Laurann Dohner VLG4 Veso ( Rozdz 8 12 )

background image

~ 1 ~

ROZDZIAŁ 8

- Czas ruszać.

Glen obudziła się na dźwięk głębokiego, ochrypłego głosu. Otworzyła oczy i

spojrzała na Veso. Stał nad nią na brzegu dziury, w której spali. Nadszedł poranek i
przetrwali noc nie będąc znalezieni.

- Idź na stronę. – Pochylił się, podając jej rękę. – Nie ma czasu do stracenia, Glendo.

Wyszedłem o pierwszym brzasku i znalazłem dowody, że żołnierze są w promieniu
półtora kilometra od nas.

Ujęła go za rękę i podciągnął ją, pomagając jej wyjść z dziury. Ból przeszył jej

ciało, obolałe mięśnie dały o sobie znać.

- Jakiego rodzaju dowody?

- Martwe ciała.

Jego odpowiedź wywołała u niej mdłości.

- Zabili więcej ludzi?

- Zwierzęta. Zostały brutalnie zagryzione i pozbawione krwi, z wieloma śladami po

ugryzieniach. Zgaduję, że było czterech lub pięciu żołnierzy. Za bardzo się zbliżyli dla
naszego spokoju. Dzisiaj zrobimy dystans między nimi i nami.

Zadrżała, czując współczucie dla biednych stworzeń, które umarły. To także

uświadomiło jej, co mogło się stać, gdyby te świry znalazły ich w nocy. Odwróciła
głowę i spojrzała nad wąwozem. Przerażało ją myślenie o tym jak Veso przeprowadzi ją
na drugą stronę, ale były gorsze rzeczy, jak ponownie schwytanie przez tych dziwaków.

- Idź na stronę i zjedz. Spakuję nasz obóz.

Nie zabrało jej dużo czasu opróżnienie pęcherza za drzewem, a Veso otworzył jej

puszkę fasoli. Była zimna, ale udało jej się zjeść połowę. Myśli o prawdziwym jedzeniu
drwiły z niej, ale przynajmniej nie umrze z głodu. Ich skromne zapasy były lepsze niż
nic. Veso szybko wszystko spakował i podszedł do krawędzi wąwozu, przyglądając mu
się pod różnymi kątami.

Ich rozmowa o rodzicach zmieniła sposób, w jaki patrzyła na Veso. Dorastanie bez

matki, która by go kochała, musiało być trudne. To też dużo wyjaśniało. Dowiedzenie

background image

~ 2 ~

się, że był wynikiem manipulacji żądnej władzy kobiety z jego ojcem, by mieć dziecko,
którym planowała się posłużyć, musiało go zdruzgotać. Veso był narzędziem do
wymiany, żeby dostała to, czego chciała. Do tego właśnie to się sprowadzało. Jego
zimnokrwista suka matka odrzuciła jego miłość i wyglądało na to, że odrzuciła go za to,
że miał emocje.

To także wyjaśniało, dlaczego prawdopodobnie postrzegał kobiety jako wroga.

Fakt, że Glen była człowiekiem, sprawiał, że jego zdaniem to było dziesięć razy gorsze,
ponieważ pokazał do nich swoją niechęć. Nie żeby go za to winiła, po tych kilku
dyskusjach na ten temat. Znalazłby się na najbardziej poszukiwanej liście każdego
naukowca i szaleńca na świecie, czymś do upolowania i złapania dla obojętnie jakiego
celu, jaki mieli na myśli. Nic z tego nie wróżyłoby dobrze dla jego przyszłości.

Veso odwrócił się, marszcząc brwi na to, że przykuśtykała do niego, by spojrzeć na

wąwóz poniżej.

Oceniła sytuację. To była długa droga na dno, prawdopodobnie kilkadziesiąt

metrów.

- Nie sądzę, żebyśmy mieli dość liny.

- Wiem o tym. Myślałem, że opuszczę cię tak daleko jak to możliwe, przytrzymasz

się czegoś, a potem zejdę do ciebie. Stamtąd obniżę cię dalej, dopóki nie dotrzemy na
dno. Zrobimy to samo, by dostać się na górę na drugiej stronie. Będę się wspinał aż lina
się skończy, a potem wciągnę cię, żebyś miała coś do przytrzymania się i wejdę wyżej,
aż dotrzemy na szczyt.

- Fantastycznie. – Wiedziała, że sarkazm wyraźnie zabrzmiał w jej głosie. – To

brzmi super niebezpiecznie. Woohoo.

- Jesteś obolała. Widzę jak się poruszasz. Kłamałaś o ranach? – Pociągnął nosem. –

Nie czuję krwi.

- Nie jestem w formie. To wszystko. Nic nie możesz zrobić na naciągnięte mięśnie

czy posiniaczone stopy. Przeżyję. Tylko nie oczekuj, że pobiegnę w jakimś maratonie.

- Możesz to zrobić, Glendo? – Wyciągnął rękę i ujął jej podbródek, zmuszając ją do

spojrzenia w jego oczy. – Powiedz mi prawdę. W razie potrzeby mogę przywiązać cię
do moich pleców. Będziemy musieli pozostawić większość zapasów, ale musimy
przejść ten wąwóz.

Poważna mina na jego twarzy mówiła, że ma na myśli każde słowo.

background image

~ 3 ~

- Mogę to zrobić. Nie chcę ponownie znaleźć się w tej celi.

Puścił ją.

- Załóż skarpetki, wiele warstw, i chodźmy.

- Nie jadłeś.

- Zjadłem coś zanim cię obudziłem.

Nie pytała, obawiając się jego odpowiedzi. Nie dotknął żadnej puszki. To znaczyło,

że polował na swoje jedzenie. Więc zrobiła to, co kazał i założyła dwie pary świeżych
skarpet, bardziej otulając swoje stopy. Veso zwinął ich brezent, łopatę, strzelbę i koc.
Zaskoczyło ją, gdy po prostu wyrzucił to przez krawędź.

- Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś!

Obrócił się do niej.

- Co?

- Prawdopodobnie złamałeś strzelbę i łopatę.

- Rzuciłem je na wielki krzak. To złagodziło lądowanie. Jeśli nie, to plandeka i koc

są wszystkim, czego potrzebujemy. Podaj mi plecak.

To nie miało dla niej sensu.

- Chyba tego nie rzucisz.

- Nie. Będę niósł na plecach. Surowe mięso może cię obrzydzić, a nie możemy

rozpalić ognia. Nie zaryzykuję otwarcia się puszek.

Podała plecak i patrzyła jak go zakłada. Potem przykucnął obok niej, używając

końca liny do owinięcia jej wokół jej talii. Podniosła ramiona, gdy wiązał węzeł.

- Trzymaj się mocno, a kiedy będę blisko końca liny, warknę. Znajdź dobry uchwyt

i ustabilizuj się, a ja zejdę do ciebie.

Zrozumiała sedno jego planu.

- Nadal uważam, że powinniśmy spróbować to obejść i znaleźć inną drogę.

Westchnął, jego oczy zwarły się z jej.

background image

~ 4 ~

- Przepraszam. Czułam potrzebę, żeby przynajmniej jeszcze raz to powtórzyć. Ale

zaczynam cię poznawać, a ty jesteś uparty. Podjąłeś decyzję. Mam tylko nadzieję, że to
mnie nie zabije.

Wstał szybko.

- Nie pozwolę, żeby coś ci się stało.

Szczerość w jego głosie zaskoczyła ją.

- Dziękuję.

- Będzie dobrze.

- Po prostu mnie nie upuść. – To był prawdziwy strach.

Uśmiechnął się.

- Mógłbym podnieść mały samochód. Jesteś niczym.

Przyjrzała mu się.

- Nie jestem człowiekiem, Glendo.

- Racja. – Przełknęła mocno. – Okej. Jak chcesz to zrobić?

- Po prostu przejdź przez krawędź. – Chwycił linę kilka metrów od niej, reszta

leżała w stosie obok nich. – Trzymam cię.

Jasna cholera. Zrobię to. Odwróciła się, jedną ręką chwyciła się liny i podeszła do

krawędzi. To była długa droga w dół, ale Veso miał rację. Nie był człowiekiem. Rzucił
tym Wampirem tak mocno, że przebił się przez deski i przeleciał co najmniej sześć
metrów zanim spadł z półki kopalni, z której uciekli. To wymagało dużo brutalnej siły.
A ona była mniejsza niż ten świr. Mogę to zrobić.

Glen usiadła na krawędzi, zwisając stopami i chwyciła linę obiema rękami.

- Jesteś gotowy? Po prostu się ześlizgnę. Proszę, nie upuść mnie. Obiecuję, że nie

będę próbowała już cię denerwować. – Obejrzała się i zobaczyła, że Veso trzyma linę
obiema rękami, z rozstawionymi nogami, wpatrując się w nią.

- Tracimy czas, którego nie mamy. Mamy wiele mil do przejścia.

- Ja pieprzę. – Zamknęła oczy i zsunęła się, jej tyłek opuścił ziemię, a potem spadła

kilka metrów. Lina wbiła się boleśnie w jej talię, jej tekstura była szorstka w jej

background image

~ 5 ~

dłoniach, ale kołysała się w powietrzu zamiast spaść. Opuszczał ją powoli, metr po
metrze. Przez kilka minut zaciskała mocno oczy, dopóki nie poczuła się odważniejsza.
Potem spojrzała w dół.

- Szkoda, że to zrobiłam.

- Wszystko w porządku – oznajmił Veso z góry. – Wcale nie jesteś ciężka.

Miała nadzieję, że nie kłamie, żeby poczuła się lepiej. Opuścił ją jakąś jedną

czwartą drogi, kiedy usłyszała jego warknięcie. Nadszedł czas, by gdzieś znaleźć coś do
przytrzymania się, żeby mógł do niej zejść. Wyciągnęła rękę, chwytając się kępki
krzaków, znalazła jakąś skałę do podparcia stóp i przylgnęła ciałem do skały. Posypała
się pod nią luźna ziemia, ale dobrze się trzymała.

Jej serce waliło. Co jeśli spadnie? Co jeśli krzaki, których się trzymała, oderwą się

od skalnej ściany? Nie lubiła się wspinać. Ludzie byli szaleni robiąc tego typu
aktywność dla zabawy.

- Okej – zawołała. – Trzymam się, ale pospiesz się.

- Nie patrz w górę – ostrzegł nad nią.

Zastanawiała się, dlaczego to powiedział, dopóki nie spadło na nią trochę ziemi.

Cholera.

* * *

Veso był dumny. Glenda była bardzo dzielna jak na człowieka. Nie krzyczała ani

nie straciła panowania nad sobą. Wyciągnął ją po drugiej stronie wąwozu, pomógł
wyjść nad krawędź i uśmiechnął się. Cała wspinaczka zabrała mu więcej czasu, niż się
spodziewał, ale udało się. Przytrzymał ją i otrzepał z niej ziemię.

- W najgorszym przypadku potrzebuję kąpieli.

Wyglądała seksownie ze zmierzwionymi włosami.

- Oboje potrzebujemy, ale będziemy się tym martwić później. Możliwe, że do

popołudnia dotrzemy do pierwszej rzeki, którą musimy przekroczyć. – Odwiązał sznur
z jej talii.

background image

~ 6 ~

Zaskoczyła go, chwytając jego koszulę w pięści i przysuwając się, wpatrując się w

niego.

- Powiedz mi, że to żart. Próbujesz być zabawny, ale kompletnie ci się nie udało,

prawda? Wyobrażam sobie, że humor to nowa koncepcja, więc po prostu sobie odpuść.

- Co powiedziałem?

- Rzeki do przekroczenia?

- Pomiędzy nami i terytorium WampLykanów powinny być co najmniej trzy.

- Czy będą tam łodzie? Promy? Mosty? To byłoby dobre. Nawet jeśli to są te

okropne, kołyszące się z lin.

- Musimy przepłynąć. – Zbladła. – Co?

- Nie umiem pływać.

To go zaskoczyło.

- Powiedziałaś, że mieszkałaś w Kalifornii.

- Owszem, ale byliśmy biedni. Moja mama nie mogła sobie pozwolić na opłacenie

lekcji. Nie mieliśmy basenu ani dostępu do niego. Chodziłam czasem na plażę z
przyjaciółmi, ale bałam się rekinów. One jedzą ludzi i odrywają kończyny. Opalałam
się na plaży, ale nigdy nie weszłam do wody wyżej niż do kolan.

Miał najgorsze szczęście, a wampirzy mistrz nie mógł wybrać bardziej źle

dopasowanej partnerki dla niego. Była jednak jego, przynajmniej tak długo jak mówiły
mu jego instynkty. Sięgnął i chwycił ją za biodra, pochylając się, by spojrzeć głęboko w
jej oczy.

- Nie mamy czasu na kłótnie. Przeniosę cię, nawet jeśli pojedziesz na moich

plecach.

Przygryzła wargę.

- Mogę to zrobić. Mogę przepłynąć z tobą, a ty będziesz się mnie trzymać. Idziemy,

Glendo. Mamy do przejścia dużo dystansu zanim zapadnie zmrok. Chcę być
przynajmniej za jedną rzeką, żebyśmy mogli się umyć.

- W porządku.

Zaimponowała mu nie kłócąc się i uśmiechnął się.

background image

~ 7 ~

- Dobrze. – Puścił ją i zaczął pakować linę do plandeki, którą zdołał wnieść po boku

wąwozu. Jego mięśnie były trochę obolałe po całej tej wspinaczce i wciąganiu, ale
zignorował ból. Priorytety wymagały od niego, żeby szedł naprzód i nadrobił stracony
czas.

Założył plecak. Wzrok Glendy powędrował do niego, gdy podniósł zawiniętą

plandekę i szarpnął głową w kierunku, w którym chciał iść. Odezwał się zanim ona
zdążyła.

- Jesteśmy opóźnieni. Chcę, żebyś dzisiaj szła szybciej. Brak ciężaru ci to ułatwi.

- To nie fair. Powinnam wziąć połowę ciężaru.

- Po prostu podziękuj i podążaj za mną.

- Najpierw muszę siusiu.

Westchnął.

- Pospiesz się.

Odwrócił się, stając przodem do wąwozu, który właśnie przekroczyli, a Glenda

odeszła. Przeskanował drugą stronę, tylko po to, żeby coś robić. Ruch przyciągnął jego
uwagę i zmrużył oczy, skupiając się. W oddali, między drzewami, zauważył coś
żółtego.

Kształt wyglądał jak osoba, a kolor mógł być koszulą.

Okręcił się, nie dbając w tej chwili o jej skromność. Dużo ważniejsze było

zniknięcie z polany. Był zadowolony widząc, że zniknęła za drzewami. Ruszył szybko,
chowając się za jednym.

- Glenda?

- Cholera! Jestem tuż obok. Nie zbliżaj się. Kucam.

- Zauważyłem człowieka. To musi być jeden pracujący dla mistrza. Pospiesz się.

Odwrócił głowę, wyglądając zza pnia. Nie zobaczył znów ruchu, ale był pewien, że

to był człowiek. Było możliwe, że znalazł się tu przypadkowo, ale to było mało
prawdopodobne. Żołnierze znaleźliby i zabili każdego człowieka, który nie był Glendą.
Ciała tych zwierząt pokazywały okrucieństwo, które mówiło o furii. Żaden Wampir nie
przedkładał zwierzęcej krwi nad ludzką. Wyładowali swoją wściekłość i głód na tych
biednych zwierzętach, sprawiając, że cierpiały.

background image

~ 8 ~

Glenda wyprostowała się kilka metrów dalej i odwrócił się, obserwując ją. Jej

policzki były trochę czerwone.

- Chyba słyszałeś jak sikam.

