Stephens Susan
Noce z królem
Zara przyjeżdża do pustynnego miasta, by zebrać materiał na wystawę
fotograficzną. To dla niej również powrót do przeszłości, bo tutaj zginęli jej
rodzice. Pewnego dnia zaczepia ją uzbrojony mężczyzna. Prowadzi do namiotu,
w którym czeka kolejny nieznajomy. Ten tajemniczy Beduin oferuje Zarze
gościnę i przestrzega przed zbliżającą się burzą piaskową. Zara nie wie, że to
potężny szejk, który wkrótce obejmie tron po zmarłym ojcu. Nie wie też, że ta
jedna noc może zaważyć na jej dalszym życiu…
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Zara miała ochotę zrobić jeszcze kilka zdjęć, ale od niewygodnej pozycji czuła już mrowienie w
kręgosłupie. Ponadto deprymowało ją, że mężczyźnie, na którego kierowała obiektyw, towarzyszy
osobnik ze strzelbą przewieszoną przez ramię.
Przypuszczała, że obiekt jej zawodowego zainteresowania jest jednym z lokalnych wodzów
plemiennych, który objeżdża granice swych ziem. Kimkolwiek był, wyglądał wspaniale.
Specjalizowała się w robieniu efektownych zdjęć portretowych, choć tutaj nad uedi przyjechała, by
sfotografować zwierzęta ginących gatunków - pustynne gazele i arabskie oryksy. Myśliwi tak
zawzięcie polowali na te piękne stworzenia, że niemal doszczętnie je wytępili. Jednakże we
wczesnych latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku sprowadzono je ponownie do Zaddary. Podobno
o świcie przychodzą tu do wodopoju.
Ujrzała, że nieznajomy zaczął się rozbierać, i poczuła nieodpartą pokusę, by uwiecznić to przy
pomocy teleobiektywu. Mężczyzna miał mocny opalony tors, a gdy zgiął ramię, uwydatniły się
sprężyste muskuły. Westchnęła zaskoczona, gdy zrzuciwszy tunikę, zdjął też spodnie
6
Susan Stephens
i stanął zupełnie nagi. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że nie zrobiła mu jeszcze żadnego zdjęcia,
więc szybko kilkakrotnie nacisnęła migawkę.
Uśmiechnęła się cierpko na myśl, że zamiast fotografować dziką przyrodę, pstryka z ukrycia gorące
fotki. W istocie wcale nie zamierzała przekwalifikować się w tym kierunku, choć niewykluczone, że
wykorzysta te zdjęcia na wystawie, którą planowała urządzić po powrocie do kraju. Ta wystawa nie
tylko miała prezentować tutejszą faunę i florę. Zara liczyła, że dzięki pracy nad nią zdoła lepiej poznać
i zrozumieć swych zmarłych rodziców.
Kryjąc się w piaszczystym zagłębieniu, szybko robiła zdjęcia w nadziei, że nie zdradzi jej odbicie
słońca w soczewce aparatu. Przyjechała do Zaddary nie tylko, żeby zarobić, lecz również aby uporać
się z przeszłością.
Jej rodzice zginęli w katastrofie na polu naftowym. Byli geologami i pracowali dla nieżyjącego już
szejka Abdullaha, który pragnął odkryć złoża ropy naftowej i w ten sposób wspomóc swój ubogi kraj.
Rodzice Zary umożliwili mu zrealizowanie tego celu, lecz przypłacili to życiem. Królestwo Zaddary
należało obecnie do grona największych na świecie dostawców ropy naftowej, a władał nim syn
Abdullaha, szejk Szahin - ponoć o wiele bardziej bezwzględny niż jego ojciec. Zmarli dziadkowie
często powtarzali Żarze, że właśnie on odpowiada za wypadek, który uśmiercił jej rodziców.
Wzdrygnęła się na myśl o splamionych krwią pienią-
Noce z królem
7
dzach, które co miesiąc wpływały na jej konto. Nie wydawała z nich ani pensa na siebie. Gdy tylko
osiągnęła pełnoletność, utworzyła fundusz powierniczy finansujący rozmaite bliskie jej sercu
przedsięwzięcia. Ostatnio przeznaczyła sporą sumę na wsparcie projektu ponownego osiedlania
rzadkich gatunków zwierząt w ich naturalnych środowiskach. Znajdowała niejaką pociechę w fakcie,
że te pochodzące z Zaddary pieniądze służą dobrym celom.
Nagle z dreszczem niepokoju spostrzegła, że uzbrojony w strzelbę ochroniarz zniknął jej z oczu. Nie
mogła pozwolić, by ją odkryto. Zasłoniła obiektyw i zaczęła powoli schodzić zboczem wydmy do
swojego dżipa.
Szahin stał na brzegu uedi i już miał zanurkować, gdy usłyszał ostrzegawczy okrzyk Abana. Gniewnie
zacisnął szczęki. Od prawie miesiąca czekał na tę chwilę, gdy zanurzy się z rozkoszą w chłodnej
wodzie, i nie mógł uwierzyć, że w samym sercu pustyni ktoś śmiał zakłócić jego spokój.
Przecież starannie wybrał to ustronne miejsce, oddalone o przeszło siedemdziesiąt kilometrów od
najbliższych zamieszkanych terenów. Wiodły tu jedynie szlaki wędrówek jego przodków Beduinów,
niedostrzegalne dla osób nieobznajomionych z pustynią. Nie powinien się tu natknąć na żadną istotę
ludzką. A jednak...
Zmrużył oczy, osłonił je dłonią przed pierwszymi ukośnymi promieniami porannego słońca i wpatrzył
się w odległe wydmy. Na tle groźnej czerwieni nieba dostrzegł nie
8
Susan Stephens
jedną, lecz dwie ciemne sylwetki. Postąpił lekkomyślnie, nie sprawdziwszy osobiście okolicy. Nie
mógł sobie pozwolić na kolejne pomyłki.
Po chwili uspokoił się, widząc, że jego ochroniarz Aban już opanował sytuację i pojmał intruza. Ten
stary człowiek ochoczo udał się ze swoim księciem w nieprzyjazną dzicz, by dzielić z nim surową
egzystencję w prymitywnych warunkach. Z księciem, który przez całe życie troszczył się tylko o
siebie, a teraz został królem i ojcem swego narodu. Jedynie Aban wiedział, że wielodniowy post ma
nie tylko przygotować Szahina do objęcia władzy, lecz również pomóc mu zaleczyć długoletnią
duchową ranę, która wciąż jeszcze sprawiała, iż krzyczał przez sen i walił pięściami w piasek w
bezsilnej frustracji, bolejąc nad tym, że nie może zmienić przeszłości. Lecz jeśli nie potrafię cofnąć
tego, co uczyniłem, przynajmniej wyciągnę naukę z popełnionych błędów - pomyślał Szahin.
Zanurkował w lodowatej wodzie i popłynął przez uedi. Wiedział, że po powrocie do stolicy zostanie
oficjalnie przedstawiony swojemu ludowi jako panujący szejk Zaddary i będzie musiał przejąć po
zmarłym ojcu wszystkie obowiązki, nawet najtrudniejsze. Obecnie był już na to gotowy.
Szahin wyskoczył na brzeg i ubrał się w czysty długi do kostek tawb oraz powłóczysty płaszcz, które
zostawił dla niego Aban. Potem wprawnie owinął głowę kefiją, chroniącą twarz i szyję przed ostrym
powietrzem.
Spostrzegł, że jeńcem Abana jest młoda ko-
Noce z królem
9
bieta. Strażnik trzymał ją za ramię i sprowadzał z wydmy, a ona nie wyglądała na zbytnio
zachwyconą. Przestał o niej myśleć, odwrócił się i ogarnął spojrzeniem piasek pustyni, oblany
ciemnoczerwonym blaskiem świtu, oraz widniejący na horyzoncie ostry czarny zarys gór na tle
szkarłatnego nieba. To był jego surowy i okrutny kraj, który ukochał i nie zamierzał pozwolić, by
cokolwiek odwiodło go od wybranej życiowej drogi.
Jego kontemplację zakłócił ostry gniewny głos nieznajomej. Zirytowało go to najście. Zawiązał pas
płaszcza i przyglądał się, jak brnęła niezgrabnie przez piasek. Kim ona jest i czego szuka samotnie na
tym pustkowiu?
Spochmurniał, ujrzawszy jej godny pożałowania strój turystyczny, kupiony niewątpliwie w jakimś
modnym sklepie dla amatorów aktywnego wypoczynku. Ale gdzie jest jej ekwipunek umożliwiający
przetrwanie w ekstremalnych warunkach? Gdzie kanister z wodą, nóż, lina, nadajnik radiowy, race?
Czy ona nie wie niczego o pustyni i nie zdaje sobie sprawy, że burza piaskowa może w ciągu kilku
sekund odciąć ją od jej pojazdu? Czy sądzi, że wyjdzie z wszelkich opresji przy pomocy tego kosztow-
nego aparatu fotograficznego, który tak kurczowo ściska w dłoni?
Podszedł do niej energicznie, lecz zastygł w pół kroku, gdy dziewczyna obronnym gestem zasłoniła
ręką twarz. Czyżby pomyślała, że zamierzał ją uderzyć? Widocznie przestraszyła ją jego gniewna
mina.
Powiew wiatru szarpnął jego czarnym płaszczem,
10
Susan Stephens
więc przycisnął szorstki materiał do ud, których mięśnie wciąż jeszcze paliły go po porannych
forsownych ćwiczeniach. Zauważył, że to przykuło spojrzenie nieznajomej, i przeniknął go zmysłowy
dreszcz.
- Puść ją - polecił cicho Abanowi w gardłowym dialekcie zaddariańskim.
Instynktownie zrozumiała i sama wyrwała się strażnikowi. Chciał ją znowu złapać za ramię, lecz
Szahin powstrzymał go władczym gestem, choć wolałby nie demonstrować swej władzy. Musiał
zachować wobec tej kobiety anonimowość.
- Ona nigdzie nie ucieknie - rzekł tym razem po angielsku. - Zaprowadź ją do mojego namiotu...
- Co takiego?! - wykrzyknęła.
Już odchodząc, zaśmiał się lekko z jej oburzenia.
- Wracaj! - wrzasnęła. - Jak śmiesz mi rozkazywać?
Musiał się zatrzymać i uspokoić Abana, rozsierdzonego jej wybuchem. Spiorunowała go wzrokiem, w
którym ujrzał wściekłość, determinację i odwagę. To go zaintrygowało, jednak strażnik znów zaczął
zrzędzić, więc aby załagodzić sytuację, zwrócił mu uwagę, że ta kobieta jest uzbrojona jedynie w
aparat fotograficzny.
- Chodź ze mną - rzekł do niej, wskazując na pawilon. Płynąca w jego żyłach krew Beduinów
zobowiązywała
go do gościnności, nawet gdyby nie było mu to na rękę. Poprzysiągł hołdować wszystkim wartościom
wyznawanym przez ojca, a nie dobierać je według swego widzimisię.
Noce z królem
11
Tym razem dziewczyna nie zaprotestowała. Gdy szła obok niego, podziwiał jej opanowanie, choć
zauważył, że Aban jest zgorszony takim swobodnym zachowaniem nieznajomej wobec jego pana i
władcy.
Tradycja nakazywała Szahinowi podejmować w swoim namiocie każdego gościa przez trzy dni i
noce, co w tym przypadku całkiem mu odpowiadało. Ta młoda kobieta najwyraźniej szukała na
pustyni przygody, a on nie zamierzał jej rozczarować.
Gdy zbliżali się do beduińskiego namiotu, chciała go sfotografować.
- Żadnych zdjęć - powiedział stanowczo Szahin. Zawahała się, lecz po chwili pojęła, że mówił serio,
i usłuchała.
Dopiero teraz mógł się jej lepiej przyjrzeć i stwierdził, że pod powłoką kurzu i brudu jest całkiem
ładna. Miała długie włosy w kolorze karmelu ze złocistym połyskiem, które związała w luźny koński
ogon.
Zauważył z niepokojem, że wokoło podmuchy wiatru zaczęły wzbijać kłęby pyłu. Wpatrzył się w
odległy horyzont i zmarszczył brwi. Czerwony brzask zapowiadał nadejście burzy.
- Przestaw dżipa na wyżej położony teren i zostań przy nim - polecił strażnikowi. - Namioty są
bezpieczne, ale na wszelki wypadek jeszcze raz je sprawdzę, zanim pogoda się popsuje.
Mniejszy namiot Abana stał w odległości dwudziestu metrów od jego własnego, również pod osłoną
skał. Na
12
Susan Stephens
platformie terenowej furgonetki znajdował się trzeci namiot, który może posłużyć starcowi do czasu,
aż będzie mógł bezpiecznie wrócić.
Szahin przeniósł wzrok z powrotem na kobietę i widząc, że nerwowo przełknęła ślinę, postanowił ją
uspokoić.
- Pogoda robi się paskudna, ale przy mnie nic ci nie grozi. Nie sprzeczaj się ze mną - dorzucił, widząc,
że chciała zaprotestować. - Aban mówi, że burza rozpęta się za jakąś godzinę - co oznacza, że mamy
szczęście.
- Droga z miasta zajęła mi tylko dwie godziny... - zaoponowała, lecz wyczuł w jej głosie lęk.
- Ale nie w takich warunkach. Nie prześcigniesz pustynnego wiatru.
Nie tracąc dłużej czasu na perswazje, ruszył w kierunku namiotu, który przez ostatnich kilkanaście dni
służył mu za tymczasowy dom. Chciał obejrzeć wszystkie wsporniki i upewnić się, czy wytrzymają
uderzenie wichru. Jednak ku jego zaskoczeniu dziewczyna wyprzedziła go i zastąpiła mu drogę.
- Skoro twój człowiek odjeżdża, chcę pojechać za nim swoim wozem - rzekła wyzywająco. - Ty też
mógłbyś się z nami zabrać. Dlaczego chcesz zostać tutaj i narazić się na niebezpieczeństwo?
Ponieważ w namiocie było zbyt wiele pamiątek po rodzicach, by zaryzykował ich utratę. Ten namiot
należał do jego ojca, zanim objął we władanie królestwo Zadda-ry. Szahin nie zdążyłby wszystkich
przenieść, więc musiał
Noce z królem
13
tu zostać. Ale nie zamierzał wtajemniczać jej w to, co nim kierowało.
- Nie odejdę stąd - rzekł tylko chłodno. - A Aban nie może ryzykować opóźnienia, sprowadzając
twojego dżi-pa. Musi wyruszyć natychmiast.
Odwrócił się i poszedł dalej. Dziewczyna pobiegła za nim.
- Ale dlaczego ja nie mogę pojechać razem z nim?
- Ponieważ Aban nie będzie na ciebie czekał - odparł Szahin.
I ponieważ ten stary człowiek wyznawał tradycyjne zasady i byłby zaszokowany, gdyby go
poproszono o zaopiekowanie się przez całą noc młodą kobietą. Szahin nie zamierzał narażać życia ich
obydwojga, aby spełnić jej zachciankę. Jeżeli wyobrażała sobie pustynię jako rodzaj wielkiej plaży, to
niebawem okrutnie się rozczaruje. Pustynia to potężny uśpiony potwór, który obudziwszy się, może
zniszczyć wszystko, co stanie mu na drodze.
Jedynym powodem, dla którego jego beduińscy przodkowie osiedli w tych stronach, była obecność
wody oraz skał, które zapewniały niejaką ochronę. Jednak chwilowo nie chciał jej opisywać powagi
sytuacji, w jakiej się znaleźli, gdyż obawiał się, że mogłaby wpaść w panikę. Przystanął i zapytał:
- Zostawiłaś swój pojazd za tą wydmą?
- Tak - odparła z nadzieją, że zmienił zdanie i pozwoli jej odjechać. - Tuż za tym wzgórzem, u stóp
diuny - dodała z nutą lekkiego zniecierpliwienia.
14
Susan Stephens
- Nisko w dole?
- Oczywiście, przecież już mówiłam - rzekła z rosnącą irytacją. - Zaparkowałam go pod osłoną
wydmy.
- Pod osłoną wydmy? - powtórzył z nikłym uśmiechem. Ona nie ma pojęcia, że nadchodząca burza nie
oszczędzi piaszczystych wzgórz. - Zostaw go - polecił Abanowi, widząc, że starzec zerka w tamtym
kierunku. - Nie ma czasu na sprowadzenie jej wozu. Musisz przestawić naszego dżipa w bezpieczne
miejsce, żeby go uratować.
Zara żałowała, że nie rozumie twardego gardłowego języka, którym mówili między sobą obydwaj
mężczyźni. Czuła się kompletnie zagubiona. Pragnęła za wszelką cenę stąd odjechać, ale młodszy z
nich, niewątpliwie zwierzchnik drugiego, kategorycznie się temu sprzeciwił. Nie miała wielkiego
wyboru. Obaj z łatwością poruszali się po piasku, podczas gdy ona w butach kupionych w Londynie
ślizgała się po piaszczystej powierzchni, równie zdradliwej jak lód. Dogoniliby ją, zanim dotarłaby do
podnóża wydmy. A zresztą, nawet gdyby zdołała im uciec, dokąd by pojechała? Jeśli ten człowiek
miał rację co do nadciągającej burzy, musiałaby znaleźć jakąś kryjówkę. Rozejrzała się i wyobraziła
sobie rozciągające się wokoło dziesiątki kilometrów obcej nieprzyjaznej ziemi. Nie miała wyjścia i
musiała mu się podporządkować.
Popatrzyła na jego namiot wielkości małego namiotu cyrkowego, o ścianach z grubo tkanego
ciemnoczer-
Noce z królem
15
wonego materiału i bogato zdobionym frędzlami dachu, wspierającym się na centralnie
umieszczonym maszcie. Pomyślała, że gdyby dodać jeszcze barwne proporce, wyglądałby jak
średniowieczny płócienny pawilon. To jeszcze bardziej spotęgowało jej wrażenie, że cofnęła się w
czasie i napotkała mężczyznę, który może okazać się niebezpieczny. W dodatku nadzwyczaj
przystojnego mężczyznę... Serce zabiło jej mocno, lecz bynajmniej nie ze strachu. Powtarzała sobie,
że po prostu nadarzyła się jej niepowtarzalna okazja zrobienia fantastycznych zdjęć.
Lecz gdy uniósł ciężką kotarę zasłaniającą wejście, zawahała się lękliwie.
- Wejdź - rzucił ponuro ze zniecierpliwieniem. - Nie zamierzam cię skrzywdzić. W moim kraju
bezpieczeństwo gościa jest rzeczą świętą.
Ponaglił ją ruchem głowy. Zirytowana pojęła, że przywykł, by natychmiast spełniano jego każde
polecenie.
- Jeśli wolisz, możesz tu zostać - powiedział obojętnie, widząc, że dziewczyna wciąż się ociąga. - Ale
uprzedzam, że kiedy wejdę, już nie dostaniesz się do środka.
Zacisnęła usta i omijając go, wkroczyła do namiotu. Spostrzegła, że popatrzył na jej aparat
fotograficzny, więc chwyciła go mocniej. Za nic nie pozwoli go sobie odebrać, chyba że odciąłby jej
rękę.
Wewnątrz owionął ją świeży zapach czystości. Rozejrzawszy się, dostrzegła panujący wszędzie
porządek. Przeniosła wzrok z powrotem na nieznajomego mężczyznę i zauważyła, że ma za pasem
długi zakrzywiony nóż
16
Susan Stephens
z pięknie rzeźbioną złotą rękojeścią. Broń wyglądała groźnie, ale Zara przypuszczała, że stanowi
raczej element ceremonialnego stroju, a nie służy żadnym złowrogim celom.
- Jak się nazywa ten sztylet? - zapytała.
- Kandżar. Tradycja wymaga, abym go nosił - wyjaśnił, potwierdzając jej domysł. - Symbolizuje
honor Beduina, lecz jest też niezbędną częścią ekwipunku na pustyni.
- Mogę go sfotografować?
- Tak, ale nic więcej - zastrzegł.
Sprawiło mu przyjemność, że dziewczyna zauważyła ten piękny sztylet. Wcześniej należał do jego
ojca i ilekroć Szahin go nosił, czuł przy sobie obecność szejka Abdul-laha. Czerpał z tego pociechę,
ale przypominało mu to też boleśnie, że pracując poza granicami kraju, nie miał szansy lepiej poznać
ojca. A teraz jest już za późno... -pomyślał.
- Dosyć tych zdjęć - rzekł ostro, nie chcąc zdradzić się ze swym cierpieniem przed tą nieznajomą.
Wzdrygnęła się, ale posłusznie schowała aparat.
- To mój zawód - wyjaśniła, wzruszając ramionami. - Fotografuję dziką przyrodę, tubylców,
niezwykłe formacje skalne...
Wciąż nie była pewna, czy nic jej z jego strony nie zagraża. W stolicy Zaddary kobiety miały takie
same prawa jak mężczyźni, ale tutaj, na pustyni, rządziły inne reguły. Gdyby ten człowiek postanowił
ją zniewolić...
Przyglądała się, jak zabezpieczył wejście do namiotu.
Noce z królem
17
Złościło ją, że wpakowała się w taką idiotyczną sytuację. Starannie obmyśliła tę wyprawę. Przeczytała
wszystkie dostępne materiały dotyczące Zaddary, lecz nic nie przygotowało jej na zetknięcie z
groźnym bezmiarem pustyni. Kompas, apteczka, pled i przenośna lodówka pełna zapasów wydawały
się teraz żałośnie nieprzydatne. Ale przecież w Zaddarze miało być całkowicie bezpiecznie. Skąd
mogła przewidzieć, że ten mężczyzna każe swemu gorylowi ją pojmać? Zareagował przesadnie i
postanowiła mu to wytknąć.
- Czy naprawdę musiałeś wysyłać za mną uzbrojonego ochroniarza?
- Podczas gdy pływałem w uedi, Aban z własnej inicjatywy postanowił przeczesać okoliczne wydmy.
Nie mogę mieć mu za złe, że dobrze wykonuje swoje obowiązki.
- Strzelba nie była konieczna!
- Zapewne nie wiesz, że na pustyni można napotkać jadowite węże.
Oczywiście, że o tym wiedziała. Czyżby uważał ją za niedoświadczoną amatorkę? Jednak świadomie
zdecydowała, że aparat fotograficzny i wykonywane nim zdjęcia będą jej jedyną bronią w walce
przeciwko ludziom zabijającym zwierzęta, które przez całe życie starała się chronić.
Spojrzała nieznajomemu w oczy i serce zabiło jej mocniej. Nigdy dotąd nie doświadczyła tego na
widok żadnego mężczyzny. Lecz ten Beduin nie był podobny do innych. Zazwyczaj potrafiła ocenić
ludzi po wyglądzie, jednak on był dla niej zagadką. Wysoki, mocno zbudowa-
18
Susan Stephens
ny i opalony na brąz, o czujnym stalowym spojrzeniu... Wyczuwała, że ogromnie ceni swoją
prywatność i jedynie z konieczności toleruje jej towarzystwo.
- Postąpiłaś lekkomyślnie, zapuszczając się samotnie tak daleko na pustynię - zauważył.
- Nie miałam się z kim wybrać... - wyznała nieopatrznie i urwała. Nie powinna go informować, że
przyjechała do Zaddary sama. - Naturalnie moi znajomi wiedzą, że tu jestem.
- Naturalnie - przytaknął tonem świadczącym, że nie wierzy jej ani na jotę.
Podążyła za nim w głąb namiotu, rozglądając się wokoło. Jej pierwsze wrażenie się potwierdziło.
Wszędzie było nieskazitelnie czysto, a sterty misternie haftowanych poduszek oraz pięknie tkane
dywany zapewniały komfort. Na prostym mosiężnym palenisku stał smukły srebrny dzbanek do
kawy. Jej rozkoszny aromat sprawił, że Zara odruchowo przełknęła ślinę.
- Napijesz się?
Uświadomiła sobie, że nieznajomy mówi niemal bez obcego akcentu, a jego dźwięczny baryton
poruszył w niej jakąś głęboko ukrytą strunę. Przy kawie łatwiej jej będzie nawiązać rozmowę i
dowiedzieć się więcej o jego kraju i tutejszych obyczajach.
- Z rozkoszą - odrzekła.
Usiadła na wskazanej przez niego stercie poduszek. Pomyślała, że trafiła się jej rzadka okazja
odwiedzenia prawdziwego namiotu Beduina i poznania życia jego miesz-
Noce z królem
19
kańca. Poza tym surowa męska uroda nieznajomego wywarła na niej niezaprzeczalne wrażenie,
któremu nawet nie starała się zbytnio opierać.
Latarnie wiszące na głównym maszcie namiotu oświetlały wnętrze łagodnym blaskiem, a kolejna stała
w kącie przy posłaniu. Zara z przyjemnością wciągnęła w nozdrza zapach drewna sandałowego. W
środku było ciepło i przytulnie, zwłaszcza w porównaniu z lodowatym zimnem na dworze.
Przyjęła od mężczyzny maleńką filiżankę parującego ciemnego napoju, uważając, by nie dotknąć jego
dłoni, i ostrożnie upiła łyk. Kawa była pyszna i przypominała, w smaku aromatyczną czekoladę, więc
dziewczyna wypiła wszystko do dna.
- Chcesz jeszcze? - zaproponował.
Odwinął z głowy kefiję i Zara ujrzała jego gęste lśniące kruczoczarne włosy, spadające mu na kark.
Mimo woli pomyślała, że z przyjemnością zanurzyłaby w nich palce. Był bez wątpienia nadzwyczaj
przystojnym mężczyzną, a wyraz jego oczu wydał się jej fascynujący, choć także groźny. Gdy
ponownie nalewał jej kawę, ich spojrzenia się spotkały. Jego wzrok wyrażał siłę i doświadczenie.
Za-rę podniecał kontrast pomiędzy surowymi rysami twarzy a zmysłowym wykrojem ust mężczyzny.
Był od niej znacznie starszy, miał zapewne około trzydziestu pięciu lat, lecz to czyniło go tylko
jeszcze bardziej pociągającym. W swoim rodzinnym kraju już by się zaczerwieniła i odwróciła wzrok,
ale tutaj sytuacja wydawała się jej tak
20
Susan Stephens
nierealna, że wyzbyła się wszelkich zahamowań i śmiało wpatrywała się w mężczyznę.
Czytała, że mieszkający w Zaddarze Beduini żyją w bliskim kontakcie z naturą i swoją ziemią. Nigdy
nie podróżują bez celu, lecz każdego roku wracają do tych samych miejsc, kierując się gwiazdami oraz
znakami z kamieni, które pozostawili na szlaku podczas wcześniejszych wędrówek. Wystarczy im
rzut oka na kępę pustynnych krzaków, by ocenić datę i wielkość ostatniego opadu deszczu. Potrafią
bez trudu odszukać wodę i poznać z jej wyglądu i zapachu, czy nie jest zatruta albo słona i czy nadaje
się do picia. Zara zastanowiła się, co ten mężczyzna o niej myśli. Sącząc z filiżanki gorący napój,
oddała się niebezpiecznym marzeniom o tym, że nieznajomy bierze ją w ramiona, a jego zmysłowe
usta... , - Napijesz się jeszcze kawy?
- Tak, poproszę... - odrzekła, z ulgą porzucając te niestosowne fantazje.
To nie żaden baśniowy romans, napomniała się w duchu. Przypadkiem znalazła się w towarzystwie
starszego od niej mężczyzny, należącego do zupełnie innej kultury, którego, na szczęście dla niej,
stulecia tradycji zobowiązują do tego, by traktował ją przyzwoicie. Jedynie dlatego trafiła do jego
namiotu - i opuści go przy pierwszej nadarzającej się okazji.
- Chciałabyś wziąć kąpiel?
- Kąpiel? - powtórzyła zdumiona.
- To kolejny obyczaj... Woda jest największym luksu-
Noce z królem
21
sem, jaki możemy zaoferować na pustyni naszym gościom. - Przymknął oczy. - Abąn zawczasu
przygotował dla mnie gorącą kąpiel. Za tą zasłoną będziesz mogła się swobodnie umyć, a potem
znajdę dla ciebie czysty szlafrok.
Popatrzyła po sobie i się zawahała. Była okropnie za-piaszczona, brudna i przemarznięta po długiej
jeździe i czekaniu zimnym świtem na szansę sfotografowania zwierząt przy wodopoju. Jednak nie
powinna postępować lekkomyślnie.
- To bardzo uprzejme z twojej strony, ale nie mogę...
- Czemu nie?
- No, przecież... - Zaplątała się na chwilę. - Nie wiem nawet, jak się nazywasz.
Wykonał tradycyjny arabski gest pozdrowienia, dotykając dłonią najpierw czoła, a potem piersi, choć
Zara podejrzewała, że uczynił to nieco kpiąco.
- Jestem prostym Beduinem - powiedział i zdał sobie sprawę, że to prawda. Zgodnie z tradycją
wszyscy Beduini są sobie równi, a wodzów wybiera się ze względu na ich mądrość, rozwagę i
zdolności przywódcze. - A odmowę skorzystania z propozycji kąpieli zwyczajowo poczytuje się
gościowi za zniewagę - dodał, świadomy, że to może lekko naciągnięta interpretacja.
