~ 1 ~
ROZDZIAŁ 4
- Myśli, że jestem idiotką – mruknęła Glen, używając mydła do wyszorowania krwi
ze skóry, która wyschła, gdy Veso zabił Vlada i inne stworzenia. Gorąca woda była jak
niebo, gdy stała pod strumieniem.
Nie chciał, żeby podsłuchała jego rozmowę, kiedy do kogoś będzie dzwonił. Mógł
po prostu powiedzieć zamiast traktować ją jak dziecko.
Wypłukała odżywkę z włosów i wyłączyła wodę, kiedy skończyła. Ręczniki były
tanie, szorstkie, których sama by nie kupiła, ale były ładniejsze niż cokolwiek, z czego
korzystała od chwili porwania. Nieliczne kąpiele, które mogła wziąć, były żałosne.
Coś zarejestrowała, gdy skończyła się wycierać. Przecięcie na jej palcu nie bolało,
gdy używała mydła.
Wpatrywała się w ranę w miejsce, gdzie kiedyś była, po raz pierwszy zauważając,
że całkowicie się uleczyła. To ją zaskoczyło, więc dotknęła nieuszkodzonej skóry. Nie
było tam żadnego śladu po tym jak fiszbin przeciął opuszek jej palca.
- Co do diabła? – Planowała zapytać Veso jak to jest możliwe. Jednak najpierw
musiała się ubrać.
Skrzywiła się na widok odrzuconej koszuli i majtek. Ostatnia rzecz, jaką chciała, to
założyć to z powrotem. Przeszła nad nimi, owijając ręcznik wokół ciała. W chacie
prawdopodobnie były ubrania, które mogła pożyczyć. Otworzyła drzwi łazienki i
wyszła.
Veso nie było w zasięgu wzroku. Zrobiła kilka ostrożnych kroków w stronę salonu,
szukając go. Jedyne inne wewnętrzne drzwi były szeroko otwarte i zobaczyła łóżko.
Przeszła przez pokój i zatrzymała się tam, zaglądając do środka. Było oczywiste, że to
mężczyzna był właścicielem chaty. Były tam tylko łóżko i komoda. Żadnych bibelotów,
a nad łóżkiem wisiała głowa jelenia. Odwróciła się.
- Veso?
Nie odpowiedział.
Zakradł się strach. Czyżby ją porzucił? Wydostał ją z kopalni i znalazł chatę, więc
dotrzymał obietnicy. Podbiegła do telefonu… i natychmiast się zatrzymała.
~ 2 ~
- Ty sukinsynu – mruknęła.
Rozbił go na tuzin kawałków, wszystkie leżały rozrzucone na stoliku poniżej, gdzie
był przymocowany na ścianie.
Następna przyszła złość. Drań celowo połamał telefon, zostawiając ją w środku
kilometrów lasów.
Podbiegła do frontowych drzwi w nadziei, że zobaczy kolejną chatę albo znaki
życia. Ale tylko bezmiar drzew napotkał jej wędrujące spojrzenie.
Zacisnęła obie ręce na ręczniku, by przytrzymać go na miejscu, gdy zaczęła dyszeć.
Rzadko zdarzało jej się cierpieć z powodu ataku paniki, ale z pewnością to był ten czas.
Była dziewczyną z miasta. Jej głowę wypełniły obrazy niedźwiedzi i wilków. Będzie
musiała iść tą polną drogą, niewiadomo jak daleko, żeby znaleźć kogoś, kto jej pomoże.
Gdzieś po drugiej stronie chaty zaskrzypiało drewno i obróciła się, wyglądając
przez okna. Ruch przyciągnął jej oko w pobliże tylnych drzwi i prawie potknęła się o
skórę niedźwiedzia przy kominku, gdy rzuciła się w tamtym kierunku.
Glen zatrzymała się gwałtownie przy drzwiach, jej usta opadły.
Veso jednak jej nie opuścił.
Był całkowicie nagi i stał na ganku. Trzymał wąż ogrodowy nad głową, odchyloną
do tyłu, pozwalając wodzie spływać po jego twarzy. Jej spojrzenie opuściło się,
otwarcie podziwiając jego mięśnie i szeroką klatkę piersiową. Jego oczy były
zamknięte, więc pozwoliła sobie spojrzeć niżej. Nie był już twardy.
Ucieszyła się, gdy odwrócił się trochę, prezentując jej swój muskularny tyłek. Był
tak samo opalony jak reszta, dowód na to, że nie nosił niczego, kiedy się opalał.
Potrząsnął głową, pryskając wodą w jej kierunku, ale to duże szklane drzwi przyjęły
uderzenie zamiast niej. Opuścił wąż i przytrzymał go nad torsem, używając drugiej ręki
do umycia gardła i niżej.
Wzięła kilka głębokich oddechów, by się uspokoić, teraz, gdy wiedziała, że nie
odszedł. Ale telefon wciąż ją gniewał, więc chwyciła za klamkę drzwi i otworzyła je z
szarpnięciem.
Odwrócił głowę, otwierając oczy.
- Dlaczego?
~ 3 ~
Skrzywił się.
- Byłaś tam bardzo długo. Nienawidzę mieć na sobie brudu i krwi.
- Chodzi mi o to, że zmiażdżyłeś telefon, Veso. Dlaczego to zrobiłeś? Chciałam
zadzwonić do kogoś, żeby mnie zabrał!
- Mówiłem ci. Żadnej policji. – Poprawił wąż, żeby woda spływała po jego plecach.
- Chodź tutaj skoro już tam stoisz. Bądź użyteczna.
- Przepraszam?
- Wyszoruj mi plecy.
Spojrzała na przestrzeń skóry, od szyi do miejsca, w którym jego pas zwężał się tuż
przed tym jak wybuchał w jego tyłek. To było dużo ciała do mycia.
- Nie, dzięki. Umyj sobie sam. Zniszczyłeś telefon! – Wzruszył ramionami. –
Powiedziałeś, że będę mogła zadzwonić.
- Powiedziałem ci to, co chciałaś usłyszeć, żebyś zrobiła to, o co prosiłem.
Wściekła się.
- Ty palancie! I jeszcze się przyznajesz?
Upuścił wąż, wyłączając go, gdy puścił zacisk pozwalający na przepływ wody.
Skupiła wzrok na jego twarzy, kiedy obrócił się powoli. Facet miał jaja i nie dbał o to,
czy naprawdę je zobaczy, gdyby spojrzała w dół. Podszedł bliżej i sięgnął.
- To jest bycie palantem. – Złapał ręcznik i mocno szarpnął, zrywając go z niej. –
Dzięki. Zapomniałem zabrać jednego.
Glen była tak zaskoczona, że potrzebowała sekundy, by zareagować. Facet właśnie
ukradł jej ręcznik. Zarzuciła jedno ramię na piersi, uniosła nogę i okręciła się, próbując
ukryć przed nim swoje ciało. Wpadła ramieniem na framugę i po prostu zamarła.
Miał czelność zachichotać i zacząć wycierać tors skradzionym ręcznikiem. Nie
ukrywał też faktu, że mierzył wzrokiem każdy jej cal, wędrując po niej oczami.
- Nie martw się, kobieto. Jesteś za mała do pieprzenia i nie z mojego rodzaju. –
Podszedł bliżej, jego większe ciało naparło na jej i otarł się o jej bok, gdy manewrował
przez drzwi, które częściowo zablokowała. – Złamałbym cię.
~ 4 ~
Ciepło zalało jej twarz i milczała przez mieszankę gniewu, oburzenia i szoku.
Przeszedł obok niej do środka domu. Odwróciła głowę, patrząc jak owija jej ręcznik
wokół bioder i wchodzi do kuchni.
Gorączkowo rozejrzała się za czymś, co mogłaby złapać, a zasłona w oknie była
najbliższą rzeczą, jaką mogła znaleźć. Pręt spadł, gdy za nią szarpnęła, ale zasłona
ledwo zakryła jej przód, kiedy się odwróciła.
- Ty dupku! – Zignorował ją. – Jak śmiesz! – Szybko doszła do siebie i przesunęła
się w lewo, przyciskając nagi tyłek do ściany. Każdy w lesie byłby w stanie zobaczyć
jej tył. Nie było sąsiadów, ale to nie miało znaczenia.
- Idź do sypialni i znajdź ubrania.
- Nie mów mi, co mam robić.
Otworzył lodówkę i pochylił się trochę.
- Więc nie rób. Chodź nago. I tak cię nie wypieprzę.
Glen zapomniała jak oddychać, gdy jej temperament się rozszalał. Otrząsnęła się z
tego trochę i jej ramię musnęło ramę wiszącą na ścianie. Odwróciła głowę, zauważając
zdjęcie jakiegoś brodatego faceta z wędkarskim sprzętem, trzymającego coś, co
wyglądało na sześćdziesięciocentymetrowego pstrąga albo jakieś inne trofeum.
Miał dużo odwagi, żeby jej to powiedzieć. Prawdopodobnie myślał, że jest super-
ogierem, a porwanie przez jej szalonego krewnego Wampira, by stać się kimś w rodzaju
nadnaturalnego samca rozpłodowego, tylko wzmocniło jego potworne ego.
Wyciągnęła rękę i zdjęła zdjęcie ze ściany. Rzuciła nim w dupka.
Jej celowanie było kiepskie i uderzyło w szafkę jakieś pół metra na lewo od niego,
nie trafiając go. Szkło się roztrzaskało i ramka spadła na podłogę.
Veso wyprostował się i spojrzał w jej kierunku. Jego oczy były rozszerzone i
wiedziała, że go zaskoczyła.
- Przykro mi, że nie trafiłam. Celowałam w twoją grubą czaszkę. Nie chcę uprawiać
z tobą seksu. Ile razy mam to powtarzać? Daj sobie spokój!
Zrobił krok bliżej i rozchylił wargi, pokazując kły. Warknął.
- Przyszłaś do mnie w ręczniku.
~ 5 ~
- Myślałam, że zostawiłeś mnie tutaj, żebym umarła! Przestraszyłam się trochę, a
potem byłam zdenerwowana o telefon. Połamałeś go i okłamałeś mnie. Więc wybacz
mi, że nie czekałam, żeby najpierw się ubrać, żeby się z tobą zmierzyć.
Podszedł kilka kroków i znów warknął.
- Nie rzucaj we mnie rzeczami.
- Nie bądź takim dupkiem, więc może nie będę.
Jego oczy zwęziły się, ich kolor się zmienił. Przeszły od złoto brązowego do prawie
całych żółtych. Jego dłonie zacisnęły się po bokach, górna warga podwinęła się.
- Nie obrażaj mnie, człowieku.
W końcu przekroczyła limit radzenia sobie z pokazami szalonych dziwaków po tym
wszystkim, co przeszła.
- Jestem człowiekiem i zgadnij co? Cieszę się z tego. Powinieneś zobaczyć się w tej
chwili. Twoje oczy są dziwne i masz te popaprane zęby. Co następne? Pobijesz mnie?
Oderwiesz mi głowę? Taki z ciebie wielki zły dupek. Nie prosiłam się o to! Nie
chciałam być porwana przez jakiś gang świrów, którzy piją krew, i na pewno nie
pisałam się na to, żeby zostać zamkniętą w celi z tobą. Myślisz, że jesteś dla mnie
atrakcyjny? Ha! Nie zadaję się z psami.
Lekko przechylił głowę, wpatrując się w nią. Nie zawarczał ponownie. Pomyślała,
że to był plus. Nie podszedł też bliżej. Jednak jego dłonie pozostały zaciśnięte przy jego
bokach i jego ciało wyglądało na spięte. Widziała większość tego, ponieważ miał na
sobie tylko ręcznik wokół pasa. Wyglądał na znacznie mniejszy na nim niż na niej.
Minęły długie sekundy i część jej gniewu znikła.
- Idę się teraz ubrać. Jesteśmy w tym razem, dopóki to się nie skończy, i pamiętaj,
że pomogłam ci uciec. Zrobiliśmy to działając razem. Pamiętasz? Proszę nie okłamuj
mnie znowu ani nie obrażaj. Oskarżanie mnie o chęć dobrania się do ciebie robi się już
nudne. To był pomysł tego przerażającego mistrza, nie mój. Poza tym, jestem trochę
przestraszona. – Uniosła swój przecięty palec. – Uleczył się. Rana zniknęła. Jak to jest
możliwe?
Zamrugał, ale nie poruszył się ani nic nie powiedział. Odsunęła się od ściany.
Musiała iść bokiem, żeby uniknąć błyśnięcia mu nagim tyłkiem. Zasłona zakrywała ją
od piersi do połowy ud. Bała się odwrócić od niego wzrok, gdy zbliżała się do drzwi
sypialni.
~ 6 ~
- Oboje jesteśmy pod dużym stresem – przypomniała mu. – Więc po prostu ochłoń.
Przepraszam, że nazwałam cię psem. Byłam wkurzona. Masz tendencję do robienia mi
tego. Jesteś bardzo zgryźliwy.
Poruszał tylko głową, żeby nie stracić ją z oczu. To ją trochę przestraszyło. Nie
miała pojęcia, co myśli ani czy nadal jest wkurzony. Jego twarz zobojętniała, ale te
żółte oczy przypominały jej drapieżnika. Komentarz o psie był trochę niegrzeczny, ale
uzasadniony. Mimo to, nie miała zamiaru przyznać mu się do tego głośno.
Dotarła do drzwi sypialni i odprężyła się lekko. Znowu zamrugał i cofnęła się do
pokoju, wyciągając rękę, żeby zamknąć między nimi drzwi. Jej palce musnęły drewno i
pchnęła, mając nadzieję, że jest w nich zamek.
Veso rzucił się w jej stronę. Na jego drodze stał stół, ale po prostu odepchnął go na
bok.
Krzyk uwiązł jej w gardle i miała tylko czas na wciągnięcie powietrza zanim
uderzyło w nią sto lub więcej kilo niego.
To zwaliło ją z nóg i do tyłu. Spodziewała się bólu, ale natrafiła na coś miękkiego.
