoczyijakoustosunkowaćsiędofaktu,iżwcišgujednegokrótkiego
weekenduwypłakałasięnajegoramieniu,poczymoddałamuswojeciałoipowierzyłamustrzeżonez
największšpieczołowitocišsekrety.
Należytakżespojrzećprawdziewoczy,zmierzyćsięzfaktem,żejestwnimbeznadziejniei
niebezpieczniezakochana.
Cooczywiciebyłopozbawionejakiegokolwieksensuiniebezpieczne.
Miotajšcenišemocje,uniemożliwiałyzachowanieobiektywnegodystansuidokonaniejakiejkolwiek
analizy.
GdytylkoułożšsięsprawySetha,gdywszystkieszczegółyzostanšdopięte,ponowniebędziemusiała
odnalećtendystans.NajprociejzaczšćodpowrotudoNowegoJorku.
Wystarczy,żewcišgniesięznowuwzwykłytrybżycia,pogršżywbezpiecznej,swojskiejrutynie,a
niewštpliwieoprzytomnieje.
Nawetjelizobecnejperspektywytakaprzyszłoćwydajesiężałosnainieciekawa.
Niespieszšcsięrozczesałamokrewłosyizgarnęłajedotyłu,starannienasmarowałatwarzkremem,
poprawiławyłogiszlafroka.Jeżeliniewpełniudałosięjejpozbieraćdziękitechnikomoddychania,
istniałaszansa,żezałatwitopigułkanakaca.
Wyszłazłazienki,starajšcsięzachowaćspokójnatwarzy,poczymprzeszładosaloniku,gdziewłanie
Phillipnalewałkawęztacyprzyniesionejprzezhotelowšsłużbę.
-Pomylałem,żedobrzecizrobi.
-Dziękuje.-Unikaławidokupustychbutelekposzampanieiporozrzucanychubrań,którychnie
pozbieraławieczorem,ponieważbyłazanadtopijana.
-Wzięłaaspirynę?
-Tak.Wszystkobędziedobrze.-Powiedziałatosztywno,wzięłafiliżankęzkawšiusiadłaostrożnie,
niczyminwalidka.Wiedziała,żejestblada,żemazapadnięteoczy.Zbytdobrzeprzyjrzałasięsobiew
zaparowanymlustrze.
TerazprzyjrzałasięPhillipowi.Niejestanitrochęblady,niemateżwcalezapadniętychoczu.
Kiedywypiłałykkawy,kiedyprzyjrzałamusięuważnie,wjejzamroczonymmózguzaczęłocowitać.
Ilerazynapełniałwczorajjejkieliszek?Ailerazyswój?
Widokpotężnejporcjidżemu,jakšpołożyłsobienagrzankę,jeszczebardziejjšzirytował.Nasamš
mylojedzeniurobiłosięjejniedobrze.
-Jestegłodny?-zapytałasłodziutko.
-Okropnie.-Zdjšłpokrywęztalerza,naktórymbyłajajecznica.-Powinnacozjeć.
Wolałabyraczejumrzeć.
-Wyspałesię?-Tak.
-Niepiekšcięoczy?Spojrzałnanišzuwagš.
-Wypiłatrochęwięcejodemnie.
-Upiłemnie.Zrobiłetocelowo.Wlewajšcwemnieszampana,dopišłeswego.
-Tak,ztrudemudałomisięzatkaćcinosiwlaćcicałšzawartoćbutelkidogardła.
-Przeprosinyposłużyłycizapretekst.-Zaczęłyjejdrżećręce,odstawiławięckawęnastół.-
Wiedziałe,żebędęzła,więcwtensposóbutorowałesobiedrogędomojegołóżka.
-Pomysłzseksemwyszedłodciebie-przypomniałjejurażony.-Chciałemztobšporozmawiać.I
okazałosię,żekiedysobiewypijesz,możnazciebiewycišgnšćwięcejniżwjakiejkolwiekinnej
sytuacji.Więcpocišgnšłemcięzajęzyk.Pozwoliłaminato.
-Pocišgnšłemniezajęzyk-wyszeptała,wstajšcpowolizmiejsca.
-Chciałemwiedzieć,kimjeste.Mamprawowiedzieć.
-Ty…tytozaplanowałe.Postanowiłetuprzyjć,zawrócićmiwgłowie,pozwolićmiwypićodrobinę
zadużo,akuratnatyle,żebysięwedrzećwmojeprywatneżycie.
-Zależyminatobie.-Zbliżyłsiędoniej,aleuderzyłagoporęce.
-Przestań.Niejestemażtakgłupia,żebyznowudaćsięnatonabrać.
-Zależyminatobie.Aterazwiemotobiewięcejirozumiemcięlepiej.Cowtymzłego,Sybill?
-Podszedłemniepodstępnie.
-Możeitak.-Położyłręcenajejramionach,przytrzymałjš,kiedychciałasięwyrwać.-Tylko
posłuchaj.Miałauprzywilejowane,uporzšdkowanedzieciństwo.Janiemiałem.Miała,służbę,kulturalne
otoczenie.Janiemiałem.Czydlategomnieniechcesz,ponieważbyłemulicznikiem?
-Nie,toniemanicdorzeczy.
-Mnieteżniktniekochałdodwunastegorokużycia.Znamwięcobiestronymedalu.Czyuważasz,że
możemimniejnatobiezależeć,boniezaznaławdzieciństwiemiłoci?
-Niezamierzamdyskutowaćnatentemat.
-Tonanicsięniezda.Nieigrasięzuczuciem,Sybill.-Zbliżyłdoniejusta,wymusiłpocałunek,
przyprawiajšcjšozawrótgłowy.-Możejarównieżjeszczeniewiem,coztymzrobić?Widziałamoje
blizny.Pochodzšztamtegookresu.Terazpokazałamiswoje.
Znowupoczułasięsłabaispragniona.Mogłabypołożyćgłowęnajegoramieniu,pozwolićmusię
objšć.Wystarczyłotylkopowiedzieć.Niezdobyłasięnato.-Niemusiszsięmnšprzejmować.