- Naprawdę? - spytała. Była pewna, że w swoich lekturach nie natrafiła na żadną wzmiankę na ten
temat. Lecz być może ten mężczyzna jako wódz plemienny ustanawia własne reguły. - Masz na myśli
zwyczaj obowiązujący w twoim plemieniu?
22
Susan Stephens
- W moim plemieniu? - powtórzył i pochylił się do przodu, aby ukryć w cieniu zaskoczoną minę.
- Potrafię to zrozumieć. Ale wasza tradycja z pewnością nie zabrania, żebyś mi się przedstawił.
Była młoda, lecz najwyraźniej bystra, i musiał mieć się przed nią na baczności.
- Moje nazwisko nie ma znaczenia - rzekł z lekceważącym gestem.
- Dla mnie ma. Muszę jakoś się do ciebie zwracać.
- Możesz mówić mi Abbas - wyrwało się mu. Tak nazywała go matka. - To znaczy lew - wyjaśnił.
- Lew pustyni? - rzuciła lekkim tonem. Najwyraźniej wcale się go nie bała. W każdym razie
nie jako przywódcy kraju - a co najwyżej jako mężczyzny, który chciałby wziąć ją do łóżka.
- Woda wystygnie - rzucił szorstko.
ROZDZIAŁ DRUGI
Zara zignorowała wewnętrzny głos ostrzegający ją, że postępuje szalenie lekkomyślnie. Rozebrała się
do naga i zanurzyła w ciepłej wodzie z dodatkiem wonnego olejku z drzewa sandałowego, świadoma,
że ten Beduin znajduje się za kotarą, w odległości zaledwie kilku metrów. W zwykłych
okolicznościach przenigdy by się w ten sposób nie zachowała, lecz na pustyni możliwość gorącej
kąpieli była zbyt kusząca. A w dodatku serce wciąż biło jej mocno z podniecenia...
- Nic ci się nie stało?
Usiadła pospiesznie, usłyszawszy jego głęboki męski głos.
- Nie, wszystko w porządku - odparła napiętym tonem.
Zastanawiała się, gdzie jest obiecane czyste ubranie i co ma teraz zrobić. Jak długo jeszcze wytrzyma
w gwałtownie stygnącej wodzie?
Westchnęła zaskoczona, gdy zza zasłony wyłoniła się jego ręka trzymająca dwa ręczniki.
- Weź je.
- Dziękuję... - wyjąkała.
24
Susan Stephens
W tym momencie usłyszała drugi głos jakiegoś starszego mężczyzny. Zamarła, nasłuchując. Do licha,
w co ja się wpakowałam? - pomyślała w panice.
Wyskoczyła z wanny, chwyciła ręcznik i owinęła się nim szczelnie, a potem przyłożyła ucho do
kotary oddzielającej ją od obydwu mężczyzn. Rozmawiali jednak w szorstkim dialekcie
zaddariańskim, a z intonacji też niewiele mogła wywnioskować.
-Proszę...
Cofnęła się, ujrzawszy znów brązową rękę Abbasa, podającą jej jakąś cienką szatę i welon. Czyżby
uważał, że ona należy do jego haremu?!
- Musisz włożyć czyste rzeczy - powiedział, gdy wciąż się wahała. - Chyba że chcesz wyjść okryta
tylko ręcznikiem.
- Dzięki - wymamrotała i z ociąganiem wzięła od niego ubranie.
Płaszcz okazał się piękny - z bladobłękitnego jedwabiu, bogato haftowany najdrobniejszym srebrnym
krzyżykowym ściegiem, jaki kiedykolwiek widziała. Welon z jedwabnego szyfonu w takim samym
odcieniu błękitu był lekki i zwiewny jak mgiełka.
- Ubierz się szybko - polecił jej Abbas. - Pozwoliłem temu człowiekowi przeczekać burzę w namiocie
Abana. Nie chcę, żebyś przestraszyła go na śmierć.
-Ja?
- Tak, ty. To handlarz jedwabiem - stąd twój nowy płaszcz - ale byłby zaszokowany, gdyby cię w nim
zoba-
Noce z królem
25
czył. Kobiety na pustyni zazwyczaj są bardziej dyskretne i nie pokazują się publicznie w takim stroju.
Zara zerknęła na swoje stare ubranie, porzucone w nieładzie na podłodze, i poczuła wdzięczność dla
Abbasa, że zadał sobie trud, by nabyć dla niej ten płaszcz. Dzięki temu mogła wdziać czysty i
niezaprzeczalnie kobiecy strój. Potem włożyła gustownie wyszywane klejnotami sandały, które
wsunął pod kotarę.
- Wyjdziesz wreszcie? - zawołał.
Nuta niecierpliwości w jego głosie wzbudziła w niej lekki dreszcz niepokoju. Szczelniej otuliła się
płaszczem i sprawdziła, czy nie jest zbyt przejrzysty, a potem rozsunęła kotarę.
- Do twarzy ci w naszych strojach - stwierdził.
- Miło, że tak mówisz - odrzekła.
Zamknęła oczy, czując delikatną woń drewna sandałowego. Pomyślała o władzy, jaką ten
despotyczny i uwodzicielski mężczyzna mógłby z łatwością zdobyć nad jej słowami, czynami i
ciałem...
Jak by nam było, gdybyśmy się kochali?
Natychmiast odepchnęła od siebie tę myśl. Muszę powściągnąć te niebezpieczne fantazje o haremach
i miłosnych nocach, napomniała się surowo. Przygładziła dłonią włosy i przymierzyła welon. Poczuła
się nagle efektownie wystrojona i elegancka... jakby stała się kimś innym.
Podeszła do Abbasa, który, kucając przy palenisku, wrzucał do dzbanka świeżo zmieloną kawę.
Podniósł na nią wzrok ze szczerym podziwem, który przyprawił ją
26
Susan Stephens
o rumieniec i mocniejsze bicie serca. Aby odwrócić od siebie jego uwagę, rzekła z wyrzutem:
- Dziwię się, że pozwoliłeś Abanowi dźwigać wodę z uedi, żebyś mógł się wykąpać.
- Sam przyniosłem każdą kroplę. Aban jest moim przybocznym strażnikiem, a nie niewolnikiem.
Usłyszawszy to, Zara mimo woli nabrała dla niego sympatii. A może przyczyną był widok jego
zmysłowych ust?
- Masz piękne włosy - zauważył.
Nagle zdała sobie sprawę, że są długie aż do bioder, gęste i mają jedwabisty połysk. Nigdy dotąd nie
myślała o sobie jako o kimś urodziwym. To Abbas sprawił, że poczuła się piękna. Przyjrzała się
ukradkiem jego przystojnej twarzy o surowych męskich rysach, pokrytej szczeciną kilkudniowego
zarostu, i raptem oblał ją żar. Była pewna, że pod fałdami powłóczystej szaty Abbas ma zachwycające
twarde i muskularne ciało wojownika.
- Pójdę się ogolić - oznajmił, biorąc nóż. - Może pod moją nieobecność popilnuj paleniska, a przy
okazji osuszysz sobie włosy.
Nie chciała zostać sama. W namiocie robiło się coraz ciemniej, co było nieomylnym znakiem
nadciągającej burzy piaskowej. Gwałtowny poryw wiatru szarpiący ścianę utwierdził ją w podjętej
decyzji.
- Pójdę z tobą - oświadczyła.
- Zostań tutaj. Niedługo wrócę - zapewnił Zarę, widząc jej stropioną minę. - Będziesz tu całkiem
bezpieczna.
Noce z królem
27
Zdała sobie sprawę, że musi go usłuchać. Była jego więźniem, jakby zamknął ją w celi. Gdy o tym
pomyślała, raptem przeniknął ją dreszcz podniecenia.
- Zostań, będziesz tu bezpieczna - powtórzył.
Czy naprawdę chciała być przy Abbasie bezpieczna?
Zara nerwowo bębniła palcami po poręczy skórzanej sofy. Kusiło ją, by sięgnąć po aparat
fotograficzny, ale przyrzekła Abbasowi, że nie zrobi żadnych zdjęć bez jego pozwolenia.
- Czym się martwisz? - spytał po powrocie, przypatrując się jej przenikliwie.
Wytrzymała jego stalowe spojrzenie.
- Niczym - odparła.
Szczelnie zabezpieczył wejście i nie zwracając na nią więcej uwagi, zaczął obchodzić wnętrze i
wszystko sprawdzać. Wiatr się wzmógł i ze złowróżbnym świstem siekł piaskiem w ściany namiotu.
Kiedy pod jego naporem maszty zaczęły skrzypieć i jęczeć, dziewczynę ogarnął niepokój.
- Na pewno nic nam nie grozi? - zawołała, przekrzykując ryk wichury.
- Na pewno.
- A czy Aban też jest już bezpieczny? Wydawał się zadowolony, że o to spytała.
- Tak - odrzekł. - Skontaktowałem się z nim, kiedy wyszedłem na dwór - oznajmił, po czym wyjął z
kieszeni telefon satelitarny i rzucił na łóżko.
28
Susan Stephens
Dlaczego wcześniej nie przyszło mi do głowy, że mogłabym zadzwonić po pomoc? - pomyślała.
- Mogłabym skorzystać z twojego telefonu? - zapytała. Jej komórka została w dżipie.
- Są już zbyt duże zakłócenia wywołane przez burzę.
- A co z tym handlarzem? - spytała, kryjąc rozczarowanie.
- Również jest bezpieczny.
Krzyknęła ze strachu, gdy nagły gwałtowny poryw wiatru wydął ścianę namiotu.
- Nie bój się - uspokoił ją Abbas. - To gruby i wytrzymały materiał, utkany z wielbłądziej sierści. A
żerdzie wspornikowe wprawdzie wyglądają na wątłe, lecz są sprężyste i gną się jak pnie palm,
amortyzując uderzenia wichury.
- Jak długo, twoim zdaniem, tutaj zostaniemy?
- Nie sposób tego przewidzieć, więc lepiej odpręż się i pogódź z sytuacją.
Łatwo mu mówić! Na myśl, że jest tu z nim uwięziona, serce zatrzepotało jej szaleńczo... choć nie ze
strachu.
- Ja w każdym razie zamierzam odpocząć - dodał.
- Co ty robisz?! - zawołała, wstrząśnięta, gdy zaczął spokojnie zdejmować tunikę.
- Rozbieram się - odrzekł beztrosko.
- Natychmiast z powrotem się ubierz - rozkazała napiętym głosem.
Pod powłoką dumy i godności wyczuwała w nim pierwotny rys, który przerażał ją, ale i podniecał.
Niepokoiło
Noce z królem
29
ją też, że nie potrafi go rozgryźć; Lecz teraz była pewna, iż Abbas poddaje ją próbie. Mogła zrzucić
maskę i wyznać mu, że w istocie jest bardziej niewinna, niż na to wygląda, i że życie zmusiło ją, by
zachowywała się dojrzale jak na swój wiek - albo opanować się i zachować spokój.
Stwierdziła jednak z ulgą, że nie musi dokonywać takiego wyboru. Abbas jedynie rozluźnił tunikę,
wyciągnął się na legowisku ze skór i przymknął oczy. Gdy fałdy szaty rozchyliły się nieco,
spostrzegła, że pod spodem nosi luźne spodnie.
Drżąc, odetchnęła głęboko..Z rosnącym podnieceniem wyobraziła sobie tęsknie jego opalone
muskularne nagie ciało, i poruszyła się niespokojnie. Zdawała sobie sprawę, iż coraz mocniej pożąda
tego mężczyzny, i przemknęło jej przez głowę, że mogłaby zaspokoić to palące pragnienie. Wszystko
wydawało się jej tak nierzeczywiste, jakby znalazła się poza czasem. Pozwalała, by uwodził ją męż-
czyzna, do którego czuła nieodparty pociąg. Mogłaby się z nim kochać... spędzić z tym lwem pustyni
jedną namiętną noc. Abbas niewątpliwie potrafi zadowalać kobiety... A ona...
Oddychała płytko i urywanie, oddając się erotycznym marzeniom o tym obcym, starszym od niej i
doświadczonym w miłości mężczyźnie, który dałby jej egzotyczną rozkosz. Zapragnęła poczuć jego
żarliwe pocałunki na całym nagim ciele... nawet w najbardziej sekretnych miejscach.
Lecz Abbas jest człowiekiem z zasadami. Traktuje ją
30
Susan Stephens
jak honorowego gościa, toteż wykluczone, by choćby ją tknął. Tak więc Zara postanowiła odrzucić te
niebezpieczne fantazje i zachowywać się równie spokojnie i naturalnie jak on.
Wyjęła z torebki ołówek.
- Mógłbyś mi powiedzieć, jak nazywają się poszczególne elementy twojego stroju? Nie chciałabym
niczego pomylić, kiedy po powrocie do domu będę spisywała dziennik tej podróży.
Otworzył jedno oko, przyjrzał się jej z lekkim rozbawieniem i zaczął wyjaśnienia.
Rozgorączkowana Zara znalazła ukojenie w chłodnym profesjonalizmie. Ozdoby szaty Abbasa
świadczyły o talencie miejscowych krawców. Złociste hafty harmonizowały z bursztynowym
kolorem jego oczu, a zarazem wyraziście odcinały się od czarnego materiału, który z kolei stanowił
doskonały kontrapunkt dla kruczych włosów, śniadej skóry i olśniewająco białych zębów.
- Czy coś się stało? - zapytał.
Dziewczyna uświadomiła sobie, że przestała pisać i wpatruje się w przestrzeń rozmarzonym
wzrokiem.
- Nie, wszystko w porządku - odparła i się wyprostowała. - To naprawdę ciekawe - dorzuciła,
zachęcając go uśmiechem, by mówił dalej, podczas gdy ona będzie mogła powrócić do swych
upajających bezpiecznych fantazji.
- Mogłabyś w mieście kupić sobie kilka wschodnich strojów na pamiątkę pobytu na pustyni -
zasugerował.
- Z pewnością tak zrobię.
Noce z królem
31
- Cieszyłbym się też niezmiernie, gdybyś zatrzymała płaszcz, który masz na sobie.
- Ależ nie mogę... - zaprotestowała, spoglądając na misternie zdobiony jedwabny materiał.
Przypuszczała, że kosztował fortunę.
- Nie podoba ci się?
- Jest przepiękny, ale...
- Ale nie przyjmujesz prezentów od nieznajomych? -dokończył domyślnie. - A gdybym ci go
sprzedał?
Serce podskoczyło jej w piersi, gdy pomyślała o zapłacie, jakiej mógłby od niej zażądać.
- Czy przyjmiesz czeki podróżne? - zapytała po chwili ostrożnie.
Zaśmiał się cicho.
- Jak widzisz, nie ma tu w pobliżu żadnych banków. Ale mogłabyś być moją dłużniczką.
- To by mnie chyba krępowało - powiedziała, wstając.
- Dokąd idziesz?
-Wyjrzę na zewnątrz - oświadczyła. Chciała odetchnąć świeżym powietrzem, żeby trochę ochłonąć.
Zerwał się na nogi i zastąpił jej drogę.
- Nie - rzekł, chwytając ją za ramię. - Jeżeli odsuniesz kotarę, do środka wpadną tumany piasku.
Wejście musi pozostać szczelnie zakryte, dopóki nie pozwolę go odsłonić.
Wyswobodziła się z jego mocnego uścisku.
- A więc jestem twoim więźniem? - rzuciła, odwracając się od niego.
32
Susan Stephens
- Nie, moim gościem - przypomniał jej.
Świadomość, że stoi tuż za nią, przyspieszyła jej tętno. Abbas emanował nieposkromioną męską jurną
energią. Miała wrażenie, że zarzucił na nią erotyczną pętlę, a potem zacisnął mocno. Czuła na karku
jego ciepły oddech i z trudem powstrzymywała drżenie. Kiedy się cofnął, osłabła z ulgi i zwiotczała
niczym marionetka, której sznurki lalkarz wypuścił z rąk - a jednocześnie narastało w niej
podniecenie.
Pomyślała, że Abbas, doświadczony w uwodzeniu kobiet, czeka, aby zrobiła pierwszy ruch.
Schwytana w potrzask jego intensywnego spojrzenia zastanawiała się, jak długo zdołałaby mu się
oprzeć. Biła z niego bujna pierwotna siła urodzonego myśliwego. Czy potrafiłaby zadowolić go w
łóżku, zwłaszcza przy swym braku doświadczenia w sprawach seksu? Niemal na pewno by go
rozczarowała.
Lecz rozszalałe żywioły natury zdecydowały za nią. Wicher ryknął ogłuszająco i przerażona Zara
rzuciła się w ramiona Abbasa.
- Wybacz... - wyjąkała i chciała się cofnąć, ale przytrzymał ją delikatnie.
- Nie przepraszaj, Adara - szepnął, muskając ustami jej włosy.
- Adara? - powtórzyła zdziwiona i podniosła na niego wzrok.
Powiódł palcem po jej dolnej wardze.
- Tak będę cię nazywał...
Noce z królem
33
To słowo oznaczało w jego języku dziewicę, lecz ona o tym nie wiedziała. Wypowiedział je z
odcieniem ironii, gdyż mimo młodego wieku odznaczała się pewnością siebie dojrzałej kobiety.
Uważał, że ta dziewczyna dobrze wie, czego chce... i co on może jej dać. Oboje są doświadczeni, więc
nie przewidywał żadnych uczuciowych komplikacji. Dlatego z lekkim rozbawieniem przyglądał się,
jak, zapłoniona, usiłuje mu się opierać. Ciekawe, czy równą pasję objawi; gdy będą się kochać?
Przypuszczał, że pozostanie powściągliwa, lecz właśnie to go w niej pociągało. Była chłodna i
opanowana, ale umiała też wyzywająco mu się przeciwstawić. Stanowiło to dla niego całkiem nowe
doświadczenie. Jej nieprzewidywalne zachowanie zaostrzyło jego żądzę i z pewnością pozwoli mu
zwalczyć nudę przeczekiwania burzy.
Tak jak oczekiwał, opanowała się, zawróciła i ponownie usiadła na sofie. Gdy go mijała, sprawił, że
ich palce niby przypadkiem się musnęły. Gwałtowne westchnienie dziewczyny powiedziało mu
wszystko, co chciał wiedzieć.
ROZDZIAŁ TRZECI
- Burza mija... - stwierdził Abbas.
Przyglądała się, jak spokojnie ruszył do wyjścia. Zachowywał się, jakby przed chwilą nie zaiskrzyło
między nimi erotyczne napięcie. Może tylko ona je wyczuła? Możliwe, że Abbas, czujnie obserwując
przebieg burzy na zewnątrz, całkiem przeoczył inną, emocjonalną burzę, którą rozpętał w niej. A
może tylko z nią igrał?
- Zamierzam stąd wyjechać, gdy tylko pogoda się poprawi - oświadczyła.
- Skoro poszukałaś u mnie schronienia, obyczaj wymaga, abyś pozostała trzy dni i trzy noce - oznajmił
z nieprzeniknioną miną, po czym znowu usiadł i obciągnął tunikę, zakrywając muskularne nogi.
Pospiesznie odwróciła wzrok, ignorując przebiegający ją dreszcz podniecenia.
- Mówisz serio? - spytała, sceptycznie unosząc brew.
- Muszę postępować wedle nakazów tradycji...
- Ale ja nie - przerwała mu.
Nie upierała się jednak przy tym argumencie, gdyż przewidywała ripostę, że goszcząc w jego kraju,
powinna się stosować do miejscowych obyczajów.
Noce z królem
35
Władcze zachowanie Abbasa rozpalało jej żądzę i sprawiało, że zatęskniła za sprawami, które
dotychczas nie miały dla niej znaczenia. Wyobraziła sobie nieśmiało, co czułaby w jego ramionach,
gdyby ją tulił i pieścił...
Pochylił się, by nalać kawę. Cofnęła się odruchowo.
- Nawet jeśli mój dżip zaginął, to nic nie szkodzi. Podwiezie mnie handlarz jedwabiu.
- Na swoim wielbłądzie? Zresztą on już odjechał.
- Ale przecież burza ucichła dopiero przed chwilą...
- Sama zobacz, Adaro...
Odsłonił wejście i dziewczyną westchnęła ze zdumienia. Na zewnątrz znów panowała cisza, lecz Zara
odniosła wrażenie, że przeniesiono ich w zupełnie inne miejsce. Gdzie się podziała wydma, z której
ukradkiem robiła zdjęcia, i ta dalsza, za którą ukryła swój terenowy pojazd? Widziała teraz jedynie
płaską równinę, rozciągającą się jak okiem sięgnąć, aż do podnóża odległych gór. Ich namiot, samotny
pośród pomarszczonego wiatrem piaszczystego bezkresu, wyglądał niczym statek unoszący się na
falach morza piasku.
Spostrzegła z ulgą, że przynajmniej rosnące wokół uedi trzy palmy przetrwały burzę. Jednak wichura
przygięła je tak, że pierzastymi liśćmi muskały powierzchnię wody.
Poszła szybko w ich kierunku. W sandałach od Abbasa szło się jej po piasku znacznie łatwiej. Dotarła
do najbliższego drzewa i delikatnie pogładziła pień.
- Czy one przetrwają? - spytała Abbasa, kiedy dołączył do niej.
36
Susan Stephens
- Tak - zapewnił ją. - Pnie palm są równie sprężyste jak maszty namiotu i z czasem się wyprostują.
Skierował się do drugiego namiotu, który również wytrzymał wściekły napór burzy. Zara pospieszyła
za nim.
W środku nie było handlarza ani jego wielbłąda. Pozostało po nim jedynie zawiniątko zwisające z
gałęzi palmy.
- Co to jest? - spytała, zadzierając głowę i ocieniając dłonią oczy.
- Wspominałem ci, że Beduinom od urodzenia wpaja się zasady gościnności oraz spłacania długów.
Zastanowiła się, czy to aluzja do niej. Tymczasem on mówił dalej:
- Paczuszka zawiera rzeczy, które handlarz mógł podarować bez uszczerbku dla swego
bezpieczeństwa. W ten sposób odwdzięczył mi się za gościnę. Jednakże nakaz honoru zabrania mi
nawet dotknąć czegokolwiek, co nie jest mi niezbędne, ponieważ muszę przedkładać potrzeby innych
ludzi nad własne.
Jego słowa ją poruszyły.
- Może po powrocie do domu przysłałabym ci odbitki kilku moich zdjęć tutejszych pięknych
krajobrazów - zaproponowała niepewnie, czując, że to zbyt skromny rewanż. - Naturalnie, wyślę ci też
czek - dodała, nie chcąc, by Abbas uznał ją za darmozjada.
- Czek?
- Pieniądze za czas spędzony u ciebie - wyjaśniła.
Noce z królem
37
- Wiem, co to jest czek. Zastanawiam się tylko, dlaczego chcesz mi zapłacić.
- Oczywiście, żeby pokryć koszt mojego pobytu.
- Zawsze jesteś taka skrupulatna?
- Tak - odrzekła, spoglądając mu nieugięcie w oczy. -Nigdy nie wyjeżdżam, nie uregulowawszy
należności.
- Ale jeszcze nie wyjechałaś - zauważył. -1 może będę musiał coś dodać do twojego rachunku.
Zara szeroko otworzyła oczy. Nie wiedziała, czy ma mu wierzyć...
Nie potrafił oprzeć się pokusie, by ją sprowokować. Zatrzymanie jej u siebie przez trzy dni i noce było
skandalicznym pomysłem, choć istotnie oparł się na tradycji. Jednak ten obyczaj nie stosował się do
zuchwałej młodej kobiety, podróżującej po pustyni bez przyzwoitki.
Zresztą burza jeszcze się nie skończyła, a jedynie chwilowo ucichła, jakby chciała uśpić ich czujność.
Powinien umieścić tę nieznajomą w drugim namiocie do czasu, aż pogoda trwale się poprawi, a potem
odesłać ją z Abanem. Jednak od dawna przebywał samotnie na pustyni i był tylko człowiekiem.
Dziewczyna jest silna, pewna siebie, dojrzała na swój wiek i świadoma reguł erotycznej gry.
Idąc za nią do pawilonu, przyglądał się jej zgrabnej figurze i pasmom złocistych włosów,
wymykającym się spod welonu. Podobała mu się w orientalnym stroju i wyglądała w nim łagodniej.
38
Susan Stephens
- Lepiej się pospieszmy - poradził, gdy poryw wiatru zerwał jej z głowy welon.
- Czy nadchodzi kolejna burza? - spytała zaniepokojona. - Jeśli tak, to ile potrwa?
- Nie mam pojęcia - przyznał. W istocie na studiach biznesowych w Harvardzie nie wykładano
meteorologii.
- Czym zapełnimy czas?
Jej pytanie zabrzmiało niewinnie, lecz przeczył temu błysk w oczach, który rozpalił mu zmysły z siłą
spotęgowaną przez wielodniową abstynencję seksualną. To niewiarygodne, że na tej niegościnnej
pustynnej ziemi o powierzchni wielu tysięcy mil kwadratowych napotkał
0 świcie ją - swoją dziewiczą Adarę. Na szczęście jej sposób bycia wskazywał, że nietrudno przyjdzie
mu ją zdobyć. To będzie jego ostatni lekkomyślny postępek. Kiedy już oboje nasycą się sobą
nawzajem, wróci do stolicy
i przejmie obowiązki władcy kraju.
Nurtowała go tylko jedna wątpliwość. Wedle panującego w Zaddarze systemu wierzeń nie ma niczego
takiego jak przypadek. Wszystkim rządzi przeznaczenie.
Widząc, że dziewczyna sprawdza aparat fotograficzny, powiedział łagodnie:
- Możesz zrobić na pamiątkę tej podróży tyle zdjęć, ile zechcesz - ale tylko rzeczy i krajobrazów.
Rozpromieniła się, co nieoczekiwanie sprawiło mu przyjemność.
- Dziękuję, to bardzo miło z twojej strony. Wiem, że jestem kłopotliwym gościem.
Noce z królem
39
Wyraz wdzięczności w jej oczach przejął go rozkosznym dreszczem, jakiego, p ile pamiętał, nigdy
dotąd nie doświadczył. Miał wrażenie, że coś się między nimi zmieniło - jakby nawiązali głębszą więź
porozumienia.
Skrupulatnie respektując jego zakaz, sfotografowała namiot i kilka przedmiotów, a potem odłożyła
aparat.
- Skończyłam, dzięki.
Popatrzył jej w oczy i ujrzał w nich pytanie: „Czy pociągam cię na tyle, byś chciał się ze mną
kochać?". Oczywiście odpowiedź była twierdząca. Z lekko rozchylonymi wargami odwzajemniła
jego namiętne spojrzenie. Ta piękna dziewczyna pragnęła go i czekała, by wykonał pierwsze
posunięcie.
- Trzy dni i trzy noce? - rzekła.
Zabrzmiało to jak prośba i jeszcze podsyciło jego pożądanie. Uchodząc na pustynię, spodziewał się
wielu rzeczy, ale nie tego, że spotka tę wyzywającą młodą kobietę, która zjawiła się znikąd, niczym
dar niebios...
Skinął głową.
- A potem rozstaniemy się bez żadnych zobowiązań. Oboje umilkli w oczekiwaniu nieuniknionego.
Żadne
z nich nie chciało przerwać tej rozkosznej chwili. Wreszcie gwałtowny poryw wichury zakołysał
namiotem i to pchnęło dziewczynę w ramiona Szahina. Gdy oparła głowę na jego piersi, w duchu
podziękował burzy.
Abbas ją objął. Wdychała jego cudowny męski zapach. Czuła się przy nim tak bezpieczna, że
przestała zważać na
40
Susan Stephens
ryk wichury i świst piasku uderzającego o ściany namiotu. Jej ciało pragnęło pieszczot tego
mężczyzny. Chciała przełamać jego opanowanie i nasycić się gwałtowną namiętnością, którą w nim
wyczuwała. Kiedy położył ją na łóżku, przyciągnęła go do siebie. Ujął jej twarz w dłonie i pocałował
ją z żarem. Lecz Zara chciała czegoś więcej. Przywarła do niego i wydała jęk rozczarowania, gdy deli-
katnie ją odsunął.
- Dlaczego?...
- Twoje ubranie - przypomniał jej z uśmiechem.
Na szczęście nie miała na sobie zbyt wiele. Szybko wyślizgnęła się z cienkiej szaty.
- Twoje też - poleciła niecierpliwie, pragnąc poczuć całym ciałem jego nagość.
Abbas bez żadnych zahamowań zrzucił tunikę. Westchnęła podekscytowana, gdyż widok jego
wspaniałego nagiego ciała przewyższył jej najśmielsze oczekiwania. Wsparła dłonie na jego
ramionach i przyjrzała mu się okiem artystki. Przypominał żywy posąg z brązu, z wyraziście oddanym
każdym mięśniem i ścięgnem. Gładziła go, upajając się jego siłą i tym, jak drżał namiętnie pod jej
delikatną pieszczotą. Leżał nieruchomo i niemal jej nie dotykał, co szalenie ją podniecało. Jednak
każdy jego najdrobniejszy gest rozpalał w niej jeszcze gorętszy ogień pożądania.
