McKillip Patricia A Zapomniane Bestie Z Eldu Inna Wersja

background image

P

ATRICIA

A. M

C

K

ILLIP

Z

APOMNIANE BESTIE Z

E

LDU

Tytuł oryginału: The Forgotten Beasts of Eld

Wydawnictwo MAG

Wydanie I

background image

SPIS TRE ´SCI

SPIS TRE ´SCI

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

2

Heraldyczne Bestie z Eldu

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

5

Rozdział 1

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13

Rozdział 2

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 47

Rozdział 3

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 75

Rozdział 4

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 103

Rozdział 5

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 133

Rozdział 6

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 152

2

background image

Rozdział 7

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 173

Rozdział 8

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 198

Rozdział 9

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 231

Rozdział 10

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 258

Rozdział 11

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 290

Rozdział 12

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 320

3

background image

Moim rodzicom

— z podzi˛ekowaniem

background image

Heraldyczne Bestie z Eldu

Czarodziej Heald miał pewnego razu przelotn ˛

a przygod˛e z kobiet ˛

a z ludu. W wy-

niku tej˙ze urodził si˛e Myk, który jedno oko miał zielone, a drugie czarne. Gdy Myk

dorósł, odezwało si˛e w nim magiczne dziedzictwo. Na górze Eld, najwy˙zszym szczycie

w krainie Eldwold, Myk zacz ˛

ał moc ˛

a czarnoksi˛esk ˛

a kompletowa´c kolekcj˛e niezwykłych

zwierz ˛

at. Kolekcj˛e, któr ˛

a uzupełniał syn Myka, Ogam. Ogam za´s spłodził z córk ˛

a lorda

Horsta z Hilt córk˛e, Sybel, pi˛ekn ˛

a i zdoln ˛

a w arkanach magicznych. Zmarł, gdy Sybel

miała lat szesna´scie, zostawiaj ˛

ac jej w dziedzictwie wielki biały dom, ogromn ˛

a bibliote-

5

background image

k˛e i kolekcj˛e bestii zapomnianych, bestii, jakich oko ludzkie nie widziało. I moc, dzi˛eki

której mogła nad bestiami panowa´c.

W´sród Zapomnianych Bestii z Eldu s ˛

a wi˛ec: złotooki Łab˛ed´z Tirlith, Dzik Cyrin,

znaj ˛

acy odpowied´z na wszystkie zagadki — prócz jednej, zielonoskrzydły Smok Gyld,

Lew Gules, znaj ˛

aca magi˛e czarna Kocica Moriah, Pani Nocy. I słynny Sokół Ter, który

pom´scił czarodzieja Aera, rozszarpuj ˛

ac na strz˛epy siedmiu jego zabójców.

Bestie z Eldu, o czym wiedzie´c nie zaszkodzi, to zwierz˛eta heraldyczne, wszyst-

kie, co do jednego, stanowi ˛

a wyst˛epuj ˛

ace na tarczach herbowych tzw. mobilia herbowe

figury zwykłe, figures ordinaires. Wszystkie maj ˛

a swoj ˛

a heraldyczn ˛

a symbolik˛e. Lew,

b˛ed ˛

acy heraldycznym symbolem pot˛egi, wielko´sci, majestatu i nieustraszonego m˛estwa,

u McKillip nosi do tego imi˛e Gules. Gules (wym. gjulz) to w heraldyce kolor czerwony,

kolor ognia, sam w sobie b˛ed ˛

acy symbolem oczyszczenia, dynamizmu ˙zycia, a tak˙ze

wojny, gniewu i nienawi´sci.

Symboliczne znaczenie pozostałych Bestii te˙z wyja´snia heraldyka. Smok — to czuj-

no´s´c, wierno´s´c, bojowo´s´c. Dzik — wolno´s´c, zuchwało´s´c, ´slepa siła, brutalno´s´c, walka

do upadłego. Sokół symbolizuje szlachetn ˛

a rycersko´s´c, pogo´n za upragnionym celem,

6

background image

duch triumfuj ˛

acy nad materi ˛

a. Kot to niezale˙zno´s´c i indywidualizm, odwaga, przebie-

gło´s´c. Łab˛ed´z to czysto´s´c i wzniosło´s´c, wiedza i harmonia.

Wracamy jednak do fabuły ksi ˛

a˙zki. Oto pewnego dnia pod bram ˛

a domu Sybel na

szczycie góry Eld pojawia si˛e m˛e˙zczyzna z dzieckiem. Magiczka w pierwszym odru-

chu rozkazuje Sokołowi Terowi zrzuci´c intruza do przepa´sci, powstrzymuje si˛e jednak

i zgadza go wysłucha´c. Przybysz okazuje si˛e by´c krewniakiem Sybel, podobnie jak nie-

sione przez niego niemowl˛e, chłopiec o imieniu Tamlorn. Dziecko, które trzeba ukry´c,

ocali´c, albowiem rodowa wendetta grozi mu ´smierci ˛

a. Sybel pocz ˛

atkowo wzbrania si˛e,

ale wreszcie bierze małego krewniaka na wychowanie. . .

Szanowny a obeznany z kanonem fantasy Czytelnik domy´sla si˛e ju˙z zapewne dal-

szego ci ˛

agu.

Tamlorn, klasyczne dla licznych mitologii Dziecko Cudem Ocalone — jak Perse-

usz, Jazon, Edyp, Moj˙zesz — musi by´c dzieckiem niezwykłym, kim´s, komu los gotuje

niezwykł ˛

a przyszło´s´c. Czytelnika nie zdziwi wi˛ec, gdy dwunastoletni Tamlorn okazuje

si˛e ksi˛eciem i nast˛epc ˛

a tronu. Nie b˛edzie dla Czytelnika zaskoczeniem, gdy o Tamlorna

upomni si˛e jego ojciec, Drede, król Eldwoldu. Nie zdziwi, ˙ze Sybel broni´c si˛e b˛edzie

7

background image

przed oddaniem „jej małego Tama”, chłopca, którego pokochała jak własnego syna. Nie

zdziwi nawet i to, ˙ze król Drede zakocha si˛e w Sybel. . .

Szanowny Czytelnik nie powinien si˛e niepokoi´c — oprócz rzeczy dla fantasy kla-

sycznych i daj ˛

acych si˛e przewidzie´c, do´s´c jest w „Zapomnianych Bestiach z Eldu” rze-

czy zaskakuj ˛

acych. B˛edzie miło´s´c zła i egoistyczna, b˛edzie miło´s´c dobra i prawdziwa.

B˛edzie tajemniczy ptak Liralen. B˛edzie przyczajony w ciemno´sciach demon Blammor.

B˛edzie zły czarownik. B˛ed ˛

a Zapomniane Bestie ratowa´c Sybel z opresji. Słowem, b˛e-

dzie du˙ze tego, co czyni powie´s´c Patricii McKillip wart ˛

a przeczytania klasyk ˛

a gatunku.

*

*

*

˙

Zyciorys Patricii Ann McKillip do´s´c dokładnie przedstawiłem w przedmowie do

„Mistrza Zagadek z Hed”, pierwszego tomu trylogii „Mistrz Zagadek”. Dla tych PT

Czytelników, którzy — robi ˛

ac bł ˛

ad — ksi ˛

a˙zki owej nie nabyli, powtórz˛e tu tylko skró-

towo: pisarka urodziła si˛e Salem w stanie Oregon jako córka oficera lotnictwa, całe

dzieci´nstwo migrowała wraz z ojcem po bazach United States Air Force na całym ´swie-

8

background image

cie. Studiowała literatur˛e w college’u Notre Dame w Belmont i na uniwersytecie San

Jose. Mieszka w Roxbury w stanie Nowy Jork.

Urodziła si˛e, co nie jest bez znaczenia, w roku 1948, a był to rok dla fantastyki

szczególnie korzystny, przyszła bowiem wówczas na ´swiat cała wataha pó´zniejszych

mistrzów i koryfeuszy gatunku, ˙ze wymieni˛e tylko takie nazwiska jak George R.R.

Martin, Vonda N. McIntyre, Nancy Kress, David A. Gemmel, Terry Pratchett, Robert

Holdstock, Nancy Springer, Lynn Abbey, Joan D. Vinge, Spider Robinson, Pamela Sar-

gent, Dan Simmons. Brian Stableford, Robert Jordan i Rebecca Ore. W tym samym

roku urodził si˛e — co stwierdza nie bez dumy — pisz ˛

acy te słowa, ni˙zej podpisany

Andrzej Sapkowski.

Patricia debiutowała maj ˛

ac lat dwadzie´scia sze´s´c, w roku 1974, niewielczutk ˛

a po-

wie´sci ˛

a „The Throme of Erril of Sherill”, jednak prawdziwie błyskotliwym sukcesem

była ksi ˛

a˙zka, któr ˛

a wła´snie trzymasz w r˛eku, Szanowny Czytelniku. Napisane równie˙z

w 1974 „Zapomniane bestie z Eldu”. Ksi ˛

a˙zka, która w cuglach wygrała współzawod-

nictwo o World Fantasy Award 1975, została przez Davida Pringle’a ulokowana po´sród

9

background image

stu najlepszych powie´sci fantasy wszech czasów i absolutnie zasłu˙zyła na pozycj˛e w ka-

nonie gatunku.

Gdy ksi ˛

a˙zk˛e t˛e nabyłem, a było to w Kanadzie, w Montrealu, jako´s tak w latach

osiemdziesi ˛

atych, wcale o powy˙zszych splendorach nie wiedziałem, a przeczytałem

„The Forgotten Beasts. . . ” jednym, jak to mówi ˛

a, tchem. I wcale nie dlatego, ˙ze ma-

j ˛

ac wreszcie dost˛ep do obficie zaopatrzonych półek odrabiałem podówczas zaległo´sci

w fantasy i wszystko mi si˛e podobało, tak jak głodnemu wszystko smakuje. Nie było

tak.

*

*

*

W „Zapomnianych Bestiach z Eldu” wyczuwa si˛e fascynacj˛e autorki twórczo´sci ˛

a

pisz ˛

acych fantasy pa´n, na której Patricia McKillip musiała si˛e wychowa´c — Andre

Norton, C.L. Moore, Anne McCaffrey. Fascynuj ˛

ac si˛e „wielkimi”, wykazała jednak Pa-

tricia na tyle talentu i pisarskiej indywidualno´sci, by umie´c znale´z´c swój własny spo-

sób na fantasy. Pisz ˛

ac łagodn ˛

a, poetyczn ˛

a i bardzo kobiec ˛

a fantasy, nie b˛ed ˛

aca przy

tym — przesłodzon ˛

a do obrzydzenia, a grzech przesładzania jest niestety powszechny

10

background image

w´sród pa´n fantastek, zwłaszcza pisz ˛

acych tzw. young adult fantasy, obliczon ˛

a głównie

na wielki i kochaj ˛

acy fantasy elektorat nastolatek. David Pringle w swej „Modern Fan-

tasy”, pisz ˛

ac zreszt ˛

a o „Zapomnianych bestiach. . . ” w samych superlatywach, znajduje

dla ksi ˛

a˙zki okre´slenie, z którym nigdy i nigdzie si˛e nie spotkałem: menarche fantasy.

Menarche jest terminem medycznym, oznaczaj ˛

acym cezur˛e, jak ˛

a w ˙zyciu kobiety sta-

nowi pierwsza menstruacja. Nic doda´c, nic uj ˛

a´c. Panowie nie powinni si˛e tu jednak

płoszy´c. Ja sam czytałem „Zapomniane bestie. . . ” maj ˛

ac pod czterdziestk˛e, uwa˙zam si˛e

za stuprocentowego m˛e˙zczyzn˛e, a ksi ˛

a˙zka niezwykle mi si˛e podobała. I podoba do dzi´s.

*

*

*

Pisz ˛

ac w roku 1998 przedmow˛e do „Mistrza Zagadek z Hed”, dorobek literacki

Patricii McKillip zamkn ˛

ałem nominowan ˛

a do nagrody „Locusa” powie´sci ˛

a „A Song

for the Basilisk”. Od tamtego czasu Patricia napisała nast˛epn ˛

a fantasy, interesuj ˛

ac ˛

a „The

Tower at Stony Wood” — ksi ˛

a˙zk˛e na tyle interesuj ˛

ac ˛

a, ˙ze mam nadziej˛e zachwala´c j ˛

a

Czytelnikowi w ramach niniejszej serii.

11

background image

Popełniła te˙z Patricia od tamtego czasu dwa opowiadania — oba warte, by je odno-

towa´c. Pierwsze to „A Gift to Be Simple”, w słynnej ju˙z, poruszaj ˛

acej sprawy sztucz-

nego kreowania ˙zycia antologii „Not of Woman Born”, zredagowanej przez Constance

Ash. Drugim opowiadaniem jest „Toad”, zamieszczone w „Silver Birch, Blood Moon”,

kolejnej antologii „ba´sniowej” w cyklu powołanym do ˙zycia przez Ellen Datlow i Terri

Windling. Patricia Ann McKillip z cał ˛

a pewno´sci ˛

a nie powiedziała jeszcze ostatniego

słowa. I to jest bardzo dobra wiadomo´s´c.

background image

Rozdział 1

Mag Heald poł ˛

aczył si˛e kiedy´s z ubog ˛

a kobiet ˛

a w królewskim mie´scie Mondor,

a ona zrodziła mu syna, który miał jedno oko zielone, a jedno czarne. Heald, o oczach

czarnych jak bagna Fyrbolgu, pojawił si˛e w ˙zyciu tej kobiety i znikn ˛

ał jak wiatr, ale

syn, Myk, pozostał w Mondorze, dopóki nie sko´nczył pi˛etnastu lat. Dobrze zbudowany

i silny, trafił do terminu u kowala, a ludzie, którzy przybywali tam, aby naprawi´c swoje

powozy lub podku´c konie, zwykle przeklinali jego powolno´s´c i pos˛epno´s´c — dopóki

nie poruszyło si˛e w nim co´s oci˛e˙załego jak bagienny potwór budz ˛

acy si˛e pod mułem.

Odwracał wtedy głow˛e i spogl ˛

adał na nich czarnym okiem, a oni si˛e odsuwali i milkli.

13

background image

Tliła si˛e w nim odrobina magii, jak ogie´n si˛e tli w wilgotnym dymi ˛

acym drewnie. Rzad-

ko odzywał si˛e do ludzi swym szorstkim głosem, ale kiedy dotykał konia, głodnego psa

czy goł˛ebia w klatce w dzie´n targowy, ten ogie´n rozbłyskiwał w czarnym oku, a głos

stawał si˛e słodki jak rozmarzony szept rzeki Slinoon.

Pewnego dnia Myk opu´scił Mondor i ruszył na Eld. Była to najwy˙zsza góra w El-

dwoldzie, wyrastaj ˛

aca za Mondorem, rzucaj ˛

aca czarny cie´n na miasto przed zmierz-

chem, gdy zagubione we mgle sło´nce zsuwało si˛e w dół. Znad granicy mgieł pasterze

i młodzi chłopcy na polowaniu spogl ˛

adali poza Mondor, ku równinie Terbrec na zacho-

dzie, na ziemie władców Sirle, na północ ku polom Fallow, gdzie duch trzeciego króla

Eldwoldu wci ˛

a˙z wspominał sw ˛

a ostatni ˛

a bitw˛e i gdzie pod jego niespokojnymi, bez-

gło´snymi stopami nie rosło nic ˙zywego. Tam, w g˛estych mrocznych lasach Eldu, w´sród

białej ciszy, Myk zacz ˛

ał kolekcjonowa´c cudowne, legendarne zwierz˛eta.

Z dzikiej krainy jezior na północy Eldwoldu przywołał do siebie Czarnego Łab˛edzia

z Tirlith, szerokoskrzydłego, złotookiego ptaka, który na swym grzbiecie uniósł trzecia

córk˛e króla Merroca z kamiennej wie˙zy, gdzie była wi˛eziona. Potem wysłał bezgło´sn ˛

a,

pot˛e˙zn ˛

a sie´c swego wezwania w gł˛ebokie g˛este lasy po drugiej stronie Eldu, sk ˛

ad ˙zaden

14

background image

człowiek jeszcze nie powrócił, i niczym łososia schwytał czerwonookiego, białokłego

ody´nca Cyrina, który jak harfiarz ´spiewał ballad) i znał odpowiedzi na wszystkie zagad-

ki prócz jednej. Z mrocznego i cichego serca samej góry Myk sprowadził Gylda, zielo-

noskrzydłego smoka, od stuleci ´sni ˛

acego o zimnym płomieniu złota. Smok zbudził si˛e

z rozkosznego snu na d´zwi˛ek swego imienia w niemal zapomnianej pie´sni, któr ˛

a Myk

posłał w ciemno´s´c. Mag wyłudził od Gylda gar´s´c staro˙zytnych klejnotów i zbudował

dom z białego gładkiego kamienia po´sród wysokich sosen, i wielki ogród dla zwierz ˛

at

otoczony kr˛egiem kamiennych murów. Do tego domu sprowadził kiedy´s dziewczyn˛e

z gór. znaj ˛

ac ˛

a tylko kilka słów, lecz nie czuj ˛

ac ˛

a l˛eku ani przed zwierz˛etami, ani przed

ich stra˙znikiem. Pochodziła z biednej rodziny, miała spl ˛

atane włosy i silne ramiona.

W domostwie Myka zobaczyła rzeczy, które inni poznali mo˙ze raz w ˙zyciu, w wersie

dawnego poematu lub w opowie´sci harfiarza.

Dziewczyna powiła Mykowi syna o dwojgu czarnych oczach, który potrafił sta´c nie-

ruchomo jak martwe drzewo kiedy ojciec posyłał wołanie. Myk nauczył go czyta´c stare

ballady i legendy w ksi˛egach, które zebrał; nauczył woła´c zapomniane imi˛e poprzez

cały Eldwold i ku krainom poza nim; nauczył czeka´c w milczeniu, cierpliwie, przez

15

background image

tygodnie, miesi ˛

ace i lata — na chwil˛e, kiedy to imi˛e rozpali si˛e w dziwnym, pot˛e˙znym,

zaskoczonym umy´sle zwierz˛ecia. Kiedy Myk opu´scił swe ciało ju˙z na zawsze, siedz ˛

ac

w milczeniu w ´swietle ksi˛e˙zyca, jego syn, Ogam, przej ˛

ał kolekcj˛e.

Z południowych pusty´n poza gór ˛

a Eld Ogam przywabił lwa Gulesa, który swym

futrem w kolorze królewskiego skarbu wielu nieostro˙znych skłonił do niechcianej przy-

gody. Sprzed kominka wied´zmy z dala od Eldwoldu wykradł wielk ˛

a czarn ˛

a kocic˛e Mo-

riah, której wiedza o zakl˛eciach i tajemnych urokach była kiedy´s legend ˛

a. Bł˛ekitnooki

sokół Ter, który rozerwał na strz˛epy siedmiu morderców maga Aera, jak błyskawica

run ˛

ał z czystego nieba i usiadł Ogamowi na ramieniu. Po krótkiej, w´sciekłej walce, gdy

niebieskie oczy patrzyły prosto w czarne, ucisk szponów zel˙zał; sokół zdradził swoje

imi˛e i poddał si˛e mocy maga.

Z krzywym, kpi ˛

acym, odziedziczonym po Myku u´smiechem Ogam przywołał te˙z do

siebie najstarsz ˛

a córk˛e ksi˛ecia Horsta z Hiltu, gdy pewnego dnia przeje˙zd˙zała zbyt bli-

sko góry. Była kruchym, pi˛eknym dzieckiem, l˛ekaj ˛

acym si˛e ciszy i dziwnych, wspania-

łych zwierz ˛

at, które przypominały rysunki na starych gobelinach w domu jej ojca. Bała

si˛e te˙z Ogarn ˛

a, jego skrywanej i nieugi˛etej mocy, jego nieprzeniknionych oczu. Powiła

16

background image

mu jedno dziecko i zmarła. Dzieckiem tym, co trudno wytłumaczy´c, była dziewczynka.

Gdy Ogam opanował swoje zdumienie, nazwał j ˛

a Sybel.

Wyrosła wysoka i silna po´sród pustkowi; miała smukł ˛

a sylwetk˛e matki, włosy jak

ko´s´c słoniowa i czarne, nieul˛ekłe oczy ojca. Opiekowała si˛e zwierz˛etami, pilnowała

ogrodu i wcze´snie nauczyła si˛e panowa´c nad niespokojnymi bestiami wbrew ich woli,

posyła´c pradawne imi˛e, w ciszy swego umysłu bada´c ukryte i zapomniane miejsca.

Ogam, dumny z córki, zbudował jej pokój z wielk ˛

a kryształow ˛

a kopuł ˛

a, cienk ˛

a jak szkło,

a tward ˛

a jak kamie´n; mogła tam siedzie´c pod barwami nocnego ´swiata i przywoływa´c

w spokoju. Zmarł, kiedy sko´nczyła szesna´scie lat; zostawił j ˛

a sam ˛

a z pi˛eknym białym

domem, ogromn ˛

a bibliotek ˛

a ci˛e˙zkich, okutych ˙zelazem ksi ˛

a˙zek, stadem zwierz ˛

at, jakich

nie ogl ˛

ada si˛e nawet w snach, i moc ˛

a, by nad nimi panowa´c.

Pewnej nocy, wkrótce potem, przeczytała w jednej z najstarszych ksi ˛

ag o wielkim

białym ptaku ze skrzydłami, które sun˛eły jak ´snie˙zne proporce rozwini˛ete na wietrze —

ptaku, który za dawnych dni nosił na grzbiecie jedyn ˛

a królow ˛

a Eldwoldu. Cicho wy-

mówiła do siebie jego imi˛e: Liralen. Siedz ˛

ac na podłodze pod kopuł ˛

a, z wci ˛

a˙z otwart ˛

a

ksi˛eg ˛

a na kolanach, posłała w rozległ ˛

a noc Eldwoldu swe pierwsze wołanie, wezwanie

17

background image

ptaka, którego imienia nikt nie wymawiał od stuleci. Wołanie przerwał krzyk kogo´s, kto

stan ˛

ał przed zamkni˛et ˛

a bram ˛

a.

Dotkni˛eciem my´sli zbudziła lwa ´spi ˛

acego w ogrodzie i posłała do bramy, by swym

złocistym okiem spojrzał ostrzegawczo na intruza. Ale wołanie nie cichło, nagl ˛

ace i nie-

zrozumiałe. Westchn˛eła zniech˛econa i wysłała sokołowi Terowi polecenie, by porwał

przybysza i zrzucił go ze szczytu góry Eld. Po chwili krzyki ucichły nagle, lecz w ciszy

rozległ si˛e rozpaczliwy płacz, dziecka. Zaskoczył j ˛

a; wstała wreszcie i przeszła boso

przez marmurowy hol do ogrodu, gdzie zwierz˛eta w ciemno´sci poruszały si˛e niespo-

kojnie. Dotarła do bramy z cienkich ˙zelaznych pr˛etów i złotych spoje´n i wyjrzała na

zewn ˛

atrz.

Zbrojny m˛e˙zczyzna stał tam z dzieckiem na r˛ekach i sokołem Terem na ramieniu.

Milczał, stoj ˛

ac nieruchomo w u´scisku Tera; dziecko w jego okrytych kolczug ˛

a ramio-

nach płakało, nie zwa˙zaj ˛

ac na nic. Sybel przesun˛eła wzrok od jego nieruchomej, skrytej

w cieniu twarzy, i spojrzała w oczy sokoła.

Mówiłam ci

, powiedziała w my´slach, ˙zeby´s zrzucił go ze szczytu Eldu.

Bł˛ekitne nieprzeniknione oczy zwróciły si˛e ku niej.

18

background image

Jeste´s młoda

, odparł Ter, ale bez w ˛

atpienia pot˛e˙zna. Uczyni˛e to, je´sli naka˙zesz mi

po raz drugi. Ale najpierw musz˛e ci˛e ostrzec: znam ludzi od niezliczonych hit: je˙zeli

zaczniesz ich zabija´c, pewnego dnia, wiedzeni strachem, przyjd ˛

a tutaj, a b˛edzie ich wie-

lu. Zniszcz ˛

a twój dom i wypuszcz ˛

a zwierz˛eta. Tak po wielekro´c powtarzał nam mistrz

Ogam.

Sybel przez chwil˛e tupała bos ˛

a stop ˛

a o ziemi˛e. Spojrzała w twarz m˛e˙zczyzny.

— Kim jeste´s? — zapytała — Dlaczego krzyczysz u moich bram?

— Pani — odparł ostro˙znie, gdy˙z twarde pióra Tera musn˛eły go po twarzy. — Czy

jeste´s córk ˛

a Laran, córki Horsta, władcy Hiltu?

— Laran była moj ˛

a matk ˛

a — przyznała Sybel, niecierpliwie przest˛epuj ˛

ac z nogi na

nog˛e. — Kim jeste´s?

— Jestem Coren z Sirle. Mój brat ma dziecko z twoj ˛

a ciotk ˛

a, najmłodsz ˛

a siostr ˛

a

twojej matki. — Urwał, gwałtownie wci ˛

agaj ˛

ac oddech przez zaci´sni˛ete z˛eby.

Sybel skin˛eła r˛ek ˛

a na sokoła.

Pu´s´c go, bo inaczej b˛ed˛e tu stała przez cał ˛

a noc. Ale nie oddalaj si˛e, na wypadek

gdyby był szalony.

19

background image

Sokół wzleciał i usiadł na niskim konarze drzewa, tu˙z nad głow ˛

a przybysza. M˛e˙z-

czyzna na chwil˛e przymkn ˛

ał oczy; male´nkie krople krwi s ˛

aczyły si˛e jak łzy przez kol-

czug˛e. W ´swietle ksi˛e˙zyca wydawał si˛e młody, a włosy miał barwy ognia. Sybel przy-

gl ˛

adała mu si˛e z ciekawo´sci ˛

a, gdy˙z metalowe ogniwa zbroi l´sniły niby woda w´sród

nocy.

— Dlaczego tak si˛e ubrałe´s? — spytała.

Wtedy otworzył oczy.

— Byłem na Terbrec. — Zerkn ˛

ał na ciemn ˛

a sylwetk˛e ptaka nad sob ˛

a. — Sk ˛

ad wzi˛e-

ła´s takiego sokola? Przebił si˛e przez ˙zelazo, skór˛e i jedwab. . .

— Zabił siedmiu ludzi — wyja´sniła Sybel — którzy zabili maga Aera, dla klejnotów

na jego ksi˛egach m ˛

adro´sci.

— Ter — szepn ˛

ał m˛e˙zczyzna, a ona w zdumieniu uniosła brwi.

— Kim jeste´s?

— Ju˙z mówiłem. Coren z Sirle.

— Ale to dla mnie nic nie znaczy. Co robisz z dzieckiem przed moj ˛

a bram ˛

a?

Coren z Sirle odpowiedział wolno i cierpliwie:

20

background image

— Laran, twoja matka, miała siostr˛e Riann˛e. Twoja ciotka trzy lata temu po´slubiła

króla Eldwoldu, mojego. . . .

— Kto jest teraz królem? — spytała zaciekawiona.

Młody człowiek zdziwił si˛e.

— Drede. Drede jest królem Eldwoldu, od pi˛etnastu lat.

— Aha. Mów dalej. Drede po´slubił Riann˛e. To bardzo ciekawe, ale musz˛e przywo-

ła´c Liralena.

— Prosz˛e! — Spojrzał na sokoła i zni˙zył głos. — Prosz˛e walczyłem od trzech dni,

potem wuj rzucił mi dziecko w ramiona i kazał odda´c czarodziejce z góry Eld. Zapy-

tałem: A je´sli nie zechce go wzi ˛

a´c? Po co jej dziecko? Ale on spojrzał tylko na mnie

i odparł: Nie wrócisz z tej góry z dzieckiem, nie pragniesz chyba ´smierci syna swojego

brata?

— A dlaczego chce odda´c go mnie?

— Poniewa˙z to dziecko Rianny i Norrela, a oni oboje nie ˙zyj ˛

a.

Sybel zamrugała. Czego´s nie mogła zrozumie´c.

— Przecie˙z mówiłe´s, ˙ze Rianna po´slubiła Drede’a.

21

background image

— Tak.

— Wi˛ec dlaczego to dziecko jest synem Norrela? Nie rozumiem.

Głos Corena wzniósł si˛e niebezpiecznie.

— Poniewa˙z Norrel i Rianna byli kochankami. A Drede zabił Norrela trzy dni temu

na równinie Terbrec. Czy we´zmiesz to dziecko, abym mógł wróci´c i zabi´c Drede’a?

Sybel spojrzała na niego nieruchomym wzrokiem.

— Nie krzycz na mnie — powiedziała bardzo cicho.

Coren zaciskał i prostował palce w pancernych r˛ekawicach. W ´swietle ksi˛e˙zyca zro-

bił krok w jej stron˛e, a delikatne ´swiatło cieniami podkre´sliło rysy jego twarzy, ujawniło

linie zm˛eczenia pod oczami.

— Wybacz mi — szepn ˛

ał. — Prosz˛e. Spróbuj zrozumie´c. Jechałem cały dzie´n i pół

nocy. Mój brat i wielu krewnych nie ˙zyj ˛

a. Władca Nicconu swymi siłami wsparł Dre-

de’a, a Sirle nie mogło si˛e oprze´c im obu. Rianna zmarła przy porodzie. Je´sli Drede

znajdzie chłopca, zabije go. Nie ma dla dziecka bezpiecznego miejsca v. tym Sirle. Nie

ma dla niego bezpiecznej kryjówki na całym ´swiecie. . . Tylko tutaj Drede nie b˛edzie

22

background image

go szukał. Drede zabił Norrela, ale przysi˛egam, ˙ze nie dostanie tego dziecka. Prosz˛e,

zaopiekuj si˛e nim. Jego matka była z twojej rodziny.

Sybel przyjrzała si˛e dziecku. Przestało ptak kół panowała cisza nocy. Dziecko mach-

n˛eło male´nk ˛

a r˛ek ˛

a w powietrzu, próbowało odepchn ˛

a´c koc, którym było okryte. Sybel

dotkn˛eła jego bladej pulchnej twarzy, a dziecko zwróciło ku niej oczy migocz ˛

ace jak

gwiazdy.

— Moja matka umarła, wydaj ˛

ac mnie na ´swiat — powiedziała. — Jak ma na imi˛e?

— Tamlorn.

— Tamlorn. Bardzo ładnie. Wolałabym, ˙zeby to była dziewczynka.

— Wtedy nie musiałbym jecha´c tak daleko, by go ukry´c. Drede boi si˛e, ˙ze kiedy

dziecko doro´snie, za˙z ˛

ada tronu i stanie do walki z jego dziedzicem. Sirle go poprze;

moja rodzina próbowała zdoby´c tron Eldwoldu, odk ˛

ad król Harth zgin ˛

ał na polu Fallow,

a Tarn z Sirle nosił koron˛e przez dwana´scie lat, nim znów j ˛

a stracił.

— Ale je´sli wszyscy wiedz ˛

a, ˙ze to nie jest dziecko Drede’a. . .

— Tylko Drede, Rianna i Norrel znali prawd˛e, a Rianna i Norrel nie ˙zyj ˛

a. Królewscy

bastardzi mog ˛

a by´c bardzo niebezpieczni.

23

background image

— Nie wygl ˛

ada gro´znie. — Smukłymi bladymi palcami musn˛eła policzek chłopca.

U´smiech przemkn ˛

ał po jej twarzy. — B˛edzie mi pasował do kolekcji.

Coren mocniej obj ˛

ał dziecko.

— To syn Norrela, nie zwierz˛e. Sybel uniosła głow˛e.

— Czy˙z nie jest czym´s mniej? Je, ´spi, nie my´sli, wymaga opieki. Tylko. . . nie wiem,

jak opiekowa´c si˛e dzieckiem. Nie potrafi mi powiedzie´c, czego potrzebuje.

Coren zamilkł na chwil˛e. Gdy znów si˛e odezwał, usłyszała cie´n znu˙zenia w jego

głosie.

— Jeste´s dziewczyn ˛

a; powinna´s wiedzie´c takie rzeczy.

— Dlaczego?

— Dlatego. . . Dlatego ˙ze sama kiedy´s b˛edziesz mie´c dzieci i. . . i b˛edziesz musiała

si˛e nimi opiekowa´c.

— Nie opiekowała si˛e mn ˛

a ˙zadna kobieta — odparła Sybel. — Ojciec karmił mnie

kozim mlekiem i uczył czyta´c swoje ksi˛egi. Pewnie b˛ed˛e kiedy´s miała dziecko, które

naucz˛e, jak po mojej ´smierci opiekowa´c si˛e zwierz˛etami.

Coren spojrzał na ni ˛

a i rozchylił wargi.

24

background image

— Gdyby nie chodziło o mojego wuja — powiedział cicho — raczej zabrałbym

dziecko z powrotem do domu, ni˙z zostawiał syna Norrela tutaj, z tob ˛

a, twoja niewiedz ˛

a

i twoim sercem z lodu.

Twarz Sybel znieruchomiała niczym ksi˛e˙zyc w pełni.

— To ty nic nie wiesz — szepn˛eła. — Mogłabym kaza´c Terowi rozerwa´c ci˛e na

siedem kawałków i zrzuci´c zakrwawion ˛

a głow˛e na równin˛e Terbrec, ale panuj˛e nad

sob ˛

a. Spójrz!

Otworzyła bram˛e palcami dr˙z ˛

acymi z gniewu, który ogarn ˛

ał j ˛

a niczym zimny wiatr

od gór. Rzuciła bezgło´sne wołania do oszołomionych snem umysłów wokół siebie

i zwierz˛eta przybyły niczym odpryski snu. Coren szedł u jej boku. Rami˛e w kolczu-

dze ochraniało plecy malca, dło´n podpierała głow˛e, a szeroko otwarte i wpatrywały si˛e

w ruchom ˛

a, szeleszcz ˛

ac ˛

a ciemno´s´c.

Wielki odyniec dotarł do nich pierwszy — biały jak płomie´n w ciemno´sci, z kłami

jak marmur, o których marzyli łowcy. Z krtani Corena wydobył si˛e nieartykułowany

d´zwi˛ek. Sybel oparła Cyrinowi dło´n na czole ponad małymi czerwonymi oczkami.

25

background image

— My´slisz, ˙ze nie mog˛e si˛e zaj ˛

a´c dzieckiem? Przecie˙z opiekuj˛e si˛e tymi zwierz˛eta-

mi. S ˛

a pradawne, pot˛e˙zne jak ksi ˛

a˙z˛eta, m ˛

adre, niespokojne i niebezpieczne, ale daj˛e im

to, czego potrzebuj ˛

a. Dziecku te˙z dam to, czego mu trzeba. Lecz je´sli nie tego chcesz,

to odejd´z. Nie prosiłam, ˙zeby´s przybył tu z chłopcem; nie obchodzi mnie, czy z nim

odejdziesz. By´c mo˙ze, nic nie wiem <NOBR>o twoim</NOBR> ´swiecie, ale tutaj zna-

lazłe´s si˛e w moim i tutaj ty jeste´s głupcem. Coren wpatrywał si˛e w ody´nca, z trudem

znajduj ˛

ac słowa.

— Cyrin — szepn ˛

ał. — Cyrin. Masz go. . . — Urwał znowu i przez chwil˛e oddy-

chał gł˛eboko. Potem przemówił powoli, jakby szukał w pami˛eci. — Rondar. . . władca

Runriru schwytał ody´nca Cyrina, którego nie pojmał wcze´sniej ˙zaden człowiek. . . nie-

uchwytnego Cyrina, Stra˙znika Zagadek i. . . za˙z ˛

adał albo jego ˙zycia, albo całej m ˛

adro´sci

´swiata. I wtedy Cyrin przewrócił kamie´n u stóp Rondara, a Rondar powiedział, ˙ze taka

m ˛

adro´s´c nie ma dla niego warto´sci, i odjechał, wci ˛

a˙z poszukuj ˛

ac. . .

— Sk ˛

ad znasz t˛e histori˛e? — spytała zdumiona Sybel. — Nie pochodzi z Eldwoldu.

— Znam j ˛

a. Znam. — Uniósł głow˛e i mocniej obj ˛

ał dziecko, gdy spłyn ˛

ał ku nim

wielki kształt, bezgło´sny jak cie´n nocy.

26

background image

Przed nimi łagodnie wyl ˛

adował łab˛ed´z z grzbietem szerokim jak u ody´nca i oczami

złotymi jak dwie gwiazdy.

— Łab˛ed´z z Tirlith. . . to on, tak, Sybel?

— Sk ˛

ad znasz moje imi˛e? — szepn˛eła.

— Znam.

Patrzył, jak dwa koty sun ˛

a przez noc, nadchodz ˛

ac z dwóch stron budynku. Nawet nie

drgn ˛

ał, cho´c Tamlorn poruszył si˛e w jego ramionach. Kocica Moriah podeszła, wsun˛eła

czarn ˛

a płask ˛

a głow˛e pod dło´n Sybel, a potem uło˙zyła si˛e u jej stóp i ziewn˛eła, ukazuj ˛

ac

Corenowi z˛eby podobne do wyostrzonych, polerowanych kamieni.

— Moriah, Pani Nocy. która zdradziła magowi Takowi zakl˛ecie otwieraj ˛

ace wie˙z˛e

bez drzwi, gdzie był wi˛eziony. . . Nie znam. . . nie znam lwa.

Lew Gules o oczach z płynnego złota zatoczył kr ˛

ag wokół kolan Corena, potem

uło˙zył si˛e przed nim, a mi˛e´snie poruszały si˛e leniwie pod l´sni ˛

acym futrem. Coren po-

trz ˛

asn ˛

ał głow ˛

a.

27

background image

— Zaczekaj. . . Był taki lew z Południowych Pusty´n, który ˙zył na dworach wielkich

władców, dzielił si˛e m ˛

adro´sci ˛

a, ˙zywił najlepszym mi˛esem, nosił ich obro˙ze i ła´ncuchy

z ˙zelaza i złota, tylko dopóki miał na to ochot˛e. . . Gules.

— Sk ˛

ad wiesz takie rzeczy?

Wielka głowa lwa zwróciła si˛e w stron˛e Sybel.

Gdzie go znalazła´s?

— spytał zaciekawiony Gules.

Przyniósł mi dziecko

, odparła z roztargnieniem Sybel. Zna moje imi˛e, ale nie wiem

sk ˛

ad

.

— Kiedy´s umiał mówi´c — dodał Coren.

— Kiedy´s wszystkie umiały. Tak długo ˙zyły w dziczy, z dala od ludzi, ˙ze ju˙z zapo-

mniały. . . wszystkie z wyj ˛

atkiem Cyrina. Podobnie ludzie zapomnieli ich imiona. Sk ˛

ad

ty. . .

Coren drgn ˛

ał, a Sybel podniosła głow˛e. Rozwini˛ete skrzydła przesłoniły ksi˛e˙zyc

i ocieniły ich twarze, potem spłyn˛eły ni˙zej, a ka˙zdy ruch zasysał jedno uderzenie ser-

ca wiatru. Tamlorn kopał niespokojnie w u´scisku Corena i wyj˛eczał mu w ucho jak ˛

a´s

skarg˛e. Smok opadł leniwie przed nimi, jaskrawym zielonym spojrzeniem mierz ˛

ac Co-

28

background image

rena. Cie´n si˛egał a˙z do ich stóp, a glos my´sli gada brzmiał w głowie Sybel niczym stary

i suchy pergamin.

Jest w górach jaskinia, gdzie nigdy nie znajd ˛

a jego ko´sci.

Nie. Wezwałam ci˛e, bo byłam rozgniewana, ale teraz ju˙z nie jestem. Nie nale˙zy go

krzywdzi´c.

To m˛e˙zczyzna, uzbrojony.

Nie zrób mu nic złego.

Zwróciła si˛e do Corena, który przygl ˛

adał si˛e smokowi; zapomniany Tamlorn wiercił

si˛e i szarpał w jego ramionach. Oczy Sybel błysn˛eły nagle w lekkim u´smiechu.

— Znasz go.

— Jego imi˛e nie jest tak stare, by ludzie o nim zapomnieli. Był kiedy´s ksi ˛

a˙z˛e El-

dwoldu, wioz ˛

acy przez masyw Eldu bogate dary dla władcy południa, aby kupi´c bro´n

i ludzi. Nigdy nie znaleziono jego ko´sci ani skarbów. . . Ludzie jeszcze wci ˛

a˙z powta-

rzaj ˛

a opowie´sci o ogniu spadaj ˛

acym na Mondor z letniego nieba, o płon ˛

acych plonach

i rzece Silnoon wrz ˛

acej w korycie.

29

background image

— Jest ju˙z stary i zm˛eczony — rzekła Sybel. — Te dni min˛eły. Znam jego imi˛e; nie

mo˙ze si˛e ode mnie uwolni´c, by znów robi´c podobne rzeczy.

Coren poprawił koc na Tamlornie. Mroczne cienie znu˙zenia znikn˛eły z jego twa-

rzy — na chwil˛e stała si˛e zadziwiaj ˛

aco młoda. Spojrzał na Sybel.

— S ˛

a pi˛ekne. Tak, pi˛ekne. — Patrzył na ni ˛

a przez chwil˛e i znów przemówił: —

Musz˛e jecha´c. Do Mondoru dotarły ju˙z pewnie wie´sci o bitwie. Nie znios˛e my´sli, ˙ze

moi bracia mo˙ze nie ˙zyj ˛

a, a ja nic o tym nie wiem. Czy we´zmiesz Tamlorna? B˛edzie

bezpieczny z tak ˛

a stra˙z ˛

a. Czy b˛edziesz go kocha´c? Tego. . . tego potrzebuje najbardziej.

Sybel bez słowa kiwn˛eła głow ˛

a i niezgrabnie wzi˛eła od niego dziecko. Malec z za-

ciekawieniem poci ˛

agn ˛

ał j ˛

a za włosy.

— Ale sk ˛

ad wiesz o tak wielu sprawach? Sk ˛

ad znasz moje imi˛e?

— Och, spytałem star ˛

a kobiet˛e mieszkaj ˛

ac ˛

a przy drodze kawałek st ˛

ad. Ona mi je

zdradziła.

— Nie znam ˙zadnych starych kobiet.

— U´smiechn ˛

ał si˛e do swoich wspomnie´n.

30

background image

— T˛e powinna´s pozna´c. My´sl˛e. . . my´sl˛e, ˙ze je´sli b˛edziesz potrzebowała pomocy

przy Tamlornie, ona ci jej udzieli. — Urwał i spojrzał na chłopca. Dotkn ˛

ał mi˛ekkiego

kr ˛

agłego policzka i u´smiech znikn ˛

ał z jego twarzy, nagle ot˛epiałej z ˙zalu. — Do widze-

nia. Dzi˛ekuj˛e — szepn ˛

ał i odwrócił si˛e.

Sybel szła za nim do bramy.

— Do widzenia — rzuciła przez kraty, kiedy dosiadł konia. — Nic nie wiem o woj-

nach, ale wiem to i owo o ˙zalu. A to, jak mi si˛e zdaje, dawali´scie sobie nawzajem na

Terbrec.

Spojrzał na ni ˛

a z siodła.

— To prawda — przyznał. — Wiem.

Kiedy odwróciła si˛e od bramy, spojrzała w małe, okr ˛

agłe oczka srebrzystego ody´n-

ca. Pochwyciła my´sli wokół siebie i z wysiłkiem obj˛eła je swym spokojem.

Mo˙zecie ju˙z odej´s´c. Przepraszam, ˙ze was zbudziłam, ale straciłam panowanie nad

sob ˛

a.

Odyniec nie drgn ˛

ał.

Nie mo˙zesz dawa´c miło´sci

, zauwa˙zył, póki jej wpierw nie dostaniesz.

31

background image

Niezbyt mi pomagasz

, odparła z irytacj ˛

a Sybel, a wielki odyniec wydał z siebie ciche

parskni˛ecie, co było jego ´smiechem.

Ta stara kobieta przeszła kiedy´s przez ogrodzenie; szukała ziół. Prychn ˛

ałem na ni ˛

a,

a ona prychn˛eła na mnie. Mogłaby ci pomóc. Co by´s mi dała za cał ˛

a m ˛

adro´s´c tego

´swiata?

Nic, poniewa˙z jej nie chce. Daj j ˛

a Corenowi. Powiedział, ˙ze mam serce z lodu.

Cyrin prychn ˛

ał znowu, łagodnie.

Istotnie, potrzebuje m ˛

adro´sci.

Te˙z mu to powiedziałam.

Nast˛epnego ranka Sybel pobiegła górska ´scie˙zk ˛

a prowadz ˛

ac ˛

a do miasta w dole.

Wielkie stare sosny kołysały si˛e na wietrze, trzeszcz ˛

ac i j˛ecz ˛

ac o nadchodz ˛

acej zimie.

Głaskane tu i tam promieniami sło´nca igły były mi˛ekkie i zimne pod bosymi stopa-

mi. Niosła ´spi ˛

acego Tamlorna owini˛etego białym wełnianym kocem. Był ciepły i ci˛e˙zki

w jej ramionach. Pachniał miło. Przygl ˛

adała si˛e jego długim jasnym rz˛esom i rumianej

buzi. Raz zatrzymała si˛e, by musn ˛

a´c policzkiem jego mi˛ekkie jasne włoski.

— Tamlorn — szepn˛eła, — Tamlorn. Mój Tam.

32

background image

W´sród drzew dostrzegła niewielk ˛

a chatk˛e; z komina unosił si˛e dym. Bury kot spał

na dachu, a czarny kruk przysiadł na parze rogów wisz ˛

acych nad drzwiami. Dziobi ˛

ace

na podwórzu goł˛ebie zatrzepotały wokół niej, kiedy podeszła do wej´scia. Kruk spojrzał

z ukosa jednym okiem, wydał z siebie krzyk brzmi ˛

acy jak pytanie: Kto? Nie zwróciła

na niego uwagi i otworzyła drzwi. Potem stan˛eła nieruchomo; zaraz za progiem nie

było podłogi, tylko mgła faluj ˛

aca niespokojnie u stóp. Sybel rozejrzała si˛e zaskoczona

i zobaczyła, ˙ze ´sciany domu spogl ˛

adaj ˛

a na ni ˛

a, maj ˛

a oczy i okr ˛

agłe ciemne usta. Drzwi

wy´slizgn˛eły si˛e jej z r˛eki i zamkn˛eły, a mgła zawirowała, wezbrała, okryła nawet sufit.

Spoza tej mgły sfrun ˛

ał kruk i raz jeszcze zapytał: Kto?

Tamlorn poskar˙zył si˛e płaczliwie. Ucałowała go odruchowo. Potem powiedziała,

stoj ˛

ac w tym dziwnym, czujnym domu:

— W czyim jestem sercu?

Mgła znikn˛eła, a obserwuj ˛

ace j ˛

a oczy stwardniały w sosnowe s˛eki. Chuda starucha

w sukni koloru li´sci, z siwymi włosami zwini˛etymi w tysi ˛

ace zwichrzonych loczków

wokół twarzy, wstała z fotela na biegunach i zło˙zyła upier´scienione r˛ece.

— Dziecko!

33

background image

Odebrała od Sybel chłopca, wydaj ˛

ac przy tym d´zwi˛ek niczym gruchaj ˛

ace goł˛ebie.

Tamlorn przygl ˛

adał si˛e jej przez chwil˛e, a potem nagle chwycił za długi nos. Cmokn˛eła

do niego, a on u´smiechn ˛

ał si˛e bezz˛ebnie. Spojrzała na Sybel oczami szarymi jak ˙zelazo

i ostrzejszymi ni˙z królewski miecz.

— To ty.

— Ja — odparła Sybel. — Potrzebuje rady. je´sli zechcesz mi jej udzieli´c.

— Mimo ody´nca Cyrina i lwa Gulesa, którzy ci doradzaj ˛

a, moje dziecko, przycho-

dzisz jednak do mnie? Masz pi˛ekne włosy, takie długie i gładkie. . . Czy jaki´s m˛e˙zczyzna

ju˙z ci to powiedział?

— Ani Cyrin, ani Gules nie potrafi nia´nczy´c dziecka. Musz˛e małemu da´c to, cze-

go potrzebuje, a sam nie mo˙ze mi powiedzie´c. Cyrin twierdzi, ˙ze mo˙zesz mi pomóc,

poniewa˙z prychn˛eła´s na niego. Czasami mówi bez sensu. Pomo˙zesz mi?

— Cebule — powiedziała starucha.

Sybel mrugn˛eła niepewnie.

— Stara kobieto, stałam w oku twego serca, kiedy na mnie patrzyła´s, a nikt, kto ma

takie wewn˛etrzne oko, nie mo˙ze by´c głupcem. Pomo˙zesz mi?

34

background image

— Oczywi´scie, dziecko. Wpu´sciłam ci˛e przecie˙z. Cebule. . . hodujesz je w ogrodzie.

Próbowałam sobie przypomnie´c. Pozwolisz mi czasem wzi ˛

a´c kilka cebul?

— Oczywi´scie.

— Lubi˛e je doda´c do gulaszu. Siadaj. . . tam, na tej skórze przy kominku. Dostałam

j ˛

a od pewnego człowieka z miasta. Nienawidził swojej ˙zony i chciał si˛e jej pozby´c.

— Ludzie w mie´scie s ˛

a dziwni. Nie rozumiem miło´sci i nienawi´sci, tylko istnienie

i wiedz˛e. Ale teraz musz˛e si˛e nauczy´c kocha´c to dziecko. — Przerwała na moment

i zmarszczyła lekko brwi barwy ko´sci słoniowej. — My´sl˛e, ˙ze go kocham. Jest mi˛ekki,

pasuje do moich ramion. Gdyby Coren z Sirle przyjechał po małego, ci˛e˙zko byłoby mi

si˛e z nim rozsta´c.

— A wi˛ec. . .

— A wi˛ec co?

— Wi˛ec to jest syn Drede’a. Słyszałam o nim od moich ptaków.

— Coren twierdzi, ˙ze to syn Norrela.

W ˛

askie wargi rozci ˛

agn˛eły si˛e w u´smiechu.

35

background image

— Nie wydaje mi si˛e. My´sl˛e, ˙ze jest synem króla Drede’a. W królewskim pałacu

jest kruk, którego oczy nigdy si˛e nie zamykaj ˛

a. . .

Sybel przygl ˛

adała si˛e jej z rozchylonymi ustami. Odetchn˛eła ostro˙znie i powoli.

— Nie znam si˛e na takich sprawach. Ale teraz jest mój, ja b˛ed˛e go kocha´c. To

dziwne. Mam swoje zwierz˛eta od szesnastu lat, a to dziecko dopiero jedn ˛

a noc, lecz

gdybym miała wybiera´c, nie wiem, czy nie wybrałabym tego male´nstwa, tak bezradnego

i głupiego. Mo˙ze dlatego ˙ze zwierz˛eta mog ˛

a odej´s´c i od nikogo nic nie wymaga´c, a Tam

potrzebuje wszystkiego ode mnie.

Kobieta obserwowała j ˛

a, kołysz ˛

ac si˛e w fotelu. Pier´scienie błyskały na jej palcach

niczym ogniki. — Jeste´s dziwnym dzieckiem. . . Nieul˛ekłym i pot˛e˙znym, skoro trzy-

masz te wielkie, władcze bestie. Czy czasem nie czujesz si˛e samotna?

— Samotna? Dlaczego? Z wieloma istotami mog˛e rozmawia´c. Ojciec nigdy du˙zo

nie mówił. Od niego nauczyłam si˛e milczenia, milczenia umysłu, które jest jak czysta,

nieruchoma woda, gdzie nic si˛e nie ukryje. To pierwsza rzecz jakiej mnie nauczył, bo

je´sli nie potrafisz milcze´c, nie usłyszysz odpowiedzi na wołanie. Ostatniej nocy, kiedy

przybył Coren, próbowałam przywoła´c Liralena.

36

background image

— Liralen. . . — Twarz starej kobiety rozja´sniła si˛e; wydała si˛e rozmarzona i młoda

mimo siwych loków. — Ze skrzydłami jak proporce koloru ksi˛e˙zyca. . . Och, dziecko,

kiedy wreszcie schwytasz Liralena, pozwól mi go zobaczy´c.

— Pozwol˛e. Ale bardzo trudno go znale´z´c, zwłaszcza kiedy przerywaj ˛

a mi ludzie

z dzie´cmi. Ja si˛e wychowałam na mleku, ale Tam chyba go nie lubi.

Starucha westchn˛eła.

— Chciałabym go sama karmi´c, ale lepsza b˛edzie krowa, dopóki nie znajd˛e jakiej´s

miejscowej kobiety z gór na mamk˛e.

— Jest mój — przypomniała Sybel. — Nie chc˛e, ˙zeby jaka´s inna kobieta zacz˛eła go

kocha´c.

— Oczywi´scie, dziecko, ale. . . Czy pozwolisz i mnie go pokocha´c? Tylko troch˛e?

Tak wiele czasu min˛eło, odk ˛

ad miałam dzieci do kochania. Ukradn˛e komu´s krow˛e i zo-

stawi˛e na jej miejscu klejnot.

— Mog˛e przywoła´c krow˛e.

— Nie, dziecko. Je´sli kto´s musi by´c złodziejem, niech to b˛ed˛e ja. Ty musisz my´sle´c

o sobie. Co si˛e stanie, gdy ludzie zaczn ˛

a podejrzewa´c, ˙ze przywołujesz ich zwierz˛eta?

37

background image

— Nie boj˛e si˛e ludzi. S ˛

a głupi.

— O tak, ale potrafi ˛

a by´c bardzo pot˛e˙zni w swej miło´sci i nienawi´sci. Czy ojciec

nadał ci jakie´s imi˛e?

— Jestem Sybel. Chyba nie musiała´s mnie o to pyta´c.

Szare oczy u´smiechn˛eły si˛e lekko.

— Oczywi´scie. Moje ptaki s ˛

a wsz˛edzie. Ale jest ró˙znica mi˛edzy imieniem pozna-

nym a imieniem zdradzonym przez wła´sciciela. Sama wiesz. Ja mam na imi˛e Maelga.

A imi˛e dziecka? Czy dasz mi jego imi˛e jako dar?

Sybel u´smiechn˛eła si˛e.

— Tak. Chciałabym da´c ci jego imi˛e. To Tamlorn. — Spojrzała na malca, a włosy

barwy ko´sci słoniowej połaskotały go po pulchnej twarzyczce. — Tamlorn. Mój Tam —

szepn˛eła i Tamlorn za´smiał si˛e gło´sno.

I tak Maelga ukradła krow˛e, ale w zamian podło˙zyła pier´scie´n z klejnotem, a ludzie

przez długie miesi ˛

ace z nadziej ˛

a zostawiali otwarte wrota do obór. Tamlorn rósł silny,

jasnowłosy i szarooki; ´smiał si˛e i krzyczał w´sród nieruchomych białych hal, dra˙znił

cierpliwe zwierz˛eta i je karmił. Mijały lata; stał si˛e smukły i smagły; poznawał gór˛e

38

background image

z synami pasterzy, wspinał si˛e w´sród mgieł, przeszukiwał gł˛ebokie jaskinie, przynosił

do domu rude lisy, ptaki i dziwne zioła dla Maelgi. Sybel nie przerywała swych po-

szukiwa´n Liralena; przywoływała go nocami, czasem znikała na całe dnie i wracała ze

starymi, zdobionymi w klejnoty ksi˛egami o ˙zelaznych okuciach — ksi˛egami, które mo-

gły przechowywa´c jego imi˛e. Maelga kpiła z niej, ˙ze kradnie, ale Sybel odpowiadała

z roztargnieniem:

— Od małych magików, którzy nie wiedz ˛

a, jak z nich korzysta´c. Musz˛e mie´c Lira-

lena. To moja obsesja.

— Pewnego dnia nie odró˙znisz wielkiego maga od małego magika — ostrzegła

Maelga.

— I co? Ja tez jestem wielka. Musz˛e mie´c Liralena. Pewnego wieczoru, dwana´scie

lat od dnia. kiedy Coren przyniósł jej Tamlorna, Sybel zeszła do gł˛ebokiej zimnej ja-

skini, któr ˛

a Myk zbudował dla smoka Gylda. Jaskinia le˙zała za wst ˛

a˙zk ˛

a rzeki, a drzewa

wokół niej rosły ogromne i nieruchome jak kolumny podpieraj ˛

ace hale ciszy. Przeszła

po trzech kamieniach do wodospadu i wsun˛eła si˛e za kurtyn˛e wody, która spływała jej

po twarzy jak łzy. W jaskini było ciemno i wilgotno niczym w sercu góry; zielone oczy

39

background image

Gylda błyszczały jak klejnoty. Wielkie zwini˛ete cielsko tworzyło cie´n na tle bardziej

mrocznego cienia. Sybel stała przed nim jak smukły biały płomie´n w ciemno´sci. Spoj-

rzała w nieruchome oczy.

Tak?

My´sli powstały powolne i bezkształtne niby b ˛

abel w umy´sle smoka; b ˛

abel p˛ekł w su-

chym, pergaminowym szele´scie jego głosu.

Min˛eło ju˙z tysi ˛

ac lat, odk ˛

ad zasn ˛

ałem na złocie, które odebrałem ksi˛eciu Sirkelo-

wi. Zasn ˛

ałem, patrz ˛

ac w jego otwarte oczy, patrz ˛

ac na jego krew spływaj ˛

ac ˛

a powoli na

monet˛e, potem drug ˛

a, i kolejn ˛

a zbieraj ˛

ac ˛

a si˛e na szyjce pucharu.

Szept ucichł. Zapadła

cisza, a˙z kolejny b ˛

abel uformował si˛e i p˛ekł. ´

Sni˛e o tym złocie, budz˛e si˛e, ˙zeby je zo-

baczy´c, i nie ma go. . . Budz˛e si˛e na zimnym kamieniu. Pozwól mi odlecie´c i zebra´c je

znowu.

Sybel wstała bezgło´snie, jak kamie´n wyrastaj ˛

acy z kamienia. Po chwili odpowie-

działa:

Polecisz, a ludzie ci˛e zauwa˙z ˛

a i ze zgroz ˛

a przypomn ˛

a sobie twoje czyny. Przyjd ˛

a, aby

zniszczy´c mój dom. i zobacz ˛

a złoto płon ˛

ace w sło´ncu, a wtedy nic ju˙z ich nie powstrzyma.

40

background image

Nie,

odparł Gyld. Polec˛e noc ˛

a i zbior˛e je w tajemnicy, a je´sli kto´s mnie zobaczy,

w tajemnicy zabij˛e.

Wtedy przyjd ˛

a i zabij ˛

a nas oboje. A co b˛edzie z Tamem? Nie.

Wielkie cielsko si˛e poruszyło. Poczuła ciepłe tchnienie oddechu.

Byłem ju˙z stary i zapomniany, kiedy Mistrz zbudził mnie mym imieniem w´sród pu-

stych ˙zył Eldu. wyrwał z marze´n pie´sni ˛

a o moich czynach. . . Przyjemnie było znowu

by´c tematem pie´sni. . . Przyjemnie jest słysze´c swoje imi˛e od ciebie, ale musz˛e odzyska´c

moje słodkie złoto. . .

My´sli odleciały, pr˛edkie i zwinne jak w ˛

a˙z, zsun˛eły si˛e w jaskini˛e ´swiadomo´sci,

w ciemny labirynt umysłu. Szybki jak woda wsi ˛

akaj ˛

aca w ziemi˛e, ukradkowo jak czło-

wiek grzebi ˛

acy człowieka w blasku ksi˛e˙zyca, smok poniósł swoje imi˛e w regiony zapo-

mniane, gdzie był bezimienny nawet dla siebie. Ale była tam przed nim, czekała przed

ostatnimi wrotami umysłu. Stała mi˛edzy fragmentami wspomnie´n, zabójstw, ˙z ˛

adz, na

wpół zjedzonych posiłków.

Je´sli chcesz tego tak mocno, wymy´sle jaki´s sposób. Nic nie rób. ale b ˛

ad´z cierpliwy.

Pomy´sl˛e.

41

background image

Oddech musn ˛

ał j ˛

a raz jeszcze i my´sli raz jeszcze wezbrały w ciemnej jaskini.

Zrób dla mnie to jedno. B˛ed˛e cierpliwy.

Wyszła z groty, a krople wody błyszczały w jej włosach. Wci ˛

agn˛eła do płuc chłodne

nocne powietrze. Pomy´slała o smoku w locie — gładkim płomieniu w ruchu, o gł˛e-

bokich, spokojnych jeziorach oczu Czarnego Łab˛edzia, o wspomnieniach rozbitego

umysłu smoka, o połamanych głowniach jego ˙z ˛

adz, stopionych z jej własnymi. Wte-

dy, w ciemno´sci, usłyszała za sob ˛

a szelest. Wyczuła, ˙ze kto´s j ˛

a obserwuje.

— Maelga?

Ale ˙zaden głos, ˙zaden umysł jej nie odpowiedział. Czarne drzewa wyrastały wo-

kół jak monolity i przesłaniały gwiazdy. Szelest wtopił si˛e w cisz˛e jak oddech wiatru.

Wróciła do domu ze zmarszczk ˛

a mi˛edzy brwiami.

Kilka dni pó´zniej odwiedziła Maelg˛e. Usiadła na skórze przy kominku i obj˛eła ko-

lana r˛ekami, a staruszka wpatrywała si˛e w jej twarz, mieszaj ˛

ac zup˛e.

— W lesie jest co´s bez imienia.

— Boisz si˛e tego? — spytała Maelga.

Sybel spojrzała na ni ˛

a zaskoczona.

42

background image

— Oczywi´scie, ˙ze nie. Ale jak mog˛e to przywoła´c, skoro nie ma imienia? To dziw-

ne. Nie przypominam sobie, ˙zebym gdzie´s czytała o bezimiennej bestii. Co gotujesz?

Gdybym ju˙z nie była głodna, zgłodniałabym od samego zapachu.

— Grzyby — odparła Maelga. — Cebul˛e, szałwi˛e, rzep˛e, kapust˛e, pietruszk˛e, buraki

i co´s, co przyniósł mi Tam, a co nie ma nazwy.

— Pewnego dnia Tam otruje nas wszystkich — mrukn˛eła Sybel.

Oparła l´sni ˛

ac ˛

a głow˛e o kamie´n i westchn˛eła. Maelga zerkn˛eła na ni ˛

a.

— Co to jest? Czy to ma nazw˛e?

Sybel zadr˙zała.

— Nie wiem. Ostatnio jestem bardzo niespokojna, ale sama nie wiem, czego chc˛e.

Czasami lec˛e z Terem w jego my´slach, kiedy poluje. Nie potrafi lecie´c tak wysoko, jak

bym chciała, ani tak pr˛edko, chocia˙z ziemia ucieka pod nami, a on wznosi si˛e wy˙zej

ni˙z szczyt Eldu. . . Jestem z nim, kiedy zabija. Dlatego tak bardzo pragn˛e Liralena. Mo-

głabym wsi ˛

a´s´c na jego grzbiet i polecieliby´smy daleko, daleko w zachodz ˛

ace sło´nce,

w ´swiat gwiazd. Chc˛e. . . Chc˛e czego´s wi˛ecej ni˙z mój ojciec, a nawet mój dziadek, ale

nie wiem, co to jest.

43

background image

Maelga spróbowała zupy, na jej chudych palcach zamrugały klejnoty.

— Pieprz — stwierdziła. — I tymianek. Ledwie wczoraj przyszła do mnie młoda

kobieta. Chciała zastawi´c pułapk˛e na m˛e˙zczyzn˛e o słodkim u´smiechu i gibkich ramio-

nach. Była głupia. Nie dlatego ˙ze go pragn˛eła, ale dlatego ˙ze pragn˛eła czego´s wi˛ecej.

— Pomogła´s jej?

— Dałam je j szkatułk˛e słodkiego zapachu. A teraz przez reszt˛e swego ˙zycia b˛edzie

nieszcz˛e´sliwa i zazdrosna.

Przyjrzała si˛e opartej o kamienie Sybel z czarnymi oczami ukrytymi pod powiekami;

westchn˛eła.

— Moje dziecko, czy mog˛e co´s dla ciebie zrobi´c?

Sybel otworzyła oczy i u´smiechn˛eła si˛e lekko.

— Czy powinnam doda´c do swojej kolekcji m˛e˙zczyzn˛e? Mogłabym. Potrafi˛e przy-

woła´c ka˙zdego, kogo zechc˛e. Ale nie ma takiego, którego bym chciała. Czasami zwie-

rz˛eta robi ˛

a si˛e niespokojne, ´sni ˛

a o dniach ucieczek, przygód, o zdobywaniu m ˛

adro´sci,

o d´zwi˛eku swych imion wymawianych z podziwem i lekiem. Te dni min˛eły. Niewielu

pami˛eta ich imiona, ale one wci ˛

a˙z o tym ´sni ˛

a. . . A ja wspominam, jak si˛e uczyłam,

44

background image

jak mój ojciec, a potem ty i Tam zwracali´scie si˛e do mnie moim imieniem. . . My´sl˛e. . .

My´sl˛e, ˙ze na par˛e dni chciałabym pod ˛

a˙zy´c t ˛

a górsk ˛

a ´scie˙zk ˛

a w dziwny, niezrozumiały,

´swiat.

— Wi˛ec id´z, dziecko — zach˛eciła j ˛

a Maelga. — Id´z.

— Mo˙ze pójd˛e. Ale kto b˛edzie dogl ˛

adał zwierz ˛

at?

— Wynajmij jakiego´s magika.

