Elzbieta Praglowska Stajnia pod lasem

background image
background image
background image

Spistreści

Londyn,15latwcześniej.WspomnieniaEwy

Roman

Ewa

Londyn.WspomnieniaEwy

Ewa

Robert

Ewa

Ewa

Londyn–Sevenoaks.WspomnieniaRomana

Roman

Ewa

Londyn.WspomnieniaEwy

Ewa

Londyn–Sevenoaks.WspomnieniaRomana

Robert

Ewa

background image

Ewa.Wspomnienia

Ewa

Roman

Ewa

Robert

Ewa

background image




Dzwonek

budzika wyrwał Ewę z głębokiego snu. Było jeszcze

ciemno,alewiedziała,żemusiwstać.Koniekarmisięoszóstej
rano,niezależnieodporyroku.Dziśledwozwlekłasięzłóżka,

podeszła do okna, odsłoniła zasłony i jej oczom ukazał się
ponury widok: mokro, ciemno, jak to bywa na początku
listopada. Chmury wisiały nisko nad ziemią, łącząc się
z poranną mgłą, która jeszcze nie zeszła z padoków. Na

padokach siedziało stado kruków, co sprawiało, że krajobraz
wydawał się jeszcze bardziej posępny. Jedynym pocieszeniem
był fakt, że dom był położony blisko lasu iglastego, więc poza
suchymi trawami wystającymi z ziemi przebijało się trochę

zieleni. Jednak teraz było tak ciemno, że i tak wszystko
wydawało się szare. Padoki mocno nasiąknięte wodą
przypominały stawy, krajobraz raczej dla kaczek, nawet kruki
wydawałysiętunienamiejscu.

–Znówniemożnawypuścićkoni–pomyślałaEwa.

Założyła

gruby,polarowy

szlafrokizeszładokuchnizrobić

sobiemocnąkawę,odktórejbyłauzależniona,możezpowodu
niskiegociśnienia,amożebyłotowieloletnieprzyzwyczajenie.
Bezdwóchmocnychespressoniewychodziłazdomu,awtaką

pogodęjakdziśniepogardziłabynawettrzeciąfiliżanką.

background image

Skierowała się

do

łazienki przemyć oczy zimną wodą, aby

łatwiej się dobudzić. Niestety, nawet lodowata woda nie
pomogła.Niechętniepatrzyłanasweodbiciewlustrze.Uroda,

którąkiedyślekceważyła,powoliprzemijała.Choćczasbyłdla

niej łaskawy, trudno było nie zauważyć podpuchniętych oczu,
pojawiających się siwych włosów i zmarszczek mimicznych.

Najchętniej z powrotem wskoczyłaby do łóżka i owinęła się
grubąkołdrą,aleniemogłasobienatopozwolić.

Syjamska

kotkaLukrecjaocierałasięonogi,domagającsię

saszetki, którą dostawała zawsze rano. Ewa otworzyła nową

porcję, wycisnęła zawartość do miseczki i patrzyła, jak kotka
pałaszuje, mrucząc z zadowolenia. Wpuściła też psa, który

sypiał w przedsionku. Wsypała mu trochę karmy do miski
i zalała ciepłą wodą. Był to owczarek niemiecki o groźnym
imieniu Blade – prezent od męża kupiony do ochrony domu.
Później pilnował stajni, jednakże dzięki niedawno założonemu

systemowialarmowemumógłterazspokojniespaćwdomu.

Ewa

włączyła ekspres do kawy – luksus, bez którego nie

mogła się obyć, i wdychała zapach świeżo zmielonej kawy
unoszącysięwkuchni.Sięgnęładolodówkipojogurt,żebynie

pić kawy na pusty żołądek i mieć siłę na poranne karmienie
koni przed śniadaniem. Teraz jadła tylko naturalny, aby
ograniczyćkalorie,któreukrywałysięwjogurtachsmakowych.
Kiedyśniemusiałasięprzejmowaćwagą,ponieważintensywna
jazda konna pomagała spalać niechciany tłuszcz, ale teraz

jeździła coraz spokojniej, bezpieczniej, no i rzadko, bo po
śmierci ukochanej klaczy nie zdecydowała się na zakup
następnegokonia.

Ewa

zaniosłakawęijogurtdoswojegoulubionegomiejsca

wsaloniezwidokiemnaogródipadoki,gdziestałjejukochany

background image

fotel przywieziony z Anglii, jedyny niepraktyczny mebel, jaki

posiadała. Miękki, niesamowicie wygodny, z tkaniny, z której
jednak trudno było usunąć kocią sierść i trzeba było uważać,

wczymsięnanimsiada.

Wsłonecznydzień

ta

częśćsalonubyłabardzodoświetlona,

dziśjednakmusiałazapalićlampkę.Słońcedopierowzeszło,ale

i tak nie było go widać, niebo spowijały chmury tak gęste, że
nie przebijał się żaden promyk. Ewa rozsiadła się wygodnie

w fotelu i pijąc kawę, układała sobie w myślach plan na cały
dzień, żałując, że nie widać słońca, bo ono dawało jej energię,

którejtakbardzoterazpotrzebowała.

Lubiła

ten

dom, mimo że był drogi w utrzymaniu,

szczególnie dla jednej osoby, i wymagał dużo pracy. Był
drewniany,więctrzebabyłogomalować,zabezpieczaćidobrze
ogrzewać,aitakczućbyłowilgoć.Najprzyjemniejbyłownim
wieczorem, gdy płomień buzował w kominku, osuszając deski.

Jednak od czasu, kiedy odszedł Robert, jej mąż, ogień palił się
rzadko.Robertniepodzielałjejzachwytutymmiejscem,nigdy
niechciałmieszkaćnawsi,kupowaćtegodomu,atymbardziej
pracować w stajni. Ewa zakochała się w tym domu, a przede

wszystkim w ziemi, jaka go otaczała. Kupiła tę posiadłość
również dlatego, że nie miała bezpośrednich sąsiadów, nie
chciała,żebynarzekali,atonamuchy,atonakońskiekupyna
drogachizapachgnoju.

Pod

Warszawą ciężko o kształtny kawałek ziemi,

szczególnie pod lasem, ze szlakami konnymi. Gdyby ten dom
był w dużo gorszym stanie, pewnie i tak by go kupiła, ale był
przepiękny, bardzo nastrojowy, kryty gontem, okna otaczały
przepiękne zielone okiennice, dzikie wino pięło się po ganku

zjednejstrony,akrzewwinoroślizdrugiej.Zapachdrewnabył

background image

upajający. Dom najpiękniej wyglądał wiosną i latem, kiedy

wszystko było zielone, kwitły kwiaty, słońce przenikało przez
okna, oświetlając śliczne pokoje, które teraz były ciemne

i ponure. Na werandzie krzewy dawały przyjemny cień, owoce

winogron, ciężkie od soku i gotowe do zerwania, wisiały
kusząco. Latem przy oknach pyszniły się przepiękne

pelargonie: czerwone, różowe, białe. Teraz z doniczek
wystawały tylko kikuty, zieleni prawie nie było, żadne kwiaty

nie przetrwały nocnych przymrozków. Wyschnięte winogrona
wisiały na zdrewniałych konarach, jak niemy wyrzut braku

gospodarności. Kiedyś Ewa obiecywała sobie, że będzie robić
przetwory, ale nie miała ani czasu, ani energii, ani nawet

motywacji, nie miała dla kogo się starać. W domu czuć było
wilgoć, śmierdziało grzybem i błotem, którego nie sposób było
nie wnieść do środka, jeśli cały czas chodziło się po stajni,
padokach i posiadało się psa, który wnosił wszystkie zapachy

zzewnątrz.Blademiałwprawdzieposłaniewprzedsionku,ale
gdy tylko przesechł, Ewa wpuszczała go do salonu. Leżał
właśnieujejstóp,czekając,ażpójdąrazemdostajni.

Dom

był urządzony przez poprzednią właścicielkę, która

zadała sobie wiele trudu. Meble były robione na zamówienie.
Pasowały do wnętrza, ale były z ciemnego drewna i zabierały
światło,ażebyłypiękneistylowe,więcżalbyłojewymieniać.
Kobieta, od której Ewa kupiła ten dom, była zmuszona go
sprzedać po śmierci męża. Nie było jej stać na utrzymanie tak

dużej posiadłości, nie starczało jej sił na prace w ogrodzie.
Zostawiła więc większość mebli, także ogrodowych, i wiele
rzeczyniepotrzebnychwmieszkaniujaknarzędziaogrodnicze,
anawettraktorekdokoszeniatrawnika.

Jedyne,

co

ocieplało

wnętrze,

to

nowy

komplet

background image

wypoczynkowy w kolorze jasnokremowym, skórzany przez

wzgląd na zwierzęta, oraz dywany i pamiątki przywiezione
zLondynu,gdzieEwaspędziławielelat.Kolekcjaceramicznych

i szklanych koników jeździła za nią wszędzie, aby oswajać

domy, szczególnie wynajęte, a tych w ostatnim czasie było
niemało. Ewa kupowała koniki najczęściej w galeriach

w Kazimierzu Dolnym, gdzie często z mężem jeździli na
weekend, ale też wiele figurek przywiozła z podróży

zagranicznych, z Maroka, Indii, Tajlandii, Grecji, Hiszpanii,
Austrii. We wszystkich tych krajach koń kiedyś był bardzo

ważny w życiu człowieka i nadal często pojawiał się w sztuce,
stanowiąc inspirację dla artystów. Wszystkie obrazy, jakie

posiadała,przedstawiałykonie.Całydomwyglądałjakmuzeum
tematyczne. Była też ogromna biblioteka, w której znajdowały
się

głównie

książki

dotyczące

jeździectwa,

pielęgnacji

i żywienia koni, albumy poświęcone rasom koni, starym

powozom,zabytkowymstajniomikrytymujeżdżalniom.Książki
były głównie w języku polskim, ale i angielskim, niemieckim,
zwożonezcałegoświata.

Ewa

wypuściłapsadoogroduiweszładogarderoby,której

przeważająca część była przeznaczona na odzież jeździecką
oraz taką, w której swobodnie można było wykonywać
wszystkiepracewstajnibezobawy,żesięzniszczyczyubrudzi,
a raczej taką, na której nie widać, że jest w psiej, kociej,
końskiej sierści, sianie, błocie itp. Głównie były to ciemne

wygodne legginsy, bluzy, kamizelki chroniące przed wiatrem
i kurtki jeździeckie. Z Londynu przywiozła też nieprzemakalny
kapelusz i długi płaszcz przeciwdeszczowy, aby móc pracować
w deszczu. Założywszy ciepłe legginsy, bluzę z kapturem

i puchową kamizelkę, poszła do przedsionka i włożyła

background image

dodatkowopłaszczprzeciwdeszczowychroniącyrównieżprzed

psem, który wprawdzie był bardzo dobrze ułożony, ale zawsze
znalazł sposób, aby się otrzeć, przytulić, pacnąć łapą, oblizać,

więc świeżo założone ubrania wyglądały jak brudne, mimo że

Ewanieopuściłajeszczedomu.Zanimwyszła,wystawiłagłowę
zadrzwi,alezobaczyła,żepada,aprzemoczonypiesjużczeka

gotowy do zabawy, więc wróciła po gumiaki i kapelusz. Gdy
wyszła, pies oczywiście otarł się o nią, zostawiając mokry ślad

napłaszczu.Poszlirazemdostajni,którąledwobyłowidać,bo
mgłaciąglewisiałanadziemią.

Stajnię

Ewa

musiała wybudować i teraz była bardzo

zadowolona, że zrezygnowała z angielskich boksów, choć

początkowo miała taki zamiar ze względu na koszty. W taki
dzień jak dziś cieszyła się, że stajnia jest zamknięta i ciepła.
WAngliijestinnyklimat,łagodniejszy,niemasilnychmrozów,
woda raczej nie zamarza, trawa rośnie cały rok, a zwierzęta

nawet zimą mogą stać na zewnątrz. W Polsce potrzebna jest
równieżkrytaujeżdżalnia,więctrzebabyłojąwybudować.Ewa
połączyła je tak, aby można było przejść ze stajni do krytej
ujeżdżalnibezwychodzenianadwór.

Koszty

utrzymania pensjonatu dla koni były bardzo

wysokie, właściwie pochłaniały większość wpływów. Nie
wspominając już o ratach kredytu, który musieli zaciągnąć
wraz z mężem na zakup domu z ogromną działką, budowę
stajni,karuzeliorazkrytejujeżdżalni.DopókimążEwydokładał

ze swojej pensji, jakoś się domykało, ale od czasu, kiedy
odszedł, musiała radzić sobie sama. Wcześniej, gdy było mniej
koni,

sama

wszystko

robiła.

Teraz

musiała

zatrudnić

stajennego,ponieważfizycznieniedawałajużrady.

Mieszkanko

stajennego znajdowało się nad stajnią. Kiedyś

background image

było pomieszczeniem na słomę i siano, ale było to mało

praktyczne, lepiej sprawdzało się jako mieszkanie, a na słomę
i siano zbudowała wielki magazyn, do którego można było

wjechaćwózkiemwidłowymiquadem.

Ewa

zauważyła, że światło jeszcze się tam pali, więc

założyła,żepanRomanjeszczeniejestwstajni,iucieszyłasię,

żematrochęczasudlasiebie.

Wiedziała, że

pan

Roman, stajenny, poradzi sobie

z karmieniem koni sam, ale zdawała sobie sprawę, że
piętnaście koni to bardzo dużo na jednego człowieka.

Zważywszy na to, starała się być w stajni od rana, żeby
wykonynać te lżejsze obowiązki, jak przygotowanie obroku,

zakładanie derek, ochraniaczy czy wypuszczanie na padok lub
karuzelę.

Od

najmłodszych lat kochała konie, uwielbiała ich zapach,

nawet zapach obornika dobrze się jej kojarzył, przywoływał

miłe wspomnienia. Z wiekiem coraz mniej lubiła jazdę konną,
a coraz bardziej przebywanie z tymi wspaniałymi zwierzętami.
Otworzyła drzwi stajni i weszła do ciepłego pomieszczenia,
powietrze przesycał zapach siana i koni. Wszystkie konie,

opróczjednego,wystawiłyłby,czekającnaporannekarmienie.
Lekkozaniepokojonazignorowałajednaktenfakt,udającsiędo
paszarni, aby przygotować jedzenie dla wszystkich koni. Ewa
nie podawała koniom owsa, wiedzę o karmieniu przywiozła
z Anglii i cieszyła się, że może ją wykorzystać, mimo iż

oznaczało to więcej pracy. Każdy właściciel konia miał inne
wymagania co do sposobu karmienia, każdy koń miał inne
pasze,dodatki,witaminy,jednejadłysiano,innesianokiszonkę.
Ewie zajęło sporo czasu, zanim wszystkie gumowe żłoby były

gotowe do podania. Teraz skupiła się na sianie. Zauważywszy,

background image

że jeden z koni nadal nie wystawił łba, zdziwiła się, bo był to

ogier, najcenniejszy koń w stajni i najbardziej kłopotliwy.
Zawsze zwracał na siebie uwagę, kiedy walił nogą w boks,

domagając się jedzenia. W całej stajni panował półmrok.

W pełni oświetlona była tylko paszarnia. Ewa poszła zapalić
światło, bo była coraz bardziej zaniepokojona faktem, że pies

siędziwniezachowujeprzedboksemAmira.Pomyślała,żekoń
musiał się źle poczuć po ostatnim dość forsownym treningu

przedzawodamiweWłoszech,abyłytoważnezawody,ostatnie
tejklasyprzedhalowymimistrzostwamiEuropy.

Amir

był siwym ogierem rasy KWPN. Jest to rasa

holenderskich koni sportowych. W wyniku hodowli w kierunku

dzielności wierzchowej, rasę tę zalicza się do czołówki koni
sportowych. Amir należał do Olgi – zawodniczki trenującej
skoki. Wygrywał pod nią większość zawodów, w których
startowali.

Nie

powinnam była przyjmować ogiera. Niektóre stajnie

w ogóle ich nie przyjmują, a ten sprawia same kłopoty –
pomyślałaEwa.

Stajnia

ledwo na siebie zarabiała, więc ciężko było

odmówić, szczególnie że właścicielka wstawiła jeszcze trzy
swoje konie, dwa jeżdżące na zawody i jednego młodego,
któregomiałazacząćzajeżdżaćwiosną–naszczęściewałacha.

Wszystkie

zawodniczki

przygotowywały

się

bardzo

intensywnie, ale Olga była najbardziej ambitna, chciała być

najlepsza, najwięcej pracowała i miała najdroższe konie. Ewa
szybko podeszła do boksu Amira, myśląc, że będzie musiała
obudzićzaprzyjaźnionegoweterynarza,aniechciałategorobić.
Pan Wojtek był wprawdzie bardzo uprzejmy i zawsze bardzo

szybko przyjeżdżał, szczególnie do koni Olgi, którymi się

background image

wyjątkowo dużo zajmował, ale Ewa nie chciała zaciągać

zobowiązań.Podeszładoboksuizajrzałaprzezkratydośrodka.
Zauważyła,żekońleżywnienaturalnejpozycji,niedającznaku

życia. Ewa, teraz już bardzo przestraszona, otworzyła drzwi

boksuiweszłazbijącymsercemdośrodka,każącpsuzostaćna
zewnątrz. Była pewna, że koń nie żyje, gdy tylko go dotknęła.

Usiadła na trocinach, łzy zaczęły lecieć jej po policzkach. Tak
zastał ją stajenny, który przyszedł wprost do boksu,

zaniepokojonyotwartymidrzwiamiiobecnościąpsawstajni.

background image

Londyn,15latwcześniej.WspomnieniaEwy

Gdy

okazało się, że Robert dostał pracę w Londynie, byliśmy

bardzo szczęśliwi. Warszawa zaczęła nas nudzić; już kilka lat
wcześniej zamieszkaliśmy z mężem na ukochanej Sadybie
w pięknym domku z ogródkiem, o którym marzyliśmy przez

wiele lat, gnieżdżąc się w kawalerce. Dom był wprawdzie do
gruntownego remontu, ale był nasz i nie zrażało nas, że
będziemymusieliwnimmieszkać,jednocześniegoremontując.
Ale gdy dom już był wyremontowany i urządzony, zaczęło nam

czegoś brakować. Nowych wyzwań, miejsc, czegoś, co pozwoli
znów zacząć od nowa. Wszystko było poukładane, nudne
i bezpieczne. W tygodniu praca, w weekend wycieczki nad
Wisłę lub do Lasu Kabackiego albo do Konstancina, zimą
chodziliśmyjakwszyscydogaleriihandlowychnazakupy,lody,

dokina.Potrzebowaliśmyzmiany,byliśmyjeszczedośćmłodzi,
żeby wyjechać i spróbować życia w innym kraju. Od jakiegoś
czasu marzyliśmy o Londynie, gdzie mieszkało już wielu
Polaków, w tym nasi znajomi. Wielka Brytania zachęcała do
przyjazdu,wydawałasięotwartymkrajem,pełnymmożliwości,

krajem o ciekawej kulturze, architekturze i międzynarodowym
statusie. Zresztą ryzyko nie wydawało się duże. Robert dostał

background image

pracęwtejsamejfirmie,wktórejpracowałponaddziesięćlat.
Znał ją i miał pracować na podobnym stanowisku. Ja
pracowałam w bibliotece uniwersyteckiej, codziennie ci sami

ludzie,plotki,herbatki,pracybyłoniewiele,apracownicymieli

mentalność z poprzedniego ustroju. Pracowało mi się dobrze,
spokojnie, ale zawodowo utknęłam w miejscu. Myślałam, że

wLondyniesięrozwinę,dokształcę,nauczęjęzyka.

Praca

wbibliotecezaczęłamniemierzićdotegostopnia,że

zaczęłam namawiać męża do szukania pracy w Londynie. Gdy
dostał kontrakt byłam przeszczęśliwa, otwierały się nowe

możliwości,szerokiehoryzontyiperspektywy.

Nie

mieliśmy dzieci, byliśmy w tym czasie nastawieni na

pracę i rozrywki, za to obrośliśmy w zwierzęta. Najpierw
kupiliśmykotkęsyjamskąLukrecję,potem,jakożetrzebabyło
chronićdom,dokupiliśmyowczarkaniemieckiegoowymownym
imieniu

Blade,

czyli

ostrze,

a

następnie

klacz

rasy

wielkopolskiejośmiesznymimieniuCytryna,którątrzymaliśmy
w pobliskiej szkółce jeździeckiej, prowadzącej pensjonat dla
koni.

Samo

przygotowanie zwierząt do wywozu zajęło trochę

czasuprzezwzglądnaprzepisyweterynaryjne.WielkaBrytania
nie jest w strefie Schengen i trzeba było zwierzęta oczipować,
wyrobić paszporty, pilnować szczepień przeciwko wściekliźnie
i zrobić badanie, czy jej nie mają, a przed wyjazdem jeszcze
przeprowadzićodkleszczanie.Towszystkoniedotyczyłokonia,

któremu wystarczył tylko paszport. Załatwiliśmy wszystkie
niezbędne formalności, zgraliśmy transport zwierząt z naszym
lotem,zamknęliśmydomipojechaliśmynalotnisko.

Firma,wktórejmążmiałpracę,opłacaławszystko,łącznie

z transportem mebli, wynajęciem

domu

i prywatną opieką

background image

medyczną – mieliśmy więc bardzo ułatwioną emigrację.

Dolecieliśmy bez większych problemów. Zwierzęta i meble
dotarły kilka godzin później, więc już czekaliśmy w naszym

nowym domu, w pięknej dzielnicy Hampstead w północnym

Londynie.

Jest

to prześliczne małe miasteczko o chronionej

zabudowie,

posiadające

wiele

pięknych,

zabytkowych

budynków, pubów i małych, organicznych kawiarenek.

Miasteczko jest bardzo eleganckie, konserwatywne, natomiast
znajdujące się w tej samej dzielnicy Camden Town jest znane

z

kultury

alternatywnej.

Słynie

z

targów,

w

tym

Camden’s Stables Market

, tak

zwany targ stajenny, mieści się

on w miejscu stajni i szpitala dla koni, których używano do
ciągnięcia barek po kanale. Sprzedaje się tam dziwaczne
ubrania, ozdoby, płyty, ale posągi koni przypominają o tradycji
używania koni do transportu towaru rzeką. Młodzi ludzie

przyjeżdżają tu na koncerty. Można spotkać wiele osób
odróżniającychsięodinnychstylemubioru,włosów,tatuażami.
Przez Camden przechodzi Regent΄s Canal z wciąż czynnymi
śluzami, po którym ciągle pływają barki, ale już nie są

napędzaneżywymikońmi,tylkomechanicznymi.

W tej

dzielnicy

znajduje się również ogromny park

Hampstead

Heath

, po

którym dostojnie przechadzają się

jelenie, można też spotkać króliki. Idealne miejsce na spacery
z psami. Nawet poidła dla ludzi mają przytwierdzone miski

z wodą dla psów. To miejsce różni się od wypielęgnowanych
parkówznajdującychsięwcentrumLondynu,alewłaśnieprzez
to jest bardziej swobodne, z przepięknymi widokami, które są
prawniechronione.Wletniednimożnasiękąpaćwstawach,są

stawydlakobiet,dlamężczyzn,wstawachopróczludzipływają

background image

kaczki, a gdy się ktoś zmęczy, może odpocząć, trzymając się

przytwierdzonej do dna opony, która unosi się na powierzchni,
dając

wytchnienie

wyczerpanym

pływakom.

Dla

osób

interesujących się kulturą, polityką również nie brak tu

atrakcji.Sątumuzea,m.in.poetyJohnaKeatsa,AnnyPavlovej
– baletnicy znanej bardziej z deseru utworzonego na jej cześć.

Mieszkał tu również psychoanalityk Zygmunt Freud. W jego
domu można podziwiać leżankę do psychoanalizy oraz

zgromadzoną przez lata kolekcję starożytnych figurek.
W pobliskim Highgate mieści się wspaniały cmentarz

z wiktoriańskimi grobami przypominającymi Egipt. Jest tu też
grób Karola Marksa z ogromnym popiersiem działacza

rewolucyjnego.

Dom, w którym zamieszkaliśmy, był

bardzo

podobny do

naszego na warszawskiej Sadybie, tyle że bez ogrodzenia od
frontu,copoczątkowobyłodlanaszaskakujące,apóźniejstało

sięnaturalne.Byłwzabudowiebliźniaczej,zprzodumiałjedno
miejsce postojowe, co było luksusem w tak ciasnym miejscu,
i na tym podobieństwo się kończy. Układ domu był bardziej
przemyślany,mniejprzestrzenizajmowałaklatkaschodowa,był

ogródzimowy,takzwane

conservator

yzpięknym

widokiem

na

zieleń bujną nawet zimą i co nas na początku zaskoczyło, rury
znajdowałysięnazewnątrzbudynku.

Po

wstawieniu naszych mebli zrobiło się przytulnie

i swojsko. Pies i kot zadomowiły się dość szybko. Pies

potrzebował więcej spacerów, aby oswoić miejsce, ale było
gdzie spacerować i tu pojawił się problem. Blade był psem
obronnym, trenowanym do pilnowania domu i człowieka,
natomiast w Londynie wszystkie psy są przyjaźnie nastawione

i nie chodzą na smyczy, a my musieliśmy go ciągle trzymać,

background image

szczególnie gdy pojawiał się kolejny chcący się zaprzyjaźnić

piesek.Kot,jaktokot,najważniejsze,żebywmiscezgadzałsię
pokarm,azwłaszczasaszetka.Klaczpojechałajeszczebardziej

na północ, do Finchley, gdzie panowały bardzo dobre warunki

dla konia za przyzwoitą, jak na Londyn, cenę. Stajnię
prowadziła miła Irlandka. Ludzi poznałam niewielu, zresztą

sama nie próbowałam się zaprzyjaźniać. Jako że do stajni
trzeba było jakoś dojechać, kupiliśmy samochód terenowy

zautomatycznąskrzyniąbiegów,abybyłołatwiejprzyzwyczaić
się do ruchu angielskiego. Samochód służył nam przez

wszystkie lata w Londynie, nie zepsuł się ani razu,
a używaliśmy go bardzo często, bo zwiedzaliśmy bardzo

intensywnie, a było tam co eksplorować. W weekendy
zwiedzaliśmy

niestrudzenie.

Najpierw

naszą

dzielnicę

Hampstead,stawypływackie,basenotwartywLondyniezwany
Lido, małe uliczki z szeregowcami z dziewiętnastego wieku,

później Hampstead Garden Suburb z domkami jak chaty
z piernika, miasto – ogród podobnie jak Sadyba, ale nie było
nawetporównania,panowałatamniesamowitaharmonia,brak
nachalnych reklam, domy są do siebie podobne, rozbudowy

bardzo

ograniczone.

Wszystko

pod

ścisłą

ochroną

konserwatorską.

Gdy

już

wyeksplorowaliśmy

sąsiednie

dzielnice, zaczęliśmy jeździć do Richmond, gdzie mogliśmy
dotrzeć kolejką. Bardzo podobne, przepiękne miasteczko,
ciekawsze niż Hampstead, bo nad rzeką Tamizą, po której

odbywają się rejsy. Znajduje się tam ogromny park, w którym
jelenie podchodzą do ludzi, żebrząc o jedzenie. Blisko
Richmond znajduje się Kew – ogród botaniczny z zabytkowymi
palmiarniami, a liczba roślin z całego świata przyprawia

ozawrótgłowy.

background image

Roman

Stajenny

zobaczyłpsaprzedotwartymboksemAmira,rzęsiście

oświetloną stajnię i coś go zaniepokoiło. Pobiegł do boksu
i spostrzegł właścicielkę stajni siedzącą na trocinach przy
koniu,któryniedawałznakużycia.Gdyjązobaczyłtakkruchą,

zełzamiwpięknychbłękitnychoczach,miałochotęjąprzytulić,
ale wiedział, że to niemożliwe. Ewa podkreślała na każdym
kroku, że nie chce się spoufalać, bardzo dobitnie tytułując go
Panem Romanem, czego nienawidził, żałował, że są tak sobie

obcy,mimożewiedział,iżtyleichłączy.

– Panie Romanie, proszę sprawdzić, czy Amir rzeczywiście

nie żyje. Pan ma więcej doświadczenia z końmi, może jest
nieprzytomny – powiedziała

Ewa, niezgrabnie

podnosząc się

zpodłogi.

– Musi mieć ta kobieta jakieś uczucia, a zachowuje się jak

robot–pomyślał,podchodząc

do

konia. Otarł się o Ewę, która

ażsięwzdrygnęłaodtegodotyku.

–Dobrzezrobiłem,nieprzytulającjej–pomyślał.

Roman

upewnił się, że koń nie żyje, dotykając pulsu,

zresztąkońbyłjużzimny.Skinąłtylkogłowąnaznak,żetojuż
koniec.

background image

– Panie Romanie, proszę nakarmić konie, wszystko

przygotowałam. Ja muszę wykonać kilka telefonów –
powiedziała

Ewa

drżącymgłosemiwyszłazestajni,zabierając

psazesobą.

Roman

nie zazdrościł jej w tej chwili, wiedząc, że musi

porozmawiać z Olgą lub z jej ojcem, bo to on był właścicielem

Amira.Będziepewniemusiaławezwaćweterynarza,żałowałjej
bardzoichętniebyjejpomógł,aleniechciałsięnarzucać.

Nie

miał wiele pracy z karmieniem, wszystko faktycznie

było przygotowane, więc poszło mu bardzo sprawnie. Teraz,

gdykoniejadły,cozwyklewpływałonaniegobardzokojąco,ale
nie dziś, zaczął wspominać, co go tu przywiodło. Zastanawiał

się,czydobrzezrobił,zatrudniającsięwtejstajni,dokądgoto
zaprowadzi. Lubił tę pracę, kochał konie i choć praca była
ciężka,dawałasatysfakcję,łatwobyłoocenić,cosięzrobiło,co
jest do zrobienia. Wszystko miało ustalony porządek, zresztą

konienielubiązmianwharmonogramie,denerwująsię,wybija
je to z rytmu. Poczeka, aż zjedzą, wyprowadzi na karuzelę lub
padok i zabierze się za wybieranie obornika, później zbierze
konienaobiadiprzyjdąwłaściciele.Jedynietegowswejpracy

nielubił,nieprzepadałzaludźmi,męczyligo.Każdychciał,aby
jego koń traktowany był wyjątkowo, mieli też ciągle jakieś
pretensje,ato,żebrudnowboksie,ato,żederkanienałożona
lub nie zdjęta, a to ochraniacze brudne, trzeba było się
tłumaczyć, przepraszać. Ale potem wieczorne karmienie,

zamykaniekoni–tonajbardziejlubił,niktmusięniekręciłpod
nogami,niezagadywał,mógłposiedziećprzykoniach,słuchać,
jakjedzą,cogobardzouspokajało,irozmyślać.Apopracylubił
siedzieć u siebie w pokoju i czytać. Do dyspozycji miał pokoik

z łazienką i kącik kuchenny, i to mu wystarczało, choć nie

background image

przestawało go to dziwić, zważywszy na to, do czego był

przyzwyczajony.

Dziś śmierć

Amira

wybiła go z rytmu, konie były

zdenerwowane, jakby wyczuwały śmierć, niechętnie jadły, koń

stojącyprzyboksieAmirakręciłsię,jakbychciałprzejśćprzez
zamkniętąbramęboksu.

–NaszczęścieAmirstałpodścianąimiałjednegosąsiada–

pomyślał.

