Patricia A McKillip Zapomniane Bestie Z Eldu

background image
background image

P

ATRICIA

A. M

C

K

ILLIP

Z

APOMNIANE BESTIE Z

E

LDU

Tytuł oryginału: The Forgotten Beasts of Eld

Wydawnictwo MAG

Wydanie I

background image

SPIS TRE ´SCI

SPIS TRE ´SCI

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

2

Heraldyczne Bestie z Eldu

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

4

Rozdział 1

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

8

Rozdział 2

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

22

Rozdział 3

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

34

Rozdział 4

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

46

Rozdział 5

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

59

Rozdział 6

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

67

Rozdział 7

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

76

Rozdział 8

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

86

Rozdział 9

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

100

Rozdział 10

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

111

Rozdział 11

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

124

Rozdział 12

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

137

2

background image

Moim rodzicom
— z podzi˛ekowaniem

background image

Heraldyczne Bestie z Eldu

Czarodziej Heald miał pewnego razu przelotn ˛

a przygod˛e z kobiet ˛

a z ludu.

W wyniku tej˙ze urodził si˛e Myk, który jedno oko miał zielone, a drugie czar-
ne. Gdy Myk dorósł, odezwało si˛e w nim magiczne dziedzictwo. Na górze Eld,
najwy˙zszym szczycie w krainie Eldwold, Myk zacz ˛

ał moc ˛

a czarnoksi˛esk ˛

a kom-

pletowa´c kolekcj˛e niezwykłych zwierz ˛

at. Kolekcj˛e, któr ˛

a uzupełniał syn Myka,

Ogam. Ogam za´s spłodził z córk ˛

a lorda Horsta z Hilt córk˛e, Sybel, pi˛ekn ˛

a i zdol-

n ˛

a w arkanach magicznych. Zmarł, gdy Sybel miała lat szesna´scie, zostawiaj ˛

ac

jej w dziedzictwie wielki biały dom, ogromn ˛

a bibliotek˛e i kolekcj˛e bestii zapo-

mnianych, bestii, jakich oko ludzkie nie widziało. I moc, dzi˛eki której mogła nad
bestiami panowa´c.

W´sród Zapomnianych Bestii z Eldu s ˛

a wi˛ec: złotooki Łab˛ed´z Tirlith, Dzik

Cyrin, znaj ˛

acy odpowied´z na wszystkie zagadki — prócz jednej, zielonoskrzydły

Smok Gyld, Lew Gules, znaj ˛

aca magi˛e czarna Kocica Moriah, Pani Nocy. I słynny

Sokół Ter, który pom´scił czarodzieja Aera, rozszarpuj ˛

ac na strz˛epy siedmiu jego

zabójców.

Bestie z Eldu, o czym wiedzie´c nie zaszkodzi, to zwierz˛eta heraldyczne,

wszystkie, co do jednego, stanowi ˛

a wyst˛epuj ˛

ace na tarczach herbowych tzw. mo-

bilia herbowe figury zwykłe, figures ordinaires. Wszystkie maj ˛

a swoj ˛

a heraldycz-

n ˛

a symbolik˛e. Lew, b˛ed ˛

acy heraldycznym symbolem pot˛egi, wielko´sci, majesta-

tu i nieustraszonego m˛estwa, u McKillip nosi do tego imi˛e Gules. Gules (wym.
gjulz) to w heraldyce kolor czerwony, kolor ognia, sam w sobie b˛ed ˛

acy symbo-

lem oczyszczenia, dynamizmu ˙zycia, a tak˙ze wojny, gniewu i nienawi´sci.

Symboliczne znaczenie pozostałych Bestii te˙z wyja´snia heraldyka. Smok —

to czujno´s´c, wierno´s´c, bojowo´s´c. Dzik — wolno´s´c, zuchwało´s´c, ´slepa siła, bru-
talno´s´c, walka do upadłego. Sokół symbolizuje szlachetn ˛

a rycersko´s´c, pogo´n za

upragnionym celem, duch triumfuj ˛

acy nad materi ˛

a. Kot to niezale˙zno´s´c i indywi-

dualizm, odwaga, przebiegło´s´c. Łab˛ed´z to czysto´s´c i wzniosło´s´c, wiedza i harmo-
nia.

Wracamy jednak do fabuły ksi ˛

a˙zki. Oto pewnego dnia pod bram ˛

a domu Sybel

na szczycie góry Eld pojawia si˛e m˛e˙zczyzna z dzieckiem. Magiczka w pierwszym
odruchu rozkazuje Sokołowi Terowi zrzuci´c intruza do przepa´sci, powstrzymuje

4

background image

si˛e jednak i zgadza go wysłucha´c. Przybysz okazuje si˛e by´c krewniakiem Sy-
bel, podobnie jak niesione przez niego niemowl˛e, chłopiec o imieniu Tamlorn.
Dziecko, które trzeba ukry´c, ocali´c, albowiem rodowa wendetta grozi mu ´smier-
ci ˛

a. Sybel pocz ˛

atkowo wzbrania si˛e, ale wreszcie bierze małego krewniaka na

wychowanie. . .

Szanowny a obeznany z kanonem fantasy Czytelnik domy´sla si˛e ju˙z zapewne

dalszego ci ˛

agu.

Tamlorn, klasyczne dla licznych mitologii Dziecko Cudem Ocalone — jak

Perseusz, Jazon, Edyp, Moj˙zesz — musi by´c dzieckiem niezwykłym, kim´s, ko-
mu los gotuje niezwykł ˛

a przyszło´s´c. Czytelnika nie zdziwi wi˛ec, gdy dwunasto-

letni Tamlorn okazuje si˛e ksi˛eciem i nast˛epc ˛

a tronu. Nie b˛edzie dla Czytelnika

zaskoczeniem, gdy o Tamlorna upomni si˛e jego ojciec, Drede, król Eldwoldu. Nie
zdziwi, ˙ze Sybel broni´c si˛e b˛edzie przed oddaniem „jej małego Tama”, chłopca,
którego pokochała jak własnego syna. Nie zdziwi nawet i to, ˙ze król Drede zako-
cha si˛e w Sybel. . .

Szanowny Czytelnik nie powinien si˛e niepokoi´c — oprócz rzeczy dla fanta-

sy klasycznych i daj ˛

acych si˛e przewidzie´c, do´s´c jest w „Zapomnianych Bestiach

z Eldu” rzeczy zaskakuj ˛

acych. B˛edzie miło´s´c zła i egoistyczna, b˛edzie miło´s´c do-

bra i prawdziwa. B˛edzie tajemniczy ptak Liralen. B˛edzie przyczajony w ciemno-

´sciach demon Blammor. B˛edzie zły czarownik. B˛ed ˛

a Zapomniane Bestie ratowa´c

Sybel z opresji. Słowem, b˛edzie du˙ze tego, co czyni powie´s´c Patricii McKillip
wart ˛

a przeczytania klasyk ˛

a gatunku.

*

*

*

˙

Zyciorys Patricii Ann McKillip do´s´c dokładnie przedstawiłem w przedmowie

do „Mistrza Zagadek z Hed”, pierwszego tomu trylogii „Mistrz Zagadek”. Dla
tych PT Czytelników, którzy — robi ˛

ac bł ˛

ad — ksi ˛

a˙zki owej nie nabyli, powtórz˛e

tu tylko skrótowo: pisarka urodziła si˛e Salem w stanie Oregon jako córka oficera
lotnictwa, całe dzieci´nstwo migrowała wraz z ojcem po bazach United States Air
Force na całym ´swiecie. Studiowała literatur˛e w college’u Notre Dame w Belmont
i na uniwersytecie San Jose. Mieszka w Roxbury w stanie Nowy Jork.

Urodziła si˛e, co nie jest bez znaczenia, w roku 1948, a był to rok dla fan-

tastyki szczególnie korzystny, przyszła bowiem wówczas na ´swiat cała wataha
pó´zniejszych mistrzów i koryfeuszy gatunku, ˙ze wymieni˛e tylko takie nazwiska
jak George R.R. Martin, Vonda N. McIntyre, Nancy Kress, David A. Gemmel,
Terry Pratchett, Robert Holdstock, Nancy Springer, Lynn Abbey, Joan D. Vinge,
Spider Robinson, Pamela Sargent, Dan Simmons. Brian Stableford, Robert Jordan
i Rebecca Ore. W tym samym roku urodził si˛e — co stwierdza nie bez dumy —
pisz ˛

acy te słowa, ni˙zej podpisany Andrzej Sapkowski.

5

background image

Patricia debiutowała maj ˛

ac lat dwadzie´scia sze´s´c, w roku 1974, niewielczut-

k ˛

a powie´sci ˛

a „The Throme of Erril of Sherill”, jednak prawdziwie błyskotliwym

sukcesem była ksi ˛

a˙zka, któr ˛

a wła´snie trzymasz w r˛eku, Szanowny Czytelniku.

Napisane równie˙z w 1974 „Zapomniane bestie z Eldu”. Ksi ˛

a˙zka, która w cuglach

wygrała współzawodnictwo o World Fantasy Award 1975, została przez Davi-
da Pringle’a ulokowana po´sród stu najlepszych powie´sci fantasy wszech czasów
i absolutnie zasłu˙zyła na pozycj˛e w kanonie gatunku.

Gdy ksi ˛

a˙zk˛e t˛e nabyłem, a było to w Kanadzie, w Montrealu, jako´s tak w la-

tach osiemdziesi ˛

atych, wcale o powy˙zszych splendorach nie wiedziałem, a prze-

czytałem „The Forgotten Beasts. . . ” jednym, jak to mówi ˛

a, tchem. I wcale nie

dlatego, ˙ze maj ˛

ac wreszcie dost˛ep do obficie zaopatrzonych półek odrabiałem

podówczas zaległo´sci w fantasy i wszystko mi si˛e podobało, tak jak głodnemu
wszystko smakuje. Nie było tak.

*

*

*

W „Zapomnianych Bestiach z Eldu” wyczuwa si˛e fascynacj˛e autorki twórczo-

´sci ˛

a pisz ˛

acych fantasy pa´n, na której Patricia McKillip musiała si˛e wychowa´c —

Andre Norton, C.L. Moore, Anne McCaffrey. Fascynuj ˛

ac si˛e „wielkimi”, wyka-

zała jednak Patricia na tyle talentu i pisarskiej indywidualno´sci, by umie´c zna-
le´z´c swój własny sposób na fantasy. Pisz ˛

ac łagodn ˛

a, poetyczn ˛

a i bardzo kobiec ˛

a

fantasy, nie b˛ed ˛

aca przy tym — przesłodzon ˛

a do obrzydzenia, a grzech przesła-

dzania jest niestety powszechny w´sród pa´n fantastek, zwłaszcza pisz ˛

acych tzw.

young adult fantasy, obliczon ˛

a głównie na wielki i kochaj ˛

acy fantasy elektorat

nastolatek. David Pringle w swej „Modern Fantasy”, pisz ˛

ac zreszt ˛

a o „Zapomnia-

nych bestiach. . . ” w samych superlatywach, znajduje dla ksi ˛

a˙zki okre´slenie, z któ-

rym nigdy i nigdzie si˛e nie spotkałem: menarche fantasy. Menarche jest terminem
medycznym, oznaczaj ˛

acym cezur˛e, jak ˛

a w ˙zyciu kobiety stanowi pierwsza men-

struacja. Nic doda´c, nic uj ˛

a´c. Panowie nie powinni si˛e tu jednak płoszy´c. Ja sam

czytałem „Zapomniane bestie. . . ” maj ˛

ac pod czterdziestk˛e, uwa˙zam si˛e za stupro-

centowego m˛e˙zczyzn˛e, a ksi ˛

a˙zka niezwykle mi si˛e podobała. I podoba do dzi´s.

*

*

*

Pisz ˛

ac w roku 1998 przedmow˛e do „Mistrza Zagadek z Hed”, dorobek lite-

racki Patricii McKillip zamkn ˛

ałem nominowan ˛

a do nagrody „Locusa” powie´sci ˛

a

„A Song for the Basilisk”. Od tamtego czasu Patricia napisała nast˛epn ˛

a fantasy,

interesuj ˛

ac ˛

a „The Tower at Stony Wood” — ksi ˛

a˙zk˛e na tyle interesuj ˛

ac ˛

a, ˙ze mam

nadziej˛e zachwala´c j ˛

a Czytelnikowi w ramach niniejszej serii.

6

background image

Popełniła te˙z Patricia od tamtego czasu dwa opowiadania — oba warte, by je

odnotowa´c. Pierwsze to „A Gift to Be Simple”, w słynnej ju˙z, poruszaj ˛

acej spra-

wy sztucznego kreowania ˙zycia antologii „Not of Woman Born”, zredagowanej
przez Constance Ash. Drugim opowiadaniem jest „Toad”, zamieszczone w „Si-
lver Birch, Blood Moon”, kolejnej antologii „ba´sniowej” w cyklu powołanym do

˙zycia przez Ellen Datlow i Terri Windling. Patricia Ann McKillip z cał ˛

a pewno-

´sci ˛

a nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. I to jest bardzo dobra wiadomo´s´c.

background image

Rozdział 1

Mag Heald poł ˛

aczył si˛e kiedy´s z ubog ˛

a kobiet ˛

a w królewskim mie´scie Mon-

dor, a ona zrodziła mu syna, który miał jedno oko zielone, a jedno czarne. Heald,
o oczach czarnych jak bagna Fyrbolgu, pojawił si˛e w ˙zyciu tej kobiety i znikn ˛

jak wiatr, ale syn, Myk, pozostał w Mondorze, dopóki nie sko´nczył pi˛etnastu lat.
Dobrze zbudowany i silny, trafił do terminu u kowala, a ludzie, którzy przyby-
wali tam, aby naprawi´c swoje powozy lub podku´c konie, zwykle przeklinali jego
powolno´s´c i pos˛epno´s´c — dopóki nie poruszyło si˛e w nim co´s oci˛e˙załego jak ba-
gienny potwór budz ˛

acy si˛e pod mułem. Odwracał wtedy głow˛e i spogl ˛

adał na nich

czarnym okiem, a oni si˛e odsuwali i milkli. Tliła si˛e w nim odrobina magii, jak
ogie´n si˛e tli w wilgotnym dymi ˛

acym drewnie. Rzadko odzywał si˛e do ludzi swym

szorstkim głosem, ale kiedy dotykał konia, głodnego psa czy goł˛ebia w klatce
w dzie´n targowy, ten ogie´n rozbłyskiwał w czarnym oku, a głos stawał si˛e słodki
jak rozmarzony szept rzeki Slinoon.

Pewnego dnia Myk opu´scił Mondor i ruszył na Eld. Była to najwy˙zsza góra

w Eldwoldzie, wyrastaj ˛

aca za Mondorem, rzucaj ˛

aca czarny cie´n na miasto przed

zmierzchem, gdy zagubione we mgle sło´nce zsuwało si˛e w dół. Znad granicy
mgieł pasterze i młodzi chłopcy na polowaniu spogl ˛

adali poza Mondor, ku rów-

ninie Terbrec na zachodzie, na ziemie władców Sirle, na północ ku polom Fal-
low, gdzie duch trzeciego króla Eldwoldu wci ˛

a˙z wspominał sw ˛

a ostatni ˛

a bitw˛e

i gdzie pod jego niespokojnymi, bezgło´snymi stopami nie rosło nic ˙zywego. Tam,
w g˛estych mrocznych lasach Eldu, w´sród białej ciszy, Myk zacz ˛

ał kolekcjonowa´c

cudowne, legendarne zwierz˛eta.

Z dzikiej krainy jezior na północy Eldwoldu przywołał do siebie Czarnego Ła-

b˛edzia z Tirlith, szerokoskrzydłego, złotookiego ptaka, który na swym grzbiecie
uniósł trzecia córk˛e króla Merroca z kamiennej wie˙zy, gdzie była wi˛eziona. Potem
wysłał bezgło´sn ˛

a, pot˛e˙zn ˛

a sie´c swego wezwania w gł˛ebokie g˛este lasy po drugiej

stronie Eldu, sk ˛

ad ˙zaden człowiek jeszcze nie powrócił, i niczym łososia schwy-

tał czerwonookiego, białokłego ody´nca Cyrina, który jak harfiarz ´spiewał ballad)
i znał odpowiedzi na wszystkie zagadki prócz jednej. Z mrocznego i cichego serca
samej góry Myk sprowadził Gylda, zielonoskrzydłego smoka, od stuleci ´sni ˛

acego

o zimnym płomieniu złota. Smok zbudził si˛e z rozkosznego snu na d´zwi˛ek swego

8

background image

imienia w niemal zapomnianej pie´sni, któr ˛

a Myk posłał w ciemno´s´c. Mag wyłu-

dził od Gylda gar´s´c staro˙zytnych klejnotów i zbudował dom z białego gładkiego
kamienia po´sród wysokich sosen, i wielki ogród dla zwierz ˛

at otoczony kr˛egiem

kamiennych murów. Do tego domu sprowadził kiedy´s dziewczyn˛e z gór. znaj ˛

a-

c ˛

a tylko kilka słów, lecz nie czuj ˛

ac ˛

a l˛eku ani przed zwierz˛etami, ani przed ich

stra˙znikiem. Pochodziła z biednej rodziny, miała spl ˛

atane włosy i silne ramio-

na. W domostwie Myka zobaczyła rzeczy, które inni poznali mo˙ze raz w ˙zyciu,
w wersie dawnego poematu lub w opowie´sci harfiarza.

Dziewczyna powiła Mykowi syna o dwojgu czarnych oczach, który potrafił

sta´c nieruchomo jak martwe drzewo kiedy ojciec posyłał wołanie. Myk nauczył go
czyta´c stare ballady i legendy w ksi˛egach, które zebrał; nauczył woła´c zapomniane
imi˛e poprzez cały Eldwold i ku krainom poza nim; nauczył czeka´c w milczeniu,
cierpliwie, przez tygodnie, miesi ˛

ace i lata — na chwil˛e, kiedy to imi˛e rozpali si˛e

w dziwnym, pot˛e˙znym, zaskoczonym umy´sle zwierz˛ecia. Kiedy Myk opu´scił swe
ciało ju˙z na zawsze, siedz ˛

ac w milczeniu w ´swietle ksi˛e˙zyca, jego syn, Ogam,

przej ˛

ał kolekcj˛e.

Z południowych pusty´n poza gór ˛

a Eld Ogam przywabił lwa Gulesa, który

swym futrem w kolorze królewskiego skarbu wielu nieostro˙znych skłonił do nie-
chcianej przygody. Sprzed kominka wied´zmy z dala od Eldwoldu wykradł wielk ˛

a

czarn ˛

a kocic˛e Moriah, której wiedza o zakl˛eciach i tajemnych urokach była kie-

dy´s legend ˛

a. Bł˛ekitnooki sokół Ter, który rozerwał na strz˛epy siedmiu morderców

maga Aera, jak błyskawica run ˛

ał z czystego nieba i usiadł Ogamowi na ramieniu.

Po krótkiej, w´sciekłej walce, gdy niebieskie oczy patrzyły prosto w czarne, ucisk
szponów zel˙zał; sokół zdradził swoje imi˛e i poddał si˛e mocy maga.

Z krzywym, kpi ˛

acym, odziedziczonym po Myku u´smiechem Ogam przywołał

te˙z do siebie najstarsz ˛

a córk˛e ksi˛ecia Horsta z Hiltu, gdy pewnego dnia przeje˙z-

d˙zała zbyt blisko góry. Była kruchym, pi˛eknym dzieckiem, l˛ekaj ˛

acym si˛e ciszy

i dziwnych, wspaniałych zwierz ˛

at, które przypominały rysunki na starych gobeli-

nach w domu jej ojca. Bała si˛e te˙z Ogarn ˛

a, jego skrywanej i nieugi˛etej mocy, jego

nieprzeniknionych oczu. Powiła mu jedno dziecko i zmarła. Dzieckiem tym, co
trudno wytłumaczy´c, była dziewczynka. Gdy Ogam opanował swoje zdumienie,
nazwał j ˛

a Sybel.

Wyrosła wysoka i silna po´sród pustkowi; miała smukł ˛

a sylwetk˛e matki, wło-

sy jak ko´s´c słoniowa i czarne, nieul˛ekłe oczy ojca. Opiekowała si˛e zwierz˛etami,
pilnowała ogrodu i wcze´snie nauczyła si˛e panowa´c nad niespokojnymi bestiami
wbrew ich woli, posyła´c pradawne imi˛e, w ciszy swego umysłu bada´c ukryte i za-
pomniane miejsca. Ogam, dumny z córki, zbudował jej pokój z wielk ˛

a kryszta-

łow ˛

a kopuł ˛

a, cienk ˛

a jak szkło, a tward ˛

a jak kamie´n; mogła tam siedzie´c pod bar-

wami nocnego ´swiata i przywoływa´c w spokoju. Zmarł, kiedy sko´nczyła szesna-

´scie lat; zostawił j ˛

a sam ˛

a z pi˛eknym białym domem, ogromn ˛

a bibliotek ˛

a ci˛e˙zkich,

9

background image

okutych ˙zelazem ksi ˛

a˙zek, stadem zwierz ˛

at, jakich nie ogl ˛

ada si˛e nawet w snach,

i moc ˛

a, by nad nimi panowa´c.

Pewnej nocy, wkrótce potem, przeczytała w jednej z najstarszych ksi ˛

ag o wiel-

kim białym ptaku ze skrzydłami, które sun˛eły jak ´snie˙zne proporce rozwini˛ete na
wietrze — ptaku, który za dawnych dni nosił na grzbiecie jedyn ˛

a królow ˛

a El-

dwoldu. Cicho wymówiła do siebie jego imi˛e: Liralen. Siedz ˛

ac na podłodze pod

kopuł ˛

a, z wci ˛

a˙z otwart ˛

a ksi˛eg ˛

a na kolanach, posłała w rozległ ˛

a noc Eldwoldu swe

pierwsze wołanie, wezwanie ptaka, którego imienia nikt nie wymawiał od stuleci.
Wołanie przerwał krzyk kogo´s, kto stan ˛

ał przed zamkni˛et ˛

a bram ˛

a.

Dotkni˛eciem my´sli zbudziła lwa ´spi ˛

acego w ogrodzie i posłała do bramy, by

swym złocistym okiem spojrzał ostrzegawczo na intruza. Ale wołanie nie cichło,
nagl ˛

ace i niezrozumiałe. Westchn˛eła zniech˛econa i wysłała sokołowi Terowi po-

lecenie, by porwał przybysza i zrzucił go ze szczytu góry Eld. Po chwili krzyki
ucichły nagle, lecz w ciszy rozległ si˛e rozpaczliwy płacz, dziecka. Zaskoczył j ˛

a;

wstała wreszcie i przeszła boso przez marmurowy hol do ogrodu, gdzie zwierz˛eta
w ciemno´sci poruszały si˛e niespokojnie. Dotarła do bramy z cienkich ˙zelaznych
pr˛etów i złotych spoje´n i wyjrzała na zewn ˛

atrz.

Zbrojny m˛e˙zczyzna stał tam z dzieckiem na r˛ekach i sokołem Terem na ra-

mieniu. Milczał, stoj ˛

ac nieruchomo w u´scisku Tera; dziecko w jego okrytych kol-

czug ˛

a ramionach płakało, nie zwa˙zaj ˛

ac na nic. Sybel przesun˛eła wzrok od jego

nieruchomej, skrytej w cieniu twarzy, i spojrzała w oczy sokoła.

Mówiłam ci

, powiedziała w my´slach, ˙zeby´s zrzucił go ze szczytu Eldu.

Bł˛ekitne nieprzeniknione oczy zwróciły si˛e ku niej.
Jeste´s młoda

, odparł Ter, ale bez w ˛

atpienia pot˛e˙zna. Uczyni˛e to, je´sli naka˙zesz

mi po raz drugi. Ale najpierw musz˛e ci˛e ostrzec: znam ludzi od niezliczonych
hit: je˙zeli zaczniesz ich zabija´c, pewnego dnia, wiedzeni strachem, przyjd ˛

a tutaj,

a b˛edzie ich wielu. Zniszcz ˛

a twój dom i wypuszcz ˛

a zwierz˛eta. Tak po wielekro´c

powtarzał nam mistrz Ogam.

Sybel przez chwil˛e tupała bos ˛

a stop ˛

a o ziemi˛e. Spojrzała w twarz m˛e˙zczyzny.

— Kim jeste´s? — zapytała — Dlaczego krzyczysz u moich bram?
— Pani — odparł ostro˙znie, gdy˙z twarde pióra Tera musn˛eły go po twarzy. —

Czy jeste´s córk ˛

a Laran, córki Horsta, władcy Hiltu?

— Laran była moj ˛

a matk ˛

a — przyznała Sybel, niecierpliwie przest˛epuj ˛

ac z no-

gi na nog˛e. — Kim jeste´s?

— Jestem Coren z Sirle. Mój brat ma dziecko z twoj ˛

a ciotk ˛

a, najmłodsz ˛

a sio-

str ˛

a twojej matki. — Urwał, gwałtownie wci ˛

agaj ˛

ac oddech przez zaci´sni˛ete z˛eby.

Sybel skin˛eła r˛ek ˛

a na sokoła.

Pu´s´c go, bo inaczej b˛ed˛e tu stała przez cał ˛

a noc. Ale nie oddalaj si˛e, na wypa-

dek gdyby był szalony.

Sokół wzleciał i usiadł na niskim konarze drzewa, tu˙z nad głow ˛

a przyby-

sza. M˛e˙zczyzna na chwil˛e przymkn ˛

ał oczy; male´nkie krople krwi s ˛

aczyły si˛e jak

10

background image

łzy przez kolczug˛e. W ´swietle ksi˛e˙zyca wydawał si˛e młody, a włosy miał bar-
wy ognia. Sybel przygl ˛

adała mu si˛e z ciekawo´sci ˛

a, gdy˙z metalowe ogniwa zbroi

l´sniły niby woda w´sród nocy.

— Dlaczego tak si˛e ubrałe´s? — spytała.
Wtedy otworzył oczy.
— Byłem na Terbrec. — Zerkn ˛

ał na ciemn ˛

a sylwetk˛e ptaka nad sob ˛

a. — Sk ˛

ad

wzi˛eła´s takiego sokola? Przebił si˛e przez ˙zelazo, skór˛e i jedwab. . .

— Zabił siedmiu ludzi — wyja´sniła Sybel — którzy zabili maga Aera, dla

klejnotów na jego ksi˛egach m ˛

adro´sci.

— Ter — szepn ˛

ał m˛e˙zczyzna, a ona w zdumieniu uniosła brwi.

— Kim jeste´s?
— Ju˙z mówiłem. Coren z Sirle.
— Ale to dla mnie nic nie znaczy. Co robisz z dzieckiem przed moj ˛

a bram ˛

a?

Coren z Sirle odpowiedział wolno i cierpliwie:
— Laran, twoja matka, miała siostr˛e Riann˛e. Twoja ciotka trzy lata temu po-

´slubiła króla Eldwoldu, mojego. . . .

— Kto jest teraz królem? — spytała zaciekawiona.
Młody człowiek zdziwił si˛e.
— Drede. Drede jest królem Eldwoldu, od pi˛etnastu lat.
— Aha. Mów dalej. Drede po´slubił Riann˛e. To bardzo ciekawe, ale musz˛e

przywoła´c Liralena.

— Prosz˛e! — Spojrzał na sokoła i zni˙zył głos. — Prosz˛e walczyłem od trzech

dni, potem wuj rzucił mi dziecko w ramiona i kazał odda´c czarodziejce z góry
Eld. Zapytałem: A je´sli nie zechce go wzi ˛

a´c? Po co jej dziecko? Ale on spojrzał

tylko na mnie i odparł: Nie wrócisz z tej góry z dzieckiem, nie pragniesz chyba

´smierci syna swojego brata?

— A dlaczego chce odda´c go mnie?
— Poniewa˙z to dziecko Rianny i Norrela, a oni oboje nie ˙zyj ˛

a.

Sybel zamrugała. Czego´s nie mogła zrozumie´c.
— Przecie˙z mówiłe´s, ˙ze Rianna po´slubiła Drede’a.
— Tak.
— Wi˛ec dlaczego to dziecko jest synem Norrela? Nie rozumiem.
Głos Corena wzniósł si˛e niebezpiecznie.
— Poniewa˙z Norrel i Rianna byli kochankami. A Drede zabił Norrela trzy dni

temu na równinie Terbrec. Czy we´zmiesz to dziecko, abym mógł wróci´c i zabi´c
Drede’a?

Sybel spojrzała na niego nieruchomym wzrokiem.
— Nie krzycz na mnie — powiedziała bardzo cicho.
Coren zaciskał i prostował palce w pancernych r˛ekawicach. W ´swietle ksi˛e-

˙zyca zrobił krok w jej stron˛e, a delikatne ´swiatło cieniami podkre´sliło rysy jego

twarzy, ujawniło linie zm˛eczenia pod oczami.

11

background image

— Wybacz mi — szepn ˛

ał. — Prosz˛e. Spróbuj zrozumie´c. Jechałem cały dzie´n

i pół nocy. Mój brat i wielu krewnych nie ˙zyj ˛

a. Władca Nicconu swymi siłami

wsparł Drede’a, a Sirle nie mogło si˛e oprze´c im obu. Rianna zmarła przy poro-
dzie. Je´sli Drede znajdzie chłopca, zabije go. Nie ma dla dziecka bezpiecznego
miejsca v. tym Sirle. Nie ma dla niego bezpiecznej kryjówki na całym ´swiecie. . .
Tylko tutaj Drede nie b˛edzie go szukał. Drede zabił Norrela, ale przysi˛egam, ˙ze
nie dostanie tego dziecka. Prosz˛e, zaopiekuj si˛e nim. Jego matka była z twojej
rodziny.

Sybel przyjrzała si˛e dziecku. Przestało ptak kół panowała cisza nocy. Dziec-

ko machn˛eło male´nk ˛

a r˛ek ˛

a w powietrzu, próbowało odepchn ˛

a´c koc, którym było

okryte. Sybel dotkn˛eła jego bladej pulchnej twarzy, a dziecko zwróciło ku niej
oczy migocz ˛

ace jak gwiazdy.

— Moja matka umarła, wydaj ˛

ac mnie na ´swiat — powiedziała. — Jak ma na

imi˛e?

— Tamlorn.
— Tamlorn. Bardzo ładnie. Wolałabym, ˙zeby to była dziewczynka.
— Wtedy nie musiałbym jecha´c tak daleko, by go ukry´c. Drede boi si˛e, ˙ze

kiedy dziecko doro´snie, za˙z ˛

ada tronu i stanie do walki z jego dziedzicem. Sirle go

poprze; moja rodzina próbowała zdoby´c tron Eldwoldu, odk ˛

ad król Harth zgin ˛

na polu Fallow, a Tarn z Sirle nosił koron˛e przez dwana´scie lat, nim znów j ˛

a

stracił.

— Ale je´sli wszyscy wiedz ˛

a, ˙ze to nie jest dziecko Drede’a. . .

— Tylko Drede, Rianna i Norrel znali prawd˛e, a Rianna i Norrel nie ˙zyj ˛

a.

Królewscy bastardzi mog ˛

a by´c bardzo niebezpieczni.

— Nie wygl ˛

ada gro´znie. — Smukłymi bladymi palcami musn˛eła policzek

chłopca. U´smiech przemkn ˛

ał po jej twarzy. — B˛edzie mi pasował do kolekcji.

Coren mocniej obj ˛

ał dziecko.

— To syn Norrela, nie zwierz˛e. Sybel uniosła głow˛e.
— Czy˙z nie jest czym´s mniej? Je, ´spi, nie my´sli, wymaga opieki. Tylko. . . nie

wiem, jak opiekowa´c si˛e dzieckiem. Nie potrafi mi powiedzie´c, czego potrzebuje.

Coren zamilkł na chwil˛e. Gdy znów si˛e odezwał, usłyszała cie´n znu˙zenia w je-

go głosie.

— Jeste´s dziewczyn ˛

a; powinna´s wiedzie´c takie rzeczy.

— Dlaczego?
— Dlatego. . . Dlatego ˙ze sama kiedy´s b˛edziesz mie´c dzieci i. . . i b˛edziesz

musiała si˛e nimi opiekowa´c.

— Nie opiekowała si˛e mn ˛

a ˙zadna kobieta — odparła Sybel. — Ojciec kar-

mił mnie kozim mlekiem i uczył czyta´c swoje ksi˛egi. Pewnie b˛ed˛e kiedy´s miała
dziecko, które naucz˛e, jak po mojej ´smierci opiekowa´c si˛e zwierz˛etami.

Coren spojrzał na ni ˛

a i rozchylił wargi.

12

background image

— Gdyby nie chodziło o mojego wuja — powiedział cicho — raczej zabrał-

bym dziecko z powrotem do domu, ni˙z zostawiał syna Norrela tutaj, z tob ˛

a, twoja

niewiedz ˛

a i twoim sercem z lodu.

Twarz Sybel znieruchomiała niczym ksi˛e˙zyc w pełni.
— To ty nic nie wiesz — szepn˛eła. — Mogłabym kaza´c Terowi rozerwa´c ci˛e

na siedem kawałków i zrzuci´c zakrwawion ˛

a głow˛e na równin˛e Terbrec, ale panuj˛e

nad sob ˛

a. Spójrz!

Otworzyła bram˛e palcami dr˙z ˛

acymi z gniewu, który ogarn ˛

ał j ˛

a niczym zimny

wiatr od gór. Rzuciła bezgło´sne wołania do oszołomionych snem umysłów wokół
siebie i zwierz˛eta przybyły niczym odpryski snu. Coren szedł u jej boku. Rami˛e
w kolczudze ochraniało plecy malca, dło´n podpierała głow˛e, a szeroko otwarte
i wpatrywały si˛e w ruchom ˛

a, szeleszcz ˛

ac ˛

a ciemno´s´c.

Wielki odyniec dotarł do nich pierwszy — biały jak płomie´n w ciemno´sci,

z kłami jak marmur, o których marzyli łowcy. Z krtani Corena wydobył si˛e niear-
tykułowany d´zwi˛ek. Sybel oparła Cyrinowi dło´n na czole ponad małymi czerwo-
nymi oczkami.

— My´slisz, ˙ze nie mog˛e si˛e zaj ˛

a´c dzieckiem? Przecie˙z opiekuj˛e si˛e tymi zwie-

rz˛etami. S ˛

a pradawne, pot˛e˙zne jak ksi ˛

a˙z˛eta, m ˛

adre, niespokojne i niebezpieczne,

ale daj˛e im to, czego potrzebuj ˛

a. Dziecku te˙z dam to, czego mu trzeba. Lecz je-

´sli nie tego chcesz, to odejd´z. Nie prosiłam, ˙zeby´s przybył tu z chłopcem; nie

obchodzi mnie, czy z nim odejdziesz. By´c mo˙ze, nic nie wiem <NOBR>o two-
im</NOBR> ´swiecie, ale tutaj znalazłe´s si˛e w moim i tutaj ty jeste´s głupcem.
Coren wpatrywał si˛e w ody´nca, z trudem znajduj ˛

ac słowa.

— Cyrin — szepn ˛

ał. — Cyrin. Masz go. . . — Urwał znowu i przez chwil˛e

oddychał gł˛eboko. Potem przemówił powoli, jakby szukał w pami˛eci. — Ron-
dar. . . władca Runriru schwytał ody´nca Cyrina, którego nie pojmał wcze´sniej ˙za-
den człowiek. . . nieuchwytnego Cyrina, Stra˙znika Zagadek i. . . za˙z ˛

adał albo jego

˙zycia, albo całej m ˛

adro´sci ´swiata. I wtedy Cyrin przewrócił kamie´n u stóp Ron-

dara, a Rondar powiedział, ˙ze taka m ˛

adro´s´c nie ma dla niego warto´sci, i odjechał,

wci ˛

a˙z poszukuj ˛

ac. . .

— Sk ˛

ad znasz t˛e histori˛e? — spytała zdumiona Sybel. — Nie pochodzi z El-

dwoldu.

— Znam j ˛

a. Znam. — Uniósł głow˛e i mocniej obj ˛

ał dziecko, gdy spłyn ˛

ał ku

nim wielki kształt, bezgło´sny jak cie´n nocy.

Przed nimi łagodnie wyl ˛

adował łab˛ed´z z grzbietem szerokim jak u ody´nca

i oczami złotymi jak dwie gwiazdy.

— Łab˛ed´z z Tirlith. . . to on, tak, Sybel?
— Sk ˛

ad znasz moje imi˛e? — szepn˛eła.

— Znam.
Patrzył, jak dwa koty sun ˛

a przez noc, nadchodz ˛

ac z dwóch stron budynku.

Nawet nie drgn ˛

ał, cho´c Tamlorn poruszył si˛e w jego ramionach. Kocica Moriah

13

background image

podeszła, wsun˛eła czarn ˛

a płask ˛

a głow˛e pod dło´n Sybel, a potem uło˙zyła si˛e u jej

stóp i ziewn˛eła, ukazuj ˛

ac Corenowi z˛eby podobne do wyostrzonych, polerowa-

nych kamieni.

— Moriah, Pani Nocy. która zdradziła magowi Takowi zakl˛ecie otwieraj ˛

ace

wie˙z˛e bez drzwi, gdzie był wi˛eziony. . . Nie znam. . . nie znam lwa.

Lew Gules o oczach z płynnego złota zatoczył kr ˛

ag wokół kolan Corena, po-

tem uło˙zył si˛e przed nim, a mi˛e´snie poruszały si˛e leniwie pod l´sni ˛

acym futrem.

Coren potrz ˛

asn ˛

ał głow ˛

a.

— Zaczekaj. . . Był taki lew z Południowych Pusty´n, który ˙zył na dworach

wielkich władców, dzielił si˛e m ˛

adro´sci ˛

a, ˙zywił najlepszym mi˛esem, nosił ich ob-

ro˙ze i ła´ncuchy z ˙zelaza i złota, tylko dopóki miał na to ochot˛e. . . Gules.

— Sk ˛

ad wiesz takie rzeczy?

Wielka głowa lwa zwróciła si˛e w stron˛e Sybel.
Gdzie go znalazła´s?

— spytał zaciekawiony Gules.

Przyniósł mi dziecko

, odparła z roztargnieniem Sybel. Zna moje imi˛e, ale nie

wiem sk ˛

ad

.

— Kiedy´s umiał mówi´c — dodał Coren.
— Kiedy´s wszystkie umiały. Tak długo ˙zyły w dziczy, z dala od ludzi, ˙ze ju˙z

zapomniały. . . wszystkie z wyj ˛

atkiem Cyrina. Podobnie ludzie zapomnieli ich

imiona. Sk ˛

ad ty. . .

Coren drgn ˛

ał, a Sybel podniosła głow˛e. Rozwini˛ete skrzydła przesłoniły ksi˛e-

˙zyc i ocieniły ich twarze, potem spłyn˛eły ni˙zej, a ka˙zdy ruch zasysał jedno ude-

rzenie serca wiatru. Tamlorn kopał niespokojnie w u´scisku Corena i wyj˛eczał mu
w ucho jak ˛

a´s skarg˛e. Smok opadł leniwie przed nimi, jaskrawym zielonym spoj-

rzeniem mierz ˛

ac Corena. Cie´n si˛egał a˙z do ich stóp, a glos my´sli gada brzmiał

w głowie Sybel niczym stary i suchy pergamin.

Jest w górach jaskinia, gdzie nigdy nie znajd ˛

a jego ko´sci.

Nie. Wezwałam ci˛e, bo byłam rozgniewana, ale teraz ju˙z nie jestem. Nie nale˙zy

go krzywdzi´c.

To m˛e˙zczyzna, uzbrojony.
Nie zrób mu nic złego.
Zwróciła si˛e do Corena, który przygl ˛

adał si˛e smokowi; zapomniany Tamlorn

wiercił si˛e i szarpał w jego ramionach. Oczy Sybel błysn˛eły nagle w lekkim
u´smiechu.

— Znasz go.
— Jego imi˛e nie jest tak stare, by ludzie o nim zapomnieli. Był kiedy´s ksi ˛

a-

˙z˛e Eldwoldu, wioz ˛

acy przez masyw Eldu bogate dary dla władcy południa, aby

kupi´c bro´n i ludzi. Nigdy nie znaleziono jego ko´sci ani skarbów. . . Ludzie jesz-
cze wci ˛

a˙z powtarzaj ˛

a opowie´sci o ogniu spadaj ˛

acym na Mondor z letniego nieba,

o płon ˛

acych plonach i rzece Silnoon wrz ˛

acej w korycie.

14

background image

— Jest ju˙z stary i zm˛eczony — rzekła Sybel. — Te dni min˛eły. Znam jego

imi˛e; nie mo˙ze si˛e ode mnie uwolni´c, by znów robi´c podobne rzeczy.

Coren poprawił koc na Tamlornie. Mroczne cienie znu˙zenia znikn˛eły z jego

twarzy — na chwil˛e stała si˛e zadziwiaj ˛

aco młoda. Spojrzał na Sybel.

— S ˛

a pi˛ekne. Tak, pi˛ekne. — Patrzył na ni ˛

a przez chwil˛e i znów przemówił: —

Musz˛e jecha´c. Do Mondoru dotarły ju˙z pewnie wie´sci o bitwie. Nie znios˛e my´sli,

˙ze moi bracia mo˙ze nie ˙zyj ˛

a, a ja nic o tym nie wiem. Czy we´zmiesz Tamlorna?

B˛edzie bezpieczny z tak ˛

a stra˙z ˛

a. Czy b˛edziesz go kocha´c? Tego. . . tego potrzebuje

najbardziej.

Sybel bez słowa kiwn˛eła głow ˛

a i niezgrabnie wzi˛eła od niego dziecko. Malec

z zaciekawieniem poci ˛

agn ˛

ał j ˛

a za włosy.

— Ale sk ˛

ad wiesz o tak wielu sprawach? Sk ˛

ad znasz moje imi˛e?

— Och, spytałem star ˛

a kobiet˛e mieszkaj ˛

ac ˛

a przy drodze kawałek st ˛

ad. Ona mi

je zdradziła.

— Nie znam ˙zadnych starych kobiet.
— U´smiechn ˛

ał si˛e do swoich wspomnie´n.

— T˛e powinna´s pozna´c. My´sl˛e. . . my´sl˛e, ˙ze je´sli b˛edziesz potrzebowała po-

mocy przy Tamlornie, ona ci jej udzieli. — Urwał i spojrzał na chłopca. Dotkn ˛

mi˛ekkiego kr ˛

agłego policzka i u´smiech znikn ˛

ał z jego twarzy, nagle ot˛epiałej z ˙za-

lu. — Do widzenia. Dzi˛ekuj˛e — szepn ˛

ał i odwrócił si˛e.

Sybel szła za nim do bramy.
— Do widzenia — rzuciła przez kraty, kiedy dosiadł konia. — Nic nie wiem

o wojnach, ale wiem to i owo o ˙zalu. A to, jak mi si˛e zdaje, dawali´scie sobie
nawzajem na Terbrec.

Spojrzał na ni ˛

a z siodła.

— To prawda — przyznał. — Wiem.
Kiedy odwróciła si˛e od bramy, spojrzała w małe, okr ˛

agłe oczka srebrzystego

ody´nca. Pochwyciła my´sli wokół siebie i z wysiłkiem obj˛eła je swym spokojem.

Mo˙zecie ju˙z odej´s´c. Przepraszam, ˙ze was zbudziłam, ale straciłam panowanie

nad sob ˛

a.

Odyniec nie drgn ˛

ał.

Nie mo˙zesz dawa´c miło´sci

, zauwa˙zył, póki jej wpierw nie dostaniesz.

Niezbyt mi pomagasz

, odparła z irytacj ˛

a Sybel, a wielki odyniec wydał z siebie

ciche parskni˛ecie, co było jego ´smiechem.

Ta stara kobieta przeszła kiedy´s przez ogrodzenie; szukała ziół. Prychn ˛

ałem na

ni ˛

a, a ona prychn˛eła na mnie. Mogłaby ci pomóc. Co by´s mi dała za cał ˛

a m ˛

adro´s´c

tego ´swiata?

Nic, poniewa˙z jej nie chce. Daj j ˛

a Corenowi. Powiedział, ˙ze mam serce z lodu.

Cyrin prychn ˛

ał znowu, łagodnie.

Istotnie, potrzebuje m ˛

adro´sci.

Te˙z mu to powiedziałam.

15

background image

Nast˛epnego ranka Sybel pobiegła górska ´scie˙zk ˛

a prowadz ˛

ac ˛

a do miasta w do-

le. Wielkie stare sosny kołysały si˛e na wietrze, trzeszcz ˛

ac i j˛ecz ˛

ac o nadchodz ˛

acej

zimie. Głaskane tu i tam promieniami sło´nca igły były mi˛ekkie i zimne pod bo-
symi stopami. Niosła ´spi ˛

acego Tamlorna owini˛etego białym wełnianym kocem.

Był ciepły i ci˛e˙zki w jej ramionach. Pachniał miło. Przygl ˛

adała si˛e jego długim

jasnym rz˛esom i rumianej buzi. Raz zatrzymała si˛e, by musn ˛

a´c policzkiem jego

mi˛ekkie jasne włoski.

— Tamlorn — szepn˛eła, — Tamlorn. Mój Tam.
W´sród drzew dostrzegła niewielk ˛

a chatk˛e; z komina unosił si˛e dym. Bury kot

spał na dachu, a czarny kruk przysiadł na parze rogów wisz ˛

acych nad drzwia-

mi. Dziobi ˛

ace na podwórzu goł˛ebie zatrzepotały wokół niej, kiedy podeszła do

wej´scia. Kruk spojrzał z ukosa jednym okiem, wydał z siebie krzyk brzmi ˛

acy jak

pytanie: Kto? Nie zwróciła na niego uwagi i otworzyła drzwi. Potem stan˛eła nie-
ruchomo; zaraz za progiem nie było podłogi, tylko mgła faluj ˛

aca niespokojnie

u stóp. Sybel rozejrzała si˛e zaskoczona i zobaczyła, ˙ze ´sciany domu spogl ˛

adaj ˛

a na

ni ˛

a, maj ˛

a oczy i okr ˛

agłe ciemne usta. Drzwi wy´slizgn˛eły si˛e jej z r˛eki i zamkn˛eły,

a mgła zawirowała, wezbrała, okryła nawet sufit. Spoza tej mgły sfrun ˛

ał kruk i raz

jeszcze zapytał: Kto?

Tamlorn poskar˙zył si˛e płaczliwie. Ucałowała go odruchowo. Potem powie-

działa, stoj ˛

ac w tym dziwnym, czujnym domu:

— W czyim jestem sercu?
Mgła znikn˛eła, a obserwuj ˛

ace j ˛

a oczy stwardniały w sosnowe s˛eki. Chuda sta-

rucha w sukni koloru li´sci, z siwymi włosami zwini˛etymi w tysi ˛

ace zwichrzonych

loczków wokół twarzy, wstała z fotela na biegunach i zło˙zyła upier´scienione r˛ece.

— Dziecko!
Odebrała od Sybel chłopca, wydaj ˛

ac przy tym d´zwi˛ek niczym gruchaj ˛

ace go-

ł˛ebie. Tamlorn przygl ˛

adał si˛e jej przez chwil˛e, a potem nagle chwycił za długi

nos. Cmokn˛eła do niego, a on u´smiechn ˛

ał si˛e bezz˛ebnie. Spojrzała na Sybel ocza-

mi szarymi jak ˙zelazo i ostrzejszymi ni˙z królewski miecz.

— To ty.
— Ja — odparła Sybel. — Potrzebuje rady. je´sli zechcesz mi jej udzieli´c.
— Mimo ody´nca Cyrina i lwa Gulesa, którzy ci doradzaj ˛

a, moje dziecko, przy-

chodzisz jednak do mnie? Masz pi˛ekne włosy, takie długie i gładkie. . . Czy jaki´s
m˛e˙zczyzna ju˙z ci to powiedział?

— Ani Cyrin, ani Gules nie potrafi nia´nczy´c dziecka. Musz˛e małemu da´c to,

czego potrzebuje, a sam nie mo˙ze mi powiedzie´c. Cyrin twierdzi, ˙ze mo˙zesz mi
pomóc, poniewa˙z prychn˛eła´s na niego. Czasami mówi bez sensu. Pomo˙zesz mi?

— Cebule — powiedziała starucha.
Sybel mrugn˛eła niepewnie.
— Stara kobieto, stałam w oku twego serca, kiedy na mnie patrzyła´s, a nikt,

kto ma takie wewn˛etrzne oko, nie mo˙ze by´c głupcem. Pomo˙zesz mi?

16

background image

— Oczywi´scie, dziecko. Wpu´sciłam ci˛e przecie˙z. Cebule. . . hodujesz je

w ogrodzie. Próbowałam sobie przypomnie´c. Pozwolisz mi czasem wzi ˛

a´c kilka

cebul?

— Oczywi´scie.
— Lubi˛e je doda´c do gulaszu. Siadaj. . . tam, na tej skórze przy kominku.

Dostałam j ˛

a od pewnego człowieka z miasta. Nienawidził swojej ˙zony i chciał si˛e

jej pozby´c.

— Ludzie w mie´scie s ˛

a dziwni. Nie rozumiem miło´sci i nienawi´sci, tylko

istnienie i wiedz˛e. Ale teraz musz˛e si˛e nauczy´c kocha´c to dziecko. — Przerwała
na moment i zmarszczyła lekko brwi barwy ko´sci słoniowej. — My´sl˛e, ˙ze go
kocham. Jest mi˛ekki, pasuje do moich ramion. Gdyby Coren z Sirle przyjechał po
małego, ci˛e˙zko byłoby mi si˛e z nim rozsta´c.

— A wi˛ec. . .
— A wi˛ec co?
— Wi˛ec to jest syn Drede’a. Słyszałam o nim od moich ptaków.
— Coren twierdzi, ˙ze to syn Norrela.
W ˛

askie wargi rozci ˛

agn˛eły si˛e w u´smiechu.

— Nie wydaje mi si˛e. My´sl˛e, ˙ze jest synem króla Drede’a. W królewskim

pałacu jest kruk, którego oczy nigdy si˛e nie zamykaj ˛

a. . .

Sybel przygl ˛

adała si˛e jej z rozchylonymi ustami. Odetchn˛eła ostro˙znie i po-

woli.

— Nie znam si˛e na takich sprawach. Ale teraz jest mój, ja b˛ed˛e go kocha´c. To

dziwne. Mam swoje zwierz˛eta od szesnastu lat, a to dziecko dopiero jedn ˛

a noc,

lecz gdybym miała wybiera´c, nie wiem, czy nie wybrałabym tego male´nstwa, tak
bezradnego i głupiego. Mo˙ze dlatego ˙ze zwierz˛eta mog ˛

a odej´s´c i od nikogo nic

nie wymaga´c, a Tam potrzebuje wszystkiego ode mnie.

Kobieta obserwowała j ˛

a, kołysz ˛

ac si˛e w fotelu. Pier´scienie błyskały na jej pal-

cach niczym ogniki. — Jeste´s dziwnym dzieckiem. . . Nieul˛ekłym i pot˛e˙znym,
skoro trzymasz te wielkie, władcze bestie. Czy czasem nie czujesz si˛e samotna?

— Samotna? Dlaczego? Z wieloma istotami mog˛e rozmawia´c. Ojciec nigdy

du˙zo nie mówił. Od niego nauczyłam si˛e milczenia, milczenia umysłu, które jest
jak czysta, nieruchoma woda, gdzie nic si˛e nie ukryje. To pierwsza rzecz jakiej
mnie nauczył, bo je´sli nie potrafisz milcze´c, nie usłyszysz odpowiedzi na wołanie.
Ostatniej nocy, kiedy przybył Coren, próbowałam przywoła´c Liralena.

— Liralen. . . — Twarz starej kobiety rozja´sniła si˛e; wydała si˛e rozmarzona

i młoda mimo siwych loków. — Ze skrzydłami jak proporce koloru ksi˛e˙zyca. . .
Och, dziecko, kiedy wreszcie schwytasz Liralena, pozwól mi go zobaczy´c.

— Pozwol˛e. Ale bardzo trudno go znale´z´c, zwłaszcza kiedy przerywaj ˛

a mi

ludzie z dzie´cmi. Ja si˛e wychowałam na mleku, ale Tam chyba go nie lubi.

Starucha westchn˛eła.

17

background image

— Chciałabym go sama karmi´c, ale lepsza b˛edzie krowa, dopóki nie znajd˛e

jakiej´s miejscowej kobiety z gór na mamk˛e.

— Jest mój — przypomniała Sybel. — Nie chc˛e, ˙zeby jaka´s inna kobieta za-

cz˛eła go kocha´c.

— Oczywi´scie, dziecko, ale. . . Czy pozwolisz i mnie go pokocha´c? Tylko tro-

ch˛e? Tak wiele czasu min˛eło, odk ˛

ad miałam dzieci do kochania. Ukradn˛e komu´s

krow˛e i zostawi˛e na jej miejscu klejnot.

— Mog˛e przywoła´c krow˛e.
— Nie, dziecko. Je´sli kto´s musi by´c złodziejem, niech to b˛ed˛e ja. Ty musisz

my´sle´c o sobie. Co si˛e stanie, gdy ludzie zaczn ˛

a podejrzewa´c, ˙ze przywołujesz ich

zwierz˛eta?

— Nie boj˛e si˛e ludzi. S ˛

a głupi.

— O tak, ale potrafi ˛

a by´c bardzo pot˛e˙zni w swej miło´sci i nienawi´sci. Czy

ojciec nadał ci jakie´s imi˛e?

— Jestem Sybel. Chyba nie musiała´s mnie o to pyta´c.
Szare oczy u´smiechn˛eły si˛e lekko.
— Oczywi´scie. Moje ptaki s ˛

a wsz˛edzie. Ale jest ró˙znica mi˛edzy imieniem

poznanym a imieniem zdradzonym przez wła´sciciela. Sama wiesz. Ja mam na
imi˛e Maelga. A imi˛e dziecka? Czy dasz mi jego imi˛e jako dar?

Sybel u´smiechn˛eła si˛e.
— Tak. Chciałabym da´c ci jego imi˛e. To Tamlorn. — Spojrzała na malca,

a włosy barwy ko´sci słoniowej połaskotały go po pulchnej twarzyczce. — Tam-
lorn. Mój Tam — szepn˛eła i Tamlorn za´smiał si˛e gło´sno.

I tak Maelga ukradła krow˛e, ale w zamian podło˙zyła pier´scie´n z klejnotem,

a ludzie przez długie miesi ˛

ace z nadziej ˛

a zostawiali otwarte wrota do obór. Tam-

lorn rósł silny, jasnowłosy i szarooki; ´smiał si˛e i krzyczał w´sród nieruchomych
białych hal, dra˙znił cierpliwe zwierz˛eta i je karmił. Mijały lata; stał si˛e smukły
i smagły; poznawał gór˛e z synami pasterzy, wspinał si˛e w´sród mgieł, przeszuki-
wał gł˛ebokie jaskinie, przynosił do domu rude lisy, ptaki i dziwne zioła dla Mael-
gi. Sybel nie przerywała swych poszukiwa´n Liralena; przywoływała go nocami,
czasem znikała na całe dnie i wracała ze starymi, zdobionymi w klejnoty ksi˛egami
o ˙zelaznych okuciach — ksi˛egami, które mogły przechowywa´c jego imi˛e. Maelga
kpiła z niej, ˙ze kradnie, ale Sybel odpowiadała z roztargnieniem:

— Od małych magików, którzy nie wiedz ˛

a, jak z nich korzysta´c. Musz˛e mie´c

Liralena. To moja obsesja.

— Pewnego dnia nie odró˙znisz wielkiego maga od małego magika — ostrze-

gła Maelga.

— I co? Ja tez jestem wielka. Musz˛e mie´c Liralena. Pewnego wieczoru, dwa-

na´scie lat od dnia. kiedy Coren przyniósł jej Tamlorna, Sybel zeszła do gł˛ebokiej
zimnej jaskini, któr ˛

a Myk zbudował dla smoka Gylda. Jaskinia le˙zała za wst ˛

a˙zk ˛

a

rzeki, a drzewa wokół niej rosły ogromne i nieruchome jak kolumny podpieraj ˛

ace

18

background image

hale ciszy. Przeszła po trzech kamieniach do wodospadu i wsun˛eła si˛e za kurtyn˛e
wody, która spływała jej po twarzy jak łzy. W jaskini było ciemno i wilgotno ni-
czym w sercu góry; zielone oczy Gylda błyszczały jak klejnoty. Wielkie zwini˛ete
cielsko tworzyło cie´n na tle bardziej mrocznego cienia. Sybel stała przed nim jak
smukły biały płomie´n w ciemno´sci. Spojrzała w nieruchome oczy.

Tak?
My´sli powstały powolne i bezkształtne niby b ˛

abel w umy´sle smoka; b ˛

abel p˛ekł

w suchym, pergaminowym szele´scie jego głosu.

Min˛eło ju˙z tysi ˛

ac lat, odk ˛

ad zasn ˛

ałem na złocie, które odebrałem ksi˛eciu Sir-

kelowi. Zasn ˛

ałem, patrz ˛

ac w jego otwarte oczy, patrz ˛

ac na jego krew spływaj ˛

ac ˛

a

powoli na monet˛e, potem drug ˛

a, i kolejn ˛

a zbieraj ˛

ac ˛

a si˛e na szyjce pucharu.

Szept

ucichł. Zapadła cisza, a˙z kolejny b ˛

abel uformował si˛e i p˛ekł. ´

Sni˛e o tym złocie,

budz˛e si˛e, ˙zeby je zobaczy´c, i nie ma go. . . Budz˛e si˛e na zimnym kamieniu. Pozwól
mi odlecie´c i zebra´c je znowu.

Sybel wstała bezgło´snie, jak kamie´n wyrastaj ˛

acy z kamienia. Po chwili odpo-

wiedziała:

Polecisz, a ludzie ci˛e zauwa˙z ˛

a i ze zgroz ˛

a przypomn ˛

a sobie twoje czyny. Przyj-

d ˛

a, aby zniszczy´c mój dom. i zobacz ˛

a złoto płon ˛

ace w sło´ncu, a wtedy nic ju˙z ich

nie powstrzyma.

Nie,

odparł Gyld. Polec˛e noc ˛

a i zbior˛e je w tajemnicy, a je´sli kto´s mnie zobaczy,

w tajemnicy zabij˛e.

Wtedy przyjd ˛

a i zabij ˛

a nas oboje. A co b˛edzie z Tamem? Nie.

Wielkie cielsko si˛e poruszyło. Poczuła ciepłe tchnienie oddechu.
Byłem ju˙z stary i zapomniany, kiedy Mistrz zbudził mnie mym imieniem w´sród

pustych ˙zył Eldu. wyrwał z marze´n pie´sni ˛

a o moich czynach. . . Przyjemnie było

znowu by´c tematem pie´sni. . . Przyjemnie jest słysze´c swoje imi˛e od ciebie, ale
musz˛e odzyska´c moje słodkie złoto. . .

My´sli odleciały, pr˛edkie i zwinne jak w ˛

a˙z, zsun˛eły si˛e w jaskini˛e ´swiadomo´sci,

w ciemny labirynt umysłu. Szybki jak woda wsi ˛

akaj ˛

aca w ziemi˛e, ukradkowo jak

człowiek grzebi ˛

acy człowieka w blasku ksi˛e˙zyca, smok poniósł swoje imi˛e w re-

giony zapomniane, gdzie był bezimienny nawet dla siebie. Ale była tam przed
nim, czekała przed ostatnimi wrotami umysłu. Stała mi˛edzy fragmentami wspo-
mnie´n, zabójstw, ˙z ˛

adz, na wpół zjedzonych posiłków.

Je´sli chcesz tego tak mocno, wymy´sle jaki´s sposób. Nic nie rób. ale b ˛

ad´z cier-

pliwy. Pomy´sl˛e.

Oddech musn ˛

ał j ˛

a raz jeszcze i my´sli raz jeszcze wezbrały w ciemnej jaskini.

Zrób dla mnie to jedno. B˛ed˛e cierpliwy.
Wyszła z groty, a krople wody błyszczały w jej włosach. Wci ˛

agn˛eła do płuc

chłodne nocne powietrze. Pomy´slała o smoku w locie — gładkim płomieniu w ru-
chu, o gł˛ebokich, spokojnych jeziorach oczu Czarnego Łab˛edzia, o wspomnie-
niach rozbitego umysłu smoka, o połamanych głowniach jego ˙z ˛

adz, stopionych

19

background image

z jej własnymi. Wtedy, w ciemno´sci, usłyszała za sob ˛

a szelest. Wyczuła, ˙ze kto´s

j ˛

a obserwuje.

— Maelga?
Ale ˙zaden głos, ˙zaden umysł jej nie odpowiedział. Czarne drzewa wyrastały

wokół jak monolity i przesłaniały gwiazdy. Szelest wtopił si˛e w cisz˛e jak oddech
wiatru. Wróciła do domu ze zmarszczk ˛

a mi˛edzy brwiami.

Kilka dni pó´zniej odwiedziła Maelg˛e. Usiadła na skórze przy kominku i obj˛eła

kolana r˛ekami, a staruszka wpatrywała si˛e w jej twarz, mieszaj ˛

ac zup˛e.

— W lesie jest co´s bez imienia.
— Boisz si˛e tego? — spytała Maelga.
Sybel spojrzała na ni ˛

a zaskoczona.

— Oczywi´scie, ˙ze nie. Ale jak mog˛e to przywoła´c, skoro nie ma imienia? To

dziwne. Nie przypominam sobie, ˙zebym gdzie´s czytała o bezimiennej bestii. Co
gotujesz? Gdybym ju˙z nie była głodna, zgłodniałabym od samego zapachu.

— Grzyby — odparła Maelga. — Cebul˛e, szałwi˛e, rzep˛e, kapust˛e, pietruszk˛e,

buraki i co´s, co przyniósł mi Tam, a co nie ma nazwy.

— Pewnego dnia Tam otruje nas wszystkich — mrukn˛eła Sybel.
Oparła l´sni ˛

ac ˛

a głow˛e o kamie´n i westchn˛eła. Maelga zerkn˛eła na ni ˛

a.

— Co to jest? Czy to ma nazw˛e?
Sybel zadr˙zała.
— Nie wiem. Ostatnio jestem bardzo niespokojna, ale sama nie wiem, czego

chc˛e. Czasami lec˛e z Terem w jego my´slach, kiedy poluje. Nie potrafi lecie´c tak
wysoko, jak bym chciała, ani tak pr˛edko, chocia˙z ziemia ucieka pod nami, a on
wznosi si˛e wy˙zej ni˙z szczyt Eldu. . . Jestem z nim, kiedy zabija. Dlatego tak bar-
dzo pragn˛e Liralena. Mogłabym wsi ˛

a´s´c na jego grzbiet i polecieliby´smy daleko,

daleko w zachodz ˛

ace sło´nce, w ´swiat gwiazd. Chc˛e. . . Chc˛e czego´s wi˛ecej ni˙z

mój ojciec, a nawet mój dziadek, ale nie wiem, co to jest.

Maelga spróbowała zupy, na jej chudych palcach zamrugały klejnoty.
— Pieprz — stwierdziła. — I tymianek. Ledwie wczoraj przyszła do mnie

młoda kobieta. Chciała zastawi´c pułapk˛e na m˛e˙zczyzn˛e o słodkim u´smiechu i gib-
kich ramionach. Była głupia. Nie dlatego ˙ze go pragn˛eła, ale dlatego ˙ze pragn˛eła
czego´s wi˛ecej.

— Pomogła´s jej?
— Dałam je j szkatułk˛e słodkiego zapachu. A teraz przez reszt˛e swego ˙zycia

b˛edzie nieszcz˛e´sliwa i zazdrosna.

Przyjrzała si˛e opartej o kamienie Sybel z czarnymi oczami ukrytymi pod po-

wiekami; westchn˛eła.

— Moje dziecko, czy mog˛e co´s dla ciebie zrobi´c?
Sybel otworzyła oczy i u´smiechn˛eła si˛e lekko.
— Czy powinnam doda´c do swojej kolekcji m˛e˙zczyzn˛e? Mogłabym. Potrafi˛e

przywoła´c ka˙zdego, kogo zechc˛e. Ale nie ma takiego, którego bym chciała. Cza-

20

background image

sami zwierz˛eta robi ˛

a si˛e niespokojne, ´sni ˛

a o dniach ucieczek, przygód, o zdoby-

waniu m ˛

adro´sci, o d´zwi˛eku swych imion wymawianych z podziwem i lekiem. Te

dni min˛eły. Niewielu pami˛eta ich imiona, ale one wci ˛

a˙z o tym ´sni ˛

a. . . A ja wspo-

minam, jak si˛e uczyłam, jak mój ojciec, a potem ty i Tam zwracali´scie si˛e do mnie
moim imieniem. . . My´sl˛e. . . My´sl˛e, ˙ze na par˛e dni chciałabym pod ˛

a˙zy´c t ˛

a górsk ˛

a

´scie˙zk ˛

a w dziwny, niezrozumiały, ´swiat.

— Wi˛ec id´z, dziecko — zach˛eciła j ˛

a Maelga. — Id´z.

— Mo˙ze pójd˛e. Ale kto b˛edzie dogl ˛

adał zwierz ˛

at?