— Dla Tera? ˙

Zaden magik go nie utrzyma. Ja umiałam to zrobi´c ju˙z w wieku Tama.

Szkoda, ˙ze Tam nie jest w połowie magiem. Ale jest tylko w połowie królem.

— Mam nadziej˛e, ˙ze nigdy mu tego nie powiedziała´s.

— Czy jestem głupia? Co by mu przyszło z tej wiedzy? Takie marzenie uczyniłoby

go nieszcz˛e´sliwym. W ´swiecie na dole mogłoby go nawet zabi´c. Lepiej dla niego, kiedy

bawi si˛e z chłopcami pasterzy, poluje na lisy, a kiedy doro´snie, po´slubi jak ˛

a´s pi˛ekn ˛

a

dziewczyn˛e z gór.

Westchn˛eła znowu. Zmarszczyła lekko białe brwi, a potem wyprostowała si˛e nagle,

zaskoczona, kiedy drzwi odskoczyły. Tam patrzył na ni ˛

a w napi˛eciu; pot błyszczał mu

na czole, a jasne włosy lepiły si˛e kosmykami do zarumienionej twarzy.

45

background image

— Sybel. . . Smok. . . zranił człowieka. . . Chod´z szybko. . .

I umkn ˛

ał jak zaj ˛

ac.

Sybel wybiegła za nim, stan˛eła przed chat ˛

a nieruchomo jak drzewo i jednym szyb-

kim błyskiem imienia smoka pochwyciła jego my´sli.

Gyld

.

Poczuła go — zwini˛etego w ciemno´sci w wilgotnej jaskini; w jego umy´sle wirowa-

ły my´sli o locie, o skarbie, o bladej twarzy człowieka wpatrzonego z otwartymi ustami

w lec ˛

ac ˛

a besti˛e, a potem nagle ukrytej za wzniesionymi r˛ekami. Mrukn˛eła co´s, zdziwio-

na.

— O co chodzi? — spytała Maelga, niespokojnie składaj ˛

ac r˛ece.

Sybel odzyskała swoje my´sli.

— Gyld poleciał, by odzyska´c złoto, zobaczył go jaki´s człowiek i Gyld go zaatako-

wał.

— Och, nie. Kochanie. . . — Maelga wbiła w twarz bel swe czujne spojrzenie. —

Znasz go.

— Znam — odparła powoli Sybel i niepokój błysn ˛

ał w jej oczach. — To Coren

z Sirle.

background image

Rozdział 2

Sybel i Tam przenie´sli Corena do domu z białego kamienia, a Maelga pod ˛

a˙zała za

nimi, niespokojnie szarpi ˛

ac długimi palcami splatane loki. Wokół zwierz˛eta przesuwa-

ły si˛e, pomrukiwały, patrzyły. . . Tam paplał bez tchu, podtrzymuj ˛

ac ci˛e˙zkie ramiona

Corena.

— Schodziłem z domu Nyla, p˛edzili´smy owce do zagrody, a one tłoczyły si˛e przy

płocie i patrzyły w gór˛e przera˙zone. Nie wiedzieli´smy czemu, dopóki nie ujrzeli´smy

Gylda; był jak wielki ognisty li´s´c, zielony płomie´n ze zlotem i klejnotami w szponach.

Pobiegłem do domu, ale ciebie nie było, wi˛ec p˛edziłem ju˙z do domu Maelgi, kiedy

47

background image

zobaczyłem, ˙ze kto´s przygl ˛

ada si˛e Gyldowi, patrzy na niego. Gyld zatoczył kr ˛

ag i run ˛

w dół. Ten człowiek rzucił si˛e na ziemi˛e, a Gyld przejechał mu po plecach pazurami.

My´sl˛e, ˙ze Nyl widział Gylda. . . Gdzie go poło˙zymy?

— Nie wiem — odparła Sybel. — Przykro mi, ˙ze jest ranny, ale nie powinien tu

przyje˙zd˙za´c. To cz˛e´sciowo moja wina, bo mogłam Gyldowi pozwoli´c zebra´c swoje zło-

to. Połó˙zmy go na stole, ˙zeby Maelga mogła obejrze´c mu plecy. Przynie´s poduszk˛e.

Z gładkiego polerowanego blatu zrzuciła swoje hafty i tam uło˙zyli Corena. Otworzył

oczy, gdy Tam wsuwał mu poduszk˛e pod głow˛e. Plecy, okryte skórzana kamizel ˛

a, miał

poszarpane i poznaczone ´sladami szponów; płomienne włosy pokrywały strumyczki

krwi. Tam przygl ˛

adał mu si˛e, marszcz ˛

ac brwi na smagłej twarzy.

— B˛edzie ˙zył? — szepn ˛

ał.

— Nie wiem — powiedziała Sybel.

Coren odnalazł wzrokiem jej twarz i zobaczyła w jego oczach jaskrawy bł˛ekit, taki

sam jak w oczach Tera. U´smiechn ˛

ał si˛e do niej lekko. Szepn ˛

ał co´s, a Tam zarumienił.

— Co on powiedział?

Tam milczał przez chwil˛e, zaciskaj ˛

ac usta.

48

background image

— ˙

Ze jeste´s okrutna, bo wypu´sciła´s na niego smoka — wyja´snił w ko´ncu. Przecie˙z

to nieprawda. Nie ma prawa tak mówi´c.

— Có˙z, mo˙ze ma — stwierdziła z namysłem Sybel. — W ko´ncu, kiedy przybył tu

pierwszy raz, wypu´sciłam na niego sokoła Tera.

— Był ju˙z tutaj? Kiedy?

Sybel delikatnie przesuwała r˛ekami po plecach Corena, rozchylała porwane ubranie.

— Przyniósł tutaj ciebie, po ´smierci twoich rodziców. I za to zawsze b˛ed˛e jego

dłu˙zniczk ˛

a. Przynie´s troch˛e wody i kł ˛

ab lnianej prz˛edzy, a potem zosta´n i rób, co ci

ka˙ze Maelga.

Maelga mruczała co´s z tyłu, obracaj ˛

ac pier´scienie na palcach.

— Jagody czarnego bzu. Ogie´n, woda, tłuszcz i wino.

— Wino?

— Moje nerwy nie s ˛

a ju˙z takie jak kiedy´s — wyja´sniła zakłopotana.

— Moje te˙z nie — szepn ˛

ał bole´snie Coren, le˙z ˛

ac bezwładnie pod r˛ekami Sybel.

Razem opró˙zniły butelk˛e wina, obmywaj ˛

ac i banda-˙zuj ˛

ac rannego, przycinaj ˛

ac mu

włosy. Uło˙zyły Corena w dawno nie u˙zywanym ło˙zu Ogama. Maelga, ze spl ˛

atanymi

49

background image

lokami, opadła na fotel przy kominku. Sybel mru˙zyła czarne oczy, wpatrzona w zielone

płomienie.

— Po co tu przy jechał? — spytała cicho. — Na pewno po Tama. Ale to ja wychowa-

łam Tama. kocham go i nie oddam teraz ludziom, którzy chc ˛

a go wykorzysta´c w swych

rozgrywkach, powodowani nienawi´sci ˛

a. Nie! Nie jest tak m ˛

adry, jak my´slałam, skoro

przybył, by mnie o to prosi´c. Je´sli cho´c jednym słowem wspomni Tamowi o wojnie albo

tronie, ja. . . Nie, nie nakarmi˛e nim Gylda, ale co´s zrobi˛e.

Umilkła, a zielone płomienie ta´nczyły i migotały w gł˛ebinach jej oczu, długie włosy

opadały niczym srebrzysty, przetykany ogniem płaszcz. Maelga zasłoniła palcami oczy.

— Stara ju˙z jestem i zm˛eczona. . . — mrukn˛eła. — Taki pi˛ekny, prawdziwe ksi ˛

a-

˙z ˛

atko w´sród ludzi, z niebieskimi oczami i czarnymi rz˛esami dawnego władcy Sirle. Na

ramionach miał bitewne blizny.

Sybel zadr˙zała.

— Nie pozwol˛e, ˙zeby Tam został ranny w bitwie — szepn˛eła. Odwróciła si˛e i spoj-

rzała prosto w ˙zywe, przenikliwe oczy Maelgi.

50

background image

— Mógłby by´c cenn ˛

a figur ˛

a w ich rozgrywkach. Je´sli bardzo im na nim zale˙zy, nie

zrezygnuj ˛

a tak łatwo.

— Wtedy b˛ed ˛

a mieli ze mn ˛

a do czynienia. Poprowadz˛e własn ˛

a gr˛e na własnych

zasadach. Mo˙ze min ˛

a´c wiele lat, nim władca Sirle znów zobaczy swego syna.

— Stary władca ju˙z nie ˙zyje. Najstarszy brat Corena, Rok, jest teraz władc ˛

a Sir-

le, władc ˛

a bogatej ziemi, obronnych twierdz i armii, która od stuleci zagra˙za królom

Eldwoldu. Moje dziecko — dodała Maelga zdziwiona — nigdy przedtem nie płakała´s.

— Och, jestem zła. — Sybel niecierpliwie otarła dłoni ˛

a oczy. Potem spojrzała na

l´sni ˛

ace od łez palce. — To dziwne. . . Ojciec mówił, ˙ze jeszcze przed moim urodzeniem

matka płakała, wygl ˛

adaj ˛

ac przez okno, ale nie wiedziałam, o co mu chodzi. Dlaczego

nie mog˛e po prostu rzuci´c Corena Gyldowi i zako´nczy´c tej sprawy? Ale znam jego imi˛e,

d´zwi˛ek jego głosu, porz ˛

adek jego słów. Jest głupcem, ale ˙zyje, ma oczy do patrzenia

i do płakania, r˛ece do noszenia dziecka i zabijania, serce do miło´sci i nienawi´sci, umysł,

którego u˙zywa na swój sposób. W swoim ´swiecie z pewno´sci ˛

a jest podziwiany.

— Dziecko — szepn˛eła Maelga. — Wszyscy jeste´smy z jednego ´swiata.

Sybel umilkła.

51

background image

Przed snem zajrzała jeszcze do Corena. Tam ju˙z spał; wokół siebie czuła w ciem-

no´sciach nocy niejasne sny zwierz ˛

at, barwne i niezwykłe jak odpryski dawnych zapo-

mnianych opowie´sci. Podparty białymi kolumnami hol milczał pod jej cichymi kroka-

mi. Ogie´n przysn ˛

ał, skulony po´sród zw˛eglonych pulsuj ˛

acych głowni. Cicho otworzyła

drzwi i usłyszała, ˙ze Coren bredzi w gor ˛

aczce.

Odwrócił głow˛e, by spojrze´c na ni ˛

a w ´swietle zgarbionej ´swiecy obok łó˙zka. Oczy

migotały mu jak oczy Tera.

— Lodowa Pani — szepn ˛

ał. — On był tak pi˛ekny z ametystami i złotem w szponach,

ale mówi ˛

a, ˙ze nigdy, nigdy nie wolno spogl ˛

ada´c w twarz pi˛eknu. Ty te˙z jeste´s pi˛ekna,

biała jak ko´s´c słoniowa i diament, jak ogie´n. z oczami czarnymi jak serce Drede’a. . .

bardziej. . . Czarnymi jak czarne drzewa lasu Mirkon, gdzie królewski syn Arn zagin ˛

na trzy dni i trzy noce i powrócił z białymi włosami. . . Czarne. . .

— Arn — powtórzyła cicho Sybel. — Sk ˛

ad znasz t˛e histori˛e? Jest zapisana tylko

w jednym miejscu, a ja mam klucz do tej ksi˛egi.

52

background image

— Znam. — Zamrugał, jakby falowała przed nim niby płomie´n. Wyci ˛

agn ˛

ał do niej

r˛ek˛e i zaraz opu´scił, sycz ˛

ac z bólu. — Jestem ranny — stwierdził zdziwiony. Po czym

krzykn ˛

ał: — Rok! Ceneth!

— Cicho. Obudzisz Tama.

— Rok!

Poruszył si˛e niespokojnie, odwrócił od niej głow˛e i usłyszała jak gwałtownie wci ˛

aga

powietrze. Potem umilkł. Pochyliła si˛e nad nim, odgarn˛eła mu włosy z twarzy. Zmo-

czyła winem r˛ecznik i ocierała mu wilgotne czoło raz za razem, dopóki nie rozlu´znił

zaci´sni˛etych pi˛e´sci. Po oddechu poznała, ˙ze zasn ˛

ał.

Rankiem spała do pó´zna; nadal zm˛eczona wstała, by zajrze´c do zwierz ˛

at. Szła przez

rozległe podwórze otoczone murami, w stron˛e niewielkiego jeziorka, które Myk zbudo-

wał dla Czarnego Łab˛edzia. Dumny ptak pływał po nim bezgło´snie pod bł˛ekitnoszarym

niebem. Dzikie g˛esi i kaczki, uciekaj ˛

ace przez góry przed zim ˛

a, l ˛

adowały tutaj, aby

si˛e po˙zywi´c. Wielki łab˛ed´z podpłyn ˛

ał do niej, gdy stan˛eła na brzegu. Jego oczy były

niczym płynne złoto, a my´sli poszybowały ku niej jak d´zwi˛ek fletu.

Sybel, jeste´s ostatnio pi˛ekna jak lód roz´swietlony ksi˛e˙zycowym blaskiem.

53

background image

Drwi ˛

acy u´smiech zamigotał w jej oczach.

Lód. . . Dzi˛ekuj˛e. Niczego ci nie brak?

Niczego. Ale s ˛

a w´sród nas inni, którzy nie wydaj ˛

a si˛e tak zadowoleni.

Wiem. Odwiedz˛e Gylda.

Kto zajmie si˛e ksi ˛

a˙z ˛

atkiem z Sirle? Słyszałem, ˙ze przyszedł, by odebra´c to, co

ofiarował.

Niczego mi nie odbierze. Niczego.

Tak?

— Wielki łab˛ed´z pływał przez chwil˛e w milczeniu. Kiedy ksi˛eciu Elonu, jesz-

cze dziecku, zagra˙zali wrogowie jego ojca, przeniosłem go przez noc i blask ksi˛e˙zyca

tam, gdzie ˙zaden człowiek nie potrafił go znale´z´c.

B˛ed˛e o tym pami˛eta´c. Dzi˛ekuj˛e.

Usłyszała wokół szelest li´sci i zobaczyła sokoła Tera. Wielkie szpony ptaka błysz-

czały w bladym ´swietle.

Wyczuwam co´s znajomego,

powiedział, a jego czyste, niebieskie jak lód oczy raz

jeszcze przypomniały jej Corena. Czy ka˙zesz mi zrzuci´c go z urwiska?

54

background image

Nie. Odniósł ju˙z do´s´c ran. Wydaje mi si˛e, ˙ze przyszedł po. . .

— urwała, patrz ˛

ac

w bystre oczy. Jej umysł opró˙znił si˛e pr˛edko, jak woda spływaj ˛

aca mi˛edzy kamienie.

Ter nastroszył pióra na wietrze.

W˛edrowałem na r˛eku tego chłopca, słuchałem jego tajemnic, tego, co mówił noc ˛

a,

co zdradzał mi, gdy˙z nie mogłem odpowiedzie´c. Wiele lat sp˛edziłem w pałacach ludzi

i potrafi˛e zgadn ˛

a´c, po co przybyło ksi ˛

a˙z ˛

atko z Sirle.

Nie rób mu krzywdy,

zakazała Sybel. Dopóki ci˛e nie poprosz˛e. On my´sli. . . my´sli, ˙ze

nasłałam na niego Gylda.

Jakie ma znaczenie, co taki człowiek my´sli czy nie my´sli?

— zdziwił si˛e Ter.

Sybel milczała, we własnych my´slach szukaj ˛

ac odpowiedzi.

Ma znaczenie, stwierdziła w ko´ncu. Ale nie wiem dlaczego.

Sokół ucichł na długi czas. Czekała w bezruchu, a wiatr targał skrajem jej czarnej

sukni. I wtedy poczuła szarpni˛ecie w umy´sle, nagły oszałamiaj ˛

acy wzlot uciekaj ˛

acych

my´sli Tera, jak szybki lot sokoła ku dalekiemu niebu. Ale zachowała czysty umysł, oto-

czyła nim uciekaj ˛

ace. my´sli Tera niby kr ˛

ag, który otacza ziemi˛e i powietrze, zawsze

tu˙z poza zasi˛egiem ptaka. I wreszcie jego lot załamał si˛e, zwolnił i zawirował w dół ku

55

background image

tl ˛

acemu si˛e ognistemu porywowi gniewu i mocy. który narastał w Sybel, a˙z jej ´sci˛egna

napi˛eły si˛e niczym struny harfy, a serce stan˛eło w ogniu od gor ˛

acej krwi Tera. A jednak

wci ˛

a˙z w samym j ˛

adrze umysłu trwał chłodny niesko´nczony pier´scie´n spokoju, kryj ˛

acy

jej własne imi˛e, którego Ter nie mógł dosi˛egn ˛

a´c. Poddał si˛e wreszcie, jego my´sli cof-

n˛eły si˛e niby fala, a ona odetchn˛eła powoli. Rozci ˛

agn˛eła wargi w lekkim tryumfuj ˛

acym

u´smieszku.

Po co w ogóle próbujesz?

— spytała.

Dla dobra chłopca. Gdyby´s si˛e załamała, ja bym zabił.

Przecie˙z ty mnie powstrzymałe´s przed zrzuceniem go ze szczytu góry.

Teraz tego ˙załuj˛e.

Nie pozwol˛e mu odej´s´c st ˛

ad z Tamem.

Ja te˙z nie

, zapewnił Ter.

Gdy Sybel wracała do domu, wielka, czarna, zielonooka kocica Moriah zeskoczyła

z drzewa jak cie´n. Przez chwil˛e szła u jej boku, a Sybel gładziła palcami aksamitn ˛

a

sier´s´c.

56

background image

Jest takie zakl˛ecie

, powiedziała wreszcie kocica słodkim, jedwabistym głosem. Moja

dawna pani je znała. Zakl˛ecie rozpuszcza człowieka tak dokładnie, ˙ze pozostaj ˛

a tylko

pier´scienie, które miał na r˛ekach.

Maeldze by si˛e to nie spodobało, odparła Sybel. Niczego ci nie brak?

Maelga te˙z robiła wiele rzeczy.

Ale nigdy nie rozpu´sciła człowieka.

Sybel zatrzymała si˛e nagle, zniecierpliwiona.

Zreszt ˛

a, po co w ogóle o tym my´sle´c? Ja te˙z tego nie zrobi˛e. Mój ojciec i dziadek nic

lubili ludzi, ale nigdy ich nie zabijali. Nie potrafiłabym zabi´c człowieka.

Ja mog˛e.

Wystarczy go nastraszy´c.

Cyrin czekał na ni ˛

a przed drzwiami; jego czerwone, szczere oczka migotały w je-

siennym sło´ncu.

Jak my´slisz, co powinnam zrobi´c z tym człowiekiem?

— zapytała.

Odyniec sapał przez chwil˛e pod srebrzyst ˛

a szczecin ˛

a.

Sie´c słów jest silniejsza ni˙z sie´c ze sznura

, powiedział w ko´ncu.

A wi˛ec?

57

background image

A wi˛ec ten człowiek rozmawia teraz z Tamem, a j˛ezyk ma niczym słodkousty harfiarz.

Serce Sybel zatrzepotało nagle jak skrzydła której´s z goł˛ebic Maelgi. Weszła do

domu i pobiegła do pokoju Ogama. Otworzyła drzwi. Tam odwrócił si˛e i spojrzał na

ni ˛

a, dziwnie zarumieniony. Oczy miał zamglone, jakby zmagał si˛e w my´slach z czym´s

niezrozumiałym.

— On mówi. . . — urwał i przełkn ˛

ał ´slin˛e. — On mówi, ˙ze jestem synem króla

Eldwoldu.

Sybel stała nieruchomo przy drzwiach. Gor ˛

acy rozbłysk ˙zalu wezbrał w niej, p˛ekł

i odpłyn ˛

ał.

— Tam, zostaw go na chwil˛e — powiedziała cicho. — Musi odpocz ˛

a´c.

Chłopiec wstał, nie odrywaj ˛

ac od niej wzroku.

— Powiedział. . . Czy to prawda, Sybel? Powiedział. . . Nigdy mi tego nie mówiła´s.

Wyci ˛

agn˛eła r˛ek˛e i pogładziła jego smagł ˛

a twarz.

— Porozmawiam z tob ˛

a za chwil˛e. Teraz nie mog˛e. Prosz˛e.

Wyszedł, cicho zamykaj ˛

ac za sob ˛

a drzwi. Usiadła na fotelu obok łó˙zka i ukryła

twarz w dłoniach. Po chwili spomi˛edzy palców dobiegł jej szept:

58

background image

— Powiedziałe´s, ˙ze mam go kocha´c. Wi˛ec kochałam jak nikogo w moim ´swiecie.

Teraz chcesz mi go odebra´c, u˙zy´c w swoich wojennych grach. Powiedz mi wi˛ec które

z nas ma serce z lodu?

Coren nie odpowiadał. Potem wymruczał co´s i gor ˛

ac ˛

a r˛ek ˛

a dotkn ˛

ał jej dłoni.

— Prosz˛e, spróbuj zrozumie´c. Płaczesz?

— Nie płacz˛e!

Cofn ˛

ał r˛ek˛e, a Sybel spojrzała na niego, gdy le˙zał tak w ciepłym porannym sło´ncu,

z oczami wci ˛

a˙z błyszcz ˛

acymi od gor ˛

aczki i z obna˙zonymi plecami.

— I co takiego powinnam zrozumie´c? ˙

Ze je´sli dałe´s mi Tama. abym go wychowała

i kochała, to teraz wydaje ci si˛e, ˙ze mo˙zesz przyby´c, kiedy zechcesz, i mi go odebra´c?

Nie nale˙zy do ciebie, nie masz do niego prawa, poniewa˙z nie jest synem Norrela, tylko

Drede’a. Maelga zdradziła mi to dwana´scie lat temu. Kocham go i nie oddam ani tobie,

ani Drede’owi. Nie b˛edzie pionkiem w waszej grze o władz˛e. Kiedy st ˛

ad odejdziesz,

powiedz to swojemu bratu, Rokowi. I nie pozwól, aby przysłał ci˛e znowu. Oprócz mnie

s ˛

a tu inni, którzy ciebie nie lubi ˛

a, i nast˛epnym razem nie potraktuj ˛

a łagodnie.

Coren, bezwładny w ło˙zu Ogama, przez chwil˛e rozwa˙zał jej słowa.

59

background image

— Jak tylko mnie zobaczyła´s, wiedziała´s, po co przybyłem — rzekł w ko´ncu. —

A jednak opatrzyła´s mi plecy i ´sci˛eła´s włosy, wi˛ec ju˙z za pó´zno, ˙zebym si˛e ciebie bał.

Je´sli odejd˛e st ˛

ad bez tego, po co przyjechałem, Rok wy´sle mnie z powrotem. Wierzy we

mnie. — Umilkł znowu, a potem u´smiechn ˛

ał si˛e do niej. — Przysłał mnie tu nie tylko

po Tama. Ciebie, Sybel, tak˙ze mam przywie´z´c do Sirle.

Spojrzała na niego zdumiona.

— Oszalałe´s.

Ostro˙znie pokr˛ecił głow ˛

a.

— Nie. Jestem najm ˛

adrzejszy z moich braci. Było nas siedmiu, pozostało ju˙z sze-

´sciu.

— Sze´sciu. . .

— Tak, a wszystko, co ma Drede, to jeden syn, którego nigdy nie widział. Dziwisz

si˛e, ˙ze mo˙ze si˛e nas obawia´c?

— Nie. Sze´sciu szale´nców w Sirle, a najm ˛

adrzejszy z nich to ty; nawet mnie to

troch˛e przera˙za. Tamtej nocy, gdy przywiozłe´s Tama, my´slałam, ˙ze jeste´s m ˛

adry, bo

wiedziałe´s o niezwykłych rzeczach. Ale w tej sprawie jeste´s głupcem.

60

background image

— Wiem. — Coren mówił cicho, lecz co´s zmieniło si˛e w jego twarzy. Odwrócił od

niej wzrok, przywołuj ˛

ac wspomnienia. — Widzisz, kochałem Norrela. Wiesz co nie-

co o miło´sci. A Drede go zabił. Tak, w tej sprawie jestem głupcem. Wiem co nieco

o nienawi´sci.

Sybel nabrała tchu.

— Przykro mi, ale nie interesuje mnie twoja nienawi´s´c. Do Tama nie masz ˙zadnych

praw i nie mo˙zesz go zabra´c.

— Rok przysłał mnie, abym kupił twoje umiej˛etno´sci.

— Nie maj ˛

a ceny, któr ˛

a mógłby´s zapłaci´c.

— Czego by´s chciała, na całym ´swiecie?

— Niczego.

— Nie. . . — Spojrzał na ni ˛

a. — Powiedz mi. Kiedy patrzysz w gł ˛

ab swego serca,

sama, czego pragniesz? Powiedziałem ci ju˙z, czego ja pragn˛e.

— ´Smierci Drede’a?

— Czego´s wi˛ecej: jego władzy, nadziei, a potem ˙zycia. Sama widzisz, jakim jestem

głupcem. A ty czego pragniesz?

61

background image

Milczała przez chwil˛e.

— Szcz˛e´scia Tama — odparła w ko´ncu. — I Liralena.

Coren rozci ˛

agn ˛

ał usta w u´smiechu.

— Liralen. Cudowny, białoskrzydły ptak. którego ksi ˛

a˙z˛e Neth schwytał tu˙z przed

´smierci ˛

a. Widziałem to w swoich snach, bo miewałem sny o wszystkich twoich zwie-

rz˛etach. Ale nigdy nie ´sniłem o tobie. Nie wiedziałem o tobie. Czy mo˙zesz schwyta´c

tego ptaka, Sybel? Tak niewielu to si˛e udało.

— A mo˙zesz mi go da´c?

— Nie. Mog˛e da´c ci co´s innego; miejsce u władzy w krainie, gdzie władza jest

bezgraniczna, a zaszczyty niezrównane. Czy to wszystko, czego pragniesz? ˙

Zy´c tutaj,

na tej górze, odzywa´c si˛e tylko do zwierz ˛

at, które ˙zyj ˛

a snami o swojej przeszło´sci, i do

Tama, który ma przyszło´s´c, jakiej ty mie´c nie mo˙zesz? Jeste´s zwi ˛

azana regułami swego

ojca, ˙zyjesz jego ˙zyciem. Pozostaniesz tu, zestarzejesz si˛e i umrzesz, ˙zyj ˛

ac dla innych,

którzy ci˛e nie potrzebuj ˛

a. Pewnego dnia Tam nie b˛edzie ci˛e potrzebował. Co w latach,

jakie nadejd ˛

a, pozostanie ci z ˙zycia, prócz ciszy, która nie ma znaczenia, staro˙zytnych

imion, których nie wymawia si˛e ju˙z poza tymi murami? Z kim b˛edziesz si˛e ´smiała,

62

background image

kiedy Tam doro´snie? Kogo b˛edziesz kocha´c? Liralena? To tylko sen. Pomy´sl o ´swiecie,

który rozpo´sciera si˛e poza t ˛

a gór ˛

a.

Nie odpowiadała. Kiedy nie poruszyła si˛e. wyci ˛

agn ˛

ał r˛ek˛e i odsun ˛

ał pasma jej wło-

sów, by zobaczy´c nieruchom ˛

a jasna twarz.

— Sybel — szepn ˛

ał.

Podniosła si˛e nagle. Wybiegła do ogrodu, szła w zamy´sleniu jak ´slepa pod czerwo-

nolistnymi drzewami i ciemnymi sosnami. Po chwili Tam dogonił j ˛

a bezszelestnie jak

le´sne zwierz˛e i obj ˛

ał. Drgn˛eła.

— Czy to prawda? — szepn ˛

ał.

Kiwn˛eła głow ˛

a.

— Tak.

— Nie chce st ˛

ad odchodzi´c.

— Wi˛ec nie odejdziesz. — Pogładziła go po jasnych włosach, które odziedziczył po

rodzinie matki, a potem westchn˛eła lekko. — Nie pami˛etam, ˙zebym kiedy´s tak cierpiała.

I zapomniałam porozmawia´c z Gyldem.

— Sybel. . .

63

background image

— Słucham.

Nie mógł znale´z´c wła´sciwych słów.

— Powiedział. . . powiedział, ˙ze uczyni mnie królem Eldwoldu.

— Chce ci˛e wykorzysta´c, chce zyska´c władze dla siebie i swojej rodziny.

— Powiedział, ˙ze ludzie mnie szukaj ˛

a, by sprzeda´c. . . sprzeda´c mojemu ojcu. . . ˙ze

musze by´c ostro˙zny. Powiedział, ˙ze Sirle mo˙ze mnie ochroni´c.

— Zastanawiam si˛e jak. Przegrali z Drede’em na równinie Terbrec.

— My´sl˛e. . . Powiedział, ˙ze jest tam miejsce dla nas obojga, wa˙zne miejsce w tym

´swiecie w dole. . . je´sli tylko zechcemy. Nie wiem, czy chce zosta´c królem. Nie wiem,

kim jest król, ale powiedział, ˙ze b˛ed˛e miał pi˛ekne konie, białe sokoły i. . . Sybel, sam nie

wiem, co mam robi´c! B˛ed˛e chyba wtedy kim´s innym ni˙z Tam, który pasie owce i wspina

si˛e po skałach z Nylem. — Spojrzał na ni ˛

a błagalnie; jego ciemne oczy błyszczały. Gdy

nie odpowiadała, chwycił j ˛

a za ramiona i potrz ˛

asn ˛

ał lekko, z rozpacz ˛

a. — Sybel. . .

Na chwil˛e zasłoniła oczy.

— To jest jak sen. Tam, ode´sl˛e go wkrótce, zapomnimy o nim i rzeczywi´scie b˛edzie

to snem.

64

background image

— Ode´slij go jak najszybciej.

— Tak zrobi˛e.

Pu´scił j ˛

a, ju˙z uspokojony. Nagle spojrzała na niego, jakby zobaczyła go po raz

pierwszy: wysok ˛

a posta´c, obietnic˛e szerokich ramion, gr˛e mi˛e´sni twardych od wspi-

naczki. Stał przed ni ˛

a w napi˛eciu.

— Wkrótce — szepn˛eła.

Skin ˛

ał głow ˛

a, a potem szedł obok, bosymi nogami kopał szyszki, zatrzymywał si˛e,

by spojrze´c tam, gdzie co´s ukrytego w poszyciu uciekło pr˛edko.

— Co zrobisz ze złotem Gylda? — zapytał. — Przyniósł ju˙z wszystko?

— W ˛

atpi˛e. B˛ed˛e musiała pozwoli´c mu na latanie noc ˛

a.

— Ja to przynios˛e. . . Nyl i ja. . .

U´smiechn˛eła si˛e nagle.

— Och, Tam, jeste´s taki niewinny.

— Nyl nie zabierze tego złota!

— Nie, ale te˙z o nim nie zapomni. Złoto jest straszne i pot˛e˙zne. To stwórca królów.

Odwrócił si˛e szybko.

65

background image

— Nawet nie chc˛e my´sle´c o tym słowie. — Przystan ˛

ał, by zajrze´c w dziupl˛e drze-

wa. — W zeszłym roku było tu gniazdo z niebieskimi jajami. . . Sybel, chciałbym by´c

twoim synem. Wtedy mógłbym rozmawia´c z Terem, Cyrinem i Gulesem, i nikt. . . nikt

nie mógłby mnie stad zabra´c.

— Nikt ci˛e nie zabierze. Sokół Ter i tak by Corenowi nie pozwolił.

— Co mo˙ze zrobi´c? Zabije Corena? Zabił dla Aera. Powstrzymasz go przed tym? —

zapytał nagle, a ona nie odpowiedziała. — Sybel. . .

— Tak!

— Wiesz, chciałbym, ˙zeby´s go powstrzymała — rzekł cicho. — Ale wolałbym, ˙zeby

nie przyje˙zd˙zał. Jest. . . Chciałbym, ˙zeby nie przyje˙zd˙zał!

Odbiegł od niej, szybki i cichy jak kot po´sród lasu. Patrzyła, jak znika mi˛edzy drze-

wami, a jesienne wiatry pognały nagle jego ´sladem. Usiadła na powalonym pniu i spu-

´sciła głow˛e. Pot˛e˙zna, delikatna i ciepła sylwetka osłoniła ja od wiatru. Podniosła głow˛e

i spojrzała w spokojne złociste oczy lwa Gulesa.

Co si˛e stało, Biała Pani?

Ukl˛ekła, obj˛eła lwa ramionami i ukryła twarz w jego grzywie.

66

background image

Chciałabym mie´c skrzydła, ˙zeby odlecie´c st ˛

ad, odlecie´c i nigdy nie wróci´c!

Co ci˛e niepokoi, pot˛e˙zne dzieci˛e Ogama? Có˙z mo˙ze ci˛e niepokoi´c? Co takiego mógł

powiedzie´c kto´s tak niewa˙zny jak Coren z Sirle, ˙ze tak ci˛e to dotkn˛eło?

Przez chwil˛e nie odpowiadała. Wreszcie szepn˛eła, zaciskaj ˛

ac palce na złocistym,

spl ˛

atanym futrze:

Zabrał moje serce i zaproponował mi je z powrotem. A ja my´slałam, ˙ze jest niegro´z-

ny.

Długo siedziała w´sród drzew, kiedy lew Gules ju˙z odszedł. Niebo pociemniało, ze-

schłe li´scie wirowały wokół niej w niesko´nczonych kr˛egach. Wiatr był zimny jak metal

okutych ksi ˛

ag. Dmuchał znad ´snie˙znego szczytu Eldu, poprzez wilgotne, chłodne mgły,

by j˛ecze´c po´sród wielkich drzew w jej ogrodzie. Wspominała Tama biegn ˛

acego z nagi-

mi ramionami i boso po słodkiej, letniej trawie, Tama krzycz ˛

acego na wielkie jastrz˛ebie,

gdy głos górskich dzieci odpowiadał mu jak echo. A potem jej my´sli odpłyn˛eły ku mil-

cz ˛

acym komnatom w wie˙zach magów, sk ˛

ad wykradała ksi˛egi. Słuchała, jak magowie

kłóc ˛

a si˛e ze sob ˛

a, patrzyła, jak pracuj ˛

a, a potem u´smiechała si˛e i odchodziła w ciszy,

unosz ˛

ac staro˙zytne cenne tomy, zanim zdali sobie spraw˛e, ˙ze kto´s si˛e zjawił.

67

background image

— Czego chcesz? — szepn˛eła do siebie bezradnie, ale kiedy przemówiła, wiedziała,

˙ze spo´sród cieni i drzew obserwuje j ˛

a co´s bez imienia.

Wstała powoli. Wiatr sun ˛

ał obok niej, szybki i pusty. Czekała w milczeniu, z umy-

słem jak nieruchome jezioro — szukała zmarszczki innego umysłu. Wreszcie, nie szep-

n ˛

awszy nawet o swoim odej´sciu, to co´s znikn˛eło. Odwróciła si˛e wolno i poszła do domu.

Coren zwrócił ku niej głow˛e. Dostrzegła ciemne linie bólu pod oczami i suche wargi.

Usiadła obok i pogładziła go po twarzy.

— Nie mo˙zesz umrze´c w moim domu — szepn˛eła. — Nie chc˛e, by twój głos prze-

´sladował mnie noc ˛

a.

— Sybel..

— Powiedziałe´s ju˙z wszystko, teraz słuchaj. Mog˛e w tym domu zestarze´c si˛e i po-

marszczy´c jak ksi˛e˙zyc, ale nie zapłac˛e za swoja wolno´s´c szcz˛e´sciem Tama. Widziałam,

jak krzycz ˛

ac rado´snie, biegnie po ł ˛

akach z sokołem Terem na dłoni. Widziałam, jak no-

c ˛

a ´sni o niczym, obejmuj ˛

ac ramionami Moriah i Gulesa. Nie pojad˛e z tob ˛

a do Sirle, by

zobaczy´c go skrzywdzonego, wykorzystanego przez ludzi, zdumionego pust ˛

a obietnica

władzy; b˛edzie nara˙zony na nienawi´s´c, kłamstwa i wojny, których nie zrozumie. Mo˙zesz

68

background image

zrobi´c z niego króla, ale czy b˛edziesz go kochał? Zajrzałe´s w moje serce tymi dziwny-

mi, wszystko widz ˛

acymi oczami, i znalazłe´s tam kilka prawd. Jestem dumna i ambitna,

chc˛e u˙zywa´c swojej władzy, lecz prócz siebie mam jeszcze kogo´s, o kim musz˛e my´sle´c.

To twoje dzieło. I twoja kl˛eska. Dlatego odejdziesz stad i ju˙z nie wrócisz.

Spojrzał na ni ˛

a, lecz nie potrafiła odczyta´c wyrazu jego twarzy.

— Drede przyjdzie po swego syna — rzekł. — Na dworze jest stara dama, wyso-

ko urodzona, która przysi˛egła, ˙ze Rianna i Norrel nigdy nie byli sami, nigdy dłu˙zej ni˙z

chwil˛e. Próbowała im pomóc, gdy˙z stale spiskowali, by cho´c jeden dzie´n mie´c dla sie-

bie, cho´c pół nocy, ale zawsze kto´s im przeszkodził. Zabrali´smy to dziecko zaraz po

narodzinach, boj ˛

ac si˛e o jego ˙zycie, a ta kobieta my´slała, ˙ze mo˙zemy je zabi´c, je´sli do-

wiemy si˛e prawdy, ˙ze to syn Drede’a. Druga ˙zona króla zmarła bezdzietna, on sam si˛e

starzeje. Rozpaczliwie pragn ˛

ał dziedzica, a ta kobieta dowiedziała si˛e jako´s, ˙ze dziecko

˙zyje i nie ma go w Sirle. Wi˛ec powiedziała Drede’owi prawd˛e i teraz zyskał krucha

nadziej˛e. Wie, ˙ze dawno temu kto´s z rodziny Rianny po´slubił maga ˙zyj ˛

acego wysoko

na górze Eld, gdzie trafia niewielu ludzi. Co zrobisz, kiedy król przyb˛edzie po swego

syna?

69

background image

Poruszyła si˛e niespokojnie.

— To nie twoja sprawa.

— Drede jest człowiekiem twardym, zgorzkniałym. Ju˙z dawno zapomniał, co to

jest miło´s´c. W Mondorze ma dla Tama zimne komnaty i dom pełen podejrzliwych,

zastraszonych ludzi.

— S ˛

a sposoby, ˙zeby nie dopu´sci´c Drede’a do mojego domu.

— A w jaki sposób nie dopu´scisz do serca Tama my´sli o ojcu? Tak czy inaczej,

Sybel, ´swiat si˛egnie po tego chłopca.

Nabrała tchu i wolno wypu´sciła powietrze.

— Po co przyjechałe´s z tak ˛

a wie´sci ˛

a? Kazałe´s mi kocha´c Tama. Kochałam go. A te-

raz ka˙zesz mi przesta´c go kocha´c. Ale nie przestan˛e ani dla Roka, ani dla Drede’a,

ani dla twojej nienawi´sci. Piel˛egnuj j ˛

a sobie gdzie indziej, nie w moim domu, w ło˙zu

Ogama.

Coren, zniech˛econy, machn ˛

ał r˛eka.

70

background image

— Strze˙z go wi˛ec uwa˙znie, bo nie jestem jedynym. który go szuka. Mówiłem Roko-

wi, ˙ze nie przyjedziesz lecz i tak mnie wysłał. Starałem si˛e ze wszystkich sił. — Spojrzał

jej w oczy. — Przykro mi, ˙ze odmawiasz.

— Nie w ˛

atpi˛e.

— Przykro mi te˙z, ˙ze zraniłem ci˛e tym, co powiedziałem. Wybaczysz mi?

— Nie.

— Och.

Odwrócił si˛e, przesuwaj ˛

ac r˛ekami bez celu. Wtedy powiedziała łagodniej:

— Spróbuj zasn ˛

a´c. Chc˛e jak najszybciej odesła´c ci˛e braciom.

Pochyliła si˛e, aby sprawdzi´c opatrunki na plecach. Jego zamglone bólem oczy błysz-

czały jasno. Pogładził j ˛

a po twarzy.

— Biały płomie´n. . . ˙

Zaden z siedmiu rodu Sirle nie widział nigdy kogo´s takiego jak

ty. Nawet Norrel, kiedy pierwszy raz zobaczył królow ˛

a Eldwoldu, gdy szła ku niemu

w´sród błyszcz ˛

acych drzew. . . Biała jak błysk w oczach ksie˙zycoskrzydłego Liralena. . .

Znieruchomiała.

— Corenie z Sirle, czy patrzyłe´s w oczy Liralena, ˙ze znasz ich kolor?

71

background image

— Mówiłem ci ju˙z, jestem m ˛

adry.

A potem zagryzł wargi. Cofn ˛

ał dło´n i zacisn ˛

ał mocno. Dała mu wina, zwil˙zyła twarz

i opatrunki na plecach, a˙z w ko´ncu zasn ˛

ał, a zmarszczki na jego czole złagodniały.

*

*

*

Wyjechał, kiedy pierwszy ´snieg spadł z białego, gładkiego zimowego nieba. Sy-

bel przywołała mu konia, który biegał dziko w´sród skał, a Maelga podarowała ciepły

płaszcz z owczej wełny. Zwierz˛eta zebrały si˛e, by patrze´c, jak odje˙zd˙za; pokłonił im si˛e

troch˛e sztywno i wskoczył na siodło.

— ˙

Zegnajcie, Sokole Terze, Władco Powietrza; Moriah. Pani Nocy; Cyrinie, Stra˙z-

niku M ˛

adro´sci, który okpił trzech m˛edrców na dworze władcy Dornu. — Przebiegł

smutnym wzrokiem po dziedzi´ncu. — Gdzie jest Tamlorn? Niewiele rozmawiali´smy,

my´slałem jednak, ˙ze jeste´smy przyjaciółmi.

— Musiałe´s si˛e pomyli´c — stwierdziła Sybel, a Coren odwrócił si˛e do niej szybko.

— Czy on tak˙ze. jak ty, l˛eka si˛e swoich pragnie´n?

— To co´s, czego si˛e nigdy nie dowiesz.

72

background image

Uj˛eła dło´n, któr ˛

a podał, pochylaj ˛

ac si˛e w siodle. Przez chwil˛e ´sciskał jej r˛ek˛e.

— Czy mo˙zesz przywoła´c człowieka?

— Je´sli zechc˛e — odparła zdziwiona. — Nigdy tego nie robiłam.

— Wi˛ec je´sli kiedykolwiek b˛edziesz miała powody do l˛eku przed jakimkolwiek

człowiekiem, który tu przyb˛edzie, czy zechcesz mnie przywoła´c? Przyjad˛e. Wszystko

rzuc˛e i przyb˛ed˛e do ciebie. Zgadzasz si˛e?

— Dlaczego? Przecie˙z wiesz, ˙ze nic dla ciebie nie zrobi˛e. Po co masz jecha´c a˙z

z Sirle, ˙zeby mi pomóc?

Przygl ˛

adał si˛e jej w milczeniu, potem wzruszył ramionami. ´Snieg topniał w jego

ognistych włosach.

— Nie wiem. Zrobisz to?

— Je´sli b˛ed˛e ci˛e potrzebowa´c, zawołam.

Pu´scił jej r˛ek˛e i u´smiechn ˛

ał si˛e.

— A ja przyb˛ed˛e.

— Ale pewnie nie b˛ed˛e ci˛e potrzebowa´c. W ka˙zdym razie, je´sli zechc˛e ci˛e mie´c,

mog˛e ci˛e przywoła´c, a ty przyjedziesz, czy zechcesz, czy nie.

73

background image

Westchn ˛

ał.

— Zechc˛e przyjecha´c — powtórzył cierpliwie. — To wielka ró˙znica.

— Naprawd˛e? — U´smiech błysn ˛

ał w jej oczach. — Wracaj do domu, do swego

´swiata, Corenie. Tam jest twoje miejsce. Potrafi˛e sama o siebie zadba´c.

— By´c mo˙ze. — Chwycił wodze i skierował wierzchowca w stron˛e drogi wij ˛

acej

si˛e ku Mondorowi. Spojrzał na ni ˛

a raz jeszcze, a jego oczy miały kolor czystej górskiej

wody. — Pewnego dnia przekonasz si˛e, jak dobrze mie´c kogo´s, kto z własnego wyboru

zechce przyby´c, kiedy zawołasz.

background image

Rozdział 3

Zima zamkn˛eła ich w mocnym u´scisku. Wielkie ´snie˙zne zaspy otaczały dom. Łab˛e-

dzie jezioro zamarzło i le˙zało teraz w´sród ´sniegu niczym krystaliczna twarz ksi˛e˙zyca.

Sople lodu zwisały w oknach białego holu, zamarzni˛etymi łzami opadały w dół u drzwi.

Zwierz˛eta przychodziły do ciepłego domu i odchodziły swobodnie, znajdowały ciemne

ciche miejsca w´sród skał, by zasn ˛

a´c. Gyld spał zwini˛ety na swoim złocie; czarna kocica

Moriah przez długie godziny drzemała i ´sniła przy kominku. Sybel pracowała w cichym

pokoju pod kopuł ˛

a, czytała, poprzez ogniste czarne nieba nocne i dzienne, barwy ksi˛e-

˙zyca, przywoływała Liralena. Posłała swe badawcze i delikatne wezwania poprzez cały

75

background image

Eldwold — na południe, ku pustyniom, na mokradła Fyrbolgu na wschodzie, do lasu

Mirkon na północy i do milcz ˛

acych, niezbadanych krain jezior le˙z ˛

acych poza ˙zyznymi

ziemiami władców Nicconu w północnym Eldwoldzie. Zawsze odpowiadała jej cisza,

ale cierpliwie wołała znowu.

Tam jakby nie zauwa˙zył tej zimy. Całe dnie sp˛edzał w małych kamiennych domkach

ukrytych pod wyst˛epami albo obejmuj ˛

ac ramieniem Gulesa, le˙zał milcz ˛

acy, wpatrzony

w zielone płomienie. Czasami polował Terem na r˛ece. Pewnego ranka w ´srodku zimy

zajrzał do pokoju pod kopuł ˛

a i znalazł na podłodze nieruchom ˛

a Sybel, ´spi ˛

ac ˛

a po długiej

nocy przywoływania. Przykl˛ekn ˛

ał obok i dotkn ˛

ał jej ramienia. Ockn˛eła si˛e gwałtownie.

— Co si˛e stało, Tam?

— Nic — powiedział smutno. — Nie widuj˛e ci˛e całymi dniami. Pomy´slałem, ˙ze

mo˙ze si˛e zastanawiasz, gdzie jestem.

Przetarła dło´nmi oczy.

— Aha. No tak. Co robiłe´s? Byłe´s z Nylem?

— Tak. Pomagam mu karmi´c owce. Wczoraj naprawiali´smy płot, który zawalił si˛e

pod ´sniegiem, a potem zabrałem Tera do jaskini. Zim ˛

a w jaskiniach jest ciepło. A po-

76

background image

tem. . . Sybel. . . — Przygl ˛

adała mu si˛e i czekała. Zmarszczył czoło i spu´scił wzrok, po-

cieraj ˛

ac dło´nmi uda. — Powiedziałem. . . Nylowi o Corenie, powtórzyłem, co mówił. . .

A Nyl powiedział. . . ˙ze gdyby on był królem, to by tutaj nie mieszkał, nie karmił owiec

i nie biegał latem na bosaka. A potem. . . potem było mu trudno ze mn ˛

a rozmawia´c. Ale

jutro znowu idziemy do jaskini.

Sybel westchn˛eła. Oparła czoło o kolana i milczała przez chwil˛e.

— Jestem zm˛eczona tym wszystkim. Tam, powiedziałe´s komu´s oprócz Nyla?

— Nie. Tylko Terowi.

— Wi˛ec niech Nyl ci obieca, ˙ze nikomu tego nie powtórzy. Ludzie mog ˛

a przyj´s´c

i zabra´c ci˛e, czy tego chcesz, czy nie. Ci, którzy nie chc ˛

a, ˙zeby´s został królem, zechc ˛

a

ci wyrz ˛

adzi´c krzywd˛e. Powiedz to Nylowi, powiedz, ˙zeby nie odpowiadał na ˙zadne

pytania ˙zadnego człowieka, którego nie zna. Dobrze?

Przytakn ˛

ał. I zaraz podniósł głow˛e.

— Czy mój ojciec po mnie przyjedzie? — zapytał cicho.

— By´c mo˙ze. Chcesz, ˙zeby przyjechał?

— My´sl˛e. . . Chciałbym go zobaczy´c. Sybel. . .

77

background image

— Słucham.

— Czy to ´zle? — szepn ˛

ał. — To ´zle?

Westchn˛eła znowu, z roztargnieniem zwijaj ˛

ac w palcach długie włosy.

— Och, gdyby´s był starszy. . . To nie jest ´zle, ale ´zle by´c wykorzystywanym przez

ludzi, pozwoli´c, by decydowali, kim musisz by´c, a kim by´c ci nie wolno. ´

Zle jest nie

mie´c w ˙zyciu wyboru. Gdyby´s był starszy, sam mógłby´s wybra´c swoja drog˛e. Ale jeste´s

tak młody i tak mało znasz ludzi. . . A ja wiem niewiele wi˛ecej. — Nabrała tchu. — Tam,

czy chcesz tego?

— Nie chc˛e zostawia´c ciebie i zwierz ˛

at. — Ucichł, oczy zaszły mu mgł ˛

a, jakby

zajrzał w gł ˛

ab siebie. — Nyl. . . wytrzeszczył oczy jak sowa, kiedy mu powiedziałem.

Sam czułem si˛e troch˛e dziwnie. Chciałbym zobaczy´c ojca. — Spojrzał jej w oczy. —

Mogłaby´s go dla mnie przywoła´c. Nie wiedziałby, kim jestem, tylko bym popatrzył.

Chciałbym wiedzie´c, jak wygl ˛

ada. . .

Czubkami palców lekko dotkn˛eła powiek. Czuła na sobie skupiony, pełen nadziei

wzrok Tama.

78

background image

— Je´sli go przywołam — powiedziała — mo˙ze si˛e okaza´c, ˙ze nie masz ju˙z wyboru,

czy zosta´c, czy wyjecha´c.

— Nie b˛edzie wiedział, ˙ze to ja! B˛ed˛e udawał, ˙ze jestem bratem Nyla. Spójrz na

mnie, Sybel! Sk ˛

ad mo˙ze wiedzie´c, ˙ze jestem jego synem?

— A je´sli zobaczy w twojej twarzy twoj ˛

a matk˛e? Tam, wystarczy, ˙ze raz spojrzy

w twoje jasne, pełne nadziei oczy, a powiedz ˛

a mu wi˛ecej ni˙z kolor twoich włosów czy

rysy twarzy.

Wstała. Tam chwycił j ˛

a za r˛ek˛e.

— Prosz˛e, Sybel — szepn ˛

ał. — Prosz˛e.

Przywołała wi˛ec tego ranka króla Eldwoldu; wywołała go z ciepłego domu o pod-

łogach pokrytych futrem i ´scianach błyszcz ˛

acych haftem dawnych opowie´sci. Trzy dni

pó´zniej nadjechał po twardym ´sniegu z dwójk ˛

a ludzi — ciemne drobne figurki, jak bru-

natne pomarszczone li´scie na białej ziemi. Wiatr czekał zamarzni˛ety w´sród pokrytych

lodem gał˛ezi, oddechy zawisały je´zd´zcom przed twarzami jak biała mgła. Trzej konni

jechali wolno kr˛eta ´scie˙zk ˛

a pod gór˛e, od strony miasta. Sybel obserwowała z okna, jak

pojawiaj ˛

a si˛e i znikaj ˛

a mi˛edzy drzewami. Wyczuwała umysł króla, pot˛e˙zny i niespo-

79

background image

kojny jak my´sli Tera, wypełniony okruchami wspomnie´n, twarzy, wydarze´n, bitewnego

zapału i miło´sci. W zak ˛

atku tego umysłu, niczym biała, chłodn ˛

a, wieczn ˛

a mgł˛e odnala-

zła czarny zimny kamie´n zazdro´sci i czarne j ˛

adro samotno´sci przepełnionej strachem.

Kiedy si˛e zbli˙zył, wysłała wezwanie do Tera, który latał z Tamem, by sprowadził chłop-

ca z powrotem.

Cyrin przyniósł wie´s´c, ˙ze stan˛eli u bramy.

Widziałem kiedy´s człowieka, który skoczył w przepa´s´c, ˙zeby sprawdzi´c, jaka jest

gł˛eboka,

zauwa˙zył, id ˛

ac obok Sybel po ´sniegu. Jego szeroki grzbiet porastała g˛esta sre-

brzystobiała szczecina zimowej sier´sci. Ale nie w ˛

atpi˛e, ˙ze ty jeste´s m ˛

adrzejsza.

Pokr˛eciła głow ˛

a.

Nie jestem m ˛

adra, je´sli chodzi o Tama.

Łatwo przywoła´c m˛e˙zczyzn˛e do swego domu, ale nie tak łatwo go skłoni´c, by wyje-

chał.

Wiem. My´slisz, ˙ze o tym nie my´slałam? Ale Tam chce zobaczy´c ojca.

Otworzyła branie i wyszła na spotkanie trzech je´zd´zców.

— Czy jeste´s czarodziejk ˛

a Sybel? — zapytał j ˛

a król Eldwoldu.

80

background image

Spogl ˛

adał na ni ˛

a z wysoka, z siodła, a dłonie w r˛ekawicach oparł na szyi karego

rumaka. Ubrany był skromnie i okryty czarnym płaszczem, podobnie jak dwaj ludzie,

którzy mu towarzyszyli. Lecz Sybel widziała tylko jego; patrzyła w szare zm˛eczone

oczy otoczone paj˛eczyn ˛

a zmarszczek, na nieust˛epliw ˛

a lini˛e ust, na grzyw˛e siwych wło-

sów.

— Tak, jestem Sybel.

Milczał przez chwil˛e, a ona nie potrafiła z oczu odczyta´c jego my´sli. Zsiadł z konia

i stał z wodzami w dłoni.

— Czy wiesz, kim jestem? — zapytał ´sciszonym głosem, zaciekawiony.

U´smiechn˛eła si˛e lekko.

— Czy mam powiedzie´c gło´sno twoje imi˛e?

Nerwowo pokr˛ecił głow ˛

a.

— Nie. — A potem on tak˙ze si˛e u´smiechn ˛

ał; zmarszczki pogł˛ebiły si˛e w k ˛

acikach

oczu. — Jeste´s troch˛e podobna do. . . do mojej pierwszej ˙zony. Były´scie krewnymi.

Wiesz o tym, oczywi´scie.

81

background image

— Tak. Lecz niewiele wi˛ecej wiem o mojej rodzinie ani o nikim innym, kto ˙zyje

poza t ˛

a gór ˛

a. Nie mam nic wspólnego ze sprawami ludzi.

— Trudno mi w to uwierzy´c. Miałaby´s wielk ˛

a władz˛e, gdyby´s wtr ˛

acała si˛e w ludzkie

sprawy, zwłaszcza w tych niespokojnych czasach. ˙

Zaden m˛e˙zczyzna nie zaofiarował ci

takiej władzy?

— Ty chcesz mi j ˛

a ofiarowa´c? Po to przyjechałe´s na gór˛e w ´srodku zimy?

— Przez chwil˛e przygl ˛

adał si˛e jej w milczeniu.

— Czy ludzie z miasta nie przychodz ˛

a do ciebie po rad˛e albo by kupi´c jakie´s drobne

zakl˛ecia, przysługi, ˙zeby uleczy´c dzieci lub mo˙ze krowy? Skróci´c nieco ˙zycie bogatego

krewnego? Uwie´s´c znu˙zonego m˛e˙za?

— Troch˛e ni˙zej, przy drodze, mieszka stara kobieta, Maelga. Ona robi dla nich takie

rzeczy. Mo˙ze jej szukasz?

— Nie. Przybyłem. . . pod wpływem impulsu. Chciałem ci zada´c jedno pytanie.

Słyszała´s mo˙ze o chłopcu, który ˙zyje na tej górze, a jednak nie jest dzieckiem nikogo

z tej okolicy? Przypomnij sobie. Zapłac˛e wysok ˛

a cen˛e za prawdziw ˛

a wie´s´c.

— Jak ma na imi˛e? Ile ma lat?

82

background image

— Dwana´scie, trzyna´scie sko´nczy na wiosn˛e. Imienia nie znam.

Usłyszał jakie´s okrzyki zza drzew i obejrzał si˛e. Tam i Nyl biegli po zboczu w ich

stron˛e, roze´smiani i niezgrabni w gł˛ebokim ´sniegu. Wysoki głos Tama dobiegał wyra´z-

nie po´sród ciszy.

— Nyl! Nyl, czekaj! Widziałem je´zd´zców. . . Król znowu spojrzał na Sybel.

— Kto to jest?

— Górskie dzieci. Mieszkaj ˛

a tu od zawsze.

Mówiła z roztargnieniem, patrz ˛

ac, jak Ter nabiera pr˛edko´sci i szybka, ciemn ˛

a lini ˛

a

leci przed Tamem prosto do niej. Wyl ˛

adował gwałtownie na ramieniu króla. Pochwyciła

spojrzenie jego bł˛ekitnych oczu i powiedziała:

Nie.

Król stał spokojnie w u´scisku szponów; tylko wargi drgały mu lekko.

— Jest twój?

— Tak. To dobry stra˙znik dla samotnej kobiety.

Rzuciła Terowi jedno słowo: Znikaj, a on po chwili przeleciał na mur za jej plecami.

Król odetchn ˛

ał bezgło´snie.

83

background image

— Nie widziałem jeszcze tak wielkiego ptaka. Dziwne, ˙ze si˛e go nie boisz.

— Z pewno´sci ˛

a znasz si˛e na władzy.

— Tak. ale. . . — Urwał nagle, a drobny, niepewny u´smieszek błysn ˛

ał w jego oczach

niczym strumie´n płyn ˛

acy pod warstewk ˛

a lodu. — Zawsze troch˛e si˛e obawiam tych, nad

którymi mam władz˛e.

Nyl i Tam zwolnili i podeszli, nerwowo zerkaj ˛

ac na twarze królewskich stra˙zników.

— Sybel — powiedział Tam, a Drede odwrócił si˛e nagle. — Maelga ci˛e potrzebuje.

Odruchowo wyci ˛

agn ˛

ał r˛ek˛e, by uspokoi´c królewskiego rumaka, a w szeroko otwar-

tych oczach błysn˛eło pytanie.

— Ten człowiek przyjechał z Mondoru — powiedziała łagodnie Sybel. — Szuka

kogo´s, kogo utracił.

Nyl stan ˛

ał obok Tama. Jego oddech pulsował biel ˛

a w zimnym powietrzu.

— Czy znacie chłopca w waszym wieku, który mieszka na tej górze, ale nie urodził

si˛e tutaj? — zapytał król, a gdy Nyl pokr˛ecił głow ˛

a, zwrócił si˛e do Tama: — A ty?

B˛edzie nagroda.

Tam przełkn ˛

ał ´slin˛e. Przesuwał dłoni ˛

a w gór˛e i w dół po aksamitnej szyi konia.

84

background image

— Nie — powiedział w ko´ncu. Opanował si˛e troch˛e i dodał ju˙z pewniejszym gło-

sem: — Nie.

Król lekko zmarszczył szare brwi.

— Jakie macie imiona?

— Jestem Nyl, a to mój brat, Tam.

— Twój brat? Nie jeste´scie podobni. — Dotkn ˛

ał kosmyka czarnych włosów Nyla,

które uwolnione spod czapki opadły na jego szczupł ˛

a, piegowata twarz.

— Nigdy nie byli´smy podobni — stwierdził Tam, a potem znieruchomiał, kiedy król

si˛egn ˛

ał dłoni ˛

a i zsun ˛

ał kaptur jego płaszcza, odsłaniaj ˛

ac jasne włosy.

Sokół Ter krzykn ˛

ał za nimi. Król uj ˛

ał Tama pod brod˛e, a chłopcu zadr˙zały usta, lecz

zaraz rozci ˛

agn ˛

ał je w u´smiechu, który błysn ˛

ał mu w oczach. Król przymkn ˛

ał powieki,

pu´scił Tama i zwrócił si˛e do Sybel:

— Musz˛e porozmawia´c z ich matk ˛

a. Czy mówiła co´s o swoich synach? Co´s nie-

zwykłego?

— Nie — zapewniła. — Nic. To zwykłe dzieciaki.

Przez chwil˛e król patrzył jej prosto w oczy.

85

background image

— Zastanawiam si˛e, co naprawd˛e wiesz ty, która mnie poznała´s. My´sl˛e, ˙ze odwiedz˛e

ci˛e ponownie. — Odwrócił si˛e i poło˙zył Tamowi dło´n na ramieniu. — We´z wodze mego

konia i prowad´z do waszego domu.

— Mamy nie ma w domu — oznajmił nagle Nyl. — Poszła pomóc Marte, która

rodzi dziecko. Mam j ˛

a sprowadzi´c?

— Tak. Id´z — odparł Drede.

Nyl znikn ˛

ał mi˛edzy drzewami. Tam poci ˛

agn ˛

ał konia, mrucz ˛

ac co´s do niego. Raz

jeszcze odwrócił si˛e ku Sybel, a ona odeszła przez ogród do milcz ˛

acego domu, do

pokoju pod kopuła. Usiadła, z r˛ekami na kolanach, patrzyła przed siebie, nie widz ˛

ac

niczego.

Tam wrócił po długim czasie. Podszedł w milczeniu i wsun ˛

ał si˛e pod zasłon˛e jej dru-

gich włosów, jakby znów był małym dzieckiem. Milczał przez chwil˛e, a potem odezwał

si˛e cicho:

— Nyl pobiegł przodem i powiedział matce, jak okłamali´smy króla. Nie był. . . nie

był mnie pewien. Sybel. . .

Czuła, ˙ze dr˙zy.

86

background image

— Co si˛e stało, Tam?

— On. . . troch˛e rozmawiali´smy. On. . .

Nagle poło˙zył jej głow˛e na kolanach. Głaskała go delikatnie, a on płakał, gniot ˛

ac

palcami jej sukni˛e. Uspokoił si˛e wreszcie. Wzi˛eła jego twarz w dłonie.

— Tam, to nie takie straszne, ˙ze chłopiec chce mie´c ojca.

— Ale ciebie te˙z kocham! Nie chc˛e ci˛e zostawia´c, ale chciałem. . . chciałem powie-

dzie´c, ˙ze jestem jego synem, i patrze´c mu w oczy, zobaczy´c, czy jest ze mnie dumny.

Rozmawiali´smy o Terze. Powiedział, ˙ze jestem dzielny, bo nie boj˛e si˛e z nim polo-

wa´c. — Patrzył na ni ˛

a smutny i zrozpaczony. — Nie wiem. co robi´c. Chc˛e zosta´c i chc˛e

pojecha´c. Sybel, je´sli odjad˛e, pojedziesz ze mn ˛

a?

— Ale˙z Tam, co zrobi˛e ze zwierz˛etami?

— Musisz jecha´c! We´zmiesz zwierz˛eta. . . Sybel, on b˛edzie chciał, ˙zeby´s przyjecha-

ła. . . Coren te˙z chciał. . . Mogłaby´s du˙zo dla niego zrobi´c. . .

— Przeciwko władcom Sirle? — spytała troch˛e ostrzej i Tam umilkł. — Do tego by

mnie wykorzystał.

87

background image

— Nie obchodzi mnie, do czego chce ci˛e wykorzysta´c — szepn ˛

ał Tam. — Chc˛e,

by´s pojechała.

Pokr˛eciła głow ˛

a, a oczy jej pociemniały.

— Nie. Zrobi˛e dla ciebie wszystko prócz tego. Ty masz swoje ˙zycie, a ja swoje.

Przykro mi, ale musisz wybiera´c mi˛edzy nami. Gdyby´s mnie potrzebował, zawsze znaj-

dziesz mnie tu, na tej górze. . . Nie, nie płacz, Tam. — U´smiechn˛eła si˛e, cho´c sama

miała wilgotne oczy. Palcami otarła łzy z jego twarzy. — Kiedy´s byłe´s mały i pasowa-

łe´s do moich ramion. . . — szepn˛eła — nie wiedziałam wtedy, ˙ze uro´sniesz i tak mnie

zranisz.

— Sybel, jed´z ze mn ˛

a. . . prosz˛e. . .

— Tam. . . — szepn˛eła bezradnie, a on nagle pobiegł przez pusty dom na dziedzi-

niec. Usłyszała, jak w´sród padaj ˛

acego w ciszy ´sniegu woła Tera.

Wstała powoli, jak ´slepa podeszła do ognia i wyci ˛

agn˛eła r˛ece. Kocica Moriah obser-

wowała j ˛

a w milczeniu, bez mrugni˛ecia szmaragdowych oczu. Potem Sybel zarzuciła

płaszcz na ramiona i zeszła ´scie˙zk ˛

a w dół stoku, do chaty Maelgi.

88

background image

Siedziała bez słowa na owczej skórze przy palenisku, z głow ˛

a opart ˛

a o kamienie,

i wpatrywała si˛e w ogie´n pod kociołkiem. Maelga poruszała si˛e szybko, kr˛eciła si˛e po

domu, a bury kot kr˛ecił si˛e jej wokół nóg. Po chwili stara kobieta ukl˛ekn˛eła obok Sybel,

obj˛eła j ˛

a.

