Rozdział24
Dorastałam znając swoje możliwości. Byłam na tyle ładna ,że jeden z klasowych
sportowców zawsze zaprosiłby mnie na bal, ale nigdy nie zaliczyłabym
rozgrywającego.
Byłam wystarczająco mądra aby dostać się do koledżu ale nigdy nie zostanę
neurochirurgiem
Mogłam zdjąć mój aluminiowy rower z wieszaka zamontowanego pod sufitem w
garażu ale nie byłam w stanie ruszyć roweru mojego taty który miał od czasu szkoły
prawniczej
Jest jakiś komfort w znaniu swoich limitów. To taka strefa bezpieczeństwa.
Większość ludzi znajduje swoje, wchodzi do środka i pozostaje tam przez resztę
swojego życia. To taki rodzaj życia jaki zawsze myślałam ,że będę przeżywać.
Jest bardzo cienka linia pomiędzy głupotą a wiedzą ,że musisz testować swoje
ograniczania jeśli chcesz zakosztować chociaż trochę prawdziwego życia
To była linia na której poruszałam się bardzo delikatnie w tym momencie
Sinsar Dubh leżała otwarta u mych stóp
Unikałam patrzenia na nią od momentu w którym uderzyła o chodnik. Nie patrz w
dół, nie patrz w dół to była moja mantra.
Zaledwie otwarcie jej spaliło O'Banniona.
Jeśli zerknę na jej nagie strony to co ze mną zrobi?
Na wpół wyszeptałam na wpół wysyczałam imię Barronsa następnie uderzyła mnie
absurdalność tego co zrobiłam. Naprawdę sądziłam ,że jeśli nie zrobię dużo hałasu to
książka mnie nie zauważy?
Hallo! Zauważyła mnie! W zasadzie, byłam jedyną rzeczą na której była skupiona!
Pogrywała sobie ze mną od momentu kiedy ją dzisiaj wyczułam
Ponieważ to byłam Ja? Czy może pogrywała sobie z każdym kto znalazł się w jej
pobliżu?
— Barrons — krzyknęłam — Gdzie jesteś do cholery?
Moją jedyną odpowiedzią było tylko echo odbijające się od ceglastych budynków na
niesamowicie cichej ulicy
Trzymałam swoje spojrzenie skierowane prosto i próbowałam znaleźć książkę leżącą
u mych stóp za pomocą tego miejsca sidhe-seer znajdującego się w mojej głowie
Mam!
Ale ona była … obojętna
Nie odbierałam od niej żadnych sygnałów. Z powodu kamienia znajdującego sie w
moje dłoni? Ponieważ sterowała mną w taki sam sposób jak sterowała wszystkimi?
To było aż nazbyt prawdopodobne. Było zbyt wiele niewiadomych. Myliłam się. Nie
stałam w miejscu pomiędzy głupotą a testowaniem swoich limitów. Całe mile
nieznanej głupoty rozciągały się po obu stronach liny na której stałam
Musiałam się wycofać prosto wąską ścieżką. Z wielkim trudem próbując nie upaść.
Będę czekać na Barronsa. Nie będę ryzykować
Zrobiłam krok do tyłu. Potem kolejny. Potem trzeci i mój obcas natrafił na coś
stałego, potknęłam się i zaczęłam opadać
To był podstawowy instynkt utrzymania równowagi który kazał mi oprzeć się na obu
dłoniach spoglądając w ziemię
— Cholera! — warknęłam i podniosłam wzrok do góry
Ale było już za późno. Widziałam strony. I nie mogłam nie spojrzeć jeszcze raz
Osunęłam się na kolana i uklękłam przed Sinsar Dubh.
* * *
Uklękłam przed nią ponieważ, na jej wciąż zmieniających się stronach dostrzegłam tą
blond kobietę z lodowatymi oczami która wcześniej stała jak wartownik i nie
pozwoliła mi wejść do jednej z najważniejszych Zakazanych Bibliotek 'Przystani'
Widziałam ją jak porusza się od jednej scenerii wewnątrz książki do następnej.