— Wynajmij jakiego´s magika.
— Dla Tera? ˙

Zaden magik go nie utrzyma. Ja umiałam to zrobi´c ju˙z w wie-

ku Tama. Szkoda, ˙ze Tam nie jest w połowie magiem. Ale jest tylko w połowie
królem.

— Mam nadziej˛e, ˙ze nigdy mu tego nie powiedziała´s.
— Czy jestem głupia? Co by mu przyszło z tej wiedzy? Takie marzenie uczy-

niłoby go nieszcz˛e´sliwym. W ´swiecie na dole mogłoby go nawet zabi´c. Lepiej
dla niego, kiedy bawi si˛e z chłopcami pasterzy, poluje na lisy, a kiedy doro´snie,
po´slubi jak ˛

a´s pi˛ekn ˛

a dziewczyn˛e z gór.

Westchn˛eła znowu. Zmarszczyła lekko białe brwi, a potem wyprostowała si˛e

nagle, zaskoczona, kiedy drzwi odskoczyły. Tam patrzył na ni ˛

a w napi˛eciu; pot

błyszczał mu na czole, a jasne włosy lepiły si˛e kosmykami do zarumienionej twa-
rzy.

— Sybel. . . Smok. . . zranił człowieka. . . Chod´z szybko. . .
I umkn ˛

ał jak zaj ˛

ac.

Sybel wybiegła za nim, stan˛eła przed chat ˛

a nieruchomo jak drzewo i jednym

szybkim błyskiem imienia smoka pochwyciła jego my´sli.

Gyld

.

Poczuła go — zwini˛etego w ciemno´sci w wilgotnej jaskini; w jego umy´sle wi-

rowały my´sli o locie, o skarbie, o bladej twarzy człowieka wpatrzonego z otwarty-
mi ustami w lec ˛

ac ˛

a besti˛e, a potem nagle ukrytej za wzniesionymi r˛ekami. Mruk-

n˛eła co´s, zdziwiona.

— O co chodzi? — spytała Maelga, niespokojnie składaj ˛

ac r˛ece.

Sybel odzyskała swoje my´sli.
— Gyld poleciał, by odzyska´c złoto, zobaczył go jaki´s człowiek i Gyld go

zaatakował.

— Och, nie. Kochanie. . . — Maelga wbiła w twarz bel swe czujne spojrze-

nie. — Znasz go.

— Znam — odparła powoli Sybel i niepokój błysn ˛

ał w jej oczach. — To Coren

z Sirle.

background image

Rozdział 2

Sybel i Tam przenie´sli Corena do domu z białego kamienia, a Maelga pod ˛

a˙za-

ła za nimi, niespokojnie szarpi ˛

ac długimi palcami splatane loki. Wokół zwierz˛e-

ta przesuwały si˛e, pomrukiwały, patrzyły. . . Tam paplał bez tchu, podtrzymuj ˛

ac

ci˛e˙zkie ramiona Corena.

— Schodziłem z domu Nyla, p˛edzili´smy owce do zagrody, a one tłoczyły si˛e

przy płocie i patrzyły w gór˛e przera˙zone. Nie wiedzieli´smy czemu, dopóki nie uj-
rzeli´smy Gylda; był jak wielki ognisty li´s´c, zielony płomie´n ze zlotem i klejnotami
w szponach. Pobiegłem do domu, ale ciebie nie było, wi˛ec p˛edziłem ju˙z do domu
Maelgi, kiedy zobaczyłem, ˙ze kto´s przygl ˛

ada si˛e Gyldowi, patrzy na niego. Gyld

zatoczył kr ˛

ag i run ˛

ał w dół. Ten człowiek rzucił si˛e na ziemi˛e, a Gyld przejechał

mu po plecach pazurami. My´sl˛e, ˙ze Nyl widział Gylda. . . Gdzie go poło˙zymy?

— Nie wiem — odparła Sybel. — Przykro mi, ˙ze jest ranny, ale nie powinien

tu przyje˙zd˙za´c. To cz˛e´sciowo moja wina, bo mogłam Gyldowi pozwoli´c zebra´c
swoje złoto. Połó˙zmy go na stole, ˙zeby Maelga mogła obejrze´c mu plecy. Przynie´s
poduszk˛e.

Z gładkiego polerowanego blatu zrzuciła swoje hafty i tam uło˙zyli Corena.

Otworzył oczy, gdy Tam wsuwał mu poduszk˛e pod głow˛e. Plecy, okryte skórza-
na kamizel ˛

a, miał poszarpane i poznaczone ´sladami szponów; płomienne włosy

pokrywały strumyczki krwi. Tam przygl ˛

adał mu si˛e, marszcz ˛

ac brwi na smagłej

twarzy.

— B˛edzie ˙zył? — szepn ˛

ał.

— Nie wiem — powiedziała Sybel.
Coren odnalazł wzrokiem jej twarz i zobaczyła w jego oczach jaskrawy bł˛ekit,

taki sam jak w oczach Tera. U´smiechn ˛

ał si˛e do niej lekko. Szepn ˛

ał co´s, a Tam

zarumienił.

— Co on powiedział?
Tam milczał przez chwil˛e, zaciskaj ˛

ac usta.

— ˙

Ze jeste´s okrutna, bo wypu´sciła´s na niego smoka — wyja´snił w ko´ncu.

Przecie˙z to nieprawda. Nie ma prawa tak mówi´c.

— Có˙z, mo˙ze ma — stwierdziła z namysłem Sybel. — W ko´ncu, kiedy przy-

był tu pierwszy raz, wypu´sciłam na niego sokoła Tera.

22

background image

— Był ju˙z tutaj? Kiedy?
Sybel delikatnie przesuwała r˛ekami po plecach Corena, rozchylała porwane

ubranie.

— Przyniósł tutaj ciebie, po ´smierci twoich rodziców. I za to zawsze b˛ed˛e jego

dłu˙zniczk ˛

a. Przynie´s troch˛e wody i kł ˛

ab lnianej prz˛edzy, a potem zosta´n i rób, co

ci ka˙ze Maelga.

Maelga mruczała co´s z tyłu, obracaj ˛

ac pier´scienie na palcach.

— Jagody czarnego bzu. Ogie´n, woda, tłuszcz i wino.
— Wino?
— Moje nerwy nie s ˛

a ju˙z takie jak kiedy´s — wyja´sniła zakłopotana.

— Moje te˙z nie — szepn ˛

ał bole´snie Coren, le˙z ˛

ac bezwładnie pod r˛ekami Sy-

bel.

Razem opró˙zniły butelk˛e wina, obmywaj ˛

ac i banda-˙zuj ˛

ac rannego, przycina-

j ˛

ac mu włosy. Uło˙zyły Corena w dawno nie u˙zywanym ło˙zu Ogama. Maelga, ze

spl ˛

atanymi lokami, opadła na fotel przy kominku. Sybel mru˙zyła czarne oczy,

wpatrzona w zielone płomienie.

— Po co tu przy jechał? — spytała cicho. — Na pewno po Tama. Ale to ja

wychowałam Tama. kocham go i nie oddam teraz ludziom, którzy chc ˛

a go wy-

korzysta´c w swych rozgrywkach, powodowani nienawi´sci ˛

a. Nie! Nie jest tak m ˛

a-

dry, jak my´slałam, skoro przybył, by mnie o to prosi´c. Je´sli cho´c jednym słowem
wspomni Tamowi o wojnie albo tronie, ja. . . Nie, nie nakarmi˛e nim Gylda, ale co´s
zrobi˛e.

Umilkła, a zielone płomienie ta´nczyły i migotały w gł˛ebinach jej oczu, długie

włosy opadały niczym srebrzysty, przetykany ogniem płaszcz. Maelga zasłoniła
palcami oczy.

— Stara ju˙z jestem i zm˛eczona. . . — mrukn˛eła. — Taki pi˛ekny, prawdziwe

ksi ˛

a˙z ˛

atko w´sród ludzi, z niebieskimi oczami i czarnymi rz˛esami dawnego władcy

Sirle. Na ramionach miał bitewne blizny.

Sybel zadr˙zała.
— Nie pozwol˛e, ˙zeby Tam został ranny w bitwie — szepn˛eła. Odwróciła si˛e

i spojrzała prosto w ˙zywe, przenikliwe oczy Maelgi.

— Mógłby by´c cenn ˛

a figur ˛

a w ich rozgrywkach. Je´sli bardzo im na nim zale˙zy,

nie zrezygnuj ˛

a tak łatwo.

— Wtedy b˛ed ˛

a mieli ze mn ˛

a do czynienia. Poprowadz˛e własn ˛

a gr˛e na wła-

snych zasadach. Mo˙ze min ˛

a´c wiele lat, nim władca Sirle znów zobaczy swego

syna.

— Stary władca ju˙z nie ˙zyje. Najstarszy brat Corena, Rok, jest teraz władc ˛

a

Sirle, władc ˛

a bogatej ziemi, obronnych twierdz i armii, która od stuleci zagra˙za

królom Eldwoldu. Moje dziecko — dodała Maelga zdziwiona — nigdy przedtem
nie płakała´s.

23

background image

— Och, jestem zła. — Sybel niecierpliwie otarła dłoni ˛

a oczy. Potem spojrzała

na l´sni ˛

ace od łez palce. — To dziwne. . . Ojciec mówił, ˙ze jeszcze przed moim

urodzeniem matka płakała, wygl ˛

adaj ˛

ac przez okno, ale nie wiedziałam, o co mu

chodzi. Dlaczego nie mog˛e po prostu rzuci´c Corena Gyldowi i zako´nczy´c tej spra-
wy? Ale znam jego imi˛e, d´zwi˛ek jego głosu, porz ˛

adek jego słów. Jest głupcem,

ale ˙zyje, ma oczy do patrzenia i do płakania, r˛ece do noszenia dziecka i zabijania,
serce do miło´sci i nienawi´sci, umysł, którego u˙zywa na swój sposób. W swoim

´swiecie z pewno´sci ˛

a jest podziwiany.

— Dziecko — szepn˛eła Maelga. — Wszyscy jeste´smy z jednego ´swiata.
Sybel umilkła.
Przed snem zajrzała jeszcze do Corena. Tam ju˙z spał; wokół siebie czuła

w ciemno´sciach nocy niejasne sny zwierz ˛

at, barwne i niezwykłe jak odpryski

dawnych zapomnianych opowie´sci. Podparty białymi kolumnami hol milczał pod
jej cichymi krokami. Ogie´n przysn ˛

ał, skulony po´sród zw˛eglonych pulsuj ˛

acych

głowni. Cicho otworzyła drzwi i usłyszała, ˙ze Coren bredzi w gor ˛

aczce.

Odwrócił głow˛e, by spojrze´c na ni ˛

a w ´swietle zgarbionej ´swiecy obok łó˙zka.

Oczy migotały mu jak oczy Tera.

— Lodowa Pani — szepn ˛

ał. — On był tak pi˛ekny z ametystami i złotem

w szponach, ale mówi ˛

a, ˙ze nigdy, nigdy nie wolno spogl ˛

ada´c w twarz pi˛eknu. Ty

te˙z jeste´s pi˛ekna, biała jak ko´s´c słoniowa i diament, jak ogie´n. z oczami czarnymi
jak serce Drede’a. . . bardziej. . . Czarnymi jak czarne drzewa lasu Mirkon, gdzie
królewski syn Arn zagin ˛

ał na trzy dni i trzy noce i powrócił z białymi włosami. . .

Czarne. . .

— Arn — powtórzyła cicho Sybel. — Sk ˛

ad znasz t˛e histori˛e? Jest zapisana

tylko w jednym miejscu, a ja mam klucz do tej ksi˛egi.

— Znam. — Zamrugał, jakby falowała przed nim niby płomie´n. Wyci ˛

agn ˛

ał do

niej r˛ek˛e i zaraz opu´scił, sycz ˛

ac z bólu. — Jestem ranny — stwierdził zdziwiony.

Po czym krzykn ˛

ał: — Rok! Ceneth!

— Cicho. Obudzisz Tama.
— Rok!
Poruszył si˛e niespokojnie, odwrócił od niej głow˛e i usłyszała jak gwałtow-

nie wci ˛

aga powietrze. Potem umilkł. Pochyliła si˛e nad nim, odgarn˛eła mu włosy

z twarzy. Zmoczyła winem r˛ecznik i ocierała mu wilgotne czoło raz za razem,
dopóki nie rozlu´znił zaci´sni˛etych pi˛e´sci. Po oddechu poznała, ˙ze zasn ˛

ał.

Rankiem spała do pó´zna; nadal zm˛eczona wstała, by zajrze´c do zwierz ˛

at. Szła

przez rozległe podwórze otoczone murami, w stron˛e niewielkiego jeziorka, które
Myk zbudował dla Czarnego Łab˛edzia. Dumny ptak pływał po nim bezgło´snie
pod bł˛ekitnoszarym niebem. Dzikie g˛esi i kaczki, uciekaj ˛

ace przez góry przed zi-

m ˛

a, l ˛

adowały tutaj, aby si˛e po˙zywi´c. Wielki łab˛ed´z podpłyn ˛

ał do niej, gdy stan˛eła

na brzegu. Jego oczy były niczym płynne złoto, a my´sli poszybowały ku niej jak
d´zwi˛ek fletu.

24

background image

Sybel, jeste´s ostatnio pi˛ekna jak lód roz´swietlony ksi˛e˙zycowym blaskiem.
Drwi ˛

acy u´smiech zamigotał w jej oczach.

Lód. . . Dzi˛ekuj˛e. Niczego ci nie brak?
Niczego. Ale s ˛

a w´sród nas inni, którzy nie wydaj ˛

a si˛e tak zadowoleni.

Wiem. Odwiedz˛e Gylda.
Kto zajmie si˛e ksi ˛

a˙z ˛

atkiem z Sirle? Słyszałem, ˙ze przyszedł, by odebra´c to, co

ofiarował.

Niczego mi nie odbierze. Niczego.
Tak?

— Wielki łab˛ed´z pływał przez chwil˛e w milczeniu. Kiedy ksi˛eciu Elonu,

jeszcze dziecku, zagra˙zali wrogowie jego ojca, przeniosłem go przez noc i blask
ksi˛e˙zyca tam, gdzie ˙zaden człowiek nie potrafił go znale´z´c.

B˛ed˛e o tym pami˛eta´c. Dzi˛ekuj˛e.
Usłyszała wokół szelest li´sci i zobaczyła sokoła Tera. Wielkie szpony ptaka

błyszczały w bladym ´swietle.

Wyczuwam co´s znajomego,

powiedział, a jego czyste, niebieskie jak lód oczy

raz jeszcze przypomniały jej Corena. Czy ka˙zesz mi zrzuci´c go z urwiska?

Nie. Odniósł ju˙z do´s´c ran. Wydaje mi si˛e, ˙ze przyszedł po. . .

— urwała, pa-

trz ˛

ac w bystre oczy. Jej umysł opró˙znił si˛e pr˛edko, jak woda spływaj ˛

aca mi˛edzy

kamienie.

Ter nastroszył pióra na wietrze.
W˛edrowałem na r˛eku tego chłopca, słuchałem jego tajemnic, tego, co mówił

noc ˛

a, co zdradzał mi, gdy˙z nie mogłem odpowiedzie´c. Wiele lat sp˛edziłem w pała-

cach ludzi i potrafi˛e zgadn ˛

a´c, po co przybyło ksi ˛

a˙z ˛

atko z Sirle.

Nie rób mu krzywdy,

zakazała Sybel. Dopóki ci˛e nie poprosz˛e. On my´sli. . .

my´sli, ˙ze nasłałam na niego Gylda.

Jakie ma znaczenie, co taki człowiek my´sli czy nie my´sli?

— zdziwił si˛e Ter.

Sybel milczała, we własnych my´slach szukaj ˛

ac odpowiedzi.

Ma znaczenie, stwierdziła w ko´ncu. Ale nie wiem dlaczego.
Sokół ucichł na długi czas. Czekała w bezruchu, a wiatr targał skrajem jej

czarnej sukni. I wtedy poczuła szarpni˛ecie w umy´sle, nagły oszałamiaj ˛

acy wzlot

uciekaj ˛

acych my´sli Tera, jak szybki lot sokoła ku dalekiemu niebu. Ale zachowała

czysty umysł, otoczyła nim uciekaj ˛

ace. my´sli Tera niby kr ˛

ag, który otacza ziemi˛e

i powietrze, zawsze tu˙z poza zasi˛egiem ptaka. I wreszcie jego lot załamał si˛e,
zwolnił i zawirował w dół ku tl ˛

acemu si˛e ognistemu porywowi gniewu i mocy.

który narastał w Sybel, a˙z jej ´sci˛egna napi˛eły si˛e niczym struny harfy, a serce
stan˛eło w ogniu od gor ˛

acej krwi Tera. A jednak wci ˛

a˙z w samym j ˛

adrze umysłu

trwał chłodny niesko´nczony pier´scie´n spokoju, kryj ˛

acy jej własne imi˛e, którego

Ter nie mógł dosi˛egn ˛

a´c. Poddał si˛e wreszcie, jego my´sli cofn˛eły si˛e niby fala,

a ona odetchn˛eła powoli. Rozci ˛

agn˛eła wargi w lekkim tryumfuj ˛

acym u´smieszku.

Po co w ogóle próbujesz?

— spytała.

Dla dobra chłopca. Gdyby´s si˛e załamała, ja bym zabił.

25

background image

Przecie˙z ty mnie powstrzymałe´s przed zrzuceniem go ze szczytu góry.
Teraz tego ˙załuj˛e.
Nie pozwol˛e mu odej´s´c st ˛

ad z Tamem.

Ja te˙z nie

, zapewnił Ter.

Gdy Sybel wracała do domu, wielka, czarna, zielonooka kocica Moriah ze-

skoczyła z drzewa jak cie´n. Przez chwil˛e szła u jej boku, a Sybel gładziła palcami
aksamitn ˛

a sier´s´c.

Jest takie zakl˛ecie

, powiedziała wreszcie kocica słodkim, jedwabistym gło-

sem. Moja dawna pani je znała. Zakl˛ecie rozpuszcza człowieka tak dokładnie, ˙ze
pozostaj ˛

a tylko pier´scienie, które miał na r˛ekach.

Maeldze by si˛e to nie spodobało, odparła Sybel. Niczego ci nie brak?
Maelga te˙z robiła wiele rzeczy.
Ale nigdy nie rozpu´sciła człowieka.

Sybel zatrzymała si˛e nagle, zniecierpli-

wiona. Zreszt ˛

a, po co w ogóle o tym my´sle´c? Ja te˙z tego nie zrobi˛e. Mój ojciec

i dziadek nic lubili ludzi, ale nigdy ich nie zabijali. Nie potrafiłabym zabi´c czło-
wieka.

Ja mog˛e.
Wystarczy go nastraszy´c.
Cyrin czekał na ni ˛

a przed drzwiami; jego czerwone, szczere oczka migotały

w jesiennym sło´ncu.

Jak my´slisz, co powinnam zrobi´c z tym człowiekiem?

— zapytała.

Odyniec sapał przez chwil˛e pod srebrzyst ˛

a szczecin ˛

a.

Sie´c słów jest silniejsza ni˙z sie´c ze sznura

, powiedział w ko´ncu.

A wi˛ec?
A wi˛ec ten człowiek rozmawia teraz z Tamem, a j˛ezyk ma niczym słodkousty

harfiarz.

Serce Sybel zatrzepotało nagle jak skrzydła której´s z goł˛ebic Maelgi. Weszła

do domu i pobiegła do pokoju Ogama. Otworzyła drzwi. Tam odwrócił si˛e i spoj-
rzał na ni ˛

a, dziwnie zarumieniony. Oczy miał zamglone, jakby zmagał si˛e w my-

´slach z czym´s niezrozumiałym.

— On mówi. . . — urwał i przełkn ˛

ał ´slin˛e. — On mówi, ˙ze jestem synem króla

Eldwoldu.

Sybel stała nieruchomo przy drzwiach. Gor ˛

acy rozbłysk ˙zalu wezbrał w niej,

p˛ekł i odpłyn ˛

ał.

— Tam, zostaw go na chwil˛e — powiedziała cicho. — Musi odpocz ˛

a´c.

Chłopiec wstał, nie odrywaj ˛

ac od niej wzroku.

— Powiedział. . . Czy to prawda, Sybel? Powiedział. . . Nigdy mi tego nie mó-

wiła´s.

Wyci ˛

agn˛eła r˛ek˛e i pogładziła jego smagł ˛

a twarz.

— Porozmawiam z tob ˛

a za chwil˛e. Teraz nie mog˛e. Prosz˛e.

26

background image

Wyszedł, cicho zamykaj ˛

ac za sob ˛

a drzwi. Usiadła na fotelu obok łó˙zka i ukryła

twarz w dłoniach. Po chwili spomi˛edzy palców dobiegł jej szept:

— Powiedziałe´s, ˙ze mam go kocha´c. Wi˛ec kochałam jak nikogo w moim ´swie-

cie. Teraz chcesz mi go odebra´c, u˙zy´c w swoich wojennych grach. Powiedz mi
wi˛ec które z nas ma serce z lodu?

Coren nie odpowiadał. Potem wymruczał co´s i gor ˛

ac ˛

a r˛ek ˛

a dotkn ˛

ał jej dłoni.

— Prosz˛e, spróbuj zrozumie´c. Płaczesz?
— Nie płacz˛e!
Cofn ˛

ał r˛ek˛e, a Sybel spojrzała na niego, gdy le˙zał tak w ciepłym porannym

sło´ncu, z oczami wci ˛

a˙z błyszcz ˛

acymi od gor ˛

aczki i z obna˙zonymi plecami.

— I co takiego powinnam zrozumie´c? ˙

Ze je´sli dałe´s mi Tama. abym go wy-

chowała i kochała, to teraz wydaje ci si˛e, ˙ze mo˙zesz przyby´c, kiedy zechcesz,
i mi go odebra´c? Nie nale˙zy do ciebie, nie masz do niego prawa, poniewa˙z nie
jest synem Norrela, tylko Drede’a. Maelga zdradziła mi to dwana´scie lat temu.
Kocham go i nie oddam ani tobie, ani Drede’owi. Nie b˛edzie pionkiem w waszej
grze o władz˛e. Kiedy st ˛

ad odejdziesz, powiedz to swojemu bratu, Rokowi. I nie

pozwól, aby przysłał ci˛e znowu. Oprócz mnie s ˛

a tu inni, którzy ciebie nie lubi ˛

a,

i nast˛epnym razem nie potraktuj ˛

a łagodnie.

Coren, bezwładny w ło˙zu Ogama, przez chwil˛e rozwa˙zał jej słowa.
— Jak tylko mnie zobaczyła´s, wiedziała´s, po co przybyłem — rzekł w ko´n-

cu. — A jednak opatrzyła´s mi plecy i ´sci˛eła´s włosy, wi˛ec ju˙z za pó´zno, ˙zebym si˛e
ciebie bał. Je´sli odejd˛e st ˛

ad bez tego, po co przyjechałem, Rok wy´sle mnie z po-

wrotem. Wierzy we mnie. — Umilkł znowu, a potem u´smiechn ˛

ał si˛e do niej. —

Przysłał mnie tu nie tylko po Tama. Ciebie, Sybel, tak˙ze mam przywie´z´c do Sirle.

Spojrzała na niego zdumiona.
— Oszalałe´s.
Ostro˙znie pokr˛ecił głow ˛

a.

— Nie. Jestem najm ˛

adrzejszy z moich braci. Było nas siedmiu, pozostało ju˙z

sze´sciu.

— Sze´sciu. . .
— Tak, a wszystko, co ma Drede, to jeden syn, którego nigdy nie widział.

Dziwisz si˛e, ˙ze mo˙ze si˛e nas obawia´c?

— Nie. Sze´sciu szale´nców w Sirle, a najm ˛

adrzejszy z nich to ty; nawet mnie to

troch˛e przera˙za. Tamtej nocy, gdy przywiozłe´s Tama, my´slałam, ˙ze jeste´s m ˛

adry,

bo wiedziałe´s o niezwykłych rzeczach. Ale w tej sprawie jeste´s głupcem.

— Wiem. — Coren mówił cicho, lecz co´s zmieniło si˛e w jego twarzy. Od-

wrócił od niej wzrok, przywołuj ˛

ac wspomnienia. — Widzisz, kochałem Norrela.

Wiesz co nieco o miło´sci. A Drede go zabił. Tak, w tej sprawie jestem głupcem.
Wiem co nieco o nienawi´sci.

Sybel nabrała tchu.

27

background image

— Przykro mi, ale nie interesuje mnie twoja nienawi´s´c. Do Tama nie masz

˙zadnych praw i nie mo˙zesz go zabra´c.

— Rok przysłał mnie, abym kupił twoje umiej˛etno´sci.
— Nie maj ˛

a ceny, któr ˛

a mógłby´s zapłaci´c.

— Czego by´s chciała, na całym ´swiecie?
— Niczego.
— Nie. . . — Spojrzał na ni ˛

a. — Powiedz mi. Kiedy patrzysz w gł ˛

ab swego

serca, sama, czego pragniesz? Powiedziałem ci ju˙z, czego ja pragn˛e.

— ´Smierci Drede’a?
— Czego´s wi˛ecej: jego władzy, nadziei, a potem ˙zycia. Sama widzisz, jakim

jestem głupcem. A ty czego pragniesz?

Milczała przez chwil˛e.
— Szcz˛e´scia Tama — odparła w ko´ncu. — I Liralena.
Coren rozci ˛

agn ˛

ał usta w u´smiechu.

— Liralen. Cudowny, białoskrzydły ptak. którego ksi ˛

a˙z˛e Neth schwytał tu˙z

przed ´smierci ˛

a. Widziałem to w swoich snach, bo miewałem sny o wszystkich

twoich zwierz˛etach. Ale nigdy nie ´sniłem o tobie. Nie wiedziałem o tobie. Czy
mo˙zesz schwyta´c tego ptaka, Sybel? Tak niewielu to si˛e udało.

— A mo˙zesz mi go da´c?
— Nie. Mog˛e da´c ci co´s innego; miejsce u władzy w krainie, gdzie władza

jest bezgraniczna, a zaszczyty niezrównane. Czy to wszystko, czego pragniesz?

˙

Zy´c tutaj, na tej górze, odzywa´c si˛e tylko do zwierz ˛

at, które ˙zyj ˛

a snami o swojej

przeszło´sci, i do Tama, który ma przyszło´s´c, jakiej ty mie´c nie mo˙zesz? Jeste´s
zwi ˛

azana regułami swego ojca, ˙zyjesz jego ˙zyciem. Pozostaniesz tu, zestarzejesz

si˛e i umrzesz, ˙zyj ˛

ac dla innych, którzy ci˛e nie potrzebuj ˛

a. Pewnego dnia Tam

nie b˛edzie ci˛e potrzebował. Co w latach, jakie nadejd ˛

a, pozostanie ci z ˙zycia,

prócz ciszy, która nie ma znaczenia, staro˙zytnych imion, których nie wymawia
si˛e ju˙z poza tymi murami? Z kim b˛edziesz si˛e ´smiała, kiedy Tam doro´snie? Kogo
b˛edziesz kocha´c? Liralena? To tylko sen. Pomy´sl o ´swiecie, który rozpo´sciera si˛e
poza t ˛

a gór ˛

a.

Nie odpowiadała. Kiedy nie poruszyła si˛e. wyci ˛

agn ˛

ał r˛ek˛e i odsun ˛

ał pasma jej

włosów, by zobaczy´c nieruchom ˛

a jasna twarz.

— Sybel — szepn ˛

ał.

Podniosła si˛e nagle. Wybiegła do ogrodu, szła w zamy´sleniu jak ´slepa pod

czerwonolistnymi drzewami i ciemnymi sosnami. Po chwili Tam dogonił j ˛

a bez-

szelestnie jak le´sne zwierz˛e i obj ˛

ał. Drgn˛eła.

— Czy to prawda? — szepn ˛

ał.

Kiwn˛eła głow ˛

a.

— Tak.
— Nie chce st ˛

ad odchodzi´c.

28

background image

— Wi˛ec nie odejdziesz. — Pogładziła go po jasnych włosach, które odzie-

dziczył po rodzinie matki, a potem westchn˛eła lekko. — Nie pami˛etam, ˙zebym
kiedy´s tak cierpiała. I zapomniałam porozmawia´c z Gyldem.

— Sybel. . .
— Słucham.
Nie mógł znale´z´c wła´sciwych słów.
— Powiedział. . . powiedział, ˙ze uczyni mnie królem Eldwoldu.
— Chce ci˛e wykorzysta´c, chce zyska´c władze dla siebie i swojej rodziny.
— Powiedział, ˙ze ludzie mnie szukaj ˛

a, by sprzeda´c. . . sprzeda´c mojemu oj-

cu. . . ˙ze musze by´c ostro˙zny. Powiedział, ˙ze Sirle mo˙ze mnie ochroni´c.

— Zastanawiam si˛e jak. Przegrali z Drede’em na równinie Terbrec.
— My´sl˛e. . . Powiedział, ˙ze jest tam miejsce dla nas obojga, wa˙zne miejsce

w tym ´swiecie w dole. . . je´sli tylko zechcemy. Nie wiem, czy chce zosta´c królem.
Nie wiem, kim jest król, ale powiedział, ˙ze b˛ed˛e miał pi˛ekne konie, białe soko-
ły i. . . Sybel, sam nie wiem, co mam robi´c! B˛ed˛e chyba wtedy kim´s innym ni˙z
Tam, który pasie owce i wspina si˛e po skałach z Nylem. — Spojrzał na ni ˛

a bła-

galnie; jego ciemne oczy błyszczały. Gdy nie odpowiadała, chwycił j ˛

a za ramiona

i potrz ˛

asn ˛

ał lekko, z rozpacz ˛

a. — Sybel. . .

Na chwil˛e zasłoniła oczy.
— To jest jak sen. Tam, ode´sl˛e go wkrótce, zapomnimy o nim i rzeczywi´scie

b˛edzie to snem.

— Ode´slij go jak najszybciej.
— Tak zrobi˛e.
Pu´scił j ˛

a, ju˙z uspokojony. Nagle spojrzała na niego, jakby zobaczyła go po

raz pierwszy: wysok ˛

a posta´c, obietnic˛e szerokich ramion, gr˛e mi˛e´sni twardych od

wspinaczki. Stał przed ni ˛

a w napi˛eciu.

— Wkrótce — szepn˛eła.
Skin ˛

ał głow ˛

a, a potem szedł obok, bosymi nogami kopał szyszki, zatrzymywał

si˛e, by spojrze´c tam, gdzie co´s ukrytego w poszyciu uciekło pr˛edko.

— Co zrobisz ze złotem Gylda? — zapytał. — Przyniósł ju˙z wszystko?
— W ˛

atpi˛e. B˛ed˛e musiała pozwoli´c mu na latanie noc ˛

a.

— Ja to przynios˛e. . . Nyl i ja. . .
U´smiechn˛eła si˛e nagle.
— Och, Tam, jeste´s taki niewinny.
— Nyl nie zabierze tego złota!
— Nie, ale te˙z o nim nie zapomni. Złoto jest straszne i pot˛e˙zne. To stwórca

królów. Odwrócił si˛e szybko.

— Nawet nie chc˛e my´sle´c o tym słowie. — Przystan ˛

ał, by zajrze´c w dziupl˛e

drzewa. — W zeszłym roku było tu gniazdo z niebieskimi jajami. . . Sybel, chciał-
bym by´c twoim synem. Wtedy mógłbym rozmawia´c z Terem, Cyrinem i Gulesem,
i nikt. . . nikt nie mógłby mnie stad zabra´c.

29

background image

— Nikt ci˛e nie zabierze. Sokół Ter i tak by Corenowi nie pozwolił.
— Co mo˙ze zrobi´c? Zabije Corena? Zabił dla Aera. Powstrzymasz go przed

tym? — zapytał nagle, a ona nie odpowiedziała. — Sybel. . .

— Tak!
— Wiesz, chciałbym, ˙zeby´s go powstrzymała — rzekł cicho. — Ale wolał-

bym, ˙zeby nie przyje˙zd˙zał. Jest. . . Chciałbym, ˙zeby nie przyje˙zd˙zał!

Odbiegł od niej, szybki i cichy jak kot po´sród lasu. Patrzyła, jak znika mi˛edzy

drzewami, a jesienne wiatry pognały nagle jego ´sladem. Usiadła na powalonym
pniu i spu´sciła głow˛e. Pot˛e˙zna, delikatna i ciepła sylwetka osłoniła ja od wiatru.
Podniosła głow˛e i spojrzała w spokojne złociste oczy lwa Gulesa.

Co si˛e stało, Biała Pani?
Ukl˛ekła, obj˛eła lwa ramionami i ukryła twarz w jego grzywie.
Chciałabym mie´c skrzydła, ˙zeby odlecie´c st ˛

ad, odlecie´c i nigdy nie wróci´c!

Co ci˛e niepokoi, pot˛e˙zne dzieci˛e Ogama? Có˙z mo˙ze ci˛e niepokoi´c? Co takiego

mógł powiedzie´c kto´s tak niewa˙zny jak Coren z Sirle, ˙ze tak ci˛e to dotkn˛eło?

Przez chwil˛e nie odpowiadała. Wreszcie szepn˛eła, zaciskaj ˛

ac palce na złoci-

stym, spl ˛

atanym futrze:

Zabrał moje serce i zaproponował mi je z powrotem. A ja my´slałam, ˙ze jest

niegro´zny.

Długo siedziała w´sród drzew, kiedy lew Gules ju˙z odszedł. Niebo pociem-

niało, zeschłe li´scie wirowały wokół niej w niesko´nczonych kr˛egach. Wiatr był
zimny jak metal okutych ksi ˛

ag. Dmuchał znad ´snie˙znego szczytu Eldu, poprzez

wilgotne, chłodne mgły, by j˛ecze´c po´sród wielkich drzew w jej ogrodzie. Wspo-
minała Tama biegn ˛

acego z nagimi ramionami i boso po słodkiej, letniej trawie,

Tama krzycz ˛

acego na wielkie jastrz˛ebie, gdy głos górskich dzieci odpowiadał mu

jak echo. A potem jej my´sli odpłyn˛eły ku milcz ˛

acym komnatom w wie˙zach ma-

gów, sk ˛

ad wykradała ksi˛egi. Słuchała, jak magowie kłóc ˛

a si˛e ze sob ˛

a, patrzyła, jak

pracuj ˛

a, a potem u´smiechała si˛e i odchodziła w ciszy, unosz ˛

ac staro˙zytne cenne

tomy, zanim zdali sobie spraw˛e, ˙ze kto´s si˛e zjawił.

— Czego chcesz? — szepn˛eła do siebie bezradnie, ale kiedy przemówiła, wie-

działa, ˙ze spo´sród cieni i drzew obserwuje j ˛

a co´s bez imienia.

Wstała powoli. Wiatr sun ˛

ał obok niej, szybki i pusty. Czekała w milczeniu,

z umysłem jak nieruchome jezioro — szukała zmarszczki innego umysłu. Wresz-
cie, nie szepn ˛

awszy nawet o swoim odej´sciu, to co´s znikn˛eło. Odwróciła si˛e wolno

i poszła do domu.

Coren zwrócił ku niej głow˛e. Dostrzegła ciemne linie bólu pod oczami i suche

wargi. Usiadła obok i pogładziła go po twarzy.

— Nie mo˙zesz umrze´c w moim domu — szepn˛eła. — Nie chc˛e, by twój głos

prze´sladował mnie noc ˛

a.

— Sybel..

30

background image

— Powiedziałe´s ju˙z wszystko, teraz słuchaj. Mog˛e w tym domu zestarze´c si˛e

i pomarszczy´c jak ksi˛e˙zyc, ale nie zapłac˛e za swoja wolno´s´c szcz˛e´sciem Tama.
Widziałam, jak krzycz ˛

ac rado´snie, biegnie po ł ˛

akach z sokołem Terem na dłoni.

Widziałam, jak noc ˛

a ´sni o niczym, obejmuj ˛

ac ramionami Moriah i Gulesa. Nie

pojad˛e z tob ˛

a do Sirle, by zobaczy´c go skrzywdzonego, wykorzystanego przez

ludzi, zdumionego pust ˛

a obietnica władzy; b˛edzie nara˙zony na nienawi´s´c, kłam-

stwa i wojny, których nie zrozumie. Mo˙zesz zrobi´c z niego króla, ale czy b˛edziesz
go kochał? Zajrzałe´s w moje serce tymi dziwnymi, wszystko widz ˛

acymi oczami,

i znalazłe´s tam kilka prawd. Jestem dumna i ambitna, chc˛e u˙zywa´c swojej wła-
dzy, lecz prócz siebie mam jeszcze kogo´s, o kim musz˛e my´sle´c. To twoje dzieło.
I twoja kl˛eska. Dlatego odejdziesz stad i ju˙z nie wrócisz.

Spojrzał na ni ˛

a, lecz nie potrafiła odczyta´c wyrazu jego twarzy.

— Drede przyjdzie po swego syna — rzekł. — Na dworze jest stara dama,

wysoko urodzona, która przysi˛egła, ˙ze Rianna i Norrel nigdy nie byli sami, ni-
gdy dłu˙zej ni˙z chwil˛e. Próbowała im pomóc, gdy˙z stale spiskowali, by cho´c jeden
dzie´n mie´c dla siebie, cho´c pół nocy, ale zawsze kto´s im przeszkodził. Zabrali´smy
to dziecko zaraz po narodzinach, boj ˛

ac si˛e o jego ˙zycie, a ta kobieta my´slała, ˙ze

mo˙zemy je zabi´c, je´sli dowiemy si˛e prawdy, ˙ze to syn Drede’a. Druga ˙zona króla
zmarła bezdzietna, on sam si˛e starzeje. Rozpaczliwie pragn ˛

ał dziedzica, a ta ko-

bieta dowiedziała si˛e jako´s, ˙ze dziecko ˙zyje i nie ma go w Sirle. Wi˛ec powiedziała
Drede’owi prawd˛e i teraz zyskał krucha nadziej˛e. Wie, ˙ze dawno temu kto´s z ro-
dziny Rianny po´slubił maga ˙zyj ˛

acego wysoko na górze Eld, gdzie trafia niewielu

ludzi. Co zrobisz, kiedy król przyb˛edzie po swego syna?

Poruszyła si˛e niespokojnie.
— To nie twoja sprawa.
— Drede jest człowiekiem twardym, zgorzkniałym. Ju˙z dawno zapomniał, co

to jest miło´s´c. W Mondorze ma dla Tama zimne komnaty i dom pełen podejrzli-
wych, zastraszonych ludzi.

— S ˛

a sposoby, ˙zeby nie dopu´sci´c Drede’a do mojego domu.

— A w jaki sposób nie dopu´scisz do serca Tama my´sli o ojcu? Tak czy inaczej,

Sybel, ´swiat si˛egnie po tego chłopca.

Nabrała tchu i wolno wypu´sciła powietrze.
— Po co przyjechałe´s z tak ˛

a wie´sci ˛

a? Kazałe´s mi kocha´c Tama. Kochałam

go. A teraz ka˙zesz mi przesta´c go kocha´c. Ale nie przestan˛e ani dla Roka, ani dla
Drede’a, ani dla twojej nienawi´sci. Piel˛egnuj j ˛

a sobie gdzie indziej, nie w moim

domu, w ło˙zu Ogama.

Coren, zniech˛econy, machn ˛

ał r˛eka.

— Strze˙z go wi˛ec uwa˙znie, bo nie jestem jedynym. który go szuka. Mówiłem

Rokowi, ˙ze nie przyjedziesz lecz i tak mnie wysłał. Starałem si˛e ze wszystkich
sił. — Spojrzał jej w oczy. — Przykro mi, ˙ze odmawiasz.

— Nie w ˛

atpi˛e.

31

background image

— Przykro mi te˙z, ˙ze zraniłem ci˛e tym, co powiedziałem. Wybaczysz mi?
— Nie.
— Och.
Odwrócił si˛e, przesuwaj ˛

ac r˛ekami bez celu. Wtedy powiedziała łagodniej:

— Spróbuj zasn ˛

a´c. Chc˛e jak najszybciej odesła´c ci˛e braciom.

Pochyliła si˛e, aby sprawdzi´c opatrunki na plecach. Jego zamglone bólem oczy

błyszczały jasno. Pogładził j ˛

a po twarzy.

— Biały płomie´n. . . ˙

Zaden z siedmiu rodu Sirle nie widział nigdy kogo´s ta-

kiego jak ty. Nawet Norrel, kiedy pierwszy raz zobaczył królow ˛

a Eldwoldu, gdy

szła ku niemu w´sród błyszcz ˛

acych drzew. . . Biała jak błysk w oczach ksie˙zyco-

skrzydłego Liralena. . .

Znieruchomiała.
— Corenie z Sirle, czy patrzyłe´s w oczy Liralena, ˙ze znasz ich kolor?
— Mówiłem ci ju˙z, jestem m ˛

adry.

A potem zagryzł wargi. Cofn ˛

ał dło´n i zacisn ˛

ał mocno. Dała mu wina, zwil-

˙zyła twarz i opatrunki na plecach, a˙z w ko´ncu zasn ˛

ał, a zmarszczki na jego czole

złagodniały.

*

*

*

Wyjechał, kiedy pierwszy ´snieg spadł z białego, gładkiego zimowego nieba.

Sybel przywołała mu konia, który biegał dziko w´sród skał, a Maelga podarowała
ciepły płaszcz z owczej wełny. Zwierz˛eta zebrały si˛e, by patrze´c, jak odje˙zd˙za;
pokłonił im si˛e troch˛e sztywno i wskoczył na siodło.

— ˙

Zegnajcie, Sokole Terze, Władco Powietrza; Moriah. Pani Nocy; Cyrinie,

Stra˙zniku M ˛

adro´sci, który okpił trzech m˛edrców na dworze władcy Dornu. —

Przebiegł smutnym wzrokiem po dziedzi´ncu. — Gdzie jest Tamlorn? Niewiele
rozmawiali´smy, my´slałem jednak, ˙ze jeste´smy przyjaciółmi.

— Musiałe´s si˛e pomyli´c — stwierdziła Sybel, a Coren odwrócił si˛e do niej

szybko.

— Czy on tak˙ze. jak ty, l˛eka si˛e swoich pragnie´n?
— To co´s, czego si˛e nigdy nie dowiesz.
Uj˛eła dło´n, któr ˛

a podał, pochylaj ˛

ac si˛e w siodle. Przez chwil˛e ´sciskał jej r˛ek˛e.

— Czy mo˙zesz przywoła´c człowieka?
— Je´sli zechc˛e — odparła zdziwiona. — Nigdy tego nie robiłam.
— Wi˛ec je´sli kiedykolwiek b˛edziesz miała powody do l˛eku przed jakimkol-

wiek człowiekiem, który tu przyb˛edzie, czy zechcesz mnie przywoła´c? Przyjad˛e.
Wszystko rzuc˛e i przyb˛ed˛e do ciebie. Zgadzasz si˛e?

— Dlaczego? Przecie˙z wiesz, ˙ze nic dla ciebie nie zrobi˛e. Po co masz jecha´c

a˙z z Sirle, ˙zeby mi pomóc?

32

background image

Przygl ˛

adał si˛e jej w milczeniu, potem wzruszył ramionami. ´Snieg topniał w je-

go ognistych włosach.

— Nie wiem. Zrobisz to?
— Je´sli b˛ed˛e ci˛e potrzebowa´c, zawołam.
Pu´scił jej r˛ek˛e i u´smiechn ˛

ał si˛e.

— A ja przyb˛ed˛e.
— Ale pewnie nie b˛ed˛e ci˛e potrzebowa´c. W ka˙zdym razie, je´sli zechc˛e ci˛e

mie´c, mog˛e ci˛e przywoła´c, a ty przyjedziesz, czy zechcesz, czy nie.

Westchn ˛

ał.

— Zechc˛e przyjecha´c — powtórzył cierpliwie. — To wielka ró˙znica.
— Naprawd˛e? — U´smiech błysn ˛

ał w jej oczach. — Wracaj do domu, do swe-

go ´swiata, Corenie. Tam jest twoje miejsce. Potrafi˛e sama o siebie zadba´c.

— By´c mo˙ze. — Chwycił wodze i skierował wierzchowca w stron˛e drogi

wij ˛

acej si˛e ku Mondorowi. Spojrzał na ni ˛

a raz jeszcze, a jego oczy miały kolor

czystej górskiej wody. — Pewnego dnia przekonasz si˛e, jak dobrze mie´c kogo´s,
kto z własnego wyboru zechce przyby´c, kiedy zawołasz.

background image

Rozdział 3

Zima zamkn˛eła ich w mocnym u´scisku. Wielkie ´snie˙zne zaspy otaczały dom.

Łab˛edzie jezioro zamarzło i le˙zało teraz w´sród ´sniegu niczym krystaliczna twarz
ksi˛e˙zyca. Sople lodu zwisały w oknach białego holu, zamarzni˛etymi łzami opada-
ły w dół u drzwi. Zwierz˛eta przychodziły do ciepłego domu i odchodziły swobod-
nie, znajdowały ciemne ciche miejsca w´sród skał, by zasn ˛

a´c. Gyld spał zwini˛ety

na swoim złocie; czarna kocica Moriah przez długie godziny drzemała i ´sniła przy
kominku. Sybel pracowała w cichym pokoju pod kopuł ˛

a, czytała, poprzez ogni-

ste czarne nieba nocne i dzienne, barwy ksi˛e˙zyca, przywoływała Liralena. Posłała
swe badawcze i delikatne wezwania poprzez cały Eldwold — na południe, ku pu-
styniom, na mokradła Fyrbolgu na wschodzie, do lasu Mirkon na północy i do
milcz ˛

acych, niezbadanych krain jezior le˙z ˛

acych poza ˙zyznymi ziemiami władców

Nicconu w północnym Eldwoldzie. Zawsze odpowiadała jej cisza, ale cierpliwie
wołała znowu.

Tam jakby nie zauwa˙zył tej zimy. Całe dnie sp˛edzał w małych kamiennych

domkach ukrytych pod wyst˛epami albo obejmuj ˛

ac ramieniem Gulesa, le˙zał mil-

cz ˛

acy, wpatrzony w zielone płomienie. Czasami polował Terem na r˛ece. Pewnego

ranka w ´srodku zimy zajrzał do pokoju pod kopuł ˛

a i znalazł na podłodze nieru-

chom ˛

a Sybel, ´spi ˛

ac ˛

a po długiej nocy przywoływania. Przykl˛ekn ˛

ał obok i dotkn ˛

jej ramienia. Ockn˛eła si˛e gwałtownie.

— Co si˛e stało, Tam?
— Nic — powiedział smutno. — Nie widuj˛e ci˛e całymi dniami. Pomy´slałem,

˙ze mo˙ze si˛e zastanawiasz, gdzie jestem.

Przetarła dło´nmi oczy.
— Aha. No tak. Co robiłe´s? Byłe´s z Nylem?
— Tak. Pomagam mu karmi´c owce. Wczoraj naprawiali´smy płot, który za-

walił si˛e pod ´sniegiem, a potem zabrałem Tera do jaskini. Zim ˛

a w jaskiniach jest

ciepło. A potem. . . Sybel. . . — Przygl ˛

adała mu si˛e i czekała. Zmarszczył czoło

i spu´scił wzrok, pocieraj ˛

ac dło´nmi uda. — Powiedziałem. . . Nylowi o Corenie,

powtórzyłem, co mówił. . . A Nyl powiedział. . . ˙ze gdyby on był królem, to by tu-
taj nie mieszkał, nie karmił owiec i nie biegał latem na bosaka. A potem. . . potem
było mu trudno ze mn ˛

a rozmawia´c. Ale jutro znowu idziemy do jaskini.

34

background image

Sybel westchn˛eła. Oparła czoło o kolana i milczała przez chwil˛e.
— Jestem zm˛eczona tym wszystkim. Tam, powiedziałe´s komu´s oprócz Nyla?
— Nie. Tylko Terowi.
— Wi˛ec niech Nyl ci obieca, ˙ze nikomu tego nie powtórzy. Ludzie mog ˛

a

przyj´s´c i zabra´c ci˛e, czy tego chcesz, czy nie. Ci, którzy nie chc ˛

a, ˙zeby´s został

królem, zechc ˛

a ci wyrz ˛

adzi´c krzywd˛e. Powiedz to Nylowi, powiedz, ˙zeby nie od-

powiadał na ˙zadne pytania ˙zadnego człowieka, którego nie zna. Dobrze?

Przytakn ˛

ał. I zaraz podniósł głow˛e.

— Czy mój ojciec po mnie przyjedzie? — zapytał cicho.
— By´c mo˙ze. Chcesz, ˙zeby przyjechał?
— My´sl˛e. . . Chciałbym go zobaczy´c. Sybel. . .
— Słucham.
— Czy to ´zle? — szepn ˛

ał. — To ´zle?

Westchn˛eła znowu, z roztargnieniem zwijaj ˛

ac w palcach długie włosy.

— Och, gdyby´s był starszy. . . To nie jest ´zle, ale ´zle by´c wykorzystywanym

przez ludzi, pozwoli´c, by decydowali, kim musisz by´c, a kim by´c ci nie wol-
no. ´

Zle jest nie mie´c w ˙zyciu wyboru. Gdyby´s był starszy, sam mógłby´s wybra´c

swoja drog˛e. Ale jeste´s tak młody i tak mało znasz ludzi. . . A ja wiem niewiele
wi˛ecej. — Nabrała tchu. — Tam, czy chcesz tego?

— Nie chc˛e zostawia´c ciebie i zwierz ˛

at. — Ucichł, oczy zaszły mu mgł ˛

a, jak-

by zajrzał w gł ˛

ab siebie. — Nyl. . . wytrzeszczył oczy jak sowa, kiedy mu powie-

działem. Sam czułem si˛e troch˛e dziwnie. Chciałbym zobaczy´c ojca. — Spojrzał
jej w oczy. — Mogłaby´s go dla mnie przywoła´c. Nie wiedziałby, kim jestem, tylko
bym popatrzył. Chciałbym wiedzie´c, jak wygl ˛

ada. . .

Czubkami palców lekko dotkn˛eła powiek. Czuła na sobie skupiony, pełen na-

dziei wzrok Tama.

— Je´sli go przywołam — powiedziała — mo˙ze si˛e okaza´c, ˙ze nie masz ju˙z

wyboru, czy zosta´c, czy wyjecha´c.

— Nie b˛edzie wiedział, ˙ze to ja! B˛ed˛e udawał, ˙ze jestem bratem Nyla. Spójrz

na mnie, Sybel! Sk ˛

ad mo˙ze wiedzie´c, ˙ze jestem jego synem?

— A je´sli zobaczy w twojej twarzy twoj ˛

a matk˛e? Tam, wystarczy, ˙ze raz spoj-

rzy w twoje jasne, pełne nadziei oczy, a powiedz ˛

a mu wi˛ecej ni˙z kolor twoich

włosów czy rysy twarzy.

Wstała. Tam chwycił j ˛

a za r˛ek˛e.

— Prosz˛e, Sybel — szepn ˛

ał. — Prosz˛e.

Przywołała wi˛ec tego ranka króla Eldwoldu; wywołała go z ciepłego domu

o podłogach pokrytych futrem i ´scianach błyszcz ˛

acych haftem dawnych opowie-

´sci. Trzy dni pó´zniej nadjechał po twardym ´sniegu z dwójk ˛

a ludzi — ciemne drob-

ne figurki, jak brunatne pomarszczone li´scie na białej ziemi. Wiatr czekał zamarz-
ni˛ety w´sród pokrytych lodem gał˛ezi, oddechy zawisały je´zd´zcom przed twarzami
jak biała mgła. Trzej konni jechali wolno kr˛eta ´scie˙zk ˛

a pod gór˛e, od strony miasta.

35

background image

Sybel obserwowała z okna, jak pojawiaj ˛

a si˛e i znikaj ˛

a mi˛edzy drzewami. Wyczu-

wała umysł króla, pot˛e˙zny i niespokojny jak my´sli Tera, wypełniony okruchami
wspomnie´n, twarzy, wydarze´n, bitewnego zapału i miło´sci. W zak ˛

atku tego umy-

słu, niczym biała, chłodn ˛

a, wieczn ˛

a mgł˛e odnalazła czarny zimny kamie´n zazdro-

´sci i czarne j ˛

adro samotno´sci przepełnionej strachem. Kiedy si˛e zbli˙zył, wysłała

wezwanie do Tera, który latał z Tamem, by sprowadził chłopca z powrotem.

Cyrin przyniósł wie´s´c, ˙ze stan˛eli u bramy.
Widziałem kiedy´s człowieka, który skoczył w przepa´s´c, ˙zeby sprawdzi´c, jaka

jest gł˛eboka,

zauwa˙zył, id ˛

ac obok Sybel po ´sniegu. Jego szeroki grzbiet porastała

g˛esta srebrzystobiała szczecina zimowej sier´sci. Ale nie w ˛

atpi˛e, ˙ze ty jeste´s m ˛

a-

drzejsza.

Pokr˛eciła głow ˛

a.

Nie jestem m ˛

adra, je´sli chodzi o Tama.

Łatwo przywoła´c m˛e˙zczyzn˛e do swego domu, ale nie tak łatwo go skłoni´c, by

wyjechał.

Wiem. My´slisz, ˙ze o tym nie my´slałam? Ale Tam chce zobaczy´c ojca.
Otworzyła branie i wyszła na spotkanie trzech je´zd´zców.
— Czy jeste´s czarodziejk ˛

a Sybel? — zapytał j ˛

a król Eldwoldu.

Spogl ˛

adał na ni ˛

a z wysoka, z siodła, a dłonie w r˛ekawicach oparł na szyi kare-

go rumaka. Ubrany był skromnie i okryty czarnym płaszczem, podobnie jak dwaj
ludzie, którzy mu towarzyszyli. Lecz Sybel widziała tylko jego; patrzyła w sza-
re zm˛eczone oczy otoczone paj˛eczyn ˛

a zmarszczek, na nieust˛epliw ˛

a lini˛e ust, na

grzyw˛e siwych włosów.

— Tak, jestem Sybel.
Milczał przez chwil˛e, a ona nie potrafiła z oczu odczyta´c jego my´sli. Zsiadł

z konia i stał z wodzami w dłoni.

— Czy wiesz, kim jestem? — zapytał ´sciszonym głosem, zaciekawiony.
U´smiechn˛eła si˛e lekko.
— Czy mam powiedzie´c gło´sno twoje imi˛e?
Nerwowo pokr˛ecił głow ˛

a.

— Nie. — A potem on tak˙ze si˛e u´smiechn ˛

ał; zmarszczki pogł˛ebiły si˛e w k ˛

a-

cikach oczu. — Jeste´s troch˛e podobna do. . . do mojej pierwszej ˙zony. Były´scie
krewnymi. Wiesz o tym, oczywi´scie.

— Tak. Lecz niewiele wi˛ecej wiem o mojej rodzinie ani o nikim innym, kto

˙zyje poza t ˛

a gór ˛

a. Nie mam nic wspólnego ze sprawami ludzi.

— Trudno mi w to uwierzy´c. Miałaby´s wielk ˛

a władz˛e, gdyby´s wtr ˛

acała si˛e

w ludzkie sprawy, zwłaszcza w tych niespokojnych czasach. ˙

Zaden m˛e˙zczyzna

nie zaofiarował ci takiej władzy?

— Ty chcesz mi j ˛

a ofiarowa´c? Po to przyjechałe´s na gór˛e w ´srodku zimy?

— Przez chwil˛e przygl ˛

adał si˛e jej w milczeniu.

36

background image

— Czy ludzie z miasta nie przychodz ˛

a do ciebie po rad˛e albo by kupi´c jakie´s

drobne zakl˛ecia, przysługi, ˙zeby uleczy´c dzieci lub mo˙ze krowy? Skróci´c nieco

˙zycie bogatego krewnego? Uwie´s´c znu˙zonego m˛e˙za?

— Troch˛e ni˙zej, przy drodze, mieszka stara kobieta, Maelga. Ona robi dla nich

takie rzeczy. Mo˙ze jej szukasz?

— Nie. Przybyłem. . . pod wpływem impulsu. Chciałem ci zada´c jedno pyta-

nie. Słyszała´s mo˙ze o chłopcu, który ˙zyje na tej górze, a jednak nie jest dziec-
kiem nikogo z tej okolicy? Przypomnij sobie. Zapłac˛e wysok ˛

a cen˛e za prawdziw ˛

a

wie´s´c.

— Jak ma na imi˛e? Ile ma lat?
— Dwana´scie, trzyna´scie sko´nczy na wiosn˛e. Imienia nie znam.
Usłyszał jakie´s okrzyki zza drzew i obejrzał si˛e. Tam i Nyl biegli po zboczu

w ich stron˛e, roze´smiani i niezgrabni w gł˛ebokim ´sniegu. Wysoki głos Tama do-
biegał wyra´znie po´sród ciszy.

— Nyl! Nyl, czekaj! Widziałem je´zd´zców. . . Król znowu spojrzał na Sybel.
— Kto to jest?
— Górskie dzieci. Mieszkaj ˛

a tu od zawsze.

Mówiła z roztargnieniem, patrz ˛

ac, jak Ter nabiera pr˛edko´sci i szybka, ciemn ˛

a

lini ˛

a leci przed Tamem prosto do niej. Wyl ˛

adował gwałtownie na ramieniu króla.

Pochwyciła spojrzenie jego bł˛ekitnych oczu i powiedziała:

Nie.
Król stał spokojnie w u´scisku szponów; tylko wargi drgały mu lekko.
— Jest twój?
— Tak. To dobry stra˙znik dla samotnej kobiety.
Rzuciła Terowi jedno słowo: Znikaj, a on po chwili przeleciał na mur za jej

plecami. Król odetchn ˛

ał bezgło´snie.

— Nie widziałem jeszcze tak wielkiego ptaka. Dziwne, ˙ze si˛e go nie boisz.
— Z pewno´sci ˛

a znasz si˛e na władzy.

— Tak. ale. . . — Urwał nagle, a drobny, niepewny u´smieszek błysn ˛

ał w je-

go oczach niczym strumie´n płyn ˛

acy pod warstewk ˛

a lodu. — Zawsze troch˛e si˛e

obawiam tych, nad którymi mam władz˛e.

Nyl i Tam zwolnili i podeszli, nerwowo zerkaj ˛

ac na twarze królewskich stra˙z-

ników.

— Sybel — powiedział Tam, a Drede odwrócił si˛e nagle. — Maelga ci˛e po-

trzebuje.

Odruchowo wyci ˛

agn ˛

ał r˛ek˛e, by uspokoi´c królewskiego rumaka, a w szeroko

otwartych oczach błysn˛eło pytanie.

— Ten człowiek przyjechał z Mondoru — powiedziała łagodnie Sybel. —

Szuka kogo´s, kogo utracił.

Nyl stan ˛

ał obok Tama. Jego oddech pulsował biel ˛

a w zimnym powietrzu.

37

background image

— Czy znacie chłopca w waszym wieku, który mieszka na tej górze, ale nie

urodził si˛e tutaj? — zapytał król, a gdy Nyl pokr˛ecił głow ˛

a, zwrócił si˛e do Ta-

ma: — A ty? B˛edzie nagroda.

Tam przełkn ˛

ał ´slin˛e. Przesuwał dłoni ˛

a w gór˛e i w dół po aksamitnej szyi konia.

— Nie — powiedział w ko´ncu. Opanował si˛e troch˛e i dodał ju˙z pewniejszym

głosem: — Nie.

Król lekko zmarszczył szare brwi.
— Jakie macie imiona?
— Jestem Nyl, a to mój brat, Tam.
— Twój brat? Nie jeste´scie podobni. — Dotkn ˛

ał kosmyka czarnych włosów

Nyla, które uwolnione spod czapki opadły na jego szczupł ˛

a, piegowata twarz.

— Nigdy nie byli´smy podobni — stwierdził Tam, a potem znieruchomiał,

kiedy król si˛egn ˛

ał dłoni ˛

a i zsun ˛

ał kaptur jego płaszcza, odsłaniaj ˛

ac jasne włosy.

Sokół Ter krzykn ˛

ał za nimi. Król uj ˛

ał Tama pod brod˛e, a chłopcu zadr˙zały usta,

lecz zaraz rozci ˛

agn ˛

ał je w u´smiechu, który błysn ˛

ał mu w oczach. Król przymkn ˛

powieki, pu´scił Tama i zwrócił si˛e do Sybel:

— Musz˛e porozmawia´c z ich matk ˛

a. Czy mówiła co´s o swoich synach? Co´s

niezwykłego?

— Nie — zapewniła. — Nic. To zwykłe dzieciaki.
Przez chwil˛e król patrzył jej prosto w oczy.
— Zastanawiam si˛e, co naprawd˛e wiesz ty, która mnie poznała´s. My´sl˛e, ˙ze

odwiedz˛e ci˛e ponownie. — Odwrócił si˛e i poło˙zył Tamowi dło´n na ramieniu. —
We´z wodze mego konia i prowad´z do waszego domu.

— Mamy nie ma w domu — oznajmił nagle Nyl. — Poszła pomóc Marte,

która rodzi dziecko. Mam j ˛

a sprowadzi´c?

— Tak. Id´z — odparł Drede.
Nyl znikn ˛

ał mi˛edzy drzewami. Tam poci ˛

agn ˛

ał konia, mrucz ˛

ac co´s do niego.

Raz jeszcze odwrócił si˛e ku Sybel, a ona odeszła przez ogród do milcz ˛

acego do-

mu, do pokoju pod kopuła. Usiadła, z r˛ekami na kolanach, patrzyła przed siebie,
nie widz ˛

ac niczego.

Tam wrócił po długim czasie. Podszedł w milczeniu i wsun ˛

ał si˛e pod zasło-

n˛e jej drugich włosów, jakby znów był małym dzieckiem. Milczał przez chwil˛e,
a potem odezwał si˛e cicho:

— Nyl pobiegł przodem i powiedział matce, jak okłamali´smy króla. Nie był. . .

nie był mnie pewien. Sybel. . .

Czuła, ˙ze dr˙zy.
— Co si˛e stało, Tam?
— On. . . troch˛e rozmawiali´smy. On. . .
Nagle poło˙zył jej głow˛e na kolanach. Głaskała go delikatnie, a on płakał, gnio-

t ˛

ac palcami jej sukni˛e. Uspokoił si˛e wreszcie. Wzi˛eła jego twarz w dłonie.

— Tam, to nie takie straszne, ˙ze chłopiec chce mie´c ojca.

38

background image

— Ale ciebie te˙z kocham! Nie chc˛e ci˛e zostawia´c, ale chciałem. . . chciałem

powiedzie´c, ˙ze jestem jego synem, i patrze´c mu w oczy, zobaczy´c, czy jest ze
mnie dumny. Rozmawiali´smy o Terze. Powiedział, ˙ze jestem dzielny, bo nie boj˛e
si˛e z nim polowa´c. — Patrzył na ni ˛

a smutny i zrozpaczony. — Nie wiem. co robi´c.

Chc˛e zosta´c i chc˛e pojecha´c. Sybel, je´sli odjad˛e, pojedziesz ze mn ˛

a?

— Ale˙z Tam, co zrobi˛e ze zwierz˛etami?
— Musisz jecha´c! We´zmiesz zwierz˛eta. . . Sybel, on b˛edzie chciał, ˙zeby´s przy-

jechała. . . Coren te˙z chciał. . . Mogłaby´s du˙zo dla niego zrobi´c. . .

— Przeciwko władcom Sirle? — spytała troch˛e ostrzej i Tam umilkł. — Do

tego by mnie wykorzystał.

— Nie obchodzi mnie, do czego chce ci˛e wykorzysta´c — szepn ˛

ał Tam. —

Chc˛e, by´s pojechała.

Pokr˛eciła głow ˛

a, a oczy jej pociemniały.

— Nie. Zrobi˛e dla ciebie wszystko prócz tego. Ty masz swoje ˙zycie, a ja swo-

je. Przykro mi, ale musisz wybiera´c mi˛edzy nami. Gdyby´s mnie potrzebował,
zawsze znajdziesz mnie tu, na tej górze. . . Nie, nie płacz, Tam. — U´smiechn˛eła
si˛e, cho´c sama miała wilgotne oczy. Palcami otarła łzy z jego twarzy. — Kiedy´s
byłe´s mały i pasowałe´s do moich ramion. . . — szepn˛eła — nie wiedziałam wtedy,

˙ze uro´sniesz i tak mnie zranisz.

— Sybel, jed´z ze mn ˛

a. . . prosz˛e. . .

— Tam. . . — szepn˛eła bezradnie, a on nagle pobiegł przez pusty dom na dzie-

dziniec. Usłyszała, jak w´sród padaj ˛

acego w ciszy ´sniegu woła Tera.

Wstała powoli, jak ´slepa podeszła do ognia i wyci ˛

agn˛eła r˛ece. Kocica Moriah

obserwowała j ˛

a w milczeniu, bez mrugni˛ecia szmaragdowych oczu. Potem Sybel

zarzuciła płaszcz na ramiona i zeszła ´scie˙zk ˛

a w dół stoku, do chaty Maelgi.

Siedziała bez słowa na owczej skórze przy palenisku, z głow ˛

a opart ˛

a o ka-

mienie, i wpatrywała si˛e w ogie´n pod kociołkiem. Maelga poruszała si˛e szybko,
kr˛eciła si˛e po domu, a bury kot kr˛ecił si˛e jej wokół nóg. Po chwili stara kobieta
ukl˛ekn˛eła obok Sybel, obj˛eła j ˛

a.