— Co si˛e stało, moje dziecko? — szepn˛eła. — Co le˙zy zamarzni˛ete w twoich

oczach, tak ˙ze nie mo˙zesz nawet płaka´c?

Gładziła j ˛

a po jasnych, l´sni ˛

acych włosach, a˙z Sybel wyszeptała suchym, cichym,

dalekim głosem:

— Tam odchodzi. Masz na to jakie´s zakl˛ecie?

— Och, Biała Pani, w całym ´swiecie nie ma na to zakl˛ecia.

Przez nast˛epne dni Tam mówił niewiele. Sybel widywała go rzadko. Przychodził

je´s´c i spa´c, a potem znikał w milczeniu, by przemierza´c zimowy ´swiat: ciemnooki,

z Terem na dłoni albo Nylem u boku. Pracowała troch˛e, przez długie godziny siedzia-

ła z niedoko´nczonym haftem na kolanach lub kr ˛

a˙zyła niespokojnie przed kominkiem.

Zwierz˛eta milczały wokół niej, poruszały si˛e cicho i dyskretnie, w ciszy obserwowały

dom i dziedziniec. Wreszcie którego´s szarego poranka weszła do pokoju pod kopuła

89

background image

i spojrzała na biały zimny ´swiat, na niesko´nczone, bezszelestne płatki ´sniegu. I znowu

posłała wołanie do Mondoru, aby zaniepokoi´c serce króla Eldwoldu.

Przybył tego samego dnia, sam po´sród zimy. Spotkała go przy bramie: lew Gules

i odyniec Cyrin stali za jej plecami. Król spojrzał na ni ˛

a w milczeniu, lekko zaskoczony.

— Wezwałam ci˛e — powiedziała.

Zdumiał si˛e.

— Wezwała´s mnie?

— Wołałam i przyszedłe´s. Tak jak mój ojciec i dziad przywoływali do siebie pra-

dawne bestie Eldwoldu.

Pokr˛ecił głow ˛

a.

— To niemo˙zliwe — szepn ˛

ał, a ona u´smiechn˛eła si˛e; twarz miała blad ˛

a od chłodu.

— Przywołałam ci˛e wcze´sniej, ˙zeby Tam mógł ci˛e zobaczy´c i zdecydowa´c.

Zmru˙zył szare oczy, jakby nagle usłyszał słowo, które znał ju˙z, ale niemal zapo-

mniał. Sybel wolno mówiła dalej:

— Dwana´scie lat temu, trzy na´scie b˛edzie na wiosn˛e, Coren z Sirle przyniósł dziec-

ko pod moj ˛

a bram˛e i błagał w imieniu ciotki, której nigdy nie widziałam, ˙zebym za-

90

background image

opiekowała si˛e jej synem. Wi˛ec pokochałam to dziecko i dbałam o nie, patrzyłam, jak

ro´snie, a teraz. . . na jego ˙zyczenie zawołałam ci˛e, by´s zabrał go do ´swiata ludzi.

Król przymkn ˛

ał oczy. Przez chwil˛e siedział nieruchomo; ´snieg opadał mu na twarz

i ramiona, oddechy uchodziły w powolnych białych obłoczkach.

— Gdzie on jest? — szepn ˛

ał, zsiadaj ˛

ac z konia.

— Biega z sokołem Terem. Zaraz go zawołam, tylko chwil˛e porozmawiamy. —

Otworzyła bram˛e. — Usi ˛

ad´z przy ogniu. Zmarzłe´s. Ja te˙z troch˛e zmarzłam.

Poszedł za ni ˛

a. Ustawiła dla niego przy ogniu drugi fotel. Rozpi ˛

ał i upu´scił na ka-

mienie wilgotny płaszcz, a potem wyci ˛

agn ˛

ał r˛ece do płomieni. Dłonie mu dr˙zały; po

chwili cofn ˛

ał si˛e i usiadł.

— Tam — powiedział cicho.

— Tamlorn. Syn króla Eldwoldu.

U´smiechn ˛

ał si˛e, jakby opadła nagle zu˙zyta maska jego twarzy.

— Jest taki wysoki, silny, ma pi˛ekny głos, oczy matki i jej włosy. . .

— Nie, oczy s ˛

a raczej twoje — stwierdziła z namysłem.

91

background image

Król u´smiechn ˛

ał si˛e szerzej, a rado´s´c błysn˛eła mu w oczach niby sło´nce w stawie.

Wyci ˛

agn ˛

ał r˛ek˛e i uj ˛

ał dło´n Sybel w swe w ˛

askie, poznaczone bliznami palce.

— Jak mo˙zesz mi go odda´c?

Nabrała tchu.

— A jak mogłabym nie odda´c, skoro on tego pragnie? — szepn˛eła. — Nie chc˛e

go oddawa´c nikomu. . . nikomu, bo uwa˙zam, ˙ze b˛ed ˛

a go dr˛eczy´c pot˛e˙zni ludzie i spra-

wy, których nie rozumie. Ty zrobisz z niego króla, a on nauczy si˛e wiele o nienawi´sci,

kłamstwach i o tym, co le˙zy bezimienne w gł˛ebinach ludzkich serc. Ale patrzył na cie-

bie i widziałam jego u´smiech. Jest twoim synem. Nie nale˙zy do mnie. Kochałam go

przez dwana´scie lat, a ty przez dwana´scie minut, ale nie potrafi˛e go zatrzyma´c. Mog˛e

poskromi´c wielkiego sokoła i starego pot˛e˙znego lwa, lecz nie utrzymam wbrew jego

pragnieniom jednego chłopca o słodkich oczach.

Król słuchał uwa˙znie, marszcz ˛

ac lekko brwi.

— Jeste´s dziwna, Sybel. O nic mnie nie prosisz, a przecie˙z z pewno´sci ˛

a wiesz, jak

rozpaczliwie go szukałem.

— Nie masz nic, za co mógłby´s kupi´c ode mnie Tama — powiedziała szybko.

92

background image

— By´c mo˙ze. Pot˛e˙zni ludzie szukali mego syna, ˙zeby mi go sprzeda´c. S ˛

a gro´zniejsi

od starego, zm˛eczonego lwa. Popro´s mnie o cokolwiek. Cokolwiek.

— Kochaj go tylko — szepn˛eła.

— Przykro mi — powiedział, a ona potrz ˛

asn˛eła głow ˛

a.

— Nie. B ˛

ad´z szcz˛e´sliwy. Dobrze jest mie´c dziecko, które mo˙zna kocha´c. On jest

wspaniałym chłopcem i lubi rzeczy pot˛e˙zne. Chyba dlatego przyci ˛

agasz go do siebie.

Jeste´s troch˛e podobny do Tera.

— Tera?

— Sokoła.

Znów si˛e u´smiechn ˛

ał, a stanowczo´s´c odpłyn˛eła z jego oczu i ust. Uniósł ku niej r˛ek˛e.

potem opu´scił, a mgła wspomnie´n przesłoniła mu wzrok.

— Rianna miała tak ˛

a biał ˛

a skór˛e. . . Rianna. Od dwunastu lat nie wymawiałem jej

imienia. Milczałem z gniewu, a potem z ˙zalu. Była słodkim ciepłym wiatrem w moim

sercu, dawała mu ukojenie, przy niej mogłem zapomnie´c o tak wielu sprawach. . . A˙z

pewnego dnia ujrzałem, jak rzuca spojrzenie Norrelowi. . . spojrzenie niby dotkni˛ecie

warg. I tak utraciłem spokój. Tutaj, siedz ˛

ac w twoim domu. troch˛e go odnalazłem.

93

background image

— Ciesz˛e si˛e — odparła łagodnie. — I ciesz˛e si˛e równie˙z, ˙ze. . . — urwała, zaru-

mieniona nieco.

— Z czego?

— ˙

Ze Coren z Sirle si˛e mylił. Powiedział, ˙ze jeste´s zgorzkniały i nie została w tobie

nawet odrobina miło´sci. Ale my´sl˛e, ˙ze b˛edziesz kochał Tama.

U´smiech znikn ˛

ał z jego oczu.

— Coren — rzekł sucho. — Przybył tu. Po Tama?

— Tak.

— Nie oddała´s mu chłopca. A słyszałem, ˙ze Coren ma sprytny j˛ezyk i słodki

u´smiech.

Zaczerwieniła si˛e mocniej.

— My´slisz, ˙ze tak mało kocham Tama — powiedziała kwa´sno — ˙ze oddałabym go

pierwszemu m˛e˙zczy´znie o słodkim głosie, który po niego przyjedzie? Nie oddałabym

go nawet tobie, gdybym s ˛

adziła, ˙ze nie zdoła ci˛e pokocha´c.

— Wolałaby´s, ˙zebym umarł bez dziedzica?

94

background image

— Có˙z mnie obchodz ˛

a twoje sprawy? Albo sprawy Corena? Czy we mnie i w moim

domu panowałby spokój, gdybym zainteresowała si˛e wojnami i wa´sniami, które snuje-

cie na swych dworach? Nie rozumiem tych spraw. Rozumiem tylko to, co le˙zy w obr˛ebie

moich murów.

Wpatrywał si˛e nieruchomo i czujnie w jej twarz, jakby zobaczył j ˛

a po raz pierwszy.

— A jednak jeste´s taka pot˛e˙zna. . . Przywołała´s mnie tutaj, wyci ˛

agn˛eła´s z domu. . .

Mogłaby´s zrobi´c ze mn ˛

a wszystko, co zechcesz. Nie potrafiłbym z tob ˛

a walczy´c. Czy

Coren z Sirle szukał te˙z ciebie?

— Oczywi´scie — odparła spokojnie. — Zapytał mnie o cen˛e za moj ˛

a moc.

— I. . . ?

— I odpowiedziałam mu. Chc˛e szcz˛e´scia Tama. Chc˛e białego ptaka o mi˛ekkich

długich skrzydłach. Nie mógł mi da´c ani jednego, ani drugiego. Wi˛ec odszedł.

Drede poprawił si˛e w fotelu. Sybel w milczeniu przygl ˛

adała mu si˛e przez chwil˛e.

Topniej ˛

acy ´snieg przyklejał pasemka siwych włosów do ciemnej, pomarszczonej twa-

rzy; płomie´n zata´nczył w bł˛ekitnym kamieniu na mocnej, ˙zylastej dłoni. Król wyczuł,

˙ze Sybel go obserwuje, odwrócił si˛e i spojrzał jej w oczy.

95

background image

— O czym my´slisz?

— O lwie Gulesie. O sokole. I troch˛e o smoku. . .

U´smiechn ˛

ał si˛e.

— Wi˛ec ty tak˙ze kochasz władz˛e nad istotami pot˛e˙znymi.

Zaskoczona odwróciła wzrok i poczuła na twarzy ciepło rumie´nca. Drede pochylił

si˛e; w jego blisko´sci czuła niepokoj ˛

ac ˛

a nieznan ˛

a moc. Lekko dotkn ˛

ał palcami jej twarzy

i zwrócił j ˛

a ku sobie.

— Jed´z z nami. Wró´c do Mondoru z Tamlornem i ze mn ˛

a.

— ˙

Zeby pracowa´c dla ciebie przeciwko Sirle?

— ˙

Zeby pracowa´c ze mn ˛

a dla Tamlorna. Zabierz swoje zwierz˛eta; wtedy wszyst-

ko, co kochasz, znajdzie si˛e w Mondorze. Uczynimy Tamlorna królem. Jed´z. A je´sli

zechcesz, uczyni˛e ci˛e królow ˛

a.

Poczuła na twarzy gor ˛

ace pulsowanie krwi.

— To wi˛ecej ni˙z zaproponował mi Coren — mrukn˛eła. Nagle poderwała si˛e, odwró-

ciła od niego i poczuła wokół siebie chłodne białe mury. — Nie.

— Dlaczego?

96

background image

— Nie wiem. Ale nie. Nie mogłabym. . . nie mogłabym szkodzi´c Sirle.

— Ach tak.

Spojrzała na niego szybko.

— To nie ma nic wspólnego z Corenem. Nic chc˛e wybiera´c, którego z was mam

kocha´c czy nienawidzi´c. Tutaj jestem wolna i nie musze decydowa´c. Nie chc˛e zaton ˛

a´c

w twojej goryczy. Nie musisz si˛e mnie obawia´c. Nigdy nie b˛ed˛e współdziała´c z wrogami

ojca Tama. Z mojej strony nic ci nie grozi. Nie zwróc˛e si˛e te˙z przeciwko Sirle, poniewa˙z

nie przejm˛e twojej nienawi´sci.

Milczał. Zmarszczył brwi tak, ˙ze nie widziała jego oczu.

— Jeste´s zbyt pot˛e˙zna — szepn ˛

ał — i zbyt pi˛ekna. . . Jeste´s niepokoj ˛

ac ˛

a my´sl ˛

a,

ale wierz˛e ci. Nie b˛edziesz działa´c przeciwko Tamowi. — On tak˙ze wstał niespokojnie

i obejrzał si˛e, słysz ˛

ac, ˙ze kto´s otwiera drzwi. W progu, strzepuj ˛

ac ´snieg z płaszcza,

stan ˛

ał Tam. Zamkn ˛

ał drzwi, podszedł do ognia i wtedy ich zobaczył.

Znieruchomiał. Krew napłyn˛eła mu do twarzy. Drede wyci ˛

agn ˛

ał r˛ek˛e.

— Chod´z.

97

background image

Tam stał przez chwil˛e nieruchomo, spogl ˛

adaj ˛

ac to na Drede’a, to na Sybel. Król si˛e

u´smiechn ˛

ał. Tam odpowiedział u´smiechem. Przełkn ˛

ał ´slin˛e, podszedł bli˙zej i wyci ˛

agn ˛

r˛ece do ognia.

— Spójrz na mnie — powiedział cicho Drede, a Tam popatrzył mu prosto w oczy. —

Zdrad´z mi swoje imi˛e.

— Tamlorn.

— I imi˛e twojej matki.

— Rianna.

— I ojca.

Tamowi wargi drgn˛eły, lecz uspokoił si˛e szybko.

— Drede.

Tego samego dnia po południu odjechał razem z królem. ´Snieg przestał pada´c. Tam

stał przed Sybel bez słowa przez długi czas, a król czekał na koniu. Sybel u´smiechała

si˛e, cho´c oczy miała wilgotne. Odgarn˛eła chłopcu z czoła kosmyk włosów.

— Mam dla ciebie prezent — powiedziała.

98

background image

— Wymówiła imi˛e Tera, a wielki sokół nadleciał i wyl ˛

adował Tamowi na ramieniu.

Chłopiec drgn ˛

ał.

— Nie, Sybel. B˛edzie za tob ˛

a t˛esknił.

— Nie b˛edzie. To królewski ptak. Je´sli kiedy´s zagrozi ci niebezpiecze´nstwo, stanie

w twojej obronie. A kiedy zawołam jego imi˛e, powie mi z daleka, ˙ze jeste´s zdrowy

i szcz˛e´sliwy.

Spojrzała w niebieskie oczy Tera. Przez chwil˛e ptak milczał; dopiero potem nade-

szły słowa.

Nie my´slałem, ˙ze znów znajdzie si˛e dla mnie miejsce w ´swiecie ludzi.

Jest takie miejsce,

odparła. Strze˙z Tumu dobrze i m ˛

adrze.

Tak b˛edzie, najwspanialsze z dzieci Healda. A je´sli kiedy´s b˛edziesz mnie potrzebo-

wa´c, zawołaj, ch˛etnie przyb˛ed˛e.

U´smiechn˛eła si˛e.

˙

Zegnaj. Władco Powietrza.

99

background image

Tam u´scisn ˛

ał j ˛

a tak mocno, ˙ze para ich oddechów skropliła si˛e razem w mro´znym

powietrzu. A potem wskoczył na konia i z sokołem na ramieniu usiadł za królem. Drede

pochylił si˛e, uj ˛

ał dło´n Sybel.

— Je´sli zechcesz, miejsce dla ciebie zawsze b˛edzie czeka´c w´sród nas. A je´sli nie, to

jest miejsce w moim sercu, gdzie na zawsze w ciszy zachowam twoje imi˛e.

Przycisn ˛

ał jej dło´n do ust, potem zawrócił karego konia na górskiej ´scie˙zce. Sybel

czekała pod bram ˛

a, a˙z zwrócona ku niej twarz Tama zniknie mi˛edzy drzewami. Dopiero

wtedy, dr˙z ˛

ac lekko, weszła do ogrodu.

Zacz ˛

ał pada´c ´snieg — lekki, cichy, wieczny. Tu˙z obok Sybe1 pojawił si˛e lew Gules;

z roztargnieniem gładziła dłoni ˛

a złot ˛

a grzyw˛e. Weszła do domu i usiadła przy ogniu;

Moriah uło˙zyła si˛e u jej stóp. Sybel siedziała tam, a˙z ogie´n przygasł i głownie tylko

pulsowały tajemniczo. Kiedy i one si˛e wypaliły, wokół zapadła noc. ´Snieg zasypał próg,

zakrywaj ˛

ac ostatnie ´slady stóp Tama i półksi˛e˙zyce ´sladów królewskiego konia.

Tej nocy, nast˛epnego dnia i kolejnej nocy siedziała nieruchomo, z dło´nmi na por˛e-

czach fotela. Patrzyła spokojnie, jakby wci ˛

a˙z widziała ta´ncz ˛

acy zielony płomie´n.

100

background image

Ruszyła si˛e wreszcie i zamrugała. Zobaczyła wokół siebie zwierz˛eta, a nawet ogni-

stego smoka Gylda zwini˛etego w ciszy na kamieniach i pi˛eknego łab˛edzia o tajemni-

czych oczach, obserwuj ˛

acego j ˛

a od drzwi komnaty pod kopuła. Spojrzała w czerwone

oczy Cyrina. U´smiechn˛eła si˛e, troch˛e zesztywniała z zimna.

— Wróciłam. Jeste´scie głodne?

Jej głos ucichł w´sród ´scian. Nie doczekała si˛e odpowiedzi. Potem lew Gules wsun ˛

si˛e pod jej dło´n.

Wsta´n,

powiedział. Rozpal ogie´n. Jedz.

Podniosła si˛e z westchnieniem i ukl˛ekła przy kominku. Nagle jej r˛ece pełne drew-

na znieruchomiały nad paleniskiem. Obejrzała si˛e, wyczuwaj ˛

ac bezimienne Co´s obok

siebie, w´sród zwierz ˛

at. Mru˙z ˛

ac oczy, szukała tego w mrocznych k ˛

atkach, za fałdami

gobelinów. Stało tu˙z poza polem jej widzenia, poza kr˛egiem jej umysłu. bezkształtne,

bezimienne. Jak nagły impuls wspomnie´n zamigotała w jej głowie pewna my´sl. Sybel

odło˙zyła drewno i przeszła do pokoju pod kopuł ˛

a. Otworzyła wielk ˛

a ksi˛eg˛e zdobio-

n ˛

a złocistymi li´s´cmi, która nale˙zała jeszcze do Ogama. Pergaminowe strony zapełniały

staro˙zytne znaki, zbiór zapomnianych opowie´sci, tak starych, jak panowanie trzeciego

101

background image

króla Eldwoldu. Przewracała te strony szukaj ˛

ac kilku krótkich linii. Wreszcie je znala-

zła. Usiadła na podłodze, poło˙zyła ci˛e˙zk ˛

a ksi˛eg˛e na kolanach i przeczytała cicho:

Jest tak˙ze straszliwy potwór, który czai si˛e na ludzi w ciemnych zak ˛

atkach, za

mrocznymi przej´sciami, w najczarniejszych godzinach nocy. Tylko nie znaj ˛

acy l˛eku

mog ˛

a spojrze´c na niego i prze˙zy´c. Nazywany jest Rommalb; poniewa˙z kto wymówi

jego prawdziwe imi˛e, ten go przywoła.

U´smiechn˛eła si˛e lekko.

— Rommalb — powiedziała gło´sno i odwróciła to imi˛e: — Blammor.

A kiedy podniosła głow˛e, wreszcie go zobaczyła.

background image

Rozdział 4

Czarn ˛

a mgł ˛

a si˛egał wy˙zej ni˙z ona, był cieniem po´sród cieni, z oczami jak kr˛egi

´slepego l´sni ˛

acego lodu. Zamkn˛eła ksi˛eg˛e, wstała powoli. Dotkn˛eła jego umysłu i prze-

konała si˛e, ˙ze jest równie nieruchomy i mroczny.

Zdrad´z mi swoje imi˛e.

Głos jego umysłu był jak szelest zeschłych li´sci.

Blammor.

Dlaczego przyszedłe´s do mnie tak ch˛etnie? Inne istoty walcz ˛

a, aby ukry´c swoje imio-

na, ale ty przybyłe´s nie wołany.

103

background image

Nie wołany? Wołała´s mnie. Masz dziwn ˛

a moc, która mnie przyci ˛

aga. To moc zoba-

czenia mnie takiego, jaki jestem naprawd˛e. Dlatego przybyłem do ciebie i b˛ed˛e ci słu˙zył,

jak i ty pewnego dnia b˛edziesz słu˙zyła temu, kto zobaczy ci˛e tak ˛

a, jaka jeste´s naprawd˛e.

Czy teraz widz˛e ci˛e takiego, jaki jeste´s naprawd˛e? Czarna mgła z oczami białymi

jak ogie´n, ´slepymi, ale widz ˛

acymi?

Taki bywam czasem.

Fascynujesz mnie. Czy wszyscy ludzie widz ˛

a ci˛e w ten sposób? Znam opowie´sci

o tym, ˙ze jeste´s przera˙zaj ˛

acy.

Ludzie widz ˛

a to, czego najbardziej si˛e boj ˛

a.

Czego chcesz ode mnie?

Niczego. Tylko twej nieul˛ekło´sci. Odejd˛e teraz. Musz˛e co´s zrobi´c tej nocy.

Rozpłyn ˛

ał si˛e w cieniach. Falowały przez chwil˛e, gdy przechodził.

Roztarła zmarzni˛ete r˛ece. Lekki u´smieszek bł ˛

akał si˛e na jej wargach. Podeszła znów

do kominka i od zielonego ognika, płon ˛

acego stale na półce, zapaliła cienk ˛

a ´swiec˛e. Po

chwili ogie´n zata´nczył w kominku. Odpaliła od niego ´swiece i pochodnie; przechodzi-

104

background image

ła cicho, ustawiaj ˛

ac je w chłodnym pokoju, a odyniec, łab˛ed´z i lew obserwowały j ˛

a

w milczeniu. Nagle usłyszała wołanie u bramy, zagłuszone ´spiewem zimowego wichru.

Zdziwiona, zmarszczyła jasne brwi. Wezwała Tera, potem przypomniała sobie, ˙ze

go tu nie ma, wzi˛eła wi˛ec Cyrina i zapalon ˛

a pochodni˛e, która sprawiała, ˙ze ´snieg wokół

niej wydawał si˛e płon ˛

a´c. Płatki opadały jak wielkie koła zło˙zonych kryształów, znikaj ˛

a-

cych w ogniu pochodni. U bramy stał człowiek okryty płaszczem, a za nim czekał ko´n.

Przysun˛eła pochodni˛e, by o´swietli´c twarz za krat ˛

a; włosy pod kapturem błysn˛eły jak

płomie´n.

Otworzyła bram˛e, a on wszedł na dziedziniec.

— Zabierz konia do stajni z boku domu — poleciła. — Nie puszcz˛e tam zwierz ˛

at.

— Dzi˛ekuj˛e — odparł, wydmuchuj ˛

ac białe obłoki na mro´znym wietrze. Kiedy wzi ˛

od niej pochodni˛e, ´snieg topniał mu na ramionach, zostawiaj ˛

ac ciemne ´slady na plecach.

Wszedł do jej domu. Uprzejmie skin ˛

ał głow ˛

a Gulesowi, a potem Moriah, zwini˛etej

przy kominku jak czarny cie´n. Sybel odebrała jego przemoczony płaszcz i zawiesiła

przy ogniu. Coren grzał si˛e przy płomieniu.

105

background image

— Jazda z Sirle była długa i zimna. Sybel, w twoim domu jest chłodno. Wyje˙zd˙za-

ła´s?

— Nie. Byłam. . . Nie wiem, gdzie byłam, i nie wiem, czy ju˙z wróciłam. — Usiadła

i wyci ˛

agn˛eła r˛ece do ognia. — Dlaczego przyjechałe´s? Musisz ju˙z wiedzie´c, ˙ze Tam

jest z Drede’em.

— Wiem — odparł. — Przyjechałem, bo mnie wołała´s.

Patrzyła na niego zdumiona U´smiechn ˛

ał si˛e. Jego przemarzni˛eta twarz w cieple na-

bierała kolorów, a szczupłe dłonie poruszały si˛e nad płomieniem.

— Nie wołałam.

— Słyszałem ci˛e. Czasami w ciszy, noc ˛

a, słysz˛e głosy czego´s poza polem widzenia,

niby echa dawnych pie´sni. Słyszałem twój samotny głos w moich snach; przebudził

mnie, wi˛ec przybyłem. Widzisz, wiem, jak to jest, kiedy wymawiasz imi˛e w pustym

pokoju i nikt na ´swiecie nie odpowiada.

Stała bez słowa, z otwartymi ustami. Usiadł przy niej. Moriah podniosła si˛e leniwie

i uło˙zyła u ich stóp, patrz ˛

ac na niego zielonymi, niezgł˛ebionymi oczami. Sybel nabrała

tchu i zamkn˛eła usta.

106

background image

— Nigdy nie słyszałam o czym´s takim. Kim jeste´s? W pewien sposób jeste´s głup-

cem, ale wiesz o wielu sprawach.

Kiwn ˛

ał głow ˛

a i u´smiechn ˛

ał si˛e szerzej.

— Siódmy syn Stetha, władcy Sirle, mojego dziada, miał siedmiu synów. Ja jestem

najmłodszy. Mo˙ze dlatego słysz˛e to, co opowiadaj ˛

a drzewa, kiedy ich li´scie szepcz ˛

a

o wschodzie ksi˛e˙zyca, i to, co opowiada rosn ˛

aca kukurydza lub ptaki o zmierzchu. Mam

dobry słuch. Słysz˛e cisz˛e twoich białych murów nawet w gwarnych komnatach Sirle.

Odwróciła wzrok, spojrzała w ogie´n.

— Rozumiem — rzekła cicho. — Potrzebowałam kogo´s, lecz nie wiedziałam o tym

a˙z do teraz. Jeste´s głodny?

— Tak. Ale posied´z chwil˛e. Kiedy si˛e ogrzej˛e, co´s ugotuj˛e.

— Umiesz gotowa´c?

— Oczywi´scie. Wiele razy w˛edrowałem samotnie po pustkowiach, gdzie tylko ba-

gienny ptak albo jastrz ˛

ab odpowiadał krzykiem na moje słowa.

— Masz pi˛eciu braci. Dlaczego musiałe´s jecha´c sam?

107

background image

— Och, poluj ˛

a ze mn ˛

a, oczywi´scie. Ale czasem chc˛e wyruszy´c do jakiego´s lasu

albo jeziora, o którym mowa w starej opowie´sci, posłucha´c tego tajemnego miejsca,

a ich takie rzeczy nie ciekawi ˛

a. Raz wyruszyłem do lasu Mirkon, do wielkiej czarnej

puszczy na północ od Sirle, gdzie drzewa s ˛

a jak czarne głazy, a ciemne i nabrzmiałe ko-

rzenie stercz ˛

a nad ziemi ˛

a. Słuchałem wtedy jednego opadaj ˛

acego li´scia, a kiedy upadł,

usłyszałem wyszeptane imi˛e ksi˛ecia Arna.

K ˛

aciki jej ust pow˛edrowały w gór˛e.

— Wieczorami Maelga opowiadała Tamowi takie historie, kiedy był jeszcze mały.

— Sybel, Rok drwi ze mnie, gdy mu o tym opowiadam. A Eorth, który jest wielkim

głupim stworem, u´smiecha si˛e i ´sciska mnie, a˙z trzeszcz ˛

a ko´sci. Ale nie s ˛

adziłem, ˙ze ty

b˛edziesz si˛e ´smiała.

Zaciekawione spojrzenie jej ciemnych oczu przesun˛eło si˛e z wahaniem ku jego twa-

rzy.

— Nie ´smiej˛e si˛e z ciebie, lecz przyszło mi do głowy, ˙ze mo˙ze przybyłe´s, bo przysła-

li ci˛e bracia. Chcieli sprawdzi´c, czy obiecałam pomaga´c Drede’owi, po tym jak oddałam

mu Tama. Drede. . . On troch˛e si˛e mnie bał, poniewa˙z go tutaj przywołałam. . .

108

background image

— Ty go przywołała´s?

— Tak, ale tylko po to, by odda´c mu Tama. Po nic wi˛ecej. Post ˛

apiłam nierozs ˛

adnie,

bo powiedziałam mu, ˙ze tu byłe´s. Wi˛ec teraz nie jest mnie pewien, podobnie jak twój

brat, Rok.

— O tak. — U´smiechn ˛

ał si˛e drwi ˛

aco, lecz wci ˛

a˙z marszczył rude brwi. — Gdzie

był Cyrin i Gules, dlaczego nie udzielili ci rady? Jeste´s m ˛

adra w sprawach przekracza-

j ˛

acych granice ludzkiej wiedzy, ale nie było rozs ˛

adne przywołanie króla niepewnego

swej władzy, ´sci ˛

agniecie go do siebie bez jego woli.

— Powiedziałam mu, ˙ze nie musi si˛e mnie obawia´c.

— Chyba mu tym dodała´s odwagi.

— W ˛

atpi˛e. — Potrz ˛

asn˛eła głow ˛

a. — Ale dlaczego mam si˛e przejmowa´c tym, co

o mnie my´sli on albo władca Sirle? Czy Rok miał co´s wspólnego z twoim przyjazdem?

— Mówiłem ci, dlaczego przybyłem.

Jego u´smiech znikn ˛

ał, ale jasne oczy wci ˛

a˙z wpatrywały si˛e w jej twarz. Niespokoj-

nie machn˛eła r˛ek ˛

a.

109

background image

— Tak. Ale wci ˛

a˙z nie wiem, jak mogłe´s słysze´c mój samotny głos poprzez wszystkie

głosy Eldwoldu.

— Ja wiem — odparł. — Kocham ci˛e.

Otworzyła usta, by odpowiedzie´c, ale nagle odkryła, ˙ze nie potrafi znale´z´c wła´sci-

wych słów. Coren obserwował j ˛

a, a lekki rumieniec przyciemnił mu policzki. Kiedy

wreszcie si˛e roze´smiała, twarz spłon˛eła mu czerwieni ˛

a.

— No tak. Drede proponował, ˙ze uczyni mnie królow ˛

a Eldwoldu. Co ty mo˙zesz mi

zaproponowa´c? — Spojrzała w jego zdumione, bł˛ekitne jak lód oczy.

— Drede — szepn ˛

ał. — Drede. — Rozprostował zaci´sni˛ete palce i uło˙zył je na

kolanach. Odetchn ˛

ał gł˛eboko. — Czy z niego tak samo si˛e ´smiała´s?

— Nie — odpowiedziała zdziwiona. Wstał nagle i ruszył przed siebie. Usłyszała

niespokojne kroki na kamieniach za sob ˛

a. Potem zbli˙zyły si˛e ku niej.

— Przez cał ˛

a drog˛e z Sirle my´slałem o tobie, o twoich włosach srebrzystych jak

´snieg — szepn ˛

ał. — Gdzie´s gł˛eboko w sobie czułem, ˙ze jeste´s niespokojna, i nigdzie na

´swiecie nie chciałbym by´c bardziej ni˙z po´sród tej zimnej nocy, jad ˛

ac do ciebie. Kiedy

otworzyła´s bram˛e, byłem jak w domu. Nie s ˛

adziłem, ˙ze tak bardzo mnie zranisz.

110

background image

Rozchyliła wargi, słysz ˛

ac echo własnych słów. Potem spu´sciła wzrok na zaci´sni˛ete,

zło˙zone dłonie.

— Przepraszam, ale nie mog˛e. . . nie potrafi˛e ci zaufa´c.

— Rozumiem.

— Ja. . . Kiedy na ciebie patrz˛e, widz˛e cie´n twojej nienawi´sci, widz˛e za tob ˛

a cienie

twoich braci. Chc ˛

a. . . chc ˛

a mnie wykorzysta´c. Musisz. . . Na pewno to rozumiesz.

— Tak.

Stał nieruchomo obok jej fotela, z twarz ˛

a zastygł ˛

a i blad ˛

a. Lekko i niepewnie do-

tkn˛eła jego r˛eki.

— Usi ˛

ad´z. Oboje jeste´smy zm˛eczeni i głodni. Nie spałam, odk ˛

ad wyjechał Tam,

i jestem zm˛eczona kłótniami.

— Sybel. . . — urwał. Nie patrzył na ni ˛

a. — Gdybym przysi ˛

agł. . . gdybym przysi ˛

agł

na miło´s´c do Norrela, ˙ze nigdy nie spróbuj˛e ci˛e wykorzysta´c wbrew twej woli i nie

pozwol˛e na to nikomu innemu. . . Gdybym przysi ˛

agł, czy zaufałaby´s mi troch˛e?

— A czy mo˙zesz to przysi ˛

ac? Spojrzał jej w oczy i kiwn ˛

ał głow ˛

a.

— Tak. Znajd˛e jaki´s sposób, by zabi´c Drede’a, nikogo w to nie mieszaj ˛

ac.

111

background image

— Nie!

— No to co mam robi´c?

— Masz pi˛eciu innych braci. Niech ci to wystarczy.

— Nie wystarczy! Nie mog˛e, Sybel. Norrel. . . Kiedy byłem młodszy, niepewny

siebie i mojej dziwnej wiedzy, Norrel jedyny z nich wszystkich nigdy si˛e ze mnie nie

´smiał. Mogłem mu powiedzie´c, ˙ze na mokradłach Fyrbolgu widziałem duchy ludzi,

którzy zgin˛eli, ´scigaj ˛

ac białego jelenia uformowanego z dymu przez maga Tarna. Norrel

mi wierzył. Nauczył mnie je´zdzi´c konno, walczy´c i polowa´c z sokołem. Kiedy pokochał

Riann˛e, ja tak˙ze j ˛

a pokochałem i chciałem, by nale˙zała do niego. A kiedy Drede zabił go

na Terbrec, widziałem, jak pada. Nie mogłem, nie zd ˛

a˙zyłem dotrze´c do niego na czas,

wi˛ec umarł, nie maj ˛

ac nikogo bliskiego u boku, zgin ˛

ał w bitwie, która toczyła si˛e dla

niego. Tego nie mog˛e Drede’owi wybaczy´c: ˙ze Norrel umierał samotnie, bez pomocy

i bez pociechy.

Głos Corena ucichł. Gał ˛

a´z trzasn˛eła w ogniu, wiatr pomrukiwał niespokojnie za

murami, sun ˛

ac w ciemno´sci wokół domu niczym bestia szukaj ˛

aca wej´scia.

112

background image

— Przykro mi — powiedziała wreszcie Sybel niepewnie. — Lecz Tam kocha ojca,

wi˛ec. . . wi˛ec nie chc˛e, ˙zeby Drede zgin ˛

ał.

Westchn ˛

ał ci˛e˙zko.

— No tak. Co mam robi´c, Lodowa Pani? Nie potrafi˛e powstrzyma´c ani mojej miło-

´sci, ani nienawi´sci.

— Nie wiem, co powiniene´s zrobi´c. Nic nie wiem o nienawi´sci i tylko troch˛e o mi-

ło´sci. Chciałabym. . . Chciałabym ul˙zy´c twojej zgryzocie, ale nie potrafi˛e.

— Potrafisz. My´sl˛e, ˙ze potrafisz.

— Nie.

Znowu westchn ˛

ał. Delikatnie uj ˛

ał jej zło˙zone dłonie.

— Wielkiego uczucia wymagało oddanie Tama Drede’owi. Dla dobra chłopca i cie-

bie, mam nadziej˛e, ˙ze jest z ojcem szcz˛e´sliwy, cho´c nie potrafi˛e zrozumie´c, jak mógł

wybra´c Drede’a.

U´smiechn˛eła si˛e, a zielony płomie´n roz´swietlił jej włosy i zm˛eczon ˛

a twarz.

113

background image

— Tama przyci ˛

agaj ˛

a ludzie, którym jest potrzebny. — Zastanowiła si˛e. — Z pewno-

´sci ˛

a jest w całym ´swiecie kobieta, która i ciebie potrzebuje. Jeste´s utalentowany, łagodny

i bardzo. . . miły z wygl ˛

adu.

— Dzi˛ekuj˛e — rzekł pos˛epnie. — Dlaczego tak trudno ci to powiedzie´c? Mnie

bardzo łatwo przychodzi stwierdzenie, ˙ze jeste´s m ˛

adra, pełna magii, uczciwa, bardzo

pi˛ekna i ˙ze ci˛e kocham. — Musn ˛

ał kosmyk włosów barwy ko´sci słoniowej. Potrz ˛

asn ˛

głow ˛

a, gdy poruszyła si˛e niespokojnie. — Nie. . . Nie chc˛e ci˛e wprawia´c w zakłopotanie

słowami, których teraz wolisz ode mnie nie słysze´c. Ale. . . gdyby´s mogła okaza´c mi

nieco przyja´zni, byłoby mi łatwiej.

U´smiechn˛eła si˛e lekko.

— Przybyłe´s dzi´s wieczorem, kiedy potrzebowałam ludzkiej ˙zyczliwo´sci. Jestem

twoj ˛

a dłu˙zniczk ˛

a.

— Dobrze. — Wstał, doło˙zył drew do ognia. Blask płomieni ta´nczył na jego twa-

rzy. — Sybel, twój ogie´n ma kolor młodych drzew. . . Przygotuj˛e kolacj˛e. Nie zosta´n

tutaj. Poradz˛e sobie w kuchni. Prze´spij si˛e troch˛e, je´sli zdołasz.

114

background image

Wyszedł cicho i równie cicho odyniec Cyrin wysun ˛

ał si˛e z cienia i pod ˛

a˙zył za nim do

kuchni. Coren po krótkich poszukiwaniach odnalazł no˙ze, garnki, p˛eta kiełbas wisz ˛

ace

na krokwiach, ´swie˙zo upieczony chleb i trzymane w chłodzie jarzyny z ogrodu. Zacz ˛

kroi´c marchewk˛e. Wielki odyniec odezwał si˛e za nim złocistym głosem:

— Wy´cwiczony sokół wraca w ko´ncu na r˛ek˛e swego pana.

Nó˙z ze´slizgn ˛

ał si˛e i uderzył mocno o desk˛e. Coren si˛e obejrzał.

— Zapomniałem ju˙z, ˙ze Władca M ˛

adro´sci ma głos, którym potrafi mówi´c.

Małe czerwone oczka spogl ˛

adały na niego bez ruchu.

— Co by´s mi dał za cał ˛

a m ˛

adro´s´c ´swiata?

— Nic. — Wrócił do pracy. — Słyszałem, ˙ze znasz odpowiedzi na wszystkie zagad-

ki prócz jednej. Na t˛e jedn ˛

a chciałbym zna´c odpowied´z.

Cyrin prychn ˛

ał cicho.

— M ˛

adry człowiek zna zagadk˛e, któr ˛

a chce zada´c.

— I wie, ˙ze pytanie i odpowied´z stanowi ˛

a jedno´s´c. — Zgarn ˛

ał pokrojon ˛

a marchewk˛e

do garnka i zacz ˛

ał obiera´c ziemniak. — Nie ufasz mi. Nie jestem tresowanym sokołem,

uwi ˛

azanym na rzemykach polityki Roka. On nie ma nic wspólnego z moim przyjazdem.

115

background image

— Kiedy władca Dornu otrzymał w tajemnicy od wied´zmy Glower ´smiertelne za-

kl˛ecie, które przygotowała dla jego wrogów, cie´n ciemniejszy od nocy stan ˛

ał przy nim

i został na zawsze.

Coren milczał, tn ˛

ac ziemniak w plastry. Wreszcie powiedział:

— Nie tobie, lecz Sybel musz˛e udowodni´c, ˙ze kocham z własnej woli.

— Jej oczy widz ˛

a wyra´znie poprzez ciemno´s´c.

— Wiem. Niczego przed ni ˛

a nie skrywałem.

— Korzenie rosn ˛

a w ciemno´sci.

— Istotnie. — Obrał kolejny ziemniak. — Ale moje my´sli nie s ˛

a sekretne jak korze´n.

— Olbrzym Grof został trafiony kamieniem w oko i oko to odwróciło si˛e do wn˛etrza,

tak ˙ze patrzyło w jego umysł. Umarł od tego, co tam zobaczył.

Coren gwałtownie odwrócił głow˛e. Srebrzystoszary odyniec stał w drzwiach i sapał

cicho.

— Je´sli to zagadka, nie znam odpowiedzi. Złotousty Cyrin zastanowił si˛e chwil˛e.

— A wi˛ec ci powiem. Zapytaj Sybel, jakie imi˛e wymówiła dzisiaj, zanim wymówiła

twoje.

116

background image

Coren zmarszczył na moment rude brwi.

— Tak zrobi˛e — obiecał i si˛egn ˛

ał po blady pasternak. Przyniósł Sybel g˛est ˛

a zup˛e,

gor ˛

ac ˛

a ostr ˛

a kiełbas˛e, chleb z chrupi ˛

ac ˛

a skórk ˛

a i kubki gor ˛

acego wina. Zastał j ˛

a ´spi ˛

ac ˛

a,

z dło´nmi opartymi na kolanach. Przebudziła si˛e, kiedy ustawił stolik miedzy fotelami

i wymówił jej imi˛e.

— Ciesz˛e si˛e, ˙ze udało ci si˛e zasn ˛

a´c — powiedział i podał jej wino.

— Dobrze spałam. Nic mi si˛e nie ´sniło. — Wypiła łyk i jej twarz nabrała kolorów. —

Twoja zupa pachnie całkiem jak zupa Maelgi.

Nalał jej, a potem usiadł obok z misk ˛

a na kolanach.

— Nie powinna´s tak długo obywa´c si˛e bez posiłków.

— Zapominam o jedzeniu. To jest smaczne, Corenie. Sama nie wiem, co bardziej

mnie rozgrzewa, twoja dobro´c czy twoja zupa.

— To bez znaczenia. — U´smiechn ˛

ał si˛e. — Kiedy gotowałem, Cyrin przyszedł do

mnie na rozmow˛e.

Uniosła brwi.

— Naprawd˛e? On rzadko mówi. Co powiedział?

117

background image

— Zadał mi zagadk˛e. Nie umiałem na ni ˛

a odpowiedzie´c, wi˛ec kazał spyta´c ciebie,

jakie imi˛e wymówiła´s dzisiaj tu˙z przed moim.

— Dlaczego? Czy to jest odpowied´z?

— Tak my´sl˛e. Jakie to imi˛e? Zastanowiła si˛e, marszcz ˛

ac czoło.

— Aha. To było imi˛e Blammora, ale nie rozumiem. . . — Przerwała nagle, szeroko

otwieraj ˛

ac oczy. W jej głosie zabrzmiał gniew: — Cyrin!

Coren wstał. Jego miska rozbiła si˛e o posadzk˛e.

Blammor pojawił si˛e przed nimi, a zielone płomienie prze´switywały przez niego

mgli´scie. Krystaliczne oczy spogl ˛

adały na Corena, który stał w milczeniu, bez ruchu,

z twarz ˛

a pobladł ˛

a jak lód. Niedostrzegalnie niczym mgła, Blammor poruszył si˛e, wy-

dłu˙zył, poszerzył, a˙z zawisł nad Corenem jak cie´n. tak blisko, ˙ze jego bezkrwista twarz

zdawała si˛e przesłoni˛eta i obramowana ciemno´sci ˛

a. Corenowi wyrwał si˛e z gardła ostry,

niezrozumiały j˛ek. Sybel, przyciskaj ˛

ac lodowate dłonie do ust, usłyszała szept:

— Blammor.

Blammor zwrócił swe oczy na Sybel.

Czy jest jeszcze co´s?

— zapytał oboj˛etnie, a ona pokr˛eciła głow ˛

a.

118

background image

— Nie — szepn˛eła. Rozpłyn ˛

ał si˛e; ogie´n si˛egn ˛

ał ciepłem jej twarzy.

Coren opu´scił głow˛e i roztarł palcami oczy, jakby chciał zetrze´c z nich wizj˛e. Upadł

tak nagle, ˙ze nie zd ˛

a˙zyła go podtrzyma´c. Ukl˛ekła obok i pomogła mu usi ˛

a´s´c.

— Coren. . .

Nie odpowiadał. Rozpaczliwie si˛egn˛eła po wino i dostrzegła obserwuj ˛

ace ich spoza

kr˛egu ´swiatła czerwone, niewzruszone oczy Cyrina. Jak błysk posłała do jego umysłu

w´sciekły okrzyk.

Odesłałabym go z powrotem. Nie musiałe´s. . .

Głos Corena dotarł do niej jakby z gł˛ebokiej wewn˛etrznej przepa´sci:

— Sybel. . .

Zwróciła si˛e ku Corenowi, próbowała ogrza´c w dłoniach jego sztywne, zimne palce.

— Jestem przy tobie.

— Obejmij mnie. Obejmij mnie mocno.

Przytuliła go tak, ˙ze poczuła bicie jego serca i dr˙z ˛

acy oddech.

— Przepraszam. Tak mi przykro — szepn˛eła i całowała go, jakby był Tamem szu-

kaj ˛

acym u niej pociechy.

119

background image

Co´s nagle przyszło jej do głowy. Odsun˛eła si˛e, mimo ˙ze Coren mruczał co´s i próbo-

wał przyci ˛

agn ˛

a´c j ˛

a znowu.

— Corenie — rzuciła ostro.

Oszołomiony, otworzył oczy, jakby zbudzony ze snu.

— Co?

— Corenie, sk ˛

ad znałe´s imi˛e Rommalba?

Patrzył na ni ˛

a, opieraj ˛

ac bezwładnie dłonie na jej ramionach; twarz miał napi˛et ˛

a

i blad ˛

a. Chwyciła jego r˛ece i ´sciskała mocno. Wreszcie odparł:

— Znam je.

— Ale sk ˛

ad, Corenie?

— A sk ˛

ad wiem cokolwiek? — Oparł si˛e o kamienie i przymkn ˛

ał oczy.

— Sk ˛

ad?

— Musiałem je zna´c. — Przez moment słowa zawisły bezsilnie mi˛edzy nimi. —

Zgin ˛

ałbym przy twoim kominku — szepn ˛

ał. — Walczyłem w wielkiej bitwie, walczy-

łem zaskoczony w nocy, samotny, lecz nigdy. . . nigdy jeszcze nie widziałem ´smierci,

która przychodzi po mnie tak pewnie, jak przy twoim kominku. Miała kolor nocy. . . Nie

120

background image

mogłem oddycha´c, bo była bezpowietrzna. i wiedziałem. . . wiedziałem, ˙ze je´sli znajd˛e

imi˛e, nadam jej imi˛e, nie zdoła mnie zrani´c. Wszystkie moje my´sli krzyczały, latały

w kr ˛

ag jak przera˙zone ptaki, ale wiedziałem, ˙ze do tego domu, do tego ognia nie mogła

przyj´s´c ´smier´c. Wi˛ec jaka´s cz˛e´s´c mnie szukała imienia w´sród wszystkich staro˙zytnych

imion, które poznałem. I wtedy zrozumiałem, co to jest. To nie ´smier´c, ale strach. Rom-

malb. Strach, od którego ludzie umieraj ˛

a. — Otworzył oczy i spojrzał na ni ˛

a z jakiego´s

odległego miejsca wewn ˛

atrz siebie. — Sybel, nie mogłem pozwoli´c sobie umrze´c od

czego´s, co nie mo˙ze mnie zrani´c.

— Ludzie umierali — szepn˛eła. — Niezliczeni ludzie, przez niezliczone lata.

— Nie mogłem. Miałem powód, dla którego chciałem zachowa´c ˙zycie.

— Drede’a?

Potrz ˛

asn ˛

ał głow ˛

a i przez chwil˛e milczał z zamkni˛etymi oczami. Pomy´slała, ˙ze za-

sn ˛

ał, ale nagle j ˛

a pocałował.

Odsun˛eła si˛e zdumiona, szeroko otwieraj ˛

ac oczy.

— Nigdy nie słyszałam o kim´s takim jak ty. My´slałam, ˙ze oszalejesz lub umrzesz,

a potem zobacz˛e u bramy twoich pi˛eciu braci ˙z ˛

adaj ˛

acych wyja´snie´n. Zamiast tego rzuci-

121

background image

łe´s Rommalbowi jego imi˛e, wyrwałe´s si˛e ´smierci, wróciłe´s i pocałowałe´s mnie na mojej

podłodze.

— To wydało mi si˛e lepszym rozwi ˛

azaniem — odparł z u´smiechem, lecz groza

wspomnienia zmroziła ten u´smiech. Z oczu Corena wyjrzała pustka, stały si˛e chłodne

jak wygasłe gwiazdy.

Otrz ˛

asn ˛

ał si˛e z l˛eku i wstał sztywno. Sybel pomogła mu, niespokojnie marszcz ˛

ac

brwi.

— Straszne rzeczy spotykaj ˛

a ci˛e w moim domu. Przygotuj˛e ci ło˙ze Ogama. A potem

przerobi˛e Cyrina na kiełbas˛e.

— Nie. . . Sybel, on zadał mi zagadk˛e, a ja spytałem o odpowied´z. Udzielił jej.

— Oszustwem skłonił mnie, ˙zebym ci j ˛

a podała. Nie miał powodu, by traktowa´c ci˛e

w ten sposób, ciebie, go´scia w moim domu, który przybył tu z ˙zyczliwo´sci.

Usiadł, a po chwili schylił si˛e i zacz ˛

ał zbiera´c kawałki rozbitej miski.

— Je´sli ty nie potrafisz znale´z´c powodu, to pewnie ˙zadnego nie było.

— Nie potrafi˛e. Zostaw te okruchy, Corenie. Sama posprz ˛

atam, gdy ju˙z pójdziesz

do łó˙zka.

122

background image

— Nie. Nie b˛ed˛e spał dzisiaj w ciemno´sci. Pozwól mi zosta´c tutaj, przy ogniu. Sy-

bel. . .

— Tak?

Spojrzał na ni ˛

a zaciekawiony.

— Niczego si˛e nie boisz? Kim jeste´s, ˙ze sam Rommalb przychodzi posłusznie na

twe wezwanie?

— Boj˛e si˛e pewnych rzeczy. Wtedy bałam si˛e o ciebie. Boj˛e si˛e o Tama. Ale nie

przyszło mi do głowy, ˙zeby ba´c si˛e Rommalba.

Przykl˛ekn˛eła, ˙zeby zetrze´c rozlan ˛

a zup˛e, a on patrzył, jak blask ognia migocze

w´sród białych pasm jej włosów, a˙z wreszcie zasn ˛

ał.

Znalazła go rankiem, wci ˛

a˙z siedz ˛

acego przy ogniu, z lwem Gulesem u stóp. ´Snieg

przestał pada´c, ´swiat za oblodzonymi oknami nabrał barwy ksi˛e˙zyca. Na stole le˙zał na

wpół zjedzony bochenek chleba; wino znikn˛eło. Coren u´smiechn ˛

ał si˛e do niej, oczy

miał zaczerwienione.

— Nie spałe´s dobrze? — spytała łagodnie.

123

background image

— Obudziłem si˛e, a ciebie nie było, wi˛ec ju˙z nie zasn ˛

ałem. Rozmawiałem troch˛e

z Cyrinem. Opowiadał mi ró˙zne historie.

— Mam nadziej˛e, ˙ze nic wi˛ecej.

— Opowiedział mi o ksi˛eciu Ludzie, który mógł mie´c ka˙zdy kwiat na ´swiecie, jakie-

go zapragn ˛

ał, ale chciał tylko płomiennej ró˙zy rosn ˛

acej na Czarnym Szczycie Fyrbolgu.

Otrzymał to, czego chciał, i był zadowolony. Wi˛ec i ja zachowałem nadziej˛e.

Rumieniec si˛egn ˛

ał jej oczu.

— Cyrin miesza si˛e w nie swoje sprawy. Zreszt ˛

a sam mówiłe´s, ˙ze nie jestem pło-

mienn ˛

a ró˙z ˛

a, ale lodowym kwiatem, rosn ˛

acym w ´swiecie bez ˙zycia. Twoje miejsce jest

w ´swiecie ˙zywych i tam, jak s ˛

adz˛e, znajdziesz swoj ˛

a ró˙z˛e.

Westchn ˛

ał.

— A ty powiedziała´s, ˙ze czasem jestem głupcem. Wydaje mi si˛e, ˙ze to ja do dzisiaj

przebywałem w ´swiecie bez ˙zycia. Sybel. . . zeszłej nocy ´sniłem o Norrelu. Nigdy. . .

nigdy dot ˛

ad nie widziałem go we ´snie ˙zywego, zawsze jak le˙zy sam, umiera, czuj ˛

ac

w sobie ´smierteln ˛

a ran˛e, widzi, jak Drede odwraca si˛e, próbuje krzycze´c, ale nie znaj-

duje słów i nikt go nie słyszy. Widz˛e, jak woła mnie w moich snach, ale nie widzi

124

background image

mnie, a ja nie mog˛e do niego podej´s´c. Lecz zeszłej nocy zasn ˛

ałem, patrz ˛

ac, jak ´scie-

rasz podłog˛e, i ´sniłem o Norrelu ˙zywym. Rozmawiali´smy do pó´znej nocy. Opowiadał

mi o Riannie, o swej miło´sci do niej. A ja u´smiechałem si˛e, słuchałem, kiwałem głow ˛

a,

gdy˙z rozumiałem, co czuje, wiedziałem, co mówi. Obudziłem si˛e, wci ˛

a˙z słysz ˛

ac jego

głos i w tej chwili przebudzenia pomy´slałem o Dredzie. Zrobiło mi si˛e go ˙zal, poniewa˙z

nie mógł mie´c tego, co miał Norrel. . . Sybel, on jest tylko starym, przera˙zonym czło-

wiekiem; prócz Tamlorna nie ma nikogo, kto by go kochał. A ja my´slałem, ˙ze jest jak

Rommalb, dawca ´smierci. . .

— Nadal chcesz go zabi´c?

— Mam ju˙z do´s´c my´slenia o nim. — Wstał i podszedł do niej. — Kocham ci˛e.

Kiedy znów b˛ed˛e ci potrzebny, przyjad˛e.

— Nie, Corenie — odparła i bezwiednie wyci ˛

agn˛eła do niego r˛ek˛e. — Nie radz˛e

sobie z miło´sci ˛

a. Przez całe ˙zycie kochałam tylko Maelg˛e, Tama i Ogama, chocia˙z jemu

miło´s´c tak˙ze nie wychodziła najlepiej. Zosta´n w Sirle, gdzie s ˛

a kobiety, które. . . które

mog ˛

a da´c ci to, czego potrzebujesz. Moje miejsce jest tutaj.

125

background image

— Potrzebuj˛e ciebie — powiedział z prostot ˛

a. Odwrócił sio i si˛egn ˛

ał po płaszcz. —

Kiedy ksi ˛

a˙z˛e Rurin ´scigał wied´zm˛e Glower za to, ˙ze wszystkie jego sługi zmieniła

w ´swinie, ona. . .

— Wiem. Postawiła na jego drodze wielk ˛

a szklan ˛

a gór˛e. nie mógł jej ani zdoby´c,

ani omin ˛

a´c. Powrócił wi˛ec pokonany.

— No wła´snie — stwierdził Coren. Pochylił si˛e i ucałował jej chłodn ˛

a twarz na

po˙zegnanie. — Jaka jest ró˙znica mi˛edzy szkłem a lodem?

— Och, wracaj do domu — rzuciła zirytowana, a potem roze´smiała si˛e mimowolnie.

Poszła z nim do bramy, by go wypu´sci´c, a potem stała dr˙z ˛

aca w cichym poranku,

patrz ˛

ac, jak odje˙zd˙za ´scie˙zk ˛

a. Odyniec Cyrin stan ˛

ał przy niej, a jego ciepły oddech

rozkwitał obłokami pary w powietrzu. Spojrzała na dzika z góry.

— Podj ˛

ałe´s wielkie ryzyko — stwierdziła z powag ˛

a.

Srebrzysty odyniec prychn ˛

ał ´smiechem. Po raz pierwszy u˙zył przy niej swojego

słodkiego jak dzwonek głosu:

— Jeden m ˛

adry dure´n od razu pozna drugiego.

126

background image

*

*

*

Tam odwiedził j ˛

a kilka dni pó´zniej. Uniosła głow˛e znad ksi ˛

a˙zki, bo usłyszała głos

Tera kr ˛

a˙z ˛

acego nad kopuł ˛

a. Narzuciła płaszcz i wybiegła, a sokół opadł na jej rami˛e

w chwili, gdy Tam z pi˛ecioma lud´zmi stan ˛

ał przed bram ˛

a. Zeskoczył z konia i krzykn ˛

do niej na powitanie. Dostrzegła jego ci˛e˙zki, podbity futrem płaszcz obszyty złot ˛

a nici ˛

a,

mi˛ekkie buty, r˛ekawice z futrzanymi mankietami. Otworzyła bram˛e, a on ze ´smiechem

rzucił si˛e jej na szyj˛e.

— Sybel, Sybel, Sybel. . . — U´scisn ˛

ał j ˛

a mocno. — Widzisz tego konia? Ojciec

wybrał go dla mnie. Jest szary jak burza, jak aksamit, i ma na imi˛e Drede. Bał si˛e pu´sci´c

mnie samego, ale prosiłem i błagałem. . . Nie mog˛e zosta´c długo. . .

— Och, Tamie, tak si˛e ciesz˛e, ˙ze ci˛e widz˛e. Wejd´z.

Spojrzała w migotliwe oczy Tera i spytała:

Czy jest zadowolony?

Król jest dla niego dobry.

Tam szedł obok niej, zostawiaj ˛

ac w ´sniegu gł˛ebokie ´slady. Twarz miał promienn ˛

a.

127

background image

— Sybel, tak si˛e ciesz˛e, ˙ze znów ci˛e widz˛e. Pałac Drede’a jest taki wielki, wsz˛edzie

s ˛

a ludzie. . . I wiesz, Sybel, s ˛

a dla mnie bardzo uprzejmi, bo jestem synem Drede’a.

I mam takie drogie ubranie. Ale t˛eskni˛e za lwem Gulesem i za Nylem.

— Jest dla ciebie dobry?

— Oczywi´scie. Chroni˛e go przed władcami Sirle. Spojrzała na Tama zaskoczona.

U´smiechn ˛

ał si˛e, a oczy miał czyste.

— Dorosłe´s troch˛e, jak widz˛e — zauwa˙zyła.

— Drede mówi, ˙ze jestem podobny do ciebie. Ale jest dla mnie bardzo dobry i je-

stem szcz˛e´sliwy. Czasem, gdy zostajemy sami, nawet si˛e ´smieje.

Otworzył drzwi. Moriah, mrucz ˛

ac gło´sno, wyszła mu na spotkanie. Przykl˛ekn ˛

i chłodn ˛

a twarz ˛

a potarł jej futro, potem chwycił Gulesa za grzyw˛e i spojrzał w jego

złociste oczy.

— Gules — szepn ˛

ał. Z krtani lwa wydobył si˛e cichy warkot. — Wiesz, czego mi

brakuje, Sybel? Twojego zielonego ognia. Jest taki pi˛ekny.

Strzepn ˛

ał ´snieg z płaszcza. Pogładziła jego jasne, wilgotne włosy.

— Ro´sniesz — powiedziała z podziwem, a on za´smiał si˛e gł˛ebokim nagle głosem.

128

background image

— Wiem. Sybel, on chciał, ˙zebym przywiózł ci˛e ze sob ˛

a, ale powiedziałem, ˙ze tylko

ci˛e poprosz˛e, nie b˛ed˛e błagał. Poprosiłem, wi˛ec teraz mo˙zemy porozmawia´c o czym´s

innym. Czy zwierz˛etom nic nie dolega?

U´smiech błysn ˛

ał w jej oczach.

— Zupełnie nic — odparła. Usiedli razem przy kominku. — Opowiedz mi teraz, co

robisz ka˙zdego dnia.

— Sybel, nawet mi si˛e nie ´sniło, ˙ze tam jest tylu ludzi. Jechali´smy przez miasto

w dzie´n targowy, a ludzie wykrzykiwali imi˛e mojego ojca. I wiesz, wykrzykiwali te˙z

moje. Byłem tak zdziwiony, ˙ze ojciec ´smiał si˛e ze mnie. Lubi˛e, kiedy si˛e ´smieje.

Pozwoliła, by jego głos spływał po niej niczym strumie´n, uspokajaj ˛

ac i pocieszaj ˛

ac.

Siedziała wygodnie i obserwowała chłopca, u´smiechała si˛e, słuchała nieuwa˙znie. Jego

twarz, jego m˛e˙zniej ˛

ace rysy roz´swietlały si˛e i zmieniały w miar˛e jak mówił, ´smiał si˛e,

powa˙zniał i u´smiechał znowu niezwykłym u´smiechem z sugesti ˛

a czego´s tajemniczego.

My´sli Sybel rozpłyn˛eły si˛e, a ona pozwoliła, by umysł spocz ˛

ał bezczynnie, czego nie

robiła od wielu dni. Tam wci ˛

a˙z opowiadał, drapi ˛

ac kocice Moriah mi˛edzy uszami.

129

background image

A potem co´s drgn˛eło w gł˛ebi jej umysłu, co´s małego, dalekiego i nieproszonego.

Tam dotkn ˛

ał jej, a ona poruszyła si˛e niespokojnie.

— Nie słuchasz mnie, Sybel. Przywiozłem ci prezent, płaszcz z białej wełny ha-

ftowany w niebieskie kwiaty. Drede kazał kobietom zrobi´c go specjalnie dla ciebie. —

Urwał na chwil˛e. — Co si˛e stało?

Pokr˛eciła głow ˛

a.

— Nic takiego. Jestem troch˛e zm˛eczona. Płaszcz? Podzi˛ekuj ojcu ode mnie. Czy

Ter zachowuje si˛e odpowiednio? Bałam si˛e, ˙ze mo˙ze kogo´s zje´s´c.

— Och, nie. W spokojne dni wyje˙zd˙zamy na polowanie. Jest bardzo grzeczny wobec

sokołów Drede’a, ale tylko mnie pozwala si˛e trzyma´c. Sybel. . .

Milczała; znów co´s poruszyło si˛e w jej umy´sle, ledwie wyczuwalne i szybkie jak

spadaj ˛

aca o północy gwiazda. Wolno zacisn˛eła palce na por˛eczach fotela.

— Sybel — powiedział Tam. — Czy co´s ci˛e boli? Powinna´s porozmawia´c z Maelg ˛

a.

— Dobrze. — Wyprostowała palce. Szeroko otwarte czarne oczy szukały ognia. —

Porozmawiam — szepn˛eła, a wtedy rozległo si˛e pukanie do drzwi i twarz Tama zmieniła

si˛e nagle.

130

background image

— Tak szybko? Przecie˙z dopiero przyjechałem.

Obejrzał si˛e.

— Och, Tamie, z pewno´sci ˛

a jeszcze nie. . .

— Mówiłem, ˙ze przyjechałem tylko na chwil˛e. — Wstał i westchn ˛

ał ci˛e˙zko. —

Sybel, wkrótce znowu ci˛e odwiedz˛e, wtedy zostan˛e dłu˙zej. Twój płaszcz mam w ju-

kach. — Znowu zabrzmiało pukanie. Podniósł głos. — Ju˙z id˛e! Sybel, porozmawiaj

z Maelg ˛

a o tym, co ci˛e boli. Ona wszystko umie wyleczy´c.

Ksi ˛

a˙ze Tamlornie!

— Id˛e!

Obj ˛

ał j ˛

a ramieniem, kiedy szli przez dziedziniec. Za nimi bez słowa szedł stra˙znik.

Sokół Ter znów usiadł Tamowi na ramieniu.

— Sybel, nast˛epnym razem przyjad˛e na dłu˙zej. . . Chciałbym, ˙zeby´s mnie odwiedzi-

ła.

— Mo˙ze przyjad˛e.

— Prosz˛e ci˛e. — Rozpi ˛

ał torb˛e przy siodle i wyj ˛

ał mi˛ekki płaszcz barwy ko´sci

słoniowej z deseniem niebieskich nici. — To dla ciebie.

131

background image

Dotkn˛eła materiału.

— Tam, jest taki pi˛ekny, taki mi˛ekki. . .

— Obszyty gronostajami. — Narzucił jej płaszcz na ramiona i pocałował szybko. —

Przyjed´z, prosz˛e. I porozmawiaj z Maelg ˛

a.

— Na pewno. — U´smiechn˛eła si˛e. — Czy mog˛e zamieni´c słowo z Terem?

Tam znieruchomiał na chwil˛e, a ona przeniosła wzrok z jego szarych, u´smiechni˛e-

tych oczu na bł˛ekitne, przenikliwe oczy Tera.

Ter.

Co si˛e stało, córko Ogama? Jeste´s niespokojna.

Tam przygl ˛

adał si˛e Sybel; zobaczył, ˙ze jej twarz nieruchomieje na chwil˛e, a czarne

oczy zachodz ˛

a mgł ˛

a.

