Laurann Dohner New Species 15 2 Lash ( Rozdz 5 8 )

background image

~ 1 ~

Rozdział 5

- Dlaczego wciąż się tak rozglądasz?

Szorstki głos Lasha wyrwał Mary z jej myśli.

- Nie mogę uwierzyć, że Mel nie zauważyła, że zniknęłam z jej przyjęcia

weselnego. Wydawała się być bardzo zdeterminowana, by rzucić mi swoje kwiaty.

- Zauważyła. Szukali cię samce.

- Co? Kiedy?

- Gdy spałaś.

- Zostawili mnie tu z tobą?

Wzruszył ramionami.

- Nie byli przygotowani na walkę ze mną.

- Nie do wiary! Więc po prostu pozwolą ci mnie zatrzymać?

- Nie pozwolę im zabrać cię ode mnie, Mary.

- Ta zwariowana wieśniara!

- Kto?

- Mel. Obiecała pilnować moich tyłów i przysięgła, że nic złego mi się nie

przydarzy, jeśli przyjdę do Rezerwatu. Zaufaj mi, powiedziała. Nie martw się,
powiedziała. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami i kocham cię jak siostrę,
powiedziała. – Mary była naprawdę zdenerwowana. – A teraz co? Zostawia mnie z
tobą, jakby podrzuciła mnie do jakiegoś schroniska dla zwierząt, żebyś mnie
adoptował?

- Nic złego ci się nie stało. Nie działała ze mną w porozumieniu, żebym cię

zatrzymał, jeśli to pomoże. Jej partner uważa, że spróbuje włamać się do mojej domeny,
żeby pomóc ci uciec. Musiałem mu obiecać, że zabiorę cię na górę do naszego łóżka i
że zostaniemy tam, dopóki nie zdoła jej zabrać. Boi się, że mnie zaatakuje.

To uspokoiło jej temperament.

background image

~ 2 ~

- Lepiej, żeby tak zrobiła. Zajmowałam się dla niej Deanem Summersem.

- Kto to jest?

- Przychodzi do restauracji co kilka tygodni. Jesteśmy pewni, że jest pierwszym

czcicielem Szatana, ponieważ jest tak nikczemny i zły.

Skrzywił się.

- Prawdopodobnie, tak naprawdę nie czci diabła, ale jest koszmarnym klientem i jest

super przerażający. Mel i ja często o nim żartujemy, bo nie możemy schować się w
kuchni, kiedy przychodzi do restauracji. Joel, właściciel, krzyknął na nas ten jeden raz,
kiedy to zrobiłyśmy. Dean właściwie wszedł z krwią na swoich ubraniach. Powiedział,
że zaszlachtował świnię na jedzenie, ale zdecydowałyśmy, że miałyśmy rację, że składa
ofiary z ludzi na jakimś ołtarzu. Żadna z nas nie chciała go obsłużyć, ponieważ jest
wystarczająco zły, nawet gdy nie jest opryskany krwią.

Lash tylko gapił się na nią. Wyglądał na nieco zmieszanego i zaniepokojonego w

tym samym czasie.

- Zrozumiesz, jeśli go spotkasz. Nie będziemy zaskoczone, jeśli kiedykolwiek

zobaczymy historię w wiadomościach, że jest seryjnym zabójcą. Tylko że nikt, kto go
zna, nie powie, jakim wydawał się być miłym facetem, ani jacy są zszokowani. Biedna
Mel zobaczyła jego pomarszczonego truposza.

- Co to jest?

- Nie widziałam tego, ale tak Mel nazwała jego fiuta. Powiedziała, że jest

pomarszczony i mały, jak zniekształcony, obumierający korzeń jakiegoś chorego
drzewa. Jej słowa, nie moje. Jednak tym namalowała mi przerażająco żywy obraz
mentalny.

- Dlaczego miałaby chcieć to zobaczyć?

- Nie chciała. W pewnym sensie odsłonił go przed nią przy stole, gdy poszła mu

dolać. Mel nawet wylała na jego kolana dzban mrożonej herbaty. To moja psiapsiółka.
Ta dziewczyna nie przyjmie wymówek. Na pewno przyjdzie po mnie. Moja wiara w nią
została przywrócona.

- Chcesz, żeby mnie zaatakowała?

- Nie. Chcę, żeby spróbowała cię zaatakować. Tak robią przyjaciele.

background image

~ 3 ~

Potrząsnął głową.

- Ludzie.

- To po prostu kobieca sprawa. I przestań używać tego tonu. Tak się składa, że

jestem jednym z tych ludzi, a których wydajesz się nie lubić.

- Nie lubię ich, ale ty jesteś moją partnerką. – Przerwał. – Nawet jeśli nie mogę

zrozumieć, że myślisz tak jak myślisz. Jesteś dziwna.

- Mówi facet z łóżkiem ponad dziesięć metrów nad ziemią, który skacze, żeby się

tam dostać, ponieważ jest paranoikiem, że ludzie chcą go zabić, do tego stopnia, że ma
kuloodporną platformę.

- To ważny środek ostrożności. Zostaliśmy zaatakowani.

- Jestem tego bardziej niż świadoma. Byłam w restauracji, kiedy weszło dwóch

mężczyzn z bronią, by zastrzelić Snowa i jego przyjaciół. Te dupki chciały swoich
nazwisk w wiadomościach. Ale to było w mieście, bez ochrony ONG. Widziałam mury,
które chronią Rezerwat, oraz uzbrojonych mężczyzn, którzy ich pilnują. To byłoby
samobójstwem, gdyby te dwa dupki tu przyszły.

- ONG rozszerza nasze mury. Mieliśmy kilka naruszeń podczas budowy. Nasi

oficerowie złapali ich zanim dostali się na tyle daleko, by zabić kogoś z nas, ale jest
możliwe, że niewielka grupa może dotrzeć do hotelu. Nie przeżyłem uwięzienia w
Mercile, by teraz umrzeć.

Mary przyznała, że miał rację.

- Może nie jesteś taki paranoiczny. – Zauważyła sposób, w jaki wypowiedział jedno

słowo, prawie je wypluwając. – Masz na myśli Mercile Industries?

Chrząknął.

- Czy było tak źle, jak czytałam?

Jego złote spojrzenie zwęziło się, utkwiło w niej.

- Przepraszam. Byłam ciekawa. Porzucę to.

- Jesteś moją partnerką. Zawsze możesz zadawać mi pytania. Było gorzej dla mnie i

takich jak ja.

- W jaki sposób?

background image

~ 4 ~

- Niektóre Nowe Gatunki były więzione w pokojach z łańcuchami, dla łatwiejszego

dostępu, kiedy Mercile testowało leki. Technicy często mieli z nimi do czynienia, więc
ich ciała były myte. Jeśli śmierdzieli, to urażało ludzkich lekarzy. Wykorzystywali ich
również w eksperymentach hodowlanych. – Opuścił wzrok. – Mój rodzaj był trzymany
w klatkach i myli nas z węża raz w tygodniu jak zwierzęta w zoo. Nie umiem czytać ani
pisać tak jak większość Gatunków. Mercile uczyło inne Gatunki, żeby mogli badać ich
umysły, gdy byli na lekach. Po prostu strzelali do nas strzałkami, gdy chcieli
przetestować lek na moim rodzaju. Byliśmy jednorazowi. Nasze umysły były nieistotne.
Leki, które nam dawali, były tymi, które albo nas zabijały... albo nie. Tak nas
wykorzystywano. By sprawdzić, czy lek może zabić, czy nie. Wielu z nas umarło.

To ją przeraziło.

- Tak mi przykro, Lash. – Przysunęła się do niego bliżej tam, gdzie siedzieli na

trawie przy fontannie. Sięgnęła i położyła dłoń na jego udzie.

Spojrzał na nią.

- Uczę się rozpoznawać liczby, by móc korzystać z telefonu. – Wskazał kciukiem na

drzwi. – Powiesili mi zdjęcia moich przyjaciół i numery, które należy wybrać, by do
nich dotrzeć. Patrzę na nie i naciskam pasujące na telefonie.

- To całkiem sprytne.

- Mercile nie przyprowadzało nam samic Gatunku do rozmnażania. Cóż, chyba że

policzysz ten jeden raz, kiedy dostarczyli mi pełnokrwistą lwicę, myśląc, że ją posiądę.

Jej usta opadły. Nie wyobrażała sobie tego horroru i to odjęło jej mowę.

- Odmówiłem. To byłoby tak, jakby ktoś poprosił cię o dzielenie seksu z pełnym

zwierzęciem. To mnie obrzydziło. Technicy głodzili Gatunki, gdy nie robiliśmy tego, co
chcieli, i zastosowali to do nas… z nią w mojej klatce. W końcu zrobiła się tak głodna,
że przestała się mnie bać. Nie chciałem wyrządzić jej krzywdy. Próbowałem ją
uspokoić… ale zaatakowała. Musiałem złamać jej kark, żeby mnie nie zabiła. Za karę,
strzelili we mnie strzałkami, które miały w sobie elektryczność, i tak spędzali dni
wstrząsając mną wiele razy. Już cierpiałem. Czułem głębokie poczucie winy. Lwica po
prostu próbowała przeżyć, podążając za swoim instynktami.

Łamał jej serce. Zadziałała instynktownie i usiadła na jego kolanach, owijając

ramiona wokół jego szyi.

- Tak mi przykro.

background image

~ 5 ~

- Nie strzelałaś do mnie, ani nie przyprowadziłaś tej lwicy do mojej klatki. Wiem, że

nie wszyscy ludzie są tacy jak ci z Mercile.

- Po prostu mi przykro, że miałeś tak ciężką przeszłość. To wszystko. Życie potrafi

być super niesprawiedliwe.

Objął ją ramionami.

- Lubisz mnie.

Zaprzeczenie było na końcu jej języka… dopóki nie zobaczyła szczęśliwej miny na

jego twarzy.

- Tak.

- Jesteś moją partnerką. Powiedz to.

- Teraz naciskasz swoje szczęście.

Roześmiał się.

- Lubię cię, Mary.

- Rośniesz w moich oczach.

- Mój kutas też. Jestem bardzo podniecony.

Pokręciła głową, starając się nie roześmiać.

- Masz jednotorowy umysł.

- Lubię seks z tobą. Dlatego cię zatrzymam.

To ostudziło jej nastrój, gdy przypomniała sobie ich wcześniejszą rozmowę.

- Nawet jeśli nie jestem twoją magiczną cipką?

Przyciągnął ją bliżej.

- Powiedziałem, że możesz być nią dla mnie.

Poczuła jak zazdrość ryknęła z tyłu głowy.

- Kim ona była?

Obrócił ją bokiem na kolanach i odchylił lekko do tyłu, nachylając się, by spojrzeć

jej w oczy.

background image

~ 6 ~

- Czy przeszkadza ci myśl, że zauroczyła mnie jakaś kobieta, a nie ty? Powiedz mi

prawdę.

- Ciągle mi mówisz, że chcesz, żebym była twoją partnerką, ale żadna nie chce być

drugim wyborem mężczyzny. Nie chcę być porównywana do innej kobiety i zawsze
odkrywać braki. Już raz miałam takiego chłopaka. Sprawiał, że czułam się gówniano, i
to mnie dołowało. Kochałam go, ale odszedł w chwili, gdy usłyszał, że jego była
dziewczyna złożyła wniosek o rozwód z mężczyzną, za którego wyszła zamiast niego.
Poleciał z powrotem do Nowego Jorku, by spróbować namówić ją, żeby ponownie się z
nim spotykała.

Warknął.

- Nadal go kochasz?

- Nie. Teraz czuję tylko gniew i odrobinę nienawiści do siebie, ponieważ

wiedziałam, że to nie mogło skończyć się dobrze, jak tylko zdałam sobie sprawę, że
wciąż czuje coś do swojej byłej. Byłam beznadziejnie naiwna i wierzyłam, że mogę
sprawić, by bardziej mnie pokochał.

- Czy jest samiec, którego teraz kochasz?

- Mam pecha z mężczyznami. To typy, które mnie pociągają. Nie są rodzajem

mężczyzn, którzy są dla mnie dobrzy. Mel ciągnie do złych chłopców. Mnie do
egocentrycznych kutasów.

- Wyjaśnij.

- To mężczyźni, którzy nie są w stanie kochać nikogo bardziej niż kochają samych

siebie. Chodzi tylko o nich i o to, co mogą dostać od kobiety. Przechodzą do następnej
jak tylko poczują, że wzięli wszystko, co chcieli.

- Nie odpowiedziałaś mi. Czy jest ludzki samiec, którego kochasz?

- Nie. – Mogła powiedzieć to szczerze.

- Dobrze. – Złagodził swój ton. – Nie mam żadnej magicznej cipki, Mary. Dzieliłem

seks z kilkoma samicami Gatunku, ale nie chciałem ich zatrzymać. Chcę zatrzymać
ciebie.

- Nawet mnie nie znasz.

- Jestem Gatunkiem. Nie kwestionuję moich instynktów. Słucham ich i zaczynam

background image

~ 7 ~

cię poznawać. Moje instynkty się nie myliły. Jesteś moja i jestem zadowolony.

- Życie nie jest takie proste, Lash.

- Jest w moim świecie. – Podniósł głowę, rozglądając się po pomieszczeniu. – To

jest to, Mary. Nasz dom.

Podążyła za jego wzrokiem. To było piękne miejsce z włączonymi światłami. Było

tu prawie tak, jakby byli na zewnątrz, tyle że nie było letniego upału ani oparzeń
słonecznych, z którymi trzeba się zmagać. Sztuczne drzewa dawały ogromną przestrzeń
magicznego ogrodu i uwielbiała ten wodospad. Dźwięk płynącej wody był kojący.

Zauważyła łóżko wiszące w dalekim kącie. To był jedyny problem.

- Moglibyśmy wrócić do Dzikiej Strefy, jeśli nie podoba ci się nasza przestrzeń, ale

wolę być tutaj. Martwię się o innych mężczyzn węszących za tobą i o Valianta
prześladującego mnie za każdym razem, gdy zbliżam się do jego domu. Walczy ze mną,
mimo że nie jestem wobec niego agresywny. Nie możesz wędrować beze mnie przy
twoim boku, ilekroć opuścimy mój dom. Opiekujemy się również uratowanymi
zwierzętami, których ludzie nie chcieli lub maltretowali. Niektóre się dostosowały, ale
kilka może cię zaatakować. Nie chciałbym walczyć z nimi tylko dlatego, że podążyły za
swoimi instynktami, ale nie pozwoliłbym, żeby cokolwiek cię skrzywdziło.

- Doceniam to.

Pociągnął za ręcznik owinięty wokół jej ciała.

- Ściągnij to.

- Nie. Jedzenie, pamiętasz? Co trwa tak długo?

- Chciałaś, żeby twoje było w pełni ugotowane. To wymaga czasu.

- Dostarczają je?

- Tak. Użyłem telefonu i powiedziałem im, że jestem głodny. Przyniosą mi.