Cudem

uniknąwszy stratowania, wyprowadził sąsiada

i wstawił go do boksu konia, który akurat był na zawodach.

Amiranatomiastprzykryłderkąizamknąłjegoboks.

Bardzo

nieprzyjemnahistoria,przecieżbyłzdrowy,wczoraj

skakał. Żal mu było Olgi, tak ciężko pracowała z tym koniem,
trenowalidomistrzostwEuropy.

background image

Ewa

Ewa

wyszłazestajni,ledwotrzymającsięnanogach.Pocomi

to było – myślała, żałując, że w ogóle założyła ten biznes.
Gorzko się uśmiechnęła. – Jaki biznes, raczej hobby
z problemami. Przecież nie zarabiam. Śmierć konia na pewno

nie pomoże, może popsuć reputację stajni. Mam nadzieję, że
winanieleżypostroniejakichśzaniedbańzmojejstronylubze
stronypanaRomana.

Zawsze

sprawdzała

boksy,

padoki,

karuzelę,

żeby

ograniczyćryzykowypadku.ZleciłatorównieżpanuRomanowi.
Wiedziała, że może mu zaufać, wykonywał wszystkie jej
poleceniabardzodokładnie,nawetlepiejniżonabytozrobiła.
Wiedziała,żeznałsięnakoniach,zatrudniłagoinigdytegonie
żałowała.

Stajennego

poleciłsąsiad,zresztąjedyny,mieszkającyitak

dość daleko. Przedstawił go jako swego przyjaciela, znawcę
koni. Musiała mu zaufać, zresztą nie było tłumów bijących się
otępracę,asamaniedawałarady.Ewapostanowiłaprzejrzeć
nagrania z kamer, które kazała niedawno zainstalować ze

względów bezpieczeństwa. W stajni znajdowało się wiele
wyjątkowo cennych koni i ubezpieczyciele domagali się coraz

background image

lepszychzabezpieczeń,anaochroniarzanamiejscuniebyłojej
stać. Był wprawdzie alarm podłączony do ochrony, ale
ochroniarze nie mieli dostępu do obrazu z kamer. Ewa

pomyślała,żemożeczastozmienić.

Ewa

ufała panu Romanowi. Była przekonana, że to dobry

człowiek, sądząc po tym, jak traktował zwierzęta, ale nie

wiedziałanicojegoprzeszłości.Miaładziwneodczuciawjego
towarzystwie, spokój i niepokój jednocześnie – nie mogła tego

nazwać. Nie wiedziała również, co myśleć o reakcji na jego
przypadkowydotyk.Tobyłojakporażenieprądem.

Może

to

tatajemniczośćtaknamniedziała,niepowinnam

sobie za dużo wyobrażać, przecież to mój pracownik –

pomyślałaipostanowiłasięskupić.

Wiedziała, że

musi

zadzwonić do weterynarza, ale

dochodziłaósma,niezbytdobraporanatelefon,szczególnie,że
końjużnieżyłiniemożnabyłomupomóc.TelefondoOlgitym

bardziej byłby nie na miejscu o tej porze. Choć wiedziała, że
czeka ją nieprzyjemny dzień, a może właśnie dlatego,
postanowiła, że zje śniadanie, bo potem nie będzie dobrego
momentu.

background image

Londyn.WspomnieniaEwy

Pierwsze

półrokuwLondyniebyłobardzotrudne.Tęskniliśmy

za krajem, domem na Sadybie, gdzie wszystko było proste,
swojskie i nasze, znajomi na wyciągnięcie ręki, rodzina. Tutaj
nie mogliśmy się odnaleźć, nie było galerii handlowych,

w których można by wszystko kupić, czynnych do późnych
godzin nocnych. Niedaleko nas była wprawdzie jedna galeria
handlowa

Brent

Cross

, ale

jakaś taka zapuszczona, brudna,

zastarzała, czynna tylko do siedemnastej w weekend.

Miasteczko piękne, ale z bardzo restrykcyjnymi przepisami
ochrony konserwatorskiej, mieszkańcy nietolerujący żadnych
zmian, kino było stare, małe. Dopiero później zaczęliśmy to
doceniać, a nawet przekonaliśmy się do tego całym sercem.
Ludzie wprawdzie uśmiechnięci i grzeczni, ale bardzo na

dystansipokilkuzdaniach

small

talk,uśmiechającsię,

znikali.

Dopiero

teraz wiem, że popełnialiśmy wiele gaf, na przykład

licytującsię,żenaszkrajmagorszyklimat,nieznaliśmykodów
kulturowychitosięnanasmściło.

ŻyciewLondynie

ze

zwierzętamiokazałosiębardzodrogie,

sama stajnia pięćset funtów, do tego ubezpieczenie konia
czterdzieści,zresztąinnezwierzętateżwymagałyubezpieczeń,

background image

bocenyusługweterynaryjnychwtymkrajusąbardzowysokie.
Mijałymiesiące,jeździłamdostajni,wktórejniezbytdobrzesię
czułam, nikt nie chciał ze mną rozmawiać, nie był ciekaw, co

mam do powiedzenia, po zdawkowym

how

are you

, na

które

nikt nie oczekiwał innej odpowiedzi niż fine,

thank

s,uznawali,

żewypełniliobowiązek,izajmowalisię

swoimi

sprawami.

Postanowiłamcośztymzrobićizaczęłamrozglądaćsię

za

wolontariatem,myśląc,żedziękitemupodszkolęjęzyk,poznam

nowych ludzi, którzy mają podobne problemy, i zrobię coś
ważnego, a przynajmniej istotnego albo potrzebnego. Robert

dowiedział się, że w jego firmie jest organizacja skupiająca
małżonków

ekspatów.

Były

to

głównie

kobiety,

które

towarzyszyły swym mężom, poświęcając swe kariery, często
z

małymi

dziećmi.

Zaczęłam

udzielać

się

tam

jako

wolontariuszka, praca była bardzo przyjemna. Polegała na
pomaganiu partnerom pracowników z zagranicy zaadaptować

się w Londynie. Organizowaliśmy spotkania przy kawie,
wycieczki, pomagaliśmy rozwijać karierę oraz wybierać szkoły
dla dzieci. Poznawałam ludzi z całego świata, była to dla mnie
niesamowita przygoda, uczyliśmy się wzajemnie własnych

kultur,wszyscymieliśmytensamproblem:jakzaadaptowaćsię
w innym kraju. Wszyscy byli bardzo zestresowani, jak się
dowiedziałamnajednymzeszkoleń,najtrudniejszesąpierwsze
pół roku oraz pierwsze miesiące po powrocie do własnego
kraju. Potrafią być nawet trudniejsze niż po wyjeździe do

obcego kraju. Wracamy bowiem po wielu latach i zastajemy
zmiany.Ludzie,rodzina,wszyscysąjużwinnymmiejscu,amy
też jesteśmy inni, przesiąknięci obcą kulturą, do której
próbowaliśmysięprzeztelatadostosować.

background image

Ewa

Przeżuwała naprędce

zrobione

śniadanie. Byle się najeść na

całydzieńiniezasłabnąć–myślała.Usmażyłajajecznicę,którą
jadła, nie czując smaku, żołądek miała ściśnięty. Zastanawiała
się, co mogło być przyczyną śmierci konia, krok po kroku

eliminowała wszystkie potencjalne zaniedbania, których mogli
siędopuścićonalubpanRoman.Byławprawdzieubezpieczona
ododpowiedzialnościcywilnej,alenapewnonaniższąsumęniż
wartośćAmira.Ewasłyszała,żenapoprzednichmistrzostwach

Europy zaproponowano właścicielowi milion euro za tego
konia.Miałanadzieję,żekońzmarłśmierciąnaturalną.Aletak
nagle… Wydawało jej się to nieprawdopodobne. Spojrzała na
zegarek, była prawie dziewiąta. Postanowiła zadzwonić
najpierwdoweterynarza.Wybrałanumer.Odebrałodrazu.

– Panie

Wojtku, tu Ewa Tarnowska, bardzo proszę

przyjechać.Amirnieżyje.

Jeszcze

coś mówiła do słuchawki, ale on wykrzyknął tylko:

jadę,isięrozłączył.

Trochę ją zdziwiło

jego

zachowanie, ale wiedziała, że ten

końdużodlaniegoznaczy.Dodawałmuprestiżu,dziękiniemu
jego kariera nabrała tempa. Fakt, że leczy takiego konia,

background image

ściągnął mu wielu bogatych klientów. Chodziły również plotki,
że spotyka się z Olgą, choć jej ojciec był temu przeciwny. Ewa
wiedziała,żemimotosięspotykają.Częstowidziałaichrazem

wstajni,rozmawiającychnietylkookoniach.

Postanowiła odczekać

jeszcze

parę minut do dziewiątej

i zadzwonić do Olgi, chociaż w ostatniej chwili zrezygnowała.

Zadzwoniła do jej ojca. To on był właścicielem Amira, z nim
miała podpisaną umowę, więc wydawało jej się to bardziej

profesjonalne,choćtoOlgęwidywałacodziennieizniąustalała
szczegółydotyczącekonia.

– Proszę? A, to pani – powiedział z silnym

wschodnim

akcentem,gdysięprzedstawiła

–PanidoOlgi?–zapytałzdziwiony.

–Niestety,sprawa

jestbardzopoważna,dlategodzwoniędo

pana.Amirnieżyje.

Usłyszała

jakieś

przekleństwo,

tak

przynajmniej

wywnioskowałaztonu,boniezrozumiała.

–Jadę!–wykrzyknąłirozłączyłsię.

Ewa

miałatrochęczasudoprzyjazduweterynarzaiwłaściciela

konia, więc zrobiła sobie herbatę, żeby się trochę uspokoić
i rozgrzać ściśnięty żołądek. Zaparzyła też dla stajennego, bo
żal jej się zrobiło, że zostawiła go samego z martwym koniem.
Zamknęła psa w domu. Został bardzo niechętnie i tylko
mruknął z dezaprobatą. Wzięła kubki ze świeżą herbatą

iskierowałasiędostajni.Koniebyłyniespokojne,więcRoman
zaczął wyprowadzać je na karuzelę i padoki, mimo że były
zalane po ostatnich deszczach. Trudno, lepiej niech zniszczą
padoki, niż miałyby być przy wywożeniu zwłok Amira –

pomyślałaEwa.

background image

Zastała

Romana

wybierającegoobornik.Mocnośmierdziało

amoniakiem, ale widać mu to nie przeszkadzało, bo tak się
zapamiętałwswojejpracy,żenawetjejniezauważył.

–PanieRomanie,przyniosłamherbatę–zawołała.

Odwrócił się i obdarzył ją uśmiechem, który jednocześnie

byłuspokajającyidodawałotuchy.

– Zrobiłam

panu

herbatę. Nie wiem, jaką pan lubi, więc

zrobiłamtakąjakdlasiebie,zcytrynąbezcukru.

– Bardzo dobrze, też taką piję, dziękuję. To bardzo miłe

zpanistrony–powiedział,upijającłykgorącejherbaty,grzejąc

przy okazji spracowane dłonie. – Nieprzyjemna historia z tym
koniem,żałuję,żetoniejagoznalazłem–dodał.

–Niemogęsięotrząsnąćpotymwydarzeniu,alecozrobić,

muszę sobie jakoś radzić – powiedziała, ale poczuła, że za
bardzo się żali, więc szybko dodała – poradzę

sobie, zawsze

sobieradziłam.

– W to

nie

wątpię, ale proszę, aby pani pozwoliła sobie

pomóc.

–Dziękuję,

doceniam

to.

Przez

chwilę pili w milczeniu. Ewa pomyślała, że pan

Roman mówi jak człowiek wykształcony. Co on ukrywa?
Dlaczegowyrzucaobornik,zamiastposzukaćsobieinnejpracy?
Zbeształasięzatakiemyśli.Powinnaśsięcieszyć–pomyślała.

– Jak pan myśli, jaka była przyczyna śmierci Amira? –

zapytała

po

chwili.

–Nie

wiem,alezastanawiamsię,czyniedałemmuczegoś

niewłaściwego do jedzenia. Właściciele ciągle coś zmieniają,
alechybaniezdechłbyodtego,napastwiskoniewychodzi.Za
cenny, kontuzja wyeliminowałaby go z treningu, stoi na

trocinach, więc nie była to zgniła słoma. Nie wiem, cały czas

background image

o tym myślę, wczoraj zachowywał się normalnie, zjadł kolację,

był zmęczony, ale to nic dziwnego po takim treningu. Może
powinniśmyprzejrzećnagrania,możecośsięwyjaśni.

–Właśnie

taki

miałamzamiar.

Rozmowę przerwał weterynarz, który podbiegł

do

boksu.

Wszedł i zaczął badać Amira. Wydawało się, że trwa to

wbardzodługo.Wreszciewyszedł.

–Nieżyjeoddłuższegoczasu,chybaatakserca,aleciężko

mitostwierdzićbezbadańwklinice.Musimygoprzewieźćna
patomorfologię – powiedział szczerze zasmucony. – Trzeba

zadzwonićdoOlgi.

–Zadzwoniłam

do

jejojca,jużjedzie.

Wtym

momencie

weszli do stajni Vadim i Olga, która dziś

byławyjątkowobezmakijażu.Całazapłakanawbiegładoboksu
Amira, odpychając Wojtka, który stał jej na drodze i wyglądał,
jakby chciał ją objąć. Z boksu dochodziło zawodzenie, które

stawiałowkłopotliwejsytuacjistojącychnazewnątrz.

– Zapraszam do domu – powiedziała Ewa – napijemy

się

czegoś,porozmawiamyspokojnie.

–Jadziękuję–powiedziałRoman.–Muszęskończyćpracę.

We

trójkęposzlidodomu.Ewawprowadziłaichdosalonu.

–Czego

sięPaństwonapiją?

– Ja wody – powiedział Vadim – chociaż wolałbym

koniak,

ale

mamwysokieciśnienieimuszęzażyćleki.

Faktycznie

twarzmabardzoczerwoną,terazwyjaśniłosię,

dlaczego,pewniejeszczemacukrzycę,sądzącpotuszy,jeszcze
mi tu zejdzie – pomyślała Ewa, z niepokojem obserwując, jak
trzęsłymusięręce,gdysięgałpowodę.

–Ja

poproszękawę,wczorajmiałemwezwaniedokolkiinie

spałemcałąnoc.

background image

Wojtek

wyglądał kiepsko, oczy miał podkrążone, sine,

siedziałprzygarbiony,widaćbyło,żejestbardzozmęczony.

Ewa

poszła zająć się przygotowywaniem kawy dla Wojtka.

Doskonalesłyszałarozmowę,bosalonbyłpołączonyzkuchnią.

–Muszęzadzwonićdoubezpieczyciela,zapytam,cotrzeba

zrobić–powiedziałVadim.

–Ja

teżsięmuszęznimiskontaktować,muszęprzygotować

odpowiednie dokumenty, formularze, może sami będą chcieli

zbadać konia, podejrzewam, że był ubezpieczony na poważną
sumę.

–Milioneuro–powiedział

Vadim,nie

owijającwbawełnę.

Obaj

zaczęli dzwonić, byli tak pochłonięci prowadzonymi

rozmowami,żeniezauważylinawet,kiedyEwapostawiłaprzed
nimi kawę dla Wojtka, śmietankę, a nawet jakieś ciastka
iowoce,bopomyślała,żepewnienicniejedli.

Przysłuchującsię

ich

konwersacji,dowiedziałasię,żekonia

mieli przewieźć do kliniki, która jest wyposażona w lodówkę
i ma niezbędne warunki do przeprowadzenia sekcji zwłok, bo
ubezpieczyciel, przy takiej kwocie odszkodowania, chciał się
upewnić,żekońniezostałzabity,abywyłudzićodszkodowanie.

Ewa

szybko wypiła swoją kawę. Już trzecia – pomyślała,

choć wcale nie potrzebowała niczego na pobudzenie
i zostawiając gości w salonie, poszła do stajni pocieszyć Olgę.
Gdyweszła,zobaczyłastajennegoprzytulającegoOlgę,alegdy
ją usłyszał, odskoczył zmieszany i nie patrząc na nią, zaczął

wybieraćobornik.EwapodeszładoOlgi,udając,żeniczegonie
zauważyła.Olgawyglądaładziśzupełnieinaczejniżzazwyczaj,
bezmakijażu,widaćbyło,żeubierałasięnaprędceipłakałaod
dłuższego czasu. Oczy miała spuchnięte, nos czerwony. Ewie

zrobiłosięjejżal,objęłają.

background image

– Chodźmy do domu, ogrzejesz się, tu i tak już nic nie

poradzisz–powiedziała.

Olga

dała się zaprowadzić do domu, słaniając się na

nogach.Ciągleniemogłasięuspokoićiłkałabezradnie.Weszły

dosalonu,gdziejeszczenaradzalisięjejojcieczweterynarzem.
Dziewczyna,gdytylkoichzobaczyła,wykrzyknęła:

– Nic nie rozumiecie. To przez was! – szlochając, padła

na

sofę.

Ewa

poszładokuchnizrobićherbatędlaOlgi,alenajpierw

dała jej zimnej wody, którą ta piła, uspokajając się powoli.

Siedzieli tak wszyscy troje wyraźnie poruszeni jej słowami
ipatrzylinasiebiepodejrzliwie.

Ciekawe, czy

ojciec wie, że Wojtek i Olga się spotykają –

zastanawiałasięEwa.

Ojciec

Olgi, Vadim, miał około pięćdziesiątki. Zawsze

świetnie ubrany w markowe ciuchy, co nie zmieniało faktu, że

wyglądał dość pospolicie jak na milionera, oligarchę, który
zniewiadomychprzyczynosiadłwPolsce,uciekajączUkrainy,
czy to przed mafią czy przed wymiarem sprawiedliwości. Ewa
niewiedziałainiechciaławiedzieć.Grunt,żepłaciłzawszena

czasitoażzaczterykonie,naktórychjeździłajegocórka.Olga
nie była do niego podobna. Była piękna, delikatna. Pewnie
odziedziczyła urodę po matce, która ponoć zmarła przy
porodzie. Mówiła biegle po polsku bez akcentu, nawet
studiowała

zootechnikę.

Zawsze

była

świetnie

ubrana

w najnowsze jeździeckie kolekcje i doskonale umalowana.
Wyglądała, jakby miała pozować do katalogu z odzieżą
jeździecką, ale jednocześnie jeździła niesamowicie odważnie
i bardzo przykładała się do treningów, była nastawiona na

sukces.Ojciecinwestowałwcórkę,kupowałkoniewHolandii,

background image

koniowóz na cztery konie, w którym można było mieszkać na

zawodach, bardzo dobrze opłacał trenera, weterynarza, który
byłwstajnibardzoczęstoiostrzykiwałkoniawszystkim,cosię

dało. Zatrudnił nawet luzaka, aby Olga mogła skupić się na

treningachiniemusiałaprzygotowywaćkoni.Ewauświadomiła
sobie, że wcześniej nie pomyślała o luzaku, młodym chłopaku

z bujną czupryną i pryszczatą twarzą, którego ojciec Olgi
zatrudnił niedawno, ale nie widziała go kilka dni, więc nikt go

niepodejrzewałozaniedbanie.

–Gdzie

jestMarek?-zapytałaEwa

– Wyjechał na wczasy na Kanary, w sezonie pracował bez

przerwy,wweekendyteż,jeździłzemnąnazawody.Terazmam

dłuższąprzerwę,więcdałammuwolne,ależałuję,boniedaję
radyzewszystkimikońmi–powiedziałaOlga.

Goście

pospiesznie

wypili,ciasteczekaniowocównawetnie

tknęli i wyszli. Vadim z Olgą pogrążeni w ożywionej rozmowie

odjechali limuzyną prowadzoną przez kierowcę ochroniarza,
aweterynarzposzedłporozmawiaćzRomanem.

Prawdopodobnie

ustalaszczegółytransportuzwłokkonia–

pomyślałaiciarkijąprzeszłypoplecach.

Ewa,nagle

pozbawionatowarzystwa,zapragnęłakomuśsię

zwierzyć, komuś bezstronnemu, kto na pewno nie był
zaangażowany w śmierć Amira. Zadzwoniła do Roberta,
prosząc go, aby przyjechał. Chciała mieć kogoś bliskiego
wpobliżu,gdyzacznąsięschodzićwłaścicielekoni.

background image

Robert

Robert

bardzo się ucieszył, gdy zadzwoniła Ewa, prosząc, by

przyjechał.Byłwprawdziewpracy,alejegopozycjazawodowa
była na tyle wysoka, że mógł sobie pozwolić na wcześniejsze
wyjście. Bardzo było mu na rękę, że to ona zrobiła pierwszy

krok. Minęło ponad pół roku, odkąd przeprowadził się
z powrotem do ich domu na Sadybie. Dom był wcześniej
wynajmowany, więc kiedy tylko najemcy się wyprowadzili, on
postanowił tam zamieszkać, argumentując, że spod Piaseczna

dojazdmatragiczny,grzęźniewkorkach.Zaproponowałnawet,
że będzie płacić tyle, ile poprzedni lokatorzy, bo wiedział, że
Ewaniezarabianaprowadzeniustajni.Szczególnie,żezawsze
coś wyskakiwało, coś się zepsuło, coś trzeba było zmienić,
położyć kostkę brukową, zamontować ogrzewane poidła. Lista

była długa. Trzeba było płacić za prąd, wodę. Koszty były
ogromne, przychody nie wystarczały na pokrycie wszystkich
wydatków.Niemógłzrozumieć,żeEwanadalwtobrnie.Tonie
miało sensu. Miał nadzieję, że sobie odpuści, a ona raczej
zapuściłasiebie,ciąglechodziławtychjeździeckichszmatach,

któreśmierdziałystajnią,całydomśmierdział.Czasemsiębał,
czy on też nie prześmierdł, a nie mógł sobie na to pozwolić.

background image

Spotykał się codziennie z ludźmi w biznesie. To nie był jego
świat,niejegomarzenie,onniechciałżyćnakońcuświata,bez
dróg, sklepów, kawiarni. Chciał odpocząć po ciężkim dniu

pracy,anieużeraćsięzludźmi,którzyjeszczewieczoremmieli

jakieś pretensje, wyciągali Ewę z domu. Właściwie cały czas
byli tam w pracy. Nie chciał, żeby ich ścieżki się rozeszły.

Kochał ją cały czas, ale myślał, że się opamięta, a ona jakby
jeszczebardziejsięzaparła,jakbychciałamuudowodnić,żeda

radę.

Niepotrzebnie

wplątałem się w ten romans z Iloną –

pomyślał.

Ilona

pracowała w dziale kadr w jego firmie. Gdy się

wygadał, że nie mieszka z żoną, zaczęła go uwodzić. Była
zadbana,piękna,młodaipodziwiałago.Nieopierałsiębardzo,
gdyzaciągnęłagodołóżkanawyjeździesłużbowym.Ilonajest
bardzo młoda, mogłaby być naszą córką – pomyślał i poczuł

niesmakdosiebie.Chciałtozakończyć,alezawszekończyłosię
płaczemijakośtaktrwałojużodkilkutygodniwzawieszeniu.

Właściwie

to

Ewy wina, nigdy nie chciała mieć dzieci,

chciała się rozwijać, robić karierę, a teraz jest już za późno –

myślał dalej, usprawiedliwiając się przed samym sobą, bo czuł
dosiebieobrzydzenie.

Ogarnę

tylko

parę rzeczy i jadę do Ewy, trzeba jej jakoś

pomóc–pomyślał.

background image

Ewa

Ewa

czekała na Roberta, raz po raz wyglądając przez okno

w stronę bramy wjazdowej, ale zamiast nieprzyzwoicie czystej
limuzynypojawiłasiębrudnaterenówkaPiotrka,trenera.Znali
sięjeszczezestajni,wktórejEwatrzymałaswąklaczwielelat

temu. On był wtedy młodym zawodnikiem, reprezentującym
tamtejszy klub sportowy. Odnosił sukcesy w zawodach
regionalnych,alewstajniniebyłotakdobrychkoni,żebymógł
wykorzystaćswójpotencjał.Wtedy,najakichśzawodachpoznał

Martę,któramiałaświetnekonie.Najpierwzacząłjątrenować,
a potem sam startował na jej koniach, odnosząc niemałe
sukcesy. Był tak dobry, że dotarł nawet do mistrzostw Europy.
Niestety, nie udało mu się nawet wystartować, bo na
rozprężalni ktoś w niego wjechał, nie mogąc opanować konia,

i wylądował w szpitalu z pękniętym kręgosłupem. Po wielu
miesiącachrehabilitacji,któratrwaławieledłużejniżpowinna,
bo

Piotrek

walczył

z

kliniczną

depresją.

Był

nawet

hospitalizowany, gdyż miał myśli samobójcze, a powrót do
sportu w przypadku jego kontuzji był niemożliwy. Zawiedzione

ambicjeichorobaspowodowały,żebyłbardzotrudnydlaludzi,
szczególnienajbliższych.Martadługoznosiłajegozachowanie,

background image

alewkońcuniewytrzymałaiodeszła,zresztązachęcanaprzez
niego. Piotrek zawsze był duszą towarzystwa, miał mnóstwo
znajomych, w końcu ktoś polecił go jako trenera. Bardzo

sceptycznie podchodził do tego, nie wierzył, że to ma sens.

Rodzice, oboje lekarze, zniechęcali go jak mogli Chcieli, żeby
wrócił na studia, więc może to dzięki nim zawziął się, aby

udowodnić sobie i innym, że da radę. Gdy Ewa wróciła
z zagranicy, dowiedziała się, że Piotr jest trenerem, a ona

potrzebowała

kogoś

zaufanego.

Nie

chciała

mieć

przypadkowych trenerów, którzy się ciągle ze sobą kłócą

o przestawianie przeszkód na parkurze albo o to, kiedy mogą
używać krytej ujeżdżalni. Piotrek wiele jej również pomógł

w planowaniu stajni i ujeżdżalni. Tworzyli ją razem. Ona
wykorzystaławiedzęnabytąwLondynie,onzebranąwróżnych
stajniachwPolsceinaświecie.

Widziała, że

Piotrek

idzie w kierunku domu. Podeszła do

drzwi,abygopowitać,izaprosiładosalonu.Gdytylkowszedł,
uśmiechnąłsię,aletenuśmiechniewyglądałnaturalnie,widać
było,żejestbardzospięty.

–Cześć,jaksięczujesz?–po

razpierwszyktośzapytał,jak

onasięczujepotymwydarzeniu.Łzynapłynęłyjejdooczu,ale
niechciałasięrozklejać.

– Trzymam

się jakoś. Zrobić ci kawy? Ja już wypiłam trzy,

więcpewnieniezasnę.

–Dobrzewiesz,żeakuratwtymmogęcipomóc–od

razu

sięuśmiechnął,żebyobrócićtowżart.

– Nie żartuj, bo dziś mogę skorzystać – powiedziała

z satysfakcją i zauważyła, że

pierwszy

raz nie wiedział, jak się

zachować.

Teraz

zaczęła się śmiać ona, żeby już nie przedłużać

background image

zażenowania Piotrka, ale tak szczerze, to miałaby ochotę na

seks z tak przystojnym młodym facetem, w którym wszystkie
dziewczyny ze stajni się podkochiwały. Oboje wiedzieli, że to

nie wchodzi w rachubę, bo to popsułoby ich współpracę. Nie

mogłabypóźniejznimpracować,ategobyniechciała.Lubiła
go, bo wnosił dowcip do życia stajni i był dobrym trenerem.

Dziewczyny go lubiły, potrafił je chwalić, ale też był
wymagający.Znałsięnaswojejpracy.

–Chętnienapijęsiękawy.Dziękuję–powiedział,

gdy

mują

podała,Ewauśmiechnęłasięlekko,zwracającuwagęnato“ę”,

było takie warszawskie. On pewnie nie zdawał sobie z tego
sprawy.

Delektowałsiękawą

przez

dłuższąchwilę.

–Przydałbysię

ekspres

dokawywsocjalnym,otakiejporze

rokucałyczaschcemisięspać.

Ewa

tylko uśmiechnęła się na tę propozycję, nie chciała

wkładaćjużwstajnięanizłotówki.

– Co

sądzisz o tej sprawie z Amirem, myślałeś o tym? Ja

całyczassięzastanawiam,cosięmogłostać.Ktotozrobił?

–Marek

jestnawczasach,więcniezawinił.Miteżniedaje

to spokoju, w końcu go trenowałem, Amir był ostrzykiwany
wszystkim, co się dało. Powinien świecić, miał w sobie całą
tablicę Mendelejewa. W tym sporcie też ważne jest, aby konie
trzymać w top kondycji i zdrowiu. Jak wiesz, są bardzo
delikatne, łatwo o kontuzje. Na tym poziomie wchodzą w grę

bardzodużepieniądze.Wszyscy,łączniezemną,oczekiwaliod
tego konia za wiele. Vadim pragnął zwrotu z inwestycji, Olga
sukcesów, a weterynarz chciał utrzymać pracę i klientów,
którzy płacą fortunę za jego usługi. Koń ostatnio nie spisywał

sięnajlepiej,szybkosięmęczył,niemiałkondycji.

background image

– Może był chory? – zapytała, wyglądając

przez

okno, bo

usłyszeliwarkotciężarówki.

Musieli

porzucić ten temat, bo zauważyli wjeżdżający na

teren stajni samochód z dźwigiem, który przyjechał po zwłoki

Amira.Piotrekwybiegł,żebyimwszystkopokazać,Ewazostała
w domu, wiedząc, że w stajni jest pan Roman. Ona musiała

przemyśleć to, co powiedział Piotrek. Była podłamana, zresztą
niechciałaoglądaćzabieraniatego,cozostałopotympięknym

zwierzęciu.Jużsamfakt,żewidziałagoleżącegowboksie,był
dlaniejdośćwstrząsającymprzeżyciem.

Czyżby ktoś przedawkował

leki

i przyczynił się do śmierci

Amira? A może ktoś go zabił?! A może to choroba, ale tak

nagle,bezsymptomów?–gubiłasięwdomysłach.

Przesiedziała w odrętwieniu dłuższy czas, zastanawiając

się,

czy

to prawdopodobne, ale oddalała te myśli, tłumacząc

sobie, że wszystko wyjaśni raport patologa, choć natrętne

obrazy nie odchodziły. Postanowiła poczekać jeszcze chwilę
ijeśliRobertsięniepojawi,pójdzieprzejrzećnagraniazkamer.
Miałanadzieję,żetocośwyjaśni.

Siedziała

przy

oknie, ciągle wypatrując Roberta. Widziała

dziewczyny pojawiające się jedna po drugiej, zwabione
sensacją, i nie miała ochoty wychodzić z domu, aby się z nimi
spotkać. Na szczęście w końcu się doczekała. Na podjazd
wjechałsamochódmęża.

– Przepraszam, zajęło mi to więcej czasu, niż się

spodziewałem. Mam nadzieję, że jakoś się trzymasz, choć nie
wyglądaszdobrze–powiedział,wchodząc.

–Dzięki–powiedziałazprzekąsem.
– Nie chciałem cię urazić, ale wyglądasz na przerażoną. –

Podszedł

do

niej,żebyjąpocieszyć.

background image

Ewa

rzuciła mu się w ramiona i długo trzymała go

wobjęciach,jakbychciałaprzejąćjegoenergięispokój.

– Siadaj, głodny jesteś – zapytała

odruchowo, bo

kiedyś

zawszeczekałananiegozobiadem.