Podniósł jej dłoń do ust. Westchnęła zaskoczona, gdy zaczął ssać kolejno palce. Całe jej ciało
przeniknął zmysłowy dreszcz.
Noce z królem
41
Potem znów przejęła inicjatywę. Uklękła nad nim i wodziła palcami po jego skórze, aż wreszcie pn
wydał zadowolone westchnienie. Położyła dłonie płasko na muskularnej owłosionej klatce piersiowej
mężczyzny i powoli przesunęła je w dół tułowia, aż dotarła do żaru jego erekcji i wydobyła z niego
gardłowy jęk rozkoszy.
Zaczęła go pieścić... coraz śmielej, a on drżał z rozkosznego oczekiwania. Po raz pierwszy w życiu
poznawała potęgę swej kobiecości.
Wreszcie przyciągnął ją i zagarnął pod siebie. Znów zaczął ją całować, a ona jęczała z długo
tłumionego pożądania. Doświadczała wszystkiego, o czym zawsze marzyła. Abbas pieścił ją
wargami, językiem i dłońmi. Zalała ją potężna fala rozkoszy, niemal nie do zniesienia. Zrazu błagała
go, żeby przestał, a potem poczęła błagać o więcej.
Wówczas jego pieszczoty stały się jeszcze bardziej intensywne i podniecające. Nie wierzyła, że
można doznawać większej rozkoszy, dopóki nie przesunął się w dół i nie zrobił czegoś absolutnie
cudownego. Delikatnie rozchylił jej uda, zanurzył między nie głowę i zaczął ją smakować. Żeglowała
teraz łagodnie po rzece zmysłowych doznań. Wiedział doskonale, jak ją zadowolić, a ona poddała mu
się z ochotą. Przymknęła oczy, objęła nogami jego ramiona i otworzyła się dla niego, powierzając mu
się bez reszty. Jej świat skurczył się do nich dwojga i rozkoszy, która narastała w niej pod wpływem
wprawnych pieszczot Abbasa. Oszołomiona, zdołała wyjąkać tylko jedno słowo:
-Więcej...
42
Susan Stephens
Miała wrażenie, że jej ciało roztapia się pod wpływem tych olśniewających doznań. Wszystkie
wyobrażenia
o namiętnym zbliżeniu z mężczyzną zblakły w porównaniu z obecnym narastającym podnieceniem i
strumieniem rozkoszy przepływającym przez jej ciało. Jej zmysły się wyostrzyły. Barwy stały się
intensywniejsze, dźwięki. - głośniejsze, a smak ust Abbasa był ostry i ekscytująco męski. Odgarnęła z
twarzy złociste pasmo włosów i wiła się pod nim, nakłaniając go, by nie przestawał...
Z iście młodzieńczą niecierpliwością nie mógł się doczekać, kiedy ją posiądzie. Ta dziewczyna
dawała mu więcej, niż oczekiwał. Nie spodziewał się, że dorówna mu siłą
i żarliwością pożądania. Odkrył w niej erotyczną pasję, jakiej nie napotkał dotąd w żadnej innej
kobiecie.
Smak jej ust i gładkość cery działały na niego jak najsilniejszy afrodyzjak. Zapach jej włosów i skóry
przypominał mu woń dzikich kwiatów z angielskich łąk, a spojrzenie jej pięknych oczu rzuciło na
niego magiczny czar. Gdy namiętnie prosiła go o więcej, pragnął nade wszystko ją zadowolić.
Wiedział, że roznieciła w nim ogień, który nigdy nie wygaśnie.
Siłą woli przerwał na chwilę, by się zabezpieczyć...
Gdy znów położył się przy niej, niecierpliwie rozłożyła nogi. Nie musiała go ponaglać, ale też nie
chciał się spieszyć. Pragnął najpierw nasycić się widokiem jej nagiego ciała, twardniejących sutek,
rozchylonych ust i szeroko rozwartych oczu, pociemniałych z takiego samego
Noce z królem
43
pożądania, jakie sam odczuwał. Ta dziewczyna nie udawała fałszywej skromności. Otwarcie dawała
mu poznać, że pragnie go i jest gotowa przyjąć w siebie.
- Abbasie... - szepnęła, wpatrując się w niego spod długich rzęs. - Chcę cię teraz.
Wplotła palce w jego włosy i przyciągnęła go bliżej.
Rozległ się jęk wichru, a po chwili dołączyło do niego skrzypienie wsporników namiotu, wznoszące
się i opadające miarowo niczym puls.
- Pocałuj mnie... - wyszeptała. Był już gotowy ją posiąść.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Wyostrzonymi zmysłami wyczuł lęk dziewczyny, jeszcze zanim odmalował się na jej twarzy. Potem
ujrzał w jej oczach obawę, napięcie, strach - i cofnął się gwałtownie.
- Abbasie? - szepnęła i wyciągnęła ku niemu ręce. Odsunąf się od niej, usiadł, sięgnął po tunikę i
wciągnął przez głowę.
- Abbasie, co się stało?
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Nie rozumiem... - wyjąkała zapłoniona, z oczami pełnymi łez.
Wstał.
- Myślę, że doskonale rozumiesz.
- Czy zrobiłam coś źle?
Zawstydzona, naciągnęła prześcieradło na nagie piersi. Mamrocząc pod nosem przekleństwa,
poprawił tunikę i wtedy, w najmniej odpowiednim momencie, usłyszał na zewnątrz jakiś nowy
dźwięk.
- Dokąd idziesz? - spytała nieśmiało.
- Muszę wyjść - rzucił lakonicznie, gdyż nie było czasu na wyjaśnienia.
Przygładził dłonią włosy, przeklinając siebie w duchu.
Noce z królem
45
Pozwolił, by opanowała go żądza, i omal nie uwiódł niewinnej dziewczyny! A teraz bieg wypadków
sprawił, że będą musieli się rozstać.
- Proszę cię...
- Nie słyszysz, że mamy gości? - przerwał jej niecierpliwie.
Cała ta sytuacja wydała mu się raptem tak wstrętna i przygnębiająca, że zapragnął natychmiast stąd
wyjść.
- Warkot silnika? - rzuciła łamiącym się głosem.
- Odgłos śmigieł helikoptera - wyjaśnił szybko, opanowując emocje.
Miał teraz na głowie ważniejsze sprawy niż zmysły i uczucia ich obojga. Musiał myśleć o swoim
kraju.
- Wstań i ubierz się - polecił.
Idąc do wyjścia, spostrzegł, że zbladła, oszołomiona, zacisnęła usta, by się nie rozpłakać, opadła z
powrotem na łóżko i wtuliła twarz w poduszkę. Ukłuło go poczucie winy. Ale tó bez znaczenia.
Najważniejsze, żeby nikt nie zobaczył ich razem. Oboje będą musieli po prostu zapomnieć o tym
epizodzie.
Zara nie mogła uwierzyć w to, co się stało, i jeszcze dobrych kilka minut po wyjściu Abbasa leżała z
twarzą ukrytą w poduszkach. Dlaczego on nie miał odwagi wyznać otwarcie, że nie zadowoliła go w
łóżku i zawiodła jako kobieta? Jego szorstkie zachowanie dowiodło, że jej nie szanuje. W jednej
chwili z czułego kochanka zmienił się w obojętnego obcego mężczyznę. Czuła się straszliwie
46
Susan Stephens
upokorzona. Czyżby ich intymna bliskość była jedynie jej złudzeniem?
Wyskoczyła z łóżka, owinęła się szczelnie prześcieradłem i pobiegła umyć się i przebrać w swoje
stare rzeczy. Chciała jak najszybciej zniknąć stąd i nigdy więcej nie widzieć Abbasa na oczy.
A więc tak się skończyła moja romantyczna przygoda z Beduinem na pustyni, pomyślała z furią.
Obiecane trzy dni i noce skurczyły się do niespełna trzech godzin! W tym czasie odegrała rolę naiwnej
turystki, dostarczając przelotnej rozrywki arabskiemu księciu, który czekał tylko na poprawę pogody i
przylot śmigłowca.
Gdy wrócił do namiotu, z wściekłością cisnęła w niego jedwabną szatą.
- Masz, weź ją sobie! - krzyknęła.
Nie odpowiedział, tylko wpatrywał się w nią w milczeniu z nieprzeniknioną miną. Nie zamierzał dać
się wciągnąć w kłótnię, z czego wywnioskowała, że przybysze nadal czekają na niego na zewnątrz.
- Wezwę Abana - powiedział, nie zadając sobie trudu, by podnieść płaszcz z ziemi. - Przyjedzie po
ciebie dżipem. Możesz wziąć na drogę trochę owoców i wody.
- I to wszystko?
- A czego jeszcze oczekujesz?
Poczuła się, jakby ją spoliczkował, lecz skryła urazę. Odwrócił się obojętnie i przeszedł przez namiot,
jakby byli dwojgiem zupełnie obcych sobie ludzi.
Wdział inny, bardziej oficjalny płaszcz, zwany galabija,
Noce z królem
47
długi i powłóczysty, w kolorze królewskiej czerni, i przewiązał go szerokim pasem.
- Nie zapomnij swojego kandżara - rzuciła zjadliwie. Wzięła ozdobny sztylet ze stołu i podała mu. -
Żaden zaddariański Beduin nie może się bez niego obyć, prawda? Przypuszczam, że ta broń ma
symbolizować twoje dumę i honor?
Ignorując jej ironię i zimne oskarżycielskie spojrzenie, bez słowa przypasał sztylet.
- Dopilnuję, żeby załadowano dla ciebie do dżipa kilka butelek wody - oświadczył władczym tonem i
spokojnie wyszedł na dwór.
Zara po raz ostatni rozejrzała się po wnętrzu namiotu, które raptem straciło dla niej cały urok. Poczuła
się jak intruz, nieproszony gość, którego gospodarz musi ze wstydem ukrywać. A przecież zaledwie
kilka minut temu ten lew pustyni jęczał z rozkoszy, gdy go pieściła. Wtedy nie chciał się mnie tak
szybko pozbyć, pomyślała gniewnie, biorąc aparat fotograficzny.
Z zewnątrz dobiegły ją urywki rozmowy. Mężczyźni odzywali się kolejno i, sądząc z intonacji, czekali
na decyzję Abbasa. W ich głosach brzmiały respekt i ulga. Zara zaczerwieniła się, usłyszawszy
wybuchy śmiechu. Jeśli kpili z niej, zasłużyła sobie na to.
- Jesteś gotowa?
Podniosła głowę i spojrzała na Abbasa, który wszedł z powrotem do namiotu.
- Aban już na ciebie czeka - oznajmił i obrzucił ją
48
Susan Stephens
szybkim taksującym spojrzeniem, jakby chciał się upewnić, czy wygląda dostatecznie przyzwoicie, by
mógł ją pokazać publicznie.
- A co z moim dżipem?
- Moi ludzie jeszcze go nie odnaleźli, ale z pewnością im się uda.
- Podziękuj im ode mnie za starania - powiedziała rzeczowym tonem. Miała długoletnią praktykę w
ukrywaniu uczuć.
Przybyła do Zaddary, mając nadzieję zrozumieć, dlaczego rodzice tak bardzo pokochali ten kraj, że
zostawili ją w Anglii pod opieką babki. Teraz ta nadzieja legła w gruzach.
Mocniej chwyciła aparat fotograficzny. Obsesyjnie gromadziła zdjęcia niczym skąpiec, gdyż po
rodzicach został jej tylko zniszczony album fotografii, który odnalazła po śmierci dziadków.
- Pora już na ciebie - ponaglił ją szorstko.
- Jestem gotowa - odparła wyrwana z zadumy.
- Twój samochód zostanie naprawiony - oznajmił, gdy go mijała. - Naturalnie, na mój koszt.
Przystanęła przy wyjściu z namiotu.
- Wolę sama regulować moje rachunki. Zdecydowałam się pojechać na pustynię, więc odpowiadam za
uszkodzenia dżipa.
- Jak sobie życzysz - rzekł, wzruszając ramionami. W palącym blasku słońca wojskowy śmigłowiec
przypominał złowrogiego czarnego kruka, który przysiadł na
Noce z królem
49
piasku. Zaskoczył ją widok stojącego przed nim oddziału w polowych mundurach. Jeden z żołnierzy
ruszył ku niej, unosząc broń. Cofnęła się, przestraszona, lecz okazał się szybszy i spróbował wyrwać
jej aparat.
Gdy się z nim szamotała, Abbas spostrzegł, co się stało, i rzucił krótki rozkaz. Żołnierz natychmiast ją
puścił.
- Przepraszam za nadgorliwość moich ludzi.
- Nadgorliwość? - powtórzyła wzburzona. - Raczej brutalne chamstwo!
- Ten człowiek starał się tylko chronić mnie przed...
-Zachowaj te usprawiedliwienia dla kogoś, komu zaimponują - przerwała mu z gniewnym błyskiem w
oczach.
- Zareagował tak, ponieważ to sprzęt wojskowy - powiedział, spoglądając na śmigłowiec.
Ogarnęło ją dojmujące poczucie winy. Abbas słusznie podejrzewał, że przed chwilą zrobiła mu kilka
zdjęć, których być może nie chciałby upublicznić. Zadziałała pod wpływem zawodowego odruchu -
wszedł w zasięg obiektywu, a ona nacisnęła wyzwalacz.
- Musisz mi oddać aparat oraz karty pamięci - rzekł stanowczo. - Któryś z moich techników przejrzy
twoje zdjęcia i usunie wszystko, co nie powinno ujrzeć światła dziennego.
Jego technicy? Czym ten człowiek się zajmuje?
- Moja odpowiedź brzmi: nie - odparła kategorycznie.
- Nie upieraj się - rzucił. Najwyraźniej jego cierpliwość się wyczerpywała.
50
Susan Stephens
Zaryzykowała ostatnią próbę oporu.
- A jeśli nie usłucham?
- Wówczas odbiorę ci jedno i drugie.
Nie mogła ryzykować uszkodzenia aparatu, więc zacisnęła zęby i z ociąganiem oddała go Abbasowi.
- Dziękuję. Kiedy skończymy, zostanie ci bezpiecznie zwrócony do hotelu.
Prawie go nie słuchała. Aparat fotograficzny był dla niej czymś w rodzaju liny ratunkowej, którą teraz
on jej odebrał.
Uniósł dłoń do czoła w pełnym gracji zaddariańskim pozdrowieniu.
- Md a salama. Bezpiecznej podróży, Adaro.
Nie odpowiedziała. Odwróciła się do niego plecami i nie patrzyła, jak jego helikopter wzbił się, w
powietrze. Nie chciała, by Abbas pomyślał, że obchodzi ją, dokąd poleciał. Troszczyła się jedynie o
bezpieczeństwo aparatu.
Nie powinnam była w ogóle przyjeżdżać do Zaddary, uświadomiła sobie z goryczą, cofając się przed
tumanami piasku wzbitymi przez śmigła. Nienawidziła tej nieprzyjaznej pustyni i w ogóle całego tego
kraju i nie pojmowała, co mogło pociągać w nim jej rodziców. Przede wszystkim zaś darzyła
nienawiścią Abbasa.
W tym momencie ktoś trącił ją w ramię. Odwróciła się gwałtownie i ujrzała Abana, który podawał jej
butelkę wody na drogę.
- Ach, tak... Szukran... dziękuję - wydusiła.
Jego pobrużdżona zmarszczkami twarz rozpromieniła się w uśmiechu.
Noce z królem
51
- Ghabel nabud... nie ma za co - odrzekł, zadowolony, że próbowała mówić w jego języku.
Wsiadając do dżipa, Zara ostatni raz objęła spojrzeniem okolicę. Musiała odłożyć sfotografowanie
pustynnych gazel i arabskich oryksów przy wodopoju - być może na zawsze. Liczyła, że piękno tych
zwierząt pomogłoby jej zrozumieć miłość rodziców do tego dzikiego bezlitosnego kraju. Lecz stary
szejk zmarł, a ona nie miała w Zaddarze żadnych przyjaciół - nikogo, kto mógłby opowiedzieć jej o
rodzicach.
Gdy przyglądała się jałowemu krajobrazowi, przesuwającemu się za zakurzoną szybą samochodu,
uświadomiła sobie, że nadszedł czas, by wreszcie spojrzała w przyszłość. W przeciwnym razie z
każdym mijającym rokiem będzie coraz bardziej gorzkniała. Usiłowała kroczyć śladami rodziców,
lecz to się jej nie udało. Zaddara była jej marzeniem, jednak nigdy nie pojmie tego kraju. Za to
wróciwszy do Anglii, uwolni się od mężczyzn takich jak Abbas i jego wódz, szejk Szahin - i nie
pozwoli, by zrujnowali jej życie.
Zorganizuje wystawę swych fotografii. Miała w sobie dość napędzanej wściekłością energii, by
urządzić nawet kilkanaście wystaw. Widziała już oczami wyobraźni zarys swojego projektu. Surowe,
czarno-białe zdjęcia martwych zwierząt... ich kości oczyszczone przez sępy... białe szkielety na tle
dywanu piasku. I twarze wojowników, stwardniałe przez wieki okrucieństw... a szczególnie jedna
twarz...
ROZDZIAŁ PIATY
Każde otwarcie wystawy jest ogromnie stresujące. Czy w ogóle ktokolwiek się zjawi? A jeśli nawet
ludzie przyjdą, to czy fotografie im się spodobają - czy też zwiedzający przemkną obojętnie przez sale,
najszybciej jak tylko wypada, z wymuszonymi zakłopotanymi uśmiechami?
- Czy kanapki aby nie wyschną przed przybyciem gości?
- Przestań marudzić, Zaro - upomniał ją Lambert, starszy z dwóch mężczyzn kierujących miejską
galerią. - Czyż nie widzisz, że stworzyłaś olśniewające zdjęcia? -dodał z teatralnym westchnieniem.
Lambert miał rację. Po prostu zjadały ją nerwy i nie potrafiła spojrzeć na swoje prace obiektywnie. A
wszystko dlatego, że w artystycznym światku tak niecierpliwie oczekiwano na jej wystawę.
Powoli ruszyła przez wytworną galerię, krytycznie przyglądając się zrobionym przez siebie zdjęciom.
Efektownie kontrastowały z surowymi białymi ścianami, gdyż ostatecznie zdecydowała się na
kolorowe fotogramy.
Mimo iż z Zaddary wyniosła złe wspomnienia, teraz w trakcie oglądania fotografii uświadomiła sobie,
że
Noce z królem
53
osiągnęła nadzwyczajne rezultaty. Wcale nie przedstawiła jednostronnego ponurego obrazu
nieprzyjaznej krainy. Przeciwnie, udało się jej uchwycić różnorodne barwy i aspekty tej ziemi,
intrygujące kształty i faktury, a nawet rzadki widok burzy piaskowej, szalejącej pod kobaltowym
niebem. Zaskoczył ją błysk rozbawienia na twarzy starego strażnika, a także misterne zdobienie
srebrnego dzbanka do kawy - choć to drugie przyprawiło ją też o mocniejsze bicie serca. Jeszcze
bardziej poruszyła ją fotografia przedstawiająca zakrzywiony sztylet, którego rękojeść i pochwę
wykonał z zadziwiającym kunsztem jakiś nieznany złotnik. A wreszcie na koniec stanęła przed
zdjęciem niewyraźnej sylwetki mężczyzny, którego nie rozpoznałby nikt oprócz niej. Mężczyzny,
który przedstawił się jej jako Abbas...
Kiedy po raz pierwszy pokazała te fotogramy Lambertowi i jego partnerowi Gideonowi, obydwaj
właściciele galerii wykazali niespotykany entuzjazm i natychmiast zaproponowali, by urządziła
wystawę u nich.
A teraz ta wystawa była już gotowa. Podenerwowana Zara zerknęła na zegarek. Do otwarcia pozostało
zaledwie dwadzieścia minut.
Dziesięć minut później w galerii rozbłysły wszystkie lampy - i fotografie na ścianach eksplodowały
feerią barw. Rozglądając się wokoło, Zara z trudem mogła uwierzyć, że to jej dzieła. Te zdjęcia
wyglądały, jakby zrobił je ktoś, kto kocha Zaddarę, a ich piękno zapierało dech w piersi.
54
Susan Stephens
Jej spojrzenie mimo woli powędrowało ku drugiemu końcowi sali, gdzie wisiała olbrzymia, zajmująca
większość ściany fotografia, która posłużyła za afisz jej wystawy. Przedstawiała surowy zarys postaci
zaddariańskiego Beduina, z owiniętą wokół głowy kefiją. Twarz miał ukrytą w cieniu i widać było
jedynie fragment jego władczego profilu. Jednak to wystarczyło, by serce Zary zaczęło walić jak
szalone. Fotografia była utrzymana w kolorach ciemnej purpury i złota, czyli barwach pustyni. Ten
portret Abbasa zdominował całą salę i był pierwszym fotogramem, na jaki spoglądali zwiedzający po
wejściu do galerii.
Zarę przebiegł erotyczny dreszcz. Nie mogła wprost uwierzyć, że naprawdę była w ramionach tego
mężczyzny i przez kilka godzin rozkoszowała się jego czułymi pieszczotami. Zdjęcie oddawało
pierwotną siłę emanującą z Abbasa. Musiała przyznać, że on naprawdę jest lwem pustyni i władcą
tych nieprzyjaznych ziem.
Z niepokojem znów spojrzała na zegarek. Już za kilka minut zjawią się pierwsi goście. Szybko
spojrzała w lustro i stwierdziła, że jest blada jak ściana. Powinna była pamiętać o szmince i ubrać się w
coś innego niż czerń. Tylko jej włosy wydawały się pełne życia i barwy, ale były potargane...
- Zostaw swoją fryzurę w spokoju - poradził Gideon, stając obok niej. - Jesteś ubrana cała na czarno,
bez żadnych ozdób, i jeśli do tego jeszcze zwiążesz włosy w węzeł, będziesz wyglądała strasznie
surowo i poważnie.
Noce z królem
55
- Przestań, Gideonie - uciszył go Lambert, przyglądając się jej bacznie przez binokle. - Żara prezentuje
się nadzwyczaj elegancko.
- Ale właśnie z luźno rozpuszczonymi włosami - upierał się jego partner.
Dziewczyna skorzystała z okazji, by się oddalić. Rozległy się pierwsze akordy muzyki, jaką wybrała
na wystawę, co stanowiło sygnał do otwarcia frontowych drzwi galerii.
Głośne dźwięki przenikały wibracją całe jej ciało. Zabrzmiały rogi, a potem odezwało się basowe
dudnienie kotłów, wypełniając salę pierwotnym sugestywnym rytmem. Zara na moment mu uległa.
Zamknęła oczy, odrzuciła głowę do tyłu i napawała się muzyką. Za jej plecami otwarto wielkie drzwi,
lecz się nie odwróciła. Owionął ją chłodny wilgotny powiew wieczornego powietrza. Do sali, tłocząc
się, wtargnęli przedstawiciele londyńskiego świata sztuki.
Zara wolałaby pozostać nierozpoznana i wmieszać się w tłum, by podsłuchać komentarze
zwiedzających. Jednak gdy parę razy potrącono ją w ścisku, schroniła się w kącie za jedną z cennych
waz Gideona, omal jej nie przewracając. Z poczuciem winy zerknęła na kamerę systemu bez-
pieczeństwa, lecz zaraz przypomniała sobie, że w centrum monitoringu nie ma dziś nikogo, gdyż
wszyscy pracownicy są zajęci bezpośrednio przy wernisażu. Mimo to odnosiła osobliwe wrażenie, że
jest obserwowana.
56
Susan Stephens
- Dostrzegłeś gdzieś tę dziewczynę?
- Niestety nie, Wasza Królewska Mość - odpowiedział szejkowi ambasador Zaddary.
Na ekranie widział tylko niewyraźny zarys jakiejś wielkiej wazy. Obrazy na innych monitorach były
równie nieostre. Cofnął się dyskretnie, czekając na dalsze polecenia. Jednak szejk nadal wpatrywał się
w pusty ekran.
- Mniejsza z tym - rzekł wreszcie Szahin. Wyprostował się, przywołał gestem ambasadora i ruszył w
kierunku części sali, gdzie serwowano kawę. - Zaczekamy tam, aż tłum wyjdzie, a wówczas urządzą
dla mnie zamknięty pokaz.
- Mógłbym kazać natychmiast opróżnić salę...
- Nie ma potrzeby - odparł Szahin.
Zajrzał do tej galerii pod wpływem nagłego impulsu. Przejeżdżając obok niej dyplomatyczną
limuzyną, spostrzegł intrygujący tytuł wystawy: „Pustynia bez maski" i polecił szoferowi zwolnić.
Ambasador Zaddary zadzwonił do właściciela galerii i wpuszczono ich prywatnym wejściem. Szahin
lubił dyskrecję i nigdy nie afiszował się ze swoją pozycją.
- Kawa pachnie obiecująco i wolę zostać tutaj - oznajmił ambasadorowi. Jednak pod powłoką
pozornego spokoju odczuwał rosnące zruecierpliwienie. Nie widział wyraźnie fotogramów na ekranie
monitora, i pragnął przyjrzeć się im bliżej. - Albo wykup całą kolekcję... tak będzie prościej.
Noce z królem
57
- Mam ją wykupić? - powtórzył zaskoczony ambasador.
- Tak, nabądź wszystkie zdjęcia z tej wystawy - powiedział Szahin i wręczył mu pudełeczko z
niewielkimi czerwonymi przylepnymi krążkami. - Umieść znaczek pod każdą fotografią, Raszydzie.
Chcę je mieć wszystkie.
Ponaglił ambasadora energicznym machnięciem ręki, gdyż pragnął teraz zostać sam.
Ta spontaniczna wizyta w galerii stanowiła luksus, na który w gruncie rzeczy nie powinien sobie
pozwolić. Powróciwszy z pustyni, postawił sobie za cel ustalenie nazwiska swej podopiecznej, gdyż
był świadomy szczególnej odpowiedzialności, jaka na nim spoczywa. Po śmierci ojca przeżył wstrząs,
dowiedziawszy się, że spadł na niego obowiązek zaopiekowania się nieznaną mu młodą kobietą.
Pojmował jednak powody, dla których stary szejk Abdullah podjął się tej misji, i w pełni je aprobował.
Uważał, iż powiadomienie tej kobiety, że jej sytuacja się nie zmieni i wszystkie dotychczasowe
ustalenia pozostają w mocy, jest sprawą zbyt ważką, by mógł powierzyć ją swemu wysłannikowi.
Dlatego osobiście przybył do Londynu. Zamierzał odnaleźć ją, przedstawić się i udzielić niezbędnych
wyjaśnień.
Zara ostrożnie przecisnęła się przez tłum do schodków podestu, na którym umieszczono olbrzymi
wizerunek zaddariańskiego Beduina, majestatycznie górujący nad salą. Wyglądało na to, że wystawa
odniosła sukces,
58
Susan Stephens
jednak dziewczyna chciała jeszcze wysondować nastroje zwiedzających. Wciąż potrzebowała
potwierdzenia swego talentu. Wydawał się jej niespodziewanym darem niebios, ulotnym niczym
miraż, który w każdej chwili może zniknąć.
W jednym końcu sali dostrzegła Gideona, a w drugim Lamberta. Obydwaj, przybrawszy imponujące
pozy, wygłaszali autorytatywnym tonem komentarze do skupionej wokół nich i zasłuchanej
publiczności.
Pomyślała, że naprawdę wszystko przebiega lepiej, niż śmiała marzyć. Lecz gdy już poczuła ulgę i
odprężyła się nieco, usłyszała za plecami czyjś niezadowolony pomruk...
Podopieczną Szahina po opuszczeniu szkoły rzucało z miejsca na miejsce niczym łódź bez kotwicy,
dlatego jego ludzie nie od razu ją odnaleźli. Staremu szejkowi pod koniec życia sprawy wymknęły się
spod kontroli i nie zostawił nigdzie jej ostatniego adresu. Na domiar złego dziewczyna wszystkie
pieniądze otrzymywane ze skarbca Zaddary przekazywała kilku organizacjom pozarządowym,
zajmującym się ochroną przyrody.
Wyjął z portfela jej fotografię sprzed dobrych kilku lat i raz jeszcze przestudiował ją uważnie. Uparta
mina i śmiałe spojrzenie kogoś mu przypominały... Lecz po chwili przestał o tym myśleć i zaczął się
zastanawiać, jak ona teraz wygląda. Mogła zmienić kolor włosów, nazwisko, wszystko...
Niewątpliwie zniknęły warkoczyki i na-
Noce z królem
59
zębny aparat korekcyjny małej dziewczynki, zastąpione zapewne przez swobodny ubiór młodej
kobiety, co uczyniło ją nierozpoznawalną dla wynajętej przez niego grupy prywatnych detektywów. Z
jej szkoły mógłby otrzymać bardziej aktualne zdjęcie, lecz za późno było teraz o tym myśleć. Mógł
mieć jedynie nadzieję, że firma detektywistyczna wpadnie na jakiś trop. Póki co zdziwieni agenci
oświadczyli, że pierwszy raz spotykają się z przypadkiem, by szukana osoba nie miała żadnych
żyjących krewnych, bliskich przyjaciół ani partnera. Ta prawda go zabolała.
