Grypsera cz 3 więź, hierarchia, normy

background image

Grypsera - cz. 3
Wpisany przez Kamil MIszewski Poniedziałek, 10 Sierpień 2009 09:42

Od red.: zamieszczamy kolejną część pracy magisterskiej Kamila M.

Podstawowe zasady zachowania

Przede wszystkim „Listonosz” przekazał mi zasady dotyczące załatwiania potrzeb

fizjologicznych. Nie można owych potrzeb załatwiać podczas posiłków. Należy wpierw

dokładnie rozejrzeć się, czy ktoś przypadkiem czegoś nie przeżuwa (także poza czasem

posiłku), a następnie rzucić komendę: nie jeść! nie pić! otwieram na: (i tu, w zależności od

rodzaju potrzeby) krótko! bądź ostro! Po skończeniu mówi się: czysto! bądź plomba! Poza

tym deska klozetowa musi być cały czas zamknięta. Przy „puszczaniu wiatrów” też należy

się rozejrzeć, czy nikt nie je, tekst komendy brzmi tutaj: nie jeść! nie pić! pula! Cały ten

rytuał nosi nazwę pucowania się.

Nie należy używać słów takich jak: dawać lecz kopsać, kopsnąć, zajechać coś

komuś, nie ciągnąć lecz targać, nie posuń się lecz przesuń.

Rękę mam podawać tylko niegrypsującym. Jeśli wyciągnie ją do mnie grypsujący,

nie pytając mnie uprzednio czy grypsuję, a ja mu tę rękę uścisnę, sankcja spotka tylko jego.

Ze strony niegrypsujących nic mi w tym przypadku nie grozi. Jeśli natomiast grypsujący

zapyta mnie, czy grypsuję, a ja skłamię – odpowiem, że tak i on uściśnie mi rękę, to sankcja

spotka nie jego, ale mnie.

Poza tym nie mam się „wypinać” w łaźni. Jak mi spadnie mydło, mam kucnąć, aby

je podnieść. Jak idę z gołym przyrodzeniem, to koniecznie zakrywam je jedną ręką, aby

przypadkiem kogoś nie dotknąć (dotknięcie kogoś penisem jest najgorszą formą degradacji

zaraz po gwałcie homoseksualnym, jest przecweleniem tego kogoś – posłaniem na samo

dno hierarchii; trzeba więc uważać, by nie zrobić tego przypadkowo, ponieważ nie ma

znaczenia, czy było to celowe czy przypadkowe), jeśli ktoś w takim przypadku zbliża się

zanadto do mnie, mam mówić: zważka!

Wszystkie przedmioty w więzieniu posiadają swoje, odmienne od tych na wolności,

nazwy – tzw. zamienniki. Mimo wysiłku włożonego w przypomnienie ich sobie,

„Listonosz” przedstawił mi tylko kilka: stół to blat, taboret to fikoł, podłoga to plaża,

background image

telewizor to szkiełko, łóżko to koliba, kojo, talerz to plater, miska to dołan, kubek to kuban,

widelec to widły, nóż to kosa, margaryna to maryśka. Zamienników jednakże nikt już nie

stosuje, zdaniem „Listonosza” większość więźniów nawet ich nie zna. Na pytanie, skąd on

je zna odpowiedział, że z jego wyrokiem włóczył się już trochę po kryminałach (gdy go

poznałem z wyroku 4 lat pozbawienia wolności odbył już 2 lata i 8 miesięcy), był też w

takich miejscach, gdzie takie rzeczy trzeba było znać.

Przestrzeganie tego „pakietu podstawowego” miało zdaniem „Listonosza”

gwarantować bezproblemowe odbywanie kary.

Strzyki”

Po przeniesieniu na inną celę (w AŚ w Chojnicach przenoszony byłem dwukrotnie;

zdarzało się to także w więzieniach, w których przebywałem później; administracja dba o

to, by więzień zanadto się nie zadomowił, nie nawiązał zbyt dobrych kontaktów [obawa

przed zorganizowanymi wystąpieniami, buntami], nie zdołał sporządzić skrytek w celi)

dowiedziałem się o istnieniu strzyków – zwrotów skierowanych do nowicjusza, mających na

celu naśmiewanie się z niego poprzez wywoływanie w nim jednocześnie reakcji złości,

poczucia niższości i bezsilności. Służą one jednocześnie nauce języka więziennego – bajery.

Strzyk jest tak skonstruowany, iż wydaje się bluzgiem – frazą wypowiadaną obraźliwie, lecz

nią nie jest, o czym wiedzą jednak tylko wtajemniczeni.

Przykład strzyku: dajesz dupy na peronce? (peronka to korytarz) Na tak postawione

pytanie nie można odpowiedzieć twierdząco lub przecząco. Gdy grypsujący usłyszy

podobne pytanie skierowane pod swoim adresem, powinien rzucić się na zadającego pytanie

i dotkliwie go pobić, a może nawet przecwelić. Jednakże, gdyby próbował uczynić to w tym

przypadku, to reszta grypsujących rzuciłaby się na niego właśnie. Dlaczego? Ponieważ

powinien znać odpowiedź, a powinna ona brzmieć: zapytaj jeża (tożsamość fonetycznego

brzmienia ż i sz: da-jeż).

Strzyki

służą także sprawdzaniu znajomości bajery więźnia, który ma już jakiś staż

więzienny, a został przeniesiony na inną celę, bądź przetransportowany do innego

więzienia, gdzie nikt go nie zna i zachodzi podejrzenie jego słabej znajomości tejże. O ile

bowiem istnieje tolerancja dla nieznajomości zasad dla nowicjuszy, to po odbyciu pewnego

background image

stażu więziennego ich nieznajomość może grozić różnego rodzaju sankcjami (pobicie,

przecwelenie).

Nauka zasad życia więziennego ma być dla uczącego się nieprzyjemna. Jest to

okres, w którym „nauczyciele” bawią się kosztem uczącego się i jest to jedno z

nieformalnych praw więziennych. Bolesności tej nauki nie da się ominąć. Tym większe

było więc zdziwienie innych więźniów, gdy poprosiłem o podszkolenie z zasad. Odsłonięcie

się z nieznajomością zasad spowodowało w dość krótkim czasie konflikt z jednym z dwóch

przebywających w celi grypsujących (była to cela 8-mio os.). Otrzymałem cios pięścią w

twarz.

Hierarchia grupowa

Grypsujący

Na czele więziennej hierarchii stoją grypsujący. Stanowią zazwyczaj liczebną

mniejszość w więzieniu. W Chojnicach na 120 skazanych grypsowało ok. 20. Do

grypsujących należą zazwyczaj więźniowie dobrze zbudowani i silni fizycznie, chociaż nie

brakuje też tych budowy przeciętnej, a nawet mizernej. W Chojnicach grypsującym mógł

zostać każdy, kto wyraził taką chęć. Musiał się jednak na to zdecydować na samym

początku, później takiej możliwości nie było.

W ZK w Gdańsku-Przeróbce procent grypsujących do ogółu osadzonych był

podobny jak w Chojnicach. W Oddziale Zewnętrznym (dalej OZ) w Strzelewie

(podlegającym administracyjnie ZK w Potulicach) procent ten był nawet znacznie niższy. Z

uwagi na bardzo krótki pobyt, nieznana jest mi liczebność grypsujących w ZK w Potulicach.

Grypsujący

deklarują walkę z administracją więzienną, twardość charakteru,

niezłomność postawy, ścisłe przestrzeganie nieformalnych zasad więziennych, wzajemną

pomoc (tylko w obrębie swojej grupy). Twierdzą, iż stoją na straży nieformalnych zasad

więziennych. Oprócz nieformalnych zasad obowiązujących każdego skazanego

(zagadnienie to wyjaśniam w dalszej części pracy), posiadają swoje własne, przekazywane

tylko sobie, mające ich wyróżniać pośród reszty skazanych. Cechuje ich poczucie

odrębności w stosunku do reszty skazanych.

background image

Do grona grypsujących nie mogą należeć skazani za gacie (gwałt), domowi ninja

(przemoc w rodzinie) oraz pedofile. W ZK w Gdańsku spotkałem się jednak z trzema

przypadkami przynależności do grypsujących skazanych za gwałt. Grypsowali zanim trafili

do Gdańska i przypuszczalnie bano się ich reakcji w przypadku próby wykluczenia ich z

organizacji, ponieważ wszyscy trzej byli bardzo dobrze zbudowani fizycznie.

Grypsujący

powinni posiadać swojego „szefa” bądź „szefów” – w obrębie

pawilonów i całego więzienia. Nazywają go rozkminiającym (moi rozmówcy nie znali

określenia mąciciel, ich zdaniem to rozkminiający pełni funkcję, która w poprzednim

rozdziale została opisana jako przynależna mącicielowi). Rola rozkminiającego polega na

przekazywaniu zasad pozostałym oraz na rozstrzyganiu kwestii spornych między

grypsującymi i wyjaśnianiu nieścisłości w zasadach.

Z występowaniem osoby pełniącej taką funkcję spotkałem się tylko w Chojnicach.

Niegrypsujący

Więźniowie, którzy od początku nie wyrazili chęci grypsowania, bądź też takiej

propozycji w ogóle im nie przedstawiono, a także ci, którzy sami zrezygnowali z

grypsowania lub zostali zdegradowani – schowani do wora (schowanie do wora to nie to

samo, co przecwelenie, jak to zostało przedstawione przez innych autorów w rozdziale

pierwszym, jest to przeniesienie do kategorii niegrypsujących, czyli degradacja o jeden

stopień, nie o dwa; po spełnieniu pewnych warunków mogą, lecz nie muszą zostać

podniesieni – przywróceni do grona grypsujących; przywrócenie to jest jedyną formą

awansu w hierarchii więziennej, raz zadeklarowane [bądź przypisane] role pełni się do

końca życia, nie mogąc już nigdy awansować [wjeżdżającego do kryminału po raz wtóry

(lub kolejny) „złodzieja” powinno się dokładnie sprawdzić, czy nie próbuje zająć miejsca w

hierarchii wyższego niż zajmował podczas odbywania poprzedniej kary, zwłaszcza jeśli

zachodzi podejrzenie, iż mógłby być cwelem; niebezpieczeństwo niewykrycia takiego

osobnika wzrasta jeszcze, gdy nie jest on przez prawo traktowany jak recydywista – od

ostatniego odbywania kary minął odpowiedni okres czasu i jest traktowany jako

odbywający karę po raz pierwszy]).

Inne określenie niegrypsujących to frajerzy. Z nazwą tą spotykałem się wówczas,

background image

gdy grypsujący chciał podkreślić swą wyższą pozycję, bądź gdy niegrypsujący (umyślnie

bądź nie) naruszył reguły i trzeba było „pokazać mu jego miejsce”.

Niegrypsujących

jest przeważnie w więzieniu znakomita większość. Nie cechuje ich

raczej poczucie jedności ani odrębności grupowej. Jeśli na samym początku zadeklarowało

się bycie niegrypsującym, nie

można już awansować. Można jedynie zostać

zdegradowanym do pozycji cwela.