— Co si˛e stało, moje dziecko? — szepn˛eła. — Co le˙zy zamarzni˛ete w twoich

oczach, tak ˙ze nie mo˙zesz nawet płaka´c?

Gładziła j ˛

a po jasnych, l´sni ˛

acych włosach, a˙z Sybel wyszeptała suchym, ci-

chym, dalekim głosem:

— Tam odchodzi. Masz na to jakie´s zakl˛ecie?
— Och, Biała Pani, w całym ´swiecie nie ma na to zakl˛ecia.
Przez nast˛epne dni Tam mówił niewiele. Sybel widywała go rzadko. Przy-

chodził je´s´c i spa´c, a potem znikał w milczeniu, by przemierza´c zimowy ´swiat:
ciemnooki, z Terem na dłoni albo Nylem u boku. Pracowała troch˛e, przez długie
godziny siedziała z niedoko´nczonym haftem na kolanach lub kr ˛

a˙zyła niespokojnie

przed kominkiem. Zwierz˛eta milczały wokół niej, poruszały si˛e cicho i dyskret-
nie, w ciszy obserwowały dom i dziedziniec. Wreszcie którego´s szarego poranka

39

background image

weszła do pokoju pod kopuła i spojrzała na biały zimny ´swiat, na niesko´nczone,
bezszelestne płatki ´sniegu. I znowu posłała wołanie do Mondoru, aby zaniepokoi´c
serce króla Eldwoldu.

Przybył tego samego dnia, sam po´sród zimy. Spotkała go przy bramie: lew

Gules i odyniec Cyrin stali za jej plecami. Król spojrzał na ni ˛

a w milczeniu, lekko

zaskoczony.

— Wezwałam ci˛e — powiedziała.
Zdumiał si˛e.
— Wezwała´s mnie?
— Wołałam i przyszedłe´s. Tak jak mój ojciec i dziad przywoływali do siebie

pradawne bestie Eldwoldu.

Pokr˛ecił głow ˛

a.

— To niemo˙zliwe — szepn ˛

ał, a ona u´smiechn˛eła si˛e; twarz miała blad ˛

a od

chłodu.

— Przywołałam ci˛e wcze´sniej, ˙zeby Tam mógł ci˛e zobaczy´c i zdecydowa´c.
Zmru˙zył szare oczy, jakby nagle usłyszał słowo, które znał ju˙z, ale niemal

zapomniał. Sybel wolno mówiła dalej:

— Dwana´scie lat temu, trzy na´scie b˛edzie na wiosn˛e, Coren z Sirle przyniósł

dziecko pod moj ˛

a bram˛e i błagał w imieniu ciotki, której nigdy nie widziałam,

˙zebym zaopiekowała si˛e jej synem. Wi˛ec pokochałam to dziecko i dbałam o nie,

patrzyłam, jak ro´snie, a teraz. . . na jego ˙zyczenie zawołałam ci˛e, by´s zabrał go do

´swiata ludzi.

Król przymkn ˛

ał oczy. Przez chwil˛e siedział nieruchomo; ´snieg opadał mu na

twarz i ramiona, oddechy uchodziły w powolnych białych obłoczkach.

— Gdzie on jest? — szepn ˛

ał, zsiadaj ˛

ac z konia.

— Biega z sokołem Terem. Zaraz go zawołam, tylko chwil˛e porozmawia-

my. — Otworzyła bram˛e. — Usi ˛

ad´z przy ogniu. Zmarzłe´s. Ja te˙z troch˛e zmar-

złam.

Poszedł za ni ˛

a. Ustawiła dla niego przy ogniu drugi fotel. Rozpi ˛

ał i upu´scił

na kamienie wilgotny płaszcz, a potem wyci ˛

agn ˛

ał r˛ece do płomieni. Dłonie mu

dr˙zały; po chwili cofn ˛

ał si˛e i usiadł.

— Tam — powiedział cicho.
— Tamlorn. Syn króla Eldwoldu.
U´smiechn ˛

ał si˛e, jakby opadła nagle zu˙zyta maska jego twarzy.

— Jest taki wysoki, silny, ma pi˛ekny głos, oczy matki i jej włosy. . .
— Nie, oczy s ˛

a raczej twoje — stwierdziła z namysłem.

Król u´smiechn ˛

ał si˛e szerzej, a rado´s´c błysn˛eła mu w oczach niby sło´nce w sta-

wie. Wyci ˛

agn ˛

ał r˛ek˛e i uj ˛

ał dło´n Sybel w swe w ˛

askie, poznaczone bliznami palce.

— Jak mo˙zesz mi go odda´c?
Nabrała tchu.

40

background image

— A jak mogłabym nie odda´c, skoro on tego pragnie? — szepn˛eła. — Nie

chc˛e go oddawa´c nikomu. . . nikomu, bo uwa˙zam, ˙ze b˛ed ˛

a go dr˛eczy´c pot˛e˙zni lu-

dzie i sprawy, których nie rozumie. Ty zrobisz z niego króla, a on nauczy si˛e wiele
o nienawi´sci, kłamstwach i o tym, co le˙zy bezimienne w gł˛ebinach ludzkich serc.
Ale patrzył na ciebie i widziałam jego u´smiech. Jest twoim synem. Nie nale˙zy do
mnie. Kochałam go przez dwana´scie lat, a ty przez dwana´scie minut, ale nie po-
trafi˛e go zatrzyma´c. Mog˛e poskromi´c wielkiego sokoła i starego pot˛e˙znego lwa,
lecz nie utrzymam wbrew jego pragnieniom jednego chłopca o słodkich oczach.

Król słuchał uwa˙znie, marszcz ˛

ac lekko brwi.

— Jeste´s dziwna, Sybel. O nic mnie nie prosisz, a przecie˙z z pewno´sci ˛

a wiesz,

jak rozpaczliwie go szukałem.

— Nie masz nic, za co mógłby´s kupi´c ode mnie Tama — powiedziała szybko.
— By´c mo˙ze. Pot˛e˙zni ludzie szukali mego syna, ˙zeby mi go sprzeda´c. S ˛

a

gro´zniejsi od starego, zm˛eczonego lwa. Popro´s mnie o cokolwiek. Cokolwiek.

— Kochaj go tylko — szepn˛eła.
— Przykro mi — powiedział, a ona potrz ˛

asn˛eła głow ˛

a.

— Nie. B ˛

ad´z szcz˛e´sliwy. Dobrze jest mie´c dziecko, które mo˙zna kocha´c. On

jest wspaniałym chłopcem i lubi rzeczy pot˛e˙zne. Chyba dlatego przyci ˛

agasz go

do siebie. Jeste´s troch˛e podobny do Tera.

— Tera?
— Sokoła.
Znów si˛e u´smiechn ˛

ał, a stanowczo´s´c odpłyn˛eła z jego oczu i ust. Uniósł ku

niej r˛ek˛e. potem opu´scił, a mgła wspomnie´n przesłoniła mu wzrok.

— Rianna miała tak ˛

a biał ˛

a skór˛e. . . Rianna. Od dwunastu lat nie wymawiałem

jej imienia. Milczałem z gniewu, a potem z ˙zalu. Była słodkim ciepłym wiatrem
w moim sercu, dawała mu ukojenie, przy niej mogłem zapomnie´c o tak wielu
sprawach. . . A˙z pewnego dnia ujrzałem, jak rzuca spojrzenie Norrelowi. . . spoj-
rzenie niby dotkni˛ecie warg. I tak utraciłem spokój. Tutaj, siedz ˛

ac w twoim domu.

troch˛e go odnalazłem.

— Ciesz˛e si˛e — odparła łagodnie. — I ciesz˛e si˛e równie˙z, ˙ze. . . — urwała,

zarumieniona nieco.

— Z czego?
— ˙

Ze Coren z Sirle si˛e mylił. Powiedział, ˙ze jeste´s zgorzkniały i nie została

w tobie nawet odrobina miło´sci. Ale my´sl˛e, ˙ze b˛edziesz kochał Tama.

U´smiech znikn ˛

ał z jego oczu.

— Coren — rzekł sucho. — Przybył tu. Po Tama?
— Tak.
— Nie oddała´s mu chłopca. A słyszałem, ˙ze Coren ma sprytny j˛ezyk i słodki

u´smiech.

Zaczerwieniła si˛e mocniej.

41

background image

— My´slisz, ˙ze tak mało kocham Tama — powiedziała kwa´sno — ˙ze oddała-

bym go pierwszemu m˛e˙zczy´znie o słodkim głosie, który po niego przyjedzie? Nie
oddałabym go nawet tobie, gdybym s ˛

adziła, ˙ze nie zdoła ci˛e pokocha´c.

— Wolałaby´s, ˙zebym umarł bez dziedzica?
— Có˙z mnie obchodz ˛

a twoje sprawy? Albo sprawy Corena? Czy we mnie

i w moim domu panowałby spokój, gdybym zainteresowała si˛e wojnami i wa´snia-
mi, które snujecie na swych dworach? Nie rozumiem tych spraw. Rozumiem tylko
to, co le˙zy w obr˛ebie moich murów.

Wpatrywał si˛e nieruchomo i czujnie w jej twarz, jakby zobaczył j ˛

a po raz

pierwszy.

— A jednak jeste´s taka pot˛e˙zna. . . Przywołała´s mnie tutaj, wyci ˛

agn˛eła´s z do-

mu. . . Mogłaby´s zrobi´c ze mn ˛

a wszystko, co zechcesz. Nie potrafiłbym z tob ˛

a

walczy´c. Czy Coren z Sirle szukał te˙z ciebie?

— Oczywi´scie — odparła spokojnie. — Zapytał mnie o cen˛e za moj ˛

a moc.

— I. . . ?
— I odpowiedziałam mu. Chc˛e szcz˛e´scia Tama. Chc˛e białego ptaka o mi˛ek-

kich długich skrzydłach. Nie mógł mi da´c ani jednego, ani drugiego. Wi˛ec od-
szedł.

Drede poprawił si˛e w fotelu. Sybel w milczeniu przygl ˛

adała mu si˛e przez

chwil˛e. Topniej ˛

acy ´snieg przyklejał pasemka siwych włosów do ciemnej, po-

marszczonej twarzy; płomie´n zata´nczył w bł˛ekitnym kamieniu na mocnej, ˙zylastej
dłoni. Król wyczuł, ˙ze Sybel go obserwuje, odwrócił si˛e i spojrzał jej w oczy.

— O czym my´slisz?
— O lwie Gulesie. O sokole. I troch˛e o smoku. . .
U´smiechn ˛

ał si˛e.

— Wi˛ec ty tak˙ze kochasz władz˛e nad istotami pot˛e˙znymi.
Zaskoczona odwróciła wzrok i poczuła na twarzy ciepło rumie´nca. Drede po-

chylił si˛e; w jego blisko´sci czuła niepokoj ˛

ac ˛

a nieznan ˛

a moc. Lekko dotkn ˛

ał pal-

cami jej twarzy i zwrócił j ˛

a ku sobie.

— Jed´z z nami. Wró´c do Mondoru z Tamlornem i ze mn ˛

a.

— ˙

Zeby pracowa´c dla ciebie przeciwko Sirle?

— ˙

Zeby pracowa´c ze mn ˛

a dla Tamlorna. Zabierz swoje zwierz˛eta; wtedy

wszystko, co kochasz, znajdzie si˛e w Mondorze. Uczynimy Tamlorna królem.
Jed´z. A je´sli zechcesz, uczyni˛e ci˛e królow ˛

a.

Poczuła na twarzy gor ˛

ace pulsowanie krwi.

— To wi˛ecej ni˙z zaproponował mi Coren — mrukn˛eła. Nagle poderwała si˛e,

odwróciła od niego i poczuła wokół siebie chłodne białe mury. — Nie.

— Dlaczego?
— Nie wiem. Ale nie. Nie mogłabym. . . nie mogłabym szkodzi´c Sirle.
— Ach tak.
Spojrzała na niego szybko.

42

background image

— To nie ma nic wspólnego z Corenem. Nic chc˛e wybiera´c, którego z was

mam kocha´c czy nienawidzi´c. Tutaj jestem wolna i nie musze decydowa´c. Nie
chc˛e zaton ˛

a´c w twojej goryczy. Nie musisz si˛e mnie obawia´c. Nigdy nie b˛ed˛e

współdziała´c z wrogami ojca Tama. Z mojej strony nic ci nie grozi. Nie zwróc˛e
si˛e te˙z przeciwko Sirle, poniewa˙z nie przejm˛e twojej nienawi´sci.

Milczał. Zmarszczył brwi tak, ˙ze nie widziała jego oczu.
— Jeste´s zbyt pot˛e˙zna — szepn ˛

ał — i zbyt pi˛ekna. . . Jeste´s niepokoj ˛

ac ˛

a my-

´sl ˛

a, ale wierz˛e ci. Nie b˛edziesz działa´c przeciwko Tamowi. — On tak˙ze wstał nie-

spokojnie i obejrzał si˛e, słysz ˛

ac, ˙ze kto´s otwiera drzwi. W progu, strzepuj ˛

ac ´snieg

z płaszcza, stan ˛

ał Tam. Zamkn ˛

ał drzwi, podszedł do ognia i wtedy ich zobaczył.

Znieruchomiał. Krew napłyn˛eła mu do twarzy. Drede wyci ˛

agn ˛

ał r˛ek˛e.

— Chod´z.
Tam stał przez chwil˛e nieruchomo, spogl ˛

adaj ˛

ac to na Drede’a, to na Sybel.

Król si˛e u´smiechn ˛

ał. Tam odpowiedział u´smiechem. Przełkn ˛

ał ´slin˛e, podszedł bli-

˙zej i wyci ˛

agn ˛

ał r˛ece do ognia.

— Spójrz na mnie — powiedział cicho Drede, a Tam popatrzył mu prosto

w oczy. — Zdrad´z mi swoje imi˛e.

— Tamlorn.
— I imi˛e twojej matki.
— Rianna.
— I ojca.
Tamowi wargi drgn˛eły, lecz uspokoił si˛e szybko.
— Drede.
Tego samego dnia po południu odjechał razem z królem. ´Snieg przestał pada´c.

Tam stał przed Sybel bez słowa przez długi czas, a król czekał na koniu. Sybel
u´smiechała si˛e, cho´c oczy miała wilgotne. Odgarn˛eła chłopcu z czoła kosmyk
włosów.

— Mam dla ciebie prezent — powiedziała.
— Wymówiła imi˛e Tera, a wielki sokół nadleciał i wyl ˛

adował Tamowi na

ramieniu. Chłopiec drgn ˛

ał.

— Nie, Sybel. B˛edzie za tob ˛

a t˛esknił.

— Nie b˛edzie. To królewski ptak. Je´sli kiedy´s zagrozi ci niebezpiecze´nstwo,

stanie w twojej obronie. A kiedy zawołam jego imi˛e, powie mi z daleka, ˙ze jeste´s
zdrowy i szcz˛e´sliwy.

Spojrzała w niebieskie oczy Tera. Przez chwil˛e ptak milczał; dopiero potem

nadeszły słowa.

Nie my´slałem, ˙ze znów znajdzie si˛e dla mnie miejsce w ´swiecie ludzi.
Jest takie miejsce,

odparła. Strze˙z Tumu dobrze i m ˛

adrze.

Tak b˛edzie, najwspanialsze z dzieci Healda. A je´sli kiedy´s b˛edziesz mnie po-

trzebowa´c, zawołaj, ch˛etnie przyb˛ed˛e.

U´smiechn˛eła si˛e.

43

background image

˙

Zegnaj. Władco Powietrza.
Tam u´scisn ˛

ał j ˛

a tak mocno, ˙ze para ich oddechów skropliła si˛e razem w mro´z-

nym powietrzu. A potem wskoczył na konia i z sokołem na ramieniu usiadł za
królem. Drede pochylił si˛e, uj ˛

ał dło´n Sybel.

— Je´sli zechcesz, miejsce dla ciebie zawsze b˛edzie czeka´c w´sród nas. A je´sli

nie, to jest miejsce w moim sercu, gdzie na zawsze w ciszy zachowam twoje imi˛e.

Przycisn ˛

ał jej dło´n do ust, potem zawrócił karego konia na górskiej ´scie˙zce.

Sybel czekała pod bram ˛

a, a˙z zwrócona ku niej twarz Tama zniknie mi˛edzy drze-

wami. Dopiero wtedy, dr˙z ˛

ac lekko, weszła do ogrodu.

Zacz ˛

ał pada´c ´snieg — lekki, cichy, wieczny. Tu˙z obok Sybe1 pojawił si˛e lew

Gules; z roztargnieniem gładziła dłoni ˛

a złot ˛

a grzyw˛e. Weszła do domu i usiadła

przy ogniu; Moriah uło˙zyła si˛e u jej stóp. Sybel siedziała tam, a˙z ogie´n przygasł
i głownie tylko pulsowały tajemniczo. Kiedy i one si˛e wypaliły, wokół zapadła
noc. ´Snieg zasypał próg, zakrywaj ˛

ac ostatnie ´slady stóp Tama i półksi˛e˙zyce ´sla-

dów królewskiego konia.

Tej nocy, nast˛epnego dnia i kolejnej nocy siedziała nieruchomo, z dło´nmi na

por˛eczach fotela. Patrzyła spokojnie, jakby wci ˛

a˙z widziała ta´ncz ˛

acy zielony pło-

mie´n.

Ruszyła si˛e wreszcie i zamrugała. Zobaczyła wokół siebie zwierz˛eta, a nawet

ognistego smoka Gylda zwini˛etego w ciszy na kamieniach i pi˛eknego łab˛edzia
o tajemniczych oczach, obserwuj ˛

acego j ˛

a od drzwi komnaty pod kopuła. Spojrzała

w czerwone oczy Cyrina. U´smiechn˛eła si˛e, troch˛e zesztywniała z zimna.

— Wróciłam. Jeste´scie głodne?
Jej głos ucichł w´sród ´scian. Nie doczekała si˛e odpowiedzi. Potem lew Gules

wsun ˛

ał si˛e pod jej dło´n.

Wsta´n,

powiedział. Rozpal ogie´n. Jedz.

Podniosła si˛e z westchnieniem i ukl˛ekła przy kominku. Nagle jej r˛ece pełne

drewna znieruchomiały nad paleniskiem. Obejrzała si˛e, wyczuwaj ˛

ac bezimienne

Co´s obok siebie, w´sród zwierz ˛

at. Mru˙z ˛

ac oczy, szukała tego w mrocznych k ˛

at-

kach, za fałdami gobelinów. Stało tu˙z poza polem jej widzenia, poza kr˛egiem
jej umysłu. bezkształtne, bezimienne. Jak nagły impuls wspomnie´n zamigotała
w jej głowie pewna my´sl. Sybel odło˙zyła drewno i przeszła do pokoju pod ko-
puł ˛

a. Otworzyła wielk ˛

a ksi˛eg˛e zdobion ˛

a złocistymi li´s´cmi, która nale˙zała jeszcze

do Ogama. Pergaminowe strony zapełniały staro˙zytne znaki, zbiór zapomnianych
opowie´sci, tak starych, jak panowanie trzeciego króla Eldwoldu. Przewracała te
strony szukaj ˛

ac kilku krótkich linii. Wreszcie je znalazła. Usiadła na podłodze,

poło˙zyła ci˛e˙zk ˛

a ksi˛eg˛e na kolanach i przeczytała cicho:

Jest tak˙ze straszliwy potwór, który czai si˛e na ludzi w ciemnych zak ˛

atkach,

za mrocznymi przej´sciami, w najczarniejszych godzinach nocy. Tylko nie znaj ˛

acy

l˛eku mog ˛

a spojrze´c na niego i prze˙zy´c. Nazywany jest Rommalb; poniewa˙z kto

wymówi jego prawdziwe imi˛e, ten go przywoła.

44

background image

U´smiechn˛eła si˛e lekko.
— Rommalb — powiedziała gło´sno i odwróciła to imi˛e: — Blammor.
A kiedy podniosła głow˛e, wreszcie go zobaczyła.

background image

Rozdział 4

Czarn ˛

a mgł ˛

a si˛egał wy˙zej ni˙z ona, był cieniem po´sród cieni, z oczami jak kr˛egi

´slepego l´sni ˛

acego lodu. Zamkn˛eła ksi˛eg˛e, wstała powoli. Dotkn˛eła jego umysłu

i przekonała si˛e, ˙ze jest równie nieruchomy i mroczny.

Zdrad´z mi swoje imi˛e.
Głos jego umysłu był jak szelest zeschłych li´sci.
Blammor.
Dlaczego przyszedłe´s do mnie tak ch˛etnie? Inne istoty walcz ˛

a, aby ukry´c swoje

imiona, ale ty przybyłe´s nie wołany.

Nie wołany? Wołała´s mnie. Masz dziwn ˛

a moc, która mnie przyci ˛

aga. To moc

zobaczenia mnie takiego, jaki jestem naprawd˛e. Dlatego przybyłem do ciebie i b˛e-
d˛e ci słu˙zył, jak i ty pewnego dnia b˛edziesz słu˙zyła temu, kto zobaczy ci˛e tak ˛

a, jaka

jeste´s naprawd˛e.

Czy teraz widz˛e ci˛e takiego, jaki jeste´s naprawd˛e? Czarna mgła z oczami bia-

łymi jak ogie´n, ´slepymi, ale widz ˛

acymi?

Taki bywam czasem.
Fascynujesz mnie. Czy wszyscy ludzie widz ˛

a ci˛e w ten sposób? Znam opowie-

´sci o tym, ˙ze jeste´s przera˙zaj ˛

acy.

Ludzie widz ˛

a to, czego najbardziej si˛e boj ˛

a.

Czego chcesz ode mnie?
Niczego. Tylko twej nieul˛ekło´sci. Odejd˛e teraz. Musz˛e co´s zrobi´c tej nocy.
Rozpłyn ˛

ał si˛e w cieniach. Falowały przez chwil˛e, gdy przechodził.

Roztarła zmarzni˛ete r˛ece. Lekki u´smieszek bł ˛

akał si˛e na jej wargach. Podeszła

znów do kominka i od zielonego ognika, płon ˛

acego stale na półce, zapaliła cienk ˛

a

´swiec˛e. Po chwili ogie´n zata´nczył w kominku. Odpaliła od niego ´swiece i po-

chodnie; przechodziła cicho, ustawiaj ˛

ac je w chłodnym pokoju, a odyniec, łab˛ed´z

i lew obserwowały j ˛

a w milczeniu. Nagle usłyszała wołanie u bramy, zagłuszone

´spiewem zimowego wichru.

Zdziwiona, zmarszczyła jasne brwi. Wezwała Tera, potem przypomniała so-

bie, ˙ze go tu nie ma, wzi˛eła wi˛ec Cyrina i zapalon ˛

a pochodni˛e, która sprawiała, ˙ze

´snieg wokół niej wydawał si˛e płon ˛

a´c. Płatki opadały jak wielkie koła zło˙zonych

kryształów, znikaj ˛

acych w ogniu pochodni. U bramy stał człowiek okryty płasz-

46

background image

czem, a za nim czekał ko´n. Przysun˛eła pochodni˛e, by o´swietli´c twarz za krat ˛

a;

włosy pod kapturem błysn˛eły jak płomie´n.

Otworzyła bram˛e, a on wszedł na dziedziniec.
— Zabierz konia do stajni z boku domu — poleciła. — Nie puszcz˛e tam zwie-

rz ˛

at.

— Dzi˛ekuj˛e — odparł, wydmuchuj ˛

ac białe obłoki na mro´znym wietrze. Kiedy

wzi ˛

ał od niej pochodni˛e, ´snieg topniał mu na ramionach, zostawiaj ˛

ac ciemne ´slady

na plecach.

Wszedł do jej domu. Uprzejmie skin ˛

ał głow ˛

a Gulesowi, a potem Moriah, zwi-

ni˛etej przy kominku jak czarny cie´n. Sybel odebrała jego przemoczony płaszcz
i zawiesiła przy ogniu. Coren grzał si˛e przy płomieniu.

— Jazda z Sirle była długa i zimna. Sybel, w twoim domu jest chłodno. Wy-

je˙zd˙zała´s?

— Nie. Byłam. . . Nie wiem, gdzie byłam, i nie wiem, czy ju˙z wróciłam. —

Usiadła i wyci ˛

agn˛eła r˛ece do ognia. — Dlaczego przyjechałe´s? Musisz ju˙z wie-

dzie´c, ˙ze Tam jest z Drede’em.

— Wiem — odparł. — Przyjechałem, bo mnie wołała´s.
Patrzyła na niego zdumiona U´smiechn ˛

ał si˛e. Jego przemarzni˛eta twarz w cie-

ple nabierała kolorów, a szczupłe dłonie poruszały si˛e nad płomieniem.

— Nie wołałam.
— Słyszałem ci˛e. Czasami w ciszy, noc ˛

a, słysz˛e głosy czego´s poza polem

widzenia, niby echa dawnych pie´sni. Słyszałem twój samotny głos w moich snach;
przebudził mnie, wi˛ec przybyłem. Widzisz, wiem, jak to jest, kiedy wymawiasz
imi˛e w pustym pokoju i nikt na ´swiecie nie odpowiada.

Stała bez słowa, z otwartymi ustami. Usiadł przy niej. Moriah podniosła si˛e

leniwie i uło˙zyła u ich stóp, patrz ˛

ac na niego zielonymi, niezgł˛ebionymi oczami.

Sybel nabrała tchu i zamkn˛eła usta.

— Nigdy nie słyszałam o czym´s takim. Kim jeste´s? W pewien sposób jeste´s

głupcem, ale wiesz o wielu sprawach.

Kiwn ˛

ał głow ˛

a i u´smiechn ˛

ał si˛e szerzej.

— Siódmy syn Stetha, władcy Sirle, mojego dziada, miał siedmiu synów. Ja

jestem najmłodszy. Mo˙ze dlatego słysz˛e to, co opowiadaj ˛

a drzewa, kiedy ich li-

´scie szepcz ˛

a o wschodzie ksi˛e˙zyca, i to, co opowiada rosn ˛

aca kukurydza lub ptaki

o zmierzchu. Mam dobry słuch. Słysz˛e cisz˛e twoich białych murów nawet w gwar-
nych komnatach Sirle.

Odwróciła wzrok, spojrzała w ogie´n.
— Rozumiem — rzekła cicho. — Potrzebowałam kogo´s, lecz nie wiedziałam

o tym a˙z do teraz. Jeste´s głodny?

— Tak. Ale posied´z chwil˛e. Kiedy si˛e ogrzej˛e, co´s ugotuj˛e.
— Umiesz gotowa´c?

47

background image

— Oczywi´scie. Wiele razy w˛edrowałem samotnie po pustkowiach, gdzie tylko

bagienny ptak albo jastrz ˛

ab odpowiadał krzykiem na moje słowa.

— Masz pi˛eciu braci. Dlaczego musiałe´s jecha´c sam?
— Och, poluj ˛

a ze mn ˛

a, oczywi´scie. Ale czasem chc˛e wyruszy´c do jakiego´s

lasu albo jeziora, o którym mowa w starej opowie´sci, posłucha´c tego tajemnego
miejsca, a ich takie rzeczy nie ciekawi ˛

a. Raz wyruszyłem do lasu Mirkon, do wiel-

kiej czarnej puszczy na północ od Sirle, gdzie drzewa s ˛

a jak czarne głazy, a ciemne

i nabrzmiałe korzenie stercz ˛

a nad ziemi ˛

a. Słuchałem wtedy jednego opadaj ˛

acego

li´scia, a kiedy upadł, usłyszałem wyszeptane imi˛e ksi˛ecia Arna.

K ˛

aciki jej ust pow˛edrowały w gór˛e.

— Wieczorami Maelga opowiadała Tamowi takie historie, kiedy był jeszcze

mały.

— Sybel, Rok drwi ze mnie, gdy mu o tym opowiadam. A Eorth, który jest

wielkim głupim stworem, u´smiecha si˛e i ´sciska mnie, a˙z trzeszcz ˛

a ko´sci. Ale nie

s ˛

adziłem, ˙ze ty b˛edziesz si˛e ´smiała.

Zaciekawione spojrzenie jej ciemnych oczu przesun˛eło si˛e z wahaniem ku

jego twarzy.

— Nie ´smiej˛e si˛e z ciebie, lecz przyszło mi do głowy, ˙ze mo˙ze przybyłe´s,

bo przysłali ci˛e bracia. Chcieli sprawdzi´c, czy obiecałam pomaga´c Drede’owi, po
tym jak oddałam mu Tama. Drede. . . On troch˛e si˛e mnie bał, poniewa˙z go tutaj
przywołałam. . .

— Ty go przywołała´s?
— Tak, ale tylko po to, by odda´c mu Tama. Po nic wi˛ecej. Post ˛

apiłam nie-

rozs ˛

adnie, bo powiedziałam mu, ˙ze tu byłe´s. Wi˛ec teraz nie jest mnie pewien,

podobnie jak twój brat, Rok.

— O tak. — U´smiechn ˛

ał si˛e drwi ˛

aco, lecz wci ˛

a˙z marszczył rude brwi. —

Gdzie był Cyrin i Gules, dlaczego nie udzielili ci rady? Jeste´s m ˛

adra w sprawach

przekraczaj ˛

acych granice ludzkiej wiedzy, ale nie było rozs ˛

adne przywołanie kró-

la niepewnego swej władzy, ´sci ˛

agniecie go do siebie bez jego woli.

— Powiedziałam mu, ˙ze nie musi si˛e mnie obawia´c.
— Chyba mu tym dodała´s odwagi.
— W ˛

atpi˛e. — Potrz ˛

asn˛eła głow ˛

a. — Ale dlaczego mam si˛e przejmowa´c tym,

co o mnie my´sli on albo władca Sirle? Czy Rok miał co´s wspólnego z twoim
przyjazdem?

— Mówiłem ci, dlaczego przybyłem.
Jego u´smiech znikn ˛

ał, ale jasne oczy wci ˛

a˙z wpatrywały si˛e w jej twarz. Nie-

spokojnie machn˛eła r˛ek ˛

a.

— Tak. Ale wci ˛

a˙z nie wiem, jak mogłe´s słysze´c mój samotny głos poprzez

wszystkie głosy Eldwoldu.

— Ja wiem — odparł. — Kocham ci˛e.

48

background image

Otworzyła usta, by odpowiedzie´c, ale nagle odkryła, ˙ze nie potrafi znale´z´c

wła´sciwych słów. Coren obserwował j ˛

a, a lekki rumieniec przyciemnił mu policz-

ki. Kiedy wreszcie si˛e roze´smiała, twarz spłon˛eła mu czerwieni ˛

a.

— No tak. Drede proponował, ˙ze uczyni mnie królow ˛

a Eldwoldu. Co ty mo-

˙zesz mi zaproponowa´c? — Spojrzała w jego zdumione, bł˛ekitne jak lód oczy.

— Drede — szepn ˛

ał. — Drede. — Rozprostował zaci´sni˛ete palce i uło˙zył je

na kolanach. Odetchn ˛

ał gł˛eboko. — Czy z niego tak samo si˛e ´smiała´s?

— Nie — odpowiedziała zdziwiona. Wstał nagle i ruszył przed siebie. Usły-

szała niespokojne kroki na kamieniach za sob ˛

a. Potem zbli˙zyły si˛e ku niej.

— Przez cał ˛

a drog˛e z Sirle my´slałem o tobie, o twoich włosach srebrzystych

jak ´snieg — szepn ˛

ał. — Gdzie´s gł˛eboko w sobie czułem, ˙ze jeste´s niespokojna,

i nigdzie na ´swiecie nie chciałbym by´c bardziej ni˙z po´sród tej zimnej nocy, ja-
d ˛

ac do ciebie. Kiedy otworzyła´s bram˛e, byłem jak w domu. Nie s ˛

adziłem, ˙ze tak

bardzo mnie zranisz.

Rozchyliła wargi, słysz ˛

ac echo własnych słów. Potem spu´sciła wzrok na zaci-

´sni˛ete, zło˙zone dłonie.

— Przepraszam, ale nie mog˛e. . . nie potrafi˛e ci zaufa´c.
— Rozumiem.
— Ja. . . Kiedy na ciebie patrz˛e, widz˛e cie´n twojej nienawi´sci, widz˛e za to-

b ˛

a cienie twoich braci. Chc ˛

a. . . chc ˛

a mnie wykorzysta´c. Musisz. . . Na pewno to

rozumiesz.

— Tak.
Stał nieruchomo obok jej fotela, z twarz ˛

a zastygł ˛

a i blad ˛

a. Lekko i niepewnie

dotkn˛eła jego r˛eki.

— Usi ˛

ad´z. Oboje jeste´smy zm˛eczeni i głodni. Nie spałam, odk ˛

ad wyjechał

Tam, i jestem zm˛eczona kłótniami.

— Sybel. . . — urwał. Nie patrzył na ni ˛

a. — Gdybym przysi ˛

agł. . . gdybym

przysi ˛

agł na miło´s´c do Norrela, ˙ze nigdy nie spróbuj˛e ci˛e wykorzysta´c wbrew twej

woli i nie pozwol˛e na to nikomu innemu. . . Gdybym przysi ˛

agł, czy zaufałaby´s mi

troch˛e?

— A czy mo˙zesz to przysi ˛

ac? Spojrzał jej w oczy i kiwn ˛

ał głow ˛

a.

— Tak. Znajd˛e jaki´s sposób, by zabi´c Drede’a, nikogo w to nie mieszaj ˛

ac.

— Nie!
— No to co mam robi´c?
— Masz pi˛eciu innych braci. Niech ci to wystarczy.
— Nie wystarczy! Nie mog˛e, Sybel. Norrel. . . Kiedy byłem młodszy, niepew-

ny siebie i mojej dziwnej wiedzy, Norrel jedyny z nich wszystkich nigdy si˛e ze
mnie nie ´smiał. Mogłem mu powiedzie´c, ˙ze na mokradłach Fyrbolgu widziałem
duchy ludzi, którzy zgin˛eli, ´scigaj ˛

ac białego jelenia uformowanego z dymu przez

maga Tarna. Norrel mi wierzył. Nauczył mnie je´zdzi´c konno, walczy´c i polowa´c

49

background image

z sokołem. Kiedy pokochał Riann˛e, ja tak˙ze j ˛

a pokochałem i chciałem, by nale˙za-

ła do niego. A kiedy Drede zabił go na Terbrec, widziałem, jak pada. Nie mogłem,
nie zd ˛

a˙zyłem dotrze´c do niego na czas, wi˛ec umarł, nie maj ˛

ac nikogo bliskiego

u boku, zgin ˛

ał w bitwie, która toczyła si˛e dla niego. Tego nie mog˛e Drede’owi

wybaczy´c: ˙ze Norrel umierał samotnie, bez pomocy i bez pociechy.

Głos Corena ucichł. Gał ˛

a´z trzasn˛eła w ogniu, wiatr pomrukiwał niespokojnie

za murami, sun ˛

ac w ciemno´sci wokół domu niczym bestia szukaj ˛

aca wej´scia.

— Przykro mi — powiedziała wreszcie Sybel niepewnie. — Lecz Tam kocha

ojca, wi˛ec. . . wi˛ec nie chc˛e, ˙zeby Drede zgin ˛

ał.

Westchn ˛

ał ci˛e˙zko.

— No tak. Co mam robi´c, Lodowa Pani? Nie potrafi˛e powstrzyma´c ani mojej

miło´sci, ani nienawi´sci.

— Nie wiem, co powiniene´s zrobi´c. Nic nie wiem o nienawi´sci i tylko troch˛e

o miło´sci. Chciałabym. . . Chciałabym ul˙zy´c twojej zgryzocie, ale nie potrafi˛e.

— Potrafisz. My´sl˛e, ˙ze potrafisz.
— Nie.
Znowu westchn ˛

ał. Delikatnie uj ˛

ał jej zło˙zone dłonie.

— Wielkiego uczucia wymagało oddanie Tama Drede’owi. Dla dobra chłopca

i ciebie, mam nadziej˛e, ˙ze jest z ojcem szcz˛e´sliwy, cho´c nie potrafi˛e zrozumie´c,
jak mógł wybra´c Drede’a.

U´smiechn˛eła si˛e, a zielony płomie´n roz´swietlił jej włosy i zm˛eczon ˛

a twarz.

— Tama przyci ˛

agaj ˛

a ludzie, którym jest potrzebny. — Zastanowiła si˛e. —

Z pewno´sci ˛

a jest w całym ´swiecie kobieta, która i ciebie potrzebuje. Jeste´s utalen-

towany, łagodny i bardzo. . . miły z wygl ˛

adu.

— Dzi˛ekuj˛e — rzekł pos˛epnie. — Dlaczego tak trudno ci to powiedzie´c? Mnie

bardzo łatwo przychodzi stwierdzenie, ˙ze jeste´s m ˛

adra, pełna magii, uczciwa, bar-

dzo pi˛ekna i ˙ze ci˛e kocham. — Musn ˛

ał kosmyk włosów barwy ko´sci słoniowej.

Potrz ˛

asn ˛

ał głow ˛

a, gdy poruszyła si˛e niespokojnie. — Nie. . . Nie chc˛e ci˛e wpra-

wia´c w zakłopotanie słowami, których teraz wolisz ode mnie nie słysze´c. Ale. . .
gdyby´s mogła okaza´c mi nieco przyja´zni, byłoby mi łatwiej.

U´smiechn˛eła si˛e lekko.
— Przybyłe´s dzi´s wieczorem, kiedy potrzebowałam ludzkiej ˙zyczliwo´sci. Je-

stem twoj ˛

a dłu˙zniczk ˛

a.

— Dobrze. — Wstał, doło˙zył drew do ognia. Blask płomieni ta´nczył na jego

twarzy. — Sybel, twój ogie´n ma kolor młodych drzew. . . Przygotuj˛e kolacj˛e. Nie
zosta´n tutaj. Poradz˛e sobie w kuchni. Prze´spij si˛e troch˛e, je´sli zdołasz.

Wyszedł cicho i równie cicho odyniec Cyrin wysun ˛

ał si˛e z cienia i pod ˛

a˙zył

za nim do kuchni. Coren po krótkich poszukiwaniach odnalazł no˙ze, garnki, p˛eta
kiełbas wisz ˛

ace na krokwiach, ´swie˙zo upieczony chleb i trzymane w chłodzie

jarzyny z ogrodu. Zacz ˛

ał kroi´c marchewk˛e. Wielki odyniec odezwał si˛e za nim

złocistym głosem:

50

background image

— Wy´cwiczony sokół wraca w ko´ncu na r˛ek˛e swego pana.
Nó˙z ze´slizgn ˛

ał si˛e i uderzył mocno o desk˛e. Coren si˛e obejrzał.

— Zapomniałem ju˙z, ˙ze Władca M ˛

adro´sci ma głos, którym potrafi mówi´c.

Małe czerwone oczka spogl ˛

adały na niego bez ruchu.

— Co by´s mi dał za cał ˛

a m ˛

adro´s´c ´swiata?

— Nic. — Wrócił do pracy. — Słyszałem, ˙ze znasz odpowiedzi na wszystkie

zagadki prócz jednej. Na t˛e jedn ˛

a chciałbym zna´c odpowied´z.

Cyrin prychn ˛

ał cicho.

— M ˛

adry człowiek zna zagadk˛e, któr ˛

a chce zada´c.

— I wie, ˙ze pytanie i odpowied´z stanowi ˛

a jedno´s´c. — Zgarn ˛

ał pokrojon ˛

a mar-

chewk˛e do garnka i zacz ˛

ał obiera´c ziemniak. — Nie ufasz mi. Nie jestem tresowa-

nym sokołem, uwi ˛

azanym na rzemykach polityki Roka. On nie ma nic wspólnego

z moim przyjazdem.

— Kiedy władca Dornu otrzymał w tajemnicy od wied´zmy Glower ´smiertelne

zakl˛ecie, które przygotowała dla jego wrogów, cie´n ciemniejszy od nocy stan ˛

przy nim i został na zawsze.

Coren milczał, tn ˛

ac ziemniak w plastry. Wreszcie powiedział:

— Nie tobie, lecz Sybel musz˛e udowodni´c, ˙ze kocham z własnej woli.
— Jej oczy widz ˛

a wyra´znie poprzez ciemno´s´c.

— Wiem. Niczego przed ni ˛

a nie skrywałem.

— Korzenie rosn ˛

a w ciemno´sci.

— Istotnie. — Obrał kolejny ziemniak. — Ale moje my´sli nie s ˛

a sekretne jak

korze´n.

— Olbrzym Grof został trafiony kamieniem w oko i oko to odwróciło si˛e do

wn˛etrza, tak ˙ze patrzyło w jego umysł. Umarł od tego, co tam zobaczył.

Coren gwałtownie odwrócił głow˛e. Srebrzystoszary odyniec stał w drzwiach

i sapał cicho.

— Je´sli to zagadka, nie znam odpowiedzi. Złotousty Cyrin zastanowił si˛e

chwil˛e.

— A wi˛ec ci powiem. Zapytaj Sybel, jakie imi˛e wymówiła dzisiaj, zanim wy-

mówiła twoje.

Coren zmarszczył na moment rude brwi.
— Tak zrobi˛e — obiecał i si˛egn ˛

ał po blady pasternak. Przyniósł Sybel g˛est ˛

a

zup˛e, gor ˛

ac ˛

a ostr ˛

a kiełbas˛e, chleb z chrupi ˛

ac ˛

a skórk ˛

a i kubki gor ˛

acego wina. Za-

stał j ˛

a ´spi ˛

ac ˛

a, z dło´nmi opartymi na kolanach. Przebudziła si˛e, kiedy ustawił stolik

miedzy fotelami i wymówił jej imi˛e.

— Ciesz˛e si˛e, ˙ze udało ci si˛e zasn ˛

a´c — powiedział i podał jej wino.

— Dobrze spałam. Nic mi si˛e nie ´sniło. — Wypiła łyk i jej twarz nabrała

kolorów. — Twoja zupa pachnie całkiem jak zupa Maelgi.

Nalał jej, a potem usiadł obok z misk ˛

a na kolanach.

— Nie powinna´s tak długo obywa´c si˛e bez posiłków.

51

background image

— Zapominam o jedzeniu. To jest smaczne, Corenie. Sama nie wiem, co bar-

dziej mnie rozgrzewa, twoja dobro´c czy twoja zupa.

— To bez znaczenia. — U´smiechn ˛

ał si˛e. — Kiedy gotowałem, Cyrin przy-

szedł do mnie na rozmow˛e.

Uniosła brwi.
— Naprawd˛e? On rzadko mówi. Co powiedział?
— Zadał mi zagadk˛e. Nie umiałem na ni ˛

a odpowiedzie´c, wi˛ec kazał spyta´c

ciebie, jakie imi˛e wymówiła´s dzisiaj tu˙z przed moim.

— Dlaczego? Czy to jest odpowied´z?
— Tak my´sl˛e. Jakie to imi˛e? Zastanowiła si˛e, marszcz ˛

ac czoło.

— Aha. To było imi˛e Blammora, ale nie rozumiem. . . — Przerwała nagle,

szeroko otwieraj ˛

ac oczy. W jej głosie zabrzmiał gniew: — Cyrin!

Coren wstał. Jego miska rozbiła si˛e o posadzk˛e.
Blammor pojawił si˛e przed nimi, a zielone płomienie prze´switywały przez nie-

go mgli´scie. Krystaliczne oczy spogl ˛

adały na Corena, który stał w milczeniu, bez

ruchu, z twarz ˛

a pobladł ˛

a jak lód. Niedostrzegalnie niczym mgła, Blammor poru-

szył si˛e, wydłu˙zył, poszerzył, a˙z zawisł nad Corenem jak cie´n. tak blisko, ˙ze jego
bezkrwista twarz zdawała si˛e przesłoni˛eta i obramowana ciemno´sci ˛

a. Corenowi

wyrwał si˛e z gardła ostry, niezrozumiały j˛ek. Sybel, przyciskaj ˛

ac lodowate dłonie

do ust, usłyszała szept:

— Blammor.
Blammor zwrócił swe oczy na Sybel.
Czy jest jeszcze co´s?

— zapytał oboj˛etnie, a ona pokr˛eciła głow ˛

a.

— Nie — szepn˛eła. Rozpłyn ˛

ał si˛e; ogie´n si˛egn ˛

ał ciepłem jej twarzy.

Coren opu´scił głow˛e i roztarł palcami oczy, jakby chciał zetrze´c z nich wi-

zj˛e. Upadł tak nagle, ˙ze nie zd ˛

a˙zyła go podtrzyma´c. Ukl˛ekła obok i pomogła mu

usi ˛

a´s´c.

— Coren. . .
Nie odpowiadał. Rozpaczliwie si˛egn˛eła po wino i dostrzegła obserwuj ˛

ace ich

spoza kr˛egu ´swiatła czerwone, niewzruszone oczy Cyrina. Jak błysk posłała do
jego umysłu w´sciekły okrzyk.

Odesłałabym go z powrotem. Nie musiałe´s. . .
Głos Corena dotarł do niej jakby z gł˛ebokiej wewn˛etrznej przepa´sci:
— Sybel. . .
Zwróciła si˛e ku Corenowi, próbowała ogrza´c w dłoniach jego sztywne, zimne

palce.

— Jestem przy tobie.
— Obejmij mnie. Obejmij mnie mocno.
Przytuliła go tak, ˙ze poczuła bicie jego serca i dr˙z ˛

acy oddech.

— Przepraszam. Tak mi przykro — szepn˛eła i całowała go, jakby był Tamem

szukaj ˛

acym u niej pociechy.

52

background image

Co´s nagle przyszło jej do głowy. Odsun˛eła si˛e, mimo ˙ze Coren mruczał co´s

i próbował przyci ˛

agn ˛

a´c j ˛

a znowu.

— Corenie — rzuciła ostro.
Oszołomiony, otworzył oczy, jakby zbudzony ze snu.
— Co?
— Corenie, sk ˛

ad znałe´s imi˛e Rommalba?

Patrzył na ni ˛

a, opieraj ˛

ac bezwładnie dłonie na jej ramionach; twarz miał na-

pi˛et ˛

a i blad ˛

a. Chwyciła jego r˛ece i ´sciskała mocno. Wreszcie odparł:

— Znam je.
— Ale sk ˛

ad, Corenie?

— A sk ˛

ad wiem cokolwiek? — Oparł si˛e o kamienie i przymkn ˛

ał oczy.

— Sk ˛

ad?

— Musiałem je zna´c. — Przez moment słowa zawisły bezsilnie mi˛edzy ni-

mi. — Zgin ˛

ałbym przy twoim kominku — szepn ˛

ał. — Walczyłem w wielkiej

bitwie, walczyłem zaskoczony w nocy, samotny, lecz nigdy. . . nigdy jeszcze nie
widziałem ´smierci, która przychodzi po mnie tak pewnie, jak przy twoim komin-
ku. Miała kolor nocy. . . Nie mogłem oddycha´c, bo była bezpowietrzna. i wiedzia-
łem. . . wiedziałem, ˙ze je´sli znajd˛e imi˛e, nadam jej imi˛e, nie zdoła mnie zrani´c.
Wszystkie moje my´sli krzyczały, latały w kr ˛

ag jak przera˙zone ptaki, ale wie-

działem, ˙ze do tego domu, do tego ognia nie mogła przyj´s´c ´smier´c. Wi˛ec jaka´s
cz˛e´s´c mnie szukała imienia w´sród wszystkich staro˙zytnych imion, które pozna-
łem. I wtedy zrozumiałem, co to jest. To nie ´smier´c, ale strach. Rommalb. Strach,
od którego ludzie umieraj ˛

a. — Otworzył oczy i spojrzał na ni ˛

a z jakiego´s odle-

głego miejsca wewn ˛

atrz siebie. — Sybel, nie mogłem pozwoli´c sobie umrze´c od

czego´s, co nie mo˙ze mnie zrani´c.

— Ludzie umierali — szepn˛eła. — Niezliczeni ludzie, przez niezliczone lata.
— Nie mogłem. Miałem powód, dla którego chciałem zachowa´c ˙zycie.
— Drede’a?
Potrz ˛

asn ˛

ał głow ˛

a i przez chwil˛e milczał z zamkni˛etymi oczami. Pomy´slała, ˙ze

zasn ˛

ał, ale nagle j ˛

a pocałował.

Odsun˛eła si˛e zdumiona, szeroko otwieraj ˛

ac oczy.

— Nigdy nie słyszałam o kim´s takim jak ty. My´slałam, ˙ze oszalejesz lub

umrzesz, a potem zobacz˛e u bramy twoich pi˛eciu braci ˙z ˛

adaj ˛

acych wyja´snie´n.

Zamiast tego rzuciłe´s Rommalbowi jego imi˛e, wyrwałe´s si˛e ´smierci, wróciłe´s i po-
całowałe´s mnie na mojej podłodze.

— To wydało mi si˛e lepszym rozwi ˛

azaniem — odparł z u´smiechem, lecz gro-

za wspomnienia zmroziła ten u´smiech. Z oczu Corena wyjrzała pustka, stały si˛e
chłodne jak wygasłe gwiazdy.

Otrz ˛

asn ˛

ał si˛e z l˛eku i wstał sztywno. Sybel pomogła mu, niespokojnie marsz-

cz ˛

ac brwi.

53

background image

— Straszne rzeczy spotykaj ˛

a ci˛e w moim domu. Przygotuj˛e ci ło˙ze Ogama.

A potem przerobi˛e Cyrina na kiełbas˛e.

— Nie. . . Sybel, on zadał mi zagadk˛e, a ja spytałem o odpowied´z. Udzielił jej.
— Oszustwem skłonił mnie, ˙zebym ci j ˛

a podała. Nie miał powodu, by trakto-

wa´c ci˛e w ten sposób, ciebie, go´scia w moim domu, który przybył tu z ˙zyczliwo-

´sci.

Usiadł, a po chwili schylił si˛e i zacz ˛

ał zbiera´c kawałki rozbitej miski.

— Je´sli ty nie potrafisz znale´z´c powodu, to pewnie ˙zadnego nie było.
— Nie potrafi˛e. Zostaw te okruchy, Corenie. Sama posprz ˛

atam, gdy ju˙z pój-

dziesz do łó˙zka.

— Nie. Nie b˛ed˛e spał dzisiaj w ciemno´sci. Pozwól mi zosta´c tutaj, przy ogniu.

Sybel. . .

— Tak?
Spojrzał na ni ˛

a zaciekawiony.

— Niczego si˛e nie boisz? Kim jeste´s, ˙ze sam Rommalb przychodzi posłusznie

na twe wezwanie?

— Boj˛e si˛e pewnych rzeczy. Wtedy bałam si˛e o ciebie. Boj˛e si˛e o Tama. Ale

nie przyszło mi do głowy, ˙zeby ba´c si˛e Rommalba.

Przykl˛ekn˛eła, ˙zeby zetrze´c rozlan ˛

a zup˛e, a on patrzył, jak blask ognia migocze

w´sród białych pasm jej włosów, a˙z wreszcie zasn ˛

ał.

Znalazła go rankiem, wci ˛

a˙z siedz ˛

acego przy ogniu, z lwem Gulesem u stóp.

´Snieg przestał pada´c, ´swiat za oblodzonymi oknami nabrał barwy ksi˛e˙zyca. Na

stole le˙zał na wpół zjedzony bochenek chleba; wino znikn˛eło. Coren u´smiechn ˛

si˛e do niej, oczy miał zaczerwienione.

— Nie spałe´s dobrze? — spytała łagodnie.
— Obudziłem si˛e, a ciebie nie było, wi˛ec ju˙z nie zasn ˛

ałem. Rozmawiałem

troch˛e z Cyrinem. Opowiadał mi ró˙zne historie.

— Mam nadziej˛e, ˙ze nic wi˛ecej.
— Opowiedział mi o ksi˛eciu Ludzie, który mógł mie´c ka˙zdy kwiat na ´swiecie,

jakiego zapragn ˛

ał, ale chciał tylko płomiennej ró˙zy rosn ˛

acej na Czarnym Szczycie

Fyrbolgu. Otrzymał to, czego chciał, i był zadowolony. Wi˛ec i ja zachowałem
nadziej˛e.

Rumieniec si˛egn ˛

ał jej oczu.

— Cyrin miesza si˛e w nie swoje sprawy. Zreszt ˛

a sam mówiłe´s, ˙ze nie jestem

płomienn ˛

a ró˙z ˛

a, ale lodowym kwiatem, rosn ˛

acym w ´swiecie bez ˙zycia. Twoje

miejsce jest w ´swiecie ˙zywych i tam, jak s ˛

adz˛e, znajdziesz swoj ˛

a ró˙z˛e.

Westchn ˛

ał.

— A ty powiedziała´s, ˙ze czasem jestem głupcem. Wydaje mi si˛e, ˙ze to ja do

dzisiaj przebywałem w ´swiecie bez ˙zycia. Sybel. . . zeszłej nocy ´sniłem o Norre-
lu. Nigdy. . . nigdy dot ˛

ad nie widziałem go we ´snie ˙zywego, zawsze jak le˙zy sam,

umiera, czuj ˛

ac w sobie ´smierteln ˛

a ran˛e, widzi, jak Drede odwraca si˛e, próbuje

54

background image

krzycze´c, ale nie znajduje słów i nikt go nie słyszy. Widz˛e, jak woła mnie w mo-
ich snach, ale nie widzi mnie, a ja nie mog˛e do niego podej´s´c. Lecz zeszłej nocy
zasn ˛

ałem, patrz ˛

ac, jak ´scierasz podłog˛e, i ´sniłem o Norrelu ˙zywym. Rozmawiali-

´smy do pó´znej nocy. Opowiadał mi o Riannie, o swej miło´sci do niej. A ja u´smie-

chałem si˛e, słuchałem, kiwałem głow ˛

a, gdy˙z rozumiałem, co czuje, wiedziałem,

co mówi. Obudziłem si˛e, wci ˛

a˙z słysz ˛

ac jego głos i w tej chwili przebudzenia po-

my´slałem o Dredzie. Zrobiło mi si˛e go ˙zal, poniewa˙z nie mógł mie´c tego, co miał
Norrel. . . Sybel, on jest tylko starym, przera˙zonym człowiekiem; prócz Tamlorna
nie ma nikogo, kto by go kochał. A ja my´slałem, ˙ze jest jak Rommalb, dawca

´smierci. . .

— Nadal chcesz go zabi´c?
— Mam ju˙z do´s´c my´slenia o nim. — Wstał i podszedł do niej. — Kocham ci˛e.

Kiedy znów b˛ed˛e ci potrzebny, przyjad˛e.

— Nie, Corenie — odparła i bezwiednie wyci ˛

agn˛eła do niego r˛ek˛e. — Nie

radz˛e sobie z miło´sci ˛

a. Przez całe ˙zycie kochałam tylko Maelg˛e, Tama i Ogama,

chocia˙z jemu miło´s´c tak˙ze nie wychodziła najlepiej. Zosta´n w Sirle, gdzie s ˛

a ko-

biety, które. . . które mog ˛

a da´c ci to, czego potrzebujesz. Moje miejsce jest tutaj.

— Potrzebuj˛e ciebie — powiedział z prostot ˛

a. Odwrócił sio i si˛egn ˛

ał po

płaszcz. — Kiedy ksi ˛

a˙z˛e Rurin ´scigał wied´zm˛e Glower za to, ˙ze wszystkie jego

sługi zmieniła w ´swinie, ona. . .

— Wiem. Postawiła na jego drodze wielk ˛

a szklan ˛

a gór˛e. nie mógł jej ani zdo-

by´c, ani omin ˛

a´c. Powrócił wi˛ec pokonany.

— No wła´snie — stwierdził Coren. Pochylił si˛e i ucałował jej chłodn ˛

a twarz

na po˙zegnanie. — Jaka jest ró˙znica mi˛edzy szkłem a lodem?

— Och, wracaj do domu — rzuciła zirytowana, a potem roze´smiała si˛e mimo-

wolnie.

Poszła z nim do bramy, by go wypu´sci´c, a potem stała dr˙z ˛

aca w cichym po-

ranku, patrz ˛

ac, jak odje˙zd˙za ´scie˙zk ˛

a. Odyniec Cyrin stan ˛

ał przy niej, a jego ciepły

oddech rozkwitał obłokami pary w powietrzu. Spojrzała na dzika z góry.

— Podj ˛

ałe´s wielkie ryzyko — stwierdziła z powag ˛

a.

Srebrzysty odyniec prychn ˛

ał ´smiechem. Po raz pierwszy u˙zył przy niej swo-

jego słodkiego jak dzwonek głosu:

— Jeden m ˛

adry dure´n od razu pozna drugiego.

*

*

*

Tam odwiedził j ˛

a kilka dni pó´zniej. Uniosła głow˛e znad ksi ˛

a˙zki, bo usłyszała

głos Tera kr ˛

a˙z ˛

acego nad kopuł ˛

a. Narzuciła płaszcz i wybiegła, a sokół opadł na jej

rami˛e w chwili, gdy Tam z pi˛ecioma lud´zmi stan ˛

ał przed bram ˛

a. Zeskoczył z konia

i krzykn ˛

ał do niej na powitanie. Dostrzegła jego ci˛e˙zki, podbity futrem płaszcz

55

background image

obszyty złot ˛

a nici ˛

a, mi˛ekkie buty, r˛ekawice z futrzanymi mankietami. Otworzyła

bram˛e, a on ze ´smiechem rzucił si˛e jej na szyj˛e.

— Sybel, Sybel, Sybel. . . — U´scisn ˛

ał j ˛

a mocno. — Widzisz tego konia? Oj-

ciec wybrał go dla mnie. Jest szary jak burza, jak aksamit, i ma na imi˛e Drede.
Bał si˛e pu´sci´c mnie samego, ale prosiłem i błagałem. . . Nie mog˛e zosta´c długo. . .

— Och, Tamie, tak si˛e ciesz˛e, ˙ze ci˛e widz˛e. Wejd´z.
Spojrzała w migotliwe oczy Tera i spytała:
Czy jest zadowolony?
Król jest dla niego dobry.
Tam szedł obok niej, zostawiaj ˛

ac w ´sniegu gł˛ebokie ´slady. Twarz miał pro-

mienn ˛

a.

— Sybel, tak si˛e ciesz˛e, ˙ze znów ci˛e widz˛e. Pałac Drede’a jest taki wielki,

wsz˛edzie s ˛

a ludzie. . . I wiesz, Sybel, s ˛

a dla mnie bardzo uprzejmi, bo jestem

synem Drede’a. I mam takie drogie ubranie. Ale t˛eskni˛e za lwem Gulesem i za
Nylem.

— Jest dla ciebie dobry?
— Oczywi´scie. Chroni˛e go przed władcami Sirle. Spojrzała na Tama zasko-

czona. U´smiechn ˛

ał si˛e, a oczy miał czyste.

— Dorosłe´s troch˛e, jak widz˛e — zauwa˙zyła.
— Drede mówi, ˙ze jestem podobny do ciebie. Ale jest dla mnie bardzo dobry

i jestem szcz˛e´sliwy. Czasem, gdy zostajemy sami, nawet si˛e ´smieje.

Otworzył drzwi. Moriah, mrucz ˛

ac gło´sno, wyszła mu na spotkanie. Przykl˛ek-

n ˛

ał i chłodn ˛

a twarz ˛

a potarł jej futro, potem chwycił Gulesa za grzyw˛e i spojrzał

w jego złociste oczy.

— Gules — szepn ˛

ał. Z krtani lwa wydobył si˛e cichy warkot. — Wiesz, czego

mi brakuje, Sybel? Twojego zielonego ognia. Jest taki pi˛ekny.

Strzepn ˛

ał ´snieg z płaszcza. Pogładziła jego jasne, wilgotne włosy.

— Ro´sniesz — powiedziała z podziwem, a on za´smiał si˛e gł˛ebokim nagle

głosem.

— Wiem. Sybel, on chciał, ˙zebym przywiózł ci˛e ze sob ˛

a, ale powiedziałem, ˙ze

tylko ci˛e poprosz˛e, nie b˛ed˛e błagał. Poprosiłem, wi˛ec teraz mo˙zemy porozmawia´c
o czym´s innym. Czy zwierz˛etom nic nie dolega?

U´smiech błysn ˛

ał w jej oczach.

— Zupełnie nic — odparła. Usiedli razem przy kominku. — Opowiedz mi

teraz, co robisz ka˙zdego dnia.

— Sybel, nawet mi si˛e nie ´sniło, ˙ze tam jest tylu ludzi. Jechali´smy przez miasto

w dzie´n targowy, a ludzie wykrzykiwali imi˛e mojego ojca. I wiesz, wykrzykiwa-
li te˙z moje. Byłem tak zdziwiony, ˙ze ojciec ´smiał si˛e ze mnie. Lubi˛e, kiedy si˛e

´smieje.

Pozwoliła, by jego głos spływał po niej niczym strumie´n, uspokajaj ˛

ac i po-

cieszaj ˛

ac. Siedziała wygodnie i obserwowała chłopca, u´smiechała si˛e, słuchała

56

background image

nieuwa˙znie. Jego twarz, jego m˛e˙zniej ˛

ace rysy roz´swietlały si˛e i zmieniały w mia-

r˛e jak mówił, ´smiał si˛e, powa˙zniał i u´smiechał znowu niezwykłym u´smiechem
z sugesti ˛

a czego´s tajemniczego. My´sli Sybel rozpłyn˛eły si˛e, a ona pozwoliła, by

umysł spocz ˛

ał bezczynnie, czego nie robiła od wielu dni. Tam wci ˛

a˙z opowiadał,

drapi ˛

ac kocice Moriah mi˛edzy uszami.

A potem co´s drgn˛eło w gł˛ebi jej umysłu, co´s małego, dalekiego i nieproszo-

nego. Tam dotkn ˛

ał jej, a ona poruszyła si˛e niespokojnie.

— Nie słuchasz mnie, Sybel. Przywiozłem ci prezent, płaszcz z białej wełny

haftowany w niebieskie kwiaty. Drede kazał kobietom zrobi´c go specjalnie dla
ciebie. — Urwał na chwil˛e. — Co si˛e stało?

Pokr˛eciła głow ˛

a.

— Nic takiego. Jestem troch˛e zm˛eczona. Płaszcz? Podzi˛ekuj ojcu ode mnie.

Czy Ter zachowuje si˛e odpowiednio? Bałam si˛e, ˙ze mo˙ze kogo´s zje´s´c.

— Och, nie. W spokojne dni wyje˙zd˙zamy na polowanie. Jest bardzo grzeczny

wobec sokołów Drede’a, ale tylko mnie pozwala si˛e trzyma´c. Sybel. . .

Milczała; znów co´s poruszyło si˛e w jej umy´sle, ledwie wyczuwalne i szybkie

jak spadaj ˛

aca o północy gwiazda. Wolno zacisn˛eła palce na por˛eczach fotela.

— Sybel — powiedział Tam. — Czy co´s ci˛e boli? Powinna´s porozmawia´c

z Maelg ˛

a.

— Dobrze. — Wyprostowała palce. Szeroko otwarte czarne oczy szukały

ognia. — Porozmawiam — szepn˛eła, a wtedy rozległo si˛e pukanie do drzwi
i twarz Tama zmieniła si˛e nagle.

— Tak szybko? Przecie˙z dopiero przyjechałem.
Obejrzał si˛e.
— Och, Tamie, z pewno´sci ˛

a jeszcze nie. . .

— Mówiłem, ˙ze przyjechałem tylko na chwil˛e. — Wstał i westchn ˛

ał ci˛e˙z-

ko. — Sybel, wkrótce znowu ci˛e odwiedz˛e, wtedy zostan˛e dłu˙zej. Twój płaszcz
mam w jukach. — Znowu zabrzmiało pukanie. Podniósł głos. — Ju˙z id˛e! Sybel,
porozmawiaj z Maelg ˛

a o tym, co ci˛e boli. Ona wszystko umie wyleczy´c.

Ksi ˛

a˙ze Tamlornie!

— Id˛e!
Obj ˛

ał j ˛

a ramieniem, kiedy szli przez dziedziniec. Za nimi bez słowa szedł

stra˙znik. Sokół Ter znów usiadł Tamowi na ramieniu.

— Sybel, nast˛epnym razem przyjad˛e na dłu˙zej. . . Chciałbym, ˙zeby´s mnie od-

wiedziła.

— Mo˙ze przyjad˛e.
— Prosz˛e ci˛e. — Rozpi ˛

ał torb˛e przy siodle i wyj ˛

ał mi˛ekki płaszcz barwy ko´sci

słoniowej z deseniem niebieskich nici. — To dla ciebie.

Dotkn˛eła materiału.
— Tam, jest taki pi˛ekny, taki mi˛ekki. . .

57

background image

— Obszyty gronostajami. — Narzucił jej płaszcz na ramiona i pocałował szyb-

ko. — Przyjed´z, prosz˛e. I porozmawiaj z Maelg ˛

a.

— Na pewno. — U´smiechn˛eła si˛e. — Czy mog˛e zamieni´c słowo z Terem?
Tam znieruchomiał na chwil˛e, a ona przeniosła wzrok z jego szarych,

u´smiechni˛etych oczu na bł˛ekitne, przenikliwe oczy Tera.

Ter.
Co si˛e stało, córko Ogama? Jeste´s niespokojna.
Tam przygl ˛

adał si˛e Sybel; zobaczył, ˙ze jej twarz nieruchomieje na chwil˛e,

a czarne oczy zachodz ˛

a mgł ˛

a.

