TIFFANY WHITE
CZEGO NAPRAWDĘ OCZEKUJĄ
KOBIETY
ROZDZIAŁ 1
„Los Angeles Times” Wiadomości ze świata rozrywki:
Jak donosi nasz korespondent, w najbliższych tygodniach w programie „The
Anthony Gawain Show” będą dominować sprawy płci pięknej. Gospodarz cyklu,
uważany przez wielu za enfant terrible szklanego ekranu, postawił prowokacyjne
pytanie: „Czego naprawdę oczekują kobiety?” i zaprosił do studia super - modelkę,
feminizującą pisarkę oraz specjalistkę od „porad sercowych”. Co z tego wyniknie?
Zobaczymy już wkrótce.
- Kawał łobuza - mruknęła Nicole Hart, odkładając gazetę. W tej samej chwili w
drzwiach niewielkiego pomieszczenia, przeznaczonego dla pracowników, stanął
Rafael Contreras.
- Wciąż masz mu za złe, że nie umieścił cię na liście gości? - spytał. Podobnie
jak Nicole, pracował dorywczo w „Le Bistro” i wciąż czekał na chwilę, w której mógłby
rozpocząć prawdziwą karierę. Na razie studiował kostiumologię; Nicole zajmowała się
pisaniem scenariuszy.
Atmosfera panująca w „Le Bistro” była typowa dla większości kafejek
rozsianych po Los Angeles. Na bambusowych stolikach, ocienionych ogromnymi płó-
ciennymi parasolami, stały w maleńkich wazonach bukieciki świeżych kwiatów. W
karcie dań figurowały koźli set, polenta ijalapenos, co stanowiło oczywisty dowód, że
szef kuchni nadąża za kulinarnymi upodobaniami gości. Z ukrytych głośników sączyły
się dźwięki muzyki klasycznej.
Rafe bezceremonialnie rozsiadł się na krześle i pociągnął spory łyk lemoniady
ze szklanki Nicole.
- Wcale o to nie zabiegałam - odpowiedziała dziewczyna.
Rafe wzruszył ramionami. Sięgnął po gazetę i zaczął czytać.
- Hm... Dwa miejsca w programie są w dalszym ciągu nie obsadzone... -
Obrzucił swą towarzyszkę taksującym spojrzeniem. - Myślę, że powinnaś trochę
zmienić wygląd. Zacznij od ciuchów. Chętnie udzielę ci kilku porad.
- Nie widzę nic niestosownego w swoim wyglądzie. Mężczyzna w milczeniu
wydął wargi. Nicole odgarnęła za ucho pukiel kasztanowych włosów.
- Wiesz co, Rafe? Główny problem polega na tym, że życie wydaje ci się filmem.
Przez cały czas grasz rolę kostiumologa.
- Być może. - Skinął głową. - Lecz musisz przyznać, że znam się na tym.
- Niech będzie - westchnęła Nicole. - Co mi proponujesz?
Odpowiedział jej uśmiechem.
- W tej chwili sprawiasz wrażenie dziewczynki, którą trzeba przez całe życie
prowadzić za rękę. Jeśli chcesz być zauważona, nie możesz kręcić się po Hollywood w
za dużym podkoszulku i wypchanych dżinsach. Anthony Gawain ceni kobiety z klasą.
Nicole zamknęła oczy. Contreras miał rację, lecz nie potrafiła zaakceptować źle
skrywanego tonu uwielbienia w jego głosie, gdy mówił o Gawainie.
- Mógłbyś znaleźć lepszy argument - powiedziała z przekąsem.
- Chyba żartujesz. - Rafe stuknął palcem w gazetę. - Czytam wszystko, co piszą
na jego temat, i wiem, że może mieć każdą dziewczynę, którą wybierze.
- Nie jestem „każdą” i nie mam najmniejszego zamiaru spełniać zachcianek
pana Gawaina.
Rafe odłożył gazetę.
- Właściwie to przyszedłem w całkiem innej sprawie. Chciałem cię prosić, abyś
mnie zastąpiła jutro wieczorem, ale może porozmawiamy później, gdy będziesz w
lepszym humorze.
- Nie przyszło ci do głowy, że mogę być z kimś umówiona?
- A jesteś? - Nie.
Nicole westchnęła ciężko. Rafe doskonale wiedział, że każdą wolną chwilę
poświęcała na pisanie. Poza wspólną pasją do filmów łączyła ich serdeczna przyjaźń.
W głębi duszy byli niepoprawnymi romantykami, choć w Los Angeles podobną cechę
charakteru uważano za słabość.
- Skoro chcesz dłużej posiedzieć w pracowni. - Skinęła głową.
- Dzięki - mruknął.
Unikał jej wzroku. Nicole zmarszczyła brwi, po czym chwyciła gazetę i zerknęła
na ostatnią stronę.
- Chwileczkę! - zawołała. - Jutro jest mecz Lakersów!
Rafe zrobił minę niewiniątka.
- Dobrze - powiedziała ze śmiechem. - Ale będziesz mi winien jeden wieczór.
Contreras wstał i skierował się w stronę drzwi. W progu odwrócił głowę.
- Niemal wszystkie dziewczyny w Los Angeles szaleją za Gawainem -
powiedział z namysłem. - Skoro twierdzisz, że ci się nie podoba, dlaczego tak bardzo
chciałaś wystąpić w jego programie?
Nicole spojrzała na niego spod oka. Nigdy nie podawała w wątpliwość
fizycznych walorów Gawaina. Przybyła do Kalifornii ze Środkowego Zachodu, a nie z
odległej planety i potrafiła docenić atrakcyjność opakowania.
Niepokój budziła tylko zawartość.
Nie miała jednak ochoty rozwijać tego tematu.
- Usiłowałam wziąć udział w dyskusji na temat produkcji filmu i roli
scenarzysty. Chciałam bliżej poznać reżysera i nawiązać kontakt z jakąś agencją. Jak
dotąd, piszę wyłącznie do szuflady. - Potrząsnęła głową. - Niestety, producent
programu szukał wyłącznie „młodych chętnych”. Usunął mnie ze studia, by zrobić
miejsce dla jakiejś statystyki, którą chwilę wcześniej obściskiwał za dekoracją.
- Producenci mają sporo niezłych kontaktów.
- Rafe...
- To prawda, Nicole. Jak dotąd, nie znalazłaś mężczyzny, który odpowiadałby
twoim wymaganiom. - Życie towarzyskie i uczuciowe dziewczyny stanowiło ulubiony
temat rozważań Contrerasa.
- Idź już! - Niecierpliwie machnęła dłonią.
Gdy wyszedł, z zamyśloną miną wlepiła wzrok w okno. Po szybach spływały
drobne krople deszczu.
Rafe miał ragę. Nie znalazła odpowiedniego partnera... bo nie szukała.
Mężczyźni ją onieśmielali. Jedynie z Contrerasem nawiązała bliższą znajomość, lecz
traktowała go jak brata, którego w rzeczywistości nigdy nie miała.
Poszukiwała ideału. Wymarzonego, pełnego czułości, romantycznego
kochanka, potrafiącego być jednocześnie mężem i opiekunem. W głębi serca
podejrzewała jednak, że jej starania są z góry skazane na niepowodzenie. W pamięci
widziała powabną twarz matki. Skoro taka kobieta, obdarzona nieprzeciętną urodą i
zmysłowym ciałem, nie potrafiła stworzyć trwałego związku, szanse córki malały
niemal do zera. Pani Hart miała trzech mężów - nie łączyło ich nic, poza szczególnym
urokiem oraz szybkością, z jaką opuścili progi jej domu.
Nicole wzrastała z dala od mężczyzn, pozbawiona prawdziwej ojcowskiej
opieki. Do wszelkich objawów adoracji odnosiła się z dużą nieufnością Rozumiała
motywy postępowania takich ludzi jak ów producent, o którym wspomniała w
rozmowie z Contrerasem, lecz ich nie akceptowała.
Już dawno doszła do wniosku, że ktoś powinien za to zapłacić. Mężczyźni
pokroju Anthony'ego Gawaina stanowili zły wzór do naśladowania.
Frontalny atak nie wchodził w rachubę. Hollywood rządziło się własnymi
prawami, a ona nie zamierzała popełniać zawodowego samobójstwa. Nie była także
fanatyczką, nawołującą do podjęcia krucjaty w obronie czystości obyczajów. Pragnęła
jedynie w dobitny sposób przedstawić swój punkt widzenia.
Rafe już od dawna namawiał ją do zmiany stylu bycia. Nicole uśmiechnęła się
do własnych myśli. Jak dotąd odrzucała wszystkie propozycje młodego kostiumologa,
gdyż obawiała się utraty osobowości. Czyżby przedkładała nieco mdły wizerunek
kasztanowowłosej i brązowookiej Barbie nad prowokujący obraz powstały w
wyobraźni Contrerasa?
Uśmiech dziewczyny stał się jeszcze szerszy.
Nie, to zakrawało na szaleństwo. A jednak...?
Oto energiczna, zmysłowa i wygadana terapeutka wkracza do studia
Anthony'ego Gawaina, by powiedzieć, „czego naprawdę oczekują kobiety?”
Hm.... Nicole podparła brodę dłońmi. W czasie studiów brała czynny udział w
zajęciach kółka dramatycznego. Od tego czasu napisała kilka całkiem niezłych
scenariuszy - choć nikt poza nią ich jeszcze nie czytał - więc z niewielką pomocą
Rafaela mogłaby dobrze odegrać swą rolę.
Wybuchnęła głośnym śmiechem.
Gawain sam nie wie, w co się wpakował. Dyskusja wstrząśnie ścianami studia i
stopi przewody elektryczne.
Mark Bates spod oka obserwował swego towarzysza. Anthony Gawain siedział
wygodnie rozparty na krześle i w milczeniu przeglądał gazetę.
Bates był producentem programu Gawaina.
Z niekłamanym podziwem patrzył na sylwetkę prezentera. Szczególną zazdrość
budziła w nim grzywa czarnych włosów, sięgająca barczystych ramion. Na mężczyznę,
który jak Mark zastanawiał się, co zrobić z początkami łysiny, podobny widok działał
niczym płachta na byka.
Z całej postawy Anthony'ego biła wojowniczość. Ten człowiek był urodzonym
buntownikiem. Co więcej, należał do rodziny o rozległych koneksjach politycznych: od
dziadka, poprzez ojca, aż do dalszych kuzynów.
Mark nie miał złudzeń dotyczących własnej osoby. Doskonale wiedział, że
obecną pozycję zawdzięcza więziom pokrewieństwa łączącym go z jednym z szefów
sieci telewizyjnej. Nie należał do przyjaciół Gawaina. Anthony był samotnikiem i
rzadko nawiązywał bliższe kontakty, lecz dobrze spełniał swe obowiązki.
Co tydzień wstępował do „Patrick's Roadhouse”, aby przy wspólnym śniadaniu
przedyskutować plan kolejnych programów.
Gawain starannie złożył gazetę, po czym wręczył ją Markowi.
- Spróbuj ściągnąć tego faceta do studia - powiedział, wskazując na artykuł
opisujący barwne losy osiemdziesięcioletniego szulera, który przeżył swych
wszystkich przeciwników.
- Nie ma sprawy - odparł Bates. Ładna, młoda kelnerka postawiła na stoliku
dwie porcje meksykańskich omletów. Zachowywała się całkiem swobodnie, nie
chichotała i nie miętosiła w dłoniach notatnika z autografami. W „Patrick's
Roadhouse” co dzień przebywało wystarczająco wielu aktorów, by można było dobrać
pełną obsadę przynajmniej dwóch filmów.
- Widziałeś wzmiankę o naszym najnowszym projekcie? - Mark przełknął
kawałek pikantnej potrawy.
- Tak. Uważam, że zbyt dużo miejsca poświęcono mojej osobie, a zbyt mało
właściwemu tematowi.
- Porozmawiam z autorką - odpowiedział Bates, choć nie znalazł w treści
notatki jakichś szczególnych niedopatrzeń.
Anthony zbył jego słowa lekkim wzruszeniem ramion.
- Gdybyś pochodził z tak uwikłanej w sprawy polityki rodziny jak moja, już
dawno doszedłbyś do wniosku, że w doniesieniach prasowych jest więcej fikcji niż
prawdy - zauważył. - Czasem ze zbytnią nonszalancją traktujemy dziennikarzy,
czasem to właśnie oni nie zdają sobie sprawy z oczekiwań tak zwanej opinii
publicznej. Nieważne. Choć z drugiej strony, zawsze ciekawiły mnie prawdziwe
przyczyny ludzkich zachowań.
- Dlaczego?
- Dlaczego? Nie chciałbyś, na przykład, wiedzieć, co jest powodem, że kobiety
tak często kłamią?
- Nie bardzo. W przeciwieństwie do ciebie nie jestem zwolennikiem długich
dyskusji. - Szelmowsko mrugnął okiem.
- A ja wciąż poszukuję kobiety, która miałaby dość odwagi, by szczerze
porozmawiać o swoich oczekiwaniach. - Anthony zmarszczył brwi. - Kogo przewi-
działeś na dwa ostatnie wieczory?
Mark sięgnął po notes.
- Matkę z córką, dziewczynę, która postanowiła zrobić karierę wojskową,
terapeutkę i aktorkę. Wybieraj.
- Matka z córką - odparł bez wahania Anthony. Przez chwilę zastanawiał się, po
czym zdecydował: - Może być też ta terapeutka. Spróbuję wyciągnąć od niej jakąś
sensowną wypowiedź.
Nicole opadła na wiklinowy fotel i wystawiła ciało na łagodne działanie
promieni słońca. Jeszcze przez najbliższy tydzień miała się opiekować rezydencją
aktorki, która wyjechała do Rzymu kręcić końcowe sceny nowego filmu.
- Hej! Tym razem trafiło ci się coś naprawdę bombowego! - zawołał Rafe.
Wyciągnął z bagażnika samochodu kilka pokaźnych pakunków, po czym wszedł do
salonu. Odstawił torby na podłogę i zajął miejsce na kanapie.
- Mnie przypadł w udziale dom, który śmiało mógłby konkurować z gabinetem
luster - dodał z kwaśną miną. - Gdziekolwiek spojrzę, same chromy i zwierciadła.
- Założę się, że jesteś zadowolony - uszczypliwie odpowiedziała dziewczyna.
Kątem oka obserwowała twarz mężczyzny. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że
zrezygnowałeś z kariery aktorskiej.
Znała Contrerasa już pół roku. To właśnie on ' wprowadził ją do grona osób,
którym gwiazdy Hollywood powierzały na czas podróży opiekę nad nieru-
chomościami.
- Ostatnio opadły mnie wątpliwości - dodała po chwili milczenia. - Myślisz, że
zdołam odegrać rolę terapeutki?
- Producent programu Gawaina bez zastanowienia uwierzył w twoje
kwalifikacje. Dostałaś zaproszenie.
- Do dziś nie wiem, jak to załatwiłeś.
- Mam swoje sposoby, lecz nie zamierzam się nad nimi rozwodzić. Mogę tylko
powiedzieć, że jeden z moich przyjaciół napisał ci całkiem zgrabny życiorys.
- Gdybym choć na chwilę potrafiła zapanować nad nerwami. - Nicole poruszyła
się niespokojnie. Już wielokroć żałowała swego pomysłu. Boże, co jej przyszło do
głowy...
- Dasz sobie radę - z przekonaniem stwierdził Rafe. - Zawiadomiłaś rodzinę?
O, do diabła! Zapomniała, że program będzie emitowany w porze największej
oglądalności.
- Żartujesz? - odparła pozornie beztroskim tonem. - Obie siostry i tak uważają
mnie za wariatkę, a matka podróżuje Bóg wie gdzie z dużo młodszym od siebie
kowbojem z rodeo. Ostatnią pocztówkę przysłała mi chyba z Montany.
- Masz jej charakter - stwierdził mężczyzna. Powtarzał to dość często.
- Uważaj na słowa, Rafe.
- Zawsze dziwiła mnie kruchość więzi łączących waszą rodzinę. Gdybym nie
pokazał się co niedziele u mamy na obiedzie, zostałbym uznany za wyrzutka. Tak
samo jak moje rodzeństwo.
Nicole z zazdrością słuchała słów Contrerasa.
- Brakuje tylko wnucząt, a byłby wzorowy obraz rodziny z reklamy kodaka -
powiedziała z przekąsem, chcąc zamaskować swe prawdziwe uczucia.
- Uważaj na słowa - odciął się Rafe. - Jestem zbyt młody do żeniaczki.
- Moim zdaniem, wiek nie ma najmniejszego znaczenia. Współczesne
małżeństwa przypominają loterię albo scenariusz poddany ostatecznej obróbce.
- Co takiego?
- Dobrze wiesz, o czym mówię. Ktoś ma świetny pomysł, zaczyna nad nim
pracować, pojawiają się pierwsze komplikacje. Teoretycznie wszystko wygląda
wspaniale, lecz w praktyce... - Westchnęła. - Wszystkiemu winne są tak zwane
trudności obiektywne.
- A propos, jak ci idzie praca?
- Lepiej nie pytaj. - Na razie była zadowolona jedynie z tytułu: „Kot i sperka”.
Chciała napisać romantyczną komedię, lecz wciąż nie potrafiła znaleźć odpowiedniego
zakończenia. W ciągu sześciomiesięcznego pobytu w Los Angeles przekonała się też,
że niełatwo sprzedać scenariusz. Potrzebowała dobrego agenta.
- Może udział w programie Gawaina podsunie ci jakiś pomysł - odezwał się
Rafe. - O czym chcesz mówić?
- Mam zamiar udowodnić, że w latach dziewięćdziesiątych oczekiwania kobiet
uległy zasadniczym przemianom. Niewiele jest takich, które wciąż wypatrują
wymarzonego księcia. Nawet lady Diana doszła do wniosku, że lepsza wolność niż
dworska etykieta. Dla większości kobiet życie u boku mężczyzny straciło swój
dotychczasowy urok.
- Nicole...
- Słucham?
- Powstrzymaj się od uwag, gdy zobaczysz, że umawiam się z dziewczyną. W
nagrodę będziesz mogła zaprosić nas na kolację. Za występ z Gawainem na pewno
otrzymasz okrągłą sumkę.
- Niestety, nie mam zamiaru zatrzymać tych pieniędzy.
- Co?!
- Chcę je przeznaczyć na cel charytatywny. Może w ten sposób pozbędę się
poczucia winy. Nie cierpię kłamać.
- Lepiej uważaj, żeby Gawain nie domyślił się prawdy. Z nim nie pójdzie ci tak
łatwo.
- Akurat jego nie muszę się obawiać - odpowiedziała Nicole. Miała nadzieję, że
Rafe nie zauważył lekkiego wahania w jej głosie. - Jestem pisarką. Potrafię szybko
myśleć i znaleźć rozsądną odpowiedź na każde pytanie.
- O to chodzi. - Contreras pokiwał głową. - Jestem przekonany, że dasz sobie
radę.
Zaczął rozkładać przyniesione ubrania.
- Żałuję tylko, że moje nazwisko nie pojawi się na planszy końcowej -
powiedział. - „Kostiumy panny Hart przygotował Rafael Contreras”.
Wsunął na bosą stopę dziewczyny nieduży pantofelek.
Anthony Gawain stłumił ziewnięcie.
Cztery programy z cyklu objętego wspólnym tytułem „Czego naprawdę
oczekują kobiety?” zebrały dość pochlebne recenzje, choć nie zawierały niczego od-
krywczego. Gawain potrafił przewidzieć niemal każdą reakcję osób uczestniczących w
dyskusji.
Marzeniem modelki był mężczyzna pełen tolerancji który mógłby
zaakceptować jej wygląd nawet bez makijażu. Feministka mówiła wyłącznie o równo-
uprawnieniu, powierniczka „złamanych serc” twierdziła, że wszystkie kobiety są w
głębi serca tradycjonalistkami, a matka szukała oparcia w kimś, kto umiałby jej
pomóc w codziennych kłopotach.
Żadna z nich nie miała za grosz poczucia humoru.
Co się stało z odwieczną potrzebą rywalizacji? Anthony doszedł do wniosku, że
„wojna płci” przybrała formę „zimnej wojny”, w której zawarto rozejm, niechętnie, acz
pieczołowicie przestrzegany przez obie strony konfliktu.
Być może zadawał niewłaściwe pytania.
Może miał do czynienia z nudziarami.
Może on sam stał się po prostu nudziarzem.
Z lekkim niepokojem zauważył, że jego stosunek do kobiet zaczął ulegać
niewielkim, lecz charakterystycznym zmianom. Czyżby osiągnął kolejny etap wewnę-
trznej dojrzałości? Znał wiele tajemnic ludzkiej psychiki, a mimo to nie potrafił
zdobyć się na obiektywną ocenę przyczyn własnego postępowania.
Czuł potrzebę prawdziwej, ostrej dyskusji. Z kobietą.
Spojrzał na zegarek. Zaproszona przez Marka terapeutka się spóźniała. Niezły
początek.
Wpiął mikrofon w krawat w różowe cadillaki i zaczął się zastanawiać, jakie
będą reakcje widzów po zakończeniu programu.
Sukces i popularność zawdzięczał wyłącznie ciężkiej pracy. Stawiał wysokie
wymagania zarówno sobie, jak i swym współpracownikom. Dopiero ostatnio zaczął
odczuwać pewne zmęczenie. Być może traktował życie zbyt serio.
- Obudź się, Gawain. Wchodzimy na wizję. Pięć... cztery... trzy...
Anthony uśmiechnął się do kamery. Z każdym występem przychodziło mu to z
coraz większym trudem.
- Mój dzisiejszy gość, pani Nicole Hart, jest terapeutką - powiedział. - Oto i
ona.
Obrócił się w stronę wyjścia zza kulis i otworzył usta ze zdziwienia na widok
nadchodzącej kobiety.
- Jestem niesłychanie wdzięczna za zaproszenie do udziału w tym programie,
panie Gawain - powiedziała Nicole, zajmując miejsce w fotelu.
- Anthony. Proszę mi mówić Anthony. Poczuł, że się poci, choć był
przyzwyczajony do upału panującego w świetle reflektorów. Kątem oka dostrzegł
szeroki uśmiech na twarzy kamerzysty.
Nicole Hart miała klasę!
Emanowała seksem, chociaż nie nosiła czarnej minispódniczki, ani pantofli na
dziesięciocentymetrowych obcasach. Orzechowe oczy połyskiwały wyzywająco.
Każdym gestem zdawała się mówić „dotknij mnie”. Gawain nie wiedział, co począć z
rękami. Po raz pierwszy w życiu poczuł się speszony na widok kobiety.
Dlaczego?
W jaki sposób miał prowadzić rzeczową dyskusję, skoro bez przerwy wpatrywał
się rozmarzonym wzrokiem w kuszące usta swej rozmówczyni?
A jej wygląd... Nosiła szary, jedwabny kostium znakomicie podkreślający
sylwetkę. Anthony odniósł wrażenie, że za tym atrakcyjnym opakowaniem kryje się
namiętna kobieta.
W rozcięciu żakietu widział jej opalone ciało. Nie nosiła bielizny. Dobrze
wiedziała, jak przyprawić mężczyznę o zawrót głowy.
Usiłował sobie przypomnieć pierwsze pytanie. Nicole założyła nogę na nogę i
posłała mu promienny uśmiech. Gawain przez krótką chwilę miał szaleńczą ochotę
przypaść do jej stóp i zapomnieć o całym świecie. Westchnął ciężko. Z trudem
odzyskał spokój. Gdy ponownie spojrzał w roziskrzone oczy dziewczyny, zrozumiał
nagle, że padł ofiarą podstępu. Panna Hart dobrze zaplanowała swoje wejście.
Przynajmniej wyrwała go z letargu.
ROZDZIAŁ 2
Nicole musiała przyznać, że Anthony Gawain nie należał do mięczaków.
Wystrój studia składał się z dwóch foteli ustawionych przy niewielkim
drewnianym stoliku, który nosił ślady zużycia. Gospodarz programu nie miał ochoty
onieśmielać swych gości aurą luksusu.
Choć z drugiej strony pozorna „swojskość” wnętrza skłaniała do zwierzeń i
osłabiała czujność ewentualnych przeciwników. Gawain bez wątpienia zdawał sobie
sprawę z przewagi, jaką dawało mu doświadczenie, lecz niczego nie pozostawiał
przypadkowi.
Nicole spojrzała ponownie na siedzącego naprzeciw niej mężczyznę. Nosił
marynarkę z kolekcji Armaniego, wartą co najmniej dwa tysiące dolarów, oraz
spłowiałe dżinsy. Podziwiała szybkość, z jaką otrząsnął się z pierwszego oszołomienia,
i oczekiwała kontrataku.
W jej zachowaniu nie było ani śladu nerwowości.
- Pozwolisz, że od razu przejdę do sedna sprawy? - spytał Anthony. Zdjął
kosztowną marynarkę i podwinął rękawy koszuli.
Ach, więc o to chodziło. Dziewczyna zerknęła spod oka na szerokie ramiona
mężczyzny. Chciał jej zaimponować swoją posturą. Czarna grzywa włosów i
nonszalanckie zachowanie nadawały mu bardziej wygląd menedżera grupy rockowej
niż potomka potężnej dynastii przedsiębiorców i polityków.
- Jeśli skończyłeś przygotowania... - powiedziała z rozbawieniem. Wśród
widzów zgromadzonych w studiu przebiegł lekki szmer. Nicole zyskała przewagę.
Gawain otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz nagle zmienił zdanie i wygodnie
rozparł się w fotelu. Splecionymi dłońmi objął kolano, co dla dziewczyny stanowiło
wyraźną oznakę, że jeszcze nie całkiem opanował zdenerwowanie.
Nie potrafiła powstrzymać się od uśmiechu. Przed wejściem do studia
obiecywała sobie, iż nie będzie czerpać satysfakcji z porażki przeciwnika. W tej chwili
jeszcze nie było mowy o porażce, lecz widok zakłopotania na twarzy Gawaina sprawił
jej niekłamaną radość. Zapłacisz mi za wszystko, pomyślała. I będę się z tego cieszyć.
Anthony chrząknął donośnie, po czym zadał pierwsze pytanie:
- Więc czego oczekują kobiety?
- A czego twoim zdaniem mogłyby oczekiwać? Gawain był zupełnie zbity z
tropu. Nie spodziewał się, że Nicole tak prędko przejmie inicjatywę.
- Och ja... - Uniósł dłonie w geście niezdecydowania. Pośpiesznie usiłował
znaleźć jakąś sensowną odpowiedź. - Nie wiem. Może tego, że w ich życiu pojawi się
ktoś w typie Kevina Costnera?
- Costnera?
Anthony skinął głową.
Nicole z zamyśloną miną przygryzła wargi. Przez chwilę bawiła się srebrzystym
kolczykiem.
- To interesujące - powiedziała. - Jesteś przekonany, że kobiety myślą
wyłącznie o mężczyznach? O takich mężczyznach? Powiedz mi szczerze, jak często w
twojej wyobraźni gości Kim Basinger?
Gawain wzruszył ramionami z pozorną beztroską, lecz w jego oczach pojawił
się wyraz czujności.
- Kim Basinger jest piękną kobietą i tylko nieboszczyk mógłby nie zwrócić na
nią uwagi - odparł ostrożnie, po czym przeszedł do ataku. - Nicole, czy to znaczy, że
nie zaprzątasz sobie głowy Costnerem?
- Mów mi Nikki - powiedziała. - Wracając do twojego pytania, odpowiedź
brzmi „nie”. Costner mnie nie interesuje.
- Z jakiego powodu?
- Jest żonaty.
- Nie gości nawet w twoich najskrytszych marzeniach? - Głos Gawaina nabrał
głębszych tonów. Nicole potrząsnęła głową.
- Mój świat fantazji jest całkiem inny. Anthony wsparł dłonie na kolanach i
pochylił się w jej stronę.
- Opowiedz mi o swoich marzeniach, Nikki - powiedział z błyskiem w oku. Był
przekonany, że tym razem udało mu się zastawić skuteczną pułapkę.
Naśladując zachowanie mężczyzny, Nicole pochyliła się nad stolikiem. Jej
kształtne piersi wyraźnie, zarysowały się pod cienkim jedwabiem żakietu. Wyobraźnia
Anthony'ego zaczęła pracować na najwyższych obrotach. Z trudem mógł
skoncentrować się na dalszej rozmowie.
- Panie Gawain - odezwała się dziewczyna. - Czy miał pan ostatnio mierzone
ciśnienie?
- Anthony - poprawił ją z roztargnieniem. - Nie, nie miałem. Dlaczego pytasz?
- Chciałabym mieć pewność, że nie dostaniesz apopleksji, gdy zacznę
opowiadać o moich marzeniach - odparła ze słodkim uśmiechem.
Był zbyt wytrawnym graczem, by tak prędko się poddać.
- Wolisz wysłuchać moich zwierzeń? - odparował. Wśród publiczności rozległy
się głośne okrzyki.
- Nie muszę. Na pierwszy rzut oka widać, o czym myślisz - odpowiedziała z
niezmąconym spokojem.
- Naprawdę? - Potarł podbródek. - W takim razie podziel się ze mną swoimi
spostrzeżeniami. Jestem przekonany, że mówię w imieniu wszystkich widzów.
Chóralny aplauz nagrodził jego ripostę.
Anthony rozparł się w fotelu i przybrał zwycięską minę Rhetta Butlera, lecz
Nicole, choć w głębi duszy nie przypominała Scarlett, nie zamierzała zrezygnować.
Postanowiła nieco zmodyfikować pierwotny scenariusz.
Wzięła głęboki oddech i zaczęła:
- Proszę bardzo. Pewnego wieczoru podrywasz... powiedzmy... Kim Basinger.
Wśród publiczności zawrzało.
- I co potem?
- Kolacja. Niech pomyślę... Na pewno wybierzesz takie miejsce, gdzie mógłbyś
pochwalić się swą zdobyczą, a jednocześnie być z dala od natrętnych wielbicieli.
„Dominick's”. Tak... to dobra restauracja. Podają świetne steki z frytkami.
- Niezły początek - zgodził się Gawain. - Zatem zabieram pannę Basinger na
wczesną kolację, mój ferrari testarossa coupe z piskiem opon wjeżdża na parking...
- Masz ferrari?
- Nie. Na ogół jeżdżę dżipem z napędem na cztery koła. Pamiętaj, że poruszamy
się w świecie marzeń. Chciałem stworzyć odpowiednią atmosferę.
- Mógłbyś wypożyczyć testosteron.
- Testarossę - sprostował uprzejmie.
- Wszystko jedno.
- Dobrze, jesteśmy już po kolacji. Co dalej?
- Hm. - Nicole z udawanym zamyśleniem przyłożyła palec do ust. Gawain nie
spuszczał z niej oka.
- Wiem - powiedziała. - Mecz Lakersów. Anthony z ociąganiem skinął głową.
- Nieźle... nieźle... - zamruczał. Dziewczyna uśmiechnęła się z ulgą.
- A potem? - spytał nieoczekiwanie.
- Co potem?
- Chyba wiesz, o czym mówię. - Wyprostował się w fotelu. - Co po meczu?
Mamy wczesny wieczór. Jestem młodym, pełnym energii mężczyzną.
Błysnął oczami. Nicole głośno przełknęła ślinę. Zrozumiała, że tym razem nie
udało jej się ominąć zręcznie zastawionych sideł. Przybrała swobodną pozę i starała
się nie patrzeć w stronę szeroko uśmiech - ' nietęgo młodego kamerzysty.
- Czekam - ponaglił Anthony. Widzowie w pełni podzielali jego
zainteresowanie.
Nicole poczuła nagły przypływ energii. Znalazła rozwiązanie, choć niezupełnie
to, którego oczekiwał.
- Nietrudno wyobrazić sobie twoją wersję dalszych wydarzeń, Anthony -
powiedziała znacząco. - Bez wątpienia chciałbyś zakończyć ten wieczór wspólnym
śniadaniem.
- Och... Zgrabny eufemizm!
- Dziękuję - odparła z cichym westchnieniem ulgi.
- Nie przypuszczałem, że osoba zawodowo zajmująca się seksem...
Nicole z nagłym niepokojem spojrzała w stronę mężczyzny. Czyżby odkrył jej
mistyfikację?
- ...używa eufemizmów.
- Podczas występu w telewizji jest to nieuniknione - odpowiedziała. Dobrze.
Trzymaj się, Nicole.
- A propos, właśnie otrzymałem sygnał, że czas na reklamy.
Na monitorze pojawiła się uśmiechnięta twarz kobiety zachwalającej walory
nowego proszku do prania. Anthony wdał się w krótką pogawędkę z producentem
programu. Po chwili odwrócił głowę w stronę Nicole.
- Możesz mi zdradzić reguły? - spytał.
- Słucham?
- Dlaczego wciąż mi dokuczasz?
- Wchodzimy na wizję - rozległ się głos reżysera. - Pięć... cztery... trzy... dwa...
jeden.
Anthony skierował wzrok na kamerę.
- Jesteśmy z powrotem. Dla tych widzów, którzy dopiero teraz włączyli
odbiorniki, mam informację, że moim dzisiejszym gościem jest terapeutka, Nicole
Hart. - Spojrzał na dziewczynę. - Na początku programu stwierdziłaś, że większość
kobiet w ogóle nie myśli o mężczyznach.
Wykonał gwałtowny ruch dłonią, aby podkreślić swe zdziwienie.
- Czy możesz mi zdradzić, jakie są prawdziwe marzenia płci pięknej?
- Źle mnie zrozumiałeś, Anthony. Poświęcamy mężczyznom wiele uwagi, lecz
lata dziewięćdziesiąte stawiają nam nieco inne wymagania. Mężczyzna utracił swą
pierwotną funkcję opiekuna i żywiciela. Stał się towarem luksusowym.
- Luksusowym? Nicole skinęła głową.
- Niczym sportowy samochód z twych” marzeń. Nie jest niezbędny, lecz
wywołuje przyjemny dreszcz emocji.
Widownia zareagowała żywiołowymi oklaskami.
- Skąd bierzesz te wszystkie metafory? - spytał Anthony, gdy zapadła cisza.
- A kto mówił o ferrari? - Zwilżyła usta koniuszkiem języka.
- Mam nadzieję, że przed końcem programu powiesz mi coś więcej o własnych
marzeniach - odparł ze śmiechem Gawain.
Musiała przyznać, że okazał się godnym przeciwnikiem. Nie poddawał się, lecz
wciąż próbował ataku.
- Jeśli dobrze cię zrozumiałem, mężczyzna został zrzucony z piedestału. Stał się
dodatkiem...
Nicole nie pozwoliła mu skończyć.
- Właśnie. Współczesna kobieta potrafi określić, co jest jej naprawdę
potrzebne, a co jest tylko zachcianką. O wyborze partnera decydują wyłącznie
upodobania, a nie tak zwane tradycyjne wartości, czyli chęć posiadania rodziny lub
troska o byt materialny.
- A co z kobietami, które chcą zrezygnować z kariery i pozostać w domu lub
zajmować się dziećmi? Czy twoim zdaniem zasługują na potępienie, czy może po
prostu nie pasują do dzisiejszych czasów?
- Muszą mieć dość siły, by w razie potrzeby przezwyciężyć ból spowodowany
rozwodem, ucieczką lub śmiercią małżonka.
- Dobrze, uzgodniliśmy zatem, że wiele rzeczy uległo przewartościowaniom.