- Nie słuchałem i nawet nie chcę wiedzieć, dlaczego wykonywanie normalnych

funkcji ciała cię zawstydza. Sikałbym przed tobą, gdybym musiał. – Szarpnął głową. –
Trzymaj się gęstych skupisk drzew, dopóki nie odejdziemy na tyle, żeby ten człowiek
nas nie zauważył.

- A jeśli to dobry facet? Może policja mnie szuka.

Postanowił być szczery.

- Jest zbyt daleko, żeby tak łatwo dotarł do tego obszaru od wschodu słońca. To

znaczy, że byli już tutaj w nocy i skoro żołnierze nie rozerwali ich na części, by wziąć
ich krew, to są częścią grupy poszukiwawczej.

- Och.

- Ruszaj, Glendo. Teraz!

Obróciła się, robiąc to, co jej kazano. Poszedł za nią, czuwając. Był zadowolony, że

wędrowała w szybszym tempie bez ciężaru plecaka. Jej równowaga też była o wiele
lepsza i nie musiał sięgać do niej, żeby chronić ją przed upadkiem, gdy wspinała się po
skałach. Trzymała się nawet blisko rosnących drzew, tak jak prosił.

W końcu może ma potencjał jako partnerka.

Ta myśl sprawiła, że zdusił warknięcie. Jego umysł wciąż podążał w tę stronę i to

go irytowało. Transfer krwi musiał być tymczasową sprawą i miał nadzieję, że efekty
znikną po 24 godzinach. Ale to już trwało dłużej, a on nadal czuł do niej pociąg, myśląc
o niej w sposób, w jaki nie powinien.

Dobrze ze sobą współpracowali. Trzymał się blisko niej, jego spojrzenie nieustannie

się poruszało, szukając zagrożenia. Cholerny Wampir miał dziennych strażników. To go
wkurzyło. To znaczyło, że byli ścigani przez całą dobę i nie było bezpiecznie nawet po
wschodzie słońca. Mógł się również założyć, że mają broń ze strzałkami. Mistrz był
najwyraźniej szalony, ale wiedział, że ludzie nie stanowią zagrożenia dla
WampLykanina, chyba że mogą go odurzyć narkotykami.

Zeszli w dół zbocza i na inny obszar zniszczony przez powódź. Nie podobało mu się

przebywanie na otwartej przestrzeni, ale nie mogli ominąć tego terenu. Chwycił Glendę

background image

~ 9 ~

za ramię zanim opuścili drzewa i zatrzymał ją. Wyjął wodę i podał jej.

- Najpierw złap oddech. Musimy przebiec przez to tak szybko jak tylko możesz.

Wpatrywała się w zniszczenia, gdzie woda powaliła drzewa, zostawiając głębokie

blizny na ziemi i nanosząc skały, więc byliby częściowo ukryci.

- Połamiemy sobie karki.

- Jeden dzienny strażnik oznacza, że prawdopodobnie jest ich więcej.

Wypiła, oddała butelkę i zaskoczyła go, gdy zaczęła przeszukiwać ziemię.

Zlokalizowała złamany kij, potem drugi i zacisnęła je w pięściach.

- Co robisz?

Obróciła się do niego.

- Mogę nie być Mistrzynią Przetrwania w Terenie, ale oglądam filmy. To jest dobra

broń. Wyzwę każdego dupka, który spróbuje zabrać mnie z powrotem do tej kopalni.
Dźgnę go lub ją w gardło, jeśli przyjdą po mnie. Nie zamierzam biec i złamać sobie
nogi, próbując przedostać się przez ten tor przeszkód.

- Nie jest tak źle.

- To nierówny, trudny teren, pokryty skałami, drzewami i rumowiskiem. Mogę

upaść i nadziać się na coś. – Potrząsnęła ręką, wymachując kijem. – Absolutnie się na to
nie zgadzam. Ostrożnie przejdę przez ten obszar, aż dotrzemy na wyższy poziom i do
stojących drzew. Potem znowu pobiegnę, kiedy miniemy polanę. Rozumiesz?

- Glenda, nie jesteś rozsądna.

- Jestem człowiekiem. Możesz być w stanie przebiec przez to bez obrażeń ciała, ale

nie ja. Musimy zawrzeć w tym kompromis. Pogódź się z tym, Veso. – Warknął. –
Rozumiem. Nie jesteś zadowolony. Co powiesz na to, żebyś przebiegł, a ja podążę za
tobą wolniejszym tempem do miejsca, gdzie znikniesz między drzewami? W ten sposób
możesz mnie obserwować i krzyknąć, jeśli zobaczysz jak ktoś nadchodzi?

Ten pomysł nie był taki zły. Prawdopodobnie upadłaby i zraniła się, gdyby kazał jej

biec. W ten sposób ryzykuje, ale zauważy niebezpieczeństwo. Przyjrzał się jej.
Wyglądała na zmęczoną. Spokojne przejście pomoże jej złapać oddech.

- Bądź ostrożna.

background image

~ 10 ~

- Ty też.

Zawahał się, spojrzał w stronę, skąd przyszli, ale był pewny, że nikogo za nimi nie

ma.

- Idź tak szybko jak będziesz mogła i biegnij do mnie, jeśli na ciebie krzyknę.

Umowa?

- Jakby mój tyłek się palił.

Założył, że to znaczy, że się zgodziła. Wystartował, nie pozwalając swoim

instynktom na przejęcie zdrowego rozsądku, by pozostać u jej boku. Jej plan był
solidny, jeśli nie idealny. Okrążał zwalone drzewa, przeskoczył przez kilka większych
skał i dotarł na drugą stronę. Wszedł między drzewa, odłożył plandekę i zrzucił plecak.
Wspiął się na drzewo, używając pazurów do wbicia się w korę. Wszedł wystarczająco
wysoko, żeby mieć dobry punkt obserwacyjny.

Glenda zaczęła przekraczać polanę. Sprawdził jej postępy, zacisnął zęby na jej

szczególną ostrożność, a potem zwrócił uwagę gdzie indziej, szukając jakiegokolwiek
ruchu, który nie był jej. Zauważył tylko dziką przyrodę, nic ludzkiego. Wciąż skanował
teren, ponaglając ją w duchu, by szła szybciej.

Był w stanie dostrzec rzekę, kiedy wspiął się wyżej, żeby uzyskać lepszy widok.

Biel przyciągnęła jego oko i obrócił się, chwycił kolejną gałąź i przesunął się, żeby
lepiej widzieć. W jego gardle rozbrzmiał niski warkot. Pojawiło się dwóch ludzi, ale
wciąż byli daleko. Mieli duże plecaki, takie jak nosili turyści. Spojrzał ze swojego
miejsca na Glendę. Nie będą w stanie jej zobaczyć, dopóki nie wyjdą spomiędzy drzew
i okrążą zwalisko, gdzie płynął szlak powodzi.

Na kilka minut stracił ich z oczu ze względu na gęstość drzew, ale potem ponownie

ich dostrzegł. Zmierzali w stronę rzeki. Wrócił na oryginalną gałąź, na której stał i
obliczył jak szybko muszą iść, by uniknąć tych ludzi. Mogli to zrobić, ale Glenda
musiałaby biec.

Veso zszedł na dół, po tym jak upewnił się, że ci dwaj to jedyne zagrożenie.

Wyszedł na tyle daleko, żeby mogła go zobaczyć, i pomachał do Glendy, przytykając
palec do ust, żeby była cicho. Podniosła wzrok, otworzyła usta, ale nic nie powiedziała.
Jednak na jej twarzy pojawił się strach. Kiwnął głową, opuścił rękę ze swojej twarzy i
uniósł dwa palce, a następnie wskazał kierunek, gdzie widział mężczyzn.

Przyspieszyła, a on zbiegł z nasypu, zgarnął ją w ramiona i zaniósł do linii drzew,

żeby szybciej tam dotarli.

background image

~ 11 ~

- Jesteś pewien, że to źli faceci?

Delikatnie opuścił ją na nogi i włożył plecak.

- Mówiłem ci. To odległy obszar. Byliby jedzeniem, gdyby nie pracowali z

wampirami.

- To nie jest dokładnie to, co powiedziałeś, ale rozumiem.

- Musimy biec, żeby wyprzedzić ich do rzeki. Staraj się zachowywać cicho, a ja

poprowadzę.

Nagle wyciągnęła rękę i złapała go za ramię.

- Nie okłamujesz mnie, prawda?

- Dlaczego miałbym to zrobić?

- Bo mogłabym nie wejść do rzeki, ale teraz się boję, więc po prostu zrobię to, co

powiesz, kiedy tam dotrzemy, pomimo obaw, że utonę.

- Nie będę cię okłamywał, Glendo. Jest dwóch ludzi i musimy ich unikać.

- Okej. Chodźmy.

background image

~ 12 ~

ROZDZIAŁ 9

Glen miała to, co czuła, jako stały skurcz w boku, i zanim dotarli do rzeki bolały ją

stopy. Veso odwrócił się i spojrzał na nią. Irytowało ją też to, że nie dyszy ani nie jest
spocony. Jeśli kiedykolwiek wątpiła, że nie jest człowiekiem, to już przestała. Trzymał
ją w wyczerpującym tempie między polaną i dużym zbiornikiem wody.

- Najpierw cię przeniosę na drugą stronę, a potem wrócę po nasze zapasy.

Pochyliła się, chwyciła za kolana i zamknęła oczy.

- Muszę złapać oddech. Zrób to najpierw i wróć po mnie.

Warknął.

- Raczej zaryzykuję utratę zapasów niż ciebie. Ciebie wezmę pierwszą.

Podniosła głowę, patrząc na niego.

- Daj mi dwie minuty. Założę się, że w tym czasie przepłyniesz tam i wrócisz. Jesteś

wybrykiem natury.

Skrzywił się.

- Chcesz, żebym zwymiotowała? – Upadła, siadając twardo i nawet nie dbając o to,

żeby to jest niegodne damy. Rozszerzyła uda i pochyliła się do przodu, podpierając tam
ręce. – Daj mi przynajmniej dwie minuty. Powinnam dostać punkty bonusowe za
utrzymanie tempa i nie upadłam na twarz. Musiałam właśnie przebiec ponad trzy
kilometry.

- Cholera. Nie ruszaj się.

Odwrócił się i ruszył do wody. Obserwowała jak woda się pogłębia, aż dosięgła do

jego ramion. Miał na sobie plecak, plandekę włożoną pod jedno ramię. Płynął tak, jakby
się do tego urodził, sprawiając, że to wyglądało na łatwe, gdy używał wolnego ramienia
i obu nóg do manewrowania ciałem przez wodę. Widziała przepływające obok niego
rzeczy, ale płynął niemal prosto, zdając się być nieświadomy prądu.

- Wybryk natury, w porządku – mruknęła.

Trochę bólu w jej boku zniknęło, jej oddech spowolnił, gdy Veso wyszedł z rzeki po

drugiej stronie, ukrył ich rzeczy, a potem wskoczył z powrotem do wody. Zniknął z

background image

~ 13 ~

powierzchni i spięła się, kiedy nie wynurzył się chwilę po tym. W końcu jego głowa się
wynurzyła, prawie w połowie rzeki, kiedy wziął oddech, a potem znów zniknął.

- Także żelazne płuca. To niesprawiedliwe.

Pękło drewno, jakby trzasnęła gałązka, i odwróciła się.

Widok mężczyzny jakieś trzy metry od niej sprawił, że Glen chwyciła kamień,

próbując wstać na nogi.

Miał około dwudziestu dwóch lat, na plecach duży plecak i wyglądał jak jakiś

schludny chłopak z college'u. Właśnie wyszedł z lasu i jego jasnobrązowe oczy
rozszerzyły się, jakby też go zaskoczyła. Poruszyła się, cofając się i mając nadzieję na
odciągnięcie jego uwagi od rzeki.

- Glenda?

Nienawidziła, kiedy Veso miał rację. Chociaż dzieciak mógł być częścią grupy

poszukiwawczej policji. Możliwe, że ktoś zgłosił jej zaginięcie. Przełknęła mocno,
pamiętając, że miało być ich dwóch. Rozejrzała się niespokojnie, szukając drugiego.

Dzieciak sięgnął i zrzucił plecak, nie spiesząc się z wyciągnięciem czegoś z

kieszeni. Wyjął baton czekoladowy.

- Proszę. Założę się, że jesteś głodna. Chcesz wody? Mam trochę. Podejdź tu.

Zmarszczyła brwi.

- Naprawdę? Cukierek? Moja mama nauczyła mnie tego zanim skończyłam cztery

lata. – Mocniej zacisnęła skałę w pięści. – Kim jesteś?

Spojrzał na skałę i na jego twarzy pokazał się gniew.

- Spróbujesz mnie tym uderzyć i zrobi się brzydko. Król Charles chce cię żywą, ale

nie powiedział, że nie wolno mi się bronić.

To odpowiedziało na jedno pytanie. Miała kolejne.

- Dlaczego pracujesz dla Wampira? Jesteś głupi? Szalony? Zabiją cię.

Potrząsnął głową.

- Nigdy nie umrę. Oto dlatego. Król Charles obiecał mnie przemienić.

background image

~ 14 ~

- Jesteś debilem. Widziałeś te okropne rzeczy? Odstaw narkotyki, jeśli myślisz, że

to jest jakakolwiek przyszłość. – Zerknęła do tyłu, chcąc wiedzieć, gdzie dotarł drugi i
zastanawiając się, gdzie jest Veso. Nie odważyła się spojrzeć na wodę na wypadek,
gdyby dzieciak podążył za jej wzrokiem. Spojrzała na niego gniewnie. – Weź sobie ten
batonik i udław się nim. To o wiele lepszy sposób na zejście niż bycie marionetką
jakiegoś szaleńca.

Zaatakował, a ona rzuciła kamieniem, trafiając go w pierś. To musiało boleć, bo

upuścił batonika i złapał się za klatkę piersiową, a potem potoczył do tyłu.

Zamiast uciec, zanurkowała naprzód, wypchnęła łokieć i wbiła w niego tak mocno

jak mogła. Chrząknął, gdy upadli. Wylądowała na nim i paznokciami drugiej ręki
rzuciła się na jego twarz. Krzyknął, gdy jej paznokcie przeorały jego zamknięte
powieki.

Usiadła, jeszcze raz wbiła w niego łokieć tak mocno, że zabolało nawet ją, ale

zignorowała ból, a potem sięgnęła po kolejny kamień. Udało jej się złapać jeden i
zaczęła go bić, używając ud do podparcia, gdy próbował ją zrzucić. Uderzyła go mocno
w głowę. Próbował chronić swoją twarz, więc przestała używać paznokci na jego oczy i
zamiast tego ruszyła do gardła, wciąż waląc go kamieniem.

Ktoś złapał ją za nadgarstek i została oderwana od mężczyzny pod nią.

Odrzuciła głowę, próbując uderzyć tę osobę za nią główką, ale zamiast tego trafiła

w solidną pierś. Mokrą.

Spojrzała na Veso, który właśnie się okręcił, by opuścić ją na nogi. Poruszył się

szybko, a ona patrzyła z otwartymi ustami jak użył stopy, by nadepnąć na gardło
powalonego faceta.

- Ilu was tam jest? Odpowiedz albo zmiażdżę ci gardło.

Facet odsunął ręce, ujawniając krwawe rysy, które mu zrobiła, i kilka cięć na czole i

policzku od kamienia.

- Pieprz się! – Pokazał Veso środkowy palec.

Veso spojrzał na nią.

- Zamknij oczy.