Jej ciało odbiło się od materaca zanim została przygnieciona, gdyż Veso złapał ją za
nadgarstki i podniósł nad jej głowę. Ścisnął je między palcem wskazującym i kciukiem.
Ich twarze znalazły się zaledwie cale od siebie, a ona nie mogła odwrócić wzroku od
jego ostrych kłów.
- Co robisz? Złaź ze mnie!
Jego oczy jarzyły się jaśniejszym odcieniem żółtego. Były upiorne, ale urzekające.
Naprawdę przypominały jej kocie, tylko kształt był zły. Miały w sobie nieludzką jakość.
Jej serce waliło i czuła strach. Czy ją skrzywdzi? Nie sądziła, że to zrobi. Jasne, był
palantem, ale nie zostawił jej w tej kopalni. A mógł. Zabrał ją nawet na górę tego klifu.
Okrutna osoba po prostu porzuciłaby ją na tej półce, żeby stawiła czoła nadchodzącej
nocy, gdzie te psychole mogły ją dorwać.
- Ty też mnie wkurzasz – warknął.
- Okłamałeś mnie i zniszczyłeś telefon. Potraktowałeś mnie jak kretynkę, kiedy
kazałeś mi wziąć prysznic. Po prostu nie chciałeś mnie w pobliżu, kiedy dzwoniłeś.
Posłuchałam, ponieważ gorący prysznic brzmiał dobrze. Nie chcę także więcej się z
tobą spierać.
~ 7 ~
Jego uścisk na jej nadgarstkach rozluźnił się trochę, ale nie na tyle, by mogła je
uwolnić. Próbowała bezskutecznie. Jego skóra była trochę chłodna od zimnej wody,
którą się mył z węża na zewnątrz. Był duży, a ona była bardziej niż świadoma, że może
ją zmiażdżyć, ale podparł się łokciami na łóżku, by podtrzymać większość ciężaru jego
górnej połowy ciała. Czuła się pod nim mała i bezradna. To było przypomnienie, że nie
był taki jak ona. Bycie pół Wampirem i Wilkołakiem było dość przerażającą koncepcją.
Nie odpowiedział, wiec kontynuowała, próbując go uspokoić.
- Jesteś dość protekcjonalny, Veso. Wiele przeżyłam. Wiem, że ty też, ale ciebie
dopiero co przywieziono do tej kopalni. Ja byłam tam dłuższy czas. Nic nie wiedziałam
o Wampirach. – Wzięła oddech. – Ani o tym, czym jesteś. To wszystko jest dla mnie
nowe i to był koszmar, którego nie chciałabym doświadczyć.
Trochę blasku jego oczu stonowało się do bardziej miękkiego odcienia. To ją
zachęciło.
- Ciągle mnie oskarżasz, że chcę cię molestować. To jest obraźliwe. Nie wiem, jaki
jest twój świat, ale w moim, to mężczyźni zwykle uganiają się za kobietami. Nie na
odwrót. Nie mam żadnych problemów z umówieniem się na randkę, jeśli tego chcę. Nie
muszę wykorzystywać otumanionych narkotykami mężczyzn. Widziałeś jak twoje
oskarżenia mogą nacisnąć czyjś guzik? To byłoby tak, jakbym oskarżyła cię o celowe
porwanie, żebyś mógł zostać zamknięty ze mną w pokoju. Dopiero jak piekło
zamarznie. Mówisz, że nie jestem w twoim typie. Cóż… i na odwrót.
- Jaki jest twój typ?
Pytanie ją zaskoczyło.
- Co?
- Jakich ludzi pieprzysz?
Nie była pewna jak odpowiedzieć. Część niej chciała mu powiedzieć, że to nie jego
interes, ale wciąż była zdumiona, że o to zapytał.
- Założę się, że są chudzi i słabi.
- Ja… – Nie wiedziała, kto był bardziej obrażony. Rodzaj mężczyzn, z którymi
myślał, że się spotyka, czy ona. – Proszę, zejdź ze mnie.
- Odpowiedź. Opisz swojego ostatniego kochanka.
~ 8 ~
- Nie.
- Ponieważ był chudy i słaby.
- Naprawdę jesteś dupkiem.
Warknął.
Przełknęła ślinę, żałując tych ostatnich słów.
- Proszę, zejdź ze mnie? Czy tak lepiej?
- Dlaczego, do diabła, tak dobrze pachniesz?
- Co? – Znów ją zaskoczył.
Powąchał ją, a ona sapnęła, kiedy przyłożył nos do boku jej gardła.
- Pachniesz tak, że chcę cię pieprzyć.
Jej serce popędziło.
- To przez krew. Pamiętasz? Ukradli naszą krew i wstrzyknęli nam. Tobie dali moją
krew, a we mnie wmusili twoją. Ten mistrz powiedział coś o oszukaniu cię, żebyś
myślał, że jesteśmy sparowani, czy coś podobnego.
Jego usta zacisnęły się w cienką linię, kiedy podniósł głowę.
- Racja. Dlatego twój palec już nie jest przecięty. Moja krew cię uleczyła.
- To jest możliwe?
- Tak. – Odsunął trochę swojego ciężaru z górnej połowy jej ciała, ale nie puścił jej
nadgarstków. Jego oczy przesunęły się na jej piersi. – Nadal masz siniaki, które jeszcze
nie wyblakły. Musiały być dość poważne, że wciąż je widać.
- Wbił we mnie dwie igły. – Przełknęła mocno. – To takie dziwne. To znaczy, ta
sprawa z krwią.
- Nie zrozumiałabyś.
- Masz już partnerkę?
- Nie. Możemy wziąć tylko jedną. Nie czułbym do ciebie pociągu, gdybym już ją
miał. – Mruknął lekko, jego pierś zawibrowała. – Nadal chcę cię pieprzyć.
Nie miała słów. Po prostu przełknęła mocno i wpatrywała się w niego.
~ 9 ~
- Nie jesteśmy sparowani. Mój umysł to wie, ale moje ciało nie słucha.
- W takim razie słuchaj głosu rozsądku – zasugerowała.
Odwrócił wzrok, najwyraźniej zainteresowany studiowaniem pokoju. W końcu
spojrzał na nią ponownie.
- Wampiry zerwały linię przychodząc do domu. Udało mi się ją połączyć, ale nie
zadziałała. Potem zdałem sobie sprawę, gdzie jesteśmy, po tym jak znalazłem pocztę w
szufladzie człowieka. Jestem dalej od mojego terytorium niż powinienem być, więc nikt
nie będzie mnie tu szukał. To znaczy, że trzymali mnie odurzonego przez co najmniej
jeden pełny dzień zanim się obudziłem. Straciłem panowanie nad sobą i połamałem
telefon.
- Och.
- Będziemy musieli zostać razem dłużej, dopóki nie znajdziemy takiego
działającego, żebym mógł zadzwonić do moich ludzi. Zostawiłbym cię tutaj, ale to nie
jest bezpieczne. Mistrz wróci do swojego gniazda o zmroku i będzie mijał tę chatę. Nie
po to zadałem sobie tyle trudu ratując cię, żeby teraz pozwolić, by znowu cię złapali. To
będzie znaczyło, że spróbuje odurzyć i porwać innego WampLykanina, żeby rozmnażał
się z tobą. – Warknął, jego spojrzenie opadło na jej piersi.
- I to sprawia, że jesteś zły? – Wyglądał na wściekłego.
Przytrzymał jej spojrzenie.
- Tak. – To jedno słowo było warknięciem.
- Ja też. – Cieszyła się, że mają coś wspólnego.
- Nikt inny nie będzie cię pieprzył, jeśli ja nie mogę.
Nie spodziewała się, że to powie. Po raz kolejny to sprawiło, że kompletnie
zamilkła. Pochylił się i znów ją powąchał. Pozostała nieruchomo, ponieważ niemożliwe
było zmusić go do zsunięcia się z niej, dopóki nie będzie gotowy.
- Cholera – wychrypiał. Nagle zanurzył twarz przy jej skórze.
Glen sapnęła, gdy trącił nosem jej szyję i polizał skórę tuż pod jej uchem. Jego
gorący oddech omył jej ciało łaskocząc trochę. Nie walczyła, za bardzo się bojąc, że ją
ugryzie. Przyznał, że jest w połowie Wampirem. Może jednak ssał krew.
~ 10 ~
- Nie jedz mnie. Nie jestem jedzeniem – powiedziała drżącym głosem. – Jestem
osobą. Pamiętasz?
Jęknął.
- Nie podsuwaj mi pomysłów.
- Proszę, Veso? – Przypomniała sobie, że użycie czyjegoś imienia pomaga w jakiś
sposób, gdyby znalazła się w złej sytuacji z tą osobą… albo może miała powiedzieć mu
swoje imię, żeby mu przypomnieć? Trudno jej było myśleć, gdy ponownie przesunął
czubkiem języka po jej szyi.
- Bądź cicho. Chcę coś przetestować.
- To nie brzmi dobrze. – Zdała sobie sprawę, że powiedziała tę myśl głośno.
Nagle ugryzł ją ostrymi zębami.
Nie przebił skóry, ale nie było wątpliwości, że ma kły. Mogła poczuć je na swoim
gardle. Ugryzienie nie bolało, ale zaskoczyło ją. Dreszcz strzelił przez jej ciało. To nie
był strach. Nie była pewna, co to było, ale to sprawiło, że była świadoma szybkiego
bicia serca i jak ciepły wydawał się być teraz na niej.
Warknął cicho i znów ją uszczypnął. Drugi raz nie był zaskoczeniem – ale jej
odpowiedź owszem. Całe jej ciało zaczęło mrowić, prawie tak jakby kończyna
zdrętwiała i spróbowała nią poruszyć, zmuszając krew do krążenia. Nigdy nie
doświadczyła tego uczucia na tak ogromnym poziomie.
- Co mi robisz? – Próbowała uwolnić ręce. Z jakiegoś szalonego powodu pragnęła
go dotknąć.
Otarł się o nią twarzą i wybrał miejsce niżej na jej gardle, prawie na jej ramieniu.
Ugryzł ją ponownie, tym razem trochę mocniej. Jego kły nie zraniły jej, ale zamknęła
oczy, całkowicie skupiona na jego ustach. Jej sutki uwypukliły się i przesunęła nogi,
rozszerzając je trochę, by złagodzić żar, który nagle zalał dolną połowę jej ciała.
- Odpowiedz mi! Co robisz…
Wsunął jedno udo między jej nogi i przechylił nieco swój ciężar. Jęknął, znów ją
przygryzając. Glenda zamknęła oczy i zacisnęła dłonie w pięści. Odezwała się
świadomość i szybko ją zidentyfikowała. Była podniecona… i to rosło coraz bardziej.
- Dlaczego to robisz? Nawet mnie nie lubisz.
~ 11 ~
Zatrzymał się w badaniu jej skóry swoimi ustami i zębami.
- To jest problem. Bo zaczynam. – Odsunął głowę od jej gardła, dysząc. – Po
prostu… sprawdzam, czy mogę cię podniecić.
Glenda otworzyła oczy i została zahipnotyzowana jego. Były piękne i takie
surrealistyczne od tego, jakie zrobiły się żółte. To było przypomnienie, że nie był
człowiekiem, ale z jakiegoś powodu to nie miało większego znaczenia. Opuściła wzrok,
studiując jego twarz. Był bardzo przystojny, kimkolwiek był. Przesunął głowę i jego
oczy znów złapały jej uwagę. Nie mogła odwrócić wzroku.
- Pociągasz mnie.
- To nie może się dobrze skończyć – powiedziała.
Blask jego tęczówek trochę zmatowiał.
- Wiem.
- Puść mnie.
Spojrzał na jej usta i prawie mogła odgadnąć jego myśli. Rozważał pocałowanie jej.
Miał kły. Były na widoku, kiedy przesunął językiem po dolnej wardze. Część niej
kusiła, żeby pochylić się trochę i spotkać się z nim w połowie drogi.
- Nie mogę sparować się z człowiekiem, ale mogę cię pieprzyć.
Obudził się w niej gniew. To nie było rozsądne, ale zdenerwowało ją jak diabli.
- Myślisz, że nie jestem ciebie warta. Boże, ale z ciebie palant! Złaź!
Nagle stoczył się i puścił ją. Łóżko ugięło się, gdy wstał, odwracając się do niej
plecami.
- Ubierz się.
Usiadła i złapała brzeg pościeli, chowając większość swojego ciała, ponieważ
zasłona nie wystarczała. Jej ręce drżały.
- Ubiorę się, kiedy wyjdziesz.
Nie poruszył się. Minęły długie sekundy zanim wreszcie się odezwał.
- To tylko sztuczka, ponieważ dostałem twoją krew, a ty dostałaś moją.
- Już to mówiłam, pamiętasz?
~ 12 ~
Odwrócił się powoli, a ona nie mogła powstrzymać ust przed opadnięciem, kiedy jej
wzrok opadł na ręcznik owinięty wokół jego pasa. Był twardy i w pełni podniecony. Nie
można było tego przeoczyć, ponieważ jego kutas napierał na materiał. Cały był wielki.
- Glenda – wychrypiał.
Zmusiła się do spojrzenia w jego oczy.
- Ubierz się albo cię wezmę.
Zamknęła usta i wzięła głęboki oddech przez nos. Przełknęła mocno, unikając
ponownego zerknięcia na dół jego ciała.
- Chcesz, żebym to zrobiła przed tobą? Trochę prywatności byłoby miłe.
- Racja. – Nie poruszył się.
- To oznacza, że powinieneś wyjść z pokoju i zamknąć drzwi.
- Wiem. – Wciąż się nie ruszał.
Przyglądali się sobie nawzajem, aż w końcu odwrócił się i podszedł do drzwi.
Patrzyła na jego szerokie plecy, zarys jego tyłka pod ręcznikiem. Miał niesamowite
ciało. Zatrzymał się przy drzwiach i chwycił się framugi po obu stronach.
- Możesz zamknąć drzwi?
Drewno zaskrzypiało i zobaczyła jak jego palce bieleją. Trzymał ramę w żelaznym
uścisku. Zabrzmiał niski pomruk.