Musiałam wiedzieć kim była i w jaki sposób ją wyminąć. Musiałam wiedzieć
wszystko co wiedziała o niej książka. Skąd ona ją znała?
Musiałaś wiedzieć Barrons będzie później kpił Czy nie przypadkiem to powiedziała
Ewa Adamowi kiedy zerwała twoje jabłko?
To nie moje jabłko odparuję. Ty też próbowałeś je zerwać, Czy wszyscy nie szukamy
tego samego, sądząc ,że 'potrzebujemy' czegoś co książka ma wewnątrz swoich stron?
Nie mam pojęcia co kusi ciebie, ale coś na pewno. Powiedz mi, Barrons ile czasu
Dokładnie na nią polujesz i dlaczego to robisz?
Oczywiście, nie będzie odpowiedzi
Tak jak powiedziałam ,mile głupoty znajdowały się po obu stronach tej liny
Ale klękając teraz na przeciwko niej, byłam absolutnie pewna ,że byłam na skraju
objawienia. Że naprawdę przydatna, wyzwalająca wiedza była minuty nie, sekundy
ode mnie.
Wiedza która sprawi ,że odzyskam kontrolę nad swoim życiem, siłę nad swoimi
wrogami, która rzuci światło na tajemnice której nie mogłam rozwikłać, pokaże mi
jak dowodzić, jak odnieść sukces i dostać to czego pragnęłam najbardziej.
Jak przeszukiwałam te dwie stale zmieniające się strony, byłam dręczona szumem
owadów przy moim uchu
Próbowałam je odpędzić ale nie chciały odejść. Byłam zajęta. Były rzeczy które
musiałam wiedzieć, poza moim zrozumieniem. Wszystko co musiałam zrobić, to
odpuścić, przestać sie martwić. Dowiedzieć się, wchłonąć. I wszystko będzie dobrze
Po pewnym czasie, bzyczenie stało się pojękiwaniem. Pojękiwanie stało się
krzykiem. Krzyk grzmiał aż zdałam sobie sprawę ,że to nie były żadne owady tylko
osoba rycząca na mnie
Mówiąc mi o mnie samej. O tym kim byłam. Kim nie byłam. Czego chciałam
Czego nie chciałam
— Odejdź stamtąd!— głos zagrzmiał — Wstawaj Mac.
Zabierz stamtąd swój tyłek
natychmiast!
Albo przyjdę i sam cię zabiję!
Szarpnęłam głową do tyłu. Gapiłam się w dół ulicy
Zmrużyłam oczy, zerkając. Barrons pojawił się na horyzoncie
Na jego twarzy malował się wyraz przerażenia. Ale nie był skierowany na książkę
otwartą a na moich kolanach i nie był skierowany na mnie.
Był skupiony na tym co znajdowało się poza mną
Lodowate dreszcze, spłynęły po moim kręgosłupie. Co sprawiło ,że Jericho Barrons
czuł przerażenie?
Cokolwiek by to nie było oddychało tuż nad moim karkiem. Teraz kiedy zostałam
wytrącona z transu w którym byłam, mogłam ją poczuć, nieprzyjazną, kpiącą,
rozbawioną, śmiejącą się, tuż nad moim uchem
— Czym jesteś? — wyszeptałam nie obracając się
— Nieskończonością. Wiecznością — usłyszałam dźwięk ostrych jak piła
łańcuchowa metalowych ostrzy, poczułam powiew oddechu których pachniał jak olej,
metal i rozkład, gorący na moim policzku — Bez żadnych parametrów. Wolnością
— Nieuczciwością. Obrzydliwością która nigdy nie powinna istnieć. Złem
— Są różne strony medalu Mac — powiedziała głosem Ryodana
— Nigdy nie zmiennie stron
— Może jest z Tobą coś nie tak młoda — powiedziała miękkim i słodkim głosem
Aliny
Barrons próbował się do mnie zbliżyć, uderzając pięściami w niewidzialną ścianę
Odwróciłam głowę
O'Bannion przykucnął za mną, jego wyschnięte ciało przyciśnięte do mojego, zapach
śmierci który nas otaczał, te okropne ostrza cal od mojej twarzy
Zazgrzytał na mnie zębami i zaśmiał się — Niespodzianka! Złapałem cię
nieprawdaż?