Zrobiła tak.

background image

~ 15 ~

Obrzydliwy, chrzęszczący dźwięk sprawił, że się odwróciła, a jej żołądek zagroził

wymiotami. Veso nie blefował. Nie musiała patrzeć, żeby wiedzieć, że ten okropny
dźwięk pochodził od łamanych kości szyi.

Coś trzasnęło, cichy odgłos, i sapnęła, gdy Veso rzucił się na nią, przewracając ją na

ziemię. Obrócił się w ostatniej sekundzie, więc zamiast ona to on uderzył w kamienistą
ziemię. Glen poderwała głowę, wpatrując się w metalową strzałkę, która wylądowała
nad brzegiem rzeki.

Veso też musiał to zobaczyć. Warknął.

- Wstrzymaj oddech i nie puszczaj się mnie.

Ledwie go zrozumiała, ponieważ słowa wyszły warkliwie. Wciągnęła powietrze, a

potem przetoczyli się. Lodowata woda niemal sprawiała, że sapnęła, kiedy opuścili
nasyp i uderzyli w wodę. W samą porę zacisnęła oczy i poczuła jak porywa ich prąd.

Uchwyt Veso na niej wzmocnił się do tego stopnia, że poczuła, że może połamać jej

żebra. Na oślep objęła go ramionami za szyję i dla pewności otoczyła nogami jego pas.
Puścił jej żebra, jego ciało się napięło, mięśnie zafalowały.

Byli pod wodą i płynął. Nie trwało długo aż jej płuca zaczęły krzyczeć o powietrze.

Uderzyła panika i wbiła paznokcie w jego skórę, próbując mu powiedzieć, że zaraz się
utopi. Musiał zrozumieć, bo kilka sekund później ich głowy przełamały powierzchnię i
wciągnęła łapczywie powietrze. On też to zrobił, a potem lodowate zimno znów ich
otoczyło, gdy zabrał ich z powrotem pod wodę.

Coś chwyciło ją za koszulę i próbowało oderwać od niego. To ją przeraziło. Co jeśli

się rozdzielą? Naprawdę nie umiała pływać. Cokolwiek nią szarpnęło, uwolniło ją i
przywarła mocniej do dużego, twardego ciała Veso. Prąd nie naciskał na nich już tak
mocno jak wtedy, gdy po raz pierwszy wpadli do wody.

Glen była prawie pewna, że umrze. Przycisnęła twarz do piersi Veso i starała się

zachować spokój. Utonięcie nie było dobrym sposobem śmierci. Znów poczuła
powietrze i wciągnęła je zanim wrócił pod powierzchnię. To przypominało jej filmy o
wielorybach, które kiedyś widziała, nakręcone ze statku. Veso wynurzał ich na sekundę,
a potem zanurzał się z powrotem.

Ile trzeba było czasu, żeby dotrzeć na drugą stronę rzeki? Za pierwszym razem

przepłynął ją tak szybko, ale teraz wydawało się, że to trwa wieki, gdy wynurzał się z
nią po powietrze jeszcze pięć razy. Może ona przyczepiona do niego go spowalniała.
Jakkolwiek by nie było, kiedy w końcu wypłynął z nią i otoczył ramieniem wokół

background image

~ 16 ~

bioder, podciągając wyżej na swoim ciele, zdała sobie sprawę, że stoją, i Glen potarła
głową o jego klatkę piersiową, by pozbyć się włosów z oczu. Otworzyła je.

- Jesteśmy w dole rzeki – wysapał. – Straciliśmy nasze zapasy. Nie mogę

ryzykować powrotu do nich.

Objął ją powyżej talii i wyniósł z wody, wspiął się powoli po nasypie i ruszył do

drzew. Jedną ręką odgarnęła przyklejone do twarzy włosy.

- Mogę iść.

Zignorował ją, wchodząc głębiej między drzewa, aż odgłos rzeki ucichł. Nie

narzekała, tylko trzymała się go. Zatrzymał się po pięciu minutach i przykucnął trochę.

- Możesz mnie puścić.

Ześlizgnęła się po jego ciele i stanęła na drżących nogach. Rzeka była zimna i

natychmiast zatęskniła za ciepłem jego ciała. Jej przemoczone ubranie było ciężkie i
niewygodne.

Veso wskazał.

- Wejdź do jaskini.

Zauważyła małe pęknięcie w skałach.

- A co jeśli są tam węże lub coś innego?

Veso złapał ją za ramię i warknął nisko, jego oczy zapłonęły złotem.

- Ukryj się. Muszę sprawdzić obszar. Bądź cicho i nie wydawaj dźwięków, dopóki

nie wrócę.

Nadal byli w niebezpieczeństwie. Opadła i przypomniała sobie, że musi być

wdzięczna, że wyszli z wody i nie umarła, gdy czołgała się do przodu. Było ciasno, ale
wiedziała, dlaczego to wybrał. Do wnętrza nie sięgało żadne światło słoneczne dalej jak
kilkanaście centymetrów. Nie zobaczy niczego, co ją ugryzie lub zaatakuje, jeśli
cokolwiek już się tam schowało.

V

eso był wściekły, gdy zdjął ubranie. Jego koszula była podarta i bezużyteczna.

Wrzucił ją do szczeliny, do której kazał wejść Glendzie, i ściągnął szorty, rzucając je
tak, żeby nie były widoczne. Zmienił się, nie dbając o to, czy może go zobaczyć. Nie

background image

~ 17 ~

usłyszał jej westchnienia, więc pomyślał, że nie znalazła miejsca, żeby się odwrócić.
Łapami wzruszył suche liście, żeby zakryć ich ślady i spojrzał w stronę rzeki.

Dość szybko zauważył drugiego człowieka, biegnącego po drugiej stronie rzeki i

szukającego ich. Opuścił się na brzuch, trzymając się w cieniu. Drań miał karabin w
ręku, taki, który strzelał strzałkami. Plecak zniknął, ale wiedział, że to był drugi tak
zwany turysta.

Kusiło go, żeby pójść po zapasy, ale nie chciał dać szansy człowiekowi, żeby

postrzelił go strzałką. Poczekał, aż mężczyzna zniknął za zakrętem i cofnął się, wstał i
poszedł zapolować, by zobaczyć, czy jest ich więcej po jego stronie rzeki. Nie trzeba
było wiele czasu, by odkryć, że są sami, na razie, przynajmniej w promieniu półtora
kilometra. Wrócił do Glendy i zmienił się w skórę, przykucnął i pchnął swoje mokre
ubranie do przodu, żeby wejść za nią do środka.

Wnętrze było cholernie ciemne i zadrapał skórę o skałę. Nie było głęboko. Może ze

dwa metry. Jego oczy przystosowały się i znalazł ją z tyłu, przyciśniętą do litej skały.
Zwinęła się w kulkę, z ramionami owiniętymi wokół nóg, z pochyloną głową.

- Jestem – wyszeptał.

Podniosła głowę i uderzyła się, cicho przeklinając.

- Czy ktoś tam jest?

Wyciągnął rękę i położył ją z tyłu jej głowy, żeby uchronić ją od więcej

przypadkowych uderzeń. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, ślepa. Było dla
niego oczywiste, że niczego nie widziała.

- Na razie jest dobrze.

- Zamarzam.

Mógł to stwierdzić.

- To nie jest bezpieczne miejsce. Zdejmij ubranie i wykręć je, kiedy wyjdę. Muszę

znaleźć dla nas bezpieczniejsze miejsce na noc, z dala od rzeki. Wiedzą, że mnie
spowalniasz.

- Pieprzyć to – mruknęła.

Jej gniew zaskoczył go. Myślał, że zaczną kolejną kłótnię, ale nie mogli zostać tu,

gdzie byli. Znajdą ich.

background image

~ 18 ~

- Daj mi chwilę, aż moje zęby przestaną dzwonić, a potem pobiegnę. Spróbują nas

uśpić, prawda?

- Tylko mnie. Ty nie stanowisz dla nich dostatecznego zagrożenia.

- Powiedz to temu chłopakowi z college'u. Powaliłam jego tyłek.

Uśmiechnął się. Był pod wrażeniem, kiedy wynurzył się z wody i zobaczył ją

siedzącą okrakiem na mężczyźnie, bijącą go. To również go rozwścieczyło. Została
zaatakowana.

- Dobrze zrobiłaś.

- Mogę być mała, ale wychowałam się w mieście. Wzięłam kilka lekcji

samoobrony. Złodzieje i gwałciciele przez cały czas atakują kobiety. Dupki oczekują, że
kobiety uciekną albo po prostu znieruchomieją. Nie spodziewają się, że pierwsza
uderzy.

- Jestem z ciebie dumny. – Delikatnie pogładził jej włosy, jego palce zaplątały się

trochę w mokrych lokach. – Zostań tu przez kilka minut, a ja się ubiorę.

Spięła się, a potem skinęła głową.

- Chcę wiedzieć dlaczego nie jesteś?

- Poruszam się szybciej na czterech nogach niż dwóch i dzięki temu trzymam się

niżej przy ziemi, trudniej zauważyć.

- Będę musiała kiedyś to zobaczyć.

To przypomniało mu o wcześniejszy pomyśle.

- Czy kiedykolwiek jeździłaś konno, Glendo?

- Nie. Czemu? Widziałeś jakieś i myślisz, że możesz je złapać? Mogłabym trzymać

się ciebie, jeśli pojedziesz przede mną. Wydaje mi się, że opanowaliśmy to do perfekcji.
Nie zgubiłeś mnie w wodzie. Byłam jak twoja druga skóra.

- Dobrze się mnie trzymałaś. Jak już powiedziałem… poruszam się szybciej na

czterech nogach.

Jej usta rozchyliły się, ale zamknęła je. Minęła sekunda.

- Och. Chcesz, żebym jechała na tobie jak na koniu? To trochę szalone. Czy to żart?

background image

~ 19 ~

- Nie.

Zamilkła.

- Spowalniasz nas. Nie muszę się już martwić o zapasy. Mogę cię nieść na plecach.

Zamknęła oczy.

- Glenda?

Otworzyła je i skinęła głową.

- W porządku. Powiedz mi tylko jedną rzecz.

- Co?

- Będziesz wiedział, że to ja, prawda? Nie zrobisz się zabójczy albo coś takiego?

- Przestań się tym martwić. Nadal jestem sobą w skórze czy w futrze. Jednak nie

będę miał ludzkiego głosu. Moje struny głosowe zmieniają się całkowicie, kiedy to
robię. Musisz wspiąć się na moje plecy, owinąć ramiona wokół mojego gardła i
kolanami przycisnąć moje boki. Tylko nie owijaj stóp wokół mojej spodniej strony.

- Dlaczego? Czy to utrudni ci bieganie?

- Nie chcę być kopany w jaja.

- To… um… uczciwe. Okej.

- Nie bój się mnie i nie krzycz, kiedy mnie zobaczysz. Po prostu wejdź na mój

grzbiet. Zabierz moje szorty. Będę potrzebował coś do założenia na później. – Rozejrzał
się, znalazł je i wykręcił większość wody. Wcisnął je w jej dłoń.

Wzięła je i kiwnęła głową, wsuwając je między koszulę i własne spodnie przy

biodrze.

- Mam je.

- Żadnego wahania, Glendo. Od tego zależy nasze życie. Bądź cicho i słuchaj mnie.

Użyję głowy, by wskazać, jeśli coś będzie nie tak, albo warknę nisko. Rozumiesz?

- Tak.

- Chodźmy.

- Teraz?

background image

~ 20 ~

- Szukają nas, a siatka poszukiwawcza właśnie drastycznie się zmieniła.

Prawdopodobnie mają radia. Ja bym miał. Musimy się stąd wynieść zanim nas odetną.

- W porządku. Zróbmy to.

Puścił jej głowę i cofnął się lekko, zaciskając zęby, gdy więcej skał podrapało jego

skórę. Zmienił się, nienawidząc tego, że ona to słyszy, ale to pomogło mu się wyczołgać
z ciasnego miejsca, zmieniając jego ciało. Wyszedł na zewnątrz, powąchał powietrze,
rozejrzał się i nie zobaczył żadnego zagrożenia.

Usłyszał jak Glenda wychodzi i spojrzał na dziurę. Miała opuszczoną głowę, z

piersią nisko przy ziemi, gdy się czołgała, prawdopodobnie po to, by uniknąć skał
wbijających się w plecy. Uniosła głowę… i pokazało się czyste przerażenie, gdy
napotkała jego spojrzenie. Odwrócił się trochę i obniżył, obserwując ją.

Wahała się tylko chwilę, a potem sięgnęła, jej ręka drżała, gdy dotknęła jego boku.

- Cholera!

Szarpnął głową, by wskazać na swoje plecy. Nie miał czasu na jej ludzkie

zachowanie. Musieli ruszać. Podniosła się na kolana i złapała go za grzbiet, wstała i
przerzuciła przez niego nogę. Usadowiła się powoli.

- Kurwa – wyszeptała. – Będę potrzebowała terapii.

Warknął ostrzegawczo i ucichła, pochyliła się i owinęła ramiona wokół jego szyi.

Splotła palce i ukryła twarz w jego futrze.

- Jesteś taki ciepły.

Poruszył się powoli, na wypadek gdyby z niego spadła, gdy wstawał na wszystkie

łapy i zaczął iść. Pozostała na nim i zacisnęła uda dokładnie tak jak jej powiedział.
Zatrzymał się, poruszył lekko biodrami, żeby ułożyć ją w bardziej wygodnej pozycji, a
potem powąchał powietrze, rozpoznając ich otoczenie. Postanowił trzymać się
najgrubszych drzew i zwiększył tempo. Glenda wydała z siebie kilka cichych jęków, ale
nie protestowała.

Znowu był pod wrażeniem. Więc zobaczyła go zmienionego i tym samym

udowodniła, że mogą być partnerami. Trzymała się go mocno, jakby nie miała nic
przeciwko, że tuli się do zmienionego WampLykanina.

Skupił się na innych rzeczach, żeby oderwać swoje myśli od jej dotyku, gdy biegł,

uważnie skanując każdy ruch wkoło. Musieli porzucić swoje zapasy. To oznaczało, że

background image

~ 21 ~

wyżywienie jej stanie się trudniejsze. Jej żołądek nie będzie dobrze tolerował surowego
mięsa. W końcu to ją osłabi. Oczywiście był sposób na uzyskanie jakiś zapasów. Ci
strażnicy nosili plecaki. Potrzebowali ludzkiego jedzenia do przeżycia.

Ludzcy strażnicy prawdopodobnie spali w nocy, podczas gdy Wampiry i żołnierze

polowali. Mógł podejść i okraść ich, gdyby udało mu się uniknąć nocnych myśliwych.
Ale to oznaczałoby również pozostawienie Glendy na jakiś czas bez ochrony.

Będzie biegł niemal do ciemności, znajdzie im bezpieczne miejsce i wtedy pomyśli

nad swoimi opcjami. W tej chwili musiał zabrać ich jak najdalej od miejsca, gdzie byli.

background image

~ 22 ~

ROZDZIAŁ 10

Glen jechała na największym psie, jakiego kiedykolwiek widziała. Chociaż żeby

być szczerym, Veso nie przypominał wilka ani owczarka niemieckiego. Każdy pies
rzuciłby na niego tylko jedno spojrzenie w postaci bestii, posiałby się i uciekł. Mogła
się do tego odnieść. Kusiło ją wycofanie się z powrotem do jaskini, żeby się skulić,
kiedy po raz pierwszy spojrzała na niego z tymi jego przerażającymi czarnymi oczami,
długim pyskiem, czterema nogami, masywnymi łapami z ostrymi pazurami i ogonem.