–Nie,jadłemwpracy,opowiadaj,siadaj.

Rozsiedli

się na sofach w salonie, wszystko wydawało się

jak dawniej, a nawet lepiej niż ostatnio, bez wzajemnych
pretensji,żalów.

– Zimno tu, poczekaj, rozpalę w kominku – powiedział

izabrałsię

za

przygotowaniedrewna.

Robert

rozpalił ogień i choć musieli przewietrzyć, bo czuć

było dawno nierozpalanym kominkiem i przypalonym brudem,

zaraz zrobiło się ciepło i przytulnie. Czekając, aż się rozpali,
poszedł do piwniczki i przyniósł wino, które jeszcze zostało
z jego zapasów. Rozlał do kryształowych kieliszków. Wino było
przepyszne, wytrawne z owocową nutą, białe, takie jak oboje

lubili.Zrobiłosięmiło,bardzomiło.Ewapoczułasięspokojna,
jakby ktoś zdjął z niej ogromny ciężar, którego już nie mogła
nieść, już nie była sama, mogła na chwilę zapomnieć
o kłopotach. Nie wiedziała, czy to Robert to uczynił czy wino,

alebyłojejwszystkojedno,chciałaodpuścić.

Opowiedziała

mu

cały dzisiejszy dzień ze szczegółami,

Robert żywo się interesował, dopytywał i pocieszał, choć
cisnęło mu się na usta, żeby to wszystko zostawiła. Nie chciał
jej do siebie zrazić, chciał, żeby mu zaufała. Znał ją doskonale

i wiedział, że ona musi z siebie wszystko wyrzucić. Przeżycie
było zbyt intensywne, żeby przejść nad nim do porządku
dziennego.Postanowiłniedawaćrad,leczsłuchać,conieczęsto
mu się udawało, ale wiedział, że jak tylko zacznie coś radzić,

Ewa się zatnie i przestanie mówić, a nie chciał tego. Chciał,

background image

żeby zniechęciła się do tej pracy i wróciła do niego, ale nie

mógłjejtegopowiedzieć,nieteraz.WkońcuEwasięrozkleiła.
Płacząc, wyglądała jak krucha mała dziewczynka. Robert

przytulił ją do siebie. Z początku się usztywniła, ale trwało to

tylko chwilę. Wtedy zaniósł ją sypialni, położył do ich
małżeńskiego łóżka, rozebrał i tulił tak długo, aż poddała się

jego pieszczotom. Nie zdawał sobie sprawy, jak mu tego
brakowało. Teraz uderzyło go to ze zdwojoną siłą, pragnął jej,

ajednocześniecieszyłogo,żetakdobrzeznanietylkociało,ale
iduszętejkobiety,żejegodomemniejesttylkomiejsce,mury,

ale też ta najbliższa mu istota, która leżała w jego ramionach,
ipoczuł,żetakwłaśniebyćpowinnoizastanawiałsię,czyona

czujetosamo.

background image

Ewa

Nazajutrz

rano obudziła się później niż zwykle. Dzień był

przepiękny, słońce oślepiająco wdzierało się do sypialni. Po
obudzeniu nasłuchiwała, czy Robert krząta się jeszcze
w kuchni, przygotowując śniadanie lub pijąc kawę, ale jako że

nic nie słyszała, spojrzała na zegarek. Było po dziewiątej. Na
pewno jest już w pracy – stwierdziła. Nie wiedziała, co myśleć
o ostatniej nocy. Potrzebowała, żeby ktoś ją przytulił,
powiedział, że wszystko będzie dobrze i że zawsze będzie

wspierał, ale teraz gdy obudziła się sama, samotność uderzyła
jązezdwojonąsiła.

Noc

była cudowna. Czuła, że wszystko jest na swoim

miejscu, że tak właśnie być powinno, że potrzebuje nie tylko
wsparcia, ale też poczucia bliskości. Znali się tak długo, że

rozumielisiębezsłów,mieliwspólneprzeżycia,przyjaciół,tyle
ich łączyło. Teraz zaczęła się zastanawiać, kiedy zaczęli się od
siebieoddalać.Każdeznichsięzacięłoioczekiwało,żedruga
strona odpuści. Ewa zaczęła się martwić, że się nie
zabezpieczyła, co było do niej niepodobne. Przestała zażywać

tabletki,gdysięwyprowadził.Niebyłosensu,niemiałainnych
kochanków.

background image

Wmoim

wieku

niezachodzisięprzecieżtakszybkowciążę

–pocieszałasię.

Postanowiła zająć się pracą, żeby

nie

rozmyślać. Wypiła

szybko kawę, nakarmiła zwierzęta i wyszła pospiesznie na

słońce, ciesząc się pięknym dniem. Pogoda była wyjątkowo
ładna,nieboniebieskie,prawiegranatowe,alesłońcewcalenie

ogrzewało i poczuła przenikliwy ziąb. Wróciła więc do domu,
aby się cieplej ubrać. Spojrzała na termometr przez okno

w kuchni – było trzy stopnie, założyła więc czapkę z konikiem
naszytym z przodu, nadającą się bardziej dla zwariowanej na

punkcie koni nastolatki niż dorosłej kobiety, nałożyła też
ocieplane rękawiczki jeździeckie na zmarznięte dłonie

pozbawioneśladumanicureidopieroposzławkierunkustajni.
Konie stały w derkach na padoku, wystawiając się mimo
wszystko do słońca, jakby chciały się dogrzać albo doświetlić.
Na padoku nie było trawy, a błoto było bardzo głębokie, więc

niepozostałoimnicinnego,jakstać.Nawetbiegaćniechciały
alboniemogłyprzezwzglądnaśliskąglinęznajdującąsiępod
kałużami.

Na

padokwychodziłobardzomałokoni,rekreacyjnealbote

jużpokarierzesportowej.Tesportowe,jeżdżącenazawody,nie
wychodziły na padok, jedynie na karuzelę, a i tak
w ochraniaczach. Zawodnicy nie mogli sobie pozwolić na
przerwę w treningach i zawodach, a kontuzja mogła konia
unieruchomićnakilkamiesięcy.

Ewa,gdy

zakładałastajnię,myślałarównieżokupniekonia

dlasiebie,alemiałatylepracy,żeitakniemogłabysięwpełni
poświęcić jeździe konnej. Wystarczyło jej towarzystwo koni,
które stały w pensjonacie, rozpoznawały ją z daleka i rżały na

jej widok, bo to ona je karmiła i często się nimi zajmowała,

background image

niczego od nich nie oczekując w zamian. Dziś było inaczej.

Zaspała, ale postanowiła, że teraz pomoże panu Romanowi ze
zdwojonąsiłą,zastąpigonakilkagodzin.Wczorajzostawiłago

samego z martwym koniem i sam musiał się wszystkim zająć.

Nie chciała widzieć, jak zabierają zwłoki Amira, ani być
w stajni, gdy pojawiali się pensjonariusze jeden po drugim,

zachłystując się sensacją. Ale wiedziała też, że pan Roman nie
przepada za ludźmi, więc miała wyrzuty sumienia. Roman

wybierałobornik.Gdyjązauważył,odłożyłwidłyipodszedłdo
niej.

–Dzień

dobry,panie

Romanie.Przepraszam,żezostawiłam

panawczorajsamegoztymwszystkim,aleniebyłamwstanie

sięztymzmierzyć.

–Wiem–uśmiechnąłsię,aletakjakośsmutno.–Miała

pani

wczorajgościa.Rozumiem,żechciałapanispędzićtrochęczasu
zmężem.

Nie

wiedziała, co ma odpowiedzieć. Patrzył jakoś tak

znacząco,jakbychciałprzejrzećjąnawylot.

–Notak–wybąkała

wreszcie

zakłopotana,coniezdarzało

sięjejzbytczęsto.

–Pani

Ewo,proszęznaleźćkogośnamojemiejsce.Zostanę,

iletrzeba,alemuszęwracaćdoswojegożycia.

Stała

tak

przez chwilę, zbierając myśli, a on wykorzystał

ten moment i wrócił do pracy. Widać nie chciał już nic więcej
powiedzieć.

Faktycznie

nic o nim nie wiedziała, on nic nie mówił, ona

nie pytała, nie chciała być wścibska. Nie wyobrażała sobie
jednak, jak sobie poradzi w stajni bez niego, przyzwyczaiła się
dojegoobecności,mogłananimpolegać,nigdyjejniezawiódł.

Dopiero teraz, gdy chciał odejść, zaczęła go doceniać. Nagle

background image

jakby uszło z niej powietrze, poczuła się zagubiona i jeszcze

bardziej samotna, o ile to możliwe po dzisiejszej pobudce. Pan
Roman ożywiał to miejsce, zawsze był, czuła się z nim

bezpiecznie na tym odludziu, zawsze życzliwy, uśmiechnięty.

Postanowiłaprzygotowaćobiaddlakoni,trochęogarnąćpokój
socjalny,aprzedewszystkimprzemyślećzaistniałąsytuację.

Muszę z nim porozmawiać, przekonać go, żeby

mnie

nie

opuszczał, dam mu podwyżkę, więcej czasu wolnego, zaproszę

go na kolację – pomyślała, – Najwyższy czas z nim
porozmawiać,niemożeodejść,nieteraz.

background image

Londyn–Sevenoaks.WspomnieniaRomana

Propozycja

pracy w Londynie przyszła niespodziewanie.

Marzyłemotymoddawna,bofilia,wktórejpracowałem,była
tylko nic nieznaczącym przyczółkiem wielkiej firmy z centralą
w Londynie. Uważałem przeniesienie się tam za naturalny

szczebel rozwoju zawodowego i starałem się tam dostać przez
wewnętrznąrekrutacjęlatami.Bycietraderemmaswojezalety,
można to robić wszędzie, pracowało się w języku angielskim,
więcmyślałem,żebędziejakwPolsce,tylkozarobkilepsze,no

i

możliwość

uczestniczenia

w

podejmowaniu

decyzji.

W Warszawie telefon z Londynu był traktowany bardzo
poważnie, a my nie mieliśmy nic do powiedzenia. Trzeba było
wykonaćto,cocentralaustaliła.

Firma

dawała mi bardzo dobre warunki i czteroletni

kontrakt, płaciła za mieszkanie i przeprowadzkę. Anglia
fascynowała mnie od młodych lat, odkąd zacząłem uczyć się
językaangielskiego.Chciałempoznaćtenkraj,którytylewniósł
do historii świata, przemysłu, muzyki i wielu innych dziedzin
życia. Chciałem zwiedzać, wtopić się w kulturę, którą, jak

naiwnie myślałem, znam bardzo dobrze, bo przecież
wychowałem się na angielskiej muzyce, zaczytywałem się

background image

wksiążkachopisującychzabytki,głównietechniki,fascynowała
mnie kolej, stare samochody, maszyny parowe, no i epoka
wiktoriańska.

Byłem młody, wolny, świat stał

przede

mną otworem.

Jeździłem też do centrali w Londynie przez wiele lat, znałem
ludzi, więc myślałem, że sobie bez problemu poradzę. Zresztą

nawet nie myslałem inaczej, był to kolejny krok na szczeblach
kariery w tej firmie. Byłem na to bardziej niż gotowy.

W Warszawie nic mnie nie trzymało, nie miałem tu rodziny,
znajomych jedynie z pracy, miasto poznałem już dawno, byłem

we

wszystkich

muzeach,

no

prawie,

nie

byłem

wtyflologicznym.Zaliczyłemwszystkiemożliwemiasteczkapod

Warszawą, zżerała mnie potworna nuda, wrażenie, że stoję
wmiejscu,wyjazdmiałzmienićwszystko.

Mieszkałem w wynajętym małym

mieszkanku

w centrum

miasta, nie chciałem nic kupować, nie chciałem wiązać się

z tym miastem, nie lubiłem tu mieszkać, tylko drogi szybkiego
ruchu i blokowiska. Wymówiłem mieszkanie, spakowałem się,
a nie było tego wiele, zaledwie kilka pudeł i już byłem
wLondynie.

Londyn

przyjął mnie cudowną pogodą. Był kwiecień.

WPolscejeszczezima,atuwszystkokwitło,żonkilewparkach,
liście na drzewach, ludzie leżący na trawnikach lub leżakach
wygrzewalisięnasłońcu.Zamieszkałemwjednejznajlepszych
i najdroższych dzielnic Londynu, Kensington. Wprawdzie

wobskurnejklitcezkaraluchami,alebyłembardzoszczęśliwy.
Wszędzie można było dojść na piechotę, do parków, sklepów,
muzeów, no i metro było blisko, więc nie potrzebowałem
samochodu. Kensington to najbardziej elegancka dzielnica

Londynuzewspaniałymimuzeami,zresztąbezpłatnymi:British

background image

Museum,NaturalHistoryMuseum,noimojeulubioneScience

Museum,gdziespędzałemwszystkiewolnechwile,szczególnie
na parterze, godzinami przypatrując się działaniu maszyny

parowejijejzastosowaniuwautomatyzacjipracy.Niesamowite

wrażenie zrobiło na mnie Imperial War Museum, gdzie
zwiedzać można wystawę dotyczącą Holocaustu z makietą

obozu zagłady w Oświęcimiu. W Londynie północnym znajduje
się również mało znane Royal Air Force Museum, gdzie

podziwiałem samoloty, śmigłowce, ciężarówki. W samym
centrum Londynu na Covent Garden mieści się London

Transport

Museum

przedstawiające

historię

transportu

publicznegoodkonnychtramwajów,przezpierwszenaświecie

metro,dowspółczesności.KensingtoniChelseamająwspaniałą
architekturę, piękne parki, w tym Hyde Park oraz wiele
prywatnych ogrodów, dostępnych tylko dla mieszkańców
okolicznych budynków. Royal Albert Hall, gdzie chodziłem na

koncerty,szczególnielubiłemwakacyjneTheProms.Czułem,że
żyję, chłonąłem kulturę, architekturę, sztukę, wszystko na
wyciągnięcie ręki, wystarczył krótki spacer lub jeden
przystanekmetra.

W pracy szło

mi

raczej średnio. Gdy przyjechałem, byłem

bardzo entuzjastycznie nastawiony, ale z biegiem czasu zapał
osłabł, a raczej został zabity przez procedury i zastąpiła go
rutyna. Pracując w Polsce, myślałem, że tu podejmuje się
decyzje, ale rządziły procedury, nadal nie miałem wpływu na

nic. Tutaj nikt nie musiał nic wymyślać, improwizować, nikt
tego

nie

oczekiwał.

Pracownicy

byli

bardzo

wąsko

wyspecjalizowani,niktnieczułsiękompetentnywczymkolwiek
pozaswojadziałką.Rozmawialigłównieopogodzie,ktocojadł

igdzie,iilesięnapił.Nudziłymniewyjściapopracydopubu,

background image

gdzie

byłem

marginalizowany,

chyba

że

rozmawiałem

zprzyjezdnymi.Oniciekawibylimojejkultury,kraju,zresztąja
też ich słuchałem z przyjemnością. Miałem wrażenie, że

Anglików nic nie ciekawi albo nie chcieli wypowiadać się na

nieznane sobie tematy i woleli

small

talk.Przypominały

mi

się

rozmowy z Polakami o wszystkim z każdym, o polityce,

o świecie, każdy miał wyrobiony pogląd, prowadziło się długie
dyskusje, Anglicy wydawali mi się coraz bardziej nieciekawi

i

zamknięci.

Zresztą

postrzegają

Polaków

bardzo

schematycznie. Jeśli Polak, to musi być budowlańcem i jeść

łabędzie w parku. Co ciekawe, te ptaki należą tradycyjnie do
królowej, więc jeszcze gorzej. Anglicy kierują się całą masą

kodów, które zacząłem ogarniać dopiero po jakimś czasie. Oni
przede wszystkim nie chcą być irracjonalni, nie chcą utracić
twarzy,odmałegomająkodowane,cowypada,conieibardzo
tego przestrzegają. Społeczeństwo jest również bardzo

klasowe, nawet zakupy muszą być robione w odpowiednich
sklepach, innych dla klasy robotniczej, innych dla wyższej.
Wiele jest tematów nie do poruszenia, na przykład pieniądze
lub gdzie się mieszka, bo to też podkreśla status. Są lepsze

dzielnice, w których należy mieszkać, jak i takie, gdzie
mieszkajątylkoemigranci.

W pracy szło

mi

jako tako, ani źle, ani dobrze, ale za to

zwiedzanie szło mi doskonale. Każdą wolną chwilę spędzałem
na zwiedzaniu albo planowaniu, co jeszcze zobaczyć. Klimat

w Londynie jest bardzo łagodny i na zewnątrz można
przebywać cały rok. Jest zawsze zielono, na pastwiskach pasą
się zwierzęta również zimą, rosną tam nawet palmy
wogrodach,ailośćroślin,któretamspotkałem,byładlamnie

oszałamiająca.

background image

Roman

Gdy

Roman

zobaczył

męża

Ewy,

przystojnego

faceta

wysiadającegozdrogiegosamochodu,poczułzazdrość.Zżerała
go złość, że ten człowiek sukcesu jest z nią sam na sam, a on
w przebraniu stajennego wybiera gnój. Porównanie wypadało

niekoniecznienajegokorzyść.Mimożewstajnidużosiędziało,
niemógłsięskupić.Myślałtylkootym,żeonisąrazem.

W stajni rozpętała się

burza, gdy

wszyscy pensjonariusze

przyjechali do swoich koni. Choć dziś nikt nie wsiadał, co

poniektórzy wzięli konia na szybką lonżę i wracali do pokoju
socjalnego,gdziegubilisięwdomysłach,jaktosięmogłostać
i czy ktoś go zabił, i kto to mógł być. Oskarżali weterynarza,
trenera, luzaka, a nawet Olgę, której nikt tak do końca nie
zaakceptował i której było mu najbardziej żal. Sam był

wpodobnejsytuacjiwobcymkraju,którymiałsięzalepszyod
jego kraju, zresztą od każdego kraju. Czuł się traktowany
z góry i ledwo tolerowany, Polacy za to na pewno mają się za
lepszychodUkraińców.Olgabyławpodobnejsytuacjicoonna
obczyźnie,choćjejpolskibyłpozbawionyakcentu,aleniebyła

swoja. Była z innej, uznawanej za niższą kultury. Nikt nie był
ciekaw,comyśli,coprzeszła,byłaobca,więcpodejrzana.Kiedy

background image

zobaczył wzrok Ewy, gdy obejmował Olgę, poczuł się jak
złapany na gorącym uczynku. Nie wiedział dlaczego, może
dlatego,żetoEwęchciałtulić,aniemógł,aOlgamogłabybyć

jego córką. Wszyscy wypytywali o szczegóły związane ze

śmierciąAmira,aleonmyślałtylkoojednym–coonitamrobią.
Wyglądałprzezoknoipatrzyłnasamochód;stałtamcałyczas,

całąnoc,którejonnieprzespał,bożyciemusięsypałoporaz
kolejny.Terazwiedział,żesiedzitunapróżno,kolejnaporażka,

zmarnował pół roku, a nie zbliżył się do Ewy. Może
niepotrzebnie zataił swoją przeszłość, na początku nie był

gotów o niej opowiadać, a potem nie było to możliwe, bo Ewa
zbudowała mur między nimi. Zastanawiał się, czy dlatego, że

był tylko stajennym, czy że był jej pracownikiem, ale teraz nie
miałotojużznaczenia.Kiedywróciładomęża,niemógłznim
konkurować. Pora wracać do Anglii i zrobić coś ze swoim
życiem–myślał,idącdostajni,bonadchodziłaporakarmienia.

background image

Ewa

Ewa

już skończyła przygotowywać gumowe żłoby z obrokiem

dlakoni,którewłaśnieprzeżuwałysiano.Niektóredopominały
się już czegoś treściwego. Właścicielka specjalnie ociągała się
z wyjściem ze stajni, czekała na stajennego. Wreszcie wszedł,

zdziwiłsię,żeonatamjest,niespodziewałsięjejnajwyraźniej.

– Panie

Romanie, chciałabym z panem porozmawiać,

chciałabym zrozumieć, dlaczego chce pan odejść. Proszę
przyjść

do

mnie

na

kolację,

zapraszam

serdecznie,

porozmawiamy na spokojnie. Zapraszam, jak już pan zamknie
konie.

– Dobrze, będę. Należą się pani wyjaśnienia – powiedział,

choćwolałbyzostaćdziś

sam.Nie

czułsięnasiłachrozmawiać,

wyjaśniać.

– Super, cieszę się i do zobaczenia wkrótce – powiedziała

iszybkowyszła

ze

stajni.Czuła,żeonniechętnieprzystałnajej

propozycję,aniechciała,żebyzmieniłzdanie.

Po

powrocie do domu zadzwoniła do Roberta. Trochę była

na niego zła, że nie zadzwonił sam w ciągu dnia po tym, jak

zostawił ją w łóżku. Odebrał bardzo ucieszony, nie spodziewał
się,żeEwadzwoni,abygozbesztać.

background image

– Cześć, kochanie, co słychać? – zapytał

rozanielonym

głosem.

– Dlaczego zostawiłeś mnie rano i wyszedłeś bez

pożegnania? – odpowiedziała pytaniem, a w jej głosie słychać

byłozłość.

–Nie

chciałemciębudzić.Należycisięodpoczynekpotym

wszystkim,coprzeszłaś.

Zawsze

ma usprawiedliwienie, nigdy nie przeprosi, nie

rozumieczysięwykręca–pomyślałaEwa.

–Notoczemuniezadzwoniłeśwciągudnia?–powiedziała

jużłagodniejszymtonem.

–Wiesz

jaktowpracy.

Nie

majużsensugodłużejnaciskać,jestjakijest,trudno.

–Ok,kiedy

przyjedziesz?

–Dopiero

wweekend,terazmamdużopracy.Niemasensu

siętłuctamizpowrotem,przeztenczasjużmogędużozrobić

wpracy,ataktracęgonadojazdy.

–Dobrze,to

dozobaczenia.

– Wczorajsza noc była super, musimy to powtórzyć, pa,

przepraszam, ale mam spotkanie – powiedział i odłożył

słuchawkę.

Ewa,odkładając

telefon

na stolik, zaczęła się zastanawiać,

co właściwie przyniosła jej wczorajsza noc, niczego nie
rozwiązała, jeszcze bardziej skomplikowała sprawy. Poza
rozkoszą i rozluźnieniem seks raczej nie naprawi tego, co jest

tak pogmatwane, ale może nie ma sensu tego analizować
i cieszyć tym, co się ma. O dobry seks wcale niełatwo w tym
wieku,aonibylidoskonaledopasowani,dokładniewiedzieli,co
kto lubi, i dawali sobie nawzajem dużo przyjemności. Ewa

zdawała sobie sprawę, że Robert nie rzuci pracy, którą kocha,

background image

żebyzaszyćsięnawsi.Comiałbyturobić,adojazdyfaktycznie

są uciążliwe, praca z domu też nie wchodzi w grę, bo on
uwielbia kontakty z ludźmi, zresztą musi się spotykać

z wieloma osobami spoza firmy, powinien też nadzorować

podwładnych – beznadziejna sprawa. Natomiast ona nie
wyobraża sobie, że rzuci to wszystko. Co miałaby robić,

siedzieć w domu i obijać się o ściany, iść do pracy do biura,
w jej wieku po tak długiej przerwie raczej trudno to sobie

wyobrazić. Kto miałby ją zatrudnić, a jeśli nawet ktoś by
zechciał, ona nie chciała być przykuta do biurka przez osiem

lubwięcejgodzin,aopracęnapółetatuciężko.

Wezmę się

lepiej

za kolację – pomyślała, uświadomiwszy

sobie, że nie ma nic w lodówce. Wczoraj zrobiła kolację
Robertowi i chyba zjadł ją na śniadanie albo w nocy, bo
zniknęła.Samajestnadiecie,więcniebędziedawaćRomanowi
tego,coonaje,onpracujefizycznieipewniechciałbyzjeśćcoś

konkretnego,naprzykładmięso.

Wsiadławsamochódipojechała

do

najbliższegosklepu.Był

to nieduży wiejski sklepik i produkty miał raczej podstawowe,
ale miała mało czasu, a i tak musiała pokonać dziurawe drogi

pociemkuiwdeszczu.

Zima

jeszcze przede mną, a ja już narzekam, dobrze, że

mamterenówkę–pomyślała,wpadającdodośćgłębokiejdziury
tak, że woda ochlapała przednią szybę, uruchamiając
wycieraczki.

Jadąc

do

sklepu, planowała, co kupić. Dawno już nie

zapraszała nikogo na kolację, w Londynie było łatwiej,
kupowało

się

świetnej

jakości

półprodukty,

wszystko

przygotowane, na tackach, wystarczyło tylko włożyć do

piekarnikaimożnabyłopodaćtogościombezwstydu.Ewanie

background image

była dobrą kucharką, nie lubiła gotować, Robert zazwyczaj

jadał w mieście, a jej wystarczyła zupa, szczególnie teraz, gdy
metabolizmzwolniłiciężejbyłoutrzymaćwagę.

Kiedy

dotarła do sklepu, zauważyła okutanych ludzi,

przemykających do samochodów. Wiał silny wiatr i mżyło. Nie
chciało jej się wysiadać z samochodu, naciągnęła kaptur

iprzemknęłatakjakinni.Weszładosklepuiodprogupowitała
jąznajomasprzedawczyni.

–Dzień

dobry,pani

Ewo,dawnopaniunasniebyło.Robimy

zamówienianaświęta,możepanizamówićwędliny,ciasta.

–Dzieńdobry–nieznałaimieniasprzedawczyni,zrobiłosię

jej głupio. Postanowiła się dowiedzieć, wszyscy ją tu znali. –

Zastanowięsię,

na

pewnochciałabymmakowiec,acodowędlin

muszę przemyśleć. Może zorganizuję wigilię w stajni, proszę
zapisaćmnienapięćmakowców.

–Dobrze,acodziś

pani

dać?

–Niewiem,cośświeżegonaobiad,comapanidobrego?–

zapytała,zaglądając

do

ladychłodniczej.

– Może białą kiełbasę?

Mamy

świeżutką z dzisiejszej

dostawy, wystarczy wstawić do piekarnika, dodać kminku

idaniegotowe.MamyteżpysznąkiszonąkapustęodpaniJózi
ipyszneciastodrożdżoweześliwkamiodpaniGieni,dziśrano
pieczone.

– Super, wezmę wszystko, jak pani radzi – powiedziała,

uśmiechającsię.–Obiad

mamgotowy,proszęjeszczechleb,ma

paniświeżyrazowy?

–Oczywiście–powiedziała

sprzedawczyni

prawieurażonym

głosem.

Ewa

bardzosięucieszyła,żemawszystkonaobiadijeszcze

znaimionalokalnychgospodyń.

background image

–Bardzo

dziękuję,dowidzenia.

–Do

widzeniaizapraszam,proszęprzemyślećzamówienia.

Ewa

często tu robiła zakupy, bo nie lubiła snuć się po

wielkich hipermarketach, męczyło ją to. Kiedyś nie była

zadowolona

z

zaopatrzenia

sklepiku,

wszystko

jakieś

„pancerne”,jakbykrajszykowałsięnawojnęitrzebabyłorobić

zakupy na kilka miesięcy, same puszki i słoiki, z datami
przydatności do spożycia za kilka miesięcy lub lat. Teraz

wszystko się zmieniło, od kiedy nowa właścicielka przejęła
sklepik, można było kupić świeże wędliny, pieczywo, lokalnie

uprawianewarzywa,anawetmiódzpobliskiejpasieki.

Wracała

bardzo

ostrożnie przez wzgląd na pogodę.

Termometrpokazywałzerostopni,bałasię,żejestślisko,mgła
rzucałasięnasamochódiwidocznośćbyłabardzoograniczona.
Gdy dojechała, zaparkowała jak najbliżej wejścia do domu,
żałując, że nie ma podgrzewanego garażu, a ciężko wnosić

zakupy,gdypadadeszczijestślisko.

Przygotowując kolację, zaczęła myśleć,

co

zaproponuje

Romanowi, może podwyżkę, może zatrudni dochodzącego
pomocnika, da mu wolne weekendy. Obawiała się, że powód

może być bardziej skomplikowany, a tak bardzo nie chciała
stracić stajennego. Jeśli chodzi o pieniądze, to też nie mogła
zaproponować zbyt wiele, nie zarabiała za dużo, musiałaby
podnieść opłaty za pensjonat albo wprowadzić szkołę
jeździecką, a to pewnie spowodowałoby utratę wielu

pensjonariuszy,którzywybralijejstajnię,boniktobcytusięnie
kręcił. Konie były bardzo drogie, nie mówiąc już o sprzęcie.
Ewa doskonale ich rozumiała, samo siodło światowej klasy
kosztowałotyle,cosamochód,niemówiącoreszciesprzętu.Od

dłuższegoczasuzdawałasobiesprawę,żetoniejestbiznes,ale

background image

ciągnęła to, jakby nie chcąc przyznać się do porażki. Może

gdyby sama miała konie, to jeszcze miałoby sens. Zdawała
sobie sprawę, że nie może tego tak dłużej ciągnąć, bo wejdzie

wdługi.Musicośwymyślić,alejużniemiaławsobieenergiina

zmiany,wszystkobyłoproblemem,któryjąprzerastał.

Zaczęła przygotowywać kolację. Wstawiła kiełbasę

do

piekarnika, posypała kminkiem, jak radziła sprzedawczyni,
izabrałasięzakrojeniekapustynasurówkę.Popalcachpłynął

sokigdygozlizała,zapragnęłazjeśćtrochę.

Niebo

wgębie–pomyślała,wkładającdoustsporokapusty.

Starła marchew, dodała oleju, cebuli i zostawiła, żeby się
„przegryzło”. Czekając, aż kiełbasa się upiecze, poszła do

stajni, żeby zobaczyć, jak panu Romanowi idzie. Chciała
wiedzieć,októrejmasięgospodziewać.Zastałagoprzyboksie
Zadora, który kręcił się w środku, oglądając sobie boki, jakby
chciałsięwytarzać.Obojewiedzieli,cotoznaczy.

–Kolka–powiedzieli

prawiejednogłośnie.

Ewa

zareagowała

bardzo

nerwowo

na

ten

fakt,

przypominając sobie, co musiała przejść ze swoją klaczą
wLondynie,którakolkinieprzeżyła.

–Wiepan,corobić?Niepozwolićsiępołożyć,spacerować–

powiedziaładrżącymgłosem.

– Tak, wiem, oczywiście, ale trzeba zadzwonić do

weterynarza–głos

Romana

byłkojący,spokojny.

– Już dzwonię,

najpierw

do właścicielki, może ma swojego

weterynarza.Niejestempewna,ktogoleczy.

– Tak, proszę się uspokoić, to nie wygląda groźnie –

powiedział,wyprowadzając

konia

zboksu.

– Kolka jest nieprzewidywalna – powiedziała,

prawie

krzycząc.

background image

Roman

zaczął spacerować z koniem, który raz po raz

zatrzymywał się, grzebał nogą, jakby chciał się położyć, siwą
sierśćmiałspoconą,byłmokrytak,żezmieniłkolornasrebrny,

cierpiał.

Ewa

zadzwoniła do właścicielki, ale okazało się, że nie ma

jejwmieścieibędziedopierojutro,acodoweterynarzatonie

ma preferencji, ma za to ubezpieczenie, więc dała jej wolną
rękę w sprawie leczenia. Obiecała też zadzwonić sama do

Wojtka.

Szykuje

siębezsennanoc–pomyślała.