Istnieje spora liczba osób, które świadomie obrały sobie niegrypsujących za grupę

docelową na czas pobytu w więzieniu. Nie trafili tu poprzez degradację, ale z zamierzonego

wyboru. O tyle więc sytuacja dzisiejsza różni się od tej sprzed lat, że to nie wyłącznie

grypsujący decydują, kto będzie niegrypsującym.

Najczęstszą motywacją do bycia niegrypsującym jest chęć jak najszybszego,

bezproblemowego (ze strony administracji) odbycia kary – przepustki, zwolnienie

warunkowe itd.

Cwaniacy

Grupa występująca tylko w nielicznych więzieniach. Z tego, co wiem w Iławie,

Nysie, Wierzchowie Pomorskim, może jeszcze w kilku innych. Cwaniacy, to nazwa nadana

im przez grypsujących. Cwaniacy deklarują walkę z grypsującymi. Nie jest to jednak walka

otwarta, fizyczna, cwaniacy wycinają grypsujących, tzn. w różny sposób powodują ich

degradację przez przecwelenie. Zazwyczaj dokonują tego poprzez skropienie berłem (o

formach przecwelenia oraz o innych formach obniżania statusu patrz rozdział pierwszy).

Z relacji więźniów przebywających niegdyś w ZK w Wierzchowie słyszałem, że

urządzane są tam przez cwaniaków tzw. sezony. Są to okresy, gdy cwaniacy dokonują

wzmożonych ataków, „polowań” na grypsujących, w celu dokonania ich degradacji.

Cwaniacy

działają przeważnie z własnej inicjatywy, bywa jednak, że współpracują

z administracją. Jeśli pojedynczy cwaniak zostaje przetransportowany do zakładu karnego,

w którym ta grupa nie występuje, podaje się za niegrypsującego. Ze strony niegrypsujących

nie występuje raczej niechęć do cwaniaków (z powodu posiadania wspólnego wroga –

grypsujących).

background image

Cwele

Postawieni najniżej w więziennej hierarchii. Są to więźniowie (wcześniej

grypsujący bądź nie), wobec których dokonano przecwelenia (w jakiejkolwiek formie). Są

obiektem kpin, niewybrednych żartów, ubliżeń i napaści ze strony innych, grypsujących i

niegrypsujących.

Administracja izoluje cweli od pozostałych więźniów (jeśli już się dowie o fakcie).

Tworzy dla nich specjalne cele, nazywane przez więźniów cwelowniami. Cwele wychodzą

osobno na spacer, na świetlicę, łaźnię, nie mogą też roznosić jedzenia czy pracować w

magazynie odzieżowym (przecweliliby ubrania dotykając ich). Szczególnie przykre jest też

dla nich wydawanie posiłków: kajfus – więzień funkcyjny roznoszący posiłki – nie nakłada

im porcji na talerz, jak to robi wydając posiłek reszcie skazanych, lecz upuszcza porcję z

góry, nie dotykając w żaden sposób talerza.

Zdarzają się przypadki, gdy administracja więzienna wiedząc o więźniu, który

właśnie został do danego więzienia przetransportowany, iż jest on cwelem, każe mu ten fakt

przemilczeć i lokuje go w celi z innymi więźniami, aby zaoszczędzić mu przykrości. Jest to

jednak gra bardzo ryzykowna. Jeśli współosadzeni dowiedzą się w jakiś sposób prawdy

(przetransportowany zostanie ktoś z tamtego więzienia lub też więzień sam się zdradzi),

może on zostać brutalnie pobity i zgwałcony. „Listonosz” opowiadał mi o takim przypadku

w więzieniu, w którym uprzednio przebywał. Wskazał mi też pewnego chłopaka w AŚ w

Chojnicach, o którym twierdził, iż jest on cwelem, ale mam tę wiadomość zachować dla

siebie, ponieważ jego zdaniem chłopak jest w porządku, a przecwelony został przez

nieporozumienie. Nie mam się po prostu z nim zadawać, aby być czystym na wypadek,

gdyby to się wydało.

Zadziwiające jest to, że po pewnym czasie również oddziałowi zaczynają traktować

cweli gorzej od reszty więźniów, lekceważą ich, naśmiewają się. Staje się to udziałem

zwłaszcza oddziałowych o słabym charakterze i słabych fizycznie, próbujących w ten

sposób wykreować swój wizerunek wśród skazanych.

Powyższe zjawisko tłumaczyć chyba należy poprzez fakt, iż administracja

więzienna w jakimś stopniu liczy się z nieformalną więzienną hierarchią, dostosowuje się

background image

do niej (innym tego przykładem niech będzie przecwelenie berłem nielubianego

oddziałowego w ZK w Potulicach; został on przesunięty do innych obowiązków).

Funkcjonariusze dobrze wiedzą, kto jaką zajmuje pozycję w tej specyficznej stratyfikacji i

odpowiednio do niej traktuje każdego skazanego. Cwele są więc postrzegani jako najsłabsi,

najmniej hardzi i zaradni, po czasie zapomina się, czy posłanie ich na samo dno hierarchii

było słuszne, czy nie. Odnieść można wrażenie, iż mechanizm ten nie jest w pełni

uświadamiany przez znaczną część funkcjonariuszy.

System norm grupowych

Najbogatszy system norm grupowych posiadają grypsujący. Systemy pozostałych

grup są uboższe. Co ciekawe jednak – to grypsujący tworzą reguły postępowania dla

frajerów i cweli, które tamci internalizują jednak i traktują z czasem jak własne. Jedynie

tam, gdzie grypsera jest słaba (zazwyczaj zakłady typu półotwartego i otwartego, choć nie

tylko), niegrypsujący tworzą swoje własne zasady. Są one jednakże prawie w całości

jedynie przeciwieństwem zasad narzuconych przez grypsujących i dotyczą przeważnie norm

drugorzędnych. W ZK w Gdańsku-Przeróbce spotkałem się np. z przypadkami celowego

otwierania deski klozetowej podczas spożywania posiłku.

Nie znam systemu cwaniaków; jedyną znaną mi tu zasadą jest walka z

grypsującymi i solidarność grupowa.

Walka z administracją więzienną

Więzień nie może nawiązywać bliskich kontaktów z administracją więzienną.

Ma

zachować wobec niej stosunek wrogi,

a przynajmniej pełen dystansu. Szczególnie dotyczy

to oddziałowych (z pozostałymi funkcjonariuszami więźniowie mają rzadki kontakt), którzy

spełniają swe obowiązki nazbyt skrupulatnie, np. rewidują po wyjściu i przed wejściem do

celi, nie chcą wypisywać wniosków nagrodowych (można za nie uzyskać korzyści: od

dodatkowego widzenia po przepustkę), cofają przysłaną przez rodzinę zbyt ciężką paczkę

itd. Oddziałowi przymykający oko na przepisy są traktowani mniej wyniośle. Z moich

obserwacji wynika jednakże, że oddziałowi ci prędzej czy później żałują ulgowego

traktowania skazanych. Przeważnie kończy się to dla nich karami dyscyplinarnymi,

ponieważ więźniowie (sic!) donoszą o ich dobroci ich przełożonym. Tylko bardziej

background image

rozgarnięci skazani potrafią bowiem docenić dobre traktowanie ich przez oddziałowego,

odróżniając ulgowe podejście wynikające z dobrej woli od tego wynikającego ze strachu.

Znakomita większość skazanych ludzkie traktowanie uważa za znak słabości i „frajerstwa”;

traci respekt do oddziałowego.

Więźniowie utrzymujący zbyt zażyłe stosunki z funkcjonariuszami są przez

pozostałych oskarżani o donosicielstwo, co często jest zresztą prawdą. Za zgodę współpracy

administracja obiecuje zazwyczaj otrzymanie upragnionych przepustek oraz wystąpienie do

sądu penitencjarnego z wnioskiem o przedterminowe warunkowe zwolnienie (istnieje

zasadnicza różnica pomiędzy faktem wystąpienia z wnioskiem o warunkowe zwolnienie

przez samego skazanego i gdy uczyni to dyrekcja ZK, w którym ten skazany przebywa;

druga okoliczność oznacza, iż ci, którzy go znają najlepiej stwierdzili, że jest w pełni

zresocjalizowany i może opuścić więzienie; skazany ma wówczas większe szanse na

wyjście, chociaż z przychylaniem się sądu penitencjarnego do wniosków dyrekcji ZK bywa

nadzwyczaj różnie). Mniejsze nagrody nie są warte ryzyka, choć spotkałem się z

przypadkami donosicielstwa w zamian za nic nie znaczącą pochwałę odnotowywaną w

aktach.

Obiektem zainteresowania są zarówno więźniowie jak i funkcjonariusze.

Podejście do donosicielstwa różni się w zależności od rodzaju zakładu karnego. W

AŚ w Chojnicach za donoszenie więźniowi nie stała się żadna krzywda: więzień A przegrał

w karty 4 paczki papierosów; nie wywiązał się ze swoich zobowiązań, w następstwie czego

więzień B, któremu był winien owe 4 paczki, zabrał mu podczas spaceru kurtkę, która miała

stanowić zastaw-gwarancję spłaty długu. Do celi więźnia B wkroczyła atanda – oddział

funkcjonariuszy formowany na okoliczność zajść i doraźnych interwencji, odbierając mu

ową kurtkę, nie pozostawiając tym samym żadnych wątpliwości, iż więzień A

poinformował o fakcie zaboru kurtki administrację AŚ. Jak wspomniałem, więzień A nie

ucierpiał na skutek swego czynu.

Podobnie w wielu przypadkach w ZK w Gdańsku, gdzie donosiło niemal oficjalnie

dwóch braci. Odczuwano jednak do nich respekt i nie próbowano wymierzać im

„sprawiedliwości”, ponieważ każdy z braci ważył po 140 kilogramów. W OZ w Strzelewie

niegrypsujący naradzali się nawet wspólnie (w grupie kilku osób, w obrębie celi) i ustalali,

background image

kto pójdzie do wychowawcy i opowie o niewygodnym grypsującym. Natomiast w ZK w

Potulicach musiano donosiciela umieścić w tzw. ochronkach (celach chronionych od reszty

więźniów), aby nie doszło do przecwelenia.

Zakaz nawiązywania zbyt bliskich zażyłości z obsługą dotyczy wszystkich

więźniów, najbardziej zaś grypsujących. W ZK w Gdańsku-Przeróbce byłem jednak

świadkiem dwóch niezależnych od siebie przypadków, w których grypsujący

i niegrypsujący nawiązali bardzo bliskie stosunki z personelem. W pierwszym więzień był

zapraszany przez oddziałowych mających nocne zmiany na wódkę (oddziałowy przychodził

po niego po zamknięciu cel), w drugim funkcjonariusze kupowali części samochodowe od

skazanego za kradzieże samochodowe więźnia. Z kolei w AŚ w Chojnicach jeden z

więźniów zapraszał wychowawcę do celi na kawę.