Skoro mężczyzna przestał zajmować pierwsze miejsce na liście damskich zakupów,
czym został zastąpiony? O czym marzy kobieta końca dwudziestego wieku?
- O czekoladzie - odpowiedziała Nikki. Wprost przepadała za słodyczami.
- Pytam poważnie.
- A ja równie poważnie odpowiadam. Oddałabym niemal wszystko za garść
drażetek „M&M's”.
Anthony zrobił zdziwioną minę.
- To dla mnie coś zupełnie nowego. Cóż takiego ma w sobie czekolada?
- Badania wykazały, że pewne słodycze wywołują głód, który można porównać z
pożądaniem. Jest łatwiejszy do zaspokojenia i odpada cały problem z praniem
brudnych skarpet, ścieraniem z lustra kremu do golenia i sprzątaniem rozrzuconej
bielizny.
Uśmiechnęła się z triumfem.
- Nie przepadasz za mężczyznami, prawda? - spytał Gawain.
Nicole wzruszyła ramionami.
- Mają swoje zalety. Stanowią pewną odmianę w codziennym życiu, pod
warunkiem, że nie próbują dominować.
Anthony z wyraźną konsternacją popatrzył na rozbawioną publiczność.
- Nie... Nie będę ciągnął tego wątku - powiedział zniechęcony. Ponownie
spojrzał na Nicole. - Twierdzisz, że czekolada ma szczególny wpływ na libido. Nawet
jeśli to prawda, nie wyczerpaliśmy całego tematu. Nigdy nie uwierzę, że właśnie w
tym miejscu kończą się twoje marzenia. Czy jest coś, czego nie możesz znaleźć u
żadnego mężczyzny?
- Nie spodziewałam się usłyszeć takiego pytania z ust człowieka, o którym
piszą, że potrafi na wylot przejrzeć duszę każdej kobiety.
Wśród publiczności zawrzało.
- Na twoim miejscu, Nikki, nie dawałbym posłuchu gazetowym plotkom -
odparował Gawain.
- Wiec jaki jesteś naprawdę? - spytała. Mężczyzna rzucił jej spłoszone
spojrzenie.
- Kwiaty - wykrztusił w końcu, aby skierować rozmowę na inne tory. - Każda
niewiasta uwielbia kwiaty.
- Niewiasta, owszem - zgodziła się Nicole. - Lecz pamiętaj, że mówimy o
współczesnych kobietach, które kierują się w życiu wysoce rozwiniętym
praktycyzmem i potrzebują czegoś trwalszego niż bukiet kwiatów.
- Garść brylantów?
- Czy to propozycja? - spytała zalotnie.
- Skądże! Gdybym chciał pozyskać twoje względy, kupiłbym kilka tabliczek
czekolady.
Widzowie nagrodzili jego słowa gromkim śmiechem. Nawet Nicole
zachichotała wesoło.
- Pozwól, że wrócę do zasadniczego pytania - ciągnął Gawain. - Odłóżmy na
bok czekoladę, kwiaty X i tym podobne romantyczne drobiazgi. Które z kobiecych
marzeń najtrudniej spełnić?
- Lubisz rock and rolla? - Uśmiechnęła się w duchu na widok jego zdumionej
miny.
- Oczywiście. Dlaczego pytasz?
- Na pewno znasz przeboje „Rolling Stonesów”?
- Chcesz, abym opowiedział ci historię zespołu?
- Wystarczy, że wymienisz tytuł jednego z przebojów.
- Było ich tyle, że trudno zliczyć.
- Ten należy do najwcześniejszych.
- Masz na myśli...
- Właśnie. „I can't get no satisfaction”, jakby powiedział Jagger.
- Kontakt z mężczyznami nie daje ci satysfakcji? Wolne żarty. Jesteś przecież
seksterapeutką i doskonale wiesz, jak radzić sobie w podobnych przypadkach.
Gawain był przekonany, że udało mu się przejąć inicjatywę, lecz Nicole nie
zamierzała się poddać.
- Nawet laik potrafi zauważyć, że większość mężczyzn ma obsesję na punkcie
szybkości - stwierdziła.
- Tym razem nie mówię o sportowych samochodach, lecz o szybkim seksie, po
którym jeszcze szybciej można się odwrócić na bok i zapaść w błogą drzemkę.
W studiu zaległa cisza jak makiem zasiał. Anthony chrząknął.
- Chcesz przez to powiedzieć... To znaczy... Co według ciebie ma wpływ na
podobne zachowanie?
- Nareszcie udało mu się pozbierać myśli. - Czy każdy mężczyzna jest w głębi
duszy nieczułym brutalem?
- Nie.
- Nie?
- No, może niektórzy. Główna przyczyna tkwi gdzie indziej.
- Spadł mi kamień z serca. Słyszycie, chłopcy - spojrzał w stronę widowni -
jednak zachowaliśmy nieco ludzkich uczuć. Lecz cóż z tego, skoro nie potrafimy
zadowolić kobiet. A może jesteśmy niedouczeni? Czy to chciałaś powiedzieć, Nikki?
Pysznił się jak paw i protekcjonalnym tonem usiłował zjednać sobie męską
część widowni. Nicole ani przez chwilę nie żałowała, że rozpoczęła tę rozgrywkę.
Powoli pokręciła głową.
- Prasa i telewizja poświęcają wystarczająco wiele miejsca problemom edukacji
seksualnej - powiedziała. - Myślę, że niemal każdy mężczyzna słyszał o grze wstępnej i
o tym, że kobiety uwielbiają długie pieszczoty.
- Dłuższe niż czas potrzebny na usmażenie kilku naleśników? - z szelmowskim
uśmiechem wtrącił Anthony.
- Dłuższe niż ćwiartka meczu futbolowego - odparła spokojnie Nicole.
Obecne w studiu kobiety zerwały się z miejsc i zaczęły głośno klaskać.
- Drużyna gości zdobyła dodatkowe punkty - kwaśno mruknął Gawain.
- Nie wiedziałam, że prowadzisz statystykę - odpowiedziała półgłosem.
- Oczywiście, że nie wiedziałaś - szepnął, gdyż wrzawa poczęła przycichać.
Zaczął mówić normalnym tonem:
- Uważasz więc, że nie brak wykształcenia jest przyczyną całego zamieszania.
Kobiety nie kryją swych uczuć, lecz mężczyźni nie są w stanie lub nie chcą spełnić ich
oczekiwań.
- Zgadza się.
- Powstaje zatem pytanie, jak rozwikłać ten problem? Dlaczego mężczyźni
zachowują się w ten sposób? Czy kierują się wyłącznie egoizmem?
- Niektórzy tak, choć nie ma to zasadniczego wpływu na całość zagadnienia.
Podczas kontaktów seksualnych przytłaczająca większość mężczyzn stosuje grę
wstępną z przymusu, w obawie przed nieokreślonymi konsekwencjami.
Uśmiechnęła się do własnych myśli. A może powinna zostać aktorką? Szło jej
coraz lepiej.
- Jakimi konsekwencjami? Przykro mi, Nikki, zupełnie straciłem wątek.
- Spróbuj pomyśleć. Na pewno zgodzisz się ze mną, że zdaniem mężczyzn
kobiety oceniają atrakcyjność partnera wyłącznie na podstawie jego męskości.
Własna odwaga wprawiała ją w szczere zdumienie. Nawet się nie zarumieniła.
Anthony w milczeniu kiwał głową. Nie spuszczał wzroku z dziewczyny i raz po
raz głośno przełykał ślinę.
- Problem ten zaczyna więc dominować - ciągnęła Nicole. - Jaki stąd wniosek? -
spytała nieoczekiwanie. Wiedziała, że Gawain nie był przygotowany do odpowiedzi i
czerpała dziką rozkosz z jego zakłopotania.
- Chciałbym usłyszeć to od ciebie - mruknął wymijająco.
- Proszę bardzo. Mężczyźni się boją.
- Czego, na miłość boską?!
- Boją się, że wraz z upływem lat ich wydolność maleje. Jest tajemnicą
poliszynela, że pewne słowo budzi wśród mężczyzn nieopisaną grozę. Czy potrafisz
powiedzieć słowo „impotent”?
- Nie. Obawiam się, że w moim słowniku nie istnieje podobne określenie.
Nicole spojrzała mu prosto w oczy.
- Jak dotąd - rzuciła krótko.
Widzowie zerwali się z miejsc. W studiu wybuchła nieopisana wrzawa. Okrzyki
mieszały się z oklaskami, aż reżyser dał znać, że czas programu dobiegł końca.
Nicole zjechała na bok i zaparkowała samochód w pobliżu wejścia do
supermarketu.
Z uśmiechem wspominała dyskusję z Gawainem. Ciekawe, co by powiedział na
widok jej auta? Było niedrogie, lecz miało opływową sportową sylwetkę. I kto jest
maniakiem szybkości?
Uśmiech zamienił się w grymas bólu. Rola seksterapeutki była niewątpliwie
zabawna, lecz jednocześnie bardzo męcząca. Dziewczyna przycisnęła dłoń do czoła.
Starcie z Gawainem przypłaciła dotkliwą migreną. Dopiero podwojona dawka
aspiryny przyniosła jej częściową ulgę.
Weszła do sklepu, wzięła z półki butelkę wody mineralnej i stanęła w kolejce do
kasy. Pod wpływem nagłego impulsu wrzuciła jeszcze do koszyka torebkę drażetek
„M&M's” i nowe wydanie „Los Angeles Times”.
Zastanawiała się, jak widzowie przyjęli jej telewizyjny debiut. Kto mógłby
szczerze odpowiedzieć na pytanie, czy naprawdę odniosła sukces?
Rafe Contreras.
Był o kilka lat młodszy, lecz dobrze wywiązywał się z funkcji powiernika i
opiekuna.
Nicole wróciła do domu, zdjęła szary kostium i włożyła dżinsy. Czuła się jak
Kopciuszek po powrocie z balu. Za kilkanaście minut miała rozpocząć pracę.
Gdy przyjechała do „Le Bistro”, Rafe już na nią czekał.
- Dobra robota, miła pani. Dałaś mu popalić - powiedział z niekłamanym
zachwytem.
- Naprawdę? Udało mi się? - Nie potrafiła ukryć radości wywołanej jego
słowami.
- Idę o zakład, że poziom oglądalności sięgnął szczytu i że zostaniesz
poproszona o powtórny występ. Seksterapeutka... przez chwilę byłem skłonny uwie-
rzyć w każde twoje słowo. Mówiłaś z takim przekonaniem.
Nicole wy buchnęła śmiechem.
- Gawain prędzej padnie trupem, niż pozwoli mi na kolejny występ w swoim
programie. Był szczęśliwy, gdy wychodziłam.
- Nie mów hop, póki nie przeskoczysz - sentencjonalnie stwierdził Rafe. -
Dopiekłaś mu do żywego. Na pewno zażąda rewanżu.
- Tak uważasz?
- Możesz mi wierzyć.
- To dobrze. - Zemsta była rozkoszą bogów. Nicole zamyśliła się głęboko.
- Skąd wiesz, że wyczuł moją przewagę? - spytała nieoczekiwanie i niemal w tej
samej chwili zaczęła żałować, że poruszyła tę kwestię. Rafe mógł uznać ją za
kompletną ignorantkę. Prawdę mówiąc, niewiele wiedziała o naturze mężczyzn i dość
często musiała w oględny sposób korzystać z pomocy Contrerasa... choć zdarzały się
chwile, że nawet ten sposób zawodził. Irracjonalny lęk brał górę nad rozsądkiem.
- Obserwowałem jego zachowanie - ze spokojem odpowiedział Rafe. - Rzadko
się zdarza, by nie kontrolował się podczas dyskusji. Tym razem był wyraźnie
zaniepokojony. Co chwila gubił wątek. Mrugnął łobuzersko do niej.
- Mogę cię jednak zapewnić, że już dawno odzyskał spokój i obmyśla plan
kolejnego starcia - dodał.
- Rafe...
- Mówię całkiem poważnie. - Wyjął gazetę z dłoni dziewczyny i przerzucił kilka
stronic.
- Jak masz zamiar uczcić swój triumf? - spytał tonem starszego brata. - Chcesz
iść do kina?
- Nie masz randki? - zdziwiła się Nicole.
- Wybierałem się na „Ostatniego Mohikanina”. To nie jest odpowiedni film do
oglądania w towarzystwie dziewcząt.
- Dlaczego?
- Zaczynają się ślinić na widok Daniela Day - Lewisa, a ja nie cierpię wilgotnych
popcornów.
- W takim razie ja też nie pójdę. Day - Lewis działa niezwykle pobudzająco na
moje ślinianki.
- Możesz kupić torebkę popcornów na własny użytek - odparł Rafe. Złożył
gazetę. - Czas do pracy.
- Rafe...
Zatrzymał się w drzwiach prowadzących na salę restauracyjną i odwrócił głowę
w jej stronę.
- Dziękuję.
- Nie ma za co, droga pani. Zasłużyłaś na laury, choć myślę, że Anthony Gawain
nie pozwoli ci zrezygnować z dalszej rozgrywki.
- Lepiej, żeby o mnie zapomniał. Mogłam wystąpić w jednym programie, lecz
nie wiem, czy znajdę dość sił, by nadal grać rolę terapeutki. Do tej pory kierowała
mną chęć zemsty; teraz czuję się po prostu zmęczona. Skąd wiesz, że Gawain nie da
mi spokoju?
- Po pierwsze, wytrąciłaś go ze stanu gnuśnego znudzenia. Po drugie, w
obecności setek telewidzów dałaś mu odczuć, że trafił na twardego przeciwnika.
Mężczyźni lubią efektowne zwycięstwa. Będzie szukał swojej szansy.
Wyszedł. Nicole ze smutkiem pokręciła głową.
Za późno na ostrzeżenia. Anthony Gawain należał do zbyt upartych graczy, by
już po pierwszej rundzie przyznać się do porażki.
Pomyślała o matce i siostrach. Były tak podobne do siebie, że mogły uchodzić
za trojaczki. Jasnowłose, niebieskookie i lekko piegowate, zdawały się ucieleśniać
ideał amerykańskiej dziewczyny wczesnych lat sześćdziesiątych.
Nicole była szatynką o brązowych oczach. Czuła się pokrzywdzona przez los,
choć zdaniem matki miała niecodzienną, egzotyczną urodę. Zdecydowała się na
pojedynek z Gawainem tylko dlatego, że mogła grać rolę całkiem innej, naprawdę
pięknej i wzbudzającej pożądanie kobiety.
Wiedziała, że swym zwykłym wyglądem nie przyciągnie uwagi żadnego
mężczyzny. W niczym nie przypominała atrakcyjnych dziewcząt ze zdjęć publikowa-
nych przez rozmaite czasopisma i magazyny ilustrowane. Dziewcząt, których uroda
mile łechtała męską próżność i podnosiła poczucie własnej wartości.
Równocześnie nie mogła zaprzeczyć, że Anthony Gawain miał szczególny urok,
wywołujący westchnienia wielu kobiet. Z niechęcią pokręciła głową. Czyżby także
należała do tej grupy? Czy odziedziczyła po matce słabość do pociągających
mężczyzn?
Gawain był w pełni świadom swych atutów i potrafił je wykorzystać. Długie
włosy, arogancka mina i cięty język stanowiły fasadę, za którą skrywał nieprzeciętną
inteligencję. Programy typu talk show przynosiły spore dochody producentom, gdyż
były proste i tanie w realizacji. Jedno studio, kilka kamer i gospodarz obdarzony
charyzmatyczną osobowością stanowiły klucz do sukcesu.
W przeciwieństwie do mniej utalentowanych konkurentów, Anthony nie szukał
taniego poklasku. Nie zapraszał do dyskusji gwiazd estrady ani znanych polityków.
Dla niego liczył się przede wszystkim temat. Przypominał błędnego rycerza,
wędrującego po świecie w poszukiwaniu prawdy. Innymi słowy, był człowiekiem,
który nie lubił zbyt długo tkwić w jednym miejscu.
Zdaniem Nicole nie nadawał się na męża obarczonego troską o byt rodziny.
Co więcej, dbał o swój image i wiedział, jak go chronić.
Nicole westchnęła ciężko. Miała pewność, że nie otrzyma powtórnego
zaproszenia do udziału w programie.
Szczerze mówiąc, nie była tym zainteresowana. Nie była prawdziwą terapeutką
i nie miała za grosz seksapilu...
Choć występ przed kamerami sprawił jej dużą przyjemność.
ROZDZIAŁ 3
„Los Angeles Times”
Wiadomości ze świata rozrywki:
Wciąż trwa szum wokół programu, w którym ponętna terapeutką stoczyła
zaciekłą batalię z „nieposkromionym” Gawainem. Reakcja telewidzów przeszła
najśmielsze oczekiwania producentów cyklu „Czego naprawdę oczekują kobiety?”, a
redaktorzy gazet prześcigają się w domysłach, czy Anthony zaryzykuje powtórne
spotkanie z piękną Nikki.
Anthony Gawain ponuro zerknął na trzymaną w ręku gazetę.
„Nieposkromiony” „zaryzykuje”. Autorka notatki postępowała niczym komentator
sportowy, zagrzewający publiczność do większego dopingu przed kolejnym starciem.
Z kwaśnym uśmiechem obejrzał zdjęcie „ponętnej terapeutki”. Hm. Musiał
przyznać, że nie wszystkie informacje na jej temat były wyssane z palca. Rzucił gazetę
na podłogę i zniknął w łazience. Odkręcił kurki, regulując temperaturę wody.
Anthony stanął przed lustrem, zanim wszedł pod prysznic.
Poprzedniego wieczoru do późna siedział w klubie „Roxbury”, co zaowocowało
sennym wyrazem oczu i lekkim bólem głowy, choć ani razu nie wstał od stolika, by
przyłączyć się do tłumu podskakującego na parkiecie. Nie wszedł nawet do tej części
lokalu, która była zarezerwowana dla VIP - ów. Nie odczuwał potrzeby
dowartościowania.
Zdjął szlafrok i wszedł pod parujący strumień wody. Wciąż myślał o Nicole
Hart. Ani głośna muzyka, ani spora dawka whisky nie zdołały wymazać z jego pamięci
wyzywającego widoku brązowych oczu i kusząco rozchylonych ust dziewczyny.
Rzeczywiście była „ponętna”, jak twierdziły gazety...
Choć na jego gust zbyt sztuczna, zbyt wyrachowana.
Nie potrafiła słuchać ani naprawdę uczestniczyć w rozmowie. Dyskusja
zmieniła się w jednoosobowy występ, niezwykle efektowny i trafiający w gust pub-
liczności, lecz mimo wszystko tylko występ.
W zamyśleniu potarł zarośnięty podbródek. Czasem złościła go własna
dociekliwość. Dlaczego nie potrafił brać życia wprost, dlaczego w każdym wydarzeniu
doszukiwał się ukrytych znaczeń? O ile szczęśliwszy był człowiek widzący świat
wyłącznie w czerni i bieli.
Ze wstrętem odrzucał myśl o polityce, gdzie każde działanie opierało się na
półprawdach i manipulacji. ' Wybrał pracę w telewizji, gdyż chciał bez osłonek ukazać
fałsz zbyt często kierujący ludzkim postępowaniem.
Wiedział wszystko o kobietach pokroju Nicole Hart. Szukały łatwych do
usidlenia mężczyzn, których mogły traktować jak marionetki. Niestety, panna Hart
tym razem trafiła pod niewłaściwy adres. Marzeniem Gawaina był związek ze zwykłą,
szczerą i uczciwą dziewczyną, zdolną do prawdziwej miłości. Prawdę mówiąc, nie
wierzył, by taka naprawdę istniała.
Lustro i szklane ściany kabiny pokryły się grubą warstwą pary. Anthony
zmęczonym ruchem rozprostował obolałe ramiona. Strumyki wody ściekały mu z
włosów i brody. Sięgnął po mydło.
Trzy kwadranse później pojawił się w „Patrick's Roadhouse”. Mark już czekał.
- Spóźniłeś się - powiedział na widok wchodzącego Gawaina. - Zamówiłem ci
to, co zwykle.
- Jedyne, czego dziś potrzebuję, to duża ilość gorącej kawy - warknął Anthony.
Nawet nie spojrzał na egzemplarz gazety leżący na stoliku obok nakrycia.
Mark rozłożył gazetę.
- Czytałeś notatkę na swój temat? - spytał. Anthony skinął głową.
- I co o tym myślisz?
Kelnerka z pełną tacą podeszła do stolika.
- Proszę jeszcze o duży dzbanek kawy - powiedział Anthony.
Dziewczyna z uśmiechem skinęła głową i bezzwłocznie spełniła jego prośbę.
- Co z następnym programem? - nie ustępował Mark.
- Od kiedy pracujesz dla „Los Angeles Times”? - spytał zgryźliwie Gawain.
- Jestem po prostu ciekaw, czy naprawdę masz ochotę na kolejne spotkanie z
panną Hart. Stanowicie dobraną parę.
- Gdzie ją znalazłeś? - Anthony wyraźnie unikał odpowiedzi na zasadnicze
pytanie. Mark wzruszył ramionami.
- Ktoś dał mi znać w czyimś imieniu - odparł enigmatycznie. - Znałem tylko jej
nazwisko.
Gawain nalał sobie kolejną filiżankę kawy.
- Właśnie coś sobie przypomniałem - dodał Mark. - Dziś rano dzwonił twój
agent.
- Po co? Ostatni program okazał się tak dobry, że dyrekcja chce mi podnieść
gażę?
- Nie. Jakiś facet z wydawnictwa dopytywał się, jak cię można złapać. Był
bardzo podekscytowany.
- Zawsze się wściekają, gdy nie złożę zamówienia w Klubie Książki. - Na twarzy
Gawaina pojawił się kwaśny uśmiech.
- Chcą, abyś wstąpił do klubu na innej zasadzie. Jako autor.
Anthony westchnął ciężko i odsunął na bok talerz z nietkniętym omletem.
- Mogliby w końcu zrozumieć, że nie mam ochoty wspominać dzieciństwa ani
zdradzać rodzinnych sekretów.
Mark przełknął kęs bułki. Pokręcił głową.
- Tym razem chodzi o coś innego. Padła propozycja stworzenia publikacji
opartej na wywiadach z kobietami. Zyskałbyś szansę, aby dokładnie przedstawić swój
punkt widzenia, tym bardziej że panna Hart będzie współautorką.
- Chyba żartujesz! - ze zdumieniem zawołał Anthony.
Mark ponownie pokręcił głową. W tej samej chwili kelnerka przyniosła telefon
komórkowy.
- Do pana Gawaina - powiedziała.
Anthony z niechęcią wyciągnął dłoń po słuchawkę. Usłyszał znajomy głos
swego agenta. Wydawnictwo poparło swą ofertę niebotycznym honorarium.
- Czy ktoś powiadomił pannę Hart? - spytał Gawain.
- Nie. Myślałem, że zechcesz to zrobić osobiście.
- Dobrze myślałeś. Zadzwonię później. Odłożył słuchawkę. Doszedł do
wniosku, że jeśli chce namówić Nicole do współpracy, musi postępować z dużym
wyczuciem. W głębi serca czuł, że dziewczyna nie darzy go sympatią.
Był ciepły wieczór. Anthony Gawain skręcił w wąską ścieżkę prowadzącą do
otoczonego zagajnikiem ogródka „Soffs Patio Restaurant”.
Fakt, że urodził się w zamożnej i wpływowej rodzinie, dał mu szansę stać się
prawdziwym smakoszem. Od wczesnego dzieciństwa kosztował wyszukanych potraw
przyrządzanych przez rozmaitych kucharzy, przybyłych nawet z Europy. Lubił dobrze
zjeść, lecz dzięki intensywnym treningom karate zachowywał znakomitą kondycję, a
na jego muskularnym ciele nie było widać ani grama tłuszczu.
Zza krzewów sączyły się dźwięki greckiej ballady. Anthony zajął miejsce przy
stoliku i zamówił pastisio - ulubioną potrawę gości odwiedzających „Sofi's”.
Po skończonym posiłku w wyśmienitym humorze powrócił na parking. Wsiadł
do dżipa i ruszył w stronę Hollywood. Radość z przyjemnie rozpoczętego wieczoru
psuła mu tylko myśl o Nikki.
W jaki sposób miałby z nią współpracować?
Był samotnikiem. Nawet w gronie znajomych zachowywał się z pewną rezerwą.
Unikał wszelkich związków, które mogłyby wywołać poczucie uzależnienia od drugiej
osoby.
Ostatnio przeżywał sporo wątpliwości. Zaczął weryfikować swe dotychczasowe
poglądy. Być może dojrzał, być może patrzył na życie w inny sposób. Czyżby
naprawdę zależało mu na znalezieniu bratniej duszy? A jeśli pozorne znudzenie było
oznaką samotności?
Ze zręcznością doświadczonego kierowcy rajdowego zmienił bieg i wprowadził
samochód na lewy pas ruchu. Wciąż myślał o Nicole. Czy przyjęłaby zaproszenie na
wspólną kolację?
Ruch na szosie stawał się coraz mniejszy. Anthony pogrążył się w marzeniach.
Ciepły podmuch wiatru owiewał mu twarz i szarpał kosmyki włosów. Nicole Hart...
piękna i pachnąca niczym bukiet świeżych kwiatów.
Jak byłaby ubrana? W wyobraźni mężczyzny pojawił się obraz smukłej,
zgrabnej sylwetki przystrojonej w komplet z koronkami, który tego lata okazał się
prawdziwym przebojem kalifornijskiej mody.
A buty? Przeszukał w myślach jej szafę. W końcu znalazł parę pantofelków z
mięciutkiej skóry. Znakomicie pasowały na jej zgrabne stopy. Anthony uśmiechnął się
zadowoleniem. Wygląd dziewczyny zachęcał do pieszczot. Miał nieodpartą ochotę
dotknąć jej szyi, piersi, ud...
Gwałtownie potrząsnął głową. Chciał w jakiś sposób pozbyć się kłopotliwych
myśli. Włączył radio i pokręcił gałką.
- Witam wszystkie panie w moim radiowym królestwie - dobiegł z głośnika głos
popularnego prezentera. - Dziś będziemy kontynuować poszukiwania
„najseksowniejszego mężczyzny świata”. Jak dotąd, przewagą dwóch głosów prowadzi
Kevin Costner. Za chwilę przyjmę kolejny telefon, a po przerwie na reklamy nasz gość
odpowie na kilka pytań.
Anthony z zadowoleniem klepnął dłonią w kolano. Costner! Nie popełnił
pomyłki, gdy stwierdził, że to właśnie o nim najczęściej marzą kobiety. Ciekawe, co na
to Nikki...
- Słucham, kto przy aparacie? - odezwał się głos spikera.
- Kathy. Z Santa Monica.
- Kto twoim zdaniem zasługuje na tytuł „najseksowniejszego mężczyzny”?
- Anthony Gawain.
- Prezenter telewizyjny? - W głosie prowadzącego zabrzmiała nuta zdziwienia.
Anthony obrzucił odbiornik przeciągłym spojrzeniem.
- Tak. To mężczyzna, który może się przyśnić niejednej dziewczynie.
Gawain wyciągnął rękę w kierunku wyłącznika, lecz zamarł w pół gestu, słysząc
słowa:
- Za chwilę wrócimy na antenę, by porozmawiać o seksie.
O seksie? Czyżby Nikki?! Nie, to niemożliwe.
Dżip sunął coraz wolniej. Obok śmignął sportowy kabriolet pełen
roześmianych dziewcząt. Dwie z nich pomachały wesoło w stronę Anthony'ego. Nie
zwrócił na nie uwagi. Z niecierpliwością czekał na koniec reklam.
Odetchnął z ulgą, gdy usłyszał obcy głos. Z rosnącym zaciekawieniem śledził
przebieg rozmowy.
- Co, pani zdaniem, decyduje o atrakcyjności mężczyzny? - spytał spiker.
- Szacunek i zainteresowanie okazywane płci przeciwnej - odparła kobieta. - A
po czym pan ocenia atrakcyjność kobiet?
- No... po sposobie oddychania... - usiłował zażartować mężczyzna, lecz nie
wzbudził wesołości swej rozmówczyni. - Hm... po tym, jak chodzą...
- To prawda. Chód kobiety może znamionować godność i wiarę w siebie.
- Oo... tak... - Dziennikarz nie potrafił znaleźć odpowiedniej konwencji
rozmowy. Anthony szczerze mu współczuł. - Przekonajmy się, o co będą pytać nasi
słuchacze. Czekamy pod numerem pięć - pięć - pięć, dziewięćdziesiąt dziewięć,
dziewięćdziesiąt dziewięć.
Po kilku sekundach nastąpiło pierwsze połączenie.
- Halo... Witam w programie rozgłośni KTIX. Podaj swoje imię i powiedz, z
czym dzwonisz.
- Tu Bob. Ciekawi mnie, jakie wykształcenie powinien mieć seksterapeuta. To
chyba nie najłatwiejsza praca?
- Aby rozpocząć praktykę, trzeba mieć dobre przygotowanie teoretyczne -
odpowiedziała kobieta. - Skończyłam studium pomaturalne oraz uniwersytet i mam
dyplom magistra filozofii, a przez dwa lata pracowałam jako asystentka.
Anthony zmarszczył brwi. Nikki była zbyt młoda, aby zdobyć podobną wiedzę.
Z lekkim roztargnieniem słuchał dalszych pytań.
- Jestem trochę zaskoczona - stwierdziła słuchaczka, która przedstawiła się
jako Chelsea. - Nie wiedziałam, że istnieje różnica pomiędzy „atrakcyjnością” i
seksapilem. Czy mogłabym usłyszeć coś więcej na ten temat?
:
- Atrakcyjność wyglądu zewnętrznego można osiągnąć przez określony sposób
ubierania się i stosowanie odpowiednich kosmetyków - odpowiedziała terapeutka. -
Tak zwany seksapil jest częścią osobowości. Niczym wiązka światła wydobywa z
mroku szczególne cechy charakteru...
Anthony skręcił na autostradę wiodącą w kierunku Malibu. Myślał o ofercie, z
jaką wystąpiło wydawnictwo. Coś mu podpowiadało, że Nicole Hart jednak przyjmie
propozycję współpracy. Lubił stawiać czoło przeciwnościom, a pozyskanie jej pomocy
traktował jak osobiste wyzwanie. Oczywiście nie miał zamiaru się przyznawać, że
przystępuje do pisania książki.
Jego ojciec był zdania, że Anthony'emu brak uporu i cierpliwości do
podejmowania działań wymagających czasu.
Sprawdził się jako prezenter telewizyjny, lecz jeśli chodzi o inne dziedziny...
Co będzie, gdy książka okaże się niewypałem?
Z tak znanym nazwiskiem nie mógł liczyć na to, że porażka przejdzie nie
zauważona.
ROZDZIAŁ 4
Nicole miała serdeczną ochotę zapomnieć o całym bożym świecie i po prostu
zasnąć. Pół nocy przesiedziała nad scenariuszem, a niemal cały dzień spędziła w „Le
Bistro”.
- Jesteś pewien, że wiesz, jak to robić? - spytała, nim otworzyła drzwi domku.
Contreras uparł się, że naprawi cieknący prysznic.
- Oczywiście. Nie ma sprawy - zapewnił ją solennie. Machnął śrubokrętem
niczym mieczem, po czym zniknął za drzwiami łazienki. Nicole spojrzała w stronę
telefonu. Zielono połyskująca lampka świadczyła o tym, że ktoś zostawił wiadomość.
Może nareszcie nadeszła odpowiedź z agencji artystycznej? Nie, pomyślała
dziewczyna. Raczej kolejna porcja reklam i ofert sprzedaży.
Od sześciu miesięcy dobijała się do różnych wytwórni. Zwykle kończyło się na
krótkiej rozmowie w sekretariacie i niejasnej obietnicy „kontaktu”. Jak dotąd, nie
dotarła do żadnego z producentów.
Ludzie związani z filmem rzadko uczestniczyli., w negocjacjach nad
kontraktem. Załatwienie wszelkich formalności pozostawiali swym agentom.
Niestety, aby pozyskać agenta, wpierw należało coś sprzedać lub gdzieś wystąpić.
Błędne koło. Dla młodych ludzi, poszukujących pracy w filmie, była to trudna droga,
wymagająca wielu wyrzeczeń i nie szczędząca rozczarowań.
Nawet wśród producentów kręcili się osobnicy, którzy przede wszystkim dla
własnych korzyści rozglądali się za atrakcyjnymi dziewczętami. Nicole była święcie
przekonana, że Mark Bates także należał do tej grupy. Zwracał uwagę niemal
wyłącznie na urodę „kandydatki”.
Wcisnęła klawisz automatycznej sekretarki.
- Dzień dobry - rozległ się głos młodej kobiety. - Mówię z centralnej agencji
aktorskiej. Poszukujemy statystów. Jeśli jest pani zainteresowana naszą ofertą, proszę
zadzwonić.
Stawka wynosiła dziewięćdziesiąt dolarów za dzień zdjęciowy. Dobre i to,
zwłaszcza że na planie było dość łatwo o zawarcie nowych znajomości.
Nicole odłożyła klucze na stolik. Automat zapiszczał, po czym zaczął odtwarzać
kolejne nagranie. Zdumiona dziewczyna przysiadła na brzegu kanapy.
- Cześć, Nikki. Tu Anthony. - Nastąpiła chwila przerwy. - Anthony Gawain.
Mam dwa bilety na koncert Gartha Brooksa. Zatelefonuję wieczorem.
Nicole z otwartymi ustami wpatrywała się w aparat. Gdy odzyskała zdolność
mówienia, wrzasnęła na Rafaela.
- Co? Co się stało?! - Zaniepokojony Contreras wybiegł z łazienki.
- Posłuchaj. - Przewinęła taśmę i puściła nagranie od początku.
Rafe zmarszczył brwi.
- Telefonował jakiś zboczeniec?
- Cii... - Uspokoiła go ruchem dłoni. - Sam się przekonasz.
Rozległ się melodyjny głos dziewczyny z agencji aktorskiej.
- Nie rozumiem, co w tym dziwnego - stwierdził Rafe.
- Słuchaj dalej.
Gdy Gawain skończył, na twarzy Contrerasa pojawił się szeroki uśmiech.
- A nie mówiłem?
- Nie widzę powodów do radości, więc przestań stroić głupie miny. Nigdzie nie
pójdę.
- Chyba żartujesz! Wiesz, jak trudno zdobyć bilety na występ Brooksa? Z chęcią
zająłbym twoje miejsce.
- Nie ma sprawy. Jak zadzwoni Gawain, powiem mu, żeby cię zabrał.
- Ho ho ho... Nic z tego, siostro. Znikam, jak tylko skończę naprawiać prysznic.
Mam dzisiaj ekstra randkę. - Ruszył w stronę drzwi. - Randkę. To znakomity sposób
spędzania czasu. Powinnaś spróbować.
Nicole rzuciła w niego poduszką. Uchylił się i pogwizdując odszedł korytarzem.
Pół godziny później skończył robotę i wrócił do salonu. Nicole drzemała na
sofie, uśpiona monologiem niezmordowanego Jaya Leno. Rafe wyłączył telewizor.
Zaczął rozglądać się za jakimś kocem, którym mógłby okryć śpiącą dziewczynę. W tej
samej chwili zabrzęczał telefon.
Contreras sięgnął po słuchawkę. Dzwonił Gawain.