Zatelefonowała

do

Wojtka, który przyjechał za piętnaście

minut.

– Chyba tu zamieszkam – zażartował

ponuro, szybko

podchodząc do konia, jakby nie chciał tracić drogocennego
czasu.

Ewa

przypomniała

sobie,

że

zostawiła

kiełbasę

w piekarniku, i szybko pobiegła wyłączyć, na szczęście
piekarnikwyłączyłsięsam.

„Zapomniałam, że nastawiłam

timer, kiepsko

ze mną” –

skonstatowała. Szybko wróciła do stajni, Wojtek już zbadał

Zadora, pięknego siwka również rasy KWPN, który odnosił
niesamowitesukcesypodzawodniczkąRenatą.Końbyłbardzo
cenny, dlatego wysoko ubezpieczony. Wojtek był przygotowany
nawet wieźć go do kliniki na operację, gdyby zaistniała taka
potrzeba.Bardzodługobadałkonia,abyupewnićsię,czyjelita

pracują, na szczęście słychać było burczenie, więc zdecydował
siędaćtylkośrodkirozluźniające.

–Widzę,żestoinatrocinach,więcwybieraćnietrzeba,ale

najlepiejprzywiązaćgo,żebysięniepołożył.Trzebabędziego

obserwować–powiedział

Wojtek

jużprawiespokojnie.

background image

– Nie chciałbym, aby padł również ten koń. Dwa konie,

jeden po drugim, to by mnie wykończyło zawodowo – mówił

Wojtek

zniesłyszanąuniegodotądszczerością.

– Też o tym myślałam, jesteśmy w podobnej sytuacji, dwa

martwe konie w mojej stajni! Mogłabym zamykać pensjonat –
odpowiedziała

Ewa

równieszczerze.

Po

badaniuRomanwprowadziłkoniadoboksuiprzywiązał,

ale nie można było go tak zostawić na długo, więc Ewa

postanowiłaprzynieśćposiłekdostajni.Idącdodomu,myślała,
żeczekająjeszczejedenwydateknakamerydoboksów.

Uspokojona

już trochę, wróciła do domu, nałożyła kolację

na talerze i wraz z butelką wina przyniosła ciężką tacę do

stajni. Widząc Ewę wchodzącą do budynku z wypełnioną po
brzegitacą,zdziwionyRomekwstał,podbiegłdoniejipomógł
zanieść kolację do pokoju socjalnego. Zjedli wszystko, co Ewa
przygotowała, wypili też całą butelkę wina, aby się rozgrzać

i rozluźnić. Po wypiciu tak dużej ilości alkoholu i tak dużym
stresieEwajużniebyławstanierozmawiaćopracy,podwyżce.
Postanowiła to odłożyć. Zamiast tego zaczęła opowiadać
o swoim koniu, którego zabiła kolka. Pan Roman był

znakomitym słuchaczem, również kochał zwierzęta, rozumiał
dobrze, o czym Ewa mówi, więc opowiedziała mu tę historię,
zktórejjeszczesięnieotrząsnęła.

Siedzieli

tak do późnych godzin nocnych, a raczej

wczesnych porannych, aż w końcu koń oddał stolec – znak, że

jelita pracują i nie ma zagrożenia, Ewa go odwiązała
ipowiedziała:

– Panie Romanie, przejdźmy na ty, w końcu spędziliśmy

razemnoc–uśmiechnęłasię,jednocześniemyśląc,żetochyba

przez wino albo przez rozluźnienie po nagłym stresie stała się

background image

nagle taka otwarta i pozwoliła sobie na tak dwuznaczny żart –

To już podchodzi pod molestowanie pracownika, kolejnego, co
sięzemnądzieje?–powiedziałaEwa,podając

mu

rękę.

– Cieszę się bardzo, mów mi, proszę, Romek, bardzo

dziękuję za kolację, dawno nie jadłem ciepłego posiłku –
powiedział Romek, uścisnąwszy

jej

rękę, trzymał ją dłużej niż

powinienipatrzyłjejwoczy,rozkoszującsięchwilą.

–Wtakimraziebędępana,Ciebiezapraszaćczęściej,mnie

też smutno jeść samej – powiedziała Ewa, oswobadzając rękę
iodwracając

wzrok.Sytuacja

robiłasiędlaniejzbytkrępująca.

– A mąż się nie wprowadza? – zapytał, przewiercając ją

wzrokiem.

– Wątpię,

on

nie chce mieszkać na takich peryferiach,

nienawidzitegomiejsca,dozobaczeniajutro.

–Chybadzisiaj–zaśmiałsię.
– Aha, byłabym zapomniała,

wiesz, jak

ma na imię

sprzedawczyniznaszegosklepiku?

–Oczywiście,Gosia.

–To

jużjesteścienaty?

–Jasne,robię

tam

częstozakupy,zostawiamimójulubiony

chlebnazsiadłymmleku.

–No

nieźle,muszęuchodzićtuzamegierę.

Romek

siętylkouśmiechnął,niemusiałnicmówić.

–Wiesz

co,niechcemisięspać,możezobaczymynagrania

zkamer?

–Jasne,bardzochętnie,możecośsięwyjaśni–powiedział,

podchodząc

do

komputera.

Zaczęli

od

wieczornego treningu Olgi. W ujeżdżalni było

dość ciemno, mimo oświetlenia, ale siedzieli wpatrzeni

wmonitor,patrząc,jakOlgajeździnakoniucorazintensywniej,

background image

zmuszagodoskokówrazporaz,mimożekońjużopadazsił,

tłucze go i dźga ostrogami, w końcu koń zatrzymuje się
i przestaje reagować na kolejne razy. Olga zsiada z konia

i ciągnie go do boksu. Ewa teraz już przerażona zmienia

nagranie na widok ze stajni. Olga wciąga konia do boksu,
zdejmuje siodło i ogłowie i… zostawia konia. Romek patrzy na

Ewę,niemusząnicmówić,jużwiedzą,dlaczegopadłkoń.

Ewa, mimo

ogromnego zmęczenia, nie mogła zasnąć tej

nocy.MyślałaoOldze,martwymkoniuiRomku.Dziwiłasię,że
człowiek z tak bogatym słownictwem i wiedzą może być

stajennym,chciałapoznaćjegotajemnicę,corazbardziejjejsię
podobał, czuła, że znalazła bratnią duszę, i zaczęło ją to

niepokoić.

background image

Londyn.WspomnieniaEwy

Dni mijały bardzo szybko. Po oswojeniu się z szokiem
kulturowym oczarował nas ten kraj na dobre. Robert w pracy
przełamał początkowe trudności i szło mu bardzo dobrze,
jeździł na szkolenia, rozwijał się, był nastawiony na sukces

i przynosiło to rezultaty, chociaż musiał ciężko pracować
iwciągutygodniawracałbardzopóźno.

Ja głównie siedziałam w domu, chodziłam na spacery

z psem, jeździłam do konia. W stajni przystosowałam się do

angielskiego systemu, za Cytrynę płaciłam ubezpieczenie,
zostawiałamjąnacałelatonapastwiskachwstadziezłożonym
z samych klaczy, przestałam karmić owsem. Klacz kiedyś
narowistainerwowastałasięspokojna.Pomogłopadokowanie,
zmiana odżywiania. Kiedyś dawałam jej trzy miarki owsa na

każdy posiłek. Stajenni byli niemalże zbulwersowani, kiedy po
przyjeździe tak sobie zażyczyłam. Ucieszona zmianami
w zachowaniu Cytryny zaczęłam nawet jeździć w tereny po
okolicznych szlakach jeździeckich, doskonale przygotowanych
i oznaczonych. Mieszkałam w Londynie, a czułam się, jakbym

żyła w Bieszczadach, tyle tam było przestrzeni, terenów
zielonych. Po skończonej jeździe wypuszczałam ją na padok

background image

albo pasłam na uwiązie godzinami, spędzając z nią czas. Nie
spodziewałam się, że tak mało mi go zostało, wprawdzie klacz
miała dwadzieścia cztery lata, ale łudziłam się, że to nic

takiego, była w świetnej formie. Sielankę przerwał telefon ze

stajni z informacją, że klacz ma kolkę. Cytryna miała już kolki
kilka razy w Polsce, więc nie przejęłam się tak bardzo. Często

kolkowała, gdy na przykład byłam na wczasach, co może
wydawać się nieprawdopodobne, ale dla mnie świadczyło o jej

ogromnym do mnie przywiązaniu. Cieszyłam się, że mam
wykupione ubezpieczenie, więc klacz jest pod fachową opieką

i nie muszę się martwić kosztami. Pracownicy stajni już
zadzwonili do kliniki i weterynarz miał pojawić się lada

moment, więc pojechałam tam niezwłocznie. Niestety, stan
klaczy był bardzo poważny. Weterynarz już był na miejscu,
zbadałjąidałjejjakieśleki.Niewiem,czytoprzezteleki,czy
przez ból, jakiego doświadczała, moja kochana klacz mnie nie

rozpoznawała, jakby mnie nie widziała, gasła. Weterynarz
powiedział mi, że stan jest bardzo poważny i nic nie może
zrobić. Zdziwiłam się bardzo, przecież mają tu świetne kliniki
i sprzęt, a klacz była ubezpieczona. Doktor wyjaśnił, że nie

mogą podjąć się operacji, bo Cytryna ma bardzo słabe serce,
jest już stara i pewnie nie przeżyje zabiegu, a on nie może
operować konia w tym stanie. Ubezpieczyciel nie zwróci mu
pieniędzy, a operacja kolki to bardzo duży wydatek. Jest to
jedna z poważniejszych operacji, nawet młody koń może nie

przeżyć. Nie pomógł płacz. Tutaj nie ma dyskusji ze
specjalistami. Powiedział tylko, że może ją uśpić w klinice
i skremować zwłoki, aby oszczędzić później kłopotu stajni, bo
klacznapewnonieprzeżyjetejnocy.Cobyłorobić,zgodziłam

się, nie chciałam przysparzać jej cierpień. Teraz to ja miałam

background image

cierpieć po jej stracie i był to ból niesamowity, jakby ktoś

wyrwał mi część serca. Nadal po wielu latach nie mogę się
z tym oswoić. Klacz dała mi tyle radości, a teraz zostawiła

smutekipustkęwmoimpoukładanymżyciu.

background image

Ewa

Nazajutrz Ewa wstała dość późno po długim czuwaniu przy
Zadorze. Zasnęła nad ranem, myśli tłukące się po głowie nie
dały jej zasnąć wcześniej. Pijąc poranną kawę, uświadomiła
sobie, że nie chce już dziś pracować w stajni, wolałaby raczej

zadbać o siebie. Czuła się zmęczona i stara. Dawno nie była
u fryzjera, na głowie zaczęły się pojawiać siwe nitki, a włosy
miała już tak długie, że zaczynały jej ciążyć upięte w ciasny
kok.Postanowiła,żezrobipasemka,abyukryćsiwiejącewłosy,

no i obetnie je trochę. Zdecydowała, że czas też kupić jakieś
ubrania,boodpowrotuzLondynuniebyłanazakupach.Czuła,
żesięzaniedbała.Zawszebyłotylepracywstajni,żeniemiała
czasupomyślećosobie,achciałasięnareszciedobrzepoczuć,
chciałazatrzymaćupływającyczas,którypędziłcorazszybciej,

dnizlewałysięzesobą,jedenpodobnydodrugiego.Niemiała
w tym pędzie czasu dla siebie, zaczęła myśleć, że gdzieś się
zagubiła. Już nie wiedziała, po co to robi, dokąd zmierza,
oczymmarzy,kimjest.

Pomyślała,żewpadniedoswojegodawnegodomu,zobaczy,

jak sobie radzi Robert, i podzieli się z nim odkryciem, którego
dokonalizRomkiem.Bardzochciałaznimporozmawiać.Miała

background image

nadzieję, że rozmowa ta pozwoli jej jakoś się odnaleźć w tym
wszystkim.

Dojazd na Sadybę zajął jej ponad godzinę. Odwykła już od

takiejliczbysamochodów,reklam,wszystkowdzierałosięjejdo

głowy,powodujączmęczenieichęćucieczki.

Za dużo bodźców, starzeję się chyba, kiedyś mi to nie

przeszkadzało–pomyślała.

Wgaleriihandlowejniebyłojużtakdużoludzi,wkońcubył

todzieńroboczy.Ufryzjeraniemusiaładługoczekać.Tusięnic
niezmieniło.PrzedwyjazdemdoLondynuteżtubyłfryzjer,tyle

żeniesieciowy,pralniawtymsamymmiejscu,topodziałałona
nią kojąco jak powrót do domu, z którego wyszła tylko na

chwilę.Powizycieufryzjerajejnastrójpoprawiłsięnatyle,że
postanowiła pobuszować po sklepach. Niestety, poczuła się
tutaj zagubiona, nie wiedziała, co kupić, w czym jej będzie
dobrze. Kupiła tylko bieliznę i choć miała plan, żeby kupić

bawełniane wygodne majtki i biustonosze, zaszalała i kupiła
niesamowicie piękny, markowy zestaw bielizny z koronki,
bardzo drogi, i natychmiast zaczęła żałować, że wydała tyle
pieniędzy na bieliznę, a dalej nie miała w czym chodzić. Żeby

bielizna się nie „zmarnowała”, wpadła na szaleńczy pomysł.
Poczekam na Roberta w łóżku w nowej bieliźnie – pomyślała.
Jeszcze było dość wcześnie, a ona zauważyła swoją ulubioną
kawiarnię sieciową, do której w Londynie chodziła niemal
codziennie, jako że panowała tam swobodna atmosfera

i uwielbiała ich espresso, najlepsze, jakie piła, bardzo mocne,
ale nie gorzkie. Zamówiła i faktycznie było takie samo,
smakowało identycznie. Dużym zaskoczeniem natomiast było,
że serwowali tam też pyszne ciasto. W Anglii były tylko

babeczki i brownies, więc była pozytywnie zaskoczona.

background image

Zamówiła espresso i skusiła się na sernik z galaretką

i owocami, długo delektowała się ciastem, obserwując ludzi
robiącychzakupy.Patrzyłazpodziwemizazdrościąnaświetnie

ubranekobiety,starającsięcośpodpatrzyć.Niemiałapojęcia,

cosięteraznosi,czułasiębezradna.

Jako że wszyscy od dłuższego czasu narzekali na brak

ekspresu do kawy w pomieszczeniu socjalnym, postanowiła
zajrzećdosklepuzesprzętemAGD.Niestety,ekspresymielące

byłyzadrogie,alezwróciłauwagęnaekspresnakapsułki.Był
bardzo tani, znanej firmy i choć zdawała sobie sprawę, że

kapsułki będą drogie, kupiła go, postanawiając stworzyć
fundusz kawowy albo coś w tym rodzaju. Nie spędziła dużo

czasu w galerii, a już zaczęły denerwować ją reklamy, muzyka
i hałas, który niósł się po lśniących podłogach, potęgując
wrażenie chaosu, a brak okien wprowadzał jakiś atawistyczny
lęk. Nie pomagało też sztuczne światło, nie można było się

zorientować, jaka jest pora dnia. Z przyjemnością wyszła.
Cieszyła się, że ma klucze w torebce. Pomyślała, że będzie
mogła się uspokoić się, siedząc w domu, a może czekając na
Roberta, weźmie gorącą kąpiel. Weszła do domu i uderzyło ją,

żenicsiętamwłaściwieniezmieniłoipanowałporządek.

Pewnieniespędzatudużoczasuijewmieście–pomyślała,

gdyzobaczyłanieskazitelnąkuchnię.

Poszła do łazienki i ucieszyła się, gdy znalazła, wprawdzie

pochowanegłębokowszafkach,kosmetyki,szampony,płynydo

kąpieli.Zprzyjemnościązrobiłasobiegorącąkąpiel,zmywając
z siebie zmęczenie, nawet już nie fizyczne, tylko psychiczne,
jakiegodoświadczyławgalerii.

Coś ze mną musi być nie tak, wszystko mnie męczy, to

chyba wiek – pomyślała i poszła się położyć do łóżka,

background image

oczywiście zakładając piękną koronkową bieliznę. Czekanie

trochę się jej dłużyło, więc wyszperała już dawno czytaną, ale
zapomnianą powieść. Niestety, nie udało jej się poczytać, bo

była tak zmęczona, że zasnęła. Obudził ją zgrzyt klucza

wzamkuigłosydochodzącezdołu,szczególniebardzogłośny
śmiech kobiety, który jakoś był tu nie na miejscu. Nałożyła

szlafrok Roberta, wyjrzała na korytarz i zobaczyła ich
przytulonych. Dziewczyna, młodsza o co najmniej jedno

pokolenie, uwiesiła mu się na szyi i zaczęła całować. Nie
chciała już dłużej na to patrzeć. Upokorzenie, jakiego

doświadczyła, było ponad jej siły. Nawet nie pamiętała, kiedy
się ubrała i wybiegła z domu. Nie pamięta, co Robert do niej

mówił, myślała tylko o tym, jak dotrzeć do samochodu i jak
najszybciej odjechać. Nie chciała na nich patrzeć, nie chciała
widzieć dziewczyny, która była śliczna i młoda, nie chciała się
nawetporównywać.

background image

Londyn–Sevenoaks.WspomnieniaRomana

Dni mijały ustalonym trybem, praca, pub, mieszkanie,
w weekendy zwiedzanie muzeów, targ w Chelsea w sobotę,
gdzie można było kupić kremówkę lub biszkopt oblany
czekoladą i obtoczony w wiórkach kokosowych, smaki, które

kojarzyły mi się z dzieciństwem, z Polską, do których lubiłem
wracać. Bardzo tęskniłem za makowcem, pierogami, swojską
kiełbasą, nieraz chodziłem do polskich restauracji, żeby
przypomnieć sobie jakiś smak. Często chodziłem do Hyde

Parku, aby podpatrywać treningi wojska: Household Cavalry
Mounted Regiment, który stacjonował przy parku. Mieli tam
własną

ujeżdżalnię,

często

też

jeździli

świetnie

przygotowanymi,

piaszczystymi

ścieżkami

konnymi.

Obserwując ich treningi z zazdrością, myślami wracałem do

najprzyjemniejszych chwil w życiu spędzonych w siodle
w czasach studenckich. Wtedy zrodził mi się pomysł kupienia
farmy w okolicach Londynu. Tutaj, w odróżnieniu od
horrendalnych cen ziemi w Warszawie, gdzie każdy spodziewa
sięsprzedaćziemiępodwieżowce,hipermarkety,osiedla,plany

zagospodarowania są bardzo restrykcyjne i bardzo dokładne.
Jeśli ktoś ma ziemię rolną nawet w Londynie, to raczej

background image

nieprawdopodobne, że się to zmieni, stąd pod Londynem tak
dużofarm,pastwisk.Moimmarzeniemwówczasbyłomiećcoś
swojego, nadać życiu sens. Miałem trochę oszczędności,

zarabiałem świetnie, ostatnio nawet awansowałem i dostałem

sporą podwyżkę, więc postanowiłem wziąć kredyt i kupić coś
zdużądziałką,gdziemógłbymewentualnietrzymaćkoniaalbo

chociaż psa i popracować w ogrodzie. Nie cieszyło mnie już
miejskie życie, chodzenie do pubów, chciałem popracować

fizycznie,

zmęczyć

się,

mieć

poczucie

jakiegoś

celu.

Poszukiwania farmy trwały dość długo, budżet miałem

ograniczony, więc wchodziło w grę tylko coś do remontu.
W końcu po długich poszukiwaniach znalazłem dom,

wprawdzie, do gruntownego remontu, ale to mnie nie zrażało.
Jedyne,cosiędlamnieliczyło,toziemia.Ogród,któryotaczał
farmę,byłprzepiękny,możeniecoprzerośnięty,zewspaniałym
widokiem na góry, padoki, lasek i łąki. Do farmy należał spory

padokistajnienadwakonie,sąsiadowałteżzpadokami,gdzie
pasłysiękonie,więcgdybymsięwreszciezdecydowałnakupno
własnego, nie byłby sam. Farma była blisko Sevenoaks,
miasteczkanapołudnieodLondynu,zktóregobyłfantastyczny

dojazd do Londynu, szybkim pociągiem dwadzieścia minut,
a mieszkało się jak w Bieszczadach, to znaczy widoki
i przestrzeń były bieszczadzka, ale były też sklepy, restauracje
z gwiazdkami Michelina. Bez problemu dostałem kredyt
i zostałem dumnym właścicielem farmy pod Londynem. Po

przeprowadzce okazało się jednak, że problemów jest dużo
więcej, niżby się wydawało. W domu były wilgoć i grzyb, dach
przeciekał, trzeba było wymienić ogrzewanie, podłogi. Lista
byłabardzodługa,alenareszciemiałemwłasnydom,dużosiły

i chęci, żeby się tym zająć, gorzej było z czasem, bo ciągle

background image

pracowałem. Szczęśliwie dla mnie w Londynie jest wiele

polskichekipremontowych,zatrudniłemwięcPolakówizaczął
się remont, który wprawdzie wydrenował moją kieszeń, ale

dompojakimśczasienadawałsiędozamieszkania.Stajniabyła

drewniana, tak zwane boksy angielskie. One o dziwo były
w lepszym stanie niż dom, nie musiałem ich remontować.

Poprawić trzeba było tylko ogrodzenie padoku, wymienić kilka
żerdekizamontowaćelektrycznegopastucha.Najwięcejpracy

miałem z wytrzebieniem zapuszczonej roślinności. Kupiłem
domodstarszychludzi,którzyniemielijużsił,abyzająćsięani

zwierzętami, ani ogrodem. Zwierząt już nie mieli, a ogród
i padoki były zarośnięte. W Anglii panuje bardzo łagodny

klimat, roślinność ma fantastyczne warunki: wilgotno i ciepło,
więc wszystko się rozrasta błyskawicznie. Tę część prac
wziąłemnasiebie,niechciałemnikogozatrudniać,chciałemsię
zmęczyć, poczuć, że żyję. Po godzinach spędzonych w biurze,

przed komputerem, przykuty do biurka potrzebowałem pracy
fizycznej. Chciałem poczuć, że robię coś konkretnego,
przynoszącego wymierny efekt. Kupiłem wszelakie piły
spalinowe, łańcuchowe, nożyce do żywopłotów, kosiarkę,

siekierę.

Przy

okazji

wycinania

drzew

i

krzewów

przygotowywałemopałdokominkanazimę,zresztąilatemteż
nieraz trzeba było zapalić, żeby pozbyć się wilgoci. Gdy
w miarę uporządkowałem teren, zacząłem szukać konia dla
siebie. Szukałem konia, na którym mógłbym jeździć w teren.

Wokół mojego domu były specjalnie oznakowane ścieżki dla
koni, ale trzeba było jechać również drogą, po której jeździły
samochody, więc w grę wchodził naprawdę spokojny koń,
przyzwyczajony do ruchu drogowego. Mieszkałem w bardzo

koniarskiej okolicy i sąsiadka, której zdradziłem, że szukam

background image

konia dla siebie w tereny, popytała znajomych i nawet nie

wiem, kiedy wracałem z koniem w przyczepie. Koń był rasy
Gypsy Cob. To raczej małe konie, ale silne, z bardzo obfitymi

szczotkami pęcinowymi, utrapienie w Wielkiej Brytanii, gdzie

często na padoku stoją w głębokim błocie. Koń był młody, ale
doświadczony,łaciatywałach,bardzospokojny,przyzwyczajony

doruchuulicznegoiprzyuczonydochodzeniawzaprzęgu.Jak
natęrasębyłdośćwysokiisilny.ZmieniłemmuimięnaCygan,

fantastycznie

nam

się

razem

eksplorowało

okolicę,

spacerowaliśmygodzinamipołąkach,ścieżkach.

Teraz, gdy zamieszkałem w Kencie, zacząłem zwiedzać

okoliczne zabytki, pałace, dwory. Przejechałem się też kolejką

wąskotorową RHD Railway, co ciekawe założoną przez
milionera

polskiego

pochodzenia,

Zborowskiego.

Często

chodziłem na Heavy Horse Show, gdzie można było podziwiać
pokazyorkizwykorzystaniemkoniciężkich,używanychkiedyś

dopracpolowych,terazraczejbyłtokonkurspiękności.

W sierpniu zawsze byłem gościem na Kent County Show

w Maidstone. Niesamowicie ciekawa wystawa rolna, gdzie
wystawiane są maszyny rolnicze, zwierzęta gospodarskie,

maszyny parowe, których nigdy nie widziałem, między innymi
do sortowania ziemniaków lub parowa snopowiązałka.
Odbywają się pokazy, konkursy. Mieszkałem bardzo blisko
domu Charlesa Darwina w Downe, podziwiałem jego ogród
i pijałem herbatkę w jego domu, w którym obecnie mieści się

muzeum. Niedaleko mojej farmy w East Sussex był dom
Rudyarda Kiplinga, również muzeum. Byłem w muzeum kolei
w Yorku i niesamowitym muzeum samochodów w Beaulieu.
Brałemudziałwlicznychzebraniachizabawachwiejskich.Na

początkubawiłomnietoifascynowało,alezczasemczułemsię

background image

tam nieswojo. Po Londynie, który był bardzo wielokulturowy,

gdzie można było spotkać ortodoksyjnych Żydów, Hindusów,
Sikhów,którzyobnosilisięzeswojainnością,tutajbyłobardzo

lokalnie, ludzie, głównie starsi, byli bardzo zamknięci, nieufni.

Dla nich obcy to był już Walijczyk. Zacząłem czuć się obco,
szczególnieżebyłemtamsam.

Nagle, zupełnie nieoczekiwanie przyszedł kryzys. Na

pierwszy ogień poszły banki, traderzy byli obwiniani

o wszystko, co najgorsze, Państwo wykupiło banki, bądź co
bądź instytucje zaufania publicznego, aby uniknąć krachu, ale

masowe zwolnienia i tak trwały. Ja zostałem zwolniony jako
jeden z pierwszych traderów. Teraz farma okazała się kulą

u nogi, nie można jej było szybko sprzedać, bo kryzys dotknął
rynek nieruchomości, a raty trzeba było płacić. Rata, która
kiedyś była dla mnie niemalże niezauważalna, teraz szybko
pochłaniała pieniądze z odprawy. Do tego dochodziły bardzo

wysokicounciltax–podateklokalnyiinneopłaty.Oszczędności
topniały,pracyniebyło.Jedyniefakt,żemuszęzadbaćokonia
i zrobić coś w ogrodzie, trzymał mnie w ryzach i nie pozwalał
popaść

w

głębszą

depresję.

Pozbawiony

jakiejkolwiek

możliwościzatrudnieniawswoimzawodziezacząłempracować
jako

stajenny

w

okolicznych

stajniach

prywatnych

ipensjonatowych.Pracabyłaciężka,małopłatnaipłaconapod
stołem poniżej stawki minimalnej, ale co miałem zrobić,
godziłem się na to, udając Polaka, który przyjechał tam „do

roboty” i nie zna nawet dobrze angielskiego. Po dłuższym
okresieniewolniczejpracywpadłemnapomysłzałożeniahotelu
dla kotów i psów. Miałem ziemię, więc pomyślałem, że nie
będzie problemu z pozwoleniem, pozwoli mi to spłacać kredyt

i osiąść na dobre. Złożyłem wymagane dokumenty wraz

background image

zplanamihotelu,któremusiałemkupić,akosztowałyniemało,

dostałem decyzję odmowną. Później dowiedziałem się, że
sąsiedzizebralimnóstwopodpisówprzeciwkobudowie,aprym

wiodłamojanajbliższasąsiadka,którapomogłamikupićkonia

i wydawała się bardzo przyjazna. Przeciwnicy argumentowali,
że zwiększy to ruch, że dzikie zwierzęta, że ochrona przyrody.

Wtedy straciłem zapał na dobre, sprzedałem konia, z ciężkim
sercem się z nim rozstając, bo już zdążyliśmy się zżyć,

wynająłem dom tak, aby spłacał się kredyt i jeszcze trochę
zostałonażycie,iwróciłemdoPolski.

Zamieszkałem u znajomego, który miał bardzo duży dom

pod Warszawą i mieszkanko nad garażem do wynajęcia.

Postanowiłem,żeposzukampracywWarszawie,aletutajmoje
CV przerażało, nie było aż tak wysokich stanowisk, a do
centrów usług wspólnych miałem za wysokie kwalifikacje.
Długo byłem rozdarty, myślałem nawet o emigracji do innego

kraju,alejednospotkaniewszystkozmieniło.

Ewęzobaczyłem,jakjechałakonnoprzezlas.Ustąpiłemjej

miejsca,zacootrzymałemprzepięknyuśmiech,którynachwilę
rozświetlił smutną twarz. Była ubrana w jeździecki strój, który

pochodził z Wielkiej Brytanii. W Polsce nikt nie jeździł
w tweedowych marynarkach. Od znajomego dowiedziałem się,
że szuka pracownika, a ja miałem blisko, praca była mi
potrzebna,żebyprzestaćmyślećowłasnychproblemach.Znam
sięnakoniach,uspokajamnieichobecność,przyjacielzamnie

poręczyłizatrudniłamnie,niewiedząc,kimjestem.Ajadzień
po dniu zakochiwałem się w tej kobiecie, której los był tak
podobnydomojego.

background image

Robert

Po nocy spędzonej z Ewą Robert zrozumiał, jak dużo traci, nie
będączniąnacodzień,jakbardzomunaniejzależy.Chciałjej
teraz pomóc, a nie zniechęcać. Zrozumiał, że był samolubny
izawszeliczyłysiętylkojegopracaikariera.Uświadomiłsobie,

żeonapoświęciładlaniegoswojąkarierę.Wcześniejotymnie
myślał. Było to dla niego naturalne, że skoro on ma szansę na
wyjazd do Londynu, to ona powinna z nim pojechać. Teraz już
niewydawałomusiętotakieoczywiste.PopowrociezLondynu

Robert wrócił do pracy, Ewa musiała poukładać swoje życie
jeszcze raz na nowo. Rozumiał to, ale stajnia, to trochę duży
projekt, od początku nie chciał, żeby to wypaliło, nie chciał,
żeby tam mieszkała, ale zawzięła się, jakby na przekór jemu,
jakby na złość. Pomyślał, że przedkłada własny kaprys nad

niego.WtedywplątałsięwtęgłupiąhistorięzIloną.Kiedyśna
jakieś zakrapianej alkoholem imprezie wygadał się, że żona
znimniemieszka.Ilonabyłabardzowspółczująca,zaprosiłago
do siebie na drinka i sama zaczęła go rozbierać i całować.
Poddałsięiterazżałował.Postanowiłtozakończyćipomyślał,

że najlepiej będzie, jeśli zerwie z Iloną w domu, gdzie nie
będzieświadków,gdybyzareagowałapłaczemlubwyzwiskami.

background image

Nie spodziewała się tego i nie mógł przewidzieć jej reakcji,
zresztąnicdziwnego.wcalejejnieznał.Byłatowłaściwieobca
osoba.Niemógłsięspodziewać,żewdomubędzieczekałana

niego Ewa, jedyna bliska mu osoba, jedyna, na której mu

zależało, do tej pory nie zdawał sobie sprawy jak bardzo,
dopiero teraz, gdy był pewien, że ją utracił, gdy nie było

odwrotu,zrozumiał,żechcejąodzyskać.

background image

Ewa

Ewa jechała do domu, patrząc na drogę przez łzy. Prawie nic
niewidziała,jechałapowoli,bobyłociemno,śliskoidrogibyły
nieoświetlone. Zdarzało się też, że zwierzęta wychodziły na
drogę, zwabione światłami samochodowymi. Padał deszcz ze

śniegiem. Pomyślała, że to doskonale oddaje jej nastrój. Była
rozgoryczona i wściekła, gdy zobaczyła ich razem, młodziutka
dziewczynaprzytulałasiędoniegozpodziwemwoczach.Ewa
doszukiwałasięwinyposwojejstronie,choćmożeniepatrzyła

naniegoztakimpodziwem,alelatamigowspierała,poświęciła
dla niego swoją pracę, znajomych, żeby on mógł się rozwijać.
Oczywiście chciała jechać do Londynu i myślała, że nie będzie
miała problemu ze znalezieniem pracy – co okazało się
nieprawdą – ale wiedziała, że kariery tam nie zrobi. Pojechała

tam z nim, wspierać go, ale teraz ma przerwę w opłacaniu
składek na ZUS, jest w takim wieku, że pewnie nikt by jej już
niezatrudnił.