Ale grzał ją. Veso wydzielał dużo ciepła z ciała, a jego miękkie futro amortyzowało

jej ciało, gdy biegł. Prawdopodobnie mógł poruszać się dużo szybciej, ale nie robił tego.
Powiedziała mu, że martwi się, że spadnie, a może czuł się tak wyczerpany jak ona.
Kusiło ją, żeby się zdrzemnąć, ale za każdym razem, gdy prawie zasypiała,
przeskakiwał nad czymś, sprawiając, że musiała przycisnąć się do niego nieco mocniej.

Jednak przemierzyli dużą odległość. Miał co do tego rację, a stopy jej nie zabijały.

Jazda okazała się dużo łatwiejsza niż bieganie, by nadążyć za nim. Żałowała tylko, że
ma na sobie mokrą odzież. Skóra ją piekła w miejscach, o których wolałaby nie myśleć,
gdy ocierała się o jego wielkie ciało. Próbowała skupić się na innych rzeczach, takich
jak wyobrażenie sobie ciepłej kąpieli lub prawdziwy ugotowany posiłek. Kiedy dotrą do
bezpiecznego miejsca, te rzeczy będą możliwe.

W końcu zatrzymał się i podniosła głowę, szukając przyczyny. Obniżył ciało,

odwrócił głowę i uderzył ją pyskiem. Popatrzyła na jego ostre zęby, przełknęła mocno i
spojrzała w czyste czarne oczy. Tęczówki i źrenice stopiły się w jedno. Spojrzał na
ziemię i rozluźniła uchwyt, zsuwając się.

Zaczęła się prostować, ale złapał ją za nadgarstek zębami. Zamarła, spodziewając

się bólu. Puścił ją szybko i opadł na zadek. Załapała i usiadła.

Warknął cicho, rzucił jej spojrzenie, którego nie potrafiła odczytać, a potem odbiegł,

zostawiając ją. Siedziała nieruchoma i milcząca. Mógł poczuć, że są w
niebezpieczeństwie albo szukał dla nich miejsca do spania. Studiowała niebo, zdając
sobie sprawę, że wkrótce będzie ciemno.

Wrócił jakieś dziesięciu minut później. Podszedł do niej, skupiając się na jej

tułowiu.

- Co?

background image

~ 23 ~

Przykucnął, twarzą do niej i zaczął się zmieniać. To jednocześnie zafascynowało ją i

przeraziło, gdy futro ustępowało, by stać się gładką, złocistą skórą. Kiedy skończył,
trzymał się nisko, chowając się za kolanami.

- Szorty.

- Och. – Wyjęła je za paska i podała, odwracając głowę, żeby dać mu trochę

prywatności.

Wziął je i wkrótce się odezwał.

- Jestem ubrany.

Spojrzała na niego, siedział na ziemi kilka kroków dalej. Miło było móc znowu z

nim rozmawiać.

- Czy jesteśmy tu bezpieczni?

- Na razie.

- Muszę się wysikać. Za bardzo się bałam, żeby się ruszyć, kiedy cię nie było, więc

wstrzymywałam.

Podniósł rękę, wskazując na krzaki.

- Tam. Nie odchodź daleko ani nie bądź długo.

Wstała i odeszła szybko. Nie zmienił pozycji, kiedy wróciła. Usiadła, sto pytań

wypełniało jej umysł. Zaczęła od najbardziej istotnego.

- Jak blisko jesteśmy teraz do twojego domu?

- Mamy wciąż dużo do przejścia. Jednak zdecydowałem, że nadszedł czas na

odpoczynek. Zrobiłem rozeznanie i znalazłem dla nas miejsce do spania na noc.

- Nie będziemy iść dalej?

- Rozłożymy się na noc. Ludzi o wiele łatwiej unikać niż żołnierzy i Wampiry.

- Dlaczego?

- Ludzie nie widzą podpisów cieplnych ani nie mają super słuchu czy wzroku.

- Dziękuję za odpowiedzi. Muszę się jeszcze wiele nauczyć.

Przekrzywił głowę, posyłając jej dziwne spojrzenie.

background image

~ 24 ~

- Żebym mogła wrócić do domu. Nie chcę zostać ponownie schwytana.

- Nie miałabyś szansy uniknąć tego beze mnie.

Prawdopodobnie miał rację i to ją przeraziło.

- Dlatego zadaję pytania. Żeby się dowiedzieć.

- Znalazłem chatę, w której mieszka tylko jeden człowiek, bardzo blisko stąd.

Jestem całkiem pewien, że pracuje dla Wampirów. Zauważyłem go jak wychodził z lasu
z zapasami na plecach i z bronią na strzałki, jakby był w terenie i szukał nas przez cały
dzień. Myślę, że najlepszym miejscem dla nas do ukrycia się, jest być na widoku, tam
gdzie nie pomyślą, że pójdziemy. Zamierzam złapać tego człowieka i prześpimy się
dzisiejszą noc w jego chacie.

Jej usta opadły, ale szybko je zamknęła.

- Oszalałeś?

Zawahał się.

- Będzie miał jedzenie i ubrania, Glendo. Ponieważ ten mistrz stworzył żołnierzy,

będzie chciał oddzielić od nich ludzi. Ja bym tak zrobił.

- Nie rozumiem – przyznała. – Dlaczego?

- Żołnierze są niestabilni i nie można im ufać w pobliżu żadnego źródła krwi bez

nadzoru pełnego Wampira. To znaczy, jeśli ten mistrz jest dość rozsądny, to rozkazał
ludziom zamknąć się na noc, kiedy żołnierze na nas polują, by utrzymać dziennych
strażników przy życiu. W przeciwnym razie żołnierze mogą ich zaatakować i osuszyć.
Mistrz mógł im rozkazać, żeby unikali domów ludzi, którzy dla niego pracują. Ludzie
muszą być oddzieleni od żołnierzy, bo inaczej wszystko może się zdarzyć. Rozumiesz?

To miało sens, gdy tak to ujął. Ci psychole, których widziała, prawdopodobnie

zaatakowaliby każdego, gdyby mieli taką szansę. Skinęła głową.

- Najtrudniejszą częścią będzie złapanie tego człowieka zanim będzie mógł wszcząć

jakikolwiek alarm do kogokolwiek. Mają telefony komórkowe. W pobliżu musi być
wieża.

- Może musi meldować się co kilka godzin.

Veso potrząsnął głową.

background image

~ 25 ~

- To nie jest zmartwienie, dopóki nie będę musiał go zabić.

- Nie pomoże nam, jeśli pracuje dla mistrza, prawda?

- Nie będzie miał wyboru. Wampir mógł już przejąć jego umysł. Ja równie łatwo

mogę wejść do jego głowy.

To ją zaniepokoiło.

- Kontrola umysłu?

Veso skinął głową.

To sprawiło, że pomyślała o wszystkich kłótniach, jakie mieli.

- Dziękuję, że nie zrobiłeś tego na mnie.

- WampLykanie mają honor, Glendo. Nie zrobiłabym ci tego, chyba że nie miałbym

wyboru. Życie lub śmierć – wyjaśnił.

- Nadal to doceniam.

Przełknął mocno, patrząc na nią.

- Dostałaś też moją krew. Prawdopodobnie rozpłynęła się już w twoim krwiobiegu,

ale jest możliwe, że to dało ci tymczasową odporność. Nie rób z tego wielkiej sprawy. –
Wstał. – Potrzebuję twojej pomocy do wywabienia człowieka z jego chaty. To może
być niebezpieczne, ale będę z tobą, tylko nie na widoku. Wiemy, że mistrz chce cię
żywą i nietkniętą. To jest coś, co możemy wykorzystać na naszą korzyść.

- Jestem przynętą, prawda?

Uśmiechnął.

- Tak.

- Fantastyczne. – Wstała również. – Jednak zanim to zrobimy, czuję, że muszę coś

powiedzieć.

- Nie mamy czasu do stracenia. Słyszę jak burczy twój żołądek i drżysz. – Veso

uniósł brodę. – Musimy znaleźć się w domu zanim zajdzie słońce i krwiopijcy zaczną
polować. – Spojrzał jej w oczy.

- A co, jeśli się mylisz, a ta osoba jest tylko facetem, który mieszka w lesie?

- W takim razie, dziś wieczorem Wampiry włamią się do chaty w poszukiwaniu

background image

~ 26 ~

jedzenia. To jest lepsza pozycja obronna niż na otwartej przestrzeni. Będziemy mieć
także element zaskoczenia, ponieważ WampLykanie unikają ludzi. Nie będą się
spodziewać, że to zrobimy, i uwierzą, że po prostu atakują człowieka. Nie
skrzywdziłbym niewinnego, Glendo.

Nie mogła nic zarzucić temu, co powiedział, a ona była głodna. Myśl o możliwości

spania w łóżku, a nie na ziemi, skłoniło ją do zgody na plan Veso.

- Zróbmy to. I mam nadzieję, że w chacie jest gorąca woda. Zabiłabym za prysznic.

Co chcesz, żebym zrobiła?

Veso wstał.

- Podprowadzę cię do chaty, a potem chcę, żebyś pozostała ukryta, policz powoli do

stu, a potem biegnij do drzwi. Krzycz o pomoc, wołaj, że goni cię głodny niedźwiedź.
Powinien od razu otworzyć ci drzwi. Kiedy to zrobi, odskocz szybko do tyłu, żebyś nie
weszła mi w drogę.

- Masz nadzieję, że cię nie zobaczy – domyśliła się.

- Nie zobaczy. Po prostu zejdź z drogi jak tylko otworzą się drzwi. Wycofaj się i

odsuń. Rozumiesz?

Skinęła głową.

- Tak.

- Chodźmy.

Niepokój Glen rósł, gdy podążała za Veso przez las i zatrzymali się przy polanie.

Obok strumienia zbudowano małą chatę. W jej głowie odtworzyły się wszystkie rzeczy,
które mogły pójść źle.

Veso położył dłoń na jej ramieniu, stanął za nią i pochylił głowę.

- Pamiętaj, licz powoli do stu. A potem biegnij tak, jakby twoje życie zależało od

wejścia do tej chaty. Udawaj, że jestem jakimś obłąkanym niedźwiedziem z łapami
większymi niż twoja głowa i jestem tuż na twoim tyłku. Rozumiesz?

- Jeśli to jest twoja wersja mowy motywacyjnej, to jesteś strasznym facetem.

Zachichotał i cofnął się. Patrzyła jak okrąża polanę, kierując się na tył chaty.

Zaczęła liczyć w głowie. Bicie jej serca przyspieszyło, obawiając się tego, co ją spotka,
gdy przebiegnie przez tę polanę. Jednak mistrz chciał ją żywą, więc jej szanse były

background image

~ 27 ~

dobre, że nie zostanie skrzywdzona przez tego kogoś mieszkającego w chacie. Jej
najgorszym lękiem było to, że może tam czekać niespodzianka. Veso widział tylko
jedną osobę, ale to nie znaczyło, że więcej nie mogło ukrywać się w środku.

Glen doszła do stu, wciągnęła gwałtownie powietrze i pobiegła do przodu.

- Pomocy! – Jej stopy bolały trochę, kiedy biegła, ale zignorowała to, obrazując

sobie goniącego ją Vlada. – Pomóż mi! On mnie zabije. – Dotarła do kabiny, wbiegła
po pięciu schodkach i zaczęła walić pięściami w drzwiami, ciężko dysząc. – Czy ktoś
tam jest? Niedźwiedź chce mnie zabić! Pomocy!

Po drugiej stronie odsunęła się zasuwa i cofnęła się, szybko rozejrzała się po

wąskim ganku, a potem spojrzała z powrotem na drzwi, które się otworzyły.
Mężczyzna, który je otworzył, miał trzydzieści kilka lat, był ogolony i miał ciemne
włosy. Jego brązowe oczy były zaskoczone.

Glen upadła na bok, udając, że mdleje, ale użyła ramion, by ochronić głowę i żebra.

Ruch na dachu chaty przyciągnął jej uwagę i patrzyła ze zdumieniem jak Veso

spada z góry i prawie ląduje na człowieku, który wyszedł na ganek. Ręka Veso
zacisnęła się wokół jego gardła i walnął nim mocno o framugę drzwi.

Glen usiadła i patrzyła jak Veso staje nos w nos z nieznajomym.

- Nie ruszaj się – zażądał Veso.

Mężczyzna, którego trzymał, zupełnie znieruchomiał.

- Jakie są twoje rozkazy?

- Znaleźć kobietę, nie skrzywdzić jej i strzelić do mężczyzny strzałkami, które mi

dano – oznajmił nieznajomy. – Natychmiast wezwać pomoc.

- Dzwoniłeś do kogoś, kiedy usłyszałeś kobietę u twoich drzwi?

- Nie.

- Jesteś tu sam?

- Tak.

Glen wstała i podeszła bliżej, żeby zobaczyć twarz Veso. Jego oczy nabrały

jasnozłotego koloru. Spojrzał na nią i na sekundę zapomniała jak oddychać. Podniósł
rękę, blokując jej widok na niego.

background image

~ 28 ~

- Glendo, odwróć się. – Zawahała się. – Chcesz, żebym ciebie też kontrolował?

Zrób tak jak powiedziałem, teraz.

Odwróciła się, ciekawa, ale ostrzeżona.

- Odpowiedz na moje pytania. Kiedy ostatnio się meldowałeś?

- Zrobiłem to, kiedy wróciłem do domu.

- Kiedy powinieneś zrobić to ponownie?

- Król Charles powiedział, żeby zadzwonić do niego, jeśli zobaczę lub usłyszę coś

wieczorem. W przeciwnym razie muszę zadzwonić do niego rano, żeby dać mu znać,
kiedy ponownie rozpocznę poszukiwania.

- Rozmawiasz z królem Charlesem czy kimś innym?

- Tylko z królem Charlesem. To przyjemność mu służyć. Muszę postrzelić cię

strzałką i natychmiast do niego zadzwonić.

- Zapomnij o broni. Chcę, żebyś spał, dopóki cie nie powiem, żebyś się obudził.

Zrób to teraz.

Minęły długie sekundy i Glen obejrzała się. Veso zniknął, tak samo mężczyzna, a

drzwi chaty były szeroko otwarte. Weszła za nimi do środka, gwałtownie się
zatrzymując. Veso rzucił nieprzytomnego mężczyznę na plecy na podłogę, kilka
kroków od drzwi i otwierał szafę po drugiej stronie pokoju.

Rozejrzała się wkoło. Chata miała otwartą przestrzeń mieszkalną ze strychem z

jednej strony. Kuchnia i łazienka były umieszczone pod nim. Mebli było mało i miały
rustykalny styl, ściany były z bali. Wróciła wzrokiem do leżącego mężczyzny. Nie
ruszał się.

- Czy z nim wszystko w porządku?

Veso zamknął szafę, po czym podszedł do drabiny na strych.

- Żyje i powinien pozostać nieprzytomny. Nie dotykaj go ani nie zbliżaj się, dopóki

nie znajdę czegoś do związania go. Nie jestem pewien jak głęboko zasadzono w nim
rozkazy. Jest możliwe, że może się przebudzić, jeśli w jego umyśle naprawdę
pomieszano.

Glen trzymała się z dala od nieprzytomnego mężczyzny, cofając się. Odwróciła się,

spojrzała na drzewa po drugiej stronie pustej przestrzeni, a potem zamknęła drzwi.

background image

~ 29 ~

Zablokowała je na wypadek, gdyby ktoś pojawił się w chacie.

Minutę później Veso zszedł po drabinie, z pustymi rękami. Podszedł do plecaka

leżącego na podłodze obok niej i opadł na kolana, a potem otworzył.

- Powinienem był sprawdzić najpierw tutaj.

Glen zmarszczyła brwi na widok staroświeckich kajdan, jakie Veso wyjął. Były

pokaźnych rozmiarów z trzydziestocentymetrowym łańcuchem między nimi.