Ter, kto´s przywołuje mnie do siebie. Powstrzymaj go.

background image

Rozdział 5

Tego popołudnia poszła odwiedzi´c Maelg˛e. Białe goł˛ebice siedziały na krokwiach

dachu, a kruk wchodził i wychodził przez otwarte naro˙zne okno. W małym domku uno-

siły si˛e dziwne zapachy; pochylona nad ogniem Maelga mruczała co´s pod nosem. a para

z kociołka rozlu´zniła jej siwe loki i przylepiła do twarzy wilgotne kosmyki. Stara kobie-

ta nie podniosła głowy, kiedy weszła Sybel, wi˛ec i Sybel milczała. Chodziła niespokoj-

nie po izbie, otwierała i zamykała ksi ˛

a˙zki Maelgi, zagl ˛

adała do słojów zawieraj ˛

acych

rzeczy bez nazwy, a˙z wreszcie mamrotanie Maelgi umilkło i stara kobieta odwróciła

głow˛e.

133

background image

— Dziecko — powiedziała zdumiona. — Trac˛e rachunek Rzeczy.

— Przepraszam — odparła Sybel.

Co´s, co wzi˛eła odruchowo do r˛eki, p˛ekło nagle; spojrzała na to niewidz ˛

acymi ocza-

mi. Maelga upu´sciła chochl˛e do kociołka.

— Moja ko´s´c. . .

— Jaka ko´s´c?

— Palec wskazuj ˛

acy prawej r˛eki maga. Wiele lat po´swi˛eciłam, ˙zeby go znale´z´c.

Sybel zerkn˛eła na połamane kawałki w dłoni.

— Przynios˛e ci ko´sci, je´sli chcesz — obiecała. — Przynios˛e ci czaszk˛e, je´sli tylko

znajd˛e w niej mózg.

Maelga spojrzała na ni ˛

a uwa˙znie spod rozczochranych włosów.

— Co si˛e dzieje?

Sybel odło˙zyła ko´s´c i skuliła si˛e, krzy˙zuj ˛

ac ramiona na piersi.

— Jestem przywoływana. Nie wiem, kto mnie woła, ale nie potrafi˛e zamkn ˛

a´c przed

nim umysłu. Poszukuje mnie i przyzywa umiej˛etnie i pewnie, tak jak ja przywołuj˛e

134

background image

zwierz˛e. Jestem zła, lecz tak samo zło´sci si˛e ryba złapana na w˛edk˛e. I jest tak samo

bezradna.

Maelga zło˙zyła r˛ece; błysn˛eły pier´scienie. Wolno usiadła w fotelu na biegunach.

— Wiedziałam — rzekła. — Wiedziałam, ˙ze narobisz sobie kłopotów, wykradaj ˛

ac

te ksi˛egi.

Sybel znieruchomiała w pół kroku.

— My´slisz, ˙ze tylko o to chodzi? — spytała z nadziej ˛

a. Ale pokr˛eciła głow ˛

a. —

Tutaj pracuje umysł pot˛e˙zniejszy od mojego. To mnie przera˙za. Je´sli wie, ˙ze mam jego

ksi ˛

a˙zki, nie musi mnie przecie˙z tak dr˛eczy´c z ich powodu. Maelgo, nie wiem, co mam

robi´c. Nie mam gdzie si˛e ukry´c. Gdyby ktokolwiek spróbował mnie skrzywdzi´c, moje

zwierz˛eta by walczyły, ale z tym nikt nie mo˙ze walczy´c.

— Och, kochanie — westchn˛eła Maelga. — Och, moje dziecko. — Zakołysała si˛e

lekko i przygładziła r˛ek ˛

a włosy. Nagle znieruchomiała. — Jedno mog˛e dla ciebie zrobi´c.

Po´sl˛e kruka o czarnych czujnych oczach, ˙zeby zajrzał w okna maga.

Sybel kiwn˛eła głow ˛

a.

135

background image

— Wysłałam Tera na poszukiwania. — Westchn˛eła ci˛e˙zko, zasłaniaj ˛

ac dło´nmi

oczy. — Jestem głupia. Je´sli mnie mo˙ze przywoła´c, to mo˙ze i Tera. . .

— Je´sli wie, ˙ze mo˙ze go woła´c.

— Tak. By´c mo˙ze nie zna Tera. Ale kto to jest? Widziałam drobnych magów w zim-

nych wie˙zach z siennikami i zakurzonymi ksi˛egami. Na dworach ksi ˛

a˙z ˛

at widziałam

wi˛ekszych, tych, którzy od bogactw robi ˛

a si˛e tłu´sci i zarozumiali. Ale nie spotkałam

jeszcze ˙zadnego, którego bym si˛e l˛ekała. Nie wiem, po co mnie wzywa. — Spojrzała

bezradnie na Maelg˛e. — Jakie mo˙ze mie´c powody? Komu´s tak pot˛e˙znemu nie przydam

si˛e na nic.

— Czy jest a˙z tak pot˛e˙zny? Mo˙ze ust ˛

api, je´sli nie odpowiesz.

— Mo˙ze. . . Ale włamał si˛e do mojego umysłu, a ja nie mog˛e pod ˛

a˙zy´c za jego we-

zwaniem. Nie mog˛e go nigdzie znale´z´c, nie potrafi˛e nada´c mu imienia. — Znowu ru-

szyła wokół izby, splotła ramiona na piersi, a włosy opadały jej na plecy niby biały

płaszcz. — Jestem taka zła, ale zło´s´c na nic mi si˛e nie przyda, tak samo jak strach. Nie

wiem, co robi´c. . . Mam tylko nadziej˛e, ˙ze nie jest do´s´c silny, by odebra´c mi moje imi˛e.

— Czy mogłaby´s gdzie´s wyjecha´c na jaki´s czas?

136

background image

— Gdzie? Mogłabym wyruszy´c poza granice Eldwoldu, ale on i tak by mnie znalazł

i sprowadził do siebie. — Zrozpaczona, usiadła wreszcie przy ogniu. — Och, Maelgo —

szepn˛eła. — Nie wiem, co robi´c. Gdybym miała Liralena. . . mogłabym odlecie´c na

koniec ´swiata. . . na sam ˛

a granic˛e gwiazd. . .

— Nie płacz — poprosiła zaniepokojona Maelga. — Przera˙zasz mnie, kiedy pła-

czesz.

— Nie płacz˛e. Łzy mi nie pomog ˛

a. Nie mog˛e nic zrobi´c, tylko czeka´c. — Odwróciła

głow˛e. — Maelgo, je´sli pewnego dnia mnie nie znajdziesz i nikt nie b˛edzie wiedział,

gdzie jestem, czy zaopiekujesz si˛e zwierz˛etami?

Maelga chwyciła si˛e za głow˛e.

— Och, Sybel, nie mo˙ze do tego doj´s´c. Mój kruk go znajdzie. Ter go znajdzie,

a wtedy zrobi˛e mu co´s takiego, co rozpu´sci wszystkie ko´sci w jego ciele.

— Nie, musisz zachowa´c ko´s´c palca. . . — Oparła policzek o kamienie kominka

i niewidz ˛

acym wzrokiem wpatrzyła si˛e w ogie´n. Płomienie ta´nczyły pod czarnym ko-

ciołkiem. Westchn˛eła — Pójd˛e, bo przeszkadzam ci w pracy. Nic nie mo˙zesz dla mnie

137

background image

zrobi´c. Sama niewiele mog˛e zrobi´c. Mo˙ze Ter go znajdzie, zanim on znajdzie mnie,

i mo˙ze wtedy co´s wymy´sl˛e.

Maelga obserwowała j ˛

a bacznie, a zmarszczki na jej twarzy wyra˙zały niepokój.

— B ˛

ad´z ostro˙zna, moja białowłosa — szepn˛eła.

— B˛ed˛e. Mam nadziej˛e, ˙ze ten, który mnie woła, ma przyjaciela, który przeka˙ze mu

ostrze˙zenie.

Tej nocy obudziło j ˛

a drgnienie w umy´sle, łagodne, jakby kto´s czubkiem palca

dotkn ˛

ał powierzchni wody. Usiadła wyprostowana w łó˙zku, szeroko otwieraj ˛

ac oczy

w ciemno´sci; ponad ni ˛

a na kryształowej kopule gwiazdy układały si˛e w lodowate wzo-

ry. Drgnienie nadeszło znowu. Nieproszona, bezkształtna my´sl, jak szept w bezruchu

nocy, delikatne tchnienie jej imienia.

Sybel.

Cichy krzyk wyrwał si˛e jej z ust. Co´s poruszyło si˛e obok łó˙zka; złote oczy Gulesa

zaiskrzyły niby szlachetne kamienie.

Czego si˛e l˛ekasz, dzieci˛e Ogama?

Miałam sen. . .

138

background image

Głos nadbiegł znowu, niczym bezd´zwi˛eczny pomruk:

Sybel.

Sp˛edziła w pokoju pod kopuł ˛

a dzie´n i noc, nie jadła i nie spała; przegl ˛

adała staro-

˙zytne ksi˛egi, szukaj ˛

ac imienia tak pot˛e˙znego maga, lecz nie znalazła nawet wzmianki.

O ´swicie odło˙zyła ksi ˛

a˙zk˛e i spojrzała w przeja´sniaj ˛

ace si˛e niebo. Ró˙zowa linia zakre´sla-

ła kraw˛ed´z ´swiata, białe chmury, o srebrzystych brzegach płon˛eły, chwytaj ˛

ac promienie

sło´nca; rozbijały je i rozrzucały po polach Fallow, na równinie Terbrec i nad otoczonym

murami miastem Mondor, gdzie ogrzewały chłodne, mroczne wie˙ze. Zrezygnowana,

pomy´slała o Liralenie i jego l´sni ˛

acych białych skrzydłach. Przez chwil˛e próbowała go

przywoła´c, posyłaj ˛

ac wezwania ku białemu ´swiatu poranka. Zwierz˛eta w domu si˛e po-

ruszyły, a potem usłyszała głos Maelgi pod drzwiami.

— Sybel! Sybel, obud´z si˛e. . .

Wstała powoli i przeszła przez chłodny dom. Sło´nce rysowało na ´sniegu plamy

ognia; gdy otworzyła drzwi, uderzyło j ˛

a w oczy, a˙z zabolało.

— Wejd´z, Maelgo.

139

background image

— Och, Sybel. . . pozwoliła´s, ˙zeby twój ogie´n umarł. Staruszka przeszła przez próg,

a Sybel spojrzała na ciemnego ptaka w jej dłoniach.

— S ˛

adz˛e, ˙ze to nie jest jedyna martwa rzecz w tym pokoju. — Dotkn˛eła czarnego,

sztywnego ciała kruka Maelgi. Poczuła uderzenie błyskawicy l˛eku, jakiego dot ˛

ad nie

znała.

— Sybel, wysłałam go — wyja´sniła znu˙zona Maelga. — Wrócił dzi´s rano do domu

i padł martwy u mych stóp. My´sl˛e, ˙ze był ju˙z martwy, kiedy leciał.

Sybel zadr˙zała.

— Jest zimny — szepn˛eła.

Maelga delikatnie dotkn˛eła jej ramienia.

— Moje białe dziecko — j˛ekn˛eła — co mog˛e dla ciebie zrobi´c?

— Nic — szepn˛eła Sybel. — Nic. — Westchn˛eła ci˛e˙zko. — Mam nadziej˛e, ˙ze Ter

jest bezpieczny. Przywołam go i ode´sl˛e z powrotem do Tama.

— Ugotuj˛e co´s dla ciebie. Strasznie schudła´s, odk ˛

ad Tam wyjechał.

Wyszła do kuchni, cały czas nios ˛

ac martwego kruka. Sybel pochwyciła umysł sokoła

i poczuła gwałtowny p˛ed ziemi pod skrzydłami.

140

background image

Ter. Wracaj do Tama. To niebezpieczne.

Milczał przez chwil˛e, a ona prze˙zywała bicie jego serca i ogie´n płyn ˛

acy mu w ˙zy-

łach. A potem powiedział:

Nie.

Ter. Wracaj do Tama.

Dzieci˛e Ogama, pro´s mnie, o co chcesz. Ale musz˛e komu´s wydzioba´c oczy i uciszy´c

mroczny umysł.

Ter. . .

Nagle straciła go, odnalazła zdumiona i straciła znowu. W jej umy´sle rozległ si˛e

szept, silny i nieubłagany.

Sybel.

— Nie! — powiedziała. Słowo upadło bez ˙zycia na białe kamienie. — Nie!

*

*

*

O północy siedziała pod kopuł ˛

a, a ksi˛e˙zyc w pełni spogl ˛

adał na ni ˛

a niczym oko.

´Swiat le˙zał w milczeniu, wyciszony i ukryty, góra znieruchomiała, gwiazdy zamarzły

141

background image

w kryształy lodu. Noc trwała bezgło´sna, spoczywała w sercu ciszy, której nie zakłócał

˙zaden wiatr, ˙zaden szept li´sci. Oczy Sybel w mroku były ciemne i nieruchome; czekała,

nasłuchuj ˛

ac w spokoju swego umysłu, czekała na nieuchronn ˛

a chwil˛e, na wołanie, które

przebije umysł a˙z do j ˛

adra ciszy. Gules le˙zał obok z uniesion ˛

a głow ˛

a, złotymi ´slepia-

mi wpatrywał si˛e w ni ˛

a bez mrugni˛ecia, bez drgnienia, jakby nie oddychał. Po chwili

poczuła obok kogo´s innego i zobaczyła Cyrina; jego kły błyszczały biel ˛

a jak gwiazdy.

Odpowiedz mi na zagadk˛e. Panie M ˛

adro´sci,

powiedziała do niego i usłyszała w jego

umy´sle wszystkie zagadki ´swiata. A potem czerwone oczy znikn˛eły, gdy wielki l´sni ˛

acy

łeb opadł ku ziemi.

Na t˛e nie znam odpowiedzi.

Sybel spu´sciła głow˛e.

— Jestem zm˛eczona — szepn˛eła, szeroko otwieraj ˛

ac oczy w mroku. — Nie wiem,

co robi´c.

Siedziała tak przez chwil˛e, od czasu do czasu czuj ˛

ac z dala lekkie szarpni˛ecie, jak-

by delikatny odpływ przyci ˛

aganej ksi˛e˙zycem fali. Blask wyrysował jej cie´n i mroczne

142

background image

sylwetki ody´nca i lwa na białym marmurze posadzki. Wreszcie zamkn˛eła oczy i posłała

wezwanie. A kiedy wołała, usłyszała u bram stłumiony, lecz znajomy krzyk.

— Sybel — powiedział Coren, kiedy przybiegła do niego po ´sniegu. — Sybel. —

Zaciskał palce na pr˛etach, jakby próbował je wyrwa´c. — Tak mi przykro. . . przepra-

szam. . . nie było mnie w Sirle. . .

— Wła´snie ci˛e wołałam — odparła bez tchu, szarpi ˛

ac lodowate zasuwy. — Wła´snie

przed chwil ˛

a. . . Corenie. przyleciałe´s tutaj na skrzydłach?

— Chciałem. — Wprowadził konia i stan ˛

ał przed ni ˛

a, próbuj ˛

ac wypatrzy´c w ciem-

no´sci jej twarz. — O co chodzi? — zapytał niespokojnie. — Sybel, chciałem przyjecha´c

tutaj ju˙z trzy dni temu, ale Rok posłał mnie do Hiltu, aby przekona´c Horsta do jakiego´s

beznadziejnego planu. Wiedziałem, ˙ze jeste´s niespokojna, wiedziałem nawet przez sen,

ale nie mogłem wyjecha´c a˙z do wczoraj. Co si˛e stało? Gdzie Tam?

Patrzyła na niego bez słowa. Pokr˛eciła głow ˛

a.

— Nie. Sk ˛

ad. . . sk ˛

ad wiedziałe´s, ˙ze ci˛e potrzebuj˛e, zanim sama to wiedziałam?

— Wiedziałem. Sybel, co si˛e stało? Co mog˛e dla ciebie zrobi´c?

— Tylko. . . drobiazg.

143

background image

— Cokolwiek.

— Obejmij mnie.

Upu´scił wodze na ´snieg. Rozchylił płaszcz, przyci ˛

agn ˛

ał j ˛

a do siebie i otulił wraz

z białymi włosami; czubek jej głowy l´snił lekko na jego ramieniu. Sybel czuła jego

oddech, uderzenia pulsu.

Nagle wstrzymał oddech.

— Sybel, ty si˛e boisz.

— Tak. Przytul mnie mocniej — poprosiła, a on przyci ˛

agn ˛

ał j ˛

a bli˙zej do siebie.

Usłyszała bicie jego serca, poczuła dło´n w r˛ekawicy, podtrzymuj ˛

ac ˛

a jej głow˛e. Powoli

nabrała powietrza i odetchn˛eła gł˛eboko. — Wezwałabym ci˛e a˙z z Sirle, by o to poprosi´c.

Tylko po to.

— A ja bym przyjechał. Przyjechałbym tylko po to, by ci˛e przytuli´c. Lecz na pewno

mog˛e zrobi´c co´s wi˛ecej.

— Nie. Twój głos jest jak ´swiatło sło´nca. Nale˙zy do ´swiata ludzi, nie do mrocznego

´swiata magów.

Oddech Corena poruszał jej białymi włosami.

144

background image

— Co si˛e stało? Co ci˛e niepokoi?

Milczała. Potem uniosła głow˛e, westchn˛eła i odsun˛eła si˛e od niego, rozrywaj ˛

ac kr ˛

ag

ramion.

— Nie chciałam ci mówi´c, ale teraz mo˙ze powinnam, bo gdyby cokolwiek si˛e ze

mn ˛

a stało, mógłby´s. . . mógłby´s si˛e niepokoi´c, gdyby´s nie wiedział.

Uniósł r˛ece w za´snie˙zonych r˛ekawicach i uj ˛

ał jej twarz.

— Sybel, co si˛e dzieje?

— Chod´z do ognia. Powiem ci.

Powiedziała, gdy ju˙z odprowadził konia do stajni, nakarmił go, powiesił płaszcz

przy ogniu i usiadł obok niej. Dała mu kubek grzanego wina i wyja´sniła krótko:

— Kto´s mnie przywołuje.

Popatrzył na ni ˛

a ponad brzegiem kubka, potem odstawił go mocno, a˙z wino chlu-

sn˛eło na palce.

— Kto?

— Gdybym odkryła jego imi˛e, mogłabym walczy´c. . . by´c mo˙ze. Wsz˛edzie szuka-

łam wła´sciwego imienia, szeptem mego głosu w ich umysłach zaskakiwałam magów

145

background image

poza Eldwoldem, a ich l˛eki i zdumienie zdradziły, ˙ze mnie nie znaj ˛

a. I teraz nie wiem,

co mam robi´c. Odebrał mi Tera; posłałam sokoła na poszukiwania, a on ukradł mi je-

go imi˛e; nie mogłam utrzyma´c Tera wobec jego mocy. Jest bardzo silny. My´sl˛e, ˙ze jest

silniejszy od ka˙zdego, o kim słyszałam. Dlatego w ko´ncu b˛ed˛e chyba zmuszona ust ˛

api´c.

Milczał przez chwil˛e, marszcz ˛

ac brwi.

— Ale ja nie zechc˛e mu ci˛e ust ˛

api´c — rzekł wreszcie.

Poruszyła si˛e niespokojnie.

— Corenie, nie po to ci˛e przywołałam. Nie mo˙zesz mi pomóc.

— Mog˛e spróbowa´c. Nie mogłem pomóc Norrelowi, ale tobie pomog˛e. Zostan˛e tu

z tob ˛

a, a kiedy przyjdzie po ciebie albo gdy ty do niego pójdziesz, b˛ed˛e przy tobie.

I policz˛e si˛e z nim.

— Corenie, po co to wszystko? B˛ed˛e tylko musiała patrze´c, jak umierasz albo jak

twój własny umysł skr˛eca i staje przeciwko tobie tak, ˙ze nigdy nie zdołasz wymówi´c

mojego imienia. Rommalb był strachem, ale prze˙zyłe´s to, jednak ten mag b˛edzie dla

ciebie ´smierci ˛

a.

146

background image

— Wi˛ec co mam robi´c? — zapytał bezradnie. — My´slisz, ˙ze b˛ed˛e siedział tutaj albo

w Sirle, spokojny jak dziecko, gdy ciebie porwie jaki´s potwór bez imienia?

— No có˙z, w ka˙zdym razie nie chc˛e, by´s umarł na moich oczach.

— Wol˛e raczej umrze´c, ni˙z le˙ze´c bezsennie w´sród nocy, gdy twój umysł szepcze do

mnie, a ja nie wiem, gdzie jeste´s i dlaczego si˛e niepokoisz.

— Nie prosiłam ci˛e, ˙zeby´s przybył niewołany, kiedy b˛ed˛e niespokojna, nie prosiłam,

˙zeby´s nasłuchiwał mojego głosu.

— Wiem. Nigdy nie prosiła´s, ˙zebym ci˛e kochał. A jednak ci˛e kocham, jestem nie-

spokojny i zostan˛e z tob ˛

a niezale˙znie od twoich tłumacze´n. Łatwo przywoła´c człowieka

do tego domu, ale nie tak łatwo go zmusi´c, ˙zeby wyjechał.

— Jeste´s prawdziwym dzieckiem z Sirle. Wierzysz, ˙ze ka˙zde niebezpiecze´nstwo

mo˙zna odp˛edzi´c, dobywaj ˛

ac miecza. My´slałam, ˙ze jeste´s m ˛

adry, ale jeste´s głupcem.

Czy ruszałe´s na równin˛e Terbrec przeciwko Drede’owi z ksi˛eg ˛

a zakl˛e´c w r˛ekach? No

wła´snie, wi˛ec dlaczego chcesz z mieczem stan ˛

a´c przeciwko magowi? Kiedy mag zmieni

twój miecz w kału˙z˛e metalu u twych stóp, co wtedy zrobisz?

Zacisn ˛

ał usta, a potem wzruszył ramionami.

147

background image

— Jestem głupi, ˙ze si˛e z tob ˛

a kłóc˛e. Je´sli nie potrafisz mnie st ˛

ad wyrzuci´c, Sybel, to

zostaj˛e. Mo˙zesz nie zwraca´c na mnie uwagi, depta´c mi po nogach, odmawia´c po˙zywie-

nia, ale je´sli gdzie´s pójdziesz, pójd˛e za tob ˛

a. Zrobi˛e wszystko, ˙zeby zabi´c to, co zechce

ci˛e skrzywdzi´c.

Wstała. Jej czarne oczy spogl ˛

adały na niego jakby z oddali, a kiedy w nie spojrzał,

usłyszał lekkie poruszenia budz ˛

acych si˛e bestii.

— Jest sposób, aby odesła´c ci˛e do Sirle — rzekła — opornego, lecz ˙zywego.

Lew Gules ziewn ˛

ał, ´slepia z płynnego złota błysn˛eły w ciemno´sci, kiedy bezgło-

´snie jak cie´n wyszedł z pokoju pod kopuł ˛

a i zatoczył kr ˛

ag wokół Corena, ocieraj ˛

ac si˛e

o niego niespokojnie. W kuchni zbudziła si˛e Moriah; zamruczała gardłow ˛

a pie´s´n bez

słów, sun ˛

ac leniwie w ich stron˛e. Wpatrzony w czarne oczy Coren zobaczył, jak na

chwil˛e znika z nich ´swiatło. W cichej nocy usłyszał powolne bicie wielkich skrzydeł,

zasysaj ˛

acych powietrze. Wyprostował si˛e, wzi ˛

ał Sybel za r˛ek˛e i jej my´sli powróciły.

Ciche parskanie ody´nca i szum skrzydeł smoka splatały kruch ˛

a paj˛eczyn˛e d´zwi˛eków,

rozerwan ˛

a przez nagły ostrzegawczy wrzask kocicy.

148

background image

— Sybel, próbujesz mnie wystraszy´c? Dlaczego nie wejdziesz do mojego umysłu,

tak jak weszła´s do umysłu Drede’a, i nie ode´slesz mnie spokojnie, bez mojej wiedzy, do

Sirle? Temu nie mógłbym si˛e oprze´c.

Przygl ˛

adała mu si˛e przez chwil˛e. Potem skrzywiła si˛e i odsun˛eła. Powstał szybko,

pochwycił j ˛

a, a ona zasłoniła twarz dło´nmi.

— Nie mog˛e — szepn˛eła. — Chciałabym, ale nie mog˛e.

— Wi˛ec co teraz? Je´sli poszczujesz mnie bestiami, b˛ed˛e walczył. Porani˛e je, one

mnie te˙z. Wtedy b˛edziemy gniewa´c si˛e na siebie nawzajem o to, ˙ze do tego dopu´sci-

li´smy. Sybel, dla nas obojga b˛edzie lepiej, je˙zeli po prostu pozwolisz, bym si˛e tob ˛

a

zaopiekował. Pozwolisz, bym trzymał tutaj t˛e bezsensown ˛

a wart˛e. Je´sli ci na mnie za-

le˙zy, nie b˛edziesz si˛e sprzeciwia´c. Jedynie tyle mog˛e zrobi´c. Prosz˛e. Jeste´s mi winna

troch˛e dobroci.

Opu´sciła r˛ece. Nie widział jej twarzy skrytej pod fal ˛

a włosów. A potem odgarn˛eła

białe pasma i spojrzała na niego; oczy miała spokojne, znu˙zone, pełne wyczekiwania.

— Chc˛e, ˙zeby´s odszedł. Dla twojego dobra przywi ˛

azałabym ci˛e do Gylda i odesłała

do Sirle, na próg domu Roka. Ale dla mojego dobra chc˛e, ˙zeby´s był tutaj. Odejdziesz?

149

background image

— Nie.

Przyci ˛

agn ˛

ał j ˛

a do siebie, a˙z opu´sciła głow˛e na jego pier´s. U´smiechn ˛

ał si˛e lekko do

lwa Gulesa i musn ˛

ał wargami jej włosy.

— Jestem samolubna — szepn˛eła. — Ale jedno wiem i powiem ci to teraz. Tam,

gdzie w ko´ncu pójd˛e, pójd˛e sama.

*

*

*

Tej nocy le˙zała bezsennie, z lwem Gulesem u stóp łó˙zka i Moriah u drzwi, a wiel-

kie, zimne ´swiaty ognia płyn˛eły w ciszy nad jej głow ˛

a. Czuła w umy´sle równy puls

wołania biegn ˛

acy przez otwarte drzwi i korytarze umysłu, sun ˛

acy bezustannie, nieod-

parcie w dół, w gł˛ebiny, gdzie skrywała czyst ˛

a i zimn ˛

a wiedz˛e o sobie. Wołanie zmie-

rzało tam nieuchronnie, jej własna moc rozpływała si˛e, a my´sli le˙zały bezu˙zyteczne,

nieuformowane. Wreszcie nie było w niej nic oprócz tego przyt˛epiaj ˛

acego wol˛e woła-

nia, zmieniaj ˛

acego biały nieruchomy dom w co´s obcego, a˙z wydawał si˛e tylko cieniem

snu. Gł˛ebokie ukryte miejsca jej umysłu le˙zały otworem, nieosłoni˛ete; jej moc została

150

background image

zmierzona, imi˛e odebrane wraz z wszystkim, co oznaczało: do´swiadczenie, instynkt,

wszelka my´sl i moc — wszystko to zostało zmierzone i poznane.

Powstała na rozkaz, który był ledwie czym´s wi˛ecej ni˙z słowem, ubrała si˛e tak cicho,

˙ze materiał tylko zaszele´scił o materiał. Wielki złocisty lew spał w ´swietle ksi˛e˙zyca.

Czarna kocica, bezimienna, wyci ˛

agn˛eła si˛e jak cie´n na progu. Sybel spojrzała na zwie-

rz˛eta i u´swiadomiła sobie, ˙ze nie zna ich imion i nie mo˙ze ich zbudzi´c, gdy˙z imiona s ˛

a

jak klejnoty w gł˛ebi góry, ukryte przed oczami jej umysłu. Przekroczyła ´spi ˛

ac ˛

a kocic˛e

tak łagodnie, ˙ze zwierz˛eciu nie drgn˛eły nawet powieki. W pokoju za progiem rudowłosy

m˛e˙zczyzna siedział przed zielonym płomieniem, oczy miał zamkni˛ete, dłonie opuszczo-

ne bezwładnie. Cicho jak oddech przemkn˛eła obok niego, min˛eła u´spionego u jego stóp

ody´nca ze srebrn ˛

a szczecin ˛

a.

Zamykane drzwi trzasn˛eły cichutko. Coren obudził si˛e nagle i rozejrzał wokół, mru-

gaj ˛

ac sennie oczami. Jaka´s gał ˛

azka trzasn˛eła w ogniu, a on oparł si˛e w fotelu i spojrzał

w ciemne drzwi pokoju, gdzie spala Sybel, strze˙zona przez Gulesa i Moriah. W tej samej

chwili Sybel cicho prowadziła jego konia po ´sniegu przez bram˛e. Dosiadła wierzchowca

na oklep i ruszyła w dół, dług ˛

a, biał ˛

a jak ogie´n górsk ˛

a ´scie˙zk ˛

a, obok u´spionego domu

Maelgi i dalej, w stron˛e ciemnego, pełnego wie˙z miasta Mondor.

background image

Rozdział 6

Wspi˛eła si˛e na stopnie wysokiej wie˙zy w północnym murze miasta. Wkr˛ecały si˛e

spiral ˛

a w mrok ponad ni ˛

a i poni˙zej, a w ´swietle pochodni jej własny cie´n kładł si˛e na

wytarte stopnie. Na ich kra´ncu linia ´swiatła kre´sliła w ciemno´sci kształt zamkni˛etych

drzwi. Sybel chwyciła ci˛e˙zki ˙zelazny pier´scie´n na skoblu i poci ˛

agn˛eła.

— Wejd´z, Sybel.

Znalazła si˛e w okr ˛

agłej komnacie. Baldachim nieruchomych, haftowanych gwiazd

migotał jaskrawo nad jej głow ˛

a. Ze ´scian, faluj ˛

ac delikatnie przy wysokich oknach, zwi-

sały kotary z białej wełny i lnu, pokryte bogatym ´sciegiem staro˙zytnych opowie´sci. Sta-

152

background image

n˛eła na mi˛ekkiej owczej skórze z futrem gł˛ebokim po kostki, okrywaj ˛

acej cał ˛

a podłog˛e.

Po´srodku komnaty płon ˛

ał ogie´n, a przed nim stał wysoki m˛e˙zczyzna w szacie z czarne-

go aksamitu, przepasany ła´ncuchem poł ˛

aczonych srebrnych ksi˛e˙zyców. Milczał. Twarz

miał w ˛

ask ˛

a, o jastrz˛ebich rysach, bez ´sladu uczucia; tylko pojedyncza zmarszczka wy-

krzywiała si˛e lekko przy k ˛

aciku ust. Zielone, chłodne oczy okrywał cie´n.

— Zdrad´z mi swoje imi˛e.

— Sybel.

Na to słowo niewidoczna ni´c przywołania, która skrywała w mroku jej umysł, p˛ekła

nagle i Sybel stan˛eła wolna, rozgl ˛

adaj ˛

ac si˛e po komnacie. Dr˙zała lekko, a jej wzrok

przesuwał si˛e po ciemnych ´scianach. Zielone oczy obserwowały j ˛

a nieruchomo.

— Zbli˙z si˛e do ognia. Przebyła´s dług ˛

a drog˛e poprzez ´snieg. — Wyci ˛

agn ˛

ał do niej

smukł ˛

a dło´n o długich palcach, ozdobion ˛

a jednym pier´scieniem, w którym tkwił ka-

mie´n koloru jego oczu. — Chod´z — powtórzył, a ona podeszła wolno w stron˛e ognia,

rozwi ˛

azuj ˛

ac mokry płaszcz.

— Kim jeste´s? Czego chcesz ode mnie?

153

background image

— W tej chwili moje imi˛e brzmi Mithran. Przez lata przywołałem wiele istot. Słu-

˙zyłem ksi ˛

a˙z˛etom na dalekich dworach, na wielu ´swiatach; słu˙z˛e im uczciwie i dobrze,

póki s ˛

a pot˛e˙zni. Je´sli nie, wykorzystuj˛e ich dla własnych celów.

Odszukała wzrokiem jego twarz.

— Komu teraz słu˙zysz? — szepn˛eła.

Zmarszczka, cienka jak paj˛ecza ni´c, drgn˛eła u jego ust.

— Do tej chwili byłem na słu˙zbie. Ale teraz, tak my´sl˛e, posłu˙z˛e sobie.

— Słu˙zbie u kogo?

— U człowieka, który jednocze´snie boi si˛e ciebie i ci˛e pragnie.

Rozchyliła wargi.

— Drede?!

— Jeste´s zdziwiona? Dlaczego? Przywołała´s go dwukrotnie z jego domu, tak umie-

j˛etnie, ˙ze nawet nie wiedział, jaki impuls nim powoduje. Walczy o władz˛e w Eldwoldzie,

a jego jedyna bro´n to młody syn przeciwko sze´sciu synom rodu Sirle.

— Powiedziałam, ˙ze nie b˛ed˛e si˛e miesza´c w ich sprawy! Dlaczego s ˛

adzi, ˙ze zrobi˛e

co´s przeciwko niemu, ojcu Tama?

154

background image

— Dlaczego nie, kiedy rudowłose ksi ˛

a˙z ˛

atko z Sirle zaleca si˛e do ciebie słodkimi

słowy? Wychowała´s Tamlorna, ale masz te˙z własne ˙zycie. Jeste´s pot˛e˙zna i pi˛ekna jak

strofa poezji ze staro˙zytnej ksi˛egi zdobnej w klejnoty. Drede si˛e obawia, ˙ze jaki´s impuls

pchnie ci˛e Corenowi w ramiona.

— Coren. . . — Zakryła oczy, poczuła chłód własnych dłoni. — Mówiłam Dre-

de’owi. . .

— Nie jeste´s przecie˙z z kamienia.

Nie. Jestem z lodu. — Odsun˛eła si˛e od ognia, stan˛eła przy l´sni ˛

acym stole i oparła

na blacie dłonie z rozło˙zonymi palcami. — Znasz mój umysł. Znasz go lepiej ni˙z kto-

kolwiek z ˙zyj ˛

acych. Dokonywałam trudnych wyborów, ale zawsze najwa˙zniejsza była

moja wolno´s´c, swoboda u˙zycia mocy tak, by słu˙zyła moim pragnieniom i nikogo nie

krzywdziła. Czy on tego nie widzi?

— Kochała´s Tama. Dlaczego nie mo˙zesz pokocha´c Corena z Sirle? Jeste´s zdolna do

miło´sci. To niebezpieczna cecha.

— Nie kocham Corena!

Podszedł bli˙zej i bez mrugni˛ecia wpatrywał si˛e w jej twarz.

155

background image

— A Drede’a? Kochasz go? Uczyniłby ci˛e królow ˛

a.

Rumieniec wpłyn ˛

ał jej na policzki. Patrzyła niewidz ˛

acym wzrokiem na stoj ˛

ace na

stole srebra barwy ksi˛e˙zyca.

— Poci ˛

agał mnie troch˛e. . . Ale nie siedziałabym pokornie obok niego, u˙zywaj ˛

ac

mocy według jego ˙zycze´n, nie przywoływałabym Sirle do zguby. Na pewno nie!

Chłodny, stanowczy głos dosi˛egn ˛

ał j ˛

a nieuchronnie.

— Zapłacono mi, abym uczynił ci˛e pokorn ˛

a. Dłonie Sybel ze´slizgn˛eły si˛e z blatu.

Odwróciła si˛e do maga, krew odpłyn˛eła jej z twarzy, a oczy zw˛eziły si˛e jakby słuchała

niezwykłego zakl˛ecia.

— Drede chce. . .

— Chce, ˙zeby´s była mu posłuszna. Chce wiedzie´c, ˙ze mo˙ze ci˛e kocha´c i ufa´c ci

bezgranicznie, jak nikomu na ´swiecie. Troch˛e ci˛e poznał i uwa˙za, ˙ze jest tylko jeden

sposób, aby to osi ˛

agn ˛

a´c. W tym celu wynaj ˛

ał mnie.

Strach, jakiego nigdy nie zaznała, zbudził si˛e gł˛eboko w duszy i posłał lodowate

macki wzdłu˙z ˙zył, a˙z do umysłu.

— Jak? — szepn˛eła, a łzy pociekły jej po twarzy.

156

background image

— My´sl˛e, ˙ze wiesz, Sybel. Imi˛e to dla ciebie pami˛e´c, wiedza, do´swiadczenie. Nie

ma niczego, co byłoby bardziej prawdziwe, nieodwołalnie twoje. Drede wynaj ˛

ał mnie,

˙zebym odebrał ci imi˛e na jaki´s czas, a potem oddał ju˙z innej kobiecie, która przyjmie je

z u´smiechem i bez protestów da Drede’owi wszystko, o co j ˛

a poprosi.

Z jej piersi wyrwał si˛e d´zwi˛ek, ostry i piskliwy, w którym nie rozpoznała własne-

go głosu. Potem znowu. Osun˛eła si˛e na owcz ˛

a skór˛e, a gor ˛

ace łzy parzyły jej palce.

Z trudem łapała oddech, z trudem wyrywała z ust słowa:

— Pomó˙z mi. . . odbierasz mi sam ˛

a siebie. . .

— Czy nigdy wcze´sniej nie płakała´s? Miała´s szcz˛e´scie. To minie.

Zagryzła z˛eby, powstrzymuj ˛

ac szloch; zacisn˛eła palce na owczym futrze. Jej wilgot-

na twarz błyszczała w blasku ognia.

— Pozwól mi go zobaczy´c. Zrobi˛e. . . zrobi˛e, cokolwiek zechce. Tylko nie odbie-

raj mi woli. Wyjd˛e za niego. B˛ed˛e szła pokornie u jego boku, tylko pozwól mi samej

wybiera´c.

Zielone oczy spogl ˛

adały na ni ˛

a nieprzeniknione. Po chwili mag podszedł, pochylił

si˛e i dotkn ˛

ał jej twarzy; łzy jak gwiazdy błysn˛eły na czubkach jego palców.

157

background image

— Te˙z kiedy´s tak płakałem. . . — szepn ˛

ał. — Dawno temu, cho´c popioły miło´sci

i nienawi´sci wystygły ju˙z w moim sercu. Płakałem po ucieczce Liralena, płakałem wie-

dz ˛

ac, ˙ze cho´c mog˛e zyska´c władz˛e nad cał ˛

a ziemi ˛

a, ten jeden obiekt nieskazitelnego

pi˛ekna jest dla mnie stracony. . . Nie my´slałem, ˙ze kiedy´s wpadnie w moje r˛ece co´s

równie białego i pi˛eknego. Król ˙z ˛

ada, bym oddał to jemu. . . Ale jest zbyt małym czło-

wiekiem, aby okiełzna´c tak ˛

a wolno´s´c. . .

— Czy pozwolisz mi z nim porozmawia´c?

— Jak mógłby ci zaufa´c? Ufał kiedy´s Riannie, a ona zdradziła go w sekrecie. Tym

razem nie chce zdrady. Boi si˛e ciebie i jest zazdrosny o Corena. Ale twoja twarz zapło-

n˛eła kiedy´s pod jego dłoni ˛

a, a młody ksi ˛

a˙z˛e ci˛e kocha, wi˛ec zaprowadzi ci˛e do niego;

nie bezsiln ˛

a, ale poskromion ˛

a.

— Ile ci płaci?

U´smiech błysn ˛

ał w nieruchomych oczach.

— Wszystko to. . . bogactwa, leniwe godziny w odosobnieniu po´sród luksusów, two-

je zwierz˛eta, je´sli tylko na zawsze rozbij˛e pot˛eg˛e rodu Sirle. Jeszcze si˛e na to nie zde-

cydowałem.

158

background image

— Dlaczego nie boi si˛e ciebie? — szepn˛eła. — Ja si˛e boj˛e.

— Poniewa˙z kiedy pierwszy raz si˛e do mnie zwrócił, nie miał nic, czego bym chciał.

Teraz nie jestem ju˙z taki pewien.

— A czego jeszcze chcesz?

— Czy próbujesz odkupi´c ode mnie swoj ˛

a wolno´s´c?

— Nie mog˛e jej od ciebie odkupi´c! Je´sli ju˙z, musisz odda´c j ˛

a z własnej woli, z lito-

´sci.

Wolno pokr˛eciła głow ˛

a.

— Nie mam lito´sci. Mam tylko podziw dla ciebie. Dysponujesz pot˛e˙znym umysłem,

samotnym w swej wiedzy, gdy˙z do´swiadczenia umysłu s ˛

a tajemne i nie mo˙zna ich z ni-

kim dzieli´c. ˙

Zyłem na pustkowiach pod okiem ksi˛e˙zyca, na dworach bogatych ksi ˛

a˙z ˛

at,

w´sród d´zwi˛eku tr ˛

abek i pulsu b˛ebnów. . . Przebywałem w wysokich górach, w gor ˛

acych

chatkach czarownic, obserwowałem ich obł ˛

akane oczy i ogorzałe twarze. Rozmawia-

łem z sow ˛

a, z białym sokołem i czarnym krukiem; rozmawiałem z głupcami, którzy

tysi ˛

acami ˙zyj ˛

a w zatłoczonych miastach, z m˛e˙zczyznami i kobietami. Rozmawiałem

159

background image

z królowymi o spokojnych głosach. Ale nigdy w swych w˛edrówkach nie marzyłem, ˙ze

istnieje kto´s taki jak ty. . .

Upier´scienionym palcem odsun ˛

ał kosmyk jej włosów. Sybel cofn˛eła si˛e lekko, sze-

roko otwieraj ˛

ac oczy.

— Prosz˛e. Pozwól mi porozmawia´c z Drede’em.

— Mo˙ze. . . — Wyprostował si˛e i odsun ˛

ał od niej. — Wsta´n. Zdejmij mokry płaszcz

i rozgrzej si˛e. Mam tu gor ˛

ace jedzenie i wino. Za t ˛

a zasłon ˛

a jest ło˙ze z bogato zdobionym

baldachimem i jeszcze co´s, co nale˙zy do ciebie.

Wstała powoli i odsun˛eła biał ˛

a kotar˛e. Sokół Ter stał na złotym postumencie, a mi-

gotliwe oczy spogl ˛

adały na ni ˛

a oboj˛etnie. Poszukała jego umysłu, wymawiała bezgło-

´snie jego imi˛e, ale nie odpowiedział, nawet nie drgn ˛

ał. Odwróciła si˛e znu˙zona.

— Jeste´s silny, Mithranie. . . Dziwne, ˙ze znalazłam si˛e na twojej łasce tylko dlatego,

˙ze dwana´scie lat temu pokochałam bezradne dziecko. Boj˛e si˛e ciebie i Drede’a, ale

strach mnie nie ocali. My´sl˛e, ˙ze nie mo˙ze mnie ocali´c nikt prócz ciebie.

Czarno odziany mag nalał jej wina. Zasłony na oknach poja´sniały blaskiem poranka.

160

background image

— Mówiłem ci ju˙z, ˙ze nie mam lito´sci. Jedz. Potem odpocznij chwil˛e, a ja sprowa-

dz˛e do ciebie Drede’a. Mo˙ze jemu zostało troch˛e miłosierdzia, ale człowiek przera˙zony

nie jest ju˙z zdolny nikomu współczu´c.

Drede przyszedł w południe. Sybel obudził zgrzyt rygla w drzwiach; usłyszała cichy

głos:

— Stało si˛e?

— Nie.

— Powiedziałem ci, ˙ze nie chc˛e z ni ˛

a rozmawia´c, dopóki nie sko´nczysz!

Głos maga był lodowaty.

— Nigdy czego´s takiego nie robiłem. To wbrew mnie samemu. Skazisz j ˛

a nieod-

wracalnie. B˛edzie pi˛ekna, posłuszna i pot˛e˙zna tylko na twój rozkaz.

— Powiedziałe´s jej. . .

— Tak. To bez znaczenia. Zapomni. Ale chciała z tob ˛

a rozmawia´c. . . błaga´c ci˛e. . .

— Nie b˛ed˛e słuchał!

— Powiedziałem ci: aby spełni´c twój rozkaz, wyst˛epuj˛e przeciw sobie. Je´sli musz˛e

d´zwiga´c ci˛e˙zar winy, to ty tak˙ze. Inaczej tego nie zrobi˛e.

161

background image

Drede umilkł. Sybel wstała i odsun˛eła kotar˛e. Spojrzenie króla spocz˛eło na jej twa-

rzy i dostrzegła w jego oczach wstyd, cierpienie, a gł˛ebiej lodowaty błysk strachu. Przez

chwil˛e stała nieruchomo, ´sciskaj ˛

ac w dłoni kotar˛e. Potem podeszła i ukl˛ekła u jego stóp.

— Prosz˛e — szepn˛eła. — Błagam. Spełni˛e ka˙zd ˛

a twoj ˛

a pro´sb˛e. Wyjd˛e za ciebie. Od-

dam władców Sirle pod twoje panowanie. Wychowam Tama i urodz˛e ci synów. Nigdy ci

si˛e nie sprzeciwi˛e, b˛ed˛e posłuszna bez wahania. Ale nie pozwól, ˙zeby odebrał mi wol˛e.

Nie pozwól, ˙zeby zmienił mój umysł. To straszne, straszniejsze ni˙z gdyby´s mnie teraz

zabił. Wolałabym nawet, ˙zeby´s mnie zabił. Jaka´s cz˛e´s´c mnie, niczym białoskrzydły so-

kół, jest wolna, dumna, dzika, wzlatuje i własn ˛

a drog ˛

a szuka jasnych gwiazd i sło´nca.

Je´sli zabijesz tego białego ptaka, b˛ed˛e przykuta do ziemi, nie pozostan ˛

a mi własne sło-

wa, ˙zadne własne działania. Oddam ci tego ptaka, zamkn˛e go w klatce. Tylko pozwól

mu ˙zy´c.

Drede zasłonił dłoni ˛

a oczy. A potem ukl ˛

akł przed Sybel, uj ˛

ał jej dłonie i ´scisn ˛

mocno.

— Sybel, w tej sprawie nie mam wyboru. Pragn ˛

a ci˛e, ale boj˛e si˛e ciebie. . . Boj˛e si˛e

tego białego ptaka.

162

background image

— Obiecuj˛e. . . obiecuj˛e. . .

— Nie, posłuchaj. Byłem. . . Zawsze obawiałem si˛e, tych, których miałem w swojej

władzy. Zagra˙zali mi moi oficerowie, zdradzali ci, których kochałem, a˙z nie pozostał

nikt, z kim mógłbym rozmawia´c szczerze i bez strachu. Ludziom, którym powinienem

ula´c, patrz˛e w oczy. . . w ich pełne sekretów oczy pozbawione wyrazu. . . i budz ˛

a si˛e we

mnie podejrzenia. Obawiam zdrady. Jestem samotny. Tamlorn to jedyna osoba na ´swie-

cie, której ufam i któr ˛

a kocham. Ciebie mógłbym pokocha´c, Sybel, a mo˙ze i obdarzy´c

zaufaniem, ale musz˛e by´c ciebie pewien.

— Nigdy. . . nigdy nie mo˙zesz by´c pewien tych, których kochasz — wykrztusiła

przez zaci´sni˛ete gardło. — Nie mo˙zesz wiedzie´c, czy ci˛e nie zrani ˛

a, nawet je´sli ci˛e ko-

chaj ˛

a. Ale ˙zeby sobie zagwarantowa´c, ˙ze ci˛e pokocham, chcesz mi odebra´c wszelk ˛

a

miło´s´c, jak ˛

a mogłabym ci ofiarowa´c sama. Ten biały ptak ma na imi˛e Sybel. Gdy go za-

bijesz, umr˛e i tylko upiór b˛edzie spogl ˛

adał na ciebie moimi oczami. Zaufaj mi. Pozwól

mi ˙zy´c i zaufaj mi.

Drede zacisn ˛

ał powieki.

163

background image

— Nie mog˛e. . . Ufałem Riannie, ona zdradziła mnie z u´smiechem. U´smiechała si˛e

do mnie i całowała moj ˛

a dło´n, ale zdradziła dla tego niebieskookiego ksi ˛

a˙z ˛

atka Sirle.

A ty. . . ty wyjdziesz za mnie, ale zwrócisz si˛e ku Corenowi. . .

— Nie!

— Mam ci uwierzy´c? Pewnego dnia on z u´smiechem wejdzie do ogrodu, ty mu

u´smiechem odpowiesz i wszystkie twoje obietnice rozlec ˛

a si˛e niby li´scie na wietrze.

— Nie. . . Mówisz o Riannie, nie o mnie. Nie mam nic wspólnego z Riann ˛

a i Nor-

relem! Pozwól mi odej´s´c! Prosz˛e, pozwól mi odej´s´c! Wróc˛e do mojego białego domu,

a ten mag mo˙ze wznie´s´c wokół mur, którego nie przekrocz˛e. Wyjad˛e z Eldwoldu! Zro-

bi˛e wszystko. . . wszystko. . .

Jego słowa dobiegały przez zaci´sni˛ete z˛eby jak szept.

— Sybel, marz˛e o tobie nocami, budz˛e si˛e sam i szlocham. To dokona si˛e szybko,

a potem b˛edziesz ju˙z razem z Tamlornem. . .

— Nie. . .

Wypu´scił j ˛

a i wstał, zaciskaj ˛

ac pi˛e´sci.

— Tak si˛e stanie!

164

background image

— A wi˛ec — szepn˛eła dr˙z ˛

aca, z suchymi, o´slepłymi oczami — ju˙z nigdy nie b˛ed˛e

kochała. To okrutne. Jestem pierwsz ˛

a z trójki magów, która si˛e tego nauczyła. Chcia-

łabym zabi´c sam ˛

a siebie, ale nawet ten niewielki wybór zostanie mi odebrany. Mam

nadziej˛e, ˙ze dobrze płacisz temu magowi, poniewa˙z jego czyn nie ma ceny i z niczym

nie da si˛e porówna´c.

Drede przez chwil˛e stał przed ni ˛

a w milczeniu. Potem odwrócił si˛e i usłyszała szelest

jego kroków na owczej skórze, stuk butów na kamiennych stopniach. Drzwi zamkn˛eły

si˛e. zaskoczył rygiel, a ona zapłakała z l˛eku i bezradno´sci.

— Wsta´n, Sybel.

Podniosła si˛e niepewnie. Mithran nalał wina i obserwował j ˛

a ponad kraw˛edzi ˛

a pu-

charu.

— Usi ˛

ad´z.

Usiadła.

— Daj mi kilka minut wolno´sci — szepn˛eła do wn˛etrza kielicha.

— ˙

Zeby´s usun˛eła si˛e z tego ´swiata na zawsze? Nie, jeste´s zbyt cenna.

— Zostaw w mojej duszy cho´c odrobin˛e wolno´sci.

165

background image

— Aby kocha´c?

Uniosła wzrok.

— Aby nienawidzi´c — szepn˛eła. Obracała w palcach puchar, ´sciskała kute sre-

bro. — W tym male´nkim zak ˛

atku umysłu wyro´snie taka nienawi´s´c, ˙ze w ruin˛e obróci

cały Eldwold, kamie´n po kamieniu, i pozostawi martwe pustkowie, o które władcy Sirle

b˛ed ˛

a mogli kłóci´c si˛e przez wieki. Rzuc˛e tego króla na kolana, jak on mnie rzucił.

Zielone oczy wpatrywały si˛e w ni ˛

a nieruchomo.

— A co ze mn ˛

a? Czy mnie tak˙ze nienawidzisz?

— Jeste´s poza nienawi´sci ˛

a.

Pier´scie´n na palcu maga błysn ˛

ał pos˛epnie.

— Ten król jest głupcem — rzekł Mithran. — Czy wiesz, ˙ze kiedy´s ukradła´s mi

ksi˛eg˛e?

Pokr˛eciła głow ˛

a.

— Nie. Zapami˛etałabym ci˛e.

— Ksi˛eg˛e zakl˛e´c maga Firnana. My´slała´s, ˙ze pokój jest pusty. Odosobniona, zim-

na komnata ma dworze jakiego´s drobnego ksi ˛

a˙z ˛

atka niedaleko Fyrbolgu. Byłem tam.

166

background image

Weszła´s bezgło´snie, jak gdyby samo powietrze ci˛e uformowało. Przejrzała´s moje ksi˛e-

gi, wybrała´s t˛e jedn ˛

a i znikn˛eła´s tak cicho. . . Nie znałem twojego imienia. Nie miałem

nawet poj˛ecia, czy pochodzisz z Eldwoldu. Wiedziałem tylko, ˙ze stan˛eła´s przede mn ˛

a

niczym odpowied´z na sen, którego nie ´smiałem ´sni´c. Zacz ˛

ałem słucha´c, zadawa´c pyta-

nia tu i tam, dowiadywałem si˛e o tobie coraz wi˛ecej. . .

Spojrzała na niego zdumiona.

— Ale dlaczego przywołałe´s mnie dla Drede’a?

— Wła´snie on zdradził mi w ko´ncu, kogo mam woła´c. Widzisz, nie jestem głup-

cem. Gdybym przybył do ciebie na twoj ˛

a gór˛e, mogła´s równie łatwo odpowiedzie´c mi

„tak” jak „nie”. Ale dzisiaj, jak s ˛

adz˛e, jest tylko jedna mo˙zliwa odpowied´z. Pragn˛e ci˛e.

Je´sli b˛ed˛e musiał wzi ˛

a´c si˛e sił ˛

a, zrobi˛e to, chocia˙z wobec wyboru, przed jakim dzisiaj

stajesz, w ˛

atpi˛e, czy zechcesz si˛e opiera´c. Jestem pot˛e˙zny, posiadłem bezmiern ˛

a wiedz˛e.

Kochałem i nienawidziłem, ale przez lata nie znalazłem niczego godnego ani miło´sci,

ani nienawi´sci. Z tob ˛

a jak z nikim innym mog˛e si˛e dzieli´c my´slami i do´swiadczenia-

mi. Kiedy´s pokochałem kobiet˛e dla jej urody. Nie przypuszczałem, ˙ze znowu za tym

zat˛eskni˛e. To jakby´s. . . jakby´s była specjalnie dla mnie stworzona.

167

background image

Znowu zadr˙zała; skrzy˙zowała r˛ece na piersi, zimnymi palcami mocno ´sciskała ra-

miona.

— Wypij — polecił Mithran.

Wypiła, odstawiła puchar. Pochyliła si˛e i ukryła twarz w dłoniach. Mag obserwował

j ˛

a uwa˙znie.

— To troch˛e moja wina — szepn˛eła. — Maelga mnie ostrzegała.

— Spójrz na mnie.

Uniosła głow˛e. Oczy miała szeroko otwarte, nieruchome, wpatrzone w niego. Mith-

ran zmarszczył brwi.

— Czy decyzja wymaga a˙z takiego namysłu?

— Nawet nie my´sl˛e. W głowie mam pustk˛e.

— Wybieraj, Sybel.

— Nie chc˛e! Nic mnie ju˙z nie obchodzi! Sam wybieraj! Je´sli chcesz mnie, to mnie

zatrzymaj, je´sli nie, oddaj Drede’owi. Czego ode mnie oczekujesz? Podzi˛ekowa´n, ˙ze

podarowałe´s mi miejsce na pustkowiu swego serca? Drede’a przynajmniej rozumiem,

ale ty. . . ty jeste´s zimniejszy ode mnie.

168

background image

— Tak s ˛

adzisz? — sykn ˛

ał. Ale opanował si˛e natychmiast. Wykrzywił k ˛

aciki ust. —

Biały ptaku, wiesz, dobrze, ˙ze nigdy ci˛e nie oddam temu królowi. Ani nie złami˛e twego

umysłu, by słu˙zył jemu albo mnie.

— Ju˙z go złamałe´s! — krzykn˛eła. — Biały ptak? Biały sokół na srebrnym sznurku,

który przybywa, kiedy zawołasz. . . Bałabym si˛e ciebie a˙z do ´smierci, tak ˛

a masz władz˛e

nad ka˙zd ˛

a moj ˛

a ulotn ˛

a my´sl ˛

a. I dlatego nie dbam ju˙z o to, co ze mn ˛

a zrobisz. Mam ci˛e

błaga´c, ˙zeby´s mnie ocalił przed Drede’em? Mogłabym prosi´c ci˛e o to na kl˛eczkach, ale

nie zdołam ci dzi˛ekowa´c, je´sli b˛ed˛e do ciebie przykuta.

— Nie mo˙zesz. . . spróbowa´c mnie pokocha´c?

— Nikogo nie kocham! Nigdy nie b˛ed˛e kochała! Drede mo˙ze mnie mie´c bezradn ˛

a

i u´smiechni˛et ˛

a, a ty bezradn ˛

a i przera˙zon ˛

a. Co wolisz?

Przez chwil˛e milczał; mimowolnie przesuwał palcem w gór˛e i w dół po ´sciance

pucharu. Sybel zaciskała dłonie na por˛eczach fotela.

Wreszcie odezwał si˛e cichym głosem, powolnymi ruchami r˛eki odmierzaj ˛

ac rytm

słów:

169

background image

— Nie zawsze b˛edziesz si˛e mnie bała, Sybel. Poka˙z˛e ci staro˙zytn ˛

a sztuk˛e i zakl˛ecia,

o poznaniu których nawet nie marzyła´s. Dam ci cudowne dary: wykonany przez cza-

rownic˛e Cath˛e purpurowy klejnot w kształcie oka, który potrafi zagl ˛

ada´c za zamkni˛ete

drzwi i do szkatuł; płaszcz uszyty ze skór bł˛ekitnych górskich kotów z Lomaru, mi˛ekki

jak tchnienie, ciepły jak dotkni˛ecie ust. . . Dam ci zapiecz˛etowane, okute ksi˛egi maga

Erdena, nie otwierane od trzystu lat, od dnia jego ´smierci, i powiem ci, jak je otwo-

rzy´c. . .

Słowa formowały si˛e niczym sny w jej umy´sle; czuła, jak j ˛

a usypiaj ˛

a, jak my´sli

mroczniej ˛

a i spowalniaj ˛

a swój bieg.

— Schwytam dla ciebie skrzydlat ˛

a gazel˛e z Południowych Pusty´n o oczach niby

gwia´zdzista noc. . . B˛edziesz sypia´c na białej wełnie i purpurowym jedwabiu, b˛edziesz

nosi´c klejnoty barwy gwiazd z czerwonym i bł˛ekitnym płomieniem we wn˛etrzu. . .

Jak przez mgł˛e widziała, ˙ze mag wstaje powoli i zbli˙za si˛e bezszelestnie jak cie´n;

cichym głosem snuł wizje, które powstawały i spoczywały w jej oszołomionym umy´sle.

Poczuła jego palce wsuwaj ˛

ace si˛e we włosy.

170

background image

— Dam ci srebrnostrun ˛

a harf˛e Thrace’a z Tolu, która gra na rozkaz i ´spiewa zapo-

mniane opowie´sci o martwych, wspaniałych królach. . .

Tchnienie oddechu musn˛eło jej policzek. Gdzie´s we wn˛etrzu zbudził si˛e krzyk, sła-

by jak krzyk dziecka w nocy. Po chwili ucichł, zagin ˛

ał. Poczuła na szyi palce maga,

zobaczyła błyszcz ˛

acy w ´swietle srebrny kr ˛

a˙zek broszy.

— Dam ci Puchar Fortuny, ci´sni˛ety przez ksi˛ecia Verne’a do Zapomnianego Jeziora,

poniewa˙z przepowiedział mu ´smier´c od wody. . .

Poczuła, ˙ze suknia napina si˛e w jego palcach, usłyszała trzask dartego materiału,

a potem gwałtowny syk wci ˛

aganego powietrza.

— Oddam ci wszystkie skarby ´swiata i wszystkie jego sekrety. . . Sybel, mój biały

ptaku. . .

Dotkn ˛

ał wargami jej szyi, przesun ˛

ał je ni˙zej. I wtedy wyczuła, ˙ze w tej rosn ˛

acej

˙z ˛

adzy na jedn ˛

a chwil˛e j ˛

a uwolnił. Prawie nie my´sl ˛

ac, bez nadziei, wyszeptała tylko

jedno słowo.

Poderwał si˛e gwałtownie, z w´sciekło´sci ˛

a patrz ˛

ac jej w oczy. Odwrócił si˛e i wtedy

zobaczył za sob ˛

a kryształookiego Blammora. Krzykn ˛

ał raz tylko, a Blammor obj ˛

ał go

171

background image

niczym mgła. Przez moment mag stał wyprostowany, z rozło˙zonymi r˛ekami, zaciskaj ˛

ac

palce. Potem osun ˛

ał si˛e na podłog˛e.

Czy co´s jeszcze?

— zapytał Blammor.

Sybel dr˙z ˛

ac, przygl ˛

adała si˛e Mithranowi. Si˛egn˛eła do rozdartej sukni i spróbowała

zebra´c materiał.

Nie,

odparła. Nic wi˛ecej.

Blammor si˛e rozpłyn ˛

ał. Sokół Ter przy ło˙zu wrzasn ˛

ał przenikliwie. Mag Mithran

le˙zał na plecach; ko´sci twarzy, rak. karku miał zmia˙zd˙zone i połamane. Ter sfrun ˛

ał na

niego, wyl ˛

adował na zniekształconej głowie, szponami przebił otwarte oczy.

— Ter — szepn˛eła Sybel.

Podleciał do niej i przysiadł na oparciu fotela. Wstała, dr˙z ˛

ac ci ˛

agle, i okryła si˛e

płaszczem. Głos Tera spłyn ˛

ał mi˛edzy jej my´sli; czuła, ˙ze sokół płonie z w´sciekło´sci.

Jeszcze Drede.

Nie.

Drede.

Nie.

Podeszła do drzwi i dr˙z ˛

acymi palcami zwolniła zamek. Drede nale˙zy do mnie.

background image

Rozdział 7

Do domu wracała powoli. Ko´n brn ˛

ał w ´sniegu, a sokół kr ˛

a˙zył nad jej głow ˛

a; czasami

wznosił si˛e tak wysoko, ˙ze wygl ˛

adał niby male´nka ciemna gwiazdka na jasnym niebie,

a potem opadał ku niej szybki jak błyskawica. Nie odzywała si˛e do nikogo; czarne oczy

patrzyły, nie widz ˛

ac; nikt, kogo mijała, nie próbował jej zatrzymywa´c. O zmroku dotarła

do górskiej ´scie˙zki. ´Snieg srebrzył si˛e w´sród szaro´sci; gwiazdy rozbłyskiwały z wolna

ponad wielkim, mrocznym szczytem góry Eld. Drzewa wokół stały nieruchomo, a blask

gwiazd odbijał si˛e w ´snie˙znych czapach na gał˛eziach. Nad domkiem Maelgi unosiła si˛e

173

background image

smuga dymu; okna ja´sniały jak płomie´n. Sybel wjechała na podwórze. Kiedy zsun˛eła

si˛e na ziemi˛e, Maelga otworzyła drzwi; błysn˛eły pier´scienie na palcach.

— Sybel. . . — szepn˛eła.

Sybel patrzyła na ni ˛

a bez słowa. Maelga podbiegła; czujnie wpatrywała si˛e w dziew-

czyn˛e, dotkn˛eła nieruchomej, bladej twarzy.

— Czy to ty?

— Mag nie ˙zyje.

— Nie ˙zyje? Jak to, dziecko? My´slałam, ˙ze ju˙z ci˛e nie zobacz˛e.

— Rommalb.

Maelga przysłoniła dłoni ˛

a usta.

— Jego tak˙ze schwytała´s?

— Tak. A teraz mag Mithran le˙zy zmia˙zd˙zony na posadzce w swojej wie˙zy i my-

´sl˛e. . . my´sl˛e, ˙ze ani jedna ko´s´c jego palca nie pozostała cała.

Sybel zadr˙zała gwałtownie.

— Pozwól mi wej´s´c. Musz˛e. . . musz˛e chwil˛e odpocz ˛

a´c.

174

background image

Maelga obj˛eła j ˛

a i poci ˛

agn˛eła do ciepłego wn˛etrza. Sybel usiadła przy ogniu; przy-

mkn˛eła oczy. Poczuła r˛ece przy szyi i odepchn˛eła je mocno.

— Nie!

Maelga cofn˛eła si˛e. Odetchn˛eła powoli. Potem musn˛eła palcami policzek dziewczy-

ny. Sybel wstała, sama odwi ˛

azała płaszcz i odrzuciła na bok.

— Rozerwał mi sukni˛e. Czy Coren nadal jest w moim domu?

— Zeszyj˛e ci j ˛

a. Coren tam jest. Przyszedł do mnie, kiedy odkrył, ˙ze znikn˛eła´s.

Obwiniał si˛e, ˙ze zasn ˛

ał.

— Ciesz˛e si˛e, ˙ze spał. — Milczała przez chwil˛e, wpatrzona w ogie´n.

Maelga obserwowała j ˛

a, kołysz ˛

ac si˛e w fotelu. Wokół domu zapadła ciemno´s´c

i twarz Sybel skryła si˛e w cieniu.

— O czym my´slisz? — zapytała cicho Maelga. — O jakich mrocznych sprawach?

Sybel drgn˛eła.

— Mroczna jest noc — wyszeptała.