Bez względu na okoliczności, w jakich zginęli rodzice jego podopiecznej, obwiniał się o ich śmierć.
Powiedzieć, że Zara czuła się rozczarowana, to za mało. Wernisaż jej wystawy zakończył się
kompletną klapą. Mimo iż było jeszcze wcześnie, zwiedzający z rozczarowanymi minami zaczęli
masowo opuszczać salę. Wychodzili nawet najbardziej zagorzali kolekcjonerzy.
Pomyślała z rozpaczą, że za chwilę galeria całkiem opustoszeje. Wreszcie dopadła Gideona i zdziwił
ją jego uszczęśliwiony uśmiech.
- Co się stało? - zapytała.
- Mam wspaniałą wiadomość - odrzekł, po czym objął ją ramieniem i poprowadził do pokoju na
zapleczu, gdzie mogli swobodnie porozmawiać.
Przygnębiona, nie opierała się. Gdy zamknął drzwi, spojrzała na niego z niepokojem.
60
Susan Stephens
- Gideonie, powiedz mi prawdę. Nie podobało im się, tak?
- Co takiego?! - wykrzyknął z niedowierzaniem. -Wręcz przeciwnie! Tak jak przewidywałem,
wszyscy są zachwyceni...
- Proszę cię, nie owijaj w bawełnę i powiedz mi, co się dzieje.
- Za chwilę odbędzie się prywatny pokaz.
- Jak to? Przecież wszyscy ci ludzie otrzymali zaproszenia na wernisaż. Nie możesz ich tak po prostu
wyrzucić! Nie możesz!
- Chyba nie myślisz, że mógłbym postąpić tak nieokrzesanie?
- Sama już nie wiem, co mam myśleć.
- Nie zauważyłaś wszystkich tych nalepek z napisem „sprzedane"?
- Nie - odpowiedziała. Była zbyt zdenerwowana, by zwracać uwagę na cokolwiek wokoło.
- Więc posłuchaj dobrej wieści, młoda damo. - Gideon poklepał Zarę po ramieniu. - Pewien prywatny
kolekcjoner zaproponował mi, że nabędzie cały zbiór.
- Wszystkie fotogramy?
- Co do jednego - potwierdził z widoczną satysfakcją Gideon.
- Więc dlatego wszyscy zwiedzający wyglądali na takich rozczarowanych?
- Owszem, przyznaję, że nasi goście nie byli zachwyceni, gdy przy fotografiach pojawiły się te
czerwone na-
Noce z królem
61
lepki. Wcześniej kilka osób wyraziło już chęć nabycia poszczególnych prac.
- Więc dlaczego nie skonsultowałeś się ze mną?
- Nie zapominaj, że jestem również twoim agentem.
- Nie krytykuję cię, ale żeby sprzedać całą kolekcję jednemu człowiekowi... Wiesz, że nie pracuję dla
pieniędzy.
- Zatem masz szczęście - rzucił chłodno Gideon i wydął wargi. - Jednak nie wszyscy mogą sobie
pozwolić na taki luksus.
- Przepraszam, po prostu ta wiadomość mnie zaszokowała. Żałuję tylko, że nie przedyskutowaliśmy
tej sprawy, zanim wyraziłeś zgodę.
- Taka okazja nie trafia się codziennie. Zara nie mogła temu zaprzeczyć.
- Masz rację - przyznała.
- Grzeczna dziewczynka - rzekł z aprobatą. - Wobec tego chodź ze mną i poznaj swojego mecenasa.
- On już tu jest? Gdzie? - spytała zdziwiona, gdy Gideon otwierał drzwi prowadzące do błyskawicznie
pustoszejącej galerii.
- Na górze, w moim gabinecie. Pragnął zachować anonimowość, by uniknąć wszelkiej pompy.
Żarze szybciej zabiło serce. Widocznie to ktoś ważny. Może jakiś bajecznie bogaty kolekcjoner
sztuki, który woli dyskrecję, gdyż nie chce afiszować się ze swoją fortuną.
- Czy muszę się z nim spotkać?
- Zazwyczaj artyści znajdują kilka chwil dla swoich
62
Susan Stephens
dobroczyńców - mruknął zgryźliwie Gideon. - Zresztą przypuszczam, że będziesz mile zaskoczona. Ja
w każdym razie byłem. I nie martw się o naszych gości, gdyż zaprosił ich wszystkich na sobotnie
przyjęcie z szampanem, które wydaje dla uczczenia twojej pracy. Wyobrażasz sobie?
To było ukoronowanie jej dotychczasowej kariery. Czemu więc dręczył ją dojmujący niepokój?
Nie dała jednak nic po sobie poznać i podążyła za Gi-deonem. Wchodząc po schodach, zapytała:
- Czy kamery monitoringu są włączone? Właściciel galerii przystanął.
- Dlaczego pytasz?
- Po prostu zastanawiam się, że skoro ten kolekcjoner nawet nie zszedł do sali wystawowej, to co
skłoniło go do nabycia całej kolekcji?
- Może zwykły kaprys? Któż odgadnie pobudki bogaczy? W każdym razie przejeżdżając obok galerii,
zobaczył afisz i postanowił wstąpić.
- Nie sądzisz, że powinieneś uprzedzić mnie już teraz, kim on jest?
- Zawsze uwielbiałaś niespodzianki - rzekł Gideon i mrugnął do niej, gdy dochodzili do jego
prywatnego apartamentu.
Zara zdawała sobie sprawę z ironii tej sytuacji. Oto obawia się stracić fotografie Zaddary, chociaż
jeszcze niedawno sama chciała je zniszczyć. Jednak wygląda na to, że nie uda się jej zachować ani
jednego zdjęcia z tego zbioru. Ale przecież nie odbyła owej podróży na Wschód
Noce z królem
63
dla przyjemności. Wspierane przez nią organizacje charytatywne potrzebują pieniędzy... podobnie jak
Gideon i Lambert.
- Dobrze - powiedziała. - Miejmy to już za sobą.
- Radziłbym ci się uśmiechnąć. Wykrzywiła się w sztucznym grymasie.
- Wystarczy tak?
- W grę wchodzą dziesiątki tysięcy funtów - przypomniał jej z powagą. - Ale skoro nie potrafisz się
zdobyć na nic więcej, musi wystarczyć.
Zastanawiała się w napięciu, kogo ujrzy za drzwiami jego gabinetu. Nie powinnam się tak
denerwować, zreflektowała się. Gideon i Lambert zajmą się praktyczną stroną tej transakcji. Poza tym
już planują jej kolejną wystawę i są przekonani, że również przyniesie im godziwy zarobek.
Lecz dla niej pieniądze nigdy nie były głównym motywem działania. Marzyła o tym, by kiedyś w
przyszłości uniezależnić swoją pracę artystki fotograficzki od sprzedaży zdjęć. Ale to by wymagało
cudu. Musi więc skupić się na wykonywaniu swej profesji najlepiej, jak potrafi.
W przeciwieństwie do ostentacyjnie nowoczesnego wystroju galerii, prywatne gniazdko Gideona i
Lamberta stanowiło świadectwo ich nienagannego smaku i upodobania do luksusu. Nie było tu nawet
śladu plastykowych mebli ani chromowanych lamp, zauważyła z przekąsem Zara, idąc za Gideonem
przez korytarz wyłożony grubym
64
Susan Stephens
dywanem. Dotarli pod drzwi pomieszczenia będącego jego dumą, które nazywał kapsułą kontrolną.
Na ekranach monitorów widniały wszystkie eksponaty z sal wystawowych. Właśnie tu miała się
spotkać z człowiekiem, który zagarnął hurtem całą jej kolekcję fotogramów, niczym puszki fasoli z
półki w supermarkecie. To zapewne jakiś starszy zapalony kolekcjoner, być może samotny.
- Kim on jest? - zapytała.
- Mój klient woli pozostać anonimowy.
- Och, daj spokój, na czeku musi być jego nazwisko. Chyba że płaci ci sztabami złota? Powiedz, co
przede mną ukrywasz?
Lecz Gideon już otwierał drzwi.
- Proszę pozwolić, że przedstawię panu artystkę Zarę Kingston - rzekł pompatycznym tonem.
Najpierw zobaczyła Lamberta, a obok niego niskiego krępego osobnika i się odprężyła. Potem jednak
spostrzegła stojącego w cieniu drugiego mężczyznę, który odwrócił się do niej.
- Wasza Królewska Mość... - odezwał się przysadzisty człowieczek.
- Powiedziałem ci, Raszydzie, nie życzę sobie żadnych ceremonii.
Mogła nie rozpoznać go od razu w nienagannym, uszytym na miarę garniturze, ale pamiętała chłodny
szorstki głos.
- Gideonie, proszę, podaj krzesło - rzucił pospiesznie Lambert, gdy oszołomiona Zara zachwiała się i
zatoczyła ku niemu.
Noce z królem
65
Szahina widok Zary również wprawił w osłupienie. Mężczyzna wpatrzył się w tę znajomą rezolutną
twarz i rozpaczliwie zapragnął cofnąć czas, by móc naprawić tak wiele spraw. To wprost nie do wiary!
Więc dziewczyna, która mignęła mu przelotnie na ekranie monitora, to Zara Kingston? Ale przecież
Zara Kingston jest jego podopieczną! A zatem jest nią Adara - kobieta, której nie potrafił zapomnieć...
Serce mu waliło, a w głowie miał zamęt, mącący jego zwykłą zdolność jasnego myślenia. Nie potrafił
wzbudzić w sobie wobec tej dziewczyny stosownych ojcowskich czy braterskich uczuć - nie po ich
spotkaniu na pustyni!
Wszyscy w pokoju, oprócz Lamberta, który pobiegł przynieść Żarze szklankę wody, wpatrywali się w
niego skonsternowani. Lecz ona szybko odzyskała równowagę. Zmuszając się do uściśnięcia mu dłoni
na powitanie, obrzuciła go spojrzeniem pełnym bezbrzeżnej odrazy i powiedziała:
- Proszę, możecie zostawić nas samych?
Dwaj mężczyźni wyszli pospiesznie, zagarniając ze sobą zdenerwowanego i zdezorientowanego
Lamberta, który właśnie wracał z pełną szklanką.
- Niech pan zostawi wodę - polecił mu Szahin.
Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, w pokoju zapadła martwa cisza. Szahin stanął tyłem do Zary przed
rzędem migoczących monitorów, chcąc dać jej czas na wyjście z szoku.
66
Susan Stephens
- Nie potrafisz spojrzeć mi w twarz, Abbasie? Odwrócił się do niej powoli. Zauważył, że wygląda na
znacznie spokojniejszą, niż oczekiwał, lecz wyczuwał, że w istocie jest napięta jak struna.
- Powiedz, jak się nazywasz! - syknęła z oczami płonącymi nienawiścią.
- Szahin... Szahin z Zaddary - odrzekł z nagłą ulgą. Przyjechał tu, by odkupić swoje winy, i wreszcie
będzie mógł wyjawić tajemnicę tragicznej śmierci jej rodziców.
Wpatrywali się w siebie w napiętym milczeniu. Musiał uspokoić ją i skłonić, by go wysłuchała - a
zarazem ukryć przed nią kłębiące się w nim burzliwe uczucia. Wiedział bowiem, że ona jest jedyną
kobietą, jakiej kiedykolwiek pragnął, a jednocześnie uświadomił sobie nagle, że nigdy nie będzie
mógł jej posiąść.
Obydwoje są dumni, silni i zdeterminowani. Jednak owa siła jest zarazem ich przekleństwem,
ponieważ wspiera się na ruchomych piaskach przeszłości.
- Szahin z Zaddary... - powtórzyła cicho w zadumie, lecz usłyszał w jej głosie nutę hamowanej histerii.
Pojmował jej oszołomienie i dezorientację. Zapomniał o własnych uczuciach. Wiedział, iż powinien
za wszelką cenę przekonać ją, że nie jest sama na świecie i że zgodnie z prawem Zaddary on jako
legalny opiekun ma obowiązek dbać o jej dobro.
- Zaro, możemy porozmawiać? -Porozmawiać? - Wzdrygnęła się z obrzydzenia.
- Z tobą, zabójcą moich rodziców? Człowiekiem, któ-
Noce z królem
67
ry mnie okłamał? Dlaczego ukryłeś przede mną swoje prawdziwe nazwisko? Czy wiedziałeś, kim
jestem, i celowo próbowałeś mnie uwieść, żeby dopełnić ostatniego aktu tej tragedii?
- Nie bądź śmieszna. Skąd miałem wiedzieć, kim właściwie jesteś?
- Z mojej wizy albo od swych szpiegów. Z pewnością masz swoje sposoby! Jak inaczej wyjaśnisz fakt,
że podałeś mi fałszywe nazwisko?
- To była konieczna ostrożność.
- Jasne! - parsknęła z furią i ruszyła do drzwi. - Nie chcę cię więcej widzieć.
Trudno mu było ją przekonywać, gdy jednocześnie musiał walczyć z własnymi demonami. Zresztą, na
jej miejscu zareagowałby podobnie. Widziała tylko zewnętrzne pozory i nie znała kryjącej się pod
nimi prawdy.
- Zostań - poprosił, a kiedy nie usłuchała, podszedł szybko i chwycił ją za ramię.
- Zabierz ode mnie ręce - rzuciła ze wstrętem i wściekłością.
- Dokąd chcesz iść? - spytał, zagradzając jej drogę.
- Wracam do domu - oznajmiła z nieoczekiwanym spokojem.
Pomyślał, że już raz próbował ją zatrzymać i nic to nie dało, więc odsunął się od drzwi.
Zatrzasnęła je za sobą. Szahin odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy. Wiedział, że rozstali się tylko
chwilowo. Nie miał wyboru i musiał ją odszukać. Znajdzie się
68
Susan Stephens
blisko niej, lecz nie będzie jej mógł nawet dotknąć... Na tyle blisko, by ujrzeć w jej oczach nienawiść.
Pozostała mu jedynie wątła nadzieja, że ta dziewczyna kiedyś odkryje prawdę i pojmie, iż nie jest
samotna, gdyż zawsze może zwrócić się do niego o wsparcie lub radę.
Pomyślał, że spotyka go w ten sposób sprawiedliwa kara, która z pewnością spodobałaby się Żarze.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Dzwonek do drzwi ją zaskoczył. Niecierpliwie otarła łzy i obrzuciła wzrokiem pokój. Panował w nim
chaos... podobnie jak w niej. Zerknęła w lustro nad kominkiem i się skrzywiła. Miała dwa wyjścia: nie
otworzyć albo zrobić coś z twarzą.
Wpadła do małej łazienki, spryskała twarz zimną wodą, wytarła i znów przejrzała się w lustrze.
Uznała, że teraz ujdzie, i poszła do drzwi.
Włączyła kamerę systemu bezpieczeństwa i z sykiem wciągnęła powietrze, rozpoznawszy przybysza.
Tymczasem Szahin znów nacisnął dzwonek. Po krótkim wahaniu zdecydowała się otworzyć.
- Witaj, Zaro. Mogę wejść?
Cofnęła się i zaprosiła go gestem z chmurną miną, nie-pozostawiającą wątpliwości co do jej uczuć.
Krótki korytarzyk prowadził do niewielkiego pokoju, który pełnił rolę zarazem salonu, jadalni i
kuchni. Szahin zatrzymał się na środku podłogi z błyszczącego laminatu. Najwyraźniej przywykł do
znacznie większych pomieszczeń.
70
Susan Stephens
Nie zaproponowała mu, żeby usiadł czy napił się czegoś, a on nie wygłosił konwencjonalnej pochwały
jej domku. Zjawił się tu, ponieważ musiał wyjaśnić sytuację, a ona wpuściła go, aby pokazać, że nie
obawia się stawić mu czoła.
W pokoju zapadła ciężka cisza. Zara powściągnęła gniew i nie zdradziła zmieszania, jakie wzbudził w
niej widok tego mężczyzny, ale nie ukrywała, że nie jest tu mile widziany. Szahin rozejrzał się z
zaciekawieniem. Z bezosobowego wystroju wnętrza wywnioskował, że dziewczyna traktuje swój
dom jak hotel i nieustannie podróżuje, jakby czegoś poszukiwała... być może punktu oparcia. Jego
uwagę przykuły liczne zdjęcia rozrzucone bezładnie na podłodze.
- Wybacz, że ci przeszkodziłem, ale musimy porozmawiać.
- Musimy? - powtórzyła, obrzucając go nieprzyjaznym spojrzeniem. - Zapominasz, że nie jestem
jedną z twoich poddanych, lecz brytyjską obywatelką, i mogę cię stąd wyprosić.
Więc czemu tego nie zrobiłaś? - pomyślał, a głośno powiedział:
- Nie możemy tego tak zostawić... zwłaszcza ty - dodał z naciskiem, pragnąc przypomnieć, że jej
działalność charytatywna jest uzależniona od funduszy napływających z Zaddary.
Dziewczyna pojęła aluzję i lód w jej spojrzeniu stopniał od ognia wściekłości.
Noce z królem
71
- Więc teraz z kolei szantaż? Cóż, mogłam się tego spodziewać. Ale nie złamiesz mnie, Szahinie.
-Wcale nie zamierzam. Chcę tylko, żebyś poznała przeszłość i mogła ją przezwyciężyć.
- Och, nie udawaj, że się o mnie troszczysz. Czego naprawdę ode mnie chcesz? Co będę musiała
zrobić, żeby zapewnić sobie stały dopływ środków z twojego skarbca?
Powiedziała to takim tonem, jakby zgromadził te pieniądze dzięki kradzieży lub wyzyskowi - jednak
nie mógł dać się sprowokować.
- To nie takie proste - mruknął.
Widział, że Zara zastanawia się gorączkowo nad jego słowami.
- Powiedz, o co ci chodzi, albo wyjdź - rzekła w końcu, wskazując drzwi.
- Musimy koniecznie porozmawiać - powtórzył.
Dopiero teraz spostrzegł w jej oczach łzy. Widocznie przed jego przybyciem coś wytrąciło ją z
równowagi. Zerknął na rozrzucone fotografie. Zara pochwyciła jego spojrzenie.
- Nic nie rozumiesz, prawda? - parsknęła. - To dlatego, że nie masz serca. Jesteś zbyt pochłonięty
odgrywaniem roli wyniosłego władcy, by dostrzec zwykłych ludzi.
Uraził go ten zarzut tak odległy od prawdy. Zmilczał jednak, gdyż wyczuł, że Zara pragnie wyrzucić z
siebie całą gorycz i ból.
- Widziałam, że spojrzałeś na te zdjęcia. Chciałbyś się im lepiej przyjrzeć?! - zawołała. Łzy płynęły jej
po twarzy,
72
Susan Stephens
lecz zdawała się tego nie zauważać. Chwyciła plik fotografii i podsunęła mu pod oczy. - Spójrz,
Szahinie. Spójrz, co zrobiłeś! Ty też powinieneś poznać przeszłość. Nie mógł odwrócić wzroku.
- Widzisz, to ja z dziadkami w moje trzecie urodziny - ciągnęła głosem zduszonym od łez. - A to ja w
wieku czterech lat, pięciu i sześciu. Gdzie są moi rodzice? Och, naturalnie, pracują dla ciebie w
Zaddarze.
W rzeczywistości pracowali dla jego ojca, ale nie poprawił jej.
- A gdzie jest moja fotografia w wieku siedmiu lat? -podjęła znacznie spokojniejszym tonem, jakby jej
gniew mijał. Pogrzebała w stercie zdjęć. - O, tutaj! - rzekła triumfalnie. - Teraz ty mi powiedz, co
widzisz.
Przełknął nerwowo.
- To ty jako mała dziewczynka. Czekasz na dworcu na pociąg...
- Zgadza się, mów dalej.
Mógłby uznać, że się uspokoiła, gdyby nie nuta histerii w jej głosie.
- Siedzisz na walizce... Zapewne wyjeżdżasz na wakacje. ..
- Wyjeżdżam do szkoły - przerwała mu. - W dniu moich siódmych urodzin. Nigdy więcej nie
wróciłam do domu. Rodzice już wtedy nie żyli i mieszkałam u dziadków, ale oni postarzeli się i byli
coraz bardziej niedołężni. I wtedy twój ojciec zaproponował rozwiązanie sytuacji. Wspaniałe
rozwiązanie, prawda?
Noce z królem
73
- Jak to: nigdy nie wróciłaś do domu? Przecież musiałaś przyjeżdżać na wakacje? - zaoponował.
Lecz ona nie słuchała. Odwróciła się od niego i uchwyciła się gzymsu kominka tak kurczowo, że aż
zbielały jej kostki palców. Jej słowa poruszyły Szahina do głębi. Nie miał pojęcia, co powiedzieć. Nie
potrafił naprawić przeszłości. Wiedział jedynie, że nie może tak zostawić Zary.
Ale gdy próbował ją pocieszyć, odtrąciła go szorstko i prychnęła pogardliwie. Chwycił dziewczynę za
ramiona, chcąc ją zmusić, by go wysłuchała - lecz ona wymierzyła mu dwa policzki.
Pojmował, że powodowało nią to samo pragnienie, które czuł w sobie - by raz na zawsze uwolnić się
od mrocznej przeszłości.
Złapał ją za nadgarstki. Spojrzała na niego z taką wściekłością, że mógł uczynić tylko jedno -
pocałował ją żarliwie.
Tak jak się spodziewał, zesztywniała i mocno zacisnęła usta. Puścił jej ręce i znów ją pocałował, tym
razem bardziej natarczywie. Zaczęła bez przekonania uderzać go pięściami w pierś, lecz jednocześnie
rozchyliła wargi i oddała mu pocałunek.
Jej furia w jednej chwili zmieniła się w namiętność. Lecz wówczas Szahina ogarnął wstręt do samego
siebie, gdyż pojął, co uczynił. Pocałował dziewczynę, która pozostawała pod jego opieką. Zachował
się karygodnie.
- Wybacz mi... - wyjąkał i szybko wyszedł.
74
Susan Stephens
Zara stała drżąca, wspierając się o gzyms kominka. Nie potrafiła pojąć, jak mogła tak się rozkleić w
obecności Szahina, a potem pozwolić, by ją pocałował.
Nie poruszyła się, gdy wychodził, i dopiero kiedy trzasnął drzwiami, wzdrygnęła się. Jednak w głowie
myśli wirowały jej szaleńczo.
Dlaczego oddała mu pocałunek? Jak mogła go uderzyć, skoro nienawidzi wszelkiej przemocy? I
czemu Szahin nagle wyszedł? Czyżby wzbudziła w nim odrazę?
Nie, to niemożliwe, pomyślała. Przecież pocałował ją, a więc jej pożąda. W głębi duszy musiała
przyznać, że ona też go pragnie.
Gdy to sobie uświadomiła, w jej uczuciach zapanował kompletny chaos...
Godzinę później rozległ się sygnał telefonu. Zara przeczuwała, kto dzwoni. Szahin nie zrezygnuje tak
łatwo i nie zniknie z jej życia. Skoro wyrzuciła go drzwiami, wróci oknem. Podnosząc słuchawkę,
mimo woli poczuła dreszcz podniecenia.
Słuchała go, riie przerywając, ale z rosnącym oburzeniem. Jak to, po tym wszystkim jak gdyby nigdy
nic proponuje jej kolację?!
- Nie, jest za późno - odparła. - Dochodzi dziesiąta.
- Umówmy się za pół godziny - nalegał władczym tonem. - Mam ci do powiedzenia coś bardzo
ważnego.
Lecz Zara nie zamierzała skakać ulegle na każdy jego rozkaz.
Noce z królem
75
- To będzie musiało zaczekać - oznajmiła stanowczo.
- Jeśli chcesz się dowiedzieć, co spotkało twoich rodziców, musisz się ze mną zobaczyć.
Zamarła. Temu jednemu argumentowi nie potrafiła się oprzeć.
- Za pół godziny przyślę po ciebie szofera - ciągnął, korzystając z jej milczenia.
- Na nic się nie zgodziłam...
- Spotkamy się w jakiejś niewielkiej bezpretensjonalnej restauracyjce, żeby nie wywołać zbędnego
zamętu.
Czy on oszalał? - pomyślałą. - Wizyta arabskiego szejka i jego świty wzbudzi sensację w każdym
lokalu.
- Wystąpię incognito - dodał, uprzedzając jej obiekcje. - Przyjdziemy oboje w dżinsach, a moi
ochroniarze zachowają pełną dyskrecję.
Miałaby zjeść kolację z człowiekiem, którego nienawidzi najbardziej na świecie? Wykluczone!
- A więc chcesz usłyszeć, co mam ci do powiedzenia
0 twoich ródzicach, czy nie?
- Wiesz, że chcę...
Rozłączył się i Zara wgapiła się w trzymaną w ręku słuchawkę. Zachowywał się o wiele bardziej
apodyktycznie niż poprzednio na pustyni. To już nie był prosty Beduin Abbas, lecz szejk Szahin z
Zaddary, władca z rasy wojowników, który nie przyjmuje odmowy.
Zara włożyła obcisłe dżinsy, prosty granatowy sweter
1 botki. Włosy związała w koński ogon i prawie w ogóle
76
Susan Stephens
nie zrobiła makijażu. Wyglądała schludnie i przyzwoicie, lecz zarazem nikt nie mógłby jej zarzucić,
że wystroiła się na spotkanie z Szahinem.
Gdy zabrzmiał dzwonek, szybko chwyciła torebkę, nie chcąc kazać na siebie czekać szoferowi.
- To ty... - wyjąkała oszołomiona, otwarłszy drzwi. Nie spodziewała się, że Szahin przyjedzie po nią
osobiście. - Dziękuję... to bardzo uprzejme z twojej strony.
Opanowała się wysiłkiem woli. Dziś wieczorem musi zachować jasny umysł i w pełni wykorzystać
niepowtarzalną okazję dowiedzenia się czegoś o rodzicach.
Uświadomiła sobie, że trzyma Szahina na progu, więc cofnęła się i wpuściła go do środka. Zamykając
drzwi, zerknęła na ulicę, lecz nigdzie nie dostrzegła jego samochodu.
- Pojedziemy metrem - wyjaśnił, widząc jej pytające spojrzenie. - Nie masz nic przeciwko temu?
Jakoś nie mogła sobie wyobrazić szejka Szahina z Zad-dary podróżującego metrem!
- Chyba że wolisz się przejść? - dodał.
- Nie, nie... w porządku. To wszystko jest po prostu dość zaskakujące. Wezmę tylko kurtkę.
Jak mogłaby się oprzeć temu wysokiemu i nadzwyczaj przystojnemu mężczyźnie, zamierzającemu
decydować o jej życiu? Mężczyźnie, który w dżinsach i skórzanej kurtce wygląda jeszcze bardziej
zniewalająco niż w wieczorowym garniturze.
Zdjęła z wieszaka w holu zimową kurtkę i wróciła do
Noce z królem
77
salonu. Policzki jej płonęły, a serce waliło w szaleńczym rytmie. Natomiast Szahin wydawał się
całkowicie spokojny i opanowany. Zachowywał się, jakby byli parą przyjaciół albo kolegów z pracy,
którzy umówili się na niezobowiązującą kolację.
W wybranej przez Szahina restauracji istotnie panowała swobodna niezobowiązująca atmosfera. Gdy
prowadził ją do jednego z boksów, gdzie mogli porozmawiać na osobności, przyciągali spojrzenia
gości siedzących przy stolikach. Zara nie miała złudzeń - wszyscy przypatrywali się jej towarzyszowi.
To nie znaczy, że ktokolwiek go rozpoznał; uwagę ludzi przykuwała po prostu władcza aura, jaką
wokół siebie roztaczał.
- Odpowiada ci ten lokal? - zapytał.
- Tak, w zupełności - odrzekła.
Gdy usiedli, mimo woli przyjrzała się gęstym kruczoczarnym włosom Szahina z niesfornym
kosmykiem spadającym mu na oczy, który stale odgarniał, i twarzy z ciemnym śladem mocnego
zarostu. Nie mogę pozwolić, by jego uroda mnie rozpraszała - upomniała się w duchu i z ulgą przyjęła
pojawienie się kelnerki.
- Proszę dać nam jeszcze chwilkę do namysłu - zwrócił się do niej, a dziewczyna zarumieniła się pod
jego spojrzeniem.
Zara nie dziwiła się jej reakcji. Szahin nie tylko był olśniewająco przystojny, lecz także emanował
groźną siłą, agresywnym erotyzmem i niespożytą energią.
78
Susan Stephens
- Wyglądasz na zadumaną - zauważył.
Tak, zadumała się... o nim! Opanowała się z trudem.
- Obiecałeś opowiedzieć mi o moich rodzicach - przypomniała mu.
- Zdecydowałaś już, co zjesz? - spytał aksamitnym tonem i rozparł się wygodnie w skórzanym fotelu.
Kelnerka zjawiła się ponownie, więc Zara nie mogła go naciskać.
- Sałatka Cezara z grillowanym kurczakiem i piwo imbirowe - powiedziała.
- Brzmi obiecująco - stwierdził i zamówił dla siebie to samo.