Solidarność grupowa

Solidarność grupowa jest deklarowana jedynie przez grypsujących

i cwaniaków. Z moich obserwacji wynika jednakże, że wśród grypsujących pozostaje ona w

ogromnym stopniu jedynie deklaracją (nie wiem, w jakim stopniu norma ta przestrzegana

jest wśród cwaniaków, nie spotkałem się osobiście z tą grupą, a jedynie z jej pojedynczymi

przedstawicielami). Solidarności nie deklarują pozostałe grupy; rzadko zdarza się, by

niegrypsujący potrafili stanowić grupę społeczną (w myśl charakterystyki przedstawionej w

rozdziale 1), a już zupełnie są do tego niezdolni cwele.

Solidarność grupy grypsujących chroni kilka norm. Pierwsze to podawanie ręki

tylko „swoim”, o czym była już mowa. Druga to jedzenie przy jednym stole. Grypsującemu

nie wolno jeść na frajerskim stole, ani dopuszczać frajerów do stołu własnego. Widziałem

jednak wiele przypadków w ZK w Gdańsku-Przeróbce, gdy jedzono wspólnie. Próbowano z

tego powodu grypsującego schować do wora, lecz żadna z takich prób nie zakończyła się

sukcesem. Strach przed sankcjami ze strony administracji był tak wielki, że nie pozwolił

nawet na tę względnie lekką, przewidzianą w nieformalnym kodeksie karę (za ten czyn

grozi przecwelenie; schowanie do wora jest skazaniem grypsującego na banicję, nie zostaje

przecwelony, jeśli jednak chce starać się o podniesienie, musi trzymać solówę – nie może

przystąpić do jakiejkolwiek z innych grup, będąc jednocześnie wydanym na ich pastwę – w

razie konfliktu nie może liczyć na żadną pomoc ze strony grypsujących, a chętnych do

background image

wyrównania krzywd przy takiej okazji nie brakuje; decyzja w sprawie podniesienia należy

do grupy).

Administracja więzienna namawia za to uporczywie grypsujących do

samodzielnego porzucenia grypsowania. Robi to poprzez obietnice nagród albo za pomocą

szantażu, np.: albo grypsowanie albo przepustki. Efekt tych zabiegów jest zróżnicowany.

Udaje się „nawrócić” zazwyczaj więźniów słabych psychicznie, nie pełniących funkcji

przywódczych, nie cieszących się zbytnim uznaniem wśród członków grupy, a widzących

utrudnienia stawiane grypsującym przez administrację i mających nadzieję na ich zniesienie

po rezygnacji z udziału w subkulturze.

Trzecią normą mającą chronić solidarność wśród grypsujących jest obowiązek

opowiadania się w razie konfliktu po stronie „swoich”. Norma ta jest jednak chyba jedną z

najbardziej nieprzestrzeganych, wypełnianych jedynie, gdy jest to bezpieczne i wygodne, a

więc wtedy, gdy grypsujący posiadają przewagę fizyczną i/lub liczebną. Byłem świadkiem

zdarzenia, kiedy to niegrypsujący ubliżył grypsującemu w obecności członków jego grupy i

nie spotkało się to z żadną reakcją z ich strony. Co ciekawe – był on bardzo mizernej

postury.

Norma czwarta to obowiązek działkowania się – dzielenia się z członkami swej

grupy żywnością i papierosami. Jest to również norma prawie absolutnie nie respektowana.

Niegrypsujący, który kiedyś grypsował i zrezygnował, mówił mi, że zaczął grypsować tylko

ze względu na korzyści płynące dla niego z tej normy. Być może normy tej nie przestrzega

się właśnie ze względu na dużą liczbę pustaków, tj. więźniów niepracujących, nie mających

żadnej pomocy z domu, przyłączających się do grypsujących tylko ze względu na korzyści

materialne. Strach przed sankcjami ze strony administracji nie pozwalał później takich

niechcianych członków z organizacji usuwać, a nikt przecież nie chciał ich utrzymywać.

Normy rytualno-magiczne

Praca

Grypsujący

nie może podejmować się prac „brudnych”: nie może pracować w łaźni,

gdzie dotykałby brudnych ręczników, wymienianych co tydzień przez skazanych, z tego

samego powodu nie może pracować przy wymianie pościeli. Nie może pracować jako

background image

hydraulik, ponieważ miałby do czynienia z przecwelonymi rzeczami (np. ustęp), nie może

wywozić śmieci, nie wolno mu także porządkować ani nawet wchodzić na pas śmierci

(oficjalnie: pas ochronny; ok. 3 metrowej szerokości odcinek między głównym murem a

siatką z zasiekami po stronie wewnętrznej, ciągnący się dookoła więzienia, służący jako

dodatkowe zabezpieczenie; w nocy spacerują po nim [gdzie-niegdzie w asyście psów]

funkcjonariusze mający warty). Nie może także pracować w radiowęźle, ponieważ byłby

zmuszony odczytywać komunikaty administracji, co zdaniem grypsujących jest

niedopuszczalne (np. więzień strofujący innych więźniów za zniszczenie głośników

radiowęzła lub za rozróbę na spacerze).

W ZK w Gdańsku-Przeróbce spotkałem się jednak wielokrotnie z przypadkami

pracy grypsujących na pasie śmierci bądź przy wywożeniu śmieci. Było to na oddziale

otwartym więzienia, cieszącym się wieloma przywilejami. Administracja stawiała

grypsującemu ultimatum: albo wykona ten rodzaj pracy, albo zostanie karnie zdegradowany

do grupy półotwartej bądź nawet zamkniętej. Co ciekawe – grypsujący w 9 przypadkach na

10 zgadzali się na hańbiącą ich pracę, tłumacząc to przebywaniem na oddziale otwartym

właśnie, tak też usprawiedliwiali ich pozostali członkowie grupy. Następował swoisty

paradoks: norma mająca służyć obronie honoru grypsujących (w ich mniemaniu), zostawała

zawieszana wtedy, gdy o honor ten trzeba było walczyć.

W ZK w Gdańsku-Przeróbce, na tym samym, otwartym oddziale, występował także

inny paradoks: oddziałowi chodzący od celi do celi, szukający chętnych do pracy na pasie

śmierci i pytający przy tym skazanych, czy grypsują. Niektórzy oddziałowi uznawali

bowiem sprzeciw grypsujących wobec wykonywania „brudnej”, ich zdaniem, pracy i

zamiast nich kierowali do niej niegrypsujących. Uznawali zatem prawo grypsujących do nie

wykonywania poleceń administracji (której sami są przecież częścią), nagradzając tym

samym postawę oportunistyczną i karząc podporządkowanie (w osobach niegrypsujących).

Wyjaśnienia powyższego postępowania należy, być może, szukać w chęci

przypodobania się grypsującym, zapewnienia sobie przychylności z ich strony. Wielu

oddziałowych zdaje sobie sprawę, że nie posiada na tyle siły fizycznej oraz siły charakteru,

aby w razie konieczności poradzić sobie z agresją fizyczną, bądź atakiem słownym. Starają

się zatem do tego typu sytuacji nie dopuścić, próbując zdobyć w ten sposób choćby

background image

minimum przychylności.

Grypsujący

pracują za to chętnie w kuchni (można samemu się najeść

i ukraść co nieco do celi) oraz przy roznoszeniu posiłków (sobie i innym z grupy przyznają

większe porcje).

Czystość

Grypsujący

mają obsesję na punkcie rytualnej czystości (lęk przed przecweleniem,

wycięciem). Oprócz wspomnianego wyżej zakazu niektórych prac, występuje u nich szereg

norm postępowania dotyczących codziennych czynności.

Podstawowym jest tutaj zakaz jedzenia przy otwartej desce klozetowej. Zjedzenie

czegokolwiek w takiej sytuacji oznacza, iż jedzenie zostało przecwelone. Jeśli grypsujący

świadomie ten zakaz zignorował, powinien zostać uznany za cwela. Jeśli stało się to nie z

jego winy (ktoś inny zapomniał tę deskę opuścić), wówczas ratunkiem dla niego jest tzw.

płukanka. Jest to roztwór przygotowany z mydła, płynu do naczyń i jakichkolwiek

chemikaliów, jakie są pod ręką, mający wywołać wymioty i biegunkę, a przez to całkowicie

oczyścić organizm.

Spotkałem się z przypadkami nieświadomego spożywania posiłku przez

grypsującego przy otwartej desce klozetowej, lecz nigdy nie zastosowano wobec niego

płukanki.

Jeśli coś upadnie na podłogę w kąciku sanitarnym, jest bezwzględnie przecwelone i

nie można pod żadnym pozorem tego podnosić. Ta norma jest przestrzegana jednak w

zależności od tego, co upadnie: nie podnosi się szczoteczki do zębów, ale podniesie się

zegarek.

Grypsujący

dbają też bardzo o higienę osobistą i czystość w celi. Jest to element

czystości rytualnej. Łaźnia organizowana jest raz w tygodniu (w każdym więzieniu, w

którym byłem), lecz grypsujący we własnym zakresie myli codziennie dokładnie całe ciało.

Natomiast o czystość w celi dbają wysługując się niegrypsującymi, wydając polecenia i

nadzorując prace. Gdy liczebność niegrypsujących w celi niebezpiecznie wzrasta,

grypsujący dzielą celę na dwie części i każdy sprząta swoją część (grypsujący nie sprzątają

background image

części celi należącej do niegrypsujących).

W ZK w Gdańsku-Przeróbce występowała ciekawa sytuacja: wiele z wyżej

wymienionych norm ulegało zawieszeniu przez samych grypsujących. Tłumaczyli to

przebywaniem w tego rodzaju więzieniu (półotwarte i otwarte) i w związku z tym

niemożliwością wypełniania większości zasad. Był to ten sam paradoks, który opisałem

przy okazji pracy grypsujących na pasie śmierci i przy wywożeniu śmieci: normy mające

chronić i scalać organizację wystawioną na szereg prób (w tym pobyt w więzieniach

półotwartych i otwartych), w obliczu tych prób ulegały zawieszeniu. Tak naprawdę, w

więzieniach półotwartych i otwartych grypsujących w ogóle nie powinno być – jedna z

norm ich nieoficjalnego kodeksu każe im odmawiać przyznawanych przez administrację

nagród w postaci możliwości odbywania kary w złagodzonym rygorze – a więc nadawania

podgrup klasyfikacyjnych: półotwartej oraz otwartej i skierowywania, w związku z tym, do

odpowiedniego typu więzienia. Grypsującym pozostaje zatem jedynie możliwość

odbywania kary w rygorze zamkniętym (o rodzaju rygorów i związanych z tym typach

zakładów karnych por. aneks I). Mają w ten sposób okazywać twardość, rezygnując z

przywilejów tychże grup. Jednakże tej zasady przestrzegają naprawdę nieliczni.

Rodzaje więzi społecznych

Złodzieje – złodzieje

Piekło w więzieniu stwarzają w dzisiejszych czasach sami skazani. Obecne przepisy

kodeksu karnego wykonawczego (wraz z regulaminem odbywania kary pozbawienia

wolności i porządkiem wewnętrznym) znacznie złagodziły uciążliwość kary w porównaniu

z czasami komunistycznymi. Nie spotkałem się osobiście, podczas całego okresu

odbywania kary, z żadnymi przypadkami znęcania się funkcjonariuszy nad skazanymi czy

poniżania ich godności.