Ter, kto´s przywołuje mnie do siebie. Powstrzymaj go.

background image

Rozdział 5

Tego popołudnia poszła odwiedzi´c Maelg˛e. Białe goł˛ebice siedziały na kro-

kwiach dachu, a kruk wchodził i wychodził przez otwarte naro˙zne okno. W ma-
łym domku unosiły si˛e dziwne zapachy; pochylona nad ogniem Maelga mruczała
co´s pod nosem. a para z kociołka rozlu´zniła jej siwe loki i przylepiła do twarzy
wilgotne kosmyki. Stara kobieta nie podniosła głowy, kiedy weszła Sybel, wi˛ec
i Sybel milczała. Chodziła niespokojnie po izbie, otwierała i zamykała ksi ˛

a˙zki

Maelgi, zagl ˛

adała do słojów zawieraj ˛

acych rzeczy bez nazwy, a˙z wreszcie mam-

rotanie Maelgi umilkło i stara kobieta odwróciła głow˛e.

— Dziecko — powiedziała zdumiona. — Trac˛e rachunek Rzeczy.
— Przepraszam — odparła Sybel.
Co´s, co wzi˛eła odruchowo do r˛eki, p˛ekło nagle; spojrzała na to niewidz ˛

acymi

oczami. Maelga upu´sciła chochl˛e do kociołka.

— Moja ko´s´c. . .
— Jaka ko´s´c?
— Palec wskazuj ˛

acy prawej r˛eki maga. Wiele lat po´swi˛eciłam, ˙zeby go zna-

le´z´c.

Sybel zerkn˛eła na połamane kawałki w dłoni.
— Przynios˛e ci ko´sci, je´sli chcesz — obiecała. — Przynios˛e ci czaszk˛e, je´sli

tylko znajd˛e w niej mózg.

Maelga spojrzała na ni ˛

a uwa˙znie spod rozczochranych włosów.

— Co si˛e dzieje?
Sybel odło˙zyła ko´s´c i skuliła si˛e, krzy˙zuj ˛

ac ramiona na piersi.

— Jestem przywoływana. Nie wiem, kto mnie woła, ale nie potrafi˛e zamkn ˛

a´c

przed nim umysłu. Poszukuje mnie i przyzywa umiej˛etnie i pewnie, tak jak ja
przywołuj˛e zwierz˛e. Jestem zła, lecz tak samo zło´sci si˛e ryba złapana na w˛edk˛e.
I jest tak samo bezradna.

Maelga zło˙zyła r˛ece; błysn˛eły pier´scienie. Wolno usiadła w fotelu na biegu-

nach.

— Wiedziałam — rzekła. — Wiedziałam, ˙ze narobisz sobie kłopotów, wykra-

daj ˛

ac te ksi˛egi.

Sybel znieruchomiała w pół kroku.

59

background image

— My´slisz, ˙ze tylko o to chodzi? — spytała z nadziej ˛

a. Ale pokr˛eciła gło-

w ˛

a. — Tutaj pracuje umysł pot˛e˙zniejszy od mojego. To mnie przera˙za. Je´sli wie,

˙ze mam jego ksi ˛

a˙zki, nie musi mnie przecie˙z tak dr˛eczy´c z ich powodu. Maelgo,

nie wiem, co mam robi´c. Nie mam gdzie si˛e ukry´c. Gdyby ktokolwiek spróbował
mnie skrzywdzi´c, moje zwierz˛eta by walczyły, ale z tym nikt nie mo˙ze walczy´c.

— Och, kochanie — westchn˛eła Maelga. — Och, moje dziecko. — Zakołysała

si˛e lekko i przygładziła r˛ek ˛

a włosy. Nagle znieruchomiała. — Jedno mog˛e dla

ciebie zrobi´c. Po´sl˛e kruka o czarnych czujnych oczach, ˙zeby zajrzał w okna maga.

Sybel kiwn˛eła głow ˛

a.

— Wysłałam Tera na poszukiwania. — Westchn˛eła ci˛e˙zko, zasłaniaj ˛

ac dło´nmi

oczy. — Jestem głupia. Je´sli mnie mo˙ze przywoła´c, to mo˙ze i Tera. . .

— Je´sli wie, ˙ze mo˙ze go woła´c.
— Tak. By´c mo˙ze nie zna Tera. Ale kto to jest? Widziałam drobnych magów

w zimnych wie˙zach z siennikami i zakurzonymi ksi˛egami. Na dworach ksi ˛

a˙z ˛

at

widziałam wi˛ekszych, tych, którzy od bogactw robi ˛

a si˛e tłu´sci i zarozumiali. Ale

nie spotkałam jeszcze ˙zadnego, którego bym si˛e l˛ekała. Nie wiem, po co mnie
wzywa. — Spojrzała bezradnie na Maelg˛e. — Jakie mo˙ze mie´c powody? Komu´s
tak pot˛e˙znemu nie przydam si˛e na nic.

— Czy jest a˙z tak pot˛e˙zny? Mo˙ze ust ˛

api, je´sli nie odpowiesz.

— Mo˙ze. . . Ale włamał si˛e do mojego umysłu, a ja nie mog˛e pod ˛

a˙zy´c za

jego wezwaniem. Nie mog˛e go nigdzie znale´z´c, nie potrafi˛e nada´c mu imienia. —
Znowu ruszyła wokół izby, splotła ramiona na piersi, a włosy opadały jej na plecy
niby biały płaszcz. — Jestem taka zła, ale zło´s´c na nic mi si˛e nie przyda, tak samo
jak strach. Nie wiem, co robi´c. . . Mam tylko nadziej˛e, ˙ze nie jest do´s´c silny, by
odebra´c mi moje imi˛e.

— Czy mogłaby´s gdzie´s wyjecha´c na jaki´s czas?
— Gdzie? Mogłabym wyruszy´c poza granice Eldwoldu, ale on i tak by mnie

znalazł i sprowadził do siebie. — Zrozpaczona, usiadła wreszcie przy ogniu. —
Och, Maelgo — szepn˛eła. — Nie wiem, co robi´c. Gdybym miała Liralena. . . mo-
głabym odlecie´c na koniec ´swiata. . . na sam ˛

a granic˛e gwiazd. . .

— Nie płacz — poprosiła zaniepokojona Maelga. — Przera˙zasz mnie, kiedy

płaczesz.

— Nie płacz˛e. Łzy mi nie pomog ˛

a. Nie mog˛e nic zrobi´c, tylko czeka´c. —

Odwróciła głow˛e. — Maelgo, je´sli pewnego dnia mnie nie znajdziesz i nikt nie
b˛edzie wiedział, gdzie jestem, czy zaopiekujesz si˛e zwierz˛etami?

Maelga chwyciła si˛e za głow˛e.
— Och, Sybel, nie mo˙ze do tego doj´s´c. Mój kruk go znajdzie. Ter go znajdzie,

a wtedy zrobi˛e mu co´s takiego, co rozpu´sci wszystkie ko´sci w jego ciele.

— Nie, musisz zachowa´c ko´s´c palca. . . — Oparła policzek o kamienie ko-

minka i niewidz ˛

acym wzrokiem wpatrzyła si˛e w ogie´n. Płomienie ta´nczyły pod

czarnym kociołkiem. Westchn˛eła — Pójd˛e, bo przeszkadzam ci w pracy. Nic nie

60

background image

mo˙zesz dla mnie zrobi´c. Sama niewiele mog˛e zrobi´c. Mo˙ze Ter go znajdzie, zanim
on znajdzie mnie, i mo˙ze wtedy co´s wymy´sl˛e.

Maelga obserwowała j ˛

a bacznie, a zmarszczki na jej twarzy wyra˙zały niepo-

kój.

— B ˛

ad´z ostro˙zna, moja białowłosa — szepn˛eła.

— B˛ed˛e. Mam nadziej˛e, ˙ze ten, który mnie woła, ma przyjaciela, który prze-

ka˙ze mu ostrze˙zenie.

Tej nocy obudziło j ˛

a drgnienie w umy´sle, łagodne, jakby kto´s czubkiem palca

dotkn ˛

ał powierzchni wody. Usiadła wyprostowana w łó˙zku, szeroko otwieraj ˛

ac

oczy w ciemno´sci; ponad ni ˛

a na kryształowej kopule gwiazdy układały si˛e w lo-

dowate wzory. Drgnienie nadeszło znowu. Nieproszona, bezkształtna my´sl, jak
szept w bezruchu nocy, delikatne tchnienie jej imienia.

Sybel.
Cichy krzyk wyrwał si˛e jej z ust. Co´s poruszyło si˛e obok łó˙zka; złote oczy

Gulesa zaiskrzyły niby szlachetne kamienie.

Czego si˛e l˛ekasz, dzieci˛e Ogama?
Miałam sen. . .
Głos nadbiegł znowu, niczym bezd´zwi˛eczny pomruk:
Sybel.
Sp˛edziła w pokoju pod kopuł ˛

a dzie´n i noc, nie jadła i nie spała; przegl ˛

ada-

ła staro˙zytne ksi˛egi, szukaj ˛

ac imienia tak pot˛e˙znego maga, lecz nie znalazła na-

wet wzmianki. O ´swicie odło˙zyła ksi ˛

a˙zk˛e i spojrzała w przeja´sniaj ˛

ace si˛e niebo.

Ró˙zowa linia zakre´slała kraw˛ed´z ´swiata, białe chmury, o srebrzystych brzegach
płon˛eły, chwytaj ˛

ac promienie sło´nca; rozbijały je i rozrzucały po polach Fallow,

na równinie Terbrec i nad otoczonym murami miastem Mondor, gdzie ogrzewały
chłodne, mroczne wie˙ze. Zrezygnowana, pomy´slała o Liralenie i jego l´sni ˛

acych

białych skrzydłach. Przez chwil˛e próbowała go przywoła´c, posyłaj ˛

ac wezwania

ku białemu ´swiatu poranka. Zwierz˛eta w domu si˛e poruszyły, a potem usłyszała
głos Maelgi pod drzwiami.

— Sybel! Sybel, obud´z si˛e. . .
Wstała powoli i przeszła przez chłodny dom. Sło´nce rysowało na ´sniegu plamy

ognia; gdy otworzyła drzwi, uderzyło j ˛

a w oczy, a˙z zabolało.

— Wejd´z, Maelgo.
— Och, Sybel. . . pozwoliła´s, ˙zeby twój ogie´n umarł. Staruszka przeszła przez

próg, a Sybel spojrzała na ciemnego ptaka w jej dłoniach.

— S ˛

adz˛e, ˙ze to nie jest jedyna martwa rzecz w tym pokoju. — Dotkn˛eła czar-

nego, sztywnego ciała kruka Maelgi. Poczuła uderzenie błyskawicy l˛eku, jakiego
dot ˛

ad nie znała.

— Sybel, wysłałam go — wyja´sniła znu˙zona Maelga. — Wrócił dzi´s rano do

domu i padł martwy u mych stóp. My´sl˛e, ˙ze był ju˙z martwy, kiedy leciał.

Sybel zadr˙zała.

61

background image

— Jest zimny — szepn˛eła.
Maelga delikatnie dotkn˛eła jej ramienia.
— Moje białe dziecko — j˛ekn˛eła — co mog˛e dla ciebie zrobi´c?
— Nic — szepn˛eła Sybel. — Nic. — Westchn˛eła ci˛e˙zko. — Mam nadziej˛e, ˙ze

Ter jest bezpieczny. Przywołam go i ode´sl˛e z powrotem do Tama.

— Ugotuj˛e co´s dla ciebie. Strasznie schudła´s, odk ˛

ad Tam wyjechał.

Wyszła do kuchni, cały czas nios ˛

ac martwego kruka. Sybel pochwyciła umysł

sokoła i poczuła gwałtowny p˛ed ziemi pod skrzydłami.

Ter. Wracaj do Tama. To niebezpieczne.
Milczał przez chwil˛e, a ona prze˙zywała bicie jego serca i ogie´n płyn ˛

acy mu

w ˙zyłach. A potem powiedział:

Nie.
Ter. Wracaj do Tama.
Dzieci˛e Ogama, pro´s mnie, o co chcesz. Ale musz˛e komu´s wydzioba´c oczy

i uciszy´c mroczny umysł.

Ter. . .
Nagle straciła go, odnalazła zdumiona i straciła znowu. W jej umy´sle rozległ

si˛e szept, silny i nieubłagany.

Sybel.
— Nie! — powiedziała. Słowo upadło bez ˙zycia na białe kamienie. — Nie!

*

*

*

O północy siedziała pod kopuł ˛

a, a ksi˛e˙zyc w pełni spogl ˛

adał na ni ˛

a niczym

oko. ´Swiat le˙zał w milczeniu, wyciszony i ukryty, góra znieruchomiała, gwiaz-
dy zamarzły w kryształy lodu. Noc trwała bezgło´sna, spoczywała w sercu ciszy,
której nie zakłócał ˙zaden wiatr, ˙zaden szept li´sci. Oczy Sybel w mroku były ciem-
ne i nieruchome; czekała, nasłuchuj ˛

ac w spokoju swego umysłu, czekała na nie-

uchronn ˛

a chwil˛e, na wołanie, które przebije umysł a˙z do j ˛

adra ciszy. Gules le˙zał

obok z uniesion ˛

a głow ˛

a, złotymi ´slepiami wpatrywał si˛e w ni ˛

a bez mrugni˛ecia, bez

drgnienia, jakby nie oddychał. Po chwili poczuła obok kogo´s innego i zobaczyła
Cyrina; jego kły błyszczały biel ˛

a jak gwiazdy.

Odpowiedz mi na zagadk˛e. Panie M ˛

adro´sci,

powiedziała do niego i usłyszała

w jego umy´sle wszystkie zagadki ´swiata. A potem czerwone oczy znikn˛eły, gdy
wielki l´sni ˛

acy łeb opadł ku ziemi.

Na t˛e nie znam odpowiedzi.
Sybel spu´sciła głow˛e.
— Jestem zm˛eczona — szepn˛eła, szeroko otwieraj ˛

ac oczy w mroku. — Nie

wiem, co robi´c.

Siedziała tak przez chwil˛e, od czasu do czasu czuj ˛

ac z dala lekkie szarpni˛ecie,

jakby delikatny odpływ przyci ˛

aganej ksi˛e˙zycem fali. Blask wyrysował jej cie´n

62

background image

i mroczne sylwetki ody´nca i lwa na białym marmurze posadzki. Wreszcie za-
mkn˛eła oczy i posłała wezwanie. A kiedy wołała, usłyszała u bram stłumiony,
lecz znajomy krzyk.

— Sybel — powiedział Coren, kiedy przybiegła do niego po ´sniegu. — Sy-

bel. — Zaciskał palce na pr˛etach, jakby próbował je wyrwa´c. — Tak mi przykro. . .
przepraszam. . . nie było mnie w Sirle. . .

— Wła´snie ci˛e wołałam — odparła bez tchu, szarpi ˛

ac lodowate zasuwy. —

Wła´snie przed chwil ˛

a. . . Corenie. przyleciałe´s tutaj na skrzydłach?

— Chciałem. — Wprowadził konia i stan ˛

ał przed ni ˛

a, próbuj ˛

ac wypatrzy´c

w ciemno´sci jej twarz. — O co chodzi? — zapytał niespokojnie. — Sybel, chcia-
łem przyjecha´c tutaj ju˙z trzy dni temu, ale Rok posłał mnie do Hiltu, aby przeko-
na´c Horsta do jakiego´s beznadziejnego planu. Wiedziałem, ˙ze jeste´s niespokojna,
wiedziałem nawet przez sen, ale nie mogłem wyjecha´c a˙z do wczoraj. Co si˛e sta-
ło? Gdzie Tam?

Patrzyła na niego bez słowa. Pokr˛eciła głow ˛

a.

— Nie. Sk ˛

ad. . . sk ˛

ad wiedziałe´s, ˙ze ci˛e potrzebuj˛e, zanim sama to wiedzia-

łam?

— Wiedziałem. Sybel, co si˛e stało? Co mog˛e dla ciebie zrobi´c?
— Tylko. . . drobiazg.
— Cokolwiek.
— Obejmij mnie.
Upu´scił wodze na ´snieg. Rozchylił płaszcz, przyci ˛

agn ˛

ał j ˛

a do siebie i otulił

wraz z białymi włosami; czubek jej głowy l´snił lekko na jego ramieniu. Sybel
czuła jego oddech, uderzenia pulsu.

Nagle wstrzymał oddech.
— Sybel, ty si˛e boisz.
— Tak. Przytul mnie mocniej — poprosiła, a on przyci ˛

agn ˛

ał j ˛

a bli˙zej do siebie.

Usłyszała bicie jego serca, poczuła dło´n w r˛ekawicy, podtrzymuj ˛

ac ˛

a jej głow˛e.

Powoli nabrała powietrza i odetchn˛eła gł˛eboko. — Wezwałabym ci˛e a˙z z Sirle, by
o to poprosi´c. Tylko po to.

— A ja bym przyjechał. Przyjechałbym tylko po to, by ci˛e przytuli´c. Lecz na

pewno mog˛e zrobi´c co´s wi˛ecej.

— Nie. Twój głos jest jak ´swiatło sło´nca. Nale˙zy do ´swiata ludzi, nie do

mrocznego ´swiata magów.

Oddech Corena poruszał jej białymi włosami.
— Co si˛e stało? Co ci˛e niepokoi?
Milczała. Potem uniosła głow˛e, westchn˛eła i odsun˛eła si˛e od niego, rozrywa-

j ˛

ac kr ˛

ag ramion.

— Nie chciałam ci mówi´c, ale teraz mo˙ze powinnam, bo gdyby cokolwiek si˛e

ze mn ˛

a stało, mógłby´s. . . mógłby´s si˛e niepokoi´c, gdyby´s nie wiedział.

Uniósł r˛ece w za´snie˙zonych r˛ekawicach i uj ˛

ał jej twarz.

63

background image

— Sybel, co si˛e dzieje?
— Chod´z do ognia. Powiem ci.
Powiedziała, gdy ju˙z odprowadził konia do stajni, nakarmił go, powiesił

płaszcz przy ogniu i usiadł obok niej. Dała mu kubek grzanego wina i wyja´sniła
krótko:

— Kto´s mnie przywołuje.
Popatrzył na ni ˛

a ponad brzegiem kubka, potem odstawił go mocno, a˙z wino

chlusn˛eło na palce.

— Kto?
— Gdybym odkryła jego imi˛e, mogłabym walczy´c. . . by´c mo˙ze. Wsz˛edzie

szukałam wła´sciwego imienia, szeptem mego głosu w ich umysłach zaskakiwa-
łam magów poza Eldwoldem, a ich l˛eki i zdumienie zdradziły, ˙ze mnie nie znaj ˛

a.

I teraz nie wiem, co mam robi´c. Odebrał mi Tera; posłałam sokoła na poszuki-
wania, a on ukradł mi jego imi˛e; nie mogłam utrzyma´c Tera wobec jego mocy.
Jest bardzo silny. My´sl˛e, ˙ze jest silniejszy od ka˙zdego, o kim słyszałam. Dlatego
w ko´ncu b˛ed˛e chyba zmuszona ust ˛

api´c.

Milczał przez chwil˛e, marszcz ˛

ac brwi.

— Ale ja nie zechc˛e mu ci˛e ust ˛

api´c — rzekł wreszcie.

Poruszyła si˛e niespokojnie.
— Corenie, nie po to ci˛e przywołałam. Nie mo˙zesz mi pomóc.
— Mog˛e spróbowa´c. Nie mogłem pomóc Norrelowi, ale tobie pomog˛e. Zo-

stan˛e tu z tob ˛

a, a kiedy przyjdzie po ciebie albo gdy ty do niego pójdziesz, b˛ed˛e

przy tobie. I policz˛e si˛e z nim.

— Corenie, po co to wszystko? B˛ed˛e tylko musiała patrze´c, jak umierasz albo

jak twój własny umysł skr˛eca i staje przeciwko tobie tak, ˙ze nigdy nie zdołasz
wymówi´c mojego imienia. Rommalb był strachem, ale prze˙zyłe´s to, jednak ten
mag b˛edzie dla ciebie ´smierci ˛

a.

— Wi˛ec co mam robi´c? — zapytał bezradnie. — My´slisz, ˙ze b˛ed˛e siedział tutaj

albo w Sirle, spokojny jak dziecko, gdy ciebie porwie jaki´s potwór bez imienia?

— No có˙z, w ka˙zdym razie nie chc˛e, by´s umarł na moich oczach.
— Wol˛e raczej umrze´c, ni˙z le˙ze´c bezsennie w´sród nocy, gdy twój umysł szep-

cze do mnie, a ja nie wiem, gdzie jeste´s i dlaczego si˛e niepokoisz.

— Nie prosiłam ci˛e, ˙zeby´s przybył niewołany, kiedy b˛ed˛e niespokojna, nie

prosiłam, ˙zeby´s nasłuchiwał mojego głosu.

— Wiem. Nigdy nie prosiła´s, ˙zebym ci˛e kochał. A jednak ci˛e kocham, jestem

niespokojny i zostan˛e z tob ˛

a niezale˙znie od twoich tłumacze´n. Łatwo przywoła´c

człowieka do tego domu, ale nie tak łatwo go zmusi´c, ˙zeby wyjechał.

— Jeste´s prawdziwym dzieckiem z Sirle. Wierzysz, ˙ze ka˙zde niebezpiecze´n-

stwo mo˙zna odp˛edzi´c, dobywaj ˛

ac miecza. My´slałam, ˙ze jeste´s m ˛

adry, ale jeste´s

głupcem. Czy ruszałe´s na równin˛e Terbrec przeciwko Drede’owi z ksi˛eg ˛

a zakl˛e´c

64

background image

w r˛ekach? No wła´snie, wi˛ec dlaczego chcesz z mieczem stan ˛

a´c przeciwko ma-

gowi? Kiedy mag zmieni twój miecz w kału˙z˛e metalu u twych stóp, co wtedy
zrobisz?

Zacisn ˛

ał usta, a potem wzruszył ramionami.

— Jestem głupi, ˙ze si˛e z tob ˛

a kłóc˛e. Je´sli nie potrafisz mnie st ˛

ad wyrzuci´c,

Sybel, to zostaj˛e. Mo˙zesz nie zwraca´c na mnie uwagi, depta´c mi po nogach, od-
mawia´c po˙zywienia, ale je´sli gdzie´s pójdziesz, pójd˛e za tob ˛

a. Zrobi˛e wszystko,

˙zeby zabi´c to, co zechce ci˛e skrzywdzi´c.

Wstała. Jej czarne oczy spogl ˛

adały na niego jakby z oddali, a kiedy w nie

spojrzał, usłyszał lekkie poruszenia budz ˛

acych si˛e bestii.

— Jest sposób, aby odesła´c ci˛e do Sirle — rzekła — opornego, lecz ˙zywego.
Lew Gules ziewn ˛

ał, ´slepia z płynnego złota błysn˛eły w ciemno´sci, kiedy bez-

gło´snie jak cie´n wyszedł z pokoju pod kopuł ˛

a i zatoczył kr ˛

ag wokół Corena, ocie-

raj ˛

ac si˛e o niego niespokojnie. W kuchni zbudziła si˛e Moriah; zamruczała gardło-

w ˛

a pie´s´n bez słów, sun ˛

ac leniwie w ich stron˛e. Wpatrzony w czarne oczy Coren

zobaczył, jak na chwil˛e znika z nich ´swiatło. W cichej nocy usłyszał powolne bi-
cie wielkich skrzydeł, zasysaj ˛

acych powietrze. Wyprostował si˛e, wzi ˛

ał Sybel za

r˛ek˛e i jej my´sli powróciły. Ciche parskanie ody´nca i szum skrzydeł smoka splatały
kruch ˛

a paj˛eczyn˛e d´zwi˛eków, rozerwan ˛

a przez nagły ostrzegawczy wrzask kocicy.

— Sybel, próbujesz mnie wystraszy´c? Dlaczego nie wejdziesz do mojego

umysłu, tak jak weszła´s do umysłu Drede’a, i nie ode´slesz mnie spokojnie, bez
mojej wiedzy, do Sirle? Temu nie mógłbym si˛e oprze´c.

Przygl ˛

adała mu si˛e przez chwil˛e. Potem skrzywiła si˛e i odsun˛eła. Powstał

szybko, pochwycił j ˛

a, a ona zasłoniła twarz dło´nmi.

— Nie mog˛e — szepn˛eła. — Chciałabym, ale nie mog˛e.
— Wi˛ec co teraz? Je´sli poszczujesz mnie bestiami, b˛ed˛e walczył. Porani˛e je,

one mnie te˙z. Wtedy b˛edziemy gniewa´c si˛e na siebie nawzajem o to, ˙ze do tego
dopu´scili´smy. Sybel, dla nas obojga b˛edzie lepiej, je˙zeli po prostu pozwolisz, bym
si˛e tob ˛

a zaopiekował. Pozwolisz, bym trzymał tutaj t˛e bezsensown ˛

a wart˛e. Je´sli

ci na mnie zale˙zy, nie b˛edziesz si˛e sprzeciwia´c. Jedynie tyle mog˛e zrobi´c. Prosz˛e.
Jeste´s mi winna troch˛e dobroci.

Opu´sciła r˛ece. Nie widział jej twarzy skrytej pod fal ˛

a włosów. A potem od-

garn˛eła białe pasma i spojrzała na niego; oczy miała spokojne, znu˙zone, pełne
wyczekiwania.

— Chc˛e, ˙zeby´s odszedł. Dla twojego dobra przywi ˛

azałabym ci˛e do Gylda

i odesłała do Sirle, na próg domu Roka. Ale dla mojego dobra chc˛e, ˙zeby´s był
tutaj. Odejdziesz?

— Nie.
Przyci ˛

agn ˛

ał j ˛

a do siebie, a˙z opu´sciła głow˛e na jego pier´s. U´smiechn ˛

ał si˛e lekko

do lwa Gulesa i musn ˛

ał wargami jej włosy.

65

background image

— Jestem samolubna — szepn˛eła. — Ale jedno wiem i powiem ci to teraz.

Tam, gdzie w ko´ncu pójd˛e, pójd˛e sama.

*

*

*

Tej nocy le˙zała bezsennie, z lwem Gulesem u stóp łó˙zka i Moriah u drzwi,

a wielkie, zimne ´swiaty ognia płyn˛eły w ciszy nad jej głow ˛

a. Czuła w umy´sle

równy puls wołania biegn ˛

acy przez otwarte drzwi i korytarze umysłu, sun ˛

acy bez-

ustannie, nieodparcie w dół, w gł˛ebiny, gdzie skrywała czyst ˛

a i zimn ˛

a wiedz˛e o so-

bie. Wołanie zmierzało tam nieuchronnie, jej własna moc rozpływała si˛e, a my´sli
le˙zały bezu˙zyteczne, nieuformowane. Wreszcie nie było w niej nic oprócz tego
przyt˛epiaj ˛

acego wol˛e wołania, zmieniaj ˛

acego biały nieruchomy dom w co´s obce-

go, a˙z wydawał si˛e tylko cieniem snu. Gł˛ebokie ukryte miejsca jej umysłu le˙zały
otworem, nieosłoni˛ete; jej moc została zmierzona, imi˛e odebrane wraz z wszyst-
kim, co oznaczało: do´swiadczenie, instynkt, wszelka my´sl i moc — wszystko to
zostało zmierzone i poznane.

Powstała na rozkaz, który był ledwie czym´s wi˛ecej ni˙z słowem, ubrała si˛e tak

cicho, ˙ze materiał tylko zaszele´scił o materiał. Wielki złocisty lew spał w ´swie-
tle ksi˛e˙zyca. Czarna kocica, bezimienna, wyci ˛

agn˛eła si˛e jak cie´n na progu. Sybel

spojrzała na zwierz˛eta i u´swiadomiła sobie, ˙ze nie zna ich imion i nie mo˙ze ich
zbudzi´c, gdy˙z imiona s ˛

a jak klejnoty w gł˛ebi góry, ukryte przed oczami jej umy-

słu. Przekroczyła ´spi ˛

ac ˛

a kocic˛e tak łagodnie, ˙ze zwierz˛eciu nie drgn˛eły nawet

powieki. W pokoju za progiem rudowłosy m˛e˙zczyzna siedział przed zielonym
płomieniem, oczy miał zamkni˛ete, dłonie opuszczone bezwładnie. Cicho jak od-
dech przemkn˛eła obok niego, min˛eła u´spionego u jego stóp ody´nca ze srebrn ˛

a

szczecin ˛

a.

Zamykane drzwi trzasn˛eły cichutko. Coren obudził si˛e nagle i rozejrzał wokół,

mrugaj ˛

ac sennie oczami. Jaka´s gał ˛

azka trzasn˛eła w ogniu, a on oparł si˛e w fote-

lu i spojrzał w ciemne drzwi pokoju, gdzie spala Sybel, strze˙zona przez Gulesa
i Moriah. W tej samej chwili Sybel cicho prowadziła jego konia po ´sniegu przez
bram˛e. Dosiadła wierzchowca na oklep i ruszyła w dół, dług ˛

a, biał ˛

a jak ogie´n gór-

sk ˛

a ´scie˙zk ˛

a, obok u´spionego domu Maelgi i dalej, w stron˛e ciemnego, pełnego

wie˙z miasta Mondor.

background image

Rozdział 6

Wspi˛eła si˛e na stopnie wysokiej wie˙zy w północnym murze miasta. Wkr˛ecały

si˛e spiral ˛

a w mrok ponad ni ˛

a i poni˙zej, a w ´swietle pochodni jej własny cie´n kładł

si˛e na wytarte stopnie. Na ich kra´ncu linia ´swiatła kre´sliła w ciemno´sci kształt za-
mkni˛etych drzwi. Sybel chwyciła ci˛e˙zki ˙zelazny pier´scie´n na skoblu i poci ˛

agn˛eła.

— Wejd´z, Sybel.
Znalazła si˛e w okr ˛

agłej komnacie. Baldachim nieruchomych, haftowanych

gwiazd migotał jaskrawo nad jej głow ˛

a. Ze ´scian, faluj ˛

ac delikatnie przy wysokich

oknach, zwisały kotary z białej wełny i lnu, pokryte bogatym ´sciegiem staro˙zyt-
nych opowie´sci. Stan˛eła na mi˛ekkiej owczej skórze z futrem gł˛ebokim po kostki,
okrywaj ˛

acej cał ˛

a podłog˛e. Po´srodku komnaty płon ˛

ał ogie´n, a przed nim stał wyso-

ki m˛e˙zczyzna w szacie z czarnego aksamitu, przepasany ła´ncuchem poł ˛

aczonych

srebrnych ksi˛e˙zyców. Milczał. Twarz miał w ˛

ask ˛

a, o jastrz˛ebich rysach, bez ´sla-

du uczucia; tylko pojedyncza zmarszczka wykrzywiała si˛e lekko przy k ˛

aciku ust.

Zielone, chłodne oczy okrywał cie´n.

— Zdrad´z mi swoje imi˛e.
— Sybel.
Na to słowo niewidoczna ni´c przywołania, która skrywała w mroku jej umysł,

p˛ekła nagle i Sybel stan˛eła wolna, rozgl ˛

adaj ˛

ac si˛e po komnacie. Dr˙zała lekko,

a jej wzrok przesuwał si˛e po ciemnych ´scianach. Zielone oczy obserwowały j ˛

a

nieruchomo.

— Zbli˙z si˛e do ognia. Przebyła´s dług ˛

a drog˛e poprzez ´snieg. — Wyci ˛

agn ˛

ał do

niej smukł ˛

a dło´n o długich palcach, ozdobion ˛

a jednym pier´scieniem, w którym

tkwił kamie´n koloru jego oczu. — Chod´z — powtórzył, a ona podeszła wolno
w stron˛e ognia, rozwi ˛

azuj ˛

ac mokry płaszcz.

— Kim jeste´s? Czego chcesz ode mnie?
— W tej chwili moje imi˛e brzmi Mithran. Przez lata przywołałem wiele istot.

Słu˙zyłem ksi ˛

a˙z˛etom na dalekich dworach, na wielu ´swiatach; słu˙z˛e im uczciwie

i dobrze, póki s ˛

a pot˛e˙zni. Je´sli nie, wykorzystuj˛e ich dla własnych celów.

Odszukała wzrokiem jego twarz.
— Komu teraz słu˙zysz? — szepn˛eła.
Zmarszczka, cienka jak paj˛ecza ni´c, drgn˛eła u jego ust.

67

background image

— Do tej chwili byłem na słu˙zbie. Ale teraz, tak my´sl˛e, posłu˙z˛e sobie.
— Słu˙zbie u kogo?
— U człowieka, który jednocze´snie boi si˛e ciebie i ci˛e pragnie.
Rozchyliła wargi.
— Drede?!
— Jeste´s zdziwiona? Dlaczego? Przywołała´s go dwukrotnie z jego domu, tak

umiej˛etnie, ˙ze nawet nie wiedział, jaki impuls nim powoduje. Walczy o władz˛e
w Eldwoldzie, a jego jedyna bro´n to młody syn przeciwko sze´sciu synom rodu
Sirle.

— Powiedziałam, ˙ze nie b˛ed˛e si˛e miesza´c w ich sprawy! Dlaczego s ˛

adzi, ˙ze

zrobi˛e co´s przeciwko niemu, ojcu Tama?

— Dlaczego nie, kiedy rudowłose ksi ˛

a˙z ˛

atko z Sirle zaleca si˛e do ciebie słod-

kimi słowy? Wychowała´s Tamlorna, ale masz te˙z własne ˙zycie. Jeste´s pot˛e˙zna
i pi˛ekna jak strofa poezji ze staro˙zytnej ksi˛egi zdobnej w klejnoty. Drede si˛e oba-
wia, ˙ze jaki´s impuls pchnie ci˛e Corenowi w ramiona.

— Coren. . . — Zakryła oczy, poczuła chłód własnych dłoni. — Mówiłam

Drede’owi. . .

— Nie jeste´s przecie˙z z kamienia.
Nie. Jestem z lodu. — Odsun˛eła si˛e od ognia, stan˛eła przy l´sni ˛

acym stole

i oparła na blacie dłonie z rozło˙zonymi palcami. — Znasz mój umysł. Znasz go
lepiej ni˙z ktokolwiek z ˙zyj ˛

acych. Dokonywałam trudnych wyborów, ale zawsze

najwa˙zniejsza była moja wolno´s´c, swoboda u˙zycia mocy tak, by słu˙zyła moim
pragnieniom i nikogo nie krzywdziła. Czy on tego nie widzi?

— Kochała´s Tama. Dlaczego nie mo˙zesz pokocha´c Corena z Sirle? Jeste´s

zdolna do miło´sci. To niebezpieczna cecha.

— Nie kocham Corena!
Podszedł bli˙zej i bez mrugni˛ecia wpatrywał si˛e w jej twarz.
— A Drede’a? Kochasz go? Uczyniłby ci˛e królow ˛

a.

Rumieniec wpłyn ˛

ał jej na policzki. Patrzyła niewidz ˛

acym wzrokiem na stoj ˛

ace

na stole srebra barwy ksi˛e˙zyca.

— Poci ˛

agał mnie troch˛e. . . Ale nie siedziałabym pokornie obok niego, u˙zy-

waj ˛

ac mocy według jego ˙zycze´n, nie przywoływałabym Sirle do zguby. Na pewno

nie!

Chłodny, stanowczy głos dosi˛egn ˛

ał j ˛

a nieuchronnie.

— Zapłacono mi, abym uczynił ci˛e pokorn ˛

a. Dłonie Sybel ze´slizgn˛eły si˛e

z blatu. Odwróciła si˛e do maga, krew odpłyn˛eła jej z twarzy, a oczy zw˛eziły si˛e
jakby słuchała niezwykłego zakl˛ecia.

— Drede chce. . .
— Chce, ˙zeby´s była mu posłuszna. Chce wiedzie´c, ˙ze mo˙ze ci˛e kocha´c i ufa´c

ci bezgranicznie, jak nikomu na ´swiecie. Troch˛e ci˛e poznał i uwa˙za, ˙ze jest tylko
jeden sposób, aby to osi ˛

agn ˛

a´c. W tym celu wynaj ˛

ał mnie.

68

background image

Strach, jakiego nigdy nie zaznała, zbudził si˛e gł˛eboko w duszy i posłał lodo-

wate macki wzdłu˙z ˙zył, a˙z do umysłu.

— Jak? — szepn˛eła, a łzy pociekły jej po twarzy.
— My´sl˛e, ˙ze wiesz, Sybel. Imi˛e to dla ciebie pami˛e´c, wiedza, do´swiadczenie.

Nie ma niczego, co byłoby bardziej prawdziwe, nieodwołalnie twoje. Drede wy-
naj ˛

ał mnie, ˙zebym odebrał ci imi˛e na jaki´s czas, a potem oddał ju˙z innej kobiecie,

która przyjmie je z u´smiechem i bez protestów da Drede’owi wszystko, o co j ˛

a

poprosi.

Z jej piersi wyrwał si˛e d´zwi˛ek, ostry i piskliwy, w którym nie rozpoznała wła-

snego głosu. Potem znowu. Osun˛eła si˛e na owcz ˛

a skór˛e, a gor ˛

ace łzy parzyły jej

palce. Z trudem łapała oddech, z trudem wyrywała z ust słowa:

— Pomó˙z mi. . . odbierasz mi sam ˛

a siebie. . .

— Czy nigdy wcze´sniej nie płakała´s? Miała´s szcz˛e´scie. To minie.
Zagryzła z˛eby, powstrzymuj ˛

ac szloch; zacisn˛eła palce na owczym futrze. Jej

wilgotna twarz błyszczała w blasku ognia.

— Pozwól mi go zobaczy´c. Zrobi˛e. . . zrobi˛e, cokolwiek zechce. Tylko nie

odbieraj mi woli. Wyjd˛e za niego. B˛ed˛e szła pokornie u jego boku, tylko pozwól
mi samej wybiera´c.

Zielone oczy spogl ˛

adały na ni ˛

a nieprzeniknione. Po chwili mag podszedł, po-

chylił si˛e i dotkn ˛

ał jej twarzy; łzy jak gwiazdy błysn˛eły na czubkach jego palców.

— Te˙z kiedy´s tak płakałem. . . — szepn ˛

ał. — Dawno temu, cho´c popioły mi-

ło´sci i nienawi´sci wystygły ju˙z w moim sercu. Płakałem po ucieczce Liralena,
płakałem wiedz ˛

ac, ˙ze cho´c mog˛e zyska´c władz˛e nad cał ˛

a ziemi ˛

a, ten jeden obiekt

nieskazitelnego pi˛ekna jest dla mnie stracony. . . Nie my´slałem, ˙ze kiedy´s wpad-
nie w moje r˛ece co´s równie białego i pi˛eknego. Król ˙z ˛

ada, bym oddał to jemu. . .

Ale jest zbyt małym człowiekiem, aby okiełzna´c tak ˛

a wolno´s´c. . .

— Czy pozwolisz mi z nim porozmawia´c?
— Jak mógłby ci zaufa´c? Ufał kiedy´s Riannie, a ona zdradziła go w sekrecie.

Tym razem nie chce zdrady. Boi si˛e ciebie i jest zazdrosny o Corena. Ale twoja
twarz zapłon˛eła kiedy´s pod jego dłoni ˛

a, a młody ksi ˛

a˙z˛e ci˛e kocha, wi˛ec zaprowa-

dzi ci˛e do niego; nie bezsiln ˛

a, ale poskromion ˛

a.

— Ile ci płaci?
U´smiech błysn ˛

ał w nieruchomych oczach.

— Wszystko to. . . bogactwa, leniwe godziny w odosobnieniu po´sród luksu-

sów, twoje zwierz˛eta, je´sli tylko na zawsze rozbij˛e pot˛eg˛e rodu Sirle. Jeszcze si˛e
na to nie zdecydowałem.

— Dlaczego nie boi si˛e ciebie? — szepn˛eła. — Ja si˛e boj˛e.
— Poniewa˙z kiedy pierwszy raz si˛e do mnie zwrócił, nie miał nic, czego bym

chciał. Teraz nie jestem ju˙z taki pewien.

— A czego jeszcze chcesz?
— Czy próbujesz odkupi´c ode mnie swoj ˛

a wolno´s´c?

69

background image

— Nie mog˛e jej od ciebie odkupi´c! Je´sli ju˙z, musisz odda´c j ˛

a z własnej woli,

z lito´sci.

Wolno pokr˛eciła głow ˛

a.

— Nie mam lito´sci. Mam tylko podziw dla ciebie. Dysponujesz pot˛e˙znym

umysłem, samotnym w swej wiedzy, gdy˙z do´swiadczenia umysłu s ˛

a tajemne i nie

mo˙zna ich z nikim dzieli´c. ˙

Zyłem na pustkowiach pod okiem ksi˛e˙zyca, na dwo-

rach bogatych ksi ˛

a˙z ˛

at, w´sród d´zwi˛eku tr ˛

abek i pulsu b˛ebnów. . . Przebywałem

w wysokich górach, w gor ˛

acych chatkach czarownic, obserwowałem ich obł ˛

akane

oczy i ogorzałe twarze. Rozmawiałem z sow ˛

a, z białym sokołem i czarnym kru-

kiem; rozmawiałem z głupcami, którzy tysi ˛

acami ˙zyj ˛

a w zatłoczonych miastach,

z m˛e˙zczyznami i kobietami. Rozmawiałem z królowymi o spokojnych głosach.
Ale nigdy w swych w˛edrówkach nie marzyłem, ˙ze istnieje kto´s taki jak ty. . .

Upier´scienionym palcem odsun ˛

ał kosmyk jej włosów. Sybel cofn˛eła si˛e lekko,

szeroko otwieraj ˛

ac oczy.

— Prosz˛e. Pozwól mi porozmawia´c z Drede’em.
— Mo˙ze. . . — Wyprostował si˛e i odsun ˛

ał od niej. — Wsta´n. Zdejmij mokry

płaszcz i rozgrzej si˛e. Mam tu gor ˛

ace jedzenie i wino. Za t ˛

a zasłon ˛

a jest ło˙ze

z bogato zdobionym baldachimem i jeszcze co´s, co nale˙zy do ciebie.

Wstała powoli i odsun˛eła biał ˛

a kotar˛e. Sokół Ter stał na złotym postumencie,

a migotliwe oczy spogl ˛

adały na ni ˛

a oboj˛etnie. Poszukała jego umysłu, wymawia-

ła bezgło´snie jego imi˛e, ale nie odpowiedział, nawet nie drgn ˛

ał. Odwróciła si˛e

znu˙zona.

— Jeste´s silny, Mithranie. . . Dziwne, ˙ze znalazłam si˛e na twojej łasce tyl-

ko dlatego, ˙ze dwana´scie lat temu pokochałam bezradne dziecko. Boj˛e si˛e ciebie
i Drede’a, ale strach mnie nie ocali. My´sl˛e, ˙ze nie mo˙ze mnie ocali´c nikt prócz
ciebie.

Czarno odziany mag nalał jej wina. Zasłony na oknach poja´sniały blaskiem

poranka.

— Mówiłem ci ju˙z, ˙ze nie mam lito´sci. Jedz. Potem odpocznij chwil˛e, a ja

sprowadz˛e do ciebie Drede’a. Mo˙ze jemu zostało troch˛e miłosierdzia, ale czło-
wiek przera˙zony nie jest ju˙z zdolny nikomu współczu´c.

Drede przyszedł w południe. Sybel obudził zgrzyt rygla w drzwiach; usłyszała

cichy głos:

— Stało si˛e?
— Nie.
— Powiedziałem ci, ˙ze nie chc˛e z ni ˛

a rozmawia´c, dopóki nie sko´nczysz!

Głos maga był lodowaty.
— Nigdy czego´s takiego nie robiłem. To wbrew mnie samemu. Skazisz j ˛

a

nieodwracalnie. B˛edzie pi˛ekna, posłuszna i pot˛e˙zna tylko na twój rozkaz.

— Powiedziałe´s jej. . .

70

background image

— Tak. To bez znaczenia. Zapomni. Ale chciała z tob ˛

a rozmawia´c. . . błaga´c

ci˛e. . .

— Nie b˛ed˛e słuchał!
— Powiedziałem ci: aby spełni´c twój rozkaz, wyst˛epuj˛e przeciw sobie. Je´sli

musz˛e d´zwiga´c ci˛e˙zar winy, to ty tak˙ze. Inaczej tego nie zrobi˛e.

Drede umilkł. Sybel wstała i odsun˛eła kotar˛e. Spojrzenie króla spocz˛eło na

jej twarzy i dostrzegła w jego oczach wstyd, cierpienie, a gł˛ebiej lodowaty błysk
strachu. Przez chwil˛e stała nieruchomo, ´sciskaj ˛

ac w dłoni kotar˛e. Potem podeszła

i ukl˛ekła u jego stóp.

— Prosz˛e — szepn˛eła. — Błagam. Spełni˛e ka˙zd ˛

a twoj ˛

a pro´sb˛e. Wyjd˛e za

ciebie. Oddam władców Sirle pod twoje panowanie. Wychowam Tama i urodz˛e
ci synów. Nigdy ci si˛e nie sprzeciwi˛e, b˛ed˛e posłuszna bez wahania. Ale nie po-
zwól, ˙zeby odebrał mi wol˛e. Nie pozwól, ˙zeby zmienił mój umysł. To straszne,
straszniejsze ni˙z gdyby´s mnie teraz zabił. Wolałabym nawet, ˙zeby´s mnie zabił.
Jaka´s cz˛e´s´c mnie, niczym białoskrzydły sokół, jest wolna, dumna, dzika, wzlatuje
i własn ˛

a drog ˛

a szuka jasnych gwiazd i sło´nca. Je´sli zabijesz tego białego ptaka,

b˛ed˛e przykuta do ziemi, nie pozostan ˛

a mi własne słowa, ˙zadne własne działania.

Oddam ci tego ptaka, zamkn˛e go w klatce. Tylko pozwól mu ˙zy´c.

Drede zasłonił dłoni ˛

a oczy. A potem ukl ˛

akł przed Sybel, uj ˛

ał jej dłonie i ´sci-

sn ˛

ał mocno.

— Sybel, w tej sprawie nie mam wyboru. Pragn ˛

a ci˛e, ale boj˛e si˛e ciebie. . .

Boj˛e si˛e tego białego ptaka.

— Obiecuj˛e. . . obiecuj˛e. . .
— Nie, posłuchaj. Byłem. . . Zawsze obawiałem si˛e, tych, których miałem

w swojej władzy. Zagra˙zali mi moi oficerowie, zdradzali ci, których kochałem,
a˙z nie pozostał nikt, z kim mógłbym rozmawia´c szczerze i bez strachu. Ludziom,
którym powinienem ula´c, patrz˛e w oczy. . . w ich pełne sekretów oczy pozbawione
wyrazu. . . i budz ˛

a si˛e we mnie podejrzenia. Obawiam zdrady. Jestem samotny.

Tamlorn to jedyna osoba na ´swiecie, której ufam i któr ˛

a kocham. Ciebie mógłbym

pokocha´c, Sybel, a mo˙ze i obdarzy´c zaufaniem, ale musz˛e by´c ciebie pewien.

— Nigdy. . . nigdy nie mo˙zesz by´c pewien tych, których kochasz — wykrztu-

siła przez zaci´sni˛ete gardło. — Nie mo˙zesz wiedzie´c, czy ci˛e nie zrani ˛

a, nawet

je´sli ci˛e kochaj ˛

a. Ale ˙zeby sobie zagwarantowa´c, ˙ze ci˛e pokocham, chcesz mi

odebra´c wszelk ˛

a miło´s´c, jak ˛

a mogłabym ci ofiarowa´c sama. Ten biały ptak ma na

imi˛e Sybel. Gdy go zabijesz, umr˛e i tylko upiór b˛edzie spogl ˛

adał na ciebie moimi

oczami. Zaufaj mi. Pozwól mi ˙zy´c i zaufaj mi.

Drede zacisn ˛

ał powieki.

— Nie mog˛e. . . Ufałem Riannie, ona zdradziła mnie z u´smiechem. U´smie-

chała si˛e do mnie i całowała moj ˛

a dło´n, ale zdradziła dla tego niebieskookiego

ksi ˛

a˙z ˛

atka Sirle. A ty. . . ty wyjdziesz za mnie, ale zwrócisz si˛e ku Corenowi. . .

— Nie!

71

background image

— Mam ci uwierzy´c? Pewnego dnia on z u´smiechem wejdzie do ogrodu, ty

mu u´smiechem odpowiesz i wszystkie twoje obietnice rozlec ˛

a si˛e niby li´scie na

wietrze.

— Nie. . . Mówisz o Riannie, nie o mnie. Nie mam nic wspólnego z Riann ˛

a

i Norrelem! Pozwól mi odej´s´c! Prosz˛e, pozwól mi odej´s´c! Wróc˛e do mojego bia-
łego domu, a ten mag mo˙ze wznie´s´c wokół mur, którego nie przekrocz˛e. Wyjad˛e
z Eldwoldu! Zrobi˛e wszystko. . . wszystko. . .

Jego słowa dobiegały przez zaci´sni˛ete z˛eby jak szept.
— Sybel, marz˛e o tobie nocami, budz˛e si˛e sam i szlocham. To dokona si˛e

szybko, a potem b˛edziesz ju˙z razem z Tamlornem. . .

— Nie. . .
Wypu´scił j ˛

a i wstał, zaciskaj ˛

ac pi˛e´sci.

— Tak si˛e stanie!
— A wi˛ec — szepn˛eła dr˙z ˛

aca, z suchymi, o´slepłymi oczami — ju˙z nigdy

nie b˛ed˛e kochała. To okrutne. Jestem pierwsz ˛

a z trójki magów, która si˛e tego na-

uczyła. Chciałabym zabi´c sam ˛

a siebie, ale nawet ten niewielki wybór zostanie mi

odebrany. Mam nadziej˛e, ˙ze dobrze płacisz temu magowi, poniewa˙z jego czyn nie
ma ceny i z niczym nie da si˛e porówna´c.

Drede przez chwil˛e stał przed ni ˛

a w milczeniu. Potem odwrócił si˛e i usłysza-

ła szelest jego kroków na owczej skórze, stuk butów na kamiennych stopniach.
Drzwi zamkn˛eły si˛e. zaskoczył rygiel, a ona zapłakała z l˛eku i bezradno´sci.

— Wsta´n, Sybel.
Podniosła si˛e niepewnie. Mithran nalał wina i obserwował j ˛

a ponad kraw˛edzi ˛

a

pucharu.

— Usi ˛

ad´z.

Usiadła.
— Daj mi kilka minut wolno´sci — szepn˛eła do wn˛etrza kielicha.
— ˙

Zeby´s usun˛eła si˛e z tego ´swiata na zawsze? Nie, jeste´s zbyt cenna.

— Zostaw w mojej duszy cho´c odrobin˛e wolno´sci.
— Aby kocha´c?
Uniosła wzrok.
— Aby nienawidzi´c — szepn˛eła. Obracała w palcach puchar, ´sciskała kute

srebro. — W tym male´nkim zak ˛

atku umysłu wyro´snie taka nienawi´s´c, ˙ze w ruin˛e

obróci cały Eldwold, kamie´n po kamieniu, i pozostawi martwe pustkowie, o które
władcy Sirle b˛ed ˛

a mogli kłóci´c si˛e przez wieki. Rzuc˛e tego króla na kolana, jak

on mnie rzucił.

Zielone oczy wpatrywały si˛e w ni ˛

a nieruchomo.

— A co ze mn ˛

a? Czy mnie tak˙ze nienawidzisz?

— Jeste´s poza nienawi´sci ˛

a.

Pier´scie´n na palcu maga błysn ˛

ał pos˛epnie.

72

background image

— Ten król jest głupcem — rzekł Mithran. — Czy wiesz, ˙ze kiedy´s ukradła´s

mi ksi˛eg˛e?

Pokr˛eciła głow ˛

a.

— Nie. Zapami˛etałabym ci˛e.
— Ksi˛eg˛e zakl˛e´c maga Firnana. My´slała´s, ˙ze pokój jest pusty. Odosobniona,

zimna komnata ma dworze jakiego´s drobnego ksi ˛

a˙z ˛

atka niedaleko Fyrbolgu. By-

łem tam. Weszła´s bezgło´snie, jak gdyby samo powietrze ci˛e uformowało. Przej-
rzała´s moje ksi˛egi, wybrała´s t˛e jedn ˛

a i znikn˛eła´s tak cicho. . . Nie znałem twojego

imienia. Nie miałem nawet poj˛ecia, czy pochodzisz z Eldwoldu. Wiedziałem tyl-
ko, ˙ze stan˛eła´s przede mn ˛

a niczym odpowied´z na sen, którego nie ´smiałem ´sni´c.

Zacz ˛

ałem słucha´c, zadawa´c pytania tu i tam, dowiadywałem si˛e o tobie coraz wi˛e-

cej. . .

Spojrzała na niego zdumiona.
— Ale dlaczego przywołałe´s mnie dla Drede’a?
— Wła´snie on zdradził mi w ko´ncu, kogo mam woła´c. Widzisz, nie jestem

głupcem. Gdybym przybył do ciebie na twoj ˛

a gór˛e, mogła´s równie łatwo odpo-

wiedzie´c mi „tak” jak „nie”. Ale dzisiaj, jak s ˛

adz˛e, jest tylko jedna mo˙zliwa od-

powied´z. Pragn˛e ci˛e. Je´sli b˛ed˛e musiał wzi ˛

a´c si˛e sił ˛

a, zrobi˛e to, chocia˙z wobec

wyboru, przed jakim dzisiaj stajesz, w ˛

atpi˛e, czy zechcesz si˛e opiera´c. Jestem po-

t˛e˙zny, posiadłem bezmiern ˛

a wiedz˛e. Kochałem i nienawidziłem, ale przez lata nie

znalazłem niczego godnego ani miło´sci, ani nienawi´sci. Z tob ˛

a jak z nikim innym

mog˛e si˛e dzieli´c my´slami i do´swiadczeniami. Kiedy´s pokochałem kobiet˛e dla jej
urody. Nie przypuszczałem, ˙ze znowu za tym zat˛eskni˛e. To jakby´s. . . jakby´s była
specjalnie dla mnie stworzona.

Znowu zadr˙zała; skrzy˙zowała r˛ece na piersi, zimnymi palcami mocno ´sciskała

ramiona.

— Wypij — polecił Mithran.
Wypiła, odstawiła puchar. Pochyliła si˛e i ukryła twarz w dłoniach. Mag obser-

wował j ˛

a uwa˙znie.

— To troch˛e moja wina — szepn˛eła. — Maelga mnie ostrzegała.
— Spójrz na mnie.
Uniosła głow˛e. Oczy miała szeroko otwarte, nieruchome, wpatrzone w niego.

Mithran zmarszczył brwi.

— Czy decyzja wymaga a˙z takiego namysłu?
— Nawet nie my´sl˛e. W głowie mam pustk˛e.
— Wybieraj, Sybel.
— Nie chc˛e! Nic mnie ju˙z nie obchodzi! Sam wybieraj! Je´sli chcesz mnie, to

mnie zatrzymaj, je´sli nie, oddaj Drede’owi. Czego ode mnie oczekujesz? Podzi˛e-
kowa´n, ˙ze podarowałe´s mi miejsce na pustkowiu swego serca? Drede’a przynaj-
mniej rozumiem, ale ty. . . ty jeste´s zimniejszy ode mnie.

73

background image

— Tak s ˛

adzisz? — sykn ˛

ał. Ale opanował si˛e natychmiast. Wykrzywił k ˛

aciki

ust. — Biały ptaku, wiesz, dobrze, ˙ze nigdy ci˛e nie oddam temu królowi. Ani nie
złami˛e twego umysłu, by słu˙zył jemu albo mnie.

— Ju˙z go złamałe´s! — krzykn˛eła. — Biały ptak? Biały sokół na srebrnym

sznurku, który przybywa, kiedy zawołasz. . . Bałabym si˛e ciebie a˙z do ´smierci,
tak ˛

a masz władz˛e nad ka˙zd ˛

a moj ˛

a ulotn ˛

a my´sl ˛

a. I dlatego nie dbam ju˙z o to, co

ze mn ˛

a zrobisz. Mam ci˛e błaga´c, ˙zeby´s mnie ocalił przed Drede’em? Mogłabym

prosi´c ci˛e o to na kl˛eczkach, ale nie zdołam ci dzi˛ekowa´c, je´sli b˛ed˛e do ciebie
przykuta.

— Nie mo˙zesz. . . spróbowa´c mnie pokocha´c?
— Nikogo nie kocham! Nigdy nie b˛ed˛e kochała! Drede mo˙ze mnie mie´c bez-

radn ˛

a i u´smiechni˛et ˛

a, a ty bezradn ˛

a i przera˙zon ˛

a. Co wolisz?

Przez chwil˛e milczał; mimowolnie przesuwał palcem w gór˛e i w dół po ´scian-

ce pucharu. Sybel zaciskała dłonie na por˛eczach fotela.

Wreszcie odezwał si˛e cichym głosem, powolnymi ruchami r˛eki odmierzaj ˛

ac

rytm słów:

— Nie zawsze b˛edziesz si˛e mnie bała, Sybel. Poka˙z˛e ci staro˙zytn ˛

a sztuk˛e i za-

kl˛ecia, o poznaniu których nawet nie marzyła´s. Dam ci cudowne dary: wykonany
przez czarownic˛e Cath˛e purpurowy klejnot w kształcie oka, który potrafi zagl ˛

a-

da´c za zamkni˛ete drzwi i do szkatuł; płaszcz uszyty ze skór bł˛ekitnych górskich
kotów z Lomaru, mi˛ekki jak tchnienie, ciepły jak dotkni˛ecie ust. . . Dam ci zapie-
cz˛etowane, okute ksi˛egi maga Erdena, nie otwierane od trzystu lat, od dnia jego

´smierci, i powiem ci, jak je otworzy´c. . .

Słowa formowały si˛e niczym sny w jej umy´sle; czuła, jak j ˛

a usypiaj ˛

a, jak my´sli

mroczniej ˛

a i spowalniaj ˛

a swój bieg.

— Schwytam dla ciebie skrzydlat ˛

a gazel˛e z Południowych Pusty´n o oczach

niby gwia´zdzista noc. . . B˛edziesz sypia´c na białej wełnie i purpurowym jedwabiu,
b˛edziesz nosi´c klejnoty barwy gwiazd z czerwonym i bł˛ekitnym płomieniem we
wn˛etrzu. . .

Jak przez mgł˛e widziała, ˙ze mag wstaje powoli i zbli˙za si˛e bezszelestnie jak

cie´n; cichym głosem snuł wizje, które powstawały i spoczywały w jej oszołomio-
nym umy´sle. Poczuła jego palce wsuwaj ˛

ace si˛e we włosy.

— Dam ci srebrnostrun ˛

a harf˛e Thrace’a z Tolu, która gra na rozkaz i ´spiewa

zapomniane opowie´sci o martwych, wspaniałych królach. . .

Tchnienie oddechu musn˛eło jej policzek. Gdzie´s we wn˛etrzu zbudził si˛e

krzyk, słaby jak krzyk dziecka w nocy. Po chwili ucichł, zagin ˛

ał. Poczuła na szyi

palce maga, zobaczyła błyszcz ˛

acy w ´swietle srebrny kr ˛

a˙zek broszy.

— Dam ci Puchar Fortuny, ci´sni˛ety przez ksi˛ecia Verne’a do Zapomnianego

Jeziora, poniewa˙z przepowiedział mu ´smier´c od wody. . .

Poczuła, ˙ze suknia napina si˛e w jego palcach, usłyszała trzask dartego mate-

riału, a potem gwałtowny syk wci ˛

aganego powietrza.

74

background image

— Oddam ci wszystkie skarby ´swiata i wszystkie jego sekrety. . . Sybel, mój

biały ptaku. . .

Dotkn ˛

ał wargami jej szyi, przesun ˛

ał je ni˙zej. I wtedy wyczuła, ˙ze w tej rosn ˛

a-

cej ˙z ˛

adzy na jedn ˛

a chwil˛e j ˛

a uwolnił. Prawie nie my´sl ˛

ac, bez nadziei, wyszeptała

tylko jedno słowo.

Poderwał si˛e gwałtownie, z w´sciekło´sci ˛

a patrz ˛

ac jej w oczy. Odwrócił si˛e

i wtedy zobaczył za sob ˛

a kryształookiego Blammora. Krzykn ˛

ał raz tylko, a Blam-

mor obj ˛

ał go niczym mgła. Przez moment mag stał wyprostowany, z rozło˙zonymi

r˛ekami, zaciskaj ˛

ac palce. Potem osun ˛

ał si˛e na podłog˛e.

Czy co´s jeszcze?

— zapytał Blammor.

Sybel dr˙z ˛

ac, przygl ˛

adała si˛e Mithranowi. Si˛egn˛eła do rozdartej sukni i spró-

bowała zebra´c materiał.

Nie,

odparła. Nic wi˛ecej.

Blammor si˛e rozpłyn ˛

ał. Sokół Ter przy ło˙zu wrzasn ˛

ał przenikliwie. Mag Mi-

thran le˙zał na plecach; ko´sci twarzy, rak. karku miał zmia˙zd˙zone i połamane. Ter
sfrun ˛

ał na niego, wyl ˛

adował na zniekształconej głowie, szponami przebił otwarte

oczy.

— Ter — szepn˛eła Sybel.
Podleciał do niej i przysiadł na oparciu fotela. Wstała, dr˙z ˛

ac ci ˛

agle, i okryła

si˛e płaszczem. Głos Tera spłyn ˛

ał mi˛edzy jej my´sli; czuła, ˙ze sokół płonie z w´scie-

kło´sci.

Jeszcze Drede.
Nie.
Drede.
Nie.

Podeszła do drzwi i dr˙z ˛

acymi palcami zwolniła zamek. Drede nale˙zy do

mnie.

background image

Rozdział 7

Do domu wracała powoli. Ko´n brn ˛

ał w ´sniegu, a sokół kr ˛

a˙zył nad jej głow ˛

a;

czasami wznosił si˛e tak wysoko, ˙ze wygl ˛

adał niby male´nka ciemna gwiazdka na

jasnym niebie, a potem opadał ku niej szybki jak błyskawica. Nie odzywała si˛e
do nikogo; czarne oczy patrzyły, nie widz ˛

ac; nikt, kogo mijała, nie próbował jej

zatrzymywa´c. O zmroku dotarła do górskiej ´scie˙zki. ´Snieg srebrzył si˛e w´sród sza-
ro´sci; gwiazdy rozbłyskiwały z wolna ponad wielkim, mrocznym szczytem góry
Eld. Drzewa wokół stały nieruchomo, a blask gwiazd odbijał si˛e w ´snie˙znych cza-
pach na gał˛eziach. Nad domkiem Maelgi unosiła si˛e smuga dymu; okna ja´sniały
jak płomie´n. Sybel wjechała na podwórze. Kiedy zsun˛eła si˛e na ziemi˛e, Maelga
otworzyła drzwi; błysn˛eły pier´scienie na palcach.

— Sybel. . . — szepn˛eła.
Sybel patrzyła na ni ˛

a bez słowa. Maelga podbiegła; czujnie wpatrywała si˛e

w dziewczyn˛e, dotkn˛eła nieruchomej, bladej twarzy.

— Czy to ty?
— Mag nie ˙zyje.
— Nie ˙zyje? Jak to, dziecko? My´slałam, ˙ze ju˙z ci˛e nie zobacz˛e.
— Rommalb.
Maelga przysłoniła dłoni ˛

a usta.

— Jego tak˙ze schwytała´s?
— Tak. A teraz mag Mithran le˙zy zmia˙zd˙zony na posadzce w swojej wie˙zy

i my´sl˛e. . . my´sl˛e, ˙ze ani jedna ko´s´c jego palca nie pozostała cała.

Sybel zadr˙zała gwałtownie.
— Pozwól mi wej´s´c. Musz˛e. . . musz˛e chwil˛e odpocz ˛

a´c.

Maelga obj˛eła j ˛

a i poci ˛

agn˛eła do ciepłego wn˛etrza. Sybel usiadła przy ogniu;

przymkn˛eła oczy. Poczuła r˛ece przy szyi i odepchn˛eła je mocno.

— Nie!
Maelga cofn˛eła si˛e. Odetchn˛eła powoli. Potem musn˛eła palcami policzek

dziewczyny. Sybel wstała, sama odwi ˛

azała płaszcz i odrzuciła na bok.

— Rozerwał mi sukni˛e. Czy Coren nadal jest w moim domu?
— Zeszyj˛e ci j ˛

a. Coren tam jest. Przyszedł do mnie, kiedy odkrył, ˙ze znikn˛eła´s.

Obwiniał si˛e, ˙ze zasn ˛

ał.

76

background image

— Ciesz˛e si˛e, ˙ze spał. — Milczała przez chwil˛e, wpatrzona w ogie´n.
Maelga obserwowała j ˛

a, kołysz ˛

ac si˛e w fotelu. Wokół domu zapadła ciemno´s´c

i twarz Sybel skryła si˛e w cieniu.

— O czym my´slisz? — zapytała cicho Maelga. — O jakich mrocznych spra-

wach?

Sybel drgn˛eła.
— Mroczna jest noc — wyszeptała.
Usłyszały na podwórzu kroki i r˙zenie wierzchowca Corena. Sybel wstała; ma-

teriał sukni rozsun ˛

ał si˛e na białych piersiach. Otworzyła drzwi. Coren, stoj ˛

acy

z r˛ek ˛

a na ko´nskiej szyi, zobaczył dziewczyn˛e w padaj ˛

acym z wn˛etrza blasku.