Widziałaś jak dzwoniłem, kiedy wychodziliśmy z łazienki.

- To miło, że dostarczają jedzenie. Nigdy nie musisz gotować?

Potrząsnął głową.

- Nie podobało im się, kiedy szedłem zapolować na własne jedzenie.

Niemal bała się zapytać.

background image

~ 8 ~

- Na króliki czy coś takiego?

- Nie lubię zabijać żywych istot i jeść ich. – Zmarszczył nos. – Chodziłem na górę

do ich kuchni. Ci, którzy gotują, rozgniewali się, ponieważ gdy próbowałem różnych
rzeczy wypluwałem je, jeśli mi nie smakowały. Powiedzieli, że zrobiłem bałagan. Teraz
używam telefonu, a oni przynoszą moje jedzenie. Zapamiętali, co lubię, żeby
powstrzymać mnie od ponownego samodzielnego polowania na jedzenie.

Wyobraziła go sobie w kuchni, wkładającego ręce w jedzenie, smakującego je i jak

to doprowadza do szału personel kuchenny.

- Jesteś całkowicie zepsuty, prawda?

Wzruszył ramionami.

- Lubię to, co lubię. Chcą zatrzymać mnie tu na dole i z dala od kuchni.

Rozległo się głośne pukanie do drzwi.

Lash szybko podniósł ją z kolan i wstał.

- Zostań!

Zacisnęła zęby, nie doceniając jego szorstkiego tonu ani bycia traktowaną, jakby

naprawdę była jego zwierzaczkiem. Podszedł do drzwi i wbił kod. Żałowała, że nie
widzi liczb, ale postawił ciało na drodze klawiatury.

Z szarpnięciem otworzył drzwi, a ona przekręciła się na bok, próbując dostrzec tego

kogoś, kto tam czekał. Lash wziął od tej osoby dużą tacę, a potem drzwi się zatrzasnęły.
Wrócił do niej.

- Nawet nie podziękowałeś tej osobie? Poważnie?

Warknął i opadł z powrotem na podłogę, kładąc nakrytą tacę między nimi.

- Karmią mnie albo idę na polowanie. Nie wyjaśniłem tego? Nie lubią, kiedy

wychodzę. Dlaczego dziękować za zrobienie czegoś, czego wszyscy chcą?

- Jesteś niegrzeczny.

Uniósł dużą pokrywę z tacy i odłożył ją na bok.

Musiała przyznać, że była pod lekkim wrażeniem. Ich talerze były wielkości

półmiska. Puszki z napojami sprawiły, że wygięła brwi, ale widok smażonej piersi
kurczaka duszonej w wiejskim sosie z puree ziemniaczanym szybko kazał jej

background image

~ 9 ~

zapomnieć o dziwaczności serwowania napojów w puszkach z restauracji o wysokiej
jakości. Pachniało też pysznie. Sięgnęła po talerz.

- Co robisz?

Zamarła i spojrzała na niego.

- Jem… albo próbuję.

- Ja to chciałem. Możesz wziąć rybę.

Spojrzała na drugi talerz. Były tam co najmniej trzy rodzaje ryb z ryżem i

mieszanymi warzywami.

- Nie jem ryb.

- Chcę to.

Uderzyła go po ręce, gdy spróbował sięgnąć po jedzenie, które wybrała.

- Następnym razem użyję noża, żeby cię dźgnąć, jeśli spróbujesz ukraść mój talerz.

Trzymasz mnie tutaj wbrew mojej woli. Wybieram to, co zjem.

Skrzywił się, ale zabrał swoją ogromną rękę.

- Jesteś niegrzeczna.

- Uczę się od ciebie. – Podniosła talerz z tacy i postawiła go przed sobą. Chwyciła

także napój, który chciała, zanim on zdążył wybrać. Warknął, a ona się uśmiechnęła.

- Mogę ugryźć?

Rozpakowała serwetkę, żeby wyjąć sztućce.

- Może.

- Jesteś moją samicą. Dzielimy się wszystkim.

Zaczęła kroić pierś i ugryzła. Jej oczy zamknęły się, gdy żuła.

- To najlepsza smażona pierś z kurczaka, jaką kiedykolwiek próbowałam. Sos jest

pyszny i taki kremowy!

Lash warknął.

Otworzyła oczy i uśmiechnęła się, ciesząc się, że daje mu próbkę jego własnego

zachowania.

background image

~ 10 ~

- Jeden kęs. – Dźgnęła widelcem większy kawałek mięsa i podała mu.

Pochylił się i otworzył usta. Była rozbawiona, że spodziewał się, że go nakarmi, ale

uznała, że to nie było warte kłótni. Delikatnie podsunęła mu i odgryzł z widelca.
Przeżuł i przełknął.

- Powinnaś dać mi połowę tego. Jesteś mała.

Chwyciła nóż i wycelowała w niego czubkiem.

- Zjedz swoją rybę. Możesz dostać to, czego nie skończę. To uczciwe.

- Jesteś wredną samicą.

- Sądzę, że jestem całkiem miła. Nie próbuję cię tym dźgnąć. – Odcięła kolejny kęs

i odłożyła nóż. – Naprawdę mają najlepsze jedzenie w ONG.

- Zatrudniamy ludzkich kucharzy. Gotują dla nas.

- Mogłabym się do tego przyzwyczaić.

- Dobrze, ponieważ karmią nas każdego dnia.

L

ash zjadł rybę, obserwując swoją partnerkę. Mary była już mniej przerażona i

zachowywała się bardziej agresywnie. Wiedział, że nacisnął na nią za daleko i uznał za
zabawne, że odpłaciła mu się jego zachowaniem, kiedy jedli swój posiłek. Nie mylił się.
Była jego.

Powoli sięgnął po brownie na tacy, upewniając się, że jest świadoma jego ruchu.

Ludzkie kobiety podobno kochały czekoladę.

Rzuciła się i złapała je zanim jego palce nawiązały kontakt. Podniosła mały talerz,

na którym leżało, i położyła obok swojego posiłku, strzelając mu tym, co powinno być
ponurym spojrzeniem. Zachichotał.

- Co jest takie śmieszne?

- Lubię się z tobą bawić.

Spojrzała na ciastko, a potem na niego.

- Nie chcesz tego?

- Nie. Zamówiłem deser dla ciebie. Chciałem tylko zobaczyć, co zrobisz.

background image

~ 11 ~

Uniosła środkowy palec.

- Co powiesz na taką odpowiedź?

Uśmiechnął się.

- Wiem, co to znaczy. Oferta zaakceptowana, ale powiedziałaś, że najpierw chcesz

zjeść. Niedługo cię posiądę.

Przewróciła oczami i podniosła nóż. Spiął się lekko, ale zabrała się za jedzenie,

zamiast ponownie skierować na niego potencjalną broń.

- Typowy mężczyzna.

Cieszył się, że widzi go w ten sposób, zamiast zbyt zwierzęcego, i odprężył się

bardziej.

- Owszem.

- Czy seks jest wszystkim, o czym myślisz?

- Nie. Lubię się też bawić. Spać. Pływać w wodzie. Czasami idę na zewnątrz na

igraszki w słońcu. Jem.

Przeżuła, przełknęła i znów ugryzła. Jej wzrok wciąż dryfował po ich domenie, z

dziwnym wyrazem na jej twarzy.

Nie mógł odgadnąć jej myśli. Męczyło go to na tyle, że zapytał.

- O czym myślisz?

Z początku nie odpowiedziała, ale wiele sekund później powiedziała.

- Niejako ci zazdroszczę.

- Dlaczego?

- Masz jakieś obowiązki lub stres w swoim życiu?

- Martwię się o atak ludzi.

- Poza tym.

- Byłem samotny, dopóki nie przyszłaś.

Spuściła wzrok.

background image

~ 12 ~

- Myślę, że czasami wszyscy są.

- Byłaś samotna?

- Dużo pracuję, ale mam Mel.

Planował zaznaczyć, że to tak naprawdę nie była odpowiedź, ale kontynuowała

zanim mógł.

- Większość moich przyjaciółek wyszła za mąż zaraz po ukończeniu szkoły średniej

i teraz są głęboko po kolana w dzieciach. Moi rodzice przeszli na emeryturę i przez cały
czas podróżują po Ameryce w kamperze. To jest dom na kółkach, jeśli nie wiesz, co to
jest. Mel była moim życiem towarzyskim, ale teraz jest ze Snowem. To oznacza, że to
będzie pewnego rodzaju męka za każdym razem, gdy zechcę się z nią zobaczyć.
Możesz zgadnąć jak się z tym czuję.

- Pozwolę jej cię odwiedzać, kiedy obieca, że nie będzie próbowała ci pomagać

uciec ode mnie.

To przyniosło mu gniewne spojrzenie.

- Jak miło z twojej strony. Staram się tu prowadzić prawdziwą rozmowę.

Zamaskował swoje rysy.

- Słucham. Mów.

Przyjrzała mu się i odłożyła widelec.

- Mel odeszła z restauracji. To oznacza, że będę musiała wyszkolić kogoś innego.

To będzie do bani. Robiłam z nią wszystko. Miałyśmy klucze do naszych mieszkań i
spędzałyśmy dużo czasu razem. Jej małżeństwo wydarzyło się tak szybko, że nadal
jestem trochę wstrząśnięta. To mnie całkowicie zestresowało. Bardzo starałam się ją
wspierać, ona potrzebuje tego, ponieważ jej rodzice są palantami. Jednak w większości
ukrywałam, jakim smutkiem mnie to napawało. Jako jej przyjaciółka, cieszę się, że się
zakochała… ale to znaczy, że tracę codzienny dostęp do mojej najbliższej przyjaciółki.
To zmieni rzeczy między nami.

- Nie powinnaś być smutna. Teraz często będziesz widywała się z przyjaciółką,

kiedy obie mieszkacie w Rezerwacie. Dom Snowa jest na górze w hotelu. Ty też
zrezygnujesz z pracy. Nie chcę, żebyś codziennie opuszczała bezpieczeństwo naszych
bram. W twoim świecie jest niebezpiecznie. Chcę cię tutaj, gdzie w każdym momencie
mogę cię obronić.

background image

~ 13 ~

- Mówmy poważnie. Wiesz, że w pewnym momencie musisz pozwolić mi odejść, i

mój szef będzie wkurzony, jeśli nie dzisiaj to jutro, bo mam pracować. Nie mogę
przegapić mojej zmiany. Joel nie ma nikogo, kto pokryłby dwie osoby. Już jesteśmy
przerzedzeni przez odejście Mel. Powinnam pomóc mu przy naborze nowej kelnerki.
Jedna z jego siostrzenic miała przyjść na pełny etat, ale zmieniła zdanie.

Pochylił się, przytrzymując jej spojrzenie.

- Jestem poważny. Jesteś moja, Mary.

- Cholera, Lash! Zejdź na ziemię. Masz już to, czego chciałeś. Po tym jak

skończymy jeść, musisz otworzyć te drzwi, żeby mnie wypuścić.

- Chcę, żebyś zrozumiała i zaakceptowała, że jesteś moja partnerką. Dlaczego

powiedziałaś, że mi zazdrościsz?

- Nie pracujesz, nie martwisz się, czy zapłacisz czynsz, jeśli napiwki są złe, albo

skąd będzie pochodził twój następny posiłek, gdy zachorujesz na tyle, by opuścić pracę
na kilka dni. Tu są kucharze, którzy gotują dla ciebie!

- Jesteś moją partnerką. Teraz mieszkasz tutaj ze mną. My nie płacimy czynszu.

- Daj spokój. – Posłała mu sfrustrowane spojrzenie. – Bądź poważny. Tak naprawdę

nie możesz oczekiwać, że zostanę tu na zawsze.

- Oczekuję.

- Ludzie tak po prostu się nie spotykają i nie biorą ślubu. To jest fantazja.

- Jestem Gatunkiem. To nasz sposób.

- Ja nie jestem i to jest szalone.

Przyjrzał się jej, gdy wciągnął powietrze, wyłapując lekki zapach jej strachu.

Dostrzegł jego ślady w jej oczach i w sposobie, w jaki nerwowo wyginała palce. Nie
wiedział wiele o ludziach, ale domyślał się, że może czuć się spanikowana.

- Mary, odpręż się.

- Nie mogę. Nabijasz się ze mnie.

Przysunął się do niej bliżej. Nie odsunęła się, ale jej ciało się napięło. Usiadł

centymetry od niej i delikatnie przycisnął swoje ciało do jej boku, luźno obejmując
ramieniem jej talię. Wszystko, czego nauczył się o niej, przemknęło mu przez głowę.

background image

~ 14 ~

Odniósł wrażenie, że samce głęboko zranili ją w przeszłości, i przyznała, że jeden
porzucił ją dla innej samicy.

- Nie jestem podobny do samców, których znałaś.

Opuściła brodę, nie chcąc patrzeć na jego twarz.

Domyślił się, że ma rację.

- Nigdy nie pozwolę ci odejść. Należysz do mnie. Zaopiekuję się tobą. – Wyciągnął

drugą rękę i delikatnie położył na jej brzuchu. – I jakimikolwiek naszymi dziećmi, jakie
możemy mieć.

Wciągnęła ostry oddech i gwałtownie poderwała głowę, szeroko otwierając oczy,

gdy gapiła się na niego.

- Możesz już nosić moje potomstwo. Gatunki mogą rozmnażać się z ludźmi. Ten

podobny do mnie, o którym mówiłem, Valiant, ma już jedne młode i kolejne w drodze
ze swoją ludzką partnerką. To powinno ci powiedzieć jak poważnie myślę o tobie.
Podjąłem to ryzyko, ponieważ nigdy nie planuję pozwolić ci odejść.

Potrząsnęła głową.

- Kłamiesz. Gatunki nie mogą mieć dzieci.

- Możemy. Po prostu nie mówimy ludziom. Są głupi i nas zaatakują. – Pogłaskał jej

brzuch. – Moje młode już może rosnąć w tobie.

Poruszyła się szybciej, niż myślał, że to możliwe, odtaczając się poza jego zasięg i

wstając.

- Ty bękarcie! – Wyglądała na gotową do ucieczki, jej wzrok szukał drogi wyjścia.

Wstał powoli.

- Nie mam rodziców. Urodziła mnie surogatka. To nie zrani moich uczuć.

- Mówisz poważnie, prawda?

- Tak. Ludzie kłamią. Gatunki nie.

- Czy Mel wie, że Snow może ją zapłodnić?

Wzruszył ramionami.

- Snow jest teraz z nią sparowany. Zakładam, że jej powiedział.

background image

~ 15 ~

Cofnęła się, zerkając na swoje ciało zanim rzuciła się do drzwi.

Warknął, ruszając za nią. Złapał ją zanim do nich dotarła i poderwał ją z nóg.

Kopała i walczyła, drapiąc jego ramiona obejmujące ją w talii i klatce piersiowej.

Obrócił się, niosąc ją w kierunku porzuconego przez nich obiadu.