-Och,dziecinko.-Tymrazemdelikatniedotknšłwargamijejust.-Ależmuszę.Ipodziwiamcięzato,
coudałocisięosišgnšćwbrewnim.
-Zadużowypiłam-rzuciłapospiesznie.-Wyszlinazimnychipozbawionychuczucialudzi.
-Czykiedykolwiekktóreznichpowiedziałoci,żeciękocha?Otworzyłaustaitylkowestchnęła.
-Niekażdarodzinajesttakajaktwoja.Niekażdarodzinaokazujeuczucia…Żadneznichnigdymi
niemówiłoomiłoci.AniGlorii,oilewiem.Ikażdyprzyzwoityterapeutawycišgnšłbyztegowniosek,że
reakcjaichdziecinatęrestrykcyjnš,nadmierniesformalizowanšiwymagajšcšatmosferęmogłasię
okazaćdiametralnieróżna.Gloria,byzwrócićnasiebieuwagę,wybrałabunt.Jaza,szukajšcaprobaty,
podporzšdkowałamsięim.Dlaniejseksrównałsięuczuciuisile,fantazjowaławięc,żejestpożšdanai
branaprzemocšprzezposiadajšcychautorytetmężczyzn,włšczniezjejprawnym,atakżebiologicznym
ojcem.Ja,wobawieprzedniepowodzeniem,unikałamintymnociwseksieiwybrałamnaukę,dzięki
którejmogłambezpiecznieobserwowaćludzkiezachowaniabezryzykaemocjonalnegozaangażowania.
Czytojasne?
-Rozumiem,żeonawybrałacierpienie,tyzaunikaniego.
-Włanietak.
-Alenieudałocisięwtymwytrwać.ZaryzykowałaicierpiałazpowoduSetha.Iryzykujesz,że
będzieszcierpiałazmojegopowodu.-Dotknšłjejpoliczka.-Niechcęcisprawićbólu,Sybill.
“Jestjużchybaowielezapóno,żebytemuzapobiec”-pomylałaSybillipołożyłagłowęnajego
ramieniu.Niemusiałamumówić,żebyjšobjšł.
-Przyjrzyjmysięwięc,coprzyniesienajbliższyczas-postanowiła.
20
“Lęk-pisałaSybill-jestpowszechnymludzkimuczuciem.Zaistotaludzkajesttakzłożonaitrudna
dozbadaniajakmiłoćinienawić,pożšdanie,namiętnoć.Uczucia,ichprzyczynyiskutki,niezajmujš
szczególnegomiejscawmoichpracachnaukowych.Zachowaniebywazarównowyuczonejak
instynktowne,ibardzoczęstopozbawionejestprawdziwieemocjonalnychkorzeni.Zachowaniejestczym
znacznieprostszym,jeliniebardziejelementarnym,niżuczucie.
Bojęsię.
Jestemdorosłškobietš,wykształconš,inteligentnš,wrażliwšizdolnš,ajednakbojęsiępodnieć
słuchawkęizatelefonowaćdomatki.
Kilkadnitemunienazwałabymtegolękiem,aleniechęciš,byćmożeunikiem.Kilkadnitemu
upierałabymsię,żekontaktznišwsprawieznalezieniawyjciadlaSethazakłócitylkoporzšdekrzeczyi
niedoprowadzidokonstruktywnychrezultatów.Innymisłowy,żetakikontaktjestbezcelowy.
Kilkadnitemudoszłabymdoracjonalnegowniosku,żemojeuczuciedoSethawypływazpoczucia
moralnejirodzinnejpowinnoci.
Kilkadnitemumogłabymzaprzeczyć,iżzazdroszczęQuinnomichkrzykliwego,nieuporzšdkowanegoi
niezdyscyplinowanegożycia.Przyznałabym,żeichzachowanie,ichnieszablonowestosunkiwzajemnesš
interesujšce,alenigdynieprzyznałabymsiędotego,iżmarzę,bywjakisposóbstaćsięczęcišichżycia.
KilkadnitemumogłabympomniejszaćwagęmoichuczućdoPhillipa.Powtarzałamsobie,żemiłoć
niepojawiasiętaknagle.Tomożebyćpocišg,pożšdanie,nawetnamiętnoć,aleniemiłoć.Łatwiejjest
temuzaprzeczyćniżztymsięzmierzyć.Bojęsięmiłoci,jejwymagań,jejżšdań,jejuzależnień.Lecz
bardziej,znaczniebardziej,bojęsięnieodwzajemnionejmiłoci.
DoskonalerozumiemograniczeniamoichrelacjizPhillipem.Obojejestemydoroli,mamywłasne
wzorcezachowańiwłasnewybory.Onmaswojepotrzebyiswojeżycie,podobniejakja.Mogębyć
tylkowdzięcznalosowi,żenaszedrogisięskrzyżowały.Nauczyłamsiębardzodużowkrótkimczasie.
Bardzowieledowiedziałamsięosobie.
Niewierzę,żebędętakajakdawniej.
Niechcętego.Jednakżebysięzmienić,prawdziwiesięzmienić,dojrzeć,trzebapodjšćodpowiednie
kroki.
Pomagamiwtympisanie,nawetjeliniejestuporzšdkowane,awnioskisšfałszywe.
WłaniedzwoniłPhillipzBaltimore.Odniosłamwrażenie,żejestzmęczony,choćmówiłożywionym
głosem.Miałspotkaniezadwokatemwsprawiepolisynażycieichojca.Odmiesięcytowarzystwo
ubezpieczenioweodmawiałouregulowaniatejsprawy.BadaliprzyczynęmierciprofesoraQuinnai
wstrzymywaliwypłatę,podejrzewajšcsamobójstwo.ŻebyutrzymaćSethaiprowadzićinteres,
Quinnowiemusieliwprowadzićpoważneograniczeniafinansowe,aleuparcietrwaliprzyswoimi
zmierzalidorozwišzaniaproblemunadrodzeprawnej.