Podszedł, otulił j ˛

a swoim płaszczem i obj ˛

ał mocno, kryj ˛

ac twarz w jej włosach.

Poczuła jego łz˛e na policzku.

— Ja te˙z płakałam — szepn˛eła. — To bolało.
— Odeszła´s ode mnie jak sen, tak cicho, tak nieodwołalnie. . . Nie mogłem

tego znie´s´c, nie mogłem. . .

— Jestem bezpieczna.
— Ale co si˛e stało? Kto to był?
— Opowiem ci. Wejd´z.
Usiadł razem z ni ˛

a przy ogniu Maelgi; ´sciskał Sybel mocno za r˛ek˛e, splataj ˛

ac

palce, jak gdyby ju˙z nigdy nie miał zamiaru jej pu´sci´c. Maelga kr ˛

a˙zyła cicho,

podgrzewała jedzenie, kroiła chleb i słuchała opowie´sci.

— Mag Mithran. Słyszałe´s kiedy´s to imi˛e? — spytała, ale Coren pokr˛ecił gło-

w ˛

a. — Widział mnie dawno temu, kiedy ukradłam mu ksi˛eg˛e. I. . . pragn ˛

ał mnie.

Nie dał mi wyboru. Błagałam go o lito´s´c, ale nie miał jej dla mnie. Jego wspania-
ły umysł był znu˙zony brakiem wyzwa´n, nud ˛

a, gorzkimi uczynkami. Poszłabym

za nim. Nigdy nie zdołałabym mu si˛e sprzeciwi´c. Zawsze bym si˛e go bała. Ale
popełnił bł ˛

ad. Zapomniał o Rommalbie. A to było jedyne imi˛e, jakie sobie przy-

pomniałam, kiedy stracił panowanie nad sob ˛

a i nade mn ˛

a. I tak zgin ˛

ał.

— To dobrze.
— Te˙z tak uwa˙zam, chocia˙z. . . Miał tak ogromn ˛

a wiedz˛e. Chciałabym. . .

Chciałabym, ˙zeby´smy si˛e spotkali w innych okoliczno´sciach. Był pot˛e˙zniejszy
nawet od Healda i mógł mnie wiele nauczy´c.

Coren poruszył si˛e niespokojnie.
— Nie potrzebujesz a˙z takiej mocy, ˙zeby utrzyma´c swoje zwierz˛eta. Co by´s

z ni ˛

a zrobiła?
— Moc sama si˛e pomna˙za. Nie potrafi˛e przesta´c pragn ˛

a´c wiedzy, pragn ˛

a´c

nauki. Ale nigdy nie chciałabym i´s´c obok niego. On. . . on mnie nie kochał.

— Wi˛ec to dla ciebie wa˙zne?
— Tak. — Odwróciła głow˛e i spojrzała mu w oczy. — To wa˙zne.
Usłyszała jego niepewne westchnienie.

77

background image

— Chciałem i´s´c za tob ˛

a, ale nie wiedziałem, gdzie jeste´s — wyszeptał. —

´Snieg zasypał nawet twoje ´slady. Obudziłem si˛e, ogie´n wygasł, a ciebie nie było.

— W ˙zaden sposób nie mogłe´s mi pomóc. On nie miałby dla ciebie lito´sci,

jak nie miał jej dla mnie. A ja musiałabym na to patrze´c. I wtedy nikt nie mógłby
mnie obj ˛

a´c, kiedy wróciłam.

— Sybel. . . — Urwał, szukaj ˛

ac wła´sciwych słów. — Masz moj ˛

a miło´s´c. Od-

dałbym ci ˙zycie. A teraz zrezygnuj˛e dla ciebie ze wszystkich lat nienawi´sci do
Drede’a. Je´sli pojedziesz ze mn ˛

a do Sirle, nikt nigdy nie poprosi ci˛e o co´s, czego

nie zechcesz da´c sama. Nigdy ju˙z nie chc˛e czu´c, ˙ze mnie potrzebujesz, a ja nie
wiem, gdzie mam ci˛e szuka´c. Nigdy nie chc˛e si˛e budzi´c i widzie´c, ˙ze znikn˛eła´s.

Patrzyła na niego w milczeniu i przez chwil˛e widział w jej oczach cie´n odda-

lenia, tajemnicy. Potem cie´n si˛e rozwiał, a Sybel podniosła do ust jego dło´n.

— A ja — szepn˛eła — nie chc˛e ju˙z patrze´c, jak odje˙zd˙zasz do Sirle beze mnie.

*

*

*

Nast˛epnego ranka odjechali razem z góry Eld, by wzi ˛

a´c ´slub w rodzinnym

domu Corena. Długa zima zbli˙zała si˛e do ko´nca; jechali otuleni w futra, pod sło´n-
cem błyszcz ˛

acym o´slepiaj ˛

aco na białym ´sniegu. Sokół Ter leciał nad nimi — czar-

na sylwetka na jasnym niebie. Min˛eli Mondor, pokonali szerok ˛

a równin˛e Terbrec

i znale´zli si˛e w lesistych regionach Sirle, gdzie sp˛edzili noc na przygranicznej far-
mie, b˛ed ˛

acej niemal fortec ˛

a. Drugiego dnia wjechali do serca Sirle, na pola w łuku

rzeki Slinoon. Daleko przed sob ˛

a zobaczyli mury i szare kamienne wie˙ze zamku

władców tej krainy. Dym unosił si˛e z kominów, Zatrzymali si˛e na krótki odpo-
czynek, a kiedy zsiedli z koni, Coren uj ˛

ał twarz Sybel w swe okryte r˛ekawicami

dłonie.

— Czy jeste´s szcz˛e´sliwa zapytał. Rado´s´c rozkwitła w nim jak kwiat, gdy wy-

czytał potwierdzenie w czarnych oczach. Ucałował jej powieki, mrucz ˛

ac: — Czar-

niejsze ni˙z biały jak płomie´n klejnot króla Pwilla, tkwi ˛

acy w r˛ekoje´sci miecza; stał

si˛e czarny w chwili jego ´smierci. . .

— Coren!
Wypu´scił j ˛

a ze ´smiechem. ´Snieg błyszczał ogni´scie a˙z po kra´nce ´swiata;

w martwym krajobrazie nie poruszało si˛e nic, tylko para oddechu koni i powolna
smuga dymu nad zamkiem Sirle. Sybel mru˙zyła oczy od blasku.

— To b˛edzie mój dom. Dziwne, ˙zy´c w płaskiej krainie, mi˛edzy lud´zmi. . . Nie

jestem przyzwyczajona do ludzi. Taki wielki, szary dom. Co to za wie˙ze wzdłu˙z
muru?

— Stra˙znice, spichlerze, zbrojownie na wypadek ataku czy obl˛e˙zenia. Ród

Sirle nigdy nie ˙zył w pokoju z s ˛

asiadami. Ale pokonano nas na Terbrec i teraz

du˙zo gadamy, a robimy niewiele.

78

background image

— Jacy s ˛

a twoi bracia? Wszyscy podobni do ciebie?

— Jak podobni?
— Łagodni, delikatni, m ˛

adrzy. . .

— Ja taki jestem? — zdziwił si˛e. — Zabijałem, nienawidziłem, le˙załem bez-

sennie w´sród nocy, snuj ˛

ac gorzkie marzenia. . .

— Widziałam wielkie zło, ale w tobie go nie ma. — U´smiechn˛eła si˛e, lecz

wargi jej zadr˙zały.

Pogładził j ˛

a po włosach.

— Za starymi, grubymi murami domu Roka nawet król nie znajdzie ci˛e wbrew

twej woli. Chod´z. Moi bracia s ˛

a rubaszni, do´swiadczeni w bojach, impulsywni

i nierozs ˛

adni jak ja, ale w ich domach panuje rado´s´c. Powitaj ˛

a ci˛e serdecznie,

cho´cby dlatego ˙ze ci˛e kocham.

Jechali powoli przez zmarzni˛ete, u´spione pola uprawne, gdzie plamy czarnej

zaoranej ziemi wystawały spod topniej ˛

acego ´sniegu. Pod ˛

a˙zali traktem biegn ˛

acym

wzdłu˙z Slinoon, prowadz ˛

acym na sam próg władcy Sirle. Zobaczył ich młody

chłopak z łukiem i krzykn ˛

ał co´s, pozostawiaj ˛

ac w powietrzu biały obłok pary.

A potem ruszył biegiem do domu; kaptur zsun ˛

ał mu si˛e z czarnych włosów.

— To Arn — wyja´snił Coren. — Syn Cenetha.
— Du˙zo jest tam dzieci?
Coren skin ˛

ał głow ˛

a.

— Ceneth ma tak˙ze dwie córeczki. Najstarszy syn Roka. Don, to ju˙z pi˛etna-

stolatek. Jest ˙z ˛

adny krwi i nie mo˙ze si˛e doczeka´c swojej pierwszej bitwy. Rok ma

te˙z czwórk˛e młodszych dzieciaków. ˙

Zona Eortha niedawno urodziła pierwszego

syna, Eorthlinga. Herne i Bor maj ˛

a domy i rodziny w północnych cz˛e´sciach Sirle.

A my równie˙z b˛edziemy mieli dzieci, ty i ja: gromad˛e małych magików, którzy
wypełni ˛

a gwarem cały dom.

Z roztargnieniem kiwn˛eła głow ˛

a. Przez otwart ˛

a bram˛e widziała ludzi na za-

´snie˙zonym dziedzi´ncu. Woda Slinoon spływała kanałem przed bram˛e i dalej,

w stron˛e pól. Na dziedzi´ncu czekały osiodłane konie; ogie´n w ku´zni w grani-
cach murów buchn ˛

ał gwałtownie i przygasł. Arn przebiegł przez zwodzony most

i znikn ˛

ał. Po kilku minutach wrócił z m˛e˙zczyzna, który stan ˛

ał spokojnie i patrzył,

jak si˛e zbli˙zaj ˛

a.

— To Rok — rozpoznał Coren.
Spotkali si˛e na mo´scie. Rok chwycił uzd˛e konia Corena i obserwował Sybel,

gdy brat zeskakiwał z siodła. Był pot˛e˙znie zbudowany, miał szerokie bary, grzyw˛e
złocistych włosów i twarz pooran ˛

a zmarszczkami, niewzruszon ˛

a jak oczy. Głos

dobiegaj ˛

acy ze studni jego piersi okazał si˛e zaskakuj ˛

aco łagodny.

— Spodziewałem si˛e ciebie z Hiltu ju˙z cztery dni temu. Zaczynałem si˛e mar-

twi´c. Ale teraz widz˛e, ˙ze niepotrzebnie. — Podszedł do Sybel i podał jej r˛ek˛e. —
Jeste´s Sybel.

— Sk ˛

ad wiesz?

79

background image

— Poniewa˙z na Terbrec walczyli´smy dla kobiety o twarzy takiej jak twoja.

Witam ci˛e w Sirle.

U´smiechn˛eła si˛e. Patrz ˛

ac mu w oczy, dostrzegała obok spokoju tak˙ze niewiel-

k ˛

a, ale jasn ˛

a iskr˛e tryumfu.

— A ty, jak mówił mi Coren, jeste´s Lwem Sirle. Wdzi˛eczna ci jestem za po-

witanie, gdy˙z nie spodziewałe´s si˛e mnie tutaj.

— Nauczyłem si˛e spodziewa´c po Corenie rzeczy niespodziewanych.
— Rok — wtr ˛

acił spokojnie Coren. — Przyjechali´smy, ˙zeby wzi ˛

a´c tutaj ´slub.

Sybel przybywa jako moja ˙zona.

Rok spu´scił powieki. Kiedy je znów uniósł, oczy miał złocistobr ˛

azowe

i u´smiechni˛ete.

— Rozumiem. Jak j ˛

a do tego namówiłe´s?

— Nie było łatwo, ale jako´s mi si˛e udało.
Coren zdj ˛

ał Sybel z siodła i postawił na ziemi. Wrócił Arn i chwycił konie

za uzdy; cały czas zerkał zaciekawiony na Sybel. Tu˙z za chłopcem pojawiła si˛e
wysoka kobieta z dwoma grubymi rudymi warkoczami opadaj ˛

acymi mi˛edzy fałdy

bogatej złoto-zielonej sukni.

— Lynette — powiedział Coren — to. . .
— Wiem, wiem. — Obj˛eła go ze ´smiechem. — My´slisz, ˙ze nie poznam tych

włosów jak ko´s´c słoniowa ani tych oczu? To jest Sybel i chcecie si˛e pobra´c. Wi˛ec
to planowali´scie, kiedy my tu umierali´smy ze zmartwienia.

— Nie wiem, czemu´scie si˛e martwili. Sybel, to Lynette, ˙zona Roka.
— Kiedy odje˙zd˙zasz gdzie´s, ˙zeby ´sni´c na jawie, to jedna sprawa — odparła

Lynette, całuj ˛

ac Sybel w policzek. — Ale kiedy jedziesz do Hiltu i nie wracasz,

to co´s zupełnie innego. Sybel, wygl ˛

adasz na zm˛eczon ˛

a. Droga musiała by´c ci˛e˙zka

w tym zimnie.

Coren obj ˛

ał Sybel ramieniem. Oparła si˛e o niego, przez chwil˛e nie my´sl ˛

ac

o niczym. Czuła tylko zimny dotyk jego płaszcza na twarzy.

— Miała sporo kłopotów w ostatnich dniach. Czy znajdzie si˛e jaki´s cichy

k ˛

acik, gdzie mogłaby odpocz ˛

a´c?

Sybel stan˛eła prosto.
— Nie, Corenie. Przyjemnie jest słysze´c tak wiele miłych głosów. A przecie˙z

nie poznałam jeszcze wszystkich twoich braci i wszystkich dzieci.

— Poznasz — za´smiała si˛e Lynette. — Chod´zmy. Mo˙zesz odpocz ˛

a´c w moim

pokoju, a tymczasem przygotujemy komnaty dla ciebie i Corena.

Przeszli po mo´scie; Arn z ko´nmi post˛epował za nimi. Gwar na dziedzi´ncu

przycichł nagle. Mniejsza brama prowadziła na wewn˛etrzny dziedziniec, kwadra-
towy plac, gdzie stały bezlistne drzewa rzucaj ˛

ace na ´snieg mistern ˛

a siatk˛e cieni.

Jaki´s człowiek otworzył szeroko drzwi do holu i zbiegł po schodach. Włosy miał
czarne, a zielone oczy ´smiały si˛e do Corena.

80

background image

— Arn przybiegł z krzykiem, ˙ze wracasz. Pomy´slałem, ˙ze w swoich w˛edrów-

kach rozdra˙zniłe´s jakiego´s tajemniczego maga, wi˛ec odesłał ci˛e do domu z dwie-
ma głowami.

— Sama widzisz, jak si˛e ze mnie na´smiewaj ˛

a — rzucił Coren, zwracaj ˛

ac si˛e

do Sybel. — Nie, Cenethu. Mag sam przybył tu ze mn ˛

a. Teraz oka˙zesz troch˛e

respektu przy moich wyjazdach i powrotach.

— Aha. . . To ty jeste´s czarodziejk ˛

a z Eldu. — Jasne oczy przygl ˛

adały jej si˛e

badawczo, z u´smiechem, jak oczy Roka. — Wiele o tobie słyszeli´smy od Core-
na. Odk ˛

ad wrócił poraniony po walce z twoim smokiem, nie przestawał o tobie

mówi´c.

— Gdyby nie Gyld, nie wpu´sciłaby mnie za próg — stwierdził Coren. —

Gdzie Eorth? Czy Herne i Bor s ˛

a tutaj?

— Pojechali na łowy — odparł Rok. — Powinni niedługo wróci´c. — Drgn ˛

ał,

kiedy w górze zatrzepotały skrzydła i sokół Ter wyl ˛

adował na ramieniu Corena,

czujnie ich obserwuj ˛

ac błyszcz ˛

acymi oczami. — Czyj to ptak? To nie nasz sokół.

Taki wielki. . .

— To jest Ter — wyja´snił Coren. Obejrzał si˛e na Sybel. — Zabił siedmiu

ludzi. . . O czym teraz my´sli, Sybel? Chciałbym wiedzie´c.

— Siedmiu. . . — Ceneth z niedowierzaniem spogl ˛

adał na Sybel. — Nale˙zy

do ciebie?

Przytakn˛eła.
— Mój ojciec, Ogam, go przywołał.
— Czy jest wolny?
— Dałam go Tamowi, ale nadal odpowiada na moje wołanie, kiedy go po-

trzebuj˛e. — Zamilkła i otworzyła umysł sokołowi. Rok i Ceneth przygl ˛

adali si˛e

jej z zaciekawieniem. Zwróciła si˛e do Corena. — Przyniósł mi wie´sci. Tam czuje
si˛e dobrze. B˛ed˛e musiała do niego napisa´c i wyja´sni´c, gdzie jestem. Trudno mu
b˛edzie zrozumie´c. My´sl˛e, ˙ze w gł˛ebi serca nadal uwa˙za Eld za swój prawdziwy
dom.

— W ˛

atpi˛e, czy musisz pisa´c — wtr ˛

acił Rok. — Wie´sci w Eldwoldzie szybko

si˛e rozchodz ˛

a.

— Doprawdy? Do mnie w mym białym domu docierały z du˙zym opó´znie-

niem. Zreszt ˛

a i tak napisz˛e do Tama; powinien dowiedzie´c si˛e o tym ode mnie.

— Na pewno sobie poradzi — uspokoił j ˛

a Coren.

— Mam nadziej˛e.
Ter przeleciał z ramienia Corena na nag ˛

a gał ˛

a´z drzewa. Ludzie tymczasem

weszli do wielkiego holu Roka, gdzie skóry i sosnowe gał˛ezie pokrywały zimn ˛

a

posadzk˛e, stare gobeliny wisiały na ´scianach, a ogie´n płon ˛

ał w wielkim komin-

ku, przed którym dzieci bawiły si˛e z psem. Sybel odwi ˛

azała płaszcz i potrz ˛

asn˛eła

włosami; dzieci ucichły i przygl ˛

adały si˛e, jak migocz ˛

a srebrzy´scie. Poczuła na

sobie wzrok Corena — obce spojrzenie, jakby teraz wła´snie zobaczył j ˛

a po raz

81

background image

pierwszy; zaczerwieniona odwróciła głow˛e. Lynette wzi˛eła od nich płaszcze. Co-
ren szybko pogładził j ˛

a po policzku.

— Id´z z Lynette. Wkrótce do was przyjd˛e.
Poszła za ˙zon ˛

a Roka po kamiennych stopniach i dalej do przestronnej, jasnej

komnaty. Ogie´n płon ˛

ał na kominku. Przy ogniu le˙zały dwie rudowłose dziewczyn-

ki; rozmawiały. Niemowl˛e zapłakało w kołysce. Lynette podniosła je i uło˙zyła
sobie na r˛ece; drug ˛

a rozsun˛eła kotary wokół ło˙za.

— Lara, Marnya, id´zcie si˛e bawi´c gdzie indziej. Cicho, Byrd. Sybel, połó˙z si˛e,

je´sli masz ochot˛e. Ka˙z˛e poda´c wino i co´s do jedzenia.

Sybel usiadła na ło˙zu.
— Dzi˛ekuj˛e. Jestem bardzo zm˛eczona.
Po chwili jednak wstała i podeszła do okna. W oddali, poza lasami Sirle, mo-

gła dostrzec l´sni ˛

acy na tle nieba, bł˛ekitnobiały szczyt góry Eld. Czapa ´sniegu

okrywała biały dom z niezwykłymi, cudownymi zwierz˛etami.

— Wiem — odezwała si˛e za jej plecami Lynette. — Te˙z czułam smutek, kiedy

dawno temu opuszczałam mój dom w południowym Hilcie. Mam nadziej˛e, ˙ze
b˛edzie ci tu dobrze. Ze wzgl˛edu na Corena ciesz˛e si˛e, ˙ze przy jechała´s, cho´c nie
spodziewałam si˛e tego. Nie po tym, jak oddała´s Tama Drede’owi.

— Musiałam. Chciał wróci´c do ojca.
— Rozumiem, Tacy jak Eorth i Herne to zakute łby. Nie potrafi ˛

a poj ˛

a´c, jak

mogła´s Drede’owi odda´c dziecko, które dostała´s od kogo´s z rodu Sirle. Według
nich cały ´swiat dzieli si˛e mi˛edzy te dwa imiona. — Kołysała zasypiaj ˛

ace dziecko

i u´smiechn˛eła si˛e do czego´s, co dostrzegła w oczach Sybel. — Chcesz j ˛

a potrzy-

ma´c? To moja najmłodsza.

Sybel odpowiedziała u´smiechem.
— Zrozumiała´s moje pragnienia, zanim je sobie u´swiadomiłam. Coren te˙z je

dostrzegł.

— Z niemowl˛eciem w ramionach usiadła przy ogniu. Dziecko nieufnie j ˛

a ob-

serwowało złotobr ˛

azowymi oczami. — Tam te˙z był kiedy´s taki mały. . . A ja nie

miałam poj˛ecia o opiece nad dzieckiem. Coren mówił, ˙ze dzisiaj odb˛edzie si˛e
ceremonia. Co mam robi´c?

— Nic. Masz tylko wyst ˛

api´c pi˛ekna i gotowa przed władc ˛

a Sirle, jego bra´cmi,

ich ˙zonami i dzie´cmi. Rok was poł ˛

aczy, a potem b˛edzie przyj˛ecie na wasz ˛

a cze´s´c.

Czy przywiozła´s co´s odpowiedniego na ´slub?

— Nie. Mam niewiele rzeczy. Nigdy dot ˛

ad nie potrzebowałam niczego szcze-

gólnego.

Lynette spojrzała na ni ˛

a z zaciekawieniem.

— ˙

Zyjesz tak prosto. . . Masz zamiar napisa´c do Horsta z Hiltu i zawiadomi´c

go, ˙ze wychodzisz za Corena?

— Dlaczego?

82

background image

— Jest twoim dziadkiem — tłumaczyła cierpliwie Lynette. — Ty i Rianna

były´scie krewnymi; jego córka była twoj ˛

a matk ˛

a.

Sybel w zadumie uniosła brwi.
— No tak. Nie s ˛

adz˛e, ˙zeby obchodziło go nasze pokrewie´nstwo, odk ˛

ad Ogam

przywołał do siebie moj ˛

a matk˛e, tak jak przywołał Tera czy Gulesa. Ale b˛ed˛e

o tym pami˛eta´c. — Zauwa˙zyła zdziwienie Lynette i roze´smiała si˛e. — Nie ode-
brałam takiego wychowania jak Rianna. Znałam dot ˛

ad bardzo niewiele osób. Nie

spodziewałam si˛e, ˙ze towarzystwo tylu ludzi sprawi mi wielk ˛

a przyjemno´s´c. Je´sli

powiem co´s, co ci˛e zaniepokoi, zwró´c mi uwag˛e.

Lynette skin˛eła głow ˛

a.

— Dobrze — obiecała. — Kiedy ci˛e zobaczyłam, pomy´slałam o Riannie i po-

czułam ból na wspomnienie Norrela. Ale teraz wydaje mi si˛e, ˙ze jeste´s całkiem
inna. Ona miała twarz skromn ˛

a i słodk ˛

a, a twoje oczy. . . — Urwała, szukaj ˛

ac

odpowiedniego słowa.

— Coren mówi, ˙ze s ˛

a czarne jak serce Drede’a — podpowiedziała Sybel.

Lynette zamrugała zdziwiona.
— Coren wygaduje takie rzeczy? Wi˛ec dlaczego chcesz za niego wyj´s´c?
— Sama nie wiem. Mo˙ze nie przychodzi mi do głowy nic, na czym bardziej

by mi zale˙zało.

Lynette z u´smiechem kiwn˛eła głow ˛

a. Odebrała Byrd i uło˙zyła j ˛

a w kołysce.

— Zejd˛e na dół i przypilnuj˛e, ˙zeby przynie´sli tu twoje rzeczy.
Wyszła. Po chwili Sybel wstała i nalała sobie wina. Pochyliła si˛e nad kołysk ˛

a

i pogładziła palcem policzek Byrd. Potem odwróciła si˛e i zacz˛eła kr ˛

a˙zy´c po poko-

ju, niespokojnie nasłuchuj ˛

ac kroków Corena. Usłyszała głosy na dziedzi´ncu i ich

echo odbite od murów. Z kielichem w dłoni wyszła do holu i z jakiego´s miejsca
w´sród milcz ˛

acych kamieni usłyszała Corena.

— Nie — powiedział.
Ruszyła w tamt ˛

a stron˛e. Kawałek dalej znalazła otwarte drzwi; z pokoju do-

biegał szmer rozmowy. Zatrzymała si˛e w progu i zajrzała do podłu˙znej komnaty.
Szukała Corena.

Zobaczyła go przy ogniu na drugim ko´ncu pokoju. Polem, kiedy odzywali si˛e

inni m˛e˙zczy´zni, wolno przypominała sobie imiona jego pi˛eciu braci.

— Corenie, ona jest tutaj. Po co innego miałby´s j ˛

a tu przywozi´c je´sli nie po

to? — M˛e˙zczyzna mówił wolno: był wy˙zszy od pozostałych, włosy miał złote,
a oczy zielone jak skrzydła Gylda.

— Poniewa˙z j ˛

a kocham, Eorthu — wyja´snił cierpliwie Coren, chocia˙z w jego

głosie pojawił si˛e ton irytacji.

— Nie jest podobna do ˙zadnej z tutejszych kobiet — stwierdził Ceneth. —

My´slisz, ˙ze b˛edzie zadowolona, ˙ze tak wła´snie j ˛

a traktujesz? Ma moc; musi jej

u˙zywa´c. Dlaczego nie w naszej sprawie?

83

background image

— Przeciw Drede’owi? Ju˙z wam tłumaczyłem, i to nieraz. Nie chce wojny

przeciwko Tamlornowi.

— Co z tego? Równie łatwo, jak Drede mo˙zemy posadzi´c Tamlorna na tronie

Eldwoldu.

— Z t ˛

a kobiet ˛

a mo˙zemy zyska´c wsparcie Hiltu — dodał kr˛epy, ogorzały m˛e˙z-

czyzna ze srebrzystymi włosami. — A nawet Nicconu. Nikt nie o´smieli si˛e nam
sprzeciwi´c.

— Bor! Nie!
— Corenie — odezwał si˛e Rok. — Pojechałe´s tam jesieni ˛

a, wła´snie by namó-

wi´c j ˛

a do przyjazdu. Udało ci si˛e. . .

— Ale nie po to! Dwa tygodnie temu niemal j ˛

a straciłem. Była przywoły-

wana, atakowana przez jakiego´s pot˛e˙znego maga. My´slałem, ˙ze ju˙z nigdy jej nie
zobacz˛e. Kiedy wróciła, przysi ˛

agłem, ˙ze je´sli zamieszka tutaj, nikt nie b˛edzie jej

niepokoił, nie spróbuje wykorzysta´c wbrew jej woli.

— Corenie, nikt nie chce jej wykorzystywa´c wbrew woli. Nie chcemy, ˙zeby

była tu nieszcz˛e´sliwa — tłumaczył Bor. — Ale przecie˙z mo˙zesz j ˛

a przekona´c. . .

Nie od razu, lecz z czasem, kiedy przyzwyczaicie si˛e do siebie, nabierzecie swo-
body. . .

— My´slałem, ˙ze tego pragniesz najbardziej na ´swiecie. — Niski, chudy m˛e˙z-

czyzna skierował na Corena swe błyszcz ˛

ace niebieskie oczy. — Zemsty za ´smier´c

Norrela.

Na chwil˛e zapadła cisza. Na twarzy Corena, pod płomiennymi włosami, Sybel

dostrzegła napi˛ecie.

— Ja te˙z tak my´slałem. Ale teraz wol˛e raczej ˙zywym po´swi˛eci´c energi˛e swych

my´sli. Dla niej zrezygnowałem ze wszystkiego, tak˙ze z nienawi´sci. Musiałem.
Nie potrafi˛e ci tego wytłumaczy´c. Wiele niezwykłych rzeczy przydarzyło mi si˛e
w jej białym domu, a najdziwniejsza jest ta, ˙ze wol˛e teraz my´sle´c o Sybel ni˙z
o Norrelu. Je´sli chcecie prowadzi´c wojn˛e z Drede’em, musicie to robi´c bez Sybel.
To jej obiecałem. Je´sli b˛edziecie si˛e upiera´c, wyp˛edzicie nas oboje z tego domu.

Rozległ si˛e pomruk sprzeciwu. Rok poło˙zył dło´n na ramieniu brata.
— Nie my´sl o nas tak ´zle. Wszyscy tu jeste´smy niespokojnymi, głodnymi

lwami. Wystarczy, ˙ze rzucisz nam strz˛ep nadziei, a gadaniem rozedrzemy go na
kawałki. Nie b˛edziemy niepokoili Sybel, je´sli taka jest jej wola. Ale z pewno´sci ˛

a

wiesz, jak wielka to dla nas pokusa.

— Wiem, wiem. . .
— I tak posłu˙zy wielkiemu celowi — dodał Ceneth. — Cho´cby temu, ˙ze roz-

ja´sni nasz dom i wystraszy Drede’a.

Coren pokiwał głow ˛

a. Zmierzył wzrokiem kr ˛

ag twarzy wokół siebie.

— ˙

Zadnemu z was nie powinienem wierzy´c. Ale wierz˛e. Nie mam wyboru.

Poczekajcie, Eorth i Herne, a˙z j ˛

a zobaczycie. Wtedy zrozumiecie, jak mogłem

obieca´c co´s takiego.

84

background image

— Ja nie zrozumiem — stwierdził krótko Eorth. — Ale skoro mówisz, ˙ze nam

nie pomo˙ze, to nie pomo˙ze. Tyle umiem poj ˛

a´c.

— Dziwne jest to, ˙ze w ogóle zgodziła si˛e wyj´s´c za ciebie — dodał Ceneth. —

Je´sli takie s ˛

a jej uczucia wobec Tamlorna i Drede’a. . . Wykazała wielk ˛

a odwag˛e,

a mo˙ze miło´s´c, skoro zjawiła si˛e w legowisku lwów, maj ˛

ac tylko ciebie do obrony.

Coren u´smiechn ˛

ał si˛e kpi ˛

aco.

— Doskonale potrafi sama o siebie zadba´c. Widzieli´scie sokoła Tera.
— Je˙zeli umie przywoła´c sokoła, który zabił siedmiu ludzi — powiedział

Eorth — to z pewno´sci ˛

a mo˙ze przywoła´c Drede’a. A wtedy my. . .

— Sied´z cicho! — mrukn ˛

ał Bor.

Sybel odwróciła si˛e powoli. Wróciła do komnaty, gdzie znalazła Lynette, swo-

je rzeczy, tac˛e z jedzeniem i pi ˛

atk˛e dzieci, które patrzyły, jak si˛e posila.

Rok za´slubił ich tego wieczoru w wielkim holu roz´swietlonym ´swiecami trzy-

manymi przez dzieci rodu Sirle. W półmroku trzaskał ogie´n — jedyny d´zwi˛ek
poza gł˛ebokim, mi˛ekkim głosem Roka. Sybel, ubrana w płomienn ˛

a czerwie´n,

z włosami zaplecionymi przez Lynette w srebrzyst ˛

a koron˛e, stała u boku Core-

na. Przygl ˛

adała si˛e odblaskom ognia w złocistych włosach Roka i złotym ła´ncu-

chu na jego szyi. Głos Roka jak wiatr w´sród puszczy mieszał si˛e z tchnieniem
ognia. Sybel my´slami wracała do chaty Maelgi, gdzie dwa dni temu stała przed
jej kominkiem, w samym sercu górskiej ciszy, ´sciskaj ˛

ac r˛ek˛e Corena. Słuchała

wtedy słów staro˙zytnego rytuału za´slubin. Maelga wypowiadała je, kład ˛

ac na ich

dłoniach swe upier´scienione palce.

— Ten zwi ˛

azek ogłaszam mi˛edzy wami. Cho´cby´scie rozdzielili si˛e ciałem lub

dusz ˛

a, pozostanie w waszych sercach wołanie jednego do drugiego, na które nikt

inny nie odpowie. Przez tajemnice ziemi i wody, zwi ˛

azek ten jest ustanowiony,

niezniszczalny, nieodwołalny; przez prawo, co stworzyło ogie´n i wiatr, to wołanie
zostaje w was przebudzone, w ˙zyciu i poza ˙zyciem. . .

Pó´zniej tej nocy, zanim odjechali do Sirle, le˙zała obok Corena, słuchała je-

go oddechu i patrzyła na roje gwiazd płon ˛

ace ponad kopuł ˛

a sklepienia. Czuła,

jak odpływa z niej mrok tego dnia, jak znika si˛egaj ˛

ace szpiku ko´sci zm˛eczenie.

Wreszcie zasn˛eła gł˛eboko i bez koszmarów.

— A teraz — rzeki Rok — przeka˙zcie sobie swoje imiona.
— Coren.
Spojrzała na niego. W czerwonozłotym l´snieniu rozja´sniaj ˛

acym mu twarz do-

strzegła gł˛eboko w oczach płomie´n ´smiechu, którego tam wcze´sniej nie było.
U´smiechn˛eła si˛e lekko, jakby podejmowała wyzwanie.

— Sybel.

background image

Rozdział 8

Kiedy roztopiony ´snieg spłyn ˛

ał z coraz cieplejszej ziemi, Rok zacz ˛

ał mówi´c

o budowie ogrodu dla zwierz ˛

at Sybel. Pewnego ranka nakre´sliła jego plany, ry-

sunki jaskini Gylda, jeziora Czarnego Łab˛edzia i samej marmurowej sali z krysz-
tałow ˛

a kopuł ˛

a. Syn Cenetha i córki Roka zebrali si˛e wokół i słuchali opowie´sci.

— Gyld wymaga ciemno´sci i ciszy; łab˛ed´z, oczywi´scie, musi mie´c wod˛e. Gu-

les i Moriah potrzebuj ˛

a osłoni˛etego legowiska, ogrzanego zim ˛

a, gdzie nie b˛ed ˛

a

straszy´c ludzi ani zwierz ˛

at. Nie wiem, czy im si˛e spodoba przebywanie w´sród

ludzi; ludzie polowali przecie˙z na ka˙zde z nich, a zwłaszcza na Cyrina. Na El-
dzie ˙zyły w odosobnieniu, jednak nie mog˛e ich tam zostawi´c. Mog ˛

a pa´s´c ofiar ˛

a

łowców albo własnych instynktów. Wiecie, jak Gyld poranił Corena. Mo˙ze si˛e
to przydarzy´c jeszcze raz, ale komu´s mniej wyrozumiałemu. A to byłoby niebez-
pieczne dla ludzi i dla zwierz ˛

at. Ludzie spróbuj ˛

a je schwyta´c albo zabi´c. Chc˛e,

˙zeby moje zwierz˛eta miały spokój.

— Bardzo ci na nich zale˙zy — zauwa˙zył Rok.
Kiwn˛eła głow ˛

a.

— I tobie by zale˙zało, gdyby´s potrafił z nimi rozmawia´c. S ˛

a pot˛e˙zne, wspania-

łe, m ˛

adre. Jestem ci wdzi˛eczna za pomoc i za to, ze pozwoliłe´s im tu zamieszka´c.

— To zbiór godzien królewskich marze´n — odparł, spogl ˛

adaj ˛

ac na ni ˛

a zna-

cz ˛

aco. — Nie zmartwi˛e si˛e, je´sli Drede odczuje nieco l˛eku.

Spu´sciła oczy.
— Tak my´slałam — odparta cicho.
Rok poruszył si˛e niespokojnie.
— Nie mówmy o tych sprawach. Pomi˛edzy zewn˛etrznym i wewn˛etrznym mu-

rem jest du˙zy ogród, zdziczały po ´smierci naszej matki. Powstał dla niej jako
miejsce wytchnienia, z daleka od hała´sliwych synów. Ma. wewn˛etrzn ˛

a bram˛e,

a tak˙ze zewn˛etrzn ˛

a, tu˙z obok baszty, prowadz ˛

ac ˛

a na pola. Dzieci rzadko si˛e tam

bawi ˛

a; nasze ˙zony maj ˛

a mniejsze, prywatne ogrody. Zmie´sci si˛e tam niewielki

staw. wiele drzew, fontanna i grota dla smoka. Ale nie wiem, jak zbudowa´c dla
ciebie kryształow ˛

a kopuł˛e.

Roze´smiała si˛e.

86

background image

— Je´sli uczynisz dla mnie to wszystko, nie b˛ed˛e prosiła o kryształow ˛

a kopuł˛e.

Potrzebuj˛e tylko miejsca na moje ksi ˛

a˙zki, ale mog˛e je umie´sci´c w zwykłej kom-

nacie. S ˛

a bardzo cenne. Powinnam wkrótce pojecha´c na gór˛e Eld i je zabra´c, lecz

tak mi tu dobrze, ˙ze trudno planowa´c wyjazd.

— Ciesz˛e si˛e, ˙ze jeste´s u nas szcz˛e´sliwa. — Rok zamilkł na chwil˛e, a Lara

wspi˛eła si˛e na oparcie jego fotela. — Prawd˛e mówi ˛

ac, nie spodziewałem si˛e, ˙ze

ci˛e tu zobacz˛e. Wiedziałem, jakie s ˛

a twoje uczucia dla Tamlorna, a Corena dla

Drede’a. Nie s ˛

adziłem, ˙ze uda si˛e wam jako´s pogodzi´c miło´s´c i nienawi´s´c.

Zerkn˛eła na niego, kre´sl ˛

ac co´s odruchowo na marginesie karty papieru.

— Nie ˙zywi˛e miło´sci do Drede’a. Jednak Tamowi bardziej si˛e przyda ˙zywy

ni˙z martwy. A Coren. . . Wiem, ˙ze zdołał si˛e jako´s pogodzi´c ze ´smierci ˛

a Norrela.

Ale wiem te˙z, ˙ze jest człowiekiem z rodu Sirle, ˙ze je´sli rozpoczniecie kolejn ˛

a

wojn˛e, b˛edzie walczył: nie przeciwko Drede’owi, ale dla swych braci, jak walczył
dla Norrela.

— Chocia˙z spiskujemy i planujemy, nie widz˛e raczej mo˙zliwo´sci nowej woj-

ny. Z pewno´sci ˛

a ty i Coren b˛edziecie prowadzi´c spokojne ˙zycie. Przynajmniej

dopóki nie umrze Drede.

Jej pióro znieruchomiało nagle.
— I co wtedy?
Rok wstał i przysun ˛

ał si˛e bli˙zej ognia, ci ˛

agn ˛

ac Lar˛e, obejmuj ˛

ac ˛

a go za nog˛e.

— Je´sli umrze, gdy Tam b˛edzie jeszcze młody, pojawi si˛e do´s´c drapie˙zców

z apetytem na królestwo chłopca — wyja´snił otwarcie. — Zeszła´s z Eldu do ´swia-
ta, który nie jest spokojny. Tamlorn z pewno´sci ˛

a tak˙ze si˛e o tym przekonuje. Je´sli

jest sprytny, nauczy si˛e ˙zonglowa´c władz ˛

a, udziela´c jej i odbiera´c. Drede b˛edzie

go uczył, wi˛ec nie zostanie całkiem bezradny, gdy pewnego dnia Sirle zacznie
k ˛

asa´c jego dziedzin˛e.

Przesłoniła rz˛esami swe czarne oczy.
— Istotnie, jeste´scie stadem niespokojnych lwów. . .
— Tak, ale nie potrafimy skoczy´c; nie mamy poparcia, ludzi i bro´n stracili´smy

na równinie Terbrec, a wspomnienie bitwy osłabia nasz ˛

a wol˛e. — U´smiechn ˛

ał si˛e,

podniósł Lar˛e i posadził sobie na ramionach. — Ale nie powinienem z tob ˛

a o tym

rozmawia´c. Wybacz.

— Nie ma czego wybacza´c. To ciekawe.
Drzwi otworzyły si˛e nagle i do komnaty zajrzał Coren. Przyjrzał si˛e czujnie

im obojgu.

— Co robisz z moim bratem? — zapytał ˙zało´snie. — Masz mnie ju˙z do-

sy´c. Nienawidzisz moich rudych włosów. Pragniesz kogo´s starego, przygarbione-
go i pomarszczonego. . .

— Corenie. Rok mi zbuduje ogród. Patrz, rysowali´smy plany. To jest jaskinia

Gylda, to łab˛edzie jezioro. . .

87

background image

— A to jest Liralen — doko´nczył, w skazuj ˛

ac pełne gracji linie rysunku. —

Gdzie b˛edziesz go trzyma´c?

— Co to jest Liralen? — zdziwił si˛e Rok.
— Pi˛ekny biały ptak, którego skrzydła powiewaj ˛

a za nim jak grzywacze fal

na niebie. Niewielu ludzi zdołało go pochwyci´c. Udało si˛e to ksi˛eciu Nethowi tu˙z
przed ´smierci ˛

a. O co chodzi? — zwrócił si˛e do Sybel, która w zadumie marszczyła

czoło.

— O co´s, co Mithran powiedział o Liralenie. Mówił. . . mówił, ˙ze kiedy´s pła-

kał, jak ja płakałam tamtego dnia, poniewa˙z wiedział, ˙ze nigdy nie zyska władzy
nad Liralenem, cho´c zdoła mo˙ze zapanowa´c nad wszystkim innym. Zastanawiam
si˛e, sk ˛

ad wiedział; zastanawiam si˛e, dlaczego nie mógł go schwyta´c.

— Mo˙ze Liralen okazał si˛e pot˛e˙zniejszy od niego?
— Czy to mo˙zliwe? Jest przecie˙z zwierz˛eciem, jak Gules czy Cyrin. . .
— Mo˙ze bardziej jak Rommalb.
— Nawet Rommalba mo˙zna przywoła´c.
Coren pokr˛ecił głow ˛

a i delikatnie pogładził długie włosy Sybel.

— Wydaje mi si˛e, ˙ze Rommalb pod ˛

a˙za, gdzie zechce i kiedy zechce. Przybył

do ciebie i zwi ˛

azał si˛e z tob ˛

a, bo zajrzał na dno czarnych studni twoich oczu i nie

znalazł tam ´sladu strachu.

— Co to jest Rommalb? — wtr ˛

acił Rok. — Dla niego nie nakre´sliła´s planów.

Coren u´smiechn ˛

ał si˛e. Usiadł na stole i przysun ˛

ał sobie rysunki.

— Rommalb to stwór, którego spotkałem kiedy´s w domu Sybel. Nie s ˛

adz˛e,

˙zeby´s chciał go mie´c w Sirle. Chodzi własnymi drogami, przede wszystkim noc ˛

a.

Rok uniósł brwi.
— Zaczynam podejrzewa´c, ˙ze niektóre z historii, które od prawie trzydziestu

lat nam opowiadasz, mog ˛

a by´c prawdziwe.

— Zawsze mówi˛e prawd˛e — odparł Coren i roze´smiał si˛e, widz ˛

ac min˛e bra-

ta. — S ˛

a w Eldwoldzie istoty gro´zniejsze od kłopotliwych królów.

— Doprawdy? Jestem ju˙z za stary, ˙zeby spotyka´c si˛e z czym´s bardziej kłopo-

tliwym ni˙z Drede.

— Corenie — odezwała si˛e Sybel. — Powinnam wróci´c na Eld po swoje ksi˛e-

gi.

— Wiem. Ja te˙z o tym my´slałem. Je´sli chcesz, mo˙zemy wyruszy´c jutro. Po-

goda jest pi˛ekna, wi˛ec nie musimy si˛e spieszy´c.

— To mo˙ze by´c niebezpieczne — zagrzmiał Rok. — Drede mo˙ze czeka´c pod

Eldem, a˙z Sybel wróci po swoje zwierz˛eta.

— Nie musz˛e po nie wraca´c — odparła Sybel. — Mog ˛

a dotrze´c tu same, kiedy

ju˙z przygotujemy im ogród. Ale musz˛e wróci´c po ksi˛egi.

— Po´sl˛e po nie Herne’a i Eortha.
Z u´smiechem pokr˛eciła głow ˛

a.

88

background image

— Nie, Roku. Chc˛e raz jeszcze zobaczy´c mój dom i moje zwierz˛eta. Przywo-

łam Tera; on b˛edzie naszym zwiadowc ˛

a. Ostrze˙ze nas w razie niebezpiecze´nstwa.

Wyjechali nast˛epnego dnia przed południem. Zimny wiatr dmuchał od wierz-

chołka Eldu i p˛edził niepowstrzymany przez równin˛e jasnego nieba. Drzewa na
wewn˛etrznym dziedzi´ncu pokryły si˛e twardymi, ciemnymi p ˛

aczkami nowych li-

´sci. Szerokie płaszcze Roka i Eortha wydymały si˛e niczym ˙zagle na wietrze.

— Ceneth i ja powinni´smy jecha´c razem z wami, Corenie rzekł Eorth swym

powolnym, gł˛ebokim głosem, podtrzymuj ˛

ac strzemi˛e Sybel. — Tak podpowiada

rozs ˛

adek.

— A ja marz˛e tylko o kilku dniach spokoju i odosobnienia w towarzystwie tej

białowłosej czarodziejki odparł Coren. — Nie martwcie si˛e o nas. Sybel jednym
spojrzeniem przebije ka˙zdego, kto chciałby nas zaczepi´c.

Zawrócił konia, unosz ˛

ac r˛ek˛e na po˙zegnanie. Niczym pocisk Ter run ˛

ał z ja-

snego nieba i wyładował mu na ramieniu. Rok parskn ˛

ał ´smiechem.

— Oto twój stra˙znik.
Coren skrzywił si˛e, czuj ˛

ac mocny u´scisk szponów.

— Id´z, usi ˛

ad´z na Sybel. Ja sam o siebie zadbam. — Zerkn ˛

ał na ˙zon˛e i zamilkł,

widz ˛

ac, ˙ze mi˛edzy kobiet ˛

a a ptakiem przebiega spojrzenie jak ni´c porozumienia.

Sybel mrukn˛eła co´s zaskoczona. — Co si˛e stało?

— Tam dzi´s rano wyruszył z Mondoru w stron˛e Eldu. Dziwne, ˙ze Drede mu

pozwolił. Chyba ˙ze. . .

— Chyba ˙ze Drede nic nie wie o jego wyje´zdzie — doko´nczył Rok. — Je´sli

spotkacie Tama, zaoferujcie mu go´scin˛e u nas.

— Mieli´smy go kiedy´s — przypomniał Coren. — I stracili´smy. Niech tak

zostanie.

Rok u´smiechn ˛

ał si˛e tylko.

— Jestem pewien, ˙ze Drede dobrze go wyszkolił. Jed´zcie. ˙

Zycz˛e przyjemnej

podró˙zy. Gdyby´scie potrzebowali pomocy, przy´slijcie Tera.

Pojechali niespiesznie przez lasy; sp˛edzili noc na male´nkiej farmie na samej

granicy równiny Terbrec. Wczesnym popołudniem nast˛epnego dnia dotarli do gó-
ry Eld. Kr˛eta droga rozmi˛ekła od topniej ˛

acego ´sniegu; szczyt ja´sniał na tle bł˛eki-

tu; wiatry nios ˛

ace zapach ´sniegu i sosen smakowały jak stare wino. Sybel zrzuciła

kaptur, a włosy powiewały za ni ˛

a niby biały płomie´n; chłodny wiatr zarumienił

jej policzki. Coren pochwycił ˙zon˛e za włosy i pocałował j ˛

a. Blask sło´nca lał si˛e

ciepłem na jej zamkni˛ete powieki.

Dotarli do białego domu i stwierdzili, ˙ze brama jest otwarta.
Tam wyszedł im na spotkanie.
Szedł wolno; lew Gules biegł u jego boku, szeroko otwieraj ˛

ac oczy i niepewnie

spogl ˛

adaj ˛

ac na przybyłych. Sybel zsun˛eła si˛e z siodła.

— Tam! — Podbiegła i uj˛eła w dłonie jego twarz. — Mój Tam! Jeste´s zanie-

pokojony. Czy Drede. . . co´s ci zrobił?

89

background image

Tam pokr˛ecił głow ˛

a. Sybel opu´sciła mu dłonie na ramiona.

— Wi˛ec co si˛e stało?
Twarz miał blad ˛

a, zm˛eczon ˛

a, oczy podkr ˛

a˙zone. Obj ˛

ał Sybel i spojrzał ponad

jej ramieniem na Corena, który zeskoczył na ziemi˛e i chwycił konia ˙zony.

— Czy on jest zły na Drede’a?
— Nic nie wie — odparła Sybel zaskoczona. — Ale czego ty si˛e dowiedziałe´s?
Potrz ˛

asn ˛

ał jasnymi włosami.

— Niczego nie rozumiem. Drede powiedział, ˙ze wyjdziesz za niego, wi˛ec by-

łem szcz˛e´sliwy, a potem. . . potem nagle co´s go przeraziło i nie chciał o tobie
mówi´c. Kiedy mu powiedziałem, ˙ze wyszła´s za Corena, twarz pobladła mu tak
bardzo, jakby miał zemdle´c. Ale w ko´ncu si˛e odezwał. On jest po prostu przera˙zo-
ny. Dlatego przyjechałem zobaczy´c, czy. . . czego wła´sciwie si˛e boi. Wiedziałem,

˙ze przyjedziesz, gdy tylko Ter ci przeka˙ze, ˙ze tu jestem.

— Tam, czy on wie, gdzie pojechałe´s?
— Nie. Nikt nie wie. — Znów spojrzał ponad jej ramieniem. Coren podszedł

bli˙zej. — Jeste´s jednym z siedmiu z Sirle — o´swiadczył sztywno. — Nauczono
mnie ba´c si˛e was.

— Ter siada na moim ramieniu i bierze mi˛eso z moich palców, pozostawiaj ˛

ac

palce całe — odparł łagodnie Coren. — Dla niego jestem tylko Corenem, który
kocha Sybel.

Tam wypu´scił Sybel z obj˛e´c. Westchn ˛

ał gło´sno i uspokoił si˛e.

— Miałem nadziej˛e, ˙ze zostanie ˙zon ˛

a Drede — mrukn ˛

ał. — Jeste´scie sami?

— Jest z nami Ter — wyja´sniła Sybel. — Masz szcz˛e´scie, ˙ze nie przyjechali

bracia Corena. Tam, połowa Eldwoldu szuka ci˛e pewnie z tego czy innego powo-
du. Nie mo˙zesz ju˙z podró˙zowa´c tak swobodnie jak wtedy, gdy razem z Nylem
boso pasałe´s owce.

— Wiem. Ale Drede by mnie nie pu´scił, a chciałem ci˛e zobaczy´c, ˙zeby si˛e

przekona´c. . . przekona´c, ˙ze. . . ˙ze ci ˛

agle. . .

U´smiechn˛eła si˛e.
— ˙

Ze ci ˛

agle ci˛e kocham, Tam? — szepn˛eła. Przytakn ˛

ał, ˙zało´snie wykrzywia-

j ˛

ac wargi.

— Wci ˛

a˙z musz˛e by´c tego pewien, Sybel. — Ze znu˙zeniem przetarł oczy. —

Czasami jestem jeszcze dzieckiem. Odprowadz˛e wasze konie.

Wymruczał co´s uspokajaj ˛

aco do zwierz ˛

at, powiódł je za uzdy do szopy. Sybel

ukryła twarz w dłoniach.

— ˙

Załuj˛e, ˙ze kiedy´s doprowadziłam do jego spotkania z Drede’em.

Coren odgarn ˛

ał jej włosy z twarzy.

— Nie mogła´s pilnowa´c go a˙z do ´smierci — odpowiedział. — Z urodzenia

albo w wyniku okoliczno´sci, jakie stworzyli´smy na Terbrec, nie został przezna-
czony do spokojnego ˙zycia.

90

background image

— Zabrałabym go ze sob ˛

a do Sirle, ale nie zechce jecha´c. Potrzebuje Drede’a.

A ja nie wykorzystam Tama, ˙zeby Drede’a ukara´c.

Urwała nagle, słysz ˛

ac własne, wypowiedziane na głos słowa. Uniosła głow˛e

i dostrzegła zdumienie w oczach Corena.

— Ukara´c Drede’a? Za co?
U´smiechn˛eła si˛e i nabrała tchu.
— Och, zaczynam ju˙z gada´c jak Rok albo Eorth, kiedy wspominaj ˛

a Terbrec.

— Niepokoili ci˛e?
— Nie. Byli bardzo uprzejmi. Ale przecie˙z mam uszy i słyszałam mow˛e ich

nienawi´sci.

Pochyliła si˛e do Gulesa, który stał przed ni ˛

a i czekał cierpliwie. Spojrzała

w jego złociste oczy.

Czy wszystko tutaj w porz ˛

adku?

Tak, Biała Pani, ale słyszałem niepokoj ˛

ace wie´sci o królu. Powiedz, co trzeba

zrobi´c, a ja to zrobi˛e.

Nic. Na razie. Zabieram was wszystkich do Sirle.
Spodziewali´smy si˛e tego.
Wyprostowała si˛e, ´sci ˛

agaj ˛

ac wargi w lekkim u´smieszku.

— Czasami wydajesz mi si˛e bardzo daleka — powiedział cicho Coren. —

Twoja twarz si˛e zmienia. . . jest niczym jasny nieruchomy płomie´n, pot˛e˙zna i nie-
dotykalna.

— Jestem nie dalej ni˙z d´zwi˛ek mojego imienia. — Wzi˛eła go za r˛ek˛e i razem

poszli w stron˛e domu. — Gules twierdzi, ˙ze zwierz˛eta spodziewały si˛e przepro-
wadzki. Ciesz˛e si˛e, ˙ze Rok chce je przyj ˛

a´c.

— Rok, moja najdro˙zsza, jest sprytny. . . — Zamilkł, gdy Cyrin powitał ich

zaraz za progiem. U´smiechn ˛

ał si˛e tylko. — Cyrinie. . . Jak widzisz, pokonałem

t˛e. . . szklan ˛

a gór˛e.

— Pokonałe´s? — zapytał srebrzysty odyniec. — Czy czarownica sama j ˛

a usu-

n˛eła dla własnych celów?

— Z pewno´sci ˛

a usun˛ełam — odpowiedziała cicho Sybel. — Dla celów, któ-

rym nie mogłam si˛e dłu˙zej przeciwstawia´c. Cyrinie, przenosimy si˛e do Sirle.

Czy wie do´s´c, by spyta´c dlaczego?

— zapytał odyniec w my´slach.

Nie. Nie chc˛e go niepokoi´c. Pilnuj swego m ˛

adrego j˛ezyka.

Kto b˛edzie pilnował j˛ezyka M ˛

adrego z Sirle, kiedy otworz ˛

a si˛e jego ´slepe oczy?

Milczała przez chwil˛e, ´sciskaj ˛

ac dło´n Corena.

Prosz˛e ci˛e tylko o milczenie. Je´sli nie mo˙zesz mi tego da´c, a chcesz odzyska´c

wolno´s´c, uwolni˛e ci˛e.

Pomi˛edzy zagadk ˛

a a rozwi ˛

azaniem nie ma ˙zadnej wolno´sci.

— Sybel! — zawołał Coren.
Powróciła do niego.
— Mistrz M ˛

adro´sci bywa czasem irytuj ˛

acy — wyja´sniła. — Ale sam to wiesz.

91

background image

— Tak, wiem. Ale nie dla spokojnego umysłu.
Spojrzała mu w oczy.
— Nie zawsze jestem szczera, Corenie.
— Kocham ci˛e wła´snie dlatego, ˙ze taka jeste´s. Powiedz, co mówił, co ci˛e

zaniepokoiło.

— Sama niepokoj˛e si˛e wydarzeniami, które min˛eły. Nic wi˛ecej. Jak Tam, cza-

sami jestem jeszcze dzieckiem.

Wszedł Tam z Terem na ramieniu. Schylił si˛e i pogłaskał Moriah u stóp Sybel.
— Wróciła´s tu ju˙z na stałe? — spytał z nadziej ˛

a w głosie.

— Nie, Tam. Przenosz˛e swoje ksi˛egi i zwierz˛eta do Sirle. Dło´n chłopca znie-

ruchomiała pomi˛edzy uszami kocicy

— Trudno mi b˛edzie ci˛e tam odwiedza´c, Sybel — szepn ˛

ał. — Ale mo˙ze ty

czasem przyjedziesz do Mondoru.

— Mo˙ze — odparła łagodnie.
— I jeszcze. . . — Podniósł głow˛e i odrzucił z oczu jasne włosy. — Mo˙zemy

chwil˛e porozmawia´c?

Zerkn˛eła na Corena.
— Posiedz˛e tu przy ogniu — zaproponował uprzejmie. — I pogadam z Cyri-

nem.

— Dzi˛ekuj˛e — rzucił Tam i przygarbiony ruszył za Sybel do sali pod kopuł ˛

a.

Lew Gules kroczył za nimi bezszelestnie.

Sybel usiadła na grubym futrze i przyci ˛

agn˛eła chłopca do siebie.

— Ro´sniesz. Jeste´s ju˙z prawie tak wysoki jak ja.
Przytakn ˛

ał, skr˛ecaj ˛

ac futro w palcach. Zmarszczył jasne brwi.

— T˛esknie za tob ˛

a, Sybel, i boli mnie, ˙ze. . . ˙ze wolała´s wyj´s´c za Corena.

Nie z jego powodu. Dla wielu ludzi nie jeste´smy ju˙z Sybel i Tamem, ale Sirle
i Drede’em, którzy zawsze byli wrogami. Kiedy´s wszystko było całkiem proste,
a teraz si˛e skomplikowało i nie wiem, jak si˛e sko´nczy.

— Ja tak˙ze nie wiem, Tamie. Wiem tylko, ˙ze nigdy nie zrobi˛e niczego, co

mogłoby ci˛e zrani´c.

Spojrzał na ni ˛

a zal˛ekniony.

— Sybel, czego si˛e boi mój ojciec? Ciebie? Nie pozwala mi nawet wymawia´c

twojego imienia.

— Nie zrobiłam mu ˙zadnej krzywdy. Nie zrobiłam nic, co mogłoby go wy-

straszy´c.

— Ale nigdy go takiego nie widziałem i nie wiem, jak mog˛e mu pomóc. Po-

znałem go niedawno i boj˛e si˛e. . . boj˛e si˛e, ˙ze go strac˛e, jak straciłem ciebie.

Zmarszczyła czoło.
— Nie straciłe´s mnie. Zawsze b˛ed˛e ci˛e kochała, niewa˙zne gdzie mieszkasz

i gdzie ja zamieszkam.

Kiwn ˛

ał głow ˛

a gwałtownie i smutnie wykrzywił wargi.

92

background image

— Wiem. Ale teraz jest całkiem inaczej ni˙z kiedy´s. Ludzie, których kochamy,

nienawidz ˛

a si˛e nawzajem. My´slałem, ˙ze dopóki mieszkasz na Eldzie, mog˛e tu

przyjecha´c, kiedy zechc˛e, uciec od zgiełku i ludzi z Mondoru i. . . i pole˙ze´c przy
ogniu z Gulesem albo pobiega´c po górach z Terem i Nylem. . . tylko troch˛e. . .
a potem wróci´c do Drede’a. My´slałem, ˙ze zawsze tu b˛edziesz ze zwierz˛etami.
A teraz odje˙zd˙zasz i zabierasz je tam, gdzie nie b˛ed˛e mógł przyjecha´c. Nie s ˛

adzi-

łem, ˙ze co´s takiego si˛e zdarzy. Nie s ˛

adziłem, ˙ze wyjdziesz za Corena. Wydawało

mi si˛e, ˙ze go nie lubisz.

— Te˙z nie s ˛

adziłam, ˙ze za niego wyjd˛e. Ale potem odkryłam, ˙ze go kocham.

— Ja to rozumiem. I nie wiem, czemu Drede nie potrafi zrozumie´c. Nigdy

nie u˙zyłaby´s swojej mocy, by rozpocz ˛

a´c wojn˛e. Sama mówiła´s. Drede musi to

wiedzie´c, a jednak czego´s si˛e boi i czasem. . . czasem my´sl˛e, ˙ze zagubił si˛e gdzie´s
wewn ˛

atrz siebie.

Sybel odetchn˛eła gł˛eboko.
— Chciałabym, ˙zeby´s znowu był mały, ˙zebym mogła ci˛e trzyma´c w ramio-

nach i pociesza´c. Có˙z, urosłe´s i wiesz, ˙ze w pewnych sprawach nie da si˛e znale´z´c
pocieszenia.

— Tak, wiem, ale. . . czasami wcale nie jestem taki du˙zy.
U´smiechn˛eła si˛e i przytuliła go do siebie.
— Ja te˙z nie.
Oparł jej głow˛e o rami˛e i okr˛ecił na palcu kosmyk białych włosów.
— Czy jeste´s szcz˛e´sliwy w Mondorze? Znalazłe´s przyjaciół?
— Mam kuzynów w moim wieku. Zdziwiłem si˛e, ˙ze mam a˙z tylu krewnych,

kiedy dot ˛

ad miałem tylko ciebie. Je´zdzimy razem na polowania. . . Lubi ˛

a Tera,

ale troch˛e si˛e go boj ˛

a, a on nie pozwala si˛e trzyma´c nikomu oprócz mnie. Na

pocz ˛

atku si˛e ze mnie ´smiali, bo o tylu sprawach nie miałem poj˛ecia. Maelga i ty

nauczyły´scie mnie czyta´c i pisa´c, ale nie u˙zywa´c miecza albo polowa´c z psami,
ani nawet kto był królem przed Drede’em. Wiele si˛e dowiedziałem o Eldwoldzie,
o czym nigdy mi nie mówiły´scie. Ale na tej górze nauczyłem si˛e tego, o czym tam
nie maj ˛

a poj˛ecia. Czy ty. . . czy jeste´s szcz˛e´sliwa w Sirle?

— Tak. I ja te˙z wiele si˛e ucz˛e na temat ˙zycia w´sród ludzi. O tym Ogam nigdy

mi nie mówił.

Tam drgn ˛

ał, poruszony natr˛etn ˛

a my´sl ˛

a. Szukał słów.

— Sybel. . . Czemu. . . czemu ojciec s ˛

adził, ˙ze za niego wyjdziesz? Powiedział

mi to pewnej nocy, nie tak dawno temu. . . Powiedział, ˙ze miał mi nie mówi´c, bo to
jeszcze nie całkiem pewne, ale chciał pozna´c moj ˛

a reakcj˛e. Obj ˛

ałem go, strasznie

si˛e ucieszyłem, a on si˛e roze´smiał. . . A nast˛epnego dnia zapytałem go znowu,
a on. . . on tylko spojrzał na mnie i milczał. Wydawał si˛e chory i. . . i stary.

— Tam. . . — Głos zadr˙zał jej lekko. — Nie miał prawa ci tego mówi´c, bo

nigdy si˛e nie zgodziłam. Mo˙ze on. . .

— Tak, ale kiedy zd ˛

a˙zył ci˛e spyta´c? Pisał do ciebie?

93

background image

— Nie.
— Nie rozumiem tego. Wydawał si˛e taki pewny. . . Mo˙ze to ja si˛e pomyliłem,

mo˙ze ´zle odebrałem jego słowa. Ale czego si˛e teraz boi? Nigdy si˛e nie ´smieje.
Prawie do nikogo si˛e nie odzywa. My´slałem, ˙ze tutaj odkryj˛e, co go dr˛eczy.

— Przykro mi, ˙ze martwisz si˛e o Drede’a, ale nie mog˛e. . . nie mog˛e ci pomóc.

L˛eki Drede’a to jego sprawa. Jego zapytaj.

— Pytałem. Nie chce powiedzie´c. — Tam obj ˛

ał Gulesa. Zmarszczył brwi. —

Wróc˛e do domu ostro˙znie, o wiele ostro˙zniej ni˙z wyjechałem. Drede b˛edzie si˛e
na mnie gniewał, ale ciesz˛e si˛e, ˙ze tu jestem. Ciesz˛e si˛e, ˙ze mogłem z tob ˛

a poroz-

mawia´c. T˛eskni˛e za tob ˛

a i Gulesem. Ale pewnego dnia przyjad˛e do Sirle.

— Nie.
U´smiechn ˛

ał si˛e.

— Przyjad˛e tak cichutko, ˙ze nikt prócz ciebie, Gulesa i Cyrina nie b˛edzie

o tym wiedział. Ale przyjad˛e.

— Nie! — protestowała bezradnie. — Nie zdajesz sobie sprawy. . .
Urwała nagle i obejrzała si˛e. Zza zamkni˛etych drzwi dobiegał przeci ˛

agły, bul-

gocz ˛

acy odgłos, narastaj ˛

acy, cichn ˛

acy i narastaj ˛

acy znowu.

— Co. . . ?
Gules warkn ˛

ał, poderwał si˛e i zaryczał. Sybel wstała. Zza drzwi dobiegł gło-

´sny trzask i pomruk m˛eskich głosów.