Większość skazanych (z tego, co zaobserwowałem, nie przesadzę, jeśli stwierdzę,

że nawet ok. 80%) traktuje pobyt w więzieniu jako coś nobilitującego. Chcą uchodzić po

powrocie do miejsca zamieszkania za pozbawionych skrupułów twardzieli, którzy

wytrzymali gehennę, „trzęśli kryminałem” (w więzieniu często są bici i poniżani; ich

opowieść rozpada się, gdy ktoś na wolności dowiaduje się prawdy o nich). Dlatego też

background image

każdy, kto tylko może, próbuje pokazać swą twardość, a najlepszą do tego drogą jest bicie i

poniżanie innych. Gdyby nie ta wzajemna nienawiść i wrogość, odbywanie kary byłoby

znacznie mniej uciążliwe. W celi jest telewizor, gry telewizyjne, magnetofon, magnetowid,

w niektórych przypadkach administracja wyraża zgodę na posiadanie komputera – wielu

skazanych nie posiada tego na wolności.

Nawet najbardziej poniżany więzień chciałby poniżać innych. Chciałby, by znalazł

się ktoś, kto stałby jeszcze niżej od niego w więziennej hierarchii. Parokrotnie byłem

świadkiem sytuacji, gdy do celi wchodził nowy więzień niewzbudzający respektu (mizerna

budowa ciała, widoczny brak pewności siebie); pierwszym, który próbował

nowoprzybyłego „ustawić” był właśnie ów największy frajer – ostatni wśród

niegrypsujących. Przy czym próbował to robić w sposób bardziej bezwzględny

(natychmiastowa próba pobicia, obelgi, zastraszanie), niż traktowano jego osobę. Jeśli

nowoprzybyły nie potrafił sobie poradzić z owym osobnikiem, to faktycznie zajmował jego

miejsce; sytuacja największego frajera nieco się wówczas poprawiała.

Szczególnie okrutni i niebezpieczni są więźniowie młodociani. Niezrozumiałym jest

dla mnie fakt, iż więźniowie młodociani, ale już recydywiści (często spotykałem się z

przypadkami skazanego, który mając 22-24 lata miał już kilka wyroków na koncie i

odsiedzianych kilka lat w więzieniu), odbywają karę z resztą skazanych (zgodnie z

prawem).

Więźniowie ci budują swą pozycję jedynie poprzez zastraszanie i poniżanie

innych. Prawie bez wyjątku pochodzą z rodzin patologicznych, o czym można się

dowiedzieć z rozmowy z nimi. Można odnieść wrażenie, iż są zupełnie nie przystosowani

do życia na wolności – nie potrafią ukończyć szkoły (wielu ma problemy z zaliczeniem

podstawówki), nie mówiąc już o znalezieniu pracy. Powrót do więzienia wydaje im się

powrotem do świata, który znają i którego zasady rozumieją. Oczywiście do więzienia

wracać nie chcą, jednak po opuszczeniu go nie zmieniają ani trochę sposobu życia, co w

końcu z powrotem prowadzi ich za kraty. Tej nieuchronności są w pewnym stopniu

świadomi, lecz nie potrafią jej zaradzić. Jeden ze skazanych, w odpowiedzi na moje pytanie,

czy nie żal mu, że z krótkimi przerwami przebywa w więzieniu od 18-go roku życia

(wcześniej przebywając w poprawczakach) powiedział, że na wolności tacy jak on nic nie

znaczą, a tutaj, w kryminale, to trzęsie frajerstwem, a i oddziałowi czują przed nim respekt.

background image

Na złe traktowanie nie trzeba sobie zasłużyć, wystarczy na to przyzwolić.

Znakomita większość przypadków ciągłych ubliżeń, kradzieży, zastraszania, lekkich pobić,

zmuszania do sprzątania za kogoś, a nawet przecweleń ma miejsce tylko dlatego, że ofiara

nie miała odwagi nawet przeciwko takiemu traktowaniu zaprotestować.

Grypsujący

Więź między grypsującymi oparta jest na posiadaniu wrogów: niegrypsujących,

cweli, cwaniaków, no i oczywiście – administracji. Grypsujący potrafią jednak

zorganizować się dopiero wtedy, gdy pojedynczy grypsujący nie potrafi sobie poradzić z

jakimś niegrypsującym (a i to zależy od siły i postury niegrypsującego).

Nie zaobserwowałem żadnego kolektywnego wystąpienia grypsujących wobec

administracji. Mimo deklarowanej solidarności żaden grypsujący nie poparł innego w

przypadkach sporu z administracją.

Więź między grypsującymi oparta jest na ciągłym strachu. Ogrom krzywd, jaki

wyrządzili innym więźniom w przeszłości ich grupowi poprzednicy oraz jakich oni

dokonują obecnie, w obawie przed zemstą zmusza ich do trzymania się razem. Aby zaś tę

resztę utrzymać w strachu, stosują wobec niej represje, co powoduje, że nienawiść ta

jeszcze wzrasta. Ten paradoks bywa przerywany, gdy represje nasilą się do tego stopnia, że

jakiś zdesperowany niegrypsujący doniesie o nich administracji, bądź rzuci się na

grypsujących i skropi ich berłem. Sytuacje te zdarzają się niezwykle rzadko, ale cały czas

funkcjonują w pamięci grypsujących. Wiedzą oni bowiem, że w razie przecwelenia, bez

względu na wszystko, nie ma dla nich szansy powrotu do grupy, a dotychczasowi koledzy w

krótkim czasie zamienią się w prześladowców.

Rozkminiający

powinien nakładać na nowych członków organizacji obowiązki.

Obowiązkiem może być zmuszenie do przychodzenia na naukę bajery, zmuszenie do

wychodzenia na spacer (w razie dymu [bijatyki] przyda się przewaga liczebna). Jak już

wspomniałem, z istnieniem rozkminiającego spotkałem się tylko w Chojnicach, w Gdańsku

co silniejsi fizycznie grypsujący próbowali nakładać obowiązki na nowoprzyjętych

członków organizacji, lecz próby te były bardzo nieliczne i rzadko zakończone sukcesem

(nowoprzyjęci nie wykazywali zainteresowania nauką, niedoszli nauczyciele nie potrafili

background image

wykazać się determinacją i stanowczością).

Więź między grypsującymi ma umacniać używana na co dzień bajera

i przestrzeganie zasad. Zdarza się jednak, że grypsujący znają bajerę jedynie w zakresie

podstawowym; często byłem świadkiem

wypowiedzi grypsującego, świadczącej o

katastrofalnej nieznajomości bajery. Jego wypowiedź była jednym, wielkim walnięciem w

piec (frazą obraźliwą, ale raczej w średnim stopniu; adresat zdaje sobie sprawę, że jest ona

wynikiem „braków w wykształceniu” nadawcy, musi jednak zareagować – huknąć na

nadawcę [tonem pewnym udzielić mu reprymendy]; walnąć w piec można zarówno komuś,

jak też sobie samemu).

Schowanie do wora

jest karą, którą stosuje się wobec grypsujących, w stosunku do

których wystąpiły pewnego rodzaju podejrzenia (np. dowiedziano się, że podczas śledztwa

współpracowali z policją donosząc na wspólników, podali nieprawdziwy artykuł skazania, a

tak na prawdę siedzą za artykuł trefny – molestowanie lub przemoc w rodzinie oraz z wielu

innych powodów). W praktyce wygląda najczęściej tak, że nakładający karę bardzo

chcieliby ukaranego przecwelić, bo zgodnie z regułami zasługuje on na tę karę, bądź po

prostu chcieliby posiadać nową ofiarę do wyzwisk i podłego traktowania, lecz boją się

konsekwencji takiego czynu, mogących ich spotkać ze strony administracji. Poprzestają

więc na „łagodnym” wykluczeniu z grupy – schowaniu do wora, a i tej formy degradacji

często nie udaje się im zastosować.

O ile administracja więzienna, niczym z powrotu syna marnotrawnego cieszy się z

„nawrócenia” każdego, kto grypsowanie dobrowolnie porzucił lub został łagodnie

wykluczony, o tyle czyjeś rozstanie się z grypsowaniem za przyczyną przecwelenia jest dla

sprawców tegoż przyczyną nie lada problemów, ze sprawą karną włącznie. Jest to bowiem,

po pierwsze, forma znęcania się nad człowiekiem, po drugie – istnienie i pojawienie się

każdego nowego cwela w zakładzie jest dla administracji sporym obciążeniem (trzeba go

odizolować od pozostałych więźniów, aby się nad nim nieustannie nie znęcano, trzeba

sporządzić nowy grafik łaźni i spacerów, uwzględniając cwela/cweli jako odrębną grupę

itd.).

Spotykałem się z przypadkami, gdy grypsujący, którzy zostali schowani do wora w

innym więzieniu, po przyjeździe do Gdańska nie przyznawali się do tego

background image

i grypsowali nadal. Gdy cała sprawa wyszła na jaw, organizacja nie potrafiła nawet

powtórnie schować ich do wora.

Niegrypsujący

Wydawać by się mogło, że jedynym wrogiem niegrypsującychgrypsujący i gdy

ich nie ma, niegrypsujący stanowią dobrze zgraną, spokojną grupę. Takie przypadki co

prawda się zdarzają, ale można je raczej zaliczyć do wyjątków. W niektórych więzieniach,

np. w ZK w Potulicach, grypsujący i niegrypsujący siedzą w osobnych celach. Nie

zapewnia to jednak spokoju. Występuje tutaj kolejny z więziennych paradoksów:

najsilniejsi i najbardziej bezwzględni z niegrypsujących, pod nieobecność grypsujących

przejmują ich rolę, stając się jeszcze bardziej bezwzględnymi tyranami niż poprzednicy.

Grypsujący, gnębiąc niegrypsujących, zachowują pewien umiar, posiadają zazwyczaj

wiedzę, jak daleko mogą się posunąć. Pozbawieni tej wiedzy niegrypsujący przekraczają

granice; chcąc napawać się władzą stają się o wiele bardziej okrutni od grypsujących,

doprowadzając często do tragedii (ciężkie pobicie [niejednokrotnie ze skutkiem

śmiertelnym], nieuzasadnione przecwelenie).

W AŚ w Chojnicach na ośmiu skazanych przebywających w celi grypsowało

dwóch. Jednak to nie oni, ale niegrypsujący byli autorami szyderstw

i żartów pod adresem pewnego niegrypsującego. Był on zmuszany myć pozostałym

naczynia, sprzątać celę i kącik sanitarny, wynosić śmieci. Jednak najgorsze były dla niego

wieczory – zmuszany był do tańców w rytm muzyki i udawania gry na skrzypcach.

Zwracano się do niego per: ty kurwo! pało! ruro! Autorzy tych pomysłów dbali przy tym o

„legalność” owych czynności – wykonywanie tych prac było stawką gry w karty, którą

ofiara przegrała. Jednakże do tej gry była zmuszana siłą, a sama gra ustawiona była tak, iż

nie mogła jej wygrać.

Administracja zdaje się wyznawać zasadę, iż władza grypsujących to w pewnym

sensie mniejsze zło, którego chyba nie da się uniknąć i dlatego stara się tak dopasować cele,

by była w nich mniejszość, ale w miarę rozsądnych i silnych grypsujących (co jest bardzo

trudne), zdolnych zapewnić względny spokój.