- Spokój – warknął.

- Pierdol się! Mogłam zajść z tobą w ciążę! To jest popieprzone. Ledwo sama się

utrzymuję.

- Zaopiekuję się tobą i każdym naszym młodym.

- Postaw mnie!

Powoli opuścił ją na nogi, ale nie puścił. Nadal miał ciało owinięte wokół jej.

- Weź głęboki oddech.

Skinęła głową i bardziej rozluźnił swój uścisk, gdy go posłuchała. Puściła swój

uchwyt na jego ramionach…

I nagle zaskoczyła go, wyrzucając łokieć do tyłu prosto w jego żołądek.

Stęknął z bólu i wykręciła się. Jej ręcznik spadł, gdy uciekła od niego. Podniósł

głowę, by patrzeć jak biegnie. Tym razem ominęła drzwi, zamiast tego kierując się do
łazienki.

Potarł brzuch, znajdując tam czerwony ślad. Pochylił się, podniósł jej ręcznik i

powoli podążył za nią. Znowu zachowywała się jak ofiara.

Uśmiechnął się. Mogła być zła, ale był zdeterminowany zmusić ją, żeby

zaakceptowała go jako swojego samca. To po prostu nie będzie łatwe.

Nic, co w życiu być warte, nie powinno być.

background image

~ 16 ~

Rozdział 6

Mary siedziała na klapie toalety z plecami przyciśniętymi do zbiornika, z obiema

stopami opartymi o zamknięte drzwi. Nie miały zamka.

Byłoby znacznie lepiej, gdyby zrobiła to ten pierwszy raz, kiedy była w łazience w

hotelu na górze, zamiast zdecydować się wrócić na przyjęcie i wylądować w wylocie
wentylacji. Nie spotkałaby Lasha.

- Mary?

Jego głęboki głos zdenerwował ją.

- Odejdź!

Przekręcił klamkę i spróbował otworzyć drzwi. Zablokowała nogi. Pchnął trochę,

ale nie dodał zbyt dużego nacisku. Przestał, puścił klamkę. Jego warknięcie jeszcze
bardziej ją wkurzyło. Ona była tą, która miała powód do wściekłości.

- Mary – powtórzył.

- Jesteś głuchy? Przyszłam tutaj, żeby uciec od ciebie. Zostaw mnie w spokoju. Idź

ukryj się na swoim łóżku. Jestem pewna, że w tej chwili źli ludzie atakują Rezerwat, ty
paranoiczny dupku. Bądź bezpieczny na swojej kuloodpornej platformie.

- Dzieci są dobrą rzeczą. Są słodkie. Nasz syn będzie wyglądał dokładnie jak ja.

Spróbował ponownie drzwi, ale zatrzasnęła je, kiedy otworzył je na cal.

- Mary, jesteś nierozsądna.

- Nierozsądna? Co powiesz na nie używanie prezerwatyw wiedząc, że możesz mnie

zapłodnić, i powiedzenie mi o tym dopiero po fakcie? Wiesz, jaka byłam ostrożna,
odkąd zaczęłam uprawiać seks, by tego uniknąć? Zawsze przechodziłam na
antykoncepcję, kiedy zaczynałam się z kimś widywać i kazałam im używać
prezerwatyw. Używałam podwójnej ochrony, do cholery! Zawsze!

- Nie lubisz dzieci?

- Nigdy tak naprawdę o tym nie myślałam, ponieważ wcześniej nie byłam mężatką,

ani nie byłam zaręczona. Tak to działa. Umawiasz się, by zobaczyć, czy to jest ktoś, z

background image

~ 17 ~

kim chcesz spędzić swoje życie. Potem myślisz o przyszłości. Małżeństwie. Dzieciach.
W tej kolejności. Po prostu nie uwodzisz kogoś i nie zatrzymujesz go.

- Jestem Gatunkiem.

- A ja nie!

- Czy będziemy rozmawiać z drzwiami między nami?

Otuliła się ciaśniej ręcznikiem wokół jej piersi, który złapała wchodząc do łazienki.

- Tak. Czuję się tutaj bezpieczniej.

- Nigdy cię nie skrzywdzę.

- Już to zrobiłeś, jeśli mnie zapłodniłeś. Jak wyjaśnię to moim rodzicom?

Powiedziałeś młode! Potrafisz sobie wyobrazić? Cześć, mamo i tato, zgadnijcie?
Spotkałam faceta, pięć minut później pozwoliłam mu się pieprzyć i oto wasz wnuk
lwiątko. Jestem pewna, że będą zachwyceni. Będę niezamężną matką lwiego dziecka.
Prawdopodobnie spróbuje mnie zaatakować, kiedy będę go pielęgnować. Zwierzęta
mnie nienawidzą.

Wydał dziwny dźwięk, który brzmiał jak chichot.

- Czy ty się śmiejesz?

Odchrząknął.

- Nie.

- Myślałam, że Nowe Gatunki nie kłamią. – Postawiła stopy na podłodze i wstała,

szarpnięciem otwierając drzwi. Stał tam z uśmiechem na twarzy. Chciała go uderzyć. –
Jesteś rozbawiony? Poważnie?

- Jesteś zabawna. Nauczę cię jak nie zachowywać się jak zdobycz. Nasze dziecko

nie spróbuje cię poturbować. Pokocha cię. I nie będziesz niezamężna. Jesteś moją
partnerką. Powiedziałem, że cię poślubię.

- Jak miło z twojej strony.

Skrzyżował ręce na szerokiej klatce piersiowej.

- Skończyłaś już wrzeszczeć na mnie?

- Nie.

background image

~ 18 ~

- Jesteś kłującą kobietą.

- Jesteś kutasem.

- Jestem Gatunkiem i wiem, czego chcę.

- Nie mogę teraz z tobą rozmawiać. – Spróbowała ponownie zamknąć drzwi.

Poruszył się szybko, chwytając ją jedną ręką i wyciągając z małego pomieszczenia.

- Jesteś zaskoczona moimi wiadomościami. Rozumiem. Powinienem był poczekać,

żeby ci to powiedzieć.

- Kiedy? – Ścisnęła górę ręcznika, żeby nie spadł. Już jeden zgubiła. – Przed lub po

tym jak zacznę wymiotować od porannych mdłości?

- Szukasz powodu, żeby ze mną walczyć, bo jesteś nastawiona na zaprzeczanie, że

jesteś moją partnerką.

Była wściekła na jego spokojną logikę.

- Okej. Co jest dobrym powodem do rozpoczęcia z tobą kłótni? Umieram, by

usłyszeć odpowiedź, skoro uprawianie ze mną seksu i nie wspomnienie, że mogę zajść
w ciążę, nim nie jest.

- Nie jestem pewien, czy chcę, żeby twoi rodzice kręcili się przy moim młodym. Nie

wiem, czy mogę im zaufać.

Jej szczęka opadła.

- Zapytałaś. Oczekuję, że będziesz się o to ze mną kłócić.

- O mój Boże. Co myślisz? Że skrzywdzą własnego wnuczka? Oni są moimi

rodzicami. Wychowali mnie.

- Spodziewam się, że będą niedorzeczni i kłujący, tak jak ty. Prawdopodobnie to od

nich nauczyłaś się tego zachowania. Może oni też zachowują się jak ofiary i będą tak
przerażeni, że próbują skrzywdzić nasze młode.

- Nigdy by tego nie zrobili!

- Nie znam ich.

- I nigdy ich nie spotkasz. Wiesz dlaczego? To by sugerowało, że zostanę z tobą… i

tak się nie stanie.

background image

~ 19 ~

Warknął nisko, jego oczy zwęziły się.

- Chciałaś tematu do kłótni. To był tylko przykład.

- Ale mówiłeś poważnie.

- Muszę spotkać się z twoimi rodzicami, żeby dowiedzieć się jak na mnie zareagują

zanim pokażę ich naszemu młodemu.

Była tak wściekła, że to odebrało jej mowę, ale szybko doszła do siebie.

- Jesteś najbardziej aroganckim mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkałam!

- Arogancki nie jest złym słowem. Nauczyłem się tego. To oznacza dumny.

- Niedokładnie. To oznacza, że jesteś zarozumiały i nachalny.

- Jestem Gatunkiem.

- Czy to twoja odpowiedź na wszystko?

Wzruszył ramionami.

- Jestem gotowy przymknąć oczy na twoje wady, ponieważ jesteś człowiekiem.

- Jakie wady? – Spojrzała na niego ze złością.

- Zachowujesz się jak ofiara i nie chcesz być rozsądna. To są ludzkie cechy.

- Po prostu nie mogę się z tobą dogadać. – Wyciągnęła ręce i pchnęła jego klatkę

piersiową. – Rusz się. Muszę iść walić w drzwi, dopóki ktoś mnie stąd nie wypuści. Idę
do domu.

Ku jej zaskoczeniu odsunął się na bok i przemaszerowała obok niego, przez

łazienkę, i ruszyła przez duże wnętrze piwnicy. Popełniła błąd, oglądając się do tyłu,
tylko po to, by zdać sobie sprawę, że idzie tuż za nią.

Zatrzymała się, okręciła i uniosła brodę.

- Odczep się!

- Jesteś moją partnerką. – Uśmiechnął się. – Prawdopodobnie moją ciężarną

partnerką.

- Lepiej nie. – Odwróciła się i znów pospieszyła w stronę drzwi. Zrobiła zaledwie

dziewięć kroków zanim jego ramię owinęło się wokół niej i przyciągnął ją do swojego

background image

~ 20 ~

ciała. Musiała puścić ręcznik, żeby złapać jego ramię pod jej piersiami.

- Pozwolę twoim rodzicom poznać nasze młode. Prawdopodobnie i tak uciekną,

kiedy go zobaczą. Może będą się bać ugryzienia.

Zamknęła oczy, próbując opanować swój temperament. Jeden. Dwa. Trzy. Cztery.

Pię…

Nagle podniósł ją z nóg, zanurzając nos przy jej gardle. Wyszło z niego niskie

warknięcie.

- Chcę cię ugryźć, ale spodoba ci się to.

Jej oczy otworzyły się i poruszyła się w jego uścisku.

- Postaw mnie!

- Nigdy. Jesteś moja, Mary. Chcę cię głaskać.

- A ja chcę cię uderzyć.

Zachichotał.

- Podoba mi się jak jesteś taka porywcza. Cieszę się, że już się mnie nie boisz. –

Opuścił twarz i zaczął składać gorące, mokre pocałunki na jej ramieniu. – Ale z ciebie
seksowna partnerka. Pozwól mi się tobą zaopiekować.

Nie walczyła z nim. W tej chwili dobrze było być trzymaną. Co jeśli zaszła w ciążę

z jego dzieckiem? Nie, młodym, poprawiła mentalnie.

Część niej chciała mu uwierzyć, kiedy mówił takie słodkie rzeczy jak przed chwilą.

Mógł chcieć ją zatrzymać i myśleć, że może troszczyć się o rodzinę, ale był trochę
dziecinny, jeśli myślał, że życie może być tak proste. Nie było.

ONG mogło zapewnić mu swego rodzaju bezpieczną przystań w tym ogromnym

pokoju zaprojektowanym na jego dom, ale wątpiła, by ktokolwiek, kto tu rządzi,
wiedział, że jest z Lashem. W przeciwnym razie, przyszliby po nią i wyrzucili z
Rezerwatu.

- Mary? O czym teraz myślisz? – Opuścił ją na stopy.

Walczyła ze łzami i wygrała.

- To nie może zadziałać między nami.

background image

~ 21 ~

- Zadziała.

Skręciła się w jego ramionach, a on rozluźnił swój uchwyt na tyle, by mogła stanąć

do niego twarzą. Jego wzrost sprawiał, że musiała mocno przechylić głowę do tyłu.
Jego oczy były piękne i takie intensywne.

- Nie masz pojęcia, o czym mówisz.

Zaskoczył ją, ponownie ją podnosząc i przytrzymując przy jego klatce piersiowej,

by umieścić ich twarze prawie na tym samym poziomie.

- Biorę sparowanie się z tobą na poważnie. Gatunki nie kłamią, Mary. To nie jest

gra. Nie jestem podobny do ludzkich samców, którzy cię skrzywdzili. Robię
zobowiązanie na całe życie. Rozumiesz? Nie chcę innej samicy i nigdy cię nie
opuszczę. Nie pozwolę również odejść tobie. Nie bój się też mieć moich młodych. ONG
ma jednych z najlepszych lekarzy, jeśli to cię martwi. Urodziły się inne dzieci
Gatunków i wszystkie, wraz z ich ludzkimi matkami, są zdrowe. Nie ma się czego bać.
Po prostu uspokój się i odpręż. Wpuszczę twoich rodziców do naszego życia, jeśli
zechcą. Twoje szczęście ma dla mnie znaczenie.

Położyła dłonie na jego ramionach i pragnęła mu uwierzyć. Mógł mówić to

poważnie w tym momencie, ale później pożałuje wszystkiego. To było po prostu
szalone, spotkać kogoś i złożyć takie dziwaczne obietnice. Byli zbyt różni, żeby na
dłuższą metę to mogło działać między nimi.

- Nie wydajesz się być przekonana – wychrypiał. – Powiedz mi, jakie masz

wątpliwości lub obawy. Wyglądasz na trochę przestraszoną mną. – Powąchał. –
Również tak pachniesz. Nie skrzywdzę cię.

Wzięła głęboki oddech i złapała go mocniej, lubiąc twardość jego ramion pod

swoimi dłońmi.

- Wciąż mówisz o tym, jakie są Gatunki, ale zapominasz, że nie jestem jednym z

nich, Lash. Co jeśli odkryjesz, że jesteśmy zbyt różni? Bo jesteśmy, wiesz. Co się
stanie, jeśli zerwiemy ze sobą po tym jak będziemy mieli razem dziecko? Czy ONG
wypchnie mnie za bramę z naszym dzieckiem, albo gorzej, nie pozwoli mi zbliżyć się
do własnego dziecka? – Ta koszmarna sytuacja przeraził ją jeszcze bardziej, gdy
mówiła. – O mój Boże. Mogliby to zrobić? Trzymać mnie z dala od mojego własnego
dziecka? Prawo tutaj nie obowiązuje, prawda? Te mury otaczające to miejsce
powstrzymają mnie przed zobaczeniem mojego własnego dziecka!

background image

~ 22 ~

Lash warknął nisko i obrócił się, rozglądając się. Zaniósł Mary do jedzenia, które

porzucili i usiedli, sadzając ją na swoich kolanach. Przytrzymał ją mocno jednym
ramieniem i sięgnął po brownie na talerzu. Podał jej to.

- Zjedz to i oddychaj, partnerko. Samice lubią czekoladę, jak mi powiedziano, i to

sprawia, że są szczęśliwe.

Nie przyjęła go.

- Jesteś teraz poważny? Odłóż to zanim rzucę ci nim w twarz.

Położył brownie z powrotem na talerzu i przytrzymał ją obiema ramionami.