Nie musiałam spoglądać z powrotem aby wiedzieć ,że książka już nie leżała na
chodniku.
Nigdy tam nie leżała
Nigdy tak naprawdę jej nie widziałam. To wszystko było iluzją, zauroczeniem. Co
oznaczało ,że Sinsar Dubh w jakiś sposób przefiltrowała mój umysł i wyrwała z
niego obrazy które wierzyła ,że mnie zajmą. Jakaś cześć mojego mózgu musiała
myśleć o tej kobiecie, zastanawiając się jak uda mi sie przejść przez jej warte jutro
Pokazywała mi przebłyski tego co chciałam zobaczyć, następnie zajmowała mnie
polowaniem na nieuchwytne, niepełne obrazy, same obietnice bez żadnej treści
Podczas gdy w rzeczywistości skuliła się poza mną, robiąc …co? Co knuła podczas
gdy ja wpatrywałam się w strony których tam nie było?
— Ucząc się ciebie. Testując cię. Poznając cię, Mac — ręce O’Banniona jak ostrza
pieściły moje ramiona
Otrząsnęłam się
— Słodka. Taka słodka — oddech O’Banniona znalazł się na moim uchu
Zebrałam cała swoją wolę, podniosłam się przykucając i zaciągnęłam się w dół
chodnika, z dala od niej
— POWIEM KIEDY SKOŃCZYMY
Byłam zmiażdżona na ulicy, przygnieciona bólem i zdałam sobie sprawę ,że to nie
kamienie mnie chroniły, lub powodowały jakąkolwiek zmianę w moich zdolnościach
czy mocy. To Sinsar Dubh uwolniła mnie od bólu i mogła zwrócił mi go w każdym
momencie który wybierze
Ona wybrała właśnie teraz
Wzrosła nade mną, rozciągając się, przekształcając w bestię, mówiąc mi w
graficznych szczegółach co mogę zrobić z moim drobnym kamykiem który tylko
głupiec wierzył ,że mógł pohamować, mógł pogorszyć, mógł mieć nadzieję aby
musnąć wielkość czegoś tak nieograniczonego i perfekcyjnego jak ona. Rozdzierała
mnie gorącymi czerwonymi ostrzami nienawiści i zimnymi czarnymi ostrzami
rozpaczy
Agonia krzyczała wewnątrz mojej skóry
Nie mogłam walczyć. Nie mogłam czuć
Mogłam tylko tam leżeć płacząc, unieruchomiona przez ból
Kiedy odzyskałam świadomość, chwilę zajęło mi zorientowanie gdzie jestem
Mrugałam w słabym świetle i pozostałam w bezruchu dokonując szybkiej oceny
swojego fizycznego stanu
Ulżyło mi kiedy zdałam sobie sprawę ,że nie przeżywałam teraz żadnego trwającego
bólu, wszystko co czułam to były tylko pozostałości. Moja głowa była jednym
wielkim masywnym sińcem. Czułam się jakbym miała połamane kości które ledwie
zaczęły się goić
Zakańczając wewnętrzną kontrolę, zwróciłam swoją uwagę na otoczenie
Byłam w księgarni, umieszczona na mojej ulubionej sofie, przed kominkiem w
kąciku do czytania na tyłach sklepu. Byłam przemarznięta do kości, otulona w koce
Barrons stał przed kominkiem, wysoki, potężny kształt otoczony przez płomienie,
jego plecy zwrócone w moją stronę.