Stajnianieprzynosidochodów.Jakjasobieterazporadzę?–

pomyślała, wjeżdżając na swój teren. Uszkodziła przy tym

bramę tak, że już nie chciała się zamknąć. Wybiegła
zsamochodu,wpadładosalonuirzuciłasięnasofę,żebymóc

background image

wypłakaćsiędowoli.

Leżącą tak Ewę zastał Roman, który wbiegł do salonu

przerażony.

–Cosięstało,bramaotwarta,samochódteż,myślałem,że

cięnapadli–powiedziałroztrzęsiony,podbiegającdoniej.

– Mój mąż ma romans z młodziutką dziewczyną,

przyprowadziłjądonaszegodomu–odpowiedziała,niemogąc
złapać oddechu, zdziwiona tym, że mu to powiedziała. Raczej

nie ufała ludziom na tyle, żeby ich wtajemniczać w domowe
problemy,aleszokbyłzbytduży,żebytoprzemilczeć.

– Bardzo mi przykro to słyszeć – powiedział Roman, który

samniewiedział,czysięmacieszyćztegofaktu,czyraczejjej

żałować, bo widział, że bardzo cierpi. – Może odniosłaś mylne
wrażenie?

– Tak jak z tobą i Olgą? – zapytała, nie kontrolując się już

zupełnie.

– Co ty mówisz – odrzekł oburzony. – Przecież to jeszcze

dziecko.Mogłabybyćmojącórką.Żalmijejpoprostu,jesttaka
sama, obca. Sam tego doświadczyłem, mieszkając za granicą,
więc wiem, co to znaczy. Nigdy jej tu nie zaakceptują w pełni,

zawsze będzie gorsza, ludzie lubią dowartościowywać się,
ustalająchierarchię.

– Ja też to czuję – powiedziała Ewa i jakoś ją ta zmiana

tematuuspokoiła.–Samategodoświadczyłamzagranicą.Cały
czas dają ci to odczuć, oczekując, że się dostosujesz. Nie są

ciekawi ani ciebie, ani twego kraju, zresztą, dlaczego mieliby
być. To ich kraj, po co ty się tam pchasz. Skąd to tak dobrze
znasz,gdziebyłeś,wjakimkraju?Nicotobieniewiem.

Romanopowiedziałjejpokrótceswojąhistorię.

–Dlaczegomiotymniepowiedziałeś,starającsięopracę?

background image

– A przyjęłabyś mnie? Raczej nie, zdziwiłabyś się, że chcę

pracowaćjakostajenny.

– No właśnie, po co ci taka praca? Okłamałeś mnie! –

powiedziała Ewa, czując, że traci kontrolę nad wszystkim. –

Ocociwłaściwiechodzi?

– Faktycznie głupio wyszło, miałem ci powiedzieć, ale nie

było okazji. Odpychałaś mnie od siebie, tworząc mur między
nami, a mnie było coraz trudniej, wiedząc, że cię okłamuje

ibrnęwtodalej.Cieszęsię,żejużwiesz.

–Nicniewiem.Czemupodjąłeśsię…takiejpracy?

– Wróciłem do Polski po zwolnieniu, będąc w dużych

kłopotachfinansowych.Domwynająłem,aleniewielemizostaje

po spłaceniu raty kredytu. A pracę wcale nie jest tak łatwo
znaleźć. Myślałem, że znajdę bez problemu po takim
doświadczeniu w Londynie, ale widać nie jest to takie proste.
WysyłamCV,aletodopieropółroku,amuszęmiećzczegożyć.

Możepotrzebawięcejczasu,amożejestemjużzastary?Mam
pięćdziesiąt lat. Komu potrzebny pracownik bez motywacji?
Szukają młodych, nastawionych na sukces, którzy będą
pracować po piętnaście godzin, licząc na awans. Ja już to

wszystko miałem, osiągnąłem sukces, jaką mogę mieć
motywację?Jestemstaryicyniczny.

– Ja też się tak czuję – szepnęła tak cicho, że ledwie

usłyszał.

– Musimy o tym pogadać, opowiem ci więcej o sobie

i chętnie wysłucham twojej historii, ale teraz jest już późno,
pójdęjuż.

– Zostań, proszę. Zjemy coś razem, mam ochotę napić się

trochę wina, a nie chcę pić sama. Zaraz coś przygotuję do

jedzenia,pogadamy,mamydużodonadrobienia.

background image

–Dobrze,pomócci?–zapytał.

– Otwórz, proszę, wino, wybierz jakieś – powiedziała,

pokazującmupiwniczkę.

Ewy komórka wciąż dzwoniła, więc ją wyłączyła. Nie

chciałarozmawiaćzRobertem,napewnonieteraz.Wzięłasię
zagotowanie,niechciałapićnapustyżołądek.Romekotworzył

wino i nalał do kieliszków, jeden podał Ewie. Zaczęli
rozmawiać,stojącwkuchni.

– Ja też się czuję stara i nikomu niepotrzebna – zaczęła

Ewa. – Też jestem niezatrudnialna w tym wieku i z taką

przerwąwpracy,pensjonatkiepskoidzie,opłatyzaprąd,wodę,
pracownika–wybacz–sąbardzowysokieisampensjonattego

niepokrywa.Robertwpłacałminakontozawynajemdomuna
Sadybie,więcodczasudoczasukorzystałamztychpieniędzy.
Ale mam już dość prowadzenia stajni, nie cieszy mnie to, nie
mamsiły.Robertmiałrację,będęmusiałasiępoddać,porażka

nakażdympolu,wżyciuosobistymizawodowym.Niewchodzi
się dwa razy do tej samej rzeki, po powrocie z Londynu
pomyślałam, że mogłabym się tym zająć, bo mam wspaniałe
wspomnieniazmłodościzwiązanezkońmi,poznałammnóstwo

wspaniałychludzi,aletobyłokiedyś,terazoczymmamztymi
dziewczynami rozmawiać? O szkole? Z moim bagażem
doświadczeńniepasujęjużtutaj,jestemzgorzkniała.

–Niejesteśwcalezgorzkniała–wtrąciłRobert.
– Gdzieś wewnątrz jestem też cyniczna, jestem inną osobą

niż ta, która wyjechała do Londynu. Gdy wróciłam, miałam
wrażenie, że najlepsze już za mną, że nic ciekawego mnie już
nieczeka.

–Mamtosamowrażenie,taktojestpopowrocie,niewraca

sięjużwtosamomiejsce,onoteżsięzmieniło.

background image

–Tak,toprawda,ludzieteżsięzmienili,jużsągdzieindziej,

amyjesteśmydlanichprawieobcy.

– Jesteś wspaniałą kobietą, piękną, masz w sobie ciepło

icoś,copowoduje,żeludzieciufają,chcąbyćbliskociebie…ja

sam…Dlategosięwtobiezakochałem–powiedział,niepatrząc
jejwoczy.Bałsięjejreakcji.

– Jak to? Kiedy? Przecież prawie nie rozmawialiśmy ze

sobą.

– Nie rozmawialiśmy wiele, ale słyszałem twoje rozmowy

z ludźmi ze stajni i coraz bardziej się w tobie zakochiwałem.

Kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem, gdy jechałaś przez las, ja
zszedłem z roweru, żeby cię przepuścić. Podziękowałaś mi

promiennymuśmiechem.

– A tak, pamiętam ten moment. Zszedłeś, ale wcześniej

pędziłeś na złamanie karku, ja wtedy jechałam na Olimpii –
emerytceRenaty,alenawetonasięspłoszyła.Wprawdzieudało

mi się ją zatrzymać po kilku krokach, ale widziałam, że jest
temurowerzyściebardzoprzykro,więcuśmiechnęłamsię,żeby
niemiałwyrzutówsumienia,nieskojarzyłam,żetobyłeśty.

– Tak, i to był drugi powód, dla którego podjąłem się tej

pracy. Gdy wróciłem do wynajętego mieszkanka, zapytałem
przyjaciela,kimjesteś.Wiedział,żeociebiechodzi,boniktnie
jeździ w tweedowej marynarce po lesie. Powiedział, że mąż
z tobą nie mieszka, że sama zmagasz się z prowadzeniem
pensjonatudlakoni,żeszukaszpracownika.

–Noiokazałeśsięrycerzem–powiedziałaEwa.–Tyle,że

tojajechałamnasiwymkoniu–zaśmiałasięgorzko.

– Nie chciałem, żeby tak wyszło, nie wiem, czy w ogóle

myślałem – mówiąc to, patrzył jej w oczy i nawet miał ochotę

poprawićwłosyopadającejejnaoczy,alenieśmiał.

background image

– Nawet nie wiesz, jak mi to schlebia, że ktoś we mnie

jeszczewidzikobietę.

– Widzę też, że masz piękną fryzurę, pewnie byłaś

u fryzjera, nowy kolor włosów, w którym ci do twarzy, piękną

sukienkę i wyglądasz inaczej niż na co dzień w stajni,
emanujeszkobiecością.Jesteśpiękna–powiedział.

Ewa podeszła do niego i pocałowała go w usta, sama

dziwiąc się swojej śmiałości. Może to wino tak na nią

podziałało, może to, co ją spotkało wcześniej, może też nie
chciałazmarnowaćtejchwili,któramożesięjużniepowtórzyć,

może gdyby miała dwadzieścia lat mniej, nie zrobiłaby tego,
może…

Romek dolał wina, zjedli przygotowaną naprędce kolację,

na którą składały się deska serów, bagietka, winogrona, które
Ewa kupiła w galerii handlowej. Jedząc, wpatrywali się
w siebie, nie wiedząc, co powiedzieć. Było to zbyt intensywne,

zbyt nierealne. W końcu Ewa pociągnęła Romka do sypialni,
zamknęładrzwiprzedpsemikotem.

Dobrze, że mam na sobie nową bieliznę, nie zmarnuje się

jednak – pomyślała, od razu ganiąc się za takie myśli. Alkohol

buzował w żyłach, dając przyjemne zapomnienie bez poczucia
winy,bezniepotrzebnejanalizyimyśleniaoprzyszłości.

Obudziłasię,gdyRomekwstawałnaporannekarmienie.
– Śpij, wszystkim się zajmę. – Pocałował ją w czoło

iwyszedł.

Ewa ubrała się i spojrzała na telefon. Ponad trzydzieści

nieodebranych połączeń, wszystkie od Roberta, któż inny
dzwoniłby w nocy. Zeszła do kuchni, gdzie kot już czekał na
saszetkę, psu też dała coś do miski i wypuściła na zewnątrz.

Zrobiła sobie kawy i wzięła ją do łóżka, aby przemyśleć

background image

wszystko,cojąspotkało,alerozmyślanieniepomagało.Ubrała

się i drugą kawę postanowiła wypić w stajni z Romkiem. Nie
wiedziała, jaką lubi, ale zrobiła mu taką jak dla siebie. Ubrała

się ciepło, bo znów lało i wiało, a termometr pokazywał dwa

stopnie, wlała więc kawę dla Romka do termoizolacyjnego
kubka.

Romanrozpromieniłsięnajejwidok.
– Mam dla ciebie kawę, czarną i mocną, ale nie wiem, czy

taką lubisz. Jak chcesz mleka i cukru, to powinny być
wsocjalnym.

– Nie, jest idealnie. Brakowało mi kawy z ekspresu –

powiedział,upiwszypierwszyłyk.

– Kupiłam ekspres na kapsułki, przyniosę zaraz do

socjalnego.

Romku, chciałabym, żeby ta noc została między nami –

dodała.

–Rozumiem–odpowiedział,auśmiechzniknąłmuztwarzy.
– Chciałabym zwolnić, to wszystko, wydarzyło się zbyt

szybko–tłumaczyła.Poczuła,żegokrzywdzi.

– To prawda – powiedział lekko urażony. – Szczególnie dla

ciebie,dlamniezbytwolno.

– Nie żartuj, ciągle jesteś zaproszony na ciepłe kolacje, co

tynato?

–Nojużdobrze,droczęsięztobą,tooczywiste,żenikomu

nie powiem. Nie martw się, nikt nie zauważy zmian w moim

zachowaniu.

– Dziękuje, daj mi trochę czasu – powiedziała, całując go

wpoliczek.Naszczęściewporęsięcofnęła,bodostajniwszedł
Wojtek,zbadaćkoniaRenatypokolce.

Przywitał się z nimi i nie zauważywszy, że zesztywnieli,

background image

zacząłopowiadać,jaktopatologmapodejrzeniacodośmierci

Amira. Będą go badać bardziej szczegółowo, zbierze się
komisja.WkońcuRomekniewytrzymał.

– Nie zadręczaj się, mamy nagrania z treningu, chyba

domyślamysię,cosięstałoiktozawinił.

WłaśniewtejchwilizadzwoniłtelefonWojtka.

– Sorry, muszę odebrać. – Spojrzał na monitor – Klacz ma

sięźrebić,chybasięzaczęło–powiedział,iodbierająctelefon,

pobiegłwstronęsamochodu.

background image

Ewa.Wspomnienia

Od dzieciństwa kochałam konie. Wszystkie zabawki to były
konie,nicinnegoniechciałam,tylkotomniecieszyło.Rodzice
zabierali mnie w niedziele do szkółki jeździeckiej. Wystarczały
oprowadzanki na kucyku, potem lekcje indywidualne, bo nie

przyjmowali takich małych dzieci do jazd grupowych. Szkoła
była dla mnie tylko dodatkiem, nie treścią życia, chociaż
musiałam się dobrze uczyć, żeby rodzice pozwalali mi chodzić
do stajni. Gdy już wystarczająco podrosłam, zaczęłam brać

dyżurywstajni.Wzamianzapracębyłajazdakonna,aletonie
onabyłanajważniejsza,najważniejszebyłykonie,przebywanie
znimi,wtulaniesięwnie,wąchanieichzapachu.Pracowałosię
za jazdy, głównie przy wyrzucaniu gnoju, i do dziś mi się ten
zapach miło kojarzy, z dzieciństwem, marzeniami. W każde

wakacje jeździłam na kolonie jeździeckie, później na studiach
naobozy.

Gdy zaczęłam pracować, kupiłam klacz, która szła już na

emeryturę, miała wprawdzie tylko jedenaście lat, więc tak
naprawdę to był tylko pretekst. Klienci nie chcieli na niej

jeździć, bo zrzucała, ponosiła i potrafiła się wytarzać
z jeźdźcem na grzbiecie. Była niedroga, więc dałam radę ją

background image

kupić.Cóżtobyłazaradość,własnykoń,nieposiadałamsięze
szczęścia. Wszystkie wolne chwile spędzałam w stajni, a na
sprzętijedzenieszłaznacznaczęśćmojejpensji.Pozaopłatąza

pensjonat

trzeba

płacić

kowalowi

co

kilka

tygodni,

weterynarzowi, jeśli koń zachoruje, za dodatki paszowe. Po
jakimś czasie nie dawałam już rady i wzięłam studentkę do

współdzierżawy. Dokładała się, jeździła i opiekowała się nią,
gdy ja nie miałam czasu. Klacz o śmiesznym imieniu Cytryna,

imię do niej pasowało, jak ulał, faktycznie miała skwaszoną
minę. Była kasztanką, 3/4 folbluta, jej budowa ciała

pozostawiała wiele do życzenia. Bardzo skracała wykrok, nie
wiem, czy na skutek wcześniejszych urazów, czy to wynikało

z jej budowy. W stajni nazywali to świński trucht, przy tym
nerwowomachałaogonem.

Nie lubię sportów jeździeckich, przymuszania, bicia,

znęcania się nad tymi szlachetnymi zwierzętami. Być może

jestem idealistką i marzycielką, ale stworzyłam z tą klaczą
niesamowitą więź. Raz ją tylko uderzyłam, gdy nie chciała
wejść do myjki, i dosłownie się na mnie obraziła. Mimo że
wzięłam ją na soczystą trawę, nie chciała się paść, widziałam

wjejoczachjakiśtakiwyrzut.Jużnigdywięcejniepodniosłam
naniąręki.Chociażnapoczątkuzrzucała,pojakimśczasie,gdy
mniepoznała,chybazrozumiała,żewzięłamjązeszkółkiinie
chcę jej skrzywdzić. Na jeździe bardzo się starała mnie
zadowolić, później już nigdy z niej nie spadłam, zawsze

zatrzymywała się po kilku krokach, nawet gdy się spłoszyła,
a była to klacz bardzo narowista. Zawsze rżała na mój widok,
rozpoznawałanawetbrzmieniesilnikamojegosamochodu.

PopodjęciudecyzjiowyjeździedoLondynuwiadomobyło,

że zwierzęta jadą z nami, w tym również koń. Znalazłam

background image

stajnię,

która

leżała

bardzo

blisko

naszego

miejsca

zamieszkania. Stajnia była rekreacyjna, mało ludzi trzymało tu
swojezwierzęta,dałosięodczuć,żewłaścicielekonisątumniej

ważniniżklienciszkółki.Samezakazyinakazy,niewolnobyło

wchodzić do hali z lonżą, gdy ktoś jeździł, mimo że nie było
lonżownika,lonżowaćtrzebabyłowtoczku,teraztorozumiem,

pewnieubezpieczycielnarzucałpewnerzeczy,alewtedybyłoto
dla mnie co najmniej dziwne. Stajenne były nieuprzejme,

między innymi zabroniły mi wypuszczać konia na śnieg, bo
może złamać nogę. Na nic moje tłumaczenia, że klacz jest

przyzwyczajona,bounaswPolscejestczęstośniegikoniesię
wtedywypuszcza.Nieikoniec.Wtedyzrozumiałam,jakciężko

jestkłócićsięwobcymjęzyku.

Po miesiącu przeniosłam się do innej stajni, droższej

pensjonatowej, klacz odchorowała tę zmianę, więc wiem, ile
może kosztować weterynarz w Londynie, później już była

ubezpieczona.Alezawszebyłyjakieśdodatkoweopłaty,atoza
osobnypadok,atozazniszczonydrąg,zawszystkotrzebabyło
płacić. Warunki do jazdy konnej były za to doskonałe,
wielohektarowy cross, po którym jeździłyśmy godzinami,

doskonała opieka. Tam trzymałam ją około dwóch lat i tam
dostałakolki,którejniechcianooperować.

Po tym traumatycznym przeżyciu nie chciałam już mieć

konia,jeździćnakoniuanioglądaćkoni.Cośwemnieumarło,
jakaś cząstka duszy odeszła z Cytryną. Z czasem ból stępiał

i zaczęłam chodzić na wspaniałe imprezy, na Olympia Horse
Show, która odbywała się corocznie w grudniu, byłam na
olimpiadzie w Greenwich – cóż to była za euforia, gdy ich
zawodniczka wywalczyła złoty medal w ujeżdżeniu. Byłam

również na spotkaniu z Monty Robertsem, człowiekiem,

background image

którego bardzo podziwiałam od dawna, zaczytywałam się

w jego książkach, nawet udało mi się z nim krótko
porozmawiać. Książkę z autografem do dziś przechowuję jako

skarb. Śmierci ukochanej Cytryny jednak nie przebolałam, nie

chciałaminnegokonia,alewkażdymnapotkanymjejszukałam.

background image

Ewa

Ewa nie potrafiła teraz zmierzyć się z własnym życiem
osobistym. Odebrała wprawdzie w końcu telefon od Roberta,
chyba po ponad czterdziestu nieodebranych połączeniach, i to
tylko dlatego, że nie mogła cały czas mieć wyłączonego

telefonu.

– Proszę cię, nie dzwoń do mnie więcej, nie pisz, nie

przyjeżdżaj. Muszę się uspokoić, wszystko przemyśleć,
potrzebuję czasu, daj mi, proszę, kilka tygodni – powiedziała

iszybkosięrozłączyła,nieczekającnawetnaodpowiedź.

Jaktoniepomoże,zablokujęgo–pomyślała.
Z Romkiem też postanowiła zwolnić, zapraszała go

wprawdzienakolacjeirozmawiałosięznakomicie,alejemuteż
powiedziała, że potrzebuje czasu, że wszystko dzieje się za

szybko.

Roman zrozumiał i zachowywał się jak przyjaciel. Ewa

postanowiłaskupićsięnapracy.Porarokuwprawdzietemunie
sprzyjała, ale musiała się czymś zająć, czymś innym niż
zagmatwaneżycieosobiste.

Ewa zupełnie nie spodziewała się telefonu od Vadima. Od

razuwiedziała,żetoondzwoni,rozpoznałapoakcencie.

background image

–PaniEwo,Olgapojechałanawakacje,kanikuły.Załamała

się po śmierci Amira i potrzebuje przerwy. Pan Piotr wie, ma
płaconezatreningi,tosięzajmie,aleproszęsprawdzić.Marek

wracadopierozakilkadni.

– Proszę się nie martwić, panie Vadimie, porozmawiam

z Piotrem i razem się zajmiemy końmi, proszę pozdrowić Olgę

i powiedzieć, żeby się nie martwiła o konie, niech wypoczywa,
faktyczniedużoostatnioprzeszła.

–Chciałbympaniąprosić,abypaniwsiadała.Olgamówiła,

że pani dobrze jeździ, a skoro Piotr nie wsiada, to może pani

pojeździnanich.

–Dobrze,przydałobymisięparętreningów,aikoniomnie

zaszkodzi, jak ktoś wsiądzie. To lepsze niż lonżowanie. Panie
Vadimie, korzystając z okazji, szukam stajennego, nie zna pan
kogoś, kto chciałby dorobić? Może pracuje u pana, a u mnie
mógłbypomócparęgodzinrano?

– A mam takiego, ale on nie zna polskiego ani nic nie wie

okoniach,choćzewsi.

–Tonieszkodzi,niechpangoprzyślenapróbę.Zobaczymy,

możesięnada.

–Dobrze,będziejutro.
– Dziękuję, panie Vadimie. Jeszcze jedno, mam nagrania

z treningu Olgi, wydaje mi się, że koń mógł nie wytrzymać
forsownychtreningów,mógłteżbyćchory.

– Proszę mi przesłać nagrania, muszę to zobaczyć,

porozmawiać z córką – Vadim wydawał się wstrząśnięty tym
odkryciem.

–Dobrze,dowidzenia.
Ewa była bardzo zadowolona z tej rozmowy. Nie dość, że

pojeździ na świetnych koniach pod okiem trenera, to jeszcze

background image

będzie się mogła trochę oderwać od problemów. Na koniu

zawsze trzeba się skupić podczas jazdy, przynajmniej ona tak
miała.Cieszyłoją,żeVadimznakogośdopomocyprzykoniach,

bo po tym, co zaszło z Romkiem, trudno by jej było nie tylko

wydawaćmupolecenia,aleipłacićkomuś,zkimsięspało.To
tak,jakpłacićzaseks,anatobyłazbythonorowa.

Postanowiła porozmawiać też z Anią, która już od kilku

miesięcyzalegazopłatamizapensjonat.Ewaitakzmniejszyła

jej opłaty, bo wiedziała, że Ania ma kłopoty finansowe, ale nie
mogła tego ciągnąć w nieskończoność. Póki żył jej ojciec, Ani

powodziło się świetnie. Ojciec miał własną firmę reklamową,
w której i ona pracowała, ale po jego śmierci wszystko się

urwało. Nie mogła znaleźć pracy, z dawnego życia został jej
tylko koń i starała się go za wszelką cenę zatrzymać. Czy nie
chciałautracićkonia,bokojarzyłjejsięzdawnymstylemżycia,
czy naprawdę kochała konie, Ewa nie wnikała. Pomagała

Renacie, która była zawodniczką, luzakowała, opiekowała się
jej końmi na zawodach albo przygotowywała do jazdy,
lonżowała.Mimożeświetniejeździła,Renataniepozwalałajej
wsiadać na swoje najlepsze konie, jeździła na dwóch

pozostałych. Jej koń też był świetnie ujeżdżony, ale jako że nie
było jej już stać na jeżdżenie na zawody, była na każde
zawołanie Renaty. Ania wydawała się rozgoryczona, nie
przepadała za rozmowami, chyba niezbyt dobrze czuła się
wtowarzystwieludzi,wolałakonie,wstajnizawszebyłazajęta

pracą,nielubiłaimprezstajennych.

Mam nadzieję, że zgodzi się na pracę w stajni, mogłaby

odpracowaćdług–cieszyłasięzeswojegopomysłuEwa.

Gdy Ewa weszła do stajni, Ania akurat czyściła konia Renaty

background image

przedjazdą.Byłaubranawczarnebryczesyiciemnąbluzę.Na

zestawietymdoskonalebyłowidaćcałybrudzebranyzsiwego
koniawrazzjegosierścią.Dobrze,żenagłowiemiałaczapkę,

podktórąschowałaswojepiękne,długieblondwłosy.

– Widzę, że założyłaś czapkę. Z trudem cię poznałam –

powiedziała, podchodząc pod otwarty boks, z którego koń

wystawiłłebdopogłaskaniaizacząłobwąchiwaćpodanąrękę.

Ewa wyciągnęła z kieszeni smakołyk, zawsze miała przy

sobiezapasprzysmakówikonietowyczuwały.

–Łasuch–powiedziała,głaskająckoniaposzyi.–Muszęją

nosić, choć nie znoszę, ale jeszcze bardziej nie lubię myć
włosównatakimmrozie,niechcemisięsuszyć.

–Aniu,czymogęcizająćchwilkę?
–Jestembardzozajęta.Renatazarazzaczynatrening,konie

muszą lśnić, znasz ją przecież. A jeśli chodzi o pieniądze, to
zapłacę, będę płacić w ratach, ale teraz miałam dodatkowe

wydatki,weterynarzkosztujefortunę.

– Faktycznie chodzi o opłaty za pensjonat, ale mam dla

ciebiepropozycję–weszłajejwsłowoEwa.

AniaprzestałaczyścićkoniaispojrzałaEwieprostowoczy.

Ewapomyślała,żechybaporazpierwszywżyciuzobaczyłajej
oczy, niebieskie w jasnej oprawie. Zazwyczaj Ania patrzyła
wpodłogę.

–Jaką?–zapytałapodejrzliwie.
– Chciałabym, abyś mi pomogła w stajni przy lżejszych

pracach,głównieprzykoniach.

– Bardzo chętnie, ale Renata ustala godziny, w których

muszębyćdostępna,ajaniemogępozwolićsobienautratętej
pracy.

–Tak,rozumiem,jakośsiędogadamywsprawiegodzin.

background image

– Bardzo się cieszę, szukałam dodatkowej pracy, ale

bezskutecznie.

–Dobrze,więcjesteśmyumówione.

– Przyjdź jutro wcześniej, odrobaczymy konie – dodała

zadowolonazsiebie.

PorozmowiezAniąbyławjeszczelepszymhumorze.

Wszystkoidziepomojejmyśli–pomyślałaiposzłaposzukać

Piotrka.

Zastałagonakrytejujeżdżalni,lonżowałkonieOlgi,azaraz

zaczynał trening z Renatą, więc postanowiła z nim pogadać
teraz.

– Wstaw konia do karuzeli, jeśli już skończyłeś. Musimy

pogadać.

–Ok–powiedziałtylkoiwróciłszybkojużbezkonia–oco

chodzi?

– Dzwonił do mnie Vadim i zaproponował, żebym wsiadała

nakonieOlgi,cotynato?Maszmnietrenować.

– Super. Dam ci niezły wycisk, chyba już dawno nie

trenowałaś,tylkoprzejażdżkipolesie.

– No tak, z wiekiem coraz bardziej boję się skakać,

wyobraźniarobiswoje.

– Nie martw się, będziemy wprowadzać skoki stopniowo,

a i tak tylko niskie. Nie o to chodzi, żeby konie skakały, tylko
żebymiałytreningpodjeźdźcem.

–Dobrze,tojutrooktórej?
–Dziesiąta?
– Ok, jeszcze jedna sprawa, prześlę ci nagrania z treningu

Olgi.Chcę,żebyśnaniezerknął.

–Jeślitrenowałazemną,tonapewnopamiętam.

background image

–Niestety,trenowałasama.

–Kiedy?
– Wieczór przed śmiercią Amira, zobacz koniecznie –

powiedziałanaodchodnym.

Ewa czuła lekki niepokój przed treningiem. Dawno nie

doświadczyła tego uczucia. Unikała jazdy sportowej, bała się
skoków, ale teraz pomyślała, że strach jej dobrze zrobi, będzie

miała,czymzająćmyśli.

Nowłaśnie,muszęjeszczeporozmawiaćzRomkiem.

Zastała go w stajni, jak zwykle, zawsze był w pobliżu,

pomagałdziewczynom,cośreperował,ciąglecośsiępsuło.

NieocenionyRomek.Jakjasobiebezniegoporadzę.
–Musimyporozmawiać,przyjdźdomniedziświeczoremna

kolację – powiedziała prawie szeptem. – Jutro odrobaczanie –
powiedziałagłośniej–wzięłamAniędopomocy,jakbyśmógłteż

pomóc,azresztąpóźniejcipowiem.

–Będęoósmejwieczorem,jeśliciodpowiada?
–Jaknajbardziej,dozobaczenia.
Ewaogarnęłaniezbędnepracewstajni,zagadnęłaRenatę,

która jak zwykle naburmuszona, odpowiedziała półgębkiem,
szykującsięnatrening.

– Kiedy następne zawody? – zapytała Ewa, żeby jakoś

rozpocząćrozmowę.

– Dopiero w styczniu, teraz wszyscy żyją świętami, ale ja

chcębyćwformie.PaniEwo,dziśznówbyłobrudnowboksie.

–Tomożliwe,mieliśmykolkę.
–Alemojekonieniemogąstaćwgnoju,bognijąimkopyta

isąwgorszejformienazawodach.

– Przykro mi, stajnia jest dobrze wydrenowana. Jeśli pani

background image

chce,możnajeszczewyłożyćboksdodatkowymimatami,proszę

spróbować–powiedziałaEwaioddaliłasię,niechcącwchodzić
w polemikę z Renatą. Nie chciała stracić klientki, ale gdyby

mogłasobienatopozwolić,chętniewymówiłabyjejpensjonat.

Znała Renatę od dawna, kiedy ta jeszcze była w liceum.

Z pryszczatej, otyłej dziewczyny wyrosła ładna kobieta, choć

ciągle miała tendencje do tycia. Nie lubiła żartów, szczególnie
na swój temat, jazdę traktowała bardzo poważnie, wiązała

z końmi przyszłość, chciała otworzyć własną stajnię. Nie była
zbyt lubiana przez pensjonariuszy, Ewa również za nią nie

przepadała. Była pedantką, często miała pretensje o czystość
w boksie, źle założone ochraniacze, derki, wykłócała się

o najdrobniejszy szczegół. Teraz zajmowała się jedynie jazdą
i robiła to bardzo profesjonalnie, właściwie był to jej zawód,
chociaż na tym nie zarabiała, bo nawet wysokie wygrane na
zawodach nie pokrywały kosztów. Rodzice, właściciele

ogromnejwytwórniogórkówkiszonych,sponsorującórkę,która
pewnieprzejmiefirmę,aleraczejniejesttojejmarzenie.