Mylę,żeażdodzisiajniezdawałamsobiesprawy,jakbardzoimzależynawygraniutejbatalii.Ito
niedlapieniędzy,jakpoczštkowosšdziłam,alepoto,byoczycićzpodejrzeńswegoojca,bydowieć
jegonieposzlakowanejprawoci.Nieuważam,żebysamobójstwomiałobyćzawszeaktemtchórzostwa.
Samasiękiedynadtymzastanawiałam.Przygotowałamjużodpowiednilistizdobyłampotrzebnepigułki.
Alemiałamwtedytylkosiedemnacielatibyłamoczywiciegłupia.Naturalniepodarłamlist,pozbyłam
siępigułekizapomniałamosprawie.
Samobójstwobyłobynietaktem.Byłobyniewygodnedlamojejrodziny.
Czytoniebrzmigorzko?Niemampojęcia,jakimcudemudawałomisięukrywaćitłumićcałštę
złoć?
Przekonałamsię,żedlaQuinnówodebraniesobieżyciajestaktemtchórzostwa.Żadnšmiaršniegodzš
sięprzyjšćtakiejwersjianiteżdopucićdotego,byinnimieliuwierzyć,żeczłowiek,któregokochali,
mógłbyćzdolnydotakwyjštkowoegoistycznegoczynu.Terazwszystkowskazujenato,żewygrajš
swojšbatalię.
Towarzystwoubezpieczeniowezaproponowałopolubownezałatwieniesprawy.Phillipuważa,że
przydałosiętumojeowiadczenie.Możemarację.OczywicieQuinnom-niewykluczone,żez
uwarunkowańgenetycznych-nieodpowiadatakierozwišzanie.Wszystkoalbonic,taktodosłownieujšł
Phillip.Uważa,podobniejakjegoadwokat,żejużwkrótcebędšmiećwszystko.
ChociażnigdyniemiałamszczęciaspotkaćsięzRaymondemiStellšQuin-nami,czuję,żepoznałam
ich,nawišzujšcbliskikontaktzichrodzinš.ProfesorQuinnwinienspoczywaćwpokoju.ASethowi
należysięnazwiskoQuinnówipoczuciebezpieczeństwawrodzinie,któragobędziekochałaitroszczyła
oniego.
Mogęcozrobić,abytaksięstało.Będęmusiałatamzadzwonićizajšćzdecydowanestanowisko.Och,
ręcemidrżšnasamšmylotym.Jestemtakimtchórzem.Sethnazwałmniemięczakiem,atochybajeszcze
gorzej.
Onamnieprzeraża.Piszętowprost.Mojamatkamnieprzeraża.Nigdyniepodniosłanamnieręki,
rzadkokiedypodnosiłagłos,ajednakwcisnęłamniewformę,któršsamastworzyła.Ajapoddałamsię
bezwalki.
Mójojciecbyłzbytzajęty,żebytozauważyć.
Mogędoniejzadzwonić,mogęsięnawetpowołaćnastatus,któryzdobyłampodjejnaciskiem.
Jestemszanowanymnaukowcem,wpewnymsensieosobšpublicznš.Jelijejpowiem,żetowykorzystam,
przekonam,żetozrobię,jeżeliminieprzekażepisemnegoowiadczeniadlaadwokataQuinnów,
opisujšcegowszczegółachokolicznociurodzeniaGlorii,przyznania,żeprofesorQuinnwielokrotnie
próbowałnawišzaćzniškontaktwcelupotwierdzeniaojcostwaGlorii,będziemnšgardzić,alezrobito.
Należytylkopodniećsłuchawkę,żebyzrobićdlaSethato,cozaniedbałamprzeztewszystkielata.
Mogęmudaćdom,rodzinęorazwiadomoć,żeniemusisięjużniczegobać”.
-O,cholera!-Phillipotarłwierzchemdłonipotzczoła.Paskudne,choćpowierzchowneskaleczenie
krwawiło.Spojrzałnakadłub,którywłanieodwrócili.-Parszywebydlę.
-Alejakiepiękne!-Camgimnastykowałobolałeramiona.Odwracaniekadłubaoznaczałocowięcej
niżpostępwpracy.Oznaczałosukcesichfirmy.
-Maładnšlinię.-Ethanprzecišgnšłzrogowaciałšdłonišpodeskach.-Ilicznykształt.
-Możnanawetpowiedzieć,żekadłubwyglšdaseksownie-podsumowałCam.-Amówišcpoważnie,
trzebaterazustalićlinięzanurzeniaiznówzabraćsiędopracy.
-Dobrze-powiedziałPhillip.-Ajapójdęnagóręiprzejrzępapiery.Pora,żebyciesięupomnielio
pienišdze.
-Będzieszwypisywałczeki?-zapytałEthan.-Tak.
-Dlasiebieteż?
-Janie…
-Potrzebuję-dokończyłCam.-Wypiszchoćjeden,dojasnejcholery.Kupzatojakidrobiazgswojej
seksownejdamie,przepijalboprzegrajwkoci.-Znowuzaczšłprzyglšdaćsiękadłubowi.-Niele,jakna
tentydzień.
-Możetakzrobię-zgodziłsięPhillip.
-Towarzystwoubezpieczeniowepotrzšniewkrótcekiesš-dodałCam.-Staniemywtedynanogi.
-Ludziezaczynajšinaczejpiewać.-Ethanstarłzkadłubawarstwęopiłków.-Natympoluodnielimy
jużzwycięstwo.Napracowałesięnatensukcesjakżadenznas-powiedziałdoPhillipa.
-Jestemprzecieżtylkoczłowiekiemodszczegółów.Gdybyktóryzwasspróbowałgadaćz
adwokatemwięcejniżpięćminut…istnamordęga,zasnšłbyznudów,Ethanie,aCamwyrżnšłbygo
pięciš.Azatemwygrałemzwamiwalkowerem.