- Co do diabła?

- Zgaduję, że dostał je od Wampira. Są mocniejsze niż zwykle kajdanki. – Veso

obrócił się, przeszedł na kolanach do faceta leżącego na podłodze i przewrócił go. Zakuł
jego nadgarstki za plecami.

- Wyglądają na trochę zardzewiałe. Może powinniśmy znaleźć jakąś linę lub coś

podobnego.

- Jeśli były wystarczająco dobre dla mnie, to są wystarczająco dobre dla niego.

Glen otworzyła usta, a potem je zamknęła. Nie warto było się kłócić. Słyszała każde

wymówione słowo i Veso miał rację. Mężczyzna pracował z mistrzem. Strzeliłby
strzałką w Veso, żeby go powalić, i oddałby ją do tej strasznej kopalni, gdyby był w
stanie.

- Umieram z głodu.

- Najpierw prysznic. Jesteś przemarznięta.

- Myślisz, że jest tu gorąca woda?

- Prawdopodobnie. Ma panele słoneczne i szopę z tyłu. To znaczy, że jest generator

i zbiornik na wodę. Sprawdzę naszą sytuację z bronią.

Innymi słowy, chciał, żeby zeszła mu z drogi. Nie narzekała. Przynajmniej tym

razem nie kazał jej gotować jedzenia.

Glen ruszyła w stronę łazienki, wdzięczna, że chata ma prąd, gdy pstryknęła

włącznik i zapaliło się światło. Zamknęła drzwi i zmarszczyła brwi na prymitywną
łazienkę. Miała prysznic i toaletę, ale bez umywalki. To nie miało jednak znaczenia,
kiedy włączyła wodę i zaczekała pół minuty, przesuwając palce pod strumieniem.
Zaczęła się nagrzewać.

background image

~ 30 ~

- Tak!

V

eso nie mógł się powstrzymać od uśmiechu, gdy usłyszał jak Glenda mruczy to

jedno słowo. Był pewien, że w chacie będzie gorąca woda. Została zbudowana solidnie
do użytku przez cały rok, a nie tylko jako letnia chata myśliwska. Zlokalizował dwa
pistolety w chacie, w tym strzelbę, a potem wrócił do śpiącego człowieka. Przewrócił
go na bok i ukląkł nisko, przysuwając się do niego.

- Obudź się i spójrz na mnie – zażądał.

Ludzkie oczy otworzyły się i Veso skupił się, naciskając swoją mocą na umysł

mężczyzny.

- Jakie były twoje dokładne rozkazy dotyczące kobiety?

- Król Charles chce ją żywą i nietkniętą. Jest dla niego ważna.

- Założę się, że tak. – Wciąż wkurzało go myślenie o planach mistrza dla Glendy. –

Ilu jeszcze ludzi pracuje z tobą w ciągu dnia?

- Jest nas ośmiu.

- Ilu jest blisko?

- Trzech.

- Gdzie oni są?

- Bob i Linda mają chatę ponad trzy kilometry poniżej strumienia, gdzie spotyka się

z rzeką. Chuck jest jakieś sześć kilometrów na północ.

- Opisz mi ich.

Veso słuchał, zdając sobie sprawę, że żaden z mężczyzn nie jest tym, który

zaatakował ich wcześniej nad rzeką. Człowiek zamilkł, patrząc na niego.

- Czy ktokolwiek przychodzi tu w nocy?

- Nie. Nie wolno nam wychodzić po zachodzie słońca, dopóki nie wzejdzie. Mamy

ignorować wszelkie dźwięki, chyba że myślimy, że to ty lub kobieta. Potem
powinniśmy zadzwonić, ale musimy zostać w środku.

background image

~ 31 ~

Było tak jak myślał. Mistrz bał się, że jego żołnierze zabiją jego ludzkich

niewolników.

- Jak dostajesz zapasy?

- Idę do chaty Boba i Lindy i odbieram je.

- Jak oni dostają zapasy?

- Mają łódź.

Nie to Veso chciał usłyszeć.

- Masz samochód? Albo oni?

- Mam motocykl terenowy, ale brakuje mi paliwa. Bob jest właścicielem łodzi i

małej koparki. Chcą rozbudować swoją chatę. Linda jest w ciąży.

Veso poczuł litość do ludzi. To nie ich wina, że pomagali Wampirom. Fakt, że

kobieta była w ciąży, pogorszał sytuację. Mistrz pozbędzie się ich, gdy już nie będzie
miał z nich pożytku.

- Śpij dalej i pozostań tak, dopóki nie powiem ci inaczej. Jesteś wyczerpany.

Człowiek zamknął oczy, jego ciało się odprężyło. Veso chwycił go, podniósł i

podszedł do szafy. Otworzył drzwi, delikatnie położył człowieka w ciasnej przestrzeni i
zostawił go w środku. Zamknął go i zablokował drzwi, żeby człowiek nie mógł się
wydostać. Potem podszedł do drzwi chaty.

Glenda zamknęła je, ale nie zauważyła drugiego sposobu ich zabezpieczenia.

Podniósł dwa solidne pręty i wepchnął je w uchwyty po obu stronach ramy. Człowiek
prawdopodobnie miał kilka wizyt niedźwiedzi, które próbowały wejść do jego chaty i
dodał wzmocnienia, by je powstrzymać.

Na oknach były solidne okiennice. Pozamykał je i zablokował na dole, a potem

sprawdził poddasze. Nie miało okna. Niedźwiedzie musiały być dużym problemem w
tej okolicy, skoro człowiek zastosował takie środki. To była dobra rzecz. To utrudni
Wampirom włamanie do chaty i musieliby włożyć w to trochę wysiłku. Włączył światło
na strychu, małą lampę, a potem zeskoczył na dół.

Veso spojrzał na zamknięte drzwi łazienki i ruszył do kuchni, włączając światło.

Oboje musieli zjeść. Człowiek był dobrze zaopatrzony w puszki z jedzeniem. Użył

background image

~ 32 ~

pazura, żeby rozciąć dwie z nich i wrzucił gulasz do garnka. Skrzywił się na palnik na
prąd i zorientował się jak go włączyć. Kuchnia była bardzo prosta i nie było lodówki.

W łazience wyłączyła się woda i Veso uświadomił sobie, że Glenda nie ma ubrań,

chyba że założy swoje wilgotne. Prawdopodobnie powinien wrócić na strych i przynieś
jej coś do ubrania, ale pozostał tam, gdzie był, mieszając masę mięsno-warzywną w
garnku. Uśmiech wygiął mu wargi. Lubił widzieć ją w ręczniku. Może nawet znów
ukradnie go z jej ciała.

Jego rozbawienie szybko zniknęło, gdy drzwi łazienki się otworzyły i wyszła tylko

w ręczniku. Jej skóra była różowa od ciepłej wody, jej włosy mokre, a widok jej
odsłoniętych kończyn i szczytów piersi wzbudził w nim całkiem nowy głód. Chciał ją.
Jego fiut zesztywniał i rozlało się po nim pożądanie.

Cholera. Pociąg nie zniknął. Nie mógł chcieć człowieka.

- Ten prysznic był jak niebo. Jest gorąca woda. Upewniłam się, że zostawiłam

trochę dla ciebie. Zakładam, że jest ograniczona, prawda? To znaczy, prawdopodobnie
jest naprawdę mały zbiornik na wodę dla tej chaty. Zajrzałam do szafek. Żadnych
nowych szczoteczek do zębów, ale ma nici dentystyczne i dużo pasty do zębów. Myślę,
że wykonałam dobrą robotę czyszcząc zęby palcem. Nigdy więcej nie wezmę niczego
za pewnik. – Uśmiechnęła się. – Widziałeś jakieś ubrania na górze, które możemy
pożyczyć?

- Tak.

Podeszła do drabiny, a potem zamarła.

Veso ponownie zamieszał w garnku, ale nie spuszczał z niej wzroku. Miała taką

wyglądającą na miękką skórę. Delikatną. Zarówno bladą jak i różową, tak obcą dla
niego. Kobiety WampLykanów były raczej opalone i były naprawdę umięśnione.
Większe. Jego kutas nie przejmował się tym, że Glenda nie była jego normalnym typem
i że była człowiekiem.

- Jakiś problem? – Domyślił się, dlaczego się zatrzymała. Musiała puścić swój

uchwyt na ręczniku, żeby się wspiąć. Mógł rzeczywiście spaść i odsłonić dla jego oczu
każdy jej centymetr.

Spojrzała mu w oczy.

- Um, może ja skończę gotować, a ty tam wejdziesz, żeby znaleźć mi coś czystego

do noszenia? – Odwróciła się i zrobiła krok bliżej.

background image

~ 33 ~

- Nie robiłbym tego, gdybym był tobą – ostrzegł.

Zatrzymała się, jej brwi się wygięły.

- Robić co?

- Podchodzić do mnie. – Spuścił wzrok, skupiając się na szczytach jej piersi

odsłoniętych nad krawędzią ręcznika.

Cofnęła się o krok.

- Nawet o tym nie myśl. Twoje oczy znów zmieniły kolor.

Podniósł wzrok, by napotkać jej.

- W takim razie nie chodź przy mnie prawie naga.

- W łazience nie było niczego innego do założenia. Nie przechodźmy przez to

jeszcze raz. Katastrofa, pamiętasz?

- Jakbym mógł zapomnieć. – Oderwał wzrok, żeby spojrzeć na gulasz. – Wejdź tam

i znajdź coś. Zrób to teraz. Nie będę patrzył.

Kątem oka zobaczył ruch, który upewnił go, że podążyła za jego rozkazem. Chciał

zerknąć, ale ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, to zaangażować się z nią bardziej niż
już był. Krew, którą w nich wstrzyknęli, powinna już przestać działać. Jednak fakt, że
wciąż czuł się do niej pociąg, irytował go. Gorzej, to go przeraziło. Co jeśli to nie tylko
połączenie krwi ciągnęło go do Glendy? Co jeśli to nie było uczucie, które minie z
czasem?

- Cholera – warknął.

- Bądź ostrożny. Oparzyłeś się?

Spojrzał na sufit, zdolny wyśledzić ją po dźwiękach, gdy poruszała się po podłodze

na strychu.

- Po prostu załóż ubrania. Gulasz jest już ciepły, by jeść. Umieram z głodu.

- Ja też.

Ale znowu, chciał jej bardziej niż jedzenia. Jego gniew wzrósł. Nie mógł sparować

się z cholernym człowiekiem.

background image

~ 34 ~

ROZDZIAŁ 11

Glen założyła za dużą koszulkę i bokserki. Reszta spodni, jakie znalazła, były albo

brudne albo to były dżinsy, które nie pasowały. Właściciel chaty wydawał się mieć
ograniczony wybór tego, w co się ubrać. Zeszła na dół po drabinie i znalazła Veso
stawiającego dwie miski na małym stoliku. Było tylko jedno krzesło, ale wskazał jej,
żeby usiadła.

- Dziękuję.

- Ma tylko wodę i alkohol do picia. – Veso podwinął wargę. – Idę wziąć prysznic.

Krzycz, jeśli słyszysz jak człowiek porusza się w szafie, rozumiesz? Nie konfrontuj się
z nim sama ani nie usuwaj krzesła, którego użyłem, żeby go zamknąć. Jestem pewien,
że będzie spał, ale wolałbym być bezpieczny niż żałować. Jego ręce są zabezpieczone
za plecami, ale to nie czyni z niego mniejsze zagrożenie dla ciebie.

- A co z twoim jedzeniem?

- Pospieszę się i nie zamknę całkiem drzwi, więc słyszę cię, jeśli będziesz mnie

potrzebowała. – Opuścił małą kuchnię i wszedł do łazienki.

Glen usiadła i spojrzała na zawartość miski. Zwykle nie lubiła gulaszu, ale głód

sprawił, że zmieniła zdanie, więc podniosła łyżkę, podmuchała na nią i wzięła do ust.
Zamknęła oczy, żując. Był trochę za gorący, ale nie zamierzała narzekać. Minęło dużo
czasu i to biło na głowę śniadanie, które miała.

Rozejrzała się po chacie i przypomniała sobie, że właściciel ma komórkę. Kusiło,

żeby ją znaleźć i użyć. Jednak Veso byłby wkurzony, a ona przypomniała sobie jak
łatwo wydawał się przejąć umysł mężczyzny, którego schwytał i umieścił w szafie. Jego
ostrzeżenie o tym, że gliniarze nie będą w stanie pomóc również odtworzyło się w jej
głowie i wreszcie zrozumiała. Wampir może zrobić to samo policji, przejąć ich umysły i
kontrolować ich.

- Cholera. – Skończyła swoje jedzenie i wstała, biorąc miskę i łyżkę do małego

zlewu. Już miała je umyć, ale zamiast tego odłożyła. Poczeka aż Veso zje i umyje je
razem.

Hałas wyciągnął ją z kuchni, akurat gdy Veso wyszedł z łazienki. Widok jego nagiej

postaci nie znudził się jej. Miał najlepsze ciało i nienawidziła tego, że zauważyła
wszystkie te mięśnie, gdy szybko go przeskanowała zanim ją złapie. Wpatrywał się w

background image

~ 35 ~

drzwi, jakby chciał się upewnić, że nic przy nich nie grzebała. Nie zrobiła tego.
Odwrócił się trochę i jego spojrzenie spotkało się z jej.

- Żadnych problemów?

- Nie.

- Słońce powinno już zajść na tyle, żeby Wampiry i żołnierze mogli wyruszyć na

poszukiwania.

To była ponura rzecz do powiedzenia.

- Będzie zabawa.

Zmarszczył brwi, jego usta wykrzywiły się w dół.

- Sarkazm nigdy nie jest atrakcyjny, Glendo.

- A jak chciałeś, żebym zareagowała na to, że mi to powiedziałeś? Spleść ręce i się

skulić? Płakać? Rozumiem, robi się ciemno.

- To było ostrzeżenie. Oni mają cholernie dobry słuch. Kobiety nie powinno tu być.

Prawdopodobnie najlepiej będzie, jeśli w ogóle nie będziemy rozmawiać.

Podniosła rękę i zasalutowała. Kusiło ją, żeby zgiąć trzy palce i kciuk, i posłać mu

inny rodzaj salutu, ale się oparła. Ale nawet to przyniosło jej niski pomruk i podszedł
bliżej, zatrzymując się niecały krok od niej. Musiała odchylić głowę do tyłu, żeby
spojrzeć mu w oczy.

- Nie jestem w najlepszym nastroju.

- Nie miałam pojęcia.

W jego tęczówkach rozlał się jaśniejszy złoty kolor, przejmując brąz. Sposób, w jaki

potrafił to zrobić, wciąż ją zdumiewał. Jego emocje wywoływały fizyczną reakcję w
jego oczach.

- Co powiedziałem?

- W nie najlepszym nastroju – powtórzyła.

- Sarkazm.

- Nie jest atrakcyjny.

- Dokładnie. Idę na górę znaleźć coś do założenia.

background image

~ 36 ~

- W porządku.

Obszedł ją, ocierając się o nią ramieniem. Jego skóra była lekko wilgotna i bardzo

ciepła, gdy się dotknęli. Odwróciła głowę, obserwując go jak wspina się po drabinie.
Ręcznik owinięty wokół jego pasa nie spadł, ale napinał się na jego tyłku za każdym
razem, gdy podnosił nogi, przypominając jej, że ma go niezłego. Pojawiło się niewielkie
poczucie winy, gdy dotarł na szczyt i zniknął z pola widzenia. Część niej żałowała, że
nie widziała jak zgubił ten ręcznik.