- Nikt nie wykopie cię z Rezerwatu ani nie będzie trzymał z dala od naszych

młodych. To głupie ludzkie gadanie. Tak samo jak myślenie, że zerwiemy. Znam ten
termin. Gatunki tego nie robią, kiedy się sparują. Czasami będziemy się kłócić, ale
nigdy się nie rozdzielimy. Jestem świadomy tego, że jesteś człowiekiem, ale jesteś ze
mną. Jestem wystarczająco uparty za nas dwoje. Słyszałaś mnie, kiedy powiedziałem,
że nigdy nie pozwolę ci odejść? Taka jest prawda. Denerwujesz się rzeczami, które się
nie zdarzą. – Zamknęła oczy. – Mary? – Miał nadzieję, że nie będzie płakała. Widział
łzy w jej oczach, a jej ton nie był tym, który lubił. – Nigdy nie pozwolę, żeby ktoś lub
coś skrzywdziło cię w jakikolwiek sposób.

Oparła się o niego i położyła policzek na jego piersi.

- Sprawiasz, że to brzmi tak łatwo, ale nic nigdy nie jest.

Był sfrustrowany, że go nie słucha. Ludzie potrafili być tacy irracjonalni. Wiedział

to.

- Jesteś tutaj ze mną.

- ONG nie spodoba się, że mnie zatrzymasz. Wyrzucą mnie.

Prychnął.

- Teraz znów jesteś głuptasem. Każdy Gatunek chce partnerki. Będą za nas

szczęśliwi. Chcesz, żebym zadzwonił do Justice’a i powiedział ci, że możesz zostać?

Wydawała się być zaskoczona, kiedy przekręciła się na jego kolanach, wpatrując się

w niego. Jej oczy były bardziej okrągłe niż zwykle, jej usta lekko otwarte.

- Co? – Nie wiedział, co powiedział, że to wywołało u niej taką reakcję.

background image

~ 23 ~

- Justice’a Northa? Lidera Organizacji Nowych Gatunków?

- Nie znam żadnego innego Justice’a.

- Znasz go?

- Tak. Przyjeżdża do Rezerwatu. On i jego partnerka zostają nawet czasami w

Dzikiej Strefie.

- Poznałeś również Jessie?

- Oczywiście.

Wydawała się nad tym rozmyślać.

- O czym teraz myślisz?

- Sądzę, że pozwoli mi zostać, skoro się z nim przyjaźnisz. Po prostu założyłam…

- Co? Że nie pozwolą mi na partnerkę, ponieważ jestem Gatunkiem z Dzikiej

Strefy? Valiant ma partnerkę. Wszyscy jesteśmy Gatunkami. Justice nie traktuje nas tak
jak robiło to Mercile. Jesteśmy dla niego rodziną. Nie ma znaczenia, czy zostaliśmy
wychowani w klatce czy w celi.

Zmarszczyła brwi.

- O czym teraz myślisz? – Był ciekawy jej procesów myślowych. Trudno było ją

rozgryźć.

- O niczym.

- Nie kłam, Mary.

Westchnęła i przytrzymała jego spojrzenie.

- Jednak nie mieszkamy jak inne Gatunki. Mel pokazał mi miejsce Snowa. Byłam

ciekawa, gdzie się przeprowadziła, i poszłyśmy tam, kiedy ubierała się na ślub. On
mieszka w tym hotelu. To ładny apartament na drugim piętrze. Ty mieszkasz w
piwnicy.

- Ach. – Teraz zrozumiał. – To mój wybór. Podoba mi się tutaj. – Puścił ją jednym

ramieniem i machnął ręką. – Uwielbiałem być na dworze w Dzikiej Strefie i nie lubię
przebywać w pobliżu wielu innych ludzi. Nawet Gatunków. Nie mówiłem wiele
dorastając. Nie czuję się komfortowo w zbędnych rozmowach. – Wzruszył ramionami,

background image

~ 24 ~

ponownie trzymając ją oboma ramionami. Lubił jej ciężar na swoich kolanach. – Lubię
rozmawiać z tobą.

Uśmiechnęła się lekko.

- Nawet gdy sprzeczam się z tobą?

- Nawet wtedy. Jestem tobą zafascynowany.

Jej twarz spoważniała.

- Co się stanie, gdy się mną zmęczysz? Wszystkie związki są dobre na początku.

- To się nie stanie, Mary. Kiedy znajdujesz partnerkę, nie chcesz żadnej innej

samicy, i to się nigdy nie zmieni. Teraz znowu szukasz powodów do sprzeczki.
Przestań. Zjedz swoją czekoladę.

- Jesteś taki apodyktyczny. – Zmrużyła oczy. – I nie mów, że jesteś Gatunkiem.

Uśmiechnął się.

Poruszyła się na jego kolanach i sięgnęła po mały talerz. Wyprostowała się, biorąc

kęs ciastka. Obserwował wyraz jej twarzy, gdy zamknęła oczy i przeżuwała. Wydawała
się nim delektować. Był zadowolony. Ciche dźwięki rozkoszy, jakie wydawała,
podnieciły go. Da jej dużo więcej brownie, jeśli smakołyki tak ją uszczęśliwiały.

- Boże. Rezerwat ma najlepsze jedzenie. – Otworzyła oczy i dała mu do ugryzienia.

Potrząsnął głową.

- Nie jem czekolady.

Uniosła brwi.

- Nie?

- To sprawia, że mój żołądek źle się czuje. Zamiast tego lubię owoce.

- Och. Może dlatego, że jesteś po części lwem lub czymś takim.

- Może. Uwielbiam lody, ale nie czekoladę.

- Jaki jest twój ulubiony smak?

- Wanilia.

- Jesteśmy tacy różni.

background image

~ 25 ~

- Przestań szukać wymówek, żeby nie być moją partnerką. Jesteśmy kompatybilni.

Chcesz, żebym zabrał cię do naszego łóżka i znów ci pokazał?

Jej wzrok odwrócił się od jego i skrzywiła się na platformę.

- To jest powód do zerwania, Lash. Musimy pójść na kompromis.

- Tam jest dla nas bezpieczniej. Lepiej śpię wiedząc, że jesteśmy tam, gdzie ludzie

nie dotrą do nas, jeśli naruszą ochronę.

- Odmawiam, żebyś skakał ze mną przez cały dzień. Nie jesz czekolady, ponieważ

to wzburza twój żołądek. Tak się dzieje z moim, kiedy zabierasz mnie tam na górę lub
schodzisz na dół.

- Ludzie atakują ONG, Mary.

Westchnęła i spojrzała na niego, kończąc brownie. Jej umysł pracował. Widział

emocje migające w jej oczach. Czekał, wiedząc, że wkrótce z nim porozmawia.
Podobało mu się to w jego partnerce. Miała dużo opinii i słów do powiedzenia.

- Co się stanie, jeśli będziemy mieć dziecko? Ono pełza. Może spaść z platformy.

Pomyślałeś o tym?

Nie zrobił tego.

- Każę im podłożyć mnóstwo mat. Nie zostałaś ranna, kiedy wylądowałaś na matach

po tym jak wypadłaś z otworu wentylacyjnego. Jest prawie tak wysoko jak moje łóżko.
Nasz syn nie zostanie ranny.

- Powód do zerwania, Lash. To znaczy, że nie mogę z tym żyć. Łóżko musi zejść na

dół.

Warknął, bo nie spodobało mu się jej żądanie.

Poruszyła się w jego ramionach, ale nie puścił jej. Postawiła talerz i obróciła się

twarzą do niego, kładąc ręce na jego piersi. Lubił, kiedy go głaskała, co robiła w tym
momencie.

- Próbujesz manipulować mną przez dotyk? – Nie miał zamiaru przyznać się, że to

działa. Czuł jak mięknie, chcąc dać jej wszystko, o co poprosi.

- Nie. Chcesz, żebym poświęciła całe moje życie, żeby tu zamieszkać. Czy

proszenie o to, żeby łóżko zeszło na dół, żebym mogła wejść i wyjść z niego bez
żadnych cyrkowych akcji, to za dużo? Spotkajmy się w połowie drogi.

background image

~ 26 ~

Westchnął, nie podobały mu się jej słowa, ale zrozumiał.

- Możemy obniżyć je półtora metra.

- Półtora metra od podłogi?

Potrząsnął głową.

- Z miejsca, gdzie jest teraz.

Jej palce bawiły się futrem na jego piersi.

- Bądź rozsądny, Lash. Myślę o przeprowadzce tutaj, żeby zamieszkać z tobą.

Łóżko musi być wystarczająco nisko, żebym mogła wejść i wyjść bez twojej pomocy.

- To ryzyko bezpieczeństwa. Nie zostawisz mnie, Mary. Nie pozwolę ci odejść.

Przestała go głaskać i wbiła paznokcie w jego pierś. To nie było wystarczające, by

zranić, ale mógł powiedzieć, że ją sfrustrował. Czy nie rozumiała, że próbował ją
chronić? Otworzył usta, żeby ostrzec ją o niebezpieczeństwie ponownego ataku, ale
odezwała się zanim zdążył.

- A co z bezpiecznym pokojem? ONG zbudowało ci to wszystko. Może rozważą to.

Zmarszczył brwi.

- Co to jest?

- Pomyśl o bunkrze. To jest pomieszczenie zaprojektowane, żeby nikt się nie

włamał. Grube ściany, podłoga i sufit. Nie mam klaustrofobii. A ty?

- Co to znaczy?

- Strach przed małymi, zamkniętymi przestrzeniami. Może mogliby to

zaprojektować, żeby przypominało jaskinię. Czy lwy ich nie lubią? Możemy mieć go
otwartego, ale jeśli ktoś będzie chciał włamać się do piwnicy, można go zamknąć, żeby
zapewnić nam w środku bezpieczeństwo.

Nie był pewien.

- Porozmawiam o tym z Torrentem, lub Jadedem.

Znów się do niego uśmiechnęła.

- Dziękuję.

background image

~ 27 ~

- Muszę cię teraz zabrać do łóżka. – Pragnął swojej partnerki.

- Właśnie zjadłam. Nie mogę skakać w tej chwili. Zaufaj mi, to jest ciężkie dla

mojego żołądka. Nie sądzę, żeby rzyganie, podnieciło kogoś z nas.

Warknął i podniósł ją ze swoich kolan. Wstał i wyciągnął rękę, podnosząc Mary na

nogi.

- Chodź ze mną. Te maty przydadzą się do czegoś.

- Te, na które spadłam?

- Są miękkie i niezbyt wysokie.

- Możesz wziąć dla nas jakieś poduszki? Może koc? Nie chcę leżeć naga na plastiku

lub jakimkolwiek innym materiale.

Uśmiechnął się.

- Zaraz wracam. – Puścił ją i rozpędził się, skoczył i wylądował na najniższej

platformie. Odwrócił się, spojrzał na drugą i przykucnął. Wyskoczył i wylądował na
niej. Pod nim usłyszał jak Mary przeklina.

Uśmiechnął. Bała się, że nie trafi. Nie wiedziała, jakie to było dla niego łatwe.

background image

~ 28 ~

Rozdział 7

Mary unosiła się na plecach, wpatrując się w oświetlony wodospad. Małe światła

były wszędzie wokół niej po bokach basenu. Woda wciąż była przyjemnie ciepła. Lash
zrobił coś, żeby włączyć światła podobne do gwiazd na suficie ciemnego pokoju.

Piwnica zdecydowanie została zamieniona w jedną z najfajniejszych wewnętrznych

pomieszczeń, jakie kiedykolwiek widziała.

Mała fala na wodzie wyrwała ją z myśli i przetoczyła się, patrząc jak Lash wchodzi

z nią do basenu. Był nagi, a widoku wszystkich jego mięśni i jego cudownego ciała nie
było dość.

Podpłynęła w jego stronę, gdzie stał w basenie. Nie był głęboki, prawdopodobnie

jakieś dwa metry. Wyciągnął ramiona i owinęła się wokół niego.

- Myślałem, że poczekasz za mną.

Uśmiechnęła się.

- Przepraszam. Umierałam, żeby wypróbować ten basen. Jest niesamowity.

- Chciałem większy, ale to było najlepsze, co mogli zrobić.

- Jest idealny.

- Ty jesteś idealna, partnerko.

Często mówił takie rzeczy, które sprawiały, że czuła się seksownie i wspaniale.

- Kocham światła.

- Kiedyś wspinałem się na drzewa i spałem pod gwiazdami. – Spojrzał w górę. –

Wspomniałem o tym, więc je założyli. To nie to samo. Nie mam tutaj księżyca.

Jego wyznanie zaskoczyło ją.

- Spałeś czasami na drzewach? – Jej spojrzenie pomknęło do łóżka wiszącego pod

dachem. – Och, to dlatego lubisz swoje łóżko tak wysoko?

- Leo zbudował platformę na jednym ze swoich drzew, ale ja po prostu spałem w

gałęziach. Teraz rozumiem, dlaczego chciał płaskiej powierzchni. Moje łóżko jest

background image

~ 29 ~

bardziej wygodne niż grube konary, na których spałem.

- Leo?

- Jest taki jak ja.

- Człowiek lew?

Pokiwał głową.

- Ale ma ogon.

Nie była pewna, co na to powiedzieć.

- Czy on jest twoim przyjacielem?

- Tak. Czasami mnie odwiedza. Poznasz go. Myślałem o twojej sugestii jaskini. Leo

ma taką. Poproszę o zbudowanie takiej, ale na mniejszą skalę.

- Nie wiedziałam, że w tej okolicy są jaskinie.

- To dom, który zbudowali dla niego głównie pod ziemią. Z zewnątrz przypomina

jaskinię. To pomaga nam czuć się bezpieczniej przed ludźmi. Są tam drzwi
antywłamaniowe, które może aktywować, żeby zamknąć je na wypadek ataku.

Bardzo ją zasmuciło, że niektóre Nowe Gatunki tak bardzo bały się ludzi. Nie

zauważyła tego w przypadku tych, którzy odwiedzali restaurację. Wszyscy wydawali
się czuć swobodnie mieszając się z mieszkańcami. Może to był tylko problem dla takich
jak Lash. To sprawiło, że chciała przytulić go trochę mocniej, żeby zapomniał o
wszystkich okropnych rzeczach, jakie przeżył w przeszłości. Nienawidziła Mercile.

Nie przegapiła tego, że bał się ludzi prawie tak samo jak ona bała się Nowych

Gatunków.

Mary wsunęła palce w jego włosy i zbliżyła się do jego ust. Natychmiast rozchylił

usta, kiedy go pocałowała. Warknął, jego klatka piersiowa zadudniła przy jej.