-Byćmoże.-Camumiechnšłsiędoniegopełnšgębš.-Aleodwaliłekawałprawdziwejroboty
gadajšcprzeztelefon,piszšcpodaniailisty,bombardujšcfaksami.Jestedobršsekretarkš.Tyle,żebez
wspaniałychnóżekityłeczka.
-Niechciałbymdyskryminowaćpłcipięknej,alejanaprawdęmamwspaniałenogiifantastyczny
tyłek.
-Czyżby?Tojenampokaż.-BłyskawiczniedoskoczyłdoPhillipa.
-Chryste!Oszalałe?-Phillipzaniósłsięmiechem.-Odwalsię,bałwanie!
-Ethan,pomóżmi.-Camumiechnšłsięszeroko,aGłupekprzelizałgoradoniepotwarzy.Phillip
broniłsiębezwiększegoprzekonania,kiedyCamusiadłnanim.-Niewygłupiajsię-ponaglałEthana,
któryjedyniepotrzšsnšłgłowš.-Kiedyostatniotrzymałekogopodbutem?
-Będziejużkawałczasu-zawahałsięEthan,gdyPhillipzaczšłsięgwałtownieszamotać.-Tomógł
byćJuniorCrawfordnanaszymmaturalnymprzyjęciu.
-Nieżartuj!Tobyłodziesięćlattemu!-KiedyPhillipomalniezrzuciłgozsiebie,Camzakwiczał.-
Proszę,proszę!Przybyłomutrochęmięniwostatnichmiesišcach.Alezadziorny!
-Jakzadawnychdobrychlat!-Ethan,wczuwajšcsięwatmosferę,uniknšłdwóchdobrze
wycelowanychkopniakówizłapałmocnoPhillipazapasekoddżinsów.
-Przepraszam.-Tobyłowszystko,nacomogłasięzdobyćSybill,gdyweszładorodka,gdziew
powietrzufruwałyprzekleństwa,aPhillipleżałnapodłodze,podczasgdyjegobracia…niepotrafiłaby
dokładniepowiedzieć,cozamierzaliznimzrobić.
-Witaj.-Cam,któryowłosuniknšłciosuwszczękę,umiechnšłsiędoniejoduchadoucha.-Chcesz
nampomóc?Właniepróbujemyzedrzećzniegospodnie.Chwaliłsięswoiminogami.
-Ja…
-Dajmujużwstać,Cam,jestterazwniezręcznejsytuacji.
-Dodiabła,Ethanie,widziałajużwczeniejjegonogi.-JednakbezwsparciaEthanamusiał
zrezygnować,albozaryzykować.-Póniejdokończę.
-Moibraciazapomnieli,żejużdawnoskończylimyszkołę.-Phillipwstał,otrzepałdżinsy.-
Pofiglowalimytroszeczkę,ponieważwłanieodwrócilimykadłub.
Skierowaławzroknałód.
-Zrobilicieogromnepostępy.
-Jużwidaćzalšżkiłodzi.Tubędziepokład,kabina,mostek,dolnypokład.Facetchcetumieć
hotelowyapartament.
-Skorozatopłaci.-PhillippodszedłdoSybill,pogłaskałjšpowłosach.-Przykromi,alewróciłem
wczorajzapóno,żebycizłożyćwizytę.
-Nicsięniestało.Wiem,żebyłezajętypracšiżespotkałesięzadwokatem.-Przekładałatorebkęz
rękidoręki.-Anaraziemamco,comożepomócwobusprawach.
Sięgnęładotorebkiiwyjęłazniejkopertę.
-Otoowiadczeniemojejmatki.Wdwóchegzemplarzach,obapowiadczonenotarialnie.Otrzymałam
jeodniejtejnocy.Wolałamnicniemówić,dopókiniedostałamtegodorękiinieprzeczytałam.Sšdzę,
żesięprzyda.
-Ocotuchodzi?-zapytałCam,gdyPhillipbłyskawicznieprzebiegałwzrokiemzapisaneładnym
drukiemdwiestronyowiadczenia.
-Potwierdzenie,żeGloriabyłabiologicznšcórkštaty.Żeotymniewiedziałiwielerazy,odgrudnia
domarca,próbowałsięskontaktowaćzBarbaršGriffin.Jesttuteżlistdoniejodtaty,napisanyw
styczniu,dotyczšcysprawySetha,informujšcyozgodzieGloriinaprzekazanieopiekinadnim.
-Czytałamlistodwaszegoojca-poinformowałagoSybill.-Możeniepowinnam,alezrobiłamto.
Jelinawetbyłzłynamojšmatkę,nieokazałtegowlicie.Chciałtylko,żebymupowiedziałaprawdę.
ZamierzałpomócSethowi,alemusiałmiećpodstawydouznaniagozanajbliższšrodzinę.Człowiek,
którymartwisiętakbardzoodziecko,nieodbierasobieżycia.Miałzbytwieledoofiarowania.Jestmi
takstrasznieprzykro.
-“Trzebamudaćszansę,iwybór-przeczytałEthan,kiedyPhillippodałmupismo.-Niemogłemtego
daćGlorii,aleterazdopilnuję,żebySethmiałjednoidrugie.Nieważneczyjestzmojejkrwi,czynie,i
takterazjestmój”.TocałyRaySethpowinientoprzeczytać.
-Dlaczegosięteraznatozgodziła?-zapytałPhillip.
-Przekonałamjš,żetakbędzielepiejdlawszystkichzainteresowanych.-Nie.-Ujšłjšzapodbródek,
uniósłjejtwarzispojrzałjejwoczy.-Chodziocowięcej.Wiemotym.
-Obiecałamjej,żeanijejnazwisko,aniżadneszczegółynieujrzšwiatładziennego,nailetobędzie
możliwe.-Poruszyłasięniespokojnieiwestchnęła.
-Zagroziłam,żejelitegoniezrobi,napiszęksišżkę,wktórejopowiemcałšhistorię.
-Zaszantażowałajš-powiedziałPhillippełenpodziwuizdumienia.
-Dałamjejwolnywybór.