Stała twarzą do przodu, wpatrując się w drzwi i miała nadzieję, że nikt nie pojawi

się w nocy.

- To byłoby złe – wyszeptała.

Na strychu skrzypnęło.

- Co?

Odwróciła się i znalazła Veso stojącego na szczycie strychu.

- Nic.

- W ogóle nie mów. Nie słuchasz.

Zacisnęła usta i weszła do kuchni, schodząc mu z oczu. Na blacie stał dzbanek

przegotowanej wody. Znalazła szklankę i nalała trochę, wypijając wszystko. Jak dobrze,
że była zmęczona. Sen brzmiał dobrze. Podeszła do kanapy i usiadła. Wzdrygnęła się,
gdy uniosła nogi, przypominając sobie, że jej uda były wrażliwe. Podniosła jedną nogę,
pochyliła się i zobaczyła zaczerwienienie tam, gdzie jej mokra odzież podrażniła ją
podczas jazdy na grzbiecie Veso. Lekkie otarcia znikną. Nie krwawiły. Mogło być
gorzej.

Cichy odgłos zwrócił jej uwagę i wyprostowała się, zerkając przez oparcie kanapy.

Veso założył kolejną parę bokserek. Wyglądały na trochę obcisłe na jego biodrach i
mogła wyraźnie zobaczyć zarys jego penisa. Obróciła głowę, wpatrując się w kominek
zamiast w niego. Palenisko było na drewno, ale kominek był zbudowany z małych
kamieni i czegoś, co wyglądało jak cement.

Veso jadł. Było tak cicho, że słyszała cichy brzęk za każdym razem, gdy łyżką

dotknął miski. Ciemny pokój zaczął ją niepokoić. Była w dziwnym miejscu i nie
potrzebowała, żeby Veso przypominał jej o tym, co mogło być na zewnątrz chaty.
Spędziła tyle czasu, zamknięta w tamtej kopalni, że prawdopodobnie już nigdy nie

background image

~ 37 ~

będzie czuła się bezpiecznie w nocy, teraz, gdy wiedziała, co może przedrzeć się przez
drzwi. Porwanie przemknęło przez jej pamięć.

- Albo wejść przez okna – mruknęła pod nosem.

- Są zamknięte żaluzjami z kratami na nich.

Miękki głos Veso przestraszył ją i przyglądała się jak zajmuje miejsce kilka kroków

od niej.

- Nie robisz hałasu, kiedy się poruszasz? – Uświadomiła sobie, że przycisnęła rękę

do swojej piersi. Napędził jej niezłego stracha.

- Sądziłem, że mówisz do mnie. – Odwrócił się lekko, patrząc na nią.

- Czasami rozmawiam sama ze sobą. To był jeden z tych razów.

- Nie powinnaś wydawać żadnych odgłosów.

- Prawie szeptamy.

- A Wampir to usłyszy.

- Denerwuję się – przyznała.

- Albo nas zaatakują, albo nie.

Poprawiła swoje ciało, by obrócić się do niego, i przez to otarła się częścią uda o

szorstki materiał kanapy. Wzdrygnęła się na lekki ból. Veso pochylił się bliżej.

- Co się dzieje?

- Nic.

- Nie okłamuj mnie. Jesteś ranna? – Pociągnął nosem. – Nie czuję krwi.

- Jestem tylko trochę podrażniona.

- Twoje mięśnie?

- Moje ubrania były mokre i ocierały się o moją skórę. Nie jest źle. Bardziej jak

wysypka.

- Daj mi zobaczyć.

- Nie ma mowy. – Wsunęła się głębiej na kanapę. – To stało się tylko po

wewnętrznej stronie ud. Tam właśnie ocieraliśmy się najbardziej.

background image

~ 38 ~

Odwrócił głowę, wpatrując się w drzwi. To ją przestraszyło i spięła się. Możliwe, że

usłyszał coś, czego ona nie mogła, na przykład Wampira.

Minęły długie sekundy i wstał. Rozejrzała się za bronią, za czymkolwiek do użycia,

gdyby ktoś wykopał drzwi. Veso podszedł do kominka i chwycił za gzyms kominka. Po
prostu tam stał.

Glen spojrzała między nim i drzwiami. Minęło więcej czasu i wreszcie się

odprężyła.

- Co robisz? – wyszeptała tak cicho jak tylko mogła.

- Nie pytaj – wychrypiał.

- Okej. – Zmarszczyła brwi.

W końcu puścił się kominka i odwrócił. Jego twarz znalazła się w świetle

pochodzącym z drugiej strony chaty, a ponury wyraz jego twarzy nie wróżył dobrze,
gdy zwarł się z nią spojrzeniem. Jego oczy znów były bardziej złote niż brązowe, także
niezbyt dobry znak. Zrozumiała to po spędzeniu z nim tak długiego czasu. Podszedł
kilka kroków bliżej i zatrzymał się.

- Ludzie łatwo dostają infekcji. Pozwól mi zobaczyć twoje przeklęte uda.

- Powiedziałam ci, że to nic takiego.

- Nie potrzebujemy cię chorej. Pomyślałem, że do jutra wieczora dotrzemy na

terytorium WampLykanów, jeśli znowu na mnie pojedziesz. To oznacza, że musisz być
na tyle zdrowa, żeby trzymać się mnie i nie cierpieć. Daj mi zobaczyć. Jestem w stanie
cię uleczyć.

- Jak?

- Moją krwią.

Pokręciła głową i skrzywiła się.

- Nie, dziękuję. Żadnych więcej zastrzyków dla mnie i nie wypiję twojej krwi. –

Wstała. – Idę spać. Nie masz nic przeciwko, że wezmę łóżko?

- Glenda. – Zmarszczył brwi.

- Dobranoc. – Uciekła za kanapę i wspięła się po drabinie na strych. Lampa nie

dawała zbyt wiele światła, ale chciała mieć ją włączoną. W ten sposób, jeśli cokolwiek

background image

~ 39 ~

spróbuje się włamać, nie będzie w ciemności. Miała tego dość.

Łóżko nie było duże, ale była mile zaskoczona, kiedy się położyła. Było wygodne i

ugięło się trochę, i nie było zbyt twarde. Było o wiele lepsze niż spanie na ziemi lub na
tym okropnym łóżku, które Wampiry dały jej w kopalni. Położyła się na boku, zwinęła
w kłębek i zamknęła oczy.

Miała nadzieję, że jutro wieczorem dotrą tam, gdzie mieszkał Veso. I będzie mogła

wrócić do domu. I co wtedy? Cholera.

Zostanie sama. Jej życie będzie musiało się zmienić. Musi natychmiast się

przeprowadzić. Wampiry już raz zabrały ją z jej mieszkania, więc wiedziały, gdzie
mieszka. Na koncie oszczędnościowym nie było dużo pieniędzy, ale miała dobry debet.
Mogła wziąć pożyczkę i użyć swoich kart kredytowych, żeby zdobyć nowe miejsce.
Prawdopodobnie złym pomysłem będzie również powiadomienie o tym w jej pracy.
Mogliby kontrolować ludzi, więc nie będzie bezpieczna nawet w ciągu dnia.

To także oznaczało pożegnanie z Veso.

Napięcie wypełniło jej klatkę piersiową i musiała zmusić się do oddychania. Może

będzie się cieszył, że się jej pozbył, ale ona będzie za nim tęsknić.

V

eso krążył po małej przestrzeni salonu, jego wzrok uciekał na strych. Martwiło go,

że Glenda nie pozwoliła mu zobaczyć swoich obrażeń. Było możliwe, że kłamała na
temat ich rozmiarów. Nie wyczuł krwi i nie wydawała się cierpieć, kiedy rzuciła się do
ucieczki przed nim.

Miał dużo na głowie. Najpierw jednak musiał skontaktować się z ojcem. Nie

pamiętał numeru jego telefonu. Nowoczesna technologia nie zawsze była dobrą rzeczą,
łatwość nawiązywania połączeń przez elektronikę przechowującą informacje za
dotknięciem. Musiał zadzwonić do domu. Davis przekaże wiadomość albo poda mu
numer do ojca.

Podszedł do plecaka, ale zatrzymał się. Jego ojciec tu przybędzie. Poprosi Lavosa,

Garsona i Kara, żeby dołączyli do niego, bo wątpił, żeby ojciec czekał do rana. Ich
grupa zdejmie każdego Wampira, który spróbuje ich powstrzymać, i pojawią się w
ciągu kilku godzin. To oznaczało pomoc – ale także koniec jego czasu z Glendą sam na
sam.

background image

~ 40 ~

Zagryzł wargę. Jego ojciec spróbuje namówić go, żeby odesłał ją z powrotem do

ludzkiego świata, pomimo niebezpieczeństwa, w jakim to ją postawi.

Wznowił chodzenie, walcząc z myślami w swojej głowie. Glenda będzie

bezpieczniejsza, jeśli będzie miał wsparcie ojca i przyjaciół. Ale nie ma mowy, żeby
pozwolił jej wrócić do Oregonu. Mistrz wyśle po nią swoje gniazdo i ponownie zostanie
złapana. Jak tylko rozejdzie się plotka, że porwał Veso, inne klany będą w stanie
alarmu, ich członkowie ostrzeżeni. A to będzie oznaczać, że ten szalony drań spróbuje
rozmnożyć ją z Lykaninem.

Nie pozwoli na to.

Przestał chodzić, wpatrując się w strych. Jego ojciec i przyjaciele spróbują namówić

go, żeby pozwolił Glendzie odejść. Nie byłaby bezpieczna w jego klanie. Niektórzy z
nich naprawdę nienawidzili ludzi. Nabby i jego przyjaciele wezmą ją na cel, zmuszając
Veso od walki z nimi, by ją bronić, a oni raczej nie mieli honoru. Zaatakują go w małej
grupie zamiast jeden na jednego.

Cholera cholera cholera! Nie był pewien, co robić, więc odłożył wykonanie telefonu

i szukania pomocy w powrocie do domu. Lepiej było skupić się na nadchodzącej nocy.
Więc jako pierwsze należało zająć się obrażeniami Glendy.

Podszedł do drabiny i wspiął się po niej. Będzie z nim walczyła, ale miał to gdzieś.

Do tego, niepokoiło go, że może cierpieć.

Leżała na boku, gdy podszedł do łóżka. Otworzyła oczy i zapatrzyła się w niego.

- Czy ktoś jest na zewnątrz?

- Nie, ale mogą być. – Mówił tak cicho jak ona. – Musisz być bardzo cicho.

- Próbowałam spać, dopóki tu nie przyszedłeś. Powiedziałeś mi, żebym nic nie

mówiła.

- Pokaż mi swoje obrażenia.

Jej usta się rozchyliły.

- Właśnie przypomniałem ci, dlaczego nie możesz się ze mną kłócić – powiedział. –

Ludzie łatwo dostają infekcje, więc teraz już nie proszę. Rozkazuję. Pokaż mi, gdzie
jesteś obolała.

Zmrużyła oczy i zacisnęła usta. Nie poruszyła się.

background image

~ 41 ~

Usiadł na skraju łóżka, obrócił się i ściągnął koc, którym nakryła nogi. Spodziewał

się, że go uderzy, a przynajmniej spróbuje się odtoczyć. Ale tylko patrzyła na niego
groźnie.

- Gdzie?

- Już dobra – sapnęła.

Przeturlała się na plecy i podsunęła się trochę wyżej na łóżku, przekręcając głowę

bardziej na drugą stronę. Siedział nieruchomo, obserwując jak chwyta za nogawki
bokserek i podciąga je, rozchylając lekko nogi, żeby odsłonić wewnętrzną stronę
swoich ud. Spojrzał w dół, widząc czerwoną, delikatną skórę.

Przełknął mocno. Miała seksowne uda i zmarszczony materiał nakrywał jej płeć, ale

niewiele więcej. Dolne krawędzie jej tyłka były obnażone.

- Szczęśliwy? Mówiłam ci, że wszystko w porządku.

Odwrócił się do niej bardziej i delikatnie chwycił jej kolana. Rozepchnął szerzej jej

nogi i pochylił się, chcąc lepiej widzieć. Nie było ran, ale skóra wyglądała na trochę
zaognioną.

- Mogę to uleczyć.

- Przejdzie.

Podniósł wzrok.

- Nie uderzam do ciebie.

- Miałam na myśli, że będzie dobrze. Nie chcę, żebyś zmuszał mnie do wypicia

twojej krwi.

- Nie musisz.

Puścił ją, zsunął się z łóżka i uklęknął, ustawiając się przodem do niej. Sięgnął,

obiema rękami chwycił ją za kolana i przyciągnął do siebie. Sapnęła cicho, ale nie
walczyła, gdy postawił jej nogi po obu swoich bokach i manewrował nią tak, żeby jej
kolana były zgięte. Rozszerzył jej uda i usadowił się wygodnie.

- Co robisz? – Wpatrywała się w jego pierś, ale podniosła głowę, by zerknąć niżej,

na jego pas.

- Nie pieprzę cię, jeśli o to się martwisz. Wiem, że pozycja jest intymna, ale trzymaj

background image

~ 42 ~

uda rozchylone.

- Co zamierzasz zrobić, Veso?

Puścił jej nogi.

- Trzymaj materiał, żeby mi nie przeszkadzał. Ugryzę mój język i poliżę obolałe

miejsca. Szybko się uleczą. Nie ruszaj się, Glendo.

- Katastrofa – mruknęła, ale odrzuciła głowę do tyłu, zamykając oczy. – Tylko ci o

tym przypominam. To naprawdę zły pomysł.

Zgodził się, ale pozwolił wysunąć się kłom. Nietrudno było to zrobić, patrząc na jej

uda i jak jej nogi rozsunęły się przed nim. Jego kutas stwardniał, ale próbował go
ignorować. Przygryzł czubek języka, ból był mile widzianym rozproszeniem.
Miedziany smak zapewnił go, że krwawi. Położył ręce na jej nogach tuż nad jej
kolanami na wypadek, gdyby próbowała uciec od niego i pochylił się do przodu,
otwierając usta.

Zaczął lizać jej skórę, przesuwając językiem wyżej. Glenda wciągnęła ostry oddech,

ale leżała pod nim nieruchomo. Podobał mu się smak jej skóry, tak samo jak miękkość
pod jego językiem. Odsunął się trochę, polizał ten sam obszar i przesunął jedną rękę, by
przy pomocy kciuka oczyścić czerwonawą ślinę. Jej skóra leczyła się na jego oczach.

- To mrowi.

- Działa. Rozluźnij się. – Ponownie ugryzł się w język i zaczął lizać drugą nogę,

wspinając się wysoko po udzie, by zająć się wszystkimi zaczerwienionymi obszarami.
To ustawiło jego nos tuż przy jej płci. Materiał bokserek nie był zbytnią barierą. Jego
kutas stwardniał jeszcze bardziej.

Skup się, rozkazał sobie. Trudno było to zrobić, kiedy wszystko, co naprawdę chciał

zrobić, to zerwać te bokserki i przyłożyć usta do jej płci. Zapragnęłaby go tak bardzo
jak on pragnął ją, gdyby tylko mógł uzyskać dostęp do jej łechtaczki.

Upewnił się, że polizał całą skórę, która wyglądała na obolałą, odsunął się i znowu

oczyścił ręką, obserwując jak się leczy. Idealna, blada skóra była jego nagrodą.
Wszystkie podrażnienia i zaczerwienienia szybko znikały. Spojrzał na nią, kiedy
podniosła głowę, ich spojrzenia się zwarły.

- Zadziałało?

- Tak. – Jego głos wyszedł bardzo głęboki. Odchrząknął. – Teraz już nie będziesz

background image

~ 43 ~

czuła bólu.

- Dobrze.

- Co to znaczy?