— Coren. . . — szepn˛eła.
Otworzyła drzwi. Lew Gules przemkn ˛

ał obok niej i przysiadł przed komin-

kiem. Złocisty ogon poruszał si˛e z boku na bok. Coren spojrzał na Sybel po-
nad klingami trzech mieczy trzymanych u jego gardła. Był nieuzbrojony, plecami
opierał si˛e o mur. Moriah kr ˛

a˙zyła wokół i warczała na trzech m˛e˙zczyzn w czar-

nych tunikach, z pojedyncz ˛

a krwawoczerwon ˛

a gwiazd ˛

a na piersi — znakiem sług

Drede’a.

— Nie róbcie mu krzywdy! — zawołał Tam, staj ˛

ac obok Sybel.

Gwardzi´sci obejrzeli si˛e na niego; spogl ˛

adali na przemian na chłopca i na

Moriah.

— Ksi ˛

a˙z˛e Tamlornie — odezwał si˛e jeden z nich przez zaci´sni˛ete z˛eby. — To

jeden z Sirle.

— Znasz ich, Tamlornie? — zapytał Coren.
Ostrze miecza mocniej nacisn˛eło jego krta´n.
— Tak. To gwardzi´sci mojego ojca. — Tam przyjrzał si˛e pełnym napi˛ecia twa-

rzom. — Przybyłem tutaj, ˙zeby zobaczy´c si˛e z Sybel. Nie wiedziała, ˙ze przyjad˛e.
Porozmawiali´smy i teraz jestem gotów, by wraca´c do domu. Pu´s´ccie go.

— To Coren z Sirle, brat Norrela. . . Walczył na Terbrec. . .
— Wiem. Ale je´sli zrobicie mu krzywd˛e, nie wierz˛e, ˙zeby´scie ˙zywi opu´scili

ten dom.

94

background image

Gwardzista zerkn ˛

ał na Moriah, potem na Gulesa, któremu gro´zny pomruk bu-

dził si˛e w gł˛ebi paszczy.

— Król jest niemal oszalały ze zmartwienia. Je´sli odst ˛

apimy od Corena, te

bestie nas zabij ˛

a. Ale je´sli Drede dowie si˛e, ˙ze wypu´scili´smy z r ˛

ak jednego z Sirle,

czeka nas gorszy los.

— Jeste´scie tu sami?
— Nie. Inni stoj ˛

a za bram ˛

a. Przybiegn ˛

a na wezwanie.

— Zatem nikt prócz was nie musi wiedzie´c, ˙ze byli tu Coren i Sybel. Ja Dre-

de’owi nie powiem.

— Ksi ˛

a˙z˛e Tamlornie, to przecie˙z wróg króla. . . twój nieprzyjaciel.

— Jest m˛e˙zem Sybel! A je˙zeli chcecie zaryzykowa´c i zabi´c go w obecno´sci

Sybel, Gulesa i Moriah, próbujcie. Mog˛e wróci´c do domu sam, tak jak przyjecha-
łem.

Moriah wrzasn˛eła znowu, kład ˛

ac płasko uszy. Klingi drgn˛eły. Jeden z gwardzi-

stów cofn ˛

ał nagle miecz, ale zimny głos Sybel powstrzymał ruch broni w stron˛e

kocicy.

— Je´sli to zrobisz, zabij˛e ci˛e.
Gwardzista patrzył nieruchomo w jej czarne oczy; krople potu spływały mu

po twarzy.

— Pani, zabierzemy ksi˛ecia i odjedziemy. Przysi˛egam. Ale jak ˛

a mamy gwa-

rancj˛e, ˙ze wyjdziemy ˙zywi z twego domu, je´sli pu´scimy Corena? Jak ˛

a pewno´s´c,

˙ze zachowamy ˙zycie?

Przez chwil˛e Tam wpatrywał si˛e czujnie w twarz Corena. Potem zbli˙zył si˛e,

ukl˛ekn ˛

ał u jego stóp i obj ˛

ał Moriah za szyj˛e.

— Ja jestem t ˛

a gwarancj ˛

a. A teraz odst ˛

apcie.

Miecze zakołysały si˛e, zamigotały w blasku ognia, opadły. Coren odetchn ˛

bezgło´snie.

— Dzi˛ekuj˛e ci.
Tam podniósł wzrok, gładz ˛

ac Moriah.

— Uznaj, ˙ze to dar od Drede’a dla Sirle. — Wsiał i zwrócił si˛e do gwardzi-

stów. — Teraz pojad˛e do domu. ˙

Zaden z was nie mo˙ze tu zosta´c, nie mo˙ze ´sledzi´c

Sybel i Corena, gdy odjad ˛

a. Nikt.

— Ksi ˛

a˙z˛e Tamlornie. . . Nie widzieli´smy tu ani Sybel, ani Corena.

Tam westchn ˛

ał.

— Mój ko´n stoi w szopie. Wyprowad´zcie go.
Wyszli pospiesznie, ´scigani cichymi pomrukami lwa, ody´nca i kocicy. Chło-

piec podszedł do Sybel, a ona obj˛eła go mocno.

— Mój Tamie, stajesz si˛e nieustraszony i m ˛

adry jak Ter.

Odsun ˛

ał si˛e.

— Wcale nie. Cały si˛e trz˛es˛e.

95

background image

U´smiechn ˛

ał si˛e, a Sybel ucałowała go szybko. Potem u´scisn ˛

ał jeszcze lwa

Gulesa i wstał. Zza drzwi dobiegł stukot kopyt.

— Ksi ˛

a˙z˛e Tamlornie — odezwał si˛e z powag ˛

a Coren. — Jestem ci wdzi˛eczny.

My´sl˛e, ˙ze twój dar wzbudzi wielkie zakłopotanie u władcy Sirle.

— Mam nadziej˛e, ˙ze b˛edzie zadowolony — odparł cicho Tam. — Zegnaj,

Sybel. Nie wiem, kiedy znów si˛e zobaczymy.

— Do widzenia, Tam.
Obserwowała przez okno, jak chłopiec dosiada konia, a Ter kr ˛

a˙zył mu nad

głow ˛

a. Potem wyprostowana sylwetka znikn˛eła w grupie ciemno ubranych je´zd´z-

ców z krwawymi gwiazdami na piersiach. Po chwili drzewa zasłoniły wszystkich.
Wtedy podeszła do Corena i obj˛eła go mocno, przytulaj ˛

ac twarz do jego piersi.

— Mimo całej mojej pot˛egi mogli ci˛e zabi´c, zanim jeszcze si˛e zorientowałam,

˙ze weszli do domu. Co by wtedy powiedział Rok?

Uj ˛

ał w dłonie jej twarz i radosny u´smiech błysn ˛

ał mu w oczach.

— ˙

Ze kiedy idzie o moja skór˛e, nie powinienem polega´c na ˙zonie.

Dotkn˛eła jego szyi.
— Krwawisz.
— Wiem. A ty dr˙zysz.
— Wiem.
— Sybel, czy mogła´s zabi´c tego gwardzist˛e? On w to wierzył.
— Nie wiem. Ale gdyby zabił Moriah, na pewno bym si˛e przekonała. — Wes-

tchn˛eła. — Ze wzgl˛edu na niego i na siebie ciesz˛e si˛e, ˙ze do tego nie doszło.
My´sl˛e, Corenie, ˙ze nie powinni´smy zostawa´c tu długo. Nie ufam tym ˙zołnierzom.
Zapakujmy ksi˛egi i ruszajmy.

Coren skin ˛

ał głow ˛

a. Podniósł przewrócony fotel; znalazł w k ˛

acie i wsun ˛

ał do

pochwy swój miecz. Lew Gules le˙zał przy ogniu i pomrukiwał cicho, Moriah
kr ˛

a˙zyła przed drzwiami. Sybel pogładziła jej płask ˛

a czarn ˛

a głow˛e. Rozejrzała si˛e

i wyczuła dziwn ˛

a pustk˛e, która zdawała si˛e tkwi´c pod chłodnymi, białymi mura-

mi.

— Odnosz˛e wra˙zenie, ˙ze to ju˙z nie jest mój dom. Wydaje si˛e, ˙ze czeka na

kolejnego maga, takiego jak Myk czy Ogam, który w tej białej ciszy rozpocznie
swe dzieło. . .

— Mo˙ze kto´s si˛e tu zjawi. — Coren rozwin ˛

ał worki po ziarnie, jakie przy-

wie´zli, by zapakowa´c ksi˛egi. — Mam nadziej˛e — dodał kpi ˛

aco — ˙ze b˛edzie miał

st ˛

ad lepsze wspomnienia ni˙z ja.

— Ja tak˙ze mam tak ˛

a nadziej˛e.

U´scisn˛eła go jeszcze raz i wyszła, by porozmawia´c z Gyldem i Czarnym Łab˛e-

dziem. Pó´zne popołudnie zmieniło si˛e ze złocistego w srebrzyste, a potem w szare.
Coren sko´nczył pakowanie; wyszedł na dziedziniec, wołaj ˛

ac j ˛

a gło´sno. Po chwili

wynurzyła si˛e spomi˛edzy drzew.

96

background image

— Byłam u Gylda. Obiecałam, ˙ze przygotujemy mu miejsce w Sirle, a on

powiedział, ˙ze zabierze swoje złoto.

— Och, nie. Ju˙z widz˛e błyszcz ˛

acy szlak starych monet prowadz ˛

acy st ˛

ad a˙z na

próg domu Roka. . .

— Corenie, obiecałam, ˙ze jako´s si˛e tym zajmiemy. Kiedy ju˙z b˛edziemy goto-

wi, przyleci noc ˛

a. Oby tylko nie wystraszył całej okolicy. — Spojrzała w szare,

ciemniej ˛

ace niebo, na zielonoczame sylwetki drzew. — Robi si˛e pó´zno. Chyba

nie powinni´smy nawet zatrzymywa´c si˛e w domu Maelgi.

— Nie. Drede ch˛etnie mnie zabije, ryzykuj ˛

ac wybuch wojny, byle tylko ci˛e

schwyta´c i zabra´c do Mondoru. Je´sli taki ma zamiar, wróci tu noc ˛

a, by nas odszu-

ka´c.

— Wi˛ec co nam pozostaje?
— Zastanawiałem si˛e nad tym.
— Konie s ˛

a zm˛eczone. Nie ujedziemy daleko.

— Wiem.
— No to co wymy´sliłe´s takiego, ˙ze si˛e u´smiechasz?
— Gyld.
Spojrzała zaskoczona.
— Gyld? To znaczy. . . chcesz go dosi ˛

a´s´c?

Przytakn ˛

ał.

— Dlaczego nie? Mo˙zesz sobie wyobra˙za´c, ˙ze to Liralen. Z pewno´sci ˛

a ma

do´s´c siły.

— Ale. . . co powie Rok?
— A co by powiedział ka˙zdy człowiek, gdyby smok wyl ˛

adował mu na dzie-

dzi´ncu? Sybel, konno nie odjedziemy daleko, a na tej górze nie jeste´smy bezpiecz-
ni. Mo˙zemy wypu´sci´c konie. Przywołasz je do Sirle, kiedy odpoczn ˛

a.

— Ale w Sirle nie ma gdzie umie´sci´c Gylda.
— Znajd˛e mu jakie´s miejsce. A je´sli nie, mo˙zesz przecie˙z odesła´c go tutaj.

Tylko czy si˛e zgodzi?

Oszołomiona, kiwn˛eła głow ˛

a.

— On uwielbia latanie. Ale Rok. . .
— Rok z pewno´sci ˛

a woli nas ogl ˛

ada´c ˙zywych na Gyldzie ni˙z martwych na

górze Eld. Je´sli ruszymy z ksi˛egami powoli, mog ˛

a nas ´sciga´c. Po˙zeglujmy wi˛ec

smokiem po niebie. Sybel, pod gwiazdami musi panowa´c cisza gł˛ebsza od ciszy
Eldu. Nie chcesz jej posłucha´c? Chod´z! Zrzucimy wszystkie gwiazdy do Sirle,
a potem zata´nczymy na ksi˛e˙zycu.

Na jej twarzy pojawił si˛e u´smiech, delikatny i rozmarzony.
— Zawsze chciałam lata´c. . .
— Wła´snie. I skoro nie mo˙zesz polecie´c na Liralenie, to spróbujmy ognistego

nocnego lotu na Gyldzie.

97

background image

Przywołała Gylda z jego zimowej jaskini. Przybył, wznosz ˛

ac si˛e wolno ponad

drzewami — wielki, ciemny kształt na tle rozgwie˙zd˙zonego nieba. Sybel spojrzała
w jego zielone oczy.

Czy zdołasz nie´s´c na grzbiecie m˛e˙zczyzn˛e, kobiet˛e i dwa worki ksi ˛

ag?

Wyczuła w jego umy´sle radosne dr˙zenie, niby płomie´n budz ˛

acy si˛e do ˙zycia.

Przez cał ˛

a wieczno´s´c.

Smok czekał cierpliwie, a˙z Coren umocuje mu na grzbiecie ksi˛egi, owinie

lin ˛

a nasad˛e szyi i skrzydeł. Podniósł si˛e, by Coren mógł przeci ˛

agn ˛

a´c lin˛e pod nim;

oczy l´sniły mu jak klejnoty w´sród nocy, łuski błyszczały złoci´scie. Coren usadowił
Sybel mi˛edzy dwoma workami ksi ˛

ag i sam zaj ˛

ał miejsce przed ni ˛

a, trzymaj ˛

ac si˛e

liny opasuj ˛

acej szyj˛e Gylda. Obejrzał si˛e.

— Wygodnie ci?
Kiwn˛eła głow ˛

a i si˛egn˛eła do umysłu smoka.

Czy liny nigdzie ci˛e nie uwieraj ˛

a?

Nie.
Ruszaj wi˛ec.
Wielkie skrzydła rozwin˛eły si˛e, czarnym cieniem przesłaniaj ˛

ac gwiazdy. Ciel-

sko wzniosło si˛e powoli, niewiarygodnie, coraz dalej od chłodnej ziemi, ponad
szarpane podmuchem, szepcz ˛

ace drzewa. Wy˙zej wichry uderzyły z pełn ˛

a sił ˛

a,

wydymaj ˛

ac ich płaszcze, spychaj ˛

ac w tył. Czuli pod sob ˛

a gr˛e pot˛e˙znych mi˛e-

´sni i napi˛ecie skrzydeł chwytaj ˛

acych wiatr. A potem nast ˛

apił płynny, wspaniały

wzlot, zatopienie w wietrze i przestrzeni, spiralne opadanie w ciemno´sci, które
wyniosło ich poza strach, poza nadziej˛e, poza wszystko z wyj ˛

atkiem nagłego wy-

buchu ´smiechu, który wyrwał si˛e z ust Corena. Wznie´sli si˛e jeszcze wy˙zej, do
poziomu gwiazd, a skrzydła pulsowały, wybijaj ˛

ac ´scie˙zk˛e przez mrok. Lodowo-

biały ksi˛e˙zyc w pełni mkn ˛

ał wraz z nimi. okr ˛

agły i zadziwiony niby pojedyncze

rozbudzone oko gwiezdnej bestii nocy. Widmo Eldu znikn˛eło za plecami; wysoki
szczyt skurczył si˛e, u´spiony i ´sni ˛

acy we mgle. Ziemia w dole była czarna, poza

niewielkimi punkcikami ´swiatła, które płon˛eły gdzieniegdzie pod nimi jak drugie
gwia´zdziste niebo. Za Mondorem wiatr ucichł, uspokoił si˛e, a oni mkn˛eli wtopieni
w cisz˛e, w chłodn ˛

a bł˛ekitnoczarn ˛

a noc, która była nieruchom ˛

a noc ˛

a ze snu, bez-

wymiarow ˛

a, gwiezdn ˛

a i wieczn ˛

a. I w ko´ncu w samym j ˛

adrze ciemno´sci zobaczyli

migocz ˛

ace okna komnat domostwa władców Sirle.

Wyl ˛

adowali łagodnie na dziedzi´ncu. Czekaj ˛

acy przy bramie ko´n zar˙zał prze-

ra˙zony; psy w holu zawyły. Coren sztywno zeskoczył na ziemi˛e, krztusz ˛

ac si˛e

ze ´smiechu pełnego niewysłowionej rado´sci. Pomógł zsi ˛

a´s´c Sybel. Przylgn˛eła do

niego na chwil˛e, zdr˛etwiała z zimna. Wyczuła my´sli Gylda, szukaj ˛

ace jej umysłu.

Gyld. . . Uspokój si˛e.
Tam s ˛

a ludzie z pochodniami. Czy mam. . .

Nie. To przyjaciele. Po prostu nie spodziewali si˛e nas dzisiaj. Nikt nic spróbuje

nas skrzywdzi´c. Gyld, to był lot ku nadziei. . .

98

background image

Sprawił ci przyjemno´s´c?
Wielk ˛

a przyjemno´s´c.

— Rok! — krzykn ˛

ał Coren w stron˛e brata, id ˛

acego ku nim po schodach. Psy

tuliły mu si˛e do nóg i warczały. Dzieci utkn˛eły na chwil˛e w drzwiach, po czym
rozbiegły si˛e szerok ˛

a fal ˛

a przed Cenethem i Eorthem. — Mamy go´scia!

— Corenie — rzekł Rok, przebijany spojrzeniem l´sni ˛

acych, nieprzeniknio-

nych oczu. — W imi˛e tego, co w Górze i na Dole, co masz zamiar z nim zrobi´c?

Coren odci ˛

agn ˛

ał psa, który doskoczył z z˛ebami do smoczego skrzydła.

— O tym te˙z pomy´slałem — o´swiadczył z u´smiechem. — Schowamy go

w piwnicy na wino.

background image

Rozdział 9

Z Rokiem, Cenethem i Eorthem siedzieli do pó´zna. Wielka sala opustoszała,

psy posn˛eły u ich stóp. Coren opowiedział o spotkaniu z Tamem i gwardzistami
Drede’a, a Rok słuchał w milczeniu, przetaczaj ˛

ac w palcach kielich.

— Chłopak jest jeszcze mi˛ekki — mrukn ˛

ał, kiedy Coren sko´nczył. — Zasta-

nawiam si˛e, co by zrobił sam Drede.

— Zrobiłby to, czego bym chciała — o´swiadczyła Sybel. Rok zerkn ˛

ał na ni ˛

a

z zaciekawieniem.

— Potrafiłaby´s zapanowa´c nad nimi wszystkimi?
— Nie. Mogliby nas pokona´c, lecz nie byłoby to dla nich przyjemne spotkanie.
— Ale opanowałaby´s króla.
— Rok — mrukn ˛

ał Coren i Rok spu´scił głow˛e. Usiadł wygodniej.

— No có˙z, jestem wdzi˛eczny losowi, ˙ze wrócili´scie bezpiecznie. Głupio mi,

˙ze przez chwil˛e my´slałem o was jak po prostu o m˛e˙zczy´znie i jego ˙zonie, którzy

mog ˛

a podró˙zowa´c po Eldwoldzie spokojnie jak dzieci. Pozwoliłem wam jecha´c

bez eskorty.

Coren wzruszył ramionami.
— Tak było lepiej. Gdyby towarzyszył nam Eorth i Herne, w domu Sybel

wybuchłaby mała wojna, a teraz wszyscy lizaliby´smy rany w Mondorze, ł ˛

acznie

ze zwierz˛etami. Poza tym, nawet gdyby Eorth nad sob ˛

a panował, pewnie skr˛eciłby

kark, spadaj ˛

ac z Gylda w drodze do domu.

Eorth dolał sobie wina.
— Przynajmniej miałbym do´s´c rozumu, ˙zeby nie pozwoli´c zap˛edzi´c si˛e w pu-

łapk˛e przez trzech ludzi Drede’a. Kiedy jechali pod gór˛e, musieli narobi´c do´s´c
hałasu, ˙zeby ci˛e ostrzec.

— Wiem. Powinienem ich usłysze´c, ale nie uwa˙załem. Cyrin opowiadał mi,

jak spotkał wied´zm˛e Carodin w jej wie˙zy bez drzwi, odpowiedział na sze´s´c z jej
siedmiu zagadek i odkrył, ˙ze nawet ona nie zna rozwi ˛

azania siódmej.

Eorth przyjrzał mu si˛e z niedowierzaniem.
— Odyniec ci to powiedział?
— On mówi.
— Corenie, opowiadałe´s nam o ró˙znych ´smiesznych rzeczach, ale to ju˙z. . .

100

background image

— Nie ˙zartuj˛e. To prawda. Eorcie, nigdy nie widzisz dalej ni˙z czubek twojego

miecza. . .

— To akurat tak daleko, jak trzeba w tej krainie. — Zwrócił si˛e do Sybel. —

Czy on kłamie?

— On nigdy nie kłamie. Spojrzał na ni ˛

a zdumiony.

— Eorth. . . — odezwał si˛e rozweselony Rok — nie zaczynaj bójki przy moim

kominku. Nigdy bym nie uwierzył, ˙ze Coren przyleci na smoku pod mój próg, ale
przyleciał i teraz wierz˛e. I dwa razy si˛e zastanowi˛e, ni˙z zaprzecz˛e innym jego
opowie´sciom.

Coren si˛egn ˛

ał ponad stołem i uj ˛

ał Sybel za r˛ek˛e.

— Sama widzisz, jak marn ˛

a tu miałem reputacj˛e, nim za mnie wyszła´s.

— Rozumiem. O˙zeniłe´s si˛e ze mn ˛

a dla moich zwierz ˛

at. Od pocz ˛

atku wiedzia-

łam.

— O˙zeniłem si˛e z tob ˛

a, bo nigdy si˛e ze mnie nie ´smiała´s. Tylko kiedy popro-

siłem ci˛e o r˛ek˛e.

Eorth odchylił si˛e na krze´sle i u´smiechn ˛

ał szeroko.

— ´Smiała si˛e? Opowiedz nam o tym, Corenie.
— Nie.
— ´Smiałam si˛e, bo my´slałam, ˙ze wysłali´scie go, ˙zeby si˛e ze mn ˛

a o˙zenił — wy-

ja´sniła Sybel. — Potem, gdy zrozumiałam, ˙ze mnie kocha, przestałam si˛e ´smia´c.

Ceneth wstał i podszedł do ognia. Wielki dom stał cichy wokół nich. Cienie

opadały ze ´scian jak gobeliny.

— Je´sli nie b˛edziesz uwa˙zał, Eorcie, Sybel ka˙ze Gyldowi zostawi´c ci˛e nagiego

na szczycie Eldu i nikt nie b˛edzie za tob ˛

a t˛esknił.

— Przykro mi.
— Wcale nie. Jeste´s zazdrosny, ˙ze nie ty o˙zeniłe´s si˛e z kobiet ˛

a ze smokiem.

— A teraz mamy smoka w piwnicy — mrukn ˛

ał Rok. — Ciekawe, co by na to

powiedział nasz ojciec.

Eorth parskn ˛

ał ´smiechem.

— Przestałby pi´c. Wiecie, co´s mi wła´snie przyszło do głowy.
— Naprawd˛e? — zdziwił si˛e Ceneth. — Có˙z takiego?
— ˙

Ze je´sli Sybel urodzi córk˛e, ta córka mogłaby wyj´s´c za Tamlorna, zapano-

wa´c nad nim i po dwóch pokoleniach władcy Sirle byliby królami Eldwoldu.

— W ˛

atpi˛e czy Tam b˛edzie czeka´c pi˛etna´scie lat z o˙zenkiem — odparł sucho

Rok.

— I tak mógłby w˙zeni´c si˛e w Sirle — zauwa˙zył Ceneth. — Córka Herne’a,

Vivien, latem ko´nczy dwana´scie.

— Drede nigdy si˛e na to nie zgodzi.
— Co z tego? Chłopak potrafi zrobi´c z Drede’em. co zechce.
— A kto namówi Tama do tego planu?
— Sybel, oczywi´scie.

101

background image

Coren uderzył w stół, a˙z wino zafalowało w pucharach. Spojrzał na trzech

zamilkłych nagle m˛e˙zczyzn — pot˛e˙znego Roka ze złot ˛

a grzyw ˛

a, Cenetha z gład-

kimi, czarnymi włosami i kocio spokojnymi oczami, Eortha, powolnego, jasnego
i silnego. Podniósł r˛ek˛e i zacisn ˛

ał palce.

— Przepraszam. — Eorth zaczerwienił si˛e. — Paplałem bez sensu.
— Owszem.
— Jak my wszyscy. — Ceneth przez chwil˛e tr ˛

acał butem głownie na paleni-

sku. Potem odwrócił si˛e i poło˙zył Corenowi dło´n na ramieniu. — To si˛e ju˙z nie
powtórzy.

Coren westchn ˛

ał i rozlu´znił mi˛e´snie.

— Owszem, powtórzy si˛e. Znam ten dom. I wiem, co dzisiaj warte jest gada-

nie. Jak lot smoka, ko´nczy si˛e niczym, tylko snem.

— Okrutne, ale prawdziwe — przyznał Rok.
Milczeli przez długi czas. Ogie´n przygasł, pozostał tylko samotny płomyk,

który ta´nczył nad ˙zarem. Eorth ziewn ˛

ał; z˛eby błyskały mu biel ˛

a jak kły Moriah.

— Ju˙z pó´zno — stwierdził zdziwiony.
Ceneth kiwn ˛

ał głow ˛

a.

— Id˛e spa´c — o´swiadczył. Zło˙zył pocałunek na dłoni Sybel. — B ˛

ad´z z nami

cierpliwa, pani.

U´smiechn˛eła si˛e.
— Przy tobie nietrudno by´c cierpliw ˛

a.

Odszedł. Siedzieli jeszcze, dopijaj ˛

ac wino, a cienie wydłu˙zały si˛e i ł ˛

aczyły nad

ich głowami. Wreszcie Coren odstawił pusty puchar.

— Id´z do łó˙zka, Corenie — rzuciła Sybel. — Wygl ˛

adasz na zm˛eczonego.

— Chod´z ze mn ˛

a.

— Za chwil˛e. Chc˛e porozmawia´c z Rokiem o Gyldzie.
— Zawsze ten Rok. . . Zaczekam.
— A potem chc˛e si˛e wyk ˛

apa´c.

— No dobrze. — Odsun ˛

ał krzesło, wstał i pochylił si˛e nad stołem, całuj ˛

ac j ˛

a

w czubek głowy. — Nie zatrzymuj Roka zbyt długo. Jest ju˙z stary i potrzebuje
snu.

— Stary. . . Przynajmniej nie jestem jeszcze taki powolny i głuchy, ˙zeby da´c

si˛e zaskoczy´c byle durniowi w słu˙zbie Drede’a.

— Trzem durniom — sprostował Coren. — Potrzebowali trzech.
— Dobranoc — powiedział Rok.
Eorthowi głowa opadła na stół. Rok wyj ˛

ał puchar z opuszczonej r˛eki, postawił

na stole i skrzywił lekko.

— Przepraszam, ˙ze niepokoili´smy ci˛e dzisiaj. Coren ma racj˛e. Odk ˛

ad Drede

pokonał nas na Terbrec, du˙zo gadamy, ale robimy niewiele. — Przerwał na mo-
ment. — Co takiego chciała´s mi powiedzie´c?

102

background image

Sybel spojrzała mu w oczy. Sal˛e spowiła ciemno´s´c; słabo jarzyła si˛e jeszcze

ostatnia pochodnia. Chrapanie Eortha wydawało si˛e słabe wobec narastaj ˛

acego

milczenia starych murów. Pochyliła si˛e do Roka; oczy miała ciemne, wpatrzone
w niego, podobne do zalanych blaskiem ksi˛e˙zyca bagien Frybolgu.

— Co´s — odezwała si˛e w ko´ncu — czego nie powiedziałam jeszcze ˙zadnemu

m˛e˙zczy´znie.

Rok milczał. Eorth tak˙ze ucichł na chwil˛e; złapał oddech i obudził si˛e, mruga-

j ˛

ac nieprzytomnie.

— Id´z spa´c — rzucił niecierpliwie Rok.
Eorth podniósł si˛e ci˛e˙zko i wyszedł.
Rok odczekał, a˙z brat wyjdzie z sali. Potem zwrócił si˛e do Sybel. Zmru˙zył

oczy.

— Mów.
Sybel zło˙zyła r˛ece na stole.
— Czy Coren wspominał ci o magu, który mnie przywołał?
Rok przytakn ˛

ał.

— Mówił, ˙ze została´s schwytana. . . przywołana. . . przez bardzo pot˛e˙znego

maga, który ci˛e pragn ˛

ał. Potem mag zgin ˛

ał, a ty wróciła´s wolna. Nie zdradził, jak

zgin ˛

ał mag.

— Zostawmy to na razie. Coren nie wie, ˙ze maga wynaj ˛

ał Drede. Chciał mnie

pojma´c i uczyni´c. . . posłuszn ˛

a, ˙zeby mógł mnie po´slubi´c bez strachu.

— Jak. . . posłuszn ˛

a?

Wykrzywiła usta, ale uspokoiła si˛e natychmiast.
— Zapłacił magowi, by zniszczył fragment mojego umysłu. Ten fragment,

który dokonuje wyborów i posiada własn ˛

a wol˛e. Zachowałabym sw ˛

a moc, ale

byłabym powolna Drede’owi. Miałam si˛e sta´c. . . pokorna.

Rok otworzył usta.
— Mógłby tego dokona´c?
— Tak. Miał. . . zawładn ˛

ał moim umysłem całkowicie, bardziej ni˙z jakikol-

wiek człowiek włada swoim. Drede panowałby nade mn ˛

a. Robiłabym wszystko,

co zechce, bez pytania ani nawet bez nadziei na pytanie, a pó´zniej byłabym szcz˛e-

´sliwa, ˙ze go zadowoliłam. Tego chciał Drede. — Uniosła dło´n i machn˛eła ni ˛

a

gniewnie. — I za to go zniszcz˛e.

Rok odchylił si˛e w fotelu i bezgło´snie odetchn ˛

ał.

— Czy dlatego wyszła´s za Corena? — zapytał nagle. — ˙

Zeby dokona´c ze-

msty?

— Tak.
— Nie kochasz go? — upewnił si˛e niemal ˙załosnym głosem.
— Kocham. — Rozsun˛eła dłonie. — Kocham go — powtórzyła cicho. — Jest

delikatny, dobry i m ˛

adry. Z tego powodu nie chc˛e, ˙zeby wiedział, co. . . co mam

w sercu. Mógłby mnie za to znienawidzi´c. Ja sama ostatnio niezbyt siebie lubi˛e.

103

background image

Ale chc˛e, ˙zeby Drede cierpiał. Chc˛e, ˙zeby poznał ten strach i brak nadziei. Ju˙z
teraz poznaje ich przedsmak. Tam mówił mi, ˙ze zaczyna si˛e ba´c. . . i ma powody.
Chc˛e wojny mi˛edzy Sirle i Drede’em; chc˛e, ˙zeby Drede był bezsilny. Pomog˛e ci
pod dwoma warunkami.

— Wymie´n je — szepn ˛

ał Rok.

— Coren nie mo˙ze wiedzie´c, ˙ze jestem zamieszana w t˛e wojn˛e. A Tam w ˙za-

den sposób nie zostanie wykorzystany przeciwko Drede’owi. Za to przywołam
władców Nicconu i Hiltu, by sprzymierzyli si˛e z tob ˛

a przeciw Drede’owi; u˙zyj˛e

moich zwierz ˛

at przeciwko Drede’owi i dam ci królewski skarb, by´s miał za co

zebra´c i uzbroi´c ludzi.

Rok wpatrywał si˛e w ni ˛

a bez słowa. Dostrzegła ruch jego krtani, gdy przełykał

´slin˛e.

— Jeste´s spełnionym marzeniem, pani — wyszeptał po chwili. — Sk ˛

ad we´z-

miesz skarb?

— Od Gylda. Przez wieki zebrał tyle złota, ˙ze mo˙zna za to uzbroi´c wszystkich

m˛e˙zczyzn i chłopców w Eldwoldzie. Je´sli poprosz˛e, odda mi cz˛e´s´c. Widzisz, Ter
równie˙z był schwytany i słuchał bezradny, jak Drede i Mithran omawiaj ˛

a swoje

plany. Kiedy wróciłam dzi´s na Eld, wszystkie zwierz˛eta wiedziały, co nas spotka-
ło.

— Ale jak wyrwała´s si˛e temu magowi, skoro był tak pot˛e˙zny?
— Rommalb go zabił.
— Rommalb. . . — Wspomnienia zamigotały w jego oczach. — Nocny łow-

ca. . . Jak?

— On. . . On go zmia˙zd˙zył.
Twarz Roka, nieruchoma w blasku pochodni, wyra˙zała zdumienie.
— To jego spotkał Coren przy twoim kominku?
Przytakn˛eła.
— Nie było to przyjemne spotkanie, ale Coren dokonał tego, co niewielu dot ˛

ad

si˛e udało.

— Co to było?
— Prze˙zył. — Drgn˛eła. Wyprostowała r˛ece na blacie. — Nie chciałam, by do

tego doszło. To była gra Cyrina. Przeraziłam si˛e. Ale Coren jest m ˛

adrzejszy, ni˙z

sobie wyobra˙załam.

— Wi˛ec musi by´c m ˛

adrzejszy, ni˙z wszyscy sobie wyobra˙zamy. Dlaczego nie

posłała´s tego Rommalba na Drede’a?

— Bo chc˛e zemsty powolnej. Chc˛e, ˙zeby wiedział, co si˛e z nim dzieje i dlacze-

go, i kto jest za to odpowiedzialny. Najbardziej na ´swiecie obawia si˛e siły i energii
Sirle. I mnie. Tamtego dnia przyszedł do wie˙zy Mithrana. Spodziewał si˛e, ˙ze znaj-
dzie kobiet˛e, która z u´smiechem odda mu r˛ek˛e i zrobi wszystko, o co j ˛

a poprosi.

Odkrył jednak, ˙ze kobieta znikn˛eła, a wielki mag le˙zy pogruchotany na ziemi. Od
tego dnia si˛e boi. Teraz, z twoj ˛

a pomoc ˛

a, zmia˙zd˙z˛e go jego l˛ekami.

104

background image

Wolno pokr˛ecił głow ˛

a.

— Jeste´s bezlitosna.
— To prawda. Je´sli mi odmówisz, pójd˛e spa´c i nie wrócimy ju˙z do tej sprawy.

Ale razem z Sirle czy bez Sirle, tak si˛e stanie.

— Wi ˛

a˙z ˛

a si˛e z tym wa˙zne dla ciebie uczucia: miło´s´c Corena i Tama. Czy

chcesz je zaryzykowa´c?

— Przez wiele nocy do pó´zna my´slałam o moim planie. Znam ryzyko. Wiem,

˙ze je´sli Coren odkryje, jak go wykorzystałam, albo je´sli Tam zacznie podejrzewa´c,
˙ze to ja niszcz˛e jego ojca, obaj b˛ed ˛

a gł˛eboko zranieni. Wtedy strac˛e wszystko, co

jest dla mnie wa˙zne. Ale powiedziałam ci dzisiaj, jak ˛

a podj˛ełam decyzj˛e.

— Jeste´s pewna?
Spojrzała mu prosto w oczy.
— Tak si˛e stanie.
Odetchn ˛

ał.

— My´sl˛e — rzekł — ˙ze stanie si˛e z pomoc ˛

a Sirle.

*

*

*

Budowa ogrodów dla zwierz ˛

at rozpocz˛eła si˛e, gdy tylko ziemia odtajała na

wiosn˛e, i trwała a˙z do lata. Sybel po jednym przywoływała je do Sirle. Najpierw
Czarnego Łab˛edzia, by zaj ˛

ał miejsce w niewielkim jeziorku wypełnionym gład-

kimi kamieniami i rybkami koloru ognia. Wyszła mu na spotkanie, gdy spływał
z nieba nad ogrodem; wyl ˛

adował na wodzie, nie wzbudzaj ˛

ac nawet zmarszczki —

czarny jak noc, królewski ptak. Jego głos popłyn ˛

ał gładko i melodyjnie w´sród jej

my´sli.

Jest niedu˙ze, ale ładne.
Rok chce ustawi´c po´srodku biał ˛

a fontann˛e,

powiedziała Sybel.

W jakim kształcie?
Dwóch łab˛edzi w locie, wzlatuj ˛

acych w gór˛e, ze zł ˛

aczonymi dziobami.

Dobrze. A ta sprawa dotycz ˛

aca ciebie?

Zostanie załatwiona. Wkrótce.
Jestem gotów, kiedy tylko b˛ed˛e ci potrzebny.
Przywołała Gylda z jego k ˛

atka w mrocznej, wilgotnej piwnicy na wina, a smok

zasn ˛

ał w grocie ocienionej drzewami, chłodzonej przez odnog˛e Slinoon płyn ˛

ac ˛

a

pod murem, okr ˛

a˙zaj ˛

ac ˛

a jego legowisko i wpadaj ˛

ac ˛

a do jeziorka łab˛edzia. Klej-

noty, puchary i stare złote monety migotały wokół niego w mroku. Zdradził bo-
wiem Sybel ´scie˙zk˛e do swej górskiej jaskini, a Rok wysłał Eortha, Bora i Herne’a,
by w sekrecie przewie´zli skarb. Wrócili po trzech dniach zm˛eczeni, obładowani
i oszołomieni.

— Nie zdołali´smy zabra´c wszystkiego — wyja´snił Bor Rokowi i Sybel. Prze-

tarł oczy, jakby chciał pozby´c si˛e wizji, dla której nie umiał znale´z´c słów. — Rok,

105

background image

brodzili´smy po kostki w srebrnych monetach. Były tam ko´sci trzech ludzi, a je-
den miał królewsk ˛

a koron˛e. I t˛e besti˛e my beztrosko umie´scili´smy w zamkowej

piwnicy. . .

— Ze strony Gylda nie macie si˛e czego obawia´c — uspokoiła ich Sybel. —

Jest ju˙z stary i pragnie tylko spa´c na stosie złota. Dobrze mu w tej jaskini.

— Za to złoto mo˙zna by kupi´c królestwo — stwierdził Herne. Oczy błyszczały

mu w wyrazistej, wesołej twarzy.

Rok skrzywił si˛e odrobin˛e.
— Tak.
Potem przywołała lwa i wielk ˛

a zielonook ˛

a kocic˛e. Zwierz˛eta przybiegły noc ˛

a,

l´sni ˛

ace jak aksamit w blasku ksi˛e˙zyca. Sybel spotkała je u bramy, otworzyła wro-

ta, a one przemkn˛eły cicho do ogrodów. Trawa szeptała pod ich łapami, drzewa
stały białe i ciche na tle gwia´zdzistego nieba.

Przed zim ˛

a wybudujemy wam ciepłe schronienie,

powiedziała. B˛edzie mi bra-

kowało waszych wizyt w moich pokojach. Mo˙ze do zimy ludzie przestan ˛

a si˛e was

l˛eka´c. Ten ogród jest niewielki, ale odosobniony. Nikt nie powinien was niepokoi´c.

Lew Gules wyci ˛

agn ˛

ał si˛e na trawie u jej stóp. Moriah kr ˛

a˙zyła bezszelestnie jak

cie´n w´sród nocy, a Czarny Łab˛ed´z pływał sennie przez l´sni ˛

ace w blasku ksi˛e˙zyca

wody.

Władca Sirle wiele dla ciebie zrobił. Biała Pani,

stwierdził Gules. Czy ju˙z

z nim rozmawiała´s?

Tak. Zaproponowałam mu Eldwold. Przyj ˛

ał.

Z gardła Gulesa wydobył si˛e głuchy, zduszony ryk.
To dobrze.
Nast˛epnego ranka Coren przyszedł zobaczy´c zwierz˛eta. Przyprowadził bra-

ci — stali w milczeniu, patrz ˛

ac, jak Gules rozrywa udziec sarny, któr ˛

a Coren dla

niego ustrzelił. Ceneth sykn ˛

ał przez z˛eby.

— I ty nad nimi panujesz?
Sybel kiwn˛eła głow ˛

a.

— W górach zwykle same dla siebie polowały. Miały wi˛ecej miejsca. Ale tu-

taj to niemo˙zliwe. . . Farmerzy, konie, bydło. . . przeraziliby si˛e, gdyby zwierz˛eta
biegały swobodnie.

— Wyznacz˛e ludzi, ˙zeby dla nich polowali — obiecał Rok, a Sybel u´smiech-

n˛eła si˛e z wdzi˛eczno´sci ˛

a.

— Dzi˛ekuj˛e. A teraz podam im wasze imiona.
Przywołała do siebie oba koty i łab˛edzia. M˛e˙zczy´zni stali bez ruchu pod nie-

ruchomym wzrokiem całej trójki. Sybel przechodziła od jednego do drugiego
i przedstawiała ich kolejno.

Rok. Bor. Eorth. Herne. Ceneth. Zapami˛etajcie ich. Strze˙zcie ich.

Gdzie jest Cyrin? — zapytał nagle Coren. — Przywołała´s go?

— Nie.

106

background image

Zdziwił si˛e.
— Przecie˙z miejsce dla niego jest gotowe. Zawołaj go zaraz, Sybel. Został ju˙z

tylko on; na pewno czuje si˛e samotny. Pomy´sli, ˙ze go nie chcesz.

Nabrała tchu.
— Mam nadziej˛e, ˙ze b˛edzie tu szcz˛e´sliwy. . .
Wystawiła twarz na wiatr i posłała ostatnie wołanie. Poczuła, ˙ze le˙z ˛

acy pod

drzewem Cyrin wstaje.

— Cyrin — wyja´snił Eorth Herne’owi. — Odyniec. Coren twierdzi, ˙ze umie

mówi´c.

— Ja mu wierz˛e — odparł krótko Eorth. — Po tym, co widzieli´smy przez

ostatnie dni, jestem skłonny uwierzy´c we wszystko.

Noc ˛

a Sybel znów rozmawiała z Rokiem na osobno´sci, kiedy wszyscy domow-

nicy ju˙z posn˛eli, a psy drzemały pod stołem. Zapachy wczesnego lata unosiły si˛e
ze zgniecionych kwiatów i ´swie˙zego sitowia na kamiennej posadzce, z wilgotnych
od wieczornej rosy pól i p˛edów wyrastaj ˛

acych z ziemi.

— Powiedziałem Borowi i Cenethowi, ˙ze wspomo˙zesz nas w walce z Dre-

de’em — rzekł Rok. — Eorth i Herne wiedza tylko, ˙ze planujemy wojn˛e. Nie b˛e-
d ˛

a pyta´c jak i dlaczego, ale Ceneth i Bor potrafi ˛

a milcze´c. Wiedz ˛

a, ˙ze Sirle mo˙ze

pokona´c króla, ale nie króla i władców Nicconu i Hiltu. Spytali mnie wi˛ec, natu-
ralnie, sk ˛

ad we´zmiemy do´s´c sił. Wyja´sniłem. Zgodzili si˛e. — Przerwał na moment

i podniósł puchar do ust. — Zostali´smy wychowani do bitwy, Sybel. Nasz dziad
przez siedemdziesi ˛

at dni oblegał Mondor, a nasz ojciec, wtedy niewiele starszy od

Tamlorna, walczył u jego boku. Od ´smierci Norrela na Terbrec pragniemy zemsty,
ale Niccon sprzymierzył si˛e z Drede’em po tej bitwie, a Horst z Hiltu opu´scił r˛ece
i czekał bezczynnie na wynik wojny wybuchłej z powodu jego zmarłej córki. Nie
byli´smy pewni poparcia.

— Jak s ˛

adzisz, czy Horst z Hiltu walczyłby za krzywd˛e, któr ˛

a Drede wyrz ˛

adził

córce Laran, czy raczej wsparłby dziecko Rianny, syna Drede’a?

Rok pokr˛ecił głow ˛

a.

— Nie chciałbym stan ˛

a´c wobec takiego wyboru. Przypuszczam, ˙ze racj˛e ma

Coren: Horst walczyłby dla tego, o kim s ˛

adzi, ˙ze wygra. W tym przypadku dla

Drede’a.

— Rozumiem. Dlatego przekonam go, by zmienił zdanie. — Spojrzała Roko-

wi w oczy. — I władc˛e Nicconu równie˙z. Kiedy mam ich sprowadzi´c?

— Najpierw zaczn˛e zbiera´c wojska. Drede zwróci si˛e do Hiltu i Nicconu

o wsparcie, a oni z pewno´sci ˛

a nie odmówi ˛

a. I wtedy, Sybel, mo˙zesz ich przy-

woła´c. Drede b˛edzie patrzył, jak jego sojusznicy odpływaj ˛

a niby woda mi˛edzy

palcami. My´sl˛e, ˙ze zrozumie, kto stoi za wojn ˛

a z Sirle.

Kiwn˛eła głow ˛

a.

— A Coren? Czy wie, co planujesz?

107

background image

— Dowie si˛e, kiedy Herne i Eorth zaczn ˛

a papla´c. Niew ˛

atpliwie uzna, ˙ze zwa-

riowałem. . . Dopóki nie zobaczy, jak Derth z Nicconu wje˙zd˙za na mój dziedzi-
niec.

— Nie mo˙ze wiedzie´c, sk ˛

ad bierzesz pieni ˛

adze.

— Nie.
Zadr˙zała lekko.
— Boj˛e si˛e.
— Corena?
— Tak. Boj˛e si˛e jego wzroku tego dnia, gdy odkryje, jak ˛

a gr˛e tocz˛e z Sirle.

— To nasza gra, tak samo jak twoja. Dała´s nam wybór, a my si˛e zgodzili´smy.

Poza tym, czy s ˛

adzisz, ˙ze gdyby´s mu powiedziała, co ci zrobił Drede, sarn nie

zapragn ˛

ałby zemsty? Dlaczego mu nie powiesz?

— Nie.
— Ale dlaczego? Jest twoim m˛e˙zem. Na pewno udzieliłby ci pomocy w ze-

m´scie. Nie ˙zywi przecie˙z miło´sci dla Drede’a.

Przygryzła wargi.
— Nie chc˛e wci ˛

aga´c Corena w wir mojego gniewu i nienawi´sci. ˙

Zadna ze-

msta przez niego dokonana nie da mi satysfakcji, a nie warto wł ˛

acza´c go w moj ˛

a.

Chc˛e. . . chc˛e, by pozostał wolny od nienawi´sci. On. . . Tej nocy, kiedy lecieli´smy
na smoku, nagle run˛eli´smy w dół p˛edz ˛

ac w ciemno´s´c niby w bezdenn ˛

a gł˛ebi˛e, ´sle-

pi, bezradni. . . jak ludzie, z których nic ju˙z nie zostało, tylko samo odkryte j ˛

adro

ja´zni. . . i z tego j ˛

adra dobiegł ˙zywy, radosny ´smiech. Zagubiony w swej niena-

wi´sci do Drede’a, nie mógłby ´smia´c si˛e w ten sposób. Mo˙ze walczy´c po prostu
dlatego, ˙ze gdyby odmówił z mojego powodu, a ty zgin ˛

ałby´s w bitwie, nigdy by

sobie nie wybaczył, ˙ze nie było go przy tobie. Ale nie dam mu wa˙zniejszej spra-
wy, o któr ˛

a mógłby walczy´c. Nie pozwol˛e, by znów zaton ˛

ał w ˙zalu i goryczy. Dał

mi tyle miło´sci. . . Ja mog˛e przynajmniej próbowa´c go osłoni´c.

Rok przygl ˛

adał jej si˛e przez chwil˛e w milczeniu.

— W ˛

atpi˛e, czy to mo˙zliwe — stwierdził w ko´ncu. — Ale kocham ci˛e za to, ˙ze

si˛e starasz.

Nast˛epnego dnia po południu weszła do komnaty, któr ˛

a Rok dla niej przezna-

czył. Przez chwil˛e siedziała w milczeniu, by uspokoi´c my´sli. Daleko, w sekret-
nych miejscach szukała Liralena. Ksi˛egi stały na półkach pod ´scianami, a promie-
nie ´swiatła padały z okien wychodz ˛

acych na trzy strony ´swiata i dotykały metalu

i klejnotów na grzbietach. Zagubiona, nieistniej ˛

aca dla Sirle, wysyłała kolejne

nitki wołania, które dryfowały jak zwykle bezowocnie, bez odpowiedzi. Nie za-
uwa˙zyła nawet Corena, dopóki nie kl˛ekn ˛

ał przed ni ˛

a i nie wymówił jej imienia.

´Sci ˛agn˛eła swe my´sli z obszarów dalszych, ni˙z kiedykolwiek dotarła, i patrzyła

na niego bez słowa, mrugaj ˛

ac niepewnie.

108

background image

— Coren. . . Przepraszam, nie słyszałam, jak wszedłe´s. Wołałam Liralena.

Szukam go w miejscach tak odległych, ˙ze nie maj ˛

a nazwy, a jednak s ˛

adz˛e, ˙ze

musi by´c bli˙zej. Czasem wydaje mi si˛e, ˙ze odpowiedział, ale ja nie usłyszałam.

— Sybel. . . — Urwał i zmarszczył czoło, co czynił rzadko.
— Co si˛e stało?
Uj ˛

ał jej dło´n.

— Sybel, moi bracia mówi ˛

a o wojnie. Rok wysłał go´nców do naszych podda-

nych na pograniczu, by szykowali zbroje i podkuwali konie. Posłał Bora i Eortha
do pomniejszych panów Eldwoldu, którzy winni s ˛

a wdzi˛eczno´s´c Sirle. Pytałem

Roka dlaczego, pytałem nie raz, ale on tylko ´smieje si˛e i twierdzi, ˙ze Drede si˛e
nas boi. Inaczej jego ludzie zabiliby mnie owego dnia na górze Eld. Spytałem,
jakie ma nadzieje na posiłki, dlaczego chce nara˙za´c nasze ˙zycie i ziemie w bi-
twie, która b˛edzie tylko powtórk ˛

a Terbrec. Twierdzi, ze pomacha przyn˛et ˛

a wła-

dzy przed lordem Horstem, który jest krewnym i twoim, i Tamlorna. Powiedział,

˙ze nie musz˛e walczy´c przeciwko Drede’owi, ojcu chłopca, którego moja ˙zona

wychowywała i kocha, ale ja nie mog˛e. . . nie mog˛e siedzie´c spokojnie, gdy oni
ruszaj ˛

a na ´smier´c. Dlatego. . . przyszedłem do ciebie, ˙zeby si˛e przekona´c, jakim

wzrokiem na mnie spojrzysz, gdy ci powiem, ˙ze b˛ed˛e walczył.

Nabrała tchu, wpatrzona w jego twarz.
— Tak nagle. . . wojna?
— Zbyt nagle. Rok uwa˙za, ˙ze ta nagło´s´c osłabi Drede’a, ale mnie si˛e wydaje,

˙ze człowiek tak zgorzkniały gotów jest do bitwy ka˙zdego dnia swego ˙zycia, a Lew

Sirle ˙zyje w ´swiecie marze´n. Sybel, czy gniewasz si˛e na mnie? Wiesz, ˙ze nie chc˛e
wojny z Drede’em i Tamem, zwłaszcza wojny tak daremnej i beznadziejnej. Ale
je´sli zostan˛e bezpieczny w tych murach, a moi bracia zgin ˛

a, do samej ´smierci

b˛ed˛e w snach ogl ˛

adał ich twarze, słyszał ich głosy. Czy mi wybaczysz? Albo czy

znajdziesz powód, ˙zebym nie walczył, ale taki, który podtrzyma mnie nawet po

´smierci braci?

— Nie — szepn˛eła. — Tylko tyle, ˙ze je´sli polegniesz na tej wojnie, zniknie

dla mnie ze ´swiata cała rado´s´c. Corenie, mo˙ze Rok nie ´sni. Mo˙ze ma racj˛e i Sirle
pokona Drede’a, i nikt nie zginie. . .

Pokr˛ecił głow ˛

a ze smutkiem. On nie łudził si˛e nadziej ˛

a.

— Ludzie b˛ed ˛

a gin ˛

a´c, Sybel. Mo˙ze nie moi bracia, ale ludzie z Sirle. Na Ter-

brec słyszałem j˛eki i płacz, a ja walczyłem, a˙z w ko´ncu w kurzu, w ˙zarze, w o´sle-
piaj ˛

acych błyskach stali nie wiedziałem, czy to naprawd˛e j˛ecz ˛

a ranni, czy płacz ˛

a

moje własne my´sli, które nigdy ju˙z nie b˛ed ˛

a zrozumiałe. ’Teraz wszystko si˛e po-

wtórzy. Rok jest szalony. Powiedziałem mu to, ale odrzekł jedynie, ˙ze nie musz˛e
walczy´c. A wie, ˙ze musz˛e.

— Nie wygl ˛

ada na szale´nca — stwierdziła spokojnie. — Mo˙ze cos wie,

o czym ci nie mówi.

109

background image

— Mam nadziej˛e, dla dobra nas wszystkich. — Uniósł dło´n, przesun ˛

ał palcami

po włosach ˙zony. — My´slałem. ˙ze si˛e rozgniewasz, ale nie. Bałem si˛e, ˙ze mnie
zostawisz i wrócisz na Eld.

— A co mnie czeka na Eldzie oprócz pustego domu? Kiedy wyszłam za ciebie,

Corenie, wiedziałam, ˙ze pr˛edzej czy pó´zniej b˛ed˛e musiała patrze´c, jak odchodzisz,
b˛ed˛e musiała czeka´c w tych kamiennych murach jak ˙zona Roka i ˙zona Eortha, nie
wiedz ˛

ac, czy kiedy´s znów ci˛e zobacz˛e. Tyle ˙ze nie spodziewałam si˛e tego teraz,

tak szybko.

— Nie s ˛

adziłem, ˙ze si˛e do tego posunie. My´slałem, ˙ze prze˙zyjemy długie lata,

zanim co´s podobnego si˛e wydarzy.

— Wiem. Ale sprawy. . . sprawy po prostu splotły si˛e w pewien dese´n i dzisiaj

nie wiem ju˙z, gdzie rozpocz ˛

ał si˛e ten w ˛

atek wydarze´n. Tak wi˛ec ty musisz zrobi´c

to, co musisz, a ja. . . to, co ja musz˛e.

— Przepraszam — szepn ˛

ał bezradnie.

— Nie trzeba. Przeprasza´c powiniene´s tylko wtedy, kiedy zginiesz. A wtedy

uwa˙zaj, bo pójd˛e za tob ˛

a.

— Nie!
— Tak. Nie pozwol˛e ci samotnie w˛edrowa´c w´sród gwiazd.
U´smiechn ˛

ał si˛e lekko. Pocałował j ˛

a delikatnie, a potem obj ˛

ał mocno, przyci-

sn ˛

ał do piersi, wsun ˛

ał dło´n w jej włosy, a Sybel słuchała powolnego rytmu jego

serca. Siedzieli tak w milczeniu, w bezruchu, w padaj ˛

acym przez okna blasku, a˙z

wreszcie Coren wstał i podał jej r˛ek˛e.

Spojrzał jej przez ramie, za okno.
— Cyrin biegnie przez pola — powiedział. — Powinni´smy zej´s´c na dół i otwo-

rzy´c mu bram˛e.

Spotkali srebrzystego ody´nca przy furcie. Kły l´sniły mu jak ksi˛e˙zyce. Przez

chwil˛e sapał u nóg Sybel, spogl ˛

adaj ˛

ac na ni ˛

a czerwonymi oczkami. A˙z wreszcie

przemówił swym głosem jak flet:

— Olbrzym Grof został uderzony kamieniem w oko, które odwróciło si˛e do

wn˛etrza, tak ˙ze patrzyło w jego umysł. I umarł od tego, co tam zobaczył.

Sybel zesztywniała. Coren spojrzał na ody´nca zdumiony. Potem odwrócił gło-

w˛e do Sybel i zobaczyła pytanie w jego oczach. Nie znalazła odpowiedzi, wi˛ec
tylko uchyliła szerzej bram˛e, a Cyrin min ˛

ał j ˛

a i wbiegł do ogrodu.

background image

Rozdział 10

Przesuwała władców Nicconu i Hiltu po Eldwoldzie niczym pionki na sza-

chownicy — z ich rodzinnych stron do domu władcy Sirle, a˙z stan˛eli u drzwi,
mrugaj ˛

ac jak przebudzeni ze snu, a u´smiechni˛ety Rok powitał ich w swoich pro-

gach. Popołudniami i wieczorami sale w zamku Roka pełne były ludzi, którzy
siadali do posiłków w skórzanych kamizelach i pancerzach, z no˙zami u pasa. Mó-
wili z pełnymi ustami o bitwach, które widzieli, i bliznach, które wynie´sli jako
pami ˛

atki. Zewn˛etrzne dziedzi´nce rozbrzmiewały stukiem młotków, gdy wykuwa-

no miecze, naprawiano tarcze, osadzano ostrza włóczni na drzewcach z jasnego
jesionu, budowano wozy, poprawiano rz˛edy ci˛e˙zkich wierzchowców bojowych.
Wszystko to widział i oceniał Horst z Hiltu, a po nim Derth z Nicconu — ognisto-
włosy młodzieniec, który przysi ˛

agł wierno´s´c Drede’owi. Derth z Nicconu, który

przybył w tydzie´n po władcy Hiltu, odezwał si˛e kiedy´s z pewnym ˙zalem, siedz ˛

ac

z pucharem w dłoni przy kominku Roka:

— Gdybym wiedział, ˙ze masz tylu zwolenników, nie przysi˛egałbym Dre-

de’owi. Ale zrobiłem to z powodu Terbrec.

— Nie zamierzam dopu´sci´c, by to starcie sko´nczyło si˛e jak na równinie Ter-

brec — odparł Rok. Oczy błyszczały mu spod jasnej grzywy.

Niedaleko nich siedziała z robótk ˛

a kobieta o włosach barwy ko´sci słoniowej.

Czarnych oczu ani na chwil˛e nie spuszczała twarzy Dertha. Ona dla niego była
zaledwie cieniem, który nie zapada w pami˛e´c.

Derth westchn ˛

ał i postukał paznokciem o puchar.

— Mog˛e ci da´c pi˛eciuset konnych i trzy do czterech razy tylu pieszych.
— Władca Hiltu zaproponował mniej.
— Jego ziemie s ˛

a podzielone; podczas siedemdziesi˛eciodniowego obl˛e˙zenia

Mondoru cz˛e´s´c opanował Carn z Hiltu. Ludzie tam pozostaj ˛

a wierni dawnemu

przymierzu z królem.

— Co z tego? Nie w ˛

atpi˛e, ˙ze sobie z nimi poradzimy. Horst jest ju˙z za stary

na takie rozgrywki. ˙

Zal mi go.

Derth parskn ˛

ał cicho.

— ˙

Załuj Drede’a, je´sli ju˙z musisz. Słyszałem, ˙ze Horst tak˙ze przysi˛egał Dre-

de’owi, zanim doł ˛

aczył do ciebie.

111

background image

Rok uniósł brwi z wyrazem zdziwienia. Powstrzymał si˛e od komentarza.
Coren, który przeciskał si˛e mi˛edzy ławami pełnymi ludzi, dostrzegł rudowło-

sego ksi˛ecia i stan ˛

ał jak wryty. Ceneth z lekkim u´smiechem odwrócił si˛e i wcisn ˛

bratu w r˛ece pełen puchar. Coren spojrzał na niego zdumiony.

— Widzisz, kto tam siedzi? — Tak.
— Derth z Nicconu. Cenecie, w jaki sposób Rok go tutaj sprowadził? Drede

ofiarował jego ojcu ziemie i złoto za to, czego dokonał na Terbrec. Co teraz robi
Derth przy naszym ogniu?

Ceneth wzruszył ramionami.
— Pewnie usłyszał, ˙ze władca Hiltu sprzymierzył si˛e z Sirle, i stwierdził, ˙ze

woli raczej walczy´c z Hiltem ni˙z przeciwko niemu.

Coren szukał odpowiednich słów, lecz nie znalazł ˙zadnych, wi˛ec tylko wychy-

lił puchar. Po chwili zauwa˙zył Sybel i podszedł do niej.

— Wsz˛edzie ci˛e szukałem.
Mrugn˛eła zaskoczona; zerwała si˛e ni´c jej wołania.
— Corenie. . .
Władca Nicconu obok Roka przetarł oczy.
— Czuj˛e si˛e troch˛e zagubiony — powiedział.
Rok dolał mu wina.
— Jeste´s zm˛eczony po długiej je´zdzie.
Odwrócił si˛e i poci ˛

agn ˛

ał Corena za kurtk˛e.

— Eorth ci˛e szukał. To chyba wa˙zne.
— Chciałem zabra´c Sybel na przeja˙zd˙zk˛e. Nie jest przyzwyczajona do takich

krzyków i hałasu. — Zastanowił si˛e i dodał powoli: — A co wła´sciwie tu robisz,
razem z Rokiem i lordem Derthem?

— Och. . . — odparła niepewnie. Jej my´sli p˛edziły jak oszalałe. — Chciałam

porozmawia´c z Rokiem.

— Martwiła si˛e — dodał szybko Rok. — Eorth mówi. ˙ze chce w bitwie do-

siada´c Gylda.

— Co?
— Nie mogła go przekona´c. Mo˙ze tobie si˛e uda.
Władca Nicconu wychylił si˛e zza Roka i spojrzał na Sybel.
— Ty jeste´s Sybel? Słyszałem o tobie. . .
U´smiechn˛eła si˛e słodko, patrz ˛

ac mu w oczy. Po chwili wrócił do dawnej po-

zycji.

— Mo˙ze zrozumie, je´sli przywi ˛

a˙z˛e go do konia — rzekł Coren. — Czekaj na

mnie, Sybel. . .

Ruszył przez tłum. Rok odetchn ˛

ał cicho i spojrzał na milcz ˛

acego władc˛e Nic-

conu.

— Do rzeczy. Mój dziad oblegał Mondor, ale nie odniósł zwyci˛estwa, ponie-

wa˙z nie miał do´s´c ludzi, by odci ˛

a´c zaopatrzenie docieraj ˛

ace rzek ˛

a Slinoon. Tym

112

background image

razem chc˛e, ˙zeby wojska Sirle i Nicconu podj˛eły szturm drog ˛

a wodn ˛

a, wpływa-

j ˛

ac do miasta i atakuj ˛

ac od wewn ˛

atrz. B˛edziemy potrzebowali łodzi. Niccon le˙zy

w krainie jezior Eldwoldu. Czy zdołasz wybudowa´c łodzie dla trzystu ludzi i ob-
sadzi´c je załogami?

Władca Nicconu wpatrywał si˛e w niego jak człowiek, który ´spi z otwartymi

oczami.

— Tak. — Kiwn ˛

ał głow ˛

a.

— Zwróc˛e ci koszty.
— Kiedy łodzie maj ˛

a by´c gotowe?

Rok u´smiechn ˛

ał si˛e lekko.

— Wkrótce. Ale bez wielkiego po´spiechu. Jestem pewien, ˙ze Drede na nas

zaczeka.

Kiedy sko´nczyli, oddał władc˛e Nicconu pod opiek˛e Lynette, a ona odprowa-

dziła go — oszołomionego, na wpół pijanego, ale zachwyconego — do tej samej
komnaty, gdzie tydzie´n wcze´sniej spał Horst z Hiltu. Sybel tymczasem wstała
i zacz˛eła kr ˛

a˙zy´c po pustej ju˙z sali. Rok obserwował j ˛

a przez chwil˛e.

— O czym my´slisz?
— Je´sli wprowadz˛e zwierz˛eta na pole bitwy, czy Coren je zobaczy?
— Raczej nie zdoła przeoczy´c Gylda. Ale pozostałe. . . W ´scisku, w bitewnym

chaosie prawdopodobnie nie zauwa˙zy nic, czego nie spodziewa si˛e zobaczy´c. Ale
czemu chcesz je nara˙za´c? Nie ma potrzeby.

Kpi ˛

acy u´smieszek pojawił si˛e na jej wargach.

— Ksi ˛

a˙z˛e Ilf — odparła cicho — wyruszył pewnego dnia z pi˛e´cdziesi˛ecioma

lud´zmi, by schwyta´c pi˛ekna córk˛e Maka, władcy Maconu. Po drodze Ilf zobaczył
czarn ˛

a górsk ˛

a kocic˛e o futrze l´sni ˛

acym jak oszlifowany klejnot. Kocica rzuciła

mu spojrzenie zielonych oczu, a Ilf ruszył w pogo´n. Nikt ju˙z nie ogl ˛

adał na tym

´swiecie ani jego, ani jego pi˛e´cdziesi˛eciu ludzi. Trzech silnych synów króla Pwilla

wyruszyło z przyjaciółmi na łowy Zobaczyli srebrzystego ody´nca o kłach białych
niczym piersi ich wysoko urodzonych ˙zon. Pwill czekał na ich powrót, czekał
przez siedem dni i siedem nocy, ale z pi˛etnastu młodych ludzi tylko jego najmłod-
szy syn wrócił z polowania. A i on wrócił obł ˛

akany.

Rok zafascynowany patrzył na ni ˛

a długo.

— Drede te˙z wpadnie w obł˛ed, kiedy zobaczy, ˙ze jego wojska znikaj ˛

a. Czy

zwierz˛eta zrobi ˛

a to dla ciebie?

— Tak.
— Nawet odyniec? Mówiła´s, ˙ze mu si˛e to nie podoba.
Kre´sliła palcem przypadkowe wzory na d˛ebowym blacie stołu.
— Zrobi to, je´sli mu rozka˙z˛e. Łab˛edzia po´sl˛e do Tama, ˙zeby odleciał z nim

na Eld, gdyby cho´c przez chwil˛e jego ˙zycie znalazło si˛e w niebezpiecze´nstwie.
Sokół b˛edzie Tama strzegł.