-Musiałotobyćbardzotrudnedlaciebie.
-Byłokonieczne.
Delikatniepołożyłobiedłonienajejtwarzy.
-Postšpiładzielnieiwspaniale.
-Logicznie,aleonimogšmitegoniewybaczyć.
-Niezasługujšnaciebie.
-Ważne,żeSethzasługujenawas,takwięc…-urwała,kiedyzamknšłjejustapocałunkiem.
-Dobra,odsuńsię.-CamodsunšłłokciemPhillipaiwzišłSybillwramiona.
-Postšpiłasłusznie-powiedział,poczympocałowałjšztakimentuzjazmem,żeażzamrugałaoczami.
-Teraztwojakolej-oznajmiłCamipopchnšłjšdelikatniewstronęEthana.
-Moirodzicebylibyzciebiedumni.-Pocałowałjš,anastępnie,kiedywjejoczachpojawiłysięłzy,
poklepałjšpoplecach..
-Och,nie,niepozwóljejnato.-CamwzišłjšzaramięioddałPhillipowi.
-Tylkobezpłaczu,nikomuniewolnopłakaćwwarsztacie!
-Camdostajedrgaweknawidokpłaczšcychkobiet.
-Niepłaczę.
-Onezawszetakmówiš-mruknšłCam.-Każdy,ktopłacze,musiwyjćnazewnštrz.Wprowadzam
nowšzasadę.
PhillippocišgnšłSybillwstronędrzwi.
-Chod,itakchciałbymprzezchwilępobyćztobšnaosobnoci.
-Niepłaczę.Poprostuniespodziewałamsięnigdy,żetwoibraciabędš…niejestem
przyzwyczajona…-Zrobiłapauzę.-Tobardzomiłeuczucie,kiedydoceniajšczłowiekaiokazujš
sympatię.
-Cenięcię.-Przycišgnšłjšblisko.-Ilubięcię.
-Itotakżejestbardzomiłe.-Pozwoliłasobieprzezchwilępodelektowaćsiętakimluksusem.-
RozmawiałamjużzwaszymprawnikiemizAnnš.Niechcęprzesyłaćdokumentufaksemzhotelu,skoro
dałamsłowo,żetrećowiadczenianiebędzierozgłaszana.Aleobojesšzgodnicodotego,żeten
dokumentpowinienusunšćwszystkieprzeszkody.Annauważa,żewaszwniosekoprzyznaniestałej
opiekinadSethempowinienzostaćpozytywnierozpatrzonynajdalejwprzyszłymtygodniu.
-Takszybko?
-Nicniestoinaprzeszkodzie.TyitwoibraciajesteciewwietleprawasynamiprofesoraQuinna.
Sethjestjegownukiem.Mojamatkawyraziłapisemnšzgodęnaprzekazanieopieki.Podważenietego
wymagałobyzałożeniaodrębnejsprawyiniewprowadziłobynicnowego,niesšdzęwięc,żebymiałodo
tegodojć.PonieważSethmajużjedenacielat,jegożyczeniatakżezostanšwziętepoduwagę.Anna
będzienaciskała,żebyrozprawaodbyłasięnapoczštkuprzyszłegotygodnia.
-Ażsięniechcewierzyć,żewszystkozbiegasięwtymsamymczasie.
-Tak.-Podniosłagłowę,gdywysokonaniebiepojawiłsiękluczdzikichgęsi.-Zastanawiałamsię,
czyniepójćpodszkołę.Chciałabymznimporozmawiać,opowiedziećmucoosobie.
-Uważam,żetodobrypomysł.Wybrałanajlepszšchwilę.
-Potrafięopracowywaćharmonogramy.
-Ajakwyglšdatwójharmonogramnatenwieczór?Czyznajdziesięwnimczasnarodzinnškolacjęu
Quinnów?Musimytouczcić.
-Dobrze.SpotkamsięzSethemiwrócęznimtutaj.
-Wspaniale.Zaczekajsekundę.-Wpadłdorodkaipochwiliprzyprowadziłniesłychanieożywionego
Głupkanaczerwonejsmyczy.-Przejdsięznimprzyokazji.
-wietnie,aleja…
-Onznadrogę.Musiszgojedyniedobrzetrzymać.-RozbawionyPhillipwetknšłjejsmyczdoręki.
KiedyGłupekruszyłjakoszalały,zobaczyłjejwielkiezprzerażeniaoczy.-Powiedzmu“donogi”-
krzyknšłPhillip,kiedySybillpędziłakłusemzapsem.-Nieposłucha,aleprzynajmniejbędzie
wyglšdało,żewiesz,coznimrobić.
-Towcaleniejestmieszne-mruknęładosiebie,biegnšcniezgrabniezaGłupkiem.
Naglestanšłwmiejscu,takwęszšcwkrzakach,iżprzeraziłasię,żezarazwpadniewnieipocišgnie
jšzasobš.Aleontylkopodniósłtylnšłapę,wyglšdajšcnabardzozadowolonegozsiebie.
Wedługjejobliczeńzadzierałłapęosiemrazyzanimdoszlidoroguiskręcilidoszkoły,gdziestałyjuż
autobusydoprzewozudzieci.
-Aletymasznerki!-powiedziałazpodziwemizaczęławypatrywaćSethaszarpišcsięjednoczeniez
Głupkiem,którychciałpognaćwstronęszkoły.-Niewolno!Siad!Jeszczekogougryziesz.
Głupekprzesłałjejspojrzenie,którezdawałosięmówić:“Bšdpoważna”,usiadłjednak,smagajšcjš
rytmicznieogonempoobcasach.
-Będzietuzachwilę-rzekłaiwtymwłaniemomencieGłupekpoderwałsięiszarpnšł.Pierwszy
wypatrzyłSethairwałsiędoniegonaskrzydłachmiłoci.
-Nie,nie,nie!-wykrzykiwałanapróżnoSybill.Sethdostrzegłichobojeiradoniepobiegłnaprzeciw
psa,jakbyniewidzielisięwielelat.