Jedli z apetytem. Nie zdawali sobie sprawy, jak bardzo byli głodni. Zara w ciągu całego tego dnia
pełnego wrażeń nie miała ochoty ani okazji, by cokolwiek przekąsić. Podniosła wzrok na Szahina,
zastanawiając się, czy z nim było podobnie. Odkrycie jej prawdziwej tożsamości niewątpliwie
musiało go zaszokować. Odpowiedział jej nieprzeniknionym spojrzeniem.
Kiedy skończyli kolację, odłożył sztućce i nieoczekiwanie zaczął opowiadać jej o Zaddarze. Z
początku słuchała chłodno i obojętnie, gdyż nie tego oczekiwała. Potem jednak doszła do wniosku, że
jeśli ma zrozumieć rodziców, musi dowiedzieć się możliwie jak najwięcej o kraju, w którym się
osiedlili.
Mimo woli zaciekawiły ją też wyjaśnienia Szahina, jak wiele znaczy dla niego królestwo Zaddary.
Oparł łokcie na zniszczonym blacie stolika, pochylił się do przodu
Noce z królem
79
i z ożywioną miną zaczął z entuzjazmem wtajemniczać ją w swoje zamysły.
- Rozpoczęliśmy już wstępną modernizację infrastruktury państwa - mówił. - To konieczny warunek
wszelkich dalszych zmian.
Dziewczyna starała się zachować chłodną rezerwę. Nie chciała, by Szahin wciągnął ją w swoje
nadzieje i marzenia. Lecz w miarę, jak mówił, uświadamiała sobie, że wszystkie te plany czynił z
myślą o swoim narodzie. Zaimponował jej rozmach jego wizji. Zanim się spostrzegła, zaczęła
domagać się dokładniejszych informacji, a potem wdała się z nim w rzeczową dyskusję. Przyłapała się
nawet na tym, że uśmiecha się z aprobatą, słuchając, jak mówił, o kwestiach, na których szczególnie
mu zależało - edukacji, sieci domów spokojnej starości, poprawie systemu opieki zdrowotnej oraz
zwiększeniu praw kobiet. Dopiero przy kawie zorientowała się, że w ogóle nie poruszył tematu, z
powodu którego się tu spotkali.
- Na pewno nie dasz się skusić na pudding? - zapytał, gdy uprzejmie odmówiła kelnerce, czekającej
już z ołówkiem i notesem na kolejne zamówienie. - Może wobec tego przynajmniej wypijesz jeszcze
jedną filiżankę kawy?
- Z przyjemnością, dziękuję, a kolacja była naprawdę wyśmienita. Ale teraz musimy porozmawiać.
Poczuła ukłucie niepokoju, ujrzawszy zagadkowy błysk w jego oczach. Czyżby obietnica opowieści o
jej rodzicach była tylko pretekstem, by wyciągnąć ją na kolację?
Rozparł się wygodniej w fotelu i przez chwilę przyglą-
80
Susan Stephens
dał się jej uważnie. Usiłowała ukryć swoje uczucia. Liczyło się tylko to, by wydobyć z niego jak
najwięcej wiadomości o jej rodzicach.
- A więc? - ponagliła go.
- Musisz najpierw poznać odpowiedni kontekst - rzekł.
- Tak, rozumiem.
- Naprawdę? - Zamilkł na moment. - Niektóre sprawy będziesz mogła pojąć tylko wówczas, gdy
wrócisz ze mną do Zaddary.
- Miałabym wrócić z tobą? - rzuciła z osłupieniem zduszonym szeptem.
Na samą myśl przebiegł ją lodowaty dreszcz. Co innego rozmowa w restauracji, na neutralnym
gruncie - ale wyjazd z Szahinem do kraju, którego jest władcą i gdzie jego słowo stanowi prawo, to
ryzyko, którego lękała się podjąć.
- Z pewnością to nie będzie konieczne przy dzisiejszych technicznych udogodnieniach - powiedziała.
-Mógłbyś przysłać mi przez internet opis albo zdjęcia.
Szahin milczał dłuższą chwilę, a potem rzekł z powagą:
- Kiedy odwiedzisz mój kraj, będziesz mogła w końcu przezwyciężyć przeszłość.
A jeżeli mi się nie uda? - pomyślała. Jednak jeśli odmówi, straci jedyną szansę zrozumienia, co
przydarzyło się przed laty jej rodzicom.
Poza tym podczas kolacji odkryła inną, bardziej ludzką stronę natury Szahina, i uderzyło ją, że oboje
hołdują w życiu podobnym wartościom.
Noce z królem
81
- I powinnaś też dowiedzieć się o schedzie - dodał, przerywając jej zadumę.
- O schedzie? - powtórzyła zaskoczona.
- Odziedziczyłaś coś po twoim ojcu. Zmarszczyła brwi.
- Jeżeli to pieniądze, nie przyjmę ich. Będziesz musiał przeznaczyć je na jakiś charytatywny cel.
- To nie pieniądze, lecz coś, co, jak sądzę, uznasz za znacznie cenniejsze. - Popatrzył na nią
wyczekująco. -A więc wrócisz ze mną?
Zara przygryzła usta. Nie chciała pokazać Szahinowi, jak bardzo kusi ją jego propozycja.
- Czymkolwiek jest ta scheda, chcę, aby pozostała w Zaddarze. Wiem, że moi rodzice kochali twój
kraj. Ewentualnie mogłabym zamówić jakiś skromny pomnik. Myślę, że to by im się spodobało...
Urwała ze smętną miną, uświadomiwszy sobie, że nie pamięta rodziców na tyle, by wiedzieć, czy
istotnie przy-klasnęliby temu pomysłowi. Szahin pojął, dlaczego umilkła, i ogarnął go wstyd. Miał
wobec jej rodziców do spłacenia honorowy dług. Musi zabrać ich córkę ze sobą do Zaddary - nie po to,
żeby dowiedziała się, co poszło źle, lecz aby zobaczyła, jak wiele osiągnęli. Pragnął też, by zro-
zumiała, czemu jej matka postanowiła zostawić ją w Anglii. Lecz przyznał w duchu, że ma także inny,
osobisty powód. Po prostu nie potrafił rozstać się z Zarą.
- Jeśli przyjedziesz do Zaddary, poznasz swoich rodziców tak dobrze, jak ja ich znałem.
82
Susan Stephens
Już w chwili, gdy to mówił, zdał sobie sprawę, że popełnił fatalny błąd, który zaprzepaści wpływ całej
jego wcześniejszej racjonalnej argumentacji. Zara nie zniesie myśli, że on, którego obwinia o śmierć
rodziców, mógłby znać ich lepiej od niej.
A potem sytuacja raptem jeszcze bardziej się pogmatwała.
- Wybacz... nie powinnam była w ogóle tu przychodzić. .. - wymamrotała Zara. Wstała od stołu i w
pośpiechu upuściła torebkę, której zawartość wysypała się na podłogę.
Gdy schylił się, żeby jej pomóc pozbierać jakieś zdjęcia, rzuciła się gwałtownie i wyrwała mu je z
ręki.
- Sama sobie poradzę - warknęła wściekle.
- Przecież widziałem inne fotografie - zaoponował.
- Ale tych nie musisz oglądać.
Wsadziła je szybko do bocznej przegródki torebki, jednak nie zorientowała się, że dwie nadal trzymał
w dłoni.
Jego ochroniarze spostrzegli zamieszanie i ruszyli ku nim.
- Odwołaj swoich ludzi - rzuciła Zara. Powstrzymał ich nieznacznym gestem. Gdy pochyliła się
nad stołem, wpatrzył się w jej biust, lecz natychmiast poczuł wyrzuty sumienia. Jak może się tak
zachowywać wobec dziewczyny, którą jest zobowiązany się opiekować?
- Usiądź, Zaro - rzekł cicho, ale stanowczo. Usłuchała po krótkim wahaniu. Położył na stoliku
grzbietami do dołu obydwa zdjęcia, których mu nie odebrała.
Noce z królem
83
- Nie powinniśmy mieć przed sobą żadnych tajemnic - powiedział. - Musimy ufać sobie nawzajem.
- Nie potrzebuję twojego współczucia - parsknęła i wyciągnęła rękę, by zgarnąć fotografie, lecz
Szahin błyskawicznie chwycił ją za przegub.
- Nie, chcę zobaczyć pozostałe.
Usta jej drżały. Pojmował, że dziewczyna walczy, by znów się przy nim nie rozpłakać.
- Nie powoduje mną współczucie, a jedynie zwykła ciekawość - oświadczył szorstko.
Podała mu zdjęcia. Pochodziły z kolejnych lat jej pobytu w szkole. Wszystkie przedstawiały bladą
dziewczynkę o hardym wyzywającym spojrzeniu i ustach zaciśniętych w ponurym grymasie, w
otoczeniu innych, szczęśliwych dzieci i serdecznie uśmiechniętych dorosłych. Były to rodziny, u
których spędzała wakacje, gdyż nie miała dokąd pojechać. Widział, że ci ludzie starali się z całego
serca, by czuła się u nich jak w domu - jednak na każdym zdjęciu rodzina się zmieniała... Teraz już
pojął wszystko i serce ścisnęło mu się z bólu i współczucia dla Zary.
Lecz odkładając fotografie, pilnował się, aby nie zdradzić przed nią kłębiących się w nim emocji.
Pochylił się naprzód, spojrzał jej w oczy i powtórzył z naciskiem:
- Wróć ze mną do Zaddary...
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Rubinowy Fort.
W samolocie Szahin powiedział Żarze, że właśnie tam muszą się udać, jeśli chce odebrać spadek po
ojcu. Nie ostrzegł jej jednak, że będą podróżować konno... a ściślej mówiąc oboje na jednym koniu, co
okazało się koszmarnie uciążliwe i niewygodne.
Jechali przez pustynię już niemal godzinę, i dziewczyna nie wiedziała, jak długo jeszcze zdoła
wytrzymać. Jednak zapomniała o obolałym ciele, gdy niczym pustynny miraż wyłonił się przed nimi
ulubiony pałac Szahina, otoczony szańcami.
Gdy podjechali bliżej, piękno panoramy zaparło jej dech w piersi. Zapadał zmierzch i nad horyzontem
wisiała olbrzymia pomarańczowa kula zachodzącego słońca. W jego blasku wszystkie kolory
wydawały się bardziej intensywne - góry były ciemniejsze, piasek gwałtownie zmieniał barwę z kości
słoniowej na miedzianą, a niebo miało hipnotyczny odcień lawendowo-mandarynko-wy. Na tle tej
palety barw rysowała się bryła Rubinowego Fortu.
Już sama nazwa brzmiała baśniowo. Pochodziła od
Noce z królem
85
niezliczonych szlachetnych kamieni, wprawionych w jego mury i sprawiających, że w promieniach
słońca płonął ciemną czerwienią. Owe klejnoty, jak powiedział jej Szahin, stanowiły dar dla jego ojca
od plemion Beduinów, wdzięcznych staremu szejkowi za otrzymane łaski.
- Jak ci się podoba? - zapytał, powstrzymując wierzchowca, by mogła się lepiej przyjrzeć.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, zawołał:
- Naprzód, Dżamal!
Okrzyk przestrachu Zary został zagłuszony przez tętent kopyt, gdy Szahin wypuścił ogiera galopem w
kierunku fortu. Dziewczyna, aby złagodzić palący ból mięśni nóg, wychyliła się nieco z siodła,
ryzykując upadek.
- Podobała ci się jazda? - zapytał, gdy w końcu ściągnął cugle.
- Wspaniała - wycedziła przez zęby.
- Cieszę się - stwierdził i znów popędził konia. - Mówiłem ci, że szybko przywykniesz.
Gdy ogier galopował, Zara modliła się tylko, by zdołała dojechać żywa. A przecież pierwsza część
podróży upłynęła tak gładko i przyjemnie. Pojechali limuzyną na lotnisko, gdzie przesiedli się do
prywatnego odrzutowca, a gdy wylądowali, na pasie czekał na nich kolejny luksusowy samochód.
Szahin wyjaśnił jej, że ich bagaże zostaną przetransportowane śmigłowcem. Tak więc niczego nie po-
dejrzewała, gdy kierowany przez szofera królewski pojazd zajechał pod stajnie. Odprężyła się nawet,
gdyż niczego nie bała się tak jak lotu helikopterem - z wyjątkiem jazdy
86
Susan Stephens
konnej. Na widok przygotowanego dla niej wierzchowca zzieleniała ze strachu, toteż trzeba było
szybko odprowadzić go z powrotem do boksu. Ostatecznie pojechała, siedząc za Szahinem i trzymając
się mocno jego pleców.
Pogodziwszy się z niewygodą jazdy konnej, spostrzegła, że z bliska fort wygląda jeszcze bardziej
imponująco. Gdy dotarli pod wały obronne, Szahin zwolnił do truchtu, dając jej okazję podziwiania
ogromu pałacu oraz jego bogatych zdobień. Kiedy ze stukotem kopyt przejeżdżali przez zabytkowy
zwodzony most, zadarła głowę, gapiąc się na wyniosłe baszty i zwieńczone blankami mury, gdzie
powiewały chorągwie na cześć przybycia panującego szejka Zaddary.
Westchnęła z zachwytu, gdy przez wielką bramę wjechali na dziedziniec tak olbrzymi, że pomieściłby
sporą wioskę. Tłum ludzi w białych szatach oczekiwał tam, by powitać swego przywódcę. Kiedy
ujrzeli Szahina, zaczęli wznosić gromkie okrzyki radości i entuzjastycznie machać rękami.
Pozdrowił ich życzliwie, a potem odwrócił się w siodle do Zary.
- No i jak pierwsze wrażenie? - zapytał.
- Fantastyczne, jestem olśniona - odrzekła szczerze. Odetchnęła z ulgą, kiedy ogier przeszedł w stępa,
lecz
natychmiast ogarnęło ją zakłopotanie, gdyż Szahin wjechał pomiędzy szeregi swych poddanych.
Wzbudzała powszechne zaciekawienie i wiedziała, że ludzie dziwią się, dlaczego za ich wodzem
siedzi w siodle jakaś rozczochrana dziewczyna, obejmując go w pasie. Starała się wyprostować i
przybrać swobodną postawę, jednak niezbyt jej się to powiodło.
Noce z królem
87
Zatrzymał wierzchowca u stóp szerokich marmurowych schodów. Gdy zeskoczył z siodła, rozległ się
szczęk prezentowanej broni i rzędy odzianych w uroczystą biel mężczyzn pochyliły się w głębokim
pokłonie.
Dopiero teraz Zara uświadomiła sobie w pełni pozycję Szahina i szacunek, jakim darzy go jego naród.
Przyglądała się z zaciekawieniem, jak przed szereg wystąpił sługa, niosąc miedzianą tacę z dwiema
szklanicami i dzbanem zawierającym orzeźwiający napój z kostkami lodu. Nagle zdała sobie sprawę,
jak bardzo jest spragniona. Chwyciła się grzywy konia, przerzuciła prawą nogę nad jego grzbietem i
zaczęła zsiadać. Szahin nie zauważył tego, zajęty rozmową z jednym ze swych ludzi.
Była dumna, że tak zgrabnie jej to idzie - dopóki nie stanęła na ziemi i nie poczuła, że nogi ugięły się
pod nią.
- Nie musisz dygać - rzekł złośliwie, gdy pisnęła zaskoczona, po czym zwrócił się do grupy
dostojników: -Przedstawiam wam Zarę Kingston.
Niełatwo przyszło jej jednocześnie uśmiechnąć się do nich i spiorunować wzrokiem Szahina -
zwłaszcza że leżała bezradnie na ziemi. Gdy zaofiarował się, że pomoże jej wstać, wyznała ze
wstydem:
- Chyba nie dam rady iść.
- W takim razie...
Wziął ją na ręce i wniósł po schodach do swego pustynnego pałacu.
88
Susan Stephens
- To twój pokój. Mam nadzieję, że ci się podoba? Gdy Szahin postawił ją na podłodze, musiała się
uchwycić ozdobnie rzeźbionego oparcia sofy, gdyż nogi wciąż jeszcze odmawiały jej posłuszeństwa.
Olbrzymia sypialnia przypominała raczej salę balową, i dziewczyna poczuła się w niej zagubiona.
Na umieszczonym centralnie podeście stało bogato złocone łoże z atlasową pościelą i purpurową
kapą. Kilkoro misternie rzeźbionych drzwi prowadziło do innych sal. W głębi grupa służebnic czekała
na jej polecenia.
- Nie podoba ci się? - zapytał, gdy nie odpowiedziała.
- Jest wspaniały, ale...
- Ale? - podchwycił.
- No cóż... Czy nie ma tu jakiejś mniejszej, bardziej przytulnej sypialni?
Szahin celowo umieścił ją w tym prezydenckim apartamencie, położonym możliwie jak najdalej od
jego pokoi, gdyż chciał uniknąć pokusy bliskiego sąsiedztwa dziewczyny.
- Naprawdę nie czuję się tu swobodnie - nalegała. Pospiesznie rozważył inne opcje. Wprawdzie w
pałacu
było mnóstwo sal, lecz wszystkie pokoje gościnne miały równie wielkie rozmiary. Mniejsze
pomieszczenia znajdowały się tylko w pobliżu jego apartamentu.
- Przecież spędzisz tu zaledwie dwie doby - powiedział, sądząc, że to rozstrzyga sprawę.
- Nie zostanę w pałacu na noc, jeżeli będę musiała spać tutaj - oświadczyła stanowczo.
Noce z królem
89
Pojął, że nie zwalczy jej uporu, dorównującego jego własnemu.
- Dobrze, coś wymyślę. Tymczasem możesz wziąć kąpiel. Służąca zaprowadzi cię do łazienki. -
Przywołał gestem kobietę, która podeszła i skłoniła się z szacunkiem. - I nie martw się, że zabłądzisz
w pałacu. Polecę, żeby po kąpieli sprowadzono cię do mnie.
W złocistej lektyce? - zastanowiła się Zara, podziwiając wspaniałe ścienne malowidła. Podejrzewała,
że umieścił ją w czymś w rodzaju haremu.
- Szahinie... - odezwała się, gdy już wychodził. Przystanął przy drzwiach i odwrócił się do niej. -Tak?
- Czy pokażesz mi dzisiaj schedę po moim ojcu?
- Pomówimy o tym później, przy kolacji.
Przyglądając się, jak znika w korytarzu, pomyślała rozczarowana, że zwabił ją tutaj obietnicą relacji o
rodzicach, a teraz znów każe jej czekać.
- Chodźmy - rzekła do służącej.
Kobieta zaprowadziła ją do łazienki i powiedziała doskonałą angielszczyzną:
- Proszę mnie wezwać, jeśli będzie pani czegokolwiek potrzebowała. Tu są przyciski dzwonka.
Zarę ogarnęło zakłopotanie. Nie przywykła, by ją obsługiwano.
- Dziękuję, to bardzo uprzejme... ale dam sobie radę sama.
90
Susan Stephens
- Może tymczasem polecę, by rozpakowano pani bagaże? - zaproponowała służąca.
- Cóż, właściwie mam nadzieję przenieść się do innego pokoju...
- Wobec tego może każę wyjąć tylko strój wieczorowy do kolacji?
- Dobrze, dziękuję. Kremowe jedwabne spodnie i to-pazowa bluzka, która leży na samym wierzchu...
Kobieta skłoniła się, skinęła na swoje towarzyszki i oznajmiła:
- Wrócę za godzinę i zaprowadzę panią do szejka.
Zara weszła do wspaniałej łazienki wielkości jej saloniku w Londynie, wykładanej różowo
żyłkowanym marmurem i wyposażonej we wszelkie luksusowe udogodnienia. Podłogę wyściełały
puszyste dywany, a w stojącej w kącie wannie na powierzchni wody z pianą unosiły się wonne płatki
kwiatów.
Zarę po długim podskakiwaniu w siodle bolały wszystkie mięśnie, toteż szybko zrzuciła ubranie i z
rozkoszą zanurzyła się w kąpieli, postanawiając chwilowo odsunąć na bok wszystkie troski.
Niemal całą godzinę spędziła w gorącej wodzie. W końcu wyszła z wanny i ubrała się pospiesznie. Jej
niepokój powrócił. Zastanawiała się, dlaczego Szahin nie chciał jej opowiedzieć o spadku po ojcu.
Przy pierwszym spotkaniu uznała młodego szejka za potwora, jednak poznawszy go bliżej odkryła, że
ma naturę zbyt złożoną, by mogła go łatwo potępić. Zarazem nie umiała zapanować nad na-
Noce z królem
91
miętnością, jaką w niej wzbudzał. Zwłaszcza tutaj, w Rubinowym Forcie, nie potrafiła zapomnieć o
tym, co zaszło między nimi na pustyni...
Rozległo się dyskretne pukanie do drzwi. Zara westchnęła i pomyślała, że musi stawić czoło
Szahinowi i usłyszeć, co ma jej do powiedzenia o rodzicach i spadku po nich.
Idąc za służącą nieskończenie długimi korytarzami o marmurowych posadzkach, Zara miała dość
czasu, by pożałować swej decyzji o powrocie do Zaddary. Powinna była zostać w Londynie i nalegać,
by Szahin tam wszystko jej wyjawił.
Dwaj mężczyźni w białych szatach przepasanych purpurowymi szarfami otworzyli przed nią wielkie
złocone wrota i skłonili się, gdy wchodziła do sali, pozostawiwszy służącą na korytarzu.
Na jej widok Szahin wstał. Wyglądał imponująco w powłóczystej czarnej jedwabnej szacie.
Zara przystanęła na chwilę i przyjrzała się kolumnom z kości słoniowej, zdobionym złotymi listkami,
oraz sklepionemu sufitowi ze szkła witrażowego, rzucającemu tęczowy blask na pluszowe sofy z
aksamitnymi poduszkami. Niski stół zastawiono suto do kolacji, a we wnęce dyskretnie przygrywali
muzycy. W filigranowych złotych kinkietach płonęły świece, a w powietrzu unosiła się delikatna woń
drzewa sandałowego.
Dziewczyna zorientowała się, że zostawiła w sypialni
92
Susan Stephens
aparat fotograficzny, jednak powściągnęła odruch, by po niego wrócić. Nie chciała zdradzić się przed
Szahinem, jak wielki zachwyt wzbudziło w niej to urządzone z przepychem wnętrze.
- Pomyślałem, że zjemy tutaj, na sposób zaddariański - oświadczył, wskazując jej stos jedwabnych
poduszek. -Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu.
Z mocno bijącym sercem usiadła naprzeciw niego przy stole z brązu czy może nawet złota. Miała już
się odezwać, gdy na jakiś niedostrzegalny sygnał zjawiła się armia służących, którzy zaczęli
serwować im kolejne wyszukane potrawy. Po kilkunastu minutach Zara poczuła irytację, nie mogąc
się doczekać rozpoczęcia obiecanej rozmowy. Gdy wreszcie Szahin gestem odprawił służbę,
powiedziała:
- Dziękuję, kolacja była pyszna. A teraz...
- Teraz zapewne chciałabyś pomówić o schedzie po twoim ojcu? - dokończył domyślnie. - Niestety,
ona jest czymś, co musisz raczej zobaczyć.
Zara skryła rozczarowanie.
- Wobec tego spotkamy się jutro rano - rzekła, wstając.
- Sądziłem, że moglibyśmy porozmawiać trochę o twojej wystawie.
Pomyślała, że Szahin, nabywszy całą kolekcję, pragnie teraz zademonstrować zainteresowanie jej
pracą, i ponownie usiadła.
- Co chciałbyś wiedzieć?
- Co skłoniło cię do zajęcia się fotografiką?
Noce z królem
93
Usłyszawszy to niewinne pytanie, odprężyła się i opowiedziała żywo o początkach, czyli robieniu
zdjęć do szkolnej gazetki, oraz o kolejnych etapach kariery aż do chwili obecnej. Spostrzegła jednak,
że Szahinowi nie udzielił się jej entuzjazm, i zastanawiała się, czemu spogląda na nią z takim
zatroskaniem.
- A więc dokonałaś tego wszystkiego sama - stwierdził, gdy skończyła mówić. - Czy praca w
pojedynkę ci nie doskwiera?
- Nie, skądże - odparła szczerze, nie mając pojęcia do czego on zmierza.
- A kiedy wracasz do domu, nie brakuje ci przyjaciół?
- naciskał.
Zmarszczyła brwi.
- Oczywiście, że mam przyjaciół... wspaniałych przyjaciół, jeszcze ze szkoły. Jednak wszyscy
jesteśmy bardzo zajęci i nieczęsto się spotykamy.
- Więc nigdy nie czujesz się samotna?
- Nie mam na to czasu - zapewniła go. - Zresztą praca daje mi mnóstwo radości. - Nachyliła się ku
niemu.
- Mam wrażenie, że podobnie jest z tobą. Też prowadzisz samotne życie, a jednak się nie uskarżasz.
Uświadomił sobie, zaskoczony, że Zara ma rację. Wprawdzie od urodzenia otaczały go tabuny ludzi,
skwapliwie spełniające wszelkie jego życzenia, ale czy od śmierci ojca mógł komukolwiek w pełni
zaufać?
Pojął też, że jego podopieczna wcale nie jest tak bezradna i skazana na cudzą pomoc, jak dotąd sądził.
To nie
94
Susan Stephens
zależna energiczna kobieta, całkiem zadowolona ze swego losu.
- Zgadzasz się ze mną, Szahinie? - zapytała.
Nie odpowiedział, tylko dyskretnie przycisnął stopą umieszczony w podłodze guzik.
Zara zastanawiała się, czy nie posunęła się za daleko, porównując jego bogate światowe życie ze
swoją prozaiczną egzystencją. Jednak po namyśle uznała, że się nie myliła.
Próbowała podtrzymać konwersację, lecz Szahin wydawał się roztargniony i nieobecny duchem.
Podążyła za jego spojrzeniem i spostrzegła w drzwiach znaną jej już służącą.
- Znaleziono ci mniejszy pokój - oznajmił, wstając. -Mam nadzieję
s
że będzie ci odpowiadał. Fariah
cię tam zaprowadzi.
- A co z obiecaną rozmową?
- Może zaczekać do jutra, kiedy oboje będziemy wypoczęci - powiedział i zanim zdążyła
zaprotestować, dorzucił: - Wyjedziemy o świcie. Włóż ubiór odpowiedni na pustynię i wygodne buty.
Odwrócił się od niej. Zara poczerwieniała, rozgniewana takim przejawem lekceważenia, lecz nic nie
mogła na to poradzić.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Nazajutrz rano Zara, schodząc wraz z Szahinem po pałacowych schodach, była tak podekscytowana,
że nie miała czasu rozpamiętywać jego wczorajszego szorstkiego i nieuprzejmego zachowania.
Zgodnie z jego zaleceniem ubrała się w przewiewne bawełniane spodnie, takąż koszulę z długimi
rękawami i turystyczne buty, natomiast szejk miał na sobie dżinsy. Dotychczas, ilekroć rezygnował z
uroczystego orientalnego stroju na rzecz zwykłego ubrania, zapowiadało to zmianę sposobu bycia na
swobodniejszy. Miała nadzieję, że tym razem będzie podobnie, choć jego pełna rezerwy postawa
ostrzegła ją, by nie oczekiwała zbyt wiele.
Na dziedzińcu czekał na nich dżip oraz sługa z kluczykami w ręku. Szahin podziękował mu po
zaddariań-sku, polecił Żarze, żeby wsiadła, a sam zajął miejsce za kierownicą.
Po mniej więcej godzinie jazdy przez pustynię Zara uświadomiła sobie, że nigdy dotąd nie widziała
Szahina tak napiętego.
- Daleko jeszcze? - spytała.
96
Susan Stephens
- To dopiero początek twojej podróży - usłyszała w odpowiedzi.
- Nie wiem nawet, dokąd mnie wieziesz - poskarżyła się i musiała chwycić się klamki, gdyż
zahamował gwałtownie.
- Chcesz dowiedzieć się prawdy o swoich rodzicach? - rzucił, wytrzymując jej gniewne spojrzenie.
- Naturalnie, że chcę!
- Więc zrozum, że dla mnie to także jest trudne. Bądź cierpliwa i okaż im w ten sposób choć trochę
szacunku.
Dziewczyna oniemiała z oburzenia.
- Śmiesz prawić mi kazanie na temat moich rodziców? Właśnie ty?
- Po prostu usiłuję ci pomóc.
- Nie sądzisz, że trochę na to za późno? - Nagle wezbrały w niej żal, ból utraty i frustracja. - Nie dość,
że odpowiadasz za ich śmierć, to jeszcze w dodatku mnie uwodzisz...
- Nie udawaj, że nie sprawiło ci to przyjemności -przerwał jej.
Zara poczerwieniała z gniewu, ale opanowała się i rzekła pojednawczo:
- Przepraszam, masz rację, ja również odpowiadam za to, co między nami zaszło.
Włączył silnik. Ta sytuacja była niełatwa dla nich obojga. Naprawdę lubił jej rodziców i wciąż jeszcze
głęboko przeżywał ich tragiczną śmierć.
- Pojedziemy daleko w głąb pustyni - wyjaśnił. - Do
Noce z królem
97
miejsca, które nawet nie ma nazwy. To chronologicznie pierwszy obszar poszukiwań ropy naftowej w
Zaddarze. Musisz go zobaczyć, żeby zrozumieć, w jakich ciężkich warunkach pracowali twoi rodzice
i czemu zdecydowali się tu osiąść, a co najważniejsze, dlaczego zostawili cię w Anglii.