- Jestem hydraulikiem - powiedział Rafe po wymianie konwencjonalnych
grzeczności. - Panna Hart musiała wyjść, lecz zostawiła wiadomość, że z radością
przyjęła pańskie zaproszenie. Co mógłbym jej przekazać?
Sięgnął po leżącą obok kartkę i ołówek. Po chwili odłożył słuchawkę i zerknął
na Nicole. Wciąż spała. Otulił ją kocem, zostawił notatkę na stoliku i po cichu opuścił
mieszkanie.
Miałbym za swoje, gdyby się obudziła, pomyślał. Nie rozumiała, że działał
wyłącznie dla jej dobra.
Wsunął ręce do kieszeni i fałszywie pogwizdując, poszedł przez trawnik w
kierunku własnego samochodu. Mimo pozorów beztroski, miał minę skazańca
oczekującego na ścięcie.
Nicole dyszała żądzą mordu. Znała nawet nazwisko ofiary. Rafael Contreras.
Wyciągnęła z szafy modne dżinsy, kupione dwa tygodnie temu za radą
wspomnianego Contrerasa w „Dungarees”. Włożyła białą bawełnianą bluzkę i
spojrzała w lustro. Od kilkunastu minut usiłowała dodzwonić się do Anthony'ego.
Telefon milczał jak zaklęty. Rafe także nie podnosił słuchawki. Nie pozostawało jej nic
innego, jak czekać na zapowiedziany przyjazd Gawaina.
Krytycznie przyjrzała się swemu odbiciu. Co zrobić z włosami? Cholerny Rafe,
nigdy go nie ma, gdy jest naprawdę potrzebny... W czasie przygotowań do programu
przyzwyczaiła się polegać na jego opinii. Sprawiał, że naprawdę czuła się pociągająca i
pełna seksu...
Doszła do wniosku, że każda z kobiet powinna zatrudniać „garderobianego”.
Rafe miał duże szanse, aby stać się znakomitym kostiumologiem - pod warunkiem, że
zdołałby umknąć przed gniewem Nicole.
Co z włosami? Zawinęła wysoko rękawy bluzki, założyła szeroką srebrną
bransoletkę i wpięła kolczyki. Czas wciąż uciekał. Przepchnęła wąski skórzany pasek
przez szlufki spodni i z niepokojem zerknęła na kartkę pozostawioną przez Rafe'a. O
czwartej. Anthony Gawain miał przyjechać o czwartej po południu. Dlaczego tak
wcześnie? Koncerty są na ogół wieczorem. Może miał zamiar zabrać ją na obiad? Jak
nazywała się ta restauracja, o której rozmawiali podczas programu? „Dominick's”.
Nicole uśmiechnęła się kwaśno. Znakomite miejsce, by zostać zauważoną.
Wciągnęła na nogi parę kowbojskich butów z białej skóry.
Koniec. Była w pełni przygotowana na przyjęcie gościa.
Spojrzała w lustro, by poprawić makijaż i niemal jęknęła ze zgrozy. Włosy!
Zupełnie zapomniała o włosach. Budzik stojący na nocnym stoliku wskazywał
czwartą. Nałożyła na szczotkę nieco pianki i zaczesała włosy do tyłu.
Co za dureń z tego Contrerasa! Co innego grać przez pół godziny, a co innego
przez cały wieczór. Jak długo Gawain da się zwodzić?
A może powiedzieć mu prawdę? Nie... nie miała dość odwagi, by to zrobić.
Lepiej skierować rozmowę na bezpieczny temat. Ani słowa o seksie. Wystarczy miła
pogawędka o... Czuła w głowie zupełną pustkę. Boże, o czym mówić?!
Nie miała żadnego doświadczenia w kontaktach z mężczyznami. Jak powinna
się zachowywać „prawdziwa kobieta lat dziewięćdziesiątych”? Być uwodzicielską? A
co potem?
Anthony Gawain na pewno nie zadowoli się całusem na dobranoc. Był
stuprocentowym samcem, dumnym ze swej męskości. Rafe, co ty narobiłeś!
Ktoś zapukał. Nicole pośpiesznie zmyła z dłoni resztki pianki i poszła otworzyć.
- Przynajmniej jestem odpowiednio ubrana - powiedziała z ulgą na widok
Anthony'ego. Przez chwilę obawiała się, że na koncercie będą obowiązywać stroje
wieczorowe.
- „Odpowiednio” to zbyt skromne określenie - odparł Gawain. Obrzucił
dziewczynę uważnym spojrzeniem. - Może zostaniemy w domu i zamówimy pizzę?
W ciemnych oczach mężczyzny zamigotały uwodzicielskie błyski.
- A co z Garthem Brooksem? - spytała Nicole.
- Na pewno nie pójdzie spać bez kolacji.
- Miałam na myśli koncert - powiedziała spokojnie.
- A jeśli powiem, że użyłem wybiegu, aby się z tobą spotkać? - spytał.
- Wówczas usłyszysz „dobranoc” - odparła, próbując zamknąć drzwi.
Szybko sięgnął do kieszeni.
- Na szczęście mam dowód, że mówiłem prawdę.
- Pokazał dwa bilety.
- Powiedz szczerze, dlaczego mnie zaprosiłeś?
- spytała.
- Kim Basinger była zajęta. Spojrzała na niego spod oka.
- Poddałem się badaniu ciśnienia - dodał. Milczała. On również. W końcu
westchnęła z rezygnacją.
- Dobrze... Możesz mnie zabrać na przejażdżkę swoim testa - coś - tam...
Nicole miała wrażenie, że śni. Wciąż nie mogła uwierzyć w swoje szczęście.
Spotkanie z Gawainem okazało się prawdziwą randką marzeń.
Notatka, którą zostawił, nie zawierała wszystkich szczegółów. Być może
Anthony z rozmysłem pominął fakt, że Garth Brooks nie występował w Los Angeles,
ani w żadnym innym mieście w Kalifornii. Koncert miał się odbyć... w Dallas, w
Teksasie!
W samolocie zjedli wczesną kolację, a po paru godzinach wylądowali na
lotnisku D - FW, gdzie przesiedli się do wynajętej limuzyny. Ruszyli w stronę
„Reunion Arena”.
Rozmowa, której tak bardzo obawiała się Nicole, nie stanowiła problemu. Na
początku podróży wymienili kilka uwag o pogodzie, ruchu miejskim oraz muzyce.
Chwilę po zajęciu miejsca w samolocie Anthony po prostu zasnął.
Nicole westchnęła z ulgą, choć w głębi serca poczuła się dotknięta.
Spać podczas randki? Rafe pękłby ze śmiechu, gdyby o tym usłyszał.
Postanowiła pominąć kilka szczegółów przy relacjonowaniu spotkania.
Za jej cichym przyzwoleniem stewardesa obudziła Gawaina na posiłek.
Anthony rozejrzał się wokół zaspanym wzrokiem, po czym bąknął coś przeprasza-
jącym tonem. Tłumaczył się, że tuż przed podróżą wziął lek przeciw alergii
powodujący wzmożoną senność. Nicole z uśmiechem przyjęła jego wyjaśnienia, choć
nie wierzyła, by mówił prawdę. Zaczęła podejrzewać, że nagłe zaproszenie było częścią
z góry ukartowanego planu. O co naprawdę chodziło Gawainowi? Czego oczekiwał?
Nie pozostawało jej nic innego, jak czekać na dalszy rozwój wydarzeń.
Gdy wsiedli do oczekującej na lotnisku limuzyny, Anthony połączył się
telefonicznie z Batesem i zaczął omawiać szczegóły związane z emisją kolejnego pro-
gramu. Nicole obserwowała go spod oka. Był ubrany w luźną białą koszulę, znoszone
dżinsy i wysokie kowbojskie buty o ekstrawaganckim zestawie kolorów: na czarnej
skórze rysował się skomplikowany wzór, połyskujący czerwienią, błękitem i zielenią.
Samochód dotarł w okolice „Reunion Arena”. Nicole zastanawiała się, jak
postępuje Gawain podczas intymnego tete - a - tete ze swą wybranką. Czy dużo mówi
- jak przystało na gospodarza talk show - czy też jest namiętnym, milczącym
kochankiem?
- O czym myślisz? - odezwał się, odkładając słuchawkę.
Nicole drgnęła.
- Ja... ja... - Nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. - Nie powiedziałeś
mi dotąd, co było prawdziwym powodem, że zdecydowałeś się spędzić dzisiejszy
wieczór w moim towarzystwie - wykrztusiła w końcu.
- Podczas dyskusji w studiu odniosłem wrażenie, że masz dużą wiedzę na temat
współczesnych kobiet. Doszedłem do wniosku, że warto z niej skorzystać.
- Piszesz książkę? - spytała kpiąco. Była zła, że ją zwodził, zamiast udzielić
szczerej odpowiedzi, lecz chwilę później złajała się w myślach. Miał powiedzieć, że jest
nią zauroczony? Śmiechu warte. Widział w swym życiu zbyt wiele pięknych kobiet, by
oglądać się za jakąś gąską.
- Skąd wiesz? - powiedział. - A co byś powiedziała...
- Uważam, że wyczerpaliśmy temat podczas programu - przerwała mu w pół
zdania.
- Nie. Zdołaliśmy jedynie ustalić, że mężczyźni unikają silnych i
zdecydowanych kobiet, gdyż obawiają się impotencji.
- Chcesz udowodnić, że z twoją potencją wszystko w porządku?
- Nie. Myślałem, że jeśli poznamy się bliżej, zdobędę twoją sympatię. - Spojrzał
jej prosto w oczy.
- Och. - Spuściła powieki. Obawiała się, że może nastąpić właśnie coś takiego.
Nie zamierzała powtarzać błędów matki, która traciła głowę dla każdego przystojnego
mężczyzny.
Nie interesował ją związek z człowiekiem pokroju Gawaina. Szukała czegoś
trwalszego, czegoś, co można zatrzymać na zawsze. Mądre dziewczyny nie gonią na
jarmarku życia za czerwonym balonikiem. Mądre dziewczyny wtulają twarz w
puszyste futerko pluszowego misia.
A ona była mądrą dziewczyną.
Garth Brooks stanął pośrodku sceny z różą w dłoni. Głębokim, nastrojowym
głosem wykonał swój największy przebój, zatytułowany „Shameless”. Siedzące na
widowni kobiety jak urzeczone wpatrywały się w samotną postać na estradzie. Szybki
rzut oka przekonał Anthony'ego, że Nicole nie należała do wyjątków.
Na ustach Gawaina pojawił się gorzki uśmiech. Mężczyzna pogrążył się w
niewesołych rozmyślaniach. Postępował równie pokrętnie, jak bohater piosenki.
Usiłował zaimponować swej towarzyszce, zamiast podjąć szczerą rozmowę i spytać
wprost, czy chciałaby z nim przystąpić do pracy nad książką. Drzemka w samolocie
także nie była najlepszym pomysłem.
Dobrze chociaż, że koncert okazał się wart zachodu. Brooks i jego muzycy
potrafili rozgrzać publiczność do białości, by po chwili wykonać serię
sentymentalnych ballad.
Utwór dobiegł końca. Piosenkarz przycisnął różę do piersi, padł na kolana i
pochylił głowę. Anthony z niesmakiem wzruszył ramionami. Jeśli tak miała wyglądać
prawdziwa miłość, to był zdecydowany do końca życia pozostać samotnikiem.
Kobiety... Każda z nich chciała uczynić z mężczyzny bezwolną marionetkę. Jedynie po
to mówiły „kocham”, by zyskać przewagę i zacisnąć pętlę wokół ofiary.
Nicole Hart była niebezpieczną kobietą. Anthony od pierwszej chwili wiedział,
że pod uwodzicielską powłoką kryła się przebiegłość połączona z nieprzeciętną
inteligencją. Gdyby mógł, wolałby uniknąć kolejnego spotkania.
Niestety, los nie dał mu możliwości wyboru.
Nie chodziło tylko o książkę. Jakaś olbrzymia, tajemnicza siła popychała go
wprost ku niebezpieczeństwu.
Publiczność rzęsistymi brawami nagrodziła występ piosenkarza. Nicole zerwała
się z miejsca. Anthony poszedł za jej przykładem. Na estradzie zamigotała feeria
świateł.
W pewnej chwili wymachująca rękami Nicole straciła równowagę i osunęła się
w ramiona stojącego obok Anthony'ego. Spojrzał jej prosto w oczy.
- Dobrze się bawisz? - usiłował przekrzyczeć tumult panujący na widowni.
- Co mówisz?! - zawołała. Gawain pochylił głowę.
- Pytałem, czy dobrze - się bawisz? - krzyknął wprost do ucha dziewczyny.
Przytaknęła z radosnym uśmiechem.
Anthony odetchnął z ulgą. Na razie wszystko szło zgodnie z planem. Postanowił
kuć żelazo, póki gorące i w samolocie przedstawić jej ofertę wydawnictwa.
- Myślę, że powinniśmy wyjść już teraz, jeśli chcemy uniknąć ścisku i dreptania
w tłumie po zakończeniu koncertu - zawołał. - Jak utkniemy, nie zdążymy na
wieczorny samolot do Los Angeles.
Nicole skinęła głową. Anthony wziął ją za rękę i zaczął przesuwać się w stronę
schodów. Wkrótce dotarli do wyjścia na parking.
Anthony jęknął w duchu. Cały plan wziął w łeb: w powietrzu wisiała gęsta mgła,
niwecząca wszelkie nadzieje na powrót samolotem.
A to oznaczało, że nie będzie okazji do porozmawiania o książce.
ROZDZIAŁ 5
Nicole pchnęła drzwi i weszła do pokoju. Motel wyglądał dość podejrzanie. Jej
zdaniem przypominał raczej dom schadzek niż miejsce, gdzie młoda dziewczyna
mogła bezpiecznie skorzystać z noclegu.
Gęsta mgła zalegająca nad Dallas spowodowała, że wszystkie loty zostały
odwołane. Co gorsza, w mieście odbywały się targi komputerowe i hotele wprost pę-
kały w szwach. Po długich poszukiwaniach Anthony'emu udało się znaleźć jeden
wolny pokój w podrzędnym motelu.
Rafe pękłby ze śmiechu, gdyby się o tym dowiedział, kolejny raz pomyślała
Nicole.
Facet w recepcji ze znaczącym uśmiechem spytał, czy mają jakiś bagaż.
Oczywiście nie mieli. Nicole spłonęła rumieńcem. Dobrze przynajmniej, że znaleźli się
aż w Teksasie i nikt ich tu nie znał.
Anthony kopnięciem zamknął drzwi pokoju i rzucił klucze na stolik.
- Całkiem romantyczne miejsce - stwierdził ironicznie.
Nicole milczała.
Gawain usiadł na łóżku. Z papierowej torby zaczął wyjmować rzeczy zakupione
po drodze do motelu. Dwie szczoteczki do zębów, tubkę pasty, grzebień i lakier do
paznokci.
Potem zaczął dmuchać w pustą torbę.
- Co ty wyprawiasz? - spytała zdumiona dziewczyna.
- Próbuję się czymś zająć, żeby nie patrzeć na ten szkaradny pokój.
Nicole rozejrzała się wokół.
Ściany i sufit pokrywała czerwona tapeta, na której zawieszono lekko
przydymione lustra w tandetnych oprawach. Na podłodze leżała tania wykładzina
imitująca plusz. Jednak najgorsze wrażenie sprawiało łóżko. Było okrągłe i przykryte
narzutą z czarnej satyny.
- Nie czujesz dreszczu podniecenia? - spytał Gawain.
- Ani trochę. Prawdę powiedziawszy, jestem strasznie śpiąca.
- Śpiąca - powtórzył. - Czy zdajesz sobie sprawę, że w ten sposób niszczysz
moją reputację legendarnego kochanka i pożeracza serc?
- Aaa... prawda. - Stłumiła ziewnięcie. - Nie zapominajmy o czymś, co stanowi
powód do dumy.
Anthony przycisnął dłonie do piersi.
- Wybacz, pani, podłą kondycję tej komnaty - powiedział z patosem. - Tuszę, że
zechcesz przyjąć me zaproszenie... i spędzimy czas jakiś na pogawędce. Kobiety lubią
dużo mówić. - Błysnął zębami w uśmiechu.
Nicole mruknęła coś pod nosem, po czym podeszła do łóżka i ściągnęła
narzutę. Stwierdziła z zaskoczeniem, że bawełniana pościel była biała i całkiem czysta.
- Anthony, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.
- Cały czas na to liczyłem - odparł z błyskiem w oku.
- Pohamuj myśli, Romeo, bo w przeciwnym wypadku przez resztę nocy
będziesz dmuchał w papierową torbę. Zostajemy tutaj tylko dlatego, że nie mamy
innego wyboru. Nie próbuj dopasować swych czynów do wyglądu dekoracji. Mówiąc
wprost, nie próbuj niczego.
- Potrafisz zepsuć każdą zabawę.
- Przeciwnie, bawię się całkiem dobrze - odpowiedziała pogodnie, po czym
poszła wziąć prysznic.
Dziesięć minut później wróciła do pokoju i usiadła na łóżku. Anthony zniknął w
łazience. Nicole zastanawiała się co dalej. Postanowiła znaleźć sobie jakieś zajęcie i
poczekać, aż mężczyzna zaśnie.
Z cichym westchnieniem sięgnęła po lakier do paznokci. Czekała ją ciężka noc.
Nie dość, że musiała czuwać, to nawet nie miała się w co przebrać.
Anthony nie przejmował się takimi drobiazgami. Wszedł do pokoju osłonięty
jedynie ręcznikiem.
Przeciągnął się leniwie. Nicole bezskutecznie usiłowała patrzeć w inną stronę.
Raz po raz głośno przełykała ślinę. W nagłym odruchu desperacji włączyła telewizor,
wróciła na łóżko i zajęła się paznokciami.
Na szklanym ekranie zamigotał obraz. Gawain wybuchnął głośnym śmiechem.
Dziewczyna uniosła głowę. Film nie miał nic wspólnego z komedią.
Boże wszechmogący!
Czerwony plusz, lustra, teraz to... Dlaczego nie domyśliła się wcześniej, jakie
programy preferują goście motelu? Zerwała się z miejsca i pośpiesznie wcisnęła
wyłącznik.
Anthony nie. przestawał chichotać.
- Co w tym śmiesznego?! - warknęła.
Była lekko zmieszana, zdenerwowana i... no dobrze, podniecona.
- Zachowujesz się całkiem inaczej, niż oczekiwałem - powiedział Gawain.
- A czego się spodziewałeś?
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Myślałem, że zechcesz w jakiś sposób
wykorzystać moją obecność. Jestem gotów do wszelkich eksperymentów - dodał
kpiąco.
- Nie wątpię.
- Podczas programu nie wspomniałaś ani słowem o swoich marzeniach...
- Na pewno nie miałam na myśli... tego.
- To znaczy czego? Uparcie usiłowałaś zbić mnie z tropu i zmienić temat.
Na policzkach dziewczyny pojawił się ciemny rumieniec.
- W niczym nie przypominasz doktor Ruth, którą słyszałem ostatnio w
programie radiowym. Nie przypuszczałem, że seksterapeutki stają się nieśmiałe, gdy
ktoś chce szczerze porozmawiać na temat ich pracy. Podczas dyskusji w studiu byłaś
niezwykle agresywna i nie pozwalałaś mi dojść do słowa. Co się zmieniło od tamtej
pory?
Nicole poruszyła się niespokojnie. Czyżby Anthony przejrzał jej podstęp? Czy
dała się wciągnąć w sprytnie zastawioną pułapkę? Nie, to niemożliwe, stwierdziła po
chwili zastanowienia. Gawain potrafił dokonać wielu rzeczy, lecz nawet on nie
zdołałby wywołać mgły spowijającej całe Dallas. Do tego potrzebna była czarodziejska
moc Merlina.
A może nadszedł czas, by powiedzieć mu całą prawdę?
Zerknęła na siedzącego obok mężczyznę, po czym nerwowo rozejrzała się po
pokoju.
Nie. To nie najlepsze miejsce na zwierzenia.
- Idę spać - oświadczyła. Odstawiła lakier na nocny stolik obok łóżka i
kilkakrotnie dmuchnęła na paznokcie.
- Nie dostanę nawet buziaka na dobranoc? Machnęła dłonią.
- Nie chcę zniszczyć manicure.
- Tchórz - roześmiał się Anthony.
Pochrapywanie Nicole brzmiało równie fałszywie, jak przedwyborcze obietnice
Gawaina - seniora.
- Jeśli chcesz, opowiem ci coś więcej o moich fantazjach erotycznych -
powiedział Anthony. Starał się mówić uprzejmie, lecz w jego głosie pobrzmiewały
uwodzicielskie tony.
Nie usłyszał odpowiedzi.
- Śpisz?
Nicole milczała nadal, choć był pewny, że słucha.
- Na początek wybrałem coś specjalnego - ciągnął. - Moje ulubione marzenie.
Nosi tytuł „Herbatka i ulicznica”.
- „Herbatka i ulicznica?” - ze zdumieniem zawołała Nicole. - Nadajesz tytuły
swoim fantazjom? Masz ich tyle, że musisz prowadzić katalog?
- Coś w tym rodzaju. Ty tak nie robisz? - spytał.
- Nie.
- Kłamczucha - stwierdził z udawanym oburzeniem. - Mógłbym w to uwierzyć,
gdybyś była zwykłą dziewczyną, lecz prawdziwa specjalistka od spraw seksu... -
zawiesił znacząco głos.
Nicole ponownie zaczęła pochrapywać.
Anthony, całkowicie nie zrażony jej ostentacyjnym zachowaniem, wsparł głowę
na ręce i zaczął mówić:
- Miałem wziąć udział w festiwalu organizowanym przez radców niewielkiego,
lecz mającego bogatą historię miasteczka. Wynająłem pokój w gospodzie, której
szacowne wnętrze zamierzałem wykorzystać jako tło w głównej części występu.
Przyjechałem dzień wcześniej, a że byłem mocno zmęczony długotrwałą podróżą,
pokojówka zaprowadziła mnie wprost do przytulnego pomieszczenia, gdzie mogłem
odpocząć. Rozpaliła ogień w kominku, przyniosła mi kapcie, a po kilku minutach
pojawiła się z dzbankiem gorącej herbaty i kilkoma kawałkami przepysznego piernika.
Z uśmiechem zgodziła się spełnić kilka moich życzeń...
Przerwał i spojrzał na dziewczynę. Nadal udawała, że śpi.
- Nie zapytasz nawet, o co ją poprosiłem? Starała się z całych sił, aby mnie
zadowolić. Na jej czole pojawiły się perliste krople potu...
Cisza.
- Chcesz, żebym opowiedział ci o szczegółach? Nie ma sprawy. Najpierw
zgromadziła wszystkie niezbędne przybory, łącznie z pierzastą miotełką do ścierania
kurzu. Później postawiła na podłodze miednicę po brzegi wypełnioną ciepłą, mydlaną
wodą i sięgnęła w stronę...
- Wystarczy - przerwała mu nagle Nicole. - Dobrze rozumiem, że mówienie o
tak intymnych sprawach może być dla ciebie krępujące - dodała schrypniętym
głosem.
- Ale ja chcę wyznać ci całą prawdę. Świetnie się bawię. A ty?
Wymamrotała coś niezrozumiałego i naciągnęła kołdrę po same uszy.
- Zdaję sobie sprawę, że możesz to potraktować jako dziwactwo - ciągnął
Anthony - lecz nic nie poradzę. Taki już jestem. Uwielbiam popijać herbatę i
obserwować kobietę zajętą odkurzaniem mebli, myciem okien...
Cisnęła w niego poduszką.
- Śpij już! - warknęła ze złością zmieszaną z rozbawieniem.
Anthony wybuchnął śmiechem.
- Spać? Czy to kolejny z twoich niewinnych eufemizmów? - zapytał z nadzieją w
głosie.
- Nie.
Chwilę później przekonał się, że zasnęła naprawdę. Dlaczego nie wspomniał
ani słowem o książce? Zmarnował doskonałą okazję, by poruszyć ten temat.
Usiłował przekonać sam siebie, iż pokój w motelu nie był najlepszym miejscem
do omawiania planów wydawniczych, lecz w głębi serca wiedział, że to nieprawda.
Przede wszystkim chciał zyskać pewność, że Nicole wyrazi zgodę na propozycję
współpracy.
Za oknami było już zupełnie jasno. Nicole przetarła zaspane oczy. Miała
wrażenie, że ktoś nasypał jej pod powieki całe wiadro piasku.
- Nie należysz do rannych ptaszków - usłyszała głos Anthony'ego. Oparła dłoń
na krawędzi łóżka i syknęła z bólu. Złamała paznokieć.
- Do diabła, masz całkowitą ragę, drogi Holmesie - wycedziła.
Z trudem wciągnęła kowbojskie buty. Była gotowa do wyjazdu. Anthony
zadzwonił na lotnisko i upewnił się, że wszystkie loty zostały wznowione.
Za kilka godzin będę w Los Angeles, pomyślała Nicole. Za kilka godzin wrócę
do domu i nikt, poza mną i Gawainem, nie będzie wiedział, co zaszło dzisiejszej nocy.
Prawdę mówiąc, nie wydarzyło się nic szczególnego. Poczuła lekkie
rozczarowanie. Zaraz, zaraz. Skąd ten smutny nastrój? Przecież to właśnie ona
zachowywała się niczym spłoszona nastolatka.
- Dobrze spałaś? - spytał Anthony. Palcami przeczesał włosy. - Co ci się śniło?
- Um - mruknęła Nicole. We śnie usiłowała podjąć pracę jako asystentka
znanego polityka. Sęk w tym, że owym politykiem był nie kto inny tylko... Anthony
Gawain. Żeby dostać wymarzoną posadę wykonała striptiz na stole konferencyjnym.
Zdjęła z siebie wszystko, z wyjątkiem naszyjnika z pereł.
Gdy skończyła występ, Anthony zdecydowanym ruchem sięgnął po pióro i
podpisał kontrakt. Dobrze, że chociaż należał do właściwej partii.
- Już czas. - Anthony, ten na jawie, spojrzał na zegarek. Miał ragę. Czas, żeby
już poszli i czas, aby przyznała się do mistyfikacji. Aby powiedziała, kim jest
naprawdę..
Postanowiła to zrobić podczas jazdy na lotnisko.
Gdy wyszli przed motel, natychmiast zostali otoczeni przez tłum dziennikarzy.
Zamigotały flesze aparatów fotograficznych. Przed twarzą Anthony'ego pojawiło się
kilkanaście mikrofonów.
Nicole zmrużyła oczy w oślepiającym blasku słońca. Wysoki reporter
przepchnął się przez tłum kolegów i spytał:
- Panie Gawain, co mógłby nam pan powiedzieć na temat tego skandalu?
Skandalu?
Jakiego skandalu? Nicole nie posiadała się ze zdziwienia. Czyżby chodziło o...
Nie! To niemożliwe!
Oczami wyobraźni zobaczyła krzykliwe nagłówki w gazetach i duży artykuł
ozdobiony swoim zdjęciem.
Siostry na pewno wpadłyby w przerażenie. A matka...
Matka nie była najlepszym przykładem. Raczej byłaby zadowolona, że jej córka
nareszcie uwikłała się w jakąś przygodę.
Usłyszała cichy szum pracujących kamer. Zamarła w pół kroku. Nagle zdała
sobie sprawę, że została sfilmowana w chwili, gdy opuszczała podrzędny motel w
towarzystwie czołowego playboya Los Angeles. Właśnie ona: cicha, nieśmiała i
nikomu nie znana Nicole Hart.
Uśmiechnęła się w stronę najbliższego obiektywu.
W tym momencie doznała olśnienia.
Nie było mowy o żadnym skandalu. Przynajmniej nie z jej udziałem. Gawain
mogłby co noc wynajmować pokój w tym motelu, nie budząc najmniejszego zainte-
resowania prasy. Był przecież kawalerem i...
Zaraz... na pewno jest kawalerem? Uświadomiła sobie, że w gruncie rzeczy
niewiele wie o prywatnym życiu Anthony'ego.
O co chodziło reporterom? Gawain otoczył ją mocno ramieniem i zaczął
torować sobie drogę w stronę parkingu.
- Nie słyszałem o żadnym skandalu - stwierdził stanowczo, lecz dziennikarze
najwyraźniej nie zamierzali zrezygnować.
- Chodzi o pańskiego kuzyna, senatora - zawołała kobieta o blond włosach.
Anthony zaklął pod nosem.
Nicole doskonale rozumiała jego zdenerwowanie. Polityczna działalność
Gawainów wciąż dostarczała pożywki mass mediom, a redaktorzy gazet z uwagą
obserwowali prywatne życie pozostałych członków rodziny. Skandal oznaczał złe
wieści.
- Nic o tym nie słyszałem - powtórzył Anthony.
- Nie mam nic do powiedzenia na ten temat.
Samochód już czekał. Nicole otworzyła drzwiczki i wsunęła się na tylne
siedzenie.
- Jestem w stanie zrozumieć pańską nieświadomość... - Młody reporter
mrugnął porozumiewawczo. Anthony obrzucił go ponurym spojrzeniem.
- Pewna dziennikarka utrzymuje, że pański kuzyn jest ojcem jej dziecka -
zawołał z tłumu inny mężczyzna. W jego głosie brzmiała źle ukrywana satysfakcja.
- Moim zdaniem to nieprawda - odparł Anthony.
- Nikt z mojej rodziny nie bratał się z wrogiem.
Wśród dziennikarzy otaczających limuzynę odezwały się głośne okrzyki
protestu. Nicole z bladym uśmiechem spoglądała przez okno. Anthony wsiadł do
samochodu i kazał kierowcy jechać prosto na lotnisko.
„Cicha” wizyta w motelu przestała być tajemnicą, pomyślała dziewczyna. I jak
tu teraz powiedzieć, że jest scenarzystką piszącą, jak dotąd, do szuflady?
Promienie zachodzącego słońca rzucały rudy blask na sylwetkę mężczyzny
biegnącego po plaży. Anthony odgarnął z czoła pukiel długich włosów i miarowym
krokiem dobrze wytrenowanego sportowca skierował się w stronę domu.
Mimo wysiłków nie zdołał zapomnieć o wydarzeniach związanych z podróżą i
noclegiem w Dallas. Niewiele brakowało, a spotkanie z Nicole zakończyłoby się
całkowitym fiaskiem. Uśmiechnął się. Pod stopami czuł ciepły dotyk rozgrzanego
piasku. Gdzieś w górze usłyszał trzepot skrzydeł, uniósł głowę i zobaczył jastrzębia
walczącego z bryzą ciągnącą od oceanu. Przez chwilę obserwował zmagania ptaka, po
czym znów pogrążył się w niewesołych myślach.
Z obiektywnego punktu widzenia zdarzenia minionej nocy nie pozbawione były
akcentów humorystycznych, choć Anthony'emu wcale nie było do śmiechu. Lubił
postępować według ułożonego programu i wpadał w złość, gdy nieprzewidziane
okoliczności zmuszały go do rezygnacji bądź zmiany planów.
Od najmłodszych lat wpajano mu przekonanie, że powinien zostać politykiem,
jak wszyscy mężczyźni z szeroko rozgałęzionego klanu Gawainów. Pędził beztroski
żywot otoczony luksusem, choć już dość wcześnie doszedł do wniosku, że by osiągnąć
sukces, należy do minimum zmniejszyć element ryzyka. Wyszkolona gwardia
doradców kierowała jego postępowaniem, nauką, a nawet doborem przyjaciół. Przez
długi okres pozwalał, by traktowano go jak bezwolną kukłę. Chciał w oczach ojca
zasłużyć na miano dobrego i kochającego syna.
Aż nadszedł dzień, gdy okazało się, że wszystko, w co wierzył, jest wierutnym
kłamstwem. Gdy usłyszał przypadkowo z ust własnej matki, że jest synem kogoś
innego. W tym dniu zniknął dawny, wymuskany Anthony Gawain. Narodził się
buntownik.
Nie zdradził Gawainowi seniorowi swej tajemnicy, lecz doszedł do wniosku, że
nie musi dbać o zachowanie tradycji rodu. Polityczne „dziedzictwo” było czystą fikcją.
Całym zachowaniem podkreślał swą odrębność i niezależność.
Nosił czarną skórzaną kurtkę, był wyrzucany z renomowanych uczelni i
uniwersytetów, otaczał się kręgiem przedziwnie wyglądających przyjaciół. Gawain
senior znosił to z coraz mniejszą cierpliwością, aż w końcu machnął ręką i zaczął
szukać następcy wśród innych członków rodziny. Swe oczekiwania i nadzieje
przeniósł na młodszego syna.
Anthony, uważany przez wszystkich za „czarną owcę”, nie przejmował się tą
opinią i dalej postępował według własnego widzimisię. Jednak z czasem rola
wiecznego buntownika poczęła blednąc i sprawiała mu coraz mniejszą satysfakcję.
Czuł się po prostu znudzony. Przyszło mu do głowy, że zamiast być przeciw wszystkim
i wszystkiemu, powinien znaleźć jakiś cel, z którym mógłby się identyfikować.
Wydanie książki stanowiłoby wyśmienity punkt wyjścia do nowego etapu
kariery.
Jedyną przeszkodę stanowiła Nicole Hart. Może nie tyle przeszkodę, ile
niewiadomą. Anthony miał niejasne przeczucie, że będzie się musiał sporo natrudzić,
by doprowadzić do kolejnego spotkania. Tym razem postanowił grać w otwarte karty i
poprosić ją o pomoc w przygotowaniu publikacji. Zresztą, nie miał wielkiego wyboru:
wydawnictwo postawiło warunek, że nazwisko panny Hart musi pojawić się na
okładce.
W głębi serca jednak przyznawał, że chciał ponownie zobaczyć Nicole z całkiem
innego powodu. W czasie wycieczki do Dallas odkrył nowe, nie znane mu oblicze
ponętnej terapeutki. Był zafascynowany jej delikatnością i... nieśmiałością.
ROZDZIAŁ 6
„Los Angeles Times”
Wiadomości ze świata rozrywki
Jak widać na zdjęciu, Anthony Gawain i Nicole Hart nie ograniczyli swych
kontaktów do krótkiej (choć gorącej) szermierki słownej w trakcie programu. Nie
wiemy jednak, czy spotkanie w Dallas miało charakter prywatny, czy pan Gawain
chciał skorzystać z profesjonalnej porady seksownej terapeutki. Na odpowiedź
przyjdzie nam pewnie poczekać do następnej emisji programu „The Anthony Gawain
Show”.
- Domyślam się, że powiedziała „tak” - odezwał się Mark Bates. Artykuł w
gazecie był ozdobiony dużą fotografią przedstawiającą Anthony'ego i Nicole przed
wejściem do motelu.
Gawain siedział bez ruchu z wzrokiem utkwionym w podłodze. Na dźwięk słów
Marka drgnął, wyrwany z zamyślenia, i podniósł głowę.
- Co mówiłeś?
Mark wręczył mu gazetę.
- Nie miałem okazji porozmawiać z panną Hart na temat oferty wydawnictwa -
powiedział Anthony, spoglądając na zdjęcie. Z kwaśnym uśmiechem przeczytał treść
krótkiego artykułu. „Czy pan Gawain chciał skorzystać z profesjonalnej porady
seksownej terapeutki?” Dobra robota. Wiedział, że już wkrótce zaroi się od plotek na
jego temat.
Rodzina Gawainów znów trafi na pierwsze strony gazet. Kuzyn uwikłany w
proces o ustalenie ojcostwa, Anthony przeżywający domniemane kłopoty z potencją...