Odetchnęłam z ulgą, maleńki dźwięk w tym wielkim pomieszczeniu ale Barrons
obrócił się natychmiast i dźwięk zagrzechotał głęboko w jego piersi, gardłowy,
zwierzęcy. Sprawiający ,że moja krew zrobiła się lodowata
To był jeden z najbardziej nieludzkich dźwięków jaki kiedykolwiek usłyszałam.
Adrenalina wymazała mój ból. Podniosłam się na kanapie na czworakach jakbym
sama była czymś dzikim i gapiłam się na niego
— Czym Ty kurwa jesteś? — warknął. Jego ciemne oczy płonęły czymś antycznym i
zimnym na jego twarzy. Krew pokrywała jego policzki, jego dłonie. Zastanawiałam
się czy pochodziła ode mnie. Zastanawiałam się dlaczego nie zadał sobie trudu aby ją
zmyć. Zastanawiałam się jak długo byłam nieprzytomna. Jak tutaj dotarłam?Która
tak w ogóle była godzina? Co zrobiła mi książka?
Wtedy jego pytanie, przeniknęło do mnie. Odsunęłam włosy z oczu i zaczęłam się
śmiać — Czym jestem? Czym jestem?
Śmiałam się i śmiałam. Nie mogłam się powstrzymać. Trzymałam się za boki. Może
była w tym jakaś histeria a po tym wszystkim co przeszłam może i ślad obłędu.
Śmiałam się tak mocno ,że nie mogłam oddychać.
Jericho Barrons pytał mnie czym byłam!
Znowu wydał z siebie ten dźwięk, jak grzechotnik ( i to taki gigantyczny!) który
trząsł się ostrzegawczo w jego klatce. Przestałam się śmiać i spojrzałam na niego.
Dźwięk zmroził mnie w taki sam sposób w jaki robiła to Sinsar Dubh. Sprawił ,że
pomyślałam ,że skóra Jericho Barronsa może być pokrowcem na krześle którego
nigdy nie chciałam zobaczyć
— Klęknij przede mną panno Lane!
Cholera. Używał na mnie magi 'Głosu'!
I to skutecznie!
Spadłam z sofy, zakopana w koce i wylądowałam na kolanach zgrzytając zębami.
Myślałam ,że byłam niewrażliwa na 'Głos'! Ten którego używał na mnie LM nie
działał! Ale ten tak! Barrons jest lepszy we wszystkim
— Czym jesteś? — ryknął
— Nie wiem! — krzyczałam, nie wiedziałam, ale na pewno zaczęłam się
zastanawiać Komentarz V'lane'a tamtej nocy w opactwie nawiedzał mnie z coraz
większą częstotliwością One powinny się ciebie obawiać powiedział Dopiero
zaczęłaś odkrywać czym jesteś
— Czego chce od ciebie książka?
— Nie wiem!
— Co z Tobą robiła kiedy trzymała cię tam na ulicy?
— Nie wiem! Jak długo mnie tam trzymała?
— Ponad godzinę! Przekształciła się w bestię i zaćmiła cię. Kurwa, nie mogłem się
do ciebie dostać! Nie mogłem cię kurwa nawet zobaczyć! Co ona z Tobą robiła?
— Poznawała mnie. Smakowała. Testowała — zazgrzytałam zębami — Tak
powiedziała. Przestań używać na mnie 'Głosu' ! Barrons!
— Przestanę używać 'Głosu' kiedy będziesz w stanie zmusić mnie abym przestał to
robić panno Lane. Wstań!
Podniosłam się i stanęłam na chwiejnych nogach, pozostałości bólu znajdowały sie w
każdej uncji mojego ciała. Nienawidziłam go w tym momencie. Nie musiał kopać
mnie kiedy już i tak leżałam na ziemi
— Walcz ze mną panno Lane — ryknął, nie używając 'Głosu' — Podnieś nóż i zrań
się w rękę!