Nawet nie patrząc na Zarę, wyczuwał kłębiące się w niej emocje. Nie zatrzymując się, włączył system
nawigacji satelitarnej, żeby mogła obejrzeć ten teren na monitorze.
- Dziękuję - powiedziała.
Kątem oka obserwował, jak wpatrywała się w ekran. Pragnął pokazać jej pionierski obóz
poszukiwawczy i wyjaśnić, czemu służyły zrujnowane obecnie budynki. W głębi duszy chciał
wyjawić jej prawdę i mieć to już za sobą. W swoim czasie ojca Zary uważano za jednego z czołowych
geologów jego generacji, lecz potem zaczął pić, wskutek czego stał się lekkomyślny i porywczy. Stary
szejk Abdullah zaryzykował zatrudnienie go głównie dlatego, że nie stać go było na nikogo innego. Ta
decyzja okazała się szczęśliwa dla Zaddary, ale nie dla ojca dziewczyny oraz jego żony.
Szahin zawsze uważał matkę Zary za delikatną i łagodną kobietę, obdarzoną jednak żelaznym
charakterem. To ona trzymała wszystko w ryzach aż do tego feralnego dnia, gdy jej pijany mąż
postanowił nie czekać i użyć wadliwych detonatorów...
Tamte okoliczności nie mają już obecnie znaczenia, pomyślał Szahin, wciskając pedał gazu. Obwiniał
się
98
Susan Stephens
za śmierć rodziców Zary. Naiwnie zdecydował się nabyć tańsze detonatory na czarnym rynku. Jego
ojciec natychmiast zorientował się, że są uszkodzone. Polecił mu wrócić do Zaddary i zastąpić je
pełnowartościowymi, kupionymi u renomowanego dostawcy.
Szahin miał wówczas zaledwie dziewiętnaście lat i starał się pomóc w ratowaniu swego
podupadającego kraju, jednak spowodował przy tym tragedię. W pośpiechu w ciągu jednego dnia
przebył drogę z obozu na pustyni do Zaddary i z powrotem, aby wymienić wadliwy sprzęt, lecz
niestety się spóźnił. Zabił rodziców Zary, jakby osobiście odpalił uszkodzony detonator. Bez względu
na opinię innych ludzi, nigdy sobie tego nie wybaczy. To istny cud, że w tej strasznej katastrofie nie
zginął też jego ojciec.
- Może zastąpię cię na trochę za kierownicą - zaproponowała dziewczyna.
Wyrwany z tych ponurych wspomnień, odparł z nikłym uśmiechem:
- Nie, dziękuję, myślę, że sobie poradzę. Zastanawiał się, jak ma przestać pożądać Zary. Lecz
nawet świadomość, że z mocy prawa winien się opiekować tą dziewczyną, nie była w stanie ugasić w
nim tego palącego pragnienia.
Skręcił w kierunku najbardziej surowego i nieprzyjaznego rejonu pustyni. Poszukiwanie ropy na tym
obszarze wymagało od jej rodziców i jego ojca wielkiej odwagi i samozaparcia. Chciał, aby Zara zdała
sobie z tego spra-
Noce z królem
99
wę. Musiał skupić się na zawiezieniu jej tam i zapomnieć o uczuciach, jakie do niej żywi... oraz o tym,
że na zawsze pozostanie dla niego nieosiągalna.
Było tu tylko skupisko walących się domów. Podczas jazdy w głąb pustyni Zara w rosnącym napięciu
czekała, aż ujrzy... no właśnie, co? Nie miała pojęcia, co właściwie spodziewa się zobaczyć - ale z
pewnością nie to, co miała teraz przed oczami.
Drżąc z napięcia, wygramoliła się z dżipa i poczuła, że do oczu napływają jej łzy wzruszenia.
Poruszyło ją do głębi, że stąpa po tej samej ziemi i ogląda ten sam krajobraz co niegdyś jej rodzice.
Jednak widok tych zrujnowanych baraków w dawnym obozie poszukiwawczym niczego jej nie
wyjaśnił. Wręcz przeciwnie - nasunął kolejne pytania. Jak oni byli w stanie tutaj egzystować? Jak
mogli zostawić swoje małe dziecko dla czegoś takiego? Rozpaczliwie pragnęła to zrozumieć, jednak
obawiała się, że nigdy nie uzyska odpowiedzi.
Rozejrzała się po opustoszałym terenie, a potem pochwyciła wyczekujące spojrzenie Szahina. Zadał
sobie mnóstwo trudu, żeby ją tu przywieźć. Nie mogła zdradzić się przed nim, jak bardzo czuje się
rozczarowana.
Obszedł dżipa, objął ją ramieniem i poprowadził naprzód.
- W tej przyczepie mieszkali twoi rodzice. Odruchowo sięgnęła po aparat.
- Mogę? Chciałabym uwiecznić to miejsce na pamiątkę.
100
Susan Stephens
- Naturalnie - rzekł i ustąpił na bok, gdy robiła serię zdjęć.
Mimo iż obóz wyglądał niepozornie, pragnęła go obfotografować, w nadziei, że może później uda jej
się dzięki temu pojąć pobudki rodziców.
Skończyła i podeszła do drzwi, ale zawahała się i zaczekała na Szahina. Potrzebowała chwili czasu,
żeby odzyskać równowagę.
Otworzył je dla niej i się cofnął.
Gdy weszła do gorącego, dusznego wnętrza przyczepy, znów ogarnęło ją rozczarowanie... a także
frustracja. Były tu tylko stół i trzy plastikowe krzesełka oraz oparta o ścianę miotła. Poczuła ukłucie
smutku i żalu. Miała wrażenie, że mieszkańcy lada chwila wrócą - a jednak przeczyła temu wyraźna
aura pustki i opuszczenia.
Szahin przemierzył pokój i otworzył drzwi do sąsiedniego pomieszczenia, lecz nie poszedł tam za nią,
wyczuwając, że pragnie zostać sama.
Znalazła się w sypialni. Przy ścianie stało proste żelazne łóżko, a za uchylonymi kolejnymi wąskimi
drzwiami spostrzegła skromną łazienkę.
- Czy to już wszystko? - szepnęła.
- Nie, to dopiero początek - odparł Szahin. - Chciałem, żebyś zobaczyła, w jakich trudnych warunkach
żyli, gdy po raz pierwszy rozbili obóz. Naturalnie, rozbudowano go w miarę postępu prac
poszukiwawczych, ale wieczorami nie mieli tu żadnych rozrywek. Nie było telewizji, telefonów
satelitarnych ani innych środków łączności.
Noce z królem
101
Myślę, że z czasem znudziło się im nawet granie w karty i czytanie książek.
- Dziękuję, że rni to pokazałeś - rzekła, zastanawiając się, czego jej jeszcze nie powiedział. Była
pewna, że coś przed nią ukrywa. Jeżeli z powodu stresu i osamotnienia na pustkowiu rodzice
przeżywali jakieś problemy, chciała
o nich usłyszeć. - Ale przecież mieli siebie nawzajem. Poza tym był tu przecież twój ojciec.
Mężczyzna zignorował tę uwagę.
- Mam nadzieję, że ta podróż pomoże ci spojrzeć na to wszystko z właściwej perspektywy - rzucił
lakonicznie
i ruszył do wyjścia.
- Spodziewałam się, że zastanę tu takie surowe warunki - powiedziała, idąc za nim.
- Nie tylko brak udogodnień czynił życie tutaj tak ciężkim - wyjaśnił. - Również ta bezkresna pustka
wokoło... - Stanął w otwartych drzwiach, spoglądając na odległy horyzont, rozedrgany w upalnym
powietrzu. - Człowiek czuje się tutaj bardzo samotny.
- Ale przecież w innych budynkach też mieszkali ludzie - zaoponowała.
Przecząco potrząsnął głową.
- Nie stać nas było na zatrudnienie nikogo więcej. Te baraki wzniesiono później, by pomieścić rosnącą
ilość specjalistycznego sprzętu.
- Możemy je teraz obejrzeć?
- Naturalnie.
Wyjaśnił jej, że największy pełnił rolę prowizorycznej
102
Susan Stephens
świetlicy i że właśnie tutaj znajdzie kilka rzeczy należących do jej rodziców.
Przygotowała się na to w duchu, ale kiedy zawahał się przed drzwiami, jej determinacja i pewność
siebie zniknęły bez śladu.
- O co chodzi? - zapytała.
- O nic... - Szahin zajrzał jej głęboko w oczy. - Pomyślałem po prostu, że może wolałabyś rozejrzeć się
tam sama.
- Owszem - przytaknęła fałszywie beztroskim tonem. Otworzył kluczem zamek, ale nie uchylił drzwi.
- Zaczekam na ciebie w dżipie - oświadczył.
Jednak w połowie drogi zatrzymał się i zawrócił. Nie mógł jej tak zostawić...
Przekonywał samego siebie, że żywi wobec niej uczucia wyłącznie opiekuńcze. Przyspieszył kroku.
Była sama od pięciu minut - czyli pięć minut za długo.
Cicho podszedł do drzwi, wstrzymał oddech i zaczął nasłuchiwać. Dobiegł go stłumiony szloch, więc
bez namysłu wszedł do środka, nie bacząc na to, że Zara może uznać go za intruza.
Siedziała na podłodze na środku pokoju, oparta plecami o nogę zakurzonego stołu bilardowego, a
wokół niej leżały fotografie, które, tak jak się spodziewał, tutaj znalazła.
- Zaro... - odezwał się.
- Proszę, odejdź... Chcę zostać sama...
Noce z królem
103
- Pomyślałem, że powinnaś się dowiedzieć, po kim odziedziczyłaś talent. - Ponieważ nie ponowiła
prośby, żeby wyszedł, mówił dalej: - Jak widzisz, twój ojciec robił świetne zdjęcia... - O ile po piciu
ręce nie trzęsły mu się tak, że nie mógł utrzymać aparatu, dokończył ponuro w duchu. - Uwiecznił
wszystko, co działo się w obozie od dnia jego powstania.
- Ja też bym tak postąpiła - odrzekła, zmuszając się do uśmiechu, i zebrała z podłogi fotografie. - Są
naprawdę piękne.
Gdy się im przyglądała, Szahin uznał, że nadeszła pora, by powiedzieć jej o wszystkim.
- Poszukiwanie ropy naftowej pomogło mojemu ojcu otrząsnąć się z rozpaczy po zgonie mojej matki,
która zmarła podczas epidemii wietrznej ospy.
- Och, Szahinie, nie wiedziałam... Tak mi przykro...
Wzruszyło go, że Zara pomimo własnego bólu pragnęła go pocieszyć. Wiedział, że nie może już
dłużej niczego przed nią ukrywać.
- Śmierć mojej matki to wyjątkowa ironia losu, ponieważ od chwili wstąpienia na tron ojciec usilnie
starał się o poprawę opieki zdrowotnej w Zaddarze. Jednak stale brakowało pieniędzy. Wierzył, że
znalezienie ropy rozwiąże te problemy, i dlatego wynajął twoich rodziców. Nie mógł im dużo
zapłacić, ale zaraził ich swoją wizją...
- A zatem rodzice, podjąwszy tu pracę, zostawili mnie w Anglii, by uchronić mnie przed ryzykiem
groźnych chorób?
104
Susan Stephens
- Właśnie - przytaknął.
- Proszę, mów dalej.
- Tutaj była ich główna kwatera - bez klimatyzacji czy ogrzewania. Lodowate zimno w nocy i
potworny upał w ciągu dnia. Mój ojciec zazwyczaj sypiał tutaj na tyni starym łóżku polowym w kącie,
natomiast twoi rodzice mieszkali w przyczepie, którą już widziałaś, w niezwykle prymitywnych
warunkach. To było nadzwyczaj śmiałe i ryzykowne przedsięwzięcie.
- A więc po nich odziedziczyłam ducha przygody?
- Tak sądzę - przyznał.
- A czy mógłbyś mi opisać, jacy oni byli? - poprosiła żywo. - Pamiętasz ich?
Starannie zważył słowa, zanim odpowiedział:
- Oczywiście, że pamiętam. Twój ojciec był wspaniałym człowiekiem, choć nieco porywczym i
impulsywnym. Matka była znacznie bardziej opanowana i stanowiła dla niego oparcie.
Pomyślał, że ta kobieta zdołała tak wiele znieść dzięki wyjątkowej sile charakteru. Zastanawiał się, ile
powinien dyplomatycznie przemilczeć. Chciał, żeby Zara poznała swoje korzenie, lecz zarazem
pragnął, by zachowała szczęśliwe wspomnienia o rodzicach. Przecież oni tyle uczynili dla jego kraju.
- Twoja matka była szczera i otwarta - dodał.
- Czyli waliła zawsze prosto z mostu.
- Czy kogoś ci to nie przypomina? Dziewczyna niemal się uśmiechnęła.
Noce z królem
105
- A jak odnosiła się do twojego ojca?
- Nie robiła sobie wiele z tego, że jest władcą Zaddary, i traktowała go bez żadnych ceregieli.
Teraz Zara naprawdę się uśmiechnęła, lecz natychmiast odwróciła wzrok.
- Szahinie, chyba pora, abyś opowiedział mi o tym wypadku - rzekła cicho i spokojnie, jednak nadal
nie patrzyła na niego.
Postanowił możliwie jak najmniej ją zranić.
- Wiesz już o wadliwych detonatorach. Mój ojciec wymógł, by schować je pod kluczem do czasu, gdy
zostaną bezpiecznie zniszczone. Wysłał mnie z powrotem do stolicy, żebym kupił nowe i sprawne.
- Więc co poszło źle?
- Nie było mnie przy tym, ale...
- Moi dziadkowie twierdzili, że to ty zawiniłeś.
- Nie próbuję wprowadzić cię w błąd i wymigać się od odpowiedzialności. Kupiłem tanio partię
detonatorów od człowieka z wojskowego działu zaopatrzenia. Sądziłem, że zrobiłem dobry interes.
Do głowy mi nie przyszło, że są uszkodzone. Nigdy dla zaoszczędzenia pieniędzy nie naraziłbym
świadomie na szwank ludzkiego życia.
- Zatem co się stało?
- Jak mówiłem, twój ojciec był bardzo porywczy i niecierpliwy. .. - zaczął Szahin ostrożnie i urwał.
- To znaczy, że włamał się do magazynu, gdzie trzymano wadliwe detonatory? - naciskała.
106
Susan Stephens
Szahin poczuł się zakłopotany koniecznością wyjawienia jej prawdy
- Był bliski znalezienia złóż ropy... Zara zmarszczyła brwi.
- A ty nie wróciłeś w porę, by go powstrzymać przed użyciem tych uszkodzonych detonatorów?
- W ogóle nie powinienem był ich kupować - wyznał głosem ochrypłym z emocji.
Dziewczyna umilkła na chwilę, rozważając to, co usłyszała, po czym zawyrokowała:
- Niezależnie od wszelkich okoliczności mój ojciec nie miał prawa wbrew ustaleniom wynieść z
magazynu, a następnie użyć sprzętu, o którym wiedział, że stanowi zagrożenie dla życia.
Szahin zmilczał, wiedząc, że jej ojciec był wówczas pijany. Ciężko ranny w wybuchu, zmarł w
szpitalu, natomiast jego żona zginęła na miejscu w pożarze. Szejk Abdullah ocalał, ponieważ akurat
odbierał dostawę nowego sprzętu. Szahin zdecydował, że nie wyjawi Żarze prawdy o alkoholizmie oj-
ca, gdyż jedynie niepotrzebnie znowu zadałby jej ból.
- Wszyscy tamtego feralnego dnia popełniliśmy błędy - powiedział tylko.
- Ty wciąż obwiniasz się o zbyt późny powrót? Przecież do Zaddary jest stąd bardzo daleko.
- Wiem... - Urwał i zacisnął szczęki. - Droga do stolicy i z powrotem zajęła mi niecałą dobę. W tym
czasie zakupiłem nowe detonatory, kazałem je sprawdzić i zapłaciłem należność.
Noce z królem
107
- Zrobiłeś wszystko, co mogłeś...
- Wciąż czuję się odpowiedzialny za tę tragedię - przerwał jej. - Brakowało nam pieniędzy, ale
byliśmy bliscy znalezienia ropy. Niemal czuliśmy już jej zapach. Dlatego zaakceptowałem tamtą
pierwszą okazyjną ofertę. Potem, aby zapłacić za nowe detonatory, sprzedałem jeepa, a następnie
wypożyczyłem go z powrotem od nabywcy, żeby móc wrócić do obozu. To pokazuje, jakie mieliśmy
wówczas ogromne kłopoty finansowe.
- Ale w końcu znaleźliście ropę?
- Tak. Ironia losu polegała na tym, że eksplozja, która zabiła twoich rodziców, zarazem odsłoniła
bogate złoża roponośne. Jednakże cena za to odkrycie okazała się straszliwie wysoka i ja nigdy sobie
tego nie wybaczę.
Siedziała w milczeniu na podłodze pośród zdjęć. Wreszcie podniosła na niego wzrok i powiedziała:
- Dziękuję ci za szczerość. Wiem, że uważasz się za winnego, ale tam wszyscy byli dorośli i
odpowiadali za swoje czyny. Gdyby mój ojciec zaczekał na ciebie, nigdy nie doszłoby do tego
tragicznego wypadku.
- Nie musisz mnie rozgrzeszać.
- Owszem, muszę - odrzekła z mocą - ponieważ ty sam nigdy się na to nie zdobędziesz. Katastrofę
spowodował mój ojciec, nie ty.
Szahin był rad, że nie zdradził Żarze, iż jej ojciec był wówczas pijany. Na co zdałaby się jej wiedza, że
podjął to niepotrzebne ryzyko pod wpływem alkoholu? To jedynie zatrułoby jej pamięć o nim.
108
Susan Stephens
- Dziękuję ci - powiedział, skrywając emocje, i pomógł jej wstać.
- To ja jestem ci wdzięczna, gdyż dzięki tobie zrozumiałam, kim jestem.
Dotknęła jednej z fotografii i w jej oczach odbiła się taka tęsknota, że Szahin bez namysłu przyciągnął
ją do siebie. Poczuł, jak drży, i kojąco pogładził jej włosy, a ona wtuliła się w niego, jakby chciała
zaczerpnąć zeń siłę. Potem westchnęła i uniosła ku niemu twarz. Pojął, że dziewczyna czeka, by ją
pocałował. Powstrzymał się najwyższym wysiłkiem woli i tylko uścisnął ją przelotnie, po czym
wypuścił z objęć. Widząc jej zawiedzioną minę, rzucił szybko:
- Chodźmy, chcę ci pokazać coś jeszcze.
- Co? - spytała zaniepokojona.
- Sama zobaczysz. Myślę, że ci się spodoba...
Stojąc z Szahinem przed największym budynkiem, Za-ra zastanawiała się, jaki sekret kryje się w
środku.
- To miała być sala wystawowa - odezwał się mężczyzna. - Twoi rodzice i mój ojciec żartowali, że
chwilowo mogą pokazać jedynie pęcherze na dłoniach, ale wkrótce to się zmieni. Byli ludźmi
dalekowzrocznymi i wiedzieli, że kiedy Zaddara rozkwitnie, następne pokolenie zapragnie się
dowiedzieć, z czego wzięło się bogactwo ich kraju.
Zara lubiła słuchać o przeszłości, ponieważ dzieliła ją z Szahinem. Tymczasem on mówił dalej:
Noce z królem
109
- Pragnę urządzić tutaj wystawę tych fotografii wykonanych przez twojego ojca - naturalnie, za twoją
zgodą. Właściwie, może mogłabyś mi w tym pomóc? Moglibyśmy włączyć w ten projekt również
Gideona i Lamberta.
Zaskoczyły ją jego energia i dynamizm. Teraz już pojmowała, czemu, odkąd wstąpił na tron, Zaddara
rozwija się błyskawicznie i powstaje z piasków pustyni niczym Feniks.
- Oprócz zdjęć wykorzystamy także wszystkie przedmioty z magazynów - ciągnął - i stworzymy tu
muzeum. Co ty na to?
- Szahinie, to wspaniały pomysł! - zawołała, zarażona jego entuzjazmem.
Jednak gdy w przyjaznym geście położyła dłoń na jego ramieniu, cofnął się pospiesznie.
- Umieszczę tu również twój cykl fotogramów poświęcony Zaddarze, który nabyłem - oznajmił.
- Dobrze - zgodziła się.
Pomyślała, że ich rodzicom też zapewne spodobałby się ten pomysł. Pod wpływem emocjonalnego
odruchu chciała objąć Szahina i doznała szoku, gdy odepchnął ją szorstko. Zdumiało ją i uraziło, że z
taką odrazą odtrącił jej czuły gest.
Chciała odejść, lecz zastąpił jej drogę i spytał:
- Dokąd idziesz?
- Wracam do dżipa.
- Ale jeszcze nie skończyłem oprowadzać cię po obozie. Zatem...
110
Susan Stephens
- Za to ja już skończyłam go zwiedzać.
- Muszę ci jeszcze o czymś powiedzieć.
- Co znowu? - parsknęła i zacisnęła usta.
Wyjął z kieszeni jakiś dokument i wręczył jej. Na grubym welinowym papierze widniał duży
królewski herb Zaddary.
- Co to jest? - spytała podejrzliwie.
- Przeczytaj.
Zara z zaciekawieniem przebiegła wzrokiem tekst, po czym wybuchnęła ironicznym śmiechem.
- To kompletny absurd! Nie zamierzam tego zaakceptować - oświadczyła, wciskając mu arkusz z
powrotem do ręki.
Jednak nie wziął go od niej.
- To legalny dokument - oznajmił.
- Może tutaj, w Zaddarze...
- Lepiej go zatrzymaj i dołącz do swojego archiwum.
- Nie chcę. Jeżeli go nie zabierzesz, wyląduje w koszu na śmieci - zagroziła.
Rozejrzała się i nie widząc żadnego kosza, zgniotła papier w kulę i cisnęła na podłogę.
- Zniszczenie tego dokumentu w niczym nie zmieni faktów - rzekł spokojnie Szahin.
- Faktów? - wykrzyknęła oburzona. - To najbardziej niedorzeczny stek protekcjonalnych bzdur, jaki
kiedykolwiek czytałam.
- Dam ci trochę czasu do namysłu, dobrze?
- Nie potrzebuję ani chwili!
Noce z królem
111
Odwróciła się od niego, purpurowa z wściekłości. A więc szejk Abdullah był jej prawnym opiekunem,
a teraz Szahin przejął po nim tę rolę! I co gorsza, według prawa obowiązującego w Zaddarze będzie ją
pełnił aż do ukończenia przez nią dwudziestu pięciu lat.
Po prostu nie mogła się na to zgodzić!
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Ile masz lat, Zaro? - zagadnął Szahin dziewczynę, nadal wrogo odwróconą do niego plecami.
To rzeczowe pytanie jeszcze bardziej ją rozeźliło. Szahin musi pojąć, że ona nigdy nie zaakceptuje
tego dokumentu. Przecież nie potrzebuje opiekuna, prawda? Nagle spłynęło na nią olśnienie. To
dlatego zareagował z taką rezerwą, gdy próbowała go pocałować, i unikał wszelkiego fizycznego
kontaktu. Ale dlaczego nie wyznał jej tego otwarcie od początku?
- Dwadzieścia - odrzekła porywczo. - O czym zresztą z pewnością wiesz.
Nie zważając na jej gniew, mówił dalej tym samym spokojnym, obojętnym tonem:
- A zatem zostało nam pięć lat.
- Nie mów mi, że zamierzasz respektować ten świstek? - zawołała. Lecz milczenie Szahina oznaczało
potwierdzenie. - Ale przecież nigdy nie spotkałam się z twoim ojcem, który był moim opiekunem.
Dlaczego nie może zostać tak nadal? Pieniądze z Zaddary nadchodziły w terminie, choć ani razu nie
widziałam na oczy szejka Abdullaha.
Szahin uniósł brew.
Noce z królem
113
- To dość merkantylne podejście, nie uważasz? Zamierzam wnikliwie śledzić życie swej podopiecznej
i mam nadzieję, że ona równie chętnie zainteresuje się moim.
- Nie próbuj sugerować, że zależy mi wyłącznie na pieniądzach - rzuciła z furią. - Doskonale wiesz, że
każdego pensa nadchodzącego z Zaddary przeznaczam na wspieranie organizacji charytatywnych.
Jednak uświadomiła sobie, że gniew do niczego nie prowadzi. Odetchnęła głęboko, by się uspokoić, i
rzekła:
- Nie mogę uwierzyć, że chcesz siłą zmusić mnie do zaakceptowania tej umowy, bądź oczekujesz, że
dobrowolnie na nią przystanę.
- Wbrew temu, co o mnie myślisz, nie stoję ponad prawem. Jeżeli odrzucę ten oficjalny dokument albo
pozwolę, abyś ty to zrobiła, jaki przykład dam swojemu ludowi?
- Więc trzeba go formalnie unieważnić!
- To nie takie proste, jak sądzisz. Łączą nas prawne więzy...
- Więc mnie od nich uwolnij - przerwała mu. - Jestem niezależną wolną kobietą i sama za siebie
odpowiadam.
Szahin spochmurniał.
- Sądziłem, że przywożąc cię tutaj, wyjaśniłem sprawy między nami.
- Nie, to nie rozwiązuje wszystkich problemów. Lecz nawet gdy to mówiła i czyniła wszystko, co w jej
mocy, by go odtrącić, jej serce wyrywało się do niego. Aż do tej chwili nie zdawała sobie sprawy z
głębi swych uczuć do Szahina. Ironia losu polegała na tym, że obecnie
114
Susan Stephens
ten mężczyzna był dla niej bardziej nieosiągalny niż wówczas, gdy dzieliła ich mroczna przepaść
tajemnicy śmierci jej rodziców.
- A co będzie z muzeum? - zapytał.
- Muzeum, które zastąpi pomnik upamiętniający naszych rodziców? - upewniła się.
- Tak - potwierdził.
Czekał na odpowiedź, usiłując zachować obojętną minę. Dziewczyna przeżyła ostatnio dwa bolesne
wstrząsy, toteż nie powinien się dziwić jej gwałtownej reakcji. Zresztą, nie wolno mu zapomnieć, że
jego pierwotnym zamiarem było jedynie odnalezienie jej, wyjaśnienie, iż przejął po ojcu opiekę nad
nią, oraz zapewnienie, że wszystko pozostanie po staremu.
Zacisnął szczęki. Musi pozostać po staremu, bez względu na jego uczucia!
- Naturalnie otrzymasz oddzielne mieszkanie - oznajmił. - I oczywiście będziesz wraz ze mną
podejmować wszelkie decyzje. - Poczuł gwałtowny przypływ adrenaliny na myśl, że Zara mogłaby
zostać w Zaddarze. Potrzebował jej doświadczenia i zapału, bez których ten projekt się nie powiedzie.
- A więc, zgadzasz się?
- Owszem, zgadzam się zostać, żeby stworzyć muzeum, które upamiętni dokonania moich rodziców i
twojego ojca - uściśliła.
Pomyślał, że kiedy praca ruszy pełną parą, oboje będą na szczęście tak zajęci, że nie zostanie im wiele
czasu na prywatne sprawy. Jednak chwilowo musiał czymś zapeł-
Noce z królem
115
nić najbliższych parę dni. Raptem wpadł na pewien pomysł i bez słowa ruszył szybkim krokiem do
dżipa.
- Dokąd idziesz? - zawołała za nim, a kiedy nie zatrzymał się ani nawet nie zwolnił, podbiegła i
dogoniła go, gdy już otwierał drzwi.
- Wsiadaj - rzucił krótko.
Gdy oboje siedzieli już w samochodzie, włączył silnik. Zara spiorunowała go wzrokiem.
- Lepiej mi powiedz, dokąd jedziemy. Czy to kolejna z twoich niespodzianek?
Zamierzał zawieźć ją w miejsce, gdzie będzie mogła poczuć się swobodniej, a jemu łatwiej przyjdzie
przekonać ją, by zaakceptowała warunki umowy między nimi.
- Coś w tym rodzaju - odrzekł, zawracając. - Zabieram cię do mojego obozowiska na pustyni. - Gdy
milczała oszołomiona, dodał: - Ale nie tego, w którym po raz pierwszy się spotkaliśmy, lecz gdzie
indziej. Mam nadzieję, że ci się tam spodoba.
- Ja również - rzuciła tonem pogróżki.
Uśmiechnął się w duchu. Nie wiózł jej do spartańskiego namiotu Beduinów, tylko do swojego
ulubionego pustynnego ośrodka rekreacyjnego, gdzie zwykł odpoczywać i rozkoszować się spokojem
z dala od wścibskich oczu - i gdzie Zara niewątpliwie doceni zalety pozostawania pod jego opieką.
Tak jak się spodziewał, gdy wjechali na szczyt wzgórza, wydała okrzyk zachwytu.
- To wprost niewyobrażalne po...