Już widział surową twarz ojca zwołującego cały klan na zebranie „za zamkniętymi
drzwiami”, aby ustalić jednolitą taktykę wobec prasy. Anthony miał wystarczająco złą
opinię i niewiele mu mogło zaszkodzić, lecz kuzyn był w znacznie gorszej sytuacji.
Żonaty senator ojcem dziecka dziennikarki? To mogło wróżyć nawet koniec kariery.
- „Panną Hart?” - drwiącym tonem powtórzył Mark Bates. - Spędziłeś z nią noc
w motelu i nadal tytułujesz ją „panną Hart”? Najlepszy dowód, że mimo pozorów w
głębi duszy zachowałeś poglądy i styl postępowania stuprocentowego dziedzica
dynastii Gawainów. Co to znaczy: „nie miałem okazji porozmawiać na temat oferty
wydawnictwa?” Czym byłeś zajęty? - Mark skończył jeść omlet i odsunął pusty talerz. -
Szczegóły - stwierdził sucho. - Chcę znać szczegóły.
Anthony pociągnął solidny łyk gorącej kawy. Uśmiechnął się do siebie.
- Rozmawialiśmy - odparł, prostując się na krześle.
- Rozmawialiście? Gawain skinął głową.
- W takim razie mogę dziękować opatrzności, że nie chciałeś, abym ci
towarzyszył - stwierdził Mark.
- W przeciwieństwie do ciebie spędziłem szampański wieczór. Wybrałem się do
nowo otwartego klubu o nazwie „Miss 01ivia's Finishing School” i wiesz, co tam
znalazłem? Grupę pięknych, znakomitych dziewcząt tańczących w rytm nastrojowej
muzyki. Lokal ma klasę, nawet portier nosi białe rękawiczki.
Gawain milczał, lecz Bates nie zwracał uwagi na jego zachowanie.
- W przyległym pomieszczeniu mają niewielką salkę konferencyjną z centralą
telefoniczną i faksem - mówił dalej. - Słyszałem też, że dziewczęta dostają sute
napiwki. Każda z nich mogłaby kupić niejednego z gości odwiedzających przybytek
panny 01ivii.
- Jak nazywa się to miejsce? - z roztargnieniem spytał Anthony. Ze stojącej w
rogu restauracji nieco staroświeckiej szafy grającej popłynęły dźwięki rzewnej
melodii.
- Już ci mówiłem. Nie słuchałeś? „Miss 01ivia's Finishing School”. Jeśli
zechcesz, możemy wybrać się tam razem - zaproponował Mark. - Dziewczęta są
niesłychanie uprzejme wobec gości i naprawdę zachowują się niczym panienki z
ekskluzywnej pensji. Nie ma mowy o seksie. Spokój, miła atmosfera i nastrój dobrej
zabawy.
- Brzmi to całkiem interesująco - stwierdził Anthony. Z namysłem potarł
podbródek.
Mark rzucił w stronę swego rozmówcy zdziwione spojrzenie. Nigdy dotąd nie
planowali wspólnych wypadów „na dziewczynki”.
- Naprawdę masz ochotę tam się wybrać?
- Tak, choć w trochę innym charakterze. Chcę zebrać materiał do kolejnego
programu.
- Mówisz serio? Anthony skinął głową.
- Interesuje mnie, jaki jest wpływ klubów typu „Miss 01ivia's Finishing School”
na edukację seksualną. Zauważyłem, że w ostatnich latach powstało wiele miejsc,
gdzie mężczyźni mogą w przeróżny sposób zaspokajać swe marzenia i fantazje
erotyczne. W Dallas jest tak zwany „Cabaret Royale”, zajmujący całą posiadłość z
przyległym parkiem...
- Jeśli poważnie myślisz o przygotowaniach do programu, mogę już jutro zająć
się organizacją. Wiesz, kilka wywiadów z dziewczętami...
Gawain pominął milczeniem propozycję Marka. Spokojnie dopił kawę, po czym
powiedział:
- Chciałbym poznać opinię kilku kobiet w tej sprawie. Co naprawdę myślą o
bywalcach klubu... Czy są nimi zainteresowane, i tak dalej...
- Możemy iść za ciosem i stworzyć cykl programów pod wspólnym tytułem
„Czego oczekują mężczyźni?” - podsunął Mark.
- Niezły pomysł - zgodził się Anthony. - Spróbuj nad nim popracować.
- Smakowało panom? - spytała młoda kelnerka. Położyła rachunek na gazecie,
po czym zniknęła na zapleczu.
- Słuchałeś porannych wiadomości? - spytał Mark.
- Nie - mruknął niechętnie Anthony.
Mark uśmiechnął się w duchu. Z najnowszych doniesień wynikało, że skandal
w rodzinie Gawainów był już zażegnany. Dziennikarka, nie podając bliższych
powodów swej decyzji, wycofała pozew.
Mark ponownie zerknął na fotografię, na której Anthony opiekuńczym gestem
obejmował kibić Nicole.
- Kiedy masz zamiar z nią porozmawiać? - spytał. - Twój agent wciąż dzwoni i
domaga się podjęcia decyzji.
- Czekam na właściwą chwilę. Jak wiesz, panna Hart potrafi być bardzo uparta.
Jeśli dojdzie do wniosku, że nie jest zainteresowana tym pomysłem, trudno będzie ją
przekonać, aby zmieniła zdanie.
- Nie wierzę, by odrzuciła ofertę napisania książki.
- Mark pokręcił głową. Źle zrozumiał słowa Gawaina.
- Chodzi mi o coś innego - wyjaśnił Anthony.
- Obawiam się, że może nie zaakceptować osoby współautora. Naprawdę nie
zauważyłeś, iż podczas programu ze wszystkich sił usiłowała mi dokuczyć? Powinna
poznać mnie nieco bliżej, przekonać się, kim naprawdę jestem.
- Czy po kilku randkach zdecydujesz się przejść do właściwego tematu?
- To nie są „randki” - obruszył się Anthony.
- Spotykamy się, i tyle.
Wstał, zabrał ze stołu rachunek i gazetę, mruknął „do widzenia” i ruszył w
kierunku wyjścia. Na krótką chwilę przystanął przy kasie. Zawsze płacił gotówką, nie
lubił kart kredytowych, używanych powszechnie. Był zbyt niecierpliwy. Niestety,
pomyślał kwaśno, dalsze rozmowy z panną Hart wymagały dużej dozy cierpliwości.
W drodze na parking rozmyślał, co zrobić, by kolejne spotkanie nie zakończyło
się całkowitą klapą.
Miał zaproszenie na garden party organizowane w dawnej posiadłości jednego
z „królów Hollywoodu”, Jacka Warnera, obecnie zajmowanej przez potentata
przemysłu fonograficznego, Davida Geffena. Miła odmiana po obskurnym pokoju
motelowym w Dallas.
Po namyśle doszedł jednak do wniosku, że pomysł z przyjęciem nie należał
najszczęśliwszych. Nie, do Nicole należało trafić inną drogą.
Spotkanie pod zegarem w Biltmore i krótka wycieczka do Muzeum Sztuki
Nowoczesnej? Zbyt pretensjonalne. A może raczej...
Uniósł głowę na dźwięk klaksonu. Blondynka w zielonym jaguarze XJS wesoło
pomachała w jego stronę. Anthony westchnął ciężko. To także była cena popularności.
Nie potrafił przywyknąć, że całkiem obce osoby traktują go jak dobrego znajomego.
Uprzejmie skinął głową, po czym zajął miejsce za kierownicą dżipa.
Nim włączył zapłon, zerknął jeszcze raz na gazetę leżącą na sąsiednim
siedzeniu. Jego uwagę przyciągnęło ogłoszenie zapowiadające występ w „Celebrity
Theater” popularnego komika młodego pokolenia, Jeny'ego Seinfelda. Programy
Seinfelda cieszyły się dużą popularnością, gdyż w swobodnej, humorystycznej formie
wiele mówiły o kontaktach międzyludzkich.
Anthony sięgnął po telefon. Nim wyjechał na główną ulicę, miał już gotową
rezerwację. Pośpiesznie wystukał numer do Nicole.
Nikki siedziała na kanapie, uderzając długopisem w pusty arkusz papieru. Po
kilku minutach zmieniła pozycję, lecz w dalszym ciągu nie przychodziło jej do głowy
nic sensownego. Wstała, podeszła do lodówki i przez chwilę zastanawiała się, czy
naprawdę jest głodna. Uznała, że jednak nie, więc przeciągnęła się lekko, po czym
wróciła do salonu i ponownie usiadła nad kartką.
Praca nad scenariuszem wciąż tkwiła w martwym punkcie.
Nicole zmęczonym ruchem przetarła czoło. Pół dnia spędziła na planie
filmowym. Statystowała w roli kobiety przechodzącej przez skrzyżowanie.
Włączyła telewizor. Wolnymi krokami okrążyła pokój, odwróciła się, przyłożyła
dłonie do policzków, westchnęła i spojrzała na ekran. Pokręciła głową i wyłączyła
odbiornik.
Zabrzęczał dzwonek telefonu.
Nicole podbiegła do aparatu. Nareszcie znalazła pretekst, by nie myśleć o
pracy.
- Anthony? - powiedziała z zaskoczeniem.
- Chciałem cię przeprosić za nieudany wieczór - odezwał się mężczyzna.
Przeprosić? Dlaczego? Do tej pory była święcie przekonana, że wszystko poszło
po jego myśli. Prawdę powiedziawszy, nie potrafiła skupić się nad scenariuszem, gdyż
wciąż wspominała krótki pobyt w Dallas. Chociaż obawiała się rozmowy z Gawainem,
miała cichą nadzieję na powtórne spotkanie.
- Mógłbym wpaść do twojego biura - powiedział Anthony.
Jej biura? Och, nie! To niemożliwe! Nie miała biura. Nie praktykowała. Nie
była terapeutką.
- Nicole? Jesteś tam?
- Tak. Tak, oczywiście - rzuciła do słuchawki.
- Co myślisz o mojej propozycji? Propozycji? Chwileczkę. Zajęta własnymi
myślami nie słyszała, o czym mówił.
- Ja... to znaczy...
- Jeśli nie przepadasz za Seinfeldem, możemy iść gdzieś indziej. Czasem bywa
naprawdę zabawny.
- Seinfeld? O, tak... bardzo go lubię.
- Zatem mogę uważać, że jesteśmy umówieni?
Nie. Rozsądek podpowiadał jej, że powinna odmówić, lecz nie potrafiła. Poza
tym, Gawainowi należało się jakieś wyjaśnienie. Nie mogła przecież wciąż go
oszukiwać.
- Nicole?
- Tak. Bardzo się cieszę. Będę czekać w domu - powiedziała jednym tchem.
Odwiesiła słuchawkę i mocno zacisnęła powieki. Była podekscytowana... i
śmiertelnie przerażona.
Dlaczego się zgodziła?
Tym razem nawet Rafe był niewinny.
Wmawiała sobie, że postąpiła zgodnie z głosem sumienia. Że chciała się
spotkać z Gawainem tylko po to, by zrzucić z siebie brzemię kłamstwa. Lot do Dallas i
bilety na koncert Brooksa kosztowały go niemało pieniędzy...
Dlaczego to robił?
Wciąż nie była pewna jego intencji. Nie potrafiła określić, czy zainteresowanie,
jakie jej okazywał, wynikało z chęci podreperowania naruszonej reputacji „wiecznego
buntownika”, czy z innych, bardziej osobistych przyczyn.
Co gorsza, w ich wzajemnych kontaktach wciąż przewijał się temat seksu. Boże,
jak dała się wciągnąć w tę historię?
Życie z wolna zaczynało przypominać scenariusz, nad którym pracowała.
Przycupnęła na brzegu kanapy i spojrzała na pustą kartkę.
Niestety, nie mogła przelać swych myśli na papier. Zbyt dużo było w nich
szelestu czarnej satyny, przyspieszonych oddechów, widoku silnych męskich dłoni
pieszczących jej nagie ciało... i jęków uniesienia.
Jak to się stało, że całkiem niewinna noc w motelu zmieniła rozsądną i
opanowaną dziewczynę w egzaltowaną licealistkę, wzdychającą do ekranowego idola?
Z niesmakiem odrzuciła długopis i zaczęła przetrząsać torebkę w poszukiwaniu
kupionej rano paczki drażetek. Kiedyś przeczytała, że czekolada jest znakomitym
remedium na stres.
- O czym myślisz? - spytał Anthony.
Przysunął się bliżej i obrzucił spojrzeniem profil dziewczyny oblany delikatną
księżycową poświatą.
Występ Seinfelda przeistoczył się w wyśmienitą zabawę z udziałem
publiczności. Aktor obrazowo przedstawiał różnicę w reakcji kobiet i mężczyzn na
określone sytuacje. Wiele celnych dowcipów pochodziło „wprost z życia”.
Po skończonym występie poszli na skromną, Jęcz pożywną kolację. Odwiedzili
bar sieci „In - N - Ou$” i zamówili dwa duże cheeseburgery.
Anthony zaproponował, by pojechali do Malibu i przeszli się brzegiem oceanu.
Nicole uznała to za dobry pomysł. Doszła do przekonania, że musi zyskać nieco czasu,
nim zbierze się na odwagę i wyzna, kim jest naprawdę.
Niestety, złośliwy los uparcie krzyżował jej plany. Gawain podciągnął rękawy
marynarki, rozluźnił krawat i zrolował nogawki spodni. Nakłonił dziewczynę, by
zdjęła buty i boso weszła do wody. Chłodne fale obmywały im stopy.
Wiatr wiejący w stronę lądu targał puszyste włosy Nicole. Powróciły marzenia o
nocy spędzonej w ramionach idącego obok mężczyzny. Słony zapach morza i
delikatny szum wody potęgowały urok chwili.
- Ja... hm... wspominałam naszą wyprawę do Dallas - powiedziała niezbyt
pewnym głosem.
- O, tak. To była prawdziwa klęska. Mam nadzieję, że zdołałaś mi już wybaczyć.
- No... Na mgłę nic nie można poradzić... - odparła. Słowa przychodziły jej z
dużym trudem. Czuła w głowie zamęt. Muskularna sylwetka Gawaina odcinała się na
tle gwiaździstego nieba. Dotyk męskich palców parzył dłoń dziewczyny. Z całej postaci
Anthony'ego emanowała niezwykła siła, zabarwiona głębokim uczuciem. Nicole
przypomniała sobie zmysłową scenę z filmu Freda Zinnemana i parę kochanków
splecionych w miłosnym uścisku na piaszczystej plaży...
- Mogę cię zapewnić, że wbrew obiegowym poglądom nie leży w moim
zwyczaju zapraszanie kobiet do motelu, pod którym czyha tłum żądnych sensacji
dziennikarzy.
Złożył lekki pocałunek na jej ustach.
- Przynajmniej podczas pierwszej randki - dodał.
- Naprawdę? - spytała szeptem Nicole. Bezskutecznie usiłowała opanować
drżenie głosu. - A podczas której?
- Nie stosuję utartych reguł - odparł Anthony. Musnął wargami jej ucho. -
Wszystko zależy od kobiety.
Przyłożył palec do jej policzka.
- Czy mogę cię o coś zapytać? Skinęła głową.
- Nie znam twoich zasad postępowania, ale... - przerwał. - Czy lubisz się
całować?
- To zależy od mężczyzny - odparła bez chwili zastanowienia.
- Chyba znaleźliśmy właściwy temat. - Zbliżył usta do jej twarzy.
Nicole rozchyliła wargi. Sen stał się rzeczywistością. Chciwie chłonęła smak
pocałunku. Gawain nie miał w sobie nic z wymuskanego księcia z baśni o Kopciuszku.
Był twardym, nieco szorstkim rycerzem, zahartowanym w bojach przeciw całemu
światu. Wsunął dłonie we włosy dziewczyny. Przez chwilę trwali bez ruchu.
Nicole usiłowała zachować resztkę rozsądku. Złamała czar rzucony przez
Gawaina i uwolniła się z jego objęć.
- Nie. To nie tak. Nawet cię nie znam. Anthony złożył delikatny pocałunek na
jej dłoni.
- Mam pomysł, w jaki sposób możemy poznać się bliżej.
Nicole zachichotała nerwowo.
- Nie wątpię - powiedziała.
- Mówię zupełnie poważnie. Chcę cię prosić o pomoc. Mam zamiar napisać
książkę.
- Książkę?
Ze zdumieniem zamrugała powiekami.
- Jaką książkę? - spytała podejrzliwie i cofnęła rękę.
- Zbiór przemyśleń pod roboczym tytułem: „Czego naprawdę oczekują
kobiety?”.
- Och!
- Skorzystam z doświadczeń zdobytych podczas programu, lecz chciałbym
także zasięgnąć fachowej opinii terapeutki.
Pocałował ją w czubek nosa.
Nadeszła właściwa chwila, by poznał całą prawdę.
Nagle spłynęło na nią olśnienie. Gawain wcale nie szukał jej towarzystwa.
Potrzebował jedynie kogoś, kto mógłby uwierzytelnić jego pisarskie ambicje. Zamiast
od razu przejść do sedna sprawy, wolał kluczyć, czarować, mamić. Niewiele
brakowało, a zdołałby ją usidlić.
Nie, stanowczo pomyślała Nicole. Jeszcze nie pora na zwierzenia. Niech nadal
uważa, że ma do czynienia z terapeutką. To mu dobrze zrobi.
- Myślę, że najwyższy czas, bym wróciła do domu - powiedziała. - Odwieziesz
mnie?
Gwałtownie ruszyła przez plażę. Zniknął gdzieś romantyczny urok wieczoru,
choć fale oceanu nadal połyskiwały w srebrzystym blasku księżyca.
Anthony po kilku krokach dogonił odchodzącą dziewczynę.
- Nicole, zaczekaj - zawołał, chwytając ją za rękę.
- Rozumiem, że nie chcesz mi pomóc w pracy nad książką.
- Mylisz się. Uważam to za znakomity pomysł. Ze zdumieniem słuchała
własnych słów. Miała jedynie nadzieję, że nie przyjdzie jej zbyt szybko odpokutować
za to kłamstwo.
Rafe zjawił się następnego ranka, żeby pokazać jej projekty kostiumów
przygotowanych na zlecenie miejskiego teatru. Przy okazji przyniósł kilka listów.
- No i co? - spytał.
Włączył telewizor i usiadł na kanapie.
- Prowadzisz bogatą korespondencję - zauważył. Nicole spojrzała na trzymane
w dłoni koperty.
- Rachunek od Nordstroma, biuletyn Towarzystwa Literackiego i pocztówka od
matki - wyliczyła głośno.
Przebiegła wzrokiem pismo.
- Kowboj mamy zdobył pierwsze miejsce w ujeżdżaniu mustangów.
- Jak prysznic? - spytał Rafe. - Działa?
Na ekranie telewizora ukazała się czołówka serialu „The Bold and the
Beautiful”. Był to ulubiony film Contraresa, ponieważ główny wątek rozgrywał się w
świecie mody.
- Bez zarzutu - odpowiedziała Nicole. - Udowodniłeś, że jesteś znakomitym
hydraulikiem.
Usiadła obok.
- Brooke jest w ciąży - poinformował ją Rafe. Miał na myśli bohaterkę serialu. -
Jak myślisz, kto może być ojcem? Erie czy Ridge?
Ridge Forrester nieco przypominał Gawaina. Zdaniem Nicole, nie nadawał się
na głowę rodziny.
- Erie - odpowiedziała z przekonaniem.
- W najbliższej przyszłości czeka ją wyjazd do Paryża. Będzie asystować przy
projektowaniu nowej kolekcji - mówił Rafe. - Praca z Forresterem może pogłębić ich
związek.
Nicole zastanowiła się nad jego słowami. W najbliższą niedzielę miała się
spotkać z Gawainem, by podczas pikniku na plaży przedyskutować plan pracy nad
książką. Czy w takim przypadku również należało oczekiwać „pogłębienia związku?”
Podczas przerwy na reklamy Rafe oderwał wzrok od ekranu i spojrzał na
siedzącą obok dziewczynę.
- Ostatni raz widzieliśmy się w przeddzień twojej wycieczki do Teksasu.
Opowiadaj, co było dalej.
- Skąd wiesz? - Zrobiła podejrzliwą minę. - Zataiłeś przede mną, że koncert jest
w Dallas, prawda? Przez cały czas świetnie się bawiłeś.
- Nic nie wiedziałem. Zacisnęła pięści.
- Naprawdę. Domyśliłem się, co zaszło, gdy zobaczyłem wasze zdjęcie w „Los
Angeles Times”.
- Nie przypominaj mi o tym - jęknęła Nicole. Sięgnęła po teczkę z projektami.
- Który kostium sprawia ci najwięcej kłopotu? - spytała.
- Ten - odparł Rafe. Wskazał na jeden z rysunków. - Co myślisz o proporcjach?
Dziewczyna przez chwilę przyglądała się szkicowi.
- Według mnie wszystko jest w najlepszym porządku. Do czego masz
zastrzeżenia?
- Do niczego. Obawiam się, że aktorka, która ma go nosić... Wiesz, jakie są
gwiazdy. Lubią kaprysić.
- Nie widzę najmniejszego powodu, by mogła go odrzucić.
Wsunęła rysunek do teczki. Właśnie skończyły się reklamy. Resztę filmu
obejrzeli w milczeniu.
Gdy odcinek dobiegł końca, Rafe wyłączył telewizor i wygodniej usadowił się na
kanapie.
- A teraz opowiedz mi o wszystkim. Ze szczegółami. Jak wam poszło w Dallas?
- Rafe!
- Uległaś Gawainowi? - Contreras uwielbiał smakowite plotki. Bez żenady
opowiadał Nicole o własnych podbojach. Zdążyła się już do tego przyzwyczaić.
- Nie - odpowiedziała krótko.
- Oczywiście - potwierdził znaczącym tonem.
- Możesz mi wierzyć! - zawołała. - Anthony jest... po prostu... znajomym. Może
przyjacielem.
- Oczywiście - powtórzył Rafe. - Usiłujesz mi wmówić, że facet wydał kupę forsy
na bilety, lot samolotem i wynajętą limuzynę wyłącznie po to, byście mogli się
zaprzyjaźnić. A teraz gdzieś siedzi i gryzie palce.
- Rafe, bądź rozsądny. Nie jestem w jego typie.
- Nawet się nie rozebrał?
- No... W pewnym sensie...
- Wreszcie coś konkretnego.
- Nieprawda. Nic z tych rzeczy. Ja się nie rozebrałam. Spaliśmy w jednym
łóżku, lecz z dala od siebie. Mgła uniemożliwiła nam powrót do Los Angeles. To
wszystko.
- Skoro tak twierdzisz - mruknął z kpiącym uśmiechem. - Kiedy następne
spotkanie?
- W niedzielę.
- Co zaplanowaliście tym razem? Rejs jachtem czy może wycieczkę balonem?
- Coś o wiele prostszego. Piknik na plaży.
- Pomysł całkowicie wyprany z romantyzmu - powiedział z przekorą.
- Rafe!
- Słucham? - Zrobił niewinną minę.
- Przestań mi dokuczać.
- Uważasz, że moje uwagi mogą zniszczyć niewinną przyjaźń?
- To jest niewinna przyjaźń - powiedziała stanowczo. - Anthony poprosił mnie
o pomoc w prący nad książką. Wyraziłam zgodę. Ot, cała tajemnica.
- Dowiedział się, że piszesz scenariusz? Nicole pokręciła głową.
- Nie?
- Nie. Książka ma być rozwinięciem tematu poruszonego w programie, w
którym występowałam, i mówić o współczesnych kobietach.
- Więc w dalszym ciągu grasz rolę terapeutki? - Na smagłej twarzy Contrerasa
pojawił się szeroki uśmiech.
- Coś w tym rodzaju.
- Szalona z ciebie dziewczyna - z uznaniem stwierdził Rafe. - Naprawdę
szalona.
Nicole potrząsnęła głową. Wyraz zachwytu w oczach młodego mężczyzny
świadczył, że naprawdę wplątała się w niezłe kłopoty.
Nicole westchnęła ciężko. Niełatwo było jej ubrać myśli w odpowiednie słowa.
- Dobrze, spróbuję - powiedziała po chwili. - Współczesne kobiety wiedzą, że
prawdziwy mężczyzna to ten, któremu mogą zaufać i który nie zniknie z ich życia pod
byle jakim pretekstem. Tak zwane męskie przywileje utraciły rację bytu w dzisiejszym
świecie.
- A mówiąc normalnym językiem? - nie ustępował Gawain.
Nicole zdawała sobie sprawę, że powinna choć na krótko zapomnieć o
własnych doświadczeniach. O ojcu, który porzucił rodzinę, o matce bezskutecznie
poszukującej szczęścia... Zbyt ciężko przychodziło jej tłumić żal nagromadzony całymi
latami. Wzięła głęboki oddech.
- Prawdziwy mężczyzna nie mówi „ tak”, gdy myśli „nie” - oświadczyła.
- Rozumiem... - z namysłem odparł Anthony. Spojrzał w notatnik. - Co myślisz
o mężczyznach obdarzonych zniewalającym urokiem?
- Nie bardzo wiem, o co ci chodzi - odpowiedziała. Usiłowała zapanować nad
drżeniem głosu. Do diabła, przecież prawdziwa terapeutka nie może się czerwienić
przy takich pytaniach! Nawet jeśli są zadawane przez mężczyznę obdarzonego
zniewalającym urokiem.
Anthony zmiął w dłoni papierowy kubek, po czym precyzyjnym rzutem
umieścił go w koszu oddalonym o kilka metrów.
- Jest wielu mężczyzn posiadających przymioty podnoszące ich wartość w
oczach kobiet - wyjaśnił. - Inteligencja, pomysłowość... Bóg wie, co jeszcze. Uroda nie
jest najważniejsza.
Nicole spojrzała na niego z niechęcią. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego kobiety
są oceniane wyłącznie na podstawie wyglądu, zaś o wartości mężczyzny mogą
decydować całkiem inne względy.
Określenie „zmysłowa” lub „pełna seksu” było stosowane tylko wówczas, gdy
kobieta miała nienaganną sylwetkę i odpowiadała wszelkim kryteriom urody.
Mężczyzna mógł być gruby lub chudy, fajtłapowaty lub okrutny, lecz jeśli miał talent,
pieniądze lub władzę, to bez ograniczeń korzystał z uroków życia. Gdy miał te
wszystkie trzy atuty, stawał się równy bogom.
- To tylko życzenia, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością -
powiedziała uszczypliwym tonem.
- Naprawdę tak sądzisz? - zdziwił się Anthony. Oparł się wygodniej na łokciu. -
Więc w jaki sposób mi wytłumaczysz, że bardzo często można zobaczyć piękną kobietę
u boku niezbyt urodziwego mężczyzny?
Nicole usiłowała odnaleźć w zakamarkach pamięci wszystko, co kiedyś
przeczytała bądź usłyszała na ten temat. Wróciła myślami do dyskusji w studiu
telewizyjnym.
- Wyjaśnienie jest proste - powiedziała po chwili. - Jeśli kobieta czuje się
niezbyt pewnie, instynktownie szuka kogoś, kto mógłby jej zapewnić bezpieczeństwo i
stabilizację. Aby zatuszować prawdziwe powody swego postępowania, wybiera mniej
atrakcyjnego mężczyznę, który jest tak uszczęśliwiony, że nie zadaje kłopotliwych
pytań.
- Uf... - westchnął Gawain. - Nie masz o nas zbyt wysokiego mniemania.
- Co z następnym punktem? - spytała Nicole. Była zadowolona, że tak łatwo
poradziła sobie z odpowiedzią.
- Dobrnęliśmy niemal do końca - oświadczył. - Przynajmniej na razie. Jestem
tylko ciekaw, dlaczego większość kobiet nie lubi futbolu.
- Tak zwane męskie sporty mają wyraźny związek z hormonami. Zauważ, że
większość meczy rozgrywana jest wczesną jesienią, gdy poziom testosteronu osiąga
najwyższą wartość. - Nie mogła sobie przypomnieć, skąd zaczerpnęła tę informację,
lecz Gawain ze zrozumieniem pokiwał głową i z trzaskiem zamknął notes.
- To by było tyle - powiedział.
- Naprawdę?
- Daj spokój, Nikki. Oboje doskonale zdajemy sobie sprawę, że w ten sposób
nie dojdziemy do niczego. Dlaczego wciąż widzisz we mnie przeciwnika? Spróbuj się
nieco odprężyć, spróbuj pomyśleć, że wspólnie pracujemy nad książką.
- Skąd wziąłeś pomysł, by zacząć pisać?
- Nasza dyskusja podczas programu wywołała szeroki oddźwięk wśród
telewidzów. Dyrektorzy jednego z wydawnictw doszli do wniosku, że warto iść za
ciosem i rozszerzyć ogólną wiedzę na ten temat. Jest wiele pytań, które, jak dotąd,
pozostają bez jednoznacznej odpowiedzi.
Przez dłuższą chwilę Nicole w zamyśleniu pocierała dłońmi o uda. Gdy zaczęła
mówić, jej słowa nie miały w sobie nic z beznamiętnej wypowiedzi eksperta.
Przeciwnie, płynęły prosto z serca.
- Moim zdaniem, każda kobieta po prostu pragnie być kochana.
- Co przez to rozumiesz? - z zainteresowaniem spytał Anthony.
- Kochana w pełnym znaczeniu tego słowa. Kochana przez kogoś, kto umiałby
zaspokoić jej potrzeby emocjonalne i fizyczne. Mówiąc najprościej, oczekuje
szacunku. Szacunku wobec siebie i swoich problemów.
Mówiła z coraz większym zapałem.
- Stosunki męsko - damskie nie mogą zależeć wyłącznie od humorów jednej
strony. Powinny być oparte na wzajemnym zrozumieniu i szczerości. Mężczyźni zbyt
często unikają mówienia prawdy, a kobiety nie lubią być okłamywane. Niestety,
uczciwy mężczyzna to prawdziwa rzadkość w dzisiejszym świecie - dokończyła z
goryczą.
- Już dawno zauważyłem, że usiłujesz zerwać z tradycyjnym wizerunkiem
kobiety - wtrącił Gawain. Chciał skierować rozmowę na nieco inny temat.
- Masz rację. Myślę, że większość z nas czuje się zmęczona ciągłymi
pouczeniami. Od dziecka słyszymy, że tylko uległa, cicha i troskliwa kobieta może
liczyć na akceptację ze strony mężczyzn. Spójrz na „porady sercowe” w rozmaitych
czasopismach! - zawołała. - „Jeśli czujesz, że twój chłopak obojętnieje, pozwól mu
wygrać partię tenisa!” Dlaczego nikt nie potrafi zrozumieć, że takie postępowanie
uwłacza obu stronom? A zasadniczy problem tkwi w tym, iż kobiety nie chcą ujawnić
swych marzeń, aby nie przestraszyć „twardych i odważnych” mężczyzn.
Anthony z ciekawością spoglądał na dziewczynę. Był zdumiony zawziętością,
jaka pobrzmiewała w jej głosie.
- Dlaczego nie powiesz mi wprost, czego oczekujesz? - zapytał cierpko.
- Nie kpij. Jeśli masz zamiar napisać rzetelną książkę, musisz wziąć pod uwagę
fakt, że oczekiwania większości kobiet pozostają jedynie w sferze fantazji.
Podstawowe pytanie brzmi: dlaczego boimy się głośno mówić o swych potrzebach? Z
jakiego powodu mamy głęboko zakorzenione przekonanie, że silna i zdecydowana
kobieta odstrasza mężczyzn i jest skazana na samotność?
- Musisz jednak przyznać, że czegoś się nauczyłem w ciągu kilku ostatnich
spotkań - wtrącił Gawain. - Wbiło mi się w pamięć, że uwielbiasz czekoladę.
Z szelmowską miną sięgnął do koszyka i wyjął białe kartonowe pudełko
przewiązane złocistą wstążką.
- Co to takiego? - spytała Nicole.
- Słodycze od Hemingera, przygotowane według tradycyjnej receptury.
Nadzienie zmieszano w miedzianym naczyniu i wyrobiono na marmurowym stole.
- Usiłujesz mnie przekupić?
Zsunęła wstążkę i uniosła pokrywkę. Poczuła oszałamiający zapach
wyśmienitej czekolady.
- Coś w tym rodzaju.
- Szampan i czekolada. - Nicole zanurzyła dłoń w pudełku. - Próbowałeś już
kiedyś tego sposobu?
Słodycze smakowały wybornie.
- Nigdy dotąd nie miałem do czynienia z kobietą twego pokroju - zapewnił ją
Anthony.
Nicole spojrzała mu prosto w oczy. Po chwili opuściła wzrok.
- Jak to się dzieje, że mimo wszystko nie potrafię ci uwierzyć?
- Nie wiem. Myślałem, że zostaniemy dobrymi przyjaciółmi. Chciałem cię
przekonać, że w gruncie rzeczy jestem całkiem porządnym facetem, choć po naszym
pierwszym spotkaniu przed kamerami miałem nieuzasadnione poczucie winy. Dałaś
mi niezły wycisk.
- Nie zgrywaj się. - Wybuchnęła śmiechem na widok przesadnie zbolałej miny
Gawaina, lecz po chwili ze wstydem pochyliła głowę.
- Ślicznie się rumienisz - zauważył. - Myślałem, że osoby zajmujące się
sprawami seksu potrafią bez emocji mówić o swym zawodzie.
- Wcale się nie zarumieniłam - skłamała. Anthony ujął jej dłoń.
- Chodź. Przejdziemy się po plaży. Chcę ci coś zaproponować.
- Już teraz? - spytała z przekorą w głosie. - Nie przypuszczałam, że tak prędko
przejdziesz do sedna sprawy. A może robisz to tylko dla jaj? - Zbyt późno ugryzła się w
język.
- Panno Hart! - zawołał z oburzeniem Gawain.
- Ślicznie się rumienisz - powiedziała z przekąsem - choć przypuszczałam, że w
twoim zawodzie podobne wyrażenia są na porządku dziennym.
- Punkt dla ciebie, Nikki. - Mocne, białe zęby Anthony'ego błysnęły w
olśniewającym uśmiechu. Pociągnął dziewczynę za rękę. Ruszyli brzegiem morza.
Nicole zatrzymała się, by podnieść z piasku piękną, kolorową muszlę.
Anthony zapomniał o książce. Z zachwytem spoglądał na stojącą obok
dziewczynę. Czuł, że łączy ich dziwna, trudna do określenia więź.
Nicole co chwila zaskakiwała go swoim zachowaniem. Raz była nieśmiała, raz
agresywna i nie przebierająca w słowach. W motelu spała w ubraniu, lecz podczas
programu telewizyjnego emanowała zmysłowością. Na pewno nie należała do
przeciętnych kobiet. Miała dużą inteligencję, poczucie humoru... i skrywała jakąś
tajemnicę.
Co próbowała osiągnąć? Z jakich pobudek zdecydowała się przyjąć zaproszenie
do udziału w dyskusji obserwowanej przez tak liczną widownię? Niektórzy z
uczestników programu traktowali występ przed kamerami wyłącznie jako dodatkowy
punkt do własnej kariery.
Czyżby Nicole Hart także należała do tej grupy?
Gawain z namysłem pokręcił głową. Znał kilku lekarzy i terapeutów, którzy
cieszyli się dużą popularnością dzięki częstym występom w radiu i telewizji. Dobrym
przykładem na potwierdzenie tej teorii była doktor Ruth. Jej pogadanki na temat
seksu przypominały raczej starannie wyreżyserowany show niż suchy wykład
specjalisty.