Poznali nawzajem swoje usta na matach po drugiej stronie pokoju. Była

zszokowana, gdy odkryła, że nigdy wcześniej nikogo nie całował. Ale Lash szybko
podłapał jak całować i już był w tym mistrzem. To jej nie zaskoczyło. Był bardzo
namiętnym mężczyzną. Rzeczy, które mógł zrobić jej ciału, sprawiły, że nagląco otarła
się o niego, nawet teraz. Zawsze sprawiał, że dochodziła, w łóżku nigdy nie zostawiał
jej podnieconej i niespełnionej jak inni mężczyźni. Zawsze najpierw dawał jej orgazm,

background image

~ 30 ~

by upewnić się, że jest wystarczająco mokra, żeby wziąć go bez bólu. To była dobra
rzecz, ponieważ był tutaj większy niż człowiek.

Rozległo się dzwonienie i Lash warknął, kończąc pocałunek.

- Ktoś idzie. – Odwrócił się w wodzie, podniósł ją i posadził na krawędzi basenu. –

Idź natychmiast do łazienki. Zostań tam, dopóki po ciebie nie przyjdę.

Telefon przy drzwiach zamilkł i zawahała się.

- Jesteś naga. Nie chcę, żeby samce widzieli cię taką. – Lash wyszedł z wody obok

niej, objął ją w talii i zsunął się wraz z nią z nasypu pokrytego sztucznym mchem.

Sapnęła, gdy stanął, a potem przerzucił ją przez ramię.

- Potrafię chodzić. To jest niegodne. Postaw mnie.

- Nie wiem, co to znaczy i nie obchodzi mnie to. Żadni inni samce nie zobaczą

mojej partnerki nagiej. – Wpadł do łazienki, zatrzymał się przy jednej umywalce i
delikatnie opuścił ją, aż jej tyłek wylądował na blacie. – Zostań tutaj. – Odwrócił się,
złapał ręcznik i wrócił do niej. Zarzucił go wokół niej, jakby to był koc. – Bądź
grzeczna. Słuchaj mnie.

Nie spiesząc się zerwał kolejny ręcznik ze ściany zanim wyszedł z łazienki.

Ciekawość kazała jej ześlizgnąć się z blatu, mocniej owinąć ręcznik wokół ciała i
wepchnąć róg materiał u góry, by utrzymać go na miejscu.

Część niej martwiła się, że ONG przyszło z żądaniem, żeby odeszła. Nie mogli być

szczęśliwi z powodu przypadkowego człowieka przebywającego tutaj. Lash będzie z
nimi walczył. Mógł zostać ranny i to ją przeraziło. Już się w nim zakochała.

Ta świadomość sprawiła, że cicho przeklęła, i zatrzymała się w drzwiach łazienki.

Zakochała się w Lashu.

Jak mogła nie? Mógł być nachalny, uparty i despotyczny. Ale w zamian ona też nie

była dla niego miła. A sposób, w jaki na nią patrzył, dotykał jej i niektóre te
niewiarygodnie słodkie rzeczy, jakie powiedział, złamały jej postanowienie, żeby nie
angażować się emocjonalnie.

- Jestem cholernie przywiązana – przyznała na głos. – Niech to szlag.

Wzięła kilka głębokich oddechów, sprawdziła jak bezpieczny jest jej ręcznik, i

cicho wymknęła się z łazienki. Miała nadzieję, że Lash nie zauważy, ponieważ drzwi

background image

~ 31 ~

znajdowały się po drugiej stronie dużej piwnicy.

Ulgą było to, że światła pozostały przyćmione i nikt ich nie rozjaśnił. Ale dźwięk

kłócących się męskich głosów sprawił, że zamarła na miejscu.

- Nie – warknął Lash.

- Musisz słuchać rozumu – krzyknął inny głos. – Nie możesz po prostu trzymać

samicy, ponieważ przypadkowo wpadła do twojej kryjówki. Ludzie uznają to za
porwanie.

- Ludzie nie mogą po nią przyjść. – Lash brzmiał na wściekłego. – Zabiję ich, jeśli

spróbują.

- Do cholery, Lash. – Głos mężczyzny złagodniał i nie mogła dosłyszeć reszty tego,

co powiedział, tylko że mówił dalej.

Podkradła się bliżej, żałując, że przez wodospad nie słyszy całej ich rozmowy.

To była jej szansa na ucieczkę. Wszystko, co musiała zrobić, to krzyczeć o pomoc.

Ktoś z ONG najwyraźniej przyszedł sprawdzić jej samopoczucie. Jednak nie wydała
żadnego dźwięku, próbując cicho podkraść się wystarczająco blisko, by podsłuchać
rozmowę o niej.

- Musisz wyjść, Jaded. – Lash prawie wyryczał te słowa.

Wzdrygnęła się i wyjrzała zza jednego ze sztucznych drzew, próbując trzymać się

cienia. Widok Lasha stojącego naprzeciw czterech Nowych Gatunków wywołał jej
niepokój o jego bezpieczeństwo. Był największym z tego grona, ale przewyższali go
liczebnie. Co jeśli go zaatakują? Mógł zostać poważnie ranny.

Troje z nich miało na sobie mundury, ale widok Nowego Gatunku w czarnym

smokingu zaskoczył ją… dopóki nie dodała imienia, jakie wymówił Lash, do twarzy.
Jaded Wild był gwiazdą. Wiele razy widziała go w telewizji, kiedy transmitowali
wydarzenia charytatywne dotyczące zwierząt, w których uczestniczył.

- Przynajmniej pozwól mi z nią porozmawiać. – Ton Jadeda podniósł się, był nieco

szorstki. – Czy ona jest w twoim legowisku?

- Nie chcę innych mężczyzn w pobliżu niej.

- Lash, przyszedłem tutaj porozmawiać z tobą, ponieważ wiem, że zachowasz przy

mnie spokój. Jesteśmy przyjaciółmi. Torrent chciał po prostu sprowadzić zespół, który

background image

~ 32 ~

cię zdejmie, żebyśmy mogli uzyskać dostęp do kobiety, i zobaczyć, czy ona w ogóle
chce być tu z tobą. Nie zmuszaj mnie, żebym wyglądał jak osioł, gdy będę zmuszony
przekazać to Torrentowi po tym jak kłóciłem się w twoim imieniu. Chcę tylko
porozmawiać z samicą, upewnić się, że chce z tobą zostać, i uniknąć wszelkiego rodzaju
przemocy.

Lash powiedział coś nisko, ale nie usłyszała tego.

- Wiem o tym – odpowiedział Jaded. – Jak myślisz, u diabła, dlaczego chciałem

załatwić to wszystko spokojnie i rozsądnie? Muszę tylko z nią porozmawiać i usłyszeć
jak mówi, że chce zostać z tobą. Nie proszę o wiele.

Lash warknął.

Jaded westchnął i położył ręce na biodrach.

- Panno Muller? – krzyknął. – Proszę, odezwij się do mnie.

Lash warknął głośniej i rzucił się. Próbował pchnąć Jadeda Wilda, ale Gatunek

potoczył się tylko nieznacznie zanim sam pchnął.

- Do cholery, nie zmuszaj mnie do zdjęcia marynarki. Nie jestem wrogiem. Chcę

tylko porozmawiać z twoją samicą.

- Myślisz, że skrzywdziłbym moją partnerkę? – warknął Lash.

- Nie – odwarknął Jaded. – Ufam ci, Lash. Jednak ona jest człowiekiem, do diabła!

Staramy się jak diabli zachować z nimi pokój. Jej ludzie wydają się jeszcze nie
wiedzieć, że zaginęła, ale w pewnym momencie jej rodzina lub przyjaciele skontaktują
się z Szeryfem Cooperem w sprawie jej zniknięcia. Bardzo chcielibyśmy uniknąć złej
prasy. Chcę, żeby zadzwoniła do kogoś, kto jak sądzi może się martwić, kiedy nie
otrzymają od niej wiadomości, by uniknąć koszmarnego rozgłosu. Już widzę te
nagłówki. Nowe Gatunki trzymają gości weselnych, jako zakładników, albo podobne
temu gówno.

Lash warknął.

Jaded sięgnął do kieszeni i wyciągnął coś.

- To jest jej telefon. Udało nam się go odzyskać z otworu wentylacyjnego.

Chciałbym jej go dać i poprosić, żeby wykonała wszelkie telefony, jakich potrzebuje,
by powstrzymać ludzi przed pojawianiem się u naszych bram. Chcielibyśmy również
naprawić klimatyzację. Może nie zauważyłeś, bo wciąż dostajesz tu chłodne powietrze,

background image

~ 33 ~

ale ten zniszczony odcinek, przez który wypadła, oznacza, że już nie dmucha w
niektórych częściach hotelu. Mam teraz we wspomnianych sekcjach mnóstwo
wkurzonych, pocących się Gatunków.

Lash nic nie powiedział.

- Cieszę się, że znalazłeś partnerkę, ale nie róbmy z tego wielkiego bałaganu,

dobrze? – Głos Jadeda ściszył się. – Nikt nie planuje zabrać jej od ciebie, chyba że tego
zażąda. Wiem, że chciałeś z nią spędzić czas. Rozmawiałem ze Snowem i Jinxem.
Rozumiem... ale ty musisz zrozumieć, że nie potrzebujemy burzy gówna ze złej prasy
albo Gatunków cierpiących na udar cieplny, ponieważ w ich domach jest za ciepło.
Lubisz jedzenie, prawda? Kuchnia też jest tym dotknięta. Nie ma klimatyzacji.

- Nie pozwolę ci zabrać jej ode mnie. – Lash skrzyżował ramiona na swojej piersi.

Mary słyszała już dość.

- Umieszczę wiadomość na mojej poczcie głosowej, że zatrzymałam się u

przyjaciółki na kilka dni i że zasięg w mojej komórce jest zły, żeby nikt nie wezwał
gliniarzy – zawołała.

Lash okręcił się i warknął, jego spojrzenie szybko ją odnalazło.

- Mówiłem ci, żebyś trzymała się z dala.

- Jesteś taki apodyktyczny. – Oparła się o sztuczne drzewo, ciesząc się, że ukryło

większość niej przed innymi Nowymi Gatunkami. Jej wzrok skierował się na Jadeda
Wilda. – Pozwolimy również ludziom naprawić klimatyzację.

- Nie chcę nikogo blisko ciebie. – Lash podszedł do niej.

- Wiesz jak okropnie jest bez klimatyzacji, kiedy jest gorąco? – Spiorunowała go

wzrokiem. – Zachowasz się samolubnie, jeśli nie pozwolisz im tego naprawić.

- To jest zabawne – prychnął jeden z Nowych Gatunków w mundurze.

Lash dotarł do niej i obszedł pień, zatrzymując się kilka centymetrów dalej.

- Powinnaś być w łazience. Mówiłem ci, żebyś tam została, dopóki po ciebie nie

przyjdę.

- Nie jestem zwierzakiem, któremu możesz rozkazywać – warknęła. – Daj im

naprawić tę klimatyzację, Lash.

background image

~ 34 ~

- Nie chcę samców w pobliżu ciebie!

Jej gniew złagodniał, gdy zobaczyła niepokój w jego oczach.

- Zostanę z tobą, ale muszę ustawić wiadomość na moim telefonie. Pan Wild ma

rację. Moi rodzice i szef będą się martwić, jeśli zadzwonią, ale nie oddzwonię do nich.
Wiedzieli, że idę na ślub Mel. Chciałabym też trochę ubrań i łóżka na podłodze. Ta
mata nie jest najwygodniejsza i już wiesz jak się czuję, gdy mnie tam zanosisz. –
Wskazała na sufit, a potem opuściła rękę, kładąc dłoń na jego piersi. – Wciąż mówisz,
że ludzie są nierozsądni. Szkoda, że nie masz żadnych luster, bo zobaczyłbyś, że
zachowujesz się teraz jak jeden z nich.

- Nie możemy tu zostać, kiedy przyjdzie ekipa remontowa. Są głośni i zdenerwują

mnie. Ich też nie chcę blisko ciebie.

Otworzyła usta, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć, ale szybko przyszło do niej

rozwiązanie.

- Możemy zostać w twojej łazience. Jest ogromna.

- Może będą musieli sprowadzić ludzi, żeby to naprawić. Nie. Nie ufam im, że nie

spróbują cię skrzywdzić. Wściekniesz się, jeśli ich zabiję.

Frustracja wzrosła i Mary zacisnęła zęby. Potrafił być taki paranoiczny.

- Mogę coś zasugerować – zawołał Jaded.

Lash warknął i odwrócił głowę.

- Rozmawiam z moją partnerką. Nie z tobą.

- Przestań być dupkiem – warknął Jaded. – Możesz zostać w apartamencie na

najwyższym piętrze hotelu z dostępem do dachu. Justice go udostępnia, chyba że on i
Jessie nas odwiedzają. Lubi mieć drogę ucieczki. To byłoby tylko na dzień, może dwa.
Współpracuj ze mną, do cholery.

Lash podszedł bliżej, obejmując ją swoim ramieniem.

- Nie lubię czuć się ograniczony w jednym z tych pokoi na górze. Raczej zabiorę

moją partnerkę do Dzikiej Strefy.

- Byłem w twoim domu, Lash. Tutaj będzie jej wygodniej. Do tego, wiesz, że inni

przyjdą cię odwiedzić, jeśli usłyszą, że wróciłeś. Również wątpię, czy chciałaby jeść
tylko rybę lub małą zwierzynę, którą wcześniej upolujesz, zanim przeprowadzi się do

background image

~ 35 ~

hotelu. Personel kuchenny nadal może dostarczać posiłki, jeśli zostaniesz w hotelu.
Wyznaczę oficera do twoich drzwi w przypadku ataku, jeśli to sprawi, że poczujesz się
bezpieczniej w twoim legowisku.

- Mamy tutaj klimatyzację. Powiedziałeś, że jest na górze.

Mary podniosła rękę i uderzyła go w pierś.

- Ale inni nie mają, dopóki nie zostanie naprawiona. Przestań być palantem.

Spojrzał na nią i rozbawienie błysnęło w jego oczach.

- Pogrywasz sobie z nim w tej chwili, prawda? – wyszeptała.

Wzruszył ramionami.

- Może. Będę zadowolony z pójścia z tobą na górę na dzień lub dwa, jeśli

dostaniemy uzbrojony Gatunek za naszymi drzwiami. – Jego spojrzenie opuściło się
wzdłuż jej ciała. – Prawdopodobnie brakuje ci słońca. Zgodzę się na to.

- Potrzebuję ubrań. Rozerwałeś moje i nie mam ochoty przechodzić przez hotel w

ręczniku – przyznała cicho.

- Moja samica chce ubrania – oznajmił głośno Lash, przytrzymując jej wzrok. –

Potem wyjdziemy.

- Ty też mógłbyś coś założyć – odpowiedział Jaded. – Chociaż ręcznik zakrywa

więcej niż twój zwykły strój.

- Moje przepaski są wygodne.

- W porządku. I tak nie opuścisz swojego apartamentu, kiedy cię tam

odprowadzimy. Czy mogę dać twojej partnerce jej telefon? Och, i proszę, niech
zadzwoni do Mel. Nadal jest zdenerwowana na Snowa, że zostawił tutaj jej
przyjaciółkę. Martwi się.