Ewaspojrzałanazegarekizezdziwieniemuznała,żeczas

wracać do domu, zająć się kolacją. Na szczęście miała spore

zapasy, a że nie chciało jej się jechać po ciemku do sklepu,
wyjęła pieczeń z odległą datą przydatności do spożycia
iwstawiładopiekarnika.Nakarmiłazwierzęta,przebrałasięze
stajennych ubrań i czekając, aż mięso się upiecze, przesłała
PiotrkowiiVadimowiplikznagraniemtreninguOlgi.

Punktualnie o dwudziestej zjawił się Roman z kwiatami

i winem, odświętnie ubrany w markowe ubrania, o które Ewa
gonawetnieposądzała.Zmianabyłatakwielka,żeEwaprzez
chwilęstała,wpatrującsięwtoniecodziennezjawisko.Gdyjuż

oswoiłasięztymwidokiem,wzięłakwiatyniecozakłopotana.

background image

– Nie trzeba było, musiałeś sobie zadać sporo trudu, żeby

zdobyćkwiaty,dziękujębardzo.

– Co tam, należy ci się podziękowanie za kolację, zresztą

chciałemzrobićtowcześniej.

– Romku – przerwała, obawiając się, że zacznie mówić

omiłości–wolałabymdziśpomówićraczejopracy.Narazienie

stać mnie na więcej. Proszę cię o cierpliwość, chciałabym cię
bardziej poznać, rozmawiać z tobą częściej, no i w tej sytuacji

postanowiłamwziąćpomocdopracywstajni.

–Rozumiem–odpowiedziałRomanurażony.

– Nic nie rozumiesz, teraz trudno mi traktować ciebie jak

pracownika, no i płacenie ci byłoby dwuznaczne. Wiesz, co

mamnamyśli.

– Też o tym myślałem – Roman coraz bardziej zapadał się

wsobie.

– Zostań, proszę, do świąt, pomożesz mi wdrażać

pracownika,apotemzobaczymy,cobędzie,zresztąjedzmy,bo
wystygnie.

Zasiedli do pięknie nakrytego białym obrusem stołu, na

którym już stało otwarte czerwone wino i oddychało, Ewa

włożyła bukiet do dawno nieużywanego wazonu, a białe wino
wstawiła do lodówki. Nalewając wodę, zauważyła, że sok
zpomidorawsiąkawdrewnianądeskędokrojenia,przemyłają
i włożyła do zmywarki. Gdy wróciła do jadalni z kwiatami
i sałatką grecką, Romek nalewał wino do kryształowych

kieliszków,alezobaczywszy,żeEwawraca,podbiegł,przejąłod
niejsałatkęiwróciłdokuchnipopieczeń,którąpokroiłbardzo
sprawnie. Jedząc, nie wracali już do nieprzyjemnych tematów,
nie chcieli psuć nastroju. Zaczęli rozmawiać jak dobrzy

znajomi, którzy mieli podobne przeżycia, czuli, jakby przeszli

background image

przez wszystko razem. Rozmawiali głównie o emigracji,

o swoich niespełnionych marzeniach, o oczekiwaniach, o tym,
jak pobyt w Anglii zmienił ich postrzeganie świata i ludzi

z innych kultur. Dobrze się rozmawiało z kimś, kto przeżył to

samo,boniktinnytegobyniezrozumiał.

background image

Roman

Stałosięto,oczymmarzyłemodwielumiesięcy.Zbliżyliśmysię
dosiebieijednocześnieoddaliłonastoodsiebie,noaleczego
ja się spodziewałem, że ona będzie umawiać się ze stajennym
iwyjdziezaniegozamąż?

To, że szuka kogoś, kto ma mnie zastąpić, jest racjonalne,

ma sens dla nas obojga. Czemu więc tak się zdenerwowałem?
Może dlatego, że teraz muszę zawalczyć o własne życie
ijeszczeonią!Tyle,żeniewiem,czydamsobieradę,czymam

tylesiły.Zjednejstronychcę,abycośsięzmieniło,azdrugiej
bojęsięzmian.Zadużoprzeciwności,niewiem,czydamradę.
Z jednej strony całym sobą chcę być z nią, potrzebuję jej jak
powietrza, a z drugiej muszę odejść, aby ją zdobyć. Zacznę
wysyłać CV do agencji pracy w Londynie, w których jestem

zarejestrowany, może coś się zmieniło na rynku pracy. Wezmę
byleco,nawetzlecenie.

Ciągle przywoływał we wspomnieniach noc z Ewą. To było

jakpowrótdodomu,doczegoś,coznaszijestcibardzobliskie
–cośwłasnego.Aterazmuszętozostawić,tamyślrozdzierami

duszę.

background image

Ewa

Ewa wstała wcześnie rano. Na szczęście był przymrozek.
Wymrozi bakterie, więc odrobaczanie będzie miało większy
sens – pomyślała. Tak czy inaczej, trzeba już to zrobić,
wszystkie konie w jednym terminie. Pospiesznie wypiła kawę

i ubrała się zimowo, kurtka puchowa, buty termalne, czapka
i poszła w stronę stajni, zabierając psa ze sobą, bo gdy było
zimniej, spał w nieogrzewanym przedsionku, aby futro mu
urosło. Latem spał w budzie, ale jak tylko przychodziły mrozy,

Ewa zabierała go na noc do domu. Blade nagle zerwał się do
bieguiszczekając,podbiegłdofurtki.ZdziwionaEwaudałasię
zanim,żebyzobaczyć,cogotakzaniepokoiłonatymodludziu.
Myślała,żedzikiezwierzęta,którenierazwychodziłyzlasu,ale
ku swojemu zaskoczeniu zobaczyła mężczyznę, a dopiero gdy

podeszłabliżej,aonsięuśmiechnął,pokazujączłotezęby,Ewa
skojarzyła,żeprzychodziodpanaVadima.

– Dzień dobry, ja do pracy. Pan Vadim kazał być rano –

powiedział całkiem niezłą polszczyzną albo ten język jest tak
podobny, że nie będą mieli dużych problemów z dogadaniem

się.

Ewagowpuściła,poklepującpsa.

background image

–Władimirjestem,Włodek.

–Ewa,właścicielka–powiedziała,podającmurękę.Byłbez

rękawiczek, ręce miał strasznie zimne. Zauważyła, że jest

bardzolekkoubrany.

–Możedampanujakiśsweter,zimnodziś.
–Nietrzeba,japrzyzwyczajony,noiuwalasię.

– Pan poczeka – pobiegła do domu i szybko wyciągnęła

z szafy stary sweter Roberta, niemodny zresztą, w którym nie

widziałagojużodkilkulat,bardzociepły,podszytypolarem.

–Proszę,chybabędziepasował,zimnodziś,proszęwziąć.

–Dziękuję–odpowiedział,biorącsweter.
Ewa pomyślała, że się obraził, założył go dopiero, gdy

weszlidostajni.

–Pasuje,dziękuję–powiedział,mimożesweterbyłtroszkę

zaluźny.

Roman już na nich czekał, wyglądał zupełnie inaczej niż

wczoraj.Terazwbrudnym,starymubraniuroboczymprzywitał
się ze swoim następcą i od razu zaczął go wprowadzać
w obowiązki. Szybko uwinęli się z karmieniem i zabrali się za
wybieranie z boksów. Przed wybieraniem obornika Roman

zawszewyprowadzałkonianakaruzelę.Widaćbyło,żeWłodek
nie był przyzwyczajony do przebywania blisko koni. Bał się
nawet podejść, nie mówiąc o zakładaniu kantara i uwiązu.
Roman cierpliwie mu wszystko pokazywał, wyjaśniał, zachęcał
dopogłaskaniakonia,uczył,jakstanąćobokkonia,żebytengo

nie kopnął, jak go przestawić. Konie były spokojne,
przyzwyczajonedoobrządku,alewyczuwałyniepokójWłodka.

Będzie się musiał dużo nauczyć albo będzie tylko wybierał

gnój,aresztązajmęsięjalubAnia,mamjednaknadzieję,żesię

nauczy–pomyślałaEwa,przyglądającsięzniepokojem.

background image

Stajniabyłazaprojektowanabardzodobrze.Ewawiedziała,

czego chce po powrocie z Londynu, gdzie obserwowała różne
stajnie, choć w Polsce klimat bardzo się różnił od łagodnego

wyspiarskiego. W Polsce muszą być kryta ujeżdżalnia

ipodgrzewanepoidła,aleresztawiedzybyłabardzoużyteczna,
na przykład drenaż stajni, drenaż ujeżdżalni, maty w boksach,

dziękitemuniebyłodużowybierania,amiędzyboksamimożna
było przejechać quadem z przyczepą na obornik. Paszarnia,

pomieszczenie na siano, słomę, wszystko było ergonomicznie
przemyślanetak,żebyułatwićpracę.

Pokój

socjalny

miał

prysznic,

lodówkę,

kuchenkę,

zmywarkę, nowiutki ekspres do kawy, który robił zadziwiająco

dobrą,mocnąkawę.Ewawłaśniezaczęłarobićsobiekawę,gdy
w drzwiach pokoju socjalnego pojawiła się Ania, wyraźnie
niewyspanaizmęczona.Jejdługieblondwłosy,niedbaleupięte,
wychodziłyzkucyka.

– Dzień dobry. O, kawa, ja też się napiję, jestem

nieprzytomna.

To

dla

mnie

za

wcześnie,

muszę

się

przyzwyczaić, muszę się rozgrzać – mówiła, poprawiając
fryzurę.

Wypiły kawę i Ewa poszła do magazynku, gdzie

przechowywała środki na odrobaczanie. Otworzyła szafkę i ku
swojemu zdumieniu odkryła, że nie ma wystarczającej ilości,
abyodrobaczyćwszystkiekonie.ZadzwoniładoWojtka,aleten
nie odbierał. Zdziwiło ją to ogromnie, bo zawsze odbierał albo

oddzwaniał od razu. Teraz zadzwoniła do kliniki. Odebrała
sekretarka,którapowiedziała,żepandoktorjestnazwolnieniu,
nie wiadomo, kiedy wróci, i może przysłać zastępstwo.
Zapytała, ile środka potrzeba, i obiecała oddzwonić. Ewę

zdziwiło,żenieoddzwania.Zawsze,nawetjakbyłbardzochory,

background image

odbierał telefon. To do niego niepodobne – pomyślała. Gdy

powiedziałaotymAni,onateżniemogłauwierzyć.

–Notocojamamterazrobić?–zapytała.

– Wiesz co, robi się późno, o dziesiątej mam trening

zPiotrkiem.Przygotujmi,proszę,konie.

–Jasne,które?

–Niewiem,zarazzadzwoniędoPiotrka–powiedziałaEwa,

wyjmująckomórkęzpłaszcza.

–Wszystkietrzy?–wykrzyknęłazdumionadosłuchawki.
–Słyszałaś?

–Jasne,jużsięrobi,trochęrobotybędzie.
–Notoidęsięprzebrać.

Ewa wróciła do domu, poszła do garderoby, gdzie zastała

kotkęułożonąnapoduszkach.

– Tobie to dobrze – powiedziała i była pewna, że ta

zrozumiała,boprzeciągnęłasięizmieniłapozycję.

Założyła bryczesy z pełnym lejem, które z trudem się

dopięły. Zdziwiło ją to bardzo, bo jeszcze nie tak dawno były
luźne. Muszę wrócić do diety – pomyślała. Jeździła w nich
przecieżjeszczewpołowiepaździernika.

Zresztąpotakimwysiłkujakdziśnapewnoschudnę.
Ześciśniętymżołądkiemposzładostajnipokonia.
– Już chyba przestaje mnie to cieszyć, więcej mam stresu

niżprzyjemnościzjazdy–powiedziaładoAni,którazajętabyła
czyszczeniem,więctylkosięuśmiechnęła.

Pewnieniewie,oczymmówię,onasięniczegonieboi,lubi

to,corobi,spełniasięwtym,jajużstraciłamtenzapał.

Musiały trochę poczekać na Piotrka, bo nie było wiadomo,

który koń ma jaki sprzęt; siodło, ogłowie, czapraki,

ochraniacze.

background image

Tenpokilkuminutachwszedłrozpromieniony.

– Słyszałyście o tym konowale? Został pozbawiony prawa

wykonywania zawodu, no na razie zawieszony, ale pewnie się

ztegoniewyplącze.

–Okimtymówisz?–zdziwiłasięEwa.
–Jaktookim,oWojtku.Jestpodejrzenie,żepodałzadużo

środkaprzeciwbólowego,którydziałałjakodopingowy.

Ania zaczęła wypytywać o szczegóły, a Ewa oparła się

o boks i nie mogła się otrząsnąć. Nie spodziewała się tego po
Wojtku, bardzo poważnie podchodził do swojej pracy

izniesmaczyłoja,żePiotrekmówiotymtaklekko.

– To okropne – powiedziała. – Dopasujcie sprzęt. Ja

poczekamwujeżdżalni.

Wyszła, nie chcąc uczestniczyć w tej rozmowie. Nagle

poczuła się obca, niezrozumiana, ale też czuła, że odstaje, nie
chce zrozumieć innych, którzy byli przeważnie młodsi

odwadzieścialat,innepokolenie.Samaodsunęłasięodintryg
stajennych, ale co ją obchodziły romanse albo kto ma jakie
problemy w szkole. Nigdy nie podejmowała tematu i w końcu
przestalizniąrozmawiać.Uświadomiłasobie,żetoniejestjej

świat,onajużtoprzeżyła,czasuciekanieubłaganie,aonastoi,
araczejkręcisięwmiejscuiboisięcośztymzrobić.Ogarnęła
ją ogromna tęsknota za tym, co już nie wróci. Uświadomiła
sobie, że marzyła całe życie o czymś, czego już właściwie nie
chce. Ale o tym mogła się przekonać tylko po spełnieniu

marzeń.Noicodalej–pomyślałazagubiona.

JakbywodpowiedzinawezwaniewszedłRoman.
–Szukałemciępotym,jaksiędowiedziałemoWojtku.Cała

stajniaażhuczy.Powiedzielimi,żetujesteśiczekasznajazdę.

Wiedziałem, że wstrząśnie to tobą, więc przyszedłem cię

background image

wesprzeć.

– Faktycznie wstrząsnęło, dzięki, że o mnie pomyślałeś,

jesteś jedynym, który to zrozumie. Oni są za młodzi, ich to

emocjonuje, a mnie smuci. Siedzę tu i użalam się nad sobą,

muszę przesłać to nagranie komisji. Może mu to pomoże, ale
niewiem,komutowysłać.MuszęzadzwonićdoMagdy,tomoja

przyjaciółka prawniczka – wyjaśniła Ewa, widząc pytające
spojrzenieRomka.

–Zadzwońkoniecznie,musiszzdjąćzsiebietenciężar.Jak

jużsięztymuporasz,zapraszamcięnaobiaddoKonstancina,

potreningu,cotynato?Nakarmiękonieipojedziemy.Proszę,
zgódźsię,Aniatujeszczebędzie.

Bardzo

chętnie.

Będziemy

mogli

na

spokojnie

porozmawiać.Takdawnonigdzieniebyłam,zaszyłamsiętutaj,
toświetnypomysł,dziękuję,odrazupoczułamsięlepiej.Przed
twoim przyjściem miałam smutne myśli, powiem Ani, że

jedziemypośrodkinaodrobaczeniedokliniki,możefaktycznie
tamwstąpimy,możeudamisięskontaktowaćzWojtkiem.

– Super, zarezerwuję stolik – powiedział, sięgając po

telefon.

Wyszedł bardzo zadowolony z siebie, mijając po drodze

AnięiPiotrkarozmawiającychoWojtku.

Gdy zobaczyli Ewę, która już znudzona czekaniem, weszła

dostajni,przestalirozmawiać.

Nonieźle,terazjeszczezrażamdosiebieludzi–pomyślała

Ewa,biorąckoniaodAni.

– Dziękuję, kochana, jakoś mnie ta sytuacja przerosła,

musiałamochłonąć.

–Nowsiadaj,zacznieszmyślećoczymśinnym,jużsięoto

postaram – powiedział Piotrek z uśmiechem, któremu nie

background image

sposóbbyłosięoprzeć.

Ewa odwzajemniła uśmiech i wsiadła na konia. Pomyślała,

żewartospróbowaćtakiejterapii.Skupiłasięnatreningu.

Faktycznie Piotrek zna się na swojej robocie – myślała,

kręcącwoltywkłusie.–Niesposóbmyślećoczymśinnymniż
trening.

–Nierównetekółka,postarajsię.Równowodze,jednaręka

jestniżej.Piętywdół.Siedźprosto,niegarbsię–wykrzykiwał

razporaz.

Ewa starała się skupić na wszystkich komendach i nie

zauważyłanawet,kiedyzaczęłajeździćprzezcavalettinamałą
przeszkodę.

–Świetnieciposzło.Teraznastępnykoń.
Aniaprzyprowadziłanastępnego,odebrałaodniejtego,na

którym jeździła, przykryła derką, zdjęła siodło, ogłowie
izaprowadziłanakaruzelę.

Napozostałychkoniachtreningwyglądałpodobnie,chociaż

mająinnecharakteryitrzebabyłozkażdympracowaćtroszkę
inaczej. Ewa miała duże doświadczenie, co od razu zauważył
Piotrek.

– Świetnie sobie poradziłaś, rozumiesz konie, młode

dziewczyny – wybacz – są trochę za młode, zbyt niecierpliwe,
nie czują koni tak jak ty. Jeżdżą bardzo siłowo, a jeśli jeżdżą
sportowo, to przenoszą nerwy na konie. Ty masz spokój,
któregomogącipozazdrościć.

– No wiesz, godziny, a raczej lata spędzone w siodle, na

pastwisku,wboksie.

– Wygląda to tak, jakbyś z nimi rozmawiała, tłumaczyła

iodpuszczała,nagradzając,gdyzrozumieją.Dawnoniemiałem

takświetnejuczennicynatreningu.

background image

– Mówisz tak, bo chcesz, żebym zapomniała, że nazwałeś

mnie starą – powiedziała Ewa, ale komplementy sprawiły jej
niesamowitą radość, wróciły wiarę w to, co robi, nadały życiu

jakiśsens.

Samatakwłaśnietoczuła.Umiaładogadywaćsięzkońmi,

czynatreningu,czynapadoku,koniejejufały.

– Co ty mówisz, szczerze gdybyś chciała zająć się

ujeżdżeniem,znalazłbymciodpowiedniegokonia.

–Tomiłe,comówisz.Dziękizawsparcie,pomyślę.
– Jutro poćwiczymy więcej elementów ujeżdżeniowych,

koniomteżsiętoprzyda.

–Super.–OddałakoniaAni,bojużniemiałasiłnanic.

– Aniu, proszę, zajmij się końmi, ja zabieram Romka,

pojedziemydokliniki,musimycośzałatwić.

– Ok, będę tu do wieczora, mam jeszcze mnóstwo roboty

zkońmiRenaty.

Ewabyłabardzozadowolona,odprężona,aleteżnieludzko

zmęczona. Poszła do domu i nawet nie przebierając się, padła
na sofę, zadzwoniła do Magdy, ale jako że ta nie odbierała,
zasnęła.

Obudził ją dzwonek telefonu. Z przerażeniem spojrzała na

zegarek, który czuła również na twarzy. Widać na nim spała.
Byłajużprawiedruga.

– Magda, dzięki, że oddzwaniasz – powiedziała zaspanym

głosem.

–Sorry,żedopieroteraz,alebyłamnakonferencji,atyco,

śpiszwciągudnia?Todociebieniepodobne.

– To po treningu. Musimy się spotkać. Dużo się u mnie

dzieje,aleterazmamdociebiekrótkiepytanie.

–Wal.

background image

– Pokrótce, śmierć konia, podejrzenie weterynarza, mam

nagrania i nie wiem, co z nimi zrobić. Weterynarz raczej jest
niewinny, na nagraniu widać, jak właścicielka katuje konia.

Oczywiście, mógł też coś mu podać – mówiła szybko,

zaaferowana.

– Muszę sprawdzić, za mało wiem, musiałabym wykonać

kilkatelefonów,alepowiedzmiwięcej.

Ewa opowiedziała wszystko po kolei i obiecała przesłać

nagrania.

–Dobrze,zajmęsiętym.

–Dziękuję,kochana,musimysięspotkać.
–Musimy,pa,jużmuszękończyć

Ewa posiedziała jeszcze chwilę, próbując dojść do siebie.

Wstałapowoliiposzładołazienkiprzemyćoczy.Gdystałaprzy
umywalce,zakręciłosięjejwgłowie.Musiałasięzłapaćzlewu.
żeby nie upaść. Usiadła na toalecie i jakiś czas próbowała

oddychać spokojnie. Gdy wstała, znów zaczęła się krytycznie
przyglądać swojej twarzy, nałożyła puder i tusz do rzęs, ale
oczywciążwydawałysiępodpuchnięte.Zamaskowałasińcepod
oczami i nałożyła róż na policzki, bo twarz wyglądała

niezdrowo,blado,jakbybyłachora.

Naszczęścieniedawnobyłaufryzjera.Wystarczyłozwilżyć

włosyiprzeczesać.

Ewa przywiozła z Londynu wiele pięknych sukienek, na tę

okazję wybrała niebieską, kupioną na wyprzedaży na Oxford

Street w Boxing Day. Sukienka pięknie na niej leżała,
podkreślając sylwetkę. Do tego kozaki i kożuch, i już była
gotowa do wyjścia, choć zegarek wciąż miała odciśnięty na
twarzy.Starość–pomyślała,uśmiechającsiędolustra.

NiedługopotemprzyszedłRomek.Musiałzadaćsobiedużo

background image

trudu. Był świetnie ubrany, tym razem w garnitur, ostrzyżony.

Gdyjązobaczył,ażprzystanąłnachwilę.

– Wybacz, ale nigdy nie widziałem cię w innych ubraniach

niżstajennelubdomowe,terazwyglądaszolśniewająco.

– Bo ciągle tutaj jestem w pracy. Dziękuję, miło to słyszeć.

Jeszcze tylko prześlę plik z nagraniem Magdzie, mojej

przyjaciółce,iidziemy.Tyteżświetniewyglądasz,ciężkomisię
przyzwyczaićdotwojegonowegowizerunku.

EwazniknęłanachwilęwgabinecieizanimRomekzdążył

sięnadobrerozsiąść,jużbyłazpowrotem.

– Już gotowe, jedźmy, chciałabym jeszcze przejść się po

parku,dawnotamniebyłam.

KonstancinJeziornatojedyneuzdrowiskonaMazowszu.Kiedyś
dojeżdżałatukolej,przyParkuZdrojowymmiałastacyjkę,było
tukasynozrestauracją,mielituswerezydencjeprzemysłowcy,

finansiści, ale też zbudowano sporo pensjonatów, zaczęli tu
zjeżdżać ludzie sztuki, artyści. Miejscowość miała swoją
elektrownię,wybrukowaneulice,liniętelefoniczną,kanalizację.
Terazwogromnychwillachnaponadtrzytysięcznychdziałkach

mieszkają albo osoby na kwaterunku po kilka rodzin w jednej
willilubwłaścicielefirmoraztacy,którzyniemusządojeżdżać
codzienniedoWarszawy,bodojazdjestkoszmarny.

–Zawszechciałamtumieszkać,tomiastomaniesamowity

urok–powiedziałaEwa,gdywjeżdżalidoKonstancina.

– Ja też – odparł Roman. – Zawsze chciałem tu coś kupić,

ale jest ciężko. Albo wille, do których utrzymania potrzeba
sztabu ludzi, albo bloki. Szkoda, że nie ma tu szeregowców,
bliźniakówwdobrymmiejscu.

– To prawda, też mam takie wrażenie. Nic takiego się tu

background image

ostatnioniebuduje,willeniszczeją,jedynieParkZdrojowyżyje,

wybudowalibasen,kawiarnie.Chodź,zobaczymy–powiedziała
Ewa,gdyzatrzymalisiębliskoparku.

Gdy wysiedli z samochodu, owionął ich chłód. Naciągnęli

głębiejczapki,włożylirękawiczki.

–Muszętuczęściejprzychodzićlatem,choćsamejniejest

tak przyjemnie, nie ma się z kim podzielić wrażeniami –
powiedziałaEwa,głębokowdychającrześkiepowietrze.

–Nawetterazjestpięknieipachniejakośinaczejniżunas.
–Możetotężnia.

–Może,choćotejporzerokuniedziała,chybasosny.
–Chodźmyzobaczyćbasen,zapytamoabonament.

Poszli na basen, porozpytywali, wzięli ulotki, gazetki, no

i co nie jest bez znaczenia w taką pogodę, ogrzali się, zanim
wyszlinazewnątrz.

W restauracji byli sami. Wielką salę ciężko było ogrzać,

byłozimno.

–Niepotrzebnierobiłemrezerwację,pustotu,możejeszcze

niedziała?

–Alejestotwarte,jestśrodektygodnia,pewniedlatego.

Zaczęlirozglądaćsięposali.Komineksiępalił,więcposzli

w tym kierunku, dopiero gdy się trochę rozgrzali, zaczęli się
rozglądać. Pomieszczenie było bardzo gustownie urządzone,
przypominało trochę angielskie kluby, na ścianach wisiały
klasyczneobrazy,najczęściejzescenamipolowań.

Nagle nie wiadomo skąd pojawiła się młodziutka, śliczna

kelnerka. Podając im kartę, zapytała, czego się napiją. Gdy
odeszła,EwazapytałaRomka:

– Nie wydaje ci się, że nagle wszyscy są bardzo młodzi,

kiedyśwszyscybylistarsi,możetoprzeztenpobytzagranicą.

background image

–Teżmamtakiewrażenie.

–Bardzomisiętupodoba,musibyćwspanialelatemusiąść

wogrodzie.

– Fajne miejsce, też kiedyś chciałem mieć restaurację, ale

topewniekryzyswiekuśredniego,cośstworzyć,byćnaswoim.

– Pewnie dlatego założyłam stajnię – zaśmiała się Ewa. –

Teraz wolałabym chyba kawiarnię, coś tańszego, mniej
skomplikowanego, zresztą może sprzedam stajnię. Stajnia

pochłaniacałeżycie,całyczasjestemwpracy,jużtracędotego
serce.

– Rozumiem, szczególnie po tym martwym koniu i po tym,

cowidzieliśmynanagraniu.

– Dokładnie, najchętniej pozbyłabym się Olgi ze stajni po

tym, co zobaczyłam. Nie o tym marzyłam, zakładając stajnię.
Myślę, że tak bardzo chciałam ją mieć, że nie dopuszczałam
złychmyślidosiebie.Niechcęiśćnatakiekompromisy.

Ewaażsięwzdrygnęłanasamąmyślotym.
– Nie mówmy dziś o stajni, chciałabym o tym zapomnieć,

bardzotomnąwstrząsnęło.

–Możenapijemysięwina?–zapytałRoman.

– Zaraz zamówię coś pasującego. Masz już pomysł, co

chceszzamówić?–zapytał.

– Daj mi chwilkę, chętnie się napiję, ale tylko kieliszek.

Ostatnio źle się czuję, jak więcej wypiję, zresztą będę
prowadzić.Tynapijsięwięcej,jeślimaszochotę.

Kelnerka pojawiła się. jakby czytała w myślach. Złożyli

zamówienie.

–Jużdawnoniebyłamwrestauracji,ostatniowLondynie–

powiedziałaEwa.

–Janawetgdytambyłem,toniechodziłemdorestauracji,

background image

nie miałem z kim, jedynie do pubu, a tam raczej jedzenie

kiepskie,pozatymżalmibyłokażdegofunta–uśmiechnąłsię.–
Zresztą kominek też mi się kojarzy, jak musiałem palić nawet

latem,żebypozbyćsięwilgoci.Pamiętasz,jaklatapotrafiąbyć

wilgotne, a wiosną często pada. Mój dom był kiepsko
zbudowany,więcwykarczowałem,cosięda,ipaliłem.Terazjuż

misięniechcepalić,alelubięsiedziećprzykominku.

–Przykromi.Naprawdęmusiałobyćcitrudno.

–Straciłempewnośćsiebie,tonapewno,noichęćwalkipo

kolejnych porażkach. Trudno się po tym pozbierać, ale

postanowiłem, że wracam do domu po świętach. Dom jest
jeszcze wynajęty, więc zatrzymam się u znajomego, ale muszę

sięrozejrzeć,zobaczyć,codalej.

– Smutno mi będzie bez ciebie. Ja też powinnam coś

postanowić,bobezciebiechybaniedamradytegociągnąć.

–Spokojnie,niemartwsię,przeszkolęWłodka,maszAnię.

Siedzielijeszczedługoposkończonymobiedzie,cieszącsię

swoim towarzystwem, świecami, kominkiem, i choć wiedzieli,
żemusząwracać,niespieszyłoimsiędopracywstajni.

Ewa

była

urzeczona

tym

spotkaniem,

miejscem.

Postanowiła,żezaprosituRoberta.

Muszę sprawdzić, czy to urok tego miejsca tak na mnie

podziałał, czy to Romek sprawił – pomyślała, a na głos
powiedziała:

– Chodźmy już, pora karmienia się zbliża i już pewnie

wszyscy nas szukają, a musimy jeszcze zahaczyć o klinikę po
środkinaodrobaczenie.Mamnadzieję,żejeszczejestotwarta.

Wracając, musieli nadłożyć trochę drogi, ale Ewa chciała

podpytać, co u Wojtka. Czuła się poniekąd odpowiedzialna za

jego kłopoty, a pasty odrobaczające też były potrzebne.

background image

Zatrzymali się pod kliniką. Na szczęście jeszcze była otwarta.

Weszlidoprzestronnego,jasnegopomieszczenia.Wszystkobyło
sterylne, urządzone jak szpital. W poczekalni stały jasne

skóropodobne sofy, poidła dla psów, był sklepik z karmami

specjalistycznymi, przychodzili tu właściciele psów i kotów ze
swoimi pupilami. Do koni weterynarze przyjeżdżali do stajni,

nie było tu szpitala dla nich. Ewa z Romkiem minęli kilka
zestresowanych psów i nie mniej zdenerwowanych właścicieli,

i podeszli do kontuaru, za którym siedziała młoda, szczupła
dziewczynazniespokojnymioczami.

–Dzieńdobry,możemyrozmawiaćzkimśmającymkontakt

zdoktoremWojciechemBrylskim?

Dziewczyna zrobiła się jeszcze bardziej nerwowa. Ewa

zastanawiała się, czy to efekt ich pytania, czy jest taka
wypłoszonaznatury.

– Spytam doktora – powiedziała tylko i pośpiesznie weszła

dogabinetu.

Po chwili wyszła z gabinetu z lekarką, niską drobniutką

dziewczynązczarnymiwłosamiupiętymiwciasnykokibardzo
poważnąminą.

– Proszę za mną – powiedziała tonem przyzwyczajonym do

wydawaniapoleceń.

Weszlidobiura,poprosiła,abyusiedli.
– Czego państwo sobie życzą? Jestem jego znajomą.