Nicole była znakomicie przygotowana do występu. Prawdę mówiąc, już na
samym początku dyskusji przejęła inicjatywę i przeszła do gwałtownego ataku. Co
zamierzała przez to osiągnąć? Czy zależało jej na ustaleniu prawdy, czy
kontrowersyjnym zachowaniem chciała po prostu zwrócić na siebie uwagę?
A może...
A może była to część intrygi skierowanej przeciw niemu?
Gawain zmęczonym ruchem potarł czoło. Czy naprawdę mógł Uczyć na
sympatię dziewczyny? Wciąż nie miał pewności, jak będzie wyglądała dalsza praca
nad książką. Jeśli Nicole myślała wyłącznie o karierze, publikacja sygnowana jej
nazwiskiem stanowiła znakomitą okazję do zdobycia popularności.
A jeśli chodziło o coś innego?
Już dawno powinien powiedzieć jej całą prawdę. Im dłużej zwlekał, tym więcej
kłopotów zbierało się nad jego głową.
Mimo to nie umiał zdobyć się na szczerą rozmowę. Jeszcze nie teraz.
Fascynowała go osobowość dziewczyny. Bywały chwile, że miał ochotę wyznać
jej wszystkie tajemnice, przyznać się do głęboko skrywanych słabości.
Lecz najpierw chciał zyskać pewność, że Nicole Hart dostrzega w nim
mężczyznę, a nie tylko postać z telewizyjnego ekranu.
Dziewczyna wsunęła muszlę do kieszeni i zwróciła twarz w jego stronę.
- Czekam... - powiedziała.
- Na co?
- Już zdążyłeś zapomnieć? Na propozycję.
- Aaa... prawda. Miałem zamiar cię prosić, abyś przeprowadziła kilka badań.
- Badań?
W pobliżu przebiegł psiak goniący za plastikowym „latającym talerzem”.
- No... testów pozwalających ustalić, o czym naprawdę marzą współczesne
kobiety. Chciałbym poznać prawdziwą przyczynę wielu konfliktów i nieporozumień.
Nicole nie odpowiedziała. Pies wrócił do swojego pana, niosąc w pysku
schwytaną zabawkę.
- Co uważasz za najważniejszy etap pracy? - odezwała się. - W jaki sposób
dobrać pytania?
- Do tej pory nie zastanawiałem się nad szczegółami - odparł Anthony. - Czy
ma to jakieś znaczenie?
- Oczywiście. Zdarza się, że niewłaściwie postawione pytanie sugeruje
określoną odpowiedź. Wyniki testu ulegają zafałszowaniu.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Poza tym, należy pamiętać o zagwarantowaniu rozmówcom pełnej
anonimowości. Tylko wówczas można liczyć na szczerość wypowiedzi. Sondaże
prowadzone na łamach czasopism polegają na przesłaniu do redakcji wypełnionej
ankiety. To najprostsza i najskuteczniejsza metoda zaznajomienia się z tak zwaną
opinią publiczną.
Umilkła na chwilę.
- Chyba że planujesz osobisty kontakt z każdą osobą biorącą udział w sondażu.
To byłoby raczej trudne i czasochłonne. A propos, do tej pory nie wyjaśniłeś mi
powodów swego zainteresowania tym tematem. Czy zasięgnąłeś opinii wydawców?
Jesteś przekonany, że książka będzie się sprzedawać? I... czy naprawdę masz zamiar
ją napisać? - spytała podejrzliwie.
- Oczywiście.
- Dobrze, powróćmy zatem do ankiety. Który z problemów budzi twoje
szczególne zainteresowanie?
- Więź seksualna - odparł bez zastanowienia. - Chciałbym wiedzieć, czy ma
jakieś znaczenie w życiu współczesnych kobiet, czy jest jedynie mitem wymyślonym
na użytek mężczyzn.
- Mógłbyś wyjaśnić to nieco dokładniej?
- Proszę bardzo. Z twoich wcześniejszych wypowiedzi wynikało, że przy
wyborze partnera kobiety kierują się rozsądkiem, zamiast instynktem. Ile czasu
zajmuje im zdobycie przekonania, że dany mężczyzna jest wart zachodu? Jakie
wartości mają zasadniczy wpływ na podjęcie decyzji o małżeństwie?
Pomyślał o własnej matce i zadał następne pytanie:
- Czy współczesna kobieta potrafi zdobyć się na odrobinę szczerości wobec
siebie samej?
- Widzę, że jednak poświęciłeś nieco czasu na przeanalizowanie tego problemu.
- Nicole z uznaniem pokiwała głową. - Poruszyłeś kilka istotnych kwestii, które
wymagają szerszego omówienia. Jestem przekonana, że będziesz zaskoczony
niektórymi odpowiedziami...
- Może zaczniemy od ciebie? - wtrącił.
- Ode mnie?
- Właśnie. Czy więź seksualna ma dla ciebie jakieś znaczenie?
Nicole głośno przełknęła ślinę.
- Ja... myślę... to znaczy... tak. Uważam, że pełni bardzo ważną funkcję.
Anthony otoczył ramieniem kibić dziewczyny.
- Jaka jesteś naprawdę, Nikki? - spytał półgłosem. - Czy zawsze kierujesz się
zimnym wyrachowaniem? Czy nigdy nie zdarzyło ci się stracić kontroli nad
emocjami?
Wsunął dłoń do jej kieszeni i wyjął kolorową muszlę.
- Czy jesteś pięknym opakowaniem pozbawionym wewnętrznego życia? -
Uniósł połyskujący przedmiot. - Czy może masz ów wewnętrzny żar, zdolny rozbudzić
namiętność każdego mężczyzny?
Objął ją mocniej.
- O, nie... Nie dam się na to nabrać, kochasiu - odpowiedziała wesoło, choć jej
śmiech brzmiał nieco fałszywie. Tanecznym krokiem wysunęła się z objęć Gawaina. -
Mogę ci pomóc, lecz nie mam ochoty stać się obiektem badań.
Pobiegła w stronę pozostawionego przy kocu koszyka z wiktuałami.
Anthony dogonił ją, lecz nie domagał się odpowiedzi. W zamian postawił
następne pytanie:
- Z jakiego powodu uważasz, że kobiety zmieniły swe postępowanie, a
mężczyźni pozostali tradycjonalistami?
Bose stopy Nicole rozchlapywały płytką wodę na skraju plaży.
- Nie ma w tym żadnej tajemnicy! - zawołała. - Mężczyźni nie potrafią się
zmienić. Zawsze będą uwielbiać komiksy, stare komedie i majsterkowanie. Nie widzą
potrzeby, by odrzucić tradycyjny sposób myślenia. - Wiesz - dodała po chwili - w
latach osiemdziesiątych mówiło się o .gwałtownym spadku męskiej populacji.
Większość tych historyjek wymyślono po prostu po to, by wzbudzić niepokój wśród
kobiet. Lepszy tradycjonalista niż żaden...
- A jeśli w pobliżu pojawi się tak miły facet jak ja?
- Ty? Miły? - Nicole parsknęła śmiechem. Anthony zrobił przesadnie obrażoną
minę.
- Oczywiście, że jestem miły. Nawet kupiłem ci czekoladki.
- Zrobiłeś to w ściśle określonym celu - odpowie - ' działa. - Chciałeś skłonić
mnie do pomocy w przygotowaniu książki.
Usiadła na kocu i wystawiła twarz do słońca.
- Czy to znaczy, że zgadzasz się na współpracę? - nie ustępował Anthony.
Nicole zbyła milczeniem jego pytanie. Wsunęła do ust czekoladkę wypełnioną
pokruszonymi orzechami i przybrała minę wyrażającą głębokie zamyślenie.
Gawain miał ochotę chwycić dziewczynę w ramiona i obsypać ją gorącymi
pocałunkami. Jednak przede wszystkim chciał do końca wysłuchać tego, co miała do
powiedzenia.
Po raz pierwszy zdarzyło mu się przebywać z kobietą, która bez cienia obawy
wyrażała swoją opinię. Na ogół musiał wysłuchiwać bezmyślnych potakiwań lub
gładkich frazesów. Taka była cena popularności.
Nicole spokojnie sięgnęła po następną czekoladkę. Anthony nie spuszczał
wzroku z jej kształtnych ust, jakby wprost stworzonych do całowania. Całkowicie
poddał się urokowi dziewczyny i w głębi duszy pragnął choć przez jeden dzień mieć ją
tylko dla siebie. Szeptać czułe słowa do jej ucha...
- O czym myślisz?
Niespodziewane pytanie podziałało niczym kubeł zimnej wody na jego
rozpaloną głowę.
- Ja... Właśnie zastanawiałem się, czy znalazłaś już sposób na opracowanie
sondażu, o którym przed chwilą rozmawialiśmy.
- Jeszcze nie powiedziałam, że ci pomogę - przypomniała z lekkim uśmiechem.
- A... byłem pewny, że się zgodzisz - odparł z wyraźnym roztargnieniem, gdyż
myślami był nadal gdzie indziej.
- Naprawdę? - spytała. Wsunęła stopy w sandały i cierpliwie oczekiwała na
dalsze słowa mężczyzny.
- Tak - z wolna odpowiedział Gawain. - Wiedziałem, że nie odmówisz. Jesteś
przecież terapeutką.
- A co to ma do rzeczy?
- Wyniki badań będziesz mogła wykorzystać w dalszej pracy. Chyba nie masz
zamiaru zrezygnować z poszerzenia swej wiedzy jedynie dlatego, że w mojej obecności
odczuwasz lekkie podniecenie?
- Nic podobnego!
Anthony obserwował ją w milczeniu.
- Jestem całkowicie spokojna - oświadczyła Nicole, choć z trudem panowała
nad drżeniem głosu. Mężczyzna pochylił się w jej stronę.
- Nawet teraz? - spytał szeptem. - Potrafisz zachować spokój, gdy jestem tuż
przy tobie?
Chciała coś odpowiedzieć, lecz zamknął jej usta pocałunkiem. Po chwili uniósł
głowę.
- Co czujesz? - spytał.
Cichy pomruk zadowolenia wyrwał się z piersi Nicole.
Anthony przycisnął ją do ziemi ciężarem swego ciała. Krew pulsowała mu w
skroniach. Czuł, że zalewa go fala namiętności...
Nagle odsunął się i ciężko dysząc, wsparł dłonie na kocu.
- Co się stało? - spytała Nicole.
- Miałaś rację. To ja nie potrafię zachować spokoju.
ROZDZIAŁ 8
- Bądź realistą, Rafe. Jesteś znakomitym graczem, lecz tym razem na pewno
nie dasz rady.
- Wiara czyni cuda - odparł z uśmiechem Contreras. Pochylił się nad stołem.
- Daj spokój. Przy takim ustawieniu nawet Willie Mosconi miałby poważne
kłopoty.
- Chcesz się założyć?
Obrzucił uważnym spojrzeniem kolorowe bile rozsypane na pokrytej zielonym
suknem powierzchni stołu. Nie przejmował się wątpliwościami swej towarzyszki.
- Proszę bardzo - powiedziała Nicole. Wyjęła z kieszeni zmiętoszony banknot
jednodolarowy.
Bawiła się znakomicie. W głębi duszy dziękowała Rafaelowi, że zabrał ją do
„Hollywood Athletic Club”, gdzie za dwanaście dolarów na godzinę można było
wybrać jeden z czterdziestu dwóch stołów bilardowych.
Poza miejscem godziwej rozrywki klub stanowił ulubiony punkt spotkań
gwiazd i gwiazdeczek Hollywood. Przychodziło tu także wiele osób, które dopiero
marzyły o zrobieniu prawdziwej kariery i chciały się pokazać w tłumie znanych
twarzy.
Rafe nie należał do nowicjuszy. Bez większego kłopotu znalazł wolne miejsce
na parkingu, wprowadził Nicole do zatłoczonego budynku i starannie wybrał kij
bilardowy. Mówił coś o miarach i wagach giętkości nadgarstków oraz prawidłowym
ułożeniu palców. Z jego słów przebijała ufność we własne umiejętności.
Jak dotąd, zapłacili trzy dolary za piwo i przy jednym ze stołów zobaczyli
popularnego aktora, bohatera wielu filmów przygodowych i sensacyjnych. „Hol-
lywood Athletic Club” miał nowoczesne, jasno oświetlone wnętrze. Jeśli ktoś chciał
poznać prawdziwą atmosferę klubu bilardowego, musiał się wybrać do „Hollywood
Billards”, gdzie nie słyszano o zakazie palenia w miejscach publicznych.
Godzina spędzona przy zielonym stole pozwoliła im oderwać się od kłopotów
dnia codziennego. Rafael chciał jak najszybciej zapomnieć o dziewczynie, którą mu
odbił zapalony miłośnik surfingu, a Nicole... Nicole usiłowała wbrew podszeptom
serca wymazać ze swej pamięci niepokojący widok rozpalonej namiętnością twarzy
Anthony'ego Gawaina.
Zdawała sobie sprawę, iż nie powinna dopuścić, by sprawy zaszły zbyt daleko.
Istniało tylko jedno logiczne rozwiązanie: powiedzieć prawdę.
A to nie było łatwe.
Rafe z powodzeniem wykonał skomplikowany karambol, po czym wyciągnął
dłoń w stronę dziewczyny.
- Czas płacić, droga pani - powiedział z szerokim uśmiechem.
- Widzę, że w młodości musiałeś przejść niezłą szkołę - zauważyła Nicole,
wręczając mu banknot.
Wciąż jestem młody - odparł wesoło. - I wciąż umiesz mnie rozweselić.
Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedział kurtuazją. Wsunął pieniądze
do kieszeni.
Dobrze, mam ochotę na jeszcze jeden zakład. W oczach dziewczyny zamigotały
wojownicze ogniki. - Skoro uważasz się za tak wyśmienitego gracza, pozwól, że
ustawię ci bile do kolejnego zagrania.
_ To będzie panią kosztowało aż pięć dolarów, potem możemy iść na pizzę.
Przegrywający płaci.
- Przestań tyle gadać i bierz się do roboty - mruknęła Nicole. Położyła pięć
dolarów na podwyższonej krawędzi stołu.
- Co naprawdę wydarzyło się między wami? - spytał dociekliwie Contreras. -
Gawain domyślił się, że go oszukujesz?
- Nie. Prawdę mówiąc, zaproponował mi współpracę nad książką.
- Masz zamiar mu pomóc? - Pewnym ruchem ujął kij i pochylił się nad stołem.
- To zależy od ciebie.
- Ode mnie? - Rafe drgnął ze zdziwienia. Ostatnia bila stuknęła głucho o bandę.
Strzał był niecelny.
- Od ciebie - powtórzyła Nicole. - Porozmawiamy o tym przy pizzy.
Schowała pieniądze.
- Skoro mam zapłacić rachunek, pozwól, że zabiorę cię gdzie indziej -
oświadczył mężczyzna.
Po chwili znaleźli się w lokalu noszącym nieco Przydługą nazwę „Venice's
Queen of Cups Tearoom Bookstore”. Prócz restauracji i kawiarni znajdował się tu
także gabinet magii.
- Zdumiewające miejsce - powiedziała Nicole, z zachwytem spoglądając na
delikatne koronkowe firanki w oknach. Wnętrze urządzono w wysmakowanym stylu,
przypominającym wiktoriańskie miedzioryty, a na blatach stołów widniały wizerunki
postaci z kart do tarota.
- Całkiem niezłe - odparł Rafe, choć z jego miny trudno było wywnioskować,
czy mówi o wyglądzie pomieszczenia, czy o zakończonym przed chwilą posiłku.
- Musisz mi pomóc w opracowaniu pytań do ankiety. - Nicole także skończyła
jeść i odsunęła od siebie pusty talerz.
- Zaoszczędzę ci wielu kłopotów. Znam prawidłową odpowiedź.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Marzeniem każdej kobiety jest bogaty, lecz całkowicie stetryczały
małżonek oraz zestaw urządzeń utrzymujących w czystości dom, mieszkanie, czy coś
tam jeszcze.
- Rafe!
- Jesteś przecież kobietą. Znasz lepszą odpowiedź?
- Raczej gorszą.
- Na przykład?
- Anthony Gawain.
- Ucieleśnienie marzeń każdej kobiety? Czy tylko twoich?
- I to, i to. Niestety.
- Naprawdę ci się podoba?
Nicole bezradnie wzruszyła ramionami, po czym ciężko wsparła podbródek na
dłoniach.
Rafe wyciągnął dłoń. Ujął dziewczynę za brodę i zmusił, by spojrzała mu prosto
w oczy.
- Mówimy o pożądaniu?
- Obawiam się, że chodzi o coś więcej. - Nicole wyprostowała się na krześle. -
Anthony jest człowiekiem honoru... i ma w sobie wiele czułości.
- Co myśli o tobie? - spytał Rafe, uważnie obserwując jej reakcję.
- Nie mam pojęcia - westchnęła.
- W takim razie powinnaś zasięgnąć rady wróżki. Wszyscy tak robią. Nawet
producenci filmowi.
- Żartujesz.
- Zrób, co mówię.
Nicole nie miała ochoty na sprzeczkę. Wiedziała, że Rafe i tak postawiłby na
swoim, więc z lekkim westchnieniem podeszła do ładnej brunetki zajmującej miejsce
przy wydzielonym stoliku w rogu sali.
Nicole z niechęcią spojrzała na leżący przed nią scenariusz. Nie potrafiła się
skupić. W uszach wciąż dźwięczały jej słowa przepowiedni wygłoszonej przez wróżkę:
„Spodziewaj się tego, czego najmniej się spodziewasz.”
I cóż to wszystko, u diabła, mogło znaczyć?
Akcja „Kota i sperki” nie posunęła się ani o krok dalej. Nicole wcisnęła się w kąt
kanapy i mocno zamknęła powieki, lecz nic sensownego nie przychodziło jej do głowy.
Westchnęła ciężko. Wróciła wspomnieniami do wydarzeń ubiegłego wieczoru.
Po skończonym posiłku w „Venice's Queen of Cups Tearoom and Bookstore” Rafe
namówił ją jeszcze na krótką wizytę w „Le Dóme”, gdzie jeden ze stolików był stale
zarezerwowany dla Sherry Lansing z Paramountu. Niestety, tym razem lokal
zaszczyciła swą obecnością jedynie Sharon Stone, jeśli nie Uczyć znanego agenta i
„twórcy gwiazd”, Swifly'ego Lazara.
Rafe nie posiadał się z radości na widok panny Stone i zdołał przekonać Nicole,
by zamówiła kolejnego drinka. Zgodziła się z niechęcią, gdyż już po pierwszym zaczęło
jej szumieć w głowie.
Nawet teraz odczuwała skutki wypitego alkoholu. Z trudem zwlekła się z
kanapy i pojechała do pracy.
Właściciel „Le Bistro” zatrudnił nową kelnerkę. Nicole zdążyła zamienić z nią
kilka słów, gdy w drzwiach pojawiła się uśmiechnięta, jak zwykle, twarz Contrerasa.
- Nie przypuszczałam, że po minionej nocy zdołasz zachować tak świeży wygląd
- powiedziała z zazdrością.
- Mam dobrą przemianę materii i dbam o higienę.
- Puścił oko. - A kim jest ta śliczna młoda dama?
- spytał.
- Elizabeth, masz właśnie wątpliwą przyjemność zawarcia znajomości z
niejakim Rafaelem Contrerasem. W przyszłości będzie znanym projektantem kos-
tiumów, lecz w tej chwili zajmuje się głównie uwodzeniem. Uważaj na siebie.
- Nicole, ktoś mógłby pomyśleć, że mówisz poważnie.
- Ktoś mógłby mnie wczoraj ostrzec, że nie powinnam pić trunków
przeznaczonych dla kaskaderów.
Spojrzała na Elizabeth.
- Nasz miły przyjaciel musiał mnie odwieźć do domu i położyć do łóżka -
wyjaśniła. - Przespałam cały ranek i nie dopisałam ani jednego zdania do scenariusza,
nad którym pracuję. Nie wiem, czy dziś dam sobie radę z zamówieniami... i nie
pamiętam, jak się to świństwo nazywało.
- „Zgniatacz mózgu” - podpowiedział uprzejmym tonem Contreras. - Masz
słabą głowę. Nawet nie dokończyłaś drugiego kieliszka.
- Co gorsza, nie mam dość siły, by cię udusić - jęknęła Nicole. - Nie każdy ma
tak żelazną kondycję jak ty, Rafe.
Mężczyzna zerknął w stronę Elizabeth.
- Mamy jeszcze pięć minut do rozpoczęcia zmiany. Chodź, wtajemniczę cię w
kilka szczegółów. Nicole będzie miała dość czasu, aby odzyskać dobry humor.
- Nie jestem w złym humorze!
Rafe i Elizabeth zniknęli za drzwiami prowadzącymi na salę. Nicole pokręciła
głową. Biedna dziewczyna, straciła ostatnią szansę ucieczki...
Ponurym wzrokiem spojrzała w notatnik. Rafe mówił prawdę. Była w
paskudnym nastroju, choć nie miało to nic wspólnego z jego osobą.
Ani ze „Zgniataczem mózgu”.
Ani ze scenariuszem.
Jedynym winowajcą był Anthony Gawain.
Ten sam Gawain, który pokonał mur chroniący ją przed mężczyznami.
Obsypywał ją namiętnymi pocałunkami, lecz w głębi serca zachowywał zimną
obojętność. Nicole była przekonana, że jej widok nie budzi w nim większych
wzruszeń. Co więcej, wciąż miała w pamięci obraz matki bezskutecznie poszukującej
właściwego partnera, powiernika, przyjaciela... Anthony Gawain z pewnością nie
należał do mężczyzn, których można było obdarzyć bezgranicznym zaufaniem i
czułością. Owszem, umiał pełnymi garściami czerpać z dobrodziejstw życia i sprawiał,
że w jego towarzystwie kobieta na chwilę zapominała o przyziemnych kłopotach. Lecz
tylko na chwilę.
Nicole potrzebowała kogoś innego. Postępowaniem Gawaina kierowała
egoistyczna chęć zrobienia kariery. Szukał fachowej pomocy do pracy nad książką.
Traf chciał, że jego wybór padł na Nicole.
Wprawdzie jego oczy mówiły coś całkiem innego... Dziewczyna energicznie
potrząsnęła głową. To tylko złudzenie. Okłamywała samą siebie i - co gorsza - za-
czynała wierzyć w te kłamstwa.
Zbyt późno zorientowała się, że pocałunki Anthony'ego są niczym narkotyk o
opóźnionym działaniu. Teraz bez przerwy wyczekiwała na kolejne spotkanie, na mały
spacer, choćby na krótką rozmowę telefoniczną... Nie potrafiła uwierzyć, że sprawy
zaszły aż tak daleko.
Zamknęła oczy i wróciła myślami do dnia spędzonego na plaży. Czuła ciepły
dotyk promieni słonecznych na swojej twarzy, nozdrza wypełniała jej słona woń
oceanu, a w uszach rozbrzmiewał cichy plusk fal uderzających o piasek. Anthony był
tuż obok. Powoli zbliżył wargi do ust dziewczyny... Lecz po krótkiej chwili odsunął się
i z obojętną miną spojrzał gdzieś w bok.
Czy postąpił tak tylko dlatego, że wokół kręciło się kilkoro ludzi?
Jak by się zachował bez świadków? Czy znalazłaby dość siły, by go
powstrzymać A może zabrnęła już zbyt daleko? Nie.
Miała dość inteligencji i sprytu, by się wycofać. Jeszcze nie wszystko stracone.
Podczas pikniku na plaży Anthony chciał jedynie uzyskać jej zgodę na
współpracę w przygotowaniu sondażu. Nie wspomniał ani słowem, że wspólnie
przystąpią do pisania książki.
Właśnie. Dała się złapać na gładkie słówka i czułe pocałunki. Miała odwalić
czarną robotę i obserwować z boku, jak „autor” przyjmuje gratulacje czytelników.
Typowy sposób postępowania przystojnych, obdarzonych urokiem mężczyzn.
Poczuła ukłucie wstydu. Gdyby tak otwarcie nie wyrażała swej fascynacji
tematem, Gawain musiałby działać ostrożniej.
A przecież istniał dość prosty sposób, by wszystko wróciło do normy... by
Anthony na zawsze zniknął z jej życia.
Wystarczyło powiedzieć prawdę.
Całe zainteresowanie Gawaina jej osobą - profesjonalne, romantyczne czy
jakiekolwiek inne - pękłoby niczym bańka mydlana. Nie miała dość urody, ani
wykształcenia, by zatrzymać go przy sobie choćby na krótki czas.
- Nicole, musisz nam trochę pomóc - przerwał jej rozmyślania głos Rafaela. -
Przeżywamy prawdziwy najazd klientów.
Contreras przecisnął się przez drzwi, trzymając w obu dłoniach tacę pełną
kanapek.
- Już pędzę! - zawołała pośpiesznie Nikki. Schowała notes, po czym wrzuciła
torebkę do szafki.
Zerknęła w lusterko. Poprawiła włosy. Przydałoby się pójść do fryzjera,
pomyślała. Już dawno powinna była zmienić uczesanie. Jeden z przyjaciół Rafe'a
pracował w modnym salonie piękności, „Doyle Wilson”. Miał dług wdzięczności
wobec Contraresa, który załatwił mu niewielki występ na scenie, więc obiecywał, że
nie przyjmie zapłaty. Podobna wymiana uprzejmości była na porządku dziennym
wśród „przyszłych gwiazd” Hollywood, głównie ze względu na chroniczny brak
pieniędzy.
Nicole ostatni raz spojrzała w lustro, z ciężkim westchnieniem wzięła bloczek
zamówień i weszła na salę restauracyjną. Postanowiła, że po skończonej zmianie
zadzwoni do Anthony'ego.
Półtorej godziny później zmęczona opadła na krzesło. Bolały ją nogi i ręce, a w
głowie czuła nieznośny łomot. Zarobiła jednak pięćdziesiąt dolarów na samych
napiwkach.
Gości było tak wielu, że w pewnej chwili zabrakło koziego sera. Dopiero
późnym popołudniem tłum zaczął rzednąć. Teraz w restauracji pozostało jedynie kilka
osób.
- Nieźle dajesz sobie radę, Elizabeth - stwierdził Rafe, gdy zakończyli
podliczanie napiwków.
- Dzięki. Zawsze jest tyle ludzi? - Dziewczyna wyglądała na lekko
przestraszoną.
- Przynajmniej raz w tygodniu - odpowiedziała Nicole. Spojrzała na Rafaela,
jakby szukając potwierdzenia.
- To prawda - odezwał się Contreras. - Tłum doprowadza mnie do szału, lecz
lubię chwilę, gdy mogę usiąść do liczenia pieniędzy.
Zrobił kilka głębokich oddechów, po czym uniósł się z krzesła.
- Wracajmy do pracy. Goście zaczną się niecierpliwić.
Elizabeth posłusznie podreptała w ślad za nim, lecz Nicole podeszła do szafki.
Chciała zapisać nowy pomysł związany ze scenariuszem.
Właśnie zamykała notatnik, gdy Rafe wsunął głowę przez drzwi.
- Mamy niewielki problem - zakomunikował. Nicole spojrzała w jego stronę.
- Znów czegoś zabrakło?
- Nie. Raczej przybyło.
- Mógłbyś wyrażać się jaśniej?
- W twoim rewirze zajął miejsce przy stoliku znany prezenter telewizyjny wraz
z producentem.
- Rafe, to wcale nie jest śmieszne.
- Wiem.
W głosie Contrerasa nie było ani śladu wesołości.
- Naprawdę nie żartujesz? - spytała Nicole.
- Nie.
- Co mam teraz zrobić?
- Sam chciałbym wiedzieć.
Nicole zamyśliła się. Droga do tylnego wyjścia wiodła przez salę restauracyjną,
co z góry wykluczało jakąkolwiek myśl o ucieczce. A za pół godziny miała zamówioną
wizytę u fryzjera.
- Zdołasz mnie zastąpić do końca zmiany? - spytała. Miała cichą nadzieję, że
ten plan okaże się lepszy od poprzednich. - Najgorszy ścisk mamy już poza sobą.
- Nie ma sprawy. Co wymyśliłaś?
- Idę na lunch.
- Co takiego?!
- Udam, że byłam w toalecie i że po prostu wracam do swego stolika.
- Och...
- Przyniesiesz mi rachunek. Zapłacę i wyjdę.
- I będę mógł zatrzymać pieniądze? - zapytał z kpiną w głosie.
- Rafe...
- Słucham?
- Bądź grzecznym chłopcem.
- Jestem grzeczny.
- To postaraj się być jeszcze grzeczniejszy.
- Tak jest, proszę pani.
- Miałam zamiar powiedzieć Anthony'emu, kim jestem, lecz nie chcę, żeby
dowiedział się prawdy w tak przypadkowych okolicznościach. Pomożesz mi?
- Jasne. Jesteś gotowa?
- Jeszcze nie. Uprzedź Elizabeth. Nie chcę, aby mój występ zakończył się
totalną klęską.
Odczekała krótką chwilę, odetchnęła głęboko i weszła do sali restauracyjnej.
Kątem oka dostrzegła Gawaina. Siedział w pobliżu okna, tyłem do sali. Zdawał
się całkowicie pochłonięty rozmową z Batesem.
Nicole zajęła miejsce przy wolnym stoliku i ukradkiem skinęła dłonią. Rafe
usłużnie wręczył jej rachunek. Dziewczyna wyjęła z torebki banknot i kilka monet.
- Bardzo pani dziękuję - powiedział Contreras. - Mam nadzieję, że będzie pani
częściej gościć w naszym lokalu.
Zniżył głos i dodał z uśmiechem:
- Zdaje się, że źle odczytałaś sumę.
- Dolar i trzydzieści pięć centów to wszystko, na co zasłużyłeś - odpowiedziała
szeptem. - Niczego nie jadłam.
Rafe odsunął się, by zrobić jej przejście. Nicole zebrała całą odwagę, wstała z
krzesła i ruszyła w kierunku drzwi. Po drodze musiała minąć stolik Anthony'ego.
Miała nadzieję, że mężczyźni są zbyt zajęci konwersacją, by zwracać uwagę na
otoczenie.
Niestety, Mark Bates niemal natychmiast kiwnął dłonią w jej stronę.
- Prosimy do nas, panno Hart - zawołał.
Co za ironia losu, pomyślała Nicole. Gdy przed kilku tygodniami usiłowała
dostać się do studia telewizyjnego, Bates nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Teraz,
gdy próbowała się wymknąć, zauważył ją od razu. Prawo Murphy'ego.
- Zapraszam na deser - powiedział Mark.
Anthony siedział z zamyśloną miną. Nicole w milczeniu potrząsnęła głową.
Nim zdążyła odejść, Bates uniósł się z miejsca i chwycił ją pod ramię.
- Chyba może pani poświęcić nam kilka minut. Właśnie zamówiliśmy tort
cytrynowy z poziomkami. To specjalność zakładu, o której wspominał nawet „Los
Angeles Times”.
Podsunął dziewczynie krzesło i skinął na kelnera. Rafe przyjął dodatkowe
zamówienie.
- A co do picia dla młodej damy? - spytał z szelmowskim uśmiechem. Nicole
zmierzyła go ponurym spojrzeniem.
- Dużą szklankę wody sodowej. Z lodem - odpowiedziała.
- Nikki... - odezwał się Anthony. Sprawiał wrażenie niesfornego uczniaka,
przyłapanego na gorącym uczynku. Rzucił niechętne spojrzenie w stronę Marka.
Nicole zrozumiała nagle, że Gawain czuł się skrępowany jej obecnością.
Dlaczego? Czy miał jakiś szczególny powód, aby unikać spotkania?
Być może wolał o pewnych sprawach rozmawiać bez świadków. Nieważne.
Nicole nie zamierzała przeciągać niewygodnej sytuacji.
Anthony wyciągnął dłoń i stuknął palcem w notatnik, który dziewczyna
położyła na stole obok torebki.
- Zastanawiałaś się nad pytaniami do naszej ankiety? - spytał. - Jak ci poszło?
Nicole pośpiesznie schowała notes. Nie chciała, by któryś z mężczyzn zerknął
do środka i przeczytał świeżo dopisany fragment scenariusza.
- Całkiem nieźle - skłamała. Widok nadchodzącego z tacą Rafaela sprawił jej
dużą ulgę.
Contreras postawił przed nią talerzyk z ciastkiem oraz wysoką szklankę
wypełnioną zimnym napojem.
- Gdzieś już panią widziałem - powiedział z wesołym błyskiem w oku.
- Wątpię - odparła dość ostrym tonem.
- Zabawne - wtrącił Mark, spoglądając na młodego kelnera. - Pańska twarz
również wydaje mi się znajoma. Zaraz... zaraz... Nie był pan przedwczoraj w „Miss
01ivia's”?
- To wielce prawdopodobne - wesoło odparł Rafe. Postawił ostatni talerz przed
nachmurzonym Gawainem.
- „Miss 01ivia's”? - ze zdumieniem spytała Nicole. Przez chwilę zapomniała o
swojej roli.
- Lepiej nie pytaj. - Anthony potrząsnął głową.
- To nowy klub, który zdążył już zyskać dużą popularność - wyjaśnił Mark. -
Anthony zamierza zająć się tym tematem w jednym z najbliższych programów.
Jeden z gości siedzących przy sąsiednim stoliku ruchem ręki wezwał kelnera.
Rafe położył rachunek przed Gawainem i odszedł.
- O czym to mówiliśmy... - odezwał się Anthony. - Ach, prawda. O sondażu.
Możesz mnie zapoznać z kilkoma pytaniami?
Z głośników sączyły się ciche dźwięki muzyki klasycznej. Rafe i Elizabeth
sprzątali ze stołów. W sali było już niemal pusto, jeśli nie liczyć dwóch starszych pań
zajętych zawziętą dyskusją oraz kuriera United Parcel Service pochylonego nad
jakimiś dokumentami.
- Wpadłam na pewien pomysł... - zaczęła Nicole, choć w głowie miała zupełną
pustkę. - Możemy całkowicie zrezygnować z ankiety.
- Dlaczego? - przerwał jej Anthony. - Uważasz, że to nie ma sensu?
- Skądże, wyniki sondaży na ogół cechują się dużą dozą prawdopodobieństwa,
ale...
- Nie bardzo rozumiem, do czego zmierzasz.
- Pyszne! - zawołał Mark, z lubością delektując się kawałkiem tortu.
- „Le Bistro” jest znane ze swych deserów - powiedziała bez zastanowienia
Nicole. - Przyjeżdżają tu goście nawet z odległych dzielnic miasta. Powinien pan
kiedyś spróbować kremu jagodowego.
- Często tu pani bywa? - spytał Bates.
- Zawsze, gdy mam ochotę na słodycze. - Dziewczyna rozejrzała się z
niepokojem, lecz Rafe stał zbyt daleko, by ją usłyszeć.
- Myślałem, że lubisz czekoladę - odezwał się Anthony.
- Więc się pomyliłeś. Uwielbiam czekoladę. Ale współczesna kobieta nie może
żyć samą czekoladą. Czasem potrzebuję odmiany. Na dzień lub dwa...
- Właśnie, przypominam sobie, że poruszyła pani ten temat podczas programu
- wtrącił Mark. - Czy istnieje jakiś związek pomiędzy charakterem kobiety a jej
upodobaniem do określonego rodzaju słodyczy?