Spojrzałam w dół na stolik do kawy. Nóż z poszarpanym ostrzem i rękojeścią z kości
słoniowej mienił sie w blasku padającym z kominka. Byłam przerażona kiedy
zauważyłam ,że po niego sięgam. Już to przerabialiśmy. Dokładnie w ten sam sposób
próbował uczyć mnie w przeszłości.
— Walcz!
I tak jak w przeszłości, zaczęłam sięgać
— Do ciężkiej cholery, spójrz w głąb siebie! Znienawidź mnie! Walcz! Walcz w
jakikolwiek sposób w jaki potrafisz!
Moje ręce zatrzymały się. Cofnęły. Znowu przesuwając się do przodu
— Zrań się, głęboko — wysyczał używając 'Głosu' — Spraw ,żeby bolało jak
cholera!
Palce zamknęły się wokół rękojeści noża
— Jesteś oczywistą ofiarą panno Lane. Chodzącą, gadającą lalką Barbie — zadrwił
— Zobaczcie siostra Mac została zamordowana, zobaczcie Mac została zgwałcona,
zobaczcie Mac została zerżnięta, zobaczcie Mac została zmiażdżona na ulicy przez
książkę, zobaczcie Mac leży martwa na stercie śmieci w alejce z tyłu
Nabrałam ostro powietrza
— Podnieś nóż!
Podniosłam go trzęsącą sie ręką
— Byłem pod Twoją skórą — drwił dalej — Znam cię, wewnątrz i na zewnątrz!
Niczego tam nie ma. Wyświadcz nam wszystkim przysługę i zgiń tak abyśmy mogli
zacząć pracować nad innym planem i przestań myśleć a może w końcu kurwa
dorośniesz i będziesz zdolna aby cokolwiek zrobić!
Dobra, wystarczy! — Nie znasz mnie wewnątrz i na zewnątrz! — warknęłam —
Może i dostałeś się pod moją skórę ale nigdy nie dostałeś sie do mojego serca!
Śmiało Barrons zmuś mnie abym pocięła się do kości, śmiał pogrywaj sobie ze mną
w te swoje gierki, rozstawiaj mnie po kątach, okłamuj, tyranizuj. Bądź sobą, czyli
stałym dupkiem. Krocz tu sobie, zamyślony, wkurzony, owiany tajemnicami ale
mylisz się co do mnie! Wewnątrz mnie jest coś czego lepiej zacznij się bać! I nie
możesz dotknąć mojej duszy! Nigdy nie dotkniesz mojej duszy!
Podniosłam dłoń, odwróciłam i rzuciłam. Nóż przeleciał w powietrzu prosto w
kierunku jego głowy
Wykonał unik z wrodzoną naturalną gracją, zaledwie szept ruchu, dokładnie taki i
tylko taki jaki był konieczny aby uniknąć uderzenia.
Rękojeść zadrgała w ozdobnej drewnianej obudowie kominka obok jego głowy
— Więc pieprz się Jericho Barrons i to nie tak jak lubisz. Pieprz się, nie możesz
mnie tknąć. Nikt nie może
Kopnęłam stolik w jego stronę. Roztrzaskał się o jego golenie. Podniosłam lampę i
rzuciłam ją prosto w kierunku jego głowy. Ponownie zrobił unik. Złapałam książkę,
odbiła sie od jego klatki.
Śmiał się, ciemne oczy błyszczały radością
Rzuciłam się na niego uderzając pięściami w jego twarz. Usłyszałam
satysfakcjonujący trzask i poczułam ,że coś wewnątrz jego nosa się poddało
Nie próbował mi oddać, czy też mnie odepchnąć. Ledwie owinął swoje ramiona
wokół mnie, zmiażdżył mnie w uścisku, przyciskając do swego ciała i więżąc moje
ramiona na swojej klatce piersiowej.