-Hej,jaksięmasz!-zamiałsięSeth,gdyGłupekpodskoczyłradonieipolizałgopotwarzy.-Co
słychać,stary?Dobrypies.Jestebardzodobrympsem.-DopierowtedyspojrzałnaSybill.-Czeć.
-Masz.-Włożyłamusmyczdoręki.-Onsiętymwogólenieprzejmuje.
-Mielimypewnetrudnociznaukšchodzenianasmyczy.
-Cotypowiesz!-Spróbowałasięjednakumiechnšć,takżedoDanny’egoiWilla,którzypodeszlido
Setha.-Pomylałam,żemoglibymyrazemwrócićdowarsztatu.Chciałamztobšporozmawiać.
-wietnie.
Naglezzazakrętuzpiskiemoponwyjechałjaskrawoczerwonysportowysamochódizahamował
gwałtownie.Niezdšżyłaochrzanićkierowcyipowiedziećmu,żeobowišzujetuograniczenieszybkoci,
kiedynamiejscupasażerazobaczyłaGlorię.
BłyskawicznieiodruchowozasłoniłasobšSetha.
-No,no,no-wycedziłaGloriaispiorunowałaichwzrokiemprzezszybę.
-Lećpobraci-nakazałaSybillSethowi.-Natychmiast.
Aleonniemógłsięruszyć.Stałtylkoiwytrzeszczałoczy,podczasgdystrach,niczymlodowatakula,
usadowiłsięwjegożołšdku.
-Niepójdęzniš,niepójdę.
-Nie,niepójdziesz.-Chwyciłagomocnozarękę.-Danny,Will,biegnijcienatychmiastdowarsztatu.
PowiedzcieQuinnom,żeichpotrzebujemy.Szybko.Niezbaczajciezdrogi.
Niepatrzšcwichstronęusłyszałatupotbiegnšcychpochodnikutrampek.ledziłakażdyruchsiostry,
którawysiadłazsamochodu.
-Czeć,dzieciaku.Stęskniłesięzamnš?
-Czegotychcesz,Glorio?
-Wszystkiego,comogędostać.-Oparłarękęnabiodrzejaskrawoczerwonychjakszminkadżinsówi
mrugnęładoSetha.-Niechciałbysięprzejechać,dzieciaku?Możemyzaszaleć.
-Nigdzieztobšniepojadę.-Najchętniejbyuciekł.Znałmiejscewlesie,któresamznalazł,gdzie
urzšdziłkryjówkę.Alebyłozadaleko.WtedypoczułdłońSybill,ciepłšimocnš.-Niemam
najmniejszegozamiarudociebiewracać.
-Zrobiszto,cocikażę,dojasnejcholery!-Kiedyruszyładoprzodu,Głupekłypnšłnanišoczami.Po
razpierwszywżyciuwyszczerzyłzębyiwarknšłzłowrogo.-Zróbcoztympieprzonympsem.
-Animisięni-odparłaSybill.Byłaspokojna,poczułaprzypływmiłocidoGłupka.-Trzymajsięz
daleka,Glorio.Bocięugryzie.-Zerknęłanasamochód,wktórymzakierownicšsiedziałubranyw
skórzanškurtkęmężczyzna,uderzajšcypalcamiwtaktryczšcejzradiamuzyki.-Wyglšdanato,żestanęła
nanogi.
-Jasne!WybieramysiędoKalifornii.Mamytamznajomych.Potrzebnajestmigotówka.
-Tutajjejniedostaniesz.
Gloriawyjęłapapierosa.Zapalajšcgo,umiechnęłasiędoSybill.
-Posłuchaj,niechcędzieciaka,alezabioręgo,jeliniedostanęswojejdoli.Quinnowiezapłacš,żeby
godostaćzpowrotem.Wszyscybędšszczęliwi,nikomuniestaniesiękrzywda.Alejelimaszzamiar
wchrzaniaćsiędotego,Syb,zawołamPete’a,żebywysiadłzsamochodu.
Głupekwarczałgłono.Obnażyłostrezęby.Sybilluniosłabrwi.
-Proszęciębardzo.Wołajgosobie.
-Chcędostaćto,comisięnależy,dojasnejcholery.
-Miaławięcejniżnatozasłużyła.
-Gównoprawda!Totymiaławszystko.Idealnacóreczka!Nienawidzętejtwojejpieprzonej
doskonałoci.Nienawidziłamcięprzezcałeżycie.-ChwyciłaSybillzażakietiplunęłajejwtwarz.-
Żebyzdechła!
-Zabierzłapy.
-Mylisz,żemożeszmniespławić?-miejšcsię,GloriapopchnęłaSybill.
-Nigdyniebyłazaodważna,cocisięnaglestało?Itakdaszmiwszystko,cozechcę.Jakzawsze.Każ
temupsustulićpysk!-wrzasnęładoSetha.-Każmusięzamknšćiwsiadajdoauta,zanimci…
Sybillniebyławiadomasygnału,jakijejmózgprzesłałdoręki.Poczułatylkonapięciemięnii
zalewajšcšjšfalęwciekłoci,poczymGloriawylšdowałanaziemi,gapišcsięnanišwytrzeszczonymi
oczami.
-Wsiadajdoauta-powiedziałaSybillspokojnymgłosem.Zzazakrętuzpiskiemoponwypadłdżip.
Niemrugnęłaokiem,kiedyGłupekszarpnšłsięipocišgnšłzasobšSetha,warczšcgronienadleżšcšna
ziemikobietš.-JeddoKaliforniialbowynosiędodiabła,tylkotrzymajsięzdalekaodtegochłopca,
trzymajsięteżzdalekaodemnie.Niewtršcajciesię-warknęławstronęPhillipaijegobraci,którzy
wysypalisięzdżipa.