Niestety, doktora nie ma i nie wiadomo, kiedy wróci, sprawy

rodzinne.

– Nazywam się Ewa Tarnowska ze stajni „Pod lasem”.

Potrzebuję pasty do odrobaczania. Mam też informację dla
Wojtka, to ważne, w sprawie śmierci konia, to może go

uratować.Widzieliśmynagrania,naktórychwłaścicielkakonia

background image

znęcasięnadnim.Chciałammutopowiedzieć,alenieodbiera

telefonu.

– Super, kamień spadł mi z serca, bardzo się o niego

martwię. To dobry lekarz i wspaniały człowiek. Zadzwonię do

niegozaraz,możeodemnieodbierze,acodopasty,toniemam
dostępu do składziku Wojtka. Muszę wziąć od niego klucze.

Przyślękogośdostajni,aterazmuszęjużlecieć,bozostawiłam
asystentkęzpacjentem.Jeszczerazdziękujęidowidzenia.

– Do widzenia – powiedzieli jednocześnie, wychodząc

zgabinetu.

Po powrocie zobaczyli, że faktycznie już na nich czekają. Nie

mogli się przemknąć niezauważenie, więc postanowili, że utną
plotkiodrazu.

–Dobrywieczór,pewnieszukaciestajennego.
Romekwysiadłzsamochodu.

– Byliśmy w klinice, a potem szefowa zaprosiła mnie na

pożegnalnyobiad,poświętachodchodzę.

Ewawykorzystałazamieszanieiweszładodomu.Rozeszło

się, mogło być gorzej – pomyślała. Jeszcze mi takiej sensacji

brakuje,chociażpewniedowiedząsię,żeRobert…Nowłaśnie–
pomyślała,żemusidoniegozadzwonić.Jużzbytdługomilczała,
nieodbierałajegotelefonów,nieczytałamaila.Poprzyjściudo
domu nie przebrała się, jak zwykle w robocze ciuchy. Chciała
sięlepiejpoczuć,wybrałanumerRoberta.

– Ewuś, kochanie, zadzwoniłaś, spotkajmy się, proszę,

awszystkociwytłumaczę.

–Dobrze,kolacjajutroodziewiątejwieczórwKonstancinie.

Spotkamysięwrestauracji.

–Będę,dziękuję.Nawetniewiesz,iletodlamnieznaczy.

background image

Ewa odłożyła słuchawkę i dopiero teraz się przebrała.

Nakarmiła zwierzęta, wypuściła psa na chwilę do prywatnego
ogródka. Miała iść pomóc w stajni, ale poczuła się tak

zmęczona, że poszła do sypialni. Ppomyślała, że coś poczyta,

uspokoi się. Wzięła z biblioteczki swoją ulubioną książkę
Mostowicza Pamiętnik Pani Hanki, ale po przeczytaniu kilku

stronzadzwoniłtelefon.

–Cześć,Magda,cotam,myślałaśomojejsprawie?

– Tak, ale chciałam zapytać, czy rozmawiałaś już z jej

ojcem?

–Czyim,Olgi?
–Notak,czytyśpisz?

– Faktycznie jestem w łóżku, zmęczona jak diabli, po co

miałabymznimrozmawiać?

– Dziwne, że jeszcze z nim nie rozmawiałaś. To najlepsze

wyjście,musiszmuprzesłaćnagranie.

–Przesłałam.
–Ico?
–Nic.
– Musisz z nim porozmawiać, on może wycofać sprawę

oubezpieczenie,cobędziedobredlaWojtkaitwojejstajni,no
i dla niego oczywiście. Jeśli nadal będą węszyć, nikomu nie
wyjdzietonadobre.Albowieszco,dajmijegonumer,powiem,
żejestemtwoimprawnikiem.

–Prześlęci,dzięki,kochana.

–Dobranoc–zaśmiałasię.–Chodziszspaćzkurami.
–Fakt,jaktonawsi.Dobranoc.
Ewaprzeczytałajeszczekilkastronizasnęła.
– Znów zaspałam na poranne karmienie – powiedziała do

siebieEwa,spoglądającnazegarek,którypokazywałdziewiątą.

background image

– Ledwo zdążę na trening. Mam nadzieję, że Ania już czyści

konie.

Wcisnąwszysięwstrójdojazdykonnej,którywydawałsię

jeszczemniejszyniżwczoraj,zeszłanadół.Nakawęniemiała

już czasu, dała tylko zwierzętom jeść i wypuściła psa. Były
bardzoobrażone,żeniepoświęcaimdośćczasu,kotprawienie

tknął jedzenia, a pies nie chciał odchodzić od drzwi. Padał
deszcz,więcwpuściłagododomu.Podrodzedostajnizłapała

płaszcz przeciwdeszczowy. Padało ze wszystkich stron, więc
gdy doszła do stajni, twarz miała całą mokrą. To ją trochę

ocuciło.

Dzień był ponury, szary, ale w stajni paliło się światło i już

naniączekali.

– Dzień dobry wszystkim, zaspałam – tłumaczyła się Ewa,

bonielubiła,jakktośnaniączekał.

– Po wczorajszym treningu, nie dziwie się – powiedział

Piotr.

Ania już siodłała pierwszego konia, który prawie spał. On

teżjestsenny,niedziwięsię,zwierzętateżreagująnapogodę–
pomyślałaEwa.

Przejęła konia od Ani i poszła do ujeżdżalni, Piotr za nią.

Ania zaczęła przygotowywać innego konia, a Roman i Włodek
omawialicoś,ztrudemsiędogadując.RomekspoglądałnaEwę
przez szeroko otwarte drzwi do ujeżdżalni, próbując złapać jej
spojrzenie.

Ewa wsiadła na konia, ciesząc się, że ma schodki, bo

poczuła zakwasy w nogach. Po chwili stępa obudzili się
z koniem i byli gotowi na trening. Koń fantastycznie reagował
napomoce,aonawykonywaławnajdrobniejszychszczegółach

polecenia trenera. Koń był bardzo doświadczony i choć Olga

background image

tylkoskakała,końumiałznaczniewięcej.Byłprzygotowanydo

klasy CC w ujeżdżeniu. Był to bardzo drogi koń rasy KWPN,
sprowadzony z Holandii, kasztanowatej maści. Na imię miał

Biscuit.

Powinnaś

na

nim

wystartować

w

zawodach

ujeżdżeniowych. Nie spodziewałem się, że on jest tak dobry.

NamówięOlgę,możeniebędziemiałanicprzeciw.

– Nie, dzięki, nie lubię zawodów, to nie mój koń.

Musiałabym trenować codziennie, wiesz przecież, ile to
wymagawysiłku.

Notak,ale…poczekamynaOlgę,zobaczymy,codalej.
Następnekonieteżbyłyświetne,alepierwszybyłwybitny.

Ewapomyślała,żemożegdybymiałatakiegokonia,tojejżycie
nabrałobywiększegosensu,aleszybkozganiłasięzatęmyśl.

Jeszczemimałokłopotów–pomyślała.
–Miłomiećmyślącąosobęnakoniu–skwitowałPiotr.

– Z jednej strony spokój i roztropność przychodzą

z wiekiem, ale z drugiej strach, brak energii i cynizm –
odpowiedziałaEwa.

Przekazywała po kolei konie Ani, która wprowadzała je na

karuzelęnastępa,asamawsiadałananastępnego.

Po zakończonej serii marzyła tylko o kąpieli, wypoczynku

i przebraniu się w coś luźniejszego, ale wychodząc, spotkała
Kamę. Dawno jej nie widziała, więc wypadało pogadać. Kama
byłaaktorką,grałagłówniewserialachitoroledrugoplanowe,

nie była obsadzana zbyt często, ale pisały o niej magazyny dla
kobiet. Sesje zdjęciowe często były organizowane w stajni.
Miała około czterdziestki, co dla aktorki nie jest dobrym
wiekiem, i ciągle na to utyskiwała, walcząc z czasem na

wszelakie sposoby. Była piękna, ruda, z kręconymi długimi

background image

włosami, porcelanową cerą i kocimi zielonymi oczami, miała

świetną sylwetkę, bardzo kobiecą. Jeździeckie ubrania
z najnowszych kolekcji leżały na niej znakomicie, była zawsze

przygotowananaspotkaniezpaparazzi.

– Czy masz dziś sesję w stajni? Wyglądasz rewelacyjnie –

zapytałaEwa,podziwiającjejubiórimakijaż,rzęsyipaznokcie.

–Nie,adlaczegopytasz?
–Jesteśtakubrana,wyglądaszjakmiliondolarów.

– Dzięki, zawsze się staram tak ubierać, żeby nie było

wtopy, gdy ktoś mnie przypadkowo sfotografuje – powiedziała

wyraźniezadowolona.

–Notak,jaktyznajdujesznatowszystkoczas?

–Naco?
–Paznokcie,rzęsy…
– Wprawa, to należy do mojego zawodu. Słyszałam, że

jeździsznakoniachOlgi,toprawda?

– Tak, trenuję z Piotrem pod nieobecność Olgi. Wyjechała

pośmiercikonia.

–Tyjejtaknieżałuj,topodstępnażmija.
– Nie żałuję jej aż tak bardzo – powiedziała Ewa,

przypominającsobiefilm.–Aletojeszczedziecko–dodała.

–Ładnemidziecko,prawiemirolęzabrała.Wkręciłasięze

mną na plan, uwiodła reżysera, ma mieć wkrótce próbne
zdjęcia.Jamarzyłamotejroli,aterazchcązatrudnićmałolatę.

–Lepiejtakniemów,bocięoskarżąozabiciejejkonia.

–Przecieżjużmająweterynarza.
– No tak, ale my wszyscy mieliśmy dostęp do różnych

leków,którezostawiał,więcmożebyćztegowiększyproblem.
Mamjeszczenagrania…

–Takmyślisz,oBoże,jużlecę.

background image

Pobiegła do samochodu. Ewa widziała, jak rozmawia przez

komórkę,pewniezjakąśgazetą,którałowisensacje.

Po co ja jej to powiedziałam, teraz jeszcze będę miała

problemyzprasą–pomyślała,karcącsięzaszczerość.

Ewa myślała, że Kama jeszcze wróci, pogadać, pobyć ze

swoimkoniem,aletaodjechała.

No trudno, reklama tego typu nie jest mi potrzebna, ale

może ona będzie miała moim kosztem swoje pięć minut –

pomyślała.

DosocjalnegoweszłaAnia,podeszładoekspresudokawy.

–Zróbmiteż,proszę.Niepiłamrano,padam–powiedziała

Ewa.

– Dobrze, oczywiście. Muszę chwilkę usiąść, długi dzień

przedemną.

Ania przyniosła pachnące kawy do stolika i rozsiadła się

wgłębokimfotelu.

– Rozmawiałam właśnie z Kamą, twierdzi, że Olga jest

podstępna,cotyoniejmyślisz?

–No,aniołkiemtoonaniejest,wykorzystujeurodę,ażeto

działa, romansuje z Wojtkiem, Piotrkiem, do stajennego robi

słodkie oczy. To jej sposób bycia, ale irytujący dla innych
dziewczyn.Jaktylkowie,żeobserwujejąfacet,zmieniasięnie
dopoznania,takjakbygrała,próbujeswegouroku.

– No tak, może mi wydaje się taka nierozumiana przez to,

żejestobca,możechcesięprzypodobać?

–Minie!–prawiewykrzyknęłaAnia.–Razmipowiedziała,

że jak mnie nie stać na stajnię, to żebym przeniosła konia, bo
ona chce kupić jeszcze jednego i nie ma miejsca. Marnie
traktujeswojekonie.

Ewaniemogłauwierzyćwto,cosłyszy.Faktycznieodcięła

background image

się od życia stajennego. Może nie chciała wiedzieć, jak jest

naprawdę.Wstajnisązawszejakieśintrygi,sojusze,przyjaźnie
lub nienawiść do grobowej deski. Teraz znowu żal jej było Ani

i straciła nagle zapał do trenowania koni Olgi, ale obiecała jej

ojcu,więcdotrzymasłowa.

Poszła jeszcze zobaczyć, jak radzi sobie Włodek. Był

wswetrze,któryodniejdostał,cojąucieszyło.Uśmiechnęłasię
doniego,aleonniezauważył,pochłoniętypracą.

– Jak wam idzie? – zapytała Romka, wiedząc, że Ukrainiec

niejestzbytrozmowny.

– Bardzo dobrze, zgrywamy się, prawda, Włodku? –

powiedziałgłośno,abytamtensłyszał.

–Tak,tak–odpowiedział,niepatrzącnanich.
Ewa postanowiła, że zapyta o szczegóły, gdy będą sam na

samzRomkiem.Wiedziała,żeterazitaknieodpowieszczerze,
ale chciała jakoś zagadnąć, sprawić wrażenie, że nad

wszystkim panuje. Ale w rzeczywistości tak nie było, wszystko
sięrozłaziło.

Dziś wieczorem Ewa miała spotkanie z mężem, być może

wkrótcebyłym.Musiałasięprzygotować,wzięłaprysznic,żeby

nieśmierdziećstajnią,iwmyślniechżałuje,costracił,zaczęła
się bardzo starannie przygotowywać, obmyślając przy okazji
scenariusze rozmowy. Już dziś nie zamierzała się pojawić
wstajni,abynieprześmierdnąćamoniakiem,którymczućmocz
konia. Atmosfera w stajni zaczęła ją irytować. Postanowiła

pogadaćzRobertem,onjestbezstronny,więcciekawabyła,co
myśli.

Pojechała do restauracji, aby być wcześniej i napić się

herbaty przy kominku. Ale nie minął nawet kwadrans, gdy

wszedł Robert. Prawie wszystkie oczy zwróciły się w jego

background image

stronę, był świetnie ubrany, na luzie i jednocześnie elegancko,

emanowałpewnościąsiebie.

Przywitałsięjednakjakośniezgrabnie,naglezniknęłajego

pewność siebie. Nie była pewna, czy chce ją pocałować, ale

tylkojąobjął,mówiąc:

– Cześć, myślałem, że będę wcześniej niż ty. Ładnie

wyglądasz–dodał,mierzącjaodstópdogłów.

–Tyteżnienajgorzej–odparła,myśląc,żespędzilikilkalat

wAnglii,ajużrozmawiająjakAnglicy.Zarazbędzieopogodzie
–dodaławmyślach.

Na szczęście Robert chciał wyrzucić z siebie wszystko jak

najszybciej, jakby się obawiał, że ona zaraz się rozmyśli

iwyjdzie.

– To była nic nieznacząca noc na wyjeździe służbowym,

wypiłem za dużo i zwierzyłem się, że mieszkamy oddzielnie.
Była bardzo współczująca, zaprosiła mnie do swego pokoju na

jeszcze jednego drinka. Po powrocie do pracy nie było okazji,
żebyzniąporozmawiaćsamnasam,aniechciałempublicznie
jejmówić,żebyłatopomyłka.Niewiedziałem,czegosięmożna
poniejspodziewać,więczaprosiłemjądonaszegodomu,żeby

sięzniąrozmówićostateczniebezhisterii.

– Dobrze, zamówmy już coś – powiedziała Ewa, widząc

zbliżającegosiękelnera.

Gdy już zamówili i kelner odszedł, Robert zaczął

przepraszać.

–Tylkociebiekocham,jesteśjedynaosobą,doktórejmogę

mówić: a pamiętasz, znamy się tyle lat, nie przekreślaj tego,
proszę,łączynastakwiele.

– To prawda, dlatego zdziwiłam się, widząc cię z takim

dzieckiem.Myślałam,żejesteśponadto.Myliłamsię,widaćnie

background image

myślałeśwtedyzbytwiele.

–Ok,dowalmi,zasłużyłem,alewróćnaswoichwarunkach.

Nie mogę przestać o tobie myśleć, już świruję, kocham cię,

wszystkozaakceptuję.

– Wątpię – powiedziała, patrząc w ogień buzujący

w kominku. Ogromne polana żarzyły się, nadaremnie próbując

ogrzaćogromnepomieszczenie.

– Spróbuj – odparł, starając się spojrzeć jej w oczy,

bezskutecznie.

– Dobrze, nie chcę być okrutna i trzymać cię

wprzeświadczeniu,żetotyjesteśtenzły.Zarazjakwybiegłam
zdomu,upiłamsięiteżsięzkimśprzespałam.

– Z kim? – zapytał odrobinę za głośno i prawie wstał

z krzesła, ale widząc, że zwraca na siebie uwagę, usiadł
ijeszczeraz,tymrazemszeptem,spytał:

–Zkim,dodiabła–wycedziłprzezzaciśniętezęby.Mięśnie

twarzyporuszałysiępodidealniewygolonymzarostem.

– Nieważne. – Ewa spojrzała mu w oczy. – Co cię to może

obchodzić?

– Obchodzi! Jesteś jeszcze moją żoną. No tak, tylu się tam

wokółciebiekręci.

– Nie rozśmieszaj mnie, faktycznie świrujesz, a o tym, że

maszżonę,najwyraźniejzapomniałeś,zapraszająckochankędo
naszegodomu.

–Notocoproponujesz,codalej?

–Niewiem.Jedzmy,wyglądasuper–powiedziałatrochędo

Roberta,trochędokelnera,którystawiałtalerzeprzednimi.

–Spotykaszsięznimjeszcze–nieodpuszczałRobert.
–Tak,bardzoczęsto,aleniewtakimsensie,jakmyślisz.

Ewa cieszyła się, że udało jej się wyprowadzić go

background image

zrównowagi.Nieczęstowidziałagowtakimstanie.Przyjemnie

było przekonać się, że mu jeszcze na niej zależy, schlebiało jej
to. Nagle poczuła, że ktoś im się przygląda. Gdy rozpoznała

Vadima,uśmiechnęłasięiskinęłagłowąwjegokierunku.

– To pan Vadim – powiedziała do Roberta. – Jest sam,

wypadagozaprosić,zresztąmamdoniegosprawę.

Vadim faktycznie podszedł do ich stolika, wyglądał na

przybitego.

–Dobrze,żepaniąwidzę.Dzwoniłapaniprawniczka.Mogę

sięprzysiąść?Musimypogadać,zresztąsmutnojeśćsamemu.

–Zapraszamy–powiedziałRobertiwstał,żebyodsunąćmu

krzesło.

– Dziękuję, nie przeszkadzam w romantycznej kolacji? –

zaśmiałsięjakośtaknieprzyjemnie.

Ewateżsięzaśmiałaizapytała,abyzmienićtemat:
–CouOlgi,mówiłjejpanonagraniu,coonanato?Kiedy

wraca?–Mówiłatakszybko,żeVadimniewytrzymał.

–Powoli,nierozumiem,jakpanitakszybkomówi.Postaram

się odpowiedzieć. Zzdziwiła się, nie wiedziała, że w ujeżdżalni
są kamery. Jest załamana, namawia mnie, żebym nie brał

pieniędzyodubezpieczycieli.Zaparędniwraca.Ucieszyłasię,
że pan Wojtek nie jest już weterynarzem, co mnie zdziwiło, bo
myślałem,żegobardzolubi.

–Apanconato?–dopytywałaEwa.
– Chwileczkę, o co chodzi z tym wszystkim? – odezwał się

Robert. – Nikt mi nic nie mówi. – Nie wiedział, jak się ma
zachować.

–Potemciopowiem.–EwaspojrzałanaVadima.
–Copannato?–Wpatrywałasięwniego.

– Nie wiem, co robić. To dużo pieniędzy, ale że kłopoty

background image

może mieć moja córka, to pewnie faktycznie odpuszczę. Nie

chcę też niszczyć kariery Wojtkowi – dodał po chwili namysłu,
aleniezabrzmiałotoszczerze.

– Chciałem za te pieniądze kupić stajnię – mówił dalej

Vadim, tym razem bacznie przyglądając się Ewie. – Chciałem
odkupićjąodpani.

BadawczywzrokVadimaprzesuwałsiępoEwieiRobercie.

RobertpatrzyłzdziwionynaEwę.

Vadimzacząłimsięzwierzać,ażejużbyłtrochęwstawiony,

było tego sporo. Głównie narzekał na córkę, która jest już

właściwie dorosła, ale to jeszcze dziecko i musi ją chronić.
Tłumaczył jej zachowanie w ujeżdżalni tym, że wcześnie

straciłamatkę,niematuprzyjaciół,jestzagubiona.

Gdyjużskończylijeść,wezwałkelnera.
–Namójrachunek.–Kelnerkiwnąłgłowąiodszedł.
VadimzwróciłsiędoEwyiRoberta.

– Zapraszam do siebie na kawę, to jest tu za rogiem,

kierowcaczeka,pokażęwam,jakmieszkam.

– Jest już bardzo późno – oponowała Ewa. Nie chciała już

słuchaćoOldze,choćciekawabyła,jakmieszkają.

–Bardzoproszę,pokażęwamdom,tylkonachwilkę.
Zgodzili się w końcu, bo nie wypadało odmówić. Kierowca

podjechał pod same drzwi restauracji. Z przyjemnością
rozsiedli się na tylnych siedzeniach wspaniałej limuzyny
z podgrzewanymi fotelami. Niestety, podróż nie trwała długo,

kilka minut później już skręcali do willi, lecz najpierw trzeba
było przejechać obok budynku ochrony. Zatrzymali się przed
wejściemgłównym,gdzieczekałnanichlokaj.

– Przynieś nam kawę do salonu – powiedział tylko pan

Vadim.

background image

Lokajzniknął.Vadimzacząłoprowadzaćichpodomu.Ewa

była już bardzo zmęczona, chciała tylko usiąść, ale wypadało
chwalić,zresztągospodarztegonajwyraźniejoczekiwał.

– Wiem, że duży dla mnie i Olgi, ale ten dom jest do

przyjmowania gości, ja sam i Olga mamy wydzielone bardziej
przytulneapartamenty.

Ewa, rozglądając się, myślała, że dom jest trochę tandetny,

przeładowany. Spojrzała na Roberta, a ten odwzajemnił jej
spojrzenie,uśmiechającsięznacząco.Vadimoprowadzałichpo

domu dumny jak paw, czekając na pochwały, których zresztą
mu nie szczędzili, zwracając uwagę na meble robione na

zamówienie na wzór angielskich, sofy chesterfield, czuli się
prawie jak w Wielkiej Brytanii. Niestety, w odróżnieniu od
tamtejszychdomów,tubyłowszystkiegozadużo,byłotonowe
i trochę w złym guście. Jedynie biblioteka była stonowana,

dobrze zaopatrzona, choć pokój nie wyglądał na używany zbyt
często. Ewa najchętniej posiedziałaby właśnie w tym miejscu,
ale Vadim nalegał, aby przejść do salonu. W salonie było
o dziwo całkiem przytulnie, kominek wyzwalał dobry nastrój,

kawa już czekała na drewnianej ławie, podana w pięknych
filiżankach.Naścianachwisiałokilkacennychobrazów,wtym
dwa namalowane przez Kossaka, i to właśnie na nie Ewa
spoglądałanajczęściej.

– Tak, to oryginały – powiedział Vadim, łowiąc jej

spojrzenie.Byłbardzodumny.–Sporokosztowały,ajakieśtakie
ponure–dodał.

–Piękne–powiedziałaEwa,niespuszczającznichwzroku.
– Dobrze, że się pani podobają. Znaczy, że nie

zmarnowałem pieniędzy – powiedział z nieprzyjemnym

background image

uśmiechem.

– Dokąd pojechała Olga? – zapytała Ewa, chcąc zmienić

temat.

– Do naszego mieszkania w Hiszpanii, świetna pogoda,

pojechałatamzkoleżanką,rozerwąsiętrochę.

– No tak, teraz treningi w hali to wyzwanie. Zimno, dzień

krótki, motywacja już nie taka jak latem, teraz na wsi nie jest
przyjemnie.

–Ja,jakpaństwowiedzą,rozglądamsięzawłasnymdomem

zestajnią,choćniewiem,czyterazniezrezygnujęzszukania,

bezpieniędzyzubezpieczeniabędziemitrudnocośkupić.Olga
chcewięcejkoni,jesttoopłacalnybiznes?–zapytałVadim.

–Nie,zdecydowanieniejest,chybażemasiękilkaswoich

koni, to można sobie to zrekompensować, przyjmując
pensjonariuszy,aletakjakdlamnie…

– Może pani chce sprzedać? Chciałem kupić za pieniądze

z ubezpieczenia, ale co zrobić, może pani coś spuści –
powiedział,uśmiechającsięchytrze.

–Może,jeszczeniewiem–powiedziałaEwa.
–Chceszsprzedaćstajnię?!–wykrzyknąłzdziwionyRobert.

–Nicminiemówiłaś,toprzezemnie?

–Nie,alemusimyotymkiedyśporozmawiać.
Robert nieco się zmitygował, a Vadim obserwował całą

sytuacjęzdużymzaciekawieniem.Pewniejużwidziałsięwroli
właścicielastajni.

–PanieVadmie,acozWłodkiem,czyonupanapracuje?
–Tak,jestogrodnikiem.Wysłałemgodopanirano,więcjak

wróci, ma mnóstwo czasu, żeby zająć się ogrodem, zresztą
pracyterazniemazadużo,tylkoodśnieżanie.

–Musimyporozmawiaćojegozatrudnieniu.

background image

–Obniżymipanizapensjonatibędziedobrze.

– No nie wiem, może być z tego kłopot, jeszcze o tym

porozmawiamy,aterazjużpóźno,musimyranowstać.

Wkrótce potem wstali, szykując się do wyjścia, odmówili
podwiezienia do restauracji, chcieli się przejść i ochłonąć.

Wychodząc z domu, Ewa zauważyła Włodka, przemykającego
szybko.Udawał,żejejniewidzi.

Dziwne–pomyślałatylko.
–Dlaczegochceszsprzedaćstajnię?Przezemnie?Niemasz

pieniędzy? Co się stało? – gubił się w domysłach Robert,
zasypującjąpytaniami.

– Nie wiem jeszcze, ale faktycznie nie zarabia. Gdybym

chciała

zarobić,

musiałabym

chyba

otworzyć

szkółkę

jeździecką,aniemamjużsiłytegosamaciągnąć.Jestemciągle
zmęczona, kłopoty, intrygi, śmierć konia, wszystko się złożyło.

Ciężkomisamejtociągnąć,pracanonstop.

– Jeśli chcesz, mógłbym pomagać ci w weekendy. Nie

wiedziałem,żecitakciężko.

–Dzięki,aleniewiem,czytomasens.Stajnianiezarabia,

robota bez sensu, cały czas jesteś w pracy, stres. Nie wiem,
jeszczeniepodjęłamdecyzji,alechodzimitopogłowie.

–Pamiętaj,całyczasmożeszsiędomniezwrócićpopomoc,

wieszprzecież.

– Tak, wiem – odpowiedziała, wiedząc, że zwrócić się do

niegopopomoc,tojakbyprzyznawaćsiędoporażki.

Przechodzili obok ruiny z wielkim, zapuszczonym parkiem.

Ażprzykrobyłopatrzeć,jakwszystkoniszczeje.

–Pamiętasz,jakchcieliśmytuzamieszkać?–zapytałaEwa.

– Tak, wtedy był tu jeszcze kwaterunek, ale nie wiem, co

background image

gorsze.Terazjużcałkiemsięwali.–Wjegogłosiepobrzmiewał

smutek.

–Amychcieliśmytowyremontowaćitumieszkać.Remont

i utrzymanie takiego pałacu, zabytku, pewnie pod ochroną

konserwatorską, zrujnowałyby nas pewnie. Dobrze, że to
marzenie się nie spełniło. Teraz żałuję, że marzenie ze stajnią

sięspełniło.

–Przemyślto,wespręcięwewszystkim,copostanowisz.

– Miło z twojej strony, tylko dziwi mnie, dlaczego nagle

jesteś dla mnie taki miły, przecież nienawidzisz tego miejsca

iwszystkiego,cosięztymwiąże.

–Dajznać,copostanowisz.Zobaczymysięwtenweekend?

–powiedziałRobertniemalbłagalnymtonem.

– Nie, może w następny – tym razem to ona dyktowała

warunkiizaczynałojejsiętopodobać.

Doszli do zaparkowanych samochodów i rozjechali się do

swoichpustychdomów,obojeczującniedosyt,właściwietonie
mielikiedyporozmawiać.

Ja przynajmniej mam zwierzęta, które na mnie czekają –

pomyślałaEwabezsatysfakcji.

background image

Robert

PotymspotkaniuRobertpoczuł,żemożejąstracić.Ciekawbył,
z kim mogła go zdradzić. Nie potrafił myśleć o niczym innym.
Ktotobył–tłukłomusiępogłowie.–MożePiotrek,wprawdzie
młodszy, ale nie wiadomo, może weterynarz, dostawcy, tyle

ludzi się tam kręci, a może Vadim, nie, raczej nie. Od razu
odrzucił tę myśl jako zbyt absurdalną. Całą drogę na Sadybę
myślał, kto to był. Dopiero potem uświadomił sobie, że
najważniejsze jest to, że ona może już nie być jego, a zawsze

była, zawsze go wspierała. Wszystkie wspomnienia z młodości
toona.Niepamiętajużżyciabezniej,nigdyniemyślał,żeona
możezniknąćzjegożycia,byłacząstkąjegosamego.Kiedysię
to zaczęło, jak mogli pozwolić, żeby ich drogi się rozeszły –
myślał.Postanowił,żeoniązawalczy,niemożejejstracić.

background image

Ewa

Ewa, jadąc do domu, myślała o tym, jak dużo mają wspólnych
wspomnień.Znamgoprawietrzydzieścilat,całedorosłeżycie,
większość wspomnień wiąże się z nim. Może pora budować
życie na nowo, ale czy mam na to siłę – myślała. To, że ją

zdradził,niebyłodlaniejnajważniejsze,najgorszebyło,żenie
chciał jej wspierać, jakby nie chciał, żeby miała coś swojego.
Ciekawe,czyonzdajesobieztegosprawę,pewnienie.Muszę
gootozapytaćnastępnymrazem–postanowiła.–Możeonnie

ma o tym pojęcia, a ja chowam urazę, zamiast mu to
powiedzieć.

Najdziwniejsze jest to, że teraz, gdy on chce jej pomagać,

ona już straciła zapał do tego biznesu. Jak dziwne życie pisze
scenariusze–pomyślała,wjeżdżającprzezbramę.

Obudziła się wcześniej niż zwykle, było jakoś jaśniej. Gdy

podeszładookna,wszystkostałosięjasne,spadłśnieg.Pewnie
stopniejewciągudnia,aleterazjestpięknie–pomyślała.Było
zbyt wcześnie, żeby iść na trening, a chciała pozbierać myśli.
Ubrałasiępospiesznieiwradosnymnastrojuposzłanaspacer

dolasu.Zabrałazesobąpsa,którycieszyłsięjakszczeniakze
zmianyotoczenia.

background image

– Blade, ile ty masz lat? – powiedziała do psa, gdy ten

zabawiał się śniegiem, wąchał, odskakiwał. Zabawa sprawiała
muniesamowitąradość,coudzielałosięEwie.

Dzieńbyłpiękny,słońcerozświetlałośnieg,któryskrzyłsię

oślepiająco. W mieście nie ma takiej zimy, tylko breja,
samochodywszystkorozjeżdżą–pomyślała,podziwiającgałęzie

uginające się pod ciężarem śniegu i wsłuchując się w ciszę.
Szła znaną sobie ścieżką, poznając ją na nowo. Była tak

zadowolonazespaceru,żestraciłarachubęczasu.Spojrzałana
zegarek w komórce i natychmiast zawróciła, prawie zaczęła

biec.Zbliżałsiętrening,aonajeszczemusiałasięprzebrać.