Lash puścił ją.

- Tym razem trzymaj się mnie. Nie chcę, żebyś była blisko innych samców. –

Ruszył w stronę grupy Gatunków. – Przynieś ubrania mojej partnerce i dam jej telefon.

- Wrócimy za około dziesięć minut. Znajdę jej coś do ubrania. – Jaded podał mu

komórkę. – Dziękuję za twój rozsądek.

background image

~ 36 ~

- Tylko nie próbuj jej zabrać – ostrzegł Lash, warczenie wróciło do jego głosu. –

Ona jest moja.

- Nie marzylibyśmy o tym. Jest oczywiste, że chce zostać z tobą. To był nasz

główny problem. Ulżyło nam. Moje słowo jest prawdziwe, Lash. – Jaded cofnął się,
skinął głową i wyszedł z trójką innych Nowych Gatunków.

Mary wyszła zza drzewa i westchnęła.

- Lubisz być trudny dla wszystkich w twoim życiu, prawda? Przynajmniej wiem, że

nie jestem sama.

- Nigdy nie jesteś sama, Mary. Masz teraz partnera. Pójdę wziąć kilka moich

przepasek. Zaraz wracam. – Zmienił kierunek, pobiegł i wyskoczył w powietrze.

Obserwowała go, gdy bezpiecznie dotarł do łóżka. Oparła się o sztuczny pień i

zamknęła oczy, kiedy już tam był. Życie z Lashem nigdy nie będzie nudne.

- Zapomniałeś dać mi mój telefon – krzyknęła do niego.

- Nie zapomniałem.

- Uparty palant – mruknęła czule, a potem znów krzyknęła. – Naprawdę muszę

umieścić na nim tę wiadomość wychodzącą i zadzwonić do Mel. – Miło byłoby też
zobaczyć, czy ktoś dzwonił do niej. Jednak nie zamierzała wspominać o tej części.

Lash zdjął z jednej poduszki powłoczkę i wepchnął w nią balsam, trzy przepaski i

jeden ze swoich pistoletów. Gatunki wysłały Jadeda do rozmowy z nim, wiedząc, że
posłucha swojego przyjaciela. Jaded był tym, który nauczył go strzelać z broni, którą
posiadał. Lubił samca.

Przyjrzał się swojemu łóżku, zastanawiając się, czy kiedykolwiek jeszcze będzie w

nim spał. Mary nienawidziła tego jak wysoko było. Posiadanie partnerki było bardziej
skomplikowane niż sobie wyobrażał. Jednak było w porządku. Była tego warta.

Założył przepaskę, zacisnął w pięści poszewkę i podszedł do krawędzi łóżka.

Szybko zeskoczył i użył mniejszych platform, by znaleźć się na ziemi.

- Dziękuję, że zostałaś, Mary.

Skinęła głową.

- Nie ma za co.

background image

~ 37 ~

Pokazał jej telefon komórkowy, który dał mu Jaded.

- Możesz wykonać swoje telefony.

Podniosła rękę i otworzyła dłoń.

Zawahał się.

- Powiedziałaś, że zostaniesz ze mną. To nie jest sztuczka, prawda? By sprowadzić

tu ludzi po ciebie? – Bardzo by bolało, gdyby go zdradziła.

- Nie zamierzam dzwonić na 9-1-1, by powiedzieć im, że zostałam uwiedziona i

jestem trzymana jako niewolnica seksualna przez niezwykle gorącego lwa, który daje
mi niesamowite orgazmy. Chociaż kusi mnie usłyszeć, jaka byłaby ich reakcja. –
Uśmiechnęła się szeroko.

- To nie jest śmieszne. – Ale pochlebiało mu, że opisała go w ten sposób.

- Trochę jest. Włączę na głośnik, jeśli mi nie ufasz. – Jej humor zanikł.

Czyżby zranił uczucia swojej partnerki?

- Ufam ci, Mary. Po prostu nie wiem, czy już zaakceptowałaś to, że jesteśmy

partnerami. Nadal zachowujesz się jak ofiara. W twojej naturze jest uciekać.

Potrząsnęła otwartą dłonią.

- Daj mi telefon. Zostanę z tobą, Lash. Mogę już być w ciąży. Nie jestem totalną

kretynką.

- Nigdy tak nie myślałem. – Wciąż wahał się, czy dać jej telefon. – Co przez to

rozumiesz? Ludzie na ogół są głupi, ale nie ty, Mary. Jesteś inna.

- Nie myślisz dobrze o ludziach. Ja też nie, jeśli tak pomyślę. Byłam tam, kiedy te

dupki weszły do restauracji. Chcieli zabić Nowe Gatunki. Teraz mogę nosić jednego.
Do tego, coraz bardziej cię lubię. To znaczy, kiedy mnie nie denerwujesz. Ale zaufanie
idzie w obie strony. Daj mi mój telefon, proszę.

Podał go.

- Do łazienki. – Spojrzał na drzwi. Jaded mógł być w stanie pożyczyć ubrania od

jednej z samic mieszkających w hotelu. To nie zabierze dużo czasu, jeśli któraś byłaby
łatwo dostępna, by zapytać. – Chodźmy.

Odwróciła się i ruszyła przed nim.

background image

~ 38 ~

- Doładowali go. To miłe.

- Co doładowali?

- Mój telefon. – Weszła do łazienki i zatrzymała się w środku.

Z ciekawością obserwował jak stuka w ekran. Nie wiedział wiele o urządzeniach.

Proponowano mu jeden, ale odmówił.

- Co robisz?

- Piszę do moich rodziców. Chcą wiedzieć jak ślub Mel. Możesz przeczytać, co

napisałam. – Nagle zesztywniała i obróciła głowę, żeby zerknąć na niego. –
Przepraszam. Zapomniałam. Przeczytam to na głos. Moja mama pyta, Jak ślub? Nigdy
nie powiedziałaś, kogo Mel poślubiła. Proszę powiedz mi, że to nie był jej zastępca
Niewypał.
Odpisałam, Było świetnie. To nie zastępca Niewypał. Opowiem ci o tym,
kiedy będziesz w mieście lub będziemy rozmawiać. Jestem naprawdę zajęta, więc nie
mogę w tej chwili zadzwonić, ale mam nadzieję, że ty i tata świetnie się bawicie.
Kocham cię.

Nie mógł zweryfikować, czy mówi mu prawdę, ale miał taką nadzieję.

- Dziękuję. Kim jest zastępca Niewypał i dlaczego im nie powiedziałaś o Snow’ie?

Nienawidzą Gatunków?

- Nie nienawidzą Nowych Gatunków. Zastępca Niewypał to facet, z którym Mel się

umawiała przez krótki czas, kiedy się tu przeprowadziła. Pracuje dla Szeryfa Coopera,
oczywiście. Jest naszym funkcjonariuszem policji w mieście. Nie powiedziałam im o
Snow’ie, ponieważ to stało się zbyt szybko. Mogliby się martwić. Nie dlatego, że jest
Nowym Gatunkiem. Po prostu zazwyczaj, ludzie spotykają się i biorą ślub po dłuższym
czasie. Moi rodzice kochają Mel. Martwiliby się, gdyby się dowiedzieli, że poślubiła
Snowa w ciągu kilku dni od ich spotkania. Myślę, że skłamię, kiedy wrócą, mówiąc, że
spotykała się z nim od miesięcy, ale to było ściśle tajne.

- Po co kłamać?

Przygryzła dolną wargę, a potem westchnęła.

- Będą czuli się lepiej, jeśli pomyślą, że Mel i Snow byli parą przez dłuższy czas niż

w rzeczywistości, zanim podjęli zobowiązanie na całe życie.

- Co powiesz im o nas?

background image

~ 39 ~

Przełknęła mocno, jakby się zastanawiała.

- Że też spotykałam się z tobą od jakiegoś czasu. Może, że poznaliśmy się, gdy Mel

umawiała się ze Snow’em. Lash, mogę nauczy cię czytać. To znaczy, jeśli chcesz się
uczyć.

Mógłby to rozważyć, gdyby to było ważne dla Mary. Spodobało mu się, że to

zaproponowała.

- Jesteś dobrą partnerką… ale zmieniłaś temat.

Uśmiechnęła się i stuknęła kilka razy w ekran.

- Wiem. Okej. Bądź bardzo cicho. Mam zamiar nagrać nową wiadomość

wychodzącą.

- Co to jest?

- Posłuchaj. – Stuknęła w ekran i sekundy później rozbrzmiał jej głos. – Cześć.

Dodzwoniłeś się do Mary. Znasz zasady. Odezwę się do ciebie, kiedy będę mogła. –
Rozległ się sygnał dźwiękowy. Znów stuknęła w ekran. – To była moja stara
wiadomość. Teraz nagram nową. – Uniosła palec do ust. – Cześć. Dodzwoniłeś się do
Mary. Przez kilka dni spędzam czas z przyjaciółką, a zasięg komórki to loteria. Wrócę
do ciebie, kiedy będę mogła. Znasz zasady. – Przestała mówić i stuknęła w przycisk na
ekranie. – Proszę. – Odwróciła się do niego. – Zrobione.

Był zaskoczony, kiedy podała mu telefon. Wziął go.

- Nadal nie rozumiem, dlaczego planujesz okłamać swoich rodziców.

- Wiem, ale to sprawi, że będą się mniej martwić. Cholera! Muszę zadzwonić do

mojego szefa i Mel. – Znów wyciągnęła rękę.

Zwrócił jej telefon.

- Co zamierzasz powiedzieć?

- Mój szef wie, że Mel wyszła za Snowa. – Dotknęła ekranu. – Nic nie mów.

Zaczęło się dzwonienie i uświadomił sobie, że umożliwiła mu usłyszenie rozmowy.

Odpowiedział szorstki męski głos.

- Cieszę się, że zadzwoniłaś. Mamy dwie dziewczyny, które pojawią się o siódmej

rano na rozmowy kwalifikacyjne. Nie spóźnij się.

background image

~ 40 ~

Zmarszczyła nos.

- Cholera, Joel. Spieprzę ci dzień. Zostaję na trochę z Mel.

- Co to, do cholery, znaczy? Masz zmiany do odrobienia. Chciałbym też, żebyś

wybrała, z kim chcesz pracować, ponieważ możesz być bólem w moim tyłku za Tinę. Z
tego, co wiem, mógłbym zatrudnić kogoś, kto pieprzył twojego chłopaka. Nie
potrzebuję znowu tego gówna.

Lash zmarszczył brwi.

Mary skrzywiła się i przytrzymała jego spojrzenie, mówiąc bezgłośnie, że wyjaśni

później. Wciągnęła ostry wdech.

- Po prostu zatrudnij je obie i zmień zmiany Megan na moją. Zostaw Tinę tam,

gdzie jest, żeby każda z nich mogła wyszkolić nową kelnerkę. Nie jestem pewna, kiedy
wrócę. Mogę pracować z każdym oprócz Tiny. Przykro mi, że zrzucam to na ciebie w
tej chwili, ale nie mam pojęcia, kiedy tu skończę.

- Cholera, Mary. Nie rób mi tego. Było wystarczająco źle, kiedy Mel odeszła bez

powiadomienia.

- Przykro mi, Joel. Naprawdę. Nic nie można na to poradzić. Mel mnie tu

potrzebuje. To jest duże przystosowanie i tak dalej. Jestem jej najlepszą przyjaciółką.

- A ty jesteś moją pieprzoną kelnerką i lepiej bądź tutaj o siódmej rano. Powiedz

Mel, żeby wzięła się w garść. To ona zdecydowała się wyjść za mąż. Niech jej mąż
trzyma ją za cholerną rękę. Prowadzę biznes. Twój tyłek niech lepiej będzie tu o
siódmej, Mary.

- Nie przeklinaj mojej partnerki ani nie wydawaj jej rozkazów – warknął Lash.

Chciał wytropić człowieka i uderzyć sukinsyna.

- Cholera, muszę iść. Przepraszam, Joel. Podziel Tinę i Megan tak jak

powiedziałam. Mam własny bałagan do załatwienia. – Stuknęła w ekran i przycisnęła
telefon do jego piersi. – Której części nic nie mów nie zrozumiałeś?

- Nie lubię go.

- Jest wkurzony. Nie winię go.

- Nikt nie będzie mówił do ciebie w ten sposób.

- Nie. Ty po prostu warczysz na mnie i wyszczekujesz rozkazy.

background image

~ 41 ~

- Nie szczekam.

Westchnęła.

- Joel jest moim szefem.

- Już nie pracujesz dla tego samca.

Pokręciła głową, patrząc na niego.

- To dobrze, że jesteś tak cholernie seksowny. – Drwiący uśmieszek uniósł kąciki jej

ust. – Cóż, sądzę, że już nie pracuję dla Joela. Właśnie go olałam nie wracając do pracy,
kiedy najbardziej mnie potrzebuje. I tak po tym zwolni mój tyłek. – Jej uśmiech powoli
zniknął i zbladła. – Cholera. Właśnie straciłam pracę!

Zobaczył panikę na jej twarzy i rzucił jej telefon na blat obok nich. Trzasnął głośno,

ale on złapał ją.

- W porządku, Mary. Nie musisz pracować. Jesteś moją partnerką. Zaopiekuję się

tobą.

Spodobało mu się, kiedy rzuciła się na jego pierś i przylgnęła do niego.

- Niech to szlag, lepiej mów to na poważnie. Nie chcę być zmuszona do podjęcia

pracy przy wygarnianiu krowiego gówna.

Przytulił ją mocniej do swojej piersi.

- Nikt nie odważy się zmusić cię do robienia tego. Pobiłbym ich.

Zaśmiała się.

Pogładził jej plecy.

- Cieszę się, że masz dobry humor.

- To się nazywa histeria. Właśnie zrezygnowałam z pracy, Lash.

- Jesteś moją partnerką. – Opuścił brodę na czubek jej głowy i pocałował ją. –

Słyszę drzwi. Samce wrócili. Zostań tutaj. Wszystko w porządku, Mary?

- Po prostu nie bądź frajerem, Lash.

Spiął się.

- Co to znaczy?

background image

~ 42 ~

Odepchnęła się od niego i puścił ją. Jej broda podniosła się i spojrzała mu w oczy.

- To oznacza, że lepiej bądź pewny wszystkich tych rzeczy, które mi powiedziałeś, i

że naprawdę jestem twoją partnerką na zawsze. Utknąłeś ze mną. Brak pracy oznacza,
że nie mogę zapłacić mojego czynszu ani opłat za media, kiedy są należne pierwszego
każdego miesiąca. Nie mam oszczędności, bo musiałam kupić dwie nowe opony do
mojego samochodu, a potem musiałam wypełnić złamany ząb. Odmawiam
wprowadzenia się z powrotem do moich rodziców. Więc tak. Od teraz utknąłeś ze mną.

Teraz on się uśmiechnął.

- Doskonale. Zaraz wracam z ubraniami, jakie przyniósł Jaded.