-Wsiadajdoautaizabierajsięstšd,Glorio,bojeszczechwila,azapłaciszzawszystko,co
kiedykolwiekzrobiłaSethowi.Zawszystko,comuzrobiła.Wstawajizabierajsię,zanimzjawišsięgliny
izgarnšcięzanaruszeniewarunkówwyjciazakaucjš.Akiedyjeszczedotegodorzucimyoskarżenieo
maltretowaniedzieckaiowyłudzanie,niepozostanieimnicinnegojakwsadzićciędoceli.
KiedyGlorianieruszałasięzmiejsca,Sybillpochyliłasięizniezwykłšsiłš,zrodzonšzkipišcejw
niejwciekłoci,szarpnęłajšipostawiłananogi.
-Wsiadajdoautaizabierajsię.Nigdywięcejniepróbujzbliżyćsiędotegochłopca.Niedopuszczę
dotego,Glorio,przysięgamnaBoga.
-Niechcętegocholernegodzieciaka.Chcępoprostutrochępieniędzy.
-Zwijajżagle.Jeliniezrobisztegowcišgutrzydziestusekund,nieodpowiadamzapsaaniza
Quinnów.Zamierzaszznamiwszystkimiwalczyć?
-Gloria,idzieszczynie?-Kierowcastrzšsnšłpopiółpapierosaprzezokno.
-Niezamierzamsterczećprzezcałydzieńnatymzadupiu.
-Tak,jużidę.-Odrzuciładotyługłowę.-Jestetumilewidziany.Jedyne,copotrafisz,topsućmoje
plany.OdbijętosobiewLosAngeles.Aodwasnicniechcę.
-wietnie-mruknęłaSybill,gdyGloriawsiadałazpowrotemdoauta.-Ponieważitakbynicnie
wskórała.
-Znokautowałajš.-Sethjużniedrżałiodzyskałrumieńce.SpoglšdałnaSybillzwdzięcznociši
podziwem,gdytymczasemsportowysamochódodjeżdżałzpiskiem.-Znokautowałajš.
-Chybatak.Dobrzesięczujesz?
-Nawetnamnieniespojrzała,aGłupekomaljejnieugryzł.
-Tocudownypies.-Kiedyteraznanišskoczył,Sybillwtuliłatwarzwjegociepłefutronakarku.-
Fantastycznypies.
-Alejšznokautowała.Poleciałaprostonatyłek!-krzyknšłSeth,kiedyPhillipibraciapodeszlido
nich.
-Nielesobiepoczynasz.Jaksięczujesz?-zapytałPhillip.
-Czujęsię…wietnie-stwierdziła.Żadnychskurczów,żadnegodygotów,żadnegobólugłowy.-Po
prostuwietnie.-Poczym,gdySethrzuciłsięjejnaszyję,zamrugałaoczami.
-Byławspaniała.Onajużtunigdyniewróci.Napędziłajejstrachujakcholera.Zaskoczyłjšperlisty
mieszek,którywydobyłsięzjejwłasnegogardła.PochyliłasięizanurzyłatwarzwewłosachSetha.
-Jestdokładnietakjakpowinnobyć.
-Wracajmydodomu.-Phillipobjšłjšramieniem.-Wracajmywszyscydodomu.
-Będzieopowiadałtęhistorięprzezwieledni,tygodni.Jużjšupiększa-stwierdziłPhillip,gdy
podeszlinadbrzegwody,gdziedognałichbohaterskiGłupekrazemzSimonem.Sybillbyław
zadziwiajšcopogodnymhumorze.-WedługjegowersjizrobiłamzGloriimiazgę,aGłupekzlizałkrew.
-Wyglšdasz,jakbybyłatymwszystkimzachwycona.
-Jeszczenigdywżyciunikogoniepowaliłam.Nigdynieużywałampięcijakoargumentu.Wolałabym
powiedzieć,żezrobiłamtodlaSetha,ale,jaksšdzę,wpewnymstopniuzrobiłamtotakżedlasiebie.Ona
jużniewróci,Philipie.Przegrała.
-Mylę,żeSethnazawszeprzestaniesięjejbać.
-Jestwtymdomu.Todobremiejsce.-Ogarnęławzrokiemstarannieutrzymanydom,pociemniałyo
zmierzchulas,ostatnibłysksłońcanawodzie.-Będziemitegobrak,kiedywrócędoNowegoJorku.
-DoNowegoJorku?Chwilowojeszczenigdzieniejedziesz.
-Zamierzampojechaćwprzyszłymtygodniu,odrazuporozprawie.-Musiałakoniecznie
zreasumowaćwłasneżycie.Dłuższypobytwtymmiejscunicjejnieda,pozadodatkowymbałaganemw
głowie.
-Dlaczego?
-Mampracę.
-Pracujesztutaj.-Czyżbysięprzestraszył.Ktotunaciskaguziki?
-Mamspotkaniazwydawcami,któreprzełożyłam.Muszęwracać.Niemogęwieczniemieszkaćw
hotelu,asprawaSethajestzałatwiona.
-Potrzebnamujesttwojaobecnoć.On…
-Odwiedzęgo.Mamtakżenadzieję,żepozwoliciemuodczasudoczasuprzyjeżdżaćdomnie.-
Ułożyłasobietowszystkozawczasu,odwróciłasiędoniegozumiechem.-Obiecałammu,żenawiosnę
wezmęgonamecznowojorskiejdrużynybaseballa.
“Czyżbyjużwszystkozostałopostanowione?-zastanowiłsięPhillip,starajšcsięniewpadaćw
panikę.Czyjejdecyzjaowyjedziejestnieodwracalna?”
-Rozmawiałaznimotym?
-Tak.Pomylałam,żepowinienwiedzieć.
-Awjakisposóbzamierzałamnieotympoinformować?-warknšł.-Byłoklawo,bracie,czeć,do
zobaczenia?
-Mamwrażenie,jakbymnienadšżałazatobš.
-Niemazaczym.-Przecieżonrównieżchcewrócićdoswojegożycia!Konieczkomplikacjami.
Należytylkożyczyćjejwszystkiegodobregoipomachaćrękšnapożegnanie.
-Nierozumiem.