W kryminale nie ma kolegów” – jest to prawo głoszone oficjalnie i jawnie wśród

background image

niegrypsujących (nieoficjalnie podzielają je grypsujący; z uwagi na deklarowaną normę

solidarności grupowej, nie wypada im tegoż prawa wyrażać w sposób jawny). Ma

przypominać o tym, że w więzieniu toczy się twarda gra i każdy musi liczy na samego

siebie, nie mogąc oczekiwać pomocy od innych. W praktyce jest jednak tak, że nowym

niegrypsującym wmawia się, iż muszą dzielić się papierosami i żywnością, w ramach

braterstwa między niegrypsującymi

(oczywiście nie ze wszystkimi, lecz tylko z

pomysłodawcami tego „projektu”).

Gdy z kolei oni znajdą się w potrzebie, bądź skończą się

pożądane dobra, stają się pośmiewiskiem niedawnych „kolegów”, jako frajerzy, którzy dali

się nabrać na coś tak głupiego jak wzajemna pomoc.

Grypsujący - niegrypsujący

Grypsujący

przejawiają poczucie wyższości wobec niegrypsujących. Im bardziej

ograniczonym osobnikiem jest grypsujący, tym bardziej stara się ową wyższość pokazać.

Grypsujący

nie wymyślają dla kradzieży żadnych usprawiedliwień – po prostu

wymuszają na niegrypsującym (nie tylko na nowym) oddanie pożądanej rzeczy, bądź

kradną ją pod jego nieobecność. Grypsujący roszczą sobie prawo do przeglądania

otrzymanych

przez

niegrypsujących

paczek

żywnościowych

i odzieżowych, a także do zaboru rzeczy, które im się podobają. Nigdy nie zabierają całej

paczki, pozwalają dobrotliwie coś frajerom zatrzymać. Tak na prawdę jest to jednak

podyktowane strachem – jest bardziej prawdopodobne, że niegrypsujący, który straci całą

paczkę pójdzie zagonić, tj. doniesie o tym fakcie administracji, niż gdy zostawi mu się jej

część i gdy da mu się do zrozumienia, iż jakąś część będzie mógł sobie zatrzymywać za

każdym razem. Gdy jednak sprawa wymuszeń w jakiś sposób wyjdzie na jaw, wówczas

grypsujących (i nie tylko – taktykę tę stosują również niegrypsujący wobec

niegrypsujących) degraduje się o podgrupę klasyfikacyjną albo dwie, nierzadko wytaczane

im są sprawy sądowe.

W chwili szczerości (spowodowanej „upaleniem” marihuaną) jeden z grypsujących

wyraził mi żal, iż w dzisiejszych czasach nie można już tak jeździć na frajerach (poniżać i

wykorzystywać niegrypsujących) jak kiedyś, ponieważ administracja surowo za takie czyny

każe. Jego zdaniem, frajerzy mają teraz w więzieniu za dobrze, bo administracja w jakimś

stopniu ich chroni.

background image

Co jednak powoduje, że mimo takiego traktowania niegrypsujących, liczba

powiadomień administracji o fakcie wymuszenia (przez osoby dotknięte) jest stosunkowo

mała? Otóż donoszenie jest we więzieniu najgorszą rzeczą, jakiej można się dopuścić.

Obwarowane jest najgorszą z możliwych kar – przecweleniem. Nie ma podziału na

donoszenie w zamian za określone korzyści, np. za otrzymanie przepustki i z powodu faktu

pobicia bądź kradzieży.

W ZK w Gdańsku-Przeróbce miała miejsce następująca sytuacja. Do celi przyszedł

nowy więzień. Był to jego trzeci dzień odbywania kary, w związku z tym nie znał jeszcze

prawie żadnych reguł zachowania. Obowiązkiem, zarówno grypsujących jak i

niegrypsujących (w tym przypadku bardziej tych drugich – „nowy” nie grypsował), było

nauczenie go zasad. Tymczasem nie tylko nie przekazywano mu żadnych nauk, ale zaczęto

go karać za ich nieznajomość. Wymuszano na nim oddawanie jedzenia i odzieży. Apogeum

stała się próba podpalenia włosów (zdaniem grypsujących nosił śmieszną grzywkę).

„Nowy” opowiedział o wszystkim wychowawcy. Cztery osoby zostały karnie

przetransportowane do więzienia zamkniętego (dwóch grypsujących i dwóch

niegrypsujących), celę pozbawiono na miesiąc telewizora. Jednakże niegrypsujący (sic!)

całą winą za zaistniałą sytuację obarczyli „nowego”. Widzieli niesprawiedliwość w

traktowaniu go, nikt jednakże nie udzielił mu pomocy, nikt się za nim nie wstawił. Dla nich

najważniejsze było to, że sprzedał. Ze względów bezpieczeństwa musiano przenieść

„nowego” na pawilon dla grupy otwartej (z racji znikomej ilości występowania tam

samosądów, spowodowanej obawą przed utratą określonych korzyści łączących się z

otrzymaniem tejże grupy).

Grypsujący

obawiają się silnych, dobrze zbudowanych niegrypsujących. Nie mogą

sobie wobec nich pozwolić na niewybredne żarty czy ubliżenia. Boją się, iż sprowokowanie

takiego niegrypsującego sprawi, iż stanie się on nieobliczalny, „podniesie rzuconą

rękawicę” i pokona fizycznie któregoś z grypsujących. Jeśli tak się stanie, respekt przed

takim grypsującym spada niemal do zera, traci obraz silnego, niezwyciężonego (jego siły

zazwyczaj nikt nie sprawdza, w stosunku do słabszych wystarcza sama groźba jej użycia).

Zdaje sobie sprawę, że wobec przewagi wroga nie może liczyć na swoich. Stanie się

obiektem żartów, mimo że cała reszta grupy dobrze wie, iż nikt z obecnych również nie

poradziłby sobie z tym niegrypsującym.

background image

Za doznane poniżenia niegrypsujący nienawidzą grypsujących. Brak solidarności

grupowej uniemożliwia im jednak odwet, bądź nawet skuteczną obronę. W swoim głupio

rozumianym poczuciu honoru uważają jednak, iż jakichkolwiek upokorzeń by nie doznali (z

przecweleniem włącznie), nie mogą o nich donieść administracji. Jest to niezwykle

użyteczne dla grypsujących, którzy mogą sobie dzięki temu na wiele pozwolić. Norma ta

jest zresztą przez nich starannie pielęgnowana.

Istnienie solidarności grupowej wśród niegrypsujących jest skutecznie unicestwiane

przez liczne przypadki lizusostwa i kolaboracji z grypsującymi.

Chcąc ocalić siebie samego

od szykan, część niegrypsujących pomaga grypsującym poniżać i eksploatować innych

niegrypsujących. Próbując wkraść się w łaski grypsujących, stają się od nich o wiele

okrutniejsi. Grypsujący chętnie korzystają z „usług” takich niegrypsujących – w razie

procesu karnego na nich spada lwia część odpowiedzialności.

Gdy grypsujący stanowią w celi mniejszość liczebną i/lub fizyczną, starają się

okazywać niegrypsującym ludzką twarz, na zasadzie: zobaczcie – jesteśmy grypsującymi, a

nie gnębimy was, jesteśmy w porządku. Stan taki trwa dopóty, dopóki nie zmienia się układ

sił na korzyść grypsujących. Wtedy ci „mili” panowie zmieniają się diametralnie – oni to

właśnie stają się głównymi prześladowcami niegrypsujących. Chcą pokazać

nowoprzybyłym grypsującym, jak to „trzymali frajerów za mordę”.

Złodzieje – gady (funkcjonariusze)

Stosunek złodziei do funkcjonariuszy cechuje przede wszystkim dwulicowość. W

celi nie nazywa się ich inaczej, jak: kurwy czy gady. Popularnego: klawisz nie słyszałem

dosłownie nigdy. W celi skazani deklarują wrogość i nieustępliwość wobec

funkcjonariuszy. Obiecują pobicia tych funkcjonariuszy (własnoręcznie, tu, w więzieniu,

bądź przez kolegów przebywających na wolności), którzy w jakimś stopniu się im narazili.

Bezustannie obiecują, że pojadą (ubliżą) oddziałowemu bądź wychowawcy. Podczas całego

okresu odbywania kary z pojechaniem oddziałowemu spotkałem się tylko raz; na

marginesie dodam, iż funkcjonariusz ten znał bajerę lepiej od skazanego, bo odwinął

(odpowiedział) mu znakomicie, powodując wśród skazanych salwy śmiechu z niedoszłego

bohatera.

background image

Wielokrotnie byłem informowany, iż oddziałowy, który teraz jest w porządku,

kiedyś taki nie był, a odmienił swą postawę za sprawą pobicia go na wolności przez

skazanych, którzy opuścili mury więzienia. Jednakże nie mogę potwierdzić prawdziwości

tego typu informacji.

Sytuacja zmienia się zupełnie, gdy skazany czegoś od funkcjonariusza potrzebuje, a

zwłaszcza wtedy, gdy wydaje mu się, że nikt go nie widzi przy próbie załatwienia jakiejś

sprawy. Największy twardziel zmienia się wówczas w „uniżonego sługę”. Oddziałowy i

wychowawca dysponują bowiem jedną (oprócz wielu innych), niezwykle skuteczną bronią:

możliwością wystawiania wniosków nagrodowych. Bez wniosku nagrodowego niemożliwe

jest otrzymanie jakiegokolwiek rodzaju nagrody (od dodatkowego widzenia po przepustkę).

Są też one niemal niezbędne przy ubieganiu się o warunkowe przedterminowe zwolnienie.

W AŚ w Chojnicach wnioski nagrodowe otrzymywałem w zamian za zużyte karty

telefoniczne, które kolekcjonował niemal cały personel aresztu.

Dzięki dobrym stosunkom z oddziałowymi w AŚ mogłem (kilku innych skazanych

również) odwiedzać osoby z innych cel, co jest w aresztach niedopuszczalne.

Niektórzy oddziałowi (AŚ Chojnice) mający nocną zmianę, włączali przez

wewnętrzną sieć telewizyjno-radiową filmy pornograficzne.

Przez niektórych oddziałowych (AŚ Chojnice, ZK Gdańsk-Przeróbka) ostrzegany

byłem (nie tylko ja) o kipiszu ogólnym, czyli o rewizji przeprowadzanej we wszystkich

celach naraz. Podczas takiej rewizji więźniowie wyprowadzani są na świetlicę i tam

dokładnie rewidowani, do celi wkracza grupa funkcjonariuszy i też dokładnie ją

przeszukuje. Kipisz „normalny” zdarza się bowiem codziennie – każdego dnia oddziałowy

przeszukuje jakąś wybraną celę bądź cele, więźniowie są do takich rewizji przyzwyczajeni.

Nie są one też przeprowadzane zbyt szczegółowo. O tyle więc informacje tego typu były

wartościowe.

Nie jest dobrze, gdy więzień jest zbyt sumienny, pracowity i spokojny.