- Nic. Prawdopodobnie powinniśmy się przespać.

- Tak. – Jego spojrzenie opadło na jej uda.

- Um, Veso?

- Co? – Pozwolił swojej ręce pieścić jej skórę. Była taka miękka.

- Co teraz robisz?

- Chcę cię.

- To nie zadziała.

- Nie obchodzi mnie to. – Wyprostował się i chwycił ją pod kolanami, szarpiąc ją w

dół łóżka tak, że jej nogi otaczały jego biodra. Potem znów się pochylił,
przygważdżając ją pod sobą, podpierając się ramionami obok niej. Uwięził jej głowę
między swoimi rękami i sięgnął do jej ust.

Sapnęła, kiedy ją pocałował, dając mu szansę zagłębienia się w jej wnętrze.

Smakowała jak miętowa świeżość, co wskazywało na pastę do zębów, którą zostawiła
w łazience, i której też użył. Chwyciła go za ramiona i spodziewał się, że rzuci się na
niego z paznokciami, że będzie walczyła, ale ona tylko przylgnęła… i pocałowała go.
Potem jej nogi uniosły się i owinęły wokół jego bioder.

Wypchnął miednicę do przodu, pocierając sztywnym fiutem o jej cipkę.

Jej jęki ponaglały go, chociaż tego nie potrzebował. Przycisnęła swoją płeć do jego i

warknął, odrywając usta, by mógł spojrzeć jej w oczy.

- Powiedz tak.

- Ja…

- Nie wiem, ile mamy jeszcze wspólnego czasu. To może być nasza ostatnia noc.

Oblizała wargi i skinęła głową.

- Zdejmij ubranie. – Podniósł się i odsunął, kiedy go puściła. Ściągnął swoje szorty i

obserwował jak walczy z koszulą. Jej piersi były dla niego idealne. Nie za duże ani nie

background image

~ 44 ~

za małe. Jej sutki były zroszone i napięte. Chciał się nimi bawić, ale zamiast tego
zahaczył palce za gumkę jej bokserek i pociągnął w dół. Pomogła podnosząc biodra.
Rzucił je przez pokój. Przefrunęły przez krawędź strychu i zniknęli poniżej.

Rzucił się, przygniatając ją do łóżka i biorąc w posiadanie jej usta.

background image

~ 45 ~

ROZDZIAŁ 12

Glen nie mogła myśleć. Ciało Veso przycisnęło ją do materaca, jego skóra była

gorąca i napięta. Przesunęła rękami po jego ramionach i owinęła je wokół jego szyi,
ściskając jego plecy. Miał kły. Jej język otarł się o nie, ale nie dbała o to. Jej ciało
płonęło i bolało wszędzie. Nic się nie liczyło oprócz niego. Ani fakt, że nie był
człowiekiem, ani że prawdopodobnie później złamie jej serce.

Sięgnął między nich, kciukiem pocierając jej łechtaczkę. Przekręciła głowę od jego

ust, by jęknąć głośniej. Zatrzymał się, przesunął kciuk niżej i poczuł, jaka jest mokra.
Podniósł się i zabrał rękę. Podciągnęła nogi wyżej na jego pas, przyciągając go bliżej.
Jego biodra wypchnęły się do przodu i szarpnęła się gorączkowo, gdy jego kutas
przycisnął się do wejścia jej cipki. Był duży i chciała go w sobie.

Warknął, zwierzęcym dźwiękiem, i jedną dłoń zakręcił w jej włosach, zabierając je

ze swojej drogi. Jego usta odnalazły jej gardło, a ona wygięła się, dając mu pełen
dostęp. Możliwe, że ją ugryzie, ale była gotowa zaryzykować. Chodziło tu o potrzebę i
pragnienie Veso.

Wszedł w nią powoli. Wciągnęła ostry wdech, gdy się zatrzymał.

- Odpręż się. Cholera, jesteś ciasna.

- Jesteś gruby.

Wepchnął się głębiej, wycofał się trochę, po czym ruszył naprzód, zmuszając ją do

wzięcia go całego. Zamknęła oczy i wbiła w niego paznokcie. Był duży i niezwykle
twardy. Poprawił swoje ciało na jej, jedna z jego wielkich dłoni chwyciła jej tyłek i
podniosła ją trochę z materaca. Zaczął powoli się poruszać, wydawać warczące odgłosy
z gardła. Jego pierś wibrowała przy jej.

Wbijał się głębiej, pompował szybciej i przyciskał mocno swoją miednicę do jej

łechtaczki, zmuszając jej nogi do szerszego rozstawienia. Glen jęczała głośniej, bliska
orgazmu. Rozległ się jakiś dźwięk, ale zignorowała to. Wszystko, co istniało, to Veso i
przyjemność. Poruszał się nad nią szybciej, jego tors ocierał się i wibrował przy jej
piersiach. Znów pociągnął za jej włosy, zmuszając ją do odwrócenia twarzy w jego
stronę. Nakrył jej usta, ale nie pocałował jej, prawdopodobnie próbując stłumić niektóre
dźwięki, jakie wydawała.

background image

~ 46 ~

Wybuchła ekstaza i krzyknęła. Nadal szybko ją pieprzył, przeciągając to, a potem

napiął się nad nią, nieruchomiejąc. Jedno uderzenie serca później poruszył się powoli,
jęcząc. Czuła go w sobie, dochodzącego. Znowu zamarł i odsunął od niej swoje usta.
Oboje dyszeli i czuła jak pod jej rękami na jego plecach odprężają się mięśnie.

Glenda otworzyła oczy i zobaczyła, że się jej przygląda. Jego oczy świeciły tym

pięknym złotym kolorem. Zapomniała się bać, że spróbuje kontrolować jej umysł, i że
jest tak różny od niej. Nakryła jego policzek.

Zamrugał, zerknął na jej usta, a potem zaskoczył ją, opuszczając głowę i muskając

jej wargi swoimi. Zatrzymał się, kiedy otworzyła usta, by pogłębić pocałunek. Odsunął
się i znów na nią spojrzał, z dziwnym wyrazem na twarzy.

- Co? – Prawie bała się zapytać. Już mógł żałować tego, co zrobili, a to będzie

bolało. Nie, żeby przyznała się do tego.

- Rozciąłem ci usta, kiedy się całowaliśmy.

- Nie boli.

- Nie będzie. Ja też się przeciąłem. Uzdrowiłem cię tak szybko jak spowodowałem

obrażenie.

- W porządku. Nie szkodzi.

Jego usta wygięły się w górę i uśmiechnął się. Jeszcze raz zobaczyła, jaki jest

przystojny. Ale jego następne słowa były dla nich ponurym przypomnieniem.

- Wymieniliśmy więcej krwi.

- Nie mogło być jej dużo. Nie czułam krwi.

- Albo nie zauważyłaś. Byłem rozproszony i ty też. Dobrze wyszedł nam ten seks.

Jesteś trochę ciasna, ale dopasujesz się do mojego ciała im częściej będziemy to robili.

- Kto powiedział, że jeszcze kiedyś to zrobimy?

- Zrobimy. – Odwrócił lekko twarz, przyciskając mocniej policzek do jej dłoni. To

było słodkie, takie niepodobne do niego, jakby lubił jej dotyk i nie zamierzał ukrywać
tego faktu. – Wiem, że spałaś z ludźmi z małymi kutasami.

Glen nie wiedziała, czy powinna go trzepnąć czy się roześmiać. Zadowoliła się

czymś pośrednim.

background image

~ 47 ~

- Jesteś okropny.

- Jestem szczery.

Czuła ciepło rozlewające się z jej szyi na twarz.

- Nie wiesz tego na pewno.

- Wiem. Twoje ciało początkowo stawiało mi opór, ponieważ nigdy nie miałaś

nikogo o moim rozmiarze.

- Cóż, cały jesteś nienormalnie duży.

- Prawda. Jestem WampLykaninem. – Odwinął z ręki jej włosy i pogłaskał je,

rozkładając je palcami na łóżku.

Przestali rozmawiać, ale nie podniósł się ani nie wysunął z niej. Trzymał ją

przygniecioną pod sobą, ich ciała były intymnie połączone, gdy bawił się jej włosami.
Wydawał się być tym bardzo zainteresowany, bo nie patrzył już w jej oczy. Pogłaskała
jego policzek.

- Veso?

- Co?

- O czym myślisz?

Jego ręka znieruchomiała.

- Rozmyślam o tym, co robić.

- Powinniśmy się przespać.

Wtedy spojrzał na nią, jego oczy były mniej jasne i bardziej brązowe niż złote.

- W tej chwili walczę między logiką i instynktem. Nie zdecydowałem, co powinno

wygrać.

- Nie rozumiem.

- Wiem. Szamotałabyś się, żeby wydostać się spode mnie, gdybyś wiedziała.

- Co to znaczy?

- Logika mówi mi, jakie to byłoby złe, żeby wziąć cię na moją partnerkę. Mój klan

nienawidzi ludzi. Nie wiem jak dobrze mógłbym cię tam chronić, więc musielibyśmy

background image

~ 48 ~

uciec do innego klanu. Mogą nas nie powitać miło z powodu tego, kim jest mój
przywódca klanu. Instynkty każą mi cię ugryźć, ponieważ jesteś moją partnerką, i
wypić więcej twojej krwi. Musisz też wypić mojej. Jestem pewien, że będziesz walczyła
ze mną w tej sprawie, ale właśnie tak tworzy się partnerska więź. A ja żądałbym z tobą
głębokiej więzi, gdybym wziął cię na moją partnerkę. Nie wierzę, że pewnego dnia nie
uciekniesz ode mnie. Ludzie mają okropną historię nielojalności.

Glen zdecydowała, że chce go uderzyć, ale oparła się. Jego słowa bolały głęboko.

Przyznał, że wierzy, że jest jego partnerką, ale jasno dał do zrozumienia, że nie myśli
dobrze o jej rodzaju. Mogła pogodzić się z ich różnicami, ale dla niego to wciąż był
duży problem. Znalazł sposób na obrażenie jej i zranienie jej uczuć, ale w tym samym
czasie schlebiał jej.

- Nie chcę być twoją partnerką, więc przestań o tym myśleć. Naprawdę jesteś

strasznie uprzedzony i w tej chwili jesteś kretynem.

- Jak to?

- Jestem człowiekiem.

- Jestem bardziej niż świadomy twoich wad.

Jego słowa były kolejnym słownym ciosem. Była wystarczająco dobra, by uprawiać

z nią seks, ale nie żeby się związać.

- Spadaj.

Skrzywił się.

Ona też mogła zaprzeczyć temu, co właśnie zrobili, jeśli chciał zachowywać się w

ten sposób.

- Właśnie uprawialiśmy seks. To wszystko. Oboje jesteśmy zestresowani po całym

tym gównie, przez które przeszliśmy. Pociągamy się nawzajem, więc to musiało się
wydarzyć. Żadna wielka sprawa. Nie wspominając, że właśnie się poznaliśmy. To nie
jest czas na podejmowanie życiowych decyzji. Jesteśmy zarówno wyczerpani jak i
rozstrojeni.

- To było coś więcej niż seks.

To trochę ukoiło ból, ale niewiele.

- Żałowałbyś, że sparowałeś się ze mną, Veso. – Niewielka część jej nienawidziła to

background image

~ 49 ~

powiedzieć; już się w nim zakochała. Ale to prawdopodobnie była prawda. Pewnego
dnia znienawidzi ją, nie będąc w stanie znieść tego, że jest człowiekiem. – Pochodzimy
z dwóch różnych światów. I to będzie katastrofa, pamiętasz?

- Owszem.

- Przeżyjemy te głupie, polujące na nas Wampiry, dotrzemy do bezpiecznego

miejsca i potem nasze życie powróci do normy. Uprawialiśmy seks, ponieważ mamy
tylko siebie. To wszystko. – Powtarzaj to. Może pewnego dnia nawet w to uwierzy, jeśli
wciąż będzie to sobie powtarzać.

Uśmiechnął się.

- Mały ludzki kłamca.

Miała dumę. Może czuł się zraniony, bo nie płakała, błagając go o sparowanie się z

kimś, kogo uważał za wadliwego i słabego. Miał kompleks wyższości. Nie zamierzała
do tego dodawać.

- Wszystko, co powiedziałam, to prawda. Jaka części nią nie jest?

- Nie pieprzyłbym każdego człowieka. Znaczysz coś dla mnie, Glendo. I pociągam

cię tak samo jak ty pociągasz mnie.

Niech cię szlag, Veso. Przestań mówić takie rzeczy. To tylko bardziej boli. Czy on

próbuje mnie złamać? Zobaczyć, czy może zmusić mnie do płaczu? Odmawiam.

- To był tylko seks. To nic nie znaczy.

Zachichotał.

- Kłamca.

Spojrzała na jego ciało. Miał je naprawdę świetne. Mnóstwo kobiet poszłoby do

łóżka z facetami o jego wyglądzie, tylko po to, by uprawiać przygodny seks.

- Jesteś umięśniony i naprawdę gorący. Wyglądasz jak zwykły facet. To wszystko.

Zapomniałam, kim jesteś.

- Kolejne kłamstwo. Jechałaś na moich plecach po tym jak się zmieniłem. To nie

jest coś, o czym byś zapomniała, nawet w pożądaniu. A mimo to rozebrałaś się dla mnie
i przyjęłaś mnie w swoim ciele. – Podniósł górną część ciała, ale nie puścił jej tyłka,
przytrzymując ją w miejscu z mocno wciśniętymi biodrami między jej udami. Położył

background image

~ 50 ~

wolną rękę na jej brzuchu. – Moje plemniki mogą właśnie naruszać jedno z twoich
jajeczek i zaszczepić moje dziecko wewnątrz ciebie. Powinniśmy się sparować.

Ciąża? Glen wzdrygnęła się na tę myśl. Pojawiły się wspomnienia tego, przez co

przeszła jej przyjaciółka kilka lat temu. May została zapłodniona przez jej chłopaka,
pobrali się, a potem to przerodziło się w koszmar. John udawał z początku radość z
dziecka. Później miał cholerne pretensje, że jest uwiązany przez żonę i dziecko. Sypiał z
niezliczonymi kobietami, szydząc z May swoimi romansami. W końcu się rozwiedli, ale
przyglądała się jak życie May obraca się w czyste piekło. To nigdy nie będzie ona.

Bryknęła biodrami i złapała pościel, próbując wydostać się spod niego. Veso puścił

ją i rozdzieliła ich ciała. Usiadła i odsunęła się na łóżku.

- Nie. To był jeden raz. Jestem pewna, że nie mam owulacji. Miałam niedawno

okres.

- Kiedy?

- Nie wiem! – Chwyciła nakrycie, szarpiąc je do piersi i zakrywając ciało.

- Mów ciszej.

Zapomniała o niebezpieczeństwie na zewnątrz, koncentrując się wyłącznie na tym,

co było wewnątrz z nią.

- Straciłam poczucie czasu, kiedy byłam przetrzymywana, ale życie nie może być aż

tak do bani.

Wstał, zupełnie nagi, skopując bokserki plączące się wokół jego kostek.

- Więc odmawiasz zostania moją partnerką?

Popatrzyła w jego oczy i zobaczyła tam gniew.

- Minutę temu rozmyślałeś nad tym, czy chcesz mnie na partnerkę, czy nie. A teraz

mnie pytasz? Co sprawiło, że się zdecydowałeś? Czy to dlatego, że skromny człowiek
nie błagał cię, żebyś się z nim sparował? Czy tego oczekiwałeś? Ogarnij się.

Odwrócił się, pokazując umięśniony tyłek. Miał świetny. Zauważyła też czerwone

zadrapania w górnej części jego pleców, zdając sobie sprawę, że musiała je zrobić
podczas seksu. Przynajmniej nie krwawiły.