- Pieprzyć to. – Odwrócił się i spojrzał na nią. Jego oczy znów były jaskrawożółte. –
Chcę cię. Wiem, że to się dobrze nie skończy. Nie mogę sparować się z człowiekiem,
ale muszę się dowiedzieć, co jest między nami. Za bardzo cię pragnę.
Szarpnęła kołdrę wyżej na piersi, prawie do gardła.
- Nie.
Przechylił głowę, jego nozdrza się rozszerzyły.
- Ty też mnie chcesz.
Musiała przyznać, że tak, pociągał ją. Była bardziej niż świadoma oznak, od jakich
jej ciało cierpiało na seksualne pożądanie.
- To się nie zdarzy, Veso. Wiesz, co to oznacza?
~ 13 ~
- Co?
Zamilkła, zastanawiając się nad słowami.
- Nie jesteśmy nawet z tego samego gatunku i podejrzewam, że mogłabym zajść w
ciążę, jeśli będziemy uprawiać seks. Tak powiedział ten mistrz. Nie chcę, żeby tak się
stało, i ty też tego nie chcesz. Prawdopodobnie mnie zabijesz.
Skrzywił się.
- Nie zrobiłbym tego.
- Nie znam cię wystarczająco dobrze, by być tego pewną. Po prostu wyjdź i pozwól
mi się ubrać.
Znieruchomiał, po czym skinął ostro głową i odwrócił się, chwytając przy okazji za
gałkę u drzwi. Zatrzasnął miedzy nimi drzwi.
Glen westchnęła i rozluźniła swój uścisk na pościeli, powoli wstając z łóżka.
- Cholera – mruknęła, podchodząc do komody. Mało brakowało.
~ 14 ~
ROZDZIAŁ 5
Veso chodził po salonie i zaciskał pięści. Był wściekły na wampirzego mistrza,
który wepchnął go w ten bałagan. Wciąż spoglądał na zamknięte drzwi do sypialni i
walczył z chęcią ruszenia za Glendą. Wciąż ją pragnął. Jego kutas był twardy jak skała,
a jej zapach doprowadzał go do szaleństwa.
Telefon nie działał, więc żadna pomoc nie nadejdzie. Musiałby zabrać ją ze sobą,
żeby była bezpieczna, dopóki nie znajdzie działającego telefonu lub pojazdu, który
mógłby ukraść i pojechać nim z powrotem na swoje terytorium. Kusiło go, żeby
poczekać do zmroku i zastawić pułapkę na mistrza. Nie chciałby niczego więcej jak
rozerwać tego sukinsyna na strzępy.
Szybko odrzucił tę myśl. Nie miał pojęcia o liczebności, z którą miałby do
czynienia. Gdyby było ich za dużo, to zostawiłoby Glendę bezbronną, a gniazdo mogło
ją porwać, podczas gdy on by walczył. Nie miał też zamiaru zapomnieć jak złapali go
pierwszy raz. Tchórze używali strzałek.
Obliczył ponownie, gdzie jest, i poczuł więcej wściekłości. Zabrali go prawie sto
trzydzieści kilometrów od domu. Znał wszystkie drogi wokół swojego terytorium.
Wampiry musiały nieść go przez co najmniej dziesięć kilometrów, żeby dotrzeć do
jednej ze starych dróg. Od lat były w złym stanie i to powinno ich spowolnić. Słońce
wstałoby zanim dotarliby do kopalni. To znaczyło, że musieli trzymać go odurzonego i
ukryć się na dzień gdzieś blisko jego terytorium, a narkotyki przestały działać, gdy
akurat zabierali go do kopalni.
Czy zrobili mu coś podczas snu? Ugryźli go? Użyli go jako źródło pożywienia?
Jego rany zagoiłyby się w ciągu kilku godzin.
Glenda otworzyła drzwi, ubrana w jakieś ludzkie ubranie. Były ogromne na niej i
wyraźnie należały do mężczyzny. Długie rękawy zapinanej na guziki koszuli były
podwinięte przy jej nadgarstkach, więc jej ręce nie ginęły w materiale. Pożyczyła dżinsy
i użyła paska, żeby je przytrzymać, bo w talii też były workowate. Ich nogawki również
były zawinięte, by odsłonić jej bose stopy.
Wyglądała absolutnie uroczo – i to też go wkurzyło.
- Moja kolej – mruknął, mijając ją jak burza i zatrzaskując drzwi sypialni.
~ 15 ~
Jej zapach pozostał w pokoju, więc oddychał przez usta, przeszukując ubrania
właściciela chaty. Nic na niego dobrze nie pasowało. Zadowolił się spodniami
dresowymi, które sięgały tylko do połowy jego łydek. Spróbował koszuli, ale nie
dopinała się na jego piersi. Pochylił się lekko, by spojrzeć na swoje ciało i ciasne
rękawy rozdarły sie w szwach na ramionach. Warknął, wsunął palce w rozdarcia i
całkowicie zerwał rękawy.
Było tam lustro i stanął przed nim.
- Wyglądam śmiesznie. – Jego ludzie śmialiby się, gdyby mogli go zobaczyć.
- Wszystko w porządku?
- Nie.
- Co się dzieje?
Podszedł do drzwi i otworzył je gwałtownie. Nie był pewien, co zrobi, jeśli się
roześmieje, ale zamiast tego zmarszczyła brwi, kiedy go zobaczyła. Jej wzrok
powędrował w dół jego ciała.
- Och. Jesteś trochę duży.
- Trochę?
- Wyglądasz jak Niewiarygodny Hulk, tylko bez zielonej skóry.
- Co to, do cholery, znaczy?
Spojrzała na spodnie.
- Um… znajdę nożyczki. Będą wyglądać lepiej, jeśli zamienimy je w szorty.
Podetnę je tuż nad kolanami.
Docenił, że próbowała mu pomoc, gdy weszła do kuchni i zaczęła otwierać
szuflady. Zlokalizowała to, co chciała i wróciła do niego.
- Wróć z powrotem do sypialni i podaj mi je przez drzwi. Łatwiej będzie to zrobić,
jeśli nie będą na tobie w tym momencie.
Zawahał się.
- Dziękuję.
Uśmiechnęła się.
~ 16 ~
- Nie ma za co.
Zdjął spodnie, a potem otworzył drzwi, by znaleźć ją kawałek od siebie, czekającą.
Wzięła je i wróciła do kuchni. Obserwował przez lekko uchylone drzwi jak obcina
nogawki spodni. Nie potrzebowała dużo czasu, żeby mu je oddać.
Zamknął drzwi i wciągnął je. Teraz sięgały tuż nad jego kolanami. Podszedł do
lustra, żeby spojrzeć. Krótkie spodenki wyglądały lepiej, ale koszula wciąż go
irytowała. Wyszedł z sypialni.
- Mam dla ciebie pracę, Glendo.
- Okej.
- Znajdź i przygotuj nam coś do jedzenia.
Zmarszczyła brwi.
- Dlaczego ja? Bo ja jestem tą z cyckami?
- W porządku. Zrobię nam jedzenie, a ty pójdziesz przeszukać zewnętrzną szopę za
czymkolwiek, co możemy wykorzystać.
Westchnęła, jej mina zmiękła.
- Wezmę obowiązki kuchenne.
Rozbawiła go.
- Dobrze. Dużo jem. Potrzebujemy naszej siły. Wampiry nie dotkną ludzkiego
jedzenia, więc powinno być jakieś w spiżarni. Możemy być kilometry od wszystkiego.
Gdy ruszymy, zabierzemy trochę zapasów na wypadek, gdybyśmy musieli zatrzymać
się w lesie na noc. Zaraz wracam.
Wyszedł tylnymi drzwiami i okrążył szopę. Wydawało się, że nie ma tam żadnych
pułapek, i musiał zniszczyć zamek, by uzyskać dostęp. W środku nie było wiele z
wyjątkiem narzędzi ogrodniczych.
Jego myśli wciąż wracały do Glendy. Podsłuchał większość jej rozmowy z
Wampirem. Była jakimś odległym potomkiem mistrza. Dupek wydawał się być
cholernie zdeterminowany do wymuszenia na niej urodzenia córki. To znaczyło, że
wciąż była w niebezpieczeństwie ponownego porwania, dopóki ten drań żyje. Z
początku naprawdę nie przejmował się jej przyszłością. Planował ostrzec inne klany, że
~ 17 ~
grozi im porwanie w taki sposób, w jaki on został. Zmienią procedury bezpieczeństwa,
by temu zapobiec.
Ale teraz przyszłość Glendy niepokoiła go. Rozwścieczyło go myślenie o niej w
niebezpieczeństwie. Mistrz zmieni swoje plany, gdy zrozumie, że nie dostanie
ponownie w swoje łapy WampLykanina. Może zdecydować się rozmnożyć Glendę z
Lykaninem, a potem rozmnożyć jej dziecko z innym wampirzym mistrzem, żeby
uzyskać jego tak zwaną królową o silnej krwi.
Sama myśl o jakimś Lykaninie pieprzącym Glendę, wywołała u niego warczenie.
Zapoluje na tego parszywego kundla, rozerwie go na strzępy i zrobił Glendzie dywanik
z futra Lykanina do chodzenia przed jego kominkiem.
Trzasnęło drewno i spojrzał w dół, zdając sobie sprawę, że złamał motykę, którą
próbował wykorzystać jako broń. Upuścił ją i wyciągnął rękę, pocierając napięte
mięśnie na karku. Wyobraził sobie Glendę w środku jego chaty, jego domu.
To przez wymianę krwi, uzasadniał. To wyjaśniało zaborczość, jaką czuł do niej.
Nigdy nie słyszał o więzi parowania stworzonej przez wstrzyknięcie krwi w dwoje
ludzi. To powinno być tymczasowe… a co, jeśli nie?
Zamknął oczy, pozwalając, by ta możliwość wsiąkła w niego. Będzie sparowany z
człowiekiem. Będzie musiał zabrać ją do domu do swojego klanu.
W najlepszym razie będzie źle traktowana jako jego partnerka. Będzie musiał
walczyć, żeby była bezpieczna, i przez cały czas chronić ją przed egzekutorami, takimi
jak Nabby. Ten podły drań od razu ją zabije. Do diabła, jeśli Decker wróci i przejmie
władzę nad ich klanem, rozkaże zabić Glendę, a każdy WampLykanin w klanie będzie
zmuszony spróbować odebrać jej życie. Decker nienawidził wszystkiego, co ludzkie.
- Skurwysyn – warknął, otwierając oczy.
Wszystkie scenariusze odtworzyły się w jego umyśle. Musiał wyśledzić i zabić
wampirzego mistrza. W gnieździe, do którego go zabrano, nie było żadnego z tych
Wampirów, które go zaatakowały i odurzyły. To znaczyło, że może istnieć większe
gniazdo. Możliwe, że stara kopalnia była tylko miejscem przechowywania ich
więźniów. Nie chciał, żeby Glenda znalazła się w niebezpieczeństwie, ale też nie
zamierzał zostawić jej samej, gdy będzie zajmował się problemem. Nie byłaby
bezpieczna, gdyby nie był w pobliżu, by ją chronić. Jedyną inną opcją było…
Cholera. Musiał zabrać ją do swojego legowiska.
~ 18 ~
Próbował sobie wyobrazić jak zareaguje na zamknięcie pod ziemią i pozostanie tam,
podczas gdy on będzie ścigał Wampiry. Prawdopodobnie spróbuje uciec… i to zostawi
ją w samym środku terytorium WampLykan. W najlepszym przypadku, złapią ją,
oczyszczą jej umysł i odeślą do domu. Mistrz ponownie ją schwyta, jeśli Veso go nie
zabije. W najgorszym przypadku, ktoś z jego klanu ją zabije. To była piekielna sytuacja.
Opuścił szopę po zapakowaniu kilku rzeczy, które pomogą im przeżyć w lesie i
wszedł do domu. Zapach fasoli i peklowanej wołowiny sprawił, że jego żołądek
zaburczał. Na jej widok jak gotuje, zatrzymał się. Odwróciła głowę i uśmiechnęła się.
Jego penis zesztywniał. Chciał jej bardziej niż jedzenia. Od prostego domowego
widoku jego kobiety przygotowującej mu posiłek.
- Ktokolwiek tu mieszkał bardzo lubił smażoną fasolę i peklowaną wołowinę. Jest
tego mnóstwo. Użyłam trzech puszek z każdego – poinformowała go. – Mam nadzieję,
że to wystarczy.
Udało mu się skinąć głową i zostawić zawiniętą paczkę obok drzwi, zamykając je za
sobą. Stała przed dwoma dużymi patelniami, które gotowała na kuchence, mieszając je
drewnianą łyżką. Wynurzyła się chęć podejścia bliżej i wciągnięcia jej w ramiona.
Oparł się temu.
- Prawie wszystko w lodówce straciło ważność, w tym mleko. Mam nadzieję, że nie
masz nic przeciwko piwu, wodzie czy napojach gazowanych. To są twoje jedyne
wybory do picia. Och, i znalazłam strzelbę. Nie dotknęłam jej. Nie wiem, czy jest
załadowana, czy nie.
To odwróciło jego uwagę od jej tyłka.
- Gdzie?
- W spiżarni. Stoi oparta o ścianę. Trochę to dziwne. Obok na podłodze leży
pudełko naboi. To dziwne miejsce do trzymania broni.
Podszedł do wąskich drzwi, które wskazała, i szarpnął je. Pochylił się i zauważył
strzelbę. Złapał ją i sprawdził.
- Jest naładowana. Ten biedny drań nawet nie zdążył wystrzelić.
Schylił się i podniósł pudełko nabojów, a potem przyjrzał się innym półkom. Nie
było żadnej zapasowej amunicji. Zaniósł broń i pudełko do małego stolika i dołożył
tam.
~ 19 ~
- Co to znaczy? Jaki biedny drań?
Znalazł Glendę marszczącą brwi. Wyłączyła płomienie pod patelniami.