Paradoksalnie – skazany taki ma problemy z otrzymaniem przedterminowego warunkowego

zwolnienia. Administracja chętnie zatrzymuje w więzieniu takich skazanych, ponieważ nie

sprawiają kłopotu i przynoszą korzyści. W AŚ w Chojnicach odbywał karę więzień będący

background image

bardzo dobrym kucharzem, cieszący się bardzo dobrą opinią dyrekcji. Mimo że do końca

kary pozostało mu bardzo niewiele i już kilkakrotnie ubiegał się o przedterminowe

warunkowe zwolnienie, nie otrzymywał go z powodu negatywnej oceny personelu AŚ w

Chojnicach, przedstawianej sędziemu penitencjarnemu podczas rozprawy. Taktyka była za

każdym razem taka sama: więźniowi obiecywano poparcie podczas rozpatrywania jego

wniosku o warunkowe zwolnienie, po czym na samym posiedzeniu wycofywano je i

obiecywano go udzielić podczas następnego posiedzenia (skazany może występować z

wnioskiem o warunkowe zwolnienie po trzech miesiącach od daty negatywnego

rozpatrzenia poprzedniego wniosku [art. 161 §3; Ustawa… 1997], opieszałość sądów

przedłuża jednak ten okres niejednokrotnie nawet do pół roku). Zyskiwano kolejny okres

„dobrej kuchni” (zadowoleni byli zarówno skazani, jak też korzystający, nieoficjalnie, z

darmowego wyżywienia funkcjonariusze). Rozżalony więzień złożył odwołanie do Sądu

Apelacyjnego, który uznał słuszność jego argumentów i zwolnił z odbywania reszty kary.

Podobnych przypadków było znacznie więcej, w tym mój własny. Mimo licznych

starań (kilkadziesiąt nagród regulaminowych, ani jednej kary), administracja więzienia w

Gdańsku-Przeróbce odmawiała poparcia mojego wniosku o warunkowe zwolnienie. Jak się

dowiedziałem nieoficjalnie (od zaprzyjaźnionego oddziałowego), byłem wymarzonym

skazanym: spokojny, nie piszący skarg, nie wszczynający bójek. Dodatkowym argumentem

były moje studia (oddziałowy twierdził, że dyrekcja chwaliła się wizytującym więzienie

„posiadaniem” studenta, któremu umożliwia kontynuowanie nauki).

Udzielenia warunkowego zwolnienia odmawiał mi natomiast dwukrotnie Sąd

Penitencjarny. Tłumaczono to jedynie zbyt krótkim okresem już odbytej przeze mnie kary

oraz wysoką szkodliwością społeczną czynu (są to szablonowe argumenty stosowane wobec

wszystkich skazanych). Nie brano pod uwagę nienagannych opinii oraz poprawnego

zachowania i nagród uzyskanych podczas odbywania kary. Słuszność moich argumentów

poparł dopiero Sąd Apelacyjny (po trzech miesiącach od wystosowania zażalenia),

obdarowując mnie wolnością.

Nie twierdzę, że więźniowie zachowujący się nagannie opuszczają mury więzienia

szybciej. Nie zauważam jednak widocznej różnicy między długością odbywania kary przez

nich i przez „samoresocjalizujących się” (zorganizowana resocjalizacja to bzdura; coś

background image

takiego, z różnych wzglądów, w ogóle nie istnieje) – zdobywających nagrody, wyróżnienia,

pracujących nieodpłatnie itp.

Więźniowie pracujący w kuchni, często ganieni przez pozostałych osadzonych za

niewielką ilość i słabą jakość jedzenia, tłumaczyli się częstymi kradzieżami produktów,

dokonywanymi zarówno przez skazanych, jak też przez funkcjonariuszy. Więźniowie mieli

być w tę kradzież wciągani przez funkcjonariuszy w następujący sposób: aby zachowali

milczenie dzielono się z nimi niewielką częścią zrabowanej żywności, następnie

szantażowano ich, że w razie wyjawienia sprawy, zostaną obarczeni całą

odpowiedzialnością. Nie brak było oczywiście kradzieży dokonywanych przez skazanych

na własną rękę (o czym mówił mi kucharz, przebywający ze mną przez jakiś czas w celi).

Podobna sytuacja miała mieć miejsce w pralni, gdzie zarówno funkcjonariusz, jak i skazani

brali udział w kradzieży proszku do prania (była to niewątpliwie prawda – prześcieradła

wydawane skazanym po praniu były barwy szarej).

Nagminnym natomiast było w ZK w Gdańsku-Przeróbce niedostarczanie skazanym

listów poleconych. Listy te docierały do ZK (ustaliła to procedura kontrolna,

przeprowadzana kilkunastokrotnie przez pocztę na wniosek rodzin adresatów), gdzie

kwitowano ich odbiór, a następnie ginęły. Wielokrotne skargi składane wychowawcy, a

później dyrektorowi, nie przyniosły efektu. Zazwyczaj ginęły listy z załączonymi kartami

telefonicznymi, których kolekcjonowanie stanowi chyba zawodowe hobby Służby

Więziennej (z funkcjonariuszami-kolekcjonerami spotkałem się we wszystkich jednostkach

penitencjarnych, w których przebywałem).

Grypsujący, ubliżając innym więźniom lub funkcjonariuszom, mówi, że im bluzga,

że jedzie z k… Jeśli natomiast ktoś z tych dwóch grup bluzga grypsującego, ten ostatni

twierdzi, że się do niego prują, bowiem grypsujących nikt nie jest w stanie (w ich własnym

mniemaniu) zbluzgać. Negatywnym zjawiskiem występującym w więzieniu było bluzganie

osadzonych przez funkcjonariuszy, bez względu na ich przynależność grupową. Było to

jednak udziałem znikomej liczby oddziałowych. Próbowali oni w ten sposób sprowokować

więźnia do ubliżenia sobie bądź do bójki, za którą więzień otrzymałby z pewnością

dodatkowy wyrok.

Umiejętność bluzgania jest przyswojona przez większość oddziałowych. Znają oni

background image

w jakimś stopniu bajerę; nie udało mi się jednak ustalić, czy za sprawą własnej inicjatywy,

czy uczono ich tego na specjalnych kursach. Niektórzy oddziałowi znają także więzienny

język migowy.

Z dawnych czasów pozostały w więzieniach cele do wymierzania kar

dyscyplinarnych, zwłaszcza do bicia – tzw. dźwięki (nazwa pochodzi od dźwiękoszczelności

tychże cel). Dziś służą one do wymierzania kary odizolowania skazanego od reszty

współosadzonych (oficjalna nazwa brzmiała i brzmi nadal – cela izolacyjna). Karą jest po

prostu pozostawienie w tej celi więźnia na jakiś okres jedynie samemu sobie; oprócz koca

nie znajduje się w niej bowiem nic. Administracja, znając osobowość skazanych wie, że

pozbawieni telewizji, radia czy gier telewizyjnych, nie potrafią wypełnić sobie czasu, nudzą

się więc straszliwie. Przed każdorazowym wymierzeniem tej kary zasięga się opinii lekarza.

Pewien skazany opowiadał mi, że, jako zaufany administracji, był dyskretnie

wzywany przez oddziałowych do sprzątania dźwięków. Mówił, że często znajdował tam

ślady krwi i wybite zęby. Oddziałowi podobno bili skazanych, z którymi nie mogli sobie

poradzić i których z tego powodu przetransportowywano do zakładu zamkniętego. Pobicia

miały mieć miejsce przed samym przetransportowaniem, gdy skazani ci nie mieli już

kontaktu z innymi więźniami. Jako powód karnego przetransportowania wpisywano

wówczas w akta udział w bójce, aby nikt nie dał wiary zapewnieniom skazanych, iż zostali

pobici przez funkcjonariuszy.

Funkcjonariusze – funkcjonariusze

Sympatie i antypatie wśród funkcjonariuszy widać zwłaszcza przy ustalaniu zmian

pracy (na przykładzie Działu Ochrony). Okazuje się wówczas, kto z kim najchętniej pełni

służbę (w skład zmiany wchodzi jej dowódca, jego zastępca, w zależności od wielkości

więzienia – odpowiednia liczba oddziałowych oraz, również w zależności od wielkości

więzienia, odpowiednia liczba spacerkowych - szeregowych funkcjonariuszy). Stosunki te

są najbardziej widoczne, gdy któryś z funkcjonariuszy jest na urlopie i następują

przetasowania w zmianach. Słychać wówczas stłumione złorzeczenia.

W ZK w Gdańsku-Przeróbce do jednej zmiany dobrali się funkcjonariusze lubiący

w czasie służby spożywać alkohol (z oczywistych względów były to zmiany nocne). Prawie

background image

doprowadziło to do tragedii. Pewnej upalnej letniej nocy skazany chorujący na serce

zasłabł. Wybiliśmy klapę (nacisnęliśmy dzwonek znajdujący się w celi, który włącza alarm i

zapala lampkę nad drzwiami, z zewnętrznej strony celi oraz u oddziałowego na dyżurce). Po

wielokrotnym powtórzeniu pojawił się oddziałowy. Gdy dowiedział się, że powodem

alarmu jest ból serca, zażartował: to z miłości, i odszedł. Dopiero po wielokrotnych próbach

udało się ściągnąć dowódcę zmiany i jemu przedstawić sytuację. On też, po długim

ociąganiu się, zdecydował się wezwać ambulans.

Cała zmiana ledwo trzymała się na nogach, dowódca sporo ryzykował wzywając

pomoc. Obsługa ambulansu mogła powiadomić o spożywaniu alkoholu policję i dyrekcję

więzienia.

Funkcjonariusze często używają wobec siebie ksyw nadanych im przez skazanych.

Robią to wprost, gdy ksywa nie ubliża obdarowanemu nią i gdy go lubią (np. „Gicio” – od

git, czyli: „w porządku” w nomenklaturze grypsujących), za plecami – gdy jest obelżywa i

za tym kimś nie przepadają („Sperma”, „Locha”).

Źródła autorytetu w więzieniu

Siła fizyczna

Wśród skazanych panuje kult siły fizycznej. Dla wielu jedynym zajęciem jest

siłownia. Dobrze zbudowany skazany budzi respekt samym wyglądem; często nie musi

wcale używać przemocy fizycznej, aby obronić swój honor lub spełnić swą wolę. Siła

fizyczna jest, bodajże, obok znajomości w świecie przestępczym, największym źródłem

autorytetu.

Znajomości w świecie przestępczym

Posiadanie potwierdzonych znajomości ze znaczącymi postaciami półświatka

przestępczego stanowi mocne źródło autorytetu w więzieniu (potwierdzeniem może być

poświadczenie tego faktu przez innego więźnia, lecz najlepiej jednak, gdy jest to znajomość

„naoczna” – wzajemne odwiedzanie się w celach lub rozmowy na spacerze – gdy „sławny”

osobnik również odbywa karę, gdy zaś przebywa na wolności – jego przyjazdy na widzenia,

listy a najlepiej wysłane przez niego paczki). Jest to jeden z nielicznych przypadków, w

background image

których na plan dalszy schodzi, albo też nie odgrywa tak wielkiego znaczenia, siła fizyczna.