- Wróćmy lepiej do sprawy sondażu - powiedział Anthony. - Wspomniałaś...
- Wspomniałam, że w miejsce testu skłaniającego do prostych odpowiedzi w
rodzaju „tak”, „nie” lub „nie mam zdania”, moglibyśmy zaproponować ankietowanym
osobom przygotowanie dłuższej wypowiedzi na temat „Czego naprawdę oczekuję
kobiety?”
Gawain potarł dłonią podbródek.
- Ciekawe - mruknął.
Z zadumą sięgnął po kawałek tortu.
- Niewypał - stwierdził autorytatywnie Mark. - Nie możemy stawiać ludziom
zbyt skomplikowanych zadań. Kto ma dziś czas na pisanie elaboratów?
Anthony zmierzył go chłodnym spojrzeniem. Bates umilkł. Po chwili Gawain
przeniósł wzrok na dziewczynę.
- Co o tym myślisz? - spytał, a jednocześnie błyskawicznym ruchem zgarnął z
jej talerzyka dorodną poziomkę.
- Myślę, że jak jeszcze raz spróbujesz podobnej sztuczki, możesz stracić kilka
palców - odpowiedziała. Z ulgą stwierdziła, że główne niebezpieczeństwo minęło.
Poczuła się o wiele swobodniej, choć w głębi duszy miała poczucie winy, że wciąż
kłamie.
Następnym razem, obiecała sobie. Następnym razem wyznam całą prawdę.
Przecież nie mogę tego zrobić w obecności Marka.
- Wesz, czym możemy wzbudzić zainteresowanie wśród potencjalnych
uczestników ankiety? - spytała z nagłym ożywieniem.
- Czym? - odezwali się jednocześnie Mark i Anthony.
- Nagrodami. Niektóre czasopisma oferują w podobnych przypadkach
darmową prenumeratę.
- To dobry pomysł. - Anthony z uznaniem pokiwał głową. - Zwycięzców
zaprosimy do studia, gdzie będą mogli wziąć udział w specjalnym programie.
- I w ten sposób zyskamy dodatkową reklamę dla książki - uzupełnił Bates. -
Prawda, coś sobie przypomniałem...
Spojrzał na Gawaina.
- Dziś rano dzwonił twój agent. Zostawił mi wiadomość, że wydawnictwo
przygotowało już wszystkie dokumenty. Łącznie z umową. Panna Hart, jako
współautorka, podpisze identyczny kontrakt.
- Współautorka? - z osłupieniem spytała Nicole.
ROZDZIAŁ 9
Nicole chwyciła torebkę i notes, zerwała się z miejsca i popędziła do wyjścia. Na
zewnątrz padał ulewny deszcz, lecz nie zwróciła na to uwagi. Szybkim krokiem
skierowała się w stronę parkingu.
Anthony rzucił Markowi wściekłe spojrzenie, po czym podążył w ślad za
dziewczyną, głośno wołając jej imię. Nieliczni przechodnie ze zdziwieniem spoglądali
w jego kierunku.
Nicole dopadła samochodu. Grube łzy, zmieszane z kroplami deszczu spływały
jej po policzkach. Anthony chwycił ją za ramię, nim zdołała otworzyć drzwiczki.
- Nikki, posłuchaj - zaczął proszącym tonem. - Miałem zamiar powiedzieć ci o
wszystkim. Sam nie wiem, jak to się stało.
- Oczywiście. Prawda. Równie dobrze mógłbyś powiedzieć, że w tej chwili
świeci słońce. Każdą kobietę usiłujesz omotać pocałunkami? A może to tylko ja byłam
taka głupia, że bez zastrzeżeń wierzyłam w każde twoje słowo?
Z trudem łapała oddech.
- Dobrze... jestem głupia, lecz pewne rzeczy potrafię jeszcze dostrzec -
zaszlochała. - 1 nie chcę mieć do czynienia z egoistycznym, wyrachowanym draniem!
Nie mam zamiaru słuchać twoich wyjaśnień!
- Nikki, próbowałem - nie ustępował Gawain, choć jego słowa trafiały w pustkę.
- Wiem, czego próbowałeś. Dość kłamstw się nasłuchałam w ciągu kilku
ostatnich tygodni! Idź, napisz sam tę cholerną książkę! Od samego początku chciałeś
uchodzić za eksperta, więc nie oczekuj ode mnie pomocy!
- Nikki...
Wyrwała się z jego objęć, wsiadła do samochodu i z furią trzasnęła
drzwiczkami.
Gawain zastukał w szybę. Bezskutecznie. Auto ruszyło z miejsca i rozchlapując
kałuże, zniknęło za zakrętem.
„Los Angeles Times”
Wiadomości ze świata rozrywki:
Z najnowszych doniesień wynika, że znany prezenter telewizyjny, Anthony
Gawain, oraz piękna seksterapeutka, Nicole Hart, stanowią zgraną parę także poza
ekranem. Nie tylko zaszczycili swą obecnością występy Seinfelda, lecz ogłosili
ostatnio, iż zamierzają wspólnie napisać książkę na temat, który całkiem niedawno
wzbudził spore poruszenie.
Aaa... psik!
Rozciągnięta na łóżku Nicole cisnęła gazetę na podłogę i sięgnęła w kierunku
stolika zarzuconego papierowymi chusteczkami. Głośno wydmuchała nos, po czym
przetarła załzawione oczy. Zastanawiało ją, jak kilka chwil spędzonych na deszczu
mogło zakończyć się takim przeziębieniem.
Pokój przypominał pobojowisko.
Przemoczone ubrania walały się w nieładzie po podłodze. Na krześle stało
puste pudełko po pizzy, którą kupiła wieczorem w drodze do domu. Gazety,
czasopisma i zwitki papierowych chusteczek zaścielały pół dywanu. Zmiętoszone
poduszki zwisały smętnie z krawędzi łóżka.
Całe moje życie legło w gruzach, pomyślała dziewczyna.
Wydarzenia minionego wieczoru jawiły się jej na kształt sennego koszmaru.
Wciąż nie mogła uwierzyć, że Mark Bates mówił prawdę.
Odrzuciła na bok kołdrę i wstała, by poszukać nowej paczki chusteczek.
Przypadkiem zerknęła w lustro zawieszone nad niewielką toaletką. Szybko spuściła
wzrok i odwróciła głowę.
To nie był dzień na pytanie: „Lustereczko, powiedz przecie...”
Wyglądała okropnie.
Z całego makijażu pozostały jej jedynie dwie ciemne smugi tuszu do rzęs,
rozmazane na policzkach. Blada twarz, czerwony nos i potargane włosy dopełniały
reszty. Piżama, którą po omacku wyciągnęła z bieliźniarki, była zbyt obszerna i mocno
wygnieciona, a para grubych wełnianych skarpet nijak nie pasowała do całości.
Kichnęła potężnie!
Z jękiem powlokła się do salonu. Nigdzie nie mogła znaleźć świeżych
chusteczek. Zrezygnowana, opadła na kanapę.
Rozległ się dzwonek telefonu.
Sięgnęła po słuchawkę, potrzymała ją przez chwilę, po czym odłożyła na
widełki. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, choć aparat terkotał z zadziwiającą
regularnością.
Kto mógł dzwonić? Może Anthony? A może matka z wiadomością, że po raz
czwarty wzięła ślub w kaplicy imienia Elvisa w Las Vegas? A może któraś z kochanych
siostrzyczek?
Telefon zabrzęczał ponownie. Nicole przymknęła powieki i przyłożyła
słuchawkę do ucha.
- Halo - odezwała się schrypniętym głosem.
- Gdzie się podziewałaś?
- A... to ty, Rafe. Przez cały czas byłam w domu.
- To dlaczego nie odbierałaś telefonu? Dzwoniłem już wczoraj. Mogłaś chociaż
włączyć automatyczną sekretarkę.
- Włączyłam, tylko do tej pory nie miałam czasu odtworzyć nagrania -
odpowiedziała. - Przeziębiłam się i... w ogóle źle się czuję.
. Pod stolikiem dostrzegła zapomnianą paczkę chusteczek, więc wyciągnęła się
na całą długość ciała, by po nią sięgnąć.
- Źle się czujesz? Poczekaj, aż przeczytasz dzisiejszy numer „Timesa”.
- Już czytałam.
- Naprawdę? Więc spróbuj mi wyjaśnić, dlaczego nie powiedziałaś, że
zamierzasz napisać książkę. Do tej pory twierdziłaś, że to Gawain będzie jedynym
autorem.
- I tak jest w rzeczywistości. Nie będę pisać żadnej książki.
Głośno dmuchnęła w chusteczkę.
- Ale w gazecie...
- Nic mnie nie obchodzą wypociny dziennikarzy. Nie będę współpracować z
Gawainem. Nie wymawiaj tego nazwiska, jeśli chcesz nadal należeć do grona moich
przyjaciół.
- Co się z tobą dzieje, Nicole? Masz pod ręką termometr? Lepiej zmierz
temperaturę, bo to, co mówisz, jest całkowicie pozbawione sensu.
- Pomyłka. Mam lekką gorączkę, lecz wyłącznie z powodu przeziębienia. Poza
tym, od czasu gdy po raz pierwszy spotkałam Anthony'ego Gawaina, mam wrażenie,
że wreszcie mówię i robię coś z sensem.
Ostatnie słowa zabrzmiały nieco płaczliwie.
- Nicole, co się stało?
- Nic takiego. Anthony usiłował podstępem wykorzystać moją wiedzę. Ze słów
Batesa wynikało, że otrzymał... to znaczy otrzymaliśmy od jednego z wydawnictw
ofertę wspólnego napisania książki rozwijającej temat poruszony w programie
telewizyjnym, w którym występowałam. Mark był przekonany, że wiem o wszystkim.
W rozmowie z Gawainem wspomniał, że najwyższy czas podpisać umowę.
- Dlatego w takim pośpiechu opuściłaś „Le Bistro”? Nawet nie zauważyłem,
kiedy wyszłaś. Przez cały czas zastanawiałem się, co zaszło.
- Teraz już wiesz... „
- Nie rozumiem tylko, dlaczego Gawain zataił przed tobą prawdę. Chciał sam
zagarnąć całą pulę? To raczej do niego niepodobne. Nie potrzebuje pieniędzy ani
sławy.
- Być może nie lubi dzielić miejsca w blasku reflektorów.
- Naprawdę w to wierzysz?
- Nie wiem. W każdym razie w mojej obecności ani razu nie wspomniał o
kontrakcie.
Roześmiała się, choć w jej głosie nie było ani cienia wesołości.
- Co za ironia losu! Próbował mnie oszukać, bo był przekonany, że jestem
prawdziwą terapeutką. W dalszym ciągu nie domyśla się prawdy.
- Kiedy masz zamiar powiedzieć mu o wszystkim? Powinnaś zrobić to jak
najszybciej. Nicole? Nicole?
Nie odpowiadała.
- Dobrze się czujesz? Poczekaj, odwołam wieczorne spotkanie i resztę dnia
spędzę z tobą. Po drodze kupię porządną porcję gorącego rosołu.
- Nie cierpię rosołu - burknęła dziewczyna. - Inie potrzebuję twojego
towarzystwa. Wolę w samotności użalać się nad swoim losem. Nie mam ochoty śmiać
się i nie chce mi się robić makijażu. Lubię być chora i nieszczęśliwa.
- Zaraz tam będę.
- Nie wpuszczę cię do domu.
- Nicole...
- Mówię poważnie. Idź sobie tam, gdzie planowałeś. Wracam do łóżka. Przed
chwilą wzięłam tabletkę na przeziębienie i zaczynam być nieco senna. Zadzwonię
później. Obiecuję.
- Na pewno? - spytał Rafe zatroskanym tonem.
- Na pewno. Lecz przedtem chciałabym cię prosić o pewną przysługę.
- Jeśli zabiję Gawaina, trafię do więzienia, a tam nie ma pola do popisu dla
projektanta kostiumów - odparł z udawaną wesołością.
Nicole zignorowała jego słowa.
- Zadzwoń do swego przyjaciela z salonu piękności i przeproś go, że nie
dotrzymałam terminu wizyty. Po wyjściu z „Le Bistro” byłam tak zdenerwowana, że
zupełnie o tym zapomniałam.
- Nie ma sprawy - zapewnił ją Contreras. - Przełożymy to na inny dzień.
- Wątpię, żeby się zgodził.
- Nic się nie przejmuj. Jak najszybciej wracaj do zdrowia.
- Postaram się. To tylko przeziębienie. Jutro już będę na nogach. Cześć. A...
Rafe?
- Słucham?
- Dokąd zamierzasz zabrać Elizabeth? Mężczyzna wybuchnął śmiechem i
odwiesił słuchawkę.
Nicole potrząsnęła głową. Contreras potrafił zdobyć każdą dziewczynę w Los
Angeles. Podciągnęła zwisające rękawy piżamy i poczłapała do kuchni.
Z nadzieją zajrzała do lodówki. Zimny powiew powietrza przyjemnie chłodził
jej rozpalone policzki. Sięgnęła po plastikową butelkę i upiła kilka łyków wody
mineralnej. Poczuła burczenie w brzuchu. Niestety, w lodówce był tylko kawałek sera
owinięty w folię, dwa zeschnięte selery i niewielki słoik ogórków.
Z westchnieniem zamknęła drzwiczki.
Przycisnęła do piersi paczkę chusteczek i ciężkim krokiem powlokła się w
stronę sypialni. Poprawiła poduszki, wsunęła się pod kołdrę, po czym sięgnęła po
najbliżej leżące czasopismo.
Wracała moda na dłuższe spódnice...
...oraz buty na grubej podeszwie. 0,'Boże!
Zerknęła na ostatnią stronę, gdzie zwykle drukowano horoskopy. Wodząc
palcem po literach, odnalazła swój znak i zaczęła czytać:
„Twoje życie uczuciowe będzie pełne rozterek i niepokojów. W końcowej fazie
miesiąca zaznaczy się wyraźny wpływ Jowisza, co spowoduje wzmożoną potrzebę
doznań erotycznych.”
Oczywiście. Oto właściwe wyjaśnienie wszystkich niepowodzeń. Zły układ
gwiazd. Dlaczego nie pomyślała o tym wcześniej?
Nic dziwnego, że bez zastrzeżeń wierzyła Gawainowi. Potrzebowała spełnienia,
więc brała za dobrą monetę każdy jego gest i każde słowo. „Wzmożona potrzeba
doznań erotycznych”. Już nic gorszego nie mogło jej się przytrafić. I to właśnie z
Gawainem!
Ciekawe, jaki znak zodiaku rządził jego życiem?
Prawdopodobnie Lew: król dżungli i wszelkich stworzeń.
Aaa... psik!
Nicole pośpiesznie odłożyła czasopismo i chwyciła chusteczkę.
Anthony Gawain. Dlaczego musiała wybrać właśnie jego? W życiu szukał
wyłącznie przyjemności. Owszem, mógł się podobać wielu kobietom, ale...
Świat fantazji i marzeń wydawał się jej o wiele bezpieczniejszy. Nie było tam
bólu i rozczarowań.
Dlaczego Anthony? - zastanawiała się Nicole.
Odpowiedź była dość prosta: stanowił wyzwanie.
Nie bał się otwarcie stawić czoło przeciwnościom losu. Nie nudził jak większość
mężczyzn.
Dziewczyna ze wzruszeniem ramion musiała w końcu przyznać, że
odziedziczyła po matce skłonność do przygód. Ekscytowali ją nieprzeciętni mężczyźni.
Anthony zaś zapewniał jej wystarczającą ilość „rozrywki”.
Poczuła ból głowy od uporczywego myślenia na ten temat.
Gorąca herbata. O, właśnie... kubek gorącej herbaty z miodem byłby
znakomitym remedium na wszelkie dolegliwości. Nicole przypomniała sobie o wciąż
nie ukończonym scenariuszu. Gdyby zdołała rozwinąć pomysł, który przyszedł jej do
głowy w „Le Bistro”, akcja zyskałaby na spoistości.
Dziesięć minut później wróciła do salonu z kubkiem w dłoni. Spojrzała na
migoczącą lampkę automatycznej sekretarki. Wcisnęła klawisz odtwarzania, po czym
pociągnęła solidny łyk parującego napoju. Ucisk w nosie nieco zelżał i mogła
swobodniej oddychać.
Ki...
- Nicole, jesteś tam? Musimy porozmawiać. Zadzwoń, gdy wrócisz. Będę w
studiu, pod numerem 555 - 6541.
To był głos Anthony'ego. Ki....
- Nicole? Mówi Rafe. Gdzie zniknęłaś? Czy coś się stało? Czekam na telefon.
Ki...
- Nicole, nie bądź dzieckiem, podnieś słuchawkę. Chcę z tobą porozmawiać.
Nicole... Wróciłaś?
Gawain mówił z coraz większą niecierpliwością. Dobrze mu tak, pomyślała
dziewczyna.
Ki...
- Halo... tu Rafe. Przepraszam, lecz mój telefon był przez chwilę zajęty. Jeśli
dzwoniłaś w tym czasie, spróbuj jeszcze raz. Jeśli nie, też spróbuj. Chciałbym
dowiedzieć się, co zaszło. Elizabeth... albo nie. Porozmawiamy później.
Ki...
- Nikki, odbierz ten cholerny telefon!
Wybuchnęła głośnym śmiechem, rozlewając herbatę. Okrzyk Anthony'ego
brzmiał niczym ryk rozjuszonego lwa. Pan dżungli wpadł w bezsilną wściekłość,
stwierdziła z cichą satysfakcją.
Ki...
- Nicole, mówi Wendy. Czy miałaś ostatnio jakąś wiadomość od mamy? Mam
nadzieję, że znowu nie popełniła głupstwa. Zadzwoń do mnie jak najprędzej.
Nicole wyłączyła automat.
Wendy z dużą niechęcią odnosiła się do ostatniego wybranka pani Hart. Nie
miała zaufania do kowbojów, zwłaszcza tych, którzy pędzili koczownicze życie,
wyznaczane kolejnymi startami w rodeo.
Nicole nie była w nastroju do prowadzenia rozmowy z siostrą. Postanowiła, że
zatelefonuje do niej rano. Wróciła do sypialni.
Przez godzinę pracowała nad scenariuszem. Dobrnęła niemal do końca, lecz z
wolna ogarniało ją coraz większe znużenie.
Przymknęła powieki. Długopis wysunął się jej z dłoni. Zasnęła.
Przeniosła się w świat marzeń...
Był późny wieczór. Neon migoczący w oknie sali bilardowej rzucał słaby
blask na pogrążoną w mroku ulicę. Nicole zbierała rozsypane bile i układała z nich
foremne trójkąty pośrodku każdego stołu. Czas zamykać, pomyślała.
Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Dziewczyna odwróciła głowę,
by wyprosić spóźnionego gościa, lecz słowa uwięzły jej w gardle na widok stojącego
w progu mężczyzny.
Przybysz nosił wśród bilardzistów przezwisko Ice Man. Grywał rzadko,
wyłącznie o wysokie stawki. Nicole nie pamiętała, by kiedykolwiek przegrał w jej
obecności, choć musiał wybierać z dużego grona potencjalnych przeciwników. Był
niczym owiany legendą rewolwerowiec: większość graczy uważała za punkt
honoru wystawić na próbę jego umiejętności.
Ice Man nie brał udziału w turniejach. Wyznawał zasadę, jedna gra, jeden
przeciwnik. „Zwycięzca zgarniał wszystko.
Nikt nie znał jego przeszłości ani prywatnego życia. Był nieuchwytny jak
dym snujący się z ogniska.
Krążyły plotki, iż pochodził z bogatej, arystokratycznej rodziny, lecz okazał
się „czarną owcą” i został wydziedziczony. Niektórzy twierdzili, że poszło o kobietę.
Starszą, wyrachowaną kobietę, która bez skrupułów potrafiła wykorzystać jego
uczucia.
Już na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie człowieka, któremu obce są
wszelkie zasady obowiązujące w cywilizowanym świecie. Był urodzonym buntowni-
kiem; z jego sylwetki emanowała siła i poczucie pewności. Gładko zaczesane, długie,
kruczoczarne włosy dziwnie kontrastowały ze szlachetnymi rysami twarzy.
Z jednego ucha zwisał mu maleńki srebrny krzyżyk.
Mężczyzna był ubrany w czarną skórzaną kurtkę, dżinsy oraz parę miękkich,
wysokich butów na płaskim obcasie.
- Czym mogę służyć? - spytała dziewczyna. Słowa przechodziły jej z trudem
przez ściśnięte gardło.
Przybysz zmierzył ją przeciągłym spojrzeniem. W jego zielonych oczach
pojawił się błysk wyzwania.
- Przyszedłem zagrać.
Z piersi dziewczyny wyrwało się głębokie westchnienie.
Mężczyzna uniósł czarny błyszczący pokrowiec, skrywający kij.
- Do ostatniej bili - powiedział.
Dziewczyna głośno przełknęła ślinę. Nie potrafiła określić wysokości stawki,
lecz znała umiejętności swego gościa. Był doskonałym przykładem wędrownego,
zawodowego gracza, lubującego się w niebezpiecznych sytuacjach z pogranicza
hazardu.
Ice Man zdjął kurtkę, podwinął rękawy szarego swetra i zbliżył się do
jednego ze stołów. Nie spuszczał wzroku ze stojącej nieruchomo dziewczyny. W
pomieszczeniu panowała nienaturalna cisza.
Nagle rozległ się cichy trzask otwieranego futerału. Mężczyzna zręcznym
ruchem połączył połówki pokrytego licznymi karbami kija. Dziewczyna słyszała, Że
każde nacięcie oznaczało wygraną partię. Niezbity dowód, że Ice Man czerpał
głęboką satysfakcję ze swych zwycięstw.
Starannie potarł kredą koniec kija. Zdjął drewniany trójkąt, utrzymujący w
równym porządku kolorowe bile ułożone pośrodku stołu i przymierzył się do
pierwszego strzału.
Każdy jego ruch zdradzał doświadczonego gracza. Bile z głuchym stukiem
wpadały do otworów.
W krótkim czasie rozgrywka dobiegła końca. Gdy zniknęła ostatnia, czarna
bila, mężczyzna uniósł głowę i spojrzał na dziewczynę. Nicole poczuła
przeszywający ją dreszcz emocji.
Ice Man oparł się o krawędź stołu.
- Wygrałem ? - spytał prowokującym tonem.
- Nie dałeś mi szansy pokazać, co potrafię - odpowiedziała, potrząsając
głową.
- Nie było takiej potrzeby. Mogę grać całą noc i ani razu nie spudłować -
powiedział zaczepnie.
- Nigdy nie tracisz koncentracji? Nikt cię nie sprowokował do popełnienia
błędu ?
Lekko zagryzła dolną wargę. Mężczyzna ujął w dłoń czarną bilę.
- Nikt - odparł krótko.
- W takim razie... powinniśmy nieco urozmaicić nasze spotkanie. -
Dziewczyna przysiadła na brzegu stołu i zmysłowym ruchem przeciągnęła
ramiona.
- Zaczynaj, kowboju - mruknęła wyzywająco.
- Jak pani sobie życzy.
Zgarnął bile na środek zielonego blatu, po czym potarł kredą koniec kija.
- Powinnaś wiedzieć, że widok pięknej kobiety zazwyczaj przynosi mi
szczęście.
Nie odpowiedziała, lecz uśmiechnęła się tajemniczo. Pierwszy strzał rozsypał
bile po powierzchni stołu.
Ice Man na chwilę znieruchomiał. Zastanawiał się nad początkową
zagrywką.
- Możesz się nieco przesunąć? - spytał.
- Gdzie chcesz umieścić bilę ?
- Czerwona po odbiciu o bandę do lewego dolnego otworu.
Nicole obeszła stół dookoła.
- Poczekaj chwilę - powiedziała, gdy mężczyzna zaczął przygotowywać się do
strzału.
- O co chodzi ?
Lekko podciągnąwszy spódnicę, kocim ruchem ułożyła się na krawędzi stołu,
tuż nad miejscem, gdzie miała wpaść bila.
Na czole mężczyzny pojawiły się krople potu. Dziewczyna obrzuciła go
powłóczystym spojrzeniem i delikatnie wydęła usta.
- Pokaż, jaki naprawdę jesteś - wyszeptała.
Ice Man oparł dłoń o zielone sukno, z wyraźnym napięciem popatrzył na
położenie czerwonej bili...
W chwili gdy składał się do uderzenia, zabrzmiał melodyjny głos
dziewczyny:
- Mam nadzieję, że nie nosisz jakiegoś śmiesznego przydomka w rodzaju
Pędziwiatr?
Bila głucho stuknęła o bandę.
Kokieteryjny uśmiech rozjaśnił twarz dziewczyny.
- Przegrałeś.
Mężczyzna powoli rozkręcił kij i schował go do futerału. Chwilę później
zgarnął wszystkie bile ze stołu.
- Mylisz się, kochanie - oświadczył. - Właśnie odniosłem kolejne zwycięstwo.
Powoli wspiął się na stół.
- Zaraz... zaraz... co ty właściwie robisz? Wyciągnął rękę w jej stronę.
- Znasz zasady gry? - spytał. - Więc znasz również odpowiedź.
Przyciągnął dziewczynę do siebie, rozpiął jej bluzkę i zbliżył usta do
śnieżnobiałej piersi...
Gdzieś z dala dobiegał natarczywy dźwięk dzwonka u drzwi.
ROZDZIAŁ 10
Nicole budziła się z trudem. Powoli otworzyła oczy i rozprostowała ramiona.
Dzwonek zadźwięczał ponownie. Nicole usiłowała spędzić z powiek resztki snu, a
jednocześnie zaczęła się zastanawiać, kto chciałby jej złożyć wizytę w środku nocy.
Dopiero po chwili zauważyła, że przez niedokładnie zaciągnięte zasłony wpadają
promienie słońca.
Był już jasny dzień. Na podłodze sypialni leżały rozsypane fragmenty
scenariusza. Dziewczyna zrozumiała, że sen zmożył ją w trakcie pracy.
Kolejny raz rozległ się natarczywy terkot dzwonka.
To na pewno Rafe, pomyślała Nicole. Z dużą porcją gorącego rosołu.
Odrzuciła na bok kołdrę, podniosła się z łóżka i spojrzała w lustro. Nadal
wyglądała szkaradnie, choć przeziębienie zaczęło ustępować. Przesunęła palcami po
zmierzwionych włosach. Tu potrzeba czegoś więcej niż rosołu, uznała.
Zauważyła, że podczas snu zgubiła jedną z ciepłych skarpetek, więc ponownie
zanurkowała w pościel w poszukiwaniu zguby. Po chwili wynurzyła się z triumfalną
miną. Naciągnęła skarpetkę, głośno ziewnęła i przetarła oczy. Jak przez mgłę
powróciły do niej sceny z sennego marzenia.
Uporczywy dźwięk dzwonka przywołał ją do rzeczywistości.
Do diabła z tobą, Rafe, pomyślała. Nie dość, że mnie obudziłeś w najlepszym
momencie...
Uśmiechnęła się na to wspomnienie.
Dzwonek nie przestawał terkotać.
- Dobrze, już dobrze. Nie zgub spodni - mruknęła. - Chyba że chcesz się popisać
- dodała ze stłumionym chichotem. Podeszła do drzwi i przekręciła klucz w zamku.
- Mówiłam ci przecież, że nie lubię... To nie był Rafe.
To był wysoki mężczyzna o ciemnych włosach. Ten, który ją upokorzył.
Senna fantazja zamieniła się w koszmar. Nicole pośpiesznie zamknęła drzwi.
- Pozwól mi wejść, Nikki.
- Odejdź.
- Nikki...
- Odejdź - powtórzyła. Nie oglądając się za siebie, wróciła do sypialni.
Rozległ się ostry dźwięk dzwonka. Nicole usiadła na łóżku i zakryła uszy
dłońmi. Dlaczego Gawain nie chciał zostawić jej w spokoju? Dlaczego dopuściła, by
zobaczył ją w takim stanie? „
Dzwonek wciąż brzęczał.
Dziewczyna wpełzła pod kołdrę, a gdy to nie pomogło, wsunęła głowę pod
poduszkę. Miała żal do całego świata.
Podziałało.
Zapadła cisza.
Nicole poczuła nagłe rozczarowanie. Wbrew oczywistym faktom wierzyła, że o
prawdziwej wartości kobiety może decydować coś więcej niż uroda. Złudne nadzieje.
Gawainowi wystarczył jeden rzut oka na jej zaczerwienioną twarz i
zmierzwione włosy. Odszedł w poszukiwaniu innej dziewczyny.
Śmieszna historia, pomyślała, lecz mimo wysiłków nie potrafiła zmusić się do
uśmiechu.
W pewnej chwili wydawało jej się, że słyszy jakiś dźwięk dochodzący z
przyległego pokoju. Zaczęła nasłuchiwać. Czy to tylko gra rozgorączkowanej wy-
obraźni?
Nic. W mieszkaniu panowała głęboka cisza.
Nicole miała zamiar wysunąć głowę spod kołdry, gdy ponownie usłyszała ciche
stąpanie.
Ktoś zbliżał się do drzwi sypialni.
O, nie!
Nicole przypomniała sobie z nagłym przerażeniem, że, co prawda, zamknęła
drzwi wejściowe, lecz zapomniała przekręcić klucza. Anthony bez trudu dostał się do
środka.
Gorączkowo zastanawiała się, gdzie się ukryć! Po chwili przypomniała sobie, że
już się schowała.
- Nikki?
Wstrzymała oddech. Miała cichą nadzieję, że Gawain odejdzie, jeśli nie
otrzyma odpowiedzi. Serce waliło jej niczym młotem. Ciszej! Ciszej...
Kroki ucichły. Mężczyzna zatrzymał się pod drzwiami sypialni.
- Nikki?
Mocno zacisnęła powieki. Anthony nasłuchiwał przez chwilę.
Nicole zaczęło kręcić w nosie. Zakryła twarz dłońmi. Nie pomogło. Aaa... psik!
Rozległ się głośny śmiech Gawaina.
- Znalazłem cię. Możesz już opuścić kryjówkę - powiedział.
- Odejdź.
- Nigdzie nie pójdę, Nikki. Mamy kilka spraw do omówienia.
- Nie będę z tobą rozmawiać - odpowiedziała z dziecinnym uporem.
- Dobrze, więc tylko słuchaj - cierpliwie mówił Anthony. - Chciałbym ci coś
wyjaśnić. Wczoraj uciekłaś tak szybko, że nie dałaś mi na to najmniejszej szansy.
Nikki zastanawiała się przez chwilę. Doszła do wniosku, że jeśli zostanie pod
kołdrą, Gawain nie będzie miał okazji jej oglądać. Kiedy się wygada, może pójdzie.
Przecież jego słowa i tak niczego nie zmienią.
- Dobrze. Słucham - odparła. Gruba warstwa pościeli tłumiła jej głos.
- Co powiedziałaś?
- Że będę słuchać. Zaczynaj!
- Nikki, nie rozumiem, co do mnie mówisz. Musisz wysunąć głowę spod kołdry.
- Nie.
- Nikki, czekam. Przestań zachowywać się jak smarkula. Nie wyjdę stąd, póki
nie usiądziesz' na łóżku i nie wysłuchasz w spokoju tego, co mam do powiedzenia.
Poczuła ukłucie wstydu. Zdawała sobie sprawę, że swoim postępowaniem
naraża się na śmieszność. Mimo to trwała w zaciętym uporze.
- Nikki, jesteś przecież dorosłą kobietą. Nie powinnaś udawać rozkapryszonej
panienki.
Odrzuciła kołdrę.
- Nie udaję.
- Co się z tobą dzieje? - spytał mężczyzna. Obrzucił dziewczynę uważnym
spojrzeniem.
- Przeziębiłaś się - stwierdził. - Prawdopodobnie masz gorączkę. Mogę uznać to
za wystarczające wyjaśnienie twojego zachowania.
- Ja... aaa... psik!
- Po prostu jesteś chora. Wczorajszego wieczoru zbyt długo stałaś na deszczu.
- Ja... - pociągnęła nosem. - Nic mi nie jest. Sięgnęła po chusteczkę.
- Idź sobie. - Machnęła dłonią w jego stronę. - Jeśli masz coś do powiedzenia,
to powiedz, a potem daj mi święty spokój.
- Nie mogę zostawić cię w tym stanie. Potrzebujesz opieki.
- Zbytnia troskliwość - odpowiedziała. - Nie jestem dzieckiem.
Głośno wydmuchała nos.
- Być może. Lecz jesteś chora.
- To tylko chwilowe niedomaganie.
- Myślę, że najpierw powinniśmy się nieco zająć wyglądem pokoju. Usiądź na
krześle, zmienię pościel. To na pewno poprawi ci samopoczucie.
- Dlaczego od razu nie zaproponujesz mi gorącej kąpieli? - warknęła ostro, lecz
w tej samej chwili pożałowała swych słów, gdyż Gawain z powagą skinął głową.
- Jeśli sobie życzysz...
W głosie mężczyzny pojawił się uwodzicielski ton. Nicole powróciła myślami do
sennych marzeń. Poczuła, że rumieniec z wolna wypełza jej na policzki, lecz nie
spuściła wzroku.
- Koniec z mazgajstwem - oświadczył Anthony. - Wyskakuj z łóżka.
Zsunęła się po drugiej stronie i przycupnęła na krześle.
Gawain zdjął pościel, po czym zniknął w przedpokoju. Rozległ się stuk
odsuwanych drzwi szafy. Po chwili do uszu dziewczyny dobiegł odgłos cichej rozmowy
telefonicznej. Nicole wytężyła słuch, lecz nie mogła rozróżnić poszczególnych
wyrazów.
Dokąd mógł dzwonić Anthony? Przypuszczalnie do swojej kochanki, by
zawiadomić ją, że z ważnych i niespodziewanych powodów musi przełożyć godzinę
spotkania. Albo do Batesa, by ustalić datę wizyty w klubie „Miss Olivia's”. Albo - co
było najbardziej prawdopodobne - miał się po prostu spotkać z jedną z dziewcząt
pracujących we wspomnianym „przybytku kultury”. W każdym razie, nie miało to nic
wspólnego z osobą Nicole.
I bardzo dobrze.
Gawain wrócił do sypialni, dźwigając świeżą pościel. Wprawnymi ruchami
posłał łóżko, czym wzbudził niemały podziw Nicole, która nie podejrzewała, że ktoś
wychowany w domu wypełnionym służbą mógłby posiąść znajomość tak prozaicznych
czynności. Gdy skończył, natychmiast wsunęła się pod kołdrę.
- Możesz już iść - powiedziała nadąsanym tonem.
- Najpierw opowiem ci bajkę na dobranoc.
- W niczym nie przypominasz Charlesa Perraulta - odparła. Raczej któregoś z
braci Grimm, dodała w myślach. Lub bohatera ich ponurych opowiastek.
- Był raz młody chłopiec, który z całego serca kochał swą matkę - zaczął.
- Masz zamiar mi streścić którąś z tragedii Szekspira?
- Bądź cicho i słuchaj.
Wsparła głowę na poduszce, po czym przybrała wyczekującą minę. Kątem oka
uważnie obserwowała Anthony'ego.
Prezentował się wspaniale.
Był ubrany w czarno - zielony dres, używany głównie przez amatorów joggingu,
choć nie noszący śladów potu, jakie zwykle występują po długim biegu. Kolor stroju
znakomicie harmonizował z ciemnymi włosami i szmaragdowymi oczami.