- Właściciel tej chaty nie żyje. Nie był też w stanie dotrzeć do swojej broni, żeby
strzelać do Wampirów zanim go zaatakowały, albo złapały go nieświadomego zanim w
ogóle zauważył, że nie jest już sam.
- Skąd to wiesz?
- Ten zapach śmierci, który wyłapałem? Ktoś jest pochowany za chatą.
Zbladła.
Żałował, że jej powiedział, ale wkrótce mieli stąd odejść.
- Nie wyczułem krwi w chacie. Prawdopodobnie zabili go na zewnątrz. Nie było
żadnego uszkodzenia drzwi, ale wątpię, żeby je zamknął. To odosobnione miejsce.
Tylko gapiła się na niego.
- Co?
- Brzmisz tak zimno. Mówisz, że człowiek umarł, a ty nosisz jego ubrania i
zamierzasz jeść jego jedzenie.
- Życie potrafi być ciężkie. Tak samo śmierć. Nie zabiłem go.
- Jesteś do bani. – Odwróciła się i otworzyła szafki, wyjmując dwa talerze. – Biedny
człowiek.
- Zjedzmy i wynośmy się, albo możemy zostać znowu złapani. Te dranie już raz
postrzeliły mnie narkotykami. Nie chcę dać im okazji do zrobienia tego jeszcze raz.
To ją uspokoiło. Nałożyła ogromny talerz jedzenia i podała mu przy stole.
- Co chcesz do picia?
To nie miało dla niego znaczenia.
- Cokolwiek jest zimne. Nie obchodzi mnie to.
Otworzyła lodówkę i wyjęła napój, przynosząc mu go. Wróciła z dużą łyżką.
- Proszę bardzo.
- Dzięki.
~ 20 ~
- Cieszę się, że przynajmniej znasz to słowo – mruknęła, wracając do kuchenki i
nakładając własny talerz.
- Mam dużo na głowie.
- Mamy oboje. – Podeszła do stołu z talerzem i wyjęła kolejną sodę z lodówki, w
końcu siadając naprzeciwko niego jak tylko wzięła dla siebie drugą łyżkę. – Gorące.
Grzebał w jedzeniu, chociaż wolał rzucić się przez stół i powalić ją na podłogę.
Bardzo jej pragnął. Jego kutas pozostał twardy, a jego pragnienie rozebrania ją do naga
było silniejsze niż jego pragnienie jedzenia. Podniósł łyżkę i nabrał jedzenia, zastępując
jeden głód innym.
- Co dalej?
- Spakujemy trochę zapasów i wynosimy się. Najlepiej będzie, jeśli nałożymy tyle
dystansu, ile możemy między nami i tym gniazdem. Nadal nie wiemy, gdzie śpi mistrz.
- Jesteś pewien, że nie było go w kopalni?
- Przyszedłby po nas, gdyby tam był. Nie sądzę, żeby tam był. Ciężarówka, którą
mnie przywieźli, zniknęła. Zgaduję, że ją wziął. Będzie blisko, ponieważ musi
kontrolować swoich żołnierzy. Bardziej martwię się tym jak dużo Wampirów jest z nim
w innej lokalizacji.
- Czy nie są silniejsi, jeśli trzymają się razem?
To było dobre pytanie, udowadniając mu, że jest mądra.
- Dużo Wampirów nie ufa żołnierzom. Po jakimś czasie wpadają w szaleństwo i
wtedy trudniej ich kontrolować. Zwracają się przeciwko swoim mistrzom. Wampiry
będą spać osobno od nich w ciągu dnia jako środek bezpieczeństwa.
Jadła, zdając się rozważać jego słowa. Patrzył na nią wielokrotnie, nie ciesząc się
oznaką strachu, który zauważył.
- Wszystko będzie dobrze. Przejdziemy spory kawałek zanim zapadnie noc.
- Będę cię spowalniać. – Przytrzymała jego spojrzenie. – Byłoby szybciej, gdybyś
mnie tu zostawił, prawda?
Tak by było, ale myśl o niej w niebezpieczeństwie, też mu nie pasowała.
- Nie – skłamał. – Wtedy musiałbym się wrócić, żeby zabrać cię przed zmierzchem,
~ 21 ~
gdy znajdę pojazd. W sypialni są skarpetki. Chcę, żebyś założyła kilka par na nogi, by
chronić je przed ziemią. Trzymamy się razem.
Wyglądała, jakby jej ulżyło.
- Okej.
- Dotrzymuję mojego słowa, Glendo. Pomogłaś mi wydostać się z tej kopalni. Nie
zostawię cię na śmierć. – Wskazał na broń. – Czy kiedykolwiek wcześniej strzelałaś?
- Nie.
Zdusił przekleństwo.
- Nigdy?
- Nie. Nigdy nie chciałam mieć pistoletu. Byłam wychowana w całkiem
przyzwoitym sąsiedztwie. Mam zasuwy i mieszkam na pierwszym piętrze. Nigdy nie
myślałam, że Wampiry wpadną przez okna, żeby mnie porwać.
- Słusznie.
- Mogę cię o coś zapytać, Veso?
- Nie powstrzymało cię to wcześniej. Jesteś bardzo ciekawska.
- Obwiniasz mnie? To wszystko jest nowe. Czy wampiry mogą latać? Zmienić się w
nietoperze?
- Nie.
- Dobrze. Więc jeśli wynajmę mieszkanie w wieżowcu, na przykład na szóstym lub
siódmym piętrze, będę bezpieczna, że nie dotrą do moich okien, prawda? To tak dla
przyszłego odniesienia.
- To zależy od budynku.
- Co to znaczy?
- Z łatwością mogą przeskoczyć trzy metry. Prawdopodobnie nawet pięć, zależy od
Wampira. Tak chyba weszli do twojego mieszkania. Czy ten budynek, który masz na
myśli, ma balkony? Mogą skakać z jednego na drugi, żeby wspiąć się wyżej.
- Nie wiem. Po prostu myślałam, żeby się przenieść, ale będę musiała sprawdzić, na
co mnie stać. Nie chcę zostać ponownie porwana.
~ 22 ~
- Pomartwimy się tym później. Przeżyjmy dzisiaj.
- Po prostu myślę o przyszłości.
- Wysokie budynki nie uratują cię przed Wampirami, nawet jeśli nie ma balkonów.
Mogą kontrolować ludzkie umysły i skłonić sąsiadów, żeby wpuścili ich do budynku, w
którym mieszkasz. Będą w stanie wykopać twoje drzwi, by dotrzeć do ciebie albo nawet
rozerwać ścianę mieszkania obok twojego. Czy to odpowiada na twoje pytania?
Westchnęła i opuściła brodę.
- Co powiedziałem?
Spojrzała na niego.
- Czy ktoś kiedykolwiek nazywał cię ponurakiem?
- Nie.
- Cóż, właśnie cię nazwałam. Dobijasz mnie.
- Jestem szczery. Jesteś w niebezpieczeństwie. Ten mistrz tak po prostu nie
zrezygnuje ze swojego planu, dopóki nie będzie zmuszony. Wydawał się być szalony.
Musisz się ukryć jak tylko wrócisz do domu, albo on znowu po ciebie przyjdzie.
Im bardziej myślał o własnych słowach, tym mniej prawdopodobne było, że będzie
mógł skutecznie oczyścić jej umysł. Nie będzie w stanie sama zadbać o swoje
bezpieczeństwo, jeśli nie będzie pamiętała, przed czym musi się ukryć. Studiował
smutny wyraz jej twarzy. To tylko potwierdziło, że będzie musiał ją chronić, dopóki
mistrz nie umrze.
Ale mały strach może powstrzymać ją przed ucieczką od niego.
Przygryzła dolną wargę.
- Słyszałem, czego od ciebie chce. Może rozmnożyć cię z Lykaninem, potem użyje
twojej córki do rozmnożenia z Wampirem, by uzyskać to, czym ja jestem. Będzie chciał
cię odzyskać. Złamanie traktatu i wkroczenie na terytorium WampLykan, żeby mnie
schwytać, udowadnia, że jest szalony.
- Jakiego traktatu?
- Wampiry przysięgły trzymać się od nas z daleka.
- Dlaczego?
~ 23 ~
Przytrzymał jej spojrzenie.
- Jesteśmy kłopotami dla każdego, kto z nami zadziera. Niewielu jest na tyle
głupich, żeby próbować.
- Och. – Wzięła kilka kęsów. – Dlaczego jesteście kłopotami?
Jej pytania zaczęły go irytować.
- Mamy najlepsze cechy Wampirów i Lykan. Jesteśmy silniejsi, ale bez ich słabości.
Jedz i przestań gadać. Nie mamy dużo czasu. Chcę być daleko stąd przed zmrokiem.
G
len zjadła tyle, na ile pozwolił jej żołądek, a potem wstała i podeszła do zlewu,
włączając wodę.
- Co robisz?
- Naczynia.
Veso warknął.
Spojrzała na niego.
- Jaki masz teraz problem?
- Zostaw to.
- Nie. To nieuprzejme.
- Właściciel nie żyje. Nie obchodzi go, czy zostawimy bałagan. Idź założyć
skarpetki i znajdź dodatkową odzież. Może kurtkę. Sądzę, że widziałem plecak w rogu
sypialni. Włóż te rzeczy do środka, ale zostaw miejsce na jedzenie.
Wyłączyła wodę. Miał rację.
- W porządku.
- Pośpiesz się. Wychodzimy stąd jak tylko skończę jeść.
Uciekła do sypialni i zlokalizowała plecak. Nie był zbyt duży. Zapakowała kilka
dodatkowych par skarpet, założyła trzy warstwy na stopy i spróbowała znaleźć dla nich
po zapasowym zestawie ubrań. W szafie był wybór kurtek. Znalazła jedną lekką i
wepchnęła do środka. Wreszcie przypomniała sobie, żeby wziąć rolkę papieru
~ 24 ~
toaletowego. To może być długi dzień, jeśli wkrótce nie znajdą innego domu z
działającym telefonem.
Veso skończył jeść, kiedy wróciła do kuchni. Wyłożył kilka puszek jedzenia i
butelek wody na blat.
- Będę na zewnątrz. Spakuj to.
- Spakuj to – mruknęła, zaraz po tym jak wyszedł z chaty ze zwiniętą plandeką,
którą wcześniej przyniósł. – Jaki apodyktyczny.
Jednak zrobiła to, o co prosił, a potem wyszła na zewnątrz z plecakiem na plecach.
Veso czekał, jego wzrok śledził ją, jego złote oczy błyszczały. Ogólnie, mógł być
przerażający, ale musiała też przyznać, że był atrakcyjny.
- Chodźmy. Musimy zrobić jak największą odległość między nami i tym miejscem.
Zbiegła po schodach w stronę drogi. Veso szedł szybko z jego długimi nogami, z
plandeką pod jedną pachą, ze strzelbą w ręku. Skręcił z drogi przed nią do lasu.
- Gdzie idziesz?
Zatrzymał się i obejrzał przez ramię.
- Chcesz ułatwić Wampirom znalezienie nas?
- Zgubimy się, jeśli zejdziemy z drogi.
- To tylko utrudni im śledzenie nas. Większość Wampirów to leniwe dranie. Byłem
w tej okolicy kilka lat temu. W pobliżu jest opuszczone miasteczko górnicze i sądzę, że
ta droga prowadzi do niego. Niektóre budynki wciąż mogą stać, ale to będzie pierwsze
miejsce, w którym Wampiry będą szukać. Chcę być tam, gdzie nie będą na nas
polować.
- Budynki oznaczają, że ktoś może w nich mieszkać, a my potrzebujemy pomocy.
- Nie zdawałem sobie sprawy jak odosobniony jest ten obszar, dopóki nie znalazłem
adresu chaty. Ludzie są czymś, czego chcemy unikać. Wampiry na pewno
zlokalizowały ich wszystkich do celów żywieniowych i prawdopodobnie ich kontrolują.
To oznacza, że mogą spróbować nas złapać i oddać Wampirom. Ludzie trzymają się
dróg… więc je opuszczamy.
- Nie utkniemy, jeśli znajdziemy kogoś z samochodem. Będą też mieli telefon
komórkowy. Każdy go ma. Możemy zadzwonić na policję. Jesteś duży. Nawet jeśli
~ 25 ~
przekupili ludzi, by robili złe rzeczy, możesz po prostu kogoś uderzyć.
Veso zrobił kilka kroków w jej kierunku, ale potem zatrzymał się, nachmurzony.
- To nie podlega dyskusji. Nie masz pojęcia, z czym masz do czynienia, ale ja tak.
Jak dla mnie, to gniazdo wyglądało na długo zasiedlone, mieli czas, by dodać drzwi i
zrobić cele. To oznacza, że są w tej okolicy już od jakiegoś czasu. Nie zmuszaj mnie,
żebym cię niósł, Glendo. Chodź za mną albo przerzucę cię przez ramię. Co wiesz o
Wampirach?
- Niewiele.
- Ja wiem wszystko. I chciałbym uniknąć ponownego złapania. Te dranie użyją
narkotyków. Ludzie narażają nas na niebezpieczeństwo, więc najlepiej ich unikać.
Idziemy do moich ludzi.
- Policja…
- Jest kurewsko bezużyteczna wobec Wampirów! Mogą być kontrolowani
umysłowo. Ludzie mogą przekazać cię prosto do tego mistrza. Teraz przestań zwlekać i
idź za mną. Albo idziesz albo cię niosę. To mnie spowolni. Trzymaj się blisko. –
Odwrócił się, wchodząc do lasu.
- Cholera – syknęła Glenda. Mimo to poszła za nim. Nie było mowy, żeby została
sama na jakiejś polnej drodze pośrodku niczego.
Poprawiła plecak i próbowała zignorować fakt, że skarpetki rozgrzały jej stopy.
Chroniły je przed zranieniem, gdy szła po ziemi i wyschniętych liściach. Drzewa robiły
się coraz grubsze w miarę jak szli. Jedno spojrzenie wstecz upewniło ją, że chata nie
była już w zasięgu wzroku, ani droga.