Może lepszym określeniem na osobnika posiadającego owe znajomości, jest stwierdzenie,

iż darzy się go respektem, niż że cieszy się autorytetem. Osadzeni przede wszystkim

odczuwają przed nim strach. Boją się, że może wyrządzić im krzywdę tu, w więzieniu, lub

później, na wolności. Boją się też o swych bliskich.

Napisałem, iż znajomości te muszą być potwierdzone, ponieważ prawie każdy osadzony

twierdzi, że zna jakiegoś przestępcę z „wyższej półki”.

Staż więzienny

Długoletni staż więzienny daje więźniowi znajomość norm i ludzi, a przez to

większą pewność siebie. Najlepiej, gdy skazany jest wielokrotnym recydywistą,

odbywającym chociaż część kary za czasów PRL. Mówi się o nim wówczas, iż poznał

prawdziwy kryminał, w odróżnieniu od tego dzisiejszego.

Pieniądze

Pieniądze, jeśli nie poparte siłą fizyczną, są raczej gwarantem spokojnego

odbywania kary, niż autorytetu. Jeśli posiadający je osobnik jest wątłej postury, może sobie

zapewnić ochronę w postaci osobnika, bądź osobników o posturze kulturysty i nie stanie mu

się żadna krzywda. Niemniej każdy będzie wiedział, na czym polega jego nietykalność.

Musi ją po prostu okupić. „Białe kołnierzyki” nie mają w więzieniu wiele do powiedzenia,

chyba, że są powiązani z przestępczością zorganizowaną (szerzej w rozdziale piątym).

Sława przestępcza

Respekt wzbudza skazany, który jest sprawcą jakiejś głośnej, szczególnie okrutnej

zbrodni. Jednakże dobrze byłoby, gdyby do tego był on silny fizycznie, dobrze umięśniony.

W przeciwnym razie sława ta może się obrócić przeciwko niemu. W ZK w Gdańsku-

Przeróbce, gdy tylko zostałem tam przetransportowany, podszedł do mnie skazany i pokazał

mi numer miesięcznika „Zły”. Otworzył na stronie z fotografiami szczególnie okrutnego

morderstwa i pochwalił się, iż to on jest jego sprawcą. Już w celi dowiedziałem się, że

więzień ten pokazuje te zdjęcia prawie każdemu nowoprzybyłemu, próbując wzbudzić

strach i respekt. Jest on co prawda sprawcą tego morderstwa, lecz jest niezwykle słaby

background image

fizycznie i w razie czego powinienem sobie z nim bez kłopotu poradzić. Został on już

bowiem kilkakrotnie sprowokowany do bójki i pokonany przez innych więźniów, którzy

zapragnęli być sławni jako ci, którzy potrafią pobić kogoś tak sławnego.

Złodzieje w „białych rękawiczkach” (księgowi skazani za wyprowadzenie

pieniędzy z firmy, banku, itp.) budzą zazwyczaj zainteresowanie związane z umiejętnością

przeprowadzenia przez nich skomplikowanej operacji kradzieży. Jednak także i oni nie

zdobędą autorytetu, jeśli nie poprą swych umiejętności siłą fizyczną, choć w tym przypadku

duże znaczenie ma siła charakteru. Zazwyczaj trafiają do więzień nie znając wcześniej

środowisk kryminogennych, trudno jest więc im się odnaleźć. Nie są uważani (przynajmniej

na początku) za „swoich złodziei”, lecz za cwaniaków z wyższych sfer, którym powinęła się

noga. Takie traktowanie jest też przeważnie podyktowane zazdrością (brak możliwości

dokonania kradzieży na taką skalę „konwencjonalnymi” metodami).

Mile widzianym” artykułem skazania jest art. 280, najlepiej §2 (rozbój z użyciem

niebezpiecznego narzędzia), czyli tzw. dziesiona (w starym kk był to art. 210). Jest to

przestępstwo „tradycyjne”, wymagające, zdaniem skazanych, ogromnej odwagi i mądrego

planu. W istocie polega na podejściu do ofiary z jakimś rodzajem broni i zażądaniem

oddania cennych rzeczy. Należy do przestępstw o najwyższej wykrywalności przez policję.

Kontakty ze światem zewnętrznym

Widzenia

Podstawową formą kontaktu ze światem zewnętrznym są widzenia. Liczba godzin

przysługująca skazanemu waha się od dwóch do nawet kilkunastu w miesiącu (w niektórych

więzieniach typu otwartego z warunkami ku temu). Odbywają się w obecności

funkcjonariusza, którego rola ogranicza się raczej tylko do zapewnienia porządku na sali

widzeń. Nie jest on bowiem w stanie kontrolować kilkunastu, kilkudziesięciu bądź nawet

więcej osób.

Inną formą widzeń są widzenia bezdozorowe. Przyznawane są w nagrodę.

Odbywają się bez obecności funkcjonariusza, w osobnym pomieszczeniu, bez obecności

również innych skazanych.

background image

Formą widzeń bezdozorowych są widzenia intymne. Przyznawane także w formie

nagrody. Widzenia te mogą się odbywać tylko z żoną bądź konkubiną, po uprzednim

wyrażeniu przez nie pisemnej zgody na ten rodzaj widzenia. Mają miejsce w pomieszczeniu

wyposażonym w łóżko.

W niektórych więzieniach, w których z różnych powodów nie odbywają się

widzenia intymne, ich rolę przejmują, nieoficjalnie, widzenia bezdozorowe.

Okna

Inną formą kontaktów ze światem zewnętrznym jest kontakt przez okna.

Odwiedzający musi tylko wiedzieć, gdzie wychodzi okno celi odwiedzanego. Kontakt

odbywa się poprzez podanie z celi osobie odwiedzającej grypsu, tj. informacji zapisanej na

kartce złożonej do jak najmniejszej postaci, wydmuchniętej z tuby zrobionej ze zrolowanej

gazety.

Można także prowadzić dialog ze sobą za pomocą pisania na witach, tj. za pomocą

więziennego alfabetu liter pokazywanych na dłoniach (nie używa się przedstawionej w

rozdziale pierwszym nazwy miganka). Warunkiem jest oczywiście znajomość tegoż

alfabetu przez osobę odwiedzającą. Ten rodzaj przekazywania informacji należy do

najbardziej skutecznych (jeśli osoba odwiedzająca znajdzie sobie pozycję niewidoczną dla

strażników, a w celi ktoś będzie stał na obcince, tzn. będzie sprawował wartę przy drzwiach

i ostrzeże o zbliżającym się funkcjonariuszu, konwersacja może wówczas trwać godzinami).

Jest to forma kontaktu szczególnie ulubiona przez tymczasowo aresztowanych (gdy z braku

miejsca lub przez pomyłkę nie zostają osadzeni w celach z blindą), mających kłopoty z

uzyskaniem widzeń i których korespondencja jest szczególnie kontrolowana (w tym

przypadku już przez sąd, nie przez wychowawcę). Mogą przecież za jej pomocą próbować

wpływać na bieg procesu (ustalanie zeznań itp.).

Najbardziej prostą metodą kontaktu przez okno jest po prostu porozumiewanie się

za pomocą krzyku. Metodą tą można jednak przekazać

(w zależności od reakcji służby więziennej) zaledwie kilka do kilkunastu zdań, które są w

dodatku przez wszystkich słyszane i bardzo łatwo identyfikowane z konkretnym

osadzonym.

background image

Przepustki

Są formą kontaktu oczywiście najbardziej pożądaną przez skazanych. Jednak w

ogromnej ilości przypadków zdobyć je jest bardzo trudno. Przepustki dzielą się na 30-sto

godzinne (nazywane w kkw widzeniem poza terenem ZK)

i wielodniowe. Niezależnie od ilości przepustek, przysługujących skazanemu z racji

przebywania w określonym typie zakładu karnego, o ich ilości decyduje indywidualnie

administracja danego zakładu.

Większość skazanych czas przepustki przeznacza na spożywanie alkoholu. Strażnik

pilnujący bramy wyposażony jest w alkomat; niejednokrotnie zdarzały się powroty

skazanych pod wpływem alkoholu, spóźnienia z tegoż powodu oraz tzw. niepowroty.

Praca

Formą kontaktu ze światem zewnętrznym jest praca poza terenem ZK. W ZK w

Gdańsku-Przeróbce pracowało w ten sposób kilkudziesięciu skazanych

(na przebywających tam ok. 600). Nie otrzymywali zapłaty, praca ta miała być wyrazem

zaufania dyrekcji wobec nich. Miała się także przyczyniać do skutecznego ubiegania się o

jak najszybsze przedterminowe warunkowe zwolnienie, z czym bywało jednak nadzwyczaj

różnie. Skazani pracowali zazwyczaj 6-7 godzin, w różnych zakładach pracy, bez dozoru

funkcjonariusza.

Przemyt

Z każdego rodzaju kontaktem ze światem zewnętrznym łączy się problem przemytu

(w przypadku okien – jednostronnym). Jest to spowodowane, z jednej strony,

niemożliwością dokładnego sprawdzenia, zarówno odwiedzających jak też odwiedzanych

(aby uzyskać 100% pewności trzeba by wszystkich poddawać, za każdym razem,

szczegółowej kontroli osobistej), z drugiej, wspomnianym już lenistwem i niechęcią

funkcjonariuszy do narażania się skazanym. Do więzienia najczęściej przemycane są

narkotyki (z racji małej objętości, łatwości ukrycia, osiąganej ceny, no i oczywiście ze

względu na efekt, jaki wywołują). W ZK w

background image

Gdańsku-Przeróbce przemyt i zażywanie narkotyków były szczególnym utrapieniem

administracji. Zakupiono nawet testery wykrywające obecność narkotyków w organizmie,

często wzywano również brygadę z psami wyszkolonymi do wykrywania tychże.

Do AŚ w Chojnicach przemycano także pieniądze (w ZK w Gdańsku-Przeróbce, na

oddziale otwartym, można je było posiadać oficjalnie). Towarem niezwykle pożądanym (we

wszystkich jednostkach penitencjarnych, w których przebywałem) były podrabiane karty

telefoniczne, tzw. nabijaki – karty wyglądające na zużyte, magnetyzowane na nowo.

Z więzienia wynoszone są najczęściej grypsy i listy, z których treścią nie może

zapoznać się administracja (w AŚ osobiście podałem ojcu gryps, który udało mu się

bezpiecznie wynieść; w ZK w Gdańsku-Przeróbce kilkakrotnie przenoszono moje listy).

background image

4. Struktura społeczna więzienia a typy

konfliktów grupowych

Zdaniem Lewisa Cosera, konflikt w grupie społecznej może przyczynić się do

osiągnięcia lub do przywrócenia jedności, zagrożonej przez wrogie

i antagonistyczne uczucia między jej członkami. Nie każdy jednak typ konfliktu sprzyja

zachowaniu struktury grupy, nie we wszystkich też grupach konflikt może spełniać funkcje

pozytywne. To, czy konflikt będzie sprzyjał wewnętrznemu przystosowaniu czy nie, zależy

od typu problemu, którego dotyczy spór, a także od typu struktury społecznej, wewnątrz

której się pojawia. Coser podkreśla jednakże, że typy konfliktu i typy struktury społecznej

nie są zmiennymi niezależnymi (Coser 1989: 31).