Nicole z przerażeniem pomyślała o własnym wyglądzie. Przypominała
Amazonkę, która przed chwilą zakończyła pięciorundowy pojedynek z bengalskim
tygrysem... i zeszła pokonana z placu boju.
Anthony odwrócił się tyłem i zaczął mówić cichym spokojnym głosem, niemal
szeptem:
- Źle mnie oceniłaś. Jedynym moim prawdziwym przewinieniem jest to, że zbyt
długo zwlekałem. Powinienem od razu powiedzieć ci o kontrakcie i o propozycji
współpracy. Chcę być wobec ciebie zupełnie szczery. Aby to udowodnić, zdradzę ci
pewien sekret, o którym nigdy nikomu nie mówiłem.
Dlaczego nie patrzył jej w oczy? Czy miało to jakiś związek z ciążącą na nim
tajemnicą? Nicole poczuła, że jej gniew zaczyna pomału gasnąć, ustępując miejsca
zaciekawieniu.
- Gdy miałem dziewięć lat - ciągnął Anthony - przypadkowo usłyszałem
rozmowę, którą moja matka prowadziła ze swym długoletnim kochankiem.
Roześmiał się gorzko.
- Jest wiele prawdy w powiedzeniu, że podsłuchiwanie nie popłaca. Czasem
lepiej jest żyć w błogiej nieświadomości.
Westchnął głęboko i mówił dalej:
- Od razu przejdę do sedna sprawy. Owego pamiętnego dnia dowiedziałem się,
że w rzeczywistości nie należę do rodziny Gawainów.
- Zostałeś adoptowany? - spytała Nicole.
- Nie. Jestem bękartem. A moja matka okazała się zwykłą dziwką.
W słowach mężczyzny dźwięczała nuta z trudem powstrzymywanego bólu i
rozgoryczenia.
- Miała kochanka i zapomniała poinformować męża, iż dziedzic rodu nie jest
jego synem.
- Anthony ja... to znaczy... tak mi przykro. Musiałeś...
- Owszem. - Zwrócił twarz w jej stronę. - Lecz dzięki temu zdołałem się wiele
nauczyć. Zrozumiałem, jak podła i podstępna może być każda kobieta. Zanim
poznałem ciebie, byłem święcie przekonany, że mężczyźni są wciąż oszukiwani,
wykorzystywani i poniżani. Porzuciłem wszelką nadzieję, iż kiedyś spotkam kobietę,
którą mógłbym obdarzyć pełnym zaufaniem.
Chrząknął z zakłopotaniem.
- Podczas naszego pierwszego spotkania odniosłem wrażenie, że jesteś inna.
Później zacząłem podejrzewać, że udajesz, że w gruncie rzeczy niczym nie różnisz się
od kobiet, które znałem dotychczas, że masz dość sprytu, by zamaskować swoje
prawdziwe oblicze...
Umilkł. Po chwili podjął przerwany wątek.
- Gdy zaproponowano, byśmy wspólnie przystąpili do pracy nad książką, nie
wiedziałem, co robić. Wahałem się. W końcu postanowiłem czekać. Chciałem zyskać
dość czasu, by móc poznać cię bliżej. Bałem się, że wykorzystasz moją miłość dla
zrobienia kariery... lecz w głębi serca pragnąłem cię tylko dla siebie.
Nicole nie wierzyła własnym uszom.
Anthony Gawain okazał się czułym i wrażliwym mężczyzną. Ufał jej. Nie
zawahał się odkryć sekretów własnego dzieciństwa.
- Do czego zmierzasz? - spytała lekko drżącym głosem.
- Zgodzisz się napisać ze mną tę książkę? Nikki, od samego początku chciałem
zaproponować ci współpracę.
Pochylił się i zaczął zbierać gazety oraz czasopisma zaśmiecające podłogę
sypialni. Po chwili ponownie usiadł na łóżku obok dziewczyny.
- Powiedz, że się zgadzasz.
Nicole zdawała sobie sprawę, że nadeszła właściwa chwila, by wyrazić mu całą
prawdę, a mimo to nie potrafiła zmusić się do szczerości.
- Dobrze - wyszeptała.
W głębi duszy czuła, że popełnia ogromny błąd, za który przyjdzie jej wkrótce
zapłacić. Jednak nie potrafiła jednym zdaniem przekreślić nadziei na kilka ulotnych
chwil szczęścia.
Kiedyś przyzna się do wszystkiego.
Lecz jeszcze nie teraz.
Gawain uśmiechnął się. Złożył delikatny pocałunek na dłoni dziewczyny.
- Czas na kąpiel - powiedział z filuternym błyskiem w oku.
Nicole cofnęła rękę i energicznie potrząsnęła głową.
- Nie będzie kąpieli. Anthony dotknął jej czoła.
- Wciąż masz podwyższoną temperaturę. Pójdę napuścić wody.
- Spróbuj, a ucieknę.
- Wprost w moje ramiona?
Był niemożliwy. Nie dawał jej najmniejszych szans na obronę.
Co prawda, nie miała zbytniej ochoty się bronić. Zwłaszcza gdy przypomniała
sobie ostatnią scenę snu...
- Dobrze - powiedziała z cichym śmiechem. - Wygrałeś. Zajmij się kąpielą.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem. Najwyraźniej nie był przygotowany na tak
szybką kapitulację. Wyciągnął dłoń i lekko trącił nos dziewczyny.
- Powiedz mi, Nikki, zawsze jesteś taka grzeczna? Chwyciła go za rękę,
przytrzymała i delikatnie ugryzła w palec.
- Zawsze - powiedziała przez zęby, przeciągając głoski.
- To dobrze - westchnął. - Bo już się spodziewałem, że nie dasz się namówić na
wejście do wanny.
- Zbyt łatwo rezygnujesz - roześmiała się. - Myślałam, że jesteś twardszy.
- Nie chciałem cię spłoszyć. Odrzucił na bok kołdrę.
- Co ty robisz? - zawołała z przestrachem Nicole.
- Zabieram panią do łazienki, panno Hart - odpowiedział.
Uniósł ją z łóżka.
- Wrzeszcz, ile chcesz. Pouczyłem służbę, że ma być głucha na twoje wołania.
Nicole zaczęła okładać go pięściami po plecach.
- Puść mnie, brutalu! Natychmiast spełnił jej prośbę.
- Mogę przynajmniej popatrzeć? - spytał z błyskiem w oku.
- Nie.
- Nie?
Dziewczyna ze stanowczą miną pokręciła głową.
- Nie? - Anthony zniżył głos do uwodzicielskiego szeptu, lecz zaraz wykrzywił
twarz w kwaśnym uśmiechu. - W takim razie... nie opłaca się być dżentelmenem.
Chwycił ją ponownie.
- Dobrze! Już dobrze - zachichotała. - Zgadzam się. Możesz mi trochę pomóc.
- Znakomicie!
- Anthony...
- Hm?... - mruknął, delikatnie pieszcząc ustami jej szyję.
- Żartowałam.
- Nieprawda.
- Prawda.
- Grasz nie fair.
- Mówiłam ci, że powinieneś zbadać sobie ciśnienie.
- Nikki...
- Słucham?
- Zbadałem.
- Nieprawda.
- Prawda.
Przysiadł na brzegu staroświeckiej, ogromnej wanny, bez wątpienia
pamiętającej złoty wiek Hollywood, po czym sięgnął w stronę porcelanowych kurków.
Buchnęły kłęby pary.
Nicole zdjęła z półki flakon z płynem do kąpieli. Powietrze wypełniła woń
świeżych owoców. Strumień wody bijący z kranu w mgnieniu oka zmieniał zielony
płyn w gęstą warstwę śnieżnobiałej piany.
Gdy dziewczyna odwróciła głowę, napotkała palące spojrzenie Anthony'ego.
Zarumieniła się aż po koniuszki uszu, tym bardziej iż z bolesną świadomością zdawała
sobie sprawę ze swego opłakanego wyglądu.
- Możesz już iść - powiedziała. Bezskutecznie próbowała uwolnić się z jego
objęć. Przestrzeń ograniczona jasnymi ścianami zdawała się maleć. We wnętrzu
łazienki panował przesycony wilgocią upał, niczym w cieplarni.
A Nicole drżała.
Nie obawiała się, że ktoś może ich zobaczyć. Bała się własnej słabości.
Bała się, że może obnażyć coś więcej niż ciało.
- Nigdzie nie pójdę, Nikki - powiedział Anthony. - Jestem tutaj, by ci pomóc.
W jego obecności odczuwała dziwną lekkość. Nigdy w życiu nie czuła się tak
dobrze.
Po chwili przyszło opamiętanie. A co później? - spytała samą siebie. Gawain był
jak narkotyk, z początku dawał poczucie spełnienia, lecz jednocześnie powodował
głębokie uzależnienie.
Namiętność wzięła górę nad rozsądkiem.
Pierwszy pocałunek przełamał ostatnią barierę oporu. Nicole z cichym
westchnieniem wplotła palce w ciemną grzywę włosów Anthony'ego i wyprężyła całe
ciało.
Gawain pomógł jej zdjąć górną część pidżamy. Przywarł ustami do nagiej skóry
dziewczyny. Nicole poczuła przenikliwy dreszcz podniecenia.
Zaszlochała.
Anthony z uśmiechem podniósł głowę. Położył dłoń na piersi Nicole i
powiedział:
- Spójrz, jak doskonale pasuje. Jesteś dla mnie stworzona.
Dziewczyna kątem oka zerknęła na jego opalone ramię, kontrastujące z jej
białym ciałem. Zadrżała mocniej i spłonęła rumieńcem.
Anthony parsknął śmiechem.
- Nie mogę uwierzyć, że wciąż to robisz.
- Woda stygnie - odparła z zakłopotaniem.
- W takim razie, musimy coś na to poradzić. Delikatnie ugryzł ją w ramię, po
czym zanurzył w wannie jeden z małych ręczników.
- Teraz mocno zaciśnij powieki - powiedział. Nicole bez sprzeciwu spełniła jego
prośbę. Poczuła smak pocałunku na swoich ustach.
Chwilę później, po jej policzkach poczęły spływać ciepłe strumyki. Anthony
starannie umył twarz dziewczyny, później zajął się szyją, ramionami... Wykręcił
ręcznik, po czym namydlił go ponownie i...
Nicole poczuła błogi dotyk na swoich piersiach. Głęboko wciągnęła powietrze i
wydała stłumiony pomruk. Nie mogła otworzyć oczu, ponieważ całą twarz miała
pokrytą pianą. Niewidoczne palce pieściły jej ciało. Miała wrażenie, że powrócił
rozkoszny sen, wypełniony pięknymi, lecz niebezpiecznymi marzeniami.
- Masz śliczne stopy - usłyszała głos Gawaina. Mężczyzna zdjął jej skarpetki, po
czym rozsupłał tasiemkę wiążącą spodnie od pidżamy.
- Zaraz... - zachłysnęła się Nicole, lecz było już za późno na protesty. Spodnie
zsunęły się na wyłożoną kafelkami posadzkę. Nagie ciało dziewczyny owionął ciepły
powiew przesyconego parą powietrza.
Chciała przesunąć się w bok, lecz w tej samej chwili usłyszała plusk wody.
- Stój spokojnie - powiedział Anthony.
Ku własnemu zaskoczeniu, była mu całkowicie powolna. To zły omen,
pomyślała.
Anthony pocałował ją w kark. Spokojnymi, zdecydowanymi ruchami umył jej
całe plecy. Gdy skończył, wrzucił ręcznik do wody.
- Podaj mi rękę - powiedział. Nicole pokręciła głową.
- Potrafię sama wejść do wanny - stwierdziła stanowczo.
- Nie przeczę, lecz chodzi mi o coś zupełnie innego. Podaj mi rękę.
Drugim ręcznikiem wytarł jej twarz z mydła? Nicole zamrugała powiekami, po
czym otworzyła szeroko oczy.
- Postępujesz nie fair - powiedziała na widok Gawaina. - Powinieneś też zdjąć
bluzę.
Anthony bez chwili namysłu ściągnął bluzę przez głowę i rzucił na podłogę.
- Masz jeszcze jakieś życzenie? - spytał znaczącym tonem.
Potrząsnęła głową.
- Więc podaj mi rękę i stań tutaj. - Wyciągnął z kąta niski taboret.
- Co takiego?
- Nie zadawaj pytań, lecz zrób, co mówię. Nicole zastanawiała się przez chwilę,
po czym z rezygnacją wzruszyła ramionami i weszła na stołek. Anthony zaczął myć jej
nogi. Zamknęła oczy i całkowicie poddała się jego pieszczotom. Czuła dotyk męskich
rąk na swych biodrach, udach, pośladkach... Zadygotała.
- Możesz zejść - powiedział mężczyzna. - Usiądź na skraju wanny... Poczekaj,
podłożę ci ręcznik, żebyś się nie zsunęła.
Z zaciśniętymi powiekami cierpliwie czekała, aż Gawain skończy
przygotowania i przystąpi do spłukiwania mydlin. Zamiast tego posłyszała szelest
odzieży.
Domyśliła się, że Anthony zdjął spodnie od dresu... że jest nagi.
Chciała go zobaczyć, ale...
...ale nie potrafiła otworzyć oczu.
Bała się.
Była potwornym tchórzem.
Ledwo mogła oddychać z przerażenia. Nagle poczuła palce Gawaina na swoich
kolanach. Mężczyzna przyklęknął, wsunął twarz między jej uda... Przyjęła go z cichym
westchnieniem zadowolenia.
Poczuła, że zalewają fala rozkoszy. Wstyd, strach i zakłopotanie zniknęły bez
śladu. Całym ciałem pragnęła pieszczot. Pragnęła dotyku męskich rąk, ust, języka...
- Przysuń się do mnie, kochanie - chrapliwym głosem odezwał się Anthony.
Wcisnął dłonie pod pośladki dziewczyny.
- Tak! - zawołała Nicole, nie panując dłużej nad miotającymi nią uczuciami.
Wygięła się niczym kotka, by chwilę później zasypać ramiona mężczyzny eksta-
tycznymi pocałunkami. Wplotła palce w jego ciemne włosy i krzyczała, wciąż
krzyczała...
Upłynęło kilka minut, nim zaczęła się uspokajać. Odetchnęła głęboko i
otworzyła oczy. W jej zachowaniu nie było nic z dawnej bojaźliwości. Czuła się wprost
wspaniale. Lekko zagryzając dolną wargę, spojrzała na swego partnera.
Na śniadej twarzy Anthony'ego pojawił się szeroki uśmiech. Mężczyzna
łobuzersko mrugnął.
- Byłem przekonany, że kąpiel ci pomoże - powiedział.
- Jesteś podstępnym i zadufanym w sobie draniem - odparła z czułością, która
przeczyła jej słowom.
Z cichym westchnieniem wsparła głowę o chłodną, pokrytą różowymi
kafelkami ścianę. Była kompletnie wyczerpana.
Anthony wyprostował swą muskularną sylwetkę. Nicole nie potrafiła oderwać
wzroku od jego wąskich bioder.
- Czy masz?... - Nie dokończył pytania, lecz Nikki i tak wiedziała, o co chodzi.
Była mu wdzięczna, że myślał o jej bezpieczeństwie.
Pokręciła głową.
- Jadąc do ciebie, całkiem niedaleko widziałem supermarket. Skończ się kąpać,
a ja zrobię niewielkie zakupy. Zaraz wrócę.
- Skąd masz pewność, że sklep nie jest zamknięty?
- spytała.
Przybrał minę niewiniątka.
- Dzwoniłem jakiś czas temu - przyznał.
Gdy wyszedł, Nicole wsunęła się do wanny. Zgarnęła naręcze piany, dmuchnęła
w nią i przez chwilę obserwowała, jak w powietrzu wirują błyszczące bańki.
- Jesteś podstępnym draniem, Anthony - powtórzyła z westchnieniem.
A potem się uśmiechnęła.
Anthony zerknął na zegar wmontowany w tablicę rozdzielczą dżipa. Droga do
sklepu zajęła mu zaledwie dwadzieścia minut, lecz później miał sporo kłopotów ze
znalezieniem miejsca do zaparkowania.
Westchnął ciężko po wejściu do supermarketu. Do jedynej czynnej kasy stała
długa kolejka klientów, ściskających pokaźne koszyki pełne zakupów. Prawo
Murphy'ego działało nieubłaganie.
Niektórzy z czekających głośno narzekali na złą organizację i brak personelu.
Anthony zachowywał kamienny spokój, choć przychodziło mu to z dużym trudem. W
środku dosłownie kipiał z niecierpliwości.
W końcu ponownie znalazł się na parkingu. Starannie umieścił swój łup na
fotelu. Wypchana torba świadczyła, że nie żałował pieniędzy. Zrobił większe zakupy,
gdyż przed wyjściem z domu Nicole zdążył zajrzeć do lodówki. To, co tam zobaczył,
nie przedstawiało się zbyt zachęcająco.
Poczuł głód. Zdjął jedną rękę z kierownicy, poszperał wśród pakunków, aż
znalazł okazałą, owiniętą w folię kanapkę. Gdy uporał się z jedzeniem, sprawdził, czy
zapracowana kasjerka nie przeoczyła przy pakowaniu niewielkiego tekturowego
pudełeczka. Było na swoim miejscu.
Westchnął z ulgą i skręcił w lewo, w boczną ulicę prowadzącą do domu Nicole.
Uśmiechnął się do siebie. Dobrze, że w ostatniej chwili pomyślał, aby do zakupów
dorzucić jeszcze jeden pakunek.
Ogromną torbę „M&M's”.
Dobrze pamiętał, że jest to jedyna czekolada, która rozpuszcza się w ustach, nie
w dłoni, chociaż... Dalsze myśli wolał zachować dla siebie.
Podekscytowany, niczym nastolatek na pierwszej randce, wpadł do domu
Nicole.
- Już wróciłem! - zawołał triumfalnie, naśladując ruchy i ton głosu popularnego
gwiazdora filmowego. Wszedł do kuchni, postawił torbę na stole, po czym zaczął
wypełniać lodówkę. Szybko zrzucił dres i pobiegł do łazienki. Spieszno mu było do
wspólnej kąpieli.
Z zaskoczeniem spojrzał na pustą wannę. Przez chwilę miał głupie uczucie, że
znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze.
- Nikki? - odezwał się głośno. W domu panowała głucha cisza.
Salon był pusty. Anthony ruszył w kierunku sypialni. Trudno, pomyślał. Trzeba
dokonać niewielkiej korekty planów. Szybki prysznic, a potem...
Uchylił drzwi.
- Nikki, ja...
Zobaczył leżącą w łóżku Nicole. Jej długie, wciąż mokre włosy w nieładzie wiły
się na poduszce.
Gawain podszedł bliżej. Pod kołdrą wyraźnie rysował się kształt nagiego ciała.
Dziewczyna spała. Bez wątpienia była zmęczona zbyt dużą ilością wrażeń.
Anthony z rezygnacją wzruszył ramionami. Tak, przyda mi się szybki prysznic,
pomyślał.
Z zimnej wody.
Był dojrzałym mężczyzną i doskonale zdawał sobie sprawę, że długie
wyczekiwanie zaostrza apetyt. Myślami był już przy śniadaniu.
Kolumbijska kawa, francuskie pieczywo, szwedzki masaż, francuskie
pocałunki...
ROZDZIAŁ 11
Zapach świeżego pieczywa oraz delikatny aromat kawy obudziły Nicole.
Ziewnęła szeroko i przeciągnęła się. Nagle spostrzegła, że jest całkiem naga. Co się
stało z jej pidżamą?
Przetarła dłonią twarz, by spędzić resztki snu, po czym otworzyła szeroko oczy.
We włączonym telewizorze migotały jakieś postacie, a tuż przy jej łóżku stał półnagi,
owinięty jedynie kuchennym fartuszkiem... Anthony Gawain. W dłoniach trzymał tacę
ze śniadaniem.
Nicole zacisnęła powieki. Jeszcze się nie obudziłam, uznała.
W głowie kłębiło jej się od natłoku myśli. Kiedy otworzę oczy, wszystko zniknie.
Śniadanie, taca, Anthony. Na ekranie telewizora pojawi się obraz kontrolny.
- Nikki, jedzenie stygnie, a ja... - Gawain zdjął fartuszek - staję się coraz
bardziej gorący.
To nie był sen.
- Och! „
Nicole nie potrafiła wykrztusić ani jednego słowa.
- Lepiej się czujesz? - spytał mężczyzna. Posmarował kawałek bułki grubą
warstwą syropu klonowego, po czym podał go dziewczynie.
Jadła powoli, starannie przeżuwając każdy kęs. Przypomniała sobie
wydarzenia minionego wieczoru. Anthony skradł jej serce, odebrał wolę.
Gawain przeczesał palcami włosy i spojrzał z niepokojem na dziewczynę.
Nicole z zamyśloną miną oblizała usta. Nie widzącymi oczyma wpatrywała się
w przestrzeń.
- Podoba ci się ten widok?
Anthony rzucił się na łóżko i podparł rękami brodę. Nicole drgnęła.
- Słucham? - spytała.
- Potrzebuję małej, całkowicie prywatnej terapii - oświadczył Gawain.
Otoczyła go ramieniem, przyciągnęła do siebie, po czym pieszczotliwie
przesunęła dłonią po płaskim, dobrze umięśnionym brzuchu.
- To miałeś na myśli? - spytała z uśmiechem.
- Hm... Jako przystawkę przed głównym daniem - odparł.
- Rozumiem. - Pochyliła się i musnęła go ustami. Zareagował natychmiast.
Jęknął z rozkoszy, chwycił ją za rękę i mocno ścisnął. Oczy zaszły mu mgłą pożądania.
- Chciałbym spłonąć wewnątrz ciebie - wyszeptał drżącym głosem.
- Dobrze. - odpowiedziała Nicole. Czuł na swej skórze jej gorący oddech. - Chcę
cię... teraz.
Energicznym ruchem przewróciła go na plecy.
- Zaczekaj - zaprotestował. Próbował wesprzeć się na łokciach.
- Ani słowa - odpowiedziała stanowczo. - Robię się niebezpieczna, jeśli tuż po
obudzeniu ktoś próbuje stawiać mi warunki.
Poruszyła biodrami, przyjmując go w głąb swego ciała.
Anthony opadł na łóżko.
- Nie mam zamiaru stawiać żadnych warunków - wydyszał.
Położył dłonie na jej piersiach. Nicole poruszała się coraz szybciej. Anthony
zamknął oczy. Czuł wszechogarniającą falę ekstazy.
- Nikki! - zawołał na całe gardło. Jego krzyk zmieszał się z westchnieniem
dziewczyny.
Gdy opadł szczyt uniesienia, przez chwilę leżeli w milczeniu, niezdolni do
jakiegokolwiek ruchu.
Na ekranie telewizora pojawił się fragment filmu „The Bodyguard”. Whitney
Houston śpiewała: „I Will Always Love You”.
Trudno o lepsze zakończenie, pomyślała Nicole. W końcu jesteśmy przecież w
Hollywood.
Bez zbytniego pośpiechu osunęła się na pościel.
- Jestem głodna - oświadczyła.
- Nabrałaś apetytu? - z kpiącym uśmiechem zapytał Anthony.
Dziewczyna skinęła głową. Przesunęła palcem po spoconym torsie mężczyzny.
- Szybko się męczysz - zauważyła. - Sportowcy powinni mieć więcej wigoru.
Nosisz dres tylko na pokaz?
Puścił jej pytanie mimo uszu.
- Bez sprzeciwu spełniłem twoje żądania, więc w zamian możesz mnie
nakarmić - powiedział.
- Nakarmić?
- Owszem. Ja gotować, ty karmić.
- Zabawne. - Ruchem dłoni przesłała mu pocałunek. - Zawsze uważałam, że
gotowanie jest domeną kobiet. Przed chwilą doprowadziłam cię niemal do wrzenia.
Anthony wyciągnął rękę w stronę tacy stojącej na nocnym stoliku.
- W takim razie uznajmy to za remis i spróbujmy coś przekąsić.
Wręczył jej widelec.
Nim zdążyli dopić kawę, w telewizji ukazała się twarz znanego prezentera i
gospodarza popularnego programu talk show, Lettennana. Nicole zrolowała
poduszki, Anthony otoczył ją ramieniem. Siedzieli przytuleni, wpatrzeni w ekran.
Gościem Lettennana była Chelsea Stone, piosenkarka rock and rollowa.
Powróciła na estradę po sześciomiesięcznej przerwie, spowodowanej operacją krtani.
Przedstawiła publiczności swój najnowszy utwór.
- Oto prawdziwa kobieta lat dziewięćdziesiątych - odezwał się Anthony. -
Potrafi wywalczyć sobie miejsce w panteonie gwiazd rocka i nie bierze jeńców.
Nicole skinęła głową.
- To prawda - powiedziała. - Podziwiam ją, że z taką konsekwencją potrafi
dążyć do wyznaczonego celu.
- A mówiąc o kobietach - wtrącił Gawain. - Chyba powinniśmy wspomnieć o
książce, którą mamy zamiar razem napisać.
Razem napisać. Nadeszła godzina szczerości. Anthony wciąż był przekonany,
że ma do czynienia z doświadczoną terapeutką.
Nicole zebrała się na odwagę. Powie... wszystko powie. Chciała zyskać choć
kilkanaście minut. Zatrzymać szczęście jeszcze przez chwilę.
W głębi serca żywiła kruchą nadzieję, że Anthony zrozumie pobudki jej
działania. Gdy dowie się o zwątpieniu, wstydzie, lęku przed samotnością... Być może
będzie umiał jej wybaczyć.
Program Lettermana dobiegł końca, lecz Nicole i Anthony nawet tego nie
zauważyli. Byli całkowicie pochłonięci dyskusją o książce. Przeskakiwali z tematu na
temat, aż Nicole zdecydowała się przejść do sedna sprawy.
- Boli mnie świadomość, że niektórzy mężczyźni nie rozumieją motywów
naszego działania - powiedziała. - Są takie sytuacje, gdy kobiety nie mogą zdobyć się
na szczerość. Przynajmniej nie od razu.
- Oczywiście - odparł kwaśno Gawain. - Niezłe wytłumaczenie. Na pewno są z
tego zadowolone.
- Nie wszystkie - zaprotestowała Nicole. - Podejrzewam, że większość z nas
traktuje to jako zło konieczne. Co więcej, główna część winy spada na mężczyzn.
- Słucham?!
- Kobiety muszą ukrywać swe prawdziwe marzenia i potrzeby, są jednak na tyle
sprytne, by, nie wzbudzając większych podejrzeń, uparcie dążyć do celu. W tym
właśnie tkwi sedno sprawy. Mężczyźni mają wyraźną przewagę ekonomiczną i nie
wahają się jej wykorzystywać w życiu codziennym. Co pozostaje kobietom? Podstęp.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Słyszałeś kiedyś o zasadzie „złotego środka”?
- Owszem Brzmi: „Najlepsze...”
- Chodzi mi o inną wersję. „Złoto jest najlepszym środkiem do zdobycia
władzy.” Kropka. Ostatnie słowo należy zawsze do tego, kto skupia w swym ręku
wszystkie wspomniane elementy, czyli do mężczyzny.
- Sama nie wierzysz w to, co powiedziałaś. Znam wiele kobiet, które pędzą
wygodne życie, w najmniejszym stopniu nie parając się pracą. Są po prostu
utrzymywane i hołubione przez mężów.
- To prawda, lecz nawet twoja wizja szczęścia ma istotne braki.
- Na przykład?
- Tak zwane życie rodzinne zależy wyłącznie od wartości człowieka, który został
wybrany na męża. Niestety, niemal każda z nas zmuszona jest dokonać wyboru jako
kilkunastoletnia dziewczyna, nie posiadając doświadczeń i kierując się tylko intuicją.
Jeśli znajdzie właściwego partnera, jest wolna od trosk i wszelkich przykrości. Lecz
jeśli postąpi niemądrze lub pod wpływem niesprzyjających okoliczności, jej dalszy los
zmieni się w prawdziwe piekło.
- Młodzi mężczyźni popełniają te same błędy - zaoponował Anthony.
- To prawda, lecz mają dość sił i środków, by zmienić sytuacje na swoją
korzyść. Po zakończeniu sprawy rozwodowej odzyskują wolność i nie muszą się
zbytnio troszczyć o dobro dzieci. Nawet jeśli płacą alimenty, nie wiedzą, co znaczy
codzienne wychowanie. Śmiało można stwierdzić, że mężczyźni zyskują na rozwodzie,
podczas gdy kobiety tracą nawet to, co osiągnęły przed ślubem.
- Twoja wypowiedź trąci feminizmem. Jesteś zwolenniczką pełnego
równouprawnienia kobiet?
Nicole zaczęła poprawiać pościel. Zastanawiała się przez chwilę.
- Wiesz, czego najbardziej pragną kobiety? Anthony zaśmiał się błyskając
białymi zębami.
- Przeszliśmy do zagadnień męskiej anatomii? - spytał.
Nicole rzuciła w niego poduszką.
- Dureń! - zawołała. - Potrafisz myśleć tylko o jednym. Kobiety nie przywiązują
do tego najmniejszej uwagi. Urok prawdziwego kochanką nie zależy od jego
sprawności. Chcesz wiedzieć, czego potrzebuje dzisiejsza kobieta? Żony!
Gawain otworzył usta ze zdumienia.
- Żony?!
Nicole skinęła głową.
- Kobieta lat dziewięćdziesiątych odczuwa przede wszystkim ogromne
zmęczenie. Albo musi opiekować się swoimi rodzicami i dziećmi, albo pilnować swojej
kariery zawodowej, co zresztą nie wyklucza troski o dzieci. Trzeci rodzaj to kobiety
niezamężne, usiłujące zrozumieć prawa rządzące związkiem dwojga ludzi, a
jednocześnie próbujące zachować niezależność ekonomiczną.
- W tym cały problem - powiedział Anthony. - W przeszłości...
- Nie próbuj odwrócić kota ogonem - przerwała mu Nicole. - Chyba nie sądzisz,
że którakolwiek kobieta posłusznie włoży zapaskę, siądzie przy kądzieli i będzie*
wszem i wobec rozpowiadać o swoim szczęściu To baśń wymyślona przez mężczyzn i
na użytek mężczyzn.
- Naprawdę tak sądzisz? Myślisz, że nam jest łatwiej? Nie zauważyłaś, że
padamy jak muchy z przepracowania?
- To temat na osobną książkę - odparowała Nicole.
- Dobry pomysł - ucieszył się Anthony. - Będę musiał pogadać o tym z
Markiem. Najpierw program telewizyjny o mężczyznach, a później...
Nicole ziewnęła.
- Nudzę cię? - spytał Gawain.
- Ależ skądże. Po prostu wciąż jestem senna.
- O, nie - zaprotestował stanowczym tonem. - Jeśli chcesz, byśmy nadal razem
pracowali, musisz mieć większą wytrzymałość.
- O, nie - odpowiedziała tym samym tonem. - Nie cierpię nienasyconych
mężczyzn.
- Cicho. Teraz nie czas na spanie. Podniósł się z łóżka.
- Dokąd idziesz? - spytała Nicole.
- Kupiłem coś, co powinno wzbudzić twoje zainteresowanie - odparł, kierując
się w stronę kuchni.
Otworzył lodówkę, wyciągnął olbrzymią torbę „M&M's”, po czym wrócił do
sypialni.
Uśmiechnął się szeroko.
Podszedł do łóżka, rozerwał opakowanie i... wysypał zawartość torby na leżącą
dziewczynę.
Skuliła się z chichotem.
- Panie Gawain, jest pan doprawdy niemożliwy!
- A pani to uwielbia, panno Hart.
- Och... Anthony one są zimne!
- Rozpuszczą się. Przysięgam.
- Anthony!.
- Mm...
Terkot budzika przerwał ciszę. Nicole drgnęła, przesunęła dłonią po twarzy, po
czym wyciągnęła rękę w stronę nocnego stolika i po omacku zaczęła poszukiwać
natręta.
Z całej siły wcisnęła czerwony guzik.
Przez chwilę leżała bez ruchu. Zawsze miała kłopoty ze wstawaniem.
Niezależnie od tego, jak długo spała, pierwsze minuty po obudzeniu były dla niej
prawdziwą męczarnią.
Z zamkniętymi oczami przypominała sobie wydarzenia kilkunastu minionych
godzin. Długie, wyczerpujące popołudnie, zakończone niespodziewaną kąpielą... nie
mniej zaskakujące śniadanie... gorącą dyskusję, zimne drażetki z czekolady, miłosne
igraszki... Fragmenty zdarzeń układały się w dziwaczny ciąg, przypominający film
reklamowy zrealizowany przez zwariowanego reżysera.
Pomału odzyskała pełną świadomość. Niestety, rzeczywistość była o wiele
bardziej brutalna niż senne marzenia.
Nicole z goryczą pomyślała o swoim tchórzostwie. Znów nie potrafiła się
zmusić do podjęcia szczerej rozmowy z Gawainem. Nie wspomniała ani słowem, że
jest kelnerką i, jeszcze nie odkrytą” scenarzystką. Że o terapii seksualnej wiedziała
jedynie tyle, ile zdołała wyczytać z gazet i czasopism.
Wyciągnęła ręce nad głowę i rozprostowała nogi. Spała zbyt krótko. Czuła
dokuczliwe odrętwienie całego ciała. Co prawda, miała pełne prawo być zmęczona.
Wciąż pamiętała ciemne włosy Anthony'ego, rozsypane na śnieżnobiałej
poduszce. Podniecający widok. Podobnie jak jego szmaragdowe oczy przepełnione
namiętnością.
Odwróciła głowę.
Łóżko było puste.
Anthony zniknął.
Nicole dotknęła ręką pościeli. Prześcieradło było wciąż ciepłe.
Na pewno poszedł do kuchni, by przygotować kawę, pomyślała. Wytężyła
słuch. Z salonu dobiegały dźwięki włączonego telewizora. Z uśmiechem zadowolenia
rozpoznała melodię rozpoczynającą jej ulubiony zestaw kreskówek. Anthony Gawain
miał dobry gust i przepadał za tymi samymi programami co ona.
I był kochany, że pozwolił jej pospać.
Odrzuciła kołdrę, podniosła się z łóżka, po czym stanęła przed lustrem.
Z jękiem rozpaczy popatrzyła na swe odbicie. Czekało ją kilkadziesiąt minut
żmudnej pracy.
Pochyliła się i przystąpiła do dokładnych oględzin. Z bliska jej wygląd nie
przedstawiał się tak tragicznie. Na skórze połyskiwały ślady potu, lecz z twarzy
zniknęła opuchlizna wywołana przeziębieniem. Wystarczy umalować się i coś zrobić z
włosami...
Czuła się odprężona i... zadowolona z życia. Czyżby to był magiczny wpływ
Anthony'ego?
Widział ją zapłakaną, zakatarzoną i zaniedbaną, a jednak nie zmienił planów.
Nie uciekł. Co więcej, podarował jej kilka chwil prawdziwego szczęścia. Pozwolił
uwierzyć, że jej obecność ma dla niego szczególne znaczenie.
Był po prostu cudowny.
Nicole starannie zasłała łóżko. Wygładziła prześcieradło, złożyła kołdrę i
porządnie poukładała wszystkie poduszki.