Usłyszały na podwórzu kroki i r˙zenie wierzchowca Corena. Sybel wstała; mate-

riał sukni rozsun ˛

ał si˛e na białych piersiach. Otworzyła drzwi. Coren, stoj ˛

acy z r˛ek ˛

a na

175

background image

ko´nskiej szyi, zobaczył dziewczyn˛e w padaj ˛

acym z wn˛etrza blasku. Podszedł, otulił j ˛

a

swoim płaszczem i obj ˛

ał mocno, kryj ˛

ac twarz w jej włosach. Poczuła jego łz˛e na po-

liczku.

— Ja te˙z płakałam — szepn˛eła. — To bolało.

— Odeszła´s ode mnie jak sen, tak cicho, tak nieodwołalnie. . . Nie mogłem tego

znie´s´c, nie mogłem. . .

— Jestem bezpieczna.

— Ale co si˛e stało? Kto to był?

— Opowiem ci. Wejd´z.

Usiadł razem z ni ˛

a przy ogniu Maelgi; ´sciskał Sybel mocno za r˛ek˛e, splataj ˛

ac palce,

jak gdyby ju˙z nigdy nie miał zamiaru jej pu´sci´c. Maelga kr ˛

a˙zyła cicho, podgrzewała

jedzenie, kroiła chleb i słuchała opowie´sci.

— Mag Mithran. Słyszałe´s kiedy´s to imi˛e? — spytała, ale Coren pokr˛ecił głow ˛

a. —

Widział mnie dawno temu, kiedy ukradłam mu ksi˛eg˛e. I. . . pragn ˛

ał mnie. Nie dał mi wy-

boru. Błagałam go o lito´s´c, ale nie miał jej dla mnie. Jego wspaniały umysł był znu˙zony

brakiem wyzwa´n, nud ˛

a, gorzkimi uczynkami. Poszłabym za nim. Nigdy nie zdołałabym

176

background image

mu si˛e sprzeciwi´c. Zawsze bym si˛e go bała. Ale popełnił bł ˛

ad. Zapomniał o Rommal-

bie. A to było jedyne imi˛e, jakie sobie przypomniałam, kiedy stracił panowanie nad

sob ˛

a i nade mn ˛

a. I tak zgin ˛

ał.

— To dobrze.

— Te˙z tak uwa˙zam, chocia˙z. . . Miał tak ogromn ˛

a wiedz˛e. Chciałabym. . . Chciała-

bym, ˙zeby´smy si˛e spotkali w innych okoliczno´sciach. Był pot˛e˙zniejszy nawet od Healda

i mógł mnie wiele nauczy´c.

Coren poruszył si˛e niespokojnie.

— Nie potrzebujesz a˙z takiej mocy, ˙zeby utrzyma´c swoje zwierz˛eta. Co by´s z ni ˛

a

zrobiła?

— Moc sama si˛e pomna˙za. Nie potrafi˛e przesta´c pragn ˛

a´c wiedzy, pragn ˛

a´c nauki.

Ale nigdy nie chciałabym i´s´c obok niego. On. . . on mnie nie kochał.

— Wi˛ec to dla ciebie wa˙zne?

— Tak. — Odwróciła głow˛e i spojrzała mu w oczy. — To wa˙zne.

Usłyszała jego niepewne westchnienie.

177

background image

— Chciałem i´s´c za tob ˛

a, ale nie wiedziałem, gdzie jeste´s — wyszeptał. — ´Snieg

zasypał nawet twoje ´slady. Obudziłem si˛e, ogie´n wygasł, a ciebie nie było.

— W ˙zaden sposób nie mogłe´s mi pomóc. On nie miałby dla ciebie lito´sci, jak nie

miał jej dla mnie. A ja musiałabym na to patrze´c. I wtedy nikt nie mógłby mnie obj ˛

a´c,

kiedy wróciłam.

— Sybel. . . — Urwał, szukaj ˛

ac wła´sciwych słów. — Masz moj ˛

a miło´s´c. Oddałbym

ci ˙zycie. A teraz zrezygnuj˛e dla ciebie ze wszystkich lat nienawi´sci do Drede’a. Je´sli

pojedziesz ze mn ˛

a do Sirle, nikt nigdy nie poprosi ci˛e o co´s, czego nie zechcesz da´c

sama. Nigdy ju˙z nie chc˛e czu´c, ˙ze mnie potrzebujesz, a ja nie wiem, gdzie mam ci˛e

szuka´c. Nigdy nie chc˛e si˛e budzi´c i widzie´c, ˙ze znikn˛eła´s.

Patrzyła na niego w milczeniu i przez chwil˛e widział w jej oczach cie´n oddalenia,

tajemnicy. Potem cie´n si˛e rozwiał, a Sybel podniosła do ust jego dło´n.

— A ja — szepn˛eła — nie chc˛e ju˙z patrze´c, jak odje˙zd˙zasz do Sirle beze mnie.

178

background image

*

*

*

Nast˛epnego ranka odjechali razem z góry Eld, by wzi ˛

a´c ´slub w rodzinnym domu

Corena. Długa zima zbli˙zała si˛e do ko´nca; jechali otuleni w futra, pod sło´ncem błysz-

cz ˛

acym o´slepiaj ˛

aco na białym ´sniegu. Sokół Ter leciał nad nimi — czarna sylwetka na

jasnym niebie. Min˛eli Mondor, pokonali szerok ˛

a równin˛e Terbrec i znale´zli si˛e w lesi-

stych regionach Sirle, gdzie sp˛edzili noc na przygranicznej farmie, b˛ed ˛

acej niemal for-

tec ˛

a. Drugiego dnia wjechali do serca Sirle, na pola w łuku rzeki Slinoon. Daleko przed

sob ˛

a zobaczyli mury i szare kamienne wie˙ze zamku władców tej krainy. Dym unosił

si˛e z kominów, Zatrzymali si˛e na krótki odpoczynek, a kiedy zsiedli z koni, Coren uj ˛

twarz Sybel w swe okryte r˛ekawicami dłonie.

— Czy jeste´s szcz˛e´sliwa zapytał. Rado´s´c rozkwitła w nim jak kwiat, gdy wyczy-

tał potwierdzenie w czarnych oczach. Ucałował jej powieki, mrucz ˛

ac: — Czarniejsze

ni˙z biały jak płomie´n klejnot króla Pwilla, tkwi ˛

acy w r˛ekoje´sci miecza; stał si˛e czarny

w chwili jego ´smierci. . .

— Coren!

179

background image

Wypu´scił j ˛

a ze ´smiechem. ´Snieg błyszczał ogni´scie a˙z po kra´nce ´swiata; w martwym

krajobrazie nie poruszało si˛e nic, tylko para oddechu koni i powolna smuga dymu nad

zamkiem Sirle. Sybel mru˙zyła oczy od blasku.

— To b˛edzie mój dom. Dziwne, ˙zy´c w płaskiej krainie, mi˛edzy lud´zmi. . . Nie jestem

przyzwyczajona do ludzi. Taki wielki, szary dom. Co to za wie˙ze wzdłu˙z muru?

— Stra˙znice, spichlerze, zbrojownie na wypadek ataku czy obl˛e˙zenia. Ród Sirle

nigdy nie ˙zył w pokoju z s ˛

asiadami. Ale pokonano nas na Terbrec i teraz du˙zo gadamy,

a robimy niewiele.

— Jacy s ˛

a twoi bracia? Wszyscy podobni do ciebie?

— Jak podobni?

— Łagodni, delikatni, m ˛

adrzy. . .

— Ja taki jestem? — zdziwił si˛e. — Zabijałem, nienawidziłem, le˙załem bezsennie

w´sród nocy, snuj ˛

ac gorzkie marzenia. . .

— Widziałam wielkie zło, ale w tobie go nie ma. — U´smiechn˛eła si˛e, lecz wargi jej

zadr˙zały.

Pogładził j ˛

a po włosach.

180

background image

— Za starymi, grubymi murami domu Roka nawet król nie znajdzie ci˛e wbrew twej

woli. Chod´z. Moi bracia s ˛

a rubaszni, do´swiadczeni w bojach, impulsywni i nierozs ˛

adni

jak ja, ale w ich domach panuje rado´s´c. Powitaj ˛

a ci˛e serdecznie, cho´cby dlatego ˙ze ci˛e

kocham.

Jechali powoli przez zmarzni˛ete, u´spione pola uprawne, gdzie plamy czarnej za-

oranej ziemi wystawały spod topniej ˛

acego ´sniegu. Pod ˛

a˙zali traktem biegn ˛

acym wzdłu˙z

Slinoon, prowadz ˛

acym na sam próg władcy Sirle. Zobaczył ich młody chłopak z łukiem

i krzykn ˛

ał co´s, pozostawiaj ˛

ac w powietrzu biały obłok pary. A potem ruszył biegiem do

domu; kaptur zsun ˛

ał mu si˛e z czarnych włosów.

— To Arn — wyja´snił Coren. — Syn Cenetha.

— Du˙zo jest tam dzieci?

Coren skin ˛

ał głow ˛

a.

— Ceneth ma tak˙ze dwie córeczki. Najstarszy syn Roka. Don, to ju˙z pi˛etnastolatek.

Jest ˙z ˛

adny krwi i nie mo˙ze si˛e doczeka´c swojej pierwszej bitwy. Rok ma te˙z czwórk˛e

młodszych dzieciaków. ˙

Zona Eortha niedawno urodziła pierwszego syna, Eorthlinga.

Herne i Bor maj ˛

a domy i rodziny w północnych cz˛e´sciach Sirle. A my równie˙z b˛e-

181

background image

dziemy mieli dzieci, ty i ja: gromad˛e małych magików, którzy wypełni ˛

a gwarem cały

dom.

Z roztargnieniem kiwn˛eła głow ˛

a. Przez otwart ˛

a bram˛e widziała ludzi na za´snie˙zo-

nym dziedzi´ncu. Woda Slinoon spływała kanałem przed bram˛e i dalej, w stron˛e pól. Na

dziedzi´ncu czekały osiodłane konie; ogie´n w ku´zni w granicach murów buchn ˛

ał gwał-

townie i przygasł. Arn przebiegł przez zwodzony most i znikn ˛

ał. Po kilku minutach

wrócił z m˛e˙zczyzna, który stan ˛

ał spokojnie i patrzył, jak si˛e zbli˙zaj ˛

a.

— To Rok — rozpoznał Coren.

Spotkali si˛e na mo´scie. Rok chwycił uzd˛e konia Corena i obserwował Sybel, gdy

brat zeskakiwał z siodła. Był pot˛e˙znie zbudowany, miał szerokie bary, grzyw˛e złocistych

włosów i twarz pooran ˛

a zmarszczkami, niewzruszon ˛

a jak oczy. Głos dobiegaj ˛

acy ze

studni jego piersi okazał si˛e zaskakuj ˛

aco łagodny.

— Spodziewałem si˛e ciebie z Hiltu ju˙z cztery dni temu. Zaczynałem si˛e martwi´c.

Ale teraz widz˛e, ˙ze niepotrzebnie. — Podszedł do Sybel i podał jej r˛ek˛e. — Jeste´s Sybel.

— Sk ˛

ad wiesz?

182

background image

— Poniewa˙z na Terbrec walczyli´smy dla kobiety o twarzy takiej jak twoja. Witam

ci˛e w Sirle.

U´smiechn˛eła si˛e. Patrz ˛

ac mu w oczy, dostrzegała obok spokoju tak˙ze niewielk ˛

a, ale

jasn ˛

a iskr˛e tryumfu.

— A ty, jak mówił mi Coren, jeste´s Lwem Sirle. Wdzi˛eczna ci jestem za powitanie,

gdy˙z nie spodziewałe´s si˛e mnie tutaj.

— Nauczyłem si˛e spodziewa´c po Corenie rzeczy niespodziewanych.

— Rok — wtr ˛

acił spokojnie Coren. — Przyjechali´smy, ˙zeby wzi ˛

a´c tutaj ´slub. Sybel

przybywa jako moja ˙zona.

Rok spu´scił powieki. Kiedy je znów uniósł, oczy miał złocistobr ˛

azowe i u´smiech-

ni˛ete.

— Rozumiem. Jak j ˛

a do tego namówiłe´s?

— Nie było łatwo, ale jako´s mi si˛e udało.

Coren zdj ˛

ał Sybel z siodła i postawił na ziemi. Wrócił Arn i chwycił konie za uzdy;

cały czas zerkał zaciekawiony na Sybel. Tu˙z za chłopcem pojawiła si˛e wysoka kobieta

183

background image

z dwoma grubymi rudymi warkoczami opadaj ˛

acymi mi˛edzy fałdy bogatej złoto-zielonej

sukni.

— Lynette — powiedział Coren — to. . .

— Wiem, wiem. — Obj˛eła go ze ´smiechem. — My´slisz, ˙ze nie poznam tych włosów

jak ko´s´c słoniowa ani tych oczu? To jest Sybel i chcecie si˛e pobra´c. Wi˛ec to planowali-

´scie, kiedy my tu umierali´smy ze zmartwienia.

— Nie wiem, czemu´scie si˛e martwili. Sybel, to Lynette, ˙zona Roka.

— Kiedy odje˙zd˙zasz gdzie´s, ˙zeby ´sni´c na jawie, to jedna sprawa — odparła Lynette,

całuj ˛

ac Sybel w policzek. — Ale kiedy jedziesz do Hiltu i nie wracasz, to co´s zupełnie

innego. Sybel, wygl ˛

adasz na zm˛eczon ˛

a. Droga musiała by´c ci˛e˙zka w tym zimnie.

Coren obj ˛

ał Sybel ramieniem. Oparła si˛e o niego, przez chwil˛e nie my´sl ˛

ac o niczym.

Czuła tylko zimny dotyk jego płaszcza na twarzy.

— Miała sporo kłopotów w ostatnich dniach. Czy znajdzie si˛e jaki´s cichy k ˛

acik,

gdzie mogłaby odpocz ˛

a´c?

Sybel stan˛eła prosto.

184

background image

— Nie, Corenie. Przyjemnie jest słysze´c tak wiele miłych głosów. A przecie˙z nie

poznałam jeszcze wszystkich twoich braci i wszystkich dzieci.

— Poznasz — za´smiała si˛e Lynette. — Chod´zmy. Mo˙zesz odpocz ˛

a´c w moim poko-

ju, a tymczasem przygotujemy komnaty dla ciebie i Corena.

Przeszli po mo´scie; Arn z ko´nmi post˛epował za nimi. Gwar na dziedzi´ncu przycichł

nagle. Mniejsza brama prowadziła na wewn˛etrzny dziedziniec, kwadratowy plac, gdzie

stały bezlistne drzewa rzucaj ˛

ace na ´snieg mistern ˛

a siatk˛e cieni. Jaki´s człowiek otworzył

szeroko drzwi do holu i zbiegł po schodach. Włosy miał czarne, a zielone oczy ´smiały

si˛e do Corena.

— Arn przybiegł z krzykiem, ˙ze wracasz. Pomy´slałem, ˙ze w swoich w˛edrówkach

rozdra˙zniłe´s jakiego´s tajemniczego maga, wi˛ec odesłał ci˛e do domu z dwiema głowami.

— Sama widzisz, jak si˛e ze mnie na´smiewaj ˛

a — rzucił Coren, zwracaj ˛

ac si˛e do

Sybel. — Nie, Cenethu. Mag sam przybył tu ze mn ˛

a. Teraz oka˙zesz troch˛e respektu

przy moich wyjazdach i powrotach.

185

background image

— Aha. . . To ty jeste´s czarodziejk ˛

a z Eldu. — Jasne oczy przygl ˛

adały jej si˛e ba-

dawczo, z u´smiechem, jak oczy Roka. — Wiele o tobie słyszeli´smy od Corena. Odk ˛

ad

wrócił poraniony po walce z twoim smokiem, nie przestawał o tobie mówi´c.

— Gdyby nie Gyld, nie wpu´sciłaby mnie za próg — stwierdził Coren. — Gdzie

Eorth? Czy Herne i Bor s ˛

a tutaj?

— Pojechali na łowy — odparł Rok. — Powinni niedługo wróci´c. — Drgn ˛

ał, kiedy

w górze zatrzepotały skrzydła i sokół Ter wyl ˛

adował na ramieniu Corena, czujnie ich

obserwuj ˛

ac błyszcz ˛

acymi oczami. — Czyj to ptak? To nie nasz sokół. Taki wielki. . .

— To jest Ter — wyja´snił Coren. Obejrzał si˛e na Sybel. — Zabił siedmiu ludzi. . .

O czym teraz my´sli, Sybel? Chciałbym wiedzie´c.

— Siedmiu. . . — Ceneth z niedowierzaniem spogl ˛

adał na Sybel. — Nale˙zy do cie-

bie?

Przytakn˛eła.

— Mój ojciec, Ogam, go przywołał.

— Czy jest wolny?

186

background image

— Dałam go Tamowi, ale nadal odpowiada na moje wołanie, kiedy go potrzebu-

j˛e. — Zamilkła i otworzyła umysł sokołowi. Rok i Ceneth przygl ˛

adali si˛e jej z zacieka-

wieniem. Zwróciła si˛e do Corena. — Przyniósł mi wie´sci. Tam czuje si˛e dobrze. B˛ed˛e

musiała do niego napisa´c i wyja´sni´c, gdzie jestem. Trudno mu b˛edzie zrozumie´c. My´sl˛e,

˙ze w gł˛ebi serca nadal uwa˙za Eld za swój prawdziwy dom.

— W ˛

atpi˛e, czy musisz pisa´c — wtr ˛

acił Rok. — Wie´sci w Eldwoldzie szybko si˛e

rozchodz ˛

a.

— Doprawdy? Do mnie w mym białym domu docierały z du˙zym opó´znieniem.

Zreszt ˛

a i tak napisz˛e do Tama; powinien dowiedzie´c si˛e o tym ode mnie.

— Na pewno sobie poradzi — uspokoił j ˛

a Coren.

— Mam nadziej˛e.

Ter przeleciał z ramienia Corena na nag ˛

a gał ˛

a´z drzewa. Ludzie tymczasem weszli

do wielkiego holu Roka, gdzie skóry i sosnowe gał˛ezie pokrywały zimn ˛

a posadzk˛e,

stare gobeliny wisiały na ´scianach, a ogie´n płon ˛

ał w wielkim kominku, przed którym

dzieci bawiły si˛e z psem. Sybel odwi ˛

azała płaszcz i potrz ˛

asn˛eła włosami; dzieci ucichły

i przygl ˛

adały si˛e, jak migocz ˛

a srebrzy´scie. Poczuła na sobie wzrok Corena — obce

187

background image

spojrzenie, jakby teraz wła´snie zobaczył j ˛

a po raz pierwszy; zaczerwieniona odwróciła

głow˛e. Lynette wzi˛eła od nich płaszcze. Coren szybko pogładził j ˛

a po policzku.

— Id´z z Lynette. Wkrótce do was przyjd˛e.

Poszła za ˙zon ˛

a Roka po kamiennych stopniach i dalej do przestronnej, jasnej kom-

naty. Ogie´n płon ˛

ał na kominku. Przy ogniu le˙zały dwie rudowłose dziewczynki; roz-

mawiały. Niemowl˛e zapłakało w kołysce. Lynette podniosła je i uło˙zyła sobie na r˛ece;

drug ˛

a rozsun˛eła kotary wokół ło˙za.

— Lara, Marnya, id´zcie si˛e bawi´c gdzie indziej. Cicho, Byrd. Sybel, połó˙z si˛e, je´sli

masz ochot˛e. Ka˙z˛e poda´c wino i co´s do jedzenia.

Sybel usiadła na ło˙zu.

— Dzi˛ekuj˛e. Jestem bardzo zm˛eczona.

Po chwili jednak wstała i podeszła do okna. W oddali, poza lasami Sirle, mogła

dostrzec l´sni ˛

acy na tle nieba, bł˛ekitnobiały szczyt góry Eld. Czapa ´sniegu okrywała

biały dom z niezwykłymi, cudownymi zwierz˛etami.

— Wiem — odezwała si˛e za jej plecami Lynette. — Te˙z czułam smutek, kiedy

dawno temu opuszczałam mój dom w południowym Hilcie. Mam nadziej˛e, ˙ze b˛edzie ci

188

background image

tu dobrze. Ze wzgl˛edu na Corena ciesz˛e si˛e, ˙ze przy jechała´s, cho´c nie spodziewałam

si˛e tego. Nie po tym, jak oddała´s Tama Drede’owi.

— Musiałam. Chciał wróci´c do ojca.

— Rozumiem, Tacy jak Eorth i Herne to zakute łby. Nie potrafi ˛

a poj ˛

a´c, jak mogła´s

Drede’owi odda´c dziecko, które dostała´s od kogo´s z rodu Sirle. Według nich cały ´swiat

dzieli si˛e mi˛edzy te dwa imiona. — Kołysała zasypiaj ˛

ace dziecko i u´smiechn˛eła si˛e do

czego´s, co dostrzegła w oczach Sybel. — Chcesz j ˛

a potrzyma´c? To moja najmłodsza.

Sybel odpowiedziała u´smiechem.

— Zrozumiała´s moje pragnienia, zanim je sobie u´swiadomiłam. Coren te˙z je do-

strzegł.

— Z niemowl˛eciem w ramionach usiadła przy ogniu. Dziecko nieufnie j ˛

a obser-

wowało złotobr ˛

azowymi oczami. — Tam te˙z był kiedy´s taki mały. . . A ja nie miałam

poj˛ecia o opiece nad dzieckiem. Coren mówił, ˙ze dzisiaj odb˛edzie si˛e ceremonia. Co

mam robi´c?

189

background image

— Nic. Masz tylko wyst ˛

api´c pi˛ekna i gotowa przed władc ˛

a Sirle, jego bra´cmi, ich

˙zonami i dzie´cmi. Rok was poł ˛

aczy, a potem b˛edzie przyj˛ecie na wasz ˛

a cze´s´c. Czy

przywiozła´s co´s odpowiedniego na ´slub?

— Nie. Mam niewiele rzeczy. Nigdy dot ˛

ad nie potrzebowałam niczego szczególne-

go.

Lynette spojrzała na ni ˛

a z zaciekawieniem.

— ˙

Zyjesz tak prosto. . . Masz zamiar napisa´c do Horsta z Hiltu i zawiadomi´c go, ˙ze

wychodzisz za Corena?

— Dlaczego?

— Jest twoim dziadkiem — tłumaczyła cierpliwie Lynette. — Ty i Rianna były´scie

krewnymi; jego córka była twoj ˛

a matk ˛

a.

Sybel w zadumie uniosła brwi.

— No tak. Nie s ˛

adz˛e, ˙zeby obchodziło go nasze pokrewie´nstwo, odk ˛

ad Ogam przy-

wołał do siebie moj ˛

a matk˛e, tak jak przywołał Tera czy Gulesa. Ale b˛ed˛e o tym pa-

mi˛eta´c. — Zauwa˙zyła zdziwienie Lynette i roze´smiała si˛e. — Nie odebrałam takiego

wychowania jak Rianna. Znałam dot ˛

ad bardzo niewiele osób. Nie spodziewałam si˛e, ˙ze

190

background image

towarzystwo tylu ludzi sprawi mi wielk ˛

a przyjemno´s´c. Je´sli powiem co´s, co ci˛e zanie-

pokoi, zwró´c mi uwag˛e.

Lynette skin˛eła głow ˛

a.

— Dobrze — obiecała. — Kiedy ci˛e zobaczyłam, pomy´slałam o Riannie i poczułam

ból na wspomnienie Norrela. Ale teraz wydaje mi si˛e, ˙ze jeste´s całkiem inna. Ona miała

twarz skromn ˛

a i słodk ˛

a, a twoje oczy. . . — Urwała, szukaj ˛

ac odpowiedniego słowa.

— Coren mówi, ˙ze s ˛

a czarne jak serce Drede’a — podpowiedziała Sybel.

Lynette zamrugała zdziwiona.

— Coren wygaduje takie rzeczy? Wi˛ec dlaczego chcesz za niego wyj´s´c?

— Sama nie wiem. Mo˙ze nie przychodzi mi do głowy nic, na czym bardziej by mi

zale˙zało.

Lynette z u´smiechem kiwn˛eła głow ˛

a. Odebrała Byrd i uło˙zyła j ˛

a w kołysce.

— Zejd˛e na dół i przypilnuj˛e, ˙zeby przynie´sli tu twoje rzeczy.

Wyszła. Po chwili Sybel wstała i nalała sobie wina. Pochyliła si˛e nad kołysk ˛

a i po-

gładziła palcem policzek Byrd. Potem odwróciła si˛e i zacz˛eła kr ˛

a˙zy´c po pokoju, nie-

spokojnie nasłuchuj ˛

ac kroków Corena. Usłyszała głosy na dziedzi´ncu i ich echo odbite

191

background image

od murów. Z kielichem w dłoni wyszła do holu i z jakiego´s miejsca w´sród milcz ˛

acych

kamieni usłyszała Corena.

— Nie — powiedział.

Ruszyła w tamt ˛

a stron˛e. Kawałek dalej znalazła otwarte drzwi; z pokoju dobiegał

szmer rozmowy. Zatrzymała si˛e w progu i zajrzała do podłu˙znej komnaty. Szukała Co-

rena.

Zobaczyła go przy ogniu na drugim ko´ncu pokoju. Polem, kiedy odzywali si˛e inni

m˛e˙zczy´zni, wolno przypominała sobie imiona jego pi˛eciu braci.

— Corenie, ona jest tutaj. Po co innego miałby´s j ˛

a tu przywozi´c je´sli nie po to? —

M˛e˙zczyzna mówił wolno: był wy˙zszy od pozostałych, włosy miał złote, a oczy zielone

jak skrzydła Gylda.

— Poniewa˙z j ˛

a kocham, Eorthu — wyja´snił cierpliwie Coren, chocia˙z w jego głosie

pojawił si˛e ton irytacji.

— Nie jest podobna do ˙zadnej z tutejszych kobiet — stwierdził Ceneth. — My´slisz,

˙ze b˛edzie zadowolona, ˙ze tak wła´snie j ˛

a traktujesz? Ma moc; musi jej u˙zywa´c. Dlaczego

nie w naszej sprawie?

192

background image

— Przeciw Drede’owi? Ju˙z wam tłumaczyłem, i to nieraz. Nie chce wojny przeciw-

ko Tamlornowi.

— Co z tego? Równie łatwo, jak Drede mo˙zemy posadzi´c Tamlorna na tronie El-

dwoldu.

— Z t ˛

a kobiet ˛

a mo˙zemy zyska´c wsparcie Hiltu — dodał kr˛epy, ogorzały m˛e˙zczyzna

ze srebrzystymi włosami. — A nawet Nicconu. Nikt nie o´smieli si˛e nam sprzeciwi´c.

— Bor! Nie!

— Corenie — odezwał si˛e Rok. — Pojechałe´s tam jesieni ˛

a, wła´snie by namówi´c j ˛

a

do przyjazdu. Udało ci si˛e. . .

— Ale nie po to! Dwa tygodnie temu niemal j ˛

a straciłem. Była przywoływana, ata-

kowana przez jakiego´s pot˛e˙znego maga. My´slałem, ˙ze ju˙z nigdy jej nie zobacz˛e. Kiedy

wróciła, przysi ˛

agłem, ˙ze je´sli zamieszka tutaj, nikt nie b˛edzie jej niepokoił, nie spróbuje

wykorzysta´c wbrew jej woli.

— Corenie, nikt nie chce jej wykorzystywa´c wbrew woli. Nie chcemy, ˙zeby była tu

nieszcz˛e´sliwa — tłumaczył Bor. — Ale przecie˙z mo˙zesz j ˛

a przekona´c. . . Nie od razu,

lecz z czasem, kiedy przyzwyczaicie si˛e do siebie, nabierzecie swobody. . .

193

background image

— My´slałem, ˙ze tego pragniesz najbardziej na ´swiecie. — Niski, chudy m˛e˙zczyzna

skierował na Corena swe błyszcz ˛

ace niebieskie oczy. — Zemsty za ´smier´c Norrela.

Na chwil˛e zapadła cisza. Na twarzy Corena, pod płomiennymi włosami, Sybel do-

strzegła napi˛ecie.

— Ja te˙z tak my´slałem. Ale teraz wol˛e raczej ˙zywym po´swi˛eci´c energi˛e swych my-

´sli. Dla niej zrezygnowałem ze wszystkiego, tak˙ze z nienawi´sci. Musiałem. Nie potrafi˛e

ci tego wytłumaczy´c. Wiele niezwykłych rzeczy przydarzyło mi si˛e w jej białym domu,

a najdziwniejsza jest ta, ˙ze wol˛e teraz my´sle´c o Sybel ni˙z o Norrelu. Je´sli chcecie pro-

wadzi´c wojn˛e z Drede’em, musicie to robi´c bez Sybel. To jej obiecałem. Je´sli b˛edziecie

si˛e upiera´c, wyp˛edzicie nas oboje z tego domu.

Rozległ si˛e pomruk sprzeciwu. Rok poło˙zył dło´n na ramieniu brata.

— Nie my´sl o nas tak ´zle. Wszyscy tu jeste´smy niespokojnymi, głodnymi lwami.

Wystarczy, ˙ze rzucisz nam strz˛ep nadziei, a gadaniem rozedrzemy go na kawałki. Nie

b˛edziemy niepokoili Sybel, je´sli taka jest jej wola. Ale z pewno´sci ˛

a wiesz, jak wielka to

dla nas pokusa.

— Wiem, wiem. . .

194

background image

— I tak posłu˙zy wielkiemu celowi — dodał Ceneth. — Cho´cby temu, ˙ze rozja´sni

nasz dom i wystraszy Drede’a.

Coren pokiwał głow ˛

a. Zmierzył wzrokiem kr ˛

ag twarzy wokół siebie.

— ˙

Zadnemu z was nie powinienem wierzy´c. Ale wierz˛e. Nie mam wyboru. Pocze-

kajcie, Eorth i Herne, a˙z j ˛

a zobaczycie. Wtedy zrozumiecie, jak mogłem obieca´c co´s

takiego.

— Ja nie zrozumiem — stwierdził krótko Eorth. — Ale skoro mówisz, ˙ze nam nie

pomo˙ze, to nie pomo˙ze. Tyle umiem poj ˛

a´c.

— Dziwne jest to, ˙ze w ogóle zgodziła si˛e wyj´s´c za ciebie — dodał Ceneth. — Je´sli

takie s ˛

a jej uczucia wobec Tamlorna i Drede’a. . . Wykazała wielk ˛

a odwag˛e, a mo˙ze

miło´s´c, skoro zjawiła si˛e w legowisku lwów, maj ˛

ac tylko ciebie do obrony.

Coren u´smiechn ˛

ał si˛e kpi ˛

aco.

— Doskonale potrafi sama o siebie zadba´c. Widzieli´scie sokoła Tera.

— Je˙zeli umie przywoła´c sokoła, który zabił siedmiu ludzi — powiedział Eorth —

to z pewno´sci ˛

a mo˙ze przywoła´c Drede’a. A wtedy my. . .

— Sied´z cicho! — mrukn ˛

ał Bor.

195

background image

Sybel odwróciła si˛e powoli. Wróciła do komnaty, gdzie znalazła Lynette, swoje rze-

czy, tac˛e z jedzeniem i pi ˛

atk˛e dzieci, które patrzyły, jak si˛e posila.

Rok za´slubił ich tego wieczoru w wielkim holu roz´swietlonym ´swiecami trzymany-

mi przez dzieci rodu Sirle. W półmroku trzaskał ogie´n — jedyny d´zwi˛ek poza gł˛ebokim,

mi˛ekkim głosem Roka. Sybel, ubrana w płomienn ˛

a czerwie´n, z włosami zaplecionymi

przez Lynette w srebrzyst ˛

a koron˛e, stała u boku Corena. Przygl ˛

adała si˛e odblaskom

ognia w złocistych włosach Roka i złotym ła´ncuchu na jego szyi. Głos Roka jak wiatr

w´sród puszczy mieszał si˛e z tchnieniem ognia. Sybel my´slami wracała do chaty Maelgi,

gdzie dwa dni temu stała przed jej kominkiem, w samym sercu górskiej ciszy, ´sciskaj ˛

ac

r˛ek˛e Corena. Słuchała wtedy słów staro˙zytnego rytuału za´slubin. Maelga wypowiadała

je, kład ˛

ac na ich dłoniach swe upier´scienione palce.

— Ten zwi ˛

azek ogłaszam mi˛edzy wami. Cho´cby´scie rozdzielili si˛e ciałem lub du-

sz ˛

a, pozostanie w waszych sercach wołanie jednego do drugiego, na które nikt inny nie

odpowie. Przez tajemnice ziemi i wody, zwi ˛

azek ten jest ustanowiony, niezniszczalny,

nieodwołalny; przez prawo, co stworzyło ogie´n i wiatr, to wołanie zostaje w was prze-

budzone, w ˙zyciu i poza ˙zyciem. . .

196

background image

Pó´zniej tej nocy, zanim odjechali do Sirle, le˙zała obok Corena, słuchała jego od-

dechu i patrzyła na roje gwiazd płon ˛

ace ponad kopuł ˛

a sklepienia. Czuła, jak odpływa

z niej mrok tego dnia, jak znika si˛egaj ˛

ace szpiku ko´sci zm˛eczenie. Wreszcie zasn˛eła

gł˛eboko i bez koszmarów.

— A teraz — rzeki Rok — przeka˙zcie sobie swoje imiona.

— Coren.

Spojrzała na niego. W czerwonozłotym l´snieniu rozja´sniaj ˛

acym mu twarz dostrzegła

gł˛eboko w oczach płomie´n ´smiechu, którego tam wcze´sniej nie było. U´smiechn˛eła si˛e

lekko, jakby podejmowała wyzwanie.

— Sybel.

background image

Rozdział 8

Kiedy roztopiony ´snieg spłyn ˛

ał z coraz cieplejszej ziemi, Rok zacz ˛

ał mówi´c o bu-

dowie ogrodu dla zwierz ˛

at Sybel. Pewnego ranka nakre´sliła jego plany, rysunki jaskini

Gylda, jeziora Czarnego Łab˛edzia i samej marmurowej sali z kryształow ˛

a kopuł ˛

a. Syn

Cenetha i córki Roka zebrali si˛e wokół i słuchali opowie´sci.

— Gyld wymaga ciemno´sci i ciszy; łab˛ed´z, oczywi´scie, musi mie´c wod˛e. Gules

i Moriah potrzebuj ˛

a osłoni˛etego legowiska, ogrzanego zim ˛

a, gdzie nie b˛ed ˛

a straszy´c

ludzi ani zwierz ˛

at. Nie wiem, czy im si˛e spodoba przebywanie w´sród ludzi; ludzie po-

lowali przecie˙z na ka˙zde z nich, a zwłaszcza na Cyrina. Na Eldzie ˙zyły w odosobnieniu,

198

background image

jednak nie mog˛e ich tam zostawi´c. Mog ˛

a pa´s´c ofiar ˛

a łowców albo własnych instynktów.

Wiecie, jak Gyld poranił Corena. Mo˙ze si˛e to przydarzy´c jeszcze raz, ale komu´s mniej

wyrozumiałemu. A to byłoby niebezpieczne dla ludzi i dla zwierz ˛

at. Ludzie spróbuj ˛

a je

schwyta´c albo zabi´c. Chc˛e, ˙zeby moje zwierz˛eta miały spokój.

— Bardzo ci na nich zale˙zy — zauwa˙zył Rok.

Kiwn˛eła głow ˛

a.

— I tobie by zale˙zało, gdyby´s potrafił z nimi rozmawia´c. S ˛

a pot˛e˙zne, wspaniałe,

m ˛

adre. Jestem ci wdzi˛eczna za pomoc i za to, ze pozwoliłe´s im tu zamieszka´c.

— To zbiór godzien królewskich marze´n — odparł, spogl ˛

adaj ˛

ac na ni ˛

a znacz ˛

aco. —

Nie zmartwi˛e si˛e, je´sli Drede odczuje nieco l˛eku.

Spu´sciła oczy.

— Tak my´slałam — odparta cicho.

Rok poruszył si˛e niespokojnie.

— Nie mówmy o tych sprawach. Pomi˛edzy zewn˛etrznym i wewn˛etrznym murem

jest du˙zy ogród, zdziczały po ´smierci naszej matki. Powstał dla niej jako miejsce wy-

tchnienia, z daleka od hała´sliwych synów. Ma. wewn˛etrzn ˛

a bram˛e, a tak˙ze zewn˛etrzn ˛

a,

199

background image

tu˙z obok baszty, prowadz ˛

ac ˛

a na pola. Dzieci rzadko si˛e tam bawi ˛

a; nasze ˙zony ma-

j ˛

a mniejsze, prywatne ogrody. Zmie´sci si˛e tam niewielki staw. wiele drzew, fontanna

i grota dla smoka. Ale nie wiem, jak zbudowa´c dla ciebie kryształow ˛

a kopuł˛e.

Roze´smiała si˛e.

— Je´sli uczynisz dla mnie to wszystko, nie b˛ed˛e prosiła o kryształow ˛

a kopuł˛e. Po-

trzebuj˛e tylko miejsca na moje ksi ˛

a˙zki, ale mog˛e je umie´sci´c w zwykłej komnacie. S ˛

a

bardzo cenne. Powinnam wkrótce pojecha´c na gór˛e Eld i je zabra´c, lecz tak mi tu do-

brze, ˙ze trudno planowa´c wyjazd.

— Ciesz˛e si˛e, ˙ze jeste´s u nas szcz˛e´sliwa. — Rok zamilkł na chwil˛e, a Lara wspi˛eła

si˛e na oparcie jego fotela. — Prawd˛e mówi ˛

ac, nie spodziewałem si˛e, ˙ze ci˛e tu zobacz˛e.

Wiedziałem, jakie s ˛

a twoje uczucia dla Tamlorna, a Corena dla Drede’a. Nie s ˛

adziłem,

˙ze uda si˛e wam jako´s pogodzi´c miło´s´c i nienawi´s´c.

Zerkn˛eła na niego, kre´sl ˛

ac co´s odruchowo na marginesie karty papieru.

— Nie ˙zywi˛e miło´sci do Drede’a. Jednak Tamowi bardziej si˛e przyda ˙zywy ni˙z mar-

twy. A Coren. . . Wiem, ˙ze zdołał si˛e jako´s pogodzi´c ze ´smierci ˛

a Norrela. Ale wiem te˙z,

200

background image

˙ze jest człowiekiem z rodu Sirle, ˙ze je´sli rozpoczniecie kolejn ˛

a wojn˛e, b˛edzie walczył:

nie przeciwko Drede’owi, ale dla swych braci, jak walczył dla Norrela.

— Chocia˙z spiskujemy i planujemy, nie widz˛e raczej mo˙zliwo´sci nowej wojny.

Z pewno´sci ˛

a ty i Coren b˛edziecie prowadzi´c spokojne ˙zycie. Przynajmniej dopóki nie

umrze Drede.

Jej pióro znieruchomiało nagle.

— I co wtedy?

Rok wstał i przysun ˛

ał si˛e bli˙zej ognia, ci ˛

agn ˛

ac Lar˛e, obejmuj ˛

ac ˛

a go za nog˛e.

— Je´sli umrze, gdy Tam b˛edzie jeszcze młody, pojawi si˛e do´s´c drapie˙zców z ape-

tytem na królestwo chłopca — wyja´snił otwarcie. — Zeszła´s z Eldu do ´swiata, który

nie jest spokojny. Tamlorn z pewno´sci ˛

a tak˙ze si˛e o tym przekonuje. Je´sli jest sprytny,

nauczy si˛e ˙zonglowa´c władz ˛

a, udziela´c jej i odbiera´c. Drede b˛edzie go uczył, wi˛ec nie

zostanie całkiem bezradny, gdy pewnego dnia Sirle zacznie k ˛

asa´c jego dziedzin˛e.

Przesłoniła rz˛esami swe czarne oczy.

— Istotnie, jeste´scie stadem niespokojnych lwów. . .

201

background image

— Tak, ale nie potrafimy skoczy´c; nie mamy poparcia, ludzi i bro´n stracili´smy na

równinie Terbrec, a wspomnienie bitwy osłabia nasz ˛

a wol˛e. — U´smiechn ˛

ał si˛e, podniósł

Lar˛e i posadził sobie na ramionach. — Ale nie powinienem z tob ˛

a o tym rozmawia´c.

Wybacz.

— Nie ma czego wybacza´c. To ciekawe.

Drzwi otworzyły si˛e nagle i do komnaty zajrzał Coren. Przyjrzał si˛e czujnie im

obojgu.

— Co robisz z moim bratem? — zapytał ˙zało´snie. — Masz mnie ju˙z dosy´c. Niena-

widzisz moich rudych włosów. Pragniesz kogo´s starego, przygarbionego i pomarszczo-

nego. . .

— Corenie. Rok mi zbuduje ogród. Patrz, rysowali´smy plany. To jest jaskinia Gylda,

to łab˛edzie jezioro. . .

— A to jest Liralen — doko´nczył, w skazuj ˛

ac pełne gracji linie rysunku. — Gdzie

b˛edziesz go trzyma´c?

— Co to jest Liralen? — zdziwił si˛e Rok.

202

background image

— Pi˛ekny biały ptak, którego skrzydła powiewaj ˛

a za nim jak grzywacze fal na nie-

bie. Niewielu ludzi zdołało go pochwyci´c. Udało si˛e to ksi˛eciu Nethowi tu˙z przed ´smier-

ci ˛

a. O co chodzi? — zwrócił si˛e do Sybel, która w zadumie marszczyła czoło.

— O co´s, co Mithran powiedział o Liralenie. Mówił. . . mówił, ˙ze kiedy´s płakał, jak

ja płakałam tamtego dnia, poniewa˙z wiedział, ˙ze nigdy nie zyska władzy nad Liralenem,

cho´c zdoła mo˙ze zapanowa´c nad wszystkim innym. Zastanawiam si˛e, sk ˛

ad wiedział;

zastanawiam si˛e, dlaczego nie mógł go schwyta´c.

— Mo˙ze Liralen okazał si˛e pot˛e˙zniejszy od niego?

— Czy to mo˙zliwe? Jest przecie˙z zwierz˛eciem, jak Gules czy Cyrin. . .

— Mo˙ze bardziej jak Rommalb.

— Nawet Rommalba mo˙zna przywoła´c.

Coren pokr˛ecił głow ˛

a i delikatnie pogładził długie włosy Sybel.

— Wydaje mi si˛e, ˙ze Rommalb pod ˛

a˙za, gdzie zechce i kiedy zechce. Przybył do

ciebie i zwi ˛

azał si˛e z tob ˛

a, bo zajrzał na dno czarnych studni twoich oczu i nie znalazł

tam ´sladu strachu.

— Co to jest Rommalb? — wtr ˛

acił Rok. — Dla niego nie nakre´sliła´s planów.

203

background image

Coren u´smiechn ˛

ał si˛e. Usiadł na stole i przysun ˛

ał sobie rysunki.

— Rommalb to stwór, którego spotkałem kiedy´s w domu Sybel. Nie s ˛

adz˛e, ˙zeby´s

chciał go mie´c w Sirle. Chodzi własnymi drogami, przede wszystkim noc ˛

a.

Rok uniósł brwi.

— Zaczynam podejrzewa´c, ˙ze niektóre z historii, które od prawie trzydziestu lat

nam opowiadasz, mog ˛

a by´c prawdziwe.

— Zawsze mówi˛e prawd˛e — odparł Coren i roze´smiał si˛e, widz ˛

ac min˛e brata. —

S ˛

a w Eldwoldzie istoty gro´zniejsze od kłopotliwych królów.

— Doprawdy? Jestem ju˙z za stary, ˙zeby spotyka´c si˛e z czym´s bardziej kłopotliwym

ni˙z Drede.

— Corenie — odezwała si˛e Sybel. — Powinnam wróci´c na Eld po swoje ksi˛egi.

— Wiem. Ja te˙z o tym my´slałem. Je´sli chcesz, mo˙zemy wyruszy´c jutro. Pogoda jest

pi˛ekna, wi˛ec nie musimy si˛e spieszy´c.

— To mo˙ze by´c niebezpieczne — zagrzmiał Rok. — Drede mo˙ze czeka´c pod Eldem,

a˙z Sybel wróci po swoje zwierz˛eta.

204

background image

— Nie musz˛e po nie wraca´c — odparła Sybel. — Mog ˛

a dotrze´c tu same, kiedy ju˙z

przygotujemy im ogród. Ale musz˛e wróci´c po ksi˛egi.

— Po´sl˛e po nie Herne’a i Eortha.

Z u´smiechem pokr˛eciła głow ˛

a.

— Nie, Roku. Chc˛e raz jeszcze zobaczy´c mój dom i moje zwierz˛eta. Przywołam

Tera; on b˛edzie naszym zwiadowc ˛

a. Ostrze˙ze nas w razie niebezpiecze´nstwa.

Wyjechali nast˛epnego dnia przed południem. Zimny wiatr dmuchał od wierzchołka

Eldu i p˛edził niepowstrzymany przez równin˛e jasnego nieba. Drzewa na wewn˛etrznym

dziedzi´ncu pokryły si˛e twardymi, ciemnymi p ˛

aczkami nowych li´sci. Szerokie płaszcze

Roka i Eortha wydymały si˛e niczym ˙zagle na wietrze.

— Ceneth i ja powinni´smy jecha´c razem z wami, Corenie rzekł Eorth swym powol-

nym, gł˛ebokim głosem, podtrzymuj ˛

ac strzemi˛e Sybel. — Tak podpowiada rozs ˛

adek.

— A ja marz˛e tylko o kilku dniach spokoju i odosobnienia w towarzystwie tej biało-

włosej czarodziejki odparł Coren. — Nie martwcie si˛e o nas. Sybel jednym spojrzeniem

przebije ka˙zdego, kto chciałby nas zaczepi´c.

205

background image

Zawrócił konia, unosz ˛

ac r˛ek˛e na po˙zegnanie. Niczym pocisk Ter run ˛

ał z jasnego

nieba i wyładował mu na ramieniu. Rok parskn ˛

ał ´smiechem.

— Oto twój stra˙znik.

Coren skrzywił si˛e, czuj ˛

ac mocny u´scisk szponów.

— Id´z, usi ˛

ad´z na Sybel. Ja sam o siebie zadbam. — Zerkn ˛

ał na ˙zon˛e i zamilkł,

widz ˛

ac, ˙ze mi˛edzy kobiet ˛

a a ptakiem przebiega spojrzenie jak ni´c porozumienia. Sybel

mrukn˛eła co´s zaskoczona. — Co si˛e stało?

— Tam dzi´s rano wyruszył z Mondoru w stron˛e Eldu. Dziwne, ˙ze Drede mu pozwo-

lił. Chyba ˙ze. . .

— Chyba ˙ze Drede nic nie wie o jego wyje´zdzie — doko´nczył Rok. — Je´sli spotka-

cie Tama, zaoferujcie mu go´scin˛e u nas.

— Mieli´smy go kiedy´s — przypomniał Coren. — I stracili´smy. Niech tak zostanie.

Rok u´smiechn ˛

ał si˛e tylko.

— Jestem pewien, ˙ze Drede dobrze go wyszkolił. Jed´zcie. ˙

Zycz˛e przyjemnej podró-

˙zy. Gdyby´scie potrzebowali pomocy, przy´slijcie Tera.

206

background image

Pojechali niespiesznie przez lasy; sp˛edzili noc na male´nkiej farmie na samej granicy

równiny Terbrec. Wczesnym popołudniem nast˛epnego dnia dotarli do góry Eld. Kr˛eta

droga rozmi˛ekła od topniej ˛

acego ´sniegu; szczyt ja´sniał na tle bł˛ekitu; wiatry nios ˛

ace

zapach ´sniegu i sosen smakowały jak stare wino. Sybel zrzuciła kaptur, a włosy powie-

wały za ni ˛

a niby biały płomie´n; chłodny wiatr zarumienił jej policzki. Coren pochwycił

˙zon˛e za włosy i pocałował j ˛

a. Blask sło´nca lał si˛e ciepłem na jej zamkni˛ete powieki.

Dotarli do białego domu i stwierdzili, ˙ze brama jest otwarta.

Tam wyszedł im na spotkanie.

Szedł wolno; lew Gules biegł u jego boku, szeroko otwieraj ˛

ac oczy i niepewnie

spogl ˛

adaj ˛

ac na przybyłych. Sybel zsun˛eła si˛e z siodła.

— Tam! — Podbiegła i uj˛eła w dłonie jego twarz. — Mój Tam! Jeste´s zaniepokojo-

ny. Czy Drede. . . co´s ci zrobił?

Tam pokr˛ecił głow ˛

a. Sybel opu´sciła mu dłonie na ramiona.

— Wi˛ec co si˛e stało?

Twarz miał blad ˛

a, zm˛eczon ˛

a, oczy podkr ˛

a˙zone. Obj ˛

ał Sybel i spojrzał ponad jej

ramieniem na Corena, który zeskoczył na ziemi˛e i chwycił konia ˙zony.

207

background image

— Czy on jest zły na Drede’a?

— Nic nie wie — odparła Sybel zaskoczona. — Ale czego ty si˛e dowiedziałe´s?

Potrz ˛

asn ˛

ał jasnymi włosami.

— Niczego nie rozumiem. Drede powiedział, ˙ze wyjdziesz za niego, wi˛ec byłem

szcz˛e´sliwy, a potem. . . potem nagle co´s go przeraziło i nie chciał o tobie mówi´c. Kiedy

mu powiedziałem, ˙ze wyszła´s za Corena, twarz pobladła mu tak bardzo, jakby miał

zemdle´c. Ale w ko´ncu si˛e odezwał. On jest po prostu przera˙zony. Dlatego przyjechałem

zobaczy´c, czy. . . czego wła´sciwie si˛e boi. Wiedziałem, ˙ze przyjedziesz, gdy tylko Ter

ci przeka˙ze, ˙ze tu jestem.

— Tam, czy on wie, gdzie pojechałe´s?

— Nie. Nikt nie wie. — Znów spojrzał ponad jej ramieniem. Coren podszedł bli-

˙zej. — Jeste´s jednym z siedmiu z Sirle — o´swiadczył sztywno. — Nauczono mnie ba´c

si˛e was.

— Ter siada na moim ramieniu i bierze mi˛eso z moich palców, pozostawiaj ˛

ac palce

całe — odparł łagodnie Coren. — Dla niego jestem tylko Corenem, który kocha Sybel.

Tam wypu´scił Sybel z obj˛e´c. Westchn ˛

ał gło´sno i uspokoił si˛e.

208

background image

— Miałem nadziej˛e, ˙ze zostanie ˙zon ˛

a Drede — mrukn ˛

ał. — Jeste´scie sami?

— Jest z nami Ter — wyja´sniła Sybel. — Masz szcz˛e´scie, ˙ze nie przyjechali bracia

Corena. Tam, połowa Eldwoldu szuka ci˛e pewnie z tego czy innego powodu. Nie mo˙zesz

ju˙z podró˙zowa´c tak swobodnie jak wtedy, gdy razem z Nylem boso pasałe´s owce.

— Wiem. Ale Drede by mnie nie pu´scił, a chciałem ci˛e zobaczy´c, ˙zeby si˛e przeko-

na´c. . . przekona´c, ˙ze. . . ˙ze ci ˛

agle. . .

U´smiechn˛eła si˛e.

— ˙

Ze ci ˛

agle ci˛e kocham, Tam? — szepn˛eła. Przytakn ˛

ał, ˙zało´snie wykrzywiaj ˛

ac war-

gi.

— Wci ˛

a˙z musz˛e by´c tego pewien, Sybel. — Ze znu˙zeniem przetarł oczy. — Czasami

jestem jeszcze dzieckiem. Odprowadz˛e wasze konie.

Wymruczał co´s uspokajaj ˛

aco do zwierz ˛

at, powiódł je za uzdy do szopy. Sybel ukryła

twarz w dłoniach.

— ˙

Załuj˛e, ˙ze kiedy´s doprowadziłam do jego spotkania z Drede’em.

Coren odgarn ˛

ał jej włosy z twarzy.

209

background image

— Nie mogła´s pilnowa´c go a˙z do ´smierci — odpowiedział. — Z urodzenia albo

w wyniku okoliczno´sci, jakie stworzyli´smy na Terbrec, nie został przeznaczony do spo-

kojnego ˙zycia.

— Zabrałabym go ze sob ˛

a do Sirle, ale nie zechce jecha´c. Potrzebuje Drede’a. A ja

nie wykorzystam Tama, ˙zeby Drede’a ukara´c.

Urwała nagle, słysz ˛

ac własne, wypowiedziane na głos słowa. Uniosła głow˛e i do-

strzegła zdumienie w oczach Corena.

— Ukara´c Drede’a? Za co?

U´smiechn˛eła si˛e i nabrała tchu.

— Och, zaczynam ju˙z gada´c jak Rok albo Eorth, kiedy wspominaj ˛

a Terbrec.

— Niepokoili ci˛e?

— Nie. Byli bardzo uprzejmi. Ale przecie˙z mam uszy i słyszałam mow˛e ich niena-

wi´sci.

Pochyliła si˛e do Gulesa, który stał przed ni ˛

a i czekał cierpliwie. Spojrzała w jego

złociste oczy.

Czy wszystko tutaj w porz ˛

adku?

210

background image

Tak, Biała Pani, ale słyszałem niepokoj ˛

ace wie´sci o królu. Powiedz, co trzeba zrobi´c,

a ja to zrobi˛e.

Nic. Na razie. Zabieram was wszystkich do Sirle.

Spodziewali´smy si˛e tego.

Wyprostowała si˛e, ´sci ˛

agaj ˛

ac wargi w lekkim u´smieszku.

— Czasami wydajesz mi si˛e bardzo daleka — powiedział cicho Coren. — Twoja

twarz si˛e zmienia. . . jest niczym jasny nieruchomy płomie´n, pot˛e˙zna i niedotykalna.

— Jestem nie dalej ni˙z d´zwi˛ek mojego imienia. — Wzi˛eła go za r˛ek˛e i razem poszli

w stron˛e domu. — Gules twierdzi, ˙ze zwierz˛eta spodziewały si˛e przeprowadzki. Ciesz˛e

si˛e, ˙ze Rok chce je przyj ˛

a´c.

— Rok, moja najdro˙zsza, jest sprytny. . . — Zamilkł, gdy Cyrin powitał ich zaraz

za progiem. U´smiechn ˛

ał si˛e tylko. — Cyrinie. . . Jak widzisz, pokonałem t˛e. . . szklan ˛

a

gór˛e.

— Pokonałe´s? — zapytał srebrzysty odyniec. — Czy czarownica sama j ˛

a usun˛eła

dla własnych celów?

211

background image

— Z pewno´sci ˛

a usun˛ełam — odpowiedziała cicho Sybel. — Dla celów, którym nie

mogłam si˛e dłu˙zej przeciwstawia´c. Cyrinie, przenosimy si˛e do Sirle.

Czy wie do´s´c, by spyta´c dlaczego?

— zapytał odyniec w my´slach.

Nie. Nie chc˛e go niepokoi´c. Pilnuj swego m ˛

adrego j˛ezyka.

Kto b˛edzie pilnował j˛ezyka M ˛

adrego z Sirle, kiedy otworz ˛

a si˛e jego ´slepe oczy?

Milczała przez chwil˛e, ´sciskaj ˛

ac dło´n Corena.

Prosz˛e ci˛e tylko o milczenie. Je´sli nie mo˙zesz mi tego da´c, a chcesz odzyska´c wol-

no´s´c, uwolni˛e ci˛e.

Pomi˛edzy zagadk ˛

a a rozwi ˛

azaniem nie ma ˙zadnej wolno´sci.

— Sybel! — zawołał Coren.

Powróciła do niego.

— Mistrz M ˛

adro´sci bywa czasem irytuj ˛

acy — wyja´sniła. — Ale sam to wiesz.

— Tak, wiem. Ale nie dla spokojnego umysłu.

Spojrzała mu w oczy.

— Nie zawsze jestem szczera, Corenie.

212

background image

— Kocham ci˛e wła´snie dlatego, ˙ze taka jeste´s. Powiedz, co mówił, co ci˛e zaniepo-

koiło.

— Sama niepokoj˛e si˛e wydarzeniami, które min˛eły. Nic wi˛ecej. Jak Tam, czasami

jestem jeszcze dzieckiem.

Wszedł Tam z Terem na ramieniu. Schylił si˛e i pogłaskał Moriah u stóp Sybel.

— Wróciła´s tu ju˙z na stałe? — spytał z nadziej ˛

a w głosie.

— Nie, Tam. Przenosz˛e swoje ksi˛egi i zwierz˛eta do Sirle. Dło´n chłopca znierucho-

miała pomi˛edzy uszami kocicy

— Trudno mi b˛edzie ci˛e tam odwiedza´c, Sybel — szepn ˛

ał. — Ale mo˙ze ty czasem

przyjedziesz do Mondoru.

— Mo˙ze — odparła łagodnie.

— I jeszcze. . . — Podniósł głow˛e i odrzucił z oczu jasne włosy. — Mo˙zemy chwil˛e

porozmawia´c?

Zerkn˛eła na Corena.

— Posiedz˛e tu przy ogniu — zaproponował uprzejmie. — I pogadam z Cyrinem.

213

background image

— Dzi˛ekuj˛e — rzucił Tam i przygarbiony ruszył za Sybel do sali pod kopuł ˛

a. Lew

Gules kroczył za nimi bezszelestnie.

Sybel usiadła na grubym futrze i przyci ˛

agn˛eła chłopca do siebie.

— Ro´sniesz. Jeste´s ju˙z prawie tak wysoki jak ja.

Przytakn ˛

ał, skr˛ecaj ˛

ac futro w palcach. Zmarszczył jasne brwi.

— T˛esknie za tob ˛

a, Sybel, i boli mnie, ˙ze. . . ˙ze wolała´s wyj´s´c za Corena. Nie z jego

powodu. Dla wielu ludzi nie jeste´smy ju˙z Sybel i Tamem, ale Sirle i Drede’em, którzy

zawsze byli wrogami. Kiedy´s wszystko było całkiem proste, a teraz si˛e skomplikowało

i nie wiem, jak si˛e sko´nczy.

— Ja tak˙ze nie wiem, Tamie. Wiem tylko, ˙ze nigdy nie zrobi˛e niczego, co mogłoby

ci˛e zrani´c.

Spojrzał na ni ˛

a zal˛ekniony.

— Sybel, czego si˛e boi mój ojciec? Ciebie? Nie pozwala mi nawet wymawia´c two-

jego imienia.

— Nie zrobiłam mu ˙zadnej krzywdy. Nie zrobiłam nic, co mogłoby go wystraszy´c.

214

background image

— Ale nigdy go takiego nie widziałem i nie wiem, jak mog˛e mu pomóc. Poznałem

go niedawno i boj˛e si˛e. . . boj˛e si˛e, ˙ze go strac˛e, jak straciłem ciebie.

Zmarszczyła czoło.

— Nie straciłe´s mnie. Zawsze b˛ed˛e ci˛e kochała, niewa˙zne gdzie mieszkasz i gdzie

ja zamieszkam.

Kiwn ˛

ał głow ˛

a gwałtownie i smutnie wykrzywił wargi.

— Wiem. Ale teraz jest całkiem inaczej ni˙z kiedy´s. Ludzie, których kochamy, nie-

nawidz ˛

a si˛e nawzajem. My´slałem, ˙ze dopóki mieszkasz na Eldzie, mog˛e tu przyjecha´c,

kiedy zechc˛e, uciec od zgiełku i ludzi z Mondoru i. . . i pole˙ze´c przy ogniu z Gulesem

albo pobiega´c po górach z Terem i Nylem. . . tylko troch˛e. . . a potem wróci´c do Dre-

de’a. My´slałem, ˙ze zawsze tu b˛edziesz ze zwierz˛etami. A teraz odje˙zd˙zasz i zabierasz

je tam, gdzie nie b˛ed˛e mógł przyjecha´c. Nie s ˛

adziłem, ˙ze co´s takiego si˛e zdarzy. Nie

s ˛

adziłem, ˙ze wyjdziesz za Corena. Wydawało mi si˛e, ˙ze go nie lubisz.

— Te˙z nie s ˛

adziłam, ˙ze za niego wyjd˛e. Ale potem odkryłam, ˙ze go kocham.

215

background image

— Ja to rozumiem. I nie wiem, czemu Drede nie potrafi zrozumie´c. Nigdy nie u˙zyła-

by´s swojej mocy, by rozpocz ˛

a´c wojn˛e. Sama mówiła´s. Drede musi to wiedzie´c, a jednak

czego´s si˛e boi i czasem. . . czasem my´sl˛e, ˙ze zagubił si˛e gdzie´s wewn ˛

atrz siebie.

Sybel odetchn˛eła gł˛eboko.

— Chciałabym, ˙zeby´s znowu był mały, ˙zebym mogła ci˛e trzyma´c w ramionach i po-

ciesza´c. Có˙z, urosłe´s i wiesz, ˙ze w pewnych sprawach nie da si˛e znale´z´c pocieszenia.

— Tak, wiem, ale. . . czasami wcale nie jestem taki du˙zy.

U´smiechn˛eła si˛e i przytuliła go do siebie.

— Ja te˙z nie.

Oparł jej głow˛e o rami˛e i okr˛ecił na palcu kosmyk białych włosów.

— Czy jeste´s szcz˛e´sliwy w Mondorze? Znalazłe´s przyjaciół?

— Mam kuzynów w moim wieku. Zdziwiłem si˛e, ˙ze mam a˙z tylu krewnych, kiedy

dot ˛

ad miałem tylko ciebie. Je´zdzimy razem na polowania. . . Lubi ˛

a Tera, ale troch˛e si˛e

go boj ˛

a, a on nie pozwala si˛e trzyma´c nikomu oprócz mnie. Na pocz ˛

atku si˛e ze mnie

´smiali, bo o tylu sprawach nie miałem poj˛ecia. Maelga i ty nauczyły´scie mnie czyta´c

i pisa´c, ale nie u˙zywa´c miecza albo polowa´c z psami, ani nawet kto był królem przed

216

background image

Drede’em. Wiele si˛e dowiedziałem o Eldwoldzie, o czym nigdy mi nie mówiły´scie. Ale

na tej górze nauczyłem si˛e tego, o czym tam nie maj ˛

a poj˛ecia. Czy ty. . . czy jeste´s

szcz˛e´sliwa w Sirle?

— Tak. I ja te˙z wiele si˛e ucz˛e na temat ˙zycia w´sród ludzi. O tym Ogam nigdy mi nie

mówił.

Tam drgn ˛

ał, poruszony natr˛etn ˛

a my´sl ˛

a. Szukał słów.

— Sybel. . . Czemu. . . czemu ojciec s ˛

adził, ˙ze za niego wyjdziesz? Powiedział mi to

pewnej nocy, nie tak dawno temu. . . Powiedział, ˙ze miał mi nie mówi´c, bo to jeszcze nie

całkiem pewne, ale chciał pozna´c moj ˛

a reakcj˛e. Obj ˛

ałem go, strasznie si˛e ucieszyłem,

a on si˛e roze´smiał. . . A nast˛epnego dnia zapytałem go znowu, a on. . . on tylko spojrzał

na mnie i milczał. Wydawał si˛e chory i. . . i stary.

— Tam. . . — Głos zadr˙zał jej lekko. — Nie miał prawa ci tego mówi´c, bo nigdy si˛e

nie zgodziłam. Mo˙ze on. . .

— Tak, ale kiedy zd ˛

a˙zył ci˛e spyta´c? Pisał do ciebie?

— Nie.

217

background image

— Nie rozumiem tego. Wydawał si˛e taki pewny. . . Mo˙ze to ja si˛e pomyliłem, mo˙ze

´zle odebrałem jego słowa. Ale czego si˛e teraz boi? Nigdy si˛e nie ´smieje. Prawie do

nikogo si˛e nie odzywa. My´slałem, ˙ze tutaj odkryj˛e, co go dr˛eczy.

— Przykro mi, ˙ze martwisz si˛e o Drede’a, ale nie mog˛e. . . nie mog˛e ci pomóc. L˛eki

Drede’a to jego sprawa. Jego zapytaj.

— Pytałem. Nie chce powiedzie´c. — Tam obj ˛

ał Gulesa. Zmarszczył brwi. — Wróc˛e

do domu ostro˙znie, o wiele ostro˙zniej ni˙z wyjechałem. Drede b˛edzie si˛e na mnie gnie-

wał, ale ciesz˛e si˛e, ˙ze tu jestem. Ciesz˛e si˛e, ˙ze mogłem z tob ˛

a porozmawia´c. T˛eskni˛e za

tob ˛

a i Gulesem. Ale pewnego dnia przyjad˛e do Sirle.

— Nie.

U´smiechn ˛

ał si˛e.

— Przyjad˛e tak cichutko, ˙ze nikt prócz ciebie, Gulesa i Cyrina nie b˛edzie o tym

wiedział. Ale przyjad˛e.

— Nie! — protestowała bezradnie. — Nie zdajesz sobie sprawy. . .

Urwała nagle i obejrzała si˛e. Zza zamkni˛etych drzwi dobiegał przeci ˛

agły, bulgocz ˛

a-

cy odgłos, narastaj ˛

acy, cichn ˛

acy i narastaj ˛

acy znowu.

218

background image

— Co. . . ?

Gules warkn ˛

ał, poderwał si˛e i zaryczał. Sybel wstała. Zza drzwi dobiegł gło´sny

trzask i pomruk m˛eskich głosów.

— Coren. . . — szepn˛eła.