- Przez niego zgubimy się oboje – przepowiedziała głośno.
- Przestań narzekać.
- Po prostu myślę, że to zły pomysł.
- Nie obchodzi mnie, co myślisz.
- Już to zrozumiałam, ponieważ nie chcesz słuchać niczego, co mam do
powiedzenia.
Zatrzymał się nagle przed nią i prawie wpadła na jego plecy. Spojrzał na nią groźnie
przez ramię.
~ 26 ~
- Czy możesz być cicho? Czy zawsze czujesz potrzebę kłótni?
- Tylko z palantami.
Jego oczy zwęziły się.
- W pewnym momencie znajdziemy miejsce, gdzie będzie można się schować
zanim zajdzie słońce. Będziemy zamknięci w bardzo małej przestrzeni, żeby ukryć
nasze sygnatury ciepła przed Wampirami, jeśli się rozproszą i spróbują nas
zlokalizować. Zapamiętaj to. Spowalniasz nas rozmawiając. Przestań i idź.
Odwrócił głowę i wystartował, zwiększając tempo.
Glen zacisnęła zęby i ruszyła za nim. Ciężki plecak nie pomagał na jej nastrój, ale
on niósł pod pachą to coś, co zabrał z szopy, i strzelbę, więc nie mogła narzekać, że
uczynił ją mułem wędrówki.
Teren stał się trudniejszy, gdy dotarli do obszaru, gdzie leżały drzewa i zgromadziło
się wiele rumowisk. Zaskoczyło ją, gdy Veso się odwrócił, pomagając jej się wspinać i
przechodzić przez najgorsze.
- Osuwisko?
- Powódź – poprawił. – Prawdopodobnie od śniegu, który stopił się pod koniec
zimy. – Podniósł brodę, zdając się badać niebo. – Nie widzę żadnych wskazówek na
deszcz, ale chcę wyjść z tego obszaru. Musimy dotrzeć na wyższy poziom.
- Więcej wspinaczki. Woohoo.
Naprawdę się uśmiechnął.
- Przynajmniej teraz mamy linę.
Spojrzała na masywną plandekę.
- W środku tego?
- Tak.
- Jaki masz plan? Po prostu zostać tutaj pośrodku niczego, dopóki nie uznasz, że
Wampiry zrezygnowały z poszukiwania nas? – Ten pomysł ją przeraził.
- Nie zrobią tego. Mistrz ma dla ciebie plan. Czy wyglądał na typa, który łatwo
zmienia zdanie?
~ 27 ~
Nigdy nie zapomni tego szalonego drania, który twierdził, że jest jej krewnym… ani
dlaczego została porwana.
- Nie. Jest wariatem.
- Będziemy nadal podążać w tym kierunku, dopóki nie znajdziemy bardzo
odległego domu z telefonem lub pojazdem. Możliwe, że Wampiry nie wiedzą o jakiś
aspołecznych ludziach, którzy żyją mile od innych i nie używają utwardzonych dróg.
Wtedy też zadzwonimy do moich ludzi, żeby nas zabrali, albo pojedziemy do nich.
- Nadal uważam, że powinniśmy pójść na policję. Mogą nas ochronić.
- Głupia Glenda – mruknął Veso.
Postanowiła nie odpowiadać. Zapakował strzelbę do brezentu, sięgnął i chwycił jej
ramię wolną ręką, gdy nachylenie stało się strome. Mógł być palantem, ale podtrzymał
ją przed potknięciem, gdy usiłowała wspiąć się na wzgórze. Drzewa znów zgęstniały,
obszar zniszczony przez powódź pozostał z tyłu.
- Ja będę cię chronił.
Zerknęła na niego z wdzięcznością.
Nie spojrzał na nią, tylko skanował las.
- Idź szybciej. Za bardzo nas spowalniasz.
~ 28 ~
ROZDZIAŁ 6
Glen nie sądziła, żeby była jakaś część jej ciała, która by nie bolała. Ramiona bolały
ją od ciężaru plecaka wbijającego się w nie przez cały dzień. Jej plecy były zbyt spięte,
a łydki pulsowały. Skarpetki na jej nogach nie chroniły ją na tyle, by po podróży w
trudnym terenie nie zyskać kilku siniaków. Od żołądka promieniowały ostre bóle,
ponieważ śniadanie było jedyną rzeczą, jaką zjedli przez cały dzień. Veso odmawiał
zrobienia przerwy, nieustannie naciskając na nią, żeby szła naprzód. Zatrzymywali się
tylko po to, żeby napić się wody i pójść siusiu, ale nie to trwało dłużej niż kilka minut.
- To jest dobre miejsce. – Zatrzymał się w końcu na szczycie wąwozu, zerkając w
dół.
Glen podeszła do niego, gapiąc się na poszarpaną linię, gdzie ziemia spadała tuż
przed nimi, pozostawiając trzydziestometrową szczelinę między nimi i drugą stroną.
- Cholera. Dobre miejsce na co? By umrzeć? Nie ma mowy, żebyśmy mogli zejść
na dół i wspiąć się do góry. To byłoby samobójstwo. – Pochyliła się lekko do przodu,
wpatrując się w dno. Poniżej leżało mnóstwo skał. – Wygląda naprawdę stromo.
- Bo jest. Opuszczę cię na linie, a potem podciągnę twój tyłek po drugiej stronie jak
tylko tam wejdę. Jednak spowolnisz mnie, więc prześpimy się tutaj i poradzimy sobie z
tym rano. Nie chcę zostać złapany na dnie w nocy. To strategiczne miejsce do obrony.
Glen tylko potrząsnęła głową.
- Jak to sobie wyobrażasz?
- Wampiry nie potrafią latać. Jeśli zostaniemy zaatakowani, zrzucę ich przez
krawędź. Upadek ich nie zabije, ale lądowanie będzie okropne. Połamią kości i
wykrwawią się mocno. Zajmie im trochę czasu, by uzdrowić się na tyle, żeby znów na
nas ruszyć. W pewnym momencie wzejdzie słońce i będą musieli znaleźć schronienie
na tyle daleko, by poczuć się przede mną bezpiecznie, żebym nie wytropił ich podczas
snu. To oznacza, że jeśli ktoś spadnie, nie zaatakuje nas dwa razy w ciągu jednej nocy.
Nie będą chcieli umrzeć.
- Zamiast tego zabijemy siebie, jeśli spróbujemy zejść na dół i wejść do góry.
Dlaczego po prostu nie skierujemy się w nowym kierunku i nie spróbujemy tego
obejść?
~ 29 ~
- Nie cofnę się. Terytorium WampLykan jest w tym kierunku. – Wskazał nad
wąwozem.
- Jesteś szalony.
- Zdeterminowany. Poznaj różnicę. Chcę wrócić do domu.
- Nawet jeśli to nas zabije?
- Potrafię się wspinać. Widziałaś jak to robiłem.
Veso doprowadzał ją do szału. Podeszła do wielkiej skały i usiadła, zdejmując
plecak. Postanowiła zmienić temat, by uniknąć kłótni.
- Chciałabym teraz wziąć gorącą kąpiel.
- Możesz ją mieć, kiedy dotrzemy do domu.
To ją zaskoczyło. Upuścił obwiązaną plandekę zanim obszedł okolicę. Glen
pochyliła się do przodu, delikatnie zdejmując warstwy skarpet. Bolały ją stopy i
wkrótce odkryła dlaczego. Siniaki naprawdę się pojawiły, ale przynajmniej nie było
przecięć na jej skórze.
- Mamy chyba godzinę zanim zajdzie słońce. To da nam czas na posiłek i rozłożenie
się na noc.
Pomasowała najbardziej czułe miejsce na podpiciu jednej stopy.
- Umieram z głodu.
- Będziesz musiała jeść zimne jedzenie z puszek. Ogień nie wchodzi w grę.
- Dlaczego?
- Zapach palącego się drewna niesie się kilometrami i pomoże Wampirom nas
zlokalizować.
- Fantastycznie. Zimna fasola i peklowana wołowina. Mniam. To dobrze, że jestem
taka głodna. W tym momencie mam to nawet gdzieś. – Opuściła stopę i patrzyła jak
Veso przyklęka i odwija plandekę.
W środku miał zwiniętą wielką linę, dziwną łopatę i pudełko naboi. Na widok
zamkniętej torebki zmarszczyła brwi.
- Co to jest? – Wskazała.
~ 30 ~
- Koc ratunkowy. Jest cienki i lekki, ale pomoże zachować ciepło twojego ciała.
- A dlaczego taszczyłeś łopatę?
- Do kopania i to jest dobra broń. Wspominałem, że musimy ukryć nasze sygnatury
ciepła.
To nie miało dla niej sensu. Wstał z łopatą i podszedł do kilku dużych głazów
skupionych razem. Zrobił coś, co wydłużyło uchwyt łopaty, a potem przykucnął i zaczął
kopać.
- Co robisz?
- Skały są przed wąwozem. Ukryją nasze ciała przed kimkolwiek, kto zbliży się z
tego samego kierunku, z którego przyszliśmy, i wykopię dziurę, żebyśmy mogli się
ukryć, gdyby Wampir podszedł do nas z drugiej strony. Widzą ciepło ciała, więc
wykopię na tyle głęboko, żebyśmy byli dla nich niewidoczni.
Rozpięła plecak i wyjęła puszkę peklowanej wołowiny.
- Cholera. Zapomniałam spakować otwieracza do puszek.
- Żaden problem. Przynieś to tutaj.
Wstała i podeszła do niego.
- Nasypiesz ziemi do jedzenia, jeśli użyjesz ostrej część łopaty, teraz, gdy nią
kopałeś.
Upuścił łopatę i nieco skręcił ciało, otwierając dłoń i trzymając ją przed nią. Podała
puszkę. Jej usta opadły, kiedy z palców jego drugiej ręki wyrosły pazury i za pomocą
czubka jednego zakreślił wieko. Jej usta otworzyły się szerzej, gdy zdała sobie sprawę,
że to działa. Po kilku ruchach udało mu się przeciąć wieko. Oddał ją z powrotem.
- Jedz.
Przyjęła puszkę i cofnęła się.
- Dzięki. – Jej spojrzenie spoczęło na jego dłoni, ostre pazury skurczyły się,
znikając w opuszkach jego palców. – To jest przydatne. – To była jedyna rzecz, która
przyszła jej do głowy.
- Nie jestem taki jak ty. Nie zapominaj o tym, Glendo.
- Czy zabiłoby cię, gdybyś po prostu nazywał mnie Glen?
~ 31 ~
Podniósł łopatę, znowu kopiąc.
- Odmawiam nazywania cię męskim imieniem.
- Chcesz coś do jedzenia?
- Pójdę upolować coś świeżego jak przygotuję obóz. Ty zjesz puszkowane żarcie.
Usiadła na skale i użyła odrobiny wody, żeby zwilżyć palce, a potem wytarła je
możliwie najlepiej w spodnie. Zapomniała również spakować sztućce.
- Powiedziałeś, że nie możesz rozpalić ogniska. Jak zamierzasz upiec to, co
złapiesz?
Ciągle kopał.
- Czy mówię do siebie? – Czekała, ale nie odpowiedział. – Nie, nie sądzę. Jestem
całkiem pewna, że mówię do faceta z łopatą.
Warknął nisko i odwrócił głowę, zatrzymując się w swoim zadaniu.
- Zmienię się i upoluję coś żywego. To nie jest moje ulubione zajęcie, ale nie
sprawi, że zachoruję. Twój układ trawienny może odrzucić surowe mięso zwierzęcia.
Mój nie. Jeszcze jakieś pytania czy mogę skończyć przygotowywać nam bezpieczną
przestrzeń do spania zanim zajdzie słońce?
Przełknęła mocno.
- Już się zamykam.
- Dobrze.
Glen zastanawiała się, czy pozwoli jej zobaczyć jak się zmienia i próbowała
wyobrazić go sobie jako wilka. Na pewno byłby ogromny. Wszystkie filmy, które
kiedykolwiek oglądała o Wilkołakach, odtworzyły się w jej głowie. Jakąkolwiek istotą
skończy, musiała zachować swój spokój i udawać, że nie przestraszył jej na śmierć.
- Mogę zapytać o jeszcze jedną rzecz?
Warknął i przestał kopać, piorunując ją wzrokiem.
- Co?
- Będziesz wiedział, kim jestem po tym jak zrobisz tę rzecz z przemianą, prawda?
Nie będziesz myślał, że wyglądam jak obiad?
~ 32 ~
Potrząsnął głową i wrócił do kopania.
- Poznam cię. Nie będziesz zagrożona, chyba że wciąż będziesz gadać.
Zamknęła usta. Veso musiał być najbardziej zrzędliwą osobą, jaką kiedykolwiek
spotkała. Nie miał współczucia, kiedy chodziło o jej ciekawość. On wiedział o ludziach
przez całe jego życie, ale ona musiała dowiedzieć się wszystkiego o jego rodzaju.
Jadła zimną, tłustą peklowaną wołowinę i próbowała sobie wyobrazić, że jest ciepła.
Głód pomagał jej przełykać i napiła się potem trochę wody.
Veso nadal kopał i nie spodobało jej się, że kształt dziury zaczął przypominać grób.
Był także szalenie silny. Obserwowała jak na jego ramionach napinają się mięśnie, gdy
rzucał ziemię w krzaki. W końcu musiał uznać, że jest wystarczająco długi i głęboki,
ponieważ puścił rączkę łopaty i odstawił ją na bok. Wstał, podszedł do plandeki i
wrzucił wszystko do środka. Wymościł świeżo wykopaną dziurę grubym materiałem i
odwrócił się.
- Wrócę. Trzymaj się z dala od krawędzi wąwozu i nie opuszczaj tego terenu. –
Rozejrzał się.
- Czego szukasz?
- Po prostu sprawdzam, by upewnić się, że nikogo nie ma w pobliżu. – Jego nozdrza
się rozszerzyły. – Nigdy nie wąchałem żadnego człowieka oprócz ciebie, ale to nie
znaczy, że mistrz nie ma kilku niewolników.