Lekki uśmiech zagościł w kącikach jej ust, gdy spojrzała na rozpieczętowaną
torbę „M&M's”, stojącą na nocnym stoliku. Chwyciła kilka drażetek, po czym włączyła
radio. Z głośnika popłynęły dźwięki muzyki. „You're the One”. Elton John zapewniał
właśnie jakąś dziewczynę, że jest tą jedyną. Nicole podchwyciła melodię. Nucąc pod
nosem, ruszyła w stronę łazienki.
W przedpokoju poczuła dochodzący z kuchni aromat świeżo parzonej kawy.
Anthony Gawain był doprawdy niezwykłym człowiekiem.
Najwyraźniej wziął sobie do serca stwierdzenie, że „współczesna kobieta przede
wszystkim potrzebuje żony”. Nicole uśmiechnęła się lekko. Miała głębokie
przekonanie, że tym razem się nie pomyliła. Zapracowana i „wyzwolona” kobieta
rzeczywiście oczekiwała... odrobiny czułości na co dzień.
Czekała z utęsknieniem, aż pojawi się ktoś, kto będzie ją pielęgnował w czasie
choroby, kto poprawi poduszkę, okryje kocem i przygotuje kanapki z dżemem oraz
herbatę.
Kto nie zrobi kwaśnej miny i nie zamknie się w swoim pokoju zajęty własnymi
myślami.
Kto nie będzie ciskał gromów na bezmyślność jej szefa, lecz po ciężkim dniu w
pracy po prostu ją ucałuje, by poczuła się lepiej.
Kto włoży do bagażnika samochodu szuflę i torbę z solą, a nie będzie gderał, że
zimą kobiety nie powinny siadać za kierownicą.
Kto od czasu do czasu, bez specjalnej okazji, przyśle jej miły Ust lub pocztówkę
z życzeniami.
Ktoś, do kogo mogłaby się przytulić w chwilach zwątpienia i słabości.
Nicole nie przestawała się uśmiechać.
Znała takiego człowieka. Mężczyznę, który pamiętał nawet, że jego partnerka
woli gorzką czekoladę od mlecznej z orzechami.
Po kąpieli wróciła do sypialni i zaczęła przetrząsać zawartość szafy.
Zastanawiała się, jak powinna wyglądać podczas oczekującej ją za chwilę spowiedzi.
Żałowała, że nie ma w pobliżu Contraresa. Ten by na pewno coś wymyślił.
W końcu zdecydowała, że włoży kremową bluzkę bez rękawów oraz proste
szorty koloru khaki. Starannie uczesała włosy, wpięła perłowe kolczyki oraz
umalowała się.
Musnęła jeszcze pomadką usta, po czym uważnie przyjrzała się swemu odbiciu.
Gotowe. Mogła iść na spotkanie z losem.
Teraz albo nigdy, pomyślała.
Odetchnęła głęboko, uniosła głowę i zdecydowanym krokiem opuściła
sypialnię.
W kuchni nie było nikogo.
Przez otwarte okno wpadały jasne promienie słońca, a na stole stał pusty
dzbanek do kawy. Nicole bez pośpiechu rozejrzała się. Pośrodku stołu królował wazon
z samotną czerwoną różą, która nasuwała podejrzenie, że mogła pochodzić z ogródka
sąsiadów.
Obok opróżnionego do połowy kubka z kawą leżało poranne wydanie „Los
Angeles Times”.
Gdzie mógł się podziewać Anthony?
Nicole doszła do wniosku, że poszedł się kąpać. Na pewno wszedł do łazienki w
czasie, gdy ona była zajęta makijażem. Przecież dom nie był na tyle duży, by bawić się
w chowanego.
Dla uspokojenia nerwów wypiła łyk kawy. Z ciekawością zajrzała do lodówki.
Prócz kawałka starego sera, przywiędłych selerów i słoika ogórków znalazła
jajka, masło i paczkę pieczywa testowego.
Wyjęła chleb i masło, po czym włączyła opiekacz. Przy pełnym żołądku
zyskiwała lepszą zdolność logicznego myślenia. Posmarowała grzankę, ugryzła kilka
kęsów i wyruszyła na poszukiwanie Anthony'ego.
Łazienka była pusta.
Sypialnia, salon, przedpokój, toaleta... Zajrzała nawet do szafy. Nikogo.
Niedobrze.
A jeśli... Gawain uciekł?
Nie... to nie mogła być prawda.
Prawdopodobnie wyszedł na chwilę, żeby przynieść coś z samochodu.
Cokolwiek. Długopis do rozwiązywania krzyżówek... Mężczyźni uwielbiają wszelkie
zagadki.
Albo... Chciał gdzieś zadzwonić z telefonu komórkowego. To bardzo ważna
rozmowa i potrzebował chwili samotności. Nie chciał, aby Nicole była świadkiem jego
kłótni z agentem lub producentami.
Wyjrzała przez okno.
Zamarła z przerażenia.
Rzuciła się do drzwi, otworzyła je na oścież i wybiegła na zewnątrz.
Jej najgorsze przypuszczenia okazały się prawdą.
Dżip zniknął. Anthony także.
Była po prostu głupia, głupia, głupia...
Gawain okazał się zwykłą świnią. Jak wszyscy mężczyźni.
Wróciła do domu. Zastanawiała się, czy znajdzie jakąś kartkę z krótkim
wyjaśnieniem. Coś w rodzaju listu pożegnalnego. A może istniało jakieś logiczne
wyjaśnienie ucieczki Gawaina?
Owszem. Był przystojnym mężczyzną, a ona okazała się głupią gęsią Jak mogła
wierzyć, że zdoła go utrzymać dłużej niż kilka wieczorów? O wspólnie pisanej książce
wolała w ogóle nie myśleć.
Nagle uświadomiła sobie, że Anthony w dalszym ciągu nie znał prawdy. Nie
szkodzi.
W obecnej sytuacji była zadowolona z takiego obrotu sprawy.
Weszła do kuchni, sięgnęła po kubek z kawą, po czym zmęczonym ruchem
opadła na najbliżej stojące krzesło.
Jej wzrok padł na gazetę rozłożoną na stole.
Machinalnie przeczytała kilka zdań. Serce zamarło w niej z przerażenia.
„Times” był otwarty na stronie, na której drukowano wywiady i doniesienia ze
świata filmu i rozrywki. Nicole drżącymi rękami chwyciła gazetę.
Po chwili znała już powody decyzji Gawaina. I nie mogła go winić za to, że
odszedł.
„Los Angeles Times”
Wiadomości ze świata rozrywki:
Wszyscy moi czytelnicy zapewne wiedzą, że ulubionym zajęciem w Hollywood
jest zabawa zwana „grą pozorów”. Tu, w krainie ułudy, rzadko się zdarza, by fikcja
przerodziła się w rzeczywistość. Z dobrze poinformowanych źródeł otrzymałam
właśnie wiadomość, iż panna Nicole Hart jest nie seksterapeutką, lecz pisarką.
Ciekawe, czy jej występ w programie telewizyjnym był pomysłem producentów, czy
Anthony Gawain padł ofiarą podstępu?
Plotka głosi, że program „Czego naprawdę oczekują kobiety?” wzbudził duże
zainteresowanie jednego ze znanych wydawców, a rezultatem ma być przygotowy-
wana właśnie książka. Książka owszem, ale... Kto może zaręczyć, że panna Hart po
cichu nie zbiera materiałów do opublikowania obszernej historii odsłaniającej kulisy
życia potężnej dynastii Gawainów?
Nicole z cichym szlochem wsparła głowę o blat stołu. Zdawała sobie sprawę, że
Anthony odszedł na zawsze. Na jego miejscu postąpiłaby tak samo.
Dlaczego nie powiedziała mu prawdy? Dlaczego nie skorzystała ze sprzyjającej
okoliczności. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?!
Musiała go odnaleźć i zmusić, by ją wysłuchał.
Z trudem usiłowała zebrać myśli. Jak mogła naprawić największy błąd w swym
życiu?
Gdzie mogła znaleźć Gawaina?
Przypomniała sobie, że podczas niedawnej rozmowy wspomniał coś o
jubileuszowym programie w cyklu „Anthony Gawain Show”. Mijał właśnie rok od
pierwszej emisji i właściciele stacji telewizyjnej przygotowywali się do odnowienia
kontraktu.
Anthony nie podjął jeszcze decyzji. Twierdził, że potrzebuje jakiejś zmiany.
Terkot telefonu wyrwał dziewczynę z zamyślenia. Sięgnęła po słuchawkę.
- Nicole? Od kilku dni czekam na jakąś wiadomość od ciebie. Co się dzieje z
mamą?
Nicole jęknęła w duchu. Całkiem zapomniała, że powinna zadzwonić do
siostry.
- Och, to ty, Wendy. Zatelefonuję do ciebie za chwilę, dobrze?
- Dlaczego? Co się... Nicole? Jest u ciebie jakiś mężczyzna?
- Zatelefonuję za chwilę - powtórzyła, po czym odłożyła słuchawkę.
Telefon zabrzęczał ponownie.
- Wendy, prosiłam cię...
- Pomyłka. Zamiast Wendy mówi Piotruś Pan - usłyszała znajomy głos Rafe'a. -
Słuchaj, Dorotko, czy twój wierny Toto zdążył ci już przynieść poranną gazetę? Zdaje
się, że tkwisz po uszy w kłopotach.
- Och, Rafe, co ja mam teraz zrobić?
ROZDZIAŁ 12
- Nie lubię wizyt wścibskich reporterów - odezwał się Anthony na widok
stojącej w progu dziewczyny. - Dlaczego tu przyszłaś?
Nicole trzymała w ręku koszyk piknikowy.
- Co tam chowasz? - syknął mężczyzna. - Magnetofon i aparat fotograficzny?
Zachowywał się niczym Ice Man. Zimny, wyrachowany i pozornie pozbawiony
wszelkich uczuć.
- Nigdzie się stąd nie ruszę - oświadczyła Nicole. Postawiła kosz na werandzie.
- Trudno - odparł z wystudiowaną obojętnością. - Nie mam ci nic do
powiedzenia. Nie udzielam wywiadów. Zwłaszcza wówczas, gdy mam pełną świa-
domość, że jestem indagowany przez profesjonalistkę.
- Pozwól mi coś wyjaśnić - zaczęła.
- Twoje wyjaśnienia niczego nie zmienią. Choć jestem tylko mężczyzną,
potrafię czytać. Muszę przyznać, że znakomicie rozegrałaś tę partię. Bolesny żal,
udane rozczarowanie, że tak długo nic nie wiedziałaś o ofercie wydawnictwa. Byłaś
naprawdę dobra. Jeśli kiedyś pomyślisz o zmianie zawodu, masz zapewnioną karierę
aktorską. Porozmawiam, z kim trzeba i udzielę szczerego poparcia.
W szmaragdowych oczach mężczyzny pojawiły się lodowate błyski.
- Powiedziałem już chyba wszystko - wycedził przez zęby. - Możesz odejść.
- Anthony, prawda wygląda całkiem inaczej! - zawołała Nicole z rozżaleniem.
- Czyżby? - Uniósł brwi w teatralnym geście zdziwienia. - Chcesz mi wmówić,
że mimo wszystko jesteś terapeutką?
- Nie.
- Spróbujmy zatem z innej strony. Zajmujesz się pisaniem zmyślonych
historyjek?
- Tak.
- To wystarczy. Do widzenia. Starannie zamknął drzwi.
Nicole z całej siły wdusiła przycisk dzwonka.
Drzwi pozostały zamknięte.
Po kilku bezskutecznych próbach dała za wygraną. Anthony nie miał zamiaru
jej wpuścić. Z rezygnacją usiadła na schodach. Z wnętrza domu dobiegały głośne
dźwięki arii operowej, zagłuszające nawet szum oceanu.
Nicole westchnęła głęboko. Ze spokojem przyjęła porażkę, lecz nie zamierzała
odejść. Z gorzkim uśmiechem stwierdziła, że dźwięki muzyki stanowiły znakomite tło
do rozegrania małego dramatu.
Wierzyła, że jeśli będzie uparcie dążyła do celu, Anthony zgodzi się w końcu
wysłuchać jej wyjaśnień.
Kilka dni temu to właśnie on znalazł się w podobnej sytuacji.
Otworzyła koszyk i wyjęła paczkę herbatników oraz butelkę wina. Piła wprost z
butelki, od czasu do czasu przegryzając kawałkiem ciastka.
Po godzinie muzyka ucichła.
Nicole ze smutkiem spojrzała na puste opakowanie po herbatnikach. Wina
ubyło niewiele, więc wylała w krzaki pozostałą zawartość butelki.
Nadeszła chwila działania.
Odstawiła butelkę na bok, lecz tak by pozostawała w polu widzenia i chwiejnym
krokiem zbliżyła się do drzwi.
Zadzwoniła.
Po kilku minutach w progu ukazała się barczysta postać Anthony'ego.
- Mówiłem ci już, żebyś odeszła - stwierdził oschłym tonem.
- Och... Anthony... - wybełkotała Nicole. - Stój spokojnie...
Kołysząc się na piętach, usiłowała spojrzeć mu prosto w oczy. Po chwili
zamrugała powiekami i potrząsnęła głową.
Dam ci prawdziwy popis aktorstwa, pomyślała. Skoro uważasz, że mam przed
sobą wielką karierę.
Gawain przyglądał się jej z uwagą.
- Och... zdaje się... że muszę... - Zatoczyła się - w stronę mieszkania.
Mężczyzna ujął ją pod ramię.
- Na miłość boską, Nikki, cuchniesz alkoholem niczym zniszczona gorzelnia.
Bezskutecznie próbowała odzyskać równowagę. Przypominało to wysiłki w celu
pionowego ustawienia kawałka spaghetti. Anthony musiał ją mocno trzymać, by nie
wyśliznęła się mu z ramion.
- Nie... tylko gorzelnia... - zamruczała. - Do tego fabryka czekoladek... i
herbatników.
Zachichotała.
- A wszystko dlatego, że urządziłam sobie... niewielkie przyjęcie.
Chichotała coraz głośniej.
- Anthony...
- Słucham.
- Źle się czuję.
Westchnął z rezygnacją, dźwignął ją w górę i wtaszczył do środka. Zamknął
nogą drzwi, po czym wszedł do pokoju, gdzie posadził dziewczynę na kanapie. Na jej
kolanach ustawił duże porcelanowe naczynie. Na wszelki wypadek.
- Anthony...
- Słucham.
- Wiesz co, tak naprawdę... muszę ci coś wyznać. Nie jestem terapeutką.
- Gdzieś to już czytałem - odparł chłodno. Skinęła energicznie głową, przy
okazji uderzając czołem o krawędź naczynia.
- Au! - jęknęła głośno.
Potarła bolące miejsce. Wkładam zbyt dużo poświęcenia w tę rolę, pomyślała.
Anthony przyglądał się jej ze współczuciem.
- Nie jestem... terapeutką - powtórzyła. - Wiem wiem... - Machnęła ręką. -
Mówiłam, że jestem... a nie jestem. Właśnie.
- Trzymaj głowę w dół - powiedział Gawain, gdy usiłowała na niego spojrzeć. -
Zaraz poczujesz się lepiej.
- Anthony...
- Słucham - westchnął.
- Powinnam ci powiedzieć, że... jak to ująłeś? Że opowiadam zmyślone
historyjki.
- Owszem, powinnaś - odparł sucho, choć jego głos nie brzmiał już tak
nieprzyjemnie jak przed chwilą.
- Nie. Wróć. Zaraz. Gdzieś tkwi błąd. Już wiem. Nie opowiadam, tylko piszę. - Z
przesadą usiłowała starannie wymówić każdą głoskę.
- Wszystko jedno - odparł mężczyzna. - Nie obchodzi mnie, co robisz, jeśli to
nie dotyczy mojej osoby.
- Piszę o ludziach - mówiła z uporem, nie zwracając uwagi na jego słowa. -
Teraz uważaj...
Wyciągnęła dłoń w górę.
- Nie piszę o prawdziwych ludziach.
- Co znaczy „nie piszę o prawdziwych ludziach”?
- Spojrzał na nią z nagłym zainteresowaniem. Nim zdołała odpowiedzieć,
zniknął na moment w kuchni, skąd wrócił z namoczonym ręcznikiem.
- Co znaczy „nie piszę o prawdziwych ludziach”?
- powtórzył.
- To znaczy, że jeśli tylko będziesz mniej opryskliwy i zechcesz mnie wysłuchać,
będę ci mogła powiedzieć coś o sobie. Tworzę opowiastki do filmów.
- Jesteś scenarzystką? - spytał z bezgranicznym zdumieniem.
- Właśnie. Przez cały czas usiłowałam ci to wyjaśnić.
- Na miłość boską, dlaczego nie powiedziałaś mi tego wcześniej?! Nikki, gdybyś
wiedziała, o co cię oskarżałem! Myślałem, że...
Rzucił się w jej stronę. Całkiem zapomniał, że trzyma w dłoni mokry ręcznik.
- Znów chcesz mi umyć plecy? - spytała Nicole trzeźwym, normalnym głosem.
- Nikki, przecież wcale nie jesteś pijana! - zawołał Anthony. - Ty mała,
podstępna...
- Masz rację. Musiałam cię oszukać, inaczej nigdy nie zechciałbyś mnie
wysłuchać. Możesz mnie napoić kawą, zabrać do łazienki i zmyć głowę zimną wodą,
ale...
Nie mogła dalej mówić. Zatrzepotała powiekami, by odpędzić łzy cisnące się jej
do oczu. Czuła się głupio, pochylona nad porcelanowym naczyniem.
- Nie płacz - powiedział Anthony, lecz spowodowało to odwrotny skutek.
Dziewczyna Wybuchnęła głośnym szlochem.
- Proszę cię. - Anthony wytarł jej policzki, po czym wręczył ręcznik.
- Dlaczego płaczesz?
- Ja... ja... jestem już po prostu zmęczona ciągłym udawaniem.
Pociągnęła nosem.
- Płaczę, bo byłam przekonana, że cię straciłam. Że odszedłeś na zawsze, że
postanowiłeś mnie porzucić za to, że wciąż kłamałam. A tak naprawdę, to kłamałam
tylko dlatego, by cię nie stracić! Bałam się, że odejdziesz, gdy dowiesz się prawdy!
- Nic z tego nie rozumiem - powiedział Gawain. - Na pewno nie wypiłaś zbyt
wiele?
Spojrzał jej prosto w oczy, jakby chciał dostrzec jakiś ślad alkoholowego
zamroczenia.
Nicole spuściła wzrok. Bezwiednym ruchem pogładziła trzymany ręcznik.
- Kłamaliśmy oboje - powiedziała ściszonym głosem. - Tłumiliśmy
przepełniające nas uczucie w obawie, że zostaniemy zranieni. Postępowaliśmy głupio.
Dla zachowania dumy poświęciliśmy własne szczęście.
Z trudem panowała nad sobą. Miała ogromną ochotę rzucić mu się w ramiona.
- Wszystko, czego naprawdę pragnę... czego naprawdę oczekuje każda
kobieta... to miłość mężczyzny, któremu można zaufać. Prawdziwe uczucie nie karmi
się półprawdami. Kłamstwo jest niczym chwast, przyczajony w ukryciu, lecz z każdym
dniem powiększający swą siłę. Miłość, którą oplecie pnącze oszustw, nie ma
najmniejszych szans na przetrwanie.
Powoli uniosła głowę.
- Każda kobieta jest inna - dodała - lecz łączy je wspólne pragnienie. Ja
chciałam znaleźć mężczyznę, który potrafi zrozumieć moje oczekiwania i odkryć, jaka
jestem naprawdę... choć zdaję sobie sprawę, że czasem zachowuję się głupio,
nieodpowiedzialnie i...
Anthony czułym gestem przytulił ją do siebie.
- ...i niewiarygodnie pociągająco - dokończył. - Myślisz, że moglibyśmy
wszystko zacząć od początku?
- Uhm. - Skinęła głową. - Jest tylko jedna rzecz, którą wolę od szczęśliwego
zakończenia.
Pocałowała go policzek.
- Naprawdę? A cóż to takiego?
- To, czego nie widać na ekranie - odpowiedziała ze śmiechem, po czym
wysunęła się z jego objęć i popędziła w stronę łazienki.
Pół godziny później, gdy kłęby pary buchające z prysznica zaczęły pomału
opadać, Anthony z cichym śmiechem sięgnął po suchy ręcznik. Nicole była szybsza.
- Co ci tak wesoło? - spytała.
- Zawsze chciałem wiedzieć, jak wygląda czysty erotyzm - powiedział
znaczącym tonem.
Ledwo zdążył uniknąć siarczystego klapsa. „Los Angeles Times”
Wiadomości ze świata rozrywki:
„Czego naprawdę oczekują kobiety?” Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że w
ciągu kilku ostatnich tygodni rzesze czytelników oczekiwały pojawienia się książki
pod tym samym tytułem, napisanej przez Nicole Hart i Anthony'ego Gawaina.
Publikacja niemal natychmiast trafiła na listę bestsellerów nowojorskiego „Timesa”,
zajmując początkowo dziesiąte miejsce, lecz potem bez przerwy pięła się w górę, aż
sięgnęła samego szczytu. W Hollywood głośno się mówi o nowym scenariuszu,
zatytułowanym „Kot i sperka”, którego autorką jest panna Hart. Wtajemniczeni
twierdzą, że jest to świetny materiał na romantyczną komedię. Czy Anthony i Nicole
wyrażą zgodę, by zagrać główne role w planowanym filmie? Na razie można ich
spotkać w „The Book Emporium” w Long Beach, gdzie podpisują swoją książkę.
Przyłączając się do życzeń dalszych sukcesów, pragnę zadać jeszcze jedno pytanie; czy
będzie ciąg dalszy? „Czego naprawdę oczekują mężczyźni?” Czas pokaże.
- Możesz w to uwierzyć? - spytała Nicole. Wręczyła gazetę Anthony'emu. -
Naprawdę jesteśmy na pierwszym miejscu listy bestsellerów! A scenariusz? Nasz
agent pracuje chyba na zwiększonych obrotach!
- Od dawna nie widziałem go tak podekscytowanego - odparł Anthony. Mówił z
udawanym spokojem, lecz w jego głosie brzmiała niekłamana radość. - Pomyśl tylko,
jak niewiele brakowało, by książka nie powstała - dodał po chwili. - Przez nasz upór.
- Główna część winy spada na ciebie - zaszczebiotała Nicole. Wpięła ogromne
kolczyki, kupione przez jej matkę w „Nancy's Gallery” w Kimmswick. W zeszłym
tygodniu pani Hart odwiedziła Missouri, gdzie odbywało się kolejne rodeo.
Kolczyki były prześliczne. Wykonane ze srebra, przedstawiały parę
kowbojskich butów z ostrogami, a zapinka była w kształcie zwiniętego arkanu.
- Na mnie? - spytał Anthony.
- Oczywiście. Już zdążyłeś zapomnieć, z jakim trudem zdołałam cię skłonić, byś
zechciał wysłuchać moich wyjaśnień? Z jakim gniewem zareagowałeś na mój
niewinny podstęp, mimo że cały czas starałam się ci powiedzieć, iż nie jestem
terapeutką?
- Niewinny podstęp? A czy wiesz, ile wysiłku kosztowało naszego agenta, by
przekonać wydawców, że to, kim jesteś naprawdę, nie będzie miało żadnego wpływu
na sprzedaż książki? Większość czytelników w dalszym ciągu jest przekonana, że masz
wiele doświadczenia w sprawach terapii seksualnej. Prawdę powiedziawszy, niewiele
się mylą...
Przerwał, skarcony jej groźnym spojrzeniem.
- Wydawca ustąpił dopiero po powtórnym obejrzeniu taśmy wideo z twoim
występem podczas programu - dodał po krótkim milczeniu.
- Tak, tak. Wiem o tym doskonale. A co powiesz o swoim postępowaniu?
Szukałeś profesjonalnej pomocy w napisaniu książki, lecz zamiast od razu przystąpić
do rzeczy, zacząłeś mnie uwodzić.
- Niczego nie planowałem - odparł z udawaną powagą. - Samo wyszło.
Nicole pieszczotliwie musnęła ustami jego ucho.
- Jestem z tego bardzo zadowolona - powiedziała namiętnym szeptem.
Rozległo się pukanie do drzwi. Anthony poszedł otworzyć.
- Wydawca przysłał po nas limuzynę - zawołał. - Kierowca już czeka.
- Limuzynę? Naprawdę przyjechała limuzyna? - z podnieceniem spytała Nicole.
Chwyciła torebkę i wybiegła przed dom.
- Nie próbuj niczego niestosownego - ostrzegawczym tonem powiedział
Gawain.
Ruszyli w drogę. Nicole zachowywała się całkiem... normalnie. Anthony miał
tylko nadzieję, że jej biała sukienka nie będzie zbytnio wygnieciona.
Przed księgarnią czekał już spory tłum czytelników. Nicole ze zdumieniem
rozpoznała wiele znajomych twarzy.
Weszli do wnętrza.
- Mamo! - krzyknęła Nicole.
Pani Hart w towarzystwie dwóch pozostałych córek podeszła w jej stronę.
- Nawet się nie domyślasz, co tym razem wymyśliła nasza mama - pierwsza
odezwała się Wendy.
- Lepiej nie pytaj - półgłosem dorzuciła Suzanne. Nicole z niepokojem zerknęła
na matkę.
- Znów wyszłaś za mąż? Gdzie oblubieniec?
Rozejrzała się dookoła.
- Nic z tych rzeczy - westchnęła Wendy. - Choć, szczerze mówiąc, pierwszy raz
w życiu wolałabym, żeby tak było.
- Co takiego? Mamo, co zrobiłaś?
- Kupiłam konia.
- Konia?!
Pani Hart z uśmiechem skinęła głową. Wendy ze zgrozą przewróciła oczami.
- Mamo, co będziesz robić z tym zwierzakiem?
- spytała Nicole.
- Jak to co? - odpowiedziała pytaniem pani Hart.
- Podchowam, a potem wystawię do wyścigów.
- Przecież nie masz pojęcia o hodowli koni! - zawołała Nicole.
- Właśnie usiłowałyśmy jej to wytłumaczyć - zgodnym chórem odezwały się
siostry.
Pani Hart nie traciła dobrego humoru.
- Muszę zatem postarać się o trenera - powiedziała z szerokim uśmiechem.
- Mamo!
Pani Hart obróciła się w stronę Anthony'ego.
- Panie Gawain, proszę mi wyjaśnić, jak to się dzieje, że energiczna i zaradna
matka mogła wychować trzy takie fajtłapy.
- Mamo!
Anthony wybuchnął śmiechem.
- Nie mam pojęcia, lecz mogę panią zapewnić, że są chwile, gdy może być pani
dumna z Nicole.
- Naprawdę?
Trzy pary oczu zwróciły się w stronę dziewczyny.
- Nie przyjechaliśmy tutaj na pogawędkę - wybąkała Nicole.
Pociągnęła Anthony'ego za rękaw. Podeszli do niewielkiego stolika stojącego
wśród kwiatów i reklam.
- Przepraszam panią, czy mógłbym prosić o autograf? - odezwał się z boku
znajomy głos. - Z dedykacją: „Dla ostatniego z wielkich kochanków Hollywood...”
- Rafe! - zawołała Nicole. - Co ty tu robisz? Wyjęła książkę z dłoni młodego
mężczyzny i kątem oka zerknęła na Anthony'ego, całkowicie pochłoniętego rozmową z
panią Hart i jej dwiema córkami.
- Elizabeth namówiła mnie, bym to kupił, więc jestem - wyjaśnił Contreras.
Nicole roześmiała się, wpisała dedykację i złożyła zamaszysty podpis.
- A gdzie ona jest? - spytała.
- Zgubiłem ją w tłumie. Pewnie wyszła na zewnątrz, by w samotności
kontemplować twoje dzieło.
- Rafe!
- Wiem, wiem. - Pokiwał głową. Nadszedł Anthony.
- Czy wszystkie kobiety myślą wyłącznie o ślubie? - spytał Contreras.
Do stolika uformowała się już spora kolejka.
Po trzech godzinach wytężonej pracy Nicole i Anthony mogli wreszcie nieco
odpocząć. Organizator imprezy poinformował oczekujących, że w „Sofi's Patio
Restaurant” przygotowano poczęstunek.
Przy stoliku pojawił się goniec niosący pokaźne pudełko.
- Kwiaty dla pani Nicole Hart - powiedział.
- Dziękuję. - Anthony wręczył mu kilka banknotów.
- Co to takiego? - spytała Nicole. Wyjęła z pudełka bukiet białych tulipanów. -
Od ciebie? - spytała patrząc na Anthony'ego.
- Przeczytaj załączoną kartkę - odparł z zagadkowym uśmiechem.
Nicole otworzyła kopertę i zaczęła czytać. Na jej twarzy pojawił się wyraz
nieopisanej radości.
- Nic nie słyszę - odezwał się Anthony. - Wyglądasz, jakbyś zobaczyła mysz w
pudełku. Odpowiedź brzmi „tak” czy „nie”?
- Oczywiście, że tak, idioto!
- Idioto! Jak możesz nazywać przyszłego męża idiotą?
- Ponieważ byłeś wystarczająco naiwny, aby postawić to pytanie na piśmie! -
zawołała.
Na kartce były skreślone słowa: „Wyjdziesz za mnie? Kocham. Anthony”.
- Będę miała dowód rzeczowy, na wypadek, gdybyś zmienił zdanie. Jeśli
przestaniesz mnie kochać, wytoczę ci proces.
- Obawiam się, że nie będę miał dość czasu, by zmienić zdanie - odparł.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że wszyscy, łącznie z pastorem oraz Rafaelem, który przygotował ci
ślubną suknię, czekają w „Sofi's” na rozpoczęcie ceremonii.
- Co?!
Anthony skinął głową.
- Moje siostry, mama, Rafe, twoja rodzina...
- Nawet Mark - dodał Gawain.
- A gdybym powiedziała „nie”? - spytała z przekorą w głosie. Anthony był
doprawdy romantycznym wariatem.
- Odwróć kartkę. Spełniła jego prośbę.
„Jeśli odpowiedź brzmi „nie”, będę na moście. Przez chwilę.”
Nicole zarzuciła mu ręce na szyję.
- Jesteś cudowny, Anthony.
- Musisz mi to dać na piśmie - odparł. Podsunął jej otwartą książkę.
Ślub był wspaniały.
W albumie znalazły się zdjęcia pokraśniałej z przejęcia panny młodej,
roześmianego oblubieńca, pani Hart łapiącej wianek oraz Rafaela Contrerasa
triumfalnie chwytającego muszkę rzuconą przez Anthony'ego.
Była także fotografia dużej, białej limuzyny z napisem „młoda para”, choć
samej pary nie było widać we wnętrzu samochodu.
- Rafe? Skończyłeś już czytać książkę? - spytała Elizabeth.
- Tak, kochanie.
- Doszedłeś do jakiegoś wniosku?
- Wniosku?
- Tak. Czego oczekują kobiety?
- Szczerości.
- Podoba ci się moja sukienka?
- Hm...
- Rafe?
- Szczerze mówiąc, wolę cię oglądać w czymś innym.
- Na przykład?
- A co masz pod spodem?
Rozpiął jej suknię i spojrzał na ponętny negliż z czarnego jedwabiu, bez
wątpienia kupiony w „Victorida's Secret”.
- Całkiem fajne wdzianko - mruknął.
- To „wdzianko” kosztowało mnie majątek! - zawołała Elizabeth. - „Wdzianko”!
- parsknęła jak rozzłoszczona kotka. - „Wdzianko”...
W piwnych oczach Rafaela pojawił się błysk pożądania.
- Mogę ci coś zaproponować? - spytał.
EPILOG
Anthony i Nicole siedzieli w saloniku plażowego domu Gawaina, obserwując
zabawę czteroletniego synka. Mały Anthony udawał cieślę. Uzbrojony w plastikowy
młotek popukiwał w meble.
- Miałeś przeczytać mój nowy scenariusz - powiedziała do męża Nicole.
- A ty obiecałaś wprowadzić kilka poprawek - odparł.
Nicole z uśmiechem spojrzała na syna.
- Naprawdę jest wspaniały, czy tylko tak mi się wydaje, bo jest naszym
dzieckiem? - spytała.
- Raczej to drugie - mruknął Anthony.
A potem niemal jednocześnie pokręcili głowami.
- Nie...
- Jak myślisz, spodoba mu się w Paryżu? Mały Anthony mierzył właśnie nogę
od stołu.
Ostatni scenariusz Nicole nosił tytuł „Francuski pocałunek” i był trzecim w
serii zapoczątkowanej przez „Kota i sperkę”.
Książka „Czego naprawdę oczekują mężczyźni?” nigdy nie powstała. Kto
chciałby kupić publikację zawierającą tylko jedno słowo?
- Widziałeś projekty kostiumów przysłane przez Rafe'a? - spytała Nicole.
Po sukcesie filmowej wersji „Kota i sperki” wytwórnia zaproponowała im
przedłużenie kontraktu i dalsze role.
- Będę nosił beret? - Skrzywił się Anthony.
- Spróbuję to jakoś załatwić - odpowiedziała z przekornym uśmiechem. -
Wyglądałbyś całkiem, całkiem...
- Nie powinienem nigdy zostawiać cię sam na sam z Contraresem - jęknął. -
Wiem. Dam mu takie zadanie, że będzie musiał całe dnie spędzać w pracowni.
Krótko po ślubie Anthony zrezygnował ze stałej pracy w telewizji i tylko czasem
realizował jakieś programy.
Pochylił się w stronę syna.
- Co robisz? - spytał.
Z wyjaśnień malca wynikało, że właśnie zajął się szlifowaniem. Jego
zainteresowania wynikały stąd, że Anthony i Nicole podjęli decyzję o powiększeniu
domu i chłopiec całymi dniami obserwował pracę robotników.
- Wesz już, kim będziesz, gdy dorośniesz? - spytał ojciec.
- Budowlańcem - rezolutnie odparł malec.
- „Budowlańcem”? - roześmiał się Anthony. - Skąd znasz takie słowa? I co
będziesz wtedy robił?
- Tapetował, stawiał domy, przybijał i wkręcał rury.
- Musisz wybrać tylko jeden zawód, jeśli chcesz wykonywać go dobrze.
- Och...
- I co postanowiłeś? - wtrąciła się do rozmowy Nicole.
Mały Anthony zrobił zamyśloną minę.
- Już wiem! - zawołał po chwili. - Będę pracował tam, gdzie są najlepsze
narzędzia.
Rodzice z uśmiechem spojrzeli na siebie. Nicole wstała i skinęła dłonią na
męża.
- O co chodzi? - spytał Anthony. Wziął ją w ramiona.
- Mówiąc o narzędziach...
- Tak?
- Mógłbyś mi nieco pomóc? Potrzebuję utalentowanego pracownika z
niezłym...
- Pani Gawain!
- Możesz mi mówić Nikki.
Anthony chwycił ją w ramiona i zaniósł na górę, do sypialni. Malec został z
nianią, która właśnie wróciła z zakupów.
Nicole przypomniała mężowi, że za kilka dni przyjedzie pani Hart, by uczcić
urodziny swego wnuka.
- Przywiezie mu szczególny prezent - dodała. Anthony musnął wargami jej
szyję.
- Naprawdę? Co to takiego?
- Lepiej nie pytaj - szepnęła Nicole.
Dopiero długo, długo później, gdy nieco ochłonął, spojrzał na nią i nieco
zaniepokojony powiedział:
- Kochanie, gdzie będziemy trzymać tego kucyka?