-Maszswojeżycie.Jamamswoje.Poprostuznalelimysięwtymsamymnurcie.Porawyjćzwody.
“Dalibóg,alenienadšżamzanim”-stwierdziła.
-Zgoda.
-Awięcdobrze.-Wmawiałsobie,żeczujesięztymwietnie,żejestspokojny.Ostatniepromienie
słońcaigrałynajejwłosach,wtychniewiarygodniejasnychoczach,zacieniajšcjejszyjęponad
wycięciembluzki.
-Nie.-Usłyszałswójgłos,poczułsuchoćwustach.-Nie?
-Chwileczkę,jeszczetylkochwileczkę.-Stałnadwodš,wpatrujšcsięwdół,jakprzedskokiemdo
głębokiejstudni.-CocisięniepodobawBaltimore?
-WBaltimore?
-Sštammuzea,dobrerestauracje,miłaatmosfera,teatr.
-Tobardzoładnemiasto-powiedziałaostrożnieSybill.
-Dlaczegoniemożeszwięctampracować?JelimusiszjechaćdoNowegoJorkunajakiespotkanie,
możeszskorzystaćzpocišgu.Dodiabła,dojedziesztamwczterygodziny.
-Jestempewna,żemaszrację.Jeżelisugerujesz,żemiałabymsięprzeprowadzićdoBaltimore…
-Włanietak.Wtensposób,nadalmieszkajšcwdużymmiecie,będzieszmogławidywaćSetha,
ilekroćzechcesz.
“Iciebie-pomylała-tęsknišcdotakiegoscenariusza”.Pokręciłajednakprzeczšcogłowš.Takieżycie
zabiłobyjš.Wiedziałatakże,żezniszczyłobyradoć,jakastałasięjużjejudziałem,jejnowštożsamoć,
któršodnalazła.
-Tojestpoprostuniepraktyczne,Phillipie.
-Dlaczego.-Podszedłdoniej.-Wręczprzeciwnie.Niepraktycznynatomiastbyłbypowrótdo
NowegoJorku,cišgłepokonywanietakichodległoci.Toniezdaegzaminu,Sybill.
-Niewartoterazotymdyskutować.
-Czysšdzisz,żejestmiłatwo?-wybuchnšł.-Jamuszętuzostać.Mamzobowišzania,tusšmoje
korzenie.Niemamwyboru.Dlaczegoniemożeszsięugišć?
-Nierozumiem.
-Czymamcitoprzeliterować?Dojasnejcholery!-Chwyciłjšzaramiona,potrzšsnšł.-Czynicnie
rozumiesz?Kochamcię!Inieoczekuj,żecipozwolęodejć.Maszzostać.Palszećtwojeżycieimoje
życie.Twojšrodzinę,mojšrodzinę.Chcę,żebytobyłonaszeżycie.Naszarodzina.
Zaniemówiłaitylkopatrzyłananiegozdumionymioczami,akrewdudniłajejwuszach.-Co?
-Słyszała,copowiedziałem.
-Powiedziałe…żemniekochasz.Naprawdę?
-Nie,żartowałem.
-Znokautowałamjużdzisiajjednšosobę.Uważaj,bomogętojeszczepowtórzyć.-Pomylała,żew
tymmomenciezrobiłabyabsolutniewszystko.Tonic,żepatrzynanišzfuriš,żewbijajejpalcew
ramiona.Żewyglšdatak,jakbychciałjšzabić.Poradzisobieztym.Poradzisobieznimizewszystkim.
-Jelimówiłepoważnie-powiedziałaabsolutniespokojnymgłosem-chciałabym,żebytojeszczeraz
powtórzył.Nigdyprzedtemniesłyszałamczegotakiego.
-Kochamcię.-Jużspokojniejszy,dotknšłwargamijejczoła.-Pragnęcię.-Pocałowałwskroń.-
Potrzebujęcięichcę,żebyzemnšzostała.-Dotarłdojejust.-Dajmiwięcejczasu,żebymmógłci
pokazać,jaktobędzie,kiedybędziemyrazem.
-Wiem,jaktobędzie.-Westchnęładrżšco,oparłasiępotrzebiezamknięciaoczu.Musiaławidzieć
jegotwarz,zapamiętaćjšdokładnietakš,jakšjestwtejchwili,przychowajšcymsięwwodziesłońcu,
przyróżowymniebie,poktórymprzelatywałagromadaptaków.-Kochamcię.Bałamsięcito
powiedzieć.Niewiemdlaczego.Czychceszmniepoprosićorękę?
-Właniezamierzałemprzeztoprzebrnšć.-Niewiedzšc,corobi,cišgnšłzjejgłowy,białšopaskę
przytrzymujšcšwłosy,rzuciłjšprzezjejramiętam,gdzieradoniehasałypsy.-Pragnętrzymaćtwoje
włosywmoichrękach-wyszeptał,wkładajšcwniepalce.-Obawiałemsię,żenigdyniespotkam
kobiety,którejbędętakpotrzebowałipragnšł.Wyjdzamnie,Sybill.
-Przezcałeżyciemówiłam,żenigdytegoniezrobię,ponieważnigdyniespotkammężczyzny,który
będziemniepotrzebowałipragnšł,którysprawi,żeijabędęgopragnęła.Pomyliłamsię.Znalazłamgo.
OżeńsięzemnšPhilipie,itojaknajszybciej.
-Pasujecinajbliższasobota?
-Tak!-Skoczyła,objęłago.
Jakszalonyzaczšłznišwirowaćiprzezchwilę,przezułameksekundy,wydałomusię,żedostrzegaw
porciedwiesylwetki.Mężczyznęosrebrnychwłosachibłyszczšcychniebieskichoczach,orazkobietęz
piegaminatwarzyiniesamowicierudymiwłosamirozwiewanymiprzezwieczornšbryzę.Trzymalisięza
ręce.
-Tojednosięliczy-wyszeptał,tulšcjšmocno.-Tojednosięliczydlanasobojga.
KONIEC