- Niewolników?
- Sług. Czy to jest lepszy, ładniejszy termin dla ciebie?
- Ludzie nie posiadają już ludzi.
- Ale jesteś naiwna. Wampiry potrafią rozerwać umysły ludzi i przymusić ich do
swojej woli. To właśnie miałem na myśli, mówiąc o ludziach będących pod kontrolą
Wampirów. Po wystarczającej ekspozycji, całkowicie tracą poczucie własnej wartości,
żyją tylko po to, by służyć swojemu panu. Umierają i zabijają dla niego. Wampiry mają
zdolność prania mózgu twego rodzaju i przekształcania ich w dziennych strażników.
- To brzmi okropnie.
- Bo jest.
- Ten kretyn mógł mi to zrobić.
~ 33 ~
- Pewnie by tak zrobił, gdybyś walczyła z nim do punktu, w którym byś go
zdenerwowała.
- Ty też możesz mi to zrobić? – Nienawidziła nawet pytać, na wypadek, gdyby
podsunęła mu pomysł.
- Wedrzeć się do twojego umysłu i podporządkować cię całkowicie mojej woli?
Mogę, ale nigdy tego nie zrobię. To niszczy człowieka na zawsze, jeśli zrobi to ktoś
bezwzględny. Są uszkodzeni i nie ma sposobu, by naprawić ich umysły. Zazwyczaj
popełniają samobójstwo, jeśli ten, który ich kontroluje umiera. Tracą wolę życia.
Zamknęła usta, przerażona.
- Idę na polowanie. Trzymaj się z dala od krawędzi. Ziemia może być niestabilna.
- Jestem zmęczona. Będę tu siedziała.
- Wrócę przed zmrokiem.
Kusiło ją, by poprosić go o zmianę postaci przed nią, ale zmieniła zdanie. Będą spali
razem w tej dziurze, którą wykopał, co oznaczało bardzo bliską obecność. Nie była
pewna, czy zobaczenie jak przemienia się w wilka nie przerazi ją na tyle, że nie będzie
w stanie leżeć obok niego.
- Bądź ostrożny.
Odszedł, szybko znikając z widoku, gdy wszedł między drzewa. Odwróciła głowę,
wpatrując się w miejsce, gdzie ziemia nagle się kończyła. Jutro rano chciał zejść na dno
wąwozu, żeby wspiąć się na drugą stronę. Veso był szalonym draniem, ale uratował jej
tyłek. Nie mogła o tym zapominać. Dotrzymał również słowa. Nie zostawił jej.
- Zeszłam z linii ognia, ale i tak trafiłam z deszczu pod rynnę – wymamrotała. –
Muszę tylko przetrwać.
V
eso nie chciał odchodzić zbyt daleko i wciąż był czujny na wszelkie zapachy,
które mogły ostrzec go o ataku. Wampiry, które go porwały, użyły narkotyków. To
oznaczało, że ich ludzcy strażnicy, jeśli takich mieli, prawdopodobnie też mieli do nich
dostęp. Zatrzymał się, kiedy czuł się bezpiecznie, że Glenda go nie zobaczy i rozebrał
się, starannie kładąc ubranie nad ziemią, żeby były czyste. Pochylił się, szybko się
zmieniając.
~ 34 ~
Potrząsnął całym swoim ciałem po zakończeniu transformacji. Czas pozbył się
narkotyków z jego systemu, ale jego skóra była wrażliwa.
Złapał zapach wiewiórki. Łatwo było ją wyśledzić. Stworzenie poruszało się szybko
i próbowało wspiąć się na drzewo, ale głód zmusił go do podążenia za nią, jego pazury
orały pień. Biedna nie spodziewała się, że coś takiego jak on będzie w stanie wspiąć się
za nią, i prawdopodobnie zdezorientował ją na tyle, że mógł złapać ją łatwiej niż
normalnie. Zginęła szybko, bezboleśnie i zeskoczył z drzewa, by zjeść ją na ziemi.
Glenda byłaby przerażona, gdyby mogła go zobaczyć. Próbował sobie wyobrazić,
co by powiedziała, i nic z tego nie byłoby miłe.
Zakopał resztki swojego posiłku, kiedy skończył jeść, otarł pysk o trawę, by
oczyścić krew, i wrócił do swoich ubrań. Zmienił się z powrotem i ubrał.
Pragnienie ochrony Glendy sprawiło, że wrócił niemal biegiem do ich
tymczasowego obozu. Nie zamierzał pozwolić, żeby ponownie ją schwytano. Gdy
wyobraził sobie, że ten wampirzy mistrz znów ją złapał, to rozwścieczyło go do punktu
zaryczenia. Mogła nie być jego prawdziwą partnerką, ale jego instynkty wydawały się
nie dbać o to, że to była tylko sztuczka polegająca na wstrzyknięciu im swojej krwi.
Uczucia były prawdziwe, pomimo logiki.
Znalazł ją wciąż siedzącą na skale, ale wiedział, że wstała, ponieważ przeniosła się
kilka metrów dalej. Wyczuł też słaby zapach krwi.
- Co robiłaś, kiedy mnie nie było?
Odwróciła głowę, przytrzymując jego spojrzenie.
- Sikałam. Czy to jest okej? Poszłam za to drzewo. – Podniosła rękę i wskazała
kciukiem. – Właśnie tam. Znalazłeś coś do jedzenia? To było szybkie.
- Nie trzeba było wiele, ponieważ ludzie nie przychodzą tu polować. – Ruszył w jej
stronę i pociągnął nosem. – Krwawisz.
Podniosła rękę, pokazując zadrapanie.
- Użyłam drzewa, żeby się podeprzeć, kiedy przykucnęłam, a kora była szorstka.
- Boże… jesteś taka ludzka. – Jak mogła się zranić podczas sikania?
- O co ci chodzi z tą nienawiścią do mojego rodzaju?
Nie chciał, żeby dłużej tak myślała, ale nie mógł zaprzeczyć jej zarzutom.
~ 35 ~
- Historia.
- Co to znaczy?
- Ludzie zawsze próbowali zabić to, czego nie rozumieją i czego nie mogą
kontrolować.
- Czy dlatego nikt nie wie, że Wilkołaki i Wampiry są prawdziwe?
- Tak. Niektórzy spróbują stać się tym, czym jesteśmy, myśląc, że przez to zyskają
wielką moc. Inni spróbują złapać nasz rodzaj i wykorzystać nas do eksperymentów.
Żyjemy znacznie dłużej. – Zbliżył się do niej. Zapach jej krwawienia sprawił, że na pół
stwardniał, ale starał się ignorować tę reakcję. – Niektórzy wprost się nas boją i po
prostu chcą naszej śmierci. Jesteśmy dla nich potworami.
Wydawało się, że to rozważa.
- Rozumiem.
To go zaskoczyło.
- Nie chcesz temu zaprzeczać, ani kłócić się o to, co dobrego może zrobić dla ludzi
nasza krew?
- Oglądałam filmy o kosmitach. Zwykle są krwawe i zawsze przedstawiają obcych
jako zabójców. Większość filmów o Wilkołakach to także horrory. Prawdopodobnie
dlatego ludzie najpierw chcą zabijać lub przeprowadzić sekcję, a później zadawać
pytania. Wampiry były często przedstawiane romantycznie, ale po spotkaniu z
prawdziwymi Wampirami, nawet ja chcę zabić je wszystkie.
- Większość z nich jest całkiem zła. Widzą ludzi jako bydło, tak jak wy ludzie
widzicie rzeczywiste krowy. Źródło jedzenia.
- Kocham hamburgery i stek, ale teraz czuję się winna.
Dostrzegł prawdziwe emocje w jej oczach i podszedł do niej, siadając trochę dalej
na skale.
- Nie zabiłabyś krowy, gdyby błagała o życie, prawda?
- Nie. Oczywiście, że nie. Wątpię, czy potrafiłabym zabić, nawet gdybym była
głodna. Kupuję moje mięso w paczkach w sklepie. Nawet nie mogę znieść widoku ryb.
Niektóre z nich mają twarze. To mnie przygnębia.
~ 36 ~
Miała takie czułe serce. Myślał, że to jest słodkie, ale potem przypomniał sobie
zwierzę, które właśnie zjadł. Zmienił temat na wypadek, gdyby spytała, co miał na
obiad, koncentrując się na jej ręce. Widok jej krwi niepokoił go na więcej sposobów niż
tylko sama myśl, że to może ją boleć.
- Daj mi rękę. – Wyciągnął własną.
- Dlaczego? – Spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Mogę to uleczyć. Łatwo można tutaj złapać zakażenie. To nie będzie bolało.
- Co zamierzasz zrobić?
- Polizać.
- Bleee.
- Nie bądź taka wrażliwa, Glendo. Daj mi swoją rękę.
- Obejdzie się.
Sięgnął, zawinął palce wokół jej nadgarstka i odwrócił się do niej bardziej. Nie była
w stanie powstrzymać go przed podniesieniem jej ręki do jego ust czy possania jej
skóry. Wpatrywał się w jej oczy, kiedy czyścił zadrapanie językiem. To wyraźnie ją
przestraszyło, ale jego to nie obchodziło.
- To jest naprawdę niehigieniczne.
Nadal trzymał jej rękę i pozwolił urosnąć swoim kłom. Jej oczy rozszerzyły się i
zbladła.
- Spokojnie. Mam zamiar ugryźć mój język, nie ciebie. Moja krew pokryje twoje
zadrapanie i wyleczy to.
Wydawała się zaniemówić i bała się. Ugryzienie trochę bolało, ale nie zrobił
poważnych obrażeń, tylko nakłuł język kłem, by spowodować minimalne krwawienie.
Przyłożył jej dłoń do swoich ust, upewniając się, że krew pokryje jej zadraśnięcie.
Glenda kilka razy próbowała wyrwać rękę, ale nie była wystarczająco silna, by
uwolnić swój nadgarstek. Odczekał pełną minutę zanim się odsunął. Potem odwrócił
głowę, plując, by mieć pewność, że nie połknie ani odrobiny jej krwi.
- Widzisz? Nie ugryzłem.
- Masz naprawdę duże kły. – Jej spojrzenie skupiło się na jego ustach.
~ 37 ~
- Jestem wielkim mężczyzną.
Opuściła wzrok na jego klatkę piersiową, a potem okręciła głowę w inną stronę,
żeby patrzeć na cokolwiek innego tylko nie na niego.
- Czy możesz mnie już puścić?
- Nie. Spróbujesz zetrzeć moją krew, a jeszcze się nie uleczyło. – Skupił się na jej
dłoni, czekając minutę lub dwie, a potem zwilżył kciuk śliną i przetarł ten obszar, by
wyczyścić swoją krew. – Proszę. Widzisz?
Odwróciła głowę, a on patrzył na jej twarz. Łatwo było odczytać szok, gdy zerknęła
na swoją rękę.
- Zniknęło!
Puścił jej nadgarstek.
- Mówiłem ci. Moja krew leczy. Pamiętasz jak przecięłaś palec? To była mała rana i
miałaś wstrzykniętą przez tego mistrza moją krew. – Powąchał. – Nie czuję żadnych
innych cięć. Masz jakieś? Mówię poważnie o infekcji. Jesteś gatunkiem podatnym na
choroby.
- Nic mi nie jest. – Przesunęła się na kamień, prawie spadając.
- Nie bój się mnie, Glendo. – Martwiło go, że się bała.
Jej spojrzenie przytrzymało jego.
- Czy twoja krew może leczyć raka i inne rzeczy?
Wzruszył ramionami.
- Nigdy tego nie próbowałem. To jest możliwe.
- Naprawdę możesz uratować wiele istnień, jeśli oddasz krew ludziom.
Jego gniew poruszył się i to przypomniało mu, dlaczego nie lubił jej gatunku.
- I stalibyśmy się krowami. Albo bardziej szczurami. Tropionymi, więzionymi i
wykorzystywanymi do śmierci. Nie będzie ich obchodziło, ilu z nas umrze, by ratować
własne. Znaleźlibyśmy się na skraju wyginięcia. Twój rodzaj zabija niezliczone
zwierzęta w laboratoriach i po co? Żeby twoje perfumy nie dały ci wysypki? Żebyś
mogła sprawdzić, czy leki, które wyprodukują cię nie zabiją? Wyrządzisz sobie
krzywdę, a niewinne stworzenia poniosą konsekwencje. – Wstał i odszedł szybko.
~ 38 ~
ROZDZIAŁ 7
Glen wciąż odtwarzała w głowie jego słowa. Veso miał rację. Gdyby ktokolwiek
dowiedział się o jego zdolności uzdrawiania krwią, wątpiła, czy ludzie dbaliby o to, czy
byłby chętny do oddania jej czy nie. Będą chcieli go złapać i po prostu wziąć. Patrzyła
jak chowa linę i inne zapasy, które przynieśli, w krzakach w pobliżu, umieszczając je
poza zasięgiem wzroku.
- Co robisz?
Nie spojrzał w jej stronę.
- A na co to wygląda?
To było głupie pytanie, ale chciała tylko, żeby z nią rozmawiał.
- Przepraszam. Nie chodziło mi o sugerowanie, że twoje życie znaczy mniej niż
innych. To po prostu było zaskoczeniem i to była pierwsza rzecz, jaka przyszła mi do
głowy.
Obrócił się do niej.
- Na tej planecie są miliardy ludzi i tylko niewielu nas. Utrzymujemy naszą
liczebność na niskim poziomie, żeby ukryć nasze istnienie. Nasze przetrwanie opiera się
na tajemnicy, żeby uniemożliwić waszemu rodzajowi wytępienie nas.
Wstała i próbowała ukryć grymas, gdy jej tyłek i nogi zaprotestowały.
- Powiedziałam przepraszam. To wszystko jest dla mnie nowe. Wyskakuję z czymś
zanim dobrze to przemyślę.
Veso pochylił głowę.
- Rozumiem.
- Dziękuję.
- To nie czyni tego mniej denerwującym.
Naprawdę się uśmiechnęła.