Gdy przechodziła obok stajni, zaczepił ją Roman, ubrany

wroboczystrój,nieogolony.Zanimjeszczepodszedł,wiedziała,
że coś się stało. Z przerażeniem czekała, co powie. W końcu,
gdypodeszładośćblisko,powiedział.

– Chciałbym złożyć wymówienie, mam dwa tygodnie

wypowiedzenia, ale najchętniej wyjechałbym już – powiedział,
starającsięnaniąniepatrzeć.

–Cosięstało?Dlaczegotakmówisz?–Ewębardzozdziwił

tonRomka,naglejakbyrozmawiałazobcymczłowiekiem.

– Nie wiesz? Kiedy chciałaś mi powiedzieć, że pogodziłaś

sięzmężem?

–Musiałamsięwkońcuspotkać,musieliśmyporozmawiać,

jesteśmydorosłymiludźmi,nawetjeśliniebędziemoimmężem,
tozawszebędziemoimprzyjacielem,znamysięoddziecka.

–Akimjadlaciebiejestem?Przygodą?Zabawką?
– Nie denerwuj się. Jeszcze nie wiem, nie zdecydowałam,

wybacz.

–Nofaktycznie,jestcowybaczać,choćbyto,żezabrałaśgo

dotejsamejrestauracji,dlamnietocośznaczyło…Nieważne.

background image

Przemyślisz, co do mnie czujesz, ale mnie tu już nie będzie.

Wyjeżdżam, tak będzie lepiej, dasz sobie radę, ale uważaj na
Włodka,onjestjakbynaprzeszpiegach.

–Coprzeztorozumiesz?–powiedziałazaniepokojona.

– Vadim chce kupić stajnię i twoja jest na pierwszym

miejscu.Olgachcemiećwięcejkoni.

– Wiem, Vadim wspominał o tym. Doceniam, że mi to

mówisz, jest mi naprawdę bardzo przykro, że tak wyszło z tą

restauracją.Totakiepięknemiejsce,niepomyślałam,żebędzie
ciprzykroztegopowodu,alerozumiem.

Roman jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, zaczerpnął

powietrza, ale zaniechał, machnął ręką, odwrócił się

ipospiesznieodszedł.

Ewa przywołała psa, któremu niespieszno było do domu,

więc ociągał się, jak mógł, a Ewa niecierpliwiła się coraz
bardziej,bomusiałasięjeszczeprzebrać,okawieaniśniadaniu

nie było mowy. Gdy jednak doszła do domu, zmieniła zdanie.
Byłazbytzmęczonaigłodna,abywsiadaćnakonia.Zadzwoniła
do Piotra i poprosiła go, aby wylonżował konie, ona przyjdzie
później i wsiądzie tylko na Biscuita. Zrobiła sobie kawę, a na

śniadaniemuesli,izapadłasięwswoimulubionymfotelu.

Wszystko się komplikuje – pomyślała. – Może faktycznie

sprzedaćstajnię,skorojestkupiec.

Poczuła się bardzo zmęczona tym wszystkim. Postanowiła,

żejutroniewsiądzienakonie.Zrobisobiedzieńwolny.Spotka

sięzMagdą.Znałająjeszczezestudiów,jedynaprzyjaźń,która
przetrwałaemigrację,alemimożemieszkaterazwPolsce,nie
spotykały się za często. Magda też była koniarą, miała swoje
dwa konie, ale pracowała w korporacji jako prawniczka, więc

nie miały, kiedy się spotykać. Ewa miała zajęte głównie

background image

weekendy,aMagdapracowaławtygodniu,awkażdyweekend

była u swoich koni, w stajni po przeciwnej stronie miasta.
Zadzwoniła do Magdy od razu, choć zdawała sobie sprawę, że

itakjestzapóźnonaumawianiesięnajutro.Aletazgodziłasię

bezwahania,teżrobiłasobieprzerwęodkoniimiałapochodzić
po sklepach, kupić coś przed świętami, więc umówiły się

wgaleriihandlowej,wkawiarni,którąobielubiły.

– Bardzo się cieszę na to spotkanie – powiedziała Ewa,

kończącrozmowę.

I tak faktycznie się czuła. Chciała porozmawiać z kimś

o swojej sytuacji, bo sama nie dawała już rady. Muszę to
przegadać, a jednocześnie dawno nie byłam na zakupach –

pomyślałazzadowoleniem.

Z trudem zwlekła się z fotela. Choć dzień był piękny, ona

już nie miała energii po forsownym spacerze i po spotkaniu
zRomkiem.AlesprawiałajejradośćjazdanaBiscuicie,noinie

bezznaczeniabyłotakżeto,żePiotrjątakchwalił.

Jedyniejazdakonnamiwychodziwżyciu–zezdziwieniem

pomyślałaEwa.

Zdawała sobie jednak sprawę, że koń nie należy do niej

ijestzbytdrogi,abymogłasobienaniegopozwolić.

Przebrała się szybko i pobiegła do stajni. Koń już był

przygotowany, chyba przez Piotrka, bo Ani nie było dziś
wstajni.PojechałazRenatąnajakieśregionalnezawody.

– Dzięki, Piotrek, za przygotowanie konia, że też ci się

chciało.

Koń prezentował się świetnie, był wygolony, a jego

kasztanowate futro lśniło jak złoto, kopyta posmarowane
balsamem błyszczały. Wyglądał jak przed ważnymi zawodami.

Piotrek zresztą też prezentował się nieźle w obcisłych jasnych

background image

bryczesach i długich jeździeckich oficerkach. Ewa podeszła do

konia i podała mu przysmak. Koń zjadł ze smakiem i zaczął
obwąchiwać kieszenie. Ewa, śmiejąc się, wyciągnęła drugi

ipodałamu,jednocześniegłaszczącgopobłyszczącejszyi.

–Niemazaco,miałemtrochęczasu.Lubiępatrzeć,jakna

nimjeździsz.ChciałbymprzekonaćOlgę,żebywystawiłagona

jakichśzawodachujeżdżeniowychztobąjakojeźdźcem.Widzę
ogromnypotencjałujeżdżeniowy,wtobiezresztąteż.

–Bardzomiło,żetakmówisz.Ostatniofaktyczniewychodzi

mi tylko na tym koniu, wszystko inne leży. Ale może ty chcesz

wsiąść?

–Nie,wsiadampóźniej,aletylkonastępa.Kręgosłupminie

pozwala na kłus, chociaż może dziś spróbuję. Ciężko się
przyzwyczaićdobyciakaleką.

– No to ja chętnie popatrzę, rozumiem cię. Mi też nie jest

tak łatwo, jak kiedyś – odpowiedziała Ewa, wsiadając po

schodkachnakonia.

Ewaszybkozgrałasięzkoniem,odeszłozmęczenie,czarne

myśli,bylitylkooni,liczyłosiętylkoporozumieniemiędzynimi.
Tu czuła się dobrze, wiedziała, co ma robić, gorzej w życiu,

wszystkiedrzwipootwierane.Myślałatylkootym,cotuiteraz,
nieoprzeszłościczyprzyszłości,liczyłasiętylkotachwilaita
więź. Po skończonej jeździe, pochyliła się i objęła konia za
szyję.Tuliłasiędoniego,wdychającjegozapach.Wiedziała,że
poszłojejrewelacyjnie.Piotrekrównieżbyłzachwycony,nawet

nie musiał nic mówić, widziała to w jego intensywnie
niebieskichoczachiszerokimuśmiechu.

–MusiszkonieczniepokazaćOldze.Obiecaj,żewsiądziesz,

jaktylkoprzyjedzie.

–Ok,niemaproblemu,alejutroniewsiadam.Robięsobie

background image

dzieńwolny,widzimysięwponiedziałek.Ahaibędzieteżrano

ktoś z kliniki ze środkami na odrobaczanie, najwyżej ktoś inny
odbierze.Umówmysięwstępnienadziewiątą,pasuje?

–Ok,ciekawekogoprzyślązkliniki?

–Ciekawe,dozobaczenia.

W niedzielę w stajni zawsze kręci się dużo ludzi, właściciele
koni, ich znajomi, znajomi znajomych. Ewa nie lubiła tam być

wtedy,toteżbardzocieszyłasięzdniawolnego.Teraz,gdytyle
się działo, nie czuła się na siłach przyjemnie gawędzić

z każdym, kto przyszedł. Potrzebowała szczerej rozmowy
z Magdą. Znały się bardzo dobrze, mogły bez skrępowania

porozmawiać. Obie wiedziały, że mogą na siebie liczyć. Ewa
czuła się trochę niezręcznie, że zaniedbała tę wieloletnią
przyjaźń,alezawszecośbyło,najpierwLondyn,późniejbudowa
stajni.Czasudlasiebiecorazmniejizawszeobiecywałysobie,

że już niedługo się spotkają, a później mijało kilka miesięcy
inic.

Ewa wygrzebała z garderoby rzadko używane spodnie

ipasującądonichbluzkę,alegdynałożyłanasiebietenzestaw,

okazało się, że jest ciasny. W końcu założyła sukienkę, bo
wszystkie spodnie były za ciasne, a nie chciała pokazywać się
w galerii w stajennych ciuchach. W galeriach handlowych
ludzie chodzą wystrojeni, jakby wracali z kościoła. Może
rzeczywiście byli rano w kościele, a może galeria to nowy

kościół, miejsce, gdzie spotyka się ludzi i trzeba się godnie
prezentować. Po dłuższych oględzinach własnej sylwetki
uznała,żesukienkajązbytopina,wyglądakarykaturalnie,więc
założyłalegginsyisweter,aleczułasięwtymfatalnie.

Najwyższy czas zrobić zakupy – pomyślała, krytycznie

background image

przeglądającsięwlustrze.

Byłyumówionenapiętnastą,alepojechaładużowcześniej,

chciała najpierw sama pochodzić po sklepach, nie wiedziała,

czyMagdabędziemiałaczasnasnuciesiępogalerii.

Gdydojeżdżaładocelu,uderzyłoją,jakbardzoodzwyczaiła

się od miasta. Reklamy atakowały z ogromnych billboardów –

coś,odczegoodwykławAngliinawsi,zzaparkowaniemteżbył
dużyproblem.Ewapoczułasięzmęczona,zanimjeszczeweszła

do galerii. Myślała, że pochodzi po sklepach, ale wszystko ją
męczyło, hałas, ludzie, reklamy wciskające się z każdej strony,

nawet z głośników. Usiadła w kawiarni, popijając podwójne
espresso, obserwowała ludzi, jak są ubrani, przede wszystkim

kobiety,boniewiedziałanawet,czegoszukaćdlasiebie.Miała
nadzieję, że upatrzy coś, w czym byłoby jej dobrze. W końcu
dostrzegła Magdę. Była pięknie, kolorowo ubrana, włosy
świetnie ostrzyżone, ufarbowane na blond w różnych

odcieniach tak, że wyglądały naturalnie, jakby wróciła
zwczasów.Ewapoczułasięstaroibrzydko.

– Co się stało? Ktoś ci umarł? – zapytała Magda bez

ogródek,uśmiechającsięserdecznie.

Ewa spojrzała na siebie. Faktycznie wszystko było czarne,

żadnych apaszek, ozdóbek, koralików i innych dodatków,
wktórychkochałasięjejprzyjaciółka.

– Przytyłam, wszystko jest za małe, muszę zrobić zakupy

izacząćsięodchudzać.Chciałamcięprosić,żebyśmipomogła

w zakupach, jestem zagubiona. Faktycznie wszystko mam
czarne, żeby długo nie myśleć, co z czym zestawić, czarne
pasujedoczarnego.

– O matko! Nie wiem, czy mi się uda – przekomarzała się

Magda.

background image

– Fakt, właściwie cały czas siedzę na wsi, potrzebuję tylko

praktycznychciuchów.

–Czyliniesprzedajeszstajni?

– O czym ty mówisz? Wszyscy dookoła już wiedzą, że

sprzedajęstajnię,tylkonieja.

– No wiesz, światek jeździecki jest mały. Jak się rozwija

historiazmartwymkoniem,copostanowiłVadim?Kiedyznim
rozmawiałam,wydawałomisię,żewycofasprawę.

– Prawdopodobnie Vadim chce nadal kupić stajnię, sam mi

zaproponował. Może liczył, że ją kupi za odszkodowanie za

konia,aleterazchybajużniedostaniepieniędzy,niewiem.

–No,przykrahistoria.Nanudęniemożesznarzekać.

– No nie, ale to jeszcze nic. Przespałam się ze stajennym,

gdy dowiedziałam się, że Robert miał skok w bok. Jeżdżę na
wspaniałym

koniu,

Piotrek

namawia

mnie

na

starty,

z prowadzeniem stajni sobie nie radzę, z wyborem odzieży

również – ciągnęła Ewa, ale w końcu załamał jej się głos.
Myślała,żesięrozpłacze.

–Powoli,poczekaj,nienadążam.Opowiedzmiwszystkopo

kolei.Myślałam,żenawsijestnudno.

Ewa zaczęła opowiadać. Upłynęło sporo czasu, zanim

skończyła.Magdasłuchałazuwagą(onatoumiałanajlepiej).

–Notosięwpakowałaś.Cozamierzaszdalej?–dopytywała,

jużnieżartując.

– Zacznę od nowej garderoby – uśmiechnęła się smutno

Ewa. – Naprawdę nie wiem. Romek musi się sam uporać
zwłasnymżyciem.Narazieuciekłprzedwłasnymiproblemami,
musi sam poukładać swoje sprawy. Robert… Znamy się
właściwie całe dorosłe życie, tyle razem przeszliśmy, ale nie

wiem, czy będziemy umieli żyć z tymi naszymi zdradami i nie

background image

będziemy oskarżać się do końca życia. A ze stajnią pomyślę.

Jeśli Vadim zaproponuje dobrą cenę, to kto wie. Na razie nic
konkretnego nie mówił. Lepiej chodźmy na zakupy, ale jeszcze

powiedz,couciebie.

– Ja właściwie chciałabym wykorzystać okazję i coś

zaproponować, aby jeszcze więcej namieszać. Jak wiesz, nie

lubię mojej pracy, życia poza końmi i kilkoma znajomymi nie
mam,nieznoszębyćprzykutadobiurka,chcębyćzkońmi.

– No wykrztuś to wreszcie. O co ci chodzi? – dopytywała

przyjaciółkę.

– Chciałabym wydzierżawić od ciebie stajnię, wprowadzić

szkółkęjeździecką,hipoterapię,rozkręcićtojakoś,żebyzaczęło

zarabiać.

–Alepensjonariuszeniebylibyzadowoleni.Niechcą,żeby

imsięktośkręciłpostajni.

– Wiem, nigdy wszystkich nie zadowolisz, ale chciałabym

spróbować. Ty już nie chcesz się tym zajmować, a ja mam
energię. Po tym, jak poprosiłaś mnie o zajęcie się tą sprawą
z nagraniem, zrozumiałam, że tym chciałabym się zająć. Co ty
nato?

– Podoba mi się pomysł, daj mi czas do namysłu, nie

myślałamotakimrozwiązaniu,muszętoprzetrawić.

–Ok,nototerazchodźmynazakupy.Obydwiemusimysię

odkręcić – powiedziała Magda, zadowolona, że udało jej się
wreszciewyrzucićtozsiebie.

Magda wykazała się niesamowitą pomysłowością przy

doradzaniu w zakupach. Wybierała rzeczy, których Ewa nigdy
nawet by nie przymierzyła, i o dziwo miała rację, leżało
świetnie,pasowało.

– Może powinnaś zostać stylistką – powiedziała Ewa przy

background image

kolejnymtrafionymzakupie.

– Jeśli mi odmówisz, to pewnie się tym zajmę, kto wie –

śmiała się Magda, nie ustając w polowaniu na kolejne buty,

bluzki,spodnie…

Ewa przywiozła do domu cały bagażnik ciuchów. Czuła się

takzmęczona,jakbywybrałaobornikzewszystkichboksów.

Kiedy to wszystko na siebie założę, gdzie w tym pójdę –

pomyślała zakłopotana. – Może powinnam przystać na pomysł

Magdy i wydzierżawić jej tę stajnię, a sama zająć się czymś
innym?

Mimo zmęczenia długo nie mogła zasnąć tej nocy.

Analizowała wszystkie opcje, miała nadzieję, że spotkanie

zMagdąpomożejejuporządkowaćsprawy,atudoszłakolejna
sprawadoprzemyślenia.

Tego dnia wstała później niż zwykle. Dzień był pochmurny,

ciemny, wiatr potęgował uczucie chłodu. Ewa cieszyła się, że
zainwestowała w murowaną halę do jazdy konnej. Hala
namiotowadziśbychybaodleciała,mimożejesteśmyosłonięci
lasem – pomyślała. Gdy dochodziła do stajni, zauważyła na

podjeździe samochód Vadima z kierowcą, więc pomyślała, że
pewnie chce złożyć jej ofertę zakupu stajni i serce zaczęło jej
bić mocniej. Weszła do stajni, gdzie było ciepło i przytulnie,
pachniało sianem i końmi. Zobaczyła Piotra, który wyglądał,
jakbynaniączekał.Podszedłdoniej.

– Pan Vadim czeka na ciebie w socjalnym – powiedział

szeptem.–Przygotujękonie–dodałjużgłośniej.

Ewa szła do socjalnego najwolniej, jak mogła, po drodze

obmyślającscenariuszerozmowy.

Będzie co będzie, posłucham, co ma do powiedzenia

background image

ipoproszęoczasdonamysłu.

W socjalnym czekał Vadim z Olgą, która była bardzo

opalona.Wyglądałajeszczepiękniejniżzwykle,choćbyłanieco

podenerwowana.

– Witajcie, jesteś przepięknie opalona, odpoczęłaś? – Ewa

zapytała Olgę, ale bez entuzjazmu. Miała do niej uraz po tym,

co widziała na filmie. Straciła do niej serce, teraz to sobie
uświadomiła.Uznała,żeniechcejejwstajni,niechcewidywać

kogoś,ktotakokrutnietraktujezwierzęta.Niechceudawać,że
nicsięniestało.

–Tak,dziękuję–odpowiedziałaOlga.
Teraz zaczął mówić pan Vadim. Wyglądał, jakby przyszedł

dobićtargu.Teżbyłspięty.

– Może pani domyśla się celu mojej wizyty, chciałbym

odkupićodpanistajnię,mojaofertato…

Itupadłakwota,któraodpowiadałamniejwięcejtemu,ile

zainwestowała.

– No tak, tyle mniej więcej kosztowała mnie stajnia

zinwestycjami,domemiziemią,alejesttodziałającybiznes.

–Paniwybaczy,alepotejhistoriizmoimkoniemreputacja

tejstajnijestnadszarpnięta,noiponoćniezarabiapaninatym
biznesie. Proszę się nie gniewać, ale mam informatorów i nie
jestemromantykiem.Chcętokupićdlacórki,chcemiećwięcej
koniiztymwiążeswojąprzyszłość.

Ewa słuchała zdumiona. Jakoś nie podobało jej się to, co

słyszy.Vadimzorientowałsię,żechybanieidziepojegomyśli,
więcdorzucił:

– Może pani wziąć w rozliczeniu Biscuita, na którym pani

tak dobrze idzie. Pan Piotr mówił, że będzie z niego koń

ujeżdżeniowy, a Olgi to nie interesuje, jako skoczek nie jest aż

background image

takwybitny.

– Proszę dać mi czas do namysłu – powiedziała Ewa,

zniesmaczonatąsytuacją.

–Niechpaniszybkomyśli,bomamteżinnestajnienaoku.

No to do zobaczenia. Ja już muszę jechać, do usłyszenia –
powiedziałipospieszniewyszedł.Widaćspieszyłomusięgdzieś

alboczułsięniezręcznie.

Właściwie Ewa musiała przyznać, że ma rację. Nie jest wcale
łatwo sprzedać stajnię, ale było jej przykro, że tak stawia

sprawę. Może to różnice kulturowe, może na Ukrainie tak
załatwiasięinteresy–pomyślała.Przydałbysięjakiśdelikatny

pośrednik,nieruchomościtobardzoosobistasprawa,sprzedaje
się nie tylko mury, ziemię, sprzedaje się dom jako miejsce,
gdzie się żyło, wspomnienia związane z tym miejscem, plany,
marzenia.

Olga chciała zobaczyć, jak Ewa jeździ na Biscuicie, więc

Piotr przygotował go i czekał w ujeżdżalni, stępując z nim
wręku.

– Cieszę się, że wróciłaś i będę jeździć dziś tylko na nim.

Trzy konie to dla mnie trochę dużo – powiedziała Ewa do
zamyślonejOlgi.

–Dlamnietrzytomało–przechwalałasięOlga.
–Notak–odpowiedziałaEwa,wsiadającnakonia.
– Stępowałem z nim dziesięć minut i był wcześniej na

karuzeli,więczacznijgojużzbierać–powiedziałPiotr.

Gdykońbyłjużdobrzerozgrzany,Ewazaczęławykonywać

coraztrudniejszeelementyujeżdżeniowe.PiotrtłumaczyłOldze
wszystkie elementy, podziwiając jednocześnie dokładność

wykonania i lekkość pomocy, nie widać było żadnego wysiłku,

background image

byli jednością. Koń mimo silnego wiatru, który i w murowanej

halidawałosobieznać,byłbardzoskupionynapomocach.Ewa
czuła się wspaniale, nigdy wcześniej nie doświadczyła takiego

porozumieniazkoniem.Tobyłowręczmagiczneprzeżycie.

Pozakończonymtreningu,gdyEwajużstępowałanaluźnej

wodzy do stajni, weszli Wojtek z Romanem. Weterynarz

przyniósł środek na odrobaczanie. Olga wyglądała na
przerażoną,przysunęłasięwkierunku,Piotrajakbychciałasię

zanimschować.

– Ponoć już nie jesteś weterynarzem, co tu robisz? Dali ci

przepustkęzwięzienia?–zacząłżartowaćPiotr.

–Wciążjestem,aletosięjeszczenieskończyło.Ciąglemnie

podejrzewają, ktoś mu podał za dużo środka przeciwbólowego
iniebyłemtoja–powiedziałWojtek,patrzącnaOlgęstojącąza
Piotrkiem.

Wojtek postawił pudło ze środkami na odrobaczanie na

krzesłoipodszedłdonich.

– Widzę, że już jesteście razem. Teraz wiem, że chciałeś

mnie wrobić, usunąć z pola widzenia, od dawna się kochałeś
wOldze.Totydałeśmutenśrodek–powiedziałWojtekirzucił

się na niego z pięściami, bijąc na oślep, jakby w ten sposób
chciałpomścićswojekrzywdyiupokorzenia.

Olgazaczęłakrzyczeć.
– Przestańcie! To ja go zabiłam, to moja wina. Dałam za

dużo tego środka na pobudzenie i jeździłam po tym bardzo

intensywnie. Myślałam, że koń będzie lepiej skakał, chciałam
mieć lepsze wyniki, a on nagle zrobił się taki słaby.
Zdenerwowałam się, nie panowałam nad sobą. To ja
namawiałam ojca, żeby wycofał sprawę o odszkodowanie.

Chciałam, żeby cię wypuścili. Zostaw go, zabijesz go. Piotrek

background image

miałpękniętykręgosłup–krzyczałacorazgłośniej,próbującich

rozdzielić.

Koń zaczął się cofać i stawać dęba, Ewie udało się go

trochęuspokoićijużbiegłjejnapomocRoman,którynajpierw

odciągał Wojtka od Piotrka, bo wiedział, że ten nie poradzi
sobiepotakimuraziekręgosłupa,alegdyzobaczył,żeEwama

kłopoty, zaczął biec w kierunku konia. Niestety, gdy był już
naprawdębliskozłapaniawodzy,dostajniwszedłreporterinie

zdając sobie sprawy z powagi sytuacji, błysnął fleszem prosto
w oczy i tak już spanikowanego konia. Ten zerwał się do

galopu, prawie zawracając w miejscu. Ewa nie dała rady się
utrzymaćispadłaprawienaRomka,głowąuderzyławsłupek.

Toczek pękł w miejscu uderzenia, krew zalała jej oczy i Ewa
straciłaprzytomność.

Ewa obudziła się i przed jej oczami ukazała się niebieska

zasłonka. Gdy rozejrzała się, zdała sobie sprawę, że jest
w szpitalu. Robert trzymał ją za rękę. Gdy tylko zauważył, że
się obudziła, uśmiech rozpromienił jego zmęczoną, nieogoloną
twarz.

–Tynieogolony,cosięstało?Cojaturobię?
– Ewuś, obudziłaś się, kochana. – Zaczął całować ją po

rękach, włosach. – Myślałem, że cię stracę. Poczekaj, muszę
wezwać lekarza. Chciał cię widzieć zaraz, jak się obudzisz –
powiedział Robert i zadzwonił po lekarza. Ten pojawił się

niedługo potem i zaczął badać Ewę, jej reakcje, jakby się
obawiał,żemożenieznieśćtego,cochciałjejpowiedzieć.

–Nicpanijużniezagraża,miałapanilekkiewstrząśnienie

mózgu,alemusipaniuważaćnasiebiewtymstanie.Jestpani

wciąży,aledzieckunicniezagraża.

background image

Ewa pobladła, krew odpłynęła jej z twarzy, nie mogła

wydusić ani słowa. Leżała, patrząc, jak Robert chodzi po
pokoju.Gdylekarzjużwyszedł,zapytała:

–Skądsiętuwziąłeś?

– Romek do mnie zadzwonił. Chciał, żebym załatwił ci

przewiezieniedoprywatnegoszpitala.Czekaterazzadrzwiami,

bardzosięmartwi.Jesteśwciąży?Niemożliwe!–Robertprawie
krzyczał.

Nigdy nie widziała go w takim stanie, był wyprowadzony

zrównowagi.

–Zawołajgo,proszę–poprosiła.
Robertpodszedłdodrzwiiotworzyłjebardzoszerokotak,

abyRomekmógłwejść.Romekwyglądałjakzkrzyżazdjęty,nie
zdążył się przebrać i przy Robercie w nienagannie skrojonym
garniturze, szytym na miarę w Londynie, prezentował się
nieciekawie.

– Jak się czujesz? Wypadek wyglądał strasznie, koń nie

dawał się uspokoić, więc Wojtek go zbadał. Biscuit też dostał
środeknapobudzenie.Olgasięprzyznała.

–Poczekajchwilę,muszęsięnapićwody.

Robert szybko nalał wodę i podał Ewie, a do Romka

powiedział:

– Ewa nie może się denerwować, jest w ciąży, właśnie się

dowiedzieliśmy.

– Nie wiem, czy mam gratulować, czy się cieszyć –

powiedział Romek, patrząc na Ewę, jakby chciał wyczytać
odpowiedź.

–DlaczegoOlgatozrobiła?–zapytałaEwa.
–Zzazdrości.Płacząc,opowiadała,jaktojejniewychodzi,

aPiotrekcięchwalił,ajejnie.

background image

–Jezu,mamjużdośćtychintryg.Robert,zadzwoń,proszę,

poMagdę.

–Magdaczekazadrzwiami.

–Tozaprościeją,dlaczegokażeciejejtamczekać?

Robertjeszczerazstanąłwotwartychdrzwiach,tymrazem

wpuszczając Magdę, która była dziś wyjątkowo ubrana na

czarno.

– No jeszcze nie umarłam – powiedziała, śmiejąc się Ewa,

gdytapodbiegłająuściskać.

Romekustąpiłjejmiejsca;wpokojubyłytylkodwakrzesła.

– Magda, zgadzam się na twoją propozycję. Możesz

prowadzić stajnię, zakładać szkółkę, no i przede wszystkim

chcę, żebyś wypowiedziała Vadimowi umowę pensjonatu. Nie
chcęichwidziećwstajni,jakwrócę.

–Super,bardzosięcieszę–Magdanaglerozpromieniłasię,

inniniepodzielalitegoentuzjazmu.

– Ja też się cieszę. Muszę odpocząć od tego wszystkiego.

Muszę jeszcze wyprostować sytuację z ciążą. Nie patrzcie tak
namnie,itakmitrudno.Każdyzwasmożebyćojcem.

–Co?Romek!znimmniezdradziłaś?Tegosiępotobienie

spodziewałem,żezestajennym.

Robert doskoczył do Romka, jakby zamierzał go uderzyć,

ale popatrzył tylko na niego z odrazą i wyszedł, trzasnąwszy
drzwiami.

–Tojateżjużpójdę–powiedziałdobityRomek.

Gdytenwyszedł,EwazwróciłasiędoMagdy.
–Typrzypadkiemniewychodź,mamydużodoomówienia.
– Wiesz, kto jest ojcem? Chcesz urodzić? – zapytała

poruszonatąsytuacją.

–Nie,pewnietrzebabędziezrobićtestynaojcostwo,żeby

background image

sprawa była jasna. Chcę tego dziecka, to moja ostatnia szansa

na macierzyństwo. Stajni nie sprzedam, chcę, aby dziecko
wychowywało się wśród tych wspaniałych zwierząt, lubię tam

mieszkać, ale prowadzenie pensjonatu nie jest dla mnie –

powiedziała Ewa, ciesząc się, że nagle wszystko jej się
poukładało.

–Zaskakujeszmnie–powiedziałauszczęśliwionaMagda.
– Teraz, kiedy wiem, że będę miała dziecko, pomysł ze

szkółką dla dzieci i hipoterapią wydaje się idealny dla mnie,
chętniecipomogę.

–Super,jużniemogęsiędoczekać.
– A, i zapytaj, za ile chcą sprzedać Biscuita – poprosiła

zuśmiechem.


Koniec

background image

Stajniapodlasem
Wydaniepierwsze,ISBN:978-83-8147-403-0

©ElżbietaPragłowskaiWydawnictwoNovaeRes2019

Wszelkieprawazastrzeżone.Kopiowanie,reprodukcjalubodczytjakiegokolwiek
fragmentutejksiążkiwśrodkachmasowegoprzekazuwymagapisemnejzgody
wydawnictwaNovaeRes.

REDAKCJA:JoannaMałkowska
KOREKTA:BartłomiejKuczkowski
OKŁADKA:IzabelaSurdykowska-Jurek
KONWERSJADOEPUB/MOBI:

Inkpad.pl


WYDAWNICTWONOVAERES
ul.Świętojańska9/4,81-368Gdynia
tel.:586982161,e-mail:

sekretariat@novaeres.pl

,

http://novaeres.pl


Publikacjadostępnajestwksięgarniinternetowej

zaczytani.pl

.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
91 Hej, tam pod lasem
Hej tam pod lasem
Pod lasem zielonym u wzgórza, Teksty piosenek, TEKSTY
Hej tam pod lasem, Teksty piosenek, TEKSTY
90 Hej, tam pod lasem
HEJ TAM POD LASEM
Hej tam pod lasem
Bitwa Pod Grunwaldem
p 43 ZASADY PROJEKTOWANIA I KSZTAŁTOWANIA FUNDAMENTÓW POD MASZYNY
Teor pod ped wczesnoszkolnej jak chwalić dziecko
OCENA ZAGROŻEŃ PRZY EKSPLOATACJI URZĄDZEŃ POD CIŚNIENIEM
wykład8 zaburzenia pod postacią somatyczną
POMIAR NATĘŻENIA PRZEPŁYWU W PRZEWODZIE POD CIŚNIENIEM I KORYCIE OTWARTYM
a a q odpowiedzialność za działania syna pod wladzą lub niewolnika

więcej podobnych podstron