116
Susan Stephens
Nie dokończyła, lecz Szahin odgadł, że miała na myśli prymitywny obóz na pustkowiu, w którym
mieszkali i pracowali jej rodzice. Jednak luksusowy ośrodek, na który teraz spoglądali, stanowił owoc
ich trudu - a zatem był także dziedzictwem Zary i miała do niego takie same prawo jak on.
Po chwili milczenia zapytała go, dlaczego dopuszczono, by obóz poszukiwawczy popadł w ruinę.
- Mój ojciec nie chciał odwiedzać tego miejsca, gdyż wiązało się z nim zbyt wiele bolesnych
wspomnień - wyjaśnił.
- Wybacz, powinnam była się domyślić.
- Ale odrestaurowanie go będzie moim pierwszym zadaniem - zapewnił ją.
Moim również - zdawało się mówić jej spojrzenie. Zahamował, oparł łokcie na kierownicy i zapatrzył
się na rozciągający się w dole teren.
- A więc, co myślisz o tym ośrodku? - zapytał.
- Jest cudowny - odparła z entuzjazmem, który sprawił mu przyjemność. - Nie spodziewałam się
czegoś takiego. Wygląda tak...
- Jak? - rzucił z uśmiechem. - Baśniowo? Królewsko?
- Droczysz się ze mną?
Szahin był zachwycony jej beztroskim, radosnym nastrojem i nie mógł się już doczekać, kiedy dojadą
na miejsce i ugości ją w tym sekretnym obozie, o którego istnieniu wiedziało jedynie kilku jego
najbardziej zaufanych doradców.
Noce z królem
117
W łagodnym świetle zmierzchu niskie pawilony rysowały się bladym konturem na tle liliowego nieba.
Piasek przybrał barwę musztardowo-żółtą, a płonące pochodnie rzucały purpurowy blask na tę
spokojną oazę. Widok był przepiękny, lecz tym razem oszołomiona Zara zapomniała o robieniu zdjęć.
Budynki otaczały lśniące szafirowo lustro wody.
- Spójrz tylko... - westchnęła, wskazując ptaki unoszące się na powierzchni stawu.
Widziała mężczyzn z sokołami, a w oddali stado wielbłądów na ocienionym palmami wybiegu. Potem
spostrzegła też konie i jej uśmiech zgasł raptownie.
- Tak, zamierzam nauczyć cię jazdy konnej - potwierdził Szahin takim tonem, jakby sprawiał jej
największą przyjemność.
- Och... to cudownie... - wyjąkała.
Serce waliło jej mocno - lecz nie wiedziała, z lęku czy z podniecenia.
Zachwycona Zara obchodziła wnętrze olśniewająco pięknego pawilonu, do którego przed chwilą
zaprowadzono ją przez osłonięte baldachimem wejście. Oglądała z podziwem bezcenne zabytkowe
meble i misterne zdobienia. Powietrze przesycał egzotyczny aromat, a w szczerozłotych lichtarzach
płonęły świece. Pod sklepionym zwierciadlanym sufitem stało olbrzymie owalne łoże z purpurową
atłasową pościelą.
Przeszła przez pokój, by obejrzeć resztę wyposażenia.
118
Susan Stephens
Po drodze muskała czubkami palców wspaniałe tkaniny i wytwory wyrafinowanej sztuki jubilerskiej,
nie mogąc uwierzyć, że wszystkie te skarby sprowadzono w głąb pustyni, by spełnić kaprys jednego
człowieka. To ukazało jej odmienną, intrygującą stronę osobowości Szahina.
Serce zabiło jej mocno, lecz opanowała się wysiłkiem woli. Jeżeli nie chce ponownie przeżyć
gorzkiego rozczarowania, powinna myśleć o nim wyłącznie jako o szejku Zaddary.
Sypialnia ją zachwyciła, ale łazienka przeszła jej najśmielsze oczekiwania. Były tam olbrzymia
podwójna wanna i kabina prysznicowa, obudowane różowo żyłkowanym marmurem w kolorze kości
słoniowej. Za kolejnymi drzwiami ujrzała drewniany pomost, a za nim jej prywatny basen, lśniący w
gasnącym świetle zmierzchu. Z szerokiej werandy rozciągał się przepiękny widok na oazę, oświetloną
łagodnym blaskiem pochodni. Potem dostrzegła zastawiony dla niej stół ze smakowicie
wyglądającymi kanapkami i pon-czem ze świeżych owoców z kostkami lodu.
- Podoba ci się tu?
Dźwięk głosu Szahina wzbudził w całym ciele Zary rozkoszne mrowienie. Mężczyzna stał tuż za nią.
Odwróciła się i spostrzegła, że przebrał się już z dżinsów w czarną powłóczystą szatę. Jego uroda
zaparła jej dech w piersi. Kruczoczarne włosy miał jeszcze wilgotne po wzięciu prysznica, a zapach
wytwornej wody kolońskiej drażnił jej zmysły.
- Ogromnie - odpowiedziała.
Noce z królem
119
- Zanim zabierzemy się do czekającej nas ciężkiej pracy, spędzimy tutaj parę dni na aktywnym
wypoczynku.
- Doskonały pomysł - stwierdziła, nadając w duchu określeniu „aktywny wypoczynek" bardzo
szczególne, erotyczne znaczenie.
- Wobec tego rozpoczniemy jutro o świcie - oznajmił, mając na myśli lekcje jazdy konnej.
- O świcie? - powtórzyła. Nie chciała czekać aż tak długo. - Nie moglibyśmy zacząć dziś wieczorem?
Szahin zmarszczył brwi.
- Chodzi ci o przejażdżkę w blasku księżyca? Nie jesteś dostatecznie doświadczoną amazonką, by
podjąć takie ryzyko.
- Więc jak kiedykolwiek mogę zdobyć doświadczenie, jeśli nie będziesz mnie uczył? - nalegała z
dreszczem podniecenia.
Szahin wpatrzył się w nią. Była pewna, że pojął seksualną aluzję, lecz on zapytał:
- Czego ode mnie oczekujesz, Zaro? Czyż nie wiesz, kim jestem?
Wytrzymała śmiało jego spojrzenie.
- Jeżeli kiedykolwiek o tym zapomnę, Wasza Królewska Mość niewątpliwie mi przypomni.
- Nie mówię o moim tytule! Rzecz w tym, że zostałem twoim prawnym opiekunem, a ty jesteś jeszcze
dzieckiem... Hm...
- Mam dwadzieścia lat - przerwała mu porywczo. - To wystarczająco wiele, bym wiedziała, czego
chcę.
120
Susan Stephens
Musiał przyznać jej rację. Istotnie, była już w pełni kobietą - w dodatku śmiałą i upartą,
przeciwstawiającą mu się na każdym kroku. Lecz uwielbiał niezależny charakter Zary i ogień, który
dostrzegał w jej oczach.
- Więc czegóż takiego chcesz? - rzucił kpiąco, ulegając pokusie, by ją sprowokować.
- Ciebie...
Spoglądali na siebie przez chwilę z żarliwą namiętnością, graniczącą niemal z nienawiścią. Atmosfera
była napięta. Szahin wiedział, że walczy sam ze sobą - czyli z przeciwnikiem, którego nigdy nie zdoła
pokonać.
Pocałował ją mocno, desperacko, a zarazem jakby z poczuciem winy. Wiedział, że oboje pragną się ze
sobą kochać. Kto powiedział, że opiekunowi nie wolno darzyć miłością swej podopiecznej? Czy
ludzkie prawo może stanąć pomiędzy kochankami? Któż śmiałby przeciwstawić się przeznaczeniu?
Gdy wziął ją w ramiona, Zarę natychmiast zalała fala szczęścia...
Leżała na łóżku, a on całował ją delikatnie i gładził jej włosy. Jednak Zara jęknęła rozczarowana. Była
już gotowa, by go przyjąć, i nie chciała czekać ani chwili dłużej. Tymczasem Szahin odmawiał jej
tego, czego pragnęła najbardziej na świecie.
Powstrzymywał ją, pragnąc jej ukazać zalety opanowania, jednak w istocie jej niecierpliwość szalenie
go podniecała.
Noce z królem
121
- Obchodzisz się ze mną tak ostrożnie, jakbym była jedną z tych twoich kruchych ozdób - poskarżyła
się.
Zastanawiała się, na co czeka Szahin. Czyżby sądził, że ona nie zdoła znieść bólu związanego z utratą
dziewictwa? Była pewna, że zniesie wszystko, gdyż pragnęła go całą sobą.
Gdy kusząco powiódł językiem po jej obrzmiałej dolnej wardze, pojęła, że rozpoczął grę wstępną.
Wiła się pod nim, łaknąc zaspokojenia, jednak Szahin celowo się nie spieszył, co jeszcze bardziej ją
podniecało.
Wreszcie zaczął powoli rozpinać jej bluzkę. Nie mogła się już doczekać, kiedy on ujrzy ją nagą.
Wygięła się w łuk i przywarła do niego namiętnie. Wpatrywał się w nią płonącym wzrokiem, a na jego
ustach błąkał się nikły uśmiech. Im bardziej Zara go przynaglała, tym dłużej kazał jej czekać.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Czemu tak zwlekasz? - rzuciła wreszcie niecierpliwie, wyraźnie zła.
- Zwlekam? - powtórzył ochrypłym głosem. - Kiedy zdobędziesz większe erotyczne doświadczenie,
odkryjesz rozkosz opóźniania ostatecznego spełnienia.
- Ajjak bardzo mnie pragniesz? - spytała.
Zamiast odpowiedzi wpił się w jej usta żarliwym pocałunkiem. Potem uniósł głowę i odrzekł
żartobliwie:
- Muszę się zastanowić...
Zdjął i odrzucił jej koronkowy biustonosz i drażnił wargami i językiem nabrzmiałe sutki. Zalała ją fala
rozkoszy. Jęczała, błagając o więcej, lecz Szahin uciszał ją kolejnymi pocałunkami.
Zapragnęła dotykać go i też dać mu rozkosz, lecz przytrzymał jej ręce.
- Jeszcze nie... - rzekł.
Gładził uda dziewczyny i włożył palce pod jej majteczki. W żyłach Zary popłynął ogień, gdy zaczął ją
pieścić, nie docierając jednak tam, gdzie tego oczekiwała. Potem leniwie rozpiął jej spodnie.
- Zdejmij mi je - poleciła, unosząc biodra.
Noce z królem
123
Roześmiał się cicho, ale usłuchał.
- I co teraz? - zapytał, wpatrując się jej w oczy.
- Nie udawaj, że nie wiesz.
Powoli podciągnęła jego powłóczystą szatę, lecz nagle znieruchomiała.
- Czy szokuje cię, że nie mam niczego pod spodem? - zapytał z nutą rozbawienia. - Na pustyni to o
wiele wygodniejsze i bardziej praktyczne.
- Bez wątpienia - przyznała.
Położył się na niej i podniecająco pieścił jej pośladki.
- Pozwól, żebym cię rozebrała - poprosiła i nie czekając na odpowiedź, chwyciła skraj jego szaty i
ściągnęła ją przez głowę.
Widok nagości Szahina zaparł jej dech w piersi. Jego jędrne muskularne ciało lśniło w świetle lampy
jak polerowana miedź. Lecz ujrzawszy jego pobudzoną męskość, poczuła chłodny powiew lęku, czy
go nie rozczaruje?
Czuła się przy nim bezradna i bezbronna. Jednak gdy zaczęła go pieścić w najbardziej intymny
sposób, a on wił się i jęczał pod jej dotykiem, odzyskała wiarę w potęgę swej kobiecości. Mimo to
świadomość, że Szahin zaraz ją posiądzie, wciąż napełniała ją niepokojem.
- Boisz się mnie? - zapytał, odsuwając się od niej. -Myślisz, że mógłbym cię skrzywdzić?
Wzruszyło ją niemal do łez, że odgadł jej obawy. Po chwili jednak przyszedł jej do głowy inny powód
jego pytania.
- Czy zrobiłam coś źle?
124
Susan Stephens
- Nie, skądże - zaprzeczył pospiesznie. - Ale wyczuwam w tobie opór i lęk.
Głaskał ją kojąco, aż wreszcie odprężyła się i znów zaczęło narastać w niej erotyczne pragnienie.
- Powiedz mi, jeśli się rozmyślisz i zechcesz, żebym przestał - szepnął.
W jego głosie i spojrzeniu było tyle ciepła i czułości, że Zara wyzbyła się wszelkich obaw.
Wyczuwając przyzwolenie dziewczyny, zdjął jej majteczki, a ona pomogła mu ochoczo. Wzbierające
w niej fale pożądania obaliły wszelkie bariery i zahamowania. Tak bardzo go pragnęła! Rozłożyła
nogi i przymknęła oczy...
Wsunął dłoń między jej uda i pieścił najbardziej wrażliwy zakamarek jej ciała.
- Tak dobrze? - zapytał.
Nie potrzebował odpowiedzi, gdyż w oczach Zary ujrzał odbicie rozkoszy, jaką jej dawał.
- Kochaj się ze mną, Szahinie - jęknęła, wijąc się pod nim. - Proszę...
Wszedł w nią ostrożnie i pocałunkiem uciszył jej krzyk.
- Czy sprawiam ci ból?
W istocie cierpiałaby o wiele bardziej, gdyby przestał. Odpowiedziała mu, unosząc biodra, by mógł
wejść w nią głębiej.
Ogarnęła ją cudowna rozkosz, jakiej nigdy sobie nawet nie wyobrażała. Krew tętniła jej w uszach tak
głośno, że nie słyszała własnych namiętnych krzyków i błagań
Noce z królem
125
o więcej. Cała płonęła. Wbiła palce w pośladki Szahina, kierując nim i zachęcając, by nie ustawał.
Wszystko wokoło zniknęło - byli tylko oni dwoje... Aż wreszcie w jej głowie eksplodowało
oślepiające światło, rozbryzgując się w barwną gwiezdną mgławicę, gdy osiągnęła szczyt rozkoszy. ..
Powoli powracała jej świadomość zewnętrznego świata. Ujrzała na twarzy Szahina odbicie tych
samych uczuć, które ją przepełniały.
- Chyba nie muszę pytać, czy było ci ze mną dobrze - szepnął z wargami tuż przy jej uchu- - Ale mam
do ciebie jedno pytanie.
- Jakie?
- Czy chcesz jeszcze?
- Och, Szahinie, tak bardzo cię pragnę.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Ogier Dżal, reagując nawet na najlżejszy ucisk ud Sza-hina, galopował z nastawionymi uszami i
tętentem błyszczących kopyt przez piaszczystą równinę ku widniejącym w oddali wzgórzom.
Szahin pochylił się nad szyją rumaka, przynaglając go do jeszcze szybszego biegu. Jazda zajmie
godzinę i w tym czasie chciał wygnać dręczące go demony.
Gdy dotrą do źródła tryskającego z podziemnego strumienia, gdzie Dżal będzie mógł się napić i
odpocząć przed drogą powrotną, Szahin musi stawić czoło faktom... i być może znaleźć odpowiedź na
nurtujące go pytania.
Kiedy dojechali na miejsce, zeskoczył na ziemię i pękiem trawy energicznie wytarł ciemny od potu
koński grzbiet. Nie używał siodła, ale narowisty ogier wymagał uzdy, gdyż inaczej poniósłby
niebezpiecznie... niczym porywcza i nieopanowana kobieta.
Szahin pomyślał posępnie, że nikt nie mógłby oskarżyć Zary o brak opanowania. Przeciwnie,
skrywała namiętność pod powłoką rozsądku i ostrożności i dopiero on pokazał jej inną ryzykowną
erotyczną ścieżkę...
Chwycił cugle i zaczął oprowadzać Dżala, przemawia-
Noce z królem
127
jąc do niego uspokajająco, podczas gdy spragniony ogier rżał niecierpliwie.
- Jeszcze nie możesz się napić. Musisz najpierw ochłonąć, rozumiesz.
Oporządzał wierzchowca, przepełniony w głębi duszy bezbrzeżną pogardą dla samego siebie. Nie
chodziło nawet o to, że Zara pozostaje z mocy prawa pod jego opieką. Istniały precedensowe
przypadki miłosnych związków czy nawet małżeństw pomiędzy opiekunem i podopieczną. Rzecz w
tym, że zdeptał ten piękny i niewinny kwiat. Pożądanie zaślepiło go do tego stopnia, że wyzbył się po-
czucia obowiązku i wszelkich moralnych skrupułów. Posiadł Zarę, ani przez chwilę nie zastanawiając
się nad tym, co stanie się z nimi później. Jednak gdy obudził się i znalazł ją śpiącą u swego boku, myśl
o przyszłości uderzyła go z druzgocącą siłą. Pojął wówczas, że nie może pozwolić, by jego seksualne
pragnienia przeszkodziły mu w pełnieniu obowiązków władcy.
W innych krajach zwykły obywatel może poślubić księżniczkę, a księciu wolno pojąć za żonę swoją
sekretarkę. Lecz w Zaddarze coś takiego jest nie do pomyślenia. Panujący szejk musi ożenić się z
dziewiczą córką króla któregoś z sąsiednich państw, by ich małżeństwo przyniosło korzyść obydwu
narodom. Szahin wiedział o tym na długo przedtem, zanim spotkał Zarę Kingston. Królewskie
przywileje mają swoją cenę i właśnie teraz przyszło mu ją zapłacić.
128
Susan Stephens
Zara otworzyła oczy.
- Szahinie... - wymamrotała, lecz gdy sięgnęła ręką, nie znalazła go obok siebie.
Do pawilonu wpadały promienie słońca, rzucając na łóżko srebrzyste pasma. Zrazu pomyślała, że
dopiero świta i że obudziła się akurat w porę, by zdążyć na przerażającą lekcję konnej jazdy. Lecz po
chwili zorientowała się, że jest znacznie później.
Usiadła w łóżku i rozejrzała się, a potem zaczęła nasłuchiwać. Spodziewała się usłyszeć szum
prysznica albo plusk wody w basenie, rozgarnianej silnymi męskimi ramionami. Jednak wokoło
panowała głucha cisza. Dziewczyna uświadomiła sobie, że jest w domu sama.
Jej ciało było jeszcze ociężałe od snu i nadal pulsowało po namiętnej miłosnej nocy. Na myśl o
Szahinie uśmiechnęła się, owinęła się prześcieradłem i wstała, by go poszukać.
Przeszła cicho po chłodnej podłodze, otworzyła wielkie podwójne drzwi, wyszła na werandę i
przystanęła, rozkoszując się ciepłym balsamicznym powietrzem. Zadarła głowę i spojrzała w
bezchmurne kobaltowe niebo. Najwyraźniej zbliżało się już południe. Nie mogła uwierzyć, że aż tak
bardzo zaspała.
Zauważyła z rozbawieniem, że jej ubranie nadal leży porzucone na podłodze. Ale gdzie się podział
Szahin?
Serce ścisnął jej niepokój, lecz natychmiast znów się uśmiechnęła, usłyszawszy tętent końskich kopyt
i rozpoznawszy jeźdźca. Widocznie Szahin taktownie nie chciał
Noce z królem
129
jej budzić o świcie na umówioną lekcję, tylko sam wybrał się na przejażdżkę.
Zbliżając się do obozowiska, mężczyzna zwolnił konia do stępa. Pomachała do niego, w głębi duszy
zadowolona, że ominęła ją pierwsza jazda. Potem pospiesznie wbiegła do domu, aby wziąć prysznic i
trochę się ogarnąć. Nie mogła się już doczekać jego powrotu. Od wczorajszej nocy ich stosunki
całkowicie i nieodwołalnie się zmieniły. Pamiętała błysk pożądania w jego oczach i pragnęła jak
najszybciej ujrzeć go ponownie.
Chciała powiedzieć Szahinowi, jak.cudownie jej było w jego ramionach, i usłyszeć z jego ust takie
samo wyznanie. Zawsze miał trudności z wyrażaniem uczuć, lecz nie wątpiła, że dziś będzie inaczej.
W nocy był taki czuły, namiętny i pełen miłości, a ona oddała mu się bez wahania. Sprawił, że jej
pierwsze erotyczne doświadczenie okazało się niewyobrażalnie wspaniałe. Dlatego teraz czekała na
niego niecierpliwie.
Jednak gdy wszedł z chmurną miną, ogarnęło ją złe przeczucie. Stanął w drzwiach, trzymając nadal
pejcz i rękawiczki do konnej jazdy, jakby chciał podkreślić, że zajrzał tu tylko na chwilę.
Pomyślała z drżeniem, że widocznie gdy się obudził i znalazł ją przy sobie, pożałował tego, co między
nimi zaszło. To dlatego zostawił ją rano. Widocznie jej piękny sen stał się dla niego koszmarem.
130
Susan Stephens
Odważyła się spojrzeć mu w oczy, lecz nie dostrzegła w nich niczego, na co jeszcze przed chwilą tak
ufnie czekała. Ujrzała jedynie pogardę dla samego siebie... a może też dla niej za to, że go
sprowokowała.
Jak miała zareagować? Nie czuła wstydu ani żalu. Odnosiła wrażenie, że rozwiera się pomiędzy nimi
coraz głębsza przepaść, lecz to wzbudziło w niej tylko jeszcze większą determinację, by nie poddać się
bez walki. Nie po to przebyła tę długą drogę do odkrycia swych uczuć, by teraz zrezygnować. Nie jest
tchórzem. Dlaczego miałaby uciekać przed miłością, której szukała przez całe życie i którą wreszcie
odnalazła?
Zamierzała oznajmić mu, że rozumie jego chłód i rezerwę. Szahin wiódł dotąd życie ujęte w ryzy
obowiązków wobec państwa, co uniemożliwiało mu swobodne wyrażanie emocji. To do niej należy
ujęcie w słowa ich uczuć. Kiedy wyzna Szahinowi, jak bardzo go kocha, znów zapanuje między nimi
harmonia.
- Co powiedziałaś, Zaro? - zapytał.
Spoglądając w jej błyszczące oczy, dziwił się, jak mógł sądzić, że zdoła się wyzbyć poczucia winy
wobec niej dzięki zwykłej konnej przejażdżce.
- Kocham cię - powtórzyła ufnie, tuląc się do niego i skłaniając głowę na jego piersi.
Uświadomił sobie, jak bardzo Zara jest jeszcze młoda i naiwna, pomimo jej siły, odwagi, rozsądku i
dążenia do niezależności. Bezwzględnie wykorzystał emocjonalne
Noce z królem
131
niedoświadczenie dziewczyny i zdeptał jej marzenia. A teraz, kiedy wyznała mu miłość, musiał raz
jeszcze nadużyć jej zaufania.
- Nie wolno ci tak mówić - rzekł cicho i odsunął ją od siebie, wstydząc się tego, co robi. Chciał jednak
raz na zawsze unicestwić jej nadzieje.
- Wiem, jak trudno przychodzi ci wyrazić najgłębsze uczucia - powiedziała, wpatrując mu się w oczy
i starając się nie dostrzegać w nich chłodnego błysku.
- Zaro, proszę, nie utrudniaj nam jeszcze bardziej sytuacji.
- Jak to? - Jej wzrok przygasł. - Czy mnie nie pragniesz? Ale...
- Wiesz, że cię pragnę... - wymamrotał i odwrócił się, by zebrać myśli.
Dopiero teraz zdał sobie w pełni sprawę z jej bezbronności i z tego, że przespawszy się z nią, ograbił ją
nieodwracalnie z jej najcenniejszego skarbu - niewinności. Obecnie mógł jej pomóc tylko w jeden
sposób. Musiał ją skłonić, by zrezygnowała z romantycznych mrzonek i zadowoliła się wspólną pracą
oraz oficjalnymi stosunkami, jakie łączą opiekuna z jego podopieczną.
- Naturalnie, że nie chcę się z tobą rozstać - ciągnął z fałszywym ożywieniem. - Będziemy pracowali
razem nad stworzeniem muzeum, ale...
Urwał, lecz Zara i tak już pojęła, co miał na myśli. W jej spojrzeniu odbiły się rozczarowanie, żal i ból,
jednak nie zamierzała pozwolić, by tak łatwo się jej pozbył.
132
Susan Stephens
- Ale musisz zrozumieć - podjął - że intymny związek między nami jest wykluczony. Nie byłabyś ze
mną szczęśliwa. Wiążą mnie obowiązki władcy i nie mogę swobodnie dawać upustu moim
skłonnościom...
- Jak to uczyniłeś ubiegłej nocy - dokończyła z pozornym spokojem.
Zaśmiał się niewesoło.
- Nie czułabyś się szczęśliwa jako moja żona.
- Twoja żona? - powtórzyła z oszołomieniem i niedowierzaniem.
- Tak. Nazbyt cię szanuję, aby... - zawahał się, szukając odpowiednich słów. „Aby zrobić z ciebie
moją kochankę" zabrzmiałoby w tych okolicznościach niestosownie.
Lecz zanim zdołał dokończyć zdanie, Zara spytała gniewnym tonem, choć w oczach zakręciły się jej
łzy:
- Czy ty cokolwiek do mnie czujesz?
- Oczywiście, ale...
- Szahinie - przerwała mu. - Czy wczoraj zrobiłam z siebie kompletną idiotkę?
- Nie, skądże znowu! To, co się między nami zdarzyło, było cudowne, ale do niczego nie prowadzi,
nieprawdaż? - rzekł łagodnie, odwołując się do jej rozsądku. - Znasz moją pozycję...
- Masz na myśli twoją pozycję jako panującego szejka Zaddary, jako mojego opiekuna czy może
twoją pozycję w moim łóżku? - rzuciła zjadliwie. - Bo trochę się już w tym gubię.
Noce z królem
133
- Nie mów tak! - zawołał i wyciągnął do niej ręce, ale cofnęła się przed nim.
- Dlaczego? Przecież po prostu nazywam rzeczy po imieniu.
- To wcale nie jest tak.
- A jak? Czym dla ciebie byłam? Przelotną rozrywką? Jednorazową zdobyczą? Jakie miejsce zajęłam
w twoim życiu?
- Nie upokarzaj siebie, mówiąc w ten sposób.
- Nie muszę. Ty już wystarczająco mnie upokorzyłeś!
- Zaro, proszę...
Strąciła jego rękę ze swego ramienia.
- Czy tak postępują w Zaddarze opiekunowie? Zanim tu przybyłam, mogłam sądzić, iż twój kraj jest
zacofany, ale do głowy by mi nie przyszło, że jego władca nadal wykorzystuje swoje stanowisko w
taki niecny sposób! Czy wypróbowujesz wszystkie dostępne dziewice, czy też byłam pierwsza?
Łzy spływały jej po twarzy, przez co wyglądała jeszcze bardziej bezbronnie.
- Odpowiedz, do cholery! - wrzasnęła z wściekłością.
- A czego się spodziewałaś? Musiałaś wiedzieć, że nie możesz zostać tutaj na dłużej. Kim miałabyś tu
być? Czym się zajmować? - Krew odpłynęła z twarzy Zary, gdy wbijał kolejne gwoździe do trumny,
w której zostały pogrzebane wszystkie jej marzenia. - Nie mogłabyś być moją żoną, a jest nie do
pomyślenia, żebyś została moją kochanką.
134
Susan Stephens
- Albo podopieczną - dorzuciła zgryźliwie. - Lecz pewnego dnia ożenisz się... choćby po to, by
kontynuować królewską linię rodową.
Słowo „królewską" wymówiła tak, jakby chodziło o jakieś wyjątkowo odrażające dziwactwo.
- Owszem - przyznał. - Kobieta, która zgodzi się za mnie wyjść, nie będzie miała łatwego życia. Już
sama odpowiedzialność związana z pozycją żony władcy jest przytłaczająca.
Mówiąc to, liczył, że przekona Zarę, iż nie mógłby podporządkować takiego wolnego ducha jak ona
surowym regułom obowiązku i dworskiego protokołu.
- Nie masz pojęcia, czego wymaga małżeństwo z szejkiem Zaddary - dodał.
- Och, czyżby? - rzuciła z mocą. - A czyż nie chodzi w nim o miłość, radość i wychowywanie dzieci?
Czy nie chodzi o pracę ramię w ramię dla dobra mieszkańców tego kraju? Nie patrz na mnie z takim
współczuciem. To ty potrzebujesz pomocy - nie zdajesz sobie nawet sprawy, jak bardzo. Możesz być
potężnym i niewyobrażalnie bogatym władcą, ale tutaj... - szturchnęła go w pierś - jesteś pusty,
emocjonalnie martwy!
- Nie przesadzaj - zaprotestował.
- Wcale nie przesadzam. Nie potrafisz kochać, a to oznacza, że nie masz niczego do zaofiarowania
swojemu ludowi. Owszem, twoi poddani oczekują od władcy wypełniania obowiązków, ale pragną
też, by darzył ich uczu-
Noce z królem
135
ciem. Ludzie potrzebują miłości, Szahinie. Nikt nie wie tego lepiej ode mnie.
Słowa dziewczyny wstrząsnęły nim, lecz pojmował, że musi się z nią rozstać, więc odwołał się do
swego autorytetu.
- Niestety, Zaro, jesteś zbyt młoda, by pojąć różnicę między pensjonarskim zadurzeniem a prawdziwą
miłością. Cóż...