— A Gyld?

113

background image

Zmru˙zyła oczy.
— Gyld przyniesie mi Drede’a.
Rok pokr˛ecił tylko głow ˛

a.

— Wiesz — mrukn ˛

ał — zaczynam Drede’a ˙załowa´c.

Kto´s wszedł do sali. Obejrzeli si˛e — Coren, z włosami rozja´snionymi bla-

skiem sło´nca, zatrzymał si˛e w otwartych drzwiach i oparł o kamienn ˛

a ´scian˛e.

— Dlaczego okłamałe´s mnie co do Eortha? — zapytał cicho, zwracaj ˛

ac si˛e do

Roka.

Rok westchn ˛

ał.

— Poniewa˙z opowiadałem kłamstwa władcy Nicconu i nie chciałem, ˙zeby´s

prawd ˛

a wprawił mnie w zakłopotanie.

— Kłamiesz i teraz. — Podszedł i stan ˛

ał obok Roka, tak blisko, ˙ze mi˛edzy

nimi z trudem zmie´sciłaby si˛e dło´n. — Po co była ci potrzebna moja ˙zona, kiedy
opowiadałe´s kłamstwa Derthowi z Nicconu? On przecie˙z nie poznałby prawdy,
cho´cby wyskoczyła mu z pucharu jak łoso´s z rzeki!

— Corenie! — odezwała si˛e Sybel, ale Coren nie odrywał wzroku od twarzy

Roka.

— S ˛

a sprawy, których nie rozumiem w tej twojej wojnie. S ˛

a sprawy, których

chyba nie chc˛e rozumie´c. Jak skłoniłe´s tego starca, Horsta z Hiltu, by stan ˛

ał przy

twoim boku? Przecie˙z zeszłej zimy posłałe´s mnie do niego, a ja si˛e przekonałem,

˙ze straszliwie boi si˛e Drede’a, chce tylko do˙zy´c swoich dni w pokoju, chce za-

pomnie´c o swojej nieszcz˛e´sliwej córce i chaosie, jaki wprowadziła w ˙zycie króla.
Dlaczego Derth z Nicconu, którego starszego brata zabiłe´s na Terbrec, przyje˙zd˙za
tutaj, siada przy twoim kominku, pije twoje wino i wybiera si˛e z tob ˛

a na woj-

n˛e? Dlaczego planowałe´s t˛e wojn˛e zanim jeszcze porozmawiałe´s z nimi oboma?
I dlaczego, je´sli s ˛

a jakie´s proste wyja´snienia tych spraw, brakło ci uprzejmo´sci

czy szacunku dla mnie, by mi je zdradzi´c, zanim musiałem spyta´c?

Rok milczał. Spu´scił głow˛e i oddychał gł˛eboko. Coren zacisn ˛

ał pi˛e´sci.

— Nie okłamuj mnie wi˛ecej — szepn ˛

ał.

— Corenie — odezwała si˛e Sybel.
Wolno odwrócił głow˛e, a ona zobaczyła w jego oczach mroczny, niech˛etny

błysk w ˛

atpliwo´sci. Przez chwil˛e oboje stali bez ruchu, patrz ˛

ac na siebie, spokojni

jak plamy ´swiatła padaj ˛

ace na zdeptane kwiaty na podłodze sali. Wreszcie Co-

ren odwrócił si˛e, wyszedł, zbiegł po schodach na dziedziniec. Rok widział jego
ognista czupryn˛e, na przemian rozbłyskuj ˛

ac ˛

a i nikn ˛

ac ˛

a w cieniu. Wtedy usłyszał

gwałtowny oddech Sybel.

— Co zrobiła´s? — zapytał z niedowierzaniem.
— Nie chciałam. . . — Podniosła dło´n do ust. — Nie miałam zamiaru. . . Nie

jemu, nie Corenowi. Tylko. . . nie wiedziałam, co mu powiedzie´c. . . a to było takie
proste. . .

— Ale co zrobiła´s?

114

background image

— Kazałam mu zapomnie´c wszystko, co dzisiaj zobaczył i o co ci˛e pytał. Tak

mi przykro. . . — Zadr˙zała nagle i łzy pociekły jej na palce. — Tak mi przykro. . .
To było takie łatwe. . .

— Sybel. . .
— Boj˛e si˛e.
— Sybel. — Rok podszedł i delikatnie chwycił j ˛

a za ramiona. — To przecie˙z

nic gorszego ni˙z kłamstwo.

— Jest gorsze! Zabrałam co´s z jego umysłu. . . jak Mithran chciał zabra´c z mo-

jego. . . Nikt nie powinien tego robi´c ani z miło´sci, ani z nienawi´sci!

— Cicho, Sybel. Jeste´s zm˛eczona i nie pomy´slała´s. Nie stało si˛e nic straszne-

go. Tak b˛edzie dla niego lepiej, a ty nigdy ju˙z tego nie zrobisz.

— Boj˛e si˛e.
— Nie płacz. To nic strasznego, troch˛e tylko gorzej ni˙z kłamstwo, i ju˙z si˛e nie

powtórzy.

— Nie.
— Wi˛ec si˛e nie martw.
Spojrzała na niego, odwracaj ˛

ac si˛e od pustych drzwi holu.

— Nie rozumiesz. On. . . on wierzy, ˙ze jestem uczciwa. A ja okłamuj˛e go od

dnia naszego ´slubu.

Nagle zerkn˛eła na jego dłonie, jakby dopiero teraz zauwa˙zyła, ˙ze trzymaj ˛

a za

ramiona. Odsun˛eła si˛e i pobiegła do drzwi.

Zauwa˙zyła Corena za bram ˛

a; szedł w stron˛e pól. Pobiegła za nim przez dzie-

dziniec, poprzez kł˛eby dymu z ku´zni, przez stuk młotków z warsztatu cie´sli, obok
zdziwionych chłopów i ˙zołnierzy, którzy usuwali si˛e jej z drogi. Coren usłyszał
w ko´ncu jej krzyk i zatrzymał si˛e na drodze. Czekał, a jego u´smiech znikał stop-
niowo, w miar˛e jak si˛e zbli˙zała. Wpadła w jego obj˛ecia i zło˙zyła mu głow˛e na
piersi.

— Przytul mnie, Corenie — szepn˛eła, a jego ramiona utworzyły wokół niej

kr ˛

ag spokoju.

Czuł, ˙ze dr˙zy cała.
— Co si˛e stało?
— Nic. Po prostu mnie przytul.
— Płakała´s.
— Wiem.
— Dlaczego?
Otworzyła ciemne oczy; w ´zrenicach odbiły si˛e rozgrzane pola i jasne niebo.
— My´slałam — wyszeptała, a słowa paliły ja w gardle. — My´slałam o sobie

bez ciebie. . . i ˙ze tego nie znios˛e.

— Sybel, co mog˛e powiedzie´c, ˙zeby ci˛e pocieszy´c? W tej wojnie nie ma pocie-

chy, dopóki si˛e nie sko´nczy. Ale chyba miała´s racj˛e: Rok nie oszalał i rzeczywi´scie
dzi˛eki jakiej´s magii, której nie pojmuj˛e, istnieje dla Sirle szansa na zwyci˛estwo.

115

background image

Mo˙ze wi˛ec wojna b˛edzie krótka, chocia˙z i to pewnie ci˛e nie uspokoi, je´sli chodzi
o Tama. Ale mimo to ciesz˛e si˛e, ˙ze wci ˛

a˙z zale˙zy ci na mnie tak, ˙zeby płaka´c.

— Zale˙zy mi. Bardzo mi zale˙zy.
Poruszyła si˛e, wi˛ec opu´scił ramiona i rozejrzał si˛e po polach.
— Zapomniałem, po co tu przyszedłem. Przestraszyła´s mnie, kiedy tak biegła´s

z włosami niczym srebrzysta fala i ze łzami na twarzy.

— Tak. . . Zapomniałe´s przeze mnie — szepn˛eła. — Przepraszam.
Obj ˛

ał j ˛

a ramieniem i ruszyli w stron˛e domu. Czarne kruki podrywały si˛e z pól,

gdy przechodzili.

Wieczorem wyszła porozmawia´c ze zwierz˛etami. Przywołała z Mondoru so-

koła Tera; przyleciał o zmroku i jak spadaj ˛

aca gwiazda run ˛

ał z ciemnego nieba.

Usiadł w´sród zielonych li´sci.

Opowiedz mi o Drede’em,

poprosiła.

To człowiek przera˙zony do szpiku ko´sci, odparł sokół o błyszcz ˛

acych oczach.

Noc ˛

a krzyczy przez sen, a w jego komnacie zawsze płonie pochodnia. Boi si˛e noc-

nych cieni. Trwoga wi˛eksza ni˙z l˛ek przed bitw ˛

a wzbiera w jego oczach jak gruby

zimowy lód. Chodz ˛

a plotki, ˙ze wpada w obł˛ed, ale panuje nad sob ˛

a i mówi nie-

wiele.

A Tam?
Tam patrzy. Wsz˛edzie mnie z sob ˛

a zabiera; cz˛esto przemawia do mnie pó´zn ˛

a

noc ˛

a i czasem zasypia, wci ˛

a˙z mówi ˛

ac. Chce pomóc Drede’owi. Powiedział, ˙zebym

poprosił ciebie. Jest zrozpaczony.

A ty?
Jestem gotów.
Nasłuchuj wiec wszystkiego, co mo˙ze pomóc Rokowi. Kiedy nadejdzie czas,

chc˛e, ˙zeby´s został przy Tamie i go chronił

.

Podniosła głow˛e i przywołała do siebie Czarnego Łab˛edzia. Gules poło˙zył

si˛e u jej stóp, a Moriah obok niego. Dotkni˛eciem my´sli zbudziła Gylda w jego
grocie. L´sni ˛

acy w mroku odyniec Cyrin nadbiegł spomi˛edzy drzew. Przez dług ˛

a

chwil˛e, która wystawiła na prób˛e jej siły, do granic wytrzymało´sci koncentruj ˛

ac

my´sli, utrzymywała w swej władzy te sze´s´c dumnych, niespokojnych umysłów
równocze´snie.

Posłuchajcie. Kiedy władca Sirle i jego bracia wyjad ˛

a z Sirle na bitw˛e. Ter

i Czarny Łab˛ed´z z Tirlith polec ˛

a do Mondoru, do Tama. Łab˛ed´z ma by´c gotowy,

by w ka˙zdej chwili zanie´s´c go na gór˛e Eld, gdyby cokolwiek mu zagroziło. Ter, ty
dopilnujesz, ˙zeby Tam był bezpieczny. Moriah, Gules i Cyrin, pojawicie si˛e przed
armi ˛

a Drede’a przed bitw ˛

a i w czasie bitwy, wabi ˛

ac ludzi swym magicznym spoj-

rzeniem, swoim pi˛eknem. Gyld zostanie przy mnie a˙z do kl˛eski Drede’a, a wtedy
przyniesie mi króla do wie˙zy maga w Mondorze.

Przez cały czas pozostawajcie w ukryciu, do chwili kiedy uznacie, ˙ze pora

rusza´c. Trzymajcie si˛e z dala od ludzi Roka. Nie nara˙zajcie si˛e niepotrzebnie,

116

background image

chyba ˙ze dla Tama i — je´sli zechcecie — dla Corena. Ter, nie ruszaj Drede’a. Je´sli
nie zginie w bitwie, chc˛e, ˙zeby dotarł do mnie ˙zywy.

Wiatr dmuchn ˛

ał lekko w´sród spokojnej nocy. Sybel przerwała na chwil˛e, po

czym znowu zestroiła swój umysł ze zwierz˛etami.

Opowiadaj ˛

a o was niezliczone legendy. Wszystkie jednak pochodz ˛

a z dawnych

czasów. O waszych czynach w tej bitwie harfiarze b˛ed ˛

a ´spiewali przez lata, w za-

chwycie dotykaj ˛

ac srebrnych strun. Wasze dumne, staro˙zytne imiona znów b˛ed ˛

a

odbija´c si˛e echem w´sród kamiennych murów na zamkach, podziwiane i szanowa-
ne, brzmi ˛

ace pi˛eknie jak ´swie˙zo wypolerowane złoto.

Przerwała znowu, czuj ˛

ac w jednej chwili szybki. pulsuj ˛

acy rytm my´sli Tera,

klejnoty ukrytych wspomnie´n w umy´sle Gulesa i Moriah, spokojn ˛

a zgod˛e jasnego

jak ksi˛e˙zyc umysłu Czarnego Łab˛edzia, skr˛ety ognistego umysłu Gylda i ci ˛

agł ˛

a

gr˛e zagadek w umy´sle Cyrina. Uwolniła je, zm˛eczona, a kiedy czekały wokół niej,
wypoczywała. Potem zacz˛eła odpowiada´c na pytania.

Czy pragniesz ´smierci ludzi Drede’a?

— zapytała Moriah. Czy te˙z maj ˛

a wróci´c

po odpowiednim czasie?

Nie chc˛e ich ˙zycia. Poprowad´zcie ich wkoło, a potem wypu´s´ccie.
Dlaczego nie pozwolisz mi walczy´c?

— chciał wiedzie´c Gyld. Wystarczyłby

jeden mój przelot, a armia Drede’a poszłaby w rozsypk˛e.

Nie. Przeraziłby´s te˙z ludzi Roka. Czekaj cierpliwie u mojego boku.
By´c mo˙ze ludzie Drede’a b˛ed ˛

a pilnowa´c Eldu, zaniepokoił si˛e łab˛ed´z. Co wte-

dy, Sybel?

Wtedy przynie´s go do Sirle. Ale najpierw we´z go na Eld i czekaj na mnie, je´sli

nie b˛edzie zagro˙zenia.

Co zrobisz z Drede’em?

— spytał Ter.

Nic. Chc˛e tylko spojrze´c mu w oczy, kiedy sko´nczymy, kiedy nie b˛edzie miał

ju˙z niczego — ani władzy, ani godno´sci, ani nawet Tama, który by go pocieszył.
W porównaniu z nim Mithran miał szcz˛e´scie. Zanim to nast ˛

api, Drede mo˙ze ju˙z

by´c szalony.

A co zrobisz potem ze sob ˛

a?

— rzucił Cyrin.

Sybel milczała, patrz ˛

ac w jego czerwone oczka. Li´scie zaszele´sciły od nagłego

tchnienia wiatru, potem ucichły.

Nie wiem — szepn˛eła wreszcie, jakby do siebie.

*

*

*

Kilka dni pó´zniej przybyła na dwór Roka szczupła, długonosa kobieta z boga-

tymi pier´scieniami na palcach i siwymi włosami skr˛econymi w tysi ˛

ace spl ˛

atanych

loków. Weszła do ´srodka tak cicho, ˙ze niezauwa˙zona dotarła do Roka, który sie-
dział za stołem mi˛edzy Borem i Lynette. Poci ˛

agn˛eła go za r˛ekaw. Odwrócił si˛e

zdziwiony i spojrzał prosto w szare jak ˙zelazo oczy.

117

background image

— Gdzie jest Sybel?
— Sybel? — rozejrzał si˛e w´sród jedz ˛

acych. — Chyba wyszła z Corenem.

S ˛

a mo˙ze. . . Kim jeste´s, kobieto? Mo˙ze usi ˛

adziesz z nami? Nie słyszałem, jak

weszła´s.

Rozbiegane oczy znów skierowały si˛e na niego.
— Jestem bystrook ˛

a star ˛

a wron ˛

a z góry Eld. A ty. . . Ty chyba jeste´s Lwem

Sirle. Pi˛ekn ˛

a masz rodzin˛e, dzieci o brzoskwiniowej cerze i dumnych braci. Długo

tu szłam z góry Eld.

— Przyszła´s pieszo! — wykrzykn ˛

ał Rok.

Bor wstał uprzejmie.
— Usi ˛

ad´z, pani. Posil si˛e po długiej drodze.

U´smiechn˛eła si˛e do niego i poprawiła dłoni ˛

a włosy.

— Jaki grzeczny — mrukn˛eła i zaj˛eła miejsce. — Och, moje nogi. . . Jestem

Maelga, matka Sybel. — Po jej prawej r˛ece Ceneth zakrztusił si˛e winem. Zwróciła
si˛e ku niemu. — Jestem jedyn ˛

a matk ˛

a, jak ˛

a miała. Cho´c pewnie uwa˙zacie, ˙ze

wied´zma z gór nie nadaje si˛e na matk˛e.

— Jestem pewien, ze była´s lepsza ni˙z ˙zadna — odparł słabym głosem Ceneth.

Rok rzucił mu krótkie spojrzenie i Ceneth zaczerwienił si˛e po uszy.

— Nie jestem o tym przekonana — odparła szczerze Maelga, przeszukuj ˛

ac

tac˛e z kandyzowanymi owocami. — Inaczej nie musiałabym i´s´c przez cał ˛

a drog˛e

z Eldu a˙z do Sirle, ˙zeby sprawdzi´c, czemu to odyniec Cyrin przybiegł do mnie
prychaj ˛

ac, z opowie´sci ˛

a wprost nie do wiary. . . — Pochwyciła wzrok Roka, prze-

biegaj ˛

acy niespokojnie wzdłu˙z rz˛edów twarzy. — Ojej, czy˙zby to była tajemnica?

— Czego chcesz, stara kobieto? — zapytał cicho Rok. a Maelga westchn˛eła.
— Suszone słodkie morele. . . Przy słodyczach jestem jak dziecko. Widzisz,

Rok, robiłam. . . och, ró˙zne rzeczy o zmierzchu, tajemne rzeczy przy blasku ´swiec,
rzeczy, o których najlepiej mówi´c ´sciszonym głosem. Jestem star ˛

a kobiet ˛

a, która

lubi si˛e wtr ˛

aca´c, a ludzie daj ˛

a mi pier´scienie, mi˛ekkie futra i kolorowe wst ˛

a˙zki.

Tkam na małym kro´snie ni´cmi w zwyczajnych barwach. A Sybel. . . Dla niej jest
krosno wielkie jak cały Eldwold i nici w kolorze ˙zywego szkarłatu.

— To ona wybrała.
— Tak, ale przera˙za moje stare serce. Budzi te˙z obawy Cyrina, a to prze-

cie˙z m ˛

adry stary odyniec. Kiedy ty na ni ˛

a patrzysz, Roku, widzisz pi˛ekn ˛

a kobiet˛e

obdarzon ˛

a siln ˛

a wol ˛

a, której moc niesie dla Sirle fortun˛e. A ja widz˛e dziecko z ro-

piej ˛

aca ran ˛

a, która w ko´ncu przyniesie mu zgub˛e.

Rok delikatnie odstawił kielich. Milczał przez chwil˛e, stukaj ˛

ac palcem o sre-

bro. Maelga przygl ˛

adała mu si˛e spod zmarszczonych siwych brwi.

— Istotnie — przyznał głosem ledwie słyszalnym w´sród gwaru. — Sybel tka

˙zywy gobelin z siebie i z nas, a tak˙ze z króla i panów Eldwoldu. Dotarła ju˙z za

daleko, ˙zeby si˛e teraz wycofa´c. Ja tak˙ze. Sybel jest dzieckiem. Planowała to wraz
ze mn ˛

a krok po kroku i utrzymywała w sekrecie nawet przed Corenem. Ja gram

118

background image

o władz˛e; tej gry nauczyli mnie przodkowie i nie zrezygnuj˛e, póki nie zgin˛e. Sy-
bel toczy własn ˛

a gr˛e, gr˛e mocy; nie dla zysku ani nawet nie dla sławy, ale by

osi ˛

agn ˛

a´c co´s w rodzaju mrocznego tryumfu nad Drede’em czy mo˙ze Mithranem.

Gdy si˛e jej uda, powróci do spokojnego ˙zycia ze swymi zwierz˛etami i z Corenem.
Mnie nie wystarczy ´swiadomo´s´c, ˙ze Sirle mo˙ze pokona´c Drede’a. Musz˛e działa´c
zgodnie z t ˛

a wiedz ˛

a, a potem działa´c by utrzyma´c zdobyt ˛

a władz˛e. Sybel ma wi˛e-

cej szcz˛e´scia. Mo˙ze zyska´c t˛e władz˛e, a potem zrezygnowa´c, spocz ˛

a´c zadowolona

z wiedzy, czego mo˙ze dokona´c, je´sli zechce. W przeciwnym razie bałbym si˛e jej
nie mniej ni˙z Drede. Ale ona ˙zywi miło´s´c do Corena, do dzieci, do zwykłych spo-
kojnych dni. My´sl˛e, ˙ze ty j ˛

a tego nauczyła´s, Maelgo, kiedy j ˛

a kochała´s. Nie martw

si˛e. Dokona zemsty i to jej wystarczy.

Maelga obserwowała go w milczeniu, podpieraj ˛

ac brod˛e upier´scienionymi

palcami. Kiedy sko´nczył, wyprostowała si˛e.

— Nigdy nie potrafiłam rozmawia´c z lwami. Nie umiem rycze´c. Gdzie ona

jest?

— Pewnie ze zwierz˛etami. Po´sl˛e po ni ˛

a.

— Nie. — Wstała. — Powiedz tylko, jak j ˛

a znale´z´c. Pójd˛e do niej.

— Zaprowadz˛e ci˛e i zostawi˛e was same. — Odsun ˛

ał krzesło i ruszyli razem

mi˛edzy stołami. — Ale je´sli spotkasz przy niej Corena, rozmawiaj o pogodzie,
o układach gwiazd albo jak to nic nie zjadła´s przy stole władcy Sirle. On nie zna
tej sprawy, a jej zale˙zy, by tak zostało.

Sybel i Coren stali roze´smiani nad jeziorkiem. Czarny Łab˛ed´z brał kawałki

chleba z r˛eki Corena, koty wygrzewały si˛e leniwie, a stoj ˛

acy w cieniu Cyrin grze-

bał pyskiem w trawie. Sybel odwróciła głow˛e, słysz ˛

ac trzask bramy. U´smiech na

jej twarzy ust ˛

apił miejsca zdumieniu.

— Maelga! Tak si˛e ciesz˛e, ˙ze ci˛e widz˛e.
Coren cisn ˛

ał reszt˛e chleba do wody i pod ˛

a˙zył za Sybel. Z u´smiechem patrzył,

jak ˙zona obejmuje Maelg˛e.

— Moja biała dziewczynko, urosła´s taka. . . taka jasna! Niech ci si˛e przyj-

rz˛e. — Staruszka odsun˛eła Sybel na odległo´s´c ramienia. — Nie zajrzała´s do mnie,
kiedy ostatnio była´s na Eldzie.

— Sk ˛

ad wiesz. . .

— Odyniec Cyrin mi powiedział. Powiedział o wielu sprawach.
Sybel znieruchomiała. Po chwili zerkn˛eła na Corena. Musn ˛

ał palcem jej poli-

czek.

— Pójd˛e, ˙zeby´scie mogły porozmawia´c.
U´smiechn˛eła si˛e.
— Daj spokój, Corenie. To tylko plotki, jak zwykle u kobiet.
— Kiedy jedna z nich jest czarownic ˛

a, a druga magiem, powa˙znie w to w ˛

atpi˛e.

Odszedł.

119

background image

Przez chwil˛e w milczeniu przygl ˛

adały si˛e sobie nawzajem. Potem Maelga

splotła dłonie i podniosła je do ust.

— Co ty robisz, moje dziecko?
Sybel westchn˛eła.
— Usi ˛

ad´z. Jak si˛e tu dostała´s?

— Na własnych nogach.
— Och, Maelgo, powinna´s wzi ˛

a´c konia.

— Bałam si˛e, komu mog˛e go ukra´s´c. — Siadła obok Sybel, pod grubym pniem

jabłoni. — Cyrin opowiedział mi histori˛e, która znał od Tera, O królu i białym
ptaku w wie˙zy.

Sybel spojrzała z ukosa na srebrzystego ody´nca.
— M ˛

adro´s´c nigdy nie mo˙ze si˛e nauczy´c milczenia, a najbardziej jest irytuj ˛

aca,

kiedy najmniej jest po˙z ˛

adana.

— Dlaczego mi nie powiedziała´s, co ci zrobił Drede?
Sybel zacisn˛eła usta.
— Poniewa˙z za bardzo mnie to bolało. Poniewa˙z byłam zła a˙z do gł˛ebi ser-

ca i nie umiałam znale´z´c wła´sciwych słów. Ten mały królik dostanie. . . — Nie-
cierpliwie przesun˛eła dłoni ˛

a po trawie. — Ani ty, ani Cyrin nie zdołacie mnie

powstrzyma´c.

— Sybel, ja nie wiem, co chcesz zrobi´c. Wiem tylko, ˙ze dwa dni temu był

u mnie Tam. . .

— Tam?
— Przera˙zony. Mówił, ˙ze w całym Eldwoldzie podnosz ˛

a si˛e głosy przeciwko

jego ojcu, a król obwinia ciebie. Mówił, ˙ze panowie, którzy przysi˛egali ojcu wier-
no´s´c, nagle i bez powodu przeszli na stron˛e Sirle. Mówił, ˙ze król chodzi, jakby był
zbudowany z kamienia. Siedział przy moim kominku, Sybel, oczy miał szeroko
otwarte i opowiadał mi o tym, i rozcierał sobie ramiona, jakby mu było zimno.
Nie miał ju˙z łez do płakania. . .

Sybel zerwała pojedyncze ´zd´zbło trawy i zapatrzyła si˛e na nie widz ˛

ac.

— Biedny Tam. . . To ju˙z nie potrwa długo.
— A co potem?
— Potem Drede straci tron. Mo˙ze i rozum. Mo˙ze ˙zycie.
— A Tam?
— Rok uczyni go królem. W odpowiednim czasie Tam po´slubi Vivet, córk˛e

Herne’a, a jej synowie zapocz ˛

atkuj ˛

a dynasti˛e Sirle na tronie Eldwoldu.

— A Coren? Słyszałam, ˙ze nic o tym nie wie.
— Maelgo, uczyni˛e wszystko, ˙zeby zniszczy´c Drede’a. I zrobi˛e wszystko, by

Coren nie dowiedział si˛e, co robi˛e. . .

— Jak? Zabijesz jedn ˛

a czy drug ˛

a my´sl w jego głowie?

Sybel skrzywiła si˛e. Oparła czoło o zgi˛ete kolana, kryj ˛

ac twarz przed przeni-

kliwym wzrokiem szarych oczu.

120

background image

— Nie — szepn˛eła. — Do tego si˛e nie posun˛e. Ju˙z raz to zrobiłam. Tylko

raz. I nie zrobi˛e ponownie. Raczej go utrac˛e. Maelgo, ruszyłam mroczn ˛

a ´scie˙zk ˛

a

i ˙zadne słowa w całym Eldwoldzie nie skłoni ˛

a mnie, by zawróci´c. Ciesz˛e si˛e, ˙ze

ci˛e widz˛e, ale my´sl˛e, ˙ze ty ju˙z si˛e tak nie cieszysz z mojego widoku. Zostałam
zraniona, a teraz z kolei ja zadam rany. To proste. ˙

Zal mi Tama. Ale to jedyne,

czego ˙załuj˛e.

— Nie rozumiesz — szepn˛eła Maelga. — Dziecko moje, Tam kocha tego

króla. Drede to jedyny człowiek na ´swiecie, który mo˙ze spojrze´c Tamowi w oczy
i da´c mu dum˛e. A teraz na oczach Tama wpada w szale´nstwo.

— A có˙z mnie to obchodzi? — Sybel podniosła si˛e nagle, staj ˛

ac twarz ˛

a do

popołudniowego wiatru, który rozwiewał za ni ˛

a spl ˛

atane włosy. — Musi sam zna-

le´z´c własn ˛

a dum˛e. Maelgo. . . — Zasłoniła oczy r˛ekami i poczuła, ˙ze łzy spływaj ˛

a

jej po zimnych palcach. — Nie mog˛e mu wybaczy´c — szepn˛eła. — Serce mi p˛eka
z powodu Tama, ale nie mog˛e. I nie wybacz˛e. I nie b˛ed˛e płaka´c nad sob ˛

a, tylko

troszeczk˛e nad Tamem. Czy on tak˙ze mnie obwinia?

— Podejrzewa, ˙ze Drede zrobił co´s, co ci˛e bardzo rozgniewało. Ale nie wie-

rzy. . . nie chce uwierzy´c, ˙ze mogła´s Drede’a tak przerazi´c. Nie chce, bo go kocha.
Oczywi´scie, w gł˛ebi serca dostrzega pewne sprawy, ale zamyka na nie oczy, jak
dziecko, które w ciemno´sci zaciska powieki. I kiedy b˛edzie je musiał otworzy´c,
co mu powiesz, Sybel? Jakie dasz mu pocieszenie? Jego serce cofnie si˛e przed
ka˙zdym dotkni˛eciem, niczym zranione zwierz ˛

atko.

— To wina Drede’a. — Pokr˛eciła głow ˛

a. — Nie. To tak˙ze moje dzieło. Ale

Drede nie powinien próbowa´c mnie niszczy´c.

— Robi to teraz.
Sybel obejrzała si˛e, spojrzała na Maelg˛e ciemnymi oczami.
— To by´c mo˙ze, ale teraz to moja decyzja. Drede był głupcem, i Mithran tak

samo, poniewa˙z nie docenili białowłosej kobiety, któr ˛

a schwytali. I ˙zaden z nich

nie popełni wi˛ecej tego bł˛edu. — Zamilkła na chwil˛e, po czym dodała ju˙z łagod-
niej: — Ostatnio jestem surowa i uparta. Nic mnie nie wzrusza. Maelgo, porozma-
wiajmy o innych sprawach, o drobiazgach. Przykro mi, ˙ze nie odwiedzili´smy ci˛e
tamtej nocy, ale ludzie Drede’a znale´zli nas wtedy z Tamem. Rozs ˛

adek nakazywał

odjecha´c, nie odwiedzaj ˛

ac ciebie. Mógł nas kto´s obserwowa´c.

Maelga przesuwała dło´nmi w g˛estej trawie. Zmarszczka przeci˛eła jej czoło

ponad brwiami.

— Jeste´s wi˛ec szcz˛e´sliwa z najm ˛

adrzejszym z Sirle?

— Tak. Nie chc˛e nikogo innego, nigdy. Pragn˛e urodzi´c mu dzieci, je˙zeli. . .

je˙zeli b˛edzie chciał mie´c je ze mn ˛

a, kiedy wszystko si˛e sko´nczy.

— Nie spodziewasz si˛e jeszcze?
— Nie. — Sybel znowu usiadła na ziemi. — Ale w tej chwili to chyba dobrze.

Jestem tu szcz˛e´sliwa, Maelgo. Ludzie s ˛

a dla mnie mili, a dzieci i kobiety wydaj ˛

a

si˛e takie wesołe, takie zadowolone w tych szarych murach. Brakuje mi pot˛e˙znych,

121

background image

wyj ˛

acych wichrów, czystych strumieni i cichych zak ˛

atków Eldu. Zwierz˛eta te˙z

czasem za nimi t˛eskni ˛

a, ale jest im dobrze w´sród ludzi. Rok przygotował mi pokój,

wysoko, z oknami wychodz ˛

acymi na północ, wschód i południe. Tam umie´scił

moje ksi˛egi. Tam czytam i tam przywołuj˛e. T˛eskni˛e za tob ˛

a. Nie mog˛e szuka´c

u ciebie pociechy, chocia˙z w tych dniach chyba nikt nie potrafiłby mi jej udzieli´c.

Maelga dotkn˛eła kosmyka białych włosów, który opadł jej na dło´n.
— Ja te˙z za tob ˛

a t˛eskni˛e. Ale teraz widz˛e, ˙ze Lew Sirle miał racj˛e: nie jeste´s ju˙z

dzieckiem. Wyrosła´s na królow ˛

a w´sród ludzi. Nie mogłaby´s ju˙z by´c szcz˛e´sliwa

w´sród kamieni i drzew. Ale czasami dostrzegam wizj˛e ciebie, jak biegniesz boso
mi˛edzy pot˛e˙znymi br ˛

azowymi kolumnami pni, z wielkookim dzieckiem u boku.

Te cienie sprawiaj ˛

a, ˙ze zatrzymuj˛e si˛e z u´smiechem. Wtedy przypominam sobie,

˙ze to tylko cienie, ˙ze moje dzieci dorosły i poszły swoj ˛

a drog ˛

a. . . — Westchn˛eła;

dłonie jej dr˙zały. — Ale miałam szcz˛e´scie, ˙ze ci˛e spotkałam.

Sybel delikatnie u´scisn˛eła pergaminow ˛

a dło´n Maelgi.

— I ja miałam szcz˛e´scie, ˙ze ci˛e spotkałam — powiedziała cicho. — Tego dnia,

kiedy przekroczyłam twój próg, byłam dzika i dumna jak ka˙zde z moich zwierz ˛

at.

Je´sli nauczyłam si˛e łagodno´sci, to od ciebie i Tama, a pó´zniej od Corena. Ale
wci ˛

a˙z jestem dzika i dumna jak mój ojciec i dziadek. To tkwi gdzie´s gł˛eboko,

gdzie ˙zyje wolny biały ptak, którego nikt nie zdoła schwyta´c. Duma we mnie do-
maga si˛e zemsty, duma z mojej wiedzy i mocy. Ta sama duma kazała Mykowi
porzuci´c ludzi i ˙zy´c samotnie na górze Eld, wznie´s´c tam biały dom i pochwyci´c
doskonało´s´c. Ale dzi˛eki tobie i Tamowi nauczyłam si˛e kocha´c jeszcze co´s poza
czyst ˛

a wiedz ˛

a. A Coren nauczył mnie rado´sci. Mo˙ze kochanie nie wychodzi mi

najlepiej, Maelgo, ale to tylko moja wina. Nie brakowało mi doskonałych nauczy-
cieli.

— Moje białe dziecko. . . — szepn˛eła Maelga. — Kiedy tamtej nocy znikn˛e-

ła´s, czułam, ˙ze nigdy ci˛e nie zobacz˛e, a moje stare serce zapiekło z ˙zalu. Taki
sam ˙zal czuj˛e teraz. . . Wst ˛

apisz w noc i kiedy znów si˛e spotkamy, spojrz˛e w oczy

obcej.

— Obcej dla ciebie, Maelgo, ale my´sl˛e, ˙ze nigdy sobie nie byłam mniej ob-

ca ni˙z teraz. To straszne, co powiem, ale czuj˛e w sobie tryumf i nie mam nawet
tyle rozs ˛

adku, ˙zeby si˛e go ba´c. To tak jakbym w my´slach była Gyldem i lecia-

ła wysoko, wysoko w nocne niebo, wielka, pot˛e˙zna, pełna dumy ze wszystkich
wspomnie´n bitew, zabójstw, rabunków, pie´sni, w których moje imi˛e powtarza si˛e
z podziwem i l˛ekiem. Nikt na całym ´swiecie nie zdoła zakłóci´c tego nocnego try-
umfalnego lotu. A kiedy sko´ncz˛e, to co´s we mnie znajdzie sobie miejsce, gdzie
zwinie si˛e w kł˛ebek i za´snie. B˛ed˛e mogła zapomnie´c.

— I zapomnisz? Rok b˛edzie ci˛e prosił o wi˛ecej. . . Widziałam to w jego

oczach. A Tam. . . Mo˙zesz nauczy´c Tama prosi´c ci˛e. . .

— Nie. Tam jest dobry. A Rok oszcz˛edzi mnie ze wzgl˛edu na Corena.
— Tak sadzisz? A czy wtedy w ogóle b˛edzie ci˛e obchodziła miło´s´c Corena?

122

background image

— B˛edzie. Obchodzi mnie i teraz.
— Ale fruniesz sama, z dala od niego. . . Zastanawiam si˛e, czy po tym locie

zechcesz wróci´c na ziemi˛e.

Sybel westchn˛eła ci˛e˙zko. Pu´sciła r˛ek˛e Maelgi i dotkn˛eła palcami powiek.
— Zm˛eczona jestem tym bezustannym szarpaniem si˛e tam i z powrotem, py-

taniami, problemami, my´sleniem. Wzniec˛e po˙zar w Eldwoldzie, a potem si˛e prze-
konam, czy jestem uwi˛eziona w kr˛egu ognia, czy bezpieczna na zewn ˛

atrz. . . Ma-

elgo, ty tak˙ze musisz by´c zm˛eczona po tak długiej drodze. Zaprowadz˛e ci˛e do
swojego pokoju, gdzie mo˙zesz co´s zje´s´c, umy´c si˛e i odpocz ˛

a´c.

— Nie b˛ed˛e spala w tym domu.
— Có˙z. . . Je´sli nie chcesz zosta´c tu ze mn ˛

a. to Rok ka˙ze komu´s odprowadzi´c

ci˛e do domu Herne’a albo Bora.

Maelga poklepała Sybel po r˛ece. Wstała troch˛e chwiejnie i strzepn˛eła ´zd´zbła

traw ze spódnicy.

— Nie. Odpoczn˛e troch˛e tutaj, ze zwierz˛etami. Usi ˛

ad˛e przy Czarnym Łab˛e-

dziu. Ma pi˛ekny staw. Nigdy nie lubiłam domów ludzi. Nie mo˙zna z nich łatwo
wychodzi´c ani wchodzi´c.

— To prawda — rzekła Sybel z u´smiechem.
Obj˛eła Maelg˛e i razem przeszły nad staw. Czarny Łab˛ed´z podpłyn ˛

ał im na

spotkanie.

— Przynios˛e ci co´s do jedzenia i wino. Je˙zeli chcesz dzisiaj spa´c tutaj, zostan˛e

z tob ˛

a.

Maelga usiadła nad brzegiem.
— Och, moje ko´sci. Sło´nce latem jest łagodne dla starej kobiety. I ty wci ˛

a˙z

jeste´s dobra dla bezbronnych istot. To dla mnie pociecha.

— Wróc˛e niedługo — obiecała Sybel.
— Nie ma po´spiechu, moja biała. Zdrzemn˛e si˛e troch˛e.
Sybel ruszyła cicho do bramy i zamkn˛eła j ˛

a za sob ˛

a. Kiedy si˛e odwróciła,

drgn˛eła zaskoczona. Zobaczyła przy sobie Corena.

Powoli uniósł r˛ece i ´scisn ˛

ał j ˛

a za ramiona. Przesun ˛

ał wzrokiem po jej twarzy;

oczy miał zmru˙zone, oszołomione, jak gdyby czytał staro˙zytne słowa, których nie
rozumie. Wreszcie nabrał tchu.

— Co ty robisz, Sybel?! — krzykn ˛

ał.

background image

Rozdział 11

Serce zastygło jej w piersi, krew uderzyła do głowy. Sybel poło˙zyła palec na

wargach. Gardło miała suche jak piasek.

— B ˛

ad´z cicho, Corenie. Maelga zasn˛eła.

— Sybel!
— Przepu´s´c mnie. Nie chc˛e ci˛e okłamywa´c.
Powoli rozlu´znił palce; r˛ece opadły mu bezwładnie. Sło´nce roz´swietlało jego

oczy, a rumieniec barwił policzki.

— Poszedłem. . . — zacz ˛

ał wolno i wyra´znie.

— Pst!
— Zbyt długo ju˙z milczałem! Poszedłem do stajni i zobaczyłem tam Cene-

tha i Bora. Bor siodłał konia, ˙zeby jecha´c do domu. Usłyszałem twoje imi˛e z ich
ust, potem znowu. . . Ze ´smiechem opowiadali, jak to ´sci ˛

agn˛eła´s władc˛e Hiltu do

zamku Roka. Podobno był posłuszny niczym dziecko. ´Smiali si˛e, a ja. . . czułem,
jakby mnie uderzyli. ´Smiali si˛e. . . ogarniały mnie mdło´sci. . . i wtedy mnie zoba-
czyli, a ich ´smiech zgasł jak zdmuchni˛ety płomie´n ´swiecy.

— Corenie. . . — szepn˛eła.
— Dlaczego, Sybel? Dlaczego? Dlaczego jestem pierwszym człowiekiem,

który poznał ciebie cał ˛

a, a ostatnim ze wszystkich, którzy poznali twe my´sli?

Dlaczego Rok, Ceneth i Bor wiedz ˛

a, a ja nie? Dlaczego mi nie powiedziała´s, co

robisz? Dlaczego mnie okłamała´s?

— Bo nie chciałam, ˙zeby´s tak na mnie patrzył, jak patrzysz teraz. . .
— Sybel, to ˙zaden powód!
— Przesta´n na mnie krzycze´c! — wybuchn˛eła nagle. Odetchn˛eła i na moment

przycisn˛eła do powiek chłodne palce. Wyczuwała jego blisko´s´c, pełen napi˛ecia
bezruch, w ciemno´sci słyszała gł˛eboki rytm jego oddechu.

— Dobrze — powiedział. — Nie b˛ed˛e krzyczał. Wyleczyła´s mnie kiedy´s, gdy

mogłem umrze´c. Zrób to znowu, bo jest we mnie co´s poranionego i chorego. Za-
czynam si˛e zastanawia´c, Sybel, dlaczego postanowiła´s wyj´s´c za mnie, w dodatku
tak nagle, po tej nocnej ucieczce. I czemu ˙zywisz tak wielki gniew dla Drede’a, ˙ze
chcesz poruszy´c przeciw niemu Sirle? Sybel, my´sli tłuk ˛

a mi si˛e w głowie. . . Nie

mog˛e ich uciszy´c. Nie okłamuj mnie wi˛ecej.

124

background image

Opu´sciła zm˛eczone dłonie.
— Drede zapłacił Mithranowi, ˙zeby mnie schwytał i zniszczył mój umysł.
— Drede? — wykrztusił Coren. — Drede?
Kiwn˛eła głow ˛

a.

— Drede chciał mnie po´slubi´c i wykorzystywa´c bez l˛eku. Rommalb zabił Mi-

thrana; zmia˙zd˙zył go. A ja zmia˙zd˙z˛e Drede’a jego własnym strachem; z pomoc ˛

a

Sirle odbior˛e mu władz˛e. Wykorzystałam nasze mał˙ze´nstwo, ˙zeby przerazi´c Dre-
de’a. Od samego pocz ˛

atku zamierzałam u˙zyczy´c Sirle mojej mocy do walki z nim.

Nie mówiłam ci o tym, gdy˙z moja zemsta jest moj ˛

a spraw ˛

a, nie twoj ˛

a. Nie chcia-

łam ci˛e rani´c wiadomo´sci ˛

a, ˙ze ci˛e wykorzystuj˛e. Teraz wiesz i jeste´s zraniony, a ja

nie wierz˛e, ˙zebym tym razem potrafiła twoje rany uleczy´c.

Lekko odchylił głow˛e, jakby usiłował pochwyci´c cichy d´zwi˛ek uniesiony wia-

trem. Kiedy wreszcie si˛e odezwał, jego głos stał si˛e głuchym szeptem.

— Ja te˙z tego nie wiem. . . My´sl˛e, ˙ze trzymam ci˛e w r˛ekach, Lodowa Pani.

a ty roztapiasz si˛e i wy´slizgujesz z palców. . . Jak mogła´s tak mnie zrani´c? Jak
mogła´s?

Gor ˛

ace łzy zebrały si˛e jej pod powiekami, obraz Corena falował zamglony.

— Starałam si˛e, ˙zeby´s nie wiedział. . . ˙

Zeby oszcz˛edzi´c ci bólu. . .

— Naprawd˛e ci na tym zale˙zało? Czy mo˙ze uwa˙zasz mnie za kolejny eksponat

w swojej kolekcji dziwnych, cudownych bestii? Co´s, czego mo˙zesz u˙zy´c, kiedy
jest potrzebne, a potem odsun ˛

a´c, kiedy zajmujesz si˛e swoimi sprawami?

— Corenie. . .
— Mógłbym zabi´c za to Roka, Cenetha i Bora, ale cho´cbym zniósł z po-

wierzchni ziemi cały Eldwold, wci ˛

a˙z pozostałby we mnie ten ´slepy dure´n, który

drwiłby ze mnie do ko´nca moich dni. Kocham ci˛e. Tak bardzo ci˛e kocham. Roze-
rwałbym Drede’a gołymi r˛ekami, gdyby´s mi tylko powiedziała, ˙ze ci˛e skrzywdził.
Dlaczego nie powiedziała´s? Wywołałbym dla ciebie tak ˛

a wojn˛e, jakiej Eldwold

jeszcze nie ogl ˛

adał.

— Corenie. . . Nie mogłam ci powiedzie´c. . . Nie mogłam wci ˛

aga´c ci˛e w swoj ˛

a

nienawi´s´c i w´sciekło´s´c. Nie chciałam, ˙zeby´s wiedział, jakie. . . jakie mog ˛

a by´c

lodowate i straszne. . .

— Ani jak mało ci jestem potrzebny?
— Jeste´s mi potrzebny. . .
— Bardziej ni˙z mnie potrzebujesz Roka i Cenetha. Sybel, nie rozumiem tej

gry, któr ˛

a toczysz. Czy s ˛

adzisz, ˙ze gdybym ci˛e poznał, zacz ˛

ałbym si˛e ba´c? Prze-

stałbym ci˛e kocha´c?

— Tak — szepn˛eła. — Tak jak w tej chwili.
Chwycił j ˛

a nagle ze ´smiechem, ´scisn ˛

ał i potrz ˛

asn ˛

ał mocno, a˙z do bólu.

— To nieprawda! Jak my´slisz, czym jest miło´s´c? Czym´s, co jak ptak odla-

tuje z serca od najl˙zejszego krzyku czy uderzenia? Mo˙zesz przede mn ˛

a ucieka´c

wysoko w swoj ˛

a ciemno´s´c, ale zawsze b˛edziesz mnie widziała pod sob ˛

a, cho´cby

125

background image

daleko, z twarz ˛

a zwrócona ku tobie. Moje serce nale˙zy do ciebie. Tamtej nocy

oddałem ci je wraz z imieniem. Jeste´s jego stra˙zniczk ˛

a. Mo˙zesz si˛e nim opieko-

wa´c albo pozwoli´c, by zastygło i umarło. Nie rozumiem ci˛e. Jestem na ciebie zły.
Jestem zraniony i bezradny, ale nic nie wypełni bólu tej pustki wewn ˛

atrz, mnie,

gdzie twe imi˛e odbija´c si˛e b˛edzie echem, je´sli ci˛e utrac˛e.

Pu´scił j ˛

a. Szeroko otwieraj ˛

ac oczy, patrzyła, jak odchodzi, a kosmyki włosów

opadały jej na twarz. Wyci ˛

agn˛eła r˛ek˛e.

— Dok ˛

ad idziesz?

— Znale´z´c Lwa Sirle.
Ruszyła za nim; biegła niemal, by dorówna´c jego szybkim, gniewnym kro-

kom. Znale´zli Roka przy stole w pustym holu; Ceneth siedział obok zgarbiony,
z pucharem w r˛eku. Rok obserwował Corena błyszcz ˛

acymi oczami barwy lo-

dowatego bł˛ekitu w zaczerwienionej twarzy. Czekał bez drgnienia. Kiedy Coren
uderzył pi˛e´sci ˛

a w stół, Ceneth podskoczył.

— Wiem — oznajmił krótko Rok.
— Je´sli wiesz, to dlaczego? Dlaczego?
— Musisz sam wiedzie´c dlaczego. — Rok umilkł na chwil˛e. Głos rwał mu

si˛e ze zm˛eczenia. — Pewna kobieta przyszła do mnie i zaproponowała pieni ˛

adze

i moc w zamian za zniszczenie człowieka, który zabił Norrela, człowieka, który
na Terbrec powalił Sirle na kolana. Nie my´slałem o niej; nie my´slałem o tobie. Po
prostu przyj ˛

ałem to, o czym dniem i noc ˛

a marzyłem od trzynastu lat. Uczyniłem

to, co uczyniłem. I co teraz zrobisz? Ty tak˙ze chciałe´s tej wojny.

— Nie w ten sposób!
— Wojna to wojna. Czego wła´sciwie chcesz, Corenie? ˙

Zeby Drede uszedł bez

kary za to, co zrobił twojej ˙zonie?

Zaci´sni˛eta pi˛e´s´c Corena zadr˙zała na blacie.
— Gdyby mi wtedy powiedziała, wyruszyłbym do Mondoru sam, bez broni,

i zabiłbym go gołymi r˛ekami. Ale ona zwróciła si˛e do ciebie. A ja zostałem sam,
poza kr˛egiem wtajemniczenia; po raz pierwszy zagl ˛

adam do jego wn˛etrza i nie

wiem, jak okre´sli´c to, co widz˛e. Gdzie miałe´s oczy, Roku z Sirle? Czy nie wi-
działe´s, ˙ze krok po kroku, chwila za chwil ˛

a moja ˙zona niszczy sam ˛

a siebie kłam-

stwami, gorycz ˛

a i nienawi´sci ˛

a? A ty przygl ˛

adałe´s si˛e temu oboj˛etnie i milczałe´s!

Milczałe´s! Wykorzystywałe´s j ˛

a tak, jak ona ciebie. Co pozostało teraz z was oboj-

ga? Wiem, jak ˛

a drog˛e bez ko´nca wybrała. Ty znasz j ˛

a tak˙ze. A jednak nie kiwn ˛

ałe´s

palcem, ˙zeby j ˛

a powstrzyma´c, nie zdradziłe´s nic, ˙zebym ja mógł to zrobi´c.

Rok uniósł dło´n i zm˛eczonym gestem przetarł oczy. Zgarbiony nad kielichem

Ceneth uniósł głow˛e.

— Co zamierzasz teraz zrobi´c, Corenie? Mógłby´s zabi´c nas wszystkich, z wy-

j ˛

atkiem Herne’a i Eortha; oni o niczym nie wiedzieli. Albo mógłby´s nie stan ˛

a´c

do bitwy. Mógłby´s te˙z zapomnie´c, ˙ze twoja duma została zraniona, pogodzi´c si˛e
z tym, co nieuniknione. . .

126

background image

— To nieuniknione? — Coren wyprostował si˛e i odwrócił tak nagle, ˙ze Sybel

drgn˛eła wystraszona. Spojrzał na ni ˛

a oczami obcego. — Naprawd˛e?

Przygarbiła si˛e.
— Kocham ci˛e, Corenie. Ale nie mog˛e ju˙z tego powstrzyma´c.
Chwycił j ˛

a za ramiona.

— Sybel — wyszeptał. — Kiedy´s zrezygnowałem dla ciebie z czego´s podob-

nego. . . Zrezygnowałem z marzenia o zem´scie, z koszmaru cierpienia, który był
niczym długa choroba, A teraz ciebie prosz˛e. Zrezygnuj. Je´sli nie dla mnie, to dla
Tama.

Spojrzała mu w oczy.
— Prosz˛e. . . — szepn˛eła.
Powoli opu´scił r˛ece.
— A wi˛ec chcesz tego a˙z tak bardzo. . . Rozumiem. Poznała´s to, przed czym

chciała´s uchroni´c Tama: smak władzy. No có˙z, dam ci twoj ˛

a wojn˛e. Ale nie wiem,

co ci pozostanie, kiedy wojna dobiegnie ko´nca.

Odwrócił si˛e i wyszedł. Sybel spogl ˛

adała za nim bez słowa. Kiedy ju˙z znikn ˛

ał,

podeszła do stołu i osun˛eła si˛e na ław˛e. Dwaj m˛e˙zczy´zni obserwowali j ˛

a w milcze-

niu, czekaj ˛

ac, a˙z si˛e rozpłacze. Jednak nie doczekali si˛e łez. Siedziała bez ruchu.

Ceneth nalał wina i przysun ˛

ał jej puchar. Dotkn˛eła go, ale nie piła. Oczy miała

puste.

Dopiero po chwili wypiła niewielki łyk i jej twarz odzyskała ´slad koloru. Ce-

neth przeczesał palcami włosy.

— Przepraszam. Tak mi przykro. . . ˙

Zeby papla´c o wszystkim w stajni, jak

para dzieciaków. . . Widywałem ju˙z ci˛e˙zko rannych z takimi twarzami, ale nigdy
jeszcze człowieka, który jest zdrowy i potrafi sam usta´c na nogach. A przecie˙z
ka˙zda kobieta spiskuje troch˛e za plecami m˛e˙za. . .

— Czyli jestem jak ka˙zda kobieta. To pocieszaj ˛

ace, ale Coren jest inny ni˙z

wszyscy m˛e˙zczy´zni. — Przycisn˛eła do powiek zimne palce. — Nie chc˛e o tym
rozmawia´c. Prosz˛e. Sko´nczmy t˛e spraw˛e jak najszybciej. Kiedy Derth z Nicconu
b˛edzie gotów ze swymi łodziami?

— Mo˙ze za tydzie´n. Potrzebuje czasu, ˙zeby zebra´c ludzi.
Nabrała tchu.
— Dobrze. W takim razie b˛ed˛e musiała nauczy´c si˛e patrzy´c Corenowi w oczy.

Powinnam chyba dzi˛ekowa´c losowi, ˙ze nie musz˛e patrzy´c w oczy Tama.

Rok uj ˛

ał j ˛

a za r˛ek˛e.

— Teraz, kiedy mamy Hilta i Niecona, mo˙zemy sko´nczy´c bez ciebie.
— Nie. — U´smiechn˛eła si˛e lekko, ale jej oczy pozostały czarne, pos˛epne. —

Nie. Wci ˛

a˙z jeszcze musz˛e schwyta´c króla. B˛edziemy cierpieli wspólnie, Drede

i ja. A potem. . . sama nie wiem. — Opu´sciła głow˛e, podparła r˛ek ˛

a czoło. — Nie

wiem — powtórzyła szeptem.

— On ci przebaczy, Sybel. Zrozumie, jak strasznie ci˛e skrzywdzili, i wybaczy.

127

background image

— Jedyne, co ma do wybaczania — wtr ˛

acił Ceneth — to ˙ze nie pozwoliła mu

samemu rozgniewa´c si˛e na Drede’a, samemu pom´sci´c ˙zony.

Niecierpliwie machn˛eła r˛ek ˛

a.

— Nie wyszłabym za niego, gdyby był wybuchowy i szybki do miecza.
— Ale, Sybel, je´sli ci˛e kocha, to chciałby wiedzie´c o takich sprawach. Zraniła´s

jego dum˛e.

— I to bardzo. Uwa˙za, ˙ze go nie kocham. Mo˙ze mie´c racj˛e. Sama nie wiem.

Nie mam ju˙z poj˛ecia, czym jest miło´s´c. Jestem bezlitosna dla dwóch osób, które
kocham najbardziej, Tama i Corena, a jednak nie potrafi˛e ze wzgl˛edu na nich
przerwa´c tego wszystkiego. Musz˛e brn ˛

a´c dalej, oci˛e˙zała i zm˛eczona, a˙z sprawa

dojdzie do nieodwracalnego ko´nca.

— Coren bardzo ci˛e kocha — zapewnił łagodnie Rok. — Potem b˛edziecie

mogli przez długie lata uczy´c si˛e ˙zy´c ze sob ˛

a nawzajem.

— Albo bez siebie. — Poruszyła si˛e niespokojnie. — Przyszłam po troch˛e

jedzenia dla Maelgi. Nie chce wej´s´c do domu, odpoczywa w ogrodach.

Podniosła si˛e. Przez chwil˛e stała w miejscu, blada, oparta o stół, jakby nie

mogła si˛e ruszy´c. Rok dotkn ˛

ał jej dłoni. Spojrzała na niego z góry, jakby całkiem

o nim zapomniała.

— Nie jeste´s bezlitosna — powiedział cicho. — I my´sl˛e, ˙ze go kochasz. Ina-

czej nie martwiłaby´s si˛e tak bardzo. Cierpliwo´sci. . . Wkrótce wszystko si˛e sko´n-
czy.

— Wkrótce to takie długie słowo — szepn˛eła.
Zeszła do kuchni, wzi˛eła ´swie˙zy chleb, sery, owoce, mi˛eso i wino, zaniosła

wszystko do ogrodu. Przystan˛eła u otwartej bramy i spojrzała mi˛edzy drzewa, ale
zobaczyła jedynie wielkie koty rozgrywaj ˛

ace bezgło´sn ˛

a płynn ˛

a gonitw˛e. Odyniec

Cyrin spał w sło´ncu. Pochwyciła my´sli Czarnego Łab˛edzia,

Gdzie jest Maelga ?
Czarownica obudziła si˛e i odeszła. Powiedziała, ˙ze ´swiat jest dla niej za du˙zy.
Sybel niespokojnie zmarszczyła brwi. Podeszła i obudziła Cyrina.
Czy Maelga mówiła, czemu odchodzi?
Nie. Ale kiedy władca Dornu wszedł do mrocznego domostwa Mistrza Zaga-

dek. . .

— Wiem, wiem — przerwała mu. I doko´nczyła ze znu˙zeniem: — Nie przyj ˛

ani po˙zywienia, ani wina, nie przespał te˙z nocy. . . Cyrinie, jedzenie Roka jest
całkiem nieszkodliwe.

Przygl ˛

adała si˛e jedzeniu, a˙z wydało jej si˛e czym´s obcym, czym´s z innego

´swiata. A potem z rozmachem cisn˛eła tac˛e mi˛edzy drzewa. Winogrona, mi˛eso

i chleb spadły przez li´scie niczym deszcz, a ci˛e˙zka srebrna taca, obracaj ˛

ac si˛e po-

woli, zakre´sliła łuk w powietrzu i z brz˛ekiem upadła bokiem na ziemi˛e tu˙z obok
kotów. Na moment przerwały zabaw˛e, spojrzały na ni ˛

a zaskoczone. Odpowiedzia-

128

background image

ła im niemal równie zdumionym spojrzeniem. A potem odwróciła si˛e na pi˛ecie
i odbiegła.

*

*

*

Zmierzch zapadał z wolna ponad lasami Sirle. Sybel siedziała przy oknie, ha-

ftuj ˛

ac bitewne znaki na płaszczu m˛e˙za. Wreszcie dostrzegła Corena. Jechał przez

pola — ciemna sylwetka pod niebieskoczarnym niebem; usłyszała w nierucho-
mym powietrzu ciche wołanie u bramy i stuk opuszczanego mostu, a potem kroki
w korytarzu. Jej dłonie znieruchomiały i opadły na kolana; zwróciła wzrok ku
drzwiom. Gdy Coren j ˛

a zobaczył, na chwile zatrzymał si˛e w progu. Potem wszedł

i zamkn ˛

ał drzwi.

— Czemu nie jeste´s na kolacji?
— Nie mogłam je´s´c. — Przygl ˛

adała si˛e, jak nalewa sobie wina. — Dok ˛

ad

je´zdziłe´s?

— Do Lasu Mirkon. Siedziałem tam i podrzucałem w r˛eku kamie´n, ale niczego

si˛e od niego nie nauczyłem. Wina?

— Prosz˛e.
Podał jej kielich i usiadł obok, pod oknem. Twarz miał spokojn ˛

a, blad ˛

a w ´swie-

tle ´swiec. Odsun ˛

ał kielich i dotkn ˛

ał fałdy płaszcza.

— Wci ˛

a˙z s ˛

a sprawy, których nie jestem pewien w tej waszej wojnie. To ty

musiała´s przywoła´c tutaj władc˛e Nicconu. Inaczej by nie przybył.

— Tak. — Co´s ´scisn˛eło j ˛

a w gardle. Przełkn˛eła. — I. . . I jest co´s jeszcze. Je´sli

chcesz zna´c prawd˛e, musz˛e ci to powiedzie´c.

Spojrzał na ni ˛

a z obaw ˛

a, ale odpowiedział tylko:

— Mów.
— Zobaczyłe´s. . . Tego dnia, kiedy przybył Derth, mogłe´s si˛e domy´sli´c, co

robimy. Wypytywałe´s Roka, kiedy skłamał, ˙ze Eorth chce dosi ˛

a´s´c Gylda. Gdy

spojrzałe´s na mnie, dostrzegłam w twoich oczach zw ˛

atpienie.

— Nie pami˛etam.
— Nie pami˛etasz, bo. . . bo kazałam ci zapomnie´c.
— Co?
— Weszłam do twojego umysłu. Znalazłam te wspomnienia i odebrałam ci je,

a teraz jest tak, jakby to si˛e nigdy nie stało.

Coren siedział nieruchomo; prawie nie oddychał.
— Mówi˛e ci to, ˙zeby´s. . . ˙zeby´s wiedział, ˙ze co´s takiego zdarzyło si˛e raz i nie

zdarzy si˛e ju˙z nigdy wi˛ecej.

— Rozumiem — szepn ˛

ał. Podniósł wino; kielich dr˙zał lekko w jego dłoni.

Odstawił go mi˛edzy nich, na kamie´n. — Nie sadziłem, ˙ze zrobisz mi co´s takiego.
Nie s ˛

adziłem, ˙ze b˛edziesz chciała.

129

background image

— Dlatego. . . dlatego przybiegłam do ciebie z płaczem. Bo zrobiłam to, co

Drede i Mithran chcieli zrobi´c mnie. Wtedy przestraszyłam si˛e samej siebie. Ale
kiedy wzi ˛

ałe´s mnie w ramiona i przytuliłe´s poczułam. . . Pomy´slałam, ˙ze skoro

mnie kochasz, nie mog˛e by´c a˙z tak zła. A teraz nie mam nikogo, kto by mi powie-
dział, ˙zebym si˛e nie bała. Co widzisz, kiedy teraz na mnie patrzysz?

— Co´s obcego w twych ciemnych oczach. — Pogładził j ˛

a po twarzy. — Gdzie

jest ta kobieta — zapytał z t˛esknot ˛

a, która budziła ból — która tak spokojnie le˙zała

w moich ramionach pewnej nocy na górze Eld?

— Tak mi przykro — szepn˛eła. — Tak mi przykro, ˙ze za ciebie wyszłam.
Zacisn ˛

ał palce i opu´scił r˛ek˛e.

— Obawiałem si˛e, ˙ze to powiesz. — Zamkn ˛

ał oczy. — I co mam teraz zrobi´c?

Nie mog˛e przesta´c ci˛e kocha´c.

— Nie chc˛e tego, Corenie. Ale zrani˛e ci˛e, tak jak zrani˛e Tama. I my´sl˛e, ˙ze

kiedy wszystko si˛e sko´nczy, ˙zaden z was mi nie wybaczy.

— Tam. . . Co dla niego przewidziała´s w swoich planach? Co si˛e stanie z tym

dzieckiem, które kochało rude lisy?

— Uczynimy go królem, posłusznym władcom Sirle. A pewnego dnia on tak˙ze

spojrzy na mnie i zobaczy kogo´s obcego.

— A Drede? Sybel, co zaplanowała´s dla niego?
— Pó´zniej zajm˛e si˛e tym, co z niego zostanie. Nie obchodzi mnie jego ´smier´c,

tylko jego ˙zycie, a w tej chwili boi si˛e mnie tak bardzo, ˙ze jest niemal obł ˛

akany. . .

Urwała. Coren wstał; oczy miał szeroko otwarte, pełne niedowierzania.
— Sybel, jak mo˙zesz. . . jak mo˙zesz tak zimno doprowadza´c do obł˛edu jego

i mnie?

— Nie jestem zimna! Ty te˙z nienawidziłe´s; sam mi powiedziałe´s. Jak ˛

a miałe´s

wtedy krew, Corenie? Gor ˛

ac ˛

a i g˛est ˛

a. Jak nienawidziłe´s? Czy piel˛egnowałe´s my´sl

o zem´scie, od male´nkiego, bladego nasionka ukrytego w mrocznych zakamarkach
serca, czy patrzyłe´s, jak ro´snie i rozkwita, rodzi czarne owoce, które dojrzewaj ˛

a,

a˙z s ˛

a gotowe do zerwania? Nie; zemsta stała si˛e we mnie wielka, spl ˛

atan ˛

a mas ˛

a

ciemnych li´sci i mocnych p˛edów, które potrafi ˛

a zdusi´c i przy´cmi´c wszystko, co

w sercu dobre. Ta masa ˙zywi si˛e cał ˛

a nienawi´sci ˛

a, jak ˛

a serce mo˙ze zmie´sci´c. To

wła´snie jest we mnie, Corenie. Cała twoja cudowna rado´s´c i miło´s´c nie wypleni
tej ro´sliny Planowałam zemst˛e od tamtej nocy, kiedy wyszłam do ciebie z domu
Maelgi w rozdartej sukni, ˙zeby zobaczył mnie i zapragn ˛

ał, jak zapragn ˛

ał Mith-

ran. . .

Usłyszała syk wci ˛

aganego przez z˛eby powietrza, A potem Coren uderzył j ˛

a

mocno, otwart ˛

a dłoni ˛

a. Umilkła ze zdumienia.

— Nie byłem dla ciebie nikim wi˛ecej! Nikim wa˙zniejszym ni˙z Mithran!
Uniosła dło´n do twarzy.
— Nikt mnie jeszcze nigdy nie uderzył.
Corenowi z krtani wyrwał si˛e nieartykułowany j˛ek.

130

background image

— Nawet si˛e tym nie przej˛eła´s. O, Biała Pani, co ja teraz zrobi˛e?
Odwrócił si˛e od niej, jak ´slepy. Sybel spu´sciła głow˛e na kolana, ukryła twarz

w fałdach płaszcza, ale nawet w ciemno´sci zamkni˛etych oczu widziała jego cier-
pienie.