Otworzyła drzwi. Lew Gules przemkn ˛

ał obok niej i przysiadł przed kominkiem. Zło-

cisty ogon poruszał si˛e z boku na bok. Coren spojrzał na Sybel ponad klingami trzech

mieczy trzymanych u jego gardła. Był nieuzbrojony, plecami opierał si˛e o mur. Mo-

riah kr ˛

a˙zyła wokół i warczała na trzech m˛e˙zczyzn w czarnych tunikach, z pojedyncz ˛

a

krwawoczerwon ˛

a gwiazd ˛

a na piersi — znakiem sług Drede’a.

— Nie róbcie mu krzywdy! — zawołał Tam, staj ˛

ac obok Sybel.

Gwardzi´sci obejrzeli si˛e na niego; spogl ˛

adali na przemian na chłopca i na Moriah.

— Ksi ˛

a˙z˛e Tamlornie — odezwał si˛e jeden z nich przez zaci´sni˛ete z˛eby. — To jeden

z Sirle.

— Znasz ich, Tamlornie? — zapytał Coren.

Ostrze miecza mocniej nacisn˛eło jego krta´n.

219

background image

— Tak. To gwardzi´sci mojego ojca. — Tam przyjrzał si˛e pełnym napi˛ecia twa-

rzom. — Przybyłem tutaj, ˙zeby zobaczy´c si˛e z Sybel. Nie wiedziała, ˙ze przyjad˛e. Po-

rozmawiali´smy i teraz jestem gotów, by wraca´c do domu. Pu´s´ccie go.

— To Coren z Sirle, brat Norrela. . . Walczył na Terbrec. . .

— Wiem. Ale je´sli zrobicie mu krzywd˛e, nie wierz˛e, ˙zeby´scie ˙zywi opu´scili ten

dom.

Gwardzista zerkn ˛

ał na Moriah, potem na Gulesa, któremu gro´zny pomruk budził si˛e

w gł˛ebi paszczy.

— Król jest niemal oszalały ze zmartwienia. Je´sli odst ˛

apimy od Corena, te bestie

nas zabij ˛

a. Ale je´sli Drede dowie si˛e, ˙ze wypu´scili´smy z r ˛

ak jednego z Sirle, czeka nas

gorszy los.

— Jeste´scie tu sami?

— Nie. Inni stoj ˛

a za bram ˛

a. Przybiegn ˛

a na wezwanie.

— Zatem nikt prócz was nie musi wiedzie´c, ˙ze byli tu Coren i Sybel. Ja Drede’owi

nie powiem.

— Ksi ˛

a˙z˛e Tamlornie, to przecie˙z wróg króla. . . twój nieprzyjaciel.

220

background image

— Jest m˛e˙zem Sybel! A je˙zeli chcecie zaryzykowa´c i zabi´c go w obecno´sci Sybel,

Gulesa i Moriah, próbujcie. Mog˛e wróci´c do domu sam, tak jak przyjechałem.

Moriah wrzasn˛eła znowu, kład ˛

ac płasko uszy. Klingi drgn˛eły. Jeden z gwardzistów

cofn ˛

ał nagle miecz, ale zimny głos Sybel powstrzymał ruch broni w stron˛e kocicy.

— Je´sli to zrobisz, zabij˛e ci˛e.

Gwardzista patrzył nieruchomo w jej czarne oczy; krople potu spływały mu po twa-

rzy.

— Pani, zabierzemy ksi˛ecia i odjedziemy. Przysi˛egam. Ale jak ˛

a mamy gwarancj˛e,

˙ze wyjdziemy ˙zywi z twego domu, je´sli pu´scimy Corena? Jak ˛

a pewno´s´c, ˙ze zachowamy

˙zycie?

Przez chwil˛e Tam wpatrywał si˛e czujnie w twarz Corena. Potem zbli˙zył si˛e, ukl˛ekn ˛

u jego stóp i obj ˛

ał Moriah za szyj˛e.

— Ja jestem t ˛

a gwarancj ˛

a. A teraz odst ˛

apcie.

Miecze zakołysały si˛e, zamigotały w blasku ognia, opadły. Coren odetchn ˛

ał bezgło-

´snie.

— Dzi˛ekuj˛e ci.

221

background image

Tam podniósł wzrok, gładz ˛

ac Moriah.

— Uznaj, ˙ze to dar od Drede’a dla Sirle. — Wsiał i zwrócił si˛e do gwardzistów. —

Teraz pojad˛e do domu. ˙

Zaden z was nie mo˙ze tu zosta´c, nie mo˙ze ´sledzi´c Sybel i Corena,

gdy odjad ˛

a. Nikt.

— Ksi ˛

a˙z˛e Tamlornie. . . Nie widzieli´smy tu ani Sybel, ani Corena.

Tam westchn ˛

ał.

— Mój ko´n stoi w szopie. Wyprowad´zcie go.

Wyszli pospiesznie, ´scigani cichymi pomrukami lwa, ody´nca i kocicy. Chłopiec pod-

szedł do Sybel, a ona obj˛eła go mocno.

— Mój Tamie, stajesz si˛e nieustraszony i m ˛

adry jak Ter.

Odsun ˛

ał si˛e.

— Wcale nie. Cały si˛e trz˛es˛e.

U´smiechn ˛

ał si˛e, a Sybel ucałowała go szybko. Potem u´scisn ˛

ał jeszcze lwa Gulesa

i wstał. Zza drzwi dobiegł stukot kopyt.

— Ksi ˛

a˙z˛e Tamlornie — odezwał si˛e z powag ˛

a Coren. — Jestem ci wdzi˛eczny. My-

´sl˛e, ˙ze twój dar wzbudzi wielkie zakłopotanie u władcy Sirle.

222

background image

— Mam nadziej˛e, ˙ze b˛edzie zadowolony — odparł cicho Tam. — Zegnaj, Sybel.

Nie wiem, kiedy znów si˛e zobaczymy.

— Do widzenia, Tam.

Obserwowała przez okno, jak chłopiec dosiada konia, a Ter kr ˛

a˙zył mu nad głow ˛

a.

Potem wyprostowana sylwetka znikn˛eła w grupie ciemno ubranych je´zd´zców z krwa-

wymi gwiazdami na piersiach. Po chwili drzewa zasłoniły wszystkich. Wtedy podeszła

do Corena i obj˛eła go mocno, przytulaj ˛

ac twarz do jego piersi.

— Mimo całej mojej pot˛egi mogli ci˛e zabi´c, zanim jeszcze si˛e zorientowałam, ˙ze

weszli do domu. Co by wtedy powiedział Rok?

Uj ˛

ał w dłonie jej twarz i radosny u´smiech błysn ˛

ał mu w oczach.

— ˙

Ze kiedy idzie o moja skór˛e, nie powinienem polega´c na ˙zonie.

Dotkn˛eła jego szyi.

— Krwawisz.

— Wiem. A ty dr˙zysz.

— Wiem.

— Sybel, czy mogła´s zabi´c tego gwardzist˛e? On w to wierzył.

223

background image

— Nie wiem. Ale gdyby zabił Moriah, na pewno bym si˛e przekonała. — Westchn˛e-

ła. — Ze wzgl˛edu na niego i na siebie ciesz˛e si˛e, ˙ze do tego nie doszło. My´sl˛e, Corenie,

˙ze nie powinni´smy zostawa´c tu długo. Nie ufam tym ˙zołnierzom. Zapakujmy ksi˛egi

i ruszajmy.

Coren skin ˛

ał głow ˛

a. Podniósł przewrócony fotel; znalazł w k ˛

acie i wsun ˛

ał do po-

chwy swój miecz. Lew Gules le˙zał przy ogniu i pomrukiwał cicho, Moriah kr ˛

a˙zyła

przed drzwiami. Sybel pogładziła jej płask ˛

a czarn ˛

a głow˛e. Rozejrzała si˛e i wyczuła

dziwn ˛

a pustk˛e, która zdawała si˛e tkwi´c pod chłodnymi, białymi murami.

— Odnosz˛e wra˙zenie, ˙ze to ju˙z nie jest mój dom. Wydaje si˛e, ˙ze czeka na kolejnego

maga, takiego jak Myk czy Ogam, który w tej białej ciszy rozpocznie swe dzieło. . .

— Mo˙ze kto´s si˛e tu zjawi. — Coren rozwin ˛

ał worki po ziarnie, jakie przywie´zli,

by zapakowa´c ksi˛egi. — Mam nadziej˛e — dodał kpi ˛

aco — ˙ze b˛edzie miał st ˛

ad lepsze

wspomnienia ni˙z ja.

— Ja tak˙ze mam tak ˛

a nadziej˛e.

U´scisn˛eła go jeszcze raz i wyszła, by porozmawia´c z Gyldem i Czarnym Łab˛edziem.

Pó´zne popołudnie zmieniło si˛e ze złocistego w srebrzyste, a potem w szare. Coren sko´n-

224

background image

czył pakowanie; wyszedł na dziedziniec, wołaj ˛

ac j ˛

a gło´sno. Po chwili wynurzyła si˛e

spomi˛edzy drzew.

— Byłam u Gylda. Obiecałam, ˙ze przygotujemy mu miejsce w Sirle, a on powie-

dział, ˙ze zabierze swoje złoto.

— Och, nie. Ju˙z widz˛e błyszcz ˛

acy szlak starych monet prowadz ˛

acy st ˛

ad a˙z na próg

domu Roka. . .

— Corenie, obiecałam, ˙ze jako´s si˛e tym zajmiemy. Kiedy ju˙z b˛edziemy gotowi,

przyleci noc ˛

a. Oby tylko nie wystraszył całej okolicy. — Spojrzała w szare, ciemniej ˛

a-

ce niebo, na zielonoczame sylwetki drzew. — Robi si˛e pó´zno. Chyba nie powinni´smy

nawet zatrzymywa´c si˛e w domu Maelgi.

— Nie. Drede ch˛etnie mnie zabije, ryzykuj ˛

ac wybuch wojny, byle tylko ci˛e schwyta´c

i zabra´c do Mondoru. Je´sli taki ma zamiar, wróci tu noc ˛

a, by nas odszuka´c.

— Wi˛ec co nam pozostaje?

— Zastanawiałem si˛e nad tym.

— Konie s ˛

a zm˛eczone. Nie ujedziemy daleko.

— Wiem.

225

background image

— No to co wymy´sliłe´s takiego, ˙ze si˛e u´smiechasz?

— Gyld.

Spojrzała zaskoczona.

— Gyld? To znaczy. . . chcesz go dosi ˛

a´s´c?

Przytakn ˛

ał.

— Dlaczego nie? Mo˙zesz sobie wyobra˙za´c, ˙ze to Liralen. Z pewno´sci ˛

a ma do´s´c siły.

— Ale. . . co powie Rok?

— A co by powiedział ka˙zdy człowiek, gdyby smok wyl ˛

adował mu na dziedzi´ncu?

Sybel, konno nie odjedziemy daleko, a na tej górze nie jeste´smy bezpieczni. Mo˙zemy

wypu´sci´c konie. Przywołasz je do Sirle, kiedy odpoczn ˛

a.

— Ale w Sirle nie ma gdzie umie´sci´c Gylda.

— Znajd˛e mu jakie´s miejsce. A je´sli nie, mo˙zesz przecie˙z odesła´c go tutaj. Tylko

czy si˛e zgodzi?

Oszołomiona, kiwn˛eła głow ˛

a.

— On uwielbia latanie. Ale Rok. . .

226

background image

— Rok z pewno´sci ˛

a woli nas ogl ˛

ada´c ˙zywych na Gyldzie ni˙z martwych na górze

Eld. Je´sli ruszymy z ksi˛egami powoli, mog ˛

a nas ´sciga´c. Po˙zeglujmy wi˛ec smokiem po

niebie. Sybel, pod gwiazdami musi panowa´c cisza gł˛ebsza od ciszy Eldu. Nie chcesz

jej posłucha´c? Chod´z! Zrzucimy wszystkie gwiazdy do Sirle, a potem zata´nczymy na

ksi˛e˙zycu.

Na jej twarzy pojawił si˛e u´smiech, delikatny i rozmarzony.

— Zawsze chciałam lata´c. . .

— Wła´snie. I skoro nie mo˙zesz polecie´c na Liralenie, to spróbujmy ognistego noc-

nego lotu na Gyldzie.

Przywołała Gylda z jego zimowej jaskini. Przybył, wznosz ˛

ac si˛e wolno ponad drze-

wami — wielki, ciemny kształt na tle rozgwie˙zd˙zonego nieba. Sybel spojrzała w jego

zielone oczy.

Czy zdołasz nie´s´c na grzbiecie m˛e˙zczyzn˛e, kobiet˛e i dwa worki ksi ˛

ag?

Wyczuła w jego umy´sle radosne dr˙zenie, niby płomie´n budz ˛

acy si˛e do ˙zycia.

Przez cał ˛

a wieczno´s´c.

227

background image

Smok czekał cierpliwie, a˙z Coren umocuje mu na grzbiecie ksi˛egi, owinie lin ˛

a na-

sad˛e szyi i skrzydeł. Podniósł si˛e, by Coren mógł przeci ˛

agn ˛

a´c lin˛e pod nim; oczy l´sniły

mu jak klejnoty w´sród nocy, łuski błyszczały złoci´scie. Coren usadowił Sybel mi˛edzy

dwoma workami ksi ˛

ag i sam zaj ˛

ał miejsce przed ni ˛

a, trzymaj ˛

ac si˛e liny opasuj ˛

acej szyj˛e

Gylda. Obejrzał si˛e.

— Wygodnie ci?

Kiwn˛eła głow ˛

a i si˛egn˛eła do umysłu smoka.

Czy liny nigdzie ci˛e nie uwieraj ˛

a?

Nie.

Ruszaj wi˛ec.

Wielkie skrzydła rozwin˛eły si˛e, czarnym cieniem przesłaniaj ˛

ac gwiazdy. Cielsko

wzniosło si˛e powoli, niewiarygodnie, coraz dalej od chłodnej ziemi, ponad szarpane

podmuchem, szepcz ˛

ace drzewa. Wy˙zej wichry uderzyły z pełn ˛

a sił ˛

a, wydymaj ˛

ac ich

płaszcze, spychaj ˛

ac w tył. Czuli pod sob ˛

a gr˛e pot˛e˙znych mi˛e´sni i napi˛ecie skrzydeł

chwytaj ˛

acych wiatr. A potem nast ˛

apił płynny, wspaniały wzlot, zatopienie w wietrze

i przestrzeni, spiralne opadanie w ciemno´sci, które wyniosło ich poza strach, poza na-

228

background image

dziej˛e, poza wszystko z wyj ˛

atkiem nagłego wybuchu ´smiechu, który wyrwał si˛e z ust

Corena. Wznie´sli si˛e jeszcze wy˙zej, do poziomu gwiazd, a skrzydła pulsowały, wy-

bijaj ˛

ac ´scie˙zk˛e przez mrok. Lodowobiały ksi˛e˙zyc w pełni mkn ˛

ał wraz z nimi. okr ˛

agły

i zadziwiony niby pojedyncze rozbudzone oko gwiezdnej bestii nocy. Widmo Eldu znik-

n˛eło za plecami; wysoki szczyt skurczył si˛e, u´spiony i ´sni ˛

acy we mgle. Ziemia w dole

była czarna, poza niewielkimi punkcikami ´swiatła, które płon˛eły gdzieniegdzie pod ni-

mi jak drugie gwia´zdziste niebo. Za Mondorem wiatr ucichł, uspokoił si˛e, a oni mkn˛eli

wtopieni w cisz˛e, w chłodn ˛

a bł˛ekitnoczarn ˛

a noc, która była nieruchom ˛

a noc ˛

a ze snu,

bezwymiarow ˛

a, gwiezdn ˛

a i wieczn ˛

a. I w ko´ncu w samym j ˛

adrze ciemno´sci zobaczyli

migocz ˛

ace okna komnat domostwa władców Sirle.

Wyl ˛

adowali łagodnie na dziedzi´ncu. Czekaj ˛

acy przy bramie ko´n zar˙zał przera˙zo-

ny; psy w holu zawyły. Coren sztywno zeskoczył na ziemi˛e, krztusz ˛

ac si˛e ze ´smiechu

pełnego niewysłowionej rado´sci. Pomógł zsi ˛

a´s´c Sybel. Przylgn˛eła do niego na chwil˛e,

zdr˛etwiała z zimna. Wyczuła my´sli Gylda, szukaj ˛

ace jej umysłu.

Gyld. . . Uspokój si˛e.

Tam s ˛

a ludzie z pochodniami. Czy mam. . .

229

background image

Nie. To przyjaciele. Po prostu nie spodziewali si˛e nas dzisiaj. Nikt nic spróbuje nas

skrzywdzi´c. Gyld, to był lot ku nadziei. . .

Sprawił ci przyjemno´s´c?

Wielk ˛

a przyjemno´s´c.

— Rok! — krzykn ˛

ał Coren w stron˛e brata, id ˛

acego ku nim po schodach. Psy tuliły

mu si˛e do nóg i warczały. Dzieci utkn˛eły na chwil˛e w drzwiach, po czym rozbiegły si˛e

szerok ˛

a fal ˛

a przed Cenethem i Eorthem. — Mamy go´scia!

— Corenie — rzekł Rok, przebijany spojrzeniem l´sni ˛

acych, nieprzeniknionych

oczu. — W imi˛e tego, co w Górze i na Dole, co masz zamiar z nim zrobi´c?

Coren odci ˛

agn ˛

ał psa, który doskoczył z z˛ebami do smoczego skrzydła.

— O tym te˙z pomy´slałem — o´swiadczył z u´smiechem. — Schowamy go w piwnicy

na wino.

background image

Rozdział 9

Z Rokiem, Cenethem i Eorthem siedzieli do pó´zna. Wielka sala opustoszała, psy

posn˛eły u ich stóp. Coren opowiedział o spotkaniu z Tamem i gwardzistami Drede’a,

a Rok słuchał w milczeniu, przetaczaj ˛

ac w palcach kielich.

— Chłopak jest jeszcze mi˛ekki — mrukn ˛

ał, kiedy Coren sko´nczył. — Zastanawiam

si˛e, co by zrobił sam Drede.

— Zrobiłby to, czego bym chciała — o´swiadczyła Sybel. Rok zerkn ˛

ał na ni ˛

a z za-

ciekawieniem.

— Potrafiłaby´s zapanowa´c nad nimi wszystkimi?

231

background image

— Nie. Mogliby nas pokona´c, lecz nie byłoby to dla nich przyjemne spotkanie.

— Ale opanowałaby´s króla.

— Rok — mrukn ˛

ał Coren i Rok spu´scił głow˛e. Usiadł wygodniej.

— No có˙z, jestem wdzi˛eczny losowi, ˙ze wrócili´scie bezpiecznie. Głupio mi, ˙ze przez

chwil˛e my´slałem o was jak po prostu o m˛e˙zczy´znie i jego ˙zonie, którzy mog ˛

a podró˙zo-

wa´c po Eldwoldzie spokojnie jak dzieci. Pozwoliłem wam jecha´c bez eskorty.

Coren wzruszył ramionami.

— Tak było lepiej. Gdyby towarzyszył nam Eorth i Herne, w domu Sybel wybuchła-

by mała wojna, a teraz wszyscy lizaliby´smy rany w Mondorze, ł ˛

acznie ze zwierz˛etami.

Poza tym, nawet gdyby Eorth nad sob ˛

a panował, pewnie skr˛eciłby kark, spadaj ˛

ac z Gyl-

da w drodze do domu.

Eorth dolał sobie wina.

— Przynajmniej miałbym do´s´c rozumu, ˙zeby nie pozwoli´c zap˛edzi´c si˛e w pułapk˛e

przez trzech ludzi Drede’a. Kiedy jechali pod gór˛e, musieli narobi´c do´s´c hałasu, ˙zeby

ci˛e ostrzec.

232

background image

— Wiem. Powinienem ich usłysze´c, ale nie uwa˙załem. Cyrin opowiadał mi, jak

spotkał wied´zm˛e Carodin w jej wie˙zy bez drzwi, odpowiedział na sze´s´c z jej siedmiu

zagadek i odkrył, ˙ze nawet ona nie zna rozwi ˛

azania siódmej.

Eorth przyjrzał mu si˛e z niedowierzaniem.

— Odyniec ci to powiedział?

— On mówi.

— Corenie, opowiadałe´s nam o ró˙znych ´smiesznych rzeczach, ale to ju˙z. . .

— Nie ˙zartuj˛e. To prawda. Eorcie, nigdy nie widzisz dalej ni˙z czubek twojego mie-

cza. . .

— To akurat tak daleko, jak trzeba w tej krainie. — Zwrócił si˛e do Sybel. — Czy on

kłamie?

— On nigdy nie kłamie. Spojrzał na ni ˛

a zdumiony.

— Eorth. . . — odezwał si˛e rozweselony Rok — nie zaczynaj bójki przy moim ko-

minku. Nigdy bym nie uwierzył, ˙ze Coren przyleci na smoku pod mój próg, ale przyle-

ciał i teraz wierz˛e. I dwa razy si˛e zastanowi˛e, ni˙z zaprzecz˛e innym jego opowie´sciom.

Coren si˛egn ˛

ał ponad stołem i uj ˛

ał Sybel za r˛ek˛e.

233

background image

— Sama widzisz, jak marn ˛

a tu miałem reputacj˛e, nim za mnie wyszła´s.

— Rozumiem. O˙zeniłe´s si˛e ze mn ˛

a dla moich zwierz ˛

at. Od pocz ˛

atku wiedziałam.

— O˙zeniłem si˛e z tob ˛

a, bo nigdy si˛e ze mnie nie ´smiała´s. Tylko kiedy poprosiłem

ci˛e o r˛ek˛e.

Eorth odchylił si˛e na krze´sle i u´smiechn ˛

ał szeroko.

— ´Smiała si˛e? Opowiedz nam o tym, Corenie.

— Nie.

— ´Smiałam si˛e, bo my´slałam, ˙ze wysłali´scie go, ˙zeby si˛e ze mn ˛

a o˙zenił — wyja´sniła

Sybel. — Potem, gdy zrozumiałam, ˙ze mnie kocha, przestałam si˛e ´smia´c.

Ceneth wstał i podszedł do ognia. Wielki dom stał cichy wokół nich. Cienie opadały

ze ´scian jak gobeliny.

— Je´sli nie b˛edziesz uwa˙zał, Eorcie, Sybel ka˙ze Gyldowi zostawi´c ci˛e nagiego na

szczycie Eldu i nikt nie b˛edzie za tob ˛

a t˛esknił.

— Przykro mi.

— Wcale nie. Jeste´s zazdrosny, ˙ze nie ty o˙zeniłe´s si˛e z kobiet ˛

a ze smokiem.

234

background image

— A teraz mamy smoka w piwnicy — mrukn ˛

ał Rok. — Ciekawe, co by na to po-

wiedział nasz ojciec.

Eorth parskn ˛

ał ´smiechem.

— Przestałby pi´c. Wiecie, co´s mi wła´snie przyszło do głowy.

— Naprawd˛e? — zdziwił si˛e Ceneth. — Có˙z takiego?

— ˙

Ze je´sli Sybel urodzi córk˛e, ta córka mogłaby wyj´s´c za Tamlorna, zapanowa´c nad

nim i po dwóch pokoleniach władcy Sirle byliby królami Eldwoldu.

— W ˛

atpi˛e czy Tam b˛edzie czeka´c pi˛etna´scie lat z o˙zenkiem — odparł sucho Rok.

— I tak mógłby w˙zeni´c si˛e w Sirle — zauwa˙zył Ceneth. — Córka Herne’a, Vivien,

latem ko´nczy dwana´scie.

— Drede nigdy si˛e na to nie zgodzi.

— Co z tego? Chłopak potrafi zrobi´c z Drede’em. co zechce.

— A kto namówi Tama do tego planu?

— Sybel, oczywi´scie.

Coren uderzył w stół, a˙z wino zafalowało w pucharach. Spojrzał na trzech zamil-

kłych nagle m˛e˙zczyzn — pot˛e˙znego Roka ze złot ˛

a grzyw ˛

a, Cenetha z gładkimi, czarny-

235

background image

mi włosami i kocio spokojnymi oczami, Eortha, powolnego, jasnego i silnego. Podniósł

r˛ek˛e i zacisn ˛

ał palce.

— Przepraszam. — Eorth zaczerwienił si˛e. — Paplałem bez sensu.

— Owszem.

— Jak my wszyscy. — Ceneth przez chwil˛e tr ˛

acał butem głownie na palenisku.

Potem odwrócił si˛e i poło˙zył Corenowi dło´n na ramieniu. — To si˛e ju˙z nie powtórzy.

Coren westchn ˛

ał i rozlu´znił mi˛e´snie.

— Owszem, powtórzy si˛e. Znam ten dom. I wiem, co dzisiaj warte jest gadanie. Jak

lot smoka, ko´nczy si˛e niczym, tylko snem.

— Okrutne, ale prawdziwe — przyznał Rok.

Milczeli przez długi czas. Ogie´n przygasł, pozostał tylko samotny płomyk, który

ta´nczył nad ˙zarem. Eorth ziewn ˛

ał; z˛eby błyskały mu biel ˛

a jak kły Moriah.

— Ju˙z pó´zno — stwierdził zdziwiony.

Ceneth kiwn ˛

ał głow ˛

a.

— Id˛e spa´c — o´swiadczył. Zło˙zył pocałunek na dłoni Sybel. — B ˛

ad´z z nami cier-

pliwa, pani.

236

background image

U´smiechn˛eła si˛e.

— Przy tobie nietrudno by´c cierpliw ˛

a.

Odszedł. Siedzieli jeszcze, dopijaj ˛

ac wino, a cienie wydłu˙zały si˛e i ł ˛

aczyły nad ich

głowami. Wreszcie Coren odstawił pusty puchar.

— Id´z do łó˙zka, Corenie — rzuciła Sybel. — Wygl ˛

adasz na zm˛eczonego.

— Chod´z ze mn ˛

a.

— Za chwil˛e. Chc˛e porozmawia´c z Rokiem o Gyldzie.

— Zawsze ten Rok. . . Zaczekam.

— A potem chc˛e si˛e wyk ˛

apa´c.

— No dobrze. — Odsun ˛

ał krzesło, wstał i pochylił si˛e nad stołem, całuj ˛

ac j ˛

a w czu-

bek głowy. — Nie zatrzymuj Roka zbyt długo. Jest ju˙z stary i potrzebuje snu.

— Stary. . . Przynajmniej nie jestem jeszcze taki powolny i głuchy, ˙zeby da´c si˛e

zaskoczy´c byle durniowi w słu˙zbie Drede’a.

— Trzem durniom — sprostował Coren. — Potrzebowali trzech.

— Dobranoc — powiedział Rok.

237

background image

Eorthowi głowa opadła na stół. Rok wyj ˛

ał puchar z opuszczonej r˛eki, postawił na

stole i skrzywił lekko.

— Przepraszam, ˙ze niepokoili´smy ci˛e dzisiaj. Coren ma racj˛e. Odk ˛

ad Drede pokonał

nas na Terbrec, du˙zo gadamy, ale robimy niewiele. — Przerwał na moment. — Co

takiego chciała´s mi powiedzie´c?

Sybel spojrzała mu w oczy. Sal˛e spowiła ciemno´s´c; słabo jarzyła si˛e jeszcze ostat-

nia pochodnia. Chrapanie Eortha wydawało si˛e słabe wobec narastaj ˛

acego milczenia

starych murów. Pochyliła si˛e do Roka; oczy miała ciemne, wpatrzone w niego, podobne

do zalanych blaskiem ksi˛e˙zyca bagien Frybolgu.

— Co´s — odezwała si˛e w ko´ncu — czego nie powiedziałam jeszcze ˙zadnemu m˛e˙z-

czy´znie.

Rok milczał. Eorth tak˙ze ucichł na chwil˛e; złapał oddech i obudził si˛e, mrugaj ˛

ac

nieprzytomnie.

— Id´z spa´c — rzucił niecierpliwie Rok.

Eorth podniósł si˛e ci˛e˙zko i wyszedł.

Rok odczekał, a˙z brat wyjdzie z sali. Potem zwrócił si˛e do Sybel. Zmru˙zył oczy.

238

background image

— Mów.

Sybel zło˙zyła r˛ece na stole.

— Czy Coren wspominał ci o magu, który mnie przywołał?

Rok przytakn ˛

ał.

— Mówił, ˙ze została´s schwytana. . . przywołana. . . przez bardzo pot˛e˙znego maga,

który ci˛e pragn ˛

ał. Potem mag zgin ˛

ał, a ty wróciła´s wolna. Nie zdradził, jak zgin ˛

ał mag.

— Zostawmy to na razie. Coren nie wie, ˙ze maga wynaj ˛

ał Drede. Chciał mnie poj-

ma´c i uczyni´c. . . posłuszn ˛

a, ˙zeby mógł mnie po´slubi´c bez strachu.

— Jak. . . posłuszn ˛

a?

Wykrzywiła usta, ale uspokoiła si˛e natychmiast.

— Zapłacił magowi, by zniszczył fragment mojego umysłu. Ten fragment, który do-

konuje wyborów i posiada własn ˛

a wol˛e. Zachowałabym sw ˛

a moc, ale byłabym powolna

Drede’owi. Miałam si˛e sta´c. . . pokorna.

Rok otworzył usta.

— Mógłby tego dokona´c?

239

background image

— Tak. Miał. . . zawładn ˛

ał moim umysłem całkowicie, bardziej ni˙z jakikolwiek

człowiek włada swoim. Drede panowałby nade mn ˛

a. Robiłabym wszystko, co zechce,

bez pytania ani nawet bez nadziei na pytanie, a pó´zniej byłabym szcz˛e´sliwa, ˙ze go za-

dowoliłam. Tego chciał Drede. — Uniosła dło´n i machn˛eła ni ˛

a gniewnie. — I za to go

zniszcz˛e.

Rok odchylił si˛e w fotelu i bezgło´snie odetchn ˛

ał.

— Czy dlatego wyszła´s za Corena? — zapytał nagle. — ˙

Zeby dokona´c zemsty?

— Tak.

— Nie kochasz go? — upewnił si˛e niemal ˙załosnym głosem.

— Kocham. — Rozsun˛eła dłonie. — Kocham go — powtórzyła cicho. — Jest de-

likatny, dobry i m ˛

adry. Z tego powodu nie chc˛e, ˙zeby wiedział, co. . . co mam w sercu.

Mógłby mnie za to znienawidzi´c. Ja sama ostatnio niezbyt siebie lubi˛e. Ale chc˛e, ˙zeby

Drede cierpiał. Chc˛e, ˙zeby poznał ten strach i brak nadziei. Ju˙z teraz poznaje ich przed-

smak. Tam mówił mi, ˙ze zaczyna si˛e ba´c. . . i ma powody. Chc˛e wojny mi˛edzy Sirle

i Drede’em; chc˛e, ˙zeby Drede był bezsilny. Pomog˛e ci pod dwoma warunkami.

— Wymie´n je — szepn ˛

ał Rok.

240

background image

— Coren nie mo˙ze wiedzie´c, ˙ze jestem zamieszana w t˛e wojn˛e. A Tam w ˙zaden

sposób nie zostanie wykorzystany przeciwko Drede’owi. Za to przywołam władców

Nicconu i Hiltu, by sprzymierzyli si˛e z tob ˛

a przeciw Drede’owi; u˙zyj˛e moich zwierz ˛

at

przeciwko Drede’owi i dam ci królewski skarb, by´s miał za co zebra´c i uzbroi´c ludzi.

Rok wpatrywał si˛e w ni ˛

a bez słowa. Dostrzegła ruch jego krtani, gdy przełykał ´slin˛e.

— Jeste´s spełnionym marzeniem, pani — wyszeptał po chwili. — Sk ˛

ad we´zmiesz

skarb?

— Od Gylda. Przez wieki zebrał tyle złota, ˙ze mo˙zna za to uzbroi´c wszystkich m˛e˙z-

czyzn i chłopców w Eldwoldzie. Je´sli poprosz˛e, odda mi cz˛e´s´c. Widzisz, Ter równie˙z

był schwytany i słuchał bezradny, jak Drede i Mithran omawiaj ˛

a swoje plany. Kiedy

wróciłam dzi´s na Eld, wszystkie zwierz˛eta wiedziały, co nas spotkało.

— Ale jak wyrwała´s si˛e temu magowi, skoro był tak pot˛e˙zny?

— Rommalb go zabił.

— Rommalb. . . — Wspomnienia zamigotały w jego oczach. — Nocny łowca. . .

Jak?

— On. . . On go zmia˙zd˙zył.

241

background image

Twarz Roka, nieruchoma w blasku pochodni, wyra˙zała zdumienie.

— To jego spotkał Coren przy twoim kominku?

Przytakn˛eła.

— Nie było to przyjemne spotkanie, ale Coren dokonał tego, co niewielu dot ˛

ad si˛e

udało.

— Co to było?

— Prze˙zył. — Drgn˛eła. Wyprostowała r˛ece na blacie. — Nie chciałam, by do te-

go doszło. To była gra Cyrina. Przeraziłam si˛e. Ale Coren jest m ˛

adrzejszy, ni˙z sobie

wyobra˙załam.

— Wi˛ec musi by´c m ˛

adrzejszy, ni˙z wszyscy sobie wyobra˙zamy. Dlaczego nie posła-

ła´s tego Rommalba na Drede’a?

— Bo chc˛e zemsty powolnej. Chc˛e, ˙zeby wiedział, co si˛e z nim dzieje i dlaczego,

i kto jest za to odpowiedzialny. Najbardziej na ´swiecie obawia si˛e siły i energii Sirle.

I mnie. Tamtego dnia przyszedł do wie˙zy Mithrana. Spodziewał si˛e, ˙ze znajdzie kobiet˛e,

która z u´smiechem odda mu r˛ek˛e i zrobi wszystko, o co j ˛

a poprosi. Odkrył jednak, ˙ze

242

background image

kobieta znikn˛eła, a wielki mag le˙zy pogruchotany na ziemi. Od tego dnia si˛e boi. Teraz,

z twoj ˛

a pomoc ˛

a, zmia˙zd˙z˛e go jego l˛ekami.

Wolno pokr˛ecił głow ˛

a.

— Jeste´s bezlitosna.

— To prawda. Je´sli mi odmówisz, pójd˛e spa´c i nie wrócimy ju˙z do tej sprawy. Ale

razem z Sirle czy bez Sirle, tak si˛e stanie.

— Wi ˛

a˙z ˛

a si˛e z tym wa˙zne dla ciebie uczucia: miło´s´c Corena i Tama. Czy chcesz je

zaryzykowa´c?

— Przez wiele nocy do pó´zna my´slałam o moim planie. Znam ryzyko. Wiem, ˙ze

je´sli Coren odkryje, jak go wykorzystałam, albo je´sli Tam zacznie podejrzewa´c, ˙ze to ja

niszcz˛e jego ojca, obaj b˛ed ˛

a gł˛eboko zranieni. Wtedy strac˛e wszystko, co jest dla mnie

wa˙zne. Ale powiedziałam ci dzisiaj, jak ˛

a podj˛ełam decyzj˛e.

— Jeste´s pewna?

Spojrzała mu prosto w oczy.

— Tak si˛e stanie.

Odetchn ˛

ał.

243

background image

— My´sl˛e — rzekł — ˙ze stanie si˛e z pomoc ˛

a Sirle.

*

*

*

Budowa ogrodów dla zwierz ˛

at rozpocz˛eła si˛e, gdy tylko ziemia odtajała na wiosn˛e,

i trwała a˙z do lata. Sybel po jednym przywoływała je do Sirle. Najpierw Czarnego

Łab˛edzia, by zaj ˛

ał miejsce w niewielkim jeziorku wypełnionym gładkimi kamieniami

i rybkami koloru ognia. Wyszła mu na spotkanie, gdy spływał z nieba nad ogrodem;

wyl ˛

adował na wodzie, nie wzbudzaj ˛

ac nawet zmarszczki — czarny jak noc, królewski

ptak. Jego głos popłyn ˛

ał gładko i melodyjnie w´sród jej my´sli.

Jest niedu˙ze, ale ładne.

Rok chce ustawi´c po´srodku biał ˛

a fontann˛e,

powiedziała Sybel.

W jakim kształcie?

Dwóch łab˛edzi w locie, wzlatuj ˛

acych w gór˛e, ze zł ˛

aczonymi dziobami.

Dobrze. A ta sprawa dotycz ˛

aca ciebie?

Zostanie załatwiona. Wkrótce.

Jestem gotów, kiedy tylko b˛ed˛e ci potrzebny.

244

background image

Przywołała Gylda z jego k ˛

atka w mrocznej, wilgotnej piwnicy na wina, a smok

zasn ˛

ał w grocie ocienionej drzewami, chłodzonej przez odnog˛e Slinoon płyn ˛

ac ˛

a pod

murem, okr ˛

a˙zaj ˛

ac ˛

a jego legowisko i wpadaj ˛

ac ˛

a do jeziorka łab˛edzia. Klejnoty, puchary

i stare złote monety migotały wokół niego w mroku. Zdradził bowiem Sybel ´scie˙zk˛e do

swej górskiej jaskini, a Rok wysłał Eortha, Bora i Herne’a, by w sekrecie przewie´zli

skarb. Wrócili po trzech dniach zm˛eczeni, obładowani i oszołomieni.

— Nie zdołali´smy zabra´c wszystkiego — wyja´snił Bor Rokowi i Sybel. Przetarł

oczy, jakby chciał pozby´c si˛e wizji, dla której nie umiał znale´z´c słów. — Rok, bro-

dzili´smy po kostki w srebrnych monetach. Były tam ko´sci trzech ludzi, a jeden miał

królewsk ˛

a koron˛e. I t˛e besti˛e my beztrosko umie´scili´smy w zamkowej piwnicy. . .

— Ze strony Gylda nie macie si˛e czego obawia´c — uspokoiła ich Sybel. — Jest ju˙z

stary i pragnie tylko spa´c na stosie złota. Dobrze mu w tej jaskini.

— Za to złoto mo˙zna by kupi´c królestwo — stwierdził Herne. Oczy błyszczały mu

w wyrazistej, wesołej twarzy.

Rok skrzywił si˛e odrobin˛e.

— Tak.

245

background image

Potem przywołała lwa i wielk ˛

a zielonook ˛

a kocic˛e. Zwierz˛eta przybiegły noc ˛

a, l´sni ˛

a-

ce jak aksamit w blasku ksi˛e˙zyca. Sybel spotkała je u bramy, otworzyła wrota, a one

przemkn˛eły cicho do ogrodów. Trawa szeptała pod ich łapami, drzewa stały białe i ci-

che na tle gwia´zdzistego nieba.

Przed zim ˛

a wybudujemy wam ciepłe schronienie,

powiedziała. B˛edzie mi brakowało

waszych wizyt w moich pokojach. Mo˙ze do zimy ludzie przestan ˛

a si˛e was l˛eka´c. Ten

ogród jest niewielki, ale odosobniony. Nikt nie powinien was niepokoi´c.

Lew Gules wyci ˛

agn ˛

ał si˛e na trawie u jej stóp. Moriah kr ˛

a˙zyła bezszelestnie jak cie´n

w´sród nocy, a Czarny Łab˛ed´z pływał sennie przez l´sni ˛

ace w blasku ksi˛e˙zyca wody.

Władca Sirle wiele dla ciebie zrobił. Biała Pani,

stwierdził Gules. Czy ju˙z z nim

rozmawiała´s?

Tak. Zaproponowałam mu Eldwold. Przyj ˛

ał.

Z gardła Gulesa wydobył si˛e głuchy, zduszony ryk.

To dobrze.

246

background image

Nast˛epnego ranka Coren przyszedł zobaczy´c zwierz˛eta. Przyprowadził braci — stali

w milczeniu, patrz ˛

ac, jak Gules rozrywa udziec sarny, któr ˛

a Coren dla niego ustrzelił.

Ceneth sykn ˛

ał przez z˛eby.

— I ty nad nimi panujesz?

Sybel kiwn˛eła głow ˛

a.

— W górach zwykle same dla siebie polowały. Miały wi˛ecej miejsca. Ale tutaj to

niemo˙zliwe. . . Farmerzy, konie, bydło. . . przeraziliby si˛e, gdyby zwierz˛eta biegały swo-

bodnie.

— Wyznacz˛e ludzi, ˙zeby dla nich polowali — obiecał Rok, a Sybel u´smiechn˛eła si˛e

z wdzi˛eczno´sci ˛

a.

— Dzi˛ekuj˛e. A teraz podam im wasze imiona.

Przywołała do siebie oba koty i łab˛edzia. M˛e˙zczy´zni stali bez ruchu pod nierucho-

mym wzrokiem całej trójki. Sybel przechodziła od jednego do drugiego i przedstawiała

ich kolejno.

Rok. Bor. Eorth. Herne. Ceneth. Zapami˛etajcie ich. Strze˙zcie ich.

Gdzie jest Cyrin? — zapytał nagle Coren. — Przywołała´s go?

247

background image

— Nie.

Zdziwił si˛e.

— Przecie˙z miejsce dla niego jest gotowe. Zawołaj go zaraz, Sybel. Został ju˙z tylko

on; na pewno czuje si˛e samotny. Pomy´sli, ˙ze go nie chcesz.

Nabrała tchu.

— Mam nadziej˛e, ˙ze b˛edzie tu szcz˛e´sliwy. . .

Wystawiła twarz na wiatr i posłała ostatnie wołanie. Poczuła, ˙ze le˙z ˛

acy pod drzewem

Cyrin wstaje.

— Cyrin — wyja´snił Eorth Herne’owi. — Odyniec. Coren twierdzi, ˙ze umie mówi´c.

— Ja mu wierz˛e — odparł krótko Eorth. — Po tym, co widzieli´smy przez ostatnie

dni, jestem skłonny uwierzy´c we wszystko.

Noc ˛

a Sybel znów rozmawiała z Rokiem na osobno´sci, kiedy wszyscy domownicy

ju˙z posn˛eli, a psy drzemały pod stołem. Zapachy wczesnego lata unosiły si˛e ze zgniecio-

nych kwiatów i ´swie˙zego sitowia na kamiennej posadzce, z wilgotnych od wieczornej

rosy pól i p˛edów wyrastaj ˛

acych z ziemi.

248

background image

— Powiedziałem Borowi i Cenethowi, ˙ze wspomo˙zesz nas w walce z Drede’em —

rzekł Rok. — Eorth i Herne wiedza tylko, ˙ze planujemy wojn˛e. Nie b˛ed ˛

a pyta´c jak

i dlaczego, ale Ceneth i Bor potrafi ˛

a milcze´c. Wiedz ˛

a, ˙ze Sirle mo˙ze pokona´c króla, ale

nie króla i władców Nicconu i Hiltu. Spytali mnie wi˛ec, naturalnie, sk ˛

ad we´zmiemy

do´s´c sił. Wyja´sniłem. Zgodzili si˛e. — Przerwał na moment i podniósł puchar do ust. —

Zostali´smy wychowani do bitwy, Sybel. Nasz dziad przez siedemdziesi ˛

at dni oblegał

Mondor, a nasz ojciec, wtedy niewiele starszy od Tamlorna, walczył u jego boku. Od

´smierci Norrela na Terbrec pragniemy zemsty, ale Niccon sprzymierzył si˛e z Drede’em

po tej bitwie, a Horst z Hiltu opu´scił r˛ece i czekał bezczynnie na wynik wojny wybuchłej

z powodu jego zmarłej córki. Nie byli´smy pewni poparcia.

— Jak s ˛

adzisz, czy Horst z Hiltu walczyłby za krzywd˛e, któr ˛

a Drede wyrz ˛

adził

córce Laran, czy raczej wsparłby dziecko Rianny, syna Drede’a?

Rok pokr˛ecił głow ˛

a.

— Nie chciałbym stan ˛

a´c wobec takiego wyboru. Przypuszczam, ˙ze racj˛e ma Coren:

Horst walczyłby dla tego, o kim s ˛

adzi, ˙ze wygra. W tym przypadku dla Drede’a.

249

background image

— Rozumiem. Dlatego przekonam go, by zmienił zdanie. — Spojrzała Rokowi

w oczy. — I władc˛e Nicconu równie˙z. Kiedy mam ich sprowadzi´c?

— Najpierw zaczn˛e zbiera´c wojska. Drede zwróci si˛e do Hiltu i Nicconu o wsparcie,

a oni z pewno´sci ˛

a nie odmówi ˛

a. I wtedy, Sybel, mo˙zesz ich przywoła´c. Drede b˛edzie

patrzył, jak jego sojusznicy odpływaj ˛

a niby woda mi˛edzy palcami. My´sl˛e, ˙ze zrozumie,

kto stoi za wojn ˛

a z Sirle.

Kiwn˛eła głow ˛

a.

— A Coren? Czy wie, co planujesz?

— Dowie si˛e, kiedy Herne i Eorth zaczn ˛

a papla´c. Niew ˛

atpliwie uzna, ˙ze zwariowa-

łem. . . Dopóki nie zobaczy, jak Derth z Nicconu wje˙zd˙za na mój dziedziniec.

— Nie mo˙ze wiedzie´c, sk ˛

ad bierzesz pieni ˛

adze.

— Nie.

Zadr˙zała lekko.

— Boj˛e si˛e.

— Corena?

— Tak. Boj˛e si˛e jego wzroku tego dnia, gdy odkryje, jak ˛

a gr˛e tocz˛e z Sirle.

250

background image

— To nasza gra, tak samo jak twoja. Dała´s nam wybór, a my si˛e zgodzili´smy. Poza

tym, czy s ˛

adzisz, ˙ze gdyby´s mu powiedziała, co ci zrobił Drede, sarn nie zapragn ˛

ałby

zemsty? Dlaczego mu nie powiesz?

— Nie.

— Ale dlaczego? Jest twoim m˛e˙zem. Na pewno udzieliłby ci pomocy w zem´scie.

Nie ˙zywi przecie˙z miło´sci dla Drede’a.

Przygryzła wargi.

— Nie chc˛e wci ˛

aga´c Corena w wir mojego gniewu i nienawi´sci. ˙

Zadna zemsta przez

niego dokonana nie da mi satysfakcji, a nie warto wł ˛

acza´c go w moj ˛

a. Chc˛e. . . chc˛e,

by pozostał wolny od nienawi´sci. On. . . Tej nocy, kiedy lecieli´smy na smoku, nagle

run˛eli´smy w dół p˛edz ˛

ac w ciemno´s´c niby w bezdenn ˛

a gł˛ebi˛e, ´slepi, bezradni. . . jak

ludzie, z których nic ju˙z nie zostało, tylko samo odkryte j ˛

adro ja´zni. . . i z tego j ˛

adra

dobiegł ˙zywy, radosny ´smiech. Zagubiony w swej nienawi´sci do Drede’a, nie mógłby

´smia´c si˛e w ten sposób. Mo˙ze walczy´c po prostu dlatego, ˙ze gdyby odmówił z mojego

powodu, a ty zgin ˛

ałby´s w bitwie, nigdy by sobie nie wybaczył, ˙ze nie było go przy

tobie. Ale nie dam mu wa˙zniejszej sprawy, o któr ˛

a mógłby walczy´c. Nie pozwol˛e, by

251

background image

znów zaton ˛

ał w ˙zalu i goryczy. Dał mi tyle miło´sci. . . Ja mog˛e przynajmniej próbowa´c

go osłoni´c.

Rok przygl ˛

adał jej si˛e przez chwil˛e w milczeniu.

— W ˛

atpi˛e, czy to mo˙zliwe — stwierdził w ko´ncu. — Ale kocham ci˛e za to, ˙ze si˛e

starasz.

Nast˛epnego dnia po południu weszła do komnaty, któr ˛

a Rok dla niej przeznaczył.

Przez chwil˛e siedziała w milczeniu, by uspokoi´c my´sli. Daleko, w sekretnych miejscach

szukała Liralena. Ksi˛egi stały na półkach pod ´scianami, a promienie ´swiatła padały

z okien wychodz ˛

acych na trzy strony ´swiata i dotykały metalu i klejnotów na grzbietach.

Zagubiona, nieistniej ˛

aca dla Sirle, wysyłała kolejne nitki wołania, które dryfowały jak

zwykle bezowocnie, bez odpowiedzi. Nie zauwa˙zyła nawet Corena, dopóki nie kl˛ekn ˛

przed ni ˛

a i nie wymówił jej imienia.

´Sci ˛agn˛eła swe my´sli z obszarów dalszych, ni˙z kiedykolwiek dotarła, i patrzyła na

niego bez słowa, mrugaj ˛

ac niepewnie.

252

background image

— Coren. . . Przepraszam, nie słyszałam, jak wszedłe´s. Wołałam Liralena. Szukam

go w miejscach tak odległych, ˙ze nie maj ˛

a nazwy, a jednak s ˛

adz˛e, ˙ze musi by´c bli˙zej.

Czasem wydaje mi si˛e, ˙ze odpowiedział, ale ja nie usłyszałam.

— Sybel. . . — Urwał i zmarszczył czoło, co czynił rzadko.

— Co si˛e stało?

Uj ˛

ał jej dło´n.

— Sybel, moi bracia mówi ˛

a o wojnie. Rok wysłał go´nców do naszych poddanych na

pograniczu, by szykowali zbroje i podkuwali konie. Posłał Bora i Eortha do pomniej-

szych panów Eldwoldu, którzy winni s ˛

a wdzi˛eczno´s´c Sirle. Pytałem Roka dlaczego,

pytałem nie raz, ale on tylko ´smieje si˛e i twierdzi, ˙ze Drede si˛e nas boi. Inaczej jego

ludzie zabiliby mnie owego dnia na górze Eld. Spytałem, jakie ma nadzieje na posił-

ki, dlaczego chce nara˙za´c nasze ˙zycie i ziemie w bitwie, która b˛edzie tylko powtórk ˛

a

Terbrec. Twierdzi, ze pomacha przyn˛et ˛

a władzy przed lordem Horstem, który jest krew-

nym i twoim, i Tamlorna. Powiedział, ˙ze nie musz˛e walczy´c przeciwko Drede’owi, ojcu

chłopca, którego moja ˙zona wychowywała i kocha, ale ja nie mog˛e. . . nie mog˛e sie-

253

background image

dzie´c spokojnie, gdy oni ruszaj ˛

a na ´smier´c. Dlatego. . . przyszedłem do ciebie, ˙zeby si˛e

przekona´c, jakim wzrokiem na mnie spojrzysz, gdy ci powiem, ˙ze b˛ed˛e walczył.

Nabrała tchu, wpatrzona w jego twarz.

— Tak nagle. . . wojna?

— Zbyt nagle. Rok uwa˙za, ˙ze ta nagło´s´c osłabi Drede’a, ale mnie si˛e wydaje, ˙ze

człowiek tak zgorzkniały gotów jest do bitwy ka˙zdego dnia swego ˙zycia, a Lew Sirle

˙zyje w ´swiecie marze´n. Sybel, czy gniewasz si˛e na mnie? Wiesz, ˙ze nie chc˛e wojny

z Drede’em i Tamem, zwłaszcza wojny tak daremnej i beznadziejnej. Ale je´sli zostan˛e

bezpieczny w tych murach, a moi bracia zgin ˛

a, do samej ´smierci b˛ed˛e w snach ogl ˛

adał

ich twarze, słyszał ich głosy. Czy mi wybaczysz? Albo czy znajdziesz powód, ˙zebym

nie walczył, ale taki, który podtrzyma mnie nawet po ´smierci braci?

— Nie — szepn˛eła. — Tylko tyle, ˙ze je´sli polegniesz na tej wojnie, zniknie dla mnie

ze ´swiata cała rado´s´c. Corenie, mo˙ze Rok nie ´sni. Mo˙ze ma racj˛e i Sirle pokona Drede’a,

i nikt nie zginie. . .

Pokr˛ecił głow ˛

a ze smutkiem. On nie łudził si˛e nadziej ˛

a.

254

background image

— Ludzie b˛ed ˛

a gin ˛

a´c, Sybel. Mo˙ze nie moi bracia, ale ludzie z Sirle. Na Terbrec

słyszałem j˛eki i płacz, a ja walczyłem, a˙z w ko´ncu w kurzu, w ˙zarze, w o´slepiaj ˛

acych

błyskach stali nie wiedziałem, czy to naprawd˛e j˛ecz ˛

a ranni, czy płacz ˛

a moje własne

my´sli, które nigdy ju˙z nie b˛ed ˛

a zrozumiałe. ’Teraz wszystko si˛e powtórzy. Rok jest

szalony. Powiedziałem mu to, ale odrzekł jedynie, ˙ze nie musz˛e walczy´c. A wie, ˙ze

musz˛e.

— Nie wygl ˛

ada na szale´nca — stwierdziła spokojnie. — Mo˙ze cos wie, o czym ci

nie mówi.

— Mam nadziej˛e, dla dobra nas wszystkich. — Uniósł dło´n, przesun ˛

ał palcami po

włosach ˙zony. — My´slałem. ˙ze si˛e rozgniewasz, ale nie. Bałem si˛e, ˙ze mnie zostawisz

i wrócisz na Eld.

— A co mnie czeka na Eldzie oprócz pustego domu? Kiedy wyszłam za ciebie,

Corenie, wiedziałam, ˙ze pr˛edzej czy pó´zniej b˛ed˛e musiała patrze´c, jak odchodzisz, b˛ed˛e

musiała czeka´c w tych kamiennych murach jak ˙zona Roka i ˙zona Eortha, nie wiedz ˛

ac,

czy kiedy´s znów ci˛e zobacz˛e. Tyle ˙ze nie spodziewałam si˛e tego teraz, tak szybko.

255

background image

— Nie s ˛

adziłem, ˙ze si˛e do tego posunie. My´slałem, ˙ze prze˙zyjemy długie lata, zanim

co´s podobnego si˛e wydarzy.

— Wiem. Ale sprawy. . . sprawy po prostu splotły si˛e w pewien dese´n i dzisiaj nie

wiem ju˙z, gdzie rozpocz ˛

ał si˛e ten w ˛

atek wydarze´n. Tak wi˛ec ty musisz zrobi´c to, co

musisz, a ja. . . to, co ja musz˛e.

— Przepraszam — szepn ˛

ał bezradnie.

— Nie trzeba. Przeprasza´c powiniene´s tylko wtedy, kiedy zginiesz. A wtedy uwa˙zaj,

bo pójd˛e za tob ˛

a.

— Nie!

— Tak. Nie pozwol˛e ci samotnie w˛edrowa´c w´sród gwiazd.

U´smiechn ˛

ał si˛e lekko. Pocałował j ˛

a delikatnie, a potem obj ˛

ał mocno, przycisn ˛

ał do

piersi, wsun ˛

ał dło´n w jej włosy, a Sybel słuchała powolnego rytmu jego serca. Siedzieli

tak w milczeniu, w bezruchu, w padaj ˛

acym przez okna blasku, a˙z wreszcie Coren wstał

i podał jej r˛ek˛e.

Spojrzał jej przez ramie, za okno.

256

background image

— Cyrin biegnie przez pola — powiedział. — Powinni´smy zej´s´c na dół i otworzy´c

mu bram˛e.

Spotkali srebrzystego ody´nca przy furcie. Kły l´sniły mu jak ksi˛e˙zyce. Przez chwil˛e

sapał u nóg Sybel, spogl ˛

adaj ˛

ac na ni ˛

a czerwonymi oczkami. A˙z wreszcie przemówił

swym głosem jak flet:

— Olbrzym Grof został uderzony kamieniem w oko, które odwróciło si˛e do wn˛etrza,

tak ˙ze patrzyło w jego umysł. I umarł od tego, co tam zobaczył.

Sybel zesztywniała. Coren spojrzał na ody´nca zdumiony. Potem odwrócił głow˛e do

Sybel i zobaczyła pytanie w jego oczach. Nie znalazła odpowiedzi, wi˛ec tylko uchyliła

szerzej bram˛e, a Cyrin min ˛

ał j ˛

a i wbiegł do ogrodu.

background image

Rozdział 10

Przesuwała władców Nicconu i Hiltu po Eldwoldzie niczym pionki na szachow-

nicy — z ich rodzinnych stron do domu władcy Sirle, a˙z stan˛eli u drzwi, mrugaj ˛

ac

jak przebudzeni ze snu, a u´smiechni˛ety Rok powitał ich w swoich progach. Popołu-

dniami i wieczorami sale w zamku Roka pełne były ludzi, którzy siadali do posiłków

w skórzanych kamizelach i pancerzach, z no˙zami u pasa. Mówili z pełnymi ustami o bi-

twach, które widzieli, i bliznach, które wynie´sli jako pami ˛

atki. Zewn˛etrzne dziedzi´nce

rozbrzmiewały stukiem młotków, gdy wykuwano miecze, naprawiano tarcze, osadzano

ostrza włóczni na drzewcach z jasnego jesionu, budowano wozy, poprawiano rz˛edy ci˛e˙z-

258

background image

kich wierzchowców bojowych. Wszystko to widział i oceniał Horst z Hiltu, a po nim

Derth z Nicconu — ognistowłosy młodzieniec, który przysi ˛

agł wierno´s´c Drede’owi.

Derth z Nicconu, który przybył w tydzie´n po władcy Hiltu, odezwał si˛e kiedy´s z pew-

nym ˙zalem, siedz ˛

ac z pucharem w dłoni przy kominku Roka:

— Gdybym wiedział, ˙ze masz tylu zwolenników, nie przysi˛egałbym Drede’owi. Ale

zrobiłem to z powodu Terbrec.

— Nie zamierzam dopu´sci´c, by to starcie sko´nczyło si˛e jak na równinie Terbrec —

odparł Rok. Oczy błyszczały mu spod jasnej grzywy.

Niedaleko nich siedziała z robótk ˛

a kobieta o włosach barwy ko´sci słoniowej. Czar-

nych oczu ani na chwil˛e nie spuszczała twarzy Dertha. Ona dla niego była zaledwie

cieniem, który nie zapada w pami˛e´c.

Derth westchn ˛

ał i postukał paznokciem o puchar.

— Mog˛e ci da´c pi˛eciuset konnych i trzy do czterech razy tylu pieszych.

— Władca Hiltu zaproponował mniej.

259

background image

— Jego ziemie s ˛

a podzielone; podczas siedemdziesi˛eciodniowego obl˛e˙zenia Mon-

doru cz˛e´s´c opanował Carn z Hiltu. Ludzie tam pozostaj ˛

a wierni dawnemu przymierzu

z królem.

— Co z tego? Nie w ˛

atpi˛e, ˙ze sobie z nimi poradzimy. Horst jest ju˙z za stary na takie

rozgrywki. ˙

Zal mi go.

Derth parskn ˛

ał cicho.

— ˙

Załuj Drede’a, je´sli ju˙z musisz. Słyszałem, ˙ze Horst tak˙ze przysi˛egał Drede’owi,

zanim doł ˛

aczył do ciebie.

Rok uniósł brwi z wyrazem zdziwienia. Powstrzymał si˛e od komentarza.

Coren, który przeciskał si˛e mi˛edzy ławami pełnymi ludzi, dostrzegł rudowłosego

ksi˛ecia i stan ˛

ał jak wryty. Ceneth z lekkim u´smiechem odwrócił si˛e i wcisn ˛

ał bratu

w r˛ece pełen puchar. Coren spojrzał na niego zdumiony.

— Widzisz, kto tam siedzi? — Tak.

— Derth z Nicconu. Cenecie, w jaki sposób Rok go tutaj sprowadził? Drede

ofiarował jego ojcu ziemie i złoto za to, czego dokonał na Terbrec. Co teraz robi Derth

przy naszym ogniu?

260

background image

Ceneth wzruszył ramionami.

— Pewnie usłyszał, ˙ze władca Hiltu sprzymierzył si˛e z Sirle, i stwierdził, ˙ze woli

raczej walczy´c z Hiltem ni˙z przeciwko niemu.

Coren szukał odpowiednich słów, lecz nie znalazł ˙zadnych, wi˛ec tylko wychylił pu-

char. Po chwili zauwa˙zył Sybel i podszedł do niej.

— Wsz˛edzie ci˛e szukałem.

Mrugn˛eła zaskoczona; zerwała si˛e ni´c jej wołania.

— Corenie. . .

Władca Nicconu obok Roka przetarł oczy.

— Czuj˛e si˛e troch˛e zagubiony — powiedział.

Rok dolał mu wina.

— Jeste´s zm˛eczony po długiej je´zdzie.

Odwrócił si˛e i poci ˛

agn ˛

ał Corena za kurtk˛e.

— Eorth ci˛e szukał. To chyba wa˙zne.

261

background image

— Chciałem zabra´c Sybel na przeja˙zd˙zk˛e. Nie jest przyzwyczajona do takich krzy-

ków i hałasu. — Zastanowił si˛e i dodał powoli: — A co wła´sciwie tu robisz, razem

z Rokiem i lordem Derthem?

— Och. . . — odparła niepewnie. Jej my´sli p˛edziły jak oszalałe. — Chciałam poroz-

mawia´c z Rokiem.

— Martwiła si˛e — dodał szybko Rok. — Eorth mówi. ˙ze chce w bitwie dosiada´c

Gylda.

— Co?

— Nie mogła go przekona´c. Mo˙ze tobie si˛e uda.

Władca Nicconu wychylił si˛e zza Roka i spojrzał na Sybel.

— Ty jeste´s Sybel? Słyszałem o tobie. . .

U´smiechn˛eła si˛e słodko, patrz ˛

ac mu w oczy. Po chwili wrócił do dawnej pozycji.

— Mo˙ze zrozumie, je´sli przywi ˛

a˙z˛e go do konia — rzekł Coren. — Czekaj na mnie,

Sybel. . .

Ruszył przez tłum. Rok odetchn ˛

ał cicho i spojrzał na milcz ˛

acego władc˛e Nicconu.

262

background image

— Do rzeczy. Mój dziad oblegał Mondor, ale nie odniósł zwyci˛estwa, poniewa˙z nie

miał do´s´c ludzi, by odci ˛

a´c zaopatrzenie docieraj ˛

ace rzek ˛

a Slinoon. Tym razem chc˛e,

˙zeby wojska Sirle i Nicconu podj˛eły szturm drog ˛

a wodn ˛

a, wpływaj ˛

ac do miasta i ataku-

j ˛

ac od wewn ˛

atrz. B˛edziemy potrzebowali łodzi. Niccon le˙zy w krainie jezior Eldwoldu.

Czy zdołasz wybudowa´c łodzie dla trzystu ludzi i obsadzi´c je załogami?

Władca Nicconu wpatrywał si˛e w niego jak człowiek, który ´spi z otwartymi oczami.

— Tak. — Kiwn ˛

ał głow ˛

a.

— Zwróc˛e ci koszty.

— Kiedy łodzie maj ˛

a by´c gotowe?

Rok u´smiechn ˛

ał si˛e lekko.

— Wkrótce. Ale bez wielkiego po´spiechu. Jestem pewien, ˙ze Drede na nas zaczeka.

Kiedy sko´nczyli, oddał władc˛e Nicconu pod opiek˛e Lynette, a ona odprowadziła

go — oszołomionego, na wpół pijanego, ale zachwyconego — do tej samej komnaty,

gdzie tydzie´n wcze´sniej spał Horst z Hiltu. Sybel tymczasem wstała i zacz˛eła kr ˛

a˙zy´c po

pustej ju˙z sali. Rok obserwował j ˛

a przez chwil˛e.

— O czym my´slisz?

263

background image

— Je´sli wprowadz˛e zwierz˛eta na pole bitwy, czy Coren je zobaczy?

— Raczej nie zdoła przeoczy´c Gylda. Ale pozostałe. . . W ´scisku, w bitewnym cha-

osie prawdopodobnie nie zauwa˙zy nic, czego nie spodziewa si˛e zobaczy´c. Ale czemu

chcesz je nara˙za´c? Nie ma potrzeby.

Kpi ˛

acy u´smieszek pojawił si˛e na jej wargach.

— Ksi ˛

a˙z˛e Ilf — odparła cicho — wyruszył pewnego dnia z pi˛e´cdziesi˛ecioma lud´z-

mi, by schwyta´c pi˛ekna córk˛e Maka, władcy Maconu. Po drodze Ilf zobaczył czarn ˛

a

górsk ˛

a kocic˛e o futrze l´sni ˛

acym jak oszlifowany klejnot. Kocica rzuciła mu spojrzenie

zielonych oczu, a Ilf ruszył w pogo´n. Nikt ju˙z nie ogl ˛

adał na tym ´swiecie ani jego, ani

jego pi˛e´cdziesi˛eciu ludzi. Trzech silnych synów króla Pwilla wyruszyło z przyjaciółmi

na łowy Zobaczyli srebrzystego ody´nca o kłach białych niczym piersi ich wysoko uro-

dzonych ˙zon. Pwill czekał na ich powrót, czekał przez siedem dni i siedem nocy, ale

z pi˛etnastu młodych ludzi tylko jego najmłodszy syn wrócił z polowania. A i on wrócił

obł ˛

akany.

Rok zafascynowany patrzył na ni ˛

a długo.

264

background image

— Drede te˙z wpadnie w obł˛ed, kiedy zobaczy, ˙ze jego wojska znikaj ˛

a. Czy zwierz˛eta

zrobi ˛

a to dla ciebie?

— Tak.

— Nawet odyniec? Mówiła´s, ˙ze mu si˛e to nie podoba.

Kre´sliła palcem przypadkowe wzory na d˛ebowym blacie stołu.

— Zrobi to, je´sli mu rozka˙z˛e. Łab˛edzia po´sl˛e do Tama, ˙zeby odleciał z nim na Eld,

gdyby cho´c przez chwil˛e jego ˙zycie znalazło si˛e w niebezpiecze´nstwie. Sokół b˛edzie

Tama strzegł.

— A Gyld?

Zmru˙zyła oczy.

— Gyld przyniesie mi Drede’a.