Odwrócił się i ruszył w stronę drzwi.

- Jesteś szalonym draniem… ale jesteś mój.

Jego uśmiech rozszerzył się. Mary właśnie werbalnie go zatwierdziła.

M

ary poczekała, aż Lash wyjdzie z łazienki, po czym okręciła się i chwyciła

telefonu z blatu. Zadzwoniła do Mel, ciesząc się, że ma kilka chwil dla siebie.
Zadzwonił trzy razy zanim odebrała jej zdyszana przyjaciółka.

- Mary?!

- To ja.

- Nic ci nie jest?

- Nic. Nie mam dużo czasu.

- Cholera. Czy on trzyma cię wbrew twojej woli? Wydostaniemy cię!

- To nie tak. – Jej spojrzenie zablokowało się na drzwiach. – Wiesz o wiele więcej o

Gatunkach niż ja. Czy mogę mu zaufać?

- Gatunki nie potrafią kłamać. Są całkiem szczerzy.

- Mówi, że chce mnie zatrzymać, że jesteśmy partnerami, i że nigdy nie pozwoli mi

odejść. Jaki jest wskaźnik ich rozwodów?

- Nie sądzę, żeby kiedykolwiek się rozwodzili.

background image

~ 43 ~

W tle zabrzmiał głęboki głos, ale Mary nie mogła zrozumieć słów. Mel

odchrząknęła.

- Snow właśnie potwierdził. Gatunki parują się na całe życie. To umowa na zawsze.

Dlaczego wczołgałaś się do tej wentylacji?

- Dwóch facetów mnie szukało.

- Jakich facetów?

- Nie wiem. To nie ma znaczenia. Więc mogę zaufać Lashowi, że mnie nie rzuci?

Musiałam zadzwonić do Joela i w zasadzie wysadziłam ten most w diabły. Nie mam już
pracy. Pod koniec miesiąca, po raz pierwszy nie będę miała na czynsz. Nie chcę
mieszkać z moimi rodzicami. To znaczy, mogą dużo wyjeżdżać, ale rozumiesz. Potem
jest kwestia ciąży. Wiesz, że może mnie zapłodnić?

Mel westchnęła.

- Tak. Nie powiedziałam ci, bo to jest wielki sekret. Dałam słowo. Pomyślałam, że

jeśli zajdę w ciążę ze Snow’em, to poprosilibyśmy o pozwolenie, by ci powiedzieć,
ponieważ niemożliwe byłoby to ukryć, a ty byłabyś ciocią moich dzieci. Nie sądziłam
też, że będziesz naga z Nowym Gatunkiem. Zwłaszcza z mieszkańcem Dzikiej Strefy.
Jeszcze nie spotkałam żadnego z nich, ale Snow mówi, że oni są… cóż… um…

- Lash jest człowiekiem lwem. Ma trochę futra na piersi i grzywę włosów.

Mel wydał dziwny dźwięk.

- Czy ty się śmiejesz?

- Nie.

- Kłamczucha.

- Okej, to jest trochę zabawne. Chyba jednak nie wszystkie zwierzęta chcą cię zabić.

- Planowałaś przyjść mnie uratować?

- Nie myśl, że nie próbowałam! Snow wciąż mi powtarzał, że jesteś bezpieczna i że

pracują nad sposobem, żeby z tobą porozmawiać, by upewnić się, że jesteś tam z
własnej woli. Powiedział też, że pachniało, jakbyście posunęli się dalej. – Mel ściszyła
głos. – Gatunki są niesamowite w seksie, nieprawdaż?

Mary poczuła, że się rumieni.

background image

~ 44 ~

- Tak. Ale nie będę o tym z tobą dyskutowała. Przeprowadzamy się do apartamentu

na piętrze, by umożliwić robotnikom naprawę klimatyzacji. Chciałabym się z tobą
wkrótce zobaczyć.

- Naprawdę nie masz nic przeciwko Lashowi?

Zawahała się.

- Nie. Jest despotyczny, zepsuty, trochę niegrzeczny… ale jest też słodki i

seksowny.

- Zdaje się, że wcale nie potrzebowałaś, żebym rzuciła w ciebie moim bukietem. –

Mel roześmiała się. – A może dlatego, że byłaś jedyną kobietą, która miała go złapać,
więc los wiedział, że będziesz następna wybierając się w tę podróż.

- Zamknij się. Kocham cię, moja przyjaciółko. Do zobaczenia wkrótce. –

Zakończyła połączenie i odłożyła telefon na blat.

background image

~ 45 ~

Rozdział 8

Mary pokochała apartament hotelowy, który właśnie obeszli. To prawdopodobnie

było najładniejsze miejsce, w jakim kiedykolwiek miała przyjemność się zatrzymać. To
jednak nie powinien być szok, ponieważ jak jej powiedziano, zwykle mieszkali w nim
Justice North i jego partnerka podczas wizyty w Rezerwacie.

Miał ogromny salon, dwie ładnie urządzone sypialnie z prywatnymi łazienkami i

balkon z pięknymi widokami na pofałdowane wzgórza, drzewa i rzekę w oddali.

Odwróciła się od przesuwanych szklanych drzwi na balkon, żeby popatrzeć jak

Lash otwiera szafki w części kuchennej. Wyglądał nie na miejscu w tym fantazyjnym
otoczeniu, zwłaszcza w samej przepasce biodrowej. To wywołało u niej uśmiech.
Następnie zajrzał do lodówki zanim przeszedł do kuchenki mikrofalowej.

- Nigdzie nie ukrywają się żadni ludzie, prawda?

Gdy odwrócił się do niej, wyszedł z niego cichy pomruk.

- Moja partnerka myśli, że jest zabawna.

- Jestem. Jaded powiedział, że z boku balkonu jest przymocowana drabina, która

sięga dachu. Chcesz tam pójść, upewnić się, że nikt nie leży i nie czeka, by zaatakować?
– Zeszła z jego drogi.

Pospieszył do suwanych drzwi, odblokował je i wyszedł na zewnątrz. Mogła sobie

wyobrazić jak wspina się na dach, żeby sprawdzić, czy nie ma tam ukrytych złych
facetów. Prawdopodobnie nie było miło go drażnić... ale zasłużył sobie na trochę gówna
po szalonym sposobie, w jaki zabrał ją na górę. Zarzucił ją sobie na ramię, jakby była
workiem ziemniaków i tylko Jadedowi Wild pozwolił im towarzyszyć. Byłoby miło
porozmawiać z celebrytą, ale Lash warczał za każdym razem, gdy spróbowała
porozmawiać z drugim Nowym Gatunkiem.

Ktoś zapukał do drzwi. Podeszła do niego, nie bojąc się, ponieważ na zewnątrz miał

stać strażnik. Powoli przyzwyczajała się do przebywania w pobliżu Nowych Gatunków.
Przynajmniej niektórych z nich. Większość wydawała się być wręcz potulna w
porównaniu do Lasha.

- Nie – warknął Lash. Chwilę później był u jej boku i przed nią. – Idź do sypialni.

background image

~ 46 ~

- To szybko staje się nudne, kochanie. – Zatrzymała się. – Co jeśli to są Mel i

Snow? Nie zamierzam chować się w jednej z sypialni i przegapić ich wizyty.

Skrzywił się.

- Do cholery, rzuciłam pracę. Jestem tu na dobre. – Wskazała na swój brzuch. –

Możliwe, że tam jest młode. Więc przestań być dupkiem i otwórz drzwi, albo pozwól
mnie.

Błysnął jej kłami, ale obrócił się, podchodząc jak burza do drzwi i otwierając je z

szarpnięciem.

- Cześć, Lash. – Stała tam wysoka kobieta Nowego Gatunku z walizką. – Zapasowa

odzież dla twojej kobiety. Nie będą dobrze pasowały, ale to było najlepsze, co na teraz
mogliśmy zrobić. Powinieneś wysłać zespół naszych samców, żeby zabrali jej rzeczy.

Lash wziął walizkę i bez słowa spróbował zamknąć drzwi przed twarzą samicy.

Marry rzuciła się do przodu i pod jego ramieniem. Chwyciła krawędź drzwi,

otwierając je z szarpnięciem. Nacisnęła mocno na jego klatkę piersiową.

- Przestań!

Próbował odepchnąć ją delikatnie z drogi, żeby ponownie zamknąć drzwi, ale

nadepnęła bosą stopą na jego i wyrzuciła do tyłu łokieć, uderzając go w brzuch.
Chrząknął.

Kobieta w korytarzu roześmiała się, podobnie jak strażnik.

Mary spojrzała groźnie na Lasha przez ramię.

- Znowu jesteś niegrzeczny. Przedstaw mnie. Zamierzam nauczyć cię dobrych

manier.

- Dlaczego?

- Żebyś nie był takim kutasem dla innych. Właśnie dlatego. – Oderwała od niego

wzrok i spojrzała na kobietę z ciemnymi, kocimi oczami. Była trochę przerażająca,
ponieważ była wysoka i muskularna, ale przerażenie nie uderzyło w Mary. Może
dlatego, że był z nią Lash. – Jestem Mary. A ty?

- Kit. Lubię cię, człowieku.

- Dziękuję za przyniesienie mi czegoś innego do założenia. Doceniam to.

background image

~ 47 ~

- Nie ma problemu. Wykonałam rozkazy. Jaded powiedział, żebym wzięła

najmniejsze rzeczy, jakie mamy w naszych magazynach z zapasową odzieżą. Nie
spodoba ci się wybór. – Podniosła wzrok na Lasha. – On i tak nie pozwoli ci nosić
ubrań. Bardziej odpowiednie byłyby artykuły medyczne.

Lash zagrzmiał nisko; to nie był miły dźwięk.

Mary zmarszczyła brwi.

- Artykuły medyczne?

- Wybrałaś Gatunek z Dzikiej Strefy na swojego partnera.

Może jednak Lash nie był najbardziej niegrzecznym Nowym Gatunkiem w

Rezerwacie, zdecydowała.

- Nie skrzywdzi mnie.

Kobieta wzruszyła ramionami.

- Skoro tak mówisz. Ja pasuję. – Odwróciła się i ruszyła w dół korytarza.

Strażnik prychnął.

- Zignoruj Kit. Jest po prostu zirytowana, że Lash nigdy nie chciał wziąć jej do

łóżka.

Kit zatrzymała się przy windzie i warknęła, obracając się na piętach.

- Co powiedziałeś, Creed?

Lash podniósł Mary i pchnął drzwi, zamykając je. Odniósł ją, gdy coś głośno

uderzyło na zewnątrz w korytarzu. Wykręciła się nieco, próbując spojrzeć przez jego
ramię.

- Czy oni walczą?

- Samiec jej nie uderzy. Nie nazwałbym tego walką.

- Wow. Okej.

Nie postawił jej, dopóki nie dotarli do pierwszej sypialni. Miała ten sam widok co z

balkonu. Odstawił walizkę.

- Czy to jest pokój, który najbardziej ci się spodobał, czy powinniśmy spać w

drugim?

background image

~ 48 ~

- To wszystko, co masz do powiedzenia?

Wzruszył ramionami.

- O czym?

- Ty i Kit zdajecie się mieć historię.

- Nie.

Skrzyżowała ramiona i przekrzywiła głowę, obserwując go. Jej usta wygięły się w

dół.

- Próbowała z tobą spać?

- Nigdy.

- Więc ten strażnik nie mówił prawdy?

- Nie chciała spać ze mną w moim łóżku. Chciała dzielić seks. Powiedziałem nie.

Mary pozwoliła wsiąknąć tej informacji.

- Och. Ale jest ładna.

- Moi przyjaciele ostrzegali mnie przed tą kobietą.

- Co jest z nią nie tak?

- Jest wredna dla wszystkich. Została tu przysłana, ponieważ rozgniewała wiele

Gatunków w Ojczyźnie. Jaded sprowadził ją tutaj, żeby z nim pracowała.

To ją zaskoczyło. Jaded Wild był znany w jej świecie jako wielki obrońca schronisk

dla zwierząt i parków narodowych. Wiadomości zawsze pokazywały go podczas tego
lub innego wydarzenia charytatywnego, zbierającego pieniądze i troszczącego się o obie
te rzeczy. To było dziwne, że ktoś tak miły i opiekuńczy zatrudnił taką intrygantkę.

- Co to za zmieszane spojrzenie? – Podszedł do niej, badając jej minę zmrużonymi

oczami.

- To po prostu dziwne. Zły interes, jak sądzę, jeśli ma skłonność do gniewania ludzi.

Wszyscy wiedzą, kim jest Jaded. Można by pomyśleć, że zatrudni kogoś innego.

- On jest Gatunkiem. Lubimy wyzwania. Nigdy też nie pozwoli Kit opuścić razem z

nim Rezerwatu, żeby być z ludźmi.

background image

~ 49 ~

- Masz na myśli mieszać się?

Wzruszył ramionami.

- Nie pozwoliłby jej być w pobliżu kamer ani ludzi, którzy nie są partnerami. –

Odwrócił się, badając szafę i dołączoną łazienkę.

To sprawiło, że się uśmiechnęła.

- Nie znajdziesz tu żadnych ukrywających się ninja.

Wrócił, krzywiąc się.

- Czym są ninja? Czy to robaki?

- Nieważne. To był kiepski żart, którego nie zrozumiesz. Odpręż się. – Usiadła na

łóżku i uśmiechnęła się. Wydawało się, jakby klapnęła na puszystej chmurze, gdy
zanurzyła się w materacu. – Myślę, że to jeden z tych wymyślnych materacy
piankowych. Zawsze chciałam taki kupić, ale są za drogie.

Lash przekrzywił głowę, obserwując ją.

- Co?

- Podoba ci się łóżko?

- Tak.

Sięgnął po przepaskę i zerwał ją. Jej wzrok opadł na jego kutasa. Stwardniał, gdy

patrzyła na niego, szybko grubiejąc. Doszedł od niego niski pomruk. Podniosła wzrok,
wędrując przez jego umięśniony brzuch i szeroką klatkę piersiową do twarzy. Jego
język wysunął się, by oblizać usta, przypominając jej jak wspaniale było go czuć, gdy
przebiegał po niej jego czubkiem. Uderzyła fala podniecenia.

- Powinniśmy przetestować to łóżko, by upewnić się, że ci się podoba. Rozbierz się,

Mary. Zdejmij wszystko, albo zrobię to za ciebie.

Innymi słowy, jak pomyślała, zedrze je.

- Napalony pies.

- Nie wiem, co to znaczy. Rozbierz się.

- Tak cholernie nachalny, ale nie narzekam. – Wstała, zdejmując swoje pożyczone

ubrania. – To wspaniałe, że jesteś tak cholernie gorący z tym zabójczym ciałem. To

background image

~ 50 ~

rekompensuje fakt, że lubisz mi rozkazywać.

Uśmiechnął się szeroko, pokazując przy tym swoje kły.

- Moja partnerka uważa mnie za atrakcyjnego.