Wtedy, kiedy już myślałam ,że zmiażdży mnie na śmierć, opuścił głowę niżej do
zgłębienia mojej szyi
— Brakuje ci pieprzenia się ze mną, panno Lane? — wymruczał mi do ucha.
'Głos' rozbrzmiewał w mojej czaszce, żądając odpowiedzi
Byłam wysoka, silna i dumna z siebie. Nie jestem niczyją własnością. Nigdy więcej
nie będę odpowiadać na żadne pytania na które nie będę chciała.
— Chciałbyś wiedzieć, prawda? — wymruczałam w odpowiedzi — Chcesz mnie
więcej, prawda Barrons? Zaszłam ci za skórę i to głęboko. Mam nadzieję ,że się ode
mnie uzależniłeś. Byłam dzika, prawda? Założę się ,że nigdy nie uprawiałeś takiego
seksu w całej swojej prastarej egzystencji? Założę się ,że wstrząsnęłam Twoim
perfekcyjnym, zdyscyplinowanym, małym światem. Mam nadzieję ,że to ,iż mnie
pragniesz boli jak cholera!!
Jego ręce nagle znalazły się okrutnie zaciśnięte na moim pasie
— Jest tylko jedno pytanie które ma znaczenie panno Lane, i to jest jedno którego
nigdy nie zadasz. Ludzie są zdolni do stopniowania prawdy. Większość z nich spędza
swoje całe życie na fabrykowaniu i opracowaniu kłamstw, zanurzając siebie samych
w wierze złej wiary, robiąc cokolwiek trzeba aby poczuć sie bezpiecznie. Osoba która
naprawdę żyję ma tylko kilka cennych chwil bezpieczeństwa, uczy się jak przetrwać
każdy rodzaj burzy. To prawda której możesz zaufać w ciemno, która czyni cie tym
kim jesteś. Słaba czy silna. Żywa czy martwa. Udowodnij sobie. Jak wiele prawdy
jesteś w stanie znieść panno Lane?
Czułam jak jego umysł ocierał się o mój. To było szokująco zmysłowe uczucie.
Sięgał po moje myśli w ten sam sposób w który ja zagarniałam jego, tylko ,że on
nęcił mnie abym otworzyła mój umysł sprawiając ,że rozkwitałam jak kwiat na jego
słońcu, kiwając na mnie zapraszając do jednego ze swoich wspomnień
Wtedy nie byłam już dłużej w księgarni o krok od chęci zabicia a może ( kto mógł to
do cholery wiedzieć?) pocałowania Jericho Barronsa, Byłam —
W namiocie
Przepiłowując klatkę piersiową mężczyzny zakrwawionym ostrzem
Biorąc zamach i uderzając pięścią w kości które chroniły jego serce
Zaciskając moją dłoń wokół niego
Wyrywając serce
Już zgwałciłam jego kobietę, wciąż żyła obserwując jak umiera jej mąż.
Obserwowała jak umierają jej dzieci
Podniosłam jego serce na wysokości twarzy, ściskając w pięści, pozwalając krwi
kapać—
Próbował utopić mnie w tej scenie rzezi. Wymusić to na mnie w graficznych wręcz
szczegółach. Ale było tam coś więcej. Coś poza tym
To było to co chciałam zobaczyć.
Zebrałam swoją wolę, wycofałam się i rzuciłam na obraz którego wizję na mnie
wymuszał. Rozerwałam go na środku, jak ekran w kinie, ujawniając kolejny obraz
znajdujący sie poza tym
Więcej mordu. On śmiejący się
Szukałam tego ciemnego, szklistego jeziora w moim wnętrzu sidhe-seer. Nie
wezwałam tego co leżało w jej głębinach. Tylko pobrałam z tego trochę mocy.
Cokolwiek leżało pod tym jeziorem oferując sie dobrowolnie,wpompowywało się w
moje mentalne mięśnie
Przedzierałam się przez jeden ekran za drugim aż w końcu nie było niczego więcej i
upadłam na kolana w powiewającym piasku na —
Pustyni
Zmierzch.