Rok pokr˛ecił tylko głow ˛

a.

— Wiesz — mrukn ˛

ał — zaczynam Drede’a ˙załowa´c.

Kto´s wszedł do sali. Obejrzeli si˛e — Coren, z włosami rozja´snionymi blaskiem

sło´nca, zatrzymał si˛e w otwartych drzwiach i oparł o kamienn ˛

a ´scian˛e.

— Dlaczego okłamałe´s mnie co do Eortha? — zapytał cicho, zwracaj ˛

ac si˛e do Roka.

265

background image

Rok westchn ˛

ał.

— Poniewa˙z opowiadałem kłamstwa władcy Nicconu i nie chciałem, ˙zeby´s prawd ˛

a

wprawił mnie w zakłopotanie.

— Kłamiesz i teraz. — Podszedł i stan ˛

ał obok Roka, tak blisko, ˙ze mi˛edzy nimi

z trudem zmie´sciłaby si˛e dło´n. — Po co była ci potrzebna moja ˙zona, kiedy opowiadałe´s

kłamstwa Derthowi z Nicconu? On przecie˙z nie poznałby prawdy, cho´cby wyskoczyła

mu z pucharu jak łoso´s z rzeki!

— Corenie! — odezwała si˛e Sybel, ale Coren nie odrywał wzroku od twarzy Roka.

— S ˛

a sprawy, których nie rozumiem w tej twojej wojnie. S ˛

a sprawy, których chyba

nie chc˛e rozumie´c. Jak skłoniłe´s tego starca, Horsta z Hiltu, by stan ˛

ał przy twoim bo-

ku? Przecie˙z zeszłej zimy posłałe´s mnie do niego, a ja si˛e przekonałem, ˙ze straszliwie

boi si˛e Drede’a, chce tylko do˙zy´c swoich dni w pokoju, chce zapomnie´c o swojej nie-

szcz˛e´sliwej córce i chaosie, jaki wprowadziła w ˙zycie króla. Dlaczego Derth z Nicconu,

którego starszego brata zabiłe´s na Terbrec, przyje˙zd˙za tutaj, siada przy twoim komin-

ku, pije twoje wino i wybiera si˛e z tob ˛

a na wojn˛e? Dlaczego planowałe´s t˛e wojn˛e zanim

jeszcze porozmawiałe´s z nimi oboma? I dlaczego, je´sli s ˛

a jakie´s proste wyja´snienia tych

266

background image

spraw, brakło ci uprzejmo´sci czy szacunku dla mnie, by mi je zdradzi´c, zanim musiałem

spyta´c?

Rok milczał. Spu´scił głow˛e i oddychał gł˛eboko. Coren zacisn ˛

ał pi˛e´sci.

— Nie okłamuj mnie wi˛ecej — szepn ˛

ał.

— Corenie — odezwała si˛e Sybel.

Wolno odwrócił głow˛e, a ona zobaczyła w jego oczach mroczny, niech˛etny błysk

w ˛

atpliwo´sci. Przez chwil˛e oboje stali bez ruchu, patrz ˛

ac na siebie, spokojni jak plamy

´swiatła padaj ˛

ace na zdeptane kwiaty na podłodze sali. Wreszcie Coren odwrócił si˛e,

wyszedł, zbiegł po schodach na dziedziniec. Rok widział jego ognista czupryn˛e, na

przemian rozbłyskuj ˛

ac ˛

a i nikn ˛

ac ˛

a w cieniu. Wtedy usłyszał gwałtowny oddech Sybel.

— Co zrobiła´s? — zapytał z niedowierzaniem.

— Nie chciałam. . . — Podniosła dło´n do ust. — Nie miałam zamiaru. . . Nie jemu,

nie Corenowi. Tylko. . . nie wiedziałam, co mu powiedzie´c. . . a to było takie proste. . .

— Ale co zrobiła´s?

267

background image

— Kazałam mu zapomnie´c wszystko, co dzisiaj zobaczył i o co ci˛e pytał. Tak mi

przykro. . . — Zadr˙zała nagle i łzy pociekły jej na palce. — Tak mi przykro. . . To było

takie łatwe. . .

— Sybel. . .

— Boj˛e si˛e.

— Sybel. — Rok podszedł i delikatnie chwycił j ˛

a za ramiona. — To przecie˙z nic

gorszego ni˙z kłamstwo.

— Jest gorsze! Zabrałam co´s z jego umysłu. . . jak Mithran chciał zabra´c z mojego. . .

Nikt nie powinien tego robi´c ani z miło´sci, ani z nienawi´sci!

— Cicho, Sybel. Jeste´s zm˛eczona i nie pomy´slała´s. Nie stało si˛e nic strasznego. Tak

b˛edzie dla niego lepiej, a ty nigdy ju˙z tego nie zrobisz.

— Boj˛e si˛e.

— Nie płacz. To nic strasznego, troch˛e tylko gorzej ni˙z kłamstwo, i ju˙z si˛e nie po-

wtórzy.

— Nie.

— Wi˛ec si˛e nie martw.

268

background image

Spojrzała na niego, odwracaj ˛

ac si˛e od pustych drzwi holu.

— Nie rozumiesz. On. . . on wierzy, ˙ze jestem uczciwa. A ja okłamuj˛e go od dnia

naszego ´slubu.

Nagle zerkn˛eła na jego dłonie, jakby dopiero teraz zauwa˙zyła, ˙ze trzymaj ˛

a za ramio-

na. Odsun˛eła si˛e i pobiegła do drzwi.

Zauwa˙zyła Corena za bram ˛

a; szedł w stron˛e pól. Pobiegła za nim przez dziedziniec,

poprzez kł˛eby dymu z ku´zni, przez stuk młotków z warsztatu cie´sli, obok zdziwionych

chłopów i ˙zołnierzy, którzy usuwali si˛e jej z drogi. Coren usłyszał w ko´ncu jej krzyk

i zatrzymał si˛e na drodze. Czekał, a jego u´smiech znikał stopniowo, w miar˛e jak si˛e

zbli˙zała. Wpadła w jego obj˛ecia i zło˙zyła mu głow˛e na piersi.

— Przytul mnie, Corenie — szepn˛eła, a jego ramiona utworzyły wokół niej kr ˛

ag

spokoju.

Czuł, ˙ze dr˙zy cała.

— Co si˛e stało?

— Nic. Po prostu mnie przytul.

— Płakała´s.

269

background image

— Wiem.

— Dlaczego?

Otworzyła ciemne oczy; w ´zrenicach odbiły si˛e rozgrzane pola i jasne niebo.

— My´slałam — wyszeptała, a słowa paliły ja w gardle. — My´slałam o sobie bez

ciebie. . . i ˙ze tego nie znios˛e.

— Sybel, co mog˛e powiedzie´c, ˙zeby ci˛e pocieszy´c? W tej wojnie nie ma pociechy,

dopóki si˛e nie sko´nczy. Ale chyba miała´s racj˛e: Rok nie oszalał i rzeczywi´scie dzi˛eki

jakiej´s magii, której nie pojmuj˛e, istnieje dla Sirle szansa na zwyci˛estwo. Mo˙ze wi˛ec

wojna b˛edzie krótka, chocia˙z i to pewnie ci˛e nie uspokoi, je´sli chodzi o Tama. Ale

mimo to ciesz˛e si˛e, ˙ze wci ˛

a˙z zale˙zy ci na mnie tak, ˙zeby płaka´c.

— Zale˙zy mi. Bardzo mi zale˙zy.

Poruszyła si˛e, wi˛ec opu´scił ramiona i rozejrzał si˛e po polach.

— Zapomniałem, po co tu przyszedłem. Przestraszyła´s mnie, kiedy tak biegła´s

z włosami niczym srebrzysta fala i ze łzami na twarzy.

— Tak. . . Zapomniałe´s przeze mnie — szepn˛eła. — Przepraszam.

270

background image

Obj ˛

ał j ˛

a ramieniem i ruszyli w stron˛e domu. Czarne kruki podrywały si˛e z pól, gdy

przechodzili.

Wieczorem wyszła porozmawia´c ze zwierz˛etami. Przywołała z Mondoru sokoła Te-

ra; przyleciał o zmroku i jak spadaj ˛

aca gwiazda run ˛

ał z ciemnego nieba. Usiadł w´sród

zielonych li´sci.

Opowiedz mi o Drede’em,

poprosiła.

To człowiek przera˙zony do szpiku ko´sci, odparł sokół o błyszcz ˛

acych oczach. Noc ˛

a

krzyczy przez sen, a w jego komnacie zawsze płonie pochodnia. Boi si˛e nocnych cie-

ni. Trwoga wi˛eksza ni˙z l˛ek przed bitw ˛

a wzbiera w jego oczach jak gruby zimowy lód.

Chodz ˛

a plotki, ˙ze wpada w obł˛ed, ale panuje nad sob ˛

a i mówi niewiele.

A Tam?

Tam patrzy. Wsz˛edzie mnie z sob ˛

a zabiera; cz˛esto przemawia do mnie pó´zn ˛

a noc ˛

a

i czasem zasypia, wci ˛

a˙z mówi ˛

ac. Chce pomóc Drede’owi. Powiedział, ˙zebym poprosił

ciebie. Jest zrozpaczony.

A ty?

Jestem gotów.

271

background image

Nasłuchuj wiec wszystkiego, co mo˙ze pomóc Rokowi. Kiedy nadejdzie czas, chc˛e,

˙zeby´s został przy Tamie i go chronił

.

Podniosła głow˛e i przywołała do siebie Czarnego Łab˛edzia. Gules poło˙zył si˛e u jej

stóp, a Moriah obok niego. Dotkni˛eciem my´sli zbudziła Gylda w jego grocie. L´sni ˛

acy

w mroku odyniec Cyrin nadbiegł spomi˛edzy drzew. Przez dług ˛

a chwil˛e, która wystawiła

na prób˛e jej siły, do granic wytrzymało´sci koncentruj ˛

ac my´sli, utrzymywała w swej

władzy te sze´s´c dumnych, niespokojnych umysłów równocze´snie.

Posłuchajcie. Kiedy władca Sirle i jego bracia wyjad ˛

a z Sirle na bitw˛e. Ter i Czarny

Łab˛ed´z z Tirlith polec ˛

a do Mondoru, do Tama. Łab˛ed´z ma by´c gotowy, by w ka˙zdej

chwili zanie´s´c go na gór˛e Eld, gdyby cokolwiek mu zagroziło. Ter, ty dopilnujesz, ˙zeby

Tam był bezpieczny. Moriah, Gules i Cyrin, pojawicie si˛e przed armi ˛

a Drede’a przed

bitw ˛

a i w czasie bitwy, wabi ˛

ac ludzi swym magicznym spojrzeniem, swoim pi˛eknem.

Gyld zostanie przy mnie a˙z do kl˛eski Drede’a, a wtedy przyniesie mi króla do wie˙zy

maga w Mondorze.

Przez cały czas pozostawajcie w ukryciu, do chwili kiedy uznacie, ˙ze pora rusza´c.

Trzymajcie si˛e z dala od ludzi Roka. Nie nara˙zajcie si˛e niepotrzebnie, chyba ˙ze dla Tama

272

background image

i — je´sli zechcecie — dla Corena. Ter, nie ruszaj Drede’a. Je´sli nie zginie w bitwie, chc˛e,

˙zeby dotarł do mnie ˙zywy.

Wiatr dmuchn ˛

ał lekko w´sród spokojnej nocy. Sybel przerwała na chwil˛e, po czym

znowu zestroiła swój umysł ze zwierz˛etami.

Opowiadaj ˛

a o was niezliczone legendy. Wszystkie jednak pochodz ˛

a z dawnych cza-

sów. O waszych czynach w tej bitwie harfiarze b˛ed ˛

a ´spiewali przez lata, w zachwycie do-

tykaj ˛

ac srebrnych strun. Wasze dumne, staro˙zytne imiona znów b˛ed ˛

a odbija´c si˛e echem

w´sród kamiennych murów na zamkach, podziwiane i szanowane, brzmi ˛

ace pi˛eknie jak

´swie˙zo wypolerowane złoto.

Przerwała znowu, czuj ˛

ac w jednej chwili szybki. pulsuj ˛

acy rytm my´sli Tera, klejno-

ty ukrytych wspomnie´n w umy´sle Gulesa i Moriah, spokojn ˛

a zgod˛e jasnego jak ksi˛e-

˙zyc umysłu Czarnego Łab˛edzia, skr˛ety ognistego umysłu Gylda i ci ˛

agł ˛

a gr˛e zagadek

w umy´sle Cyrina. Uwolniła je, zm˛eczona, a kiedy czekały wokół niej, wypoczywała.

Potem zacz˛eła odpowiada´c na pytania.

Czy pragniesz ´smierci ludzi Drede’a?

— zapytała Moriah. Czy te˙z maj ˛

a wróci´c po

odpowiednim czasie?

273

background image

Nie chc˛e ich ˙zycia. Poprowad´zcie ich wkoło, a potem wypu´s´ccie.

Dlaczego nie pozwolisz mi walczy´c?

— chciał wiedzie´c Gyld. Wystarczyłby jeden

mój przelot, a armia Drede’a poszłaby w rozsypk˛e.

Nie. Przeraziłby´s te˙z ludzi Roka. Czekaj cierpliwie u mojego boku.

By´c mo˙ze ludzie Drede’a b˛ed ˛

a pilnowa´c Eldu, zaniepokoił si˛e łab˛ed´z. Co wtedy,

Sybel?

Wtedy przynie´s go do Sirle. Ale najpierw we´z go na Eld i czekaj na mnie, je´sli nie

b˛edzie zagro˙zenia.

Co zrobisz z Drede’em?

— spytał Ter.

Nic. Chc˛e tylko spojrze´c mu w oczy, kiedy sko´nczymy, kiedy nie b˛edzie miał ju˙z nicze-

go — ani władzy, ani godno´sci, ani nawet Tama, który by go pocieszył. W porównaniu

z nim Mithran miał szcz˛e´scie. Zanim to nast ˛

api, Drede mo˙ze ju˙z by´c szalony.

A co zrobisz potem ze sob ˛

a?

— rzucił Cyrin.

Sybel milczała, patrz ˛

ac w jego czerwone oczka. Li´scie zaszele´sciły od nagłego

tchnienia wiatru, potem ucichły.

Nie wiem — szepn˛eła wreszcie, jakby do siebie.

274

background image

*

*

*

Kilka dni pó´zniej przybyła na dwór Roka szczupła, długonosa kobieta z bogatymi

pier´scieniami na palcach i siwymi włosami skr˛econymi w tysi ˛

ace spl ˛

atanych loków.

Weszła do ´srodka tak cicho, ˙ze niezauwa˙zona dotarła do Roka, który siedział za stołem

mi˛edzy Borem i Lynette. Poci ˛

agn˛eła go za r˛ekaw. Odwrócił si˛e zdziwiony i spojrzał

prosto w szare jak ˙zelazo oczy.

— Gdzie jest Sybel?

— Sybel? — rozejrzał si˛e w´sród jedz ˛

acych. — Chyba wyszła z Corenem. S ˛

a mo-

˙ze. . . Kim jeste´s, kobieto? Mo˙ze usi ˛

adziesz z nami? Nie słyszałem, jak weszła´s.

Rozbiegane oczy znów skierowały si˛e na niego.

— Jestem bystrook ˛

a star ˛

a wron ˛

a z góry Eld. A ty. . . Ty chyba jeste´s Lwem Sirle.

Pi˛ekn ˛

a masz rodzin˛e, dzieci o brzoskwiniowej cerze i dumnych braci. Długo tu szłam

z góry Eld.

— Przyszła´s pieszo! — wykrzykn ˛

ał Rok.

Bor wstał uprzejmie.

275

background image

— Usi ˛

ad´z, pani. Posil si˛e po długiej drodze.

U´smiechn˛eła si˛e do niego i poprawiła dłoni ˛

a włosy.

— Jaki grzeczny — mrukn˛eła i zaj˛eła miejsce. — Och, moje nogi. . . Jestem Ma-

elga, matka Sybel. — Po jej prawej r˛ece Ceneth zakrztusił si˛e winem. Zwróciła si˛e ku

niemu. — Jestem jedyn ˛

a matk ˛

a, jak ˛

a miała. Cho´c pewnie uwa˙zacie, ˙ze wied´zma z gór

nie nadaje si˛e na matk˛e.

— Jestem pewien, ze była´s lepsza ni˙z ˙zadna — odparł słabym głosem Ceneth. Rok

rzucił mu krótkie spojrzenie i Ceneth zaczerwienił si˛e po uszy.

— Nie jestem o tym przekonana — odparła szczerze Maelga, przeszukuj ˛

ac tac˛e

z kandyzowanymi owocami. — Inaczej nie musiałabym i´s´c przez cał ˛

a drog˛e z Eldu a˙z

do Sirle, ˙zeby sprawdzi´c, czemu to odyniec Cyrin przybiegł do mnie prychaj ˛

ac, z opo-

wie´sci ˛

a wprost nie do wiary. . . — Pochwyciła wzrok Roka, przebiegaj ˛

acy niespokojnie

wzdłu˙z rz˛edów twarzy. — Ojej, czy˙zby to była tajemnica?

— Czego chcesz, stara kobieto? — zapytał cicho Rok. a Maelga westchn˛eła.

— Suszone słodkie morele. . . Przy słodyczach jestem jak dziecko. Widzisz, Rok,

robiłam. . . och, ró˙zne rzeczy o zmierzchu, tajemne rzeczy przy blasku ´swiec, rzeczy,

276

background image

o których najlepiej mówi´c ´sciszonym głosem. Jestem star ˛

a kobiet ˛

a, która lubi si˛e wtr ˛

a-

ca´c, a ludzie daj ˛

a mi pier´scienie, mi˛ekkie futra i kolorowe wst ˛

a˙zki. Tkam na małym

kro´snie ni´cmi w zwyczajnych barwach. A Sybel. . . Dla niej jest krosno wielkie jak cały

Eldwold i nici w kolorze ˙zywego szkarłatu.

— To ona wybrała.

— Tak, ale przera˙za moje stare serce. Budzi te˙z obawy Cyrina, a to przecie˙z m ˛

adry

stary odyniec. Kiedy ty na ni ˛

a patrzysz, Roku, widzisz pi˛ekn ˛

a kobiet˛e obdarzon ˛

a siln ˛

a

wol ˛

a, której moc niesie dla Sirle fortun˛e. A ja widz˛e dziecko z ropiej ˛

aca ran ˛

a, która

w ko´ncu przyniesie mu zgub˛e.

Rok delikatnie odstawił kielich. Milczał przez chwil˛e, stukaj ˛

ac palcem o srebro.

Maelga przygl ˛

adała mu si˛e spod zmarszczonych siwych brwi.

— Istotnie — przyznał głosem ledwie słyszalnym w´sród gwaru. — Sybel tka ˙zywy

gobelin z siebie i z nas, a tak˙ze z króla i panów Eldwoldu. Dotarła ju˙z za daleko, ˙zeby

si˛e teraz wycofa´c. Ja tak˙ze. Sybel jest dzieckiem. Planowała to wraz ze mn ˛

a krok po

kroku i utrzymywała w sekrecie nawet przed Corenem. Ja gram o władz˛e; tej gry na-

uczyli mnie przodkowie i nie zrezygnuj˛e, póki nie zgin˛e. Sybel toczy własn ˛

a gr˛e, gr˛e

277

background image

mocy; nie dla zysku ani nawet nie dla sławy, ale by osi ˛

agn ˛

a´c co´s w rodzaju mrocznego

tryumfu nad Drede’em czy mo˙ze Mithranem. Gdy si˛e jej uda, powróci do spokojnego

˙zycia ze swymi zwierz˛etami i z Corenem. Mnie nie wystarczy ´swiadomo´s´c, ˙ze Sirle mo-

˙ze pokona´c Drede’a. Musz˛e działa´c zgodnie z t ˛

a wiedz ˛

a, a potem działa´c by utrzyma´c

zdobyt ˛

a władz˛e. Sybel ma wi˛ecej szcz˛e´scia. Mo˙ze zyska´c t˛e władz˛e, a potem zrezygno-

wa´c, spocz ˛

a´c zadowolona z wiedzy, czego mo˙ze dokona´c, je´sli zechce. W przeciwnym

razie bałbym si˛e jej nie mniej ni˙z Drede. Ale ona ˙zywi miło´s´c do Corena, do dzieci, do

zwykłych spokojnych dni. My´sl˛e, ˙ze ty j ˛

a tego nauczyła´s, Maelgo, kiedy j ˛

a kochała´s.

Nie martw si˛e. Dokona zemsty i to jej wystarczy.

Maelga obserwowała go w milczeniu, podpieraj ˛

ac brod˛e upier´scienionymi palcami.

Kiedy sko´nczył, wyprostowała si˛e.

— Nigdy nie potrafiłam rozmawia´c z lwami. Nie umiem rycze´c. Gdzie ona jest?

— Pewnie ze zwierz˛etami. Po´sl˛e po ni ˛

a.

— Nie. — Wstała. — Powiedz tylko, jak j ˛

a znale´z´c. Pójd˛e do niej.

— Zaprowadz˛e ci˛e i zostawi˛e was same. — Odsun ˛

ał krzesło i ruszyli razem mi˛e-

dzy stołami. — Ale je´sli spotkasz przy niej Corena, rozmawiaj o pogodzie, o układach

278

background image

gwiazd albo jak to nic nie zjadła´s przy stole władcy Sirle. On nie zna tej sprawy, a jej

zale˙zy, by tak zostało.

Sybel i Coren stali roze´smiani nad jeziorkiem. Czarny Łab˛ed´z brał kawałki chleba

z r˛eki Corena, koty wygrzewały si˛e leniwie, a stoj ˛

acy w cieniu Cyrin grzebał pyskiem

w trawie. Sybel odwróciła głow˛e, słysz ˛

ac trzask bramy. U´smiech na jej twarzy ust ˛

apił

miejsca zdumieniu.

— Maelga! Tak si˛e ciesz˛e, ˙ze ci˛e widz˛e.

Coren cisn ˛

ał reszt˛e chleba do wody i pod ˛

a˙zył za Sybel. Z u´smiechem patrzył, jak

˙zona obejmuje Maelg˛e.

— Moja biała dziewczynko, urosła´s taka. . . taka jasna! Niech ci si˛e przyjrz˛e. — Sta-

ruszka odsun˛eła Sybel na odległo´s´c ramienia. — Nie zajrzała´s do mnie, kiedy ostatnio

była´s na Eldzie.

— Sk ˛

ad wiesz. . .

— Odyniec Cyrin mi powiedział. Powiedział o wielu sprawach.

Sybel znieruchomiała. Po chwili zerkn˛eła na Corena. Musn ˛

ał palcem jej policzek.

— Pójd˛e, ˙zeby´scie mogły porozmawia´c.

279

background image

U´smiechn˛eła si˛e.

— Daj spokój, Corenie. To tylko plotki, jak zwykle u kobiet.

— Kiedy jedna z nich jest czarownic ˛

a, a druga magiem, powa˙znie w to w ˛

atpi˛e.

Odszedł.

Przez chwil˛e w milczeniu przygl ˛

adały si˛e sobie nawzajem. Potem Maelga splotła

dłonie i podniosła je do ust.

— Co ty robisz, moje dziecko?

Sybel westchn˛eła.

— Usi ˛

ad´z. Jak si˛e tu dostała´s?

— Na własnych nogach.

— Och, Maelgo, powinna´s wzi ˛

a´c konia.

— Bałam si˛e, komu mog˛e go ukra´s´c. — Siadła obok Sybel, pod grubym pniem

jabłoni. — Cyrin opowiedział mi histori˛e, która znał od Tera, O królu i białym ptaku

w wie˙zy.

Sybel spojrzała z ukosa na srebrzystego ody´nca.

280

background image

— M ˛

adro´s´c nigdy nie mo˙ze si˛e nauczy´c milczenia, a najbardziej jest irytuj ˛

aca, kiedy

najmniej jest po˙z ˛

adana.

— Dlaczego mi nie powiedziała´s, co ci zrobił Drede?

Sybel zacisn˛eła usta.

— Poniewa˙z za bardzo mnie to bolało. Poniewa˙z byłam zła a˙z do gł˛ebi serca i nie

umiałam znale´z´c wła´sciwych słów. Ten mały królik dostanie. . . — Niecierpliwie prze-

sun˛eła dłoni ˛

a po trawie. — Ani ty, ani Cyrin nie zdołacie mnie powstrzyma´c.

— Sybel, ja nie wiem, co chcesz zrobi´c. Wiem tylko, ˙ze dwa dni temu był u mnie

Tam. . .

— Tam?

— Przera˙zony. Mówił, ˙ze w całym Eldwoldzie podnosz ˛

a si˛e głosy przeciwko jego

ojcu, a król obwinia ciebie. Mówił, ˙ze panowie, którzy przysi˛egali ojcu wierno´s´c, nagle

i bez powodu przeszli na stron˛e Sirle. Mówił, ˙ze król chodzi, jakby był zbudowany z ka-

mienia. Siedział przy moim kominku, Sybel, oczy miał szeroko otwarte i opowiadał mi

o tym, i rozcierał sobie ramiona, jakby mu było zimno. Nie miał ju˙z łez do płakania. . .

Sybel zerwała pojedyncze ´zd´zbło trawy i zapatrzyła si˛e na nie widz ˛

ac.

281

background image

— Biedny Tam. . . To ju˙z nie potrwa długo.

— A co potem?

— Potem Drede straci tron. Mo˙ze i rozum. Mo˙ze ˙zycie.

— A Tam?

— Rok uczyni go królem. W odpowiednim czasie Tam po´slubi Vivet, córk˛e Herne’a,

a jej synowie zapocz ˛

atkuj ˛

a dynasti˛e Sirle na tronie Eldwoldu.

— A Coren? Słyszałam, ˙ze nic o tym nie wie.

— Maelgo, uczyni˛e wszystko, ˙zeby zniszczy´c Drede’a. I zrobi˛e wszystko, by Coren

nie dowiedział si˛e, co robi˛e. . .

— Jak? Zabijesz jedn ˛

a czy drug ˛

a my´sl w jego głowie?

Sybel skrzywiła si˛e. Oparła czoło o zgi˛ete kolana, kryj ˛

ac twarz przed przenikliwym

wzrokiem szarych oczu.

— Nie — szepn˛eła. — Do tego si˛e nie posun˛e. Ju˙z raz to zrobiłam. Tylko raz. I nie

zrobi˛e ponownie. Raczej go utrac˛e. Maelgo, ruszyłam mroczn ˛

a ´scie˙zk ˛

a i ˙zadne słowa

w całym Eldwoldzie nie skłoni ˛

a mnie, by zawróci´c. Ciesz˛e si˛e, ˙ze ci˛e widz˛e, ale my´sl˛e,

282

background image

˙ze ty ju˙z si˛e tak nie cieszysz z mojego widoku. Zostałam zraniona, a teraz z kolei ja

zadam rany. To proste. ˙

Zal mi Tama. Ale to jedyne, czego ˙załuj˛e.

— Nie rozumiesz — szepn˛eła Maelga. — Dziecko moje, Tam kocha tego króla.

Drede to jedyny człowiek na ´swiecie, który mo˙ze spojrze´c Tamowi w oczy i da´c mu

dum˛e. A teraz na oczach Tama wpada w szale´nstwo.

— A có˙z mnie to obchodzi? — Sybel podniosła si˛e nagle, staj ˛

ac twarz ˛

a do popołu-

dniowego wiatru, który rozwiewał za ni ˛

a spl ˛

atane włosy. — Musi sam znale´z´c własn ˛

a

dum˛e. Maelgo. . . — Zasłoniła oczy r˛ekami i poczuła, ˙ze łzy spływaj ˛

a jej po zimnych

palcach. — Nie mog˛e mu wybaczy´c — szepn˛eła. — Serce mi p˛eka z powodu Tama, ale

nie mog˛e. I nie wybacz˛e. I nie b˛ed˛e płaka´c nad sob ˛

a, tylko troszeczk˛e nad Tamem. Czy

on tak˙ze mnie obwinia?

— Podejrzewa, ˙ze Drede zrobił co´s, co ci˛e bardzo rozgniewało. Ale nie wierzy. . .

nie chce uwierzy´c, ˙ze mogła´s Drede’a tak przerazi´c. Nie chce, bo go kocha. Oczywi-

´scie, w gł˛ebi serca dostrzega pewne sprawy, ale zamyka na nie oczy, jak dziecko, które

w ciemno´sci zaciska powieki. I kiedy b˛edzie je musiał otworzy´c, co mu powiesz, Sybel?

283

background image

Jakie dasz mu pocieszenie? Jego serce cofnie si˛e przed ka˙zdym dotkni˛eciem, niczym

zranione zwierz ˛

atko.

— To wina Drede’a. — Pokr˛eciła głow ˛

a. — Nie. To tak˙ze moje dzieło. Ale Drede

nie powinien próbowa´c mnie niszczy´c.

— Robi to teraz.

Sybel obejrzała si˛e, spojrzała na Maelg˛e ciemnymi oczami.

— To by´c mo˙ze, ale teraz to moja decyzja. Drede był głupcem, i Mithran tak samo,

poniewa˙z nie docenili białowłosej kobiety, któr ˛

a schwytali. I ˙zaden z nich nie popełni

wi˛ecej tego bł˛edu. — Zamilkła na chwil˛e, po czym dodała ju˙z łagodniej: — Ostat-

nio jestem surowa i uparta. Nic mnie nie wzrusza. Maelgo, porozmawiajmy o innych

sprawach, o drobiazgach. Przykro mi, ˙ze nie odwiedzili´smy ci˛e tamtej nocy, ale ludzie

Drede’a znale´zli nas wtedy z Tamem. Rozs ˛

adek nakazywał odjecha´c, nie odwiedzaj ˛

ac

ciebie. Mógł nas kto´s obserwowa´c.

Maelga przesuwała dło´nmi w g˛estej trawie. Zmarszczka przeci˛eła jej czoło ponad

brwiami.

— Jeste´s wi˛ec szcz˛e´sliwa z najm ˛

adrzejszym z Sirle?

284

background image

— Tak. Nie chc˛e nikogo innego, nigdy. Pragn˛e urodzi´c mu dzieci, je˙zeli. . . je˙zeli

b˛edzie chciał mie´c je ze mn ˛

a, kiedy wszystko si˛e sko´nczy.

— Nie spodziewasz si˛e jeszcze?

— Nie. — Sybel znowu usiadła na ziemi. — Ale w tej chwili to chyba dobrze.

Jestem tu szcz˛e´sliwa, Maelgo. Ludzie s ˛

a dla mnie mili, a dzieci i kobiety wydaj ˛

a si˛e ta-

kie wesołe, takie zadowolone w tych szarych murach. Brakuje mi pot˛e˙znych, wyj ˛

acych

wichrów, czystych strumieni i cichych zak ˛

atków Eldu. Zwierz˛eta te˙z czasem za nimi

t˛eskni ˛

a, ale jest im dobrze w´sród ludzi. Rok przygotował mi pokój, wysoko, z oknami

wychodz ˛

acymi na północ, wschód i południe. Tam umie´scił moje ksi˛egi. Tam czytam

i tam przywołuj˛e. T˛eskni˛e za tob ˛

a. Nie mog˛e szuka´c u ciebie pociechy, chocia˙z w tych

dniach chyba nikt nie potrafiłby mi jej udzieli´c.

Maelga dotkn˛eła kosmyka białych włosów, który opadł jej na dło´n.

— Ja te˙z za tob ˛

a t˛eskni˛e. Ale teraz widz˛e, ˙ze Lew Sirle miał racj˛e: nie jeste´s ju˙z

dzieckiem. Wyrosła´s na królow ˛

a w´sród ludzi. Nie mogłaby´s ju˙z by´c szcz˛e´sliwa w´sród

kamieni i drzew. Ale czasami dostrzegam wizj˛e ciebie, jak biegniesz boso mi˛edzy pot˛e˙z-

nymi br ˛

azowymi kolumnami pni, z wielkookim dzieckiem u boku. Te cienie sprawiaj ˛

a,

285

background image

˙ze zatrzymuj˛e si˛e z u´smiechem. Wtedy przypominam sobie, ˙ze to tylko cienie, ˙ze moje

dzieci dorosły i poszły swoj ˛

a drog ˛

a. . . — Westchn˛eła; dłonie jej dr˙zały. — Ale miałam

szcz˛e´scie, ˙ze ci˛e spotkałam.

Sybel delikatnie u´scisn˛eła pergaminow ˛

a dło´n Maelgi.

— I ja miałam szcz˛e´scie, ˙ze ci˛e spotkałam — powiedziała cicho. — Tego dnia, kie-

dy przekroczyłam twój próg, byłam dzika i dumna jak ka˙zde z moich zwierz ˛

at. Je´sli

nauczyłam si˛e łagodno´sci, to od ciebie i Tama, a pó´zniej od Corena. Ale wci ˛

a˙z jestem

dzika i dumna jak mój ojciec i dziadek. To tkwi gdzie´s gł˛eboko, gdzie ˙zyje wolny biały

ptak, którego nikt nie zdoła schwyta´c. Duma we mnie domaga si˛e zemsty, duma z mojej

wiedzy i mocy. Ta sama duma kazała Mykowi porzuci´c ludzi i ˙zy´c samotnie na gó-

rze Eld, wznie´s´c tam biały dom i pochwyci´c doskonało´s´c. Ale dzi˛eki tobie i Tamowi

nauczyłam si˛e kocha´c jeszcze co´s poza czyst ˛

a wiedz ˛

a. A Coren nauczył mnie rado´sci.

Mo˙ze kochanie nie wychodzi mi najlepiej, Maelgo, ale to tylko moja wina. Nie brako-

wało mi doskonałych nauczycieli.

286

background image

— Moje białe dziecko. . . — szepn˛eła Maelga. — Kiedy tamtej nocy znikn˛eła´s, czu-

łam, ˙ze nigdy ci˛e nie zobacz˛e, a moje stare serce zapiekło z ˙zalu. Taki sam ˙zal czuj˛e

teraz. . . Wst ˛

apisz w noc i kiedy znów si˛e spotkamy, spojrz˛e w oczy obcej.

— Obcej dla ciebie, Maelgo, ale my´sl˛e, ˙ze nigdy sobie nie byłam mniej obca ni˙z

teraz. To straszne, co powiem, ale czuj˛e w sobie tryumf i nie mam nawet tyle rozs ˛

ad-

ku, ˙zeby si˛e go ba´c. To tak jakbym w my´slach była Gyldem i leciała wysoko, wysoko

w nocne niebo, wielka, pot˛e˙zna, pełna dumy ze wszystkich wspomnie´n bitew, zabójstw,

rabunków, pie´sni, w których moje imi˛e powtarza si˛e z podziwem i l˛ekiem. Nikt na ca-

łym ´swiecie nie zdoła zakłóci´c tego nocnego tryumfalnego lotu. A kiedy sko´ncz˛e, to

co´s we mnie znajdzie sobie miejsce, gdzie zwinie si˛e w kł˛ebek i za´snie. B˛ed˛e mogła

zapomnie´c.

— I zapomnisz? Rok b˛edzie ci˛e prosił o wi˛ecej. . . Widziałam to w jego oczach.

A Tam. . . Mo˙zesz nauczy´c Tama prosi´c ci˛e. . .

— Nie. Tam jest dobry. A Rok oszcz˛edzi mnie ze wzgl˛edu na Corena.

— Tak sadzisz? A czy wtedy w ogóle b˛edzie ci˛e obchodziła miło´s´c Corena?

— B˛edzie. Obchodzi mnie i teraz.

287

background image

— Ale fruniesz sama, z dala od niego. . . Zastanawiam si˛e, czy po tym locie zechcesz

wróci´c na ziemi˛e.

Sybel westchn˛eła ci˛e˙zko. Pu´sciła r˛ek˛e Maelgi i dotkn˛eła palcami powiek.

— Zm˛eczona jestem tym bezustannym szarpaniem si˛e tam i z powrotem, pytaniami,

problemami, my´sleniem. Wzniec˛e po˙zar w Eldwoldzie, a potem si˛e przekonam, czy je-

stem uwi˛eziona w kr˛egu ognia, czy bezpieczna na zewn ˛

atrz. . . Maelgo, ty tak˙ze musisz

by´c zm˛eczona po tak długiej drodze. Zaprowadz˛e ci˛e do swojego pokoju, gdzie mo˙zesz

co´s zje´s´c, umy´c si˛e i odpocz ˛

a´c.

— Nie b˛ed˛e spala w tym domu.

— Có˙z. . . Je´sli nie chcesz zosta´c tu ze mn ˛

a. to Rok ka˙ze komu´s odprowadzi´c ci˛e do

domu Herne’a albo Bora.

Maelga poklepała Sybel po r˛ece. Wstała troch˛e chwiejnie i strzepn˛eła ´zd´zbła traw

ze spódnicy.

— Nie. Odpoczn˛e troch˛e tutaj, ze zwierz˛etami. Usi ˛

ad˛e przy Czarnym Łab˛edziu. Ma

pi˛ekny staw. Nigdy nie lubiłam domów ludzi. Nie mo˙zna z nich łatwo wychodzi´c ani

wchodzi´c.

288

background image

— To prawda — rzekła Sybel z u´smiechem.

Obj˛eła Maelg˛e i razem przeszły nad staw. Czarny Łab˛ed´z podpłyn ˛

ał im na spotkanie.

— Przynios˛e ci co´s do jedzenia i wino. Je˙zeli chcesz dzisiaj spa´c tutaj, zostan˛e

z tob ˛

a.

Maelga usiadła nad brzegiem.

— Och, moje ko´sci. Sło´nce latem jest łagodne dla starej kobiety. I ty wci ˛

a˙z jeste´s

dobra dla bezbronnych istot. To dla mnie pociecha.

— Wróc˛e niedługo — obiecała Sybel.

— Nie ma po´spiechu, moja biała. Zdrzemn˛e si˛e troch˛e.

Sybel ruszyła cicho do bramy i zamkn˛eła j ˛

a za sob ˛

a. Kiedy si˛e odwróciła, drgn˛eła

zaskoczona. Zobaczyła przy sobie Corena.

Powoli uniósł r˛ece i ´scisn ˛

ał j ˛

a za ramiona. Przesun ˛

ał wzrokiem po jej twarzy; oczy

miał zmru˙zone, oszołomione, jak gdyby czytał staro˙zytne słowa, których nie rozumie.

Wreszcie nabrał tchu.

— Co ty robisz, Sybel?! — krzykn ˛

ał.

background image

Rozdział 11

Serce zastygło jej w piersi, krew uderzyła do głowy. Sybel poło˙zyła palec na war-

gach. Gardło miała suche jak piasek.

— B ˛

ad´z cicho, Corenie. Maelga zasn˛eła.

— Sybel!

— Przepu´s´c mnie. Nie chc˛e ci˛e okłamywa´c.

Powoli rozlu´znił palce; r˛ece opadły mu bezwładnie. Sło´nce roz´swietlało jego oczy,

a rumieniec barwił policzki.

— Poszedłem. . . — zacz ˛

ał wolno i wyra´znie.

290

background image

— Pst!

— Zbyt długo ju˙z milczałem! Poszedłem do stajni i zobaczyłem tam Cenetha i Bo-

ra. Bor siodłał konia, ˙zeby jecha´c do domu. Usłyszałem twoje imi˛e z ich ust, potem

znowu. . . Ze ´smiechem opowiadali, jak to ´sci ˛

agn˛eła´s władc˛e Hiltu do zamku Roka. Po-

dobno był posłuszny niczym dziecko. ´Smiali si˛e, a ja. . . czułem, jakby mnie uderzyli.

´Smiali si˛e. . . ogarniały mnie mdło´sci. . . i wtedy mnie zobaczyli, a ich ´smiech zgasł jak

zdmuchni˛ety płomie´n ´swiecy.

— Corenie. . . — szepn˛eła.

— Dlaczego, Sybel? Dlaczego? Dlaczego jestem pierwszym człowiekiem, który po-

znał ciebie cał ˛

a, a ostatnim ze wszystkich, którzy poznali twe my´sli? Dlaczego Rok,

Ceneth i Bor wiedz ˛

a, a ja nie? Dlaczego mi nie powiedziała´s, co robisz? Dlaczego mnie

okłamała´s?

— Bo nie chciałam, ˙zeby´s tak na mnie patrzył, jak patrzysz teraz. . .

— Sybel, to ˙zaden powód!

291

background image

— Przesta´n na mnie krzycze´c! — wybuchn˛eła nagle. Odetchn˛eła i na moment przy-

cisn˛eła do powiek chłodne palce. Wyczuwała jego blisko´s´c, pełen napi˛ecia bezruch,

w ciemno´sci słyszała gł˛eboki rytm jego oddechu.

— Dobrze — powiedział. — Nie b˛ed˛e krzyczał. Wyleczyła´s mnie kiedy´s, gdy mo-

głem umrze´c. Zrób to znowu, bo jest we mnie co´s poranionego i chorego. Zaczynam

si˛e zastanawia´c, Sybel, dlaczego postanowiła´s wyj´s´c za mnie, w dodatku tak nagle, po

tej nocnej ucieczce. I czemu ˙zywisz tak wielki gniew dla Drede’a, ˙ze chcesz poruszy´c

przeciw niemu Sirle? Sybel, my´sli tłuk ˛

a mi si˛e w głowie. . . Nie mog˛e ich uciszy´c. Nie

okłamuj mnie wi˛ecej.

Opu´sciła zm˛eczone dłonie.

— Drede zapłacił Mithranowi, ˙zeby mnie schwytał i zniszczył mój umysł.

— Drede? — wykrztusił Coren. — Drede?

Kiwn˛eła głow ˛

a.

— Drede chciał mnie po´slubi´c i wykorzystywa´c bez l˛eku. Rommalb zabił Mithrana;

zmia˙zd˙zył go. A ja zmia˙zd˙z˛e Drede’a jego własnym strachem; z pomoc ˛

a Sirle odbior˛e

mu władz˛e. Wykorzystałam nasze mał˙ze´nstwo, ˙zeby przerazi´c Drede’a. Od samego po-

292

background image

cz ˛

atku zamierzałam u˙zyczy´c Sirle mojej mocy do walki z nim. Nie mówiłam ci o tym,

gdy˙z moja zemsta jest moj ˛

a spraw ˛

a, nie twoj ˛

a. Nie chciałam ci˛e rani´c wiadomo´sci ˛

a,

˙ze ci˛e wykorzystuj˛e. Teraz wiesz i jeste´s zraniony, a ja nie wierz˛e, ˙zebym tym razem

potrafiła twoje rany uleczy´c.

Lekko odchylił głow˛e, jakby usiłował pochwyci´c cichy d´zwi˛ek uniesiony wiatrem.

Kiedy wreszcie si˛e odezwał, jego głos stał si˛e głuchym szeptem.

— Ja te˙z tego nie wiem. . . My´sl˛e, ˙ze trzymam ci˛e w r˛ekach, Lodowa Pani. a ty

roztapiasz si˛e i wy´slizgujesz z palców. . . Jak mogła´s tak mnie zrani´c? Jak mogła´s?

Gor ˛

ace łzy zebrały si˛e jej pod powiekami, obraz Corena falował zamglony.

— Starałam si˛e, ˙zeby´s nie wiedział. . . ˙

Zeby oszcz˛edzi´c ci bólu. . .

— Naprawd˛e ci na tym zale˙zało? Czy mo˙ze uwa˙zasz mnie za kolejny eksponat

w swojej kolekcji dziwnych, cudownych bestii? Co´s, czego mo˙zesz u˙zy´c, kiedy jest

potrzebne, a potem odsun ˛

a´c, kiedy zajmujesz si˛e swoimi sprawami?

— Corenie. . .

— Mógłbym zabi´c za to Roka, Cenetha i Bora, ale cho´cbym zniósł z powierzchni

ziemi cały Eldwold, wci ˛

a˙z pozostałby we mnie ten ´slepy dure´n, który drwiłby ze mnie

293

background image

do ko´nca moich dni. Kocham ci˛e. Tak bardzo ci˛e kocham. Rozerwałbym Drede’a goły-

mi r˛ekami, gdyby´s mi tylko powiedziała, ˙ze ci˛e skrzywdził. Dlaczego nie powiedziała´s?

Wywołałbym dla ciebie tak ˛

a wojn˛e, jakiej Eldwold jeszcze nie ogl ˛

adał.

— Corenie. . . Nie mogłam ci powiedzie´c. . . Nie mogłam wci ˛

aga´c ci˛e w swoj ˛

a nie-

nawi´s´c i w´sciekło´s´c. Nie chciałam, ˙zeby´s wiedział, jakie. . . jakie mog ˛

a by´c lodowate

i straszne. . .

— Ani jak mało ci jestem potrzebny?

— Jeste´s mi potrzebny. . .

— Bardziej ni˙z mnie potrzebujesz Roka i Cenetha. Sybel, nie rozumiem tej gry,

któr ˛

a toczysz. Czy s ˛

adzisz, ˙ze gdybym ci˛e poznał, zacz ˛

ałbym si˛e ba´c? Przestałbym ci˛e

kocha´c?

— Tak — szepn˛eła. — Tak jak w tej chwili.

Chwycił j ˛

a nagle ze ´smiechem, ´scisn ˛

ał i potrz ˛

asn ˛

ał mocno, a˙z do bólu.

— To nieprawda! Jak my´slisz, czym jest miło´s´c? Czym´s, co jak ptak odlatuje z ser-

ca od najl˙zejszego krzyku czy uderzenia? Mo˙zesz przede mn ˛

a ucieka´c wysoko w swoj ˛

a

ciemno´s´c, ale zawsze b˛edziesz mnie widziała pod sob ˛

a, cho´cby daleko, z twarz ˛

a zwró-

294

background image

cona ku tobie. Moje serce nale˙zy do ciebie. Tamtej nocy oddałem ci je wraz z imieniem.

Jeste´s jego stra˙zniczk ˛

a. Mo˙zesz si˛e nim opiekowa´c albo pozwoli´c, by zastygło i umarło.

Nie rozumiem ci˛e. Jestem na ciebie zły. Jestem zraniony i bezradny, ale nic nie wypeł-

ni bólu tej pustki wewn ˛

atrz, mnie, gdzie twe imi˛e odbija´c si˛e b˛edzie echem, je´sli ci˛e

utrac˛e.

Pu´scił j ˛

a. Szeroko otwieraj ˛

ac oczy, patrzyła, jak odchodzi, a kosmyki włosów opa-

dały jej na twarz. Wyci ˛

agn˛eła r˛ek˛e.

— Dok ˛

ad idziesz?

— Znale´z´c Lwa Sirle.

Ruszyła za nim; biegła niemal, by dorówna´c jego szybkim, gniewnym krokom. Zna-

le´zli Roka przy stole w pustym holu; Ceneth siedział obok zgarbiony, z pucharem w r˛e-

ku. Rok obserwował Corena błyszcz ˛

acymi oczami barwy lodowatego bł˛ekitu w zaczer-

wienionej twarzy. Czekał bez drgnienia. Kiedy Coren uderzył pi˛e´sci ˛

a w stół, Ceneth

podskoczył.

— Wiem — oznajmił krótko Rok.

— Je´sli wiesz, to dlaczego? Dlaczego?

295

background image

— Musisz sam wiedzie´c dlaczego. — Rok umilkł na chwil˛e. Głos rwał mu si˛e ze

zm˛eczenia. — Pewna kobieta przyszła do mnie i zaproponowała pieni ˛

adze i moc w za-

mian za zniszczenie człowieka, który zabił Norrela, człowieka, który na Terbrec powa-

lił Sirle na kolana. Nie my´slałem o niej; nie my´slałem o tobie. Po prostu przyj ˛

ałem to,

o czym dniem i noc ˛

a marzyłem od trzynastu lat. Uczyniłem to, co uczyniłem. I co teraz

zrobisz? Ty tak˙ze chciałe´s tej wojny.

— Nie w ten sposób!

— Wojna to wojna. Czego wła´sciwie chcesz, Corenie? ˙

Zeby Drede uszedł bez kary

za to, co zrobił twojej ˙zonie?

Zaci´sni˛eta pi˛e´s´c Corena zadr˙zała na blacie.

— Gdyby mi wtedy powiedziała, wyruszyłbym do Mondoru sam, bez broni, i zabił-

bym go gołymi r˛ekami. Ale ona zwróciła si˛e do ciebie. A ja zostałem sam, poza kr˛egiem

wtajemniczenia; po raz pierwszy zagl ˛

adam do jego wn˛etrza i nie wiem, jak okre´sli´c to,

co widz˛e. Gdzie miałe´s oczy, Roku z Sirle? Czy nie widziałe´s, ˙ze krok po kroku, chwi-

la za chwil ˛

a moja ˙zona niszczy sam ˛

a siebie kłamstwami, gorycz ˛

a i nienawi´sci ˛

a? A ty

przygl ˛

adałe´s si˛e temu oboj˛etnie i milczałe´s! Milczałe´s! Wykorzystywałe´s j ˛

a tak, jak ona

296

background image

ciebie. Co pozostało teraz z was obojga? Wiem, jak ˛

a drog˛e bez ko´nca wybrała. Ty znasz

j ˛

a tak˙ze. A jednak nie kiwn ˛

ałe´s palcem, ˙zeby j ˛

a powstrzyma´c, nie zdradziłe´s nic, ˙zebym

ja mógł to zrobi´c.

Rok uniósł dło´n i zm˛eczonym gestem przetarł oczy. Zgarbiony nad kielichem Ce-

neth uniósł głow˛e.

— Co zamierzasz teraz zrobi´c, Corenie? Mógłby´s zabi´c nas wszystkich, z wyj ˛

at-

kiem Herne’a i Eortha; oni o niczym nie wiedzieli. Albo mógłby´s nie stan ˛

a´c do bitwy.

Mógłby´s te˙z zapomnie´c, ˙ze twoja duma została zraniona, pogodzi´c si˛e z tym, co nie-

uniknione. . .

— To nieuniknione? — Coren wyprostował si˛e i odwrócił tak nagle, ˙ze Sybel drgn˛e-

ła wystraszona. Spojrzał na ni ˛

a oczami obcego. — Naprawd˛e?

Przygarbiła si˛e.

— Kocham ci˛e, Corenie. Ale nie mog˛e ju˙z tego powstrzyma´c.

Chwycił j ˛

a za ramiona.

297

background image

— Sybel — wyszeptał. — Kiedy´s zrezygnowałem dla ciebie z czego´s podobnego. . .

Zrezygnowałem z marzenia o zem´scie, z koszmaru cierpienia, który był niczym długa

choroba, A teraz ciebie prosz˛e. Zrezygnuj. Je´sli nie dla mnie, to dla Tama.

Spojrzała mu w oczy.

— Prosz˛e. . . — szepn˛eła.

Powoli opu´scił r˛ece.

— A wi˛ec chcesz tego a˙z tak bardzo. . . Rozumiem. Poznała´s to, przed czym chcia-

ła´s uchroni´c Tama: smak władzy. No có˙z, dam ci twoj ˛

a wojn˛e. Ale nie wiem, co ci

pozostanie, kiedy wojna dobiegnie ko´nca.

Odwrócił si˛e i wyszedł. Sybel spogl ˛

adała za nim bez słowa. Kiedy ju˙z znikn ˛

ał, po-

deszła do stołu i osun˛eła si˛e na ław˛e. Dwaj m˛e˙zczy´zni obserwowali j ˛

a w milczeniu,

czekaj ˛

ac, a˙z si˛e rozpłacze. Jednak nie doczekali si˛e łez. Siedziała bez ruchu. Ceneth

nalał wina i przysun ˛

ał jej puchar. Dotkn˛eła go, ale nie piła. Oczy miała puste.

Dopiero po chwili wypiła niewielki łyk i jej twarz odzyskała ´slad koloru. Ceneth

przeczesał palcami włosy.

298

background image

— Przepraszam. Tak mi przykro. . . ˙

Zeby papla´c o wszystkim w stajni, jak para

dzieciaków. . . Widywałem ju˙z ci˛e˙zko rannych z takimi twarzami, ale nigdy jeszcze

człowieka, który jest zdrowy i potrafi sam usta´c na nogach. A przecie˙z ka˙zda kobieta

spiskuje troch˛e za plecami m˛e˙za. . .

— Czyli jestem jak ka˙zda kobieta. To pocieszaj ˛

ace, ale Coren jest inny ni˙z wszy-

scy m˛e˙zczy´zni. — Przycisn˛eła do powiek zimne palce. — Nie chc˛e o tym rozmawia´c.

Prosz˛e. Sko´nczmy t˛e spraw˛e jak najszybciej. Kiedy Derth z Nicconu b˛edzie gotów ze

swymi łodziami?

— Mo˙ze za tydzie´n. Potrzebuje czasu, ˙zeby zebra´c ludzi.

Nabrała tchu.

— Dobrze. W takim razie b˛ed˛e musiała nauczy´c si˛e patrzy´c Corenowi w oczy. Po-

winnam chyba dzi˛ekowa´c losowi, ˙ze nie musz˛e patrzy´c w oczy Tama.

Rok uj ˛

ał j ˛

a za r˛ek˛e.

— Teraz, kiedy mamy Hilta i Niecona, mo˙zemy sko´nczy´c bez ciebie.

— Nie. — U´smiechn˛eła si˛e lekko, ale jej oczy pozostały czarne, pos˛epne. — Nie.

Wci ˛

a˙z jeszcze musz˛e schwyta´c króla. B˛edziemy cierpieli wspólnie, Drede i ja. A po-

299

background image

tem. . . sama nie wiem. — Opu´sciła głow˛e, podparła r˛ek ˛

a czoło. — Nie wiem — po-

wtórzyła szeptem.

— On ci przebaczy, Sybel. Zrozumie, jak strasznie ci˛e skrzywdzili, i wybaczy.

— Jedyne, co ma do wybaczania — wtr ˛

acił Ceneth — to ˙ze nie pozwoliła mu sa-

memu rozgniewa´c si˛e na Drede’a, samemu pom´sci´c ˙zony.

Niecierpliwie machn˛eła r˛ek ˛

a.

— Nie wyszłabym za niego, gdyby był wybuchowy i szybki do miecza.

— Ale, Sybel, je´sli ci˛e kocha, to chciałby wiedzie´c o takich sprawach. Zraniła´s jego

dum˛e.

— I to bardzo. Uwa˙za, ˙ze go nie kocham. Mo˙ze mie´c racj˛e. Sama nie wiem. Nie

mam ju˙z poj˛ecia, czym jest miło´s´c. Jestem bezlitosna dla dwóch osób, które kocham

najbardziej, Tama i Corena, a jednak nie potrafi˛e ze wzgl˛edu na nich przerwa´c tego

wszystkiego. Musz˛e brn ˛

a´c dalej, oci˛e˙zała i zm˛eczona, a˙z sprawa dojdzie do nieodwra-

calnego ko´nca.

— Coren bardzo ci˛e kocha — zapewnił łagodnie Rok. — Potem b˛edziecie mogli

przez długie lata uczy´c si˛e ˙zy´c ze sob ˛

a nawzajem.

300

background image

— Albo bez siebie. — Poruszyła si˛e niespokojnie. — Przyszłam po troch˛e jedzenia

dla Maelgi. Nie chce wej´s´c do domu, odpoczywa w ogrodach.

Podniosła si˛e. Przez chwil˛e stała w miejscu, blada, oparta o stół, jakby nie mogła

si˛e ruszy´c. Rok dotkn ˛

ał jej dłoni. Spojrzała na niego z góry, jakby całkiem o nim zapo-

mniała.

— Nie jeste´s bezlitosna — powiedział cicho. — I my´sl˛e, ˙ze go kochasz. Inaczej nie

martwiłaby´s si˛e tak bardzo. Cierpliwo´sci. . . Wkrótce wszystko si˛e sko´nczy.

— Wkrótce to takie długie słowo — szepn˛eła.

Zeszła do kuchni, wzi˛eła ´swie˙zy chleb, sery, owoce, mi˛eso i wino, zaniosła wszystko

do ogrodu. Przystan˛eła u otwartej bramy i spojrzała mi˛edzy drzewa, ale zobaczyła jedy-

nie wielkie koty rozgrywaj ˛

ace bezgło´sn ˛

a płynn ˛

a gonitw˛e. Odyniec Cyrin spał w sło´ncu.

Pochwyciła my´sli Czarnego Łab˛edzia,

Gdzie jest Maelga ?

Czarownica obudziła si˛e i odeszła. Powiedziała, ˙ze ´swiat jest dla niej za du˙zy.

Sybel niespokojnie zmarszczyła brwi. Podeszła i obudziła Cyrina.

Czy Maelga mówiła, czemu odchodzi?

301

background image

Nie. Ale kiedy władca Dornu wszedł do mrocznego domostwa Mistrza Zagadek. . .

— Wiem, wiem — przerwała mu. I doko´nczyła ze znu˙zeniem: — Nie przyj ˛

ał ani

po˙zywienia, ani wina, nie przespał te˙z nocy. . . Cyrinie, jedzenie Roka jest całkiem nie-

szkodliwe.

Przygl ˛

adała si˛e jedzeniu, a˙z wydało jej si˛e czym´s obcym, czym´s z innego ´swiata.

A potem z rozmachem cisn˛eła tac˛e mi˛edzy drzewa. Winogrona, mi˛eso i chleb spadły

przez li´scie niczym deszcz, a ci˛e˙zka srebrna taca, obracaj ˛

ac si˛e powoli, zakre´sliła łuk

w powietrzu i z brz˛ekiem upadła bokiem na ziemi˛e tu˙z obok kotów. Na moment prze-

rwały zabaw˛e, spojrzały na ni ˛

a zaskoczone. Odpowiedziała im niemal równie zdumio-

nym spojrzeniem. A potem odwróciła si˛e na pi˛ecie i odbiegła.

*

*

*

Zmierzch zapadał z wolna ponad lasami Sirle. Sybel siedziała przy oknie, haftu-

j ˛

ac bitewne znaki na płaszczu m˛e˙za. Wreszcie dostrzegła Corena. Jechał przez pola —

ciemna sylwetka pod niebieskoczarnym niebem; usłyszała w nieruchomym powietrzu

ciche wołanie u bramy i stuk opuszczanego mostu, a potem kroki w korytarzu. Jej dłonie

302

background image

znieruchomiały i opadły na kolana; zwróciła wzrok ku drzwiom. Gdy Coren j ˛

a zoba-

czył, na chwile zatrzymał si˛e w progu. Potem wszedł i zamkn ˛

ał drzwi.

— Czemu nie jeste´s na kolacji?

— Nie mogłam je´s´c. — Przygl ˛

adała si˛e, jak nalewa sobie wina. — Dok ˛

ad je´zdziłe´s?

— Do Lasu Mirkon. Siedziałem tam i podrzucałem w r˛eku kamie´n, ale niczego si˛e

od niego nie nauczyłem. Wina?

— Prosz˛e.

Podał jej kielich i usiadł obok, pod oknem. Twarz miał spokojn ˛

a, blad ˛

a w ´swietle

´swiec. Odsun ˛

ał kielich i dotkn ˛

ał fałdy płaszcza.

— Wci ˛

a˙z s ˛

a sprawy, których nie jestem pewien w tej waszej wojnie. To ty musiała´s

przywoła´c tutaj władc˛e Nicconu. Inaczej by nie przybył.

— Tak. — Co´s ´scisn˛eło j ˛

a w gardle. Przełkn˛eła. — I. . . I jest co´s jeszcze. Je´sli

chcesz zna´c prawd˛e, musz˛e ci to powiedzie´c.

Spojrzał na ni ˛

a z obaw ˛

a, ale odpowiedział tylko:

— Mów.

303

background image

— Zobaczyłe´s. . . Tego dnia, kiedy przybył Derth, mogłe´s si˛e domy´sli´c, co robimy.

Wypytywałe´s Roka, kiedy skłamał, ˙ze Eorth chce dosi ˛

a´s´c Gylda. Gdy spojrzałe´s na

mnie, dostrzegłam w twoich oczach zw ˛

atpienie.

— Nie pami˛etam.

— Nie pami˛etasz, bo. . . bo kazałam ci zapomnie´c.

— Co?

— Weszłam do twojego umysłu. Znalazłam te wspomnienia i odebrałam ci je, a teraz

jest tak, jakby to si˛e nigdy nie stało.

Coren siedział nieruchomo; prawie nie oddychał.

— Mówi˛e ci to, ˙zeby´s. . . ˙zeby´s wiedział, ˙ze co´s takiego zdarzyło si˛e raz i nie zdarzy

si˛e ju˙z nigdy wi˛ecej.

— Rozumiem — szepn ˛

ał. Podniósł wino; kielich dr˙zał lekko w jego dłoni. Odstawił

go mi˛edzy nich, na kamie´n. — Nie sadziłem, ˙ze zrobisz mi co´s takiego. Nie s ˛

adziłem,

˙ze b˛edziesz chciała.

— Dlatego. . . dlatego przybiegłam do ciebie z płaczem. Bo zrobiłam to, co Drede

i Mithran chcieli zrobi´c mnie. Wtedy przestraszyłam si˛e samej siebie. Ale kiedy wzi ˛

ałe´s

304

background image

mnie w ramiona i przytuliłe´s poczułam. . . Pomy´slałam, ˙ze skoro mnie kochasz, nie

mog˛e by´c a˙z tak zła. A teraz nie mam nikogo, kto by mi powiedział, ˙zebym si˛e nie bała.

Co widzisz, kiedy teraz na mnie patrzysz?

— Co´s obcego w twych ciemnych oczach. — Pogładził j ˛

a po twarzy. — Gdzie jest

ta kobieta — zapytał z t˛esknot ˛

a, która budziła ból — która tak spokojnie le˙zała w moich

ramionach pewnej nocy na górze Eld?

— Tak mi przykro — szepn˛eła. — Tak mi przykro, ˙ze za ciebie wyszłam.

Zacisn ˛

ał palce i opu´scił r˛ek˛e.

— Obawiałem si˛e, ˙ze to powiesz. — Zamkn ˛

ał oczy. — I co mam teraz zrobi´c? Nie

mog˛e przesta´c ci˛e kocha´c.

— Nie chc˛e tego, Corenie. Ale zrani˛e ci˛e, tak jak zrani˛e Tama. I my´sl˛e, ˙ze kiedy

wszystko si˛e sko´nczy, ˙zaden z was mi nie wybaczy.

— Tam. . . Co dla niego przewidziała´s w swoich planach? Co si˛e stanie z tym dziec-

kiem, które kochało rude lisy?

— Uczynimy go królem, posłusznym władcom Sirle. A pewnego dnia on tak˙ze spoj-

rzy na mnie i zobaczy kogo´s obcego.

305

background image

— A Drede? Sybel, co zaplanowała´s dla niego?

— Pó´zniej zajm˛e si˛e tym, co z niego zostanie. Nie obchodzi mnie jego ´smier´c, tylko

jego ˙zycie, a w tej chwili boi si˛e mnie tak bardzo, ˙ze jest niemal obł ˛

akany. . .

Urwała. Coren wstał; oczy miał szeroko otwarte, pełne niedowierzania.

— Sybel, jak mo˙zesz. . . jak mo˙zesz tak zimno doprowadza´c do obł˛edu jego i mnie?

— Nie jestem zimna! Ty te˙z nienawidziłe´s; sam mi powiedziałe´s. Jak ˛

a miałe´s wtedy

krew, Corenie? Gor ˛

ac ˛

a i g˛est ˛

a. Jak nienawidziłe´s? Czy piel˛egnowałe´s my´sl o zem´scie,

od male´nkiego, bladego nasionka ukrytego w mrocznych zakamarkach serca, czy pa-

trzyłe´s, jak ro´snie i rozkwita, rodzi czarne owoce, które dojrzewaj ˛

a, a˙z s ˛

a gotowe do

zerwania? Nie; zemsta stała si˛e we mnie wielka, spl ˛

atan ˛

a mas ˛

a ciemnych li´sci i moc-

nych p˛edów, które potrafi ˛

a zdusi´c i przy´cmi´c wszystko, co w sercu dobre. Ta masa ˙zywi

si˛e cał ˛

a nienawi´sci ˛

a, jak ˛

a serce mo˙ze zmie´sci´c. To wła´snie jest we mnie, Corenie. Cała

twoja cudowna rado´s´c i miło´s´c nie wypleni tej ro´sliny Planowałam zemst˛e od tamtej

nocy, kiedy wyszłam do ciebie z domu Maelgi w rozdartej sukni, ˙zeby zobaczył mnie

i zapragn ˛

ał, jak zapragn ˛

ał Mithran. . .

306

background image

Usłyszała syk wci ˛

aganego przez z˛eby powietrza, A potem Coren uderzył j ˛

a mocno,

otwart ˛

a dłoni ˛

a. Umilkła ze zdumienia.

— Nie byłem dla ciebie nikim wi˛ecej! Nikim wa˙zniejszym ni˙z Mithran!

Uniosła dło´n do twarzy.

— Nikt mnie jeszcze nigdy nie uderzył.

Corenowi z krtani wyrwał si˛e nieartykułowany j˛ek.

— Nawet si˛e tym nie przej˛eła´s. O, Biała Pani, co ja teraz zrobi˛e?

Odwrócił si˛e od niej, jak ´slepy. Sybel spu´sciła głow˛e na kolana, ukryła twarz w fał-

dach płaszcza, ale nawet w ciemno´sci zamkni˛etych oczu widziała jego cierpienie.