*

*

*

Sko´nczyła haftowa´c płaszcz — ciemnoniebieski, ze ´snie˙znobiałym sokołem

władców Sirle. Tego samego dnia z Nicconu dotarła wie´s´c, ˙ze łodzie s ˛

a gotowe

i posłano je z pr ˛

adem dopływu Slinoon, wypływaj ˛

acego z Jeziora Zaginionego

Króla na północnej granicy Nicconu. Rok wezwał braci, a Sybel usiadła wraz
z nimi, obok Corena. Słuchała w milczeniu.

— Spotkamy si˛e z Derthem z Nicconu za dwa dni, w miejscu, gdzie Rzeka

Graniczna wpada do Slinoon — oznajmił Rok. — Horst z Hiltu b˛edzie czekał
pod Mondorem. Nadjedzie od wschodu. Musi si˛e przebi´c przez siły tych ludzi na
swoich ziemiach, którzy wci ˛

a˙z walcz ˛

a za Drede’a, wi˛ec Eorth i Bor poprowadz ˛

a

połow˛e naszych wojsk na ich tyły. Zostan ˛

a zgnieceni, wzi˛eci z dwóch stron. My

zajmiemy Drede’a w Mondorze; jego armia pilnuje Slinoon nieco powy˙zej miasta.
Zepchniemy go do Mondoru. Ceneth, ty i Herne poprowadzicie ludzi w dół rzeki,
do miasta, by zaj ˛

a´c bastion Drede’a, i do. . . — Przerwał, widz ˛

ac, ˙ze Coren chce

mówi´c.

— Pozwól mi zaj ˛

a´c miejsce Herne’a.

— Chc˛e ci˛e mie´c przy sobie.
— A ja chc˛e jecha´c zamiast Herne’a — odparł Coren. — Herne jest wielkim

wojownikiem, ale nie my´sli. Ja my´sl˛e. ˙

Zeby wkroczy´c ˙zywym do samego serca

miasta Drede’a, trzeba my´sle´c.

Rok westchn ˛

ał.

— To dar — wyja´snił szczerze. — Dla Sybel. Pojedziesz ze mn ˛

a.

— Pojad˛e z Cenethem albo wcale. My´sl˛e o Tamlornie. Co powstrzyma ja-

kiego´s wspaniałego rycerza, rozgrzanego przelan ˛

a krwi ˛

a, przed odebraniem ˙zycia

bezbronnemu chłopcu, którego jedyne przewinienie polega na tym, ˙ze jest synem
Drede’a?

— B˛edzie z nim Ter — wtr ˛

aciła Sybel.

Odwrócił si˛e do niej i zobaczyła — jak widziała od kilku dni — wyra´zn ˛

a lini˛e

ko´sci pod skór ˛

a twarzy i ciemne kr˛egi pod oczami.

— Chcesz, ˙zebym był z Rokiem?
Pokr˛eciła głow ˛

a; mocno splotła r˛ece na stole.

— Zrobisz, co musisz. Ale czy naprawd˛e chcesz ratowa´c Tama? Czy mo˙ze

zamierzasz rzuci´c wyzwanie ´smierci i zada´c jej zagadk˛e?

Spostrzegła, ˙ze zacisn ˛

ał szcz˛eki.

131

background image

— Masz chyba trzecie oko, Sybel. Ale duma nie pozwala mi zosta´c z Rokiem

na tyłach. Je´sli spotkam Drede’a i podam ci jego głow˛e na klindze miecza, czy to
ci˛e zadowoli?

— Nie — odparła dr˙z ˛

acym głosem.

— Wi˛ec jakiego daru oczekujesz?
— Daj spokój, Corenie — mrukn ˛

ał Ceneth. — Mo˙zesz nienawidzi´c nas

wszystkich, ale czeka nas bitwa. Czy zechcesz walczy´c wraz z nami, czy prze-
ciw nam, czy nie walczy´c wcale, wybierz raz i trzymaj si˛e tego.

— Och. b˛ed˛e walczył wraz z wami — zapewnił Coren. — Ale nie zostan˛e

bezpieczny z Rokiem, gdy ty i Herne b˛edziecie ostrzy´c miecze na kamieniach
kominka Drede’a. — Zwrócił si˛e do Roka. — Jest tam pewien chłopiec, którego
znam, który niegdy´s biegał boso po zboczach Eldu. Ten chłopiec straci na wojnie
ojca, b˛edzie widział, jak gwardia ojca ginie na jego oczach. Pozostanie przy nim
tylko sokół, od którego si˛e nie dowie, ˙ze prze˙zyje i zostanie królem Eldwoldu.
Temu chłopcu zawdzi˛eczam ˙zycie. Pozwólcie mi oszcz˛edzi´c mu grozy. Przynaj-
mniej tyle chc˛e dla niego zrobi´c.

Rok zerkn ˛

ał na Sybel, ale ona skrywała oczy, a zło˙zone dłonie podniosła do

ust.

— Ty i Ceneth poprowadzicie wybranych ludzi do miasta — ust ˛

apił w ko´n-

cu. — Ter powie Sybel, gdzie jest Tam, a Sybel powie Corenowi.

— Nie — zaprotestowała Sybel. Opu´sciła r˛ece. — Nie wejd˛e w umysł Corena.

Kiedy Ter wyfrunie do ciebie, b˛edziesz wiedział, ˙ze Tam jest blisko. Ale gdyby
chłopiec znalazł si˛e w niebezpiecze´nstwie, Czarny Łab˛ed´z zabierze go na gór˛e
Eld.

— A je´sli Drede go ukryje? — zapytał Ceneth. — Sk ˛

ad mamy wiedzie´c, gdzie

go szuka´c? Mogłaby´s przekaza´c wiadomo´s´c Corenowi. . . Wprowadzi´c wiedz˛e do
jego umysłu. . .

— Nie.
Ceneth westchn ˛

ał.

— Wi˛ec powiedz mnie, a ja powtórz˛e Corenowi. Tak wiele ostatnio wpływała´s

na umysły, ˙ze. . .

— Ceneth, b ˛

ad´z cicho — rzucił spokojnie Rok.

— Ale my´sl˛e. . .
— Doprawdy? — mrukn ˛

ał Coren. To słowo a˙z trzasn˛eło w powietrzu niczym

p˛ekaj ˛

acy lód.

Ceneth zaczerwienił si˛e pod wzrokiem brata.
— Ju˙z nic nie mówi˛e — wymamrotał. — Zastanawiam si˛e tylko, przeciw

komu wła´sciwie walczysz w tej wojnie.

Pot˛e˙zna pi˛e´s´c Eortha opadła na blat stołu.

132

background image

— B ˛

ad´z cicho, Ceneth — poprosił. — Zd ˛

a˙zyłem ju˙z zapomnie´c połow˛e z tego,

co mówił Rok. Je´sli chcemy w ogóle przej´s´c z t ˛

a wojn ˛

a od stołu na pole bitwy,

wszyscy musicie przesta´c si˛e kłóci´c.

— To najm ˛

adrzejsze słowa, jakie od ciebie słyszałem — mrukn ˛

ał Bor.

Sybel przycisn˛eła palce do oczu.
— Gdyby Tamowi groziło wielkie niebezpiecze´nstwo, zadbam o to, ˙zeby´scie

si˛e dowiedzieli. Przed jednym wszak˙ze musz˛e was ostrzec: je´sli na polu bitwy
zewrzecie si˛e blisko z lud´zmi Drede’a, mo˙zecie zobaczy´c niezwykłe, cudowne
bestie. Nie id´zcie za nimi. Owszem, widywali´scie je tutaj, lecz gdy działa ich
magia, staj ˛

a si˛e dziwnie pi˛ekne. Kazałam im trzyma´c si˛e od was z daleka, ale

uprzed´zcie ludzi. Inaczej mog ˛

a ockn ˛

a´c si˛e nagle w jakim´s dalekim lesie.

Na szczupłej, niespokojnej twarzy Herne’a rozlał si˛e szeroki u´smiech.
— Czeka nas wojna, nad któr ˛

a przez wieki harfiarze b˛ed ˛

a sobie łama´c palce.

— Tak — zgodził si˛e Eorth. — Ale najpierw chc˛e, ˙zeby mi kto´s jeszcze raz

wytłumaczył, o czym była mowa, zanim doszli´smy do zwierz ˛

at.

Rok nalał sobie wina i cierpliwie zacz ˛

ał tłumaczy´c.

Kopuła zmroku zamkn˛eła si˛e nad setk ˛

a ognisk otaczaj ˛

acych zamek Sirle. Sy-

bel pozostawiła dalsze plany wojskowym pod komend ˛

a Roka i teraz ze swego

okna obserwowała migotanie ogni. Coren wrócił dopiero ciemn ˛

a noc ˛

a. Oparła

czoło o chłodne kamienie i nasłuchiwała, jak m ˛

a˙z si˛e rozbiera. Słyszała szelest

materiału o materiał, potem cichy szept jego oddechu, gdy zdmuchiwał ´swiec˛e.
Zdj˛eła sukni˛e i w´slizgn˛eła si˛e do ło˙za obok niego. Nie mogła zasn ˛

a´c, a nierów-

ny oddech Corena zdradzał, ˙ze on te˙z nie ´spi. Zaszele´scił nocny wiatr i musn ˛

chłodem jej policzek.

Wreszcie oddech Corena pogł˛ebił si˛e i wyrównał; ona wci ˛

a˙z le˙zała przytomna

i w słabym blasku ksi˛e˙zyca obserwowała, jak linia jego ramion i piersi wznosi
si˛e i opada w jednostajnym rytmie. Potem odwróciła si˛e, zasłoniła dłoni ˛

a oczy

i pomy´slała o Dredzie, bezsenny m w swoich murach, wpatrzonym w rozlane na

´scianach ´swiatło pochodni. Coren poruszył si˛e, rozpraszaj ˛

ac j ˛

a na chwil˛e. Uspo-

koił si˛e, po czym znowu przewrócił i krzykn ˛

ał przez sen. I wtedy, w ciszy nocy,

wyczuła cie´n nad swoimi my´slami — jakby była potajemnie obserwowana. Od-
wróciła si˛e gwałtownie.

Nad ni ˛

a stał Blammor. Nie zd ˛

a˙zyła krzykn ˛

a´c, nim kryształowe oczy spojrzały

prosto na ni ˛

a, dalekie jak gwiazdy; potem ogarn˛eła j ˛

a ciemno´s´c, a dookoła roz-

legało si˛e tylko mocne, pot˛e˙zne bicie jej własnego serca. Wizje przebiegły przez
umysł: mag z pogruchotanymi ko´s´cmi, le˙z ˛

acy na bogatych skórach; ´smiertelne

maski ludzi ze wszystkich wieków, którzy po raz ostatni spotkali samo j ˛

adro

swych koszmarów, w pokojach bez okien, pomi˛edzy kamiennymi murami bez
przej´s´c. Wilgotne powietrze wznosiło si˛e wraz z ciemno´sci ˛

a, nios ˛

ac mdl ˛

acy za-

pach zakrzepłej krwi, zardzewiałego ˙zelaza; smakowała suchy, drobny pył, skru-
szone li´scie umieraj ˛

acych drzew; słyszała słabe wołania, niby zimny wiatr znad

133

background image

dawnego pola bitwy, krzyki grozy i rozpaczy. A potem my´sli oderwały si˛e, wzle-
ciały w jak ˛

a´s płaszczyzn˛e przera˙zenia, jakiego dot ˛

ad nie znała. Walczyła na ´slepo,

ale zapadała si˛e coraz gł˛ebiej.

Tu˙z pod przera˙zeniem zafalowała wizja biała jak oko Blammora. Cho´c Sy-

bel krzyczała bezradna, pozbawiona głosu wobec gromadz ˛

acej si˛e ciemno´sci, jej

my´sl, wy´cwiczona i wyostrzona w obserwacji, oddzieliła si˛e i badała mglisty ob-
raz. Dryfował na dnie jej umysłu; szukała go tak, jakby rzucała wołanie w najdal-
sze zak ˛

atki Eldwoldu. I wreszcie, przed oczami duszy, obraz wyostrzył si˛e i zoba-

czyła białego jak ksi˛e˙zyc ptaka ze skr˛econymi długimi skrzydłami, z pi˛ekna szyj ˛

a

złaman ˛

a.

— Nie — szepn˛eła.
I ockn˛eła si˛e na posadzce, z twarz ˛

a przyci´sni˛et ˛

a do kamieni. Oddychała nie-

równo, chrapliwie.

Podniosła głow˛e; wysychaj ˛

ace łzy chłodziły jej policzki. A potem wyczuła

w ciemno´sci Stwora pochylonego nad ni ˛

a, obserwuj ˛

acego, czekaj ˛

acego. Wstała

dr˙z ˛

aca i słaba. Ruszyła do Corena, ale on le˙zał jak obcy, jakby był niedost˛epnym

snem. Przez chwil˛e przygl ˛

adała mu si˛e nieruchomo, a˙z min˛eło dr˙zenie.

Potem ubrała si˛e bezszelestnie.
Przebiegła przez kr˛ete kamienne korytarze, przemkn˛eła jak cie´n przez strze˙zo-

ny hol, za wewn˛etrzny mur, gdzie powolne kroki stra˙zy stukały tam i z powrotem
nad jej głow ˛

a. Otworzyła na o´scie˙z bram˛e ogrodów. Dobiegły do niej szepty roz-

budzonych zwierz ˛

at, zbli˙zaj ˛

acych si˛e w´sród nocy. Jako pierwsz ˛

a zobaczyła wielk ˛

a

sylwetk˛e Gulesa i przytuliła si˛e do jego grzywy.

Co si˛e stało. Biała Pani?
Wracam na gór˛e Eld. Jeste´scie wolne.
Wolne?
Czarna kocica Moriah otarła si˛e o jej nogi. Sybel zajrzała w gł ˛

ab zielonych

oczu.

Jutro musicie zrobi´c to, co musicie. O nic was nie prosz˛e. O nic. Jeste´scie

wolne.

Ale co z tob ˛

a, Sybel? Co z Drede’em?

Nie mog˛e. . . Za jego ´smier´c jest cena, której nie potrafi˛e zapłaci´c.
Sybel,

odezwał si˛e łab˛ed´z głosem słodkim jak d´zwi˛ek fletu. Wolny, by raz jesz-

cze w zlecie´c w jesienne niebo? Wolny, by smakowa´c wiatr na ko´ncach skrzydeł?

Tak.
A co z Tamem?
O nic nie chc˛e was prosi´c. O nic. Musicie zrobi´c to, co musicie.
Dotkn˛eła umysłu Gylda i odkryła, ˙ze nie ´spi. Obracały si˛e w nim powolne

my´sli o jaskini z wilgotnymi ´scianami, ukrytej gł˛eboko we wn˛etrzu milcz ˛

acej góry

z w ˛

askim strumyczkiem s ˛

acz ˛

acym si˛e po złotych monetach i białych odłamkach

ko´sci.

134

background image

Jeste´s wolny.
A Drede? Czy mam najpierw go dla ciebie zabi´c?
Nie chc˛e wi˛ecej słysze´c tego imienia! Nie obchodzi mnie, czy ˙zyje, czy zgin ˛

ał,

czy zwyci˛e˙zy, czy przegra w tej wojnie. . . Nie interesuje mnie ju˙z! Jeste´s wolny.

Wolny. . .
Ró˙zne głosy muskały jej umysł niby odgłosy instrumentów.
Wolny od zimy. . . Wolny, by biec, złoty niczym sło´nce pod okiem sło´nca pusty-

ni!

Wolny, by pofrun ˛

a´c na kra´nce ´swiata na granicy zmierzchu!

Wolna, by by´c głaskana grubymi palcami królów na Południowych Pusty-

niach, by słucha´c szeptów czarownic o ksi˛e˙zycowych oczach!

Wolny, by ´sni´c w´sród ciszy o jedynym skarbie, wi˛ekszym ni˙z wszystkie.
Wolny,

rzekł srebrzysty odyniec. Odpowiedz mi na zagadk˛e, Sybel. Co tobie

dało wolno´s´c?

Popatrzyła w jego czerwone ´slepia.
Wiesz. Ty wiesz. Moje oczy skierowały si˛e do wn˛etrza i spojrzałam. Nie jestem

wolna. Jestem mała i wystraszona, a ciemno´s´c nast˛epuje mi na pi˛ety, ´sciga mnie,
obserwuje. . .

Sybel,

odezwał si˛e łab˛ed´z. Zanios˛e ci˛e na gór˛e Eld. A potem odlec˛e do je-

zior poza północnym Eldwoldem, które le˙z ˛

a niczym rozsypane klejnoty ´spi ˛

acych

królowych.

Ja ci˛e zabior˛e,

rzekł Gyld. A potem pod ˛

a˙z˛e znowu w gł ˛

ab mojej słodkiej

jaskini.

We´z mnie zatem,

odparła i poczuła jego ci˛e˙zkie kroki w grocie. Pochyliła si˛e,

chwyciła lwa Gulesa za grzyw˛e, zajrzała mu w oczy.

— Gules — szepn˛eła i poczuła, ˙ze jego umysł odpływa, pozostawiaj ˛

ac tylko

wspomnienia jak przedmioty ocienione w mrocznym pokoju. Wypu´sciła go, a lew
odbiegł przez pola Sirle, wielki i cichy.

— Moriah — szepn˛eła.
Czarna jak cie´n kocica przemkn˛eła do cienia; jej zielone oczy mrugn˛eły do

ksi˛e˙zyca.

— Czarny Łab˛edziu.
Ptak wzniósł si˛e w powietrze i zatoczył kr ˛

ag. Szerokie skrzydła na ile ksi˛e˙zyca

wykre´sliły lini˛e zapieraj ˛

acego dech pi˛ekna.

— Cyrin.
Odyniec o marmurowych kłach stan ˛

ał przed Sybel.

— Sam Mistrz Zagadek zgubił kiedy´s klucz do własnych zagadek — rzekł

gł˛ebokim, czystym jak muzyka głosem. — I znalazł go znowu na dnie własnego
serca. ˙

Zegnaj, Sybel. Władca Dornu trzy razy obiegł ´slepe mury domu czarownicy

Enyth, po czym wszedł w ´scian˛e, a ta rozwiała si˛e jak dym.

— ˙

Zegnaj — szepn˛eła.

135

background image

Wybiegł przez otwart ˛

a bram˛e i dalej, przez pola u´spionych ludzi.

Sybel wyprostowała si˛e i zawołała Tera na jego stanowisku przy ´spi ˛

acym Ta-

mie, w kamiennych murach Mondoru.

Ter, jeste´s wolny.
Nie.
Jeste´s wolny i mo˙zesz zrobi´c, co zechcesz, opu´sci´c Tama albo zosta´c z nim

jako królewski sokół. Ale o jedno ci˛e prosz˛e. Jedno tylko zrób dla mnie. Nie tykaj
Drede’a. On jest mój, a ja postanowiłam o nim zapomnie´c.

Ale dlaczego, córko Ogama? Gdzie twój tryumf?
Rozpłyn ˛

ał si˛e w´sród nocy. Przebudziłam si˛e samotna i przera˙zona.

Przera˙zona?
Tak, nieustraszony. Jeste´s wolny.
Wyszeptała jego imi˛e, a ono zapadło si˛e bez odpowiedzi w ciszy nocy. Wsta-

ła wi˛ec i dosiadła zielonoskrzydłego smoka. Razem wzlecieli w rozgwie˙zd˙zone
niebo, wysoko ponad ogniskami wojsk Sirle i Mondoru. Lecieli do wysokiej gó-
ry i białej sali ciszy, gdzie na zawsze ju˙z uwolniła od siebie smoka. Weszła do
zimnego, pustego domu Myka i zamkn˛eła drzwi.

background image

Rozdział 12

Siedem dni pó´zniej król Eldwoldu wjechał ze swymi gwardzistami na kr˛et ˛

a

´scie˙zk˛e wiod ˛

ac ˛

a na gór˛e Eld. Min ˛

ał male´nki domek Maelgi z goł˛ebiami na po-

dwórzu i czarnym krukiem siedz ˛

acym na starych jelenich rogach nad drzwiami.

Zatrzymał si˛e przed bram ˛

a białego domu czarownika i przez krat˛e zobaczył po-

gr ˛

a˙zony w bezruchu, zaro´sni˛ety ogród i warstw˛e sosnowych igieł na kamiennej

´scie˙zce pomi˛edzy bram ˛

a a zamkni˛etymi drzwiami. Tchnienie wiatru zdmuchn˛eło

mu na twarz kosmyk jasnych włosów. Odgarn ˛

ał je r˛ek ˛

a i zsiadł z konia.

— Zaczekajcie tu na mnie.
— Panie, ona jest niebezpieczna. . .
Podniósł głow˛e; pod skór ˛

a twarzy rysowały si˛e ko´sci.

— Nigdy by mnie nie skrzywdziła. Czekajcie.
— Tak, panie.
Sprawdził ˙zelazne pr˛ety bramy, ale była zamkni˛eta. Przygl ˛

adał si˛e jej przez

chwil˛e, marszcz ˛

ac brwi. Potem wbił stop˛e w szczelin˛e w murze, chwycił r˛ekami

za wystaj ˛

ace kamienie i si˛e podci ˛

agn ˛

ał. Czarna tunika rozerwała si˛e na ostrym

wyst˛epie. Znalazł kolejny punkt podparcia, potem nast˛epny, a˙z jego blade, szero-
ko rozwarte palce chwyciły gładkie marmurowe zwie´nczenie. Przerzucił nad nim
nog˛e, po czym wyl ˛

adował na kolanach w mi˛ekkiej ziemi w dole.

Wstał i otrzepał po´nczochy. Wiatr zamarł, pozostawiaj ˛

ac ogród w ciszy. Spod

zmru˙zonych powiek król przeszukiwał wzrokiem mroczne cienie pod drzewami,
w´sród gładkich, jasnych od sło´nca pni wielkich sosen. Nie dostrzegł ˙zadnego ru-
chu. Wolno przeszedł ´scie˙zk ˛

a i chwycił za klamk˛e. Szarpn ˛

ał lekko, potem zastu-

kał.

— Mo˙ze jej nie ma, panie — zawołał z nadziej ˛

a jeden z gwardzistów za bram ˛

a.

Król nie odpowiedział. Okna domu wpatrywały si˛e ´slepo w przestrze´n — ni-

czym oczy bez drgnienia my´sli w gł˛ebi umysłu. Cofn ˛

ał si˛e nieco, przygryzaj ˛

ac

wargi. Potem schylił si˛e szybko i podniósł le˙z ˛

acy obok ´scie˙zki gładki kamie´n. Po-

stukał nim delikatnie w grube szkło w oknie, a szyba pokryła si˛e siatka tysi ˛

aca

p˛ekni˛e´c i posypała na podłog˛e wewn ˛

atrz. Król str ˛

acił stercz ˛

ace z ramy szklane

z˛eby, wsun ˛

ał do ´srodka r˛ek˛e a˙z do łokcia i zacz ˛

ał szuka´c okiennego haczyka.

— Panie, b ˛

ad´z ostro˙zny!

137

background image

Okno otworzyło si˛e nagle, a on zatoczył si˛e w bok, na biał ˛

a ´scian˛e. We wn˛etrzu

domu kurz spływał na podłog˛e w nieruchomym blasku sło´nca. Król zamrugał
w półmroku, nasłuchuj ˛

ac, ale dom był cichy, jak gdyby nikt tam nie chodził ani

nie oddychał. Król podci ˛

agn ˛

ał si˛e; stopy ze´slizgiwały si˛e po białym marmurze. Po

chwili oparł kolano o parapet.

— Sybel?
Słowo zawisło w blasku sło´nca, mi˛edzy rozta´nczonymi, złocistymi drobinka-

mi kurzu. Król zeskoczył z okna na podłog˛e. Ruszył w´sród ciszy ku wielkiej kom-
nacie pod kopuł ˛

a. Wreszcie zobaczył kryształ czysty jak ksi˛e˙zyc, wygi˛ety w łuk

nad głow ˛

a. A w dole, w białym milczeniu, siedziała na podłodze kobieta o wło-

sach barwy szronu mu´sni˛etego sło´ncem. Siedziała nieruchomo, jakby zamkni˛eta
w lodowej powłoce. Czarne oczy miała otwarte i ´slepe.

Podszedł bli˙zej, bezgło´snie stawiaj ˛

ac kroki na grubym futrze. Ukl˛ekn ˛

ał, spoj-

rzał jej w oczy.

— Sybel? — odezwał si˛e z wahaniem.
Blada twarz z wyra´znie zarysowanymi ko´s´cmi zdawała si˛e wykuta z kamie-

nia — tak nieruchoma, tak tajemnicza. Szczupłe dłonie o ko´sciach wyra´znie wi-
docznych w ka˙zdym zgi˛eciu, przy ka˙zdym stawie, le˙zały zło˙zone w bezruchu.
Patrzył na ni ˛

a; bezradnie wycierał własne dłonie o uda. Cichy, nieartykułowany

d´zwi˛ek wyrwał si˛e z jego krtani.

Po chwili nabrał tchu i krzykn ˛

ał:

— Sybel!
Drgn˛eła, poruszyła si˛e lekko i odrobina koloru powróciła na jej policzki. Oczy

zogniskowały si˛e na twarzy króla i u´smiechn˛eła si˛e z ulg ˛

a. Dło´n wysun˛eła si˛e

wolno spod kurtyny włosów ku jego twarzy.

— Tam. . .
Kiwn ˛

ał głow ˛

a.

— Tak.
Dło´n dotkn˛eła jego warg, osun˛eła si˛e do ramienia i opadła. Sybel przymkn˛eła

oczy i westchn˛eła. Pochyliła głow˛e, tak ˙ze ledwie widział jej twarz.

— Sybel, prosz˛e. . . Prosz˛e, nie wracaj tam, gdzie była´s. Mów do mnie. Po-

wiedz moje imi˛e.

Zakryła dło´nmi oczy.
— Tam.
— Nie. Ju˙z nie Tam. Tamlorn. Tamlorn, król Eldwoldu.
Dopiero wtedy zobaczyła go wyra´znie, z r˛ekami zło˙zonymi na kolanach, z ja-

snymi włosami przyci˛etymi równo nad szczupł ˛

a, smagł ˛

a twarz ˛

a. Dostrzegła za-

ci´sni˛ete w napi˛eciu wargi, cienie pod oczami i ko´sci pod skór ˛

a. Bogata czarna

tunika, któr ˛

a nosił, odbijała mu si˛e w oczach, przyciemniała je.

Sybel poruszyła si˛e, czuj ˛

ac sztywno´s´c stawów.

— Dlaczego sprowadziłe´s mnie z powrotem?

138

background image

— Dok ˛

ad odeszła´s, Sybel? Dlaczego? Dlaczego?

— Nie miałam dok ˛

ad uciec.

— Strasznie wychudła´s, Sybel. . . Mówili, ze nie ma ci˛e w Sirle, a ja musiałem

ci˛e znale´z´c. Dlatego przyjechałem tutaj, ale brama była zamkni˛eta. Przeszedłem
przez mur, nikt nie otworzył drzwi, wiec wybiłem okno. Znalazłem ci˛e, ale sie-
działa´s tak nieruchomo, jakby´s była zrobiona z kamienia, a twoje oczy wpatrywa-
ły si˛e we mnie i nie widziały. Sybel, dlaczego odeszła´s? Czy to. . . Czy przez to,
co ci zrobił mój ojciec?

— To przez co´s, co sama sobie zrobiłam.
Nerwowo potrz ˛

asn ˛

ał głow ˛

a, jakby odrzucał jej odpowied´z. Potem si˛egn ˛

ał do

jej włosów i delikatnymi, szybkimi ruchami odsuwał z twarzy kosmyk za kosmy-
kiem.

— Ojciec powiedział mi, co ci zrobił.
— Powiedział. . .
— Tak. Tamtej nocy, nim zacz˛eły si˛e walki. Powiedział. . . Powiedział mi. Sy-

bel, on tak strasznie si˛e ciebie bał, ˙ze. . . Nie poznawałem go w te dni przed woj-
n ˛

a. A potem, potem mi powiedział dlaczego, i zrozumiałem. — Urwał; policzek

drgn ˛

ał mu nerwowo i znieruchomiał. Po chwili Tam znowu spojrzał jej w oczy. —

Sybel. . . mówił, ˙ze tamtego dnia wrócił do wie˙zy, ˙zeby ci˛e zabra´c; drzwi do kom-
naty maga stały otworem, wi˛ec wszedł, a ciebie nie było, i. . . mag le˙zał martwy
na podłodze, a oczy miał. . . wyłupione, i połamane wszystkie ko´sci. Wtedy ojciec
zacz ˛

ał si˛e ba´c. A pó´zniej wyszła´s za Corena z Sirle. . . Potem ju˙z prawie si˛e nie

odzywał, chyba ˙zeby wyda´c jaki´s rozkaz albo radzi´c z lud´zmi. Ze mn ˛

a rozma-

wiał rzadko, ale czasem, kiedy samotny w swoich pokojach, w´sród zapalonych
pochodni, tylko dział i patrzył w pustk˛e, przychodziłem i siadałem obok. Wie-
działem. . . wiedziałem, ˙ze chce mnie mie´c przy sobie. Nie odzywał si˛e. Czasem
głaskał mnie po głowie albo po ramieniu. . . bez słowa. Kochałem go, Sybel. Ale
kiedy powiedział mi, co ci zrobił, jako´s nie byłem zdziwiony. Wiedziałem, ˙ze je-
ste´s na niego zła o co´s, co si˛e stało. Było za pó´zno, ˙zebym odczuwał zdziwienie.
I tamtej nocy. . . tamtej nocy umarł.

Jej twarz z wolna nabierała rumie´nców.
— Mój Tamie — szepn˛eła wreszcie. — Od czego umarł?
Nabrał tchu i spojrzał jej w oczy.
— Sybel. . . Ja wiem, ˙ze nie zabiła´s maga. Nie wiem, od czego zgin ˛

ał, ale

my´sl˛e. . . my´sl˛e, ˙ze to, co go zabiło, zabiło te˙z Drede’a.

Zadr˙zała.
— A wi˛ec nie tylko dom Corena odwiedził tamtej nocy — szepn˛eła.
— Kto? Sybel, czy ty te˙z go widziała´s?
Nie odpowiadała. Tam zacisn ˛

ał palce. Głos mu si˛e łamał.

139

background image

— Sybel, prosz˛e! Musz˛e ci˛e o to spyta´c. Drede le˙zał na posadzce, a na jego

ciele nie było ˙zadnej rany, ale widziałem wyraz jego twarzy, zanim j ˛

a przede mn ˛

a

zakryli. Mówili, ˙ze serce mu stan˛eło, ale ja my´sl˛e, ˙ze umarł ze zgrozy.

Sybel wymamrotała co´s cicho. Potem opu´sciła głow˛e, dotykaj ˛

ac czołem unie-

sionego kolana.

— Mój Tamie. . . Tak mi przykro. . .
— Sybel, co on przed ´smierci ˛

a zobaczył? Co go zabiło?

Westchn˛eła.
— Tamten mag i tamten król, i ja, wszyscy zobaczyli´smy to samo. Oni obaj

s ˛

a martwi, ale ja ˙zyj˛e, chocia˙z znalazłam si˛e tak daleko od siebie, ˙ze nie s ˛

adzi-

łam, by cokolwiek zdołało sprowadzi´c mnie z powrotem. Dotarłam poza granice
własnej ´swiadomo´sci. To te˙z rodzaj ucieczki. Nie mog˛e ci powiedzie´c, czym jest
ten Stwór; wiem tylko, ˙ze kiedy Drede na niego spojrzał, zobaczył to, co sam
w sobie ukrywał. I to go zniszczyło. Wiem, poniewa˙z niewiele brakowało, a ja tez
zniszczyłabym siebie.

Tam milczał przez chwile, zmagaj ˛

ac si˛e z własnymi my´slami.

— Miała´s prawo si˛e rozgniewa´c — rzekł w ko´ncu.
— Tak, ale nie powinnam rani´c tych, których kocham. Ani siebie. — Deli-

katnie pogładziła go po twarzy. — Jak dobrze jest znowu słysze´c, ˙ze wymawiasz
moje imi˛e. My´slałam. . . Byłam pewna, ˙ze rozzło´scisz si˛e na mnie za to, co ci
zrobiłam.

— Nic nie zrobiła´s.
— Oddałam ci˛e jak bezbronne narz˛edzie w r˛ece Sirle. Dlatego nie umiałam

przesta´c ucieka´c.

Ze zdumieniem pokr˛ecił głow ˛

a.

— Sybel, nie wpadłem w r˛ece Roka. Mam kilku doradców, ale nie powołano

regenta. W razie ´smierci Drede’a i póki nie sko´ncz˛e szesnastu lat, miał rz ˛

adzi´c

Margor, jego kuzyn, ale znikn ˛

ał. Podobnie jak wodzowie mojego ojca. Podobnie

jak Horst z Hiltu, Derth z Nicconu, jego brat i ich dowódcy. Podobnie jak sze´sciu
z Sirle i ich dowódcy. . .

Szeroko otworzyła oczy.
— Tam. . . Co si˛e z nimi stało? Czy padli w bitwie?
— Sama wiesz, Sybel, co si˛e stało. Musisz wiedzie´c. W obozie nad Mondo-

rem, gdzie mieli´smy stan ˛

a´c razem z ojcem, zjawił si˛e Gules. Ci nieliczni, którzy

go zobaczyli, ale nie pod ˛

a˙zyli za nim, nie mogli znale´z´c słów, by opisa´c, jaki

był złocisty, jak ˛

a miał grzyw˛e niby splot jedwabiu, oczy błyszcz ˛

ace jak sło´nca.

Był w´sród nich wojownik harfiarz. który uło˙zył pie´s´n o Gulesie biegn ˛

acym sko-

kami przed dwudziestoma nieuzbrojonymi wodzami przez rzek˛e Slinoon, tu˙z po
wschodzie sło´nca. Słyszałem te˙z pie´s´n Moriah, która przybyła do obozu mojego
wuja Sehana w zachodnim Hilcie, i ta pie´s´n była słodsza ni˙z ´spiew kobiety z okna
za aksamitn ˛

a kotar ˛

a. . . Sybel, wiedziała´s o tym!

140

background image

— Nie, nie wiedziałam. — Powstała nagle i uniosła dłonie do ust. — Uwolni-

łam je tamtej nocy.

Wpatrywał si˛e w ni ˛

a, nie rozumiej ˛

ac.

— Dlaczego?
— Bo. . . bo je zdradziłam. A jaka pie´s´n dobiegła z obozu Sirle? Cyrina?
Przytakn ˛

ał.

— Podobno sze´sciu braci z Sirle i ich wodzowie zamiast do bitwy ruszyli po-

lowa´c na dzika w lesie Mirkon. A Gyld. . . Gyld przeraził wszystkich. Wybuchły
walki miedzy lud´zmi Horsta i mojego wuja w Hilcie, a Gyld przeleciał nad nimi.
Niektórzy mieli przetr ˛

acone karki, inni spłon˛eli. Reszta uciekła. Nigdy jeszcze

nie widziałem, jak Gyld zionie ogniem. Przeleciał nad Mondorem. Kilka łodzi
płyn˛eło do miasta. . . tylko garstka, która ruszyła bez rozkazów, ˙zeby złupi´c pałac
Drede’a. . . Gyld podpalił łodzie, a ludzie wpław docierali na brzeg. . . ci, którzy
nie mieli ci˛e˙zkich zbroi. W mie´scie nikt nie wychodził z domu ze strachu przed
Gyldem. Pilnowali mnie, dopóki nie szepn ˛

ałem Terowi, ˙ze chc˛e wyj´s´c. On prze-

p˛edził stra˙ze i dlatego widziałem złotozielonego Gylda nad Mondorem. Potem Ter
odleciał, a moja ciotka Illa przysłała po mnie ludzi. A w Nicconie władca odrzucił
miecz, i to samo uczynił jego przyjaciel Thone z Perlu, i wodzowie w jego radzie;
ruszyli za pie´sni ˛

a Czarnego Łab˛edzia, o której harfiarze Nicconu mówi ˛

a, ˙ze była

niczym szept miło´sci w ciepły letni dzie´n, kiedy ´spiewaj ˛

a pszczoły. . . Sybel. . .

nie ty kazała´s im to robi´c?

— Dałam im wolno´s´c, ˙zeby robiły, co same zechc ˛

a. Mój Tamie, chciałam

wci ˛

agn ˛

a´c ci˛e w straszn ˛

a gr˛e, zrobi´c z ciebie cie´n króla, posłuszny władcom Sir-

le. — Ze znu˙zeniem przesun˛eła dło´nmi po twarzy. — Nie wiem, po co sprowa-
dziłe´s mnie z powrotem. Moje zwierz˛eta odeszły, straciłam Corena, straciłam sie-
bie. . . Ale twój głos i twój u´smiech wci ˛

a˙z mnie ciesz ˛

a.

Tam wstał. Obj ˛

ał j ˛

a mocno, przytulaj ˛

ac policzek do jej włosów.

— Nadal ci˛e potrzebuj˛e, Sybel. Musz˛e wiedzie´c, ˙ze tutaj jeste´s. Wielu jest

ludzi, którzy znaj ˛

a moje imi˛e, ale tylko dwoje czy troje wie, do kogo ono nale˙zy.

Nie uczyniła´s mi niczego strasznego, a gdyby nawet, i tak bym ci˛e kochał, bo tego
potrzebuj˛e.

— Jeste´s dzieckiem, Tamie. . . — szepn˛eła.
Odsun ˛

ał si˛e, a ona uj˛eła w dłonie jego twarz. Wtedy u´smiechn ˛

ał si˛e lekko i ten

u´smiech rozja´snił jego szare oczy niby sło´nce we mgle.

— Tak. Dlatego nie odchod´z po raz drugi. Straciłem Drede’a i nie chc˛e straci´c

tak˙ze ciebie. Jestem dzieckiem, bo nie dbam o to, co oboje zrobili´scie. Tylko o to,

˙ze was oboje kochałem.

Sło´nce błysn˛eło przez kryształow ˛

a kopuł˛e, zmieniło w płomie´n białe futro pod

nogami.

— Jeste´s taka wychudzona, Sybel. . . Powinna´s co´s zje´s´c.
— Ty te˙z schudłe´s, mój Tamie. Wiele przeszedłe´s

141

background image

— Tak. Ale i rosn˛e.
Wyprowadził j ˛

a z pokoju pod kopuł ˛

a. Usiadła w fotelu przed wygasłym ko-

minkiem. Tam przysiadł na por˛eczy drugiego fotela.

— Czy Maelga wie, ˙ze tu jeste´s? — zapytał.
— Nie wiem. Je´sli przychodziła, to jej nie słyszałam.
— Zamkn˛eła´s si˛e tutaj. Ale ka˙zdy, komu naprawd˛e na tym zale˙zało, mógł si˛e

dosta´c do ´srodka. Chod´zmy do Maelgi. Przygotuje nam jak ˛

a´s kolacj˛e.

U´smiech przemkn ˛

ał jej po twarzy i wygładził ostre rysy.

— Widz˛e, ˙ze jeste´s m ˛

adry, mój Tamie. Ja straciłam wszystko, a ty jeste´s wład-

c ˛

a w trudnej sytuacji, którego wa˙zni doradcy i przywódcy biegaj ˛

a po lesie za

cudownymi zwierz˛etami. Nie wiem, co przyniesie nam obojgu dzie´n jutrzejszy.
Ale dzisiaj jestem głodna i uwa˙zam, ˙ze powinni´smy co´s zje´s´c.

Poszli razem — srebrzystowłosa czarodziejka i młody król, pomi˛edzy wysoki-

mi, szumi ˛

acymi cicho drzewami; za nimi mgły przetaczały si˛e po zboczach góry

Eld i skrywały nagi, gro´zny szczyt. Maelga powitała ich, ´smiej ˛

ac si˛e i płacz ˛

ac

równocze´snie, włosy miała skr˛econe w dzikie loki. Zostali do pó´zna, a˙z zmierzch
niby dym przes ˛

aczył si˛e spomi˛edzy drzew, a ksi˛e˙zyc popłyn ˛

ał w´sród gwiazd nad

Eldwoldem jak srebrny statek bez masztu.

Tam wrócił w ko´ncu do domu w towarzystwie zm˛eczonych gwardzistów. Sy-

bel siedziała w milczeniu przed kominkiem Maelgi, z kubkiem grzanego wina
w dłoniach. Oczy miała nieruchome; patrzyła w gł ˛

ab siebie. Maelga kołysała si˛e

w fotelu, a pier´scienie na jej palcach odbijały błyski ´swiatła ´swiec.

— Jaka to spokojna kraina bez swoich wojowników — odezwała si˛e wresz-

cie. — Jak zagubione dziecko. Kobiety w Sirle ´spi ˛

a dzisiaj samotnie, a dzieci

zasypiaj ˛

a bez ojców. Czy powróc ˛

a?

— Nie wiem — szepn˛eła Sybel. — Nie znam ju˙z my´sli tych bestii. Nie po-

trafi˛e si˛e o to martwi´c. Wydaje mi si˛e, ˙ze miałam sen. . . tyle ˙ze ˙zaden sen nie mo˙ze
tak gł˛eboko zrani´c ani trwa´c tak bez ko´nca. Maelgo, jestem jak znu˙zona ziemia
po bitwie, skuta mrozem. . . Nie wiem, czy kiedy´s wyro´snie ze mnie jeszcze co´s
zielonego i ˙zywego. . .

— B ˛

ad´z dla siebie łagodna, moja biała. Chod´z ze mn ˛

a jutro do lasu. B˛edziemy

zbierały czarne grzyby i zioła, które skruszone w palcach daj ˛

a magiczny zapach.

Poczujesz ciepło sło´nca na włosach, ziemi˛e pod stopami, wiatr pachn ˛

acy ´sniegiem

z ukrytych miejsc na górze Eld. B ˛

ad´z cierpliwa, jak zawsze trzeba by´c cierpliwym

z nasionami zakopanymi w ciemnej ziemi. Kiedy nabierzesz sił, znów przyjdzie
pora na my´slenie. Na razie wystarcz ˛

a uczucia.

Dniem i noc ˛

a przemykały razem przez bezczasow ˛

a cisz˛e, której Sybel nie

próbowała ocenia´c. A˙z pewnego dnia ockn˛eła si˛e wpatrzona w nieruchom ˛

a pla-

m˛e ´swiatła na podłodze; milcz ˛

ace kamienie wyrastały wokół, a gdzie´s wewn ˛

atrz

zbudziło si˛e male´nkie nasienie niepokoju. Ruszyła przez nieruchomy dom, przez
puste ogrody; przystan˛eła na brzegu łab˛edziego jeziorka, by popatrze´c, jak małe

142

background image

ptaki pij ˛

a wod˛e. Omin˛eła je i zeszła do jaskini Gylda, gdzie oczami duszy znów

go zobaczyła, zwini˛etego w ciemno´sciach, a głos jego my´sli zaszele´scił w umy-

´sle, wilgotne kamienie otaczały jednak tylko pustk˛e, która nie miała głosu. Sybel

odwróciła si˛e plecami do ciszy i zawróciła ku w˛edrownym jesiennym wiatrom
pod ˛

a˙zaj ˛

acym jasnymi ´scie˙zkami po zboczach Eldu.

Wróciła do domu i usiadła w pokoju pod kopuł ˛

a. Znowu zacz˛eła szuka´c, po-

przez Eldwold i poza Eldwoldem wołaj ˛

ac Liralena. Mijały godziny, gwiazdy za-

mrugały nad kopuł ˛

a. Sybel zagubiła si˛e w wołaniu. Czuła, jak jej moc budzi si˛e

i wzmacnia umysł. Przed ´switem, kiedy ksi˛e˙zyc zaszedł, a gwiazdy zblakły na
niebie, ockn˛eła si˛e i wstała sztywno. Otworzyła drzwi, stan˛eła w progu. W powie-
trzu wisiał zapach wilgotnej ziemi i cichych, mokrych od rosy drzew. I wtedy za
otwart ˛

a bram ˛

a zobaczyła, jak Coren zeskakuje z siodła i prowadzi wierzchowca

na dziedziniec.

Wyprostowała si˛e, czuj ˛

ac nagł ˛

a sucho´s´c w gardle. Zatrzymał si˛e, kiedy zauwa-

˙zył. Oczy miał nieruchome, wyczekuj ˛

ace. Odetchn˛eła gł˛eboko i jako´s odzyskała

głos.

— Coren. . . Wołałam Liralena.
— Przywołała´s mnie. — Umilkł, wci ˛

a˙z czekaj ˛

ac.

— Prosz˛e. . . wejd´z.
Zostawił konia w bocznej szopie i usiadł obok Sybel przed zimnym paleni-

skiem. ´Swiece płon˛eły w półmroku. Zbudziły si˛e wspomnienia. . .

Sybel szybko odwróciła głow˛e.
— Jeste´s głodny? Musiałe´s jecha´c przez cał ˛

a noc. A mo˙ze zatrzymałe´s si˛e

w Mondorze?

— Nie. Wczoraj po południu wyjechałem z Sirle. Wpatrywał si˛e w ni ˛

a, a˙z

wreszcie uniosła wzrok i spojrzała mu w oczy. Jego głos utracił nieco swego chło-
du.

— Jeste´s taka szczupła. . . Co robiła´s?
— Sama nie wiem. Szyłam, pieliłam, szukałam z Maelg ˛

a ziół. . . A potem,

wczoraj, pierwszy raz usłyszałam, jak cicho jest w domu, jak pusto. . . Dlatego
znowu zacz˛ełam woła´c. Nie. . . nie chciałam ci˛e niepokoi´c.

— A ja nie chciałem by´c niepokojony. Kiedy obudziłem si˛e tamtej nocy i zo-

baczyłem, ˙ze znikn˛eła´s, nie s ˛

adziłem, ˙ze znowu usłysz˛e twój głos, który mnie

wzywa. Bracia gniewali si˛e na mnie, ˙ze si˛e z tob ˛

a pokłóciłem. Mówili, ˙ze ode-

szła´s, bo zachowałem si˛e nierozs ˛

adnie.

— Nie dlatego uciekłam.
— Wiem.
Zacisn˛eła palce na por˛eczach fotela.
— Co wiesz? — szepn˛eła, szeroko otwieraj ˛

ac oczy.

Odwrócił głow˛e i zapatrzył si˛e w zimny kominek.

143

background image

— Domy´sliłem si˛e — odparł znu˙zonym głosem. — Nie tego ranka, ale pó´z-

niej, w te ciche, spokojne dni, kiedy czekałem na powrót braci. Słyszałem o nagłej,
niezwykłej ´smierci Drede’a, o dowódcach wojsk Eldwoldu znikaj ˛

acych w dniu bi-

twy. Cała kraina a˙z brz˛eczała od plotek nie do uwierzenia: o jasnych zwierz˛etach
nosz ˛

acych staro˙zytne imiona, bestiach z na wpół zapomnianych legend. Wojn˛e

odebrano nam z tak ˛

a łatwo´sci ˛

a, jak odbiera si˛e dziecku zabawk˛e. Wtedy przy-

pomniałem sobie, jak ˛

a zagadk˛e zadał ci Cyrin tego dnia, kiedy przybył do Sirle.

T˛e sam ˛

a zadał mnie, zanim zobaczyłem Rommalba. Powinienem ci˛e ostrzec, ale

nie przyszło mi wtedy do głowy, ˙ze masz jakikolwiek powód do strachu. A kie-
dy ju˙z sobie o tym przypomniałem, zrozumiałem, co musiało si˛e wydarzy´c. Nie
zrezygnowałaby´s z tej wojny dla mnie ani dla Tamlorna, ani dla nikogo, kogo
kochasz. I uzyskałaby´s to, co chciała´s, gdyby nie jeden bł ˛

ad. Nie pami˛etała´s, by

Rommalbowi da´c to, czego od ciebie wymagał.

Milczała przez chwil˛e, ze spuszczon ˛

a głowa, kryj ˛

ac przed nim twarz.

— Jeste´s m ˛

adry, Corenie — szepn˛eła. — Oddałam wszystko w zamian za mo-

je ˙zycie, a potem uciekłam. Uciekłam w umy´sle, poza jego granice, bo nie miałam
dok ˛

ad pój´s´c. Znalazł mnie Tam. Obudził mnie. Gdyby tu nie przyjechał. . . nie

wiem, co by si˛e ze mn ˛

a stało. — Podniosła głow˛e. Coren twarz miał odwrócon ˛

a,

wpatrywał si˛e w palenisko. — Je´sli wci ˛

a˙z si˛e na mnie gniewasz, czemu przyby-

łe´s? — spytała z ˙zalem. — Nie musiałe´s odpowiada´c na wołanie mego samotnego
głosu. Nie spodziewałam si˛e, ˙ze znowu ci˛e zobacz˛e.

Drgn ˛

ał.

— I ja si˛e nie spodziewałem, ˙ze przyjad˛e. Ale wiedz ˛

ac, ˙ze jeste´s tutaj, w tym

pustym domu, bez Tama, zwierz ˛

at ani nawet mnie, jak mogłem nie posłucha´c

wołania? Nie potrzebowała´s mnie wcze´sniej i nie wiem, czy chcesz mnie tu teraz,
ale usłyszałem ci˛e i musiałem przyby´c.

Zmarszczyła brwi, troch˛e zdziwiona.
— Skoro usłyszałe´s ten głos we mnie, który ci˛e wzywał bez mojej wiedzy,

musisz wiedzie´c, ˙ze ci˛e potrzebuj˛e.

— Ju˙z wcze´sniej to mówiła´s. Mówi´c jest łatwo. Ale tamtej nocy, kiedy Rom-

malb przyszedł do ciebie w ciemno´sci. . . nie byłem ci potrzebny nawet po to,

˙zeby ci˛e podtrzyma´c, jak ty kiedy´s podtrzymywała´s mnie przed tym kominkiem,

zanim mnie jeszcze pokochała´s.

Przygl ˛

adała mu si˛e, rozchylaj ˛

ac wargi. A˙z nagle u´smiechn˛eła si˛e i u´swiado-

miła sobie, jak wiele czasu upłyn˛eło, odk ˛

ad ´smiała si˛e ostatnio. Pochylaj ˛

ac głow˛e,

ukryła ten u´smiech jak bezcenny sekret.

— Chciałam ci˛e zbudzi´c — odparła. — Ale wydawałe´s si˛e taki daleki. . .
— To te˙z łatwo powiedzie´c. Nie potrzebowała´s mnie, kiedy wołał ci˛e Mithran

ani kiedy z Rokiem planowała´s zemst˛e, ani nawet kiedy Rommalb zagroził twoje-
mu ˙zyciu. Zawsze idziesz własn ˛

a drog ˛

a, a ja nie wiem, co my´slisz, co zamierzasz.

144

background image

A teraz si˛e ze mnie ´smiejesz. Nie po to przyjechałem a˙z z Sirle, ˙zeby´s si˛e ze mnie

´smiała.

Odrzuciła włosy; twarz miała zarumienion ˛

a. Oparła mu r˛ek˛e na dłoni i poczu-

ła, ˙ze odruchowo zaciska palce.

— Przepraszam ci˛e. Ale wiesz, Corenie, do tego wła´snie jeste´s mi teraz po-

trzebny. Walczyłam dla siebie, i walczyłam sama. Ale nie ma w tym rado´sci. Tylko
kiedy ty jeste´s blisko, gdzie´s w gł˛ebi mnie budzi si˛e wiedza, jak si˛e ´smia´c. I nikt,
zupełnie nikt oprócz ciebie nie potrafi mnie tego nauczy´c.

Patrzył na ni ˛

a z ustami skrzywionymi w zacz ˛

atku niech˛etnego u´smiechu.

— Czy tylko do tego mnie potrzebujesz?
Pokr˛eciła głow ˛

a i spowa˙zniała.

— Nie — szepn˛eła. — Potrzebuje ci˛e, ˙zeby´s mi wybaczył. Wtedy mo˙ze zdo-

łam zacz ˛

a´c sama sobie wybacza´c. I tego tak˙ze nikt prócz ciebie nie potrafi.

Westchn ˛

ał.

— Sybel, niewiele brakowało, bym nie był do tego zdolny. Niosłem swój

gniew i ból niczym kamie´n na sercu; gniew na ciebie, na Roka, tak˙ze na Drede’a,
nawet kiedy ju˙z umarł, bo przecie˙z w tamtych dniach cz˛e´sciej my´slała´s o nim ni˙z
o mnie. A˙z pewnego dnia zobaczyłem we ´snie własn ˛

a twarz. Mroczn ˛

a, sm˛etn ˛

a

twarz bez ´sladu miło´sci czy ´smiechu. Kiedy si˛e przebudziłem, serce biło mi jak
szalone, poniewa˙z nie była to moja twarz, tylko Drede’a.

— Nie, nigdy nie b˛edziesz wygl ˛

adał jak Drede.

— Drede te˙z kiedy´s był młody i kochał kobiet˛e. Zraniła go, a on nigdy jej

nie wybaczył, wi˛ec umarł przera˙zony i samotny. Wystraszyłem si˛e, ˙ze tak łatwo
mogłem popełni´c ten sam bł ˛

ad wobec ciebie. Czy mi wybaczysz, Sybel?

U´smiechn˛eła si˛e; przez łzy widziała jego zamglon ˛

a twarz.

— Co wybaczy´c? Nie ma czego.
— To, ˙ze bałem si˛e powiedzie´c, ˙ze ci˛e kocham. I bałem si˛e poprosi´c, ˙zeby´s

wróciła ze mn ˛

a do Sirle.

Pochyliła głow˛e; tak mocno zacisn˛eła palce, ˙ze czuła twardo´s´c ko´sci jego dło-

ni.

— Ja te˙z si˛e boj˛e. . . siebie. Ale nie chc˛e tu zosta´c, Corenie, i patrze´c, jak ode

mnie odchodzisz. Potrzebuj˛e ci˛e. Chc˛e ci˛e kocha´c. Popro´s, ˙zebym z tob ˛

a jechała.

Prosz˛e.

— Pojedziesz?
— Och, tak. Tak. Dzi˛ekuj˛e ci.
Wzi ˛

ał j ˛

a delikatnie pod brod˛e.

— Nie płacz, Sybel. Prosz˛e.
— Nic na to nie poradz˛e.
— Przez ciebie ja te˙z si˛e rozpłacz˛e.
— Na to te˙z, nic nie poradz˛e. Corenie, nie ´smiałam si˛e ani nie płakałam ju˙z tak

długo, a teraz, zanim jeszcze sło´nce wzeszło, przy tobie zrobiłam i jedno, i drugie.

145

background image

Przyci ˛

agn ˛

ał j ˛

a do siebie. Zsun˛eli si˛e na podłog˛e, a przewrócona ´swieca zga-

sła na kamieniach w pierwszym promieniu sło´nca. Sybel przytuliła mokr ˛

a od łez

twarz do jego ramienia. Czuła, jak gładzi jej włosy, jak szepcze urywane słowa
pocieszenia. Potem słowa ucichły, a˙z sło´nce, rysuj ˛

ac cienk ˛

a paj˛eczyn˛e promieni,

przez włosy Corena padło jej na powieki. Otworzyła oczy i zamrugała, poruszy-
ła si˛e troch˛e zesztywniała, a Coren niech˛etnie wypu´scił j ˛

a z obj˛e´c. U´smiechni˛eta

spojrzała na jego znu˙zone oblicze; znu˙zenie było widoczne tak˙ze w jej oczach.

— Jeste´s głodny?
Przytakn ˛

ał i tak˙ze si˛e u´smiechn ˛

ał.

— Ugotuj˛e co´s dla nas. Wiesz, Sybel, dziwnie si˛e tutaj czuj˛e, kiedy nie widz˛e

Cyrina spogl ˛

adaj ˛

acego na mnie czerwonymi oczkami ani lwa Gulesa wysuwaj ˛

a-

cego si˛e zza rogu.

— Tam mówił, ˙ze słyszał pie´s´n o tobie, o Cyrinie i twoich braciach.
Roze´smiał si˛e gło´sno, a ´slad rumie´nca wypłyn ˛

ał mu na policzki.

— Ja te˙z j ˛

a słyszałem. Sybel, wyobra´z sobie sze´sciu dorosłych m˛e˙zczyzn,

dwa razy tyle do´swiadczonych ˙zołnierzy i jeszcze kilkunastu posła´nców i gierm-
ków, zebranych o ´swicie, by obali´c króla, i nagle bez zastanowienia ruszaj ˛

acych

za wielkim ody´ncem z marmurowymi kłami, błyszcz ˛

acymi jak sierpy ksi˛e˙zyców,

ze szczecin ˛

a jak srebrne iskry. Przyzywał nas spojrzeniem oczu pełnych tajemnej

wiedzy i pobiegli´smy za nim niczym gromadka chłopców z mlekiem pod nosem
na skinienie ulicznicy. Harfiarze b˛ed ˛

a o nas ´spiewa´c przez wieki, a my w gro-

bach b˛edziemy płon ˛

a´c ze wstydu. Ockn ˛

ałem si˛e w lesie Mirkon i zobaczyłem

rz ˛

ad je´zd´zców znikaj ˛

acych mi˛edzy drzewami w pogoni za ody´ncem koloru ksi˛e-

˙zyca. I nagle u´swiadomiłem sobie, co to za odyniec. Wtedy wróciłem do domu.

Na spotkanie wyszło mi pi˛e´c zapłakanych kobiet, a ˙zadna nie płakała po mnie. Po-
wiedziały, ˙ze wojska Sirle s ˛

a zagubione, pozbawione dowódcy, ˙ze posła´ncy przez

cały dzie´n pukali do bram i pytali, co robi´c. Potem z całego Eldwoldu zacz˛eły
dociera´c do nas opowie´sci o kocicy, łab˛edziu i smoku. Moi bracia powrócili do
domu siedem dni pó´zniej i przynajmniej raz Eorthowi zabrakło słów. A Rok. . .
Lew Sirle postarzał si˛e o dziesi˛e´c lat. Wci ˛

a˙z nie potrafi o tym mówi´c. To było

jak sen: niesko´nczona jazda, wielki, tajemniczy odyniec wci ˛

a˙z tu˙z przed nimi, tu˙z

przed nimi. . . Kiedy ja si˛e ockn ˛

ałem, Sybel, byłem straszliwie głodny, podrapany

gał˛eziami i tak zm˛eczony, ˙ze miałem ochot˛e płaka´c, a mój ko´n nawet si˛e nie spo-
cił. . . — Coren pokr˛ecił głow ˛

a. — Mo˙zna długo ple´s´c swoje ˙zycie, ale w pewnej

chwili co´s poza nasz ˛

a kontrol ˛

a szarpnie za jedn ˛

a najwa˙zniejsz ˛

a ni´c i zostajemy

bez deseniu, wyblakli. . .

— Tak. Kiedy uwolniłam te wspaniałe zwierz˛eta, nie marzyłam nawet, ˙ze wy-

´swiadcz ˛

a mi t˛e ostatnia przysług˛e. Brakuje mi ich.

— Mo˙ze pewnego dnia wróc ˛

a, kiedy zat˛eskni ˛

a za twoim głosem wymawiaj ˛

a-

cym ich imiona. Wtedy nasz dom b˛edzie ju˙z pełen małych magów, którzy zaopie-
kuj ˛

a si˛e nimi jak kiedy´s Tam.

146

background image

Wstał sztywno z zimnej posadzki. Podał Sybel r˛ek˛e, a ona przytuliła si˛e do

niego i rozejrzała po pustym domu.

— Tak. Potrzebuj˛e dziecka, skoro Tam nie jest ju˙z dzieckiem. Corenie. . .
— Słucham ?
— Prosz˛e. . . nie chc˛e sp˛edza´c tu kolejnej nocy. Wiem, ˙ze jeste´s zm˛eczony,

i twój ko´n tak˙ze, ale. . . Zabierzesz mnie zaraz do domu?

Obj ˛

ał j ˛

a mocno.

— Moja biała pani. . . — szepn ˛

ał. — Tak długo czekałem, ˙zeby´s zechciała

przyj´s´c do mnie. Moja biała, mój Liralenie. . .

— Tym dla ciebie jestem? — spytała w zadumie. — Sprawiłam ci tyle kłopo-

tów, ile mnie ten biały ptak. Byłam tak blisko ciebie, a przecie˙z tak daleko. . .

Umilkła, wsłuchuj ˛

ac si˛e w brzmienie własnych słów. Coren spojrzał na ni ˛

a

z uwag ˛

a.

— O czym my´slisz?
Wymruczała co´s niewyra´znie. Rozkwitły dawne, wyblakłe ju˙z wspomnienia

pierwszych woła´n Liralena, słów Mithrana, ostatniego snu o ptaku, połamanym
w gł˛ebinach jej umysłu. Odetchn˛eła gł˛eboko i odsun˛eła si˛e od Corena.

— Sybel. . . Co si˛e stało?
— Ju˙z wiem. . .
Chwyciła go za rami˛e i poci ˛

agn˛eła do drzwi. Szedł za ni ˛

a oszołomiony, pa-

trz ˛

ac ponad jej głow ˛

a na pusty dziedziniec. A ona rzekła, głosem obcym i pełnym

napi˛ecia:

— Blammor.
Coren spojrzał na ni ˛

a zdumiony.

— Co robisz? — szepn ˛

ał.

Blammor przybył do nich jak cie´n mgły mi˛edzy wielkimi sosnami; jego ´sle-

pe oczy były białe niby o´snie˙zony szczyt Eldu. Sybel spojrzała w nie, zbiera-
j ˛

ac my´sli. Nim jednak zd ˛

a˙zyła przemówi´c, ciemny kształt Blammora wypełnił

si˛e mglistym srebrem i zacz ˛

ał si˛e układa´c w form˛e. Ciekły kryształ oczu spły-

n ˛

ał w dół, zwijaj ˛

ac si˛e w czyste białe linie — długa szyja, smukła jak flet, biała

wypukło´s´c piersi niczym wzgórze przyprószone ´sniegiem, szeroki łuk ´snie˙znego
grzbietu i długie, wyci ˛

agni˛ete skrzydła jak proporce muskaj ˛

ace ziemi˛e włóknami

najdelikatniejszej wełny.

Coren j˛ekn ˛

ał.

Wielki ptak. wy˙zszy od człowieka, spojrzał z góry, a jego łagodne, cudow-

ne oczy — oczy Blammora — były ksi˛e˙zycowo czyste. Sybel musn˛eła palcami
powieki, czuj ˛

ac płon ˛

acy za nimi ogie´n. Otworzyła ptakowi umysł i opowie´sci za-

mruczały w´sród my´sli. Opowie´sci staro˙zytne i bezcenne, niby cienkie gobeliny na

´scianach królewskiego pałacu.

Zdrad´z mi swoje imi˛e.
Znasz je.

147

background image

— Liralen — wyszeptał Coren. — To Liralen. . . Sk ˛

ad wiedziała´s, Sybel? Jak

si˛e domy´sliła´s?

Pogładziła smukłe, ale mocne pióra. Łzy pociekły jej spod powiek; wytarła je

odruchowo.

— Ty dałe´s mi wskazówk˛e, kiedy tak mnie nazwałe´s. Wiedziałam, ˙ze to musi

by´s co´s, co jest blisko, a jednak dalekie. . . I wtedy przypomniałam sobie, ˙ze kie-
dy dawno temu przywoływałam Liralena, przybył Blammor i powiedział, ˙ze nie
zjawił si˛e niewołany. A tamtej nocy, gdy stan ˛

ał przede mn ˛

a, a ja niemal umarłam

ze zgrozy jak Drede, zobaczyłam w gł˛ebi siebie Liralena martwego, a nie chcia-
łam, ˙zeby zginał. . . To ocaliło mi ˙zycie, poniewa˙z w rozpaczy po jego ´smierci
zapomniałam o strachu. W jaki´s sposób Blammor. . . Liralen. . . wiedział nawet
lepiej ode mnie, ile dla mnie znaczy. Dlatego Mithran nie potrafił mi go odebra´c.
Wiedział, ˙ze musiałby wzi ˛

a´c tak˙ze Blammora, a tego nie potrafił.

Głos Liralena nadpłyn ˛

ał do jej umysłu.

Jeste´s coraz m ˛

adrzejsza, Sybel. Przybyłem tu dawno, ale nie umiała´s mnie

dostrzec. Zawsze tu byłem.

Wiem.
Jak mog˛e ci słu˙zy´c?
Spojrzała w gł˛ebiny jego oczu. Z dłoni ˛

a w r˛eku Corena, poprosiła cicho:

— Zanie´s nas do domu.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Patricia A McKillip Zapomniane bestie z Eldu (0,644)
McKillip Patricia A Zapomniane Bestie Z Eldu Inna Wersja
McKillip Patricia A Zapomniane Bestie z Eldu
McKillip Patricia A Zapomniane Bestie z Eldu
The House on Parchment Street Patricia A McKillip
The Book of Atrix Wolfe Patricia A McKillip
Patricia McKillip The Lion And The Lark
Patricia A McKillip Naming Day
Heir of Sea and Fire Patricia A McKillip
Something Rich and Strange Patricia A McKillip
Harpist in the Wind Patricia A McKillip
Patricia McKillip Wonders of the Invisible World
The Cygnet and the Firebird Patricia A McKillip
Patricia McKillip Cygnet 2 The Cygnet And The Firebird
Song for the Basilisk Patricia A McKillip
Patricia Mckillip Riddlemaster 1 Riddle Master of Hed
The Bell at Sealey Head Patricia A McKillip
Patricia McKillip The Snow Queen
Patricia McKillip The House on Parchment Street

więcej podobnych podstron