Trzymam w ramionach dziecko
Wpatruję się w noc.
Nie spojrzę w dół
Nie mogę zmierzyć się z tym co jest w jego oczach.
Ale nie mogę nie spojrzeć
Moje spojrzenie schodzi niechętnie, zachłannie w dół
Dziecko patrzy na mnie z ufnością
Jego oczy mówią wiem ,że nie pozwolisz mi umrzeć
Wiem ,że sprawisz ,że ten ból zniknie.
Jego oczy mówią zaufanie/miłość/uwielbienie/jesteś idealny/zawsze zapewnisz mi
bezpieczeństwo/jesteś moim światem
Ale nie zapewniłam mu bezpieczeństwa
I nie mogę powstrzymać jego bólu
Gorycz wypełniała moje usta żółcią. Odwróciłam głowę i zwymiotowałam. Do tej
chwili nigdy nie rozumiałam niczego na temat życia
Zawsze szukałam tylko własnej korzyści. Interesowna do szpiku kości
Jeśli dziecko umrze nic więcej już nigdy nie będzie miało znaczenia, ponieważ jakaś
cząstka mnie odejdzie wraz z nim. Do tej chwili nie byłam świadoma tej części. Nie
wiedziałam ,że istnieje. Nie wiedziałam ,że miała znaczenie i liczyła się dla mnie
Ironiczne aby znaleźć to w momencie utraty
Trzymam go
Kołyszę go
On płacze
Jego łzy spadają na moje ramiona i palą moją skórę
Wpatruję się w te pełne zaufania oczy
Widze go tam. Jego przeszłość. Jego teraźniejszość. Jutro którego nigdy nie będzie
Widze jego ból, i rozrywa mnie on na strzępy
Widzę jego absolutną miłość i zawstydza mnie ona
Widzę światło —to piękne perfekcyjne światło którym jest jego życie
Uśmiech się do mnie. W swoim spojrzeniu przekazuje mi całą swoją miłość
Zaczyna się oddalać
Nie! Ryczę. Nie umrzesz! Nie zostawisz mnie!
Wpatruje się w jego oczy przez czas który wydaje się być tysiącem dni
Widze go. Trzymam go.
Odchodzi.
Istniej moment przejścia, w procesie śmierci. Życia w śmierć. Pełni w pustkę. A
potem znika. Zbyt szybko. Wracaj, wracaj ! Potrzebuje jeszcze jednej minuty. Jeszcze
jednego uśmiechu. Jeszcze jednej szansy aby zrobić wszystko jak należy. Ale jego już
nie ma. Nie ma go. Dokąd poszedł? Co dzieję się z życiem kiedy odchodzi?Czy udaje
się dokądś czy po prostu kurwa znika?
Próbuje płakać ale nie mam czym
Coś grzechoczę w głębi mojej klatki
Nie rozpoznaję tego
Już nie jestem tym czym byłam
Spoglądam na innych
Nikt z nas nie jest
Obrazy zniknęły. Znalazłam się z powrotem w księgarni. Drżałam. Żal był jak
otwarta rana w mojej klatce. Krwawiłam z powodu tego dziecka które właśnie
straciłam, krwawiłam z powodu Aliny i wszystkich ludzi ginących w tej wojnie której
nie byliśmy w stanie zapobiec.
Szarpnęłam się spoglądając na niego do góry. Jeśli myślał ,że coś za to dostanie to
był w błędzie.
Byłam strasznie wytrącona z równowagi. Jeśli dotknie mnie teraz, być może będę
miła. Jeśli on będzie teraz miły, być może ja go dotknę
Jego twarz była niewzruszona, jego oczy czarne, a dłonie zaciśnięte w pięści po obu
stronach jego ciała
— Barrons... Ja
— Dobranoc panno Lane
Tłumaczenie agaz.7@wp.pl