*

*

*

Sko´nczyła haftowa´c płaszcz — ciemnoniebieski, ze ´snie˙znobiałym sokołem wład-

ców Sirle. Tego samego dnia z Nicconu dotarła wie´s´c, ˙ze łodzie s ˛

a gotowe i posłano je

z pr ˛

adem dopływu Slinoon, wypływaj ˛

acego z Jeziora Zaginionego Króla na północnej

granicy Nicconu. Rok wezwał braci, a Sybel usiadła wraz z nimi, obok Corena. Słuchała

w milczeniu.

307

background image

— Spotkamy si˛e z Derthem z Nicconu za dwa dni, w miejscu, gdzie Rzeka Granicz-

na wpada do Slinoon — oznajmił Rok. — Horst z Hiltu b˛edzie czekał pod Mondorem.

Nadjedzie od wschodu. Musi si˛e przebi´c przez siły tych ludzi na swoich ziemiach, któ-

rzy wci ˛

a˙z walcz ˛

a za Drede’a, wi˛ec Eorth i Bor poprowadz ˛

a połow˛e naszych wojsk na

ich tyły. Zostan ˛

a zgnieceni, wzi˛eci z dwóch stron. My zajmiemy Drede’a w Mondorze;

jego armia pilnuje Slinoon nieco powy˙zej miasta. Zepchniemy go do Mondoru. Ce-

neth, ty i Herne poprowadzicie ludzi w dół rzeki, do miasta, by zaj ˛

a´c bastion Drede’a,

i do. . . — Przerwał, widz ˛

ac, ˙ze Coren chce mówi´c.

— Pozwól mi zaj ˛

a´c miejsce Herne’a.

— Chc˛e ci˛e mie´c przy sobie.

— A ja chc˛e jecha´c zamiast Herne’a — odparł Coren. — Herne jest wielkim wo-

jownikiem, ale nie my´sli. Ja my´sl˛e. ˙

Zeby wkroczy´c ˙zywym do samego serca miasta

Drede’a, trzeba my´sle´c.

Rok westchn ˛

ał.

— To dar — wyja´snił szczerze. — Dla Sybel. Pojedziesz ze mn ˛

a.

308

background image

— Pojad˛e z Cenethem albo wcale. My´sl˛e o Tamlornie. Co powstrzyma jakiego´s

wspaniałego rycerza, rozgrzanego przelan ˛

a krwi ˛

a, przed odebraniem ˙zycia bezbronne-

mu chłopcu, którego jedyne przewinienie polega na tym, ˙ze jest synem Drede’a?

— B˛edzie z nim Ter — wtr ˛

aciła Sybel.

Odwrócił si˛e do niej i zobaczyła — jak widziała od kilku dni — wyra´zn ˛

a lini˛e ko´sci

pod skór ˛

a twarzy i ciemne kr˛egi pod oczami.

— Chcesz, ˙zebym był z Rokiem?

Pokr˛eciła głow ˛

a; mocno splotła r˛ece na stole.

— Zrobisz, co musisz. Ale czy naprawd˛e chcesz ratowa´c Tama? Czy mo˙ze zamie-

rzasz rzuci´c wyzwanie ´smierci i zada´c jej zagadk˛e?

Spostrzegła, ˙ze zacisn ˛

ał szcz˛eki.

— Masz chyba trzecie oko, Sybel. Ale duma nie pozwala mi zosta´c z Rokiem na

tyłach. Je´sli spotkam Drede’a i podam ci jego głow˛e na klindze miecza, czy to ci˛e za-

dowoli?

— Nie — odparła dr˙z ˛

acym głosem.

— Wi˛ec jakiego daru oczekujesz?

309

background image

— Daj spokój, Corenie — mrukn ˛

ał Ceneth. — Mo˙zesz nienawidzi´c nas wszystkich,

ale czeka nas bitwa. Czy zechcesz walczy´c wraz z nami, czy przeciw nam, czy nie

walczy´c wcale, wybierz raz i trzymaj si˛e tego.

— Och. b˛ed˛e walczył wraz z wami — zapewnił Coren. — Ale nie zostan˛e bez-

pieczny z Rokiem, gdy ty i Herne b˛edziecie ostrzy´c miecze na kamieniach kominka

Drede’a. — Zwrócił si˛e do Roka. — Jest tam pewien chłopiec, którego znam, który nie-

gdy´s biegał boso po zboczach Eldu. Ten chłopiec straci na wojnie ojca, b˛edzie widział,

jak gwardia ojca ginie na jego oczach. Pozostanie przy nim tylko sokół, od którego si˛e

nie dowie, ˙ze prze˙zyje i zostanie królem Eldwoldu. Temu chłopcu zawdzi˛eczam ˙zycie.

Pozwólcie mi oszcz˛edzi´c mu grozy. Przynajmniej tyle chc˛e dla niego zrobi´c.

Rok zerkn ˛

ał na Sybel, ale ona skrywała oczy, a zło˙zone dłonie podniosła do ust.

— Ty i Ceneth poprowadzicie wybranych ludzi do miasta — ust ˛

apił w ko´ncu. —

Ter powie Sybel, gdzie jest Tam, a Sybel powie Corenowi.

— Nie — zaprotestowała Sybel. Opu´sciła r˛ece. — Nie wejd˛e w umysł Corena. Kie-

dy Ter wyfrunie do ciebie, b˛edziesz wiedział, ˙ze Tam jest blisko. Ale gdyby chłopiec

znalazł si˛e w niebezpiecze´nstwie, Czarny Łab˛ed´z zabierze go na gór˛e Eld.

310

background image

— A je´sli Drede go ukryje? — zapytał Ceneth. — Sk ˛

ad mamy wiedzie´c, gdzie

go szuka´c? Mogłaby´s przekaza´c wiadomo´s´c Corenowi. . . Wprowadzi´c wiedz˛e do jego

umysłu. . .

— Nie.

Ceneth westchn ˛

ał.

— Wi˛ec powiedz mnie, a ja powtórz˛e Corenowi. Tak wiele ostatnio wpływała´s na

umysły, ˙ze. . .

— Ceneth, b ˛

ad´z cicho — rzucił spokojnie Rok.

— Ale my´sl˛e. . .

— Doprawdy? — mrukn ˛

ał Coren. To słowo a˙z trzasn˛eło w powietrzu niczym p˛eka-

j ˛

acy lód.

Ceneth zaczerwienił si˛e pod wzrokiem brata.

— Ju˙z nic nie mówi˛e — wymamrotał. — Zastanawiam si˛e tylko, przeciw komu

wła´sciwie walczysz w tej wojnie.

Pot˛e˙zna pi˛e´s´c Eortha opadła na blat stołu.

311

background image

— B ˛

ad´z cicho, Ceneth — poprosił. — Zd ˛

a˙zyłem ju˙z zapomnie´c połow˛e z tego, co

mówił Rok. Je´sli chcemy w ogóle przej´s´c z t ˛

a wojn ˛

a od stołu na pole bitwy, wszyscy

musicie przesta´c si˛e kłóci´c.

— To najm ˛

adrzejsze słowa, jakie od ciebie słyszałem — mrukn ˛

ał Bor.

Sybel przycisn˛eła palce do oczu.

— Gdyby Tamowi groziło wielkie niebezpiecze´nstwo, zadbam o to, ˙zeby´scie si˛e

dowiedzieli. Przed jednym wszak˙ze musz˛e was ostrzec: je´sli na polu bitwy zewrzecie

si˛e blisko z lud´zmi Drede’a, mo˙zecie zobaczy´c niezwykłe, cudowne bestie. Nie id´zcie

za nimi. Owszem, widywali´scie je tutaj, lecz gdy działa ich magia, staj ˛

a si˛e dziwnie

pi˛ekne. Kazałam im trzyma´c si˛e od was z daleka, ale uprzed´zcie ludzi. Inaczej mog ˛

a

ockn ˛

a´c si˛e nagle w jakim´s dalekim lesie.

Na szczupłej, niespokojnej twarzy Herne’a rozlał si˛e szeroki u´smiech.

— Czeka nas wojna, nad któr ˛

a przez wieki harfiarze b˛ed ˛

a sobie łama´c palce.

— Tak — zgodził si˛e Eorth. — Ale najpierw chc˛e, ˙zeby mi kto´s jeszcze raz wytłu-

maczył, o czym była mowa, zanim doszli´smy do zwierz ˛

at.

Rok nalał sobie wina i cierpliwie zacz ˛

ał tłumaczy´c.

312

background image

Kopuła zmroku zamkn˛eła si˛e nad setk ˛

a ognisk otaczaj ˛

acych zamek Sirle. Sybel po-

zostawiła dalsze plany wojskowym pod komend ˛

a Roka i teraz ze swego okna obser-

wowała migotanie ogni. Coren wrócił dopiero ciemn ˛

a noc ˛

a. Oparła czoło o chłodne

kamienie i nasłuchiwała, jak m ˛

a˙z si˛e rozbiera. Słyszała szelest materiału o materiał, po-

tem cichy szept jego oddechu, gdy zdmuchiwał ´swiec˛e. Zdj˛eła sukni˛e i w´slizgn˛eła si˛e

do ło˙za obok niego. Nie mogła zasn ˛

a´c, a nierówny oddech Corena zdradzał, ˙ze on te˙z

nie ´spi. Zaszele´scił nocny wiatr i musn ˛

ał chłodem jej policzek.

Wreszcie oddech Corena pogł˛ebił si˛e i wyrównał; ona wci ˛

a˙z le˙zała przytomna

i w słabym blasku ksi˛e˙zyca obserwowała, jak linia jego ramion i piersi wznosi si˛e

i opada w jednostajnym rytmie. Potem odwróciła si˛e, zasłoniła dłoni ˛

a oczy i pomy´slała

o Dredzie, bezsenny m w swoich murach, wpatrzonym w rozlane na ´scianach ´swiatło

pochodni. Coren poruszył si˛e, rozpraszaj ˛

ac j ˛

a na chwil˛e. Uspokoił si˛e, po czym zno-

wu przewrócił i krzykn ˛

ał przez sen. I wtedy, w ciszy nocy, wyczuła cie´n nad swoimi

my´slami — jakby była potajemnie obserwowana. Odwróciła si˛e gwałtownie.

Nad ni ˛

a stał Blammor. Nie zd ˛

a˙zyła krzykn ˛

a´c, nim kryształowe oczy spojrzały prosto

na ni ˛

a, dalekie jak gwiazdy; potem ogarn˛eła j ˛

a ciemno´s´c, a dookoła rozlegało si˛e tylko

313

background image

mocne, pot˛e˙zne bicie jej własnego serca. Wizje przebiegły przez umysł: mag z pogru-

chotanymi ko´s´cmi, le˙z ˛

acy na bogatych skórach; ´smiertelne maski ludzi ze wszystkich

wieków, którzy po raz ostatni spotkali samo j ˛

adro swych koszmarów, w pokojach bez

okien, pomi˛edzy kamiennymi murami bez przej´s´c. Wilgotne powietrze wznosiło si˛e

wraz z ciemno´sci ˛

a, nios ˛

ac mdl ˛

acy zapach zakrzepłej krwi, zardzewiałego ˙zelaza; sma-

kowała suchy, drobny pył, skruszone li´scie umieraj ˛

acych drzew; słyszała słabe wołania,

niby zimny wiatr znad dawnego pola bitwy, krzyki grozy i rozpaczy. A potem my´sli ode-

rwały si˛e, wzleciały w jak ˛

a´s płaszczyzn˛e przera˙zenia, jakiego dot ˛

ad nie znała. Walczyła

na ´slepo, ale zapadała si˛e coraz gł˛ebiej.

Tu˙z pod przera˙zeniem zafalowała wizja biała jak oko Blammora. Cho´c Sybel krzy-

czała bezradna, pozbawiona głosu wobec gromadz ˛

acej si˛e ciemno´sci, jej my´sl, wy´cwi-

czona i wyostrzona w obserwacji, oddzieliła si˛e i badała mglisty obraz. Dryfował na

dnie jej umysłu; szukała go tak, jakby rzucała wołanie w najdalsze zak ˛

atki Eldwoldu.

I wreszcie, przed oczami duszy, obraz wyostrzył si˛e i zobaczyła białego jak ksi˛e˙zyc

ptaka ze skr˛econymi długimi skrzydłami, z pi˛ekna szyj ˛

a złaman ˛

a.

— Nie — szepn˛eła.

314

background image

I ockn˛eła si˛e na posadzce, z twarz ˛

a przyci´sni˛et ˛

a do kamieni. Oddychała nierówno,

chrapliwie.

Podniosła głow˛e; wysychaj ˛

ace łzy chłodziły jej policzki. A potem wyczuła w ciem-

no´sci Stwora pochylonego nad ni ˛

a, obserwuj ˛

acego, czekaj ˛

acego. Wstała dr˙z ˛

aca i słaba.

Ruszyła do Corena, ale on le˙zał jak obcy, jakby był niedost˛epnym snem. Przez chwil˛e

przygl ˛

adała mu si˛e nieruchomo, a˙z min˛eło dr˙zenie.

Potem ubrała si˛e bezszelestnie.

Przebiegła przez kr˛ete kamienne korytarze, przemkn˛eła jak cie´n przez strze˙zony

hol, za wewn˛etrzny mur, gdzie powolne kroki stra˙zy stukały tam i z powrotem nad jej

głow ˛

a. Otworzyła na o´scie˙z bram˛e ogrodów. Dobiegły do niej szepty rozbudzonych

zwierz ˛

at, zbli˙zaj ˛

acych si˛e w´sród nocy. Jako pierwsz ˛

a zobaczyła wielk ˛

a sylwetk˛e Gulesa

i przytuliła si˛e do jego grzywy.

Co si˛e stało. Biała Pani?

Wracam na gór˛e Eld. Jeste´scie wolne.

Wolne?

Czarna kocica Moriah otarła si˛e o jej nogi. Sybel zajrzała w gł ˛

ab zielonych oczu.

315

background image

Jutro musicie zrobi´c to, co musicie. O nic was nie prosz˛e. O nic. Jeste´scie wolne.

Ale co z tob ˛

a, Sybel? Co z Drede’em?

Nie mog˛e. . . Za jego ´smier´c jest cena, której nie potrafi˛e zapłaci´c.

Sybel,

odezwał si˛e łab˛ed´z głosem słodkim jak d´zwi˛ek fletu. Wolny, by raz jeszcze

w zlecie´c w jesienne niebo? Wolny, by smakowa´c wiatr na ko´ncach skrzydeł?

Tak.

A co z Tamem?

O nic nie chc˛e was prosi´c. O nic. Musicie zrobi´c to, co musicie.

Dotkn˛eła umysłu Gylda i odkryła, ˙ze nie ´spi. Obracały si˛e w nim powolne my´sli

o jaskini z wilgotnymi ´scianami, ukrytej gł˛eboko we wn˛etrzu milcz ˛

acej góry z w ˛

askim

strumyczkiem s ˛

acz ˛

acym si˛e po złotych monetach i białych odłamkach ko´sci.

Jeste´s wolny.

A Drede? Czy mam najpierw go dla ciebie zabi´c?

Nie chc˛e wi˛ecej słysze´c tego imienia! Nie obchodzi mnie, czy ˙zyje, czy zgin ˛

ał, czy

zwyci˛e˙zy, czy przegra w tej wojnie. . . Nie interesuje mnie ju˙z! Jeste´s wolny.

Wolny. . .

316

background image

Ró˙zne głosy muskały jej umysł niby odgłosy instrumentów.

Wolny od zimy. . . Wolny, by biec, złoty niczym sło´nce pod okiem sło´nca pustyni!

Wolny, by pofrun ˛

a´c na kra´nce ´swiata na granicy zmierzchu!

Wolna, by by´c głaskana grubymi palcami królów na Południowych Pustyniach, by

słucha´c szeptów czarownic o ksi˛e˙zycowych oczach!

Wolny, by ´sni´c w´sród ciszy o jedynym skarbie, wi˛ekszym ni˙z wszystkie.

Wolny,

rzekł srebrzysty odyniec. Odpowiedz mi na zagadk˛e, Sybel. Co tobie dało

wolno´s´c?

Popatrzyła w jego czerwone ´slepia.

Wiesz. Ty wiesz. Moje oczy skierowały si˛e do wn˛etrza i spojrzałam. Nie jestem wolna.

Jestem mała i wystraszona, a ciemno´s´c nast˛epuje mi na pi˛ety, ´sciga mnie, obserwuje. . .

Sybel,

odezwał si˛e łab˛ed´z. Zanios˛e ci˛e na gór˛e Eld. A potem odlec˛e do jezior poza

północnym Eldwoldem, które le˙z ˛

a niczym rozsypane klejnoty ´spi ˛

acych królowych.

Ja ci˛e zabior˛e,

rzekł Gyld. A potem pod ˛

a˙z˛e znowu w gł ˛

ab mojej słodkiej jaskini.

We´z mnie zatem,

odparła i poczuła jego ci˛e˙zkie kroki w grocie. Pochyliła si˛e, chwy-

ciła lwa Gulesa za grzyw˛e, zajrzała mu w oczy.

317

background image

— Gules — szepn˛eła i poczuła, ˙ze jego umysł odpływa, pozostawiaj ˛

ac tylko wspo-

mnienia jak przedmioty ocienione w mrocznym pokoju. Wypu´sciła go, a lew odbiegł

przez pola Sirle, wielki i cichy.

— Moriah — szepn˛eła.

Czarna jak cie´n kocica przemkn˛eła do cienia; jej zielone oczy mrugn˛eły do ksi˛e˙zyca.

— Czarny Łab˛edziu.

Ptak wzniósł si˛e w powietrze i zatoczył kr ˛

ag. Szerokie skrzydła na ile ksi˛e˙zyca wy-

kre´sliły lini˛e zapieraj ˛

acego dech pi˛ekna.

— Cyrin.

Odyniec o marmurowych kłach stan ˛

ał przed Sybel.

— Sam Mistrz Zagadek zgubił kiedy´s klucz do własnych zagadek — rzekł gł˛e-

bokim, czystym jak muzyka głosem. — I znalazł go znowu na dnie własnego serca.

˙

Zegnaj, Sybel. Władca Dornu trzy razy obiegł ´slepe mury domu czarownicy Enyth, po

czym wszedł w ´scian˛e, a ta rozwiała si˛e jak dym.

— ˙

Zegnaj — szepn˛eła.

Wybiegł przez otwart ˛

a bram˛e i dalej, przez pola u´spionych ludzi.

318

background image

Sybel wyprostowała si˛e i zawołała Tera na jego stanowisku przy ´spi ˛

acym Tamie,

w kamiennych murach Mondoru.

Ter, jeste´s wolny.

Nie.

Jeste´s wolny i mo˙zesz zrobi´c, co zechcesz, opu´sci´c Tama albo zosta´c z nim jako

królewski sokół. Ale o jedno ci˛e prosz˛e. Jedno tylko zrób dla mnie. Nie tykaj Drede’a.

On jest mój, a ja postanowiłam o nim zapomnie´c.

Ale dlaczego, córko Ogama? Gdzie twój tryumf?

Rozpłyn ˛

ał si˛e w´sród nocy. Przebudziłam si˛e samotna i przera˙zona.

Przera˙zona?

Tak, nieustraszony. Jeste´s wolny.

Wyszeptała jego imi˛e, a ono zapadło si˛e bez odpowiedzi w ciszy nocy. Wstała wi˛ec

i dosiadła zielonoskrzydłego smoka. Razem wzlecieli w rozgwie˙zd˙zone niebo, wysoko

ponad ogniskami wojsk Sirle i Mondoru. Lecieli do wysokiej góry i białej sali ciszy,

gdzie na zawsze ju˙z uwolniła od siebie smoka. Weszła do zimnego, pustego domu Myka

i zamkn˛eła drzwi.

background image

Rozdział 12

Siedem dni pó´zniej król Eldwoldu wjechał ze swymi gwardzistami na kr˛et ˛

a ´scie˙zk˛e

wiod ˛

ac ˛

a na gór˛e Eld. Min ˛

ał male´nki domek Maelgi z goł˛ebiami na podwórzu i czarnym

krukiem siedz ˛

acym na starych jelenich rogach nad drzwiami. Zatrzymał si˛e przed bra-

m ˛

a białego domu czarownika i przez krat˛e zobaczył pogr ˛

a˙zony w bezruchu, zaro´sni˛ety

ogród i warstw˛e sosnowych igieł na kamiennej ´scie˙zce pomi˛edzy bram ˛

a a zamkni˛etymi

drzwiami. Tchnienie wiatru zdmuchn˛eło mu na twarz kosmyk jasnych włosów. Odgar-

n ˛

ał je r˛ek ˛

a i zsiadł z konia.

— Zaczekajcie tu na mnie.

320

background image

— Panie, ona jest niebezpieczna. . .

Podniósł głow˛e; pod skór ˛

a twarzy rysowały si˛e ko´sci.

— Nigdy by mnie nie skrzywdziła. Czekajcie.

— Tak, panie.

Sprawdził ˙zelazne pr˛ety bramy, ale była zamkni˛eta. Przygl ˛

adał si˛e jej przez chwil˛e,

marszcz ˛

ac brwi. Potem wbił stop˛e w szczelin˛e w murze, chwycił r˛ekami za wystaj ˛

a-

ce kamienie i si˛e podci ˛

agn ˛

ał. Czarna tunika rozerwała si˛e na ostrym wyst˛epie. Znalazł

kolejny punkt podparcia, potem nast˛epny, a˙z jego blade, szeroko rozwarte palce chwy-

ciły gładkie marmurowe zwie´nczenie. Przerzucił nad nim nog˛e, po czym wyl ˛

adował na

kolanach w mi˛ekkiej ziemi w dole.

Wstał i otrzepał po´nczochy. Wiatr zamarł, pozostawiaj ˛

ac ogród w ciszy. Spod zmru-

˙zonych powiek król przeszukiwał wzrokiem mroczne cienie pod drzewami, w´sród gład-

kich, jasnych od sło´nca pni wielkich sosen. Nie dostrzegł ˙zadnego ruchu. Wolno prze-

szedł ´scie˙zk ˛

a i chwycił za klamk˛e. Szarpn ˛

ał lekko, potem zastukał.

— Mo˙ze jej nie ma, panie — zawołał z nadziej ˛

a jeden z gwardzistów za bram ˛

a.

321

background image

Król nie odpowiedział. Okna domu wpatrywały si˛e ´slepo w przestrze´n — niczym

oczy bez drgnienia my´sli w gł˛ebi umysłu. Cofn ˛

ał si˛e nieco, przygryzaj ˛

ac wargi. Potem

schylił si˛e szybko i podniósł le˙z ˛

acy obok ´scie˙zki gładki kamie´n. Postukał nim delikatnie

w grube szkło w oknie, a szyba pokryła si˛e siatka tysi ˛

aca p˛ekni˛e´c i posypała na podłog˛e

wewn ˛

atrz. Król str ˛

acił stercz ˛

ace z ramy szklane z˛eby, wsun ˛

ał do ´srodka r˛ek˛e a˙z do łokcia

i zacz ˛

ał szuka´c okiennego haczyka.

— Panie, b ˛

ad´z ostro˙zny!

Okno otworzyło si˛e nagle, a on zatoczył si˛e w bok, na biał ˛

a ´scian˛e. We wn˛etrzu

domu kurz spływał na podłog˛e w nieruchomym blasku sło´nca. Król zamrugał w pół-

mroku, nasłuchuj ˛

ac, ale dom był cichy, jak gdyby nikt tam nie chodził ani nie oddychał.

Król podci ˛

agn ˛

ał si˛e; stopy ze´slizgiwały si˛e po białym marmurze. Po chwili oparł kolano

o parapet.

— Sybel?

Słowo zawisło w blasku sło´nca, mi˛edzy rozta´nczonymi, złocistymi drobinkami ku-

rzu. Król zeskoczył z okna na podłog˛e. Ruszył w´sród ciszy ku wielkiej komnacie

pod kopuł ˛

a. Wreszcie zobaczył kryształ czysty jak ksi˛e˙zyc, wygi˛ety w łuk nad głow ˛

a.

322

background image

A w dole, w białym milczeniu, siedziała na podłodze kobieta o włosach barwy szro-

nu mu´sni˛etego sło´ncem. Siedziała nieruchomo, jakby zamkni˛eta w lodowej powłoce.

Czarne oczy miała otwarte i ´slepe.

Podszedł bli˙zej, bezgło´snie stawiaj ˛

ac kroki na grubym futrze. Ukl˛ekn ˛

ał, spojrzał jej

w oczy.

— Sybel? — odezwał si˛e z wahaniem.

Blada twarz z wyra´znie zarysowanymi ko´s´cmi zdawała si˛e wykuta z kamienia — tak

nieruchoma, tak tajemnicza. Szczupłe dłonie o ko´sciach wyra´znie widocznych w ka˙z-

dym zgi˛eciu, przy ka˙zdym stawie, le˙zały zło˙zone w bezruchu. Patrzył na ni ˛

a; bezradnie

wycierał własne dłonie o uda. Cichy, nieartykułowany d´zwi˛ek wyrwał si˛e z jego krtani.

Po chwili nabrał tchu i krzykn ˛

ał:

— Sybel!

Drgn˛eła, poruszyła si˛e lekko i odrobina koloru powróciła na jej policzki. Oczy zo-

gniskowały si˛e na twarzy króla i u´smiechn˛eła si˛e z ulg ˛

a. Dło´n wysun˛eła si˛e wolno spod

kurtyny włosów ku jego twarzy.

— Tam. . .

323

background image

Kiwn ˛

ał głow ˛

a.

— Tak.

Dło´n dotkn˛eła jego warg, osun˛eła si˛e do ramienia i opadła. Sybel przymkn˛eła oczy

i westchn˛eła. Pochyliła głow˛e, tak ˙ze ledwie widział jej twarz.

— Sybel, prosz˛e. . . Prosz˛e, nie wracaj tam, gdzie była´s. Mów do mnie. Powiedz

moje imi˛e.

Zakryła dło´nmi oczy.

— Tam.

— Nie. Ju˙z nie Tam. Tamlorn. Tamlorn, król Eldwoldu.

Dopiero wtedy zobaczyła go wyra´znie, z r˛ekami zło˙zonymi na kolanach, z jasnymi

włosami przyci˛etymi równo nad szczupł ˛

a, smagł ˛

a twarz ˛

a. Dostrzegła zaci´sni˛ete w na-

pi˛eciu wargi, cienie pod oczami i ko´sci pod skór ˛

a. Bogata czarna tunika, któr ˛

a nosił,

odbijała mu si˛e w oczach, przyciemniała je.

Sybel poruszyła si˛e, czuj ˛

ac sztywno´s´c stawów.

— Dlaczego sprowadziłe´s mnie z powrotem?

— Dok ˛

ad odeszła´s, Sybel? Dlaczego? Dlaczego?

324

background image

— Nie miałam dok ˛

ad uciec.

— Strasznie wychudła´s, Sybel. . . Mówili, ze nie ma ci˛e w Sirle, a ja musiałem

ci˛e znale´z´c. Dlatego przyjechałem tutaj, ale brama była zamkni˛eta. Przeszedłem przez

mur, nikt nie otworzył drzwi, wiec wybiłem okno. Znalazłem ci˛e, ale siedziała´s tak

nieruchomo, jakby´s była zrobiona z kamienia, a twoje oczy wpatrywały si˛e we mnie

i nie widziały. Sybel, dlaczego odeszła´s? Czy to. . . Czy przez to, co ci zrobił mój ojciec?

— To przez co´s, co sama sobie zrobiłam.

Nerwowo potrz ˛

asn ˛

ał głow ˛

a, jakby odrzucał jej odpowied´z. Potem si˛egn ˛

ał do jej wło-

sów i delikatnymi, szybkimi ruchami odsuwał z twarzy kosmyk za kosmykiem.

— Ojciec powiedział mi, co ci zrobił.

— Powiedział. . .

— Tak. Tamtej nocy, nim zacz˛eły si˛e walki. Powiedział. . . Powiedział mi. Sybel, on

tak strasznie si˛e ciebie bał, ˙ze. . . Nie poznawałem go w te dni przed wojn ˛

a. A potem,

potem mi powiedział dlaczego, i zrozumiałem. — Urwał; policzek drgn ˛

ał mu nerwo-

wo i znieruchomiał. Po chwili Tam znowu spojrzał jej w oczy. — Sybel. . . mówił, ˙ze

tamtego dnia wrócił do wie˙zy, ˙zeby ci˛e zabra´c; drzwi do komnaty maga stały otworem,

325

background image

wi˛ec wszedł, a ciebie nie było, i. . . mag le˙zał martwy na podłodze, a oczy miał. . . wy-

łupione, i połamane wszystkie ko´sci. Wtedy ojciec zacz ˛

ał si˛e ba´c. A pó´zniej wyszła´s

za Corena z Sirle. . . Potem ju˙z prawie si˛e nie odzywał, chyba ˙zeby wyda´c jaki´s rozkaz

albo radzi´c z lud´zmi. Ze mn ˛

a rozmawiał rzadko, ale czasem, kiedy samotny w swoich

pokojach, w´sród zapalonych pochodni, tylko dział i patrzył w pustk˛e, przychodziłem

i siadałem obok. Wiedziałem. . . wiedziałem, ˙ze chce mnie mie´c przy sobie. Nie odzy-

wał si˛e. Czasem głaskał mnie po głowie albo po ramieniu. . . bez słowa. Kochałem go,

Sybel. Ale kiedy powiedział mi, co ci zrobił, jako´s nie byłem zdziwiony. Wiedziałem,

˙ze jeste´s na niego zła o co´s, co si˛e stało. Było za pó´zno, ˙zebym odczuwał zdziwienie.

I tamtej nocy. . . tamtej nocy umarł.

Jej twarz z wolna nabierała rumie´nców.

— Mój Tamie — szepn˛eła wreszcie. — Od czego umarł?

Nabrał tchu i spojrzał jej w oczy.

— Sybel. . . Ja wiem, ˙ze nie zabiła´s maga. Nie wiem, od czego zgin ˛

ał, ale my´sl˛e. . .

my´sl˛e, ˙ze to, co go zabiło, zabiło te˙z Drede’a.

Zadr˙zała.

326

background image

— A wi˛ec nie tylko dom Corena odwiedził tamtej nocy — szepn˛eła.

— Kto? Sybel, czy ty te˙z go widziała´s?

Nie odpowiadała. Tam zacisn ˛

ał palce. Głos mu si˛e łamał.

— Sybel, prosz˛e! Musz˛e ci˛e o to spyta´c. Drede le˙zał na posadzce, a na jego ciele

nie było ˙zadnej rany, ale widziałem wyraz jego twarzy, zanim j ˛

a przede mn ˛

a zakryli.

Mówili, ˙ze serce mu stan˛eło, ale ja my´sl˛e, ˙ze umarł ze zgrozy.

Sybel wymamrotała co´s cicho. Potem opu´sciła głow˛e, dotykaj ˛

ac czołem uniesione-

go kolana.

— Mój Tamie. . . Tak mi przykro. . .

— Sybel, co on przed ´smierci ˛

a zobaczył? Co go zabiło?

Westchn˛eła.

— Tamten mag i tamten król, i ja, wszyscy zobaczyli´smy to samo. Oni obaj s ˛

a

martwi, ale ja ˙zyj˛e, chocia˙z znalazłam si˛e tak daleko od siebie, ˙ze nie s ˛

adziłam, by

cokolwiek zdołało sprowadzi´c mnie z powrotem. Dotarłam poza granice własnej ´swia-

domo´sci. To te˙z rodzaj ucieczki. Nie mog˛e ci powiedzie´c, czym jest ten Stwór; wiem

327

background image

tylko, ˙ze kiedy Drede na niego spojrzał, zobaczył to, co sam w sobie ukrywał. I to go

zniszczyło. Wiem, poniewa˙z niewiele brakowało, a ja tez zniszczyłabym siebie.

Tam milczał przez chwile, zmagaj ˛

ac si˛e z własnymi my´slami.

— Miała´s prawo si˛e rozgniewa´c — rzekł w ko´ncu.

— Tak, ale nie powinnam rani´c tych, których kocham. Ani siebie. — Delikatnie

pogładziła go po twarzy. — Jak dobrze jest znowu słysze´c, ˙ze wymawiasz moje imi˛e.

My´slałam. . . Byłam pewna, ˙ze rozzło´scisz si˛e na mnie za to, co ci zrobiłam.

— Nic nie zrobiła´s.

— Oddałam ci˛e jak bezbronne narz˛edzie w r˛ece Sirle. Dlatego nie umiałam przesta´c

ucieka´c.

Ze zdumieniem pokr˛ecił głow ˛

a.

— Sybel, nie wpadłem w r˛ece Roka. Mam kilku doradców, ale nie powołano regen-

ta. W razie ´smierci Drede’a i póki nie sko´ncz˛e szesnastu lat, miał rz ˛

adzi´c Margor, jego

kuzyn, ale znikn ˛

ał. Podobnie jak wodzowie mojego ojca. Podobnie jak Horst z Hiltu,

Derth z Nicconu, jego brat i ich dowódcy. Podobnie jak sze´sciu z Sirle i ich dowódcy. . .

Szeroko otworzyła oczy.

328

background image

— Tam. . . Co si˛e z nimi stało? Czy padli w bitwie?

— Sama wiesz, Sybel, co si˛e stało. Musisz wiedzie´c. W obozie nad Mondorem,

gdzie mieli´smy stan ˛

a´c razem z ojcem, zjawił si˛e Gules. Ci nieliczni, którzy go zo-

baczyli, ale nie pod ˛

a˙zyli za nim, nie mogli znale´z´c słów, by opisa´c, jaki był złocisty,

jak ˛

a miał grzyw˛e niby splot jedwabiu, oczy błyszcz ˛

ace jak sło´nca. Był w´sród nich wo-

jownik harfiarz. który uło˙zył pie´s´n o Gulesie biegn ˛

acym skokami przed dwudziestoma

nieuzbrojonymi wodzami przez rzek˛e Slinoon, tu˙z po wschodzie sło´nca. Słyszałem te˙z

pie´s´n Moriah, która przybyła do obozu mojego wuja Sehana w zachodnim Hilcie, i ta

pie´s´n była słodsza ni˙z ´spiew kobiety z okna za aksamitn ˛

a kotar ˛

a. . . Sybel, wiedziała´s

o tym!

— Nie, nie wiedziałam. — Powstała nagle i uniosła dłonie do ust. — Uwolniłam je

tamtej nocy.

Wpatrywał si˛e w ni ˛

a, nie rozumiej ˛

ac.

— Dlaczego?

— Bo. . . bo je zdradziłam. A jaka pie´s´n dobiegła z obozu Sirle? Cyrina?

Przytakn ˛

ał.

329

background image

— Podobno sze´sciu braci z Sirle i ich wodzowie zamiast do bitwy ruszyli polowa´c

na dzika w lesie Mirkon. A Gyld. . . Gyld przeraził wszystkich. Wybuchły walki mie-

dzy lud´zmi Horsta i mojego wuja w Hilcie, a Gyld przeleciał nad nimi. Niektórzy mieli

przetr ˛

acone karki, inni spłon˛eli. Reszta uciekła. Nigdy jeszcze nie widziałem, jak Gyld

zionie ogniem. Przeleciał nad Mondorem. Kilka łodzi płyn˛eło do miasta. . . tylko garst-

ka, która ruszyła bez rozkazów, ˙zeby złupi´c pałac Drede’a. . . Gyld podpalił łodzie, a lu-

dzie wpław docierali na brzeg. . . ci, którzy nie mieli ci˛e˙zkich zbroi. W mie´scie nikt nie

wychodził z domu ze strachu przed Gyldem. Pilnowali mnie, dopóki nie szepn ˛

ałem Te-

rowi, ˙ze chc˛e wyj´s´c. On przep˛edził stra˙ze i dlatego widziałem złotozielonego Gylda nad

Mondorem. Potem Ter odleciał, a moja ciotka Illa przysłała po mnie ludzi. A w Nicco-

nie władca odrzucił miecz, i to samo uczynił jego przyjaciel Thone z Perlu, i wodzowie

w jego radzie; ruszyli za pie´sni ˛

a Czarnego Łab˛edzia, o której harfiarze Nicconu mówi ˛

a,

˙ze była niczym szept miło´sci w ciepły letni dzie´n, kiedy ´spiewaj ˛

a pszczoły. . . Sybel. . .

nie ty kazała´s im to robi´c?

— Dałam im wolno´s´c, ˙zeby robiły, co same zechc ˛

a. Mój Tamie, chciałam wci ˛

agn ˛

a´c

ci˛e w straszn ˛

a gr˛e, zrobi´c z ciebie cie´n króla, posłuszny władcom Sirle. — Ze znu˙zeniem

330

background image

przesun˛eła dło´nmi po twarzy. — Nie wiem, po co sprowadziłe´s mnie z powrotem. Moje

zwierz˛eta odeszły, straciłam Corena, straciłam siebie. . . Ale twój głos i twój u´smiech

wci ˛

a˙z mnie ciesz ˛

a.

Tam wstał. Obj ˛

ał j ˛

a mocno, przytulaj ˛

ac policzek do jej włosów.

— Nadal ci˛e potrzebuj˛e, Sybel. Musz˛e wiedzie´c, ˙ze tutaj jeste´s. Wielu jest ludzi,

którzy znaj ˛

a moje imi˛e, ale tylko dwoje czy troje wie, do kogo ono nale˙zy. Nie uczyniła´s

mi niczego strasznego, a gdyby nawet, i tak bym ci˛e kochał, bo tego potrzebuj˛e.

— Jeste´s dzieckiem, Tamie. . . — szepn˛eła.

Odsun ˛

ał si˛e, a ona uj˛eła w dłonie jego twarz. Wtedy u´smiechn ˛

ał si˛e lekko i ten

u´smiech rozja´snił jego szare oczy niby sło´nce we mgle.

— Tak. Dlatego nie odchod´z po raz drugi. Straciłem Drede’a i nie chc˛e straci´c tak˙ze

ciebie. Jestem dzieckiem, bo nie dbam o to, co oboje zrobili´scie. Tylko o to, ˙ze was

oboje kochałem.

Sło´nce błysn˛eło przez kryształow ˛

a kopuł˛e, zmieniło w płomie´n białe futro pod no-

gami.

— Jeste´s taka wychudzona, Sybel. . . Powinna´s co´s zje´s´c.

331

background image

— Ty te˙z schudłe´s, mój Tamie. Wiele przeszedłe´s

— Tak. Ale i rosn˛e.

Wyprowadził j ˛

a z pokoju pod kopuł ˛

a. Usiadła w fotelu przed wygasłym kominkiem.

Tam przysiadł na por˛eczy drugiego fotela.

— Czy Maelga wie, ˙ze tu jeste´s? — zapytał.

— Nie wiem. Je´sli przychodziła, to jej nie słyszałam.

— Zamkn˛eła´s si˛e tutaj. Ale ka˙zdy, komu naprawd˛e na tym zale˙zało, mógł si˛e dosta´c

do ´srodka. Chod´zmy do Maelgi. Przygotuje nam jak ˛

a´s kolacj˛e.

U´smiech przemkn ˛

ał jej po twarzy i wygładził ostre rysy.

— Widz˛e, ˙ze jeste´s m ˛

adry, mój Tamie. Ja straciłam wszystko, a ty jeste´s władc ˛

a

w trudnej sytuacji, którego wa˙zni doradcy i przywódcy biegaj ˛

a po lesie za cudownymi

zwierz˛etami. Nie wiem, co przyniesie nam obojgu dzie´n jutrzejszy. Ale dzisiaj jestem

głodna i uwa˙zam, ˙ze powinni´smy co´s zje´s´c.

Poszli razem — srebrzystowłosa czarodziejka i młody król, pomi˛edzy wysokimi,

szumi ˛

acymi cicho drzewami; za nimi mgły przetaczały si˛e po zboczach góry Eld i skry-

wały nagi, gro´zny szczyt. Maelga powitała ich, ´smiej ˛

ac si˛e i płacz ˛

ac równocze´snie, wło-

332

background image

sy miała skr˛econe w dzikie loki. Zostali do pó´zna, a˙z zmierzch niby dym przes ˛

aczył si˛e

spomi˛edzy drzew, a ksi˛e˙zyc popłyn ˛

ał w´sród gwiazd nad Eldwoldem jak srebrny statek

bez masztu.

Tam wrócił w ko´ncu do domu w towarzystwie zm˛eczonych gwardzistów. Sybel sie-

działa w milczeniu przed kominkiem Maelgi, z kubkiem grzanego wina w dłoniach.

Oczy miała nieruchome; patrzyła w gł ˛

ab siebie. Maelga kołysała si˛e w fotelu, a pier-

´scienie na jej palcach odbijały błyski ´swiatła ´swiec.

— Jaka to spokojna kraina bez swoich wojowników — odezwała si˛e wreszcie. —

Jak zagubione dziecko. Kobiety w Sirle ´spi ˛

a dzisiaj samotnie, a dzieci zasypiaj ˛

a bez

ojców. Czy powróc ˛

a?

— Nie wiem — szepn˛eła Sybel. — Nie znam ju˙z my´sli tych bestii. Nie potrafi˛e si˛e

o to martwi´c. Wydaje mi si˛e, ˙ze miałam sen. . . tyle ˙ze ˙zaden sen nie mo˙ze tak gł˛eboko

zrani´c ani trwa´c tak bez ko´nca. Maelgo, jestem jak znu˙zona ziemia po bitwie, skuta

mrozem. . . Nie wiem, czy kiedy´s wyro´snie ze mnie jeszcze co´s zielonego i ˙zywego. . .

— B ˛

ad´z dla siebie łagodna, moja biała. Chod´z ze mn ˛

a jutro do lasu. B˛edziemy zbie-

rały czarne grzyby i zioła, które skruszone w palcach daj ˛

a magiczny zapach. Poczujesz

333

background image

ciepło sło´nca na włosach, ziemi˛e pod stopami, wiatr pachn ˛

acy ´sniegiem z ukrytych

miejsc na górze Eld. B ˛

ad´z cierpliwa, jak zawsze trzeba by´c cierpliwym z nasionami

zakopanymi w ciemnej ziemi. Kiedy nabierzesz sił, znów przyjdzie pora na my´slenie.

Na razie wystarcz ˛

a uczucia.

Dniem i noc ˛

a przemykały razem przez bezczasow ˛

a cisz˛e, której Sybel nie próbo-

wała ocenia´c. A˙z pewnego dnia ockn˛eła si˛e wpatrzona w nieruchom ˛

a plam˛e ´swiatła na

podłodze; milcz ˛

ace kamienie wyrastały wokół, a gdzie´s wewn ˛

atrz zbudziło si˛e male´nkie

nasienie niepokoju. Ruszyła przez nieruchomy dom, przez puste ogrody; przystan˛eła na

brzegu łab˛edziego jeziorka, by popatrze´c, jak małe ptaki pij ˛

a wod˛e. Omin˛eła je i zeszła

do jaskini Gylda, gdzie oczami duszy znów go zobaczyła, zwini˛etego w ciemno´sciach,

a głos jego my´sli zaszele´scił w umy´sle, wilgotne kamienie otaczały jednak tylko pustk˛e,

która nie miała głosu. Sybel odwróciła si˛e plecami do ciszy i zawróciła ku w˛edrownym

jesiennym wiatrom pod ˛

a˙zaj ˛

acym jasnymi ´scie˙zkami po zboczach Eldu.

Wróciła do domu i usiadła w pokoju pod kopuł ˛

a. Znowu zacz˛eła szuka´c, poprzez

Eldwold i poza Eldwoldem wołaj ˛

ac Liralena. Mijały godziny, gwiazdy zamrugały nad

kopuł ˛

a. Sybel zagubiła si˛e w wołaniu. Czuła, jak jej moc budzi si˛e i wzmacnia umysł.

334

background image

Przed ´switem, kiedy ksi˛e˙zyc zaszedł, a gwiazdy zblakły na niebie, ockn˛eła si˛e i wstała

sztywno. Otworzyła drzwi, stan˛eła w progu. W powietrzu wisiał zapach wilgotnej zie-

mi i cichych, mokrych od rosy drzew. I wtedy za otwart ˛

a bram ˛

a zobaczyła, jak Coren

zeskakuje z siodła i prowadzi wierzchowca na dziedziniec.

Wyprostowała si˛e, czuj ˛

ac nagł ˛

a sucho´s´c w gardle. Zatrzymał si˛e, kiedy zauwa˙zył.

Oczy miał nieruchome, wyczekuj ˛

ace. Odetchn˛eła gł˛eboko i jako´s odzyskała głos.

— Coren. . . Wołałam Liralena.

— Przywołała´s mnie. — Umilkł, wci ˛

a˙z czekaj ˛

ac.

— Prosz˛e. . . wejd´z.

Zostawił konia w bocznej szopie i usiadł obok Sybel przed zimnym paleniskiem.

´Swiece płon˛eły w półmroku. Zbudziły si˛e wspomnienia. . .

Sybel szybko odwróciła głow˛e.

— Jeste´s głodny? Musiałe´s jecha´c przez cał ˛

a noc. A mo˙ze zatrzymałe´s si˛e w Mon-

dorze?

— Nie. Wczoraj po południu wyjechałem z Sirle. Wpatrywał si˛e w ni ˛

a, a˙z wreszcie

uniosła wzrok i spojrzała mu w oczy. Jego głos utracił nieco swego chłodu.

335

background image

— Jeste´s taka szczupła. . . Co robiła´s?

— Sama nie wiem. Szyłam, pieliłam, szukałam z Maelg ˛

a ziół. . . A potem, wczoraj,

pierwszy raz usłyszałam, jak cicho jest w domu, jak pusto. . . Dlatego znowu zacz˛ełam

woła´c. Nie. . . nie chciałam ci˛e niepokoi´c.

— A ja nie chciałem by´c niepokojony. Kiedy obudziłem si˛e tamtej nocy i zobaczy-

łem, ˙ze znikn˛eła´s, nie s ˛

adziłem, ˙ze znowu usłysz˛e twój głos, który mnie wzywa. Bracia

gniewali si˛e na mnie, ˙ze si˛e z tob ˛

a pokłóciłem. Mówili, ˙ze odeszła´s, bo zachowałem si˛e

nierozs ˛

adnie.

— Nie dlatego uciekłam.

— Wiem.

Zacisn˛eła palce na por˛eczach fotela.

— Co wiesz? — szepn˛eła, szeroko otwieraj ˛

ac oczy.

Odwrócił głow˛e i zapatrzył si˛e w zimny kominek.

— Domy´sliłem si˛e — odparł znu˙zonym głosem. — Nie tego ranka, ale pó´zniej,

w te ciche, spokojne dni, kiedy czekałem na powrót braci. Słyszałem o nagłej, niezwy-

kłej ´smierci Drede’a, o dowódcach wojsk Eldwoldu znikaj ˛

acych w dniu bitwy. Cała

336

background image

kraina a˙z brz˛eczała od plotek nie do uwierzenia: o jasnych zwierz˛etach nosz ˛

acych sta-

ro˙zytne imiona, bestiach z na wpół zapomnianych legend. Wojn˛e odebrano nam z tak ˛

a

łatwo´sci ˛

a, jak odbiera si˛e dziecku zabawk˛e. Wtedy przypomniałem sobie, jak ˛

a zagadk˛e

zadał ci Cyrin tego dnia, kiedy przybył do Sirle. T˛e sam ˛

a zadał mnie, zanim zobaczy-

łem Rommalba. Powinienem ci˛e ostrzec, ale nie przyszło mi wtedy do głowy, ˙ze masz

jakikolwiek powód do strachu. A kiedy ju˙z sobie o tym przypomniałem, zrozumiałem,

co musiało si˛e wydarzy´c. Nie zrezygnowałaby´s z tej wojny dla mnie ani dla Tamlorna,

ani dla nikogo, kogo kochasz. I uzyskałaby´s to, co chciała´s, gdyby nie jeden bł ˛

ad. Nie

pami˛etała´s, by Rommalbowi da´c to, czego od ciebie wymagał.

Milczała przez chwil˛e, ze spuszczon ˛

a głowa, kryj ˛

ac przed nim twarz.

— Jeste´s m ˛

adry, Corenie — szepn˛eła. — Oddałam wszystko w zamian za moje ˙zy-

cie, a potem uciekłam. Uciekłam w umy´sle, poza jego granice, bo nie miałam dok ˛

ad

pój´s´c. Znalazł mnie Tam. Obudził mnie. Gdyby tu nie przyjechał. . . nie wiem, co by si˛e

ze mn ˛

a stało. — Podniosła głow˛e. Coren twarz miał odwrócon ˛

a, wpatrywał si˛e w pa-

lenisko. — Je´sli wci ˛

a˙z si˛e na mnie gniewasz, czemu przybyłe´s? — spytała z ˙zalem. —

337

background image

Nie musiałe´s odpowiada´c na wołanie mego samotnego głosu. Nie spodziewałam si˛e, ˙ze

znowu ci˛e zobacz˛e.

Drgn ˛

ał.

— I ja si˛e nie spodziewałem, ˙ze przyjad˛e. Ale wiedz ˛

ac, ˙ze jeste´s tutaj, w tym pustym

domu, bez Tama, zwierz ˛

at ani nawet mnie, jak mogłem nie posłucha´c wołania? Nie

potrzebowała´s mnie wcze´sniej i nie wiem, czy chcesz mnie tu teraz, ale usłyszałem ci˛e

i musiałem przyby´c.

Zmarszczyła brwi, troch˛e zdziwiona.

— Skoro usłyszałe´s ten głos we mnie, który ci˛e wzywał bez mojej wiedzy, musisz

wiedzie´c, ˙ze ci˛e potrzebuj˛e.

— Ju˙z wcze´sniej to mówiła´s. Mówi´c jest łatwo. Ale tamtej nocy, kiedy Rommalb

przyszedł do ciebie w ciemno´sci. . . nie byłem ci potrzebny nawet po to, ˙zeby ci˛e pod-

trzyma´c, jak ty kiedy´s podtrzymywała´s mnie przed tym kominkiem, zanim mnie jeszcze

pokochała´s.

338

background image

Przygl ˛

adała mu si˛e, rozchylaj ˛

ac wargi. A˙z nagle u´smiechn˛eła si˛e i u´swiadomiła so-

bie, jak wiele czasu upłyn˛eło, odk ˛

ad ´smiała si˛e ostatnio. Pochylaj ˛

ac głow˛e, ukryła ten

u´smiech jak bezcenny sekret.

— Chciałam ci˛e zbudzi´c — odparła. — Ale wydawałe´s si˛e taki daleki. . .

— To te˙z łatwo powiedzie´c. Nie potrzebowała´s mnie, kiedy wołał ci˛e Mithran ani

kiedy z Rokiem planowała´s zemst˛e, ani nawet kiedy Rommalb zagroził twojemu ˙zyciu.

Zawsze idziesz własn ˛

a drog ˛

a, a ja nie wiem, co my´slisz, co zamierzasz. A teraz si˛e ze

mnie ´smiejesz. Nie po to przyjechałem a˙z z Sirle, ˙zeby´s si˛e ze mnie ´smiała.

Odrzuciła włosy; twarz miała zarumienion ˛

a. Oparła mu r˛ek˛e na dłoni i poczuła, ˙ze

odruchowo zaciska palce.

— Przepraszam ci˛e. Ale wiesz, Corenie, do tego wła´snie jeste´s mi teraz potrzebny.

Walczyłam dla siebie, i walczyłam sama. Ale nie ma w tym rado´sci. Tylko kiedy ty

jeste´s blisko, gdzie´s w gł˛ebi mnie budzi si˛e wiedza, jak si˛e ´smia´c. I nikt, zupełnie nikt

oprócz ciebie nie potrafi mnie tego nauczy´c.

Patrzył na ni ˛

a z ustami skrzywionymi w zacz ˛

atku niech˛etnego u´smiechu.

— Czy tylko do tego mnie potrzebujesz?

339

background image

Pokr˛eciła głow ˛

a i spowa˙zniała.

— Nie — szepn˛eła. — Potrzebuje ci˛e, ˙zeby´s mi wybaczył. Wtedy mo˙ze zdołam

zacz ˛

a´c sama sobie wybacza´c. I tego tak˙ze nikt prócz ciebie nie potrafi.

Westchn ˛

ał.

— Sybel, niewiele brakowało, bym nie był do tego zdolny. Niosłem swój gniew i ból

niczym kamie´n na sercu; gniew na ciebie, na Roka, tak˙ze na Drede’a, nawet kiedy ju˙z

umarł, bo przecie˙z w tamtych dniach cz˛e´sciej my´slała´s o nim ni˙z o mnie. A˙z pewnego

dnia zobaczyłem we ´snie własn ˛

a twarz. Mroczn ˛

a, sm˛etn ˛

a twarz bez ´sladu miło´sci czy

´smiechu. Kiedy si˛e przebudziłem, serce biło mi jak szalone, poniewa˙z nie była to moja

twarz, tylko Drede’a.

— Nie, nigdy nie b˛edziesz wygl ˛

adał jak Drede.

— Drede te˙z kiedy´s był młody i kochał kobiet˛e. Zraniła go, a on nigdy jej nie wyba-

czył, wi˛ec umarł przera˙zony i samotny. Wystraszyłem si˛e, ˙ze tak łatwo mogłem popełni´c

ten sam bł ˛

ad wobec ciebie. Czy mi wybaczysz, Sybel?

U´smiechn˛eła si˛e; przez łzy widziała jego zamglon ˛

a twarz.

— Co wybaczy´c? Nie ma czego.

340

background image

— To, ˙ze bałem si˛e powiedzie´c, ˙ze ci˛e kocham. I bałem si˛e poprosi´c, ˙zeby´s wróciła

ze mn ˛

a do Sirle.

Pochyliła głow˛e; tak mocno zacisn˛eła palce, ˙ze czuła twardo´s´c ko´sci jego dłoni.

— Ja te˙z si˛e boj˛e. . . siebie. Ale nie chc˛e tu zosta´c, Corenie, i patrze´c, jak ode mnie

odchodzisz. Potrzebuj˛e ci˛e. Chc˛e ci˛e kocha´c. Popro´s, ˙zebym z tob ˛

a jechała. Prosz˛e.

— Pojedziesz?

— Och, tak. Tak. Dzi˛ekuj˛e ci.

Wzi ˛

ał j ˛

a delikatnie pod brod˛e.

— Nie płacz, Sybel. Prosz˛e.

— Nic na to nie poradz˛e.

— Przez ciebie ja te˙z si˛e rozpłacz˛e.

— Na to te˙z, nic nie poradz˛e. Corenie, nie ´smiałam si˛e ani nie płakałam ju˙z tak

długo, a teraz, zanim jeszcze sło´nce wzeszło, przy tobie zrobiłam i jedno, i drugie.

Przyci ˛

agn ˛

ał j ˛

a do siebie. Zsun˛eli si˛e na podłog˛e, a przewrócona ´swieca zgasła na

kamieniach w pierwszym promieniu sło´nca. Sybel przytuliła mokr ˛

a od łez twarz do je-

go ramienia. Czuła, jak gładzi jej włosy, jak szepcze urywane słowa pocieszenia. Potem

341

background image

słowa ucichły, a˙z sło´nce, rysuj ˛

ac cienk ˛

a paj˛eczyn˛e promieni, przez włosy Corena padło

jej na powieki. Otworzyła oczy i zamrugała, poruszyła si˛e troch˛e zesztywniała, a Co-

ren niech˛etnie wypu´scił j ˛

a z obj˛e´c. U´smiechni˛eta spojrzała na jego znu˙zone oblicze;

znu˙zenie było widoczne tak˙ze w jej oczach.

— Jeste´s głodny?

Przytakn ˛

ał i tak˙ze si˛e u´smiechn ˛

ał.

— Ugotuj˛e co´s dla nas. Wiesz, Sybel, dziwnie si˛e tutaj czuj˛e, kiedy nie widz˛e Cyrina

spogl ˛

adaj ˛

acego na mnie czerwonymi oczkami ani lwa Gulesa wysuwaj ˛

acego si˛e zza

rogu.

— Tam mówił, ˙ze słyszał pie´s´n o tobie, o Cyrinie i twoich braciach.

Roze´smiał si˛e gło´sno, a ´slad rumie´nca wypłyn ˛

ał mu na policzki.

— Ja te˙z j ˛

a słyszałem. Sybel, wyobra´z sobie sze´sciu dorosłych m˛e˙zczyzn, dwa razy

tyle do´swiadczonych ˙zołnierzy i jeszcze kilkunastu posła´nców i giermków, zebranych

o ´swicie, by obali´c króla, i nagle bez zastanowienia ruszaj ˛

acych za wielkim ody´ncem

z marmurowymi kłami, błyszcz ˛

acymi jak sierpy ksi˛e˙zyców, ze szczecin ˛

a jak srebrne

iskry. Przyzywał nas spojrzeniem oczu pełnych tajemnej wiedzy i pobiegli´smy za nim

342

background image

niczym gromadka chłopców z mlekiem pod nosem na skinienie ulicznicy. Harfiarze b˛e-

d ˛

a o nas ´spiewa´c przez wieki, a my w grobach b˛edziemy płon ˛

a´c ze wstydu. Ockn ˛

ałem

si˛e w lesie Mirkon i zobaczyłem rz ˛

ad je´zd´zców znikaj ˛

acych mi˛edzy drzewami w pogoni

za ody´ncem koloru ksi˛e˙zyca. I nagle u´swiadomiłem sobie, co to za odyniec. Wtedy wró-

ciłem do domu. Na spotkanie wyszło mi pi˛e´c zapłakanych kobiet, a ˙zadna nie płakała

po mnie. Powiedziały, ˙ze wojska Sirle s ˛

a zagubione, pozbawione dowódcy, ˙ze posła´ncy

przez cały dzie´n pukali do bram i pytali, co robi´c. Potem z całego Eldwoldu zacz˛eły

dociera´c do nas opowie´sci o kocicy, łab˛edziu i smoku. Moi bracia powrócili do domu

siedem dni pó´zniej i przynajmniej raz Eorthowi zabrakło słów. A Rok. . . Lew Sirle po-

starzał si˛e o dziesi˛e´c lat. Wci ˛

a˙z nie potrafi o tym mówi´c. To było jak sen: niesko´nczona

jazda, wielki, tajemniczy odyniec wci ˛

a˙z tu˙z przed nimi, tu˙z przed nimi. . . Kiedy ja si˛e

ockn ˛

ałem, Sybel, byłem straszliwie głodny, podrapany gał˛eziami i tak zm˛eczony, ˙ze

miałem ochot˛e płaka´c, a mój ko´n nawet si˛e nie spocił. . . — Coren pokr˛ecił głow ˛

a. —

Mo˙zna długo ple´s´c swoje ˙zycie, ale w pewnej chwili co´s poza nasz ˛

a kontrol ˛

a szarpnie

za jedn ˛

a najwa˙zniejsz ˛

a ni´c i zostajemy bez deseniu, wyblakli. . .

343

background image

— Tak. Kiedy uwolniłam te wspaniałe zwierz˛eta, nie marzyłam nawet, ˙ze wy´swiad-

cz ˛

a mi t˛e ostatnia przysług˛e. Brakuje mi ich.

— Mo˙ze pewnego dnia wróc ˛

a, kiedy zat˛eskni ˛

a za twoim głosem wymawiaj ˛

acym ich

imiona. Wtedy nasz dom b˛edzie ju˙z pełen małych magów, którzy zaopiekuj ˛

a si˛e nimi

jak kiedy´s Tam.

Wstał sztywno z zimnej posadzki. Podał Sybel r˛ek˛e, a ona przytuliła si˛e do niego

i rozejrzała po pustym domu.

— Tak. Potrzebuj˛e dziecka, skoro Tam nie jest ju˙z dzieckiem. Corenie. . .

— Słucham ?

— Prosz˛e. . . nie chc˛e sp˛edza´c tu kolejnej nocy. Wiem, ˙ze jeste´s zm˛eczony, i twój

ko´n tak˙ze, ale. . . Zabierzesz mnie zaraz do domu?

Obj ˛

ał j ˛

a mocno.

— Moja biała pani. . . — szepn ˛

ał. — Tak długo czekałem, ˙zeby´s zechciała przyj´s´c

do mnie. Moja biała, mój Liralenie. . .

— Tym dla ciebie jestem? — spytała w zadumie. — Sprawiłam ci tyle kłopotów, ile

mnie ten biały ptak. Byłam tak blisko ciebie, a przecie˙z tak daleko. . .

344

background image

Umilkła, wsłuchuj ˛

ac si˛e w brzmienie własnych słów. Coren spojrzał na ni ˛

a z uwag ˛

a.

— O czym my´slisz?

Wymruczała co´s niewyra´znie. Rozkwitły dawne, wyblakłe ju˙z wspomnienia pierw-

szych woła´n Liralena, słów Mithrana, ostatniego snu o ptaku, połamanym w gł˛ebinach

jej umysłu. Odetchn˛eła gł˛eboko i odsun˛eła si˛e od Corena.

— Sybel. . . Co si˛e stało?

— Ju˙z wiem. . .

Chwyciła go za rami˛e i poci ˛

agn˛eła do drzwi. Szedł za ni ˛

a oszołomiony, patrz ˛

ac

ponad jej głow ˛

a na pusty dziedziniec. A ona rzekła, głosem obcym i pełnym napi˛ecia:

— Blammor.

Coren spojrzał na ni ˛

a zdumiony.

— Co robisz? — szepn ˛

ał.

Blammor przybył do nich jak cie´n mgły mi˛edzy wielkimi sosnami; jego ´slepe oczy

były białe niby o´snie˙zony szczyt Eldu. Sybel spojrzała w nie, zbieraj ˛

ac my´sli. Nim

jednak zd ˛

a˙zyła przemówi´c, ciemny kształt Blammora wypełnił si˛e mglistym srebrem

i zacz ˛

ał si˛e układa´c w form˛e. Ciekły kryształ oczu spłyn ˛

ał w dół, zwijaj ˛

ac si˛e w czy-

345

background image

ste białe linie — długa szyja, smukła jak flet, biała wypukło´s´c piersi niczym wzgórze

przyprószone ´sniegiem, szeroki łuk ´snie˙znego grzbietu i długie, wyci ˛

agni˛ete skrzydła

jak proporce muskaj ˛

ace ziemi˛e włóknami najdelikatniejszej wełny.

Coren j˛ekn ˛

ał.

Wielki ptak. wy˙zszy od człowieka, spojrzał z góry, a jego łagodne, cudowne oczy —

oczy Blammora — były ksi˛e˙zycowo czyste. Sybel musn˛eła palcami powieki, czuj ˛

ac

płon ˛

acy za nimi ogie´n. Otworzyła ptakowi umysł i opowie´sci zamruczały w´sród my-

´sli. Opowie´sci staro˙zytne i bezcenne, niby cienkie gobeliny na ´scianach królewskiego

pałacu.

Zdrad´z mi swoje imi˛e.

Znasz je.

— Liralen — wyszeptał Coren. — To Liralen. . . Sk ˛

ad wiedziała´s, Sybel? Jak si˛e

domy´sliła´s?

Pogładziła smukłe, ale mocne pióra. Łzy pociekły jej spod powiek; wytarła je odru-

chowo.

346

background image

— Ty dałe´s mi wskazówk˛e, kiedy tak mnie nazwałe´s. Wiedziałam, ˙ze to musi by´s

co´s, co jest blisko, a jednak dalekie. . . I wtedy przypomniałam sobie, ˙ze kiedy dawno

temu przywoływałam Liralena, przybył Blammor i powiedział, ˙ze nie zjawił si˛e niewo-

łany. A tamtej nocy, gdy stan ˛

ał przede mn ˛

a, a ja niemal umarłam ze zgrozy jak Drede,

zobaczyłam w gł˛ebi siebie Liralena martwego, a nie chciałam, ˙zeby zginał. . . To ocaliło

mi ˙zycie, poniewa˙z w rozpaczy po jego ´smierci zapomniałam o strachu. W jaki´s sposób

Blammor. . . Liralen. . . wiedział nawet lepiej ode mnie, ile dla mnie znaczy. Dlatego

Mithran nie potrafił mi go odebra´c. Wiedział, ˙ze musiałby wzi ˛

a´c tak˙ze Blammora, a te-

go nie potrafił.

Głos Liralena nadpłyn ˛

ał do jej umysłu.

Jeste´s coraz m ˛

adrzejsza, Sybel. Przybyłem tu dawno, ale nie umiała´s mnie dostrzec.

Zawsze tu byłem.

Wiem.

Jak mog˛e ci słu˙zy´c?

Spojrzała w gł˛ebiny jego oczu. Z dłoni ˛

a w r˛eku Corena, poprosiła cicho:

— Zanie´s nas do domu.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
McKillip Patricia A Zapomniane Bestie z Eldu
McKillip Patricia A Zapomniane Bestie z Eldu
Patricia A McKillip Zapomniane bestie z Eldu (0,644)
Patricia A McKillip Zapomniane Bestie Z Eldu
diagnostyka fizjoterapii cwiczenia inna wersja, Fizjoterapia, Badanie kliniczne
McKillip Patricia A Mistrz zagadek 1 Mistrz zagadek z Hed
McKillip Patricia A Wieża w Kamiennym Lesie
McKillip, Patricia A The Snow Queen
ŚCIĄGA, INNA WERSJA
McKillip, Patricia A Wonders of the Invisible World
McKillip, Patricia A The Gorgon in the Cupboard
McKillip, Patricia A The Lion and the Lark
Heraldyczne bestie z Eldu
Opracowane tezy inna wersja
Harry Harrison Stalowy Szczur 09 Złote lata Stalowego Szczura inna wersja
Alfred Szklarski Tomek W Krainie KangurĂłw Inna Wersja
McKillip Patricia A Wieza w kamiennym lesie
McKillip Patricia A Mistrz zagadek z Hed (SCAN dal 703)

więcej podobnych podstron