- Prawdopodobnie nie. Zeszłego lata opiekowałam się trójką dzieci mojego kuzyna i
zabrałam je do zoo. Zdumiewało mnie o jak błahe rzeczy pytały, ale miały tylko od
~ 39 ~
czterech do siedmiu lat. On jest wdowcem i za dużo pracuje, żeby zabrać je w wiele
miejsc. Myślę, że jestem dla ciebie jak dziecko. Dlaczego ta małpa jest na drzewie i
dlaczego umieścili te tygrysy za szkłem, że nie możemy ich pogłaskać? Dlaczego?
Dlaczego? Dlaczego? To było jedyne słowo, które naprawdę znienawidziłam do czasu
lunchu. – Uśmiechnął się. – Jestem tak samo ciekawa – przyznała.
- Spróbuję być bardziej tolerancyjny wobec twoich pytań.
- A to głupie gówno, które wygaduję?
- To też. Jeśli przez to poczujesz się lepiej, najbardziej śmiertelne choroby, które
zabijają ludzi, można wyleczyć tylko wtedy, gdy Wampir przemieni ich w jednego.
Otworzyła usta, chcąc wiedzieć dlaczego, ale jednak się nie odezwała.
Wydawał się domyślić jej myśli.
- Niewielka ilość krwi może wyleczyć urazy, które nie są zbyt poważne. Rak mutuje
komórki, z tego, co rozumiem, jak również wiele innych ludzkich chorób, które
zabijają. W większość chorób ważną rolę odgrywa także genetyka. – Podszedł bliżej. –
Ludzie musieliby być całkowicie zmienieni, by walczyć z czymś takim. Pomyśl o
świecie pełnym Wampirów. Mają prawa, ale nie przemieniają nawet swoich przyjaciół i
rodzin. Gdyby wszyscy to robili, Wampiry polowałyby na ludzi aż do ich zagłady, żeby
przetrwać. To byłby koniec waszego świata i ostatecznie ich, ponieważ krew zniknie, a
oni w końcu umrą z głodu.
Zrozumiała, co chciał powiedzieć.
- Zabiją wszystkich ludzi, potem będą żywić się ze zwierząt, dopóki nic nie zostanie
oprócz robaków. A z nich trudno by było pić.
Kiwnął głową.
- To jest najgorszy scenariusz. Pomyśl o problemach związanych z używaniem ich
krwi do leczenia. Niektórzy chcieliby leczyć umierające dzieci wampirzą krwią.
Wyobraź sobie pozostanie uwięzionym na zawsze w ciele czterolatka. Słyszałem
historie o takich osobach i wszystkie z nich oszalały. Musiały być wytropione i zabite.
Były mordercami z zimną krwią bez wyrzutów sumienia. Dojrzewają w swoich
umysłach, ale nie w ciele, z dorosłymi potrzebami, których im się odmawia, ponieważ
są uwięzieni w ciałach małych dzieci. To ich deprawuje, dopóki nie pozostanie tylko
całkowite szaleństwo.
~ 40 ~
Zadrżała, przez jej umysł przemknęły horrory, w których widziała dziecięce
potwory.
- Musiałaś mieć styczność z Wampirami, podczas swojej niewoli. Większość traci
poczucie człowieczeństwa, gdy zostaje przemieniony. To jest w naturze wampira, więc
mogą żywić się bez wyrzutów sumienia, ale są na tyle mądrzy, że chcą przeżyć. To
oznacza przestrzeganie podstawowych zasad, by ukryć to, czym są przed twoim
rodzajem. Ci, którzy tego nie robią, są uważani za zdziczałych i zabijani, by chronić
innych. Wierzysz, że twój świat jest teraz okrutny? Wyobraź sobie jak by to wyglądało,
gdyby rządziły wampiry.
- Rozumiem.
Odwrócił się, patrząc na zachodzące słońce.
- Musimy wkrótce się położyć. Idź za potrzebą, jeśli musisz. Nie będziemy poruszać
się po zmroku. Twoja sygnatura ciepła będzie świecić w wizji Wampira.
Cieszyła się, że już opróżniła pęcherz.
- Nie potrzebuję.
- Zaraz wracam. – Odszedł do drzew.
Glen zbliżyła się do wykopanej przez niego dziury podobnej do grobu. Była dobrze
wyłożona plandeką, więc nie będą leżeli na ziemi. Przełknęła mocno, jeszcze nie będąc
gotowa wejść tam. Veso szybko wrócił i zatrzymał się obok niej. Odwróciła głowę i
spojrzała na niego.
- Nie martw się. Jesteś zmęczona i będziesz spała. Będę stał na straży.
- Naprawdę myślisz, że będziemy bezpieczni?
- Nie zaszliśmy tak daleko, jakbym chciał, ale jesteśmy daleko od drogi. Będą
musieli naprawdę się napracować, żeby nas znaleźć.
To nie złagodziło jej niepokoju.
- Pomogę ci się położyć. Postaraj się nie rozerwać plandeki. Będziemy jej
potrzebować, żeby pozostać suchymi, jeśli pogoda się zmieni. To ten czas roku, kiedy
występują burze. Przy tych łańcuchach górskich, nie zobaczymy żadnej, dopóki nie
znajdzie się bezpośrednio nad nami.
- Moje skarpetki. – Odwróciła głowę, wpatrując się w skałę, gdzie je zostawiła.
~ 41 ~
- Przyniosę je. Najpierw wejdź.
Chwycił ją za biodra, opuszczając z łatwością. Puścił ją jak tylko stanęła na
plandece i wrócił do skały. Zebrał skarpetki, które zdjęła, i przyniósł je z powrotem,
wrzucając do dziury.
Cofnęła się, spodziewając się, że wejdzie z nią, ale znowu odszedł, by wrócić z
jakąś paczuszką. Wskoczył do dziury i otworzył torebkę, w której był koc.
- Ja tego nie potrzebuję, ale ty możesz.
Przyjęła koc i spojrzała na brezent.
- Szkoda, że nie mamy śpiwora z wyściółką.
- To najlepsze, co możemy na teraz zrobić.
To będzie twarde, niewygodne łóżko. Położyła się na boku, przyciskając plecy do
wyłożonej plandeką ściany.
- To nie spadnie na nas, prawda?
- Wykopię nas, jeśli tak się stanie. Nie krzycz, gdy spanikujesz. Dźwięk się niesie.
- Miałeś tylko mnie pocieszyć, mówiąc nie.
Zachichotał, wyciągając się obok niej. Było ciasno i przekręcił się na bok, twarzą do
niej. To pomogło, umieszczając kilka centymetrów przestrzeni między nimi.
- Zapamiętam sobie.
Zaskoczyło ją, że pomógł jej rozłożyć koc i przykryć ją. Nie było jej jeszcze zimno,
chociaż słońce już zaszło.
- Zostaniemy uwięzieni, jeśli Wampiry nagle pojawiają się nad tą dziurą. Wiesz to,
prawda?
- Mam dobry słuch i węch. Nie zobaczą naszych podpisów cieplnych, dopóki nie
znajdą się bezpośrednio nad nami. Będę wiedział, że tam są zanim nas znajdą.
- I co wtedy?
- Zostaniesz tutaj i nie ruszasz się. Będę walczył i zrzucę ich z krawędzi wąwozu.
- To nie brzmi najlepiej.
~ 42 ~
Wzruszył ramionami.
- Dałbym ci broń, ale powiedziałaś, że nigdy nie strzelałaś. Prawdopodobnie
skończyłabyś strzelając do siebie lub do mnie.
- Ha ha. Bardzo śmieszne.
Uniósł brwi.
- Nie żartowałem.
- Wow, okej.
- Wyszkolę cię jak z niej korzystać, gdy będziemy już bezpieczni.
- Dlaczego jej nie użyjesz? Zostawiłeś ją tam.
- Tak jak powiedziałem, dźwięk się niesie. Przyciągnąłbym tylko ich uwagę.
Ponieważ będę jedynym walczącym, cisza jest lepsza.
Nie była pewna jak na to odpowiedzieć. Jego propozycja, by nauczyć ją strzelać
sugerowała, że zobaczy się z nią ponownie, gdy znajdą pomoc. Glen bardzo w to
wątpiła.
Veso podniósł ramię i użył bicepsu jako poduszki.
- Odpocznij. To był długi dzień i wiem, że jesteś zmęczona. Dobrze sobie radziłaś.
Byłem pod wrażeniem.
- Dziękuję.
Zamknęła oczy i spróbowała się rozluźnić. To było niemożliwe. Plandeka była słabą
ochroną przed bezlitosną ziemią pod jej ciałem. Powtórzyła to, co zrobił Veso, i użyła
ramienia jako poduszkę. To trochę pomogło.
Czas mijał i otworzyła oczy. Było dużo ciemniej. Twarz Veso była blisko jej i miał
zamknięte oczy. Naprawdę był przystojnym mężczyzną. Musiała to przyznać.
Odetchnął powoli i spokojnie, jakby już zapadł w sen.
Wszystko jasne. Mężczyźni. Obróciła lekko głowę, wpatrując się w niebo. Błękit
pociemniał i wyszły gwiazdy. Były piękne, ale to także oznaczało, że gdzieś tam były
Wampiry, szukając jej i Veso. Zadrżała, ale to nie miało nic wspólnego z zimnem.
- Spokojnie – mruknął cicho Veso.
~ 43 ~
Zerknęła na jego twarz, ale nie mogła zobaczyć jego rysów, teraz kiedy całkowicie
zapadła noc. Zaskoczyło ją, gdy jedna z jego rąk owinęła się wokół jej talii i ścisnął ją
delikatnie.
- Nie pozwolę, żeby cokolwiek cię zraniło. Śpij, Glendo. Ranek szybko nadejdzie, a
jutro musimy przejść dużą odległość.
Zamknęła oczy i polubiła ciężar jego dłoni na sobie. To sprawiło, że poczuła się
mniej samotna. Veso zabił Vlada zanim zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje, i z
łatwością poradził sobie z tymi świrami, na których się natknęli. Ten wielki facet był
twardzielem i obiecał, że będzie bezpieczna.
Glen zastanawiała się, ile czasu zajmie im dotarcie tam, gdzie chciał dotrzeć. Myśl o
spędzeniu kolejnego długiego dnia na wędrówce nie podobała się jej. Jednak to było
lepsze niż ponowne schwytanie.
Veso wiedział moment, w którym momencie Glenda zasnęła. Trochę mocniej
naciągnął na nią koc i oddychał przez nos, jego zmysły były czujne. Nie czuł jeszcze
niczego niepokojącego, ale Wampiry musiały ich szukać. Po prostu nie był pewien, ile
ich będzie i czy stracili czas przeszukując najpierw ludzkie osiedla.
Wampirzy mistrz pewnie przypuszczał, że Veso porzuci Glendę przy pierwszej
okazji, a ona ruszy do czegoś znajomego, trzymając się dróg. Nie zajmie im dużo czasu
zrozumienie prawdy. W pobliżu nie było tak wielu budynków.
Zalał go żal. Powinien był zmienić postać i zmusić Glendę do jechania na jego
grzbiecie, żeby zabrać ich jak najdalej od obszaru poszukiwań. Zamiast tego myślał o
jej komforcie, zarówno fizycznym jak i emocjonalnym. Nie zniósłby tego, gdyby
zobaczyła go w drugiej postaci i całkowicie się przeraziła. Jej ustne komentarze mogły
być czasami denerwujące, ale byłoby gorzej, gdyby zamilkła, śmierdząc czystym
strachem.
Jego szanse na powrót na swoje terytorium bez kolejnej konfrontacji z gniazdem
byłyby znacznie lepsze, gdyby zostawił Glendę. Patrzył na jej śpiącą twarz, poczuł silną
potrzebę jej ochrony. Byłaby bezradna i szybko schwytana. Nie pozwoli na to.
Zastanawiał się, czy powinien opuścić Glendę chociaż na chwilę, żeby poszukać
Wampirów. Niezależnie od tego jak wielu może ich być, będą musieli się rozejść, by
szukać ich dwoje, jeśli chcieli być skuteczni. To zostawiłoby Wampiry w niekorzystnej
~ 44 ~
sytuacji i mógł zaatakować ich w mniejszych grupkach, wyciąć ich. Myśliwi staliby się
zwierzyną łowną.
Glenda wydała cichy odgłos we śnie i natychmiast odrzucił ten pomysł. Co jeśli
będzie miała koszmar i krzyknie? Ludzie zazwyczaj tak robili. Dźwięk się poniesie i
przyciągnie Wampiry prosto do niej. Będzie sama.
Wzmocnił swój uścisk na jej talii i przyciągnął ją jeszcze bliżej, aż była cała
przyciśnięta do przodu jego ciała.
Wciągnął jej zapach i jego fiut natychmiast odpowiedział stwardnieniem.
Przetoczyło się przez niego pożądanie i przestał oddychać przez nos. Uprawianie seksu
po zachodzie słońca i kiedy byli bezbronni, byłoby głupotą. A to była jedyna rzecz,
której Veso by nie zrobił. Niech go szlag, gdyby grupa krwiopijców naszpikowała go
narkotykami, ponieważ był zajęty i rozproszony.
Veso poruszył ramieniem, przesuwając rękę z jej talii, w górę pleców, by pobawić
się pasmami kręconych włosów Glendy. Jego ciało zostało oszukane wierząc, że jest
jego partnerką. Kłębiące się w nim czułe emocje musiały być wynikiem wymuszonej na
nich wymiany krwi. Mogły zblaknąć – miał nadzieję, że tak się stanie – bo nie miał
pojęcia, co zrobi, jeśli tak się nie stanie.
Jego klan nigdy jej nie zaakceptuje. Decker mógł odejść z jego najbardziej
zaufanymi egzekutorami, ale to nie znaczyło, że wszystko się zmieniło. W pewnym
momencie Decker wróci, a zostawił dość swoich oddanych starszych i członków klanu,
żeby być pewnym, że ktoś spróbuje zabić człowieka. Tolerowali Kirę, ponieważ
przynajmniej częściowo była WampLykanką, a jej ojciec miał jakiś haczyk na Deckera.