- Odpocznij trochę, Glendo. Będę na dole. – Jego głos był szorstki; było jasne, że

doprowadziła go do szału.

background image

~ 51 ~

Podszedł do drabiny, unikając patrzenia na nią i zszedł na niższy poziom.

Glen położyła się, zwinęła w kłębek i przytuliła koc, który ścisnęła jeszcze mocniej.

Był zły, a ona czuła się rozdarta w środku.

A co, jeśli miał rację i sprawił, że jest w ciąży? Była idiotką zgadzając się na szybki

numerek z nim. Był taki gorący i pragnęła go. Konsekwencje nie przyszły jej do głowy.

To była jego wina, że lizał jej uda i pocierał nosem o jej łechtaczkę, gdy to robił.

Podniecił ją i sprawił, że cała pulsowała. To on był tym, który nalegał na uleczenie jej
ud.

Zamknęła oczy i spróbowała skupić się na czymś innym. Wszystko będzie lepsze

rano. Do tej pory nikt nie zaatakował chaty. Może przeżyją noc nie będąc znalezieni.

Odepchnęła wszelkie myśli o Veso i skupiła się na swoim oddechu. Wdech,

wydech.

* * *

Veso obudził się ze skręconą szyją od snu na zbyt małej kanapie. Przyciągnął

krzesło na jej koniec i rzucił poduszkę na siedzenie, by pomieścić swoje długie nogi.
Wstał i przeciągnął się, wpatrując się w małe szczeliny po bokach najbliższego
zasłoniętego okna. Migotały przez nie blaski światła. Nadszedł ranek.

Skorzystał z łazienki, a potem wspiął się po drabinie tak cicho jak potrafił. Glenda

spała na środku łóżka. Leżała zakopana w kołdrze, ale jedna stopa i ręka wystawała, tak
samo część jej twarzy. Ostrożnie zakrył jej kończyny, żeby utrzymać je w cieple i
podszedł do krawędzi strychu, zeskakując. Człowiek w szafie wydawał jakieś dźwięki i
posłuchał, słysząc lekkie chrapanie.

Podszedł do frontowych drzwi i odblokował je, wyglądając na zewnątrz. Jego wzrok

nie wyłapał żadnego ruchu i wciągnął powietrze, nie wyczuwając Wampirów. Musiały
całkowicie unikać chaty w nocy. Zamknął drzwi, zablokował je ponownie i poszedł po
telefon komórkowy. Czas zadzwonić do jego klanu. Bał się tego, ale nie mógł dłużej
tego odkładać. Jego ojciec musiał być zmartwiony. Jego przyjaciele prawdopodobnie go
szukali. Potrzebował także pomocy w przeniesieniu Glendy na jego terytorium przed
zapadnięciem zmroku. Wampiry nie odważą się pójść za nią, teraz gdy już raz
spróbowały. Klan będzie w pogotowiu.

background image

~ 52 ~

Glenda odrzuciła jego propozycję sparowania się z nim. Spieprzył, dzieląc się

swoimi myślami o zaletach i wadach sparowania się z nią, a ona rzuciła mu je w twarz.
Jej słowa odtwarzały się w jego głowie. Minutę temu rozmyślałeś nad tym, czy chcesz
mnie na partnerkę, czy nie. A teraz mnie pytasz? Co sprawiło, że się zdecydowałeś? Czy
to dlatego, że skromny człowiek nie błagał cię, żebyś się z nim sparował? Czy tego
oczekiwałeś? Ogarnij się.

Zacisnął zęby i próbował się uspokoić. Był WampLykaninem. Powinna czuć się

zaszczycona, że ją chce. Miał tak wiele do zaoferowania. Ale też, może nie miał. Jego
przyszłość w klanie byłaby niepewna z ludzką partnerką, tak samo jak szanse przyjęcia
ich w innych. Gdyby musieli żyć w jej świecie, byłaby w ciągłym niebezpieczeństwie
od gniazd Wampirów i watah Lykanów. Walczyłby z nimi wszystkimi, ale robiłby to
sam bez wsparcia.

- Cholera. – Przeczesał palcami swoje włosy i włączył telefon.

Czekało kilka wiadomości tekstowych. Przeczytał je. Człowiek powinien już się

zameldować, zacząć poszukiwania, a do tego ten tak zwany król wysłał groźby do ludzi
pod jego niewolą. To było przypomnienie, że mistrz zabije niewinnych, jeśli Veso ich
nie uwolni i nie przeprogramuje ich umysłów, a potem nie wyśle gdzieś w bezpieczne
miejsce przed zmrokiem.

Zadzwonił na informację, pytając o numer telefonu do chaty jego klanu, a potem

prosząc o podłączenie. Dzwoniło cztery razy zanim odebrał znajomy głos.

- Jak dobrze słyszeć twój głos, Davis.

- Kto mówi?

- Tu Veso.

- Myśleliśmy, że nie żyjesz! – W głosie WampLykanina zabrzmiało podniecenie. –

Te cholerne wampiry powiedziały, że cię zabiły.

- Złapałeś je?

- Rozmawiały z Kirą. Ona żyje, ale dranie też ją zaatakowały. Było z nią źle, ale

teraz jest lepiej. Gdzie jesteś?

- Nie jestem do końca pewien. Dotarliśmy do jakiejś chaty, ale oceniam, że wciąż

jestem około sześćdziesięciu kilometrów od domu. Musisz przysłać pomoc. W ciągu
dnia jestem śledzony przez ludzkich niewolników ze strzałkami usypiającymi, a w nocy
przez żołnierzy i Wampiry. Możesz namierzyć połączenie? – Powitała go cisza. –

background image

~ 53 ~

Davis? – WampLykanin nie odpowiedział i spojrzał na telefon. Zgubił sygnał. –
Cholera! – Próbował zadzwonić jeszcze raz, ale nie mógł się połączyć. Chodził wkoło,
podnosząc telefon, szukając silniejszego sygnału, ale nic się nie pokazało. – Niech to
szlag! – wrzasnął.

- Co się stało?

Głos Glendy zwrócił jego uwagę na strych. Ściskała koc wokół swojego ciała, miała

odsłonięte ramiona, a jej włosy były zmierzwione od snu.

- Uciekł sygnał.

- Dlaczego?

- Czasami tak się zdarza, jeśli gdzieś jest burza, ale na zewnątrz jest sucho. Mistrz

musiał się zmartwić, że złapaliśmy człowieka, ponieważ ten w szafie nie zameldował
się kilka godzin temu. Na jego telefonie były wiadomości. Ta pieprzona pijawka
prawdopodobnie wysłał innych ludzi, żeby zrobili coś z wieżą, by zniszczyć zasięg na
tym obszarze.

- Myślałam, że zameldujesz tego faceta, którego pojmaliśmy. Omówiliśmy to.

- Zaspałem! – Rzucił telefonem. Wpadł do kominka. – Przyjdą po nas. Ubierz się.

- Zniszczyłeś kolejny telefon? Co jest z tobą nie tak? Może złapalibyśmy sygnał na

zewnątrz! Może padł tylko na minutę.

- Do cholery, przestań marnować czas na kłótnie ze mną. Nie chcę zostać znowu

odurzony. Zmywamy się stąd. – Wszedł do kuchni i otworzył szafki wyjmując zapasy.

- Szalony WampLykanin – sapnęła z góry. – Masz problemy z gniewem.

- Ubieraj się. Wychodzimy za pięć minut.

- Robię to.

Błędem było rzucenie telefonem, ale potrzebował czegoś do wyładowania swojej

frustracji. Glenda była jego partnerką. Teraz był tego pewien. Podzielili się krwią, kiedy
się całowali, i wiedział to.

Człowiek nie powinien być jego partnerem, poza tym nigdy nie chciał związać

swojego życia z jakąkolwiek kobietą. Nawet gdy się pieprzyli, próbował użyć logiki do
wyperswadowania sobie zatwierdzenia jej. Czas był gówniany. Jego klan nie

background image

~ 54 ~

zaakceptuje jej. Byli ścigani. Potem Glenda odrzuciła go, kiedy w końcu pogodził się z
tym, gotowy zaakceptować, że logika nie ma znaczenia w obliczu instynktu.

Ona jest moją partnerką. Ona jest w niebezpieczeństwie. Muszę zapewnić jej

bezpieczeństwo, a potem przekonać ją, że będziemy razem na zawsze. Skup się na tym.

Opróżnił plecak człowieka, zapakował go batonikami, przekąskami i wodą

butelkowaną. Wstał i podszedł do szafy, otwierając ją. Chwycił mężczyznę i wyciągnął
go.

- Spójrz na mnie.

Oczy nieznajomego otworzyły się.

Veso spojrzał na niego, pozwalając przepłynąć swojej mocy.

- Król Charles cię okłamał. On jest zły. Zabije ciebie i twoich przyjaciół.

Rozumiesz?

Mężczyzna zbladł, strach ukazał się w każdej linii jego twarzy.

- Znajdziesz mężczyznę i kobietę w ciąży, o których mi mówiłeś. Strzel do

mężczyzny strzałką, żebyś z łatwością mógł kontrolować kobietę, i wsadź ich na łódź.
Zabierz ich stąd przed zmrokiem. Rozumiesz? Zwiąż ich. Musisz zapewnić im
bezpieczeństwo, ponieważ nie uwierzą, że król Charles jest zły. On zabije was
wszystkich. Trzymaj ich z dala przez kilka dni. Znajdź bezpieczne miejsce do ukrycia
się na noc. Rozumiesz?

- Tak.

- Pozwolę ci odejść. Stój spokojnie, dopóki nie podam ci strzelby. Potem odejdziesz

stąd i znajdziesz ich, zabierzesz ich ze sobą i będziesz trzymał się z dala przez co
najmniej trzy dni. Musisz odejść tak daleko jak się da. Rozumiesz?

- Tak.

Veso pomógł człowiekowi wstać, uwolnił go z kajdanek, a potem podniósł broń i

otworzył skrzynkę ze strzałkami. Usunął część płynu z nich, niepewny, czy obecna ilość
nie zabije człowieka. Małe dawki nie powinny zaszkodzić. Załadował broń i podał
człowiekowi, wraz ze skrzynką.

- Biegnij!

background image

~ 55 ~

Mężczyzna obrócił się, prawie uderzył w ścianę, a potem usunął pręty z drzwi.

Wystartował jak tylko wyszedł na zewnątrz, kierując się w stronę rzeki. Veso zamknął
drzwi i zdecydował, że z jego umiejętnościami nie ma czasu, żeby chodzić na
paluszkach wokół Glendy. Wskoczył na strych, nie korzystając z drabiny.

Sapnęła, prawie upadając na tyłek, kiedy wylądował.

- Cholera!

Chciał zawyć z frustracji. Przestraszył ją… znowu. Nie było mowy, żeby mógł ją

przekonać, by została jego partnerką. Wiedziała, że jest WampLykaninem, ale było
możliwe, że potrzebowała więcej czasu, by przyzwyczaić się do ich różnic zanim
zgodzi się wypić jego krew.

Planował się zmienić, kazać jej znów jechać na jego plecach, ale zmienił zdanie.

Mógł ją chronić na dwóch nogach równie dobrze jak na czterech. Będą poruszali się
wolniej, ale było ważne, żeby rozmawiali.

- Wiesz, że nie jestem taki jak ty – przypomniał jej delikatnie. Obszedł ją i

wyciągnął ubrania, które jak myślał mogą na niego pasować, a potem się przebrał. –
Wychodzimy. Znajdź zapasowy zestaw ubrań na wypadek, gdybyśmy musieli
ponownie płynąć. – Zrobił to samo dla siebie, łapiąc dodatkową koszulę i spodnie
dresowe, a potem zszedł ze strychu.

Zlokalizował dużą torbę, wepchnął odzież do środka i wyciągnął rękę, gdy Glenda

zeszła po drabinie. Założyła męską koszulę. Spodnie cargo, które włożyła, były
workowate, ale użyła sznurowadeł, żeby związać szlufki w pasie, tworzący dziwny
pasek. Kapcie, które założyła, zrobiły na nim wrażenie. Owinęła więcej sznurowadeł
wokół kostek, by utrzymać je na nogach. Chroniły ją przed kontuzjami lepiej niż
warstwy skarpet.

- Dobra robota.

- Dzięki. – Uśmiechnęła się. – Nadal mam dwie warstwy skarpet, ale to ma

podeszwy pod spodem.

- Daj mi dodatkowe ubrania. Zabezpieczę je na wypadek, gdyby torba się

zamoczyła.

Nie wahała się.

- Myślisz, że już nas ścigają? Będą próbowali postrzelić cię środkiem usypiającym,

prawda?

background image

~ 56 ~

- Tak. – Zapiął plecak i założył go, potem podniósł strzelbę. Naboje do niej trafiły

do kieszeni spodni. – Trzymaj się mojego tyłka i bądź cicho.

- Nie zamierzasz przymierzyć jakiś butów? Na strychu jest ich kilka. Wiem, że w

poprzedniej chacie żadne ci nie pasowały, ale te wyglądają na większe. – Spojrzała na
jego bose stopy.

- Nie potrzebuję ich.

Otworzyła usta, prawdopodobnie by się spierać. Odwrócił się szybko. Musieli iść.

Odblokował drzwi i otworzył je, wąchając. Jedynymi ludźmi, jakich wyczuł, to był

ten, którego wysłał, i Glenda. Wyszedł, a jego wzrok powędrował po lesie. Żaden ruch
ani dziwne dźwięki nie ostrzegły go przed intruzami. Śpiewały tylko ptaki.

- O co chodzi? – Glenda przycisnęła się do jego pleców, opierając dłoń tuż nad jego

tyłkiem.

- Ciii. – Nadal słuchał, jego spojrzenie nieustannie wędrowało zanim stwierdził, że

jest bezpiecznie. – Chodźmy. – Ruszył powoli, podejmują lekki bieg.

Zamknęła za sobą drzwi i szybko podążyła za nim. Zeszli z polany i zanurzyli się

między drzewa. Veso odprężył się. Gdyby dogonili ich ludzcy niewolnicy mistrza, atak
nastąpiłby zaraz po tym jak opuścili chatę.

Zwiększył tempo, kierując się w stronę domu. Nie było mowy, żeby Glenda zrobiła

te sześćdziesiąt kilometrów w jeden dzień, ale teraz jego ludzie będą ich szukać. Miał
nadzieję, że wkrótce zostaną odnalezieni przez jego klan.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Laurann Dohner VLG4 Veso ( Rozdz 4 7 )
Laurann Dohner New Species 15 2 Lash ( Rozdz 5 8 )
Ciosek ''Izolacja więzienna'' TYLKO rozdz 12
ac410 rozdz 12
poznawcza wykłady, rozdz 12 wydawanie sadow i podejmowanie decyzji, WYDAWANIE SĄDÓW I PODEJMOWANIE D
6 II Rozdz 3 9 2 3 12
Standardy (rozdz.12), Egzamin
Meighan Socjologia edukacji rozdz 12
ZACHOWANIA EMOCJONALNE rozdz 12, Biologiczne
Turowski - Wielkie struktury społeczne SKRYPT - rozdz. 12, Jan Turowski - Wielkie struktury społeczn
Rozdz 12 ubezpieczenia
Laurann Dohner New Species 08 Obsidian
fiza, rozdz.12-Fale elektromagnetyczne, 12
Pilch Lepalczyk Pedagogika Społeczna - opracowanie, rozdz 12, Funkcje organizacji i stowarzyszeń spo
Ciosek - rozdz 12, rok IV, sem. letni, I sp. sądowa

więcej podobnych podstron