Konflikty wewnętrzne

Wewnętrzne konflikty społeczne dotyczące celów, wartości lub interesów, a

niesprzeczne z podstawowymi założeniami, na których opierają się stosunki społeczne, są

zazwyczaj funkcjonalne w sensie pozytywnym wobec struktury społecznej. Konflikty takie

stwarzają możliwości skorygowania stosunków władzy i systemu norm w grupach, zgodnie

z odczuwanymi potrzebami podgrup lub poszczególnych członków. Natomiast wewnętrzne

konflikty społeczne, w których zwalczające się strony przestają uznawać podstawowe

wartości warunkujące prawomocność systemu społecznego, grożą zniszczeniem struktury

(Coser 1989: 31).

Zdaniem Cosera, struktura społeczna posiada mechanizm zabezpieczający przed

konfliktem zagrażającym przyjętej podstawie stosunku społecznego. Jest nim

instytucjonalizacja i tolerancja konfliktu. Jednakże to, czy konflikt wewnętrzny prowadzić

będzie do osiągnięcia równowagi w układzie stosunków społecznych lub wzajemnego

dostosowania współzawodniczących żądań, czy też stworzy groźbę

background image

wewnętrznego rozdarcia, zależy w znacznym stopniu od struktury społecznej, w której się

pojawia.

Sytuacja sprzyjająca pojawianiu się konfliktów występuje w każdym typie struktury

społecznej. Jednostki lub grupy skłonne są do wysuwania od czasu do czasu

konkurencyjnych żądań, dotyczących podziału ograniczonych środków, prestiżu lub pozycji

w układzie władzy. Struktury społeczne różnią się jednak stopniem, w jakim zezwalają na

wyrażanie antagonistycznych roszczeń. Niektóre z nich wykazują większą tolerancję wobec

konfliktu niż inne (ibidem: 32).

Najmniejszą obszarowo powierzchnią – „podstawową jednostką terytorialną”, na

której rozgrywa się większość konfliktów zachodzących w więzieniu, jest cela mieszkalna.

Liczba osób zamieszkujących jedną celę waha się od jednej (pojedynczo osadzani są jednak

chyba wyłącznie więźniowie zaliczeni do niebezpiecznych) do dwudziestu kilku

(przebywałem w takiej, 24-o osobowej celi, w ZK w Potulicach; dodać jednak muszę, że

była to tzw. przejściówka – cela przejściowa, w której skazany nie powinien przebywać

dłużej, niż kilka dni – zazwyczaj do czasu zapadnięcia decyzji w stosunku do jego osoby

[przyznanie odpowiedniej grupy, przetransportowanie, itp.]). Najczęściej spotykanymi

celami są cele 2-8 osobowe, choć w ZK w Gdańsku-Przeróbce przeważały cele 12-13

osobowe.

W obrębie celi można zazwyczaj wyodrębnić dwie podstawowe grupy:

grypsujących i niegrypsujących (jak już wspomniałem w poprzednim rozdziale, w

większości więzień te dwie grupy umieszczane są w celi razem; jedynie w ZK w Potulicach

[z więzień, w których przebywałem] grypsujący i niegrypsujący odbywali karę jedynie w

towarzystwie „swoich”). Omówię teraz konflikty mające miejsce wewnątrz każdej z grup.

Grypsujący

Grupy o ścisłej więzi wewnętrznej charakteryzują się znaczną częstotliwością

interakcji i znacznym zaangażowaniem osobowości swych członków. Mają one tendencję

do tłumienia pojawiającego się w nich konfliktu. Zdaniem Cosera wynika to stąd, że

aczkolwiek dostarczają one wiele okazji do wrogości (zarówno uczucia miłości jak i

nienawiści intensyfikują się dzięki częstym interakcjom), pojawianie się tego typu uczuć

background image

odczuwane jest jako groźba dla bliskich stosunków. Grupy o ścisłej więzi wewnętrznej

przejawiają zatem skłonności do tłumienia raczej, niż do zezwalania na ujawnianie się

wrogich uczuć. W grupach tych uczucia te mają więc tendencje do kumulowania się, a

zatem do intensyfikacji (Coser 1989: 32).

Jeżeli w grupie, która konsekwentnie starała się przeszkodzić ujawnianiu wrogich

uczuć, wybucha konflikt, będzie on miał przebieg szczególnie gwałtowny, a to z dwóch

powodów. Po pierwsze, ponieważ zmierza do rozwiązania nie tylko tego problemu, który

go spowodował; wszystkie skumulowane żale i urazy, które nie mogły ujawnić się

wcześniej, ujawnią się prawdopodobnie przy tej okazji. Po drugie, na skutek pełnego

zaangażowania osobowości członków grupy, w toku konfliktu nastąpi mobilizacja

wszystkich uczuć i energii. Zatem, im grupa jest bardziej zintegrowana, tym bardziej

gwałtowny jest konflikt. Wybuchający konflikt, mimo starań włożonych w jego tłumienie,

zagraża wówczas samym podstawom istnienia grupy (ibidem).

Struktura grypsery opiera się na trzech podstawowych normach, przedstawionych w

poprzednim rozdziale. Przypomnę, są to: walka z administracją więzienną, solidarność

grupowa oraz normy rytualno-magiczne. Mimo znacznych niekiedy odchyleń od tych norm,

grypsujący stanowią, na tle innych grup więziennych, grupę o najściślejszej więzi

wewnętrznej (najznaczniejszym zaangażowaniu osobowości swych członków).

Grypsujący

nie mogą sobie nawzajem ubliżać, nie mogą, spierając się, pojechać

adwersarzowi, chyba że ten poważnie zawinił i zasłużył sobie tym samym na karę ze strony

grupy (degradacja, przecwelenie), w przeciwnym wypadku sankcja może spotkać tego, kto

się bezpodstawnie takiego zachowania wobec kogoś dopuścił. Pojechanie komuś to

przywilej grypsujących wobec niegrypsujących, podkreślający wyższość tych pierwszych,

mogących ów środek stosować w dowolnym miejscu i czasie, bez jakiegokolwiek

wyraźnego powodu. Nie można zatem w taki sam sposób traktować członków swojej,

wyżej postawionej grupy. Nie mniej jednak kilkakrotnie spotkałem się z przypadkami

stosowania wobec siebie bluzgów, których użycie było więcej niż nieuzasadnione.

Grypsujący nie może ot tak sobie pobić drugiego grypsującego. Pewien zgred

(starszy wiekiem więzień), recydywista odbywający karę wielokrotnie jeszcze przed rokiem

’89, kiedyś grypsujący, opowiadał mi, że dawniej spory wśród grypsujących (nie dotyczące

background image

podstaw grupy – K.M.) rozwiązywane były za pomocą solówy na parkiecie, tzn. bójki

między skłóconymi osobnikami. Starcie nadzorował arbiter (w żadnym wypadku sędzia,

nazwanie tak kogoś, niezależnie czy grypsującego czy niegrypsującego, jest walnięciem w

piec; nie można wobec kogoś używać nazw zawodów, stanowisk i funkcji związanych z

aparatem sprawiedliwości), odbywało się ono w obecności rozkminiającego oraz szerszej

(spoza celi) grupy grypsujących (z tego powodu starcia te miały miejsce przeważnie w

świetlicy). Racja stawała oczywiście po stronie wygrywającego. Po walce przeciwnicy

mieli obowiązek uścisnąć sobie dłonie na znak zakończenia konfliktu.

Nie spotkałem się obecnie z takim sposobem rozwiązywania sporów, chociaż mój

rozmówca twierdził, że jest to metoda nadal obowiązująca. Grypsujący prawdopodobnie

boją się jej stosować ze względu na konsekwencje ze strony administracji, która

kategorycznie zabrania stosowania przemocy z jakiegokolwiek powodu, a która może się o

tym fakcie dowiedzieć dzięki donosicielom, których także wśród grypsujących nie brakuje.

Nie mogąc zatem znaleźć ujścia w ubliżeniu członkowi swej grupy, ani też w bójce

z nim, agresywne uczucia wśród grypsujących narastają. Dodatkowo potęgują ten fakt

przypadki (coraz częstsze) przyjmowania do organizacji osób, które w żaden sposób nie

powinny się w niej znaleźć, a których nie pozwala później z szeregów wykluczyć strach

przed konsekwencjami ze strony administracji (była o tym mowa w poprzednim rozdziale).

Jeszcze innego rodzaju utrudnieniem na drodze do rozładowania konfliktu jest

dbałość grypsujących o zachowanie wizerunku jedności i spójności organizacji na zewnątrz,

tzn. wobec niegrypsujących i administracji. Starają się więc wszelakie kontrowersje

załatwiać jedynie w swoim towarzystwie, co w warunkach więziennych jest trudne, czasami

wręcz niemożliwe. Prowadzi to do dalszego narastania uczuć wrogości (z uczuciami miłości

w więzieniu nie spotkałem się, jeśli występowały, musiały z oczywistych względów

pozostać głęboką tajemnicą…).

Coser utrzymuje, iż pojawiający się w takiej grupie konflikt zagraża samym

podstawom jej istnienia. Aczkolwiek takie przypadki mają miejsce, „konfliktowa”

rzeczywistość więzienna wydaje się nieco bardziej skomplikowana. Wszak typy konfliktu i

typy struktury społecznej nie są zmiennymi niezależnymi… Rozważę teraz cztery

niezależne przypadki: konflikt, w którym podważone zostają podstawy istnienia grupy, co

background image

prowadzi (1) oraz nie prowadzi do jej rozbicia (2); konflikt nie dotyczący podstaw grupy,

nie prowadzący (3) lub prowadzący do jej rozbicia (4).

źródło:

http://gitowiec.com/component/content/article/12-godne-polecenia/212-grypsera-cz-3.html


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Grypsera, cz 4 obszerny artykuł 60str normy,wartości itd
zjawisko drugiego zycia hierarchia, normy
Tajemnice Grypserki, Tajemnice Grypserki cz.II, ROZDZIAŁ PIĄTY - ZJAWISKO SAMOAGRESJI I SYMULOWANIA
Podkultura więzienna źródła, rodzaje i jej specyfika hierarchia,normy
zjawisko drugiego zycia hierarchia, normy
Więzienne zwyczaje, obyczaje hierarchia, normy
notatek-pl-socjo2, Stratyfikacja - hierarchiczne uporządkowanie członków grupy według kryterium posi
Obciążenie dachów wiatrem w świetle nowej normy, cz 2
Słownik grypserski(gwara więzienna), Cz. II Słownik, <MI>abarot<D> - zob
co to jest norma prawna (3 str), ___Dyspozycja normy jest to cz˙˙˙ normy wyznaczaj˙ca spos˙b post˙po
Obciążenie?chów wiatrem w świetle nowej normy, cz 1
co to jest norma prawna (6 str), ___Dyspozycja normy jest to cz˙˙˙ normy wyznaczaj˙ca spos˙b post˙po
PODKULTURA WIĘZIENNA TWORZENIE SIĘ NOWEJ GRUPY SPOŁECZNEJ normy, hierarchia, 1 7 to samo co poniżej
Obciążenie dachów wiatrem w świetle nowej normy, cz 1
Obciążenie?chów wiatrem w świetle nowej normy, cz 2

więcej podobnych podstron