Pragnienie, żeby musnąć swoimi ustami wargi Glendy sprawiło, że się cofnął,
przyciskając mocno kręgosłup do boku dziury, którą wykopał. Uwiedzenie jej byłoby
błędem. Twierdziła, że to byłaby katastrofa. Nie podobało mu się porównanie, ale
rozumiał, dlaczego to zrobiła. Byli z dwóch różnych światów i gatunków. Nie
pasowałby do jej życia i nikt nie zaakceptowałby jej w jego.
Potem pomyślał o swoim ojcu i skulił się, wyobrażając sobie jego reakcję, gdyby
przedstawił Glendę jako swoją partnerkę. Wspomnienia z dzieciństwa wciąż wypełniały
go goryczą. Nie rozumiał, dlaczego jego rodzice tak bardzo się kłócili i żyli osobno.
Partnerzy powinni być blisko i kochać się. W dniu jego dziesiątych urodzin zostały
zabite jego dziecięce marzenia o byciu częścią szczęśliwej rodziny. To wtedy jego
matka powiedziała mu prawdę.
~ 45 ~
Nie. Musiał opierać się Glendzie i uniknąć popełniania tego samego błędu co ojciec.
Nigdy celowo by go nie zwabiła, ale wynik byłby taki sam, gdyby zaszła w ciążę.
Warknął, wciąż rozwścieczony na swoje wspomnienia.
Glenda drgnęła. Zobaczył, że jej oczy się otwierają, a strach szpeci jej rysy.
- Wszystko w porządku. Przepraszam – wyszeptał.
- Wampiry? – wydyszała to słowo.
- Nie. Myślałem tylko o czymś nieprzyjemnym.
- Co się dzieje?
- Nic. – Poczuł się źle okłamując ją. Partnerzy zawsze powinni być szczerzy ze
sobą.
Zaskoczyło go, gdy otworzyła dłoń na jego piersi i lekko ją pogłaskała przez źle
dopasowaną koszulę, którą miał na sobie.
- Zły sen?
Zawahał się, nasłuchując. Las był spokojny i słyszał jak biegają małe zwierzęta. Nie
robiłyby tego, gdyby złapały zapach Wampira. Ich instynkt powiedziałby im, że są w
niebezpieczeństwie.
- Veso? Każdy je ma. Ja mam przez cały czas.
- Myślałem o moich rodzicach – przyznał.
- Tęsknisz za nimi?
- W moim życiu jest teraz tylko mój ojciec. Moja matka umarła.
- Tak mi przykro. – Pogłaskała go nieco mocniej.
- Mnie nie.
Jej ręka zamarła.
Mógł sobie wyobrazić jej złe myśli o nim, że to powiedział. Nie podobało mu się,
żeby myślała o nim najgorzej.
- Straciła swojego prawdziwego partnera, kiedy była młoda, zanim dorośli. Miała na
imię Parma i wychowała się w klanie, w którym się urodziłem. – Przełknął, niepewny,
dlaczego dzieli się z nią tą historią, ale chciał, żeby zrozumiała. – Zwabiła mojego ojca
~ 46 ~
z innego klanu. Powiedział, że jest piękna. Była przy tym bardzo agresywna, a on mile
połechtany. – Teraz łatwiej już było mówić słowa. – Uwiodła go. – Jego gniew zapewne
był słyszalny w jego głosie, ale zachował cichy ton. – Mój rodzaj nie rozmnaża się,
dopóki nie jesteśmy sparowani, a moja matka była w większości Lykanką. Nie
zrozumiałabyś tego, będąc człowiekiem, ale Lykanie potrafią kontrolować swoje ciała i
cykle owulacji. Moja matka tak zrobiła i oszukała mojego ojca, żeby zajść w ciążę.
- Dlaczego?
- Decker, jej przywódca, poprosił wszystkie klanowe kobiety, żeby urodziły silnych
synów, by pomogli wzmocnić jego pozycję. Więcej wojowników zapewniających
przetrwanie klanu. Tak naprawdę nie chciała mieć partnera, odkąd straciła swojego
prawdziwego, a żaden z mężczyzn w jej klanie nie oddałby jej swojego nasienia. –
Gorycz zabrzmiała w jego głosie, ale nie ukrył jej. – Musieli wiedzieć, jaka naprawdę
była zimna i wyrachowana. Widzieli jak dorastała. Zamaskowała swój zapach przed
moim ojcem, zapalając świece zapachowe i czekała naga w jego wannie, kiedy zszedł
ze zmiany. Weszła do jego domu. Nie mógł wyczuć, że miała owulację. – Zamknął
oczy, nie mogąc wytrzymać litości na twarzy Glendy, jeśli taka była jej reakcja. –
Dostała to, co chciała od mojego ojca i skończyła w ciąży. Urodziłem się, by zyskała
przychylność jej ukochanego przywódcy. Mój ojciec dowiedział się o moim istnieniu,
ponieważ zmęczyła się zajmowaniem się dzieckiem, którego nigdy tak naprawdę nie
chciała. Wysłała mu wiadomość, że potrzebuje pomocy w wychowaniu mnie. Błagał ją,
żeby się z nim sparowała. Miał honor. Odmówiła. Nie pozwolono mu także zabrać mnie
z powrotem do jego klanu, ponieważ już należałem do jej klanu. Przysięgła moje życie
Deckerowi. Mój ojciec zrezygnował ze swojego statusu w jego klanie i żył jako jej
pełnoetatowa opiekunka do dziecka. Decker pozwolił mu zostać, ale nigdy nie dano mu
jakiegokolwiek statusu w klanie po jej śmierci. Nawet wtedy, lider klanu nigdy w pełni
nie zaufał mojemu ojcu.
Przez chwilę milczała. Doszedł do wniosku, że była przerażona.
- Musi bardzo cię kochać.
Jej wyszeptane słowa trochę go ukoiły i otworzył oczy. Glenda wpatrywała się ślepo
w jego pierś, prawdopodobnie niczego nie widząc.
- Tak. Zrezygnował ze wszystkiego, żeby mnie wychować. Z początku
mieszkaliśmy w szałasie za jej domem, dopóki nie zbudował chaty, żeby utrzymać nas
w cieple. Bał się, że zamarznę zimą na śmierć bez kominka. Czasami musiał też
~ 47 ~
zostawiać mnie samego, żeby zapolować na jedzenie. Nie chciała mnie w swoim domu,
a mój ojciec nie ufał żadnemu z klanu ze mną.
- Dlaczego twoja matka nie chciała cię w swoim domu?
- Nie chciała żadnej odpowiedzialności za wychowanie mnie.
- Co za zimna suka.
Gniew Glendy zaskoczył go, ale zgodził się.
- Nie miała serca. Kiedy mnie urodziła, udowodniła swoją lojalność wobec Deckera.
Poprosiła go, żeby uczynił ją zabójcą, by móc zabijać jego wrogów. Decker wysyłał ją
za każdym, kogo uznał za zagrożenie lub za kimkolwiek, kto go rozgniewał. Miałem
dwanaście lat, kiedy nie wróciła. Zabójca sam skończył zabity.
Palce Glendy zacisnęły się na jego koszuli.
- Przykro mi, Veso. To takie straszne.
- Powiedziała mi, kiedy miałem dziesięć lat, że denerwowałem ją swoją potrzebą
dotyku i spędzania z nią czasu. Wyjaśniła, dlaczego się urodziłem i o przyszłości, jaką
mi wyznaczyła. Egzekutorzy nigdy nie płaczą, nie mają żadnych słabości, a ja
rozczarowałem ją moją miłością. Urodziłem się, żeby zostać zabójcą Deckera.
Powiedziała, że moje uczucie obrzydzało ją. To była pierwsza trudna lekcja z wielu
zanim umarła.
Glenda potarła twarz o jego koszulę.
- Tak mi przykro. Nic dziwnego, że jesteś takim twardzielem. Boże. Co mówił twój
ojciec?
- Powiedział, żebym ją ignorował. Oczywiście nie mogłem. Powiedział, że kochanie
kogoś nie jest błędem, ale może być bardzo bolesne, kiedy nie zwraca się uczucia.
Wiedział to. Myślę, że początkowo próbował pokochać moją matkę. Lata jednak to
zmieniły. Potem zaczął mnie ostrzegać, żebym nie pozwolił nikomu się zbliżyć,
ponieważ to może spowodować głęboki ból i otworzyć mnie na zdradę.
- Czy twój tata jest kochający?
- Jest lojalny względem mnie. Poparł mnie, gdy odmówiłem zostania egzekutorem.
Zamiast tego przyjąłem służbę strażnika.
- Jaka jest różnica?
~ 48 ~
- To skomplikowane, ale sprowadza się do tego, że Decker nie może wysłać mnie,
żebym zabijał jego wrogów. Zemściłem się na matce, odmawiając przyjęcia stanowiska
w klanie, w którym mnie urodziła.
- Cóż, myślę, że to dobrze.
- Masz silną więź ze swoimi rodzicami? Rodzeństwem? – Nic o niej nie wiedział z
wyjątkiem tego, że jest spokrewniona z mistrzem, mieszkała w mieszkaniu w Oregonie
i ma denerwujące dzieci z sąsiedztwa, które raz zbiły jej okno.
- Rozwiedli się, gdy miałam cztery lata. Mój biologiczny ojciec nie chciał płacić
alimentów, więc się wyprowadził. Słyszeliśmy, że ożenił się z kimś innym i założył
nową rodzinę. Próbował skontaktować się ze mną, gdy byłam nastolatką, ale nie
chciałam w moim życiu kogoś, kto odszedł tak jak on. Nie, dziękuję. Moja mama
wyszła za mąż za mojego ojczyma dwa lata po rozwodzie. Nie był zbytnio materiałem
na ojca, ale był w porządku. Kiedy miałam czternaście lat, urodził się mój brat.
Jesteśmy jak dzień i noc. Chciałabym, żebyśmy byli sobie bliscy, ale tak się nie stało.
Dużo się nim opiekowałam, kiedy był mały, ale potem wyprowadziłam się jak
skończyłam osiemnaście lat i teraz prawie z nimi nie rozmawiam.
- Odniosłem wrażenie, że ludzkie dzieci mają tendencję do mieszkania w domu,
dopóki nie wezmą ślubu. Masz męża? – Ta myśl tak bardzo go zaniepokoiła, że
właściwie poczuł wściekłość. Nie podobała mu się myśl o jakimś człowieku, który
rościłby sobie prawo do tego, co jest jego.
- Nie. Nigdy nie wyszłam za mąż. Ukończyłam szkołę średnią i dostałam pracę.
Mieszkając w ich domu przeważnie czułam się jak ciężar. Tworzyli zżytą rodzinę, a ja
tak naprawdę nie byłam jej częścią. Mój brat wołał na mojego ojczyma tato, a ja
nazywałam go Mike. To było po prostu niezręczne. Siostra przyjaciółki załatwiła mi
pracę w firmie sprzątającej, gdzie aktualnie pracuję. Płacili wystarczająco, żebym
wynajęła tanie mieszkanie i brałam nocne zmiany. Pięłam się w górę, aż przenieśli mnie
na stanowisko biurowe w Oregonie. Rozmawiam z rodzicami przez telefon w czasie
świąt, ale to wszystko. Nie byłam w domu od czterech lat.
- Czy w twoim życiu jest jakiś mężczyzna? – Nie był pewien, co zrobi, jeśli powie
tak. Nie było na niej zapachu żadnego, nie miała pierścionka, ale nie wiedział, kiedy
Wampiry ją zabrały. Czas zatarłby ludzki zapach i mogli ukraść jej biżuterię.
- Nie. Dużo pracuję. Aplikuję na stanowisko kierownicze, które się stworzyło. A to
znaczy, że muszę harować jak wół, przychodzić wcześniej niż wszyscy inni i zostawać
do późna. To dlatego jadłam dopiero o ósmej wieczorem, kiedy zostałam porwana.
~ 49 ~
Dosłownie weszłam przez drzwi, zrzuciłam buty i otworzyłam fast food, gdy to okno
zostało rozbite.
Wzmógł się wiatr, szeleszcząc drzewami.
- Powinniśmy odpocząć. Wkrótce nadejdzie poranek i musimy przewędrować dużą
odległość.
- Jeśli nie zabijesz nas podczas przejścia przez ten wąwóz – mruknęła przy jego
piersi. – Nadal uważam, że powinniśmy to obejść.
- Stracimy cały dzień. Nie pozwolę ci spaść – obiecał. Spuści ją na dół i wciągnie na
górę wąwozu. Który stał między nim i terytorium WampLykan. Prawdziwym
problemem będzie to, co zrobi, gdy dotrze do domu. Klan będzie zdenerwowany, jeśli
wróci z człowiekiem. Będą oczekiwać, że wyczyści jej wspomnienia i odeśle ją z
powrotem do jej ludzi. Nie miał zamiaru pozwolić Wampirom, żeby znowu ją złapały.
To oznaczało zatrzymanie jej przy sobie.
Glenda skinęła głową.
- Jesteś ciepły.
Boże, pachniała tak nęcąco. Próbował myśleć o czymś innym. Skupienie się na
matce pomogło. Nigdy nie skończy w takiej samej sytuacji jak jego ojciec. Wątpił, żeby
Glenda tak po prostu oddała mu dziecko i wróciła do swojego świata, gdyby
przypadkowo ją zapłodnił. I nie było mowy, żeby zabrała jego syna lub córkę do
swoich, gdy nie będzie mógł chronić ich oboje. Musiałby zostawić wszystko, co znał
dla swojego dziecka. Najlepiej byłoby, gdyby nie ryzykował ciąży. To oznaczało
kontrolowanie jego pragnień.
- Śpij – rozkazał. Żałował tylko, że nie może poprosić jej, żeby odsunęła się od jego
ciała, bo dziura, którą wykopał nie była duża. Bardziej martwił się głębokością, czy
ukryje ich sygnatury ciepła niż szerokością, by zachować więcej przestrzeni między nim
i Glendą.