Serce ścisnęło mu się z bólu, gdy ujrzał, jak z oczu dziewczyny znów trysnęły łzy. Pragnął, aby się
wściekła i dała upust swej nienawiści do niego, lecz zamiast tego Zara nieoczekiwanie się opanowała.
- Oboje wiemy, że jestem już dorosła - rzekła spokojnie. - I czekałam na miłość tak długo, że potrafię
ją rozpoznać.
Jej szczerość go wzruszyła, ale gdy porzucając ostrożność, chciał ją objąć i pocieszyć, odtrąciła go
nieco zbyt gwałtownie.
- Nie... dotykaj... mnie! - wyjąkała.
Patrzył, jak przeszła przez pokój i zaczęła upychać w walizce swoje rzeczy.
- Zaro, nie odchodź - rzekł błagalnie.
- Owszem, odejdę. Musisz tylko znaleźć kogoś, kto odwiezie mnie do stolicy, a gdy się tam znajdę,
opuszczę Zaddarę pierwszym samolotem. Mam nadzieję, że możesz zrobić dla mnie przynajmniej
tyle, nie narażając na szwank swej drogocennej królewskiej dumy?
- Oczywiście, że mogę - wymamrotał. Pierwszy raz
136
Susan Stephens
w życiu wydarzenia wymykały mu się z rąk. - Ale co będzie z twoją wystawą fotografii? Co z naszą
planowaną wspólną pracą na rzecz Zaddary? Co z muzeum upamiętniającym twoich rodziców?
Wymienił wszystkie powody, które mogłyby ją powstrzymać i opóźnić nieubłagany bieg wypadków.
Jednak rzuciwszy okiem na jej gniewną twarz pojął, że mu się nie powiodło.
Popatrzyła wprost na niego i ujrzał ze wstydem w jej brązowych oczach ból, który sam wywołał.
Przycisnęła dłoń do piersi i odrzekła:
- Moich rodziców upamiętnia wszystko to, co nas tutaj otacza. Nie wiem, czemu nie pojęłam tego od
razu.
- Ale mamy szansę stworzyć w Zaddarze coś wyjątkowego - żywy pomnik, dzięki któremu ludzie
zapamiętają wysiłek twoich rodziców i mojego ojca...
- Umilkł, zdając sobie sprawę, że tylko traci czas. Jednak nie potrafił pogodzić się z porażką, więc
podjął:
- Moglibyśmy urządzić galerię prezentującą zbiór fotografii z pionierskiego okresu poszukiwań ropy,
która podsunęłaby wzorce do naśladowania wszystkim tutejszym młodym ludziom.
- O mnie też wciąż myślisz jako o kimś młodym i naiwnym, prawda? Nie potrafisz dostrzec, że
niektórzy dojrzewają szybciej niż inni i wcześnie biorą na siebie odpowiedzialność, ponieważ nie
mają wyboru. I nie potrzebują twojej litości - dodała.
Ujrzał w jej spojrzeniu dzieciństwo, które jej odebrano,
Noce z królem
137
i wysiłek, jaki musiała podjąć, by samodzielnie zbudować swoje życie.
Usiłował za wszelką cenę ratować sytuację.
- Myślałem...
- Myślałeś, że wystarczy przywołać wzniosłą ideę, taką jak „wzorce do naśladowania", by mnie
przekonać. Ale nie powiodło ci się, Szahinie.
- Więc co będzie z naszą galerią?
- Z twoją galerią - poprawiła go. - Pomieści zbiór zdjęć dokumentujących historię Zaddary, a ja, jak
sądzę, będę w niej zawsze mile widzianym gościem.
- Oczywiście, skoro znajdą się w niej zdjęcia wykonane przez ciebie oraz twoich rodziców...
Urwał, ogarnięty nagle złym przeczuciem.
- To kolejna kwestia, którą pragnę poruszyć - odrzekła Zara. - Chciałabym odesłać do Anglii
wszystkie rzeczy należące do moich rodziców. Zakładam, że mi tego nie utrudnisz?
Szahin pragnął odwieść ją od tego pomysłu, lecz nie znalazł żadnego przekonującego argumentu,
toteż w końcu mruknął:
- Skoro nalegasz.
- Tak, nalegam.
Spróbował znów zagrać atutową kartę swojego autorytetu i rzekł władczym tonem:
- Przedyskutujmy to, zanim podejmiesz pochopną decyzję.
- To nie jest pochopna decyzja. Gruntownie ją prze-
138
Susan Stephens
myślałam, więc nie mamy o czym dyskutować. Te przedmioty pojadą ze mną do Anglii.
- W świetle prawa nadal jesteś moją podopieczną i potrzebujesz mojej zgody na wywiezienie ich z
Zaddary.
- W takim razie nie zgadzam się na sprzedanie ci mojej kolekcji fotogramów - oświadczyła z
niezmąconym spokojem.
- Nie możesz tego zrobić.
- Owszem, mogę.
- Ale przecież już za nią zapłaciłem.
- Zwrócę ci całą sumę co do pensa.
- Także część, którą otrzymali Gideon i Lambert? Zara się zawahała. Najwyraźniej tego aspektu nie
wzięła pod uwagę.
- Porozmawiam z nimi - rzuciła w końcu sucho.
Szahin przypuszczał, że już obliczała w myśli kwotę potrzebną do wykupienia od nich jej kolekcji.
Gideon i Lambert pobierali pokaźną prowizję od wszystkich dzieł sprzedawanych poprzez ich galerię.
Gotów był się założyć, że Zara otrzymałaby niespełna dziesięć procent sumy, którą zapłacił. Bez
względu na swe osobiste pobudki, nie mógł pozwolić, by się zrujnowała.
- Dobrze, nie zamierzam zatrzymać tego zbioru, skoro tak bardzo ci na nim zależy. Ale pozwól, abym
załatwił tę sprawę za ciebie.
- Co chcesz zrobić? - spytała podejrzliwie.
- Dopilnuję, by kolekcja trafiła w twoje ręce, i zapłacę galerii niezbędną rekompensatę. Co ty na to?
Noce z królem
139
Spodziewał się, że dziewczyna się uspokoi lub może nawet wyrazi mu wdzięczność, lecz ona
wydawała się jeszcze bardziej zmartwiona. Potem przypomniał sobie, że jej domek jest niewielki, a
niektóre fotogramy mają ponad dwa metry wysokości, więc dodał:
- Może znajdzie się dla niej miejsce w naszej ambasadzie. - Z przyjemnością spostrzegł, że Zara
słucha go teraz z prawdziwym zainteresowaniem. - Masz licznych wielbicieli twego talentu - ciągnął.
- I ośmielę się przypuścić, że przeniesienie wystawy z modnej galerii do egzotycznej orientalnej
ambasady, dogodnie usytuowanej w centrum Londynu, przyciągnie tłumy zwiedzających. Co o tym
myślisz?
Zara pomyślała, że Szahin jest znacznie lepiej od niej zakorzeniony w przeszłości; że odmówił
zaakceptowania faktu, iż ona w wieku dwudziestu lat posiada więcej życiowego doświadczenia niż
wiele osób dwakroć od niej starszych; oraz że kochają się nawzajem, lecz on tego również nie chce
przyjąć do wiadomości. Szahin potrzebuje silnej i zaradnej żony, która trwałaby niezłomnie u jego
boku, ale nie dostrzega tego, że Zara pracowałaby niestrudzenie dla dobra jego umiłowanego kraju,
który pokochali też niegdyś jej rodzice. Kraju, który - jak zaczęła od niedawna pojmować - ona też być
może kiedyś w przyszłości mogłaby nazwać swoim domem.
Zastanawiała się, czy potrafi zapomnieć o wszystkim, co między nimi zaszło, po to, aby znaleźć
miejsce dla swojej kolekcji - czy może powinna nadal chować
140
Susan Stephens
do Szahina urazę i narazić na szwank swoją artystyczną karierę. Rozważywszy wszystko bez emocji,
doszła do wniosku, że zaoferował natychmiastowe rozwiązanie problemów, które pozwoli jej wyjść z
tej sytuacji z podniesioną głową.
- Dziękuję ci - powiedziała. - To bardzo szczodra propozycja i przyjmuję ją z wdzięcznością.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Zara niebawem zaczęła traktować ambasadę Zadda-ry jak ciepły i przyjazny azyl w samym środku
chłodnego Londynu. Opatulona w ciepłą kurtkę i szalik, wślizgiwała się przez ciężkie frontowe drzwi
i witała strażnika promiennym uśmiechem. Jednak w głębi duszy dręczył ją niepokój. Rok dobiegał
końca, a wraz z nim termin wynajmu sali balowej ambasady na prezentację jej wystawy
fotograficznej. Nie mogła się uskarżać - użyczono jej bezpłatnie tego pomieszczenia na grubo ponad
miesiąc, jednak niebawem trzeba będzie przenieść kolekcję gdzie indziej, by zwolnić miejsce dla serii
koncertów, które tradycyjnie uświetniają świąteczny sezon.
Szejk Szahin miał wkrótce przybyć do Londynu, by pełnić rolę gospodarza tych uroczystych
muzycznych wydarzeń, i dziewczyna każdego dnia wypatrywała z nadzieją, czy nie zjawił się
niespodziewanie w sali balowej. Pomimo iż skrzywdził ją i odepchnął, nie potrafiła przestać go
kochać, chociaż powtarzała sobie stale, że marnuje tylko czas, darząc uczuciem mężczyznę, którego
obchodzą jedynie obowiązki wobec jego kraju.
Zastanawiała się, czy Szahin kiedykolwiek o niej my-
142
Susan Stephens
śli i podobnie jak ona doświadcza bólu utraty, czy też po prostu usunął ją z pamięci.
Nigdy się tego nie dowie. A teraz musiała umieścić gdzieś kolekcję, co znacząco uszczupli jej budżet
i uniemożliwi przekazanie dotacji organizacjom zajmującym się ochroną dzikiej przyrody. Jednak
póki co skorzystała z ostatniej okazji, by spokojnie pospacerować po wystawie, zanim zjawią się
zwiedzający.
Szahin przystanął z wahaniem przed bogato zdobionymi drzwiami, wiodącymi do sali balowej
ambasady. Wiedział, że powinien był przyjechać kilka dni później, kiedy nie natknąłby się już na
Zarę. Jednak nie potrafił się oprzeć chęci zobaczenia, jak zaaranżowała wystawę -a przynajmniej pod
takim pretekstem przybył do Londynu tydzień wcześniej, niż planował. I oto teraz tkwił pod drzwiami
w rozterce jak jakiś nieopierzony młokos.
- Kiedy ona tu przyszła? - zapytał swego adiutanta, pragnąc zyskać na czasie i przygotować się na
ponowne ujrzenie Zary. Była nieprzewidywalna i nie miał pojęcia, jak go przywita.
- Niedawno, sir. Najwyżej dwadzieścia minut temu. Dwadzieścia minut spędzonych w samotności. O
czym
myślała, co wspominała?
- Dziękuję, to wszystko - rzucił Szahin do adiutanta, który skłonił się i wycofał dyskretnie.
Odetchnął głęboko i otworzył drzwi.
Stała tyłem do niego pośrodku tanecznego parkietu.
Noce z królem
143
W ogromnej sali wydawała się jeszcze drobniejsza i bardziej krucha. Była ubrana w spódnicę
sięgającą do łydek, botki i golf - całkiem na czarno, jakby nosiła żałobę. Lśniące jedwabiste włosy
spadały jej kaskadą na plecy.
Musiała usłyszeć odgłos otwieranych drzwi, ale się nie poruszyła, tylko nagle zesztywniała.
Niewątpliwie domyśliła się, że to on.
- Zaro... - odezwał się.
Odwróciła się i nieoczekiwanie uśmiechnęła, a oczy rozbłysły jej radośnie. Ruszyła ku niemu z
rozwartymi ramionami, jawnie dając wyraz swej miłości do niego.
- Witaj, Szahinie!
Gdy ją usłyszał, nadmiar uczuć odebrał mu mowę. Uderzyło go, że w jej głosie nie było nawet cienia
oschłości, pretensji czy goryczy, choć miała wszelkie powody znienawidzić go za to, jak z nią
postąpił.
- Zaro... - powtórzył tylko. Ujął jej dłoń i podniósł do ust, a potem, nie mogąc się powstrzymać, objął
ją i przytulił mocno.
- Chcesz, żebym oprowadziła cię po wystawie? - spytała, zaglądając mu w oczy, kiedy w końcu
wypuścił ją z objęć.
Jej opanowanie, szczerość i ufność wzruszyły go i zawstydziły. Uświadomił sobie, że kocha ją nad
życie.
Z głębokim wzruszeniem obejrzał kolekcję. Zara powiększyła wszystkie wczesne zdjęcia
przedstawiające jej rodziców w obozie poszukiwawczym. Byli na nich znowu młodzi, a ich
roześmiane twarze wyrażały zapał i radość
144
Susan Stephens
życia, pomimo ciężkiej pracy, jaką wówczas wykonywali. Na żadnej fotografii Szahin nie dostrzegł
oznak alkoholizmu jej ojca i ponownie pogratulował sobie, że nie opowiedział o tym Żarze.
Było tak, jakby dziewczyna wskrzesiła swych rodziców, a o jej miłości do Zaddary świadczyły piękne
zdjęcia, jakie tam zrobiła, oraz fakt, iż wszystkie przedmioty zabrane z przyczepy mieszkalnej
wystawiła z pietyzmem i zaopatrzyła w notki objaśniające ich pochodzenie.
- Podoba ci się? - zapytała.
- Czy mi się podoba? - powtórzył ze ściśniętym gardłem. - Jest wprost wspaniała!
- Wszystkie prace zostały sprzedane. Dzięki temu zebraliśmy tysiące funtów na działalność
charytatywną w Zaddarze.
- Ty je zebrałaś - poprawił ją. - i jestem ci za to ogromnie wdzięczny.
Zabrzmiało to sztywno i oficjalnie.
- Nie musisz - zaśmiała się. - Przecież znalazłeś salę na moją wystawę.
- Mimo to chciałbym ci podziękować, zapraszając cię na kolację - rzucił napiętym tonem, bojąc się, że
Zara odmówi.
- Jako mój opiekun?
- Właśnie. Czy podopieczna przyjmie zaproszenie? W jej oczach przelotnie zamigotał cień, ale
opanowała się szybko.
Noce z królem
145
- Bardzo bym chciała, Szahinie, żebyśmy rozstali się jak przyjaciele.
- Tak... ja też - wyjąkał.
Nie poszli do restauracji. Szahin podjął Zarę kolacją w ambasadzie. Weszła do niewielkiego salonu i
rozejrzała się z aprobatą. Ściany wyłożone drewnianą boazerią i ogień płonący w kominku sprawiały
miłe, przytulne wrażenie.
- Uroczo tutaj - stwierdziła.
- Cieszę się, że ci się podoba - odrzekł. - I mam nadzieję, że dopisze ci apetyt - dodał z uśmiechem,
spoglądając na suto zastawiony stół.
- Dosłownie umieram z głodu.
Szahin jak zwykle prezentował się wspaniale w powłóczystej czarnej szacie. Dziewczyna domyślała
się, że nie licząc luźnych spodni przepasanych szarfą, jest pod spodem nagi.
Przełknęła nerwowo. Wiedziała z doświadczenia, że w kontaktach z Szahinem jej takt i ostrożność na
niewiele się zdadzą, toteż postanowiła wcielić w życie obmyślony zawczasu śmiały plan.
- Czy będziemy jeść sami? - zagadnęła niewinnym tonem. - Pytam, ponieważ chciałabym o czymś z
tobą pomówić.
Spoważniał.
- O czym?
- To nie takie proste... - Urwała i przygryzła usta.
146
Susan Stephens
Wciąż wpatrując się w nią, sięgnął po telefon.
- Co robisz? - zapytała, starając się ukryć niepokój.
- Polecę, aby nikt nam nie przeszkodził - wyjaśnił i rzucił do słuchawki kilka słów po zaddariańsku.
- Dziękuję - odparła, z trudem powstrzymując śmiech. Na razie realizacja jej planu przebiegała jak po
maśle. Jeśli wszystko pójdzie tak gładko.
- A teraz powiedz mi, co cię trapi - rzekł życzliwie, chcąc jej dodać otuchy.
To ty powinieneś się martwić - pomyślała - ponieważ ja nie zrezygnuję. Po prostu nie umiem
przegrywać.
- To dość skomplikowana sprawa... - Zamilkła i westchnęła ciężko.
- Słucham. - Rozsiadł się wygodnie, pragnąc zademonstrować, jak bardzo jest swobodny i
rozluźniony. Lecz zaraz stracił całe to wystudiowane opanowanie. - Zaro, co ty wyprawiasz?! -
wykrzyknął z osłupieniem i podskoczył w fotelu, gdy rozpięła i zdjęła sweter, ukazując piersi w
koronkowym staniczku.
- Nie sądzisz, że tu jest dość ciepło? - rzekła na pozór spokojnie.
Widziała, że zafascynowany Szahin nie odrywa wzroku od jej biustu, i uznała to za dobry znak.
- Mógłbym otworzyć okno... - wymamrotał nieco niepewnie.
- Nie musisz. Lubię ciepło.
Wpatrywał się w nią z nieprzeniknioną miną przez długą chwilę, która zdała się jej wiecznością. A
potem...
Noce z królem
147
potem oboje ulegli nieodpartemu pierwotnemu impulsowi - pragnieniu, by nawzajem dotykać się,
całować, pieścić i posiąść. Szahin błyskawicznie rozebrał Zarę, a ona równie szybko zdjęła z niego
jedwabną szatę.
Przyciągnął dziewczynę do siebie i poprowadził w kierunku futrzanego dywanu przed kominkiem.
Jednak nie chciała czekać, aż tam dojdą. Objęła go za szyję, a nogami oplotła jego biodra. Mężczyzna
z gardłowym jękiem odrzucił głowę do tyłu. Otwarła się dla niego, a on wszedł w nią delikatnie, lecz
zdecydowanie.
-Tak... tak...-jęknął.
Zara poruszała się rytmicznie, a on pozwalał, by dyktowała tempo miłosnego aktu i prowadziła ich
oboje ku szczytowi rozkoszy. Całował ją, wdychając upajającą woń jej włosów, a potem nie
odrywając się od niej, położył ją na miękkim futrzanym dywanie. Kochali się cudownie i harmonijnie,
jakby robili to od zawsze.
-Jesteś mój... mój... - wydyszała, przywierając do niego.
Nie miał już wątpliwości, że Zara jest wspaniałą lwicą pustyni - królową i przyszłą matką jego dzieci...
- Chcę mieć z tobą dziecko, Szahinie - szepnęła, odgadując jego myśli. Patrzyła mu głęboko w oczy,
jakby zaglądała na dno duszy.
W odpowiedzi pocałował ją żarliwie i poprzysiągł w duchu, że już nigdy się nie rozstaną.
Zara wiła się pod nim, namiętnie błagając o spełnienie. Przyspieszył tempo. Przez jej ciało zaczęły
przebiegać fale
148
Susan Stephens
zachwycającej rozkoszy. Wreszcie obydwoje jednocześnie krzyknęli, przeżywając wspaniały
oszałamiający orgazm.
Kiedy w pełni zaspokojona przytuliła się do Szahina, ze zdziwieniem ujrzała w jego oczach łzy i
ogarnęła ją euforia.
- Tak, to łzy wzruszenia - potwierdził. - Doznawanie emocji to dla mnie zupełna nowość.
- Jak to? Dla ciebie, człowieka, który ma w życiu wszystko? - droczyła się żartobliwie.
- Zanim cię spotkałem, nie miałem niczego.
- Na szczytach władzy jest się bardzo samotnym, prawda, Szahinie?
- Teraz już będzie inaczej. - Ujął jej dłoń, którą gładziła go po twarzy, i pocałował delikatnie, a potem
dodał z uśmiechem: - Wydaje mi się, że znalazłem kogoś, kto ściągnie mnie na ziemię.
- Tylko ci się wydaje? - rzekła z przyganą. - Poczekaj, już ja ci pokażę...
Lecz zanim zdołała spełnić swoją pogróżkę, położył się na niej i znów zaczęli się kochać.
Rubinowy Fort jarzył się od świateł, gdy Zara schodziła głównymi schodami, mając po bokach
Lamberta i Gideo-na. Pracowali teraz dla niej, reklamując jej dzieła szerokiemu gronu miłośników
sztuki, a także kierując wszystkich swych bogatych klientów do nowej galerii, którą otworzyła w
Zaddarze. Dochód ze sprzedaży jej fotogramów trafiał nadal do organizacji chroniących przyrodę,
nato-
Noce z królem
149
miast całość zysków galerii wspierała liczne lokalne projekty i inicjatywy, nad którymi sprawowała
pieczę wraz z Szahinem.
Przyglądał się jej teraz oczami, w których płonął ogień miłości. Wyglądał wspaniale w uroczystej
szacie, jednak Zara pomyślała z lekkim uśmiechem, że zna go innego, jeszcze cudowniejszego -
mężczyznę, z którym dzieli intymne sekrety i który daje jej rozkosz. Odkąd pomogła mu uwolnić
emocje, oboje zyskali prawdziwą wolność.
Rankiem przed ślubną ceremonią wtargnął do jej pokoju i władczym gestem odprawił służące, które ją
ubierały
- Ależ potargasz mi włosy! - zaprotestowała.
- Ufryzują cię drugi raz - zapewnił, biorąc ją w ramiona, po czym wyjął z kieszeni aksamitne
pudełeczko.
- Co w nim jest? - zapytała.
- Zgadnij. Coś wielkiego i błyszczącego.
- Co zapewne kosztowało tyle, ile wynosi produkt narodowy sporego kraju - rzuciła żartobliwie, a
kiedy otworzył puzderko, westchnęła z zachwytu na widok pierścionka z przepięknym olbrzymim
brylantem.
Szahin włożył go jej na palec.
Kochali się cudownie, a potem został jej ledwie kwadrans na wzięcie prysznica, ponowne uczesanie
się i ubranie we wspaniałą ślubną suknię. Następnie pognała niekończącymi się korytarzami, by
zdążyć na oficjalną, pełną przepychu królewską ceremonię ślubną, a służące pospieszyły za nią.
150
Susan Stephens
Nie miała żadnych krewnych i nie znała połowy zaproszonych gości, jednak Uczył się dla niej tylko
jeden mężczyzna, który czekał na nią u stóp schodów.
Zeszła do niego, a on ujął ją za ręce i przyciągnął do siebie, ignorując zatroskany szept swego
adiutanta, który wcześniej przedstawił mu szczegółowy plan przebiegu ceremonii. Dotąd żaden szejk
Zaddary nie przeciwstawił się tak otwarcie tradycji ani nawet nie brał ślubu publicznie. Jednak żaden
z nich nie żenił się ze swoją prawną podopieczną - powiedział sobie Szahin, a potem pomyślał z
satysfakcją o prezentach dla Zary, jakie zgromadził w ośrodku wypoczynkowym na pustyni, gdzie
spędzą miodowy miesiąc. Nie mógł się już doczekać, kiedy znajdą się wreszcie sami w wytwornym
apartamencie dla nowożeńców. Ciekawe, czy najbardziej spodoba się jej szkatułka z olśniewająco
piękną biżuterią, bogaty zestaw perfum i kosmetyków w łazience, szafa pełna modnych strojów, a
może wystawna uczta przygotowana przez mistrzów kucharskich, sprowadzonych specjalnie na tę
okazję z Wiednia i Mediolanu?
Przysłuchując się z rozbawieniem zaskoczonym westchnieniom, które przebiegły przez salę, gdy
pocałował pannę młodą w usta, uświadomił sobie, że w istocie zna odpowiedź. Oboje lubią się
nawzajem i kochają i największą radość sprawia im własne towarzystwo.
- A więc jednak odważyłeś się pocałować mnie publicznie? - szepnęła.
To był jeden z warunków, jakie mu postawiła, kiedy
Noce z królem
151
wtargnął do niej dziś rano i przeszkodził jej w przygotowaniach do ślubu.
- Czy kiedykolwiek w to wątpiłaś?
- Nigdy - przyznała, wpatrując się w niego rozkochanym wzrokiem.
- Więc chodźmy - zaproponował, biorąc ją za rękę. -Nie możemy kazać naszym gościom czekać.
Po ceremonii ślubnej pojechali limuzyną aż na skraj pustyni. Tam pozbyli się wreszcie
towarzyszącego im uroczystego orszaku i przesiedli się do czekającego na nich dżipa.
Szahin powiózł ją przez piaszczystą równinę do luksusowego ośrodka rekreacyjnego, gdzie nie będą
skrępowani dworskim protokołem ani obecnością straży przybocznej. Do ich usług pozostanie jedynie
personel zredukowany do niezbędnego minimum. Oznajmił Żarze, że odtąd będą odwiedzać to rajskie
miejsce regularnie co dwa miesiące.
- I za każdym razem spędzimy tam chociaż tydzień -podsunęła.
- A przynajmniej trzy dni i trzy noce - rzekł żartobliwie, nawiązując do ich pierwszego spotkania.
Nie spodziewał się, że na widok prezentów Zara zaleje się łzami.
- Szahinie, nie mogę przyjąć i nosić wszystkich tych pięknych ozdób...
- Istotnie, nie wkładaj ich wszystkich naraz - odrzekł
152
Susan Stephens
łagodnie, przyglądając się z satysfakcją garści lśniących drogocennych klejnotów, które uniosła ku
światłu. - To byłoby stanowczo w złym guście.
- Wiesz, o co mi chodzi... I nie żartuj, mówię poważnie. Ja dałam ci tak niewiele...
- Niewiele? Jak możesz tak mówić?! Ofiarowałaś mi przepiękne fotografie mojego kraju. Wniosłaś w
moje życie energię, radość, śmiech i mnóstwo zmian na lepsze -a nawet odmieniłaś mnie samego.
Obdarzyłaś mnie miłością i pewnością wspaniałej przyszłości...
- Właściwie mam dla ciebie coś jeszcze - wyznała, wsypując biżuterię z powrotem do szkatułki.
- Co takiego? - zapytał.
Oparł się o jedwabne poduszki i założył ręce za głowę. Uwielbiał po prostu wpatrywać się w Zarę i
napawać oczy jej widokiem. Wiedział, że nigdy się tym nie znuży... To jedyny podarek, jakiego
pragnął.
- Nie jestem pewna, czy to nadaje się na prezent, albo czy nie pomyślisz sobie o mnie, że...
- Zaro, o czym ty mówisz? - rzucił, gdy nie dokończyła i nerwowo załamała ręce.
- O tym - odrzekła. Usiadła obok niego i położyła jego dłoń na swoim brzuchu.
- Masz na myśli?... Och, moja ukochana! - zawołał i pocałował ją czule. Nie pojmował, czemu
wcześniej nie spostrzegł oznak zapowiadających jej macierzyństwo. -Uczyniłaś mnie
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie... więc dlaczego płaczesz?
Noce z królem
153
- Ponieważ jestem oszołomiona tym wszystkim, co mi dałeś.
- Wobec tego lepiej zaopatrz się w zapas chusteczek, zanim to przeczytasz - powiedział, wręczając jej
grubą welinową kopertę.
- Co to jest?
- Twój prezent ślubny.
- Przecież tyle już dostałam.
- Ale ofiarowałaś mi najwspanialszy dar - swoją miłość. Proszę, otwórz kopertę.
Wyjęła z niej pojedynczy arkusz i uważnie przestudiowała dokument, a potem z niedowierzaniem
potrząsnęła głową i ponownie przebiegła go wzrokiem.
- Program otoczenia opieką ginących gatunków zwierząt, który ustanowiłeś w moim imieniu... -
urwała i spojrzała na Szahina, a potem odczytała na głos: - „Gazele, arabskie oryksy i inne zagrożone
wymarciem zwierzęta. .. Spodziewam się, że jako patronka tego programu żywo się nim
zainteresujesz. Mam nadzieję, że nie uznasz swych obowiązków za zbyt uciążliwe..." Och, Szahinie!
-Zerwała się na nogi i wpadła w jego ramiona. - Tak bardzo cię kocham!
- Nie bardziej niż ja ciebie, moja Adaro.
- Już niedługo nie będziesz mógł mnie tak nazywać -przypomniała mu.
- Może masz rację - odrzekł, udając, że się nad tym zastanawia. - Masz na imię Zara, co po grecku
znaczy: „świetlista jak jutrzenka". Przyszłaś do mnie o świcie, a teraz...
154
Susan Stephens
- A teraz nie możesz się mnie pozbyć?
- Zepsułaś tę romantyczną chwilę - poskarżył się żartobliwie, ocierając się nieogolonym policzkiem o
szyję Zary, co, jak wiedział, uwielbiała.
- Nie martw się - pocieszyła go, gładząc delikatnie jego twarz. - Będziesz miał jeszcze mnóstwo
okazji, by rozwijać w sobie to nowo odkryte upodobanie do romantyzmu.
- A ty będziesz miała mnóstwo okazji, żeby wypraktykować swoje nowo odkryte talenty erotyczne -
obiecał i przewrócił ją na plecy.
- Będziemy ze sobą zawsze? - szepnęła z ustami przy jego uchu.
- Och, myślę, że znacznie dłużej, moja ukochana żono - odrzekł, a potem uciszył ją pocałunkiem.