- Tak. – Kiedy była już naga, podeszła do niego bliżej.

Skoczył, złapał ją, a ona pisnęła, gdy jej ciało wzleciało w powietrze, kiedy ją

rzucił. Z lekkim odbiciem wylądowała na łóżku.

Mary prychnęła i odgarnęła włosy z twarzy.

- Co jest, do cholery?

Lash zachichotał, gdy wspiął się na łóżko, idąc w jej kierunku.

Starała się usiąść, rzucając mu piorunujące spojrzenie.

- To nie było śmieszne. Rzuciłeś mnie.

- Chciałaś przetestować łóżko. Jest miękkie. – Znów rzucił się na nią, przewracając

ją na plecy i przygniatając ją pod sobą. Uśmiechnął się. – Moja partnerka nie jest ranna.
Nigdy nie pozwoliłbym na to. Wiedziałem, że jest miękko. Gatunki to kupiły.

- To ty chciałeś przetestować łóżko. Ja już powiedziałam, że je lubię. – Dźgnęła

palcem w jego pierś. – Palant.

Uniósł się trochę, złapał jej ramię i szarpnął w górę, żeby nie przeszkadzało.

- Ale lubisz tego palanta

Pokręciła głową, wpatrując się w jego wspaniałe, ale bardzo nieludzko wyglądające

oczy. Na pewno nie był podobny do kogoś, kogo kiedykolwiek znała. To nie było złe.
Lubił się bawić i nie krzywdził jej. Tylko ją zaskakiwał.

- Bardzo śmieszne.

Opuścił swoje ciało, a ona rozłożyła uda, żeby zrobić miejsce dla jego bioder, by

dobrze przylegały. Jego gorąca skóra przycisnęła się do jej, ale nie zmiażdżył jej pod
swoim ciężarem, umożliwiając swobodne oddychanie.

- Pocałuj mnie. – Ten seksowny warczący ton sprawił, że jej brzuch zadrżał.

Sięgnęła i przeciągnęła palcami przez gęstą grzywę jego włosów, przyciągając jego
twarz bliżej. Zamknęła oczy, gdy jego usta musnęły jej.

background image

~ 51 ~

Tekstura jego języka, gdy ją smakował, wywołała u niej jęk. Wszystko w Lashu

było inne, ale o wiele lepsze. Było nawet do wybaczenia, że potrafił być tak wielkim
tyranem. To sprawiło, że był gorętszy, ponieważ potrafił być równie słodki.

Przesunął na nią swój ciężar, jedną ręką obejmując jej pierś i ugniatając ją. Jęknęła

głośniej, całując go gorączkowo. Lash był mistrzem w rozpalaniu jej. Po prostu
wiedział jak ją dotknąć. Zwłaszcza gdy umieścił swoją sztywną, twardą erekcję między
jej rozłożonymi nogami.

- We mnie – wydyszała.

Sfrustrował ją podnosząc się i zamiast tego zsunął się w dół łóżka. Jak tylko

mocniej rozszerzył jej nogi i zanurzył twarz, liżąc jej łechtaczkę, wybaczyła mu. Także
w tym był mistrzem. Nie trwało długo, by wykrzyknęła jego imię, dochodząc mocno.

Lash przewrócił ją i opadł na jej plecy, używając kolana do zachęcenia jej, żeby

rozłożyła nogi. Jak tylko to zrobiła, wszedł w nią od tyłu i przygwoździł ją pod sobą.
Drapała pościel, gdy poruszał się w niej powoli i głęboko.

- Ja pieprzę – jęknęła.

- Robię to – warknął.

Wsunął pod nią jedną rękę i odnalazł jej łechtaczkę. Z każdym pchnięciem jego

bioder, to przyciskało jej już nadwrażliwą wiązkę nerwów do jego dłoni. Poruszał się
szybciej, biorąc ją mocniej. Dał jej drugi orgazm i wydał z siebie seksowny, zwierzęcy
dźwięk, gdy podążył za nią. Poczuła jak wypełnia ją ciepło jego nasienia.

Przewrócił się na bok, zabierając ją ze sobą. Potem owinął wokół niej swoje duże

ciało, przytulając się, gdy oboje próbowali złapać oddech.

- Jednak wolę moje łóżko. Jest bardziej miękkie.

Uśmiechnęła się.

- Jest, ale to stoi na podłodze i mogę z niego wyjść i wejść bez wyczynów

cyrkowych.

- Poproszę o pokój bezpieczeństwa.

- Bezpieczny pokój – poprawiła.

Chrząknął, ostrożnie wycofując się z jej ciała.

background image

~ 52 ~

- Bezpieczny pokój. Zrobimy to dzisiaj, ponieważ już pracują w mojej domenie.

Odwróciła głowę, żeby spojrzeć na niego przez ramię.

- Zdajesz sobie sprawę, że zbudowanie czegoś takiego prawdopodobnie zajmie

trochę czasu, prawda? Na przykład tygodnie lub dłużej.

Skrzywił się.

- To ładny apartament. Nie będzie źle. To znaczy, jeśli ONG zgodzi się zrobić nam

bezpieczny pokój i pozwoli nam zostać tu tak długo.

- Będą chcieli mnie uszczęśliwić.

- Arogant – mruknęła.

- To nie jest złe słowo.

- Racja. Słyszałam cię ostatnim razem. To będzie duży ból dla ONG, by dodać coś

do tej piwnicy. Pamiętaj o tym i może powiedz proszę, kiedy zapytasz.

Mruknął i puścił ją, odtaczając się.

- Jestem głodny. A ty? – Podszedł do swojej przepaski i założył ją.

Mary usiadła na łóżku i przysunęła się do najbliższej krawędzi.

- Żadnego przytulania po seksie, co?

Zamarł, jego spojrzenie spotkało jej. Potem zbliżył się powoli.

- Żartowałam.

- Jestem twoim partnerem. Potrzebujesz tego przytulania? Będziesz je miała. –

Skoczył kilka ostatnich kroków i rzucił się na łóżko obok niej, zahaczając ją ramieniem
w talii i rozkładając ją na płasko. Potem zwinął się przy jej boku, ocierając się swoją
twarzą o jej, wydając z siebie głębokie mruczenie.

Mary zaśmiała się, gdy zaczął głaskać jej brzuch. To trochę łaskotało. Przetoczyła

się do niego twarzą i dotknęła jego pleców.

- Lubię się przytulać i dźwięki, jakie wydajesz.

- To dobrze. Chcę, żebyś polubiła we mnie wszystko.

- W większości lubię.

background image

~ 53 ~

Jego złote oczy zwęziły się i przestał mruczeć.

- Musisz się nauczyć manier.

- Skoro tak mówisz. Jestem dla ciebie miły.

- Nie możesz powiedzieć tego samego o innych Nowych Gatunkach.

- Robię to, co chcą, by uniknąć problemów. To wszystko, co się liczy.

- Chyba musimy się zgodzić, że się w tym nie zgadzamy. Nadal będę nad tobą

pracować.

- To znaczy, że zostaniesz. Powiedz to, Mary. Jesteś moją partnerką.

Mary oblizała wargi i wzięła głęboki oddech. Chciał potwierdzenia, co było

przerażające. Myślała, że Mel jest szalona zgadzając się poślubić Snowa tak szybko, ale
teraz zrozumiała jak to się stało. Dwa Nowe Gatunki były drastycznie różne pod
względem osobowości, z tego co mogła powiedzieć z ich małej interakcji, jaką miała z
mężczyzną Mel, ale też obaj bardzo różnili się od ludzkich facetów.

- Powiedz to, albo będę lizał cię aż to zrobisz.

Jej spojrzenie powędrowało do jego ust.

- Niemal mnie kusi, żeby się wstrzymać. Kocham to, co mi robisz.

Zaczął zsuwać się w dół łóżka, ale złapała go za twarz i zatrzymała go. Zamarł,

obserwując ją.

- Jestem twoją partnerką – wyszeptała.

Uśmiechnął się.

- Jesteś. Cieszę się, że zdałaś sobie z tego sprawę.

- Jesteś pewien, że chcesz związać się ze mną na całe życie? Nie ma odwrotu.

- Odwrotu?

- Zmieniania zdania.

- Jesteś moja, Mary. Nigdy nie pozwolę ci odejść.

Naprawdę miała nadzieję, że mówi prawdę. Wcześniejsze rozstania nie były łatwe,

ale miała skłonność do wiązania się z egoistycznymi palantami. Lash absolutnie

background image

~ 54 ~

złamałby jej serce, jeśli go straci. Sprawił, że czuła więcej w minionych kilku dniach,
zarówno fizycznie jak i emocjonalnie, niż z kimkolwiek innym.

- Jesteś moja – powtórzył, jego głos się pogłębił. – Nigdy nie pozwolę ci odejść. –

Nakrył jej brzuch swoją wielką dłonią i delikatnie poklepał. – Napełnię cię moim
młodym, a potem zrobię to jeszcze raz. Będziemy mieli wielu synów.

To przypomniało jej o tym, co powiedział jej wcześniej.

- Ten podobny do ciebie facet lew ma syna, prawda?

- Samiec ma na imię Valiant – potwierdził. – Noble jest słodki. Teraz spodziewają

się kolejnego młodego. My też będziemy.

To przeraziło ją tylko trochę. Małe dziecko? Miała tak wiele pytań, ale postanowiła

poczekać, by zapytać później, kiedy poczuje się bardziej przygotowana na zmierzenie
się z odpowiedziami. Zamiast tego wtuliła się w jego ciepłe, duże ciało, gdy znów
zaczął dla niej mruczeć. To naprawdę był kojący dźwięk.

* * *

Lash delikatnie odsunął się od Mary po tym jak zasnęła. Wyszedł z sypialni i

otworzył drzwi. Stał tam Flirt ze swoim telefonem w ręku, grając w jakąś grę. Samiec
obrócił się, błyskając mu uśmiechem.

- Zamieniłem się z Creedem. Pomyślałem, że docenisz obecność chroniącego cię

samca, którego lepiej znasz, ponieważ on spędza większość czasu w Ojczyźnie.

- Jestem głodny.

- Dobra. – Flirt zamknął grę i stuknął w ekran. – Co być chciał?

- Mary lubi mięso z białym sosem, a ja chcę steki.

- Jakiego rodzaju mięso? – Flirt skrzywił się.

- Przysłali mi to wcześniej. Mary to smakowało, ale nie chciała żadnej mojej ryby.

- Poproszę ich o sprawdzenie i ponowne przesłanie tego, co to było.

- Muszę też porozmawiać z Jadedem.

background image

~ 55 ~

Flirt uśmiechnął się szeroko.

- Zamierzasz poprosić o dokumenty partnerskie? – Samiec podszedł bliżej, zerkając

do pokoju za nim. – Twoja samica zgodziła się to zrobić legalnie?

Lash zablokował go, wypełniając drzwi.

- Dokumenty partnerskie?

- Och. Prawdopodobnie o nich nie wiesz. Kiedy Gatunek paruje się z człowiekiem,

podpisujemy dokumenty, żeby oficjalnie uczynić ich jednym z nas. To jakaś prawna
rzecz. To oznacza, że zgadza się być Nowym Gatunkiem zamiast człowiekiem.

Teraz to Lash zmarszczył brwi.

- To jakaś dziwna zgoda lub coś, co Justice stworzył, żeby powstrzymać ludzi od

żądania zwrotu naszych partnerów. Tak myślę. – Flirt wzruszył ramionami. – Wszyscy
nasi samce podpisali te dokumenty ze swoimi ludzkimi partnerkami.

- Więc nie muszę się z nią ożenić?

- To też powinieneś zrobić. Myślę, że to dziwne, ale wydaje się, że to czyni samice

bardzo szczęśliwymi. – Obniżył głos. – Ludzie różnią się od nas.

Lash skinął głową.

- Muszę porozmawiać z Jadedem. Chcę tych dokumentów partnerskich i

małżeństwa, by uszczęśliwić Mary. Potrzebuję też bezpiecznego pokoju.

- Co to jest?

- Mary nie będzie spała w moim łóżku w mojej domenie. Mówi, że jest za wysoko.

- Jesteśmy kotami. Lubimy wysokości. Ludzie prawdopodobnie się ich boją.

- Potrzebuję jaskini, zbudowanej z bezpiecznymi drzwiami, żeby postawić w środku

łóżko na podłodze dla niej. Jaded będzie wiedział jak to zrobić.

- Zadzwonię do kuchni na dole, a potem dam mu znać, że chcesz z nim rozmawiać.

Lash zaczął zamykać drzwi, ale zawahał się.

- Dziękuję.

Usta Flirta opadły.

background image

~ 56 ~

Lash zamknął i zablokował drzwi, ale uśmiechał się. Nie było trudno powiedzieć to

jedno słowo, a Mary będzie zadowolona, gdy jej powie po tym jak obudzi się z drzemki.

Krążył po pokoju, podchodząc do suwanych drzwi, żeby wyjrzeć. Widok był dobry,

ale tęsknił za swoją domeną. Miał nadzieję, że wkrótce wróci do niej z Mary.

Kuszące było wejście na dach, żeby móc spojrzeć we wszystkich kierunkach, ale jak

tylko ugotują jedzenie pojawi się szybko na górze. Jego partnerka może usłyszeć
pukanie i spróbuje otworzyć drzwi, jeśli go nie będzie. Nie chciał tego ryzykować.
Mogłaby się przestraszyć, gdyby nie było go z nią, ponieważ Gatunki ją przerażały.
Planował bardzo dobrze opiekować się swoją partnerką.

Wśliznął się do sypialni, obserwując jak śpi. Jeszcze bardziej kuszące było wrócić z

nią do łóżka, ale wrócił do salonu, znów chodząc i czekając na jedzenie lub Jadeda.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Laurann Dohner New Species 08 Obsidian
Laurann Dohner New Species 08 Obsidian
Laurann Dohner VLG4 Veso ( Rozdz 8 12 )
Laurann Dohner VLG4 Veso ( Rozdz 4 7 )
Laurann Dohner Riding the Raines 01 Propositioning Mr Raine
Gymnogeophagus caaguazuensis sp n a new species of cichlid fish (Teleostei Perciformes Cichlida
Laurann Dohner Cyborg4 Touching Ice
Dr Who Virgin New Adventures 15 White Darkness # David A McIntee
Laurann Dohner 01 Proposta
Geophagus gottwaldi sp n a new species of cichlid fish (Teleostei Perciformes Cichlidae) from t
Zorn Warriors 5 Coto s Captive Laurann Dohner
Laurann Dohner Claws and Fangs #3 Mine to Chase
Laurann Dohner Zorn 02 Kidnapping Casey ellora
(New 08 15) Anne McAllister A Cowboy s Gift (Harlequin, SD 1329)
Lacey and Lethal Laurann Dohner
Laurann Dohner Zorn 04 berry s vow
Mine to Chase Laurann Dohner
Mating Brand (Mating Heat #3) by Laurann Dohner

więcej podobnych podstron